22.08.2015 Views

FRONDA

Rok 1989 - Fronda

Rok 1989 - Fronda

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

PISMO POŚWIĘCONE<strong>FRONDA</strong>Nr 23/24Rok 2001 od narodzenia Chrystusa


S P I S R Z E C Z YMIROSŁAW WOŹNIAKJak 7ROZMOWA Z WŁADIMIREM BUKOWSKIMTo był rozkaz! 8ROZMOWA Z FRANCOISE THOMAntagonizowanie Europy i Ameryki 22ROZMOWA Z JADWIGĄ STANISZKISTo była pełna reżyserka 30MICHAŁ KLIZMA0 kleptokracji i manipulacji 40ROBERT KOWALEWSKIFatalna fikcja 52JÓZEF DARSKIRok 1989: Jesień Ludów ay KGB? 62MARCIN HĄJDECERKIEWICZEdmund Niziurski- fundator myśli politycznej III RP 120CERCELY UNCVARIHistoryczny kompromis 124ESTERA LOBKOWICZRasputin Putina 140ROZMOWA Z ALEKSANDREM DUCINEMCzy Putin jest awatarem? 158JESIEN-20013


MICHAŁ CALLINALimonow w więzieniu 170WERDYKT JURY KONKURSU IM. X. JÓZEFA BAKI 177WOJCIECH WENCELMissio Bąkana 178KRZYSZTOF CZACHAROWSKIPapierówka 187Niania 188Lubawa 189Sadowne w dzień kanonizacji s. Faustyny 190Powrót 191SZYMON BABUCHOWSK1Liście 192Peron 193Tren XX 194Powołani 195Smutne święta 196Wielkanoc 197JAN A. BIELAAdoracja 198Niedaleko od jabłoni 199Dwie modlitwy do jednego Boga 200List otwarty do poety 201Krajobraz po bitwie 202Dowody 203Zrobiłem swoje 204ANDRIEJ ZACOZDINPan Gustaw206FILIP MEMCHESPożerając własny ogonczyli krótki szkic o dekadencji stanu trzeciego 2084<strong>FRONDA</strong> 23/24


MAREK HORODNICZYTechno-ideologia 218• IMPRIMATURZENON CHOCIMSKI*lnicjacja: kolaboracja i kopulacja 230ALEKSANDER KOPIŃSKI*Co kryje kłamstwo 236WOJCIECH CHMIELEWSKI*„Na ten temat Słowianie milczą..." 244ALEKSANDER BOCIANOWSKI*Pożegnanie z wielkością 250MAREK KONOPKONowe Prawo czyli Pentalog 252MICHAŁ COLDWASERKomu przeszkadza Olisadebe(i kto na tym robi interes) 255ICOR FICATeologia po holocauście 260KASZA 1 ŚRUBOKRĘT 266ROBERT ŻUREKNowe Miasto 282PRZEMYSŁAW BORKOWSKIMiasteczko Dermań 288PIOTR CURSZTYNNosodołbatielszczina - sekta czy zwyrodnienie? 296JESIEN-20015


STEFAN JERZY NIEMENTOWSKICywilizacja 305Poczta 309Księgarnie 322Fundusz Frondy 323Noty o autorach 3246<strong>FRONDA</strong> 23/24


MIROSŁAW WOŹNIAKJakJak odnajdziesz mnie, Panie, pośród tylu stworzeń,jakże włos mój rozpoznasz, skoro spaść nie możebez Twej woli, jeżeli ziemia jest drobinąw bezmiarze, który stał się. byś Ty mógł nim płynąć,po cóż jestem Ci, Panie, jeśli niepojętytrwasz nieobjęty trwaniem, czasem nieobjęty,w znakach Twojej wszechmocy i straszny, i święty,jakże zechcesz mnie zbawić, gdy kruche naczyniei ledwie ślad po ogniu w wypalonej glinie,jakże weźmiesz na siebie grzechy moje, zbrodnie,dopuszczone z miłości, przez to, że swobodne,dlaczego tylko wiarę chciałeś mi zostawić,bym nawet przeciw wierze pragnął Ciebie sławić,skąd zamysł, żebym zgodnie z niewzruszonym wzoremnie wiedzący się budził i szedł spać wieczorem,dlaczego rzeczywiste jest tylko odbiciemgubionego porządku większego od życia,czemu pytam, wciąż pytam jak ślepiec, jak żebrak,po cóż Ci kunszt ten cały w niebieskiej algebrze(2000)JESIEŃ-20017


W latach 1989-1990 wytypowano paru„zaufanych towarzyszy" z KGB oraz spośródmłodych liderów Komsomołu,przeprowadzono dla nich szybkie szkoleniena temat dyscypliny finansoweji funkcjonowania wolnego rynku, po czympowierzono im części przedsiębiorstw, instytucjifinansowych - niby to na własność.Wszyscy otrzymali zaświadczenia informujące,że działają na rzecz partii, że powierzono im tę określonągałąź przemysłu, bank czy sumę pieniędzy, aby zarządzalinimi w imieniu i na rzecz partii, i że kiedy tylkosię od nich tego zażąda, mają je partii zwrócić. W ten otosposób pojawili się tzw. oligarchowie.To był rozkaz!ROZMOWA Z WŁADIMIREM BUKOWSKIMWładimir Bukowski (1942) - czasach ZSRR jeden z twórców opozycji demokratycznej,spędził 12 lat w sowieckich więzieniach i psychuszkach, w 1976 rokuw ramach układu Pinochet-Breżniew wymieniony na sekretarza generalnegoChilijskiej Partii Komunistycznej Luisa Corvalana. Autor wielu książek,z których w Polsce wydano: „I powraca wiatr", „Listy rosyjskiego podróżnika",„Pacyfiści kontra pokój" i „Moskiewski proces".Wydarzenia z przełomu lat 80-tych i 90-tych, kiedy upadł komunizm w EuropieWschodniej oraz rozpadł się Związek Sowiecki, były postrzegane napoczątku jako wynik wielkiego zrywu antykomunistycznego. Z czasem zaczęłypojawiać się informacje, że wydarzenia te odbywały się zgodniez opracowanym wcześniej scenariuszem. Czy rzeczywiście istniał plan demontażusystemu?8<strong>FRONDA</strong> 23/24


porażki. W końcu został im tylko kawałek Niemiec,który nigdy nie był uważany za państwowe właściwym znaczeniu tego słowa. Stalinpróbował oddać go Zachodowi w zamian zaneutralizację całych Niemiec - nie udało mu sięto. Beria próbował go Zachodowi sprzedać(śmiech) - nie udało mu się. Podobne pomysłymiał Chruszczow, ale skończyło się na tym, żebył zmuszony zbudować mur berliński, bo naglezorientował się, że w przeciwnym wypadkucala ludność Niemiec Wschodnich ucieknie na Zachód. Tak więc nigdy nie byłoto państwo, było to tylko wiele tysięcy mil drutu kolczastego - i nic innego.W Moskwie wiedzieli, że aby zmienić status Europy Wschodniej, musielinajpierw rozwiązać problem zjednoczenia Niemiec. Włożyli w to wiele wysiłku.Byli bardzo ostrożni. Współpracowali z zachodnioniemieckimi socjaldemokratami,którzy ówcześnie - zgodnie ze wszystkimi dokumentami, które widziałem- byli w znacznej mierze ich agentami: czasami fizycznie jako agenciKGB, czasami jako stronnicy polityczni. Czym by to jednak nie było - był to ichwspólny plan. Chcieli zjednoczenia Niemiec, ale tylko na warunkach narzuconychprzez Sowietów. A mianowicie: Niemcy mają być socjalistyczne, neutralneoraz zdemilitaryzowane, wyłączone z NATO. Na tym polegał cały plan.Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby im się to udało. Polska nie miałabysię ku komu zwrócić. Tragedią jej historii jest to, że tkwi jak w kanapce —pomiędzy Rosją a Niemcami. Polska na trwale pozostałaby w „obozie socjalistycznym",jak to kiedyś nazywano. Taki był plan.Oczywiście także ten plan pod koniec swej realizacji zaczął szwankować.Początkowo szło bardzo dobrze. Na podstawie rozkazów z Moskwy płynącychod Gorbaczowa i jego ludzi - co teraz jest już bardzo dobrze udokumentowane- usunęli Honeckera i Stopha oraz przygotowywali nowy rząd -Krenza, Modrowa i innych. Chodziło o uzyskanie zaufania, które pozwoliłobyotworzyć im Mur Berliński. Dałoby im to niezwykły międzynarodowy prestiż,poparcie, zaufanie ludzi. Tylko że również i to zdołali jakoś spieprzyć.Wiadomość o otwarciu Muru Berlińskiego podano o jeden dzień za wcześnieniż było to zaplanowane. Także i to zostało bardzo dobrze udokumentowanew licznych dziennikarskich śledztwach.JESIEŃ-2001 11


Otóż jeden z członków wschodnioniemieckiego Biura Politycznego, któryw duchu „nowej przejrzystości" codziennie pokazywał się w telewizji i wyjaśniałludziom, czym danego dnia zajmuje się rząd - przez pomyłkę obwieścił, że MurBerliński jest otwarty. Kiedy dziennikarz zapytał go: „Od kiedy?", ten odpowiedział:„O ile wiem, decyzja już weszła w życie". To była nieprawda. Wszystko byłoprzygotowane dopiero na następny dzień (śmiech).Ogromne tłumy zgromadziły się przy murze, przy Bramie Brandenburskiej.Oczywiście Stasi nie była na to przygotowana, cały plan był gotowy na jutro.Wszystko miało być starannie reglamentowane, kontrolowane, nie każdy mógłbyprzekraczać sobie granicę w tę i z powrotem. Mieli zatroszczyć się o wszystko.Ale tłumy, ogromne tłumy już teraz zaczęły gromadzić się po obu stronachmuru. Stasi nie wiedziała co robić, nie mieli żadnych rozkazów: strzelać do ludzi,czy nie strzelać? Najprawdopodobniej, na ile to dziś wiadomo, zatelefonowaliw końcu do Moskwy. I najwyraźniej Gorbaczow powiedział: „Teraz jest jużza późno. Nie można ich wszystkich zastrzelić. Otwórzcie granicę" (śmiech).Tak więc nagle znikła granica, upadł Mur Berliński,ale zasługi za to bynajmniej nie przypisanonowym wschodnioniemieckim protegowanymMoskwy. Uznano, że mur upadł niedzięki nim, ale dzięki tłumom, które to wymusiły.To, jak spieprzyli to w Niemczech, to bardzodługa historia. Jednak zgodnie z dokumentami,które widziałem, i spośród którychniektóre już opublikowano, Moskwa aż dopaździernika 1990 roku wierzyła, że nadal jestw stanie zrealizować przygotowany przez niąscenariusz. Dopiero w październiku 1990 rokuzdali sobie sprawę, że tracą Niemcy. Do tegomomentu wciąż wierzyli, że wszystko jest pod ich kontrolą, że socjaldemokracizwyciężą w wyborach. Ale w wiosennych wyborach socjaldemokraciprzegrali. Zwyciężyli chadecy. Nawet kiedy w Niemczech Wschodnich w nowychwyborach do parlamentu znaczną większość uzyskali antykomuniści -Moskwa nadal wierzyła, że wciąż jeszcze może zrealizować swój plan.Dopiero w październiku, kiedy nowo wybrany wschodnioniemiecki parlament,Yolkskammer, nagle przegłosował zjednoczenie Niemiec w oparciu12<strong>FRONDA</strong> 23/24


0 prawo przedwojenne - i zrealizował to - dopiero wtedy Moskwa zorientowałasię, że straciła Niemcy. Na podstawie akt z archiwów stwierdzić można,że aż do tego momentu nie usuwała żadnych dokumentów dotyczącychspraw delikatnych, ani nie wywoziła z terenu Niemiec Wschodnich żadnychosób, które zbyt mocno zaangażowały się we współpracę z nią. Dopierow październiku 1990 roku Politbiuro podjęło decyzję o wywiezieniu do Moskwydelikatnych dokumentów i niektórych osób z aparatu wojskowego1 aparatu bezpieczeństwa, o których wiadomo było, że będą aresztowane. Ażdo tego momentu wierzyli, że jeszcze może im się udać.Cóż takiego się stało, że nie tylko w Niemczech, ale także w niektórych innychkrajach komunistycznych wszystko wymknęło się im spod kontroli?Wszystko było precyzyjnie przygotowane, a potem nagle się zawaliło. Cosię stało?Widzi Pan, w ostatecznym rozrachunku popełnili oni bardzo typowy błądwszystkich dyktatorów, którzy chcą wprowadzić reformy. Nie rozumieli, żerobią zbyt mało i zbyt późno, że ludzie nienawidzą ich już zbyt mocno, że reżimjest zbyt zdyskredytowany, że ludzie już za nimi nie pójdą. Przecenialisiłę swojego własnego aparatu. Zawsze wierzyli, że są bardzo potężni, bomają w rękach potężną maszynę. Po czym okazuje się, że maszyna ta jest całaprzerdzewiała. Uświadomili sobie to wszystko zbyt późno.W historii odnajdujemy sporo podobnych przykładów. Mikołaj II praktyczniesam wywołał rewolucję 1905 roku - z tego samego powodu. Chciałreform, a spowodował rewolucję. Dokładnie ta sama historia przytrafiła sięLudwikowi XVI. To typowe. Znajdujący się u władzy dyktatorzy przeceniająswoją własną siłę i nie doceniają pragnącego zmian ludu.Jest to oczywiste na przykładzie Czech. Komuniści wciąż wierzyli, że jeszczemogą narzucić model „socjalizmu z ludzką twarzą", cofając kraj do roku 1968.Ale na tym etapie ludzie nie wierzyli już w żaden socjalizm. Proszę nie zapominać,że w czasie tych 45 lat w Europie Wschodniej wypróbowano wszystkie formysocjalizmu, szczególnie na Węgrzech, w Jugosławii, do pewnego stopnia takżew Polsce. Wykorzystali każdy możliwy model i wszystkie one zawiodły.Wtedy, w 1989 roku, praktycznie rzecz biorąc nawet komuniści już niewierzyli w system. Pamiętam, że pierwszym, który przyznał to otwarcie, byłJESIEŃ-200113


węgierski przywódca Imre Pozsgay. Powiedział: „Socjalizmu nie można zreformować,można go tylko zlikwidować" (śmiech). To właśnie było nagłeuświadomienie sobie, że znajdują się w punkcie, z którego już nie ma odwrotu.Gdyby zrealizowali ten sam scenariusz w późnych latach 60-tych lub napoczątku lat 70-tych - mogliby odnieść sukces.Czy można wskazać jakąś konkretną osobę w Moskwie, która była autoremtego planu?To była praca zbiorowa. Kształtowanie tej koncepcji rozpoczęło się jeszczeza Breżniewa. Dokumenty, które widziałem, stwierdzają, że już w latach1977-1978 pracowali - teoretycznie - nad tym, jak to zrobić, jak opakowaćich ideologię, żeby bardziej odpowiadała zachodnim socjaldemokratom, żebyskuteczniej niż dotąd pozyskać ich dla reżimu komunistycznego w Moskwie.Już wtedy opracowywali „sprawnie kontrolowaną głasnost". Cytuję toza dokumentem Politbiura z 1977 roku, gdzie było napisane, że już wtedypracowali nad „sprawnie kontrolowaną głasnostią".Osobą szczególnie znaczącą, będącą prawdopodobnie jednym z głównychmózgów całej tej operacji, był Andropow. Nie Breżniew, nie Gorbaczow.Wtedy jeszcze Gorbaczow nie miał z tym nic wspólnego, odpowiadał w KomitecieCentralnym za rolnictwo (śmiech). W żadnej mierze nie był to jegopomysł. W rzeczywistości odziedziczył go, kiedy doszedł do władzy w 1985roku. Wybrano go po prostu dlatego, że był najmłodszą, najenergiczniejsząi najbardziej charyzmatyczną - powiedzmy: najbardziej telegeniczną - osobąspośród nich. Był po prostu zręcznym wykonawcą - to wszystko.A kto działał zza kulis? KCB?KGB i w znacznej mierze Departament Międzynarodowy Komitetu Centralnego.Zespoły badawcze, które od późnych lat 70-tych pracowały nad głasnostiąi pieriestrojką, w większości pochodziły właśnie stamtąd. Byli to zazwyczajludzie, którzy mieli za sobą doświadczenie pracy na Zachodzie, ludzieformułujący politykę zachodnią. Głównym celem owego planu był Zachód,problem: „jak przejąć Zachód, aby uratować zbankrutowany system sowiecki".Do tego się to sprowadzało. Stąd też specjaliści do spraw stosunków14<strong>FRONDA</strong> 23/24


międzynarodowych zajmowali szczególną pozycję w zespołach opracowującychten plan.A więc ich punktem wyjściowym była raczej chęć zreformowania imperium,chęć rozszerzenia go na Zachód?Można by to nazwać operacją redukowania strat. Cofnijmy się do roku1921, kiedy to Lenin zdał sobie sprawę, że ogólnoświatowa rewolucja socjalistycznanie nastąpi. Wtedy nagle zorientował się, jak bardzo się przeliczyliprzejmując władzę w Rosji. To, co potem robili, było już tylko ograniczaniemstrat. Próbowali wchłonąć jak najwięcej krajów zachodnich, bo bez ich potencjałuprzemysłowego nie mogli nawet marzyć o przetrwaniu. Powoliwchłaniali je więc do imperium. Już wtedy wiedzieli,że mają kłopoty. Ich prognozy rozwoju wydarzeńokazały się błędne.Oczywiście sama Rosja nie była w stanie zapewnićbazy materialnej dla światowej rewolucji. Dla biednejRosji, która na początku XX wieku była jeszcze krajemrolniczym, było to zadanie zbyt trudne. Zawsze był todla nich poważny problem. Zawsze uwzględniali tow swoich planach. Już w 1960 roku wiedzieli, że mająwielki kryzys. Odkrycie dużych złóż ropy i gazu przedłużyłoim życie w sumie o około 20 lat. Nagle mieliźródło twardej waluty, mogli kupować lub wykradać zachodnie technologie itd.Ale już w połowie lat 70-tych wiedzieli, że znów są w poważnych tarapatach. Towtedy zainicjowali to, co nazwali polityką odprężenia. Podjęli jeszcze jedną próbęponownego zbliżenia z socjaldemokratami na Zachodzie, aby utworzyć alians,który pozwoliłby im rozbroić Zachód i poszerzyć sowiecką strefę wpływów.Zachodni socjaldemokraci wyznawali wtedy „teorię konwergencji". Głosiłaona, że pewnego dnia bolszewicy porzucą swoje występki i powrócą nałono socjaldemokracji. Do tego czasu socjaldemokraci zdobędą już przewagęna Zachodzie. W ten sposób nagle okaże się, że podziału między Wschodemi Zachodem już nie ma. Dojdzie do konwergencji obu systemów. Znikną wojnyi wrogość, nastanie sprawiedliwość społeczna i wieczna szczęśliwość.Tym właśnie utopijnym marzeniem zachodni socjaldemokraci żyli przezJESIEN-200115


większą część XX wieku. Bolszewicy zawsze to wykorzystywali.Za każdym razem, kiedy znajdowali sięw trudnym położeniu, zawsze na nowo rozbudzali to marzeniew zachodnich socjaldemokratach i przeciągali ichna swoją stronę.Podobnie zrobili we wczesnych latach 70-tych, kiedy zainicjowalikatastrofalną dla Zachodu politykę „odprężenia".Pamiętam, jak musiałem z nią wtedy walczyć. Aleostatecznie dzięki naszym połączonym wysiłkom, „odprężenie"zostało zneutralizowane. Przez kilka lat udawało nam się tę politykę hamować,potem Sowieci najechali Afganistan, w Polsce pojawiła się „Solidarność"i w końcu „odprężenie" było martwe - na szczęście dla nas wszystkich (śmiech).A zatem pod koniec lat 70-tych już wiedzieli, że polityka „odprężenia" jestmartwa. Zrozumieli, że nie osiągnęli tego, co zamierzali osiągnąć. Przystąpiliwięc do opracowywania następnej polityki „odprężenia", starając się, aby byłasprawniejsza, prowadzona z większym rozmachem. Zastanawiali się, jak pozyskaćsobie jeszcze więcej sił lewicowych na Zachodzie. Właśnie tak narodziłasię idea głasnosti i pierestrojki. Wszystko było przygotowane już na przełomie lat70-tych i 80-tych. Czekali tylko, aż pojawi się odpowiedni lider. Sowieccy przywódcyumierali jeden po drugim, nie był to zbyt dobry czas na rozpoczynanienowej polityki. Andropow mógł to przeprowadzić sam, ale zmarł przedwcześnie,był śmiertelnie chory. Kiedy zmarł Czernienko, pojawiła się pierwsza realnaszansa realizacji tego planu, który był już w całości opracowany. Rozpoczęliwięc wcielanie go w życie. Jednak jeśli wziąć pod uwagę ówczesnenastawienie ludzi, sytuację na świecie oraz stan ich własnych struktur - byłona to już za późno. Struktury władzy w całym świecie komunistycznym byłyjuż na tyle skorumpowane i niesprawne, że nie były w stanie przeprowadzićtak masowej i tak dalece skomplikowanej operacji.Co stało się później? Stracili nie tylko wpływy w Europie Wschodniej, aletakże swoją komunistyczną ideologię. Co się wtedy stało z Rosją?Jeśli chodzi o ideologię, to na Wschodzie nie widzę nikogo, kto by rozpaczałz powodu jej upadku. Nawet byli komuniści bardzo się cieszą, że się jejpozbyli. Uważali ją za krępującą, ograniczającą. Wszyscy cieszyli się mogąc ją16<strong>FRONDA</strong> 23/24


ną, zaś komuniści władzę ekonomiczną. Jak wyglądało to w innych krajach?Teraz w wielu miejscach postkomuniści powracają do władzy.Wiem, że przeprowadzili ten swój plan prychwatyzacji we wszystkich krajachz ich strefy wpływów, nie tylko w Rosji, ale również na Węgrzech,w Czechosłowacji, w Bułgarii i w innych. Zachęcali lokalnych przywódcówdo znalezienia sobie „zaufanych towarzyszy" do zarządzania gałęziami przemysłuczy innymi dziedzinami gospodarki, a nawet do wchodzenia na międzynarodowerynki finansowe. Taka była polityka partii. Widziałem odnośnądyrektywę, podpisaną przez zastępcę Gorbaczowa, Iwaszkę. Było to urzędowepismo Politbiura. To był rozkaz!A więc poczynając od roku 1988, a szczególnie w roku 1989 - wszyscy sięza to zabrali. Jednak w roku 1990 sprawy zaczęły iść źle w aspekcie politycznym.Zaczęli tracić kontrolę. Wtedy większość tych tzw. „zaufanych towarzyszy"zdała sobie sprawę, że partia zniknie, ale oni pozostaną - z bardzo lukratywnymmajątkiem w swoich rękach. I to oni pierwsi pożegnali sięz partią: „Już was, chłopaki, nie potrzebujemy. Mamy banki, hotele, fabrykii Bóg jeden wie co jeszcze. Nie znamy was."Ale zapewne mieli też jakieś ambicje polityczne.Wszystko w swoim czasie, wszystko w swoim czasie... Kiedy już upadłdotychczasowy establishment polityczny - oczywiście, czemu nie? Tych młodszych,z przeszłością KGB-owską i komsomolską, nadal łączyły stare, nienaruszonepowiązania nomenklaturowe. Mieli ogromną, ogromną przewagęnad wszystkimi. Od razu mieli własność, duże pieniądze, wszystkie potrzebnepowiązania, także międzynarodowe - już w momencie, kiedy stary reżimupadł. Czegóż chcieć więcej? To najsilniejsza pozycja, jaką tylko można sobiewyobrazić. Oczywiście zrobili to w sposób przemyślany, na bezpośredni rozkazMoskwy. Nie znam dokładnych szczegółów, jak przeprowadzono tow Polsce, ale wiem, że porozumienie Okrągłego Stołu było elementem tegoich scenariusza.Czy istniejące pomiędzy nomenklaturami byłych państw komunistycznychpowiązania biznesowe tworzą także dzisiaj jakąś jedną sieć? Czy może być18<strong>FRONDA</strong> 23/24


ktoś nie wie, co się za nią kryje. Przecież ci oligarchowie nie dorobili się sami,są tworami starego reżimu. Złapano ich więc za gardło i zażądano: „Zwróćcieto, co wam dano, albo...". Tak wygląda obecna sytuacja.Większość ludzi, którzy rok temu doszli do władzy w Rosji, to pomniejsifunkcjonariusze KGB. Zupełnie nie rozumieją tego, o czym teraz mówię. Nierozumieją nawet „dlaczego, do cholery, upadł Związek Sowiecki?!". Podobniejak Hitler, który udział w I wojnie światowej zakończył jako kapral, nadal wierzą,że „mogliśmy zwyciężyć, ale zostaliśmy zdradzeni". Teoria zdrady wydajeim się szczególnie prawdopodobna, tak jak w przypadku Hitlera. „To góra,to elita nas zdradziła! Mogliśmy wygrać!". Dlatego pragną zemsty, dlategopragną odbudowy Związku Sowieckiego. Ci idioci, którzy podczas upadkuZwiązku Sowieckiego byli kapitanami, majorami - teraz wierzą, że mogą odtworzyć„potęgę wielkiego Związku Sowieckiego", jeśli nawet nie formalnie,pod tą samą nazwą, to przynajmniej faktycznie. Zaczynają wszystko naprawiać.Reaktywują wszystkich swoich byłych agentów na całym świecie, tych,którzy dotąd przez ponad 10 lat trwali w uśpieniu. Teraz znowu w WielkiejBrytanii, we Francji, w Ameryce widzimy w telewizji te same twarze. Ci bylisowieccy agenci wpływu gloryfikują teraz Putina. Dlaczego? Po prostu zostalireaktywowani przez centralę w Moskwie. To samo dzieje się w Rosji. Ludzie,którzy w okresie niepewności starali się uchodzić za demokratów, zostalipociągnięci za sznurki i teraz z kolei wysławiają cnoty KGB i Putina.Czy władający obecnie Rosją ludzie KCB mają jakąś ideę przewodnią, czyteż po prostu skupiają się na zawłaszczaniu majątku, poszerzaniu wpływów,działalności mafijnej? Czy mają jakąś ideologię lub półideologię?Najwyraźniej mieli jakąś ideologię w momencie, gdy dochodzili do władzy.Wierzyli, że mogą odtworzyć potęgę byłego imperium, przynajmniej do pewnegostopnia. Ale oczywiście procesy korupcji, dezintegracji, degeneracji wewnątrzich własnego aparatu są tak silne, że nawet oni sami nie zdają sobiesprawy, jak skorumpowany i niesprawny jest ich obecny instrument władzyZe wszystkich sygnałów, jakie napływają dziś do mnie z Rosji, wynika, żeKGB zdołało przejąć przestępcze interesy w całej Rosji i tak naprawdę to onikontrolują teraz większość zorganizowanej przestępczości. Płatne zabójstwa,handel narkotykami - to oni czerpią zyski z tego wszystkiego. Stali się prze-20<strong>FRONDA</strong> 23/24


stępczym syndykatem. Zlikwidowanie kogoś jest łatwiejsze niż wsadzenie godo więzienia. Uwięzienie człowieka jest zbyt skomplikowane. Łatwiej nasłaćna niego płatnego mordercę. Dokonuje się wielka fuzja świata przestępczego,KGB oraz byłych funkcjonariuszy partii i nomenklatury. Wszystko to łączysię w jeden syndykat zbrodni.Oczywiście nadal wygłaszają frazesy o potędze Matki Rosji, o tym, jakprzywrócić jej status wielkiego mocarstwa itd. Być może jest to jeszcze obecnew umysłach najwyższych przywódców, ale funkcjonariusze aparatu średniegoi niskiego szczebla zajmują się tylko zdobywaniem osobistych korzyścimajątkowych. Interesuje ich jedynie bogacenie się. Są gotowi na wszystko,aby podczas tego procesu wzbogacić się, a nie żeby być wiernym Matce Rosji,której nigdy wierni nie byli (śmiech).Tak przedstawia się obecna sytuacja. To bardzo niebezpieczny okres. Istniejąróżne rodzaje niebezpieczeństwa. W przeszłości Związek Sowiecki byłniebezpieczny, ponieważ był zbyt potężny. Dzisiaj Rosja jest niebezpieczna,ponieważ jest zbyt słaba. Z pewnością ma miejsce rozprzestrzenianie się korupcjii zorganizowanej przestępczości. Bardzo szybko dosięgnie to krajeościenne. Jednocześnie ludzie na szczytach władzy wciąż hołubią wielkieidee odrodzenia imperialnej potęgi i będą korzystać z każdego dostępnego imśrodka, aby ugruntować państwo i czynić je coraz silniejszym. Będą więc używaćGazpromu jako głównego instrumentu polityki imperialnej. Oczywiścieludzie pracujący w Gazpromie nie są tym zainteresowani, ich interesuje tylkonapychanie własnych kieszeni. Tak to dzisiaj wygląda.Ta dziwna fuzja między KGB i mafią rozszerzy się na wszystkie kraje,w których się oni pojawią - wraz z Gazpromem, z aluminium czy z czymkolwiekinnym, co akurat będzie znajdować się w ich rękach. To niebezpieczne,ponieważ nie da się tego kontrolować i jest to korumpujące. Musicie się więcprzygotować na okres niestabliności i rozszerzania się tego rodzaju przestępczychi korupcyjnych wpływów. To nieuchronne.Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ: RAFAŁ SMOCZYŃSKILONDYN, MAJ 2001JESIEŃ-2001 21


zapaści ekonomicznej fundament potęgi partii komunistycznej stanie się niebezpieczniekruchy.Sądzę, że wchodziła tu także w grę polityka zagraniczna, owa gorbaczowowskakoncepcja „wspólnego europejskiego domu". Oni uważali, że niemogą zbudować tego domu włączając do niego blok komunistyczny w tej postaci,w jakiej trwał on do tej pory, z udziałem ludzi takich jak Honecker czyZiwkow. Przed rozpoczęciem budowy „wspólnego europejskiego domu" musieliswoje imperium unowocześnić. Tak więc proces ten najwyraźniej zostałzainicjowany przez określoną frakcję w partii komunistycznej i w KGB orazprzez ich zwolenników z Bloku Wschodniego.Czy można powiedzieć, że myśleli oni o wolności dla państw takich jak Polskaczy Bułgaria, czy też byli raczej zainteresowani w utrzymaniu władzynad nimi, tyle że pod inną postacią?Myśleli o modernizacji systemu, chcieli sprawiać wrażenie demokratów,ale oczywiście nie chcieli w żaden sposób osłabić swojej kontroli nad EuropąWschodnią. To nie ulegało wątpliwości. Plan polegał na tym, aby uzyskaćkontrolę nad Europą Zachodnią, a nie na tym, by oddać Europę Wschodnią.Cóż więc takiego się stało, że plan ten się nie powiódł?Myślę, że w roku 1985 czy 1986 byli nastawieni bardzo optymistycznie.Wydawało im się, że opozycja została całkowicie pokonana, a dysydencizniszczeni, że nawet problemy w Polsce są już jakoś tam rozwiązane. Byliwięc przesadnie optymistyczni co do własnych możliwości sprawowaniakontroli. Mając na względzie swoje dotychczasowe sukcesy myśleli, że mogąkontrolować proces niby-przemian. Jednak ruch oddolny okazał się dla Moskwyzbyt silny, aby można go było kontrolować, szczególnie poza centrumimperium: w republikach związkowych, w Europie Wschodniej i Środkowej.Czy uważa Pani, że to, co się stało w Polsce, porozumienia okrągłego stołu,były także przygotowane przez komunistów? Czy sądzi Pani, że komuniścioczekiwali, że dzieląc się władzą z opozycją ostatecznie jednak tę władzęutrzymają?JESIEŃ-200 123


Spodziewali się, że pewnąkontrolę utrzymają. Pamiętająco swoich poprzednichsukcesach byli w tym względziezbytnimi optymistami.Takie jest moje zdanie.Jakie sukcesy ma Pani namyśli?Na przykład zamach stanuJaruzelskiego w Polsce -praktycznie zdołał on napewien czas zdemoralizowaći zniszczyć opozycję.Myśleli, że ten sukces jestdefinitywny. Ludzie KGBzawsze przeceniają manipulację- to jest ich stały, ciągle powtarzany błąd. Przygotowują więc manipulacjena wielką skalę i sądzą, że są w stanie osiągnąć tą drogą wszystko, zarównow polityce zagranicznej, jak i wewnętrznej. Oczywiście ostateczniezawsze się okazuje, że manipulacja nie działa, że zawsze kończy się ona porażką.Dlaczego? Ponieważ ludzie są wolni. Manipulacja zakłada, że ludzienie są wolni, że są jak marionetki, które można pociągać za sznurki. To nieprawda,to nie tak.Jaką rolę odegrały w tym procesie instytucje? Czy Pani zdaniem za zmianamiopowiadała się KPZR, czy też KCB?Moim zdaniem była to grupa obecna wewnątrz obu tych instytucji. Z początkusądziłam, że za wszystkimi tymi wydarzeniami stoi KGB. Ale później,kiedy zapoznałam się ze wspomnieniami, świadectwami, obraz okazał siębardziej złożony. Zarówno w KGB, jak i w partii istniały grupy, które chciałyprzeforsować zmiany. Były tam także stronnictwa, które się tym zmianomprzeciwstawiały. Nie można więc powiedzieć po prostu, że to KGB wystąpi-24<strong>FRONDA</strong> 23/24


wach z Zachodem. Szczególnie dotyczyło to NRD. Targi te omal nie przyniosłyim oczekiwanego rezultatu. Ostatecznie jednak zakończyły się fiaskiem,ponieważ Kohl i Bush okazali się nieugięci.Uważa więc Pani, że Związek Sowiecki gotów był najechać Europę Zachodnią?Nie chodziło tu o inwazję, ale o stworzenie politycznych struktur, któredałyby Rosjanom bardzo silne wpływy w Europie i - oczywiście - umożliwiłybywyrzucenie z niej Amerykanów. Była to koncepcja „mechanizmu wspólnegobezpieczeństwa europejskiego", idea „wspólnego europejskiego domu"z udziałem Rosji, ale bez Stanów Zjednoczonych.Do dziś trwa dyskusja na temat przyczyn upadku komunizmu. Wiele osóbwskazuje na rolę Jana Pawła II, na politykę prezydenta Reagana oraz nazapaść ekonomiczną systemu komunistycznego. Jakie jest Pani zdanie?Nie da się tego wytłumaczyć jedynie ekonomiczną zapaścią systemu.W Korei Północnej ludzie jedzą trawę, a mimo to system komunistyczny nadaltam funkcjonuje. W przypadku Rosji Sowieckiej czynnik ekonomicznybył ważny nie ze względu na ubóstwo ludzi, ale dlatego, że zagrażał on podstawomjej potęgi militarnej. Tego obawiali się najbardziej - rywalizacji zeStanami Zjednoczonymi.Dlatego polityka Reagana była tak ważna. Odrzucił on iluzje detente - politykiodprężenia. To właśnie detente i Ostpolitik utrzymywały ten system przyżyciu. Reagan to przerwał, dlatego sądzę, że polityka jego, a po nim Busha,a także Kohla, odegrały wielką rolę. Kiedy przedstawiciele NRD odwiedziliKohla w październiku 1989 roku i powiedzieli: „Potrzeba nam ogromnychilości pieniędzy, jesteśmy bankrutami", ten odpowiedział im: „Nie dostaniecienic, dopóki nie rozpiszecie wolnych wyborów i nie dokonacie podstawowychreform politycznych". Gdyby zgodził się dać im te pieniądze, nie żądającprawdziwych reform - tak jak zrobiłby to na jego miejscusocjaldemokrata - system mógłby być nadal podtrzymywany. Sądzę więc, żenajważniejsza była zmiana politycznego kursu na Zachodzie, zainicjowanaprzez Reagana i Thatcher, a następnie kontynuowana przez Busha.26<strong>FRONDA</strong> 23/24


Czy w Związku Sowieckim byli wówczas jacyś „twardogłowi", gotowi nawetna rozpętanie III wojny światowej, czy też było to zbyt nierealistyczne?Oczywiście istniała tego rodzaju opozycja. Prawdopodobnie w kręgachwojskowych i w KGB były osoby optujące za użyciem wojska, szczególniew Niemczech Wschodnich, które były wtedy główną areną wydarzeń. Jednakszczyty elit politycznych, w tym Gorbaczow, sprzeciwiały się temu.Funkcjonują opinie, np. w kręgach polskiej prawicy, że cały ten dialog komunistówz opozycją był sukcesem tych pierwszych, gdyż otrzymali oniczęść nowego sektora gospodarki kapitalistycznej, że było to częścią umowy,na podstawie której opozycja zgadzała się na to, by komuniści zachowaliczęść władzy politycznej oraz większość wpływów ekonomicznych. Sy-JESIEŃ-2001 27


tuacja, w której opozycja miała władzę polityczną, a komuniści władzę ekonomiczną,miała stabilizować proces transformacji ustrojowej. Czy uważaPani, że było to „miękkie lądowanie", które przygotowali sobie komuniści?Oczywiście, taki był ich plan: uzyskać wpływy ekonomiczne, dzięki którymbędą mogli później odzyskać wpływy polityczne. To jasne, o to im właśniechodziło. Myślę jednak, że nadal jest zbyt wcześnie aby to ocenić. Byćmoże cały ten manewr niby-przemian był sukcesem. Tego jeszcze nie wiemy.Na przykład jeśli chodzi o Rosję, to można odnieść wrażenie, że stary systemw pewnym sensie znów się umacnia. Oczywiście nie chodzi tu o nacjonalizację,o kolektywizację, nie o tego rodzaju komunizm. Rzecz w tym, że staraelita ma obecnie bardzo duże wpływy.Wracają do władzy, bo są o wiele bardziej wpływowi na płaszczyźnie ekonomicznej.Niektórzy zastanawiają się, czy wszystko to nie było jednymwielkim spiskiem.Nie sadzę, aby to był spisek. Nie wolno nam przeceniać znaczenia spisków.Myślę, że przeceniamy także skałę odejścia od komunizmu, jakie siędokonało. Stare sieci układów są bardzo solidne i bardzo dobrze okopane. Poupadku komunizmu jakby trochę zapomnieliśmy o tym, że sieci te nadal istnieją,że mogą być ponownie ożywione, jeśli tylko Moskwa zechce pociągnąćza sznurki i znów rządzić nimi silną ręką. Właśnie w tej chwili ma to miejsce.Po dojściu do władzy Putina wszystkie stare siatki zostały oczywiście reaktywowane.Widzimy, że destrukcja starego systemu nie była aż tak całkowita,jak myśleliśmy.Jakie sieci układów ma Pani na myśli? Czy sądzi Pani, że komuniści z państwEuropy Wschodniej i Środkowej nadal utrzymują kontakty z Moskwą?Mogą to być sieci układów o charakterze ekonomicznym, ale nie tylko,zarówno wśród starej nomenklatury, jak i w kręgach wojskowych czy w KGB.Istnieje tu wiele możliwości.Uważa Pani, że Moskwa nadal jest nastawiona imperialistycznie?28 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Oczywiście. Myślę, że Moskwa nadal ma nie tylko ambicje w sferze politykizagranicznej, ale także instrumenty do ich realizacji. Obserwujemy sukcesy,jakie odnosi ona na Ukrainie, w Mołdawii, na Kaukazie, w regionie MorzaKaspijskiego. Jest to całkiem jasne. Zaczynają ekspansję od najbliższychsąsiadów, po czym będą posuwać się dalej.Na jakiej ideologii oprze się teraz Moskwa, po bankructwie marksizmu-leninizmu?Ideologią tą będzie antyamerykanizm, przeciwstawianie Europy Ameryce.Będzie to - a właściwie już jest - antagonizowanie Europy i Ameryki, interesunarodowego i globalizacji. Moskwa zawsze grała tą kartą i będzie nią grać.Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ: RAFAŁ SMOCZYŃSKIPARYŻ, MAJ 2001JESIEŃ-200129


Jeszcze w 1988 roku, kiedy było wiadomo, że nieuchronnejest oddawanie władzy, czy to w formieOkrągłego Stołu, czy innego rytuału, jeździł po krajachEuropy Środkowej szef KGB Kriuczkow. Wtedy decydowano,jaka część opozycji jest konstruktywna, a któraczęść to siły alternatywne, jakich nie należy zapraszaćdo rozmów czy lokować w strukturach władzy.TO BYŁAPEŁNAREŻYSERKAROZMOWA Z JADWIGĄ STANISZKISJadwiga Staniszkis (ur. 1942) - socjolog, politolog, profesor UniwersytetuWarszawskiego. Jej specjalność naukowa to: socjologia organizacji, socjologiapolityki, sowietologia. Zajmuje się zagadnieniami transformacji społeczeństwpostkomunistycznych oraz instytucjonalizacji postkomunistycznegoporządku. Opublikowała m.in.: Poland. Selflimiting Revolution (1984), Ontologiasocjalizmu (1989), The Dynamics ojBreaktrough in Eastern Europę (1991).Czy rok 1989, który przyniósł ze sobą przemiany w Europie Środkowo-Wschodniej należy traktować jako datę upadku komunizmu, tak jak to sięzwyczajowo przyjęło wśród historyków?Koniec komunizmu zaczął się dużo dawniej. Elementy rewolucji odgórnej,którą przeżywaliśmy dwanaście lat temu, nie wynikały jedynie z ówcze-30<strong>FRONDA</strong> 23/24


snego kontekstu międzynarodowego, który moim zdaniem był kluczowy, aletakże ze świadomości, że władza totalna to taka władza, która nie daje realnejkontroli - to Stalin skonstatował już w 1937 roku. Decyzja o wycofaniuwojsk radzieckich z Europy Środkowej, a przede wszystkim z NiemiecWschodnich, zapadła ze względu na globalną sytuację. W 1983 roku, za Andropowa,zostało przez Kokoszina, dzisiejszego wiceministra obrony FederacjiRosyjskiej, ogłoszone memorandum, które było punktem wyjścia do podjęcianegocjacji z ekipą Reagana ponad głowami przywódców EuropyŚrodkowo-Wschodniej. Oczywiście ci ostatni wiedzieli, że wycofanie wojsksowieckich oznacza koniec ich władzy.Ale czego dotyczył ten odgórny demontaż systemu?Od połowy lat 80-tych były odgórnie tworzone pewne formy, które dzisiajnazywamy kapitalizmem nomenklaturowym. Interes w tworzeniu tegotypu rozwiązań i wydzielaniu praw własności miała pewna część aparatu komunistycznegoi służby specjalne, a wszystko to zaczęło się już pod konieclat 70-tych, kiedy pojawiły się możliwości realizowania dużych operacji kapitałowychprowadzonych na własny rachunek i wymagających jakiegoś tytułuwłasności. Były to operacje, gdzie pozycja formalna, wynikająca z byciaczęścią aparatu komunistycznego, nie wystarczała.Powiedziała Pani, że spółki nomenklaturowe były tworzone przez aparati służby specjalne, jaka była ich rola?Polska oraz inne kraje Europy Środkowej w latach 70-tych weszływ obieg gospodarki globalnej poprzez falę kredytów, która zalała nas z Zachodu.To stworzyło nowe szanse. Część tych pieniędzy weszła do prywatnegoobiegu nomenklaturowego, nadzorowanego głównie przez ludzi ze służbspecjalnych. Na przykład te wszystkie tzw. „frontowe firmy", które prowadziłyniby działalność gospodarczą na Zachodzie, a tak naprawdę były ośrodkamiszpiegowania. Wszystko to przerodziło się w zaczątki potężnej działalnościgospodarczej. Co więcej, wydaje się, że służby te wiedziały bardzowiele o zapaści systemu i nieuchronności jego końca. Idąc dalej można pokazać,jak przygotowywano się do nowej sytuacji, zastępując nomenklaturęJESIEŃ'200131


ludźmi ze służb specjalnych. Myślę zwłaszcza o zmianach w aparacie gospodarczympo 1987 roku - są to zmiany cały czas bardzo widoczne, a w Rosjisą to teraz główne elity gospodarcze i polityczne.Ale czy nie jest nadużyciem twierdzić, że wszystko było sterowane odgórnie?Co wtedy poczują setki tysięcy ludzi, którzy wówczas demonstrowalina ulicach miast Europy Środkowo-Wschodniej?Ależ oczywiście, że ważny był też wątek oddolny. Gdyby nie było „Solidarności",gdyby nie było lekcji kolejnych kryzysów, nie pojawiłaby się świadomośćprotestu ogólnokrajowego - świadomość, że w skali jednej fabrykiniczego się nie załatwi. W latach 70-tych było ponad tysiąc strajków, alewszystkie były pacyfikowane lokalnymi ustępstwami. Dopiero „Solidarność"z swoją skalą protestów stworzyła jakość, której komunistom nie udało sięzaabsorbować, nie udało się wbudować w taki model, który stosowali - regulacjiprzez kryzysy, gdzie kryzysy były okazją, aby na moment obniżyć napięciapoprzez jakieś „kozły ofiarne" i działania symboliczne. Polska byłaprekursorem nowej formy ze względu na szczególną i symboliczną kulturępolityczną. Trzeba jednak pamiętać, że sama „Solidarność" nie stawiała takichcelów, jak np. prywatyzacja. Wolność była pojmowana jako stworzeniewłasnej niezależnej sfery w ramach obowiązującego systemu - to taka feudalnachłopska formuła wolności. W pewnym sensie było to odrzucenie komunizmuw kategoriach moralnych, ale równocześnie przywoływanie elementówkomunizmu w imię gospodarczych wartości - np. redystrybucja.Nazywałam to „fenomenem martwej struktury". Pierwsze stadium wychodzeniaz komunizmu było dojściem do pewnej sytuacji patowej, tzn. ten typprotestu nie był w stanie wypchnąć komunizmu z własnych kolein.To w takim razie co było kluczowe dla upadku komunizmu? Demonstracje, „Solidarność",aktywna działalność dziesiątków tysięcy ludzi w opozycji, czy też...Kluczowym dla upadku komunizmu powodem była przede wszystkimnieprzychylna sytuacja wojskowa, która zaczęła narastać od połowy lat 70-tych, kiedy amerykański sekretarz stanu Schlesinger po raz pierwszy użyłfrazy „lokalna wojna nuklearna". Zaalarmowało to Rosjan; wydawało im się,32<strong>FRONDA</strong> 23/24


że Amerykanie są zdolni technologicznie do takiej operacji i że to jest wymierzoneprzeciwko nim. W Sztabie Generalnym kierowanym przez marszałkaOgarkowa doprowadziło to do powstania koncepcji obrony przez atak,czyli do lokalnej krótkotrwałej wojny w Europie poprzez zajęcie Niemiec Zachodnich.W swych pamiętnikach Ogarkow pisze, że przez to mieliby lepsząsytuację przetargową w warunkach oczekiwanego ataku oraz w warunkachnieuchronnego krachu ekonomicznego samego Związku Sowieckiego w perspektywieniedługich lat. To z kolei przyczyniło się do podziału w elicie moskiewskiej.Za czasów Andropowa było widać, że politycy nie kontrolują jużarmii. Odpowiedzią polityków moskiewskich było rozpoczęcie negocjacji politycznych,które doprowadziłyby do stworzenia neutralnego bufora: Niemcyi Europa Środkowa. Decyzja: rok 1983, początek negocjacji: 1984. Gdyby nieten element, prawdopodobnie koniec komunizmu wyglądałby inaczej.Jak wyglądały te negocjacje?W pamiętnikach, ówczesnego zastępcy amerykańskiego sekretarza stanu,można przeczytać o próbach mediacji Rosjan z ekipą Reagana na jesieni 1984 ro-JESIEŃ-2001 33


ku, czyli prawdopodobnie po ukazaniu się memoriału Kokoszina, mówiącego, żepolitycy mają intencje powrotu do doktryny obronnej, odejścia od koncepcjiOgarkowa. W papierach Reagana jest taki zwrot, że wojna jest wspólnym przeciwnikiemnas i polityków moskiewskich. Negocjacje były prowadzone ponadgłowami komunistów lokalnych. Zabawne, że polscy komuniści - Jaruzelski, Rakowski- dowiadywali się, o czym rozmawia Reagan z Gorbaczowem via kanałykościelne. Watykan był na bieżąco o wszystkim informowany i rola papieża jesttutaj nie do przecenienia. W komisji wspólnej rządu i episkopatu biskup Orszulikoraz biskup Dąbrowski opowiadali o kulisach negocjacji Barcikowskiemu,a ten informował Biuro Polityczne.Skoro polscy dygnitarze wiedzieli, o czym rozmawiają głowy mocarstw, toczy przygotowywali się jakoś do ewentualnej nowej rzeczywistości?Użyłam kiedyś takiego zwrotu „pokolenie 84". Wydaje się, że w 1984 rokuzaczęto przygotowywać ludzi, którzy mieli pełnić rolę bezpartyjnych fachowców.Wysyłano takich ludzi na Zachód - myślę tu np. o Święcickim czyBalcerowiczu. Przygotowywano się do działania w gospodarce rynkowej.34<strong>FRONDA</strong> 23/24


W 1987 roku nastąpiła wymiana kadr w aparacie, przestała już być ważnanomenklatura partyjna. W ministerstwach, w kluczowych strukturach finansowychwprowadzono ludzi ze służb specjalnych, głównie z wywiadu wojskowego.Były to osoby młode i nie kojarzone z aparatem komunistycznym.Wreszcie, zaczęto tworzyć instytucje finansowe, obecne banki komercyjne,które na początku lat 90-tych umożliwiły przetrwanie struktur nomenklaturowegokapitalizmu. Przegrał on dopiero z kapitałem zewnętrznym - nie wytrzymałwspółzawodnictwa globalnego. Na przełomie 1995 i 1996 było wyraźneosłabienie dynamiki dochodowej. Powstała nowa formuła kapitalizmuwokół sektora publicznego, był to już wspólny pomysł elit postsolidarnościowychi postkomunistycznych.Czy w takim razie przemiany, które działy się w Polsce pod koniec lat 80-tych, były w jakiś sposób kierowane przez Moskwę?Trudno tu mówić o nadzorowaniu. Czytałam dokumenty pisane dla Jakowlewa- to był po Gorbaczowie drugi człowiek w Moskwie - przed samymOkrągłym Stołem oraz opinie na temat obrad. Widać, że istniało przyzwoleniena rządy koalicyjne komunistów z jakimiś nowymi władzami. Jednakżejeszcze w 1988 roku, kiedy było wiadomo, że nieuchronne jest oddawaniewładzy, czy to w formie Okrągłego Stołu, czy innego rytuału, jeździł po krajachEuropy Środkowej szef KGB Kriuczkow. Wtedy decydowano, jaka częśćopozycji jest konstruktywna, a która część to siły alternatywne, jakich nie należyzapraszać do rozmów czy lokować w strukturach władzy. Wydawało się,że to była pełna reżyserka. Nawet Mazowiecki powiedział w wywiadzie, żespotkał się z Kriuczkowem na Jasnej Górze. Kriuczkow był zresztą pierwsząosobą, która złożyła mu gratulacje, gdy został premierem.Jednak scenariusz wymknął się spod kontroli, gdyż Moskwa z pewnościąnie spodziewała się, że Polska, Czechy i Węgry wejdą do NATO...Oczywiście nie mówiło się o NATO, bo Moskwa w sposób milczącyprzyjmowała neutralizację terenów, z których wycofała swoje wojska. Tu sięprzeliczyli. Założenie było takie, że jak długo u władzy politycznej i ekonomicznejbędą ludzie wyłonieni przez nas - czyli przez Moskwę - pod koniecJESIEŃ-200135


lat 80-tych, to nasze interesy będą chronione. I to też po części nie zdało egzaminu.W tej chwili Moskwa sięga, po Orlen. Na Węgrzech opanowała właściwiecałe przetwórstwo ropy. Tak więc istnieje dalej zależność surowcowa,choć Rosjanie przypisywali jej nadmierną rolę polityczną, nie wierzyliw możliwość przeorientowania gospodarki na Zachód.A czy w tym scenariuszu Związek Sowiecki też miał upaść?Nie. Oni uważali, że Związek Sowiecki się wzmocni, że otrzyma dostępdo nowych technologii - podobnie jak w latach 80-tych otrzymały je ChinyDeng Xiaopinga, że otrzyma nowe kredyty. Upadek komunizmu - tak, aleprzez neutralizację Europy Środkowej. Zgoda na opozycję, ale tylko taką,z którą umiemy się dogadać. Do tego pełne zachowanie władzy ekonomicznejw oparciu o stare struktury, np. banki spółdzielcze i państwowe.Jednak Związek Sowiecki upadł...Na swój sposób. Upadek komunizmu w ZSRR przebiegał inaczej niżu nas. Był efektem morderczej walki o władzę między Gorbaczowem a Jelcy-36<strong>FRONDA</strong> 23/24


nem. Gorbaczow próbował reanimować system federacyjny, dać rzeczywistąwładzę prezydentom republik. Nie zdawał sobie sprawy, że Związek Sowieckinie jest niczym innym niż sumą republik. Okazało się, że jest prezydentZwiązku Sowieckiego, równocześnie sekretarz partii komunistycznej, ale jestteż potężny, grupujący różne instytucje, banki, finanse, przemysł - prezydentFederacji Rosyjskiej. Walka między nimi przyspieszyła lawinowy proces niszczeniastruktur komunistycznych. Jelcyn, chcąc odciąć Gorbaczowa od strukturpaństwowych, zakazał funkcjonowania partii komunistycznej w administracjipaństwowej. Później rozpoczęła się walka, kto jest właścicielempieniędzy. Potem trzech podpitych panów - wśród nich Jelcyn - rozwiązałow Białowieży Związek Sowiecki w sposób niezgodny z konstytucją i wbrewreferendum, w którym społeczeństwo opowiedziało się za jego zachowaniem.O decyzji zawiadomiono Gorbaczowa przez telefon.Jaką rolę w takim razie odgrywał tu pucz z sierpnia 1991 roku?On przede wszystkim osłabił Gorbaczowa. Pucz był echem fenomenu,który nazywam rewolucją wojskową. Ludzie, którzy byli zwolennikami Gorbaczowa,byli wtedy zwolennikami neutralizacji i wycofania wojskowegoz Europy Środkowej. Wierzyli oni, że Związek Sowiecki będzie silniejszy, żebędą kredyty, że będą technologie. Zamiast tego przyszły kredyty warunkowanezmniejszeniem możliwości przemysłu obronnego. Okazało się, że zaczynasię dyskusja o wstępowaniu do NATO, że nie ma żadnej neutralizacji.Wreszcie Gorbaczow starając się stworzyć system państwa mniej komunistycznegozaczął coraz bardziej popierać tendencje odśrodkowe. Nie doceniłnacjonalizmu, bo wierzył zbyt długo, że się go przetnie populizmem.W lipcu 1991 roku do Moskwy przyjechał prezydent Bush. Jaki był jego stosunekdo mającego zostać zrzuconym ze sceny Gorbaczowa?Bush spotkał się, nie mając tego wcześniej w programie, z Jelcynem. Byłniezadowolony z Gorbaczowa, że ten nie rozumiał jego małego postępuw konwersji przemysłu zbrojeniowego. Właściwie odejście Gorbaczowa byłopobłogosławione przez Busha. Dzięki CNN Jelcyn przestał być spostrzeganyjako nieznany nikomu pijaczyna, stał obrońcą Białego Domu, któregoJESIEŃ-2001 37


zresztą nikt nie atakował. Pucz wykreował Jelcyna, a zniszczył Gorbaczowa.W każdym razie Jelcyn rozwiązał komunizm, walcząc z Gorbaczowem, niszczącjego podstawę władzyJak ten scenariusz funkcjonuje dzisiaj?Jelcyn doprowadził państwo rosyjskie i rosyjską gospodarkę do rozpadu.Zareagowały na to służby specjalne. Prezydentem jest teraz osoba wywodzącasię z tych samych służb. Ludzie, którzy są supergubernatorami po reformachputinowskich, to są ludzie z wojska. Pamiętajmy, że wojsko jeszczewcześniej przeszło proces „kagiebizacji". Wreszcie Rosja jest państwemo „formie wojskowej bez militarnej treści". Obok źle działających instytucjidemokratycznych: Dumy, partii itd. - świetnie funkcjonuje mechanizm tegoogromnego państwa przy pomocy infrastruktury technicznej, kontroli przestrzeniinformacyjnej (za czasów Putina to się wzmocniło) przez zcentralizowaniedostępu do informacji mających walor rynkowy - np. agencja FAPSI,stworzona z jednego z wydziałów KGB. Wydaje się, że tym wszystkim rządząsłużby specjalne.Czy była wśród oligarchów walka o tą nową władzę?Wspomniany Kriuczkow po puczu trafił do więzienia, gdzie pisał w listach,że czuje się świetnie, bo bał się, że przez przypadek umrze na serce.Ludzie, którzy byli bardzo dobrze poinformowani, popełniali nagle samobójstwa,jak np. skarbnik partii komunistycznej, wyskakujący przez okno.Omówiliśmy przypadek Polski i ZSRR, a jak ten mechanizm wyglądał w innychkrajach, jakiego rodzaju były to scenariusze?Używam takiego porównania dla tych przemian przełomu lat 80-tychi 90-tych: symulacja, simulacrum i hiperrealność. To, co się działo w Polsce,ten Okrągły Stół, to hiperrealność. Wszystko było przedstawione w formierytuału realniejszego niż rzeczywistość, ale przywołującego pewne realnewątki, symbole, strony. Symulacja była wtedy, kiedy trzeba było symulowaćdrugą stronę opozycji, np. Okrągły Stół w Mongolii. Simulacrum jest wtedy,38<strong>FRONDA</strong> 23/24


gdy trzeba pewne elementy podreżyserować. Najwyraźniejszy jest przykład„aksamitnej rewolucji" w Czechosłowacji, gdzie później okazało się, że wiecbył przygotowany przez służby specjalne, a władza miała zostać oddana w ręceMłynarza, ale to nie wyszło i „podkolorowano" Havla.Tak więc z jednej strony mamy do czynienia z działania oddolnymi, z drugiejz odgórnym scenariuszem. Zatem jak to wszystko należy oceniać?To, w jaki sposób komunizm upadł, jest lepsze niż rzeczywista walka.Zbyt wielu ludzi już zginęło z rąk komunistów w Europie. To, że odbyło sięto w formie rytualnej, jest oczywiście demoralizujące. Wszystkie grube kreskioraz przyzwolenia nie dały prawdziwego smaku zwycięstwa. Niedawnoprzewodniczący czeskiego Senatu, pochodzący z opozycji, powiedział mi, żeobiektywnie rewolucja się odbyła, ale nie przeżyto jej subiektywnie. Możemypowiedzieć za Tocqueville'em, że dokonała się rewolucja polityczna bezrewolucji społecznej, tzn. przetrwały w dużym stopniu dawne hierarchie, alesą one reprodukowane przez nowy mechanizm. Dokonało się takie hybrydoweprzejście. Jeżeli patrzymy na komunizm jako na mechanizm bez rynku,mechanizm monopartii, to on upadł. Jednak feudałowie dawnego systemuprzetrwali i świetnie sobie radzą w nowej rzeczywistości. Wydaje mi się, żegdyby nie istniało przyzwolenie odgórne na pewne zmiany, to nie sądzę, żebyrewolucja oddolna wystarczyła.Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ: MACIEJ PIWOWARCZUKPODKOWA LEŚNA, CZERWIEC 2001JESIEŃ.200139


Na temat puczu sierpniowego 1991 roku tak wypowiedziałsię jeden z uczestników ówczesnych wydarzeń,generał Aleksander Liebied': „Była to wyśmienicie zaplanowanai przeprowadzona na ogromną skalę, niemająca precedensu prowokacja, której scenariusz napisanodla mądrych i głupców, a wszyscy świadomielub nie zagrali swoje role".O KLEPTOKRACJIMANIPULACJIMICHAŁKLIZMA40<strong>FRONDA</strong> 23/24


Wielki spektakl, wielka grabież„(•..) aparat przyniesie do tej koalicji siłę, kadryi doświadczenie. Wciągnie do niej armię,milicję i KGB. Demokraci przyniosą do tejkoalicji zaufanie mas i ich poparcie (...) "Demokratyczny mer MoskwyGawriiia Popów (1991)Pisanie listów otwartych przez dysydentówdo dyktatorów uchodzi raczej zazajęcie mało skuteczne. Uznawane jestza gest moralnego sprzeciwu, ale małokto przypuszcza, by satrapowie stosowalisię do pouczeń swych wyjętychspod prawa oponentów. A jednak...W 1973 roku Aleksander Sołżenicynopublikował swój głośny „List do przywódcówZwiązku Sowieckiego", w którym wzywał ich, by odrzucili komunistycznąideologię jak „brudną, przepoconą i splamioną krwią koszulę". Noblistapisał: „Dziś ideologia ta tylko wiąże was i osłabia".„Żaden ideolog partyjny tak jasno nie sformułował egoistycznych interesównomenklatury" - komentuje ów list Sołżenicyna w swojej książce „Rozgrabioneimperium" Włodzimierz Marciniak. W tym liczącym niemal 600stron dziele, noszącym podtytuł „Upadek Związku Sowieckiego i powstanieFederacji Rosyjskiej", polski politolog zastanawia się nad przyczynami krachuZSRR oraz opisuje jego przebieg. Bez wątpienia o upadku systemu sowieckiegoprzesądziły jego wewnętrzne sprzeczności, ale głównym motoremprzemian okazała się nie opozycja demokratyczna, lecz sama nomenklatura.Pieńestrojka była bowiem pomyślana jako sposób na uratowanie władzy partyjnejnomenklatury.Już na początku lat 80-tych postępy rewolucji technologicznej uzmysłowiłyczęści sowieckiej elity, że w tej formie, w jakiej istniał dotychczas, ZwiązekSowiecki nie będzie się liczył w gospodarce światowej. Zauważono też,że nomenklatura partyjna jako forma organizacji panowania politycznegoJESIEŃ-200141


przeżyła się i przestała być wydolna. Wewnątrz partii komunistycznej doszłodo starcia „reformatorów", którzy chcieli zmienić istniejący stan rzeczy, oraz„konserwatystów" pragnących zachować status quo. Był to jednak spór nieo to, czy oddać władzę, lecz o to, w jaki sposób ją zachować. Celem „reformatorów"było bowiem zachowanie władzy, ale w nowej formie, bardziej odpowiadającejwspółczesnym wyzwaniom. Chodziło o to, by dokonać takichzmian, które pozwolą nie tylko zachować, lecz nawet wzmocnić władzę. Zbytwielkie zmiany mogłyby jednak grozić utratą władzy.Nomenklatura dążyła przede wszystkim do sprywatyzowania się - do zamianyswych politycznych przywilejów w kapitał i własność, do zalegalizowanianiejawnych powiązań z czarnym rynkiem, do stworzenia nowej legitymizacjiswej społecznej pozycji oraz stworzenia mechanizmów dziedziczenia.Chodziło więc o zamianę tego, co oficjalnie było „własnością społeczną", wewłasność prywatną. Ponieważ ów transfer - władza za własność - był nielegalnyzarówno z prawnego, jak i z etycznego punktu widzenia, potrzeba byłozalegitymizowania tego procederu. Inaczej dojść mogło do poważnych perturbacjispołecznych.Takie były źródła powstania „kontrolowanego pluralizmu politycznego".Strategia polegała na wykreowaniu „drugiej strony" i stworzeniu nowej rzeczywistościsymbolicznej, która byłaby w stanie bardziej zjednoczyć i zdynamizowaćspołeczeństwo. Na początku była pieńestrojka i głasnost', potem -kiedy zorientowano się, że to nie wystarczy - „demokracja" i „kapitalizm".Społeczeństwo otrzymało spektakl, za kulisami którego dokonywała się tymczasem„wielka grabież".Jak pisze w przedmowie Włodzimierz Marciniak, jego książka „jest właśnieo wielkim rozkradaniu wielkiego imperium. Jest opowieścią o tym, jakwładza i własność, nagromadzone w komunistycznym imperium, zostałypodporządkowane osobistym interesom ekonomicznym, a nie regułom społecznejracjonalności." Autor bardzo wnikliwie analizuje poszczególne fazyowego procesu, takie jak m.in.: przedsiębiorczość komsomolska, specjalneinteresy nomenklatury, transformacja ministerstw w koncerny, prywatyzacjastruktur siłowych i informacji itd.Parawanem, za którym odbywała się „grabież imperium", jest postkomunistycznypluralizm, który polega na tym, że istnieje wiele podmiotów politycznych,ale tak naprawdę liczy się tylko jedna warstwa społeczna - nomen-42<strong>FRONDA</strong> 23/24


klatura. Dopiero w jej ramach funkcjonujepluralizm posiadających rzeczywiste znaczeniepostkomunistycznych struktur politycznychi ekonomicznych. Owo kreowanie„drugiej strony" poszło takdaleko, że - jak twierdzą rosyjscy politolodzyWarów i Jurjew - część tej nomenklaturyz walki przeciwko sobie samymuczyniła podstawę własnej egzystencji.Klasycznym przykładem kreowania „drugiejstrony" była Liberalno-Demokratyczna Partia RosjiWładimira Żyrinowskiego, powstała w lutym 1990 roku - nazajutrz po zniesieniuartykułu 6 sowieckiej konstytucji, gwarantującego komunistom monopolwładzy. Jak ujawnił zmarły niedawno mer Petersburga, Anatolij Sobczak,partia Żyrinowskiego została powołana do życia na rozkaz Gorbaczowai Biura Politycznego KC KPZR. Na posiedzeniu Politbiura sekretarz generalnystwierdził, że z związku z pojawieniem się systemu wielopartyjnego należywskazać nową drogę kształtowania się sceny politycznej przez stworzeniepierwszej alternatywnej partii. Natychmiast Komitet Centralny przyznał niskooprocentowanykredyt w wysokości trzech milionów rubli prezesowikoncernu „Galand" Andriejowi Zawidiji, który za te pieniądze sfinansowałdziałalność LDPR. Chociaż partia Żyrinowskiego werbalnie sytuowała sięw opozycji, to jednak w kluczowych głosowaniach w Dumie zawsze popierałaKreml. Jej opozycyjność była krzykliwa i spektakularna, lecz wyrażała sięw działaniach dla władz drugoplanowych. Korzyści z powodu istnienia LDPRbyły dla Kremla niewątpliwe: po pierwsze - kanalizowała buntownicze nastrojespołeczne w przewidywalnym kierunku, po drugie - stanowiła straszakw negocjacjach Zachodem jako rzekoma alternatywa dla aktualnych rządów.Wiele burzliwych debat parlamentarnych było więc jedynie spektaklemodgrywanym przez milionami telewidzów, podczas gdy rzeczywiste decyzjezapadały już wcześniej i gdzie indziej.Dylemat „władza albo doktryna" spowodował, że nomenklatura - jak napisałznany publicysta Leonid Radzichowski - „zamieniła 'Kapitał' na kapitał".Podział na „beton", który nie zaakceptował tego procesu, i na „reformatorów",którzy go animowali - dokonał się jeszcze na długo przedJESIEŃ-200143


pieriestrojką. „Beton" reprezentował ideologiczną część aparatu partyjnego,która z czasem oddzieliła się od realnych mechanizmów sprawowania władzy.„Reformatorzy" natomiast reprezentowali interesy różnych grup naciskuwewnątrz nomenklatury, takich jak kompleksy: wojskowo-przemysłowy,energetyczno-surowcowy czy agrarno-przemysłowy. Z nich powstały potemgłówne siły polityczne w Rosji. Bez zrozumienia tego procesu nie sposób pojąćtego, co odbywa się dzisiaj w tym kraju.Prywatyzacja nomenklatury,prywatyzacja patriotyzmuBędziemy bronić naszych daczza wszelką cenę!Minister obrony RosjiPaweł Graczow (1995)Poza książką Marciniaka, którajest pierwszą w polskiej politologii takobszerną monografią dotyczącą upadkuimperium sowieckiego oraz powstaniaw Rosji nowego systemu (nazywanegoprzez niektórych dosadnym mianem„kleptokracji"), jedną z najciekawszychprac, jakie się ostatnio ukazały na ten temat w naszym kraju, jest zbiór analizi reportaży autorów polskich i rosyjskich pt. „Rosja 2000. Koniec i początekepoki?" Na uwagę zasługuje zwłaszcza zamieszczony tam tekst „Od jelcynizmudo putinizmu" profesora Andrieja Piontkowskiego, dyrektora moskiewskiegooddziału The World Laboratory Stretegic Studies Centrę.Zastanawia go następujący fenomen: „Po pierwsze: w Rosji miały miejsce,wydawałoby się, historyczne kataklizmy - rozpad imperium, upadek totalitarnegoreżimu, katastrofa gospodarcza. Podczas takich rewolucji 'stara'klasa polityczna wędruje zazwyczaj na gilotynę, do Gułagu, a w czasach bardziej'wegetariańskich' zapada w polityczny niebyt. Obecna klasa politycznaRosji składa się z tych samych ludzi, którzy współtworzyli klasę polityczną44<strong>FRONDA</strong> 23/24


Związku Sowieckiego. Po drugie: dlaczego komuniści tak spokojnie oddaliwładzę w 1991 roku? Dlaczego po prostu nie posadzili kilkuset inteligentów,nie usunęli w porę Gorbaczowa, w końcu zaś - dlaczego zwyczajnie nie rozstrzelalitłumu wokół Białego Domu, w sierpniu 1991 roku?"Piontkowski dochodzi do zastanawiających wniosków: „Odpowiedź naoba pytania jest prosta: ponieważ w istocie władzy nie oddali. Komuniści poprostu przeprowadzili wielką operację przekształcenia kolektywnej totalitarnejwładzy politycznej w indywidualną władzę ekonomiczną swych najlepszychprzedstawicieli. Fundamentalne zasady systemu bandyckiego kapitalizmusformułowano nie w latach 1992-95, lecz pomiędzy 1988 a 1991rokiem. Wówczas właśnie powstała ustawa o prawach dyrektorów przedsiębiorstwi tajna instrukcja Politbiura KC KPZR o komercyjnej działalnościpartii. Wówczas wyznaczono najbogatszych, narodziły się wszystkie współczesneimperia finnasowe (przypomnijmy sobie, ilu jest pośród dzisiejszycholigarchów byłych sekretarzy Komsomołu!), wtedy też sprywatyzowano kontrolęnad finansami publicznymi."Wśród współczesnych rosyjskich oligarchów nie ma osobników, których Anglosasinazywają self made man. Za każdym z nich stoi albo jakiś nomenklaturszczyk- jak np. Kajdannikow za Bieriezowskim, albo powierzony mu partyjny kapitał -jak np. u Michaiła Chodorkowskiego. Uwłaszczona w ten sposób nomenklaturadokonała swoistej prywatyzacji finnasów publicznych. Jak pisze Piontkowski:„Byli szefowie przedsiębiorstw, ministerstw, resortowych wydziałów KomitetuCentralnego KPZR stali się właścicielami ogromnych fragmentów państwowejwłasności poprzez tworzenie różnorodnych struktur i mechanizmów umożliwiającychich funkcjonowanie. Stali się właścicielami w tym sensie, że do nich należydochód wypracowany przez tę dziedzinę gospodarki, którą zarządzają. Jednocześniesą jednak całkowicie wolni od tej odpowiedzialności, którą ponosirzeczywisty prywatny właściciel - ich przedsiębiorstwa nie zbankrutują, niezależnieod tego, jak wysokie są ich dochody i jak niski stopień efektywności ichzarządzania. Nie zbankrutują, ponieważ są zarządzane z budżetu i utrzymywaneprzez płatników podatków. Jesteśmy przez nich nieustannie 'prywatyzowani'dzięki systemowi prywatnej kontroli nad budżetem państwa."Nic więc dziwnego, że opisując ów system, rosyjski profesor parafrazujesłowa Churchilla: „Nigdy jeszcze w historii ludzkich konfliktów tak niewielunie zdołało ukraść tak wiele".JESIEŃ-200145


Załamanie rosyjskiej gospodarkiw 1998 roku uświadomiło wszystkim koniecznośćwyjścia z kryzysu. Postanowionojednak nie tyle zerwać z chorym systemem, ilekontynuować dalej „prywatyzację". Tym razem- jak pisze Piontkowski - „sprywatyzowanorosyjski patriotyzm". W ten sposób pojawiłsię Putin. Wojna w Czeczeniii telewizyjna propaganda wyniosły go do fotelaprezydenta.Kreatorzy Putina podporządkowali jegoelekcji nawet sposób odejścia Jelcyna. Wiedzielipo prostu, że propaganda nieustannychsukcesów wojennych nie wytrzyma przez pół roku, a więc do końca kadencjiJelcyna. Dymisję należało więc przyspieszyć, zaś sposób przekazania sukcesjiswoim rozmachem medialnym przewyższał nawet „Cyrulika sybirskiego".Dokładnie w tym momencie, kiedy władzy potrzebne było wywołaniew społeczeństwie rosyjskim antyczeczeńskiej histerii, w Moskwie zaczęły byćwysadzane w powietrze budynki mieszkalne, grzebiąc pod swymi gruzami ponadtrzystu niewinnych ludzi. Oczywistymi podejrzanymi stali się Czeczeni.Niedawno wyszło na jaw, że wybuch pierwszej wojny czeczeńskiejw 1994 roku sprowokowały zamachy terrorystyczne przeprowadzone w Moskwieprzez rosyjskie służby specjalne. Według byłego podpułkownika FederalnejSłużby Bezpieczeństwa Aleksandra Litwinienki oraz historyka JurijaFelsztyńskiego, te same służby zorganizowały zamachy w stolicy Rosjiw 1996 roku, co miało doprowadzić do zerwania rozmów pokojowych z Czeczenami.Co ciekawe, akty terrorystyczne miały miejsce zawsze, gdy było tona rękę „partii wojny" na Kremlu.Jak wiadomo, wybuch drugiej wojny czeczeńskiej w 1999 roku zostałsprowokowany przez rajd Szamiła Basajewa na Dagestan. George Soros maswoją teorię na temat tego rajdu: „Podczas przelotu z Soczi do Moskwy Bieriezowskiopowiadał mi historie o tym, jak przekupywał komendantów polowychw Czeczenii i Abchazji. Dlatego kiedy Szamil Basajew wkroczył do Dagestanu,ta historia od razu wydała mi się nieczysta. Sprawdzianem stało siędla mnie pytanie: czy Basajew wyprowadzi wojska w terminie wyznaczonym4g <strong>FRONDA</strong> 23/24


przez Putina. Zrobił to." Pułkownik GRUStanisław Łuniew, zbiegły na Zachódw 1992 roku, w artykule „Chechen Terroristsin Dagestan - Made in Russia"przypomina, że Basajew był wychowankiemsowieckich służb specjalnychi dowodząc podczas wojny w Abchazjiw latach 1992-93 tzw.batalionem czeczeńskim dokonywał masakrna buntujących się przeciw MoskwieGruzinach. Kiedy wyszło na jaw, że zaufanyczłowiek Bieriezowskiego, Badri Partkaciszwili,spotkał się w Inguszetii osobiście z Basajewem i przekazał mu milion dolarów- Bieriezowski tłumaczył się, że pieniądze były przeznaczone na odbudowęczeczeńskiej cementowni.Kiedy w 1999 roku jeden za drugim wybuchały w Rosji bydynki mieszkalne,a większość społeczeństwa domagała się zdecydowanej rozprawy z Czeczenamii deklarowała w wyborach poparcie dla Putina - mieszkańcy jednegoz wielopiętrowych bloków w Riazaniu zauważyli nieznajomych mężczyznwnoszących nocą tajemnicze paczki do ich piwnicy. Powiadomili miejscowąmilicję, która szybko się tam zjawiła. Okazało się, że owymi mężczyznami sąfunkcjonariusze tajnych służb, którzy zaminowywali budynek. Wkrótce potemogłoszono, że były to ćwiczenia, mające na celu sprawdzenie czujności obywateliw obliczu grożących zamachów. Odtrąbiono sukces manewrów, a mieszkańcombloku pogratulowano iście rewolucyjnej czujności. Ciekawe, czy obudzilibysię nazajutrz, gdyby nie zachowali owej czujności?Soros w obydwu tych przypadkach - rajdu na Dagestan i wybuchach budynkówmieszkalnych - rozpoznaje styl Bieriezowskiego.Światło na wspomniane wydarzenia rzuca jeszcze jeden czynnik - otóżprzez Czeczenię przebiega rurociąg, którym transportowana była do Europy kaspijskaropa. Rurociąg ten był bardzo często wysadzany w powietrze przez czeczeńskichbojowników, a nasilenie wybuchów miało miejsce wówczas, gdyw Rosji dochodziło do ważnych rozstrzygnięć ekonomicznych i politycznych.Tak było np. gdy ogłoszono prywatyzację kompanii „Rosnafta", którą chciałynabyć z jednej strony „Łukoil" i „Gazprom", a z drugiej „Sibnafta" Bieriezow-JESIEŃ-200147


skiego. Regularne wysadzanie w powietrze rurociągu w Czeczenii było na rękęBieriezowskiemu, który eksploatując syberyjskie złoża naftowe, osiągał w tensposób przewagę nad konkurentem wydobywającym ropę z kaspijskiego szelfu.Kiedy konkurencja postanowiła ominąć niespokojną Czeczenię i wybudowałarurociąg przez spokojny do tej pory Dagestan, wkroczyli tam bojownicy Basajewa.Jedną z ich pierwszych operacji było wysadzenie w powietrze rurociągu.To Bieriezowski był głównym kreatorem Putina i to za jego pieniądzei dzięki jego mediom nieznany wcześniej pułkownik KGB został prezydentemRosji. Demiurg był pewien lojalności swojego golema. Nie docenił jednakroli KGB, której znaczenie w państwie ciągle rosło. Trzej ostatni premierzy(Primakow, Stiepaszyn, Putin) wywodzili się właśnie z tego środowiska.Bieriezowski nie docenił też samegoPutina, o którym Stiepaszyn wypowiadałsię następująco: „WładimirWładimirowicz Putin, ze swojąskromną powierzchownością i spokojnymgłosem, od pierwszych dnipracy wykazywał tyle energii, stanowczości,kompetencji, że w finnasowychkołach Petersburga nadanomu pełne szacunku, ciepłe i przyjacielskieokreślenie - STASI."Pucz w Gorbaczowa,pucz Gorbaczowa„Wcześniej KGB znajdowało się pod ścisłą kontrolą partii (...) Z brakuKPZR i przy nierozwiniętej demokracji w naszym kraju służby specjalne,zostawione sobie w pilnowaniu przywództwa państwa, stają się wyjątkowoniebezpieczne."Dziennikarz Rustam Sabirow (1995)Chociaż odtrąbiono kres totalitaryzmu, to jednak znaczenie służb specjalnychw Rosji nie zmalało, a nawet pod wieloma względami zaczęło wzra-48<strong>FRONDA</strong> 23/24


stać. Traktuje o tym wydana właśnie w Polsceksiążka Amy Knight, amerykańskiejwykładowczyni historii na uniwersyteciew Waszyngtonie, pt. „Szpiedzybez maski. Spadkobiercy KGB".Opowiada ona o rosyjskich służbachspecjalnych w latach 1991-95, zaznaczając, że „w każdympolitycznym kryzysie, który wydarzyłsię w Rosji od czasów rozpoczęciapieriestrojki, tajne służbyodgrywały decydującą rolę".Autorka zauważa, że już pod konieclat 70-tych KGB zrezygnowałoz polityki przymusu, zastępując ją manipulacjąi zmasowaną propagandą. ..Podkoniec epoki sowieckiej KGB ewoluowałw stronę instytucji, która wydawała się znacznieróżnić od tajnej policji z wcześniejszego okresu - nie oznaczało to większejłagodności, jedynie różnorodne formy działania. Oficerowie KGB łatwiejwtapiali się w tłum obywateli, a wyróżniali się jedynie obyciem w świecie.Wyznawali demokratyczne wartości, popierali reformy gospodarcze i otwarcienarzekali na różne ograniczenia systemu radzieckiego. Zaczęli wyrażaćsię o Zachodzie w przyjaznych słowach. Funkcjonariusze KGB włączyli sięw jawne życie polityczne, kandydując do lokalnych i centralnych parlamentów,oraz pracowali w spółkach międzynarodowych." Tak duża elastycznośćdziałań pozwoliła tajnym służbom bez większych perturbacji przejść okrespieriestrojki, dostosować się do wymogów nowych czasów, a nawet rozszerzyćzasięg swych wpływów.Po nieudanym puczu komunistycznym w sierpniu 1991 roku i po obaleniuprzez wiwatujących mieszkańców Moskwy pomnika Dzierżyńskiegoprzed siedzibą KGB na Łubiance - większość demokratów miała nadzieję, żeJelcyn ograniczy znaczenie służb specjalnych i uczyni z nich instytucję na podobieństwokrajów zachodnich. Tymczasem - jak pisze Amy Knight - „rządJelcyna, mimo deklarowanych głośno demokratycznych ideałów, niechętnieJESIEŃ-20014CJ


ogranicza! wpływy policji i wywiadu. Podobnie, jak przed nim Gorbaczow,Jelcyn wola! raczej korzystać z pomocy tajnych służb niż walczyć z nimi. Niemógł ryzykować utraty tak cennego sprzymierzeńca, zwłaszcza w obliczuwyzwań, które stały przed nim i jego ekipą. Był zależny od organów bezpieczeństwa,ponieważ tylko one mogły dostarczyć wiarygodnych informacji,a wiedza taka pozwalała z kolei monitorować to, co się działo na peryferiachkraju i wśród opozycji politycznej." Polityczna niestabilność sprzyjała temu,by korzystać z metod tajnej policji.Amerykańska autorka analizuje wszystkie dekrety i ustawy dotyczącesłużb specjalnych, jakie weszły w życie w Rosji po 1991 roku. Okazuje się,że owe akty prawne nie zmniejszały, lecz zwiększały kompetencje wspomnianychinstytucji. Wzrosło np. znaczenie wywiadu zagranicznego, który - jakpisze Knight - „odgrywa decydującą rolę w polityce zagranicznej FederacjiRosyjskiej, której podstawowym celem jest zachować wielkomocarstwowystatus". Służba Wywiadu Zagranicznego pełni istotną funkcję w formułowaniuzasad polityki zagranicznej w kremlowskiej administracji. Amerykankakończy swoją analizę na roku 1995, kreśląc obraz postępującej „kagiebizacji"rosyjskiego życia politycznego. I rzeczywiście - cztery lata po napisaniu owejksiążki, a rok przed jej polskim wydaniem - władzę w Rosji przejął układ wywodzącysię z KGB. Co ciekawe, w całej liczącej niemal 400 stron książce anirazu nie pojawia się nazwisko Putina. Nie pojawia się ono również w monografiiAndrzeja Grajewskiego „Tarcza i miecz. Rosyjskie służby specjalne1991-1998". Być może ma rację Andriej Piontkowski, gdy pisze: „W końcujest to tylko przypadkowa figura. Gdyby nie było Putina, byłby Pupkin."Najciekawszy jednak rozdział w książce Amy Knight, zatytułowany „KGBi mit puczu sierpniowego", rozprawia się z panującym powszechnie przekonaniem,jakoby pucz w 1991 roku był wymierzony w Gorbaczowa. Tymczasemdokładna analiza wydarzeń, lektura akt śledztwa, dokumentów, wspomnieńi relacji, wskazuje, że spiskowcy działali za wiedzą i zgodąGorbaczowa. Autorka obala również inny mit, dowodzi mianowicie, że tzw.obrona Białego Domu przed puczystami (cały świat zapamiętał z tego wydarzeniabohaterskiego Jelcyna przemawiającego na czołgu) była w rzeczywistościmedialnym widowiskiem, ponieważ „Komitet Stanu Wyjątkowego nigdynie planował ataku na Biały Dom". Na temat sierpniowego puczu takwypowiedział się jeden z uczestników ówczesnych wydarzeń, generał Alek-50<strong>FRONDA</strong> 23/24


sander Liebied': „Była to wyśmienicie zaplanowana i przeprowadzona naogromną skalę, nie mająca precedensu prowokacja, której scenariusz napisanodla mądrych i głupców, a wszyscy świadomie lub nie zagrali swoje role".Tak czy inaczej - spektakl trwa dalej. Mądrzy i głupi dalej grają swe role.Jedni świadomie, drudzy nie...BIBLIOGRAFIAMICHAŁ KLIZMAWłodzimierz Marciniak „Rozgrabione imperium. Upadek Związku Sowieckiego i powstanie FederacjiRosyjskiej", Arcana, Kraków 2001;„Rosja 2000. Koniec i początek epoki?" (pod redakcją Agnieszki Magdziak-Miszewskiej), CentrumStosunków Międzynarodowych, Warszawa 2000;Amy Knight „Szpiedzy bez maski. Spadkobiercy KGB", Prószyński i S-ka, Warszawa 2001.JESIEŃ.200I51


