R O D Z I N N Y B I U L E T Y N I N F O R M A C Y J N Y
R O D Z I N N Y
R O D Z I N N Y
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
R O D Z I N N Y<br />
B I U L E T Y N I N F O R M A C Y J N Y<br />
Z E S Z Y T N R 14<br />
K A S P A R U S 2012<br />
1
SPIS TREŚCI<br />
I. Sprawozdanie z XI Biwaku Rodzinnego „Rocławszczaków” –<br />
Rocławskich z Kasparusa, potomków Tobiasza Rocławskiego, i rodzin<br />
spokrewnionych - „KASPARUS 2011”<br />
II. Poszukiwanie rodzinnych „korzeni” i uzupełnienia rodowej genealogii<br />
III. Informacje bieżące z życia rodziny i inne aktualności<br />
IV. Wspomnienia o przodkach<br />
V. Różne<br />
1. Impresje po-biwakowe – Eleonora z Rocławskich Kacprowicz<br />
2. Jak Bronek stawał się Bronisławem – Bronisław Rocławski<br />
3. Czy Kociewiacy to spolonizowani Kaszubi?<br />
4. Pelplin – miasto z architektoniczną perłą Kociewia<br />
Adres „redakcji”:<br />
E’mail: whpiotrowski@op.pl<br />
Telefon: 58 552 75 85<br />
Władysław Piotrowski<br />
ul. Smugowa 4A, 80-299 Gdańsk<br />
Kochani!<br />
Apelujemy o nadsyłanie do „redakcji” wszelkich informacji na tematy<br />
rodzinne, dotyczące zarówno przeszłości jak i wydarzeń aktualnych. Także na<br />
tematy „małej ojczyzny” Rocławskich – Kociewia.<br />
Zapraszamy wszystkich na łamy naszego biuletynu. Możecie tutaj<br />
zamieszczać wspomnienia o swoich przodkach (właśnie w tym numerze<br />
znajdziecie ciekawe wspomnienie o Janie Rocławskim z Zelgoszczy na<br />
Kociewiu), opowiadania o swoich ciekawych przygodach, a także<br />
wypowiadać swoje poglądy i głosić opinie na różne tematy, bez żadnych<br />
ograniczeń – o ile nie kłócą się ze zdrowym rozsądkiem i ogólnie przyjętymi<br />
standardami etycznymi.<br />
„redakcja”<br />
2
1. Sprawozdanie z XI Biwaku Rodzinnego „Rocławszczaków” -<br />
potomków Tobiasza Rocławskiego z Kasparusa - „KASPARUS 2011”<br />
XI Biwak Rodzinny „Rocławszczaków” - potomków Tobiasza<br />
Rocławskiego z Kasparusa - „KASPARUS 2011” odbył się w dniach 25.06 -<br />
26.06.2011 w Kasparusie, jak zwykle, na polu biwakowym „Rocławki” nad<br />
Brzeziankiem. Zaproszenia do wszystkich członków rodziny, do których<br />
znamy adresy, rozesłał Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Edas<br />
Rocławski. Tekst zaproszenia praktycznie pozostał bez zmian, taki jaki był<br />
przez lata. Zaproszenia wysłano do potomków Tobiasza Rocławskiego z<br />
Kasparusa, pradziadka Jana Rocławskiego z Ziemianka, a także potomków<br />
kuzyna Tobiasza, Walentego Rocławskiego z Zielonki koło Osia,<br />
mieszkających w Chojnicach. Oczywiście, do tych, którzy od lat biorą udział<br />
w spotkaniach rodzinnych i do których mamy adresy. Większość prac<br />
przygotowawczych na polu biwakowym wykonali osobiście Edas z Krystyną<br />
Rocławscy, którzy spędzili w wiacie na polu biwakowym cały tydzień<br />
poprzedzający Biwak. Pięknie wykosili cały teren biwaku, łącznie z<br />
„parkingiem”. Przeglądnęli i ponaprawiali stoły i ławki, maszt flagowy<br />
(okazał się nadgnity i groził zawaleniem!) i pomost nad rzeczką, przywieźli<br />
