22.08.2015 Views

FRONDA

faszyści, naziści, samuraje - Fronda

faszyści, naziści, samuraje - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

PISMO POŚWIĘCONE<strong>FRONDA</strong>Nr 17/18Rok 1999 od narodzenia ChrystusaRok 7507 od początku świata


PISMO<strong>FRONDA</strong>POŚWIĘCOM-:Nr 17/18REDAKCJAGrzegorz Górny, Rafał Smoczyński, Sonia SzostakiewiczZESPÓŁNikodem Bończa-Tomaszewski. Natalia Budzyńska, Marek Jan Chodakiewicz,Piotr Frączyk-Smoczyński, Mariusz Gajda, Radosław Głowacki, Adam Jagielak,Aleksander Kopiński, Estera Lobkowicz, Filip Memches,Mariusz Sadowski, Paweł Skorowski,Rafał Tichy, Wojciech Wencel, Jan ZielińskiPROJEKT OKŁADKIPaweł SaramowiczFOTOGRAFIE KOLOROWEAdam Jagielak© Copyright by Fronda 1 999ADRES REDAKCJIskr. poczt. 65, 00-968 Warszawa 45tel./fax. (022) 48 91 31 wewn. 265, e-mail: fronda@it.com.plwww.webfabrika.com.pl/frondaCzasopismo zostało wydane przy pomocy finansowej Ministerstwa Kultury i SztukiWYDAWCAFronda Sp. z o.o., adres i tel. — jw.OPRACOWANIE CRAFICZNEJan ZielińskiDRUKApostolkum. 05-091 Ząbki, ul. Wilcza 8SPRZEDAŻ HURTOWAAkademia KLON Sp. z o.o. tel.: (022) 632 32 62PODZIĘKOWANIARafał Dzięciołowski, Tadeusz Grzesik, ks. Zenon Hanas SAC, Agata Królikowska-Wąsik,Marian Moszoro, Katarzyna i Nelson Pereira,Redakcja zastrzega sobie prawo dokonywania skrótów i zmiany tytułów.Materiałów nie zamówionych nie odsyłamy.ISSN 1231-6474


Z I M A . 1 9 9 9S P I S R Z E C Z YBOGUMIŁA KLEINPsalm dziękczynienia 7SONIA SZOSTAKIEWICZNiemcy. Wotan i nuda 8PAWEŁ SKIBIŃSKIBizancjum na Zachodzie.Niemcy w historiozofii Feliksa Konecznego 22NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKIApokalipsa Rozumu,czyli niemieckie narodziny nowożytności 48ZENON CHOCIMSKIRFNRD 60PIOTR CURSZTYNRammstein. Człowiek płonie! 68ROBERT NOCACKICarl Custavjung: młot na jezuitówe 74ROGER DADOUNJung: od polityki do demonologii 102Nietzsche umarł 112MARIAN SZCZEPANOWSKIO stylu faszystowskim 118JAN FREJLAKAFaszyści, naziści, samuraje 126WOJCIECH WENCELEpitafium dla Hansa Wintzla, 144Epitafium dla Maxa Roemera, 145Epitafium dla Szymona Firogi, 146Epitafium dla Adasia Kaszubowskiego 1473


Pławienie czarownicTRUDNO STWIERDZIĆ, skąd wziął się pogląd jakoby czarownice zdolnebyły unosić się w powietrzu i swobodnie szybować. Podobnotwierdził tak włoski mnich Savanarola i to na mocy jego autorytetu(obecnie trwa jego proces beatyfikacyjny) zaczęto dawać wiarętemu, że wiedźmy latają. Kluczową sprawą w procesie wyjaśnianiatego nadnaturalnego zjawiska była waga wiedźmy. Aby czarownicamogła latać musiała być bardzo lekka, tak lekka, że bez trudumogłaby się unosić na powierzchni wody. Stąd już było blisko downiosku, że czarownica nie tonie. Stąd wzięło się pławienie, jakometoda sprawdzająca, czy podejrzana o czary kobieta jest wiedźmą.Pławienia nie było skomplikowanym zajęciem. Polegało napochwyceniu podejrzanej o czary, związanie jej ciała w kształt przypominającyłódkę a następnie wrzucenie w wodę. Jeśli kobietatonęła - oznaczało to jej niewinność, utrzymywanie się napowierzchni uznawano za dowód, iż jest czarownicą.W historii Europy przypadków pławienia czarownic było wiele.Częściej wprawdzie praktykowano ścięcie połączone ze spaleniemna stosie jako karę za czary, niemniej wśród ludu upowszechnił sięzwyczaj pławienia czarownic. Czarownice ścigano zasadniczowe wszystkich rejonach Europy.Na ziemiach polskich karę śmierci za czary Sejm zniósłw 1776 r. Jednak według niedokładnych relacji sądowych,ostatni raz spalono na podstawie wyroku sadowegopewną wiedźmę w 1793 r.Czym innym była gorliwość zwykłych ludzi. Ostatnim głośnymsamosądem, dokonanym na czarownicy na ziemiach polskich byłozdarzenie, do którego doszło w XIX wieku we wsi Chałupy napółwyspie helskim. Pławiono posądzoną o czary kaszubkę,Krystynę Cynową.


OgieńJÓZEF KURAŚ - pseudonim „Ogień", najsłynniejszy przywódcaantykomunistycznego podziemia zbrojnego na Podhaluw latach 1945 - 47, zmora wszelkich komunistów. Urodził sięw Waksmundzie koło Nowego Targu, pochodził z chłopskiejrodziny (jego ojciec był prezesem tamtejszego koła SL).Po powrocie z kampanii wrześniowej 1939 r., w wieku 24 lat,Kuraś przyłączył się do działającej w Tatrach partyzantki. Należałdo Armii Krajowej, Batalionów Chłopskich, później aż do stycznia1945 r. dowodził swym własnym, niezależnym oddziałem.Zaraz po zakończeniu wojny wstępuje w szeregi UrzęduBezpieczeństwa Jednak już po trzech miesiącach ucieka z UB,zbiera górali i powraca do lasu. Odtąd bezwzględnie zwalczałkomunistów, szybko w propagandzie komunistycznej zacząłfunkcjonować jako wróg ludu nr 1.Ogień zasłynął między innymi tym, że wydawał wyrokiśmierci na każdego, u którego znaleziono legitymację partyjnąlub ubecką, lub były jakiekolwiek poszlaki kolaboracji z WładząLudową. To i inne poczynania Kurasia wywoływał grozę wśródkomunistów. Jego krótka działalność pełna była przykładówbrawury, odwagi i góralskiej fantazji. Latem 1946 r. „banda Ognia"- jak mówiono o jego oddziale - pojawiła się w Krakowie i uwolniłz więzienia św. Michała 63 więźniów. Okresowo zdarzało sięOgniowi opanowywać małe miasteczka na Podhalu wtedywładza komunistyczna i PPR przechodziły do podziemia,tak stało się kilkakrotnie w Nowym Targu.Ogień zginął w lutym 1947 we wsi Ostrowsko, po ciężkiejwalce stoczonej z otaczającymi go oddziałami UB. Nie chcąc oddaćsię żywcem w ręce komunistów, prawdopodobnie postrzelił sięw głowę. Nie wiadomo gdzie Józef Kuraś został pochowany,do dzisiaj pozostaje symbolem radykalnego, pryncypialnegoantykomunizmu.


Polska, Kościół, PołudniePOLSKA NALEŻY do grupy niewielu krajów świata, gdzie praktykireligijne nie załamują się, a nawet z roku na rok przybywawiernych. Tradycyjnie już roczniki statystyczne podają,że najwyższe wskaźniki praktyk religijnych w Polsce występująw diecezjach Polski południowo - wschodniej. Także na tychziemiach notuje się najwięcej powołań kapłańskich.Na pierwszym miejscu znajduje się diecezja tarnowska,gdzie od wielu lat jest najwięcej powołań kapłańskich i zakonnychna świecie. Także coraz więcej misjonarzy katolickich, zwłaszczamłodych wiekiem to Polacy. W ubiegłym roku na misjachprzebywało ok. 1706 polskich misjonarzy w tym 19 osób świeckich.


WYWIAD Z LEO SCHEFFCZYKIEMChrześcijaństwo nie może być anonimowe 148PAWEŁ LISICKIOdrzucona tajemnica 162WALDEMAR KUNA-KWIECINSKIFenomen ekspansji teologii Karla Rahnera 189MAREK KONOPKOWalka Lewiatana z Behemotem 214CILBERT KEITH CHESTERTONWojna tellurokracji z talassokracją 220KRZYSZTOF CZACHAROWSKIElegia na odejście kota 226Panie 227Wieś 228Kremówki 229• IMPRIMATURESTERA LOBKOWICZ* Liberalne ironistki czyli Heidegger Jugend 230KRZYSZTOF ISZKOWSKI* Sekretny dzienniczek Josepha Goebbelsa,lat 25 i 3/4 (do 47 i 1/4) 242ROBERT CIESZKOWSKI* Antynomie duszy niemieckiej 248ANAKLET* Puchar Apoloniusza 251MICHAŁ GROMKI* Biskupi, mnisi, cesarze 253ALEKSANDER KOPIŃSKI* Epoka otwartej ortodoksji 2594F R O N D A 1 7 / 1 8


Z I M A • 1 9 9 9A.K.* Żołnierze wyklęci 268MACIEJ PŁOMIEŃRewizjoniści 272NATALIA BUDZYŃSKAKlerykal fiction 276JAN BŁONNY & MARIA STAŁAPotęga smaku albo w hołdzie mecenasom 293KRZYSZTOF KOEHLER„Wojna w kulturze" (list z Ameryki) 295Antysemityzm. Mroczne widmo 306KASZA I ŚRUBOKRĘT 312BOHDAN KOROLUKAntysemityzm czy antychamityzm.czyli o dialogu prawosławno-żydowskim 324ANDRIEJ KURIAJEWTajemnica Izraela 333PIOTR KOSMALARomantyczny rasizm Jacka Londona 364RAGNAR RUDOBRODYSiła stanowi prawo 374PIOTR ANTONIAKOkrągły Stół: Święty Krąg czy Uczta Kanibali? 376Wypisy z konspirologii 382MARCIN ZGAŚNYCieniasy czy spiskowcy 4065


NIKODEM BONCZA-TOMASZEWSKIDlaczego historycy powinni wierzyć w spiski? 408MAREK PIOTROWSKINon-Pulp Non-Fiction 414FRANCISZEK IONCCHAMPS DE BERIERMisterium nieprawości 416Poczta 421ANDRZEJ WIERCIŃSKIEgzegeza biblijna, gematria i New Age.Polemika z Henrykiem Cisowskim (OFM Cap.). 422Indeks ksiąg zakazanych 465Fundusz Frondy 466Noty o autorach 4696<strong>FRONDA</strong> 17/18


BOGUMIŁA KLEINPsalm dziękczynienianie wiemnie wiem kiedy opuściła mniekiedy opuściła mnie moja miłośćna pustyni stanęłami upadlam i klęczałam długo sama pośród piaskówpłakałam pod okiem niebaopuściła mnie miłość płakałama pustynia olbrzymiałapod paznokciami w ustach rosłapiaskiem przysypywala mnie i moje łzygdy klęczałam długo samapod okiem niebai z płaczu tego i z klęczekpodniosła mnie Miłośći powstałam i nie wiemnie wiem kiedy pustynia nabiegła życiemkiedy pustynia nabiegła życiemśpiewałam psalm dziękczynieniaza moje łzyza miłość która mnie opuściłaza pustynię która nabiegła życiemza Miłość w oku niebaśpiewamZ I M A 1 9 9 97


Tak jak Mirabeau pod koniec XVIII wieku określał Prusyjako „armię, która posiada własne państwo", takBruno Bandulet nazywa Niemcy pod koniec XX stulecia„gospodarką rynkową, która posiada własne państwo".Tak bowiem jak obliczem Prus był militaryzm,tak dziś obliczem Niemiec jest konsumpcjonizm.W świadomości większości Europejczyków Niemiec niejest dziś ani natchnionym romantykiem, ani złowrogimimperialistą, lecz nudnym drobnomieszczaninem.NIEMCY,WOTAN I NUDASONIASZOSTAKIEWICZ„Czy także Szwabi posiadają poetów?"Ciceron do Juliusza Cezara, w towarzystwie którego zstąpił z obłoków, by zwiedzić Niemcy,wkomedii „Julius Redivivus" Nicodemusa Frischlina z XVI wieku.„Ludzie troszczą się tam nie o poezję,lecz jedynie o pieniądze, sen, brzuch i gardło."Francesco Petrarka po powrocie z Kolonii, gdzie spędził kilka dni w czerwcu 1333 r.Między rokiem 1750 a 1850 pojawiła się w Niemczech nieprawdopodobnaplejada poetów (Brentano, Goethe, Heine, Hólderlin, Kleist, Klopstock,Lessing, Lichtenberg, Novalis, Schiller), muzyków (Bach, Beethoven, Haydn,Handel, Mendelssohn, Mozart, Schubert, Schumann, Wagner, Weber), filozofów(Feuerbach, Fichte, Hegel, Herder, Kant, Marks, Schelling, Schopenhauer). Do Niemców przylgnęło miano narodu myślicieli, artystów, roman-8F R O N D A 1 7 / 1 8


tyków. Kultura niemiecka elektryzowała Europę, zapładniając duchowoi umysłowo całe pokolenia jej mieszkańców. Jeszcze później pojawili się: w literaturzeBenn, Hauptmann, Mann, Rilke; w muzyce Brahms, Mahler,Schónberg, Strauss; w filozofii Heidegger, Husserl, Jaspers, Nietzsche, Scheler,Weber.Przezwyciężanie przeszłościCo z tego pozostało dziś? Otóż Niemcy — niegdysiejszy ein Volk der Dichterund Denker — postrzegani są w całej Europie jako drobnomieszczański naródnudziarzy, rzetelny, pracowity, ale bez krzty polotu. Takie są powieściGrassa i Bólla, taka jest eseistyka Habermasa czy Horkheimera. „Niemcy —napisała niedawno Brigitte Sauzay — to słowo dla pokoleń Francuzówbrzmiało kiedyś fascynująco, magicznie, ale i groźnie zarazem; dzisiaj stałosię synonimem banału". I dalej: „Im bardziej po II wojnie światowej Niemcyulegali procesowi 'normalizacji', tym coraz słabiej potrafili przyciągnąć kusobie zainteresowanie łacińskiego świata".Długoletnia tłumaczka byłego prezydenta Francji Mitteranda jako cezuręwskazuje wyraźnie II wojnę światową. Po jej zakończeniu rozpoczęło sięw Niemczech die Vergangenheitbewciltigung — „przezwyciężanie przeszłości".Narodowy socjalizm skompromitował nie tylko niemal wszystkie wartości niemieckiejtradycji, ale zdezawuował również samo pojęcie ojczyzny. Oszołomienipotwornością zbrodni reżimu hitlerowskiego Niemcy zaczęli zadawać sobiepytanie, jak to możliwe, by tak kulturalny naród mógł dopuścić się tak odrażającychczynów. W rezultacie Niemcy zaczęli bać się samych siebie — swojejniemieckości. Powojenny prezydent RFN Gustav Heinemann, zapytany, czykocha swoją ojczyznę, odpowiedział krótko, że kocha tylko swoją żonę.Punktem wyjścia do rozważań nad winą i odpowiedzialnością Niemcówstało się przeświadczenie o pewnej trwałej skazie na niemieckości, na jej historiioraz tradycji. Trzy tygodnie po kapitulacji Trzeciej Rzeszy, 29 maja1945 r. Thomas Mann w swej pogadance radiowej zatytułowanej Deutschlandund die Deutschen stwierdził, że dla zneutralizowania w przyszłości niemieckiegozagrożenia nie wystarczy zaszczepienie Niemcom idei demokratycznychoraz wolnorynkowych, ale potrzebne jest gruntowne przeorientowanieniemieckiego stylu życia i narzucenie im modelu amerykańskiego.ZI M A • 1 9 9 99


Stało się to możliwe do wykonania, ponieważ Niemcy w okresie powojennymbyły okupowane przez aliantów. Zadanie wychowania „nowychNiemców" powierzono przedstawicielom tzw. szkoły franfurckiej, której najwybitniejszymiprzedstawicielami byli m.in. Max Horkheimer, AlexanderMitscherlich i Thoeodor W. Adorno, który wsławił się powiedzeniem, że poAuschwitz poezja nie jest już możliwa. W czasach hitlerowskich większośćliderów tej szkoły wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, gdzie objęłauniwersyteckie posady.W 1944 r. na Uniwersytecie Columbia odbyła się konferencja na tematprzyszłości Niemiec, w której udział wzięli znani psychiatrzy, psychologowiei antropolodzy kulturowi, m.in. Erich Fromm, Margaret Mead, Teodor Abel,Ponad wszystko, Johann GrunmannRuth Benedict czy Frank Tannenbaum. Za najważniejsze zadanie po wojnieuznali oni „zmianę charakteru narodowego Niemców". Opracowali przy tymogólny zarys eksperymentu psychologiczno-społecznego na olbrzymią skalę,który następnie realizowany był przez przedstawicieli szkoły frankfurckiej.„Frankfurtczycy" stanęli na czele ruchu kulturowego, który ogarnął całeNiemcy Zachodnie, a którego celem była reedukacja narodu. Służyła temum.in. reforma oświaty, zakładająca weryfikację niemieckiej tradycji pod kątemjej przystawalności do reguł społeczeństwa obywatelskiego. We wspomnianejpogadance Thomas Mann stwierdził, że źródłem niebezpieczeństw, jakichmożna się spodziewać ze strony Niemców, jest zamiłowanie do mrocznej metafizykioraz pogarda dla świata. Wychodząc z tego założenia, szkoła frankfurckanarzuciła standardy nowej poprawności, poza granicami której znala-10F R O N D A 1 7 / 1 8


zła się niemal cała spuścizna kulturowa ostatnich dwóch wieków, poza kilkomawyjątkami: Humboldta, Lessinga, Schillera i częściowo Goethego.Hołubienie przez „franfurtczyków" takich postaci, jak Lessing czy Schillerbyło całkowicie zrozumiałe: pierwszy z nich unikał patriotycznych deklaracji,gdyż patriotyzm — jak powtarzał — „nauczyłby mnie zapominać, żemuszę być obywatelem świata"; drugi natomiast określał się jako „obywatelświata, który nie służy żadnemu księciu". I dodawał: „Sam wcześnie utraciłemmoją ojczyznę, zamieniając ją na cały świat".Na cenzurowanym znalazły się takie pojęcia jak „naród", „honor" czy„autorytet", jako torujące drogę nazizmowi. Znany pisarz Martin Walserwspomina, że gdy w latach 70. zaczął publicznie używać słowa „naród" —„reakcja była natychmiastowa i straszna; zostałem skrytykowany, przyjacieleopuścili mnie".Nastąpiła, jak ujął to Alfred Heuss, „utrata historii". Zmarły niedawno historykHelmut Diwald stwierdził wręcz, iż doszło do „kryminalizacji historiiNiemiec" i zamienienia jej w „policyjny rejestr przestępców". Warto wspomnieć,iż protest przeciwko ukazywaniu historii Niemiec jako nieustannegopasma błędów i zbrodni spowodował, że Diwald stał się obiektem ataków wysokonakladowejprasy. Jednym z publicystów najgłośniej ostrzegających przedbrunatną recydywą był redaktor Sterna Peter Grubbe, w rzeczywistości KlausVolkmann — były członek NSDAP w czasie wojny starosta w jednym z miastdzisiejszej Ukrainy, któremu podlegało także getto żydowskie.Dziś, ponad pół wieku po zakończeniu II wojny światowej, widzimy, żeNiemcy są najbardziej zamerykanizowanym („gdybym nie urodził się Niemcem,chciałbym być Amerykaninem", mówił autor niemieckiego cudu gospodarczegoi były kanclerz RFN Ludwig Erhard) i najmniej metafizycznym krajemEuropy. Stylem życia jest konsumeryzm i pracoholizm, a dominującąreligią psychoanaliza. Największymi masówkami są „parady miłości" w Berlinie,które gromadzą więcej ludzi niż pierwszomajowe pochody w najlepszychlatach NRD.Jako Polka mam z tego powodu ambiwalentne odczucia. Z jednej stronycieszę się, że Niemcy „stracili jaja", gdyż przestali być dla nas groźni, stali sięschematycznie przewidywalni. Z drugiej strony jednak przeraża mnie ich duchowapustka i boję się, że nasza integracja z Europą, której są oni promotorami,będzie wciąganiem nas w proces kulturowej homogenizacji.ZIMA- 1 9 9 911


Dzikie ŁowyW wypadku podobnego rozdarcia psychoanalitycy — nowa kasta kapłańskaw Niemczech — radzą sięgnąć w głąb podświadomości. W przypadku narodównależy cofnąć się do starych legend, podań i mitów. Zdaniem wieluNiemców nikt nie wyraził tak doskonale stanów niemieckiej duszy (wedługpsychoanalityków — niemieckiej podświadomości), jak uczynił to w swoichkompozycjach Richard Wagner. Co ciekawe, kiedy chciał on zaprezentowaćjakąś opowieść chrześcijańską, sięgał po legendy bretońskie, jak w „Percewalu"czy „Tristanie i Izoldzie". Natomiast większość jego utworów o tematycegermańskiej opiera się na podaniach przedchrześcijańskich i odwołuje do pojęćoraz postaci mitologii nordyckiej. To dzięki Wagnerowi słowa takie jak„Walhalia" czy „Walpurgia" przestały być znane w Europie jedynie wąskiemugronu religioznawców i badaczy mitów.Centralną postacią mitologii starogermańskiej był Wotan. Warto chwilęzatrzymać się przy tej postaci. Nie jest ona wbrew pozorom tylko zamierzchłymreliktem, ale pojawia się również w XX stuleciu. Światowy guru psychoanalitykówCarl Gustav Jung opublikował w latach 30. pean na cześć Wotana,w którym stwierdzał, że tak jak Mojżesz był prorokiem Jahwe,a Mahomet prorokiem Allaha, tak Adolf Hiltler jest prorokiem Wotana.Kim był Wotan (nazwany tak od starogermańskiego słowa wut, oznaczanegogniew)? Przez plemiona germańskie czczony również jako Odyn (odłacińskiego słowa odium — nienawiść), był bogiem wojny i agresji. Gniew byłnajczęściej spotykanym stanem bogów w mitologii nordyckiej, zaś agresjanajczęściej spotykanym rodzajem akcji. Po śmierci wojownicy trafiają do Walhalii— raju Wotana, w którym wraz z wikołakami, upiorami i demonamibiorą udział w Wildes Heer — Dzikich Łowach.Mitologia ta miała swoje praktyczne konsekwencje w życiu codziennym.Pierwszoplanową rolę w plemionach germańskich odgrywali mistrzowie walkoraz inicjacji wojowników. Oni kształtowali elitę militarną szczepów, tzw. kynoskefaloiczyli psiogłowców lub berserków czyli „wojowników o niedźwiedzichskórach". Nazwy te pochodziły od obrzędów inicjacyjnych, podczas którychnastępowało zezwierzęcenie wojownika czyli jego przeistoczenie w wilka lubniedźwiedzia. Najczęściej spotykaną próbą była walka bez broni z groźnymdrapieżnikiem, którego należało zagryźć własnymi zębami i skonsumować je-12F R O N D A 1 7 / 1 8


szcze ciepłe mięso zabitego zwierzęcia. Sens rytuału polegał na wyzwoleniuw sobie absolutnej nienawiści, zdolnej unicestwić wszystko dokoła.Nic dziwnego, że na placu boju berserkowie zamieniali się w krwiożerczebestie i maszyny do zabijania. Jedna z sag (Ynlinga Saga) opisuje ich następująco:„walczyli bez pancerza, dzicy jak psy i wilki. Gryźli własne tarczei byli silni jak niedźwiedzie czy byki. Zabijali ludzi i ani ogień, ani miecz niemogły im nic zrobić. Nazywano to szałem berserków." Szczytem rytuału inicjacyjnegobyły mistyczne zaślubiny z Walkirią, podczas których wojownikoddawał duszę swej oblubienicy — Nienawiści.W czasach hitlerowskich mitologia starogermańska odżyła nie tylkow teorii Junga, lecz również w praktykach SS. Marzeniem Heinricha Himmlerabyło stworzenie z tej organizacji elity ezoteryczno-militarnej narodu niemieckiego.Aby zostać członkiem SS, należało przebyć ścieżkę inicjacyjną,podczas której adept był poddawany licznym próbom. Jedna z nich polegałana walce gołymi rękami z atakującymi psami bojowymi. Kandydat do SS musiałodpierać ich ataki przez dwanaście minut, zdarzało się jednak, że niekiedyowładnięty dzikością sam zmuszał psy do ucieczki. Z kolei „próba kota"polegała na wyjęciu lancetem (trzymanym w prawej ręce) oczu żywego kota(trzymanego w lewej ręce).Rycerstwo i RzeszaKiedy z żywiołem germańskim zetknęła się cywilizacja starożytnego Rzymu,nastąpiło zdarzenie w dziejach Wiecznego Miasta bez precedensu. ImperiumRomanum po raz pierwszy i jedyny w swej historii postanowiło nie okupowaćani nie latynizować terytorium, które mogło z pewnością podbić.Triumf Germanika nad Arminiuszem świadczył, iż legiony rzymskie mogły pokonaćoddziały Germanów. Jednak zarówno Oktawian August, jak i Tyberiuszpostanowili utrzymać granice cesarstwa na Renie. Być może przypuszczali, iżwchłonięcie tak antycywilizacyjnego (w znaczeniu: antyromańskiego) elementu,jakim byli Germanie, może spowodować rozsadzenie Imperium od środka.Rzymianie — chociaż posiadali ku temu środki — nie chcieli czynić z Germanówswoich poddanych, woleli mieć ich po drugiej stronie limes.Przed podobnym wyzwaniem mieli stanąć wkrótce chrześcijanie. Oni jednaknie mogli pozwolić sobie na podobne zaniechanie, dlatego że nieśli coś wię-ZIMA-1 9 9 913


cej niż tylko ład cywilizacyjny. Nieśli zbawienie, które ich Założyciel kazał głosićwszystkim narodom, aż po krańce ziemi. Tym sposobem Kościół po razpierwszy w swych dziejach zetknął się ze zjawiskiem do tej pory mu nieznanym— z człowiekiem i społeczeństwem, których racją bytu i sposobem życia byławojna. Chrześcijaństwo nie cofnęło się przed tym wyzwaniem. Chrystianizacjatrwała kilka wieków, a jej skutkiem były narodziny rycerstwa. Nastąpiłozwiązanie agresji przez kodeks, upadł etos kynoskefaloi (ostatni z nich zniknęliw XIII wieku), a narodził się etos rycerski. Zmianę tą wyraźnie zaobserwowaćmożemy na przykładzie stosunku wobec kobiet, które przestają być brankamii łupem na równi z bydłem, a zaczynają być traktowane jako damy i panie serca.Miejsce Wotana, który odprowadzał niegdyś poległych wojowników do Walhalli,zajął inny dowódca wojsk z zaświatów — święty Michał Archanioł, pełniącyfunkcję praepositus paradisi (odprowadzającego do raju). Był to jedenz pomysłów świętego Bonifacego, który przy ewangelizacji Germanów zalecałodwoływanie się do pomocy Michała Archanioła. Nic więc dziwnego, że kaplicepod wezwaniem tego ostatniego zaczęły powstawać w dawnych miejscachkultu wotanicznego, jak np. w Bad Godesberg.Termin „Niemcy" jeszcze wówczas nie funkcjonował. Powstał on dopierow XV wieku, a na dobre przyjął się w następnym stuleciu. Istniało natomiastCesarstwo Rzymskie. Jak pisze o XIII wieku Ernst Kantorowicz: „W chwilachrozbłysku najwyższej dumy (np. wyruszając w podróż do Rzymu) wszyscy, Sasii Frankowie, Szwabowie i Bawarowie, odczuwali wspólność nie jako Niemcy,lecz jako spadkobiercy państwa cezarów, byli przekonani o swej bliskiej więziz Rzymem: roili wręcz sobie, że są potomkami Trojan, i nazywali siebiewprost Rzymianami." Chrześcijaństwu udała się więc cywilizacyjna latynizacjaGermanów, której nie podjął się Oktawian August i jego następcy.Owo cesarstwo, nazwane później Pierwszą Rzeszą, było nieco amorficznym,zdecentralizowanym tworem, stanowiącym konglomerat ponad 1600jednostek terytorialnych — księstw, elektoratów, palatynatów, landgrafostw,biskupstw, hrabstw, miast Rzeszy, opactw czy komturii — zamieszkanymprzez wschodnich Franków, Sasów, Fryzyjczyków, Turyngów, Bawarów, Szwabów,Lotaryńczyków czy Burgundów, których wcale nie łączyła wspólna niemieckatożsamość, lecz idea Cesarstwa. Za tytułem cesarza kryła się w większymstopniu rzeczywistość symboliczna niż rzeczywista władza. Świadczyćmoże o tym fakt, że przez cały okres swojego istnienia (do 1806 r.) Cesarstwo14F R O N D A 1 7 / 1 8


Autoportret z przedmiotem 3. Johann Grunmannnie miało swojej stałej stolicy, ani trwałego centrum zarządzania, takiego jakParyż we Francji czy Londyn w Anglii. Rolę taką pełniły w różnych okresachinne miasta, m.in.: Goslar, Magdeburg, Norymberga, Praga czy Wiedeń.Byli co prawda cesarze, którzy próbowali wyrwać się z ciasnego gorsetuwładzy, jaki narzucał im ustrój Rzeszy, ale ich próby kończyły się niepowodzeniem.Należeli do nich zwłaszcza władcy z dynastii Staufów: FryderykI Barbarossa oraz jego wnuk Fryderyk II — patron gnostyków i heretyków,zaciekły wróg papiestwa, który urządził swój „ingres" do Jerozolimy, by proklamowaćtam „koniec historii". Symptomatyczne, że wszyscy cesarze,którzy próbowali skoncentrować w swych rękach władzę absolutną, popadaliw konflikt ze Stolicą Apostolską. W XVI stuleciu scentralizować cesarstwopragnął Karol V, który zasłynął m.in. z tego, iż złupił Rzym. Najbardziej znanymprzykładem sporu między cesarstwem a papiestwem był jednak konfliktz XI wieku, kiedy to Henryk IV z dynastii salickiej chciał wymusić na GrzegorzuVII — na wzór Bizancjum — podporządkowanie władzy duchownejwładzy świeckiej. Dzięki nieugiętej postawie biskupa Rzymu udało się jednakw świecie zachodnim zachować wolność wiary od przymusu państwa.Okres średniowiecza to czasy kulturalnej świetności Rzeszy. Powstały wówczastakie budowle jak np. katedry w Kolonii, Limburgu czy Ulm; kwitło malarstwo,którego przedstawicielami byli m.in. Mistrz Bertram, Stephan Lochner,Konrad Witz czy Hans Holbein; bujnie rozwijała się literatura, mająca swychnajwybitniejszych reprezentantów w osobach Wolframa von Eschenbachai Walthera von der Yógelweide; tworzono wspaniałą muzykę sakralną, którąZ I M A 1 9 9 915


znamy dziś chociażby z kompozycji Hildegardy z Bingen; ton życiu duchowemunadawały dzieła mistyków reńskich, Henryka Suzo czy Jana Taulera.Chrystianizacja Niemiec osiągnęła swoje apogeum w późnym średniowieczu.Jak pisze w swej „Wiedzy radosnej" nie posądzany bynajmniej o sympatiędla chrześcijaństwa Fryderyk Nietzsche: „W czasach wielkiego zepsuciakościoła był kościół w Niemczech najmniej zepsuty (...) Stosunkowobowiem żaden naród nie był nigdy bardziej chrześcijański niż Niemcy w czasachLutra: ich chrześcijańska kultura była właśnie gotowa rozwinąć się jakprzepyszny kwiat — brakło tylko jeszcze jednej nocy; lecz ta przyniosła burzę,która wszystkiemu położyła kres."Stało się to, czego obawiał się Oktawian August: Germanie rozsadzili odśrodka pax romana. Nastąpiło wewnętrzne rozdarcie Rzeszy: na kraje katolickiei protestanckie. Co znamienne, wierność Stolicy Apostolskiej zachowałyte tereny, które należały niegdyś do Imperium Romanum, a więc głównie ziemiepołudniowe i zachodnie, np. Nadrenia, Bawaria, Austria czy część kantonówszwajcarskich, natomiast protestantyzm wybrali władcy krajów znajdującychsię na północ i wschód od dawnej granicy na Renie.Etos rycerski upadł. Do rangi symbolu urasta sekularyzacja Zakonu Krzyżackiego(który od dawna i tak porzucił ideały rycerskie) oraz powstaniepierwszego na świecie państwa protestanckiego czyli Prus. Jak pokaże czas,protestantyzm, który wyniósł na piedestał cnoty mieszczańskie, nie będziemiał już takiej mocy wiązania agresji jak katolicyzm (wystarczy porównaćpoparcie, jakim cieszył się Hitler wśród protestantów, z tym, jakie miał onu katolików).Reformacja położyła fundament pod niemiecką tożsamość narodową.W XVIII wieku zaczął kształtować się naród niemiecki, który był bardziej zjawiskiemjęzykowo-kulturowym niż politycznym; należał raczej do sfery ideiniż praktyki. Schiller i Humboldt porównywali ówczesne Niemcy do starożytnejHellady — kraju słabego i politycznie podzielonego, lecz bogatego duchowoi spojonego wspólną kulturą, promieniującą na zewnątrz.Pogańska recydywaNowoczesny nacjonalizm niemiecki, jaki narodził się w XIX wieku, byłw rzeczywistości bałwochwalstwem, który wyniósł naród do roli absolutu. Po-16F R O N D A 1 7 / 1 8


stępująca sekularyzacja sprawiła, że ludzie, którzy odwrócili się od chrześcijaństwa,poszukiwali nowego sensu życia — dla siebie i swoich społeczności. Ównowy cel egzystencji wskazała niezwykle wpływowa filozofia Hegla, która redukowałatranscendencję do historyczności, zaś uwieńczenie całego procesu dziejowegoupatrywała w państwie pruskim. Zgodnie z tą koncepcją samookreśleniei samorealizacja jednostki mogły nastąpić jedynie poprzez całkowitepodporządkowanie się państwu. Zdaniem Etienne Gilsona, szkoła heglowska„uczyniła z filozofii niewolnicę ślepej tyranii woli".Ubóstwieniu państwa oraz narodu sprzyjał też obserwowany w kulturzepowrót do idei przedchrześcijańskich, często jawnie pogańskich, z jednejstrony greckich, z drugiej — starogermańskich. W całych Niemczech nawzór grecki powstają „związki męskie", tzw. Mannerbundy, z których najbardziejznane to towarzystwa gimnastyczne Friedricha Ludwiga Jahna, inspirowanehelleńskim kultem olimpijskim. Pod Ratyzboną wzniesiony zostajemonumentalny posąg Walhalli. Richard Wagner sięga po motywy starogermańskiew „Nibelungach". Pod Detmold postanowiony zostaje posąg pogromcyRzymian z Lasu Teutoburskiego, Arminiusza (vel Hermana), któregomiecz opatrzono napisem: „Jedność Niemiec moją silą, moja siłą potęgąNiemiec", choć zapewne sam bohater nigdy o „Niemcach" nie słyszał.Proces ten nasilił się jeszcze bardziej po zjednoczeniu Niemiec w 1871 r.i proklamowaniu Drugiej Rzeszy. Wszelkie siły, które nad lojalność państwuprzekładały wierność innym wartościom, były wrogo traktowane przez władze.Z tego właśnie powodu Bismarck rozpętał Kulturkampf, wojnę z Kościołemkatolickim, który nie chciał podporządkować się niemieckiej idei narodowej.Żołnierzom, którzy wyruszali z karną ekspedycją do Pekinu, cesarz Wilhelm IInie zalecał, by postępowali po rycersku jak średniowieczni wojowie, lecz byw swoim okrucieństwie nie ustępowali barbarzyńskim Hunom.Jeden z najbardziej poczytnych niemieckich autorów w pierwszej połowienaszego stulecia, Leopold Ziegler w swej książce Der deutsche Mensch z 1916r. zauważa, że najbardziej inspirującym dziełem w niemieckiej kulturze jestepos o Nibelungach, który „daje triumfujący wyraz demonicznej energii nienawiściobrażonej kobiety". „Nie jest przypadkiem — ciągnie dalej autor —że właśnie ze wszystkich tematów poezji staroniemieckiej ta pieśń nad pieśniaminienawiści i zemsty najwięcej pobudzała silne indywidualności artystycznenowożytności do podjęcia ich na nowo."ZI M A • I 91 917


Czarna rękawica. Johann GrunmannA oto jak Ziegler wyjaśnia ten fenomen: „Gdzienie można sięgać po mity, tam można stawiać pytaniadziejom. Jeśli uprzytomnimy sobie mianowicietych Niemców, którzy uchodzą w świadomościswego narodu jako przedstawiciele, reprezentancilub eksponenci istoty narodowej, to spostrzeżemy,może nie bez wielkiego zdumienia, że ludzie ciodznaczali się niezaprzeczonym darem nienawiści.Wzrok czepia się całego szeregu wybranychduchów, jak: Luter, Hutten, Lessing, Fryderyk II,młody Schiller, Schopenhauer, Kleist, Bismarck,Nietzsche, aby wyłowić tylko niektórych na traf. Czy nie nienawidzili oni mocnoi zawzięcie, bez litości i względu, krzepko i rubasznie, jak Luter, albo jadowiciei całą bystrą złośliwością, jak Fryderyk Jedyny, Fryderyk Nienaczasie. Co więcej— czy całe dzieło ich życia nie jest w swym wnętrzu zrośnięte z nienawiściąwzględem kogoś lub czegoś, co stawało im na drodze do pojętego przez nichświata? A jak się ma sprawa z Goethem, z tym Goethem mianowicie, który napisałpolemiczną część nauki o barwach? Któż ośmieli się utrzymywać, że on nienienawidził, aż do obrzydliwości, aż do manii, która nie opuści żadnej sposobności,aby przeciwnikowi dopiec, wystawić go na pośmiewisko, na wstyd i pogardę?Kto słyszał Goethego mówiącego o Newtonie, Schopenhauera o Heglu,Hólderlina o pewnym typie Niemca, kto dalej wie, że Heinrich Kleist modlił sięo zamordowanie Napoleona i napisał katechizm nienawiści, albo że Bismarck niezaniechał aż do ostatnich lat swoich nienawidzieć niektórych ludzi aż do unicestwianiaich w rojeniach nocy bezsennych, ten nie popełni chyba błędu, uważając,że co najmniej wybrańcy spośród Niemców rozumieli się na nienawidzeniu."„Nienawidzili, trzeba wyznać, a jednak byli niewątpliwie Niemcami. A jaknadmieniałem, sprawa nie miała się tak, żeby nienawiść ich była rzeczą osobnądla siebie, a ich czyn, ich dzieło, sprawą znów osobną. Nie można usunąćtego rysu, tak, jakby się chciało usunąć słabości i głupstwa jakiegoś dzielnegozresztą człowieka. Skoro się tylko pomyśli o czymś podobnym, to rzeczona postaćhistoryczna załamuje się cała w sobie. Z tą nienawiścią, w niej raczej wyżywalisię oni, ona uskrzydlała ich i podrywała ku rzeczom niepowszednim,ona to może ich wolę gęstokrwistą, osiadłą, wprawiała we wrzący ruch, w niejznajdowali oni pobudzenie do ważenia się na ostateczność."18F R O N D A 1 7 / 1 8


Warto nadmienić, że Ziegler nie występuje tu bynajmniej jako krytyk naroduniemieckiego, lecz jako jego apologeta, zaś wspomniana przez niegonienawiść nie jest stanem, z którym trzeba walczyć, lecz który należy umiejętniewykorzystać.Przypominają się słowa Heinricha Heinego, który w ubiegłym wieku pisał:„Chrystianizm — i to jest jego największą zasługą — uśmierzył trochęgermańską radość wojenną, ale nie mógł jej zupełnie zniszczyć, i kiedy pewnegodnia krzyż się złamie, rozpęta się znowu dzikość dawnych zapaśników— buchnie barbarzyńska furia, opisana przez poetów nordyckich. Thorz wielkim młotem w ręku rzuci się, aby zniszczyć katedry gotyckie."Słowa Heinego okazały się prorocze: kiedy symbol złamanego krzyża —Hakenkreuz — zawisł nad Niemcami, nastąpiła eksplozja nienawiści. Dechrystianizacjadoprowadziła do recydywy pogaństwa, a w Niemczech jedynympogaństwem był wotaniczny kult agresji.Warto też dodać, że kiedy w 1916 r. Ziegler pisał swe słowa o nienawiścijako sile motorycznej Niemców, najbardziej wpływową osobą w państwie byłgłówny kwatermistrz armii niemieckiej, generał Erich Ludendorff. Interesowałsię on ezoterycznymi kultami starogermańskimi i chętnie uczestniczyłw pogańskich obrzędach przywołujących Wotana. Jego żywiołem była wojna.Odwrócił on głośne powiedzenie Clausewitza, że wojna jest przedłużeniempolityki, nazywając politykę przedłużeniem wojny. Jego zdaniem, wojna byłastanem pierwotnym i naturalnym, podczas gdy pokój to złudzenie mięczakówczyli cywili. Ćwierć wieku przed Goebbelsem rzucił on hasło „wojny totalnej".Militaryzację niemieckiej gospodarki, jakiej dokonał pod koniecI wojny światowej, uważali za wzór zarówno Hitler, jak i Lenin. W 1923 r.Ludendorff stał wraz z Hitlerem na czele nieudanego zamachu stanu.Powrót niemieckiego MichelaKlęska Republiki Weimarskiej stała się nauczką, z której alianci po II wojnieświatowej wyciągnęli odpowiednie wnioski. W latach 20. działali co prawdatwórcy, którzy pragnęli rozrachunku z ciemnymi kartami niemieckiej historii,np. Erich Maria Remarąue czy Otto Dix. Byli jednak tylko samotnymijednostkami, przeciw którym z czasem obrócił się gniew tłumu. Tym razemalianci postanowili okupować Niemcy i stworzyć w nich wielki ruch kulturowyZIMA- 1 9 9 919


na rzecz przemian w świadomości społecznej. Nie było to jednak możliwe bezpodźwignięcia wczorajszego wroga z ruin wojny. Niemcy zamiast płacić reparacjewojenne, jak ćwierć wieku wcześniej, otrzymali pomoc w ramach PlanuMarshala. Tak zbudowano fundamenty państwa dobrobytu.Reedukacja Niemców, do jakiej doszło po II wojnie światowej, wychodziłaz założenia, że skoro chrześcijaństwu nie udało się związać niemieckiejagresji, to uczyni to demoliberalizm. Co więcej, co bardziej gorliwi „przezwyciężaczeprzeszłości" na ławie oskarżonych posadzili również Kościół jakorzekomo współodpowiedzialny za ludobójstwo.Na pierwszy rzut oka eksperyment się udał. Tak jak Mirabeau pod koniecXVIII wieku określał Prusy jako „armię, która posiada własne państwo",tak Bruno Bandulet nazywa Niemcy pod koniec XX stulecia „gospodarkąrynkową, która posiada własne państwo". Tak bowiem jak obliczem Prusbył militaryzm, tak dziś obliczem Niemiec jest konsumpcjonizm. W świadomościwiększości Europejczyków Niemiec nie jest dziś ani natchnionymromantykiem, ani złowrogim imperialistą, lecz nudnym drobnomieszczaninem.Co ciekawe, jest to powrót do obrazu Niemca, który przez kilka stulecidominował w umysłach Europejczyków. To ów osławiony der deutsche Michel— niemiecki Michel, dobroduszny i naiwny safanduła, przedstawiany najczęściejw bamboszach i szlafmycy.Warto może przypomnieć, że w okresie renesansu we Francji i WłoszechNiemcy uważani byli powszechnie za brudasów, żarłoków, leniów i pijaków.W XV wieku dyplomata rzymski Gian Fransesco Poggio Bracciolini po powrociez Niemiec pisał: „Czyż są oni ludźmi? (...) Tępe, głupie, zmorzonesnem, chrapiące, nigdy trzeźwe stwory (...) Czy są żywi, czy umarli, trudnoodróżnić, gdy tak sobie leżą, znużeni jadłem i napojami." W tym samym stuleciuinny włoski humanista Giantonio Campano tak podsumowywał swąpodróż po Niemczech: „W tym kraju nie mieszka żadna Muza, a wszyscy jegomieszkańcy śmierdzą". Sto lat później niemiecki dramaturg Caspar Scheitstwierdzał: „Doszło do tego, że zarobiliśmy u połowy innych narodów natak szlachetne, subtelne i dworskie imiona jak (...) niemiecka pijana świnia,niemiecki pijany cham, Comendones i Bibones".Dziś trudno byłoby podtrzymać zarzuty, że Niemcy są leniuchami czy brudasami(wręcz przeciwnie, są najbardziej pracowitym i przykładającym naj-20F R O N D A 1 7 / 1 8


większą wagę do czystości narodem w Europie), niemniej jednak powtarza sięuwaga o ich nudziarstwie, lubowaniu się w przyziemności i braku polotu.A co z agresją? Czy demoliberalizm, co nie udało się chrześcijaństwu,uśmiercił ostatecznie Wotana? Czy furror teutonicus nie rozsadzi obecnego paxamericana tak jak niegdyś rozsadził pax romana? A może agresja skierowana jestw innym kierunku? Może rację miał Ernst Jiinger, kiedy pisał, iż ceną za współczesnydobrobyt jest niewidzialna hekatomba nienarodzonych? A może agresjaukryła się gdzie indziej?Techno — taniec berserkaCzerwiec 1996. Chodzę po ulicach Berlina. W rytm muzyki techno sunieantypapieska love paradę. Morze ludzi. Na ustach mają miłość, a w oczach nienawiść.Z zawziętymi twarzami krzyczą o pokoju i tolerancji. W stronę Papieżalecą jajka. Ktoś przebrany za szatana z szyderczym śmiechem rozdaje z kielichaopłatki. Kilkuletnie dziecko w wózku pchanym przez matkę trzyma tablicę z napisem„Wojtyła, pierdol się sam". Homoseksualiści w strojach zakonnic namiętniecałują się i obłapują. Policjanci przyglądają się wszystkiemu obojętnie, żującleniwie gumę. Nagle wpada na mnie jeden z tańczących techno młodzieńców.Przez chwilę wymieniamy spojrzenia, a właściwie tylko ja patrzę mu w oczy, ponieważjego szklane oczy są po narkotykach bez wyrazu. Zombie odwraca sięi niknie w tłumie. Czuję strach. Pierwszy raz w życiu zaczynam się bać Niemców.Trudno to wyjaśnić, ale wiem, że ten człowiek nie miał własnej woli.Wiem, że był gotów wykonać każdy rozkaz (nazajutrz z telewizji dowiem się, żeantypapieska demonstracja zorganizowana i sponsorowana była przez wielkiekoncerny tytoniowe i spirytusowe).W tym momencie czuję się jak doktor Rieux. „Słuchając okrzyków dochodzącychz miasta, Rieux pamiętał, że ta radość jest zawsze zagrożona. Wiedziałbowiem to, czego nie wiedział ten radosny tłum i co można przeczytać w książkach,że bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątkilat pozostać uśpiony w meblach i bieliźnie, że czeka cierpliwie w pokojach,w piwnicach, w kufrach, w chustkach i w papierach, i że nadejdzie być możedzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczuryi pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście."SONIA SZOSTAKIEWICZZIM A I 9 9 921


Polityka Ottona von Bismarcka, nazwana została przezKonecznego „arcydziełem bizantynizmu", on sam zaś„największym bizantyńcem w historii"BIZANCJUMNA ZACHODZIENiemcy w historiozofiiFeliksa KonecznegoPAWEŁSKIBIŃSKIFeliks Koneczny jest jednym z najwybitniejszych polskich humanistów,jednym z twórców teorii cywilizacji, cenionym przez najwybitniejsze umysłyeuropejskie, m.in. przez Arnolda Toynbee'ego. Niestety, we współczesnej polskiejhumanistyce jego dorobek jest niezbyt znany, a ciążą na nim powszechnei niesprawiedliwe zarzuty, np. uznawany jest za skrajnego antysemitę.Koneczny był nie tylko wybitnym naukowcem - historykiem (specjalizowałsię w średniowiecznej historii Europy Wschodniej) i filozofem historii(autorem oryginalnej, różnej od spenglerowskiej koncepcji cywilizacji), lecztakże osobą biorącą aktywny udział w życiu publicznym w Polsce 1 . Związałsię na dobre i na złe z obozem narodowym w Polsce - przed wojną z tegowzględu został przez piłsudczyków pozbawiony katedry na UniwersytecieStefana Batorego w Wilnie, zaś po wojnie jego dorobek został skazany na zapomnienieprzez luminarzy komunistycznej nauki. Jego dzieła były przypominanerodzimemu czytelnikowi przede wszystkim dzięki wysiłkowi JędrzejaGiertycha i emigracyjnego Instytutu im. Romana Dmowskiego. Obecniebyć może wejdą na trwałe do szerokiego obiegu intelektualnego w Polsce,gdyż z jednej strony wydawnictwo „Antyk", z drugiej zaś jezuicki WAM dokonująreedycji wszystkich prac Konecznego.22F R O N D A 1 7 / 1 8


Koncepcja różnorodności cywilizacjiTo, co niewątpliwie najwartościowsze w dorobku Feliksa Konecznego, tojego teoria cywilizacji, ściśle wiążąca się z oryginalną filozofią historii 2 .Jak zauważa Koneczny, w dziejach ludzkości pojawiają się rozmaite koncepcjeurządzenia życia zbiorowego. Koncepcje te opierają się, jego zdaniem,na abstraktach, np. na stosunku człowieka do Boga, rozumienie czasu etc. Jegokoncepcja przeciwstawia się zdecydowanie z jednej strony materializmowihistorycznemu, przykładającemu zasady rządzące światem materialnym dosfery duchowej człowieka, z drugiej zaś — wszelkim teoriom naukowym i filozoficznymwywodzącym się z idealizmu platońskiego, z ich aprioryzmemi metodą dedukcyjną. Koneczny jednoznacznie opowiada się za metodą poznaniazalecaną przez takich mistrzów filozofii europejskiej, jak Arystoteles czyśw. Tomasz z Akwinu, by wnioski i uogólnienia opierać na podstawie gruntownejobserwacji rzeczywistości. Jak sam pisze, jest zwolennikiem metod aposteriorycznychi indukcyjnych.Stąd w pracach Konecznego tak wiele szczegółów - autor bowiem najpierwstara się zapoznać czytelnika ze zjawiskami, z jakimi spotkał się analizującdzieje, a dopiero w drugiej kolejności na podstawie szczegółowo zgromadzonejwiedzy formułuje wnioski bardziej generalne.Dla rozważań profesora uniwersytetów w Wilnie i Krakowie szczególne znaczeniema kilka aspektów. Po pierwsze: uważnie obserwuje on kulturę prawnądanego społeczeństwa, by przekonać się, do której z formacji cywilizacyjnych należy.W tej sferze zasadnicze znaczenie ma prawo cywilne, rodzinne i spadkowe- trójprawo, a także występowanie lub nie podziału na sferę prawa prywatnegoi publicznego oraz zachodzące między tymi sferami relacje.Następnie Koneczny wyodrębnia pięć tzw. kategorii bytu. W sferze duchowej- dobro i prawdę, w sferze materialnej - dobrobyt i zdrowie. Piątą kategoriąjest zaś piękno - odnoszące się zarówno do sfery ducha, jak i materii.Istotny jest też stosunek danej społeczności do czasu i przestrzeni.Wreszcie - pisze Koneczny - przy określaniu przynależności cywilizacyjnejistotne jest to, czy dane społeczeństwo poddaje sferę publiczną osądowietycznemu, a także czy prymat wiodą wartości materialne czy duchowe.W oparciu o te kategorie powstają dwa szeregi pojęć przeciwstawnych wobecsiebie, do których każdy z ustrojów musi się odnieść, dążąc do jednego z bie-ZIMA- I 9 9 923


gunów tych przeciwstawień. Jednym z nich jest istnienie (bądź nieistnienie)dwoistości prawo publiczne-prawo prywatne (dualizm bądź monizm prawny).Kolejną parą istotnych przeciwieństw jest opozycja - kolektywizm (gromadność)lub personalizm — jako zasada w życiu zbiorowym, czyli przyznawanie (bądźnieprzyznawanie) autonomicznej wartości jednostce ludzkiej.Dalej Koneczny wyróżnia wynikające ze stosunku do czasu istnienie historyzmu,czyli zdolności do tworzenia tradycji i związanego z tym czerpania z dorobkupokoleń przeszłych, bądź brak tej umiejętności. Następnie uznawanie zagłówną metodę myślenia aprioryzmu, bądź też opartego na doświadczeniu aposterioryzmu.Wreszcie bądź stosowanie metod rozwoju mechanicznego, bądźteż organicznego. Ostatnia opozycja dotyczy koncepcji jedności społecznej - albouznaje się, że różnorodność stanowisk w wielu sferach nie kłóci się z zasadnicząjednością społeczeństwa, albo jedność taka wymaga pełnej uniformizacji(czy, jak to pisze Koneczny, ujednostajnienia) społeczeństwa.Opozycje te mają umożliwić opisanie poszczególnych typów cywilizacji.We współczesnym świecie polski badacz wyróżnił siedem ich zasadniczychtypów - arabska, bramińska, bizantyjska, chińska, turańska, żydowska, łacińska(niekiedy Koneczny wymienia jako odrębne cywilizacje tybetańską i numidyjską).Ciekawy jest fakt, że zdaniem Konecznego powstały one bądźw średniowieczu, bądź w starożytności - nie ma typu, który wykrystalizowałbysię później. Późniejsze przemiany cywilizacyjne tłumaczy on wzajemnymoddziaływaniem poszczególnych typów cywilizacji na siebie.Dla określenia się społeczeństwa wobec wymienionych uprzedni zjawisk,uznawanych przez Konecznego za kluczowe, zasadnicze znaczenie ma religia,jaką wyznają członkowie danej społeczności, np. katolicyzm związanyjest z powstaniem i trwaniem cywilizacji łacińskiej, bizantynizm - opiera sięna prawosławiu, a w niektórych formach na protestantyzmie, cywilizacja żydowskana judaizmie, bramińska na hinduizmie etc. Na terenie Europy możemymówić o czterech podstawowych cywilizacjach: łacińskiej, bizantyjskiej,turańskiej i żydowskiej.Cywilizacja łacińskajest, zdaniem Konecznego, najwyżej rozwinięta, np. uznaje odrębność prawapublicznego i prywatnego, prymat treści nad formą, a także zjawisk ducho-24F R O N D A 1 7 / 1 8


wych nad silą fizyczną, poddaje życie publiczne etyce katolickiej, państwo zaśopiera się w tej cywilizacji na społeczeństwie. Stoi więc ona na gruncie personalizmu,a także organicznego rozwoju życia zbiorowego. W praktyce oznaczato odrzucenie tendencji państwa do omnipotencji i uznania sfery religijnej zawyjętą spod regulacji państwowej. Z kolei z akceptacji „jedności w rozmaitości"wynika sprzyjanie idei samorządów poszczególnych zrzeszeń w ramachspołeczeństwa, np. terytorialnych czy zawodowych. Cywilizacja łacińska opierasię na historyzmie. Jest też jedyną cywilizacją, w której pojawia się poczucienarodowe i pojęcie narodu sensu stricto.Cywilizacja bizantyjskaz kolei jest pod wieloma względami przeciwstawna względem łacińskiej.Przyznaje bowiem supremację siłom fizycznym nad duchowymi, życie publicznejest w niej zwolnione od obowiązywania etyki. Charakterystycznejest u niej dążenie do omnipotencji państwa. Wynika to z faktu, iż wprawdziew zasadzie uznaje ona odrębność prawa prywatnego i publicznego, jednocześniema jednak tendencje do „monizmu prawa publicznego", tzn. dopochłaniania sfery prywatnej przez sferę publiczną stosunków zbiorowych -państwo może więc ingerować i organizować właściwie wszystkie dziedzinyżycia włącznie ze sferą religijną. Koncepcja jedności jest tutaj równoznacznaz uniformizacją. Metoda rozwoju życia zbiorowego to mechanicyzm.W związku z tym nie ma w bizantynizmie samorządów, natomiast posiadaon skłonność do biurokracji i etatyzmu. Forma uzyskuje prymat nad treścią. 3Cywilizacja turańska,trzecia spośród spotykanych w Europie, opiera się regułach militarnych - całeżycie społeczne rządzi się prawami wojny. Etyka jest całkowicie wyrugowanaz życia publicznego, zaś nad losem poddanych całkowicie panuje sprawującywładzę, który na wzór wodza jest także jedynym źródłem prawa.W związku z tym nie ma mowy o dualizmie prawnym. Tradycja niewykształca się, gdyż pojawienie się nowego władcywłaściwie wywraca całe życie zbiorowe, jestto więc cywilizacja ahistorycz-ZIMA- 1 9 9 9


na. Sensem życia zbiorowego jest grabież, pęd zaborczy - jest to bowiem cywilizacjawojenna. Jej cechę charakterystyczną, odróżniającą ją od cywilizacji bizantyjskiej,stanowi antyintelektualizm - nie rozwija się w niej nauka. 1Cywilizacja żydowskajest przede wszystkim, w odróżnieniu od poprzednich, cywilizacją sakralną,tzn. jej treść jest opisana właściwie wyłącznie poprzez nakazy religijne, uzasadniającecentralne przeświadczenie: mesjanizm - poczucie wybraństwa. Prawowywodzi się ze sfery religijnej, jego źródłem zaś jest Biblia oraz interpretującają warstwa kapłańska. Cywilizacja ta cechuje się ahistorycznością i ma skłonnośćdo mechanicyzmu. Etyka jest w niej ograniczona jedynie do współwyznawców,inna zaś obowiązuje wobec „obcych". Charakterystyczna pozostajeteż zależność między etyką i prawem - w przeciwieństwie do dwu pierwszychcywilizacji, czerpiących swe pojęcia etyczne z chrześcijaństwa, to nie prawoopiera się na etyce, lecz etyka dostosowuje się do prawa. Jako cywilizacja sakralnama jednoznaczne tendencje apriorystyczne, przy tym w związku z wybraństwemzbiorowym nie jest personalistyczna, lecz gromadnościowa. 5Oczywiście między cywilizacjami zachodzą wzajemne oddziaływania 6 .Koneczny twierdzi, że oparte na tak podstawowych przeciwieństwach, niemogą one tworzyć trwałych i w pełni wartościowych mieszanek - trudno bowiemuzgodnić między sobą tak diametralnie różne założenia, jak to mamiejsce w przypadku różnych cywilizacji. Cywilizacje więc raczej konkurująze sobą, żywotne dążą do ekspansji. Nie jest przy tym powiedziane, że cywilizacjewyżej rozwinięte zwyciężają - wręcz przeciwnie w większości przypadkówmniej skomplikowane niższe cywilizacje biorą górę, rugując swojewyższe odpowiedniki.Tego rodzaju konstatacje potwierdzają m.in. obserwacje dokonane naprzykładzie dziejów Niemiec. Jest to chyba jedna z najbardziej oryginalnychczęści dorobku Feliksa Konecznego.Dzieje Niemiec według teorii KonecznegoJuż pojawienie się plemion germańskich na arenie dziejowej, ich osiedlaniesię w granicach Imperium Rzymskiego zainteresowało Konecznego.26F R O N D A 1 7 / 1 8


Przynosili ze sobą własne cywilizacje na bardzo wczesnym poziomie rozwojui zetknęli się z cywilizacją łacińską. Był to jeden z trzech wypadkóww dziejach, w którym wyższa cywilizacja zdominowała niższą. Nastąpiło tow kilku płaszczyznach. Przede wszystkim Germanie przejęli prawo rzymskiekosztem własnego. Powstały w ten sposób leges barbarorum - spisane prawarzymskie, które wprowadzały pojęcie własności całkowitej, właściwe cywilizacjiłacińskiej i istotnie personalistyczne. Wpływy łacińskie przyniosły teżGermanom pojęcie państwa.Kolejnym etapem przyjmowania cywilizacji łacińskiej było nawrócenie nakatolicyzm. Zdaniem Konecznego, pierwotna chrześcijańska religia Germanów- arianizm - sprzyjała tendencjom cezaropapistycznym, czyli dominacjiwładzy świeckiej nad duchowną, charakterystycznej dla cywilizacji bizantyjskiej.Tymczasem skatolicyzowanie Germanów sprzyjało odmiennym rozwiązaniom- autonomii sfery duchownej w państwach germańskich.Do społeczeństw germańskich wpływy cywilizacji bizantyjskiej przenikaływraz z ideą Cesarstwa - Bizancjum stanowiło wówczas niewątpliwy wzóridei imperialnych - mogło też stanowić odpowiedni wzorzec cywilizacyjny.Jeszcze jednym czynnikiem osłabiającym cywilizację łacińską u Germanówbył fakt, iż nie wszystkie ziemie przez nich zamieszkiwane były wcześniejterenem oddziaływania Imperium - ślady istnienia rzymskiej limes pozostały- północne terytoria germańskie zostały stosunkowo późnoucywilizowane i gwałtem przymuszone do wejścia w struktury państwa.Obok idei cesarskiej wśród Germanów szerzył się jeszcze jeden nośnikbizantynizmu - dynastyczność. Zasada dziedziczności i związane z nim nieograniczoneprawo władcy do rządzonego terytorium przeciwstawiane byłysamorządowi plemiennemu - księstwom dzielnicowym. 7Bizantyjskie cesarstwoCesarstwo Ottonów w wieku X już w sposób jednoznaczny sprzyjało cywilizacjibizantyjskiej. Przejawiało się to głównie w nowej koncepcji państwa,które uznane zostało za wartość większą niż społeczeństwo, wówczasw Niemczech zorganizowane plemiennie. Nośnikiem takiego pojmowaniapaństwa była konsekwentnie promowana przez cesarzy koncepcja państwadynastycznego. Koneczny nazywa taki pogląd statolatrią - ubóstwieniemZIMA 1 9 9 927


państwa. Wszyscyprzedstawiciele dynastii ottońskiej,nawet najbardziej znany ogółowi ze zjazdu gnieźnieńskiegoOtton III, prezentowali właśnie kierunekbizantynizujący. Dość obcesowo ingerowali w życie wewnętrzneKościoła - strącali papieży, mianowali biskupów etc. Był tojawny cezaropapizm. Przejęto ceremoniał bizantyjski oraz przekonanieo świętości osoby cesarskiej.Do tego dochodziły inne wątki bizantynizmu, związane z niestosowaniemdo życia publicznego kategorii etycznych, np. okrucieństwo w sprawowaniuwładzy. Tendencje bizantyjskie były świadomie podtrzymywane poprzezzwiązki dynastyczne z Bizancjum -z rodziny cesarzy wschodnichpochodziła choćby żona Ottona II, Teofano 8 .Dla potwierdzenia takiej opinii można dodać jeszcze inne wątki charakterystycznedla tej cywilizacji, o których sam Koneczny nie wspomina, np.prezentowany przez Ottona III kult uczoności.Późniejszy, nasilony w XI wieku, spór cesarstwa z papiestwem, którego najbardziejznanym epizodem był konflikt miedzy papieżem Grzegorzem VII a cesarzemHenrykiem IV jest — zdaniem Konecznego — najbardziej spektakularnymprzejawem konfliktu cywilizacyjnego. Niemieckie cesarstwo niosło ze sobąbizantynizm, papiestwo zaś było bastionem cywilizacyjnym łacińskości.Cesarstwo w stosunkach wewnątrzniemieckich zwalczało plemienną różnorodność.Koncepcja budowania jedności przez ujednolicenie przyświecałateż cesarstwu we Włoszech, gdzie cesarze usiłowali zniszczyć samorządw miastach lombardzkich. Innym przejawem bizantynizmu była koncepcjaudzielania duchownemu inwestytury - czyli praw wynikających ze stosunkulennego - przez świeckiego, co w praktyce było równoznaczne z mianowaniemdostojników kościelnych przez świeckich. W myśl teorii Koniecznegoto czysty bizantynizm. 9Szczytem bizantynizmu cesarstwa niemieckiego było panowanie FryderykaII Barbarossy oraz dynastii Stauffów. W jego postępowaniu względemzdobytego Mediolanu - zburzeniu miasta, rozproszeniu ludności - dostrzegaon wybitnie bizantyjski stosunek, charakterystyczny dla władzy absolutnejw tej cywilizacji i jej właściwe przekonanie o prymacie rozwiązańsiłowych. Koneczny przypisuje temu władcy hołdowanie gromadności, mecha-28F R O N D A 1 7 / 1 8


nicyzmowi, uniformizacjii tendencjom do sprawowaniawładzy absolutnej.U tego na pewno wybitnego władcy można dostrzecjeszcze inne cechy zbliżające go do bizantyjskiego ideałucywilizacyjnego, np. kosmopolityzm jego władztwa. Nie kierowałsię on zupełnie jakimkolwiek interesem ziem niemieckich,lecz nawiązywał zdecydowanie do uniwersalizmu swej władzy. Podrugie, co było charakterystyczne dla wielu monarchów bizantyjskich, decydującarbitralnie o sprawach religijnych sam był pod tym względem indyferentny,a wręcz antyreligijny. Koneczny przypisuje nawet Barbarossie pionierstwow zsekularyzowaniu polityki, co prowadziło do wyrugowania z niejosądu etycznego.Narzucone Sycylii przez Barbarossę Constytuciones są przykładem właśniebizantyjskiego pojmowania prawa - z jednej strony mechanicystycznego, bowiemoderwanego od tradycji lokalnych, z drugiej zaś opartego na jedynymźródle, jakim jest wola władcy. Rządy Stauffa były bowiem, jak to w cywilizacjibizantyjskiej, absolutne i zbiurokratyzowane. •Rządy tego rodzaju musiały oczywiście wzbudzić opozycję. Ona to siłąrzeczy broniła pierwiastków cywilizacji łacińskiej, skupiała się bowiem wokółobrony samorządowych swobód miejskich oraz idei treuga Dei - pokojuBożego, czyli obecności arbitrażu moralnego (o charakterze religijnym) w życiupublicznym. 10Triumf łacińskościPo śmierci ostatniego ze Stauffów - Henryka VI - zwycięża w Niemczechodmienna tendencja: łacińska. Tzw. wielkie bezkrólewie i totalny kryzys cesarstwa- prowadzący do upadku cezaropapizmu i dynastyczności, do rozwojutendencji odśrodkowych oraz do kultywowania lokalnych - jest okresemtriumfu latynizmu. Rozwija się i bogaci społeczeństwo niemieckie, pojawiająsię zaczątki charakterystycznego dla cywilizacji łacińskiej państwa stanowego.Ucieleśnieniem tych zjawisk jest choćby potęga Związku Hanzeatyckiego. Todrugi, zdaniem Konecznego, w dziejach ziem niemieckich przykład triumfucywilizacji wyższej - łacińskiej nad niższą - w tym wypadku bizantyjską.ZIMA- 1 9 9 929


Nie oznacza to jednak, że z kultury niemieckiej ostatecznie wyrugowanopojęcia bizantyjskie - lokalni dynaści bowiem dowolnie rozporządzają nadalswoimi władztwami, kupują je, zastawiają etc. Nie pojawia się idea narodowa- wyższości interesów społeczności kulturowej i dobra wspólnego nadprawami władców i ich dynastii, idea, która, zdaniem Konecznego, zapuszczarównocześnie korzenie w Polsce, trawionej rozbiciem dzielnicowym."Oczywiście Czechy znajdują się wówczas jako część Rzeszy niemieckiej całkowiciew zasięgu tych wpływów kulturowych. Ani ostatni Przemyślidzi, anitym bardziej niemieccy dynaści, wpływów niemieckich nie zwalczali, wręczprzeciwnie, promowali je. Karol IV Luksemburg, znany z założenia w Pradzeuniwersytetu, staje się nawet wzorem władcy cywilizacji łacińskiej 12 .Nawet jednak w chwili triumfu latynizmu w kulturze niemieckiej pozostałyzarodki, które będą podstawą dla późniejszej rebizantynizacji życia społecznegow Niemczech. Do takich zjawisk zalicza Koneczny przede wszystkimpojawienie się Zakonu Krzyżackiego. Krzyżacy tworzą swoisty modelkatolicyzmu zbizantynizowanego, tzn. dopuszczającego np. nawracanie siłączy też hołdującego formalnej świętości opartej na skrajnej ascezie, charakterystycznejdla modelu świętości w chrześcijaństwie wschodnim.Państwo krzyżackie było, według Konecznego, wcieleniem pojęć bizantyjskich- scentralizowane, silnie zbiurokrtyzowane, rządzone przemocą.Mogłoby nawet, jak pisze autor „Cywilizacji bizantyjskiej", służyć jako pierwowzórpaństwa totalnego. Niszczyło bowiem wszelkie tendencje do samodzielnejorganizacji społeczeństwa, np. zwalczało stany pruskie. Zakonnicy-rycerzewyrugowali też etykę z życia publicznego - zdobywając kolejneziemie nie dość, że nimi frymarczyli, to jeszcze sięgali po oszustwo, fałszerstwo,lekceważyli sobie zupełnie wyroki papieskich trybunałów.Zakon Krzyżacki, pod maską państwa kościelnego, skrywał zupełnie obcekatolicyzmowi tendencje, stąd łatwość z jaką ostatni wielki mistrz ZakonuAlbrecht Hohenzollern porzucił katolicyzm, zsekularyzował swe władztwoi przyjął luteranizm. 13Obok niemieckiego prawa dynastycznego, które wkrótce rozprzestrzeniłosię na całą Europę, a także obok Zakonu Krzyżackiego, nazywanego przezKonecznego przetrwalnikiem bizantynizmu, trzecim czynnikiem rebizantynizacjiNiemiec były pojęcia prawne, szerzone przez szkołę legistów. Sięgali onido prawa rzymskiego, którego formy spisane znamy z wersji bizantyjskiej30F R O N D A 1 7 / 1 8


(choćby Kodeks Justyniana) i stamtąd wyinterpretowywali zasadę wszechwładzycesarskiej czy też w ogóle świeckiej 14 .Wielki powrót bizantynizmuWszystkie te czynniki na przełomie XV i XVI wieku stworzyły warunkido renesansu bizantynizmu w życiu europejskim, a zwłaszcza w Niemczech.Nowa fala ekspansji tej cywilizacji nastąpiła wraz z protestantyzmem. Reformacjaniosła ze sobą wiele pierwiastków bizantyjskich. Po pierwsze: umożliwiaławładcy świeckiemu ingerencję państwa w sferę religijną - było to takdaleko idące, że przyznawano władcy prawo ingerencji nie tylko w sferę instytucjonalną,lecz także dogmatyczną. Zaczęto, zwłaszcza w Niemczech,stosować zasadę cuius regio eius religio - zasadę, która pozostawiała decyzjęo wyznaniu poddanych w gestii władcy. Przesiedlano nawet ludność innowiercząw zgodzie z tą naczelną dyrektywą. Ta zasada przyjęta w całychNiemczech sprzyjała kolejnemu procesowi, jaki obserwował Feliks Koneczny- przybieraniu przez katolicyzm niemiecki specyficznych cech bizantyjskich,co rozpoczęło się już wraz z pojawieniem się Zakonu Krzyżackiego.Reformacja była więc okresem zwycięstwa cywilizacji bizantyjskiej nad łacińskąw Europie, a przede wszystkim właśnie w Niemczech.Koneczny przeprowadza nawet porównanie między życiem religijnymprotestantyzmu i prawosławia - dwu duchowych fundamentów cywilizacjibizantyjskiej w jej dwu odmianach: zachodniej i wschodniej. Oba te wyznaniarezygnują z ambicji poddania życia publicznego zasadom etycznym, cojest jedną z cech bizantynizmu. Sfera dogmatyczna ma pierwszeństwo nadmoralną, co jest z kolei związane z inną cechą cywilizacji bizantyjskiej - prymatemformy nad treścią. Łączy je także żywa niechęć do katolicyzmu. Zdaniemautora „Cywilizacji bizantyjskiej", chociaż każda forma protestantyzmuniesie ze sobą nalot bizantyjski, to protestantyzm niemiecki ma cechy już zupełniebizantyjskie.Niemcy, a zwłaszcza ich prowincje protestanckie, stały się ośrodkiem cywilizacjiniemiecko-bizantyjskiej, autonomicznej względem bałkańskiej,która po upadku Cesarstwa ostała się głównie w Cerkwi prawosławnej. Dziękiprotestantyzmowi i wpływom niemieckim tendencje bizantynizujące utrzymywałysię w Europie, a zachodnia gałąź tej cywilizacji zaczęła dominować.ZIMA- 1 9 9 931


Państwa były wprawdzie w tej formie bizantynizmu rozdrobnione, nie istniałopaństwo uniwersalne, które jest charakterystyczne dla dawniejszej formy tej cywilizacji,nadal jednak w stosunkach wewnątrzniemieckich prymat jednegoz państw wynikał wyłącznie z potencjału materialnego danego państwa -w myśl bizantyjskiego prymatu sil fizycznych nad duchowymi. Utrzymywała sięteż, a nawet umacniała, sprzyjająca bizantyjskim pojęciom, zasada dynastycznościi prawa władcy do rozporządzania własnym krajem i jego terytorium. 15W samych Niemczech utworzył się stan permanentnej mieszanki cywilizacyjnej- bizantyjsko-łacińskiej, przy czym wpływy bizantyjskie stopniowowzmacniały się. Koneczny uważał też, że protestantyzm przyniósł ze sobąpewne elementy niższych niż bizantyjska cywilizacji - mianowicie żydowskieji turańskiej. Wśród elementów zaczerpniętych z judaizmu, poza swoistymwybraństwem niektórych sekt, np. anabaptystów zakładających „NowyIzrael", wymienić należy rezygnację z sakramentu kapłaństwa oraz dozwoleniew dziedzinie moralnej i prawa rodzinnego na rozwód. Kolejną cechą jestotwarte, zdaniem Konecznego, głoszenie podwójnej moralności w sprawowaniuwładzy oraz w życiu prywatnym. Koneczny nie wyjaśnia przy tym, dlaczegonie można tego uznać raczej za przejaw bizantynizmu.Dopatruje się on w reformacji także tendencji turańskich, głównie w koncepcji„świętej wojny" przeciw papistom, obecnej np. u Zwinglego, a takżew protestanckim ikonoklazmie 16 .Niemcy stają się krajem ciągłych zatargów religijnych, których zwieńczeniemjest niszcząca materialnie i duchowo wojna trzydziestoletnia. Dla Konecznegostanowi ona przykład zinstrumentalizowania religii oraz poważnegoindyferentyzmu religijnego. Na przykład kalwińska gałąź Hohenzollernów,objąwszy władzę nad terytoriami luterańskimi, dążyła do uniformizacji obuwyznań. Z różnym skutkiem dążność ta przyświecać będzie pruskiemu państwujeszcze w XIX stuleciu. 17Jeśli już mowa o wojnie trzydziestoletniej, należy wspomnieć opinię autora„Praw dziejowych" na temat dynastii Habsburgów -jest ona bowiem zarównow swej linii hiszpańskiej, jak i austriackiej, głównym czynnikiemobrony katolicyzmu w Europie. Tymczasem Feliks Koneczny nie zgadzasię z tą tezą. Habsburgowie są dlań przede wszystkim najtrwalszymnośnikiem dynastyczności i związanego z nią bizantynizmuw opozycji do przynależnej łacińskości ideiF R O N D A 1 7 / 1 8


narodowej. Z drugiej strony jednak Koneczny dostrzega w monarchii habsburskiejpierwiastek łaciński - zapewnianie jedności w różnorodności - dziękiczemu różne kraje, w zasadzie nie tracąc swej tożsamości, jednoczyły siępod berłem cesarskim.Jednak mimo swej walki z protestantyzmem Habsburgowie przynajmniejdwukrotnie bardzo przyczynili się do umocnienia w Europie bizantynizmu.Po pierwsze: Karol V w interesie swej dynastii, a zwłaszcza Hiszpanii, poprowadziłwojska złożone z niemieckich protestantów na papieski Rzym i dokonałsacco di Roma. Po raz drugi zaś Józef II wprowadził w myśl oświeceniowychzaleceń pełne uzależnienie Kościoła katolickiego od władzy świeckiejna terenie swych posiadłości i wzorzec ten promieniował na katolickie prowincjepołudniowych Niemiec, utrwalając wpływy bizantynizmu na katolicyzmniemiecki.Józefinizm przyniósł z jednej strony równouprawnienie protestantów,jednak w imię ujednolicenia państwa prześladowano każdy przejaw protestanckiegoprozelityzmu. Dbał o dyscyplinę mnichów, jednak z drugiej strony,gdy to było korzystne dla państwa, zamykał klasztory. Uczynił, jak piszeKoneczny, z katolicyzmu w Austrii wyznanie w pełni tego słowa państwowe- Kościół stał się habsburskim Landeskirche i pełnił funkcje służebne względempaństwa. Odizolował swych katolickich poddanych od papiestwa, reformowałorganizację Kościoła, zamieniając księży w „urzędników do spraw religii".Koneczny podkreśla, że sam cesarz-reformator, manipulującykwestiami religijnymi, był, wzorem wielu zasłużonych dla bizantyjskich porządków,zupełnie indyferentny religijnie.Józef II wprowadził prawdziwie bizantyjską uniformizację, wyrażającą sięchoćby walką z odmiennościami stanowymi, połączoną z biurokratycznym,scentralizowanym państwem o charakterze po bizantyjsku kosmopolitycznym.Fakt, że np. we Flandrii czy na Węgrzech władca ten dążył do germanizacji,Koneczny przypisuje nie obecności świadomości narodowej, lecz wręczprzeciwnie — chęci ujednolicenia państwowego. Uważa bowiem, że jeszczepod koniec XVIII wieku — na skutek słabości w tym kraju świata pojęćwłaściwego cywilizacji łacińskiej' 8— nie można się było dopatrzyćw Niemczech śladów poczucia narodowego.Józefinizm był tylko jednym z przejawów percepcjiw Niemczech koncepcji oświeceniowych. Napłynęły oneZI M A • 1 9 9 9


do Niemiec z Francji. Trafiły tu na bardzo podatny grunt - bizantyjski. Samew sobie niosły bowiem ze sobą takie właśnie pojęcie o państwie i ładzie społecznym- wrogość do katolicyzmu, indyferentyzm religijny oraz ideał biurokratycznegoi scentralizowanego państwa.Niemcy, a konkretnie przodujące pod względem cywilizacyjnym, całkowiciezbizantynizowane Prusy, wydały nawet prawdziwy wzorzec monarchy dobyoświeconego absolutyzmu - Fryderyka Wielkiego, „filozofa na tronie".Prusy były państwem zwycięskim w serii wojen dynastycznych, jakie wstrząsałyNiemcami w XVII i XVIII stuleciu. Przy czym jeszcze w XVIII wiekupaństwo to nie niosło żadnej identyfikacji narodowej - wspomniany FryderykII Wielki nie znosił niemczyzny.Niemcy od czasów reformacji były wręcz rozsadnikiem bizantyjskości.Zdaniem Konecznego, załamanie się czeskiej tożsamości w XVII wieku byłowynikiem tyleż klęski pod Białą Górą, co ostatecznym skutkiem bizantynizacjiCzech, płynącej do tego kraju z Niemiec. Czesi utracili swą samoświadomośćnarodową i na dobre uwikłali się w wewnątrzniemieckie konflikty politycznei religijne. Podobnie w XVIII stuleciu niemieccy urzędnicy, wojskowi, inżynierowie,wreszcie carskie małżonki trwale zbizantynizowali Rosję - proces tenzapoczątkował Piotr Wielki. Dotychczas bowiem kraj ten raczej związany byłz azjatycką cywilizacją turańską, utrwaloną na Rusi jeszcze w średniowieczuprzez Mongołów. Niemcy nie tylko zbudowali w Rosji nowoczesną machinębiurokratyczną, lecz także wprowadzili nie znaną dotychczas instytucję - AkademięNauk - produkt uczoności bizantyjskiej w Niemczech".U źródeł niemieckiego nacjonalizmuKoneczny bardzo długo nie dostrzega w Niemczech idei narodowej - dopierookres wojen napoleońskich przynosi ze sobą rozbudzenie tej świadomościwśród Niemców. Przy czym nabiera ono wyjątkowych niemieckichcech, wynikających z utrwalonych pojęć bizantyjskich.Nacjonalizm niemiecki jest bowiem pojęciem wtórnym względem statolatrii- ubóstwienia państwa obecnego choćby w Prusach już w XVIII stuleciu.Idea narodowa wyradza się w prusactwo, czy też w pruską ideologię państwową.Nie osłabia też ona bizantynizmu - wręcz przeciwnie — wzmacnia go.Naród bowiem w myśl tej koncepcji nie staje się podstawą dla państwa, lecz34F R O N D A 1 7 / 1 8


jest jedynie produktem działalności państwowej. Koneczny jednoznacznieodrzuca tą pruską koncepcję twierdząc, że w takim razie w dobie rozbicia Niemiecna kilka państw musiałoby istnieć kilka narodów niemieckich, co jestprzecież absurdem. Jego zdaniem więc niemieckie poczucie narodowe - samow sobie ułomne - będzie wykorzystywane przez najbliższe dziesięciolecia dlaosiągnięcia doraźnych celów politycznych przez państwo pruskie.Niemiecka myśl filozoficzna przełomu XVIII i XIX wieku z jej czołowymiprzedstawicielami — Immanuelem Kantem, Johannem Gotliebem Fichtemczy Georgiem Heglem na czele — jednoznacznie utrwalała system pojęćwłaściwy pruskiemu bizantynizmowi.Kant zapoczątkował właśnie niemiecką statolatrię, twierdził bowiem, żejednostka powinna oddać się państwu. Kultywował kolektywizm charakterystycznydla cywilizacji bizantyjskiej, uważając, że cechy rozwijają się niew jednostce, lecz gatunku jako całości. Współuczestniczył także w tworzeniuspecyficznej niemieckiej antropologii, która eksponując cechy biologicznestarała się przekonać Niemców o ich szczególnym wybraństwie (np. w pracy„Różne rasy ludzkie").Także u Hegla jednostka musi być podporządkowana państwu, państwobowiem jest najwyższym wykwitem ducha ludzkiego. Hegel nie rozumiał ideisamorządu - stany były u niego jedynie pośrednikiem między rządem a narodem.Autor „Fenomenologii ducha" zaczął też kultywować niemieckie poczuciewybraństwa, zaczerpnięte już z innego ładu cywilizacyjnego - żydowskiego.Niemcy są twórcami najdoskonalszego ludzkiego tworu - państwadoskonałego. U tego myśliciela „duch germański" jest „duchem nowegoświata". Łączy to z apoteozą państwa pruskiego jako najdoskonalszego produktuBożej mądrości. 20Fichte posługiwał się wyobrażeniami właściwymi cywilizacji bizantyjskiej.Był zwolennikiem omnipotencji państwa i charakterystycznego dla bizantynizmumonizmu prawa publicznego - żądał np. kontrolowania przezpaństwo aktywności zawodowej ludności. Wyraźnie skłaniał się ku rozwiązaniomkolektywistycznym, a nawet posuwał się dalej, gdy postulował monopolpaństwa w dziedzinie handlu zagranicznego oraz własności ziemi i kopalin,co jest charakterystyczne z jednej strony dla cywilizacji turańskiej,z drugiej zaś dla socjalizmu, który przez Konecznego pojmowany był jakokultura (sic!) cywilizacji żydowskiej. 21ZIMA- 1 99935


Niemiecka myśl filozoficzna świadczyła, że „niemiecki bizantynizm jestprawym bizantynizmem - kroczy z książką w ręku". Filozofia i nowa gałąźwiedzy - antropologia - zostały zaprzęgnięte w służbie państwa, tworząc wizjęhistoriozoficzną apoteozującą Prusy. Niemiecka nauka kojarzyła się Konecznemuz odrzucanymi przezeń metodami - z aprioryzmem, medytacyjnością,dedukcyjnością, charakterystycznymi dla filozofii idealistycznej.Kultura niemiecko-bizantyjska była, zdaniem Feliksa Konecznego, najwyższymosiągnięciem rozwoju cywilizacji bizantyjskiej, zaś szczytowy etapjej rozwoju przypadał na działalność kanclerza Otto von Bismarcka. Jednocześniejednak Koneczny twierdził, iż w Europie, a więc także w Niemczech,utrwalił się stan mieszanki cywilizacyjnej, który nieuchronnie, prędzej czypóźniej, prowadzić musi do rozkładu cywilizacyjnego bądź zwycięstwa jednejze zmieszanych cywilizacji - raczej niższej.Żadna z zasadniczych stron konfliktu ideowego w XIX wieku nie prezentowałaczystości cywilizacyjnej. Liberalizm XIX-wieczny opowiadał się przeciwreligii, a więc w konsekwencji przeciw poddaniu życia publicznego osądowietycznemu. Preferując indywidualizm, walcząc z organizmamipośrednimi, dążył do poddania jednostki bezpośrednio państwu, a przy tymdecydował się na maksymalne rozszerzenie zakresu ingerencji państwa.Z drugiej strony tzw. reakcjoniści, np. austriacki kanclerz Metternich, którykontynuował bizantyjskie tradycje józefinizmu oraz kontroli państwa nad sferąreligijną. W środowisku tym upodobano sobie też termin „racja stanu" - bizantyjskize swej istoty, świadczący o prymacie państwa nad społeczeństwem.Zdobywające w XIX stuleciu popularność pojęcia, takie jak konstytucjonalizmi parlamentaryzm, były ideami zaczerpniętymi z dorobku cywilizacjiłacińskiej, stawiającej na podmiotowość społeczeństwa, jednak w warunkachniemieckich były neutralizowane przez centralizm i biurokrację 22 .Koneczny przeanalizował też inne zjawiska towarzyszące niemieckiemużyciu intelektualnemu w XIX stuleciu. Dostrzegał np. szerzenie się wpływówcywilizacji żydowskiej, która stopniowo zaczęła oddziaływać napojęcia niemieckie. Inteligencja żydowska masowo asymilując się przemycaławłasne pierwiastki cywilizacyjne. Odegrała znaczącą rolęw wypadkach Wiosny Ludów, następnie zaś oddziaływałana niemiecki liberalizm, np. Lasker byłprzywódcą stronnictwa narodowo-libe-F R O N D A 1 7 / 1 8


alnego. Drugim kanałem oddziaływania był socjalizm, prąd wywodzący sięz cywilizacji żydowskiej, zdecydowanie wrogi cywilizacji łacińskiej. 23Jednak wszystkie te wpływy nie ograniczały jeszcze roli cywilizacji bizantyjskiejw Niemczech, która dopiero osiągała szczyty rozwoju. Polityka Ottonavon Bismarcka, nazwana została przez Konecznego „arcydziełem bizantynizmu",on sam zaś „największym bizantyńcem w historii".Prusy dominujące w Rzeszy stały się bowiem, zwłaszcza w drugiej połowieXIX wieku, motorem zjednoczenia politycznego państw niemieckich, zaśBismarck właśnie w tym okresie był przez kilkadziesiąt lat kierownikiem politykipruskiej. W działalności kanclerza Prus, a następnie Rzeszy, dominowaływątki bizantyjskie, np. przekonanie o prymacie siły nad prawem czy teżpróba sterowania przez państwo zagadnieniami religijnymi (wyrażonaw ostatecznym zaprowadzeniu unii luterańsko-kalwińskiej). Utrwalił onw świadomości niemieckiej zbitkę, iż to pruska statolatria - bizantyjskie pojęcieo państwie - jest warunkiem prawowiernej niemieckości.Bismarck zajmował stanowisko zdecydowanie antykatolickie, przy czymsięgał właśnie do instrumentów politycznych, by katolicyzm w Rzeszy osłabić.Nie chodzi już tylko o osławiony Kulturkampf. Wystarczy przypomniećchoćby fakt, iż był on protektorem tzw. starokatolicyzmu - rozłamu wśródkatolików niemieckich na tle nieuznawania dogmatu o nieomylności papieżaw sprawach wiary i moralności, przyjętego na Soborze Watykańskim I.Zręczne zabiegi Bismarcka, zwłaszcza szczęśliwe wojny - w 1866 r. z Austriąi w 1870 r. z Francją — doprowadziły do dalszej ekspansji bizantynizmu.Niemieccy katolicy, u których poczucie narodowe nabrało trwale bizantyjskichkształtów, także w sferze religijnej zaczęli się bizantynizować.Nacjonalizm niemiecki i związany z nim antypolonizm nie miały, zdaniemFeliksa Konecznego, podłoża narodowego, lecz wyłącznie państwowe -decydowała tu wyłącznie lojalność względem państwa.Żelazny kanclerz utrwalił w Niemczech i narzucił większości Europyprzekonanie o wszechstronnych obowiązkach państwa, np. państwowy systememerytalny został po raz pierwszy wprowadzony w Niemczech Bismarcka.Normą stało się państwo ściśle zbiurokratyzowane i scentralizowane,które stanowiło dla wielu współczesnych wzór cywilizacyjny, np. dlaAustrii Habsburgów. Wprawdzie została ona wyeliminowana z walki o przywództwow Rzeszy, jednak w jej stosunkach wewnętrznych utrwaliła się ten-Z I M A - 1 9 9 937


dencja germanizacyjna, podyktowana właśnie państwowym bizantynizmem,dążącym do ujednolicenia państwa 24 .Szczyt cywilizacji bizantyjskiej w Niemczech był jednocześnie początkiemjej końca. Jak podkreślał Koneczny, zaczęły trawić ją, powodujące rozkładtej cywilizacji, wpływy żydowskie, a nawet pogańskie.Nauka niemiecka, zwłaszcza szczególnie nie lubiana przez Konecznegoantropologia 25 , pełniła rolę służebną wobec niemieckiego bizantynizmu,utrwalając właściwe mu pojęcia o życiu zbiorowym. Z drugiej jednak stronypojawiały się tu pierwsze symptomy degeneracji tej formuły cywilizacyjnej.Fryderyk Nietzche propagował np. bizantyjski kult siły, który jednak przeradzałsię w pogańskie utożsamienie siły z moralnością, czego bizantynizmunikał 26 .Można też dodać, że zgodnie z siatką pojęciową Konecznego, podział stosowanyprzez Nietzchego - na „podludzi" i „nadludzi" — ma w sobie cośz poczucia wybraństwa, charakterystycznego dla cywilizacji żydowskiej.Wśród intelektualistów niemieckich końca XIX stulecia nie tylko jednakautor „Tako rzecze Zaratustra" utrwalał ową dziwną mieszankę wpływów cywilizacyjnych.Oswald Spengler propagował bowiem bizantynizm, opowiadającsię za prymatem politycznym Prus, przy jednoczesnym duchowympierwszeństwie prawosławia w wydaniu Dostojewskiego. Jednocześnie jednakautor ten proponował w pełni biologiczne spojrzenie na dzieje, np. miłośćbliźniego utożsamiał z dbałością o czystość rasy, zaś w etyce opowiadałsię za zniesieniem monogamii dla maksymalizacji przyrostu naturalnego. Byłto, w myśl konstatacji Konecznego, skutek oddziaływania cywilizacji żydowskiejoraz pogaństwa 27 .W ten sposób w przededniu I wojny światowej Niemcy z jednej stronyzdominowane były przez bizantyjskie Prusy, które doprowadziły do szczytupotęgi i wpływu kulturę niemiecko-bizantyjską, z drugiej zaś — rozpoczął sięrozkład tego porządku, infiltrowanego przez pojęcia zupełnie niechrześcijańskie- żydowskie i pogańskie. Już wówczas Niemcy zarazili się teorią „Bożegowybraństwa". Judaizacja Niemiec miała też swój wymiar polityczny -Niemcy wspierali dążenia Żydów do utworzenia własnego państwa, zaś Żydzi,którzy już wcześniej byli często, np. w zaborze pruskim, aktywnym elementemgermanizującym, popierali ambicje Niemiec. 28Niewiele pod tym względem paradoksalnie zmieniła, zdaniem autora38F R O N D A 1 7 / 1 8


„Cywilizacji bizantyjskiej", klęska Niemiec w wojnie. Traktat wersalski złamałNiemcy, natomiast nie naruszył pruskiego kośćca. Wręcz przeciwnie —poczucie klęski wzmocniło tylko pozycję bizantyjskich Prus.Z czasem jednak rozkład bizantynizmu, ściśle powiązany z upadkiemniemieckiego protestantyzmu, zaczął pogłębiać się. Bizantynizm sprzyjał bowiemdotychczas postawom w zasadzie areligijnym, poddając religię kontroliwładzy świeckiej. Po wojnie dużą popularność zdobyły sobie tendencje neopogańskie,związane z „mitem rasy i krwi". Prekursorem tego rodzajumyślenia był jeszcze w XIX wieku Georg von Schoenerer w Austrii. Po I wojnieświatowej zaczęły mnożyć się w Niemczech sekty neopogańskie, wśródnich teozofia i antropozofia Rudolfa Steinera 29 . Ukoronowaniem tych tendencjibyły neopogańskie sympatie elit III Rzeszy. O tym, że było to zjawiskorozpowszechnione, świadczy fakt, iż poszukiwaniom mistycznym oddawalisię m.in. marszałek Ludendorff czy szef SS Heinrich Himmler.Wraz z przyspieszonym rozpadem bizantynizmu nastąpił w Niemczech -jak to określił Koneczny — delirium maximum, czyli stan kompletnej mieszankicywilizacyjnej. Polski naukowiec dopatrywał się wpływu na Niemcy nawetpierwiastków buddyjskich.Hitlerowska mieszanina.Najniebezpieczniejszym produktem takiej mieszanki cywilizacyjnej był hitleryzm.Pojawienie się nazizmu stanowiło bowiem etap rozkładu niemieckiegobizantynizmu, pod wpływem nacisku niższej cywilizacji - żydowskiej. Hitleryzmto „prusactwo bez protestantyzmu", jak zauważał Feliks Koneczny. 30Stan kultury niemieckiej, która wydała z siebie narodowy socjalizm nazywałKoneczny delirium maximum. Nie można inaczej określić stanu, w którym- argumentował - najwięksi antysemici opierają się na cywilizacyjnych wzorachżydowskich (sic!), a programowi antybolszewicy stosują metody charakterystycznedla komunizmu.Najbardziej oryginalne są obserwacje, jakie Koneczny snuje na temat wzajemnychpodobieństw kulturalnych między cywilizacją żydowską a nazizmem.U Hitlera dostrzega tylko antysemityzm formalny, tzn. nienawiść do samych Żydówprzy jednoczesnej akceptacji form ich kultury. Poczucie wybraństwa wyrażającesię w pojęciu Herremolk i ambicji panowania nad światem, dwojaka etykaZIMA- 1 9 9 939


- odmienna wobec swoich i wobec obcych, czywreszcie kreowanie religii narodowej (w niemieckimprzypadku neopogaństwa) zwróconej przeciwko chrześcijaństwu- te zjawiska pochodziły właśnie z cywilizacji żydowskiej.Autor „Cywilizacji żydowskiej" twierdził nawet, że w czasie II wojnyświatowej Niemcy w zupełnie arbitralnym traktowaniu podbitych terytoriówzbliżali się do wskazań Talmudu, łącząc jego wątki etyczne z zaborczością odziedziczonąpo poprzednich pokoleniach niemieckich nacjonalistów.Te nowe prądy religijne propagowane przez narodowych socjalistów, czyto neopogaństwo, czy próby tworzenia kościoła narodowego na bazie protestantyzmu- Deutsche Christen, Koneczny uznawał raczej za śmieszne usiłowania,kryjące za sobą w gruncie rzeczy antychrześcijański nihilizm. 3 'Pod wieloma względami jednak niemieccy narodowi socjaliści przewyższyliŻydów, np. troszcząc się o „jakość" swej rasy, zaprowadzili zasady „racjonalnejhodowli" ludzkich egzemplarzy oraz straszliwą kazuistykę prawa,wyrażającą się niespotykaną liczbą nakazów i zakazów oraz znacznie większymutylitaryzmem, związanym z usunięciem charakterystycznej dla kulturyżydowskiej miłości do uczoności i wiedzy. Charakterystyczne dla hitleryzmubyło także oparcie państwa na stałym zakłamaniu - na okłamywaniuwłasnego społeczeństwa. 32W Trzeciej Rzeszy kontynuowane były także niektóre wątki bizantynizmu,np. kolektywizm w zaostrzonym wydaniu, mechanicyzm stosunkówspołecznych, „planowanie" gospodarcze czy aprioryzm rozumowań. Państwohitlerowskie było oparte wręcz na prowadzeniu permanentnej wojny ze społeczeństwem,mającej na celu nie tylko skrępowanie społeczeństwa jak w bizantynizmie,lecz wręcz jego unicestwienie. To dążenie - zdaniem Konecznego— jest kolejnym pokrewieństwem między nazistami a komunistami. 33Paradoksem dla polskiego historiozofa jest fakt, że tak spokrewnionyz cywilizacją żydowską nazizm oparł się na bardzo ostrym antysemityzmie.Intelektualiści hitlerowscy, np. Rosenberg i Spann dokonali ubóstwienia rasyniemieckiej - na tym tle skonfliktowali się z cywilizacją żydowską, od40F R O N D A 1 7 / 1 8


której zaczerpnęli wiele kategorii. W wizji Spanna np. państwo hitlerowskiema być omnipotentne i zbiurokratyzowane, poprzez system stanowy powinnościśle nadzorować społeczeństwo, kontrolować sferę religijną i wychowaniemłodego pokolenia. W dziedzinie etyki jej jedynym wyznacznikiem jestskuteczność. Rosenberg akceptował też wielożeństwo i zakwestionowałchrześcijańską koncepcję grzechu. 34Opis ustroju i funkcjonowania Trzeciej Rzeszy jest więc u Konecznegoostrzeżeniem przed degenerującą rolą mieszanek cywilizacyjnych - eksponująone bowiem ich najgorsze cechy. W przypadku Niemiec Hitlera bizantynizm,cywilizacja żydowska, socjalizm i elementy pogaństwa wydały z siebieefekt w postaci masowych zbrodni.Dzisiaj rzeczywiście bardzo dużo już wiemy na temat dziwacznej hybrydy,jaką jest państwo totalne. Typologia Konecznego wydaje się jednak odsłaniaćjeszcze kolejne perspektywy. Zauważmy, że Koneczny nie miał najmniejszychwątpliwości - pisząc niemal na gorąco i samemu obserwując praktykę funkcjonowaniatotalitaryzmów — co do pokrewieństwa między komunizmem a nazizmem.Zaskakujące są jego wnioski, że hitleryzm był produktem rozkładubizantynizmu pod wpływem pojęć pogańskich, ale także żydowskich. Możnajednak zastanawiać się np. nad wpływem pojęć turańskich, stosując terminologięKonecznego, na hitleryzm. Zauważmy oczywiste podobieństwo międzypozycją wodza w narodowym socjalizmie - uosobienia całej wspólnoty, któregowola jest źródłem prawa, a rolą wyznaczoną dla władcy w cywilizacji turańskiej.Można więc założyć, że są jeszcze elementy, które czekają na odkrycieprzy zastosowaniu metody zaproponowanej przez autora „Praw dziejowych".Niemcy powojenne w świetle teorii KonecznegoMożna też spróbować użyć kategorii teorii cywilizacji Konecznego doopisu historii Niemiec powojennych - sam autor tego nie zrobił, gdyż niezdążył. Zmarł w 1948 roku.Reformy kanclerza Konrada Adenauera, przywracające zróżnicowanie terytorialneNiemiec, ściśle scentralizowanej za czasów III Rzeszy, można by zaliczyćdo sukcesów cywilizacji łacińskiej. Myślę, że także pomysł WspólnotyEuropejskiej, skierowany przeciw etatyzmowi, oparty na organicznej wspólnociemiędzypaństwowej, był z gruntu łaciński.Z I M A 199941


Kontynuując wnioski Konecznego należy jednak zauważyć, że model łacińskizostał nałożony na rzeczywistość mieszanki cywilizacyjnej, w którejpostoświeceniowa bizantyjska koncepcja zbiurokratyzowanego i wszechkompetentnegopaństwa wraz z żydowskimi pojęciami socjalizmu oraz zrealizowanąantyłacińską koncepcją likwidacji organicznych samorządnychwspólnot pośrednich między państwem a jednostką oraz z nieufnością wobecwspólnoty narodowej jako najwyższej formy organizacji społeczeństwaw kulturze łacińskiego Zachodu - sprawiły, iż rzeczywistość Niemiec współczesnych,podobnie jak innych państw europejskich, staje się zupełnieodmienna i wykrzywia pojęcia zaczerpnięte z dziedzictwa cywilizacji łacińskiej.Podobnie jak w XIX wieku wypaczony został parlamentaryzm.Dzisiejsze Niemcy wydają się być więc nadal zdominowane przez pojęciawłaściwe nie-łacińskim formom cywilizacyjnym - państwo kontynuuje dobrebismarckowsko-bizantyjskie wzorce ingerencji we wszelkie sfery życia, Kościółrugowany już nie tylko ze sfery publicznej, lecz także prywatnej, utrzymujesię z podatku płaconego przez obywateli, pełni więc funkcję urzędu.Do tego dochodzi socjalistyczne podejście do funkcji ekonomicznychpaństwa. Z cywilizacji żydowskiej zaczerpnięty został także czysto proceduralnystosunek do prawa, uznający, że formalne wykonywanie przepisów,przy zupełnym lekceważeniu kryjącej się za nimi treści, jest wystarczającymsprawdzianem standardów ustrojowych.Obserwując działalność niemieckiego parlamentu można posądzić tę instytucję- jest to zresztą schorzenie powszechne w naszym kręgu cywilizacyjnym- o szerzenie wzorców turańszczyzny. Wola każdorazowo obdarzonegowładzą składu parlamentu w każdej sferze jest bez zastrzeżeń uznawanaza obowiązujące prawo.Można też zauważyć elementy wpływów neopogańskich, wyrażających sięzarówno we wspomnianej już marginalizacji Kościoła, jak i w ubóstwieniuprzyrody wyrażanym przez bardzo silne w Niemczech tendencje ekologiczne,.W Niemczech współczesnych, podobnie jak w innych krajach zachodniejEuropy, następuje też erozja podstawowych norm moralnych. Etyka zostaławłaściwie wyeliminowana z życia publicznego. Wspomnijmy, że obecny kanclerz,jak i minister spraw zagranicznych Niemiec aktywnie praktykują wielożeństwo(według standardów cywilizacji łacińskiej rozwód i powtórne małżeństwojest równoznaczne z bigamią).42F R O N D A 1 7 / 1 8


Ta sytuacja cywilizacyjna w Niemczechnie pozostaje bez znaczenia dla całego kontynentueuropejskiego, jeśli weźmiemy pod uwagę przewodniąrolę, jaką pełnią Niemcy w Unii Europejskiej - symbolicznymświadectwem jest obecność wspólnego banku emisyjnegoUnii Europejskiej we Frankfurcie nad Menem. Szczególnie istotne jest to,że taka mieszanka kulturowa oddziałuje na Polskę, przede wszystkim ze względuna to, że Niemcy są powszechnie uznawane w Polsce jako wzorzec standardówcywilizacyjnych, zwłaszcza na zachodnich terenach naszego kraju.Niemcy czyli klasyczna mieszanka.Podsumowując wizję dziejów Niemiec w twórczości Feliksa Konecznegooddajmy jeszcze raz glos autorowi: „Przykładem rozdwojenia cywilizacyjnegojest stała historia Niemiec. Tam bizantyjska cywilizacja zmagała się z łacińskąod czasów Ottonów. Spory cesarstwa z papiestwem były w istocie rzeczywalkami dwóch cywilizacji. Łacińska wzięła górę w okresie tzw.'bezkrólewia niemieckiego' i aż do drugiej połowy XIV wieku zmagała sięwychodząc przynajmniej obronną ręką. Przeważyły jednak szalę na rzecz bizantynizmutrzy czynniki historyczne: Zakon Krzyżacki, protestantyzm niemiecki...i wreszcie pruska ideologia państwowa. Kultura bizantyjsko-niemieckaostatecznie zwyciężyła dokonując sprusaczenia całych Niemiec." 35Wzięła górę, jak twierdzi, bizantyjska niższość. Dodajmy do tego, że późniejzaobserwował Koneczny rozkład bizantynizmu pod wpływem niższych formcywilizacyjnych, a i dzisiejsza sytuacja Niemiec kwalifikuje się, by uznać je zaspecyficzną, zapewne mniej krwiożerczą niż hitleryzm, formę mieszanki cywilizacyjnej.Nie tylko w Niemczech, lecz i w całej Europie, niestety nadal żyjemy,jak to zauważył Koneczny, w czasach delirium maximum.Jakie więc mogą być skutki takiego przedłużającego się stanu cywilizacyjnejniespójności? Jest to hamulec rozwoju, groźba - podkreśla Koneczny - dla społeczeństwa,brak w nim bowiem pewności co do zasad własnego funkcjonowania.Zmusza to do sięgania po mechaniczne sposoby organizacji społeczeństwaZIMA- 1 9 9 943


- dzisiaj jest to proceduralna demokracja — a przy tym otwiera się pole do rozmaitychspołecznych eksperymentów, takich jak np. próba stworzenia społeczeństwaotwartego. W takiej atmosferze społecznej wykształcony zostaje,w opinii autora „Praw dziejowych", typ człowieka zmaterializowanego, pozbawionegohartu ducha. Albo zaciera się u niego świadomość granic dobra i zła,nie przywiązuje się on do czegokolwiek i ulega frustracji, albo brakuje mu wolii ulega emocjonalnym, chwilowym impulsom. Nie jest zdolny do wytworzenia„kultury czynu", tzn. cywilizacja przestaje być twórczą. 36Można postawić pytanie, czy wizja ta jest prawdziwa. Powstaje wrażenie,że stara się ona nagiąć skomplikowane dzieje kraju do potrzeb ogólnej teoriicywilizacyjnej, zaproponowanej przez Konecznego. Dokładnie wbrew składanymprzezeń deklaracjom co do zastosowanej metody, Koneczny ucieka się doznacznych nieraz uproszczeń, nie tłumaczy np. dlaczego protestantyzm niemieckijest szczególnym podglebiem bizantynizmu, podczas gdy sprotestantyzowanaAnglia miałaby być ostoją cywilizacji łacińskiej. Albo dlaczego socjalizm,będący raczej zjawiskiem ideowym, miałby zostać uznany za osobnąkulturę w ramach cywilizacji żydowskiej? Na te pytania Koneczny nie odpowiada.To, co sprawnie opisuje wizję dziejów Niemiec zwłaszcza w średniowieczu,nie jest równie przekonujące w odniesieniu do epok nam bliższych, niejest bowiem dość dokładnie wyjaśniona przez autora „Praw dziejowych" drogaoddziaływania pewnych przemian cywilizacyjnych w Niemczech, np. szerzeniesię wpływów pogańskich i żydowskich w XX wieku. Ustalenia Konecznegomają więc niekiedy bardziej mechaniczny charakter.Nie zmienia to jednak faktu, że Koneczny prześledził ewolucję kilku ważnychzagadnień w kulturze niemieckiej - stosunku państwa do religii, etykido polityki, znaczenia idealizmu politycznego. Zauważył odrębność kulturowąNiemiec na mapie cywilizacji europejskiej i starał się tę odmienność wyjaśnić,prezentując np. ciekawe refleksje na temat protestantyzmu, szczególnegoznaczenia państwa w kulturze niemieckiej, specyfiki niemieckiegonacjonalizmu czy hitleryzmu.Pożytki z KonecznegoCzy należy więc podchodzić do dorobku Konecznego jak do spełniającegosię proroctwa? Na pewno nie, zwłaszcza, że sam autor z pewnością by sobie44F R O N D A 1 7 / 1 8


tego nie życzył. Jego próba określenia praw dziejowych - zasad uniwersalnych,do których doszedł drogą indukcji, takich jak np. określenie, że niższość cywilizacyjnazwykle bierze górę w starciu z cywilizacją bardziej rozwiniętą, że mieszankicywilizacyjne są skazane na zagładę i to w dość krótkim czasie, ma jednakpewne cechy medytacyjności i aprioryzmu, gdyż droga indukcyjną nie możnadojść do zasad ogólnie obowiązujących, a jedynie uprawdopodobnić pewnetwierdzenia. Weźmy przykład twierdzenia, że mieszanki cywilizacyjne majątendencje do autodestrukcji - Niemcy trwają jednak w stanie przemieszaniacywilizacyjnego co najmniej pięć wieków, a mimo to wciąż istnieją. Można natomiastrzeczywiście dopatrzyć się zgubnych skutków tych niekonsekwencjicywilizacyjnych, np. w wyradzaniu się ustrojów. Podobnie katalog podstawowychkategorii używanych przez Konecznego wydaje się dość aprioryczny. Jestoczywiste, że piękno, dobro, prawda czy dobrobyt są to zagadnienia o dużymznaczeniu, może nawet zasadniczym, jednak nie można być do końca przekonanym,że została już wyczerpana lista tych zjawisk-kluczy. Nie zostało też wyjaśnione,czy rzeczywiście nie mieliśmy do czynienia z wykształceniem się nowychform cywilizacyjnych po epoce wczesnego średniowiecza.Nie wszystkie szczegółowe ustalenia Konecznego potwierdza współczesnystan wiedzy. Warto natomiast zastosować zaproponowaną przez niegosiatkę pojęciową, gdyż niewiele straciła na użyteczności. Można się nią posługiwaćz powodzeniem, gdyż nadal - przynajmniej w pewnym zakresie -tłumaczy i porządkuje rzeczywistość, w której żyjemy.Feliks Koneczny stworzył system, mający w sposób uniwersalny tłumaczyćzjawiska historyczne. Nawet jeśli odrzucimy sam system - a są po temuprzesłanki - nie powinniśmy lekceważyć obserwacji Konecznego i pojęć,którymi się zajmował, gdyż są one rzeczywiście ważne dla życia społecznego.Obserwacja, że rugowanie katolicyzmu z życia publicznego przyczynia siędo obniżenia poziomu tego ostatniego, badanie oddziaływania etyki na życiepubliczne, analiza systemu prawnego społeczeństw jako źródła informacji natemat kultury danej społeczności, znaczenie samoorganizacji społeczeństwa,w tym istnienie samorządu w życiu publicznym, szczególne znaczenie normreligijnych jako regulatorów życia zbiorowego - długo można mnożyć przykładycennych spostrzeżeń, jakie wynikają z lektury Konecznego.Jego koncepcje wciąż odżywają. Na przykład jeden z wybitnych politologówamerykańskich, Samuel R Huntington, zastosował w swej opublikowa-ZIMA- 1 9 9 945


nej niedawno pracy „Zderzenie cywilizacji"" metodę Konecznego - podzieli!świat na cywilizacje, uznając za nadrzędny w nich czynnik religię. Koncepcjasię więc nie zdezaktualizowała. Możemy śmielej sięgać po Konecznego, gdyżjego praca domaga się krytycznej analizy i w pewnej mierze kontynuacji -przynajmniej próby poważnego opisu współczesności z zastosowaniem jegokategorii, choć zapewne nieco już zmodyfikowanych.PAWEŁ SKIBIŃSKI1 Najpełniejsze informacje biograficzne na temat Konecznego można znaleźć w: J. Bartyzel, „Wprowadzenie",w: Feliks Koneczny, „Święci w dziejach narodu polskiego", Warszawa/Struga-Kraków1988; T.S. Grabowski, Życiorys Feliksa Konecznego 1 XI 1862-10 II 1949, Kwartalnik Historyczny,LVII, 1949; Poprawki wnuka prof. Konecznego do życiorysu pióra T.S. Grabowskiego,w: F. Koneczny, „O ład w historii", Warszawa-Struga 1991, s. 161-169;2 Założenia tej teorii zostały wyłożone w kilku pracach Konecznego - po pierwsze w „O wielościcywilizacji", Kraków 1935, następnie w „Prawach dziejowych", wydanych dopiero w prawie 40lat po śmierci autora przez Instytut im. Romana Dmowskiego w Londynie w 1982 roku (tomy1-3). Syntetyczny skrót tych teorii znajduje się we wstępach do innych dzieł Feliksa Konecznego- m.in. do „Państwo i prawo w cywilizacji łacińskiej." - pierwsze poprawione i pełne wydanieKomorów 1997, czy też „O lad w historii", wyd. I, Londyn 1977.3„ Państwo i prawo..", s. 8.4 „Państwo i prawo...", s. 9; „Prawa dziejowe", t. 2, s. 180; „Cywilizacja bizantyjska", Warszawa1997, s. 173; „O wielości...", s. 307.5 „Prawa dziejowe", t. 2, s. 180;6 Na temat zasad jakie rządzą relacjami miedzy cywilizacjami - praw dziejowych - por. „Prawadziejowe", a także „O lad...".7 „Prawa dziejowe", t. 2, s. 164; „Cywilizacja bizantyjska", s. 143, 179, 244.8 „Cywilizacja bizantyjska", s.216-31;9 „Cywilizacja bizantyjska", s.237-247;10 „Cywilizacja bizantyjska", s.250-272;11 „Cywilizacja bizantyjska", s.255-75; „Prawa dziejowe", t. 2, 184;12 „Cywilizacja bizantyjska", s.282;13 „Cywilizacja bizantyjska", s.262-98;14 „Prawa dziejowe", t. 2, s. 174.15 „Cywilizacja bizantyjska", s.296-310; „Prawa dziejowe", t.2, s. 144; „Państwo i prawo...", s. 105;16 „Cywilizacja bizantyjska", s. 302;17 „Cywilizacja bizantyjska", s.328; „Prawa dziejowe", t. 2, s. 174, t.3, s. 16;18 „Cywilizacja bizantyjska", s.346-49; „Prawa dziejowe", t. 2 s. 147;19 „Prawa dziejowe", t. 2, s. 154-55; „Cywilizacja bizantyjska", s. 340; Obserwacje Konecznego naten temat potwierdza np. współczesna praca Richarda Pipesa „Rosja carów", Warszawa 1987.20 „Cywilizacja bizantyjska", s.355-65; „Prawa dziejowe", t. 2, s. 101;21 „Cywilizacja bizantyjska", s.354-57; na temat socjalizmu por. „O lad...", s. 14;22 „Cywilizacja bizantyjska", s.357-63;23 „Cywilizacja bizantyjska", s.363; „Cywilizacja żydowska", s.236;46F R O N D A 1 7 / 1 8


24 „Cywilizacja bizantyjska", s.376; „Prawa dziejowe", t. 2, s. 174;25 Koneczny ośmiesza tę naukę wskazując np., że traktuje ona poważnie wywody, iż renesans bytdziełem Niemców („Cywilizacja bizantyjska", s.370). Uznaje ją jedynie za instrument w rękachniemieckich elit.26 „Cywilizacja bizantyjska", s.379, 394;27 „Cywilizacja bizantyjska", s.370;28 „Cywilizacja żydowska", s.234-36, 354-55; „Cywilizacja bizantyjska", s.394;29 „Cywilizacja bizantyjska", s.379, 390-94;30 „Prawa dziejowe", t. 2, s.150.31 „Cywilizacja żydowska", s.362-65,393; „Prawa dziejowe", t. 2, s.154, 181 oraz t.3, s. 41.32 „Państwo i prawo...", s. 128;33 „Cywilizacja żydowska", s. 393;34 „Cywilizacja bizantyjska", s.397;35 „Państwo i prawo...", s. 10.36 Por. „Prawa dziejowe", t.2, s. 154-161;37 S.R Huntington, „Zderzenie cywilizacji", Warszawa 1998.