Ujawnione akta Stasi pomogły odkryć przyczyny nagłejaktywizacji ruchów neonazistowskich w RFN - ichliderzy, np. Karl Heinz Hoffman czy Bernard Schlottmann,byli enerdowskimi agentami.FATALNAFIKCJAROBERTKOWALEWSKIKiedy w 1938 roku w salach wykładowych Uniwersytetu Stefana Batoregow Wilnie sędziwy profesor Zdziechowski przepowiadał rychły wybuchwojny między komunistami i nazistami, czego skutkiem miała stać się, jakutrzymywał, sowietyzacja Polski - studenci kreślili sobie kółka na czołach,nazywając myśliciela wariatuńciem.Stanisław Swianiewicz pisał, że latem 1939 roku groźba wojny nie budziław społeczeństwie polskim niepokoju. Wspominał o profesorach, arystokratachi księżach, którzy optymistycznie przewidywali, że armia niemiecka52<strong>FRONDA</strong> 23/24


nie stanowi większego zagrożenia, a Związek Sowiecki w razie konfliktuz Trzecią Rzeszą stanie po stronie Polski. Opisywał spotkanie z pewną malarką,która na wieść o podpisaniu paktu Ribbentrop-Mołotow promieniałaz radości, twierdząc, że „Hitler się skompromitował". Komentując panującewówczas powszechnie w Polsce nastroje Swianiewicz zauważał, że „głupotaludzka, tak samo jak i miłosierdzie Boże, jest bez granic".Podobnie sądził Józef Mackiewicz. W sierpniu 1939 roku, trzy tygodnieprzed wybuchem wojny, obserwując z przerażeniem zaślepienie elit i obojętnośćspołeczeństwa polskiego, pisał: „Fatalna fikcja przeżera już nie tylkoobyczaje, ale psychikę narodu. Wierzymy i widzimy to tylko, co widzieć chcemy,a nie to, co jest zgodne z rzeczywistością."Kowergencja czyli wizja OrwellaOwa Mackiewiczowska „fatalnafikcja" posłużyła jako tytuł książkiDariusza Rohnki, opisującej podobnystan umysłów, tyle że kilkadziesiątlat później. Kiedy czytamynakreślony przez Prusa w „Faraonie"opis zaćmienia słońca, wykorzystanegoprzez egipskich kapłanów do oszukiwania całego ludu, kręcimyz politowaniem głowami nad ciemnotą ówczesnych poddanych faraona. Niedopuszczamy jednak do myśli, że sami jesteśmy dziś traktowani podobnieprzez współczesnych specjalistów od socjotechniki. Tylko środki panowanianad umysłami są dziś bardziej wyrafinowane.Jako punkt wyjścia dla rozważań Rohnki posłużył casus majora KGB AnatolijaGolicyna, który w grudniu 1961 roku uciekł na Zachód i poprosił o azylw Stanach Zjednoczonych. Golicyn był nie tylko wysokim oficerem, lecz równieżteoretykiem wywiadu z tytułem doktorskim i należał do najściślejszegogrona moskiewskich planistów. Ujawnił on plany nowej strategii obozu komunistycznego,przygotowanej na nadchodzące dziesięciolecia. Scenariuszwydarzeń, jaki przedstawił Golicyn, wydał się Amerykanom tak nieprawdopodobny,że nie dali mu wiary. A jednak trzydzieści lat później przewidywaniabyłego majora KGB spełniły się aż w 94 procentach. Mark Riebling, któ-JESIEŃ-200153


y przeanalizował szczegółowo materiały opracowane przez Golicyna, doliczyłsię 194 prognoz przyszłego rozwoju wydarzeń. Spośród nich 46 byłojeszcze niemożliwych weryfikacji, 9 okazało się zdecydowanie błędnych, zaś139 było całkowicie trafnych.Już w 1961 roku Golicyn zapowiedział wybuch konfliktu sowiecko-chińskiego,który - według niego - zostanie specjalnie wyreżyserowany na użytekZachodu. Chodziło o stworzenie wrażenia rozłamu w obozie komunistycznych.Zanim na Kremlu zasiadł Gorbaczow, Golicyn dokładnie opisał glastycznym,dzięki czemu możnabyło od państw zachodnich uzyskaćwięcej niż w przypadku jednolitego,konfrontacyjnie nastawionego bloku.Zbiegły major zapowiadał pojawieniesię ruchu dysydenckiegoi powstanie partii eurokomunisnost'i pieriestrojkę. Przewidywał liberalizację gospodarki i kampanię rozbrojeniową,złagodzenie cenzury i wprowadzenie wolności podróżowania,rezygnację z kierowniczej roli partii komunistycznej i legalizację opozycji politycznej,upadek muru berlińskiego itd.Tym, co wydawało się Amerykanom najbardziej nieprawdopodobnew opowieściach zbiegłego oficera, była długofalowa dalekosiężność przedstawionejstrategii. Wychowani w systemach demokratycznych nie byli w staniedopuścić do swej myśli faktu kalkulowania w okresach dłuższych niż kadencjekolejnych rządów czy prezydentów. Tymczasem w krajachkomunistycznych rytm zmian we władzach nie był wcale wyznaczany datamiwyborów, które nie miały żadnego znaczenia. Zarówno w Związku Sowieckim,jak i w Chinach planowanie odbywało się w długich cyklach,a sprzyjał temu fakt, że w obydwu tych krajach jakakolwiek opozycja politycznaprzestała de facto istnieć.Nowa strategia polegała na dezinformacji. Należało przekonać Zachódo wewnętrznej słabości systemu komunistycznego i możliwości jego liberalizacji.Było to zgodne z oczekiwaniami państw zachodnich, które, w dobiebroni masowego rażenia, za wszelką cenę dążyły do uniknięcia starcia militarnegoi liczyły na wewnętrzną ewolucję ustroju komunistycznego. Nowastrategia zakładała zamiast ostrej rywalizacji zbliżenie ze światem kapitali­54<strong>FRONDA</strong> 23/24


stycznym. Efektem owego zbliżenia miało być stopniowe upodabnianie sięobu systemów. O tym mówiła, szalenie popularna w kręgach zachodniej socjaldemokracji,teoria konwergencji, zakładająca trwałe zespolenie obuustrojów poprzez obumieranie klasycznego kapitalizmu i autentycznego komunizmu.Politycznym wyrazem owej konwergencji miała być, jak to określałGorbaczow, „budowa wspólnego europejskiego domu". Wielka popularnośćostatniego genseka KPZR na Zachodzie wynikała z tego, że jawił się onjako realizator tej teorii.Ciekawe, że niemal o tym samym,co Gorbaczow, mówił równieżSacharow: „Natarczywe postulatyżyciowe społecznego postępui pokojowego współistnienia, naciskwewnętrznych sił postępowych(klasy robotniczej i inteligencji) i przykład krajów socjalistycznych doprowadząw Stanach Zjednoczonych i innych krajach kapitalistycznych dozwycięstwa lewicowego, reformistycznego skrzydła burżuazji, które w swejdziałalności przyjmie program zbieżności z socjalizmem, to znaczy pójdziena reformy społeczne, pokojowe współistnienie i współpracę z socjalizmemw skali ogólnoświatowej, oraz na wprowadzenie zmian strukturalnych do zasadywłasności prywatnej. Częścią tego programu będzie poważne zwiększenieroli inteligencji i walka z siłami rasizmu i militaryzmu." Sacharow przewidywał,że „konwergencja socjalistyczna doprowadzi do wygładzenia różnicstrukturalno-społecznych, do rozpowszechnienia się wolności intelektualnej,rozwoju nauki i sił wytwórczych, powstanie rząd światowy, osłabną narodoweprzeciwieństwa."Sowieci pragnęli powtórki z lat 30-tych i stworzenia nowej wersji FrontuLudowego - sojuszu sił lewicowych ze Wschodu i Zachodu (komunistówi socjaldemokratów). Czynnikiem ułatwiającym zbliżenie miało stać się (podobniejak w latach 30-tych) zagrożenie faszystowskie. Ujawnione akta Stasipomogły odkryć przyczyny nagłej aktywizacji ruchów neonazistowskichw RFN - ich liderzy, np. Karl Heinz Hoffman czy Bernard Schlottmann, bylienerdowskimi agentami.W Polsce „Front Ludowy" miały stworzyć w 1989 roku reformatorskieskrzydło PZPR i światła część „Solidarności". Wówczas też zaczęto kreowaćJESIEŃ-200155


nową linię podziału - już nie na komunistów i antykomunistów, lecz napostępowe siły europejskie i zacofany ciemnogród. Podobne „zasypywaniepodziałów" i kreowanie „historycznych kompromisów" miało miejsce takżew innych krajach.Na marginesie warto dodać, że najtrafniejszym opisem literackim teoriikonwergencji jest niewątpliwie finał „Folwarku zwierzęcego" George'a Orwella:„Zwierzęta w ogrodzie patrzyły to na świnię, to na człowieka, potemznów na świnię i na człowieka, ale nikt już nie mógł rozpoznać, kto jest kim".Następcy Dżyngis-chanaGolicyn, który, jak wspomnieliśmy,był również teoretykiem wywiaduz tytułem doktorskim, wspominał,że wielkie wrażenie na sowieckichplanistach wywarł napisany dwatysiące lat temu traktat chińskiegostratega Sun Tsy „Sztuka wojenna".Podstawową tezą tego dzieła było osiąganie zwycięstwa nad przeciwnikiembez użycia siły.Stanisław Swianiewicz wspomina, że w 1939 roku Sowieci odwoływalisię do doświadczeń Dżyngis-chana. Otóż ten wielki wojownik, w okresiebezpośrednio poprzedzającym zdobycie danych terenów, wysyłał tam swoichemisariuszy, którzy niby dyskretnie rozpowiadali wokół o wielkich dobrodziejstwach,jakie przynoszą wszędzie ludności wojska tatarskie. „Dżyngischanmiał doskonale zorganizowany aparat szeptanej propagandy, któryosłabiał wolę oporu zaplanowanej ofiary". Swianiewicz pisze, że mentalnośćspołeczeństwa polskiego w 1939 roku powinna stać się przedmiotem wnikliwszychbadań psychologów i socjologów. Polacy bowiem dali się nabrać nazastosowaną przez Sowietów starą sztuczkę Dżyngis-chana - chociaż był tookres tuż po wielkich procesach pokazowych i krwawych czystkach w ZSRR,w swej dużej części byli przekonani o dobrodziejstwach sowieckiego ustrojui pozbawieni woli oporu.Komuniści wykorzystywali wielokrotnie też doświadczenia Ochrany,stwarzając samemu i kontrolując ruch opozycyjny. O ile Ochrana potrafiła56<strong>FRONDA</strong> 23/24


stawiać swoich agentów na czele partii opozycyjnych (przypadek osławionegoAzefa), o tyle czekiści umieli już sami powoływać do istnienia cale ugrupowaniazłożone ze swoich agentów. Modelowym przykładem takiej działalnościbyła operacja „Trust", dzięki której zneutralizowano aktywnośćantykomunistycznej opozycji na emigracji i w kraju.Proklamowanie przez Lenina NEP-u również nosiło wszelkie znamionadezinformacji. Dzięki przekonaniu państw zachodnich o możliwości zliberalizowaniasystemu sowieckiego, Leninowi udało się wyjść z politycznej izolacjii uzyskać uznanie społeczności międzynarodowej. A były to czasy, w którychbolszewików traktowano na świecie tak, jak dzisiaj traktuje sięafgańskich talibów - jako barbarzyńców,z którymi nie utrzymujesię stosunków dyplomatycznych.Gdyby tylko talibowie poczytali sobiew książce Lenina „Dziecięcachoroba lewicowości w komunizmie"o trudnej sztuce oportunizmu,być może zdobyliby się na paręstarannie wyreżyserowanychgestów na pokaz, a zachodni przywódcyprzestaliby tyle mówić o łamaniupraw człowieka w Afganistaniei o terroryzmie, a zaczęlipowtarzać, że „z tymi talibami dasię robić interesy".Już w 1930 roku sekretarz Kominternui wykładowca LeninowskiejSzkoły Wojny Politycznej DymitrManuilski tak mówił o strategiikomunistycznej polityki międzynarodowej:„rozstrzygająca wojna pomiędzykomunizmem a kapitalizmem jest nieunikniona. Dzisiaj, oczywiście,nie jesteśmy dostatecznie silni. Nasz czas nadejdzie w ciągu 20-30 lat. Abyzwyciężyć, potrzebujemy elementu zaskoczenia. Burżuazja musi zostaćuśpiona. Musimy zacząć od wywołania najbardziej spektakularnego ruchuJESIEŃ-2001 57


pokojowego. Będą elektryzujące rokowania i trudne do wyobrażenia koncesje.Kraje kapitalistyczne, głupie i dekadenckie, będą się cieszyć z możliwościwspółpracy, działając na rzecz swojego zniszczenia. Skorzystają z kolejnejszansy, aby stać się naszymi przyjaciółmi. W chwili, kiedy się odsłonią, uderzymyich naszą zaciśniętą pięścią."Wojna szpiegówPowstaje pytanie: jeżeli Sowieci,wraz z przyjściem do władzy Gorbaczowa,rzeczywiście zaczęli realizacjęstrategii, o której pisze Golicyn,to dlaczego nie wiedzieli nico tym Amerykanie? Czy ich wywiadnie był w stanie zdemaskowaćtak wielkiej manipulacji? Rzecz jednak w tym - jak przypomina Rohnka - żew 1985 roku cała siatka CIA w Moskwie została zlikwidowana przez KGB.W momencie obejmowania władzy przez Gorbaczowa źródła tajnych informacjiz Rosji zostały zablokowane. Zadanie stworzenia nowej siatki otrzymałówczesny szef Wydziału Europy Wschodniej CIA, Aldrich Hazen Ames.W lutym 1994 roku został on zdemaskowany jako rosyjski szpieg i aresztowany.W powszechnej opinii fachowców była to największa afera szpiegowskaw dziejach USA. Ames kontrolował wszystkie wschodnioeuropejskie kanałyinformacji CIA, które z łatwością mogły zostać wykorzystane jakoźródła dezinformacji. Nic więc dziwnego, że na łamach „New York Times"wysoko postawieni urzędnicy rządu federalnego stwierdzili, że wszystkie raportynapływające z Moskwy w latach 1985-94 muszą zostać uznane zaszczególnie mało wiarygodne.Ze Sowieci są mistrzami dezinformacji, dowiedli tego na początku lat 60-tych, gdy - podsuwając odpowiedni materiał - przekonali szpiegujących ichAmerykanów, że rakiety międzykontynentalne made in USSR nie są w stanie,z powodu ograniczeń technologicznych, trafiać w silosy rakietowe przeciwnika.Wniosek, jak wyciągnęło z tego CIA, brzmiał następująco: Sowieci mogąco prawda przeprowadzić ataki odwetowe na amerykańskie miasta, ale niesą w stanie wykonać pierwszego uderzenia, atakując bazy rakietowe. Na tej58 <strong>FRONDA</strong> 23/24


tezie oparta była cała doktryna obronna USA. W 1968 roku okazało się, żeteza ta była fałszywa - ZSRR od dawna posiadał znakomity system naprowadzaniarakiet, celowo jednak podsuwał amerykańskim szpiegom błędne informacje.W owej „wojnie szpiegów" szczególnie interesujący jest przypadek czeskiegogenerała Jana Sejny, który w 1968 roku zbiegł na Zachód. Zeznał on,że w latach 1954-56 została opracowana przez służby sowieckie nowa strategiawalki z Zachodem. Opierałasię ona na pięciu elementach.Pierwszym było szkolenie kadr dlaruchów rewolucyjnych w krajachTrzeciego Świata, drugim - szkoleniei wspomaganie terrorystów,trzecim - plany sabotażu na światowąskalę, czwartym - infiltracja zorganizowanej przestępczości o zasięgumiędzynarodowym i przejęcie nad nią kontroli, piątym - globalny handelnarkotykami.W swej książce pt. „Czerwona kokaina. Narkotyzowanie Ameryki i Zachodu"amerykański ekspert ds. handlu narkotykami Joseph D. Douglas dowodzi,że zarówno Rosjanie, jak i Chińczycy pragnęli w ten sposób doprowadzićdo demoralizacji społeczeństw zachodnich, aby te stały się w przyszłościłatwiejszą ofiarą zdobywców. Nie był to zresztą koncept zupełnie nowy. MaoTse Tung, który w latach 20-tych używał narkotyków do „rozmiękczania"nieprzyjaznych mu obszarów, zauważał, że o ile czasie XIX-wiecznych wojenopiumowych imperialiści wykorzystywali narkotyki przeciw Chińczykom,o tyle teraz sytuacja powinna ulec odwróceniu.W świetle ujawnionych przez Sejnę informacji ciekawie przedstawiają sięniedawne doniesienia „Newsweeka", że Władimir Putin pracował swegoczasu dla niemiecko-rosyjskiej spółki SPAG, której szef Rudolf Ritter oskarżonyjest o wypranie ponad miliona dolarów kolumbijskich karteli narkotykowych.Niemiecki wywiad BND twierdzi, że poprzez struktury SPAG rosyjskamafia skupuje nieruchomości w Petersburgu i innych miastach.Przedstawiciel tej spółki na Rosję Władimir Smirnow został przez Putinamianowany administratorem prezydenckich nieruchomości. Wcześniej dziękiPutinowi Smirnow uzyskiwał wiele koncesji dla swojej firmy, w której pra-JESIEŃ-2001 59


cował m.in. Wiadimir Barsukow, szef mafii tambowskiej, jednej z największychgrup przestępczych w kraju.Ciąg dalszy „zimnej wojny"Golicynowi można wierzyć lub nie. Trudno jednak zignorować trafnośćprzewidzianego przez niego scenariusza wydarzeń, który - jak twierdzi samzainteresowany - nie opierał się na przypuszczeniach, lecz na wiedzy. Trudnoteż zignorować relację byłego premiera Rosji Jegora Gajdara, który powiedział,że scenariusz okrągłego stołu w Polsce był przygotowany na Kremlujuż w 1984 roku.Powstaje pytanie: jeżeli ktoś z wieloletnim wyprzedzeniem aranżuje takieprzedsięwzięcie, to czy nie zadba zawczasu o obsadzenie ról dla obydwustron owego spektaklu? W aktach Stasi odnaleziono plany okrągłego stołu,jaki miał się odbyć w NRD. Udowodniono też, że niektórzy enerdowscy opozycjoniścibyli w rzeczywistości agentami Stasi, których komuniści wsadzalinawet na parę lat do więzienia, by w ten sposób uwiarygodnić ich opozycyjnąlegendę.Niezależnie od tego, czy uznamy relacje Golicyna za wiarygodne, czy teżopowiemy się za tym, co podaje do wierzenia większość mediów, nie możemyzignorować kilku faktów. Chociaż Związek Sowiecki się rozpadł, to działalnośćwywiadowcza rosyjskich służb w krajach zachodnich rośnie, a ich aktywnośćjest nawet większa niż podczas „zimnej wojny". Układyrozbrojeniowe okazały się fikcją - Rosjanie nie zniszczyli ani jednej głowicynuklearnej (wieloletni pracownik Narodowej Rady Obrony USA Sven Kraemermówi, że „nigdy głowice jądrowe nie były nawet przedmiotem negocjacji"),zaś amerykańska pomoc materialna przeznaczana jest na wycofywaniez użytku przestarzałego uzbrojenia, by zastąpić je nowym. Mimo kryzysu gospodarczegow Rosji wydatki na zbrojenia rosną (w 1994 roku - 2,1 mld doł.,w 1997 - 12,8 mld doi.), podczas gdy w USA maleją (zaledwie 2,9 proc. dochodunarodowego brutto). Rosjanie z rozmachem rozwijają konstrukcję nowychrodzajów broni, np. w 1997 roku zaprezentowali rakietę Topól M (SS27) - jedyną na świecie międzykontynentalną rakietę balistyczną, wystrzeliwanąz ruchomej wyrzutni i zdolną osiągać przestrzeń kosmiczną oraz wracaćna ziemię. (Tym właśnie należy tłumaczyć determinację administracji60<strong>FRONDA</strong> 23/24


George'a W. Busha, by skonstruować nad Ameryką tarczę antyrakietową.)Mimo że już Gorbaczow oficjalnie zapewniał, iż Moskwa zaprzestała pracnad bronią biologiczną i chemiczną, były one dalej kontynuowane - ujawniłzbiegły na Zachód w latach 90-tych dr Kanatjan Alibekow, wicedyrektor rosyjskiegoprogramu rozwoju masowej broni biologicznej. Inny zbieg z tegosamego okresu, pułkownik GRU Stanisław Łuniew, opisując nastroje panującewśród rosyjskich przywódców wojskowych, stwierdził, że dla nich „zimnawojna" się nie skończyła. Konflikt trwa.ROBERT KOWALEWSKIDariusz Rohnka „Fatalna fikcja", Poznań 2001JESIEŃ-200161


Czechosłowacka służba bezpieczeństwa (StB) jużw sierpniu 1989 roku wiedziała, że najdalej za trzymiesiące, a więc do 21 listopada, dojdzie do wystąpień,które doprowadzą do dymisji rządu, okrągłegostołu i „aksamitnej rewolucji". Rzecz w tym, że samiuczestnicy owej zaplanowanej demonstracji jeszcze tegonie wiedzieli.Rok 1989:Jesień Narodów czy KGB? 1JOZEFDARSKIDziesięć lat po upadku komunizmu można łatwiej ocenić rolę, jaką w likwidacjidawnego ustroju odegrały służby specjalne, agentura i oddolna dynamikaruchów masowych, które po przekroczeniu pewnego progu wymknęłysię spod kontroli i nie dały się już sobą manipulować. Zastanówmy się jakaczęść zasług przypada na każdy z wymienionych trzech czynników.62<strong>FRONDA</strong> 23/24


Raport Colicyna22 grudnia 1961 roku podpułkownik KGB Anatolij Golicyn poprosiło azyl w ambasadzie Stanów Zjednoczonych w Helsinkach. Stan wiedzy Golicynato nie tylko doświadczenia zdobyte na kursach i w bibliotekach KGBw latach 1958-1961, ale również znajomość archiwów służb zachodnich. Poprzybyciu na Zachód Golicyn przekonał bowiem swych opiekunów, iż czytającfile osobowe zgromadzone w archiwach wywiadu amerykańskiego, angielskiego,francuskiego i niemieckiego będzie potrafił wykryć sowieckichpodwójnych agentów. W konsekwencji Golicyn był jedynym człowiekiem naświecie, który poznał taką ilość tajnych informacji. Jego teoria dezinformacjipowstała więc zapewne w oparciu o te dwa źródła. W rzeczywistości mającdostęp do zachodnich filów osobowych, Golicyn mógł dowiedzieć się znaczniewięcej niż sam wyniósł z KGB. W 1984 roku ukazała się jego książka pt.:„The New Lies for Old" (Nowe kłamstwa zamiast starych).Wielka strategia lat 1960-tych miała zaowocować w swej ostatniej fazie„wprowadzeniem fałszywej liberalizacji w Europie Wschodniej i prawdopodobniew Związku Sowieckim oraz okazywaniem symulowanej niezależności zestrony reżymów Rumunii, Czechosłowacji i Polski". Zdaniem Golicyna po roku1980 należało spodziewać się ekspansji demokracji „wielopartyjnej" pozostającejpod kontrolą KGB. Golicyn przewidywał to na podstawie analizy strategiiwytyczonej przez szefa KGB Aleksandra Szelepina w latach 1958-1960.Po represjach lat 1980-tych miało dojść do „demokratyzacji, która nastąpiprawdopodobnie po odejściu Breżniewa. Następca Breżniewa może okazaćsię sowieckim Dubczekiem. Nie ma to jednak znaczenia, gdyż kierownictwojest kolektywne, a jego polityka długofalowa. Rządy Breżniewa,interwencja w Afganistanie, neostalinowskie akcje przeciw 'dysydentom' zostanąpotępione podobnie jak rządy Novotnego. Uchwalone zostaną reformyekonomiczne na podobieństwo jugosłowiańskich lub nawet Zachodu (socjaliści),nastąpi rozwiązanie części ministerstw, decentralizacja, wprowadzeniesamorządów, podział dotychczasowych fabryk na jednostki samorządowe,zezwoli się na inicjatywę prywatną, uwypuklona zostanie 'niezależna' rolazwiązków zawodowych, technokratów i rad robotniczych, kontrola partii nadgospodarką pozornie ulegnie zmniejszeniu" - pisał Golicyn.JESIEŃ-200163


Jak to planował już w 1960 roku szef leningradzkiego KGB Mironów, polityczna„liberalizacja" i „demokratyzacja" w Europie Wschodniej i w Sowietachbędą postępowały wedle wzorca czeskiego. Nastąpi powrót Dubczeka dożycia politycznego. On i Sacharow staną na czele „partii demokratycznych".Liberalizacja będzie spektakularna - pisał dalej Golicyn - i może objąć:- Oficjalne ogłoszenie zmniejszenia roli partii komunistycznej. Jej monopolzostanie na pozór ograniczony.- Ogłoszenie oddzielenia władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej.- Rada Najwyższa, jej przewodniczący i posłowie otrzymają pozorniewięcej niezależności.- Stanowisko prezydenta i I sekretarza zostaną oddzielone.- Nastąpi „zreformowanie" KGB.- Dysydenci zostaną amnestionowani, a emigrantom pozwoli się na powrót;część z nich zajmie stanowiska przywódcze w rządzie. Sacharowwejdzie do rządu lub będzie wykładał na Zachodzie.- Związki twórcze i Akademia Nauk ZSRS staną się pozornie bardziejniezależne.- Otwarte zostaną kluby polityczne dla bezpartyjnych, a czołowi dysydenciutworzą jedną lub więcej partii alternatywnych.- Cenzura ulegnie ograniczeniu; pojawią się kontrowersyjne książki,filmy, sztuki teatralne, wielu autorów powróci do ZSRS i będzie kontynuowaćkariery.- Do Konstytucji ZSRS wprowadzone zostaną poprawki zapewniającewykonywanie postanowień KBWE.- Obywatele ZSRS uzyskają większą wolność podróżowania na Zachód.- Zachodni obserwatorzy zostaną zaproszeni do ZSRS, by obserwowaćna miejscu wprowadzanie reform.Golicyn przewidywał, że opisywana liberalizacja będzie kontrolowana,skalkulowana i wprowadzana odgórnie przez partię komunistyczną, KGBi jego agentów operujących w środowisku naukowców i intelektualistów. Będzieto kulminacyjny punkt planu Szelepina.Jeśli „liberalizacja" zostanie zaakceptowana przez Zachód jako prawdziwa,kontynuował Golicyn, jeden lub dwa kraje mogą wycofać się z UkładuWarszawskiego, by zademonstrować model neutralności. Następnie Parla-64<strong>FRONDA</strong> 23/24


ment Europejski przyjmie przedstawicieli Sowietów i Krajów DemokracjiLudowej w poczet swych członków.Kolejnym krokiem - zdaniem Golicyna - będzie powstanie w miejsceNATO systemu kolektywnego bezpieczeństwa dla całej Europy, co położykres wpływom Ameryki na naszym kontynencie.Już Praska Wiosna została przyjęta na Zachodzie za spontaniczną ewolucjękomunizmu ku demokracji. Teraz Sowieci wykorzystując mit „demokratycznychkomunistów" doprowadzą do powstania frontów ludowych i skierowaniaEuropy w nurt lewicowego socjalizmu.Gdy książka Golicyna była już w druku, Breżniewa zastąpił Jurij Andropowi wówczas autor dopisał jeszcze kilka uwag, w których przewidywał, że:„Zostanie zorganizowana fałszywa walka o władzę i Andropowa zastąpimłodszy gensek, o bardziej liberalnym obliczu, który będzie intensywniejkontynuował liberalizację". „CZOŁOWĄ ROLĘ W 'LIBERALIZOWANIU'KOMUNIZMU BĘDZIE ODGRYWAŁA BEZPIEKA". „Polska odnowa zostaniepowtórzona w ramach strategii europejskiej. Planowane jest ponowneukazanie się 'Solidarności' i wprowadzenie rządów pseudosocjaldemokratycznychoraz powstanie sojuszu PZPR, 'Solidarności' i Kościoła.".Zastanawiająca jest trafność większościprzewidywań Golicyna, na którew latach 1985-1991 sowietolodzy niechcieli zwracać uwagi, udając, iż książkaGolicyna nie istnieje. Tak zachowywałsię np. znany krytyk Gorbaczowa i pieriestrojki,Michał Heller.Źródła pieriestrojki sięgają jednak jeszcze głębiej niż do 1958 roku. Jaktwierdzi sowietolog francuski, uczennica prof. Alaina Besancona, FrancoiseThom, pomysłodawcą wielu pociągnięć z lat 1980-tych był w rzeczywistościŁawrientij Beria w czasie swego trzymiesięcznego „skoku do przodu" w 1953roku, między śmiercią Stalina a własnym aresztowaniem. To wówczas Beriaplanował pozbycie się aparatu partii komunistycznej, dopuszczenie własnościprywatnej, sojusz z ruchami narodowymi w republikach, a w polityce zagranicznejewakuację NRD i powrót w satelitach do sytuacji z okresu powojennego.Ciekawe, że w okresie Gorbaczowa teczka z materiałami Beriizniknęła z archiwum 2 , a więc ktoś z kierownictwa jej potrzebował.JESIEŃ200165


Nasuwa się najciekawsze pytanie: skoro alternatywa byta przygotowywanaod tylu lat, czy obecna sytuacja stanowi realizację owych planów, czy teżzaistniała dzięki ich uruchomieniu, ale jednocześnie do jakiego stopnia jestwynikiem własnej dynamiki zapoczątkowanych wówczas procesów? Jeślitak, to na jakim etapie scenariusz zaczął zawodzić. A z drugiej strony: któredziałania umożliwiły istnienie dzisiejszej pozycji byłej nomenklatury?Wiktor Jasman, pracownik Researchu Radia Swoboda, jest autorem teorii„zdrady agentów". Jego zdaniemagentura, która miała w okresie pieriestrojkikontrolować z ramieniasłużb specjalnych ruchy masowe:fronty ludowe i fora obywatelskie,w pewnym momencie, widząc własnąsiłę płynącą z oddolnego poparciai popularności, usamodzielniłasię i przestała realizować pierwotny scenariusz. Można dodać, iż walkao władzę między Jelcynem i Gorbaczowem ułatwiła agenturze zadanie, gdyżuniemożliwiała przywołanie jej do porządku przez podzielone na dwie frakcjesłużby specjalne. Agentura i narodowi komuniści w republikach otrzymalimożność opowiedzenia się za Jelcynem i w ten sposób skontrowania Gorbaczowai stojącej za nim części KGB. Jak wiadomo Jelcyn okazał sięzwycięzcą przede wszystkim dzięki poparciu wywiadu wojskowego GRU. LikwidacjaZwiązku Sowieckiego jako sposób na pozbycie się ostatniego gensekastworzyła idealne warunki usamodzielnienia się dla agentury i komunistycznychelit w republikach i satelitach. Suwerenkomuniści, gdy zobaczyli,że na skutek walki Jelcyna z Gorbaczowem, nowy traktat związowy przestałbyć aktualny, wybrali jesienią 1991 roku niezależność.Pieriestrojka była realizowana według czterech modeli. W bałtyckimgłówną rolę powierzono Frontom Ludowym, którym pozwolono na zdobyciewiększości mandatów w lokalnych sowietach najwyższych. Na Białorusi,Ukrainie i w Moldowie Frontom pozwolono zdobyć maksimum 1/3 mandatów,zachowując rolę decydującą lokalnych aparatów partyjnych i tzw suwerenkomunistów.W Polsce, Czechach i na Węgrzech oparto się na porozumieniumiędzy istniejącą tu opozycją, która przybrała formę forówobywatelskich, a częścią aparatu partyjnego, natomiast w Bułgarii i Rumunii66<strong>FRONDA</strong> 23/24


stymulowano powstanie opozycji, bez której komuniści nie mieliby partnerówspołecznych niezbędnych do legitymizacji nowego systemu władzy.Rok 1987 we wszystkich satelitach i republikach zachodnich był okresemprzygotowawczym, chociaż w niektórych państwach (Węgry) symptomyzmian pojawiły się już w 1986 roku.Model bałtyckiOpozycja w republikach bałtyckich została (poza Litwą) zlikwidowana napoczątku lat 1980-tych. Liberalizacja oznaczała jednak, że niezależne grupyodrodzą się, a więc należało stworzyć dla nich przeciwwagę. Miała służyć temuopracowana przez Aleksandra Jakowlewa koncepcja frontów ludowychjako instrumentu odnowienia ZSRS i zastąpienia niesprawnych już aparatówpartyjnych przez organizacje autentyczne, narodowe, popularne i jednocześniesterowane z centrum. Głównezadanie stymulowania i kontrolowaniafrontów powierzono KGBi jego agenturze w środowisku inteligencjipartyjnej.W latach 1987-1988 rozważanojuż w Moskwie w elicie kierowniczejzrównoważenie niesprawnejKPZS przez drugą partię i aparat państwowy lub wprowadzenie pewnego rodzajusystemu wielopartyjnego, a w 1988 roku zdecydowano się na prywatyzację.3W tym czasie Abel Aganbegian, doradca ekonomiczny Gorbaczowai człowiek Andropowa, zapowiadał wprowadzenie wolnego rynku. 4Pierwszy etap realizacji bałtyckiego scenariusza obejmował lata 1987-1988. W styczniu 1987 roku zaczęto zwalniać więźniów politycznych, poczynającod tych, których uważano, zresztą mylnie, za mniej szkodliwych dla systemu.Jednocześnie na wiosnę 1987 roku przystąpiono do tworzenia opozycjiparalelnej. Zaczęto od ruchu zielonych w Estonii. Jego organizatorami zostalitacy ludzie jak: Vello Pohla, funkcjonariusz KGB zajmujący się w ambasadziesowieckiej w Sztokholmie porywaniem zbiegłych sportowców i wycofany dokraju po nieudanej akcji; członkowie nomenklatury jak Tiit Made, były attachehandlowy w Sztokholmie, który w czasie demonstracji Estończyków pod am-JESIEŃ'200167


asadą zerwał flagę estońską; a także inteligenci, zarówno partyjni, związaniz nomenklaturą, jak prof. Toomas Frey, jak również apolityczni, jak dyrektorogrodu botanicznego Andres Tarand. Nie znaczy to oczywiście, że w ruchu niebyło działaczy niepodległościowych (np. Juri Liim), ale nie oni decydowali.26 września 1987 roku organ Komunistycznej Partii Estonii (KPE) z Tartuopublikował propozycję ustanowienia w republice „suwerenności ekonomicznej",tj. przejścia całości gospodarki w Estonii na własność Estońskiej SocjalistycznejRepubliki Sowieckiej oraz wprowdzenia zasad rynkowych i własnościprywatnej. Autorami artykułu byli członkowie KPE ze średniej i niższej nomenklatury:wspomniany już Tiit Made, dyrektor Kasy Oszczędności - SiimKallas, Mik Titma - kierownik wydziału w Instytucie Historii Akademii Nauk,który w 1988 roku zostanie sekretarzem KPE d/s ideologii, oraz Edgar Savisaar- kierownik wydziału w Komisji Planowania. 5Przeciwko tym pomysłomostro wypowiedzieli się breżniewowcy, którzy już wkrótce mieli zostać usunięciprzez Gorbaczowa przy pomocy wiernego mu frontu ludowego.Jednocześnie w lipcu 1987 roku zwolnieni estońscy więźniowie polityczniutworzyli Grupę na rzecz Opublikowania Paktu Mołotow-Ribbentrop -MRP-AEG (Heiki Ahonen, Lagle Parek, Erik Udam, Mati Kiirend, Viktor Niitsoooraz Mart Niklus i Enn Tarto przebywający jeszcze w obozie), a w grudniupowstało Towarzystwo Ochrony Estońskiej Spuścizny (EMS), jednoczącezarówno partyjnych reformistów popierających Gorbaczowa jak też antykomunistycznychopozycjonistów; jego celem miało być odrodzenie wartościnarodowych. 21 stycznia 1988 roku MRP-AEG przekształciła się w EstońskąNarodową Partię Niepodległości (ERSP), która początkowo wysunęła hasłoautonomii w ramach ZSRS i wprowadzenia gospodarki rynkowej.Na Łotwie członkowie powstałej w lipcu 1986 roku Grupy Helsinki 86,zwolnieni w styczniu 1987 roku: Rajmonds Bitenieks i Martin Bariss oraz LinasGrantińsz (więziony od lipca do grudnia 1987), zorganizowali demonstracjepatriotyczne - 14 czerwca, 23 sierpnia i 18 listopada - domagając sięlikwidacji następstw Paktu Mołotow-Ribbentrop. Interweniowała policja. Napoczątku 1988 roku utworzono Klub Ochrony Środowiska (VAK), na jegoczele stanął współpracownik KGB Arvids Ulme 6 . W kwietniu VAK zorganizowałdemonstrację przeciw budowie metra w Rydze. Policja nie interweniowała.Później ruch zielonych na Łotwie przybrał bardziej radykalny charakter.W czerwcu 1988 roku powstał Łotewski Narodowy Ruch Niepodległości68<strong>FRONDA</strong> 23/24


(LNNK), który zapowiedział wprowadzenie systemu wielopartyjnego, likwidacjęskutków rusyfikacji i odzyskanie niepodległości przez powrót do republikiz 1918 roku. Na czele LNNK stanął były komunista narodowy i wicepremierz 1959 roku, Eduard Berklavs.Reaktywowana Liga Wolności Litwy zorganizowała 23 sierpnia 1987 rokupierwszą demonstrację. Policja nie interweniowała, ale zaatakowała demonstracjenarodowe zorganizowane przez starą opozycję 16 lutego 1988 roku.Łącznie w krajach nadbałtyckich - w Estonii ERSPbyła w stanie zmobilizować 20 tysięcy demonstrantów,na Łotwie grupa Helsinki 86 - do 10 tysięcy, a stara opozycjana Litwie do 20 tysięcy (Liga w Wilnie - 2 tysiące).Władze stosowały wobec ERSP i Helsinek 86 represjeoraz banicje najaktywniejszych działaczy. W takiejsytuacji komunistom narodowym, dzięki hasłom antystalinowskimi narodowym, udało się przejąć przywództwo.Helsinki 86 zostały sparaliżowane. Inaczejbyło w Estonii i na Litwie. Można powiedzieć, iż obózniepodległościowy odrodził się w okresie: lato 1987 -wiosna 1988 roku. Tym bardziej więc organa musiałyprzyspieszyć realizację swych planów.1 kwietnia 1988 roku estońskie związki twórcze, powystąpieniu nowego sekretarza KPE d/s ideologii IndrekaToome, który wezwał do rozpoczęcia pieriestrojki,zaapelowały o autonomię gospodarczą i kulturalną, status języka państwowegodla estońskiego, wstrzymanie emigracji do Estonii i rehabilitację ofiarstalinizmu. 13 kwietnia wspomniany już Edgar Savisaar i Marju Lauristin,dziekan Dziennikarstwa na Uniwersytecie w Tartu, a więc osoba „pewna ideologicznie",wezwali przez TV do utworzenia Frontu Ludowego. Deklaracjaukazała się następnie z aprobatą Politbiura (30.04.1988). Przewidywała onauzyskanie suwerenności, tj. wprowadzenie nadrzędności praw republikańskichnad związkowymi oraz zawarcie nowego układu związkowego.Na Łotwie związki twórcze przejęły hasła Helsinek 86 w marcu 1988 roku.1-2 czerwca 1988 roku powtórzyły żądania estońskie. Na zorganizowanej wówczaskonferencji związków twórczych Mavriks Vulfsons, komentator politycznyi ortodoksyjny ideolog komunistyczny, stwierdził, że w 1940 roku Łotwa nieJESIEŃ-2001 69


przyłączyła się do ZSRS dobrowolnie i legalnie, ale była okupowana przez Sowiety.Był to znak, że Gorbaczow nakaże publikację Paktu Mołotow-Ribbentrop, byotworzyć drogę do zawarcia nowej umowy związkowej. 3 czerwca 17 osób,w tym 5 wysokich funkcjonariuszy partyjnych i dwu opozycjonistów (Ivars Zukovskisi Juris Vidińsz), wezwało do utworzenia Patriotycznego Ruchu na rzeczPrzebudowy; tekst opublikowano w oficjalnej prasie.Na Litwie inteligencja partyjna zaczęła protestować w maju przeciwkowyborowi breżniewowców na XIX Konferencję Partyjną w Moskwie, któramiała odbyć się w czerwcu 1988 roku. 27 maja 1988 roku przybył do Wilnaekonomista Ivar Raig, członek KPE i przewodniczący Estońskiego TowarzystwaEkonomiczngo, celem przeprowadzenia rozmów w Akademii Nauk.3 czerwca 1988 roku, na spotkaniu pracowników Akademii Nauk z komisjąekonomiczną powołaną przez Komitet Centralny Komunistycznej PartiiLitwy (KPL), wybrano 35-osobowy komitet organizacyjny Litewskiego Ruchuna rzecz Przebudowy - Sajudisu. Kontrolowany przez KGB tygodnik dla emigracji„Gimtasis Krasztas" opublikował (16.06.1988) program przewidujący„przywrócenie suwerenności gospodarczej, kulturalnej i politycznej republikzwiązkowych w oparciu o leninowską koncepcjęZSRS". Obiecywano wprowadzenie obywatelstwarepublikańskiego i nadanie litewskiemu statusu językapaństwowego.Na I Kongresie Frontu Estońskiego (1-2.10.1988)członków ERSP nie dopuszczono na mównicę.Przyjęty wówczas program stwierdzał, iż „stalinowskapolityka (...) zlikwidowała suwerenność" i proponował powrót do SowieckiejEstonii, tj. do sytuacji spomiędzy 21 lipca a 3 sierpnia 1940 rokuoraz zawarcie nowego traktatu związkowego, dekolektywizację, autonomięgospodarczą i własną walutę. Na 7 członków kierownictwa Frontu było 4 komunistów;Savisaar i Lauristin zostali jego współprzewodniczącymi.W programie przyjętym na I Zjeździe Łotewskiego Frontu Ludowego -LTF (8-9.10.1988) obiecano „odrodzić leninowskie zasady socjalizmu" oraz„zdemontować stalinizm i neostalinizm i przekształcić ZSRS (...) w związeksuwerennych państw (...), zagwarantować suwerenność republiki zapisanąw Konstytucji ŁSRS", nadać łotewskiemu status języka państwowego, przejąćcałość gospodarki na własność Republiki, wprowadzić własność prywat -70<strong>FRONDA</strong> 23/24


ną i oddać ziemię chłopom na wieczne użytkowanie. W sprawie obywatelstwaprzyjęto opcję zerową. 7Zwolennicy LNNK stanowili około 40 proc. członków Frontu 8 ; jego radykalneskrzydło utworzone we wrześniu 1988 roku nosiło nazwę NieformalnegoFrontu i wywodziło się z Rady Klubów Społecznych działającej od 1987roku. W Radzie Koordynacyjnej LTF komuniści mieli jednak 24 na 31 miejsc,a przewodniczącym został komunistyczny dziennikarz Dainis Ivans.Program Sajudisu przyjęty na I Zjeździe (22-23.10.1988) nie wybiegał pozaramy wcześniejszej deklaracji. Na 35 członków Rady Sajudisu wybrano 17członków KPL, w tym 3 członków władz partyjnych oraz co najmniej 4 agentówKGB (Virgilijus Czepaitis, Bronius Kuzmickas, Jakubas Minkeviczius, KazimieraPrunskiene). Zdaniem późniejszego szefa MON, Audriusa Butkevicziusa, „wkierownictwie Sajudisu 90 proc. ludzi związanych było z KGB". PrzewodniczącymSajudisu został bezpartyjny muzykolog Vytautas Landsbergis. WspomnianyButkeviczius, który popadł później w konflikt z Landsbergisem i został skazanyna 5 lat za malwersacje, twierdził, iż ma dokumenty świadczące o jegowspółpracy z KGB. Sprawa nie została nigdy przekonywająco wyjaśniona.'W Estonii jeszcze przed zjazdem Frontu, natomiast na Łotwie i Litwiejuż po kongresach założycielskich LTF i Sajudisu, doszło do wymiany kierownictwpartyjnych na ludzi Gorbaczowa; władzę wzięło pokolenie komsomolców.16 czerwca 1988 roku I sekretarza KPE Karla Vaino zastąpił VainoValjas, a w listopadzie Indrek Toome został premierem. W październiku wymienionokierownictwo KPŁ; Janis Vagris zastąpił Borysa Pugo, a AnatolijsGorbunovs, sekretarz d/s ideologii, został przewodniczącym Sowietu. Zmianyna Litwie wymagały interwencji Jakowlewa, który 11 sierpnia spotkał sięz kierownictwem KPL, po czym I sekretarzem został Algirdas Brazauskas(19.10.1988). Teraz zaczął się drugi etap realizacji scenariusza - zawarto sojuszmiędzy narodowymi komunistami i frontami, czego wyrazem byłowspólne organizowanie masowych wieców. W Tallinie latem zbierało się do300 tysięcy ludzi, w Rydze 14 czerwca manifestowało 100 tysięcy, a w Wilnie250 tysięcy demonstrowało przeciw „stalinowskiej zdradzie socjalizmu",podczas gdy wiece Ligi gromadziły 25 tysięcy. Komuniści narodowi uzyskalipoważną pozycję w nowych ruchach.W 1988 roku bałtycki ruch narodowy ukształtował się dwutorowo; z jednejstrony fronty ludowe „we współpracy z komunistami uznającymi celeJESIEŃ-2001 71


narodowe", jak stwierdził Savisaar, realizowały program Gorbaczowa: samodzielnośćgospodarczą, suwerenność i zawarcie nowego układu związkowego,z drugiej zaś działały organizacje niepodległościowe: w Estonii ERSP i nowo powstającepartie narodowe wywodzące się ze środowiska Towarzystwa OchronyEstońskiej Spuścizny, na Łotwie - LNNK, a na Litwie - Liga i nowe partie, któreprzenikały do Sajudisu i powodowały jego szybką radykalizację. W Estoniii na Łotwie wysunięto hasło powrotu do przedwojennych republik.Breżniewowskie sowiety posłusznie uchwaliły deklaracje suwerennościrepublik w ramach ZSRS: w Estonii już 16 listopada 1988 roku (18 maja1989 przejście do samodzielności gospodarczej), na Litwie 18 maja 1989 roku,a na Łotwie dopiero 26 lipca 1989 roku; nadały językom narodowym statusjęzyka państwowego oraz przywróciły też flagi, herby i hymny narodowe:na Litwie w listopadzie 1988 roku, w Estonii 18 stycznia i 23 lutego 1989 roku,natomiast na Łotwie 5 maja 1989 i 27 lutego 1990 roku. 11 listopada1989 roku Sowiet Estonii uznał inkorporację za nieważną, a kraj za okupowany,otwierając tym samym drogę do nowego traktatu.24 grudnia 1989 roku Kongres Deputowanych Ludowych w Moskwieuznał Pakt Mołotow-Ribbentrop za nieważny i nadał autonomię gospodarcząrepublikom bałtyckim od 1 stycznia 1990 roku.Ludność rosyjska popierająca Gorbaczowa i wspierana przez przyszłychplatformistów organizowała się w opozycji do bałtyckich komunistów narodowychi frontów ludowych. W Estonii Interfront powstał latem 1988, naŁotwie w październiku, natomiast na Litwie Jedinstwo powołano dopieropod koniec 1989 roku.W Estonii w lutym, a na Łotwie w kwietniu 1989 roku partie niepodległościowe(ERSP, LNNK, Helsinki 86, Partia Republikańska) zainicjowałyruch komitetów obywatelskich, które miały zarejestrować przedwojennychobywateli i ich potomków, by ci wybrali parlamenty alternatywne wobec sowietów:Kongres Estonii i Kongres Łotwy, które miały z kolei wybrać swe egzekutywy:Komitet Estonii i Komitet Łotwy.W 1989 roku rozpoczął się trzeci etap procesu, w którym scenariusz zostałprawdopodobnie zakłócony lub zmieniony przez pojawienie się na scenieJelcyna; fronty pod wpływem środowisk niepodległościowych zrezygnowałyz zawarcia nowego traktatu związkowego, chociaż nadal opowiadali sięza nim komuniści narodowi i wspólnie zawarły sojusz z Jelcynem.72 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Najwcześniej dokonał zwrotu Sajudis, bo już 16 lutego 1989 roku wypowiedziałsię za niepodległą i neutralną Litwą, a 20 stycznia 1990 roku zażądałniepodległości i sprzeciwił się suwerenności w ramach ZSRS. Nowy programprzyjęty w styczniu przewidywał wycofanie Armii Sowieckiej,neutralizację, wprowdzenie wolnego rynku, prywatnej własności, dekolektywizacjii systemu wielopartyjnego; jednocześnie odrzucono projekt programureformistów partyjnych. Audrius Butkeviczius, pierwszy szef MON, skazanypóźniej na 5 lat za malwersacje, który po wyjściu na wolność przeszedłna stronę rosyjską, wspomina tak ten okres: „Do 1990 roku (...) byłem zwolennikiemniepodległości, a Landsbergis był przeciwnikiekm! (...) dopierow 1990 roku, kiedy otrzymali pozwolenie, poszli dalej. Niepodległość Litwybyła korzystna dla pewnych ekonomicznych ugrupowań w Rosji. Dla rozpaduZwiązku Sowieckiego potrzebny był 'lodołamacz', który zapoczątkowałbyten proces. Postawili na kwestię narodową. Pierwszy krok przypadł Nadbałtyce.Rozpad rozpoczął się. Jeszcze w 1990 roku pewien wysoko postawionysowiecki naczelnik wojskowy powiedział mi, że jest upoważniony do rozmówze mną na temat statusu sowieckich sił wojskowych w Republice Litewskiej,nawet nie socjalistycznej. Proponował nam status Układu Warszawskiego.W mojej świadomości nastąpił przełom. Zrozumiałem, żekwestia naszej niepodległości w zasadzie jest już zdecydowana." 10W Estonii Front przeszedł latem 1989 roku na pozycje niepodległościowe,ale Savisaar nadal proponował w kwestii obywatelstwa opcję zerową, podczasgdy obóz narodowy powrót do I Republiki.II Kongres LTF (6-7.10.1989) stwierdził, iż jego celem jest przywrócenie„państwowej niepodległości", demokracji parlamentarnej, uznanie wyborówz 14-15 czerwca 1940 za nielegalne, stacjonowanie garnizonów sowieckichna podstawie umowy międzypaństwowej (sytuacja z 1939 roku), demilitaryzacjaŁotwy, wprowadzenie własności prywatnejziemi. W kwestii obywatelstwa przewidywanonadal opcję zerową." Przewodniczącym wybranoponownie Dainisa Ivansa, ale wiceprzewodniczącymzostał bezpartyjny Ivars Godmanis.Po opublikowaniu Paktu Mołotow-Ribbentropbreżniewowski Sowiet Łotwy, który trudno podejrzewaćo szczególną niezależność i umiłowanieJESIEŃ'200173


wolności, 15 lutego 1990 roku stwierdzi! to samo, co wcześniej partyjny ideologMavriks Vulfsons - że przyłączenie Łotwy do ZSRS było nielegalne i doprowadziłodo utraty przez nią niepodległości, należy więc przekształcić ŁotwęSowiecką w państwo niepodległe, członka stowarzyszenia państw (czylinowego ZSRS powstałego w wyniku zawarcia nowej umowy związkowej),które będzie podążało drogą socjalizmu demokratycznego.Kierowniczą rolę kompartii zniesiono na Litwie już 18 maja 1989 roku,a na Łotwie 11 stycznia 1990 roku, co umożliwiło przeprowadzenie tam wielopartyjnychwyborów; w Estonii głosowano natomiast na indywidualnychkandydatów.W marcowych wyborach 1990 roku do sowietów doszło do konfrontacji międzyfrontami i komunistami narodowymi z jednej, a progorbaczowskimi platformistamiz drugiej strony. W Estonii na 105 mandatów niepodległościowcyi Front zdobyli razem 49, komuniści narodowi - 29, natomiast Interfront i breżniewowcy- 27. Na Łotwie na 198 mandatów blok LTF, łączący wszystkich odLNNK do komunistów narodowych, uzyskał 137 miejsc (w tym komuniści narodowi- 44, a LNNK - 20), a blok Interfrontu - 59. Na Litwie na 133 mandatówwspólny blok Sajudisu z partiami politycznymi powstałymi w 1989 rokuzdobył 97 miejsc, komuniści - 32, w tym połowę z poparciem Sajudisu oraz platformiści- 4. Liga, która zbojkotowała wybory, zniknęła ze sceny politycznej.Teraz fronty i narodowi komuniści powołali rządy koalicyjne, w którychtylko nieliczne resorty zajęli bezpartyjni. Premierem Estonii wybrano Savisaara,a premierem Łotwy Godmanisa (jego doradcą był agent KGB, EdvińszInkens), natomiast przewodniczącymi sowietów pozostali starzy komuniści:w Estonii Arnold Ruiitel, a na Łotwie Gorbunovs. Tylko na Litwie było trochęinaczej: przewodnictwo Sowietu objął Landsbergis, ale premierem zostałaKazimiera Prunskiene. Wiceprzewodniczącymi Sowietu Litwy mianowano:Kazimierasa Motiekę - byłego sędziego śledczego d/s specjalnych(represje antypartyzanckie), Broniusa Kuzmickasa - wieloletniego agentaKGB ps. Jurgis oraz Czeslovasa Stankevicziusa. Kazimiera Prunskiene, agentKGB ps. Szatrija, sama przyznała, iż pracowała dla Andropowa przedstawiającmu projekty reform ekonomicznych, gdyż uważała KGB za jedyną siłęzdolną do ich realizacji. W maju 1991 roku opublikowano sprawozdania szefalitewskiego KGB, gen. mjr. A. S. Czaplinasa dla gen. W. A. Kriuczkowa,w których opisywał on starania Prunskiene na rzecz pozostania Litwy w skła-74<strong>FRONDA</strong> 23/24


dzie ZSRS. Doradcą Prunskiene d/s kontaktów z Zachodem zosta! Algis Klimaitis,agent KGB ps. Kliugeris, czynny do puczu Janajewa. Wicepremieramizostali Brazauskas i członek biura KC KPL Romualdas Ozolas, szefem MSWpozostał Misiukonis.Realizując program frontów Sowiet Litwy uchwalił 11 marca DeklaracjęNiepodległości, natomiast sowiety Estonii i Łotwy początek okresu przejściowegodo niepodległości, odpowiednio: 30 marca i 4 maja 1990 roku.Wybory do Kongresu Estonii odbyły się w lutym, a do Kongresu Łotwyw kwietniu 1990 roku. Front Estoński i komuniści narodowi wzięli udziałw wyborach, co spowodowało, że siły reformistów i niepodległościowcóww Kongresie równoważyły się. Kongres i Sowiet uznały się nawzajem i obaśrodowiska przenikały się. Na Łotwie natomiast LTF odciął się od Kongresu,a Sowiet uznał go za nielegalny. W rezultacie Kongres Łotwy był bardziej radykalnyi zagroził powołaniem własnego rządu, jeśli Sowiet podpisałby nowyukład związkowy. Na czele Komitetu Estonii, w skład którego wszedł jedenkomunista narodowy, stanął Tunne Kelam, działacz opozycji jeszcze z lat1960-tych; na czele Komitetu Łotwy zaś bezpartyjny młody dziennikarz IrgensAigars.Po wyborach marcowych doszło do ostatecznego podziału partii komunistycznych,od jesieni 1989 roku gwałtownie tracących członków. Dokonał siępodział na skrzydło narodowe i na tzw. platformistów, w 90 procentach Rosjan,czyli zwolenników zachowania ZSRS w dotychczasowej postaci. Jeszczew grudniu 1989 roku niezależność od KPZS ogłosiła KPL (Brazauskas, Beriezow,Paleckis, Kirkilas) i tylko tu platformiści pozostali w mniejszości.W marcu 1990 roku podzieliła się KPE, a 7 kwietnia mniejszość ogłosiłaNiezależną KPŁ. Później narodowe partie przyjęły nazwy demokratycznychpartii pracy. W Estonii i na Łotwie w partiach narodowych pozostał średnii niższy aparat opowiadający się za formułą socjaldemokratyczną, podczasgdy wyższa nomenklatura, w tym czołowi przywódcy, występowali z kompaniii zaczynali głosić liberalizm ekonomiczny.W 1990 roku zaczął kształtować się sojusz między narodowymi komunistamii frontami a Jelcynem, dążącym do eliminacji Gorbaczowa. 27 lipca odbyłosię spotkanie Ruiitela, Gorbunovsa i Landsbergisa z Jelcynem. Zrodziłsię wówczas pomysł zawarcia traktatów z Rosją, a 5 sierpnia do Tallina przy-JESIEŃ-2001 75


yli przedstawiciele rządów republik bałtyckich, Rosji, Białorusi i Mołdawii.ZSRS zastosowało wobec Litwy blokadę gospodarczą. W odpowiedzi Prunskiene-Szatrijaproponowała Gorbaczowowi wycofanie się z ustaw przyjętychpo 11 marca, a w maju 1990 jej rząd oferował zawieszenie Deklaracji Niepodległości,co uniemożliwił Landsbergis. W styczniu 1991 roku Gorbaczow przyużyciu wojska, Interfrontów i platformistów zaatakował bałtyckich sojusznikówJelcyna (na Łotwie już od jesieni trwały zamachy bombowe). 11 styczniaPrunskiene dokonała prowokacyjnej podwyżki cen, po czym podała się do dymisji.W tej sytuacji12stycznia podpisano traktat o współpracy rosyjsko-estońskiej,a następnego dnia Jelcyn przybył do Tallina, by wesprzeć Savisaarai wyrazić poparcie dla niepodległości republikbałtyckich, które z Rosją uznałysię nawzajem za państwa suwerenne. 13stycznia Łotwa podpisała układ z Rosją,a 14 stycznia Jelcyn uznał nowy rząd LitwyGediminasa Vagnoriusa i podpisałprotokół o wzajemnej obronie Litwyi Rosji. Uwieńczeniem tej strategii byłopodpisanie w Moskwie przez Landsbergisai Jelcyna układu, w którym oba państwa uznały swą niepodległość(29.07.1991), choć komuniści narodowi Brazauskasa nadal proponowali naokres przejściowy zawrzeć nowy traktat związkowy.W sondażu opinii publicznej za niepodległością opowiedziało się na Litwie90,5 procent głosujących (9.02.1991), w Estonii 77,8 procent wyborców,w tym 40 procent Rosjan, a na Łotwie 73,7 procent, tzn. również znaczącaczęść Rosjan (3.03.1991).20 sierpnia w czasie puczu Janajewa Komitet Estonii i Sowiet porozumiałysię w sprawie wspólnego powołania Konstytuanty i zakończenia okresuprzejściowego do niepodległości. 21 sierpnia Deklarację Niepodległości napodstawie Konstytucji z 1922 roku wydał Sowiet Łotwy.Jak później wyszło na jaw, 4 września premier Savisaar zawarł z szefemKGB Wadimem Bakatinem porozumienie o zakończeniu działań KGB w Estoniiw zamian za ochronę agentury. Na Łotwie dokonano natomiast zniszczeniateczek KGB za wiedzą premiera Godmanisa.76 <strong>FRONDA</strong> 23/24


W kwietniu 1991 roku III Kongres estońskiego Frontu w praktyce zakończyłistnienie tego ugrupowania. Zaczęły z niego wyłaniać się partie: CentrumSavisaara i Umiarkowani, których trzonem byli socjaldemokraci Lauristina;część członków poszła też do przyszłej Partii Reform Kallasa,reprezentującej orientację liberalną w ekonomii. Wyższa nomenklaturai przywódcy komunistów narodowych założyli natomiast Partię Koalicyjnąo orientacji umiarkowanie liberalnej w gospodarce.Na Łotwie po III Kongresie LTF (październik 1990) zaczął się jego rozpad.W 1992 roku Front dał początek przede wszystkim DemokratycznejPartii Centrum, na czele której stanął agent KGB i minister reform w rządzieGodmanisa, Aivars Kreituss. Później zastąpił go na tym stanowisku innyagent KGB Juris Celmińsz. W 1994 DPC połączyła się z ugrupowaniem Gospodarz,założonym przez Ziedonisa Czeversa, szefa MSW w rządzie Godmanisai pierwotnie członka partii Saskania. Do DPC weszła łotewska inteligencjapartyjna, natomiast Rosjanie z LTF przeszli do Saskanii - PartiiZgody Narodowej Janisa Jurkansa, byłego szefa MSZ w rządzie Godmanisa.Komsomlocy zaangażowani w pieriestrojkę i wyższa nomenklatura: Pantelejevs,szef Komsomołu na wydziale matematyczno-fizycznym UniwersytetuRyskiego, Gorbunows, Berzińsz, Janis Adamsons, tajny współpracownik(TW) KGB i przyszły szef MSW, założyli własną partię o orientacji liberalnejw gospodarce - Łotewską Drogę - Celsz.W 1990 roku reaktywowano przedwojenny Związek Chłopski. Z KongresuŁotwy wykształciła się zaś antykomunistyczna partia Za Ojczyznę i Wolność- TnB (która później miała się połączyć z LNNK).Już w 1990 roku skrzydło niepodległościowe Sajudisu wyeliminowałoz niego partyjnych reformistów, czego wyrazem było powstanie w październikuSajudisu-Centrum (później Związku Centrum) wówczas już bezpartyjnegoOzolasa oraz Związku Liberałów Radżvilasa i TW KGB Eduardasa Vilkasa.13 kwietnia 1991 roku (faktycznie już jesienią 1990) Prunskiene,Brazauskas, liberałowie, socjaldemokraci i komuniści narodowi założyli ForumPrzyszłości Litwy, by zrównoważyć wpływy Sajudisu, który wymykał imsię spod kontroli. Forum weszło w porozumienie z Ruchem Reform DemokratycznychSzewardnadzego. W odpowiedzi III Zjazd Sajudisu w grudniu1991 roku uchwalił, iż jego członkami nie mogą być osoby należące do KPL(tj. platformiści), do Litewskiej Demokratycznej Partii Pracy oraz tajniJESIEŃ-200177


współpracownicy KGB. Zjazd potępił też osoby przyłączające się do ZwiązkuLiberałów i Centrum.W wyniku rozpadu Sajudisu na początku 1992 roku kluby popierające komunistównarodowych (w tym liberałowie, centrum, esdecy) uzyskały większość62 mandatów.W czerwcu 1992 roku przyjęto w referendum Konstytucję Estonii i wewrześniu rozpisano wolne wybory, w których ERSP i Isamaa zdobyły 39mandatów, zaś Umiarkowani - 12, co dało sojuszowi tych ugrupowań większośćw 101-osobowym parlamencie. Front Savisaara (od października PartiaCentrum) uzyskał 15 mandatów, a dawni komuniści narodowi, którzyw grudniu założyli Partię Koalicyjną - 17 plus 1. W październiku prezydentemwybrano kandydata prawicy, Lennarta Meriego.12W wolnych wyborach na Litwie (25.10 i 7.11. 1992) na 141 mandatówkomuniści narodowi, socjaldemokraci i Polacy uzyskali 83 miejsca, podczasgdy opozycja prawicowa razem z Sajudisem - 52. W grudniu 1992 roku postkomuniściwprowadzili urząd prezydenta, a 14 lutego 1993 roku odbyły sięwybory na to stanowisko, które wygrał A. Brazauskas. Powołał on komunistycznyrząd Sleżevicziusa. W maju 1993 roku Sajudis w praktyce przekształciłsię w prawicową partię - Związek Ojczyźniany V. Landsbergisa.W wolnych wyborach na Łotwie w czerwcu 1993 roku w 100-osobowymparlamencie prawica zdobyła 33 mandaty (LNNK -15, TnB - 6, ZCh - 12i chadecy - 6), byli komuniści narodowi z Łotewskiej Drogi - 36, byli reformiściwywodzący się z LTF - 18 (Saskania - 13 i Demokratyczna Partia Centrum- 5), natomiast Łotewska Partia Socjalistyczna czyli byli platformiści -7 miejsc. Władzę objęła koalicja Drogi i Związku Chłopskiego, którego kandydat,Guntis Ulmanis, został wybrany przez parlament prezydentem.Na Łotwie i w Estonii partie prawicowe powstały poza frontami i w opozycjido nich, natomiast na Litwie środowisko niepodległościowe opanowałoSajudis i wypchnęło z niego komunistycznych reformistów. Jedynie komuniścilitewscy z wyższej nomenklatury pozostali w partii, podczas gdyestońscy i łotewscy utworzyli nowe stronnictwa głoszące liberalizm gospodarczy.Na tym tle doszło do sojuszu między nimi i liberalną prawicą, któraw obawie, by nie poparli Moskwy, zrezygnowała z dekomunizacji na rzeczwspólnego budowania kapitalizmu. Dekomunizacja stała się natomiast późniejgłównym hasłem prawicy litewskiej. Tylko niższa nomenklatura narodo-78<strong>FRONDA</strong> 23/24


wa pozostała w kompartii estońskiej i łotewskiej i wybrała orientację socjaldemokratyczną.Model UMB (Ukraina-Mołdawia-Białoruś)Podobnie jak w Czechosłowacji odwoływano się do doświadczeń 1968roku, a na Węgrzech do 1956 roku, na Ukrainie chciano posłużyć się pokoleniemi koncepcjami komunizmu narodowego z epoki Szełesta (1963-1972). Pokolenie tzw. szestydesatnikiw liczyło około tysiąca osób, gółwniepartyjnych literatów i instruktorów, którzy nawiązywali do doświadczeń lat1920-tych; część z nich wylądowała w łagrach, ale większość przystosowałasię do wymogów epoki Breżniewa i służyła partii. W Mołdawii tę samą rolęmieli odegrać komuniści narodowi, którzy próbowali współpracować z rumuńskąSecuritate w latach 1960-tych i na początku 1970-tych (GheorgheGhimpu, Valeriu Graur, Alexandru Usatiuc, Alexandru Szotoianu, MirceaDruc", Loghin Alexeev). Na Białorusi nie było do czego nawiązywać, aleprzypomniano represje lat 1930-tych. Cechą charakterystyczną tego modelubyło ograniczenie roli frontów w sowietach (nie pozwolono im na rejestracjęwszystkich kandydatów) na rzecz dominacji tzw. suwerenkomunistów,którzy z obozu Gorbaczowa (nowa umowa związkowa) przeszli do sojuszuz Jelcynem (niepodległość republik i powołanie WNP). Ukraina była zbytkluczową republiką, a kompleks przemysłowo-wojskowy zbyt potężny, bymożna było tutaj eksperymentować jak w Nadbałtyce. Poważną silę zachowalitutaj tradycyjni komuniści, stanowiący odpowiednik bałtyckich platformistów,choć w większości nie rekrutujący się spośród ludności rosyjskiej jakw Nadbałtyce, lecz pochodzący z niższych szczebli lokalnej hierarchii partyjneji wyłączeni z dobrodziejstw prywatyzacji nomenklaturowej.Na Ukrainie zanim zaczęto zwalniać więźniów politycznych(oczywiście nie wszystkich) przystąpionodo tworzenia opozycji paralelnej. Pierwszym krokiembyła liberalizacja cenzury dla partyjnych elit odpowiedzialnychdotychczas za pilnowanie przestrzeganialinii partyjnej przez pisarzy. Zadanie to KGB powierzyłona Ukrainie, podbnie jak w republikach bałtyc-JESIEŃ200179


kich, w Mołdawii i na Białorusi, partyjnym literatom i funkcjonariuszomZwiązku Pisarzy.W czerwcu 1986 roku sekretarze Związku Pisarzy Pawło Zahrybelnyji Boris Olijnyk oraz przewodniczący Ołeś Honczar wystąpili w obronie językaukraińskiego.Opozycjoniści zwolnieni z łagrów początkowo próbowali powrócić dokoncepcji lat 1960-tych. W sierpniu Wiaczesław Czornowił pisał o koniecznościzastosowania „leninowskich zasad polityki narodowościowej". Latem1988 roku byli więźniowie założyli Ukraiński Związek Helsiński, który początkowowysuwał gorbaczowowski program nowej umowy związkowej,a część jego członków chciała również konfederacji. Próba utworzenia przezto środowisko w lipcu 1988 roku Demokratycznego Frontu Przebudowy zostałauniemożliwiona przez władze, które powierzyły to zadanie środowiskupartyjnych literatów. W styczniu 1989 roku w Związku Pisarzy Ukrainy powstałprogram Ludowego Ruchu Przebudowy, który powołano 1 lipca tegoroku, a więc z rocznym opóźnieniem w stosunku do Nadbałtyki i Mołdawiioraz półrocznym w stosunku do Białorusi. Na czele LRP stanęli partyjniczłonkowie Zarządu Związku Pisarzy Ukrainy: Iwan Dracz, Dmytro Pawłyczkoi Wołodymyr Jaworiwśkyj - lwowski poseł do Kongresu DeputowanychLudowych ZSRS.Rozpoczęła się walka o wpływy w Ruchu między grupą partyjną a ZwiązkiemHelsińskim, który opanował organizację na Ukrainie Zachodniej. Nazjeździe założycielskim Ruchu we wrześniu 1989 roku usunięto wprawdziekomunistyczne deklaracje, ale kierownictwo organizacji pozostało w rękachpartyjnej grupy kijowskiej. Program nadal przewidywał suwerenność w ramachZSRS i zawarcie nowej umowy związkowej, a więc oficjalną linię Gorbaczowa,co interpretowano jako powrót do suwerenności z lat 1920-tych80 <strong>FRONDA</strong> 23/24


i narodowej polityki Lenina. Przewidywano również wprowadzenie własnościprywatnej, samofinansowanie i suwerenność gospodarczą Republiki. Ruchmiał działać we współpracy z organami państwa, sowietami i KPU. Pluralizmpolityczny, o którym mówiono, nie oznaczał jednak wielopartyjności. 14Zgodnie z żądaniem Ruchu, breżniewowski Sowiet nadał ukraińskiemustatus języka państwowego, ale jednocześnie jak na Białorusi i w Mołdawii,rosyjski został językiem porozumiewania się między narodami (28.10.1989).W 1989 roku na Zachodniej Ukrainie zaczęły powstawać ugrupowanianiepodległościowe, ale nie były one w stanie zająć istotnego miejsca na sceniepolitycznej z powodu nieustannych rozłamów.W marcowych wyborach 1990 roku do Sowietu władze dopuściły kandydatówBloku Demokratycznego, którego rdzeń stanowił Ruch, tylko do 129 okręgów.Do 450-osobowego Sowietu weszło 118 posłów Bloku, przede wszystkimz Zachodu i Kijowa. Dalszych 40-60 deputowanych, w tym członkowie platformydemokratycznej w KPU, popierało Blok. Cała ta grupa zwana Radą Ludowąkierowana była przez Ihora Juchnowskiego, zwolennika nowej umowyzwiązkowej i jednego z organizatorów Platformy Demokratycznej w KPU.Z inicjatywy W. Iwaszki, I sekretarza KPU, Sowiet przyjął deklarację suwerenności;miała ona stać się podstawą do „zawarcia układu związkowego",dopuszczono też symbolikę narodową na równi z sowiecką(16.07.1990).23 lipca 1990 roku przewodniczącym Sowietu został Leonid Krawczuk, IIsekretarz KPU d/s ideologii. Rozpoczął on kurs narodowy, co zjednało mupoparcie Ruchu i związał się z Jelcynem, oficjalnie od listopada 1990 roku,kiedy obie republiki uznały swą suwerenność.W kwietniu 1990 roku Związek Helsiński przekształcił się w UkraińskąPartię Republikańską (URP) i wysunął niepodległość jako bezwarunkowy cel,natomiast środowisko reformistów partyjnych w Ruchu i KPU opowiedziałosię za konfederacją. Dracz, Jaworiwskyj i Pawłyczko po wystąpieniu z KPUutworzyli Demokratyczną Partię Ukrainy (DPU), zaś członkowie platformy demokratycznejw KPU Partię Demokratycznego Odrodzenia Ukrainy (PDOU),na czele której stanął Ołeksandr Jemeć, były wykładowca w szkole KGB.II Zjazd Ruchu w październiku 1990 roku przyjął nowy program, któryoznaczał zwycięstwo wływów URP nad reformistami partyjnymi z DPUi PDOU: wielopartyjne wybory, niepodległość i zakaz przynależności doJESIEŃ-200181


KPU. Podczas gdy suwerenkomuniści z Krawczukiem opowiadali się jeszczeza nowym układem związkowym - URP, Ruch i inne organizacje (główniez Zachodu i Kijowa) starały się temu przeciwdziałać.W referendum w marcu 1991 roku za nową umową związkową głosowało70 procent wyborców, co odzwierciedlało stanowisko suwerenkomunistów,ale w Galicji za niepodległością wypowiedziało się 85 procent wyborców.Od referendum zaznaczył się ścisły sojusz Ruchu i URP (od II zjazdu)z Krawczukiem, podczas gdy komuniści kolejnego I sekretarza Hurenki pozostaliprzy Gorbaczowie. Krawczuk i Jelcyn opowiadali się już za konfederacją,by pozbyć się Gorbaczowa", czego wyrazem było przyjęcie 24 sierpnia1991 roku 346 głosami przeciw jednemu Deklaracji Niepodległości.W wyborach prezydenckich wyznaczonych na 1 grudnia 1991 roku Krawczukuzyskał 61,6 procent, kandydat Ruchu, Czornowił - 23,27 procent, zaśkandydat URP, Łukjanenko - 4,5 procent głosów.Komuniści tradycyjni, którzy przeszli do opozycji przeciwko suwerenkomunistomKrawczuka, utworzyli KPU, dążącą do reaktywowania ZSRS, orazpartie - Socjalistyczną i Chłopską, uznające państwowość ukraińską.Opozycja narodowo-demokratyczna i reformistyczna przestała de factoistnieć. Ruch i URP skupiły się wokół Krawczuka, głosząc hasła budowy państwaza każdą cenę i rozumiejąc, że można tego dokonać tylko razem z nomenklaturą.Mychajło Horyń z URP uważał, że nomenklatura atakowanaprzeszłaby na stronę Rosji.III Zjazd Ruchu w marcu 1992 stwierdził, że opozycja jest szkodliwa i zaproponował,by Ruch stał się koalicją partii popierających prezydenta Krawczuka.W lipcu z triumwiratu wybranego na III Zjeździe Ruchu - Dracz, Horyń,Czornowił - ten ostatni pozostał sam i przeprowadził Ruch do opozycji przeciwkosuwerenkomunistom. Dzięki rywalizacji między politykami Ruchu niepowstał więc system korporacyjny.W grudniu 1992 roku IV Zjazd Ruchu przekształcił go w partię centroprawicową;z 280 tysięcy członków w 1989 roku pozostało w Ruchu do 50tysięcy. Opuścili go zwłaszcza reformiści partyjni z DPU i PDOU oraz grupyskrajnie prawicowe.We wrześniu i grudniu 1992 roku opozycji nie udało się doprowadzić dowolnych wyborów i powołania rządu koalicyjnego, ale głosami opozycji na-82<strong>FRONDA</strong> 23/24


odowej i reformistycznej, tradycyjnych komunistów oraz antykrawczukowskicholigarchów wybrano premierem Leonida Kuczmę, związanego z kompleksemprzemyslowo-wojskowym, a więc również z dawnymi sowieckimiorganami (13.10.1992).Dopiero w 1993 roku udało się opozycji wymusić rozpisanie w marcu1994 roku przedterminowych wolnych wyborów, ponieważ dążyły do nichrównież antykrawczukowskie ugrupowania oligarchiczne. Tradycyjni komuniściuzyskali 123 mandaty, Ruch, URP i grupy nacjonalistyczne - 37, dawnireformiści (PDU i PDOU) - 6, bezpartyjni czyli najczęściej członkowie nomenklaturyróżnych szczebli - 227 mandatów. 16W czasie wyborów prezydenckich latem 1994 roku opozycja narodowapoparła Krawczuka, który opierał się na aparacie z Zachodniej Ukrainy i dlategomusiał przegrać w konfrontacji z Leonidem Kuczmą, reprezentującymoligarchów z Południa i Wschodu.Zachodnia Ukraina przypomina pod względem struktury politycznejpaństwa nadbałtyckie, ale ton państwu nadają regiony wschodni i południowyzbliżone raczej do Białorusi i Mołdawii, centrum zajmuje zaś pozycję pośrednią.27 maja 1988 roku Związek Pisarzy Mołdawii postanowił zwołać zebranieinteligencji twórczej Kiszyniowa. Odbyło się ono 3 czerwca i powołałogrupę inicjatywną Demokratycznego Ruchu Poparcia Przebudowy (tego samegodnia co na Łotwie i Litwie - widocznieKGB lubiło porządek). Program łączyłjak wszędzie postulaty narodowe (statuspaństwowy dla języka lokalnego) z gospodarczymi(suwerenność ekonomiczna republikiw ramach ZSRS). Jak w pozostałychrepublikach w pierwszym etapieDRPP posłużył Gorbaczowowi do wymiany breżniewowskich kadr republikina własne. Masowe wiece ułatwiły usunięcie pod koniec 1988 roku I sekretarzaSemena Grossu; zastąpił go człowiek Gorbaczowa Grigore Eremeii okres konfrontacji między DRPP a republikańską kompartią zakończył się,choć wiece w obronie języka rumuńskiego trwały jeszcze do sierpnia 1989roku. 31 sierpnia przywrócono alfabet łaciński i nadano rumuńskiemu statusjęzyka państwowego (choć rosyjski pozostał językiem kontaktów międzyJESIEŃ-200183


narodami), a 23 listopada breżniewowski Sowiet ogłosił suwerenność Mołdawiiw ramach ZSRS.20 maja 1989 roku odbył się kongres założycielski DRPP, który przybrałnazwę Frontu Ludowego Mołdawii. Jego przewodniczącym wybrano wspomnianegojuż G. Ghimpu, a do władz weszli m.in.: M. Druc, Iurii Roszca, łonHadirca. W tym czasie program Frontu nie wychodził poza żądanie zawarcianowego traktatu związkowego czyli oficjalną linię Gorbaczowa.Korzystając z liberalizacji zaczęły się tworzyć organizacje bardziej radykalne,jak Klub Alexei Mateevici (Wielkanoc 1988) czy Demokratyczna LigaStudentów (XI.1988), ale nie wysuwały one jeszcze postulatu zjednoczeniaz Rumunią.W marcowych wyborach do Sowietu na 367 miejsc Front uzyskał 101mandatów, poparło go także dalszych 34 posłów. Większość posłów opowiadającychsię za Frontem, bo 77, stanowili członkowie kompartii. PosłowieFrontu wraz z agrarystami (nomenklatura kołchozowa) utworzyli Klub Demokratyczny,zaś partyjna nomenkatura i deputowani rosyjscy - klub „SowieckaMołdawia". Nie oznaczało to jednak konftrontacji czy walki politycznej.Wprost przeciwnie, od marca 1990 roku zaczął się sojusz Frontui agrarystów z narodowym kierownictwem partyjnym, czego wyrazem byłopowołanie koalicji rządowej: przewodniczącym Sowietu został dotychczasowyII sekretarz KPM Mircea Snegur, jego zastępcą - Hadirca, a premierem -Druc (25.05.1990). W tym momencie scenariusz został zrealizowany. Pozostałojeszcze przyjęcie nowego traktatu związkowego. W sierpniu w opozycjiznalazło się 70 deputowanych, głównie Rosjan, co wzmocniło sojuszFrontu i narodowych komunistów.Nowy Sowiet przyjął symbole narodowe, flagę (27.05.1990) iherb (3.11)oraz uchwalił deklarację suwerenności państwowej (23.06), której nie należymylić z niepodległością oraz zezwolił na zakładanie partii politycznych(9.05). Dopiero wówczas powstała radykalna Dacia Libera (22 maja 1990),której program przewidywał utworzenie armii narodowej, likwidację komunizmui proklamowanie niepodległości.We wrześniu 1990 roku ustanowiono urząd prezydenta, którym Sowietwybrał Snegura. W tym momencie zaczął rysować się konflikt między Sneguremi Drukiem na tle stosunku do Gagauzji i Naddniestrza oraz w kwestii niepodległości;dla premiera miała ona stanowić jedynie krok pośredni do zjed-84<strong>FRONDA</strong> 23/24


noczenia z Rumunią. Towarzyszył temu konflikt wewnątrz Frontu. Na jego IIZjeździe w listopadzie 1990 roku przewodniczącym wybrano Roszkę, cooznaczało przyjęcie postulatu zjednoczenia z Rumunią. W ten sposób zakończyłsię trwający dwa lata drugi etap ewolucji Frontu, który zrezygnowałz gorbaczowowskiego postulatu zawarcia nowego traktatu związkowego.Opowiedzenie się Snegura za niepodległością pod koniec 1990 roku oznaczałopo prostu jego przejście do obozu Jelcyna. 16 grudnia 1990 roku Fronti władze zorganizowały 800-tysięczny wiec w Kiszyniowie, by domagać sięniepodległości i zaprotestować przeciwko nowemu traktatowi związkowemu.Radykalizacji Frontu Ludowego towarzyszyło eliminowanie z jego szeregówkomunistycznych przeciwników zjednoczenia. 22 maja 1991 roku Snegurdoprowadził do obalenia rządu Druca; sojusz Frontu z suwerenkomunistamizakończył się. Nowym premierem został człowiek Snegura, YaleriuMuravschi, poparty przez agrarystów i część posłów Frontu. W zradykalizowanymFroncie pozostało 70 posłów, co oznacza, że odeszła z niego grupakomunistyczna (65 na 77 członków kompartii popierających poprzednioFront, w tym dyrektorzy przedsiębiorstw).W czasie puczu Janajewa-Gorbaczowa Snegur poparł swego sojusznikaJelcyna i 27 sierpnia suwerenkomuniści proklamowali niepodległość. Snegurzostał wybrany prezydentem w wyborach powszechnych jako jedyny kandydat(8.12.1991), przy bojkocie wyborów przez Front - i wprowadził Mołdawiędo WNP (21.12).Front Ludowy przekształcony w chadecką partię polityczną (III Zjazd 15-16 lutego 1992) pozbył się partyjnych reformistów, ale jednocześnie straciłwpływ na politykę i stał się siłą marginalną (w maju 1993 roku klub poselskiFrontu skurczył się do 30 członków). Po wycofaniu się z władz Sowietuludzi Frontu, przewodniczącym Rady Najwyższej został były I sekretarzKPM, Piotr Lucinschi (styczeń 1993). Pierwsze wolne wybory parlamentarnewyznaczono na luty 1994 roku.Konflikty między Snegurem i Drukiem oraz późniejsze między nomenklaturowymiklanami Snegura i Lucinschiego w decydującym stopniu przyczyniłysię do powstania pluralizmu partyjnego w Mołdawii.W 1986 roku Związek Pisarzy Białorusi przeprowadził dyskusję na tematsytuacji języka, co zaowocowało listem do Gorbaczowa (15.12.1986), któryw styczniu 1987 roku wymienił lokalnego I sekretarza. Jednocześnie w latachJESIEŃ-2001 85