przechowywany we wsi „sprzęt”, przygotowali drewno na ognisko,<br />
przygotowali ubikację, „drogowskazy” na dojeździe i stanowisko do rzutu<br />
podkową. Część biwakowiczów przyjechała już na pole w piątek. Roman<br />
Rocławski, podobnie jak przed rokiem, przywiózł ze sobą (z Chojnic<br />
przyjechał przyczepą kempingową) i zmontował obok boiska do siatkówki<br />
trampolinę do wykonywania skoków i ewolucji w powietrzu. Jak przed<br />
rokiem, była ona ogromną atrakcją Biwaku, szczególnie dla najmłodszych. W<br />
sobotę od rana zjeżdżali biwakowicze i włączali się do przygotowań.<br />
Rozstawiono dwa duże pawilony, pod nimi stoły i ławki, rozciągnięto<br />
instalację elektryczną („głównym elektrykiem” był Roman Rocławski),<br />
ustawiono „maszt oświetleniowy” przy ognisku. W montażu pawilonów i<br />
innych pracach mocno udzielała się ekipa Rocławskich z Chojnic, a także<br />
Jarek i Patryk Grabanowie z Kasparusa. Ale chętni do pracy byli wszyscy, nie<br />
było problemu z zachęcaniem do pracy. Kazik Sprada ustawił artystycznie<br />
stos ogniska, związując go drutem. Olek Rutkowski z ekipą rozwiesili nową<br />
siatkę i oznaczyli boisko do siatkówki. Najmłodsi rozstawili bramki do<br />
crocketa (mini-krykieta). Na wiacie powieszono (głównie w celach<br />
dekoracyjnych) duże (rozmiarami) „drzewo” genealogiczne na płótnie (dzieło<br />
naszego rodzinnego artysty, Jarka Adamusa). Przedstawia ono tylko<br />
potomków Jana Rocławskiego z Ziemianka, pierwotny trzon spotkań<br />
rodzinnych. Inne „drzewo”, w postaci prostego diagramu na papierze,<br />
3
przypięto na ścianie wiaty. To „drzewo” przedstawia wszystkie gałęzie rodu<br />
Rocławskich (ma taką ambicję), według danych zgromadzonych przez pana<br />
Norberta Rocławskiego z Niemiec, a także pochodzących z innych źródeł.<br />
Właśnie to „drzewo” było głównym źródłem informacji o powiązaniach<br />
rodzinnych uczestników Biwaku. Często gromadziła się przy nim grupka<br />
dyskutujących, próbująca ustalić stopień pokrewieństwa między sobą.<br />
Szkoda, że to „drzewo” jest takie małe i słabo czytelne, trzeba będzie<br />
popracować nad sporządzeniem go w większej skali.<br />
Z pogodą, podobnie jak wielokrotnie w latach poprzednich, zapowiadało<br />
się bardzo źle. Po kilku tygodniach pięknej, wakacyjnej pogody pod koniec<br />
maja i w czerwcu, w tygodniu przed Biwakiem przyszło załamanie pogody.<br />
Przyszedł zimny front z deszczem, meteorolodzy zapowiadali weekend<br />
chłodny i wilgotny. W sobotę rano, zarówno jadący od strony Trójmiasta, jak<br />
i od strony Bydgoszczy, podróżowali w deszczu. Jeszcze montaż pawilonów<br />
w godzinach 13 – 14 przerywały dość obfite, na szczęście przelotne, fale<br />
deszczu. Ale po 14-tej czarne chmury na niebie ustąpiły białym kumulusom<br />
zwiastującym ładną pogodę. Po 16-tej zza chmur wyszło słońce, trawa<br />
szybko obeschła i piękna pogoda trwała już bez przerwy do zakończenia<br />
Biwaku w niedzielę. Temperatura w sobotę była nie najwyższa, ok. 18 – 19<br />