Reformację należy rozpatrywać jako kryzys rozumuw obliczu końca. Do depozytu nowożytności złożyłaona trzy elementy. Nienawiść do rozumu, upadek wiaryw człowieka oraz dążenie do totalnych rozwiązańw obliczu końca.APRKALIPSAZUMUczyliniemieckie narodzinynowożytnościRzym 2 i 1/2Zjednoczona Europa roku 1000 nosiła nazwę Święte Cesarstwo Rzymskie.Obejmowało ono tereny od Pirenejów po granice państwa BolesławaChrobrego. „Rzymów" w historii Europy zawsze było pod dostatkiem, choćsamozwańcze cesarstwa spotykał smutny koniec. Tak też stało się z CesarstwemNiemieckim, którego powolna degrengolada trwała już od XII wieku,a następne stulecia upłynęły pod znakiem rządów czeskiej dynastii, co dobitnieświadczy o upadku sił witalnych germańskiego świata. W końcu XV wiekuz niemieckiego dominium pozostał wspaniały tytuł, który przetrwał doroku 1806.Niezależnie od siły politycznej „Świętego Cesarstwa Rzymskiego NaroduNiemieckiego" (nazwa ta zaczęła obowiązywać od czasu uchwały kolońskiejw 1512 r.) średniowiecze ukształtowane zostało przez krąg kultury romań-48F R O N D A 1 7 / 1 8


skiej. Chrzest władcy Franków Chlodwiga i powstanie państwa Karola Wielkiegomiały decydujący wpływ na formowanie średniowiecznego świata. Jegocentrum był Paryż — największy ośrodek uniwersytecki oraz Rzym —stolica łacińskiego uniwersum. Świat romański zainicjował krucjaty, renesans,wielkie odkrycia geograficzne, kolonizacje... Niemcy były cywilizacjądla książąt polskich, czeskich czy węgierskich, ale dla Francji, Hiszpaniii rozsypanych państewek włoskich, stanowiły peryferium.Politycznie, gospodarczo i kulturalnie krąg niemieckojęzyczny pozostałna europejskim marginesie, aż do XVIII wieku. Był to właściwe „pas peryferiów"przecinający na pół środek Europy, natomiast „centra" przewędrowałyna skraj kontynentu, na zachód — do Hiszpanii i na wschód — do państwapolsko-litewskiego.Rozdrobnione państewka niemieckie wkroczyły jednak w nowożytnośćz atutem o wiele większym niż potęga polityczna czy gospodarcza — stały sięcentrum fermentu religijnego. Geneza duchowa protestantyzmu jest zarazemgenezą duchową nowożytności, a Niemcy — kolebka reformacji — stałysię kolebką nowożytności.Religia jako kryzys rozumuReligia jako kryzys rozumu — tak można określić doktrynalnąosnowę protestantyzmu. W augustiańskim seminarium Luterotrzymał precyzyjny wykład nominalizmu. Nominalizm wyłoniłsię z rozkładu scholastyki jako radykalny ruch sceptyczny. Rozbudowanyprzez nominalistów aparat pojęciowy często przesłanianam tą podstawową cechę tego trendu myślowego.Sceptycyzm nominalistów sprowadzał się do wiary w niemożnośćwprowadzenia pojęć ogólnych. Nie możemy mówić o człowieku czypsie w ogóle, możemy mówić np. tylko o Albinie Siwaku jako tymkonkretnym człowieku albo o Szariku jako tym konkretnym psie. Jeżeli sensowneużycie pojęć ogólnych jest niemożliwe, to rozum nie jest w stanie dostarczyćżadnych pewnych i sensowych odpowiedzi na pytania o całość wszechświata.Seminarium duchowne wpoiło Lutrowi nominalistyczny sceptycyzm,który przemienił się w radykalną niechęć do rozumu. Ojciec reformacji byłzdeklarowanym nominalistą i mawiał: „Mój mistrz Ockham był największymZIMA- 1 9 9 949


dialektykiem". Dla Lutra scholastyczne ratio było narzędziem godnym pogardy,nie dawało pewnych rozwiązań. Nominalizm dowodził, że rozumna refleksjametafizyczna jest niemożliwa. Możliwe są tylko prawdy empiryczne, z teologicznegopunktu widzenia małe, chwiejne, ludzkie. Luter nie mógł ścierpiećwszystkiego, co ludzkie: odrzucił sakramenty, bo są za ludzkie; obaliłświętych, bo byli ludźmi; niszczył obrazy jako dzieła rąk ludzkich... Pierwszymkrokiem ku nowożytności było zatem odrzucenie rozumu. Epokę „racjonalizmu",czas „Rozumu" (przez duże R) otworzyła, paradoksalnie, gwałtownadeprecjacja możliwości rozumu.Lud Wybrany Narodu NiemieckiegoRuch protestancki był radykalnym ruchem eschatologicznym. Dlategopogardził rozumem i jego możliwościami. Czym bowiem jest miałkośćrozumowych rozwiązań wobec wieczności? Czym jest nędzaczłowieka wobec końca? Zbliżający się koniec wymaga radykalnychśrodków i pewnych rozwiązań, a ich źródłem może być tylko wiara.Początek XVI wieku jest czasem końca. Pojawiają się prorocyParuzji, w popularnym obiegu krąży niespotykana ilość broszurzwiastujących koniec świata. W tysiącach egzemplarzy powielanesą ryciny, na których bestia i szatani powstają przeciw człowiekowi.Wpływa to nie tylko na umysły „maluczkich". Teologowie i kaznodziejezaczynają ujmować rzeczywistość w kategoriach eschatologicznych. Apokalipsastaje się najchętniej czytaną i komentowaną księgą.W XVI wieku protestanccy uczeni w piśmie rozdają w apokaliptycznymspektaklu nowe role. Zakony stają się zastępami szatana, Rzym jest królestwemBestii, Papież antychrystem. Biblijnym ludem wybranym końca czasówstają się Niemcy. Naród niemiecki, naznaczony przez Boga, wydal z siebieprawdziwych obrońców wiary. Tak jak u początków Bóg wybrał Żydów,aby przygotowali drogę Mesjaszowi, tak u kresu Bóg powołał Niemcy, byutorowali powtórne Jego przyjście. Wybraństwo ludu niemieckiego, którypierwszy oparł się sile Rzymu, z biegiem czasu wrasta w protestantyzm.Z czasem sekty protestanckie doprowadziły do partykularyzacji tej konfesji,mit wybraństwa zamiast maleć nasilił się. Zjawisko „judaizacji" sekt protestanckichbyło tego najlepszym przykładem.50F R O N D A 1 7 / 1 8


O pewności, czyli eschatologiczny BlitzkriegOsiągnięcie pewności oznacza poszukiwanie rozwiązań totalnych.Odbywa się pod hasłem „powrotu do pierwotnych ideałów".Chodzi o odrzucenie wszystkiego, co niestałe, zmienne,płynne oraz o utorowanie pewnej, radykalnej drogi do Nieba.„Tylko przez Wiarę", „Tylko Pismo" — owo „tylko" najlepiej wyrażaprotestanckie poszukiwanie pewnej metody. „Tylko" oczyszczadrogę do Nieba ze wszystkiego, co na tej drodze stoi, oczyszczateż całe kulturowe pobocze i niszczy krajobraz sztuki.Niemiecka święta wojna z grzechem stała się eschatologicznym Blitzkriegiem.Wobec nadchodzącej Apokalipsy droga do Nieba musiała być oczyszczonajak najszybciej. Dlatego dla osiągnięcia pewności reformacja była gotowapoświęcić wszystko. Poświęciła jedność Kościoła, poświęciła rozum,poświęciła Tradycję. Pewność wymaga odrzucenia wszystkiego, co nie prowadzido Boga, nawet takich drobiazgów, jak kolorowe stroje genewskichmieszczek, których noszenia gmina kalwińska surowo zakazała. Protestantyzmstał się nieludzki, bo dla pewności osiągnięcia Zbawienia, był gotowypoświęcić wszystko, co ludzkie.Rozwój doktryny ukazał, że osiągnięcie pewności oznaczało zwrot kurozwiązaniu totalnemu. Było ono możliwe albo przez indywidualizację wiary,albo przez budowę na ziemi „Państwa Bożego". Projekt pierwszy miałcharakter pragmatyczny, jego realizacja nie wymagała rekonstrukcji fundamentuświata, tylko wewnętrzną przemianę siebie. Tą drogą poszedł FilipSpener i ruch pietystyczny. Ci, którzy uznali, że „wielkiego zegarmistrza" nieznajdzie się na dnie duszy, wzięli się za realizację drugiego projektu.Dziedzictwo niemieckiej reformacjiReformację należy rozpatrywać jako kryzys rozumu w obliczu końca.Do depozytu nowożytności złożyła ona trzy elementy. Nienawiść dorozumu, upadek wiary w człowieka oraz dążenie do totalnych rozwiązańw obliczu końca.Zdumiewające jest to, że protestancka nienawiść do rozumu pozostajeniedostrzeżona, a o tym, że ukształtowała ona „epokę postę-Z I M A 1 9 9 951


pu", nikt nawet nie śmie myśleć. Oświecenie powie, że Luter zracjonalizowałreligię, likwidując kult świętych, sakramenty, odpusty, że rozkuł kajdanymitu i zabobonu. Teza ta zbanalizowała się dziś już do podręcznikowego poziomu,a w jej „oczywistość" nikt nie wątpi.Tymczasem Luter jako filozof był sceptykiem i deprecjonował możliwościrozumu. Postrzegał go jako mierne narzędzie tymczasowych rozwiązań. Rozumnie mógł się mierzyć z Wiecznością, Bogiem i Zbawieniem. Podczas gdyśw. Jan od Krzyża w swoim wykładzie mistyki wskazywał na rolę rozumuw drodze na „górę Karmel", Luter pałał gwałtowną nienawiścią do rado.Nowoczesność przejęła tą nienawiść. Oświecenie było już uwolnione odrozumu, takiego jak rozumiała go klasyczna filozofia. Dla oświeconychw „rozumie" nie było już ludzkiego, rano przestało być władzą ludzką. Stałosię „Rozumem" — autonomiczną częścią wszechświata, przenikającą wszystkoideą, sternikiem postępu, a może samym postępem... Cokolwiek oświecenimówili o „Rozumie", nie miało to już związku z człowiekiem i jego władząsądzenia. „Rozum" wyzwolił się z ludzkiego umysłu i stał się samodzielnymbóstwem. „Rozum" pochłonął to wszystko, co oświecenie uznało zawartość pozytywną, po czym uległ mityzacji i deifikacji. Nowoczesnośćw pełni zaakceptowała to rozwiązanie.Drugim wielkim mitem nowoczesności jest jej rzekoma wielka wiaraw człowieka. Tymczasem ojcowie reformacji, oczyszczając drogę do Pana,odrzucili wszystko, co ludzkie. Jeśli Zbawienie przychodzi „tylko przez łaskę",wszystko, co ludzkie, jest Zbawieniu obce.Brak uznania dla tego, co ludzkie, podzielali też ojcowie oświecenia. Wystarczyspojrzeć, ile miejsca poświęcili kwestii motłochu (tak określali innychludzi — tych, którzy nie pijali kawy w salonach). Od Woltera po Robespierre'awszyscy zgadzali się, że motłoch należy dyscyplinować i tresować niczymdzikie zwierzę.O człowieku niewiele mówiono, jego miejsce zajęła ludzkość. Dehumanizującycharakter ludzkości nie tkwi w tym, że ludzkości nie ma, bo „niktjej nie widział idącej drogą", jak zwykł mawiać Joseph de Maistre. Jej nieludzkośćpolega na tym, że jest to projekt społeczeństwa i człowieka przyszłego.Człowiek jako taki, ten dzisiejszy, nie jest prawdziwie człowiekiem,dopiero się nim stanie. Cóż jest zatem warty? Jako taki nic. Jest natomiastukochany jako materiał na „nowego człowieka" — oto jego prawdziwa war-52F R O N D A 1 7 / 1 8


tość. Podobnie jak Luter, nowożytna mitologia nie wierzyła w możliwościczłowieka, jego przekształcenia miał dokonać transcendentny Rozum, Demiurg,Postęp etc. Żadna moc nigdy nie wynikała z samego człowieka.Ostatnim elementem, który reformacja złożyła do nowożytnego „depozytuwiary", było dążenie do totalnych rozwiązań. Całościowe rozstrzygnięcie wymagałobudowy nowego świata i nowej ludzkości, a nawet zmierzenia się z Bogiem.Od czasów reformacji nowożytni już nigdy nie zaakceptują jakichś półśrodków— jeżeli zmieniamy świat, to róbmy to szybko i do końca. Budujmy komunizm,Tysiącletnią Rzeszę, społeczeństwo otwarte. Koniec świata staje się wspólnymcelem, kierunek działaniom społecznym nadaje tylko i wyłącznie eschatologia.Myślenie w kategoriach eschatologicznych i dążenie do budowy „nowegowspaniałego świata" jest stosunkowo najlepiej zbadanym elementem myślenianowożytnego. Jak zauważył amerykański historyk Carl Becker, świeckie „PaństwoBoże" budowali nie tylko Lenin i Hitler, ale też Wolter z kolegami.Wiele napisano o eschatologicznym charakterze nowożytnych rewolucji.Opisując źródła tego zjawiska, Erie Voegelin wskazywał na średniowiecznągnozę Joachima z Fiore, by przejść do nowożytnej rewolucji purytańskiej.Tymczasem źródło nowożytnej eschatologicznej myśli totalnej bierze swójpoczątek w pismach Lutra i Kalwina. Reformacja nie tylko wyzwoliła pozostającena marginesie siły gnozy. Ukształtowała także ich eschatologicznycharakter oraz skłonność do poszukiwania totalnych i pewnych rozwiązań.„Marcin Luter był kapłanem niemieckim"Na ile wymienione wyżej cechy wywodzą się z ducha niemieckiego?Czy nienawiść do rozumu, upadek wiary w człowieka oraz dążeniedo totalnych rozwiązań w obliczu końca, które są naszym wspólnymeuropejskim dziedzictwem, nie są też naszym wspólnym tworem?No cóż, można by powiedzieć: „Marcin Luter był kapłanem niemieckim".Reformacja była dziełem Niemców. To, co dla reszty Europymogło się stać jednorazową przygodą intelektualną, Niemcy przemieniływ problem osiowy dla kultury Zachodu. Kwestie podniesione podczas reformacjiuformowały nowożytną naukę, religię, politykę i sztukę. Powracali donich niemieccy filozofowie, teologowie i uczeni. Aby wykazać niemieckośćtych problemów, nie trzeba zagłębiać się w „mroki germańskiej duszy". PrzezZIMA- 1 9 9 953


kilkaset lat aż do dziś Niemcy nieustannie wracali do problemów Lutra i uczyniliz nich fundament swojego myślenia.Nowy nowożytny uniwersytetKrąg kultury niemieckiej przywiódł nowożytną Europę do jej największychtriumfów i upadków. Jednak wczesna nowożytność jestdla Niemców okresem zastoju. Sekty protestanckie licytują sięw radykalizmie, polityczny konglomerat wyemancypowanych państewekjest obiektem najazdów oddziałów Aleksandra Lisowskiego,wojna trzydziestoletnia pozostawia gospodarkę w ruinie, książętapruscy są petentami polskiego dworu, a Habsburgowie czująna plecach oddech tureckiego sułtana.Choć epoka była ciemna, „sowa Minerwy" nie miała zamiaru poderwać siędo lotu i kultura niemiecka nie była w najlepszym stanie. Niemcy stanowiłyeuropejski zaścianek i miały tego świadomość. Ożywienie przyszło z początkiemXVIII wieku. Pojawiło się wówczas hasło „europeizacji" zaściankowejkultury niemieckiej. Ożywienie to nie przyszło jednak przez powrót do europejskości,ani przez wzrost potęgi politycznej Prus — przyszłego germańskiegolidera. Narodziny potęgi miały miejsce na uniwersytetach.Uniwersytet niemiecki stał się przewodnikiem świata akademickiego ażdo połowy XX wieku. Niemieckie wzory kształcenia były stosowane i akceptowaneprawie wszędzie, nowo powstałe uniwersytety czerpały z niemieckichwzorców. Czołową rolę w dziele budowy tej potęgi odegrał niejakiWolff, uczeń Leibniza, wybitny popularyzator, którego filozofia trafiała zarównodo kobiet jak i pod strzechy, stoczył zażartą batalię o wprowadzenieniemieckiego jako języka wykładowego na uczelniach. Było to przedsięwzięciewyjątkowo śmiałe w krajach, w których wedle słów Woltera: „tylko żołnierzei konie mówią po niemiecku".Początkowo germanizacja nauki spotkała się wielkim oporem, argumentowano,że niemiecki jest tak mętny i nie precyzyjny, że w ogóle nie nadaje sięna język nauki. Dziś takie tezy raczej wprawiają w zdumienie, jednak sprawaokazała się na tyle poważna, że Wolff musiał podjąć trud budowy całego niemieckiegoaparatu pojęciowego. W końcu mu się udało: osiągnął wspaniałysukces — niemiecki stał się językiem nie tylko filozofii, ale również nauki54F R O N D A 1 7 / 1 8


i techniki na ponad dwa stulecia. Wolff położył tym samym kamień węgielnypod największą umysłową potęgę nowoczesności — niemiecki uniwersytet.Rolę i siłę tego ostatniego w kształtowaniu nowoczesnego ruchu akademickiegosugestywnie opisał Allan Bloom w „Umyśle zamkniętym".Nie sposób omówić tu choćby pobieżnie istoty, funkcjonowania i oddziaływanianowego modelu akademickiego. Należy jednak podkreślić, że uniwersytetniemiecki był tworem różnym od uniwersytetu średniowiecznego,od dawnej tradycji akademickiej ukształtowanej w Paryżu, Bolonii czy Oxfordzie.Cokolwiek by nie mówić o jego autonomii, nowożytny uniwersytet niebył korporacją poszukiwaczy prawdy, miał przede wszystkim służyć państwui jego celom.Filozofia jako kryzys rozumuUniwersytet niemiecki — instytuga potężniejsza niż armia pruska—stał siępodstawą potęgi i dominagi kultury niemieckiej w nowoczesnej Europiew XIX i XX wieku. Nas jednak bardziej od sity instytucji społecznych interesujądalsze perypetie dziedzictwa reformacji.Jak już zauważyliśmy, o niemieckości idei reformacji najlepiejświadczy fakt kontynuacji postawionych w XVI wieku problemówprzez myśl niemiecką na przestrzeni całej nowożytności, aż do dniadzisiejszego. Filozofia niemiecka była z tych problemów poczęta.Kant, ojciec założyciel filozofii niemieckiej, najpotężniejszego nurtu myślinowoczesnej, poszedł drogą wytyczoną przez Lutra. Podobnie jak Luternie wierzył w możliwości ludzkiego rozumu. Punktem wyjścia stała się dlaKanta krytyka rozumu, czyli dowiedzenie do czego tak naprawdę rozum możesłużyć. Odpowiedź na to pytanie okazała się dla samego Kanta trudna doprzyjęcia. Okazało się bowiem, że rozum niczemu ważnemu służyć nie może.Można się nim kierować w sytuacjach praktycznych, opartych na doświadczeniu,ale rozum nie może zgłębić największych tajemnic rzeczywistości.Nie może niczego pewnego stwierdzić o duszy, Bogu, wszechświecie. Innymisłowy, racjonalna metafizyka nie jest możliwa.Kantowska krytyka rozumu była najgłębszą deprecjacją rozumu od czasówLutra. Umysł ludzki znów okazał się małym, mizernym narzędziem. Redukującmożliwości rozumu, filozofia niemiecka de facto pozbawiła człowieka rozumu.'/ [ M A • I 9 9 955


Niemcy utwierdzili się w przekonaniu, że rozum jest nie-ludzki. Możliwyjest tylko wielki „Rozum" poza ludzką realnością, odrębny od ludzkiegobytu. Byto to jedyne wyjście, by uratować rozum przed ostatecznym upadkiem.Tego karkołomnego zadania podjął się Hegel. Uczynił z Rozumu władzęDziejów, heglowski Rozum stał się czymś autonomicznym, co przenikaDzieje. Rozum kierował dziejami za ludzi, którym najwidoczniej rozumubrakowało. Ludzie nie nadążają wszak za Rozumem i jego działania odsłaniająsię im poniewczasie, zazwyczaj pod koniec jakiejś epoki.Propozycja Hegla utrwalała oświeceniową religię Rozumu, któremu rewolucjoniścikazali stawiać ołtarze. Kult Rozumu płonął przez cały wiek XIX.Pozytywiści, najwierniejsi kapłani Rozumu, jeszcze w XX wieku wierzyliw jego potęgę. Jednak dociekliwsi szybko dostrzegli bankructwo ludzkiegorozumu. Pierwszy zrozumiał to Schopenhauer i chcąc ratować człowiekaodrzucił rozum na rzecz woli.Człowiek przed niemieckim plutonem egzekucyjnymPozbawienie człowieka rozumu okazało się bezpośrednim atakiem naczłowieka. Antropologia filozofii niemieckiej przemieniła się w atak nahomo sapiens. Dla Lutra upadek ratio nie oznaczał upadku człowieka,gdyż ratował go Bóg. Człowiekowi pozostawała wiara i łaska.Kant przeniósł Boga na metafizyczny margines, więc krytyka rozumuokazała się krytyką człowieka. Cóż wart jest Człowiek pozostawionyz tak marną władzą sądzenia? Rozum ludzki daje pewnerozwiązania w matematyce i przyrodoznawstwie, wtedy jest „rozumem teoretycznym",ale jako „rozum praktyczny" w sprawach ludzkich jest do niczego.W możliwości „rozumu praktycznego" Kant chyba sam nie za bardzowierzył, skoro wszystkie jego rozwiązania był warunkowe — nie wiesz, czyjesteś wolny, ale postępuj tak, jakbyś był wolny; nie wiesz, czy Bóg istnieje,ale postępuj tak, jakby Bóg istniał. Kant podjął zatem desperacką próbę ratowaniaczłowieka. Imputował mu „imperatyw kategoryczny", który zapewnespada z nieba, kiedy patrzy się w gwiazdy.Uboższego o ratio człowieka Hegel pozbawił podmiotowości. I słusznie,bo trudno, żeby bezrozumna istota kształtowała dzieje, jeśli autonomicznyRozum może to czynić bez niczyjej pomocy. Hegel uczynił z człowieka bez-56F R O N D A 1 7 / 1 8


ozumną istotę. Jej jedynym najwyższym przeznaczeniem jest zrozumieć zamysłyRozumu względem niej samej, czyli dać się prowadzić wolności, rozumianejjako „uświadomienie sobie konieczności".Przeciw tak ukształtowanemu przez filozofię niemiecką człowiekowi zaprotestowałNietzsche. Jego sprzeciw był gorący i namiętny. Nienawidził takiegoczłowieka, poniżał go, upokarzał na każdym kroku w swych aforyzmach.Wszystko to było jednak nie wystarczające. Nietzsche był filozofemniemieckim, dążył do pełnych i ostatecznych rozstrzygnięć. Dlatego zniszczyłczłowieka i zabił Boga, który uosabiał dla niego wszystko, co ludzkie.Egzekucji człowieka dokonał w imię eschatologicznej idei nadczłowieka,który ma tą właściwość, że człowiekiem już nie jest.Apokalipsa według filozofówNiemcy jako pierwsi tchnęli w myślenie filozoficzne ducha apokaliptycznego.Jego obecność w pismach ojców reformacji niedziwi, byli przecież myślicielami religijnymi. W filozofii ducheschatologiczny też czasem się tlił, ale był raczej pochodzącąskądinąd naleciałością. Tymczasem Niemcy śmiało i bez zahamowańwpisali problematykę końca do swojej filozofii.Filozofowie nowożytni wykazywali ogólną tendencję do zwiastowania nowejepoki, która nadchodzi wraz z objawieniem ich myśli ogółowi. Już Kartezjuszodrzucił wszystko, co go poprzedzało i zaczął heroiczne dzieło budowy nauki odpoczątku. Niemcy podjęli tę myśl. Kant podzielił swą filozofię na „przedkrytyczną",tkwiącą w tradycyjnych zabobonach, i „krytyczną", dzieło wyzwolonego powiekach rozumu, a podział ten szybko zastosowano do filozofii w ogóle.Jak się okazało, były to poczynania niewinnie i skromne. Następcy Kantaogłaszali się już nie tylko ojcami nowych epok w dziejach nauki. Zwiastowalinowe eony w dziejach świata i ludzkości, byli prorokami i posłańcami Ducha,Rozumu, Dziejów, Nicości. Znajdowali totalne rozwiązania kwestii dziejowych.Niczym Jan Chrzciciel przygotowywali nadejście nowej ludzkości. Trudno znaleźćfilozofa nowoczesnego, który nie uważałby się za apostoła nowego czasu.Niemieccy filozofowie przeszli tu jednak znamienną ewolucję od kantowskiejapoteozy nowego początku, przez heglowskie ogłoszenie nadejścia pełni czasu,po heideggerowską ewangelię końca.ZIMA-1 9 9 957


Niemcy w kosmosieSiła destrukcyjnego potencjału myśli wychodzącej od degradacjirozumu, upadku człowieka i eschatologizacji myślenia ujawniałasię w czasie II wojny światowej, kiedy Niemcy zastąpiły myślczynem. Przez ponad wiek niszczycielski charakter niemieckiegomyślenia pozostał nie odkryty. Przesłonił go wspaniały rozwójkultury, którego lokomotywą stały się Niemcy, wyrastające na lideracywilizacji w każdej dziedzinie — od muzyki symfonicznej po technikęwytopu surówki żelaza.Niemcy stworzyli podstawy pod nowoczesną naukę. Ich dziełem był rozkwitnauk humanistycznych, od filologii klasycznej po historię i socjologię.Nie sposób tu wymienić wszystkich nazwisk, trudno znaleźć dyscyplinę,której by Niemcy nie współtworzyli. Ojcem historii jest Rankę, psychologii —Freud, socjologii — Weber. Podobnie rzecz się ma z naukami ścisłymi: matematyka— Gauss, chemia — Liebig, fizyka — Roentgen.Nowoczesne państwo też jest dziełem niemieckim. Czołową rolę w formowaniupojęcia państwa i prawa odegrali oczywiście Kant i Hegel. Z rozwiązaniamitego ostatniego zgadzają się do dziś trzy główne nurty polityczne.Lewica czerpie z heglowskiej koncepcji społeczeństwa obywatelskiego,prawica z pomysłu państwa jako strażnika wartości, zaś „gnoza polityczna"— marksizm i faszyzm — z wizji państwa jako wcielenia „Rozumu", państwatotalnego kształtującego ludzkość.Rozwój techniki niemieckiej jest bezpośrednim skutkiem rozwoju nauki.Czołowym osiągnięciem Niemców w tej dziedzinie są nie tylko karabin maszynowyMaxim wzór 1910, Volkswagen „garbus" czy radiomagnetofonGrundig. Uwieńczeniem sukcesów niemieckiej techniki był kosmiczny programApolla w USA, któremu przewodził niejaki von Braun, swego czasukierownik projektu rakiet V-l i V-2. Zapytany, czym różniła się od V-2 rakieta,która wyniosła ludzi na Księżyc, von Braun miał odpowiedzieć: „Niczym,to było tylko większe cygaro".Sukcesy techniki interpretowano jako zwycięstwo nowożytnej wizji rozumu.Triumfy „rozumu praktycznego", nie obciążonego pytaniami metafizyki,przypieczętowały śmierć klasycznego ratio. Pytanie, kim jest człowiek, zastąpionodociekaniami nad konstrukcją frezarki. Technika wydała wspaniałe58F R O N D A 1 7 / 1 8


owoce i potęgę, jakiej ludzkość do tej pory nie znała. Nic więc dziwnego, żeodebranie rozumowi prawa do odpowiedzi wielkie pytania i zawężeniekrólestwa rozumu do świata doświadczenia, potraktowano jako zabiegwzbogacający. To zauroczenie techniką zamaskowało upadek rozumu i pozwoliłotraktować jego okaleczenie jako triumf.Upadek Niemiec, koniec nowożytnościII wojna światowa położyła kres potędze Niemiec. Był to teżkres nowożytności. Europa utraciła zdobytą w XVI wieku rolęcentrum cywilizacji. Do kresu poznania dotarła filozofia:Heidegger, ostatni wielki filozof niemiecki, odkrywał już tylkonicość. Pozostało wielkie zdziwienie końcem tak nagłym,upadkiem tak głębokim. Zdumienie tym większe, że nowożytnościnie zakończył najazd Hunów. Nie doszło do zderzenia cywilizacjiz barbarią. Barbarzyństwo wylało się z samego wnętrza cywilizacji. Cywilizacjagwałtownie i niespodziewanie przekształciła się w barbarię. Obróciła sięsama przeciw sobie w momencie, w którym, dzięki swoim wiernym sługom— nauce i technice, święciła największe triumfy od czasów neolitu.Zdziwienie tym faktem było tak ogromne, że mało kto starał się szukaćsensownych jego przyczyn. Dlaczego Niemcy, ojczyzna nowożytnej cywilizacji,zniszczyła swoje własne dziecko? Odpowiedzi na to pytanie szukanoodwołując się do irracjonalnego „ducha niemieckiego" i niszczycielskich siłod wieków drzemiących w potomkach Wotana.Fenomen końca nowożytności można także wytłumaczyć przy pomocyargumentów całkiem racjonalnych. Jeżeli jeszcze raz spojrzymy na głównecechy myśli niemieckiej, które tu analizowaliśmy, a więc atak na rado, degradacjęczłowieka oraz próby ratowania świata przy pomocy totalnych, eschatologicznychrozwiązań, to trudno się dziwić cywilizacyjnej autodestrukcjiNiemiec. Wręcz przeciwnie, zadziwiające byłoby, gdyby ta mieszanka doprowadziłado zakończenia nowożytności happy endem.NIKODEM BONCZA-TOMASZEWSKIZIMA- 1 9 9 959


NRD była państwem bardziej niemieckim niż RFN.N RF RDZENON CHOCIMSKIStaje się powoli znane w świecie, że niemiecki cud, który zdarzył się w naszejRepublice, w NRD, jest nie tylko cudem gospodarczym, ale przede wszystkim wielkąprzemianą mentalności rodzaju ludzkiegoWalter Ulbricht (1968)Pod rządami Ericha Honeckera NRD stalą się gospodarczo bardziej wydajna, stabilniejszawewnętrznie i pewniejsza siebie w polityce zagranicznej.Oscar Lafontaine (1987)Wszak NRD, ojczyzna ma,Zawsze czyste ręce ma.Nie wróci zly Hitlera czas— To rzecz jest oczywista.WolfBiermann (1976)W 1981 r. w swojej książce „Niemieckość NRD" Timothy Garton Ash napisał,że „amerykanizacja RFN zaszła dalej niż sowietyzacja NRD". Jest totwierdzenie zaskakujące, gdyż Niemcy Wschodnie przez wielu uważane były60F R O N D A 1 7 / 1 8


za najbardziej zsowietyzowany kraj Układu Warszawskiego. Zdaniem angielskiegopolitologa, NRD była więc państwem bardziej niemieckim niż RFN.ProtestantyzmNowożytna niemieckość ukształtowała się pod wpływem kilku czynników,których w RFN zabrakło. Pierwszy z nich to dominacja protestantyzmu. Jak piszefrancuski badacz niemieckiej mentalności Bernard Nuss, „to nie przypadek,że Luter był Niemcem, a reformacja stała się bez wątpienia największą przygodą,w którą zaangażowali się Niemcy". To właśnie protestantyzm narzuciłNiemcom swój sposób myślenia i rodzaj postawy wobec życia. Stał się też rdzeniemniemieckiej kultury narodowej. „Cnoty protestanckie" stały się „cnotamimieszczaństwa" niemieckiego i głęboko naznaczyły charakter narodowy Niemców.Gerhard Schmidtchen zauważa, że „prawie wszystkie wielkie ruchy politycznew Niemczech były wywołane przez protestantów". Zarówno w Drugiejjak i w Trzeciej Rzeszy katolicy znajdowali się w mniejszości, a w niektórychokresach (np. za rządów Bismarcka czy Hitlera) podlegali represjom.Po II wojnie światowej, na skutek podziału Niemiec, w sowieckiej strefieokupacyjnej znalazły się ziemie, na których przeważał zdecydowanie żywioł luterański.Tym sposobem niemal z dnia na dzień katolicy w Niemczech Zachodnichzrównali się liczbą ludności z protestantami. Jeżeli zaś chodzi o wpływy,to nawet osiągnęli nad nimi przewagę. Wystarczy wspomnieć, że dwaj najwybitniejsipolitycy RFN, a zarazem dwaj najdłużej rządzący kanclerze — KonradAdenauer i Helmut Kohl — byli zdeklarowanymi katolikami, zaś najbardziejrozwiniętymi gospodarczo landami Republiki pozostają najbardziej tradycyjniekatolickie: Bawaria i Nadrenia (co może poddać w wątpliwość twierdzenia MaxaWebera na temat stosunku katolicyzmu i protestantyzmu do przedsiębiorczości).Stolicą państwa został nie protestancki Berlin, lecz katolicki Bonn.PrusactwoW RFN zabrakło również Prus. Był to kraj związkowy, który zdominowałzjednoczone przez Bismarcka państwo oraz wywarł największy wpływ naoblicze społeczne i kulturowe nowożytnych Niemiec. Po II wojnie światowejziemie pruskie znalazły się w NRD, ZSRR i Polsce.ZIMA- I 9 9 961


W RFN postanowiono też zerwać z duchem pruskim, który charakteryzowałsię m.in. militaryzmem oraz opcją na Wschód. Bonn zrezygnował więcz praktyki powszechnej moblizacji oraz w polityce zagranicznej wybrał zdecydowanąopcję zachodnią. Kanclerz Adenauer ujął to następująco: „My nazachodzie Niemiec odrzucamy wiele z tego, co potocznie nazywane jest duchempruskim. Uważam, że stolica Niemiec powinna raczej znajdować się napołudniowym zachodzie kraju niż w Berlinie, daleko na wschodzie..."W tym samym czasie NRD stanowiła, jak ujął to jeden z recenzentówwspomnianej już książki Asha, „uszminkowane Prusy". Pod koniec XVIII w.Mirabeau stwierdził, że „inne państwa posiadają armie, Prusy natomiast toarmia, która posiada państwo". Wystarczy przypomnieć, że w 1740 r. liczbaludności w Prusach wynosiła tylko 2,25 min, w tym liczba żołnierzy — 83 tys.W NRD z kolei 160 tys. mężczyzn liczyła armia, ok. 50 tys. — wojska ochronypogranicza oraz po 500 tys. — „grupy bojowe klasy robotniczej" i paramilitarnestowarzyszenia sportowe. W NRD na siły zbrojne przeznaczano aż 6procent dochodu narodowego brutto (dwa razy więcej niż w RFN).Opcja wschodnia NRD przejawiała się z kolei w całkowitym oparciu naZwiązku Sowieckim i zachowaniu rygorystycznej izolacji w kontaktach z Zachodem.Ów sojusz prusactwa z socjalizmem, jaki ujawnił się w NRD, nie byłwcale zaskakujący, gdyż „duch staropruski i postawa socjalistyczna" — jakzauważył już na początku lat 20. Oswald Spengler — „są jednym i tym samym".Podobnie uważał generał von Blomberg, który w rozmowie z HermannemRauschningiem powiedział: „Prusactwo zawsze było socjalizmem,ponieważ prusactwo oznacza biedę i dyscyplinę."Stosunek do przeszłościW NRD inne było też podejście do przeszłości niż w RFN. Mogło by sięwydawać, że punkt wyjścia do „przezwyciężania historii" był niemal identyczny,skoro u zarania NRD jeden z czołowych ideologów tego państwa,Alexander Abusch w swej książce Der Irrweg einer Nation pisał: „W tej godzinierozrachunku przedmiotem bezwzględnej krytyki musi być cała chybionahistoria narodu niemieckiego". Z czasem jednak okazało się, że dla enerdowskichdecydentów nie cała historia była chybiona i rozpoczęła się powolna62F R O N D A 1 7 / 1 8


ehabilitacja Prus, która w RFN była wówczas nie do pomyślenia. Do aleiUnter den Linden w Berlinie powrócił posąg Fryderyka II, którego Erich Honeckernazwał Wielkim. Zaczętopopularyzować takie postacimilitarnej historii Prus, jak Carlvon Clausewitz czy Gerhard JohannDavid von Scharnhorst.W NRD nie przeprowadzonoteż rzetelnego rozliczeniaz nazistowską przeszłością,uznając, że wszystkie negatywne,reakcyjne i barbarzyńskietendencje z niemieckiej historii odziedziczyła RFN. W myśl tej koncepcjiNRD była spadkobiercą jedynie wszystkich światłych, postępowych i humanistycznychtradycji niemieckich. Przez sam fakt przyjęcia komunizmu NRD„przezwyciężyła historię" i to raz na zawsze.Zajęcie takiego stanowiska ułatwione zostało przez sposób definiowaniafaszyzmu. Jeszcze w latach 80. Neues Deutschland sięgało do klasycznej formuły(autorstwa Georgija Dymitrowa) faszyzmu jako „jawnej terrorystycznejdyktatury najbardziej reakcyjnych, szowinistycznych, imperialistycznych elementówkapitału finansowego". Takie postawienie sprawy uniemożliwiałoenerdowskiej młodzieży zadanie pytania swoim rodzicom o postawę w czasachnazizmu, nie dotyczyło bowiem normalnych, znanych im ludzi, lecz wyimaginowanychpotworów.W RFN co jakiś czas wybuchały afery, kiedy opinia publiczna dowiadywałasię, że w administracji bońskiej urzędują byli funkcjonariusze hitlerowscy,jak np. Globke, Filbinger czy Carsten. W NRD natomiast większość społeczeństwanie była świadoma, że redaktor naczelny Neues Deutschland (organuprasowego SED) dr Gunter Kertzscher był członkiem SS i NSDAR zaś naczelnyinspektor Milicji Ludowej generał porucznik Rudolf Bammler kierowałwe wrześniu 1939 r. atakiem na Pocztę Polską w Gdańsku. O masowymwstępowaniu byłych działaczy NSDAP do komunistycznej SED nie możnabyło w NRD oficjalnie mówić.Przenikanie kadr między obozem nazistowskim a komunistycznym niebyło niczym nowym. Już w 1923 r. jeden z sowieckich liderów Karol Radek,ZIMA- 1 9 9 963


omawiając sytuację ówczesnych Niemiec, oznajmił przedstawicielom Kominternu,że „zdecydowana większość nacjonalistycznie nastawionych mas przechodzinie do obozu kapitalistów, lecz do obozu robotników" czyli komunistów. Radekprzyczynił się też do powstania kultu pierwszego nazistowskiego męczennika:wygłosił wielką mowę pochwalną (ciepło przyjętą przez Stalina i Zinowiewa) kuczci rozstrzelanego w Zagłębiu Ruhry Alberta Leo Schlagetera. Warto równieżwspomnieć, że Hitler często powtarzał swoim współpracownikom, że komunistabez problemu może zostać dobrym nazistą, ale socjaldemokrata — nigdy.Po zjednoczeniuPo zjednoczeniu Niemiec środki masowego przekazu skoncentrowały się narelacjonowaniu oczekiwań Ossis wobec Wessis, które ograniczać się miały główniedo sfery ekonomicznej. Rzadkie głosy ludzi świata kultury mówiły jeszczeo zniesieniu cenzury i nastaniu wolności twórczej. Ciekawym natomiast możewydać się prześledzenie (czego brakuje na łamach mediów), jakie nadziejew związku ze zjednoczeniem Niemiec miały elity z zachodniej części kraju. Czyspodziewały się, że NRD jest w stanie wnieść do wspólnego dziedzictwa nowąjakość kulturową, która zmieni dotychczasowe oblicze republiki bońskiej?W 1991 r. w książce „Niemcy, co teraz?" znany politolog prof. Arnulf Baringz Wolnego Uniwersytetu w Berlinie stwierdził, że w RFN nastąpiło „niesamowiteskurczenie obszarów naszej historycznej pamięci", dzięki zjednoczeniunatomiast „ogrom bogactwa wraca do nas wszystkich wraz z powrotemrdzennie niemieckich ziem do wspólnego państwa". Baring opowiada, iż w latach70. i 80. często odwiedzał NRD, zwłaszcza zaś okolice Wittenbergi i Weimaru,Starą Marchię i Miśnię, Poczdam i Lipsk: „Dopiero w czasie tychpodróży zrozumiałem, gdzie my, protestanci z Niemiec Północnych, mamyszukać źródeł naszej tożsamości. Każda z tych podróży stawała się powrotemdo źródeł, owym umacnianiem się w samym sobie, którego brakowało miprzez tyle lat".Podobnie, choć bardziej zdecydowanie, odczuwają to przedstawiciele pozaparlamentarnejprawicy, dla których zjednoczenie jest nie tylko szansą na odzyskaniepamięci historycznej, lecz również okazją do nowego odrodzenia tożsamościnarodowej. W 1991 r. jeden z nich, Thor von Waldstein, pisał: „Berlin jestposłaniem niemieckiego ducha, wcieleniem pruskiej wielkości, soczewką euro-64F R O N D A 1 7 / 1 8


pejskiej kultury, dlatego jest szansą dla Niemców, aby sami wyciągnęli się za włosyz bońskiego bagienka. Berlin czeka na podjęcie tej misji przez Niemców (...)Z Berlinem wiążą swoje nadziejeci, którzy pożegnali się z NiemcamiZachodnimi. To, czego potrzebujekraj, to 9 listopada [aluzjado upadku muru berlińskiego— przyp. M.K.] dla Bonn. Niewiemy, co uczyni z nas Berlin.Ale wiemy, że tylko niemieckieodrodzenie na brandenburskiejziemi może nas uratować przedtym, co chce z nas zrobić Bonn."Kilka lat później stolica zjednoczonych Niemiec przeniesiona została doBerlina. Niemiecka klasa polityczna, obawiając się nieprzyjemnych skojarzeń,jakie może wywołać to w Europie, połączyła z tym aktem decyzję o budowiew środku miasta monumentalnego pomnika ofiar Holocaustu. PrzewodniczącyBundestagu zapewnił jednocześnie, że Holocaust tak jak był mitem założycielskimRFN, tak samo pozostanie nim w zjednoczonych Niemczech.Nic już nie będzie jednak takie samo jak przedtem. Jak twierdzi znany z nieprawomyślnychwypowiedzi historyk Armin Mohler, rozbicie Niemiec traktowanebyło powszechnie jako kara za rozpętanie wojny i za Holocaust. Zjednoczeniejest więc zdjęciem z Niemców kainowego piętna i wyznacza koniec okresupokuty. Od tej pory Niemcy, a zwłaszcza pokolenia urodzone już po wojnie,powinni przestać kajać się za zbrodnie popełnione przez pradziadów. Próbęprzełamania takiego nastawienia dostrzec można chociażby w wystąpieniuMartina Walsera z okazji przyznania mu Pokojowej Nagrody Księgarzy Niemieckichoraz w dyskusji, jaka rozpętała się wokół jego mowy na łamach prasy.Przy okazji przypomniano, iż rok 1945 stanowił zniknięcie blisko pięćsetletniejkultury niemieckiego Wschodu. Po pięciu wiekach obecności wypędzonowiększość Niemców z Polski, Czechosłowacji i Węgier. RFN nie była już,tak jak Republika Weimarska czy Trzecia Rzesza, państwem środkowoeuropejskim,równoważącym w sobie wpływy Wschodu i Zachodu, lecz stała siękrajem zdecydowanie zachodnim. Zjednoczenie w 1990 r. przyniosło niektórymintelektualistom nadzieję, że nowa RFN będzie „bardziej wschodnia".ZIMA- 1 9 9 965


Carl Gustav Stroem rok po obaleniu muru berlińskiego pisał: „Niemcy przesunęłysię na Wschód i viafacti oddaliły się od Zachodu. Proces ten nie ma nicwspólnego z instytucjami, lecz z psychologią i geografią. O tej ostatniej mówiłBismarck, że jest jedynym stałym czynnikiem polityki zagranicznej państwa.Wraz ze zjednoczeniem Niemcy wyemancypowały się w pewnej mierze z Zachodu(...) Na własnych nogach i pozbawione wygodnej protekcji zachodnichaliantów idą Niemcy na spotkanie ze Wschodem: najpierw z 'małym' Wschodemna środkowo- i wschodnioeuropejskim przedpolu (od krajów bałtyckichpo Bałkany), a później z 'wielkim' Wschodem (Związek Sowiecki, Rosja, Eurazja)— ze wszystkimi jego nieobliczalnościami i irracjonalizmami."Co ciekawe, po zjednoczeniu nadzieje z NRD wiązali nie tylko przedstawicielepozaparlamentarnej prawicy, lecz także zwolennicy parlamentarnejlewicy. Ówczesny bard SPD, Gunter Grass w wywiadzie dla Spiegla w listopadzie1989 r. powiedział, że „NRD może nam coś dać, pewien impuls".Sprecyzował, że chodzi mu o „impuls rewolucji bez użycia siły" w celu urzeczywistnieniasprawiedliwości społecznej. Na pytanie: „Co właściwie mogłabywnieść NRD do gospodarstwa samotnej pary państw niemieckich?" —Grass odpowiedział: „Coś, co musiało rzucić się w oczy każdemu, kto nierazbywał w NRD, coś czego nam tutaj brak: powolniejsze tempo życia, a zatemwięcej czasu na rozmowy. Powstało tam społeczeństwo nisz, coś w stylu biedermeier,jak w epoce Metternicha."To zaskakujące, ale zarówno socjalistę Grassa, jak i przedstawicieli antysystemowejprawicy, pociągało w NRD to samo — styl życia. Był to styl zupełnieodmienny od konsumpcjonizmu, merkantylizmu i wyścigu szczurów,jaki obserwowali w RFN.Sammer i RammsteinCzy ich nadzieje się spełniły? Lothar de Maiziere, pierwszy i jedyny demokratyczniewybrany premier NRD, prorokował w 1989 r., że „za dziesięćlat Niemcy będą bardziej wschodnie i bardziej protestanckie". Odrodzeniaprotestantyzmu jednak nie widać. Katolicyzmu zresztą też. Zdaniem arcybiskupaJohannesa Dyby, Niemcy są na najlepszej drodze, by stać się wkrótcerepubliką pogańską. Sekularyzacja czyni coraz większe postępy, a zahamowaćnie potrafią jej ani protestanci, ani katolicy.66F R O N D A 1 7 / 1 8


Przesunięcie granic na wschód nie zaowocowało też rozluźnieniem stosunkówz Zachodem. Co więcej, Niemcy jeszcze mocniej związały się ze strukturamizachodnioeuropejskimi,stając się uczestnikami unii monetarnej.Ten ostatni krok przezniektórych konserwatystów,np. Ulricha Schachta i HeimoSchwilka, potraktowany zostałjako zamach na jeden z podstawowychczynników niemieckiejtożsamości. Po II wojnie światowejuczucia patriotyczne Niemcówprzeniosły się bowiem ze sfery politycznej w gospodarczą. Powstało zjawiskonazywane przez socjologów „patriotyzmem marki" — duma z posiadanianajmocniejszej i najbardziej stabilnej waluty (a tym samym gospodarki) w Europie.Powodem do chwały stały się osiągnięcia nie niemieckiego oręża, leczBundesbanku. Rezygnacja z marki na rzecz euro to nie tylko krok ku ograniczeniunarodowej suwerenności kosztem interesów europejskich. To także koniecprzeświadczenia Niemców o najprężniejszej gospodarce na kontynencie, tymbardziej że koszty modernizacji NRD powodują stałe kurczenie się obszarów„opiekuńczego państwa dobrobytu".Co więc pozytywnego i odmiennego wniosła NRD do wspólnego gospodarstwadwóch niemieckich krajów? Złośliwi twierdzą, że dwa zjawiska: MathiasaSammera — wybranego najlepszym piłkarzem Europy w plebiscycieFrance Football oraz Rammstein — najbardziej znany obecnie na świecie niemieckizespół rockowy. Jest to chyba jednak ocena mocno niesprawiedliwa,a jeśli przyjmiemy perspektywę „długiego trwania", to musimy przyznać, że naodpowiedź należy jeszcze poczekać. Narazie sprawdzają się prognozy NealaAschersona, który w 1990 r. na łamach The Independent on Sunday zapowiedział,że wynikiem zjednoczenia dwóch państw niemieckich będzie Gross-Bonnland.ZENON CHOCIMSKIZIMA* 19.9967


Rammstein mógł powstać tylko w byłym NRD. To niejest ABBA, która mogłaby się pojawić gdziekolwiek.PIOTRCURSZTYNRammstein, człowiek płonie,Rammstein, swąd mięsa w powietrzu,Rammstein, dziecko umiera,Rammstein, słońce świeci,Rammstein, morze płomieni,Rammstein, krew płynie po asfalcie,Rammstein, matki płaczą,Rammstein, masowy grób,Rammstein, nie ma ucieczki,Rammstein, ptaki już nie śpiewająRammstein, a słońce świeci, RammsteinTen tekst z płyty Herzeleid (Ból serca) może stanowić kwintesencję tematów,o których śpiewa Till Lindemann. Jego zespól stanowi fenomen — śpiewajątylko po niemiecku, ale popularni są na całym świecie. Ich teksty sąokrutne, obsceniczne i perwersyjne. Muzycy do 1990 r. byli obywatelamiNRD. Dziś są eksportową dumą zjednoczonych Niemiec.Opinie na temat post-DDR-owskiego combo są dość podobne. Młodyniemiecki dziennikarz mieszkający w Warszawie, który kiedyś ich słuchał,przestał to robić, gdy zwrócił uwagę na teksty Uznał je za obrzydliwe. Musijednak przyznać, że w ich muzyce jest coś magnetycznego. Absolwentka germanistykima takie samo zdanie na temat przesłania piosenek. Mimo deklarowanejniechęci, zna je jednak na pamięć.68F R O N D A 1 7 / 1 8


Teksty budzą obrzydzenie. Stosunki kazirodcze, seks analny, gwałt, sadyzm,masochizm. W czasie występów w USA, policja stanu Massachusettsaresztowała muzyków. Powód — obsceniczność i wulgarne zachowanie.Tamtejszemu wymiarowi sprawiedliwości nie spodobało się zachowanie wokalistyna scenie. Lindemann przypiął sobie zrobionego z papier-mache penisaponadnaturalnej wielkości.W kwietniu tego roku przypisano zespołowi odpowiedzialność za masakrę,do jakiej doszło w szkole w Littleton w Colorado. Dwaj nastoletni mordercy,sprawcy śmierci 15 osób, byli fanami Rammstein.Wcześniej, jesienią zeszłego roku, angielskie gazety zarzuciły grupie sympatiepronazistowskie. W jednym z teledysków Rammstein pojawiły się bowiemfragmenty filmu Leni Riefenstahl Olympia z 1936 r. Ten właśnie zarzutprowokuje pytanie o niemieckość zespołu Rammstein.Niektórzy z politologów są zdania, że NRD była lodówką, w której, paradoksalnie,zamrożono tradycyjne cechy niemczyzny, szczególnie zaś prusactwa.Niemcy Zachodnie, choć wolne, uległy tak dalekiej modernizacji (bądźamerykanizacji), że tradycyjne przymioty niemieckości zanikły. Jak zatemusytuować tak drastyczny przekaz, jakim epatuje Rammstein?Najprościej odpowiedzieć: — To antycypacja zdegenerowanej cywilizacji.Tam zmierzamy, tam doprowadzi nas uleganie ciemnym instynktom człowiekai likwidowanie norm, nakazów oraz zakazów. Wszak wizje zespołuRammstein są przedziwnie podobne do świata z filmów Mad Max.Jest też drugie tłumaczenie. Rammstein to wersja rozwojowa mrocznejstrony niemieckiej kultury. Ciemny niemiecki las, bunt Lutra, DoktorFaustus, rygoryzm bajek braci Grimm, pisarstwo Hansa Johsta. WreszcieRammstein. Coś takiego przecież nie mogłoby się narodzić w zamerykanizowanejRFN.Ta druga wersja kusi swą oryginalnością. Oczywiście zarzuty o pronazistowskiesympatie to bzdura, wymyślona przez nadgorliwych łapaczy faszyzmu.Zarzut był mało wyrafinowany, ale muzycy, ich menedżerowie i wytwórniapłytowa najedli się strachu. O wiele większego niż wtedy, gdyczepiano się o wulgarność i papierowe penisy.Zaklinali się z całą mocą, że nie mają nic wspólnego z nazizmem. — Niejesteśmy nazistami ani neonazistami. Jesteśmy przeciwko rasizmowi, bigoteriii innym formom dyskryminacji — zarzekali się. Rzecznik wydawcy płyt,7.1 M A • 1 9 9 969


Motor Musie GmbH, broniłich: — Członkowie zespołusą humanistami. Odcinają sięod związków z ruchem neonazistowskimi filozofią TrzeciejRzeszy. Fragmenty filmuRiefenstahl posłużyły dozwiększenia artystycznej ekspresji,a nie do propagowanianazizmu — te zapewnieniauchroniły zespół przed bojkotemi spadkiem dochodów.Po tej apologii pestką byłoodparcie oskarżeń o współodpowiedzialnośćza masakręw Littleton. Dochodzenie wykazało, że dwóch nastoletnich morderców, ErieHarris i Dylan Klebold, było fanami niemieckiej kapeli. Gitarzysta Paul Landersuciął to krótko: - Jesteśmy muzykami. Nie interesujemy się polityką. Masakrajest problemem Ameryki, a nie naszym. Dodał, że w swych tekstach propagująnawet postawy prospołeczne. Dowodem ma być tekst Herzeleid: „Chrońcie sięnawzajem przed bólem serca, gdyż krótki jest czas gdy będziecie razem".Niemieckość Rammstein zauważył pewien anonimowy demaskator faszyzmu.Co prawda nie znalazł w słowach piosenek żadnych wzmianekfiihrerze, narodzie, bohaterstwie, ani Blut und Boden. Uznał jednak, że muzycysą zamaskowanymi Faschos, posługują się bowiem faszystowską stylistyką.Stwierdził, że skoro muzyka jest patetyczna i monumentalna, to znaczy,iż nawiązuje do utworów Richarda Wagnera. A od Wagnera do Hitlera jużtylko jeden krok. Podobnie z kultem śmierci. Też był nieobcy nazistom. wreszcie wibrujące „R" w głosie Lindemanna.Ta argumentacja jest raczej mało przekonująca. Anonimowy adwersarz,chyba wbrew sobie samemu, zauważył jednak, że zespół jest fenomenemstricte niemieckim. To nie jest ABBA, która mogłaby się pojawić gdziekolwiek.Rammstein mógł powstać tylko w byłym NRD.Wokalista Lindemann wyraźnie zaznaczył — śpiewanie w innym języku niżniemiecki w ogóle nie wchodzi w grę. Nawet ze względów komercyjnych nie7 F R O N D A 1 7 / 1 8


chce śpiewać po angielsku. Frontman zespołu podkreślił, że dla niego tylko językojczysty jest odpowiedni do należytego formułowania przekazu. Opłaca siętrud włożony w wyszukiwanie potrzebnych wyrażeń. Zresztą sama nazwa niejest przypadkowa. Z jednej strony brzmi jak nazwa narzędzia, z drugiej przypominao katastrofie lotniczej z lat osiemdziesiątych. Na małe miasteczkoRammstein spadł wtedy wojskowy odrzutowiec. Zginęło kilkadziesiąt osób.Obie nazwy mieszczą w sobie takie znaczenia jak przemoc, siła i energia.Zawsze też podkreślają, że są Ossis. — Odrębność między WschodnimiNiemcami a Zachodnimi jest dla nas zupełnie jasna. Polega to na tym, że naWschodzie ludzie zawsze musieli improwizować. Na Zachodzie jak coś przestaniedziałać, to ludzie są bezradni — powiedzieli w którymś z wywiadów.Świat według Rammstein jest zły. Jedyna przyjemność to kopulacjai seks, najlepiej w wydaniu zapaśniczym, a nie jako wyrafinowana gra miłosna.Tytułowy utwór z płyty Sehnsucht wcale nie mówi o tęsknocie jakoo uczuciu wyższego rodzaju: „Między twoimi długimi nogami szukam piaskuz zeszłego roku. Tęsknota się kryje niczym insekt. Nigdzie nie będę szczęśliwy.Palec ślizga się aż do Meksyku i tonie w oceanie. Tęsknota jest tak okrutna."Tęsknota za czym?Kawałek z filmu Davida Lyncha „Zaginiona autostrada" (Du riehst so gut)to też opowieść o erotycznych zapasach. „Szaleństwo jest wąskim mostem,brzegami są rozsądek i instynkt" — można usłyszeć tam tą całkiem sensownąkonstatację. Małżeństwo jest tylko przeszkodą: „Zapytałaś się mnie, czyaż do śmierci, która nas rozdzieli, będziesz wierny wszystkie dni". Odpowiedziąjest wykrzyczane w refrenie: Neinl (Du hast). Teledysk do tego utworupokazuje pannę młodą wynajmującą morderców do zabicia jej męża.Seks musi być brutalny. „Seks jest bitwą, miłość jest wojną" (Wollt Ihr dasBett in Flammen sehen). W hymnie ku czci waginy mężczyzna pod wpływemekstazy uderza kobietę w twarz. Krew płynie z nosa: „Pocałuj mnie w mojewilgotne usta, także wtedy, gdy to gorzko smakuje" (Kiiss mich/ Fellfrosch).Brutalna namiętność może doprowadzić do zbrodni. „Tu na podwórku szkolnymjestem gotowy do śmierci, i nikt nie wie o mojej samotności, Czerwonestrumienie na twojej białej skórze, zadaję ci ból, głośno krzyczysz, terazsię boisz... Twoje białe mięso podnieca mnie, jestem tylko żigolo... tak jakmój ojciec (Weisses Fleisch). Ale ten kawałek kończy się dramatycznym okrzykiem:„mój chory byt woła o uzdrowienie, w moim Niebie nie ma Boga!"7.1 M A • I 9 9 971


Homoseksualizm nie jest tematem, bo muzycy sami podkreślają, że liczysię dla nich męskość. Ten brak rekompensują inne zboczenia. O stosunkachanalnych mówi tekst Buck Dich: „Rozkazuję ci, schyl się, odwróć swoje obliczeode mnie. Twoja twarz jest mi obojętna, schyl się. Dwunóg na czworakach.Prowadzę cię na spacer po korytarzu... Chodź z powrotem. Miód sięklei na pończochach." Ulubionym tematem są stosunki kazirodcze: „On kochamatkę, on kocha siostrę" (Laichzeit) — nie jest to tekst o rodzinnej miłości.Podobnie Spiel mit mir: „Dzielimy pokój i łóżko, braciszku chodź... obejmijmnie, poniżej pępka czeka biały sen, braciszku złap mnie mocno."Zwierzęciem jest mężczyzna, który jak pies będzie spał ze swoją córką. „Coczynisz, co czujesz? Przecież jesteś zwierzęciem" (Tier).Poza tym jest smutno. Aniołowie żyją w strachu, samotni, nieskończeniedaleko, muszą czepiać się gwiazd, by nie spaść z nieba. „Bóg wie, że nie chcębyć aniołem" (Engel). Bóg może tylko karać: „Twoja wielkość czyni mnie małym,ukarz mnie" — zaklina Boży gniew autor tego tekstu. „Bóg daje, Bóg zabiera...przecież On daje tylko tym, którzy Go też kochają" (Bestrafe mich). Satanistycznyi zarazem apokaliptyczny jest utwór Der Meister. Można z niego siędowiedzieć, że prawda jest jak burza: gorzka, przychodzi, by zniszczyć. „Niebędzie zmiłowania, Żaden anioł nas nie pomści. To nasze ostatnie dni." Tytułowymmistrzem jest Lucyfer, fascynującym rodzajem śmierci ukrzyżowanie— „zimne ciała, gorący krzyż, fałszywy wyrok, zimny grób... ogień oczyszczaduszę... przyjdę za dziesięć dni jako twój cień i będę cię ścigał."Źli są ludzie. Eifersucht znaczy zawiść — „jestem ładniejszy, potnij mitwarz; jestem silniejszy, złam mi kark; jestem mądrzejszy, zabij mnie i zjedzmój mózg." Gotuje się zawiść.Nawet dwie nastrojowe i zresztą ładne ballady są smutne. Seemann to wołanieosoby samotnej. Chyba bezskuteczne, bo druga osoba woli stać na latarnii łykać Izy, gdy jesienny wiatr zamiata puste ulice. Tekst w samotne jesiennewieczory musi działać hipnotycznie. Bije z niego doświadczenie osobyosamotnionej, pragnącej kogoś kochać. „Tak bezlitosna jest tylko noc, w końcuzostanę sam, jest mi zimno." Druga ballada to Klavier: „Za tymi drzwiamistoi fortepian, ona gra tylko dla mnie... to jedynie złudzenie". I tu wdzierasię okrucieństwo: „leję jej krew w ogień mojej wściekłości... nikt nie wie, żejestem śmiertelnie chory od zmartwień i smrodu".72F R O N D A 1 7 / 1 8


Życie opisywane przez Tilla Lindemanna bez wątpienia jest koszmarem.Ale nie można oprzeć się wrażeniu, że śpiewa on o czymś dla niego nieodległym.Na pewno muzycy Rammstein nie uprawiają kazirodztwa ani nekrofilii.Jednak ich naturalne środowisko jest skażone czymś złym. Czym? Skutkamimodernizacji i laicyzacji? Niedobrym niemieckim dziedzictwem?Teza piszącego te słowa zakłada, że Rammstein jest dzieckiem pustki i nudyniemieckiej teraźniejszości. Dawna niemiecka ludowa jurność została zmutowanaw czasie rewolucji seksualnej. To furror teutonicus w wersji uprawianejprzez wielkomiejskich zboczeńców. I dramatyczny krzyk o zmianę. Niestety,wszelkie poszukiwania odbywają się po omacku, tam, gdzie nic nie ma.PIOTR CURSZTYNZIMA- 1 9 9 973


Pierwszą poważniejszą wypowiedzią Junga na temat religiipo wkroczeniu na ścieżkę psychoanalizy jest list doFreuda ził lutego 1910 r., gdzie rysuje następujący programdla psychoanalityków: „Działając z wielu ośrodków,przeniknąć do narodów, ożywić w intelektualistachzmysł do tego, co symboliczne i mityczne, z wolna z powrotemobrócić chrześcijaństwo w religię wieszczącegoboga winorośli (...) sprawić, że kulty i święta staną siętym, czym były, pijanym świętem radości."Carl Gustav Jung:MŁOTNAJEZUITÓWROBERTNOCACKI„Chrześcijaństwo usnęło i zaniedbało w toku stuleci dalej rozwijać swój mit"Carl Gustav Jung„Jung ma zamiar zbawić świat, być drugim Chrystusem(oczywiście z domieszką antysemityzmu) "Sigmunt Freud74F R O N D A 1 7 / 1 8


Ósmego maja 1936 r. uroczysty wykład na temat psychoanalizy wygłosiłTomasz Mann. Pretekstem była rocznica urodzin Freuda, ale wybitny pisarznie ukrywał, że temat fascynuje go nie od dziś. Stwierdził, że psychoanalizato humanizm dla następnych pokoleń. Daje nam nadzieję na nową, wspanialsząprzyszłość.Z perspektywy dwóch pokoleń śmiało możemy dodać, że Mann nie byłw tym przekonaniu osamotniony. Jego wiarę twórczo rozwijały kolejne pokoleniaintelektualistów, porównując Freuda do Mojżesza, który prowadziludzkość ku Ziemi Obiecanej, a psychoanalizę ku nowej religii — różniącejsię od poprzedniczek tym, że niesie ze sobą wolność, a nie kolejne zniewolenie.W ślad za tym psychoanaliza wywołała prawdziwą falę religijnej ekstazyu prostych ludzi. Kozetka w gabinecie psychologa zastąpiła konfesjonał,a osoba analityka stała się najwyższym autorytetem moralnym. Zwulgaryzowanyfreudyzm opanował kinematografię oraz literaturę, służąc za wytrychdo zrozumienia rzeczywistości i ośmieszenia tradycyjnych systemów światopoglądowych.Jednak to nie samemu Freudowi psychoanaliza zawdzięczaswą religijną aurę. Jej twórcą jest raczej jego następca, Carl Gustav Jung.Warto się więc przyjrzeć bliżej tej niezwykłej postaci, a szczególnie jego stosunkowido chrześcijaństwa.WizjaAby psychoanalitycznemu rytuałowi stało się zadość, za punkt wyjściaprzyjąć należy dziecięce przeżycia Junga. Pierwszym zetknięciem kilkuletniegoCarla Gustava z Kościołem katolickim było przypadkowe spotkanie z jezuitą.Od swojego ojca, protestanckiego pastora, wielokrotnie słyszał jużostrzeżenia i niechętne wypowiedzi pod adresem tego zakonu. Widok sutanny,skojarzenie z ojcowskimi napomnieniami wywołały u małego dziecka reakcjęhisteryczną. „Ogarnięty śmiertelnym przerażeniem, wyskoczyłem jakz procy ku domowi, wbiegłem po schodach aż na strych i tam wtuliłem siępod jedną z belek. Piekielny strach sparaliżował mnie na wiele dni, zmuszającdo niewysadzania nosa z domu"l. Jung nigdy nie zdołał uwolnić się odtamtego wrażenia. Wracało w snach, wspomnieniach, sposobie patrzenia nasprawy wiary — jego późniejszy stosunek do religii był swoistą próbą ukształtowania„anty-jezuity".ZIMA- 1 9 9 975


Owo traumatyczne przeżycie położyło się cieniem nietylko na jego stosunek do instytucji kościelnych, alei do przedmiotu wiary. Od tej chwili — jak przyznawałJung — „niemało się przykładałem, by wymusić na sobiepozytywny stosunek do Jezusa. Nigdy nie powiodłomi się to na tyle, żebym zdołał przezwyciężyć tajoną nieufność"2 . Jezus zbyt przywodził na myśl jezuitę — „czarnegoluda" i „ludożercę". Zauważmy, że w tym zestawieniu wolnychskojarzeń jezuita ma już przypisany sens wręcz archetypiczny,stanowiąc personifikację wszystkich sił „reakcji" i „wstecznictwa".Na dalsze umocnienie podłoża emocjonalnego tego archetypu znaczącywpływ miało kolejne, podobne wydarzenie. W wieku sześciu lat Carl Gustavprzechodził z matką obok katolickiej świątyni. Nieostrożnie wbiegł do niej,potknął się, odnosząc dotkliwe obrażenia. Jak pisał w swoich „Wspomnieniach":„odtąd całe lata nie mogłem przestąpić progu kościoła katolickiego,by nie odczuwać skrywanego lęku (...) bliskość księdza katolickiego była mijeszcze bardziej niemiła" 3 . Lęk do katolickich świątyń przemógł dopiero kilkadziesiątlat później. Przynajmniej na tyle, aby móc w nich przebywać bezuczucia strachu.Między tymi odpychającymi przeżyciami a niezwykle religijną atmosferądomu Junga istniała niewątpliwa sprzeczność. Nie była ona zbyt rażąca —w końcu winę za tamte wypadki ponosili jezuici i katolicy, a jego ojciec byłprotestantem. Ale psychika dojrzewającego Carla Gustava musiała się uporaćz pytaniem o przyczynę różnicy między dobrym Bogiem protestantówa przedmiotem czci złych jezuitów. Stało się to kiedy miał dwanaście lat. Doznałwtedy doświadczenia, które sam określił mianem „Wizji".Przed oczami ukazała mu się wtedy piękna, tradycyjna świątynia. Był słonecznydzień, światło odbijało się w kolorowych dachówkach. Zachwyconedziecko pomyślało: „kościół musiał stworzyć Bóg, a przecież on jest jeszczeponad to!". I wtedy ogarnął go paniczny lęk przed dalszym rozwojem wydarzeń.Carl Gustav stoczył ze sobą kilkudniową walkę, zanim się poddał i dopowiedziałswoją Wizję do końca.„Zebrałem w sobie całą odwagę i pozwoliłem popłynąć myślom: przedmoimi oczami stanęła piękna katedra, nad nią błękitne niebo, a wysoko nadświatem, na wzniosłym tronie siedzi Bóg - nagle spod tego tronu na nowy,76F R O N D A 1 7 / 1 8


arwny dach kościoła, spada monstrualnych rozmiarów ekskrement, rozbijającściany świątyni." W taki oto sposób Carl Gustav poradził sobie zesprzecznością między miłością do Boga a strachem do świątyń i zakonników.Ten epizod warto wspomnieć, bowiem w wieku dorosłym Jung był skłonnytej przekornej dziecięcej fantazji nadawać wymiar metafizyczny, traktując jąjako formę doświadczenia Boga czy wręcz prywatne objawienie.Już w dzieciństwie był przekonany, że przekazanie i rozwinięcie treściWizji będzie dla niego najważniejszym dziełem życia. Zanim zainteresowałsię psychologią i uczynił z niej narzędzie dotarcia do szerszych kręgówodbiorców, musiał się ograniczać do kontestowania czynów najbliższych.Szczególnie wobec ojca, człowieka pobożnego w tradycyjny sposób, żywiłgłęboką pogardę. Po latach twierdził, że był to „człowiek ze schyłku Średniowiecza".Nie godził się na jego wiarę w Biblię jako autorytet nieomylny, drażniłogo chodzenie do kościoła — przecież Bóg już tak jasno okazał mu, co sądzio świątyniach. Pojawiły się wtedy przemyślenia niezwykle ważne dlaprzyszłego rozwoju psychoanalizy. Przede wszystkim Jung odczytał swojąbezskuteczną walkę z Wizją jako bezwzględny nakaz kierowaniasię tym, co odczuwa jako Wolę Bożą. Wolą tą może byćtakże bluźnierstwo czy oddanie się na usługi Szatana.Szatan bowiem jest „niczym zły kundel na dworze możnegopana" — Kościół nie ma więc racji bezwarunkowoprzed nim ostrzegając. Dlatego też „religia chrześcijańskanie ma nic wspólnego z Bogiem, jakim go doświadczyłem"4 .Zachwycony Robert Reszke, tłumacz wspomnień Junga,pisał na łamach „Ogrodu", że Mistrz „odrzucił naderjednostronne postrzeganie rzeczywistości przez 'dobrychchrześcijan' ostro rozgraniczających dobro i zło". Poszedł nawet dalej,bowiem w ogóle „wyobcował się ze świata pojęć moralnych" 5 . Niestety,jest to prawda —Jung w swojej późniejszej pracy pisarskiej negował sens takichpojęć jak dobro i zło. „Kryterium działania etycznego nie może polegaćna tym, że to, co postrzega się jako 'dobre', otrzymuje charakter imperatywukategorycznego, a to, co złe, nakazuje się bezwzględnie omijać" - pisał 6 . „Złodobra i dobro zła to fakty, których nie sposób pominąć" - tłumaczył w innymmiejscu 7 . Robert Reszke tak charakteryzował naukę Junga w tej materii:ZI M A • 1 9 9 977


„Diabeł jest ciemnym aspektem Bóstwa, a kto chce mieć doświadczenie Całkowitościistnienia, ten musi się również zgodzić na przeżycie zła" 8 .Przekonanie o bezużyteczności Kościoła umocniło u młodego Carla Gustavaprzystąpienie do pierwszej komunii. Kiepskie wino, mdły chleb, znudzeniewiernych w świątyni — upewniły go, że żadne instytucje nie niosą zesobą Boga. A raczej: jeśli Go niosą, to pomimo tego, że są instytucjonalnymiwspólnotami, a nie dlatego. Dla Junga „Bóg stoi ponad Bibliąi ponad Kościołem" i może od człowieka żądać rzeczy niezgodnychz ich nauczaniem. Dlatego należy na pierwszymmiejscu zajmować się osobistym doświadczeniemBoga, zamiast „stawiać sobie jako drogowskazprzykazania Biblii" 9 .Król i arcyksiążę psychoanalizyOkres młodzieńczy w swoim życiu podsumował słowami:„Kościół był miejscem, którego nigdy już nie powinienemodwiedzać. Nie czekało mnie tam życie, leczśmierć" 10 . Od tej chwili wyruszył na samotne poszukiwanieBoga, fascynując się szczególnie złem —jako problemem filozoficznym i Szatanem— jako realną istotą, gdyż niechęć do nich była, jego zdaniem, przejawemsłabości tradycyjnej teologii. Zaliczał ją do „wymyślonych przez umysł-izmów, które służą ukrywaniu rzeczywistych motywów". Uważał, że prawdęo Bogu (który być może jest tylko upersonifikowaną projekcją nieświadomości)mówi psychologia, a nie teologia czy instytucjonalna religia. Znamiennesą pod tym względem słowa jakie napisał do O. White'a. Otóż podługiej serii listów, w których usiłowali uzgodnić stanowisko odnośnie pewnejkoncepcji teologicznej, stwierdził zirytowany: „zapomnij w końcu o dogmatachi słuchaj wreszcie co psychologia ma do powiedzenia"".Na uczelni wyższej Jung zaczął poszukiwać kontaktu ze studentami teologii.Jednak spotkania te wyraźnie zawiodły jego oczekiwania. Drażniło go, żeupierali się przy realności historycznej Chrystusa. Jemu pogląd ten „wydał sięgłupawy i pozbawiony życia". A już zupełnie nie do zniesienia było uważanieGo za postać wyjątkową. W rzeczywistości był tylko tubą Ducha Świętego —właśnie na tym powinniśmy się skoncentrować, a nie wspominać dzieje sprzed78<strong>FRONDA</strong> 17/18


2000 lat 12 . Od tej chwili religia zeszła z pierwszego planu zainteresowań Junga,który skoncentrował się na przedmiocie własnych studiów.Po raz kolejny wrócił do spraw wiary w czasie fascynacji psychoanaliząFreuda. Na pewno między tymi wydarzeniami zachodzi związek: w końcuFreud stworzył swoją doktrynę w oparciu o wzorce religijne. Wiele latpóźniej Jung zwracał uwagę na wyraźny wpływ gnostycyzmu, a inni autorzyna rolę koncepcji Groddecka — okultystycznego znachora i parapsychologa.Dodajmy, że i wśród uczniów psychoanalityków nie brakowało nawiedzonychproroków, np. Aleister Crowley przyjmował metody psychoanalityczneJunga z wielkim entuzjazmem".Źródłem popularności psychoanalizy było zniecierpliwienie młodychpsychologów żmudnymi metodami naukowymi. „Wszystko było zupełniebeznadziejne, a tym samym nieinteresujące" — wyznał jeden z architektówtego kierunku 14 . Dawna psychologia była po prostu nudna. Młodemu CarloviGustavowi musiała kojarzyć się z równie suchą i dogmatyczną teologią ojca.Jeszcze wiele lat później pisał ze znudzeniem, że „u nas w religii nie dziejesię nic interesującego" 15 . Tymczasem dzięki wysiłkomFreuda pojawił się kierunek, który pozwalał przenieść sięw świat średniowiecznych alchemików, starożytnychastrologów i prehistorycznych szamanów. Dla psychologów,którzy oprócz przypadków mechanicznychuszkodzeń mózgu mogli dotąd stosować tylko terapięwerbalną — Freud stał się prorokiem.W 1900 r. Jung sięgnął po „Objaśnianie marzeńsennych". Jak sam przyznaje, niewiele z tej lektury zrozumiał.Wrócił do niej trzy lata później i poczuł olśnienie.Jako że w tamtych czasach traktować Freuda na poważniepo prostu nie wypadało, przez pewien czas krył się zeswoimi sympatiami. Aż w 1907 r. spotkał go osobiście i ostatecznie zostałprzez niego przekonany. Warto poświęcić trochę miejsca na obszerną dygresjęo ich wzajemnych stosunkach, bowiem odsłoni nam ona oblicze Jungazupełnie odmienne od tej wrażliwej postaci, która wyłania się z jego książek.Nie chciałbym analizować „naukowych" podstaw ich konfliktu (wziąłem słowow cudzysłów, ponieważ żadna z psychoanaliz nie ma stricte naukowychpodstaw), bowiem jest to temat niezwykle rozległy. Mówiąc najprościej JungZIMA- 1 9 9 979


uznawał podobnie jak Freud, że nerwica w znacznej mierzema podłoże seksualne, ale gorąco zaprzeczał jakobyto stwierdzenie zupełnie wyczerpywało problem 16 . Wokółtego narósł jeszcze szerszy spór — odnośnie rolinieświadomości w życiu człowieka. Jego istotę bardzotrafnie ujął Erich Fromm: Jung zajmował się nieświadomością,aby ją podziwiać; Freud, aby przed niąostrzegać.Zetknęli się ze sobą jako już dojrzali ludzie. Freud miałswoje najważniejsze odkrycia (czy raczej wymysły) za sobą,natomiast Jung stał dopiero u progu prac badawczych.Dlatego jego uczucia wobec Freuda przypominały uwielbienie, jakim fani darząswoich idoli: nawet rozprowadzał wśród przyjaciół jego zdjęcia. Ale starałsię, aby ani przez moment nie utracić swojej tożsamości jako badacz.Właśnie problem zachowania indywidualności badawczej, zdaniem Junga,miał być główną przyczyną jego konfliktu z Freudem. Osobiście sądzę, że byłonim raczej kryterium narodowościowe, rzecz, do której wstyd mu się byłopotem przyznać. Freud był galicyjskim Żydem, podobnie jak i większośćjego uczniów, natomiast Jung i inni dysydenci z głównego nurtu psychoanalizy(Erich Fromm, Karen Horney) — Niemcami. Podczas gdy Freud był odczasów swego dzieciństwa — kiedy musiał uciekać przed pogromami po całejwschodniej Europie — człowiekiem głęboko zakompleksionym, to Jungbył dumnym Aryjczykiem, pewnym siebie i aroganckim. Nigdy specjalnie nieukrywał swoich antysemickich przekonań. Freud obdarzał go najwyższymszacunkiem: kiedy tylko się poznali, rozmawiali przez trzynaście godzin i odtej chwili twórca psychoanalizy nie tylko kreował go na swojego następcę,ale wręcz otaczał nabożną czcią 17 . Tymczasem Jung nie przepuszczał żadnejokazji, aby okazać jego żydowskiej rodzinie pogardę. W 1912 r. rozżalonyFreud pisał w liście do Ernsta Jonesa, że Jung „ma zamiar zbawić świat, byćdrugim Chrystusem (niewątpliwie z domieszką antysemityzmu)". W 1915 r.w liście do mecenasa Jamesa Jacksona charakteryzował Junga: „kłamliwy,brutalny, antysemicki". Syn Freuda pisze, że Jung był najgorzej wychowanymz gości ojca 18 . Jeszcze po dojściu Hitlera do władzy w Niemczech Jung pisałw liście do dr Jamesa Kirscha, że „nacjonalizm, niezależnie od tego jak bardzojest niesympatyczny, jest niezbędnym warunkiem dla uzyskania wyższe-80<strong>FRONDA</strong> 17/18


go człowieczeństwa". Znany był też z kontrowersyjnych powiedzeń odnośnieszkoły Freuda, np. że jest to „żydowski wymysł" 19 .To poczucie niższości, wzmocnione postawą Junga, przyprawiło ciężkochorego na nerwicę Freuda o histeryczny lęk przed swoim uczniem (neurozaFreuda nie pozostawia wątpliwości, podobnie jak i paranoja Reicha czyschizofreniczne skłonności samego Junga — choroba psychiczna była więcznakiem rozpoznawczym całego ruchu psychoanalitycznego). Osiągnął ontakie rozmiary, że stary mistrz bał się o swoje życie. Jung umiejętnie podsycałten lęk, tak, że Freud podczas jednego ze spotkań stracił ze strachu przytomność.Jung — jak twierdzi w swoich „Wspomnieniach" — otrzymywałw tym konflikcie tajemniczą pomoc z zaświatów. Oto podczas z pewnej rozmowyFreud zaprzeczał istnieniu zjawisk paranormalnych. Wtedy Jung poczuł,że jego przepona zaczyna stawać się gorąca, jakby wykonana z rozżarzonegożelaza „pałająca ogniem kopuła". W tej chwili w całym pokoju rozległsię przerażający huk, którego przyczyny nie dało się ustalić. Jung krzyczałw uniesieniu: „Oto katalityczny fenomen eksterioryzacji. Na dowód, że mamrację, powiadam panu, że zaraz znów rozlegnie się huk!". Rzeczywiście sięto stało. Wielokrotnie w przyszłości działaniom Junga będą jeszcze towarzyszyłypodobne, niewytłumaczalne zjawiska. Freud z pewnością bardzo sięprzejął całą sytuacją — jego list do Junga jaki powstał tuż po tym wydarzeniujest jednym z zaledwie kilku, które nie zachowały się w archiwum adresata20 . Musiały się tam znaleźć bardzo sensacyjne rzeczy, skoro Freud — mimoochłodzenia stosunków — zdołał wybłagać jego zwrot.Cień demonaPierwszą poważniejszą wypowiedzią Junga na temat religii po wkroczeniuna ścieżkę psychoanalizy jest list do Freuda z 11 lutego 1910 r., gdzie rysujenastępujący program dla psychoanalityków: „Działając z wielu ośrodków,przeniknąć do narodów, ożywić w intelektualistach zmysł do tego, cosymboliczne i mityczne, z wolna z powrotem obrócić chrześcijaństwo w religięwieszczącego boga winorośli (...) sprawić, że kulty i święta staną się tym,czym były, pijanym świętem radości." „Jak nieskończenie wiele upojenia i rozkoszyspoczywa w naszej religii, tylko czekając na to, by na powrót wprowadzićje ku pierwotnemu przeznaczeniu" 21 . W tym samym liście kwestionujeZIMA- 1 9 9 981


sens „reanimowania kilku bzdur kulturowych, np. klasztorów". Po latach,gdy list dostał się z ręce osób trzecich, słono tłumaczył się z napisania tegotekstu. W roku 1959 mówił o „przeklętym liście", który miał być „dowodembezsprzecznej i beznadziejnej głupoty" 22 . Czy jednak na pewno wycofał sięz tych poglądów? Wydają się one całkiem dobrze pasować do jego wcześniejszychopinii na tematy religijne. A dodajmy, że ów nastrój zwątpienia w obecnykształt Wiary, zaczął się szybko przekształcać w niechęć do chrześcijaństwajako takiego. Aż wreszcie odważył się to zadeklarować: „Dla kogoChrystus jest nadal żywy? Nie dla mnie. A wtedy powstało pytanie, któresformułowało się niemal same z siebie: 'Co jest twoim mitem?'. Nie umiałemudzielić odpowiedzi" 23 .Odrzucenie Jezusa, jak sam przyznał, pozostawiło w nim wewnętrznąpustkę i otworzyło wrota na prawdziwą inwazję sił nadprzyrodzonych i docieteż przyznawał, że utworzone w jego wyobraźni postacie, takie jakznań mistycznych, które pozwoliły mu urzeczywistnićmarzenie o nadaniu psychoanalizie wymiaru religijnego.Leszek Kolankiewicz we wstępie do„Podróży na wschód" pisał, że „Trudno oprzećsię wrażeniu, że to, co spotkało Junga w latach1912-18, nosiło znamiona zaburzeń psychicznych".„Nosiło znamiona" — cóż za zręcznesformułowanie! Psychoanalityk nie był w stanieprowadzić wykładów, ani prawie nic czytać 24 .Miał swojego wyimaginowanego przyjaciela Filemona,pisał kazania dla zmarłych, spotykał się z duchami— oto kilka tylko „znamion" tego stanu. Otwar-Filemon, zachowują od niego niezależność — mówią rzeczy, z którymi sięnie zgadza, i robią rzeczy, których on by nie uczynił. Czuł, że traci nad sobąkontrolę.Poddał się zupełnie tej ponadnaturalnej sile. „Znalazł się na granicy",„musiał skapitulować", jak się usprawiedliwia w swoich wspomnieniach 25 .Zaczął czynić dokładnie to, czego od niego wymagano. Najpierw poczuł nieodpartąchęć zabawy kamieniami — przyznać trzeba, że jak na ojca rodzinyw sile wieku jest to dosyć oryginalne odczucie. Potem zaczął z nich układaćmodel wioski. Natrafił jednak na straszliwy wewnętrzny opór, kiedy w wio-82F R O N D A 1 7 / 1 8


skowej świątyni chciał wznieść ołtarz. Wreszcie dotarło do jego świadomości,czego się od niego naprawdę wymaga. Znalazł kamień, który przypominałkształtem męskiego członka i postawił go zamiast ołtarza. Natychmiastodczuł ulgę. Po raz kolejny — po dopowiedzeniu Wizji — poczuł, że wolą siły,która mu się objawia, może być także bluźnierstwo 26 .Jednak proces wciąż postępował. „Atmosfera wydawała się coraz bardziejmroczna". Siła, która przejęła nad nim kontrolę, zaczynała się materializować.„Było to tak, jakby już nie chodziło o sytuację psychiczną, lecz konkretnąrzeczywistość" 27 . To, co się naprawdę w tym czasie działo, pozostaje owianetajemnicą. Pozostaje nam wiele nierozwikłanych zagadek. Choćby ta:dlaczego Jung tak obsesyjnie obstawał przy fizycznej realności zła, starającsię być w tym punkcie bardziej ortodoksyjny niż Kościół katolicki? Z tego, coJung zdecydował się nam ujawnić, wiemy, że siła ta przeniknęła również dojego wnętrza i przyoblekła się w postać wspomnianego Filemona. Odzywałasię ona potem wielokrotnie, przejmując kontrolę nad jego czynami. Jeszczepóźniej przybrała zupełnie materialną postać i pewnej nocy objawiła się Jungowi.Wypowiedziała tylko jedno zdanie — zdanie, które zamienił on potemw nową religię. Były to słowa: „wracamy z Jeruzalem, gdzie nie znaleźliśmytego, czegośmy szukali" 28 . Rozwijając je napisał natychmiast Siedem Naukdla Zmarłych. Czas ten nazwał „nocą pełną blasku", a także wyraził wielcewieloznaczne słowa, że „nie mam żadnego udziału w powstaniu tego tekstu"29 . „Poczyniłem wtedy doświadczenia, których nikt nie będzie mógł zrozumieć(nie wiem czy sam je rozumiem)" 30 . „Pragnąłem mieć dowód na istnienieDucha żywego i otrzymałem go, ale nie pytaj za jaką cenę" 31 . Przyjeszcze innej okazji pisał o odczuciu „wielkiego wichru wszechświata".Rzeczy, które zostały mu wtedy przekazane, stały się podstawą jego psychoanalizy— następne dwadzieścia lat zajęło mu przekształcenie ich wewłasną doktrynę. Jak sam przyznaje, cała jego praca to tylko próba przełożeniana język nauki objawienia, które wtedy otrzymał 32 . Choć Jung opanowałswoje wnętrze na tyle, aby wrócić do normalnego życia, to jego wizje nigdysię nie zakończyły. Widywał duchy, słyszał tajemnicze odgłosy, w nocy oglądałdzikie zwierzęta buszujące po jego pokoju 33 . Zdarzało mu się nawet zwiedzaćzabytki, co do których okazywało się potem, że nie istnieją 34 .Oczywiście tego rodzaju doświadczenia, nawet jeśli dopuszczane przezBoga, nie pojawiają się bez pewnej prowokacji ze strony poszkodowanego.ZIMA- 1 99983


Sam psychoanalityk nigdy nie zdradził się z przyczynami tego natarcia silnadprzyrodzonych na jego umysł. Ale z relacji przyjaciół wiemy,że przez okres studiów bardzo namiętnie prowadził seansespirytystyczne i parał się magią 35 . To właśnie wtedyw jego życiu zaczęły pojawiać się podobne zjawiska.Po pewnym czasie nawet wtedy, gdy nie były proszone.Aż wreszcie urosły do takich rozmiarów,że były w stanie tłumić jego wolę.Thor zmartwychwstałyPo wyjściu ze stanu mistycznego natchnieniaJung wszedł w fazę fascynacji neopogaństwemi nacjonalizmem. W roku 1923 r. jeden z jego listówsławił kult Wotana (Odyna), bo przez chrześcijaństwo„człowiek germański cierpi z powodu okaleczenia" 36 .Chrześcijaństwo na gruncie germańskim to „obca roślina", zamiast niegotrzeba odkryć w sobie „germańskiego prymitywa", którego zetknięcie z cywilizacjązrodzi „nowe przeżycie boga". Wpływ narodowo-pogańskich mistykówniemieckich nie pozostawia wątpliwości: „powstaną starzy, kamiennibogowie... i strząsną z oczu pył tysiącleci. A Thor, idąc przed siebiez ogromnym młotem, rozbije w proch gotyckie katedry" — pisał HeinrichHeine. Jak doskonale pasuje to do dziecięcej Wizji Junga!Sensacje w środowiskach intelektualistów wzbudził życzliwy stosunekJunga do Hitlera jaki zadeklarował w czasie sławnego wywiadu w Radiu Berlin26 czerwca 1933 r. „Zachodni Europejczycy uważają niemiecki nacjonalizmza formę szowinizmu i nie potrafią zrozumieć, że stał się on tutaj siłą narodowotwórczą"— mówił na temat ideologii NSDAP a o samym Hitlerze:„wódz stanowi wcielenie psyche narodu i jest jego rzecznikiem. Idzie na czelepochodu narodu — narodu w ruchu. Wodza ewokuje niejako pragnienie Całkowitości,niezależnie od tego jaką formę przybierze w danym wypadku. Bezcelowydialog debat parlamentarnych ma rację bytu jedynie w czasach pozbawionegocelu bezruchu — zawsze jednak ujawnia to podskórny brak emocjiczy ostateczny kryzys. (...) Szlachectwo prawem natury wierzy w krew i wyłącznośćrasy. Europa Zachodnia nie rozumie tej specyficznej potrzeby w ja-84<strong>FRONDA</strong> 17/18


kiej znalazł się młody naród niemiecki, ponieważ sama nie znajduje się w takiejsytuacji". Nie rozumieją ich również Słowianie, ale przecież sąto tylko „białe śmiecie Europy" 37 .W grudniu 1933 r. w swoim międzynarodowym piśmieZentralblatt Jung wydał manifest wierności narodowemusocjalizmowi. Jest to o tyle ciekawe, że władzeRzeszy żądały jego publikacji tylko w lokalnymDeutsche Seelenheilkunde. Pod tekstem widniał podpisJunga, co było przyczyną skandalu w środowiskunaukowym. On twierdził, że autorem artykułujest jego przyjaciel, prof. Mathias Góring z Niemiec,a sam podpisał go omyłkowo. Ale w lutym1934 r. mówił już tylko o „błędzie taktycznym" 38 . Odtądmiał na stałe przypiętą etykietę „faszysty". Jest tofakt, który zdecydowanie odcina go od innych psychoanalityków,znanych raczej z odchyłu lewicowego. Erich Frommbył marksistą (zachwycał się nawet głębią psychologii Marksa), marksizmmiał też pewien wpływ na Karen Horney 39 , skrajnie lewicowe poglądy prezentowałWilhelm Reich — skądinąd przyjaciel Junga, a także Paul Goodman.Co do bliskiego ideowo Jungowi Rudolfa Steinberga, to — choć potemdokonał wolty politycznej — był on przez pewien czas nauczycielem RóżyLuksemburg 40 .Poparcie dla faszyzmu było dla Junga być może nie tyle wyborem ideologicznym,co strategicznym. Skoro w środowisku naukowym nie było zbytwiele miejsca dla psychoanalityków, to walka frakcji „aryjskiej" i „żydowskiej"miała nie tylko podłoże ambicjonalne, ale była i rozgrywką o przetrwanie.Freud — po odejściu Junga — skoncentrował się na lansowaniu grupyśrednio zdolnych, ale wiernych mu psychoanalityków pochodzenia żydowskiego.Tymczasem Jung, Góring oraz ich poplecznicy bez protekcji Freudamieli kłopoty z utrzymaniem się na powierzchni. Do 1909 r. — czyli do czasówpodróży Junga i Freuda do Stanów Zjednoczonych — psychoanalizy niepraktykował żaden szpital, ani nie interesował się nią żaden uniwersytet. Ichpozycja była podobna do Ericha von Danikena w czasach nam współczesnych.Warto o tym pamiętać, bowiem z perspektywy czasu może się zdawać,że freudyzm był kiedyś poważnym systemem naukowym. Nie jest toZIMA- 1 99985


prawda — wykształceni psycholodzy i psychiatrzy od samego początku traktowaligo jako nienaukową magię. To, że pamięć o nim w ogóle przetrwała,zawdzięczamy zainteresowaniu jakim obdarzyli go artyści i tak zwana inteligencja.W tej sytuacji psychoanalitycy chwytali się desperackich sposobówzdobycia pozycji w środowisku naukowym. Sam Freud uzyskał profesurę załapówkę"; Otto Rank nigdy nie uzyskał nawet dyplomu ukończenia studiówmedycznych; Sandor Ferenczi przeszedł krótką, ale błyskotliwą karierę akademickąpodczas czerwonego terroru na Węgrzech w 1920 r.Wiadomo, że podczas II wojny światowej osobiści lekarze fiihrera usiłowalinamówić Junga na podjęcie terapii Hitlera — na co ten miał nie wyrazićzgody. Ale w Genewie chodziły też plotki, że jest stałym bywalcem kwaterHitlera. Czy to prawda? W końcu Kościół III Rzeszy był realizacją jego snówo zetknięciu germańskiego prymitywu z cywilizacją chrześcijańską. W każdymrazie faktów nie znamy żadnych, a w czasach wojennej grozy tego rodzajupogłoski powstawały szczególnie łatwo. Ale jeszcze w 1939 r. Jung zachwycałsię na łamach The Cosmopolitan, że „nieświadomość Hitlera mawyjątkowo dobry dostęp do jego świadomości, po drugie zaś sam Hitler pozwala,by nieświadomość unosiła go na swoich falach". „Hitleryzm uczy cnotymiecza. Najważniejsza idea Hitlera polega na tym, by uczynić ludzi silnymi,albowiem duch aryjskich Germanów zasługuje na to, by poparła go moc,siła mięśni i stali". Ponownie mówił o konieczności zrozumienia Niemiec86<strong>FRONDA</strong> 17/18


i ich specyfiki: „jedyną szansą na ocalenie demokracji zachodniej i Amerykijest niepowstrzymywanie Hitlera" — przekonywał 42 .W miarę zmiany sytuacji na froncie i eskalacji przemocy nuta podziwudla III Rzeszy zanikała, jej miejsce zastępowała chłodna analiza psychologiczna,aż wreszcie gorączkowe tuszowanie dawnych błędów. Dawne mówienieo „otwarciu Niemców na nieświadomość" zastąpił twierdzeniem o „opętaniu"43 . Przyjdzie nam ten problem jeszcze wzmiankować, ale wydaje się, żeJung w ogóle uważał te pojęcia za równoznaczne — owa przemiana dotyczyłabytylko retuszu retoryki. Głosił też, że koniecznie należy wpoić we wszystkichNiemców zbiorowe poczucie winy za zbrodnie SS. W tym okresie z jegoust padło też kilka arcyciekawych refleksji na temat stanu psychikiNiemców. „W obliczu demonów okazują się osobliwie słabi, a to za sprawąswojej niewiarygodnej podatności na sugestię. Przejawia się to na przykładw radości, jaką czerpią z posłuszeństwa, z bezwolnego poddawania się rozkazom.Wiąże się to z rozpowszechnionym w Niemczech poczuciem mniejszejwartości — poczuciem, jakie rozwinęło się w tym kraju na gruncie sytuacjiNiemiec znajdujących się na rubieżach Europy". Ich „niedojrzałośćosobowości uwidoczniła się w przerażający sposób w niemieckim SztabieGeneralnym: jego brak charakteru demaskował słabość mięczaków w stalowychpancerzach. Dlatego Niemcy od zawsze są krajem katastrof psychicznych— Reformacja, wojny chłopskie, wojny religijne — wreszcie narodowysocjalizm (...) Dotyczy to przede wszystkim Hitlera — to on był siedliskiemzarazy. Wszyscy wodzowie narodowosocjalistyczni byli bandą opętańcóww dosłownym znaczeniu tego słowa (...) Dziesięć procent populacji niemieckiejto dziś beznadziejne przypadki psychiatryczne" 44 .Doświadczenie a dogmatW czasie wojennej zawieruchy Jung koncentrował się na badaniach nadprzekształceniem psychoanalizy w religijną doktrynę, która zastąpiłabychrześcijaństwo. Zachwycony pisał, że badania nad nieświadomością„pokrywają się z prastarą, bezczasową drogą inicjacyjną" 45 . Jest to być możestwierdzenie bardziej trafne niż nazwanie jungizmu religią. Jego psychoanalizato raczej klucz, droga inicjacyjna do kreowania własnych religii. „Dajemożliwość tworzenia światopoglądu, który nie jest tradycją przyjętą bezMA 987


zastanowienia, ale który może być przez każdą jednostkę kształtowany"— tłumaczyła jego uczennica, Jacobi Jolande 46 . A oddając głos samemumistrzowi: „my wszyscy musimy uczynić właśnie to, co uczynił Chrystus.Przeprowadzić własny eksperyment. Musimy popełniać błędy;w pewnym sensie można nawet powiedzieć, że każde życie jest błędem,albowiem nikt nie znalazł prawdy. Kiedy będziemy wieść życie w taki sposób,poznamy Chrystusa jako brata, a Bóg naprawdę stanie się człowiekiem.Brzmi to jak potworne bluźnierstwo, ale nim nie jest. Sprawia to wrażeniereligii, ale to nie jest religia" 47 . W takim znaczeniu jungizm jest podręcznikiemjak zostać prorokiem. Dodajmy, że w czasach nam współczesnych doczekałsię on wielu pilnych studentów. Wpływ Junga nie tylko na teologów,ale i zielonoświątkowych mistyków, to temat wart zupełnie odrębnego opracowania.Przerwijmy jednak historyczną narrację i przedstawmy teologię, którakryje się za psychoanalizą Junga. Zacznijmy od definicji samej religii. Szwajcarskipsychoanalityk chętnie unika tego słowa, zastępując je terminem numinosum.Definiuje je jako „dynamiczną egzystencję czy działanie nie będącewynikiem czyjegoś arbitralnego aktu woli" 48 . Numinosum to część strukturypsychicznej, a jej celem jest nakładanie na jednostkę niezbędnych dla zdrowiapsychicznego samoograniczeń. Co za tym idzie, wiara i jej dogmaty (jeśliw ogóle mają istnieć) powinny się zmieniać wraz z duchem czasu i potrzebamiczłowieka 49 . Idea, że religia, w znaczeniu systemu dogmatów, jesttylko produktem psychiki (tak jak u Marksa stosunków społecznych) wracau Junga wielokrotnie osiągając apogeum w pracy „Problem typu w dziejachducha starożytności i średniowiecza". Traktuje on tam wszelkie spory dogmatycznewewnątrz Kościoła jako nic więcej niż efekt różnych charakterówi typów osobowości jego członków. „Do jakiego typu psychologicznego należymy,określa i z góry ogranicza nasze sądy" 50 .W całej swojej twórczości dokonywał bardzo ostrego rozróżnienia międzyreligią — w znaczeniu numinosum, pierwotnego przeżycia boskości i doświadczeniaBoga — a wyznaniem, które jest zdogmatyzowaną formą numinosum.Uczciwie przyznaje, że nie musi to oznaczać „martwej petryfikacji".Ale buduje zaraz antytezę, że „przeżycie skostniało w sztywną i skomplikowanąstrukturę myślową" 51 . Tymczasem on, psycholog, potrzebuje wielkichprzestrzeni i szerokich, naprawdę szerokich, horyzontów myślowych. Odej-88<strong>FRONDA</strong> 17/18


ście od ciasnej dogmatyki pozwala nam odkryć, że religia to nie tylko sam Jezus,ani nawet Jezus, Budda i Mahomet, ale także Hermes, Mitra, Kybele 52 .Bóg jest siłą, która powoduje, że przeżywamy numinosum. Jest siłąbliżej nieokreśloną, dlatego za każdym razem kiedy się objawia,musimy samodzielnie ubrać to wrażenie w słowa.W ten sposób znaczenie terminu „objawienie" zostajekompletnie wypaczone w stosunku do prawdy. Wiaraw ujęciu psychoanalizy przestaje być aktem rozumu,a pozostaje jedynie ślepym uczuciem, porywem emocji,bezosobową i bezkierunkową energią, do której my —w zależności od kultury — dorabiamy sobie różne „jezuickie"ideologie: „U nas jakąś wizję ujmuje się w świetletradycji chrześcijańskiej, ale kilkaset kilometrów na południezostanie ona wyrażona w kategoriach mentalności islamu,nieco dalej na wschód jeszcze inaczej; a zatem doświadczeniatakie często interpretuje się na różne sposoby, mimo że wszystkieone są jako takie prawomocne — dlatego, że są, na mocy swojego istnienia" 53 .Zdaniem Junga, nawet samo słowo „Bóg" jest określeniem mętnym, rodemz zabobonów „jezuitów". Lepiej jest ową siłę określić precyzyjnymsłownictwem psychologicznym. „Termin nieświadomość przedkładam nadwszystko inne, choć równie dobrze mógłbym w tym wypadku mówić o Bogulub Demonie" 54 . Stąd już krok do stwierdzenia, że psychologia doświadczeniareligijnego zastąpi wkrótce pełną dogmatów teologię jezuitów. To onadaje prawdziwe „pojęcia, które nie mają nic wspólnego z teologiczną zabawąw słówka" 55 . Ujmując rzecz jeszcze inaczej: o Bogu warto mówić dlatego, żejest to całkiem udane nadanie kształtu pewnym treściom nieświadomym, takiesamo jak anima czy mandala 56 . Jung wysunął z tego twierdzenia wniosek,że nie tylko instytucjonalny Kościół jest zwyrodniałą formą religii, ale że nawetsama religia może być uważana tylko za „namiastkę animy" i prawdziwegożycia psychicznego 57 .Ideę Boga jako rzeczywistości — tyle że psychicznej — rozwinął JosephCampbell, który w swoim klasyku „Człowiek o 1000 twarzy" stawiał MatkęBoską na jednej płaszczyźnie z postaciami mitologii ugrofińskiej, plemieniaWahungwe Makoni w Rodezji czy szczepów z Wysp Tonga — co miało udowodnić,że jest ona rzeczywistością, ale psychiczną 58 . Samemu Jungowi równieżZI M A - 1 9 9 989


nie był obcy taki sposób myślenia („wyraźnie widać, że mit Ozyrysa został zastąpionymitem Chrystusa" — pisał). Z tej koncepcji już tylko krok do stwierdzenia,że istnieje — czy raczej kiedyś powstanie —jedna synkretyczna religia,idealnie zaspokajająca potrzeby naszej psychiki. Oparta będzie na motywachwspólnych dla wszystkich religii. „Autor wyraża nadzieję, że właśnie te podobieństwa— a nie różnice, często z powodów politycznych wyolbrzymiane —doprowadzą do porozumienia się i jednoczenia wszystkich narodów" - czytamywe wstępie do jednej z książek Campbella.Carl Gustav Jung w swoich pracach badawczych wychodził w istocie z pozycjizakamuflowanego ateizmu, tzn. sprowadzenia Boga do subiektywnegodoświadczenia psychicznego, a nawet funkcji nieświadomości. Najbardziejklasyczny w tej materii cytat pochodzi z pracy Symbole der Libido: „z psychologicznegopunktu widzenia Bóg to określenie kompleksu wyobrażeń, którezgrupowały się wokół jakiegoś uczucia" 59 . Analogiczny proces miał miejscewobec Szatana. Dla szwajcarskiego psychoanalityka był on zaledwie upersonifikowanymcieniem, tzn. sumą niezrealizowanych lub wypartych potrzebpsychicznych (cień indywidualny) oraz instynktami stłamszonymi przez kulturę(cień kolektywny) 60 . Zdaniem Junga, inną personifikacją cienia jest MatkaBoska będąca tylko jedną z całego ciągu wyobrażeń archetypu WielkiejMatki. Tak oto powstaje jakieś dziwaczne wyobrażenie Diabła, który właściwienie jest niczym innym jak częścią nas samych, a w dodatku ma jakiś związekz Matką Boską. Nic więc dziwnego, że inni przedstawiciele chrześcijaństwaezoterycznego postulowali, by zastąpić „jezuicką" demonologię nowąnauką o diable, czyli demozofią, która polegałaby na wewnętrznym doświadczaniuZłego (czyli „wejściu w kontakt z nieświadomością", według nazewnictwaJunga). Zresztą nie jest pewne, czy Szatan jest dla nich Złym. Czołowyprorok gnozy w Polsce, Jerzy Prokopiuk, namawia nas do zbliżenia się doniego, a nawet naśladownictwa 61 .Oczywiście twierdzenie Junga, jakoby Bóg był rzeczywistością psychiczną,a nie obiektywną realnością zewnętrzną, było poddawane ostrej krytyce. Autorodpowiadał, że wynika ona tylko z nieporozumienia — jako psychologmówi o imago Dei,'tzn. obrazie Boga odciśniętym w ludzkim umyśle. Charakteryzowałautonomiczny kompleks psychiczny, a nie samego Boga. Jednakgdyby rzeczywiście chciał uniknąć tych nieporozumień to po prostu o obrazieBoga pisałby „imago", o Bogu zaś „Bóg" — to dosyć banalna konstatacja, ale90<strong>FRONDA</strong> 17/18


Jung z żelazną konsekwencją udawał, że jej nie rozumie. Świetnie wiedział, żepowoduje zamieszanie: „ludzie myślą, że kiedy mówi się im o obrazieBoga, mówi się o Bogu i daje się wyjaśnieniateologiczne" 62 . Wydaje się, że to rozchwianiepojęciowe jest działaniem jaknajbardziej przemyślanymi celowym.Odpowiedź HiobowiStosunek Junga do wizji Boga, jaką niesie zesobą chrześcijaństwo, wyraża jedna z najgłośniejszychjego publikacji: „Odpowiedź Hiobowi". Krytycyironizowali, że jest to próba psychoanalizy osobowościBoga, a sam autor twierdził, że „jest to czystatrucizna" 63 . W liście do Ericha Neumanna pisał, że mimoto zdecydował się ją opublikować, bowiem Bóg jest „dolegliwościąz której trzeba się uleczyć" 64 . W odpowiedzi dr Neumannpisał, że „świadoma jednostronność, ba, często niesłusznośćtego, co Pan mówi, jest dla mnie dowodem słuszności tego Pańskiegoataku".„Odpowiedź Hiobowi" miała być, według Junga, efektem kolejnegoprzypływu treści nieświadomych. Co w rzeczywistości kryłosię pod tym pojęciem? Jak już pisałem, wśród innych znamiontego stanu znajdujemy obłęd i niepoczytalność. Ale słowate nie oddają istoty zjawiska, które wtedy miało miejsce. Czy miałoto jakiś związek z jego obsesyjnym bronieniem realności Zła? Tym razemmówił o „trzęsieniu ziemi", „ataku", który wiązał się nawet z fizycznymicierpieniami. W tym okresie powstała „Odpowiedź Hiobowi", tuż przednią „Aion", a zaraz po niej genialne Mistrerium coniunctionis i osobliwa „Synchroniczność".Co do istoty tego zjawiska wiemy zbyt mało, aby postawićostateczną diagnozę„Odpowiedź Hiobowi" jest oparta na tezie, że Bóg w chrześcijaństwie toistota wszechmogąca, ale nieświadoma własnego istnienia i swoich cech.7. [ M A • 1 9 9 991


Dlatego niezbędny jest jej człowiek, który by go podziwiał. Bóg tak tego potrzebuje,że gotów jest uciekać się do najbardziej niemoralnych metod, abyzmusić ludzi do okrzyków zachwytu 65 . Jednocześnie jest wobec człowieka zazdrosny,bo chociaż jest wszechmogący i wszechwiedzący, to przecież nie dorównujeczłowiekowi pod względem moralnym 66 . Jung postępowanie Bogauważa za „amoralne" i sądzi, że Stwórca ma swoje „ciemne strony" 67 , jakchoćby „nieobliczalne nastroje" 68 . W dodatku zdarza mu się „mówić nie natemat" 65 , ulega psychologicznemu mechanizmowi projekcji 70 , a nawet stanjego psychiki jest w języku prawniczym nazwany zostałby niepoczytalnością71 . Jego zdaniem, Boga cechuje „ogromna drażliwość", dlatego człowiekw kontakcie z nim może się już na wszelki wypadek czuć jak „półzdeptanyrobak" 72 . Nie ma w tym nic dziwnego, bo „Bóg nie troszczy się o żadną moralność,ani też nie uznaje żadnej wiążącej go etyki" 73 . Bez mrugnięcia okiem,„z całą bezczelnością potrafi przerzucać na innych ciemną stronę swojej osobowości"74 . Nasz surowy sędzia zdobywa się jednak na pewne usprawiedliwieniePana Boga, bo przecież „nie można archaicznemu bóstwu stawiać wymagańnowoczesnej etyki", a zresztą Bóg jest „totalną sprzecznościąwewnętrzną" 75 .Idea, że Bóg nie jest dobrocią, lecz całkowitością — już o tej koncepcjiwspominałem — jest dla Junga punktem wyjścia do tworzenia własnej teo-92<strong>FRONDA</strong> 17/18


logii. Tak więc Bóg posiada cechę absolutnej sprawiedliwości, ale w jednakowymstopniu posiada też jej przeciwieństwo 76 . Wbrew naszym mniemaniom,„traktuje Szatana ze zdumiewającą cierpliwością i szacunkiem" 77 , a nawetpozostaje z nim w zmowie i ulega jego wpływowi 78 . W teologii Junga Lucyfernie jest jednym z upadłych Aniołów, ale ukochanym Synem Boskim, dlaktórego stosunków z Jezusem archetypem jest opozycja Kain-Abel. Co więcej:układy Diabła w Niebie były tak dobre, że nawet Chrystus nie mógł byćpewny po czyjej stronie stanie Bóg Ojciec 79 .Jung, podobnie jak Daniken, ma zwyczaj wkładania w usta postaci biblijnychułożonych przez siebie kwestii. Tak więc Dawid miał powiedzieć do Boga:„opanuj się wreszcie i przestań się tak bezsensownie wściekać. Mogłeśsię wcześniej więcej zastanawiać i zatroszczyć się o ogródek, który założyłeś,zamiast go teraz tratować". Komentując te słowa, Jung ponownie podkreśla,że Człowiek jest niemal pod każdym względem lepszy od boga. Dawid „przewyższaswojego boskiego partnera zarówno pod względem intelektualnymjak i moralnym" 80 .Biografowie i znawcy twórczości Junga są skłonni bagatelizować „OdpowiedźHiobowi" jako skutek chwilowego afektu. Sam Jung pisał raczej o „obnażeniusię" 81 . Dodajmy, że znamy wiele podobnych wypowiedzi Junga —niektóre już przytoczyłem — rozrzuconych po jego innych pracach. Na przykładwe „Wprowadzeniu do psychologiczno-religijnej problematyki alchemii"ogłosił, że całe chrześcijaństwo nie zrozumiało do dziś, co to znaczy naśladowaćChrytusa, czego najlepszym przykładem są stygmatycy. Są to godnepożałowania próby imitacji zewnętrznych przekonań czy nawet wygląduChrystusa, podczas gdy Jemu chodziło o przejście procesu indywidualizacji,który dopiero on, Jung, jako pierwszy w pełni opisał 82 . Wyraźnie pobrzmiewatu irytacja tą teologiczną obsesją, jaką jest, jego zdaniem, założenieobiektywnego istnienia Boga oraz chęć poznania Jego natury. W rzeczywistości,według Junga, należałoby raczej zbadać, jakiego Boga potrzebuje naszapsychika.Droga do ZbawieniaChrześcijańskiemu pojęciu Boga Jung przeciwstawia własną wizję: „Bógjest stworzeniem, bo jest czymś określonym, dlatego różnym od PLEROMY.ZIMA- 1 99993


Bógjest właściwościąPLEROMY".Przecież „poza Bogiem istnieje jeszczeAbraxas, który byłby istotą PLE­ROMY, gdyby ta miała istotę. Jednoczy onto, co Boga i Diabła, dobre i złe" 83 . Z tego gnostyckiegożargonu łatwo wyłowić informację, że Ten, któregochrześcijanie traktują jako Boga, jest tylko stworzeniem,które w dodatku jest pochodne od jakiejś większej całości.Owa większa całość, najwyższa siła, nie jest jak nasz Bóg dobra, miłosiernai pełna miłości, ale ambiwalentna — dobra i zła jednocześnie.Czy taki Bóg za Zło karze, a Dobro nagradza? A może dla niego Złojest jednakowo dobre jak Dobro, a Dobro jednakowo złe jak Zło? Tadziwaczna koncepcja teologiczna zabiera możliwość jakiegokolwiek moralnegowartościowania. Zresztą taki właśnie wniosek wyciągnął z niejJung. „Jakiż pożytek z moralności, która niszczy ludzką istotę? Harmoniawoli i skłonności wydaje mi się lepszą niż moralność rzeczą" 84 . Już we wczesnychlatach wzywał do „wyzwolenia się z obsesji cnoty, sprawiającej, ze jesteśmychorzy i odmawiamy sobie radości życia" 85 . W okresie powojennymtakże sprzeciwiał się nadawaniu moralności większej wartości. Tym razemprzeciwstawiał jej tzw. tendencje świadomości. Uważał, że przeszkadzanietendencji świadomości w imię moralności byłoby „wręcz równoznacznez przestępstwem" W jeszcze późniejszym okresie używał terminu „głos wewnętrzny",który powinien być dla nas ważniejszy od sumienia 86 . Pisał wtedy:„przecież byłoby straszne, gdyby ludzie w swoim postępowaniu kierowalisię Dekalogiem czy jakimkolwiek innym kodeksem moralnym".Bóg zostaje sprowadzony do autonomicznego fragmentu psychiki człowieka,związanej z jego nieświadomością. Bóg pojęty jako element psychikinie ma żadnej konkretnej emanacji zewnętrznej — nie można więc wypowia-94<strong>FRONDA</strong> 17/18


daćo nim obiektywnieprawdziwych twierdzeń. Junggotów jest uznać za Boga każdą ponadzmysłowąsiłę, która działa w ludzkiejduszy: nie interesuje go jakiego jest pochodzeniai jaką wiarę głosi. „Jestem skłonny uznać wszelkichmożliwych bogów, jeśli tylko działają w ludzkiej duszy"87 . Zresztą czy jest jakieś kryterium, według któregomoglibyśmy ocenić to, co głosi? Przecież dobro jest tylko„sprawą sądu moralnego, a nie czymś substancjonalnym". Podobny relatywizmdotyka i inne wartości: „prawda nie jest wieczna, jest ona programem"88 . A także „zawsze jest względna w zależności od określonegopołożenia". Uczennica Junga, Jolande Jacobi pisała, że „subiektywnośćjest najskuteczniejszą prawdą" 89 .Interesujące są spostrzeżenia Martina Bubera, który w swej książce „ZaćmienieBoga" pisał, iż Bóg w ujęciu Junga „jest postacią gnostycką, którąmożna ostatecznie łatwo rozpoznać w staroirańskim bóstwie Zurvanie". Wychodzącod takiej właśnie koncepcji bóstwa (jako całkowitości jednoczącejw sobie dobro i zło) Jung z Boga Starego Testamentu czyni demonicznegoDemiurga. W ten sposób przekształca Świętą Trójcę w Czwórce, ponieważ„na czwartego" dokoptowany zostaje do niej Szatan, zachowujący przy tymautonomię. Owej Czwórcy psychoanalityk nadał nazwę Abraxas (na marginesiedodajmy, że tak nazywała się satanistyczna sekta w Belgii, do której należałgłośny pedofil-morderca Marc Dutroux). Jung zastrzega się oczywiście,że chodzi mu o „projekcje procesów psychicznych, produkty ludzkiego ducha,którym nie wolno przypisywać metafizycznej ważności". Metafizycznekonsekwencje takiego stanowiska są jednak niewątpliwe. Buber wspominaprzy okazji, że podczas prelekcji w 1940 r. Jung dla potwierdzenia swych tezpowoływał się na pisma gnostyckie, w których nie było jednak cytatówZIM A - 199995


wspierającychte idee.Szukając korzeniteologii Junga trzeba przyjrzeć bliżej jegostosunkowi do religii Dalekiego Wschodu,choć on sam twierdził, że jest tylko naśladowcą...chasydzkiego rabina Beera z Międzyrzecza (choć Buberpewnie nigdy by się z tym nie zgodził). Leszek Kolankiewczwe wstępie do „Podróży na Wschód" postawił tezę, że „jungizmnarodził się z porównania subiektywnych doświadczeń jegotwórcy z kulturą Wschodu", które umieścił potem w tradycji alchemicznejsięgającej swoimi korzeniami do starożytnej gnozy. Jungbył oczarowany religiami Wschodu w stopniu, który pozwolił WilhelmowiReichowi dowcipnie stwierdzić, że w poprzednim wcieleniuna pewno był Chińczykiem, który pokutuje w ciele Europejczyka.Dodajmy, że teologia Wschodu wydawała się Jungowi bardziej odpowiadającaludzkiej psychice niż chrześcijaństwo. Otóż psychologicznąpodstawą chrześcijaństwa jest przyjęcie założenia, że „łaska zawszeprzychodzi z zewnątrz. Każdy inny pogląd to herezja". W oczywistysposób powoduje to uczucie niedowartościowania psyche i kompleksy90 . Tego nie ma na Wschodzie, gdzie człowiek uczy się znajdowaćsiłę i moc w sobie samym. Dlatego nasze kościoły to nic więcejjak „ciemna anonimowa masa", dla której oświecenie przyjdzie zeWschodu".Zgodnie z filozofią Wschodu Jung stawia tezę, że ideałem nie jestdostosowanie się człowieka do wymogów religii. Stanowi go raczejcałkowite uwolnienie się od zewnętrznej religijności — staniesię Całkowitością, dzięki której człowiek czerpie moc i siłęz samego siebie i sam jest Bogiem — to właśnie heilsweg (byużyć terminu Junga) jest Zbawieniem w jego teologii 92 .Owo heilsweg znaczy tyle, co „droga do zbawienia".Szwajcarski psychoanalityk sądził, że dzięki przyjęciujego punktu widzenia skończyłyby sięgorszące kłótnie w obrębie chrześcijaństwa,a także96<strong>FRONDA</strong> 17/18


zapanowałbypowszechnyekumenizm. Winno się doświadczaćBoga w sobie zamiast wierzyćw dogmaty i przestać się wreszcie upierać, żezmartwychwstanie czy niepokalane poczęcie jest faktemfizycznym. Wystarczy uznać w nim swoją subiektywnąrzeczywistość psychiczną 93 . Tego rodzaju fakty posiadająnieogarnioną metafizyczną podstawę i nasz „naiwnyrozsądek" niepotrzebnie usiłuje brać je dosłownie i zamykaćw jakichś tam systemach religijnych 94 .Zdaje się, że Jung u swoich bliskich surowo tępił próby jakichkolwiekzewnętrznych przejawów owej prostackiej, „jezuickiej" religijności.Córka Junga, Gret Baumann-Jung pisała: „ja zawsze sądziłam,że mój ojciec jest człowiekiem całkowicie bezbożnym i NIE UMIAŁAMSIĘ MODLIĆ Z OBAWY, ŻE MOGĘ GO ROZGNIEWAĆ. Dopieroz książek mojego ojca dowiedziałam się, że oczywiście był człowiekiemreligijnym" 95 . Córka boi się modlić przy ojcu, a o tym, że byłczłowiekiem religijnym, dowiaduje się z jego książek... I to w dodatkudowiaduje się, że ojciec był „oczywiście" religijny! W każdym razie i tenfakt pozwala nam snuć przypuszczenia, że Jung był na co dzień innymczłowiekiem niż postać, którą znamy z książek. Zresztą jego córka po tejlekcji wyrosła na kogoś z pogranicza astrologa, psychologa i czarownicy.W gruncie rzeczy Jung zajmował bardzo chwiejną postawę odnośniewszystkich wyznań, szczególnie różnych odłamów chrześcijaństwa. Wewcześniejszych latach usprawiedliwiał to obowiązkami naukowcaW 1939 r. pisał „dla mnie jako uczonego agnostycyzm to obowiązek".W okresie późniejszym wymyślił sobie doktrynę, że rozłamyw Kościele są grzechem przeciwko Duchowi Świętemu (co jakraz jest prawdą), z czego miałoby wynikać, że aby nie grzeszyć,nie należy przypisywać się do żadnego wyznania.Z czasem Jung zaczął przechodzić na pozycje AutorytetuMoralnego demaskującego nienawistne fanatyzmy.Grzmiał, iżchrześcijaństwoZIMA- 1 99997


grzęźnie w sporze, wywołanym przez „totalitarne roszczenia, że ich gmach jestjedynie ważnym". Oczywiście on, człowiek o nadzwyczaj szerokich horyzontach,taką zaściankowość potępiał. Potępiał oczywiście również obłęd faszyzmui ostrzegał przed bombą demograficzną.Tradycjonalista? Ateista? ...?Nie sposób dokonać ostatecznej oceny poglądów Junga nie dodając wcześniej,że w wielu punktach — na które w niniejszym opracowaniu nie starczyłojuż miejsca — reprezentował on stanowisko dalekie od bluźnierstw pozostałychpsychoanalityków. Warto w tym miejscu przypomnieć jego pełenczci stosunek do liturgii trydenckiej i głośne protesty wobec prób jej niszczenia,szacunek dla sakramentu spowiedzi (inna historia, że sam nigdy z niegonie korzystał...), błyskotliwą krytykę macierzystego protestantyzmuz punktu widzenia katolickiej Ortodoksji. Niewątpliwie był człowiekiemogromnie wrażliwym, otwartym na doznania mistyczne i jego duchowe losymogły się potoczyć zupełnie inaczej niż się to ostatecznie stało — gdyby tylkozechciał w swoich trudnościach skorzystać z pomocy egzorcysty.Często również podkreślał, że katolicy to jedyna grupa, która nie potrzebujepsychoanalizy, bowiem oni już znaleźli swoją „drogę do Zbawienia". Kłopot polegajednak na tym, że Jung prawiąc te komplementy nie przestawał myśleć o religiijako narzędziu do utrzymania „zdrowia psychicznego", a jego sympatia dokatolicyzmu wynikała z jego „dobrych efektów leczniczych" tej religii 96 . Najbardziejsymptomatyczne jest pod tym względem zdanie z artykułu Junga w „Cosmopolitian":„chrześcijaństwo jest cudownym systemem psychoterapeutycznym,leczy cierpienia duszy" 57 . Jednakże przy innych okazjach psychoanalitycznej„drodze do Zbawienia" dawał pierwszeństwo nad wszystkimi rodzajami religii:„Tylko duchowni i my zajmujemy się edukacją duszy. Ludzie, którzy znaleźli sięna pewnym etapie analizy, mogą wracać do Kościoła. Indywidualizacja dana będzietylko nielicznym" — taką jego myśl zapisał jeden z gości. „Ludzie, którzychcą się uwolnić od swych problemów osobistych, powinni chodzić do kościoła,jako że nie potrafią się zdobyć na indywidualne ujęcie czy doświadczenie samychsiebie" 98 . Tak oto widzimy, jaką postać ostatecznie Jung nadał psychoanalizie —religia dla elity, stojąca nad Kościołami i dogmatami, działająca w kierunku pomieszaniawszystkich wyznań w jednej, synkretycznej „drodze do Zbawienia".98<strong>FRONDA</strong> 17/18


Fenomen tego psychoanalityka jest o tyle godny analizy, że mimo jegoskrajnie postępowego spojrzenia na problemy Wiary, zyskał opinię wielkiegotradycjonalisty. Jest to tragiczna pomyłka. Fromm słusznie dowodził, żeFreud i Jung byli jednakowo niechętni religii — jeden z pozycji ateistycznejetyki, drugi z pozycji wewnętrznego doświadczenia Boga". Jung po prostuokazał się bardziej sprytny i z jasnością umysłu niedostępną swoim nauczycielomoraz rówieśnikom — Nietzschemu, Freudowi czy Steinerowi — dostrzegał,że siły, które mają nad nim władzę, są jeszcze zbyt słabe, aby przeprowadzićszturm generalny. Zgodnie z programem sformułowanymw „przeklętym liście" uważał, że Kościół należy zniszczyć od wewnątrz. Zamiastbeznadziejnej próby bezpośredniego uderzenia w Depositum Fideiprzeinaczał pojęcia, podkopywał hierarchiczność Kościoła, jego wyłącznośćna głoszenie Prawdy, negował pośredniczą rolę kapłanów — inaczej mówiąc:głosząc religijne odrodzenie zmieniał treść wiary.ROBERT NOCACKIPrzypisy:1 Carl Gustav Jung „Wspomnienia, sny, myśli", Wrota, Warszawa, 1997, s.192 tamże, s.213 tamże, s.23tamże, s.55Robert Reszke „Dlaczego mam pomyśleć coś, czego nie chcę pomyśleć?", „Ogród", nr 15/1991, s.1346 Carl Gustavjung „Wspomnienia, sny, myśli", s.2847 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności. Listy 1906-61" Wrota, Warszawa , 1996 s.123,„Wspomnienia, muśli, sny", s.2858 Robert Reszke, dz.cyt., s.1359 Carl Gustav Jung „Wspomnienia, myśli, sny", s.4310 tamże, s.5511 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności. Listy 1906-61" s. 18412 Carl Gustavjung „Wspomnienia, myśli, sny", s.93-9413 Francis King „Szatan i swastyka. Okultyzm w partii nazistowskiej", AXIS, Poznań, 1996, s.3814 Harry K. Wells, „Zmierzch psychoanalizy", Wiedza i Książka, 1968, s.1315 Carl Gustav Jung „O istocie psychiczności", s.38-3916 list do Freuda, tamże s.817 Carl Gustavjung „Wspomnienia, myśli, sny", s.13318 Freud Martin „Freud - mój ojciec", Interpress, Warszawa, 1993, s.12219 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.5920 Carl Gustav Jung „Psychology and the Occult", Princeton University Press, 1977, s.viii21 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.1922 tamże, s.207.1M A • 1 9 9 999


23 Carl Gustav Jung „Rozmowy, wywiady, spotkania", RK, Warszawa, 1999, s.6824 Carl Gustavjung „Wspomnienia, myśli, sny", s.16725 tamże, s.14926 tamże, s. 151-5227 tamże, s. 15228 tamże, s. 16529 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.26-2730 tamże, s.40-4131 tamże, s.12732 Carl Gustav Jung „Wspomnienia, myśli, sny", ss. 173 i 176Carl Gustav Jung „Psychology and the Occult", s. 146-9Carl Gustavjung „Rozmowy, spotkania, wywiady"tamże s.22Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.29Carl Gustavjung „Rozmowy, wywiady, spotkania", kolejne cytaty ze stron 75, 78 i 13838 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.46Harry K. Wells, „Zmierzch psychoanalizy". Wiedza i Książka, 1968, s.12540 Chrząstowski Szymon „Rudolf Steiner 1861-1925. Życie twórcy antropozofii", „Gnosis",nrl/1992, s.41Martin Freud, dz. cyt. s.83Carl Gustav Jung „Rozmowy, wywiady, spotkania", kolejne cytaty ze stron.135, 139, 145tamże s. 162tamże s. 16645 Carl Gustav Jung „O istocie psychiczności", s.41Jolande Jacobi „Psychologia CG. Junga", Wodnik, Warszawa, 1993, s.20647 Carl Gustavjung „Rozmowy, wywiady, spotkania", s. 11548 Carl Gustav Jung „Psychologia a Religia", w tomie „Psychologia a religia", Książka i Wiedza,Warszwa, 1970 s. 9949 Carl Gustav Jung „Psychika współczesnego człowieka", w tomie „Psychologia a religia", s.8950 Carl Gustav Jung „Wspomnienia, myśli, sny", s. 18051 Carl Gustav Jung „Psychologia a Religia", w tomie „Psychologia a religia", s.100Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.101Carl Gustavjung „Rozmowy, wywiady, spotkania" s. 128Carl Gustavjung „Wspomnienia, myśli, sny", s.291Carl Gustavjung „Rozmowy, wywiady, spotkania", s.38956 tamże, s.29257 Carl Gustav Jung „Psychologia a Religia", w tomie „Psychologia a religia", s.13458 Joseph Campbell, „Bohater o 1000 twarzy", s.220-2159 Carl Gustav Jung, Gesamelte Werke, t.V, Walter-Verlag, Solothurn-Dusseldorf, 1973, s.8260 Uczniowie Junga definiują cień raczej jako „to, czym dana osoba nie chce być". Samuels Andrew,Shorter Bani, Plant Fred „Krytyczny słownik analizy jungowskiej", Unus, 1994, s.47.61 Prokopiuk „Cień demona nad Niemcami, cień demona nad światem" Pismo Literacko-Artystyczne,2/1989, s. 125-12962 Samuels Andrew, Shorter Bani, Plant Fred, dz.cyt., s.14763 posłowie J Prokopiuka do „Odpowiedzi Hiobowi" Carla Gustava Junga, Ethos, Warszawa,1995, s.202100<strong>FRONDA</strong> 17/18


64 tamże s.206.65 Carl Gustavjung „Odpowiedź Hiobowi", Ethos, Warszawa, 1995 s.42-366 tamże, s.46-4767 tamże, s.31-3268 tamże, s.3769 tamże, s.5170 tamże, s.5371 tamże, s.8972 tamże, s.33-3473 tamże, s.3774 tamże, s.5675 tamże, s.3976 tamże, s.4177 tamże, s.5278 tamże, s.9979 tamże, s. 100-0180 tamże, s.40-4181 Car] Gustav Jung „O istocie psychiczności", s.15982 Carl Gustav Jung „Psychologia a Religia", w tomie „Psychologia a religia", s.21983 Carl Gustav Jung „Podróż na Wschód" Pusty Obłok, Warszawa, 1992. s.30. Z późniejszychkomentarzy wynika, że uważał pleromę za nieświadomość: „O istocie psychiczności", s.3584 Carl Gustav Jung „Komentarz do „Sekretu złotego kwiatu", w tomie „Podróż na Wschód",s.4385 Carl Gustavjung „O istocie psychiczności", s.1786 tamże, s.13687 Carl Gustav Jung „Jung a Freud", w tomie „Psychologia a religia", s.6088 Carl Gustav Jung, „Problem typu w dziejach ducha starożytności i średniowiecza" w tomie„Rebis czyli kamień filozofów", PWN, 1989, s.7789 Jacobi Jolande, dz. cyt., s.9090 Carl Gustav Jung, „Komentarz psychologiczny do tybetańskiej księgi wyzwolenia", w tomie„Podróż na Wschód", s. 12091 Carl Gustav Jung, „Problemy psychiczne wsptóczesnego człowieka", w tomie „Psychologiaa religia", s.8392 wstęp Jerzego Prokopiuka do „Odpowiedzi Hiobowi" Carla Gustava Junga, s.1493 Carl Gustavjung, „Odpowiedź Hiobowi" s.2394 tamże, s.2995 Gret Baumann-Jung, „Pismo literacko-artystyczne", 3/87, s.13696 Carl Gustavjung „Rozmowy, wywiady, spotkania" ss. 53, 5797 tamże s, 8598 tamże s.441-44299 Fromm Erich „Freud a Jung" w tomie „Szkice z psychologii religii", Książka i Wiedza, 1966, s.133ZIMA- 1 999101


Edward Clover w swoim eseju „Freud lub Jung" cytujekilka niepokojących wypowiedzi Junga: „Ludzie SS sąw samym środku przemian i staną się niebawem kastąrycerzy stojącą na czele 60 milionów niegodnych tegozaszczytu." „Istnieją dwa rodzaje dyktatorów, typprzywódcy i typ medecine-man. Hitler jest przykłademtego drugiego typu. Jest głosem dawnych bogów...Sybillą... wyrocznią delficką."ROGERDADOUNWotan, nieświadomość żydowska a nieświadomość aryjskaOkoliczności, w jakich Jung zaczął kolaborować z nazizmem, zostały streszczoneprzez E. Jonesa: „W czerwcu 1933 r. niemieckie Stowarzyszenie Psychoterapiizostało opanowane przez nazistów i przyjęło nazwę 'MiędzynarodowegoLekarskiego Towarzystwa Psychoterapeutycznego', kontrolowanegoz kolei przez 'Narodową Rewolucję Niemiecką'. Reichsfiihrer dr Góring wyjaśnił,że od członków Towarzystwa oczekuje się pogłębionych studiów nadMein Kampf Hitlera, które powinno stanowić podstawę ich pracy. Kretschmernatychmiast zrezygnował z funkcji przewodniczącego Towarzystwa, a miejscejego zajął Carl Gustav Jung. Został on również redaktorem oficjalnegoorganu stowarzyszenia — Zentralblatt fur Psychotherapie, współredagowanego102<strong>FRONDA</strong> 17/18


od 1936 r. również przez Góringa. Jung poda! się do dymisji w 1940 r. Do tegoczasu zdążył jednak wprowadzić rozróżnienie między psychologią aryjskąa żydowską i podkreślić wyższość tej pierwszej. Pewien psychiatra szwajcarskizaprotestował natychmiast przeciw ewidentnym w tym wypadku odstąpieniuod zasady neutralności nauki i odtąd Jung był surowo krytykowany zewszystkich stron za swoją postawę.'"W artykule poświęconym problemowi „psychoanalizy w Niemczech Hitlera",a opublikowanym w zbiorze „Brunatne lata. Psychoanaliza w TrzeciejRzeszy", dwóch historyków niemieckich, H.-M. Lohmann i L. Rosenkotter,stwierdza, że „stanowisko przyjęte... przez Carla Gustava Junga jest typowymprzykładem agresywnej ewolucji, której jednoznaczność nie pozostawiaw tym przypadku żadnych wątpliwości". „Jung analizował 'Sytuację obecnąpsychoterapii' (1934) jako godzinę ostatecznego rozrachunku psychologii'aryjskiej' z psychoanalizą odznaczającą się dekadencją i żydowską w swojejgenezie." Na potwierdzenie swojej tezy autorzy ci przywołują wypowiedziJunga: „W nieświadomości aryjskiej (...) znajdują się pokłady kreatywnościi ośrodki energii mogącej kształtować przyszłość. (...) Cała rasa żydowskaposiada — co potwierdza moje doświadczenie — nieświadomość tylko podpewnymi warunkami porównywalną z nieświadomością aryjską. (...) Potencjałnieświadomości aryjskiej jest silniejszy od potencjału nieświadomościżydowskiej. (...) Panująca psychologia medyczna popełniła poważny błądstosując w sposób nieprzemyślany do Germanów i chrześcijańskich Słowiankategorie właściwe dla myśli żydowskiej... W ten sposób psychologia tasprowadzała najcenniejsze sekrety Germanina i jego pełną głębi duszę, taktwórczą i bogatą w intuicje, do poziomu dziecinnego banału. Gdy zaś ja zacząłemna tą niesprawiedliwość reagować, natychmiast oskarżono mnie0 antysemityzm, do czego zresztą przyczynił się Freud, który już wcześniejzdążył rzucić na mnie takie podejrzenie. Nie znał on duszy germańskiej1 równie mało znali ją wszyscy ci spośród germańskich psychologów, którzynaśladowali go bezkrytycznie niczym papugi. Nagłe pojawienie się narodowegosocjalizmu, który skierował na siebie zdziwione spojrzenie całegoświata, ofiarowało tej duszy los zgoła przeciwny. Gdzie wcześniej były tetrendy i te niezwykłe formy? Kryły się one w germańskiej duszy, w jej głębokościachnie mających żadnego związku z zepsuciem niespełnionych dziecięcychpragnień lub z pozostałościami rodzinnych resentymentów." WedługZIMA 1999103


wymienionych dwu historyków, „w swojej awersjido psychoanalizy 'żydowskiej' Jung poszedł tak daleko,że posunął się aż do zakazu jej uprawiania naterenie Niemiec." 2Edward Glover w swoim eseju „Freud lub Jung"w rozdziale „Socjologia polityczna i alchemia" cytujekilka innych niepokojących wypowiedzi Junga:„Ludzie SS są w samym środku przemian i staman.Hitler jest przykładem tego drugiego typu. Jest głosem dawnych bo­ną się niebawem kastą rycerzy stojącą na czele 60milionów niegodnych tego zaszczytu." „Istnieją dwarodzaje dyktatorów, typ przywódcy i typ medecinegów...Sybillą... wyrocznią delficką." „Problem żydowski jest skomplikowanąi ropiejącą raną..." Glover powołuje się zwłaszcza na pewien esej Jungaopublikowany w 1936 r. na temat Wotana, wielkiego boga wojny z panteonugermańskiego i wielkiego archetypu jungowskiej nieświadomości zbiorowej,by wydobyć z niego obciążające szwajcarskiego psychologa opinie: „Wotanreprezentuje pierwotny czynnik germański i... jest najbardziej adekwatnymwyrazem i niepowtarzalną personifikacją właściwości fundamentalnej dla gatunkuludzkiego, zaś w sposób szczególny charakteryzującej Niemców... Bóg'wziął w posiadanie' Niemców, a miejsce, które zamieszkują, jest wypełnioneprzez 'potężne tchnienie'." „Błąkający się dotąd Wotan zbudził się", a jego„właściwości ekstatyczne i profetyczne staną się widoczne w ciągu najbliższychlat." „Wyznawcy Wotana... zdają się posiadać lepszy osąd faktówempirycznych niż wyznawcy rozumu" etc. 3Przeciw oskarżeniom wywołanym powyższymi stwierdzeniami, jak teżfaktem przewodzenia stowarzyszeniu kontrolowanemu przez nazistów, Jungbronił się twierdząc, że stanął wobec trudnego „konfliktu moralnego": „Czypowinienem był, pozostając z tej strony granicy, pozwolić sobie na bezpiecznąpostawę czystej neutralności (...) czy może raczej narazić się — miałemtego pełną świadomość — na ataki i nieuniknione nieporozumienia, którymnie zdołałby się wymknąć nikt, kto bez absolutnej konieczności zdecydowałbysię współpracować z władzą polityczną w Niemczech? (...) Nie miałeminnego wyjścia, jak tylko dla dobra moich przyjaciół rzucić na szalę moje nazwiskoi moją niezależną pozycję." Yincent Brome, który cytuje powyższy,104<strong>FRONDA</strong> 17/18


opublikowany w 1934 r. artykuł, ujawnia, pod tą samą datą inne osobliwewyznanie Junga: „Jung napisał w ostatnim paragrafie swojego drugiego artykułu:'Dopuszczam bez wahania taką możliwość, aby mój program naukowy,w wyniku nieszczęsnego zbiegu okoliczności prowadzącego do pomyłki,mógł nakładać się — bez mojej współpracy i wbrew mojemu pragnieniu —na manifest polityczny'." W kontekście wyraźnie politycznym Jung robiwszystko, aby podkreślić swoją neutralność: „Obiecuje on sobie — zauważaBrome — iż w przyszłości użyje wszystkich dostępnych mu środków aby wyeliminowaćpolitykę z Zentralblatt." „Prosi swojego korespondenta, żeby'sprawił, by rozpowszechniana za granicą Zentralblatt była pod każdymwzględem apolityczna'." etc. 4Uczniowie Junga lansują hipotezę, że mistrzpoświęcał się „dla interesów nauki" i „dla dobra swoich przyjaciół", przypominająteż, że „dzieła Junga były na liście Otto, oraz że były one poszukiwanei niszczone przez nazistów, tak jak dzieła Freuda; że wielu Żydów podkreślałopo wojnie znaczenie, jakie miało dla nich posiadanie przez pewien czasobywatela neutralnego kraju na czele Międzynarodowego Towarzystwa Psychoterapii."5Chociaż sam Jung nie cenił Heideggera — określał go jako „niezwyklepustego i banalnego", twierdził też, że „Heideggerowski modus philosophandijest na wskroś neurotyczny i koniec końców wywodzi się z szaleństwa, naktóre ów cierpi", etc* — to jednak istnieje analogia między argumentamiprzytaczanymi przez jungistów w celu obrony swego mistrza i argumentamiheideggerystów francuskich chcących osłabić złe wrażenie, jakie wywołujefakt pełnego zapału przyłączenia się Heideggera do nazizmu i wniesienia doniego poglądów bliskich mitologizującym przekonaniom Junga, choć bardziejod nich gwałtownych. Heidegger wprowadzał „Ducha" tam, gdzie Jungstarał się wprowadzić Wotana. 7Teatr cieni i demonologiaBardziej jednak niż oddźwięki polityczne wypowiedzi Junga w złowrogim kontekścieepoki niepokoić może to, jaki użytek robił ich autor z pojęcia nieświadomościzbiorowej. Określana wcześniej jako „żydowska", gdy chodziło o zdemaskowaniepsychoanalizy freudowskiej porównywanej do „bagna"i „zepsutych pragnień dzieci", zaś jako „aryjska", kiedy trzeba było wychwalaćZIMA 1999105


„głębie" i „pokłady kreatywności... skierowane kuprzyszłości", nieświadomość rasowa na nowo powracau Junga wraz z końcem wojny. Już w roku1945, w wywiadzie dla BBC chwali się on swojąwyjątkową zdolnością przewidywania, licząc zapewne,że pomoże mu to oczyścić się z zarzutów:„Od 1918r. — zapewnia — obserwowałem w nieświadomościzbiorowej wszystkich moich niemieckichpacjentów, bez wyjątku, specyficzne zaburzenianie znajdujące wytłumaczenia w psychice żadnegoz nich traktowanego jednostkowo." „Zadziwiająca deklaracja",stwierdza cytujący ją biograf Jungam i doprecyzowuje: „Zatem istniałabywe wszystkich bez wyjątku Niemcach nieuporządkowana nieświadomośćzbiorowa otwierająca się na 'prymitywizm, przemoc i okrucieństwo'!" 8Niezwykle swobodny sposób, w jaki w myśli Junga, rozwijającej się jako„psychologia nieświadomości", funkcjonuje fundamentalne dla niej pojęcie„nieświadomości", rzuca na cały jego system podejrzenie zamętu i frywolnościintelektualnej. O ile można jeszcze, choć niezwykle ostrożnie i z licznymizastrzeżeniami, stosować w odniesieniu do języka, zwyczajów i terytoriów,określenia takie jak „żydowski", „aryjski" czy „niemiecki", o tyleabsolutnie nie do przyjęcia jest używanie ich w psychologii, zwłaszcza zaśw stosunku do czegoś tak ogólnego, trudnego do zdefiniowania i problematycznegojak nieświadomość. Jung jednak, by stało się to możliwe, dokonujetypowego dla siebie w takim przypadku zabiegu: stosuje graniczące z prostactwemuproszczenie, ukrywające się pod pozorami najwyższej złożonościi olbrzymiej ilości informacji. Cała jego sztuka polega na przydawaniu mitologicznych,alchemicznych, gnostyckich lub innych jeszcze „przebrań" danympsychologicznym już wcześniej w sposób głęboki zbadanym przez psychoanalizę.W ten sposób idea „biseksualności", zapożyczona przez Freudaod Fliessa, i będąca narzędziem umożliwiającym orientację i wędrówkę downętrza psychicznych ambiwalencji, zawsze traktowanych jednostkowo, dajeu Junga parę Animus i Anima, parę uznaną za „syzygie", i to mniej przez odniesieniedo astronomii niż przez powtórzenie tematu gnostyckiego o „eonie"męskim zawsze istniejącym w pewnej łączności z dobranym z nimw parę „eonem" żeńskim: w nieświadomości mężczyzny funkcjonuje więc106<strong>FRONDA</strong> 17/18


anima, a w nieświadomości kobiety animus. Jednak skrzyżowanie biseksualnoscifreudowskiej z syzygią gnostyczną komplikuje raczej i zaciemnia niżrozjaśnia znaczenie tych figur psychicznych, które, ochrzczone w ten sposób,zyskują jedynie na teatralności: „Kiedy dochodzi do spotkania animusa z anima— czytamy w Aion — animus wyciąga miecz swej mocy, anima zaś tryskajadem swej ułudy i pokusy." Anima, będąc wyrazem żeńskości, jako stereotypideologiczny naraża się w swojej jungowskiej naiwności na „ułudę" i „pokusę"i porusza się nieustannie w ramach opozycji między erosem matczynyma logosem ojcowskim: „U mężczyzny eros — funkcja relacyjna — jest z regułymniej rozwinięty niż logos, u kobiet zaś wyrazem ich prawdziwej natury jesteros, podczas gdy logos nierzadko bywa jedynie przykrym incydentem." 9Choć Jung powtarza w dużej mierze freudowską strukturę układu psychiki,modyfikacje, którym ją poddaje, zarysowują całkiem inną konfigurację ideologiczną,charakteryzującą się między innymi neutralizacją lub wykorzenieniemz psychoanalizy jej potencjału politycznego. Zaczął on od zdystansowaniasię od seksualności, co spowodowało zerwanie z Freudem w 1913 r. Następnieprzyznał znaczną wagę nieświadomości zbiorowej, którą sam Freud przywoływałrzadko i z wahaniem, a z której Jung uczyniłł swój deus ex machina — zresztąto łacińskie wyrażenie w szczególny sposób wiąże się z fenomenem teatru„numinalnego", jak też z tym rodzajem rozwodnionej religijności, która nasycawszystkie symbole Junga, a więc jest wyrażeniem w ostatecznym rozrachunkudobrze ukazującym bardzo mechaniczny charakter jungowskiej interpretacji.Z kolei zachowując dla idei ja funkcje świadomości i przystosowania, Jungpodszył owo „ja" cieniem, personą i Jaźnią: cień, swoisty Mr. Hyde, jest czymściemnym, ukrytym, niepokojącym, wciąż czającym się wokół ja; persona - terminteatralny — to maska, rola społeczna przypisana jednostce, ze wszystkimigrami, sztucznością i pozorami, które to implikuje; Jaźń, uosabiająca jungowskąnieświadomość, oznacza strukturę bardzo rozległą, moc jednoczącą,scalającą i transcendującą, która rozlewa się poza wszelkie dane psychiki. Jaźńjest zresztą zagadnieniem, któremu Jung decyduje się w dziele Aion poświęcićszczególnie dużo uwagi, co prowadzi go do rozwinięcia tego tematu w rozdzialezatytułowanym: „Chrystus, symbol Jaźni". W odróżnieniu jednak odrealnej Self Winnicotta, a więc od pewnego umiarkowanego odczuwania siebie,niesionego i podtrzymywanego przez pragnienia oraz wysiłek dążenia docoraz większej spoistości, jasności i prostoty, Jaźń jungowska jest konstrukcjąZIMA- 1 999107


wydumaną, abstrakcyjną, bez prawdziwej spójnościpsychologicznej, konstrukcją, którą da się utrzymaćtylko dzięki równie przesadnemu co arbitralnemusymbolizmowi — przywołując właśnie Chrystusa!Jakby jednak nie było (bez wątpienia taka właśniejest jej funkcja ideologiczna i celowość psychopolityczna)jungowska Jaźń rządzi w psychice jakoinstancja suwerenna, dominująca nad „ja" i podtrzymującaje w jego podległości, pokawałkowaniui błądzącym funkcjonowaniu w ramach rzeczywistościempirycznej. Transcendencja Jaźni wpisuje w samoserce podmiotu zalążek alienacji. 10Można by śmiało mówić w przypadku doktryny Junga o duchowości, o ileprzez tą duchowość rozumiałoby się jedynie tradycyjną postawę trzymaniaw bezpiecznym dystansie cielesności i seksualności. Nie należy jednak mylićjej z samym „Duchem", w duchowym, religijnym lub filozoficznym sensie tegoterminu. Tak rozumianym pojęciem „duchowości" Jung przejmuje sięw niewielkim stopniu, będąc zainteresowany raczej „duchami", które zdająsię zajmować uprzywilejowaną pozycję w doświadczeniu i myśli jungowskiej,ożywianej prawdziwym tchnieniem animizmu. Jung bardzo wcześniew swoim życiu zaczął przejawiać duże zainteresowanie okultyzmem, spirytyzmem,telepatią, astrologią. Czyż nie poukładał starannie w „skrytce",obok listów Freuda, które pozostawały tam ponad czterdzieści lat, „czterechfragmentów noża do chleba, połamanego w trakcie doświadczenia okultystycznego",przeprowadzonego przez niego gdy był studentem?" Archetypyjungowskie, te „kamienie węgielne całej psychiki", mogłyby być słusznierozważane jako awatary (wcielenia) lub ekwiwalenty psychiczne „duchów".Taka zresztą jest interpretacja Glovera — o tyle bardziej krytyczna, że Jungskłonny był dostrzegać w sobie samym udaną manifestację archetypu DawnejMądrości: „Nie będąc same w sobie szczególnie mądrymi, archetypy sąprzeważnie zabobonne i animistyczne. Formy, jakie przyjmują od swoichsymboli, są tak samo jak i one archaiczne, naiwne i dogłębnie obskuranckiez punktu widzenia rzeczywistości." 12Liczne figury i istoty, które Jung, wraz z ich zadziwiającymi ozdobamiutkanymi z obrazów i symboli, układa na scenie nieświadomości rozpostartej108<strong>FRONDA</strong> 17/18


między czterema kątami duszy i wszechświata, sprawiają wrażenie teatru cienigotowego do przyjęcia każdej wizji. Ale to, co mogłoby być tylko pełną wirtuozeriigrą wyobraźni, podlega procesowi interpretacji, mającemu wszelkiecechy filozofii historii przekształcanej w demonologię. Przesunięcie od tego, cohistoryczne, do tego, co demoniczne — często stosowany i skuteczny sposóbdepolityzacji — dokonuje się u Junga systematycznie. Kiedy wybucha II wojnaświatowa, pisze on: „Bóg pozwolił Szatanowi ponownie krążyć na ziemi".Trochę później zaś wykrzykuje: „Panem tego świata jest na pewno demon".Gotów jest już ogłosić „panowanie Antychrysta." 13Mówiąc o pojęciu ery,a ściślej jeszcze „ery chrześcijańskiej" — przy czym używa greckiego terminuAion oznaczającego zarazem „długi okres czasu", jak i „wieczność" — Jungzwraca uwagę na znak „enancjodromicznego powrotu" będącego czymś nakształt wznowienia w odwrotnym kierunku biegu dawnej historii: Chrystuszostałby więc zdublowany przez Antychrysta czyli „drugą połowę" całości archetypu.Tym samym rzeczywistość historyczna zostaje ukryta pod zasłonątajemnicy, by zrobić miejsce wizjom apokaliptycznym: „Od 1933 roku uważano,że tylko tak zwani chorzy psychicznie są w posiadaniu żywych szczątkówmitologicznych. Ale po roku 1933 świat bohaterów i potworów rozprzestrzeniłsię na całe narody niczym pustosząca pożoga, a tym samym dowiedziono,że mit i jego specyficzny świat także w epokach rozumu i oświecenia nie straciłyniczego ze swej żywotności. (...) Poznane dotychczas symbole już nie wyrażajątego, co dziś prosi o głos i wyłania się z nieświadomości jako rezultatwielowiekowego chrześcijańskiego rozwoju świadomości. Zaprawdę jest toantimimon pneuma, kłamliwy duch arogancji, histerii, zamętu, zbrodniczejamoralności i doktrynerskiego zacietrzewienia, wytwórca tandety duchowej,pseudosztuki, bełkotu filozoficznego i utopijnego oszustwa, wystarczającojednak dobry do tego, by karmić nim en gros dzisiejszego człowieka masowego.Tak oto wygląda duch ery postchrześcijańskiej." 14Widzimy więc „las symboli", który wprawiłby w osłupienie samego Baudelaire'a.Teksty Junga wprawdzie dysponują, tu i ówdzie, kilkoma służącymipomocą przewodnikami oraz znakami orientacyjnymi, ale tak naprawdę jestto zestaw narzędzi konceptualnych, niezbyt dokładny, a często przeładowanyw swej rozwlekłości. Enancjodromia, ten brany pod włos czas, roztacza przednami obszary historii, które są niczym ruchome piaski. Synchroniczności, takbardzo cenionej wśród jungistów, nie udaje się wyjść, mimo niechybnychZIMA- 1 999109