1986-1988 powstało pod egidą Komsomołu około 40 klubów młodzieżowych,które miały stać się bazą ruchu narodowego. Kluby „Tutejszyja", „Talaka"i „Niamiha" mogły bez przeszkód zorganizować w Mińsku tzw. dziady, uroczystościku czci ofiar represji lat 1930-tych (1.11.1987) oraz inne manifestacje(np. 20.03.1988). Gdyby wówczaszastosowano represje, złamano byruch w zarodku, ale chodziło o jegopobudzenie. W tym celu 3 czerwca1988 roku (dzień założenia Frontów:litewskiego, łotewskiego i mołdawskiego)Zianonowi Paźniakowi pozwolonoopublikować w organieZwiązku Pisarzy, „Literatura i Mastactwa",artykuł na temat liczby ofiar represji z lat 1937-1941, spoczywającychw Kuropatach i ocenianych przez niego na 200-300 tysięcy mieszkańcówBiałorusi. Temat był bezpieczny, gdyż dotyczył epoki stalinowskiej i gwarantowałwywołanie powszechnego oburzenia. Publikacja w oficjalnym organieZwiązku Pisarzy sugerowała ludziom, iż potępienie stalinizmu jest teraz zgodnez linią partii. Władze, jakby potwierdzając to, znów nie przeszkodziły w zorganizowaniumasowej manifestacji w Kuropatach (19.06.1988).W konsekwencji publikacji Paźniaka powstał Martyraloh Biełarusi. Na jegozebraniu w dniu 19 października 1988 roku z inicjatywy Paźniaka powstałkomitet organizacyjny Frontu Ludowego na rzecz Przebudowy (BNF). 30października zorganizował on wiec w Kuropatach, tym razem zaatakowanyprzez policję. Z jednej strony przyspieszyło to tworzenie BNF, z drugiej trzebaprzyznać, że między Frontem i lokalnymi komunistami nie doszło do długotrwałegoporozumienia jak w innych republikach, co przyspieszyło tylkoradykalizację BNF i wypchnięcie z niego kompartii.24-25 czerwca 1989 roku w Wilnie odbył się zjazd założycielski Frontu,który zapowiedział walkę „o odrodzenie leninowskich zasad polityku narodowej"i poparcie dla „lepszych sił KPZS" oraz suwerenność republiki. WiceprzewodniczącyFrontu, Jurij Chadyka, tłumaczył na zjeździe, iż nie masprzeczności w tym, że Front i KPZS będą reprezentowały interesy narodu,ponieważ IX Związkowa Konferencja Partyjna postanowiła „zmodernizowaćsystem polityczny naszego państwa". 17W drugiej połowie 1989 roku ujawnił86<strong>FRONDA</strong> 23/24


się w BNF nurt niepodlegiościwy, ale reformiści partyjni wciąż przeważalii nadawali ton BNF. W lutym 1990 roku breżniewowski Sowiet nadał statusjęzyka państwowego białoruskiemu, jednocześnie uznając rosyjski za językkomunikowania się między narodami.Do wyborów zarejestrowano tylko kilkunastu kandydatów popieranychprzez Front. Do 10 maja 1990 roku wybrano 317 deputowanych na 360; BNFzdobył 22 mandaty (ostatecznie 36 na 345 wybranych posłów) i wraz z 45 posłamikomunistycznymi utworzył Blok Demokratyczny. Na jego czele stanąłczłonek BNF i platformy demokratycznej w Komunistycznej Partii Białorusi(KPB), prorektor Białoruskiego Uniwersytetu Państwowego, StanisławSzuszkiewicz, opowiadający się za współpracą z deputowanymi komunistycznymi.Jako fizyk jądrowy i szef katedry fizyki jądrowej i elektroniki musiał cieszyćsię zaufaniem służb specjalnych. Został on wybrany wiceprzewodniczącymSowietu głosami komunistycznymi, a przewodniczącym powtórnie(poprzednio w lipcu 1989) człowiek Gorbaczowa, członek Politbiura MikałajDziemianciej, zaś premierem członek Politbiura Wiaczesław Kiebicz (kwiecień-maj1990). Sowiet z inicjatywy Dziemiancieja, realizując w ten sposóbprogram Gorbaczowa, przyjął Deklarację Suwerenności (27 lipca 1990). Sojuszz komunistami obejmował nie tyle cały front, jak w innych republikach,co raczej tylko jego reformistyczną część wspierającą Szuszkiewicza.W maju 1990 roku BNF zrezygnował z nowego traktatu związkowego narzecz związku niezależnych państw, systemu wielopartyjnego i gospodarkirynkowej. W BNF zaznaczył się podział na zwolenników nowej umowyzwiązkowej i niepodległości. W lipcu zrezygnowano z „leninowskiej politykinarodowościowej". Front przechodził na pozycje antykomunistyczne, odciąłsię od KPB i systemu komunistycznego. Odpowiadała temu konfrontacjaz władzami w listopadzie 1990 roku. W tym okresie zaczęły tworzyć się słabepartie polityczne, które nie odgrywały żadnej istotnej roli. Część BNFi platforma demokratyczna KPB utworzyły Białoruską SocjaldemokratycznąHromadę - BSDH, ponieważ reforma KPB okazała się niemożliwa. Skupionaw BSDH inteligencja partyjna o kierunku narodowym opowiedziała się zaZwiązkiem Suwerennych Państw, co w praktyce oznaczało poparcie dla liniiJelcyn-Szuszkiewicz.W gorbaczowowskim referendum w marcu 1991 roku jedynie 16 procentobywateli, tj. 960 tysięcy Białorusinów opowiedziało się za niepodległością,JESIEŃ-2001 87


zaś reszta za nową umową związkową, a więc programem Gorbaczowa i aparatupartyjnego.Od 1990 roku Front szybko ewoluował i na II Zjeździe (23-24 marca1991) wyrzekł się pieriestrojki, zażądał likwidacji monopolu władzy KPZSi ogłoszenia niepodległości. W maju 1991 roku również Hromada wypowiedziałasię przeciwko nowej umowie związkowej, za którą nadal optowali komuniści,w tym suwwerenkomuniści.Po puczu Janajewa-Gorbaczowa nadano status konstytucyjny Deklaracji Suwerenności(25 sierpnia) i przewodniczącym Sowietu wybrano głosami komunistówsojusznika Jelcyna, Szuszkiewicza (18 września 1991). Sojusz międzykomunistami i reformistami Szuszkiewicza był jednak dość krótki, ponieważreprezentujący pierwszych premier Kiebicz wypowiadał się za bliższymi związkamiz Rosją, podczas gdy Szuszkiewicz tylko za konfederacją i neutralnością.Od 1992 roku nastąpił rozwój partii, z jednej strony na skutek rozpaduFrontu, a z drugiej w wyniku sprzeczności wewnątrz nomeklatury na tle stosunkudo kapitalizmu i niepodległości.W wyniku sojuszu między tradycyjnymi komunistami i grupą nomenklaturowąpremiera Kiebicza odwołani ze stanowisk zostali: szef KGB EduardSzyrkowski i szef MSW Władimir Jegorow oraz St. Szuszkiewicz (25-26stycznia 1994). Grupa reformistyczna (Szuszkiewicz później związał sięz BSDH) podobnie jak BNF znalazła się na marginesie życia politycznego.Obie przegrały konfrontację z Kiebiczem w lutym 1994 roku.15 marca 1994 roku Sowiet przyjął konstytucję, na podstawie którejw czerwcu odbyły się wybory prezydenckie. WI turze kandydat BNF Paźniakuzyskał 13 procent głosów, Szuszkiewicz reprezentujący reformistów -9 procent, Kiebicz - 17 procent, natomiast Aleksander Łukaszenka - 45 procent.Dojście Łukaszenki do władzy spowodowało dalsze podziały wśród komunistówi rozwój systemu partyjnego.W wyniku wyborów parlamentarnych (maj - grudzień 1997), które trudnonazwać wolnymi, BNF został całkowicie wyeliminowany z Rady Najwyższej,natomiast BSDH zdobyła 2 mandaty; resztę podzieliły między siebieróżne stronnictwa komunistyczne i postkomunistyczne oraz obecnie bezpartyjnireprezentanci byłego aparatu.Fronty Ludowe UMB (Ukrainy-Mołdawii-Białorusi) przeszły podobnąewolucję jak litewski Sajudis, eliminując reformistów partyjnych i stając się88 <strong>FRONDA</strong> 23/24


antykomunistycznymi partiami prawicowymi, ale uległy marginalizacjii straciły wpływ na sprawowanie władzy. Ta jest wyłącznie domeną rywalizującychpostkomunistycznych klanów nomenklaturowych, w rozgrywkachktórych byłe fronty grają dotychczas tylko rolę ozdobników. Ogłoszenie niepodległościbyło wynikiem sojuszu narodowych elit komunistycznych z Jelcynemi popierającą go częścią służb specjalnych, a nie walki prowadzonejprzez społeczeństwa UMB. Wybory parlamentarne, które tylko z przymrużeniemoka można nazwać wolnymi, zostały rozpisane dopiero w latach 1994-1995, natomiast wszędzie suwerenkomuniści starali się wprowadzić systemprezydecki wzorowany na rosyjskim i ograniczyć rolę parlamentu. Wielopartyjnośćpowstała głównie w wyniku rozpadu frontów i podziałów wśród komunistówna zwalczające się ugrupowania oligarchiczne, opowiadające sięw różnym stopniu za gospodarką rynkową, i na tradycyjnych komunistów,głoszących powrót do gospodarki planowej i ZSRS.Model wyszehradzkiModel wyszehradzki polegał na wykorzystaniu istniejącej opozycji (w Polscetylko grupy umiarkowanej) jako partnera i sojusznika poprzez proces rokowańzwanych okrągłym stołem i utworzeniu rządów koalicyjnych z instytucjonalnymigwarancjami dla nomenklatury w postaci urzędu prezydenta,który miał nieodmiennie przypaść stronie komunistycznej. Pełna realizacjamodelu powiodła się tylko w Polsce. Pierwszeństwo w jego zapoczątkowaniunależy się jednak Węgrom.Ekonomiści z Instytutu Badań Finansowych przygotowali jesienią 1986roku raport na temat koniecznych reform dla Patriotycznego Frontu Ludowego(węgierski FJN). Na początku Instytut za karę dość szybko rozwiązano,ale bardzo szybko przywrócono go, co oznacza, iż ktoś otaczał tą placówkęszczególną opieką. I nie był to tylko szef Frontu Imre Pozsgay, gdyż nie pełniącfunkcji członka Politbiura miał zbyt małą władzę (warto przy tym porównaćpodobną rolę Instytutu Prognoz w Czechosłowacji).Pierwszą kwestią, którą musieli rozstrzygnąć komuniści, był wybór partnerapo stronie opozycji. Według raportu MSW dla KC WSPR z 1 lipca 1986 roku,18w partii istniały dwa nurty: pierwszy sądził, iż „ugrupowanie narodowo--radykalne (opozycji) zasadniczo pozostaje (...) nadal na platformieJESIEŃ-200189


socjalistycznej" i proponował sojusz z nim, natomiast drugi widział sprzymierzeńcaw tzw. „radykalnej grupie burżuazyjnej" (odpowiednik naszych korowców)„z powodu ich skłonności do reformy ekonomicznej i demokratyzacjii uważał członków frakcji narodowo-radykalnej za bardziej niebezpiecznychz powodu ich 'antygospodarczego' stanowiska, neutralności wobec reformspołecznych i nacjonalizmu". Stwierdzono też, iż pewni członkowie partii biorąudział w pracach opozycji lub utrzymują kontakty z jej przedstawicielami.Środowiska gorbaczowowców i narodowych lub reformistycznych opozycjonistówutrzymywały zatem ze sobą kontakt.Według raportu przedstawiciele nurtu narodowego, głównie pisarze,„jednoznacznie nie odrzucali ideologicznego systemu socjalizmu", ale przedpisma„Beszeló" (patrz niżej) powinien skłanić do sojuszu właśnie z nimi.stawiali go jako narzucony z zewnątrz; nieprowadzili też własnych działań politycznych,ale ich potencjalna baza była większaniż „radykalnej grupy burżuazyjnej".Nie dziwi więc, że wybór partnera padł raczejna tę grupę niż na dawnych reformistówpartyjnych, a obecnie opozycjonistówwydających bibułę, chociaż programCała opozycja była niezwykle słaba i wyizolowana, co stwarzało komunistomszansę na powodzenie zabiegów socjotechnicznych. Oceniano, że obanurty liczą razem kilkudziesięciu działaczy, a zasięg ich oddziaływania nieprzekracza tysiąca osób. W 1982 roku utworzyły one ciało koordynujące,tzw. Radę Dziesięciu.15 marca 1987 roku miała miejsce pierwsza od 15 lat demonstracja, którejpolicja nie zaatakowała. Uczestniczyło w niej 2-3 tysiące ludzi. To był znak, żenastępuje zwrot w polityce, a czas był najwyższy, ponieważ pojawiła się gruparzeczywiście radykalnej opozycji 0enó Nagy), która w drugim numerze pisma„Demokrata" wysunęła program przywrócenia parlamentaryzmu. W tym czasieod czerwca 1986 roku opozycja reformistyczna starała się realizować koncepcjępisma „Beszeló", zgodnie z którą MSZ i MON byłyby kontrolowane przez przezpartię, która również obsadzałaby stanowisko prezydenta, premiera i przewodniczącegoparlamentu, natomiast reszta resortów podlegałaby parlamentowi wyłonionemuw głosowaniu na jedną listę ustaloną w drodze rokowań przez różne90<strong>FRONDA</strong> 23/24


organizacje i kompanię. Jak określili krytycy tej koncepcji, byłaby to monarchiakonstytucyjna, w której władzą byłaby partyjna oligarchia. Taką próbą porozumieniaz komunistami w oparciu o program „Beszeló" był wrześniowy list 100intelektualistów do parlamentu, w którym proponowano wprowadzenie wolnościprasy, przestrzeganie praw obywatelskich oraz poddanie prawom wolnegorynku całej gospodarki oprócz sektora energetycznego i służb publicznych.Na posiedzeniu KC w dniu 23 kwietnia 1987 roku szef partii w stolicy,Karoly Grosz został mianowany premierem, a sekretarz Janosz Bereczwszedł do Politbiura. W maju Grosz w wypowiedzi telewizyjnej przyznał, żedemokratyczna opozycja chce też socjalizmu i trzeba jej poświęcić uwagę.Formą poświęcania owej uwagi było spotkanie 27 września 1987 rokuw Lakitelek, gdzie powołano Węgierskie Forum Demokratyczne (MDF).W tym czasie w niczym nie przypominało ono prawicowej partii politycznej,w którym to kierunku MDF zaczął ewoluować dopiero w dwa lata później podprzewodnictwem Józsefa Antalla (październik 1989). Jeszcze w 1988 roku Forumprzewidywało, że gospodarka będzie „socjalizowana" i nic nie mówiło0 prywatyzacji. W spotkaniu w Lakitelek wzięli udział oprócz narodowego i reformistycznegonurtu opozycji również aktualni członkowie partii, partyjni reformiści,w tym Imre Pozsgay, przewodniczący Pariotycznego Frontu Ludowego(odpowiednik naszego FJN-u lub PRON-u), który był przygotowywany doodegrania kluczowej roli w pieriestrojce węgierskiej. Pozsgay był zaufanymaparatczykiem, skoro po ukończeniu Instytutu im. Lenina całą swoją karieręrobił w aparacie KC, a w latach 1970-tych był ministrem kultury.Pozsgay zapewnił zebranych, iż rząd wysłucha propozycji reform i stwierdził,że wszystkie siły w społeczeństwie powinny połączyć się w koalicjęopartą na zasadach konstytucji i zaproponował, by Forum działało w ramachkierowanego przez niego Patriotycznego Frontu Ludowego. Samo Forumw komunikacie opublikowanym w oficjalnej prasie zapewniało: „liczymy, żew działaniach Forum będą współpracowali zwolennicy różnych ideologii1 partii". O utworzeniu MDF poinformowało oficjalne radio, a rzecznik rząduzapewnił, że powstanie Forum będzie zgodne z obowiązującym prawem.Chciano w ten sposób zachęcić ludzi do popierania Forum, bez obaw, iż jestto inicjatywa nielegalna.Janos Berecz, członek Politbiura i sekretarz d/s ideologii, uważany zawodza „twardogłowych", poinformował, że władze nawiązały już kontaktJESIEŃ-200191


z przedstawicielami Forum", co przecież nie było trudne, skoro reprezentaciowych władz weszli w skład kierownictwa MDF. Przewodniczącym MDFzostał bowiem człowiek Poszgaya i reformista partyjny, Zoltan Biro. Kiedywe wrześniu 1988 roku MDF przekształcił się w ruch polityczny, Biro jakoczłonek jego Prezydium zapewniał, że będzie respektował komunistycznąkonstytucję.Można więc uznać, iż pierwotny plan przewidywał powołanie przy pomocyi pod kontrolą reformistów partyjnych MDF jako organizacji jednoczącej,a przez to kontrolującej wszystkie nurty opozycji, która wejdzie w koalicjęrządową ze zreformowaną partią komunistyczną.Próbą powołania lobby reformistów partyjnych było utworzenie przeznich w grudniu 1987 roku Nowego Frontu Marcowego, jako zaplecza RezsoNyersa, ministra finansów w latach 1962-1974, sekretarza KC do 1975 i autoraówczesnej reformy gospodarczej. Do Frontu weszli m.in. członkowieMDF i kompartii: Zoltan Kiraly, Mihały Bihari i Laszló Lengyel oraz współpracownikImre Nagya z 1956 roku - Szilard Ujhełyi (jako przewodniczący),a także członkowie partii do 1956 roku, jak Sandor Fekete, szef tygodnikapartyjnego „Uj Tukór".W październiku 1987 roku powstał pod nadzorem Pozsgaya klub dziennikarzy„Nyilvanossag" (Jawność), choć jeszcze na początku roku władze przeszkodziływ jego utworzeniu. Wskazuje to na to, że decyzje o realizacji scenariuszamusiały zapaść najpóźniej między wiosną a jesienią 1987 roku (przykładEstonii wskazuje, że centrum przeszło do działania już w kwietniu).W listopadzie 1987 roku na plenum Frontu Ludowego domagano się, bystał się on platformą porozumienia różnych organizacji nie zgadzających sięz kompartią i w ten sposób wyrósł na drugą siłę polityczną w kraju.30 marca 1988 roku powstał Związek Młodych Demokratów - FIDESZ,który domagał się demilitaryzacji Węgier, usunięcia wojsk sowieckich i gospodarkirynkowej. FIDESZ nie byłjednak początkowo tak bardzo radykalnąorganizacją prawicową, jakąstał się później (zwłaszcza po rozłamiew 1993 roku i odejściu zwolennikówSzDSz), skoro 27 listopada razemz Komsomołem wszedł do Rady92<strong>FRONDA</strong> 23/24


Organizacji Młodzieżowych. W tym czasie scenariusz był jeszcze realizowanya la lettre.Komuniści zaczęli wprowadzać zmiany rynkowe w gospodarce stopniowood stycznia 1988 roku (system podatkowy, VAT, ograniczenie dotacji) i odstycznia 1989 roku (zniesienie ograniczeń dla prywatnych przedsiębiorców).14 maja 1988 roku założono Demokratyczny Związek Pracowników Nauki;na jego czele stanął Pal Forgacz, były działacz związków komunistycznychszczebla krajowego. Można więc powiedzieć, iż komuniści również zainicjowaliwolny ruch związkowy. Premier Grosz zapowiedział, iż rząd będzieZwiązek tolerował.Zmiany te cieszyły się małą uwagą społeczeństwa, skoro w nie zakazywanymwiecu 15 marca 1988 roku wzięło udział zaledwie 10 tysięcy osób.Ostateczne zwycięstwo gorbaczowowców nastąpiło 22 maja 1988 roku,kiedy Grosz został I sekretarzem na miejsce Kadara, zaś do Politbiura weszli:Miklós Nemeth, Imre Pozsgay i Rezsó Nyers.Fakt, że w MDF główny wpływ miał nurt narodowy i on stał się partneremgorbaczowowców, spowodował bunt, odejście i radykalizację reformistycznegonurtu opozycji. 1 maja utworzyła ona Sieć Wolnych Inicjatyw, która następnieprzekształciła się w Związek Wolnych Demokratów (SzDSz). Komunistom nieudało się zatrzymać całej opozycji w MDF przez co doprowadzili do uformowaniasię systemu wielopartyjnego jeszcze przed wolnymi wyborami - stałosię tak tylko na Węgrzech. 18 listopada powstała Niezależna Partia DrobnychPosiadaczy, a następnie partie socjaldemokratyczna i chadecka.Listopadowa wizyta Jakowlewa na Węgrzech, jak w każdym kraju satelickimi każdej republice sowieckiej oznaczała punkt zwrotny. Mianowany 22 listopadana stanowisko premiera, Miklós Nemeth zapowiedział przeprowadzeniewielopartyjnych wyborów. Minister sprawiedliwości Kalman Kulcsarstwierdził wówczas: „każda z takich partii będzie musiała działać w koalicjiz komunistami w parlamencie lub mówiąc inaczej uznać ostateczną kontrolękomunistów nad rządem (...) powstające nowe ruchy polityczne muszą byćgotowe do współpracy z partią i powstrzymać się od stwarzania wyzwaniawobec jej władzy lub stawiania radykalnych żądań". Komunistom marzył sięwięc rodzaj lojalnej opozycji, która może krytykować, ale nie będzie negowaćsystemu. Najprawdopodobniej planowali oni powrót do sytuacji sprzed 1948roku, gdyż 23 stycznia 1989 roku, kiedy Pozsgay rehabilitował rewolucję 1956JESIEŃ-200193


oku, określi! ją jako powstanie narodowe, które wybuchło z powodu wyborutakiego a nie innego modelu socjalistycznego w 1948 roku. Przypomnijmy, żeprzed tą datą komuniści sprawowali kontrolę nad resortami siłowymi w ramachwielkiej i przymusowej koalicji z partiami demokratycznymi.W styczniu 1989 roku przegłosowano ustawę zezwalającą na zakładaniestowarzyszeń. 11 lutego Plenum KC WSPR podjęło decyzję o rozpisaniuwolnych wyborów po negocjacjach z opozycją i przejściu do systemu wielopartyjnego,wszakże pod warunkiem, że nowe partie „przyjmują socjalizm".Według planów partyjnych system, który miał powstać, był więc daleki oddemokracji parlamentarnej.W tym czasie szacowano, że liczba osób wciągniętych w zmiany politycznenie przekracza 25 tysięcy. Jeśli samolikwidacja komunizmu w dotychczasowejformie miała wyglądać jako wynik woli ludu, należało wciągnąć w niąmasy. Jak wszędzie służyły do tego masowe wiece. 15 marca 1989 roku zebrałosię 60 tysięcy osób, a 16 czerwca na pogrzebie Imre Nagya już od 300do 500 tysięcy, zaś 23 października 100 tysięcy. Trzeba jednak przyznać, żezmiana systemu na Węgrzech odbyła się z minimalnym legitymizacyjnym zaangażowaniemmas.22 marca ugrupowania opozycyjne rozpoczęły obrady „okrągłego stołu"celem ustalenia wspólnego stanowiska opozycji na rokowania z komunistami.W maju Pozsgay stwierdził, że rezygnacja przez komunistów z władzyw razie przegranej w wyborach jest dopiero kwestią przyszłości, natomiastkomuniści nie odżegnują się od koalicji z innymi partiami popierającymi reformy.Komuniści mogli jeszcze racjonalnie liczyć na rządy wielkiej koalicji,skoro według lipcowych sondaży chciało na nich nadal głosować 54 procentspołeczeństwa, a na MDF tylko 21 procent. W czasie negocjacji „trójkątnegostołu" pozycja „zreformowanych" komunistów uległa tylko wzmocnieniu.W wyniku rozmów „trójkątnego stołu" (13.06.-18.09.1989) ustalonotreść nowej Konstytucji i zgodzono się, iż wybory prezydenckie będą powszechnei poprzedzą wybory parlamentarne. W tej sprawie porozumieli siękomuniści i Forum, natomiast SzDSz obrażone, iż nie zostało głównym partneremkomunistów, i wspierane przez FIDESZ - przekreśliło te plany; zbierając200 tysięcy podpisów pod petycją o referendum w sprawie wybraniaprezydenta przez nowy parlament wyłoniony w marcowych wolnych wyborach,zmusiło do rozpisania owego referendum.94<strong>FRONDA</strong> 23/24


W czerwcu 1989 roku władzę w partii komunistycznej przejęło Prezydium,w składzie którego znaleźli się rywalizujący między sobą: Grosz, Pozsgay,Nemeth i Nyers. Na październikowym zjeździe kompartii doszło do rozłamu;tradycyjni komuniści na czele z Groszem odeszli zachowując starąnazwę, natomiast Pozsgay, Nemeth, Nyers i Gyula Horn przejęli kierownictwonad Węgierską Partią Socjalistyczną (WPS), która wybrała frazeologięsocjaldemokratyczną. Nyers został jej przewodniczącym, a Pozsgay jej oficjalnymkandydatem w wyborach prezydenckich.26 listopada 1989 roku w referendum zwolennicy późniejszego wyboruprezydenta przez parlament uzyskali 50,1 procent głosów, co przekreśliłoscenariusz komunistów oraz ich plany zdobycia prezydentury dla Pozsgaya,a tym samym również zakończyło jego karierę polityczną.25 marca 1990 roku w wolnych wyborach MDF zdobyło 165 mandatów,Drobni Posiadacze - 44, chadecy - 21 i te trzy ugrupowania utworzyły rządpremiera Antalla, natomiast w opozycji znaleźli się: FIDESZ - z 21 posłami,SzDSz - z 91 i postkomuniści z 33 (pozostali uzyskali 11 mandatów). PartiąDrobnych Posiadaczy kierował m.in. József Torgyan, TW ps. Szatmary.Nazwisk innych agentów na Węgrzech nie opublikowano, ale w kręgachparlamentarnych twierdzono, iż komuniści posiadają listę swych dawnychagentów a obecnych posłów i traktują ją jak własną polisę ubezpieczeniową.3 sierpnia 1990 roku parlament wybrał prezydentem kandydata SzDSz,Arpada Gończa w zamian za poparcie SzDSz dla reform zapowiadanychprzez MDF.Komuniści popełnili bardzo poważny błąd rozpoczynając reformy rynkowena rok przed wyborami, co przesądziło o ich przegranej, gdyż społeczeństwoobciążyło ich odpowiedzialnością za koszty wprowadzenia wolnego rynku.Z perspektywy czasu również wybór Forum a nie Związku Wolnych Demokratówna głównego partnera po stronie opozycji okazał się błędem, gdyż zradykalizowanySzDSz potrafił pokrzyżować plany wyborcze komunistów.5 stycznia 1990 roku wybuchła tzw. afera Dunagate - mjr Vegvari ujawnił, żePaństwowa Służba Bezpieczeństwa nadal inwigilowała przywódców opozycji,a raporty dostarczała premierowi Nemethowi, Pozsgayowi i przewodniczącemuparlamentu Matiasowi Sziirósowi. W wyniku skandalu do dymisji musieli podaćsię szefowie MSW i Służby Bezpieczeństwa, co znacznie osłabiło możliwościJESIEŃ'200195


operacyjne komunistów. Sama WPS została zaś osłabiona z powodu rywalizacjio przywództwo między Hornem, Pozsgayem, Nemethem i Nyersem.Rok 1987 był również okresem przygotowawczym do zmian ustrojowychw Polsce. Jak wspomina Andrzej Żarach, były członek kierownictwa „SolidarnościWalczącej", 10 listopada 1987 roku przesłuchujący go oficer twierdząc,iż "reprezentuje kontrwywiad wojskowy" i prowadzi rozmowę „na polecenieministra Kiszczaka", trafnie przewidywał: „na wiosnę 1988 będą strajki. Częściowouzasadnione. Będzie to okazja do zmian w Polsce, do odsunięcia odwładzy przeciwników reform społeczno-gospodarczych. Reformatorom potrzebnejest poparcie społeczne. Współpraca z zakładami pracy". Następniezłożył ofertę: „SW będzie mogła działać jawnie", wystarczy że z programuusunie „krytykę Związku Radzieckiego i wezwania do rozkładu tzw. imperium",natomiast „krytyka społeczna i gospodarcza jest na miejscu", dlatego„SB pomoże zorganizować zebranie działaczy SW, którzy zaakceptują zmiany.Na zebraniu będzie kilku oficerów, którzy przedstawią fakty idące dalej niżkrytyka przedstawiona przez SW. SB wyda glejty wskazanym (...) osobom,które w okresie strajków będą miały wstęp na teren wszystkich zakładów. Będąmogli wnosić prasę SW; SB zapewni druk i pomoc techniczną". 20Plany te potwierdza wypowiedź prof. Stelmachowskiego, który mówił jeszczeprzed strajkami 1988 roku o planie powołania Senatu. 21Tak więc decyzjao „okrągłym stole" i treść porozumień była znana policji politycznej i doradcom„Solidarności" przed strajkami 1988 roku. Były one potrzebne, by porozumieniamożna było przedstawić jako wynik walki narodu, a nie decyzje odgórne.Z propozycjami „kontrwywiadu wojskowego" dziwnie skorelowane byłow czasie wezwanie RKW „Mazowsze" z grudnia 1987 roku o zaniechaniudziałalności przez podziemną „Solidarność".Od pierwszego stycznia 1988 roku zaprzestano zagłuszania polskiej rozgłośniRWE. W ten sposób nie tylko planowane strajki mogłyby łatwiej rozlaćsię po kraju, ale również władze uzyskiwały możliwość komunikowaniasię ze społeczeństwem za pośrednictwem wiarygodnej rozgłośni. Kiedy doszłodo planowanej fali strajkowej szef polskiej sekcji RWE Marek Łatynskiosobiście cenzurował oświadczenia nadsyłane z kraju i żądające wolnych wyborów.Tego typu żądania nie miały prawa pojawić się na fali „wolnej rozgłośni(po ujawnieniu tych praktyk cenzorskich na łamach „Kultury" przez niżejpodpisanego RWE zerwało z nim współpracę).96<strong>FRONDA</strong> 23/24


Wybór gen. Jaruzelskiego na stanowisko prezydenta glosami siedmiu reprezentantówKomitetu Obywatelskiego „Solidarność" stanowi! jedyniekonsekwentną realizację tych planów, a ich zwieńczeniem było powstanierządu wielkiej koalicji z komunistami premiera Tadeusza Mazowieckiego.Dopiero rząd premiera Olszewskiego wyłoniony z wolnych wyborów stanowiłzerwanie z sojuszem z komunistami, choć agentura nadal zachowaław nim mocne pozycje, zwłaszcza na stanowiskach wiceministerialnych. Wystarczyporównać listy Milczanowskiego i Macierewicza ze składami pierwszychrządów, by określić stopień wpływu agentury we władzach REPozostaje jeszcze zbadać, w jakim stopniu lista osób zaangażowanychw rozmowy „okrągłego stołu" pokrywa się z wykazem wyższych urzędnikówpaństwowych kolejnych rządów Polski, by określić pochodzenie naszej klasypolitycznej, a wówczas będzie można odpowiedzieć na pytanie, kto miał największywpływ na jej formowanie się w drodze stale nasilającej się selekcjinegatywnej, która doprowadziła do tego, że elitapolityczna przypomina mafię i to bez względu naprzynależność polityczną.Ani wydarzenia w Polsce, ani na Węgrzech nie odbiegająod pierwotnego scenariusza, nie ma więcżadnych przesłanek, by twierdzić, iż w obydwutych krajach doszło do samozerwania z komunizmemdokonanego przez lokalne elity partyjne; 22raczej wykonywały one poleceniacentrali, przy czym w Polsce umiejętniej niż na Węgrzech.O przebiegu zmiany systemu Czechosłowacji wiemy stosunkowo najwięcejdzięki otwartym archiwom policji. Projekt operacji KLIN nosi datę 24czerwca 1987 roku. Miał nią pokierować mjr Miroslav Chovanec, zastępca naczelnikaX Zarządu Głównego SNB (odpowiednik MO), który stwierdziłprzed komisją weryfikacyjną: „Celem tej akcji było hamowanie jednoczeniasię opozycji, zyskiwanie w jej szeregach wpływu, aby regulowane przejście dospołeczeństwa pluralistycznego stało się możliwe", po czym przyznał:„współpracowaliśmy z przedstawicielami KGB". 23W 1988 roku dokonano reorganizacjiBezpieczeństwa Państwa (StB). Oznaczała ona szersze używaniefunkcjonariuszy oraz TW zakonspirowanych w instytucjach i organizacjach,tworzenie „nielegalnych grup", wydawanie „bibuły" oraz powołanie nowegomodelu agenta - profesjonalnego dysydenta. Jak twierdzi pracownik UrzęduJESIEŃ-2001 97


d/s Dokumentacji i Bbadania Działalności StB, Pavel Żaczek: „Chodziłoo stworzenie jakiegoś mechanizmu kontrolnego dla zakładanych negocjacjiokrągłego stołu, dokładnie według modelu polskiego. Narada kierownikówStB przeprowadzona 20 lipca 1989 roku i referat ministra spraw wewnętrznychKincla z 11 sierpnia świadczą, że ich oceny były realniejsze niż przypuszczeniakierownictwa politycznego." 24Dowodzi tego notatka mjr Bunczeka:„21 sierpnia (dojdzie do wystąpień), wpływ na dymisję kierownictwa w sierpniualbo w ciągu trzech miesięcy i dojdzie do dialogu, druga faza połączeniawszystkich inicjatyw - atak (...) rezygnacja rządu, konstytucja, rozpoczęcierozmów okrągłego stołu". 25Policja wiedziała więc w sierpniu, iż najdalej zatrzy miesiące, a więc do 21 listopada, dojdzie do wystąpień, tylko ich uczestnicyjeszcze tego nie wiedzieli.W końcu sierpnia 1989 roku odbyła się narada kierowników StB z KGB,gdzie zapewne omówiono planowaną zmianę władzy. Zdaniem Żaczka zarównoKGB jak też część kierownictwa StB i nomenklaturyżyczyła sobie zmiany ekipy Jakesza. Scenariuz zmiany ustrojuwymagał przygotowania samych komunistów, opozycjieurokomunistycznej i partii koncesjonowanych do roli jakąmieli odegrać.Według tzw. Komisji 17. Listopada - w KomunistycznejPartii Czechosłowacji doszło do wyodrębnienia się dwu grup.Vasil Biliak, Alois Indra, Miłosz Jakesz, Fojtik, Hermann i inniodpowiedzialni za normalizację lat 70-tych pragnęli utrzymaćstatus quo, natomiast pragmatycy, tacy jak Antonin Kapek,Bohuslav Chnioupek, Ladislav Adamec, starali sięzwiązać z ekipą Gorbaczowa i popierali nowy kurs w gospodarce.Obie grupy miały swych ludzi w organach bezpieczeństwa i związkiz Moskwą. Po wizycie Gorbaczowa wiosną 1987 roku w Pradze Husaka na stanowiskusekretarza partii zastąpił Miłosz Jakesz - czeski odpowiednik Grosza(17.12.1987), a po wizycie Jakowlewa na początku 1988 roku premiera Sztrougalazastąpił Adamec (11.10.1988). Jakowlew poinformował KC, że obecnieMoskwa inaczej ocenia interwencję z 1968 roku. Wyrok na normalizatorówwięc już zapadł i należało teraz znaleźć wykonawców. Jakowlew odwiedził premieraz 1968 roku, Czestmira Cisarza w jego domu i zachęcił go do rozpoczęciadziałalności w oparciu o dawny krąg ludzi.98<strong>FRONDA</strong> 23/24


Partyjna nomenklatura zaczęła przygotowywać się do zmian w 1988 roku;utworzono wówczas 17 spółek joint ventures z kapitałem zachodnim,a przed listopadem powstała Agrobanka, która pomagała w transferowaniukapitału z przedsiębiorstw państwowych; kilka z nich zamieniono na spółkiakcyjne mające służyć nomenklaturze.W drugiej połowie 1988 roku w środowisku eurokomunistów i bliskich imideowo dawnych reformistów zaczęła kształtować się inicjatywa obywatelska,z której stopniowo wyłonił się Klub na rzecz demokratycznego socjalizmu -Obroda (Odrodzenie), oficjalnie założony dopiero w lutym 1989. PrzewodniczącymObrody został Miłosz Hajek, zaś program opracował Wspomniany gospodarzJakowlewa, Czestmir Cisarz. Na polecenie Politbiura łączność z Klubemutrzymywał Jan Bouchal, kierownik Wydziału Organizacji SpołecznychKomitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji (KPCz). Obrodaweszła w skład Karty 77. Według Komisji 17. Listopada, „podobnie jak pozostałegrupy opozycji, Obroda znajdowała się pod bezpośrednią kontrolą StB,a zwłaszcza dotknęła ją szeroka infiltracja tajnych współpracowników StB".Pierwszy etap operacji KLIN (do 30 stycznia 1988) miał doprowadzić doodłączenia eks-komunistów od radykalnych grup w Karcie 77. Chodziło0 umieszczenie jak największej liczby „wtyczek", dzięki którym później możnaby było kontrolować opozycję i doprowadzić do podejmowania przez niądecyzji korzystnych z punktu widzenia policji. Jak określił ten proces mjrChovanec: „agentura, którą mieliśmy w opozycji, po prostu szła z tą opozycjąw górę". Miano nie ograniczać dążeń Dubczeka, Szpaczka, Slavika, Kadleca1 innych eurokomunistów. Od grudnia 1987 roku Dubczek mógł więc swobodnieprzyjeżdżać do Pragi, a w maju 1988 roku mógł doń dotrzeć list z uniwersytetuw Bolonii, informujący o przyznaniu tytułu doktora honoris causa.W październiku Dubczek otrzymał list z MSW gwarantujący mu powrót dokraju po wizycie w Bolonii, do której udał się w listopadzie. Były sekretarzudzielał wywiadów (np. w maju 1989 węgierskiej TV odbieranej na Słowacji),czego nie mógłby robić, gdyby policja postanowiła inaczej. W 1988 roku rozpoczęłasię więc akcja lansowania Dubczeka jako głównego opozycjonisty,a więc możliwego następcy breżniewowskiego kierownictwa.W drugim etapie operacji KLIN (termin wykonania: do 30 grudnia 1988roku) miano awansować w strukturach oficjalnych osoby usunięte z partii,ale nieskompromitowane działalnością w Karcie. I wreszcie w trzecim etapieJESIEŃ'200199


(do 30 sierpnia 1989 roku) przewidywano przerwanie kanałów łącznościmiędzy elementami antysocjalistycznymi i zagranicą.Z tych planów policji politycznej jasno więc widać, iż wyobrażała ona sobie,że możliwe będzie kontrolowanie całej opozycji, marginalizacja grup radykalniejszychi posłużenie się dawnymi komunistycznymi reformistami dostworzenia opozycji dającej się w pełni manipulować, która będzie miała charaktermasowy i legalny.Już w październiku 1988 roku Richard Sacher z Partii Ludowej, dyrektor CentralnejSzkoły Politycznej, zażądał wprowadzenia demokracji. Później Sacher jakoszef federalnego MSW (mianowany w grudniu 1989) zawarł układu o współpracyswego resortu z KGB (luty 1990). Drugim „nieposłusznym" był Josef Bartonczik,sekretarz kompanii z Brna, w latach 1971-1988 płatny agent StB zarejestrowanypod numerem 15301. Sacher i Bartonczik związani byli z gorbaczowowcamiw KPCz. Na przełomie listopada i grudnia agent Bartonczik został szefem partiiludowców i udało się go wyeliminować z gry dopiero w 1990 roku.Już w 1990 roku grupa komunistów z 1968 roku i nomenklatury na Morawachzałożyła ruch morawski, na czele którego stanęli długoletni agenciStB: Boleslav Barta i Vaclav Tomis.Latem 1989 roku Michał Horaczek i Michael Kocab założyli inicjatywęMOST, której zadaniem miało być pośredniczenie w kontaktach między opozycjąi premierem Adamcem, proponującym pluralizm poglądów w ramachFrontu Narodowego. Kontakt nawiązano za pośrednictem doradcy premiera,Oskara Krejcziego, jednego z 600 rezydentów StB(pseudonim Kalab, nr ewidencyjny 8478). Rzecz jasna,StB nie przeszkadzała tym poczynaniom, lecz za pośrednictwemKalaba w pełni je kontrolowała. W październiku1989 roku Horaczek i Kocab spotkali się z Adamcemw foyer Teatru Narodowego.W listopadzie 1988 roku StB przeprowadziła rozmowysondażowe z szeregiem dysydentów, pytając na jakichwarunkach powróciliby na dawne miejsca pracy w instytucjachnaukowych. Środowisko Karty 77 było gotowezaakceptować kompromis z komunistami, podczas gdy nurt opozycyjnywśród studentów coraz bardziej dążył do zerwania z systemem i nie chciałmieć nic wspólnego z powrotem do 1968 roku. Istniał też rodzaj rezerwy in-100<strong>FRONDA</strong> 23/24


telektualnej pod opieką części władz. Na początku lat 80-tych założonow Pradze Instytut Prognoz. Zajmował się on niezafałszowaną analizą gospodarcząi społeczną, przygotowując tajne raporty dla Komitetu Centralnego.Pracowali tu zarówno eksperci komunistyczni (np. Kareł Kocher, uczeń Brzezińskiegoi szpieg wymieniony za Szczarańskiego), jak też bezpartyjni, którzyna płaszczyźnie ideowej przygotowywali zmiany. Etaty w Instytucie Prognoznależały do nomenklatury KC oraz komitetu miejskiego KPCzw Pradze. Partia ściśle więc kontrolowała tę instytucję. W Instytucie Prognozznalazła dla siebie niszę opozycja gospodarcza, która nie była ideowo antykomunistyczna,lecz przeciwstawiała się jedynie systemowi centralnego planowaniajako nieefektywnemu i przestarzałemu. W przyszłości owi ekspercimieli odsunąć od władzy dawnych dysydentów. W Instytucie Prognoz pracowalim.in. Vaclav Klaus, Józef Zieleniec, Vladimir Dlouhy, sekretarz tutejszejorganizacji partyjnej - Kareł Dyba i Valter Komarek - były doradca ekonomicznyFidela Castro a tuż przed listopadem Miłosza Zemana.Na przełomie 1988 i 1989 roku na użytek władz zespół pracowników InstytutuEkonomicznego, wspomnianego już Instytutu Prognoz, InstytutuPaństwa i Prawa Czechosłowackiej Akademii Nauk oraz Wyższej Szkoły Ekonomicznejprzygotował raport „Czechosłowacja na rozdrożu". Autorzy zaproponowaliprzyjęcie w pełni liberalnego ustroju gospodarczego. Za najważniejszączęść reformy uznali zmianę stosunków własności; twierdzili, żedominacja własności prywatnej umożliwi powstanie rynku i zalecali prywatyzacjęmajątku narodowego oraz wprowadzenie nowoczesnego systemu podatkowego.Prywatyzacja majątku państwowego powinna odbyć się w drodzesprzedaży przedsiębiorstw państwowych po przekształceniu ich w spółki akcyjne.Na początku akcje pozostawałyby we władaniu konkurujących ze sobąbanków państwowych; część akcji sprzedano by na warunkach promocyjnychpracownikom przedsiębiorstw, zaś resztę stopniowo dystrybuowano by różnymikanałami, tak by mogła je nabyć jak największa liczba obywateli. Programten zostanie później zrealizowany przez Vaclava Klausa.W 1988 roku w Karcie 77 zwyciężył pogląd, iż działalność polityczna powinnabyć podejmowana poza nią i dlatego powołano Ruch na rzecz WolnościObywatelskiej - HOS (15.10.1988). HOS, którego ścisłe kierownictwo tworzyliPavel Bratinka, Vaclav Benda i Rudolf Battiek, skupił konserwatystów, chadekówi socjaldemokratów, natomiast eurokomuniści odmówili swego akcesu.JESIEŃ-2001101


W 1988 roku zaczęła się wyraźna odwilż i opozycja przeszła do taktyki manifestacjiulicznych (21 sierpnia, 28 października, 10 grudnia 1988, 15-20 stycznia1989, wbrew Karcie 77 - 21 sierpnia i 28 października 1989).Wiosną 1989 roku ponownie przyjechał do Pragi Jakowlew. Odwiedziłwówczas byłego agenta wywiadu czeskiego Mlynarzika, który kilka lat wcześniejdokonał zamachu bombowego na czeską sekcję Radia Wolna Europaw Monachium. W rozmowie z Rudolfem Hegenbartem, szefem XIII WydziałuKC, kontrolującym cały aparat bezpieczeństwa, ustalono, iż Mlynarzik napiszeartykuł popierający pieriestrojkę, Hegenbart go podpisze i przekaże Jakowlewowi.Tak też się stało i latem „Izwiestia" opublikowały artykułMlynarzika-Hegenbarta, co było jasnym sygnałem dla partii, iż nieuchronnezmiany wkrótce nastąpią. W listopadzie 1989 roku komunistyczne związkizawodowe przedstawiły projekt ustawy umożliwiającej strajki, zaś KonferencjaZwiązku Młodzieży Socjalistycznej (SSM) opowiedziała się za podjęciemkontaktów z opozycją oraz rezygnacją z monopolu w ruchu młodzieżowym.Było jasne, że zmiana ekipy nastąpi lada moment.Z ramienia KGB w sztabie czeskim obserwatorem wydarzeń z 17 listopada1989 roku był gen. Teslenko. Tego dnia wieczorem gen. Lorenc spotkał sięna obiedzie z szefem kontrwywiadu KGB, Grinsekiem.Grupa studentów (Michał Semin oraz Marek i Martin Benda, synowieVaclava), znana później jako niezależny ruch studencki STUHA, postanowiłazorganizować demonstrację w dniu 17 listopada. 29 października przedstawicielerady miejskiej SSM zaproponowali, że uznają demonstrację zawłasną, jeżeli STUHA zapewni odpowiednią frekwencję. Decyzja taka niemogła być podjęta bez akceptacji przewodniczącego SSM, Vasila Mohority,sekretarza KC KPCz. Wkrótce nadeszła też zgoda KC KPCz (7.11). 8 listopadaSSM i STUHA oficjalnie ustaliły listę osób, które wystąpią na wiecu.Karta uważała imprezę za reżymową i przygotowywała własne wystąpieniena 10 grudnia.Po wiecu tłum ruszył ulicą Narodni trzida, by dostać się na Vaclavskenamiesti. Na jego czele szedł porucznik Ludvik Zifczak-Rużiczka. Już 21sierpnia 1989 roku zatrzymano go jako Milana Rużiczkę, „organizatora" działalnościniezależnej. Nie został on jednak rozkonspirowany przed własnymikolegami i spędził dwa dni w areszcie w ramach tworzenia własnej „legendy".Na około tydzień przed 17 listopada por. Żifczak rozpowszechniał ulotki, któ-102<strong>FRONDA</strong> 23/24


e podpisał jako Rużiczka w imieniu Niezależnego Stowarzyszenia Studenckiego.Porucznik wzywał w nich do przemarszu trasą zakazaną przez władzepartyjne, a więc chciał doprowadzić do konfrontacji z oddziałami policji.Nie wiadomo kto dał rozkaz do ataku na demonstrantów, gdyż oficjalnieobowiązywał rozkaz gen. Lorenca o nieużywaniu przemocy. Zifczak, uderzonyw łokieć, udawał zabitego, a następnie został odwieziony karetką MSW.Pogłoska o śmiertelnej ofierze sprowokowała masowe i spontaniczne demonstracje,które pozwoliły nowej ekipie powoływać się na „wolę ludu", wynoszącąją do władzy. Według Zifczaka, atak milicji 17 listopada został przygotowanyprzez StB celem obalenia ówczesnego kierownictwa KPCzi ustanowienia nowego porządku społecznego w oparciu o porozumieniei współpracę partii komunistycznej i ówczesnej opozycji (30.03.1990). RudolfHegenbart, przedstawiciel aparatu bezpieczeństwa (XIII Wydział KC)i premier czeski Peter Pithart doszli do tego samego wniosku. Pierwszyuznał, że całą akcję przygotowano celem usunięcia Jakesza, drugi uważał, żena manifestację 17 listopada zezwolono, ponieważ liczono się z konfrontacjąi pewne grupy w KPCz chciały ją wykorzystać przeciwko Jakeszowi, przyczym prawdopodobne jest, że akcja mogła być inspirowana z ZSRR.„Svobodne slovo" - organ prasowy koncesjonowanej partii narodowychsocjalistów (CzSS) - pochwaliło demonstrację studentów. Później uczynił torównież organ ludowców „Lidova Demokrace". 19 listopada narodowi socjaliścizaczęli zapraszać różne osobistości do swego klubu, mieli więc wpływ naskład formującej się tam grupy inicjatywnej Forum Obywatelskiego (OF).Władza uzyskiwała partnera do rozmów po stronie społecznej. Do OF weszlidysydenci, narodowi socjaliści, ludowcy, Obroda, byli i aktualni członkowieKPCz. Program Forum nie wykraczał początkowo poza wymianę władz kraju.Mohorita poparł publicznie strajkujących studentów, ci jednak domagalisię już wolnych wyborów i utworzenia rządu koalicyjnego oraz wyzwali dostrajku generalnego 27 listopada. Według Klimy, w ambasadzie sowieckiejdelegację STUHA przyjął trzeci sekretarz i zapewnił studentów: „mój prywatnypogląd jest taki, że nie macie się czego bać" (20.11) 26 . Sytuacja byławięc jasna - ruch korzystał z cichej opieki ZSRS.Przywieziony z RFN przez funkcjonariuszy I Zarządu SNB (wywiad) ZdenekMłynarz nie uzyskał popularności, gdyż przybył za późno i poparcie społeczneotrzymali już przebywający na miejscu Dubczek i Havel. Młynarz nieJESIEŃ2001103


pojawi! się wcześniej prawdopodobnie z powodu choroby, nie był on jednakosobą wybraną przypadkowo. W 1985 roku Młynarz opublikował w emigracyjnymczasopiśmie „Svedectvi" panegiryk na cześć nowego genseka. Twierdziłw nim - jak udowodnił to Michał Heller, kłamliwie - iż osobiście znałGorbaczowa, gdy razem studiowali w Moskwie w latach 1950-1955. Jużw 1952 roku Gorbaczow miał być przeciwnikiem stalinizmu i w partyjnejszkole krytykował represje Stalina przeciw „odkłonistom".W nocy z 24 na 25 listopada 1989 roku plenum KC KPCz zwolniło Jakeszai I sekretarzem został Kareł Urbanek. Politbiuro obiecywało wprowadzićdo rządu bezpartyjnych i rozpisać nowe wybory, ale przy zachowaniu dotychklubówi związków (np. Demokratyczne Forum Komunistów). 27czasowej roli Frontu Narodowego.Tajna instrukcja kompartii z 26 listopada 1989roku przewidywała wykreślenie tzw. „kierownicy"z Konstytucji, przejęcie programu OF,masowe przystępowanie członków partii doObrody i dialog z nią, oddzielenie studentówod Forum Obywatelskiego oraz wprowadzeniedo niego jak największej liczby lewicowych26 listopada doszło do spotkania reprezentantów rządu, Frontu Narodowegoi Forum, które żądało wyboru Dubczeka na prezydenta Czechosłowacji. Takiemurozwiązaniu sprzeciwili się jednak studenci i wówczas kandydatem OFzostał Vadav Havel. OF przyjęło przygotowany przez Klausa program „Co chceme".Przewidywał on rozpisanie wolnych wyborów, przyjęcie nowej konstytucjiustanawiającej państwo prawa, zniesienie kierowniczej roli partii komunistyczneji jej kontroli nad mediami, podporządkowanie polityki wobec Układu Warszawskiegoi RWPG idei europejskiego domu, respektowanie zobowiązań międzynarodowychz zachowaniem własnej suwerenności oraz ponowne zbadanieumów zawartych przez przywódców państwa z powodów ambicjonalnych (przezco rozumiano rozluźnienie więzów łączących Czechosłowację z ZSRS), wprowadzeniei równouprawnienie różnych typów własności. 7 grudnia Havel w imieniuOF złożył oświadczenie, iż respektuje członkostwo Czechosłowacji w UkładzieWarszawskim i ma nadzieję, że oba bloki zostaną rozwiązane jednocześnie.Nowy rząd federalny (3.12.1989) rozczarował jednak opozycję, gdyż miałtylko trzech ministrów bezpartyjnych i OF zagroziło strajkiem generalnym.104 <strong>FRONDA</strong> 23/24


5 grudnia utworzono rząd Republiki Czeskiej z premierem Peterem Pithartem,który już w 1969 roku wystąpił z partii, dlatego większość ministrówrepublikańskich była bezpartyjna.Wówczas powierzono też misję sformowania nowego rządu MarianowiCzalfie, słowackiemu komuniście, który zastąpił Adamca na stanowisku federalnegopremiera (7.12). Pod jego kierownictwem 8 grudnia rozpoczęły się negocjacje„okrągłego stołu" z Forum. W ich wyniku w gabinecie (10.12) ministrowiekomunistyczni znaleźli się w mniejszości, dzięki późniejszemuwystąpieniu z partii Vladimira Dlouhego i Valtera Komarka, którzy weszli dorządu wskazani przez Forum; po 2 resorty otrzymali narodowi socjaliści i ludowcy,10 przypadło KPCz, a 7 bezpartyjnym, głównie członkom Forum. JednocześnieHusak przestał być prezydentem (10.12.1989). Uzgodniono też, żeprezydent będzie wybrany przez Zgromadzenie Federalne, choć początkowokomuniści proponowali wybory powszechne, licząc na popularność Dubczeka.Na zjeździe KPCz (20-21.12.1989) I sekretarzem wybrano Adamca.Kreml nie przewidział, że normalizacja i usunięcie w jej toku z partii wszelkichelementów zdolniejszych i bardziej elastycznych spowoduje, iż KPCzstanie się jedynie balastem niezdatnym do żadnej pracy politycznej w nowychwarunkach. Partia słowacka, która nie przeżyła takiej normalizacji jakczeska, okazała się zdolniejszą do działania w nowych warunkach i szybkozmieniła nazwę oraz oddzieliła się od KPCz (marzec 1990).W wyniku rokowań i pod naciskiem społecznym 28 grudnia ustalono, żenazajutrz prezydentem wybrany zostanie Vaclav Havel, przyjęto też nowychczłonków parlamentu, w tym Dubczeka, którego wybrano przewodniczącymZgromadzenia Federalnego; w toku dalszych rozmów zgodzono się na wymianęw sumie 120 posłów, czyli większości parlamentarnej oraz wymienionoprokuratorów. KPCz anulowała mandaty 90 swych posłów. W wyborachuzupełniających (30.01.1990) komuniści uzyskali jedynie 8 mandatówi utracili większość w parlamencie. Premier Czalfa wystąpił z partii komunistyczneji został przyjęty do Opinii Publicznej przeciw Przemocy (VPN), słowackiegoodpowiednika Forum Obywatelskiego.Havel w czasie rozmów z Georgem Bushem w Waszyngtonie przekonywał,iż „oddziały sowieckie i amerykańskie powinny opuścić Europę", zaśzjednoczone Niemcy powinny być neutralne (21-22.02.1990), co właśniestanowiło cel ówczesnej polityki sowieckiej, znanej jako budowa „europej-JESIEŃ-2001105


skiego domu". Minister spraw zagranicznych Dienstbier głosił, że Czechosłowacjapowinna pomóc ZSRS w wejściu do Europy. Richard Sacher, mianowanyministrem spraw wewnętrznych(30.12.1989), podpisał w Moskwie umowęo współpracy federalnego MSW (StB) z KGB.Wszystko układało się więc po myśli centrum.W wyborach do parlamentu Republiki Czeskiej (8-9.06.1990) OF zdobyło 125 miejsc, ludowcy - 19,ruch morawski 24 oraz komuniści - 32 mandaty.Rząd czeski utworzył Pithart (OF) razem z morawianami.W Zgromadzeniu Federalnym w Izbie Ludowej OF i VPN zdobyły 85mandatów, komuniści czescy i słowaccy - 22, ludowcy - 21, morawianie - 10,Słowacka Partia Narodowa (SNS)- 6 i lista węgierska - 6 miejsc, zaś w Izbie NarodówOF i VPN uzyskał 82 mandaty, morawianie - 8, SNS - 10, ludowcy - 24,komuniści - 22 i lista węgierska - 4 mandaty. W skład koalicyjnego gabinetu federalnegoweszło OF (8 tek), VPN (4 teki) i słowacki antykomunistyczny RuchChrześcijańsko-Demokratyczny - KDH (2 teki). Premierem został niedawnykomunista Marian Czalfa (VPN), zaś MON objął gen. Vacek, występujący obecniejako bezpartyjny ekspert. Przewodniczącym Zgromadzenia Federalnego ponowniewybrano Dubczeka (VPN). Ani rządu czeskiego, ani federalnego niemożna więc nazywać niekomunistycznymi, stanowiły raczej szeroką koalicjęz udziałem gorbaczowowców i agentury (morawianie).Przez cały 1990 rok postępowała dezintegracja Forum i tworzenie partiipolitycznych. Już w grudniu 1989 roku HOS dał początek Sojuszowi Obywatelsko-Demokratycznemu- ODA (grudzień 1989), łączącemu liberalizm gospodarczyz politycznym konserwatyzmem (Pavel Bratinka, Daniel Kroupa,Jan Kalvoda) oraz chadekom (KDS) Vaclava Bendy.Forum Obywatelskie, kierowane od października 1990 roku przez VaclavaKlausa, podjęło, wbrew byłym dysydentom, decyzję o podziale (23-24.02.1991) na Ruch Obywatelski (OH) i Partię Obywatelsko-Demokratyczną(ODS), które razem będą tworzyły OF. Zarazem postanowiono, żeForum przestanie istnieć najpóźniej wiosną 1992 roku. PrzewodniczącymODS został Klaus, a OH Dienstbier, zaś jego zastępcą premier Pithart.W tym samym czasie reaktywowana partia socjaldemokratyczna(CzSSD) zaczęła przejmować inteliegnetniejszych funkcjonariuszy z KPCz106 <strong>FRONDA</strong> 23/24


oraz członków Obrody, która przestała istnieć. Przyciągała do siebie także ludzizwiązanych z OH, np. Miłosza Zemana. W rezultacie CzSSD będzie odgrywałataką rolę, jak partie postkomunistyczne w innych krajach, gdyż partiakomunistyczna w Czechach okazała się niezdolna do jej pełnienia.W 1990 roku powstało (określane w prasie jako faszyzujące) Stowarzyszeniena rzecz Republiki - Republikańska Partia Czechosłowacji, kierowaneprzez byłego urzędnika cenzury Miroslava Sladka.W wolnych wyborach do parlamentu federalnego (5-6.06.1992) w Czechachponad 33 procent głosów uzyskała ODS, komuniści czescy i słowaccyotrzymali po około 14,5 procent, socjaldemokraci - około 7 procent,sladkowcy - 6,5 procent, a ludowcy i LSU - po 6% procent. Havel powierzyłJanowi Straskiemu (ODS) tekę premiera oparciu o koalicję ODS i postkomunistycznegoRuchu na rzecz Demokratycznej Słowacji, kierowanego przezVladimira Mecziara (tajny współpracownik StB ps. Doktor). Słowacki komunista,gen. Imrich Andrejczak został szefem MON. W parlamencie czeskimODS-KDS uzyskały 76 mandatów, ludowcy - 15, ODA - 14, Lewy Blok - 35,CzSSD i LSU - po 16, a morawianie i sladkowcy - po 14. OH nie przekroczyłaprogu i zniknęła ze sceny politycznej. ODS-KDS, ODA i ludowcy utworzylikoalicję oraz wybrali premierem czeskim Klausa.Postawienie na generację 1968 roku było pierwszym poważnym błędemscenarzystów z Kremla; nie wzięli oni bowiem pod uwagę, że bazę ruchu stanowimłode pokolenie, które do Praskiej Wiosny ma stosunek wrogi lubobojętny. Gdyby pieriestrojka przybyła do Pragi od 5 do 10 lat wcześniej,wówczas reformiści i eurokomuniści odegraliby czołową rolę w przemianachi przejęli kierownicze stanowiska w państwie. Nie udało się przeforsować aniDubczeka, ani Młynarza, a partia komunistyczna, zbytnio wyczyszczona po1968 roku, okazała się niezdolna do działania. Również byli lewicowi dysydenciz OH zostali wyeliminowani z politycznej gry przez pragmatyczną prawicę,która wymusiła powstanie systemu wielopartyjnego.Model butgarsko-rumuńskiZe względu na stopień represji w Bułgarii, Rumunii i poza strefą sowieckąw Albanii, grupy zorganizowanej opozycji w praktyce nie istniały (Miscarea luiGoma i SLOMR w Rumunii zostały całkowicie zlikwidowane). DlategoJESIEŃ-2001107


pieriestrojka musiała tam zacząć się od stymulowania przez tajną policję powstawaniaopozycji. Przypadek Bułgarii można by tu nazwać klasycznym dlatego modelu, natomiast Rumunia posiada swą specyfikę i dlatego zostanieomówiona osobno.Podobnie jak w Estonii i na Łotwie generować opozycję zaczęto od umiejętnegotworzenia ruchu ekologicznego oraz przejęcia przez agenturę powstałejdzięki pieriestrojce grupy opozycyjnej uważanej za radykalniejszą,a przez to niebezpieczną dla powodzenia scenariusza. W Bułgarii nie występowałabowiem dwoistość starej, autentycznej i nowej paralelnej opozycjistymulowanej, jak w modelu bałtyckim. Opozycja autentyczna również byłanowa, gdyż powstała na początku 1988 roku i w odróżnieniu od bałtyckiejszybko została unieszkodliwiona.Usunięcie Ziwkowa nie wymagałoużycia siły jak w Rumunii pozbyciesię Ceausescu; jak później zobaczymy,wystarczyło polecenie wydane przezsowieckiego ambasadora.16 stycznia 1988 roku powstało stuosoboweNiezależne StowarzyszenieObrony Praw Człowieka utworzonegłównie przez byłych więźniów politycznych(Ilia Minew, przwodniczącyks. Błagoj Tupuzalijew, Grigor Simow,Georgi Bożilow, Petyr Manołow, sekretarz Hasan Białkow). Jego radykalizmpolegał na tym, iż nie chciało przyjmować do swych szeregów aktualnychczłonków kompartii. Bezpieka zwalczała Stowarzyszenie wysyłając jego radykalniejszychczłonków na przymusową emigrację (np. Eduarda Genowa, CekuCekowa). W czasie Ekoforum (16.10-3.11.1989) bezpieka nie dopuściła dokontaktowania się reprezentantów Stowarzyszenia z zagranicznymi dziennikarzami,po czym udało się jej ludziom zmienić kierownictwo Stowarzyszenia.Nowym przewodniczącym został agent bezpieki i członek partii Rumen Wodeniczarow.Następnie doszło do nieporozumień, rozłamów i w konsekwencjiznaczenie organizacji upadło. W ten sposób bezpiece udało się w fazie wstępnej(rok 1989) wyeliminować potencjalnie niebezpieczną grupę i jej miejscemogła zająć opozycja stymulowana przez organa.108<strong>FRONDA</strong> 23/24


W lutym 1988 roku wysiano do Ruse oficjalną ekipę filmową w związkuz protestami tamtejszej ludności przeciwko zanieczyszczeniom chemicznymprzychodzącym z rumuńskiego Giurgiu po drugiej stronie Dunaju. 8 marcaczłonkowie ekipy filmowej postanowili utworzyć Komitet Obrony EkologicznejRuse. Jednym z jego założycieli i sekretarzem organizacyjnym był współpracownikbezpieki Georgi Awramow, pracownik studia filmowego „Ekran",innym - Stefan Gajtandżijew, również TW. Awramow wspomina, że „istniałysiły zainteresowane w stworzeniu podobnego komitetu" celem „zdestabilizowaniareżymu" Ziwkowa, a wielu członków komitetu uważało nawet, żewładze aprobują ch akcję. Zdaniem Awramowa, „Czawdar Tepeszanow, odpowiedzialnyfunkcjonariusz Bezpieczeństwa Państwowego (Derżawna Sigurnost),został oddelegowany by zapewnić (zebranym) w Domu Kina (wSofii) swobodę działania" czyli założenie Komitetu. W Komitecie znaleźli sięm.in. agenci bezpieki Aleksandyr Karakaczanow i Petko Simeonow, przedstawicieleestablishmentu: Stefan Prodew - redaktor naczelny „Nowej Kultury",Ewtim Ewtimow - redaktor naczelny „Frontu Literackiego", członkowiekompartii jak Swetlin Rusew, lub reformiści jak Zeliu Zelew usunięty z partiiw 1965 roku, a także antykomuniści jak Petyr Słabakow. Według NikołajaKolewa-Bosija, Simeonow informował o działalności Komitetu KomitetCentralny Bułgarskiej Partii Komunistycznej (BPK). Zdaniem Awramowa,Rusew utrzymywał kontakty z Aleksandrem Liłowem, działaczem komunistycznymusuniętym z Sekretariatu i Politbiura BPK w 1983 roku i szefemjednego z dwu klanów przeciwników Ziwkowa, którzy związali się z Gorbaczowem.Do grupy partyjnej, która chciała posłużyć się Komitetem, należeliwedług Awramowa także Sona Bakisz i jej mąż Stańko Todorow, przewodniczącyparlamentu. Kadry Komitetu były bazą zakładanych później organizacji,które odegrały czołową rolę w formowaniu opozycji: Klubu na rzecz Głasnostii Pieriestrojki oraz ruchu „Ekogłasnost"', który z kolei posłużył dozałożenia przez agenta Karakaczanowa Zielonej Partii. Jego zdaniem, przynależnośćdo ZP i BPK miała być jednoczesna.3 listopada 1988 roku 110 intelektualistów, z których większość byłaczłonkami BKP, a około 20 należało do „aktywnych bojowników przeciwkofaszyzmowi i kapitalizmowi", założyło z inicjatywy Żeliu Żelewa Klub narzecz Głasnosti i Pieriestrojki. Członkowie BKP stanowili większość we władzachKlubu, a ponad połowa należała również do Komitetu Obrony Ekolo-JESIEŃ-2001109


gicznej Ruse. Program Klubu głosił poparcie dla „lipcowej koncepcji BKP",a jego władze wysłały telegram do Gorbaczowa z okazji „rewolucji październikowej".Agent Simeonow, który też przystąpił do Klubu, w maju 1988 rokutak pisał do sekretarza Żiwkowa, Miłko Balewa: „nie ma żadnych wątpliwości,iż konieczne jest zrealizowanie pieriestrojki pod kierownicząrolą partii. Każda inna droga może okazać się katastrofalna dla społeczeństwa.Tylko partia, która ma całkowitą władzę, zdolna jest do przeprowadzeniaspołeczeństwa od jednej struktury do drugiej w sposób zaplanowanyi bez anarchii."11 kwietnia 1989 roklu agenci Awramow i Karakaczanow oraz ośmiu innychdziałaczy założyło ruch „Ekogłasnost"'. Ponad połowa jego członkównależała do kompartii.Teraz należało zadbać, by powstała opozycja otrzymała oprawę medialnąi mogła być szeroko rozpropagowana przez RWE i BBC w kraju oraz agencjezagraniczne na Zachodzie. W tym celu wykorzystano wizytę prezydentaFrancji i konferencję pohelsińską zwaną Ekoforum, którą kierownictwo bułgarskiepostanowiło przyjąć w Sofii.W styczniu 1989 roku nie dopuszczono do spotkania z Francois Mitterrandemprzedstawicieli radykalnych grup, natomiast reprezentanci Ekogłasnostii Klubu nie napotkali ze strony bezpieki żadnych przeszkód.Zgoda władz na przyjęcie w Sofii Ekoforum (16.10-3.11.1989) umożliwiłaza pośrednictwem wpuszczonej do stolicy korespondentki RWE rozpropagowaniepieriestrojkowej opozycji przede wszystkim w samej Bułgarii. Pozwolonona spotkanie opozycji w kinie „Petyr Beron", gdzie Klub i „Ekogłasnost"'nie dopuścili do głosu członków Stowarzyszenia jako zbyt radykalnych.Promowaniu opozycji reformistycznej podczas Ekoforum towarzyszyłoprzygotowanie do partyjnego przewrotu. Szef MON Dobri Dżurow uniemożliwiłszefowi wywiadu wojskowego, G. Miłuszewowi powiadomienie Żiwkowao szykowanym zamachu (28.08.1989).Zdaniem Awramowa atak na demonstrantów Ekogłasnosti w ogródkuprzed lokalem „Kristał" w Sofii w dniu 26 października był prowokacją pieriestrojkowcówdokonaną celem dyskredytacji reżymu Żiwkowa. Dodajmy,że jego celem było też wywołanie masowych demonstracji, które w zliberalizowanejatmosferze były już w Bułgarii możliwe i legitymizowałyby nowewładze wyłonione z partyjnego zamachu.110<strong>FRONDA</strong> 23/24


Minister spraw zagranicznych, Petyr Mładenow (człowiek Andreja Łukanowa,szefa drugiego klanu przeciwników Ziwkowa, którzy związali sięz Gorbaczowem) w drodze powrotnej z podróży do Chin zatrzymał sięw Moskwie (3.11.1989). Sam A. Łukanow udał się tajnie do Moskwy zarazpo 25 października. Zapewne omówiono wówczas szczegóły przyszłych„spontanicznych wydarzeń". Ambasador sowiecki Władimir Szarapow spotkałsię z Ziwkowem w dniu 6 i 7 listopada, żądając natychmiastowego ustąpienia.Na drugim spotkaniu w ambasadzie w dniu 7 listopada Szarapow poinformowałZiwkowa, że jego następcą ma być Mładenow, a zastępcąMładenowa Liłow. 10 listopada Mładenow został wybrany sekretarzem generalnymi wspomniał o możliwości wolnych wyborów, a 16 listopada do Politbiurawszedł Łukanow. Teraz zmianęwarty należało przedstawić jako konsenwencjęrewolucji. Potrzebne więc byływielkie demonstracje ludu.Na 18 listopada zapowiedziano w Sofiidemonstrację organizacji niezależnych.Organizowali ją głównie reformiści partyjni.Treść przemówień na wiecu przygotowaliwspółpracownicy wywiadu wojskowego:Anżeł Wagenstein,Wodeniczarow i Czawdar Kiuranow orazagenci bezpieki: Stefan Gajtandżijew i PetyrBeron. Kiuranow i Beron przekazywali życzenia Łukanowa i Dżurowa odnośnieprzebiegu wiecu.Powstały 7 grudnia 1989 roku Syjuz na Demokraticznite Sili (SDS) byłde facto rodzajem forum obywatelskiego. Formalnie jednoczył 17 organizacjii partii, ale w małym stopniu były one samodzielne i cała polityka rozgrywałasię na poziomie Związku, poza którym żadne opozycyjne partie niedziałały. Przewodniczącym SDS został marksista Zeliu Zelew, jego zastępcąszef Federacji Klubów na rzecz Głasnosti i Pieriestrojki, agent bezpieki Simeonow,a sekretarzem kolejny agent bezpieki Petyr Beron. 16 stycznia 1990roku rozpoczęły się rozmowy „okrągłego stołu" między SDS i komunistami.Jednocześnie w lutym 1990 roku szefem partii został Liłow, premierem Łukanow,a Mładenowa wybrano w kwietniu prezydentem.JESIEŃ-2001111


Porozumienia „okrągłego stołu" przewidywały wprowadzenie urzęduprezydenta, wielopartyjność i wolne wybory zaplanowane na czerwiec 1990roku (12.03.1990).Po wyborach SDS odmówiło utworzenia rządukoalicyjnego z komunistami. Niewykluczone,iż nie było to tyle wynikiem radykalizmuSDS, ile raczej odbiciem walk klanowychmiędzy grupami Łukanowa i Liłowa.Po ustąpieniu Mładenowa ze stanowiskaprezydenta w wyniku prowokacji klanu Liłowa,30 lipca 1990 roku doszło do zawarcia porozumienia między Żelewem i Łukanowemw obecności Liłowa w sprawie wyboru przez parlament prezydentemkandydata SDS. Żelew zgodził się, że wiceprezydentem zostanie kandydat komunistyczny(do lipca 1990 roku szef MSW, gen. Atanas Semerdżijew, wcześniej kierującywywiadem wojskowym, a więc blisko związany z GRU), SDS potwierdziugodę „okrągłego stołu" o współdziałaniu, decyzje o znaczeniu ogólnonarodowymbędą podejmowane wspólnie, podobnie też przyjęta zostanie konstytucja.W nowym modelu urząd prezydenta wszędzie miał być sprawowanyprzez komunistę jako gwaranta przywilejów nomenklatury i nowego układu.Zajęcie tego stanowiska przez Zelewa nie wychodzi jednak poza model, zważywszywspomniane porozumienie i zachowanie Zelewa wobec komunistówdo końca następnej kadencji.1 sierpnia 1990 roku Żelew został prezydentem, a Semerdżijew wiceprezydentemBułgarii. SDS odmówiło wejścia do rządu komunistyczmego dopókipremierem będzie Łukanow i zorganizowało w listopadzie 1990 roku serięmasowych demonstracji (prawdopodobnie pod wpływem agentówLiłowa). Dymisja Łukanowa oznaczała wyeliminowanie z władzy jego grupy,która teraz zaczęła tworzyć reformistyczną opozycję partyjną.7 grudnia 1990 roku powołano rząd wielkiej koalicji z poparciem komunistów,SDS, tureckiego DPS i byłego koncesjonowanego Związku Chłopskiego.Z ramienia SDS weszli do niego: Iwan Kostów jako minister finansóworaz dwaj agenci bezpieki - Dymityr Łudżew jako wicepremier i IwanPuszkarow jako minister przemysłu i handlu. W tym momencie scenariuszzostał zrealizowany, ale zapoczątkowane procesy toczyły się dalej, zwłaszczaradykalizacja SDS. Nurt lojalny i agentura dążyli do przestrzegania porozu-112<strong>FRONDA</strong> 23/24


mienia z 30 listopada i uchwalenia konstytucji, natomiast radykałowie chcielije zerwać i wymusić przedterminowe wybory.Ponieważ opozycja wygenerowana przez bezpiekę składała się zarównoz agentury, jak też z autentycznych przeciwników systemu, między obu grupamimusiało dojść do konfrontacji wewnątrz SDS i wypychania z niego przegranych.Proces ten miał dwa etapy; pierwszy zaczął się 26 kwietnia 1991 roku,kiedy grupa 39 posłów SDS złożyła mandaty, by poprzez brak ąuorumuniemożliwić uchwalenie Konstytucji i wymusić przedterminowe wybory.Wówczas agentura postanowiła uniemożliwić ten manewr i agitowała za pozostaniemw parlamencie. Z SDS wyrzucona została znaczna część agentów,w tym większość jego pierwszego kierownictwa (np. Simeonow i Karakaczanow).Doszło do rozłamów we wszystkich organizacjach- członkach SDS. W wyborach 13 października1991 roku zwyciężył SDS, ale musiał wejśćw koalicję z tureckim Dwiżeniem za Prawa i Swobodite,kierowanym przez byłych agentów i funkcjonariuszybezpieki: Ahmeda Dogana 28 , Junala Lutfiego,Mustafa Szerife, Osmana Oktaja i Iwana Pałczewa(także KGB).Drugi etap pozbywania się przez SDS agenturyprzypadł na rok 1992, kiedy prezydent Żelew niechcąc dopuścić do lustracji doprowadził przy pomocy byłych agentów bezpiekiw DPS do obalenia rządu Filipa Dimitrowa, szefa SDS. Prezydent, wbrewSDS, podpisał traktat z Rosją (24.09.1992) i zażądał, by premierem został jegowspółpracownik i były agent bezpieki D. Łudżew, a wicepremierami byliagenci Asen Miczkowski i Wenceslaw Dimitrow, zaś 25 procent ministrówmiałoby pochodzić z DPS (27.09.1992). 17 października prasa zaczęła publikowaćlisty agentów. Znalazło się na nich m.in. 21 nazwisk posłów SDS,w tym wielu zwolenników prezydenta Żelewa, a także jego doradcy: BorisSpasow i Michajlo Iwanow oraz szef jego kancelarii Iwajło Trifonow. 28 październikakomuniści i partia mniejszości tureckiej (z poparciem prezydenta)obalili rząd Filipa Dymitrowa.Z SDS zostali następnie usunięci wszyscy zwolennicy Żelewa i kolejnawarstwa agentury, w tym 23 posłów. Fale rozłamów w SDS przyczyniły się dowzmocnienia w Bułgarii pluralizmu politycznego i likwidacji jego charakteruJESIEŃ-2001113


forum obywatelskiego, natomiast nieustannawalka między klanami Łukanowa (Mładenow,Feorgi Pirinski) oraz Lilowa (Żan Widenow) natyle osłabiła komunistów, że umożliwiła SDSpodwójne zwycięstwo w wyborach prezydenckichi parlamentarnych w 1997 roku.Procesy zapoczątkowane 26 kwietnia 1991roku doprowadziły przede wszystkim do dekomunizacji samego SDS, przecinającw ten sposób pępowinę łączącą go z bezpieką i przekreślając pierwotnyscenariusz rządu koalicyjnego cieszącego się poparciem społeczeństwa.W Rumunii operacja przebiegała w dwu kierunkach: tworzono autorytetspołeczny opozycji partyjnej jako demokratycznej alternatywy dla Ceausescuoraz przygotowywano realizatorów zamachu stanu w wojsku i Securitate.Reformiści partyjni byli najlepiej znani społeczeństwu dzięki Radiu WolnaEuropa, które zgodnie z amerykańskimi wytycznymi zawsze bardziej niż antykomunistówpopierało komunistów narodowych i partyjnych reformistów,uważając, iż tylko oni mają realne szanse wywarcia wpływu na bieg wydarzeńi ewolucję systemu. W Rumunii do odegrania tej roli wybrano ludzi związanychz bezpieką: Dumitru Mazilu, byłego dyrektora szkoły MSW (1964-1965)i członka delegacji rumuńskiej przy ONZ oraz Sylviu Brucana, znanego stalinistę(na poprzednim etapie), byłego ambasadora w USA i przy ONZ oraz byłegoredaktora naczelnego organu Rumuńskiej Partii Komunistycznej (RPK) -„Scintei". Pierwszy przesłał na Zachód raport o nieprzestrzeganiu praw człowieka,a drugi bez przeszkód zasypywał Europę krytykami Ceausescu. W listopadzie1988 roku Brucan mógł wyjechać (paszporty w Rumunii jak wiadomodawano każdemu) do USA, Londynu, Wiednia i oczywiście Moskwy, gdzie jaksam twierdzi, uzyskał obietnicę poparcia dla przyszłego rządu pod warunkiemzachowania kompartii u władzy, na co nalegał Gorbaczow. W 1989 roku Brucanbez przeszkód przyjął korespondenta „Prawdy" Stanisława Pietuchowa.Zapewne omówiono wówczas bliski już zamach stanu i jego reżyserię. 10 marcaBBC nadała list sześciu byłych wysokich działaczy partyjnych, zredagowanyprzez Brucana i potępiający łamanie praw człowieka. W ten sposób opinia publicznazostała przygotowana do zamachu. 29W wojsku pierwsi spiskowcy pojawili się już w 1983 roku. Grupa generałówStefana Kostyala i łona Ionity oraz pułkownika Radu Nicole została114<strong>FRONDA</strong> 23/24


wykryta w 1985 roku, nikt jednak nie poniósł żadnej konsekwencji, co byłobyniemożliwe, gdyby spiskowcy nie korzystali z sowieckiej protekcji. Współpracowaliz nimi gen. Nicole Militaru, agent jeszcze GPU, łon Iliescu oraz kapitanwywiadu Securitate i wykładowca w szkole partyjnej, VirgilMagureanu. 30Można domniemywać, iż przygotowania do zamachu zaczęły się w listopadzie1985 roku, kiedy gen. Constantin Olteanu, nadzorujący operacje śledczew V Zarządzie Securitate, który miał za zadanie śledzenie agentów sowieckich,spotkał się z Gorbaczowem. Na przełomie listopada i grudnia 1989roku szef MON, gen. Vasile Milea wraz z dwoma zastępcami, generałami:Victorem Stanculescu i Mihaiem Chitakiem udali się do Budapesztu. Możnawnioskować, iż nie była to wizyta rekreacyjna, lecz ostateczna narada przedzamachem.Ceausescu oczywiście wiedział o spiskowcach i nowej ekipie Iliescu. Zachowałysię filmy Securitate ukazujące zebrania spiskowców. Fakt, iż nic sięim nie stało, można wytłumaczyć tylko w jeden sposób: byli chronieni przezprotektorów potężniejszych od Conducatora - GRU i ambasadę sowiecką. 3 'Sam Iliescu przyjaźnił się z ambasadorem sowieckim Tiażelnikowem.W 1987 roku Iliescu, Militaru i gen. Vasile Gheorghe, urzędujący szef IV ZarząduSecuritate (kontrwywiad wojskowy), spotkali się konspiracyjnie w parkuHerastrau. W skład przygotowywanej ekipy, która miała „z woli zrewoltowanegoludu spontanicznie" objąć władzę 22 grudnia 1989 roku,wchodzili: Iliescu, Militaru, Gelu Voican Voiculescu (główny łącznik grupy),Brucan, Magureanu, Cazimir Ionescu i Gheorghe Cruceru (łącznicy z PetreRomanem) oraz Aurel Dragos Munteanu (łącznik z Alexandrem Plesu).Do mobilizacji ludności i wywołania rozruchów użyto agenta SecuritateLaszlo Tokesa. Zapewne dzisiejszy biskup protestancki działał w dobrej wie-JESIEŃ-2001115


ze, nieświadom scenariusza, ale wybranie go przez Securitate było uwarunkowanewcześniejszą zgodą Tokesa na współpracę, jak sam tłumaczył - podpisanąpod groźbą obcięcia ręki. Gwarantowała ona Securitatekontrolę nad poczynaniami agenta. Wystarczyporównać, jak znikali w Rumunii opozycjoniści (np. VasileParaschiv ze SLOMR-u), by stwierdzić, iż w tym wypadkumieliśmy do czynienia z dziwnym postępowaniem. Tokesaostrzegano, że będzie aresztowany za dwa tygodnie i dawanomu czas na opór oraz akcję propagandową via Budapeszt i RWE, pozwolonoteż na gromadzenie się wiernych w jego obronie. Wszystko po to, by stymulowaćpowstanie ruchu protestu. Nawet kiedy protestujących przeciwkoprzeniesieniu Tokesa, którzy zbierali się pod świątynią w dniach 15-16 grudnia1989 roku, aresztowano, nie znikali oni, lecz szybko ich zwalniano, byzbyt ostre represje nie złamały ruchu w zarodku. W ten sposób wzmaganotylko oburzenie ludzi i wpływano na rozwój ruchu, co doprowadziło do demonstracjipod komitetem partyjnym w dniu 17 grudnia i użycia broni.W konsekwencji wybuchła rewolucja.Informację o 4632 zabitych i 7613 skazanych na śmierć w Timisoarzerozpowszechnił niemiecki emigrant z Rumunii Wiliam Totok, wiarygodnydla Zachodu. Do dziś nie chce on ujawnić, od kogo ją otrzymał drogą telefonicznąz Timisoary. Albo więc sam współpracował z Securitate, albo zostałzmanipulowany i kryje osobę, która go zdezinformowała. Możliwe, że równieżjego źródło było manipulowane przez Securitate. Majstersztykiem akcjidezinformacyjnej, mającej zdyskredytować Ceausescu i legitymizować zamachowców,była sprawa egzekucji w Timisoarze, kiedy na Zachód przesłanofilm ukazujący zwłoki zwiezione z prosektoriów ze śladami sekcji - jako trupyrzekomo poległych demonstrantów wykopane ze zbiorowych mogił - orazprzekazano wiadomość o 60 tysiącach zabitych w Rumunii przez siepaczyCeausescu.Na słynnym filmie przedstawiającym wiec zwołany w Bukareszcie 21grudnia przez Ceausescu można usłyszeć, jak na balkonie gmachu KC szefMSW Pustelnicu nachyla się do Conducatora i mówi „Secu a venit" (Securitateprzybyła), w momencie gdy przez głośniki usłyszano chrzęst gąsienicczołgów, co wywołało panikę w tłumie. Dla Ceausescu nie ulegało wątpliwości,iż autorem zamachu jest Securitate.116<strong>FRONDA</strong> 23/24