st. C, ale doskonała na okres zawodów sportowych. Gorzej było późno<br />
wieczorem – temperatura szybko spadała, w nocy spadła poniżej 10 st. C. Na<br />
szczęście, przy ognisku było ciepło. W niedzielę było zdecydowanie cieplej,<br />
ok. południa temperatura sięgnęła nawet 25 st. C.<br />
Jeżeli chodzi o frekwencję to XI Biwak był rekordowy. Po raz pierwszy<br />
ilość uczestników naszego spotkania przekroczyła „setkę” - dłużej lub krócej<br />
wzięło w nim udział aż 119 osób (w tym 36 noszących nazwisko<br />
Rocławski!). Byłoby jeszcze lepiej, ale nie przybyło na spotkanie wielu<br />
potomków Jana Rocławskiego z Ziemianka, którzy w poprzednich latach<br />
dość regularnie na spotkaniach bywali. Z potomków Walerii zabrakło<br />
Spradów (był Kazik), Cybulów (był Łukasz z żoną) i Robaków, nie<br />
przyjechali potomkowie Franciszka ze Starogardu i Józefa ze Starogardu (był<br />
Zygmunt Bandźmiera z żoną Jadwigą), nie przyjechali Zielińscy, Arnoldowie<br />
i Adamusy, nie przyjechał nikt z rodziny zmarłego niedawno Janka ze<br />
Starogardu. Zabrakło Wandy i Marka Rutkowskich. Jak zwykle, było<br />
niewielu przedstawicieli potomków Piotra Starszego z Kasparusa (stawili się:<br />
Wanda Nadratowska z córkami i ich rodzinami, Zygmunt Rocławski,<br />
Krystyna i Zbigniew Sękowie, Jarosław i Mirka Rocławscy z Kasparusa), a<br />
także potomków Julianny z Rocławskich Guz (przyjechali: Stanisław Guz z<br />
synem Andrzejem i jego żoną Alicją, Konstanty Guz, Renata Ratomska).<br />
Sytuację ratowali potomkowie Józefa Rocławskiego z Osowa Leśnego na<br />
4
czele z Czesławem Rocławskim ze Smętowa i Eleonorą z Rocławskich<br />
Kacprowicz z Bydgoszczy, którzy przyjechali w silnej grupie 35 osób, a<br />
także grupa Rocławskich z Lipienic pod Chojnicami (10 osób). Miłą<br />
niespodzianką była obecność ekipy „Rocławszczaków” z Osieka z Katarzyną<br />
Rocławską na czele. Były pewne trudności ze znalezieniem ich miejsca na<br />
„drzewie”, miejmy nadzieję, że na przyszły rok z Osieka przybędzie ekipa<br />
liczniejsza i będzie „wrysowana” na „drzewie”. Przyczyny, często<br />
niespodziewanych absencji, były różne - splot niesprzyjających okoliczności<br />
lub praca (bardzo często). Najstarszym uczestnikiem Biwaku był 85-letni<br />
Czesław Rocławski ze Smętowa, najmłodszym – Marcel Rutkowski z<br />
Gdańska – 1,5 roku.<br />
Zamiejscowi uczestnicy Biwaku (nie licząc tych, którzy przyjechali już w<br />
piątek) zaczęli zjeżdżać już od rana, ale przybycie rozciągnęło się, jak<br />
zwykle, mocno w czasie. Przybywający parkowali samochody na „parkingu”<br />
(łącznie 19 samochodów), który zajmuje z każdym rokiem co raz więcej<br />
miejsca – doszedł już do samego ogniska. Przyjeżdżający wypakowywali<br />
się, witali z pozostałymi, rozbijali namioty (tym razem tylko 6 namiotów i<br />
przyczepa kempingowa z Chojnic, - wielu uczestników poszukała sobie<br />
noclegu we wsi – w tym po raz pierwszy w kasparuskim „hotelu”<br />
Serockiego). Najmłodsi nie czekając na oficjalne otwarcie, rozpoczęli harce<br />