świadectw, poza nęcące i niepokojące koincydencje.Czwórca — z jej czwórniami — zostaje wyjaśniona jako„schemat ładu par excellence porównywany z krzyżempodziałowym teleskopu. Stanowi on układwspółrzędnych, który, by tak rzec, instynktowniewykorzystuje się zwłaszcza do podziału i uporządkowaniachaotycznej wielości, na przykład widzialwprocesie alchemicznym) i tak dalej." 15Ale czy liczenie do czterech (aż donej powierzchni ziemi, przebiegu roku, zgromadze-nia jednostek w grupie ludzkiej, faz Księżyca,temperamentów, żywiołów, barw (występującychczterech) i wynoszenie w imię tego do miana zasady uniwersalnej poczwórności,jest — wyjąwszy fakt obalenia kilku analogicznych „trójc", jak też pokonaniaprzeszkód pitagorejskiej jedynki, dwójki i trójki — dobrym środkiemdo mierzenia rzeczywistości? Co do archetypów, tej podstarzałej straży zawszewalecznej nieświadomości zbiorowej, to nie powodują one nic innego— operując zresztą na materiale odzyskanym tu i ówdzie z psychoanalizy,mitów, religii, alchemii, etc. — jak jedynie odwijanie się długiej wstęgi tautologii.Bardziej niż wiedza i mądrość, liczy się tu objawienie, intuicja czegośwzniosie i tajemniczo „numinalnego" właściwa tylko nielicznym godnympodziwu duszom. Jung uważa się za jedną z nich, piękną duszę oddziałującąprzez charyzmę i promieniowanie — aurę, mana, lub manadalę — na uczniów.Pozostając poza „bezwładną masą" i „buntem nieprzystosowanych" orazordynarnym „pospólstwem", słowem poza „wstrętną naturą cielesną", Jungspaja swoich uczniów w duchową wspólnotę, jedyną elitę zdolną udaremnićzamiary Szatana, zniszczyć poryw Antychrysta. Objawienie, wybranie i charyzma,elita i Mędrzec: oto składniki zawsze żywotne w mistycyzmie politycznym,w imię którego autor Aiona przywołuje głuche zastępy archetypów nieświadomości.ROGER DADOUNTłUM. MICHAł GROMKIfragment książki La psychoanalyse politique, wyd. Presses Uniyersitaires de France, Paris, 1995.110<strong>FRONDA</strong> 17/18


Przypisy:1 E. Jones, La vie et l'oeuvre de Sigmunt Freud, t. III, s. 213. „Psychiatrą szwajcarskim" jestdr G. Bally. Jeżeli zaś chodzi o dr Góringa to był on dalekim krewnym marszałka Góringa, ministraspraw wewnętrznych Trzeciej Rzeszy.2 Les annees brunes. La psychoanalyse sos le Ule Reich, tekst przełożony i przedstawionyprzez Jean-Luc Evarda, Confrontation, 1984, s. 64 - 65.3 E. Glover, Freud ou Jung, PUF, 1954, s. 119 - 123.4 V. Brome, Carl Gustav Jung, l'home et le mythe, Hachette, 1986, s. 260 - 261.5 Elie G. Humbert i redakcja Cahiers de Psychologie jungienne, list osobisty do Nouvel Observateur,maj 1976.6 C. G. Jung, O istocie psychiczności. Listy 1906 - 1961, tłum. R. Reszke, Warszawa 1996; listdo Arnolda Kunzli, 28 luty 1943, s. 77.7 Por. Hugo Ott, Martin Heidegger. Elements pour biographie, Payot, 1990.8 V. Brome, op. Cit., s. 295.9 C. G. Jung, Aion.Przyczynki do symboliki Jaźni, przeł. Robert Reszke, Warszawa 1997, s. 25- 26.10 Jung, dz. cyt.: „IV. Jaźń"; „V. Chrystus, symbol Jaźni": Chrystus wyobraża archetyp Jaźni. Stanowion Całkowitość boską lub niebiańską, przemienionego człowieka... etc, s. 50.11 Freud - Jung, Correspondance, Gallimard, 1975, t. I, s. 15.12 Glover, in Brome, op. cit., s. 348.13 Brome, op. cit., s. 281 - 284.14 CG. Jung, Aion, s. 48. Tam gdzie można by oczekiwać kilku jasnych punktów, Jung kreśliniekończący się łańcuch poplątanych ścieżek wraz z — jak on to mówi — „centralnym symbolemryby, zakładając... że erę Ryby konstytuuje współistniejący synchronizm ewolucji ducha w ciągudwóch tysięcy lat chrześcijaństwa". Następnie przedstawia niezwykły zlepek symboli, obrazów, odniesieńpełnych erudycji i rzadko spotykanych, sprzeciwiających się wszelkiej racjonalności. Przykłademtechniki oszałamiania i ogłupiania charakteryzującej zwroty jungowskie jest rozdziałz Aiona poświęcony „ambiwalencji symbolu ryby", która to ambiwalencja według Junga odnosi siędo: „syryjskiej Apokalipsy Barucha", „dwunastu części" epoki poprzedzającej przyjście Mesjasza,„dwunastu znaków Zodiaku", znaku Ryby, Lewiatana i Behemota, „podziału według płci", alchemiiśredniowiecznej i jej dwu węży, poematu pewnego Rabbiego, żydowskiej Wieczerzy Paschalnej,„tekstów z Ras Szamra", etc, s. 137-138. Niezwykle szeroka sieć erudycji rzucona na tak różnewody za pomocą klucza obiecującego jakiś cudowny połów — tu właśnie byłby jungowskisposób gmatwania naszej i tak zbyt brudnej i skomplikowanej historii!15 Ibid, s. 276.7.IMA- I 999111


NIETZSCHEUMARŁ„Czego się boję, to nie strasznej figury za moim krzesłem, lecz jej głosu; i nawetnie słów, lecz straszliwie nieartykułowanego i nieludzkiego tonu tej figury.Gdybyż mówiła chociaż jak mówią ludzie!"Fryderyk Nietzsche, adnotacja autobiograficzna z przełomu 1868/69„Nie wiemy ile razy demon najgłębszych otchłani i najzawrotniejszych szczytówpojawił się za krzesłem dwudziestoczteroletniego uczonego, pogrążonegow pracy i medytacjach; nie wiemy co mu na ucho szeptał tym swoim straszliwienieartykułowanym i nieludzkim głosem, co takiego przenikałosłuchającego do szpiku kości; nie wiemy jak głęboko wnikał w niego demoni w jakim stopniu Nietzsche odczuwał jego podziemną obecność także w pełnymświetle dnia; wiemy jednak, że walczył z nim, że go pokonał i spętał na112<strong>FRONDA</strong> 17/18


dwadzieścia lat. I może też być, że w ciągu tych długich dwudziestu lat niespuszczał go nigdy z oka, a później gdy go w pełni rozpoznał, złączył sięz nim jak z najbardziej intymnym i sekretnym Ty."Curt Paul Janz, biograf Nietzschego„Śmierć czai się za plecami Nietzschego. Nie sposób o tym zapomnieć. Nieśmierć filozofów, lecz śmierć Izaaka, Jakuba, twoja, moja. I nie jedna śmierć,lecz dwie co najmniej. Pierwsza, duchowa, w Turynie na początku stycznia1889, druga, fizyczna, w Weimarze 25 sierpnia 1900."Wojciech Karpiński „Nietzsche — przeistoczenie w Turynie",„Zeszyty Literackie" nr 25, zima 1989„I tak jak śmierć Fausta zamykała życie klasyczne, tak duch najsamotniejszegoze wszystkich wędrowców miota na swój czas ostatnie przekleństwo,w owe zagadkowe dni w Turynie, gdy w obrazie swego świata widział rozwiewającesię ostatnie mgły i jasno zarysowujące się najdalsze szczyty."Oswald Spengler, z odczytu „Nietzsche i jego stulecie" wygłoszonegow Weimarze w październiku 1924 r.„...ze mną przygotowuje się katastrofa, której imię znam, ale go nie wyjawię."Fryderyk Nietzsche, z listu do Franza Overbecka z 12 kwietnia 1887„Sto lat temu na początku stycznia 1889 roku w Turynie dopełniło się duchoweżycie Fryderyka Nietzschego. To wydarzenie stanowi ważną datę w historiieuropejskiej kultury. Sam Nietzsche był aż nazbyt przekonany o symbolicznymsensie swego losu. Ostrzegał, że jest raczej dynamitem niż człowiekiem.Otwarcie głosił, że jego książki obalają dwa tysiąclecia chrześcijaństwa: liczysię nadal czas od fatalnego momentu, gdy nastąpiło zafałszowanie wartości,należałoby raczej wyznaczyć nową erę od dzisiaj, od dni jego turyńskiej euforii— tak zakończył Antychrysta na parę miesięcy przed katastrofą."Wojciech Karpiński „Nietzsche — przeistoczenie w Turynie",„Zeszyty Literackie" nr 25, zima 1989„Wojna na śmierć i życie przeciw kalectwu, kalectwem jest chrześcijaństwo"Fryderyk Nietzsche „Antychryst", 1888ZIMA- 1 999 113


„Pisa! w pośpiechu, prawie zdyszany, nie odrywał się od biurka na więcej niżpięć godzin snu. 30 września eksplozywne dzieło było gotowe. Zatytułował jeDer Antichrist — Fluch auf das Christentum. Nie wystarczyło mu 'przekleństwochrześcijaństwa' w tytule, dołączył jeszcze Dekret przeciw chrześcijaństwuw siedmiu paragrafach podpisany Antychryst."Gustaw Herling-Grudziński „Gasnący Antychryst", 1978„Paragraf szósty. — Historia 'sakralna' niech nazywana będzie imieniem, na jakiezasługuje: historia przeklęta; słowa 'Bóg', 'zbawiciel', 'odkupiciel', 'święty'niech używane będą jako obelgi, jako piętna hańby."Fryderyk Nietzsche „Antychryst", 1888„W książkach Nietzschego znajdujemy tyle inwektyw przeciwko Chrystusowii chrześcijaństwu, że bez wahania zgadzamy się na określenia, które sam Nietzschesobie nadawał: 'antychryst', 'zapozywca Boga', 'rzecznik diabła'. Nie matakiego bluźnierstwa, którego Nietzsche by nie wypowiedział. Przeciwko Bogu:'Bóg jako pająk'. Przeciw świętym księgom: 'dobrze się robi, zakładając rękawiczkiprzy czytaniu Nowego Testamentu. Bliskość tylu nieczystości zmuszaprawie do tego'. Przeciwko Kościołowi: pasożytnictwo jako jedyna praktyka Kościoła'...Człowiek religijny zasługuje według Nietzschego jedynie na pogardę:chrześcijanin to 'zwierzę domowe, zwierzę stadne, chore zwierzę człowiecze'."Andrzej Miś „Sofistyka Nietzschego", „Res Publica Nowa" 11/1994„Moje życie osiągnęło punkt szczytowy: jeszcze kilka lat, a ziemia zatrzęsiesię od piorunów. — Przysięgam Ci, że jest w mojej mocy zmienić rachubęczasu. Nic, co dzisiaj się wznosi, nie przetrwa. Jestem raczej dynamitem niżczłowiekiem. Przewartościowanie wszystkich wartości, noszące główny tytuł Antychryst,zostało ukończone."Fryderyk Nietzsche, z listu do Paula Deussena z jesieni 1888„Przygotowuję wydarzenie, które z krańcowym prawdopodobieństwem rozłupiehistorię na dwie połowy, do tego stopnia, że będziemy świadkami narodzinnowej chronologii: począwszy od roku 1888 jako Roku Pierwszego...Ponieważ będzie to cios burzycielski przeciw chrześcijaństwu, jasne jest, że jedynąpotęgą międzynarodową zainteresowaną instynktownie w zniszczeniu114<strong>FRONDA</strong> 17/18


chrześcijaństwa są Żydzi... Musimy zatem zapewnić sobie wpływ na wszystkieośrodki decyzji, jakie rasa ta posiada w Europie i w Ameryce: nie mówiąc0 okoliczności, że ruch taki potrzebuje wielkich kapitałów... W rezultacie dynamitrozerwie na strzępy każdą organizację wojska, każdą konstytucję: wrogowie,nie będąc w stanie nic temu przeciwstawić, okażą się nie przygotowanido wojny. Po naszej stronie staną oficerowie, wierni swoim instynktom:że jest rzeczą hańbiącą, nikczemną, brudną być chrześcijanami... Moja książkajest jak wulkan, cała dotychczasowa literatura nie potrafi dac pojęcia o tym,co w niej powiedziałem, ani o tym, jakimi drogami najgłębsze sekrety naturyludzkiej przebiły się na jej stronicach z przerażającą jasnością. Jest coś poprostu nadludzkiego w głosie, jakim ogłaszam wyrok śmierci... Kiedy panwreszcie przeczyta dekret przeciw chrześcijaństwu, który zamyka książkę1 podpisany jest Antychryst, obawiam się, że nawet panu zadrżą nogi."Fryderyk Nietzsche, z nie wysłanego listu do Georga Brandesa z 10 grudnia 1888„Mój syn Zaratustra może odsłonić Panu to, co odbywa się we mnie. Jeżeliwydobędę z siebie wszystko, co zamierzam, to umrę z przeświadczeniem, żeprzyszłe tysiąclecia wymieniać będą najświętsze przysięgi z moim imieniemna ustach."Fryderyk Nietzsche, z listu do Heinricha von Steina z 22 maja 1884„Im człowiek jest na wyższym poziomie, tym bardziej znajduje się pod wpływemdemonów i musi ciągle uważać, aby kierująca nim wola nie sprowadziłago na manowce."Johann Wolfgang Goethe, z rozmowy z Johannem Peterem Eckermannem,26 kwietnia 1829„Uważam, że mój Zaratustra jest najgłębszym dziełem, jakie istnieje po niemiecku,także najdoskonalszym językowo. Na to, by je przeniknąć, potrzebaby jednak całych pokoleń, które podjęłyby się odtworzenia wewnętrznychdoświadczeń, w oparciu o które mogło się pojawić to dzieło"Fryderyk Nietzsche, z listu do Karla Knortza z lata 1888„Wizje Nietzschego, wyrażone w jego poezji i w pieśniach, włączonych doksiążki Tako rzecze Zaratustra, nie są zwykłymi przeczuciami człowieka Nietz-ZI M A • 1 9 9 9115


schego, to objawienie się po tej stronie rzeczywistości w swej ziemskiejosobowości istoty wyższej, Zaratustry-Dionizosa, który jest rzeczywistymautorem najbardziej sakralnych fraz poetyckich."Aleksander Dugin „Nietzsche-Dionizos", „Miłyj Angieł", t.l, 1991„Świat się przemienił, bo Bóg jest na ziemi. Czy widzi Pani, jak radują sięcałe niebiosa? Objąłem właśnie władzę w moim królestwie, zamykam papieżado więzienia, każę rozstrzelać Wilhelma, Bismarcka i Stóckera. — Ukrzyżowany."Fryderyk Nietzsche, z listu do Mety von Salis z 3 stycznia 1889„Drogi Panie Profesorze. W gruncie rzeczy wolałbym być profesorem w Bazyleiniż Bogiem; nie ośmieliłem się jednak posunąć prywatnego egoizmutak daleko, aby z jego powodu zaniedbać stworzenia świata. Widzi Pan, trzebaskładać ofiary, jakkolwiek i gdziekolwiek się żyje... Jest czymś nieprzyjemnymi dokuczliwym dla mojej skromności, że właściwie każde imię w historiito ja; podobnie wygląda z dziećmi, które wydałem na świat:zastanawiam się z pewną podejrzliwością, czy wszyscy, którzy wchodzą do'królestwa Bożego', nie wywodzą się także od boga. Tej jesieni, ubrany najskromniejjak to tylko możliwe, dwa razy uczestniczyłem we własnym pogrzebie,najpierw jako hrabia Robilant (nie, to mój syn, skoro jestem CarlemAlbertem, wbrew mojej naturze), lecz Antonelli to ja."Fryderyk Nietzsche, z listu do Jacoba Burckhardta z 5 stycznia 1889„Zaalarmowany tonem listu Burckhardt udał się do Overbecka, o którymwiedział, że jest bliskim przyjacielem Nietzschego. Overbeck poradził sięLudwiga Wille, kierownika kliniki psychiatrycznej w Bazylei, który zasugerowałmu natychmiastowy wyjazd do Turynu. Zastał tam przyjaciela w strasznymstanie. Nietzsche go rozpoznał, uściskał łkając, potem schwyciły gokonwulsje, dano mu bromu, co przyniosło uspokojenie. Zaczął opowiadaćo wielkiem przyjęciu, które czeka go wieczorem. Innych widział jasno, o sobiemówił rzeczy szalone. Śpiewał na cały głos, rzucał się do fortepianu. Potemmilkł i nagle urywanymi zdaniami zaczynał opowiadać przejmująco116<strong>FRONDA</strong> 17/18


o swojej misji następcy umarłego Boga. Overbeck wspomina, że był świadkiemscen jeszcze bardziej przerażających. Nie opisuje ich jednak."Wojciech Karpiński „Nietzsche — przeistoczenie w Turynie",„Zeszyty Literackie" nr 25, zima 1989„W marcu umieszczonp go w zakładzie dla chorych umysłowo w Jenie. Jegowypełniana codziennie karta kliniczna za okrągły rok, do marca 1890 roku,jest przejmująca w swej monotonii: zjadł własne ekskrementy, wypił własnąurynę, wysmarował się własnymi ekskrementami, wybił szybę w oknie..."Gustaw Herling-Grudziński „Gasnący Antychryst", 1978ZIMA1009117


Cywilizację chrześcijańską charakteryzował zawszeprymat etyki nad estetyką, refleksyjności nad afektywnością. Faszystowski styl odwrócił te proporcje.0 flircie artystów z totalitaryzmami napisano już tomy. Mówiono o „ukąszeniuheglowskim", „zdradzie klerków" czy „hańbie domowej", tłumaczonoowo zaangażowanie tchórzostwem i nikczemnością, konformizmem i pragnieniemzrobienia kariery za wszelką cenę. Te zarzuty są z pewnością prawdziwewobec artystów kolaborujących z okrzepłym już systemem, który zdobyłwładzę i rozdzielał apanaże. Co jednak powiedzieć o tych, którzy zgłosiliakces, np. do faszyzmu, zanim ten sięgnął jeszcze po władzę?Faszyzm, zwłaszcza w polskiej historiografii, często określano mianem„reakcji" oraz wskazywano, że jest wykwitem kapitalizmu. Tymczasem wieluartystów zafascynowanych tym kierunkiem to awangardowcy, formalni eksperymentatorzy,przeciwnicy tradycyjnych i konserwatywnych form. Postrzegalioni faszyzm jako ruch awangardowy, odnowicielski, burzący zastane układy,poszukujący, eksperymentujący, podejmujący działania przeobrażające1 — wreszcie — wrogi wobec „reakcji". To nie było dziecko burżuazji, ożywiałje raczej duch antykapitalizmu. Mógł on mieć charakter proletariacki lub arystokratyczny,lecz zawsze wrogi wielkiemu kapitałowi i plutokracji. Charakte-118<strong>FRONDA</strong> 17/18


ystyczną grupę zwolenników tego poglądu znaleźć możemy zwłaszcza wśród„odlotowych" poetów owego czasu, takich jak Gabriele D'Annunzio, FilippoTommaso Marinetti, Gottfried Benn, Hans Johst czy Ezra Pound.Oczywiście z komunizmem również flirtowali awangardowi „odlotowcy"— Majakowski, Rodczenko, Aragon, Breton, Eluard. Skąd jednak ten zachwytfaszyzmem?Benn do MarinettiegoCofnijmy się do roku 1934. Oto do Trzeciej Rzeszy przybywa ojciec futuryzmu,wysoka szycha w państwie Mussoliniego — Filippo Tommaso Marinetti.Na bankiecie wydanym na cześć gościa przez Związek Pisarzy Nacjonalistycznychmowę powitalną wygłasza wiceprzewodniczący związku,najwybitniejszy twórca niemieckiego ekspresjonizmu, Gottfried Benn.Mówiąc o celach faszyzmu nie wspomina ani słowem o ideologii czy programiepolitycznym. Według niego, zadaniem zarówno hitlerowskich Niemiec,jak i Włoch Mussoliniego, jest „umożliwienie narodzin nowego stylu, pozbawionegojakiejkolwiek teatralności, stylu imponującego chłodu, do któregozbliża się teraz Europa". Benn chwali futuryzm, który „odrzucił głupi psychologizmnaturalizmu, przebił na wylot miazgę ginącej powieści burżuazyjnejpowrócił w błyskotliwych i bystrych strofach Pańskich (Marinettiego —przyp. aut.) hymnów na część fundamentalnego prawa sztuki: twórczościi stylu." Benn krytykuje miałkość kultury mieszczańskiej, kapitalistyczneji przeciwstawia jej to, co niesie odnowicielska awangarda: chłód, świeżość,błyskotliwość, zdolność imponowania. Nie opowiada o ideologii, porywa godynamika ruchu. W uniesieniu mówi do Marinettiego: „W epoce zniewieściałych,osłabionych instynktów stworzył Pan sztukę, która wyśpiewujeogień starcia i agresję bohatera... To Pan ogłosił jako wyższe wartości 'umiłowanieniebezpieczeństwa', 'stałość energii i dyscypliny', 'śmiałość', 'odwagę','powstanie', 'atak', 'śmiertelny skok', a wszystko to nazwał Pan 'przepięknymiideami, za które należy umierać'." Na koniec Benn wyznaje, cogo najbardziej pociąga w ruchu Mussoliniego, i wymienia „trzy fundamentalnewartości faszyzmu włoskiego". Są to: czarna koszula (symbolizująca terrori śmierć), faszystowskie pozdrowienie A noi! (odpowiednik niemieckiegoHeil Hitler!) oraz hymn wojenny Giovinezza („Młodość"). 119


Przemówienie to dla współczesnego niemieckiego politologa Armina Mohlerajest punktem wyjścia do rozważań nad problemem zaangażowania artystóww faszyzm. Swoje wnioski zawarł on w książce „Faszystowski styl". Właśnie takczęsto powtarzane przez Benna słowo „styl" jest — zdaniem Mohlera — kluczemdo rozwiązania zagadki: „Styl stoi tu wyżej niż stan duszy, forma znaczyo wiele więcej niż idea". Los faszysty zawiera się w smaku, geście, znaku, symbolu,odwołującym się do innej rzeczywistości. Jest to jednak rzeczywistość wymykającasię opisowi w kategoriach racjonalistyczno-humanistycznej logiki. Stądpotrzeba poszukiwań nowego języka, stąd metoda ideograficzna Pounda nazywana„błyskawicznym kontrastowaniem przedmiotów", stąd zadziwiająca popularnośćoksymoronów — zimnokrwista żarliwość, spontaniczny patos, kapryśnakontemplacja, ekstatyczna wstrzemięźliwość. Wszystkie te określenia mającharakter egzystencjalny i nic w tym dziwnego. Jak stwierdził Mohler, faszystowskistyl to „zwycięstwo egzystencjalizmu nad idealizmem." Tym tłumaczyć możnarównież akces do faszyzmu Martina Heideggera. Zdaniem niemieckiego poli-120<strong>FRONDA</strong> 17/18


tologa, styl Heideggera to jedna z wariacji stylu faszystowskiego, w której odnaleźćmożna chłód, lakoniczność czy też zwrócenie się ku archaice metafizyki,otwierającej się przed jednostką w doświadczeniu Nicości.Heidegger jak MussoliniCentralny motyw w stylu faszystowskim zajmuje bowiemśmierć. Intelektualny i estetyczny dandyzm futurystów zataczawielkie koło i w zadziwiający sposób łączy się z głęboką archaicznościąwraz z jej zafascynowaniem smakiem śmierci. Wiążesię z tym pragnienie obcowania ze śmiercią, ocierania się o nią, przyzywaniajej. Stąd pochwała agresji, „akcji bezpośredniej", wojny. Główny ideolog włoskiegofaszyzmu Giovanni Gentile pisał wprost, że wojna jest „boskim dramatem",„czynem absolutnym"; Marinetti uważał, że pierwsza wojna światowabyła „najpiękniejszym poematem futurystycznym, jaki się dotąd ukazał", zaśPound wykrzykiwał: „Niech będzie przeklęty, kto pragnie pokoju!"Umiłowanie szczęku oręża, wyrażające się w twórczości całego nurtuw literaturze niemieckiej, tzw Fronterlebnis, ma rys egzystencjalny — jest nostalgiąza inną, bardziej pełną formą życia. W opisach wojny nie liczą się słowa,lecz sposób ich wypowiadania, liczy się styl. Oto jak oddaje przeżyciafrontowe Ernst Jiinger: „Tutaj człowiek jest jak szalejąca burza, jak rozwścieczonyocean, jak ryczący grom. Tutaj jednoczy się on z kosmosem, pędząc kubramom śmierci jak pocisk ku swemu celowi." Albo: „Żądza krwi unosi sięnad polem bitwy jak szkarłatny żagiel nad czarnym galeonem; tę bezgranicznąpasję porównać można tylko z miłością. Szarpie ona nerwy rozdygotanychmiast, żegnających deszczem ognistych róż kolumny marszowe, którez okrzykiem Morituri na ustach ruszają na front."Dla faszystowskiego stylu charakterystyczne jest zachłyśnięcie się ryzykiemi ofiarą. Tak pisze o tym rosyjska eseistka Natalia Mielientiewa: „PowiedzenieMussoliniego, że 'faszysta powinien żyć ryzykując', jest wskazaniemźródeł faszystowskiego stylu, zakorzenionego w żądzy gwałtownego i bezkompromisowegobadania bytu, takim jakim on jest, zaś jako ofiarę takiegoontologicznego doświadczenia faszysta w pierwszej kolejności gotów jest poświęcićsamego siebie. Martin Heidegger uczynił z pojęcia 'ryzyka' najważniejsząkategorię metafizyczną. Wymyślony przez niego termin 'bycie bez7. (M A • I 9 9 9121


ukrycia w maksymalnie ryzykownym ryzyku' znakomicie charakteryzuje głębokąwolę faszysty zetknięcia się z rzeczywistością twarzą w twarz, bezpośrednio,na chłodno — czy będzie to rzeczywistość ludzka, czy nieludzka."Centile kontra CroceZdaniem Armina Mohlera, styl faszystowski był powstaniemprzeciw dominującej od czasów Oświecenia tradycji sentymentalnegohumanizmu. Byl odmową widzenia świata w perspektywiehumanistycznej, odwołującej się zawsze do człowieka„przeciętnego", „średniego", „wygodnego". Rzecz jednak w tym — o tym jużMohler nie wspomina — że był to bunt znacznie głębszy, skierowany mianowicienie tylko przeciw dziedzictwu Oświecenia, lecz również przeciw całej cywilizacjiłacińskiej, u źródeł której legło objawienie chrześcijańskie.Warto przywołać tu polemikę, jaką w 1925 r. toczyli Benedetto Crocei Giovanni Gentile. Croce pisał, że pod naciskiem faszyzmu „nie porzucimynaszej dawnej wiary: wiary będącej od dwu i pół wieku duchem odradzającychsię Włoch, Wioch nowoczesnych, tej wiary, na którą składa się miłośćprawdy, dążenie do sprawiedliwości, wartości humanitarne i obywatelskie,wychowanie umysłowe i moralne, pragnienie wolności, tej siły i gwarancjiwszelkiego postępu". Ową zagrożoną przez faszyzm wiarą był oświeceniowyhumanizm laicki. Atakowany był on jednak nie z pozycji tradycjonalistycznych,konserwatywnych czy chrześcijańskich, lecz faszystowskich, zaś faszyzmto — wedle Gentilego — „wiara energiczna i gwałtowna, nie szanującaniczego, co przeciwstawia się życiu, wielkości ojczyzny". To nawrót ideałuprzedchrześcijańskiego Rzymu cezarów, gdy władza była ubóstwiona.„Wszelka siła jest moralna", zaś „maksimum wolności tożsame jest z maksimumsiły państwa", pisał Gentile.Albo inny przykład: podczas wykładu na uniwersytecie w Heidelberguw lipcu 1933 r. Martin Heidegger powiedział, iż „należy prowadzić ostrą walkęw duchu narodowosocjalistycznym, którego nie wolno stłumić humanitarnymi,chrześcijańskimi wyobrażeniami". Dla niemieckiego filozofa oświeceniowyhumanizm był równie obrzydliwy jak chrześcijaństwo.Podobnie trudno jest odnaleźć powinowactwo między językiem piewcówfaszystowskiego stylu a kanonem literatury cywilizacji chrześcijańskiej. Feno-22 <strong>FRONDA</strong> 17/18


meny, opiewane przez eksperymentujących poetów za pomocą chociażbywspomnianych już oksymoronów, wymykają się nie tylko racjonalistycznej logiceoświeceniowców. Również w kategoriach klasycznej poetyki, filozofii lubmetafizyki zasługują w najlepszym wypadku na miano egzaltacji, w najgorszym— bełkotu. Jak bowiem inaczej nazwać postulowane przez Marinettiegoparole in liberta czyli zanegowanie wszelkiej logiki językowo-semantycznej?Zniesienie składni, przypadkowy dobór słów, kompletna rezygnacja z przymiotnikówi przysłówków, używanie czasowników jedynie w formie bezokolicznikai wiele tym podobnych operacji — to nie tylko odejście od ideałów Oświecenia,ZIMA 1 999123


to zerwanie z caią tradycją europejskiej kultury, to powrót do człowieka pierwotnegoporozumiewającego się monosylabami i onomatopejami.Brat Ernsta Jungera, Friedrich Georg, uznawał wyższość rytmu nad treścią,był w stanie poświęcić sens dla rytmu. „Dążę ku żywiołom, ku fali, kuogniowi, ku wiatrom. Zawierzam ufnie najstarszym powtórzeniom, prawompowrotu. Nie docieram przy tym dalej niż zaprowadzi mnie rytm. Gdybymnie opuścił, słoneczny rydwan zrzuciłby mnie w dół, rumaki i woźnicę opanowałobyszaleństwo."Cywilizację chrześcijańską charakteryzował zawsze prymat etyki nadestetyką, refleksyjności nad afektywnością. Faszystowski styl odwrócił teproporcje. Nie jest przypadkiem, że jego zwolennicy odwoływali się w filozofiido źródeł dawniejszych niż klasyczna myśl grecka, np. Heidegger dopresokratyków, a w kwestiach religijnych do czasów poprzedzających chrześcijaństwo,np. do okresu pogaństwa starogermańskiego. W swoim głośnymprzemówieniu radiowym „Nowe państwo i intelektualiści" w 1933 r. GottfriedBenn porównał faszyzm po pierwotnych, dzikich sił, zdolnych przezwyciężyćdekadencję współczesnego społeczeństwa oraz odnowić je moralniei biologicznie. Ideałem takiego społeczeństwa byli właśnie przedchrześcijańscyGermanowie, którzy często mieli prowadzić wojny nie dla zdobycia terytoriówczy łupów, ale tylko po to, by zamanifestować swoją witalność. Benn— jak zauważył Richard Grunberger — „w poszukiwaniu odrębności ego coraztęskniej spoglądał w stronę prymitywizmu".Oczywiście istnieją poważne różnice między niemieckim ekspresjonizmema włoskim futuryzmem, między filozofią Gentilego a Heideggera, jednak —zdaniem Mohlera — są one jedynie różnymi odmianami faszystowskiego stylu,świadczącymi, że nie było to zjawisko bynajmniej jednowymiarowe.Klęska utopiiOwi artyści oraz intelektualiści wewnątrz ruchu faszystowskiego(czy też — używając terminologii Mohlera — faszyści wewnątrzruchu narodowosocjalistycznego) zostali w TrzeciejRzeszy bardzo szybko zmarginalizowani. Już w połowie lat 30.Benn, Heidegger czy Jiinger znaleźli się w sytuacji — jak to się często piszew wielu opracowaniach — „emigracji wewnętrznej". Stan ten wynikał z ich124<strong>FRONDA</strong> 17/18


ozczarowania systemem, w którym górę wzięli biurokraci o niewyrafinowanychgustach. Co ciekawe, sam system jednak nigdy owych twórców nieprześladował.Opisana wyżej awangarda, jak każda utopia, zakończyła się klęską. Oczywiścieślady po niej pozostały w kulturze. Nie o to jednak chodziło — totalitaryzmyteż zostawiły po sobie wiele śladów. Nie udało się stworzyć natomiast„nowego człowieka". Nie dokonała tego ani sztuka, ani ideologia. Ani systemnarodowosocjalistyczny, ani styl faszystowski. „Nowy człowiek" może być bowiemjedynie wynikiem przemiany duchowej, a nie działań politycznych, filozoficznychczy artystycznych. Choćby najbardziej „odlotowych".MARIAN SZCZEPANOWSKIZIMA- i 9 9 9 125


Najbardziej znany z brytyjskich konserwatystówsir Winston Churchill w kilka lat po zdobyciu władzyprzez NSDAP oświadczył publicznie, że gdyby Angliiprzytrafiło się takie nieszczęście jak Niemcom podczasTraktatu Wersalskiego, prosiłby wtedy Boga, żebyzesłał jej człowieka o takiej sile woli i ducha, jakąposiada Adolf Hitler. Ten sam Churchill poparł marszfaszystów na Rzym i piał peany na cześć Mussoliniego,stwierdzając nawet, że gdyby był Włochem, tozostałby faszystą.FASZYŚCI,NAZIŚCI,SAMURAJEJANFREJLAKAni prawica, ani lewicaJako że od końca II wojny światowej słowo faszyzm przestało odnosić się dopewnej rzeczywistości politycznej czy społecznej, stając się dyskredytującymepitetem, wszyscy myśliciele przyznający się do prawicy starają się zawszelką cenę od faszyzmu odciąć. Podejmują rozmaite próby przerzucenia godo obozu lewicy. Starania te, choć zrozumiałe, pozostają bezskuteczne.Najprawdopodobniej bowiem faszyzm wymyka się tradycyjnemupodziałowi na lewicę i prawicę. Miał on być prawicowy, bo wszystkie państwaokreślane tym mianem posiadały cechy utożsamiane z prawicowością:autorytaryzm, silną władzę, pragmatyzm, antyliberalizm. Za lewicowościąfaszyzmu przemawiać jednak może „wrażliwość społeczna" systemów tak126<strong>FRONDA</strong> 1 7/1 S


określanych, neopogański i antyklerykalny charakter ideologii, deklarowanai realizowana rewolucyjność. Oczywiście żadne z tych argumentów nie sądostatecznie przekonywające. Ekstremizm niektórych rozwiązań proponowanychprzez faszystów nie pozwala ich zaliczyć również do centrum,któremu właściwa jest filozofia kompromisu. Oni sami przeważnie uważalisię za zwolenników Trzeciej Drogi. Falanga — faszystowski członfrankistowskiej koalicji w hiszpańskiej wojnie domowej — samookreślała sięjako równie daleka tak od lewicy jak i prawicy. Legendarny przywódcaFalangi Jose Antonio Prima de Rivera mówił wprost: „Ideał faszystowski niejest ani ideałem prawicy (...) ani ideałem lewicy". Mussolini pisał, żefaszyzm to nie ustrój, a pragmatyzm władzy. Warto wspomnieć życiorysszefa brytyjskich faszystów sir Oswalda Mosley'a. W latach 1918-1931 byłon kolejno: posłem Izby Gmin z ramienia Partii Konserwatywnej, posłemniezależnym, posłem Partii Pracy i ministrem w jej rządzie, wreszciezałożycielem Brytyjskiej Unii Faszystów.Nie będąc zjawiskiem prawicowym, był chyba jednak faszyzm bliższy raczejprawicy niż lewicy. Benito Mussolini w „Doktrynie faszyzmu" określając wiekXX pisał: „jest to wiek prawicy, wiek faszystowski". W hiszpańskiej wojniedomowej to właśnie tradycyjna prawica walczyła we wspólnej koalicji z faszystowskąFalangą i pragnącym przywrócenia porządku wojskiem. Także wieluprzedstawicieli niemieckiej „konserwatywnej rewolucji", jak i niemieckichmonarchistów, udzieliło w pewnym momencie poparcia Hitlerowi. Polscy narodowidemokraci wielokrotnie deklarowali sympatię dla ruchu Mussoliniego(dodajmy, że przyjaźń ta nie była odwzajemniana, gdyż wielu włoskich faszystówpogardzało nacjonalizmem). Długa jest lista przedwojennych prawicowychmyślicieli politycznych oraz polityków, którzy wyrażali sympatię lub nawet fascynacjęwłoską, a często i niemiecką odmianą faszyzmu. Na wieść o pierwszymsukcesie wyborczym hitlerowców w 1930 roku znany konserwatywny działacz7.1 M A • I 4 M 9127


i magnat prasowy, lord Rothemere napisał entuzjastyczny artykuł na łamachbrytyjskiego Timesa. Najbardziej znany z brytyjskich konserwatystów sirWinston Churchill w kilka lat po zdobyciu władzy przez NSDAP oświadczyłpublicznie, że gdyby Anglii przytrafiło się takie nieszczęście jak Niemcom podczasTraktatu Wersalskiego, prosiłby wtedy Boga, żeby zesłał jej człowieka otakiej sile woli i ducha, jaką posiada Adolf Hitler. Ten sam Churchill poparłmarsz faszystów na Rzym i piał peany na cześć Mussoliniego, stwierdzającnawet, że gdyby był Włochem, to zostałby faszystą. Zaniechał takichwypowiedzi dopiero wtedy, gdy uznał, że Niemcy i Włochy zagrażają brytyjskiminteresom. Wielki rosyjski filozof historii i prawosławny myśliciel MikołajBierdiajew w swym słynnym „Nowym Średniowieczu" określił włoski faszyzmjako „jedyne twórcze zjawisko polityczne we współczesnej Europie".Hiszpański pisarz i filozof o poglądach jednoznacznie prawicowych, Miguel deUnamuno, mimo swego baskijskiego pochodzenia, podczas wojny domowejudzielił poparcia generałowi Franco.Klasycy myśli prawicowej, tacy jak Burkę czy de Maistre podkreślali, żegłównym wyznacznikiem konserwatyzmu (prawicowości) są władza, lojalność,hierarchia, porządek, nieufność do ideałów wolności i równości.Dodajmy jeszcze militaryzm, będący przeciwieństwem lewicowego pacyfizmu.Wszystkie te wyróżniki można odnieść do faszyzmu.Odwrotnie niż „prawicowcy", myśliciele i twórcy związani ideowoz lewicą zawsze byli niechętni, albo wręcz wrodzy faszyzmowi. Wielu z nichosobiście zaangażowało się w walkę z faszyzmem — najbardziej znani toErnest Hemingway, Pablo Neruda, George Orwell.EntuzjazmDla wielu współczesnych trudny do pojęcia jest fakt, że faszyzm zdobył sobietak wielu zwolenników. W stopniu z pewnością mniejszym niż komunizm,choć na pewno porównywalnym, fascynował faszyzm liczne rzesze intelektualistów,pisarzy i twórców kultury tamtego okresu. Przypomnijmy tuznakomitego norweskiego pisarza, laureata Literackiej Nagrody Nobla w 1920roku Knuta Hamsuna, jednego z największych dwudziestowiecznych filozofówwłoskich Giovanniego Gentile, który stał się głównym ideologiem ruchuMussoliniego, czy bodaj najwybitniejszego amerykańskiego poetę lat między-128<strong>FRONDA</strong> 17/18


wojennych Ezrę Pounda. Do zwolennikówfaszyzmu należał w młodości jeden znajwiększych twórców kina XX wieku —Ingmar Bergman. Włoski dramat opisarz,reżyser, scenograf i aktor, laureat literackiejNagrody Nobla w 1997 roku, Dario Fowalczył jako ochotnik w oddziałachspadochronowych Republiki Salo, któregromadziły najbardziej fanatycznychzwolenników Duce. Jeden z najwybitniejszychtwórców i teoretyków architekturynowoczesnej Le Corbusier na wiele lat związał się z francuskim ruchemfaszystowskim. Aktywnym działaczem i apologetą rumuńskiej ŻelaznejGwardii i jej legendarnego przywódcy Corneliu Codreanu był największydwudziestowieczny religioznawca i wybitny pisarz Mircea Eliade orazznakomity eseista Emil Cioran. Luigi Pirandello — wybitny włoski dramaturg,prozaik i poeta, laureat Nagrody Nobla w 1934 roku — do partiifaszystowskiej wstąpił już w 1924 roku. Do listy tej można by dodaćnazwiska Ferdynanda Celine'a (autora słynnej „Podróży do kresu nocy"),Bertranda de Jouvenala, Roberta Brasillacha, Maurice'a Bardeche, Pierre'aDrieu La Rouchelle czy Gabriela D'Annunzio. Dodajmy, że większość z nichdrogo zapłaciła za swoje przekonania. Gentile i Brasiliach zostali zabici,Drieu La Rochelle popełnił samobójstwo. Ezrę Pounda po zajęciu Włochprzez armię amerykańską zamknięto w klatce niczym dzikie zwierzę ipokazywano wyszydzającym tłumom. Następnie zamknięto go w domu dlaumysłowo chorych, mimo iż nikt nie wątpił w jego poczytalność. Równieżliczący wówczas 85 lat Knut Hamsun osadzony został w domu wariatów.Ideologia faszystowska emanowała nawet na inne kultury. W 1932 rokuCzan Kaj Szek, przywódca chińskich nacjonalistów, mówił, że „tym, czegowspółczesnym Chinom potrzeba bardziej niż czegokolwiek innego, jestchiński faszyzm". W latach trzydziestych nawiązującą do faszystowskichwzorów organizację utworzyli nawet nowojorscy Murzyni.Bezprecedensowy był również entuzjazm mas. Oczywiście inaczej rzeczwyglądała w Hiszpanii, gdzie wojna domowa mocno podzieliła kraj. Jednakwe Włoszech, a zwłaszcza w hitlerowskich Niemczech — nigdy wcześniejZIMA- 1999129


ani później w historii żadna władza nie cieszyła się tak powszechną akceptacjąspołeczną. Podobnie było z Anschlussem Austrii, który spotkał się zentuzjastycznym poparciem większości społeczeństwa austriackiego.Wszelkie próby wytłumaczenia tak ogromnego poparcia/pojawiające sięw oficjalnych źródłach, nie wydają się być przekonywające. Prawdopodobniewynika to z głęboko zakorzenionego strachu przed przyznaniem, że faszyzmniósł w sobie istotne pozytywne wartości. Przywracał on zbiorowemu życiuto, czego ludzie najbardziej od niego oczekują: autorytet, hierarchię, formę.Mimo rewolucyjnych haseł, dawał poczucie pewności i stabilności. Dodajmyteż, że spory udział w ogromnej popularności Hitlera, miał fakt, iż był onpierwszym demokratycznie wyniesionym do władzy politykiem niemieckim,który wypełnił swe wyborcze obietnice.Kościół a faszyzmDla wielu chrześcijan pytania o stosunek hierarchii kościelnej do faszyzmusą często kłopotliwe. Przyjazne gesty, jakich istotnie udzielał Kościół faszystowskimpaństwom, mogą wydawać się tym dziwniejsze, że zarównow szeregach tak włoskich i hiszpańskich faszystów, jak i niemieckich narodowychsocjalistów przeważały nastroje wrogie chrześcijaństwu (na marginesiedodajmy, że najbardziej atakowana była zasada miłości nieprzyjaciółi chrześcijańska niechęć do przemocy). Przypomnijmy, że dla futurystów,będących główną intelektualną siłą ruchu Mussoliniego, największym wrogiempozostawał nieodmiennie Watykan i katolicyzm. W swych manifestachz okresu sprzed I wojny światowej za cel stawiali oni sobie nie rozdziałKościoła od państwa, ale całkowitą likwidację Watykanu. Marinetti przemawiającdo robotników w Neapolu (na jednym z wieców tamtych lat),ubolewał głęboko nad tym, że „szkoła jest zakażona chrześcijańską moralnością,która wymaga nierozsądnego przebaczania obelg, degeneruje się wsystematycznym tchórzostwie i pracuje gorliwie nad zniewieściałością rasy".Domagał się, by szkoła „przez sport i próby odwagi przyzwyczajała dzieci doniebezpieczeństwa, 'klechów' zaś należy ze szkoły całkowicie wyrugować".Zalecał „rozniecić nieprzejednaną wojnę z klerykalizmem, z tą politycznąpartią, która (...) zagraża przyszłości naszych dzieci". Najgwałtowniejszy jednakatak na Kościół znajdziemy w jego wierszowanej powieści „Samolot130<strong>FRONDA</strong> 17/18


papieża", gdzie określenia „dozorca więzienny świata" i „monopolizatorludzkich ideałów" należą do najłagodniejszych. Tytułowy samolot jest symbolemnowoczesnej techniki niszczącej znienawidzony przez niego kult. SamMussolini zanim związał się z ruchem faszystowskim znany był ze swej wrogościwobec Kościoła. W ogłoszonej w 1904 roku Luomo e la divinita przyszłyDuce zdeklarował się wyraźnie jako ateista i antyklerykał. W latach 1909-1911 współpracował z pismem ,Il Popolo, w którym drukował w odcinkachpaszkwilancką powieść o znaczącym tytule „Kochanka kardynała". Z innychjego tekstów z tamtego okresu wymienić można wymierzoną przeciw„krwawej wilczycy watykańskiej" broszurę Giovanni Huss U veridico.Podobnie jak wśród wielu włoskich faszystów, antyklerykalizm obecny byłw poglądach głoszonych przez większość hiszpańskich falangistów. W NSDAPz kolei zawsze znaczącą rolę odgrywał nurt neopogański i antychrześcijański.Jeden z czołowych nazistowskich ideologów Alfred Rosenberg określał Kościółjako narzędzie judaizacji Europy. Wart przypomnienia jest także fragmentpieśni SA z okresu walki nazistów o władzę: „Towarzysze z OddziałówSzturmowych, wieszajcie Żydów, stawiajcie księży pod ścianą!"By zrozumieć, dlaczego mimo to Kościół katolicki popierał w niektórychsytuacjach faszystowskie reżimy, trzeba choć w minimalnym stopniu poznaćhistoryczne realia wydarzeń, o których mowa. Prawda jest bowiem zupełnieinna niż próbuje się to przedstawiać w czarno-białych schematach antychrześcijańskiejpropagandy.We Włoszech od dojścia do władzy, a nawet od czasów poprzedzających„Marsz na Rzym", faszyści licząc się z ogromną siłą Kościoła katolickiegowyciszyli antyklerykalne elementy we własnej ideologii. Pragmatyzm wziął góręnad niechęcią. Mussolini zdawał sobie sprawę, że Kościół katolicki jestogromną siłą we Włoszech, dlatego po przejęciu władzy robił wszystko,by uchodzić za gorliwego katolika: ochrzcił swoje dzieci, wziął ślub kościelny,ZI M A • I 9 9 9131


zadbał, by wycofano z obiegu popełnione przez niego w przeszłości antyklerykalneksiążki, doprowadził do delegalizacji masonerii (której poparciunotabene w znacznym stopniu zawdzięczał powodzenie Marszu na Rzym),wreszcie zwolnił kler od podatków. Kościół potrafił docenić te gesty, a jako żeprogram polityczny faszystów w wielu punktach był zbieżny ze społeczną naukąKościoła — w zasadzie przez cały czas trwania dyktatury Włochy utrzymywałypoprawne stosunki z Watykanem.Dodajmy jeszcze, że do roku 1938 niebyło w realizowanej przez faszystówpolityce w zasadzie żadnych większych(może poza agresją na Etiopię)sprzecznych z zasadami chrześcijaństwaelementów.To, że frankistowska Hiszpaniastanowiła państwo zgodnie układająceswoje stosunki z Kościołem, było wgłównej mierze zasługą samego generałaFranco. Starał się on nigdy niedopuścić do zbytniego wzmocnienia pozycji Falangi w państwie i zachwianiarównowagi między partią a pozostałymi filarami swej władzy, którymi byłyarmia i właśnie Kościół katolicki. Dodatkowo zdołał on sprytnym politycznymmanewrem osłabić wewnątrz samej Falangi wpływy faszystowskichradykałów — w kwietniu 1937 roku Franco ogłosił powstanie nowej Falangibędącej unią wszystkich sił politycznych wspierających go w wojniedomowej. Tak oto w antyrojalistycznej i w znacznej mierze antyklerykalnejpartii znalazło się wielu monarchistów i chrześcijańskich tradycjonalistów.Kościół, prześladowany w czasach republiki i bezlitośnie eksterminowanypodczas wojny domowej, stał się najbardziej naturalnym sojusznikiem generałaFranco. Za wyjątkiem kilku biskupów z Baskonii, udzielił mu całkowitegopoparcia. Lojalność Kościoła i głęboka religijność żony Caudillo sprawiły, żeFranco zawsze starał się podtrzymywać jego wpływy w państwie. Tak oto, niezależnieod poglądów sporej części partyjnych działaczy, Hiszpania po wojniedomowej była państwem utrzymującym bardzo dobre stosunki z Kościołem.W Trzeciej Rzeszy Kościół znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Jeszcze w1933 roku większość katolików pozostawała wierna chadeckiemu Centrum. Po132<strong>FRONDA</strong> 17/18


zwycięstwie wyborczym Hitlera nastroje społeczne uległy jednak radykalnejzmianie i NSDAP uzyskała poparcie również w landach katolickich. W sytuacjigdy cały naród przeżywał niemal ekstatyczny zachwyt nową władzą, występowanieprzeciw niej wymagało ogromnej odwagi. Mimo to Kościół zaczynajuż od 1936 roku coraz silniej krytykować hitlerowski reżim. 14 marca 1937roku ukazuje się encyklika Piusa XI Mit brennender Sorge, pokazująca sprzecznośćnarodowego socjalizmu z nauką Kościoła i krytykująca coraz częstsze łamanieKonkordatu przez Trzecią Rzeszę. Jedna z książek Alfreda Rosenberga trafiawtedy na kościelny indeks. Od tego momentu w hitlerowskiej prasie klerkatolicki przedstawiany jest jako „hordy przestępców seksualnych", a zakonyjako „ogniska rozpusty" (skąd my to znamy). 20 maja 1937 r. ma miejscewystąpienie Goebbelsa, w którym padają zdania o „zdziczeniu obyczajowymkleru" czy „seksualnej dżumie". Ponad 1000 księży trafia do więzień. W 1938roku zabroniono w szkołach śpiewania kolęd i organizowania widowiskjasełkowych. Święta państwowe organizowano w czasie świąt kościelnych (np.przysięga Hitlerjugend podczas Wielkanocy). Papież Pius XII (zawsze przeciwnysojuszowi Włoch z Hitlerem) 24 kwietnia 1940 r. napisał list ostrzegającyMussoliniego przed przystąpieniem do wojny, zaś w 1941 roku ten nieprzejednanywróg komunizmu odmówił uznania wojny niemiecko-bolszewickiej jakokrucjaty przeciw komunizmowi. Dodajmy wreszcie, że to właśnie niechęć hiszpańskiejhierarchii kościelnej do walki pod wspólnymi sztandarami z Hitlerembyła jedną, choć z pewnością nie najważniejszą, z przyczyn nie przystąpieniaHiszpanii do II wojny światowej.Przyjazne gesty hierarchów Kościoła wobec reżimu po roku 1936należały już do rzadkości i łączyły się jedynie z takimi wydarzeniami jak akcjaLegionu Condor w Hiszpanii, czy mający 99-procentowe poparcie wspołeczeństwie Anschluss Austrii.Istota zjawiskaDość trudnym jest określenie, które ze zjawisk politycznych można uznać zafaszystowskie, a których uznanie za takie byłoby nadużyciem. Choć istotniepewnych właściwych faszyzmowi elementów doszukać się możnaw salazarowskiej Portugalii, na Węgrzech podczas rządów Horthy'ego czy wsanacyjnej Polsce, wszyscy się jednak zgodzimy, że określenie tych państw7.IMA 1999133


mianem faszystowskich byłoby co najmniej przesadą. Niektórzy myślicielenegują nawet faszystowski charakter Trzeciej Rzeszy. Eryk von Kiihnelt-Leddihn, poproszony o wygłoszenie odczytu na temat swojej antyfaszystowskiejdziałalności (oczywiście wiedział, że organizatorzy określają tąnazwą narodowy socjalizm), odpowiedział, że absolutnie takiej nieprowadził, a sprawy współczesnych Włoch nigdy go specjalnie nie interesowały.Taki radykalny punkt widzenia nie jest do końca pozbawiony sensu.Znanym jest fakt, że słowo „faszyzm" było w Trzeciej Rzeszy traktowanedość podejrzliwie, a takich twórców i myślicieli jak Ernst Junger, GottfriedBenn, Oswald Spengler czy Carl Schmitt oskarżano o „faszystowskieodchylenia" i uważano za politycznie niepewnych. Pomimo to, w stosunkudo trzech europejskich dyktatur: frankistowskiej Hiszpanii, WłochMussoliniego i Niemiec Hitlera panuje niemal powszechna zgoda, iż miałyone charakter faszystowski. Postarajmy się więc poszukać w nich wspólnychelementów, które pomogłyby w określeniu zjawiska.Z pewnością wszystkie te trzy państwa łączyły pewne ideowe czy ustrojoweelementy. Wszystkie były dyktaturami. Ich ideologie określały się jakowrogie wobec komunizmu i liberalizmu. Nie miały one jednak wiele wspólnegoz klasycznym konserwatyzmem. Sami faszyści zawsze określali swojedziałania jako rewolucyjne. Ich wrogiem była „reakcja". Zauważmy też, iżfaszyzm miał antyburżuazyjny i antykapitalistyczny charakter. Nie istniejedla faszysty nic bardziej odrażającego niż „duch kapitalizmu" i „protestanckaetyka", z której on wypływał. Zwróćmy też uwagę, że systemy faszystowskienależy odróżnić od typowego totalitaryzmu, będącego dyktaturąwszechwładnej biurokracji. W odróżnieniu od totalitaryzmu faszyzm miałzawsze charakter personalistyczny. Na tym jednak istotne podobieństwa ideowewydają się kończyć.Przejdźmy teraz do różnic. Ideologie w krajach, o których mowa, oparły się0 odmienne prądy kulturowe. Faszyzm włoski duchowo powiązany był z futuryzmemi modernizmem. Czołowy przedstawiciel futuryzmu TommasoMarinetti był jednocześnie jednym z głównych ideologów ruchu Mussoliniego1 towarzyszem walki Duce od 1919 roku. Narodowy socjalizm odwoływał się zkolei do romantyzmu i klasycyzmu. Frankistowska koalicja była zlepkiem przeróżnychformacji ideowych: rojalistów, nacjonalistów, liberałów, konserwatywnychrepublikanów (wielu z nich mocno powiązanych z hierarchią kościelną).134<strong>FRONDA</strong> 17/18


Mimo występowania we wszystkichfaszystowskich ugrupowaniach silnychnurtów antyklerykalnych stosunkipaństwo-Kościół układały się rozmaicie,o czym była już mowa.Odmienne było odniesienie do nacji irasy. O ile w narodowym socjalizmie nacjonalizm, rasizm i antysemityzmnależały do fundamentów ideologii, o tyle hiszpańscy nacjonaliści nie uważalisię na ogół za rasistów, zaś włoscy faszyści przeważnie nie byli nawet nacjonalistami,a wielu przyjaciół Duce było z pochodzenia Żydami. Jeden z nich,żydowski bankier Ettore Ovazza założył pismo La nostra bandiera, którepropagowało bezwarunkową przynależność Izraelitów do faszyzmu. Był onautorem takich na przykład apeli: „Naszą miłość do Rzymu (...) powinniśmyoddać Rewolucji Faszystowskiej", „Żadnego usprawiedliwienia (...) nie mogąotrzymać ci Żydzi, którzy, sabotując ojczyznę, są tym samym najbardziej aktywnymisprawcami antysemityzmu". Podczas wyborów w 1934 roku do zarządugminy żydowskiej w Turynie Ovazza zwyciężył zdecydowaną większościągłosów, co może sugerować, że jego uznanie dla faszyzmu było w środowiskachwłoskich Żydów powszechnie podzielane. W latach 1923-1936 czołowi działaczeorganizacji żydowskich, tacy jak Chaim Weizmann, Nahum Sokolov czyNahum Goldmann wielokrotnie deklarowali swoją sympatię i lojalność wobecfaszystowskich Włoch. Mussolini z kolei w 1934 roku obiecywał Goldmannowiswoją pomoc w stworzeniu państwa żydowskiego. Gdy w 1935 roku Włochyzaatakowały Etiopię i Liga Narodów zamierzała nałożyć na nie sankcje, AngeloOrvieto, prominentny działacz ruchhu syjonistycznego, starał się nakłonićżydowskich przemysłowców do bojkotu planowanej blokady. Dodajmy do tego,że w 1934 roku Mussolini publicznie mówił o najwyższej pogardzie, jaką żywidla nazistowskiej doktryny rasowej, a w „Doktrynie faszyzmu" podkreślił, żeto „nie naród tworzy państwo, a odwrotnie, państwo tworzy naród". W liczącej25 tomów Wielkiej Encyklopedii Włoskiej, która ukazała się pod redakcjąGiovanniego Gentile, w ogóle nie pojawiały się hasła „rasa" i „rasizm". Prawdąjest, że w 1938 r. włoski parlament uchwalił, umiarkowane jak na tamte lata,rasistowskie ustawy. Chociaż był to wyraźny gest w stronę Niemiec — nowegosojusznika Włoch, spotkały się one jednak ze zdecydowanym sprzeciwemspołecznym, również wielu faszystów. Narodowy socjalizm stawiając akcent naZIMA-1999 135


socjalizm stawiając akcent na nacji, rasie czy wspólnocie krwi, odwoływał się dokolektywu. Faszyzm włoski czy hiszpański, przeciwnie, akcentował indywidualnyheroizm i zawsze podkreśla! rolę wybitnej jednostki w tworzeniu historii.Afirmował instytucję państwa, solidarność zawodową, braterstwo broni, zaśpojęcie rasy nie miało dlań większego znaczenia. Inna była też rola związkówzawodowych. W Hiszpanii i we Włoszech były one de facto siłą współrządzącą— w Niemczech Hitler po prostu zakazał ich działalności.O różnicach ideowych między frankistami a nazistami najlepiej świadczychyba wypowiedź Hitlera z kwietnia 1938 roku: „W Hiszpanii postawiliśmyna niewłaściwego konia. Byłoby dla nas lepiej udzielić poparcia republikanom.Oni reprezentują lud. Zawsze moglibyśmy później uczynić z tychsocjalistów dobrych narodowych socjalistów. Ludzie skupieni wokół Francoto wszystko reakcyjny kler, arystokraci i bogacze — nie mają oni nic wspólnegoz nami, nazistami".Jak widać różnice między poszczególnymi odmianami faszyzmu byłydość znaczne, ideowe podobieństwa zaś zbyt małe, by dało się ogólnie i precyzyjnieokreślić faszystowską doktrynę. Wynika stąd wniosek, że faszyzmunie można uznać ani za system polityczny, ani za jednolitą ideologię.Wydaje się, że najtrafniejszego określenia istoty faszyzmu dokonał wsłynnym eseju Der faschistische still niemiecki historyk i socjolog ArminMohler. Myśliciel ten uznał, że faszyzm należy rozumieć jako styl, którycharakteryzował znaczną część elit politycznych i wojskowych w krajachuznanych za faszystowskie. Mohler zauważył, że styl ten cechuje unikanieokazywania jakichkolwiek emocji i niczemu nie służących gestów. Nazywałgo, za Gottfriedem Bennem, stylem „imponującego chłodu". W eseju swymMohler zwrócił uwagę na charakterystyczne dla faszystów szczególne rozsmakowaniew śmierci. Podkreślił, że w faszystowskim sposobie myśleniaodniesienie do niej stanowi jeden z centralnych punktów postawy życiowej.Chłód, śmierć, przemoc i antyhumanizmCiekawą ilustracją faszystowskiego chłodu, o którym pisze Mohler, może byćpewna anegdota z życia generała Franco, którą za korespondentem New YorkTimesa Benjaminem Wellesem przytacza Jerzy Robert Nowak w swej książce„Hiszpania po wojnie domowej": „w czasie inspekcji w Legii Franco zatrzymał136<strong>FRONDA</strong> 17/18


się przed jakimś robiącym wiele zamieszania niesubordynowanym legionistą,który wciąż narzeka! na wyżywienie itp. W momencie, gdy Franco z zimnymwyrazem twarzy słuchał wyrzekań legionisty, ten nagle splunął prosto wtwarz dowódcy. Franco nawet nie drgnął, spokojnie dokończył inspekcji,a potem powrócił do urzędu. Wtedy dopiero, wezwawszy swego adiutanta,wytarł twarz chusteczką i polecił aresztować i rozstrzelać legionistę".Innym przykładem może być znana z książki Jędrzeja Giertycha„Hiszpania bohaterska" scena, która rozegrała się 23 lipca 1936 roku podczasoblężenia Alcazara w Toledo:Jego komendant, pułkownik Moskardo podnosi słuchawkę dzwoniącegow jego kwaterze telefonu.— Tata!— Tak, co się stało synu?— tylko oni mówią, ze mnie rozstrzelają, jeśli ty nie poddasz twierdzy.— Wobec tego powierz swoją duszę Bogu, krzyknij „Niech żyje Hiszpania" —umrzesz jak patriota.— Całuję cię tato.—Ja ciebie też całuję synu.W tym momencie syn pułkownika oddaje słuchawkę naczelnikowi CzerwonejMilicji. Moskardo mówi mu:— zwlekajcie, Alcazar nigdy się nie podda.Chłopiec zostaje rozstrzelany.Bohaterami tego zdarzenia są dwie jasno określone osoby, a nie masy, jaknp. w narodowym socjalizmie. Cała scena rozgrywa się w typowo faszystowskim,chłodnym stylu. Wszystkie emocje zostają powściągnięte, każdystara się dograć do końca swoją rolę. Scenę ożywia jedynie dramatycznenapięcie pomiędzy światem dziecka (syn wypowiada słowo „tata") a groząśmierci, którą uosabia naczelnik Czerwonej Milicji.Z osobą pułkownika Moskardo łączy się też inna historia. Gdy po 70 dniachoblegające Alcazar wojska zostały przez frankistowską odsiecz odparte,jego komendant składając pierwszy meldunek powiedział: „Nic szczególnegonie mam do zameldowania". Wszyscy wiedzieli, że zdanie to padło z ustczłowieka, który podczas walk o miasto stracił dwóch synów i wieluZIMA-1999 137


przyjaciół. Dlatego właśnie słowa „nic szczególnego" stały się zwyczajowympozdrowieniem hiszpańskich żołnierzy.Innym istotnym wyznacznikiem faszystowskiego stylu jest kult terroru iśmierci. Kto wie, czy to nie on przyczynił się do tego, że to faszyzm, a nie nazizmstał się synonimem jawnego, otwartego zła. Stało się tak, pomimo tego, żew odróżnieniu od narodowych socjalistów czy komunistów (a nawet zachodnichdemokracji, na których ciąży wina dywanowych nalotów na dzielnice mieszkaniowewielkich miast i zrzucenia dwóch bomb atomowych), włoscy faszyści niemieli na sumieniu żadnych poważniejszych „zbrodni przeciw ludzkości".By móc wyrobić sobie właściwą opinię na temat tego szczególnegofaszystowskiego zafascynowania, trzeba zrozumieć, że śmierć, którąwysławia faszysta, to w pierwszej kolejności jego własna śmierć, dopiero wdrugiej — śmierć wroga, w którym widzi on równego sobie. Masowe czystki,wszystkie anonimowe formy terroru, dzielenie świata na „dobrych",którym należy służyć i „złych", których należy zlikwidować — są całkowicieobce faszystowskiemu stylowi. Faszystowski typ przemocy to przemocotwarta, często posiadająca wymiar symboliczny. Przejawiała się w takichaktach, jak Marsz na Rzym czy w karnych ekspedycjach przeciw tym czyinnym siłom przeciwnika, bądź w akcjach „militarnych" polegających nazatknięciu własnej flagi na budynku kwatery dowódczej przeciwnika.Kult śmierci i ofiary życia szczególną rolę odgrywał w rumuńskimLegionie Michała Archanioła. Ofiara życia zabijanych przez władze uczestnikówtego niezwykłego ruchu miała przyczynić się do odkupienia, a następniezmartwychwstania narodu. Charakterystyczne dla ich taktyki walki byłoto, że ilekroć gwardziści zabijali jakiegoś urzędnika, wszyscy zamachowcydawali się schwytać policji i od razu przyznawali się do winy, by z dumąprzyjąć wymierzany im za to wyrok śmierci. Szczególną sławę zyskało sobiezwiązane z ruchem „komando śmierci". Ta groźnie brzmiąca nazwa formowanychprzez Codreanu oddziałów wzięła się jednak od gotowościlegionistów do przyjmowania śmierci, a nie do jej zadawania. Najczęściejpowtarzaną przez legionistów formułą były słowa: „twoje popioły sąnajpotężniejszym dynamitem", ich pieśń zaś głosiła:Śmierć, tylko śmierć, legioniści,jest radosnymi zaślubinami dla nas..138<strong>FRONDA</strong> 17/18


Legioniści umierają śpiewając,legioniści śpiewają umierając.Oto jak legion zwycięża.Droga nam jest legionowa śmierć.To właśnie splot kultu śmierci z kultem wodza sprawił, że ten niezwykłyruch uznano za faszystowski.Pragnienie doświadczenia niebezpieczeństwa, przyjrzenia się śmierci zbliska jest dla faszysty czymś bardzo istotnym. Warto tu przypomnieć, że latatrzydzieste to okres szczególnej popularności alpinizmu i himalaizmu.Właśnie alpinizm jest tematem pierwszego słynnego filmu Leni Riefenstahl.W latach 1932-1939 w Niemczech organizuje się kilkanaście wypraw wHimalaje i Kara-Korum, w większości zakończonych tragicznie. Himalajskiszczyt Nanga Parbat zyskał wtedy nawet przydomek „niemieckiej góry", gdyżna jego zboczach w trzech kolejnych niemieckich wyprawach (w 1932, 1934 i1937 roku) straciło życie prawie trzydziestu wspinaczy (wśród nich takiegwiazdy „faszystowskiego sportu" jak Willy Merkl czy Willo Welzenbach). Wlatach trzydziestych najbardziej spektakularnych wyczynów w Alpachdokonują niemieccy, włoscy i austriaccy wspinacze, niemal wszyscy powiązaniz ruchem faszystowskim (bądź narodowo-socjalistycznym). Ciekawą anegdotąmoże być fakt, że główny bohater wyświetlanego ostatnio i utrzymanego wduchu political corectness filmu „Siedem lat w Tybecie", zdobywca północnejściany Eigeru i uczestnik ostatniej przedwojennej wyprawy na Nanga Parbat,Heinrich Harrer, od 1938 roku należał do SS.Faszyzm chwaląc ryzyko przeciwstawiał się całej tradycji humanistycznej,dla której życie stanowi najwyższą lub jedną z najwyższych wartości.Dla Armina Mohlera emocjonalnym zwieńczeniem faszystowskiego stylu byłbojowy okrzyk „Niech żyje śmierć!". Warto przypomnieć tu sytuację, w której poraz pierwszy pojawił się ten okrzyk. Padł on z ust dowódcy Hiszpańskiej LegiiCudzoziemskiej Jose Miliana Astray'a. Podczas jednej z manifestacji witający gożołnierze krzyczeli „Niech żyje Milian Astray!", na co on odpowiedział „Co toznaczy: Niech żyje Milian Astray!? Krzyknijmy lepiej wspólnie: Niech żyjeśmierć! Na pohybel inteligencji!" (Vwa la muerta! Abajo la Inteligencial)„Na pohybel inteligencji!" — ten okrzyk jest również bardzo charakterystycznydla faszystowskiego stylu. Inteligencja bowiem to klasaZ [ M A 1 9 9 9139


najbardziej kosmopolityczna, najbardziej wykorzeniona z narodowej tradycji.To właśnie inteligencja jest głównym nośnikiem humanizmu i wszystkichwyrosłych z niego, a tak znienawidzonych przez faszystę idei. Zwróćmy nakoniec uwagę na antyhumanistyczny wymiar faszystowskich akcji paleniaksiążek. Poza symbolicznym zniszczeniem ich przekazu było to takżeświadome łamanie tabu współczesnej cywilizacji, która dokonała sakralizacjiludzkiego rozumu i będącej jego wytworem książki.Inna kulturaTym, co wyłania się z powyższego opisu, jest całkowita inność, obcośćfaszyzmu w postoświeceniowym świecie. Możliwe zresztą, że faszyzm obcybył całej kulturze europejskiej. Odrzucał przecież nie tylko humanizm, alei chrześcijaństwo, a nawet (w swym antyracjonalizmie i afirmacji chłodu),przynajmniej częściowo, antyk.Co ciekawe, znaczne podobieństwo do faszystowskiego wykazywał styl,który obowiązywał wojskowo-polityczną elitę historycznej Japonii.Odnajdujemy w nim to samo, nieobecne we współczesnej kulturze europejskiej,zauroczenie śmiercią, pragnienie doświadczenia jej bliskości. Tamrównież „styl" wyrażał się w chłodzie, powściągliwości w okazywaniu uczuć,a także w pozbawionej sadyzmu brutalności.Afirmację tego stylu odnajdujemy w filmach znakomitego japońskiegotwórcy kina Akira Kurosawy. Najlepszą jego ilustracją będzie słynny obraz„Siedmiu samurajów". Przypomnijmy jedną ze scen filmu, w której obrażanyprzez awanturnika mistrz szabli, Kyuzo, zabija go nie pod wpływem gniewu,lecz dlatego, że tamten sam sobie wybrał taki los. Zwróćmy uwagę napodobieństwo z opowieścią o opluciu generała Franco, który wydał rozkazrozstrzelania niesubordynowanego żołnierza nie ze złości, a z rozmysłu.Samurajski sposób zadawania śmierci pozbawiony jest wszelkich emocji, atakże okrucieństwa. Przypomnijmy jeszcze jedną słynną scenę: zabiciazłodzieja w miasteczku przez Kanbei. „Egzekucja", której dokonuje samuraj,nie sprawia mu ani sadystycznej przyjemności, ani nie przysparza rozterekduchowych. Rozterki duchowe nie są zresztą w ogóle tematem tego filmu.Atmosferę obrazu Kurosawy chciałoby się określić atmosferą „imponującegochłodu".140<strong>FRONDA</strong> 17/18


Znane jest zainteresowanie kulturą Japonii i jej rycerską tradycją wielufaszystowskich działaczy. Autor faszystowskiego okrzyku „Niech żyjeśmierć!" Jose Milian Astray, tworząc kodeks hiszpańskiej Legii odwoływałsię wprost do kodeksu bushido. Kto wie, czy to nie podziw dla samurajskiegoducha sprawił, że na swego dalekowschodniego sojusznika wybrali faszyścicesarską Japonię, a nie znacznie im bliższe ideowo Chiny Czan Kaj Szeka.Inną znakomitą ilustracją bliskości ducha faszystowskiego samurajskiemumoże być literacka twórczość bodaj najwybitniejszego w XX wiekujapońskiego prozaika, Yukio Mishimy. Jej centralnym tematem jest upadekcywilizacji ludzi odważnych i oddanych cesarzowi oraz wypieranie jej przezamerykańską pseudo-cywilizację, której jedynymi wartościami są pieniądz iwygodne życie. Mishima otwarcie przeciwstawiał się humanizmowi i wypływającejz niego hierarchii wartości, stawiającej na szczycie życie ludzkie.Honor, wierność, Ojczyzna i będący jej uosobieniem Cesarz — wcielenieabsolutnego autorytetu — oto idee, dla których trzeba być gotowym dopoświęcenia życia. Mishima głęboką wiarę w głoszone wartości udowodniłwłasną śmiercią — 25 listopada 1970 roku po opanowaniu wraz z grupąprzyjaciół garnizonu Sił Samoobrony Qaponii po II wojnie światowej niewolno posiadać armii) wygłosił apel o odrodzenie ducha samurajskiego, poczym popełnił seppuku.Z naszej perspektywy wydaje się jednak, że rozpacz Yukio Mishimy nie byłado końca uzasadniona. Japończycy ostatnio coraz częściej zaczynają z dumąpodkreślać odrębność swojej kultury, której oryginalne cechy zdołały przetrwaćnapór amerykanizacji. W ramach anegdoty przypomnijmy, że w Japonii do dziśpopularną „rozrywką" jest kolacja z rozdymki. Samica tej ryby, którą od samcapotrafią odróżnić tylko najlepsi specjaliści, ma w swym mięsie ogromną ilośćZIMA 1 999141


niezwykle silnej toksyny. Nawet jeden kęs takiego dania może okazać sięśmiertelny. Pomyłki się zdarzają, a mimo to, a raczej właśnie dlatego, sushiz rozdymki jest daniem bardzo przez Japończyków cenionym. Ta kulinarna„rosyjska ruletka" jest dla Europejczyków czymś zupełnie niepojętym.Po pół wiekuPrzez ostatnie sześćdziesiąt lat dyskusje na temat faszyzmu skupiały się raczej napróbach wytłumaczenia tego, jak mogło dojść do nazistowskich zbrodni. Z góryprzyjętym założeniem było więc utożsamienie faszyzmu z narodowym socjalizmemi wszelkimi jego potwornościami, tymczasem uczciwa dyskusja nad tymzjawiskiem jest dziś szczególnie potrzebna. Pisaliśmy już, że rasizm i eugenikaobce były faszyzmowi. Dodajmy jeszcze, że nie były wtedy nawet zjawiskiemspecyficznie niemieckim — wynikały raczej ze szczególnego ducha epoki.Pamiętajmy, że teoretyczne podstawy pod teorie rasistowskie położyli głównieantropolodzy i biolodzy anglosascy. W tych samych latach, w których powstawałopaństwo Hitlera, w „Ojczyźnie Demokracji" lokalne władze stanoweczęsto wprowadzały prawa podobne do Ustaw Norymberskich, zaś „hodowanie"doskonałej rasy, polegające na sterylizacji osób chorych i kalekich miało miejscezarówno w Stanach Zjednoczonych czy w Kanadzie, jak i w socjaldemokratycznejSzwecji, czy nieco później w komunistycznej Czechosłowacji. Oczywiścieforma, jaką te akcje przyjęły w Trzeciej Rzeszy, była najbardziej drastyczna, niezmienia to jednak faktu, że eugenika i rasizm nie były praktyką ograniczoną tylkodo nazizmu, a wiązanie jej tylko z faszyzmem jest już oczywistym nadużyciem.Przypomnijmy też, za Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, że faszystowskireżim, wbrew temu, co mówi na jego temat liberalna propaganda, był stosunkowołagodny. Liczba zabitych we Włoszech, w latach 1923-1943, wyniosłaokoło 300. Opozycjoniści, jak na przykład Croce, mogli wydawać własne, krytycznewobec reżimu pisma. We Włoszech przez cały ten okres działał parlament,który nie był znaną nam z PRL-u „maszynką do glosowania". Herling-Grudziński przypomina, że poparcie dla władzy Mussoliniego sięgało 90procent. Zauważmy jeszcze, że to właśnie faszystowscy dyktatorzy w Hiszpaniii we Włoszech wcielili w życie wyrosłą z katolickiej nauki społecznej ideę korporacjonizmu.To właśnie w państwach faszystowskich udało się powstrzymaćupadek instytucji rodziny i odwrócić katastrofalne dla Europy tendencje142<strong>FRONDA</strong> 17/18


demograficzne. Faszyzm, który jak pokazaliśmy, był przede wszystkim zjawiskiemduchowym, a nie politycznym, czynił wyłom w materialistycznej kulturze,która odsunęła od ludzi wszelkie egzystencjalne pytania. Wrogi niszczącejchrześcijaństwo liberalnej cywilizacji, sam był dla chrześcijaństwa (prawdopodobnie)znacznie mniej groźny niż komunizm. Tak przynajmniej uważa VittorioMessori, który wyjaśnia, dlaczego — chociaż Kościół oficjalnie potępił i komunizm,i faszyzm — „poza oficjalnymi obwieszczeniami, w praktyce ludziKościoła, ale także w instynktownej postawie rzesz wiernych wobec tych dwóchpostaci zła, większe niewątpliwie pobłażanie jest okazywane faszyzmowi. Trzebatu pozostawić na boku nienormalny przypadek nazizmu, będącego wytworemcałkowicie niemieckim, powrotem do germańskiego, pogańskiego kultuZiemi, Krwi, Plemienia, a więc religii alternatywnej w stosunku do chrześcijaństwai z nim niezgodnym. Patrząc zaś na prawdziwy, właściwy faszyzm, na przykładna reżimy Mussoliniego, Petaina, może Franco i Salazara, czy niektórychdyktatorów południowoamerykańskich, należy jednak powiedzieć, że Kościółnie tylko poszedł na kompromisy, przynajmniej w praktyce, ale nawet niekiedyna koegzystencję, choćby przejściową i często uciążliwą."Messori uważa, że większe pobłażanie wobec faszyzmu wynika z tego, iż„faszyzm odbiera ludziom wolność polityczną. Marksizm natomiast wrazz wolnością polityczną zabiera także dwie inne fundamentalne swobody:wolność religijną i wolność ekonomiczną." Poza tym dyktatury faszystowskiemają charakter „charyzmatyczny", tzn. opierają się na autorytecie orazuroku Wodza i umierają wraz z jego odejściem, zaś dyktatury komunistycznemają charakter „strukturalny", tzn. ich jądrem jest nomenklaturowe Politbiuro,które zapewnia ciągłość systemu.JANFREJLAKZIMA-1999143


WOJCIECH WENCELEpitafium dla Hansa WintzlaZ Badenii-Winterbergii do kościerskiej wioskiw roku tysiąc sześćset pięćdziesiątym którymśrzymski ślub wybielił protestanckie kościi są ocalone choć wypadły z trumnyale zanim wieko doszczętnie zmurszałoskazując na gułag piszczele i czaszkęna wieszaku z wapnia spoczywało ciałoi krew w żyłach grała poślubionej białceona bez imienia — on Hans — zresztą nie wiemczy ten ślub nastąpił w pierwszym pokoleniuale tak przyjmuję: im szybciej tym lepiejpo co dłużej siedzieć w niemieckim więzieniuwięc umarł już tutaj w polu pod Grabowemjako katolischer neubauer — niech żyjeżyciem wiecznym słysząc opowieść o sobiez moich ust: kość z kości i krew z krwi tętniczejja i moje dzieci dziadek ojciec braciaz których jeden kiedyś utopił się w błotku— wszystko to rodzina neubauera Hansaw gospodarstwie ziemskim z widokiem na kościół144<strong>FRONDA</strong> 17/18


Epitafium dla Maxa RoemeraPusto jest w mieszkaniu bo wyszłaś do sklepuw dali się utrwala nieskończony obraz:siwy dach obory pod warstewką śnieguktóry spadł o świcie z rąk Pietera Brueglawszystko jest tu szare krzywe albo małez wyjątkiem wysokiej rynny przy oborzesolennie zielonej i dość nowej alenawet rynna dźwiga złącza przetrąconeprzez kuchenne okno patrzę na ten pejzaż(otwarty jak skrzydła małżeńskiego życiapo trzydziestu latach) nie mając pojęciakto nad ranem chodzi po naszych piwnicachkto nocą w drewutni z desek smołowanychstruga dźwięki jakby rzeźbił sobie trumnęteraz spokój — cicho tykają zegarygęsi schodzą z pola dokładnie w południedym z komina w chmurach szuka wiadomościsterczy pień akacji w niewdzięcznym sąsiedztwieobornika — anioł niesie list miłosnyktóry Pan Bóg zaszył w nieruchomą przestrzeńZIMA-1999145


Epitafium dla Szymona FirogiCo po nim zostało — nazwa tej dzielnicykilka zabudowań w drodze na lotniskoi słynna piwiarnia z charakterystycznymszyldem: „Restauracja Firoga" — to wszystkomężczyźni po pracy nad rozlanym piwemwiatr przegania wróble znad pustawej łąkiwyścig zmiętych gazet — w końcu niecierpliwe:Stachu, jadę do dom. Stara mnie wykończyjak z powieści: jest tu ale go nie widaćsklep cynamonowy zamknął miękkim kluczemi zniknął za szambem — w miejscu gdzie się kiwaźle skręcony płotek: Dzieci trzeba ustrzec!jak król lub poeta przegląda się w blachachprzytwierdzonych niegdyś (widać że już dawno)do szarych budynków — nie do rozpoznania:co to jest Firoga — nie wiem — może ciastoto jest Szymon szynkarz gruby ojciec Mariimiał serce żołądek a teraz nic nie mapłynie czarną rzeką pośród innych zmarłychpod naszymi drzwiami — słyszysz: szumi rzeka146<strong>FRONDA</strong> 17/18


Epitafium dla Adasia KaszubowskiegoCo tak pachnie: lipy albo drzewo krzyżana starym cmentarzu z widokiem na drogęciepły dzień przemija i nikogo nie mabo już odjechali wszyscy do Kokoszekgroby porośnięte zielskiem z tamtej stronygdzie chowano kiedyś Niemców i ich dzieciwciąż się zapadają w poświęconą ziemię:Patrz to tutaj leży Adaś Kaszubowskiwiatr przetrąca znicze — mosiężne tabliczkipołyskują w morzu zardzewiałych krzyżyna niemieckich miejscach — inskrypcje po polsku:Adaś żyl dwa lata — obok: Spij aniołkuśpij aniołku lipy modlą się za ciebiekorzeniami tonąc w grząskich usypiskacha kiedy już wstaniesz w pościelonym niebieniech te lipy pachną ci słodko jak dzisiajza cmentarzem gaśnie flesz: zielona łąkazmieści się na kliszy razem z szybą w okniei dachem rudery — jestem sam wśród zmarłychjutro wrócę do was z porwanym paszportemWOJCIECH WENCELZIMA-1999147


Za pomocą teorii Karla Rahnera o „anonimowym chrześcijaństwie"można pomniejszyć wagę chrześcijańskiejdecyzji w świecie wrogim wobec wiary i ukołysać mieszczańskichchrześcijan w poczuciu takiej pewności zbawienia,jakiej nie można posiadać nawet w odniesieniudo siebie samego. Możliwość zbawienia dla niechrześcijan,której nie można podawać w wątpliwość, nie jest jeszczewystarczającym powodem ich całkowitego przyjęciado stanu ochrzczonych. Bycie chrześcijaninem oznaczabowiem widoczne i czynne włączenie się w CiałoChrystusa, co nie jest możliwe w „anonimowości".CHRZEŚCIJAŃSTWONIE MOŻE BYĆANONIMOWEROZMOWAZ LEO SCHEFFCZYKIEM


Leo Scheffczyk (1920) —profesor dogmatyki na Uniwersytecie w Monachium.Szczególnie wiele uwagi poświęcał w swoich pracach problemowi historiidogmatów. Opublikował ważne monografie:„Die Welt ais Schopfung Gottes" (1968),„Das Unwandelbare im Petrusamt" (1971).Opracował „Handbuch der Dogmengeschichte",najobszerniejszą ostatnio opublikowaną historię dogmatów.Kardynał Ratzinger wielokrotnie wskazywał, że jednym z najważniejszychproblemów Kościoła jest relatywizm wobec prawdy. Coraz częściejtwierdzi się, że nie można stwierdzić, która religia jest prawdziwa.Co jest źródłem takiej postawy? Na ile jest ona niebezpieczna?Określenie kryzysowej sytuacji Kościoła za pomocą pojęcia „relatywizmprawdy" jest z pewnością trafne, ale z pewnością nie jedyne. Istnieją inne,pokrewne pojęcia, które opisują to samo zjawisko z innej strony i pozwalająna dostrzeżenie jego wielowymiarowości: historycyzm, empiryzm, pozytywizm,racjonalizm, subiektywizm. Przyczyna wszystkich tych zjawisk wydajesię leżeć w powiększającej się od Oświecenia świadomości człowieka0 własnej autonomii. Człowiek nie pojmuje siebie jako istoty wkomponowanejw obiektywną konstrukcję trwałych prawd, zobowiązujących tradycji1 pozytywnego objawienia, lecz jako istotę, która w procesie ekstremalnie pojętego„samourzeczywistnienia" pragnie siebie udoskonalić, będąc obok tychporządków i tworząc je na nowo z własnej inicjatywy.Typowym przykładem może być w tym kontekście „autonomiczna moralność",która pojawiła się na początku lat 70. W tej koncepcji moralność zostajeodseparowana od teologicznego odniesienia do Boga i przedstawionajako „sztuczny produkt ludzkiego rozsądku". Teologicznie patrząc, takie pojmowanieautonomii nie bez powodu zbliżyło się do deizmu, a nawet ateizmu(chociaż nie należy tak myślących interpretatorów od razu piętnować jakoateistów). Jednak słusznie zauważono, że istnieje treściowa bliskość międzytymi poglądami. Tym samym zostały zasygnalizowane niebezpieczeństwa, jakiewynikają z autonomizmu dla ludzkiego pojmowania Boga, świata i siebiesamego. Ma to także znaczenie dla pojmowania Kościoła i jego istoty: w dużejmierze został utracony „wyróżnik chrześcijańskości".ZIMA-1999149


Wydaje się, że jedną z najważniejszych tendencji teologii niemieckiejjest pewien osobliwy optymizm zbawczy. Np. znany teolog katolickiKarl Rahner rozwinął i opracował teorię anonimowego chrześcijaństwa,zgodnie z którą każdy człowiek, niezależnie czy o tym wie czynie, jest już chrześcijaninem i zosta! usprawiedliwiony. Co sądzi ksiądzprofesor o tej teorii? Dlaczego Kościół ma głosić wiarę, skoro wszyscyi tak już zostali zbawieni?Rzeczywiście Karl Rahner przyznał sam, że z teologumenu o „anonimowychchrześcijanach" wynika wyznanie „uniwersalnego optymizmu zbawczego",który — według niego — był wyrażony przez SobórWatykański II. Jednocześnie jednak Rahnermusiał przyznać, że Nowy Testament nie podajeżadnego pewnego uzasadnienia tegoż optymizmu.Z niewątpliwej „powszechnej Bożej wolizbawienia" (por. 1 Tm 2,5) wyciąga się tu wnioseko zasadności założenia powszechnego optymizmuzbawczego dla wszystkich ludzi (takżeateistów). Bez znajomości objawienia dokonanegow Jezusie Chrystusie (tzn. „anonimowo") sąoni w stanie dokonywać zbawczych aktów wiary,nadziei i miłości i w ten sposób łaska Boża możeprzeniknąć całe człowieczeństwo. Tak więc „można mieć nadzieję, żewszyscy zostaną zbawieni".Rosnąca liczba zwolenników tej ideologicznie rozpowszechnianej teoriineguje, że tym samym chrześcijaństwo zostaje relatywizowane, głoszeniewiary jest nieistotne, zaś prowadzenie misji niekonieczne. W rzeczywistościzaś teoria ta posiada istotne braki odnoszące się do niedoceniania treściowookreślonej wiary w Chrystusa i do pomijania decydującego osobistego odniesieniado Chrystusa i opowiedzenia się za Nim. Ponadto teoria ta pomija rzeczywistośćświadomej wrogości współczesnej niewiary wobec Chrystusa, Jegodzieła i Jego Kościoła. Za pomocą tej teorii można zatem pomniejszyćwagę chrześcijańskiej decyzji w świecie wrogim wobec wiary i ukołysać mieszczańskichchrześcijan w poczuciu takiej pewności zbawienia, jakiej niemożna posiadać nawet w odniesieniu do siebie samego. Możliwość zbawie-150<strong>FRONDA</strong> 17/18


nia dla niechrześcijan, której nie można podawać w wątpliwość, nie jest jeszczewystarczającym powodem ich całkowitego przyjęcia do stanuochrzczonych. Bycie chrześcijaninem oznacza bowiem widoczne i czynnewłączenie się w Ciało Chrystusa, co nie jest możliwe w „anonimowości".Ten optymizm ma wiele obliczy. Można np. usłyszeć od teologów katolickich,że Duch Święty w taki sposób działa poza Kościołem, że jest założycieleminnych religii. Albo też mówi się, że Duch Święty już mieszkaw nadprzyrodzony sposób w duszach wszystkich ludzi niezależnieod ich wiary i religii. Co sądzi ksiądz profesor o tych opiniach?Powyżej zostało już wspomniane, że Duch Święty działa także poza Kościołemi rozlewa swe łaski na niechrześcijan. Zatem także niechrześcijanie mogąbyć usprawiedliwieni (jest to możliwe jedynie poprzez akt miłości dokonanyprzez Ducha Świętego). Z tego wynika, że Duch Święty „mieszka"również w sercach niechrześcijan.Tego faktu nie można jednak utożsamić z coraz bardziej rozpowszechnianądziś teorią relatywistyczną, wedle którego Duch Święty jest obecny istotowow religiach niechrześcijańskich jako takich, a nawet uchodzi za ichtwórcę. W ten sposób (w zgodności z dzisiejszą pluralistyczną teologią religii)wszystkie religie jawią się jako równie ważne drogi zbawienia. Chociażznajdują się w nich ziarna i ślady prawdy i świętości, nie należy ich jednaktraktować jako dzieł Ducha z powodu istotowej różnicy wobec Kościoła.Podstawowy błąd tego (wywodzącego się od Hegla) poglądu, który wywieranegatywny wpływ na liczne konkretne aspekty chrześcijańskiego myśleniai życia, polega na tym, że Duch Święty nie jest odróżniany od duchaświata i ducha ludzkiego. Nowy Testament stwierdza, że dla ducha ludzkiegoDuch Święty jawi się nawet jako głupota i nierozsądek (1 Kor 2,14). WedługEwangelii św. Jana wylanie Ducha Świętego jest zasadniczo uzależnioneod wiary Q 6,33; 7,39). Nie wolno zatem utożsamiać Ducha Świętegoz duchem świata i ludzkości.Dlaczego wpływ Rahnera był w Niemczech tak silny? Według o. RalphaViltgena, Rahner był najbardziej wpływowym teologiem Soboru WatykańskiegoII.ZIMA 1999151


Na pytanie, czy Rahner był najważniejszym teologiem na Soborze WatykańskimII, nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Wystarczy jednak powiedzieć,że był bardzo ważnym teologiem. Nadzwyczajny wpływ Rahnerana katolickie myślenie, przede wszystkim w Niemczech, nie jest łatwy dowyjaśnienia, zwłaszcza, że autor częściej jest wymieniany aniżeli gruntownieczytany, zaś jego teologia (w przeciwieństwie do innych nurtów ducha czasu)w niewielkim stopniu ukierunkowana jest na Biblię. Możliwe, że jego nauczaniezdobyło aureolę niezwykłości i nadzwyczajności na skutek atrakcyjnegopołączenia filozofii idealistycznej (Hegel) i egzystencjalistycznej(Heidegger) z duchowo-mistyczną teologią. Frapujący był ponadto jego sposóbmyślenia i mówienia, bogaty w sztuczne i samowolne kombinacje.Wydaje się jednak, że większe znaczenie posiadał zbierany i aktualizowanyprzez Rahnera krytyczny potencjał wobec tego, co było zastane i zinstytucjonalizowane,połączony wszelako z uczciwym pragnieniem trwania przy Kościelei chrześcijańskiej wierze. Być może właśnie ta mieszanka składająca się z wiernościwobec wyznania i z krytycznych zastrzeżeń wobec zastanej sytuacji, todialektyczne „tak, ale", włączone w wymiar przemieniającej wszystko historyczności,sprawiły, że Rahner stał się atrakcyjny dla współczesnego chrześcijanina,który chwieje się między tęsknotą za pewnością a krytycznym brakiem więzów.Jednakże ta niezdecydowana dialektyka w postaci „tak, ale" nie była pomocnadla jednoznaczności przepowiadania wiary, ale raczej wzbudziła przekonanie,wszystko może wyglądać inaczej i w przyszłości inaczej wyglądać musi.Co znaczy dokładnie teza Rahnera o „antropologicznym przewrocie"w teologii? Czy można w ogóle pogodzić jego tezy z celem klasycznejteologii, czyli z glorificatio Dei, uwielbieniem Boga?Antropologiczny (a także transcendentalny) przewrót u Rahnera wyrażony jestprzykładowo w stwierdzeniu, że „każda teologia (wskutek Inkarnacji) na wiekipozostaje antropologią", zaś antropologia — „na wieki teologią". Przyczynę tejtożsamości Rahner postrzega w samym człowieku, który w nieunikniony sposóbjest istotą „transcendentną", tzn. ukierunkowaną na Absolut, który w nim jużjest obecny. Człowiek nabiera zatem cech niemalże boskich. Według Rahneraczłowiek jest „tym, co powstaje, kiedy Bóg się wypowiada i wyraża". W każdymrazie Bóg i człowiek są ze sobą tak powiązani, że ludzkiemu duchowi przypisu-152<strong>FRONDA</strong> 17/18


je się charakter nieskończoności, zaś tajemnicaBoga staje się tajemnicą człowieka.Z tego punktu widzenia teolog może powiedzieć,że wszystkie teologiczne wypowiedziw sposób konieczny muszą się odnosić doczłowieka i posiadać swe uzasadnienia w życiowymdoświadczeniu. Z trudem udaje sięautorowi uniknąć zarzutu całkowitego antropocentryzmu(„człowiek miarą wszystkichrzeczy"), ponieważ Bóg zawsze pojawia sięw jakiś sposób. Pozostaje jednak niebezpieczeństwo,że Bóg i Jego Słowo rozpatrywanesą z perspektywy antropocentrycznego apriorioraz że rzeczywistość wiary interpretowanajest „od dołu", tzn. rozpoczyna się od człowieka i na niego jest ukierunkowana.Wówczas umyka ludzkiemu myśleniu absolutna inność Boga, Jego Bóstwo i Majestat,„Boże bycie-Kimś-zawsze-większym". Dlatego w dziele Rahnera „Podstawowywykład wiary" faktycznie nie znajdziemy żadnej formalnej wypowiedzioglorificatio Det jako podstawowym celu człowieka. Podobnie w eschatologii chodzibardziej o udoskonalenie człowieka niż o Pawiowe uwielbienie Boga (por. 1Kor 15,23-28). Odnosi się wrażenie, że w tej koncepcji Bóg jest tylko dla człowieka,ale nie człowiek dla Boga.Inny rodzaj optymizmu zbawczego spotykamy w pismach niemieckojęzycznegoteologa Hansa Ursa von Balthasara. Utrzymywał on w swoichdwóch książkach — „Na co wolno nam mieć nadzieję" i „Krótka rozprawao piekle" — że powinniśmy mieć nadzieję na puste piekło. Mówił nawet,że naszym obowiązkiem jest nadzieja na to, że nikt nie zostaniepotępiony. Te wszystkie poglądy teologiczne mają też wpływ na świadomośćpowszechną. Według publikowanych badań (m.in. w Der Spiegel)większość Niemców uważa, że kara wieczna jest nie do pogodzeniaz dobrocią Boga.W swej wczesnej twórczości Rahner odrzucał wprawdzie „apokatastazę", alew późniejszym czasie coraz bardziej ją przyjmował na skutek stosowania podej-ZIMA-1 999153


ścia transcendentalnego. Trudno sobie bowiem wyobrazić,jak miałoby być możliwe (kategoryczne?kategorialne?) odrzucenie transcendentalnegoapriori w konstytucji człowieka.Chociaż Hans Urs von Balthasar odrzucał powiązanąz „apokatastazą" teorię o „anonimowychchrześcijanach", to jednak bardzo wcześnie pojawiłasię u niego (bez formalnego opowiedzeniasię za nią) pochodząca od Grzegorza z Nyssy myślo „ponownym powrocie wszystkich". Balthasarprezentował tę myśl w dwojaki sposób. Najpierw zastanawiał się on nadmożliwością tego, że grzech w jego „nagiej rzeczywistości", analogicznie do„drugiej śmierci" w Apokalipsie, jako „coś chaotycznego", jako „suma grzechuświata", zostanie potępiony i oderwany od grzesznika, tak że sam grzesznikzostaje od niego uwolniony. W nawiązaniu do wizji Adrienne von Speyersmówił on o grzechach jako o effiges, tzn. o negatywnych formachwyrażenia się grzesznego człowieka, które w czasie sądu zostaną unicestwione.Drugie wyjaśnienie opiera się o chrześcijańską cnotę nadziei (w odniesieniudo św. Tomasza, Summa Theologiae II.II- q. 17 a.3), którą chrześcijaninmoże żywić wobec innych i w ten sposób zapobiec potępieniu ludzi. Trzebajednak zauważyć, że św. Tomasz, który nie wątpił w istnienie piekła, nigdyteż nie łączył „nadziei w odniesieniu do drugiego człowieka" (żadną miarąw odniesieniu do wszystkich) z możliwością powszechnego niepotępienia.Według Balthasara człowiek może pragnąć zbawienia drugiego człowiekai mieć nadzieję na nie, o ile jest z nim powiązany węzłem nadprzyrodzonejmiłości. Dlatego chrześcijańska nadzieja, która zawsze łączy się z „bojaźniąi drżeniem" (Fil 2,12), nie jest w stanie dostarczyć dowodu przeciwko realnościutraty zbawienia przez człowieka. Pomimo to myśli te tak się rozpowszechniły,że wiara w potępienie w dzisiejszym zachodnim chrześcijaństwiestała się niemalże wyjątkiem. Nie można jednak zaprzeczyć, że z tegopowodu powaga chrześcijańskiej egzystencji cierpi zarówno z psychologicznego,jak i religijnego punktu widzenia.W swojej wydanej w 1924 r. książce „Natura katolicyzmu" niemieckiteolog i filozof Karl Adam stwierdził, że Kościół katolicki nigdy nie bę-154<strong>FRONDA</strong> 17/18


dzie mógł uznać innej wspólnoty chrześcijańskiej za równouprawnioną,za kościół siostrzany. Oznaczałoby to, zdaniem Adama, zdradę własnejnatury Kościoła. Nie da się jednak zaprzeczyć, że wielu teologówa nawet biskupów katolickich widzi dziś w innych wspólnotach chrześcijańskichrównouprawnione, siostrzane kościoły. Co oznacza tenskok w świadomości? Czy mamy tu do czynienia z rozwojem dogmatuczy z jego zmianą?W odniesieniu do zrozumienia istoty jedynego Kościoła Jezusa Chrystusawidoczna jest dziś w świadomości katolickiej wiary budząca zatroskanie tendencja.Tendencja ta jest odczuwalna już w języku. Sobór Watykański IIw sposób zamierzony odróżniał jeszcze pomiędzy „Kościołem a wspólnotamikościelnymi", przy czym to pierwsze określenie odnosiło się do Kościołówznajdujących się w ramach apostolskiej sukcesji. W międzyczasie pojęcie„Kościół" przyjęło się także na płaszczyźnie biskupiej w celu określeniawszystkich, a w szczególności protestanckich wyznań. Odpowiada temupodobny proces językowy, w wyniku którego po stronie katolickiej zastrzeżonedla Kościołów Wschodnich określenie „Kościoły siostrzane", przenoszonejest na wspólnoty ewangelickie. Chociaż dzieje się to często nieświadomielub z nawyku, można w tym przez wielu świadomie wspieranymprocesie dostrzec dystansowanie się od głoszonej w Kościele katolickim nauceo jednym dziele Jezusa Chrystusa, która to nauka rzekomo ze względówekumenicznych ma ustąpić miejsca innemu pojmowaniu Kościoła.Ten faworyzowany przez Ekumeniczną Radę Kościołów model postrzegachrześcijańskie wspólnoty jak planety krążące wokół Słońca. Wszystkie oneporuszają się wokół centralnej płomiennej kuli, która ucieleśnia Jezusa Chrystusa,i znajdują się w relacji do Niego, tak że każda chrześcijańska wspólnotauznaje Chrystusa jako swój najważniejszy punkt odniesienia i jako trwałevis-a-vis, na które winna się ona zorientować, a jednocześnie przez które możebyć zakwestionowana i osądzona. Żadnej jednak nie wolno pojmować siebiejako widzialnej jedności z Nim. Tego właśnie domaga się jednak katolickawiara w Kościół, która w dalszym ciągu utrzymuje prawdę o sancta etapostolica ecclesia.Nie można zaprzeczyć, że ta wiara stanowi dziś szczególne wyzwanie dlaświadomości katolickiej wiary, i to zarówno na płaszczyźnie teologicznej, jakZ [ M A • ! 9 9 9155


i moralnej i ascetycznej. Wiele znaków wskazujena to, że katoliccy chrześcijanie nie dorastają jużdo tego wyzwania i pragną włączyć Kościółw krąg obracających się w przestrzeni gwiazd.Czy Kościół rzymskokatolicki jest jedynymKościołem Chrystusa — jak jasno nauczał jeszczePius XII?Z udzielonej powyżej odpowiedzi wynika, że Kościół katolicki pojmuje się jako„jedyny Kościół Jezusa Chrystusa" i musi się tak pojmować. Powód nie leżyw tym, że Chrystus utworzył tylko jeden Kościół, ale w tym, że ten Kościółjest w swej istocie identyczny w Kościołem z czasów Apostołów. Tę tradycyjnąprawdę podkreślił szczególnie mocno Pius XII, nazywając Kościół katolickijedynym subiektem Ciała Chrystusa i stwierdzając: „Mistyczne CiałoChrystusa i Kościół katolicki to to samo" (Humani Generis, 1950).Sobór Watykański II stwierdza to samo, choć z innym rozłożeniem akcentów,przy którym otwiera się spojrzenie na relację wspólnot chrześcijańskichwobec Kościoła katolickiego. O Kościele Jezusa Chrystusa mówi on, że„jest on urzeczywistniony w Kościele katolickim (subsistit zamiast est). W tensposób zaznacza się, że także poza Kościołem katolickim znajdują się elementyprawdy i uświęcenia.To sformułowanie zostało przez niektórych teologów z pewnym triumfalizmemokreślone jako „autorelatywizacja Rzymu", co w czasach posoborowychdało bodźce dla fałszywej interpretacji Soboru. Należy także powiedzieć,że urząd nauczycielski Kościoła nie sprzeciwia się w sposóbwystarczająco zdecydowany tej fałszywej interpretacji, tak że może powstaćodczucie, że dzisiejszy Kościół zgadza się z tą relatywizacją. Taki relatywizmjest wspierany przez pewną formę ekumenizmu, który dąży do „pojednanejróżnorodności", ale nie określa, jak dalece może sięgać owa różnorodność.W rozmowie, jaką przeprowadziliśmy z biskupem Salzburga AndreasemLaunem, mówi! on o odpowiedzialności biskupów za rozprzestrzenianiesię heretyckiej teologii. Jego zdaniem biskupi katoliccy nie chcąinterweniować z powodu źle rozumianej tolerancji. Ten sam zarzut wo-156<strong>FRONDA</strong> 17/18


ec biskupów widzimy wksiążce Dietricha von Hildebranda „Spustoszonawinnica". Co sądzi ksiądz profesor o tej kwestii?Można w krytycznym nastawieniu podążać dalej i zapytać, czy „tolerancja"jest rzeczywiście właściwym powodem milczenia wielu ludzi w walceo prawdę; albowiem dobrze pojęta tolerancja jest zawsze wartościowym nastawieniemetycznym. Natomiast powodem dzisiejszego częstego zawodzeniaw wyznawaniu i w obronie wiary są rzeczy często dużo powszedniejsze,np. lęk przed wszechmocnymi mediami, teologiczna niepewność w dziedziniedogmatów i obojętność w nauczaniu wiary.Z tego wynika następnie często cytowana zasada, że „ortopraksja" znajdujesię przed „ortodoksją", co stanowi a-logiczne i nieracjonalne twierdzenie. Jesttak dlatego, ponieważ w przedrostku ortho w wyrazie ortopraksja (tzn. „to, cosłuszne") ukrywa się niepomijalny moment prawdy, bez którego „praktyka"nie może być nazwana „słuszną" .Ponieważ ta kolejność nie jest przestrzegana, wiara popada coraz bardziejw stan obojętnej łatwowierności i podporządkowywana jest subiektywnemuwyborowi treści przez konkretnego człowieka. W ten sposób wiara i fałszywawiara tworzą przedziwną symbiozę. Kościół zaś zdaje się nie posiadać mocy, abywydalić z organizmu duchową truciznę. Dla często przyzywanej „przyszłościwiary" jest to mało obiecujące. Wiele dzisiejszych projektów dotyczących przyszłościwiary i Kościoła popada zatem w bliskość marzeń i utopii i ujawnia utratęrealizmu w chrześcijańskim myśleniu o wierze.Krytyka wobec tych fałszywych tendencji, którą wkrótce po Soborze wyraziłDietrich von Hildebrand posługując się okularami wyćwiczonego fenomenologa(podążającego drogą od niewątpliwych fenomenów do zasadniczychpodstaw), była od tamtego czasu wielokrotnie powtarzana przez kompetentneosoby. Przez filozofów, np. przez Kuhna, przez teologów, np. Maya czy kardynałaRatzingera, ale także przez ogólnie ukierunkowanych literatów, takich jaknp. Erik von Kiihnelt-Leddihn. Niestety, krytyka ta nie została jednak podjętaprzez dającą przyjemność przeciętność masowego katolicyzmu.Jeśli porównamy to, co uważany za jednego z ojców duchowych reformyliturgicznej Romano Guardini pisał w książce „O duchu liturgii",z faktycznymi zmianami — widzimy przepaść. Tak np. Guardini utrzy-MA 1999157


mywał, że w liturgii katolickiej Logos — obiektywny akt uwielbienia,oddawania chwały zawsze ma pierwszeństwo przed Etosem — moralnympouczeniem i aktywnością człowieka. Jednak reformatorom przyświecaładokładnie odwrotna idea. Jaką rolę odegrała reforma liturgiiw Niemczech? Jakie miała skutki?Podstawowa teza Guardiniego opowiada się za prymatem obiektywnej boskiejprawdy, boskiego początku i boskiego ukierunkowania liturgii jako oddawaniachwały Bogu nad ludzkim zamysłem, ziemską celowością i aktywnością w dokonywaniusię misterium.W świetle tego aksjomatu liturgia jest kultycznym uczczeniem i uwielbieniemBoga poprzez uobecnienie (przede wszystkim w centralnym miejscuEucharystii) zbawczego dzieła, jakiego Chrystus dokonał wobec Ojca na ziemi.Liturgia nie jest zatem ani w swym początku, ani w jej istotnych znakachi symbolach, ani w jej przebiegu dziełem człowieka. Jest ona pochodzącym odChrystusa sposobem uczestniczenia wierzących w kapłaństwie Jezusa Chrystusa,za pomocą którego członkowie Chrystusa jako współofiarujący włączanisą w zbawcze dzieło Chrystusa. Z tego powodu często powtarzany slogano ludzkim „kształtowaniu liturgii" przeciwstawia się jej istocie.Współdziałanie i współofiarowanie wyklucza jednak wszelkie subiektywneusamodzielnienie się wierzących lub wspólnoty w czasie liturgicznych wydarzeń.Dlatego wierzący i wspólnoty nie mogą sobie rościć prawa do ustanawianianorm liturgicznych. To prawo — na zlecenie Chrystusa — leży w odpowiedzialnościKościoła, nawet wówczas, kiedy musi się on troszczyć o to, aby celebrowanieświętych znaków, przede wszystkim w odniesieniu do zmiennych rytów,uwzględniało człowieka jako istotę społeczną i było do niego dostosowane.To wszystko jednak znajduje się w opozycji do posoborowego fałszywegorozwoju, w którym wspólnota lub nawet jednostka przedstawiane są jakopodmioty liturgii, podmioty, które rzekomo posiadają twórczą rolę i uskuteczniająsamopocieszenie. To nastawienie wspierane jest przez wprowadzoną niepedagogiczniereformę liturgii. W Niemczech prowadziło to do tego, że liturgia staląsię eksperymentalnym polem samozwańczych reformatorów, którzy nie tylkoodebrali liturgii oddech sakralności, ale częściowo odcięli ją od korzeni wiary, odlex credendi. Spodziewane uatrakcyjnienie liturgii poprzez horyzontalizację przyniosłow rzeczywistości przeciwny skutek, a mianowicie opustoszenie kościołów.158<strong>FRONDA</strong> 17/18


Wszystkie dostępne statystyki pokazują kryzysKościoła w Niemczech. Arcybiskup Dyba z Fuldy— i nie tylko on — mówi nawet, że społeczeństwoniemieckie jest społeczeństwem pogan. Jak możnapowstrzymać tę tendencję?Obecnie panuje w Niemczech wielka radość z tegopowodu, że liczba wystąpień z Kościoła ustabilizowałasię na poziomie 100.000 rocznie. Powszechnie liczby te nie budzą szczególnychzmartwień, ponieważ — jak się argumentuje — wszystkie instytucjekurczą się, przy czym już samo porównanie Kościoła z ziemskimi instytucjamibrzmi podejrzanie.Ponadto niektórzy pocieszają się stwierdzeniem, że malejąca ilość jestkompensowana przez rosnącą jakość. Jest to jednak ocena świadcząca o utracierealizmu w katolickim myśleniu. Jako kryterium „jakości" podawane sąbowiem takie fakty jak odrzucenie Humanae vitae, dopuszczenie rozwiedzionychi ponownie zawierających małżeństw do Eucharystii, „Deklarację Kotońską",„referendum członków Kościoła" (Kirchenvolksbegehren) czy poparciedla wystawiania przez kościelne instytucje zaświadczeń dla zabijającej maszyneriipaństwa. Te fakty udowadniają, że wspomniana „jakość" jest jakościązanieczyszczonej wiary, skażonej niewierzącym środowiskiem.Z perspektywy historii zbawienia i nadprzyrodzoności drastyczne upomnieniaarcybiskupa Dyby, kardynała Meisnera i innych posiadają swoje znaczenie.Dają one wskazanie, gdzie należy szukać siły do przemiany. Chodzio ten obszar, z którego wypływają źródła każdej prawdziwej reformy —0 tożsamość z początkiem i żywo przyjętą bosko-apostolską tradycją.Kryzys wewnątrz Kościoła powoduje smutek i rozpacz wielu katolików.Gdzieniegdzie pojawia się zwątpienie w unikalne roszczenie Kościołakatolickiego. Zdarza się, że katolicy przechodzą na prawosławie lubprzyłączają się do lefebvrystów, bo nie wierzą już w asystencję DuchŚwięta w Kościele w Kościele...Duch Święty jako Duch Jezusa Chrystusa nigdy nie może opuścić Kościoła1 nigdy nie może z niego całkowicie zniknąć. Może się wprawdzie zdarzyć, żeZIMA-1999159


liczba wierzących się zmniejszy i że prawdziwe staną się słowa św. Augustyna:„Wielu z żyjących we wnętrzu Kościoła znajduje się właściwie na zewnątrz".Jednak nigdy nie dojdzie do całkowitego zaniku prawdziwej wiary i DuchaŚwiętego w Kościele. Mówiąc zasadniczo i teoretycznie, sytuacja może być niepokojącaw odniesieniu do liczb, jak to miało miejsce w czasie reformacji. JednakKościół jako taki ostał się wówczas jako wspólnota wierzących, nawet jeślidoznał ciężkich strat. I zasadniczo tak będzie zawsze z powodu żywegoprzekonania wiary. Ma to związek z tą prawdą, że Kościół jako taki, jako całość,jest nieomylny, jeszcze przed właściwą papieżowi nieomylnością. Sam Kościółjest ostoją prawdy i dlatego nie może zostać całkowicie oddzielony od prawdylub też samemu się od niej oddzielić. To posiada tę praktyczną konsekwencję,że nawet wątpiący chrześcijanie mogą się oprzeć tej pokusie. Nie opuszczą oniKościoła w nadziei, że te zachwiania, właśnie przez odniesienie do wiaryw obecność Ducha Świętego, kiedyś zostaną pokonane i się skończą.Kardynał Newman, przedstawiając historię doktryny chrześcijańskiej,opisywał m.in. kryzys ariański w IV wieku. Kościołowi groziła wówczassamozagłada na skutek przyjęcia fałszywej nauki. Czy współczesnykryzys — nie chodzi o stronę doktrynalną, lecz o jego wagę — możebyć porównywalny z kryzysem ariańskim?Na wstępie należy zauważyć, że historyczne porównania są bardzo trudnei rzadko całkowicie adekwatne. Trzeba się zatem zadowolić analogiami. Kiedyzaś dopuści się analogię, to można powiedzieć, że dziś panujący kryzys jestporównywalny ariańskim kryzysem co do głębokości i znaczenia. Nawetw odniesieniu do centralnego punktu istnieje wyraźne podobieństwo, ponieważw kryzysie ariańskim chodziło przede wszystkim o prawdziwe BóstwoChrystusa. Streszczając dzisiejszą problematykę i wyrażając jej istotę, możnapowiedzieć, że w tzw. pluralistycznej teologii religii chodzi przede wszystkim0 Bóstwo Chrystusa. Wątpliwości wobec tej prawdy pojawiają się faktycznie1 jest ona atakowana w różnych, pozornie bardzo odległych strefach praktycznegozachowania się Kościoła, np. przy problemie ochrony życia, stosunku doludzkiego ciała, seksualności i kultury życia. Są to pytania, na które chrześcijaniena skutek osłabienia wiary w we wcielonego Syna Bożego i w BóstwoCzłowieka Jezusa Chrystusa, odpowiadają niejednoznacznie.160<strong>FRONDA</strong> 17/18


Kardynał Ratzinger w swej książce „Sól ziemi" zauważa, że w krajachzachodnich zmniejsza się stale liczba wierzących i że wkrótce być może,na skutek kurczenia się chrześcijaństwa jako pierwotnego środowiskaczłowieka, powstanie Kościół enklaw, a z czasem może nawet Kościółkatakumb, jak w pierwszych wiekach, kiedy dominująca kultura byłapogańska.Są to myśli, które w podobny sposób pojawiają się w późniejszym dziele RomanoGuardiniego Das Ende der Neuzeit. Tam również rozważa się, czy chrześcijaństwow zsekularyzowanym świecie nie będzie istniało w sposób bardziej odgraniczającysię niż panujący do tej pory na Zachodzie Kościół ludowy. Jednak natemat takich perspektyw nie można czynić jednoznacznych wypowiedzi. Możnajedynie stwierdzić, że nawet jeśli Kościół w krajach Zachodu miałby utracićcharakter Kościoła ludowego, nigdy nie stanie się on wyizolowaną enklawą czygettem, co często wypowiadane jest dziś jako zagrożenie. Grożenie gettem niejest rzeczowym argumentem. Kościół Jezusa Chrystusa, który posiada posłannictwomisyjne i do tej pory zawsze to posłannictwo wypełniał, nigdy nie staniesię sektą czy enklawą. Przestrzegać zatem należy przed takimi jednostronnymitendencjami zamykania się w getcie czy tworzenia sekt w Kościele.Dziękujemy za rozmowę.ROZMAWIALI: PAWEŁ LISICKI I RAFAŁ SMOCZYŃSKITŁUMACZYŁ: KS. ZENON HANAS SACMONACHIUM, LISTOPAD - GRUDZIEŃ 1999


Myśl Rahnera jest skrajnie klerykalna. Z punktu widzeniawspółczesnego człowieka świeckiego, do któregojest rzekomo kierowana, pozostaje niezrozumiałai dziwaczna. To nie jest filozofia, która przyciąga doKościoła ludzi poszukujących prawdy. Jeśli już ktoś sięnią fascynuje, to osoby zawodowo trudniące się religią.Dostarcza im osobliwego żargonu i czyni prawdziwymiekspertami wiedzy o Panu Bogu. We współczesnymspołeczeństwie, gdzie tak wielką rolę przypisujesię fachowości i specjalizacji, zyskują status równyekonomistom, socjologom czy psychologom.ODRZUCONATAJEMNICAPAWEŁLISICKIKiedy pierwszy raz zetknąłem się z pismami niemieckiego teologa KarlaRahnera SJ, poczułem zaskoczenie. Cóż to za dziwny sposób myślenia —mówiłem sobie. O co w nim chodzi? Dlaczego wszystkie te sprawy, które wydawałysię tak proste, jednoznaczne i tajemnicze zarazem, a więc pusty gróbtrzeciego dnia po zmartwychwstaniu, radość z narodzin Boga-Człowieka prze-162<strong>FRONDA</strong> 17/18


powiadanego wcześniej przez proroków, objawienie przekazane przez apostołówbędące słowem wypowiedzianym do ludzi przez Najwyższego Władcę,prawda o grzechu Adama zamykającym przed nami niebo — dlaczego to wszystkoprzestaje być nagle zrozumiałe? Gdzie znikła cała cudowność chrześcijaństwa,dotykalna i podniosła? Gdzie podziała się tajemnica wynikła ze zderzeniaprostych faktów i ich przedziwnej treści, paradoks, przed którym chyliłemsię w naiwnej czci, który mogłem tylko nieśmiało, w milczeniu i z ukradkapodziwiać, nie mogąc nigdy zrozumieć.Dojmujące uczucie osłupienia było tym większe, że autor zapowiadał, iżzwraca się do człowieka współczesnego. Ani chybi więc do mnie. Lecz miast mitłumaczyć, budził wątpliwości, miast skłaniać do adoracji, nużył. Tak, muszę towyznać od razu: im dalej zagłębiałem się w książkach wybitnego teologa, tymsilniej odczuwałem zmęczenie! Nie tego szukałem, nie za tym tęskniłem! Nieznajdywałem w nich ani wielkiej przygody, ani romantyzmu. Te zdania rozlanejak fale tłustej, bagnistej rzeki, przytapiały mnie. Nagle budziłem się w świeciecałkowicie zamkniętym, dusznym, koszmarnym. Jedyne, czego pragnąłem, tootworzyć w nim okna. To dać Bogu żyć, kochać i gniewać się, łasce działać, wybierać,poruszać, człowiekowi głosić chwałę, zmagać się, bojować.Nie zamierzam dalej opisywać tych wrażeń. Będę starał się wykazać, że mająone racjonalną podstawę. Oczywiście, nie mogę sobie rościć prawa do ścisłejwiedzy na temat całej twórczości niemieckiego jezuity. Dlatego przyjąłeminną metodę postępowania i wybrałem do omówienia „Podstawowy wykładwiary". Czyż nie stanowi on podsumowania myśli Rahnera? Sam teolog temuzaprzecza. Mimo to jest faktem, że to jedno z ostatnich jego dzieł i że „intencjątej książki jest wyrażenie całości chrześcijaństwa". Narzucone sobie ograniczenie— do innych tekstów Rahnera będę się odnosił tylko na marginesie— może mieć przynajmniej dwie zalety. Wnioski, jakie się nasuną, będą mogłysię odnosić nie do jednej kwestii, ale właśnie do „całości chrześcijaństwa".Poza tym będę wolny, wierzę, od zarzutu wybiórczości i stronniczości. Zawszemożna zapytać: dlaczego ta książka a nie inna? Być może to, co w jednej zostałoniedopowiedziane lub powiedziane błędnie, znajdzie zadowalające rozwiązaniew innej. Odpowiadam: gdzie miałaby się przejawić wielkość Rahnera, jeślinie w tym, kierowanym do początkujących, dziele?Trzeba stwierdzić, że niemiecki teolog nie dodaje odwagi swym czytelnikom.Być może zatem, od razu zastrzegam, wina za niezrozumienie tej książkiZIMA [999163


leży po stronie czytających, wciąż pozostają bowiemosobami o naiwnej pobożności (s. 73), posiadającymi„prymitywną i kategorialną" świadomość (s. 82). Bezjej przezwyciężenia zaś trudno o samokrytycyzm,którego od interpretatorów domaga się autor (s. 6).Niełatwo jest zostać prawdziwym homo religiosus: „Dopierowtedy, kiedy ktoś zaczyna zadawać pytanie dotyczącesamego pytania i myśleć o samym myśleniu, kiedyzaczyna zwracać uwagę na zakres poznania, a nietylko na przedmioty poznania, na samą transcendencję, a nie tylko na to, co ujmujesię w niej w sensie kategorialnym i przestrzenno-czasowym, zaczyna sięstawać homo religiosus" (s. 25). Nic dziwnego, że takich osób religijnych jest niewiele,bo „większość ludzi postępuje w sposób naiwny" (s. 33). Nawet wydawałobysię proste i prawdziwe rozróżnienia między duchem i materią lub dusząi ciałem przeznaczone są „dla przeciętnych umysłów" (s. 29). Skąd bierzesię lekceważenie Rahnera dla zwykłych chrześcijan? Jakie są źródła owej pogardy,niespotykanej ani w pismach Ojców Kościoła, ani u świętych doktorów katolickich,a obecnej w dziełach ich dwudziestowiecznego następcy?Punkt wyjściaWydaje się, że wszystkie dalsze fatalne konsekwencje myśli Rahnera zależnesą od jego punktu wyjścia. Słusznie stwierdza Erie Mascall, powołując sięzarówno na Gilsona jak i Maritaina („Otwartość bytu" s. 87), że „jeśli się niestanie wyraźnie na stanowisku, iż umysł z samej swej natury ujmuje i przyswajabyt pozaumysłowy to nigdy nie uniknie się kłopotów własnej subiektywności".Innymi słowy, podstawą prawdziwej metafizyki musi być jasne i jednoznacznestwierdzenie realnej różnicy między przedmiotem a podmiotem,między umysłem poznającym a rzeczą poznawaną. Jest to jakby milczące założeniewszelkiej klasycznej filozofii. Po prostu jest byt zewnętrzny i inteligibilny(dający się pojąć intelektem), który stanowi właściwy przedmiot poznania.Ten byt jest od umysłu niezależny i w żaden sposób nie daje się z niego wyprowadzić.To on stanowi właściwą miarę dla skończonego umysłu.Na tej różnicy zdają się być oparte wszystkie inne. Jeśli się ją odrzuca, niema miejsca ani na rzeczywistą religię, czyli spotkanie człowieka i Boga, ani na164<strong>FRONDA</strong> 17/18


prawdziwą miłość, to znaczy troskę o bliźniego, ani namoralność, czyli odpowiedź na obiektywne dobro.Pierwszym aktem skończonego umysłu musi być ujęciezewnętrznego, konkretnego bytu. A jednak istnienietego realnego podziału na umysł i byt zewnętrzny,tak oczywistego, tak naturalnego, tak niezbędnego,nie może zostać udowodnione. Jest on raczej podstawądowodu, jego zasadą. Przypuśćmy, że byłoby inaczej.Wówczas musielibyśmy uznać, że ów konkretny,zewnętrzny byt podlega dedukcji. Dążenie, by dowieść istnienia konkretnegobytu, jest samo w sobie sprzecznością. Dopiero gdy on już jest uchwytywany jakoobiektywny, możemy pytać o jego przyczynę, cel i rację.Z pewnością, nie możemy myśleć bez pojęć i dlatego właśnie tak łatwo popełniamybłędy. Dlatego mylimy naszą ludzką zdolność ujmowania zewnętrznychprzedmiotów w myśli z nimi samymi. Pomyślane i będące stają się dlanas tym samym.Każde odrzucenie tego bezwględnego podziału musi pociągać za sobądwie konsekwencje. Jeśli nie uznamy, że istnieją zewnętrzne, pojmowalne,niezależne od nas byty, to musimy przyjąć, że ich zewnętrzność i pojmowalnośćsą tylko formą poznawczą ludzkiego umysłu. Skoro pomyślane i realnesą tym samym, to świat realny stać się musi w jakiś sposób uprzednio obecnyw świadomości ludzkiej. Umysł ludzki wówczas nie tyle poznaje zewnętrznewzględem siebie przedmioty, ile wywodzi je z siebie.Co zrobić wszakże ze zwykłym doświadczeniem wskazującym, iż by cośpoznać, musimy przejść od stanu niewiedzy do wiedzy? Nie da się już go wyjaśnićw ten sposób, że dana rzecz odziaływuje na umysł; akt poznania staje sięraczej ujawnieniem tego, co jako nieujawnione jest w umyśle już obecne.Oznacza to negację wartości poznania refleksyjnego. Świadomość i nieświadomośćstają się stopniami w obrębie tej samej jedności — ludzkiego rozumu.Poznanie jest tylko rozjaśnieniem nieświadomości, wyjściem na jaw tego, cojuż i tak jest wewnątrz umysłu. Pierwotnie dana mi już jest nieświadomość,która wskutek aktywności samego rozumu staje się poznaniem przedmiotowym.Ono, i tylko ono, daje się ująć i wyrazić w sposób obiektywny. Jest to jednakzawsze poznanie pochodne i dlatego między tym, co obiektywnie wyrażonea pierwotną zawartością świadomości tworzy się przepaść.ZIMA 1999165