23 Wszystkie informacje o operacji Klin: TS StB. Stasi Zakon. Akce "Klin", Praha 1994, s. 148.24 Pavel Żaczek, Prócz v listopadu 1989 padl komunisticky reżim?, Lidove noviny, 18.11.1994.25 Ibidem.26 Deset prażskych dnu 17.-27 listopad 1989, Dokumentace, Academia Praha 1990, s. 599; stądpochodzą informacje o przebiegu 10 dni „rewolucji".27 Petr Fiala, Jan Holzer, Miroslav Maresz, Pavel Pszeja, Komunizmus w Czeske Republice, Brno1999, s.94.28 Jego historia patrz: Dogan naistina e bil agent na Dyrżawna sigurnost, Oteczestwen Westnik,4 noemwri 1992 g.29 Por. szczegół: Józef Darski, Rumunia. Historia, współczesność, konflikty narodowe, Warszawa(1995).30 Ioan Itu, Bogdan Teoderescu, Dosar de dupa dosar, Tinerama, 24-30 aprile 1992, pag. 7; IoanItu, Dosarul de securitate al domnului Magureanu, Tinerama, 27 martie - 2 apriłie 1992, pag.8.31 Ioan Itu, Puterea si Adevarul, Tinerama 13-19 martie 1992, pag. 8.32 Szczegóły inscenizacji patrz: Radu Portocała, Autopsie du coup d'Etat roumain. Au pays dumensonge triomphant, Calman - Levy, Paris 1990, s. 195.JESIEŃ-2001119


Wizja celu jest rzeczywiście porażająca...EDMUNDNIZIURSKI- FUNDATORMYŚLIPOLITYCZNEJIRPMARCINH A J D E C E R K I E W I C ZŻaden utwór literacki nie oddaje tak dobrze charakteru polskiej sceny politycznejIII RP, a zarazem nie stanowi tak wyraźnego klucza dla jej zrozumienia,jak traktat polityczny Edmunda Niziurskiego „Siódme wtajemniczenie".Dzieło to utrzymane w formie parabolicznej opowieści nawiązuje do popularnegoniegdyś sposobu projektowania ładu społecznego za pomocą narracjifabularnej i poszczycić się może tak znaczącymi poprzednikami, jak „Utopia"Thomasa Morusa, „Miasto Słońca" Campanelli czy naszego IgnacegoKrasickiego „Michała Doświadczyńskiego przypadki". Do dziś wśród historykówidei trwają spory, czy traktat Niziurskiego jest utworem profetycznym,który, niczym „My" Zamiatina, antycypował przyszłość, czy też dziełem formacyjnym,którego lektura przez elitę młodzieżową w PRL spowodowała, żekiedy czytelnicy „Siódmego wtajemniczenia" dorośli i stali się głównymiaktorami polskiej sceny politycznej, zaczęli wcielać w życie formy ustrojowepoznane na kartach książki. W ten sposób traktat odegrał nieoceniony wpływ120<strong>FRONDA</strong> 23/24


na kształtowanie się ustroju politycznego III RE Sam tytułdzieła wskazuje zresztą na jego inicjacyjny charakter —właściwe odczytanie przesłania utworu pociąga za sobą„wtajemniczenie" w ukryty sens polityki polskiej.Aby dotrzeć do owego ezoterycznego przesłania, należywspólnie z głównym bohaterem traktatu wybrać się w inicjacyjnąpodróż, która wiedzie przez szereg — na pierwszyrzut oka wydawałoby się oczywistych — zjawisk, które z czasemokazują się jedynie zasłonami skrywającymi prawdziweoblicze rzeczywistości. Wkraczamy więc w obszar zaciekłej konfrontacji,wręcz śmiertelnego boju, między dwoma obozami: Matusami iBlokerami. Dla postronnego widza najbardziej spektakularnym przykładem ichnieprzezwyciężonego antagonizmu jest Wielka Kołomyja Elementarna:„Wytwarzała się ona automatycznie na skutek swoistej konstrukcji łaźni,która posiadała dwoje drzwi: jedne wiodące na korytarz, drugie bezpośredniona podwórze. Dzięki temu powstawał zamknięty krąg gonitwy. Kiedyzgraja Blokerów wpadała przez jedne drzwi, przez ten czas Matusy uciekaliprzez drugie. Blokerzy pędzili za nimi, zanim jednak ostatni z nich zdołaliwybiec z łaźni, już na karkach siedzieli im Matusy, którzy zdążyli przez tenczas okrążyć łaźnię i wpaść do środka przez pierwsze drzwi. Rzecz jasna, wtym układzie nie sposób było dojść, kto tu właściwie ucieka, a kto goni.Każdy czuł się jednocześnie ścigającym i ściganym, co oczywiście pomagałoobu bandom zachować twarz, dobre samopoczucie i honor, na punkciektórego wszyscy byli bardzo czuli."Innym polem walki jest twórczość propagandowa, która z czasemprzemieniła się w skostniały rytuał, którego odgrywanie pozbawione zostałoznaczących treści. Otóż zagończyk każdej ze stron, udając się w bój, zaopatrzonyzostaje w nalepkę z napisem „Matusku" lub „Blokerze". Polem walkijest tablica z wypisanym na niej wierszem:Matusku, wrogu mój śmiertelny,nadęty, drętwy i bezczelny,nie spocznę, póki ruszasz szczęką!Zrobię ci masaż kolo szczęki,aż zaczniesz, bracie, śpiewać cienkoi smętne wydasz jęki...JESIEŃ-2001121


Widząc owe dzieło spontanicznej lirykityrtejskiej każdy Matus przyklejał napierwszy wyraz wiersza nalepkę„Blokerze", którą z kolei każdy Blokerzaklejał nalepką „Matusku". W tensposób toczy się walka w przestrzenipropagandowej.Kto pierwszy dotrze do trumnyKlappera? To właśnie jest stawką tejostrej rywalizacji. Wszystko wskazuje nato, że stary Klapper tuż przed nadejściemArmii Czerwonej ukrył w trumnieswoje skarby. Ich zdobycie oznaczarealizację wielkiego planu o kryptonimieWielki Wander. Oto „cel godny gry", jakmówi główny ideolog jednej ze stron.Wizja celu jest rzeczywiście porażająca: „Kupimy sobie motory, a możenawet samochody typu 'camping' zprzyczepami. (...) Namioty, żywność,ekwipunek, sprzęt żeglarski, jolki,kajaki, pontony, przybory płetwonurków,aparaty tlenowe —wszystko! Nie będziemy spędzaćgłupio lata na hałdach, ani na nudnychkoloniach, ani na nudnychobozach, gdzie czujesz się, bracie,jak uwiązany na sznurku. To będziewielkie odejście. Wyruszymyna jeziora północne. Nikt nie będziewtrącał w nasze sprawy nosa...Olbrzymią rozpoczniemy wędrówkę.Swobodnie będziemy żyć! Nawodzie i w puszczy! Tropić dzikiezwierzęta! Łowić ryby! Kąpać się,pływać i żeglować... żeglować..."122<strong>FRONDA</strong> 23/24


Aby spenetrować podziemne chodniki, które prawdopodobnie wiodą dotrumny Klappera, należy jednak zdobyć twierdzę Persil. I o ten strategicznyobiekt toczy się każdego dnia wojna między Matusami a Blokerami. Wświadomości obu stron twierdza Persil stała się miejscem mitycznym,głównym polem odwiecznego konfliktu, dzielącego Gnypowice Wielkie nadwa zwaśnione obozy.Kiedy razem z głównym bohaterem, Gustawem Cykorzem, po wieluprzygodach docieramy do twierdzy Persil, ukazuje się nam „druga stronarzeczywistości". Matusy i Blokerzy, zamiast walczyć między sobą, ubijająwspólnie lewe interesy. Gnypowice Wielkie czyli Polska.MARCIN HAJDECERKIEWICZJESIEŃ-2001123


Poseł Związku Wolnych Demokratów Imre Mecs, krytykującw parlamencie projekt lustracji, oświadczył: „Jakwiadomo, dosyć spora liczba redaktorów WęgierskiegoRadia, Węgierskiej Telewizji i Węgierskiej Agencji Prasowejpracowała dla wydziału trzeciego [Wydział III/IIISłużby Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zajmujący się„działalnością wrogą wobec ustroju socjalistycznego].Republika zostałaby pozbawiona zbyt wielu wykształconychi doświadczonych redaktorów, gdyby ten punktzostał prawnie zatwierdzony."HISTORYCZNYKOMPROMISCERCELYU N C V A RIW 1994 roku na Węgrzech spełnił się wielki sen Adama Michnika: doszło do„historycznego kompromisu" - powstała koalicja rządowa postkomunistówz Węgierskiej Partii Socjalistycznej (odpowiednik polskiego SLD) oraz soc-liberałówze Związku Wolnych Demokratów (węgierski odpowiednik UniiWolności). Dla niektórych komentatorów taki alians był wielkim zaskoczeniem,ponieważ wolni demokraci od swego powstania w 1988 roku prezen-124<strong>FRONDA</strong> 23/24


towali zdecydowany, jak się wówczas zdawało, antykomunizm. Ugrupowanieto zostało założone przez działaczy tzw. opozycji demokratycznej, przedstawicielibudapesztańskiej inteligencji oraz sporą grupę wyznawców sektyo nazwie Zgromadzenie Wiary (Hit Gyiilekezete) i domagało się zerwaniaz systemem komunistycznym. Podczas pierwszych swobodnych wyborówparlamentarnych w 1990 roku Związek Wolnych Demokratów zajął drugiemiejsce, uzyskując ponad 23 proc. głosów. Nie wszedł jednak do koalicji rządowej,na czele której stanęło prawicowe Węgierskie Forum Demokratyczne(42 proc), lecz pozostał w opozycji do niej, podobnie jak postkomuniści (8proc). Po następnych wyborach w 1994 roku kryterium stosunku do minionegoustroju przestało mieć znaczenie i obydwie zwycięskie partie - postkomunistycznisocjaliści (54 proc.) i antykomunistyczni do niedawna wolni demokraci(17 proc.) stworzyli wspólnie rząd. W jaki sposób było to możliwe?Bliżej Aczela niż AntallaByć może pewne światło na opisane wydarzenia rzuca wypowiedź jednegoz liderów ZWD Sandora Revesza: „Prawdą jest, że choć ideał społeczeństwaAntalla jest mi bez wątpienia bliższy niż Aczela, to jednak o wiele lepiej rozumiemosobowość Aczela i jego środowisko, w które potrafię wczuć się bardziejniż w środowisko Antalla. To chyba dlatego że wychowałem się w komunistycznejrodzinie żydowskiego pochodzenia i mam o tym jakieś wewnętrznepojęcie, natomiast nie mam pojęcia o klasie średniej, która wychowałaAntalla."Bardzo podobnie wypowiadał się swego czasu Adam Michnik, kiedyw 1988 roku wyznawał na łamach „Powściągliwości i Pracy": „Jak na pewnowiecie, środowiskiem, z którego pochodzę, jest liberalna żydokomuna. Tojest żydokomuna w sensie ścisłym, bo moi rodzice wywodzili się ze środowiskżydowskich i byli przed wojną komunistami. Być komunistą znaczyłowtedy coś więcej niż przynależność do partii - to oznaczało przynależność dopewnego języka, pewnej kultury, fobii, namiętności."Nic więc dziwnego, że jeszcze w latach 80-tych Michnik zwierzał się:„Bez sentymentu nie umiem myśleć o tej gromadce chłopców i dziewcząt,która latem 1958 roku w czerwonych chustach nawiedzała chłopskie zagrody,śpiewając piosenki po rosyjsku i żydowsku."JESIEŃ-2001125


Przynależność do owej kultury, związane z nią fobie i namiętności okazałysię dla Revesza i jego kolegów z ZWD silniejsze niż ideał społeczeństwareprezentowany przez narodowo-konserwatywne WFD. Wybrali Aczela zamiastAmalia. Zanim przejdziemy do dalszych rozważań, warto wyjaśnić,kim byli owi dwaj symboliczni antagoniści.József Antall był w latach 1990-93 pierwszym niekomunistycznym premieremWęgier. Do wielkiej polityki trafił bardzo późno, bo dopiero w 1988roku. Wcześniej pracował w Muzeum Historii Lecznictwai unikał raczej publicznej działalności, wychodząc z założenia,że system komunistyczny jest niereformowalny.Można było więc zarzucić mu (używając sformułowaniaLesława Maleszki), że „odmowa zaangażowania w sprawypubliczne - wyrastająca z pragnienia, by nie ubrudzić sięw kontaktach z 'czerwonymi' - prowadziła do coraz większej izolacji od dokonującychsię przemian..."Gyórgy Aczel z kolei nie odmawiał angażowania się w sprawy publicznei nie izolował się bynajmniej od dokonujących się przemian. Przez cały okreskadaryzmu był głównym ideologiem partii komunistycznej i najbardziej zaufanymczłowiekiem I sekretarza Komitetu Centralnego Janosa Kadara.Przez ponad ćwierć wieku Aczel - jak pisze Janos Tischler - „miał wyłącznąkontrolę nad węgierskim życiem kulturalnym". Ten wszechwładny koryfeuszmediów i propagandy był na początku lat 80-tych odpowiedzialny za rozpowszechnieniena Węgrzech stereotypu Polaka jako wiecznie strajkującego leniai nieroba. Zgodnie ze swoim ostatnim życzeniem pochowany został naWzgórzu Drzew Oliwkowych w Jerozolimie.Czy wskrzeszone przez Michnika (choć wydawało się, że jest ono ostatecznieskompromitowane) określenie „żydokomuna" rozjaśnia czy zaciemniaproblem?Od żydokomuny...Kiedy w 1920 roku wybuchła na Węgrzech rewolucja komunistyczna, na jejczele stali działacze pochodzenia żydowskiego, np. przywódcą WęgierskiejRepubliki Rad był Bela Kun, komisarzem oświaty Gyórgy Lukacs, zaś dowódcąbojówek terrorystycznych Tibor Szamuely. Chociaż większość węgierskie-126<strong>FRONDA</strong> 23/24


go żydowstwa zdecydowanie opowiadała się przeciwkokomunizmowi, to jednak niewielka liczebnie, lecz bardzoaktywna grupa „zawodowych rewolucjonistów" żydowskiegopochodzenia zdołała na tyle opanować zmarginalizowanąw okresie międzywojennym partię komunistyczną,że do całego ruchu przylgnęło określenie „żydokomuna".Przyznają to zresztą sami historycy pochodzenia żydowskiego. Jedenz nich, Gyórgy Litvan, podczas wykładu wygłoszonego w grudniu 1991 rokuna uniwersytecie w Jerozolimie powiedział: „Komunistyczna Partia Węgierbyła od samego początku, począwszy od założycielskiej grupy Beli Kuna,w przeważającej części żydowską. Na 55 ludowych komisarzy [czyli ministrów]w 1919 roku 33 było Żydami. Ten charakter nie zmienił się podczasnielegalnego okresu lat międzywojennych ani po II wojnie światowej."Kiedy po wojnie Sowieci zainstalowali na Węgrzech komunizm, swoiminajbardziej zaufanymi ludźmi w tym kraju uczynili działaczy komunistycznychpochodzenia żydowskiego. Dość powiedzieć, że tzw. Kwadryga, czyliczterej najważniejsi ludzie w państwie, skupiający w swoich rękach całośćwładzy i wprowadzający na Węgrzech stalinowskie porządki - Matyas Rakosi(właściwie Rosenfeld), Erno Gero (właściwie Singer), Mihaly Farkas (właściwieLówy) i József Revai - byli z pochodzenia Żydami. Z osób tej samejnarodowości w dużej mierze rekrutował się aparat bezpieczeństwa, np. najbardziejponurą sławą cieszył się syn wspomnianego Mihaly Farkasa - Vladimir(nazwany przez Herlinga-Grudzińskiego „węgierskim odpowiednikiemRóżańskiego"), specjalizujący się podczas śledztw w wyrywaniu więźniomżywcem paznokci i oddawaniu im moczu do ust. Węgierski historyk emigracyjnyCharles Gati pisał: „Sztab generalny policji politycznej, straszliwegoAVO, a później AVH, składał się w 70 proc. z Żydów; awoszom przewodzilirównież dwaj szefowie żydowskiego pochodzenia: Gabor Peter (Auspitz)i Vladimir Farkas (Wolf)-"U podstaw owej nadreprezentacji leżała - zdaniem innego historyka George"aSchópflina - „mniej lub bardziej świadoma polityka komunistów opieraniasię na kadrach żydowskiego pochodzenia w realizacji celu, jakim byładenazyfikacja Węgier. Z punktu widzenia komunistów, na Żydach można byłow tym dziele całkowicie polegać, ponieważ w żadnym razie nie mogli byćskażeni nazizmem. Natomiast z punktu widzenia nieżydowskiej i niekomu-JESIEŃ 2001127


nistycznej większości, karanie zbrodniarzy wojennych przez Żydów mogłojawić się i jawiło jako żydowska zemsta, zwłaszcza że ich kwalifikacje do tejroli wydawały się mniej oczywiste."Gdy wkrótce po śmierci Stalina, zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki łagodzeniaopresyjności reżimu - a warto przypomnieć, że rządy Rakosiego charakteryzowałysię najkrwawszym terrorem w Europie Środkowej (2,5 miliona represjonowanychosób w 9,5-milionowym państwie) - 28 czerwca 1953 rokuKomitet Centralny partii komunistycznej wydał rezolucję, w której samokrytycznieprzyznawano: „Tylko w bardzo małej liczbie awansowano na najwyższefunkcje kadry pochodzenia węgierskiego, i to raczej formalnie niż faktycznie".Kiedy antykomunistyczne powstanie 1956 roku usunęło od władzy stalinowskąekipę Rakosiego, niektórzy obawiali się, że wrogość wobec totalitarnegosystemu może przemienić się w chęć zemsty wobec tych, których częstoutożsamiano z owym systemem - czyli Żydów. Nic takiego się jednak niestało. „Fakt, że powstańcy nie wpadli w pułapkę judeo-bolszewickiejretoryki - pisze cytowany już Schópflin - świadczyo ich moralnej i politycznej dojrzałości. Naoczni świadkowieopowiadali, jak pewnego razu człowiek rozpoznany naulicy jako funkcjonariusz służby bezpieczeństwa zostałuwolniony, ponieważ ktoś zauważył, że wygląda on na Żyda,a 'my nie chcemy, aby uważano nas za faszystów'."Na skutek narodowego powstania partia komunistyczna poszła w rozsypkę.Jeszcze na początku października 1956 roku liczyła ona aż 900 tysięcyczłonków, a pod koniec listopada już tylko 30 tysięcy. Odbudowa partii, a zarazemkomunistycznej dyktatury, stała się w dość szybkim tempie możliwadzięki poparciu ze strony mniejszości żydowskiej (warto wspomnieć, że Budapeszt- obok Paryża - jest dziś największym, około 100-tysięcznym, skupiskiemŻydów w Europie). Wspomniany już historyk żydowskiego pochodzeniaGyórgy Litvan pisał: „W kraju trudny proces reorganizacji całkowicierozbitej partii komunistycznej został w wielkiej mierze ułatwiony przez Żydów,którzy łączyli swe żydowskie korzenie ze świadomością komunistycznąlub je nią zastąpili." I dodawał: „W niektórych miejscach Żydzi byli pierwszymi,czy nawet jedynymi stronnikami partii Kadara."To samo stwierdzał w swej głośnej książce „Antysemityzm bez Żydów"inny historyk żydowskiego pochodzenia, Paul Lendvai: „Nawet wówczas,128<strong>FRONDA</strong> 23/24


gdy komuniści przestali sięmaskować, wielu Żydów(więcej niż to się powszechnieuważa na Zachodzie) byłoprzekonanych, że utrzymaniedyktatury lepiej ich uchroniprzed zajadłymi antysemitaminiż liberalizacja; czynnikten bywa często przeoczonyw rozważaniach nad powstaniemwęgierskim 1956 i jegoreperkusjami." Nic więc dziwnego, że w nowej ekipie Kadara znalazło sięwielu działaczy pochodzenia żydowskiego, którzy zajęli kluczowe funkcjezwłaszcza w mediach i propagandzie - obok wspomnianego już, osławionegoAczela, prominentnymi postaciami byli m.in. Renyi, Feher czy Hollos.... do lewicy laickiejW okresie stalinowskim wewnątrz partii komunistycznej istniał podskórnykonflikt między „Moskalami", czyli tymi działaczami, przeważnie pochodzeniażydowskiego, którzy przeżyli wojnę w Związku Sowieckim, a „krajowcami",czyli tymi, którzy lata wojny spędzili ukrywając się na Węgrzech.Kreml zdecydowanie faworyzował pierwszych kosztem drugich. Dlatego naczele państwa stał Rakosi, a Kadar trafił do więzienia.Podobny konflikt miał miejsce również w Polsce. W 1949 roku ambasadorsowiecki w Warszawie Wiktor Liebiediew donosił ministrowi spraw zagranicznychw Moskwie Andriejowi Wyszyńskiemu: „Kierownicze jądro partiistanowią: Bierut, Berman, Minc. Jako czwarty do grupy tej należy Zambrowski.Wśród nich tylko Bierut jest narodowości polskiej." Dalej Liebiediewpisał, że wśród najbliższych współpracowników Bieruta „nie przybywaPolaków, albo przybywa zbyt wolno", że Minc w resorcie przemysłu nie zatrudniłna stanowiskach wiceministrów ani jednego Polaka, że w MinisterstwieBezpieczeństwa Publicznego wszyscy podsekretarze stanu i dyrektorzydepartamentów są Żydami itp. Liebiediew konkludował, że „w polskiej partiitoczy się ukryta, za to zaciekła walka o władzę..."JESIEŃ2001129


Po wydarzeniach roku 1956 zarówno na Węgrzech, jak i w Polsce walkao władzę zakończyła się. Na czele partii i państwa stanęli „krajowcy" - w BudapeszcieKadar, w Warszawie Gomułka. Ludzie Rakosiego i Bieruta poszliw odstawkę. Tymczasem dorastały ich dzieci. Wychowywane w ideałach socjalistycznych,dostrzegały fałsz totalitarnego systemu, w którego budowęzaangażowani byli ich rodzice. Odrzucały „realny socjalizm",lecz pragnęły w zamian „socjalizmu z ludzką twarzą".Stąd uporczywie powracali „do źródeł", zaczytywalisię młodym Marksem, ocierali o trockizm i szukali autorytetówwśród rozczarowanych systemem myślicieli akademickich,do niedawna aktywnych w budowaniu komunizmu,teraz okrzykniętych „rewizjonistami". Tego typu środowiska powstałyna Uniwersytecie Warszawskim, gdzie wokół Leszka Kołakowskiego skupilisię m.in.: Adam Michnik, Tomasz Gross, Irena Grudzińska, SewerynBlumsztajn, Jan Lityński i inni, oraz w Budapeszcie, gdzie wśród uczniówGyórgya Lukacsa znaleźli się m.in. Janos Kis, Mihaly Vajda, Gyórgy Bence,Agnes Heller, Gyórgy Markus, Ferenc Feher i inni. Trzydzieści lat później ówpierwszy krąg będzie zapleczem intelektualnym Unii Wolności w Polsce,drugi zaś Związku Wolnych Demokratów na Węgrzech.Zanim to jednak nastąpi oba środowiska przejdą niemal tą samą drogę -ich przedstawiciele będą wykluczani z partii, wyrzucani z pracy, ich publikacjebędą zakazane, a oni sami nie będą mogli wyjeżdżać za granicę. Niektórzyz nich wyemigrują, tak jak np. małżeństwa Agnes Heller i Ferenca Feheraczy Ireny Grudzińskiej i Tomasza Grossa, inni udadzą się na wewnętrznąemigrację. Obydwa środowiska miały też swoje „manifesty rewizjonistyczne",których autorami były pary autorów: Jacek Kuroń z Karolem Modzelewskimoraz Ivan Szelnyi z Gyórgyem Konradem. Obydwa zaczęły też w swoichkrajach działalność samizdatową, w wyniku czego w Warszawie powstała np.„Krytyka", a w Budapeszcie „Beszeló". Gdybyśmy w odniesieniu do tych środowiskmieli szukać adekwatnego określenia, to najlepiej charakteryzuje jerozpowszechnione przez Adama Michnika sformułowanie „lewica laicka".W latach 80-tych, zarówno w Polsce jak i na Węgrzech w ramach walkiz systemem totalitarnym doszło do znacznego zbliżenia „lewicy laickiej"z nurtami sytuującymi się od niej na prawo. Na Węgrzech owo zbliżenie zapoczątkowaławspółpraca uczniów Lukacsa z narodowcami i ludowcami przy130<strong>FRONDA</strong> 23/24


publikacji „Księgi pamiątkowej" poświęconej Istvanowi Bibó. Sojusz ten nieprzetrwał jednak transformacji systemu. Na początku lat 90-tych okazało sięnagle, że wolnym demokratom bliżej jest do komunistów (przepraszam: terazjuż socjalistów) niż do antykomunistów.To, co jednak przed pierwszymi wolnymi wyborami było zaledwie rysą,stało się po nich pęknięciem (cztery lata później będzie to już przepaść). Jużna początku 1990 roku główny ideolog Związku Wolnych Demokratów JanosKis stwierdził, że nie ma sensu atakowanie dawnej nomenklatury komunistycznej,gdyż najważniejszym oponentem pozostaje prawicowe WęgierskieForum Demokratyczne.Antysemityzm i lustracjaJak pisze politolog Laszló Gyula Tóth: „Punkt zwrotny w życiu Związku WolnychDemokratów, złożonym z dawnej opozycji o lewicowej orientacji, nastąpiłbez wątpienia w momencie uzmysłowienia sobieatmosfery powstałej wokół projektu wniesienia i przedyskutowaniaustawy o lustracji. Całkowite ujawnienie przeszłościdotknęłoby nadzwyczaj boleśnie wiele znanych,cieszących się powszechnym szacunkiem osób, uważanychod dawna za przedstawicieli opozycji, którzy dawniejrównież byli komunistami i z powodów materialnych lub w imię przekonańdonosili na innych albo w innej formie współpracowali z komunistycznymiorganami przemocy. Możliwość okazania się winnym wzbudziłanajpierw nerwowość, a później nienawiść do każdego dążenia mającego nacelu poznanie i całkowite ujawnienie przeszłości. Wtedy to antykomunizmzastąpiony został niewymierną nienawiścią do politycznej prawicy: wrogiemnumer jeden stała się każda odmiana poglądów obywatelsko-narodowo-konserwatywno-chrześcijańskich,równolegle z tym w centrum życia politycznegoznalazło się przyspieszenie solidarnościowego ruchu przeciwko nieistniejącemufaszyzmowi."Chcąc pisać o próbach lustracji na Węgrzech, nie sposób pominąć kwestiiantysemityzmu. Problem ten powiązali na forum publicznym sami wolni demokraci.Jeden z ich czołowych przedstawicieli Miklós Szabó w 1990 r. w głośnymartykule „Spisek potępieńców", zamieszczonym na łamach „Nepszabadsag",JESIEŃ-2001131


pisał: „Jeśli na początku antysemityzm dotyczył bankierów, w czasach Rakosiegozaś funkcjonariuszy aparatu partyjnego, to dzisiaj dotyczy telewizji. Liczbainteligentów pochodzenia żydowskiego w zawodzie dziennikarza jest rzeczywiściewyższa niż procent ludności pochodzenia żydowskiego w całej populacjiWęgrów. Odłóżmy jednak na bok kapitulanckie tłumaczenie i nie próbujmy dowodzić,że te proporcje 'nie są takie jaskrawe'. Patrząc na obecną sytuację należystwierdzić, że kraj dysponuje świetnie przygotowanym,otwartym na demokrację środowiskiem dziennikarskim. Jakakolwiekczystka czy zmiana warty na tym obszarze oznaczałabytylko obniżenie poziomu i mogłaby spowodowaćpolityczne szkody Sprawą o zasadniczym znaczeniu dla rozwijającejsię demokracji jest odwaga. Musi ona twardo walczyć i nie dopuszczaćdo jakichkolwiek przejawów antysemityzmu."Sygnał wysłany przez wolnych demokratów był więc wyraźny: każdy, ktospróbuje dokonać zmian w mediach i usunąć stamtąd ludzi zasłużonych dlasystemu komunistycznego, zostanie okrzyknięty antysemitą.W rzeczywistości problemem mediów nie była obecność w nich Żydów,lecz agentów. Potwierdził to zresztą poseł Związku Wolnych DemokratówImre Mecs, który krytykując w parlamencie projekt lustracji oświadczył: „Jakwiadomo, dosyć spora liczba redaktorów Węgierskiego Radia, WęgierskiejTelewizji i Węgierskiej Agencji Prasowej pracowała dla wydziału trzeciego[Wydział III/III Służby Bezpieczeństwa Wewnętrznego, zajmujący się „działalnościąwrogą wobec ustroju socjalistycznego]. Republika zostałaby pozbawionazbyt wielu wykształconych i doświadczonych redaktorów, gdyby tenpunkt został prawnie zatwierdzony."Wojna o mediaW latach 1990-94 trwała na Węgrzech „wojna o media". Konflikt ten zakończyłsię porażką prawicy oraz zdecydowanym sukcesem sympatyków partiipostkomunistycznej i wolnych demokratów, którzy zawarli medialny sojusz,będący preludium dla późniejszej koalicji rządowej. Istotą „wojny o media" -zdaniem Anzelma Baranyego - było to, że „ci, którzy byli w ich posiadaniu,chcieli dla siebie autonomii BBC, ale bez jej neutralności politycznej, bez jejzawodowych i etycznych standardów".132<strong>FRONDA</strong> 23/24


Jak wiadomo, demontaż komunizmu na Węgrzech przybrał charakter„negocjowanej rewolucji". Ponieważ scenariusz tych negocjacji w dużej mierzepisany był przez komunistów, dlatego możliwe stało się podjęcie przeznich działań wyprzedzających. Jednym z nich była „spontaniczna prywatyzacja"rynku prasowego, jaka zaczęła się tuż przed zmianą ustroju. Nastąpiłamasowa wyprzedaż przez władzę komunistyczną po zaniżonej cenie większościtytułów prasowych kapitałowi zagranicznemu, który podpisywał klauzulę,że „nowy właściciel zachowa całą kadrę kierowniczą dzienników i bezjej zgody nie zwolni nikogo z zespołu redakcyjnego". W ten sposób elity medialnez czasów Kadara zapewniły sobie dominujący wpływ na rynku prasowymtakże po upadku kadaryzmu, a 80 procent prasy węgierskiej znalazłosię pod kontrolą inwestorów zagranicznych. Pozostałe tytuły zostały natomiastzdominowane w większości przez nomenklaturowe molochy, takie jaknp. Dunaholding S.A. czy Postbank S.A.Na Węgrzech nie istniał taki koncern prasowy jak w Polsce RSW „Prasa-Książka-Ruch". Właścicielem większości rejonowych czy wojewódzkichdzienników była bezpośrednio partia komunistyczna. Otóż w przededniupierwszych wolnych wyborów parlamentarnych, na wiosnę 1990 roku,sprzedała ona 17 ze swoich 19 dzienników wojewódzkich niemieckiemukoncernowi Springera. Z kolei centralny organ prasowy partii „Nepszabadsag"(Wolność Ludu) sprzedany został spółce, w której 41 procent akcji miałniemiecki koncern Bertelsmann AG, 6 procent zespół redakcyjny, a resztębanki i fundacje związane z układem postkomunistycznym. Nic więc dziwnego,że redaktorem naczelnym pozostał ten sam człowiek, którego mianowałona to stanowisko Biuro Polityczne partii komunistycznej, a dyżurnymikomentatorami pozostali ci sami publicyści, którzy piali hymny na cześćBreżniewa, Kadara i zdobyczy rewolucji bolszewickiej.W momencie, kiedy zmienił się ustrój polityczny państwa, okazało się, żena rynku prasowym karty zostały już rozdane. Na przykład dwa największepaństwowe przedsiębiorstwa wydawnicze - Pallas i Hirlapkiadó Vallalat -zdążyły się pozbyć swoich wszystkich tytułów. Rządowi Józsefa Antalla, którypodjął się trudnego zadania transformacji ustrojowej, prasa (teraz już nazywającasiebie „demokratyczną") nie szczędziła krytyki. Sympatia większościdziennikarzy starej prasy reżimowej, a obecnie „niezależnej", sytuuje siębowiem po stronie postkomunistów z Węgierskiej Partii SocjalistycznejJESIEŃ-200 1 133


i soc-liberałów ze Związku Wolnych Demokratów. Dość powiedzieć, że w latach1990-94 opcje konserwatywno-liberalna, chadecka, ludowa i narodowadysponowały razem zaledwie jednym dziennikiem ogólnokrajowym, dwomaniskonakładowymi tygodnikami i jednym miesięcznikiem.Podobny układ panował w radiu i telewizji. Wyobraźmy sobie następującąsytuację: telewizja transmituje expose Tadeusza Mazowieckiego po jegowyborze na pierwszego niekomunistycznego premiera w 1989 roku. Naglerelacja z Sejmu zostaje przerwana i telewizja zaczyna nadawać transmisjęz meczu piłki nożnej. Wyobraźmy sobie, że indagowany w tej sprawie ówczesnyprezes Radiokomitetu (a był nim wtedy Jerzy Urban) tłumaczy się, żeTVP jest instytucją publiczną i musi uwzględniać interesy kibiców futbolu,którzy z niecierpliwością oczekiwali na ważny mecz.Brzmi to jak political fiction - nawet Urban nie zdobyłby się na wykręceniepodobnego numeru. A jednak sytuacja taka zdarzyła się na Węgrzech -w 1990 roku podczas expose pierwszego niekomunistycznego od dziesięciolecipremiera Józsefa Antalla, telewizja państwowa przerwała transmisjęz parlamentu i zaczęła relację z meczu piłkarskiego. Kierowaliśmy się interesemnaszych telewidzów - tłumaczył się potem prezes telewizji, nie żadenkomunistyczny aparatczyk, ale światowej sławy socjolog, rekomendowanyna to stanowisko przez Związek Wolnych Demokratów, Elemer Hankiss. Niezrobił się z tego żaden skandal - większość tytułów prasowych potraktowałato zdarzenie jako naturalne. Ta sytuacja mówi więcej o tzw. „wojnie o media"na Węgrzech niż całe stosy artykułów na ten temat.Kiedy rząd Antalla próbował przeciwstawiać się zdominowaniu mediówprzez jedną tylko opcję polityczną, od razu podnosił się hałas, że toczy onwojnę przeciw wolności słowa. W obronie zakrzepłych układów w środkachmasowego przekazu występowali ramię w ramię postkomuniści i wolni demokraci- ta medialna koalicja stała się polityczną po wyborach w 1994 roku.Wówczas doszło w telewizji do wielkiej czystki - zwolniono ok. 300dziennikarzy, których podejrzewano o sympatie wobec prawicy. Wtedy jednaknikt nie protestował, że kneblowane jest wolne słowo.Amerykańska organizacja Freedom House, zajmująca się monitorowaniemwolności środków masowego przekazu na świecie, w swoim raporciez 1997 roku stwierdziła, że o ile w latach 1990-94 (a więc w czasach rządówprawicy) media na Węgrzech były „całkowicie wolne", o tyle od 1994 roku134<strong>FRONDA</strong> 23/24


(czyli od objęcia władzy przez postkomunistów i soc-liberałów) stały się tylko„częściowo wolne". Nie wywołało to jednak żadnej reakcji wśród dziennikarzyzwiąznych z WPS i ZWD.Karta DemokratycznaOprócz sojuszu w mediach inną inicjatywą, która przygotowywała grunt podpóźniejszą koalicję ZWD i WSR było powstanie Karty Demokratycznej. Jejpowołanie stało się możliwe dzięki ciągłemu demonizowaniu wszelkich siłprawicowych. Celował w tym zwłaszcza wspomniany jużposeł Związku Wolnych Demokratów Miklós Szabó, dlaktórego nie było większej różnicy między FIDESZemOrbana, WFD Antalla czy marginalnymi grupkami skinhaedów- jego zdaniem, miały one tendencje dyktatorskie,cechowały się maksymalizmem nacjonalistycznymi przesiąknięte były antysemityzmem.Rzekome zagrożenie „brunatną recydywą" spowodowało, że we wrześniu1991 roku powstała Karta Demokratyczna - instytucja, która była wskrzeszeniempo 55 latach idei Frontu Ludowego. W Karcie wolni demokracii postkomuniści skupili się, by walczyć z odradzającą się hydrą faszyzmu. Byłoto o tyle dziwne, że na Węgrzech nie istniała właściwie żadna siła faszystowskamogąca zagrozić demokracji. W manifeście Karty znalazło się 17punktów, z których każdy zaczynał się od słów: „Demokracja nastąpi, gdy...",co sugerować miało, że obecnie demokracji nie ma, a więc głównym zagrożeniemdla niej jest prawicowa władza. Taktyka ta doprowadziła do publicznejrehabilitacji niedawnych komunistów, przemianowanych na socjaldemokratów,którzy stali się nagle nieodzownymi sojusznikami w walce z „brunatnązarazą".Było to budowanie „wspólnoty strachu", by użyć głośnego sformułowaniaAndrasa Bencsika. Była to jednak nie tylko wspólnota strachu, lecz równieżnienawiści. Świadczy o tym następująca wypowiedź otwartego sympatykaZWD Mihalya Kornisa zamieszczona w 1993 roku na łamach „Beszeló":„Oni nas szczerze nienawidzą. Natomiast my, liberałowie, nie jesteśmyw stanie wypowiedzieć tego, co według mnie naprawdę odczuwamy, mianowicie,że my o wiele bardziej nienawidzimy was niż wy nas."JESIEŃ-2001 135


Na wiecach Karty zaczęło po raz pierwszy publicznie dochodzić do fraternizacjipostkomunistów (Rezsó Nyers, Ivan Vitanyi, Tibor Vamos) i wolnychdemokratów (Janos Kis, Tamas Bauer, Ivan Petó). Charakteryzując wspólnotęłączącą WPS i ZWD postkomunistyczny działacz Ivan Vitanyi powiedział:„Te dwa ruchy polityczne stanowią w zasadzie jedność. Różnice są naturalnieduże, jednakże pewna wspólnota istnieje." W innym miejscu wyjaśniał zaś:„wszyscy razem wychowaliśmy się w jednym przedszkolu".Agent - żydożercaZ perspektywy dziesięciu lat, jakie minęły od czasu powstania Karty Demokratycznej,coraz więcej środowisk żydowskich na Węgrzech uważa, że byłato inicjatywa szkodliwa. Gabor Szanto, redaktor naczelny żydowskiego czasopisma„Szombat", jest zdania, że lewicowi intelektualiści skupieni w tejorganizacji przyczynili się do wzrostu antysemityzmu na Węgrzech: „Jeślikogoś, kto nie jest antysemitą, wielokrotnie oskarża się o to, że nim jest, tosię w końcu zdenerwuje i naprawdę nim zostanie."Jest faktem, że na początku lat 90-tych, kiedy Karta Demokratyczna najgłośniejkrzyczała o zagrożeniu faszyzmem, na Węgrzech ugrupowania ksenofobicznestanowiły nic nie znaczący margines w życiu politycznym. Po1994 roku i powstaniu koalicji WSP-ZWD, Karta nagle zamilkła, jakby wrazz nowymi rządami nacjonalistyczne zagrożenie zostałozupełnie zażegnane, tymczasem właśnie wtedy rozwijaćzaczęła się Węgierska Partia Sprawiedliwości i Życia radykałaIstvana Csurki, która podczas kolejnych wyboróww 1998 r. wprowadziła swych posłów do parlamentu,zdobywając 14 mandatów (na 386 miejsc). Csurka zasłynąłjako autor skandalizujących tekstów, w których pisał, że prezydentowiArpadowi Gónczowi rozkazy wydają „sprzysiężeni ludzie z Paryża, NowegoJorku i Tel Avivu", a George Soros dąży do „wyrwania narodowi węgierskiemuwłasnej świadomości po to, by podporządkować kraj obcym siłom".W lipcu 1993 r. Istvan Csurka, wyprzedzając oskarżenia, których się spodziewał,przyznał się publicznie, że od 1957 r. współpracował z komunistycznymisłużbami bezpieczeństwa. Co ciekawe, media znajdujące się wówczas podkontrolą postkomunistów i wolnych demokratów całkowicie zignorowały to136<strong>FRONDA</strong> 23/24


oświadczenie, przechodząc nad nim do porządku dziennego. A wydawać by sięmogło, że jest to upragniony kąsek dla dziennikarzy sympatyzujących z ZWD -oto bowiem największy „żydożerca" w kraju okazuje się komunistycznym kapusiem.Nic tego, sprawę przemilczano. Tym samym Csurka otrzymał milczącerozgrzeszenie i mógł z większym rozmachem kontynuować swoją działalność,wyprowadzając swe ugrupowanie z politycznego niebytu do parlamentu.„Naukowy soc" i „naukowy lib"O zawarciu „czerwono-różowej" koalicji przesądziła nie tylko bliskość towarzyska(owo „wspólne przedszkole"), lecz również bliskość ideowa. AttilaMolnar tak charakteryzował program ZWD: „Socjalizm naukowy zastąpilinaukowym liberalizmem, kombinacją poglądów nowej lewicy i socliberałów".Miejsce „naukowego soc" zajął więc „naukowy lib". Wolni demokracisą jednak liberalni głównie w sferze kulturowej i obyczajowej. W sprawachgospodarczych natomiast przejawiają skłonności etatystyczne typowe dlapartii socjalistycznych. Jeden z liderów ZWD Miklós Vasarhelyi oświadczyłzresztą publicznie: „Dla mnie socjalizm demokratyczny nie ma alternatywy".Zdaniem Andrasa Bencsika, redaktora naczelnego „Magyar Demokrata"- postkomunistów oraz soc-liberałów połączyła wspólna wizja budowy „nowegoładu społecznego", wyzwolonego z uważanych za negatywne atrybutówspołeczeństwa tradycyjnego. Tak wyraził się na łamach „Magyar Hirlap"jeden z gorących zwolenników ZWD Marton Kozak, pisząc, iż „partia taJESIEŃ-2001137


określa się jako opozycyjna zarówno wobec tysiąca lat przed 1945 rokiem,jak i wobec następujących po nim 45 lat". Z czasem jednak okazało się, żeowe 45 lat stały się im bliższe niż poprzednich tysiąc.Jest znamienne, że w przełomowych czasach transformacji ustrojowejgłówny ideolog ZWD Janos Kis poświęcał swój czas na pisanie książki, alenie na tematy najbardziej wydawałoby się godne wówczas uwagi ideologa jegorangi - o modelu funkcjonowania państwa, demokracji, gospodarki, kultury- lecz o przerywaniu ciąży. Jego książka pt. „Aborcja", przetłumaczonana język polski, reklamowana w Warszawie osobiście przez Adama Michnikaoraz recenzowana przez „Znak" jako pozycja wyjątkowo podła, była jednymwielkim usprawiedliwieniem zabijania dzieci w łonach matek. Węgierskiautor z uporem godnym lepszej sprawy zaangażował się w projekt, któryJan Paweł II zalicza do „cywilizacji śmierci".Po 1994 r. w telewizji publicznej ograniczono czas emisyjny dla programówchrześcijańskich, wprowadzono natomiast audycję sekty Hit Gyulekezete.W ogóle ta agresywnie antykatolicka sekta, z którą związanych byłowielu działaczy z kierownictwa ZDW, mogła liczyć na wiele ulg i przywilejóww okresie „czerwono-różowej" koalicji.138 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Warto dodać, że oprócz idei coraz ciaśniej zaczęły łączyć obu koalicjantówwspólne interesy. Największa afera wyłudzania publicznych pieniędzy,jaka miała miejsce na Węgrzech w latach 90-tych, dotyczyła właśnie tychugrupowań. Otóż mecenas Marta Tocsik za wynegocjowanie umowy międzyskarbem państwa a samorządami otrzymała premię w wysokości ok. 4 milionówdolarów, z czego dwie trzecie przekazała do kas partyjnych postkomunistówi wolnych demokratów.Lewicowi liberałowie pozostali lojalnymi partnerami do końca rządzącejkoalicji w 1998 r. I co ciekawe, to oni bardziej niż postkomuniści odczuli nasobie niezadowolenie społeczne spowodowane wspólnym rządzeniem.W ostatnim głosowaniu do parlamentu ledwie przekroczyli 5-procentowypróg wyborczy. Obecne poparcie dla nich utrzymuje się w tych samych granicach,co w Polsce poparcie dla Unii Wolności.CERCELY UNGVARIWSPÓŁPRACA: MAREK KONOPKOTŁUMACZENIE: ANNA WIŚNIEWSKAJESIEŃ-2001139


Gazeta Argumienty i fakty pisze wprost, że kierowaneprzez Dugina Centrum Eurazjatyckich Inicjatyw Geopolitycznychjest „drugim MSZ" i dodaje, że w CIA powołanoniedawno specjalny wydział, który zajmuje sięwyłącznie Duginem i jego ideami.RASPUTINPUTINAESTERA LOBKOWICZJeszcze kilka lat temu Aleksander Dugin rezydował w obskurnej piwnicy blokuniedaleko stacji metra Szabołowska. Po zaszczanych schodach, przez nosząceślady wielu wyłamań obdrapane drzwi, schodziło się do ponurego wnętrzasiedziby nacjonal-bolszewików. Ściany pomalowane były na brunatno,gdzieniegdzie wisiały obrazy, w których deminującym elementem były sierpyi młoty lub swastyki, a wszędzie kręcili się młodzi krótko ostrzyżeni ludziew czarnych uniformach, spoglądając nieufnie spode łba na wchodzącychprzybyszów. Ich upodobania zdradzało największe pomieszczenie siedziby,w którym poza rozłożonymi na całej powierzchni podłogi gimnastycznymimateracami nie było właściwie nic. Czasami parzyli mocny czaj w kanciapiewyklejonej po sufit wycinkami z komunistycznej i nacjonalistycznej prasy,najczęściej karykaturami lub wrzaskliwymi tytułami. Brak komputerówzdradzał, iż rewolucja informatyczna nie dotarła jeszcze do tego miejsca.Dzisiaj Dugin przyjmuje gości w zupełnie innym rejonie Moskwy, w odremontowanymniedawno biurowcu, którego wejścia strzeże pięciu umun-140<strong>FRONDA</strong> 23/24


durowanych strażników z kałasznikowami. Wjeżdża się windą na dziewiątepiętro, gdzie zainstalowana przed masywnymi drzwiami kamera sprawdzatożsamość wchodzących. Następnie wpada się w objęcia uśmiechniętej sekretarki,która sadza gości na skórzanych fotelach i każe chwilę poczekać.Wokół panuje blichtr zachodnich firm consultingowych, kręcą się ubraniw eleganckie garnitury ludzie z laptopami lub telefonami komórkowymiw rękach. Sekretarka prowadzi długim korytarzem do gabinetu, w którym zabiurkiem z komputerem urzęduje Aleksander Dugin.Kiedy trzy miesiące temu odwiedził go w tym miejscu znany politologi publicysta Charles Clover, tak opisał swoje wrażenia na łamach Financial Times:„Tylko drobne rzeczy zdradzają, że Aleksander Dugin jest diabolicznyminicjatorem globalnego imperium. Jest to być może spiczasta bródka. Jest tobyć może jego zwyczaj nieco nazbyt starannego wymawiania głoski r. Jest tobyć może ów miodopłynny ton w jego głosie."Nie posądzam, broń Boże, Clovera o antysemityzm. Zapewne nie wie, żew Rosji „zwyczaj nieco nazbyt starannego wymawiania głoski r" jest wedługczarnosecinnych publicystów dowodem na ukrywanie swej żydowskiej tożsamości- ale ponieważ jest to publicysta dwumiesięcznika Foreign Affairs,a nie gazet Dień czy Limonka, wybaczmy mu ten lapsus i nie wysyłajmy doniesieńdo Anti-Defamation League.Zabawa się skończyłaWybitny znawca zagadnień rosyjskich, Adam Pomorski, w swej książce„Duchowy proletariusz" zauważył, że Polacy, zapoznając się z aberracyjnymiw ich przekonaniu ideami rosyjskich myślicieli, skłonni są uznać ich za marginesdziejów umysłowych Rosji. Tymczasem - ostrzega Pomorski - bardzoczęsto należą oni do najściślejszej rosyjskiej elity intelektualnej, a zasięg ichoddziaływania jest głębszy niż przypuszczamy.Specjalista od spraw obronności w Carnegie Moscow Center, DmitrijTrienin mówi: „Jeszcze kilka lat temu Dugin uważany był za dziwaka. Jestnim nadal. Jednak dzisiaj jest szeroko czytanym i płodnym dziwakiem o dużychwpływach." Wtóruje mu komentator dziennika Siegodnia, Leonid Radzichowski,który pisze, że Dugin „do niedawna był uważany za człowieka z politycznegomarginesu", lecz dziś jest „modny" i „zdobył pewne wpływy naJESIEŃ-2001141


Kremlu". W swej pracy naukowej na temat eurazjatyzmu Ryszard Paradowskizauważa, że nawet jeśli idee Dugina były „intelektualną zabawą", toz chwilą zdobycia przez niego tak wielkich wpływów „zabawa - ostateczniesię skończyła".Wpływowe Argumienty i fakty nazywają Dugina „ideologiem Putina",a Moskowskij komsomoliec określa stworzony przez niego ruch „Eurazja" jako„intelektualną partię władzy".Nowa Prawica jedzie do MoskwyAlain de Benoist i Robert Steuckers jechali do Moskwy przekonani, że będą„ojcami chrzestnymi" rosyjskiej Nowej Prawicy. Kierowane przez nich ruchywe Francji i Belgii nie wyszły nigdy poza margines życia politycznego. ProklamowaliKulturkampf czyli wojnę o kulturę, ale nawet w tej sferze stanowilinic nie znaczący folklor. Ich działalność ograniczała się do wydawania niskonakładowychpisemek, rozsyłanych głównie pocztą wśród własnych sympatyków,oraz do intelektualnych seminariów, których uczestników możnabyło zmieścić na jednej sofie. Wojna wypowiedziana przez nich zgniłemu demoliberalizmowizakończyła się gorzej niż klęską - demoliberalizm nie dostrzegłnawet przeciwnika. Nowa Prawica pozostała w dużej mierze projektemwirtualnym.Wtedy przyszło zaproszenie z Moskwy od Aleksandra Dugina. Był rok1992. Kilkanaście miesiący wcześniej Dugin założył własne czasopismo Eliemienty,do rady programowej którego zaprosił de Benoista i Steuckersa. Obydwajjechali do Rosji przekonani, że spotkają się w jakimś undergroundowymentourage'u z jakimiś spiskowcami konspirującymi przeciw Systemowi. TymczasemDugin zawiózł ich do masywnego gmachu Akademii Sztabu Generalnegoi posadził obok generałów: Nikołaja Kłokotowa, Nikołaja Piszczewai Władisława Iminowa. Tematem narady było utworzenie przez Rosję, Niemcyi Francję antyamerykańskiego „bloku kontynentalnego".Spotkanie to rozczarowało zupełnie Dugina do europejskiej Nowej Prawicy,która nie potrafiła na scenie politycznej opuścić swojej niszy przeznaczonejdla gatunków przeznaczonych do wymarcia. W tym samym czasie jegoidee zaczynały już wywierać wpływ na polityków z „pierwszej ligi" rosyjskiej.Jednym z nich był wiceprezydent Aleksander Ruckoj, który jednak zo-142<strong>FRONDA</strong> 23/24


stał zmieciony przez Jelcyna podczas krwawych rozgrywek o władzę w październiku1993 r.Moskiewska idea kultury schizofrenicznejSkąd wziął się Dugin? W pewnym sensie jest on produktem inteligencji niesowieckiej.Jak pisze Włodzimierz Marciniak: „fenomen niesowieckiej inteligencjipolegał na tym, że nie tylko stworzyła ona mit o sobie, ale zdążyłatakże przez kilka dziesięcioleci żyć zgodnie z nim. W micie tym połączonebyły motywy świadomie marginalnej egzystencji, estetycznej 'romantyki'wojny domowej, folkloru obozowego, ezoteryki, doświadczeń religijnych, bibliograficznejerudycji, archeologicznych i konserwatorskich pasji, praktykipółlegalnych kółek i seminariów."Sam Dugin wyróżnia trzy kręgi owej inteligencji: zewnętrzny stanowili liberalniurzędnicy i inteligenci w luźny sposób powiązani z systemem, środkowyskładał się głównie z politycznych dysydentów, zaś wewnętrzny toświat artystycznej bohemy, metafizycznych dandysów poszukujących ukrytegosensu historii. Taki właśnie ezoteryczny krąg skupił się w mieszkaniu pisarzaJurija Mamlejewa przy ulicy Jużynskiej w Moskwie. Bywalcy owego salonuliterackiego wypracowali „moskiewską ideę kultury schizofrenicznej".W 1974 r. krąg rozpadł się po wyjeździe Mamlejewa za granicę. Jego archiwumprzejął i przechowywał Dugin, który został za to w 1983 r. aresztowanyi osadzony na Łubiance.To właśnie w dziełach Mamlejewa przewijały się wątki, które późniejznajdą rozwinięcie w twórczości Dugina: mit ukrytego przed nami sensu,którego nigdy nie można pojąć, ale który przebija się do człowieka. Przebijasię on przez Rosję, przez jej przerażające i sekretne dzieje, stanowiące szczelinędo nadprzyrodzonego świata.Jak pisze wspomniany Włodzimierz Marciniak: „wszyscy ci, którzy gralirole Nauczycieli, Kapłanów, Ezoteryków i Archiwariuszy kultury, nie byliw stanie zaproponować społeczeństwu żadnego racjonalnego projektu politycznego.W obfitości natomiast dostarczali wzorów karnawałowej gry."Aleksander Dugin, choć skończył wówczas zaledwie dwadzieścia lat, miałdość zabawy. Pragnął odnaleźć prawdziwy sens dziejów. I wtedy wpadła muw ręce książka Michaiła Agurskiego „Ideologia nacjonal-bolszewizmu".JESIEŃ-2001143


Czerwono-brunatni ŻydziOjciec Michaiła Agurskiego był w USA jednym z założycieli KomunistycznejPartii Stanów Zjednoczonych, zaś w ZSRR kierował Instytutem Historii Partii.Zgładzony został w 1938 r. podczas czystek stalinowskich. Sam Michaił,który w młodości był marksistą, z czasem stał się antykomunistycznym dysydentem.W 1974 r. wspólnie z Igorem Szafarewiczem (dziś czołowym ideologiemantysemickim) wydał głośny zbiór tekstów „Z głębiny". Nawróciłsię na prawosławie, lecz postanowił połączyć je ze swoją żydowskością. Jegozdaniem, między judaizmem a chrześcijaństwem nie ma żadnych przeciwieństwi w przyszłości połączą się one w jedną całość. Swoje dzieło życia -„Ideologię nacjonal-bolszewizmu" - napisał Agurski w 1980 r. już po wyemigrowaniudo Izraela.Agurski nie był pierwszym, który uważał, że swoją żydowskość możenajpełniej realizować w ścisłym powiązaniu z rosyjskim losem. W 1921 r.w Sofii emigracyjna grupa „eurazjatów" wydała swój manifest, którego jednymz autorów był rosyjski Żyd Jaków Blomberg. Utrzymywał on, że wielcypisarze rosyjscy opisywali świat żydowski zawsze jakby od wewnątrz, bezcharakterystycznego dla innych narodów poczucia obcości i wyższości, zaświelu pisarzy żydowskich poświęciło się propagowaniu antyracjonalistycznejmyśli rosyjskiej, np. Szestow, Gerszenson czy Wołyński. Na tej podstawie -oraz wielu innych przytaczanych jeszcze faktów - wysnuł Blomberg tezęo cywilizacyjnym powinowactwie Żydów i Rosjan; ani o jednych, ani o drugichnie można powiedzieć, że są w pełni Europejczykami lub Azjatami - sąbowiem Eurazjatami.Na Blombergu i Agurskim owo zjawisko się nie zakończyło. W 1998 r. nałamach Washington Quarterly Dmitry Shlapentokh opublikował artykuł o rosyjskich„czerwono-brunatnych Żydach". Zdaniem autora tekstu, Żydówidentyfikujących się z rosyjskim nacjonalizmem można znaleźć dziś zarównow kręgach bardziej liberalnych, jak np. środowisko dziennika Niezawisimajagazieta, czy też bardziej ksenofobicznych, jak np. koła wojskowe. Do rosyjskichnacjonalistów Shlapentokh zaliczył takich Żydów, jak np. ówczesnypremier Jewgienij Primakow czy ówczesny sekretarz WNP Borys Bieriezowski.Do tego samego grona bywa zaliczany przez niektórych również AleksanderHełiowicz Dugin.144<strong>FRONDA</strong> 23/24


Na marginesie można dodać, że ostatnie zawirowaniana szczytach rosyjskiej władzy, których ofiaramipadli głównie oligarchowie żydowskiego pochodzenia,np. wspomniany już Borys Bieriezowski(obywatel Izraela) czy Władimir Gusinski (przewodniczący RosyjskiegoKongresu Żydowskiego), rodzą porównania do konfliktu „Żydów" z „Chamami".Spór ten, opisany swego czasu przez Witolda Jedlickiego na przykładziewalk wewnątrzfrakcyjnych w PZPR, miałby więc bardziej uniwersalnycharakter, a jego archetypem mógłby być konflikt Stalina z Trockim.Drugie dno historii czyli ezoteryczna strona dziejówDugin uznaje Agurskiego za „człowieka przeznaczenia" dla całej Rosji.W tekście zatytułowanym „W komisarzach duch samodzierżawia" zwracauwagę na symboliczny dlań fakt, że Agurski zmarł w Moskwie 21 sierpnia1991 r. - „w ostatnim dniu Wielkiego Imperium Radzieckiego".Wydrukowany w Paryżu i przemycony do Moskwy egzemplarz „Ideologiinacjonal-bolszewizmu" odmienił światopogląd Dugina. Ujrzał on nagleukryte przed nim dotąd drugie dno historii, ezoteryczną stronę dziejów.Książka była w gruncie rzeczy historiozoficzną teodyceą - próbą odnalezieniasensu historii w potoku bezsensownych zdawałoby się wydarzeń. DlaAgurskiego próba ta miała charakter osobisty - chodziło o wyjaśnienie sensuofiary własnego ojca, który do końca wierzył w komunizm, a został przezten komunizm zlikwidowany. Być może tło wyborów Dugina też miało wymiarosobisty. Jak zauważa francuska sowietolog, Francoise Thom, ojciecAleksandra Heliowicza był oficerem KGB.Jeżeli komunizm był jedną wielką pomyłką, straszliwym bezsensownymeksperymentem, to okazuje się, że zaangażowanie i poświęcenie kilku pokoleńkomunistów było pozbawionym sensu idiotyzmem. Kompletnym absurdemokazują się nie tylko losy poszczególnych ludzi, lecz również cała XXwiecznahistoria Rosji. Czyżby sto milionów ludzi wymordowano przez pomyłkę,a ich śmierć nie miała najmniejszego sensu?Agurski znalazł odpowiedź na to pytanie, sięgając do spuścizny eurazjatówi smienowiechowców - środowisk emigracyjnych, które mimo początkowejniechęci wobec komunizmu zaakceptowały przewrót bolszewicki w imięJESIEŃ-2001145


urzeczywistniania sensu historii. Owo poddanie się logice dziejów ilustrująprzykłady takich myślicieli, jak Piotr Suwczyński czy Mikołaj Ustriałow, którzyz jednej strony przerażeni byli okrucieństwem rewolucji komunistycznej,z drugiej zaś dumni, że tak straszne i wielkie wydarzenie dać mógł światu jedynienaród rosyjski. Owa totalna akceptacja „rosyjskiego losu", widocznajuż w twórczości Bierdiajewa, który w przewrocie bolszewickim dostrzegałco prawda tragiczny, lecz zarazem konieczny etap realizacji „rosyjskiej idei",jest dziś postawą niemal powszechną w środowisku narodowo zorientowanejinteligencji. Andrzej Walicki streszcza jej rozumowanie następująco:„Jesteśmy narodem tragicznym, ale wielkim. Możemy być dumni z naszejrewolucji i naszej totalitarnej przeszłości - tylko bowiem naród wielki duchempodjąć mógł wyzwanie komunizmu, narody mieszczańskie tchórzliwie uchyliłysię przed tym. Komunizm jednak byłideą uniwersalną, rezultatem całejogólnoludzkiej historii,a więc - zgodnie z logikądziejów - gdzieśurzeczywistnićsię musiał. Biorąc na siebie ciężar jego realizacji, ocaliliśmy przed nim Europę.Nasze cierpienie miało więc głęboki sens; oszczędziliśmy cierpień reszcieświata, udowodniliśmy w praktyce błędność idei komunistycznej, przezwyciężyliśmyją i zasłużyliśmy na wdzięczność ludzkości."Program Putina z książek DuginaMłodego i energicznego Dugina nie zadowalało jednak, tak jak sędziwegoAgurskiego, usprawiedliwianie przeszłości. Pragnął perspektywicznej idei naprzyszłość. Odnalazł ją w eurazjatyzmie - jedynej obok bolszewizmu wielkiejodmianie „rosyjskiej idei" powstałej w XX stuleciu. Wielkie wrażenie wywarłyna nim wypowiedziane na początku łat 90-tych słowa Lwa Gumilowa:„Jeśli Rosja zostanie uratowana, to tylko jako mocarstwo eurazjatyckie".146<strong>FRONDA</strong> 23/24


W tym czasie Dugin jako jedyny w Rosji wziął się nie tylko za studiowaniei rozwijanie myśli eurazjatyckiej, lecz również - w odróżnieniu od LwaGumilowa, dla którego miała ona charakter akademicki i odpolityczniony -postanowił uczynić ją fundamentem narodowej ideologii.Po upływie dekady obserwujemy w rosyjskich elitach renesans eurazjatyzmujako koncepcji organizacji życia społecznego i politycznego. Zdaniem RyszardaParadowskiego, jest to najważniejsza w Rosji alternatywa dla liberalnejdemokracji. Z jednej strony zainteresowanie eurazjatyzmem ma charakterakademicki - jest to obecnie jeden z najmodniejszych tematów prac naukowychna rosyjskich uczelniach, wydaje się też coraz więcej poświęconych muopracowań. Z drugiej strony idee Dugina zapładniają świat polityki.Charles Clover w Financial Times napisał, że „prezydent Rosji WładimirPutin ma program podróży zagranicznych, który wygląda jak niektóre z mapw książce Dugina". Chodzi o książkę „Podstawy geopolityki", która jest podręcznikiemw rosyjskich akademiach wojskowych i dyplomatycznych, a którejgłównym konsultantem był kierujący katedrą strategii Akademii SztabuGeneralnego, generał Nikołaj Kłokotow.Geopolityczne idee Dugina powielają w swych książkach inni rosyjscypolitycy: lider komunistów Giennadij Ziuganow w swej „Geografii zwycięstwa"czy generał Leonid Iwaszow w pracy „Rosja i świat w nowym tysiącleciu".W obu tych książkach całe partie tekstu sprawiają wrażenie, jakby zostałyżywcem przepisane z dzieła Dugina. O „eurazjatyckim wyborze" Rosjimówi generał Aleksander Liebiedź, zaś Władimir Żyrynowski opowiada sięza stworzeniem tych samych „geopolitycznych osi", o których pisał w swejksiążce Dugin. Rok temu rosyjski MSZ wydał zbiór wytycznych dla politykizagranicznej, którego głównym natchnieniem są Duginowskie „Podstawygeopolityki", o czym świadczyć może nie tylko zarysowana w dokumenciestrategia działań, lecz również jej fundament, opierający się na stwierdzeniu,że największą siłą Rosji „jest jej położenie geopolityczne jako największegopaństwa eurazjatyckiego". Gazeta Argumienty i fakty pisze wprost, że kierowaneprzez Dugina Centrum Eurazjatyckich Inicjatyw Geopolitycznych jest„drugim MSZ" i dodaje, że w CIA powołano niedawno specjalny wydział,który zajmuje się wyłącznie Duginem i jego ideami.Rosyjska prasa pisze, że „idee Dugina legły u podstaw bezpieczeństwa narodowegoRosji. Stworzony przez niego Ruch 'Eurazja' jest aktywnie wspieranyJESIEŃ-200 1147


przez administrację prezydenta, rosyjskie służby specjalne, a także wszystkietradycyjne konfesje: od Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej do buddystów."Sam redaktor Eliemientów nie dysponuje na razie bezpośrednim zapleczempolitycznym, pełniąc skromną rolę doradcy ds. bezpieczeństwa przewodniczącegoDumy Rosyjskiej Giennadija Sielezniowa. Twierdzi, że bardziejniż bezpośrednia aktywność polityczna zajmuje go działalność w przestrzeniideowej oraz informacyjnej. Pragnie być ideologiem i poprzez swojeidee wpływać na wytyczanie długofalowej strategii polityków. Warto wspomnieć,że jeden z „geopolitycznych uczniów" Dugina, wspomniany już generałIwaszow był głównym pomysłodawcą zajęcia przez rosyjskich komandosóww 1999 r. lotniska w kosowskim Prisztinie.Na czym polega propagowany przez Dugina eurazjatyzm? Trzeba przyznać,że jest on konstruktem znacznie odbiegającym od tego, co proponowaliw pierwszej połowie XX wieku prekursorzy tego kierunku: książę NikołajTrubeckoj i Piotr Sawicki. Ponieważ Dugin uznaje swoje idee za uniwersalistyczne,przyjrzyjmy się ich zastosowaniu wobec „kwestii żydowskiej".Kabaliści i socjaliści kontra talmudyści i kapitaliściRzadko się zdarza, aby jeden i ten sam tekst został opublikowany z jednakowąrewerencją zarówno w piśmie antysemickim, jak i żydowskim. Taki losspotkał jednak artykuł Aleksandra Dugina pt. „Żydzi i Eurazja", który ukazałsię w nacjonalistycznej gazecie Zawtra i w czasopiśmie Russkij jewriej.Swoje rozważania Dugin rozpoczyna od tego, jak rolę Żydów w XX-wiecznejRosji widzą jego współcześni. Wyróżnia przy tym trzy dominujące stanowiska.Reprezentanci pierwszego twierdzą, że czynnik żydowski nie odegrałżadnej roli w rosyjskiej historii. Wystarczy jednak przejrzeć spis prawdziwychnazwisk przywódców rewolucji bolszewickiej, by się przekonać, że sąto raczej pobożne życzenia. Reprezentanci drugiego stanowiska, czyli antysemici,widzą z kolei w Żydach element sprawczy wszystkich negatywnychwydarzeń, takich jak rewolucja październikowa czy rozpad Związku Sowieckiego,zwracając uwagę na dużą liczbę przedstawicieli tego narodu w szeregachbudowniczych komunizmu i pieriestrojkowych reformatorów. Duginzwraca uwagę na słabość tej koncepcji, w myśl której Żydzi są obwiniani jednocześnieza stworzenie ZSRR, jak i za jego zlikwidowanie. Są wreszcie filo-148<strong>FRONDA</strong> 23/24


semici, reprezentujący stanowisko trzecie, zgodnie z którym Żydzi odgrywalizawsze w rosyjskiej historii pozytywną rolę. Ci z kolei prezentują odwrotnośćtego, co antysemici.Dugin wytyka podstawową ułomność owych trzech koncepcji, polegającąna tym, że traktują one żydostwo jako zjawisko głęboko jednorodne,tak jakby Żydzi nie byli takim samym narodemjak inne, lecz czymś w rodzaju organizacji,partii, zakonu czy lobby. W zamian proponujeobraz żydostwa jako fenomenurozdwojonego, realizującego dwa odrębnescenariusze mesjańskiej idei i prezentującegosobą dwa krańcowo różne psychologicznei kulturowe archetypy.Pierwszy typ stanowi żydostwo wschodnie,którego wyróżnikami są: tradycjonalizm,mistycyzm, irracjonalizm, mesjanizm, chasydyzm,kabalizm, eschatologia. To właśnie z tego kręgu po zsekularyzowaniuwywodziło się wielu żarliwych rewolucjonistów, marksistów, eserowców,bolszewików, a nawet nacjonal-bolszewików. Do tych ostatnich należelim.in. Leżniew i Tan-Bogoraz, dla których bolszewizm stanowił okazję do porzuceniagetta i stopienia się z wielkim narodem w eschatologicznej syntezie, doktórej wnosili mesjański patos chasydzkich sztedów, zapładniając duchowo rosyjskichmarksistów.Drugi typ stanowi natomiast żydostwo zachodnie o charakterze talmudycznym,rabinicznym, racjonalistycznym, arystotelesowo-majmonidesowym,wypłukanym zupełnie z mistycyzmu. Z tego kręgu po zsekularyzowaniuwywodzi się burżuazja, plutokracja, drobnomieszczaństwo, bankierzyoraz liczni naukowcy „odczarowujący" świat. Byli oni zwolennikami postępowych,humanitarnych, demokratycznych haseł, zaś apogeum ich wpływówprzypadło na okres rewolucji lutowej i rządów Kiereńskiego.Ponieważ w carskiej Rosji panował antysemityzm (nie zapominajmy, żeDugin uważa panowanie Romanowów za regres w dziejach Rosji), a Ochranaorganizowała pogromy, nic więc dziwnego, że Żydzi pragnęli zniszczyćistniejący porządek. „Żydzi 'wschodni' sprzeciwiali się kapitalizmowi i religijnemukonserwatyzmowi, alienacji i formalizmowi w sferze kultury, pra-JESIEŃ-2001149


gnęli rewolucyjnych zmian i rozpoczęcia nowejery realizacji mesjańskich obietnic.Żydzi 'zachodni' nie akceptowalicaryzmu z zupełnie innychprzyczyn, uważając go zareżim zacofany, zbyt małokapitalistyczny, cywilizowanyi humanitarny, którynależało podnieść do poziomucywilizacji zachodniej."Często w dziejach dochodziłodo konfliktu między owymi dwoma nurtamiżydostwa. Tym właśnie można, zdaniem Dugina,wyjaśnić zjawisko „żydowskiego antysemityzmu",np. tyrady Karola Marksaprzeciwko żydowskiemu kapitałowiczy też udział Lazara Kaganowiczaw stalinowskich czystkach wymierzonychprzeciw Żydom.Ów „żydowski eurazjatyzm",o którym pisał Blomberg, czy też „żydowskinacjonal-bolszewizm", jak nazywałgo Agurski, oddał - według Dugina - nieocenioneusługi Rosji. Nadawał on ruchowi rewolucyjnemuświeżość i dynamizm, czerpane z głębi wielowiekowej metafizycznej tradycji. Nienależy też zapominać, że żydowscy emigranci na Zachodzie, wywodzący się z EuropyWschodniej, stanowili - jak pisze redaktor Elkmientów - najlepszych agentówwpływu na usługach Trzeciej Międzynarodówki, Kominternu, KGB i GRU.Niestety, rozpacza Dugin, kres żywotności „wschodniego żydostwa" położyłyantysemickie czystki rozpoczęte przez Stalina w 1948 r. Pisze o tymnastępująco: „Był to fatalny moment - jak pokazały ostatnie wydarzenia końcanaszego wieku - dla całego państwa sowieckiego i dla socjalizmu na całymświecie. Kiedy tendencje antysemickie w sowieckim kierownictwie przeszłyokreślone granice - wołające o pomstę do nieba było zwłaszcza zlikwidowanieczłonków Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego, składające-150<strong>FRONDA</strong> 23/24


go się prawie w 100 procentach z przekonanych eurazjatów i agentów ŁawrientijaBerii (co tylko świadczy na ich korzyść) - wówczas tylko najbardziejnieprzejednani żydowscy nacjonal-bolszewicy (jak np. Kaganowicz) moglipozostać niewzruszeni przy swych rusofilskich, sowiecko-imperialnych poglądach."Niestety, większość Żydów odwróciła się wtedy od sowieckiegopaństwa. Nie pomogło nawet to, że od razu po śmierci Stalina Beria powstrzymałantysemickie czystki.Według Dugina, wydarzenia z lat 1948-53 miały katastrofalne następstwanie tylko dlatego, że od tej pory Żydzi zaangażowali się w działalnośćprzeciwko ZSRR, lecz również dlatego, że złamany został ideowy kręgosłupsowieckiej władzy, który opierał się na mesjanistycznym, maksymalistycznymdążeniu do wywołania światowej rewolucji. Pozbawiony „żydowskiegoczynnika" Związek Sowiecki stawał się państwem jak każde inne, a przez totracił rację swego istnienia. Z socjalizmu wywietrzał eschatologiczny patos,a system powoli zaczął staczać się w otchłań kapitalizmu.Służby specjalne i geopolitykaDualistyczne spojrzenie Dugina na „kwestię żydowską" jest w dużej mierzeodzwierciedleniem jego fundamentalnej wizji świata, w której toczy się wojnadwóch sił geopolitycznych, kulturowych i metafizycznych. Jest to konfliktLądu z Morzem, tellurokracji z tallasokracją, eurazjatyzmu z atlantyzmem,ideokracji z demokracją, kapitalizmu z socjalizmem, obiektywizmu z relatywizmem,wspólnotowości z indywidualizmem, w końcu - Dobra ze Złem.W tej wszechogarniającej walce, która toczy się na wielu poziomach,wschodnie żydostwo opowiada się po stronie Eurazji, zaś zachodnie po stroniesił mondialistycznych.Podobna dwoistość dotyczy także innych narodów, np. Niemców (rozdartychmiędzy „eurazjatyckie" Prusy i „atlantycką" Bawarię), czy też instytucji- w jednym z wydań Eliemientów ukazał się np. tekst zatytułowany „Służbyspecjalne i geopolityka", którego autor Aleksander Potapow dowodził, żeo ile w KGB przeważały tendencje atlantyckie, o tyle w GRU dominowałynurty eurazjatyckie. Za okres idealny Potapow uważa rządy Ławrientija Berii,kiedy obie służby były zorientowane eurazjatycko, zaś za największe nieszczęścieczas Jurija Andropowa, który forsował kurs atlantycki.JESIEŃ-2001151


W ideologii Dugina i jego zwolenników wszystkie zjawiska są więc formatowanedo rozmiarów jednej dwubiegunowej matrycy. Dotyczy to takżemiejsca i roli Rosji we współczesnym świecie. Rosja to Heartland, serce Eurazji,jedyna siła, które może być przeciwwagą dla Sea Power, cywilizacjiatlantyckiej, kierowanej przez Stany Zjednoczone. Aby zahamować triumfalnypochód mondializmu na świecie, wraz z eksportem takich wartości, jakdemoliberalizm, indywidualizm czy ekonomocentryzm,potrzebny jest sojusz wszystkichpodmiotów wrogich amerykanizacji.Dugin nie uważa Europy Zachodniej zawroga Rosji, uznaje ją raczej za treytoriumokupowane politycznie, gospodarczo, kulturalniei duchowo przez Stany Zjednoczone,które są jedynym prawdziwym wrogiem -geopolitycznym Antychrystem. Dlatego teżtwierdzi, iż jest możliwe zerwanie więzi łączącychEuropę z Ameryką i utworzenie NowegoImperium Kontynentalnego. Nic więc dziwnego, że popiera wszelkie ruchyw krajach Europy Zachodniej, które dążą do zrzucenia amerykańskiej kuratelinad tą częścią świata. Pierwszym krokiem do tego powinno być ograniczenieroli NATO w Europie oraz przejęcie jego funkcji przez OBWE - takiepropozycje wysuwa oficjalnie prezydent Putin.Zdaniem Dugina, najłatwiej będzie znaleźć wspólny język z Francuzami,którzy są tradycyjnie antyamerykańscy, oraz z Niemcami, którzy mają bogatątradycję dzielenia z Rosjanami stref wpływów, a po zjednoczeniu będą dążylido pozycji hegemona w centrum kontynentu. Problemem w realizacjitych planów może być Polska, która jawi się jako zdrajczyni Słowiańszczyzny- kraj katolicki, a nie prawosławny, a na dodatek obok Wielkiej Brytanii najbardziejproamerykański w Europie - oraz Ukraina, o której Dugin pisze następująco:„Fakt istnienia niepodległej Ukrainy jest na płaszczyźnie geopolitycznejwypowiedzeniem Rosji geopolitycznej wojny".Niektórzy znajomości Dugina z liderami zachodnioeuropejskiej NowejPrawicy tłumaczą wykonywaniem przez niego zadań dla służb specjalnych.Wiadomo, że Moskwa zawsze popierała oraz infiltrowała wszelkie antyamerykańskieruchy na zachodzie Europy, zarówno na lewicy (pacyfiści), jak i na152<strong>FRONDA</strong> 23/24


prawicy (Nowelle Droite). Dugin, którego z KGB łączą związki rodzinne, którymówi płynnie w kilku językach (po angielsku rozwodzi się o Blake'u, byniepostrzeżenie przejść na niemiecki i rozprawiać o Heglu, a następnie pofrancusku opowiadać o Lautreamoncie), który magnetyzmem swego zachowaniapotrafi gromadzić wokół siebie ludzi i wymuszać na nich posłuch, któryod lat bez przeszkód jeździ po Europie, odwiedzając dziwne osobistości(np. w Madrycie byłego dowódcę Dywizji SSWalonia Leona Degrelle'a), i którego licznewydawnictwa finansowane są przez MinisterstwoObrony Federacji Rosyjskiej oraz państwowykoncern „Rosyjskie złoto" - nadajesię do tego zadania znakomicie. Takie zaangażowaniezresztą w żadnym razie nie wykluczajego roli ideologa. Tezę taką potwierdza fakt,że Dugin stał się nadwornym geopolitykiemKremla, kiedy władzę w Rosji przejął układwywodzący się z KGB, zaś jego prawą ręką w ruchueurazjatyckim jest Piotr Susłow, agent GRU, nazywany w rosyjskich mediach„legendą specsłużb".Nowa ideologia dla imperiumPo upadku komunizmu nastąpiła w Rosji ideowa pustka. Wszystko wskazujena to, że zaczyna wypełniać ją eurazjatyzm. Na pewno roli takiej nie odegranacjonalizm. Rosja nie jest bowiem krajem monoetnicznym, lecz wielonarodowościowym,dlatego też forsowanie praw i przywilejów dla jednej tylkonacji siłą rzeczy doprowadzić musi do wzrostu tendencji odśrodkowychi rozpadu Federacji. Nacjonalizm stanowi zbyt ograniczoną ideę dla imperium,które opierać się musi na bazie szerszej niż narodowościowa. Możebyć ono zbudowane na wspólnej podstawie cywilizacyjnej.Wszystko wskazuje na to, że nie będzie nią jednak dominujący na Zachodziedemoliberalizm. System ten nie ma w Rosji ani historycznych tradycji, anispołecznego poparcia i traktowany jest przez większość jak ciało obce. Nawetci politycy rosyjscy, którzy przedstawiani są w mediach jako liberałowie, demokracii reformatorzy, odbiegają swym zachowaniem od standardów, jakie naJESIEŃ-2001153