Likwidacja podziału na podmiot i przedmiot dotykateż naszej drugiej, poza inteketem, władzy duchowej— woli. Przestaje być ona poruszana przez zewnętrznedobro, gdyż żadnego zewnętrza już nie ma.Niejasny staje się jednak status wolności. Skąd siębierze akt wolnej woli, skoro nie jest już poprzedzonypoznaniem dobra? Poznanie i niepoznanie, akt moralnyi niemoralny tracą obiektywne znaczenie.Wydaje się, że cały wysiłek Rahnera zmierzał doprzezwyciężenia tych trudności. Przyjmuje on kantowską krytykę poznania, sądzącjednocześnie, że „uniknie destruktywnych dla teologii konsekwencji takiegopostępowania, choć powszechnie się mniema, że takie właśnie konsekwencjepociąga za sobą owa krytyka" (s. 23 „Otwartość bytu"). Stąd, myślę,bierze się też jego pogarda dla „przeciętnej i powszechnej" umysłowości. Rafinerowizdaje się bowiem, że odkrył to, czego dotąd nikt nie dostrzegł, że przekroczy!granicę, poza którą nikomu jeszcze wydostać się nie udało, że zbudowałfilozofię, która godzi w sobie krytykę Kanta i realizm. Zapewne. Jednakżejej ofiarą pada właśnie rzeczywistość. Zwycięstwo Rahnera jest możliwe tylkoza cenę totalnej abstrakcji zarówno od bytów zewnętrznych, jak i od historii,a wreszcie od religii.Świat zamkniętyW myśli Rahnera całość bytów zewnętrznych staje się naszą czystą zdolnościąprzyjmowania ich w siebie — jest to skok, bo tego przejścia nie daje sięuzasadnić; oto fundament, bo na nim zbudowane jest wszystko. Autor „Podstawowegowykładu wiary" nazywa to absolutną otwartością na wszystko (s.23). Podmiot potwierdza siebie jako „podmiot pewnego rodzaju przed-ujęcia(Vorgriff), które nie ma żadnej wewnętrznej granicy, ponieważ nawet podejrzewaniepodmiotu o taką wewnętrzną ograniczoność potwierdza już to przedujęciejako stojące ponad tym podejrzeniem" (s. 23). Przy pomocy tego zabieguRahnerowi wydaje się, że przezwyciężył podział na podmiot i przedmiot.Rzeczywiście, zabieg jest bliski doskonałości. Odtąd byt zewnętrzny znajdujesię, jako tajemnicze przed-ujęcie, jako wiedza atematyczna już w podmiociei może zacząć mówić tylko wskutek aktywności podmiotu. Poznanie refleksyj-166<strong>FRONDA</strong> 17/18


ne „jest zasadniczo niestematyzowane i nieukształtowane,jakkolwiek w dalszym procesie myślowym możezostać uformowane" (s. 63 „Otwartość bytu").Poznanie zatem nie polega na zwróceniu się kurzeczom; wręcz przeciwnie: w każdym poznaniu mamiejsce przed-ujęcie (Vorgriff) bytu (...) to przed-ujęciejest ukryte, nieartykułowane i „niestematyzowane"(s. 91). Świadomość jest jakby pustym workiembez dna, w którym przebywają już, przynajmniej jakomożliwe do pomyślenia, wszelkie rzeczy tego świata; wszakże wskutek akturefleksji, snopu światła, które rzuca nasz umysł w ciemności, stopniowo sięone wyłaniają. Przed-ujęcie jest słowem magicznym, kluczem a zarazem pułapkąna rzeczywisty byt. Wtrącony w przed-ujęcie, nie może już mówić własnymgłosem inaczej jak tylko wskutek stwórczego działania rozumu.Wszelki byt jest już tylko czymś myślanym, z początku niewyraźnie, by potem,w drodze refleksji umysłu nad samym sobą, stać się czymś poznawanymjasno. To, co jest, istnieje tylko w umyśle poznającym. Nigdy nie docieramywprost do bytu: docieramy do niego przez abstrakcję. Wszelka konkretnośćjest konkretnością wyabstrahowaną! „Atematyczna wiedza jest momentemi warunkiem możliwości każdego konkretnego doświadczenia jakiegokolwiekprzedmiotu" (s. 23). Stół, który postrzegam przed sobą, jego byt i istnienie,nie są mi dane wprost dzięki bezpośredniej intuicji; stół jest konkretnym stołemmyślowej abstrakcji.„Struktura podmiotu jest raczej sama aprioryczna, to znaczy sama ustalaprawo określające, co i jak może ukazać się poznającemu podmiotowi" (s. 22).To punkt, w którym Rahner oddaje hołd Kantowi. Nie ma poznania rzeczy zewnętrznychinnego niż to, jakie narzuca nam struktura naszego umysłu. Jednakżepoznanie się dokonuje. Jak można zatem sprostać nieuniknionemu zarzutowi,że przyjmując aprioryczną strukturę podmiotu, tracimy zdolnośćodróżnienia realności od mary? Czy będziemy jeszcze w stanie poznawać bytyrealne? Czy uchwycimy tę konieczność, twardość, nieuniknioność, z jaką odkrywasię prawdziwy świat? Czy zrozumiemy powagę obowiązku, nakaz czcii posłuszeństwa temu, co obiektywnie wyższe?Rahner przechodzi nad tymi pytaniami do porządku dziennego. Dokonującjednego śmiałego ruchu, włączając świat bytów w przed-ujęcie, raz na zawsze za-ZIMA-1999167


trzasnął za sobą drzwi. Stał się więźniem rozumu pysznego, rozumu ufającego sobie, rozumu, który wchłonie w siebie i Boga i człowieka, i historię i wolność.Poznanie czyli introspekcjaPoznanie, jak łatwo było przewidzieć, ostatecznieokazuje się nie poznaniem tej czy innej konkretnejrzeczy lecz zawsze poznaniem siebie samego. „W poznaniu nie tylko coś jestpoznawane, ale zawsze współpoznawane jest również poznanie podmiotu" (s.21). Człowiek, poznając to co inne, ostatecznie poznaje samego siebie. I niema w tym nic dziwnego. Skoro wszystko, co inne, jest już w człowieku atematycznieobecne, to wskutek refleksji, wywodząc na światło poszczególneprzedmioty, oświetla on samego siebie. Poznanie jest więc zawsze samopoznaniem;skoro zaś poznający podmiot musi być nieskończony — o tyle, o ilewszelki byt w ogóle może być przedmiotem jego poznania — to i jego poznaniemusi być nieskończone. Ujawnia to doświadczenie nazywane przez Rahneratranscendentalnym: „Subiektywną, atematyczną i obecną w każdym duchowymakcie poznania konieczną i nieuniknioną współświadomość poznającegopodmiotu i jego otwartość na nieograniczony zakres każdej możliwej rzeczywistościnazywamy doświadczeniem transcendentalnym" (s. 23)To odkrycie własnej nieskończoności, to abstrakcyjne poznanie ogólności,pozwala człowiekowi odkryć w sobie konkret. Wobec nieskończonego horyzontuwszelkiego nie-Ja, odkrywa on Ja, siebie samego, siebie jako sobie powierzonego.Dotarciu do siebie musi towarzyszyć przejście przez negatywność, odtrąceniewszystkiego, co nie-ja. Faktycznie, skoro zaprzecza się realnemupodziałowi na podmiot i przedmiot, to powstaje pytanie, na czym oparta jestniezależność i integralność osoby. Dlaczego ja nie rozpływa się w owej nieskończonościatematycznej wiedzy, lecz ma siebie i jest podmiotem?Podmiotowość staje się lub też wydarza się w procesie dojrzewania i dochodzeniado siebie przez alienację. „Człowiek (...) doświadcza siebie jakosubiektywnej osoby właśnie wtedy, gdy staje wobec samego siebie jako produktczegoś, co jest dla niego w najwyższym stopniu obce" (s. 30). Podmiotmusi przezwyciężyć zewnętrzność świata i historii, by ostatecznie zawładnąćsobą: „samoalienacja podmiotu w świecie jest właśnie sposobem, w jaki pod-168<strong>FRONDA</strong> 17/18


miot odnajduje i ostatecznie stanowi samego siebie.Czas, świat i historia odnoszą podmiot do samegosiebie i do owego bezpośredniego i wolnego samoposiadania,na które osobowy podmiot jest zorientowanyi ku któremu zawsze dąży". Istotą konkretnościi osobowości jest więc, według Rahnera,samoposiadanie osiągnięte wskutek alienacji zeświata obiektywnego.Także ze świata nieskończonej przeszłości i przyszłości, w którym to człowiekuczestniczy za sprawą swej historyczności. Historia nie jest po prostu zbioremwydarzeń, ale sposobem dochodzenia świadomości do siebie w czasie. Samopoznanieuzyskane w tym procesie jest „samoaktualizacją" (s. 36),osiągnięciem swej istoty. Jest spełnieniem wolności, która „nie jest zdolnością dotakiego czy innego działania, ale zdolnością decydowania o samym sobie i kształtowaniasamego siebie" (s. 38). Ta wolność stanowi, wydaje się, najgłębszą tajemnicęczłowieka. Nie jest ona ograniczona przez niezależną od niej prawdę bytu.„Wolność jest w pewnym sensie zdolnością ustanawiania tego, co konieczne,trwałe, ostateczne" (s. 84). Doświadczając jej w czasie, w wielości rzeczy „realizujemywydarzenie wolności, tworzymy wieczność, którą sami jesteśmy i stajemysię" (s. 84).Dzięki temu, że jesteśmy wolni możemy się też odróżniać od Boga. „Owaróżnica — tutaj Bóg, tam stworzony podmiot — osiąga swoją prawdziwąistotę i istotę podmiotowego bytu właśnie w akcie wolności" (s. 91). Wszystkieinne sposoby rozumienia inności są, według Rahnera, tylko niepełnymiformami owej autentycznej różnicy. Czyżby więc pojawiła się tu wreszcieszczelina, która pozwoli wniknąć do świata subiektywności promieniowiświatła z zewnątrz? Niestety, nie. Mamy wprawdzie pojęcie różnicy, którew zwykłym rozumieniu służy do rozróżnienia dwóch bytów, ale u Rahneranie można jej tak rozumieć. „Stanowi ona (...) ową jedyną w swoim rodzajui radykalną różnicę, jaka istnieje właśnie tylko między podmiotem transcendencjia nieskończonymi i nieujmowalnymi 'dokąd' i 'skąd' — nazywanymiBogiem — owej transcendencji". Różnica między Bogiem a człowiekiem, innymisłowy, to różnica między dwoma etapami w obrębie tej samej świadomo-nieświadomości.Można powiedzieć: człowiek jest w drodze do swegoczłowieczeństwa lub, co będzie równoważne, do swej boskości.7.IMA I 999 169


Skoro świat zewnętrzny jest dla Rahnera „atematycznąwiedzą", skoro podmiot jest samoposiadaniem siebiew świadomej i wolnej relacji do całości (s. 31), a tosamoposiadanie stanowi „aprioryczny warunekpodmiotu", to człowiek z istoty jest transcendencją,a mianowicie przekroczeniem wszelkiego bytu ku nieskończoności.W wiedzy człowieka obecne są od początkuwszelkie możliwe przedmioty doświadczenia;ich niezgłębiona całość jest nieskończonością; poznając,człowiek dociera do siebie jako do nieugruntowanego źródła tej nieskończoności.Ona sama zaś jest w języku Rahnera Bogiem. Bogiem, czyli jakby nieskończonąboskością, pewnym „dokąd", kierunkiem, wyjściem, zwrotem,prześwitem, tajemnicą itd. Wszystkie te metaforyczne pojęcia nie odnoszą siębowiem do realnego podmiotu, lecz są opisem ruchu świadomości. Człowiek„jest istotą transcendencji w kierunku świętej i absolutnie realnej tajemnicy"(s. 24). Pamiętajmy, że owo „absolutnie realnej" nie znaczy w żadnym wypadku„obiektywnej i zewnętrznej względem nas". U Rahnera jest to realność spoczywającaniewyraźnie w samej głębi naszej świadomości.Bezimienne „dokąd"Od razu widać zaskakującą cechę myśli Rahnera: o ile dla całej klasycznejfilozofii największym problemem było znalezienie dowodów na istnienie Boga,o tyle dla niemieckiego teologa ta kwestia w ogóle nie stanowi trudności.Człowiek z natury poznaje Boga, ba, poznanie Boga towarzyszy wszelkiemuinnemu poznaniu. „W doświadczeniu transcendentalnym dana jest niejakoanonimowa i atematyczna wiedza o Bogu (...), poznanie Boga jest już zawszeobecne w sposób atematyczny i nienazwany" (s. 24).Wszelako jakiż to Bóg może być poznawany? W żadnym razie nie jest topierwsza przyczyna rzeczy, najwyższy doskonały cel, ani pierwszy poruszyciel.Bóg istniejący jako zewnętrzny przedmiot kontemplacji, jako realna metafizycznazasada może być tylko skutkiem złudzenia, postrzegania świata w sposób„kategorialny wulgarny prymitywny i naiwny" (s. 57). Tak wyobrażają sobieBoga naiwny teizm i ateizm. Wtajemniczeni natomiast widzą, że ten Bóg jestabsolutnie pozaświatowy, obcy i inny.170<strong>FRONDA</strong> 17/18


Jest to „bezimienne, nie dające się rozgraniczyć aniokreślić" „Dokąd" naszego doświadczenia transcendencji.To „dokąd" transcendencji „wymyka się spod władzywszelkiej i to nie tylko fizycznej, ale także logicznej, możnościokreślenia przez podmioty skończone" (s. 58). Jestono samym wychyleniem się ku dnu, oddalającą się dalą.Takie ujęcie „wyklucza ontologizm w potocznym znaczeniusłowa" (s. 58). Boga nie można już ujmować ani jakobytu, ani jako działającej osoby; nie można dowieść jegoistnienia — byłby wtedy tylko jednym z bytów; nie można też widzieć w zdarzeniachhistorii skutku ingerencji Pana, który karze lub nagradza.Nowe znaczenieWidać zatem, jak przebiega rozumowanie Rahnera. We wnętrzu człowiekadana jest nieskończoność możliwych doświadczeń; tajemniczym „dokąd"i „skąd" tej nieskończoności jest Bóg; konkretne poznanie staje się zarazem poznaniemsamego siebie i poznaniem Boga. Czy można stąd wywieść wniosek,że człowiek i Bóg to jedno i to samo?Przede wszystkim trzeba pamiętać, że boskość człowieka nie jest czymś statycznymi danym. Wskutek aktu refleksji i poznawania, człowiek dociera doswej prawdziwej i autentycznej, nieskończonej istoty. Człowiek nie jest Bogiem,lecz „wydarza się" jako boski. Człowiek jest subiektywną, skończoną, nieugruntowaną,stworzoną stroną absolutu, podczas gdy Bóg jako ugruntowujące „dokąd"i „skąd" stanowi stronę obiektywną. Czyż nie zostaje tu po prostu wyrażonastara chrześcijańska prawda, że Bóg stworzył świat z nicości, że rzekła stało się, że to On daje istnienie i trwanie? Czyż nie mówi się nam — to prawda,że w sposób skomplikowany — o radykalnej zależności człowieka od Stwórcy?Czyż nie wspomina się, że to kim jesteśmy, otrzymaliśmy dzięki łasce?Nie sądzę. Wszystkie te, opisujące relację między dwoma bytami, pojęcia -laska, stworzoność, zależność - mają bowiem w myśli Rahnera inne znaczenieniż to, które normalnie gotowi byśmy byli im przypisywać. To chwila, gdy okazujesię, że te same słowa mogą mieć odmienny sens.Podstawowym wymogiem filozofii klasycznej jest posługiwanie się słowamiw taki sposób jak czynią to wszyscy ludzie. Zakłada to istnienie obiektyw-ZIMA- I 999171


nego świata bytów, takiego samego dla wszystkichpoznających umysłów. Gdy zatem normalnie używamytakich słów, jak zależność czy stworzoność, chcemywyrazić stosunek między dwoma odrębnymi bytami.I tak przez łaskę rozumiemy szczególny dar Osoby Boga dla człowieka,w stworzeniu widzimy pewien akt woli Osoby, za sprawą którego to, czego niebyło, zaczyna istnieć jako byt. Podobnie jeśli chcemy zrozumieć zależność, towyobrażamy sobie dwie rzeczy, z których jedna może istnieć sama, druga zaśma w pierwszej oparcie. Jeśli nie ma przyczyny, nie ma skutku. Jeśli nie maStwórcy, nie ma stworzenia. Przy tym relacja świata do Stwórcy jest realna,Stwórcy do świata tylko pomyślana. Podobnie możemy powiedzieć, że naszumysł jest zależny od przedmiotu poznania, bowiem bez niego nie zdobyłbywiedzy, chociaż przedmiot jest od umysłu niezależny. Relacja uzależniającaumysł od przedmiotu jest realna; relacja zaś łącząca przedmiot z umysłem tylkopojęciowa.Skoro jednak cały świat zewnętrznych, odrębnych bytów został wchłoniętyprzez podmiot, to zanika różnica między relacją realną i pojęciową. Nie maprzecież obiektywnej zależności innej niż pomyślana; każda relacja między bytamijest już zawsze tylko pojęciowa. Słowa opisują już nie realne relacjew świecie zewnętrznym, lecz pojęciowe relacje zachodzące w obrębie naszejświadomości. Na tym polega genialna prostota a zarazem skuteczność rozwiązania,jakie znalazł Rahner. Umożliwia mu ono dowolne zmienianie sensuposzczególnych słów. Ilekroć chce zmienić zakres znaczeniowy danego słowa,odnosi je nie do przedmiotu zewnętrznego, lecz do niestematyzowanejwiedzy. Dzięki tej sztuczce — wiedza niestematyzowana jest niestematyzowanadla czytelnika, lecz nie dla dokonującego operacji — zyskuje nowe znaczeniastarych pojęć.„Tak więc wiemy o naszej podmiotowej wolności, o naszej transcendencjii nieskończonej otwartości ducha nawet wtedy, kiedy w ogóle nie tematyzujemytych pojęć, a nawet w przypadku, kiedy być może taka pojęciowa, obiektywizująca,słowna tematyzacja owej uprzedniej wiedzy nie udaje się w ogóle alboudaje się tylko w sposób bardzo niedoskonały i zniekształcony; co więcej,nawet wtedy, kiedy wręcz nie chcemy podejmować takiej tematyzacji" (s. 49).Kiedy Rahner pisze, że „wiemy o naszej podmiotowej wolności", ma na myślisiebie; kiedy zauważa, że "być może taka pojęciowa, obiektywizująca tematy-172<strong>FRONDA</strong> 17/18


zacja owej uprzedniej wiedzy" może być niemożliwa,wypowiada się w imieniu czytelnika.Ta metoda uprawiania filozofii jest jak rozwiązywanierównań z dwiema niewiadomymi: zawsze okażesię skuteczna. Pierwszą niewiadomą jest dane pojęcie, drugą zaś poznanieatematyczne, wyprowadzone z tajemniczego, nieskończonego horyzontu. Określającznaczenie pewnego pojęcia, czy to łaski, czy wolności, czy grzechu, Rahnerodwołuje się do tego, co nieznane: a mianowicie do atematycznej wiedzy.Choćbyśmy go nie rozumieli, ani się z nim nie zgadzali, zawsze może powiedzieć,że nasza niezgoda oznacza, że nie doszliśmy jeszcze do jasnego ujęcia tego,co atematyczne. Innymi słowy, nie da się odrzucić jego twierdzeń. Tylko samRahner może odrzucić swoje twierdzenia, tylko on może zmienić ich zakresznaczeniowy i treść. W istocie takie postępowanie jest raczej działaniem mistagogawtajemniczającego w treść hermetycznej doktryny niż filozofa.Metoda postępowania jest zawsze taka sama. Poszczególne pojęcie musi zostaćpozbawione swego potocznego znaczenia, by za sprawą procesu abstrakcjipowrócić niosąc już nową treść jako element apriorycznej struktury podmiotu.To, co odnosi się w nich do miary zewnętrznej, zostaje zanegowane. Jedynymźródłem sensu staje się nieskończone Ja. Cechą charakterystyczną tego postępowaniamusi być wypranie poszczególnych pojęć z wszelkiej treści.Wieczność nie oznacza więc już obiektywnego zewnętrznego trwania pozaczasem, uchwytywania całego czasu naraz, lecz należy ją rozumieć jako „autentycznośći ostateczność wolności, która osiągnęła dojrzałość"; zależność człowiekaoznacza jego „ugruntowanie w otchłani niewyrażalnej tajemnicy" (s.41), zależność jest tym większa, im człowiek jest bardziej niezależny (s. 70);laska zaś to „nastawienie ludzkiej egzystencji na bezpośredniość Boga (...) stanowiona niezbywalny egzystencja! całej istoty człowieka" (s. 52) . Objawieniebędzie nie słowem Boga do człowieka, lecz rozumieniem człowieka przez samegosiebie; święta historia stanie się historią nieskończonego ducha; przebłagalnaofiara Chrystusa za grzechy innych może być jedynie aktem samoaktualizacjiczłowieka absolutnego, wiara — akceptacją własnej transcendencji,Kościół wreszcie — wspólnotą historycznie pokazującą nieodwracalność samoudzieleniasię Boga.Można zgadnąć, co musi się stać z religią Boga objawionego, gdy zetkniesię z taką filozofią. Ten sam proces abstrahowania powoduje, że zamiast chrze-ZIMA 1 999173


ścijaństwa historycznego uzyskujemy chrześcijaństwowłączone w przed-wiedzę, w przedświadomośćczłowieka. Ujawni się ono nam nie takim, jak głosilije apostołowie czy nauczyciele wiary, ale jak odsłonije doświadczenie transcendentalne. Będzie ono wiedzą atematyczną, którastopniowo będzie zyskiwała charakter refleksyjny. W obrębie myśli Rahneranie może pojawić się nic zewnętrznego, nic, co naruszałoby tę absolutną spoistośćpodmiotu powierzonego sobie, wychylonego w sobie samym ku tajemicyswego bytu, która jest Bogiem. Choć jedna rzecz nie jest jasna i stanowi piętęAchillesową całej konstrukcji: po co nam poznanie aposteriorycznei kategorialne, skoro atematycznie i uprzednio już widzimy Boga?Przyrodzona łaska nadprzyrodzona„Człowiek jest wydarzeniem wolnego, nie zasłużonego i przebaczającego,absolutnego samoudzielenia się Boga" — słowa te w rozumieniu Rahnera stanowiącentrum chrześcijańskiego posłania (s. 101). Jak łatwo zauważyć,w zdaniu tym podmiotem nie jest Bóg, lecz jego przebaczające samoudzielenie.Człowiek zaś nie jest po prostu stworzeniem, lecz „wydarzeniem samoudzielenia".Cóż to dokładnie znaczy?Rahner wyjaśnia: „Termin 'samoudzielenie' naprawdę znaczy tylko tyle, żeBóg w swojej najbardziej autentycznej rzeczywistości staje się najbardziej wewnętrznymelementem konstytutywnym samego człowieka". Autor „Podstawowegowykładu wiary" nie ma na myśli oczywiście tego, że Bóg staje się częściączłowieka — choć taki byłby normalny sens tego zdania. W językuRahnera chodzi tu o to, że przez samoudzielenie Bóg staje się „dokąd" transcendencjiczłowieka, tym, co porusza poznaniem i wywołuje ruch wolności kusamej sobie. To samo można powiedzieć innymi słowami: samoudzielenie byłobyłaską usprawiedliwiającą, która czyni z człowieka dziecko Boże — polegaono na „poznaniu i posiadaniu Boga w bezpośrednim widzeniu i w miłości".Znowu wszakże trzeba uważać: ta miłość i to poznanie są niestematyzowanei jako takie obecne już w każdym poszczególnym człowieku. Skuteczna łaskausprawiedliwiająca i uświęcająca nie przychodzi tylko do niektórych. Jestczymś, co człowiek ma ze swej natury. Ten człowiek, którego najbardziej wewnętrznymelementem jest Bóg — jako „Dokąd" transcendencji, jako nieskoń-174<strong>FRONDA</strong> 17/18


czoność horyzontu poznania i wolność określająca samąsiebie — znajduje się już od urodzenia i z istotyw stanie laski. „Właśnie to głosi nauka chrześcijańska,według której w łasce, to znaczy w udzielaniu się DuchaŚwiętego, owo wydarzenie bezpośredniego kontaktu z Bogiem w spełnieniuczłowieka zostało przygotowane w ten sposób, że już teraz trzeba powiedzieć,iż człowiek uczestniczy w istocie Bożej, że otrzymał boską Pneumę, którawnika w głębię boskości, że już teraz jest synem Boga i że musi tylko objawićto, czym już teraz jest" (s. 104). A więc człowiek ma już boską Pneumę i jestjuż synem Bożym w swej egzystencji i to niezależnie, czy o tym wie czy nie wie,czy to świadomie akceptuje czy nie. Wprawdzie istnieje możliwość powiedzeniaBogu „nie"; wprawdzie możliwy jest fundamentalny akt sprzeciwu; jednaknie bardzo wiadomo na czym miałby on polegać, skoro nie musi być świadomy.„Jeżeli samoudzielenie się Boga jest w najwyższym stopniu radykalizującąmodyfikacją naszej transcendentalności jako takiej, dzięki której jesteśmypodmiotami, i jeżeli my jako owe podmioty o transcendentalnej nieograniczonościporuszamy się w najbardziej banalnej, codziennej egzystencji, zajmujemysię świeckimi byle jakimi i jednostkowymi sprawami, to wynika stąd w sposóbzasadniczy, że pierwotne doświadczenie Boga, nawet doświadczenie jego samoudzieleniasiebie, może być tak ogólne, tak atematyczne, tak 'niereligijne', żeaktualizuje się wszędzie tam — w sposób anonimowy, ale realny — gdzie przeżywamynaszą egzystencję" (s. 114) Przeżywanie egzystencji jest oczywiścieudziałem każdego człowieka — towarzyszy ono przecież każdemu aktowi poznawczemu.Zatem w istocie samoudzielenie się Boga, czyli łaska uświęcająca,i atematyczne doświadczenie dane każdemu — są tym samym. Ba, to doświadczenienie musi być wcale religijne. Łaska objawia się nie w tym, że człowiekjest istotą religijną (może oddawać Bogu cześć i służyć Mu), ale w tym, że poprostu jest. Być to egzystować, egzystować zaś to być w łasce uświęcającej.Ewolucja w historii„Stworzenie (...) trzeba rozumieć jako przesłankę umożliwiającą wolne samoudzieleniesię Boga", a zatem — mamy prawo powiedzieć — Bóg dla udzieleniasiebie potrzebował stworzenia. Nie wynika z tego jeszcze, że musiał sięudzielić. Na razie wciąż tylko mówi się nam o tym, że stworzony podmiotZIMA 1999175


przeznaczony jest z natury jako naczynie dla Boga:„Pustka stworzenia transcendentalnego istnieje w porządku,który jedyny jest realny, ponieważ pełnia Bogastwarza tę pustkę, żeby udzielić jej samej siebie"(s. 107). Jedyne, co tu się przyjmuje, to powszechność: samoofiarowanie sięBoga jest zwrócone ku wszystkim ludziom i stanowi cechę charakterystycznątranscendencji i transcendentalności człowieka" (s. 111). Nie możemy nieprzyjąć tej transcendentalności, nie możemy nie być transcendencją nastawionąna bezimienną, nieosiągalną i niewyrażalną nieskończoność.O ile możemy mówić o samoudzieleniu od strony Boga, o tyle dla człowiekabędzie ono objawieniem, doświadczeniem — jak można przewidzieć: takżeatematycznym — własnej nieskończoności. Tak właśnie Rahner rozumie to pojęcie(s. 127). Nic dziwnego, że objawienie dane było zawsze, wszystkim ludziomi wszędzie. Wynika to z samej natury człowieka jako istoty transcendentnejnakierowanej na nieskończoną tajemnicę.„Samotranscendencja człowieka mająca zarazem charakter objawieniai umożliwiona przez ontyczne samoudzielenie się Boga samego w sobie sprawia,że historia objawienia realizuje się wszędzie tam, gdzie owo doświadczenietranscendentalne ma swoją historię, a więc w historii człowieka w ogóle"(s. 130). Historia opowiedziana w Starym i Nowym Testamencie jest tylkoszczególnym przypadkiem ogólnej historii objawienia; objawienie dane namw Starym i Nowym Testamencie jest tylko szczególną postacią autentycznegosamoobjawienia, jakie jest udziałem każdego człowieka w każdej religii lub bezniej. W tym sensie prorok nie jest posłańcem Boga, kimś, kto odsłania przednaszymi oczami obiektywną przyszłość, kto głosi wolę i słowo Boga; prorok„jest wierzącym, który umie prawidłowo wyrazić swoje transcendentalne doświadczenieBoga" (s. 135).Objawienie ma dwie strony: transcendentalną i historyczną. Historia rozwijasię, gdyż stanowi coraz pełniejszą samointerpretację człowieka. Wraz z postępemdziejów człowiek z coraz większą jasnością zdaje sobie sprawę z tego, żez natury powołany jest do bycia bogiem. Punktem kulminacyjnym tego rozwojuokazuje się Chrystus, w którym to człowiek dochodzi do samego siebie. „Bosko-człowieczycharakter ludzkości" spełnia się „w jednym Bogu-człowieku".Po co jednak był potrzebny ten rozwój? Albo był nieuchronny i konieczny— wówczas trzeba będzie odrzucić twierdzenie o wolnym samoudzieleniu się176<strong>FRONDA</strong> 17/18


Boga; albo wolny — ale jak można wtedy mówić, żehistoria zbawienia dokonała się już anonimowo odpoczątku dziejów? Rahner twierdzi, że wraz z przyjściemChrystusa obietnica boska stała się nieodwracalna.Czyżby była ona odwracalna wcześniej? Nie! Ale została ona potwierdzonakategorialnie i historycznie — uważa niemiecki teolog. Pytam jednak: po cóżnam to potwierdzenie, skoro atematycznie, anonimowo jesteśmy już prawdziwiesynami Bożymi? Czyż nie jest tak, że aby dochować wierności systemowimyślowemu Rahnera, musimy przyjąć, że rozwój jest czymś koniecznym?Oto jak wygląda jego sytuacja: niemiecki teolog przyjął, iż człowiek z naturyjuż jest przeznaczony do życia wiecznego. Jest mu ono dane niezależnie zarównood tego, czy świadomie przyjmie dogmatycznie określone objawienie,jak i od tego, czy będzie wykonywał nakazy prawa moralnego. Jedynym wymaganiem,które u Rahnera pojawia się wielokrotnie, jest „akceptacja otchłaniwłasnej egzystencji", z którą mamy do czynienia w każdym transcendentnymakcie człowieka. Aby więc rozwój historyczny miał cel, musi on nie tylko ogarniaćczłowieka, ale też... Boga. Istnienie historii nie miałoby sensu — taka jestkonsekwencja myśli Rahnera — o ile nie byłaby ona także dziejami samegoAbsolutu, jego rozciągniętym w czasie dramatem.Jeśli od strony człowieka Bóg jest „bezimiennym dokąd" tajemnicy; to odstrony Boga człowiek będzie tym, kto jej treść warunkuje i określa. Zresztą nietylko człowiek. Skoro historia świata jest znacznie dłuższa niż historia człowieka,dzieje transcendencji okazują się dziejami wszechświata. Gdybyśmy uznali,jak chciała teologia klasyczna, że Boga łączy ze światem jedynie relacja pojęciowa,jasno odróżniona od realnej, to miliony lat prahistorii bez człowiekanie są problemem. Bóg stworzył to, co chciał, i kiedy chciał; pytać Go o to, dlaczegoczekał tak długo z powołaniem człowieka do życia, jest tym samym, copytanie, dlaczego w ogóle stworzył świat. Czy stworzył, czy nie stworzył, nicnie zyskał i nie stracił; zmiana następuje tylko po stronie stworzenia.Ale u Rahnera każda relacja realna jest też pojęciową a pojęciowa realną; dlategoistnienie świata bezludzkiego musi powodować realną zmianę w Bogu. HistoriaBoga musi być dłuższa niż historia rodzaju ludzkiego, musi być historiąświata. Ta sama sztuczka, dzięki której swobodnie włączyliśmy wszelki możliwyzewnętrzny przedmiot w przedpojęciową wiedzę człowieka, pozwala nam uczynićz obdarzonej rozumem i wolą osoby przejaw materii. „Wychodząc od jedno-ZIMA 1999177


ści ducha i materii musimy starać się zrozumieć człowiekajako byt, w którym zasadnicza dążność materiido odnalezienia samej siebie w duchu osiąga swój rozstrzygającymoment w samotranscendencji" (s. 151).Świat materii dąży od początku ku Bogu; jednym z etapów czasowych tegoprocesu jest człowiek jako byt świadomy; dzieje człowieka to dzieje powolnegozdobywania wiedzy o tym boskim przeznaczeniu wszechświata; wreszcieBóg-człowiek staje się historycznie zrealizowaną kulminacją tej dążności —„Wcielenie ukazuje się jako konieczny, trwały początek przebóstwienia światajako całości" (s. 152). Jezus nie jest tylko konkretnym Bogiem-człowiekiem,ale najwyższym stopniem przebóstwienia człowieka, dążącego ku przebaczającejbliskości tajemnicy; to nie Bóg-człowiek, ale zrealizowany historyczniei przebóstwiony egzemplarz gatunku homo sapiens.Zaiste, trzeba przyznać, że dzieło Rahnera ma prawdziwie gigantyczny rozmach.Nigdzie jaśniej nie ukazuje się jego niezwykły i totalny racjonalizm: takjak Mendelejew przewidział istnienie nieodkrytych jeszcze pierwiastków, takRahner przygotował już miejsce dla zbawienia wszelkich możliwych duchów,nawet jeśli są istotami zamieszkującymi inne planety. Spokojnie możemy oczekiwać,że „cały kosmos materialny, którego sensem i celem jest z założenia ostatecznezrealizowanie wolności, dostąpi pewnego dnia w swoim wymiarze materialnymi duchowym pełni samoudzielenia się Boga i że doprowadzi do tegowiele historii wolności, które dzieją się nie tylko na naszej Ziemi" (s. 359).Od strony materii mamy zatem proces wstępowania, dążność ku duchowi,mamy stawanie się, które „należy rozumieć jako rzeczywistą samotranscendencję,przewyższanie samego siebie" (s. 154). Ten proces kończy się wraz z osiągnięciempełni samoświadmości przez człowieka. W tym sensie Jezus jakoChrystus jest nie tyle jednostką, nie jednym jedynym Bogiem-człowiekiem, ale„najwyższym przypadkiem spełnienia istoty rzeczywistości ludzkiej, który polegana tym, że człowiek jest wtedy, gdy się oddaje" (Schriften zur Theologie, cyt.za: Dietrich von Hildebrand Das trojanische Pferd... s. 224). Człowiek wychodziz siebie ku nieskończonej otchłani swego bytu, co w historii oznacza, że stajesię Chrystusem. Chrystus — to punkt graniczny i najwyższy ludzkiego dążeniaku nieskończonej bliskości otchłani, w której uczestniczycały wszechświat. „Jeżeli historia kosmosu jestw gruncie rzeczy zawsze historią ducha, wolą osią-<strong>FRONDA</strong> 17/18


gnięcia samego siebie i swojej podstawy, to bezpośrednikontakt z Bogiem w samoudzieleniu się Bogastworzeniom duchowym, a przez to i całemu kosmosowi,stanowi logiczny cel takiej ewolucji". Zaiste,wywód ze wszech miar konsekwentny, przynajmniej jeśli założyć, że owa „wolaosiągnięcia samego siebie" jest rozumiana nie w sposób osobowy, ale jakoślepa wola Schopenhauera. Skąd się wzięła ta wola w tym, co nieożywione i materialne?Została zaszczepiona w materii przez Absolut: „sam Bóg staje się najbardziejwewnętrznym życiem świata" (s. 159). To moment, kiedy pokazuje się,że w myśli Rahnera również Bóg sam w sobie podlega zmianie i sam w sobierozwija się ku pełni. „Sama transcendencja ma historię, (...) historia z kolei samajest wydarzeniem owej transcendencji" (s. 120).Wciąż jednak nie wiemy, po co Bóg to czyni. Wiemy już, że zaszczepiłw materii wolę dążenia do siebie, że stał się „życiem świata". Dlaczego? Bowiempragnie się przejawić i wyrazić w tym, co nie-boskie. Inaczej niż w klasycznejmetafizyce, Bóg nie pozostaje sam u siebie, nie zadowala się sobą. Bógwychodzi z siebie, dąży do tego, co inne niż On sam, by się ponownie odnaleźćw innym. Ten proces rozwoju Boga dokonuje się we wszechświecie. Dlatego„możemy rozumieć stworzenie i wcielenie w rzeczywistym świecie jakodwa momenty i dwie fazy jednego, chociaż wewnętrznie zróżnicowanego, procesusamoogołacenia i samowyrażenia Boga". Bóg pragnie wyjść z siebie,wkroczyć w to, co nieboskie, i tym samym odzyskać siebie zaktualizowanego,dojrzałego, wyrażonego w pełni.W boskim ogołoceniu Rahner widzi powstanie innego jako własnej boskiejrzeczywistości. I tu odsłania się wreszcie rozwiązanie tajemnicy: „Stworzeniew jego najgłębszej istocie trzeba rozumieć jako możliwość-bycia-przyjętym, jakobycie materiałem dla możliwej historii Boga". Stworzenie z nicości jest odstrony Boga przygotowaniem miejsca dla swego samowyrażenia się. Czy mógłzatem nie stwarzać? „Bóg nie mógłby go [stworzenia] zaprojektować inaczej,gdyby w istocie rzeczy zachował milczenie, ponieważ również takie milczenieze strony Boga znowu wymagałoby uszu, które mogłyby go słyszeć" (s. 183).Stworzenie jest dla Boga koniecznością — mimo, że nazywane jest czymś wolnym.Więcej jeszcze — jest to konieczność od zawszejuż aktualizowana. Bo czy kiedykolwiek Bóg mógłmilczeć, skoro nawet milczenie potrzebuje uszu doZIMA-1999


słuchania? Wieczna przeszłość stawania się ku sobiejest prawdziwą historią Boga, która nie może osiągnąćstanu bezruchu, wieczności, wykroczenia pozaczas, lecz która wciąż i wciąż zmierza ku przyszłości,ku przyszłości absolutnej. Z absolutnej przeszłości ku absolutnej przyszłości— taka jest droga Boga, który dojrzewa do siebie przez materię, człowiekai Zbawiciela absolutnego. By nie być samą boskością, mówi, a gdy mówi, stajesię człowiek — „to, co powstaje, kiedy samowyrażenie Boga, jego Słowo, zostajez miłością wypowiedziane w pustkę pozbawionej Boga nicości". Albo innymisłowami: „Kiedy Bóg chce być tym, co nie jest Bogiem, powstajeczłowiek" (s. 183).Tak więc odsłania się nam wreszcie sens historii i rozumiemy, dlaczego niezależnieod objawienia transcendentalnego potrzebne było też objawienie czasowe.W tym wszechświecie wszystko, poczynając od Boga, podstawy świata,do najdrobniejszego organizmu jest w nieustannym ruchu. Historia ujawnia tosamodochodzenie Boga do siebie w chrześcijaństwie, religii prawdziwej, bowiempokazującej przeznaczenie kosmosu i człowieka. „Jeżeli sam Bóg jestczłowiekiem i pozostaje nim na wieczność, jeżeli w rezultacie każda teologiapozostaje zawsze antropologią, jeżeli człowiekowi nie wolno pomniejszać samegosiebie, ponieważ pomniejszałby wtedy samego Boga, i jeżeli ten Bóg pozostajenieusuwalną tajemnicą, to człowiek pozostaje na zawsze wypowiedzianątajemnicą Boga, która zawsze uczestniczy w tajemnicy swojej podstawy" (s.185).Godność człowieka staje się równoważna godności Boga; służyć Bogu to tosamo, co służyć człowiekowi; służyć zaś człowiekowi to służyć światu, w którymczłowiek egzystuje. Człowiek przestaje być istotą teocentryczną, zwróconą kuPanu. Nie musi już przezwyciężać w sobie tego, co ziemskie, czasowe, ułomne,by wznosić się w górę, do Boga. Koniec z nienawiścią do świata, koniec ze śmiertelnymizmaganiami o zbawienie duszy. Od kiedy teologia stała się antropologią— i na odwrót — ludzkie doświadczenie transcendencji nie musi już być religijne.Nowe ujęcie Boga — „Dokąd" transcendencji jest dane zawsze i tylko w doświadczeniuowej jakby pozbawionej dna i nie mającej kresu transcendencji (s.58) — stanowi, pisze Rahner, absolutnie pewną podstawę „dla dzisiejszej tendencji,żeby nie mówić o Bogu, ale o bliźnim, żeby nie głosić miłości Boga, alemiłość bliźniego, żeby nie mówić 'Bóg', ale 'świat' i 'odpowiedzialność wobec180<strong>FRONDA</strong> 17/18


świata'." Teologia Rahnera okazuje się teoretycznymuzasadnieniem procesu zeświecczenia.Sztuka dostosowaniaRahner zdaje sobie sprawę z kłopotów jakie muszą wyniknąć, gdy próbujesię dostosować chrześcijańską naukę do jego filozofii. Tym niemniej podejmujetrud. Może odwoływać się do anonimowej wiary uderzając w wiarę jasnookreśloną, którą nazywa mitologiczną. Może stwierdzić, że kto akceptuje swąegzystencję i zanurza się w niej, mówi Chrystusowi „tak" (s. 187), a jednocześniepowątpiewać w ortodoksyjność wielu chrześcijan mimo ich werbalnej prawowierności(s. 186). Kto jest ortodoksyjny a kto nie — oto pytanie, na któremoże odpowiedzieć tylko ten, kto wie, czy anonimowa akceptacja nastąpiła.Zgodnie z zasadą Rahnera, nazywaną prawem duchowej aprioryczności (s. 199;s. 260), coś może być historycznie rzeczywiste tylko wtedy, gdy wcześniej zostanieuznane. Fakty mogą do nas przemówić nie same z siebie, ale tylko dlatego,że ich oczekujemy, pragniemy, spodziewamy się. Jak ma się ta zasada doopisanych w Nowym Testamencie faktów? Co wynika z niej dla kwestii najbardziejkontrowersyjnych? Czy Jezus wiedział o tym, że był Mesjaszem, czy teżraczej wiedza ta została mu przypisana przez uczniów wskutek wiary? Czyzmartwychwstanie było dziełem wiary, czy też faktem realnego świata?Od razu widać, że od Rahnera nie można oczekiwać prostej odpowiedzi nate pytania. Byłaby ona możliwa tylko wtedy, gdybyśmy, co właśnie Rahnerodrzuca, uznali, że fakty są czymś od ich doświadczenia niezależnym. W sytuacjijednak, gdy fakty realnego świata są tylko tym, co stopniowo wyłania sięze świadomości transcendentalnej, również dzieła i słowa Jezusa z Nazaretutracą swój jednoznaczny charakter. Niewątpliwie, są one rzeczywiste, alew swoiście rozumiany sposób: tylko w tym sensie, że zostają ujęte i zawierająsię w ramach egzystencyjnie zaangażowanego aktu przyjęcia wiary (s. 198).Cóż to znaczy dokładnie? Cóż odpowiemy na pytanie, czy Jezus faktyczniezmartwychwstał? Odpowiemy, że pytanie to zostało źle sfomułowane, bowiemsłówko faktycznie, nie może tu odnosić się do obiektywnej rzeczywistości, dotego, co dane dla wszystkich. Zmartwychwstanie staje się tu „rzeczywistościązupełnie szczególnego rodzaju" (s. 200); mogą jej doświadczać jedynie wierzącyi znajduje się poza wymiarem zwykłego doświadczenia historycznego. NicZIMA ] 999181


dziwnego, że znaczenia i realności zmartwychwstanianie może uzasadniać świadectwo pustego grobu (s.218), bowiem ono samo należy tylko do sfery faktów.Co więcej, wiara w zmartwychwstanie nie opiera sięw ogóle na fakcie świadectwa, to znaczy na tym, żeniektórzy uczniowie widzieli i słyszeli zmartwychwstałegoPana (s. 224). Relacje o fakcie pustego grobumają znaczenie drugorzędne (s. 226) i nie wystarcządla wiary. Jaki możemy wysnuć stąd wniosek? Wiararodzi się nie wskutek faktu zmartwychwstania, ale ten fakt stanowi kategorialne,czasoprzestrzenne potwierdzenie oczekiwania i doświadczenia Zbawicielaabsolutnego!Rahner zatem nie tyle odrzuca fakt zmartwychwstania, ile go paraliżuje,obezwładnia, unieważnia, zmusza do milczenia. Świadectwo pustego grobudociera do nas już tylko jako skutek abstrakcji, jako dokonane w czasie i przestrzeniuznanie uprzednie rzeczywistości doświadczenia transcendentalnego,które mówi nam że „Jezus żyje". Pytać o to, co miało miejsce, chcieć wiedzieć,czy Piotr i Jan ujrzeli pusty grób, uzależniać od tej wiedzy swoją własną wiarę,to ulegać świadomości mitologicznej.Tak samo ulegają jej ci, którzy sądzą, że Jezus od początku chciał złożyć sweżycie na krzyżu jako ofiarę za grzechy. Jedyne, co możemy tu powiedzieć (s.204), to to, że Jezus widział w swej śmierci „nieuchronną konsekwencję wiernościswej misji". Wątpliwe jednak, by mógł w cierpieniu na Golgocie widziećofiarę odkupieńczą. Oznaczałoby to przecież, że wracamy do prymitywnegoi mitologicznego rozumienia Boga, który może gniewać się i być obrażonygrzechem człowieka i który wskutek jakiegoś czasowego wydarzenia zmieniaswe usposobienie (s. 209). Wiemy wszakże, że Bóg jako boska Pneuma od początkujuż mieszka w człowieku; wiemy, że grzech pierworodny nie odcina nasod zbawienia, dostępnego człowiekowi w każdym wolnym akcie radykalnej decyzjico do życia i śmierci (s. 223) — jego skutkiem jest tylko to, że „nasza własnasytuacja wolności jest w sposób nieusuwalny naznaczona winą" innych (s.96). Tym samym pojęcie przebłagalnej śmierci za grzechy innych, wyobrażeniesobie cierpienia Chrystusa jako obmycia naszych win —jest bezsensowne. Niemożemy nawet stwierdzić, czy Jezus przed swą śmiercią miał zwerbalizowanąświadomość mesjańską — także i na to pytanie Rahner nie odpowiada.|82 <strong>FRONDA</strong> 17/18


Czym w takim ujęciu może być Kościół? Jaki jestzwiązek między obecnym u wszystkich ludzi niezależnieod ich świadomości uczestnictwem w DuchuŚwiętym a historycznie daną wspólnotą Kościoła?Przede wszystkim nie możemy ustalić, czy Jezusprzed swoją śmiercią „przewidział, chciał i zinstytucjonalizowałnową wspólnotę złożoną z jego uczniówjako nowy Izrael tych, którzy w niego wierzą". Znowujest to pytanie, na które nie da się odpowiedzieći które zresztą, z punktu widzenia Rahnera, musi być pozbawione znaczenia.Kościół pojawia się nie dlatego, że pragnął go historyczny Jezus, ale dlatego,bo odpowiada naturalnemu doświadczeniu egzystencjalnemu człowieka, któryjest także istotą społeczną. Kościół staje się ostateczną wspólnotą przebóstwionegoczłowieka; to w nim „Bóg-człowiek obecny w jednej ludzkościumożliwia absolutny charakter miłości do konkretnej jednostki" (s. 242).Jest wspólnotą, w której ucieleśnia się proces Ducha; skoro zaś Duch rozwijasię, to i w Kościele występuje proces stawania się, aż osiągnie on pełnąistotę (s. 271). Wydaje się, że Kościół, który jest jeden, obejmuje w sobie całąludzkość, dochodzącą stopniowo do świadomości przebóstwienia. „To, co nazywamyKościołem, (...) to, co nazywamy sakramentami, to tylko szczególniezaznaczające się, bardziej uchwytne, wyróżniające się w historii fakty jednej historiizbawienia, która jest identyczna z życiem człowieka jako całością" (s.332). Prawdziwy chrześcijanin jest po prostu człowiekiem akceptującym swąegzystencję; prawdziwy jeden Kościół to cała ludzkość, o ile zaakceptowalałaotchłanie własnej tajemnicy.Nic dziwnego, że Rahner może wykazać, iż już teraz, niezależnie od wyznaniowejprzynależności do poszczególnych wspólnot, „chrześcijanie w jakimśradykalniejszym sensie tworzą jedność nawet wtedy, gdy nie stanowią —choćbyrównież w prawdziwym i znaczącym sensie—jedności" (s. 298). Ta jednośćwynika z natury doświadczenia transcendentalnego, chociaż nie znalazła onajeszcze należytego, danego w historii wyrazu. W każdym razie nie jesteśmyw stanie powiedzieć, jaki jest sens podziału w obrębie chrześcijaństwa — jeston znany tylko Bogu. Możemy natomiast stwierdzić, uważa Rahner, że istnieniekościołów ewangelickich spełnia „niewątpliwie pozytywną funkcję takżewobec Kościoła katolickiego" (s. 297).ZIMA 1 999183


Z samej zasady rahneryzmu wynika, że przeszkodąw dojściu do pełnej jedności nie mogą być historyczniedane formuły wiary. Są one tylko historycznym,czasowym i przez to zmiennym zapisem samoświadomościludzkości. Jest to szczególnie widoczne w naszejepoce, w której człowiek poszukuje nowego rozumieniareligii. Współczesna świadomość uniemożliwiaproste przyjmowanie nawet czcigodnych i ważnych zapisówdawnej epoki; stąd „Symbol Apostolski (...) niemoże już dzisiaj we właściwy sposób spełniać roli podstawowej formuły wiary,ponieważ w zbyt małym stopniu nawiązuje bezpośrednio do duchowej sytuacjiwspółczesnego świata" (s. 362). Może on przetrwać już tylko jako zabytek, bowiem„nie jest już możliwa jedna i podstawowa formuła wiary chrześcijańskiej,autorytatywna i obowiązująca dla całego Kościoła" (s. 362).Niewolna wolnośćRahner wielokrotnie podkreśla wielką wagę wolności w swym systemie.Odwołanie do niej zdaje się chronić go przed zarzutem, iż cała ta doktryna jestniczym innym jak współczesną wersją gnozy. To wolność ma być celem kosmosu,to wolność pozwala opowiedzieć się człowiekowi przeciw Bogu, to wolnośćwreszcie nie pozwala nam sprowadzić działania Boga do procesu emanacji. Nawetłaska współprzebywania z Bogiem jest wciąż tylko ofertą, a nie czymś namnarzuconym. Wszelako, gdy chcemy bliżej zrozumieć co dokładnie znaczy tawolność, trafiamy na nie dające się usunąć trudności. Więcej jeszcze — zaczynasię wydawać, że jest ona w istocie pustym słowem bez znaczenia.Oto bowiem mści się na Rahnerze anonimowość! Wolność, jeśli ma mieć jakikolwieksens, musi stanowić akt woli, przez który podmiot decyduje. Jednakże,czy podmiot może decydować o czymkolwiek, nawet o sobie samym, skoro aktwolności zostaje oparty na anonimowym, przedpojęciowym i niestematyzowanymakcie poznania? Innymi słowy jak można mówić o wolności podmiotu, jeślinie jest ona oparta na poznaniu? Żeby wybierać i decydować moralnie, trzebawcześniej mieć wiedzę i poznanie tego co dobre i co złe. Jeśli jednak, jak u Rahnera,poznanie refleksyjne i stematyzowane zostaje oparte na anonimowym, togdzie tu jest miejsce dla wolności? Gdzie miejsce dla wyboru? Cokolwiek wybie-184<strong>FRONDA</strong> 17/18


am, wybieram w nieświadomości; wszelka intencja, jakąposiadam, jest tylko refleksyjnym odbiciem głębszejpodstawy mego Ja: niestematyzowanej wiedzy.Niestematyzowana wiedza musi prowadzić dopojęcia niestematyzowanej wolności, a to oznacza, żenaprawdę nigdy wolny nie jestem. Nigdy nie wiem,na czym polega opowiedzenie się za lub przeciw Bogu;nigdy nie wiem, czy akceptuję, czy nie akceptujęswej egzystencji. I nigdy tego wiedzieć nie mogę!Skąd miałaby się wziąć wolność, skoro człowiek nie stoi wobec zewnętrznejwzględem niego miary? Skoro nie może jej poznać? Skoro jego "dokąd" jest„bezimienną", „nienazywalną", „pozaświatową" tajemnicą, nie wiedzącą nico sobie nieskończonością? Skoro jego moralne decyzje są niezależne od atematycznegoopowiedzenia się za lub przeciw Bogu?Wchłonięcie rzeczywistości przez podmiot, uczynienie z niej przedmiotumożliwego doświadczenia, sprawia, że nie jest możliwy akt moralny! Nie możemysię ani doskonalić, ani naśladować obiektywnego wzorca, w istocie niemożemy być wolni! Wszystkie wskazania, jakie się nam oferuje, są jak nakazypisane palcem na wodzie. Cóż to bowiem znaczy, że „chrześcijanin przez toodróżnia się od kogoś, kto nie jest ani świadomym, ani anonimowym chrześcijaninem,że nie tworzy ze swej egzystencji żadnego systemu, lecz bezwarunkowodaje się prowadzić przez wieloraką rzeczywistość, która jest również rzeczywistościąmroczną, niepewną i niepojętą" (s. 329). Możemy mnożyć takiezdania bez końca — być może dlatego książki Rahnera są tak grube — ale niemają one sensu. Wciąż operujemy tu pojęciami o nieustalonej treści — „bezwarunkowy",„wieloraka rzeczywistość" itd. — którym w zależności od sytuacjii wymagań rozmówcy możemy nadawać dowolne znaczenie. Są one wartetyle, co krzyk szaleńca lub dokuczliwe bzyczenie komara: są nagim dźwiękiem,bodźcem zmysłowym i tyle. Chociaż nie. Są poręcznym narzędziem w grze, jokerem,któremu nadajemy dowolne znaczenie, asem rzuconym z rękawa.Tym jest właśnie rahnerowska wolność: słowem-jofeerem. „Różnica międzytym, czym konkretnie jesteśmy, a tym, czym być powinniśmy, jest przede wszystkimdoświadczeniem, które potwierdza, że jesteśmy istotami moralnymi" (s.329). Świetnie. Ale czym być powinniśmy? I skąd możemy to wiedzieć, skorojest to ukrytym, niewyjawionym i nienazwanym „dokąd"? Jak Rahner możeZIMA 1999185


utrzymywać, że „wolność jest wolnością powiedzeniaBogu 'tak' albo 'nie'", skoro nigdy nie osiągniemy poznaniaco należy, a czego nie należy czynić! Musielibyśmytu znowu mówić o atematycznej i anonimowejwolności. Tak jak istnieje anonimowa wiara niezależnaod faktycznej niewiary, atematyczne poznanie niezależneod tematycznego, tak też istniałaby anonimowawolność. Dlatego „niekiedy za pozornie poważniejszązbrodnią może się w ogóle nic nie ukrywać, ponieważbędzie to tylko zjawisko sytuacji przed-osobowej, podczas gdy za fasadą mieszczańskiejprzyzwoitości może się ukrywać ostateczne 'nie' wobec Boga" (s.88).Jeśli jednak istnieje anonimowa wolność, to co ją różni od konieczności?Jeśli Bóg udziela się wszystkim w głębi przed-pojęciowej, to owo „nie" lub„tak", które rzekomo może powiedzieć człowiek, staje się fikcją. Taką samą jakkwadratowe koło, płaska kula czy prostopadłe równoległe.I taką samą fikcją są pozostałe pojęcia, którymi posługuje się niemiecki teolog.Cóż bowiem znaczy podmiot i osoba, skoro podmiotowość staje się uduchowionąmaterią, tak jakby między tym, co wolne, osobowe, racjonalne i niepowtarzalne,a światem materii i przyrody istniała ciągłość? Co to znaczy, że Bóg —suwerenna, wolna, pełna Osoba — udziela się materii — temu co martwe, bezduszne,bezrozumne? Jak można w ogóle mówić o „przebaczającym samoudzieleniusię"? Przebaczenie możliwe jest tylko w wolnym świecie duchowych osób.Przebaczenie zakłada istnienie osoby rozumnej i obiektywnego prawa moralnego.Co ma z tym wspólnego samoudzielenie się, a więc pewien proces? W jakisposób proces — to, co nieżywe, nierozumne — może być „przebaczający"?I cóż znaczy Kościół w języku niemieckiego jezuity, skoro także w chrześcijaństwieanonimowym mamy łaskę, przebaczenie grzechów, usprawiedliwieniei zbawienie? Anonimowe chrześcijaństwo jest jak śmiertelny jad porażający całysystem sakramentalny Kościoła. Sakrament przestaje być źródłem łaski; w najlepszymrazie może przypominać, że już ją mamy; w najgorszym zamykać świeciemitologicznych wyobrażeń. W tej osobliwej mieszaninie istot, w tym rozmyciui zatarciu granic, w tym swobodnym zamienianiu osób na procesy, wiedzy nanieświadomość — ginie cała cudowność i piękno wolnego świata stworzonychbytów. Nic w nim się zdarzyć nie może. Nie będzie ani wielkich dzieł na chwalęBoga, ani zmagań z własną słabością. Człowiek nie zyska nagrody za czynione186<strong>FRONDA</strong> 17/18


dobro, Bóg nie będzie się cieszył nawróconym grzesznikiem.Wszystko już się dokonało w bezdennej głębianonimowej, bezimiennej otchłani, którą możemysłusznie nazywać Bogiem i człowiekiem.Zagadka wpływuPrzedstawiona tu interpretacja myśli Rahnera majeden słaby punkt. Jeśli jest trafna, to niemiecki teologokaże się pełnoprawnym uczniem Hegla i wcześniejszych gnostyków; jegooryginalność polegałaby na przejętej od Heideggera retoryce egzystencji.Wszakże nie da się zaprzeczyć, że autor „Podstawowego wykładu wiary" uznawanyjest przez wielu za jednego z najważniejszych współczesnych teologów.Wynika z tego, że sposób, w jaki odczytałem Rahnera, nie może być prawdziwy;gdyby było inaczej, nigdy nie cieszyłby się on takimi wpływami w Kościele.Jest to argument, na który, wyznaję otwarcie, nie potrafię dobrze odpowiedzieć.Po pierwsze: być może popełniłem błąd. Być może niemiecki autor miał inneintencje, które wyłożył wszakże za pomocą dwuznacznych formuł. Jegobłąd polegałby na języku, który niewtajemniczonych prowadzi do pochopnychwniosków. Ta odpowiedź uwalnia wprawdzie Rahnera od zarzutów, chociażw ogóle uniemożliwia dyskusję. Jeśli intencje autora tak dalece odbiegają odsposobu ich wyrażenia, że nie są do uchwycenia dla zwykłego rozumu, to filozofiawydana zostaje na łup arbitralności. Filozof staje się założycielem sekty,jego myśl zaś przedmiotem wyznania a nie racjonalnej analizy.Być może jednak przyczyną popularności Rahnera jest wielki kryzys obecnegoKościoła. Zwykłe mechanizmy obronne, chroniące mądrość Ewangelii,zostały mocno osłabione, dlatego w Kościele tolerowane są prawdy obce jegoistocie. Fałszywe miłosierdzie, źle rozumiany pluralizm, niechęć do wszczynaniasporów oraz fascynacja nowoczesnością — wszystko to razem sprawia, żemyśl Rahnera bez przeszkód zdobywa umysły. Jeśli dołożyć do tego zręcznąpolitykę autora, mgławicowy język i, od czasu do czasu, używanie starych,sprawdzonych, prawowiernych formuł, jego sukces będzie można wyjaśnić.Paradoksalnie jest to myśl skrajnie klerykalna. Z punktu widzenia współczesnegoczłowieka świeckiego, do którego jest rzekomo kierowana, pozostajeZIMA-1999187


niezrozumiała i dziwaczna. To nie jest filozofia, która przyciąga do Kościoła ludziposzukujących prawdy. Jeśli już ktoś się nią fascynuje, to osoby zawodowotrudniące się religią. Dostarcza im osobliwego żargonu i czyni prawdziwymiekspertami wiedzy o Panu Bogu. We współczesnym społeczeństwie, gdzie takwielką rolę przypisuje się fachowości i specjalizacji, zyskują status równy ekonomistom,socjologom czy psychologom. Więcej jeszcze — ta teologia pozwalaim odnaleźć się w świecie, przyjąć go, zaakceptować, nie różnić się od niego,nie zmagać się z nim.Nieważne zresztą, jakie są socjologiczne czy psychologiczne przyczyny popularnościniemieckiego myśliciela. W każdym razie uważam, że teologia Rahnerama na Kościół wpływ zgubny. Nie tylko, że w zarodku już niszczy misyjnośćkatolicyzmu, ale tym, którzy przyjęli rahneryzm za dobrą monetę,w ogóle odcina możliwość spotkania Boga żywego.Spadkobiercy myśli autora „Podstawowego wykładu wiary" mogą spotkaćtylko Boga, który jest konkretyzacją abstrakcji. Boga wykoncypowanego, wymyślonego,wywiedzionego z człowieka. Zabrakło im bowiem pokory. Zapomnielio tym, co najważniejsze: to nie uczeni w Piśmie rozpoznali Pana, alewspinający się na drzewo Zacheusz, Samarytanka przy studni, chora kobietaz nadzieją wyciągająca ręce, by dotknąć Jego płaszcza, wreszcie jawnogrzesznica,która łzami obmyła Mu stopy.PAWEŁ LISICKI188<strong>FRONDA</strong> 17/18


Jak wielkie piętno odcisnął Rahner na Soborze, niechświadczą słowa późniejszego kardynała Yvesa Congara,który na pytanie dziennikarza 30 Tage, jaki byłwpływ niemieckiego jezuity na prace komisji teologicznej,odpowiedział: „Decydujący (wpływ). Klimatzmieniał się: Rahner dixit. Ergo, verum est (Rahner powiedział.Tak więc jest to prawdą).FenomenekspansjiteologiiKarla RahneraWALDEMARKUNA-KWIEC1NSKI„Teologia Karla Rahnera zdobyła taki wpływ, że nigdy jakikolwiek z żyjących teologównie mógł się takim poszczycić. Można śmiało powiedzieć: teologiczny rozwóji teologiczny los Rahnera nakreśliły drogę Kościoła ostatnich lat"ks. prof. Georg MayW historii XX wieku nie ma drugiego takiego teologa, który by w bezpośrednisposób wywar! tak przeogromny wpływ na zmiany w praktycznie wszystkichobszarach teologii katolickiej, jak niemiecki jezuita Karl Rahner. Sondaż71M A 1 9 9 9189


przeprowadzony wśród studentów jednej z najlepszychna świecie uczelni katolickich, a mianowicieUniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie,dotyczący kwestii kto ich zdaniem jest największym w dziejachKościoła teologiem, dał zaskakujące wyniki. Na około tysiąc zapytanychstudentów więcej niż połowa odpowiedziała: Karl Rahner.Tylko dwustu z nich na pierwszym miejscu umieściło Św. Tomaszaz Akwinu, którego teologia jest do dnia dzisiejszegooficjalną teologią Kościoła. Św. Augustyna natomiast tylko nie-liczni uznali za pierwszoplanową postać w teologii katolickiej. 1Jeszcze do końca lat 60. tomizm był powszechnie obowiązującym systememteologicznym na prawie wszystkich uniwersytetach katolickich w całymświecie. W Polsce tendencja ta utrzymywała się znacznie dłużej, bo praktyczniedo końca lat 80. Nauka Akwinity, stojąc w centrum wykładów w seminariachduchownych, była podstawą wychowania całych generacji świętych kapłanów.Cóż takiego się stało i jak mogło do tego w ogóle dojść, że naukajednego z największych świętych Kościoła, który określany jest mianem doctorangelicus, co należy rozumieć jako doktor równy aniołom, została wypartaprzez naukę człowieka, którego teologia oznacza zerwanie z wielowiekowąciągłością nauki Kościoła? 2Tradycji zbudowanej na nauce Apostołów i OjcówKościoła, wzbogaconej o nauczanie kolejnych soborów powszecznych i teologięŚw. Tomasza z Akwinu, nie da się w żaden sposób pogodzić z wielomapunktami neoteologii Karla Rahnera. Można powiedzieć, że na gruncie teologiirahneryzm jest dokończeniem procesów, które rozpoczęła tzw. reformacja.To, czego nie udało się dokonać Lutrowi, tj. „rozsadzenia" Kościoła od wewnątrz,z wielkim powodzeniem dokonał Rahner. Czyni on bowiem nie tylkojuż katolicyzm, ale całe chrześcijaństwo czymś zbędnym, czymś, co nie jestczłowiekowi konieczne, aby mógł zbawić swoją duszę. 3Jeżeli tak się sprawa ma z rahneryzmem, to dlaczego dla wielu teologów,uważających siebie za katolickich, Karl Rahner stał się postacią kultową? Jakto możliwe, że teologia ta zdominowała tak wiele katolickich wydziałów teologicznychna całej kuli ziemskiej? Co jest przyczyną, że wcale nie tak małaliczba dostojników Kościoła — by wspomnieć tylko biskupa Karla Lehmanna,przewodniczącego Konferencji Niemieckiego Episkopatu — paładużą sympatią do nauki Rahnera, bądź nawet uważa siebie za jego ducho-190<strong>FRONDA</strong> 17/lti


wych uczniów? Na czym w końcu polega fenomentak błyskawicznego rozwoju tej nowej ideologii?Wiele tego typu pytań nurtuje prawowiernych katolików,którzy mieli już okazję w tej czy innej formiezetknąć się z rahneryzmem, i którzy nie potrafią w sposóbjednoznaczny zbudować swojego stanowiska w tej kwestii. Autorniniejszej pracy za sprawą swojego pięcioletniego pobytuw Republice Federalnej Niemiec i studiów na wydziałach teologicznychdwóch niemieckich uniwersytetów, a także wielurozmów z niemieckimi katolikami, reprezentującymi różne„ugrupowania" wewnątrz niemieckiego Kościoła, miał w pewien sposób ułatwionąmożliwość poznania fenomenu ekspansji rahneryzmu. Nie jest zadaniemtejże publikacji dogłębna analiza i metodyczna krytyka poszczególnychnauk Karla Rahnera, lecz naświetlenie czytelnikowi ogólnych tendencji rahneryzmui przyczyn, za sprawą których ta doktryna filozoficzno-teologicznamogła się tak błyskawicznie rozprzestrzenić. Autor chce również zasygnalizowaćpewne wnioski, do których doszedł, a które to wnioski mogłyby staćsię zaczątkiem własnych poszukiwań i głębszych analiz poszczególnych czytelnikówtej lektury.Prawidłowe zrozumienie pojęcia „prawda"jako conditio sine qua non rozważań teologicznychFenomen rozwoju rahneryzmu jest w pewnej mierze związany z błędem(lub lepiej błędami), który stanowi integralną jego część. Rahner obniża poprzeczkęwymagań stawianych człowiekowi, czyniąc w ten sposób swój systembardziej atrakcyjnym dla „człowieka dnia dzisiejszego". Przyznaję —jest w tym coś zrozumiałego. Syndrom rahnerystów podobny jest do syndromudzieci multimilionerów, które trochę dla przygody, a trochę na znak protestustają się kloszardami. Rahneryzm jest bardzo konkretnym przykłademna to, jak można „tanim kosztem" zbawić „na papierze" miliony ludzi — torzeczywiście „fascynująca przygoda". Ażeby zrozumieć istotę błędu tkwiąegow rahneryzmie, należy rozpocząć od wyjaśnienia sobie definicji prawdy.Prawidłowe określenie, czym jest prawda, stanowi klucz do wszelkich rozważańfilozoficzno-teologicznych. Klasyczna katolicka definicja prawdy,ZIMA-1999191


oparta na nauczaniu Św. Tomasza mówi, że prawda jest zgodnością pomiędzyrzeczą a rozumem (adaeąuatio rei et intellectus). Dokładniej rzecz ujmując,prawda polega na zgodności bytu (rzeczywistości), znajdującego się poza duchem,z twierdzeniem o tym bycie, przy czym byt ten oparty jest na niezmiennychprawach braku kontradyktoryczności, na kauzalności etc. Rahneryzmjako jedna z wysublimowanych form modernizmu odrzuca klasycznądefinicję prawdy zastępując ją definicją subiektywną. Według tej drugiej definicji,prawda jest zgodnością pomiędzy rozumem a życiem (adaeąuatio realismentis et vitae). W tej konstrukcji prawda nie jest czymś zależnym od bytui przez niego definiowanym, tylko czymś zależnym od działania. Moderniścipostrzegają prawdę jako zgodność twierdzenia o niej z wymogami działaniai ciągle ewoluującego życia ludzkiego. Dla nich prawda nie istnieje w tym, co„jest", tylko w tym, co „będzie" i co się stale zmienia. 4W takim toku rozumowanianie istnieje prawda absolutna, która jest niezależna od czasu, przestrzenii osoby. Prawda jest zawsze czymś subiektywnym, co zmienia sięprzez człowieka, w człowieku i z człowiekiem. 5Prawda nie jest dla modernistówpewnym określonym niezmiennym stanem, tylko dynamicznym procesemprzebiegającym w czasie. W całym tym rozwoju nie istnieje jakakolwiektrwałość i niezmienność. Jeżeli więc pewna nauka nie jest „na czasie",to nie jest ona już prawdą. To, co jeszcze wczoraj było prawdą, nie musi niąbyć dzisiaj, a to, co dzisiaj uważamy za prawdę, może jutro ulec kolejnymzmianom." Istotą modernistycznej konstrukcji prawdy w stosunku do Wiaryjest następujące twierdzenie potępione w dniu 1 grudnia 1924 roku przezŚwięte Officjum: „Również po przyjęciu Wiary człowiek nie może spocząćw dogmatach religijnych i związać się z nimi trwale i niewzruszalnie. O wielebardziej powinien on z troską zabiegać o zmierzanie do wyższych prawd,poprzez rozwój w kierunku nadania im nowego sensu, nawet poprzez (dokonanie)korektury tego, w co wierzy." 7Twierdzenie to implikuje tzw. ewolucjędogmatów, która de facto neguje całą Tradycję Kościoła i zaprzecza istnieniunieomylnego Urzędu Nauczycielskiego Kościoła. W tę pułapkęmyślową wpadł również Rahner, który odrzucając wiele elementów nauczaniaKościoła, w tym owego zdogmatyzowanego, skorygował je elementamiposiadającymi „większy stopień prawdy". Błąd w konstrukcji pojęcia „prawda"pociąga za sobą automatycznie cały łańcuch kolejnych błędów. 8Trudnosię dziwić słabemu w swej naturze człowiekowi, że przyjmie wygodniejszy192<strong>FRONDA</strong> 17/18


dla siebie wariant, a odrzuci ten, który sprawia mu więcej problemów. Ekspansjarahneryzmu podobna jest w swej istocie do ekspansji herezji protestanckichz okresu tzw. reformacji. Tak jak wtedy miliony ludzi zwabionychzostało na przynętę w postaci twierdzenia „grzesz ile chcesz, abyś tylko wierzył,a będziesz zbawionym", tak teraz wielu dało się uwieść kuszącej „ofercie",że Bóg zbawi ich nawet wbrew ich woli.Autorowi niniejszego artykułu zarzucano niejednokrotnie,że w swojej ocenie filozoficzno-teologicznego systemuKarla Rahnera popada w skrajności, że nie potrafidocenić bezsprzecznie pozytywnych, a zarazem nowatorskichaspektów, jakie ten system ze sobąniesie. Ktoś, kto siebie samego określa mianemtomisty, nie może jednak koncentrowaćsię na wyszukiwaniu wartościowychelementów w systemie, który w swoimzałożeniu zanegował jedyną istniejącąi objawioną przez Boga Prawdę, przechowywanąi pielęgnowaną przez całewieki jako największy skarb Kościoła.W takim przypadku będzie się onkoncentrował na wytknięciu i napiętnowaniubłędu, gdyż u podstaw jegodziałania leży przekonanie, że Prawdajest czymś niepodzielnym. Oznacza to, że albo posiadasię Prawdę w całości (naturalnie w takim wymiarze, w jakim Bóg chciałnam ją objawić), albo się jej w ogóle nie posiada. Doktryna teologiczna nie możebyć w 99 procentach katolicką, a w 1 procencie nowatorską, gdyż nie jestwtedy wcale doktryną katolicką. Katolikiem jest się albo w 100 procentachprzyjmując wszystkie Prawdy, które Kościół podaje nam do wierzenia, albo niejest się nim wcale. Leon XIII w swojej encyklice Satis cognkum bardzo trafnie ujmujeistotę Wiary mówiąc: „Kto objawione Prawdy (Wiary) neguje chociażbyw jednym punkcie, zaprzecza w rzeczywistości całej Wierze." 9Ta dewiza jestpodstawą całości rozprawy niniejszej pracy z rahneryzmem. Św. Augustynprzed ponad piętnastoma stuleciami wypowiedział następującą sentencję o heretykach,którą idealnie zastosować można do osoby ks. Rahnera: „W wieluZIMA-1999193


kwestiach są oni ze mną, w niewielu nie są oni zemną, ale ze względu na te niewiele, w którym niekroczą oni zjednoczeni ze mną, na nic zda im sięto wiele, w którym są ze mną". 10Rahner a Św. Tomasz z AkwinuTrudno jest poruszając problem Rahnera i rahneryzmu niewspomnieć o Św. Tomaszu i o tomizmie. Akwinata był z całąpewnością największym teologiem w całych dziejach Kościoła, co wielokrotniezostało w uroczysty sposób potwierdzone przez kompetentną władzę kościelnąw oficjalnych dokumentach. Czy jakiemukolwiek innemu teologowiprzyznał Kościół tytuł „powszechnego doktora" równego aniołom? Czy systemteologiczny jakiegokolwiek Ojca Kościoła został uznany za oficjalną teologięKościoła, jak to się stało za sprawą encykliki Leona XIII Aeterni Patris?Czy dzieła jakiegokolwiek teologa zostały w czasie jakiegokolwiek soborupowszechnego położone na ołtarzu obok Pisma Świętego i Missale Romanum,jak to miało miejsce z „Summa Theologiae" w czasie Tridentinum? DziełoAkwinity było przez prawie osiem stuleci natchnieniem dla niezliczonychrzesz świętych kapłanów i świeckich. Pomimo przeogromnych rzeczywistychzmian w systemie teologii katolickiej, żadna kompetentna władza kościelnanigdy nie zmieniła decyzji papieża Leona XIII, który w encyklice Aeternis Patrisuznał Św. Tomasza powszechnym Doktorem Kościoła", a jego teologięi filozofię za obowiązujący system filozoficzno-teologiczny w Kościele. W roku1916 Święte Officjum przyjmując tzw. 24 tezy tomistyczne zobowiązałowszystkie wyższe uczelnie katolickie do nauczania filozofii i teologii w oparciuo metody Św. Tomasza. 12Teologię Awinity cechuje to, co zwykło się określaćmianem sensus catholicus i co sprawia, że jest ona ponadczasowai da się ją zastosować we wszystkich epokach i we wszystkichkręgach kulturowych. W całej swojej „Sumie Teologicznej" Św.Tomasz pomylił się może 3-4 razy, co wziąwszy pod uwagę objętośćjego dzieła jest wynikiem fascynującym. Taki stan rzeczymożna wyjaśnić tylko za sprawą bezpośredniejinterwencji Ducha Świętego. Doktryna Akwinityzbudowana jest na metodzie zasad logicz-<strong>FRONDA</strong> 17/18


nego myślenia, przedstawiającej całe spektrummożliwych problemów. Dopuszcza onamożliwość stawiania pytań, na które zostająudzielone odpowiedzi i wnoszenia kontrargumentów,które w sposób rzeczowy są odrzucane. Pomimo swojegoautorytatywnego charakteru, nauka Św. Tomasza jest w pełnizgodna z Pismem Świętym i z Tradycją Kościoła, traktując je jakopunkt wyjściowy wszelkich rozważań. Akwinita próbuje w swoimdziele znaleźć odpowiedzi na nurtujące człowieka pytania,czyniąc to za pomocą możliwości własnego umysłu, ale porusza się wyłączniew granicach nakreślonych przez Biblię i Tradycję, nie próbując odnaleźćjakiejś nieznanej jeszcze prawdy. W tym sensie umysł ludzki podporządkowujesię Prawdzie objawionej, próbując ją zgłębić, a nie wychodzić poza jejramy. Z tego też względu Kościół przywiązywał tak przeogromną wagę do zachowanianieskazitelności tomistycznego systemu teologicznego, który jestniejako conditio prawidłowego zrozumienia Prawdy o Bogu, o otaczającymnas wszechświecie i w końcu o nas samych. Metoda neoscholastyczna nieróżni się w zasadzie od metody scholastycznej. Wprawdzie jej podręczniki sąmetodycznie trochę inaczej ułożone, ale należy wziąć pod uwagę, że od czasówŚw. Tomasza niektóre zagadnienia teologiczne zostały przy asystencjiDucha Świętego przez Urząd Nauczycielski Kościoła definitywnie rozstrzygnięte,co w konsekwencji zawężyło pole pozostawione wolnej dyskusji. 13W swojej encyklice Pascendi Dominici gregis z roku 1907 Św. Pius X bardzoprecyzyjnie rozpoznał i uroczyście potępił błędy modernizmu, których „producenci"za parawanem miłości do Kościoła zamierzali zniszczyć go od wewnątrz.Jako jedną z głównych przyczyn błędu modernistów określił Św. PiusX odejście od teologii Św. Tomasza z Akwinu. „Szukanie nowego jest zawszezwiązane z odrazą do scholastyki i nie ma żadnego pewniejszegoznaku rozpoczynającego się skłonu w kierunku modernistycznychnauk niż wtedy, kiedy zaczyna się odczuwać obrzydzeniedo metody scholastycznej."Rahner w sposób zupełnie świadomy zbudował swój systemteologiczny w opozycji do tomizmu, tj. w opozycji do oficjalnejdoktryny Kościoła. Przejął on wprawdzie większośćtomistycznej nomenklatury i część elemen-7.1 M A I 9 9 1


tów doktrynalnych, ale nadał im inny charakter i inaczej jezinterpretował. Jedną rzeczą, której nie można odmówićKarlowi Rahnerowi, jest jego doskonała znajomość doktrynyŚw. Tomasza z Akwinu. W przeciwieństwie na przykład doszwajcarskiego teologa Hansa Ursa von Balthasara, którynigdy nie pojął istoty tomizmu, Rahner nie tylko znał, alei rozumiał Akwinitę. Jest to naturalnie argument, który zewszystkimi swoimi konsekwencjami (przede wszystkim teologicznymi)przemawia zdecydowanie na niekorzyść niemieckiegojezuity. Rahner nie negował tomizmu jako takiego,uważał jednakże, że jest on systemem niedoskonałym,który nie pasuje do wymogów współczesnego świata. Zdaniem niemieckiegojezuity, samo życie zweryfikowało Św. Tomasza i pokazało wydatne braki bądźteż błędy jego systemu. Dla modernistów i dla Rahnera teologia Św. Tomaszanie jest już „na czasie", a przez to jest ona teologią fałszywą."Z przyczyn bardziej taktycznych niż z głębokiego przekonania oddzielałRahner tomizm od neotomizmu, zarzucając temu drugiemu brak spójnościz pierwszym. Taktykę tą można w bardzo prosty sposób zrozumieć. Pierwszafaza twórczości Rahnera przypada na okres, kiedy Św. Tomasz był bezwzględniewiodącym teologiem Kościoła. W tej sytuacji, mając na uwadze możliwekary kościelne z ekskomuniką włącznie, niemiecki jezuita rozpoczął polemikęz neoscholastykami, którzy jego zdaniem zafałszowali Akwinitę. Niebyło to całkiem bezpieczne, ale nieporównywalnie bezpieczniejsze niż atakna samego Św. Tomasza. Wielką ambicją Rahnera było wyparcie neoscholastyki(czytaj: tomizmu) i zastąpienie go doktryną, która w swoich korzeniachoparta jest na wizji Martina Heideggera. Niestety, w bardzo dużej mierzeudało mu się to osiągnąć i miał on tego świadomość, co dobitnie obrazujenastępujący cytat. „Mam nadzieję, że przyczyniłem się do przezwyciężenianeoscholastyki XIX w. i pierwszej połowy XX w." 15Zdanie Rahnera zdają siępodzielać również inni teologowie, np. Hilberath w następujący sposób wyrażasię o roli Rahnera w marginalizacji tomizmu: „Dla nas oznacza to, że zabiegiRahnera i innych teologów w celu przezwyciężenia scementowanej pozycjineoscholastycznej, opłaciły się. Wraz z ostatnim soborem nowemetodyczne kroki teologii zostały oficjalnie zaakceptowane przez Urząd Nauczycielski."16196<strong>FRONDA</strong> 17/18


Rahner a Vaticanum SecundumPoza wszelką wątpliwością stoi fakt, że żaden inny teolog nie odegrałtak przeogromnej roli w czasie Soboru Watykańskiego II, jak Karl Rahner.17Stał się on centralną figurą całej posoborowej teologii. Ażeby uzmysłowićsobie, w jaki sposób mogło do tego dojść, należy pokrótce prześledzićbieg wypadków od chwili niespodziewanego przerwania Soboru WatykańskiegoI w roku 1870, w wyniku wybuchu wojny prusko-francuskiej. Ojcowiesoborowi rozjechali się wtedy do swoich diecezji ze świadomością, że ichdzieło nie zostało dokończone. Idea wznowienia soboru nie była zupełnieobca kolejnym następcom Piusa IX. Bardzo poważnie rozpatrywał taką możliwośćPius XI, który jednak po zasięgnięciu rady kolegium kardynalskiegozrezygnował z tego pomysłu. Kardynałowie uważali, że w chwili kiedy modernizmzatacza coraz szersze kręgi w Kościele, również wśród wysokiej rangiduchowieństwa, byłoby rzeczą niezmiernie nieroztropną i ryzykowną zwoływaniesoboru. Nie bez znaczenia był również fakt, że prasa liberalnazaangażowałaby się w walkę po stronie modernistów i w ten sposób wywierałabyprzeogromny wpływ na cały katolicki świat. Jan XXIII zapoznał sięz zastrzeżeniami, które powstrzymały jego poprzednika od zwołania soborupowszechnego, pomimo to zdecydował się na ten krok. Sobór Watykański IIbył zarówno dla jego największych zwolenników, jak i najzacieklejszych wrogówwydarzeniem ze wszech miar przełomowym. W historii Kościoła skończyłasię jedna epoka, a rozpoczęła się inna, tak iż w oficjalnych kręgach kościelnychzaczęło się mówić nawet o „Kościele posoborowym". Jak daleceprzełomowym było to zgromadzenie kościelne, niech świadczą słowa jednegoz moderatorów Soboru kardynała Suenensa, który określił Vaticanum Secundumjako „rok 1789 Kościoła". 18Yves kardynał Congar porównał natomiastSobór do rewolucji październikowej w Kościele." Należy pamiętać0 tym, że decyzja Jana XXIII o zwołaniu soboru wywołała euforię w całymświecie katolickim. Tylko bardzo nieliczni spośród ojców soborowych byli odsamego początku sceptycznie nastawieni do tej idei. Ze zwołaniem soboruwiązały się pragnienia milionów katolików, zarówno duchownych, jak1 świeckich, odnowienia życia Kościoła. Pomimo wysokiej wartości teologicznejSoboru Watykańskiego I (1869-70), nie wniósł on większych zmianw praktyce życia kościelnego, które opierało się w pierwszym rzędzie na re-71 M A • 1 9 9 9197


formach Soboru Trydenckiego (1545-63). Koniec XIX i pierwsza polowa XXwieku przyniosły ze sobą tak rewolucyjne zmiany w życiu społeczeństw, żewymagały one odpowiedniej reakcji Kościoła. W świadomości większości ludzi,nie tylko katolików, sobór miał być odpowiedzią na te zmiany.Zmiany wprowadzone przed sobór, lub też dokonane w rzekomym duchusoboru, były przynajmniej w państwach Europy Zachodniej odczuwalne niemalz dnia na dzień. Z ulic miast zniknęli księża (pod koniec lat 60. porzuconocałkowicie zwyczaj noszenia sutannny), pojawiła się nowa msza, KomunięŚwiętą można było od tej pory przyjmować na rękę, świeccy uzyskali dużemożliwości wpływania na decyzje swoich duszpasterzy. Wszystko stało się naglejakieś inne i w odczuciu większości wiernych lepsze niż przed soborem. Ci,którym nie wszystkie reformy przypadły do gustu, byli wychowani w duchuprzedsoborowego nominalizmu i w konsekwencji przyjmowali zmiany, argumentującto koniecznością zachowania posłuszeństwa wobec hierarchii.Zwolennicy Rahnera zestawiali owoce soboru z wkładem, jaki teolog ówwniósł do tego, by można było je teraz zebrać i konsumować. Ich schematmyślowy, powielany w różnych formach, był bardzo prosty i przebiegał w następującysposób. „Czujesz się zadowolony ze zmian, jakie przyniósł ze sobąsobór. Jak już zapewne wiesz, nie byłyby one możliwe, gdyby nie heroicznapostawa świątobliwego jezuity ojca Karla Rahnera, który całe swoje życie poświęciłw służbie Kościoła. Tak jak w haniebny sposób był on prześladowanyprzez autentycznych wrogów Kościoła przed soborem, tak teraz siły reakcyjnepróbujące cofnąć Kościół do czasów przedsoborowych, podjęły nanowo walkę przeciwko temu największemu teologowi w historii Kościoła.Karl Rahner nie może nauczać niczego niezgodnego z nauką Kościoła,w przeciwnym razie sobór nie przyjąłby tak wielu jego propozycji, które znalazłymiejsce w oficjalnych dokumentach soborowych. Ci, którzy atakują tegowielkiego człowieka, atakują Kościół, czyli są jego wrogami, no i oczywiścierównież waszymi, bo wy przecież jesteście zadowoleni ze zmian."Taktyka ta okazała się być genialną i przyniosła efekt większy niż jej twórcymogli sobie wyobrazić. Powodzenie tej taktyki w dużej mierze spowodowanejest tym, że kompetentne władze kościelne nigdy nie zajęły jednoznacznegostanowiska w sprawie rahnerowskiej teologii. Rahneryści mogą się dzisiajpowoływać na to, że część wysokiej rangi hierarchów Kościoła, w tymrównież kardynałów, czuje się związana z teologią ich mistrza.<strong>FRONDA</strong> 17/18


Jak jednak doszło do tego, że Karl Rahner mógł odegraćw ogóle tak dużą rolę na soborze? Spróbujmy odpowiedziećna to pytanie. W 1959 roku zostały powołane komisje,których zadaniem było przygotowanie schematów,stanowiących dla ojców soborowych materiał wyjściowydo pracy nad dokumentami końcowymi. W czasie pierwszegoposiedzenia pierwszej sesji soboru w październiku 1962 roku miałodojść do wyboru członków dziesięciu komisji soborowych. Zadaniemtychże komisji było przygotowanie na podstawie schematówkonkretnych propozycji dokumentów końcowych dla ojców soborowych. Listakandydatów do poszczególnych komisji została przygotowana przez KurięRzymską i zawierała nazwiska osób, które brały wcześniej udział w pracachkomisji przygotowujących sobór. Tego typu posunięcie miało swojegłębokie uzasadnienie, jednakże stało w jaskrawej sprzeczności z planamitych biskupów, którzy w tej konstelacji widzieli małe szanse na realizacjęswoich zamierzeń. Skupili się oni przede wszystkim wokół tzw. „Aliansu Europejskiego",który tworzyli biskupi niemieccy, austriaccy, szwajcarscy, francuscy,belgijscy i holenderscy. W przeciwieństwie do biskupów konserwatywnych,którzy przynajmiej w początkowej fazie soboru działali bardzospontanicznie i w sposób niezorganizowany, mieli oni bardzo konkretniesprecyzowany plan działania. Z sprawą przewodniczącego francuskiego Episkopatu,Achille kardynała Li (narta, działającego w porozumieniu z przewodniczącymniemieckiego Episkopatu Josephem kardynałem Fringsem (obojebyli dwoma z dziesięciu tzw. przewodniczących soboru), głosowanie nadczłonkami komisji soborowych zostało przeniesione na późniejszy termin.To z kolei umożliwiło „Aliansowi" przeprowadzenie wśród biskupów akcjipozyskiwania głosów, w wyniku której po wyborach 50 procent członkówwszystkich komisji stanowili kandydaci „Aliansu".' 0W ten sposób progresywnibiskupi mogli wpływać na przebieg prac w komisjach i na to, jakieschematy trafią pod obrady plenarne soboru. W obozie postępowym pierwszoplanowąrolą grał kardynał Frings, który był spiritus rector tzw. „procesuotwarcia Kościoła", postrzegając ten proces jako wymóg chwili. Motywemprzewodnim jego działalności było hasło: „Nowe we właściwym czasie". Jużw końcu lat 50. i na początku 60. miał on bardzo silną pozycję w Watykanie,która przejawiała się m.in. w tym, że był członkiem czterech kongregacji.7 IM A • 1 9 9 9 199


Wśród niemieckich środowisk katolickich jeszcze przed rozpoczęciemobrad soborowych przyjmowano jako pewnik, że kardynał Fringszostanie powołany do prezydium soboru i że będzie miał przeogromnywpływ na przebieg obrad najwyższego zgromadzenia duchowieństwa katolickiego.To natomiast było gwarancją, że przetransplantuje on na gruntKościoła powszechnego eksperymenty w dziedzinach teologii dogmatycznej,pastoralnej i liturgiki, które zapoczątkował w Niemczech już w latach 50. SobórWatykański II stał się ukoronowaniem życiowego dzieła kardynała Fringsa.2 ' Był on osobą, która niekwestionowanie po papieżu (chodzi tu zarównoo Jana XXIII, jak i Pawła VI) miała największy wpływ na kształtowanie siękonstytucji soborowych. Bez jego zaangażowania Vaticanum Secundum nigdynie przyjęłoby takiego kształtu ostatecznego, jak to miało miejsce. 22Jegozdanie było przeważnie przyjmowane przez niemieckich biskupów, ich stanowiskoz kolei przez „Alians Europejski", tego ostatniego natomiast przezsobór. I w tym właśnie miejscu rozpoczyna się przeogromna rola Karla Rahnera.Oficjalnie byl on tylko peritus (doradcą teologicznym) arcybiskupa Wiednia,Franza kardynała Kóniga — przewodniczącego komisji teologicznej, alew rzeczywistości był najbardziej wpływowym konsultantem wielu niemieckichi austriackich biskupów. Kardynał Frings uważał go za największego teologanaszego stulecia i bardzo często korzystał z jego porad. 23Nie bez znaczeniana dalsze poszerzenie się wpływu Rahnera było powołanie czterechtzw. moderatorów soboru. Jeden z listów do Rahnera uzmysławia to w dosyćdobitny sposób. „Słyszałam, że Paweł VI powołał Moderatori, albo jak onisię tam nazywają, powołał dla soboru jako kierujących dyskusją: Siinensa(!),Dópfhera, Lecaro, Agaganiana(l) A jednak progresiści. A u Dópfnera maszposłuch!" 24Możliwości moderatorów nie można w żaden sposób przeceniać.Mieli oni wpływ na porządek obrad w auli soborowej, na to kto, w jakiej kolejnościi ile razy zabierze głos, a są to bardzo poważne instrumenty .Na przebieg obrad i kształt praktycznie wszystkich dokumentów VaticanumSecundum niespotykaną do tej pory w historii soborów powszechnychrolę mieli doradcy teologiczni ojców soborowych (periti), co Rahnersam otwarcie wyznaje w wydanym przez siebie wspólnie ze swoimuczniem Herbertem Vorgrimlerem „Małym Kompendium Soboru". 25 Jednymz owych doradców był sam Rahner, którego dzieła, przez pewien czas, aż dopontyfikatu Jana XXIII, znajdowały się na tzw. przedindeksie Świętego Ofi-200<strong>FRONDA</strong> 17/18


cjum. W roku 1951 jego książka pt. „Problemy mariologii" nie otrzymała imprimatur.Tylko bardzo zawirowana i nieprzejrzysta forma wyrazu uratowałaRahnera od pozbawienia go prawa nauczania i umieszczenia na „Indeksie"za czasów Piusa XII. Eugen Drewermann — apostata i były kapłan katolicki— zaliczający się do grona uczniów Rahnera w następujący sposób wyjaśniafenomen rahnerowskiego języka: „decydującym w tym wszystkim jest jednakżeto, że Rahner za te wypowiedzi, które pomimo zawiłości stylu jego językazostały ze strony 'Urzędu Nauczycielskiego' uznane za niebezpieczne,z całą pewnością byłby kandydatem do ekskomuniki, gdyby nie to, że wyrażałsię w taki sposób, iż tylko krąg wtajemniczonych akademików mógł gozrozumieć." 26W czasie obrad Soboru Watykańskiego II język Rahnera zacząłsię w pewnych dziedzinach „klarować", gdyż był on świadomy faktu, że poparcie,jakim się cieszył u większości wpływowych ojców soboru i życzliwość,jaką go darzyli papieże Jan XXIII i Paweł VI, jest w stanie obronić goprzed zarzutami ze strony Świętego Officjum. Niektórzy twierdzą, że po soborzenastąpiła metamorfoza poglądów Rahnera. Były one jednak już ukształtowanew czasie Vaticanum Secundum. Posługiwał się on tylko teorią „małychkroków", tzn. metodą czynienia tego, co w danym momencie jestmożliwe do osiągnięcia, nie zapominając o dążeniu do celu, który chce sięostatecznie osiągnąć. Niestety, dopiero w ostatniej fazie soboru wielki protektorRahnera — kardynał Frings — przejrzał częściowo taktykę swojegoprotegowanego i w pewnej mierze się od niego zdystansował, będąc jużostrożniejszym w przyjmowaniu jego propozycji. 27Większość dokumentówsoborowych była jednak w tym czasie uchwalona, w tym kilka istotnych,z wydatną pomocą „najsławniejszego członka" Towarzystwa Jezusowego.Za sprawą działań „Aliansu Europejskiego" opracowane przez komisjeprzygotowujące sobór schematy zostały poddane „modyfikacjom", cow praktyce oznaczało często stworzenie diametralnie innych dokumentówwyjściowych. Tego typu krok dał przeogromne możliwości zaistnieniaks. Rahnerowi. Na zlecenie biskupa Joshepha Schróffera z Eichstattprzygotował on dla komisji teologicznej schematy o ObjawieniuBożym, o Najświętszej Pannie Maryi i o Kościele 28Rahner zadbał,aby ze schematu o NMP zostało usunięte wszystko,co mogłoby „z ekumenicznego punktu widzenia spowodowaćniewyobrażalne straty w stosunku do kościołów7.IMA- 1 999


wschodnich, jak i protestantów". Brazylijski biskup Giocondo Grott z Acree Purus słusznie zapytał ojców soborowych w czasie debaty nad tym schematemw auli soborowej, czy „ekumenizm polega na wyznaniu Prawdy, czyteż na jej ukryciu?" Już po opracowaniu schematu o NMP Rahner zabiegało zdegradowanie go do rangi jednego z rozdziałów schematu o Kościele, comu się zresztą udało i o usunięcie z jego tekstów zwrotu tytułującego Maryję„Pośredniczką wszystkich Łask". 2 ' Za sprawą Rahnera do schematu o Kościelew dziale dotyczącym kapłaństwa dodano paragrafy dotyczące diakonatu,w których było uwzględnione wprowadzenie stałego diakonatu żonatychmężczyzn.' 0Niemiecki jezuita przyczynił się również do powstania schematuo kolegialności, który był przedmiotem najcięższej walki wśród ojców soborowych.11Za sprawą Rahnera ze schematu o Kościele został początkowo usuniętyrozdział o życiu zakonnnym i zastąpiony przez rozdział pt. „Powołanie doświętości w Kościele". Argumentacja tego kroku była taka, że umieszczenierozdziału o życiu zakonnym spowodowałoby, iż „protestanci umocniliby sięw swoich obiekcjach, a mianowicie, że w Kościele poprzez stan zakonny istniejądwie istotowo różne drogi prowadzące do zbawienia, że laikat nie zostałpowołany do ewangelicznej doskonałości i automatycznie stoi na niższympoziomie świętości, a (przez to) ci, którzy są członkami zakonów,automatycznie uchodziliby jako lepsi od tych, którzy żyją w stanie małżeńskim."12 Dopiero na skutek interwencji 679 ojców soborowych, w tym 17kardynałów, u Pawła VI, rozdział o życiu zakonnym został umieszczony porozdziale zaproponowanym przez Rahnera."Jak wielki wpływ na sobór miał Rahner, niech świadczą słowa innego doradcyteologicznego i późniejszego kardynała Yvesa Congara, które wypowiedziałw wywiadzie dla czasopisma 30 Tage. Rozmawiający z nim dzienikarzstawia tezę: „Kiedy Rahner przyszedł do komisji teologicznej, to miałwielki wpływ (na jej prace)". Congar odpowiada następująco: „Decydujący(wpływ). Klimat zmieniał się: Rahner dixit. Ergo, verum est (Rahner powiedział.Tak więc jest to prawdą). Podam panu jeden przykład. Komisja teologicznaskładała się oprócz biskupów również z kilku przełożonych zakonów,takich jak dominikanie i karmelici i każdy z nich miał do pomocy swojegoeksperta. Na stole stały tylko dwa mikrofony, ale Rahner wziąłpraktycznie jeden z nich do swojej dyspozycji. Był on nieco natar-<strong>FRONDA</strong> 17/18


czywy, a poza tym wiedeński kardynał Franz Kónig zwracałsię często do swojego eksperta z zapytaniem, aby udzielićmu głosu: „Rahner, quid?" („Rahner, co powiesz na to?") - Naturalniezabierał on głos, a jego propozycje były zawsze interesującei często odważne." 14Po zakończeniu Vaticanum Secundum ukazał się w Niemczech półoficjalnykomentarz postanowień soborowych, który swoim protektoratem objęliJoseph kardynał Frings i arcybiskup Herrman Schaufele. W komentarzutym Rahner został wymieniony 95 razy, Congar 67 razy, podczas kiedy Św.Tomasz z Akwinu tylko 48 razy. 35Jest to z jednej strony potwierdzeniem roliRahnera w czasie soboru, a z drugiej pośrednim dowodem na antyscholastycznyzwrot, jaki dokonał się w teologii naszych czasów.Karl Rahner — postać kultowaJeszcze za życia Karla Rahnera powstał swoisty kult jego osoby. Wielkąrolę w tym procesie odegrały liberalne mass-media, które zarówno w trakcietrwania soboru, jak i po jego zakończeniu, chętnie kreowały postać niemieckiegojezuity na największego teologa nowożytności. Z całą pewnością wielkisukces rahneryzmu jest poniekąd efektem medialnym. Po śmierci Rahnerawierna gromada jego uczniów postarała się o rychłą „kanonizację"swojego mistrza.Rahner uważał siebie samego za geniusza nie tylko dorównującego swoimintelektem Św. Tomaszowi z Akwinu, ale przewyższającym go. To, coAkwinita źle zinterpretował lub czego nie dostrzegł, jemu udało się rzekomoskorygować przez jedynie słuszną interpretację. W swoim własnym przekonaniuRahner umieszczał swoją osobę pomiędzy sześcioma największym myślicielamiw dziejach ludzkości. Ktoś taki nie „zniża" się do poziomu swych krytyków,którzy „nie mają pojęcia o teologii", i nie wchodzi z nimi w żadnąpolemikę. Rahner uważał prace innych teologów i filozofów jako mało wartościowei dlatego nie warte najmniejszej uwagi. Praktycznie jedynym wyjątkiembył jego nauczyciel Martin Heidegger oraz nieliczne osoby związanez prądem heideggerowskiego egzystencjalizmu. Taktyka unikania wszelkiejpolemiki związanej z krytyką jego systemu teologicznego okazała się być bardzoskuteczną bronią przeciwko jego adwersarzom. Otwarta dyskusja musia-Z1MA 1203


łaby w konsekwencji prowadzić do uwypuklenia w oczachopinii publicznej faktu, że teologii Karla Rahnera w bardzowielu punktach nie da się w żaden sposób pogodzić z MagisteriumEcclesiae i że jest ona tym, co jeszcze pod koniec lat50. określono by bez jakichkolwiek oporów mianem herezji.Szczególnie istotną rolę odegrała ta taktyka w latach 1962-1975, kiedy tradycyjna nauka katolicka była jeszcze bardzo mocnozakorzeniona w świadomości milionów katolików, którymm.in. poprzez wychowanie w domu rodzinnym i lekcje religiizostała wszczepiona diametralnie inna nauka niż ta, do którejstarał się ich przekonać niemiecki jezuita. Rahner próbował zawszelką cenę skoncentrować uwagę opinii publicznej na swojejteologii i odwrócić ją od polemik jego przeciwników. Zastosowanietej metody umożliwiało mu osiągnięcie jeszcze jednego efektu,a mianowicie przedstawienia własnej osoby jako kogoś niezwykłego, obdarzonegoprzeogromnym intelektem, darem zrozumienia istoty rzeczyi wyczucia znaków czasu, kogoś kto nie jest rozumiany przez „ludzi małegokalibru". To wszystko podnosiło go w oczach jego własnych zwolennikówdo rangi „mistrza", a w oczach tych, którzy nie byli mu zdecydowanieprzeciwni, do rangi „wybitnego teologa naszych czasów". ŚmierćRahnera w roku 1984 przyczyniła się do dalszego rozwoju kultu jegoosboby i rozkwitu jego teologii. Opierając się na zasadzie de mortuis nil nisibonum uczniowie Rahnera zaczęli nie tylko bronić osoby swojego pryncypała,ale przenieśli tę zasadę również na grunt rahnerowskiego systemufilozoficznego. W ten sposób nastąpił szybki rozwój zaczętego już za życiaKarla Rahnera procesu „dogmatyzacji" jego doktryny. Dla zwolenników niemieckiegojezuity jego osoba jest niczym święta ikona, której nikomu i podżadnym pozorem nie można dotknąć. 56Krytyka Rahnera i jego teologii jestprzez rahnerystów zawsze kwitowana ryczałtowo bez jakiejkolwiek próbypodjęcia nawet najmniejszej polemiki opartej na rzeczowych argumentach.Krytyka „mistrza" jest w każdym przypadku nieuzasadniona, „gdyż ma małowspólnego z poważną naukową polemiką" i dlatego nie ma potrzeby ustosunkowywaćsię do niej. Ażeby uzmysłowić sobie poziom obchodzenia się z krytykąi krytykami, najlepiej odwołać się do kilku konkretnych przykładów. Wedługuczniów Rahnera, wszyscy krytycy ich mistrza znajdują się „poniżej204<strong>FRONDA</strong> 17/18


poziomu rahnerowskiej refleksji", a ich krytyka jest wynikiem „niedostatecznejznajomości jego dziel i systemu myślenia" 37 . Jest ona niczym innym jak„paranoidalnym wytworem fantazji" 38ludzi, którzy „popadli w stare sentymenty",jest zbiorem „kłamstw, złośliwych pomówień i oszczerstw" 39 . Wszystkiekrytyczne dzieła są jasnym dowodem na „upadek teologicznej literaturyhistorycznej". Teorie spisku „samozwańczych cenzorów Wiary" przerodziłysię u nich w „chorobliwą alergię" 40 , sprawiającą, że ci, którzy zarzucają Rafinerowiherezję, sami w nią popadli. Karl Rahner równa się przecież SobórWatykański II, a każdy, kto sprzeciwia się Soborowi, jest heretykiem. KrytykaRahnera jest niczym innym jak próbą zawrócenia Kościoła do czasów przedsoborowych.41Krytyka Karla Rahnera jest praktycznie na prawie wszystkich wydziałachteologii katolickiej niemieckich uniwersytetów zakazana. Student, którypróbowałby podjąć jakiś rodzaj polemiki i konsekwentnie pozostać przy swoimstanowisku, broniąc go również w pracach semestralnych, ma bardzo małeszanse na ukończenie swoich studiów w postaci uzyskania tytułu magistrateologii. Rahneryści są w niektórych przypadkach bardzo szczerzy. Jedenz najbliższych współpracowników Rahnera, Herbert Vorgrimler powiedział,że znany krytyk jego mistrza, niemiecki historyk Kościoła profesor HubertWolf nie miałby szans, aby uzyskać u niego nawet zaliczenie z proseminarium.42To obrazuje w dobitny sposób, pod jaką presją znajdują się osoby,które nie pałają sympatią do rahneryzmu, a chciałyby ukończyć studia teologiczne.Dotyczy to również kleryków, którzy w niemieckim systemie kształceniakapłanów nie studiują w seminariach duchownych, tylko na wydziałachteologicznych świeckich uniwersytetów. „Intelektualna przemoc"należy również do metod, które utorowały drogę.Teologiczna droga Karla RahneraKarl Rahner już we wczesnym okresie swoich studiów filozoficzno-teologicznychzetknął się z prądami ideologicznymi, które stały w jaskrawej sprzecznościz nauką Kościoła. Ciągoty do modernizmu były przyczyną nie obronieniapracy doktorskiej z filozofii u profesora Martina Honeckera. Jak niemiecki jezuitasam wspomina, główny zarzut pod adresem jego dzieła stanowiło twierdzenie,że jest ono za bardzo heideggerowskie a za mało tomistyczne. 43Martin He-ZIMA- 1 999205


idegger, którego twórczość w bardzo negatywnysposób napiętnowała rozwój filozofiiXX wieku, był wielkim mistrzem duchowymKarla Rahnera. Z okazji 80. rocznicy urodzinHeideggera niemiecki jezuita wyraził sięo nim w następujący sposób: „Dzisiaj niemożna sobie wyobrazić teologii katolickiejtaką, jaką ona jest, bez Martina Heideggera." 44W ten sposób wydał on jednoznaczne świadectwoswojej własnej teologii.Ażeby zrozumieć istotę teologii Rahnera, należyuzmysłowić sobie, że wyrosła ona przede wszystkimna potępionym przez Kościół gruncie ideologicznympowstałego w latach 30. naszego stuleciatzw. „przełomu antropocentrycznego". Twórcami tego kierunku byli m.in.Jungmann (u którego Rahner się doktoryzował), Lanker i Dander, których antropocentrycznedzieła zostały przez Święte Officjum umieszczone na IndeksieKsiąg Zakazanych. Karl Rahner, nic sobie nie robiąc z zakazów Kościoła, przejąłsystem myślowy twórców tego kierunku i przeniósł go z dziedziny teologiipastoralnej, do której „przełomowcy" chcieli go zastosować, na wszystkie innedyscypliny teologiczne. Rahner zbudował swoją teologię na osobie ludzkiej,czyniąc tą ostatnią jej obiektem a zarazem wykładnią. Życzenia i potrzeby człowiekasą głównym kryterium wszelkich założeń teologicznych. Ponieważ naprzestrzeni wieków, a nawet w tym samym czasie w różnych miejscach potrzebyte są różne, musi więc istnieć pluralizm teologiczny W ten sposób dokonujesię transformacja od teologii w rozumieniu katolickim do „teologii religii",która nie będąc niczym innym jak zwykłym religioznawstwem, prowadziwprost do apostazji. W nowym systemie nie ma już fałszywych religii — każdaz nich, zdaniem Rahnera, ukazuje Boga, a zarazem człowieka w nieco innymaspekcie, jest ona po prostu inną formą Objawienia.Przyjęcie antropocentrycznej wizji teologii zaowocowało bardzo szybkoodrzuceniem przez Rahnera jednej z fundamentalnych nauk katolickich,a mianowicie nauki o łasce. Zaciera on różnicę pomiędzy łaską naturalnąa łaską ponadnaturalną, co prowadzi go do błędnego przekonania, że każdyczłowiek od pierwszej chwili swojego poczęcia jest w nierozerwalny sposób206<strong>FRONDA</strong> 17/18


związany z Bogiem, który wlał Wiaręw jego serce, chociażby on sam tego niewiedział. Człowiek nie musi w sposób zewnętrznyprzyjmować Wiary w Chrystusa,aby się zbawić, gdyż jest to nieodłącznyatrybut, z którym przychodzi on na tenświat. Osoby, które jeszcze lub w ogóle niewiedzą, że przynależą do Chrystusa, są przezRahnera określani mianem „anonimowychchrześcijan". Świadomość bądź też nieświadomośćbycia chrześcijaninem nie ma zasadniczegowpływu na zbawienie człowieka. Rahner niepotrafi rozróżnić pomiędzy ofertą zbawienia,jaką Bóg za sprawą śmierci swojego Syna kierujedo wszystkich ludzi, a owocami zbawienia, które przypadną w udzialetym, którzy przyjmą Wiarę w Niego i będą żyć zgodnie z jej nakazami. Niemieckijezuita wbrew nauczaniu Soboru Trydenckiego twierdzi, że człowiekjest w stanie sam siebie zbawić. W swojej nauce o łasce Rahner odrzucił rozróżnieniena to, co jest, i na to, co może być pod pewnymi warunkami. Tow konsekwencji doprowadziło go do mniemania, że wszystko jest łaską, gdyżłaska wpisana jest w naturę stworzenia. Tam, gdzie wszystko jest łaską, taknaprawdę nic nią nie jest. W takim układzie przestaje istnieć różnica międzytym, co naturalne, i tym, co nadnaturalne. To właśnie rahnerowska koncepcjazbawienia, która nierozerwalnie związana jest z jego wizją łaski, sprawia,że przynależność do Kościoła, ba, nawet samo chrześcijaństwo, staje się defacto czymś zbędnym. W takiej rzeczywistości różnica pomiędzy sacrum a profanumzaczyna się zacierać. Proces radykalnie postępującej desakralizacjipraktycznie wszystkich dziedzin życia kościelnego, a szczególnie Liturgii, tow bardzo dużej mierze dzieło Karla Rahnera. 45Nauka o łasce nie jest jedynym punktem, w którym rahneryzm stoiw jawnej sprzeczności z Magisterium Ecclesiae. Teologia Rahnera wykazujem.in. skłonności do modalizmu w nauce o Trójcy Przenajświętszej, adopcjonizmuw chrystologii, neguje ona katolicką naukę o zmartwychstaniu, sprzeciwiasię uznaniu Najświętszej Maryi Panny Bożą Rodzicielką. Czy tego typusystem teologiczny może być określany mianem katolickiego?ZIMA-1999207


Duchowość i życie osobisteNie bez znaczenia dla oceny wartości stworzonego przez jakiegoś teologasystemu jest styl życia, jaki prowadzi bądź jaki prowadził. Wszyscywielcy teolodzy Kościoła byli ludźmi wielkiej Wiary, która znajdowała swójbardzo dobitny wyraz w konkretnych postawach wynikających ze ścisłegooparcia ich życia na Prawdzie, pozostawionej nam przez naszego ZbawicielaJezusa Chrystusa. Ich droga życiowa była drogą wyrzeczenia się tego światai zaparcia siebie samego, drogą pokory, posłuszeństwa, postów i modlitwy.Karl Rahner natomiast nie chciał wyrzec się tego świata, lecz „otworzył się"nań. To „otwarcie" było mottem przewodnim całego jego dojrzałego życia.Jako człowiek zaliczający siebie w poczet sześciu największych myślicieliw dziejach ludzkości, niewątpliwie dążył do sławy i uznania, które daje tenświat. Nie było w nim ducha pokory i posłuszeństwa. Nie unikał konsumpcjialkoholu i tytoniu, co na pewno nie jest przykładem świątobliwego życiakapłańskiego.Sprawą, która stawia Rahnera w bardzo niekorzystnym świetle, jest jegoponad dwudziestoletni intelektualny romans z literatką Luise Rinsen. Z korespondencji,którą Rahner kierował do pisarki, a którą ona po jego śmierciczęściowo opublikowała, 46wynika w sposób jednoznaczny, że niemiecki jezuitapróbował uwieść tę kobietę. Najciekawsze (najbardziej pikantne) z listównie zostały ujęte w tym zbiorku, ale już te opublikowane rzucają jasneświatło na to, co pomiędzy tymi dwojga się rozgrywało. Styl rahnerowskichlistów miłosnych cechuje szczeniackie zauroczenie typowe dla nastolatkówz końcowych klas szkoły podstawowej lub szkoły średniej. On zwraca się doniej per mój „kudłaczu", a ona do niego per moja „rybo". Rinsen sama w jednymz listów do Rahnera stwierdziła, że jest on dla niej szalenie niebezpieczny.Jezuita był zakochany w tej kobiecie, co wyznawał jej praktycznie w niemalkażdym liście, lecz doskonale wiedział, że ona nie odwzajemnia jegouczucia. Jak mogłaby się sprawa potoczyć, gdyby Rinsen odpowiedziała„tak", nietrudno sobie wyobrazić. Należy mieć na uwadze bardzo istotnyfakt, że w chwili kiedy rozpoczynał się romans Rahnera, był on peritus bardzowpływowych ojców soborowych. Uwzględniając to specyficznerahnerowskie doświadczenie życiowe, nietrudno sobie wytłumaczyć,dlaczego należał on do zwolenników zniesienia celibatu.<strong>FRONDA</strong> 17/18


Dla niektórych jego uczniów fakt romansu ich mistrza nie jest jednakczymś, co stawiałoby go w ich oczach w niekorzystnym świetle. Wręcz przeciwnie,romans ten jest dla nich przesłanką, z której wyprowadzają niecelowośćcelibatu i konieczność jego zniesienia." Mają oni jednak świadomość,że tego typu zachowania ich nauczyciela wzbudziłyby duże poruszenie wśródprzynajmniej pewnej części ewentualnych zwolenników rahneryzmu. Z tegoteż powodu świadomie przemilczają ten fakt biograficzny Rahnera. W nowymwydaniu biografii niemieckiego jezuity na próżnoby szukać nazwiskaRinsen. 48Czy tak powinno wyglądać życie człowieka, którego teologia pretendujedo miana oficjalnej teologii Kościoła? Należy mieć na uwadze, że rahneryzmjako jeden z subiektywistycznych systemów myślowych uwzględnia bardzospecyficzne przeżycia jego twórcy. Pycha, szukanie sławy, nieposłuszeństwoi wreszcie romans intelektualny z kobietą znajdują swoje usprawiedliwieniew rahnerowskiej teologii.Rahneryzm — zagrożenie dla integralności WiaryZagrożenienie, jakie niesie ze sobą rahneryzm, jest spowodowane faktem,że określa on sam siebie mianem teologii katolickiej, wprawdzie zmodernizowanej,ale nadal katolickiej. Rahnerowi udało się pozostać w widzialnychgranicach Kościoła, co dla niego samego i dla jego uczniów oznaczałoi oznacza rzekomą prawowierność neoteologii. Ta sytuacja sprawia, żerahneryzm rozbija Kościół od wewnątrz, gdyż przenika nawet donajwyższych kręgów hierarchii kościelnej. Zadomowił się on jużna katolickich wydziałach teologicznych i w seminariach duchownych.Kościół nauczał zawsze, że zbawienie dusz jestnajwyższym celem i ostrzegał katolików przed wilkami,które przychodzą do nich w owczej skórze. W tymduchu wypowiadał się kardynał Siri, trzykrotny kandydatna Stolicą Piotrowa, kiedy stwierdzał, że w przypadkuRahnera chodzi o jednego z najniebezpieczniejszychteologów w historii Kościoła. Jak pociągająconiebezpieczna jest teologia niemieckiego jezuity, niech świadczyfakt, że Karol Wojtyła jako profesor i biskup długi czas był nią zafa-Z1MA- 1 999 209


scynowany, co dobitnie stwierdza bliski przyjaciel papieża, ks. MieczysławMaliński. Ten ostatni sam był do tego stopnia oczarowany Rahnerem, któregodo dzisiaj uważa za jednego z najwybitniejszych teologów naszego stulecia,że w czasie jednego ze spotkań z nim w trakcie trwania soboru, prosił goo możliwość otwarcia u niego przewodu doktorskiego. 49Najwyższy strażnikczystości Wiary — Joseph kardynał Ratzinger zaliczał się swego czasu równieżdo kręgu najbliższych przyjaciół i najwierniejszych uczniów Karla Rahnera,którzy w czasie soboru bezkrytycznie wspierali jego pomysły. Dopierow ostatniej fazie obrad soborowych ówcześnie doktor Ratzinger przyznał, żenie we wszystkim zgadza się już z Rahnerem, a po zakończeniu soboru uwolniłsię spod wpływów niedawnego mistrza. 50Kiedy Karol kardynał Wojtyłazostał wybrany na Stolicę Piotrowa, można było zauważyć bardzo wyraźnyzwrot w jego stanowisku do rahneryzmu. Owo zdystansowanie się zaowocowałotym, że Rahner stracił swą pozycję w Watykanie, co niestety nie spowodowałozasadniczego zahamowania ekspansji jego doktryny w całym świeciekatolickim.O wpływie niemieckiego jezuity na rozwój teologii uniwersyteckiej jużpo jego śmierci, niech świadczy fakt, że w latach 1984-1993 ukazało się ponad800 publikacji poruszających temat jego osoby oraz jego teologii. Żadeninny teolog nie może poszczycić się tak imponującą liczbą w tak krótkimokresie. 51Uczniowie Rahnera są szefami katedr teologicznych na prawiewszystkich niemieckojęzycznych uniwersytetach. Rahner i rahneryzm są jednymiz najpopularniejszych tematów prac doktorskich i habilitacyjnych nazachodnioeuropejskich wydziałach teologicznych.Jeżeli tak wielu hierarchów Kościoła przyjęło teologię Karla Rahnera, toczy może ona być systemem antykatolickim? Otóż gdyby rahneryzm miałbyć nauczaniem katolickim, musiałoby to oznaczać, że Kościół w swoich rozstrzygnięciach,również tych dogmatycznych, wydanych aż do pierwszej polowyXX wieku, w wielu punktach mylił się i błądził. Albo więc Urząd NauczycielskiKościoła jest omylny, albo rahneryzm nie jest teologią katolicką.Jednym z fundamentów katolicyzmu jest nauka o stałej obecności DuchaŚwiętego w Kościele Chrystusowym, dzięki czemu nie może on błądzićw sprawach wiary. Nie można więc ulegać rahnerystom, którzy jaskrawesprzeczności między Magisterium Ecclesiae a wieloma tezami ich mistrzapróbują sprowadzić do „pozornych sprzeczności" lub usprawiedliwiają je210<strong>FRONDA</strong> 17/18


„uzasadnionym rozwojem teologii". Argument, że krytycy Rahnera nie potrafiątego pojąć, gdyż znajdują się „poniżej rahnerowskiego poziomu refleksji",należy odrzucić. Dokładna analiza dokumentów NauczycielskiegoUrzędu Kościoła, pism Ojców Kościoła i Św. Tomasza z Akwinu z jednej strony,a dzieł Rahnera z drugiej strony, wykazuje dobitnie, że w wielu punktachznajdują się one w stosunku do siebie w rażącej sprzeczności.WALDEMAR KUNA-KWIECIŃSKIPRZYPISY:1 Por. Socci, A.: Theologie, die nichr sieht Lind beriihrt (Teologia, która nie widzi i nie dotyka),w: 30 Tage, czerwiec 1992, str. 642 Por. Berger, D., Karl Rahner: Das Ende eines Mythos und seine Apologeten (Karl Rahner: Koniecpewnego mitu i jego apologeci), w: Una Voce Korrespondenz, 28 rocznik, marzec/kwiecień1998, str. 67-91 (str. 79)3 Por. cbenda, str. 794 Por. Garrigou-Lagrange, R., Die thomistische Synthese (Synteza tomistyczna), w: Die „NeueTheologie" (Nowa teologia), Verlag Amis de St Francois de Sales, Sion 1995, str. 224-249, (str.246-247)5 Por. ebenda, str. 2296 Por. ebenda, str. 2357 Cytat za Garrigou-Lagrange, str. 231 (wl. tłumaczenie)8 Por. ebenda, str. 2289 Cytat za Schuler, W.: Der Gegensatz zwischen dem traditionellen Selbstverstandnis der KircheGottes und ihrem Seibstverstandnis gemaB der Lehre des Zweiten Vatikanums (Różnica pomiędzytradycyjnym rozumieniem Kościoła Bożego i jego rozumieniem w myśl nauki Soboru WatykańskiegoDrugiego), Wiesbaden 1996, str. 54 (wt. tłumaczenie)ZIMA-1999211


10 Cytat za: Katholischer Katechismus zur kirchlichcn Krise (Katolicki Katechizm kryzysu kościelnego),Verlag Rex Regum, Jaidhof 1997, str. 22 (wl. tłumaczenie)11 Por. Berger, str. 6712 Por. Die „Neue Theologie" („Nowa teologia"), Verlag Amis de St Francois de Sales, Sion 1995, str.24513 Por. Barth, H-L.: Keine Einheit ohne Wahrheit! Uberlegungen zur antichristiichen Ideologie desÓkumenismus (Nie ma jedności bez Prawdy. Przemyślenia nad antychrześcijańską ideologią ekumenizmu),Część I, Verlag FSSPD, Stuttgart 1997, str. 7714 Por. Die „Neue Theologie", str. 22415 Cytowane za Barth, str. 74., Pdhlnamm, H. G.: Gottes Denker - Pragende evangelische und katholischeTheologen der Gegenwart, 12 Portraits (Myśliciele boży - Znaczący ewangelicy i katoliccyteologowie współcześni, 12 portretów), Reinbeck bei Hamburg (Rowohlt) 1984, str. 252 (wl. tłumaczenie)16 Barth, str. 74 (wl. tłumaczenie)17 Por. Vorgrimler, H.: Karl Rahner verstehen - Eine Einfiihrung in sein Leben und Denken (ZrozumiećKarla Rahnera - Wprowadzenie w jego życie i myśl), Freiberg im Breisgau 1989, str. 2318 Por. Holzer, A.: Vatikanum II. - Reformkonzil oder Konstituante einer neuen Kirche? (VatikanumII - reformatorski sobór, czy konstytuanta nowego kościoła), Basel 1977, str. 7819 Por. Congar, Yves, Le conciłe au jour le jour. Deuxieme session (Sobór z dnia na dzień. Dwunastasesja), Paris 1964, str. 11520 Por. Wiltgen, R. M.: Der Rhein flieRt in den Tiber. Eine Geschichte des Zweiten VatikanischenKonzils (Ren wpływa do Tybru. Historia Soboru Watykańskiego Drugiego), Feldkirch 1988, str.16-1921 Por. Kraemer, K. W.: Fur die Menschen bestellt. Portrats katholischer Bischófe Deutschlands (Powołanidla ludzi. Portrety katolickich biskupów Niemiec), Osnabriick 1963, str. 24-2522 Por. Wiltgen, str. 29523 Por. Wiltgen, str. 8224 Rinsen, L.: Gratwanderung. Briefe der Freundschaft an K. Rahner: 1962-1984 (Wędrówka po krawędzi.Przyjacielskie listy do K. Rahnera: 1962-1984), Miinchen 1994, str. 163 (wł. tłumaczenie)25 Por. Rahner, K. / Vorgrimler, H.: Kleines Konzilskompendium, wydanie XXI, Freiberg im Breisgau1989, str. 2326 Cytowane za Berger str. 81, Drewermann, E.: Tiefenpsychologie und Dogmatik, Bd. I, Solothurn1993, str. 224 (wl. tłumaczenie)27 Por. Wiltgen, str. 29528 Por. Wiltgen, str. 8229 Por. Wiltgen, str. 94-95, 98-9930 Por. Wiltgen, str. 99, 10331 Por. Wiltgen, str. 235, 23832 Wiltgen, str. 107 (wł. tłumaczenie)33 Por. Wiltgen, str. 112-11334 Cytowane za Barth, str. 73., 30 Tage 3,3/1993, str. 21-22 (wł. tłumaczenie)35 Por. Barth, str. 73, 23236 Por. Berger, str. 8837 Por. Neufeld, K.H.: Ein Angriff ohne sachliche Grundlage. Zur einer sich selbst entlarvenden Rahner-Schelte,(Atak bez merytorycznej podstawy. O samo się wykluwającym łajaniu Rahnera), w:HerKorr 47, str. 84-87, (str. 85)212<strong>FRONDA</strong> 17/18


38 Por. Haeffner, G.: Von der Theologie akzeptiert (Zaakceptowany przez teologię), w: 30 Tage, grudzień1992, str. 1039 Por. Berger, str. 8240 Por. Neufeld, str. 8641 Por. Batlogg, A.: Wessen Memorandum? Einspruch gegen eine sogenannte Rahner-Edition (Czyjememorandum? Sprzeciw przeciwko tzw. edycji Rahnera), w: ZKTh 116 (1994), str. 330-33442 Por. Berger, str. 8743 Por. Rahner, K.: Erinnerungen im Gesprach mit Meinold Krauss (Wspomnienia w rozmowie z MeioldemKrauss), Freiburg 1984, str. 4444 Wisser, R.: Martin Heidegger in Gesprach (Martin Heidegger w rozmowie), Freiburg 1970, str.48-50, (str. 48), (wt. tłumaczenie)45 Por. Berger, str. 77-7846 Rinsen, L.: Gratwanderung. Briefe der Freundschaft an K. Rahner: 1962-1984 (Wędrówka po krawędzi.Przyjacielskie listy do K. Rahnera: 1962-1984), Miinchen 199447 Por. Vorgrimler, H: Rahner-Literatur, str. 11748 Por. Berger, str. 8649 Por. Maliński, M.: Wer ist Karol Wojtyła? Ausktinfte eines Freundes iiber Johannes Paul II. (Kimjest Karol Wojtyła. Informacje przyjaciela o Janie Pawle II), Miinchen 1998, str. 12850 Por. Wiltgen, str. 29551 Por. Raffelt, A. / Siebenrock, R., Karl-Rahner-Sekundarliteratur 1984-1993 (Karl Rahner - Literaturasekundarna), w: Raffelt, A. / Siebenrock, R., Karl Rahner in Erinnerung (Karl Rahner wewspomnieniu), Dusseldorf 1994, str. 165-205Z i M A • I 9 9 9213


WALKABEHEMOTAZ LEWIATANEMnomos ziemi wedługCarla SchmittaMAREKKONOPKOWszystko, co nieistotne, sczezlo,Liczy się tylko Ląd i Morze.J.W. GoethePodobnie jak dla instytucji małżeństwa pierwszym warunkiem jest sucha ziemia,Ląd, tak dla uprzemysłowienia żywiołem, który je maksymalnie ożywia, jest Morze.G.W.F. HegelCarl Schmitt (1888-1985) znany jest dzisiaj przede wszystkim jako klasykwspółczesnego prawa oraz wybitny politolog, mniej natomiast wiadomo o nimjako geopolityku. Podstawowe pojęcie w jego systemie geopolitycznym to nomos— kategoria charakteryzująca typy organizacji przestrzeni w różnych cywilizac-214<strong>FRONDA</strong> 17/18


jach. W języku greckim słowo to miało trzy znaczenia: 1. brać, 2. dzielić to, cozostało wzięte, 3. eksploatować to, co zostało wzięte i podzielone.Od niepamiętnych czasów zawsze istniał nomos Ziemi — Ziemia byłabrana, dzielona i eksploatowana. Związek z ziemią, określonym terytorium,przestrzenią był podstawą światopoglądów politycznych i państwowych.Ludzie nie posiadali świadomości globalnej, nie wiedzieli, że ziemia jestkulą, mieli mityczny obraz nieba i ziemi, lądu i morza. Każdy niemal naródwidział siebie w centrum świata, zaś dalekie terytoria, które byłyniezbadane, jawiły się jako dominia chaosu.Ten nomos Ziemi został zniszczony w XVI wieku na skutek wielkichodkryć geograficznych. Z nicości wychynęły wówczas oceany i Ameryka.Powstał drugi nomos Ziemi — już nie mityczny, lecz udokumentowany kartograficznie,nomos planetarny — oddzielający morza od lądów oraz dzielącyte ostatnie na strefy wpływów, zaś oceany i morza pozostawiający otwartymi.Ten drugi nomos — nazwany przez Schmitta „eurocentrycznym",ponieważ w podziale planety uczestniczyły potęgi europejskie — przetrwałdo czasów I wojny światowej. Opierał się on po pierwsze — na chwiejnejrównowadze między morzem a lądem, gdzie toczył się pojedynek: Angliakontra reszta świata, po drugie — na równowadze wewnątrz samego lądu,której gwarantem pozostawała Anglia, nie dopuszczająca do hegemoniiżadnego z państw kontynentalnych. Ten balans mógł się utrzymywać takdługo, jak długo Anglicy panowali na morzach. Skończyło się to w I połowienaszego stulecia.Zdaniem Carla Schmitta, ziemia i morze to dwie różne kategorie. Istniałychociażby dwa odrębne prawa międzynarodowe: morskie i lądowe. Jak piszeniemiecki prawnik i geopolityk: „Wojna na lądzie była z prawnego punktuwidzenia czymś zupełnie odmiennym od wojny na morzu. Wojna lądowatoczyła się nie między narodami, lecz między armiami państw europejskich.Własność prywatna ludności cywilnej nie była według prawa zdobyczą.Wojna morska była wojną handlową, wróg nawiązywał w niej współpracę zwrogiem. Własność prywatna obywateli nawet neutralnych państw była, wZIMA 1999215


świetle prawa morskiego o blokadzie i trofeach, prawowitą zdobyczą.Tym sposobem ziemia i morze zostają przeciwstawione sobiejako dwa antagonistyczne światy z zupełnie odrębnymikoncepcjami wojny, wroga i zdobyczy wojennych."Różnice nie kończą się jednak na tym, lecz sięgają o wieległębiej. Jak pisze Andrzej Fiderkiewicz: „Przyjęcie perspektywymorza uczy spoglądania na każdy ląd jak na potencjalnyłup i potencjalną kolonię. Egzystencja morska rodzi pokusę brakuumiaru, gdyż nieumiarkowane i bezkresne jest morze."Schmitt uważał, że o ile w centrum istnienia lądowego znajduje sięDom, o tyle w istnieniu morskim podobną rolę odgrywa Statek. Dom tomieszkanie, schronienie, małżeństwo, ród, spokój i stabilność; Statekzaś to niestałość, ruch, zmienność. Inne więzi międzyludzkie tworzą sięmiędzy Domownikami, a inne między Marynarzami. Wśród pierwszychpanuje duch posłuszeństwa, wśród drugich rywalizacja. Inny jest teżstosunek do przyrody: Człowiek Domu oswaja zwierzęta, CzłowiekStatku nie może oswoić zwierząt morskich, więc je zabija. Podczas gdyLąd tworzy kulturę, Woda tworzy cywilizację.Prym w zaprowadzaniu cywilizacji morskiej wiodła Anglia, którastała się strażnikiem drugiego nomosu Ziemi. Jak pisał Schmitt: „Dawnawyspa europejska odrzuciła tradycyjny, lądowy obraz świata i zaczęłakonsekwentnie oceniać świat z punktu widzenia Morza... Wyspa przestałasię uważać za oderwany kawałek Lądu i stała się statkiem, stojącymna kotwicy u wybrzeży kontynentu."Po I wojnie światowej nastąpił podział planety na dwa bloki:Wschód i Zachód. Według Schmitta, polaryzacja ta nie może być należycieoddana w kategoriach geograficznych (nie ma bieguna wschodniegoi zachodniego), lecz przez odwołanie się do podziału na Ląd i Morze.Wschód bowiem to olbrzymie kontynentalne masy lądowe, Zachód zaśoblany jest bezkresnymi wodami Pacyfiku i Atlantyku.216<strong>FRONDA</strong> 17/18


Owa walka między Lewiatanem (potworem morskim) a Behemotem(potworem lądowym), między talassokracją (potęgąmorską) a tellurokracją (potęgą lądową) stanowi — zdaniemSchmitta — fragment odwiecznego zmagania Morzai Lądu, archetypicznej walki żywiołów Ziemi i Wody.Taką walkę toczyły kupieckie, demokratyczne i morskie Atenyz militarystyczną, kastową i lądową Spartą. Albo „morska" Kartaginaz „lądowym" Rzymem. Jednak dopiero w XX wieku, kiedyludzkość zdobyła kontrolę nad całą kulą ziemską, konflikt ten nabrałdramatycznej ostrości.W naszym stuleciu oswojony został również trzeci żywioł — powietrze.Do Lewiatana i Behemota dołączył trzeci potwór — Amicus. Komunikacjapowietrzna i kosmiczna stała się zaś przedłużeniem egzystencjimorskiej (mówimy przecież o statkach powietrznychi kosmicznych). „Niektórzy już dziś utrzymują — pisał Schmitt w 1954r. — że cała Ziemia, nasza planeta, jest od tej pory jedynie przystanią,lotniskiem, składem surowcowym, statkiem i pasem startowym do lotówkosmicznych."Schmitt, który zmarł przed upadkiem komunizmu, przewidywałtrzy scenariusze rozwoju wydarzeń w przyszłości. Pierwszy to wariantbipolarny czyli dalsze zachowanie chwiejnej równowagi międzyWschodem a Zachodem. Drugi wariant jest monopolistyczny — jedenz przeciwników pokonuje drugiego i zwycięzca zostaje panem nomosu,czyli bierze, dzieli i wykorzystuje: ląd, morze i powietrze. Trzeci scenariuszprzewiduje, że zamiast dwóch globalnych bloków powstanie ichznacznie więcej, za to mniejszych, ale będą one w stanie zachować równowagę.Wariant pierwszy zawiódł z chwilą upadku komunizmu. Warianttrzeci ma pewne szanse na ziszczenie w przyszłości, jeżeli okrzepnie potęgaChin i świata islamu. Obecnie jesteśmy zaś świadkami realizacjiZIMA I 999217


wariantu monopolistycznego: Morzezatriumfowało nad Lądem.Współczesna cywilizacja zachodniama ambicje mondialistyczne, chceopanować glob, narzuca swojewzorce całemu światu.Egzystencja lądowa przyjmujejako własne wartości egzystencjimorskiej. Traci znaczenie to, co znajdowałosię niegdyś w jej centrum —dom, własność, rodzina, małżeństwo,dziedzictwo. Wszystko stajesię płynne niczym woda — „płynny"jest kapitał i „płynne" są pojęciaetyczne. Zamiast małżeństw są kontrakty,zamiast rodzin wolne związki.Zakorzenienie przestaje być wartością.Jacąues Attali głosi pochwałęwykorzenienia i prorokuje, że ludzkośćw przyszłości będzie społeczeństwemnomadów, nowych koczowników.Dla Zygmunta Baumana postulowanym typem człowieka przyszłościjest nomada, wagabunda, włóczęga i turysta.Schmitt, chociaż sam był zdeklarowanym antykomunistą, obawiał sięglobalnego zwycięstwa cywilizacji morskiej. Uważał bowiem, że odejście odegzystencji lądowej sprawi, iż charakterystyczne dla niej kategorie religijne,moralne, prawne i polityczne będą stawać się coraz bardziej płynne, ażw końcu rozmyją się zupełnie i nastąpi powszechna relatywizacja wszelkichwartości. Dawne grzechy zostaną okrzyknięte cnotami: pycha stanie się indywidualizmem,chore ambicje — samorealizacją, chciwość — uprawnionymdążeniem do zysku.To wizja pesymistyczna. Schmitt jednak nigdy nie był zwolennikiem nieubłaganegodeterminizmu historycznego i piewcą nieuchronnej koniecznościdziejowej. Zawsze podkreślał, że historia nie posiada żadnych abstrakcyjnych,odwiecznych praw. Każda sytuacja historyczna jest jedyna, konkretna,218<strong>FRONDA</strong> 17/18


niepowtarzalna. Każdą można opisać za pomocą pytania i odpowiedzi. Toznaczy, że historia, wyrażająca się w konkretnej sytuacji, rzuca wyzwaniai domaga się ich podjęcia — od państw, narodów, elit, społeczności, władców,ludzi. „Pytanie samo w sobie jest zdarzeniem historycznym, z któregowyrasta, poprzez konkretną ludzką odpowiedź, następne zdarzenie. W jakimstopniu ludzie przyjmują wyzwanie historii i w jaki sposób starają się nańodpowiedzieć swoimi czynami, w takim stopniu demonstrują oni swoją gotowośćpełnego ryzyka uczestnictwa w historii i, co za tym idzie, poddają sięosądowi historii." Dziś, zdaniem Schmitta, wyzwaniem nie jest, jak utrzymujewielu, podbój kosmosu, lecz powściągnięcie rozpasanego postępu technologicznego,który wyrwał się spod ludzkiej kontroli i kreuje coraz to nowepotrzeby człowieka, które sam zaspokaja.ZIMA-1999219


Kartagina upadła dlatego, że była wierna swojej filozofiii doprowadziła ją do logicznego końca, utwierdzającsię w swym pojmowaniu świata. Moloch pożarłwłasne dzieci.-WOJNATALLASOKRACJIZ TELLUROKRACJĄGILBERT KEITH CHESTERTONNazwałbym ten konflikt starciem bogów i demonów. Na drugim brzegu MorzaŚródziemnego leżało miasto mieniące się Nowym Miastem. Było ono starsze,o wiele silniejsze i bogatsze od Rzymu, panował w nim jednak duch, któryusprawiedliwiał taką nazwę. Nazywało się ono Nowym, ponieważ było kolonią,tak jak Nowy Jork czy Nowa Zelandia. Swoje istnienie zawdzięczało energiioraz ekspansji Tyru i Sydonu — najważniejszych miast handlowych. Tak jak wewszystkich centrach kupieckich, panował w nim duch komercyjnej bezczelności.Kartagińczycy lubili przechwalać się, a pycha ich dźwięczała niczym monety.Utrzymywali na przykład, że nikt nie może wymyć rąk w morzu bez ich zgo-<strong>FRONDA</strong> 17/18


dy. Zależni byli niemal w całości od potężnej floty, podobnie jak owe dwa wielkieporty i rynki, z których przybyli. Kartagina odziedziczyła po Tyrze i Sydoniezmysł wybitnie handlowy oraz doświadczenie żeglarstwa.W innym miejscu pisałem już o psychologii, znajdującej się u podstaw niektórychkultów. Ludzie bardzo praktyczni, których w żaden sposób nie możnanazwać osobowościami poetyckimi, lubili opierać się w życiu na strachu i odstraszaniu.Jak zwykle w takich przypadkach, wydawało się im, że ciemne siły wykonająswoje dzieło. Jednakże w psychologii narodów punickich ta niezwykle pesymistycznapraktyczność rozrosła się do nieprawdopodobnych rozmiarów. W NowymMieście, które Rzymianie nazywali Kartaginą, tak jak w starożytnych miastachfenicjańskich, bóstwo nazywało się Molochem; najprawdopodobniej byłoono tożsame z bóstwem znanym pod imieniem Baala. Rzymianie na początkunie wiedzieli, co z nim począć i jak go nazwać; przyszło im odwołać się do najbardziejprymitywnych mitów antycznych, by znaleźć jakieś blade podobieństwodo owego bóstwa — i odnaleźli Saturna pożerającego własne dzieci. WyznawcówMolocha w żadnym jednak wypadku nie można nazywać ludźmi prymitywnymi.Żyli w rozwiniętym i dojrzałym społeczeństwie i nie odmawiali sobie żadnychrozkoszy ani wyrafinowanych uciech. Prawdopodobnie byli nawet bardziej cywilizowaniniż Rzymianie. Moloch zaś nie był mitem — w każdym razie odżywiałsię całkiem realnie. Owi cywilizowani ludzie zjednywali sobie przychylnośćciemnych mocy, rzucając setki dzieci do wnętrza rozgrzanego pieca. Aby to zrozumieć,wyobraźmy sobie manchesterskich biznesmenów, w cylindrach i z bokobrodami,oddających się w każdą niedzielę paleniu żywcem młodzieńców.Można oczywiście opowiedzieć o wszystkich gospodarczych czy politycznychuwarunkowaniach owych czasów, dlatego że na początku konfliktu rzeczywiścieszło o gospodarkę i politykę. Wydawało się, że wojny punickie nie mają końca;nie łatwo też było ustalić, kiedy się zaczęły. Już Grecy i Sycylijczycy walczyliz afrykańskim miastem. Kartagina pokonała Greków i zajęła Sycylię. Umocniłaswe panowanie w Hiszpanii. Między Hiszpanią a Sycylią leżało jednak maleńkiełacińskie miasto, któremu groziła niechybna zagłada. Rzym, co należy podkreślić,nie zamierzał iść na żadną ugodę. Lud rzymski czuł, że z takimi ludźmi jakKartagińczycy umów się nie zawiera. Przyjęto lubować się zuchwałym powiedzeniem:„Kartagina powinna zostać zniszczona". Zapominamy jednak, że to Rzymzostał zniszczony. I pierwszy promień świętości upadł właśnie na niego, dlategoże Rzym powstał z martwych.ZIMA 1999221


Jak prawie wszystkie państwa kupieckie, Kartagina nie znała demokracji.Biedacy ze straszliwą obojętnością wyzyskiwani byli przez bogaczy. Zazwyczajtacy finansowi arystokraci nie dopuszczają do władzy wybitnych ludzi.Ale wielki człowiek może pojawić się wszędzie, nawet w klasie rządzącej.Właśnie po to, by doświadczenie świata stało się szczególnie straszliwe,w złotych komnatach jednego z najdostojniejszych rodów wyrósł przywódcanie ustępujący Napoleonowi. I oto Hannibal ciągnął za sobą ciężkozbrojnezastępy wojsk przez bezludne, jak gwiazdy, przełęcze Alp. Maszerował na południe— na miasto, które jego straszliwi bogowie rozkazali mu zniszczyć.Hannibal zbliżał się do Rzymu, a Rzymianom wydawało się, że powstałprzeciwko nim czarownik. Dwie ogromne armie utonęły w bagnach, atakującgo z lewej i z prawej strony; żołnierzy coraz głębiej wciągały błota podKannami. Przyjęte to zostało powszechnie jako znak niesczęścia — klęskapobudziła przeciw upadającemu Rzymowi nowe plemiona. Pstrokata armiaKartaginy podobna była do wędrówki ludów: pochód słoni wstrząsał ziemią,jak gdyby góry ruszały z miejsc, chrzęścili ciężkimi zbrojami olbrzymi Gallowie,brzęczeli złotem smukli Hiszpanie, czarni Nubijczycy skakali na dzikichkoniach pustynnych, szli dezerterzy i najemnicy oraz wszelka hałastra, zaś naczele kroczył dowódca, nazywany Łaską Baala.Rzymscy pisarze i kronikarze, oznajmiający, iż w tych dniach narodziłosię niemowlę z głową słonia a gwiazdy spadały z nieba jak kamienie, o wielelepiej rozumieli istotę sprawy niż nasi historycy, rozprawiający o strategiii konflikcie interesów. Coś zupełnie innego zawisło nad ludźmi — coś, co odczuwamywszyscy, kiedy obcy duch przenika do nas niczym mgła lub nieprzyjemnyzapach. To nie klęski w bitwach, ani porażki w handlu zmuszałymieszkańców Rzymu do myślenia o znakach przeciwnych naturze. To Molochpatrzył z góry, to Baal deptał winnice kamiennymi nogami, to głos Tanaitszeptał o miłości, że obrzydliwsza jest od nienawiści... Bogowie ogniskapadali w pył tratowani kopytami, a demony pędziły przez ruiny, dmąc w trąbypółnocnego wiatru. Upadły bramy Alp, piekło wypuszczone zostało nawolność. Starcie bogów i demonów — wszystko na to wskazywało — miałosię ku końcowi. Bogowie zostali pokonani i Rzymowi nie pozostało nic próczgodności i zimnej odwagi rozpaczy.Niczego na świecie nie bała się Kartagina. Niczego za wyjątkiem Kartaginy.Pobudzał ją duch, bardzo mocny w postępowych krajach handlowych222 <strong>FRONDA</strong> 17/18


i wszystkim nam dobrze znany. Była to zimna kalkulacja i zdrowy rozsądek,przenikliwa praktyczność kupców oraz ich rozumne, szerokie, realistycznepoglądy. Tylko na to mógł mieć nadzieję Rzym. Stawało się coraz bardziej jasne,że koniec jest bliski, a nierealna i słaba nadzieja gasła na drugim brzegu.Przeciętny, praktyczny Kartagińczyk spoglądał faktom w twarz i widział,że Rzym kona, że Rzym już umarł, że starcie się zakończyło i nie ma żadnejnadziei, bo kto się będzie bić, kiedy nie ma nadziei? Nadszedł czas, by pomyślećo poważniejszych sprawach. Wojna oznaczała wydatki pieniężnei prawdopodobnie w głębi duszy kupcy czuli, że dalsza walka jest bezsensownaczy, ściślej rzecz biorąc, zbyt kosztowna. Nadszedł czas pokoju, a właściwieczas ekonomii. Hannibal prosił o posiłki; brzmiało to jednak śmiesznie,było przestarzałe, w kolejce czekały już o wiele poważniejsze kwestie... Takpostanowiły największe autorytety finansowe, ignorując coraz to nowetrwożne i natarczywe prośby Hannibala. Z głupiego uprzedzenia, z przekonaniakupieckich towarzystw, że tępota jest praktyczna, a genialność głupia,skazano na głód i klęskę wielkiego wojownika, którego bogowie nadaremniepodarowali Kartagińczykom.Dlaczego ludzie praktyczni są pewni, że zło zawsze zwycięży? Czym jestmądrzejszy ten, który jest okrutniejszy? Dlaczego nawet dureń ma być lepszyod mędrca, jeśli tylko jest dostatecznie podły? Dlaczego wydaje im się, że godnośćoznacza uczuciowość, a uczuciowość to słabość? Otóż dlatego, że oni —podobnie jak wszyscy ludzie — kierują się swoją wiarą. Dla nich — podobniejak dla wszystkich — u podstaw wszelkich poczynań tkwi ich własne wyobrażenieo naturze rzeczy, o naturze świata, w którym żyją; uważają oni, że światemkieruje strach i dlatego sercem świata jest zło. Wierzą, że śmierć jest silniejszaod życia, dlatego martwi silniejsi są od żywych. Być może zdziwi was,gdy powiem, że wielu ludzi, których spotykamy na przyjęciach lub przy wspólnymstoliku z herbatą, jest sekretnymi wyznawcami Molocha i Baala. Właśnieci rozsądni, praktyczni ludzie widzą świat tak, jak widziała go Kartagina. Jestu nich niemal dotykalna ta gruba prostota, z powodu której upadła Kartagina.A upadła ona dlatego, że kupcy aż do bezmyślności obojętni byli wobec prawdziwegogeniusza. Nie wierzą oni w duszę, przez co w ostateczności przestająwierzyć w rozum. Są zbyt praktyczni, by być dobrymi; co więcej, nie są aż takgłupi, żeby wierzyć w jakiegoś tam ducha, i odrzucają to, co każdy żołnierz nazwieduchem armii. Wydaje im się, że pieniądze będą walczyć, kiedy ludzie jużZIMA- 1 999223


nie mogą. Właśnie to przytrafiło się punickim kupcom. Ich religia była religiąrozpaczy, nawet wtedy, gdy ich interesy układały się znakomicie. W jaki sposóbmogli zrozumieć, że Rzymianie mają jeszcze nadzieję? Ich religia była religiąsiły i strachu — jak mogli zrozumieć, że ludzie pogardzają strachem, nawetkiedy zmuszeni są podporządkować się sile? W samym sercu ich światopogląduleżało znużenie, zmęczeni też byli wojną — jak mogli zrozumieć tych,którzy nie chcieli skończyć przegranej bitwy? Słowem, jak mogli pojąć człowieka— oni, którzy tak długo oddawali pokłony ślepym przedmiotom; mamonie,przemocy i bogom drapieżnym jak zwierzęta? I oto nagle runęły na nich wiadomości:popiół rozgorzał wszędzie w płomień, Hannibal został pobity, Hannibalzostał rozgromiony, Scypion przeniósł wojnę najpierw do Hiszpanii, potemdo Afryki. Pod samymi wrotami Złotego Miasta Hannibal stoczył ostatniąbitwę, którą przegrał. Kartagina upadła, tak jak nie upadł jeszcze nikt od czasówSzatana. Z Nowego Miasta pozostała tylko nazwa — potrzebna była do tegojeszcze jedna wojna. Ci, którzy rozkopali tą ziemię wiele wieków później,znaleźli drobniutkie szkielety — całe setki szkieletów ofiar, jedyne resztki ponajgorszej z religii. Kartagina upadła dlatego, że była wierna swojej filozofiii doprowadziła ją do logicznego końca, utwierdzając się w swym pojmowaniuświata. Moloch pożarł własne dzieci.Bogowie znów ożyli, demony zostały zwyciężone. Pokonali ich pokonani;można nawet powiedzieć, że pokonali ich martwi. Nie zrozumiemy chwały Rzymu,jej istoty i siły, jeśli zapomnimy, że w czasach okropności i spodlenia to onuchronił moralne zdrowie i duszę Europy. Został stolicą imperium dlatego, żestal sam jeden pośród ruin. Po zwycięstwie nad Kartaginą wszyscy wiedzieli lubprzynajmniej przeczuwali, że Rzym reprezentował ludzkość nawet wtedy, kiedybył od niej odcięty. Cień upadł nań, choć światło jeszcze nie wzeszło, a ciężarnadchodzącego spoczął na jego barkach. Nie nam sądzić ani spekulować, jakimsposobem i kiedy uratowałaby Rzym łaska Boża; lecz przekonany jestem, żewszystko by się inaczej potoczyło, gdyby Chrystus narodził się w imperium fenickim,a nie rzymskim. Powinniśmy być wdzięczni zwycięzcom wojen punickich,że kilka wieków później Syn Boży przyszedł do ludzi, a nie do nieludzkichuli. Antyczna Europa wytworzyła niemało właściwych sobie nieszczęść, ale nawetto, co najgorsze, było w niej i tak lepsze od tego, od czego się uratowała.Czy można bowiem porównać wielką drewnianą kukłę, która zabiera dzieciomczęść obiadu, z idolem pożerającym dzieci? Rzymianie odmówili podporządko-224<strong>FRONDA</strong> 17/18


wania się nie przeciwnikom, lecz wrogom. Nie o dobrych drogach wspominalioni i nie o kupieckim ładzie, a o wstrętnych i bezczelnych uśmieszkach. I nienawidziliducha nienawiści, który władał Kartaginą. Powinniśmy być imwdzięczni za to, że nie dane nam było obalać posągów Wenery, tak jak oni obalaliposągi Baala. Dzięki ich nieprzejednaniu, my nie odnosimy się do przeszłościnieubłaganie. Jeśli między pogaństwem a chrześcijaństwem istnieje nie tylkoprzepaść, lecz również most, powinniśmy być wdzięczni tym, którzy ocaliliw pogaństwie człowieczeństwo. Jeśli przez tyle wieków zachowujemy dla antykumimo wszystko podziw, to wspomnijmy niekiedy, czym mogła stać się antyczność.Dzięki Rzymowi jej ciężar jest dla nas lekki i nie odpycha nas ani nimfana fontannie, ani amor na pocztówce. Radość i gorycz łączą nas ze starożytnymi,nie wstydzimy się wspominać ich i z czułością obserwujemy zmrok nadsabińskimi posiadłościami i słyszymy radosne głosy domowych bogów, kiedyKatullus wraca do domu i oznajmia: „Kartagina została zniszczona".CILBERT KEITH CHESTERTONTŁUMACZYŁ MAREK KONOPKOPOWYŻSZY TEKST JEST FRAGMENTEM KSIĄŻKIEVERLASTING MAN („WIECZNY CZłOWIEK"). TYTUŁ POCHODZI OD REDAKCJI.ZIMA 1 999225


KRZYSZTOF CZACHAROWSKIElegia na odejście kotaW Dzień Sądu wasze zwierzęta będąmiały też słowo do powiedzenia.św. Teresa z Aviłłazaczynaliśmy niemrawo z lękiemby poznanie nie okazało się pomyłkąa garść czułości nie spadła na drewniane wargiteraz pod owocowym drzewemw ogrodzie koło domuniewielki kamień świadczykot tylko w porządku stworzeniabrat mniejszy mówi ksiądz współczującytrudno mieć pretensje do kapłanaże nie znajduje dla niego miejsca w rajusporo pozostało w mieszkaniunie wszystko da się wodą zmyćmozaika krwi na dywaniekatedra zapachów na kanapie226<strong>FRONDA</strong> 17/18


Panieodchodzą przyjaciele jak odchodzą dnipowiedz tylko że się jeszcze spotkamyże zwierzęta też w swej łaskawościpowołasz do żywych byśmy nie byli samiutrwalić chód wyniosły między meblamiślepe zadowolenie skóry wznoszący się pomruk radościpodczas wyprawy do łóżka rzuty kontemplacji o świcieskrytą obecność wszechogarniający spokójzaczynaliśmy niemrawo z lękiemdom z chrząstek oddania wyrósł po drodzekończymy rozcięci na wiecznośćZIMA-1999227


WieśPamięcidziadkówwłaśnie latokogut zapiałubrał światłorozpiął dzieńtamten chłopiecwśród granatów rosykapryśny jak grzywa chmurz oczami na sukni mamyjestpotem hosannakuchennych zapachów wieczorny rójchleb z formy rozległej jak oceandrożdżowy placek z kruszonką górwiadro mleka prosto od krówgwiazd procesja i chór muchparuje kamiennaświeżo zmyta podłogaptak nocyspadł na domownikówtylko Bóg228<strong>FRONDA</strong> 17/18


Kremówkipól wieku krążyłyna rynku znalazły się jakby mimochodemmiędzy szkołą ulicą domem a tym co utajnioneotoczone przedwieczną tajemnicąwróciły w geście który połączyłstarca z młodzieńcempochylamy się dzisiaj nad tymktóry opisał swój Kościół-korzeńsakrament istnienia łączący go z Bogiemi narodem w pielgrzymkowym lociekremówki kruche ciałapodniesione do rangisłodkiego bytupół wieku krążyłytakże dla nasKRZYSZTOF CZACHAROWSKI7.1 M A • ] 9 9 9229


W swoim ostatnim wywiadzie udzielonym przedśmiercią w 1994 r. byty dowódca Dywizji SS WaloniaLeon Degrelle tak wspomina jedną ze swych rozmówz kanclerzem Trzeciej Rzeszy: „Pewnego razu zebrałemsię na odwagę i zapytałem Hitlera: 'Mein fuhrer! Niechmi Pan zdradzi swój sekret. Właściwie kim Pan tak naprawdęjest?'. Hitler uśmiechnął się i odpowiedział:'Jestem Grekiem'."LIBERALNEIRONISTKIczyliESTERALOBKOWICZKarl Jaspers: — Jak równie niewykształcony człowiek może rządzić Niemcami?Martin Heidegger: — Wykształcenie to rzecz zupełnie obojętna... Niech pan spojrzytylko na jego cudowne ręce!(Niemcy, czerwiec 1933)Jak to się dzieje, że dla amerykańskich zwolenników społeczeństwa otwartegojednym z najważniejszych filozofów jest otwarty wróg demokracji liberalneji parlamentaryzmu? Dlaczego piewcy tolerancji jednym ze swych mistrzówuczynili nacjonalistę i antysemitę bagatelizującego holocaust? Skądsię bierze wśród sympatyków postmodernistycznej wizji uniwersytetu takizachwyt wobec twórczości człowieka, który w latach 30. reformował życieakademickie w Niemczech hitlerowskich w duchu narodowego socjalizmu?230<strong>FRONDA</strong> 17/18


Słowem — dlaczego na współczesnych areopagach tak popularnym filozofempozostaje Martin Heidegger?Pytania te są kompletnie bezzasadne, jeśli uznamy brak związku międzytwórczością myśliciela a jego wyborami politycznymi. Taką autonomię własnejfilozofii starał się stworzyć po II wojnie światowej Heidegger. Dziś dzięki książkomm.in. Hugo Otta, Jeana-Pierre'a Faye czy Victora Pariasa wiadomo, że niemieckifilozof dopuścił się w tym celu wielu retuszy i manipulacji. Szczególnieważna wydaje się praca Chilijczyka Fariasa — heideggerysty, który zajął się nazistowskimepizodem w biografii swojego mistrza, aby go usprawiedliwić. Powielu latach żmudnych badań doszedł jednak do całkiem odmiennych wniosków.Heidegger nie poddał nigdy swojego postępowania w czasie reżimu hitlerowskiegosamokrytyce, ponieważ krok taki wymagałby rewizji jego filozofii.Świadczyć może o tym wspomnienie jednego z uczniów Heideggera, KarlaLówitha, który pisze, że rozmawiając ze swoim nauczycielem w 1936 r.w Rzymie zauważył, iż „jego opowiadanie się za narodowym socjalizmemwynika z istoty jego filozofii. Heidegger przyznał mi bez zastrzeżeń racjęi wywiódł, że jego pojęcie 'dziejowości' stanowi podstawę jego politycznego'zaangażowania'. Niewątpliwa też była jego wiara w Hitlera, który zdaniemHeideggera nie doceniał tylko dwóch rzeczy: żywotności kościołów chrześcijańskichi przeszkód, jakie utrudniały przyłączenie Austrii. Heidegger był całyczas przekonany, że narodowy socjalizm jest drogą, jaką muszą pójśćNiemcy; trzeba tylko dostatecznie długo 'wytrzymać'."Zanim jednak wgłębimy się w związki między filozofią niemieckiego myślicielaa jego zaangażowaniem w narodowy socjalizm, przypomnijmy garśćfaktów. Do NSDAP wstąpił Heidegger 1 maja 1933 r. Członkiem partii pozostałdo 1945 r. do samego końca regularnie uiszczając składki.„Niniejszym składam wniosek o przyjęcie do NSDAP Mam niemieckiepochodzenie, nie mam domieszek rasy żydowskiej ani kolorowej,nie należę do żadnego tajnego związku ani do żadnego zakazanegostowarzyszenia czy zrzeszenia, a podczas swej przynależnoścido NSDAP do żadnej takiej organizacji nie przystąpię: przyrzekamokazywać Fuhrerowi bezwarunkowe posłuszeństwo i jakowierny poplecznik Fiihrera wspierać ze wszystkich sił partię."Martin HeideggerZIMA 1 999231


W 1933 r. Heidegger został rektorem uniwersytetu we Fryburgu, gdzieszybko rozpoczął akcję „odżydzania" tej uczelni z „elementów semickich".Udokumentowany jest m.in. przypadek dokonanej przez niego denuncjacjiprof. Hermanna Staudingera — światowej sławy chemika, późniejszego noblisty.Za jego rektoratu powołano na uczelni studencki urząd ds. rasyi wprowadzono obowiązkowe zajęcia z rasoznawstwa.Od samego początku swej działalności w NSDAP Heidegger był zwolennikiem„rewolucyjnej" frakcji w ruchu narodowosocjalistycznym, której reprezentantembył Ernst Rohm i jego SA. Na początku lat 30. większość nacjonalistycznychbojówek studenckich, dla których Heidegger pozostawałbożyszczem, należała do SA. O ile dla Hitlera czy Rosenberga zdobycie władzyprzez NSDAP i przejęcie kontroli nad państwem oznaczało kres „rewolucji"narodowosocjalistycznej (fuhrer zapowiedział przejście od rewolucji doewolucji), o tyle dla Róhma był to zaledwie wstęp do „prawdziwej rewolucjinarodowosocjalistycznej", która przeobrazić powinna nie tylko instytucjepaństwowe, lecz także jestestwo narodu niemieckiego do samych głębi jegobytu (rozdźwięk ten porównać można toutes proportions gardees do sporu międzyStalinem, który postanowił budować komunizm w ramach państwa narodowego,a Trockim, kóry był zwolennikiem „permanentnej rewolucji").Heidegger uważał, że czołowa rola w tej rewolucji powinna przypaść uniwersytetom,gdzie awangardą — którą stawiał za wzór kadrze profesorskiej— byli narodowosocjalistyczni studenci.„Studenci niemieccy! Rewolucja narodowosocjalistyczna powodujezupełny przewrót w naszym niemieckim jestestwie... Nie możeciejuż być tylko 'słuchającymi'. Jesteście zobowiązani do teoretycznegoi praktycznego współdziałania przy tworzeniu przyszłejakademii ducha niemieckiego... Reguł Waszego bycia niech niestanowią doktryny naukowe ani 'idee'. Tylko i wyłącznie Fuhrerjest dzisiejszą i przyszłą rzeczywistością niemiecką i jej prawem...Heil Hitler!Martin Heidegger, Rektor"Gazeta Neues Tubinger Tagblatt (30.11.1933) tak charakteryzowała pozycjęHeideggera w życiu uniwersyteckim Niemiec: „Nazwisko Heideggera to sygnał.Niewielu jest nauczycieli akademickich, którzy tak kompleksowo i radykalniejak on ustosunkowują się do narodowego socjalizmu i angażują232<strong>FRONDA</strong> 17/18


w niego... Nikt z nas nie uniknie zasadniczego namysłu nad istotą i wolą narodowegosocjalizmu. Heidegger wskazuje drogę tego namysłu". Następniegazeta, zapowiadając wykład filozofa na uniwersytecie w Tybindze, zachęcałaczytelników: „Dziś odwiedza nas ktoś, kto walczy na pierwszej linii frontu,kto jako człowiek powołany jest do tego, by określić sposób i cel zaangażowaniasię dla przyszłej rzeczywistości Niemiec, a jako naukowiec — sposóbi cel wyłaniania się przyszłej nauki niemieckiej. Zwiastuje wojnę i dajerozkaz do ataku. Kto trzymając się na uboczu wątpi lub czeka, niech przyjdziei pozwoli się rozbudzić. Kogo dręczy pytanie o kształt szkoły wyższejw nowej Rzeszy, ten musi poznać Heideggera. Kto kocha burzę i niebezpieczeństwo,musi posłuchać Heideggera!"W latach 30. autor Zeit und Sein był prawdziwym idolem narodowosocjalistycznychstudentów. Hannah Arendt wspomina, iż rozgoryczona młodzieżnacjonalistyczna dość miała „bezdennej nudy" scholastycznego racjonalizmui entuzjastycznie przyjęła myślciela, który wzywał ich do zakwestionowaniazałożeń tradycyjnego myślenia.Filozof zaangażował się w działalność w Związku Niemieckich Szkół Wyższychz myślą o reformie uniwersytetów w duchu narodowosocjalistycznym.W telegramie do Hitlera żądał zneutralizowania wszystkich uniwersytetów,które według niego nie były dostatecznie „zrewolucjonizowane". Jakwspomina jeden z jego uczniów H. Heimpel, Heidegger wierzył wówczas, żezwycięstwo „rewolucji" okaże się także zwycięstwem jego filozofii.Heidegger kreował się niemal na mentora wodzów faszyzmu. Jego zdaniemnarodowosocjalistyczni przywódcy byli co prawda kierowani przez przeznaczenie,potrzebowali jednak filozofa, który by im uświadomił ich misję. BenedettoCroce propozycję składaną przez Heideggera rządcom Trzeciej Rzeszy oceniałnastępująco: „Tak to politycznie i filozoficznie godzi się do służby i wręcz samemuoferuje się swe usługi. Bez wątpienia jest to prostytuowanie się filozofii."ZIMA I 999233


Ponieważ apostołami tej filozofii mieli być studenci Heideggera, dlategoorganizował i kierował ideologicznie letnimi obozami pracy dla nich. Najbardziejaktywnych zapraszał do swej chaty w Todtnaubergu. Jak pisze Farias:„Studenci, docenci i profesorowie przybywali do Todtnaubergu niczym pielgrzymi,aby czerpać niejako ze 'źródła' przysposobienia filozoficznego i zestrajaćswe działania rewolucyjno-polityczne. Uczestniczyli w obozach, w którychHeidegger odgrywał nie tylko rolę najwyższego kapłana i przewodnika mistycznego,lecz także skutecznego przywódcy politycznego." Brał równieżudział w neopogańskich świętach sobótek, podczas których studenci organizowaliceremonie z elementami własnej dramaturgii i liturgii.„Przesilenie letnie 1933! — Dni przepływają, odtąd znowu corazkrótsze. Lecz rośnie nasza odwaga do rozpraszania nadchodzącejciemności. Nie wolno nam nigdy oślepnąć w walce. Oznajmijcienam płomienie, oświećcie nas, wskażcie drogę, z której nie majuż Powrotu! Rozpalajcie się płomienie, płońcie serca!"Niestety, frakcja Róhma została rozbita podczas „nocy długich noży" 30czerwca 1934 r. Zatriumfowała „ewolucyjna" linia NSDAP Zdaniem Heideggera— jak pisze Farias — „naziści zdradzili pierwotną prawdę swego ruchui porzucili autentyczne narodowosocjalistyczne idee, przy których, jak samwierzył, on trwał nadal". Zrezygnował ze stanowiska rektora, nie utracił jednakzaufania partii, która nigdy nie udzieliła mu żadnego upomnienia czy nagany.O tym, że cieszył się nadal zaufaniem reżimu, świadczą jego żywe kontaktyz urzędami partii nazistowskiej. W 1935 r. — w roku, w którym wprowadzonoustawodastwo norymberskie — Heidegger w swym „Wprowadzeniudo metafizyki" pisał o konieczności uduchowienia rasizmu.W 1943 r. po klęsce pod Stalingradem wieszczył: „Planeta płonie. Istotaczłowieka rozpada się. Tylko Niemcy — pod warunkiem, że znajdą onii ustrzegą 'to, co niemieckie' — mogą doprowadzić do powszechnodziejowegoopamiętania. To żadna uzurpacja, raczej jest to wiedza o przymusie rozniesieniapierwotnego musu".Po wojnie Heidegger ani razu nie wyraził skruchy z powodu swojego zaangażowaniapo stronie narodowego socjalizmu. W liście do Herberta Marcusez 1948 r. porównał holocaust Żydów do wypędzenia Niemców wschodnichprzez aliantów. Podczas wykładu w Bremie powiedział: „Rolnictwojest obecnie zmotoryzowanym przemysłem żywieniowym, a więc w istocie234<strong>FRONDA</strong> 17/18


tym samym co fabrykacja zwłok w komorach gazowych i obozach zagłady,tym samym co blokada i skazywanie na śmierć głodową całych krajów, tymsamym co fabrykacja bomb wodorowych". Jeszcze w 1967 r. filozof obstawałprzy „wewnętrznej prawdzie i wielkości" narodowego socjalizmu", zaśw ostatnim swoim wywiadzie, który ukazał się już po jego śmierci w 1976 r.na łamach Der Spiegel, stwierdził: „Narodowy socjalizm obrał właściwy kierunek,ale ci ludzie zbyt dobrze obywali się bez myślenia, aby zdobyć się nawyraźne sformułowanie stanowiska wobec tego, co dzieje się dziś, a co zapowiadałosię już od 3000 lat".Biorąc pod uwagę wszystko, co zostało powyżej napisane, ponownie postawmypytanie: jak to możliwe, że orędownicy ideologicznego i filozoficznegopostmodernizmu, uczniowie Foucaulta, Derridy i Rorty'ego, owe osławione„liberalne ironistki" — za swojego guru uznali człowieka, który piałdytyramby na cześć Hitlera i nigdy nie uznał swojego błędu, filozofa, dlaktórego holocaust i przemysł spożywczy były „w istocie tym samym"?„Nowa odwaga musi się przyzwyczaić do wytrwałości, gdyż walkao zdobycie wpływu na wychowanie przywódców będzie trwaładługo. Będą ją napędzać siły nowej Rzeszy, którą urzeczywistnikanclerz narodu Hitler."Pierwsze zwiastuny owej fascynacji ujawniły się niemal nazajutrz po zakończeniuwojny. W 1945 r. Jean-Paul Sartre przekazał Heideggerowi wyrazynajwyższego uznania dla jego dzieła i poprosił go o postawienie kropki nad „i"w filozofii, czyli o „stworzenie syntezy historycznego z uniwersalnym". Niemieckimyśliciel z pewnością przedkładał wówczas korespondencję z paryskimiegzystencjalistami, pełną aktów uwielbienia dla jego filozofii, nad męczącelisty Karla Jaspersa, w których ten ostatni drążył problem winy Heideggera.Problem ten nurtował również wiele innych osób. Zwolennicy Heideggera,oddzielający dzieło mistrza od jego biografii, skłonni są widzieć w tym„polowanie na czarownice" bądź „zawistną konspirację miernot przeciwkoprawdziwej wielkości". Zdaniem Fariasa z kolei akces filozofa do narodowegosocjalizmu wynikał z logiki jego myśli oraz przedrefleksyjnych przekonań.Prawdę mówiąc, przypadek Heideggera nie byłby wart tak szczegółowegorozpatrywania, gdyby nie fakt, że we współczesnym świecie — jak napisał jedenz krytyków — „zasięg oddziaływania jego myśli może być porównywanyjedynie z najwybitniejszymi myślicielami świata zachodniego". Toteż po prze-7. [ M A • 1 9 9 9235


analizowaniu myśli Heideggera można wyróżnić trzy elementy jego filozofii,które niegdyś znakomicie wpisywały się w ideologię narodowosocjalistyczną,dziś natomiast idealnie współgrają z ideologią postmodernistyczną.Pierwszy element to krytyka cywilizacji łacińskiej. Jak podkreślają niektórzyze zwolenników Heideggera, największą zasługą jego filozofii było zakwestionowaniekierunku rozwojowego cywilizacji zachodniej, a zwłaszczatotalna krytyka jej duchowego oblicza. Diagnoza upadku współczesności niebyła niczym nowym, pisali o tym często m.in. myśliciele konserwatywnii chrześcijańscy, którzy źródeł kryzysu upatrywali w odejściu od zasad ewangelicznych,a jako remedium wskazywali rechrystianizację. Novum Heideggerapolegało na tym, że zanegował on całą cywilizację z jej judeochrześcijańskimi,helleńskimi i romańskimi źródłami. To właśnie wyrosła z tych korzenimetafizyka jest — jego zdaniem — odpowiedzialna za techniczny i manipulacyjnystosunek do świata, za zafałszowanie rzeczywistości i zapomnienieo „bycie", za zagrożenie dla zwierząt, ludzi i minerałów. System wartościkultury zachodniej sprowadzał się, według niego, do ideologii użytecznościoraz instrumentalnego traktowania wszystkiego.Dlaczego Heidegger tak uparcie wracał do presokratyków, do najstarszychfilozofów starożytnej Grecji, zwłaszcza do Heraklita i Parmenidesa?Dlatego, że wszystko, co się po nich wydarzyło, było dla niego jedną wielkąpomyłką. Presokratycy mieli rację, ponieważ w centrum swojej myśli postawilirefleksję o „bycie", a tym samym stworzyli prawdziwą filozofię. Późniejjednak dzieje potoczyły się nie tak jak powinny. Stało się tak głównie za sprawącywilizacji rzymskiej, która dokonując przekładu kultury greckiej na łacinęskaziła jej ducha. Heidegger jest obsesyjnie antyromański i antyłaciński.Dwa jedyne narody metafizyczne to, według niego, Grecy i Niemcy — jedynenacje zdolne do niezafałszowanej refleksji filozoficznej. Tylko Niemcy sąwobec tego zdolni do odwrócenia globalnego kryzysu i zażegnania planetarnejkatastrofy. Aby to uczynić, muszą powrócić do Początku, do starożytnejGrecji, do presokratyków. Muszą odrzucić wszystko, co jest pomiędzy nimia Grekami, zwłaszcza zaś całe pośrednictwo cywilizacji romańskiej, która naznaczyłaludzkość piętnem fałszu.Warto zaznaczyć, że o powinowactwie duchowym Greków i Niemców pisałjuż Adolf Hitler w „Mein Kampf": „W walce, która dziś potęguje się, idzieo ogromne cele: kultura, która łączy w sobie tysiąclecia i zawiera w sobie236<strong>FRONDA</strong> 17/18


wspólność tego, co niemieckie, i tego, co greckie — walczy o swój byt".W swoim ostatnim wywiadzie udzielonym przed śmiercią w 1994 r. były dowódcaDywizji SS Walonia Leon Degrelle tak wspomina jedną ze swych rozmówz kanclerzem Trzeciej Rzeszy: „Pewnego razu zebrałem się na odwagęi zapytałem Hitlera: 'Mein fuhrer! Niech mi Pan zdradzi swój sekret. Właściwiekim Pan tak naprawdę jest?'. Hitler uśmiechnął się i odpowiedział: 'JestemGrekiem'. Miał na myśli 'starożytnego Greka', człowieka wyznającegoklasyczny system wartości, oddanego pięknu, istocie rzeczy, prawom duchai harmonii. Szczerze nienawidził współczesnego świata... uważał tą materialistyczną,techniczną, cyniczną cywilizację za szczyt brzydoty i patologii."Heidegger nie był więc jedynym, który udawał Greka. Ważnym elementemcywilizacji łacińskiej, odrzucanym przez niego w całości, był katolicyzm.Wszyscy biografowie podkreślają zaciekły antykatolicyzm niemieckiego filozofa(chociaż urodził się i wychowywany był w rodzinie katolickiej). Jużw Sein und Zeit zrównywał ze sobą chrześcijańsko-teologiczną oraz matematyczno-technicznąwykładnię świata, czyniąc obie odpowiedzialnymi za odejścieod Początku. Na ławie oskarżonych o kryzys cywilizacji chrześcijaństwousiadło razem z demokracją i komunizmem. Podczas wykładu w Heidelberguw 1933 r. Heidegger apelował do niemieckich studentów, aby nie tłumiliostrej walki narodowosocjalistycznej „humanitarnymi, chrześcijańskimi wyobrażeniami".Rok później jako rektor uniwersytetu we Fryburgu dążył dozlikwidowania stowarzyszeń katolickich na tej uczelni. Nie doszło do tego,ponieważ było to wbrew konkordatowi, jaki Niemcy podpisały z Watykanem.Po wojnie Heidegger nie zmienił swego nastawienia do katolicyzmu, pisząco „bolszewickim chrześcijaństwie".Jurgen Habermas twierdzi, że w okolicach roku 1929 nastąpił w życiu Heideggera„neopogański zwrot": archaiczność wyparła chrześcijaństwo. Myślicielwiele mówił o duchowości, ale nie była to duchowość chrześcijańska.ZIMA- I 9 9 9237


„'Duchem' nie jest bowiem ani pusta bystrość, ani niezobowiązującadowcipna zabawa, ani nie znająca granic analityczna czynnośćintelektu, ani nawet rozum świata, lecz duchem jest źródłowonastrojone, wiedne zdecydowanie na istotę bycia. A światemduchowym jakiegoś narodu nie jest nadbudowa nad kulturą,podobnie jak nie jest nim nagromadzenie użytecznych umiejętnościi dzieł, lecz jest nim moc zachowania w najgłębszy sposóbsił, jakie daje ziemia i krew, jako moc, która do głębi pobudzai wstrząsa do najdalszych granic jego jestestwo."Źródłem „duchowości", o której pisał Heidegger, była więc „ziemia i krew".Blut und Boden — neopogańska formuła odwołująca się do starogermańskichwierzeń. To z tego źródła miał czerpać siły narodowy socjalizm, owa próbaodwrócenia biegu dziejów, próba nowego Początku.Tym, co pociąga postmodernistów w myśli Heideggera, jest jego totalnakrytyka cywilizacji judeochrześcijańskiej z podważeniem jej podstawowychwartości. Zachwyca ich próba stworzenia nowego paradygmatu myślenia,który odrzuciłby bagaż tradycji łacińskiej. Znienawidzona jest dla nich zwłaszczakultura romańska jako serce katolicyzmu ze swoim wyjątkowym roszczeniemmetafizycznym. Tak jak Heidegger czynią oni chrześcijaństwo odpowiedzialnymza kryzys ekologiczny, i tak jak on pochylają się z troską nadzwierzętami, roślinami i minerałami. „Neopogański zwrot" jest z pewnościątym, co łączy Heideggera z jego postmodernistycznymi admiratorami.Można dodać, że próby obciążania chrześcijaństwa odpowiedzialnościąza wszelkie nieszczęścia cywilizacji sięgają znacznie wcześniej niż myśl Heideggeraczy Nietzschego. Już w 1754 r. Jean Jacąues Rousseau opublikował„Rozprawę o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi",w której odrzucał jako zgubny dla całej ludzkości „mit" o grzechu pierworodnym.Swoje dzieło Rousseau rozpoczął od stwierdzenia: „Zacznijmy więc odtego, że odrzucimy wszelkie fakty, gdyż nie mają one związku z problemem.Wyniki tych badań, w które się przy tym temacie można zapuścić, należybrać nie za prawdy historyczne, lecz jedynie za rozważania hipotetycznei warunkowe, bardziej nadające się do wyjaśnienia istoty rzeczy niż do wskazaniaich rzeczywistego początku." Pobrzmiewające w tych słowach odrzucenierzeczywistości jako takiej oraz programowe lekceważenie doświadczeniakosztem wydumanych teorii („rozważań hipotetycznych i warunkowych")238<strong>FRONDA</strong> 17/18


zbliża nas do kolejnego elementu łączącego postmodernistycznych filozofówz narodowosocjalistycznym rektorem uniwersytetu we Fryburgu. Elementemtym jest niechęć do argumentowania.Heidegger często mianowicie twierdził, że jego myśl dotyczy tego, coprzedmyślowe, przedrefleksyjne, a więc pierwotniejsze wobec argumentacji.Tym samym czyni! niemożliwym odwoływanie się do prawdy — do kryteriumprawdziwości bądź falszywości sądów. Zaś „tam, gdzie nie ma prawdy— jak zauważał już Platon — tam rządzi siła". Do tego samego wniosku doszedłzresztą Heidegger. W wykładach o Heraklicie stwierdził wprost: „Tym,co wyznacza hierachię, jest siła". I dalej: „To, co prawdziwe, jest nie dla każdego,ale dla silnych".Z sugestią Heideggera, iż „istnieje myślenie, które jest ściślejsze niż to,co pojmowalne", łączy się — według Habermasa — „roszczenie, że uprzywilejowanydostęp do prawdy ma wąska grupa ludzi, że rozporządzają oni nieomylnąwiedzą i że wolno im się uchylać od publicznej argumentacji." Owągrupą uprzywilejowaną, kastą więdną, mieliby być oczywiście niemieccy filozofowienarodowosocjalistyczni.To również pociąga postmodernistów. Z jednej strony z niesłychanymuporem kwestionują oni pojęcie prawdy, z drugiej zaś swoje tezy o brakuprawdy wygłaszają z poczuciem prawdy absolutnej. Ich niechęć do argumentacjiujawnia się w chwili, kiedy wytyka im się nielogiczność tych propozycji.Ponieważ zaś „tam, gdzie nie ma prawdy, tam rządzi siła", ich bronią staje sięepitet i inwektywa. Dochodzi też do gwałtowniejszych wypadków. Na niektórychamerykańskich uczelniach działają np. studenckie „bojówki politycznejpoprawności", które sieją — by użyć sformułowania Herberta Marcuse —„terror tolerancji". Jak twierdzi niemiecki historyk Ernst Nolte, bojówki tedziwnie przypominają mu oddziały SA. Raymond Aron, który w latach 30.przebywał w Niemczech, porównywał paryską rewoltę studentów 1968 r. doZIMA- 1 9 9 9239


zapamiętanych przez siebie wystąpień młodzieży narodowosocjalistycznej.I w jednym, i w drugim przypadku gniew studentów (awangardy przemian)obracał się przeciwko tym profesorom, którzy nie byli dość „rewolucyjni"(kiedy do strajkujących wyszedł jeden z najwybitniejszych wówczas francuskichfilozofów Paul Ricoeur, by z nimi podyskutować, jeden ze studentów założyłmu od tyłu na głowę kosz na śmieci; myśliciel przypłacił to zawałem serca— tak wyglądało starcie prawdy z siłą).Trzeci wreszcie element łączący postmodernistów z narodowym socjalistąHeideggerem to brak etyki. W 1934 r. Klaus Neumann w swej książceGermanischer Schicksalsglaube pisał: „Z mitu germańskiego nie wynika żadnainna postawa niż ta właściwa filozofii Heideggera — nie ma mowy o czystymi nieczystym sumieniu, o skrusze i poczuciu winy, o samozadowoleniu lubpostanowieniu poprawy, lecz tylko o świadomości naszej egzystencji jakoprzeznaczonej nam daności, jako rzucenia zesłanego przez los."Sześćdziesiąt lat później w książce „Heidegger i problem zła" Cezary Wodzińskistwierdził, iż niemiecki myśliciel odrzucił chrześcijańskie doświadczenieróżnicy między dobrem a złem, a wybrał greckie doświadczenie różnicymiędzy byciem a nicością, odrzucił filozofię wartości, a wybrał filozofię bytu.Niezależnie od tego, czy przyjmiemy tezę o starogermańskich, czy o starogreckichźródłach takiej postawy (być może mamy tu do czynienia ze wspomnianymjuż iunctim między kulturą grecką a niemiecką), musimy przyznać,iż jest to „myślenie przeciw wartościom", filozofia „poza dobrem i złem".Wszelkie reguły życia duchowego we wszystkich niemal religiach sązgodne co do jednego: rozmywanie granicy między dobrem a złem odbywasię zawsze kosztem dobra, złu zaś pozwala rozprzestrzeniać się bez przeszkód.Dostrzegł to żydowski krytyk A. Lewkowitz, który już w 1936 r. takpisał o konsekwencjach filozofii Heideggera: „Owo odgrodzenie się od królestwawartości i jego transcendentnego zakorzenienia w Bogu niesie w sobiegroźbę naturalizacji zarówno nacjonalizmu, jak i afirmacji dziejowego losu,oraz groźbę strącenia wolnej i trwałej tożsamości do roli amorfati."„Liberalne ironistki" są niestety odporne na takie przestrogi, nawet jeślipadają z ust żydowskich. Są one przeciwniczkami systemów etycznych, hołdująco najwyżej etyce sytuacyjnej, która odmawia ustanawiania jakichkolwiekabsolutnych reguł moralnych. Podobnie jak Nietzsche czy Heideggerżywią złudzenie, że filozofia może być neutralna etycznie.240<strong>FRONDA</strong> 17/18


Leszek Kołakowski nie nazywał myśli Heideggera nazistowską, ale uznawałją za bardzo dobrze przystosowaną do współtworzenia narodowego socjalizmu.Cezary Wodziński stwierdził z kolei, że bez systemu etycznego„Heideggerowskie myślenie zostało pozbawione mechanizmu obronnego,który chroniłby je przed politycznym wykorzystaniem."Dodajmy od siebie: filozofia Heideggera jest bezbronna nie tylko wobecnazizmu, lecz również wobec innych form intelektualnej szarlatanerii. Pozbawionaprawdy oraz etyki staje się intelektualną bronią tych, którzy prawdęi etykę zwalczają. Wroga wobec cywilizacji chrześcijańskiej staje się orężemwspółczesnych pogan, marzących o nowym paradygmacie cywilizacyjnymi wołających o „nową religię", „religię przyszłości".„Ta wola dopełnienia pracy prawdziwą wiedzą musi być dlanas: najgłębszą pewnością i niezachwianą wiarą. Albowiemw tym, czego ta wola chce, stosujemy się jedynie do najwyższegochcenia naszego fuhrera."Chrześcijaństwo to poddanie swej woli i rozumu samemu Bogu. Jakiemu bogupo „śmierci Boga" i śmierci fuhrera chcą oddać swe dusze postmoderniści?ESTERA LOBKOWICZVictor Farias „Heidegger i narodowy socjalizm", przełożyli: Pawet Lisicki, Robert Marszałek.Fundacja Aletheia, Warszawa 1997ZIMAI999241


„Kim jestem, dlaczego żyję tu i teraz, co jest mym celemi dokąd zmierzam? Czy jestem próżniakiem, darmozjadem,czy też emisariuszem oczekującym na SłowoBoże? Z mrocznych głębin mej rozpaczy coraz to dobywasię promień światła, a jest nim ma wiara w czystośćmoralną oraz przeświadczenie, iż pewnego dnia wybijemoja godzina" — zapisał Goebbels w lipcu 1924 roku.SEKRETNYDZIENNIKJÓZEFAGOEBBELSA,LAT 25 i 3/4 (DO 47 i 1/4)KRZYSZTOFISZKOWSKINajnowsza książka Davida Irvinga „Goebbels — Mózg Trzeciej Rzeszy",tak jak wcześniejsze publikacje tego autora (zwłaszcza „Wojna Hitlera"),spotkała się z krytyką tych historyków i publicystów, którzy drugą wojnęświatową sprowadzają do Holocaustu, a narodowy socjalizm do antysemityzmu.Irving rzeczywiście wyjątkowo oględnie porusza tematykę Endł(sung,nie jest to jednak cecha decydująca o jakości jego książki.Materiały do niej David Irving gromadził przez siedem lat. Korzystającz zamieszania wywołanego upadkiem komunizmu, jako pierwszy zachodnihistoryk uzyskał w roku 1992 dostęp do przechowywanych w Moskwie dziennikówministra propagandy Trzeciej Rzeszy. Jest rzeczą znamienną, iż niedłu-242<strong>FRONDA</strong> 17/18


go po tym, gdy wpuszczono go do archiwów rosyjskich, decyzją niemieckiegoministra spraw wewnętrznych zakazano Indngowi wstępu do Archiwum Federalnegow Koblencji. Autor twierdzi, że okazało się to stratą bardziej dla archiwumniż dla niego, jako że i tak podstawą do stworzenia 850-stronicowegodzieła były materiały moskiewskie — 80 tysięcy stron zapisków,przeniesionych metodą fotograficzną na szklane płytki. Inne źródła — wśródnich rozmowy z ludźmi, którzy znali Goebbelsa — wykorzystano w o wielemniejszym stopniu. Sprawia to, że książkę Irvinga traktować można jak wypisyz najbardziej interesujących fragmentów „Dzienników".Joseph Goebbels zaczął prowadzić pamiętnik w roku 1923, w wieku 25 lat.Był wtedy już od dwóch lat doktorem filozofii (w ówczesnych Niemczech nieistniał tytuł magistra), dorywczo pisującym do rozmaitych, dosyć przypadkowychpism i mającym za sobą kilkumiesięczne doświadczenie pracy w kolońskimbanku. Z przytoczonych przez Irvinga fragmentów wnioskować można, iżbył wówczas osobą co najmniej egzaltowaną: „Kim jestem, dlaczego żyję tu i teraz,co jest mym celem i dokąd zmierzam? Czy jestem próżniakiem, darmozjadem,czy też emisariuszem oczekującym na Słowo Boże? Z mrocznych głębinmej rozpaczy coraz to dobywa się promień światła, a jest nim ma wiara w czystośćmoralną oraz przeświadczenie, iż pewnego dnia wybije moja godzina" —zapisał w lipcu 1924 roku. Był także niezrealizowanym twórcą — pierwszą połowęlat dwudziestych spędził pisząc i przerabiając powieść filozoficzną „MichaelVoorman". Książka ta nie została nigdy opublikowana, a winą za to młodyGoebbels obarczył żydowskich wydawców.Z pierwszych rozdziałów książki Irvinga - jak i zapewne z pierwszych tomów„Dzienników" - wyłania się obraz człowieka niedojrzałego. Cytowane zapiskii listy przywodzą na myśl raczej „Sekretny Dziennik Adriana Mole'a Lat 13i 3/4" niż osobiste notatki filozofa. Podobne porównania nasuwają siętakże wtedy, gdy czytamy o kolejnych — excuse le mot, nieskonsumowanych— romansach Josepha. Irving twierdzi — i twierdzenie touważa za kluczowe — że Goebbels, dojrzawszy fizycznie w wieku lat trzynastu,pozostał prawiczkiem do 33 roku życia. Wtedy to przy notatkach o spędzeniunocy z kobietami pojawiają się kolejne liczby w nawiasach.Mimo że po pamiętnikach spodziewać by się można sporej liczby wiadomościo życiu prywatnym ich autora, sfera ta pozostaje tajemnicza. Wedle plotek— rozpowszechnianych w pierwszych latach istnienia Trzeciej RzeszyZIM A- 1999243


przez partyjnych towarzyszy Goebbelsa — wykorzystywałon swój urząd dowodzącego kinematografią ministra propagandydo uwodzenia kolejnych aktorek. Zupełnie pewny jest romansz Lidą Baarovą, czeską gwiazdą żyjącą w Berlinie, informacjeo pozostałych nie są do końca sprawdzone. Goebbels — obdarzony pięciorgiemdzieci i przez to sam w sobie będący narzędziem nazistowskiej propagandyprorodzinnej — z oczywistych względów starał się nie nagłaśniaćswych przygód (ta z Baarovą i tak kosztowała go odsunięcie od łask/(7irera naparę lat). Z drugiej strony — jako jednostka próżna i z kompleksami — grubymialuzjami kreował się, jeśli nie na macho, to przynajmniej na kogucika.Tytuł książki sugeruje, iż Goebbels przewyższał intelektualnie pozostałychprzywódców nazistowskich. Podobne twierdzenia pojawiają się w tekścieoraz w przytaczanych wypowiedziach ludzi współczesnych ministrowi propagandy.To jednak wszystko — Irving, bądź to bojąc się oskarżenia o propagowanienazizmu, bądź to wychodząc z założenia, że tematyka jest doskonaleznana czytelnikowi, nie referuje w książce o „mózgu Trzeciej Rzeszy" jakichkolwiek,chociażby niedorzecznych, teorii jego autorstwa. Wszystkiego trzebasię domyślać z przedstawionego zapisu wydarzeń i cytowanych urywków„Dzienników". Pozostawia to znaczny niedosyt. Jest on tym większy, żew książce jbrakuje zarówno komentarzy mogących wyjaśnić motywy postępowaniaGoebbelsa, jak i analiz jego osobowości. O nazistowskim ministrzepropagandy dowiadujemy się tyle, ile on sam — w pisanych z myśląo publikacji „Dziennikach" — chciał nam przekazać. Uzupełnienia,pochodzące z pamiętników innych osób lub wywiadów, jakie autor przeprowadziłz nielicznymi żyjącymi jeszcze znajomymi gauleitera Berlina, dotyczągłównie jego życia prywatnego i są niewystarczające.Droga ideowa Goebbelsa została tylko z grubsza naszkicowana. Zewzględu na kalectwo (spowodowane najprawdopodobniej niewyleczonymzapaleniem szpiku kostnego) jego udział w I wojnie światowej ograniczył siędo kilkutygodniowej służby w jednostkach pomocniczych, na stanowisku pisarczyka.Być może właśnie niespełnione marzenia o przygodzie prawdziwychmężczyzn uczyniły go żarliwym nacjonalistą. Postawa taka była zresztąbardzo częsta w Niemczech lat dwudziestych.Pochodził z katolickiej, przeciętnie pobożnej rodziny osiadłej w DolnejNadrenii. W gimnazjum był dobrym uczniem, niezbyt lubianym tak przez ko-244<strong>FRONDA</strong> 17/18


lęgów, jak i nauczycieli. Według katechety, który przez dziewięć lat uczył go religii,„miał chłonny umysł i był oddany wierze". Po zdaniu matury wstąpił dostudenckiego związku „Unitas", którego członkowie co tydzień prowadzilidyskusje na tematy religijne. Studia, rozpoczęte w roku 1917, zawdzięczałkatolickiemu Stowarzyszeniu Alberta Magnusa, które udzieliłomu pożyczki na opłacenie czesnego. Mimo to odszedł od Kościoław roku 1919 z nie do końca jasnych powodów.Mniej więcej w tym samym czasie zaczynają się lewicowefascynacje Goebbelsa, które trwać będą do końca jego życia. Pociągago tłum, a robotników uznaje za jedyną grupę społeczną zdolnąrozstrzygać o biegu historii. Chociaż chadza na komunistyczne wiece, a nawetzdarza się mu na nich przemawiać, nie jest komunistą. Rewolucję i walkęklas wiąże z ideami nacjonalistycznymi, co sprawia że w roku 1925 wstępujedo NSDAP. Szybko udaje mu się uzyskać wpływ na linię partii, która —przynajmniej w nadreńskim, kierowanym przez braci Strasserów gau — stajesię bardziej radykalna. Później rewolucyjne sympatie zaczną przejawiać sięw czynach: gdy w 1933 roku obejmie urząd ministra propagandy wraz z zabytkowympałacykiem mającym być jego siedzibą, rozkaże w ciągu jednej nocyzniszczyć podlegające konserwatorskiej ochronie sztukaterie i boazerie.Lewicowe sympatie miały oczywiście wpływ na stosunek Goebbelsa doZwiązku Sowieckiego. Podczas gdy inni przywódcy nazistowscy, wśród nich samHitler, uważali Sowietów za głównego wroga Trzeciej Rzeszy, a w państwach zachodnich,szczególnie Wielkiej Brytanii, upatrywali potencjalnych sojuszników,stanowisko Goebbelsa było niejednoznaczne. Z jednej strony zacięcie i z sukcesemzwalczał komunistów na własnym berlińskim podwórku, z drugiej — wielokrotniez uznaniem wypowiadał się o bolszewickichosiągnięciach. Sam ulegał sile własnejpropagandy, toteż po sześciu latach medialnychataków na ZSRR wiadomość o zawarciu paktuRibbentrop-Mołotow przyjął bez entuzjazmu.Później, już w trakcie wojny z Sowietami, z uznaniemwypowiadał się o Stalinie i naśladując jego osiągnięciaw mobilizowaniu narodu do wojny ojczyźnianej stworzyłkoncepcję wojny totalnej. Jeszcze później, gdy po śmierciHitlera na dwa dni został kanclerzem Rzeszy, wierzyłZIMA- 1 9 9 9245


w możliwość zawarcia z Sowietami separatystycznego pokoju i przyszłej wspólnejwalki przeciwko aliantom zachodnim.Ważnym elementem przekonań Goebbelsa był antysemityzm. W książcezagadnienie to poruszone jest w sposób nader zdawkowy. Najpierw dowiadujemysię, że skoro Goebbels przygotował doktorat u żydowskiego profesora,to nie był antysemitą. Zaraz po tym pojawia się wzmianka o rozstaniu z jednąz miłości z powodu jej żydowskiego pochodzenia i parę wtrętów o obarczaniuŻydów winami za zawodowe i literackie niepowodzenia Josepha. Potemprzez sto kilkadziesiąt stron przewija się wątek walki Goebbelsa —gauleitera Berlina — z żydowskim naczelnikiem policji, Bernardem Weissem.Następnie rozdział o nocy kryształowej: Goebbels jako podżegacz, który przyłączyłsię do oddolnej inicjatywy aryjskiego ludu, wbrew stanowisku podziwianegoprzez siebie fuhrera. Wreszcie opis deportacji ludności żydowskiejz Berlina w latach wojny, sugerujący, że głównym jej powodem była koniecznośćzapewnienia mieszkań aryjskim ofiarom nalotów. Eksterminacja wspomnianajest tylko w kontekście rozstrzeliwań.Tu również daje się odczuć powierzchowność pracy Irvinga. Do końca niewiadomo, skąd wziął się antysemityzm Goebbelsa, co dziwi zwłaszcza wtedy,gdy uwierzymy, iż nie występował on w latach młodości bohatera. Co więcej,prześladowania Żydów w Trzeciej Rzeszy jawią się jako zjawisko immanentne,naturalne i nie spowodowane przez któregokolwiek z nazistowskich przywódców— może z wyjątkiem marginalnego Juliusa Streichera. W dodatku na tabloidalnejwkładce ze zdjęciami terminem „ostateczne rozwiązanie"podpisana jest okładka amerykańskiej książki z roku 1941, której głównympostulatem była sterylizacja wszystkich niemieckich mężczyzn...Jeszcze bardziej pokrętnie przedstawiona jest akcja palenia książek w maju1933 roku. Irving stwierdza, że Goebbels nie nakazywał nikomu paleniaksiążek, a jedynie sfinansował — oczywiście z państwowych pieniędzy — inicjatywęnazistowskich studentów. Zniszczenie literatury „dekadenckiej i antyniemieckiej"(w książce bez cudzysłowu) opisane jest jako akt symboliczny,coś w rodzaju happeningu. Tymczasem chodziło o wycofaniei zniszczenie — zalecone przecież przez uprawnioneurzędy — wszystkich politycznie niepoprawnych dzieł.W rozdziale poświęconym paleniu książek Irving opisuje takżepierwsze miesiące urzędowania Goebbelsa w Minister-246<strong>FRONDA</strong> 17/18


stwie Oświecenia Publicznego i Propagandy Rzeszy. Jest tobodajże najbardziej kuriozalny fragment dzieła. „Pomijając jegoskłonność do korupcji, był wręcz wzorowym ministrem" —czytamy. Wcześniej dowiadujemy się, iż działalność goebbelsowskiegoministerstwa „nie obciążała kieszeni podatników — fundusze pochodziłygłównie z opłat abonamentowych za odbiorniki radiowe [...] różnicę miałapokryć kwota zaoszczędzona przez Urząd Kanclerski i MSZ".Czytając książkę Irvinga łatwo jest zauważyć, że autor — najpewniej nieświadomie— identyfikuje się z bohaterem. To zrozumiałe zważywszy, że przezkilka lat żyl jego, zapisanym na osiemdziesięciu tysiącach stron, życiem. Niezrozumiała,zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę manipulacyjne zdolności bohatera,jest jednak bezkrytyczność wobec „Dzienników". Jej przykładem możebyć pewna drobnostka. Na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych Goebbelskilkakrotnie podróżował po Niemczech używając polskich pociągów międzynarodowych.Za każdym razem, gdy podróż taka jest opisywana, pojawiasię zbitka „brudny polski pociąg" — użyta bez cudzysłowu i w odautorskiejnarracji. W sposób oczywisty sugeruje to rzeczywisty brud pociągu — zjawisko,którego historyk z całą pewnością nie badał. Równie oczywiste jest, żeokreślenie to pochodzi z „Dzienników", w licznych fragmentach — co sam autorbiografii przyznaje — ubarwionych i fabularyzowanych. Jest to jednymz wielu smutnych przykładów niskiej rzetelności dzieła.Mieszcząc się w kanonie politycznej poprawności można pisać cokolwiek,z przekonaniem iż zostanie dobrze przyjęte. To smutna prawda. Nieoznacza ona jednak, że mając opinię badacza odważnego i naruszającego tabumożna pisać byle jak.KRZYSZTOF ISZKOWSKIDavid lrving „Goebbels — Mózg Trzeciej Rzeszy", Galion. Gdynia 1999ZIMA i 999 247


Dusza jest pojęciem metafizycznym, nie sposób jejopisać językiem socjologii czy psychologii społecznej.ANTYNOMIEDUSZY NIEMIECKIEJROBERTCIESZKOWSKI„Niemiec sam nie wie, co woli, niebo czy piekło."Robert Musil„Otóż problem, wobec którego stawia nas niemiecka historia, to właśnie intymna bliskośćdobra i zła: jak to się dzieje, że świadectwa najwyższych wzłotów łudzkości sąsiadują,tak jak w Weimarze, z przejawami najstraszliwszego zdziczenia?"Timothy Garton Ash„Powołaniem Niemca jest przeznaczenie najwyższe. Tak jak Niemcy znajdują sięw centrum Europy, tak też Niemiec stanowi jądro ludzkości [...] Każdy naród doświadczaswej godziny chwały w historii. Godziną Niemców jest ta, w której zbierasię owoce całego czasu."Fryderyk Schiller„Jeśliby diabeł wyskoczył z piekła, by im powiedzieć: 'Chcę być waszym Panem i cesarzemNiemiec', zaczęliby natychmiast sporządzać drzewo genealogiczne uzasadniającejego prawo do tronu niemieckiego."Ernst Moritz Arndt„Diabeł — Lutra i Fausta — wydaje mi się osobistością typowo niemiecką, a układ,jaki się z nim zawiera — ten słynny pakt z diabłem, aby osiągnąć bogactwa i wymienićna nie swoje zbawienie — zdaje się dziwnie odpowiadać niemieckiemu jestestwu."Thomas Mann„Cudzoziemcy stają zdumieni i zafascynowani zagadką, jaką jest pełna sprzecznościniemiecka dusza."Fryderyk Nietzsche248<strong>FRONDA</strong> 17/18


Z zagadką, jaką jest dusza niemiecka, postanowił się zmierzyć francuskieseista Bernard Nuss, od 30 lat zamieszkały w Niemczech. W swej książce„Syndrom Fausta" pisze on, iż nie sposób zrozumieć Niemców bez uwzględnieniatrzech wymiarów, w których żyją oni jednocześnie: planu wyższegoczyli nieba, planu niższego czyli piekła oraz planu praktyki czyli ziemi.Myśl to nie nowa i chyba prawdziwa w odniesieniu do każdego człowiekai każdego narodu. O tym samym pisał chociażby Mikołaj Bierdiajeww swym eseju „Antynomie duszy rosyjskiej" — duszy, której głębia z jednejstrony fascynuje, z drugiej zaś przeraża cudzoziemców. Herman Hesse uważał,że „Rosjanin to histeryk, pijak, złoczyńca, poeta i święty w jednej osobie".Podobnie powiedzieć można o Żydach: jeśli są wierni swojej religii, stanowiąwzór świątobliwych mędrców; jeśli zaś zdradzają objawienie, tworząbałwochwalcze kulty, jak Marks czy Freud.Rozdarcie to jest udziałem wszystkich narodów. Pozostaje jedynie różnicaskali. Wielki naród to wielkie przestrzenie i wielkie otchłanie. Niemcy są nibysoczewka, w której skupia się zarównopotęga jak i nędza człowiecza.Na ich przykładzie widać najlepiej,do jakiej wzniosłości i dojakiej podłości zdolny jest człowiek.Widać też w jak zadziwiającysposób małość i wielkość potrafiąmieszkać w jednej osobie.Oto np. filozof Max Scheler obserwujebombardowanie katedryw Reims przez niemiecką artylerięi mówi: „Gdyby ta katedra potrafiła myśleć i czuć, zrozumiałaby, że siła poruszającaarmaty jest częścią tej samej siły, która kiedyś stworzyła to niebotycznearcydzieło gotyku".Auf der Heide bliiht einkleines BliimeleinUnd das heisst Erika,Heiss von hunderttausendkleinen Bienelein,Wird umschwarmt ErikaNiewątpliwą zaletą książki Nussa jest stworzenie przez niego siatki ideioraz pojęć ważnych dla Niemców, a także cech ich narodowego charakteru.Każde z nich (np. das Streben — pęd życiowy, die Unruhe — niepokój, die Sauberkeit— czystość) zostaje przez autora przeanalizowane w trzech wspomnianychjuż planach. Między dwoma najbardziej od siebie oddalonymiZIMA I 999249


punktami rozpiętości tych cech — jak pisze autor — „istnieje dystans takwielki, jak między świętym a demonem lub między dobrem a złem". Weźmynp. „czystość", która dla Niemców jest jedną z podstawowych kategorii wartościowania.W planie wyższym jest to dążenie do przekraczania samego siebie,w planie praktycznym — to obsesja na punkcie absolutnego porządku,w planie niższym może się zaś objawić np. jako dążenie do zachowania „czystościrasowej".Owa zaleta książki, o której wspomniałem, jest także jej główną wadą.Francuski eseista, przebywając długo w Niemczech, przesiąknięty został panującątam manierą systematyzowania i katalogizowania, a dusza — zwłaszczadusza, od spojrzenia w otchłań której ma nam się w głowie zakręcić —trudno znosi szufladkowanie. Dusza jest pojęciem metafizycznym, nie sposóbjej opisać językiem socjologii czy psychologii społecznej. Można trafnieprzedstawiać pewne epifenomeny kulturowe, co też Nuss często i robi, aleistoty spraw duchowych się w taki sposób nie przeniknie. Nie ten język, niete narzędzia...Żeby choć trochę zbliżyć się do przeniknięcia duszy niemieckiej należyczytać nie „Syndrom Fausta", ale po prostu „Fausta".ROBERT CIESZKOWSKIBernard Nuss ..Syndrom Fausta. Próba opisania mentalności Niemców",tłumaczyła Jolanta Karbowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1995.Mit der Fahne fur Freiheit und BrotUnsere Fahne ist die neue ZeitUnd die Fahne fiihrt uns in die Ewigkeit.Ja! Die Fahne ist mehr ais der Tod!250F R O N D A 1 7 / 1 8


PUCHAR APOLONIUSZAANAKLETKochany Jonaszu!Ile Cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto „Arkę Noego" regularnie czytuje.Dziś obserwując twą działalność na ekumenizmu niwie, mam ochotę powtórzyćza Churchillem: „jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele takniewielu" i nie przestaję wychodzić z zadumy nad wyrokami przeznaczenia,które na tak wątłe barki zrzuciły ciężar zjednoczenia wszystkich Kościołów.Mój drogi, z pewną taką nieśmiałością chciałbym poddać Ci pomysłstworzenia Wielkiej Nagrody Ekumenicznej, którą Twoja gazeta mogłaby coroku przyznawać osobie lub instytucji dla jednoczenia chrześcijan najbardziejzasłużonej. Gdybyś do kapituły namówił biskupa Alfonsa lub księdzaWacława, prestiż nagrody byłby murowany. A do historii światowego ekumenizmujako inicjator tak zacnego przedsięwzięcia byś niewątpliwie, kuuciesze rzesz Twych admiratorów (i admiratorek), został zaliczony.Mam dla Ciebie nawet faworyta, w pierwszej edycji kandydata do zdobyciaPucharu Apoloniusza (taką nazwę wymyśliłem dla nagrody) stuprocentowego.Oto bowiem znalazło się wydawnictwo, które po raz pierwszyw Polsce w XX wieku homilie Marcina Lutra, „świadka w wierze", „brata naszegoodłączonego", wydało. Jak sam po wielokroć pisałeś, wiele uprzedzeńi stereotypów stąd się między katolikami a protestantami bierze, że uciekająoni od faktów, od źródeł, a karmią się stronniczymi interpretacjami i fałszywymiomówieniami. Odrzućmy więc komentarze katolików jako siłą rzeczynieobiektywne i wróćmy do źródeł, zaczerpnijmy ożywczej wody z pism Lutra.Od niego swą nazwę biorą luteranie, tak jak marcjoniści od Marcjona,walentynianie od Walentyna, arianie od Ariusza czy nestorianie od Nestoriusza.Tak jak nie sposób zrozumieć islamu bez lektury Koranu, tak samo niesposób pojąć luteranizmu bez zapoznania się z dziełami Lutra.Zauważ: jak piękny prezent w przededniu Wielkiego Jubileuszu podarowałoluteranom w Polsce katolickie wydawnictwo! Otóż nie mieli oni przez stolat ani jednego dzieła swego założyciela w języku polskim! I oto ta luka, tak dotkliwa,zapełniona została ku budowaniu pomostu między naszymi wyznaniami.Jak sam wydawca bowiem we wstępie pisze: „ekumenizm zaczyna się odZIMA 1999251


uzgadniania tego, co łączy, a nie tego, co dzieli, od znajdowania przeróżnychplatform porozumienia i współdziałania". Dodaje też: „protestanci, luteraniesą naszymi braćmi w Chrystusie i powinniśmy razem z nimi przeciwstawić siętemu pogańskiemu światu, który chce nas wszystkich dziś pożreć". Podkreślaon również, iż inspiracją do wydania kazań Lutra była pierwsza w historii Kościołaencyklika o ekumenizmie: Ut unum sit Jana Pawła II.Lektura dzieł Lutra — o czym przekonywać Cię chyba nie trzeba — jestrzeczą ze wszech miar pożyteczną. Dedykuję Ci kilka jego uwag na różne tematy,mając nadzieję, iż słowa jego spłyną niczym miód na Twoje serce.Luter o tolerancji religijnej: „Wydaje mi się, że skoro zwolennicy Rzymusą tak szaleni, jedynym lekarstwem pozostaje, aby cesarz, królowie i książętaprzepasali się siłą i zbrojnie uderzyli na owe chwasty całego świata i walczyliz nimi — nie słowami, lecz żelazem. Skoro karzemy łotrów pręgierzem, zbójcówścięciem, a heretyków ogniem, czemuż nie mielibyśmy raczej nastawaćna owych potworów zatracenia, owych kardynałów, owych papieży i cały tentłum rzymskiej sodomy, deprawujący młodzież i Kościół Boży? Czemuż raczejnie zgładzimy ich mieczem i nie obmyjemy naszych rąk w ich krwi?".Luter o dialogu chrześcijańsko-żydowskim: „Najpierw powinny zostaćpodpalone ich synagogi, a cokolwiek się ostoi, powinno być zakopane w ziemi,aby nikt nigdy nie zobaczył ocalałego kamienia czy popiołu".Luter o papieżu Juliuszu II: „Teraz powiadam, że papież jest przeciwnikiemChrystusa i apostołem diabła".Luter o Erazmie z Rotterdamu: „kawał gówna".Tymi prostymi, z serca płynącymi słowami, kończę swój list, pozostającw uniżoności:Twój AnakletRS. Tytuł książki potraktuj przekornie, to prowokacja w Twoim stylu.Marcin Luter „Kazania nie-ekumeniczne", Wydawnictwo Św. Tomasza z Akwinu, Warszawa 1998<strong>FRONDA</strong> 17/18


„Potężne fale najazdów obaliły wszystkie strukturypoza jedną: Kościołem". Narodziła się cywilizacja,„w której wszystko łatwo zmieniało się w teologię".BISKUPI, MNISI,CESARZEMICHAŁGROMKICo za historia! Najpierw hordy słowiańskich barbarzyńców wraz z Persami,a później z Arabami starają się zniszczyć chrześcijańskie Cesarstwo Wschodnie.Upada Jerozolima, znikają relikwie Świętego Krzyża, Konstantynopol jest oblężony,giną setki męczenników za wiarę, święte procesje wychodzą na muryoblężonych miast, uciekający zaś przed okrutnymi poganami biskupi i teolodzyspierają się o to, czy Chrystus działał przez jedną czy przez dwie wole. Na trzecimsoborze konstantynopolitańskim zwolennik monoteletyzmu próbuje nadowód prawdziwości swych twierdzeń wskrzesić umarłego, ale na szczęście dlaortodoksji nie udaje mu się to. Maksym Wyznawca pisze swą wielką syntezę teologiczną,nie chcąc zaś wyrzec się swojej wiary w dwie wole działające w Chrystusie,zostaje oskarżony przez Cesarza o zamach stanu i poddany śmiertelnymtorturom. Wiele miast wyludniają klęski głodu i epidemie dżumy. Wzmaga siękult świętych, rośnie ilość mających niezwykłą moc uzdrawiającą relikwii. NawróconyPers sam się oddaje w ręce władz i pozbawiony zostaje głowy. Wszystkimudziela się atmosfera końca świata. Apokalipsa jednak nie następuje.Tak rozpoczyna się czwarty tom monumentalnej „Historii chrześcijaństwa",opisujący okres od 610 do 1054 roku. Z inicjatywy francuskiego wydawnictwaDeclese grupa wybitnych historyków i teologów francuskich wsparta przez naukowcówspoza Francji (z Polski przez prof. Jerzego Kłoczowskiego) opracowałaczternastotomową, nie mającą dotąd swojego odpowiednika na świecie, syntezędwudziestu wieków dziejów chrześcijaństwa. Oprócz wersji francuskiejukazują się przekłady owego dzieła na język niemiecki, włoski, hiszpański,ZIMA 1999253


a także na polski. Edycja polska zaczyna się od czwartego z czternastu zapowiadanychtomów, ponieważ w tej właśnie części, omawiającej wydarzenia od początkuVII do polowy XI wieku, możemy zapoznać się z historią początkówchrześcijaństwa na naszych ziemiach.Tom ów zaczyna się od wspomnianej na początku analizy dziejów chrześcijaństwawschodniego autorstwa Gilbera Dagrona. Jak stwierdza francuskihistoryk: „potężne fale najazdów obaliły wszystkie struktury poza jedną: Kościołem".Rodzi się więc cywilizacja, „w której wszystko łatwo zmieniało sięw teologię". Kwestie dynastyczne, wojny problemy społeczne, kłótnie małżeńskie,każdy aspekt życia indywidualnego i społecznego jest widzianyw perspektywie religijnej. I odwrotnie: spory religijne wywierają istotnywpływ na inne dziedziny życia indywidualnego i społecznego. Gdy więc ucichająnajazdy, pod wpływem teologicznego sporu o „obrazy" zostaje wywołanaburza wewnątrz Cesarstwa. Ikonoklaści spierają się z ikonofilami. Lecz historiajest o wiele bardziej złożona i barwna, tragiczna i święta. Cesarzeprześladują biskupów, biskupi knują przeciw cesarzom. Teolodzy piszą przeciwkosobie poważne traktaty i dyskutują na kolejnych soborach. Raz wykazujądużo pokory i wzajemnego zrozumienia, innym razem wpadają w bardziejczy mniej święty gniew i wymyślają sobie okrutnie. Pobożne kobiety niepozwalają oficerowi zdjąć i zbezcześcić świętej ikony, zrzucają go z drabinyi zabijają, potem zaś same aresztowane i stracone stają się pierwszymi męczennicamiikonoklazmu. Całe zastępy mnichów żarliwie się przekonują, alekiedy nie przynosi to rezultatów — z równym żarem okładają się kijami. Ponocy przychodzi dzień. Jan Damasceński wznosi się na wyżyny teologicznejspekulacji. W wyniku sporu o „obrazy", myśl chrystologiczna, antropologicznai społeczna zostaje w sposób cenny pogłębiona i umocniona. Na skutek zaśwysiłku wojskowego, przybierającego szaty niemal „świętej wojny", granicecesarstwa zostają umocnione. Następuje czas zbierania owoców: stabilnościpolitycznej, renesansu kultury, wysyłania misji na tereny pogan. Bizancjumcoraz bardziej potężne i dumne wchodzi w coraz większy konflikt z Rzymem.Cyryl i Metody w pocie czoła przekładają Biblię na języki słowiańskie. Powstająsilne świeckie bractwa religijne dbające o rozwój duchowy swoichczłonków i odkrywające charyzmat pomocy chorym i biednym. Odbudowująsię miasta, powstają nowe świątynie i monastery przyszli święci rodzą sięi umierają, podobnie zresztą jak przyszli potępieńcy.


Na zachodzie Europy — opisanym w drugiej części tomuprzez Pierre'a Riche — chrześcijanom z trudnościomprzychodzi otrząsnąć się z wcześniejszego barbarzyńskiegozalewu. Z trudnością, ale jednak udaje się. Mnisi irlandzcy,ogorzali w duchowym boju toczonym wewnątrzswych odciętych przez wieki od reszty Europy klasztorach,dokonują inwazji na kontynent. Przynoszą z sobąpowiew Ducha i kulturę naukową. Pod ich wpływem mnisianglosascy i italscy zapuszczają się na tereny pogańskichGermanów. Przynoszą z sobą dokładnie to, co wcześniejofiarowali im Irlandczycy: wiarę i cywilizację. Biskupi nie próżnują:zakładają szkoły przyklasztorne dla kleryków, każą księżom prowadzić szkoływiejskie dla dzieci, administrują powstającymi z ruin miastami, odbudowująkościoły, budują akwedukty, zakładają szpitale. Czasem któryś z nich w przypływiedrzemiącego w nim ducha wojownika pogna na koniu za swym księciemczy królem do boju. Zaraz jednak jest upominany przez innych hierarchów,którzy przypominają mu jego właściwe powołanie. Karol Wielki odbudowujeCesarstwo Zachodnie, doprowadza do renesansu kultury, pokonuje zagrażającychcywilizacji chrześcijańskiej wyznawców Allaha, nawraca siłą Sasów. Alkuini Jan Szkot Eriugena kładą podwaliny zachodniej myśli teologicznej i filozoficznej.Po śmierci Karola Wielkiego następuje znów czas chaosu, rozbiciajedności politycznej i upadku moralności. Jednak ruch reformy religijnej skupionywokół klasztoru w Cluny przyczynia się do wzrostu dojrzałej wiary wśródwiernych, pogłębienia myśli wśród teologów i mądrzejszej wizji rozwoju cywilizacjichrześcijańskiej wśród świeckich władców. Widmo „barbarzyństwa",choć nie znika, przestaje ciążyć nad chrześcijaństwem zachodnim. Na horyzonciewidać już przebłyski przyszłej świetności chrześcijaństwa „czasów katedr".Szkoda tylko, że wzmocniony i coraz bardziej pewny siebie Kościół Zachodnipopada w coraz większy konflikt z Kościołem Wschodnim. Tam gdzie DuchŚwięty dmie z potężną siłą, tam i diabeł stara ze wzmożoną aktywnością zamieszaćswym ogonem.Historię chrześcijaństwa tworzą nie jakieś abstrakcyjne „siły historyczne",lecz osoby (ludzie, anioły i oczywiście Bóg Trójjedyny). Tworzą ją w boju, tu naZiemi i tam w Niebie. Spośród tych wszystkich ludzi żyjących w latach 610 -1054, których osobiste historie podążania za Chrystusem składają się na histo-


ię chrześcijaństwa tego okresu, historiografia współczesna najwięcej ma do powiedzeniao biskupach, mnichach i cesarzach (taki właśnie tytuł „Biskupi, mnisii cesarze" nosi omawiany czwarty tom). Uważa bowiem, że właśnie myśli,czyny i zaniechania tych osób w sposób szczególny wpłynęły na kształt epokiwczesnego średniowiecza. O tym, na ile naprawdę byli chrześcijanami i na ilenaprawdę mieli decydujący wpływ na dzieje — wie tylko jeden Bóg (poza wypadkiemkanonizowanych świętych, którzy bez wątpienia byli chrześcijanamii mieli zasadniczy wpływ na losy „świętego boju") . W każdym razie przyglądającsię „historii" omawianego okresu, warto mieć przed oczyma wydobyte przezhistoryków z mroków tak dalekiej przeszłości postaci biskupów, mnichów i cesarzy,tylko wtedy bowiem gdy „dotyka" się tych tak grzesznych i świętych, tragicznychi śmiesznych, bohaterskich i nikczemnych, uwarunkowanych przezswą epokę i wyrastających ponad nią osób, obcuje się z „żywą", grzeszną i świętąhistorią chrześcijaństwa.Jacy więc byli i czym zapisali się w pamięci potomnych bohaterowie czwartegotomu? Najpierw biskupi. Byli pełni godności i bohaterstwa, jak patriarchaSergiusz, który niosąc z wiarą i dumnie wizerunek Chrystusa w procesji na murachKonstantynopola, przełamał zniechęcenie złamanych na duchu ciągłyminajazdami, klęskami i oblężeniami wiernych. Byli zacięci i mściwi, jak patriarchaKerulariusz i kardynał Humbert, którzy nie potrafili się porozumieć i pochopnieobrzucili klątwami, co przyczyniło się znacznie do rozłamu między KościołemWschodnim a Zachodnim. Troszczyli się o chorych, jak metropolitaTeofilaktes, który wybudował i urządził za własne pieniądze szpital oraz zapewniłtej fundacji regularne dochody i personel medyczny. Byli wspaniałomyślni,jak św. Bertram, który część swoich „biskupich" dochodów przeznaczył na opłaceniepobytu chorych w szpitalach i wykup więźniów, w swym testamencie zaśuwolnił niewolników pochodzenia barbarzyńskiego, prosząc ich, by pozostaliw Kościele i modlili się za niego. Gromadzili zachłannie bogactwa tego świata,jak bratanek Karola Młota, Hugon, który dzięki koligacjom został mianowanybiskupem Rouen, Paryża i Bayeux oraz opatem dwu klasztorów. Zadziwialiwspółczesnych sobie swym wykształceniem, jak słynny Izydor z Sewilli, którego„Etymologie" stały się najbardziej poczytną księgą wśród nauczycieli wewczesnym średniowieczu. Dbali o wykształcenie księży, jak przyjaciel AlkuinaArno, arcybiskup Salzburga, który dużą część swych dekretów poświęca solidnemuprzygotowaniu umysłowemu i duchowemu przyszłych duchownych. Za-


skakiwali też współczesnych swym nieuctwem, jak Raganfryd z Rouen, którybył, jak nas przekonuje pewien wyrażający duże oburzenie autor średniowieczny,„takim samym ignorantem, jak jego poprzednicy Grimo i Wido". Bronilibiednych przed uciskiem ze strony władzy świeckiej, jak arcybiskup BourgesAustregisel, który zabronił wstępu do miasta urzędnikowi przybyłemu, by ściągaćpodatki. Potrafili pokornie i aktywnie posługiwać swym wiernym, jak Leodegar,który budował kościoły, naprawiał mury, ustanawiał prawa. Jednaksprzeniewierzali się też swemu powołaniu, jak biskupi Chalon-sur-Saone i Valence,którzy wraz z majordomem Neustrii, oblegali tegoż Leodegara, doprowadzilido jego kapitulacji, a później pozwoliliby został poddany torturom i zamordowany.Byli więc i męczennikami, jak tenże Leodegar, którego imię jeszczeteraz nosi ponad piędziesiąt miejscowości.Za biskupami, a często też przed nimi szli mnisi. Byli szaleni w swej gorliwości,jak ci wszyscy Irlandczycy i Anglosasi, którzy porzucając swoje bezpieczneklasztory najechali barbarzyńską Europę — wśród nich prym wodzili: św.Samson z Doi, św. Mało z Alet, św. Kolumban z Bangor. Przyjmowali ogień Bożegoszaleństwa od swych mistrzów, jak Gall, uczeń Kolumbana, który zwalczałbałwochwalstwo wśród Alamanów, czy jak Omar, uczeń Eustazjusza, który biorącprzykład ze swego nauczyciela ewangelizującego z zapałem Bawarów, udałsię do Flandrii, by i tam usłyszano o Chrystusie. Pozwalali się ogarnąć spokojowikontemplacji, co pomagało im pogłębiać naukę chrześcijańską, jak św. Beda,który pisał i pisał, że aż trudno to wszystko przeczytać i zgłębić. Byli nieustępliwiw niszczeniu fałszywych bożków (choćby nie wiadomo co o ich mocy opowiadaliwyznawcy tychże bałwanów), jak św. Bonifacy, który zwalił nieopodalFritzal dąb poświęcony bogu Thorowi, mimo iż poganie przestrzegli go, że owowielkie drzewo podtrzymuje całe sklepienie niebieskie. Byli też pełni zrozumieniadla „inaczej wierzących", jak ten sam Bonifacy, który w stosunku do poganzalecał cierpliwość i umiarkowanie. Przekształcali góry w osady, a skały w kolumny,jak pełni „wschodniego" ducha Stefan Młodszy i Piotr z Atroa. Ginęli zaszacunek okazywany świętym obrazom, jak Jan, przełożony klasztoru z Monagria,który został zaszyty w worku i wrzucony do morza, gdyż odmówił podeptaniawizerunku Theotokos. Wchodzili po drabinie do Nieba, jak Jan Synaita,autor niezwykle ważnego dla ascezy i mistyki wschodniej traktatu zatytułowanego„Drabina raju"i stąd noszący przydomek Klimak (klimaks znaczy drabina).Dokonywali niezwykłych ascetycznych popisów, jak opisani przez Klimaka mni-


si z „Więzienia", klasztoru pokutników, którzy uważając się za potępionych, biczowalisię niemiłosiernie, rezygnowali prawie zupełnie z jedzenia i narażali sięna poparzenie przez słońce. Żyli według bardzo ostrej ascetycznie reguły, jakwiększość mnichów irlandzkich, zadziwiających mnichów kontynentalnychswoją wytrzymałością. Zarazem zgodnie z zasadami reguły z Tallaght mieli bezprzymusu okazywać „dobry humor bez ponuractwa". Żyli też według dość „liberalnych"reguł, jak mnisi kontynentalni, których z zapałem zresztą reformowalimnisi irlandzcy. Ulegali również, co ze smutkiem trzeba przyznać, rozwiązłości,jak mieszkańcy klasztorów, o których lepiej nie wspominać. Byliprzepełnieni wzruszającą miłością do dzieci, jak Kolumban czy Beda Czcigodnypodkreślający często, że dziecko jest istotą słabą, którą trzeba otoczyć opiekąi której kształtującą się osobowość trzeba szanować (określili oni też cztery zaletydziecka: nie trwa w gniewie, nie żywi urazy, nie rozkoszuje się urodą kobieti mówi co myśli). Byli łagodni dla dzieci wychowujących się w klasztorze, jakHildemar, który komentując regułę św. Benedykta podkreślał, iż trzeba uspokajać,a nawet karcić nauczyciela, który uniesiony gniewem zbyt surowo traktujemłodziutkiego mnicha. W każdych warunkach pozostawali wyczuleni na pięknoświata, jak ci mnisi, którzy uciekając przed wikingami z wyspy łona, założyliszybko klasztor w Kells i tam ukończyli przerwaną pracę nad słynną „Księgąz Kells", chlubą irlandzkiej sztuki.W końcu cesarze: charyzmatyczni i pełni natchnionej wizji rozwoju cywilizacjichrześcijańskiej, jak Karol Wielki, pełni nieposkromionej ambicji politycznej,jak tenże Karol Wielki, okrutni, jak Karol i jak on pobożni.W tomie czwartym „Historii chrześcijaństwa", została w sposób szczegółowyi odrębny opisana również historia Kościołów na obszarze muzułmańskiegoWschodu, Kościoła Armeńskiego i Gruzińskiego oraz dzieje chrześcijaństwaw Europie Środkowo-Wschodniej. Jeżeli dodamy to do dwóch głównych częściomawiających dzieje chrześcijaństwa w Cesarstwie Wschodnim i Europie Zachodniejto uzyskamy niezwykły „historyczny" kalejdoskop. Zachęcam do wpatrywaniasię w niego, przekręcania go i potrząsania nim, aż do uzyskania prawdziweji pięknej — nie bójmy się tego słowa — wizji. Co za historia!MICHAŁ CROMKI„Historia chrześcijaństwa" (praca zbiorowa), tom IV: „Biskupi, mnisi, cesarze",Wydawnictwo Krupski i S-ka, Warszawa 1999


Nawet Roman Ingarden, którego „Spór o istnienieświata" - toczony z pełną powagą i skrupulatnościąkilkadziesiąt kilometrów od dymiących kominówOświęcimia - ktoś inny uznałby za kuriozalny symbolkompromitacji nowożytnej filozofii, nawet on doczekałsię we wspomnieniach Swierzawskiego słów uznaniai szacunku. Czyż nie miał racji ojciec Jacek Woroniecki,zarzucając autorowi „Przebłysków" jeszczew latach trzydziestych, że w niektórych sporach wyżejceni przyjaźń od prawdy?EPOKAOTWARTEJORTODOKSJIALEKSANDERKOPIŃSKINic dziś bardziej banalnego i (dlatego właśnie?) atrakcyjnego dla mediów niżwieszczący intelektualista. Po wypełnieniu się proroctw Marshalla McLuhanao „globalnej wiosce" i Alvina Tofflera o „trzeciej fali" rozwoju społeczeństww epoce informatyczno-postindustrialnej, ostatnia dekada XX wiekuprzyniosła istny potop mniej lub bardziej naukowo zamaskowanychprofecji. Harcownicy ponowoczesnego liberalizmu (jak Richard Rorty czyFrancis Fukuyama) w gazetach całego świata toczą gorący spór z prorokamiupadku demokracji (Robert Kapłan) i nieuniknionego starcia cywilizacji motywowanychreligijnie (Samuel Huntington). Na tym tle nieliczne próbystworzenia historiozofii chrześcijańskiej wypadają raczej blado i nieprzekonująco.Rzucone już 75 lat temu przez Mikołaja Bierdiajewa hasło „nowegośredniowiecza" właśnie przez swych potencjalnych realizatorów ocenianebywa jako zbyt radykalne. Rozsądek i umiarkowanie chrześcijan wydają sięZIMA 199 9259


jednak krótkowzroczne: nie od dziś wiadomo,że bez wielkiej wizji trudno popchnąć rozwójtego świata choćby o mały kroczek.Książka Stefana Swierzawskiego „Przebłyskinadchodzącej epoki" śmiało i otwarcie mówio przełomowym charakterze naszego stulecia.Wędrując myślą przez całe swe życie, autorprzypomina nam teksty, w których (na przestrzeniz górą 50 lat!) wspominał swoich, obchodzącychjubileusze albo niedawno zmarłych,przyjaciół. Ale jego glos nie łamie się, niedrży pod ciężarem wzruszenia. W tej książcesłychać jakże rzadki dzisiaj ton stojącego u kresużycia mędrca, który wie, że swoje zadanie na tym świecie wypełnił, a wiedza,którą zdobył nie jest wytrychem do sławy, tylko nagrodą za podejmowanyprzez lata trud. „Rzetelnie poznałem Mądrość, bez zazdrości przekazujęi nie chowam dla siebie jej bogactwa. Jest bowiem dla ludzi skarbem nieprzebranym:ci, którzy go zdobyli, przyjaźń sobie Bożą zjednali" - mógłby za autoremstarotestamentowej Księgi Mądrości (Mdr 7, 13-14) powtórzyć autor„Przebłysków". Takim darem po prostu nie można się nie dzielić.Spotykanie PrawdyPodmiotem kształtującym dzieje jest w historiozofii Swierzawskiego trzeciaosoba Boskiej Trójcy, co podkreślone zostaje już we wstępie: „Dla wierzącegochrześcijanina jest pewnikiem wiary, że Duch Święty nieustannie buduje gmachuniwersalnego Kościoła i zsyła w umysły i serca ludzkie swój ogień, tak jak touczynił niegdyś w Wieczerniku". Ta wizja „zapośredniczonej" w poszczególnychosobach Opatrzności sprawia, że dla autora „znakami czasu są przedewszystkim ludzie, którzy w sposób profetyczny wyznaczają drogę stojącą przedludzkością, Kościołem, przed własnym krajem i narodem, przed poszczególnymispołecznościami". Dlatego książka Swierzawskiego jest zapisem spotkań: towłaśnie w dialogu z drugim człowiekiem odsłania się nam prawda (w tym akuratneotomista Swierzawski jest uczniem Martina Bubera i Emanuela Levinasa).Ten dialog to niekoniecznie od razu wydarzenie intelektualne, ale również260<strong>FRONDA</strong> 17/18


wspólne działanie, a niekiedy po prostu czas spędzony na niespiesznej pogawędce.Bywa, że nasze spotkania rozświeda nagle blask tego, co nadchodzi.(A może należałoby powiedzieć - światło Tego, który nadchodzi?) Potrzeba wytężonejuwagi, jakby ciągłego czuwania, by nie przeoczyć tych przebłysków.Stefan Swierzawski doświadczał wielokrotnie niezwykłego szczęścia spotykanialudzi, o których pisze, że realizowali „postawę profetyczną". Tacy są w jakiejśmierze wszyscy bohaterowie jego książki. Wśród przyjaciół z katolickiegostowarzyszenia „Odrodzenie" i uczonych z Uniwersytetu Jana Kazimierza weLwowie, a po II wojnie światowej na KULu, krakowskim UJocie, w kilku uczelniachrzymskich i francuskich, a także w rozmaitych kręgach inteligencji katolickiej,wciąż powracało wrażenie, że „Duch Święty rozpala w poszczególnychludziach i w różnych środowiskach swój ogień, przygotowując jakieś swojewielkie dzieło". Tym dziełem, „w sferze ducha najważniejszym wydarzeniemprzemijającej epoki", okazał się rzecz jasna II Sobór Watykański.A jednak Nowe Średniowiecze!W świecie filozofii znakiem zachodzącej przemiany było uwalnianie się spodciężaru dziedzictwa Kartezjusza i Kanta, którzy skierowali uwagę myślicieli na- nigdy niemożliwą do definitywnego rozstrzygnięcia - kwestię prawomocnościludzkiego poznania. Filozofowie bardzo różnych szkół i kierunków, z oporamii niejednokrotnie w ciężkich bólach, uczyli się od nowa zdroworozsądkowejufności, że świat wokół nas rzeczywiście istnieje i nic nas nie zwalnia od podejmowaniazań odpowiedzialności. Nie najmniej ważne okazały się okolicznościhistoryczne XX stulecia. „Doświadczenia okresu wojny były zbyt straszliwew swym przytłaczającym realizmie, by można było jeszcze poważnie wyznawaćjakieś filozofie podmiotowe i idealistyczne." Dlatego Stefan Swierzawski czujesię w prawie poszukiwać w dziełach polskich neopozytywistów czy analitykówze szkoły lwowsko-warszawskiej, a znacznie częściej w ich prywatnych wypowiedziach,śladów tej duchowej drogi, która w jego przekonaniu - tak oczywistym,że nie wymagającym werbalizacji - nieuchronnie prowadzi do uznaniaistnienia Boga. W pewnym sensie więc „Przebłyski nadchodzącej epoki" toksiążka polemiczna wobec słynnego dzieła Bohdana Cywińskiego: to intelektualnerodowody pokornych, czyli powoli lecz konsekwentnie zmierzających kupełnej prawdzie o rzeczywistości, choćby wymagało to zerwania z pierwotnymiZIMA-1999261


przeświadczeniami, do których tak mocno się przywiązujemy. Podobnie zresztąoceniał rozwój współczesnej filozofii ojciec Józef Bocheński. W swoich „Wspomnieniach"dowodzi on, że wiek XX nie zwrócił się ku średniowieczu z powodówsentymentalnych czy „reakcyjnych": uwalniając się od przesądów agresywnegoOświecenia i pozytywizmu i pogłębiając badania szczegółowe, liczniuczeni dochodzili do wyników bardzo bliskich filozofom scholastycznym (choćbyw filozofii analitycznej oraz w uprawianej przez samego Bocheńskiego logiceformalnej) i to właśnie porozumienie na drodze do obiektywnej prawdy zbliżyłodwie tak odległe epoki. „Nowe średniowiecze" nie jest więc kolejnąrealizacją gnostycznego (za Voegelinem) ducha nowożytności, nie jest kolejnymprojektem „zbawienia" przez przebudowę instytucji społecznych i reedukacjękulturalną. „Nowe średniowiecze" to lapidarna (może nieco żurnalistyczna) nazwaprocesu, który objawia się i poza filozofią - chociażby jako zmierzch nacjonalizmówi zwrot ku perspektywie uniwersalistycznej (cokolwiek by to znaczyłou poszczególnych politologów).Stefan Swierzawski jak ognia unika jednak protekcjonalnego tonu tych,którym historia przyznała rację. Z jego rozważań o możliwości pełnego nawróceniaposzczególnych osób przebija ton troski i chętnie wybaczająca wielkoduszność.Dość powiedzieć, że nawet Roman Ingarden, którego „Spór o istnienieświata" - toczony z pełną powagą i skrupulatnością kilkadziesiątkilometrów od dymiących kominów Oświęcimia - ktoś inny uznałby za kuriozalnysymbol kompromitacji nowożytnego paradygmatu w filozofii, nawet ondoczekał się we wspomnieniach Swierzawskiego słów pełnych uznania i szacunku.Czyż nie fniał więc racji ojciec Jacek Woroniecki, zarzucając autorowi„Przebłysków" jeszcze w latach trzydziestych, że w niektórych sporach wyżejceni przyjaźń od prawdy?Wielki przełom w filozofii europejskiej dokonywał się również na znacznieprostszych ścieżkach: poprzez powrót do klasycznej filozofii bytu, jaką uprawiałjuż Arystoteles, a najpełniej rozwinął święty Tomasz z Akwinu. Na tympolu palma pierwszeństwa należy się bez wątpienia dwóm uczonym - EtienneGilsonowi i Jacąuesowi Maritain. Stali się oni prawdziwymi mistrzami Swierzawskiego,zwłaszcza w jego fundamentalnych pracach nad wcześniej lekceważonąfilozofią „jesieni średniowiecza" (ośmiotomowa „Historia filozofii europejskiejXV wieku"). Zanim jednak dzieła Francuzów stworzyły podwalinydla prawdziwego renesansu zainteresowania metafizyką, niemałą rolę odegrał262<strong>FRONDA</strong> 17/18


przypadek Franza Brentano. Mistrz EdmundaHusserla i Kazimierza Twardowskiegobył za młodu dominikaninem, ale z Kościołakatolickiego wystąpił, nie uznając dogmatuI Soboru Watykańskiego o nieomylnościpapieża. Niemniej poprzez jego twórczość,pilnie studiowaną we wszystkich odłamachszkoły fenomenologicznej (Husserl, Heidegger,Max Scheler, Twardowski, Ingarden),„sączyła się wąska struga uznania dla myśliśredniowiecznej i bezosobowy szacunek dlascholastyki, której jednak w rzeczywistościnie znano i prawie nie studiowano". Ciekawe,że bardzo podobnie o stosunku akademikówniemieckich wobec mediewistyki pisał Erie Voegelin, do 1938 roku pracującyna Uniwersytecie w Wiedniu. Rozprawiając się w „Nowej naucepolityki" (1950) z niedomyśleniami Maxa Webera i innych „badaczy" religiitak tłumaczył ich postawę: „Zanimby ów niedoszły krytyk przeniknął sens metafizyki,by zyskać wystarczające racje, sam stałby się metafizykiem. Atak nametafizykę daje się przeprowadzić z czystym sumieniem tylko wtedy, gdy udasię nam zachować stosowny dystans niewiedzy." Z taką diagnozą zgodziłby sięzapewne i Stefan Swierzawski, choć nadzieję, że siła przekonywania tkwi w samejtylko prawdzie, formułuje on znacznie łagodniej: „Ars longa, vita brevis; niewiadomo, czy drogi intelektualnych doświadczeń wszystkich ludzi myślącychuczciwie nie spotkałyby się gdyby życie i twórczość ludzka nie miały granicczasu i przestrzeni!"Poza antynomią modernizm - integryzmBy zrozumieć, czym ma być dla Kościoła i świata tytułowa „nadchodząca epoka"warto przyjrzeć się językowi, jakim posługuje się Swierzawski. Wśród kilku kluczowychpojęć (uniwersalizm, ekumenizm, służebna rola „personelu Kościoła")pewne zdziwienie budzi bliskie sąsiedztwo „postawy otwartej" i „katolicyzmuintegralnego". Wydawałoby się, że zwłaszcza dla środowiska Tygodnika Powszechnegoi Znaku (tam ukazała się większość tekstów składających się na „Przebły-ZIMA1999263


ski") są to określenia wykluczające się wzajemnie. I faktycznie, w jednym z nowszychszkiców (1996), poświęconym prof. Marianowi Plezi, odnajdujemy wyrazistyjęzyk postępowego katolicyzmu: „nie dostrzegłem w Nim - pisze StefanSwierzawski - ani śladu jakiejś integryzującej interpretacji Soboru". Ten cień ideologicznegosporu „Kościoła Tischnera" z „KościołemRydzyka" - na ogół w książce Swierzawskiegoniewidoczny - wskazuje, że znajdujemy się wciążpomiędzy epokami: one zmagają w każdym z nas.I tylko dzięki cichym zwycięstwom poszczególnychchrześcijan dokona się dziejowy przełom.Z górą stuletni spór modernizmu z integryzmemnależy bowiem do epoki mijającej czy wręcz minionej.Jego nieaktualność dostrzegano już w dobieVaticanum Secundum, czego śladem przytaczanyprzez Swierzawskiego list Gilsona. „Prawdopodobniezostanę okrzyczany integrystą" - ironizujefrancuski filozof, podobnie jak jego rodak, JacąuesMaritain, sprzeciwiający się energicznie posoborowymskłonnościom Kościoła do „klękania przedświatem". Istotne dla chrześcijan wyzwania nie leżąbowiem w zmaganiu Kościoła „otwartego" z „zamkniętym", ani w adaptacji/potępianiuosiągnięć nowożytnej myśli i cywilizacji. Chrystianizm nadchodzącejepoki ma być przede wszystkim konsekwentnym dążeniem dozharmonizowania teorii i praktyki miłości. Formuła katolicyzmu integralnegonie oznacza zajęcia pozycji w walce ideowej, ale dążenie do kształtowania wszystkichsfer swego życia wedle wskazań Ewangelii. Postawa otwarta to nie odcinaniesię od tradycji katolickiej i zezowanie na nowoczesne mody, ale gotowośćodważnego podejmowania realnych problemów stawianych przez „ten świat".Sumą tych kluczowych w wizji Swierzawskiego pojęć można chyba nazwać formułę„otwartej ortodoksji" chętnie używaną przez... Roberta Tekielego.Ortodoksja pasożytem?W „Legendzie Młodej Polski" Stanisław Brzozowski zarzucił Kościołowi pasożytowaniena zdobyczach nowoczesnej nauki i sztuki, która rozwijała się poza264<strong>FRONDA</strong> 17/18


nim, a nierzadko i w opozycji do niego. Tę „wyrafinowaną formę eksploatacjiduchowej", która „zatrzymuje wynik i odrzuca trud, co go stworzył" Brzozowskiokreślił (za Thomasem Carlylem) jako „jezuityzm". W odniesieniu do sporówdoktrynalnych przełomu XIX i XX wieku pisał tak: „Kościół całkowicieszczerze potępia modernistów, pomimo to są oni jego przednią strażą: rozszerzająjego posiadłości i wpływy w dziedzinie intelektualnego i kulturalnego życia."Podstawową kwestią ówczesnych dyskusji była teoria ewolucji pojęć religijnych(zwana też teorią ewolucji dogmatów), z pomocą której Alfred Loisy,Georg Tyrell i inni moderniści próbowali godzić objawioną naukę chrześcijanz - uważanymi za matecznik ateizmu i materializmu - pozytywizmem przyrodniczymi heglowską filozofią historii. Ich twierdzenia zostały jednak potępioneprzez papieży Piusa IX (enc. „Ouanta cum" i „Syllabus", 1864) i św. PiusaX (enc. „Pascendi" i dekret Św. Officium „Lamentabili", 1907).Książka Stefana Swierzawskiego wydaje się śmiałą próbą zbudowania katolickiejhistoriozofii i przez to zdaje się potwierdzać tezę Brzozowskiego: postu latach historyzm, wyklęty niegdyś w swejskrajnej, deterministycznej postaci, staje się obecniepełnoprawnym składnikiem kościelnej ortodoksji.Zresztą z wypowiedzi prasowych autora„Przebłysków" na temat XV-wiecznych herezjiHusa i Wiklefa można wnosić, że i on podobnieinterpretuje mechanizmy rozwoju doktryny Kościoła.Jeśli jednak zgodzimy się, że doktrynachrześcijańska uzależniona jest od swych skrzywień,czyli że ortodoksja karmi się błędami,w dyskusji z którymi dopiero zostają doprecyzowaneprawdy wiary, a dzięki temu pogłębia sięich rozumienie, to trudno nam będzie uwierzyć,że religia katolicka posiada jakieś własne zdolnościkreatywne. Trudno będzie też przyjąć seriosłowa Stefana Swierzawskiego o Duchu Świętym,kierującym Kościołem i rozpalającym serca wiernych. Bardziej przekonującywyda się nam heglowski obraz walki Pana i sługi, w której wrogowie całkowiciesię od siebie uzależniają. Ortodoksja, która nie może obyć się bez herezji,nie ma też jednak prawa jej potępiać. A równouprawnienie najróżniejszychZIMA-1999265


opinii wyznawanych przez chrześcijan to nie tylko kres Kościoła, ale i śmierćPrawdy, tak przecież drogiej autorowi „Przebłysków".Historia ziemska i metahistoriaZapewne więc gdzieś w naszych rozważaniach daliśmy się zwieść temu,który sam „w prawdzie nie wytrwał" i od momentu swego upadku „jestkłamcą i ojcem kłamstwa" (J 8, 44). Popularna opinia głosi, że w zrodzonejz ducha niemieckiego idealizmu filozofii historii XX-wiecznnych intelektualistówpociąga przede wszystkim perspektywa ostatecznego wyjaśnienia sensudziejów. Trzeba jednak powiedzieć otwarcie, że jest to nic innego jak demonicznapokusa wszechwiedzy, powtarzane nieskończoną ilość razybędziecie jako bogowie (Rdz 3, 5). „To oszustwo Antychrysta ukazuje sięw świecie za każdym razem, gdy dąży się do wypełnienia w historii nadzieimesjańskiej, która może zrealizować się wyłącznie poza historią przez sądeschatologiczny" [podkreślenia A.K.] - ostrzega nowy Katechizm KościołaKatolickiego (pkt. 676). Królestwo Boże, w oczekiwaniu którego „całe stworzenieaż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia" (Rz 8, 22), nie jest z tegoświata i objawi się w pełni jedynie w „pozaczasowym momencie" (jak silniejęzyk więzi nas w czasoprzestrzeni!) powtórnego przyjścia Syna Bożego.Kościół konsekwentnie odrzuca każdą postać idei determinizmu i mechanicznegopostępu, bo zbawienie to nie logiczny, nieunikniony cel historii, aleefekt dobrowolnej ofiary Chrystusa i wysiłku uświęcania się Jego uczniów.Czerpiąc z postmodernistycznej teorii literatury trzeba by więc powiedzieć,że profecje Stefana Swierzawskiego o „nadchodzącej epoce" (częściowo jużzresztą spełnione) domagają się „lektury słabej". Są one jedynie wyrazempowracającej u schyłku drugiego milenium nadziei na bliski tryumf Duchanad księciem tego świata. „Przebłyski" mają ośmielać czytelników do przyjmowaniapostawy „chrześcijan nadchodzącej epoki", gdyż z każdym pojedynczymduchowym zwycięstwem czasy ostateczne, trwające od wniebowstąpieniaChrystusa, przybliżają się do końca.Pokora, czyli po prostu realistyczna ocena ludzkich możliwości poznawczych,podpowiada nam, że mnożąc bez końca opisy procesów historycznychnie wyjaśnimy znaczenia wszystkich przeszłych zjawisk. Nasza wiedza nigdynie będzie ostateczna, zawsze pozostanie margines tajemnicy - nie do znie-266<strong>FRONDA</strong> 17/18


sienią dla pokładających ufność wyłącznie w sobie samych. Dla filozofa dziejówniezrozumiale jest zarówno niezawinione cierpienie, jak i pomyłka poznawcza.Tę niemożliwość totalnej historiozofii Sergiusz Bułgakow wywodzi!z faktu posiadania przez człowieka wolnej woli: kształtowana przez ludzi„historia ziemska" jest autonomiczna i niekiedy tylko styka się ze zbawczą„metahistorią". Właśnie tych momentów zetknięcia poszukiwał Stefan Swierzawskii czytając „Przebłyski nadchodzącej epoki" nie wolno nam zapominać,że fragmentaryczność jego wizji dziejów jest efektem świadomego wyboru.Inaczej bowiem nie można uniknąć pysznej arogancji, zapisanejw słowach Hegla: „Tym gorzej dla faktów!".ALEKSANDER KOPIŃSKIStefan Swierzawski, „Przebłyski nadchodzącej epoki"; Biblioteka „Więzi", Warszawa 1998.ZIMA-1999267


ŻOŁNIERZEWYKLĘCISzybciej niż w plecy strzał zdradzieckitrafiła serce mściwa rozpacz (...)nie nam żałować - gryzipiórkom -i gładzić ich zmierzwioną sierśćZbigniew Herbert „Wilki"TuOglądałem niedawno kronikę filmową z 1957 roku. Uderzyła mnie atmosferawszystkiego, co tam pokazywano. Nie tylko pałace, w których składałysobie wizyty władze bratnich ludów, ale także sale kawiarniane wyglądałynad wyraz świeżo. Monumentalne gmachy socreal-klasycyzmu nie zdążyłyjeszcze zapyzieć, a rzędy lśniących w pełnym słońcu szyb zwiastowały nadejściefunkcjonalizmu w architekturze. Gdzieniegdzie rozbrzmiewały już jazzowerytmy, a w sklepach - choć pozostawiających wiele do życzenia - LeopoldTyrmand mógł uzupełniać swoją kolekcję kolorowych skarpetek. Dziękitrwającej gdzieś od 54 roku odwilży, na ruinach i zgliszczach, skwapliwieukrywanych za fasadami nowych gmachów, odradzało się życie. Kronikę zamykałpierwszy głośny film animowany Jana Lenicy - „Streaptease".Tam3 marca 1957 roku w walce z grupą operacyjną UB zginął Stanisław Marchewkaps. „Ryba". Michał Krupa „Wierzba" dotrwał w konspiracji do lutego'59.Jego kolega z oddziału, Andrzej Kiszka „Dąb", ukrywał się w bunkrze koło HutyKrzeszowskiej do aresztowania w sylwestra'61. Wreszcie, 21 października1963, otoczony przez siły SB i ZOMO i raniony w walce, popełnił samobójstwoostatni partyzant Powstania Antykomunistycznego, Józef Franczak „Lalek".268<strong>FRONDA</strong> 17/18


O tych żołnierzach Zrzeszenia „Wolnośći Niezawisłość" oraz Narodowego ZjednoczeniaWojskowego myślę przede wszystkim, oglądającalbum „Żołnierze wyklęci". A zaraz potem0 tych, których ubeckie represje zepchnęły napowrót do lasu, już po ujawnieniu i amnestiiw 1947 roku. I o tych, dla których nie było powrotu,bo słowo honoru „ludowego" oficera niegwarantowało im nawet kilkunastoletnich wyroków.I o tych, którzy pozostali na ziemiach bezpośredniowcielonych do Związku Sowieckiego,którzy jak podporucznik „Olech" na Ziemi Nowogródzkiejjeszcze w 1949 roku walczyliw obronie swej malej ojczyzny, z której chciano ich „repatriować".Już bez nadziei na III wojnę światową, bez szans na zwycięstwo czy choćbyprzetrwanie. Zamknięci w leśnej celi śmierci, zawszeni i nieraz śmierdzącyjak żule, od których z odrazą odsuwam się w autobusie. Śpiącym wolnobyło rozwiązać jeden but.Epoka spiżowaBo nie czas wielkich triumfów 45 i 46 roku (tak: wielkich! - choć małokto dotąd o nich słyszał) najmocniej działa na wyobraźnię tego, kto odkrywaprzemilczanych przez lata peerelu ostatnich bohaterów II Rzeczypospolitej.Nie - rajdy „Zapory" i „Orlika", za plecami prącej na Berlin Armii Czerwonej,oczyszczających Lubelszczyznę z rodzimego aparatu władzy „ludowej".Nie - podobne dzieło kapitana „Warszyca" na Ziemi Łódzkiej i Częstochowskiej.Nie - dwuletnie królowanie Józefa Kurasia „Ognia" na Podhalu.Nie - niezłomność majora „Łupaszki", braci Taraszkiewiczów - „Jastrzębia"1 „Żelaznego", sierżanta „Cacki" skazanego na 38 wyroków śmierci, TadeuszaZielińskiego „Igły", którego ubecki pułkownik Wałach jeszcze po wielulatach wspominał jako „nieugiętą bestię". Ta niezłomność, którą wybijałaz głów dopiero kula na piwnicznych schodach MBP przy Rakowieckiejw Warszawie, nie wzbudza poczucia tragicznej grozy, skoro osładzał ją chwilowychoćby sukces: rozbicie posterunku bezpieki, uwolnienie pojmanychZIMA- 1 999269


partyzantów, przejściowe opanowanie Kielc, Radomia, Hrubieszowa, czywreszcie - ta ostatnia szarża w dziejach polskiej kaw2lerii, która pod dowództwemsierżanta „Szczygła" przeważyła szalę na korzyść połączonychoddziałów „Burego" i „Młota" 28 kwietnia 1946 w walce pod Mużyłami...Zbyt wiele radości widzę w ich twarzach, w geście toastu wznoszonego butelkąmleka.Trzy życiaW kwietniu 1948 ksiądz Władysław Gurgacz, jezuita, zgodził się zostaćkapelanem oddziału operującego w Krakowskiem. Wiedział, że tą decyzją zamykasobie wszelkie możliwości normalnego życia. Półtora roku później zamordowanogo w więzieniu na Montelupich w Krakowie. Ubeckie zdjęcia, naktórych prócz stuły, Biblii i komunikantów atrybutami kapłana są broń i dewizy,obiegły prasę całego kraju.... „Konar" zachwiał się i krzyknął: „Tato! Jestem ranny" - i zwalił się naziemię. „Bąk" zaraz wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawiłmu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. W tym momencie został postrzelonyserią z automatu. Ranny, biegł w dalszym ciągu, trafiony wielomapociskami, upadł na skraju zabudowań. „Bandyta 'Bąk' leżąc zdołał się jeszczedobić" - napisano w raporcie z akcji podlaskiego KBW 3 grudnia 1949.Ukrywający partyzantów gospodarz często słyszał jak rozważali, co zrobić,by uniknąć wzięcia żywcem i wydania innych na torturach.Polegli na polu chwały!Kiedy oglądam ten edytorsko doskonały album, razi mnie moje własnezadowolenie. Estetyka, antykomunistyczny żargon (pewnie nie do uniknięcia),potrzeba ścisłości, do której autorzy odwołują się cytatem z Herberta.One także podważają realność świata - realność pokusy, by sprzedać innychw zamian za własne życie, by uciec, założyć zwyczajną rodzinę w jakimśSzczecinie, Wrocławiu czy Gdańsku. Jednak czy o nich, zepchniętych na„śmietnik historii", których zmasakrowane ciała często znajdowały miejscepochówku na całkiem rzeczywistym śmietniku, możemy mówić bez patosu?270<strong>FRONDA</strong> 17/18


Czy wolno nam mówić inaczej o wyklętych żołnierzach ostatniego narodowegopowstania? Czy język naszej epoki pozwala wyrazić coś ponad „plączkochanków/ w małym brudnym hotelu/ kiedy świtają tapety"?A.K.„Żołnierze wyklęci. Antykomunistyczne podziemie zbrojne po 1944 roku", wybór i opracowanieGrzegorz Wąsowski, Leszek Żebrowski; Oficyna Wydawnicza Volumen / Liga Republikańska,Warszawa 1999.Gorlice, 13 VI 1946:ksiądz WładysławCurgacz i żołnierzsowiecki w dniuswojej PierwszejKomunii świętej.Postrzelonegow nogęczerwonoarmistęnawrócił kapelanszpitala, ks. Curgacz.Ilustracja z książki DanutySuchorowskiej-Śliwińskiej,Postawcie mi krzyż brzozowy.Prawda o ks. WładysławieCurgaczu SJ,Wydawnictwo WAM -Księża Jezuici, Kraków 1999.ZIMA-1999 271


Publicysta „Bez Dogmatu" pisze: „Co do Hitlera, to jegonarodowy socjalizm, choć najsłuszniej potępiony zakoszmarne zbrodnie i rasistowską ideologię, wyrastałjednak z ludzkich tęsknot do wielkiej, wcielonej idei".REWIZJONIŚCIPOLSKIEGOHOLOCAUSTUMACIEJPŁOMIEŃKto publicznie i wbrew faktom zaprzecza zbrodniom popełnionymna osobach narodowości polskiej lub obywatelach polskich innych narodowościw okresie od dnia 1 września 1939 r. do dnia 31 grudnia 1989 r.:— zbrodniom nazistowskim,— zbrodniom komunistycznym,— innym przestępstwom stanowiącym zbrodnieprzeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodniom wojennym,podlega grzywnie lub karze pozbawienia wolności do lat 3.Wyrok podawany jest do publicznej wiadomości.Artykuł 55 ustawy o Instytucie Pamięci NarodowejW oparciu o treść przytoczonego wyżej artykułu prokuratura w Opoluwszczęła śledztwo przeciwko historykowi tamtejszego uniwersytetu DariuszowiRatajczakowi, oskarżając go o propagowanie na kartach książki „Niebezpiecznetematy" tzw. kłamstwa oświęcimskiego, a więc powielania tez rewizjonistów.Tymczasem w naszym kraju jest o wiele więcej historyków, publicystów,a nawet prominentnych polityków zaprzeczających zbrodniom komunistycz-272<strong>FRONDA</strong> 17/18


nym niż tych, którzy zaprzeczają zbrodniom nazistowskim. Poddają oniw wątpliwość polski holocaust, którym z pewnością było „utrwalanie władzyludowej" i wszystkie późniejsze konsekwencje „dyktatury proletariatu".Dla profesora Jerzego Wiatra 22 lipca to nadal święto, bo ManifestPKWN symbolizuje oswobodzenie Polski spod jarzma hitlerowskiegooraz realizację programu reform społecznych. Uczony krytycznie wyrażasię jedynie o wejściu w obszar wpływów sowieckich, niechcąc dostrzec, iż to właśnie z namaszczenia Wielkiego Bratabudowano po trupach patriotów, tak bardzo wychwalany przezprofesora, socjalizm. „Uważam, że Manifest był dokumentemnadziei" — konkluduje Wiatr. Rewizjonistyczna retoryka pobrzmiewaw innych jego wypowiedziach, jak chociażby w tej,skierowanej do dziennikarzy Rozgłośni Polskiej Radia WolnaEuropa: "My [dawna PZPR — przyp. aut.] i wy walczyliśmyi dążyliśmy do niepodległości, tylko innymi metodami".Śladami Jerzego Wiatra podąża publicysta „Trybuny"podpisujący się jako (RZEK). W kolejną rocznicę uchwaleniaManifestu PKWN (RZEK) ogłasza: „To właśnie nurt polityczny,związany z 'rządem lubelskim' doprowadził do odrodzenia państwapolskiego po II wojnie światowej, zapewnił Polsce awans cywilizacyjny,zdołał przeforsować szereg fundamentalnych reform społecznych. Okazał siębardziej realistyczny, chociaż być może mniej sympatyczny ze względów sentymentalnych,niż nurt związany z tzw. obozem londyńskim". Wśród „zasłużonych"dla naszego kraju mistrzów „realizmu politycznego" (RZEK) wymieniaBolesława Bieruta i Zygmunta Berlinga.Z kolei Kazimierz Koźniewski — także na łamach „Trybuny" — odgrzewa„ekscytującą legendę", uczestniczących w wojnie domowej w Hiszpanii, BrygadMiędzynarodowych, w skład których wchodziło stalinowskie żoldactwoi lewicowi terroryści. Część tego towarzystwa — jak wszystkim powinno byćwiadomo — zniewalała potem Polskę. Dla Koźniewskiego „Dąbrowszczacy",z sowieckim generałem Karolem „Walterem" Świerczewskim na czele, pozostająsymbolem bohaterskich bojów z faszyzmem. „Oni już wtedy walczylio naszą, wolną Warszawę" — wychwala komunistów Koźniewski.Kiedy w Sejmie otwarta została wystawa „Żołnierze wyklęci", poświęconaczłonkom formacji walczących w latach 1944-56 o suwerenność naszegoZIMA I 999273


kraju, parlamentarzyści lewicy szybko przedstawili swoją wersję wydarzeń.Poseł SLD Wacław Olak podkreślił rzekomą obecność w organizacjachpodziemia niepodległościowego elementów kryminogennych: „Część tychmłodych ludzi przyłączyła się do oddziałów leśnych z zupełnie innych pobudekniż te, które starają się przedstawić organizatorzy wystawy. A mianowicie:urok konspiracji, noszenie broni, a czasami i konflikt z prawem,i w związku z tym ratowanie się przed odpowiedzialnością i karą ucieczką dolasu". Poseł Olak złożył nawet konkretną propozycję: „Dlatego zwracam siędo marszałka Płażyńskiego o zgodę na zorganizowanie na terenie Sejmu wystawydrugiej strony walczących oraz wystawy dokonań zbrojnych bohaterówdzisiejszej wystawy widzianych oczami stojących po drugiej stronie barykady".To tak jakby w dzisiejszym Bundestagu jakiś deputowany domagałsię otwarcia ekspozycji sławiącej męstwo oręża Gestapo i SD.Gdy rosyjskie MSZ w oficjalnej nocie uznało, że wypowiedzi przedstawicieliwładz polskich na temat agresji sowieckiej 17 września 1939 r. „są niedo przyjęcia", prawie cała klasa polityczna w naszym kraju zareagowała jednomyślnymoburzeniem. Z wyjątkiem postkomunistów. Tadeusz Iwiński zacząłtłumaczyć, że nie można stawiać znaku równości pomiędzy napaściamiHitlera a Stalina. „To są imponderabilia, tego nie da się zważyć, zmierzyć" —próbował bronić stanowisko rosyjskiego MSZ poseł SLD.Wyjątkowo jaskrawy przykład rewizjonizmu historycznego to jednoz przemówień zastępcy szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego (resortuprezydenckiego) Marka Dukaczewskiego, wygłoszone do kombatantów AL.Polityk ten oznajmił wprost, bez ogródek: „Niepodważalny jest wkład ArmiiLudowej w odzyskanie niepodległości. (...) Podnoszono morale narodu i konsolidowanolewicę polską. (...) W okresie okupacji niemieckiej w PaństwiePodziemnym były dwa główne nurty polityczne: nurt podległy rządowi londyńskiemui nurt prezentowany przez KRN". Jacy ministrowie, taki prezydent(i vice versa). Aleksander Kwaśniewski również daje wyraz swym rewizjonistycznympoglądom, bo na liście odznaczonych przez niego kombatantów IIwojny światowej widnieją nazwiska funkcjonariuszy UB (np. kata z Niska StanisławaSupruniuka). Widocznie tak ma wyglądać „Wspólna Polska".Wszelkie granice dopuszczalności w rewidowaniu obrazu najnowszychdziejów przekroczył natomiast publicysta „Bez Dogmatu" Krzysztof Lubczyński.W swojej apologii totalitaryzmów usiłował on oddzielić szlachetne274<strong>FRONDA</strong> 17/18


— jego zdaniem — idee od późniejszych zbrodni, negując w ten sposób fakt,że już u samych podstaw tych idei leżała nienawiść o podłożu klasowymbądź rasowym. Lubczyński pisze: „Wiek XX, przy wszystkich jego wadach,był wiekiem wielkich idei. Nawet jeśli realizowali je czasem szarlatani lubszaleńcy — nie przestały one być z tego powodu ważnymi ideami, wyrażającymiprometejskie dążenia człowieka. (...) zbrodnie Stalina nie podważają tejintelektualnej oczywistości, że idee komunistyczne czy socjalistyczne wyrastałyi wyrastają z całkowicie autentycznych źródeł upokorzenia i nędzy niezliczonychzastępów ludzkich. Źródeł, które niestety nie wyschły. Co do Hitlera,to jego narodowy socjalizm, choć najsłuszniej potępiony za koszmarnezbrodnie i rasistowską ideologię, wyrastał jednak z ludzkich tęsknot do wielkiej,wcielonej idei".Dobre intencje, szlachetne ideały, szczytne cele albo, dla odmiany, „realizmpolityczny" i wybór „mniejszego zła" — postkomuniści w kółko broniąswych protoplastów tymi samymi, czasem sprzecznymi ze sobą, argumentami.Demokratyczne elity zaś nabierają się na to. Czy do pomyślenia jest byw podobny sposób, po II wojnie światowej, w demokratycznym kraju, ktokolwiekusiłował bezkarnie rehabilitować kolaborantów pokroju VidkunaQuislinga, przedstawiając ich jako pragmatyków i wytrawnych strategów?Czy komukolwiek uszłoby na sucho publiczne stawianie tezy o tym, że marszałekPetain i generał de Gaulle kroczyli dwoma równoległymi ścieżkami dowolnej i niepodległej Francji? Czy ktoś by się odważył głośno, i to w afirmatywnymtonie, stwierdzić, że Hitler też chciał podnieść swój kraj z kryzysu,a realizacja programu gospodarczego NSDAP obok porażek, przyniosła takżeznaczące sukcesy?Rewizjoniści polskiego holocaustu — w przeciwieństwie do rewizjonistóww krajach zachodnich, np. Roberta Faurissona — czerpią polityczne korzyściz reinterpretowania historii, należą oni bowiem do obozu postkomunistycznego.Pomimo wejścia w życie ustawy o Instytucie PamięciNarodowej, nie zaprzestali rozpowszechniania swoich kłamstw. Ich wybielaniehistorii PRL-u nosi ewidentnie znamiona krucjaty ideologicznej.Panowie prokuratorzy, na co jeszcze czekacie? Do dzieła!MACIEJ PŁOMIEŃZIMA- ] 999275