Zachodzie zwykło się przykładać do ludzi określanych tych mianem. Na przykładjeden z liderów Sojuszu Sił Prawicowych, Borys Niemców, na wieść o wydaniu(za miliard dolarów) Trybunałowi Haskiemu dyktatora Slobodana Milosevica,zaproponował, żeby Moskwa przekazała Belgradowi miliard dolarówtylko za to, aby były dyktator nie trafił do Hagi. Polityk, pasowany w mediachna szczerego demokratę i pragmatyka, nie pomyślał, że pieniądze te mogłybysię przydać chociażby na ratowanie dalekowschodnich regionów Rosji, gdziepodczas ostatnich mrozów ludzie umierali z zimna i głodu.Tak dochodzimy do kolejnej przyczyny,dla której eurazjatyzm ma szansę staćsię nową ideą imperium. Chodzio imperialną dumę, która kompensowaćmoże nędzę codziennegobytowania. Jak widzimyjest to uczucie nieobce nietylko owym kołchoźnikom,którzy od miesięcy nie dostawalizaległych wypłat,a protestowali przeciwzniszczeniu pochłaniającejrezerwy budżetowe stacjiorbitalnej Mir; jest to uczucienieobce również BorysowiNiemcowowi.Eurazjatyzm wyjaśniarównież - o czym jużwspomniano - sens komunizmu.Zycie i poświęceniecałych pokoleńodzyskuje naglesens, który zanegowanyzostał przez upadeksystemu. Generał Liebied' zapytany, czy rozpad ZSRR był zjawiskiem pozytywnym,czy negatywnym, odpowiadał: - Rozum mówi, że stało się dobrze,ale serce podpowiada, że źle się stało... Rozdarcie między sercem a rozumem154<strong>FRONDA</strong> 23/24


może zakończyć się schizofrenią i życie w takim stanie jest na dłuższą metęniemożliwe. Dlatego eurazjatyzm, który przynosi propozycję scalenia intelektualnejrefleksji ze sferą emocjonalną, jest witany przez wielu przedstawicielirosyjskich elit niczym zbawienie.Politolog Aleksander Wierchowski zauważa, że o triumfalnym pochodzieeurazjatyzmu decyduje brak alternatywnych propozycji. Skarlenie myśli demokratyczno-liberalnejjest porażające - właściwie poza jedynym Grigorijem Jawlińskimnie ma ona na rosyjskiej scenie politycznej żadnego reprezentanta.Tymczasem eurazjatyzm jako ideologia imperium jest ofertą otwartą dlaprzedstawicieli bardzo wielu nurtów. „Jego ideowa pojemność - pisze RyszardParadowski - powoduje, że można być eurazjatyckim faszystą, komunistą,eurazjatyckim nacjonal-bolszewikiem i prostym poczwiennikiem, eurazjatyckimprawosławnym fundamentalistą, eurazjatyckim ekumenistą alboneopoganinem, a nawet, przy pewnym organicystycznym i esencjalistycznymrozumieniu demokracji, eurazjatyckim demokratą." Nacjonalizm, propagowanyprzez Dugina jako składnik eurazjatyzmu, nie jest związany z krwią,ale z przestrzenią - konkretnie z Eurazją, dlatego jedynym faktycznym wrogiemmoże być tylko Ameryka.Wszystkie elementy składowe eurazjatyckiej ideologii okazują się służebnewobec nadrzędnego celu, jakim jest Imperium. W manifeście ideowymdla Wojsk Ochrony Pogranicza, zatytułowanym „Metafizyka granic" Duginpisze: „Imperium jako ustrój państwowy jest najwyższą kategorią, porównywalnąz najświętszymi i uniwersalnymi gnoseologicznymi pojęciami - takimijak 'Bóg', 'Prawda', 'Dobro' itd. Dlatego taką trwałością odznacza się pojęcie'Świętego Imperium'."Teraz IzraelW tej chwili szczególnym obiektem ideologicznej penetracji Dugina jestIzrael. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wyemigrowało tam ponad milion osóbz byłych republik Związku Sowieckiego, w tym, jak się oblicza, co najmniej 10tysięcy funkcjonariuszy służb specjalnych. Od odpowiedzi, dla kogo będą onidalej pracować - dla Mossadu czy KGB i GRU - zależy bardzo wiele.Przybysze z byłego ZSRR mają w Izraelu coraz większe wpływy. Zasiadająw parlamencie i rządzie, posiadają swojego wicepremiera i ministrów, zdo-JESIEŃ-2001155


minowali samorządy niektórych miejscowości. Wydają dziewiętnaście gazetw języku rosyjskim, prowadzą pięć rosyjskojęzycznych rozgłośni radiowych,a obecnie prowadzony jest przetarg na koncesję dla ogólnoizraelskiej stacjitelewizyjnej nadającej po rosyjsku. W odróżnieniu od poprzednich aliji, hebraizacjapostsowieckich Żydów przebiega bardzo opornie. Mimo to premierAriel Szaron zadeklarował, że Izrael jest gotów przyjąć kolejny milion Żydówz byłego ZSRR. Sam Szaron, który na całym świecie uchodzi za izraelskiego„jastrzębia", w prasie rosyjskojęzycznej krytykowany jest jako mięczak, zbytuległy wobec Palestyńczyków. Postsowieccy Izraelici są bowiem najbardziejnieprzejednani wobec arabskich żądań.Dugin ma nadzieję, że jest to podatny grunt dla odrodzenia żydowskiegoeurazjatyzmu. Dzięki jego inspiracji powstały w Izraelu takie organizacje, jak„Baar Tzejnu" rabina Szmulewicza czy „Polarnyj Izrael" Władimira Bukalskiego.Głównym ideologiem dzisiejszego eurazjatyzmu żydowskiego jesturodzony w Rosji w 1979 r. - Awigdor Eskin. Mimo młodego wieku zdążyłjuż otrzymać w Izraelu wyrok 2,5 roku więzienia za działalność terrorystyczną.Eskin uważa, że strategiczne partnerstwo ze Stanami Zjednoczonymispowodowało, że Izrael uległ daleko posuniętej amerykanizacji. Nastąpiłoprzez to nie tylko zwyrodnienie żydowskiej kultury, lecz również degeneracjadwóch filarów, na których wspiera się izraelska państwowość - syjonizmui religijnego tradycjonalizmu. Jeszcze w 1964 r. Izrael, wierny swym ascetycznymi pionierskim korzeniom, odmówił wydania wiz wjazdowych grupie TheBeatles, uznając, że jej twórczość podmywa ład moralny państwa; dziś tensam Izrael wystawia w Festiwalu Eurowizji swojego (swoją) piosenkarza(piosenkarkę) - transwestytę występującego pod psedonimem Dana i śpiewającegobluźniercze piosenki. Fakt podjęcia rozmów pokojowych z PalestyńczykamiEskin tłumaczy tym, że w konsumpcyjnym i zamerykanizowanymspołeczeństwie izraelskim wypalił się mesjanistyczny zapał. „Żydzi niechcą umierać za Izrael", wolą dogadywać się z Palestyńczykami.Eskin uważa, że zmienić tą zgubną dla Żydów tendencję może odwróceniesojuszy. Przypomina, że najbardziej wartościowym elementem w ruchusyjonistycznym byli Żydzi z Rosji (np. Żabotyński czy Dezingoff pochodziłz Odessy). Najbardziej żywotne żydowskie ruchy religijne rozwijały się równieżna terenie Imperium Rosyjskiego. Eskin podaje przykład byłego szefasztabu generalnego armii izraelskiej, generała Refaela Ejtana (jego rodzice,156<strong>FRONDA</strong> 23/24


sztabu generalnego armii izraelskiej, generała Refaela Ejtana (jego rodzice,Orlowowie, pochodzili z Rosji), który kazał swoim żołnierzom słuchać marszówArmii Czerwonej, aby pobudzić w nich bojowego ducha. Te oraz wieleinnych przykładów służą mu do postawienia tezy, że jedynym ratunkiem dlagasnącej ideowości w życiu dzisiejszego Izraela jest „projekt eurazjatycki".Zwiastuny przyszłego porozumienia z Rosją dostrzega we wspólnym stanowisku,jakie zajmowały Tel-Awiw i Moskwa (wbrew Waszyngtonowi i Brukseli)wobec takich kwestii, jak wojna w Czeczenii czy w Jugosławii.Eskin ma nadzieję, że pierwiastek eurazjatycki da więdnącemu syjonizmowinowy ozdrowieńczy impuls. Podobnie uważa Dugin - to element żydowskima pomóc odzyskać utraconą świeżość „rosyjskiej idei". Efektem mabyć, tak jak w przypadku komunizmu, wspólna synteza zdolna podbić świat.ESTERA LOBKOWICZJESIEŃ-2001157


Wszystko, co pisze Brzeziński w „Wielkiej szachownicy",jest prawdą. To samo piszę ja w swych „Podstawach geopolityki"- tylko że z odwrotnej pozycji. Można powiedzieć,że ja i Brzeziński rozgrywamy jedną partię szachów.Jego królem jest Clinton czy Bush, moim zaś Putin.CZYPUTINJESTAWATAREM?ROZMOWA Z ALEKSANDREM DUGINEMAleksander Dugin (1962) czołowy rosyjski ideolog eurazjatyzmu, nacjonal--bolszewizmu i tradycjonalizmu integralnego, teoretyk geopolityki i historykreligii, doradca przewodniczącego Dumy Rosyjskiej ds. bezpieczeństwa narodowego,autor kilkunastu książek, m.in. „Podstaw geopolityki" - podręcznikaw rosyjskich akademiach wojskowych i dyplomatycznych, założycielStowarzyszeń „Arktogeja" i „Eurazja", kierownik zespołów programowychw Centrum Eurazjatyckich Inicjatyw Geopolitycznych oraz Instytucie SpecjalnychBadań Metastrategicznych. Mieszka w Moskwie.158<strong>FRONDA</strong> 23/24


Kiedy rozmawialiśmy ostatni raz trzy lata temu, narzekał Pan na miękkośćówczesnych władz Rosji i powiedział wprost: „Czekam na nowego IwanaGroźnego". Teraz po zmianie władzy pisze się o Pana rosnących wpływachna Kremlu. Czy Putin jest tym oczekiwanym przez Pana Iwanem Groźnym?Iwan Groźny to archetypiczna figura rosyjskiej historii. Figura, rzecz jasna,pozytywna. Iwan Groźny reprezentuje sobą pewną formę państwowości,pewną socjalną, kulturową, religijną a nawet przestrzenną orientację, którawydaje mi się w dziejach Rosji najbliższa ideału. Mam swoją wizję rosyjskiejhistorii, którą nazywam eurazjatycką. Jestem kontynuatorem tradycji szkołyeurazjatyckiej z początku XX wieku. Historię Rosji postrzegam jako wznoszeniesię od Rusi Kijowskiej do Rusi Moskiewskiej, którego szczytem byłokres Iwana Groźnego. Potem nastąpiło opadanie do okresu petersburskiegoze zdegenerowanymi, zorientowanymi na Zachód rządami Romanowów.Przewrót bolszewicki w roku 1917, wraz z przeniesieniem stolicy z Petersburgado Moskwy, w wielu aspektach stanowił powrót do idei Rusi Moskiewskiej,ale demontaż Związku Sowieckiego i demokratyzacja znów oznaczałynawrót do okresu petersburskiego. Myślę, że teraz zaczyna się nowycykl dziejów, którego punktem odniesienia będzie panowanie Iwana Groźnego,rozumiane ponadczasowo, jako archetyp właśnie.Jeśli chodzi o rządy Borysa Nikołajewicza Jelcyna, to były one maksymalniedalekie od tego archetypu. Zawierały w sobie wszystkie negatywne zjawiska,które nagromadziły się w sowieckiej historii, zachodniej demokracjii współczesnym świecie. Panował totalny zamęt. Myślę, że nie ma nic gorszegoniż umierający człowiek. Nie jest ani żywy, ani martwy. Taki był właśnieJelcyn. A jego rządy to było konanie. Już lepsza, prawdę mówiąc, śmierćniż takie istnienie.Dlatego też z wielką nadzieją powitałem objęcie władzy przez WładimiraWładimirowicza Putina. Stawiam na Putina. Jest to stawka historyczna,geopolityczna i metafizyczna. Tak jak maklerzy na giełdzie kupują lub sprzedająakcje, tak o mnie można powiedzieć, że kupuję akcje Putina. Jestemprzekonany, że Putin reprezentuje pozytywny trend w rosyjskiej historii. Niemogę powiedzieć, czy stanie się on nowym Iwanem Groźnym, czy nie, alez pewnością jego rządy są krokiem w dobrym kierunku. To krok z ciemnościw jasność, ze słabości do męstwa. Dostrzegam w nim wzmocnienie naszejJESIEŃ-2001159


państwowości oraz afirmatywny stosunekdo naszej tradycji i historii. Chciałbymzwrócić uwagę na pewien fakt - Putinzaczął pełnić obowiązki premiera9 sierpnia 1999 roku, w dniu, kiedywszyscy oczekiwali zaćmienia słońca.Zgodnie z przepowiedniami Nostradamusa,tego dnia powinien objąć rządywielki i straszny władca. Na tej podstawiemój przyjaciel, francuski metafizykJean Panoilescu, utrzymuje, że Putinjest dla Rosji „człowiekiem przeznaczenia". W tym punkcie zgadzam sięz Parvulescu - Putin otwiera nowy cykl w naszych dziejach. W jego działaniachwidzę wiele elementów eurazjatyckich, oczywiście nie wszystkie, aletrudno tego wymagać od człowieka, obdarzonego tak potworną spuścizną.Myślę, że nie prezentuje on jasno określonego, świadomego programu eurazjatyckiego,lecz działa raczej intuicyjnie. Wielcy wodzowie polityczni mająto do siebie, że rosną. Hitler zaczynał jako bawarski propagandzista, by urosnąćdo rozmiarów lidera niemieckiego narodu. Tak samo rośli Roosevelt czyChurchill. Jestem przekonany, że Putin ma przed sobą ogromną perspektywęwzrostu. On uczy się teraz kierować tak wielkim państwem jak Rosja.W swojej karierze przeszedł, a właściwie przebiegł wiele szczebli, nie zatrzymującsię na żadnym z nich dłużej. Teraz przejął gigantyczne dziedzictwoi powinno się ono stopić w jedno z jego sercem, jego duszą, jego podświadomością.To bardzo subtelny proces, można powiedzieć mistyczny. To cicha,wewnętrzna rozmowa dusz między władcą a gigantycznymi przestrzeniamiEurazji. To zjawisko bardziej oniryczne niż tylko uzyskanie samoświadomościswego miejsca w świecie.Tak więc myślę, że nieprzypadkowo Putin zjawił się w tym właśnie przejściowymokresie naszej historii. Na nim powinny spełnić się określone proroctwadotyczące losów Rosji i świata. Dlatego też popieram Putina nawetw tych punktach, w których być może nie powinienem go popierać, ale jestemprzekonany, że w nim realizuje się wielki eurazjatycki archetyp.Na Pańskiej stronie internetowej można odnaleźć obraz namalowanylgQ <strong>FRONDA</strong> 23/24


w 1434 roku przez Jana van Eycka z informacją, że przedstawia on WładimiraWładimirowicza Putina. Kliknięcie myszką na twarzy owej postaciprzenosi nas na oficjalne strony internetowe prezydenta Federacji Rosyjskiej.W komentarzu pojawia się sugestia, że Putin może być awatarem...Sam jestem zdziwiony liczbąkoincydencji między powierzchownością,manierami,zachowaniem czy frazamiwypowiadanymi przezPutina a całym szeregiem zaszyfrowanycheurazjatyckichproroctw dotyczących finałowego losu kontynentu eurazjatyckiego, które zebrałi wydał Jean Parvulescu. Prawdę mówiąc, proroctwami się nie zajmuję,uważam to, podobnie jak jogę czy astrologię, za zajęcie dobre dla gospodyńJESIEŃ-2001Ig-J


domowych. Jest jednak kilkaosób, którym ufam, ponieważwielokrotnie przekonywałem sięo prawdziwości ich najbardziejnieprawdopodobnych, dzikichwręcz przepowiedni. Jeśli więcParvulescu mówi, że Putin jest„człowiekiem przeznaczenia", topowinniśmy podejrzewać, że jestw tym dużo prawdy.A co do internetu - pewienznajomy przesłał mi kopię obrazuvan Eycka „Zaślubiny Arnolfinich"z adnotacją: zwróć uwagęna podobieństwo. Inny znajomy, który akurat mnie odwiedził, zobaczył obrazi powiedział: co za wspaniały fotomontaż, ale sprytnie wmontowaliściegłowę Putina w płótno van Eycka. Ale to nie był fotomontaż. Kolejny mójznajomy sporządził portret Putina z brodą i okazało się, że wygląda on jaktypowy moskiewski bojar. Następny mój znajomy z Ukrainy odnalazł postaćPutina na starych rycinach kozackich z szablą pod Biełgorodem. Nie chciałbymsię dłużej zatrzymywać na tych podobieństwach, ale tak duża liczba zadziwiającychkoincydencji może mnie tylko cieszyć.Czy fakt, że Putin realizuje Pańskie geopolityczne koncepcje, co zauważyłnawet Financial Times, jest przypadkowy?Co to znaczy „przypadkowy"? Dla tradycjonalistów słowo „przypadkowy"nie istnieje. Jeśli coś dzieje się „przypadkiem", to znaczy, że nie znamy przyczyny,dlaczego tak się dzieje. Na pewnym poziomie istnieje więź łączącawszystkie zjawiska. Jeśli prezydent zaczyna realizować określone proroctwadotyczące danego kraju i jeśli realizuje jego strategiczne interesy, które zostałysformułowane przez innego człowieka, który żyje sprawami tego krajui przeżywa wszystko co tu się dzieje - to nie jest to przypadek.Jestem człowiekiem Eurazji; jestem, w jakimś sensie, nazwijmy go mitotwórczym,kapłanem Eurazji. Wiele czerpię z analiz, ale wiele widzę w pla-162<strong>FRONDA</strong> 23/24


nie subtelnym, jakby onirycznym. Dlatego w tej perspektywie między strategicznymiplanami, etnicznymi kultami, starodawnymi przekazami,powodziami na terenie Baszkirii i Tatarstanu czy klanami oligarchów dzielącymimiędzy sobą rosyjskie aluminium nie ma większej różnicy - to wszystkosą części jednego kosmosu, niewiarygodnie złożonego, ale wzajemnie powiązanego.Prezydent, który mówi „tak" Eurazji, nawet nieświadomie, lecz intuicyjnie,wpadnie automatycznie w logiczny ciąg rzeczy, które dadzą mu instrumentariumodpowiadające maksymalnie potrzebom kraju i wyzwaniom czasów.Jestem pewny, że to, co jest zawarte w moich pismach, to nie są poglądyjednego człowieka, ale najprawdziwsza jedyna prawda - tak po prostu jest.W większości książek, które napisałem, nawet dziesięć lat temu, przewidziałemdokładny rozwój wydarzeń do dziś. Niemal cała elita politologicznaw Rosji jest dziś intelektualnie przeze mnie zapłodniona. Takie słowa jakgeopolityka, eurazjatyzm, mondializm, antyamerykanizm, geoekonomika,nowa prawica czy trzecia droga zostały wprowadzone do publicznego dyskursuwłaśnie przeze mnie. Sam język naszej elity, zarówno lewicowej jaki prawicowej, powoli został przeniknięty moimi ideami.Ale właśnie dlatego, że to nie są „moje idee", tylko rzeczywiste prawdy -zdołały się one tak rozprzestrzenić. Przecież jeden człowiek nie zdołałby takwielkiej liczbie ludzi narzucić swoich wymysłów. I właśnie przez to, że nasyciłemrefleksję politologiczną tymi prawdami, sprawiłem, że Putin otoczonyjest ludźmi, którzy też myślą w taki sposób. Cokolwiek by zrobił, wokół będąludzie myślący w kategoriach i paradygmatach, które im podsunąłem.A podsuwałem je w skrajnie niekorzystnych okolicznościach, kiedy w modziebyły zupełnie przeciwstawne trendy: okcydentalizm, liberalizm, kapitalizm.Teraz wiatry się zmieniły. Teraz wiatr wieje w stronę Eurazji. Jeśliby niepowstały moje fundamentalne prace, które pisałem w politycznym podziemiu,z jakiego dopiero teraz zaczynam wychodzić, to nasza elita nie miałabyalternatywy dla opcji prozachodniej, mondialistycznej. Nie byłoby tegowszystkiego, co jest dzisiaj. Czasami pojawiają się ludzie, których zadaniemjest współkształtować historię. Myślę, że jestem wyrazicielem eurazjatyckiegozamysłu w historii. Teraz eurazjatyzm wchodzi w korę mózgową naszejelity, w jej podświadomość, w jej serce. To głos kontynentu, głos logiki naszegolosu.JESIEŃ-2001163


Wiele Pan zawdzięcza Michaiłowi Agurskiemu, którego również nazwałPan „człowiekiem przeznaczenia"...Agurski podsunął mi określoną metodę. Jego rola była znacząca na tymetapie mojego życia, kiedy szukałem trzeciej drogi między socjalizmem a liberalizmem.Inaczej niż większość interpretowałem historię Rosji, mianowicieokres sowiecki postrzegałem jako kryptotradycjonalizm, to znaczy jakosystem z większą liczbą elementów społeczeństwa tradycyjnego niż jest tow liberalizmie. Agurski pomógł mi zobaczyć więzi łączące komunizm z rosyjskątradycją, zwłaszcza z narodowym mesjanizmem, pomógł mi zobaczyć,że okres bolszewicki był bardziej tradycjonalistyczny niż okres rządów Romanowów.Było to dla mnie nie tylko odkrycie historyczne, lecz również odkryciepewnej metodologii, którą nazywam „metodą NB".„NB" czyli nacjonal-bolszewicką...W swoich książkach rozciągnąłem ową metodę na całą historię Rosji a nawetświata. Pozwala ona dotrzeć do tego punktu, w którym skrajna lewica i skrajnaprawica są jeszcze jednym, jeszcze nie rozdzieliły się na dwa nurty polityczne.Swoim studentom często mówię, że Donoso Cortes i Proudhon bylibardziej bliżsi sobie niż socjaldemokratom czy chadekom, którzy znajdują siępomiędzy nimi. Agurski podsunął mi więc pewien koncept, który stał się dlamnie punktem wyjścia, i który rozwinąłem w swoich książkach, zwłaszczaw „Templariuszach proletariatu". Nie mam żadnych wątpliwości, że jest toabsolutnie uniwersalna metodologia.Agurski, sam Żyd, jako pierwszy poruszył temat nacjonal-bolszewizmu orazobecności w nim działaczy żydowskich.Agurski widzi głęboką mesjanistyczną i eschatologiczną solidarność, łączącąokreślony typ Żyda z określonym typem goja, czyli z Rosjaninem. To była taczęść duchowości rosyjskiej, która nie wpisywała się w konwencjonalnośćrządów Romanowów. Zarówno Agurski, jak i Awigdor Eskin twierdzili, żeistniało pewne duchowe powinowactwo między bolszewizmem a prawo-164<strong>FRONDA</strong> 23/24


sławnym sekciarstwem mesjanistycznym, z którym bardzokorespondowało z kolei heterodoksyjne żydostwo typusabataistycznego czy chasydzkiego. Alians tych dwóchgłęboko archaicznych elementów, z fasadą marksizmu nazewnątrz, złożył się na unikalną symbiozę. Był to fenomeno charakterze narodowo-żydowskim, narodowo-rosyjskimi uniwersalistycznym zarazem.Zastosowałem „metodę NB" wobec Marksa i napisałempracę o jego prawicowości, w której pokazałem, że był on myślicielem metafizycznymi eschatologicznym, który za parawanem internacjonalizmu i pozytywizmuukrył głęboko tradycjonalistyczne przesłanie. Intuicyjnie wyczuwałto już Bierdiajew, który pisał o Marksie jako typie religijnym.W Polsce lewicowe żydostwo mesjanistyczne było w pełni tradycjonalistyczne.Chciałbym wyraźnie zaznaczyć, że nie było ono konserwatywno-katolickie,a mimo to tradycjonalistyczne, tyle że wedle głębszych kryterióweschatologicznych. Wszystko zależy od tego, jak traktujemy tradycję. Możnawyróżnić postawę konserwatywną, czyli umownie mówiąc stosunek do„wczoraj", albo też postawę hiperkonserwatywną, czyli stosunek do „przedwczoraj".I co ciekawe, znacznie częściej ów element hiperkonserwatywny,czyli owo „przedwczoraj" znaleźć można w środowiskach ultralewicowych,skrajnie postępowych niż w konserwatyzmie.Stosując „metodę NB" można spojrzeć na historię nie tylko Rosji,ale i świata zupełnie innymi oczami. Polakom także polecałbym zastosowaniedo swoich dziejów tego profetycznego, nonkonformistycznego oraz ikonoklastycznegoopisu.Czy kolejnym „człowiekiem przeznaczenia" jest Ariel Szaron? Po wygranychwyborach przesłał mu Pan depeszę gratulacyjną i cieszył się z jegozwycięstwa.Nie uważam, by Ariel Szaron, w odróżnieniu od Putina, był „człowiekiemprzeznaczenia", choć z pewnością jest on bliższy izraelskiemu eurazjatyzmowiniż Ehud Barak. Wybór Szarona powitałem z optymizmem z powodu konfliktu,jaki toczy się na Bliskim Wschodzie. Jest to konflikt Lądu z Morzem czylieurazjatyzmu z atlantyzmem. Amerykanie, reprezentujący atlantyzm, propo-JESIEŃ-2001165


nują swój ład, pokój na swoich warunkach, który jest dla wszystkich eurazjatówna świecie nie do przyjęcia. Dlatego też dopóki Amerykanie forsują swojekoncepcje pokojowe, naszym obowiązkiem jest im przeciwdziałać, zaś Szaronbardziej niż ktokolwiek inny sprzyja zaostrzeniu sytuacji. Naszym celem niejest jednak wojna, ale ustanowienie naszego ładu, pokoju na warunkach eurazjatyckich- i to nie tylko w kategoriach geopolitycznych, lecz również metafizycznych.Chociaż wybór Szarona stanowi pewien krok w kierunku eurazjatyzmu- przypomnę, że jego przodkowie pochodzili z Rosji, on sam mówi porosyjsku, w czasie rajdu na Kair zastosował taktykę scytyjsko-chazarską, a podczasNATO-wskich bombardowań w Jugosławii bronił naszych braci Serbów -to jednak nie jest on eurazjatą. Poza tym analiza gematryczna jego nazwiskanie wskazuje, by miał być „człowiekiem przeznaczenia".Jaka jest wartość gematryczna nazwiska Szarona?Wolałbym się nie wypowiadać na ten temat.A dlaczego z taką radością przywitał Pan wybór Ceorge'a W. Busha na prezydentaUSA?Myślę, że Bush będzie prowadził swoją atlantycką politykę w sposób mniejzawoalowany, bardziej otwarty a zarazem arogancki niż Clinton. Dziękitemu nawet ci, którzy mają jakieś złudzenia co do Amerykanów, wkrótceprzekonają się, że jest to bezwzględny „żandarm świata". Z polityki Bushawcześniej czy później wyjdzie jego antysemityzm i antysłowianizm, przejawiającysię głównie w nienawiści do Rosjan. W Imperium Zła, jakim sąStany Zjednoczone, nie może być dobrego przywódcy. Mogą być jednak tacyjak Clinton, którzy misternie snują mondialistyczne intrygi, mogą być teżtacy jak Bush, którzy - mam nadzieję - swoją obcesowością zrażą do siebiete narody, te środowiska i te elity, które przejawiają pewne skłonności doeurazjatyzmu.Nazywa Pan Stany Zjednoczone geopolitycznym Antychrystem. TymczasemAntychryst udaje Chrystusa, nie może więc być tak otwarcie agresywnyjak Pan sugeruje...666<strong>FRONDA</strong> 23/24


To prawda, kolektywny Antychryst posługuje się dziś metodami humanitarnymi,takimi jak humanitarne bombardowania czy humanitarna owca Dolly.Bóg jednak nie zostawia człowieka samego w godzinie takiej próby, jaką jeststarcie z Antychrystem, i daje nam znaki. Od czasu do czasu z Antychrystaopada maska i zobaczyć można rogi, kawałek ogona albo kopyta. Takim zrzuceniemmaski będą rządy Busha.W krainie owego geopolitycznego Antychrysta - jak Pan nazywa StanyZjednoczone - czołowym geopolitykiem jest Zbigniew Brzeziński, który wydałniedawno swoją książkę „Wielka szachownica". Podobnie jak w Panakoncepcjach geopolitycznych kluczowym pojęciem pozostaje dla niego Eurazja.Kto panuje nad nią, trzyma klucz do kontroli nad światem.Wszystko, co pisze Brzeziński w „Wielkiej szachownicy", jest prawdą. To samopiszę ja w swych „Podstawach geopolityki" - tylko że z odwrotnej pozycji.Można powiedzieć, że ja i Brzeziński rozgrywamy jedną partię szachów.Jego królem jest Clinton czy Bush, moim zaś Putin.A dlaczego Pan, zdeklarowany nacjonal-bolszewik, nie jest już członkiem PartiiNacjonal-Bolszewickiej? Trzy lata temu wiązał Pan z nią wielkie nadzieje,JESIEŃ-200167


twierdząc, że będzie ona kuźnią „kontrelit przyszłości", by użyć sformułowaniaVilfredo Pareto.To był tylko jeden z wielu moich projektów. Polegał on na wyprowadzeniuwspółczesnej młodzieży rosyjskiej spod wpływów mondializmu, na stworzeniumodnej organizacji, która byłaby pewną alternatywą dla idącej z Zachodukultury masowej. Udało nam się to w pewnym stopniu uczynić. Niestety,Eduard Limonow nie okazał się człowiekiem na właściwym miejscu. Liczyłemna jego medialność i archaiczność, na czym się nie zawiodłem, okazał sięjednak złym organizatorem i niepoważnym politykiem. Zbyt powierzchownieprzejął eurazjatyckie idee, nabrał o sobie zbyt wysokiego mniemania, noi te jego homoseksualne skłonności... W rezultacie doprowadził do degradacjiruchu, przemieniając go w sekciarski zakon pozbawiony perspektyw naprzyszłość.Z drugiej strony zmieniła się sytuacja polityczna w kraju. Idee eurazjatyckierozlały się tak szeroko, zaczęły być obecne w tak wielu strukturach, żeograniczanie się do małej organizacji młodzieżowej byłoby absurdalne. Biznesmeni,bankierzy, politycy, urzędnicy, przemysłowcy, inteligenci - wszyscyoni coraz bardziej zarażeni są ideami eurazjatyckimi. Musimy teraz stworzyćnową elitę. Rotacja elit powinna obejmować jednak całe społeczeństwo.Uważam, że elity są niczym złoty piasek. Im więcej chce się uzyskać złota,tym więcej trzeba wypłukać piasku. Dlatego gotów jestem współpracowaćnawet z liberałami czy umiarkowanymi mondialistami. Nie wolno ich odrzucaćani odstraszać, lecz trzeba zapraszać do współpracy i przekonywać do naszychidei. Nie wolno mówić: „kto nie z nami, ten przeciw nam". Na to przyjdzieczas później. Teraz nasze hasło powinno brzmieć: „kto nie przeciw nam,ten z nami".Dlatego też stworzyłem ruch społeczny pod nazwą „Eurazja", w którymnie ma miejsca na żadną dogmatykę socjalną czy polityczną, lecz jest pełnawspółpraca dla stworzenia owego jądra eurazjatyckiej elity. Do naszego ruchuwstąpił m.in. główny mufti Federacji Rosyjskiej, wielu przemysłowców,bankierów, urzędników, przedstawicieli struktur siłowych itd. Jak napisałemkiedyś: „Żadnego monopolu na prawdę w naszych katakumbach. Żadnychideologicznych sporów. Żadnych dogmatycznych dyskusji. 'Pistis Sofia', Bhagawat-Gita,Ewangelia, 'Kapitał' Marksa i 'Królestwo Liczby' Guenona są168<strong>FRONDA</strong> 23/24


w takim samym stopniu słuszne i prawdziwe. W naszej walce nie powinnobyć frakcji i sekt. Wszyscy zostaliśmy jednakowo ograbieni i odepchnięci.Mamy wspólnego wroga. Nadszedł czas stworzenia partii jeszcze nowszegotypu. Religijnej, nacjonalistycznej, bolszewickiej, okultystycznej, subwersywnej.Poza wszelkimi rozgraniczeniami."Dziękuję za rozmowę.ROZMAWIAŁ: GRZEGORZ GÓRNYMOSKWA, MARZEC 2001JESIEŃ-2001169


W wywiadzie dla pisma „Russkij Żurnał" Eduard Limonowpowiedział: „w walce 'demokratów' z 'komunistami'zwyciężyła biurokracja... Widzieliśmy w grudniu1999 roku, a nawet i wcześniej, demonstracjęmechanizmu przekazania władzy. To bardzo groźnarzecz. Car bierze kogoś, kto mu się podoba - choćbyz błota, albo i z gówna - i robi go premierem. Duma,żeby się nie dać rozwiązać - bo tak mamy w konstytucji- musi zaakceptować takiego premiera, nie szkodzi,że w trzecim głosowaniu."LIMONOWW WIĘZIENIUMICHAŁCALLINAW końcu marca znany pisarz Eduard Limonow wraz z paroma osobamiwyjechał koleją z Moskwy. Miał przy sobie ok. 11 tysięcy dolarów - jak potemwyjaśnił w śledztwie, były to legalnie zarobione pieniądze, honoraria autorskie,a gotówkę tę przeznaczył na zakup domu na Ałtaju. 30 marca nadworcu w Nowosybirsku Limonowa i jego ludzi zatrzymała milicja. Zaprowadzonoich na posterunek, szczegółowo zrewidowano, obfotografowanoi wypuszczono. Po kilku dniach jazdy gazikiem, 6 kwietnia Limonow dotarłna miejsce, do wynajmowanego przez siebie domu we wsi Banno w RepubliceAłtajskiej. Wcześniej, 3 kwietnia, do tego samego domu przyjechał miej-170<strong>FRONDA</strong> 23/24


scowy urzędnik i spisał dokumenty wszystkich czekających na Limonowa.Był tam wtedy m.in. Siergiej Aksjonow, szef „Limonki" - organu prasowegokierowanej przez Limonowa Partii Nacjonal-Bolszewickiej. Najwyraźniejurzędnikowi nie chodziło o zwykłe sprawdzenie meldunku obecnych, skoro7 kwietnia o świcie dom otoczył 100-osobowy oddział specnazu. Wszystkichobecnych zamknięto na jedenaście godzin w zimnej bani, a funkcjonariuszeFSB z psami i wykrywaczami metalu przeszukiwali dom i obszerne, licząceokoło hektara, siedlisko. Nic jednak nie znaleźli. Jak przy takich okazjach bywa,zatrzymanych bito, a podczas rewizji przepadło sporo rzeczy i pieniędzy.Ośmiu zatrzymanych przewieziono potem na posterunek milicji w rejonowymmieście Ust-Koks. Następnego dnia sześciu mężczyzn, których „uznanoza świadków", wypuszczono i poradzono im, żeby w ciągu 24 godzin wyjechaliz Republiki Ałtajskiej, „bo inaczej zostaną w Azji na dłużej".Limonowa i Aksjonowa odesłano specjalnym samolotem do Moskwy, a ściślejdo więzienia lefortowskiego, gdzie zresztą siedzą do tej pory.Eto on - Ediczka58-letni dziś Eduard Limonow (właśc. Sawienko) w 1974 roku wyemigrowałdo USA, od 1980 roku przebywał we Francji, a rozgłos przyniosła muskandalizująca powieść z motywami autobiograficznymi „Eto ja-Ediczka".W latach 90-tych był już z powrotem w Rosji, gdzie najpierw działał u bokuWładimira Żyrinowskiego. Rychło jednak uznał, że kierowana przez ŻyrinowskiegoLiberalno-Demokratyczna Partia Rosji ma dwa programy: radykalnydla wyborców i ugodowy dla sponsorów. Zdaniem Limonowa, LDPRjest posłuszną Jej Królewskiej Mości opozycją wobec, przemalowujących sięwtedy na demokratów, aparatczyków komunistycznych. Później pisarz założyłFront Nacjonal-Bolszewicki, przekształcony następnie w Partię Nacjonal--Bolszewicką. W latach 90-tych Limonow uprawiał szczególny rodzaj turystykimilitarnej pojawiając się wszędzie tam, gdzie Rosja interweniowałaoficjalnie (jak w Tadżykistanie), nieoficjalnie (jak w Naddniestrzu), czy tamgdzie rosyjscy najemnicy dorabiali sobie „słowiańską" ideologię do swegobrudnego rzemiosła (np. w Bośni).Początkowo ideologiem partii był Aleksander Dugin Rozstał się on jednakz Limonowem, założył własne wydawnictwo i związał się z paromaJESIEŃ-2001 171


ośrodkami eksperckimi rosyjskich struktur rządowych. Dugin to intelektualista,znawca geopolityki. Do Limonowa bardziej pasowała „Limonka", pismo- jak głosi redakcja - dla „wszystkich skinheadów, kibiców i innych chuliganów".Robioną w formie komiksu gazetę wypełniają krótkie, treściweartykuły, krytykujące „system": liberalizm, kapitalizm i konformizm, uosobianyprzede wszystkim przez USA, UE i NATO. W oczy biją wielkie tytuły,np. „Clinton - twój wróg, Miloszević - twój przyjaciel". Limonow propagujetakie treści także i w innych mediach. W jednym z wywiadów np. mówił:„nie ma lewicy, ani prawicy. Jest tylko system i jego wrogowie. System toliberalna demokracja, która zatriumfowała wszędzie, to kolorowe gówno...A wrogowie systemu to tacy jak my; radykalni komuniści i radykalni nacjonaliści."W swoim fanzinie „Archiwum X Limonowa" z czerwca 1999 rokustraszył, że NATO po militarnym upokorzeniu Serbii Miloszevicia zaatakujeteraz jego kraj, tak „by unicestwić całą ludność Rosji bez żadnej ofiary z ichstrony".Sami mogliśmy się w Polsce przekonać, jakie uczucia żywią wobec nasmłodzi aktywiści PNB. 7 marca 2000 roku zorganizowali oni pod ambasadąpolską w Moskwie legalny mityng. Miał to być rewanż za pikietę przeciwwojnie w Czeczenii, zorganizowaną 23 lutego 2000 roku pod konsulatemRosji w Poznaniu przez organizację Wolny Kaukaz. Napisy na transparentachgłosiły: „Odrodzimy pakt Mołotowa i Ribbentropa", „Cicho Lachy! SkasujemyPolskę!". Limonow rzucał w kilkudziesięcioosobowy tłum pytanie: „DobryPolak?", aktyw mu odpowiadał: „Dzierżyński!" Na pytanie wodza „GównianyPolak?" aktyw wrzeszczał „Kwaśniewski!". Wódz tłumaczył młodemupokoleniu, że „Polacy lubią Czeczenów, bo Polska i Czeczenia to nic innegojak tylko zbuntowane rosyjskie prowincje".Są ludzie, jest paragrafAresztowanie Limonowa to nie pierwsze uderzenie Federalnej SłużbyBezpieczeństwa w PNB. 10 marca 2001 roku zatrzymano pod Ufą członka tejpartii, awangardowego malarza Olega Łaletina, który miał przy sobie dwa karabinyautomatyczne Kałasznikowa. 23 marca w Saratowie - podczas kontrolowanejpróby kupna broni - aresztowano dwóch kolejnych członków PNB:Władimira Penteluka i Dmitrija Kariagina. Związane z Fundacją Obrony Gła-172 <strong>FRONDA</strong> 23/24


snosti pismo „Index-Dossier na Cenzuru" informuje, że śledczy mocno „pracują"nad nakłonieniem aresztowanych do „przyznania się" i poszerzeniemszykowanego aktu oskarżenia o kolejne osoby spośród członków PNB.6 września adwokat Limonowa Siergiej Bielak powiedział na specjalnejkonferencji prasowej, że jego klientowi formalnie postawiono dwa zarzuty:terroryzm i stworzenie nielegalnego ugrupowania militarnego. Bielak uważa,że chodzi nie tylko o fabrykowanie „sprawy", lecz także o jak najdłuższeprzetrzymanie Limonowa w więzieniu. W jego opinii Limonow naraził sięFSB domagając się wielokrotnie śledztwa w sprawie zabójstwa swoichdwóch współpracowników: Aleksandra Bułygina i Wiktora Zołotariewa. Obuzamordowano w listopadzie 2000 roku w Barnaule, a Limonow uważał, że zatym morderstwem stoi właśnie FSBSzef pisma „Index-Dossier na Cenzuru" Naum Nim uważa, że szturmujący7 kwietnia siedzibę Limonowa FSB-owcy chcieli tam znaleźć broń. Skoronie znaleźli, to zaczęli fabrykować „sprawę" Limonowa. Według Nimaoskarżenie chce wykazać, że Łałetin, który rzeczywiście nielegalnie posiadałbroń, dokonał tego przestępstwa na wyraźne polecenie Limonowa. Ten ostatnibroni się w śledztwie argumentując, że w ogóle nie znał Łaletina, podobniejak przeważającej części członków PNB (liczącej ok. 10 tysięcy osób).Wygląda jednak na to, że lefortowski sąd bardziej daje wiarę śledczym, a niearesztowanemu, bo jak dotychczas nie zgodził się na wypuszczenie Limonowaz więzienia i zmianę aresztu na dozór milicyjny.JESIEŃ-2001173


Trochę tak jak z mediamiNa szczęście czasy Stalina dawno minęły i zamknięcie pisarza w więzieniuparę osób w Rosji obeszło. Faktem jest, że skala protestów nie dorównujetej z czasu, gdy rząd przejął kontrolę nad ostatnią, w miarę niezależną, stacjątelewizyjną NTW. Niemniej jednak przeciwko aresztowi wystąpiło kilkaznanych i zaangażowanych wcześniej w obronę NTW osób. I, co warto podkreślić,nieraz są to ludzie, których trudno posądzić o sympatię dla poglądówpolitycznych lidera PNB. Oczywiście zaprotestował wydawca Limonowa,właściciel petersburskiej oficyny „Limbus Press" Konstantin Tublin. W liściedo Prokuratury Generalnej Tublin napisał, że „walka z Limonowem to zajęciejeszcze bardziej wstrętne od walki z NTW", a areszt pisarza tylko przysporzyjego książkom popularności. Rosyjski PEN Club poparł w liście do lefortowskiegosądu starania Limonowa o zmianę aresztu na dozór milicyjny.Pisarz i krytyk Dmitrij Byków napisał nawet, że Limonow „to nasz SalmanRushdie - ideologiczny przeciwnik dzikiego kapitalizmu, z którym nie chcąjuż dyskutować i wobec którego fabrykują teraz sprawę karną".16 czerwca Tublin, Byków, a także były dysydent i łagiernik Nim oraz kilkujeszcze innych ludzi pióra powołało Stowarzyszenie Pisarzy na rzeczObrony Eduarda Limonowa przed Bezprawnymi Represjami. W swoim programowymtekście Stowarzyszenie wyraziło zaniepokojenie wszechwładząsłużb specjalnych, które są w stanie „przedstawiać swoje fantazje i sporządzoneprzez siebie fałszywki jako dowody w śledztwie" oraz uznało, że „brakefektywnych mechanizmów kontroli nad tajnymi służbami sprawia, że ichdziałania są w sposób oczywisty sprzeczne z prawem".Wcześniej, bo 24 kwietnia, protest przeciw aresztowaniu Limonowa wystosowaliznani rosyjscy obrońcy praw człowieka; m.in. Sergiej Kowałiow(związany z „Memoriałem" deputowany, znany u nas jako przeciwnik wojnyw Czeczenii), Michaił Bogomołow (z centrum organizacji pozarządowych„Grażdanin"), Walentin Hefter i Lew Lewinson (z Instytutu Praw Człowieka),Sergiej Grigorianc (prezes fundacji „Głasnost"', organizującej dorocznekonferencje „KGB wczoraj, dziś i jutro") oraz Oleg Panfiłow (szef CentrumEkstremalnego Dziennikarstwa). Uznali oni, że aresztowanie Limonowa, taksamo jak wcześniejsze uwięzienie kilku młodych aktywistów lewackich, cechująsię pewnym podobieństwem. Dowodzą bowiem, że władze liczą na174<strong>FRONDA</strong> 23/24


niepopularność buntowniczego image'u tych grup w społeczeństwie, co sprawia,iż takie „cięcie po skrzydłach" nie spowoduje protestów.Interesujące, że dawni współpracownicy polityczni Limonowa, którzyznaleźli się w szeroko rozumianym obozie władzy, np. Żyrinowski i Dugin,nie zaprotestowali przeciw jego aresztowi. Nie zabrał głosu również szefFundacji Obrony Głasnosti Aleksiej Simonów, który komentując wspomnianąpikietę PNB pod polską ambasadą uznał Limonowa za „postać odrażającą"i „człowieka z marginesu".Nie tylko błazenekAle poglądy Limonowa to nie tylko takie błazenady, jak straszenie nuklearnymatakiem NATO na Rosję i grożenie nowym członkom Sojuszu. Wydajesię, że już kilka miesięcy przed aresztowaniem widać było, że pisarz niezamierza pogodzić się z rosyjskim establishmentem, a z rządem Władimira Putinaw szczególności. W ważnym wywiadzie dla pisma „Russkij Zurnał" (z31 października 2000) powiedział:„Uważamy, że trzeba wymienić klasę polityczną w naszym kraju, bo terazmamy inną odmianę Sowdepii, w której polityczne prawa ograniczono dozera, a nawet i te niewielkie sukcesy, jakie osiągnęliśmy w epoce Gorbaczowa,odeszły w niepamięć. U nas nie ma polityki jako takiej. I nie będzie, bozamiast niej wprowadzono rządy biurokracji. Wszystkie wybory, przynajmniejw jakiejś mierze, zostały sfałszowane... W rezultacie w walce 'demokratów'z 'komunistami' zwyciężyła biurokracja... Widzieliśmy w grudniu1999 roku, a nawet i wcześniej, demonstrację mechanizmu przekazania władzy.To bardzo groźna rzecz. Car bierze kogoś, kto mu się podoba - choćbyz błota, albo i z gówna - i robi go premierem. Duma, żeby się nie dać rozwiązać- bo tak mamy w konstytucji - musi zaakceptować takiego premiera,nie szkodzi że w trzecim głosowaniu.Premier oczywiście pojawia się przez parę miesięcy we wszystkich telewizjachi ludzie do niego przywykają. Potem zostaje p.o. szefa państwa i ludzieprzywykają jeszcze bardziej. A potem 'zatwierdzają' go w wyborach. Tow gruncie rzeczy prosta operacja, taka 'Rzesza' może być naprawdę tysiącletnia- z następców Jelcyna, Putina i innych... To wbrew wszelkim regułom.I ta - jak ją ktoś nazwał - manipulacyjna demokracja powinna być zniszczo-JESIEŃ-2001175


na. Być może nawet fizycznie... Wcześniej mówiłem o rewolucji z pozycji idealistycznych.Teraz mówię o niej jak o absolutnie niezbędnej operacji chirurgicznej,bez której chory zdechnie."Można przypuszczać, że tego rodzaju manifest polityczny dobitnie wykazałrządowi, iż nie ma szans, by Limonow stal się patriotą koncesjonowanym,takim Żyrinowskim-bis.Interesująco działania FSB komentuje Naum Nim. Po pierwsze, to twórczerozwinięcie prezydenckiej teorii „ducha destabilizacji" (zresztą z duchamocno czekistowskiej) która łączy Czeczenię, Kosowo, Bośnię oraz inne tegotypu regiony oraz zaleca walkę z terroryzmem. Po wtóre, to kolejna tegorodzaju akcja służb specjalnych - najpierw byli ekologowie (podobno sprzedającyzagranicy tajemnice wojskowe, np. o cmentarzyskach nuklearnychokrętów podwodnych), potem anarchiści, teraz nacjonal-bolszewicy. Każdataka operacja była dość podobna: „punktowa", bo uderzająca w marginalnew skali wielkiego kraju środowisko, a zarazem pokazywała, że służby specjalnesą nadal czujne i aktywne. Naum Nim idzie dalej. Z ostatniej książki Limonowa(„Kniga miertwych", 2000) cytuje autora: „Dlaczego piszę?... Możnaodpowiedzieć wesoło i złowrogo: piszę, bo za zarobione pieniądze kupięna przykład partię automatów i tak zrobię, że wszystkim będzie wesoło!"Skoro tak, to gdzieś komuś ułożyły się puzzle - sądzi Nim. Książkę napisał,pieniądze dostał, jedzie na Ałtaj z ogromną sumą. Pewnie kupi automaty...MICHAŁ CALLINA176<strong>FRONDA</strong> 23/24


KOMUNIKAT JURY III EDYCJIKONKURSU POETYCKIEGO IM. X. JÓZEFA BAKIW dniu 25 stycznia 2001 roku odbyło się w Warszawie posiedzeniejury III edycji Konkursu Poetyckiego imienia x. Józefa Bakiogłoszonego przez redakcję kwartalnika <strong>FRONDA</strong>.Po burzliwych obradach jurv w składzie:Paweł Hertz (przewodniczący),Krzysztof Dybciak, Krzysztof Koehler, Wojciech Wencelpostanowiło przyznać główną nagrodę w wysokości 2000 $KRZYSZTOFOWICZACH AROWSKI EMUJury postanowiło ponadto wyróżnićSzymona Babuchowskiego oraz Jana A. Bielę.! Nagrodą dla wyróżnionych autorów będzie publikacja zbiorów ichwierszy: ' w Bibliotece FRONDY.


W trakcie swej dwudziestoletniej posługi wśród ludnościwiejskiej na Litwie i Białorusi xiądz Józef Bakasprzedał dobra otrzymane od ojca i ufundował misjęw Błoniu, nazwaną Missio Bąkana. Całą trójkę tegorocznychlaureatów konkursu jego imienia łączy swoistyprowincjonalizm: egzystowanie na obrzeżachwspółczesnej kultury, owocujące wierszami pełnymiduchowej i estetycznej głębi. To tak jakby xiądz pochowanyw podziemiach kościoła jezuitów na warszawskimStarym Mieście wrócił po latach na swojemisyjne włości.MISSIOBĄKANAWOJCIECHWENCELPrzeciągły gwizd, szarpnięcie i pociąg pogrąża się w podziemnym tunelu,zostawiając za sobą jasno oświetlone perony Dworca Centralnego. Miastojest brudne i cuchnące, jakby wciąż jeszcze stacjonowały w nim sowieckiewojska. Pośpiech, dreptanie w koło, robaki toczące padlinę. Inaczej niżw „Ziemi jałowej" Eliota, gdzie tłum majestatycznie płynie Mostem Londyńskim,nieświadomy własnej agonii. To miasto należy do innej cywilizacji: zza178<strong>FRONDA</strong> 23/24


laszanych budek wystają skośnookie twarze. Betonowe osiedla zżeraneprzez chaos - inny rodzaj śmierci.W tunelu zamykam oczy i przesypiam pierwsze dwie godziny jazdy. Budzimnie uderzenie zasłony powiewającej w półotwartym oknie. Ciepływiatr, stukot kół, zapach trawy i - rzadziej - obornika. Za szybą przesuwająsię łąki i pola; puste szosy (choć szlabany dawno opuszczone); lipy przy drogachi wierzby nad stawami; wieże kościołów w miasteczkach i wioskach;urzędy gminy, sklepy, szkoły podstawowe; boiska pełne dzieci i pijaków. Nadrzeką dziewczynka robi daszek z dłoni, żeby dłużej patrzeć na przejeżdżającypociąg. Purpurowo zachodzi słońce na przeciwległym brzegu.miasto jabłonkowedobranocpył w dolinach opadamost u rzeki przystanąłgadaw zapachu owsów pszenicpo dachach niskich kamienicwesołopo ścieżkach po niwachtoczy się wkołopełnia szczęśliwa(Józef Czechowicz: prowincja noc)Pociąg zwalnia, przez chwilę czeka na sygnał wjazdu, a potem wchodziw ostatni zakręt i zatrzymuje się na końcu świata. Pora wysiadać.Piąta rocznicaZa nami już trzy edycje Konkursu Poetyckiego im. x. Baki. Powołanymprzez redakcję „Frondy" zespołom jurorów przewodniczyli kolejno: JarosławMarek Rymkiewicz, Tomasz Burek i Paweł Hertz. W jury zasiadali ponadtotrzej wielcy Krzysztofowie polskiej humanistyki: Dybciak, Koehler i Mrowcewicz,a nawet tegoroczny pretendent do Nagrody Nike, Dariusz Suska.JESIEŃ-2001179


Sam wiele zawdzięczam xiędzu Bace. Zwycięstwow pierwszej edycji konkursu pozwoliłomi opublikować we „Frondzie" poświęconypamięci mojego ojca poemat „Requiem" i - jużz pozycji członka redakcji - brać udział w dwóch następnychposiedzeniach jury. Zarobioną przy okazji kwotę2000 dolarów szybko wymieniliśmy z żoną na stół,komodę i kilka innych mebli, które służą namwiernie do dzisiaj.Oczywiście, laureaci nagrody mogli nie tylkocieszyć się materialną hojnością xiędza,ale i obcować z jego duchem, na przykładpodczas słynnego spotkania w kinie „Wisła"na warszawskim Placu Wilsona, podczas którego barokowykaznodzieja grzmiał na zebranych ustami Dariusza Brzóski-Brzoskiewicza,wprawiając w zachwyt zwłaszcza żeńską część widowni.W trakcie swej dwudziestoletniej posługi wśród ludności wiejskiej na Litwiei Białorusi xiądz Baka sprzedał dobra otrzymane od ojca i ufundował misjęw Błoniu, nazwaną Missio Bąkana. Całą trójkę tegorocznych laureatów konkursujego imienia łączy swoisty prowincjonalizm: egzystowanie na obrzeżachwspółczesnej kultury, owocujące wierszami pełnymi duchowej i estetycznej głębi.To tak jakby xiądz pochowany w podziemiach kościoła jezuitów na warszawskimStarym Mieście wrócił po latach na swoje misyjne włości. Jeżeli jednak napoczątku XVIII wieku wyjazd na „koniec świata" miał na celu zaszczepienie tamwiary i kultury chrześcijańskiej, to dziś jest odwrotnie: prowincja jawi się jakoduchowe i kulturowe źródło, zdolne przemieniać życie pielgrzymów.Powrót do domuBohater wierszy Krzysztofa Czacharowskiego wsiada więc do autobusui jedzie do krainy swej młodości: do Lubawy z kaplicą, w której „ciało niani/wystawiono przed pogrzebem/ jak majową świecę", i do Sądownego z ogrodem,w którym w dzień kanonizacji siostry Faustyny zasiada się do stołu, bysmakować miejscową drożdżówkę. Mija niedziela, biją dzwony w parafialnymkościele.180<strong>FRONDA</strong> 23/24


Pastoralny wymiar tych utworów uderzył mnie już podczas przeglądanialistów do redakcji jesienią 1998 roku. Podobnie jak jego wielcy poprzednicy:Józef Czechowicz, Stanisław Piętak, Tadeusz Nowak i ksiądz Jan Twardowski,olsztyński poeta buduje mitologię swojskości i zakorzenienia, w którejbardzo ważną rolę odgrywa motyw dzieciństwa:gonitwa smarkaczyz szablami i strzelbamijak polowanie z Mickiewiczaw poszukiwaniu rajuidzie Pasterkagłęboko w nocyradość domuwieczność spaniaWieczność, która pulsuje w tych wierszach, nie ogranicza się, rzecz jasna,do wspomnienia "słodkiego lenistwa". Sprzyjają jej obrazy prowincji, nastrójwyciszenia, wreszcie świadome kontrapunkty, mające uwiarygodnić doświadczeniemetafizycznego ładu świata:wakacjenuda jak oceandlaczego do tego miejscateraz powracamniczego tak brzydkiegonie widziałem w życiuLaureat Konkursu Poetyckiego im. x. Baki ma w takiej optyce sprzymierzeńcówtakże we własnym pokoleniu. Należą do nich: Zbigniew Chojnowski,Krzysztof Fedorowicz, Andrzej Stasiuk i przekraczający niekiedy swójrozbuchany egotyzm Jacek Podsiadło. W epoce globalizacji stary konfliktmiędzy ideami zakorzenienia i wydziedziczenia staje się głównym mechanizmemkultury. Coraz częściej nakłada się też na podział prowincja - cen-JESIEŃ-2001 181


trum. Kiedy w końcu ubiegłego roku Marcel Reich-Ranicki oskarżał polskąliteraturę o ucieczkę od cywilizacji na głuchą prowincję, zapewne nie zdawałsobie sprawy, że w swojej wypowiedzi przekazuje ducha czasu.Wbrew pozorom cywilizacja zaczyna się jednak nie we współczesnychblokowiskach, ale na ich antypodach. Wystarczy porównać liczącą sobie ponaddwa tysiące lat tradycję literatury pastoralnej z dokonaniami równiemłodych, co przebrzmiałych czcicieli miasta, masy i maszyny albo z tekstamidzisiejszych „poetów osiedlowych", nie tylko tych spod znaku hip-hopu.„Bukoliki" Teokryta, „Eklogi" i „Georgiki" Wergiliusza, polskie poematy opisoweXVIII i XIX wieku. Mądrość prowincji, spełniająca się w losach pojedynczychludzi. Na przykład w szczęśliwej egzystencji starca, którego opisujeWergiliusz:Przecież pamiętam: w cieniu wież twierdzy Ebalii,Tam, gdzie ciemny Galezus wilży płowe pola,Widziałem kiedyś starca z Korycji. WzgardzonejPosiadł kilka mórg ziemi, niezdatnej pod orkęNi pod winnicę, ani do pasienia owiec.Pośród cierni zasadził gdzieniegdzie warzywa,A wokół nich werwenę, białe lilie, maki,I w sercu był bogaty jak król. [...](przełożył Zygmunt Kubiak)Albo w istnieniu Niani z wiersza Czacharowskiego:niczego wielkiego nie dokonałanie wyznawała żadnej krzykliwej prawdyjedyna historia jaką znała to własne życieoparte na litaniach do Maryi Pannysiedzi na krześle ceruje skarpetypatrzy niczego nie narzucaniczego nie oczekuje jestjak dzień o zmierzchuprzysypany ciemnym złotem trudu182 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Biorąc pod uwagę jazgot współczesnegoświata, z obu wierszy wyłania się pewien cywilizacyjnyideał, znany zarówno starożytnymRzymianom, jak i chrześcijańskim konwertytom.Tak mówił o nim zmarły niedawno PawełHertz w rozmowie z Barbarą N. Łopieńską:„Nauczyłem się wielu rzeczy o sobiei o świecie. Nauczyłem się wielu rzeczy, kiedyprzestałem czytać tak zachłannie i miotać się,podróżować. Nauczyłem się tego, że nie mogęoddzielić się od świata. Ze muszę być posłusznyregułom i że reguły są zbawienne".Rytm życia, rytm śmierciHertz przewodniczył jury III Konkursu Poetyckiego im. x. Baki. Ponieważstan zdrowia nie pozwolił mu na bezpośrednie uczestnictwo w obradach, naszarozmowa z nim toczyła się przez telefon. - Przeczytałem z zainteresowaniemwszystkie propozycje - stwierdził w końcu - zamierzając ułożyć jew trakcie lektury w dwie sterty; kiedy skończyłem czytać, po jednej stronienadal leżało kilkadziesiąt zestawów, a po drugiej tylko jeden.Na nasze prośby, by zaproponował coś jeszcze, co mogłoby podlegać dyskusji,autor „Gry tego świata" odpowiedział z charakterystyczną dla siebiedystynkcją: - Ja już podałem swoje typy, ale nie obrażę się, jeśli Panowie zdecydująinaczej.Jedynym kandydatem Hertza był Szymon Babuchowski, autor wierszyo „sprawach życia, sprawach śmierci", jak głosi tytuł jego debiutanckiego tomu,przygotowywanego do druku w Bibliotece „Frondy". Rzeczywiście,wśród debiutantów ostatnich lat niewielu jest poetów potrafiących równiebłyskotliwie zestawiać ze sobą słowa, dbając o rytm i nie bojących się przeplataćwyszukanych asonansów rymami gramatycznymi. Talent Babuchowskiegodaje się rozpoznać już w trakcie lektury pojedynczych wierszy, jednakdopiero kiedy utwory te zestawimy w całość, ich autor przemienia się zesztukmistrza w poetę tworzącego spójny, poetycki świat, nasycony „smutkiemprowincji". Jest w tych utworach coś z atmosfery czeskich miasteczek,JESIEŃ2001lg3


z prozy Bohumila Hrabala i poezji Zbigniewa Macheja. Dramatycznie upływającyczas zrywa kolejne płaty doczesności, pod którymi kryje się duchowyszkielet, jak w monologu leżącego w łóżku staruszka, który mówi do swojejsprawnej jeszcze żony: „ja mam poziome ciało ty pionowe/ i prostopadłe mamydo nich dusze". Albo - przeciwnie - zasypuje to, co najważniejsze, piaskiemzobojętnienia, jak w wierszu o „coraz bardziej świeckich świętach",podczas których „coraz mniej Bóg się rodzi". Cale życie biegnie tu w rytmiegorzkiej litanii:próchnieją liście na cmentarzuświat się rozkłada na pierwiastkikolejni z nas pod ziemię schodząna złom wędrują wynalazkiNawet miłość, której śladów w tych wierszach nie brakuje, ukazana jest -jak u Kierkegaarda - jako żywioł nicowany przez śmierć: „Jedna cząstka Ciebiew mym zranionym ciele/ będzie drążyć zmarszczki będzie toczyć ciało".Choć Babuchowski przyznaje się głównie do fascynacji poezją ZbigniewaHerberta, jego obrazowanie bliższe jest chyba twórczości T. S. Eliota i JarosławaIwaszkiewicza z międzywojennego okresu jego twórczości. Mimo klasycznejformy jest to poezja uniesień, poezja „rzeczy ostatecznych", poważnietraktująca świat i - choćby przez kontekst chrześcijańskiej vanitas -wskazująca drogę szamocącemu się w nim bohaterowi.Ziarnko niewiedzy„Od czasów Kopernika Magellana/ Darwina Edisona Einsteina/ HeisenbergaPaulinga i Gagarina/ oraz im podobnych/ wszystkich świętych uczonych/i największych odkrywców/ w moim świecie - domu/ świeci tysiąc słońc/ idzietysiąc zegarów/ rządzi tysiąc praw/ wiedzie tysiąc dróg/ słychać tysiąc głosów/a na honorowym miejscu/ w tabernakulum mózgu/ przechowuję przenajświętsze/ziarnko niewiedzy" - pisze w wierszu „Adoracja" Jan A. Biela, poeta z Myślenic.W jego wierszach mniej jest obrazów prowincji. Obecna w nich perspektywametafizyczna to raczej efekt oddalenia od głównego nurtu współczesnejkultury, jakim - mimo wszystko - pozostaje w Polsce tradycja oświeceniowa.184 <strong>FRONDA</strong> 23/24


„Restytuowanie zarówno Oświecenia - mówiła kilka lat temu Maria Janion- jak i pewnej postawy 'oświecicielstwa' - w sensie owego Bildung [...]- jest dla nas czymś bardzo istotnym, gdyż krytyczna oświecona jednostkanie przyjmuje z naiwną łatwowiernością absolutów, które bywają jej proponowaneczy nawet narzucane" („Morze zjawisk" i okruchy egzystencji", „Tytuł"1994 nr 3). Dla Janion absolutami tymi są, oczywiście, propagowaneprzez prawicowych „fundamentalistów" idee chrześcijańskie.W swoich konceptualnych wierszach, niekiedy nawiązujących do doświadczeńpolskich lingwistów („Krajobraz po bitwie"), Biela demaskuje absolutyzmtakiego myślenia, wielokrotnie świadcząc na rzecz tradycyjnej metafizyki.Czyni to bez użycia typowego instrumentarium poezji religijnej; jegoteksty bliższe są dyskursowi filozoficznemu. W świecie zabobonnej wiaryw potęgę umysłu, ta obrona tajemnicy i paradoksów życia staje się ważnym„znakiem sprzeciwu", interesującym nie tylko z punktu widzenia literatury.* * *Dlaczego twórcy, których wyobraźnia zakorzeniona jest w przestrzeni rustykalnej,otwartej na doświadczenie natury, mają zazwyczaj więcej do powiedzeniao świecie niż zasiedlający współczesne metropolie „poeci bez ojczyzny"?Przez wieki przestrzeń odsyłała ludzi do Boga. Wskazujące na Stwórcępiękno świata dawało się rozpoznać w wiejskiej architekturze, w liściachdrzew rosnących przy drodze i na żółtych polach pod lasem. Człowiek wychowanyna wsi i w miasteczku do dziś, drepcząc wokół swego domu, kontemplujetajemnicę bytu, dostrzega bowiem, że ogromna większość świata mieścisię poza nim samym. Co innego mieszkaniec wielkiego miasta, biegnącyJESIEŃ-2001 |85


do samochodu zaparkowanego między blokami i nie znajdujący wokół siebieżadnego punktu, na którym mógłby zatrzymać wzrok. Pozostaje mu częstosprowadzenie rzeczywistości do własnych myśli, czego konsekwencją jestutrata poczucia nadprzyrodzonego ładu świata.W czasach, kiedy przestrzeń przestała być metafizyczna i zdegenerowaławyobraźnię, laureaci Konkursu Poetyckiego im. x. Baki starają się odbudowaćwięź z dawnymi mistrzami.WOJCIECH WENCEL186 <strong>FRONDA</strong> 23/24


KRZYSZTOF CZACHAROWSKIPapierówkawyłowiona z lipcowego saduma zapach mleka brzozy nawet obłokusprowadza wakacje zapowiada latoleży w otchłani kieszenilub w koszu gapiówa czarne pestki niczym śmigła helikopterówciągną ku nowym światompapierówkaportret dzieciństwaskładającego wciążazyl na starośćJESIEŃ-2001187


Nianiamoja nianiaprowadzi za rękę karmidaje miarowe klapsyczule wiąże proste słowaniczego wielkiego nie dokonałanie wyznawała żadnej krzykliwej prawdyjedyna historia jaką znała to własne życieoparte na litaniach do Maryi Pannysiedzi na krześle ceruje skarpetypatrzy niczego nie narzucaniczego nie oczekuje jestjak dzień o zmierzchuprzysypany ciemnym złotem truduten czas gdy byładzisiaj obudzony łaską pamięciczy powrócimoja nianianie pamiętam by kiedykolwiekbyło inaczej188<strong>FRONDA</strong> 23/24


Lubawamiejsce urodzinżadnych większych poruszeńchyba że przez Ciebiezostałem w świat włączonyw tym szpitalu gdzie jaumierał dziadek rakiem zarażonybabci odebrało płucaw kaplicy ciało nianiwystawiono przed pogrzebemjak majową świecęwakacjenuda jak oceandlaczego do tego miejscateraz powracamniczego tak brzydkiegonie widziałem w życiuJES1EŃ2001 189


Sadowne w dzień kanonizacji s. FaustynyHalinie i Andrzejowi Kotlińskimjeden dzień na wsiod początku do końcawszystko takie jak być powinnogama prostych wzruszeńjest niedziela dzień Pański światłotoaleta poranna na trawie przed domemśniadanie w małej altaniepianie koguta zza płotukościół: całkiem mocne kazanieod dawna nie słyszałemtyle budującego o piekle(w mieście się o tym nie mówi)o miłosierdziu unoszącym duszęczyste sumienie przez chwilępotem miejscowa drożdżówka w ogrodziesmakowita jak obłok na niebiew milczeniu zieleni żywejpóźne popołudniesłońce słabniedzień Pański za namidonośnie190 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Powrótpowracam do jeziora do miastaktóre nie leży za przepaścią gór i lasówktóre zachowuje ten sam błękitobłok dziecięcego czasuwięc zima zima na sankiobrzucona bombkami choinkaocean leśnego zapachuskupiony w chrząstce wiatrugonitwa smarkaczyz szablami i strzelbamijak polowanie z Mickiewiczaw poszukiwaniu rajuidzie Pasterkagłęboko w nocyradość domuwieczność spaniapowraca miastopowraca modlitwaby świat nie kończył się wrazz zamknięciem oczu nianiKRZYSZTOF CZACHAROWSKIJESIEŃ-2001191


SZYMON BABUCHOWSKILiściepróchnieją liście na cmentarzuświat się rozkłada na pierwiastkikolejni z nas pod ziemię schodząna złom wędrują wynalazkinic nie da pobielanie grobówjuż lepiej w ziemi się zanurzyćstać się podobnym do nawozuktórego gleba może użyćdrzewa wypuszczą nowe pąkidziewczęta zdejmą swe sukienkiich dzieci pójdą znów do szkołyi nikt nie będzie już pamiętał192<strong>FRONDA</strong> 23/24


Peronczy to był pociąg w jedną stronęczy jechał tam skąd się nie wracaczy ciągle stoję na peroniea Ziemia wokół się obracai znów ucieka okno z twarząktóra tak bardzo ukochanaże trzeba dalej stać i krzyczećaż się coś zmieni w Bożych planachlub na dworcowej zasnąć ławcei spać dopóki nie powróciten pociąg z ukochaną twarząco zaginęła gdzieś w podróżybo jeśli tylko ktoś podobnyprzywiezie wszystko - prócz pamięciwtedy się nie daj zwieść pozoromale uciekaj jak najprędzejod takich trzeba stronić ludzico jak rośliny bez korzeniwystarczy dmuchnąć a polecąbólem im będzie dotyk ziemiJESIEŃ'2001193


Tren XXw całym domu tak wiele pamiątek po Tobieże gdybym spalił wszystko i tak coś wyleziea w moim biednym ciele - zranionym i chorymna zawsze przecież zostanie jakaś cząstka Ciebietą cząstką będę się pieścił bo co mi zostałospać-jeść-pić-pracować - każdy dzień tak samojedna cząstka Ciebie w mym zranionym cielebędzie drążyć zmarszczki będzie toczyć ciało194<strong>FRONDA</strong> 23/24


Powołaniwyjdę poza miastoby słuchać głosu Panatak bowiem godzi się uczynićjak czynili Święty Aleksy i Szymon Słupniko których czytamy w podręcznikudla klasy pierwszej liceumktórej to uczniowienazwą ich oddalenie niedorzecznościąa sprzeciw - wariactwemale tak właśnie jest zapisaneaby święci byli świętymia głupcy pozostali w szkołachJESIEŃ-200 1195


Smutne świętacoraz bardziej świeckie świętacoraz mniej w nich Bóg się rodzicoraz słabiej brzmi kolędai tak jakoś nie wychodziw radiu grają coś o śnieguwięc bałwana ulepimygdzie się podział ten Pan Jezusktoś Go widział zeszłej zimyw telewizji życzą zdrowiabo to przecież najważniejszeznów się w tobie nie zapełnito od lat już puste miejsceStarośćleżę w łóżku widzę ciebie w kuchnigdzie szumi woda i brzęczą talerzety całkiem nieźle się trzymasz na nogachja już niestety z nóg padłem i - leżęwnosisz herbatę głaszczesz mnie po głowiektóra spoczywa na stosie poduszekja mam poziome ciało ty pionowei prostopadłe mamy do nich dusze196<strong>FRONDA</strong> 23/24


Wielkanocrazem ze Słońcem urodzonekwiaty zwiastują zmartwychwstaniebędziemy zrywać je wieczoremteraz niech ogród w Słońcu staniewe Krwi Baranka wybielonez różowym śladem dwie stokrotkito z Jego ran czerpały sokiOn się odbija w samym środkuSZYMON BABUCHOWSKIJESIEŃ-2001197


JAN A. BIELAAdoracjaOd czasów Kopernika MagellanaDarwina Edisona EinsteinaHeisenberga Paulinga i Gagarinaoraz im podobnychwszystkich świętych uczonychi największych odkrywcóww moim świecie - domuświeci tysiąc słońcidzie tysiąc zegarówrządzi tysiąc prawwiedzie tysiąc drógsłychać tysiąc głosówa na honorowym miejscuw tabernakulum mózguprzechowuję przenajświętszeziarnko niewiedzy198<strong>FRONDA</strong> 23/24


Niedaleko od jabłoniPrzydrożne drzewo wiadomościpoprzerastane kształtamispękane od gestówtoczone przez korniki czasugubi ostatnie plotkizielonych liściktoś wszystkie owocepozjadał przed namipod drzewem leżąogryzki dobra i złaz których nam przyszłowydłubywać pestkiJESIEŃ-2001 199


Dwie modlitwy do jednego BogaA kiedy próbujępo ludzku nadaćimię złu i chcędobro nazwaćboskim imieniemmrużą oczyi mówią że słońcejednako świecinad złymi i dobrymitymczasem Staszekmodli się o deszczna obsiane polaa jego brat o pogodęwłaśnie się wybieraz żoną na wczasy200<strong>FRONDA</strong> 23/24


List otwarty do poetyNoszę w sobie list do Czesława MiłoszaKalifornia, Berkeley drogi Panie Czesławiesławny poeto obojga narodów noblistozwracam się do Pana z prośbą... o wierszdla moich dzieci jeżeli ta sztuka będzie dla nichjeszcze coś znaczyć...dobry ze mnie materiał prawie czterdziestoletnispod czerwonej chmury ale nie spod gwiazdyto bardzo istotna łaskawie Pan zauważy różnicazatem nie zepsuty rodzice składali modły i ślubydo wszystkich świętych a nieobecnych o cudcudów w kraju w którym od wieków prorokamisą poeci - wyśpiewali ojczyznę wolność...a mnie nazwali homo sovieticusśmiechem nad moją wiarą i nadzieją wybuchająckiedy próbowałem pytać jakaż jest różnica międzyniesprawiedliwością w państwie bezprawiaa krzywdą w państwie prawa jaka przepaśćdzieli człowieka upokorzonego od zniewolonegodoprawdy to już nie jest tylko kwestia smaku...Panu może się nawet poemat złożymoże być prozą bo w Polsce rozumiemkrzywda nie rymuje się ze sprawiedliwościąnatomiast zwycięstwo łatwo rymuje się z klęskąniechże Pan nie zwleka Herbert umarł a przecieżz tą prośbą nie zwrócę się do RóżewiczaJESIEŃ-2001 201


Krajobraz po bitwieUrodziłem się o całe życieza późno - już nie mamwrogów ani przyjaciółmuszę się uczyćwszystkiego od nowajutro wypowiemwojnę samemu sobiedo późnej nocyw twierdzy głowyopracowywałem planyoperacji w końcuzgasiłem lampęwyłączyłem radioprzeżegnałem sięi zasnąłem zamiastczwartego pianiakoguta budzi mnieszczekanie psanie znam tegoczłowieka w szlafrokuktóry zaspany człapiedo łazienki otwierakurki z gazem wodypatrzy na mnieprzez lusterko judaszaściągam z wieszakaspraną białą flagęręcznika wycierammokrą twarz202 <strong>FRONDA</strong> 23/24


DowodyPięć ranktóre rozdrapałniewierny Tomaszdo dzisiaj krwawicudownie i więcejdowodzi niż pięćbardzo logicznychdowodów wiernegoAkwinatyJESIEŃ-2001 203


Zrobiłem swojeSpłodziłem synaktóry umrzeposadziłem drzewoktóre wykarczująpod nową drogęzbudowałem dombez drzwiułożyłem modlitwęktórej dobry Bógjeszcze nie wysłuchałnapisałem błahy wierszktóry zupełnie przypadkiemmoże przetrwać koniec świataJAN A. BIELA204 <strong>FRONDA</strong> 23/24


OGŁOSZENIEPewnego dnia, kiedy Chile miało już dość torturowaniaopozycjonistów, szykanowania związkowców i terroru bojówek,wojsko uwolniło kraj od reżimu Sah/adora Allende.Na zemstę lewica czekała 25 lat.Pierwsza polska książka, która ukazuje, dlaczego musiał zostaćobalony rząd Allende i dlaczego ćwierć wieku później AugustoPinochet musiał się stać jedynym w Wielkiej Brytanii więźniempolitycznym. Autor, Wojciech Klewiec, był wysłannikiem„Rzeczpospolitej" do Chile.„Czytelnik dowie się o Chile więcej niż z głośnego programuNajsztuba i Żakowskiego".Życie„Autor ujawnia piramidę zafałszowań, bzdur i kłamstwna temat Chile sprzed i po 11 września 1973 r.".Najwyższy Czas!„Polityka to naprawdę nie zabawa dla dziewczynek ani nawet dlacałkiem już dużych chłopców".RzeczpospolitaJUŻ W KSIĘGARNIACHw w w . Procespokazowy.com.pl.


ANDRIEjZACOZDINCzas przerwać zmowę milczenia wokół wielkiego pisarza. Czas opowiedziećo ciemnej nici mrocznej choroby, która oplotła ostatnie lata jego życia.Czas skończyć z zawłaszczaniem dorobku wybitnego twórcy dla doraźnychinteresów przez jedno środowisko polityczne.Słowem, czas na ujawnienie gorzkiej prawdy - GHG był chory. Traumatyczneprzeżycia w sowieckim łagrze odcisnęły głębokie piętno na jego wrażliweji kruchej psychice, a nabyty wówczas uraz z biegiem lat zaczął się rozwijać,by pod koniec życia zaciemnić mu ogląd rzeczywistości. Skutkiem tegobyło postępujące rozdwojenie osobowości pisarza, wyrażające się zarównow jego twórczości literackiej, jak i wygłaszanych publicznie poglądach. Jakzauważyły trafnie Anna Bikont i Joanna Szczęsna, w swoich opowiadaniachGHG potrafił subtelnie rozważać reakcje bohaterów, zaś w publicytyce zajmowałsię wymierzaniem sprawiedliwości z wysoka. Na jednej stronie mógłcudownie analizować malarstwo holenderskich mistrzów na czele z Vermeerem,by na następnej wydawać bezlitosne sądy krzywdzące swych dawnychprzyjaciół: Adama Michnika czy Tadeusza Mazowieckiego. „To zdumiewające,jak Pan godzi takie dwa style, przecież nie tylko pisania, ale także myślenia",zwierzały się pisarzowi Bikont i Szczęsna. Owo zdumienie może przerodzićsię w zrozumienie, gdy uświadomimy sobie rozmiar przerażającejchoroby drążącej przez lata wnętrze osamotnionego na emigracji twórcy.W ostatnich czasach ponownie nabrała rozgłosu sprawa burzliwego rozstaniaGHG z Janem Kottem. Kiedy tuż po wojnie podczas wspólnej kolacjiw Rzymie rozpoczęli rozmowę o Katyniu, Kott ze szczerym uśmiechem zapytałretorycznie: „Cóż znaczy kilka tysięcy oficerów wobec Historii w marszu?".GHG wstał i wraz z żoną bez słowa opuścił kawiarnię. Już wówczas ujawniłasię jego choroba, która pojawiała się zawsze gdy podnoszone były kwestie polityczne.Tylko tak bowiem można wytłumaczyć jego ówczesne zachowanie. Pisarznie wykazał zupełnie zrozumienia dla innej, nie mniej uprawnionej trady-206<strong>FRONDA</strong> 23/24


cji patriotycznej, niż jego własna. Nie rozpoczął z Kottem sporu o kształt polskości,lecz uznał jego ideową propozycję za niewartą dyskusji.W ostatnich latach, wraz z postępującą przypadłością, GHG stawał sięcoraz bardziej niesprawiedliwy w ocenach przyjaciół, którzy mimo to pozostawaliwobec niego lojalni. Brandysa nazwał „świnią", Kotta „gówniarzem",zaś o Andrzejewskim powiedział, że „trudno znaleźć głupszego człowieka".Zamiast wypróbowanych przyjaciół zaczęli się natomiast pojawiać wokółniego dziwni ludzie, których nigdy wcześniej nie było w jego otoczeniu, np.Włodzimierz Bolecki, niedawno znany jedynie jako autor książki fanatyczniebroniącej „zoologicznego antykomunistę" Józefa Mackiewicza, obecnie zaśkreujący się na głównego interpretatora twórczości GHG.Osobista tragedia wielkiego pisarza stała się przyczyną zawłaszczania jegotwórczości przez jedno tylko środowisko polityczne. Czy to nie przypadek,że w krótkim okresie czasu poświęcili mu swoje teksty tacy publicyściprawicy, jak Andrzej Horubała, Cezary Michalski czy Bogusław Wildstein,którzy upolitycznili jego przesłanie? Czy to nie przypadek, że akurat wtedygdy pojawiały się coraz silniejsze ataki choroby, nagle wokół GHG wyrastaliprawicowi redaktorzy (Elżbieta Morawiec, Maciej Nowicki czy Tomasz Wołek),którzy namawiali go na wywiady pełne niesprawiedliwych ocen krzywdzącychdawnych przyjaciół?Dziś, kiedy GHG nie ma wśród nas, możemy mówić otwarcie o jego osobistejtragedii. Ratujmy więc jego dobre imię. Przestańmy traktować jegotwórczość instrumentalnie, oddzielmy geniusz wielkiego pisarza od tego, cobyło naleciałością choroby. Niech na zawsze w naszej pamięci pozostanietym, kim był naprawdę - subtelnym przedstawicielem duchowego światakultury śródziemnomorskiej.Jego ostatnie chwile wyobrażam sobie następująco: w nagłym przebłyskujasności umysłu pojawiła się myśl: „Muszę zadzwonić do Adama i go przeprosić".Ręka sięgnęła po telefon. Zaczął nerwowo wybierać numer. Nie zdążył.Dłoń osunęła się bezwładnie wypuszczając słuchawkę. Z drugiej stronysłuchać było tylko: „Ha... ha... ha... halo..."ANDRIEJ ZACOZDINJESIEŃ-2001207


Rzeczywistość petna kiczu, zdominowana przez hipokryzjęi jałowe moralizatorstwo, pozbawiona autentycznegowymiaru duchowego, jest na dłuższą metęnie do zniesienia. Trudno się dziwić, że w tej sytuacjitransgresja estetyczna, etyczna i religijna (nawet uprawianawyłącznie dla szmalu i ograniczona w efekcienacisków prawnych), staje się produktem niezwykleatrakcyjnym, ofertą nie do odrzucenia.POŻERAJĄCWŁASNY OGON)C Z Y L IKRÓTKI SZKICO DEKADENCJIS T A N UTRZECIEGOFILIPMEMCHES208<strong>FRONDA</strong> 23/24


Obyś byl zimny albo gorący.A tak, skoro jesteś letnii ani gorący, ani zimny,chcę cię wyrzucić z mych ust.Apokalipsa św. JanaWspółczesny człowiek, radykalnie zlaicyzowany, sądzi, że jest lub, że chcebyć ateistą, istotą areligijną, a przynajmniej obojętną. Lecz myli się. Wciążjeszcze nie udało mu się zabić w sobie homo religiosus; usunął tylko (jeślikiedykolwiek nim był) chństianus.Mircea Eliade(...) giełda nie zastąpi przecież Św. Graala.Joseph SchumpeterW cywilizacji chrześcijańskiej moralność wynika z religii. Wiara w Boga jesttu czymś pierwotnym, czymś co nadaje tu w ogóle sens. Próba zastąpieniarealnego kontaktu z rzeczywistością transcendentną jakimiś pogadankamio wartościach jest nieporozumieniem.Mirosław DzielskiDla mnie słuchanie muzyki Britney Spearsjest doświadczeniem głęboko depresyjnym.Nick CavePostawmy sprawę jasno. Warszawski koncert Marylin Manson zawiódł tych,którzy się spodziewali po występie skandalizującego wokalisty mocnych wrażeń.Obyło się bez zadym na widowni, a i przybysz zza oceanu specjalnie się nie trudził,by uraczyć swoich fanów jakimiś ekscesami. Organizatorzy show dopełnilireszty. Osobom i środowiskom, które stanowczo domagały się odwołania imprezy,MM musiał udowodnić, że nie jest taki straszny, jak go media malują.Koncert więc odbył się. Ale problem chyba pozostał. MM stanowi zaś jedenz wielu przypadków, nad którymi warto się zastanowić, i w szerszymkontekście.JESIEŃ-2001209


Aby spróbować pojąć fenomen kultu, jakim bywają otaczani dziś rockmani-bluźniercy,cofnijmy się w czasiedo początków nowożytności.To wtedy mieszczaństwo, którego domeną w społeczeństwie tradycyjnympozostawała troska o rozwój gospodarczy, zaczyna zajmować się dziedzinamizarezerwowanymi do tej pory wyłącznie dla duchowieństwa i szlachty. Alew przypadku obu tych dziedzin, czyli religii i polityki, stan trzeci poddaje jedyktatowi materializmu i pragmatyzmu, a więc narzuca im reguły, którymirządzi się właśnie gospodarka. (Po kilkuset latach zbieramy tego owoce.Część duchowieństwa i niemal cała szlachta definitywnie kupiły od stanutrzeciego praktykowany przez niego paradygmat przyziemności. Wielu kapłanówkonfesji chrześcijańskich, zamiast poruszać kwestie wagi metafizyczneji duchowej, oddaje się zajęciom użyteczności publicznej: filantropii i - rozumianejjako budowa światowego pokoju - ekumenii. Z kolei zachodnioeuropejscymonarchowie, zamiast stać na straży hierarchicznego ładu organicznego,nie kryją entuzjazmu dla wprowadzanych w ich krajach egalitarnychreform „socjalizmu demokratycznego".)Paul Hazard w książce „Myśl europejska w XVIII wieku. Od Monteskiuszado Lessinga" wskazuje na oświecenie jako na okres, w którym mieszczańskieroszczenia i oczekiwania znajdują dla siebie ostateczne uzasadnienie. Pewienświadek epoki wyraża się o ludziach bezpośrednio poprzedzających jegopokolenie następująco: „Bóg zamknął się w sobie i skrył się w swojej własnejistocie, niczym słońce, które kryje się przed nami, gdy przesłania się chmurą.To słońce umysłów przestało być dla nich widoczne (...). Niezdolni do ekstazyi do wzniosłej kontemplacji, nie mogąc już oglądać bytu, ludzie ci zajmowalisię światem." Przywołując te słowa, Hazard chce zilustrować ówczesnąmentalność.Wraz z ekspansją stanu trzeciego rodzi się również kultura mieszczańska.Hazard wymienia tu „łzawą komedię" (comedie larmoyante). W tej najwcześniejszejodmianie dramatu mieszczańskiego elementy tragedii przeplatająsię z komediowymi. Bohaterowie reprezentują mieszczaństwo, a zadaniemsztuki jest budzić u widzów wzruszenie i współczucie dla postaci pozytywnych.Ale kultura stanu trzeciego na tym nie poprzestaje.210<strong>FRONDA</strong> 23/24


Daniel Bell w książce „Kulturowe sprzeczności kapitalizmu" przedstawiadwutorowy rozwój społeczeństwa kapitalistycznegow XIX stuleciu. W sferze gospodarki dominuje oczywiście homo oeconomicus.To on najlepiej wie i potrafi pokazać, czym jest i na czym polega swobodnyobrót pieniądzem i towarem. Dla kogoś takiego w najwyższej cenie są: racjonalność,skrupulatność, oszczędność i dyscyplina.Tymczasem kultura podąża w przeciwnym kierunku. Nie wszystko w jejobrębie sprowadza się do „łzawych komedii", o których czytamy u Hazarda,Równologlepionowooraz do ich późniejszych mutacji. Zdaniem Bella, obszar ten stopniowo oddajeczęść swego pola skrajnemu, anarchizującemu indywidualizmowi. W XIXwieku - zwłaszcza w jego drugiej połowie - artysta, negując kolejne konwencjespołeczne, może wreszcie wygarniać mieszczuchom ich brak polotu i obnażaćsłabości materialistyczno-pragmatycznego światopoglądu. CharlesBaudelaire oświadcza: „Człowiek usiłujący być pożytecznym wydawał mi sięzawsze czymś obrzydliwym". Nietzscheańskie przekonanie o tym, że bezdusznyracjonalizm prowadzi w odmęty nihilizmu, ośmiela artystów epoki finde siecle do twórczych oskarżeń pod adresem cywilizacji przemysłowej. Baudelairealarmuje: „Mechanizacja nas zamerykanizuje, postęp nas wycieńczy, zabijew nas wszystko, co duchowe". W sztuce do głosu dochodzi modernizm.JESIEŃ-2001211


Bell analizuje cale zagadnienie pod kątem relacji pomiędzy kontestatorskimitrendami w kulturze a stopniem ich aprobaty w społeczeństwie. Aż dolat 60-tych minionego stulecia aprobata ta nie jest znacząca. Utrzymuje sięstała równowaga. Awangardowi ekscentrycy nie są w stanie narzucić swojegostylu bycia, myślenia i tworzenia mieszczańskiej większości. Kiedy w latach30-tych surrealista Andre Breton chce wieże katedry Notre-Dame zastąpićpotężnymi, szklanymi butlami, z których jedna wypełniona byłaby krwią,a druga spermą, natomiast sam kościół przekształcono by w szkołę seksu dladziewic, jego pomysł traktowany jest jako niewybredny dowcip wariata. Sytuacjęzmienia dopieropostmodernistyczny przełom,który zaburza równowagę na niekorzyść mieszczańskiego kanonu. Zostawmyna chwilę dywagacje Bella.Rok 1968 można uznać za wielce umowną datę kresu nowożytności i początekponowoczesności. Intelektualiści porzucają mrzonki o komunistycznym,ziemskim Edenie, gdyż jeden z Wielkich Braci ponosi klęskę (nie mylić z innym,demoliberalnym, który ma się świetnie). Szerokie masy nie idą już na barykadyby przeciwstawiać się uciskowi ludu, bo - przynajmniej na Zachodzie - stały siębeneficjentami awansu cywilizacyjnego. Przewroty i rewolty, także jako boje wewnątrzstanu trzeciego - konflikt fabrykanta z robotnikiem, „kułaka" z ubogimchłopem - minęły. Mieszczaństwo, będąc jednomyślną - złożoną z „burżujów"i „proletariuszy" - całością, popiera i chroni „demokraq'ę" i „reguły rynkowe" (republikibananowe oraz oligarchie postkomunistyczne pozostają w tyle, leczi przed nimi - jak zapewniają eksperci międzynarodowych organizacji finansowych- rysują się ogromne szanse na dogonienie krajów „wysoko rozwiniętych").Z postulatu „Chleba i igrzysk!", nowa postmodernistyczna lewica skreśla słowo„chleb", zaś słowo „igrzyska" reinterpretuje jako sex, drugs and rock'n'roll. Poszukiwaczeutopii wynoszą się z wymiaru społeczno-ekonomicznego do wymiaru kulturowo-obyczajowego.Richard Rorty oznajmia, iż dziś lewicowa dusza może sięzaangażować już tylko w feminizm i „ruch wyzwolenia gejów".Wróćmy znów do rozważań Bella. Amerykański socjolog odnotowuje, żepostmodernistyczne przekraczenie granic przynosi coraz to nowsze formy ekspresji.Przykładem może być happening. Sztuka coraz bardziej miesza się z ży-212<strong>FRONDA</strong> 23/24


ciem. W dobie ponowoczesności pomysły Bretona mogą już liczyć na aplauzspołeczny (nawet jeśli mniejszościowy, to teraz jest to aplauz mniejszości znacząceji opiniotwórczej), a bohema przyjmuje rolę masowego idola. Paradoksalnie,postmodernistyczna (kontr) kultura działa na dwa fronty: podważa nudną,szarą, kapitalistyczną codzienność, a równocześnie, stając się produktemna sprzedaż, przystosowuje się do tej codzienności na nowych warunkach.RównologlepoziomoRefleksja Bella dotyka jeszcze jednego, jakże ważnego, fragmentu dziejówcywilizacji zachodniej. Chodzi oerozję tradycyjnej religijności.Nowożytne przechodzenie od religii do kultury świeckiej ujawnia się w podejściuzachodniej zbiorowości do zachowań ekspresyjnych. W społeczeństwietradycyjnym istniało dialektyczne napięcie pomiędzy swobodą a powściągliwością.Wielkie religie historyczne potrafiły skutecznie ujarzmiać demonicznypierwiastek natury ludzkiej. Nowoczesny upadek autorytetów pozycję każdejz tych religii osłabia i przechyla szalę na rzecz swobody. W efekcie kulturaw wydaniu modernistycznym wchodzi w kontakt z tym, co demoniczne. Zamiastjednak demonizm ów poskramiać, zaczyna się nim delektować. W królestwiechaosu, w ciemnych rejonach duszy, modernistyczni artyści odkrywająźródło twórczego natchnienia. To w drugiej połowie XIX wieku zostaje rzuco-JESIEŃ'2001213


ne hasło „sztuka dla sztuki". Artysta czując się zwolnionym z przekazywaniaistotnych społecznie treści, czując się w pełni jednostką autonomiczną, przyjmujefunkcję kapłana nowej „religii". Wyobraźnia zastępuje religijną rzeczywistość,akt twórczy - religijny rytuał, a jaźń artysty - samego Boga.Z kolei ponowoczesne trendy kulturowe, dziedziczą - według Bella - spadekpo różnorakich odgałęzieniach gnozy oraz ezoteryzmu. W przeszłości dopraktykowanych przez niektóre szkoły gnostyckie ezoterycznych obrzędówwyzwolenia i rozpusty dopuszczane były oczywiście tylko osoby wtajemniczone.Gnostycy z pozycji religijnych negowali ograniczenia, jakie człowiekowinarzuca jego społeczność. W ograniczeniach tych widzieli oni bowiem przeszkodęw przeżywaniu autentycznej więzi z bóstwem. Niegdyś jednak wiedzata trzymana była z dala od „profanów", w ukryciu. Teraz jest inaczej. To, codawniej dostępne było wyłącznie „arystokracji ducha", obecnie otwarte jestdla demokratycznych mas. Kiedyś tabu cywilizacji zachodniej podważała wąska,elitarna grupa religijnych obrazoburców. Dziś czynią to - szermując chociażbyświeckimi argumentami rodem z publikacji psychologicznych i newage'owych- szerokie kręgi społeczne.Reasumując - i nieco upraszczając - refleksje Bella, trzeba przyznać, iżnajwiększą obecnie bolączką kultury zachodniej jest posuwająca się od kilkustuleci jej desakralizacja. W epoce ponowoczesnej odgrzewane są - w zlaicyzowanejformie - stare herezje. Dzisiejsza sztuka nastawiona jest antyintelektualniei antypoznawczo. Cechuje ją skrajny subiektywizm. Obecnie artyściodrzucają mimesis - klasyczną zasadę interpretacji rzeczywistości poprzezjej imitację. Na hipisowsko-rockowo-narkotycznym jarmarku priorytetemjest poszerzanie własnej jaźni. Kontestacja mieszczańskiego dyskursu, zarównona poziomie estetycznym, jak i etycznym i religijnym, stała się chodliwymtowarem. Ale to, że filistrowie dawnego typu mają coraz mniejszą -i w dodatku pozbawioną wpływów - reprezentację w kulturze, nie oznacza,iż pozostaje im już tylko udział w orgiach, palenie marychy czy słuchaniepsychedelicznej muzyki. Większość ponowoczesnego społeczeństwa wybieranie budzącą kontrowersji, masową rozrywkę, w tym kolorowe żurnale,szmirowate filmy, popularne kawałki z muzycznych list przebojów. Kreatorzymód kulturalnych wycofują się z gry w warstwy wyższe-średnie-niższe.Tak więc filister, wyparty z salonu, może skutecznie się bronić na terenie pop-kultury,co jest o tyle łatwe, że stanowi ona ucieleśnię zbiorowego konfor-214<strong>FRONDA</strong> 23/24


mizmu, a zarazem rządzi się prawami rynku. Postmodernistyczny kapitalizmstara się zaspokoić potrzeby wszystkich. Tyle Daniel Bell.Zdaniem T. S. Eliota,sercem kultury jest religia.W kontekście naszkicowanej powyżej dekadencji stanu trzeciego nasuwasię więc pytanie: jaka religia może być sercem kultury masowej? Odpowiedźbrzmi: chyba żadna. Kultura masowa pozostaje bowiem emanacją mieszczańskiegoliberalizmu, a ten przecież zmierza do podporządkowania każdej religiilaickim sferom życia. Co ciekawe, na podobnej zasadzie bonzowie biznesurozrywkowego ujarzmiają i oswajają wytwory postmodernistycznej(kontr) kultury. W filmie OlMera Stone'a The Doors, pojawia się taka scena,W poprzek pionu i poziomukiedy zaćpany Jim Morrison - od zawsze przekonany, że swoją twórczością zadajecios filisterskiej, pruderyjnej „moralnej większości" - z przerażeniem odkrywa,że jeden z jego kawałków eksploatowany jest w telewizyjnej reklamówce.Natomiast zjawisko New Age pokazuje najlepiej, jak egzotycznąi ekscentryczną guasi-duchowość przerabia się na cieszący się wzięciem towar.Skandale MM są nie tylko bluźnierczymi atakami na porządek chrześcijański,lecz także odpowiedzią na lansowane w mediach, mdłe, przesłodzoneJESIEŃ-2001215


gwiazdy pop-kultury. Analogicznie, wywrotowość modernistów zwracała sięprzeciwko wrażliwości stanu trzeciego, wyrażanej jeszcze wcześniej w „łzawychkomediach". Jakiś fachowiec od nauk humanistycznych, czerpiący z dorobkujungowskiej psychologii analitycznej, mógłby ujrzeć w rocku transgresywnym„cień" produkcji mainstraimowych. Death metal rock, gothic rock czytechno pozostają gatunkami muzyki, które - czy chcemy tego, czy nie - odwołująsię w słuchaczu do homo religiosus. Słuchając tego rodzaju muzyki, człowiekmoże doświadczać - indywidualnie lub w grupie - parareligijnego odlotu, któryprzypomina ekstazę w obrzędach szamańskich. Muzyka pop nie dostarczatakich przeżyć i - w jakimś sensie - tłumi głód sacrum. A jeśli producentomi samym wykonawcom transgresywnego rocka chodzi bardziej o szmal niż jakikolwiekprzekaz, wówczas świadczy to o tym, że dziś bogiem tego świata niejest ani żaden Odyn, ani żaden Siwa, ani żaden inny bałwan z panteonu EryWodnika, lecz zwykła, pospolita Mamona. Ale i ona pozostaje demonem.Konserwatyści często nie chcą albo nie potrafiązmierzyć się z dekadencją stanu trzeciego. Obrażają się zamiast stanąć dodebaty. Z poczuciem wyższości z góry rezygnują z wymiany argumentów,uważając, że „intelektualista" nie dogada się z „troglodytą".W tradycjonalistycznej krytyce geszefciarstwa, takich autorów jak Juan DonosoCortes czy Nikołaj Bierdiajew, wrogiem numer jeden chrześcijaństwa niejest bynajmniej „letni", indyferentny liberalizm, lecz „zimny", bezbożny socjalizmw swoich najbardziej radykalnych formach. Donoso Cortes z lekceważeniemwypowiada się o liberalnej „klasie dyskutującej" (la ciosa discuditora), któraprzez własne niezdecydowanie i konformizm ma być szybko wyeliminowanaz areny dziejów. Z kolei Bierdiajew w apokaliptycznym tonie prognozuje konfrontacjępomiędzy ewangelicznym braterstwem ludzi w Chrystusie a komunistycznymkoleżeństwem ludzi w Antychryście. Jeśli nawet obaj myślicielew swych proroctwach się pomylili, to mimo wszystko trudno się nie zgodzićz pewną tezą: chrześcijaństwo nabiera większej żywotności, gdy spotyka sięwobec siebie z wrogością otoczenia, a nie z obojętnością.Według Claude'a Tresmontanta, tak jak napędem historii ludzkości są wojny,podobnie ortodoksyjna teologia rozwija się na przestrzeni wieków dziękiwalce z herezjami. Pogląd ten można odnieść do współczesnych potyczek apo-216<strong>FRONDA</strong> 23/24


logetów chrześcijaństwa z nowymi barbarzyńcami. Konserwatywne chowaniegłowy w piasek niczego więc nie załatwia. Wśród satanistów bywają wrażliwiludzie, którzy zadają istotne pytania, którzy tylko czekają, aż ktoś serio potraktujeich zwątpienia i zagubienia. Satanizm - wszystko jedno: estetyczny, etyczny,religijny - podobnie jak każde kłamstwo, jest dla chrześcijan wyzwaniem,aby swoją wiarą, a zwłaszcza świadectwem swojego życia, wskazać duchowymtopielcom na jedynego, prawdziwego Boga, na obecnego - szczególnie w ludzkimcierpieniu - Boga Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego.Wielu młodych ludzi ma juź dość lipy,którą naokoło serwuje im establishment. Współczesna młodzież możeoczywiście dowoli obcować z zabytkami kultury poprzedzającej modernistyczneekstrawagancje. Rządzący obecnie globem geszefciarze nie są przecieżjakimiś hunwejbinami, a ponadto kontrolują sytuację i nie dostrzegająw tych zabytkach zagrożenia dla Nowego Światowego Ładu. Niezależnie odtego, to i tak za komercję uchodzą różne odmiany rocka, a nie powiedzmymuzyka epoki baroku. A dawna kultura przegrywa w „wyścigu szczurów"z MTV i Hollywoodem. Dziś - choć nikomu nie wypada się do tego przyznać- bywa, że prezentowana ona jest - świadomie bądź nie - jako zsekularyzowanyrelikt przeszłości, którym podniecają się co najwyżej snobistycznieusposobione sztywniaki.A tymczasem rzeczywistość pełna kiczu, zdominowana przez hipokryzję i jałowemoralizatorstwo, pozbawiona autentycznego wymiaru duchowego, jest nadłuższą metę nie do zniesienia. Trudno się dziwić, że w tej sytuaq'i transgresja estetyczna,etyczna i religijna (nawet uprawiana wyłącznie dla szmalu i ograniczonaw efekcie nacisków prawnych), staje się produktem niezwykle atrakcyjnym,ofertą nie do odrzucenia. „Piękno", „dobro", „prawda" to już tylko laickie, mieszczańskiewartości, padające ofiarą kpin i szyderstw liberalnych ironistek. Bez odniesieniado transcendencji wartości te pozostają jedynie pustymi słowami. Bezzakotwiczenia w żywej wierze chrześcijańskiej, w doświadczeniu obecności Boga,ich szanse na obronę są marne. Ciekawe, czy Brian Warner o tym wie.FILIP MEMCHESWARSZAWA, WIELKI POST A.D.2001JESIEŃ-2001 217


Aleister Crowley twierdził, że jedną z trzech metodwprowadzania człowieka w stan satanistycznegotransu (pozostałe dwie to - narkotyki i magia seksualna)jest ustawiczne powtarzanie tego samego rytmuw muzyce. Jest to integralna - zawarta już w samej jejformie - cecha muzyki techno.Te chno -ideologiaMAREKHORODNICZYNajlepszą miarą popularności jakiegoś zjawiska jest to, czy, i jak długo interesująsię nim mass media. Po niespełna dziesięciu latach od pojawieniasię w Polsce techno szum medialny wokół tego zjawiska nieco przycichł.Wzmaga się wprawdzie przy okazji organizowanych co roku w Berlinie „ParadMiłości" (Love Paradę), ale nie jest to - nawet w tych dniach - temat wiodący.Co więcej, w Polsce nie ukazują się już dwa czasopisma w pełni poświęconetemu fenomenowi - „Plastik" i „Zero". Nie oznacza to oczywiście, żemedia o techno zupełnie zapomniały. Czymś normalnym są dziś potańcówkiprzy takich gatunkach techno jak: house, trance, drum'n'bass czy minimal,a patronat medialny nad tego typu imprezami obejmują wysokonakladowe218 <strong>FRONDA</strong> 23/24


czasopisma. Rubryki na temat owego rodzaju muzyki obecne są już nie tylkow „Machinie", lecz także w „Tylko Rocku". Stałymi punktami na kulturalnychmapach wszystkich większych miast są również kluby taneczne, w którychprzynajmniej kilka razy w tygodniu odbywają się techno parties.Krótko mówiąc, techno przestało szokować, spowszedniało i znormalniało.Tym samym znalazło swoje miejsce w kulturze masowej. Jest nawet lubiane.Sympatia do tego fenomenu wynika z opinii mówiącej, że jego jedynąekspresją jest taniec i dobra zabawa, wolna od wszelkiej ideologii. Konsekwencjąpopularyzacji takiej opinii jest uznanie nowego zjawiska za idealnegowyraziciela tolerancji. Dotyczy to jednak głównie hedonistycznej subkulturytechno, której podstawowa aktywność realizuje się w nieustannym„imprezowaniu" (vide: wyświetlany również w polskich kinach film pt. „HumańTrafie", opisujący klubowe życie młodych Brytyjczyków). Myśląc „subkulturatechno", wyobrażamy sobie zatem zgodnie z prawdą, młodych ludziodzianych w różne odmiany jaskrawego plastiku, podrygujących w rytm mechanicznejmuzyki.Nie jest to jednak pełny obraz nowego fenomenu. W ostatnich kilku latachtechno zaczęło stawać się zjawiskiem ideologicznym. Pomijając to, że jużu podstaw wspomnianej wyżej hedonistycznej subkultury leży element ideologii(do tego tematu jeszcze wrócę), należy zauważyć fakt instrumentalnegoposługiwania się techno przez ideologów związanych z ruchem anarchistycznym,myślą postmodernistyczną oraz szeroko rozumianym New Age,mieszczącym w sobie również wątki magii, okultyzmu i satanizmu.„Anarchy in Germany"„Większość niemieckiej muzyki transowej ma faszystowskie tendencje. Zawsze,gdy ATR pojawia się na imprezach, budzi skrajne reakcje. Ludzie na ekstazynienawidzą nas. Pragną nas zabić. I to jest pomysł - konfrontacja. Na imprezieinformacje pochodzą z jednego, centralnego ośrodka - od DJ-a - totradycja fuhrera. Ludzie chcą poczuć się rodziną, wtopić się w jednoczącą harmonię.To powód, dla którego lubimy się pojawiać na imprezach. Żeby całkowiciezniszczyć to uczucie!". 1Powyższe słowa pochodzą od Aleca Empire - czołowejpostaci niemieckiej muzyki techno. ATR jest skrótem od Atari Teenage Riot- nazwy jego zaangażowanego politycznie zespołu. Droga artystyczna, jakąJESIEŃ-200 I219


przeszedł wspomniany kompozytor, stanowi ewenement wśród twórców techno.Zaczynał współtworząc punk rockową grupę DIE KINDER. Kiedy zauważył,że formuła punku wyczerpała się i przestała być komunikatywna, natknął się naacid house. Nowa muzyka elektroniczna, oparta na ekstatycznym rytmie, okazałasię dla Aleca czymś fascynującym,miała bowiemw sobie niesamowitą siłęoddziaływania na ludzi - niepoprzez słowa lecz przezrytm. Co więcej, pierwotniemuzyka ta powstawaław sposób niekontrolowany- bez udziału dużych wytwórnipłytowych oraz jakospontaniczny, oddolny ruchmłodzieżowy. Acid house był jednak zjawiskiem nietrwałym i szybko przekształciłsię w techno. Pomijam tutaj wszystkie skomplikowane etapy ewolucji tej muzyki.Warto jednak wspomnieć, że jednym z najważniejszych miast dla powstającegoruchu był Berlin. Tam właśnie swoje pierwsze kroki na elektronicznejscenie stawiał lider ATR. Zaczął tworzyć skrajnie niekomercyjną odmianę muzykitanecznej dla wytwórni Digital Hardcore Recording. Pierwsze sukcesy odniósłdzięki nagraniom wydanym przez firmę Force Inc. oraz jej pododdział -Mille Plateax. Pięć płyt wydanych nakładem tej ostatniej weszło do kanonu nowejmuzyki elektronicznej. Każda z nich zawierała nowatorskie spojrzenie natakie gatunki muzyczne jak dub („Low On Ice"), ambient („Les Etoiles Des FillesMortes"), drum'n'bass („Limited Editions") oraz intelligent techno („Hypermodernjazz2000.5", „Generation Starwars"). Po wydaniu powyższych płyt AlecEmpire niespodziewanie zrezygnował ze współpracy z wytwórnią Mille Plateaux,zarzucając jej hermetyczność i schlebianie „pseudointelektualistom". Następniezałożył zespół Atari Teenage Riot, którego muzyka jest wypadkową techno,punku oraz politycznej odmiany rapu. Jeśli ktoś słyszał nagrania artystyz czasów Mille Plateaux oraz to, co proponuje słuchaczom ATR, wie, jak ogromnajest między nimi różnica. Od momentu powstania zespołu rozpoczęła sięAleca Empire anarchistyczna krucjata przeciw... hedonistycznej subkulturzetechno. Przytoczmy kilka jego wypowiedzi na temat kultury, z której, przynaj-220<strong>FRONDA</strong> 23/24


mniej jeśli chodzi o estetykę, wywodzi się twórczość ATR i Aleca Empire. „Założyliśmyzespół, ponieważ nie mogliśmy dłużej identyfikować się ze sceną techno.(...) Jesteśmy radykalnymi lewicowcami. Być może anarchistami. Nie chcemyzmienić systemu, zamierzamy go zniszczyć." 2Podobnie, bardzo krytycznie,odnosi się Empire do narkotycznego aspektu techno: „Kiedyś używano narkotyków,aby dostroić się do muzyki, teraz muzykę dostraja się pod narkotyki. Muzykamoże nie znaczyć nic więcej, taniec jest tak głupi. Nienawidzę takich ludzi.(...) Extasy pozbawiło politycznej świadomości całą generację." 3Pominąwszy deklaracje światopoglądowe, trudno nie zgodzić się z niektórymiopiniami A. Empire na temat techno. Co więcej, jego wnioski wydają się zbliżonedo krytyki tego zjawiska uprawianej przez konserwatystów. Publicysta „NowożytnegoPOSTygodnika" pisze na przykład: „Rejv to wielkie 'wyzwolenie odwszystkiego', ucieczka od rzeczywistości'banalnej, nudnej, nie do zniesienia,od ludzi i siebie, od własnych myśli. Ucieczka w inny świat, inny wymiar. 'Tylkotu jest bezpiecznie. Możesz wyć albo szczekać. Rąbać się z kim chcesz. Z całymświatem. I nic ci nie zrobią. Absolutna tolerancja.' Trans, wtopienie sięw bezpieczną grupę podobnych do mnie, to ucieczka od wysiłku bycia sobą,choć oczywiście większość raverów uważa, że jest absolutnie odwrotnie." 4Z kolei Sonia Szostakiewicz w artykule na temat Niemiec (kolebką techno,oprócz amerykańskiego Detroit, są właśnie Niemcy) tak pisze na temat odczućzwiązanych z Paradą Miłości: „Czerwiec 1996. Chodzę po ulicach Berlina.W rytm muzyki techno sunie antypapieska love paradę. Morze ludzi. Na ustachmają miłość, a w oczach nienawiść. (...) Nagle wpada na mnie jeden z tańczącychtechno młodzieńców. Przez chwilę wymieniamy spojrzenia, a właściwietylko ja patrzę mu w oczy, ponieważ jego szklane oczy są po narkotykach bezwyrazu. Zombie odwraca się i niknie w tłumie. Czuję strach. Pierwszy razw życiu zaczynam się bać Niemców. Trudno to wyjaśnić, ale wiem, że ten człowieknie miał własnej woli." 5Z zacytowanych uprzednio wypowiedzi A. Empire wynika bardzo istotnywniosek. Oto od kilku lat we wszystkich krajach związanych kulturowo z Zachodem(włączając bardzo prężnie działające sceny techno w Izraelu i Japonii)funkcjonuje na szeroką skalę nowy ruch młodzieżowy. Zatacza on na tyleszerokie kręgi, że nawet tak skrajne środowiska jak anarchiści obierająsobie za cel aktywne jego kontestowanie. Ciekawe jednak, że robią to w obrębieatakowanego przez siebie zjawiska. Szumne wypowiedzi lidera ATR naJESIEŃ-2001 221


temat odrębności własnej muzyki od dominującego nurtu techno pozostająjedynie deklaracjami, w momencie gdy jego nagrania odnaleźć możnaw ogromnych sklepach płytowych w dziale „techno". Ponadto skądinąd radykalnamuzyka ATR pojawia się często na imprezach tanecznych. Świadczyto jasno o nośności nowej estetyki i łatwości, z jaką adaptuje ona różnorakietreści ideowe.Warto nadmienić, że w momencie, gdy zgodzilibyśmy się na upatrywaniew techno silnych wpływów faszystowskich, jak robi to A. Empire, musielibyśmyprzystać na kolejny ideologiczny wymiar omawianego zjawiska. Problem jednakw tym, że poza pewnymi zachowaniami, takimi jak dobrowolne psychiczneubezwłasnowolnienie (instytucja didżeja i imprezy) oraz podatność na manipulację,które są niewątpliwie czymś niebezpiecznym, nie sposób dostrzec w technospójnej ideologii faszystowskiej. W związku z tym jej zwalczanie metodamianarchistycznymi jest z zasady wyrazem nadwrażliwości antyfaszystowskiej (vide:polski periodyk „Nigdy Więcej") i kanalizowaniem agresji politycznej.TECHNOpostmodernizmNajbardziej jaskrawym przejawem wkraczania myśli postmodernistycznejw świat kultury techno jest działalność elitarnych wytwórni płytowych.Wydawnictwa takich firm jak Chain Reaction, Warp czy A-Music tworząawangardę całego ruchu. Na początek należy dookreślić, na jakich płaszczyznachdokonuje się recepcja elementów filozofii postmodernistycznej wśródtwórców techno. Otóż, jak sądzę, można wyodrębnić tutaj dwa zasadnicze poziomy:deklaracje estetyczne oraz muzykę tworzoną na podstawie niektórychkoncepcji tejże filozofii.Pierwszy rodzaj wpływu najwyraźniej widać w działalności wspomnianejjuż wcześniej niemieckiej wytwórni Mille Plateaux. Jej założycielemjest Achim Szepanski. Nazwa firmy pochodzi od tytułu książki Gillesa Deleuzei Felixa Guattari „Capitalisme et Schizophrenie II. Mille Plateaux." PonadtoSzepanski przyznaje się do fascynacji książkami Derridy, Foulcauta i Lyotarda.Twierdzi wręcz, że twórczość wyżej wymienionych pisarzy miałazasadniczy wpływ na profil artystyczny wytwórni. 6 Jak się okazuje, nie są to tylkopuste deklaracje. Oto kilka przykładów. Jedna z ważnych dla niemieckiejwytwórni kompilacji nosi tytuł „In memoriam Gilles Deleuze". Na płycie znaj-222 <strong>FRONDA</strong> 23/24


dują się nagrania m.in. Trans Am, Oval, Mouse On Mars czy Christiana Vogla.Nawiasem mówiąc, dokładnie w tym samym czasie ukazała się inna kompilacjapod znaczącym tytułem „Folds and Rhizomes for Gilles Deleuze" (Sub Rosa),na której pojawili się prawie ci sami artyści przedstawiając inny, znaczniemniej przystępny repertuar. Obie płyty, a zwłaszcza ich tytuły, świadczą o wielkimszacunku jakim darzy środowisko „inteligencji techno" francuskiego autora.Jeszcze bardziej dobitnie widać to w przypadku monumentalnej płyty - manifestuwydanej niedawno przez Mille Plateaux. Trzypłytowy albumzatytułowany „Modulation & Transformation 4" zawiera wydrukowany fragmentrozprawy autorstwa Deleuze'a i Guattariego, w którym czytamy: „Sztukamoże być oceniana równie dwuznacznie jak dziecięce rysunki czy słowa szaleńca".7 Na płycie znajdują się utwory wszystkich ważniejszych twórcówambitnej muzyki elektronicznej, takich jak: Mouse On Mars, Curd Duca, ThomasKoner, DJ Spooky, Pluramon, Lithops, Thomas Brinkmann, Terre Thaemlitz.Nazwiska obu filozofów pojawiają się w powyższych przykładach w funkcjiautorytetu, któremu artyści składają muzyczny hołd.W jaki sposób owe deklaracje przekładają się na muzykę? Otóż tacy twórcyjak Scanner, Oval, Autechre czy Microstoria jako tworzywa muzycznego używająszumów, trzasków i wielokrotnieprzetwarzanychsygnałów. Efektem finalnymtakich zabiegów są utworyoparte na dźwiękach, którychźródła często na próżnoby się doszukiwać. Dzieławyżej wymienionychkompozytorów przypominająrzeźby muzyczne, któreprzy pierwszym kontakcie wydają się być stworzone właśnie przez szaleńcówlub dzieci. Jednak przy dłuższym obcowaniu z nimi, można zauważyć pewnąkonsekwencję. Dotyczy ona nie tyle materiału dźwiękowego, co metody twórczej.Można ją opisać na przykładzie nagrań Marcusa Poppa (Oval). Artystaw następujący sposób wypowiada się na temat swojej koncepcji muzyki: „Interesujenas nie tyle sama muzyka, co wprowadzanie w życie pewnych pojęć z niązwiązanych" 8 . Słuchając muzyki Oval można odnieść wrażenie, że powtarzająceJESIEŃ2001223


się i wciąż wzbogacane o nowe dźwięki sekwencje, są puszczane od tyłu, a rytmukłada się w ciągi trzasków. Jasne wydaje się, że mamy tutaj do czynienia zesłynną dekonstrukcją. Intuicję tę potwierdza fakt, że płyta Oval „Systemish" powstałatylko i wyłącznie na bazie samplowanego, a następnie odkształcanegoniemiłosiernie materiału zawartego na dwupłytowym albumie Aphex Twin „SelectedAmbient Works II". Mniej uważni słuchacze mogli się o tym dowiedziećdopiero w kilka lat po ukazaniu się płyty. Zdaniem Poppa nie da się stworzyćnowych, czystych dźwięków, ponieważ są one już naznaczone technologicznymszumem. Wobec tego należy przetwarzać dźwięki już istniejące używając do tegocelu coraz nowocześniejszych technologii. Doskonałą egzemplifikacją takiegomyślenia są okołomuzyczne projekty Poppa. Stworzył on np. „cyfrowy terminal",który służy do tworzenia muzyki oraz trójwymiarowej grafiki przezludzi, nie mających o muzyce i sztukach plastycznych najmniejszego pojęcia.Charakterystyczne jest miejsce, w którym został umieszczony prototyp tegourządzenia - budynek Sony Center przy berlińskim Potsdamer Platz. 9Można oczywiście powiedzieć, że podobne eksperymenty muzyczne charakteryzowałycały nurt muzyki konkretnej i elektroakustycznej, której reprezentantamibyli m.in. Karlheinz Stockhausen , Arne Nordheim, a w Polscekompozytorzy nagrywającyw Studiu EksperymentalnymPolskiego Radia. Oczywiściejest to prawda. Wielumłodych kompozytorów powołujesię nawet na inspiracjęich dokonaniami. Różnicesą jednak znaczące.Muzyka elektroakustycznabyła projektem czysto akademickim,która pomimo negacjimetod tradycyjnej kompozycji, stanowiła logiczną konsekwencję tzw. muzykiklasycznej. Tym samym miała ona bardzo ograniczony zasięg słuchalnościi cechowała ją niebywała hermetyczność. Nie bez znaczenia jest również faktposługiwania się archaicznym sprzętem. Inaczej jest w przypadku interesującegonas zjawiska. Przede wszystkim najważniejszym korzeniem jest tutaj techno,dub i ambient, a więc szeroko rozumiana muzyka popularna. Wykształcenie kom-224 <strong>FRONDA</strong> 23/24


pozytorskie wielu twórców nowej muzyki elektronicznej jest często niewielkie,a możliwość tworzenia zawdzięczają oni w dużym stopniu rozwojowi technikielektronicznej. Nie jest to też muzyka trudno dostępna. Pomimo, że jej rozpowszechnianiemzajmują się elitarne, niewielkie wytwórnie, płyty ze znakiemMille Plateaux czy SSR można z łatwością kupić dzięki lokalnym dystrybutoromlub sklepom internetowym. Jest jeszcze jedna różnica - kompozytorzy muzykielektroakustycznej często tworzyli muzykę ilustracyjną do przedstawień teatralnych,filmów dokumentalnych lub wystaw (nie tylko sztuki awangardowej), natomiastmuzyka Autechre lub Oval pojawia się w przedsięwzięciach o zdecydowanieinnym charakterze - reklamówkach radiowych lub migawkach telewizjimuzycznych MTV i VIVA. Obszarem, w którym rozprzestrzenia się nowa muzykaelektroniczna, jest więc „pierwszy obieg" kultury masowej.Stawiając niejako „kropkę nad i", należy wspomnieć, że muzyka tworzonaprzez kompozytorów skupionych wokół wymienianych przeze mnie firm,a także wielu innych (np.~scape, Kitty-Yo, Blast First, Sonig), została nazwanaprzez dziennikarzy muzycznych posttechno. Nie jest to jak widać terminpusty, lecz w dużym stopniu adekwatny do nowej muzyki elektronicznej.Nawiasem mówiąc, podobny zabieg terminologiczny zachodzi w przypadkuzjawiska o nazwie postrock, który nie jest niczym innym jak reakcją na kryzystwórczy muzyki rockowej. Cechami charakterystycznymi tego gatunku są:„transowość", oszczędne stosowanie instrumentów takich jak gitara, gitarabasowa czy perkusja oraz obfite czerpanie z ambitnych odmian techno i jazzu.Przykłady zespołów reprezentujących ten nurt to: To Rococo Rot, Labradfordczy Tortoise. Jak widać, post- nie jedno ma imię.New Age'owe podrygiW porównaniu z opisywanymi wyżej ideologiami obecnymi w kulturzetechno, New Age jawi się jako najbardziej ekspansywna. Wynika to z kilku powodów.Po pierwsze, elementy tego parareligijnego ruchu zakorzenione sągłęboko w niezwykle popularnych (również w Polsce) ściśle tanecznych gatunkachmuzycznych, takich jak trance, goa trance, psychodelic czy acid techno.New Age jest tutaj, często bezrefleksyjnie, „pochłaniane" przez bywalców imprez.Po drugie, charakter Nowej Ery - jej synkretyzm i bogactwo płytkich odniesień- doskonale wpisuje się w estetykę (również wizualną) towarzyszącąJESIEŃ-2001225


wymienionym gatunkom. Jest jeszcze jeden ważny powód takiego stanu rzeczy.Otóż ideologii New Age od pewnego czasu brakuje „muzycznej tuby", jakąjeszcze do niedawna stanowi! rock. Ekstatyczność i trans, jakie towarzyszyłynp. różnym odmianom heavy metalu, zbyt często zamieniały się w czystąi jawną agresję. Natomiast taneczność wszystkich odmian muzyki trance jestpozornie niezwykle pokojowa i przyjazna. Przyjrzyjmy się temu bliżej.Na początek cytat: „Uzdrawiające kryształy, dotyk rąk, medytacje transcendentalne.Nie ma wątpliwości, że scena trance ma wiele wspólnego z New Age.Jednak z powodu hippisowskich ubiorów i pseudohinduskich okładek płyt,wielu trancerów uważa New Age za kierunek nieco podejrzany." 10Cytat pochodziz artykułu zamieszczonego w czasopiśmie „Techno Party". Autor zajął sięzdefiniowaniem najważniejszych pojęć związanych z trancem. Elementy ideologiiNowej Ery są zatem z zasady wpisane w omawiany gatunek techno. Potwierdzająto właściwie wszystkie cechy „sceny trance". Wyliczać można w nieskończoność.Odbywające się regularnie, często w tak zwanych plenerach,„pogańskie party" (w rytm różnych odmianach trance lub acid techno), np. Pendragon,na swój sposób celebrują rytuały wierzeń celtyckich. Daty imprez sąwyznaczane przez równonoce i przesilenia - wiosenne, letnie, jesienne i zimowe".Mającemu miejsce niedawno całkowitemu zaćmieniu słońca towarzyszyłyliczne potańcówki trance na wolnym powietrzu. Z kolei imprezy organizowanenp. przez Escape from Samsara cechują dekoracje przywodzące na myślDaleki Wschód, a szczególnie Indie. Na każdej potańcówce obecni są m.in. magowieczytający tarota oraz masażyści, nad wszystkim zaś unosi się woń kadzidełek.12Osobną kwestię stanowią wspomniane już dekoracje. Ściany opuszczonychhal produkcyjnych lub metalowe konstrukcje stosowane podczas imprezplenerowych przyozdabiane są motywami doskonale odzwierciedlającymi charakterNew Age. Pojawiają się tam - często jednocześnie - smoki, jednorożce,symbole hinduskie, wizerunki hinduskich bóstw, wyobrażenia związanez UFO, ale także obrazy Buddy i zmodyfikowana symbolika buddyjska. Wszystkoto wykonane jest farbami fluorescencyjnymi, świecącymi w promieniachUV. Taka scenografia towarzyszy tańcowi w rytm najbardziej chyba tandetnychodmian techno. Wszystkie gatunki trance to bowiem z grubsza „plastikowa łupanka",okraszona kosmicznymi echami i pogłosami. Jednostajność i psychoaktywnośćtej muzyki pomagają tancerzom w uzyskaniu pełnej ekstazy, stymulowanejdodatkowo różnymi rodzajami narkotyków.226<strong>FRONDA</strong> 23/24


Osobnego omówienia wymagają wątki magiczne, okultystyczne, często nawetsatanistyczne, obecne w estetyce trance, a także szerzej w całym zjawiskutechno. Symbolika satanistyczna pojawia się najczęściej w dekoracjach imprez(np. czaszki kozłów i pentagramy). Jej użycie podyktowane jest nie tylko zainteresowaniemszczególnąestetyką, lecz przedewszystkim pragnieniempropagowania wymienionychideologii. Najlepiejilustruje to ukazujący siędo niedawna periodyk poświęconytechno pt. „Plastik". Szczególnym szacunkiem cieszyły się tam osobyjednoznacznie kojarzone ze współczesnym okultyzmem i satanizmem.Pierwszą postacią, która doczekała się w „Plastiku" aż dwóch monograficznychartykułów, jest Brion Gysin. Prezentowany był on tam jako artystaoraz propagator magii. Określano go słowem „mistrz". Jego spojrzenie namagię najlepiej obrazuje następujący cytat: „Metoda przypadkowego łączeniagotowych już elementów (...) wiązała się z wiarą w stwórczą moc słowa, któracharakterystyczna jest dla magii z jej niezliczonymi formułami i zaklęciami".13Potwierdzeniem tego są opinie samego Gysina; „Wszystkie religie 'ludziksięgi', żydowska, chrześcijańska, muzułmańska, opierają się na ideimówiącej, że na początku było słowo. (...) Całe zło wzięło się od samego początku.Nasze metody, mam tu na myśli 'wycinanki', mają zatem na celuprzede wszystkim zniszczenie następstwa czasu. Nie zależy nam na zwykłymzerwaniu ciągłości porządku słowa i wynalezieniu nowego porządku, ale nawymazaniu samego Słowa.'" 4Bohaterem kolejnego ważnego artykułu, zamieszczonego w miesięczniku„Plastik", był Aleister Crowley, postać szczególnie kontrowersyjna - jedenz twórców XX-wiecznego satanizmu. W artykule na jego temat ani razu niepada jednak określenie „satanista". Mówi się o nim raczej jako o „prorokunowej ery" lub „postaci kultowej w kontrkulturze lat 60-tych". Autor artykułu,oprócz szczegółowego opisu życia Crowleya, oraz jego magiczno-okultystycznychpraktyk, zachęca czytelników do bliższego poznania jego książeki stosowania tam zamieszczonych technik (ulubione słowo ideologii NewAge) w życiu." Periodyk nie pominął również innych „wybitnych" okulty-JESIEŃ 2001227


stów - Jacka Parsonsa i Lafayette Rona Hubbarda. W jednym z artykułówopisano satanistyczny ceremoniał sprowadzania na ziemię Antychrysta (chodzio swoistą orgię seksualną z udziałem Mariorie Cameron). 16Warto wspomnieć,że Hubbard dał się poznać jako twórca niebezpiecznej sekty scjentologów.Kolejną postacią, której okultystyczne poglądy stały się kanwąmonograficznego artykułu, jest brytyjski malarz Austin Osmar Spare. Wyrazemjego wizji magii są obrazy i grafiki, prezentowane w artykule jako ilustracje,oraz poglądy, które dobrze ilustrują słowa autora artykułu: „(A.O.Spare) porzuca klasyczną, demonologiczną interpretację magii, jako zespołupraktyk zmierzających do obcowania ze światem obiektywnie istniejącychdemonów i sił natury. Zastępuje ją radykalnym subiektywizmem, w którymdemony stanowią ucieleśnienie sił znajdujących się w nieświadomości". 17Autorem wielu artykułów poświęconych okultyzmowi i satanizmowiw „Plastiku" był Dariusz Misiuna - okultysta, tłumacz i socjolog, postać znanawśród polskich anarchistów, wegetarian i buddystów. Jego podstawowymizainteresowaniami są „magiczny pragmatyzm A. Crowleya, techniki desocjalizacji,kulturowe formy praktyk okultystycznych, postmodernizm,dekonstrukcjonizm i magiczne aspekty współczesnego świata". 18Znamiennejest to, że właśnie w piśmie poświęconym subkulturze techno znalazł dogodnemiejsce do propagowania swoich zainteresowań.Doskonałą pointą tego zagadnienia jest opinia samego Aleistera Crowleya.Twierdził on, że jedną z trzech metod wprowadzania człowieka w stansatanistycznego transu (pozostałe dwie to - narkotyki i magia seksualna)jest ustawiczne powtarzanie tego samego rytmu w muzyce. 19Jest to owa integralna- zawarta już w samej jej formie - cecha muzyki techno, o której wspomniałemna początku.Należy napomknąć jeszcze o dwóch ideologiach wpisujących się w fenomen„nowej duchowości", które wielkimi krokami wkraczają w subkulturętechno. Myślę tu o ekologizmie (np. działalność formacji Coldcut) i feminizmie,często o zabarwieniu lesbijskim (grupy Chicks On Speed i Peaches).Narazie jednak są to wciąż wpływy niewielkie.Są też budujące wyjątki, pokazujące jak pozostając w nurcie techno, zachowywaćszacunek dla tradycyjnych wartości. Czołowa postać drugiej generacjitwórców Detroit Techno - Carl Craig we wkładce dołączonej do jednego z najlepszychalbumów 1999 roku (Innerzone Orchestra „Programmed") pisze tak:228<strong>FRONDA</strong> 23/24


„THANKS TO GOD FOR GIVING ME THE SPIRIT TO MAKE THIS MUSICAND OPENING MY EYES TO THE TALENTS OF ALL THE MUSICIANS (...)TO MY PARENTS FOR SHOWING ME LOVE ALL OF MY LIFE..." Niestety,mądre porzekadło uczy, że wyjątki jedynie potwierdzają regułę.PRZYPISY1 R. Księżyk, Cesarskie cięcia, czyli pierdol trans dla Fuhrera, Plastik 2/1998, s. 362 Tamże3 Tamże s. 374 Efem, r, Orgazm w samotności, Nowożytny POSTygodnik 2/1999, s. 65 S. Szostakiewicz, Niemcy, Wotan i nuda, Fronda 17/18, s. 216 Por. Ł. Lubiatowski, Modulations & Transformations vol.4, Plastik 6/1999, s. 387 Tamże8 Tamże9 Por. Sztomek, Oval - muzyka 2.0, Kaktus 3/2000, s. 32 - 3510 Encyklopedia psychodelic trance cz. 2, Techno Party 2/1998, s. 18 -20MAREK HORODNICZY11 Acid Dog, Elfy, magowie i potwory, czyli w podziemnym królestwie Acid Techno, Plastik7/1998, s. 3812 Tamże13 M. Ożóg, Brion Gysin - człowiek, który wymyślił maszynę snów. Plastik 6/1997, s. 2914 D. Misiuna, Obrazy, słowa, dźwięki mistrza Briona, Plastik 7/1999, s. 4115 Tenże, Bestia Crowley czyli prorok Nowej Ery, Plastik 4/1998, s. 3216 Tenże, Kosmiczna bestia - czyli zielone ludki w czarnych zastępach. Plastik 6/1998, s. 2917 Tenże, Magia masturbacyjna, Plastik 8/1998, s. 4318 H. Karaś, Quo Vadis Nowa Ero, Warszawa 1999, s. 24319 A. Zwoliński, To już było, Kraków 1997, s.316


Rozpowszechniony w elitarnych szkołachfrancuskich obrzęd inicjacyjny zwany bizutagepolega na tym, że wśród nowego rocznikaodbywają się wybory „oficjalnej kurwy",„oficjalnego samca" i „oficjalnej masażystki tajlandzkiej".Następnie dochodzi do publicznego stosunkupłciowego między nimi a tymi, których wybiorą z tłumu.INICJACJA:KOLABORACJAI KOPULACJAZ E N O NC H O C I M S K IDer Stasi-VaterW 1996 r. angielski politolog Timothy Garton Ash otrzymał z Urzędu Gauckateczkę z dokumentami, jakie na jego temat gromadziła wschodnioniemieckapolicja polityczna Stasi. Brytyjczyk postanowił skonfrontować swoje osobiste zapiski,jakie prowadził podczas pobytu w NRD w latach 1978-80, z raportamisporządzanymi na jego temat przez agentów Stasi, oraz uzupełnić je przeprowa-230<strong>FRONDA</strong> 23/24


dzonymi przez siebie po latach rozmowami zarówno z ówczesnymi donosicielami,jak i oficerami różnych szczebli prowadzącymi jego sprawę. W rezultacie powstałaksiążka pt. „Teczka", o której Neal Ascherson napisał, że jest to „zdecydowanienajmądrzejsze i najgłębsze studium komunistycznego 'społeczeństwadonosicieli', jakie zostało kiedykolwiek napisane przez obserwatora z zewnątrz".Zastanawiająca jest pointa owej książki, w której autor zadaje sobie pytanie- „Co sprawia, że jeden człowiek zostaje Stauffenbergiem, a inny Speerem?"- i dochodzi do wniosku, że kluczem do zrozumienia różnych postawi wyborów jest dzieciństwo. Otóż oficerowie Stasi, z którymi się spotykał, wychowywalisię bez ojców, najczęściej poległych na wojnie. „Czasami, a nawetdość często, Stasi przejmowało rolę ojca. Jesteś proszony do pokoju dyrektoraszkoły, który przedstawia cię starszemu, pełnemu godności, wzbudzającemuzaufanie człowiekowi, weteranowi wojennemu. Starszy pan odwołuje siędo twojego patriotyzmu, młodzieńczych ambicji i pragnienia przygody. Ówfunkcjonariusz prowadzący staje się ojcem, którego nigdy nie znałeś."Refleksja nad życiową drogą agentów Stasi staje się dla Asha bodźcem, bytak pokierować wychowaniem swych synów, żeby w przyszłości ustrzegli sięlosu zdrajców i donosicieli. Ostatni akapit książki - „Zachowuję akta 'Romea'w pamięci komputera i zamykam za sobą drzwi. Idę do synów." - to jakby odpowiedźna pytanie, co robić, by w przyszłości dzieci nie zdradzały rodziców,mężowie nie donosili na żony, a społeczeństwo nie stało się watahą szpicli.ItinerariumPodczas dorastania młody człowiek staje przed dwoma fundamentalnymipytaniami: o własną tożsamość (kim jestem?) oraz o cel i sens egzystencjiJESIEŃ-2001 231


(po co żyję?). W społecznościach tradycyjnych świat dorosłych udzielał światudzieci pomocy w odpowiedzi na te pytania. Służyła temu instytucja inicjacjiz rozbudowaną sferą rytualno-symboliczną, dzięki której dziecko wtajemniczanebyło w nowy, nieznany do tej pory świat. Podczas pokonywaniaścieżki inicjacyjnej, której poszczególnymi etapami były kolejne ryty, umierał„stary człowiek" czyli dziecko, a rodził się „nowy człowiek" - osoba dojrzała,w pełni odpowiedzialna za swoje czyny. W różnych kulturach i religiachróżne były rytuały inicjacyjne. W wielu plemionach indiańskichelementy inicjacji stanowiły próby wytrzymałości, podczas których adepcimusieli znieść zadawany im ból. Młodzieniec, który nie przeszedł tych prób,nie był godny miana mężczyzny (co w kulturze Indian oznaczało, że jest podczłowiekim).Oczywiście nie wszędzie inicjacja wiązała się z zadawaniem bólu, czegoprzykładem chociażby postrzyżyny u Prasłowian czy bar miewa u Żydów. Chodziłoraczej o porzucenie dziecinnegosposobu patrzenia na świat i spojrzenienań w sposób dojrzały, bogatszyo pewną wiedzę, zdolnąprzemienić człowieka wewnętrznie.Sam ryt, odwołującysię do sfery symbolicznej, miałbyć tej przemiany pieczęcią.W pierwotnym chrześcijaństwierolę inicjacji pełniły dwa sakramenty: chrzest i bierzmowanie (zwanyteż sakramentem dojrzałości). Chrzest poprzedzony był okresem katechumenatuczyli głębokiej formacji duchowej, podczas której umierał „staryczłowiek" czyli poganin, a rodził się „nowy człowiek" czyli chrześcijanin.W czasie owego duchowego itinerarium wtajemniczany był w prawdy wiary,które nie tylko zaczynał rozumieć, ale także je przeżywać. Objawiona zostawałamu jego tożsamość (dziecka Bożego) oraz cel życia (dążenie do zjednoczeniaw miłości z Ojcem). Gdyby inicjacja była procesem tylko intelektualnym,opierającym się na chłodnym rozumowaniu, chrześcijanin być może byto wszystko zrozumiał. Ponieważ jednak odwoływała się ona do wszystkichjego sfer - nie tylko intelektualnej, ale także zmysłowej, psychicznej i, co najważniejsze,duchowej - on nie tylko owe prawdy rozumiał: on nimi żył.232 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Inicjacja zapewniała stałe odnawianie się wspólnoty, gwarantowała ciągłośćprzekazu, ugruntowując go w sferze duchowej i symbolicznej. Moc inicjacjipolegała na tym, że poddany jej człowiek nie mógł już być po niej takisam jak przedtem - zaczynał patrzeć na świat nowymi oczyma.Postępująca sekularyzacja sprawiła, że inicjacja wcale bynajmniej nie zanikła,lecz przybrała nowe laickie formy. O ile w samym Kościele przytłumionazostała świadomość inicjacyjnego charakteru sakramentów, o tyle nowe„świeckie religie" bezczelnie plagiatowały ryty kościelne. Przykładem możebyć praktykowany w NRD obrzęd laickiej konfirmacji, tzw. Jugendweihe, którynie zniknął wcale po zjednoczeniu Niemiec, lecz nadal cieszy się wśródmłodzieży wielką popularnością.BizutageDziś zresztą niemal każda subkulturaposiada swoje własne ryty inicjacyjne.Nie są może one tak samoświadomejak np. wśród średniowiecznych rycerzy,ale bardzo wyraźne. Na przykładniemiecki dziennikarz UlrichWickert w swej wydanej niedawnoksiążce „I Bóg stworzył Paryż" opisałrozpowszechniony w elitarnych szkołach francuskich obrzęd inicjacyjny zwanybizutage. Polega on na tym, że wśród nowego rocznika odbywają się wybory„oficjalnej kurwy", „oficjalnego samca" i „oficjalnej masażystki tajlandzkiej".Następnie dochodzi do publicznego stosunku płciowego międzynimi a tymi, których wybiorą z tłumu.Bizutage jest - jak pisze Wickert - „aprobowana przez absolwentów uczelnii milcząco popierana przez kierownictwo. Kto się jej opiera, zostaje wykluczonyz uczelnianej społeczności. (...) W wielu szkołach opornym (opieraćsię - refuser) maluje się na plecach wielkie R, po czym wyrzuca się ichz towarzystwa. Brakuje dla niego pokoju, samorząd uczelniany skreśla jegonazwisko z listy studentów, nie daje mu się możliwości praktyki; a jeśli nawetmimo to dotrwa do egzaminów końcowych, nie ma wstępu do wszechmocnejsociete des anciens eleves, kontrolującej poprzez 23 tysiące swych człon-JESIEŃ-2001233


ków rynek pracy inżynierów. Kariera zawodowa zamyka się przed nim, zanimzdąży się zacząć."Kilka lat temu na ekrany kin trafił film Barry Levinsona pt. „Uśpieni" (zRobertem de Niro, Dustinem Hoffmanem i Bradem Pittem). Tam równieżprzedstawiona została praktyka podobna do bizutage - młodociani więźniowiezostali do niej wybrani przez swoich strażników. Reżyser nie pozostawiłcienia wątpliwości, co sądzi o gwałtach na nieletnich - czterej główni bohaterowiefilmu, ofiary przemocy seksualnej, mieli z tego powodu kłopoty osobowościowedo końca życia, a dwóch z nich zostało nawet zawodowymimordercami.Francuscy socjologowie są jednak dużo bardziej liberalni niż reżyserz Hollywood. Nie biją z powodu bizutage na alarm, tak jak np. polscy socjologowiekrytykują zjawisko „fali" w wojsku. Wręcz przeciwnie, jeden z nich,prof. Michel Maffesoli, ową praktykę gwałtu i przemocy seksualnej charakteryzujenastępująco: „Cierpienie jest homeopatycznym sposobem spotkaniaze śmiercią. Powiedziałbym, że ze śmiercią w samym sobie i w samej swejistocie; pozwala to jednostce na odradzanie się w kolektywie. (...) To, że sekstraktowany jest jako element zabawy, że ukazywany jest publicznie, że nawetczyni się zeń przedmiot śmiechu, uświadamia młodym ludziom, że ma on234<strong>FRONDA</strong> 23/24


w pierwszym rzędzie służyć zadowoleniu społeczności, a dopiero późniejmoże stać się sprawą prywatną." Niezła „katecheza" inicjacyjna!Wickert komentując wywód Maffesoliego pisze: „Profesor gotów jest zatemuznać bizutage za zjawisko raczej pozytywne. To, co wymyka się kontroli,zostaje skanalizowane przez system obrządków. Nawet odbywany publiczniestosunek płciowy, będący najczęstszym celem działań seksualnychw trakcie bizutage, przyczynia się do wytworzenia jednego społecznego corps:dosłownie - ciała; ale także - korporacji. Od tego słowa pochodzi bowiem'korporalizm' - pojęcie, którego sens należy dobrze zgłębić, jeśli chce się zrozumiećistotę funkcjonowania francuskiego społeczeństwa. Korporacje składająsię z powiązanych ze sobą grup, na zewnątrz odrębnych, w istocie spojonychw nierozdzielną całość. Korporalizm rządzi nie tylko regułamikonkurencji wśród rozmaitych władz, lecz także światem gospodarki i finansów,a nawet kultury i nauki. Przyczyny tego mogą tkwić w fakcie, iż większość'władców' Francji przeszła przez tego rodzaju obrządki."Przypominają się „Biesy" Dostojewskiego i scena zamordowania Szatowaprzez Wierchowieńskiego oraz jego czterech towarzyszy. Mord nabieracech rytualnych, wytwarza corps: przelana wspólnie krew cementuje kółko rewolucjonistów.Jest w tym chyba jakaś moc, skoro krew ofiar komunistówprzelewana w latach czterdziestych XX stulecia potrafi nadal cementowaćich spadkobierców na początku XXI wieku...Timothy Garton Ash „Teczka", Znak. Kraków 1997;Ulrich Wickert „I Bóg stworzył Paryż". Gdynia 2001.ZENON CHOCIMSKIJESIEŃ-2001 235


„Wiesz co jest gorsze niż niewiaraw Boga? Wiara w Niego - mówistygmatyczka. - To jest przerażającamyśl. Ponieważ jeśli istnieje Bóg, to mnienienawidzi. On rujnuje moje życie."kryjekłamstwoALEKSANDERKOPINSK17 sierpnia, z dwuletnim opóźnieniem, wszedł na ekrany polskich kin filmStygmaty Ruperta Wainwrighta. Recenzenci prasy ogólnopolskiej odnieśli siędoń bardzo krytycznie, czy wręcz lekceważąco, i w zasadzie trudno sobiewyobrazić, by teraz mógł on sprowokować jakąkolwiek głębszą dyskusję.Inaczej sprawy się miały kilka miesięcy temu, gdy znany jedynie wąskiejgrupie użytkowników DVD obraz był przedmiotem sporów w wielu polskichwitrynach internetowych. Na kanwie filmu rozpoczęło się wówczas kolejnestarcie „Polski Michnika" z „Polską Rydzyka", „reformatorów" ze„wstecznikami", „Europy" z „ciemnogrodem".Do tego typu „debat" przyzwyczailiśmy się już śledząc przypadki filmówKsiądz czy Skandalista Lany Flint. A więc - z jednej strony posypały się gromkiebrawa, a zaraz po nich chór wyrecytował magiczne formuły o potrzebie reformyKościoła, którego wymiar ziemski i instytucjonalny zniewala żarliwą wiarę iducha obecnego w Ludzie Bożym. Druga strona odpowiadała na ogół spokojnie,bez histerii, nauczona, że manifestacyjny sprzeciw staje się darmową reklamąobrazoburczych produkcji; z rzadka tylko pojawiały się głosy sugerujące, że236<strong>FRONDA</strong> 23/24


„król zwierząt" z godła wytwórni Metro Goldwyn Mayer, ryczący wczołówce filmu, to w istocie apokaliptycznaBestia lub po prostu...starotestamentowy Lew Judy.Na marginesie warto dodać, żeniemal wszyscy uczestnicy wirtualnychdyskusji podkreślali swe zafascynowanieformalną stroną obrazu,niezależnie od oceny jego wymowy. Zdajesię więc, że polscy surferzy są znacznie mniej zblazowaniod dziennikarzy działów kulturalnych.Jednak czy sens Stygmatów wyczerpuje się w ideologicznejperswazji? Czy oto po raz kolejny świat kultury spłacatrybut żądaniom politruków politycznej poprawności,którzy nie ustaną w swych wysiłkach, dopóki nie unicestwiąprzeciwnika? I czy ktoś, kto nie chce być stroną wowym rytualnym, dialektycznym sporze, rzeczywiście niema czego szukać w obrazie Ruperta Wainwrighta?Urząd Ochrony WatykanuFilm opowiada historię Frankie Paige, fryzjerki z Pittsburgha, która choćjest osobą niewierzącą i prowadzi się dość swobodnie, w wieku 23 lat -podobnie jak św. Franciszek - zostaje naznaczona stygmatami. Wiadomość otak niezwykłym przypadku dość szybko dociera do watykańskiej Kongregacjids. Świętych, która przedstawiona jest w filmie jako nowoczesna i sprawnaagencja wywiadowcza, mająca za cel demaskowanie wszelkich domniemanychcudów i dbanie o mistyczne „status quo" w Kościele katolickim.Kierujący Kongregacją kardynał Houseman, diaboliczny watykańskibiurokrata z bródką, jaką zwykli nosić hiszpańscy inkwizytorzy w Latającymcyrku Monty Pythona, wysyła na miejsce księdza Andrew Kiernana, biochemika-jezuitę.Badając tajemniczy przypadek swym nieuprzedzonym okiemnaukowca, ksiądz Kiernan wpada na trop... autentycznej Ewangelii,napisanej przez Chrystusa, i pierwotnej nauki chrześcijańskiej, przez wiekitłumionej w bezdusznych strukturach Kościoła katolickiego.JESIEŃ'2001 237


Nietrudno się domyślić, że widz śledzący taką fabułę na ogólreaguje w sposób skrajny: odrzuca cały obraz lub staje się jego wyznawcą,czyli fanem. Tej alternatywnej recepcji sprzyja również forma i tempoprzekazu: reżyser nie bezkozery znany był dotądjako utytułowany twórcaklipów reklamowych,a ścieżkę muzyczną filmuwspółtworzył m.in. DavidBowie. Stygmaty są supernowoczesnymthrillerem,czymś w rodzaju Egzorcystyepoki internetu i telewizjisatelitarnej. Film adresowany jestwięc domłodychwidzów -przedstawicieli„generacjiX",którzy pokonująWitkacowski zanik uczuć metafizycznych,w najlepszym razie, poddając się bombardowaniu setkamidecybeli dźwięków techno, a w najgorszym - pogrążając się w narkotycznymświecie iluzji.Łapaj złodzieja!Stygmaty to film w swoim gatunku znakomity, a zarazem niesłychanie perswazyjnyi z pewnością nikogo, kto się nań wybierze (zwłaszcza, gdy trafi dokina wyposażonego w dobry system dolby surround), nie pozostawi obojętnym.Nie poddając się skrajnym emocjom, spróbujmy jednak przyjrzeć się bliżejprzesłaniu, jakie ten obraz niesie. „W roku 1945 w Nag-Hammadi, odkrytyzostał zwój, który opisano jako «sekretne kazania żyjącego Chrystusa» - czy-238 <strong>FRONDA</strong> 23/24


tamy w zakończeniu filmu. - Zwój ten, Ewangelia Tomasza głoszona przezuczniów, to najlepszy zapis słów Jezusa, jaki posiadamy.Watykan odmówił rozpoznania tej Ewangelii iuznał ją za herezję." Intencja twórców jestwięc jasna: chodzi o zdemaskowanie fałszerstwaStolicy Apostolskiej, którachroniąc własne interesy, od lat ignorujepojawienie się nowych dokumentówz życia pierwszych gmin chrześcijańskich.Tymczasem dziękinieznanym wcześniej przekazomzapewne moglibyśmy lepiej zrozumiećistotę chrześcijaństwa, anawet... usłyszeć słowa samegoNauczyciela. „Jezus powiedział:'Królestwo Boga jest wewnątrzciebie i wokół ciebie. Nie pałace zdrewna i kamienia. Podziel kawałekdrewna i Ja tam będę. Podnieś kamieńi znajdziesz Mnie'." - te piękne wersetypowracają wiele razy w trakcie filmu.Otwieram leżący przede mną XX tomserii Pisma starochrześcijańskich pisarzy, wydanyw 1979 roku przez warszawską Akademię TeologiiKatolickiej, i poczynając od strony 207, czytam... Ewangelię Tomasza, jedenz kilkudziesięciu apokryfów powstałych w sektach gnostyckich w II wieku poChrystusie. Niestety, zaginione logia - czyli zapisany w oryginalnym językuaramejskim zbiór mów Jezusa, z którego korzystali pisząc swe Ewangelieśw. Mateusz i św. Łukasz - nadal pozostaną jedynie obiektem marzeń biblistów.Prawda, jak zazwyczaj, okazuje się mniej kolorowa niż poetyckiebaśnie. To łatwe do wykrycia kłamstwo to po prostu cyniczna manipulacjahollywoodzkich producentów, zarzucających Watykanowi... makiawelizm.Aha, i nie próbujcie szukać w Ewangelii Tomasza wierszy o kamieniach idrewienkach - są one czystym zmyśleniem, choć - trzeba przyznać - dobrzeoddają ducha i przesłanie tego dzieła.JESIEŃ-2001239


Oczywiście, można by na tym całą „sprawę" Stygmatów zakończyć i takzapewne zrobi większość przeciwników filmu. Spróbujmy jednak - choćbydla czystej hermeneutycznej przyjemności - przyjrzeć się bliżej jego fabule.Niech naszym drogowskazem będą słowa Cezarego Michalskiego, któryniegdyś na tych łamach pisał: „Jak mawia Wojciech Cejrowski, 'ciemnogródpowinien nauczyć się właściwie czytać' teksty wybitnych dzieł kulturywspółczesnej, albowiem (jeśli wierzyć teoretykom 'dialogiczności' tekstuartystycznego), nawet dzieło lewackie, o ile zostało stworzone przez uczciwegoczyli utalentowanego artystę, zawiera także inne ideologiczne językiczyli prawdę".Objawienie czy opętanieBohaterka filmu, tak jak wielcy mistycy (choćby beatyfikowany przed dwomalaty Ojciec Pio), otrzymuje kolejne rany na wzór Ukrzyżowanego Chrystusa.Jednak stygmaty i towarzysząca im cudowna woń, lewitacja czy wreszciezdolność mówienia nieznanymi językami nie wynikają z bliskiej więzi zBogiem ani miłości do Niego. „To miałby być dar? - ironicznie odpowiadaFrankie na tłumaczenia ojca Andrew. - Czy mógłbyś mnie od niego uwolnić?"Wszystkie znaki świętości zostają wykpione, a sam Bóg nabiera niecodemonicznych rysów: „Wiesz co jest gorsze niż niewiara w Boga? Wiara wNiego - mówi stygmatyczka. - To jest przerażająca myśl. Ponieważ jeśli istniejeBóg, to mnie nienawidzi. On rujnuje moje życie."240 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Czy dobry Bóg może postępować w ten sposób? Czy to możliwe, byświęte tajemnice Męki Pańskiej, których zrozumieniem w ciągu wiekówJezus obdarzy! zaledwie kilkoro największych mistyków, teraz stały się udziałemosoby zupełnie przypadkowej? Te pytania zadawał sobie w początkach„śledztwa" ksiądz Andrew Kieman, szybko jednak stracił je z oczu,uwiedziony przez mnożące się na jego oczach cuda. Jednak uważny widz,który nie zagubi się wraz z bohaterem, zwrócić musi szczególną uwagę nanastępującą scenę: Frankie Paige, bez reszty wzięta w posiadanie Nieznanego(jak w klasycznym przypadku opętania), odtwarza na ścianie pokoju tekstowej Ewangelii Tomasza; zastaje ją przy tym ojciec Kieman, którynastępnie zostaje poddany szczególnej psychoanalizie: „Jesteśzbyt dumny ze swojej świętej wstrzemięźliwości -wrzeszczy na niego Frankie - jakby dotyk kobiety mógłcię zabić! Kobiety są zbyt skomplikowane. Więc todlatego zostałeś księdzem (...) Jaka jest dzisiaj twojawiara, ojcze?" - i w szale ciska nieszczęsnymksiędzem po ścianach pokoju. Mimo że zaraz potym Frankie zawisa w powietrzu, jak gdyby nabelkach niewidzialnego krzyża, trudno namuwierzyć, by taką pedagogię stosował wobec swychuczniów i kapłanów Jezus. Rabbi nawołujący do rachunku sumienia inawrócenia serca różnić się przecież musi od demona podejrzeń, skorosłuchacze zwracali się do Niego słowami „Nauczycielu dobry" (Mk 10,17;Łk 18,18). Kto więc przemawiał ustami dziewczyny i kto jej ręką pisał naścianie nieznaną Ewangelię? Jaki duch wstąpił w jej ciało i umysł? I czyje sąstygmaty, które ona nosi?Święty-demonTak oto wraz z naukowcem-jezuitą powracamy do sprawy apokryfu Tomasza- rzekomo jednej z najgłębiej skrywanych tajemnic Watykanu. Otóż Komisjads. Ewangelii, prowadząca niegdyś badania nad dokumentem, zostałaniespodziewanie rozwiązana przez znanego nam już kardynała Housemana.Jednak jeden z jej członków, ojciec Alameida, nie podporządkował się decyzjiprzełożonych i zniknął wraz z jedynym egzemplarzem starożytnego doku-JESIEŃ-200 I241


mentu, którego tłumaczenie postanowił doprowadzić do końca. W trakcieswych poszukiwań Andrew Kiernan odkrywa, że już raz zetknął się z ojcemAlameidą: w swojej poprzedniej misji badał płaczący krwawymi łzami posągMaryi w brazylijskiej wiosce Belo Quinto, gdzie właśnie umarł w opinii świętościpewien kapłan-stygmatyk. Dzięki fotografii z czasów Komisjids. Ewangelii w starcu opłakiwanym przez Matkę Bożą ojciec Andrewrozpoznaje niepokornego Alameidę. W końcowych scenach mówi się jużotwarcie, że Frankie nie była mistyczką, lecz... medium, którym posłużył sięzmarły, by przekazać dalej tajemnicę prawdziwej nauki Jezusa.Kapłan łamiący ślub posłuszeństwa i występujący przeciwko Kościołowi;człowiek, którego duch wybiera sobie na posłańca ateistkę, klasycznedziecko współczesnego „pokolenia śmierci" - oto jak w owym „pierwotnymchrześcijaństwie Jezusa" miałby wyglądać wzór świętości. Szokujące?„Spójrz dookoła. Co widzisz? Kościół. To budynek - tłumaczy księdzuKiernanowi inny badacz apokryficznej Ewangelii. - Prawdziwy KościółJezusa Chrystusa to znacznie więcej. Nie budynki zrobione z drewna ikamienia. Kocham Jezusa. Nie potrzebuję instytucji pomiędzy nim a Mną.Widzisz - tylko Bóg! Bez księży, bez kościołów." Spod maski świętego mędrca,spośród demonicznych grymasów i sztuczek wyziera ku nam obliczecharyzmatycznego pogromcy grzesznego, zepsutego świata i równie zepsutegoKościoła; oblicze guru, oblicze - założyciela sekty.Dzisiaj, w blasku sierpniowego słońca, stare jak chrześcijaństwo słowagnostyckich buntowników, skierowane przeciw religii „zinstytucjonalizowanej",rozbrzmiewają z niezwykłą mocą. Zaraz po Kościele obiektem ichataków stają się zazwyczaj rodzina, państwo i inne „opresyjne" instytucjeZachodu. W efekcie, jak dowiadujemy się z co roku z publikowanych w prasiestatystyk, każdego lata setki nastoletnich fascynatów wolnej duchowości niewracają do swych domów... A ich mentorzy, przywódcy tzw. nowych ruchówreligijnych, poniewczasie okazują się większymi tyranami i nikczemnikaminiż znienawidzony symbol zbiorowej hipokryzji - poczciwy ksiądz proboszcz.Prawda, którą w zamierzeniu twórców Stygmaty miały obalić, rozsadza ideologicznyprzekaz filmu. Domniemane „autentyczne chrześcijaństwo"242 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Ewangelii Tomasza okazuje się bowiem demonicznym sekciarstwem pursang. Prawdziwy artystyczny talent - czyli zmysł piękna, które pochodzi przecieżz tego samego Źródła co prawda - wymyka się perswazyjnej strategiiideologów z Metro Goldwyn Mayer. Dzięki temu dzieło sztuki nie jest litylko tubą propagandową, zyskuje nowe znaczenia i kryje w sobie znaczniewięcej prawdy niż zdolny jest zauważyć widz uprzedzony - obojętnie czy sąto uprzedzenia antywatykańskie, czy antyhollywoodzkie.Stygmaty.Reż. Rupert WainwrightUSA.1999ALEKSANDER KOPIŃSKIJESIEŃ-2001243


Czytając „Ciało Płeć Literaturę", odczuwamyjednocześnie zamęt i znużenie. Niewiemy, czy mamy do czynienia z rzeczywistą,formującą poważne stanowisko badawczekrytyką literacką, czy z ekscesem będącym kolejnymgłosem na drodze do równouprawnienia gejówi lesbijek, tym razem w kulturze literackiej. A możez jednym i z drugim naraz? Jeśli tak, to jest to mieszankanad wyraz niestrawna.»NatentematSłowianiemilczą..."WOJCIECHCHMIELEWSKINieogarniona, rozległa jak Matka Rosja terra incognita światowej literatury.Spowijają ją mgły naszej ignorancji i mroki niezliczonych płciowych tajemnic.Kto je rozwikła? Kto wyjaśni, że za utworem przywołującym całkiemniewinny pasterski obrazek albo - przeciwnie - groźną burzę z piorunami łupiącymiw górskie granie tak naprawdę kryją się stłamszone przez „kulturępatriarchalną" odmienne upodobania seksualne? Kto wpuści promień światław zatęchły świat tradycyjnego odczytywania literackiego kanonu?Na szczęście w Zurichu mieszka człowiek, którego powołaniem jest odkrywanieinnego wymiaru światowej spuścizny literackiej. Niczym WilhelmTell, występujący przeciwko szwajcarskim panom feudalnym, podejmuje244<strong>FRONDA</strong> 23/24


nowatorskie dzieło walki o inne (Uwaga! „Inność" i „pragnienie Innego" topojęcia w tej recenzji wiodące) odczytywanie starych tekstów. Co więcej, gromadzion wokół siebie grono uczniów podążających szalenie modną w ostatnichlatach drogą gender studies i gay studies, ofiarowujących mu oto z okazji50-tych urodzin opasły tom studiów, zatytułowany „Ciało Płeć Literatura".Kimże jest ów śmiałek?Homotekstowy świat„German Ritz chodzi pod górę nie tylko do własnego domu. Chodzi podgórę, i to własnymi drogami, również jako badacz nowszej i współczesnej literaturypolskiej. Jest też, a może przede wszystkim, badaczem i komentatoremoutsiderem polskiej współczesnej mentalności w jej literackim i publicystycznymodzwierciedleniu. [...] do kwestii statusu naukowego gender studiespodchodzi bez namiętności, wciąż jednak okazywanych przez niektórych jegopolskich kolegów płci obojga. Zresztą namiętności to już jest jakiś dowódożywienia dyskusji w tej sprawie, jako interpretator bowiem tekstów nacechowanychpłciowością hetero- i homoseksualną, konkretnie zaś wyróżniającychsię swoistością dyskursu, konstatuje z pewną może przesadą, że 'naten temat Słowianie milczą'" - pisze w przedmowie do książki Andrzej Borowski.Jak wiadomo, gender studies to studia nad literaturą polegające na odczytaniuukrytego w niej pierwiastka płciowości jako siły sprawczej, natomiastgay studies koncentrują się wyłącznie na wątkach homoseksualnych i eksponująje nawet w tekstach dawnych i bardzo dawnych lub (zwłaszcza w StanachZjednoczonych) zajmują się wprost badaniami twórczości gejów. Najogólniej,celem tych krytycznoliterackich ekskursów jest dowiedzenie, żew istocie wielu twórców skrywało swe prawdziwe pragnienia i preferencjeseksualne w obawie przez represyjnością społeczeństw i w sposób zakamuflowanydawało im upust w tekstach literackich, co pociąga za sobą jednakdalszy, dużo ważniejszy wniosek. Homoseksualizm, wedle podążających„drogągender", ma zyskać rangę siły kulturotwórczej, współtworzącej literackiedziedzictwo. Krótko mówiąc, płciowość człowieka i odchylenia od niej,czyli zboczenia seksualne, stały się kulturowym kluczem, za pomocą któregoobecnie bada się literaturę. Tę dawniejszą i całkiem nową.JESIEŃ-2001245