Science fiction jest w Polsce przesycona metafizykąw takim stopniu, jak chyba żaden inny gatunek literacki.Nawet jeśli to zabawa, potrafi dać wyraz nowotestamentowejmoralności, chrześcijańskiej wizji świata,a niekiedy też biblijnej wiary.FNKLERYKALICTIONATALIABUDZYŃSKAWielu miłośników literatury pięknej traktuje science fiction (SF) pobłażliwie.Jako gatunek pokrewny romansom, kryminałom, kiepskim baśniomi książkom przygodowo-rozrywkowym. Pamiętam, kiedy jeden z moichkolegów wybrał na temat pracy magisterskiej literaturę SF, wszyscyobecni na seminarium spojrzeli na niego z lekką pogardą. No tak, aleon jest matematykiem — jego drugi fakultet wszystko wyjaśniał. Niewrażliwyna piękno, po prostu. Bo co tu mówić o pięknie w świeciepełnym maszyn, robotów, latających spodków, strzelających laserówi innych cudów techniki. Taka jest potoczna wizja literatury fantastycznej.„Nie jest też przypadkiem, że krytycy literaccy, którzy nie widzą nic niestosownegow pochylaniu się z powagą nad rymowankami rockowymi czyszczeniackimi prowokacjami, otrąbianymi jako poezja, o fantastyce nie potrafiączęsto bodaj napomknąć bez złośliwego przekąsu i apriorycznegoodmówienia jej wszelkiej, nawet potencjalnej wartości" — żalił się swegoczasu jeden z czołowych polskich fantastów Rafał Ziemkiewicz.Tymczasem autorzy SF coraz częściej w swoich utworach wyrażają niepokójo przyszłość ludzkości. Zastanawiają się, dokąd doprowadzi nas postęptechniczny czy rozwój naukowy oderwany od etyki.Ostrzegają przed zagrożeniami, z których wielesię sprawdziło. Nierzadko kreowany przez nich276


obraz przyszłości porusza w człowieku sumienie i skłania do obrachunkuz samym sobą i ze światem. Nie zawsze jest to więc lektura lekka, łatwai przyjemna.W latach 50. na Zachodzie żywe było przekonanie,że nauka, technika i władza państwowa stają sięwrogami człowieka, zarówno jako poszczególnejjednostki, jak też jako gatunku ludzkiego w ogóle.Pojawił się wówczas w SF motyw wyższości sił psychicznychi duchowych człowieka nad wartościami materialnymi.W powieściach takich, jak „Kocia kołyska" Kurta Vonneguta,„Małpa i duch" Aldousa Huxleya czy „Koniec dzieciństwa"i „2001 — Odyseja kosmiczna" Arthura C. Clarke'a, odnajdujemy gwałtownepotępienie bezcelowości nauki i techniki.Również w polskiej literaturze SF dał się zaobserwowaćupadek wiary w postęp i moc nauki, skoro najwybitniejsinaukowcy dopuszczali istnienie Boga.A jednak bardzo długo Pan Bóg nie był lubianyprzez polską fantastykę. Stanisław Lem w „Głosie Pana"pokazuje Boga, który ignoruje człowieka, Boga,który nawet jeśli stworzył nasz świat (a wszystko wskazuje, żeraczej nie), to teraz się nami nie zajmuje, zostawiając wszystko bogu przypadkui bogu ewolucji, a z czasem — kiedy człowiek osiągnie odpowiedni poziomumysłu — bogu nauki i ludzkiej autoewolucji wspomaganej technologicznie.W powieści „Relacja z pierwszej ręki" Janusza Zajdla Chrystusemjest naukowiec, który nie chce dopuścić do zguby małego świata zaklętegow elektronicznej maszynie. W utworze Konrada Fiałkowskiego „Adam, jedenz nas" Chrystus to kosmita w stylu Danikenowskim. Z kolei Janusz Cyranw opowiadaniu „Jeruzalem" ukazuje Jezusa, który odmówił udziałuw dziele zbawienia i nie „wszedł" na krzyż. Mamy tu więc Boga, który pozwoliłzwyciężyć złu. W opowiadaniu „Karlgoro, godzina 18.00" Marka BaranieckiegoBóg posiada cechy demoniczne, jest kimś, kto się mści, jest zazdrosny,zły i kapryśny. Jeśli pojawia się Najwyższy, jest to najczęściej bógreligii Dalekiego Wschodu, jak w „Trzeciej bramie" Bogusława Borynko czy„XXI rozdziale księgi Fu" Jana Witolda Suligi. W „Arsenale" Marka Oramusagłówny bohater, Adam Nyad, wprawdzie kontestuje Boga, wygraża MuZIMA-1999277


pięścią, ale jednocześnie krzepi się lekturą Ewangelistów przedspotkaniem z Obcym.Z czasem w polskiej SF, podobnie jak na Zachodzie, zaczęły pojawiaćsię motywy świadczące o zainteresowaniu życiem duchowym w wydaniunew age'owym. Parapsychologia, okultyzm, bogowie Wschodu — wszystkoto mogło mieścić się w ramach literatury SF; w końcu fantasy od lat opiera sięna tego typu obrazach walki duchowej dobra ze złem. Ale żeby Bóg biblijny? Albo— co jeszcze dziwniejsze — Bóg katolicki, Jezus Chrystus? Żeby Kościół?Tymczasem w polskiej SF zaszły w ostatnich latach takie zmiany, że ukuto nawetnowy termin na określenie tego zjawiska literackiego — kleryka! fiction.Gdyby szukać pierwowzoru dla tego typu literatury, należałoby sięgnąćpo powieść amerykańskiego autora Waltera M. Millera „Kantyczka dla Leibowitza"z 1959 roku. Była ona wówczas ewenementem na amerykańskimrynku SF dlatego, że jako główną siłę podnoszącą człowieka z upadku cywilizacyjnegow przyszłości przedstawiała katolicyzm. Miller przestrzegał tych,którzy bezpieczeństwo i przyszłość narodu upatrywali w wyścigu zbrojeń; onpragnął zabezpieczyć swe dzieci w religii katolickiej.Powieść składa się z trzech części. Pierwsza „Fiat homo" (Niech się stanieczłowiek) rozpoczyna się w roku 3174, gdy świat po wielkiej katastrofie jądrowejprzeżywa ponownie okres średniowiecznego feudalizmu. Druga część „Fiatlux" (Niech się stanie światłość) to rok 3781, który odpowiada okresowi późnegorenesansu, gdy powstała już świecka nauka. Odtąd rozpoczyna się tragicznypowrót do punktu wyjścia. Trzecia część „Fiat voluntas Tua" (Bądź wola Twoja) tonowa era atomowa, wojna niszcząca życie na Ziemi, to koniec życia ludzkiego nanaszej planecie. Tylko Kościół ma przygotowany plan przetrwania ludzkości. Programo nazwie „Quo peregrinatur grex" przewiduje ucieczkę na skolonizowane planetyzanim nastąpi kres homo sapiens. Stolica Apostolska wysyła więc w kosmos„nową arkę", w której ma się spełnić wola Boża dotycząca dalszych losów ludzkości.Statek międzygwiezdny, kierowany przez mnichów z zakonu świętego Leibowitza,wiezie dzieci pod opieką sióstr jako zaczątek nowej ludzkości.Przejmujący jest finał książki Millera, gdy jesteśmy świadkami pewnegoepizodu — walki opata z zakonu Leibowitza o powstrzymanie kalekiej matkii jej cierpiącego dziecka od eutanazji. Po jednym z wybuchów nuklearnychwychodzi bowiem „Ustawa o klęsce promieniowania", mówiąca, że ofiary,które były wystawione na promieniowanie znacznie przekraczające dawkę278<strong>FRONDA</strong> 17/18


krytyczną, muszą zwrócić się natychmiast do najbliższegoambulatorium, gdzie sędzia wyda zaświadczenieMori Vult (chce umrzeć) tym, którzy zostaną ocenieni jako przypadkibeznadziejne. Powstają „Obozy miłosierdzia", gdzie dokonujesię eutanazji i pali zwłoki; przed jednym z nich ustawiono posąg przedstawiającyzniewieściałego Chrystusa: landrynkowo słodka twarz, puste oczy,sztuczny uśmiech i ręce rozłożone szeroko w geście obejmowania. Chrystuspospólstwa z napisem: UKOJENIE. Matka i dziecko, bardzo cierpiący po wybuchu,zdaniem lekarza, „nadają się" do eutanazji; lekarz mówi opatowi: „bóljest jedynym złem, o jakim wiem" oraz „społeczeństwo określa, czy dany czynjest zły, czy nie". Opat przegrywa walkę o życie i młoda matka wybiera śmierć.Kościół w tej powieści, choć nie może zapobiec zagładzie, stara się jednakwalczyć i ratować tych, którzy mu zaufali. Planeta podpisuje na siebie wyrok,gdy gotowa jest bomba jądrowa nazwana znajomym imieniem Lucyfera.Miller widzi wielką mądrość w samoograniczaniu się nauki, które miałobypolegać na podporządkowaniu postępu technologicznego normom moralnym.Jedynym strażnikiem tych ostatnich jest zaś, zdaniem autora, Kościół katolicki.Tylko to daje gwarancję, że technika nie obróci się przeciwko człowiekowi.Wróćmy jednak do polskiej SF — w ostatnich latach przylgnęło do niejmiano „prawicowej". Dlaczego tak się stało? Chyba dlatego, że coraz częściejpodejmuje ona tematy religijne, zaś Kościół katolicki ze swoimi dogmatamii moralnością staje się dla niej wzorem i ostoją.Historie alternatywneHistorie alternatywne zmieniają bieg historii. Świat, w którym żyjemy,nigdy nie istniał (choć może jeszcze zaistnieć). Coś kiedyś potoczyło się nietak i powstała zupełnie nowa rzeczywistość. Tworzenie historii alternatywnychto bardziej fiction niż science.Do gatunku tego należy np. powieść Marka Inglota „Quietus". Jej akcjarozgrywa się w VII wieku naszej ery w Cesarstwie Rzymskim, gdzie chrześcijaństwonie jest wcale religią panującą, lecz zakazaną. Imperator JuliuszApostata wytępił bowiem chrystianizm. Chrześcijanie zbiegli z Rzymu i zawędrowalido Nipu — tajemniczego wyspiarskiego cesarstwa (czyli Japonii)i tam założyli swoje gminy. Mała grupa chrześcijan schroniła się też w poło-7.IMA- I 999 279


żonej na wschód od Odry rzymskiej prowincji Wenedia,której stolicą jest Calisja. Ta ukrywająca się gmina jest w posiadaniu „księgiopisującej żywot Boga i nauczyciela zgładzonych chrześcijan" —Jezusa z Nazaretu.Po tą właśnie księgę przybywa do Calisji ambasador władcy Nipu,książę Tsuomi, a zadanie odszukania sekty otrzymuje tytułowy Quietus. Poodnalezieniu rybackiej wioski i spotkaniu z prawdziwymi chrześciajanamiOjuietus... nawraca się. Wioska zostaje jednak wyrżnięta w pień, a Quietuszabity przez swojego znajomego Marcusa Corejmusa. Świadkami tych wydarzeńsą dwaj posługacze z karczmy — Cyryl i Metody. Marcus tymczasem ruszana wyspy Nipu, by sprawdzić, czy rzeczywiście żyją tam chrześciajnie. Powielu przygodach trafia do nipuańskiego więzienia, gdzie spotyka jedynegoi ostatniego apostolskiego biskupa Nary — Cypriana z innymi braćmi. Jużw czasie podróży zaczęła dokonywać się w Marcusie jakaś zmiana, początkiczegoś dla niego niezrozumiałego, przede wszystkim zaczął „nawiedzać" goQuietus. W więzieniu Marcus otrzymuje od Boga świadectwo życia i śmierci— Cyprian, niczym uwięziony św. Piotr czy św. Paweł, przekazuje muprawdy wiary, a Marcus doznaje łaski ujrzenia w nim cierpiącego i zmartwychwstałegoJezusa Chrystusa.Jest to punkt wyjścia do kolejnych, trzymających w napięciu i zagmatwanychperypetii bohaterów powieści. Nie ma sensu ich streszczanie w tymmiejscu. Chciałabym tylko zwrócić uwagę na jedno: chociaż w książce wielejest momentów ocierających się o obsceniczność, to jednak nie mogę nie odnieśćwrażenia, że całą tą powieść przenika Duch, który każe uwierzyć, którymówi o obcowaniu świętych, który przynagla do odwiedzenia świątyni, douczestnictwa we wspólnocie Chleba i Wina, do prawdziwego nawrócenia.Nie wiem, jakie były intencje Inglota, może stało się to zupełnie nieświadomie,ale kerygmatyczny wymiar tej literatury jest wrażeniem, którego nie dasię zatrzeć.A teraz wyobraźmy sobie taki bieg historii: Bóg nie zesłał Swego Syna naten świat i objawił się jedynie Marii z Nazaretu. Miała ona widzenie — aniołpowiedział jej, że została wyznaczona, by z niej narodził się Syn Boży. Bógjednak odrzucił ten świat i nie stał się jego częścią. Być może uznał, że ludzienie zasłużyli na to. Anioł powiedział jednak Maryi, że pozostawia w jejrękach laskę — dość łaski, by zbawić wszystkich ludzi.Taką — powiedzmy otwarcie: heretycką — historię alternatywną wymyślił280<strong>FRONDA</strong> 17/18


Marek Huberath w powieści „Druga podobizna w alabastrze". Huberath specjalizujesię w teologii fantastycznej i jest uczciwy w porównaniu z takimi „teologami"jak np. Hans Kiing czy Eugen Drewerman, bo nie udaje jak oni, żeuprawia teologię, lecz mówi wprost, że tworzy literaturę fantastyczną.Akcja jego powieści toczy się w czasach starożytnych, w pretorii podległejCesarstwu Rzymskiemu, gdzie przybywa wysłannik Adalgiryk. Żyją tamzakazani Nowi Żydzi, inaczej marianie, wyznawcy Ostatniej Prorokini Izraela— Maryi. Adalgiryk po zapoznaniu się z ich wiarą („aby otrzymać łaskę,należy zmienić swoje życie: trzeba kochać ludzi i zrezygnować z zemsty")stwierdza: „To najbardziej wywrotowa nauka, jaką słyszałem".Kiedy Nowi Żydzi zostają aresztowani, ich przywódcę, starego Esamonaben Lewa przesłuchuje osobiście namiestnik pretorii Theodorik. Niespodziewaniedla tego ostatniego śledztwo zamienia się w przepowiadanie zbawczegoorędzia. Ziarno zbawienia zostanie zasiane. Z czasem Theodorik odnajdujew Bogu Nowego Izraela jedyną nadzieję i pragnie przekazać ją swejumierającej żonie Irmenie:— Boję się Theodoriku. Nie wiem dokąd idę.— Po tamtej stronie wybierz ścieżkę do Boga Żydów.— Dlaczego do Niego?— On jest Bogiem kochających i Bogiem kochającym. Ja cię potem u Niego odnajdę.Chociaż jest to fikcja teologiczna, bo nie ma Jezusa, Jego Ofiary i Odkupienia,to jednak jej sens mistyczny wydaje się poprawny — tylko Bóg jestgwarantem sensu i celu naszego istnienia, tylko w Nim możemy pokładaćnadzieję, gdyż jedynie On daje życie.Jacek Dukaj, okrzyknięty „cudownym dzieckiem polskiej fantastyki AD1990", napisał z kolei opowiadanie pt. „Ziemia Chrystusa", w którympodejmuje tematykę Ziem Alternatywnych. W tym fikcyjnym świecieistnieje również chrześcijaństwo, a o jego kondycji tak wypowiada sięczarnoksiężnik Vaudremaux z Ziemi Ziem (gdzie panowało wtórneśredniowiecze): „Nawet gorliwy katolik pomyśli o Bogu jako o Boguwłaśnie jedynie w kościele, na pogrzebie (...) Poza tym — Bóg jest jedyniesłowem, bladym skojarzeniem, postacią z mitologii stojącą na równiz bogami greckimi, widmem ze świata virtual reality. (...) Na cmentarzu je-ZIMA-1999281


steś chrześciajanin, na giełdzie makler, w urzędach podatnik". Z takich„chrześcijan" składa się też ekipa, która zostaje wysłana na rekonesans napewną planetę — kolejną Ziemię, która ma zostać podbita. Trudność polegana tym, że poprzednie załogi tam wysłane nie powróciły. I tu mamy do czynieniaz kolejną historią alternatywną — na tej właśnie Ziemi Chrystusnie został zabity. Nie został ukrzyżowany, nie umarł, a więc nie zmartwychwstał,nie wstąpił do Nieba i nadal znajduje się na ziemi. Nie ma tam rządów,państw, handlu. Ludzie żyją kochając się nawzajem, jak bracia, obdarzenidarami Ducha Świętego, takimi jak znajomość języków czy jasnowidzenie.Zwiadowcy z ekipy zostali przywitani z wielką miłością i zaproszeni do domutubylca o imieniu Ohlen. Wkrótce przybysze zorientowali się, że w tymświecie od dwóch tysięcy lat nie ma pieniędzy, wojen, morderstw, kradzieży,nienawiści, kłamstwa — czyli rzeczy, bez których oni sami nie potrafią jużżyć, bo na ich Ziemi, w ich życiu są to zjawiska normalne. Na dodatek na tejplanecie porażająca jest nagła świadomość Boga, który JEST: „że i w wietrze,i w niebie, i w ciszy, i w słońcu, i w cieniu, i w lesie, i w waszym milczeniujest On obecny, że dzieje się to z Jego woli, że wszystko dzieje się w tymWszechświecie z Jego woli, a więc, że i Wasze myśli były wpierw Jego myślami".Zwiadowcy nie umieli z tym żyć: jeden dostał obłędu, inny zabił żonęOhlena. Reakcja tego ostatniego była szokująca: Ohlen nie opłakiwał swejżony, lecz zbrodniarza: „Musicie teraz przeżywać ciężkie chwile, szczególnieHo (morderca)".Po powrocie na swoją Ziemię szef zwiadu Lopez Pradlliga w raporcie dowładz wnioskuje o zamknięcie Ziemi Chrystusa dla wszelkiej komunikacji,o wymazanie jej istnienia z bazy danych i nadanie jej statusu Świata Pandory(Ziemia Chrystusa alias Piekło II). Nie robi tego bynajmniej, aby uchronićją przed złem swego świata: „Jest to najniebezpieczniejsza rzeczywistość,z jaką federacja kiedykolwiek się zetknęła" — oświadcza i żąda dla siebie amnezji:nie chce o tym pamiętać.Jest to opowiadanie bardziej prawdziwe i bardziej realistyczne niż możesię na pozór wydawać. Za bardzo przywykliśmy do życia w cieniu katedr, siłąinercji zbyt pochopnie uznaliśmy oczywistość chrześcijaństwa, nie próbującnawet wejść w głąb i dojrzeć jego skandal, jego rewolucyjność, jego przewartościowanienaszego czysto ludzkiego myślenia. Czy nie jest tak, żeludzie nie potrafią żyć Ewangelią, że podstawowe zasady moralne są dla nich282<strong>FRONDA</strong> 17/1 8


— dla nas — piekłem? Przypatrzmy się sobie: miłość budziprzerażenie. Jesteśmy przerażeni, gdy mamy ofiarować bliźniemucoś, na czym nam zależy, swój czas, swoje pieniądze, swoją wygodę. Jakieto straszne: dawać miłość! Wymyślamy coraz to nowe nowe systemykłamstw, zabijania, oszustw, technologii traktujących drugiego człowieka jedyniew kategoriach wykorzystania go. Byle nie dawać miłości, bylenie ofiarować nic z siebie, byle nie poświęcać się, byle odgrodzić sięod innych murem swego domu, swego egozimu, swej obojętności,swej pustej retoryki o poszanowaniu innych. W kościele nazywamy się katolikami,ale w życiu jesteśmy wciąż kimś innym. Nie jesteśmy w stanieznieść świata, w którym Bóg żyje, istnieje i Jest. Nie chcemy o takiej prawdziepamiętać, bo tak nam wygodniej. Spasiony potwór egoizmu żąda wyłączności.Kościół przyszłości — Kościół katakumbOpowiadanie Marka Huberatha pt. „Maika Ivanna" też możnaby zaliczyćdo historii alternatywnych: punktem wyjścia całej historii jest śmierć wysłannikaKościoła Piotrowego przed namaszczeniem swego zastępcy. W efekciebrakowało księży: nie miał kto udzielać sakramentów, nie miał kto dokonaćPrzeistoczenia. Jeden jedyny kapłan, Jon ter Boin, trzymany byłw niewoli u Sysunów (lud z innej planety) jako zakładnik. Co ciekawe,w utworze tym Ziemianie przedstawieni zostali jako Lud Wybranywśród narodów Kosmosu.Chrześcijanie zeszli do katakumb także w opowiadaniu innegopisarza SF Wojciecha Szydy. Akcja „Psychonautki" rozgrywa sięw nieokreślonej przyszłości w Posenstadt. W latach 60. sfeminizowanekonklawe wybrało papieża-kobietę. Papieżyca Joanna II natychmiast potępiłaostatnie ortodoksyjne wspólnoty wiernych, jej encykliki zniosły monoteizmi dogmat o Trójcy Świętej. Podczas I Soboru Paryskiego zlikwidowanopapiestwo i episkopat oraz wprowadzono „model kościoła społecznego"z niższym duchowieństwem obieranym w ramach struktur administracyjnychUnii Europejskiej. Watykan zamieniono na skansen, a wywłaszczonymajątek Kościoła zasilił budżet Unii i posłużył do stworzenia charytatywnychi proedukacyjnych fundacji.ZIMA-1999283


A jednak prawdziwi chrześcijanie żyją. Spotykają się jak niegdyś w katakumbach,w opuszczonych tunelach kolei podziemnych, podczasgdy ludzie na powierzchni torpedowani są hasłami w stylu: WALCZZ CIEMNOTĄ, DONOŚ NA CHRZEŚCIJAN. Wśród chrześcijan są grafficiarze:wypuszczają się nocą na powierzchnię i malują na murachwywrotowe hasła: „Jeden jest Bóg" albo „Wiara, Nadzieja, Miłość".Diaboliczny plan rządu, który polegał na zinfiltrowaniuwspólnot wierzących przez wprowadzonych agentów, zabiciu wszystkichksięży oraz „podmienieniu" ich na sobowtórów, nie powiódł się. Jeden z sobowtórówbowiem nawrócił się i oddał życie za ukrywającego się mnicha, ojcaMaksymiliana. Wbrew pozorom historia ta nie jest wcale taka nieprawdopodobna— w stanie wojennym SB wprowadziło do jednej ze wspólnotneokatechumenalnych swojego agenta; człowiek ten uczestniczył razem z innymiwiernymi w głębokiej formacji duchowej, która sprawiła, że pewnegodnia padł na kolana przed nimi i z płaczem przyznał się do wszystkiego.Jako ciekawostkę można zacytować „modlitwę przyszłości", którąkatakumbowy mnich o. Maksymilian polecił odmówić petentce pospowiedzi, a która jest cytatem z piosenki „Pieśń przygodna" zespołuArmia:Wybacz mi nocWybacz mi tamten dzieńStracony czasWzgórze we mgleKocham CiebieW zmęczeniu siłW przypływach burzOd szarych dniDo białych chmurPrzez smutek pólZimowych gwiazdPo śladach krwiDo Twoich ranKościół prześladowany jest jednak Kościołem chwalebnym, Kościołem,284<strong>FRONDA</strong> 17/18


gdzie jest jeszcze żywa wiara. W „Psychonautce" umierający o. Anzelmmówi: „Nasz Kościół, choć nieliczny, dlatego wciąż trwa, że jest prześladowany.Póki jego prawdy krwawią rozpięte na krzyżach, on jest czysty. Niemamy bogactw, siły politycznej, żyjemy w ubóstwie. Dzięki temu (...) trwaw nas duch..."Ponowne przyjście ChrystusaW „Psychonautce" Wojciecha Szydy pojawia się również motyw niepokalanego poczęcia, tym razem jednak w sfeminizowanej przyszłości. Tytułowabohaterka Agnes pracuje jako „wirtualna psychoterapeutka", mogącawnikać do podświadomości swych pacjentek. Jedną z nichjest K.Sandra, której świadomość tkwi symultaniczniew dwóch światach — jednym z nich jest Jerozolima z czasówpanowania cesarza Tyberiusza. Kiedy K.Sandra umieraprzekazuje Agnes przesłanie: w momencie utraty świadomościAgnes widzi światło — „tysiące lamp oświetla jej twarz, nie rażącw oczy. W uszach gasnące echo anielskich szeptów. Odległy głos gromu,kazanie ogniste. (...) Niebo rysują zygzaki błyskawicW oddali słychać grom. Nadciąga burza, choć powietrzejest suche i nie pada deszcz." Agnes słyszy:BądźBądźBądźwiernaświadomaodważna„Stoi przed nią kobieta z twarzą zasłoniętą czarnym woalem (...) — Nadszedłtwój czas niewiasto... Proroctwo musi się wypełnić... a przepowiedniaziścić (...)" Agnes nazywa się anagramatycznie: Aspilakopa. Została wybrana,bo jest inna: nie ma lesbijskiej kochanki, jest przeciwna „biżuterii prenatalnej",nie mieści się w radykalnie sfeminizowanym społeczeństwie. Po spotkaniuz K.Sandrą okazuje się, że jest w ciąży. To dziwne, bo nie poddawałasię sztucznemu zapłodnieniu (współżycie z mężczyzną jest zabronionei w ogóle niemożliwe), na dodatek okazuje się, że ma w sobie trzymiesięcznypłód płci męskiej, a przecież takich plemników nie ma w Bankach —7.1MA- 1 999285


wszystko to wydaje się dziwne i... cudowne? Nieprzytomną Agnes natychmiastkierują do Agencji Aborcyjnej, a w czasie dokonywanego mordu słychaćtłum androidów krzyczących coś w dziwnym języku. To wielkie zagęszczenieandroidów wykrzykuje po łacinie Credo:Wierzę w jednego BogaOjca Wszechmogącego,Stworzyciela nieba i ziemiwszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnychl w jednego Jezusa ChrystusaSyna Bożego Jednorodzonego,który z Ojca jest zrodzonyprzed wszystkimi wiekami...Sprawia to wrażenie, jakby Jezus Chrystus znów przyszedł naziemię i znów został zabity, ale tym razem w klinice aborcyjnej. LudzieGo nie chcą. Chcą się Go pozbyć zanim im się pojawi na oczy.Pragną Go natomiast, wydawałoby się, bezduszne roboty, cyborgi,androidy. Oto miara ludzkiej dehumanizacji.Podobną historię niepokalanego poczęcia odnajdujemy w opowiadaniuRafała Ziemkiewicza „Szosa na Zaleszczyki". Magda jest jedyną osobąwierzącą w tym opowiadaniu i zachodzi w ciążę, choć z nikim nie współżyła.Jest ona niczym Nowa Maria, zaś jej narzeczony to Nowy Józef. Razemuciekają do Nowego Egiptu (na Ukrainę) przed Nowym Herodem (rządzącąpartią feministyczną). Magda — Nowa Maria mówi: „Każdy ma tę chwilę,gdy Bóg zwraca się wprost do niego. I wtedy po prostu mówi się tak albonie."Inną wersję Paruzji przedstawia z kolei Ziemkiewicz z opowiadaniu„Jawnogrzesznica". W swoim czasie wzbudziło ono wiele kontrowersji i byłoodbierane jako antyklerykalne. Akcja rozgrywa się w przyszłej Polsce,w której Kościół uzyskuje całkowity wpływ na życie publiczne. Jest to Polskapełna krzyży, solidarnościowych kotwic, sztandarów i podniosłych ceremoniireligijno-patriotycznych. Kościół jest zdegenerowany, a jego biurokracja rozrozśniętado granic absurdu. Przykładem degrengolady niech będzie funkcjonowanieelektronicznych różańców, których działanie polega na tym, że na-286<strong>FRONDA</strong> 17/18


ciśniecie guzika na odpowiednią liczbę „zdrowasiek" kasuje w pamięci teokomputerówkażdy grzech. Najważniejszy program w telewizji rozpoczynasię słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, wita państwaw Imię Boże Dziennik Telewizyjny". Kulminacyjnym momentem, do któregozmierza całe opowiadanie, jest zapowiedź powtórnego przyjścia Chrystusawłaśnie w Polsce, bowiem „w tym narodzie, w tym jednym nie znalazł Panzatwardziałych grzeszników. Nie splugawili bezbożni tej ziemi". Aby dostaćsię na stadion, gdzie pojawić się ma Jezus, trzeba wylegitymować się: kartkamiod spowiedzi, świadectwami z procesji, książeczkami eucharystycznymi.Tytułowa jawnogrzesznica nie posiada tego wszystkiego, ale ma wielkie pragnienie,aby Go zobaczyć, ma wielką wiarę, że On jej nie odrzuci. Nie dostanieona jednak karty wstępu. W zapowiedzianym dniu, kiedy funkcjonariuszeMilicji Bożej wpuszczają na stadion tylko ludzi „z biletami", pojawia sięniepozorny człowiek prowadzący za sobą długą kolumnę grzeszników bezkart wstępu. Funkcjonariusze rozpoznają w nim fałszywego proroka i bijącgo i kopiąc wyrzucają za bramę mimo jego zapewnień: „Wpuść mnie, tam namnie czekają". Jest z nim jawnogrzesznica, która płacząc trzyma jego głowę.Niecierpliwy tłum świętoszków nie doczekuje się Mesjasza.Wbrew pozorom nie jest to opowiadanie antyklerykalne, lecz głębokoewangeliczne. Przypomina nam ono zasadnicze przesłanie chrześcijaństwaZI M A • 1 9 9 9287


— że Chrystus przychodzi do grzeszników, do ludzi, którzy czują, że sągrzeszni. Jeśli nie zauważają własnych grzechów, nie zauważą równieżTego, który z grzechów wyzwala. Jeśli już, to należałoby nazwaćutwór Ziemkiewicza antyfaryzejskim.Pro Life„Psychonautka" Szydy ma także wyraźny rys antyaborcyjny. Otóż w opowiadaniutym dziecko płci męskiej zostaje zamordowane w macicy Agnesw jednej z licznych Agencji Aborcyjnych. Przedtem Agnes miała koszmarnysen: wielka sala oświetlona tysiącem woskowych gromnic, „obraz wysypiskaludzkich szczątków, sinych i bezbronnych niemowląt ułożonych w upiornehałdy. Stała pośrodku płacząc. Przerażona nie mogła oderwać wzroku od zastygłejdziecięcej rzeźby, masowego grobu złożonego z tysięcy niewinnych."Jej podwładna dostała od swej kochanki prezent, bardzo modny na Platformach,ostatni krzyk mody: wisiorek — laminowany półtoramiesięczny embrionpokryty warstwą jubilerskiego lakieru. Biżuteria prenatalna. Aborcjidokonywano narzędziem, które Agnes widziała przedtem w zwizualizowanejświadomości K.Sandry. Były to krzyże z dodatkowymi ramionami w kształcielitery V odchodzącymi od poziomej belki. To wtedy Agnes otrzymała odK.Sandry przesłanie. Metalowe narzędzia do przeprowadzenia aborcji miałykształt Nowego Krzyża. Kiedy tłum androidów sforsował bramę Agencji Antyaborcyjnej,wypowiadał następujące słowa: „Zanim ukształtowałem cię288<strong>FRONDA</strong> 17/18


w łonie matki, znałem cię; nim przyszedłeś naświat, poświęciłem cię" (Jr 1,5). Śpiewał też pieśń:Ty bowiem utkałeś mnie w łonie matkiI dobrze znasz moją duszę.Nie tajna Ci moja istota,Kiedy w ukryciu powstawałem,utkany w głębi ziemi ( Ps 139, 15).„Szosa na Zaleszczyki" to także opowiadanie antyaborcyjne, mocno osadzonew realiach społeczno-politycznych tego świata. Rządy w kraju obejmujefeministyczna partia, która nakazuje przymusową aborcję. Fakt tenzwiązany jest z niepokalanym poczęciem Nowej Marii — ma się narodzićBóg, więc trzeba stworzyć taki system polityczny, który — pod pozoremszczytnych haseł — każe zabijać dzieci w łonach matek.Z kolei w opowiadaniu Tomasza Kołodziejczaka „Wstań i idź" aborcja i eutanazja,a nawet kryptanazja czyli eutanazja niedobrowolna, są na porządkudziennym. W tym świecie dziecko nawet narodzone, ale nie w pełni sprawne,ma status rzeczy, jak telewizor czy komputer, może być przedmiotem handlulub wymiany. Rodzice mogą zabić dziecko, już narodzone, jeśli nie jest zdolnedo normalnego życia. Wszak — jak głoszą oficjalne hasła — „życie ludzkie niejest dobrem najwyższym", „wolność to prawo każdego człowieka do decydowaniao swoim losie i życiu, to także prawo do decydowania o własnej śmierci".Jednym z bohaterów utworu jest niewidomy chłopiec, którego samotniewychowuje dziadek. Po śmierci tego ostatniego opiekunem dziecka zostaje jegokrewny — „gitowiec". Postanawia on przeznaczyć chłopca do likwidacji —w myśl obowiązującego prawa ślepota oznacza niezdolność do normalnego życia— a zdobyte na nim narządy sprzedać lekarzom do transplantacji.Wątki antyaborcyjne pojawiają się też w innym opowiadaniu Marka Huberatha„Kara większa". Akcja rozgrywa się na jednym z poziomów piekła lubczyśćca, gdzie przebywają m.in. kobiety, które dokonały aborcji. Przywożone sątu także w kadziach dzieci zmarłe na skutek aborcji — osobno ręce, głowy,nóżki. Kobiety mają za zadanie pozszywać te szczątki. W owym miejscu znajdujesię też wielu Nienarodzonych: są maleńcy jak krasnoludki, ale mają ubraniai potrafią chodzić. Nie mówią, lecz przekazują informacje myślami wprost7.1 M A • I 9 9 9289


do świadomości rozmówcy. Tym sposobem jedna z Nienarodzonychprzekazuje swoje życzenie bohaterowi utworu: „Chciałabym przedtemzobaczyć moich... tych dwoje, co nie chcieli zostać moimi rodzicami...podobno są tu jeszcze... Żeby ich zobaczyć. Oboje."Osobowe istnienie SzatanaW „Karze większej" Huberatha piekło istnieje bez wątpienia i znalezieniesię w nim jest całkiem realne — nie tyle jednak dla każdego grzesznika,ile dla grzesznika, których nie widzi swoich win i nieżałuje swych grzechów. Mówi o tym historia o dwóch łotrachukrzyżowanych razem z Jezusem. Tak z perspektywy infernalnejopisuje ją występujący w opowiadaniu diabeł: „Każdy tu kiedyś był... Galilejczykteż... Przywieźli Go w piątek po fajerancie. Wszyscy chłopaki się zlecieli,żeby zobaczyć. Sam komendant prowadził przesłuchanie... Jak stąd wychodził,to dopiero było chłopie. Jakie światło poszło... mówię ci... takie białe... Wiesz,przesłuchiwałem jednego z tych dwóch, co przyszli z Nim. Dotąd siedzi. Drugizaraz dostał wypis. Wyszedł prawie równo z Galilejczykiem."W „Szosie na Zaleszczyki" Ziemkiewicza szatan wciela się w przywódczynięzwycięskiej partii feministycznej, która na wieść o niepokalanym poczęciui możliwości narodzin Boga, wprowadza nakaz przymusowej aborcjidla wszystkich kobiet.W innym opowiadaniu pt. „Tańczący mnich" Ziemkiewicz mówi wprosto realnym istnieniu diabła. Bohater jest świadkiem opętania młodej, pięknejdziennikarki, która owładnięta przez Złego mówi: „Dla tych, którzy mi się niepodporządkowują, mam znacznie gorszą karę. Karę bezsilności. Muszą szarpaćsię w rozpaczy i patrzyć, jak zawsze, wszędzie, krok po kroku, wychodzi na moje.Jak każdy ludzki poryw szlachetności obraca się na moją korzyść.Muszą trawić życie w rozpaczy, tłuc głową o mur i przeklinaćswego nieudolnego Boga, który nie potrafi dać imniczego poza niewygodami i mętnymi obietnicami. (...) Ja mogęcię uczynić wielkim i szczęśliwym, a ty nie możesz mi niczrobić, zupełnie nic."Demon obecny jest też w twórczości przedstawiciela „piątejgeneracji" fantastów, Jacka Dukają, autora „metafizycz-<strong>FRONDA</strong> 17/18


no-technologicznej space opery", pt. „Złota Galera". Krytyka okrzyknęłaów utwór antyklerykalnym, pisano, że Dukaj skupia się na „subiektywniedolegliwym rozpychaniu się Kościoła na publicznejscenie", a Zbigniew Łazowski uznał ten utwór zakrytykę pod adresem mieszkańców „najbardziej katolickiegokraju Europy". Pewnie w tym wszystkim jest wieleracji, ale najbardziej uderzyło mnie co innego. Otóż w czasach, kiedy wielukatolików nie wierzy w istnienie diabła, kiedy wielu teologów uważa, że szatanto tylko zło ukryte w każdym człowieku (albo jeszcze bardziej ogólnie:zło w świecie), Dukaj przedstawia demona tak realnego, że aż ogarnia naszgroza. Przejmujący jest zwłaszcza opis upragnionego i długo oczekiwanegospotkania neosatanisty ze swoim panem i mistrzem: zamiast rozkoszy i słodyczy„coś obcego, cuchnącego złem wkradało się w granice jego świadomości",„zachłysnął się Szatanem", „zachłysnął tym wszystkim, czego pragnąłprzez całe życie, a co dopiero teraz ukazało swe oblicze (...) tak odmienne odwyobrażeń (...) zdumiał się potęgą szatana, przeraził się swoją wiarą i rzeczywistymdiabłem, zdumiał się i przeraził, bo nagle, zupełnie wbrew jegowoli coś w nim zawołało: 'Ratuj Panie!'." Było już jednak zapóźno: szatan porwał go. Demon porwał też wszystkichludzi, którzy uważali się za dobrych i szlachetnychi w ogóle nie widzieli swoich grzechów.To opowiadanie to jakby przestroga dla tych,którzy traktują diabla jako zabawę, którzy zajmującsię magią czy okultyzmem, są przekonani, że mogązapanować nad tajemnymi mocami, oswoić ciemne siły,udomowić demona. A tu proszę: diabła nie da się przechytrzyć,jest niewyobrażalnie zły i czeka. To także przestroga przednaszą pychą, kiedy uważamy, że grzechy nas nie dotyczą, ponieważ „generalniejesteśmy w porządku". Tymczasem bez świadomości własnej grzesznościnie wejdziemy do Królestwa Niebieskiego.ZakończenieScience fiction jest w Polsce przesycona metafizyką w takim stopniu, jakchyba żaden inny gatunek literacki. Nawet jeśli to zabawa, potrafi dać wyrazZIMA-1999291


nowotestamentowej moralności, chrześcijańskiej wizji świata, a niekiedy teżbiblijnej wiary. Nawet gdy wydaje się, że autorzy chcą zwalczyć Boga i Kościół,robią to w taki sposób, iż w rzeczywistości bronią Go i chwalą. Wygrywająci odrzuceni przez świat, maluczcy, prostaczkowie, grzesznicy świadomiswych czynów. Wygrywa Jawnogrzesznica, Quietus, a nawet Marcus, a todlatego, że wierzą.Zycie pierwszych chrześcijan jest możliwe, wbrew wszystkiemu, wbrewtemu światu — jest możliwe.Teksty w dymkach pochodzą z opowiadania „Przedludzie" Philipa K. Dickaw tłumaczeniu Lecha Jęczmykai z powieści „Galaktyczny druciaż" tegoż samego autoraw tłumaczeniu Cezarego OstrowskiegoNATALIA BUDZYŃSKA292<strong>FRONDA</strong> 17/18


POTĘGA SMAKUalbow hołdzie mecenasomJAN BŁONNY & MARIA STAŁARazAdamowi Michnikowi,wielkiemu przyjacielowiliteratury polskiejKo-ko-kogo kogut kocha?Ku-ku-kurę kogut kocha.Ko-ko-kogut nosi grzebień.Ku-ku-ra w piasku grzebie.Mru-mru-mruczek kogo kocha?Mru-mru-mrówkę mruczek kocha?Nie, nie mrówkę mruczek kocha,tylko swego tatę — kota.Gro-gro-groźny nasz niedźwiadekw winogronach gro-gro-gronachsiedzi i nie wino inopije sobie słodki miód!ZIMA-1999293


DwaTomaszowi Wołkowi,przyjacielowi futbolu południowoamerykańskiegooraz poezji polskiejze szczególnym uwzględnieniem wierszyStanisława BarańczakaKiedy porzeczki wpadły do rzeczki,to pospadały im czapeczki.Jedna porzeczka do drugiej rzecze:— Jak tu wytrzymać bez tych czapeczek?Druga jej zaraz na to odpowie:— Kąpać się bez nich to samo zdrowie.Zdziwił się, siedząc nad rzeczką, lisek:— Pierwszy raz widzę porzeczki... łyse!TrzyAłeksandrowi Kwaśniewskiemu,przyjacielowi sztuki,autorowi recenzji z tomu Chirurgiczna precyzja:„Znakomita książka wybitnego intelektualisty"Lis dla lisków listki niósł.List do lisa w lesie rósł.Kos ukośne kostki miałi na skos po stoku gnał.Stok zapłonął niczym stos,musiał skok wykonać kos.Spotkał lisa — razem bieglii przed ogniem w mig uciekli.JAN BŁONNY & MARIA STAŁA294<strong>FRONDA</strong> 17/18


W szkołach nie wolno już dzisiaj mówić „Boże Narodzenie"czy „Wielkanoc", żeby nie urazić Inaczej wierzących.Mówi się więc — Zimowa Przerwa w Nauce.Owszem świętuje się radość Halloween, ale nie wartowspominać o Wszystkich Świętych.„Wojna w kulturze"(list z Ameryki)KRZYSZTOFKOEHLERNo więc, hm, sprawa wygląda mniej więcej tak. Wcale nie jest tak różowo,jak by się mogło wydawać. Kraj przesycony jest miłością do Jezusa, ale taknaprawdę co z tej miłości wynika?Każdy kocha jak umie,Pan doskonale to rozumie;więc raczej trzeba się doszukiwać głębokiej wiary w mroku, mimo żew programie telewizyjnym każdy porządny pastor lub po prostu człowiek„dobrej woli" może mieć swoje okienko. Taki na przykład Jimmi Carter,ongi-Prezydent, dzisiaj nauczyciel miłości do ludzi. Jeździ po kraju i udzielalekcji, pouczeń, napomnień. Publikuje książki, w których słowa „Jezus", „miłość",„pomoc", powtarzają się co kilkanaście zdań. Nie da się stać z boku,czy się chce, czy nie — trzeba wziąć udział w zawodach, pod szyldem „CzyjJezus jest bardziej otwarty". Niestety, w zawodach tych biorą udział też amerykańscykatolicy. Ksiądz w moim kościele co tydzień rozwodzi się więcejnad tym, kogo jeszcze przygarnąć ma miłościwe serce Mojego Pana. Na dobąsprawę nie musisz wiele pracować nad sobą, właściwie nic, wystarczy,abyś był sobą. Reszta się sama rozwiąże.Nie cały jednak Kościół amerykański jest taki, a dowodem nato pismo, o którym chciałbym słów kilka powiedzieć. Nazywa się NewOxford Review. Wygląda nieszczególnie: szary gazetowy papier, 48 stronzszytych spinaczami, lekki powielacz, format — najprostszy z możliwych —A4; łamanie schludne, ale oszczędne. Nie kupisz go w księgarniach; zresztąZIMA-1999295


musiałbyś wiedzieć, czego szukasz; biała ( a właściwie szara) okładka z niebieskimpaskiem w poprzek raczej szmatławie wygląda na tle rozkrzyczanychkolorów zwyczajnych pism. Ktoś mi tu wytłumaczył, że im pismo gorzejwygląda, tym większa pewność, że jest niezależne. W domyśle miałempojąć, że niezależne od wiadomego kapitału.Tak więc trzymając w rękach New Oxford Review obcujesz z przygodąniezależności. Pismo jest jakimś takim tworem powstałymze skrzyżowania „Niedzieli" z „Frondą". Do pierwszej zbliża jeideologiczna zażartość, do drugiej poziom intelektualny. Możejednak łatwiej powiedzieć, że gdyby w Polsce sytuacja przedstawiałasię podobnie jak tutaj, tak z pewnością wyglądałaby „Fronda". Im jest jednakdużo trudniej. Póki co. Fala idzie z Zachodu na Wschód, więc jej kołysaniejest już i u nas, ale u nas zawsze jeszcze można się gdzieś schronić w okolicereligijności — niechże już tak zostanie — Podhala czy Kaszub. Tutaj możnanajwyżej uciekać w Góry Skaliste albo w ramiona jakiejś ostro restrykcyjnejgrupy kolejnych prawdziwych chrześcijan, Dzieci Jezusa, wszystkich tychugrupowań i sekt, które stawiają non possumus jako zasadę swego działania,co z góry skazuje je na marginalizację, a ich członków wpycha niekiedy w ramionazbiorowego obłędu.Nie jest łatwo tu żyć, skoro w szkołach nie wolno, naprawdę nie wolno jużdzisiaj mówić „Boże Narodzenie" czy „Wielkanoc", żeby nie urazić Inaczej wierzących.Mówi się więc — Zimowa Przerwa w Nauce. Owszem świętuje się radośćHalloween, ale nie warto wspominać o Wszystkich Świętych. Katolicy niesą dopieszczani, więc — cóż mogą według swego mniemania zrobić lepszego— starają się jakoś dostosować zgodnie z prawem mimikry. Kosztuje ich towiele. Rodzi też opór i stąd New Oxford Review — pismo sprzeciwu.SAMOBÓJSTWO KATOLICYZMU„Moja żona i ja skąpiliśmy sobie i oszczędzaliśmy, aby wysłać całą naszą szóstkędzieci do katolickich szkół, przez kolejne stopnie edukacji, aż do college'u. Zrobiliśmywszystko, co mogliśmy, aby dać im solidne katolickie podstawy. Teraz trójka naszychdzieci jest już pożenionych (dwoje poza Kościołem, jedno w Kościele), pozostała trójkażyje w wolnych związkach. Tylko dwoje wykazuje jakiekolwiek zainteresowaniesprawami wiary — jak na ironię właśnie dwójka nie uznająca małżeństwa. Reszta296<strong>FRONDA</strong> 17/18


przyjmuje komunię bez zbytnich oporów, kiedy tylko zdarzy się im być w kościele. Raczejnie mają zamiaru niczego zmieniać w swoim życiu. Wszystkie nasze dzieci są 'prochoice';wszystkie 'pro- gay'. I, och, nie mamy wnuków".Ludzie, którzy przychodzą do nas z takimi opowieściami cierpią, czują się zdradzenii poważnie niepokoją się o zbawienie swoich dzieci.Co jest powodem takich smutnych ludzkich historii? Wciągu ostatnich 30 lat lub więcejnawet wielu nauczycieli religii w katolickich szkołach zaprzestało właściwie uczyć katolicyzmu,zajmując się przede wszystkim nauczaniem w zamian religijnego humanizmu.Dzieci naszych nie uczono prawie w ogóle o autorytecie Pisma, Tradycji i Magisterium,o moralności seksualnej, prawdzie Transsubstancjalności, konsekwencjach grzechu, rzeczywistościPiekła. W zamian za to uczono ich tolerowania sąsiadów, zapewniano je o właściwejim doskonałości i to wszystko. Stały się one ofiarami swego rodzaju duchowej cenzury;niestety — Kościół amerykański nie zamierzał przez lata tego zmienić. Dodatkowojeszcze wielu księży powielało ten schemat w swoich homiliach i przeróżnych parafialnychprogramach „odnowy". Ludzie, którzy karmili nas tą papką, nie zostali wyproszeni z Kościoła,wprost przeciwnie, obecnie stają się oni ostoją katolicyzmu w wielu diecezjach. CzyMilwaukee jest jedną z takich diecezji? Wygląda na to, że tak, szczególnie kiedy posłuchasię tego, co ma do powiedzenia tamtejszy liberalny arcybiskup Rembert Weakland.W swoim artykule z pisma „America" pisze, że większość katolików z jego diecezji „raczejignoruje kompletnie katolicką naukę dotyczącą seksualności" i „ słowo 'magisterium'nie ma miejsca w ich słownikach, a także raczej nie jest ono busolą ich postępowania. Conieco wiedzą o tym, co napisano w Nowym Testamencie, ale na pewno nigdy nie czytaliżadnego tekstu Papieża." Pragną oni „duchowości, która nie nakłada na nich ciężaru winy"oraz Kościoła, który jest „bardziej elastyczny niż ten, do którego należą."Czy Weakland jest zmartwiony tym stanem rzeczy? Ogromnie! Uważa on tychgnuśnych katolików za „siłę żywotnią" swej archidiecezji i jego troską jest to,aby „przewodnicy duchowi" „ dostosowali się elastycznie" do wymagań, stawianychprzez nich.Wcale nie musisz być wybitnym intelektualistą, aby dostrzecwzór: liberalni nauczyciele religii i pastorzywymóżdżają katolików, a ich liberalni biskupiprzedstawiają ignorancję i lenistwo jako „witalność",nawołując do jeszcze większego „przystosowaniasię" — to jest do większej ignorancji i gnuśności.To jest właśnie recepta na samobójstwo katolicyzmu."ZIMA 1991297


Tak brzmi całostronicowa reklama NEW OXFORD REVIEW. Pismo tworzonejest przez intelektualistów katolickich z Zachodniego Wybrzeża, określającychsię jako ludzie wywodzący się z Diverse People Republic of Berkeley. Faktowej przynależności do Republiki Berkeley (zakładana różnorodność, dekretowaneKonstytucją umiłowanie skrajności, wolność wyrażania prawdy aż po zanegowaniejej istnienia) powoduje, że autorzy i redaktorzy pisma piszą o sobie:„wiemy prawdopodobnie więcej o kulturalnej dekadencji niż ty." Trzeba imprzyznać rację. Tylko, czy przedstawiane w piśmie historie mogą przydarzyć sięi nam, ludziom zza Wielkiej Wody, narodowi, który „dał światu Papieża"?Oto inna reklamówka zamieszczona w National Review:WITAJCIE W ŚWIĘTEJ ZALĘKNIONEJSPOŁECZNOŚCI KATOLICKIEJ!Jesteś nowy w dzielnicy. Nadchodzi niedzielny poranek, więc ty i twoja żona jedzieciedo najbliższego kościoła katolickiego.Po krótkiej podróży samochodem wkraczacie już do środka nowoczesnej, betonowejbudowli; podchodzi do was „WITAJĄCY" (tak mówi napis na jego podkoszulku) i witawilgotnym uściśnięciem dłoni. Podchodzicie do ławki, chcecie uklęknąć, sięgacie, abywydostać klęcznik. Nie ma klęcznika! Hm. Klękacie więc na linoleum wyścielającympodłogę, ale czyniąc to uderzacie czołem w oparcie ławki, która jest przed wami. Lekkooszołomieni siadacie wreszcie.Macie czas na rozglądnięcie się wokoło. Nie ma rzeźb. Nie ma krzyża, Drogi Krzyżowej,Tabernaculum, witraży. Och, a co z łacińskimi inskrypcjami na ścianach?Niestety, też ich nie ma — precz z łaciną — to miejsce chce służyć Nowej Generacji.Kiedy łomot cichnie na moment, kantor przekrzykując rytm perkusji zapowiada,że dzisiaj „przewodniczył" będzie spotkaniu Ojciec Bud, który po chwili wyskakuje naśrodek i tańcząc ekstatycznie w takt ostrego czadowania i klaszcząc w dłonie stajeprzed niezbyt liczną rzeszą zgromadzonych i krzyczy „Hiii, eweryboddy!!!" Odpowiadamu wrzask audytorium „Hiii, Buuuud!"Jako że Spowiedź Powszechna została pominięta, jesteście od razu w Czytaniach.Precz z Pieprzoną łaciną! Biblia przemawia nowocześnie: „Boże, nasz Ojcze/Matko".Reszta w tym samym stylu.Czas na homilię. Łakniecie porady. Jedna z waszych córek śpi ze swoim chłopakiem,wasz syn ma spore kłopoty, a wasza chora matka naciska na doktorów, aby dalijej śmiertelny zastrzyk. Co więc słyszycie?298 <strong>FRONDA</strong> 17/18


„Nie możemy osądzać'; musimy być otwarci, dlatego, że Bóg akceptuje każdego takimjakim ona lub on jest".Teraz ogłoszenia: „Po mszy nasza Grupa Gejowskiej i Lesbijskiej Samopomocyprzedstawi film wideo na temat alternatywnych sposobów życia."Credo się nie odmawia, więc zaraz potem jest Modlitwa Eucharystyczna; wasi sąsiedziw ławki wstają do swojego rytuału (albo raczej „prawa"), rozkładając ramionaw geście takim jak dzisiejszy przewodniczący. W czasie Znaku Pokoju zespól graostrą dziesięciominutową rąbankę; kościół pełen jest pogaduszek, śmiechów i klepaniasię po plecach. Następny punkt programu, mówi Bud, należy do Siostry Sam. Po tychsłowach z zakrystii wyskakuje kobieta odziana w purpurowy seksowny kostium. Paradujewokół przez jakiś czas, Bud wspomaga ją wzniecając aplauz.W końcu — Komunia. Bud zmierza w kierunku swego Fotela (czy nie jest on czasemumieszczony tam, gdzie mieściło się Tabernaculum?), a cztery kobiety przybranew sztuczne uśmiechy rozdzielają Komunię. Potem Bud już tylko wstaje i kołysząc sięw rytm muzyki — wychodzi.Kiedy idziecie do swego samochodu, wciąż oszołomieni zastanawiacie się: „Czemunasza 'Społeczność Katolicka' zauroczona odpustową kulturą współczesną — tak bardzolęka się być katolicką?"O ile reklamówki mogą być traktowane jako typowa dla tej branży przesadai w swoim opisie codziennego życia katolików w Stanach Zjednoczonychwydawać się niesprawiedliwe, o tyle światwyłaniający się z artykułów zamieszczonych w NewOxford Review wydaje się być znacznie bardziej od nichponury. Różnica polega na tym, że w artykułach nie mamiejsca nawet na gorzką ironię. Jest natomiast dążenie do rzetelnego,naukowego opisu zastanej rzeczywistości.W piśmie pisują raczej poważne osoby: profesorowie uniwersytetów,działacze organizacji katolickich na rzecz ratowania życia poczętego, odważniksięża, nawet prawnicy.Pismo zamieszcza też reklamy „Podręczników do wojny w kulturze". Otoprzykładowy ich spis z kwietnia 1999 roku:„Kenneth R. Craycraft Jr The American Myth of Religious Freedom, Leon J.Podles The Church Impotent. The Feminization of Christianity, F. Carolyn GragliaDomestic Tranąuility. A Brief Against Feminis", Christopher Wolfe Homosexualityand American Public Life.ZIMA-1999299


Termin „wojna w kulturze" bardzo pasuje do formuły New Oxford Review.Póki co, katolicy za Oceanem nie poddają się. Ich potyczka nie jest łatwa.Więc może warto jakoś ich w tej ich niełatwej batalii wspierać. Każdy numerkosztuje 2,5 dolara. Roczna subskrypcja 24 dolary dla czytelników poza granicamiStanów Zjednoczonych. Wystarczy do nich napisać, a listy kierowaćpod adresem:New Oxford ReviewRoom 4481069 Kains AveBerkeley CA 94706A oto jeden z artykułów wydrukowanych w New Oxford Review z września1999 roku.John Schommer:JEZUS JEST BOGIEM: CZY TO ZDANIE MOŻE BYĆPRAWDZIWEDLA MNIE, ALE NIEPRAWDZIWE DLA CIEBIE?Jaka jest relacja pomiędzy wiarą i rozumem? Jest to dobre, ba, ważne pytanie,któremu papież Jan Paweł II poświęcił swoją encyklikę w ubiegłym roku.Ale czym, przede wszystkim, jest rozum? O ile się zorientowałem, spędzającjeden z wieczorów w studenckim centrum międzywyznaniowym,niektórzy chrześcijańscy studenci, jak i niektórzy chrześcijańscy pastorzy, niesą za bardzo pewni odpowiedzi.Centrum zaprasza swoich gości regularnie raz w tygodniu, a następnieofiarowuje wszystkim kolację. Często chadzam na drugą kolacje i prowadzęmiłe pogawędki z bardzo sympatycznymi ludźmi; rzadko jednak biorę udziałw spotkaniach. Tego wieczoru w programie miał być pokaz filmu zatytułowanego„Wybierając swoją religię" a potem dyskusja. Jak można wybraćjedną spośród wielu religii, głoszących swoje odrębne prawdy? Pytanie takiewydało mi się na tyle intrygujące, że zdecydowałem się zostać na całymspotkaniu.W filmie wyprodukowanym przez Ligonier Ministries występował jakokomentator ewangelicki pastor R.C. Sproul. Całość wypełniały wywiady reporterówze studentami z college'u na temat wiary. Studenci byli mili, zwy-300F R O N D A 1 7 / 1 8


czajne, sympatyczne dzieciaki, ale jeżeli chodzi o sprawy wiary — kompletnieniedoinformowane. Ich opinie o wierze były bardzo uładzone, lecz ich rozumowanie— żałosne, a zazwyczaj logicznie sprzeczne. Sproul w swoich komentarzachna próżno prostował ich myślowy bezład i katolicy, którzymogliby się nie zgodzić z nim w wielu sprawach, tym razem musieliby znaleźćniewiele różnic.Kiedy zapalono światła, rozpoczęła się dyskusja pomiędzy trzema poważnymipastorami protestanckimi i jakimiś dwoma tuzinami studentów. (Naszksiądz katolicki okazyjnie bywa na spotkaniach, tym razem jednak go zabrakło.)Było oczywiste, że niektórzy studenci są zakłopotani, a niektórzy rzeczywiściewściekli. Jeżeli intencją Sproula była prowokacja, to odniósł onsukces. Lecz co takiego prowokującego powiedział? Czy poraził publicznośćjakimś fundamentalistycznym dogmatyzmem? Czy straszył ich ogniem i kotłamize smołą? Cóż poczciwy profesor mógł powiedzieć takiego, że wzbudziłotak wielką irytację?Sproul trzymał się jednej tezy. Stwierdził coś, na co zarówno teiści, jaki ateiści powinni się zgodzić bez zastrzeżeń: otóż dwie sprzeczne opinie niemogą być prawdziwe. Proste i oczywiste, stwierdzenie to wzbudziło jednaknajwięcej kłopotów. Studentom można się nie dziwić: dawno temu zaaplikowanoim pogląd, że wszystkie religie są absolutnie tak samo „prawdziwe". Cobyło jednak bardziej zaskakujące — żaden z obecnych na sali protestanckichpastorów nie miał najmniejszego zamiaru kwestionować tego przekonania. Cowięcej, pastor prowadzący dyskusję, pełniący zarazem funkcję dyrektora centrum,który jako jedyny obejrzał film wcześniej, wyrażał się z pogardą zarównoo Sproulu, jak i o jego logice. Wydano wspólny wyrok na Sproula za to, żepopełnił błąd, gdy odmówił akceptacji elastycznego pojmowania „prawdy".Sproul użył matematycznej analogii, zakładając, że zdanie w rodzaju „Jezusjest Bogiem" ma tę samą logiczną moc i jest przedmiotem tych samychpraw logiki, co zdanie w rodzaju „2+2=4". Podobnie jak to drugie twierdzenienie może być jednocześnie prawdziwe i fałszywe, podobnie pierwsze:„Jezus jest Bogiem" musi być albo prawdziwe, albo fałszywe. Sproul zaznaczył,że stwierdzenie takie, jak „Jezus jest Bogiem dla mnie, ale może nie dlamego sąsiada" jest nielogiczne i z tego względunie do przyjęcia w procesie dochodzeniado prawdy.301


Dla mnie jako matematyka fascynujące było to, że analogie matematycznei odwoływanie się do praw logiki ściągnęło tyle emocji. Nikt podczas całejtej dyskusji nie nazwał zasady, która była właściwie przedmiotem ataku.A była to stara zasada wyłączonego środka, mówiąca, że ani zdanie, ani jegoprzeciwieństwo nie mogą być jednocześnie prawdziwe. Lecz chociaż nikt sięna nią nie powoływał, było jednak oczywiste, ze właśnie ona tak wzburzyłagrupę studentów.Pastorzy z entuzjazmem popierali studentów w ich odrzuceniu Sproulai w ciągu tej nieco meandrującej dysputy od czasu do czasu wyciągali kolejnematematyczne analogie na swój użytek, powołując się na wiedzę czerpanąz przeróżnych popularnych opracowań matematycznych, pojawiającychsię w dziennikach czy też poważniejszych magazynach. Ich analogie — tutajpogrupowane i jakoś ułożone — były następującego rodzaju:Po pierwsze: zdanie „Jezus jest Bogiem" nie jest ekwiwalentem zdaniamatematycznego. Ale nawet gdyby było, matematycy mówią, że dwa plusdwa wcale nie równa się cztery. Wszystko zależy od tego, jak definiujesz arytmetykę.W podstawowej arytmetyce dwójkowej, na przykład, jeden plus jedenjest dziesięć; a w arytmetyce dwunastogodzinnej — zegarowej —9+9 = 6 (zacznij od małej wskazówki na 12; przesuń ją o 9 godzin do przodu,a potem znowu o 9 godzin). Podobnie nieco jest w geometrii. Jest wszakgeometria euklidesowa, w której określone dwie proste uznane są za równoległei są też nieeuklidesowe geometrie, w których w ogóle nie da się takichlinii pomyśleć.Jak na to odpowiedzieć z perspektywy matematycznego rozumowania? Jestprawdą, że istnieje nieskończenie wiele geometrii i nieskończenie wiele arytmetyk.Ale w obrębie jednej geometrii nie może być jednocześnie dwóch liniiuważanych jako równoległe i nierównolegle zarazem. Nie ma też żadnej jednejarytmetyki w której 1 + 1=2 i jednocześnie1 + 1 = 10. I nawet kiedy będziemyużywać „zegarowej" arytmetyki,w której 9+9=6, nic niezmieni faktu, że po dodaniu 9godzin do 9 godzin, będziemymieli godzin 18. W tym znaczeniuzdanie 9+9=18 jest uniwersalną prawdą302<strong>FRONDA</strong> 17/18


ez względu na zakładany kontekst. Nawet zresztą nie zaczęliśmy dyskutowaćwarunków, w których „właściwe jest" (jest to wszak decyzja podlegająca intelektualnemuosądowi) użycie niestandardowej arytmetyki lub geometrii.Z chrześcijańskiego punktu widzenia tym, co mnie zmartwiło, wcale niebył fakt sporego wysiłku kilku protestanckich pastorów, aby usunąć niewygodnązasadę wyłączonego środka. Co było naprawdę dojmujące to fakt, żeci pastorowie podpisywali się pod tezą, wynikającą implicite z ich sposobu rozumowania,że mianowicie zdanie „Jezus jest Bogiem" jest prawdziwe tylkow określonym relatywnie znaczeniu, że jest prawdziwe tylko w kontekście(w — że tak powiem — arytmetyce) chrześcijaństwa.Jeżeli rzeczywiście oni tak sądzą, to jest to godne uwagi żądanie idące odtych, którzy wyświęcają ich na posłańców wiary chrześcijańskiej. Jeżeliby bowiemrozumowanie owo było prawdziwe, to chrześcijaństwo nigdy nie wyszłobypoza Jerozolimę, a może nawet nie opuściłoby wieczernika. Ludzie dostrzeglisłabość protestanckich kongregacji i oskarżają je o new age'owe liturgie,lewicowość i tak dalej. Ale być może wystarczy wszystko sprowadzić właśniedo tej jednej opinii, zwykle nie wyrażanej explicite: „Jezus może być Bogiem dlanas chrześcijan, ale może równie dobrze nim nie być dla wszystkich innych".Czy to jest ta nieodparta wieść, dla której ludzie mogą odmienić całe swoje dotychczasoweżycie? To jest owo uniwersalne przesłanie, któremu jednostki sąw stanie poświęcić swoje życie i „pójść chrzcić narody na całej ziemi"?Nie myślę wcale, żeby przeciętni ludzie w kościelnych ławkach — i takżeci spoza ławek, żyjący z dala od religii — kiedykolwiek się nad tym poważniezastanawiali, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, żeprzejęli oni swoje relatywistyczne rozumowanie z dzieł,które ich pastorzy — lub dla nowych sekularystów bylipastorzy — napisali lub zaniedbali napisać. Leczmuszą oni wiedzieć w głębi swoich serc, że jeżelizdanie „Jezus jest Bogiem" nie jest uniwersalną prawdą,absolutną prawdą prawdziwą w każdej rzeczywistości, prawdą transcendującąwszystkie kultury, to chrześcijaństwo jest kwestią sporną i ma wartośćniewiele większą, niż kolekcja opinii wyrażana na kartkach z życzeniami —a na pewno nie jest prawdą, która nas wyzwoli.Dyskusja tego wieczora wcale nie skończyła się dobrze. Analogie do alternatywnychgeometrii i arytmetyk, przyjęte jako rozwiązanie problemu.ZIMA-1999303


prawdy, zadowoliły zdaje się tylko tych studentów, którzy albo już predysponowanibyli do tego, aby nie zgadzać się ze Sproulem, albo też niewiele siętym przejmowali. Najbardziej wzburzeni pozostali niezaspokojeni. Jeden zestudentów, aby jakoś wzbudzić intelektualną nadzieję, odwołał się do metafory,sugerując, że może nie jest tak, że istnieje wiele prawd, ale że istniejewiele okien, przez które ową prawdę oglądamy; a niektóre z okien są bardziejczyste niż pozostałe. Ale nawet ta rozsądna opinia została oględnieprzyjęta przez nielicznych, zbyt wystraszonych, jak myślę, samą sugestią, abyw tak ekumenicznym kręgu, zakładać, że niektóre religie (i niektóre odmianychrześcijaństwa) mają „lepszy ogląd" niż pozostałe.Jest to też być może tak samo dobre miejsce, jak każde inne, żeby wyznaćmój udział w tym wszystkim. Kiedy wszyscy uczestnicy dyskusji owego wieczorazaczęli wypływać na wzburzone wody irracjonalizmu, spokojnie się temuprzyglądałem, zafascynowany spektaklem. Nie wtrąciłem się, aby rzucićchoć jedno koło ratunkowe, których wszak ci młodzi ludzie tak rozpaczliwiepotrzebowali; pozostałem milczący. Może byłem zbyt zaszokowany . Przypuszczałem,że pastorzy obecni na sali rzucą się na ratunek. Byłem bowiempewien, że zgodzą się oni ze Sproulem i że w zgodzie z tradycją wiary poszukującejzrozumienia będą obstawać przy tym, że rozum i logika powinny byćużywane w czasie dyskusji o wierze. Ich atak skierowany przeciwko tradycyjnemurozumowaniu zastał mnie nieprzygotowanym.Matematyk z zawodu, katolik z wyznania, przez długi czas zamartwiałem siętym, że katolicka społeczność zaniedbuje intelektualną sprawność młodych wyznawców.Aby było jasne: przez lata zawodowy katolicki nauczyciel starał sięprzede wszystkim zadbać o to, aby jego uczniowie byli mili i uprzejmi. Mniejprzejmował się on zaznajamianiem młodych ludzi z intelektualnymi (racjonalnymii logicznymi) podstawami ich wiary — czyli nauczania ich bycia katolikami.Mówiono nam, że młodzi katolicy racjonalne podstawy wiary traktowalijako kwestie nieistotne dla ich życia i że kwestie społecznej sprawiedliwościzdominować muszą ich programy nauczania. Zapewne podobnie jak większośćludzi spoza profesjonalnej kadry katechetów, którzy nie zgadzają się nato, tłumaczyłem sobie swoje osobiste zaniedbania religijnej edukacji naszejmłodzieży zadając pytania w stylu: Gdzie powinienem zacząć? Na jaki powołującsię autorytet? Jako profesor matematyki,który przeczytał Katechizm?304<strong>FRONDA</strong> 17/18


Pomimo wszystko wiem z doświadczenia, że młodzi ludzie w amerykańskichcampusach są głodni wiary, która przynosi sens i — chociaż mogą temuzaprzeczać — wiary, która stawia im wymagania. Wiedzą zaledwie, że wiarachrześcijańska opiera się na współczuciu. Mniej jest dla nich jasne, że ofiarowujeona trochę więcej. Znajdujemy się w niedobrym momencie historiinaszej kultury, kiedy filozoficzny indyferentyzm na uczelniach i indyferentyzmreligijny w wielu religijnych środowiskach zastąpił zobowiązanie rzetelnegodążenia do prawdy. Nauczyciele, którzy zgodzili się na intelektualnąrzetelność, są rozpaczliwie potrzebni do ratowania duchowego życia swoichuczniów. Tylko ci z nas, którzy ustawili się na obrzeżach, muszą wejść do gry.Nie ma wiele czasu. Potrzeba jest wielka.PRZEŁOŻYŁ: KRZYSZTOF KOEHLERZIMA-1999305


Czy Antoni Słonimski, gdyby w czasie wojny nie przebywałza granicą, sypałby do komór gazowych cyklon B?SEMIZMMROCZNEWIDMOWydawać by się mogło, że o polskim antysemityzmie powiedziano i napisanojuż wszystko — a nawet jeszcze więcej. Jeżeli więc najbardziej wyrafinowaneintelektualnie czasopismo w Polsce — mam na myśli „Res Publikę Nową" — poruszaten temat i poświęca mu cały numer monograficzny (7-8/1999), oznaczaćto może tylko jedno: chce wprowadzić dyskusję o polskim antysemityzmie nawyższy, nieosiągalny dla innych, wyśrubowany intelektualnie, przewyższającywszystko co do tej pory napisano, poziom. I rzeczywiście, artykuły zamieszczonew „RPN" pobudziły wielu do dyskusji, a odbyła się ona na tak wysokim poziomieintelektualnym, że bledną przy tym prace nad antysemityzmem LeonaPoliakova, Jean-Paula Sartre'a czy Istvana Bibo. Do naszej redakcji przyszło w tejsprawie kilka listów:Najodważniejszy tekst w polskiej prasie w roku 1998 napisał w „Tygodniku Powszechnym"ks. Józef Musiał. W bieżącym roku, uważam, że tytuł ten powinien przypaśćartykułowi Bożeny Umińskiej o Stefanie Żeromskim w „Res Publice Nowej". Autorka zadajeretoryczne pytanie: „Czy Żeromski sypałby cyklon B do komory gazowej?" Uważnyczytelnik pod koniec lektury jej tekstu może przekonać się o retoryczności pytania, gdyż StefanŻeromski zdemaskowany zostaje jako siewca nienawiści, którego dzieło torowało drogę306<strong>FRONDA</strong> 17/18


do Holocaustu. Brawa dla pani Bożeny, że potrafiła wytropić antysemickiego potwora,którego nienawiścią karmią się nasze dzieci podczas szkolnej lektury „Przedwiośnia"!Koronnym dowodem antysemityzmu Żeromskiego jest następujący cytat z tej powieści:podczas rewolucji bolszewickiej Cezary Boryka „zachwycał się szczególnie mówcamipochodzenia żydowskiego. Ci z fenomenalnym jasnowidzeniem ujawniali geniuszswej rasy, zdolność docierania do najgłębszej, najostateczniejszej iścizny, do samego sednaspraw ludzkich — odsłaniali słabość i miejsca chore, zgniłe, obumarłe konającegoświata burżuazji i ofiarowywali pracującemu ludowi swe najtrafniejsze pod słońcem rozumowanieo istocie i potędze przewrotu, który się właśnie dokonywał."Gdyby słowa umiały zabijać, Holocaust dokonałby się jednym pociągnięciem pióra,kiedy w 1921 r. Żeromski kreślił powyższe wersy! Twierdzić, że Żydzi brali udział w rewolucjibolszewickiej, to wskrzeszać upiorny stereotyp „żydo-komuny", to przygotowywaćgrunt pod Shoah.Nie umniejszając śmiałości oraz wagi dokonań pani Umińskiej, pragnę poinformować,iż nie była ona pierwszą osobą, która odkryła hitlerowskie ciągoty Stefana Żeromskiego.Stało się to już bowiem pół wieku temu. Na łamach londyńskich „Wiadomości"(181/1949) Gustaw Herling-Grudziński w szkicu „Żeromski i Hitler. Nieznany epizodz życia pisarza" stwierdził: „Postaram się dowieść, że Żeromski był pierwszym w Polscehitlerowcem, i to dowieść nie na podstawie jego dzieł (...) ale na podstawie jego życia.Mam w ręku niezbite dowody, że Żeromski był od najwcześniejszych lat swej młodości prekursoremi twórcą hitleryzmu w Polsce." Zainteresowanych opisem dziejów przyjaźni łączącejŻeromskiego z Hitlerem odsyłam do zbioru esejów Herłinga-Grudzińskiego „Wyjściez milczenia" (Biblioteka „Więzi" 1993).Mnie jednak najbardziej inspirująca wydaje się końcowa uwaga pani Umińskiej, „żeantysemickich treści jest w polskiej literaturze więcej, niż się wydaje tym, którzy na nie niezwracają uwagi". Otóż to! Chciałbym niniejszym stwierdzić, że Adam Mickiewicz z pewnościąsypałby cyklon B. Wskazuje na to sposób, w jaki opisał w „Panu Tadeuszu" ŻydaJankiela. Przypisał go do cymbałów, a jak wiadomo „cymbał" jest określeniem pogardliwymi uwłaczającym. Podczas gry zaś Jankiel „puścił fałszywy akord jak syk węża". To porównaniez wężem kojarzy się ze sceną kuszenia w raju. Zyd nabiera więc rysów demonicznych.To nie pomyłka. Mickiewicz przekonuje nas: „on umyślnie trąca wciąż tę zdradziecką strunę".Trwanie w zatwardziałości i zdradzie to zaś cechy wybitnie lucyferyczne. Nie ma najmniejszychwątpliwości, że od „Pana Tadeusza" do „Mein Kampf" wiedzie prosta droga.Z poważaniem:RAFAEL KOSCHZ I M A I 9 9 9 307


J' ako gorący zwolennik Stowarzyszenia „Nigdy Więcej!" tropię ślady antysemityzmuwszędzie, gdzie tylko się on pojawi. Dzięki publikacjom w „Res Publice Nowej"udało mi się przyszpilić go w miejscu, w którym nigdy bym się tego nie spodziewał.Oto stały felietonista „RPN" Andrzej Leder stwierdza: „Antysemityzm jest postawą,odruchem, skinięciem głowy, skrzywieniem ust, porozumiewawczym mrugnięciem".Kiedy rabin Joskowicz zagadnął w Sejmie papieża o krzyż w Oświęcimiu, wielumoich znajomych wołało, że to skandal, ja milczałem, ale — przyznaję się — skrzywiłemusta. A przecież, jak pisze Leder, antysemityzm jest „skrzywieniem ust."Kiedy usłyszałem, że Ignats Bubis nie życzył sobie być pochowany w Niemczech, ponieważbył pewny, że jego mogiła zostanie sprofanowana przez Niemców, a trzy dni po pogrzebiejego grób w Izraelu sprofanowany został przez Żyda,to na wieść o tym smętnie skinąłem głową. A przecież,jak pisze Leder, antysemityzm jest „skinięciem głowy".Kiedy przeczytałem w „Gazecie Wyborczej" antysemickąuwagę Isaaca Berłina wygłoszoną podczas rozmowyz Adamem Michnikiem: „Gdybym wiedział, że wypijająctą kawę, mogę przemienić wszystkich Żydóww Duńczyków — zrobiłbym to", wówczas porozumiewawczomrugnąłem do kołegi w pracy, któremu przeczytałemna głos to zdanie. A przecież, jak pisze Leder, antysemityzm jest „porozumiewawczymmrugnięciem".Pragnę więc oświadczyć, że zdemaskowałem jako antysemitę samego siebie.Proszę przyjąć wyrazy mojej skruchy i obietnicę poprawy:GABRIEL RIESERPo przeczytaniu „Res Publiki Nowej" mój świat runął jak domek z kart. Całe życiewychowywany byłem w etosie lewicy, w kulcie dla takich postaci, jak StefanŻeromski czy Antoni Słonimski. Za jedynych nosicieli nienawiści, ksenofobii i antysemityzmuuważałem przedstawicieli prawicy, a tu nagle, z lektury artykułu BożenyUmińskiej, dowiedziałem się, że Żeromski mógłby uchodzić za patrona instruktorówobsługi komór gazowych. Zabołało mnie to, ale fakty były bezlitosne. Nie wiedziałem,co robić. Aby nie dopuścić do obrócenia mojej wizji świata w gruzy, postanowiłemoprzeć się na jakimś niekwestionowanym autorytecie. Adam Michnik zwykł powtarzaćsłowa swojego mistrza Antoniego Słonimskiego, że kiedy nie wiadomo, jak postępo-308F R O N D A 1 7 / 1 8


wać, wówczas trzeba postępować uczciwie. Zrozumiałem, że osoba Słonimskiego skupiaw sobie cały etos lewicy w Polsce. Pobiegłem do biblioteki i wyciągnąłem rocznikinajbardziej światłego pisma w Polsce międzywojennej, „Wiadomości Literackich", dlaktórych Słonimski był absolutną wyrocznią. I cóż znalazłem? Tekst Antoniego Słonimskiego„O drażliwości Żydów" („WL' nr 35/1924). Oto jego fragmenty:„Jedną z kardynalnych i najbardziej charakterystycznych cech żydostwa jest bagatelizowanienajświetniejszych zdobyczy ducha ludzkiego. Żydzi bagatelizują wszystko:kaleczą język, którym mówią, lekceważą czystość mowy, ciała i serca, przeceniają zaśnierozumnie znaczenie pieniędzy. (...)Żydzi nie mają prawie swojej kasty pracującej fizycznie — jest to bowiem naródnie produkujący: zajmuje się przeważnie handlem i pośrednictwem. Dziewięćdziesiątprocent handlarzy żywym towarem to są właśnie Żydzi.(...) Psychologia żydowskiego handlarza dziewczętamiodsłania nam jeszcze jeden rodzaj bagatelizowania rzeczytak czystych, jak miłość i cześć kobiety.Wszystko — cały świat, gwiazdy, morza, lądy i ludzie —znika i staje się nieważne wobec żądzy pieniądza. (...)Gdybyśmy chcieli sięgnąć do genezy tego bagatelizowania,lekceważenia, a nawet nienawiści, znaleźlibyśmyto wszystko już w Starym Testamencie, gdzie nienawiść do innych narodów zarysowanajest zdecydowanie, i gdzie sam Bóg lekceważy wszelką etykę, a nawet prostą uczciwość,jeżeli chodzi o zdobycie kraju (deszcz kamienny na Amalekitów) lub przysporzeniebogactw wybranemu ludowi (kradzież naczyń srebrnych w Egipcie). 'Naródwybrany', oto jest ten rdzeń, ten tajemniczy znak kabalistyczny, który porusza Golemażydostwa. Bardzo niewielu znam Żydów, którzy nie mają głębokiego przeświadczeniao tej wyższości rasy żydowskiej. Dlatego właśnie ten naród, tak chętnie wszystkobagatelizujący, nie lekceważy najlżejszego zarzutu, najmniejszej krytyki.Drażliwość jest tak wielka, że każde śmielsze wystąpienie staje się wprost niebezpiecznedla pisarza. Wolno jest u nas pisać źle o kelnerach, Czechach, Niemcach lub posłachsejmowych — mogą denerwować pisarza rzeczy tak doskonałe, jak katedra Notre-Dame— można wytykać błędy kompozycyjne Michałowi Aniołowi, ale nie wolno pisaćźle i rozumnie przeciw Żydom, bo pisać głupio — znaczy to sprawiać im rzetelną satysfakcję.Jeśli pisze Nowaczyński lub Pieńkowski, jest to poniekąd na rękę Żydom,gdyż łatwo mogą ośmieszyć antysemityzm tak ordynarny i chamski. (...) Z triumfalnymhałasem rozsyłają o tym wieści do wszystkich prasowych agencji całego świata.7 ! M A I 9 9 9 309


Jeżeli jednak ktoś, stojący na boku życia politycznego, powie jakąś nieprzyjemną prawdęo Żydach, chętnie by go ukamieniowali na miejscu.(...) mówię to o tej nikczemnej większości ludzi nic nie produkujących, pośrednikówi handlarzy najbogatszych i najcyniczniejszych — mówię o tych wszystkich szrajbelesachnacjonalizmu żydowskiego, którzy podnoszą gwałt o swoją parszywą godność.W Palestynie, w okolicach Tyberiady nad Jeziorem Galilejskim, widziałem Żydówdumniejszych i godniejszych od was, gudłaje z żydowskich pisemek. (...)Prawdziwa miłość ojczyzny czasem mnie zachwyca, ale fałszywa zawsze budziwstręt. Musi bowiem budzić odrazę wygodna miłość ojczyzny, uwarunkowana szeregiemzastrzeżeń. Trudno jest kochać i co godzina obliczać, wiele to kosztuje i jaki tozysk przynosi. Stosuje się to zarówno do Żydów miejscowych — fałszywych syjonistów,jak i do tych zasymilowanych 'Polaków z trzydniowym wymówieniem', którzybardzo kochają Polskę, ale jeżeli broń Boże coś się zdarzy — to już nie tak bardzo.Prócz wstrętu budzi jeszcze we mnie gniew, fałszywy i nikczemny stosunek Żydówdo zagadnień narodowych. Naród ten, narzekający na szowinizm innych ludów, jestsam najbardziej szowinistycznym narodem świata. Żydzi, którzy skarżą się na braktolerancji u innych, są najmniej tolerancyjni. Naród, który krzyczy o nienawiści, jakąbudzi, sam potrafi najsilniej nienawidzieć.(...) uświadomiłem sobie z przerażeniem, że drażliwośćżydowska nie jest tylko lokalnym stanem zapalnym, alepłynie ona z głębokiego, przerażającego przekonaniaŻydów o bezwzględnej wyższości 'narodu wybranego'.Bardzo niedawno temu byłem na meczu Hakoah z reprezentacjąWarszawy. Tam, na boisku sportowym, wolnymw całym świecie od walk nacjonalistycznych, byłemświadkiem jaskrawej solidarności żydowskiej. (...) czarnytłum ciemnych Żydów, nie rozumiejących ani trochęzasad gry, wyjący, gwiżdżący i ryczący — dał mi obraz gwałtownego, wojującego nacjonalizmu.(...) W walce Żydów z Polską i w walce Polski z Żydami zaiste nie wiem,kto jest stroną silniejszą — lecz jeżeli obrazem tej walki był mecz Warszawy z Hakoah,to wyznać muszę, że wszystkie moje sympatie były po stronie znacznie słabiej grającejreprezentacji stolicy. W metodach wałki między tymi starymi wrogami po obu stronachsą rzeczy brzydkie, lecz na pewno więcej fałszu jest po stronie Żydów.(...) Modny jest czar umysłowości semickiej, dowcip żydowski i semicka realnośćpatrzenia na życie. Co drugi snob żydowski mówi teraz o starości swej rasy. Żydzi za-310<strong>FRONDA</strong> 17/18


czynają się uważać za śmietankę towarzyską nawet w banalnym, wielkoświatowympojęciu. Trudno jest więc wytłumaczyć Żydom, że nie są tak niezwykli, że w sztuce niczegonie dokazali, że mają w sobie tragiczną nieproduktywność, wobec której nieproduktywnośćsłowiańska jest mrzonką. W literaturze poza czarującym Heinem, piszącympo niemiecku, kogóż ma literatura żydowska? Jakiego wielkiego muzyka wydał tennajmuzykalniejszy naród? Sztuk plastycznych nie mają zupełnie, a jeżeli znajdzie sięnawet w literaturze i muzyce parę nazwisk szlachetnych artystów — nie należą oni dosztuki żydowskiej, jak Conrad nie należy do literatury polskiej.(...) Gdzież jest więc ta wielkość narodu wybranego? Chyba nie w tym, że najpiękniejszaksiążka napisana od początku świata, najszlachetniejszy owoc, wydany przezrasę ludzką, wielka nauka Jezusa Chrystusa, znienawidzona jest przez Żydów?"Przepraszam za ten przydługi cytat z tekstu Słonimskiego, ale chyba możecie zrozumiećmoje odczucia. Czułem się, jakby ziemia ustępowała mi spod nóg. Cóż znaczyłprzytaczany przez Bożenę Umińską jeden akapit z „Przedwiośnia" Żeromskiego w porównaniuz tym gwałtownym strumieniem antysemickiej nienawiści, jaki wylewał sięz tekstu Słonimskiego? Mało tego — tekst ten powstał niemal w tym samym czasie co„Mein Kampf" Hitlera. Natychmiast zaczęło nurtować mnie to samo pytanie, które niedaje spokoju autorce „Res Publiki Nowej": Czy Słonimski, gdyby w czasie wojny nieprzebywał za granicą, sypałby do komór gazowych cyklon B?Odpowiedź na to pytanie sprawiła, że mojego światajuż nie ma. Etos okazał się złudzeniem. Cóż mi pozostało?Czyżby należało pójść za radą profesora Baumanai stanąć oko w oko z rzeczywistością czyli absurdemnaszej egzystencji?Zrozpaczony:EDUARD LASKIERW tekście wykorzystanoryciny Albrehta Durera,który gdyby żyt...ZIMA- 1999311


KASZA i ŚRUBOKRĘTBóg Abrahama, Izaaka, Piłki i Niesiołowskiego...inny jest Bóg Księgi Rodzaju, a inny ksiąg napisanych tysiąc lat później. Tenpierwotny byl potężny, ale bezwzględny, mial w sobie siły destrukcji, to, co musię nie podobało, niszczył ogniem i potopem. Rajski wąż też był jego częściąskładową. Gdyby nie późniejsze zmiany, byłby nie do wytrzymania — zresztąnie pragnął dla siebie miłości a jedynie strachu. Ale na tysiąclecia utrwalił takiemoce, które zezwalają na nienawiść Niesiołowskiemu i Piłce, a jakże, z powołaniemsię na Pisma Święte. Bóg Niesiołowskiego był uprzednio Bogiem inkwizycji,klątw, tortur, stosu. Ale to przecież było wszystko dzieciństwo Boga...Dawno minione i przezwyciężone. Dzieci mają mało względów na cudze cierpienia.Piotr Kuncewicz ..Od Boga do Rydzyka", „Trybuna" 15.10.1999.Przepraszam za prymasa— Z okazji rozpoczęcia roku szkolnego prymas Polski kardynał Józef Glemp stwierdziłpodczas mszy świętej na warszawskich Siekierkach, że jeżeli przed młodym człowiekiemjest tylko chaos i Przystanek Woodstock, to w przyszłości czeka go „bagno, błoto". Niejest to głos odosobniony wśród księży, ale —jakby nie było — tym razem wypowiedzianyzostał przez głowę polskiego Kościoła katolickiego. Co myślisz o tej deklaracji?— Władze kościelne mówią rzeczy, nad którymi w ogóle się nie zastanawiają.Ja, stojąc na scenie w Żarach, mówiłem: przepraszam was za dorosłych. A dziśna łamach waszej gazety mówię: przepraszam za słowa wypowiedziane przezprymasa, słowa obraźliwe dla tych wszystkich, którzy uczestniczyli w PrzystankuWoodstock. Przepraszam za prymasa, bo powiedział wielką bzdurę.(...) Jeszcze raz to powiem. Kościół stał się u nas bogaty, przestał rozmawiaćz ludźmi, zajął się polityką. Dowodem tego może być Radio Maryja, które, wedługmnie, działa na skraju przestępczości. Często tę granicę przekracza szkalującludzi. A na przykład jeżeli gazeta „NIE" Jerzego Urbana skłamie lub siępomyli, to idzie do sądu i toczy się regularny proces. A czy ktoś widział w sądzieradio Maryja?Jurek Owsiak w rozmowie z Przemysławem Szubartowiczem, „Trybuna"17.09.1999.Panie prezydencie! Larum grają!Panie Prezydencie! W Polsce jest budowane, systematycznie i konsekwentnie,państwo wyznaniowe. O ile ten proces nie zostanie zahamowany, niezbędnym312<strong>FRONDA</strong> 17/18


ędzie przeprowadzenie głębokiego i rozległego postępowania deklerykalizacyjnego,obejmującego sferę polityczną, społeczną, ekonomiczną.Z apelu sekretarza Polskiego Stowarzyszenia Wolnomyślicieli Krzysztofa Mróziado prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, „Trybuna" 23.07.1999.Koszmar wolnomyślicieliGdyby ktoś nie chciał słuchać mnie, niech słucha papieża, bo on mówi to samo,co ja, tylko innym językiem.Prezydent Aleksander Kwaśniewski, za: „Z życia opozycji",„Nowe Państwo" 27/1999Niezapomniane dni czerwcoweZdaniem Barbary Stanosz, nie ma pozytywnych stron działalności Karola Wojtyły:— Jego dorobek sprowadza się do mówienia banałów lub rzeczy bałamutnych.Związek wyznaniowy, któremu patronuje, krzewi irracjonalne postawyw społeczeństwie — mówi.(...) „Jarmarczno-bizantyjska" oprawa jego kultu jest moralnie i etycznie niedo zaakceptowania — mówi Barbara Stanosz. Jej zdaniem, zachowanie środowisknaukowych wobec Papieża uwłacza im i ośmiesza je. Panią profesor brzydzipostawa inteligencji, a szczególnie środowisk akademickich: — Nikomu niewolno okazywać aż takiej czołobitności. To przypomina kult jednostki z epokimojej młodości — narzeka.(...) Czas pielgrzymki Papieża Barbara Stanosz spędzi w domu, odcięta odświata: — Okres pobytu Papieża wprowadza mnie w stan psychiczny trudnej dostłumienia pogardy dla inteligencji. Chronię się przed tym stanem, zaszywającsię w domu. Nie oglądam polskie telewizji. Nie słucham radia. Jedyną gazetą,jaką kupiłam od kilku dni, jest „Nie". Staram się o tym nie myśleć.Wiktor Świetlik, „Dzieci 'Nie', czyli skrajna lewica przeciw Papieżowi". „NowePaństwo" 25/1999A ptaki śpiewały po polskuNa razie polska klasa polityczna, zamiast budować własny autorytet i definiowaćwłasne przywództwo, stara się „podłączyć" pod autorytet Papieża. W kolejce dopapamobilu tłoczą się przedstawiciele wszystkich ugrupowań politycznych.W trakcie tej przepychanki niewielu z nich zachowuje przynajmniej skromne7. ] M A I 9 y 9313


milczenie. W papieskim entuzjazmie przoduje Adam Michnik, który w przeciwieństwiedo liderów tradycyjnych partii politycznych, reprezentowanych zaledwiew parlamencie, posiada na wyłączną własność bardzo silne masowe medium,za pomocą którego może ów własny entuzjazm swobodnie prezentować.Ten polityk, który pozwalał sobie w przeszłości na bardzo krytyczne (i nie zawszecałkowicie pozbawione racji) wypowiedzi na temat Kościoła, a nawet samegonauczania papieskiego, dostrzegając skalę publicznego tryumfu Jana PawiaII i skalę klęski polskiej klasy politycznej, powrócił w swoich komentarzach doreligijnego, a nawet klerykalnego tonu, jakiego lubił nadużywać w pierwszej połowielat osiemdziesiątych. Jego komentarz do pielgrzymki, zatytułowany „Pasterzi prorok: lekcja podzięki", wzbija się niezwykle wprost wyżyny kaznodziejskiejpasji. Adam Michnik pisze: „Przed 20 laty przyjechał do Polski człowiek,który siał. Ten siewca dobrze znał swoje pole: jego biedę, nieużytki, miejsca jałowei zachwaszczone. Teraz, po 20 latach, ten siewca wolności i prawdy, nadzieii dobra przyjechał na czas żniwny, by zbierać plony. I znowu zasiał. Oby następnyplon był równie obfity... A ptaki śpiewały mu po polsku."Ta próbka religijnej grafomanii oznacza wyłącznie, że Adam Michnik —wnikliwy obserwator polskiej sceny publicznej — dostrzega to, co stało sięw Polsce tak wyraźnie widoczne podczas ostatniej pielgrzymki. Pomiędzy autorytetem(publicznym a nie tylko religijnym) Ojca Świętego a brakiem autorytetupolskiej klasy politycznej pojawiła się przepaść, dowodząca głębokości chorobytrapiącej politykę polską.Cezary Michalski „Papież zamiast polityki?", „Życie" 25.06.1999.Toyota, ciota i szkic FoucaultaByć może nieszczęściem dzisiejszych czasów jest to, że mit [...] zastąpiły różnejmaści ideologie, często nawet narzucane w dobrej wierze, choć zawsze z fałszywąświadomością. Proszę popatrzeć na przykład, jak życzeniowy mit Europyprzekształca się na naszych oczach w monstrualną ideologię swojskości. Na dodateknadaje się jej jeszcze pozór religijny. [...] Wizja społeczeństwa, w którymwszyscy będą czytali Bataille'a, jest mi zupełnie obca [...], ale też w ogóle niewierzę, że rozwiązaniem współczesnych problemów jest powrót do tradycyjnychwartości: koronki, żonki i golonki."Tadeusz Komendant w rozmowie z Maciejem Mazurkiem: „Melancholia jestnieodłączna od poznania", „Kurier Czytelniczy" 50/1999314<strong>FRONDA</strong> 17/18


Grafomania profesorska AD 1951Przygotowywałem się do egzaminu wstępnego na polonistykę korzystającz cennych rad moich bardzo zaawansowanych kolegów. Jeden z nich powiedziałmi tak: „Słuchaj, daj sobie spokój z tymi wszystkimi lekturami, historiami literaturyi gramatykami, przy twoim oczytaniu i tak nie będziesz miał konkurencji,weź natomiast, i to koniecznie 'Wstęp do teorii marksizmu' Schaffa i tegosię lepiej naucz. Na dobrą sprawę — to tylko się liczy. Jak dobrze odpowieszz Schaffa, to nie ma takiej siły, żeby cię nie przyjęli!"Cóż było robić! Kupiłem ten wstęp (był tani jak barszcz!) i zacząłem go czytać.Nie będę opisywał wrażeń, jakie mi podczas tej lektury towarzyszyły, powiemtylko, że choć nie miałem specjalnego przygotowania antymarksistowskiego(ograniczało się ono do znajomości książki Bertranda Russella „WiekXX", wydanej jeszcze przed wojną, gdzie w jakimś rozdziale atakował on tędoktrynę), coraz to zachodziłem w głowę, jak można wypisywać podobne brednie,a co gorsza, poważnie je wyznawać. Te sławne przykłady o przechodzeniuilości w jakość (woda gotująca się w czajniku itp.), ta panosząca się wszędzieklasowość i partyjność wszystkiego, wreszcie sam język owych tytanów myśl,zwłaszcza Lenina i Stalina, oraz ich apostołów i egzegetów (właśnie w rodzajuSchaffa), język najeżony głównie inwektywami i pogróżkami pod adresem dosłowniewszystkich, którzy ośmielają się choćby rozważać cokolwiek innego niżzagadnienia materializmu dialektycznego, nie mówiąc już o tych, którzy otwarciewystępują albo występowali w przeszłości przeciw tej koncepcji filozoficznej,język zarazem pełen niebywałego samochwalstwa — wszystko to tworzyłomieszankę komiczno-makabryczną.Czytając to, z jednej strony, nie można się było powstrzymać od śmiechu(przynajmniej ja nie mogłem), z drugiej zaś, przerażenie ogarniało, iż podobneszalbierstwo, uwłaczające godności ludzkiego umysłu, święci takie tryumfy, i tonie tylko u obłąkanych Kacapów oraz w krajach przez nich podbitych, leczi w wielu miejscach świata cywilizowanego.Janusz Szpotański „Obywatel profesor czyli rok akademicki 1950/1951",„Życie" 2-3.10.1999.Grafomania profesorska AD 1999Dawno nie zdarzyło mi się czytać tak źle napisanej książki! Jeśli miała tobyć publicystyka — w przystępnej formie przybliżająca sprawy oczywisteZIMA-1999315


i jednocześnie pobudzająca do dyskusji — to zabił ją okropny, biurokratyczny,ciężki jak czołg język. A także brak poczucia humoru i wdzięku. Jeśli zaśmiały to być eseje z zakresu filozofii społecznej, nauk politycznych i analitycznejekonomii, to zbyt wiele w nich płycizn, banałów i pustosłowia.(...) Bóg raczy wiedzieć, dlaczego autor najpierw zajmuje się antropologicznąkoncepcją kultury — a więc taką, w której za kulturę uznaje się wszystko, conie jest naturą — pisząc jednocześnie rzeczy wątpliwe, gdy zalicza instytucjespołeczne do niematerialnych wyznaczników działań człowieka. (Instytucjaz definicji posiada wyposażenie materialne). Nie mówiąc już o tym, że kiedymam ochotę zapoznać się z antropologicznymi rozważaniami na temat kultury,sięgam po lepsze źródła niż pogadanka ekonomisty. Od ekonomisty chcę się dowiedziećczegoś o finansowaniu kultury i o problemach na styku rynku i kultury.Niestety, nadal muszę brnąć w definicje. Pozwolę sobie zacytować fragmencik,żebyśmy wszyscy mogli zapoznać się z walorami stylu pana premiera:Omawiany temat, w którym analizie poddany jest system reguł wobec kultury (nazywanyniekiedy „polityką kulturalną"), wymaga jednak innej definicji tego zjawiska. Ow systemdotyczy mianowicie dwóch ważnych składników:twórczości kułturalnej,dóbr kultury.Łącznie stanowią one „kulturę" jako przedmiot pewnego systemu zasad zależnych odwładz publicznych.O rety, o co tu chodzi? Chyba o to, że kultura to pewien rodzaj działań oraz wytworytych działań i że są one przedmiotem oddziaływań politycznych. A wtedykultura staje się „kulturą".Jak dotąd mamy tu do czynienia z typową definicją ignotum per ignotum,czyli nieznane przez nieznane. Kultura to twórczość kulturalna i dobra kulturalne.Czyli jakie? Sprawę rozjaśniają nieco przykłady. Twórczość kulturalnato, na przykład, literatura, a dobro kulturalne to utwór literacki. (???) Twórczościąkulturalną jest film, dobrem kultury — utwór filmowy, natomiast grakomputerowa to: sposób spędzania wolnego czasu konkurujący z uczestnictwemw kulturze. Wyjaśnienie tego fenomenu zajmuje Leszkowi Balcerowiczowi ponadstronę, z której tak naprawdę czyetlnik nie dowiaduje się niczego więcejniż to, co każdy wie. Po wyżęciu wody okazuje się, że kultura, tak jak potoczniesię przyjmuje, to literatura, film, muzyka, teatr, plastyka, architektura i zabytkii że wszystko to są — kto by przypuszczał? — wytwory człowieka. Ca-316<strong>FRONDA</strong> 17/18


ły podział na twórczość i wytwór okazuje się zupełnie zbędny, choć mógłbymieć jakieś znaczenie.Kinga Dunin, „Nie ma za co!", recenzja książki Leszka Balcerowicza „Państwow przebudowie", „Kurier Czytelniczy" 57/1999Zmierzch bogów, narodziny radnych—Jak to się stało, że została Pani radną? Nie starczyła kariera muzyczna?— (...) Przełomowym momentem była sprawa Oleksego. To było już totalneprzegięcie! Zagotowałam się. To o tym napisałam tekst utworu „Zmierzch bogów".Dobija mnie, że żyję w kraju, w którym ludzie normalni odsuwają się odpolityki. Na placu boju zostają oszołomy. Nie można na to pozwolić. Dlategom.in. kandydowałam na radną.Anja Orthodox, wokalistka grupy Closterkeller, radna SLD w dzielnicy WarszawaOchota w wywiadzie pt. „Mam odwagę i ochotę",„Super Express" 25.09.1999.Wspólna PolskaNajpierw Cezary Michalski przejechał się w „Życiu" po tegorocznych laureatachnagrody „Nike". Potem „Gazeta Wyborcza" zacytowała ów wycinek ironicznie.Następnie Tomasz Wołek, kajając się za Michalskiego, przeprosił w „Życiu" tegorocznychlaureatów Nike. W końcu przeprosiny wyrecytował w „Życiu"(z 6.10.99) sam Michalski:„Chciałem zacząć od przeprosin. Zdarzyło mi się napisać krótki komentarzdotyczący tegorocznej Nagrody Nike. Z racji zarówno mojego temperamentu,jak tez skrótowości tekstu, styl mojego komentarza niebezpiecznie zbliżył siędo pamfletu, czego nie uzasadnia ani temat najważniejszej polskiej nagrody literackiej,ani nazwiska finalistów konkursu."Jak jeszcze Mickiewicz przeprosi Koźmiana za napaść na warszawskich klasyków,Słowacki przeprosi Mickiewicza za złośliwe dygresje w „Beniowskim",Prus przeprosi Sienkiewicza za krytykę „Ogniem i mieczem", Irzykowski przeprosiBoya za pamflet „Beniaminek", Przyboś przeprosi Iwaszkiewicza za kpinyze „Skamandra", a Kisielewski przeprosi Gombrowicza, że nie miał go za geniusza,dawna polska kultura, charakteryzująca się niepotrzebnymi różnicamizdań, stanie się równie elegancka jak dzisiejsza.(W) „Jak ja nienawidzę nienawiści", „Gazeta Polska" 13.10.1999.Z I M A - 1 9 9 9317


White Power forever!Kult „białej rasy" wydaje się logiczną konsekwencją dotychczasowej drogi polityczno-ideowejdra Kazimierza Kapery. W ciągu niespełna 10 lat swojej politycznejkariery zaprezentował on komplet poglądów, lokujących go na skrajnymskrzydle antydemokratycznej, totalitarnie myślącej prawicy. (...) Bardzo bliskieduchowi faszyzmu jest zdanie Kapery na temat odmiennych orientacji seksualnych.(...) Kolejnym dowodem na duchową łączność Kapery z myślą faszystowskąjest jego stosunek do aborcji, wielodzietności i przyrostu substancji narodowej.(...) I tak jak każda młoda Niemka chciała dać dziecko F(hrerowi — takkażda młoda Polka winna brać przykład z Kapery, który „dał społeczeństwu sześciuzdrowych, niepijących i nierozłajdaczonych obywateli".Agnieszka Wołk-Łaniewska „Ku-Klux-Klan Kapera", „Trybuna" 20.07.1999.Homoseksualiści kontra imigranciTrzy lata temu Alfred przystąpił do ruchu gejów-skinów. Wygolona głowa,podwinięte spodnie, glany Tylko opalenizna z solarium i miękkie ruchy. — Tu,w Berlinie, skinom udało się odłączyć sprawy seksualności od spraw narodowych.Z hetero-skinami chodzimy na koncerty, na demonstracje. Ruch skinowskidaje poczucie siły Gej-skin nie czuje się na ulicy tak bezbronny jak gej ubranyw różowe koronki — śmieje się Alfred. — To nie hetero-skini najbardziejzagrażają gejom. To raczej imigranci.Dwa lata temu w Berlinie zarejestrowano 198 aktów przemocy. W 90przypadkach ofiary rozpoznały w sprawcach obcokrajowców z krajów muzułmańskich.Bruno Gmunder w przewodniku ostrzega: „Najniebezpieczniejsza dzielnicato zachodni Kreuzberg i Lichtenberg w dawnym wschodnim Berlinie". NaKreuzbergu kluby gejowskie sąsiadują z tureckimi fast-foodami.Ewa Winnicka „Homopolis", „Polityka" 30/1999Autorytet moralny czy zaściankowy hipokryta?Mnie nie przeszkadza goła pupa, deklaruje na prawo i lewo Andrzej Szczypiorski,odkąd został autorem „Hustlera". Są tacy, którym przeszkadza. Naprawdęjednak problem pornografii nie dotyczy przeszkadzania czy też nieprzeszkadzania.Dotyczy uczuć i doznań zupełnie innego rodzaju. Celem pornografii jestwywołanie podniecenia. Goła pupa, która jedynie nie przeszkadza, nie jest za-318<strong>FRONDA</strong> 17/18


tem pornografią. Nie wierzę też, że ktoś, kto notorycznie niszczy reklamy rajstopna moim osiedlu, doznał na ich widok gwałtownego wzwodu i postanowiłzlikwidować przedmiot, który tak go upokorzył. W obu przypadkach nagość —i nie ukrywajmy, zazwyczaj jest to nagość kobiety — staje się symbolem, proporcemużywanym w walce. Andrzej Szczypiorski w „Hustlerze" pisze, żeby gołejpupy nie zasłaniać narodowym sztandarem. Można jednak z równym powodzeniemzasłonić tenże gołą pupą. Szczególnie jeśli traktuje się ją z takąnonszalancją. Nie mamy bowiem żadnych wątpliwości, że to, co dla kobiety jestintymną częścią jej ciała, dla naszego wybitnego pisarza jest jedynie narzędziemdo zwalczania ciemnogrodu.W tej walce wolności z narzucaną moralnością omija się szerokim łukiemto, co jest najważniejsze. Stosunek do własnej i cudzej cielesności. Bo prawdziwepytanie nie brzmi: czy rozebrana kobieta może reklamować rajstopy? Prawdziwepytania są inne. Czy podniecanie się za pomocą obrazków jest naganne,czy też nie? Czy jesteśmy gotowi zaakceptować stojący za tymi obrazkami przemysłuprzedmiotowiania ludzkich ciał? Andrzej Szczypiorski godząc się w imięwolności i tolerancji na „gołe pupy" jednocześnie daje nam do zrozumienia, żesam jest ponad to, że jego to nie obchodzi i nie dotyczy. A co by było, gdyby jednakdotyczyło? Przecież gdyby to były tylko ładne obrazki, nie różniące się, powiedzmy,od zdjęć ze słonecznej Sycylii, cały ten konflikt nie miałby sensu. Spór0 „gołe pupy" jest sporem o moralność seksualną i użytek, jaki wolno nam zrobićz własnego i cudzego, choćby sfotografowanego, ciała.Uważam, że jeśli ktoś chce być konsekwentnie tolerancyjny wobec wszelkiejgolizny, powinien jasno i bez obłudy powiedzieć: akceptuję pisma publikującezdjęcia, które mnie podniecają. Bo akceptowanie zdjęć, które podniecają innych,to żadna sztuka! Można też uznać, że zapewne na nikim nie robią one wrażenia1 podnoszenie tego problemu wynika jedynie z zaściankowej hipokryzji.Kinga Dunin „Gołą pupą w ciemnogród", „Wysokie obcasy", 3.07.1999.Diana jak HutuDokładnie dwa lata temu cały świat wstrzymał na chwilę oddech. Na wieśćo tragicznej śmierci „nieśmiertelnej księżnej Walii" ludzie ronili łzy w tak różnychmiejscach jak Ameryka i postsowiecka Rosja. (...) W trakcie uroczystościżałobnych i potem mówiono, że pamięć o pięknej, nieszczęśliwej księżnej nigdynie zaginie i że będzie ona istnieć po śmierci w umysłach milionów ludzi,X I M A 1 4 Q 9319


podobnie jak Marylin Monroe, z którą miała tak wiele wspólnego. (...) Byłobynaiwnością twierdzenie, że Dianę Spencer zabiły media. Nie ulega wątpliwości,że to one stworzyły jej wczesny wizerunek i to one były źródłem jej najpoważniejszychkłopotów. Zapomniały ją jednak równie szybko, jak szybko umocowałyjej sylwetkę w masowej wyobraźni. Martwa Diana jest dla mediów tyle samowarta, co martwy Hutu na afrykańskiej pustyni.Wiesław Horabik ..Pogrzeb mitu", „Wprost" 5.09.1999.Kłamstwo kołymskieKilka tygodni po opublikowaniu „Czarnej księgi" w „Le Figaro" zamieszczonorozmowę z panią Thorez, wdową po byłym szefie Francuskiej Partii Komunistycznej.Stwierdziła, że relacje o zbrodniach komunistów to kłamstwo, a Stalinbył dzielnym człowiekiem. Powszechnie uznano, że wypowiedź ta była zabawna.Tymczasem, gdyby ktoś tak znany jak ta pani powiedział to samoo zbrodniach nazizmu, natychmiast trafiłby przed sąd z paragrafu zakazującegonegować nazistowskie zbrodnie.Współautor „Czarnej księgi komunizmu" Stefane Courtois w rozmowie z BronisławemWildsteinem, „Wprost", 5.09.1999.Nosił wilk razy kilkaZawsze zwalczałem wszelkie formy integryzmu, demaskując partię komunistyczną,pisząc, że Chrystus świętego Pawła to nie Jezus, że islamizm to chorobaislamu. Aż wreszcie pewnego dnia napisałem, że syjonizm to nie judaizm.Tego samego dnia nasłano na mnie policję i wymiar sprawiedliwości.Francuski filozof i pisarz, Roger Caraudy, w roli oskarżonego w swoim ostatnimsłowie przed sądem w Paryżu, za: AnatolArciuch „Proces Garaudyego", „Nowe Państwo" 11/1998.Niedojrzałe społeczeństwoKarać powinno polskie społeczeństwo, bojkotując tych, którzy zaprzeczają największejzbrodni, jaka Polskę w dziejach spotkała. Porządni ludzie winni bojkotowaćksięgarnie, gdzie kłamstwa te są kolportowane, aż znikną one z półek.Niech ci, którym potrzebne jest kłamstwo, zaopatrują się w nie jak konsumencidziecięcej pornografii: pokątnie i ze wstydem. Niech wiedzą, że nikt porządnynie poda im ręki.320<strong>FRONDA</strong> 17/18


Tak się jednak w Polsce nie stało i chyba nie stanie. Miast solidarnie bronićprawdy, scedowaliśmy na państwo obowiązek ścigania kłamców i umyliśmy ręce.Po wyroku na Ratajczaka wszsycy odetchną z ulgą, że oto sprawiedliwościstało się zadość. A kto pójdzie demonstrować przed księgarniami, gdzie kupićmożna broszurki o „Micie Holocaustu"?Dawid Warszawski „Łgarza pod sąd", „Gazeta Wyborcza"21.10.1999.Jak to się robi w Europie2 października 1976 r. — wysadzenie w powietrze domu Jana Marii Le Pena.Do zamachu przyznało się Żydowskie Komando „Pamięć".18 maja 1978 r. — publicysta rewizjonistyczny Franciszek Durpat giniew zamachu bombowym. Przyznało się Komando „Pamięć".9 grudnia 1978 r. — napad na działaczy Grupy Studiów i Badań nad CywilizacjąEuropejską (GRECE jest czołową organizacją reprezentującą nurt konserwatywnejrewolucji). Aktu dokonała Żydowska Organizacja Obronna (OJC)— około setki napastników, jednolicie umundurowanych, wyposażonych jakpolicja (hełmy, tarcze, pałki).19 września 1980 r. — zebranie sympatyków rewizjonisty Marka Fredriksonazaatakowane przez bojowników OJC. Sześć osób rannych, w tym dwie ciężko.3 października 1980 r. — wybuch bomby w synagodze w Paryżu spowodowałcztery ofiary śmiertelne. Dziś twierdzi się, że dokonali go Palestyńczycy. Syjonistycznekomanda nie czekały na wyrok, ale wyszły na ulice, polując na znanychdziałaczy prawicowych. Piotra Sidesa dosięgła seria z broni maszynowej.29 stycznia 1981 r. — Michał Cagnet to 26-letni student Sorbony, przygotowujesię do doktoratu z lingwistyki i amatorsko uprawia rewizjonizm. Czterechnapastników przytrzymuje go i oblewa kwasem. Zanim udzielono mu pomocy,całkowicie stracił twarz. Jednego z opraców udało się zidentyfikować, aleostatecznie władze Francji pozwoliły mu odlecieć do Izraela.8 maja 1988 r. — Żydowska Organizacja Bojowa atakuje zebranie rewizjonistów.15 osób jest rannych.6 lutego 1988 r. — rewizjonista Oliwier Mathieu nagrywa na żywo programtelewizyjny. Do studia wchodzi grupa działaczy Żydowskiej Organizacji Bojoweji bije go na oczach telewidzów.20 kwietnia 1991 r. — Żydowska Grupa Akcji napada na grupę starszych ludzio poglądach prawicowych. 13 osób rannych, w tym dwie ciężko.ZIMA-1999321


Największego pecha mial prof. Robert Faurisson, który od publikacji pierwszejpracy rewizjonistycznej w 1978 r. został 10 razy pobity. W sposób najbardziejbezczelny w 1987 r., kiedy grupa syjonistów weszła na jego zajęcia na Sorbonie,katując jego i kilku współpracowników.„Napady na rewizjonistów we Francji", „Najwyższy Czas!" 18-19/1999Ortodoksja jako chorobaZdaję sobie sprawę, że w społeczeństwie, w którym antysemityzm jest na porządkudziennym (przypomnę tylko kampanię wyborczą w 1991 r. i kazanieksiędza Jankowskiego o obecnym rządzie), ludzie, którzy określają swoją żydowskątożsamość, muszą być nie tylko odważni, ale też pewnym sensie ekstrawaganccy.Proces ten przypomina zjawisko „wychodzenia z ukrycia" homoseksualistów.Homoseksualizm, tak samo jak żydostwo, uważany jest zaprzekleństwo i kalectwo. Telefon zaufania dla ludzi żydowskiego pochodzeniapodany jest obok telefonu zaufania dla chorych na AIDS, alkoholików, cierpiącychna chorobę Alzheimera. W ten sposób Żydzi polscy sami wpisali się w antysemickistereotyp, uznając, że żydostwo jest chorobą, a chorym należy pomagać.Człowiek, który nagle odkrywa swoje żydowskie korzenie, lub ten, który zawszeje ukrywał, musi stanąć oko w oko z potwornym odkryciem, przeżywaciężką traumę.(...) Wybór ortodoksji przez „nowych Żydów" w Polsce wskazuje nie tylkona niezrozumienie istoty judaizmu i tego, co to znaczy być Żydem. Wydaje misię, że świadczy on również o poczuciu niższości, braku pewności siebie. Myślenieo żydostwie jako o skazie przejęli od społeczeństwa polskiego. W chwiligdy postanowili określić się jako Żydzi, założyli przebranie skrajnego nurtu, jakbyto był jedyny wyróżnik, którego nie można zakwestionować.Twierdzę, że można być Żydem na wiele sposobów, a ten, który wybrali „nowiŻydzi" w Polsce, jest najgorszy ze wszystkich. Oznacza bowiem nietolerancjęwobec wszystkich innych, również wobec Żydów reformowanych, i dyskryminacjękobiet. Moim marzeniem jest, aczkolwiek wątpię, by się ono spełniło,że wybiorą inne sposoby, według mnie bardziej odpowiednie dla pluralistycznegospołeczeństwa, w którym chciałabym żyć.Szoszana Ronen „Jak w Polsce być Żydem", „Gazeta Wyborcza" 8.09.1999.322<strong>FRONDA</strong> 17/18


Sprawiedliwy Wśród Narodów Związku RadzieckiegoDo Polaków i Żydów w Polsce i na świecie, Apel o nadsyłanie wspomnień!(...) Od wielu lat świat wie o Polakach, którzy uratowali życie Żydom.Wśród wyróżnionych za tę postawę jest 30 proc. naszych rodaków. Tylko Polakomza ukrywanie Żyda groziła kara śmierci, a mimo to podejmowali to ryzykoratując im życie. Tak jak Żydzi skazani byli przez Niemców na zagładę, tak i Polacyw ZSRR skazywani byli, tylko za to, że byli Polakami, na śmierć natychmiastowąw obozach zagłady: Katyń, Miednoje, Charków lub powolną w więzieniach,gułagach, kopalniach, z głodu, chorób, wycieńczenia. Ludność żydowska,zwłaszcza z dawnych terenów polskich, była traktowana przez władze radzieckieprzyjaźnie, życzliwie. Powierzały one jej chętnie różne stanowiska w urzędach,administracji miejscowej i centralnej.Dlatego zwracamy się do Rodaków o nadsyłanie wspomnień na temat stosunkubyłych obywateli Rzeczpospolitej pochodzenia żydowskiego do Polaków,którzy znaleźli się w niebezpieczeństwie w czasie okupacji sowieckiej, a takżew okresie stalinowskim w PRL. Być może, że podobnie jak Polacy ratujący życieŻydom, Żydzi pomagali również Polakom w Związku Radzieckim, tylkoświat o tym nie wie. Chodzi więc o danie świadectwa prawdzie. Proponujemytakże stworzenie „Polskiej Alei Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata", zasadzenietam drzewek pamięci i wdzięczności, umieszczenie przed nimi nazwisktych Żydów, którzy pomagali zagrożonym i prześladowanym Polakom w okresiestalinowskim w ZSRR i PRL.(...) Wspomnienia prosimy kierować — Komitet Pamięci Ofiar Stalinizmu -Instytut Badań Stalinizmu i Patologii Władzy, 50-244 Wrocław, pl. Św. Macieja6, III p. Tel/fax (0-71) 322 72 92 lub 0-601 760 789, e-mail: stalinism@opnt.optimus.wroc.pl.„Apel". „Myśl Polska". 23.10.1999.ZIMA 1999 323


Lew Lewinson w tekście „W Świętej Rusi nie ma seksu",pisząc o konieczności wprowadzenia do szkółprogramu wychowania seksualnego w celu uchronieniasię od niechcianych ciąż, podał przykład Maryi,która urodziła dziecko, kiedy miała piętnaście lat.ANTYSEMITYZMCZYANTYCHAMITYZM,CZYLI O DIALOGUPRAWOSŁAWNO-ŻYDOWSKIMBOHDANKOROLUKO ważności dialogu chrześcijańsko-judaistycznego przekonywać nie trzebachyba nikogo. Jeśli zaś w dialogu tym zabiera głos osoba uważana za najwybitniejszegoteologa w danym kraju, można śmiało mówić o doniosłościowego zdarzenia. Coś takiego nastąpiło w Rosji, gdzie książkę na temat stosunkówmiędzy prawosławnymi a Żydami napisał diakon Andriej Kurajew.Ci, którym nie podoba się jego pisanie, z pewnością odmówią mu tytułu najwybitniejszegowspółczesnego teologa w rosyjskim prawosławiu. Muszą jednakprzyznać, że jest on najpoczytniejszym i najpopularniejszym teologiemw dzisiejszej Rosji. Nawet krytycznie nastawiony do niego Jaków Krotowtwierdzi, że Kurajew dzierży dzisiaj rząd dusz w rosyjskim prawosławiu i jestobecnie najbardziej wpływowym teologiem w tym kraju. Z Kurajewem możnasię zgadzać i entuzjazmować jego myślami, można też całkowicie odrzucaćjego tezy i ostro je krytykować, nie sposób jednak ignorować i przemil-324<strong>FRONDA</strong> 17/18


czać jego książki. Jej wpływ na kształtowanie się stosunku prawosławnychdo Żydów będzie z pewnością w najbliższym czasie ogromny.„potworny narodowy symbol Rosji"Kurajew przyznaje, że do napisania książki skłoniłago lektura wielu tekstów publicystycznych w prasierosyjskiej pisanych przez autorów pochodzenia żydowskiego.Nie wymaga on od żydowskich publicystów,aby zgadzali się z chrześcijaństwem. „Rozumiem,że czasami trudno im się powstrzymać, bywyrzucić z siebie w wielkonakładowej prasie jakąś negatywnąmyśl czy krytyczną uwagę pod adresem chrześcijaństwa i kulturychrześcijańskiej." Kurajew rozumie, że można krytykować chrześcijaństwo i niezgadzać się z nim, ale dlaczego — pyta — od razu opluwać je i szydzić zeń.Oto żydowski publicysta Lew Lewinson na łamach Ekspress-chroniki (26 maja1995) pisze: „Rozmowy o odrodzeniu Rosyjskiego Kościoła Prawosławnegonie mają sensu. Jest to równoznaczne z nadzieją na zmartwychwstanie leżącejw Mauzoleum mumii, czy raczej jej (jego) niegdysiejszego sąsiada, zakopanegozresztą niedaleko. Trzeba pozbyć się tego wszystkiego: zarówno trupów, jaki Patriarchatu, jako przewlekłej choroby, która co prawda pozostawi ślady naciele, ale stanie się w końcu dniem wczorajszym."Inny żydowski publicysta Michaił Kapustin w tekście „Poszukiwaniaofiary. Rosjanie i Żydzi" opisuje w Niezawisimoj gazietie (9 grudnia 1994)przypadek niejakiej Sałtyczychy (głośnej w XIX wieku psychopatycznej morderczyni,która zabiła ponad sto osób) i konstatuje, że jej przypadek jest „potwornymnarodowym symbolem Rosji". To tak jakby twierdzić, że narodowymsymbolem Wielkiej Brytanii jest Kuba Rozpruwacz, Francji — Landru,Stanów Zjednoczonych — Ted Bundy, a Polski — Marchwicki.Podobnych przykładów można przytoczyć więcej. Publikacje te sprawiająból prawosławnym obywatelom Rosji. Ludzie, którzy zadają ten ból, są —zdaniem Kurajewa — całkowicie świadomi, że go zadają, a jednak nie powstrzymujeich to. Przykładem może być projekcja filmu „Ostatnie kuszenieChrystusa" przez rosyjską stację telewizyjną NTW Do emisji doszło 9 listopada1997 r. — w rocznicę „kryształowej nocy". Chociaż wiele środowisk pra-ZIMA1999325


wosławnych protestowało przeciw wyświetleniu tego filmu, twierdząc, że ranion ich uczucia religijne, właściciel NTW a zarazem przewodniczący RosyjskiegoKongresu Żydowskiego Władimir Gusinski oraz główny reżyser tejstacji Aleksander Fajfman zdecydowali o emisji obrazu Scorsese.Dlaczego decydenci z NTW świadomie zadają ból innym? — pyta Kurajew.Być może (odpowiada sam sobie) nie wiedzą oni, co to znaczy ranićuczucia religijne, ponieważ sami takich uczuć nie posiadają. W takim wypadkutrudno mieć nawet do nich pretensje. Przypomina się casus Lwa Tołstoja,o którym Iwan Bunin powiedział: „Wszyscy rugają Tołstoja. Ale czyż oni niemogą pojąć, że to jest po prostu nieszczęśliwy człowiek. On po prostu niema organu, którym się wierzy". Być może decydenci z NTW są właśnie takimiludźmi — pozbawionymi „organu wiary" — i argumenty religijne do nichnie docierają. W takim razie, zauważa Kurajew, powinien odezwać się w nichprzynajmniej instynkt samozachowawczy.„Gdybym był właścicielem stacji telewizyjnej w Kazaniu — pisze prawosławnydiakon — powstrzymywałbym się od krytykowania islamu. Dla dobraswoich dzieci i po to, by nie narażać rosyjskich mieszkańców Kazania nagniew obrażonego muzułmańskiego tłumu — wprowadziłbym w swojej stacjinajostrzejszą cenzurę, aby nie rodziły się najmniejsze nawet aluzje, żew odczuciu muzułmanów na antenie pojawiają się treści dla nich obraźliwe".Przewodniczący Rosyjskiego Kongresu Żydowskiego powinien wiedzieć,że jego decyzja o emisji filmu Scorsese roznieci w Rosji nastroje antysemickie.Oto jeden tylko przykład — fundamentalistyczna gazeta Desnica(6/1997) krzyczy: „Swoimi działaniami 9 listopada obrażającymi cześć i godnośćnarodu rosyjskiego Żydzi w Rosji postawili się poza prawem... Naródten wyczerpał limit cierpliwości rosyjskiego narodu i nie ma dla niego jużmiejsca pośród obywateli Rosji". Jak zauważa Kurajew — „jest to po prostuwezwanie do mordobicia, do pogromów i zabójstw", ponieważ „człowiekapostawionego 'poza prawem' może bezkarnie zabić każdy chętny".Zdaniem Kurajewa, takie publikacje jak w Desnicy przynoszą większąszkodę chrześcijaństwu niż emisja bluźnierczego filmu. Nie można jednaknie zdawać sobie sprawy z mechanizmu prowokacji. Wiedzieli o tym dobrzeŻydzi na początku rewolucji komunistycznej. W 1918 r. wysłannicy rabinatuwołyńskiego i podolskiego błagali Trockiego, aby zaprzestał swoich okrucieństw,ponieważ gniew „białych" obróci się przeciw jego rodakom. Mecha-326<strong>FRONDA</strong> 17/18


nizm ten znali również komuniści, skoro sowiecka instrukcja dotycząca powołaniakomisji do spraw przejmowania majątku kościelnego zalecała stworzeniedwóch komisji: oficjalnej i rzeczywistej. Przy tworzeniu tych pierwszych— jak pisał w szyfrogramie z marca 1922 r. Wiaczesław Mołotow —należało „pilnie uważać, żeby narodowościowy skład tych oficjalnych komisjinie dawał powodu do szowinistycznej propagandy".„w mojej duszy zaczynają snuć się jakieś straszne cienie"Kurajew pragnie, aby jego książka miała charakterbardziej spowiedzi niż obwinienia. Nie ma on wątpliwości,że antysemityzm jest grzechem, ponieważgrzechem jest każda nienawiść. „Nie chcę, aby nienawiśćgościła w mojej duszy. Nie mogę jednak niezauważyć, że lektura tzw. prasy demokratycznej wywołujewe mnie nieznane mi wcześniej reakcje. Otoczuję, że nagle w mojej duszy zaczynają snuć się jakieś straszne cienie. Regułyascetyki radzą w takich przypadkach przyjrzeć się bliżej, skąd bierze sięto uczucie duchowej i moralnej nieczystości, co wywołuje owe reakcje?"Przyglądając się twórczości rosyjskich pisarzy z początków naszego stulecia,Kurajew dostrzegł w ich publikacjach podobne odczucia. Teksty Kuprina, Błokaa nawet filosemity Rozanowa pełne są bezsilnego gniewu na publicystów orazrewolucjonistów żydowskiego pochodzenia, którzy jeszcze przed I wojną światowąotwarcie drwili i szydzili z rosyjskich uczuć religijnych i narodowych.Podobna bezsilność wyziera z autobiograficznego opowiadania MarynyCwietajewej „Wolny przejazd", w którym rosyjska pisarka opisuje swoje spotkaniez bolszewikami w 1918 r. Oddziałem Armii Czerwonej, który dokonujebrutalnych rekwizycji w guberni tulskiej, dowodzą Josif Kapłan („Żyd,cham, komunista ze złotym łańcuchem na szyi", jak pisze Cwietajewa) i jegożona („chamka", „najczarniejsza Żydówka, ubóstwiająca złote rzeczy i jedwabnemateriały") oraz ich towarzysze: Lewit, Ruzman i inni. Żona komendantamówi: „Josze ma rację, lud nie może dłużej tkwić w okowachburżuazji. Josze marzy o tym, żeby zerwać dzwony z czterdziestu moskiewskichcerkwi i przetopić je na pomnik Karola Marksa." Owa Żydówka, jak piszeCwietajewa, robiła wszystko, żeby „pojawiło się u mnie uczucie, iż zna-7.IMA 1 999327


lazłam się w stanie niewolnictwa". Dalej następują narzekania autorki na ŻydaUrickiego, który kierował wówczas czekistami...Żydowski krytyk literacki Rojtman, który na łamach czasopisma Lechaim(7/1998) opisał antysemickie wątki w twórczości Maryny Cwietajewej,stwierdził na koniec: „Nie będziemy zajmować się odpowiedzią na pytanie,co spowodowało, że pojawiły się owe antysemickie elementy".Diakona Kurajewa takie postawienie sprawy nie satysfakcjonuje: a niby todlaczego „nie będziemy zajmować się odpowiedzią na pytanie", jak to się stało,że „najuczciwsza i najinteligentniejsza rosyjska kobieta" nagle napisała antysemickitekst? Co ją do tego sprowokowało? Czy nie miała żadnych ku temupodstaw? Czy wymyśliła sobie tych wszystkich Kapłanów i Urickich? Jeślichcemy, aby w przyszłości nie dochodziło nigdy do aktów antysemityzmu, niemożemy uchylać się od odpowiedzi na takie pytania — uważa Kurajew.Odpowiedzi zaś prowadzą nas do historycznych faktów o nadreprezentacjiprzedstawicieli narodowości żydowskiej w elitach władzy bolszewickiej. Napoczątku władzy sowieckiej w Radzie Komisarzy Ludowych czyli rządzie komunistycznymbyło — według oficjalnych rosyjskich danych — 77 proc. Żydów.W poszczególnych ministerstwach sytuacja wyglądała następująco: w KomisariacieWojskowym — 76 proc, w Komisariacie Spraw Zagranicznych —81 proc, w Komisariacie Finansów — 80 proc, w Komisariacie Sprawiedliwości— 95 proc, w Komisariacie Oświaty — 79 proc, w Komisariacie Pracy —87 proc, w Komisariacie Bezpieczeństwa Publicznego — 100 proc. Na 23 komisarzyprowincji aż 21 było pochodzenia żydowskiego. Żydami byli główniprzywódcy rewolucji: Trocki, Stiekłow, Martow, Gusiew, Kamieniew, Suchanów,Łatecki, Bogdanów, Goriew, Uricki, Wołodarski, Swierdłow, Kamkow,Ganecki, Dan, Mieszkowski, Parwus, Rozanow, Martinów, Czernomorski,Piatnicki, Abramowicz, Zawadicz, Radek, Litwinow, Makłakowski, Łapiński,Bobrów, Głazunow, Joffe, Kamiński.Żydem (po matce) był również Lenin. Jego siostra, Anna Uljanowa-Jelizarowa, nigdy się z tym nie kryła i zawsze bardzo pozytywnie wyrażała sięo żydowskich korzeniach swojej rodziny. W liście do Stalina z 1933 r. pisała,że w wypadku Lenina „domieszka żydowska potwierdza fakt wyjątkowychtalentów plemienia izraelskiego, który to pogląd Lenin zawsze podzielał".Rok później pisała do niego, że „sam Iljicz wysoko cenił sobie rewolucyjnenastawienie Żydów, ich, jak to określał, 'chwytność' w walce, przeciwstawia-328I- R ON DA 17/18


jąc to plemię bardziej ospałym i rozlazłym Rosjanom. Niejednokrotnie podkreślał,że lepsza organizacja i lepszy potencjał rewolucyjnych organizacji nazachodzie i południu Rosji bierze się stąd, że w połowie składają się one właśniez przedstawicieli tej narodowości..."Sami Żydzi nie kryli się zresztą wówczas ze swoim rewolucyjnym nastawieniem.W 1916 r. Nachum Goldman pisał: „Żydzi mogą tylko mieć w nienawiścidzisiejszy porządek społeczny. Należą więc wszędzie do opozycji,stoją wszędzie po lewej stronie, wśród reformatorów i rewolucjonistów,wśród tych, co burzyć chcą stare formy życia, a popierać nowe."Termin „żydokomuna" może w nas budzić niechęć, niesmak czy sprzeciw.Nie sposób jednak zaprzeczyć, że dla wielu Rosjan, także tych związanychz Kościołem prawosławnym, nie jest przypadkowa zbieżność międzydominacją w sowieckim aparacie władzy osób pochodzenia żydowskiegoa krwawymi represjami wymierzonymi w chrześcijaństwo. Dość powiedzieć,że w ciągu pierwszych dziesięciu lat panowania komunizmu zniszczonow Związku Sowieckim 50 tysięcy cerkwi prawosławnych, a w ciągu dwudziestulat wymordowano 42 tysiące samych tylko duchownych.Jeżeli panują dzisiaj w Rosji nastroje antysemickie, uważa Kurajew, to są onewynikiem tych właśnie wydarzeń. Bezwzględnemu terrorowi towarzyszyławówczas równie bezwzględna propaganda, pełna szyderstw i pomówień wobecchrześcijaństwa. Prawosławny diakon przytacza na dowód tego fragment wziętynie z podręcznika ateistycznego agitatora, ale z utworu zaliczonego w poczetklasyki literatury. Izaak Babel w opowiadaniu Zakat tak opisuje ikonę Matki Bożej:„chuda baba z rozciągniętymi kolanami i dyndającymi piersiami, podobnymido dwóch niepotrzebnych zielonych rąk". Znana krytyk literacka, Nowikowa,na lamach pisma Nowyj mir (1/1990) nazwała opis Babla „słownympogromem", którego pozazdrościć mógłby pisarzowi niejeden etatowy ateista.Obrazę Matki Bożej dostrzega Kurajew w tekście współczesnego publicystyżydowskiego Lwa Lewinsona, który w Ekspress-chronice (18 października1997) w tekście „W Świętej Rusi nie ma seksu", pisząc o konieczności wprowadzeniado szkół programu wychowania seksualnego w celu uchronieniasię od niechcianych ciąż, podał przykład Maryi, która urodziła dziecko, kiedymiała piętnaście lat.Tutaj już Kurajewa nerwy poniosły i nazwał wprost Lewinsona chamem.A jeśli ktoś uzna mnie za antysemitę, pisze diakon, to mu odpowiem, że jestemZIMA-1999329


antychamitą, bo to, co robi Lewinson, to nie jest żadna „demokracja", to jestzwyczajne chamstwo.W stosunkach rosyjsko-żydowskich czy też prawosławno-judaistycznychKurajew widzi dwa problemy. Pierwszy to szyderstwa i drwiny, jakich pod adresemKościoła i chrześcijaństwa dopuszczają się publicyści pochodzenia żydowskiego,co u wielu Rosjan może budzić analogie z czasami przeszłymi. Problemdrugi zaś to niedopuszczalnie ostra odpowiedź niektórychprawosławnych, co prowadzić może do postaw antysemickich. Należy jednakumieć odróżnić, który z problemów jest przyczyną, a który skutkiem.„pokochajcie Rosję, Borysie Abramowiczu!"Kurajew zauważa, że kiedy mowa o sekularyzacjiw Rosji i odchodzeniu ludzi od wiary, nie możnawiną za ten stan rzeczy obarczać jedynie wrogówchrześcijaństwa. Trzeba jasno i wyraźnie przyznaćsię również do własnych błędów i stwierdzić, żegrzechy obciążają także ludzi Kościoła. „Dlategorozmowa o rosyjskiej katastrofie, która przemilczarosyjskie i kościelne grzechy, od razu pozbawiona zostaje powagi i staje sięideologicznym pohukiwaniem. Analogicznie jednak rozmowa o katastrofachżydowskich nie powinna urywać się w momencie, gdy dochodzimy do przyczyni powodów powstawania negatywnych stosunków wobec Żydów."Kurajew wyznaje zasadę, że należy walczyć z bólem i z tym, co go powoduje,a nie z rozmowami o bólu. Ból bowiem, który zbiera się w duszy i nie znajdujenigdzie ujścia, może nagle wybuchnąć. „Demokracja — jak pisze rosyjskiteolog — dlatego wywyższa wolność słowa, aby po pierwsze: móc zdiagnozowaćnastroje formujące się w tej czy innej części społeczeństwa; po drugie: abyniekiedy choć niektóre z negatywnych nastrojów mogły znaleźć swe ujściew słowach (aby para szla w gwizdek), a nie w realnych działaniach o charakterzeniszczycielskim; po trzecie: aby walka na słowa, fechtowanie mówcówi dziennikarzy zastąpiło walkę, w której głównymi argumentami są nóż lub karabinmaszynowy". Dlatego, jak podkreśla Kurajew, zadaniem jego książki,w której wypowiada on „to, co kołacze się w duszach bardzo wielu Rosjan",nie jest rozniecanie etnicznej nienawiści, lecz na odwrót — jej gaszenie.<strong>FRONDA</strong> 17/18