A jak wygląda to zjawisko w ujęciuautorów obecnych w luksusowo wydanejprzez Wiedzę Powszechnąksiążce? Zakres tematyczny jest bardzoszeroki. Od analizy „Nie-BoskiejKomedii" Krasińskiego poprzeztekst o fanatycznej wyobraźniZofii Nałkowskiej aż po „genderowydyskurs epoki" na podstawie „SonatyKreutzerowskiej" Tołstoja i „wątkilesbijskie we współczesnej literaturzepolskiej". Problem z tymliczącym ponad 700 stron dziełempolega chyba na tym, że obok szkicównaprawdę interesujących i odkrywającychmało znane aspekty krytycznoliterackie, związane z problemamipłciowymi i seksualnymi (mającymi niezaprzeczalny wpływ na to, copisali!), takich autorów jak Nałkowska, Kuncewiczowa czy Przybyszewski,mamy tu prawdziwe dziwolągi, dla których odpowiednim miejscem byłabyhermetyczna prasa gejowska czy lesbijska. Tak właśnie rodzi się charakteryzującepostmodernizm pomieszanie tego, co dla kultury istotne i dokonańrozmaitych „outsiderów polskiej mentalności". Przyjrzyjmy im się bliżej.Cej Erazm z Rotterdamu„[...] pożądanie ukryte między wierszami stanowi na gruncie tekstu - jakkażda seksualność w kulturze - konstrukt, który ustala pozycję tego, co Inne,wśród tego, co ogólne, czyniąc tym samym Inne w sposób naturalny częściącałości kulturowej" - pisze Robert Cieślak w tekście dedykowanym GermanowiRitzowi pod tytułem „Pragnienie Innego. Język pożądania wewspółczesnej poezji polskiej". Nie jest to dedykacja bezpodstawna, wszak:„Dokonane przez Germana Ritza systemowe określenie kategorii gender i gaystudies w stosunku do polskiej prozy artystycznej stanowi bowiem motywacjędo rozważenia kilku istotnych zagadnień w dziedzinie liryki - jest punktemodniesienia kolejnych interpretacji". Autor stara się następnie o „rozpo-24g <strong>FRONDA</strong> 23/24


znanie kategorii pragnienia Innego" na przykładzie kilku utworów poetyckich.Tekstów, które w interpretacji Cieślaka stają się na naszych oczach „homotekstami",znakami pożądania skierowanymi przez poetów do przedstawicielitej samej pici. Przecież, powołuje się autor na Autorytet: „[...]German Ritz stwierdza: 'wrażliwość homoseksualna jest zawsze tylko pewnąformą egzystencji estetycznej'." Niestety dla profesora z Zurichu i jegoucznia: „Represyjność kultury 'męskiej' ogranicza wszelkie ślady dyskursumiłosnego w rozumieniu dotychczas tu proponowanym". Wypada poczekaćna lepsze czasy.„Dyskursu miłosnego" dotyczy również tekst Piotra Urbańskiego „'Zakazanaprzyjaźń' w poezji nowołacińskiej". Tu z kolei autor sięga głębokow przeszłość, bo aż do świętego Augustyna i fragmentów jego „Wyznań", alebardziej koncentruje się na tekstach renesansowych. „Szczególnie renesansangielski, i to, jak się wydaje, nawet bardziej niż włoski stanowi obszarwzmożonego zainteresowania tą problematyką. Dlaczego tak się dzieje?Otóż wspólnym rysem współczesnych gender oraz gay studies zdaje się odnajdywaniew tekstach dawnych potwierdzenia współczesnej wrażliwości, posuwającesię aż do negowania (a może 'przeoczania') historycznych wymiarówtekstów, a także odnajdywanie w nich odpowiedzi na pytaniao tożsamość współczesnego geja". Starając się uniknąć tej pułapki, autor dopatrujesię „zakazanej przyjaźni" u samego Erazma z Rotterdamu. Przecieżo niektórych jego utworach jeden z historyków wprost napisał, iż jest to anotherexample of hidden homosexual history. Jak zatem było w istocie? Tego autorwprost nie stwierdza, sugeruje jednak, że taka interpretacja łacińskich tekstówjest jak najbardziej uprawniona. Czy jego szkic jest zatem tylko studiumliteraturoznawczym, czy też próbą odpowiedzi na „pytania o tożsamośćwspółczesnego geja"? Tego też się nie dowiemy.Od romansu po HolocaustW niektórych tekstach można jednak napotkać twierdzenia pewne. „Jeśliszukać jakichś analogii z tym, co działo się w teoriach feministycznych i gejowskichna świecie, literatura i krytyka polska znajduje się na etapie, którymożna nazwać przedemancypacyjnym. Nie idzie nawet o to, że homoerotyzmpostrzegany jest jako nieszczęście, choroba, wyrok - ale o to, że w sztu-JESIEŃ2001247


ce znajduje wyraz zaledwie marginalny" - stwierdza Inga Iwasiów w eseju„Obcość kultury, znajoma bliskość innych. Wątki lesbijskie we współczesnejliteraturze polskiej". Może właśnie dlatego, jak chce German Ritz, „na tentemat Słowianie milczą...".Skoncentrujmy się jednak na wątkach lesbijskich. Iwasiów analizuje jemiędzy innymi na podstawie pisarstwa Ewy Schilling z tomu „Lustra":„Olsztyńska pisarka, publikująca pod pseudonimem - warto zwrócić na touwagę - także w pismach gejowskich, opisuje tło obyczajowe romansów orazzwiązane z nim odczucia, których źródłem jest brak społecznej akceptacji.Publikowanie tekstów w prasie gejowskiej to fakt znaczący. Wskazuje onz jednej strony na obyczajową śmiałość - są to teksty jawnie erotyczne -z drugiej na brak na nie akceptowanego przez pisarkę miejsca w prasie adresowanejprzede wszystkim dla kobiet, w tym również feministycznej". Rzeczywiściezadziwia ten brak miejsca, zważywszy na tematykę, jaką podejmujeSchilling: „[...] od wątku kobiecego romansu po Holocaust. Sadzę, że tozestawienie - pisze dalej Iwasiów - mogłoby się stać podstawą interpretacjiujmujących safizm w kategoriach ąueer theory, rozpoznającej grupy pozbawionegłosu w publicznej mowie. Żydówka, matka, kobieta, kochanka - to nazwy,których znaczeniem zajmuje się narracja 'Luster'."Czytając „Ciało Płeć Literaturę", odczuwamy jednocześnie zamęt i znużenie.Nie wiemy, czy mamy do czynienia z rzeczywistą, formującą poważnestanowisko badawcze krytyką literacką, czy z ekscesem będącym kolejnymgłosem na drodze do równouprawnienia gejów i lesbijek, tym razem w kul-248<strong>FRONDA</strong> 23/24


turze literackiej. A może z jednym i z drugim naraz? Jeśli tak, to jest to mieszankanad wyraz niestrawna.To wszystko zresztą nie byłoby może aż tak istotne - wszak nasza krytykaznajduje się jeszcze „na etapie przedemancypacyjnym" - gdyby nie te passusyniektórych szkiców, które uświadamiają, że „Inne" może dotykać równieżkorzeni judeochrześcijańskiej kultury i starać się ją wypaczyć. PiszeMagda Lipiec ('Świętość a kobiecość w świetle opowiadań i dzienników KarolaLudwika Konińskiego'): 'Pisma Konińskiego nie dają żadnych podstawdo nadziei, że mężczyzna i kobieta na nowo 'będą dwoje w jednym ciele'(Rdz 2, 24), 'jednością w Chrystusie' (Ga 3, 28), który jako preegzystencjalnyprawzór człowieka dwupłciowego poprzedzał stworzenie Adama i Ewy.I dlatego niepokojąco - w kontekście przemyśleń Konińskiego - brzmi odpowiedźChrystusa na pytanie Salome, kiedy nadejdzie królestwo Boże, przytoczonaprzez 'Ewangelię Egipcjan': 'gdy dwoje staną się jednym, i gdy mężczyznai kobieta przestaną być już mężczyzną i kobietą'.'WOJCIECH CHMIELEWSKIGało Płeć Literatura. Prace ofiarowane Profesorowi Germanowi Ritzowi w pięćdziesiątą rocznicę urodzin.Wiedza Powszechna, Warszawa 2001JESIEŃ-2001249


POŻEGNANIEZWIELKOŚCIĄALEKSANDERBOCIANOWSKIDla Stanisława Dygata życie rodzinne nie liczyło się w porównaniu z pisarstwem.Zostać w oczach potomnych wielkim pisarzem było zadaniem najważniejszym,przy którym codzienne obowiązki małżeńskie i rodzicielskiewydawały się czymś mało istotnym.Opis rodziny Dygatów widziany oczyma dziecka, córki pisarza Magdy, to-jak trafnie zauważyła Izabela Sikora - opis „toksycznej rodziny". Oto wrażliwyhumanista, tak pięknie piszący o miłości, w życiu osobistym okazuje sięczłowiekiem niedojrzałym emocjonalnie, okrutnym wobec najbliższych. Karierapisarska i życie towarzyskie pochłaniają go do tego stopnia, że o istnieniuwłasnego dziecka przypomina sobie jedynie co jakiś czas. Wówczas, abykupić miłość córki, obsypuje ją prezentami. Magda jednak cierpi. Pragnie bowiemodrobiny ciepła, ale go nie dostaje. Już jako niemowlak jest zapominanaw szatni, zamykana sama w domu lub podrzucana znajomym czy sąsiadom.Rodzice pytani o nią odpowiadają: „Tak. Oczywiście. Jeszcze mamydziecko. Gdzie ono jest? Zdaje się w Zakopanem." Kilkuletnia Magda wieczoramiprzeżywa nerwowe chwile, targana niepewnością, czy tatuś nieprzyprowadzi sobie znowu nowej „pani". Kiedy w ich życiu pojawia się KalinaJędrusik i w dwupokojowym mieszkaniu zamieszkują dwie żony Dygata,wtedy w życiu małej Magdy coś pęka: „Od tego momentu datuje się jednakcoś, co trudno było mi określić przez wiele lat. Zdziwienie, szok,rozczarowanie, zagubienie, absolutne niedowierzanie, wiele lat konfrontacjiz samą sobą, kompleks winy i brak poczucia własnej wartości. Lęk, że każdy,kto wychodzi z domu, może już nie wrócić..." Jeszcze jako dorosła osobaMagda Dygat długo zmagała się z nerwicami i nałogami powstałymi na skutekporanień psychicznych z okresu dzieciństwa.250<strong>FRONDA</strong> 23/24


Koło historii obróciło się i wiele nadmuchanych peerelowskich wielkościukazało swoją miałkość. Jest jakaś ironia losu w tym, że w III RP StanisławDygat jest tylko trzeciorzędnym pisarzyną, pamiętanym głównie dlatego, żeskrzywdził własne dziecko.ALEKSANDER BOCIANOWSKIMagda Dygat „Rozstania" , Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001JESIEŃ-2001251


„Życie najbardziej inteligentnych zwierząt znajdujesię na poziomie nawet wielu ludzi. A skoro zabijamyzwierzęta, możemy też zabijać niektórych ludzi",twierdzi Peter Singer.NOWEPRAWOczyliPENTALOGMAREKKONOPKOW 1999 roku jeden z najbardziej prestiżowych amerykańskich uniwersytetów- Princeton - powierzy! katedrę etyki oraz dożywotnią profesurę AustralijczykowiPeterowi Singerowi. Na świecie jest on znany głównie jako autorgłośnej książki „O życiu i śmierci. Upadek etyki tradycyjnej" (1995, polskiewydanie 1998), w której obwieszcza zmierzch moralności zbudowanejna wartościach chrześcijańskich czy też - jak sam pisze - na „wielce szkodliwychwpływach religii". Zamiast Dekalogu proponuje wyryć w kamieniuułożony przez siebie Pentalog czyli pięć podstawowych zasad, którymi powinienkierować się człowiek w XXI wieku.Pierwsze przykazanie Singera brzmi: „Uznaj, że wartość ludzkiego życiasię zmienia". Człowiek przestaje być wartością sam w sobie, a jego znaczeniewarunkują czynniki zewnętrzne, takie jak np. dobrobyt materialny czyprzyjemne kontakty społeczne. Głównym miernikiem jakości życia jest faktposiadania świadomości. Przy ograniczonym kontakcie człowieka z otoczeniembądź przy jego niezdolności do nawiązywania kontaktów społecznych252 <strong>FRONDA</strong> 23/24


- o wartości danego życia decydują osoby trzecie. Porównują one w utylitarystycznysposób sumę cierpień danego istnienia z sumą korzyści jakie onoprzynosi, a następnie odbierają lub przypisują owemu życiu wartość.W przypadku upośledzonych noworodków, zdaniem australijskiego etyka,życie nie ma żadnej wartości.Drugie przykazanie Singera brzmi: „Bierz odpowiedzialność za konsekwencjewłasnych decyzji". Chodzi jednak tylko o odpowiedzialność prawnąi o wykazanie, że nie ma różnicy między zaniechaniem a dokonaniem czynu.Tak więc lekarz, który uśmierca pacjenta podając mu truciznę, nie różni sięniczym od lekarza, który rezygnuje z leczenia i przyzwala na nadejście śmierci.W praktyce oznacza to pełne przyzwolenie na eutanazję.Trzecie przykazanie - „Szanuj pragnienie śmierci lub życia innej osoby"- odwołuje się do definicji, w myśl której osobami są jedynie ci, którzy sąświadomi faktu swego istnienia, chcą żyć i mają plany na przyszłość. Do kategoriiosób nie zaliczają się więc noworodki i ludzie upośledzeni umysłowo.Zdaniem Singera, o ile zabicie osoby jest czynem moralnie złym, o tyle zabicieistoty nie uznanej za osobę nie jest złem. Człowiek, który przychodzi naświat, nie ma więc jeszcze prawa do życia - prawo to zostanie mu przyznane,jeśli spełnione będą określone warunki. Pierwszym jest zgoda rodzicówna dalsze życie dziecka. Jeśli tej zgody nie ma, noworodek może być - jakproponuje etyk z uniwersytetu Princeton - uśmiercony do dwudziestegoósmego dnia po urodzeniu. Nie zapominajmy jednak, że zdaniem Singera„noworodek nie jest osobą w sensie etycznie znaczącym".Czwarte przykazanie - „Sprowadzaj na świat dzieci tylko wtedy, gdy sąchciane" - stanowi rozwinięcie poprzedniego. Singer nie dostrzega żadnejróżnicy między embrionem, płodem a noworodkiem - żadne z nich nie możeujmować się za sobą, żadne nie jest więc osobą. Uśmiercenie takiej istoty,zwłaszcza obciążonej wrodzonymi chorobami, jest jego zdaniem, w obliczukatastrofy demograficznej, uczynkiem wręcz chwalebnym. Decyzjao tym, czy dziecko powinno żyć, dokonywana musi być w oparciu o ocenę jakościjego przyszłego życia oraz korzyści, jakie może ono przynieść innym.W końcu piąte przykazanie: „Nie dyskryminuj na podstawie przynależnoścido gatunku". Dyskryminowanie zwierząt jest, zdaniem Singera, taką samąformą dyskryminacji jak rasizm czy seksizm. „Zwierzęta o najwyższymstopniu inteligencji mają życie umysłowe i emocjonalne pod każdym wzglę-IESIEŃ-2001253


dem takie samo lub nawet przewyższające życie najbardziej upośledzonychumysłowo ludzi". Argument ten służy jednak nie tyle emancypacji społecznejzwierząt, co raczej usprawiedliwieniu dzieciobójstwa: „Zycie najbardziejinteligentnych zwierząt znajduje się na poziomie nawet wielu ludzi. A skorozabijamy zwierzęta, możemy też zabijać niektórych ludzi", konkluduje Singer.Twierdzenie o wyższości ludzkiego gatunku jest, według niego, wymysłemreligijnym, gdyż „naprawdę między nami i innymi zwierzętami nie maprzepaści nie do przekroczenia".Uniwersytety niemieckie, w których żywa jest jeszcze pamięć podobnejargumentacji, prezentowanej przez naukowców popierających likwidacjęniepełnowartościowych istnień ludzkich, odmówiły Singerowi możliwościwygłaszania u siebie wykładów. Nie oznacza to jednak, że australijski etyk nacałym świecie traktowany jest jak duchowy spadkobierca doktora Mengele.Wręcz przeciwnie, jego poglądy są szeroko propagowane przez innych etykóworaz popularyzowane w wysokonakładowej prasie, w Polsce m.in. na łamach„Gazety Wyborczej". Redakcja „Encyclopedia Britannica" zamieściław swoim piętnastym wydaniu dwudziestostronicowe hasło „etyka" autorstwawłaśnie Singera. Przedstawia on tam dzieje moralności na przestrzeniwieków jako ciągłe wyzwalanie się od jakichkolwiek prawd, jako drogę odboskiego Dekalogu do ludzkiego Pentalogu.MAREK KONOPKO254 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Emmanuel Olisadebe, bez względu na to jakby grał,pozostaje polskim piłkarzem. Negowanie tego faktujest zarazem kontestowaniem podstaw chrześcijańskiegouniwersalizmu, stanowiącego fundament cywilizacjizachodniej. Spór o napastnika z Nigerii odbywasię w szerokim gronie wyznawców wywrotowych, modernistycznychideologii, pomiędzy „brunatnymi" nacjonal-jakobinamia „czerwonymi" jakobinami kosmopolitycznymi(jakobinizm posiada różnorakie oblicza).Przyznanie obywatelstwa polskiego Emmanuelowi Olisadebe wywołałogorącą dyskusję wokół kwestii gry cudzoziemców w barwach biało-czerwonych.Przy okazji nie udało się również uniknąć publicznych dywagacji na tematkoloru skóry piłkarza z Nigerii. Obok rasistowskich zachowań stadionowegomotłochu pojawiły się też bardziej „stonowane" i „wyważone" głosy nałamach „prasy narodowej", sprzeciwiające się występom w reprezentacji Polskizawodnika z Czarnego Lądu. W odpowiedzi oczywiście krzyk podnieślizawodowi ideolodzy „wielokulturowości" oraz działacze ruchów przeciw„nietolerancji" i „ksenofobii". Dla nich z kolei każdy europejski Murzyn stanowiuosobienie wszelkiej odmienności, podobnie jak członek jakiejś sektyalbo zboczeniec seksualny. Zgodnie z takim podejściem, Oli wymaga obronyz tej samej przyczyny, co scjentolodzy bądź też aktywiści StowarzyszeniaJESIEŃ-2001255


Lambda. Bo jest „Inny", „Obcy", w domyśle - prześladowany, dyskryminowany,a więc lepszy. Ale pogardliwe wypowiedzi polityków, szydercze uwagiw mediach pod adresem - przykładowo - wielodzietnych rodzin nie napotykająna podobne protesty. Ostatecznie demoliberalny establishment nie interesowałsię nigdy dowartościowywaniem „moralnej większości". Postulat etnicznego,religijnego, obyczajowego pluralizmu jest więc zwykłym kitem dlanaiwniaków.Obie strony sporu o Olego postrzegają siebie wzajemnie jako odwiecznychwrogów, których dzielą różnice w zasadniczych sprawach. A tymczasem mamytu do czynienia ze spadkobiercami wspólnej spuścizny. W średniowieczu, monarchowiei książęta europejscy dysponowali wojskami składającymi się bardzoczęsto z cudzoziemskich najemników. Podstawą życia społecznego byłw tamtym okresie chrześcijański uniwersalizm i nikomu nie przyszłoby do głowyselekcjonowanie ochotników na wojnę pod kątem ich narodowości i miejscapochodzenia. Liczyła się lojalność rycerza wobec władcy, któremu on służyłi wobec kraju, za który rycerz ten gotowy był przelewać swoją krew.Nowożytność przyniosła jednak zmiany, spośród których z pewnością należywymienić pojawienie się narodowych tożsamości, a także erozję tradycyjnej religijności.Rozpowszechniła się też praktyka powoływania przez państwo mę-256<strong>FRONDA</strong> 23/24


skiej części jego obywateli do odbywania przymusowej służby wojskowej. Nafakt ten trafnie zwracają uwagę sygnatariusze, opublikowanego w 1982 roku,dokumentu Deklaracja Portlandzka, który opracował czołowy myśliciel konserwatywnyminionego wieku Erik von Kuehnelt-Leddihn. W punkcie 21 czytamy,iż nowoczesne wojny masowe - w przeciwieństwie do dawnych wojenz udziałem opłacanych ochotników - mają swoje źródła w ideologiach lub nacjonalizmach,a zdarza się też, że posiadają podłoże rasowe. Wojny te pojawiłysię wraz z triumfem kolektywistycznych, nacjonalistycznych idei RewolucjiFrancuskiej, która wprowadziła przymusowy pobór do wojska, zgodnie z zasadą:„Wszyscy mają równe prawa, przeto wszyscy mają równe obowiązki". TyleDeklaracja Portlandzka. Trzeba tu także dodać, iż w przypadku Francji, po 1789roku zaczęło się ograniczanie praw mniejszości etnicznych, co przejawiło sięchociażby w tym, że Bretania utraciła autonomię, którą posiadała od 1532 roku(jeszcze wcześniej prowincja ta cieszyła się całkowitą niezależnością).W XX stuleciu politycy na Zachodzie poszli dalej. Niektóre państwa uchwalałyprawo, które dzieliło ludzi na wyższych i niższych rasowo. Przykładem możebyć amerykańska ustawa imigracyjna z 1924 roku, która musiała się zapewnespodobać Adolfowi Hitlerowi. Należy jednak podkreślić, iż pomysłJESIEŃ.2001 257


ustawowej segregacji rasowej również pojawił się na fali wdrażania postępowychrozwiązań społecznych, a bynajmniej nie na skutek prób powrotu do„ciemnego" średniowiecza.W średniowieczu bowiem panowała teocentryczna, uniwersalistyczna koncepcjaświata. Według niej, człowiek to istota wielowymiarowa, stworzona naobraz i podobieństwo Boże, wyróżniająca się na tle reszty stworzeń tym, że zostałaobdarzona rozumem, wolną wolą, uczuciowością wyższą. Zgodnie z tąkoncepcją, najistotniejszym elementem natury ludzkiej jest pierwiastek duchowy.Nowożytna sekularyzacja niemal wszystkich dziedzin życia zbiorowegostopniowo tę wizję burzyła. W zamian, na przestrzeni kilku stuleci, powstawałyrozmaite redukcjonistyczne teorie - w mniejszym albo większym stopniu- odrzucające religijny i metafizyczny punkt widzenia. Z ich perspektywy człowieknie ma duszy, a jeśli ją nawet posiada, to nic to nie znaczy. Według tychteorii, człowiek zdeterminowany jest przez czynniki biologiczne bądź społeczne:poziom inteligencji, narodowość, rasę, popęd seksualny, płeć, dążenie dobogactwa, przynależność do klasy społecznej i wiele innych. Wbrew obiegowymopiniom, materialistyczny klimat oświecenia, a później pozytywizmu, potencjalniesprzyjał rasistowskim postawom. Co gorsza, pobudzać je mogły nietyle spontaniczne, irracjonalne zachowania maluczkich, odruchy wynikającez fobii przed czymś nieznanym, lecz pełne pseudonaukowego bełkotu wywodyfilozofów-racjonalistów. W tekście Katolicy, Żydzi i Trzecia Rzesza, MatthewA. Anger przywołuje tezę, którą w książce The French Enlightenment and the Jews,postawił żydowski pisarz Arthur Hertzberg. Zdaniem Hertzberga nowoczesnyantysemityzm, tak jak go dziś pojmujemy, nie istniał przed wiekiem XVIII. DopieroVoltaire i inni myśliciele epoki oświecenia nadali różnicom kulturowymmaterialistyczny charakter. Tak oto - według Hertzberga - zrodziła się nienawiśćdo Żyda jako Żyda, jako do dziedzicznie zdegenerowanej rasy. Trzeba takżeprzypomnieć, że prekursor XX-wiecznego nordyckiego rasizmu Arthur deGobineau był zdeklarowanym scjentystą, a lansując swoje poglądy, próbowałpodpierać się autorytetem pozytywistycznej, empirycznej metodologii.Emmanuel Olisadebe, bez względu na to jakby grał, pozostaje polskimpiłkarzem. Negowanie tego faktu jest zarazem kontestowaniem podstawchrześcijańskiego uniwersalizmu, stanowiącego fundament cywilizacji zachodniej.Spór o napastnika z Nigerii odbywa się w szerokim gronie wyznawcówwywrotowych, modernistycznych ideologii, pomiędzy „brunatny-258<strong>FRONDA</strong> 23/24


mi" nacjonal-jakobinami a „czerwonymi" jakobinami kosmopolitycznymi(jakobinizm posiada różnorakie oblicza). Pierwszym obecność czarnoskóregopiłkarza w barwach biało-czerwonych przeszkadza, drudzy chcą na walcez uprzedzeniami rasowymi pierwszych robić polityczny interes. Na szczęściekibiców to coraz mniej interesuje bądź nie interesuje już wcale, do czegoprzyczyniły się również lub - jak kto woli - szczególnie, bramki strzeloneprzez Olego dla reprezentacji Polski. Kto wie, gdyby nie on, być może jejawans do finałów mistrzostw świata 2002 roku, okazałby się po raz kolejnytylko marzeniem.MICHAŁ COLDWASERJESIEŃ-2001 259


„Z teologicznego punktu widzenia fundamentalnym problemem dotyczącymHolocaustu jest pytanie: 'Dlaczego Bóg do tego dopuści!?' Spędziłem prawiecałe życie myśląc o tym i jak dotąd nie znalazłem odpowiedzi. To jest niewyobrażalne".Tak zwierzał się w rozmowie z „Frondą" (nr 19/20) rabin ByronL. Sherwin.Religia, która nie umie dać przekonującej odpowiedzi na podobne pytania,może stać się dla swoich wyznawców niewystarczająca. Nic więc dziwnego,że nie wszyscy religijni myśliciele żydowscy podzielają zdanie Heschelai jego ucznia Sherwina. Istnieje kilka teologicznych uzasadnień Shoah,usankcjonowanych w różnych szkołach rabinackich.KaraTradycyjna teologia żydowska upierała się przy poglądzie, że każde cierpienie,jakiego doświadcza człowiek, jest karą za jego grzechy. Rabin Bek, jedenz przywódców religijnego ruchu Naturei Karta, powiedział: „ortodoksyjniŻydzi zawsze uważali, że antysemityzm to kara Boża za rzeczywiste grzechy.To właśnie fakt, że antysemityzm jest głęboko irracjonalny, dowodzi jegoprowidencjonalności. Pochodzi on bowiem od Boga. Jest karą za nasze grzechyobrażające Boga."Ogrom zbrodni Shoah sprawił jednak, że wielu Żydów odstąpiło od tejinterpretacji, uważając, iż nie ma tak wielkiej winy, która uzasadniałaby niewspółmiernądo niej karę. Tym bardziej, że ofiarami mordów często były małedzieci, które nie zdążyły w życiu nagrzeszyć.W tej sytuacji niektórzy zwolennicy tradycyjnego poglądu rozwinęli tezę,że cierpienie niewinnych i śmierć sprawiedliwych stanowią zadośćuczynienieza grzechy innych. Na przykład cadyk z Piaseczna Kalonimus Szapiro uważał,że żonę i dziecko stracił podczas wojny z powodu swoich własnych grzechów.Z czasem jednak owa interpretacja zaczęła być odnoszona do grzechów całejspołeczności żydowskiej i przyjęła się w różnych środowiskach, przy czym każdez nich źródeł nieszczęść upatrywało w innych zjawiskach. Dla ortodoksównp. Holocaust stanowił karę za liberalizm, syjonizm, sekularyzację i odejścieod prawowitej wykładni Tory; dla syjonistów za niedostatek syjonizmu, brakwłasnego państwa i armii; dla reprezentantów judaizmu liberalnego natomiastza uparte trwanie przy ortodoksji i zamknięcie się w getcie.JESIEŃ-2001261


Wspomniany cadyk z Piaseczna, rabin Szapiro, był w swych przemyśleniachznacznie bardziej uniwersalistyczny. Według niego, Żydzi cierpieli zagrzechy całej ludzkości, a ich Zagłada zapobiegła katastrofie kosmicznej. Szapiro,który był nie tylko świadkiem, ale i ofiarą Holocaustu, postrzegał wydarzenia,w których uczestniczył, jako bóle porodowe Mesjasza. Odkupieniemusi być bowiem poprzedzone przez koszmar apokalipsy.ReinkarnacjaSześć milionów Żydów zostało zamordowanych za swoje grzechy. Musielioni ponieść karę za swe niecne uczynki z poprzednich wcieleń, ponieważ byliduszami reinkarnowanymi z przeszłości. Tak uważa jeden z największychautorytetów współczesnego judaizmu - rabin Owadia Josef, duchowy przywódcareligijnej partii Szas (trzeciego co do wielkości ugrupowania politycznegow Izraelu) oraz naczelny rabin sefardyjski Izraela.262 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Latem 2000 roku podczas tradycyjnego kazania szabatowego rabin powiedział:„Dziś wśród żyjących nie ma prawie nikogo, kto nie byłby reinkarnacjąpoprzednich pokoleń. Wśród tych dusz, które wcieliły się we współcześnieżyjących, są też takie, które skalały się grzechem cielca. Ale Bóg im tegonie zapomniał i nie wybaczył. Czyż tych sześć milionów Żydów, którzy zostalizamordowani przez nazistów, niech ich imię zostanie przeklęte, zginęłobez powodu? Nie, byli oni bowiem ucieleśnieniem tych, co popełnili teni inne ciężkie grzechy!"Poproszony o skomentowanie tej wypowiedzi przewodniczący izraelskiegoparlamentu Abraham Burg stwierdził: „Wytłumaczenie przyczyn Holocaustuprzedstawione przez rabina Josefa mieści się w kanonie teologii ultraortodoksów.Uważają oni, że Bóg jest surowy, ale sprawiedliwy. Nie mógłbywięc pokarać tak straszliwie za winy niepopełnione, a więc Holocaust musiałbyć karą za grzechy. Nie wolno bowiem mieć pretensji do Boga, lecz tylko doludzi."Wypowiedź rabina Josefa oraz uznanie jej za mieszczącą się w kanonieortodoksji świadczy o dużym znaczeniu Kabały we współczesnym życiu religijnymIzraela. Teza o reinkarnacji jest bowiem doktryną kabalistyczną, nieznajdującą rzetelnych podstaw w Starym Testamencie i w Talmudzie.... A tak na marginesie - jak zauważył Tommy Lapid, szef izraelskiej partiiSzinui - „ciekawe, jaki wybuchłby skandal, gdyby coś podobnego powiedziałJórg Heider..."ZamysłInną kategorię teologicznej interpretacji Holocaustu stanowią wypowiedzitłumaczące jego sens nie w kategoriach kary, ale celowego zamysłu Bożego.Należy do nich np. książka jednego z czołowych przedstawicieli judaizmu liberalnegoIgnatza Maybauma pt. „The Face of God after Auchwitz". Jego zdaniem,Bóg specjalnie zaingerował w historię: dzięki Holocaustowi i złożeniuna ołtarzu ofiar z niewinnych Żydów, doszło do prawdziwego zakończeniaepoki średniowiecza i początku ery demokratycznej. Po raz pierwszy większośćŻydów żyje w krajach demokratycznych, entuzjazmuje się Maybaum,który nie ukrywa, komu należy owo dobrodziejstwo zawdzięczać: „Hitler,Lenin i Stalin uczynili to, co powinni byli uczynić ludzie lepsi i mądrzejsi".JESIEŃ-2001263


Adolf Hitler jako instrument Pana Boga pojawia się też w koncepcjach syjonistówmesjanistycznych, np. rabina Cwi Jehudy Kooka. Według niego, Żydziprzez wieki przebywania na wygnaniu nie tylko przyzwyczaili się do sytuacjidiaspory, lecz nawet pogodzili się z nią. „Żydzi pokochali wygnaniei odmówili powrotu do Izraela. Ale diaspora nie mogła trwać wiecznie. Diasporajest największym z możliwych bluźnierstw przeciw Jedynemu" - dowodziłrabin Kook, dodając, że dzięki Holocaustowi stał się możliwy powrót Żydówdo Izraela i odbudowa własnego państwa. W myśl tej koncepcji milionyuśmierconych przez Hitlera Żydów stają się podwaliną państwa izraelskiego.PróbaKolejne teologiczne wytłumaczenie Holocaustu nawiązuje do biblijnej historiiHioba, doświadczonego niezasłużonym cierpieniem. Jest to próba wiernościBogu - wypróbowanie wiary w piecu ognistym. Do takiej intuicji przychylasię np. Eliezer Berkovits, który tym właśnie wyjaśnia trzymanie się przezwielu Żydów swoich rytuałów i obrzędów nawet w sytuacjach ekstremalnych.Ich sensem jest oddawanie chwały Bogu w k a ż d y m miejscu i k a ż -dym czasie.Najwyższy dopuszcza do zbrodni nie dlatego, że jest okrutnikiem, aledlatego, że obdarował człowieka wolnością. Holocaust jest dowodem, że Bógcałkowicie respektuje wolność człowieka. Martin Buber czy Emil Fackenheimuważali, że pomimo swojego milczenia, pomimo „zakrycia Oblicza", Bógbył w jakiś tajemniczy sposób obecny razem z cierpiącymi ofiarami.Nie dla wszystkich próba okazała się do pokonania, czy też - mówiącinaczej - nie wszyscy byli w stanie zaakceptować tezę o wypróbowaniu. Sąnawet Żydzi, którzy uważają, że Bóg był w Auschwitz nieobecny. RichardRubinstein napisał wprost, że Bóg jest nicością, zaś po Holocauście jakiekolwiekprzymierze z Nim nie ma sensu. Dla Primo Leviego z kolei Auchwitzbył wręcz materialnym dowodem na nieistnienie Boga.Nowa religiaŻadna z przedstawionych powyżej pobieżnie interpretacji Holocaustu niezdobyła sobie poparcia większości żydostwa. Brak teologicznego uzasadnie-264<strong>FRONDA</strong> 23/24


nia, które w jakimś stopniu byłoby zadowalające dla społeczności żydowskiej,spowodował, że dominującą odpowiedzią na to wyzwanie stały się interpretacjeateologiczne, zwłaszcza zaś swoista sakralizacja Shoah. Jak powiedziałbyły przewodniczący izraelskiego Knesetu, Szewach Weiss, to taka„jakby nowa religia dla tych, którzy nie są religijni".Przed ową „religią Holocaustu" ostrzegał kilka lat temu Stanisław Krajewski:„Skoro muzea Holocaustu to współczesne świątynie, sama Zagładastaje się nie tylko najważniejszym wydarzeniem niedawnej historii, ale najważniejszymźródłem sensu żydowskiej egzystencji. Staje się wręcz objawieniemnaszych czasów. Objawienie zła, a nawet Zła Absolutnego, jest jakośłatwiejsze do przełknięcia dla zsekularyzowanego umysłu niż to Objawienie,które przekazuje tradycja. Gdy zatem pamięć o Zagładzie staje się ważniejszaniż pamięć o wyjściu z Egiptu i synajskich tablicach przykazań, Auschwitzzastępuje Synaj, a zatem niejako: Hitler - Mojżesza."IGOR FICAJESIEŃ-2001265


KASZA I ŚRUBOKRĘTtak długo, jak Polska będzie istnieć"Ponad trzy miliony Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskichŻydów. Nigdy na to nie pozwolimy. (...) Będą słyszeli o tym od nas tak długo, jak Polskabędzie istnieć. Jeżeli Polska nie spełni roszczeń Żydów, będzie publicznie atakowanai upokarzana na forum międzynarodowym.Sekretarz generalny Światowego Kongresu Żydów Israel Singer,za: Agencja Reutera, 19.04.1996. godz. 14.50.Jedwabne miasteczkoDnia piętnastego Tamuzroku pięć tysięcy siedemset pierwszegotu na ziemskim globielniani polscy chłopi kuchennymi nożami zarzynaliżydowskie jedwabne dzieci i ciężarne kobietyPłócienni miejscy goje widłami dźgaliaksamitne żydowskie dziewczętaBatami drągami bili i kamieniowaliżydowskich atłasowych młodzieńcówszmacianych starców i staruszkiA stalowi niemieccy wojacy przyglądając się zdumieniczarnymi aparatami fotografowali rzeźżywcem płonącą drewnianą stodołęi krzyk ludzki ulatujący w letnie nieboPotem na szaber ruszyła jedwabińska szarańczaparcianych chłopek kretonowych sąsiadekNapadła na srebrne świeczniki śnieżnobiałe obrusypuchowe kołdry adamaszkowe prześcieradłaNa to całe zbyteczne pożydowskie mienieA w niebiosach miłosierni Bogowie266<strong>FRONDA</strong> 23/24


ten chrześcijański żydowski buddyjski i muzułmańskiwacianymi obłokami zatykali sobie uszyi odwracając dostojne głowy powoli popijaliNektar i AmbrozjęIzraelska poetka Irit Amiel „Jedwabne miasteczko"(dedykowane: Panu Janowi Tomaszowi Crossowi),w: „Kontury" nr XII, Tel-Awiw 2001Przedsiębiorstwo Holokaust atakuje„Freud dla początkujących" jest jedną z niewielkich książeczek wydanychw Ameryce w serii, która wprowadza czytelników w świat wpływowych myślicielii idei. „Sąsiedzi" Jana Tomasza Grossa są w pewien sposób karykaturąksiążek z tej serii. Nie tak dawno Przedsiębiorstwo Holokaust (HolocaustIndustry) owacyjnie powitało potężną, lecz bezwartościową książkę DanielaGoldhagena „Hitler's willing executioners" („Gorliwi kaci Hitlera"). TomikGrossa jest czymś w rodzaju „Goldhagena dla początkujących".Przypominając „Gorliwych katów Hitlera", w jednych miejscach bardziej,w innych mniej, „Sąsiedzi" mają łatwo rozpoznawalny znak firmowy PrzedsiębiorstwaHolokaust. Poprzez „Przedsiębiorstwo Holokaust" rozumiem teosoby i instytucje, które wykorzystują dla celów politycznych i finansowychludobójstwo dokonane na Żydach w czasie drugiej wojny światowej.(...) Książka Grossa to standardowa literatura Przedsiębiorstwa Holokaust.Literatura ta posługuje się dwoma dogmatami. Pierwszy z nich mówi,że holokaust oznacza wydarzenie (zjawisko) nie mające w historii sobie równego.Drugi - że holokaust oznacza kulminację irracjonalnej nienawiści nie--Żydów wobec Żydów. Żadnego z tych dogmatów nie da się obronić w sposóbnaukowy. Obydwa jednakże są bardzo użyteczne politycznie: szczególnecierpienie Żydów przekłada się na szczególne żydowskie przywileje moralne;a jeżeli nienawiść nie-Żydów do Żydów jest irracjonalna, Żydzi nie ponoszążadnej odpowiedzialności za tę wrogość.Jako część holokaustu Jedwabne jest „w swej istocie, tajemnicą" - piszeGross. Inaczej niż w przypadku innych okrucieństw, tutaj możemy jedyniepostępować, „JAK GDYBY było to możliwe do zrozumienia" (podkreślenieGrossa). W rzeczy samej Gross niejednokrotnie podkreśla, że zajęło mu topełne cztery lata, by pojąć „prawdziwość" tego, co się stało.JESIEŃ-2001 267


W Jedwabnem zamordowanych zostało przez swych chrześcijańskich sąsiadówdo 1600 Żydów. W Rwandzie Hutu wyrżnęli ponad pół milionaswych sąsiadów - Tutsich. To, co stało się w Rwandzie, da się jednakowożogarnąć rozumem; to, co stało się w Rwandzie, nie jest holokaustem.(...) Zamiast zdecydowanie oddzielić sprawę antysemityzmu od sprawyrekompensaty, Gross wiąże je ze sobą. Z jego błogosławieństwem „Sąsiedzi"stali się kolejną bronią Przedsiębiorstwa Holokaust w wymuszaniu od Polskipieniędzy. Tragedią jest, że wynikiem tego samoroztrząsania zakamarkówpolskiej duszy będzie prawdopodobnie odrodzenie najohydniejszych antysemickichstereotypów.W artykule „Poduszka pani Mara", opublikowanym w „Tygodniku Powszechnym",Gross twierdzi, jakoby Polacy łączyli jego książkę ze sprawą rekompensatza holokaust, gdyż „w naturalny sposób wiążą oni Żydów z pieniędzmi".Ale jeden z rozdziałów „Sąsiadów" jest poświęcony pytaniu, „ktoprzejął majątek?". Podniesienie tego tematu przez Grossa jest zastanawiające,jako że pisze, iż sprawa ta nie zwróciła uwagi tych Żydów, którzy przeżyli.Popada tu Gross w kolejną sprzeczność. W „Sąsiadach" zobaczyliśmy bowiemJedwabne jako wydarzenie nie do ogarnięcia umysłem; miejsce,w którym Polacy wymordowali Żydów z „Bogu tylko wiadomych" powodów.W tym rozdziale Gross odkrywa jednakże nagle, że to „żądza i niespodziewanamożliwość obrabowania Żydów... była rzeczywistym motywem". Dlaczegozatem Jedwabne jest taką tajemnicą? Z chęci wzbogacenia się dokonywanowszak zbrodni na o wiele większą skalę. (Kolonizacja i pozbawianiewłasności w Nowym Świecie i w Afryce pociągnęło za sobą śmierć niezliczonychmilionów ludzi.) Jakkolwiek by na to patrzeć, dochodzimy do konkluzji,że sprawiedliwość wymaga zwrotu zagrabionej własności. W artykule„Poduszka pani Marx" Gross przedstawia tę kwestię bez niedomówień.Gross przywołuje historię pewnej Niemki, którą pięćdziesiąt lat po wojniegnębią wyrzuty sumienia, gdyż ciągle ma poduszkę zamordowanego Żyda.Dla Grossa jest to oczywisty przykład wyzwania stojącego przed Polakami:by pojednać się z przeszłością - by odpokutować za Jedwabne - Polskamusi zwrócić „poduszkę pani Marx". To według Grossa „jedynie brak współczuciai żałoby po tych, którzy zostali zamordowani", sprawia, że roszczeniamajątkowe żydowskich spadkobierców są „tak drażliwym i irytującym problemem".Jednak, „ci, którzy w końcu zapłakali nad losem swych żydowskich268 <strong>FRONDA</strong> 23/24


współobywateli... rozstaną się z 'poduszką pani Marx' bez cienia żalu". „Wybór,przed którym stoimy - konkluduje Gross - nie jest trudny". Rzeczywiście- nie byłby trudny, gdyby tylko sprawy były naprawdę tak proste.Po pierwsze, Przedsiębiorstwo Holokaust nie chce z powrotem jedynie„poduszki pani Marx", chce jej całego domu, a nawet więcej. Chociaż „skalaroszczeń jest potencjalnie ogromna - uspokaja Gross - nikt nigdy nie zażądawiększości tego, co pozostaje w naszych rękach". Ale roszczenia wobec Polskinie kończą się na roszczeniach indywidualnych ofiar czy ich spadkobierców.W rzeczywistości Przedsiębiorstwo Holokaust rości sobie pretensje dosetek tysięcy parceli na polskiej ziemi, wartych dziesiątki miliardów dolarów.Gross nie może nie zdawać sobie z tego sprawy.Co więcej, wyjście naprzeciw tym kolosalnym żądaniom nigdy nie doprowadzido prawdziwego pojednania. Przedsiębiorstwo Holokaust nie reprezentujeani „tych, którzy zostali zamordowani", ani ich spadkobierców, aniocalałych z zagłady. Jest to próba wymuszenia skryta pod płaszczykiemżydowskiego cierpienia. Spójrzmy na ostatnie wydarzenia. W imieniu ofiarholokaustu Przedsiębiorstwo Holokaust przejęło już kontrolę nad zdenacjonalizowanymi,wartymi miliardy dolarów posiadłościami w byłych Niemczechwschodnich. Faktycznie uprawnieni żydowscy spadkobiercy procesująsię obecnie z Przedsiębiorstwem Holokaust o zwrot swej własności. Prawienic z pieniędzy zagwarantowanych w ugodzie z bankami szwajcarskimi nietrafi do ocalałych z zagłady lub ich spadkobierców - większość powędrujedo skarbców organizacji żydowskich. Z kolei w wyniku ugody zawartejw Niemczech Przedsiębiorstwo Holokaust zatrzyma najprawdopodobniejwiększość z pieniędzy przeznaczonych dla byłych żydowskich robotnikówprzymusowych.Podczas gdy Gross z uznaniem wita „radosną nową rzeczywistość" Polski,w której amerykańscy prawnicy „pomagają" doprowadzić do ugodyw sprawach własności ofiar holokaustu według przepisów prawa, nawetkonserwatywna, probiznesowa gazeta „Wall Street Journal" (11 kwietnia2001 r.) określa tychże samych prawników jako „nowych beneficjentów holokaustu"(„the new holocaust profiteers"). (Dla ścisłości: „Wall Street Journal"zaczął atakować tych prawników, dopiero gdy obrali sobie za cel wielkieamerykańskie koncerny, jak na przykład IBM.) Gross kontrastuje „radosnąnową rzeczywistość" Polski z „bezprawiem" komunistycznej przeszłości,JESIEŃ'2001 269


kiedy to „siła stanowiła prawo". Jednakże to w owej „radosnej nowej rzeczywistości"rząd USA działający na polecenie Przedsiębiorstwa Holokaust uciekasię do taktyki silnej pięści, by zmusić Polskę do uległości. Powtarzająculubioną propagandową mantrę Przedsiębiorstwa Holokaust, Gross pisze, że„mamy tu do czynienia z kwestią etyki, a nie rachunkowości". Tak naprawdęto mamy do czynienia z - mówiąc krótko - kwestią chuligaństwa PrzedsiębiorstwaHolokaust.Amerykański politolog żydowskiego pochodzenia Norman C. Finkelstein„Goldhagen dla początkujących". „Rzeczpospolita" 20.06.2001.„Ból jest prawdziwy"Co do literatury na temat Holocaustu Finkelstein uważa ją za bezwartościową,jeśli nie kłamliwą. Pierwszym wielkim szalbierstwem w tej grze była powieśćJerzego Kosińskiego „Malowany ptak", uznana za oficjalne świadectwoHolocaustu. Treść tej książki iprawdziwe dzieje bohatera, przechowanego,z narażeniem życia, przez chłopów na Rzeszowszczyźnie - znamy.Znamy też bruralne ataki na autorkę reportażu „Czarny ptasior", Joannę Siedlecką,rozpętaną przez politycznie poprawne polskie media (głównie „GazetęWyborczą"). Otóż, opierając się na monografii Sloana „Jerzy Kosiński"(1996), wydanej znacznie później niż książka Siedleckiej - Finkelstein odmawia„Malowanemu ptakowi" jakiejkolwiek dokumentalnej wartości! A mimoto książka Kosińskiego stała się najważniejszym tekstem na temat Holocaustu.Na pewno za sprawą Elie Wiesela, który w „New York Times Book Review"okrzyknął ją „jednym z najważniejszych oskarżeń" ery nazizmu. I tak„Malowany ptak", erotyczno-sadomasochistyczna opowieść, skomponowanapod amerykański gust (skądinąd, jak wynika z monografii Sloana, napisanejprzez literackiego „murzyna") stała się biblią „Przedsiębiorstwa Holocaust"...Przykładem znacznie bardziej charakterystycznym jest książka BenjaminaWiłkomirskiego „Fragments", oszustwo i szalbierstwo podwójne, boi życiowe i literackie. Wiłkomirski po prostu plagiatuje Kosińskiego, opisującsiebie jako samotne dziecko, które zaniemówiło, znalazło się w sierocińcui dopiero znacznie później odkryło, że jest Żydem. Podobnie jak w „Malowanymptaku" - każdy rozdział to orgia gwałtu. (Jak pamiętamyz Kosińskiego, polscy chłopi odznaczali się szczególnym upodobaniem do sadyzmui sodomii...) Jednym z głównych apologetów Wiłkomirskiego był Da-270 <strong>FRONDA</strong> 23/24


vid Goldhagen, pomimo zastrzeżeń takich autorytetów jak Raul Hilberg. Mimoto książka Wiłkomirskiego otrzymała liczne nagrody, przetłumaczona zostałana kilkanaście języków. Wśród tych nagród: Jewish National BookAward, nagroda „Jewish Quaterly" i Prix de Memoire de Shoah. Po czym sięokazało, że Wiłkomirski jest najzwyklejszym w świecie oszustem. Nie byłnawet Żydem, całą wojnę spędził bezpiecznie w Szwajcarii!!! Nie przeszkodziłoto żydowskim autorytetom (m.in. Israelowi Gutmanowi, dyrektorowiYad Vashem i wykładowcy Holocaustu na uniwersytecie) oświadczyć, że niema znaczenia, czy Wiłkomirski rzeczywiście przeżył obóz. „To ktoś, kto głębokow duszy przeżył tę historię. Ból jest prawdziwy." Za ten „ból" hochsztaplera,jedna z bohaterek jego opowieści, rzekomo współwięźniarka z obozu,a jak się potem okazało członkini sekty satanistycznej, otrzymała...odszkodowanie. Nie mając, podobnie jak Wiłkomirski, absolutnie nic wspólnegoz nazistowskim Holocaustem.Elżbieta Morawiec „Sprawiedliwy i paserzy Holocaustu", „Arcana" 39/2001Rozrywka i futbol w łomżyńskiemMaleńki jest rynek w JedwabnemKościółek i synagogaW sobotę albo w niedzielęLudzie się modlą do BogaLecz w czasie wojny Bóg jest zajętyCzy to Jahwe czy Bóg chrześcijanZbyt jest zajęty by wejrzećW duszę Polaka czy ŻydaGdy część Żydów skwierczała w stodoleBo nie dało się wszystkich tam upchaćWzięli Ryfkę chłopaki na poleI gwałcili - normalnie i w ustaOna szybko pobladła jak chustaI umarła od polskiej siekieryOdrąbali jej główkę prześlicznąI zagrali nią w nogę na miedzyMaciej Zembaty „Maleńki rynek", „Gazeta Wyborcza" 1-2.09.2001.JESIEŃ-2001 271


„wspierają go potężne interesy"Stereotyp antysemickiej Polski utrwalają nie tylko emocje, zresztą zrozumiałe.Wspierają go też potężne interesy. Kilka krajów dzięki temu odwracaw pewnym stopniu uwagę od mrocznych kart własnej historii. Podtrzymanietezy o antysemickiej Polsce służy także uzasadnieniu roszczeń majątkowychwobec polski. Gdy nowojorscy adwokaci występują w imieniu grupy Żydówze zbiorowym pozwem o zwrot majątków, muszą dowieść, że nie mogli oniich po wojnie odzyskać z powodu prześladowań etnicznych.Ryszard Bugaj „Prawda historyczna i interes materialny",„Gazeta Wyborcza" 6-7.01.2001.Testowane w SzwajcariiKiedy żydowskie organizacje atakują Polaków za ich domniemany współudziałw holocauście - chodzi także o pieniądze, a nie o moralne zadośćuczynieniei pamięć o współwyznawcach zamordowanych w czasie wojny. Podobniema się sprawa wypadków w Jedwabnem. Trzeba tutaj dodać, żeamerykańskie żydowskie organizacje nie mają wiele wspólnego z interesamitych Żydów, co przeżyli Zagładę, a którzy często są używani jako pionki naszachownicy rozgrywek biurokratów, prawników i konsultantów tychże organizacji.Żydzi polscy mieli pokaźne majątki w postaci nieruchomościw Polsce, które po ich zamordowaniu przez Niemców zostały przejęte przezpaństwo polskie.Z punktu widzenia państwa, majątki zmarłych obywateli, którzy nie zostawilispadkobierców, przechodzą na własność państwa. Tak jak w Polscei podobnie jest w USA. Amerykańskie organizacje żydowskie uważają, że Żydzipolscy nigdy nie czuli się obywatelami polskimi i gdyby mieli wybór przekazalibyswe majątki tymże organizacjom. Wedle mniemania żydowskich organizacjijedynymi prawnymi i moralnymi spadkobiercami mieniażydowskiego w Polsce, są właśnie one. Aby odzyskać żydowskie mienie pozostawionew Polsce, organizacje te rozpętują antypolską kampanię oszczerstwporównując Polaków do hitlerowców i oskarżają ich o współudziałw holocauście.(...) Oczywiście, organizacje żydowskie nie mają siły fizycznej w wymuszeniuna Polsce zwrotu mienia żydowskiego, ale mają duże wpływy w kołachpolitycznych i organach formowania opinii publicznej w USA i nie tyl-272 <strong>FRONDA</strong> 23/24


ko. Siłą fizyczną naciskającą na Polskę, aby zapłaciła żydowskim organizacjomodszkodowania będzie rząd USA i jego organy ustawodawcze i dyplomatyczne.Model postępowania już został opracowany i sprawdzony w stosunkudo Szwajcarii i jej banków, które zapłaciły 1,4 miliarda dolarówodszkodowania za tak zwane martwe konta bankowe i za przyjmowanie zapłatod Niemców w postaci złota, jakoby żydowskiego. Duża część tych pieniędzyugrzęzła w kieszeniach prawników i specjalistów od holocaustu, a tylkoznikoma część dotrze do garstki żyjących jeszcze ofiar hitlerowskichrepresji.Dr Jan Czekajewski z Polskiego Instytutu Naukowego w Nowym Jorku,„Życie"„Wielki finał"Polacy są kolejni na liście. Strategia, która została przetestowana w przypadkuSzwajcarii i Niemiec, będzie wykorzystana do wułudzenia od Polski gigantycznychodszkodowań. To ma być „wielki finał". „Wielki" dlatego, że organizacjeżydowskie zażądają o wiele większych pieniędzy niż odkogokolwiek dotąd. Od Szwajcarów WJC [Światowy Kongres Żydowski]otrzymał 1,25 mld doi., a ostatnio od Niemców jako odszkodowania za pracerobotników przymusowych - 1,3 mld doi. W przypadku Polski mówi sięjuż o mieniu żydowskim wartym kilkadziesiąt miliardów doi. Ta akcja już sięzaczęła.Norman G. Finkelstein w rozmowie z Krzysztofem Darewiczem„Kto czerpie korzyści z holokaustu?", „Rzeczpospolita", 26.04.2000.30:3Ponad 30 miliony dolarów wydała na pensje, hotele, podróże, bankietyi ogłoszenia w gazetach międzynarodowa komisja, której zadaniem jest wyegzekwowanieod firm ubezpieczeniowych odszkodowań dla Żydów, którzyz powodu wojny utracili polisy. Dla nich komisja załatwiła odszkodowaniaw wysokości zaledwie 3 milionów dolarów.Dziennik Los Angeles Times ujawnił, że Międzynarodowa Komisja RoszczeńUbezpieczeniowych, którą kieruje były amerykański sekretarz stanuLawrence Eagleburger, beztrosko wydaje gigantyczne pieniądze pod pretekstemdziałania na rzecz „będących w potrzebie ofiar holokustu". Komisja,JESIEŃ'2001 273


utworzona w 1998 roku przez amerykańskie i europejskie władze finansowe,organizacje żydowskie i europejskie firmy ubezpieczeniowe, urządziła dotąd18 międzynarodowych konferencji w najelegantszych hotelach Londynu, Jerozolimy,Rzymu, Waszyngtonu i Nowego Jorku. W każdej z nich uczestniczyłoponad sto osób. Pensja samego Eagleburgera wynosi rocznie 350 tysiącedolarów.Krzysztof Darewicz „Przepych na konto ofiar",„Rzeczpospolita" 19-20.05.2001.Promile dla ofiarMatce, która przeżyła getto i obóz na Majdanku, Niemcy nie chcieli dać renty,bo nie miała widocznych obrażeń. Dostała tylko symboliczne odszkodowanie- około 3 tys. doi. Matka zawsze zastanawiała się, kto w takim raziedostaje pieniądze z Niemiec, które wypłaciły ocalałym z holokaustu Żydomłącznie 118 mld doi. Teoretycznie przecież nikt bardziej nie zasługiwał nanajwyższe odszkodowania niż moim rodzice, którzy byli prześladowaniprzez całą wojnę, stracili całą rodzinę i cały majątek.(...) przeanalizowałem negocjacje i porozumienie podpisane w 1952 rokuprzez rząd Niemiec z Żydowską Komisją Roszczeniową (Jewish ClaimsConference, dalej w skrócie JCC). Na mocy tego porozumienia Niemcy wypłaciłyJCC około miliarda dolarów na odszkodowania dla takich osób jakmoja matka - które nie kwalifikowały się do otrzymania dożywotnich rent.Okazuje się jednak, że JCC zatrzymała większość tych pieniędzy dla siebie albodokonała ich podziału po swojemu. Część przeznaczono na wsparcie społecznościżydowskich w krajach arabskich, część na Instytut Yad Vashemw Jerozolimie i różne muzea, czyli na cele nie związane z odszkodowaniemdla ofiar.— Ile zatem przypadło bezpośrednio ofiarom?— Ostatecznie tylko 15 proc. z owego miliarda. Choć nawet i tę częśćJCC rozprowadziła głównie wśród „wybitnych żydowskich przywódcówz czasów II wojny światowej i rabinów", czyli faktycznie własnych działaczy.Zwykłe ofiary dostały jakieś promile.Norman G. Finkelstein w rozmowie z Krzysztofem Darewiczem„Kto czerpie korzyści z holokaustu?", „Rzeczpospolita", 26.04.2000.274 <strong>FRONDA</strong> 23/24


33 miesiące za 2,5 miliona dolarówDwaj rabini z Brooklynu zostali wczoraj skazani podczas obserwowanegoprzez wielu wiernych procesu na 33 miesiące więzienia za zagarnięcie setektysięcy dolarów z federalnego programu pomocy ofiarom Holocaustu.Rabini Efraim Stern i Jacob Bronner, obaj z Borough Park, przyznali siędo winy, że w lutym zdefraudowali pieniądze Project Social Care - założonejprzez nich organizacji pozarządowej, która otrzymała dotację w wysokości2,5 miliona dolarów z Federalnego Departamentu Rozwoju Mieszkalnictwai Miast w 1995 i 1996 roku.„Rabini skazani za oszustwo", „New York Times", 10.08. 2001„przełamać te obronne nawyki"Polacy boją się postawienia w jednym szeregu z nazistami - to fakt. Od biskupówjako moralnych przewodników ogromnej większości mojego naroduoczekiwałbym jednak przełamania tych obronnych nawyków.Roman Graczyk „Zabrakło proroctwa", „Gazeta Wyborcza" 9-10.06.2001.„emocjonalny szantaż ofiary"Nie wiem, kto pierwszy rzucił hasło przeprosin, ale wokół tego hasła rozgorzałw mass mediach zażarty spór. Ten gorszący spór mocno podgrzewaławielce nagradzana pani redaktor, która w stylu młodszego oficera śledczegoprzygważdżała swoich rozmówców na oczach całej Polski, dążąc do uzyskaniaod nich samooskarżających zeznań, w treści z góry zaplanowanej. Niejest to wina tylko pani redaktor, jeśli ten styl pogardy na rozmówcy i tego, coma on do powiedzenia, jest nagradzany.(...) Gdy pani redaktor nakłaniała kolejnego rozmówcę do przepraszania,zadałem sobie pytanie, czy jestem gotów przeprosić za Bermana, Różańskiego,Fejgina i za innych, tego samego co ja pochodzenia, którzy tyle krzywduczynili ludziom tylko za to, że nie akceptowali przemocą narzuconej władzy,że pragnęli innej Polski. Nie, nie będę za nich przepraszał, bo mnie nic z niminie łączyło i nie łączy - bowiem zbrodni swych nie popełniali oni jako Żydzi.Ale jestem gotów przeprosić za tych, którzy jak Lola Potok, Szlomo Morel,Pinka Mąka przeżyli obozy hitlerowskie i przyznając sobie prawoodwetu, sami stali się okrutnymi oprawcami, wręcz zbrodniarzami, będącJESIEŃ-2001 275


komendantami w obozach, przez siebie organizowanych, w Gliwicach, Świętochłowicachi innych miejscowościach na Śląsku.O nich to opowiada książka „Oko za oko. Przemilczana historia Żydów,którzy w 1945 r. mścili się na Niemcach", napisana przez Johna Sacka, amerykańskiegoŻyda polskiego pochodzenia. Książka ta nie została przez polskiemedia zauważona, w przeciwieństwie do „Sąsiadów" Jana TomaszaGrossa. Jedynym dziennikiem ogólnopolskim, który zauważył „Oko zaoko...", była „Rzeczpospolita". Książka opisuje, jak wrażliwe ofiary stawałysię okrutnymi katami, opisuje przejmujące zdarzenia, w tym podpalenie wypełnionegowięźniami baraku. I choć rozumiem mechanizm przemiany ofiaryw oprawcę, nigdy tego nie zaakceptuję, zawsze się będę wstydził tego, cokilkadziesiąt lat temu tamci Żydzi czynili. I za to jestem gotów przepraszać.(...) W sporze o Jedwabne toczy się również niewysłowiona dyskusjao antysemityzmie w Polsce. Nie sposób oddzielić tej zbrodni od antysemityzmu.Myślę, że to jednak nie „polski antysemityzm" dokonał zbrodni w Jedwabnem,ale ten, ukryty w każdym z nas, potwór. Antysemityzm mógł pomócmu wyrwać się z okowów. Mogło mu to ułatwić również wiele innychokoliczności: okupacja, przyzwolenie i inspiracja hitlerowców, a także takie,0 których nie wiemy, bądź też brakuje nam co do nich wyobraźni. Antysemityzmempróbuje się uzasadniać tę zbrodnię, lecz nie on jest jej praprzyczyną,tak jak nie on był przyczyną zbrodni dokonanej przez Żydów w obozach naŚląsku. Zbrodni tych dokonała totalna nienawiść do drugiego człowieka.Nie ma antysemityzmu polskiego, niemieckiego, francuskiego - jest tylkonienawiść ubrana w togę ideologii, patriotyzmu, obrony wiary. Antysemityzmjest chorobą, podobnie jak każda inna forma nienawiści do drugiegoczłowieka. Chorobę się leczy, a nie oskarża. Nie wolno jej jednak leczyć jakpryszczycy. Odnoszę wrażenie, że strony sporu o Jedwabne traktują siebienawzajem jak zarażonych pryszczycą, ze wszystkimi tego konsekwencjami.Taka postawa świadczy o nieporozumieniu tego, co stało się i dzieje w Jedwabnem,co dzieje się z nami wokół tego dramatu.Bardzo ważne jest, by jednoznacznie sprzeciwić się stereotypom - „ciemnogród",„polski antysemityzm", „spisek określonych sił" - które niczym sięod siebie nie różnią. Tak samo odwołują się do rzeczywistości życzeniowej1 mają ten sam cel: podporządkowania jednostek oraz całych środowisk osobom,które owe stereotypy upowszechniają.27g <strong>FRONDA</strong> 23/24


(...) Rozumiem wszystkich tych, którzy czują się osaczeni kampanią wokółJedwabnego i traktują ją jako „emocjonalny szantaż ofiary". Tym bardziej,że cała sprawa jest wpisana w kontekst sporu o zakres reprywatyzacji.Zrozumiała jest reakcja mojej znajomej, która mówi: „całe życie żyłam beztego problemu, a tu nagle mój znajomy przedstawia mi się 'jestem Żydem',tak jakby to kiedykolwiek miało dla mnie jakieś znaczenie. Poczułam się, jakbydał mi w twarz. Poczułam się bezbronna, wiedziałam, że od tej pory cokolwiekpowiem - będzie źle, cokolwiek zrobię - będzie źle. Zaczęłam gounikać." Sam wielokrotnie byłem świadkiem szermowania oskarżeniamio antysemityzm - włącznie z oskarżeniami, że nauczycielka postawiła patentowanemuleniowi dwójkę z matematyki z pobudek antysemickich.Anatol Lawina „Jedwabne jest w każdym z nas",„Rzeczpospolita" 5.06.2001.ReedukatorKilka tygodni temu wiceminister edukacji Wojciech Książek stwierdził, żepodręczniki do szkół traktujące o zagładzie będą cenzurowane przez ŻydowskiInstytut Historyczny (ŻIH), a nie np. przez Instytut Historii Polskiej AkademiiNauk. Jest to dość dziwny pomysł, zwłaszcza jeśli przyjrzymy się bliżejnaukowym dokonaniom dyrektora ŻIH Feliksa Tycha.Polski rząd przystępował do wielu międzynarodowych inicjatyw mającychpropagować nauczanie o holokauście, jak np. deklaracja wiedeńskaz 1993 r., ustalenia polsko-izraelskiej komisji podręcznikowej z 1995 r.czy też najnowsza deklaracja sztokholmska z 2000 roku. Pojawiły sięu nas podręczniki do podstawówek, do gimnazjów i do liceów traktującew znacznie szerszy sposób niż to bywało wcześniej - o holokauście. Większośćz nich i tak była krytykowana przez szefa ŻIH Tycha jako poświęcająca„zbyt mało uwagi martyrologii ludności żydowskiej" („Rzeczpospolita"z 16-17 czerwca br.).Zdecydowana krytyka obecnego sposobu nauczania o zagładzie i o życiumniejszości żydowskiej w II RP znalazła ujście zwłaszcza w książce Tycha„Długi cień zagłady", opublikowanej nakładem ŻIH w 1999 roku. ProfesorTych pisze w niej np.: „przez 45 lat PRL karmiono uczniów i nauczycieli historiąspreparowaną, odpowiednio do potrzeb ideologicznych przyrządzonąpapką, w której nie było nie tylko Żydów, ale i dziesiątków innych ważnychJESIEŃ-2001 277


elementów prawdziwych polskich dziejów historii: nie było Katynia, nie byłopowiedziane, w jaki to sposób Polska, przed wojną państwo wielonarodowe,rzekomo stała się 'nareszcie' państwem jednonarodowym". Wspominając zaś0 jednym z wydanych niedawno podręczników, Tych pisze: „zastosowano w nimodziedziczoną po PRL, przez blisko pół wieku używaną metodę mówienia,a w istocie niemówienia w polskich podręcznikach szkolnych o Zagładzie".Czytając jednoznacznie nagatywną opinię Tycha odnoście historiografiiPRL-owskiej, postanowiłem się przyjrzeć jego dokonaniom naukowym. Biogramzamieszczony na okładce wspomnianej wyżej książki przedstawia Tychajako autora „szeregu monografii oraz licznych książkowych publikacjiźródłowych dotyczących ruchów społecznych w Polsce i w innych krajach europejskichna przełomie wieku XIX i XX". Okazało się, że za niejasnym określeniem„ruchów społecznych" nie kryją się bynajmniej publikacje i badaniadotyczące holokaustu czy historii mniejszości żydowskiej w Polsce. Pan profesorTych w PRL specjalizował się w historii ruchów komunistycznych.1 rzeczywiście jest autorem wielu publikacji na ten temat. W jego „dziełach"pisanych w latach PRL słów" holokaust, zagłada, mniejszość żydowska - nieznalazłem, co obecnie bynajmniej nie przeszkadza mu krytykować pomijaniaw historiografii PRL tematów żydowskich.W moim przekonaniu „naukowe" dokonania Tycha zupełnie dyskwalifikujągo jako cenzora współczesnych podręczników. Tych jest bowiem klasycznymprzykładem koniunkturalisty - w PRL pisywał o ruchu robotniczym,redagował partyjny kwartalnik, pisał przedmowy do książek Lenina,zachwycał się polityką PPR, sławił ustrój Wietnamu i Angoli. Po 1989 r. zainteresowałsię nagle historią Żydów i występuje jako autorytet w tej dziedzinie,a kierowana przez niego placówka ma kontrolować, czy polscy autorzypodręczników o zagładzie piszą „jak trzeba". A lektura wypowiedzi Tychapokazuje, że cenzorem to on jest surowym. Ale żeby nie być posądzonymo gołosłowność, pokrótce przypomnę niektóre PRL-owskie dzieła Tycha.Oto np. w roku 1958 ukazał się pierwszy numer pisma „Z pola walki".Podtytuł głosił: „kwartalnik poświęcony dziejom ruchu robotniczego". Wydawcąpisma był Zakład Historii Partii przy KC PZPR. W skład owego partyjnegoperiodyku wchodziły takie tuzy polskiej historii, jak: Leon Grosfeld, ŻannaKormanowa, Henryk Jabłoński. Naczelnym zaś został Feliks Tych. Tematykępisma najlepiej przedstawią niektóre tytuły artykułów: „Z dziejów Komuni-278 <strong>FRONDA</strong> 23/24


stycznej Partii Galicji Wschodniej", „Polski ruch robotniczy wobec RewolucjiPaździernikowej", „Polscy bohaterowie Rewolucji Październikowej", „O rewolucjinarodowodemokratycznej w Rumunii", „Rozwój ideologiczny KPRP(1918-1923)", „Konferencja Instytutów Historii Partii w Pradze". Tytuł pismazresztą - jak wolno sądzić - nie był wybrany przypadkowo. Identyczny tytułnosił np. organ SDKPiL na przełomie XIX i XX wieków czy też z gruntu stalinowskiperiodyk wydawany po polsku w Moskwie w latach 20. i 30.W roku 1966 ukazała się biografia Juliana Marchlewskiego. Autorami byli:H. Schumacher oraz F. Tych. Ten ostatni tak pisał np. o ideologii i dokonaniachinstalowanego przez bolszewików w 1920 roku na wschodnich ziemiachPolski tzw. Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polskiego(TKRP): „polityka agrarna, którą Marchlewski realizował - rezygnująca z podziałuziemi obszarniczej między chłopów - nie mogła się okazać dostatecznieatrakcyjna dla chłopów. Zwracali zresztą na to uwagę już wówczas Lenini Dzierżyński (...). Kierownictwo Komitetu rozwinęło szeroką i wszechstronnądziałalność w dziedzinie odbudowy przemysłu, rozwoju oświaty, kulturynarodowej itd.". A jak według Tycha wyglądał koniec TKRP? Oto stosownyfragment: „Wraz z powrotem wojsk Piłsudskiego na te tereny odebrane zostałymasom ludowym zdobycze społeczne, które poprzednio uzyskały. Masowerozstrzeliwania, więzienia, tortury stały się udziałem tych, którzy w jakikolwieksposób współdziałali z władzami rewolucyjnymi. Tak zakończyłasię trzytygodniowa epopeja pierwszej polskiej władzy proletariackiej."W roku 1977 miała miejsce wielka wystawa w Muzeum Historii PolskiegoRuchu Robotniczego w Warszawie. Z jakiej okazji została zorganizowana?To wyjaśniała w słowie wstępnym komisarz wystawy Helena Wiórkiewicz:„Obacna wystawa nawiązuje do wielkich rocznic historycznych, które sięzbiegły w 1977 i 1978 roku: 60-tej rocznicy zwycięstwa Wielkiej SocjalistycznejRewolucji Październikowej w Rosji, odzyskania przez Polskę niepodległościpo ponad wiekowej niewoli, powstania Komunistycznej Partii Polski,130-ej rocznicy ukazania się Manifestu Komunistycznego i wybuchu WiosnyLudów, 100-lecia urodzin Feliksa dzierżyńskiego, 100-lecia narodzin socjalistycznegoruchu robotniczego na ziemiach polskich oraz 35-ej rocznicy powstaniaPolskiej Partii Robotniczej". Uff! Wstęp „historyczny" do wydanegoz okazji tych pięknych rocznic biuletynu spłodził Feliks Tych. Oto kilka jegomyśli: „Po zwycięstwie Rewolucji Październikowej, do którego niemałyJESIEŃ-2001 279


wkład wnieśli polscy robotnicy i żołnierze przebywający wtedy w Rosji,głównym założeniem internacjonalistycznego sojuszu polsko-rosyjskiego byławspólna walka w obronie pierwszego na świecie państwa prolatariackiegojako punktu oparcia walki polskiej i międzynarodowej klasy robotniczejo sprawiedliwość społeczną we własnych krajach". W innych fragmentachtekstu przeczytać można m.in. o „tysięcznych zastępach Polaków - uczestnikówWielkiej Socjalistycznej Rewolucji Październikowej", „rządzonej przezburżuazję i obszarnictwo Polsce międzywojennej", „trafnej polityce PolskiejPartii Robotniczej".W zakończeniu swego szkicu Tych wymienia „wybitnych przedstawicieliinnych narodów", którzy „w najtrudniejszych chwilach wyciągnęli pomocnądłoń do Polaków". Oto kilka nazwisk z listy Tycha: Marks, Engels, Liebknecht,Lenin...W roku 1980 ukazała się - wydana w serii „Popularna biblioteka klasykówmarksizmu-leninizmu" - książka Lenina „rewolucja proletariacka a renegatKautsky". Autorem 5—stronicowego wstępu był Feliks Tych. Zaś przeglądającostatni numer (4/1989) kwartalnika „Z pola walki", w rubryce„Nowe publikacje z historii ruchu robotniczego" znalazłem następującą pozycję:„Tych Felix, Rosa Luxemburg und Julian Marchlewski-Karski in derpolnischen und in der deutschen Arbeiterbewegung". Artykuł o takim tytuleukazał się w numerze 5/88 marksistowskiego pisma „Beitrge zur Geschichteder Arbeiterbewegung".Obecnie profesor Tych uchodzi już za eksperta od holokaustu. W czerwcowymnumerze pisma „Res Publica Nowa" Dorota Krawczyńska tak streszczałapoglądy (obecne) Tycha: „ [Tych] zauważa, iż znaczna część społeczeństwapolskiego nie jest świadoma tego, w jaki sposób dokonywała sięZagłada ani też na czym polegała jej wyjątkowość (...). Zagłada, funkcjonującadziś w świadomości europejskiej jako zuniwersalizowany mit największejzbrodni nowoczesnego świata, w Polsce nie może się przebić poza prógpowszechnej świadomości i wiedzy potocznej". I jeszcze dokłada autorka cytatz Tycha: „Holocaust był i nadal jest w większości podręczników przedstawianyjako fragment niemieckiej polityki okupacyjnej wobec Polski, bezwskazywania na ogólnocywilizacyjne aspekty tego zjawiska". Czytając takiesłowa, warto przypomnieć sobie, w jaki sposób ten sam autor kwitowałw jednej ze swych publikacji czasy wojny: „Tragiczne doświadczenia narodu280 <strong>FRONDA</strong> 23/24


polskiego w czasie wojny i okupacji hitlerowskiej przybliżały społeczeństwopolskie do zrozumienia tych idei, które przed 1939 r. mimo wszystko wciążpozostawały ideami awangardy". Wówczas Tych nie pisał nic o holokauście,pisał natomiast o „zagrożeniu biologicznego istnienia narodu [bynajmniejnie żydowskiego - T.K.] przez eksterminacyjną politykę faszystowskiegookupanta". W innym fragmencie wstępniaka do wystawy z 1977 r. równieżwspomina o zagrożeniu biologiczną zagładą narodu polskiego: „600 tysięcygrobów żołnierzy radzieckich poległych w walce o wyzwolenie ziem polskichspod panowania hitlerowskich Niemiec, w walce o ocalenie narodu polskiegood biologicznej zagłady [podkr. moje - T.K.] jest najbardziej przejmującympomnikiem, jaki historia kiedykolwiek wystawiła hasłu 'Za Nasząi Waszą wolność'." Kuriozalnie wyglądają powyższe zdania w porównaniunp. z oburzeniem, z jakim Tych stwierdza, iż w jednym ze współczesnychpodręczników do historii: „przy omawianiu zbrodniczej polityki okupanta naziemiach polskich pojęcie 'Żyd' w ogóle się nie pojawia". Kiedyś (w PRL)słowo to pojawiało się - jak twierdzi Tych - zbyt rzadko lub w ogóle. Ale wtedyto było „słuszne". Teraz jest jednak już „niesłuszne".Dzisiaj profesora Tycha oburza to, co przed laty w jego publikacjach byłonormą. Dzisiaj poucza, jak należy pisać o holokauście i o Żydach, nie mającnajwyraźniej złego samopoczucia z powodu swoich tekstów pisanych w PRL.Sądzę, że kierowany przez takiego „historyka" ŻIH nie jest najlepszym cenzoremdla szkolnych podręczników.Tomasz Kornaś „Tychotomia", „Najwyższy Czas!", 4-11 sierpnia 2001„Prawda was wyzwoli"Ucieczka przed prawdą jest zawsze przejawem słabości, stwarzaniem sobiesztucznie komfortu moralnego. Pominięcie prawdy nie służy godnemu ułożeniuwzajemnych stosunków między narodową większością a mniejszościami.Tu zresztą nawet nie chodzi o ułożenie stosunków z różnymi grupami etnicznymiczy mniejszościami, ale o zdrowie moralne społeczeństwa, którenie powinno być zbudowane na kłamstwie. Nawet wtedy, gdy prawda jestniewygodna i rani własne ego narodowe.Feliks Tych w rozmowie z Anną Jarmusiewicz „Historia musi polegać naprawdzie", „Rzeczpospolita" 16-17.06.2001.JESIEŃ-2001 281


Imperium sypało się w gruzy, a do opływających wluksus i dobrobyt mieszkańców Kartaginy dochodziłyjedynie mgliste wieści o gospodarczej mizerii,wewnętrznym chaosie i militarnych klęskach państwa.Świat się walił, a Nowe Miasto kwitło.Nowe MiastoROBERTŻUREKNiezwykle jest to morze rozpięte pomiędzy błękitem, turkusem i szmaragdem.Niezwykłe jest to niebo odcinające się od morza subtelną innościąbarw. Niezwykła jest ta zatoka skąpana w słońcu i w ciszy przerywanej jedyniemiarową muzyką uderzających o brzeg fal i płynącego ponad nimi wiatru.Niezwykłe są te łagodne wzgórza wznoszące się u brzegów zatoki, spowiteczapą zieleni palm, cyprysów i traw. Czarodziejskie jest to miejsce. Nicdziwnego, że akurat tutaj...Zapewne tak samo jak dziś morze turkusowe falowało u zielonych brzegówłagodnych wzgórz, gdy nawiedzili te strony berberyjscy koczownicy, oddającswym bogom hołd za to, iż dane im zostało rozbić namioty w ziemi takpięknej, w wodę i roślinność obfitującej. Przybyli oni z południa, ze spieczonychsłońcem, wyschniętych równin, dlatego potrafili docenić cień palm i łagodnywiatr, orzeźwiający ziemię, ludzi i zwierzęta morską wilgocią.Berberyjscy koczownicy musieli jednak opuścić łagodne wzgórza, gdyw dziewiątym wieku przed narodzeniem Chrystusa, po turkusowym morzuprzypłynęły okręty Fenicjan, owych morskich kupców z Tyru i Sydonu. Nic282 <strong>FRONDA</strong> 23/24


dziwnego, że akurat tutaj zarzucili kotwice, by założyć Nowe Miasto - KartHadaszt. Miasto zaś, zrazu skromne, rosło wraz z biegiem stuleci w bogactwoi siłę, by w końcu stać się potęgą, której nie znalazłeś równej w ówczesnymświecie. Setki tysięcy ludzi żyły pośród łagodnych wzgórz, rozkoszującsię rozlanymi u ich stóp niezwykłymi kolorami morza, które niezmiennie obmywałobrzegi zatoki. Obronny mur, którym otoczyli miasto, rozciągał sięponoć na przestrzeni sześćdziesięciu czterech kilometrów. W jego objęciachstanęły dzielnice wielopiętrowych domów i luksusowych willi. A z wierzchołkówwzniesień, gdzie swego czasu berberyjscy koczownicy składali ofiaryswoim bóstwom, wystrzeliły ku niebu monumentalne budowle fenickichświątyń.Port był ogromny, oddzielony od morza potężnym murem obronnym,częściowo zadaszony, istne arcydzieło sztuki budowlanej. Jak całe NoweMiasto. To stąd podejmowano pierwsze próby opłynięcia Afryki, to stąd kolonizowanodziką wtedy Hiszpanię, to stąd wreszcie wyruszył Hannibal, byrzucić na kolana pysznych Rzymian, dzikusów z północy, którzy ośmielili siępodnieść rękę przeciw potędze Kart Hadaszt. Przez czterdzieści lat wstrząsałyświatem mordercze zmagania tych dwóch, położonych wśród wzgórz,miast. Nigdy wcześniej i nigdy później w swojej historii nie ponieśli Rzymianietak potwornych klęsk. Niepojęte, że w końcu zwyciężyli.Stanęli u granic Nowego Miasta, by je unicestwić. A mieszkańcy woleliginąć wraz z nim, niż ratować się ucieczką. Długo stawiali rozpaczliwy opór,ale w końcu zdziesiątkowani, zagłodzeni i wyczerpani ulegli. Historia pisałarok 607 od założenia Rzymu; 146 przed narodzeniem Chrystusa. Rok bardzodobry dla handlarzy niewolników...Rzymianie spalili i zburzyli wszystko, a wśród ruin i zgliszczy sypali sól,by znienawidzona, skąpana we krwi ziemia pozostała ziemią martwą. Morzeturkusowe falowało u stóp bezludnego morza ruin. Kartagina umarła.Zmartwychwstała prawie sto lat później. Wskrzesili ją do życia sami Rzymianie.Morze falowało u stóp łagodnych wzgórz, a oni na gruzach NowegoMiasta wznosili nowe miasto. Tam, gdzie niegdyś stały świątynie Baal Hamonai Tanit, zbudowali przybytki Jowisza i Minerwy. A miasto, zrazu skromne,z biegiem dziesięcioleci rosło i rozwijało się, by stać się jedną z największychmetropolii rzymskiego państwa. Tu ustanowiono stolicę prowincji Africa,jednej z najbogatszych prowincji imperium, tu zbudowano termy i amfiteatr,JESIEŃ-2001283


które tylko rzymskim ustępowały wspaniałością i wielkością, tu łacina stałasię językiem tak powszechnym, jak nigdzie indziej poza Italią, tu czerpanez handlu zyski pozwoliły rozkwitnąć nauce, kulturze i sztuce na skalę porównywalnąjedynie z Rzymem czy Aleksandrią.Morze falowało u stóp łagodnych wzgórz, gdy przybyli tu pierwsi chrześcijańscymisjonarze, by uczynić z pogańskiego Nowego Miasta nowe, chrześcijańskiemiasto. A założony przez nich Kościół, zrazu słaby i nieliczny, rósłi rozwijał się z biegiem dziesięcioleci, by stać się w końcu jedną z najważniejszychgmin w granicach rzymskiego państwa, mimo, iż zwalczano go tu równiezaciekle, jak w stolicy imperium. Tu żył i działał Tertulian, jeden z najwybitniejszychteologów wczesnego chrześcijaństwa. Tu zostały zamęczoneświęte Perpetua i Felicyta. Tu nawrócił się, był biskupem i został ścięty św.Cyprian. Tu studiował, a później często bywał i nauczał św. Augustyn, biskuppobliskiej Annaby. Tu rezydował prymas Afryki i tu odbywałysię na przestrzeni pięciu stuleci synody afrykańskich biskupów.A na gruzach świątyń Jowisza i Minerwy stanęłydziesiątki chrześcijańskich kościołów.Morze falowało u stóp łagodnych wzgórz, a chrześcijanietoczyli bój z przeciwnikiem potężnym, groźniejszym nawetniż zewnętrzny ucisk i prześladowania - z herezjąrozdzierającą młody Kościół. Jak w soczewce skupiły sięw Nowym Mieście owe zmagania i chyba żadnej innejgminie w imperium nie przyszło odpierać tak zmasowaneataki gnozy, donatyzmu, manicheizmu, montanizmu,monarchianizmu, nowacjanizmu, arianizmu, pelagianizmui monofizytyzmu. Kartagiński Kościół odparł jewszystkie, ale ta wyczerpująca, trwająca setki lat, nierzadkokrwawa, walka pozostawiła w jego ciele głębokie rany.Imperium sypało się w gruzy, a do opływających w luksusi dobrobyt mieszkańców Kartaginy dochodziły jedynie mglistewieści o gospodarczej mizerii, wewnętrznym chaosie i militarnychklęskach państwa. Świat się walił, a Nowe Miasto kwitło. Do czasu, gdyprzybyli tu Wandalowie. A był rok 439.Morze, niezmiennie turkusowe, falowało u podnóży łagodnych wzgórz,gdy zdobywali Nowe Miasto i czynili z niego nowe miasto, stolicę swego284<strong>FRONDA</strong> 23/24


afrykańskiego państwa. Znaczniejszych obywateli wygnali, resztę ludnościzmusili do niewolniczego poddaństwa, kościoły zamienili w miejsca ariańskiegokultu, a katolickich chrześcijan poddali nowym prześladowaniom. Jakna ironię losu właśnie ze zniszczonej swego czasu przez Rzymian Kartaginy,wyruszyli na ów podbój stolicy imperium, który zapewnił ich imieniu powiek wieków niechlubną sławę. A modły ocalałych mieszkańców NowegoMiasta o wyzwolenie spod władzy najeźdźców czekały na wysłuchanie prawie100 lat.Po turkusowym morzu płynęły w stronę łagodnych wzgórz okręty, wiozącearmię ze wschodu. Bizantyjczycy zmiażdżyli Wandalów i wkroczyli doKartaginy, by uczynić z podupadłego Nowego Miasta bizantyjskie nowe miasto.A ono jeszcze raz rozkwitło. Wzniesiono nowe domy i potężne bazyliki,sprowadzono uczonych i artystów. Okolice zaś obrodziły twierdzami, któremiały zapewnić nowym władcom długie i spokojne panowanie nad miejscemtak strategicznie ważnym, a przy tym tak uroczym.Nie zapewniły. Zmiotła ich fala Arabów, płynąca pod koniec siódmegowieku z imieniem proroka na ustach przez Afrykę. Ci jednak nie próbowaliuczynić z Nowego Miasta nowego miasta. Po prostu zrównalije z ziemią. Odtąd Kartagina była już tylko morzem gruzu,systematycznie zarastającego zielskiem. Jednak ocalali mieszkańcynadal żyli wśród owego morza, trwając w wiernościwzględem swego miasta i swej wiary. Jeszcze w 1067 rokuarabski geograf al-Bakri pisał, że wśród ruin Kart Hadasztpowstało wiele pięknych wiosek z dużą liczbą mieszkańców.I jeszcze w 1073 roku wielki papież Grzegorz VII słałkartagińskim chrześcijanom słowa otuchy i pokrzepienia.A w sąsiedztwie chrześcijańskich wiosek Arabowie wznosiliz marmurów zniszczonych kościołów meczety i minarety,z których po koniec czasów pięć razy na dzień płynąć miałapieśń ku chwale Allacha.Ale pieśń umilkła gwałtownie, gdy resztki Nowego Miasta pogrzebanezostały po raz kolejny i ostatni. Zdruzgotali je pod koniec jedenastegostulecia Beni Hillal, nomadzcy najeźdźcy, owi „Hunowie Afryki", którzy obróciliw perzynę tę część spuścizny kulturowej północnej części czarnegokontynentu, która ocalała w czasie arabskiego potopu.JESIEŃ-2001285


Nowego Miasta już nie było. Ale morze turkusowe oblewało miejsca,gdzie nadal przędła się nić historii. Tu wylądowali w dwunastym wieku Normandowiez Sycylii, by na pięćdziesiąt lat zawładnąć ziemią, w której spoczywałyprochy dziesiątek pokoleń mieszkańców Kartaginy. Tu, w cieniu łagodnychwzgórz, 25 sierpnia 1270 roku, dokonał żywota święty król Ludwik IX,gdy jego i jego krzyżowców powaliła zaraza - wróg, którego nie mogli pokonaćni kopią, ni mieczem, a który zniweczył kolejną nadzieję na zwycięstwoKrzyża nad Półksiężycem. Niedaleko stąd wreszcie rozwijał się, gołym okiemz łagodnych wzgórz widoczny, Tunis, by po spustoszeniu Bagdadu przezMongołów stać się najważniejszym centrum islamskiego świata.Morze turkusowe wciąż falowało, gdy u stóp łagodnych wzgórz lądowaływ szesnastym wieku hiszpańskie oddziały i czyniły z arabskiego księstwaTunisu księstwo hiszpańskie. I falowało nadal, gdy kilkadziesiąt lat późniejHiszpanów wypierały wojska tureckie, przybyłe, by wcielić uroczy ów zakąteki księstwo całe do osmańskiego imperium.W dziewiętnastym wieku dotarli tu Francuzi i uczynili z Tunezji swójprotektorat. Słoneczne brzegi bajkowej zatoki oczarowywały przybyszówswym niezmiennym pięknem. Na najwyższym z łagodnych wzgórz francuscyBiali Ojcowie wznieśli monumentalną katedrę, siedzibę arcybiskupa Kartaginy.Po wiekach rozległo się nad ruinami Nowego Miasta bicie dzwonów. Naznak, że oto stąd rozpoczyna się rechrystianizacja północnej Afryki, a raczej,jak pokazał czas, jej nieudana próba.Wody turkusowe w dalszym ciągu głaskały plaże piaszczyste, a z dźwiękiemdzwonów mieszały się echa wystrzałów. Tu rozgrywały się ostatniewalki drugiej wojny światowej na afrykańskim kontynencie, tu kapitulowałyprzyparte do morza, zdziesiątkowane oddziały Rommla, tu, w ruinach kartagińskiegoteatru Winston Churchil wygłaszał swe słynne przemówienie dobrytyjskich żołnierzy.Fale turkusowego morza niezmiennie regularnie uderzały o brzegprzepięknej zatoki, gdy odchodzili Francuzi, a z nimi Biali Ojcowie, pozostawiającpustą, monumentalną katedrę. Na gruzach Kartaginy wyrosła luksusowa,willowa dzielnica. Tu żyje tunezyjska arystokracja, tu ma swą siedzibęprezydent państwa, tu mieszczą się domy i placówki korpusu dyplomatycznegowielu krajów. Lecz z tego morza współczesnego luksusu wyrastają cokilkadziesiąt kroków wyspy przeszłości. Fenickie, rzymskie, bizantyjskie,286 <strong>FRONDA</strong> 23/24


arabskie, pogańskie, chrześcijańskie i islamskie ruiny. Chodzę wśród nich.Patrzę na dziwne kolory morza. Wsłuchuję się w szum palm. Czuję wiatr natwarzy...Niezwykłe jest to morze rozpięte pomiędzy błękitem, turkusem i szmaragdem.Niezwykłe jest to niebo odcinające się od morza subtelną innościąbarw. Niezwykła jest ta zatoka skąpana w słońcu i w ciszy przerywanej jedyniemiarową muzyką uderzających o brzeg fal i płynącego ponad nimi wiatru.Niezwykłe są te łagodne wzgórza wznoszące się u brzegów zatoki, spowiteczapą zieleni. Czarodziejskie jest to miejsce. Prawie przedsionek raju.Nic dziwnego, że akurat tutaj...ROBERT ŻUREKJESIEŃ-2001 287


MIASTECZKODERMANPRZEMYSŁAWBORKOWSKIMałe, środkowoeuropejskie miasteczko Dermań od wielu już wiekówbezskutecznie czekało na pomyślny okres w swojej historii. Od kiedy w 1542roku założył je jakiś pomniejszy polski magnat, jego dzieje stanowiły nieustającypochód klęsk, najazdów, pożarów i epidemii. W roku 1598 spalili jeTatarzy. W 1656 Szwedzi. W 1705 Rosjanie, a w 1721 znowu Szwedzi.W 1812 w czasie jakiejś drugorzędnej potyczki zniszczyły je wojska napoleońskie.W 1831 padło ofiarą tłumienia powstania listopadowego, a w 1863powstania styczniowego.Podczas stuleci tak burzliwej historii jego mieszkańcy wypracowali szeregprostych, lecz dość skutecznych metod obrony. Jedną z najczęściej stosowanychbyło szukanie schronienia w pobliskim lesie - niedużym, ale za togęstym i podmokłym. Do tradycji należało również niestawianie oporu wrogowioraz natychmiastowe przechodzenie na stronę zwycięzcy.Ludność tutejsza, stanowiąca typową na tych terenach mieszankę Polaków,Żydów oraz osób tzw. „narodowości ruskiej", wykazywała się zdrowym(zważywszy na swoje położenie) brakiem jakichkolwiek instynktów narodowychi państwowych. Jej przedstawiciele starali się być lojalnymi poddanymikażdej rządzącej nimi władzy, o ile ta zadomowiła się na ich terenie na tyledobrze, by przestać już grabić i mordować, co zdarzało jej się zazwyczajw pierwszych tygodniach panowania. Jedyne konflikty wybuchały tu sporadyczniena tle religijnym, ale i to bardzo rzadko, gdyż miejscowi kapłanitrzech głównych wyznań byli zwykle jedynymi (nie licząc lekarza) osobamiw mieście umiejącymi poprawnie grać w wista, co zmuszało ich niejako doutrzymywania ze sobą bliskich kontaktów towarzyskich.Tak oto niespokojnie, ale za to w miarę ustabilizowanie toczyło się życiew miasteczku. Chwalebna zdolność przystosowywania się, połączona z upo-288<strong>FRONDA</strong> 23/24


em i pewnego rodzaju fatalizmem, pozwalała jego mieszkańcom pokornieznosić terror historii, który złamał już i rzucił na kolana niejedno pięknei dumne miasto. Podczas gdy inne tereny wyludniały się, ich mieszkańcy wyjeżdżali,bądź przenosili się do większych miast, Dermań trwał. OdwiecznyJESIEŃ-2001 289


cykl najazdów, grabieży i zniszczeń oraz następującego po nich podnoszeniasię z gruzów, wydawał się być tu równie naturalny jak następstwo lata i zimy,jak coroczny cud wiosennego odrastania wypalonych jesienią traw.Biorąc to wszystko pod uwagę trudno ustalić, co spowodowało, iż późnymlatem 1914 roku Dermań postanowił zbuntować się wreszcie przeciwdyktatowi historii. Może to dłuższy niż zazwyczaj, ponad pięćdziesięcioletniokres spokoju, jaki przydarzył się miasteczku pod koniec XIX wieku, takwpłynął na jego mieszkańców? Może nadchodzący wiek dwudziesty, z jegowiarą w człowieka i postęp, tak zamieszał im w głowach? Szalona ta idea powstaćmusiała zrazu w niewielu umysłach. Kto wie, może wystarczył jeden,niepokorny człowiek? Lub wręcz przeciwnie, był to spontaniczny, wywołanystrachem przed kolejną, nadchodzącą apokalipsą odruch? Dziś trudno jestodpowiedzieć na te pytania. Chwała, jaka otacza wydarzenia, o których tumowa, przekracza ludzką miarę. Ich wspaniałość wymyka się rozumieniu.Z konieczności nasza relacja ograniczać się będzie tylko do podstawowychfaktów. Wiedza, którą dysponujemy, pełna jest luk, jakie zazwyczaj występująw opowieściach sprzed końca świata. Nie wiadomo co było bezpośredniąprzyczyną buntu, ani kiedy dokładnie on nastąpił. Jedno jest pewne- któregoś dnia miasteczko Dermań postanowiło zrezygnować z obowiązkuuczestniczenia w wypadkach dziejowych.Wyobraźmy sobie, że miało to miejsce w słoneczny, wrześniowy dzień.Nie mamy na ten temat żadnych informacji, myślę jednak, iż nie zaszkodzi,jeśli przyjmiemy, że zaczynały kwitnąć łubiny. Kamyk, który poruszył lawinęwydarzeń, musiał być niewielki. Może chodziło o jakiś szczególnie dotkliwykontyngent lub o pobór synów dermańskich mieszczan do wojska? Może komendantoddziału dokonującego rekwizycji okazał się być świnią i złodziejem?Coś musiało przelać czarę goryczy i nie jest chyba aż tak istotne, co tobyło. Skutek tego wydarzenia wielokrotnie bowiem przerósł przyczynęi okrył ją przed nami mgłą zapomnienia.Wszystko zaczęło się dość niewinnie - mieszkańcy Dermania zaprzestaliodbierania kart mobilizacyjnych. Odmówili również obowiązkowych dostawżywności dla wojska i płacenia podatków. Sprzeciwili się konfiskatom konii wozów. Musiała mieć wówczas miejsce jakaś mała potyczka z przedstawicielamiKorpusu Aprowizacyjnego rosyjskiej armii. Być może doszło do roz-290<strong>FRONDA</strong> 23/24


ajania przybyłych na miejsce żołnierzy. Od tego momentu mieszkańcy Dermanianie mieli już odwrotu.Wkrótce Dermań ogłoszony został republiką. Jego mieszkańcy postanowilinie przyjmować wybuchu wojny do wiadomości. W powszechnym, tajnymgłosowaniu wybrano prezydenta, powołano również rząd. Ponieważokoliczne pola i łąki należały do dermańskich mieszczan, republika była całkowiciesamowystarczalna pod względem ekonomicznym. Młyn i tartak znacjonalizowano.Urzędników państwowych rozpędzono. Miejscowy policjantprzeszedł na służbę republiki. Powołano specjalną, uzbrojoną straż i postawionosolidne słupy graniczne odgradzające Dermań od szaleństwa wojny.Po raz pierwszy los zdawał się sprzyjać miastu. Armia carska, i tak nienajlepiej zorganizowana, zajęta była właśnie przegrywaniem kolejnych bitewna zachodzie. Dermań, który znajdował się na bliskim, lecz nie bezpośrednimzapleczu frontu, znalazł się w owej szarej, przyfrontowej strefie, pełnejmaruderów, wojskowych taborów, spóźnionych transportów dla armii,w której nigdy nie wiadomo tak naprawdę, kto rządzi.Mieszkańcy nowo powstałego państwa doskonale zdawali sobie jednaksprawę z kruchości jego statusu. Wokoło ciągle toczyła się wojna. W każdejchwili jakiś nadgorliwy dowódca mógł przypomnieć sobie o istnieniu tegomałego, zbuntowanego miasteczka i rozprawić się z nim za pomocą niewielkiegonawet oddziału wojska. Świeżo wywalczona niepodległość była jednakzbyt cenna, by z niej rezygnować. Prezydent ogłosił powszechną mobilizację.Dekretem rządu powołano do życia armię.Siły zbrojne Republiki Dermańskiej składały się ze wszystkich mężczyznzdolnych do noszenia broni w wieku od siedemnastu do sześćdziesięciu lat.Broń pozyskiwano sukcesywnie od wałęsających się po okolicy maruderów.Ponieważ w armii carskiej panowało coraz większe rozprężenie uzbrojenianie brakowało. Już wkrótce mała republika uzbrojona była po zęby.Przygotowania te już niebawem okazały się aż nadto konieczne. Dopóki Dermańznajdował się na terytorium rosyjskim, jego niezwykła bezczelność uchodziłamu jakoś płazem. W ogólnym bałaganie mało kogo obchodziły losy niewielkiego,położonego na uboczu głównych szlaków miasteczka. W chwili jednak, gdyWołyń znalazł się pod okupacją niemiecką, sytuacja zmieniła się diametralnie.Z armią niemiecką zwykle nie ma żartów. Dermań nie stanowił co prawdajakiegoś szczególnie ważnego pod względem strategicznym punktu,JESIEŃ-20 0 1291


pozwala! sobie jednak na ignorowanie rozkazów aprowizacyjnych. Wielokrotnieponawiane w tej sprawie monity nie przynosiły rezultatu. Żandarmiwysyłani do miasteczka byli rozbrajani i kierowani do obozu jenieckiego. Tegojuż było za wiele. Z Dermaniem postanowiono zrobić porządek.Przeciwko niepokornej republice wysłano ekspedycję karną. Siły interwencyjnew postaci jednego batalionu wojska posuwały się drogą wiodącąz leżącego w odległości kilkunastu kilometrów Ostroga. Prezydent Republiki,pełniący również funkcję naczelnego wodza, uprzedzony o interwencjipostanowił wydać bitwę na przedpolach stolicy. Zgodnie z wszelkimi regułamisztuki wojennej podzielił swoją armię na dwa korpusy. Pierwszy, niczymarmia ateńska pod Maratonem, zagrodził napastnikom drogę do miasta.Drugi, dowodzony przez samego prezydenta, ukrył się w pobliskim lesie,tym samym, w którym przez stulecia swojej historii mieszkańcy Dermaniaszukali schronienia przed obcymi najazdami.Siły wroga niczego nie przeczuwając zbliżały się do miasta. Widząc umocnionepozycje pierwszego korpusu, dowódca batalionu ekspedycyjnego z arogancjątypową dla oficera niezwyciężonej armii niemieckiej rzucił swoje oddziałydo bezpośredniego szturmu. Przyzwyczajony był zapewne dochaotycznej i pozbawionej wiary w zwycięstwo obrony armii rosyjskiej, którapierzchała zwykle najdalej po drugim ataku. Jakże srodze się zawiódł! Szturmoddziałów interwencyjnych załamał się już po kilku minutach w morderczymogniu dermańczyków. W tym właśnie momencie na tyły zmieszanych szykówniemieckiego batalionu uderzył z pobliskiego lasu drugi korpus dermański.Brawurowy atak poprowadzony przez samego prezydenta dosłownie rozbiłw pył oddziały wroga. Niemcy wzięci w kleszcze z dwóch stron nie mieli żadnychszans. Walka wręcz przy użyciu bagnetów, siekier i kolb od karabinównie trwała nawet piętnastu minut.Z wyprawy przeciwko Dermaniowi nie powrócił do bazy ani jeden żołnierz.Nauczona tym doświadczeniem armia niemiecka nie niepokoiła jużwięcej dzielnej republiki. Dla Dermania nastał czas spokoju, ale i ciężkiej pracy.Mieszkańcy miasta, gdy już raz wzięli odpowiedzialność za swój własnylos, nie zamierzali siedzieć teraz z założonymi rękami. W republice zapanowałwzorowy porządek. Otwarto pocztę, szpital i przytułek dla starszych obywateli.Zajęto się naprawą dróg i trotuarów. W Europie ciągle trwała wojna,wokoło płonęły miasta i wsie, a mieszkańcy Dermania rozmyślali nad budo-292<strong>FRONDA</strong> 23/24


wą wodociągu. Planowano również wprowadzenie własnej waluty, jednak zamierzeniate nie doszły do skutku z powodu braku możliwości drukowaniapieniędzy. Problem ten rozwiązano w inny sposób - armia dermańska zdobyłaswego czasu tabory dywizji węgierskich honwedów i przejęła jej kasę - zaoficjalną walutę republiki uznano więc koronę austryjacką.Nie był to jednak koniec kłopotów niepoprawnej republiki. Gdy w lutym1917 roku w dalekim Piotrogrodzie wybuchła rewolucja, mieszkańcy Dermaniaszykowali właśnie ziarno do wiosennych zasiewów. Gdy w październiku władzęnad nią przejęli bolszewicy, dawno już było po żniwach. Przez ten krótki, wystarczającyzaledwie na zasianie i zebranie zboża okres, wyrosła w Rosji siła,JESIEŃ-2001293


która na ponad siedemdziesiąt lat miała zmienić oblicze świata. Jej siewcy nieominęli też Dermania. Wojna domowa, jaka rozgorzała wówczas na terenachdawnego imperium carów, dotarła i na Wołyń. Armie białe i czerwone przemierzałynieszczęsną Ukrainę wzdłuż i wszerz paląc i rabując wsie i miasta. Dermań,który nie uląkł się wojny światowej, nie miał zamiaru poddawać się urokowiwojny domowej. Towarzyszka historia, ubrana dla odmiany w mundurczerwonoarmisty, nie miała tu czego szukać. Jej nawoływania wieszczące powszechnąszczęśliwość w ramach państwa wojującego proletariatu, nie znajdywałyposłuchu w uszach dermańczyków. Armia republiki przeganiała z jej graniczarówno zagony bolszewików jak i oddziały białych generałów.Tak to bijąc bez różnicy Niemców i Rosjan, białych i czerwonych, RepublikaDermańska przetrwała do końca wojny. W 1921 roku w wyniku postanowieńpokoju ryskiego jej obszar znalazł się w granicach nowo powstałegoPaństwa Polskiego. Polacy uszanowali odrębność Dermania. Specjalna komisjaprzysłana z Warszawy długo negocjowała warunki zjednoczenia. Wreszcie,uspokojeni obietnicą zachowania szerokiej autonomii, jego mieszkańcy zgodziliprzyłączyć się do Rzeczypospolitej. Gdy pod koniec lat dwudziestychumarł były prezydent republiki (pełniący ostatnio funkcję burmistrza) jegopogrzebowi nadano rangę uroczystości państwowej. Przybyły delegacje z Łuckai Warszawy. Stacjonujący w pobliskim Ostrogu 19. Pułk Ułanów Wołyńskichprzysłał na tę okazję swoją orkiestrę i szwadron paradny, który oddałbyłemu prezydentowi honory należne głowie państwa.Historia tu opisana wydarzyła się naprawdę. Gdy pochylamy się nad niązanurzeni w krwawej poświacie wydarzeń, jakie przetoczyły się nad Europąw następnych dziesięcioleciach, jej jasny blask jawi nam się w sposób szczególniewyraźny. Zagadka, przed którą teraz stajemy, nie jest łatwa do rozwiązania.Co sprawiło, że w tym małym, położonym gdzieś na obrzeżach mapymiasteczku obudził się duch tak heroiczny? Co spowodowało, że jego mieszkańcypotrafili obronić się przed szaleństwem, które opanowało pół świata,odrzucić pokusę dymiącej krwi i z pełną stanowczością stanąć na straży swegoprawa do życia w spokoju? Trudno jest odpowiedzieć na te pytania. Niepowinniśmy się jednak temu dziwić - tak jest zawsze, gdy stajemy wobecczegoś, co przekracza zwykłą, ludzką miarę. Oto prawdziwe wrota chwały,przez które weszło tak niewielu w tym stuleciu. Odpowiedź przynosi być294 <strong>FRONDA</strong> 23/24


może pewna stara, uparcie powracająca w opowieściach wielu ludów tej częściświata przypowieść o Chrystusie zstępującym z nieba na ziemię i przechadzającymsię w przebraniu zwykłego człowieka wśród nie podejrzewającychniczego ludzi.PRZEMYSŁAW BORKOWSKIILUSTROWAŁ ERNEST SCHULTZ


Pierwsze wzmianki o sekcie nosodołbatielców pochodząz końca XVII wieku, z czasów tuż sprzed reformypatriarchy Nikona. Za najwiarygodniejsze uznanoświadectwo diakona Fiodora Stakanowa (sic!), którystwierdza, że w jego błogoczynniu czyli dekanacie,liczni wieśniacy, a także nawet, jak ze zgrozą zauważył,popi i diakoni „...mieszkający po wsiach dłubiąw nosie kłaniając się słońcu, a mają oni swoje ikony".»NOSODOŁBATIELSZCZINA"- SEKTA CZY ZWYRODNIENIE?przyczynek do dziejówwielkoruskiego chłopskiego prawosławiaPIOTRCURSZTYN1.Równie ciekawą co nieznaną sektą wyrosłą na gruncie prawosławia jest grupatzw. nosodołbatielców. Nawet w rosyjskiej literaturze przedmiotu trudnosię na nich natknąć. Wynika to poniekąd z marginalności zagadnienia - alemarginalność nie tłumaczy tego całkowicie. Aby ukazać te zaniedbania, po-296 <strong>FRONDA</strong> 23/24


wolałem się na jeden przykład, zrozumiały dla polskiego czytelnika interesującegosię Rosją. Exemplum tym jest książka Borysa A. Uspienskiego o kulcieśw. Mikołaja na Rusi. Otóż autor ten, znany także jako współautor niedawnowydanej u nas pozycji „Car i Bóg", nie wspomina ni słowem o interesującymnas temacie przy okazji omawiania kultu św. Biskupa. A przecieżUspienski musiał się z tym zagadnieniem zetknąć - wspominając bowiemo tym niektórzy autorzy cytowani przez niego, np. A. N. Afanasjew w Poeticzeskichwozzrienjach sławjan na prirodu, K. Awdiejewa w Russkoje żitie-bytie i paruinnych. Trochę to dziwne, że B. Uspienski pominął nosodołbatielców, gdyż,jak każdy uważny czytelnik jego książki mógł zauważyć, autor lubił tu i ówdziezamieścić przeróżne bałamutne ciekawostki, dziesięciorzędnego znaczeniamerytorycznego. Nie omieszkali mu tego zresztą wytknąć dwaj niezależniod siebie recenzenci - J. B. Gromulsztejn w Literaturnoj Gazietiei Foma Stempowśkyj w jednym z wydawnictw Wolnego Uniwersytetu Ukraińskiegow Monachium. Ale co tu winić Uspienskiego, kiedy pominęli to zagadnienienawet autorzy kapitalnego dzieła o życiu duchownym i religijnymrosyjskiego chłopstwa - Łuka M. Mudiszczew i Iwan J. Barków 0ekatierinburg1913, reprint Swierdłowsk 1989).Moja osobista, nieco ryzykowna teza tłumaczy te swego rodzaju „białeplamy". Mianowicie Mudiszczew i Barków usiłowali, dość delikatnie coprawda, wykazać europejski charakter kultury duchowno-religijnej rosyjskichchłopów. Zaiste niełatwe to dzieło wymagało pewnych manewrów badawczych.Stąd zapewne przemilczenia; drastyczność i obsceniczność pewnychzachowań nosodołbatielców nie pasowały do okcydentalnego wizerunku.Teza ta dotyczy nie tylko tej pracy.Inną, prócz zapadniczestwa, przyczyną braku informacji u takich autorytetówrosyjskiej historiografii i etnografii jak wymienieni autorzy, jest fakt nieistnieniamonograficznego ujęcia problematyki. Jedyne, co jest dostępne, tonieliczne źródła i wzmianki w literaturze.Z tych powodów, mimo faktograficznego ubóstwa i małej objętości, fundamentalnymistają się trzy opracowania. Pierwsze z nich to ciągle aktualnemimo upływu wieku Ponjatija krestijan Orłowsko) gubierni o prirodie fiziczeskoj(St. Petersburg-Moskwa 1891) Karła G. Zudielmagda. Drugie to mocno jużprzestarzałe Sokrowiszcza russkoj stariny (St. Petersburg 1904) R E. Wielikodiermowa.Praca tyleż przestarzała, co nieobiektywna - warto zwrócić uwagęJESIEŃ-2001297


na rok wydania tej pracy - jest to czas wojny rosyjsko-japońskiej i tym samymeksplozji wielkoruskiego szowinizmu, którym dzieło to jest po prostu skażone.Z nowszych prac należy wymienić obszerny artykuł W. N. Bajstruka Znaczenienarodngo prazdnika „Dołgogo Nosa" (w piśmie Trudy po znakowym sistiemam,Tartu, nr 5/1971). Artykuł ten cechuje się charakterystyczną dlatartuskiej szkoły semiotycznej Jurija Łotmana analizą zagadnień.Pominąwszy dwa ostatnie opracowania należałoby pokrótce omówićpierwsze dzieło. Już sam autor, Karł Gielmutowicz Zudielmagd (1870-1953), z pochodzenia Niemiec nadbałtycki urodzony w majątku Hieroberhofpod Rygą, jest ciekawą postacią, godną osobnego omówienia. Nadmienić należy,iż ten obecnie zapomniany badacz pchnął potężnie rosyjską, a następnieradziecką etnografię. Jako ciekawostkę podaję informację, że Zudielmagdjakiś czas pracował na rosyjskim ówcześnie Uniwersytecie Warszawskim jakopriwat-docent nauk filozoficznych. Wspomniane dzieło to wydana dysertacjaZudielmagda. O jej aktualności świadczą obszerne cytaty z niej w takichpracach jak: Łotmana i Uspienskiego Izgoj i „izgojniczestwo" kak socjalno-psichołogiczeskajapozicija w russkoj kulturie prieimuszczestwienno dopietrowskogo pierioda(„Swoje" i „czużoje" w istorii russkoj kultury) - Trudy po znakowym sistiemam,Tartu nr 12/1982; czy A. M. Panczenki Driewnierusskoje jurodstwo. Jurodstwokak zrieliszcze, w: D. S. Lichaczow, A. M. Panczenko „Smiechowoj mir" DriewniejRusi - Leningrad 1976.Gwoli porządku dodać należy to, iż żadne wydanie Wielkiej EncyklopediiRadzieckiej nie zawiera hasła nosodołbatielcy.2.Zasadniczym powodem braku informacji o sekcie jest to ,że jej członkowiesami najprawdopodobniej nie uważali się za coś odrębnego od reszty prawosławia.Uważali się po prostu za lepszych, gorliwszych prawosławnych. Inniprawosławni byli dla nich tylko bardziej grzeszni. Stąd używa się zamiennieokreślenia „grupa". Jednak to nie upraszcza zagadnienia - wręcz przeciwnie- komplikuje je. Z drugiej bowiem strony niezwykłość ich zwyczajów i zachowańpowodowała niemalże hermetyczne zamknięcie przed obcymi. I tupojawia się jeden z wielu problemów. Wcześniej nadmieniano, że nosodołbatielcynie uważali się za coś odrębnego - teza ta opiera się na opinii Zudiel-298<strong>FRONDA</strong> 23/24


magda, który posunął się nawet dostwierdzenia, że nie mieli oni dla siebiewłasnej nazwy i przyjęli potem nazwęnadaną im przez otoczenie za własną. Ale- z kolei Wielikodiermow twierdził, żenazywali siebie ludźmi, którzy żyją godnie- dostojno czyli dostojnożiwuszczyje.Pierwsze wzmianki pochodzą z końcaXVII wieku, z czasów tuż sprzed reformypatriarchy Nikona. Za najwiarygodniejszeuznano świadectwo diakona Fiodora Stakanowa(sic!), który stwierdza, że w jegoblogoczynniu czyli dekanacie, liczni wieśniacy, a także nawet, jak ze zgrozą zauważył,popi i diakoni „...mieszkający po wsiach dłubią w nosie kłaniając sięsłońcu, a mają oni swoje ikony". Wzmianka znajduje się w tzw. letopisie OstapaWorobianninowa, zamieszczonym w wydawnictwie Połnoje Sobrannie RusskichLetopisiej. Niestety, Stakanow nie dopowiedział o jakie ikony chodzi. Byćmoże chodzi tu o pewien wizerunek św. Mikołaja - tzw. Nikołę stargorodzkiego.Wizerunek ów przedstawia św. Mikołaja błogosławiącego - a ponieważikonopiścy mieli kłopot z uzyskaniem głębi i perspektywy, święty wyglądadość komicznie - ręka znajdująca się na wysokości twarzy sprawiawrażenie dotykania nosa. Nie trzeba tu dodawać jakie wrażenie, opromienionysławą czudotwornogo, wizerunek wywierał na niepiśmiennym chłopstwie -bardzo zresztą podatnym na mistyczne doznania. A o szczególnej czci św.Mikołaja wśród nosodołbatielców, prócz źródeł, świadczy przysłowie z ichkręgu: Nie podołbiosz, tak Nikoła pierst nie wotkniot, odpowiadające naszemu:„Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz".Większość rytuałów, obyczajów i tradycji nie odróżniała nosodołbatielcówod reszty wielkoruskiego chłopstwa - zwłaszcza północnej Rosji (Wołogda,Kostroma, Archangielsk - choć nie tylko - zdarzali się i gdzie indziej). Omawianieich wydaje się być zbędne. Poza tym wiele rzeczy należy pominąćz braku możliwości ich zweryfikowania. Wielu autorów wypisywało na tematnosodołbatielców ewidentne bzdury - nawet zasłużony skądinąd Zudielmagdnie jest od tego zarzutu wolny - vide: opisanie przez niego tzw. „rytów"nosodołbatielskich (sic!).JESIEŃ-2001 299


Istotą myślenia nosodołbatielskiego było traktowanie nosa jako drogi do duszyludzkiej. Droga ta była otwarta obustronnie. Dla nosodołbatielców duszaludzka ze swej natury była zła i nieczysta. Bóg przy pomocy niewidzialnychaniołów wnosił do niej dobro i wynosił zło, przez nos właśnie. Szatan usiłujetę drogę zamknąć, także przez niewidzialne demony. Widać w tym momenciepewną charakterystyczną dualną opozycję - „czyste" - „nieczyste".Człowiek musi okazać się godny Boskiego dobra i sam zadbać o dosłownączystość tej drogi. Według nosodołbatielców dobre uczynki i godne życie mogłopójść na marne, jeśli droga do duszy była zamknięta. Specyficzne traktowanienosa jako drogi do wnętrza człowieka W. N. Bajstruk wiąże z komi-zyriańskimii mordwińskimi mitami kosmogonicznymi. Duża część rosyjskiegochłopstwa to zeslawizowani Ugrofinowie, tak więc mity te miały prawofunkcjonować dość długo. Szczególnie gdy się uwzględni tendencje synkretycznerosyjskiej pobożności ludowej.Parokrotne użycie słowa „godny" nie jest przypadkowe. Słowo to funkcjonowałonader często w słownictwie nosodołbatielców. Jeszcze K. Zudielmagdrozmawiając w 1912 z ostatnimi, starymi nosodolbatielcami, pytająco istotę ich wiary otrzymywał lakoniczną odpowiedź: noria dostojno żyt' -„trzeba żyć godnie".Lakoniczność odpowiedzi wynikała z tego, iż sekta nie nadbudowaław sposób zbyt skomplikowany swych rytuałów w aspektach filozoficzno-teologicznych.Tak więc trudno mówić o ontologii i eschatologii rozpatrując casusnosodołbatielców. Nie mamy podstaw źródłowych, gdyż świadków to nieinteresowało - ich bowiem interesował rytuał i co bardziej szokujące jegostrony.I tak pozwolę sobie podać parę przykładów:1. palec wskazujący zwany był dołbatielnym. Z tego powodu był traktowanyspecyficznie. Co prawda nie uznawano go za nieczysty, przypisywanomu ważną rolę. Jednak nosodołbatielec nie czynił nim znakukrzyża - żegnali się tylko dwoma palcami - kciukiem i palcem środkowym.Za to zresztą wyższa hierarchia prawosławna nakazywała ichprześladować - jako za uprawianie „grzesznego zabobonu" (bądź, zadiakonem Fiodorem - swinaja jeres');2. nieszczęściem dla każdego nosodołbatielca była niedrożność dróg oddechowych.Traktowano to jako dowód szczególnej niełaski Bożej. Za-300 <strong>FRONDA</strong> 23/24


katarzonego nosodołbatielca izolowano od grupy, potem poddawano rytualnemuoczyszczeniu. Zabieg oczyszczający był, według Bajstruka,wielce zbliżony do komi-permiackich rytuałów, którym poddawanebyły kobiety po połogu;3. za osoby nawiedzone przez demony uważano ludzi ze zniekształceniamii zwyrodnieniami górnych dróg oddechowych, np. osobnikówcierpiących na polipy. Jednostki takie były prześladowane, wykluczaneze wspólnoty, dochodziło nawet do samosądów;4. sprawy nieczyste nosodołbatielec odrzucał od siebie zaklinając rytualnie:Idi satana k adu!, Idi ziemlia k ziemlie! bądź Na, dierżi satana! Podobnezaklęcia zauważono u starowierców zamieszkujących WielkieKsięstwo Litewskie.JESIEŃ-2001301


Końcem sekty było pojawienie się w II połowie XIX wieku tabaki. Nosodołbatielcypodzielili się na tabaczników (nazwa rosyjska?) i starych. Ci drudzy uważalitabakę za ziele szatana zesłane dla omamienia łatwowiernych ludzi. Tabacznicyuważali ją zaś za ziele zesłane z rajskiego ogrodu w celu dopomożenialudziom w walce z grzechem na tym padole łez. Jedni i drudzy wiązali fakt pojawieniasię tabaki ze zbliżającym się końcem świata i Sądem Ostatecznym.3.Wspomnieć należy o roli nosodołbatielców w dziejach Rosji. Należy zaznaczyć- wiemy niewiele, poza tym była to rola zdecydowanie marginalna. Jednak -niańka Piotra Wielkiego była nosodołbatielką. Nazywała się Surojadkina i, cocharakterystyczne, pochodziła z tej samej wsi, w której ponad sto lat późniejurodziła się niańka Puszkina Arina Rodionowa. Jej wpływ na poetę jest ogólnieznany - folklor przekazany przez nią Puszkinowi jest wyraźnie widocznyw jego twórczości a pośrednio także w późniejszej literaturze rosyjskiej.Warto pamiętać o wpływie tej literatury na rosyjską myśl polityczną i spo-302<strong>FRONDA</strong> 23/24


łeczną, vide: Ludowość i słowianofilstwo lub panslawizm. Niezbadana jestrola nosodołbatielskich nianiek w kształtowaniu elit Imperium. A właśnie spośródnosodołbatielców były rekrutowane niańki dla rosyjskiej arystokracji. Byłyuważane za bardzo uczciwe - choć jednocześnie były równie naiwne i zagubionew wielkim świecie, co pozwalało nimi manipulować różnymdworskim koteriom, szczególnie w okresie popiotrowskim.Tak samo nieznana jest pozostała sytuacja nosodołbatielców w czasie i poreformie patriarchy Nikona. Wiąże się to z prześladowaniami i rozłamemwśród nosodołbatielców. Część podzieliła los starowierców, część dopasowałasię, przynajmniej zewnętrznie do nowej rzeczywistości i nowych obrządków.Ci, którzy uznali się za starowierców, wywędrowali na teren WielkiegoKsięstwa Litewskiego (zwłaszcza okolice Homla). Warto by któryś z polskichbadaczy zajął się tym zagadnieniem, gdyż nie wykluczone, że zawędrowalii dalej na zachód.P.S. Specjalne podziękowania dla x. Protojereja Sławomira Sawczuka z ChATw Warszawie, oraz dla x. Piotra Hrabarczuka z parafii Ioana Bogosłowa wewsi Siemiochocze.PIOTR CURSZTYNGlossa: Powyższy tekst jest apokryfem. Zostai wygłoszony w grudniu 1994 roku we Wrocławiu naogólnopolskim Zjeździe Kól Naukowych Studentów Historii. Autentyczność tez referatu nie zostałapodczas Zjazdu przez nikogo poddana w wątpliwość. Praca zajęła pierwsze miejsce w kategorii„Historia XIX wieku", a jej autor został nagrodzony biografią „Moje życie" Lwa Trockiego.JESIEŃ-2001303


„Aby nazwać rzeczy po imieniu, Izrael jest dziś rodzajem narodowo-socjalistycznejkolonii wojskowej. (...) Oblężeni w Izraelu Żydzi znajdują sięmniej więcej w takiej pozycji jak Niemcy za Hitlera, po rozpoczęciu wojnyz wszystkimi krajami sąsiednimi. (...) Nowy hitleryzm ma takie same metodyi taką samą moralność jak stary."Kto jest autorem owych antysemickich uwag, stawiających znak równościmiędzy Trzecią Rzeszą a Państwem Izraela, między najbardziej ludobójczymustrojem w dziejach ludzkości a jedyną stabilną bliskowschodnią demokracją?Czyżby jakiś endecki lub oenerowski pogrobowiec? Otóż słowa teskreśli! w liście do Jerzego Giedroycia 9 marca 1958 roku Jerzy Stempowski,syn Wielkiego Mistrza Loży Wielkiego Wschodu Stanisława Stempowskiego,pisarz, którym zachwycali się m.in. Czesław Miłosz, Konstanty A. Jeleński,Jan Kott czy Antoni Słonimski.Niedawno Maria Janion zauważyła, że język polski jest strukturalnie antysemicki.Wydaje się jednak, że uwaga ta może być rozciągnięta na całą polskąkulturę. Redaktor naczelny „Midrasza" Dawid Warszawski jest zdania, żeproblemem masowym w Polsce jest nie tyle sam antysemityzm, co raczej jegobierna, milcząca akceptacja. Zauważmy, że zacytowane powyżej wywodyStempowskiego zostały opublikowane w Polsce w ciągu ostatnich dziesięciulat aż dwukrotnie w wydaniach książkowych, a mimo to nie doczekały się anijednego głosu protestu ze strony autorytetów moralnych. Hańba, panie i panowie,hańba!304<strong>FRONDA</strong> 23/24


STEFAN J. NIEMENTOWSKICywilizacjaProfesor Stefanii SkwarczyńskiejOgłuszeni automobilami, mikrobusami, mopedami,autożyrami;przygniecieni automatyką, astronautyką,urbanizacją;oszołomieni logometrami, synchronoskopami,kineskopami;zatruwani spalinami, fenolami,wyziewami kominów fabrycznych;dręczeni nerwicami, schizofreniami,hipertoniami;zagubieni we własnych kompleksachi złożoności życia,kiedyż odnajdziemy, o Panie,Twój spokój i prostotę Cieśli?JESIEŃ-200 1305


POCZTABAJKA O DOBRYM PREZYDENCIEPisanie o sprawach polsko-żydowskich,o faszyzmie i zagładzie nie jest sprawąłatwą. Pól biedy, gdy w opisywanej sytuacjiwszystko jest jasne: uzbrojeni Niemcymordują bezbronnych Żydów, a więc katemi ofiarą są ci, których znamy właśnie jakokata i ofiarę już od podstawówki. Gorzej sięrobi, gdy przewrotny los inaczej rozdał role- wtedy powinność kronikarza jesteśmyskłonni wzbogacać o chęć poprawiania rzeczywistości,o sympatie, fobie i chciejstwa,w wyniku czego historia niekiedy przestajebyć do samej siebie podobna, ale za to wyglądadużo ładniej.Jeszcze trudniej jest nam Polakom pisaćo tych sprawach u sąsiadów. Na sympatiei niechęci nakłada się jeszcze dośćpowszechna nieznajomość mniej popularnychjęzyków - za podstawę bibliograficznąsłużą wtedy opracowania polskie, a gdyich brak - anglojęzyczne. Wykorzystaniedużej liczby tych ostatnich nobilituje nasząpracę, a z nas samych czyni prawdziwychświatowców. Mam na swej półce pracęo przemianach demokratycznych w naszejczęści Europy; autorzy dzieła po eksperckupiszą o Czechach, Słowacji i Węgrzech,a w bibliografii nie ma ani jednego tytułuw żadnym z tych języków. A przecież jużGoethe radził, co trzeba zrobić, gdy chcesię poznać poetę.W ostatnich latach daje się u nas zaobserwowaćwysiłek prawicowych autorównakierowany na swoiste „odchudzanie" faszyzmu.Techniką salami oddziela się jednegopo drugim międzywojennych europejskichdyktatorów od grona tych,których jeszcze niedawno en masse uważanoza niemal równych Hitlerowi. Dziś faszystąnie jest już ani Salazar, ani Franco,ani - według coraz większej grupy historyków- nawet Quisling.Emigracyjny historyk słowacki, prof.Milan S. Durica słusznie zauważa w biografiiksiędza Tiso', że nasze potoczne opinieo przynależności tego czy innego politykado faszyzmu kształtowane są przez to, co zafaszyzm uznawali komuniści. Ich definicjamusiała być nadzwyczaj pojemna, by mogłasię przydać do więzienia lub fizycznej likwidacjikażdego przeciwnika. Dla umęczonejwojną naszej części kontynentu faszyzm byłJESIEŃ-2001 309


dobrym orężem w tej walce, jeśli ma sięw pamięci fakt, że kolaboracja z okupantemw jakimś stopniu istniała w każdym kraju,Polski nie wytaczając, choć, przyznajmy,u nas skala zjawiska byta minimalna i obejmowałoono swym zasięgiem oddzielnejednostki, a nie organizacje. Przyznajmywszakże, że w różnych europejskich organizacjachnarodowych czy nacjonalistycznych,nawet jeśli miały one faszyzm lub narodowysocjalizm w nazwie, stosunek dohitleryzmu był niejednakowy. Na przykładfaszyzm czeski, któremu przewodził gen.Radola Gajda, był w swej istocie wzorowanyna ruchu Mussoliniego, a w wymowiepolitycznej antyniemiecki, toteż nie możedziwić fakt, że nawet tak sprawny stalinowskisędzia jak Josef Urvalek nie mógł skazaćGajdy za kolaborację, bo też element zdradynarodowej w życiu tego polityka w ogólenie wystąpił/W moim najgłębszym przekonaniu dasię mimo wszystko wyróżnić elementy,w oparciu o które można dany kraj uznaćza faszystowski. Zaliczyłbym tutaj: wprowadzeniew życie zasad narodowegosocjalizmu, istnienie i bezkarne działanierodzimych bojówek wzorowanych na hitlerowskich,czynne, w tym przedewszystkim wojskowe wspieranie państwOsi w walce ze Sprzymierzonymi orazudział w eksterminacji narodów, uznanychprzez nazistowską machinę za „podludzi"- nie tylko Żydów, ale także Romów,Polaków, Rosjan itd.Powyższe usiłowania mają sens podwarunkiem, że poprzedzą je solidne badania,zaś sama rehabilitacja poszczególnychpolityków nie okaże się w rzeczywistościrozgrzeszaniem zbrodni wojennych.Piszę to wszystko na okolicznośćdwóch zdań, które Marek Jan Chodakiewiczbył łaskaw zamieścić w swej najnowszejksiążce. 3Zdania te brzmią: „Rząd słowackinie wiedział jeszcze, że ludzie ciwysyłani są na śmierć. Dzięki interwencjiWatykanu oraz osobistemu zaangażowaniuksiędza Tiso wstrzymano deportacje."Cytat ten dotyczy, rzecz jasna, słowackichŻydów. Autor padł tu ofiarą wspomnianejmody na światowość, choć publikacjesłowackie na ten temat, w tym takżeprawicowe i emigracyjne, istnieją w dużymwyborze i nie są aż tak niedostępne, by dotarciedo nich przekraczało możliwości typowegobadacza. Sięgnięcie do źródeł polskichi słowackich stawia całą sprawęw nieco innym świetle, a przytoczone zdaniaczyni po prostu gołosłownymi.Zacznijmy od początku. Gdy 14 marca1939 roku pod naciskiem Hitlera Tiso proklamowałniezależność Słowacji," było jużpo ustawach norymberskich i władze nowegopaństwa wcale nie zamierzały byćbardziej liberalne dla Żydów od swych niemieckichprzyjaciói. Młody, niespełnawówczas trzydziestoletni filozof StefanPolakovic, który w latach późniejszych, jużna emigracji w Argentynie dał się poznaćjako wytrawny znawca problematyki naro-310 <strong>FRONDA</strong> 23/24


du, ale także i jako apologeta Tisy, na progusłowackiej państwowości całkowiciezaangażował się po stronie rządzącychludaków. Gdy w roku 1940 Vbjtech Tukawystąpił z projektem powołania do życiasłowackiego odpowiednika NSDAP, Polakoviebyć może z inspiracji Tisy lub nawetna jego żądanie napisał pracę „Słowackisocjalizm narodowy", z której wynikało,że tworzenie takiej partii nie ma sensu,gdyż byłaby ona obca Słowakom duchowo,a ponadto ludacy, będąc słowackimi nacjonalistamisą równocześnie już z samej definicjirównież narodowymi socjalistami.W dziele tym można przeczytać taki międzyinnymi passus:„A za niemoralność trzeba dziękowaćczasopismom, broszurom, książkom, gazetomciskanym w świat przez kapitał żydowski.Jest rzeczą powszechnie znaną, żewłaścicielami przedsiębiorstw upowszechniającychniemoralną prasę byli w przeważającejmierze Żydzi. Dlatego kardynałHlond jakiś czas temu odmówił wstawiennictwaza Żydami, póki ci nie odstąpią odtego niszczenia narodów. Nie tylko przyczynyekonomiczne (nieuczciwość, pazerność,brak wrażliwości społecznej na losinnych narodów), lecz i powody naturymoralnej zmuszają Europę, by przesiedlićŻydów w jedno miejsce, gdzie będą się zajmowaćsami sobą." sCytat ten jest całkowicie jasny w sferzeintencji, choć sam w sobie nie jest anizbrodnią, ani nawet zachętą do niej. W ro-JES1EŃ-200Iku 1941 przyjęto na Słowacji restrykcyjneprawo rasowe w formie rozporządzeniarządowego, zaś w roku następnym parlamentnadał mu postać ustawy konstytucyjnej;jak zauważa rezydujący wówczasw Bratysławie watykański dyplomata, msgrGiuseppe Burzio, księża-posłowie bądź głosowaliza ustawą, bądź wstrzymali się odgłosu - nikt nie był przeciw. 6W tym miejscu godzi się poświęcićsłów kilka dwóm postaciom z ówczesnegosłowackiego życia politycznego: VojtechowiTuce i Alexandrowi Machowi. Jeszcze w latachdwudziestych obaj założyli partyjnebojówki HSLS pod nazwą „Rodobrana".Miały one w założeniu ochraniać partyjneimprezy, jednakże w praktyce Tuka, którycieszył się ogromnym mirem wśród młodzieżyludackiej, wykorzystywał te grupydo własnych celów, niekoniecznie tożsamychz celami partii. W 1928 roku Tukawydrukował artykuł, z którego wynikało, żeumowa czesko-słowacka z 30 października1918 roku zawarta została tylko na dziesięćlat, o czym świadczy istniejący jakoby tajnyaneks do niej; następnego dnia po jej wygaśnięciupowstanie próżnia prawna, którąSłowacy powinni zagospodarować stosownymidecyzjami, tj. ogłoszeniem samostanowienia.7Wybuchł skandal. Okazało sięw trakcie śledztwa, że Tuka od lat był węgierskimszpiegiem zakonspirowanym takznakomicie, że czechosłowackie służbyspecjalne nic o tym nie wiedziały, a cały artykułmiał doprowadzić do zamętu, a może311


i do rozpadu państwa. Tuka dostał wyrok,a ludacy przejściowo stracili na popularności.Po proklamowaniu niepodległości Tisopowołał Tukę na premiera, zaś jego zwolennikaMacha na ministra spraw wewnętrznych,licząc, że będzie miał obu pod kontrolą.W każdym razie obaj zostali odsunięciod wpływu na Gwardię Hlinki - partyjnebojówki, założone po rozwiązaniu „Rodobrany",które jako pierwsze ruszyły w państwiesłowackim do walki z Żydami.Wróćmy wszakże do Tisy i do cytowanegojuż fragmentu z dzieła M. J. Chodakiewicza.Jakoś trudno mi uwierzyć, że władzesłowackie nie wiedziały o planach Hitlerawobec ludności żydowskiej. Moją nieufnośćpodsyca porównanie dat na notachmsgr. Burzia oraz na rządowych odpowiedziach- jedne od drugich dzielą całe miesiące;skłonny jestem raczej sądzić, żew Bratysławie, jeśli nawet nie wiedzianowszystkiego, to na pewno domyślano sięwiele. Pamiętajmy wszak, że mowa jest0 rządzie i prezydencie państwa; skoro -częstokroć najzupełniej słusznie - nie mamywyrozumiałości dla niemieckich podoficerów,którzy przed wymiarem sprawiedliwościzazwyczaj tłumaczyli się, że „tylko"wykonywali rozkazy, tym bardziej musimybyć ostrożni w stosunku do najwyższychczynników państwowych. Jeśli ci ludzie rzeczywiścienie wiedzieli, znaczy to, że wiedziećnie chcieli. Miklós Horthy wiedział1 dlatego, póki rządził, na Węgrzech deportacjinie było, zaś antyżydowskie ekscesy312były dziełem strzałokrzyżowców i państwoza nimi nie stało, ani ich nie wspierało.Rozpatrzmy teraz sprawę osobistejinterwencji Tisy w obronie Żydów. Jeślisię wie, jaki ustrój panował wtedy na Słowacjioraz kto był zwierzchnikiem, a ktopodwładnym, zdanie to musi zabrzmiećpo prostu komicznie. Na Słowacji realizowanabyła w dziedzinie wewnętrznej organizacjipaństwa tak zwana zasada wodzowska.8Wynikało z niej, że na czelepaństwa stoi Wódz, powołany przez naródi tylko przed nim odpowiedzialny.Wódz miał szerokie uprawniena, w tymprawo mianowania urzędników państwowych.Tiso jako Wódz, a konstytucyjnieprezydent nie musiałby interweniowaću swych podwładnych - wystarczyłby stosownydekret czy polecenie, Tiso był bowiemrównierz liderem HSLS, jedynejwówczas legalnej partii, miał więc w zasadzienieograniczone możliwości wpływaniana postawy, słowa i czyny swychpodwładnych. Przytoczona opinia Chodakiewiczanie jest więc niczym innym, jaktylko chybioną próbą budowania na użytekPolaków legendy Tisy jako przeciwnikaHolocaustu. Nie oznacza to, że naSłowacji przeciw deportacjom i prześladowaniomnie protestował nikt, a tym bardziejnie oznacza to, że cały słowacki klerpodzielał poglądy i metody ludaków. Protestowałi interweniował u prezydentasłowacki Episkopat, w tym zwłaszcza biskupNitry Karol Kmetko. 9<strong>FRONDA</strong> 23/24


JESIEŃ.2001Fakt jest wszakże faktem, że prawie podwóch latach siania not i wydeptywaniaścieżek do kolejnych słowackich przywódcówBurzio w końcu cel swój osiągnął i zostałprzyjęty przez prezydenta. Oddajmygłos P. Bletowi: 1 "„Zabiegi te wydawały się przynosićdobre rezultaty. Prezydent Tiso wezwał dosiebie charge d 'affaires Stolicy Apostolskiej,by wyrazić swój żal z powodu postawy ministraspraw wewnętrznych. A Burzio dowiedziałsię od ministra do spraw wyznań,że kiedy Tuka relacjonował w Radzie Ministrówzabiegi Stolicy Apostolskiej, ministrowieoświadczyli, iż interwencja Watykanujest sprawą honoru dla Słowacjii zdecydowano zawiesić natychmiast deportację4000 Żydów, wobec których odpowiednieśrodki zostały już powzięte. Postanowilitakże zabronić deportacjiochrzczonych Żydów, jakakolwiek byłabydata ich chrztu. Co do innych Żydów, bylibydeportowani tylko ci, którzy naprawdęstanowią zagrożenie dla państwa."Tak więc to nie Tiso interweniował,lecz Stolica Piotrowa u Tisy, a to jest różnica.Wykażmy jednak dobrą wolę i spróbujmyznaleźć jakiś jasny punkt w biografii tego„bohatera tragicznego", jak go kiedyśnazwał „Nasz Dziennik".Podajmy więc kilka faktów i cytatów.Jerzy W. Borejsza cytuje za biografem TisyIvanem Kamencem słowa prezydentaz sierpnia 1942 roku:" „Zapytują, czy tojest po chrześcijańsku, co się robi z Żydami?Czy to jest ludzkie? Czy to nie grabież?...A ja zapytuję, czy to jest po chrześcijańsku,gdy naród chce się pozbyć swegoodwiecznego nieprzyjaciela? O tym, że żywiołżydowski zagraża życiu Słowaków, nietrzeba przekonywać nikogo. Gdybyśmy sięna czas od nich nie oczyścili, wyglądałobyto jeszcze gorzej. I uczyniliśmy to wedleprzykazania Bożego: Słowaku, pozbądź siępasożyta swego!"W tym samym miejscu znajdujemywzmiankę, że takie rozwiązanie Tiso, Tukai Mach uzgodnili w bezpośredniej rozmowiez Himmlerem. Po stłumieniu przezNiemców powstania słowackiego, którew końcu nie było sprawą li tylko komunistów,lecz także innych sil antyludackich,w tym również - na przykład - dużej częściregularnej armii słowackiej, Tiso, jak podajeJerzy Tomaszewski 12 , dekorował oficerówniemieckich odznaczeniami słowackimi zawalkę przeciw Słowakom. W tym samymczasie Tiso napisał list do Ojca Świętego,w którym nie tylko nie przejawił nawet minimalnejskruchy czy żalu za to, co się stało,lecz przeciwnie - bronił swego rządui usprawiedliwiał podjęte decyzje wymogamiwojny. W kontekście tych faktów naprawdętrudno w jakieś jego „osobiste interwencje"uwierzyć. Jest to po prostu mit,w dodatku dość łatwy do podważenia.W niniejszych krótkich uwagach zupełniepomijam problem liczby ofiar. Różneźródła podają różne dane, zależnie od tego,kto i z jakich pozycji dokonuje obliczeń. We313


wszystkich przypadkach ofiary idą w tysiące;od różnic ilościowych ważniejsze są zatemmotywacje i odpowiedzialność poszczególnychosób i reżimów.Tiso jest na pewno postacią tragiczną.Nie mogto być inaczej, gdy ma się nad sobązagrożenie ze strony Hitlera, a pod sobą ludzipokroju Tuki i Macha. To właśnie na Tukę,według wielu autorów, spada całeodium za „republikę wojenną", zaś Tisowydaje się sympatyczniejszy z tego choćbypowodu, że był duchownym. I chyba tenfakt przeważył,że prawie udało mu się ujść- został aresztowany już w Austrii. Problematycznejest, czy proces Tisy był sprawiedliwy,a wyrok współmierny do winy, możnasię bowiem spierać, czy zasiadający naławie oskarżonych człowiek rzeczywiściebył zbrodniarzem wojennym, skoro nawetsąd go za takiego nie uznał. 13Nie mamwszakże wątpliwości co do moralnej i politycznejwspółodpowiedzialności Tisy za zagładęsłowackich Żydów. Gdyby bowiem tejzagłady nie chciał, przynajmniej do jesieni1944 roku mogliby oni czuć się w swymkraju względnie bezpiecznie. Pamiętajmywszakże jeszcze i to, że w pierwszych latachpo wojnie Europa jako całość surowo rozliczałasię nie tylko z nazistami, lecz i z ichlokalnymi pomocnikami, wątpliwe zatemjest, czy Tiso był w ogóle do uratowania.Mając na względzie powiedziane wyżejz przykrością muszę stwierdzić, iż brakujemi dla słowackiego prezydenta okolicznościłagodzących. Rację miał zatem pewien mójznajomy ksiądz, gdy powiadał, że sutannapomaga być dobrym, ale nie przeszkadzabyć złym.I jeszcze jedno. Tworzenie legend jestzajęciem może i przyjemnym, lecz w sumiemało efektywnym. Warto natomiast i koniecznietrzeba bronić Kościoła tam, gdziejest on atakowany niesłusznie. Postaci duchownychzasłużonych w ratowaniu ludziprzed zagładą, a dziś potrzebującychoczyszczenia od zarzutów o kolaboracjęz nazistami jest wiele - od kardynała Mindszentyegoi kardynała Stepinca aż po samegoPiusa XII.Na zakończenie wróćmy jednym zdaniemdo tzw. klerofaszyzmu, który to termindziś jeszcze postkomuniści słowaccybardzo chętnie stosują. Otóż według mnieżaden klerofaszyzm nie istniał i nie istnieje;jeśli nawet zaliczymy ówczesną Słowację dopaństw faszystowskich, to była ona taka niedlatego, że na jej czele stał ksiądz i księżazasiadali w parlamencie, lecz dlatego, żeniektórzy z nich misję narodową wynieśliponad powołanie kapłańskie. Jedno jestpewne: problem trzeba badać. Wyjaśnieniewszystkich okoliczności i motywów zajmiejeszcze niejeden rok i przyniesie niejednąksiążkę - w każdym przypadku na pewnojeszcze przez długi czas będzie co robić.MARIAN ALEKSANDROWICZAUTOR (UR. 1950)JEST FILOLOGIEM SLAWISTĄ,DZIENNIKARZEM I TŁUMACZEM,DOKTORANTEM W INSTYTUCIE FILOZOFII UMCS.314<strong>FRONDA</strong> 23/24


PRZYPISY1 Milan S. Durica „Jozef Tiso - slovensky knaza Statnik. Diel 1: 1887-1939" (wydanie II poprawione- I krajowe); Matica Slovenska,Martin 1992, s. 118-126. Tom drugi, obejmującywojnę i okres powojenny, dotychczassię na Słowacji nie ukazał.2 Antonin Klimek, Petr Hofman „Vitez, kteryprohral. General Radola Gajda", Paseka, Praha-Litomysl1995, s. 281-283.3 Marek Jan Chodakiewicz „Żydzi i Polacy1918-1955. Współistnienie - zagląda - komunizm",Biblioteka Frondy, Warszawa2000, s. 3524 Milan S. Durica, op.cit. s. 235-243; Ivo Horniak„Zrod Slovenskej Republiky"; SlovenskeNarodne Noviny, nr 51-525 Stefan Polakovic „Slovensky narodny socializmus";Nakładom Generalneho SekretariatuHSLS, Bratislava 1941, s. 12. Niestety, nieudało mi się ustalić, którą wypowiedź kardynałaAugusta Hlonda autor ma tu na myśli.6 Pierre Blet SJ „Pius XII i druga wojna światowaw tajnych archiwach watykańskich",Księgarnia św. Jacka, Katowice 2000, s. 262.'Spraw słowackich dotyczy fragment rozdziału8, s. 257-271.7 Henryk Batowski „Zarys dziejów słowackichw ostatnim dwudziestoleciu (1918-1937)",W: „Słowacja i Słowacy", Pod red. WładysławaSemkowicza, Kraków 1938, T.2, s. 177 i n.8 Stefan Polakovic, op. cit., s. 34-359 Pierre Blet SJ, op. cit., s. 26910 Ibidem, s. 265-26611 Jerzy W. Borejsza „Szkoły nienawiści. Historiafaszyzmów europejskich 1919-1945";Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław-Warszawa-Kraków2000, s. 17112Jerzy Tomaszewski „Czechosłowacja", WydawnictwoTRIO, Warszawa 199713 Stanisław Jedynak „Jozef Tiso. U źródeł katolickiegonacjonalizmu"; Zeszyty NaukoweWSP w Olsztynie - Prace Filozoficzne, ZeszytII, Olsztyn 1999, s. 104-112O NĘDZY CHADECJIprzez skłanianie ich do porzucenia wszelkiejniebezpiecznej nostalgii za Ancien Regime.Spełniwszy to zadanie, demokracjaZ wielkim zainteresowaniem przeczytałemw ostatnim numerze „Frondy" esejEstery Lobkowicz „Demokracja-teokracjaczyli nędza chadecji". Chciałbym w związkuz nim podzielić się kilkoma refleksjami.Już 150 lat temu Szwajcar AlexandreVinet zauważył, iż w terminie „chrześcijańskademokracja" podstawowym wyrazemjest „demokracja", która z czasem połknieokreślający ją przymiotnik „chrześcijańska".Tak owo połknięcie opisuje dzisiejszyprzywódca włoskiej postchadecji RoccoButtigłione: „chrześcijańska demokracjajest przede wszystkim partią. Jest partiąprowadzącą katolików do demokracji po-chrześcijańska popełnia samobójstwoi schodzi na pozycje polityki demokratycznej,w której katolicy nie mają żadnychszczególnych interesów i żadnej szczególnejidei wiodącej. W swej lewicowej frakcji,chrześcijańska demokracja, niszcząc samąsiebie, powierza katolików demokracji rewolucyjnejtypu marksistowskiego. W swejfrakcji umiarkowanej czyni z nich zwolennikówraczej demokracji relatywistyczneji procesu korupcji samej demokracji."Estera Lobkowicz podaje przykładyz ostatnich lat, kiedy to zachodni chadecysprzeniewierzali się swojej religii. Możnajednak sięgnąć głębiej w przeszłość. To cha-JESIEŃ.200 1315


decka partia Centrum głosowała w 1933 r.w Reichstagu za przyznaniem specjalnychuprawnień Adolfowi Hitlerowi, to DemocraziaChristiana wspólnie z komunistamiobaliła po II wojnie światowej włoską monarchię,to chilijscy chadecy wynieśli dowładzy Salvadora Allende...Powstanie partii chadeckich było odpowiedziąna pytanie, jak bronić chrześcijańskiejwiary i kultury w systemach demokratycznych.W tych ostatnich jednakdziałalność partyjna polega przede wszystkimna zdobywaniu głosów wyborców,a nie na dążeniu do wspólnego dobra czyprzestrzeganiu praw moralnych. Wieluchrześcijańskich polityków, po wejściuw obieg owego systemu, przyjęło obowiązującew nim reguły gry. Głównym niebezpieczeństwem,jakie z tego wynika, jestutożsamienie przez dużą część społeczeństwamisji Kościoła z działalnością partii.Wiele błędów i kompromitacji politykówchadeckich poszło więc na konto Kościoła.Partie bowiem powstają i się rozpadają,a Kościół wciąż trwa i obrywa za to, co zrobilipartyjni gracze.Być może więc świat katolicki powinienna fenomen chadecki zaeragować tak,jak arcybiskup Berlina, Georg Sterzinski naewolucję CDU (Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej):„Czas to powiedzieć na głos- CDU przestało być naszą partią".ATAK NA PRZEPROSINYKiedy „Gazeta Polska" ujawniła, iżw kancelarii prezydenta Kwaśniewskiegopracuje trzech uczestników antysemickiejkampanii 1968 roku (Majkowski, Morawski,Ciosek), na łamach „Życia" profesorsocjologii Hanna Świda-Ziemba zauważyłaprzytomnie, że „zarzuty wobec ministrówprezydenta pojawiły się wtedy, gdy prezydentpowiedział, że chce przepraszać za Jedwabne".W związku z tym uznała, że usuwanieMajkowskiego „jest tendencyjne,ponieważ jestem za tym, aby przeprosić zamord w Jedwabnem. Atak na Majkowskiegoto atak na przeprosiny."Otóż w tym samym mniej więcej czasie- 7 kwietnia 2001 roku - Piotr Bratkowskina łamach „Wysokich obcasów" zdemaskowałjako antysemitę przedwojennego felietonistęi satyryka Wiecha. Uczynił towkrótce po tym, jak prezydent Kwaśniewskizapowiedział, że chce przepraszać za Jedwabne.Zgadzając się całkowicie z logikąprof. Swidy-Ziemby, muszę z przykrościąstwierdzić, że atak Bratkowskiego na Wiechajest w gruncie rzeczy atakiem na przeprosinyza Jedwabne. Jest mi wstyd i wyrażamgłęboką skruchę, że tak bezpardonowyatak mógł wyjść z drogiego mi środowiska„Gazety Wyborczej".BRAT PIOTROWSKIZ POWAŻANIEM:JANUSZ NOWAK316<strong>FRONDA</strong> 23/24


MÓWIMY: PARTIA, MYŚLIMY: SEKTABardzo ucieszył mnie zamieszczonyw ostatniej „Frondzie" artykuł Akosa Jezsóna temat węgierskiej sekty Hit Gyiilekezete.Jako osoba orientująca się w meandrachwęgierskiego życia publicznego chciałbymdodać do tego tekstu jeszcze kilka szczegółów,które być może zainteresują polskiegoczytelnika.Jezsó zwrócił słusznie uwagę na uzależnienieZwiązku Wolnych Demokratów(węgierskiego odpowiednika Unii Wolności)od sekty Hit Gyiilekezete. Ponad 400spośród 800 osób obecnych podczas zjazduzałożycielskiego ZWD było członkami owejsekty. Laszló Bartuś, do niedawna jedenz najwyżej postawionych funkcjonariuszysekty, będąc na jednym ze zjazdów wolnychdemokratów, zauważył: „tylu braci, że człowiekczuje się jakby był na nabożeństwie".Działacze terenowych organizacjiZWD mieli o wiele częstszy kontakt z przywódcąsekty Sandorem Nemethem niżz centralą własnej partii. Jak pisze Bartuś:„do głównej siedziby partii trafiało w ciąguroku tyle jej aktywistów z prowincji, ileprzez jeden tylko miesiąc przewijało sięprzez gabinet Nemetha". Ten ostatni miałczęsto decydujący wpływ na obsady personalnew partii, np. obecny przewodniczącyZWD Balint Magyar jest protegowanymNemetha. Guru nie ukrywał jednak nigdyswojej pogardy dla polityków: do poprzedniegoszefa wolnych demokratów, GaboraKuncze (wicepremiera w latach 1994-98)zwracał się wprost: „ty góro mięsa", zaśz czołowym ideologiem ZWD Janosem Kisemnie rozmawiał przez telefon osobiście,lecz przez swojego sekretarza FerencaTakacsa, nota bene działacza tejże partii.Czteroletnie rządy koalicji postkomunistyczno-liberalnej(1994-98) to złotyokres Hit Gyiilekezete. Sekta otrzymaławówczas od państwa wiele przywilejów,dzięki którym mogła się rozwijać. Z pieniędzyWęgierskiego Banku Rozwoju wybudowaław Budapeszcie swoją centralną świątynię,która jest dziś budynkiem mogącympomieścić największą liczbę osób w kraju.Wzniesiono też wiele domów modlitwy,głównie na działkach budowlanych otrzymanychza darmo od samorządów. Sektaotworzyła także swoje przedszkola i szkoły.Jej wydawnictwo (Intercross) stało się hegemonemna rynku książkowym. W telewizjipublicznej członkowie Hit Gyiilekezetezaczęli prowadzić własny cykliczny prgramdla dzieci pt. „Otwarte usta", a raz na kwartał(w paśmie religijnym) emitować reklamówkęna swój temat. Związani z sektą redaktorzyopanowali opiniotwórczedzienniki „Magyar Hirlap" i „Nepszava"oraz miesięcznik „Beszeló". Poza tym sektazałożyła własny tygodnik o nazwie „Hit"i drugim co do wielkości nakładzie w krajuwśród tego typu periodyków.Akos Jezsó podkreślał agresywny antykatolicyzmHit Gyiilekezete. To prawda, alesekta ta - jako jedyny posiadacz prawdy -JF.SIF.Ń-2001317


jest wrogo także do innych ruchów i organizacjireligijnych. W swej książce pt. „Festvan" Bartuś opisał akcję dywersyjną, jaką„hitowcy" podjęli podjęli przeciwko świadkomJehowy. Przed kongresem jehowistówna stadionie w Budapeszcie, specjalna ekipa„techników" z Hit Gyulekezete przeciętakable i wywotata spięcia w nagłośnieniu.Niestety, ekipa była spoza Budapesztu i pomyliłaobiekty - w efekcie rozreklamowanykoncert Aidy na Nepstadionie, który miałbyć transmitowany drogą satelitarną dowielu krajów świata, został w ostatniejchwili odwołany.Kiedy w 1998 roku odbywały się wyboryparlamentarne, sekta otrzymała zadaniezebrania podpisów potrzebnych do zarejestrowaniaZwiązku Wolnych Demokatów.O prężności organizacyjnej Hit Gyulekezeteświadczy fakt, że zajęło jej to zaledwie trzydni, podczas gdy największe ugrupowaniew kraju Węgierska Partia Socjalistyczna(postkomunistyczny odpowiednik polskiegoSLD) potrzebowała na to aż dziesięciudni. Sekta bardzo obawiała się zwycięstwaprawicy, dlatego przed wyborami brałaudział w zakładaniu i finansowaniu nowejponadpartyjnej organizacji - Karty Demokratycznej,której zadaniem było ostrzeganie,że triumf prawicy niesie ze sobą zagrożeniedla demokracji i możliwośćrestauracji faszyzmu.Wybory w 1998 roku przyniosły zwycięstwoFIDESZ-u, do powrotu faszyzmunie doszło, a skrywane wiadomości o rzeczywistejdziałalności sekty coraz częściejwychodzą na światło dzienne.Z WYRAZAMI SZACUNKU DLA CAŁEJ REDAKCJI:CYULA MOLNARDEMIANIUK W JEROZOLIMIEW swojej książce pt. „Sąsiedzi" prof.Jan T. Gross zaproponował przyjęcie radykalnienowej metodologii w badaniachhistorycznych. Otóż opowiedział się zdecydowanieza odrzuceniem założenia, żewszystkie źródła należy badać z równąbezstronnością i podejrzliwością. Zamiasttego postanowił ustanowić nowewzorce dla współczesnej historiografii:„nasza postawa wyjściowa do każdegoprzekazu pochodzącego od niedoszłychofiar holocaustu powinna się zmienićz wątpiącej w afirmującą". Wynika z tegojasno, że relacje te nie mogą być poddawanew wątpliwość i przyjmowane z górybez sprawdzania za prawdziwe.Otóż było miejsce, w którym sprawędotyczącą holocaustu badano na dwa sposoby- ten, proponowany przez Grossa, zakładającyafirmację zeznań świadków ocalałychz Shoah, i ten tradycyjny, nakazującyz jednakową nieufnością podchodzić dokażdego źródła. Tym miejscem był gmachsądowy w Jerozolimie, a sprawa dotyczyłaJohna Demianiuka, rzekomego sadystycznegooperatora komór gazowych z Treblinki,znanego jako „Iwan Groźny".318 <strong>FRONDA</strong> 23/24


Proces, który trwai w latach 1987-88,zakończył się wydaniem wyroku śmierci.Ogłaszając orzeczenie sąd dał wiarę przedewszystkim świadkom, byłym więźniomTreblinki, którzy rozpoznali w oskarżonymobozowego oprawcę. Pięciu świadków niemiało co do tego wątpliwości - wskazywaligo palcem i przyrzekali, że widzieli na własneoczy, jak ten właśnie człowiek mordowałbezbronne ofiary. Pinchas Epstein zeznał,że widział Demianiuka obcinającego kobietompiersi, a mężczyznom miażdżącegogłowy. Eliahu Rosenberg zarzekał się z kolei,że Demianiuk zmuszał go do stosunkupłciowego z martwą kobietą. Co ciekawe,Rosenberg dwukrotnie wcześniej - w 1945i 1947 r. - zeznawał, że widział na własneoczy, jak „Iwan Groźny" został zabity podczasbuntu więźniów w Treblince w 1943 r.Zapytany o to w 1987 r. przed sądem w Jerozolimieodpowiedział: „Ale on jest tutaj.Żyje. Widzę go tutaj." Afirmatywne podejściedo relacji niedoszłych ofiar holocaustu,tak zalecane przez prof. Grossa, zaowocowałowyrokiem śmierci na Demianiuka.Orzeczenie to okazało się największąpomyłką sądową w dziejach Izraela.W 1993 r. Najwyższy Sąd tego państwauniewinnił Demianiuka od wszystkichoskarżeń. Obiektywne, bezstronne dochodzenie,nakazujące każde źródło traktowaćz jednakową nieufnością, doprowadziło dokonkluzji, że poszukiwanym „IwanemGroźnym" z Treblinki był niejaki Iwan Marczenko.Dwa łata wcześniej francuska so-JESIEŃ-2001wietolog Francoise Thom wywiozła z Wilnakserokopie ściśle tajnych dokumentówKGB, z których wynikało, że afera Demianiukabyło prowokacją sowieckich służbspecjalnych. Kreml byl bowiem bardzo zaniepokojonycoraz ściślejszą antykomunistycznąwspółpracą między diasporą żydowskąi ukraińską w Ameryce, dlategopostanowił skłócić swoich obu przeciwników.Udało mu się to znakomicie. SprawaDemianiuka na długo podzieliła Żydówi Ukraińców, nie tylko w USA, lecz na całymświecie. Warto o tym pomyśleć, czytająco nowych receptach prof. Grossa.BOHDAN KOROLUKHACADA EPOKI „PO HOLOKAUŚCIE"„Sąsiedzi" Jana T. Grossa - książka, w którejautor postawił sobie za zadanie odsłonićkulisy śmierci 10 lipca 1941 roku, żydowskichmieszkańców Jedwabnego - zostałanominowana do Nagrody Literackiej Nike2001. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego,gdyby nie to, że chodzi tu o pracę naukową,a więc o coś, co ma nie tyle wywoływaćdoznania estetyczne, ile powinnodostarczać maksymalnie zobiektywizowanejwiedzy na dany temat.Tymczasem pewnym wyjaśnieniem tejsprzeczności może być jedna z wypowiedziMarka J. Chodakiewicza - historykaspecjalizującego się w dziedzinie stosunkówpolsko-żydowskich - jaka padław trakcie spotkania z nim na Uniwersyte-319


cie Warszawskim. Otóż Chodakiewicz wytkną!Grossowi poważne biedy warsztatowe,sugerując zarazem, gdzie jest ich źródło.Według Chodakiewicza, sposóbw jaki Gross przeprowadził swoje badania,a następnie wyciągnął wnioski, dopuszczaprzyjmowanie za wiarygodne świadectw,których treść kłóci się z elementarnymipodstawami logiki (do podobnych konkluzjiskłaniają efekty śledztwa prowadzonegoprzez Instytut Pamięci Narodowej).Przyjęte przez Grossa założenia nie mająnic wspólnego z realizmem filozoficznym,a co za tym idzie - z arystotelesowskimparadygmatem, stanowiącym w kręgu cywilizacjizachodniej fundament metodologiinaukowej. W konsekwencji „Sąsiedzi"przypominają raczej dzieło mistyczne, Hagadę- talmudyczny zbiór legend i przypowieści.Książka Grossa - jak każda mitologia- ma więc za zadanie bardziejoddziaływać na emocje, wrażliwość i wyobraźnięniż sprzyjać chłodnej, rzeczowejrefleksji nad przedstawionymi faktami.Niejako w sukurs Chodakiewieżowiidzie żydowski politolog z USA Norman G.Finkelstein, który w swoim artykule „Goldhagendla początkujących" („Rzeczpospolita",21 czerwca 2001) napisał: „KsiążkaGrossa to standardowa literatura PrzedsiębiorstwaHolokaust. Literatura ta posługujesię dwoma dogmatami. Pierwszy z nichmówi, że holokaust oznacza wydarzenie(zjawisko) nie mające w historii sobie równego.Drugi - że holokaust oznacza kulminacjęirracjonalnej nienawiści nie-Żydówwobec Żydów. Żadnego z tych dogmatównie da się obronić w sposób naukowy".Jeśli Chodakiewicz i Finkelstein mielibyrację, „Sąsiadów" rzeczywiście należyodbierać jako utwór literacki. Być może nawetzasługujący na jakieś znaczące wyróżnienie.A skoro tak, książka ta nie jest żadnąpracą naukową. Historycy zaś powinni jązwyczajnie zlekceważyć. Tylko czy wezmąten argument pod uwagę środowiska, dlaktórych Gross pozostaje zarówno profetycznym,natchnionym pisarzem, jaki utrzymującym właściwy dystans do przedmiotuswych badań, rzetelnym, obiektywnymnaukowcem?Z POWAŻANIEM:MACIEJ PŁOMIEŃ320<strong>FRONDA</strong> 23/24


KSIĘGARNIEw których można nabyć książkiBiblioteki Frondy i kwartalnik „Fronda":BydgoszczKsięgarnia św. Hieronima, PI. Kościeleckich 7GdańskKsięgarnia Wydawnictwa Archidiecezji Gdańskiej "Stella Maris",ul. Warzywnicza 1KatowiceKsięgarnia "Wolne Słowo", ul. 3 maja 31KielceKsięgarz s.c, ul Sienkiewicza 30KrakówKsięgarnia "Naszego Dziennika", ul. Starowiślna 49Księgarnia Wydawnictwa "WAM", ul. Kopernika 26Księgarnia PAT "Logos", ul. Franciszkańska 1LublinKsięgarnia Fundacji Rozwoju KUL, Al. Racławickie 14ŁódźŁódzka Księgarnia Niezależna, ul. Piotrkowska 102OpoleKsięgarnia Wydawnictwa "WAM", ul. Czaplaka 1PoznańDrukarnia i Księgarnia św. Wojciecha, PI. Wolności 1322 <strong>FRONDA</strong> 23/24Księgarnia "Kapitałka", ul. Mielżyńskiego 27/29Księgarnia ydawnictwa "W drodze", ul. Półwiejska 13


RzeszówFundacja "Nowe Zycie" - Księgarnia Chrześcijańsko - Patriotyczna "Antyk",Al. Piłsudskiego 8-10SzczecinKsięgarnia "Scriptum", ul. Mazurska 26Księgarnia "Post Scriptum", PI. Żołnierza Polskiego 18WarszawaKsięgarnia "Dobra Książka", ul. Mazowiecka 3/5Główna Księgarnia Naukowa im. B. Prusa, ul. Krakowskie Przedmieście 7Księgarnia Uniwersytecka "Liber", ul. Krakowskie Przedmieście 24Księgarnia Poświęcona Fronda, ul. Tamka 45WrocławPod Patronatem Księgarnia "Ossolineum", Rynek 6FUNDUSZ WYDAWNICZYDla osób zainteresowanych wsparciem Funduszu Wydawniczego FRONDYpodajemy numer konta:Stowarzyszenie Kulturalne <strong>FRONDA</strong>PBK SA. XIII O/W-wa 11101053-401050021825Jednocześnie informujemy, że Stowarzyszenie Kulturalne <strong>FRONDA</strong>każdorazowo przesyła swoim dobroczyńcom podziękowania za wsparcie,które stanowią dowód, uprawniający do odliczenia od podatkusumy równej przekazanej na Fundusz darowiźnie.JESIEŃ-2001323


NOTY O AUTORACHSZYMON BABUCHOWSKI (1977) poeta, współpracownik magazynu„RuaH". Studiuje polonistykę na Uniwersytecie Śląskim. Mieszka wKatowicach.JAN A. BIELA (1952) poeta, rzeźbiarz. Mieszka w Myślenicach.ALEKSANDER BOCIANOWSKI (1972) przewodnik turystyczny.Mieszka pod Krakowem.PRZEMYSŁAW BORKOWSKI (1973) poeta, członek KabaretuMoralnego Niepokoju. Mieszka w Dywitach pod Olsztynem.WOJCIECH CHMIELEWSKI (1969) historyk, publicysta „NowegoPaństwa" i „Rzeczpospolitej". Recenzje i szkice zamieszczał także w„Nowych Książkach", „Borussii" i „W drodze". Mieszka w Sulejówku podWarszawą.ZENON CHOCIMSKI (1969) publicysta. Mieszka w Poznaniu.KRZYSZTOF CZACHAROWSKI (1957) poeta, autor tomu „Wiersze"(1993). Pracuje jako pedagog i mieszka w Olsztynie.JÓZEF DARSKI (1952) Magister historii (1976) i orientalistyki (1977).Współzałożyciel „Obozu" i „Niepodległości". W latach 1984-97 przebywał naemigracji, gdzie współpracował m.in. z „Kulturą". Wykłada na UW. Mieszkaw Warszawie.IGOR FIGA (1969) filolog klasyczny. Mieszka we Wrocławiu.MICHAŁ GALLINA (1964) historyk. Mieszka w Otwocku.MICHAŁ GOLDWASER (1969) dziennikarz, publicysta. Potomek białoruskichi galicyjskich chasydów. Zajmuje się badaniem środkowoeuropejskiejtożsamości kulturowej. Mieszka w Krakowie i we Lwowie.PIOTR GURSZTYN (1970) kiedyś historyk, dziś dziennikarz. Mieszka wTarchominie.324 <strong>FRONDA</strong> 23/24


MARCIN HAJDEGERKIEWICZ (1969) fan Edmunda Niziurskiego.Mieszka we Wrociawiu.MAREK HORODNICZY (1976) absolwent politologii na UKSW. Mieszkaw Warszawie.MICHAŁ KLIZMA (1969) polonista. Mieszka w Warszawie.MAREK KONOPKO (1967) polonista. Mieszka we Wrocławiu.ALEKSANDER KOPIŃSKI (1974) humanista, pisarz urzędowy. Mieszkaw Warszawie.ROBERT KOWALEWSKI (1972) publicysta prasy emigracyjnej,pracownik firmy komputerowej. Mieszka w Chicago.ESTERA LOBKOWICZ (1968) fizyk. Mieszka w Krakowie.FILIP MEMCHES (1969) ghostwriter (w urzędzie administracjipaństwowej), psycholog (w stanie spoczynku). Coś gdzieś (czasem)publikuje. Mieszka (wciąż) na warszawskim Żoliborzu.STEFAN J. NIEMENTOWSKI (1927) inżynier elektryk, poeta, eseistareligijny, publicysta. Publikuje m.in. w „Liście" i „Wychowawcy". Mieszkaw Warszawie.MARIAN SZCZEPANOWSKI (1975)historyk. Mieszka w Szczecinie.GERGELY UNGVARI (1969) hungarysta. Ostatnio przeprowadził się zeSłowacji do Budapesztu.WOJCIECH WENCEL (1972) poeta, eseista, redaktor działu kultury„Nowego Państwa", członek Rady Programowej TVP S.A., autor książekpoetyckich: „Wiersze", „Oda na dzień św. Cecylii", „Oda chorej duszy" izbioru szkiców „Zamieszkać w katedrze". Mieszka w Gdańsku.MIROSŁAW WOŹNIAK (1957) poeta, autor tomów wierszy: „Kość ijabłko" (1988) oraz „Zjazd" (1999). Laureat Nagrody Poetyckiej im.Kazimiery Iłlakowiczówny. Mieszka w Warszawie.ROBERT ŻUREK (1970) magister teologii i historii, obecnie piszedoktorat. Mieszka w Berlinie.JESIEŃ'2001 325

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!