Święty Tichon Zadoński, uderzony kiedyś w twarz przez pewnego ateistę,padł przed nim na kolana, błagając: „Wybacz mi, że doprowadziłem cię do stanutakiego okrucieństwa." Wspominając to wydarzenie, Kurajew wyznaje:„Gdyby było we mnie więcej miłości, rozmodlenia, duchowości, nie denerwowałybymnie antyrosyjskie i antykościelne ataki, a jedynie płakałbym z serdecznąskruchą nad ludźmi, którym Bóg pozwolił wpaść w takie zaślepienie,i nad swoimi grzechami, które przeszkadzają innym ludziom, w tym naszymprześladowcom, zobaczyć prawdziwe światło Ewangelii..." Trzeba jednak pamiętać,że w Rosji mieszkają nie tylko osoby pokroju św. Serafina z Sarowa,skwapliwie nastawiające do bicia drugi policzek, lecz również tacy, którzy denerwowani,rozdrażniani i prowokowani, mogą w końcu nie wytrzymać. Igraniez uczuciami takich ludzi to rzecz niebezpieczna.Owo niebezpieczeństwo dostrzegają także sami Żydzi. Oto fragment „listuotwartego do oligarchów" żydowskiego dziennikarza Eduarda Topola,opublikowanego na łamach gazety Argumienty i fakty (12 września 1998), zatytułowanego„Pokochajcie Rosję, Borysie Abramowiczu!":„Jest rząd rosyjski — Jelcyn, Kirijenko, Fiodorów, Stiepaszyn. Ale głównypociągający kukiełki za sznurki ma długie żydowskie nazwisko — Bieriezowsko-Gusinsko-Smolensko-Chodorkowskii tak dalej. Po raz pierwszy od tysiącalat, od momentu osiedlenia się Żydów w Rosji, uzyskaliśmy w tym kraju realnąwładzę. Pragnę zapytać was: jak zamierzacie ją wykorzystać? Cozamierzacie zrobić z tym krajem? Pogrążyć go w chaosie zniszczenia i wojenczy też podnieść z brudów? I czy czujecie swoją odpowiedzialność przed naszymnarodem za swoje działania? Wiecie — pospieszy z odpowiedzią BorysBieriezowski — oczywiście widzimy, że władza finansowa skupiła się w rękachżydowskich, ale z punktu widzenia historycznej odpowiedzialności nigdy żeśmyna to nie patrzyli... — Ale jeśli już tak się stało, że mamy władzę nad finansami,a rząd składa się z pół-Żydów w rodzaju Kirijenki czy Czubajsa, toczy odczuwacie całą miarę ryzyka, jakie zrzucacie na nasz naród w razie runięciaRosji w przepaść? Antysemickie pogromy mogą przerodzić się w nowy Holocaust...Rosja już i tak pogrążyła się w finansowej zapaści. A wy — mam namyśli konkretnie was oraz innych Żydów-oligarchów — nawet nie uświadamiaciesobie, że jest to żydowska tragedia... Wiecie, że kiedy w Niemczechwszystkie niemieckie pieniądze znalazły się w rękach żydowskich bankierów,myślących tylko o pomnożeniu swoich bogactw i o władzy, wówczas pojawił7\MĄ I 999 331


się Hitler. Nowi rosyjscy czarnosecińcy i faszyści wzrastają dzisiaj przy was, natłustej niwie rosyjskiej biedy."Diakon Kurajew pisze, że też boi się pogromów. Nie chce, aby Rosjanowładnęła dzika nienawiść. Dlatego prosi żydowskich publicystów: Panowie,skończcie z tym chamstwem. Jego wywód brzmi następująco: Rosja jest krajemwielonarodowościowym. Zachowanie w niej spokoju wymaga szacunku dlawszystkich, dla ich uczuć narodowych i religijnych. Wiecie, jaki bagaż historiidźwigamy, wiecie, że wasz naród utożsamiany jest w największym nieszczęściem,jakie spadło na nasz naród. Dlatego nie prowokujcie niepotrzebnie, nieobrażajcie, nie sprawiajcie bólu. Przecież to my, Rosjanie, uratowaliśmy wasprzed Holocaustem, nie Anglicy, nie Amerykanie, ale my Nie jesteśmy urodzonymiantysemitami. Semen Frank, Borys Pasternak czy Naum Korżawin byliŻydami, którzy szanowali Rosję. Rosja do dziś szanuje i kocha ich.Rzetelny dialog między chrześcijanami a Żydami zakłada przepływ informacji.Większość wiadomości na ten temat pochodzi ze świata katolickiegolub protestanckiego. Nie ma natomiast w Polsce niemal żadnej wiedzy o stosunkachmiędzy Żydami a prawosławnymi. Niech powyższe omówienieksiążki najbardziej wpływowego dziś rosyjskiego teologa stanowi pierwszykrok w kierunku zapełnienia tej niewiedzy.BOHDAN KOROLUKDiakon Andriej Kurajew Kak diełajut antisiemitomOdigitrija, Moskwa 1998332<strong>FRONDA</strong> 17/18


Myśl chrześcijańska wyżej ocenia misję Izraela aniżelisam Izrael. Chrześcijanie bardziej wzniosie niż sami Żydziwidzą historię Izraela, ponieważ dostrzegają w niejnie trud w imię własnych interesów, ale trud dla całejludzkości w imię uniwersalnego Nowego Przymierza.TAJEMNICAIZRAELADIAKON ANDRIEj KURAJEWRozwikłanie tajemnicy Izraela jest dzisiaj o wiele prostsze aniżeli sto lattemu, gdyż prościej wyobrazić sobie świat, w którym żyją sami poganie.Świat, w którym Ewangelia głoszona jeszcze nie jest, a wokół aż roi się odmagów, wróżbitów, szamanów, bożków i duchów, gdzie ludzie straszą się nawzajemczarami, a wędrowni cudotwórcy oferują swoje usługi w dziedzinierzucania i odczyniania uroków. Świat, w którym, niczym na jarmarku, możnadostać zawrotu głowy od dostatku fetyszy, ich imion i masek, różnychbożków, okultystycznej terminologii na oznaczenie tych wszystkich „prognoz",„eonów" i „energii". Ludzie zapomnieli, że można po prostu stanąćprzed obliczem Boga i, bez żadnych skomplikowanych rytuałów, zaklęć czyegzaltowanych formuł, powiedzieć: „Panie!"ZIMA] 999333


Religia Izraela dosyć późno pojawiła się na arenie świata - minęło już niejedno tysiąclecie jego kulturowej historii. Wzniesiono egipskie piramidy, Sumerowieułożyli swoje baśnie, na Krecie można było odnaleźć napisy sporządzonew zagadkowym alfabecie. W wielu krajach i plemionach przekazywano już sobiedziwne mity o tym, jak to Bóg został obalony lub pozbawiony życia, zaś Jegomiejsce zajęli obecni niebiańscy „władykowie" - baalowie. Tak wierzyli naprzykład krewni narodu żydowskiego Kanaanejczycy, którzy byli przekonani, żeNajwyższy Bóg (nazywali Go El; stąd Allach u muzułumanów i El, Eloach, Elohim- imiona Boga Biblii) został zdetronizowany przez swojego wnuka Baala.Grecy również uważali, że światem rządzi uzurpator - Zeus, który obalił swegoojca Kronosa. W Sumerii wierzono, że ich obecny władca - Marduk - zasiadłna tronie zabijając boginię o imieniu Tiamat.Ludzie kłaniali się duchom, o których sami wiedzieli, że Bogiem, tzn. PoczątkowymStwarzającym Bytem, nie są. Religia stanowiła zjawisko nie dającesię oddzielić od magii i czarnoksięstwa, lecz to nie tylkoludzka ułomność sprawiła, że Bóg został w niej zapoznany.Upiory, do których człowiek się modlił,i które pod różnymi imionami wzywał, były wystarczającorealne. Mogły nawet udzielać wsparcia - pod warunkiem,że kult nie będzie wykraczać poza nie w poszukiwaniuprawdziwego BogaDo nadejścia Mojżesza ludzkość mogła się pochwalićdługą i niezbyt pomyślną historią religijną. Tymniemniej, trudno należycie docenić to, co przytrafiłosię Mojżeszowi, jeśli spoglądać na niego jedynie z perspektywynaszych czasów, z naszego punktu widzenia. Bo kiedy świeci słońce,płonące łuczywo tylko kopci i przeszkadza. Ale wyobraźmy sobie, że słońce jeszczenie wzeszło, a wtedy znajdziemy i dobre słowo dla naszej żagwi.Przerażają nas okrucieństwa Starego Testamentu. Skoro jednak budzi onw nas takie reakcje, to znaczy, że przywiódł nas do celu, dla którego zostałnam niegdyś ofiarowany. My i nasz świat faktycznie staliśmy się lepsi,a zmysł moralny wyostrzył się. Potrafimy oburzać się na rzeczy, które w innychczasach, same z siebie, wydawały się oczywiste.Nienawiść Żydów do mieszkańców Kanaanu stanie się, co najmniej, zrozumiała,jeśli zobaczymy z czym się tam stykali. W Kanaanie, Fenicji i Kar-334<strong>FRONDA</strong> 17/18


taginie („Nowe Miasto" było północnoafrykańską prowincją Fenicji) czczonoboga o imieniu Baal (pochodzą odeń znane wszystkim imiona: Hannibal- „miłosierny dla mnie jest Baal" i Hasdrubal [Azdrubal] - „Baal pomaga". 1Był on bogiem słońca i jednocześnie płodności, ale ofiary temu słonecznemubogu składano w nocy, w tzw. tafetach (dosłownie: „miejsce palenia ludzi").Prochy chowano na tym samym dziedzińcu w specjalnych urnach, nad którymistawiano nagrobki. „Antropologiczne badania szczątków takich ofiar wykazały,że 85 procent spośród nich miało nie więcej niż sześć miesięcy... Ofiary,to prawda, nie palono żywcem: dziecko zabijano i dopiero wtedykremowano na rękach odlanego z brązu posągu boga. Ceremonii dokonywanow nocy, przy muzyce fletów, tamburynów i lir, i nazywano molk albo mokk.Niewłaściwie pojęte, posłużyło do skonstruowania przez Fenicjan bogaMolocha, pożerającego ludzkie istnienia. (...) W ofierze składano głowniedzieci arystokratów, co wynikało ze starożytnych wyobrażeń na temat obowiązków,które wobec bogów miały osoby stojące na czele jakiejś społeczności.(...) Podczas oblężenia miasta fenickiego przez Agatoklesa, w ofierze poświęconoponad 500 dzieci, z czego 200 zostało wyznaczonych przez władze,a 200 ofiarowanych dobrowolnie. (...) Takie ofiary składano co roku." 2Jak, w związku z tymi fenicko-kartagińskimi obyczajami, słusznie zauważyłGilbert Keith Chesterton: „Bardzo różne, niemożliwe do pogodzenia rzeczycenili rzymscy konsulowie i prorocy Izraela, ale nienawidzili tego samego." 3Wojny punickie i wezwanie Katona Starszego: „Kartaginamusi zostać zburzona" mają to same moralneźródło, co rozporządzenia Jozuego, pustoszącego ziemięKanaan z ludzi, którym zmysł religijny zmącił siętak bardzo, że swemu bogu w ofierze zanosili własne,pierworodne dzieci... Aby zachować zdrowie całegoorganizmu, czasami trzeba wyciąć jego zakażony fragment.Biblia wyrozumiale traktuje fanatyzm, bowiemw obliczu pogańskich ekstremizmów bywał on mniejszymzłem aniżeli ich tolerowanie.Historyczny kontekst, na tle którego pojawia sięi wędruje Izrael, wcale nie jest atrakcyjny - świat skażony jest przez pogaństwoi śmierć. Oto ludzie wznoszą Wieżę Babel. Po co? Przecież nie po to,aby przypaść do kolan Bożych, a raczej żeby pochwalić się wobec Nieba i in-Z [ M A ] 9 9 9 335


nych ludzi osiągnięciami swojej „przodującej technologii"4i „wyrobić sobie markę".Sęk w tym, że gdy człowiek utracił Boga, to o własnychsiłach odnaleźć Go nie jest w stanie. Jak pewnego razuzauważył św. Jan Chryzostom: Któż zdoła odbudowaćto, co zniszczył Sam Bóg ? 5Gdy Bóg odwraca Swe obliczeod człowieka, ten nie może „obiec Go od drugiej strony" aby znów spojrzećMu w oczy. Czy można dogonić Boga, gdy Ten ucieka ?Zresztą człowiekowi niezbyt spieszyło się do utraconego Boga. Na wstępiebiblijnej opowieści spotykamy bardzo ważny znak. Zgrzeszywszy, Adamchowa się „wśród drzew ogrodu" (Rdz 3,8-6)*. Wtedy Bóg wychodzi na jegoposzukiwanie i woła: „Gdzie jesteś?" (Rdz 3,9). Taka jest właśnie zasadniczaróżnica między religią Biblii a pogańskimi wierzeniami. Zwyczajne religieopowiadają nam jak człowiek poszukiwał Boga; Pismo Święte mówi nam0 tym, jak Bóg poszukiwał człowieka - od tego pierwszego wołania w KsiędzeRodzaju do zamykającego wezwania w Apokalipsie: „Oto stoję u drzwi1 kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będęz nim wieczerzał, a on ze mną" (Ap 3,20).Na pierwszych stronach Biblii napotykamy na jeszcze jedną wiadomość.Opowieść o stworzeniu świata w ciągu sześciu dni nadaje Bogu Biblii pewienistotny rys - okazuje się Bogiem cierpliwym, potrafiącym znieść niedoskonałośćświata. Fakt, że pierwszego dnia ziemia przedstawia sobą obraz „bezładui pustkowia", nie staje się powodem do jej unicestwienia jako nieudanegorezultatu pierwszego stwórczego aktu. Tymczasem wspomniany wcześniejsumeryjski Bóg Apsu chciał zniweczyć swoje pierwsze dzieło. Również wedługHezjoda, „moc miały okrutną te wstrętne poczwary. Owe straszliwedzieci Urana i Ziemi ojcu już były z góry nienawistnemi" 6 („Teogonia", 155).Chociaż Bóg Biblii nie stwarza świata w jednej chwili doskonałego i napełnionegodziełami łaski, to nie przeszkadza Mu to radować się nim i jego niedoskonałościami:„A Bóg widział, że były dobre" (Rdz 1,12). Swój zamysł rozwijaw czasie i błogosławi nawet przestankowe dni, stany wszechświata.Nawet potem, po popełnionym przez ludzi pierwszym błędzie, cierpliwyBóg się od nich nie odwrócił - może stał się nieco bardziej oddalony (ludzieodsunęli Go ze swego prywatnego życia), ale się nie odwrócił, nie „rozczarował".W pewnym momencie, w miarę nagromadzenia ludzkich podłości, na-336<strong>FRONDA</strong> 17/18


wet biblijnemu pisarzowi wydaje się, że kielich boskiej cierpliwości jest jużprzepełniony, więc notuje o Bogu: „żałował, że stworzył ludzi na ziemi"(Rdz 6,6). Bóg jednak pozostał wierny swoim niewiernym dzieciom: „Czyżmoże niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swegołona ? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie" (Iz 49,15).Biblia jest objawieniem Bożej cierpliwości. Św. Jan Chryzostom zwraca uwagęna to, że Bóg tak szybki w budowaniu, Bóg, który stworzył cały wszechświatw przeciągu sześciu dni, nakazuje izraelskim wojownikom obchodzić Jerycho dookołaprzez siedem dni. „Jak to?! - zdumiewa się Chryzostom - Ty, który w sześćdni stwarzasz świat, potrzebujesz siedmiu dni, aby zburzyć miasto?" 7U św. Jana Chryzostoma znajdujemy także porównanie Boga do rolnika:„Co powie ktoś nieświadomy na widok rolnika sypiącego ziarna na ziemię?Wyrazi zdumienie, że wyrzuca on gotowy produkt, z takim trudem uzyskany.Ba! Na dodatek, modli się, aby spadł deszcz i ziarno czym prędzej zgniło!"8Siewca posiawszy ziarno winien już tylko cierpliwie oczekiwać urodzaju.Chrystus zabronił apostołom zbyt szybko przystępować do żniw - nawetherezji nie należy plewić sierpem.Praca na roli uczy cierpliwości. „Czyż w dzieciństwie nie zdarzało sięnam, że, gdy otrzymaliśmy ziarenka, biegliśmy je zasiać? A potem, co godzinęsprawdzaliśmy, czy przypadkiem coś już się nie pojawiło? Wreszcie, rozkopywaliśmyziemię, aby sprawdzić, czy coś rośnie i osiągaliśmy tyle, że nicnie chciało rosnąć. Czyż nie zdarzało się nam rozchylać płatków kwiatuw nadziei, że prędzej rozkwitnie, i byliśmy tak rozczarowani, kiedy w końcuzwiędł? Nie wiedzieliśmy jak należy obchodzić się z żywą rzeczą, brakowałonam cierpliwości. To, że Bóg zapragnął stworzyć życie na ziemi, jest objawieniemJego cierpliwości.'"Bóg jest rolnikiem, a nie tyranem. „Co byśmy uczynili widząc, że światprzez nas stworzony, wielkie przedsięwzięcie powołane przez nas do życia,jest tylko w połowie udane, a w drugiej niezbyt? Zaraz byśmy weń zaingerowali,wyrwali, zniszczyli, prawda? Nawet byśmy nie zauważyli tego, co wartościowew tym, co nie w pełni doskonałe, iskry autentycznego ognia w tym,co nieudane - przeoczylibyśmy to, co nadaje kształt pięknu." 10Bóg nie wyrzeka się świata, nawet kiedy ten się od niego oddalił i, z pomocąduchowych samozwańców, nadal oddala. Bóg wychodzi na poszukiwanieczłowieka.ZIMA-1999337


Spróbujcie jednak poczytać Biblię zatwardziałemu okultyście. On znajdziew niej wyłącznie potwierdzenie własnego pogańskiego spojrzenia, nie dostrzeżejej oryginalności, ale za to, z powodzeniem, rutynowo, zinterpretujeją w płaskiej ezoterycznej manierze. Słowo Boże nie znalazło sobie rozmówcywśród narodów ziemi. O jeszcze jednej okoliczności warto pamiętać: Wszystkoto działo się w czasach, kiedy ludzie nie w pełnipojmowali swoją samodzielność i jednostkową unikalność.Człowiek uważał się wyłącznie za „część większejcałości", to nie on jawił się podmiotem myśli, wiary,procesu historycznego, lecz naród lub miasto-polis.W tych czasach religia nie była sprawą osobistą, sprawąsumienia, traktowana była w kategoriach publicznych,społecznych, państwowych. Dlatego nie mogła odwoływać się do pojedynczegoczłowieka, wywodzącego się z dowolnego narodu, i poprzez niego głosićPrawdę. Nie było innego wyjścia, jak zwrócić się nie ku jednostce, ale ku zuniformizowanejwspólnocie takich jednostek - narodowi, aby ludzie zdołaliusłyszeć Słowo Boga, przyjąć Jego Prawo i je wypełniać. Dlatego Słowo szukarozmówcy wśród narodów i... nie znajduje go, bo te przywykły nadstawiaćucha jedynie na nocne szmery. I wtedy postanawia „stworzyć" go sobie.Przyzwyczailiśmy się już do określenia „Izrael narodem wybranym",a przecież razi ono swoim brzmieniem - abiblijnym i po prostu niemiłym dlaucha. Przywodzi na myśl supermarket: Bóg przygląda się poszczególnym nacjomi spośród nich wybiera żydowską - z jakiegoś, bliżej niewiadomego powodu,najbardziej przypadła Mu do gustu. Widocznie, za jakieś wcześniejszezasługi Żydzi będą się teraz cieszyć uprzywilejowanym statusem...Tymczasem przed uważnym czytelnikiem rozbrzmiewa historia całkieminna. Izrael jest w niej narodem przez Boga nie tyle wybranym, co stworzonym:„Lud ten, który sobie utworzyłem" (Iz 43,21). Izrael nie może pochwalićsię żadną historią, która poprzedzałaby zawarte z Bogiem przymierze. Jegoprotoplasta, Abraham, nie miał nawet dzieci. Dopiero Najwyższyzaplanował wejść w przymierze z potomstwem bezdzietnego starca, więc muje ofiarował. Mało tego, nakazał Abrahamowi złożyć w ofierze jego jedynegosyna Izaaka - aby Izrael nie rościł sobie pretensji do rzekomego „naturalnegoprawa do życia", aby zrozumiał, raz na zawsze, że swoje istnienie zawdzięczawyłącznie darowi. Istnienie, które nie tyle spoczywa na granitowej338<strong>FRONDA</strong> 17/18


skale jakiegoś „naturalnego prawa", co wisi na włosku bożej miłości. Złożyćw ofierze, to tak jakby wyrzec się własności, posiadania, bo rzecz ofiarowananie należy już do mnie. Składany w ofierze Izaak symbolizuje zerwane następstwo- to, które z ojca przechodzi na syna. Izaak okazuje się nie tyle synemAbrahama, co synem Bożym, Jego pierworodnym.Taki jest ten naród, stworzony, żeby słuchać, żeby odpowiadać na słowoBoże. Naród zawdzięczający swoje istnienie przymierzu, zgodnie z którymto, co usłyszy, winien przekazać innym. Izrael został stworzony, by treści,którymi oddychał, mogły stopniowo ogarnąć cały świat, oczyszczając go z tego,co pogańskie.Tym niemniej, byłoby naiwnością przypuszczać, że narody, do którychgłos Boga w sposób bezpośredni nie dotarł, zechcą pójść w ślady jakichś żydowskichkoczowników, którzy dopiero co „urwali się z choinki". Zresztą,nie do działań misjonarskich Bóg przeznaczył naród nieświadomy jeszczeprzyszłości - nitki, tkanej ręką Opatrzności w dziejach żydowskich patriarchów.„Pierworodny" szybko nie dojrzewa. Z początku, niepewny swej roliw świecie, za cel sobie stawia przetrwanie w nim.Żeby złagodzić nieco kompleks niepełnoletniości, Izrael otrzymuje srogiegoopiekuna. Apostoł Paweł stwierdza, że żydowskie starotestamentoweprawo to jakby „wychowawca [który miał prowadzić] ku Chrystusowi" (Gal4,24). To dziwne określenie [w tzw. synodalnym tłumaczeniu Biblii na językrosyjski z 1867 r. występuje określenie dietowoditiel', tzn. odprowadzającydzieci — przyp. tłum.], nie w każdym słowniku języka rosyjskiego obecne,stanie się bardziej zrozumiałe, gdy wspomnimy jego greckie źródło. W greckimtekście pawiowego autorstwa natrafiamy na słowo pedagogon, tłumaczeniektórego przez współczesne pojęcie „pedagog" byłoby wysoce niefortunne.Jeśli bowiem słowo „pedagog" znaczy obecnie tyle co „nauczyciel", tow języku antycznym było inaczej. Pedagogiem nazywano takiego niewolnika,do którego obowiązków należało odprowadzanie syna pana z domu do gimnazjumi pilnowanie, aby ten zbytnio po drodze nie dokazywał, tracąc tymsamym potrzebną do nauki energię. Sam pedagog nauczycielem nie był, raczejkimś w rodzaju opiekuna, kogoś, kto dba o podopiecznego i milkniew chwili gdy do szkolnej klasy wkracza nauczyciel.Żydowskie prawo nie tyle uczy, co przestrzega, dlatego nie przypadkowowśród 613 przykazań Pięcioksięgu (Tory) znajdujemy 365 zakazów i 248 naka-IIMAM9I 339


zów. Liczba negatywnych zakazów i przestróg znacznie przewyższa liczbę pouczeńpozytywnych, przykazań. Nauczyciel dopiero ma nadejść. Ba! Gorzkie doświadczeniepodpowiada Mu, że fałszywy blask czarnoksięstwa i magii bałamucidzieci, demobilizuje je i nie pozwala skupić się na mowie Nauczyciela. Wietakże, że dzieci najchętniej słuchają anegdot innych dzieci, więc jedno z nich -podrzutka, znajdę - bierze sobie na wychowanie. „A twoje urodzenie: (...) nieucięto ci pępowiny, nie obmyto cię w wodzie (...) iw pieluszki cię nie owinięto.Żadne oko nie okazało współczucia (...). W dniu twego urodzenia wyrzuconocię na puste pole - przez niechęć do ciebie. Oto Ja przechodziłem obok ciebiei ujrzałem cię jak szamotałaś się we krwi. Rzekłem do ciebie: (...) Żyj! (...)Rosłaś, wzrastałaś i doszłaś do wieku dojrzałego. (...) Oto przechodziłem obokciebie i ujrzałem cię. Był to twój czas, czas miłości. Rozciągnąłempołę płaszcza mojego nad tobą i zakryłemtwoją nagość. (...) Stałaś się moją. Obmyłem cię wodą,otarłem z ciebie krew i namaściłem olejkiem. (...) Zostałaśozdobiona złotem i srebrem oraz w szaty jedwabnei wyszywane. (...) Stawałaś się z dnia na dzień piękniejsza(...). Ale zaufałaś swojej piękności i wyzyskałaś swojąsławę na to, by uprawiać nierząd. Oddawałaś się każdemu, kto obok ciebieprzechodził. (...) Na początku każdej drogi budowałaś sobie wzniesienie, abytam kalać swoją piękność i oddawałaś się każdemu przechodniowi. (...) Jakżeżsłabe było twoje serce (...) skoro dopuszczałaś się takich rzeczy, godnych bezwstydnejnierządnicy (...). Wszystkim nierządnicom daje się zapłatę, a ty wszystkimswoim kochankom dawałaś podarki i zjednywałaś ich sobie (...). Dlatego,Nierządnico, słuchaj słowa Pańskiego! (...) Ja zgromadzę wszystkich twoichkochanków (...). Wydam cię w ich ręce, a oni zniosą twoje szałasy, zniszczą twojewzniesienia (...) ukamienują cię i mieczami poćwiartują na części (...). Postąpięz tobą tak, jak ty postępowałaś, ty, któraś złamała przysięgę i zerwała przymierze.Ja jednak wspomnę na przymierze, które z tobą zawarłem (...)i ustanowię z tobą przymierze wieczne. Ty zaś ze swej strony wspomnisz naswoje postępowanie i zawstydzisz się (...). Przebaczę wszystko, coś uczyniła (Ez16,4-63). Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci (...). Zatem nawróćcie się,a żyć będziecie (Ez 8,32).Zrodzony z Abrahama i woli Bożej, Izrael zapomina się, zapomina o swoimprzeznaczeniu, o Bogu, i popada w egipską niewolę. Najwyższy go odnaj-340<strong>FRONDA</strong> 17/18


duje i poprzez Mojżesza karci, a dzieje się tak już nie pierwszy raz. Po razpierwszy Bóg wyszedł na poszukiwanie człowieka, gdy człowiek był tylko jeden- i nazywał się Adam (Rdz 3,9).Być pedagogiem to zajęcie niebezpieczne. Wszak chęci wychowanka mogąrozmijać się z zadaniami, które pedagog ma od niego egzekwować. I dlatego,w pewnych momentach, musi być surowy: „Do czasu przyjścia wiary byliśmypoddani pod straż Prawa i trzymani w zamknięciu aż do objawienia się wiary.(...) Gdy jednak wiara nadeszła, już nie jesteśmy poddani wychowawcy" (Gal 3,23-25). „Według świadectwa jednego ze współczesnych pedagodzy troszczylisię o wszystko, co dotyczyło potrzeb życiowych wychowanka, ale dbali i o rzeczznacznie ważniejszą - o cnotę; pedagodzy - strażnicy i opiekunowie, podporawieku dorastania - chronili podopiecznych przed złymi pokusami, niczymszczekające psy przed wilkami. Wieczorem pedagog kontrolował przygotowanieucznia do zajęć, a z samego rana budził go z łóżka. Przeprowadzał repetycjęz przerobionego w szkole materiału, przy czym wyciągał rózgę, świstał rzemieniemi krzyczał na podopiecznego, aby zmusić go do wytężenia pamięci.""Tymczasem dzieci dorastają, nabierają krzepy i zaczynają siębuntować przeciwko tym, którym były posłuszne jeszcze wczoraj.„Funkcja pedagoga była pełna przykrości. Czasami uczniowie wyrządzalimu najbardziej złośliwe psoty. Jeśli pedagog wzbudzał w nichniechęć - tym gorzej dla niego. Bywało, że śmiali nicponie sadzalibiednego pedagoga na dywanie pokrywającym podłogę, po czympodrzucali go jak najwyżej i odskakiwali, więc pedagog upadał naziemię. Z tych zabaw, w których mogło być narażone nawet jego życie, częstowychodził mocno poturbowany. Tym niemniej skrępowani niewolniczym stanem,pedagodzy musieli swoim podopiecznym wybaczać." 12Wzajemne relacje między Bogiem a Izraelem także nie układały się bezboleśnie.Samo słowo „Izrael" możemy przetłumaczyć dwojako: „widzący Boga"i „zmagający się z Bogiem"." „Pamiętam wierność twej młodości, miłość twegonarzeczeństwa, kiedy chodziłaś za Mną na pustyni (...). Jaką nieprawośćznaleźli we Mnie wasi przodkowie, że odeszli daleko ode Mnie? (...) Niemówili zaś: 'Gdzie jest Pan, który nas wyprowadził z kraju egipskiego (...)'?A Ja wprowadziłem was do ziemi urodzajnej (...). weszliście i zbezcześciliściemoją ziemię (...); pasterze zbuntowali się przeciw Mnie; prorocy głosili wyroczniena korzyść Baala i chodzili za tymi, którzy nie dają pomocy. (...) CzyZIMA 1999341


jakiś naród zmieni! swoich bogów? A ci przecież nie są wcale bogami! Mój zaśnaród zamienił swoją chwałę na to, co nie może pomóc. (...) Bo podwójne złopopełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny,cysterny popękane, które nie utrzymują wody. (...) Od dawna bowiemzłamałaś swoje jarzmo, zerwałaś swoje więzy. Powiedziałaś sobie: 'nie będęsłużyć!' Na każdym więc wysokim pagórku i pod każdym zielonym drzewempokładałaś się jako nierządnica. A Ja zasadziłem ciebie jako szlachetną latoroślwinną, tylko szczep prawdziwy. Jakże więc zmieniłaś się w dziki krzew,zwyrodniałą latorośl? (...) Lecz ty mówisz: (...) 'Kocham bowiem obcych i pójdęza nimi.' (...) A ty, coś z wielu przyjaciółmi cudzołożyła, masz wrócić doMnie? (...) powróćcie, zbuntowani synowie, uleczę wasze odstępstwa" (J r2,2-3,22).Tym wymowniejszy wydaje się incydent, który miał miejsce w Izraeluw 1997 r. Premier Benjamin Netanjahu, występując wobec absolwentów jednejz żydowskich szkół w Jerozolimie, pozwolił sobie na żart stwierdzając, żenie we wszystkim zgadza się z Mojżeszem: „Mojżesz nazwał izraelski naród'ludem o twardy karku" 1 , podczas gdy wszyscy wiemy, że jesteśmy narodempogodnym i to bardzo". Wówczas protest zgłosił sądrabinacki i premier zmuszony został do przeprosin.Jednak konflikt, który rozgorzał w jego sercu, jestw pełni zrozumiały - zderzenie narodowej dumy z religijnymposłuszeństwem. Jako Żyd ma obowiązekuznawać natchnione przez Boga księgi Mojżesza, chociażjako Izraelicie nie zawsze jest mu przyjemnie, coksięgi te mówią o jego narodzie.Abstrahując od licznych buntów, trzeba powiedzieć, że Izrael wreszcie zaakceptowałswoich pedagogów-opiekunów. W hinduskiej mitologii występujepostać awatara zstępującego na ziemię, kiedy ludzie zaczynają zaniedbywać duchowepodstawy życia. Zgodnie z indyjskimi wierzeniami, w momencie kryzysuwiary Bóg przychodzi do ludzi i wyrywa ich ze stanu śpiączki.. W podobnysposób wielu chrześcijańskich (również świeckich) autorów dostrzega potrzebęNowego Przymierza w chwili, gdy Stare Przymierze zaniemogło i ludzie siędo niego rozczarowali... Sprawa jednak przedstawia się jeszcze inaczej. EpokaEwangelii jest tą, w której urzeczywistniają się pragnienia proroków. Ba! Izraelici,bodaj po raz pierwszy w swojej historii, prezentują postawę autentycznej342<strong>FRONDA</strong> ] 7/1 8


pobożności - flirty z pogańskimi bożkami odeszły w przeszłość, a szacunek doprzykazań stał się czymś powszechnym. Przyjrzyjmy się choćby pamiętnej sceniez udziałem jawnogrzesznicy 0 8). Wspomnijmy, w jaki sposób ci, którzydopiero co gotowi byli ją kamienować, reagują na słowa Chrystusa: „Kto z wasjest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień" (J 8,7). Zgromadzeniecicho się rozchodzi. Cóż za natychmiastowa i masowa przemiana ludzkich sumień!Wszak to byli ci sami „uczeni w Piśmie i faryzeusze" (J 8,3), tak chętnieprzez nas łajani za pychę i brak pokory... A wyobraźmy sobie, że w dwadzieściawieków później ktoś składa podobną propozycję manifestantom na PlacuCzerwonym: „niech ten, który jest bez grzechu, pierwszy rzuci kamieniemw Jelcyna!" Toż kostkę brukową rozebrano by w mgnieniu oka...Tak często napotykani na stronicach Ewangelii „uczeni w Piśmie i faryzeusze"to wydarzenie bezprecedensowego duchowego przebudzenia w narodzie.Przecież nie wywodzili się oni z kasty zawodowych kapłanów, a spośródprostych świeckich obywateli. Dla tych świeckich osób kwestie związanez należytym wykonywaniem norm Prawa miały, jak się okazuje, życiowoważny charakter. „Uczeni w Piśmie i faryzeusze" epoki przełomuPrzymierzy są jakby krewnymi „bractw", powstających na Ukrainiew momencie propagowania tam uniatyzmu, które idąc za głosem sercabroniły prawosławia.' 5W czasach Jezusa Chrystusa wspónota faryzeuszy liczyła sobie około 6000adeptów (spośród których znamy co prawda tylko dwoje, którzy sami się takokreślili: Józefa Flawiusza i Pawła). 16Naród wybrany pokochał na koniec Prawo - ale nieco za późno. Częstodziecko, które po wielu perypetiach zostało oto doprowadzone przez opiekunado drzwi szkoły, zaczyna nagle kaprysić. Trzyma się kurczowo ręki swojegoprzewodnika, gdyż boi się pozostać z nauczycielem sam na sam. Zresztąwszystkim rodzicom znajome są te łzy dziecka pozostawionego na proguszkoły. Załóżmy, że wzruszyliby się nimi, ulegli chwilowemu kaprysowi swojejpociechy - wtedy zaszkodziliby jej tylko, skazali na analfabetyzm, pozbawiliprzyszłości.Może się także zdarzyć, że gawędy opiekuna dziecko przedłoży nad podstawywiedzy wykładane w szkole. Opiekun winien wówczas wyperswadowaćdziecku nieufność do mowy nieznajomego nauczyciela, powiedzieć doń:Najwyższa pora, abyś przestał, mnie i moje opowieści traktować tak całkiemZIMA-1999343


na serio: „dopuściłem u nich prawa, które nie były dobre" (Ez 20,25). 17A uparty dzieciak w notatkach, nagryzmolonych jeszcze pod okiem opiekuna,wzbrania się poprawić najbardziej nawet oczywiste byki.Pewnego razu bunt Izraela przeciwko Bogu zakończył się zwycięsko. Ichdrogi rozeszły się tak bardzo, że Żydom nawet nie przyszło do głowy, że takamoże być Boża wola. Od tego momentu, już wiele stuleci, mówią oni:„Uczniom Jeszui brakowało wyrafinowanej znajomości Prawa, dlatego byliłatwowierni, żądni cudów. Z punktu widzenia judaizmu, Mesjasz nie musidysponować nadnaturalnymi zdolnościami. Za to musi wywodzić sięz królewskiej dynastii Dawida i przynieść żydowskiemu narodowi wolnośćod cudzoziemskiego jarzma. Troska o zbawienie dusz owczarni bynajmniejnie należy do jego zadań." IS„Czyż można uwierzyć w jego mesjanizm, skoroprorok zapowiedział mesjasza, który będzie 'panować od morza do morza,od rzeki aż po krańce ziemi' (Ps 72,8). Jeszua nie dysponował żadną władzą,a za życia sam był prześladowany przez swoich wrogów i musiał się ukrywać.(...) Hagada mówi: 'Powiedzą Mesjaszowi-władcy: Oto państwo zbuntowałosię przeciwko tobie', a on odpowie: 'Niechaj inwazja szarańczy je zniszczy'.Rzekną: 'Nie masz takiej władzy'. A on odpowie: 'Niech najście dzikichzwierząt spustoszy je'." 19Nauczyciel, którego oczekiwano, miał panować nad światem zewnętrznym,a nie wewnętrznym, miał ratować przed politycznym przymusem, a nieśmiercią duchową. Wierzono, że wyjątkowe przywileje Izraela rozprzestrzenina pozostałe nacje, nad które niepomiernie wyniesiesamych Żydów.Mesjasz spełniający takie parametry nie wymagałby rozstaniaz opiekunem. Izrael w większości wciąż tkwiłw przedszkolu. 20„Wizerunek mesjasza uległ rozdwojeniu,oczekiwanie na Jego nadejście myliło się z oczekiwaniemJego wroga. Dlatego Żydem po przyjęciu ludzkiejpostaci był Chrystus i Żydem do szpiku kości byłJudasz, który Go zdradził" (Nikołaj Bierdiajew Nacionalizm i antisiemitizm priedsudom christianskogo soznanija)Niektórzy do tej pory doszukują się usprawiedliwieńdla Judasza: „Jezusa aresztowano, aby uchronić go przed Rzymianami"22 ...Kiedy w zwykłej szkole któryś z uczniów nie otrzymuje promocji do na-344<strong>FRONDA</strong> 17/18


stępnej klasy, wielkiego nieszczęścia nie ma. Ale ta szkoła, w której dorastałIzrael, zwykłą nie była. Pedagog odnosił się w niej surowo nie tylko względemucznia bezpośrednio oddanego mu na wychowanie, ale i względem tychspośród jego „starszych kolegów", którzy namawiali go do wzięcia udziałuw swoich igraszkach.Ktokolwiek otwierał historyczne księgi Starego Testamentu, wie ilew nich krwi, pobłogosławionych zabójstw, zdewastowanych pogańskich osad:„w miastach (...) nie zostawisz niczego przy życiu (...) abyście się nie nauczyliczynić wszystkich obrzydliwości, które oni czynią ku czcibogów swoich, i byście nie grzeszyli przeciw Panu, waszemuBogu" (Pwt 20, 16-18).Starotestamentowe realia tak bardzo przerażają swoimokrucieństwem, że ludzie o humanistycznych zapatrywaniachpostawią sobie później pytanie: czy to możliwe, abyBóg Mojżesza był tym dobrym Stwórca? Czy aby na pewnomówimy o Dawcy Życia? A może to jakiś upiór siejącyśmierć dookoła siebie i dookoła swoich wybrańców?Już pierwsi chrześcijańscy apologeci (w tym Klemens Aleksandryjskii Orygenes) zmuszeni byli bronić święte księgi narodu żydowskiego. Zdaniemgnostyków i pogan, pod imieniem Jehowy skrywał się krwawy i nierozumnybożek, nosiciel zła. Do tych wszystkich, którzy ulegali pokusie utożsamieniaBoga i szatana, chrześcijanie apelowali: Przyjrzyjcie się dobrze. Spójrzcie nate choćby przykazania biblijnego Boga: „Jeśli będziesz żął we żniwa na swoimpolu i zapomnisz snopka na polu, nie wrócisz się, aby go zabrać, lecz zostaniedla obcego, sieroty i wdowy (...). Gdy będziesz zbiera! winogrona, nie szukajpowtórnie pozostałych winogron; niech zostaną dla obcego, sieroty i wdowy"(Pwt 24, 19-21). „Nie będziesz niesprawiedliwie gnębił najemnikaubogiego i nędznego, czy to będzie brat twój czy obcy, o ile jest w twoim kraju,w twoich murach. Tegoż dnia oddasz mu zapłatę, nie pozwolisz zajść nadnią słońcu, gdyż jest on biedny i całym sercem jej pragnie; by nie wzywał Panaprzeciw tobie, a to by cię obciążyło grzechem" (Pwt 24, 14-15). „Gdy będzieciezaczynali walkę (...). Zwierzchnicy niech następnie powiedzą narodowi:'Kto z was zbudował nowy dom, a jeszcze go nie poświęcił, niech idziei wraca do swego domu, bo mógłby zginąć na wojnie, i kto inny by go poświęcił.Kto z was zasadził winnicę, a nie zebrał jej owoców, niech wraca do do-ZIMA- 1 999 345


mu, bo mógłby zginąć na wojnie, a kto inny by zebrał jej owoce. Kto żonę poślubił,a jeszcze jej nie sprowadził do siebie, niech wraca do domu, bo mógłbyzginąć na wojnie, a kto inny by ją sprowadził do siebie.' Niech jeszczezwierzchnicy powiedzą do narodu: 'Kto się lęka, czyje serce drży, niech wracado domu, by nie struchlało serce jego braci, jak jego'." (Pwt 20,2-8)Czyż takie przykazania mogłyby pochodzić z ust ducha nierozumnegoi złego? Więc w jakim celu Ten, który nakazuje opiekę nad wędrowcamii ubogimi, bezlitośnie wyniszcza całe miasta?Znów powinniśmy objąć wzrokiem tę rzeczywistość, która posłużyła jakopunkt wyjścia dla historii Izraela. Bóg przechadza się samotnie, bo „niema na ziemi człowieka sprawiedliwego" (Koh 7,20). Po serii początkowychkatastrof (od wydarzeń w raju po budowę Wieży Babel) wszędzie docierapromieniowanie grzechu i śmierci.Wyobraźmy sobie, że doszło do wojny jądrowej. W świecie, w którym nawetschrony przeciwatomowe nie mogą udzielić schronienia, przy życiuutrzymała się pewna liczba ludzi. Chociaż ziemia, woda i powietrze są przeniknięteśmiercionośną radiacją, istnieje jednak szansa uratowania garstkispośród nich: W czasie wojny na orbicie okołoziemskiej krążyła stacja kosmiczna.Przeprowadzano na niej eksperymentalne próby uprawy roślinw warunkach nieważkości, a ponieważ pracowała poza Ziemią, minęła ją wojennazawierucha. Na jej pokładzie - i tylko na niej - zachowały się zdroweziarenka, trochę nieskażonej gleby oraz pojemnik czystej wody. Statek lądujew celu spożytkowania, unikalnych teraz, zasobów, jednak samo ich rozprowadzeniewśród potrzebujących nie na wiele się zda.Rząd sprawujący władzę nad resztkami ludzkości podejmuje dramatycznądecyzję: Z przeznaczonego do rekultywacji pola, zostaje zerwana skażona powierzchnia,a głębsze jego warstwy wypalone. Na oczyszczonej od śladów radiacjidziałce wysypana zostaje zdrowa ziemia ze stacji, w niej zasiane zdroweziarna, skąpo polewane zdrową woda. Aby nikt z ludzi czy zwierząt jej nie zadeptał,w regularnych odstępach czuwają patrole. Rozpiętynamiot chroni tę unikalną strefę od radioaktywnegopyłu i źdźbeł zmutowanych roślin, które mógłbynawiać wiatr. Ale i tak, mimo wielu wysiłków, promieniowanietutaj dociera - przez nieszczelności w namiocie,wraz z wodami gruntowymi czy wstępującymi tu346<strong>FRONDA</strong> 17/18


osobami. Rośliny ulegają chorobom rzadziej, ale jednak ulegają. Kiedy ten czyinny pęd wykazuje odchylenia od prawidłowego wzrostu, ogrodnik bezlitośniego wyrywa, potem pali wszystkie uschłe bądź zmutowane kłosy i gałązki. Ludzienie mają co liczyć na to, że pierwszy plon zostanie im rozdany - zostajeprzeznaczony do powtórnego obsiania (proszę sobie przypomnieć,jak w swoim ogródku gospodarował Robinson Cruzoe).Nawet widmo śmierci głodowej nie stanowi uzasadnienia, abyinaczej rozdysponować drogocenne ziarna. I tak, w ciągu wielukolejnych pokoleń - dopóki nie uda się wyhodować ziarno na tyleodporne wobec promieniowania, że będzie mogło posłużyć dowyprodukowania antidotum i wyleczenia wszystkich roślin, zarównotych pod namiotem, jak i poza jego obrębem. Wcześniejczy później, wśród tysięcy pędów znajdzie się ten, pojawienia którego tak wyczekiwanoi dla którego pielęgnowano ten dziwaczny ogród. Płody będziemożna wynieść poza obręb stacji doświadczalnej i rozdać wszystkim potrzebującym,aby i oni mogli doznać uzdrowienia.Wszystkie bestialstwa w historii narodu wybranego wynikały nie z usposobieniajego lub jego Boga, lecz uwarunkowane były uniwersalnym darem,który miał ofiarować światu. Aby „nowe pokolenie nie wybrało pepsi-coli",wokół niego wznosi się mur odosobnienia - każdy człowiek i każdy naródkryje w sobie pierwiastek przesądu. Jeśli pozwolić na spontaniczne dojrzewaniereligijnego uczucia, wyrodzi się ono właśnie w „przesąd", sympatyczneobcowanie z bałwanami. Stanie się tak nieuchronnie, jeśli dodamy wpływ pogańskiejobyczajowości - a więc potrzebna jest surowa kwarantanna.Wszystko po to, żeby z drzewa Jessego wystrzelił ten jeden jedyny pęd,jedna jedyna gałązka, a na świat przyszła dusza nieskalana i otwarta na Boga,która powie: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowaTwego!" (Łk 1,38) Słowo Boże stanie się w niej ciałem człowieka, ChlebemNiebiańskim i będzie go już można rozdać wszystkim ludziomi wszystkim epokom."Oto powód, dla którego historia Izraela została odmiennie zinterpretowanaprzez chrześcijan i Żydów. Ci pierwsi wierzą, że historia ta wyznacza trudny,lecz konieczny szlak, aby u jego celu odnaleźć coś, co stanie się darem nietylko dla Izraela i powodem dumy nie tylko Izraela. Dar, który za pośrednictwemIzraela będzie radością wszystkich i dla wszystkich. Żydzi bowiem nieZIMA 1 999347


prześladowali pogan wyłącznie z korzyści dla własnych dzieci, ale i z powodunadziei na zbawienie potomków tych, którzy w danym momencie stali na drodzeim oraz ich misji.Utrzymując, że Izrael istnieje nie tylko dla siebie, ale dla całej ludzkości,chrześcijanie wyżej oceniają jego historyczne powołanie aniżeli sami Żydzi.Bóg nie po to uczynił ich swoimi krewnymi, aby wywyższyć ich ponad innenarody, lecz aby ten wyjątkowy przywilej mógł stać się udziałem wszystkich.To tylko starszy syn z przypowieści o synu marnotrawnym nie życzył sobie,aby ojciec przyjął jego młodszego brata (Łk 15,11-22). Izrael przeoczył momentw swoich dziejach, kiedy ofiarował światu Zbawiciela, kiedy powinienbył otworzyć się na cały świat. Nie spostrzegł się nawet, Kto taki głosił DobrąNowinę na jego świętej ziemi. „Izrael - jak słusznie zauważył katolickiteolog - stał się uzurpatorem z chwilą, gdy po dokonaniu się jego opatrznościowejroli nadal chciał zachować dawne swe przywileje 24 ."Mało tego. Niektórzy żydowscy publicyści żądają dzisiaj, aby w dowódskruchy za przestępstwa pogańskiego nazizmu niemieckiego, chrześcijańskienarody pogodziły się ze statusem szczególnego wybraństwa, w dalszymciągu przechowywanym przez Izrael. Dziwny to sposób walki z nacjonalizmem- poprzez propagowanie innego nacjonalizmu. Zarzucają chrześcijanom,że mieli czelność odnieść do siebie słowa, które, jak na razie, służyłyim samym do wynoszenia się ponad inne narody (ród wybrany, lud święty).Źródeł antysemityzmu doszukują się w tym, że nie-Żydzi ośmielili się spojrzećna siebie oczami Żydów. Logicznym wydaje się wniosek, że skoro próbawywyższenia jednego narodu doprowadziła do rozlewu krwi, to należy sięstarać, aby już nikt (również Żydzi) nie patrzył na siebie i innych w taki sposób.Pomimo to liberalna prasa domaga się consensusu wokół wyjątkowej i ponadczasowejroli Izraela.Główny ideolog żydowskiego nacjonalizmu w Rosji, Sergiej Łozow, uważa,że chrześcijaństwo jest antysemickie ponieważ „uzurpowało sobie roszczenieIzraela" do wyjątkowych relacji z Bogiem. 25Chrześcijanie powołują się na obowiązki,które poprzez Stary Testament Bóg nałożył na naród wybrany: „Wy,którzyście byli nie-ludem, teraz zaś jesteście ludem Bożym" (1P 2,10) i, z tejperspektywy oceniając, odmówili odtąd Izraelowi jego twórczej roli. Przydającchrześcijaństwu wymiar uniwersalności i jednocześnie przeciwstawiając zbawcząmoc Ewangelii niezbawczemu Prawu, apostoł Paweł zinterpretował juda-348<strong>FRONDA</strong> 17/18


izm w duchu „odbytej drogi". Tym samym dal początek „teologicznemu poniżaniujudaizmu" 26 .Tymczasem chrześcijanie nie widzą przeszkód dla wartościowegoi twórczego rozwoju Izraela jako narodu. A jeśli przyjmie on kiedyśswojego Chrystusa, znowu stanie się pierworodnym dziecięciem bożegomiłosierdzia. Jeśli zdobędzie się na porzucenie zamierzchłychprzykazań i przestanie stosować podwójne standardy względem obcych27 , dokona wielkiej rewolucji w swoich dziejach.Nie należy dopatrywać się „teologicznego poniżania judaizmu",kiedy chrześcijanin wzywa Żyda do przyjęcia Ewangelii, ani żądać, by„chrześcijaństwo wyzbyło się swojego misjonarskiego ducha" 28 . Nikogochyba nie oburzy fakt, jeśli misjonarze nakłonią jakieś afrykańskieplemię do rezygnacji ze składania ofiar z ludzi, w zamian za inne formywyrażania religijnych uczuć. A przecież zastąpienie takich ofiarprzez ofiary ze zwierząt nie stanowi jedynego możliwego kroku naprzódna drodze duchowego rozwoju. Przejście od starotestamentowego nacjonalizmuku ewangelicznemu uniwersalizmowi też jest takim postępem 29 .Nie rozumieć tego to stać w obronie ksenofobii. Dlaczegóż więc współczesnydemokratyczny świat pozwala na tolerowanie i eksponowanie żydowskiegorasizmu, a wręcz piętnuje każdego, kto na taki wyjątek nie chce przystać?Dopóki Izrael nie wyrzeknie się własnego nacjonalizmu, nie będzie dysponowałmoralnym prawem do osądzania cudzego. Na razie z oka wystajemu potężna belka i dopóki jej sam nie usunie, nie powinien zwracać uwagina źdźbła i drzazgi u innych.Jak to się dzieje, że do obrońców „ogólnoludzkich wartości" nie docierająsłowa głoszone dzisiaj w synagogach: „Żyd, który podejmuje wysiłek, osiągawyższy poziom duchowy aniżeli nie-Żyd (...). Gdyby narodom i rządom danebyło widzieć prawdę, postawiłyby policjanta nad każdym Żydem, aby ten gorliwiezgłębiał Torę. Z upływem czasu, wszyscy to pojmą (...). PYTANIE: Co jeszczenależy zrobić? ODPOWIEDŹ: Pokochać każdego Żyda. PYTANIE: A niezbytpobożnego również? ODPOWIEDŹ: Tak. On także został stworzony naobraz i podobieństwo Wszechmogącego. PYTANIE: Czy należy kochać obecnyrząd Izraela? ODPOWIEDŹ: Każdy, kto sprzyja przelewaniu żydowskiej krwi,nie różni się niczym od naszych wrogów (...). My, Żydzi stanowimy mózg i głowętego świata, jesteśmy jego sumieniem i głosem rozsądku". 30ZIMA 1999349


Biorąc pod uwagę modne obecnie rozważania dotyczące chrześcijańskiegoantysemityzmu, warto pamiętać o dwóch podstawowych faktach. Popierwsze, na przestrzeni stuleci żydowska diaspora funkcjonowała wyłączniewśród chrześcijan i muzułmanów. Dlaczegóż to Żydzi nie uciekali przed„chrześcijańskim jarzmem" pod opiekę „tolerancyjnego" pogaństwa? Skorochrześcijaństwo „zalatuje" antysemityzmem, to cóż prostszego, zamiast naZachód od Palestyny, udać się na Wschód, do Indii czy Chin? Drobne utarczkinie ukryją faktu, że chrześcijanie umożliwili Żydom przeżycie.Trzeba mieć nie po kolei w głowie i chore sumienie, aby oskarżać chrześcijan0 kradzież Biblii i proroków. Co innego ukraść, a co innego wziąć na przechowanie.Przecież gdyby Biblia pozostała wyłącznie w rękach Żydów, to dawno nieistnieliby już ani oni, ani ich narodowe księgi. Uratowali ich chrześcijanie (i,w pewnym stopniu, muzułmanie), którzy na nowo odczytali te księgi, nadali iminterpretację bardziej wzniosłą, a jej wersom sens mniej dosłowny, mniej krwawy.A przy okazji nauczyli „barbarzyńców" szacunku do żydowskiej Biblii.Oto pierwsze zdanie Pisma świętego: „Na początku Bóg stworzył niebo1 ziemię" (Rdz 1,1). A oto autorytatywny żydowski komentarz Rasziego doniego: „Wszechmogący opowiedział swojemu narodowi historię stworzeniaświata, aby Żydzi wiedzieli, jak uzasadniać swoje szczególne prawa względeminnych narodów, gdy spotka ich zarzut agresji, podboju cudzych ziem.Wtedy odpowiedzą: Całą ziemia należy do Wszechmogącego. On ją stworzyłi oddał w opiekę komu sobie zażyczył. A więc, skoro uznał za słuszne, zabrałją wam i podarował nam".' 1W ciągu minionych trzech tysiącleci poziom roszczeńnie uległ zmianom, a sens aktu stworzenia pozostał ten sam:Palestyna należy się Żydom, a nie Palestyńczykom.Jaką opinię na temat agresywnego nacjonalizmu Izraela może miećpoganin, człowiek, dla którego Biblia nie jest żadną świętością? Żydzizamieszkujący jego ziemię to dla niego bomba z opóźnionym zapłonem.Gdyby Żydzi ostali się samotnie ze swoim dosłownym interpretowaniemPisma, pozostaliby osaczeni przez nieprzemijającą, naturalnąnienawiść wszystkich rodów. Bo jak inaczej można odnosić się do nacji, którawszystkich dookoła traktuje jak potencjalnych niewolników i aktualnychwrogów? Stary Testament bez Chrystusa to być może najbardziej przerażającaksięga w religijnej historii ludzkości. Jeden tylko przykład: Oto mężowiez pokolenia Dana poszukują dla siebie ziemi: „Odeszło więc owych pięciu350<strong>FRONDA</strong> 17/18


mężów i przybyli do Lajisz, gdzie ujrzeli lud tam osiadły, mieszkający tambezpiecznie na sposób Sydończyków, spokojny i ufny, gdyż nie było nikogo,kto by napadał na ich ziemię ani się pokusił o ich królestwo. W dodatku Sydończycybyli daleko i nie utrzymywali żadnych stosunków z Aramem.Wrócili więc do swoich braci (...) a ci zapytali ich: 'Cóż nam przynosicie?''Wstańcie, a wyruszymy przeciwko nim - rzekli - widzieliśmy bowiem ziemię,która jest bardzo dobra. Czemu siedzicie tu nie dbając o nic? Nie wahajciesię wyruszyć, aby zdobyć ziemię. Gdy tam dotrzecie,znajdziecie lud bez obrony i ziemięprzestronną. Pan dał wam w ręce wasze'. (...) przybylido Lajisz, ludu spokojnego i ufnego. Ludnośćwycięli ostrzem miecza, a miasto zniszczyli ogniem.Nie było nikogo, kto by ich ratował, byli bowiem dalekood Sydonu" (Sdz 18,7-10, 27-28).Istnieje nieprzekraczalna granica między dwomasposobami pojmowania narodowego mesjanizmu: albonaród wybrany ma służyć całej ludzkości, albo całaludzkość winna się opamiętać i służyć jemu... Zrozumienietej dwuznaczności w historii Izraela przychodziwraz ze zrozumieniem trafnej uwagi Oscara Culmana: „Taknaprawdę istnieją dwie historie Izraela: historia własna Izraelai historia Izraela dla jego zbawienia i zbawienia innych". 32Myśl chrześcijańska wyżej ocenia misję Izraela aniżeli sam Izrael. Chrześcijaniebardziej wzniosie niż sami Żydzi widzą historię Izraela, ponieważ dostrzegająw niej nie trud w imię własnych interesów, ale trud dla całej ludzkościw imię uniwersalnego Nowego Przymierza. Nie dla siebie istniejeIzrael i nie dla wąsko pojętych narodowych aspiracji. Tylko dlawszystkich - zstąpi Ten, którego oczekują narody. Bez Ewangelii,bez ponadnarodowego znaczenia historyczne księgi Starego Testamentupozostają martwą literą. Brakuje w nich uzasadnienia dla przelanejkrwi, dokonanych bestialstw. Albo to wszystko „dla nas ludzi", albo tylko nacjonalistycznyfanatyzm. I dlatego nie wolno czytać Biblii żydowskimi oczami,jakby to była zwyczajna narodowa kronika. Jedyną szansą na to, aby ludzkośćzachowała szacunek dla Pisma, było zabrać ją go z rąk Żydów. Chrześcijanienie ukradli Biblii, a uratowali./IMA- 1999351


Chrześcijanie nie rozniecili płomienia antysemityzmu, a na wiele stuleciprzygasili go. Cofnijmy się w czasie: „Opowiadają, że kiedy Marek Aureliuszw drodze do Egiptu przejeżdżał przez Palestynę, to odczuwając wstręt dośmierdzących i skłonnych do anarchii Żydów, boleśnie zakrzyknął: 'Markomanowie,Kwadowie, Sarmaci! Wreszcie znalazłem ludzi gorszych od was'."(Ammanius Marcelinus, „Rzymska Historia"). A przecież Marek Aureliuszbył „filozofem na tronie", człowiekiem wykształconym i tolerancyjnym...„Antioch Epifanes byl co prawda niespełna rozumu, ale jego pastwienie sięnad Żydami, naród i społeczeństwo traktowały w kategoriachzakorzenionej tradycji. Antysemityzm miał jużwówczas długa historię." 33Bądź co bądź, to nie chrześcijaniezburzyli Jerozolimę, tylko armia rzymska pod dowództwemTytusa i Wespazjana, którzy nigdy nie słyszelio żadnej Ewangelii. Rozważania na temat chrześcijańskiegoantysemityzmu warto poprzedzić lekturą książki żydowskiegoautora S. J. Lurii „Antysemityzm w starożytnymświecie". Jego zdaniem, „przyczyna antysemityzmuleży w samych Żydach (...). Antysemityzm jest zjawiskiemnieprzypadkowym, wynika z różnicy między duchową charakterystykąŻyda i nie-Żyda" 34 . Nie ma ani jednego narodu, którybyłby sam z siebie antysemicko usposobiony. Na początku na jegoziemi osiedlali się Żydzi, potem wybuchały waśnie. Ten sam naród z regułypokojowo odnosił się do kolonii innych nacji zamieszkujących jego terytorium.Co znamienne, pogromy zawsze następowały po fali asymilacji Żydówdo lokalnej kultury. A więc to nie odosobnienie Żydów rodziło antysemityzm- raczej na odwrót, naród urządzał antyżydowskie zamieszki, kiedy lepiejpoznał mentalność Żydów.W starożytności kwestie finansowe nie mogły rozbudzić antysemityzmu.Jeśli kupcy aleksandryjscy obawiali się żydowskiej konkurencji,to chcąc sprowokować pogromy musieli polegać na panującej już atmosferzewrogości do Żydów. Również „w reakcyjnym sposobie sprawowaniawładzy nie należy szukać przyczyny antysemityzmu: rząd nie może grać nastrunie antysemityzmu, jeśli ten nie funkcjonuje wcześniej w narodzie" 35 .Rzymscy imperatorzy chętnie oddawali się kultom najróżniejszych barbarzyńskichbogów; dumnie nosili tytuły Dacius, Sarmaticus itd. Ale kiedy, zgodnie352<strong>FRONDA</strong> 17/18


ze zwyczajem, po zwycięstwie nad Żydami armia zadedykowała Tytusowi i Wespazjanowitytuł Judaicus - ci, z obrzydzeniem go odrzucili.Tym bardziej bezsensowne jest doszukiwanie się korzeni antysemityzmuw „intelektualnej wyższości Żydów". Dla przykładu, Rosjanie uważająNiemców i Anglików za mądrzejszych od siebie, ale żaden antygermanizmz tego nie wynika.Reasumując, także czasach antycznych istniał antysemityzm. Wszystkienarody, bez względu na czas i miejsce, podobnie reagowały na Żydów, którzyosiedlali się wśród nich w dużej liczbie. Chrześcijaństwo tę reakcję powściągałoi łagodziło. Kiedy zaś w Niemczech (niestety, nie bez pomocy „liberałów"żydowskiego pochodzenia 36 ) chrześcijaństwem zachwiano i obalono je,pogaństwo znów pokazało, jaki los czeka Żydów, kiedy się spojrzy na nichz innej niż ewangeliczna perspektywy.A oto inny fundamentalny fakt z historii stosunków chrześcijańsko-żydowskich:Obrona Izraela była jednym z głównych motywów chrześcijańskiejteologii. „Kościół Boży, unikając przesady [żydów i gnostyków - przyp.aut.] w jednym i drugim, poszedł drogą środkową: ani nie poddaje się jegojarzmu Prawa, ani nie pozwala go potępiać - owszem wielokrotnie je chwali,choć już ono nie obowiązuje, w swoim bowiem czasie było pożyteczne". 37Wystarczy wspomnieć ironię Celsjusza i Juliana lub dzikie wycieczki gnostykówpod adresem starotestamentowej historii i religii — i znowu stanie sięjasne, że to właśnie Kościół ocalił Izraelowi skórę.Obrona Starego Testamentu stanowiła dla Kościoła teologiczną konieczność.Odrzucenie go równałoby się zakwestionowaniu najcenniejszego dogmatu- „Bóg jest miłością" (1 J 4,8). Gdyby Ewangelii nie poprzedzał StaryTestament, to jej treść sprawiałaby wrażenie przypadkowej improwizacji: Bógzapomniał o świecie, który stworzył, a Jego ziemskie dzieci dorastały bez dozoru.A kiedy nieco dojrzały, Ojciec Niebieski nagle przypomniał sobie o nichi zastukał w gości. W takim przypadku myli się Jan ewangelista mówiąc:„Przyszło do swojej własności a swoi Go nie przyjęli" (J 1,11). Nie, nie przyszedłdo swoich, lecz do obcych, jeżeli nie odwiedzał ich wcześniej. W tej sytuacjinie ma nic dziwnego ani tragicznego, że obcy nie przyjęli obcego. Tymczasemtragedia Ewangelii polega na tym, że swoi nie przyjęli Swojego...Gdybyśmy odrzucili starotestamentowe preludium do Ewangelii, utracilibyśmypewność co do najważniejszego: Miłość zawsze jest w Bogu. Bo ktoZIMA. 1199353


wie, może tylko przypadkowo Go odwiedziła? Skoro On nie interesował sięSwoimi ziemskimi dziećmi przed Ewangelią, to może zapomnieć o nich i poNiej. Problem Izraela jest w ostateczności problemem nas samych. Czy możemybyć pewni, że Bóg jest z nami teraz i będzie w przyszłości? A może Ten,który po pierwszych upadkach ludzi odwrócił się od nich na tysiąclecia, podobniezareaguje i na nasze grzechy? Czy Bóg w Swojej miłości i cierpliwości jeststały? Ludzkie serca potrzebują nadziei, a nadzieja pewności - Bóg jest zawszeten sam. „Jezus Chrystus wczoraj i dziś, ten sam także na wieki" - Hbr 13,8).„Aż do waszej starości Ja będę ten sam i aż do siwizny Ja was podtrzymam. Jatak czyniłem i Ja nadal noszę, Ja też podtrzymam was i ocalę" (Iz 46,4).Broniąc Ewangelii, Kościół zmuszony był wziąć w obronę i świat Proroków.Z etycznej, ale i teologicznej rozwagi Kościół wsparł intelektualnie historięIzraela i jego księgi.Mam nadzieję, że teraz jest oczywiste, dlaczego chrześcijanie martwią siętym, że Żydzi pozostali „na drugi rok w tej samej klasie", w klasie StaregoTestamentu. Uczono w niej rzeczy dość drastycznych i jeśli Żydzi pozostanątak ze swoim „elementarzem", to będzie można spodziewać się z ich stronyparoksyzmów niespodziewanej agresji. Niechaj tylko spodoba im się czyjaśziemia albo żona, znów będą gotowi wyrzynać „pogan"... My religijnej nienawiścido Żydów nie żywimy.Spędziwszy większość swojego życia w Kościele mam prawo zaświadczyć:to nie chrześcijaństwo powoduje izolację Żydów. W Kościele (za wyjątkiemgarstki ekstremistów) nie występuje religijnie motywowany antysemityzm.Jest za to coś innego: gorzka pamięć aktywnego udziału Żydóww pogromie rosyjskiej prawosławnej rzeczywistości, który trwał niemal całyXX wiek oraz pełen zdumienia wzrok skierowany na obecne elity (nie tylepolityczne czy bankierskie, co dziennikarskie): dlaczego, na Boga, za każdymrazem, kiedy Rosji łamią kręgosłup, Żydzi nie tylko uczestniczą w tych wydarzeniach,ale i znajdują w nich największą przyjemność?Występując w obronie Pasternaka, Aleksander Galicz miał pełne prawozagrozić: „Z imienia wywołamy każdego, kto podniósł rękę!" 38A za Rosję, zaBunina, za Achmatową, za Gumilowa i Jesienina wolno się ująć? Gdy jednaktylko zaczynamy „z imienia" wspominać tych, którzy ćwiartowali rosyjskieimperium, Rosyjską Cerkiew, rosyjską kulturę, szybko zaczyna wiać nudą:coś mało urozmaicony pejzaż się wyłania... Taki symboliczny epizod: kiedy354<strong>FRONDA</strong> 17/18


sporządzano listę artystów z prawem do otrzymania kartek na pędzle i farby,kierujący wydziałem sztuki w Narkomprosie (Ludowy Komisariat ds. Oświaty- przyp. tłum.) Szterenberg wykreślił z niego Niestierowa, w twórczościktórego dopatrzył się zbyt wiele „Świętej Rusi".Z pewnością nie doszłoby do upadku Rosji, jeśli ona sama by nie zaniemogła.Ale proszę wyobrazić sobie, że chory niezrównoważony człowiekzdecydował się na samobójstwo - stoi na parapecie i rozmyśla: skoczyć czynie skoczyć? W tym momencie do pokoju wchodzi jego przyjaciel, aby dodaćmu animuszu: „Czy wiesz, że wszyscy wielcy ludzie kończyli życie samobójstwem?Nawet wielki antyczny filozof Empedokles. A weź na przykład Stawrogina!Nie pozwól sobie na słabość względem siebie i względem najbliższych!Udowodnij im, że jesteś zdecydowany! Rozchyl okno, poczujromantykę rewolucji!..." I nieszczęśliwiec rzuca się. To prawda, choroba długow nim dojrzewała. Ale czy fakt ten rozgrzesza tych, którzy latami, w setkachgazet, tumanili go: „Skocz! Rzuć się! Zdecyduj! Przeklnij!"? I czyna pewno mąciciele byli bezinteresowni, skoro w rezultacie „przyjaciel"ze sutereny przeprowadził się do opuszczonego mieszkania?W ostatniej książce W. Sołouchina znajdujemy charakterystycznąprzypowieść: „W mocnym, pełnym światła domu mieszka dużai szczęśliwa rodzina, i co z tego, że chłopska. Ojciec jeszcze krzepki,pięciu synów, u każdego syna żona, teściowa i dzieci jak należy. Przechodzi!wędrowiec i poprosi! o dach nad głową - na kilka dni. Bez wygód,poprosił, gdziekolwiek, choćby w sieni, najważniejsze, żeby było ciepło i sucho.I tak siedzi sobie na progu i wszystko obserwuje. Jak pracują, jak jedzą,jak wzajemnie rozmawiają. Przechodzi obok jeden z synów. 'Iwan, Iwan, -pyta się go wędrowiec - Maria to twoja żona?' - 'Moja'. - A cóż to stary takna nią spogląda? Ojciec twój? Co tylko na nią nie spojrzy, to ona się rumieni.I uśmiecha jakoś dziwnie.' - 'Spójrz na mnie! - zamachnął się Iwanw gniewie - Dowalę!' - A ja niczego, tylko tak. Między nimi niczego nie ma,sam przecież wiem. Głupstwo palnąłem, głupstwo'. 'Stiepan, Stiepan!' -'Czego?' - 'Ojciec twój Iwana bardziej uważa, widzę. Rozmowę podsłuchałem.Najpierw, mówi, Iwanowi zapiszę i lepsze pole mu oddam, a Stiepanpoczeka'. Obok wędrowca przechodzi właśnie żona Iwana: 'Maria! Stiepanowacoś spogląda na twojego Iwana. Zazdrości tobie. No pewnie, Stiepan takicherlawy, słabowity, a twój Iwan - jak głaz. I ona leci na niego. Pilnuj się.ZIMA 1 999355


Pelagia do staruchy Matriony wczoraj chodziła, po jakieśzioła.' Do żony Stiepana Pelagii co innego powie: 'Maria sukienekma więcej niż ty. A no, mąż ją bardziej kocha. A tyniby w czym gorsza...' Wszystkim po kolei naszepcze i nagada:'Ojciec wami tyra. Pracujecie, pracujecie, a dudki doskarbonki on kładzie. A wy też macie prawo...' Krótkomówiąc, schemat jasny. Po upływie tygodnia ani pokoju anirodziny. Kłótnie, krew i morderstwa. Kogoś wiozą do szpitala,kogoś na katorgę. Maria pozostała sama po tym jak zabitojej męża. Wędrowiec ożenił się z nią i odtąd był w domugospodarzem. A zresztą, może i ją wygnał, bezbronną,a sobie inną babę znalazł. Swoją drogą, według tego prostegoscenariusza dokonywały się wszystkie rewolucje." 39Oto opinia jaką miał żarliwy obrońca Żydów Wasilij Różanówna temat „liberalno-europejskiej prasy" okresuprzedrewolucyjnego: „Oni będą szeptać naszym dzieciom— jeszcze gimnazjalistom — że ich matka to złodziejkai prostytutka, że skoro są zbyt młodzi, aby wbić jej nóż, toprzynajmniej powinni nawtykać szpilek w jej pościel, krzesłai tapczany, rozsypać szpile na podłogę (...). Niechaj mamuśka chodzii wykrwawia się, kładzie się i wykrwawia, siada i wykrwawia. Szpile te będąrozsypywać w gazetkach. Dostaną za to od Żydów 'literacką pensję', za każdeoszczerstwo przeciwko Ojczyźnie, za każdy na nią donos otrzymają zapłatępełnym rublem (...). 'Rewolucja' to 'pogrom Rosji', a emigranci to burzycielewszystkiego, co rosyjskie: rosyjskiego wychowania, rosyjskiej rodziny,rosyjskich miast, wsi i przysiółków" 40 . „Kiedy ci łajdacy stłamsili Strachowa,Danilewskiego, Raczyńskiego (...) stłamsili wszystko, co skromne i ciche naRusi, wszystko, co głębokie na Rusi. Podobnie jak w Egipcie — 'najazd Hyksosów'(...) nie wiadomo skąd wzięli się jacyś 'Hyksosi', 'naród pasterzy',pastuchowie. Historycy nie wiedzą, kim oni byli i skąd przyszli. Najechalii zburzyli w pełni ukształtowaną egipską cywilizację, która istniała w delcieNilu już dwa tysiące lat. Zburzyli całkowicie, z religią, klasami społecznymi,gospodarką, prawem, faraonami. Potem, po upływie półtora wieku, wygnanoich i Egipt zaczął znów się odradzać — z trudem, wolno, ale się odrodził.'Lata 60. [XIX w. — przyp. tłum.] u nas' to taki najazd Nomadów. Nie wia-356<strong>FRONDA</strong> 17/18


domo skąd się wzięli, przybyli i wszystko zburzyli. Zburzyliwiarę, Cerkiew, państwo (w ideach), moralność, rodzinę,warstwy społeczne" 41 . „Było prawo pańszczyźniane — ścierpieli je. Byłojarzmo tatarskie — i je ścierpieli. 'Nadszedł Żyd' — i jego przyjdzie ścierpieć.Co robić? Co robić? Co robić?" 42 . „I tak, aż do pełnego zachwytu naszejwspółczesnej prasy. Dokona się ostatnia faza chrześcijaństwa i losyświatowej historii zostaną zwieńczone. Nastanie 'chiliazm', '1000 lat' szczęśliwości,kiedy będzie można pisać tylko liberalne artykuły, wygłaszać tylkoliberalne mowy, a hydra 'nacjonalizmu' zostanie rozdeptana (...). Nudnawo.Ach, nikczemnie nudno wszędzie...." 43Przywołajmy do głosu także dzienniki Aleksandra Błoka: „Nuda taka, że tylkosię powiesić. Znowu liberalne śledztwo. Żydy, Żydy, Żydy" (7 marzec 1915).„Historia postępuje, coś się dzieje; a Żydki - Żydkami: byle uparcie i skutecznie,bezustannie niuchają jak by się tu przystosować, jak by NIE tworzyć (sąpozbawieni twórczego ducha; tworzyć to grzech dla Żydów). Doskonale rozumiemludzi, których sam nigdy nie zechcę i nie będę umiał naśladować,a którzy czując za plecami nieodstępujące ani na chwilę drobne kroczki (orazzapach czosnku) - obracają się, biorą zamach i dają w zęby, aby choć na minutęuwolnić się od intryg, niewinnego (czytaj: zgubnego) chwytania za fałdy"(27 lipiec 1917). 44Jakież to podobne do obecnej demokratycznie-filosemickiej prasy!W marcu 1998 roku sekretarz Rady Bezpieczeństwa wyjaśniał w rosyjskiejtelewizji prowadzącemu audycję Podrobnosti: 'Najważniejsze zadanie to zachowaćbazę naukowo-techniczną, kadry stoczniowców, eksploratorów, marynarzy'.Po co?" 45W istocie rzeczy, z „demokratycznego" punktu widzenia— po jakie licho zachowywać „bazę naukowo-techniczną"?! Po co naukai technika potrzebne są krajowi, który, zdaniem Russkoj Myśli, „zazwyczaj cieszysię opinią antysemickiego". 46Ten nieodłączny od Żydów rewolucyjny entuzjazm ma, mimo wszystko, religijnekorzenie. Rzecz w tym, że kiedy Pan Bóg stwarzał Izrael, to podarował muzdolności niezbędne do wytrwania w środowisku bardziej doświadczonych i potężnych,kulturowo i politycznie, narodów i imperiów - nadzwyczajnego duchaoporu i rewolucyjnego talentu. Aby mieć szansę przetrwania w imperiach - egipskimi babilońskim, greckim i rzymskim - Izrael otrzymał tę samą siłę, którą dysponujeźdźbło trawy przebijające asfalt. Siła ta nie opuściła Izraela nawet wtedy,ZIMA 1999357


gdy opuściły go dary duchowe i prorockie. Odtąd jednak wykorzystywał ją naszkodę chrześcijańskich kultur i imperiów. Żydzi biorą udział w każdej rewolucjinakierowanej na obalenie zasad, tradycji, narodowych form bytu i świadomości.Udział ten może przybierać postać bezpośredniej aranżacji bądź permanentnegoprowokowania i utyskiwania na „ten kraj" na „te dogmaty", bądź wreszcieorganizowania informacyjno-propagandowego zaplecza 47 .Każdy naród konkretyzuje swój narodowy ideał. Może nim być ideał szlachetnegorycerza, mądrego błazna, pracowitego rolnika, przedsiębiorczegokupca... W Izraelu funkcję tę spełnia Prorok. Prorok to ktoś taki, kto demaskujewady pogan i własnych rodaków, czyni ferment wokół zakurzonej, niecozapomnianej Prawdy. „Dysydencki dziennikarz" to także Prorok, tyle żew zsekularyzowanym wariancie. Najlepiej skomentował to Galicz: „Zdobędzieszsię na odwagę wyjścia na plac w momencie przeznaczenia?"Prawosławno-rosyjski ideał był zupełnie inny: ideał cichego świętego. Nadawnej Rusi za człowieka dobrego poczytywano takiego, który żyje modlitwą,po cichu gromadzi w sobie dobro i rozdaje je innym. Nie pożar,a świeczka, płomyk bijący w niebo i świecący najbliższym.Na początku XX wieku doszło jednak do wymiany narodowego wzorca.Najpierw doszło do niej wśród inteligencji, potem objęła ona nawet kręgi kościelne.Na życie kościelne zaczęto patrzeć przez żydowskie okulary, a wysiłekhierarchów komentowano ze zgoła niekościelnej perspektywy. „Każdąwalkę, każdy wysiłek Cerkwi, emigracja oceniała w kategoriach politycznegospisku, podżegania do rewolty i obalenia administracyjnej władzy Rad. Kwestiiduchowej formacji narodu, rozbudzenia w nim najlepszych ludzkichodruchów — kwestii, której za tatarskich czasów poświęcili się i św. Aleksieji św. Sergiej — emigracyjna świadomość nie przydawała żadnej wagi. (...).Kiedy nad głową Jego Świątobliwości [patriarchy Tichona — przyp. tłum.]zawisła groźba śmierci, niektóre środowiska emigrantów, sercem i umysłemobce, i wielkiej sprawie Kościoła, i osobistemu heroizmowi Jego Świątobliwości,aż trudno uwierzyć, po cichu pragnęły tej śmierci, która wywoła falęspołecznego wzburzenia i zmiecie sowieckie umocnienia." 48Obecnie „prawosławno-patriotyczna" prasa zarzuca Patriarchatowi, że niechce wojować ze świecką władzą. Cerkiewnym hierarchom, duszpasterzomi kaznodziejom wystawia oceny w zależności od tego, jak głośno, gniewnie, radykalniekrytykują to, co i tak we współczesnym prawosławnym establishmencie358<strong>FRONDA</strong> 17/18


przyjęto krytykować. Odbiera się człowiekowi prawo do milczenia. „A dlaczegóżto wasz Patriarcha milczał wtedy?"; „Jak Sołżenicyn mógł wtedy milczeć?";„Dlaczego nie piszecie na temat?" Potrzebny im jest protest, ktoś, kto zdemaskuje,„wódz" — nie mędrzec i nie klasztorne skupienie, a bunt, manifestacje.W społeczeństwie, nawet cerkiewnej jego części, popyt na buntownika przeważapopyt na cichego budowniczego... Notabene sam jestem na to chory— i dlatego o tym mówię.Atutem Żydów jest ich rewolucyjny patos, profetyczny patos: „myprzeciwko wszystkim". Patos ten nie przestaje przemawiać nawet przezŻydów ochrzczonych, Żydów, którzy przyjęli święcenia kapłańskie czyzakonne. Dosyć często można zaobserwować, że człowiek o żydowskim pochodzeniu,który został kapłanem, przeradza się w człowieka „partii" i skrajności.Osoba taka nie potrafi skupić się wyłącznie na parafialnych czy zakonnych obowiązkach,ale chce jeszcze „zbawiać prawosławie". Dlatego zaczyna eksperymentowaćz modernizmem i ekumenizmem, domaga się „odnowy". Kiedy indziejurządza „konserwatywną rewolucję", faryzejsko obstaje przy skrupulatnym wypełnianiuTypikonu [prawosławnego mszału — przyp. tłum.], odległych kanonówi wyraża zdumienie, że współczesne realia kościelne nie zawsze im odpowiadają.Przynajmniej tak długo, jak nieoczekiwanie dla samego siebieprzeobrazi się w modernistę. Bo z modernizmem mamy do czynienia, kiedy studentseminarium pisze donosy na swojego profesora, jakoby głoszącego herezje.A także wtedy, gdy początkujący mnich-wykładowca zagląda do wszystkich sali cel, podburzając seminarzystów przeciwko profesorom. Zwracać się do Patriarchynie z „uprzejmymi prośbami" a z „oświadczeniami", w których „pokorni alumni"„przyłączają się do żądań" — to także jest modernizm.Żyd nie może nie uważać się za miernik prawdy i ortodoksji. Wszystko co,choćby o jotę, wykazuje odchylenie od normy, stanowi niechybnie groźbę dlademokracji, ludzkości czy prawosławia. Prędzej czy później Żyd odkryje w sobiecenzora. „Wielki Inkwizytor" wszystkich czasów i narodów, Torąuemadabył ochrzczonym Żydem...Ten brak zdolności do „życia obok" we wszystkich społecznościach budziantysemickie nastroje i okrzyk z głębi duszy (albo - co gorsza - tłumu): Odczepciesię od nas, nie pouczajcie nas jak mamy żyć! Przestańcie roztaczaćnad nami finansową i ideologiczną kontrolę, nie narzucajcie się nam z waszymrozumieniem naszej historii, naszej kultury, naszych świątyń!ZIM A • I 9 9 9359


PRZYPISY* Wszystkie teksty Pisma świętego cytowane są według III wydania BibliiTysiąclecia, Pallotinum, Poznań - Warszawa 1980.1 J.B. Cyrkin, Karfagien i jego kultura, Moskwa: 1987, s.1322 tamże, s.180-1823 G.K. Chesterton, Wiecznyj czełowiek,Moskwa: 1991, s.1624 Ponieważ pierwsze księgi Starego Testamentu pojawiają się, kiedy mity sumerskie zostały jużułożone i wyryte na glinianych tabliczkach, nieuchronnie pojawia się w nich polemika z całą poprzedzającąje tradycją. Polemika z owymi sumerskimi mitami momentami przybiera wielce sarkastycznycharakter. Oto przykład takiego biblijnego sarkazmu: W babilońskim eposie Enuma Eliszjest mowa o budowie „wieży sięgającej Apsu", tj. boga nieba. Pismo Święte również wspominao wieży, której wierzchołek sięga nieba. Wydawałoby się - to samo. A jednak, ta niebosiężna budowlaokazała się nie aż tak wysoką, żeby Jahwe, Bóg Biblii, nie musiał się fatygować, zstąpić ażebyją obejrzeć (Rdz 11,5). Po prostu zamieszkuje on regiony o wiele wyżej położone aniżeli Apsu,mąż Tiamat i początkowe bóstwo babilońskiej teogonii. Ludzie w dalszym ciągu szturmują niebiosa,ale Najwyższego twarzą w twarz spotykają dopiero, kiedy Ten zstępuje.5 W święta wielkanocne modlimy się do Boga, który bramy spiżowe wyłamał (Ps 107,16). Nie jestpowiedziane otworzył, lecz wyłamał - żeby kazamaty się już więcej nie mogły pełnić swojej funkcji.Kto będzie w stanie naprawić to, co zniszczył Chrystus ? Kiedy Bóg zburzy, Kto potem odbuduje? (Sw.Ioann Złatoust, Tworienija, T.2.K..1, S.P: 1896, s.433)6 W przekładzie K. Kaszewskiego; Hezjod, Teogonja, Warszawa 19047 tamże, Biesiedy o pokajanii.VII, s.3658 tamże, Biesiedy o statujach.IV, s.589 R. Guardini, Poznanije wiery, Briussel': 1995, s.1610 tamże, s.1711 A.R Lebiediew, Duchowieństwo driewniej Wsielienskoj Cerkwii ot wriemion apostolskich doX wieka, S.P: 1997, s.25712 tamże13 Na temat obu możliwych etymologii patrz w: Klemens Aleksandryjski, Piedagog, Moskwa:1996, s.73-7414 Mojżesz do Boga: Jest to wprawdzie lud o twardy karku (Wj 34,9). Bóg do Mojżesza: Widzę,że lud ten jest ludem o twardym karku (Wj 32,9)15 Kiedy wg kalendarza liturgicznego wypada czytanie przypowieści o celniku i faryzeuszu, śpiewamy:Spieszmy się naśladować faryzeusza w cnocie, a celnika w pokorze.Faryzeusz nie kłamał kiedy dziękował Bogu za liczne łaski. My także powinniśmy być Boguwdzięcznym, kiedy naucza nas czynić dobro. To nie stwierdzenie nie jestem jak inni ludzie sprami<strong>FRONDA</strong> 17/18


wiło, ze faryzeusz został potępiony, lecz inne: jak i ten celnik (Łk 18, 9-14), bo wtedy właśnie osądzi!drugiego człowieka, stan jego duszy i całe jego życie (Awwa Dorofiej, Duszepoleznyje pouczenijai pokajanija, Troicc-Siergijewa Ławra: 1900, s.80-81).16 D. Flusier, Iisus, Moskwa: 1992, s.44-4617 Oto przykład takiego „niedobrego" przykazania, jednak jakiś czas pożytecznego - obrzezanie. Wyparłon starosemicki (Fenicjanie to semici) zwyczaj składania bóstwu w ofierze pierworodnego syna:Krew nadal lała się ku chwale Boga, ale już nie cała. To z uwagi na „zatwardziałość serca", Izrael uzyskałzezwolenie na kultywowanie tego krwawego obrzędu . „Nowy Izrael" - chrześcijanie - zastąpią gochrztem. Teraz ośmiodniowe niemowlę nie musi dla Boga przelewać swojej krwi, ale zostaje ochrzczonena pamiątkę tek Krwi, którą Bóg przelał za nie. Judaizm obrzęd obrzezania zachował do dzisiaj.18 A. Szmajnzak, Judaizm i christianstwo, w: Lechaim no.22-23, Kriemienczug: 1997. Por. z opiniąświeckiego Żyda: W swej literaturze, religijnej, bogobojnej, pobożnej, judaizm praktycznie nie zajmowałsię kwestią „zbawienia" człowieka. Jej treść - inaczej niż w chrześcijaństwie - wypełniają stare jakświat skargi na deptanie godności Żydów, ich nieznośne cierpienia, zdumienie na widok zniewag, naktóre niegodziwcy i nienawidzący Bożego imienia narażają Jego wybrańców (J.A. Łur'je, Pisma synu,w: IN MEMORIAM. Istoriczeskij sbornik pamiati F.F. Pierczenka, Moskwa-S.P 1995, s.225).19 Disput Nachmanida, Moskwa-Jerusalim: 1992, s.32-3320 Wspomnijmy historię proroka Balaama. Co prawda, nie jest Żydem tylko poganinem znad Eufratu(Lb 22,5), lecz wypełnia Boży rozkaz i udziela błogosławieństwa Żydom, ruszającym na wojnęz Walakiem, królem Moabitu. Zresztą konflikt ten wybuchł tylko dlatego, że pewien Żyd wziąłsobie Madianitankę za żonę. Jak by się to dziwne nie wydawało, nakaz dotyczy zemsty na Madianitanach.Potem, podczas akcji ich pacyfikowania ginie sam Baham (Lb 31,8)... To pierwszy z prorokówzabitych przez Żydów... W czasie jednej ze swych rozmów z Najwyższym, Balaam tak sięmodlił: Niech umrę śmiercią sprawiedliwych ! Niechaj taki jak ich będzie mój koniec ! (Lb 23,10).Taka jest właśnie śmierć sprawiedliwego - niewinna śmierć z rąk swoich, z rąk sług wszak tego samegoBoga... Balaam okazuje się praobrazem Chrystusa.21 Zdradzając Chrustusa, Judasz był pewien, że czyni przysługę mesjańskiej idei- zdradzał fałszywegomesjasza w imię prawdziwego. W końcu się spostrzegł, że ci, którym sprzedał życie Nauczyciela,kupili podstępnie dla osobistej korzyści i bynajmniej w żadnego mesjasza nie wierzą - a wtedy,świadomość niepowetowanej straty, podłości i kłamstwa, wstyd i skrucha sprawiły, że srebrnikipaliły teraz ręce i serce zdrajcy (M.M. Tariejew, Juda Priedatiel, w: Bogosłowskjij Wiestnik1-4,1908, T.l, Siergijew Posad: 1908, s.522 M. Dajmont, Jewriei,Bog i istorija, Moskwa: 1994, s.18323 Jak, z części ciała wziętej od mężczyzny wyrzeźbiono kobietę, tak z kobiety również wziętoczęść ciała, aby uczynić z niej mężczyznę, nowego Adama, Pana naszego Jezusa Chrystusa. A z pozostałościtj. przez ciało Pańskie błogosławieństwo rozlało się na całą ludzkość - św. Symeon NowyTeolog (cyt. wg: Archijep. Wasilij (Kriwoszein), Priepodobnyj Simeom Nowyj Bogosłow, NiżnyjNowgorod: 1996, s.346)ZIMA- 1999361


24 W przekładzie M. Stokowskiej; H. De Lubac, Katolicyzm, Kraków: 1988, s.32625 S. Lozow, Nowyj Zawiet i Golokaust, w: Aktualnyje problemy sowriemiennoj zarubieżnoj politiczeskojmyśli. No 3, Christianstwo i politika, Moskwa: 1991, s.15326 tamże, s.17427 Nie będziesz żąda! od brata swego odsetek z pieniędzy, z żywności (...). Od obcego możesz siędomagać, ale od brata nie będziesz (Pwt 23,20-21). Swoją drogą właśnie ta okoliczność sprawiła,że w rękach żydowskich bankierów znalazły się finanse śródziemnomorskiego świata: W epoceŚredniowiecza i Reformacji chrześcijanie uważali przyjmowanie procentów od kogokolwiek zagrzech - inaczej niż Żydzi. Mial trochę racji baron Ungern (buddysta zresztą) mówiąc: Talmud głosiwyrozumiałość wobec wszelkich sposobów osiągania celu (cyt. za L. Juziefowicz, Samodierżecpustyni. Fienomien sud'by barona R.F. Ungiern-Sztirnbierg, Moskwa: 1993, s.228)28 S. Lozow, Christianstwo pośle Oswiencyma, w: Aktualnyje..., s.19629 Właśnie w nacjonalizmie Izraela zawierał się pierwiastek antychrześcijański; i jeśli spośród Żydówwywodzili się pierwsi apostołowie Chrystusa, to i Żydzi byli Jego pierwszymiwrogami, uruchomilipierwszą antychrześcijańską reakcję (S.N. Trubieckoj, soczinienija, Moskwa: 1994, s.265).30 J. Gordon, Rajkij sad, Moskwa: 1996, s.30,40-43,47,136. Autor jest członkiem dyrektoriatu sądówrabinackich w Izraelu.31 Piatikniżyje Mojsiejewo, T.l, red. G. Branowier, Jerusalim-Moskwa: 1991, s.1832 O. Culman, Le salut dans 1'histoire, Paryż: 1996, s. 15533 J.A. Łur'je, Pis'ma synu, w: IN MEMORLAM .wyd.cyt., s.226S.J. Łur'je, Antisiemitizm w driewniem mirie. Popytki ob'jasnienija jego w naukie i jego pricziny,Praga: 1922, s.534 J.A. Łur'je, Pisma otcu, w: w: IN MEMORIAM .wyd.cyt., s.22035 Kiedy mówimy o judaizmie, który panuje na giełdzie, przekupuje i steruje większością gazet, sprawanie dotyczy oczywiście Starego Testamentu ani narodu, wyniesionego do rangi wybraństwa. To cośnieuchwytnego, nie do końca uświadomionego, wyciąg ze wszystkich tych elementów, w swej osnowiewrogich moralnemu i społecznemu ładowi, który został wzniesiony na chrześcijańskim fundamencie.Elementy te pojawiają się wszędzie - ale aby uformować je w jednolitą doktrynę i przekształcić w politycznestronnictwo, potrzeba było czucia, nieomylnego instynktu i absolutnej bezkompromisowościw logice negacji, cechami, którymi dysponowali wyłącznie Żydzi. No i, starożytna legenda, obca chrześcijaństwugnoza i historia całego plemienia (J.E Samarin, Pis'mo iz Bierlina ot 21.2.1876)36 W przekładzie W. Kani; św. Jan Chryzostom, Dialog o kapłaństwie, Kraków: 1992, s.10937 Swoją droga, kiedy mówimy o prześladowaniu Pasternaka, to trzeba pamiętać, że przez chwilę ontez z nią flirtował. Drogi Sasza ! - pisał do Fadiejewa - Kiedy przeczytałem w „Prawdzie" twój artykuł„O humanizmie Stalina" od razu zapragnąłem napisać do Ciebie. Pomyślałem sobie, że kiedy napiszędo Ciebie, to tam upust uczuciom, które cały zeszły tydzień dusiłem w sobie. Cóż za nieuniknionakonieczność wydarzenia, znaczenia którego nie można nawet objąć ! To martwe ciało, nagle przepełnionemyślami i gotowe do czynu odrzuciło ograniczenia jednostkowego bytu i zajęło miejsce pew-362<strong>FRONDA</strong> 17/18


ncgo uosobionego zarzewia, wszechobejmującej jedności- tuż obok patosu śmierci i muzyki, rozliczającegosię ze sobą stulecia i patosem narodu stojącego na grani (...). Jakież to niewyslowioneszczęście i duma, że, z wszystkich krajów .świata, to właśnie nasz okazat się ojczyzną czystej myśli,uznanym przez świat miejscem osuszonych tez i obmytych krzywd ! (list z 14.03.1953, w: KontinientNo 90, Paryż: 1997, s.213) Artykuł Fadiejewa zawiera! zdanie o różnicy między stalinowskim humanizmema wszystkimi i wszelkimi formami chrześcijańskiego humanizmu oraz wszelkimi odmianamistarego „klasycznego" humanizmu burżuazyjno-demokratycznego nurtu.To, że Pasternak przemógł się napisać takie słowa nie dziwi. Dziwi, że liberalna prasa nigdymu ich nie wytknęła. A za takie same słowa, napisane w tym samym czasie, Patriarchę AlieksiejaI znieważają bezustannie. Znowu - podwójne standardy... Skoro, gotowi jesteśmy wybaczyć słowawypowiedziane w przymusie, to wszystkim - i Pasternakowi i cerkiewnym hierarchom.38 W. Solouchin, Posledniaja stupien', Moskwa: 1995, s. 96-9739 W.W. Rozanow, Nie nużno dawat' amnistiju emigrantam, w: Sobranije soczinienij. Liegiendao Wielikom Inkwizitorie F.M. Dostojewskogo. Litieraturnyje oczerki, Moskwa: 1996, s. 598-59940 W.W. Rozanow, lż knigi, kotoraja nikogda nie budiet' izdana, tamże, s.636-63741 W.W. Rozanow, Wieczer Biejlisa, w: Obojatielnoje i osiazatelnoje otnoszenije jewrriejew k krowi,S.R: 1914, s. 13142 W.W. Rozanow, „Obieskrowliennyje" żurnalisty, tamże, s.12343 Cyt. za: A. Krutow, Sieksualnoje sijanije zwiozd „sieriebrianogo wieka", w: Nowyj wzgliad. Priłożenijek „Wieczerniej Moskwie", 28.10.199544 A. Wodołazow, Primakow sowierszil pierieworot, kotorogo priezidient daże nie zamietit w:Russkaja Mysi, 21.10.199845 T. Golenpolskij, członek Prezydium Rosyjskiego Żydowskiego kongresu, dla: Russkaja Mysi,16.09.199846 J.A. Lur'je wspomina o roli Żydów w pojawieniu się protestantyzmu: Pisma synu, w: IN ME-MOR1AM, wyd.cyt., S.21647 M. Kudriumow, Podwig sw. Siergieja Radoneżskogo i dielo mitropolita Siergija, w: Put' No 11:1928, s.108ZIMA-1999363


Anatol France we wstępie do jednej z książek JackaLondona napisał, że pisarz ten „obdarzony był genialnymwzrokiem, dzięki któremu dostrzegał to, co byłoukryte przed oczami zwykłych ludzi i miał szczególnydar przewidywania przyszłości".ROMANTYCZNYRASIZM JACKALONDONAPIOTRKOSMALAWolność i niezawisłość, te wspaniałe dary, nie mogą być nadane —ani klasom, ani rasom. Jeśli klasy lub rasy nie potrafią dzięki sile umysłui woli wywalczyć sobie wolności i niezawisłości — nie zasługują na ich posiadanie!Gdyby nawet dary te były im ofiarowane na srebrnym półmiskuprzez jakąś Wyższą Istotę, nie wiedziałyby co z nimi począć. Nie umiałybyich zużytkować pozostając tym czym były — niższą klasą i niższą rasą.Jack LondonW panteonie nieskalanych bohaterów socjalizmu od wielu lat znajduje się postaćJacka Londona. Doskonały pisarz, romantyczny podróżnik, niestrudzony bojowniko prawa robotnicze. Jak głosiła peerelowska encyklopedia: „jego filozofia życiowabyła swoistym stopem socjalizmu i kultu silnych indywidualności" 1 . Lekturaksiążek Londona, a nawet bliższe zapoznanie się z arcyciekawą historią życiapisarza sprawia, że jego osoba przestaje być już tak łatwa do przełknięciaprzez lewicowych krytyków. W twórczości Londona pojawiły się bowiem elementy,które dziś, po Holocauście, wydają się być nie do zaakceptowania... •364<strong>FRONDA</strong> 17/18


Zaczynając pisać, London miał już poza sobą doświadczenia porzuconegobękarta, robotnika, poszukiwacza złota, kłusownika, żeglarza i pirata.Dzięki temu jego pisarstwo mogło być pełne obserwacji i uwag wypływającychbezpośrednio z bogactwa rzeczywistych przeżyć. Wynikało z tego równieżokreślone spojrzenie na świat, nieco romantyczne i nostalgiczne, definiowanedziś jednak ostro jako rasizm,Nadczfowiek i socjalizmBiografowie uważają, iż na życie Jacka Londona wpłynęło w największymstopniu czterech filozofów: Herbert Spencer, Karol Darwin, Karol Marksi Fryderyk Nietzsche. Socjalistyczne sympatie pisarza znane są powszechnie,u Nietzschego zaś zafascynowała go idea Nadczłowieka — silniejszego i mądrzejszegood innych, zdolnego pokonać wszelkie przeszkody i rządzić pośródUntermenschen. London sam zaczął uważać się za takiego Nadczłowieka,z jednej strony zdolnego pokonać wiele przeszkód na swej życiowej drodze,a z drugiej predysponowanego do rządzenia (czyli uczenia, prowadzenia, kierowania)masami. To, że Nietzsche nienawidził socjalizmu, który postrzegałjako rządy ludzi słabych — nie zbijało bynajmniej Londona z tropu. Był gotówwierzyć równocześnie w Nadczłowieka i socjalizm, nawet gdyby te dwieidee miały się wykluczać. I dlatego przez całe życie pozostawał zarazem indywidualistąi socjalistą; żądał indywidualizmu od siebie samego, od Nadczłowieka,od blond-bestii — a socjalizmu dla mas, dla słabych i wmagającychopieki. „Całymi latami z powodzeniem dosiadał dwóch koni, z którychjeden chciał iść w prawo, a drugi w lewo". 2To rozdwojenie stało się najbardziej widoczne w twórczości pisarza. Poszczególnefragmenty książek Londona doskonale charakteryzowały jego filozofię.W 1903 roku opublikował pierwszą powieść, która odniosła sukceskomercyjny — „Zew krwi". Mimo, że London pisał w niej o psie, sugerowałwyraźnie, że tak naprawdę poruszane przez niego kwestie dotyczą także ludzi.Historia zwierzęcia, które z cywilizowanego miasta trafia do Jukonu naAlasce, stała się alegorią, obrazującą walkę ras i przeżycie tej najsilniejszej.Buck wiedział, że „trzeba zwyciężyć, lub zostać zwyciężonym; okazywanielitości poczytane będzie za słabość. Litość nie istnieje pośród pierwotności.Rozumiano ją jako trwogę, a omyłka taka oznaczał śmierć. Zabić lub byćZIMA-1999365


zabitym (...) brzmiało prawo. Prawutemu — dźwięczącemu z głębinCzasu — poddawał się Buck*. Poddawałmu się także Jack London, a warunkowanagenetycznie wola przetrwania była dominującączęścią jego poglądów. Geny miałydecydować, która rasa czy gatunek miały przetrwać.I która miała zwyciężyć w ostatecznejwalce.Szlakami AriówInteresująca wydaje się fascynacja Jacka Londonastarożytnymi plemionami aryjskimi. Wielbił ichsiłę i hart przepowiadając, że kiedyś im podobnibarbarzyńcy, wolni od chorób drążących współczesnącywilizację, zniszczą ją wywracając wielorasowy tygiel 4 . Przedwojennabiograf pisarza była zdania, że „Jack London, poprzez swą rasową pamięć podświadomązwraca się w głąb dziejów". 5W „Żelaznej Stopie" przedstawiał więc głównego bohatera, rewolucjonistęErnesta Everharda: „Był nadczłowiekiem, jasnowłosą bestią, jak ją opisał Nietzsche".6Everhard stał na czele robotniczej rewolty, której obraz skłonił dziennikarzaThe Independent do stwierdzenia, iż „pół-barbarzyńcy, do których podobneksiążki są kierowane, mogą obalić naszą cywilizację" 7 . Opisywane przez Londonaorganizacje rewolucyjne nosiły nazwy nawiązujące do starych nordyckichsag: „Powstała kobieca organizacja Walkirii. Te były najstraszniejsze. Nie mogłado nich należeć żadna kobieta, która nie straciła najbliższych z ręki Oligarchii.Swoich jeńców Walkirie zamęczały na śmierć (...) Męskim odpowiednikiemWalkirii byli Berserkerowie. Ludzie ci nie cenili wcale własnego życia". 8W kolejnej książce „Księżycowa Dolina", Saxon — przyjaciółka głównegobohatera — wyjaśniała następująco pochodzenie swego niezwykłegoimienia: „Matka mnie tak nazwała. (...) Saksonowie to była rasa ludzi, matkaopowiadała mi o nich, kiedy byłam mała. Byli dzicy jak Indianie, tylko żebiali. I mieli niebieskie oczy, płowe włosy i strasznie lubili wojować (...) Mieszkaliw Anglii. Byli pierwszymi Anglikami, a wiesz, że Amerykanie wywo-366<strong>FRONDA</strong> 17/18


dzą się od Anglików. Jesteśmy Saksonami — ty i ja, i Mary, i Bert, i wszyscyAmerykanie, którzy są prawdziwymi Amerykanami, a nie Hiszpanami czyWiochami, czy Japończykami". 9W podobny sposób przedstawiony zostałbohater krótkiego opowiadania „W Lasach Północy": „On jeden był Anglosasemczystej krwi, a w owej krwi, która bujnie tętniła mu w żyłach, płynęłytradycje jego rasy". 10Siła stanowi prawoW tym miejscu warto może zwrócić jeszcze uwagę na rozprawę Might isRight (Siła stanowi prawo), sygnowaną pseudonimem Wikinga, Ragnara Rudobrodego.Opublikowana po raz pierwszy w 1896 roku, doczekała się dziśkilkunastu wydań, a w kręgach zafascynowanych wolą mocy niezmiennie cieszysię wielką atencją. Do dziś trwają spory specjalistów na temat autorstwatego utworu. Niektórzy (np. Erie Thomson) są zdania, że autorem rozprawybył Jack London, inni z kolei przypisują je nowozelandzkiemu poecie ArthurowiDesmondowi. Niezależnie jednak od tego obie strony twierdzą zgodnie,że przesłanie Might is Right odpowiada poglądom Jacka Londona. Rudobrodypisał bowiem już we wstępie: „Prawdziwy świat jest światem wojny; prawdziwyczłowiek jest wojownikiem; prawo naturalne to kły i pazury. Wszystkopozostałe okazuje się błędem. Przyszliśmy na świat wiecznego konfliktu.Wszędzie trwa walka i takie jest nasze dziedzictwo. Walkę można oczywiściemaskować słowami Św. Franciszka, albo lepiej zakłamanymi doktrynamiKropotkina czy Tołstoja, jednak nie sposób usunąć jej z ludzkiego życia. Rządzibowiem wszystkim i wszystkimi"."W tej walce (bellum omnium contra omnes) zwycięzców nie może być zbytwielu, bowiem „większości ludzi zamieszkujących współczesny świat brakujeinicjatywy, oryginalności i niezależności myślenia. Są to jednostki, którenigdy nie wpływają na wyznawane przez siebie idee". 12Zdaniem Rudobrodegowiększość ludzi nigdy nie stała się wolna, bowiem wolny może być tylkoczłowiek silny. Jest on wówczas „ponad prawem, ponad konstytucjami,ponad teoriami o dobrze i złu. Popiera i broni je, dopóki mu służą; kiedyprzestają, bezwzględnie niszczy je w możliwie łatwy i prosty sposób". 13Zwycięzcymuszą bez przerwy udowadniać swoją siłę, jeśli bowiem pojawi sięktoś potężniejszy, przegrają, a nowi władcy zajmą ich miejsca — motyw tenZIMA] 999367


zaakcentowany zosta! później wewspomnianej już książce „Zew krwi".W Might is Right rozprawiono się równieżz mitem o równości ludzi. „W jakiż to racjonalnysposób można stawiać spierające się stronyna pozycjach bezwarunkowej 'równości wobecprawa'? Po pierwsze powód i pozwany zawszeróżnią się cechami psychicznymi i fizycznymi— a także rozmiarami konta w banku. Poza tymsędziowie, oskarżyciele i obrońcy różnią sięmiędzy sobą temperamentem, zdolnościami,odwagą i uczciwością. Każdy posiada specyficzneprzyzwyczajenia, uprzedzenia, słabości,przesądy i... cenę (...) Nie ma dwóch tych samychludzi: każdy rodzi się pod inną gwiazdą". 14Z niewiarą w równość ludzi łączy się rasizm Rudobrodego, również pozostającypod wpływem filozofii siły. Bo chociaż autor wyklucza Czarnych,Żydów, Azjatów i zdegenerowanych Białych ze społeczności Nadludzi, tojednak przyznaje, że gdyby udowodnili oni swą przewagę nad anglosaskimiAryjczykami, to do nich należeć będą zwycięskie łupy: „Jeśli mogę postępowaćtak, jak zechcę, nie ma znaczenia mój kolor skóry ani to, do jakiej rasynależę — okazałem bowiem swoją siłę". 15Nie wiadomo, czy rozprawę Might is Right rzeczywiście napisał London.Być może jej autorstwo należy do kogoś innego 16 , nie ulega jednak wątpliwości,że pisarza przepełniała duma z indoeuropejskiego dziedzictwa do tegostopnia, iż nie obawiał się o tym pisać. Potwierdzają to pozaliterackie elementyjego życiorysu.Świadectwo białego reporteraGdy wybuchła wojna rosyjsko-japońska London został korespondentemwojennym. Naruszając wyraźny zakaz władz Japonii pojechał bezpośrednio nafront koreański, gdzie zetknął się z potwornym traktowaniem jeńców rosyjskich.Litując się nad nimi pisał: „Ci ludzie byli z tej samej gliny co ja". Twierdził,że wolałby być więziony z Rosjanami niż przyłączając się do Japończyków368<strong>FRONDA</strong> 17/18


zyskać wolność 17 . Gdy wróci! do Ameryki,wiele osób pytało Londona o przyczynętak gwałtownych ataków na Japończyków. Odpowiadałim: „Przede wszystkim jestem białymczłowiekiem, a dopiero później socjalistą". 18Sytuacja powtórzyła się podczas rewolucjimeksykańskiej w 1914 roku. O rewolucjonistachpisał: „mieszańcy — ni pies ni wydra. Tonie są ani Biali ani Indianie. Posiadają wszystkiewady swej nieczystej krwi i nie mają żadnychzalet". Twierdził, iż Biali powinni wykorzystaćsłabość Meksykanów dla celów swojejrasy 19 . Korespondencje Londona znów wywołałygorącą dyskusję, szczególnie wśród bliskichpisarzowi socjalistów. To zresztą między innymi na skutek owych protestówLondon zdecydował się opuścić szeregi Socjalistycznej Partii Pracy, twierdząc,że zatraciła swój dawny żar i wolę walki.Część biografów Londona twierdziła, że z upływem czasu jego rasistowskieprzekonania zacierały się. W tym kontekście przytaczano historię przyjaźni,jaka łączyła pisarza i jego żonę z Polinezyjczykami, do których trafiłpodczas wyprawy dookoła świata odbywanej w latach 1907-10. Tymczasemelementy rasistowskie pojawiły się także w ostatnich książkach Londona,w dodatku wzbogacone zostały czymś, co — w opinii części rodaków Londona— można dziś uznać za ostrożny postulat separacji ras (przedstawionybyć może między innymi pod wpływem obserwacji warunków życia Polinezyjczyków,bezwzględnie wyzyskiwanych przez białych kolonistów).Bunt segregacjonistówBardzo ostro zarysowane problemy rasowe można więc napotkać w jednejz ostatnich książek Londona, „Buncie na 'Elsynorze'" 20 . Główny bohater tomłody pisarz Panthurst (z którym — jak się wydaje — utożsamiał się sam autor),podróżujący morzem z Baltimore do Seattle. Na statku, którego był pasażerem,doszło do buntu ciemnoskórej załogi - różniącej się tak mentalnie,jak fizycznie od swych przełożonych, ulubionych londonowskich blond-bestii.ZIMA 1999369


I tę różnicę główny bohater zauważył oczywiście od razu: „Każdy z nas, żyjącychna rufie w wysokim miejscu, był jasnowłosym Aryjczykiem. Na przodzieokrętu dziewięć dziesiątych niewolników, harujących dla nas, są to ciemnowłosi(...) Czworo nas zasiada do kajutowego stołu. — Kapitan West, jego córka,pan Pike i ja — wszyscy jesteśmy jasnoskórzy, niebieskoocy, z rasy skazanejna zagładę, a rządzącej do końca naszej ery. Mamy za sobą przeszłośćkrólewską i we krwi królowanie (...) Do końca naszej ery, sądzono nam deptaćpo karkach innych ludzi, obracać ich w poddaństwo, uczyć ich poszanowanianaszych praw, mieszkać w pałacach, do zbudowania których zmusiliśmyich silą naszych ramion". 21Wspomniany kapitan West opisany zostałpóźniej jako „jasnowłosy Aryjczyk, pan, król i samuraj" 22— podobnie jegocórka, Margaret, która zgodnie z literą książki stanowiła cudowne zjawiskoo włosach koloru blond.Bunt na „Elsynorze" wybucha, ponieważ prymitywna załoga postanowiładomagać się lepszego traktowania, zasłaniając się w dodatku prawem (takskrytykowanym w Might is Right). Na czele rebelii stanęli Żydzi — IzaakChanz, Mulligan Jacobs i Nosey Murphy (przedstawieni przez Londonawręcz pogardliwie). Blondwłosemu dowództwu udało się jednak zamknąćbuntowników na rufie, zostawiając im wszakże broń oraz żywność 23 .Swoistą przemianę, znaną już z innych książek Londona, przeszedłw ogniu niebezpieczeństw Pathurst. Z kapryśnego intelektualisty stał się bowiemdzielnym żeglarzem, w dodatku uświadomił sobie własne korzenie:„Oto siedzieliśmy u kajutowego stołu wszyscy czworo niebieskoocy, szaroocy,jasnoskórzy i jasnowłosi, na kształt Wikingów. I nawiedziło mnie jakbyprzypomnienie, że przeżywałem podobne sceny juz nieraz, że żyją we mniemoi przodkowie, że ich wspomnienie i przeżycia we mnie się gnieżdżą". 24Podczas mijania przylądka Horn zwierzył się ze swych myśli córce kapitana:„Mróz kąsa mnie w policzki, sól wgryza się w moje nozdrza, wicher zawodzimi w uszach, a są to dla mnie wszystko stare dzieje. Wiem teraz, że przodkowiemoi byli Wikingami. Pochodzę od nich z prostej linii. Z nimi najeżdżałemangielskie brzegi, ważyłem się poprzez słupy Herkulesa, plądrowałempo Morzu Śródziemnym i siedziałem na podwyższeniu ponad słabymi, przezSłońce rozpieszczonymi narodami. Jestem Hengist i Horsa, jestem z krwistarożytnych bohaterów, którzy dla nich nawet byli legendarni. Rozpleniałemi prułem różne wody, a jeszcze na długo, długo przedtem nosiłem na go-370<strong>FRONDA</strong> 17/18


ZIMA- 199 9 371


łym ciele skórę rena, walczyłem z mastodontem i wydrapywałem kronikęmych przewag na ścianach głęboko ukrytych jaskiń, ba, i ssałem wilczyce,bok o obok z moimi braćmi-wilkami, pazury których czuję teraz na duszy, jakje w owe czasy czułem na ciele". 25Błysk w okuW swoich poglądach Jack London nie był wówczas odosobniony, wystarczyprzypomnieć „Rodzinę Połanieckich" Henryka Sienkiewicza, gdzie stary profesorWaśkowski uparcie nazywa dziecko Stacha i Maryni „najmłodszym z Ariów".Tymczasem „Bunt na 'Elsynorze'" i inne książki Londona czytane są nacałym świecie już niemal od stu lat. Co ciekawe jednak, nigdy nie stanowiłyone tylko i jedynie interesującej literatury przygodowej, albo też opisu Amerykiz przełomu wieków. Część rodaków Jacka Londona nawet dziś podpisałabysię pod słowami Anatola France'a, które francuski pisarz umieścił wewstępie do jednej z książek Jacka Londona: „obdarzony był genialnym wzrokiem,dzięki któremu dostrzegał to, co było ukryte przed oczami zwykłychludzi i miał szczególny dar przewidywania przyszłości". 26 Jak już więc wspomniano,amerykańscy prawicowcy traktują „Bunt na 'Elsynorze'" jako wizjęrasowego segregacjonizmu. Z kolei w „Żelaznej Stopie" London miał pokazaćwalkę z kapitalistycznym Systemem, który ostatecznie krawawo rozprawiasię z rewolucjonistami — dziś w Ameryce może się to kojarzyć z losemobywatelskich milicji, z freemenami czy Minutemenami, z trupami z RubyRidge 27 , Waco 28 czy Whidbey Island 29 .A wtedy głos podnoszą ci, dla których „pisarstwo Jacka Londona stało sięświadectwem umierającego dziedzictwa Białego Człowieka, pragnącego jednakżeroztoczyć swą Wolę Mocy nad każdym, kto Mu na to pozwoli. Londonbył dumnym i lojalnym członkiem naszego Ludu. Mimo że zmarł młodo, jegoświadectwo przekroczyło bariery Czasu, stając się błyskiem w oku młodzieńcai starca, których umacnia poetycki wyraz aryjskości". 30PIOTR KOSMALA372<strong>FRONDA</strong> 17/18


PRZYPISY'jak gtosi "Wielka Encyklopedia Powszechna PWN" z 1965 roku2Irving STONE Jack London. Żeglarz na koniu, tłum. Kazimierz PIOTROWSKI,Warszawa 1976, s.124'Jack LONDON Zew Krwi, tłum. Stanisława KUSZELEWSKA-RAJSKA, Warszawa—Kraków 1947, s.1071wspótczeną wizję apokaliptycznej rasowej rewolty przedstawia wydana w br. w Polsceksiążka Andrewa MACDONALDA Dzienniki Turnera (tłum. Bartłomiej ZBORSKI)1Antonina SOKOLICZJack London. Zycie i twórczość, Warszawa 1925, s.26"Jack LONDON Żelazna Stopa, tłum. Krystyna TARNOWSKA, Warszawa 1957, s.14Joseph CARL Jack London: an American Racialist, w: Resistance nr6/1996"Jack LONDON Żelazna Stopa, op.cit., s.267'Jack LONDON Księżycowa Dolina, tłum. Krystyna TARNOWSKA, Warszawa 1959, s.23'"Jack LONDON W lasach Północy, tłum. Bartłomiej ZIELIŃSKI, w: Nowele, Warszawa 1957" Ragnar REDBEARD Might is Right, New York 1972, ss.5-612Ibidem, ss.81"Ibidem, s.45HIbidem, ss.42-43" Ibidem, s.60"na przykład amerykański dziennikarz Sidney PARKER przypisuje ją urodzonemu w NowejZelandii rudemu Irlandczykowi, Arthurowi DESMONDOWI (1859-1918) - był to poeta,radykalny działacz związkowy i dziennikarz"Joseph CARL Jack London..., op.cit.'"Ibidem'" Ibidem2"Timothy SCOTT The Mutiny of the Elsinore, w: Resistance nr6/199621Jack LONDON Bunt na «Elsynorze», tłum. Bolesław RYCHLIŃSKI, Warszawa 1927,t.II, ss.69-7022Ibidem, s.8021na podobnych zasadach miałaby opierać się separacja ras - humanitarna i pokojowa.21Jack LONDON Bunt na «Elsynorze», op.cit, t.III, ss.22-23"Ibidem, t.III, s.292"lrving STONE Jack London..., op.cit., s.25327wzgórze, na którym w 1992 roku setki agentów FBI uzbrojonych w helikoptery i wozyopancerzone przez 10 dni oblegało farmę, gdzie ukrywał się ze swą rodziną Ronald RandyWEAVER - drwal oskarżony o nielegalne posiadanie broni. Podczas oblężenia zginęli syni żona Weavera, on sam został ciężko ranny2" farma, gdzie w 1993 roku miał miejsce kontrowersyjny atak FBI na członków sektySzczepu Dawidowego (posądzanych o gromadzenie broni), podczas którego w płomieniachzginęło 86 osób, w tym 17 dzieci21wyspa, na której z rąk FBI zginął Robert Jay MATHEWS (1953-1984), nazywany aryjskimRobinem Hoodem przywódca prawicowej i terrorystycznej organizacji Bruder Schweigen(The Order)"Joseph CARL Jack London..., op.cit.ZIMA-1999373


Rozprawa pt. „Sita stanowi prawo" Ragnara Rudobrodegoto trawestacja Kazania na Córze i Ośmiu Błogosławieństw.Napisana została w 1896 r. Do dziś niewiadomo właściwie, kto był jej autorem. Jedni rozpoznajątu rękę poety Arthura Desmonda, inni twierdzą,że był to sam Jack London. Broszura zyskała znacznąpopularność, zwłaszcza w kręgach rasistowskich, neopogańskichi satanistycznych. Kiedyś ściągał z niej AnthonySandor La Vey pisząc swą „Biblię Szatana", dziśto samo robią zespoły rockowe, np. na ostatniej płyciemrocznej grupy RaHoWa Cult of Holy War najbardziejznany utwór nosi tytuł Might is Right.Siła stanowiprawoRACNARRUDOBRODYNa tej jałowej pustyni stali i kamieniapodnoszę swój glos, abyście mogli gousłyszeć. Na Wschód i Zachód, na Północi Południe obwieszczam: precz zesłabością, niech żyje siła! Otwórzcieoczy, wy o spleśniałych umysłach! Słuchajciemnie, o błądzące miliony! (...)Gdyby ludzie żyli jako bracia, wrogówżadnych nie mając — by ich zwalczaći prześcigać — utraciliby wszystkieswe najlepsze cechy; jak te morskie ptaki,które tracą moc swych skrzydeł, gdynie muszą już uciekać przed drapieżnymibestiami. Gdyby wszyscy ludzie zrazukochali się braterską miłością, cóżbyło się z nimi stało? Gdyby nie byłowojen, ni rywalizacji, ni turniejów, nikrólestw, ni niewolnictwa, ni przetrwanianajsilniejszych, ni walki ras —w rzeczy samej — jakimże zgniłym piekłembyłby ten stary świat!Jeśli ta walka jest nam jednak nakazana,dlaczegóż by nie toczyć jej z nieposkromionąodwagą, z upajającą rozkoszą.Czemuż nie postępować naprzód,ważąc się na wszystko, by zwyciężyć lub374<strong>FRONDA</strong> 17/18


zginąć? Wolność albo Śmierć to nie pustyfrazes. Nie, to rzecz najwyższej wagi dlatych wszystkich, którzy pojąć to zdołają.Czymże jest śmierć, by czynić z nastchórzy? Czym jest życie, by cenić je takwysoko? Są rzeczy gorsze niż śmierć,a pośród nich życie w pohańbieniu (...)Błogosławieni silni, albowiem oniposiądą Ziemię. Przeklęci niechaj będąsłabi, albowiem zostaną zniewoleni.Błogosławieni potężni, albowiemprzewodzić będą ludziom. Przeklęciniechaj będą wątli, albowiem zostanązmiażdżeni.Błogosławieni śmiali, albowiem władaćbędą światem. Przeklęci niechaj będąpokorni, albowiem zginą stratowani.Błogosławieni zwycięzcy, albowiemprawo zwycięstwem stoi. Przeklęciniech będą pokonani, albowiem skazanisą na wieczną służbę.Błogosławieni wojowniczy, albowiemnajwiększe piękności sprzyjać imbędą. Przeklęci niechaj będą ubodzy duchem,albowiem spluwać na nich będą.Błogosławieni zuchwali, albowiemposiedli prawdziwą mądrość. Przeklęciniechaj będą posłuszni, albowiem płodzićbędą pełzających.Błogosławieni mocarze, albowiemuciekać przed nimi będą. Przeklęci niechajbęda tchórze, albowiem poddaństwojest im przypisane.Błogosławieni pogardzający śmiercią,albowiem długo żyć będą. Przeklęciniechaj będą głupcy, albowiem przepadnąpośród sobie podobnych.Błogosławieni posiadający potężnychwrogów, albowiem ci uczynią ichstawnymi. Przeklęci niechaj będą łaszącysię do innych, albowiem znajdą sięw pogardzie.Błogosławieni chętnie wspomagającyprzyjaciół, albowiem są prawdziwymiprzyjaciółmi. Przeklęci niechaj będądziałacze charytatywni, albowiem roznoszągroźne plagi.Błogosławieni mądrzy i dzielni, albowiemdo nich należy zwycięstwo.Przeklęci niechaj będą nieudolni, albowiemsłusznie zostaną wytępieni.Błogosławieni ojcowie szlachetnychdziewic, albowiem one są solą świata.Przeklęte niechaj będą matki wydelikaconych,albowiem zostaną pohańbione.Błogosławieni obdarzeni lotnymumysłem, albowiem dosiadać będą wiatru.Przeklęci niechaj będą kłamcy, albowiembudzą obrzydzenie.Błogosławieni niemiłosierni, albowiemwielkością swą posiądą świat.Przeklęci niechaj będą fałszywi prorocy,albowiem ich potomstwo zniknie z powierzchniziemi.Po trzykroć niechaj będą przeklęciniegodni, albowiem służyć i cierpiećbędą.RACNAR RUDOBRODYTŁUMACZYŁ PIOTR KOSMALAZIMA-1999375


Rytuał inicjacyjny w jednym z najbardziej pierwotnychplemion w Queensland (we Wschodniej Australii)może służyć jako wzorzec działań podejmowanychprzez uczestników Okrągłego Stołu w 1989 roku.PIOTRANTONIAKSiedzą przy okrągłym stoleRamię w ramię i bok w bokNa ich tarczach lśnią symboleOrzeł, krzyż, czerwony smokUkarani czy bezkarni — ciemnośćIm na nerwach graBezimienni, legendarniOmawiają przyjście dniaJacek Kaczmarski376<strong>FRONDA</strong> 17/18


Rytuał zawsze związany jest z działaniami religijnymi lub magicznymi,bazującymi na dychotomii sacrum-profanum. Jest specyficznym powtarzalnymzachowaniem związanym z określonymi schematycznymi sytuacjami. Najczęściejskłada się z szeregu rytów jako ściśle powiązanych ze sobą części,np. rytuał katolicki zawiera szereg rytów sakralnych. Mimo postępującej sekularyzacji,mitologia i rytuały mają się zupełnie dobrze. Zdaniem MirceiEliadego, w podświadomości współczesnego człowieka pielęgnowana jestmitologia wyższego rzędu duchowego niż jego życie świadome: „Symbolenigdy nie znikają z pola aktywności psychicznej. Mogą zmieniać aspekt, ichrola jednak pozostaje niezmienna. Trzeba jedynie zerwać ich maski". Rytuaływraz ze zmianami zachodzącymi we współczesnym świecie aktualizują sięna nowych płaszczyznach. Szczególna uwaga należy się ceremoniom o zabarwieniupolitycznym funkcjonujących jako korelaty archaicznych form.Axis MundiJedną z najbardziej rozwiniętych form rytualnychbyły obrady Okrągłego Stołu w 1989 roku. Roboczespotkania odbywały się w Magdalence, zaśinstytucja Okrągłego Stołu służyła do ostatecznegoformułowania wniosków. Instytucja ta stanowiącaŚwięty Krąg — najbardziej rytualną formę sakralną — stalasię symbolem zmian, jakie zaszły w ostatnim dziesięcioleciu. Krąg taki „wykraczapoza świat świecki", stanowi „miejsce, gdzie możliwe jest nawiązaniełączności z bogami". „Tego rodzaju święty obszar — jak pisze Eliade — implikujehierofanię, wdarcie się sacrum, co w rezultacie wyodrębnia dane terytoriumz otaczającego je środowiska i czyni je jakościowo różnym". Ilustracją tegomoże być legenda o Królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu.Rytuał inicjacyjny w jednym z najbardziej pierwotnych plemion w Queensland(we Wschodniej Australii) może służyć jako wzorzec działań, obejmującychświęty krąg, podejmowanych przez uczestników Okrągłego Stołuw 1989 roku. Sama ceremonia inicjacyjna zwana Bora, rozciągnięta odpowiedniow czasie, zawiera następujące elementy:— przygotowanie świętego obszaru, na którym uczestnicy izolują się naczas ceremonii;ZIMA I 999 377


— odłączenie inicjowanych od społeczności (szczególnie od kobiet) orazich odosobnienie w izolowanym obozowisku, gdzie podejmują nauki;— zabiegi, którym są poddawani neofici.Przez okres rytuałów uczestnicy zobowiązani są do specjalnego zachowania,stawiania czoła próbom i poddania się licznym tabu. Samo przygotowanieświętego obszaru obejmuje usypany z ziemi krąg, w którym odbywaćsię będą rytuały, oraz małą świętą zagrodę w niewielkiej odległości od kręgu.Konstrukcje te połączone są ścieżką, wzdłuż której rozłożono sakralneprzedmioty. Co wieczór odbywają się tańce, które powtarzają się aż do przybyciawszystkich gości.Rytualna konstrukcja Okrągłego Stołu zbudowana jest z elementów wykazującychduże podobieństwo do Bora. Spotkania w Magdalence, określanejako robocze, miały formułę przygotowawczą w „małej świętej zagrodzie".Uczestnicy wspólnie radzili i pobierali wzajemne nauki. Formułowanie konkretnychwniosków odbywało się w świętym kręgu obrad, w którym inicjowaniokreślali efekty swojej pracy. Tybetańska księga Sarva-tatbagata-tattrasamgrahanazywa takie działania tymi, z których wyłoni się najwyższepoznanie. Na uczestnika zstępuje moc rozumienia, a ci, którzy nie ujrzeliwielkiego kręgu — Mandali — nie mogą uczestniczyć w mitycznej więzi.I rzeczywiście, jakaś osobliwa więź łączy owych 58 osób, które w ostatnimdziesięcioleciu nadają ton życia politycznego w Polsce.Okrągły Stół jako zamknięta przestrzeń stawia wszystkich na równi. „Jeślioddalimy się z szeregu — pisze Milan Kundera — zawsze możemy do niego wrócić.Lecz krąg zamyka się i nie ma do niego powrotu". Poddawanie się magii kręgubywa często nieświadome, co dowodzi siły drzemiących w człowieku archetypów.Jak pisze Eliade: „Myślenie symboliczne nie jest właściwością dziecka,poety czy psychopaty. Jest ono konsubstancjonalne z ludzkim bytem i wyprzedzamowę i rozum dyskursywny. Symbol (myślenie symboliczne) odsłania najgłębszestrony rzeczywistości, które opierają się innym środkom poznania". Przeniesieniesymboli mitycznych w świat współczesny można dostrzec w zagospodarowaniuświętej przestrzeni. Szczątki Axis Mundi (dosłownie: środka świata)znaleźć można w organizacji Okrągłego Stołu. Przedstawieniem Axis Mundi jestdrzewo lub krzew, które łączy niebo z piekłem. W świadomości społecznej annodomini 1989 spotkanie komunistów z antykomunistami miało charakter starciadwóch przeciwstawnych światów.378<strong>FRONDA</strong> 17/18


Od szamanów syberyjskich po ludy australijskie zawsze ścisłym elementemkręgu była „oś kosmiczna" — pośrednik między ludźmi i bóstwami.„Axis Mundi odgrywa ważną rolę w kosmologii i mitologii (...) w inicjacjachdojrzałościowych lub obrzędach przejścia do stowarzyszeń tajemnych i w seansachszamańskich. Wbrew różnorodności kontekstów społeczno-religijnych,zawsze zmierzają do tego samego celu (...) aby uzyskać błogosławieństwo(konsekrację osobistą bądź korzyść dla wspólnoty)" (Eliade).Charakterystyczne jest że, przestrzeń kręgu obrad w 1989 roku zawierała tylkostojący na środku bukiet świeżych, biało-czerwonych kwiatów. Podwójnasymbolika tego elementu tkwi z jednej strony w XX-wiecznym korelacie AxisMundi, z drugiej zaś w narodowych barwach jako pozostałościach plemiennychtotemów i świętych insygniów.Okrągły Stół był przedsięwzięciem przełomowym, niespotykanym w powojennej Polsce i jako taki zasługuje namiano ceremonii inicjacyjnej dla polskiej demokracji.Uczestnicy tej imprezy stali się współczesnymi neofitamiprzechodzącymi inicjacyjną próbę. Większośćz owych 58 osób biorących udział w obradach— uznając za kryterium aktualną aktywnośćpolityczną — przeszła pomyślnie próbę.Dla działaczy PZPR Okrągły Stół miał spełnićrolę oczyszczającej katharsis — ognia, w którym spłonąćpowinna przeszłość i właściwie tak się stało. Realnysocjalizm podzielił los innych religii politycznych. „Każdafunkcja religijna — jak pisze Jacąues Ellul — musi być czymś zastąpiona, ponieważczłowiek nie może żyć bez oczyszczenia, osoba oczyszczona staje sięw istocie rzeczy nowym człowiekiem (...) Psychoanaliza niezaprzeczalnieokazała się niewystarczająca w tej roli".Przedstawiciele zarówno jednej, jak i drugiej strony, dzięki instytucjiOkrągłego Stołu, przeżyli inicjację nie zdając sobie sprawy z archetypu,któremu się poddali, podświadomie czując jednak — jak można sądzić zewspomnień — moc i magię tamtych dni. Rytualne uporządkowanie rzeczywistościdaje poczucie bezpieczeństwa i zapełnia ją symbolami, które wiecznietrwają w polu psychicznej aktywności, a wartości i formy niezbędne dlażywotności kultury ciągle korzeniami tkwią w sferze sacrum.ZIMA-1999379


Kozioł ofiarnyInnym schematem łączącym człowieka z mitycznym archetypem, ściślezwiązanym z Okrągłym Stołem, czy raczej z drogami do niego prowadzącymi— jest heroiczny mit, który powstał po śmierci ks. Jerzego Popiełuszki.Istniało wiele innych czynników, wcale nie błahych i równie desperackichw swych poczynaniach, nigdy jednak tak silnie nie personifikowanych. „Skutecznośćmitu —jak zauważa Stefan Czarnocki — polega na uosobieniu społecznegoideału, wartości kulturowych i więzi które konstytuują grupę. Zawszema charakter żałobny, staje się wcieleniem zbiorowej siły, ponieważprzez swoje działania — nawet śmierć — zdobywa moc".Jeśli odwołamy się do koncepcji Rene Girarda, to śmierć ks. Jerzego Popiełuszkibyła śmiercią ofiarniczą i miała ścisły związek z systemem kozła ofiarnego,opisywanym w wielu mitologiach, nie tylko tych najdawniejszych. Koziołofiarny jest to ofiara zbrodni wykonanej według określonego schematu. Zazwyczajpopełniona zostaje w sytuacji kryzysowej dla oprawcy. Śmierć ks. JerzegoPopiełuszki była efektem utraty kontroli nad społeczeństwem przez aparatbezpieczeństwa. Mechanizm kolektywnej kary nie miał prawa bytu zewzględu na olbrzymią skalę działań ówczesnego podziemia. Przeniesienie odpowiedzialnościna jednostkę było konstruktywnym aktem bezsilności. Samazasada jest jednak transkulturowa i zachowuje wiele elementów schematuofiarniczego. Skupienie uwagi na katolickim księdzu jest zjawiskiem analogicznymdo sytuacji mniejszości etnicznej czy religijnej (w tym wypadku trzebauznać punkt widzenia ówczesnych władz, dla których grupa religijna i jej potencjalnyprzywódca reprezentował wartości przeciwstawne. Sposób myśleniaodpowiednio zindoktrynowanego aparatczyka stawia tą grupę w opozycjiswój-obcy, gdzie obcy muszą ulec lub zostać zniszczeni). Postępowanie takie— opisane m.in. przez Ernsta Cassirera — staje się kryterium selekcji ofiarniczej.Jak zauważa Rene Girard: „Ofiary nie są wybierane na podstawie przypisywanychim zbrodni, ale na zasadzie znaków ofiarniczych — wszystkiego, cosugeruje pokrewieństwo owych zbrodniczych znaków z kryzysem (...) Sensemoperacji jest zrzucenie na ofiary odpowiedzialności za ów kryzys i zadziałaniepoprzez unicestwienie lub co najmniej wyrzucenie ze wspólnoty".Śmierć ks. Popiełuszki stała się symboliczną interwencją korekcyjną, któradopuszcza nadprzyrodzone przyczyny i w nadprzyrodzony sposób wymaga380<strong>FRONDA</strong> 17/18


ozwiązania. Kiedy zaraza dziesiątkuje Teby, przyczyny naturalne nie wchodząw rachubę, natomiast „najrozsądniejszym" rozwiązaniem wydaje się poświęcenieEdypa.Rytualny mord na koźle ofiarnym ma na celu zażegnanie kryzysu oraz pogodzeniezwaśnionych stron. W przypadku zabójstwa ks. Popiełuszki zadanieto zostało spełnione. W niektórych plemionach do owego pojednania dochodziłopodczas wspólnej uczty, na której zarówno przyjaciele zabitegokozia ofiarnego, jak i jego zabójcy wspólnie spożywali ciało zamordowanego.W rzeczywistości symbolicznej Okrągły Stół byłby więc Ucztą Kanibali.Rene Girard wiąże problem kozła ofiarnego ze zjawiskiem mitu założycielskiego.W świetle powyższego nie ma nic dziwnego w tym, że mitemzałożycielskim III RP pozostaje Okrągły Stół.PIOTR ANTONIAKZIMA - 1 999381


Shakespeare miał 46 (2 x 23) lat, gdy została opublikowanaBiblia Króla Jakuba. 46. słowem Psalmu 46 (2x 23) jest shake, a 46. słowem od jego końca jest spear.Komentarz administratora strony internetowej:„No dalej, spróbuj to wytłumaczyć!"...WYPISYZ KONSPIRO LOGIIROBERT ANTON WILSONAmerykańska dynastiaSpośród 37 prezydentów Stanów Zjednoczonych do czasów Jimmy Carteraprzynajmniej 18 lub 21 (w zależności od źródła, któremu daje się wiarę) byłoze sobą blisko spokrewnionych. Stanowi to między 48,6 a 56,7 procenta ogółuprezydentów — odsetek znacznie przekraczający poziom, który można było byuznać za przypadkowy, jak uważa wielu badaczy teorii spiskowej oraz matematyków.Nie tylko John Adams, który pomógł w zaprojektowaniu Wielkiej Pieczęci,był spokrewniony z F. D. Rooseveltem, który umieścił ją na dolarowym banknocie,ale również taki z pozoru outsider jak Richard Nixon był spokrewnionyz Jamesem Monroe. Trzej prezydenci byli kuzynami (Franklin Pierce, JamesGarfield oraz Grover Cleveland), a William Henry Harrison był spokrewnionyz Jeffersonem, Jacksonem, Tylerem oraz Benjaminem Harrisonem (jego prawnuk). Calvin Coolid, Harry Truman oraz Lyndon Johnson byli w nieco dalszej382<strong>FRONDA</strong> 17/18


linii spokrewnieni z Jeffersonem, Jacksonem oraz Harrisonami.Rodziny Rooseveltów i Delano, które dały nam jedynego prezydenta wybranegona cztery kadencje, były spokrewnione z Grantem, Washingtonem, vanBurenem oraz Taftem. Spośród 224 przodków w drzewach genealogicznych 21prezydentów możemy znaleźć 13 Rooseveltów, 16 Coolidge'ów oraz 14 Tylerów.Inne źródło dowodzi pokrewieństwa 60 procent prezydentów oraz znajdujewięzy większości z nich z nadzwyczaj bogatą rodziną Astorów.Dane te nie obejmują genealogii czterech ostatnich prezydentów - Cartera,Reagana, Busha oraz Clintona, których również nam nie udało się znaleźć. Jednak,według źródła bliskiego księżnej Dianie, Clinton jest spokrewniony z rodzinąRockefellerów.Psycholog G. William Domhoff twierdzi, że duża część amerykańskiejelity rządzącej, podobnie jak ma to miejsce w Europie, jest spokrewniona poprzezzwiązki małżeńskie.Zobacz także:A-Albionic, Caroll Quigley, Yankee and Cowboy WarThe llluminoids, Neal Wilgus.Sun Books, Albuquerque, N. Mex. ,1978,37-39, citing Yipster Times, Fall-Winter 1975Takeover, Listopad 1976pp.Asasyni„Asasyni" stanowią dawną europejską nazwę muzułmańskiej sekty Ismaelitów,której obecnym przywódcą jest Aga Chan. Termin „asasyn" wywodzisię bądź to od Hassana i Sabbaha, twórców tego porządku, bądź od arabskiego„haszisz", którego Ismaelici otwarcie używali w tych czasach (około 1100roku) w połączeniu z tańcami sufi. Każdy, kto próbował szybkiego (bardzoszybkiego) tańca, będąc pod narkotycznym wpływem silnych konopi indyjskichpotwierdzi, że osiągnięta zmiana stanu świadomości może w łatwysposób przeistoczyć się w mistyczną ekstazę, oczywiście jeśli nowicjusza nieopanuje wcześniej atak paniki.Hassan i Sabbah, według innych doniesień, nie używali haszyszu w ten sposób,ale dosypywali go do pożywienia potencjalnych rekrutów (zazwyczaj nastoletnichchłopców), aby wykorzystać jego wpływ. Kandydaci ci, kiedy byli jużZ [ M A • I 9 9 9 383


dokładnie odurzeni, zabierani zostawać mieli do Ogrodów Rozkoszy, gdzie doświadczaliz hurysami doznań obiecanych wiernym, gdy dotrą do Raju. Ci, którzywyszli cało z tej podróży, przekonani byli, że władca Hassan w rzeczywistości posiadaklucze do niebios i zostawali Asasynami, czyli zabójcami w dzisiejszym rozumieniutego terminu, oraz pierwszymi w historii uśpionymi agentami. Wchodzilioni na dwór jakiegoś szacha lub króla, który mógł mieć w przyszłości złezamiary w stosunku do Ismaelitów, gdzie czasami przez długie lata ciężko i wierniepracowali na rzecz swojego władcy, aby przy pierwszym znaku przygotowańdo wojny przeciwko Hassanowi podciąć gardło swojemu dotychczasowemuwładcy. Takie czyny spowodowały, że wszyscy byli zdenerwowani na samą myślo rozpoczęciu działań skierowanych przeciwko Hassanowi i Sabbah.Rzekomo ostatnimi słowami Hassana była sentencja: „Nic nie jest prawdą,wszystko jest dopuszczalne." Według Williama S. Burroughsa, słowa te stały sięswego rodzaju mantrą oraz kanonem dla literackich ruchów kontrkulturowychnaszych czasów.Zobacz także:Abbe Barruel, Ewige Blumenkraft, History of Secret Societies, Sex Magick Waron Some Dragshttp://home.fireplug.net/~rshand/streams/masons/assassins.htmlHistory of Secret Societies, Akron Daraul, Citadel Press, New York, 1961Bank of EnglandZałożony w 1692 roku przez Williama R Petersona (1658-1719), Bank ofEngland był pierwszą prywatną instytucją, której zadaniem było emitowaniewaluty dla całego narodu. Krytycy naszego obecnego systemu monetarnegouważają rok 1692 za koniec okresu władzy sprawowanej przez rządy, a początekepoki władzy bankierów, którzy nie są wybierani przez ogół społeczeństwa, a bardzoczęsto nie są mu również zupełnie znani. Z tego powodu Ezra Pound uważa,że w tym roku rozpoczął się Wiek Lichwy, a jedynymi podkreślonymi strofamiw jego epickim poemacie Pieśni jest cytat (trochę skondensowany) z listuPatersona do potencjalnych inwestorów:Taż korzyść z procentu na wszystkimPieniądze, które bank tworzy z niczego.384<strong>FRONDA</strong> 17/18


Fakt, że banki emisyjne, jak wydaje się, tworzą pieniądze „z niczego" i zmuszająkrajowych płatników podatków do ponoszenia kosztów za wykorzystanietych pieniędzy, pozostaje głównym powodem narzekań wszystkich głównychkrytyków współczesnych systemów bankowości.Zobacz także:Saint Ambrose, John Adams, Bank of the United States, Thomas Hart Benton,GRUNCHThe Two Nations, Christopher Hollis, Routledge, London, 1937, rozdz. 2The Cantos, Ezra Pound, New Directions, New York, XIII wyd. 1995, str. 233Dr Raymond BernardDr Raymond Bernard był literackim pseudonimem Waltera Siegmeistera(1901-1965), który publikował również jako Dr Robert Raymond oraz Dr UrielAdriana. Pod pseudonimem Dr Bernard napisał „Wydrążoną Ziemię" (The HollowEarth 1963), która pozostaje najczęściej czytaną książką na temat tej teorii.Pomimo głoszenia tezy o pustej w środku Ziemi Siegmeister/Bernard/Adrianabył posiadaczem prawdziwego doktoratu New York University (1932), a wcześniejuzyskał magisterium na Columbii. Jego wcześniejsze zainteresowaniaobracały się wokół teozofii i antropozofii.Wykształcony i pozornie szczery człowiek (aczkolwiek czasami winny, łagodniemówiąc, błędnego zarządzania finansami) wierzył nie tylko w to, że Ziemiajest w środku pusta, ale również, że była zamieszkana przez rasę zwaną Terrami.Jej przedstawiciele rzekomo przetrwali zniszczenie Atlantydy, mierzyli 12do 14 stóp wysokości oraz stosowali ścisłą dietę, składającą się z surowych warzyw,do której zaleceń stosował się również Bernard. Terrowie wychodzili dziurą,która znajdowała się gdzieś na terytorium Brazylii, latali przy pomocy UFOi od czasu do czasu zabierali ze sobą istotę ludzką, dla żartu rozsiewając przyokazji informacje, że są Marsjanami albo Wenusjańczykami.Ten niezwykły człowiek wierzył również przepowiedniom portorykańskiejmedium, która nazywała się Payitą i przepowiadała wybuch wojny nuklearnejw 1965 roku, co miało doprowadzić do tego, że w 2000 roku na powierzchni Zieminie pozostanie żadna żywa istota. Ci, którzy przestrzegali właściwej diety, żyliw utopijnej komunie założonej przez Bernarda w Ekwadorze, nigdy nie używa-ZIMA-1999385


li pieniędzy i powstrzymywali się od miłości fizycznej, mieli zostać ocaleni przezTerrów i zabrani na Marsa, tuż przed rozpoczęciem nuklearnej zagłady.Jedynym powodem, dla którego te idee nie zostały powszechnie zaakceptowane,był oczywiście fakt, że akademicki spisek, mający na celu utrzymanieortodoksyjnych poglądów na temat geologii i innych dziedzin, albo ignorował,albo wręcz wyśmiewał doktora Bernarda.Czarownica Payita przekonała Bernarda również do tego, że regularne wizytyskładała jej Wielka Matka, bogini starożytnych, i miała ona ujawnić Payicie prawdziwąhistorię świata. Historia ta sprowadzała się do tego, że Wielka Matka partenogenetycznie(bez fizycznej miłości) dała początek wszystkim rasom istniejącymw Układzie Słonecznym, zaczynając od superkobiet z Urana, które podobniejak ona sama reprodukowały się na drodze partenogenezy bez konieczności istnieniaosobników płci męskiej. Przez przypadek jedna z nich urodziła „wybrakowanąkobietę" czyli pierwszego mężczyznę. Nazywał się on Lucyferem i od momentuswojego urodzenia był źródłem kłopotów, ponieważ nakłaniał ludzi dojedzenia mięsa i używania pieniędzy. Jego potomkowie osiedlili się na Saturniei byli bardzo dalecy od doskonałości swoich żeńskich przodków. Ostatecznie jeszczebardziej zdegenerowani potomkowie przenieśli się na Ziemię i podlegalidalszej degeneracji, aż do chwili obecnej, gdy my, ich najbardziej zwyrodniali potomkowie,grzęźniemy w zwyczajowym spożywaniu mięsa i używaniu pieniędzy.Co jeszcze gorsze, gdy jemy warzywa, większość z nas je gotuje.Autor niniejszego opracowania pewnego razu spotkał kobietę, która pożyczyłaBernardowi dwa tysiące dolarów na jego utopijną kolonię i nigdy ich nieodzyskała. Zapamiętała go jednak jako wrażliwego i inteligentnego poszukiwaczaprawdy. Jednak inne źródło sugerując jakąś chorobę psychiczną) mówi, żeBernard po przeniesieniu się do swojej ekwadorskiej komuny stał się „brudny"i niehigieniczny.Bernard napisał również książkę pod tytułem Menstruation: Its Causes and Cure,w której głosił, że menstruacja jest powodowana przez jedzenie mięsa, noszenieobcisłych ubrań oraz zbyt częste uprawianie seksu. Jego zdaniem każdakobieta, która jadła jedynie surowe warzywa, nosiła luźne ubrania oraz kochałasię jedynie raz w roku — podczas przesilenia wiosennego, miała już nigdy niedoświadczyć Przekleństwa.Gdy Bernard zmarł w 1965 roku, miała się rozpocząć zapowiadana wojnanuklearna. Kiedy to się jednak nie stało, jego uczniowie wcale nie stracili wia-386<strong>FRONDA</strong> 17/18


y. Faktycznie, niektórzy nawet rozwinęli ją w sobie z większą intensywnościąi przekonani byli, że ich mistrz wcale nie jest martwy, ale żyje w Shamballah alboAgharti, dwóch wspaniałych miastach wymienionych w teozoficznych naukach.Ostatnimi czasy podobno widziano go w małym miasteczku Houstonw stanie Missouri.Zobacz także:Abel, AYA, MS. Magazine, Richard Shaver, Subterranean WorldsSubterranean Worlds, Walter Kafton-Minkel, Loompanics Unlimited, PortTownsend, Washington, 1989Książę BernhardHolenderski książę Bernhard pojawia się w kilku popularnych teoriach spiskowych.Założył on Bilderbergów, skrajnie tajną grupę bogatych białych mężczyzn,którzy spotykają się raz do roku, aby (według tych, którzy nie są osobiściewystarczająco bogaci, wystarczająco biali albo wystarczająco męscy, żebydostać się do klubu) układać plany jak wykorzystać resztę z nas.Wszystkie te podejrzenia w stosunku do Bilderbergów pochodzą od ludzi,którzy zwykle sami nie zaliczają się do bogatych, mężczyzn, ani nawet białych.Może mieć to takie samo podłoże, jak dziwne zjawisko zaobserwowane przezfilozofa Georga Carlina —nigdy nie zobaczysz nalepki na zderzaku z napisemSHIT HAPPENS na samochodzie marki rolls royce.Według genealogicznych oraz spiskowych teoretyków, Michaela Baigenta,Henry Lincolna oraz Richarda Leigha, książę Bernhard był w prostej linii potomkiemJezusa Chrystusa oraz Marii Magdaleny. Czyni go to częścią zasobówgenetycznych, które, jak uważają niektórzy okultyści, bosko naznaczają go i predysponujądo rządzenia światem. Kilku pozostałych znanych Bilderbergów jestrównież częścią owego drzewa genealogicznego, spokrewnionego aż z Merowingami,którzy przypuszczalnie byli po części rybami.Zobacz także:Church of Mary Magdalenę, Gerard de Sede, Noon Blue ApplesHoly Blood, Holy Grail, Michael Baigent, Henry Lincoln, Richard Leigh, Delacorte,New York, 1982ZIMA- 1994387


Aleister CrowleyEdward Alexander Crowley, urodzony 12 października 1875 roku (twierdził,że stało się tak, aby mógł wybawić świat od klęsk, które rozpoczęły się tego dniaw 1492 roku), wiódł życie pełne mistyki, okultyzmu, przygód, podstępów orazskandalizującej swobody. W wieku 23 lat, w 1898 roku, przyłączył się do HermetycznegoZakonu Złotej Jutrzenki (Hermetic Order of the Golden Dawń), okultystycznegostowarzyszenia, którego działalność poświęcona była gnostycznymi kabalistycznym technikom „duchowego rozwoju", czy jak to określamy w czasachobecnych poszerzaniem świadomości. Metody Złotej Jutrzenki, w którychdoskonalił się Crowley zawierały zdolność osiągania stanów granicznych, którenazywane były „doświadczeniem pozacielesnym", „sterowaną wizualizacją",bądź też „ESP", oraz przyjmowania form boskich — „stawania się jednością"z różnymi bożkami, przy pomocy technik, które okultyści uznawali za nadprzyrodzone,a sceptycy nazwaliby działaniem metodą entuzjastyczną. Sam Crowleyczęsto zmieniał swoje podejście od spojrzenia okultystycznego do sceptycyzmu.Pomiędzy rokiem 1900 a 1909 Crowley wiele podróżował i studiował (czasamidługo, czasami krótko) takie pozaeuropejskie systemy, jak buddyzm, taoizm,kilka odmian hinduizmu oraz sufizm. W tym okresie stał się biegłymw dharanie (jednopunktowej koncentracji), mantrowaniu (powtarzanie jednejfrazy, aby pozbyć się rozkojarzenia), rozciągających i relaksacyjnych technikachjogi, tantrycznych technikach seksualnej magii („stawanie się jednością" z bóstwem,przy identyfikowaniu tego bóstwa z partnerem aktu miłosnego) orazpodobnych sztukach. Rozwinął również swój własny system eklektycznego mistycyzmupoprzez opracowanie ogromnych tablic „korespondencji", które pozwalałymu przekładać założenia jakiejkolwiek mistycznej szkoły na założeniaktórejkolwiek z pozostałych. I tak na przykład: grecki bóg Pan, hinduistycznySziwa, karta Tarota zwana Wisielcem, kolor niebieski, woda, hebrajska literamem oraz taki narkotyk jak marihuana, wszystkie odnoszą się do „gwiezdnejpłaszczyzny", którą Crowley oznaczył numerem 23 (lub według innej metaforydo 23. poziomu ludzkiej percepcji). W celu uaktywnienia lub ponownego pobudzeniatego poziomu, Crowley przywoływałby albo Sziwę albo Pana w rytuale,którego elementami byłyby marihuana, niebieska woda oraz znajdujące sięna ścianie freski Wisielca oraz litery mem. Podobnie było w przypadku wszystkich32 poziomów.388<strong>FRONDA</strong> 17/18


W 1904 roku w Kairze Crowley doświadczył metapsychicznego doświadczenia,z którego narodziła się księga „Liber Al" (zwana również „Księgą Prawa"),proroczy i dyskusyjny dokument, o którym zawsze twierdził, że go „otrzymał",a nie napisał. Z początku Crowley'owi nie spodobało się doświadczenie,ani też księga, i potrafił przez prawie 10 lat ignorować ich zaistnienie. Jednakpo 1914 roku czuł, że znajduje się pod coraz większym ich wpływem i w końcupoświęcił pozostałą część swojego życia realizacji „misji", którą na jego barkinałożyła ta księga. Po 1919 roku mówił o swoim kairskim doświadczeniu jakoo zetknięciu z nadludzką inteligencją. Jeden z jego uczniów, Kenneth Grant,twierdził, że istota komunikująca się z Crowley'em pojawiła się z układupodwójnej gwiazdy, Syriusza, podczas gdy inny student, Israel Regardie, wolałmówić, że Crowley osiągnął głębię ludzkiej ewolucyjnej nieświadomości, którawcześniej nie była znana ani Freudowi, ani Jungowi.Z kimkolwiek lub z czymkolwiek skontaktował się Crowley, główny przekazstał się ważniejszym dogmatem jego silnie agnostycznego mistycyzmu:„Robienie tego, co się pragnie, powinno być całym prawem", „Miłość jest prawem,miłość po pragnieniu" oraz „Każdy mężczyzna i każda kobieta jest gwiazdą".Liber Al przepowiada również wojny i rewolucje, o których Crowley ani jakikolwiekintelektualista w 1904 roku nie śnili, ale przedstawia równieżobietnicę nowego społeczeństwa, które podniesie się z wszechobecnego zniszczeniaw pewnym momencie w przyszłości. Ostatni akapit tej księgi mówi, żejej przesłanie „jest ujawnione i ukryte". Ujawnione tym, którzy są gotowi na jegoprzyjęcie, a ukryte prawdopodobnie przed pozostałymi.Zarówno podczas I wojny światowej, jak i podczas II wojny światowej,Crowley pracował dla brytyjskiego wywiadu, aczkolwiek inne dowody wskazują,że pracował również dla wywiadu niemieckiego, przynajmniej w przypadkupierwszego z tych konfliktów. Owa zagadka oraz nieznana tożsamość mocy lubistoty, która ujawniła się w Kairze, spowodowały, że Crowley stał się głównąpostacią religijnych i demonologicznych teorii spiskowych naszych czasów.We wczesnym stadium swojej kariery Crowley zmienił swoje prawdziweimię na Aleister, żeby kabalistyczny „numer" jego imienia sumował się do 666,liczby, która w Apokalipsie identyfikowana jest z Antychrystem. Lubował się onrównież w straszeniu, wprawianiu w zakłopotanie oraz robieniu sadystycznychdowcipów różnego rodzaju ortodoksom i ludziom łatwowiernym. Widać więc,że opinia o jego satanizmie nie wynika jedynie z paranoi prawicy religijnej.ZIMA-1999 389


Celowo odgrywał on czasami swoją rolę, ale zawsze robił to w absurdalny i satyrycznysposób.Poza „godnymi respektu" mistycznymi praktykami wynikającymi z wymienionychtradycji, Crowley był również prekursorem studiów nad psychodeliczno-szamańskimistanami świadomości oraz używał z wyrafinowaniem różnorodnychnarkotyków, dzięki którym pragnął odwiedzić wszystkie 32płaszczyzny, a w rzeczywistości skończył swoje życie uzależniony od heroiny.W swojej karierze zdobywał różne stopnie wtajemniczenia kilku ortodoksyjnychoraz liberalnych lóż masońskich, a w tym rytu szkockiego i yorku, porządkuMemphis oraz Mizraim, oraz Ordo Terapii Orientis, której został ZewnętrznymPrzełożonym. (Wewnętrzny Przełożony prawdopodobnie pozostaje nieznanydla Nie-Oświeconych.) Od momentu swojej śmierci Crowley został uznany zaMaga Nowego Wieku w niektórych kręgach okultystycznych (tytuł zbliżony doMistrza Nowego Wieku), nadal też utrzymuje dużą popularność, główniewśród prawicowców, jako główny satanista naszego wieku.Pomimo tego, że drugą część swojego życia spędził w skrajnej biedzie,Crowley pojawia się również w licznych teoriach spiskowych jako sprzymierzeniecmiędzynarodowych bankierów, Iluminatów oraz innych grup, którejakoby sterować mają światem. To właśnie on miał przypuszczalnie wnosićdemoniczną energię do ich materialistycznych knowań. Jego ulubiony masońskisymbol, oko w trójkącie, został w tajemniczy sposób wplecionyw Wielką Pieczęć Stanów Zjednoczonych, Nowy Ład, Bank Rezerwy Federalnejoraz Nowy Światowy Porządek.Aleister Crowley zmarł w 1947 roku, w wieku 72 lat, co stanowi niezwykłyprzykład długowieczności, jeśli weźmie się pod uwagę szoki i obciążenia, którenakładał zarówno na swój umysł, jak i ciało. Napisał dziesiątki tomików poezji,kilka powieści, pewną liczbę mistycznych esejów oraz miał liczne osiągnięciaw takich dziedzinach, jak szachy, łowiectwo oraz wspinaczka wysokogórska, doktórych zaliczało się najwyższe, dokonane bez maski tlenowej, wejście na szczytK2 w Himalajach w 1904 roku.Zobacz takaże:Freemasonry, Golden Dawn, Illuminati, Merovingians, Ordo Templi Orientis,Rosicrucianism, 666http://www.crl.com/~thelema390<strong>FRONDA</strong> 17/18


The Eye in the Tńangle, Israel Regardie, New Falcon Press, Phoenix, Arizona,1970Portable Darkness, Scott Michaelson, Harmony Books, New York, 1989Philip K. DickPhilip K. Dick, jeden z najbardziej płodnych pisarzy fantastyczno-naukowychnaszego wieku, a w opinii wielu krytyków jeden z najlepszych (dwa filmy,które odniosły duży sukces, Blade Runner oraz Total Recall, są oparte na jego powieściach),wstąpił do Zmienionego Stanu Świadomości w ostatnich latachswego życia i stał się religijnym prorokiem, istotnym filozofem egzystencjalistąalbo bredzącym szaleńcem — w zależności od tego, w jaki sposób chce się spojrzećna tą sprawę.Jeden z psychoterapeutów Dicka próbował przekonać go, że jego wszystkiedoświadczenia wynikają z wykorzystywania seksualnego, którego doświadczałjako niemowlak.W pewnym sensie wszystko to zaczęło się 17 listopada 1971 roku, kiedy tonieznani osobnicy włamali się podczas jego nieobecności do domu Dicka i skradliwiele z jego materiałów, czyniąc przy tym wystarczająco dużo bezcelowychi złośliwych zniszczeń, aby można było zasugerować celowość ich działania. PonieważDick był aktywny zarówno w działaniach na rzecz praw człowieka orazruchu pacyfistycznym, możliwe jest, że włamanie było częścią operacji FBIo kryptonimie COINTELPRO, której celem było nastraszenie dysydentów, albojednym z wybryków grupy „hydraulików" Nbcona, którzy później stali się sławniza sprawą włamania z afery Watergate. Niezależnie od tego jak było w rzeczywistości,Dick czuł, że zainteresowali się nim potężni i pozostający w ukryciuprzeciwnicy.Trzy lata później, w 1974 rok, Dick miał zabieg ekstrakcji zęba przy którympodano mu pentatol sodowy. W latach 60' zażywał on LSD (kto tego nie czynił?),często stosował amfetaminę, aby zdążyć w terminie z ukończeniem książek,a w ostatnim czasie dostarczał swojemu organizmowi ogromnych dawekwitamin w zgodzie z panującymi w latach 70' zasadami maksymalizowania zdrowia.Uważał, że te wszystkie czynniki mogły odegrać rolę w tym, co się stało.Przez ponad miesiąc, od lutego do marca, Dick obserwował jak jego całyświat upadł i został zastąpiony nie przez nowy świat, ale przez serie hipotetycz-ZIMA-1999391


nych albo wirtualnych światów. Żył on w rzeczywistości stworzonych przez siebiewątków science-fiction oraz w teologii gnozy, która go fascynowała. Czasamiwydawało mu się, że pamięta swoje dawne życie jako gnostyczny chrześcijanin,żyjący w Rzymie około 70 roku n.e.; czasami, że jego zmarły przyjaciel, biskupJames Pike, odrodził się w nim; czasami, że trójokie istoty z Syriusza kontrolowałyżycie na Ziemi; czasami, że był przez przypadek uwięziony w kanale telepatycznejtransmisji pomiędzy rosyjskimi parapsychologami a istotami pozaziemskimi,itp.Gdy powrócił do względnej normalności, Dick w coraz większym stopniurozmyślał o Doświadczeniu jako o fenomenie najwspanialszego w historii przypadkufałszywej pamięci, który nałożony został na całą ludzkość, a z któregow pewnym zakresie jemu udało się wyswobodzić. Jego zdaniem Imperium nigdysię nie skończyło (zawsze drukował to pogrubioną czcionką); większośćz ostatnich 2000 lat historii nigdy się nie wydarzyła. Byliśmy poddawani praniumózgu przez Imperium Rzymskie, aby nie wiedzieć, że żyjemy w całkowicie zakłamanymświecie (Dick nazywał go Czarnym Żelaznym Więzieniem), oraz abynie mieć świadomości, że w rzeczywistości żyjemy w Wieku Mesjańskim. Nixonjest Neronem, zabójstwa, które wydaje się nam, że pamiętamy, są w rzeczywistościprzebłyskami prawdziwej pamięci i obrazów chrześcijan rzucanych napożarcie lwom, a nic, co znajduje się w Czarnym Żelaznym Więzieniu i co normalniepostrzegamy nie jest tym, czym się wydaje być.Będąc zarówno filozofem, jak i poetą science-fiction, Dick również powątpiewałw tą teorię. Prawdę mówiąc, najdłuższa książka, którą kiedykolwiek napisał,a która jeszcze nie została w całości wydana, to ponad tysiącstronnicoweExegesis, w którym opisuje swoje doświadczenie i zakorzenione pozostałościodmiennych stanów postrzegania, w których to próbuje jednej teorii po drugiej,aby dowiedzieć się co się z nim działo — i nigdy nie wyciąga ostatecznych wniosków.W pewnym momencie przypisuje swoje doświadczenia Zebrze, hipotetycznejogromnej inteligencji, która pozostaje niewidoczna ponieważ wyglądajak środowisko naturalne, podobnie jak niektóre owady, ale Zebra wygląda jakcałe środowisko. Często zamiast tego mówił o VALIS, czyli Vast Active Living IntelligenceSystem (po polsku: Rozległy System Aktywnie Żyjącej Inteligencji), który pozostawilitutaj trójocy Syrianie, aby wspomóc naszą ewolucję.Jego ostatnia powieść, The Transmigration of Timothy Archer (polski tytuł: Wędrówkaduszy Timothego Archera), odrzuca wszystkie metafizyczne interpretacje392<strong>FRONDA</strong> 17/18


podobnych doświadczeń głównego bohatera oraz podsumowuje, że wszystko,czego możemy się nauczyć z poszerzania świadomości, to bycie bardziej tolerancyjnym,kochanie pozostałych znacznie bardziej niż dotychczas oraz robienierzeczy konkretnych i praktycznych w celu pokonania cierpienia i niesprawiedliwościpanujących na tej planecie. Krótko po napisaniu tej książki Dickzmarł na zawał. Jeśli to by się nie stało, jego następna książka z pewnością oferowałabykolejne wytłumaczenie tego, co działo się z Philem Dickiem oraz zeświatem, w którym żył.Zobacz także:Divine Invasions: a Life of Philip K. Dick, Lawrence Sutin, Underwood-Miller,Lancaster, 1989The VALIS Trilogy, Philip K. Dick, Cjuality Paperback Book Club,New York, 1990In Search of VALIS: Selections from the Exegesis, Philip K. Dick, Underwood-Miller, Lancaster, 1991Śmierć księżnej Diany: teorie spiskoweDzień po śmierci księżnej Diany (Spencer), autor opracowania słyszałpierwszą teorię spiskową około godziny 8 rano, w lokalnej stacji radiowej KPIGw miejscowości Freedom w Kalifornii. Rodzina królewska, jak mówił jeden zesłuchaczy, postanowiła rozwiązać problem z obawy, że przyjaciel księżnej, DodiFayed, Arab, może zdobyć niepożądany wpływ na przyszłego króla Anglii,księcia Williama. Ten scenariusz, z różnymi wariacjami i dodatkami, pojawia sięwielokrotnie w większości teorii spiskowych dotyczących śmierci Diany.Według Fortean Times, teoria anty-arabskiego motywu „uderzenia" była podgrzewanaprzez libijskiego prezydenta Kadafiego, mającego według tego źródłapowiedzieć, że „Wielka Brytania jest najnikczemniejszym krajem", który „zgładziłobywatela arabskiego kraju, który chciał poślubić brytyjską księżną." To samoźródło podaje, że owa teoria pojawiła się również w egipskich gazetach. Jednakwymienia ono również bardziej pomysłowe teorie, krążące w Anglii, wśródktórych znalazły się wzmianki o pojawiających się „dziwnych światłach", comoże być wskazówką, że w niedługim czasie można spodziewać się połączeniateorii dotyczących UFO z legendą Diany. Do alternatywnych scenariuszy nale-ZIMA-1999393


żą: walka Diany z minami lądowymi spowodowała zgładzenie jej przez handlarzybronią; dokonał tego samobójczy arabski fundamentalista rozrywając siebiei Dianę bombą; kierowcy została wstrzyknięta dawka LSD; a wreszcie - śmierćDiany i Dodiego została sfingowana, aby umożliwić im ucieczkę od przeklętychbrukowców.Najbardziej interesująco zawikłany scenariusz wydarzeń narodził się w sieciowymmagazynie zwanym „Naród Spisku" („Conspiracy Nation"), pod wspaniałymtytułem „Kto steruje księżną Dianą, ten steruje całym światem". Wedługtej wersji, miejsce „wypadku" stanowi prawdziwą wskazówkę dla tego, cobyło knute - tunel Pont de l'Alma, który jest „starożytny, datuje się na okres panowaniakrólów z dynastii Merowingów (około 500-751 rok n.e.), a nawet czasyjeszcze wcześniejsze". „W przedchrześcijańskich czasach, Pont de l'Alma byłpogańskim miejscem składania ofiar", zaznacza magazyn Conspiracy Nation,twierdząc, że nazwa łączy słowa alma (dusza) orazpontis (most), czyli „most duszy".Wszystkie „prawdziwe europejskie rody królewskie pochodzą od Merowingów",według tego artykułu, a później dodaje jeszcze ostatnie twierdzenia,że Merowingowie byli potomkami Jezusa.Księżna Diana, jako przedstawicielka rodu Spencerów, była potomkiemStuartów, którzy dali Anglii czterech królów (Jakuba I, Karola I, Karola II, JakubaII) oraz poprzez więzy krwi częściowo byli Merowingami. Dla porównania,artykuł podaje, że obecna brytyjska rodzina królewska to „uzurpatorzy".Dwa obozy konkurowały o sterowanie Dianą: pierwszy to Nowy ŚwiatowyPorządek lub frakcja Bank of England, który utworzony został przez króla WilliamaIII, oraz druga — „prawdziwa szlachta Europy, czyli ci, którzy nosili w sobiekrew Merowingów", jak stwierdza artykuł. Zwiększa jednak stopień komplikacjisłowami:„Wewnątrz obozu Nowego Światowego Porządku, funkcjonowały mniejsze,toczące ze sobą boje, frakcje, np. istniał konflikt pomiędzy Rotschildamia Rockefellerami. Zamiarem obozu Nowego Światowego Porządku było wydanieLady Diany za mąż za Amerykanina. Pomimo tego, że Bill Clinton miał nieprawekorzenie w klanie Rockefellerów, odrzucili go oni jako kandydata, ale zostałon wybrany na takowego przez Rotschildów. Bill Clinton został wybranyna przyszłego męża Lady Di, a Hillary Clinton miała zostać wyeliminowana nadrodze rozwodu, albo nawet morderstwa. Spowodowało to wściekłość Rockefellerów.W żadnym przypadku nie dopuściliby do małżeństwa pomiędzy Bil-394<strong>FRONDA</strong> 17/18


lem Clintonem a Lady Dianą. W Wielkiej Brytanii książę William mial zasiąśćna tronie w wieku 25 lat. Jeśli książę Karol nie zrzekłby się tronu, zostałbyzgładzony."Jednak Lady Di odmówiła wyjścia za mąż za Billa Clintona i wydawała sięprzekonana do poślubienia Dodiego, przez co wżeniłaby się w saudyjską rodzinękrólewską. To właśnie ze względu na ten wysoce niestosowny zamiar, brytyjskiwywiad MI6 zdecydował się na jej wyeliminowanie. Postanowili oni wybraćPont de 1'Alma żeby „wysłać sygnał", który w końcu miał doprowadzić dowykreowania Świętej Diany, czyli nowej formy pogańskiej bogini potrójnegoksiężyca, która często nazywana była Dianą.Conspiracy Nation podsumowuje: „Będzie to stanowiło początek 'nowej religii.'Kto steruje nową religią, ten steruje światem."Fortean Times, bez rozwijania jakiejkolwiek teorii spiskowej, prezentujepodobne spojrzenie na kierunek, w którym podąża kult Diany: „Biorąc poduwagę większość zagadnień starożytnej religii Wielkiej Matki, nowa bogini Dianazapożycza elementy z konkurencyjnych kultów Matki Teresy, księżnej Graceoraz Evity Peron; prawdopodobnie w pewnym momencie one wszystkie stanąsię jednością." Pismo to wskazuje, że już obecnie księżnej Dianie przypisywanesą uzdrowienia, a jej objawienia widziane były w portrecie Karola I, który znajdujesię w Pałacu Św. Jakuba.Nawet rysownik Jules Feiffer wstąpił do Świata Spisku Di, a przynajmniejspenetrował go, swoim rysunkiem z 21 września 1997 roku, w którym uczuciowadama ogłasza: „PRAWDZIWA historia jest następująca: Księżna Di uległawpływowi tych egipskich nadzianych facetów - a więc po tym, jak książę Williamwstąpiłby na tron, to właśnie oni przejęliby potęgę tronu. Królewscy przestraszylisię potencjalnego przejęcia korony przez nikczemną bandę europejskotrzecioświatowychdziwacznych artystów. Dlatego na ich polecenie MI6 takustawiło Di, aby wydarzył się 'wypadek', który stanowi atak na brukowce... abyzniechęcić je do pisania prawdy. Nie udało mi się jeszcze dojść do związku tragediiz Matką Teresą."Zobacz także:A-Albionic, Bank of England, Dagobert II, Gerard de Sede, Grand Loge Alpina,Grand Orange Lodge of Ireland, Noon Blue ApplesJules Feiffer, San Jose Mercury News, 21 września 1997Z I M A - 1 9 9 9395


Conspiracy Nation, Vol. 10, Nr 95Fortean Times, październik 1997Każde kolano powinno się ugiąć„Każde kolano powinno się ugiąć" (Every Knee Shall Bow), autorstwa dziennikarkize Spokane —Jess Walter, jest prawdopodobnie najdokładniejszym i najbardziejobiektywnym studium historii Vicki i Randy'ego Weaverów, w której tocala wrogość, uprzedzenia i teorie spiskowe naszych czasów nawarstwiły się,aby doprowadzić do krwawego, szalonego oraz prawdopodobnie nieuniknionegopunktu kulminacyjnego.Vicki Jordison (ur. 1949) wyrastała w świadomości, że jest połączeniemznawcy Biblii i wizjonerki, która jest w stanie odczytywać ukryte znaczenia tekstówbiblijnych. Gdy w 1971 roku poślubiła Randy'ego Weavera (ur. 1948),stali się przeciętną, jedynie lekko prawicową chrześcijańską rodziną. Jednakwkrótce wizje, których doświadczała Vicki, miały to wszystko zmienić. Po przeczytaniunapisanej przez Hala Lindsay'a książki The Late Great Planet Earth - fundamentalistycznejinterpretacji przepowiedni biblijnych, która udowadniała, żeżyjemy w ostatnich dniach istnienia tej planety, po których to istnienie pozostałejczęści wszechświata stanie się bezcelowe - Vicki stała się bardzo podatna naapokaliptyczne poglądy i zaczęła czytać coraz więcej literatury spiskowej,a szczególnie tej, która twierdziła, że Iluminaci oraz wolnomularstwo kierująpoczynaniami Rady Polityki Zagranicznej. W rozdziale 24. Ewangelii św. Mateuszaznalazła „przepowiednię", którą zinterpretowała jako informację, że ostatecznabitwa pomiędzy Chrystusem a Antychrystem odbędzie się w 1987 roku.Randy, aczkolwiek był bardziej naśladowcą niż przewodnikiem duchowym,posiadał własne, równie wizjonerskie pomysły. W końcu Weaverowie przenieślisię do Ruby Ridge, górskiej wyżyny w stanie Idaho, w pobliżu granicy kanadyjskiej,aby uzbroić się i przygotować na masakrę - dzień w 1987 roku, kiedyZOG (Zionist Occupied Government, — Rząd Okupowany przez Syjonistów) rozpocznierzeź wszystkich chrześcijan.Jak wszystkie podobne milenijne grupy, Weaverowie nie stracili wiaty, gdy1987 rok przeszedł bez znaków jakiegokolwiek nadchodzącego Armagedonu.Po prostu zmienili kalkulacje i czekali dalej, ponieważ wiedzieli, że chociaż onijako ludzie mogą być omylni, to jednak Biblia nigdy się nie myli. Randy popeł-396<strong>FRONDA</strong> 17/18


nil jednak katastrofalny błąd — potrzebując pieniędzy, sprzedał skróconą strzelbęinformatorowi rządowemu. Informator ten już wcześniej przyczynił się dowykrycia Porządku, neonazistowskiej grupy terrorystycznej, która była odpowiedzialnaza kilka napadów na banki oraz przynajmniej jedno morderstwo.Myślał on, że Randy jest jednym z ludzi tego pokroju, podczas gdy w rzeczywistościRandy nigdy nie należał do żadnej nazistowskiej, ani też neonazistowskiejorganizacji. Ale w momencie, gdy Randy zauważył, że znalazł się w pułapce,bez namysłu stwierdził, że to ZOG planuje zabić jego i całą rodzinę.Weaverowie okopali się i przygotowali do obrony ich kawałka góry.Osiemnastomiesięczne oblężenie oraz tragedia, która po nim nastąpiła, byływynikiem obustronnego szaleństwa. Agenci rządowi wierzyli, że Weaverowiez kolei byli neonazistowskimi terrorystami (w rzeczywistości byli jedynie niecona prawo od prostych chrześcijan), a Weaverowie byli z kolei przekonani, żewszyscy agenci rządowi, którzy próbowali przekonać Randy'ego do poddaniasię i stanięcia przed sądem, byli okropnymi przedstawicielami satanistycznegoZOG, i stanowili początek oczekiwanej od długiego czasu rzezi chrześcijan.W kulminacyjnym momencie wydarzeń Vicki została zastrzelona, podczasgdy trzymała w ramionach swoje najmłodsze dziecko. Czternastoletni syn Weaveróworaz pies należący do rodziny, Striker, również zostali zabici w ogólnymobłędzie, zaś rząd zachowywał się tak samo źle, jak Wielka Bestia, za którą gobrali Weaverowie. Po przedłużającym się wewnętrznym dochodzeniu, FBI orazBiuro ds. Alkoholu, Tytoniu i Broni uznały, że działały zgodnie z przepisami. Wyjątekstanowił człowiek, który strzelał do Vicki (wykorzystał on jednak Piątą Poprawkędo Konstytucji USA) oraz inny agent, który odpowiedział za niszczeniedokumentów. W wytoczonej rządowi sprawie cywilnej, sąd przyznał pozostałymprzy życiu Weaverom 3,1 miliona dolarów odszkodowania za poniesione szkody.Zobacz także:Food and Drug Administration, War on Some DrugsEvery Knee Shall Bow, Jess Walter, HarperCollins, New York, 1995Biuletyn wysokiego IQ„Biuletyn wysokiego IQ" (High IQ Bulletin), pisany, opracowywany oraz wydawanyprzez Philipa Campbella Argyle-Stuarta, utrzymuje, że wszystkie kon-ZIMA- 1 999 397


flikty, które pojawiają się na świecie, rodzą się z odwiecznego konfliktu pomiędzynarodami semickimi a narodami nordyckimi - co stanowi znajomy pomysłdla studentów nazizmu - ale Argyle-Stuart dodaje fakt, że obie grupy są w częściistotami pozaziemskimi.Ta niesłychana teoria twierdzi, że Chazarowie, plemię nawrócone w średniowieczuna judaizm, w rzeczywistości było „diabelską" mieszanką ludzii Wulkanów. Wulkan nie jest już uznawany za planetę pomiędzy Merkuryma Słońcem, jak twierdzili XIX-wieczni astronomowie, a czemu zaprzeczyli ichXX-wieczni koledzy, ani też nawet za dom pana Spocka z serialu Star Trek, leczjedynie za planetę, która dzieli swoją orbitę z Ziemią, ale pozostaje w sześciomiesięcznejodległości od niej, przez co nie jest widoczna dla ziemskich teleskopów.Chazarsko-wulkańskie hybrydy, które większości z nas znane są jako Żydzi,nigdy nie przestają knuć w celu podbicia Ziemi. Z kolei Nordycy sągermańskim narodem, który spokrewnił się z przyjaznymi istotami z planetySaturn. Głównymi agendami knowań chazarsko-wulkańskich, zdaniem Argyle-Stuarta, są Iluminaci, wolnomularze Wielkiego Orientu, syjoniści, komuniści,arabscy Asasyni oraz Thuggowie z Indii.Zobacz także:A-Albionic, Gerard de Sede, Gods of Eden, Robert Morning Sky, Noon BlueApplesPhilip Campbell Argyle-Stuart, High IQ Bulletin, Vol. 4, Nr 1, ColoradoSprings, 1970Irlandzka mądrość„Irlandzka mądrość: zachowana w Biblii i piramidach" (Irish Wisdom: Preservedin Bibie and Pyramids) autorstwa Conora McDari podejmuje próbę udowodnienia,że Irlandczycy nie tylko napisali Biblię i zaprojektowali piramidy (stanowiącearchitektoniczny kod, jak później zobaczymy), ale byli równieżodpowiedzialni za wszystkie podstawowe instytucje cywilizacji, które wyróżniająją od czasów barbarzyńskich. Wygląda na to, że Eire albo Erin jest ziemiąrodzinną Aryjczyków albo twórczej części ludzkości. Fakty te były ukrywane od1169 roku przez spisek brytyjskiej rodziny królewskiej oraz Watykanu, którestanowią dwóch głównych ciemiężycieli i wyzyskiwaczy Irlandii.398<strong>FRONDA</strong> 17/18


W XII wieku Brytyjczycy po raz pierwszy najechali Irlandię, z błogosławieństwempapieża Adriana IV rzekomo w świętej misji niesienia chrześcijaństwapoganom. Do tego momentu historycy zgadzają się z tymi twierdzeniami, aczkolwiektrudny do wytłumaczenia dla wielu spośród nich jest fakt, że papież niewiedział o św. Patryku, który chrystianizował Eire 700 lat wcześniej, w 432 roku.Według McDari, historia św. Patryka jest jedynie mitem, który został wymyślonyw okresie późniejszym, aby postarzyć chrystianizację Aryjczyków/Eriniani pokazać ją jako bardziej zakorzenioną.zarówno piramidy, jak i Biblia, gdy właściwie się je odczytuje, odkrywają, żenajprawdziwszą i najstarszą religią jest czczenie Słońca. Deszyfrowanie piramidjest bardzo trudne, Biblia zaś nieco łatwiejsza, gdy uświadomimy sobie, że językhebrajski jest zdegenerowaną wersją języka celtyckiego. Spójrzcie na celtyckiekorzenie każdego hebrajskiego słowa, a ich znaczenie okaże się oczywiste.I tak na przykład słowo „Jude" pochodzi od irlandzkiego „Iudh", co oznaczaświatło, czyli opisuje ludzi, którzy czczą Słońce. Słowo „hebrajski" pochodziz kolei od irlandzkiego „heber", czyli Słońce.Ta książka, po raz pierwszy opublikowana w 1923 roku, ma wiele niesamowitychpodobieństw do Mein Kampf, również napisanego w tym czasie, ale jestwolna od antysemityzmu, a całe zło przypisuje Rzymowi i Anglii.Zobacz także:A-Albionic (dla porównania), Lyndon LaRouche, Noble Drew Ali, Bob QuinnIrish Wisdom: Presened in Bibie and Pyramids, Conor McDari, Four Seas, Boston,1923; przedruk Health Research, Mokelumne Hill, California, 1967Candy JonesCandy Jones była jedną z najbardziej popularnych modelek późnych lat 40'oraz wczesnych 50' XX wieku i poślubiła legendę programu radiowego LongJohna Nebela. Przez przypadek odkryła lub mocno sobie wyobraziła, że byłaczęścią programu CIA, na skutek którego wykreowano w niej kolejno zmieniającesię osobowości, co wykorzystywane było do tego, że działała jak agent CIA,a później nie pamiętała, gdzie szła i co robiła. Celem tego programu zmieniającejsię osobowości było stworzenie „uśpionych agentów", którzy byli „niewidoczni"nie tylko dla wroga, ale również i dla siebie samych. Te „roboty" o kon-ZIMA-1999399


trałowanych i programowalnych umysłach były odporne na tortury, ponieważnic nie wiedziały o swojej szpiegowskiej działalności.Zobacz także:Demonie Duck, MK-ULTRA, Recovered Memory Therapy, Kerry Thomleyhttp://ourworld.compuserve.com/homepages/T_Porter/sec3.htmPierre Plantard de Saint ClairPierre Plantard de Saint Clair, niesamowicie wykształcony okułtysta, bardzobogaty człowiek, uznany bohater ruchu oporu podczas II wojny światowej,współpracownik Charlesa de Gaulle'a, z którego przeszła na niego pewnaczęść aury, był ostatnim publicznie uznanym Wielkim Mistrzemtajemniczego klasztoru w Sion.Według genealogii przedstawionych w spekulatywnej pracy „Święta Krew,Święty Gral" (Holy Blood, Holy Graii), Plantard de Saint Clair jest w linii prostejpotomkiem Jezusa i Marii Magdaleny. Oczywiście, jeśli skorzystamy z interpretacjiGerarda de Sede, te same genealogie mogą zostać użyte do wykazania,że Saint Clair jest potomkiem istot pozaziemskich, które przybyły tutajz Syriusza.W grudniu 1983 roku, dziwne nowe wydarzenia rzuciły nowe światło na całątajemnicę P2 i klasztoru. Po pierwsze, w dniu 16 grudnia Pierre Plantard deSaint Clair zrzekł się funkcji Wielkiego Mistrza klasztoru w Sion, po swojej tajemniczejrozmowie z Michaelem Baigentem, Henrym Lincolnem oraz RichardemLeigh (zwolennikami teorii Świętej Krwii), podczas której powiedział, żekawalerowie maltańscy przeniknęli klasztor w stopniu, który jego zdaniem budzipoważne obawy. Odmówił również naznaczenia swojego następcy na stanowiskuWielkiego Mistrza.W późniejszym okresie książka pod tytułem „Skandale klasztoru w Sion"(„Scandals of the Priory of Sion") powiązała klasztor z włoskim spiskiem P2.Zobacz także:Grand Loge Alpina, Kenneth Grant, Noon Blue Apples, P2 ConspiracyHoly Blood, Holy Grail, Michael Baigent, Henry Lincoln, Richard Leigh, NewYork, 1982400<strong>FRONDA</strong> 17/18


The Messianic Legacy, Henry Lincoln, Michael Baigent, Richard Leigh, HenryHolt, New York, 1987Jakob SegalDr Jakob Segal, biolog z Uniwersytetu Humboldta w Berlinie, był pierwszym,który przedstawił teorię, że AIDS zostało stworzone w Fort Detrick, biologicznymlaboratorium wojskowym, położonym w pobliżu Waszyngtonu, stanowiącymczęść programu badawczego wojny biologicznej prowadzonego przezarmię amerykańską. Pomimo, że Segal zakładał przypadkową ucieczkę wirusa,jego teorie często były cytowane przez tych, którzy uważają, że AIDS z założeniamiało być „eugenicznym" narzędziem ograniczenia populacji ludzkiej poprzezwyeliminowanie homoseksualistów oraz Afrykanów, dwóch grup, którenajbardziej dotknięte są przez tą chorobę.Dr Segal twierdzi, że wirus HIV został uformowany z wirusa atakującegoowce oraz HTLV-I (ludzki wirus białaczki). Jego krytycy ciągle powtarzają, żeprzynajmniej ta część jego teorii wydaje się nieprawdopodobna, ponieważ od tegoczasu odkryty został „małpi wirus", który wydaje się być bardziej prawdopodobnymźródłem HIV niż wirus owczy.Zobacz także:Robert Morning Sky, Mothman PropheciesThe Secret Cipher of the UFOnauts, Allen Greenfield, IllumiNet Press, Lilburn,1994BezczynnośćDajcie mi trochę bezczynności!Clint Eastwood w The Eiger SanctionBezczynność jest celem Kościoła Niby-Geniuszy, tak jak zbawienie jest celemchrześcijaństwa, oświecenie buddyzmu, prawość konfucjanizmu, itd. Jednakbezczynność jest niewysłowiona, nie nadaje się do opisania ani do zdefiniowania- „Bezczynność o której można opowiadać, nie jest prawdziwąbezczynnością."ZIMA 1999401


Wiadomo jest jednak, że kiedyś wszyscy mogliśmy sobie pozwolić nabezczynność, ale pozbawi! nas jej Spisek (the Con). Sposób, w jaki pozbawiłon nas bezczynności oraz sposób w jaki możemy ją odzyskać, są główną domenązainteresowań Fundacji Niby-Geniuszy. Jej podstawową teorią jestprzekonanie, że Spisek chce nas przekształcić w Różowych („niewolników"),a stanie się to możliwe jedynie wtedy, gdy nikt nie będzie sobie już mógł pozwolićna przynajmniej odrobinę bezczynności. Możemy jednak odzyskać nasząbezczynność dzięki regularnemu przekazywaniu 10 procent naszych zarobkówna rzecz Kościoła. Zostaniemy wtedy umieszczeni na liście tych,którzy nie zostaną zniszczeni gdy nadejdzie Dzień X, ale zostaną zabrani naplanetę nieśmiertelności, która znajduje się gdzieś pomiędzy Planem 9 a IzbąRozrachunkową.Zobacz także:Discordianism, OM; Planet X; Yin and Yanghttp://www.subgenius.com/Zagadka liczby 23Od czasu, gdy trylogia Illuminatus! podkreśliła absurdalne, a może złowróżbne,powiązanie pomiędzy liczbą 23 a wieloma rodzajami spiskowych oraz „paranormalnych"zjawisk, wiele osób próbowało wyśledzić tajemnicze 23 w czasiei przestrzeni, a obecnie liczba ta posiada nawet swoją własną stronę internetową.Dostępne na niej informacje w doskonały sposób ukazują miarę, jak wieledziwaczności można przypisać przypadkowi, zanim przestanie to wystarczać jakorozrywka, a wkroczy się na śliską i krętą ścieżkę dostrzegania wpływu CiemnychSił w praktycznie wszystko. A oto niektóre przykłady tego zjawiska:= 0.666, symbol Bestii...Chat room'y AOL dopuszczają jednoczesną obecność maksymalnie 23 osób...W filmie „Port lotniczy" szalony zamachowiec zajmował miejsce numer 23...W filmie „Samolot II", nazwa statku kosmicznego to XR-2300...osób zginęło w pachnącej spiskiem katastrofie samolotu, Lot 800, linii TWA...402<strong>FRONDA</strong> 17/18


Litera W jest 23. literą alfabetu i ma dwa dolne punkty oraz trzy punktygórne...Pierwsze lądowanie sondy Apollo na Księżycu było na 23.63 stopniu długościgeograficznej wschodniej, a drugie lądowanie na 23.42 stopniu długości zachodniej...kwietnia jest dniem bitwy pod Lexington, masakry w Waco oraz zamachubombowego w Oklahoma City. Amerykanie zapisują tą datę jako 4/19, a Europejczycyjako 19/4. W obydwu przypadkach dodaje się do 23...William Shakespear urodził się 23 kwietnia 1556 roku, a zmarł 23 kwietnia1616 roku...Obszar 51, miejsce nieznanych badań rządowych (oraz siedziba dowództwaCIA i centrala obcych, według specjalistów od teorii spiskowej UFO) daje się zapisaćjako 23 + 23 + (2+3) = 51...sierpnia 1305 roku - stracenie Williama Wallace'a za zdradę...sierpnia 1970 roku - narodziny River Phoenbc...Pierwszy Star Trek rozgrywa się w XXIII wieku; podobnie Babylon Five...Ludzki cykl biorytmu wynosi 23 dni...Jeden obieg krwi w ludzkim ciele trwa 23 sekundy...Juliusz Cezar został 23 razy ugodzony nożem przez zabójców...Sydney Carton jako 23. osoba stracił głowę w dickensowskiej „Opowieścio dwóch miastach"...Według Noama Chomsky'ego, ponad połowa narodowych mediów znajdujesię w posiadaniu 23 korporacji...Podczas aktu poczęcia, zarówno mężczyzna jak i kobieta dostarczają po 23chromosomy...Przeciętny palacz papierosów wypala dziennie 23 sztuki...Istnieją 23 oddziały Sieci Świadomości Kultów (Cułt Awareness Network)...Joseph Smith, założyciel Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego,urodził się 23 grudnia 1805 roku...W dniu 23 grudnia 1913 roku w Kongresie Stanów Zjednoczonych uchwalonazostała Ustawa o Systemie Rezerwy Federalnej...W dniu 23 grudnia 2012 roku nastąpi koniec świata — według antycznejprzepowiedni Majów...Zarówno w starożytnej Sumerii, jak i w Egipcie, 23 lipca, dzień, gdy Syriuszwschodzi za Słońcem, był początkiem nowego roku...ZIMA I 999403


Samochody nissan biorą swoją nazwę od „ni", co po japońsku oznacza 2,oraz „san", czyli 3. Nissan = 23...Powody do usunięcia z urzędu Nixona znajdowały się w artykule 2, paragrafie3 Konstytucji Stanów Zjednoczonych...Stany Zjednoczone detonowały 23 bomby atomowe w Atolu Bikini naPacyfiku...Wiersze 22-23 Księgi I Raju utraconego Miltona: „... Co we mnie jest ciemne/ Oświeć, co jest słabe podnieś i wesprzyj..."W niedawnej wersji filmu „Alicja w krainie czarów", wypchany królik wyskakujeżywy i ucieka. Wydostaje się z koszyka numer 23...Pierwszą liczbą pierwszą, w której obydwie cyfry są liczbami pierwszymioraz dodają się do liczby pierwszej jest 23...W jednym z odcinków „Kronik Seinfelda" Kramer chowa urządzenie do klimatyzacjiz Poziomu Purple 23 w garażu...Shakespeare miał 46 (2 x 23) lat, gdy została opublikowana Biblia Króla Jakuba.46. słowem Psalmu 46 (2 x 23) jest shake, a 46. słowem od jego końca jestspear. Komentarz administratora strony internetowej: „No dalej, spróbuj to wytłumaczyć!"...W „Gwiezdnych wojnach" księżniczka Leia przetrzymywana była w celiAA-23...Adres wolnomularskiej loży w Stafford w Anglii jest następujący: 23 JaolRoad. W Nowym Jorku loża taka znajduje się na 23. Ulicy...Unabomber zabił lub zranił 23 osoby...Co 23. fala uderzająca w brzeg jest w przybliżeniu dwa razy większa niżzwykła...Na awersie każdej amerykańskiej monety znajduje się dokładnie 23 cyfri liter...Izotop uranu używany w bombach nuklearnych to U235...Drużyna New York Yankees 23 razy wygrywała World Series...To jedynie próbka. Można dodać, że Morgan Guarantee Trust - według niektórychźródeł, siedlisko iluminackiej międzynarodowej bankowości - ma swojąsiedzibę pod adresem 23 Wall Street; że Irlandia została wyzwolona od zagranicznejdominacji, gdy Brian Boru wypędził Wikingów w bitwie pod Confatw dniu 23 kwietnia 1014 roku, a została ponownie podbita przez zagranicznych404<strong>FRONDA</strong> 17/18


najeźdźców w dniu 23 sierpnia 1169, po wydarzeniu znanym jako inwazja angielsko-normańska.A poza tym w dniu 23 sierpnia 1921 roku James Joyce zobaczyłogromnego czarnego szczura, który wypłoszył z niego niebieskiego Jezusa,na Boga!Zobacz także:Ardennes Forest, Second George Bush, Jean Cocteau, Philip J. Corso, AleisterCrowley, Gerard de Sede, Col. Edward House, War on Some Drugs,„the Whole Bay of Pigs Thing"ZIMA-1999405


Cieniasy czy spiskowcyMARCINZCASNYPamiętaj, że ośmieszanie teorii spisku jest jedną z najlepszych metod ugruntowaniawpływów spiskowców. Drwij więc w najlepsze z konspiracyjnych teorii historii i świata.Stań się sam spiskowcem, spiskowcem ducha.Jarosław Zadencki „Drogi Kolego, 10 porad praktycznych na domowy użytek europejskiego,rewolucyjnego 'post'-konserwatysty w końcu drugiego tysiąclecia po Chrystusie"Umoczyliśmy kolejne eliminacje do ważnej piłkarskiej imprezy. Czemu?Czy jesteśmy aż tacy ciency? Przecież stać nas było na dwa zwycięstwa z Bułgarią(szczególnie 3:0 na wyjeździe), a ważniaków Anglików nawet na jednonie było. Przecież mamy w składzie asów Bundesligi — Juskowiaka i Maryśka— i nie tylko. Przecież naprawdę biało-czerwoni chcieli, ale... No właśnie.Może przyczyny naszej klęski są gdzie indziej, a w całą sprawę zamieszanajest jak zwykle wielka polityka.Rok temu, kiedy zaczynały się eliminacje do mistrzostw Europy, okazałosię, iż pierwszy mecz wyjazdowy Polaków transmitować będzie płatna, kodowanaWizja Sport. Przeciętny obywatel RPRL od tej pory albo słuchał relacjiradiowych, albo chodził do co bardziej dzianych sąsiadów bądź kumpli. Akuratmieliśmy wówczas kampanię przed wyborami samorządowymi. Nie przypadkiemw programie Ruchu Patriotycznego „Ojczyzna" (ROP, KPN Słomkiplus jacyś inni narodowcy i niepodległościowcy) znalazł się postulat, bywszystkie mecze naszych chłopaków transmitowała telewizja publiczna. Aleteż nie pamiętam, by politycy „Ojczyzny" wystarczająco często o tym nawijali.Być może dlatego osiągnęli w wyborach tak mierny wynik. Lecz postulatzostał. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o elitę — UD, część AWS-u, góraSLD — to wszyscy zgodnie poparli reguły rynkowe w nabywaniu praw dotransmisji meczów z naszym udziałem. Gdybyśmy przeszli dalej — przy sukcesiew barażach mielibyśmy biało-czerwone widoki w finałach mistrzostwEuropy — znów pojawiłby się problem relacjonowania imprez. I pewnie przyobecnych układach w mediach przetarg wygrałaby ponownie Wizja bądź powiedzmyCanal Plus. W takim przypadku obóz tzw. narodowo-niepodległościowymógłby wystawić na prezydenta kandydata zarzekającego się przy406<strong>FRONDA</strong> 17/18


każdej okazji, że zagwarantuje odpowiednim paragrafem transmisje w publicznej.Przy sporej popularności futbolu w naszym narodzie kandydat ówmiałby wielkie szanse na pokonanie — umówmy się, że fana ekonomicznejwolnej amerykanki, przynajmniej w wydaniu „politycznego kapitalizmu" (bo„lewica demokratyczna" to tylko podpucha) — Aleksandra Kwaśniewskiego.Jest wielce prawdopodobne, iż wizja gospodarczego zamordyzmu prawicowegoradykała w Pałacu Namiestnikowskim jednoczy od jakiegoś czasuz SLD-owskimi japiszonami nie tylko część UD, ale także związanych z wielkimbiznesem kolesi z AWS-u. W tej sytuacji należało załatwić kandydataoszołomów, najlepiej poprzez obrzydzenie w narodzie futbolu w wydaniu naszychchłopaków. I tak się stało. W grę poszła konkretna kasa. Kto, komu i zaile — to dziś nieważne.Eliminacje do Mundialu 2002 już za rok. Czekają nas transmisje z zagranicy,a może nawet z kraju. Oczywiście znów na Wizji lub innej stacji kodowanej.MARCIN ZCAŚNYMecze piłki nożnej - eliminacje do Euro'2000:Bułgaria-Połska 0:3, Wizja Sport 1998Anglia-Polska 3:1, Canal Plus 1999Szwecja-Polska 2:0, Wizja Sport 1999ZIMA ] 999407


Dla tych, którzy odrzucają wszelkie tropienie spisków,historia jest przejrzysta i odkrywa rozumowi swe tajemnice.Nie ma w dziejach miejsca na działania niejawne,niejasne relacje, ukryte motywy. Historia odkrywaprzed nimi, tak jak przed Heglem, swoje tajemnice.Koniec teorii spiskowych byłby zatem prawdziwymkońcem historii...DLACZEGOHISTORYCYPOWINNI WIERZYĆW SPISKI?teoria spiskuw badaniach historycznych. *NIKODEMB O N C Z A-T O M A S Z E W S K Ii.Zadziwiająco wiele energii poświęca się zwalczaniu tzw. spiskowej teoriadziejów (STD). Kompromitowanie poglądu, że za pewnymi zjawiskami i wydarzeniamistoją nieznane i ukryte siły, absorbuje przede wszystkim dziennikarzyo kaznodziejskim zacięciu, bezlitośnie tropiących zlo tego świata.Poza mediami tzw. spiskową teorię dziejów ośmieszają pisarze, intelektualiści,filozofowie oraz... historycy Ci ostatni robią to z „pewną nieśmiałością"— nie chcąc uchodzić za ksenofobów, przytakują ogólnej opinii.Ta nieśmiałośćma swoje powody, żaden historyk nie może odrzucać STD, co więcej —zawód historyka w istocie sprowadza się do tropienia „spisków".408<strong>FRONDA</strong> 17/18


2.Samo określenie „spiskowa teoria dziejów" jest czysto pejoratywne, topo prostu inwektywa. Nikt, kto zajmuje się np. dziejami rozbiorów Polskii bada, powiedzmy, intrygi rosyjskich ambasadorów, nie powie, że konstruujeSTD. Podobnie nikt nie powie, że ci, którzy zgadzają się, że w sierpniu1939 roku Niemcy i ZSRR zawarły tajne porozumienie, które doprowadziłodo wybuchu II wojny światowej, są wyznawcami STD.Zdaje się to być sprzeczne z logiką, ponieważ w obu przypadkach mamydo czynienia z STD w najczystszej formie. Oto bowiem ukryte machinacjepozostających w cieniu sił prowadzą do kolejnych zwrotów w dziejach. Dlaczegozatem nauczyciel opowiadający o pakcie Ribbentrop-Mołotow zaliczanyjest do ludzi normalnych, a nie paranoicznych wyznawców STD?3.STD ma przed wszystkim znaczenie perswazyjne. Sformułowanie STDpowstało jako narzędzie retoryczne. To oczywiste, że ma ono silny wydźwięknegatywny, żaden historyk z własnej woli nie określi swoich teorii jako spiskowych.Zdyskredytowało by to jego badania.Określenie STD zostało ukute jako młot na wszystkich przeciwnikówideowych. Jeżeli, w dyskusji historycznej komuś zarzucamy, że hołduje STD,wówczas dochodzi do retorycznego nokautu. Nie musimy już mozolnie analizowaćargumentacji przeciwnika, wysuwać kontrargumentów, gdyż „leżyon na deskach". W istocie jest to intelektualny cios poniżej pasa, ponieważzrywa ciągłość dyskursu. Oponent nie broni już swoich tez, musi bowiembronić się przed zarzutem, że nie jest zwolennikiem STD. To jest natomiastniewykonalne, gdyż każdą nową teorię, szczególnie z zakresu historii politycznej,możemy bez trudu zakwalifikować jako spiskową. Zarzut STD pojawiasię wówczas, gdy brak racjonalnych kontrargumentów.Chodzi tu o prosty mechanizm psychologiczny: uderzenie w ważny dladanej społeczności (także społeczności historyków) mit spotyka się z gwałtownąreakcją, która ma niewiele wspólnego z dyskusją naukową. Weźmyprzykład agenturalnej działalności Józefa Piłsudskiego. Stwierdzenie, że największypolityk XX-wiecznej Polski, wyprorokowany przez Słowackiego wy-ZIMA- 1 999409


zwoliciel, był na liście płac wywiadów cesarsko-królewskiego i japońskiego,mogło by się wydawać tak obrazoburcze i absurdalne, że każdy patriotaw odruchu świętego oburzenia kwalifikował tą teorię jako spiskową ergo idiotyczną.Na nic się zdadzą badania archiwalne, dokumenty, dowody. Z nimisię nie dyskutuje, bo skoro cała teoria jest idiotyczna, to cóż dopiero jej elementy.(R. Swiętek, „Lodowa ściana").4.Konstrukcja zwana STD nie ma żadnego znaczenia badawczego. Określeniejakiegoś wywodu historycznego jako spiskowego jest niefalsyfikowalne.Każde nowe badania historyczne przynoszą naręcza tajnych informacji —„tajnych", bo do tej pory nie znanych; ukazują aktorów historii pozostającychw cieniu lub znanych herosów historii w nowych rolach — a więc „spiskowców".Z tego punktu widzenia całą historię KPP i członków tej partiimożna zakwalifikować jako spiskową: wszyscy niemal aktorzy są tu uwikłaniw działalność tajną, wywiadowczą, w intrygi wywiadu i partii.5.Działalność dobrego historyka można zakwalifikować jak tropienie spisków.Historyk, jak każdy naukowiec, szuka nowych rozwiązań. Badania historycznesłużą odkrywaniu nieznanych zjawisk, wydarzeń, relacji, a nieutrwalaniu wiedzy już zdobytej. Ze swej natury dotyczą one spraw dotychczasnieznanych, ukrytych — odkrywamy to, co nieodkryte .Jeżeli nieznane szerszemu ogółowi relacje między osobami i instytucjaminazwiemy „spiskami", to zadanie historyka można sprowadzić do tropieniaspisków. Każde przecież nowe badanie historyczne odsłania nieznane mechanizmyhistorii. Spiskowej wizji dziejów można by się bez problemu doszukaćw pracach Roberta Conąuesta, który odkrywa mechanizmy komunistycznegoterroru, w książkach Jerzego Łojka o rozbiorach, a praktyczniew każdej pracy z historii politycznej.Historycy są i tak na tyłach wielkiej fali spiskowych teorii. Na jej czele kroczydumnie socjologia, która bezwstydnie nawołuje swoich adeptów do „szukaniatego, co za fasadami" (Peter L. Berger), odkrywania prawdziwych funkcji in-410<strong>FRONDA</strong> 17/18


stytucji społecznych. Socjologowie bez przerwy tropią spiski — a to udowadniają,że instytucje charytatywne istnieją głównie dla dobra swoich pracowników,to znów dowodzą, że szkolnictwo służy indoktrynacji, a nie edukacji itd.6.Można by zgodzić się z powyższym — powie ktoś — ale zostaniemy bezbroni wobec absurdalnych teorii, którymi zalewa nas kultura masowa. Możnaprzecież, pozostając w zgodzie z powyższym rozumowaniem, zawęzić definicjęSTD na określenie teorii spisków, które nigdy nie miały miejsca. Niektóretezy są tak bzdurne, że odrzucamy je intuicyjnie. Udowadnianie, że UFO nieodgrywa roli dziejach, jest jak udowadnianie, że nie jest się wielbłądem.Podejście powyższe nie zmieni jednak szkodliwej roli, jaką odgrywa argumentSTD w historiografii. Po pierwsze dlatego, że intuicja nie jest najlepszymnarzędziem poznawczym, szczególnie jeżeli czynimy ją jedynym arbitrem.Podtytuł książki Ryszarda Swiętka o powiązaniach wywiadowczychmarszałka: „Józefa Piłsudskiego współpraca wywiadowcza z wywiadem Japonii,Austro-Węgier i Niemiec: studium kształtowania agentury wpływu mocarstww polskim ruchu wolnościowym (1904-1915)" na pierwszy rzut okawygląda jak leksykalna zbitka z epoki „wielkiego językoznawcy". Intuicyjniejest tak samo do odrzucenia jak „Biskup Kaczmarek agentem CIA" albo „Mojąsiostrę porwały ufoludki".Po drugie, powstanie „getta" teorii nieprawdziwych pozostawiłoby możliwośćwepchnięcia tam jakiejś tezy, z którą się nie zgadzamy. Siła perswazyjnaargumentu STD pozostałaby w mocy. Zawsze można osadzić w „getcie oszołomów"teorię kolegi, z którą się nie zgadzamy. Poza tym w takim „getcie"obok tez o spiskach Żydów, Watykanu, krasnoludków etc. znajdą się teoriew pełni naukowe, które okazały się fałszywe. Dojdzie zatem do zatarcia różnicymiędzy sfalsyfikowaną teorią naukową a pochodzącym skądinąd bełkotem.Czy odrzucając argument STD pozostaniemy narażeni na zalew absurdu?Czy serial z „Archiwum X" zastąpi telewizyjne pogadanki Bogusława Wołoszańskiego,a dzieci będą uczyły się o roli UFO w dziejach, jeżeli porzucimyszafowanie narzędziem perswazji, jakim jest STD? Czy nie grozi nam wtedykapitulacja wobec maniaków, którzy w tropią rolę Opus Dei, Mosadu i wampiróww śmierci księżnej Diany?ZIMA 1 999411


Oczywiście, że nie, jeżeli potraktujemy te teorie z należnym im szacunkiem,jako fenomeny kultury, tak jak opowieści o krasnoludkach i strzygach.„Spiski" kultury masowej, różni od „spisków" naukowych to, że te pierwszezrodził upadek zaufania społecznego dla rządzących. Popularność „ArchiwumX" wyraża masowy brak zaufania do poczynań amerykańskiego establishmentu.Teorię, że AIDS wyhodowali naukowcy zrodził sceptycyzm wobec oficjalnej nauki.UFO to, jak twierdził Carl Gustav Jung, anioły wieku sekularyzacji.„Spisku naukowego" od „spisku kulturowego" nie możemy jednak rozróżnićprzy pomocy STD jak narzędzia badawczego. Gdyby przyłożyć do nichjednakową miarę (np. spiskowa jest każda teoria, która utrzymuje, że jakieśukryte czynniki wpływają na dzieje), to dyplomacje aliantów z okresu II wojnyświatowej można byłoby zestawić z „Protokołami Mędrców Syjonu".7.Dlaczego w dyskursie historycznym zakorzeniła się figura retoryczna zwanaSTD? Dlaczego niektórzy historycy uważają się zobowiązani do odżegnywaniasię od tropienia spisków? Dlaczego potępiają tych, którzy ich szukają?Jest to fenomen, który da się wyjaśnić tylko w kategoriach socjologii nauki.Potępiane jako spiskowe są przecież nie wszystkie teorie, które z logicznego punktuwidzenia zaliczylibyśmy do spiskowych (czyli takich, które odkrywają ukryte,tajemne siły rządzące światem), lecz tylko te które dana grupa historyków uznaza niewygodne. Na przykład prace dotyczące komunizmu były we Francji surowo„recenzowane" przez sympatyzujących KPF historyków, a ci, którzy ukazywalizbrodnie komunizmu, stawali się tropiącymi spiski agentami CIA. Często knebelSTD prowadzi do całkowitego zablokowania badań, czego przykładem może byćstan badań nad inwigilacją opozycji przez policję polityczną.W tym miejscu należałoby przypomnieć tezę Kuhna, którego model rozwojunauki zakłada, że stary paradygmat broniony jest zaciekle przed każdymisprzecznymi z nim wynikami. Kuhnowski model można przedłużyć o teorięsocjologa Andrzeja Zybertowicza, który wskazuje na to, że środowiskonaukowe często odwołuje się do „przemocy" czyli, że argumenty pozamerytoryczne,perswazyjne odgrywają często podstawową rolę. STD jest w tymwypadku świetnym retorycznym młotem na niepokornych, którzy śmieją zadawaćkłam ugruntowanym w danym środowisku historycznym teoriom.412<strong>FRONDA</strong> 17/18


8.Narodziny argumentu STD są osobną kwestią. W średniowieczu i nowożytnościnikt nim nie szafował. Powód był prosty: powiedzenie, że ktoś jesttropicielem spisków, nie miało żadnej siły perswazyjnej. To, że „mechanizmdziejów" jest ukryty przed profanami, było oczywistością. Tajemność wynikałaz dwóch powodów: po pierwsze — władza (szczególnie władza absolutna)nie spowiadała się przed ludem, więc wszystkie decyzje były podejmowanew sposób „ukryty"; po drugie — historią kierowała Opatrzność, którejdziałanie jest niepojęte, bo „wiatr wieje kędy chce".Demokracja i liberalizm zbudowały społeczeństwo, które stawia na jawnemechanizmy rządzenia i dąży do racjonalnego rozwiązania problemów.Wszystko, co ukryte, zostaje zatem odrzucone. Jeżeli władza coś ukrywa, todlatego, że jest to złe. Jeżeli coś ma tajemniczy charakter, to jest irracjonalnei wymaga usunięcia poza margines. Dlatego dyskurs społeczeństwa demokratycznegozaakceptował to, że jeżeli ktoś tropi tajemne powiązania, tojego postępowanie nie mieści się w kanonie myślenia politycznego (który zakładpełną otwartość) oraz w kanonie myślenia racjonalnego (rozum rozwiązujewszystkie zagadki). Antynomie — spisek kontra jawność, tajemnicakontra siła rozumu — zbudowały moc perswazyjną argumentu STD.9.Pozytywistyczne ideały, które uformowały bojowników z STD, zrodziłyteż oczywisty paradoks. Dla tych, którzy odrzucają wszelkie tropienie spisków,historia jest przejrzysta i odkrywa rozumowi swe tajemnice. Nie maw dziejach miejsca na działania niejawne, niejasne relacje, ukryte motywy.Historia odkrywa przed nimi, tak jak przed Heglem, swoje tajemnice. Koniecteorii spiskowych byłby zatem prawdziwym końcem historii...NIKODEM BOŃCZA-TOMASZEWSKI* Referat wygłoszony na XVI Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich we Wrocławiu,15.09.1999.ZIMA- I 999413


NON-PULPNON-FICTIONMAREKPIOTROWSKI20 kwietnia 1999 r. w szkole w Littleton w stanie Kolorado doszło do strzelaniny,która wstrząsnęła Ameryką. W relacjach większości mediów skoncentrowanosię na tym, że małoletni mordercy „polowali" na mniejszości narodowei sportowców, ale była jeszcze jedna grupa, która stanowiła cel ataku.Byli to chrześcijanie. Spośród dwunastu osób zamordowanych w Littletonbyło czworo katolików i czworo protestantów.Siedemnastoletnia letnia Cassie Bernall oddała życie wypowiadając słowa:„Tak, wierzę w Boga". Odpowiedziała obu zabójcom, którzy chwilę wcześniejpodeszli do niej i zapytali: „Czy wierzysz w Boga?". " "Tak, wierzęw Boga." Na drugie ich pytanie — „Dlaczego?" — Cassie nie zdążyła już odpowiedzieć.Kule powaliły ją na ziemię.Biorąc po uwagę, że jeszcze kilka lat temu Cassie była pogrążona w satanizmiei czarnej magii — jej śmierć nabiera szczególnego znaczenia. W życiuCassie działały poprzednio te same moce ciemności, które pchnęły nastoletnichmorderców do aktu zbiorowego morderstwa.Na początku średniej szkoły zaczęła się ubierać na czarno. Rodzice zauważyli,że oddala się od nich emocjonalnie. Pewnego dnia znaleźli w jej pokojusatanistyczne akcesoria. Wtedy matka zdecydowała się porzucić pracę,poświęciła swoją karierę, by mieć więcej czasu dla córki.Cassie została przeniesiona do prywatnej szkoły chrześcijańskiej. Rodzicepilnie ją obserwowali i narzucili wiele ograniczeń dotyczących wychodzeniaz domu i towarzystwa. W tym trudnym czasie wiele osób modliło sięo ratunek dla niej.Pewnego razu koleżanka ze szkoły zaprosiła Cassie na wycieczkę grupymłodzieżowej ze swojego kościoła.Podczas chłodnej nocy w górach Cassie wraz z koleżanką i kilkoma innymidziewczętami usiadły pod gołym niebem. Zaczęły mówić o Bogu, który414<strong>FRONDA</strong> 17/18


stworzył wszystko, co je otacza. Cassie, zachwycona pięknem stworzonegoświata, zaczęła szlochać i wzywać Stwórcę.Wcześniej oddała swe serce szatanowi, więc teraz toczyła się walka o jej duszę.W końcu ofiarowała swe życie Chrystusowi.Po powrocie do domu oznajmiła matce, że jest nową osobą. Czas potwierdził,że zmiana jest trwała. Kolega z klasy, Craig Moon, wspomina ją jako„światło Chrystusa". Ta siedemnastoletnia blondynka z długimi warkoczamipostanowiła obciąć swe włosy, by mogły służyć na peruki dla ofiarchemioterapii.Z czasem Cassie mogła wrócić do państwowej szkoły — tej samej,w której później została zastrzelona. W dniu jej śmierci brat Cassie znalazłjej poemat napisany kilka dni wcześniej:Now I have given up on everything eheI have found it to be the only wayTo really know Christ and to experienceThe mighty power that broughtHim back to life again, and to findOut what it means to suffer and toDie with him. So, whatever it takesI will be one who lives in the freshNewness of life of those who areAlbie from the dead.Teraz, kiedy oddałam już wszystko inne,Jestem przekonana, że jest tylko jedna droga:Prawdziwie znać Chrystusa i doświadczyćPotężnej siły, który przywróciłaGo z powrotem do życia,Poznać co znaczy cierpieć i umrzeć z Nim.Bez znaczenia, ile będzie mnie to kosztowało,Będę tą, która żyje świeżością nowego życia tych,Którzy żyją powstali z martwych.MAREK PIOTROWSKITŁUMACZENIE WIERSZA: MARILLA KLIMAZIMA 1999415


Zaślepienie pychą powoduje, że szatan jest i szaleńcem,i nie ma nic do stracenia, bo też nic gorszegonie mogło mu się przydarzyć. Pogrąża się w otchłanipiekła, którą co gorsza jest on sam. Topi się w złu ogarniającymjego własne istnienie. Nie postawi tamymękom agonii, bo jest jak gotująca się ciecz, któraparując całą powierzchnią natychmiast się skrapla,żeby nadal się gotować. Takie cierpienie trudnoporównać z czymkolwiek.MISTERIUMNIEPRAWOŚCIFRANCISZEK LONGCHAMPS DE BERIEROsobowe Zło musi przerażać każdego, kto uświadamia sobie jego istnienie.Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że stanowi ono nieprzeniknionąpotęgę. Wymyka się poznaniu, a jego głębi nie oddaje żaden schemat. Nie sposóbobjąć go rozumem, żeby choć tą drogą zyskać nad nim pozory władzy. Trafnienatomiast mówi się o mysterium iniquitatis — misterium nieprawości. Oddajeto zarówno realność Zła Osobowego, jak i trudności w pojmowaniu go.Określenie misterium nieprawości kieruje uwagę w pierwszym rzędziena tajemniczość Złego. Wydaje się bowiem całkowicie niepojęte, że istotatak inteligentna nie uzmysławia sobie, iż w sprzeciwie wobec Wszechmocnegomusi ponieść klęskę. Nieuchronność tej klęski wynika przecież z de-416<strong>FRONDA</strong> 17/18


strukcyjnej natury owego non serviam — nie będę służył, czyli sprzeniewierzeniasię Bogu. Niestety czasami mysterium iniąuitatis bywa przedstawianetylko jako tajemnica, pod której zasłoną wszystko jakby zamarło w bezruchu.Osobowy charakter zła powoduje wszelako ogromną jego aktywność. Dlategolepiej posługiwać się terminem misterium, które oddaje dynamikę nie tylkotrwania w uporze, lecz również wzywania innych do niego. Zło najwyraźniejpragnie wprowadzać w swą tajemnicę i w tym właśnie wykazujecharakter misteryjny. Ciemności pociągają niewiadomą, łudzą szansą przeżyciaciekawej przygody, ale w istocie gwarantują nieświadomym celu wycieczkizgubę. Przecież zjedzenie owocu z drzewa poznania dobra i zła wydawałosię drogą do zapanowania i nad dobrem, i nad złem. Skończyło się jednak odkryciemistnienia zła, od którego Pierwsi Rodzice byli zachowani. W rezultaciewięc, poznając nieprawość, weszli w orbitę jej wpływów. Nie po towszakże, by nad złem panować, lecz aby przez nie być niepokojonym. Szatanzwyciężył na drzewie rajskim i nieprawość zyskała dostęp do ludzi. Dziśświadome nieposłuszeństwo woli Boga musi prowadzić do pogrążania sięw mocy zła. Z jej władania nie sposób wydobyć się o własnych siłach.Misterium oznacza zawsze wejście w bardzo bliski kontakt. Nawet z pozoruniewinne ustępstwo wobec mysterium iniąuitatis może prowadzić do bezpośredniegozetknięcia ze Złym. Nie chodzi koniecznie o każdy grzech i zerwaniewięzi z Bogiem w pogoni za pozornym dobrem lub korzyścią.Sytuacja staje się jednak prawdziwie niebezpieczna, gdy człowiek z rozmysłemczyni zło i znajduje w tym upodobanie. Tu misterium ujawnia realną siłęnieprawości z jej tragiczną logiką, która spycha w przepaść nieszczęścia,jakim jest dobrowolne odłączenie od Źródła Życia.Zły jest wielekroć inteligentniejszy od człowieka, toteż i jego nieprawość,w stosunku do tej, jaką mogliby osiągnąć ludzie, wydaje się dalece nieproporcjonalna.Stworzony przez Boga jako bliski doskonałości, wskutek buntuosiągnął samo dno oddalenia od Niego. Człowiekowi trudno nawet pojąć, żemoże istnieć podobny stopień przesycenia złem. Ze względu na swą inteligencjęi perfekcję w sprzeciwie, szatan będzie miał zawsze przewagę nadczłowiekiem, który próbowałby wejść z nim w kontakt. Pociągniętemu przezZłego, różne przejawy nieprawości w świecie będą się wydawać bliskie. Solidarnośćw złu, jaką przeżyje, nie pozwoli mu jednak znaleźć spełnienia lubchoćby ukojenia. Uczestnicząc w ciemnej stronie rzeczywistości, będzie mu-ZIMA I 999417


sial poddać się jej całkowicie. Zostanie przez nią zdominowany, bo odłączyłsię od dobra, które daje wolność. Nic tedy nie stanie Złemu na drodze, żebywziąć człowieka w posiadanie i pozbawić go władzy nad sobą samym.Zagadkowość misterium nieprawości nie wyłącza możliwości podjęcianad nim refleksji: nie tyle w kwestii istoty, lecz co do okoliczności, które mutowarzyszą. Toteż pytanie o to, dlaczego ktoś walczy z Bogiem, pozostajew pełni uprawnione.Wszystkie stworzenia doznają ograniczeń wynikających z ich natury.Gdyby przypisywać im doskonałość, musiałyby być Absolutem. Jeśli jednakzdają sobie sprawę z tego, że są sobą, a nie Bogiem, nie pozostaje im nic innego,jak uznać własne ograniczenia. Wydaje się to wynikać ze zdrowegorozsądku, z najprostszej rozumowej refleksji podjętej nad własną sytuacjąbytową. Jak przeto może kontynuować walkę ze Stwórcą ktoś tak szalenie inteligentny,mający ogromną łatwość w racjonalnej ocenie rzeczywistości(w tym własnych działań i możliwości ich powodzenia), a także świadomyrealnej wartości dobra oraz potęgi i wszechmocy Boga? Jeśli ją prowadzi, powinienbyć przekonany choćby o minimalnej szansie zwycięstwa, rzecz jasnao szansie obiektywnej. Bez tego każdy unikałby konfliktu za wszelką cenę,chyba że byłby szaleńcem lub nie miałby nic do stracenia.Nie zawsze jednak nawet najwybitniejszemu udaje się realistycznie ocenićrzeczywistość i obiektywnie oszacować możliwości. Może pojawić sięcoś, co skutecznie w tym przeszkodzi. Najgorzej, jeśli przyczyna tego stanurzeczy tkwi w samym podmiocie: gdy ani zwierciadło nie jest krzywe, aniwzrok nie zniekształca szczegółów, tylko sposób analizy bodźców okazuje sięwadliwy. Co tedy zdeformowało Złemu obraz samego siebie i pozbawiłotrzeźwego osądu świata? Czy w ogóle istnieje zwierciadło, w którym mógłbysię przejrzeć? Najwyraźniej zabrakło pokory i zwyciężyła go własna jegopycha. Ten pierwszy z grzechów głównych stanowi korzeń wszelkich nieprawości.Ulegając jej — zarówno Zły, jak i wszyscy za nim podążający — odłączająsię od Boga. Stają po stronie rozrastającego się zła, które wydaje sięmieć naturę gnicia, toczącego kolejne komórki zdrowej tkanki, czy też rdzypokrywającej metalową powierzchnię. Zniszczenie, jakiego dokonuje, jestwidoczne, dopóki istnieje materia wydana na żer. Potem jednak ani z rdzy,ani ze zgnilizny, ani z materii nic nie pozostaje.Pycha nigdy nie pozwala zaspokoić pragnień, bo nie potrafi poprzestać na418<strong>FRONDA</strong> 17/18


swoim. Zio z niej wyrastające niejednokrotnieprzybiera pozory dobra lub przynajmniej mamidoraźnymi korzyściami. W istocie jednak skazujewszystkich, którzy stają po stronie nieprawości,na dramatyczne osamotnienie. Wynikające z tegocierpienie zostaje spotęgowane brakiem szans na jakiekolwiekpozytywne rozstrzygnięcie. Podobnie musiprzeżywać to Zly, bo najwyraźniej próbuje ulżyć sobiew udręce poszukując kompanów, którzy dzieliliby jego los. Byćmoże liczy na współczucie czy wsparcie lub choćby towarzystwo w bólu konania.Pociągając za sobą innych, sprawia też wrażenie, jakby chciał udowodnićBogu swoją rację. Trudno mu jednak pojąć, że osamotnienie spowodowanetrwaniem w uporze ze swej istoty nie daje nadziei na żadną pociechę.Szatan nie jest jednak romantycznym bohaterem cierpiącym wskutekwłasnych wyborów lub tragicznych konieczności, czym wzbudzałby litośći współczucie. W zabieganiu o pogrążanie ze sobą ludzi wykazuje wyjątkowązłośliwość. Świadomie próbuje tym dotknąć Boga. Pycha zaślepia go w nienawiści,bo nie zostawia ani odrobiny miejsca na miłość. I jak pycha stoiu podstaw wszystkich nieprawości, tak Zły jest głównym sprawcą wszelkiegogrzechu. Gdy tedy skutecznie kusił w Raju, stał się ojcem kłamstwa.Zaślepienie pychą powoduje, że szatan jest i szaleńcem, i nie ma nic dostracenia, bo też nic gorszego nie mogło mu się przydarzyć. Pogrąża sięw otchłani piekła, którą co gorsza jest on sam. Topi się w złu ogarniającymjego własne istnienie. Nie postawi tamy mękom agonii, bo jest jak gotującasię ciecz, która parując całą powierzchnią natychmiast się skrapla, żeby nadalsię gotować. Takie cierpienie trudno porównać z czymkolwiek. Nic mu teżnie ulży: ani współczucie, ani towarzyszenie, ani nadzieja wybawienia lubchoćby przejścia w niebyt.U początku drogi stało non serviam, toteż aby jej uniknąć trzeba Bogu okazaćposłuszeństwo, które polega na słuchaniu Jego głosu. Szacunek dla Jegosłów jest podstawowym sprawdzianem opowiedzenia się za Życiem. Kto bowiemulega namowie węża, odpowie Stwórcy jak Adam: "usłyszałem Twójgłos w ogrodzie, przestraszyłem się, bo jestem nagi, i ukryłem się" (Rdz3,10). Głos Pana dociera wszędzie, a jeśli w jakimś zakątku go nie słychać,to tylko dlatego, że ludzie zachowują się jak ziemia utwardzona, a Zły przy-ZIMA. I 999419


chodzi i porywa słowo, które miało się zakorzenić w sercach (por. Mt 13,19;Łk 8,12). Pycha czyni z nich nieurodzajną rolę, stąd pyszni są zarówno swoimiwłasnymi wrogami, jak i wszystkich, którzy mają z nimi do czynienia.Posłuszeństwo natomiast płynie z wiary, ta zaś rodzi się ze słuchania, którewyraża się w ufnej modlitwie. Wiadomo, że "także złe duchy wierzą i drżą"Ok 2,19). Nie są jednak posłuszne, bo zerwały z Bogiem kontakt modlitewny.Stąd do Złego i tych, którzy są z nim złączeni w nieprawości, podobnyjest każdy, kto przestaje być wierny i porzuca modlitwę.Nie należy przerażać się Osobowym Ziem. Jego aktywność nie powinnaskłaniać do rezygnacji czy napawać rozpaczą. Nieprawość martwi, ale niemusi dotykać. Jezus Chrystus ratuje przed zgubnymi wpływami Złego. Trzebawszelako pamiętać, że próżnia duchowa nie istnieje i szatan będzie próbowałpogrążyć w otchłani śmierci każdego, kto nie przylgnie do Krzyża — znakuklęski pychy i Złego, znaku pokory i wierności woli Ojca.FRANCISZEK LONCCHAMPS DE BERIER420<strong>FRONDA</strong> 17/18


POCZTASŁOWO O UCZCIWOŚCIZ dużym rozbawieniem czytałem„Indeks ksiąg zakazanych" w każdymz zeszytów Frondy przysyłanych miprzez redakcję. Felietonowe w swejnaturze chwyty w rodzaju Indeksu sąuczciwe w sytuacjach ewidentnych.W porządku jest piętnowanie, „skreślanie"książek toksycznych, szkodliwychdla rozwoju duchowego chrześcijanina,propagujących szamanizm,postmodernizm, magizm, gnostycyzm,spirytyzm, nietzscheanizm czyideologię sekt ekonomicznych i impodobne. Jednak taka metoda rozprawianiasię z duchowościami obcyminaszejduchowości jest absolutnymnieporozumieniem w kwestiach delikatniejszych.Wewnątrzchrześcij ańskich.I tak jest w przypadku książkiksiędza katolickiego Enrico Zoffolizatytułowanej Czy „Droga" neokatechumenalnajest prawowierna? MagisteriumPapieża a katecheza Kiko Arguello,która została umieszczona na Indeksiew 15/16 numerze Frondy.Tezę przeprowadzoną w tej książcemożna obalić bądź udowadniając żecytowane w niej z wewnętrznych dokumentówneokatechumenalnychtwierdzenia Kiko Arguello są wziętez powietrza, sfałszowane lub teżzmanipulowane; bądź też wykazującże rozumowanie dowodzące ichsprzeczności z Magisterium Kościołajest oparte na błędzie.POZDRAWIAMROBERT TEKIELIZIMA- I 999421


EGZEGEZABIBLIJNA,GEMATRIAI NEW AGE.POLEMIKA Z HENRYKIEM CISOWSKIM (OFM Cap.).Część I: „Prawda i fałsz B'reszith"ANDRZEJWIERCIŃSKIW roku 1998 zostato wydane niewielkie dziełko, pt.: "Kraina Wodnika i okolice"(Księg. Św. Wojciecha, Poznań), w którym znalazł się artykuł Ojca Henryka Cisowskiego:"Gematria, czyli sposób łamania biblijnych szyfrów" (s. 44-62).W zamierzeniu Ojca Cisowskiego (którego dalej będę określał skrótem SP - od"szanowny polemista") miała to być surowa i raczej ironiczna krytyka procedur gematriii ich zastosowań w hermeneutyce biblijnej. SP wziął przy tym pod uwagę moje dwaopracowania ("Krytyka krytyki New Age", z: "Oblicza nowej duchowości", red. M. Gołaszewska,UJ, Kraków, 1995, oraz "Przybrane synostwo, czy powrót syna marnotrawnego?",<strong>FRONDA</strong> 7, 1996, s. 378-398) i nazwał mnie "naszym rodzimym newagowskimgematrołogiem" , a też "ambasadorem gematrii w Polsce". Cała ta polemika zemną i tradycyjną egzegezą żydowską wychodzi z pozycji fundamentalistycznych, co eoipso musi prowadzić do przejawienia się sporej dozy ignorancji (bo fundamentalistanie kieruje się motywacją poznawczą, oraz jest ograniczony metodologią swej egzegezy)i zakłamania (co jest absolutnie niewybaczalne). A dlaczego tak musi być? Otóżdlatego, że fundamentalista, kiedy polemizuje z poglądami różnymi od swoich, występujezawsze w roli propagandysty, a nie rzetelnego dyskutanta.Ale do rzeczy!Zacznijmy od wypowiedzi SR że "ostatnimi czasy gematria, aczkolwiek nieśmiało, zaczynabyć popularyzowana na gruncie polskim. Choć jest to, jak na razie, zjawiskodość marginalne, jednak negatywne konsekwencje praktyczne jej stosowania - instru-424 <strong>FRONDA</strong> 17/18


mentalne i arbitralne manipulowanie tekstem biblijnym, jak również fałszywy obraztego, czym jest Biblia - zmuszają do wnikliwej oceny zagadnienia" (s. 51).Po przeczytaniu tych słów od razu przyszła mi do głowy myśl, że ten sam grzech"instrumentalnego i arbitralnego manipulowania tekstem biblijnym" obciąża, co najmniejw równym stopniu tych wszystkich egzegetów, którzy opierają się w swych interpretacjachwyłącznie na werbalnej jego stronie. Wiadomo, jak wiele różnych interpretacjisię pojawiało i pojawia, i jak bardzo mogą być one ze sobą sprzeczne.W rezultacie, chrześcijaństwo jest o wiele dalsze od monolityczności niż judaizm.Przypomniały mi się też zaraz niektóre stwierdzenia ks. Waldemara Chrostowskiegoz jego znakomitego artykułu: "Drogi i bezdroża nowej chrześcijańskiej teologiijudaizmu" (<strong>FRONDA</strong> 13/14, 1998, s. 414-433), a mianowicie, że:"Trzeba unikać absolutyzowania zarówno teologii jako takiej, jak i określonej teologii.Jedna i druga nie są jednoznaczne z wiarą religijną, aczkolwiek ją wyrażają i jejsłużą. W Starym i Nowym Testamencie nie mamy jednej, ale wiele teologii (s. 415)";"... życie wyznawców poszczególnych religii daje nam na ogół mierne pojęcieo wzniosłości wiary, jaką wyznają (s. 433)";"... nowość w chrześcijańskim spojrzeniu polega na tym, że znajduje w nim wyrazpokorne uznanie w judaizmie bogactwa, wciąż obecnego i żywego, którego chrześcijaństwonie przejęło (s. 421)."(Tu chyba włos się powinien zjeżyć na głowie mojego SP, które to zjawisko mogłobysię jeszcze nasilić, gdyby przeczytał rewelacyjną, najnowszą encyklikę papieskąFides et ratio'\)Ale ja jeszcze dodam fakt, że morze krwi polało się z powodu różnic w interpretacjachczysto werbalnych powierzchniowej strony Biblii, natomiast niesłyszałem, że ktoś zginął, choćby w pojedynku, z przyczyny różnic w wyjaśnianiu,takiej czy innej, równoważności gematrycznej. Talmud jest wypełniony dysputamiegzegetycznymi, jakie toczyli między sobą uczeni rabini, lecz nie zabijali sięo to, kto ma rację.Bo i po co?Przecież wiadomo, że literalne rozumienie Biblii natychmiast natrafia naogrom sprzeczności. I tak właśnie powinno być, ponieważ już jej powierzchniowytekst ma przede wszystkim charakter symboliczny i jest wypełniony metaforami,dzięki czemu zawrzeć może naraz całe pokłady wątków tematycznych, odnoszącychsię do kosmologii, etnohistorii i historiozofii, antropologii, a w tymprocedur inicjacyjnych (por. np. opisy szkół prorockich) etc, etc.ZIMA-1999 425


Co gorsza, mogą się one rozmaicie przebijać, niejako falować, w stosunkudo tekstualnej powierzchni.Z tego punktu widzenia, Biblia może na rozmaite sposoby wyrażać ewolucjęświata, człowieka i jego społeczeństw, czy też - wzorce tej ewolucji.W tym przypadku, gdybym się całkowicie skłonił ku religijnemu pojmowaniurzeczywistości, to na pewno przyjąłbym na wstępie za własne stanowisko egzegezyżydowskiej, a w tym jej elitarnej tradycji kabalistycznej (która wyraźnienie podoba się SP), gdyż najpoważniej podchodzi ona do Biblii jako Słowa Bożego,bezpośrednio ucieleśnionego w Torze (tj. Pięcioksięgu Mojżesza), a być może(choć ewentualnie już przy modyfikacjach ludzkiego współautorstwa) i w pozostałychKsięgach kanonu rabinicznego.Gdybym zaś na dodatek przyjął jeszcze wykładnię chrześcijańską, to, co najmniejw tym drugim sensie, rozciągnąłbym takie podejście na księgi Nowego Testamentu,adresowane nie tylko do Izraela, lecz także wszystkich innych ludów(stąd greka to wygodny sposób przekazu, na podobieństwo Septuaginty dla Żydóww dawnej diasporze).Wtedy jednak określony rodzaj ewolucyjnej spójności powinien łączyć Starei Nowe Przymierze, co wymaga sensownej, w tym duchu selekcji poszczególnychosiągnięć na przestrzeni wieków egzegezy żydowskiej i egzegezy chrześcijańskiej,oraz na pewno - dalszych uzupełnień.Mój SP słusznie opowiada się w tej kwestii za szczególną rolą Jezusa Chrystusajako niezbędnego ogniwa takiej kontynuacji. Ale to nie kto inny, jak właśnie ja o tymtak napisałem w wymienionym przez SP opracowaniu ("Krytyka krytyki...", op. cit.):"Otóż chrześcijaństwo w wersji swych głównych wyznań, a przede wszystkim- katolicyzmu i prawosławia, z ich bogactwem symboliki liturgicznej, zawierapotencjał doktrynalno-obrzędowy, mogący się rozwinąć w religię panekumeniczną.W sposób spójny występują w nim bowiem wszelkie istotne elementywszystkich religii, od szamanizmu począwszy.Centralizuje go oczywiście postać Jezusa Chrystusa w jej różnych przejawach,od Osoby Trójcy Świętej, z kosmicznym znaczeniem, poprzez "głowę"orszaków anielskich (a demoniczne też podlegają jej władzy) i Kościoła jako "ciałamistycznego", betlejemską inkarnację ofiarnego Mesjasza, po upostaciowaniaI i II paruzji Mesjasza Zwycięskiego.Jezus Chrystus zawiera w sobie i stapia w jedno postać wielkiego szamanai maga, wielkiego wtajemniczonego, proroka i Świętego Króla z jego krwawą ofia-426<strong>FRONDA</strong> 17/18


ą, arcykapłana i herosa, a wreszcie boskiego Sędziego. On to pośredniczy w swejwewnętrznej w człowieku obecności jako "bóstwo osobistej czci" (iszta dewata,by użyć sanskryckiego terminu), przez Ojca w jedności Ducha w "przyleganiu"(hebr. devequth) do jedynej istoty Bożej natury, która jest ha en sof (s. 72-72)".A dalej piszę: "Jak przy takiej wizji chrześcijaństwa przedstawia się New Age Movement?Można by rzec: nie najlepiej ... Po większej części jest to bogata ofertarynkowa, najrozmaitszych towarów i usług religijnych i magicznych! (s. 73)".Czy SR choćby najkrócej, wspomniał o takim moim podejściu? Ani słowa!Żeby przy tej okazji rozprawić się z zarzutem mojego jakoby "NewAge'ostwa", to zacytuję jeszcze bardziej negatywną ocenę tego "ruchu", występującąw II-gim odcinku opracowania, publikowanego we Frondzie (<strong>FRONDA</strong>1997, s. 367): "Chciałbym przy tym mocno podkreślić, że czym innym jest ukazywanieanalogii między Biblią, a innymi religiami, a czym innym jest synkretyczneich tadowanie, jak popadnie, np. w chrześcijaństwo, jako rzekomo poszerzającejej składniki. Taki obrzydliwy synkretyzm charakteryzuje współczesny NewAge, będący w gruncie rzeczy skomercjalizowaną quasi-religią postmodernizmu,a przeto klasycznym kolażem wątków tradycyjnych, pobranych z różnych religii"z elementami nauki i paranauki".Skąd się więc wzięła ta etykietka przynależności do New Age, przypisaną mizresztą nie tylko przez SP? Mogły się na to złożyć różne powody, np. takie, że: publikowałemdawniej w "Arcanum", które wyraźnie było doktrynalnie z New Agepowiązane, że wykazywałem zdecydowaną sympatię do Kabały, i że uporczywiedomagam się dobrego uargumentowania sprzeczności z Biblią koncepcji reinkarnacyjnych(szczególnie Kabały i buddyjskich). Dodam jeszcze, że ostatnio publikowałemw GNOSIS ("Gnosis i Daath. Część I - miara, liczba i waga". GNOSIS10, 1998, s. 75-85), redagowanej przez mojego przyjaciela, jeszcze z ławy szkolnej,Jerzego Prokopiuka - znawcy antropozofii i psychologii głębi CG. Junga, znanegoze swych antyklerykalnych wystąpień, któremu, na dokładkę, zadedykowałemswój artykuł. Ale dlaczego? Po prostu dlatego, że jest moim przyjacielem, i żecenię jego wiedzę, choć nie podzielam wszystkich jego poglądów.Z drugiej jednak strony, publikuję od paru lat we FRONDZIE, którą chybatrudno posądzić o "new-age'owe" sympatie? Po prostu, proszę SR uparcie i pracowiciewczytuję się w Biblię, wychodzę poza nią ku piśmiennictwu innych religii,a nawet ujęciom scjentystycznych, i wracam z powrotem do Biblii, próbującchoć trochę uszczknąć coś dla siebie z tkwiącej tam prawdy. Nie mam też żad-ZIMA- 1 999427


nych wątpliwości, że przy tym mogę popełniać różne błędy, czy omyłki, a nawetwykroczenia w stosunku do dogmatów w ich katechizmowych sformułowaniach.Ażeby uprzedzić wszelkie insynuacje, oświadczam, iż nie należę do żadnej organizacjireligijnej, parareligijnej itp., nie czując się przez to osamotniony, bo obcujęz literaturą kabalistyczną i piśmiennictwem z różnych dziedzin nauki.Powracając do kwestii "ucieleśnienia" Słowa Bożego, to warto sobie uświadomićfakt, że może się to dokonywać na różne sposoby, a przede wszystkim nadwa, tj. - w mówiącym człowieku i przebiegu jego życia, oraz w piśmie (odkądzostało ono wynalezione).Z uwagi zaś na to, że takie same informacje można kodować (na takim, czyinnym poziomie dokładności) też w zapisie cyfrowym, a ostatnimi czasy - magnetycznym,elektronicznym itd., to liczba i rodzaje takich "ucieleśnień" wzrasta.Ponieważ wszelki rodzaj intencjonalnego zapisu informacji musi podlec zdekodowaniu,aby trafić do adresata, to będzie on dlań szyfrem dopóty, dopóki nie będziedysponował odpowiednim kluczem deszyfracyjnym, np. po prostu znajomościąsłownictwa hebrajskiego, składni i jego zapisu literowego, czy teżnumerycznego. Ale samo uchwycenie informacji, zawartych w obrazach (używająccybernetycznego ujęcia M. Mazura i J. Kosseckiego) nie wystarcza, ponieważ całośćsemantyczna będzie się mieścić również w skojarzeniach parainformacyjnych. I stądcały kłopot, że z góry wiadomo, że będą one różne u różnych czytelników Biblii.Pewne jest przy tym dla mnie to, że wypada się liczyć z zapisem cyfrowymBiblii hebrajskiej, skoro:został ustalony jej tekst kanoniczny, i od pewnego czasu, możliwie bezbłędnieprzepisywany (co najmniej dotyczy to Tory),zaprzestano używać odrębnej notacji numerycznej, przypisując ściśle określonewartości liczbowe literom alfabetu, iżydowscy hermeneuci zaczęli posługiwać się gematria.Przy tej okazji pragnę zanegować obiekcje SP, że wymieniane bezpośrednio liczbysą w Biblii zawsze zapisywane słownie, bo niby w jaki prosty sposób odróżnić numerologięsymboliczną od cyfrowego zapisu słów?Wobec tego wszystkiego, przekaz werbalny biblijnej tradycji hebrajskiej miał trzyetapy: 1) tradycja ustna, 2) ksiąg zapisanych kodem alfabetycznym i 3) ksiąg zapisanychkodem alfabetycznym, który stał się zarazem kodem cyfrowym.Ostatecznie proponuję SP przyjąć do wiadomości, że począwszy od etapu 3-go(trudnego do dokładnego wydatowania: późna starożytność - III w. p.n.e.?) mamy do428 <strong>FRONDA</strong> 17/18


czynienia z następującymi sytuacjami semantycznymi na kolejnych poziomach, a to:cyfrowym kodem 22 liter alfabetu hebrajskiego,literowym kodem tegoż alfabetu, zapisującym fonemy spółgłoskowe stów językamówionego,akustycznym kodem odczytywanych słów, uwzględniającym również fonemy samogłoskowe,przystanki, melodyczność etc, i odnoszącym się do obrazów zmysłowych(postrzeżeń, wyobrażeń i wizualizacji w stanach transowych), myśli(bezobrazowych doznań znaczeń pojęciowych) oraz doznań motywacyjnych (decyzyjnych)I-ego rzędu (emocji i nastrojów relaksacyjnych) i II-ego rzędu (wolicjonalnychwyborów i samoprzymuszeń),a wszystkie te doznania poznawcze i motywacyjne stanowią również pewien rodzajskomplikowanego i wieloparametrowego kodu, dotyczącego informacji w zakresieukrytej "pod nimi" rzeczywistości.Tak to ująłem w swym nowszym opracowaniu z GNOSIS (10,1998, op. cit.).Dlatego nie dziwią mnie znamienne w tej materii słowa Chrystusa:Mt. 5.17: "Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać Zakon (tzn. Torę), albo proroków;nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić (albo: "dopełnić").18: Bo zaprawdę (= Amen), powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, anijedna jota, ani jedna kreska (jest "rożek", i chodzi o hebr. tag - "koronka") nie przeminiez Zakonu, aż się to wszystko stanie".Wiadomo, że chodzi tu nie tylko o tekst Tory i reszty ksiąg Starego Przymierza,lecz także o wypowiedzi samego Jezusa, które powinny być z niego wyprowadzone.Niezależnie od tego, Tora będzie przekazywana wiernie. I oto znów czytamy:Łk. 16.16: "Do czasów Jana byt Zakon i prorocy, od tego czasu jest zwiastowane KrólestwoBoże i każdy się do niego gwałtem wdziera (to bardzo tajemnicze stwierdzenie!).17: Lecz łatwiej jest niebu i ziemi przeminąć, niż przepaść jednej kresce (znów chodzio tag) z Zakonu".Rozumie się, że dopełnieniem, czy wypełnieniem tekstu biblijnego jest ewangelia"Królestwa Bożego", będącego "Królestwem Niebios".Stąd też mamy dalsze wypowiedzi, a mianowicie:Mt. 13.44: "Podobne jest Królestwo Niebios do ukrytego w roli (wiadomo, że rolaprzejmuje nasienie - symbol słowa i to bardzo głęboki...) skarbu, który człowiek znalazł,ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko, co ma i kupuje owa rolę". 2I dalej:Mt. 13.52: "A On rzekł do nich: Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stal się uczniemZIMA.1999 429


Królestwa Niebios, podobny jest do gospodarza, który dobywa ze swego skarbca nowei stare rzeczy".Powrócę jeszcze do rozważenia tej bardzo ważkiej wypowiedzi, ale obecnie pragnęoddać sprawiedliwość SR że przynajmniej "małe co nieco" napisał o żydowskim, wielcenabożnym podejściu do Biblii, jako Stówa Bożego (m.in. s. 48-50, op. cit.), przez cojego czytelnik od razu zyskał tło do porównania z jakże niskimi najczęściej lotamiwspółczesnych egzegetów z poza judaizmu.Prawdę mówiąc niewiele one odstają od tzw. świeckiej krytyki liberalnej.Dobrze się też stało, że SP podał bardzo krótki rys historyczny gematrii, choć pojawiłosię w nim trochę błędów, oraz jedna jaskrawa nierzetelność.Rzecz w tym, że SP ani słowem nie wspomniał, że gematria nie tylko zajmowalisię egzegeci żydowscy, lecz także słynni Ojcowie Kościoła i jego wysocy dygnitarze, począwszyod późnej starożytności, i że zdarza się to dziś.Ich liczba zresztą się powiększy jeżeli, jak to niesłusznie sugeruje SP w przypisie1 (s. 45), do gematrii należy również zaliczyć notarikon. Pozostaje to bowiem zarównow sprzeczności z tym co napisał G. Scholem ("Kabbalah". New American Library.1978, N.Y., s. 337-343), jak i własną definicją SP oraz moją, którą, o dziwo, zacytował.Notarikon nie polega przecież na gematrycznych wyliczeniach i nie odnosi się do numerycznejstrony zapisu biblijnego, lecz na odczycie, opartym na wyborze pierwszych,środkowych, lub ostatnich liter słów tekstu wyjściowego, co w literaturoznawstwienazywa się akrostychem.Odmianę notarikonu stanowi ostatnio odkryty kod w Torze przez grupę wybitnychuczonych izraelskich, polegający, mówiąc najkrócej, na deszyfracji zgodnie z odległością,mierzoną równą liczbą liter w tekście (]. Satinover: "Kod Biblii. Ukryta prawda"Limbus, Bydgoszcz, 1999; tłum. oryg. ang. z 1997 r.).Jak dotąd odkrycie to ostało się w ogniu bardzo ostrej krytyki ze strony matematykówi specjalistów od szyfrów. Jeśli tak będzie dalej, to co najmniej Tora stanowi całkowiciespójną semantyczną całość, niezależnie od tego na jakieby wątki nie poszatkowalijej współcześni egzegeci.Ponadto w Biblii hebrajskiej występuje najwyraźniej wykorzystanie porządku alfabetycznegodla pierwszych liter słów, zapoczątkowujących kolejne wersety, co możnanatychmiast stwierdzić w Trenach jeremiaszowych, Przypowieściach Salomona(31.10-31) i Psalmach (9, 10, 25, 34, 37, 111, 112, 119 i 145).O wykorzystaniu zapisu dla Babel w porządku atbasz (= szeszakh) u Jeremiasza(25.26) napomknął nawet sam SR w ślad za Scholemem. Nie wspomniał jednak, że43Q <strong>FRONDA</strong> 17/18


drugi raz zjawia się szeszakh w tej samej Księdze nieco dalej, nie pozostawiając żadnejwątpliwości o związku, łączącym oba te terminy:Jr. 51.41: "Hej! Babilon (jest: szeszakh, co protestancki tłumacz byl łaskaw zamienićna "Babilon") zdobyty i wzięta chwata całej ziemi! Babilon (tu: bavel) przedmiotemgrozy wśród narodów".Dlaczego SP tego wersetu nie przytoczy! ani, co ważniejsze, nie wyciągnął stąd odpowiedniegowniosku?Tymczasem inaczej właśnie bywało u wybitnych przedstawicieli Kościoła, że wymieniętu Orygenesa, Laktancjusza, św. Hieronima, św. Ireneusza z Lyonu, św. Augustyna,św. Ambrożego, czy przewielebnego przeora Paschaziusa Radbestriusa z Corbie.Oto kilka przyktadów.Jak doskonale wiadomo, typowym notarikonem dla Jezusa Chrystusa, który znalazłznane reprezentacje w sztuce sakralnej, byl ICHTYS, co znaczy "ryba", od słów: JesousChristous Theou Ichos Soter, czyli: "Jezus Chrystus, Boga Syn, Zbawiciel".Podkreślano też, że zapis penistera - "gołębica", w gematrii greckiej mający wartość801, odpowiada wyrażeniu alfa-omega, będącego samookreśleniem (m.in.) teofaniiChrystusa w Apokalipsie. Podobnie też Theophanes Kerameus, biskup z Rossano(Kalabria, XII w.) gematrycznie potwierdza w swoich homiliach wypowiedź z Mt.19.17 ("Jeden jest tylko dobry, Bóg"), ponieważ: theos = 284 = agathos - "Bóg" ="Dobry".Bardziej jednak liczne są wypowiedzi na temat możliwego rozwiązania gematrycznego666, jako liczby imienia Bestii. Np. św. Ireneusz z Lyonu zaproponował tu greckągematrię teitan - "tytan (solarny)". Różni autorzy tą kwestią dawniej się zajmującynie mieli zresztą żadnej wątpliwości, że chodzi tu o rozwiązanie gematryczne, a todlatego, że w tekście Apokalipsy został użyty czasownikowo techniczny termin psefos,którego ścisłym odpowiednikiem hebrajskim jest cheszbon (od chaszav - "liczyć, rachować,obliczać, brać w rachubę, planować").I oto u Malachiasza znajdujemy bezpośrednią wskazówkę dla "rachuby ImieniaPańskiego":Ml. 3.16: "Tak to mówili między sobą ci, którzy boją się Pana, a Pan uważał i słyszałto. I tak została spisana przed nim księga pamiątkowa dla tych, którzy boją się Panai czczą Jego imię".Otóż w tłumaczeniu dosłownym jest: "... i została zapisana księga pamiątkowaprzed obliczem Jego dla bojących się Pana i liczących (albo: "biorących w rachubę" -l-choszve) Jego imię (=szemo)".ZIMA-1999 431


Zostało wzięte więc określenie l-choszve w stosunku do szemjhwh. Tu zbieżnościgematryczne są wyjątkowo proste i jasne, ponieważ: szem = 340 = sefer = sipper = safar- "imię, nazwa", "księga, zwój", "opowiadać, wyliczać" i "liczyć, rachować" (inneoprócz chaszav słowo dla tej czynności). Następnie: cheszbon = 366 = szem (=340)jhwh (=26) - "rachuba (etc.)" = "Imię ("Księga" etc.) Pańskie", zaś sefer (=340) zikkaron(=283) = 623 = zekher (=227) i (=30) cheszbon (=366) = sefer (=340) ha(=5) barukhim (= 278 = kerwim = bekhorim) = dor (=210) sefer (=340) ha (=5)chajim (=68) = ruach (=214) ha (=5) ąodesz (=404) = moledeth (=480) ben (=52)ha ( = 5) elohim (=86), co znaczy: "Księga Pamiątkowa", "pamięć dla obliczenia", "księgabłogosławionych (też: "cherubinów" i "synów pierworodnych")", "pokolenie KsięgiŻywota", "Duch Święty", "Narodziny (też: "miejsce narodzin") Syna, który Bogiem"(albo: "Syna Bożego"). Mógłbym oczywiście mnożyć takie zadziwiające zbieżności, alepodam jeszcze jedną, a mianowicie, że: 623 = nefesz (=430) ha (=5) menatztzeach(=188) - "dusza ("życie") Zwycięscy" (w Biblii oznacza: "kierownika chóru przywtórze instrumentów strunowych"), z zaznaczeniem by czytelnik zechciał zapoznać sięze wszystkimi miejscami w tekście Apokalipsy (tzn. "Objawienia Jezusa Chrystusa'" botaki powinien być tytut tej Księgi), w którym "Zwycięzca" występuje.Jednakże, tłumacz z Septuaginty wolał dla l-choszve użyć określenia od słowa eulabeomai,oznaczającego "być uważnym, troszczącym się", i wobec tego byłoby: "zważającychna Imię Jego".Ale już inaczej będzie w przypadku Kaznodzieji (Koh. 7.25), gdzie pisze się dosłownie:"zwróciłem się ku sobie i sercu mojemu, ku poznaniu i ku badaniu, i zapytywaniumądrości i wyliczenia (=cheszbon)", co w Septuagincie przetłumaczono jako:"Ja i moje serce obszedłem wokół, aby poznać i zbadać, i poszukiwać mądrości i wyliczenia(=sofian kai pfeson)". I analogicznie w Koh. 7.27 mamy "... jedno przy jednymku odkryciu wyliczenia (=cheszbon)...".Dlatego właśnie rabini, piszący o metodach numerycznych służących do objaśnianiasemantyki biblijnej, używali terminu cheszbon dla gematrii w ścisłym tego słowaznaczeniu, co dało mi asumpt do posłużenia się wyrażeniem cheszbon (=366) ha ( = 5)devarim (=256) = 627; mój SP na to się powołuje, trochę sobie przy tym ironizując.Przypuszczalnie dopiero później zaczęto używać słowa pochodzenia greckiego (raczejchodzi o grammateia, a nie geometria, jak to podaje SP), zapisane po hebrajsku dlaoznaczenia całości procedur gematrii: gemathrioth - 678. Natomiast pisownia dla liczbypojedynczej była rozmaita, albo hebrajska, albo zarameizowana. W każdym razie,często używano właśnie gemathrioth.432<strong>FRONDA</strong> 17/18


Wówczas otrzymujemy następujące równoważności: 678 = middah (=49) b (=2)cheszbon ha devarim ( = 627) = emeth (=441) ha (=5) devar (=206) jhwh (=26) = devar(=206) b (=2) tanakh (=470=et/i) = sefirah (=355) b (=2) divre (=216) ha (=5)jamim (=100) = middoth (=450=demutfi) b (=2) tzofen (=226=tzafun) = teum(=447=teom) /ia (=5) tzo/en (=226) = l ( = 30) feetrn- (=422) tzofen (=226) = c/teszbon(=366) fta (=5) maamar (=281) jhwh (=26) = temunah (=501) b (=2) me/itza/i(=175) = chiddah (=27) b (=2) targum (=649), a wszystko to znaczy: "miaraw rachubie stów", "prawda (lub: "która") Słowa Pańskiego", "Słowo w Biblii (hebrajskiejtj. "w czasie")", "liczba (lub: "wyliczanie") w Księdze Kronik" (co oznacza po hebrajsku"historię", dost.: "słowa dni"), "miary (a zarazem: "podobieństwo") w kodzie(=skarb!)", "symetria (też: "koordynacja", albo "bliźniak"!) kodu", "kod dla pisma","rachuba wypowiedzi Pańskiej", "podobieństwo ("reprezentacja") w metaforze" i nakoniec "zagadka w tłumaczeniu". Tu wypada dodać, że tanakh, to notarikon używanyprzez rabinów dla określenia ich kanonu biblijnego, od słów torah, neyiim (= "prorocy"),ketavim ( = "pisma"), oraz, że sefirah =355 o sensie "liczby" występuje właśniew sławetnym Drzewie Sefirotów. Jej wartość 355 przynosi słowo: machszavah (też od:chaszav\) - "myśl, plan" i wyrażenia biblijne: orach (=209) olam ( = 146) - "ścieżkaodwieczna", neeman (= I41=maleakhim) ruach (=214) - "duch wierny" (albo: "aniołów,posłańców"). A jak się gemathrioth mają do pojęcia midrasz (=544) - "objaśnienie,komentarz, interpretacja"? Otóż tak, że: 678 = midrasz (=544) ha ( = 5) nata(=129=taan), czyli, że chodzi o "midrasz, który zasadza (ustanawia, ustala)", alboo "midrasz, który pozywa do sądu". Zapamiętajmy tę ambiwalencję!No cóż, zapewne, SP uzna to wszystko za czysto przypadkowe koincydencje, a cowięcej będzie się wybrzydza! nad wprowadzeniem słów pozabiblijnych, tj: tanakh, tzofeni sefirah. Ja jednak nie zawahałem się nimi posłużyć, podobnie jak gemathrioth, botak mi się akurat spodobało. Rzecz w tym, że użycie ich w w/w równoważnościachwprowadza ewentualność sugestii, że procedury gematrii mogły służyć do skoordynowaniakodu biblijnego, a same kodem nie są w węższym tego słowa znaczeniu, a również,że ma się do czynienia z powiązaniami ich z historią.Jakby nie byto i abstrahując od wszystkich ukazanych wyżej zależności gematrycznych,a opierając się o same teksty, stwierdzenie SP, że: "...prorocy (...) nie wspomnieliani razu o żadnych ukrytych kodach (s. 56)", jest nieprawdziwe!Jest ono szczególnie nieprawdziwe w odniesieniu do chrześcijańskiej części Biblii,bo w Apokalipsie najwyraźniej chodzi o problem gematrii imienia 666, a Św. Jan nazywatę księgę "proroctwem"!ZIMA-1999433


Następnie chciałbym jak najmocniej podkreślić, że to ja właśnie dobitnie ostrzegłemsiebie i innych przed niebezpieczeństwami zastosowań gematrii w hermeneutycebiblijnej o czym ani słowa nie ma u SP. A przecież napisałem o tym w przytoczonymprzez niego opracowaniu (<strong>FRONDA</strong> 7, 1996, op. cit.).Nie pozostaje mi więc nic innego, jak powrócić do tego opracowania, za co przepraszammoich poprzednich czytelników, ale liczę na nowych...Otóż odpowiedni fragment mojego tekstu mówi co następuje:"Gematria więc, to badanie konsekwencji przeniesienia pola semantycznego słowa,lub całego wyrażenia w pole semantyczne innego słowa lub wyrażenia, będącegowynikiem (chodzi o przeniesienie) utożsamienia przez równość wybranych wskaźnikówwartości numerycznej litero-cyfr zapisu słownego. (...) w gematrii zachodzi niewątpliwiemetaforyzacja, bo różnie zapisane słowa, o różnym brzmieniu i znaczeniach,są ze sobą analogizowane przez w/w gematryczną równoważność. Jednakże trzeba sobienależycie zdawać sprawę z tego, że taka metaforyzacja wymaga interpretacji, którapowinna być kierowana założeniami wstępnie przyjętego rozumienia doktryny Biblii,oraz jej kontekstami, w których porównywane słowa występują.Relacje interpretacyjne mogą być przy tym najróżniejsze, zawierania w sobie, powodowanieczegoś, czy odwrotnie, podleganie czemuś, odwzorowania zwierciadlanego,synchronizacji itd. itd.Otrzymanie danej równoważności gematrycznej jest faktem intersubiektywnym,ale wybór wskaźników numerycznych zapisu słownego, i oczywiście, jej interpretacja,mają charakter subiektywny.Nawet jednak jeśli ktoś uważa, że metaforyzacja gematryczną prowadzi doczysto przypadkowych zbieżności, a więc, że mogą się pojawiać z równym prawdopodobieństwemzarówno semantycznie i doktrynalnie sensowne, jak i bezsensowne równoważności,to nie wyklucza to ewentualności, że mogły one być wykorzystywanew redagowaniu, albo układaniu tekstów biblijnych 3 , czy komentarzy do nich (...). Wypadazauważyć, że stosowanie gematrii jest zajęciem doktrynalnie wysoce niebezpiecznym,ale trudno oprzeć się pokusie badania tą drogą potencjału semantycznegoBiblii (s. 385-386)".Zapytuję SP: czym różni się moja krytyczna ocena gematrii, całkowicie przez niegopominięta, od wywodu, który on sam przedstawił? Odpowiadam: niczym, tyle, żemój wywód został treściwie i precyzyjnie napisany.Tu muszę też stanowczo zanegować stwierdzenie SR jakoby przyjęta przez niegodefinicja gematrii "mówi zasadniczo to samo", co moja. A sformułowanie SP brzmi:434 <strong>FRONDA</strong> 17/18


"...jest to sposób interpretacji siowa lub grupy stów, przez odwołanie się do tzw. wartościliczbowej liter siowa te tworzących (s. 45-46, op. cit.)".Otóż, proszę SR gematria właśnie nie jest "sposobem interpretacji