na trampolinie, a także grę w „crocketa” (mini-krykieta). Starsi zasiedli przy<br />
stołach i posilali się. O godz. 14.40 wszyscy udali się do kościoła na Mszę<br />
Św. w intencji całej rodziny Rocławskich, zarówno zmarłych jak i żyjących.<br />
Przed kościołem spotkała się cała rodzina, ci którzy przyszli z pola<br />
biwakowego z pozostałymi, którzy przyszli z domów rodzinnych we wsi.<br />
Mszę odprawił proboszcz kasparuski. W kazaniu przedstawił pokrótce<br />
(niektórzy uczestnicy mszy twierdzili że nawet zbyt szczegółowo i długo)<br />
historię parafii Kasparus, sylwetkę pierwszego proboszcza, zaapelował o<br />
ofiarność na rzecz utrzymania kościoła, prawdziwej ozdoby Kasparusa.<br />
Pomodlił się za członków całej rodziny „Rocławskich”, zarówno zmarłych,<br />
jak żywych, biorących udział w Biwaku. Niestety, rodzina niezbyt czynnie<br />
włączała się w oprawę nabożeństwa. Nikt nie znalazł się do czytania lekcji i<br />
śpiewu psalmów, jedynie Maciek Graban służył do mszy jako ministrant. Po<br />
mszy przed kościołem zrobiono pamiątkowe zdjęcia i cała grupa ruszyła w<br />
kierunku „Rocławek”. Oczywiście, przy robieniu zdjęć nie obeszło się, jak<br />
zazwyczaj, bez mocnego zamieszania, dlatego nie wszyscy uczestnicy się na<br />
nim znajdą.<br />
Po przybyciu na pole biwakowe Przewodniczący Komitetu<br />
Organizacyjnego Edas Rocławski zebrał wszystkich na zbiórce, przywitał i<br />
krótkim lakonicznym zdaniem otworzył oficjalnie XI Biwak Rodzinny<br />
5
potomków Tobiasza Rocławskiego z Kasparusa. Patron naszych spotkań z<br />
biegiem czasu zmienia się, „cofamy” się co raz bardziej w czasie, Tobiasz to<br />
pradziadek Jana Rocławskiego z Ziemianka, patrona naszych pierwszych<br />
spotkań, zapewne w przyszłości za patrona uznamy Franciszka Rocławskiego<br />
z Osia, żyjącego w latach 1655 – 1730. Następnie Edas polecił wciągnąć na<br />
maszt rodzinny Topór Rocławskich - zrobiła to sprytnie Kasia Rocławska z<br />
Chojnic, niestety, ciągle jeszcze bez towarzyszenia planowanego w<br />
przeszłości sygnału na trąbce (czy my się go kiedyś doczekamy?). Gdy<br />
proporzec załopotał na wietrze wszyscy zebrani odśpiewali hymn rodzinny<br />
Rocławskich autorstwa Pumy i Jarka Adamusów (ciągle z tymczasową<br />
melodią! – ale zdaniem wielu bardzo ładną). W śpiewaniu pomagały rozdane<br />
karteczki z tekstem - w tym roku hymn zabrzmiał zdecydowanie lepiej niż w<br />
latach poprzednich, widać, że do chóru rodzinnego doszły nowe, bardzo<br />
dobre głosy. Po hymnie Edas przekazał głos Olkowi Rutkowskiemu, który<br />
zastąpił nieobecnego ojca, Marka Rutkowskiego, wicestarostę do spraw<br />
programowych.<br />
Olek, korzystając z megafonu, jeszcze raz powitał zebranych, ze<br />
szczególnym uwzględnieniem osób, które przybyły na spotkanie po raz<br />
pierwszy. Następnie przeszedł do spraw porządkowych. Poinformował<br />
zebranych o śmierci dwu znaczących postaci rodziny Rocławskich: Józefa<br />
Rocławskiego z Gdańska, wnuka Józefa Rocławskiego z Osowa Leśnego,<br />
najstarszego brata Czesława ze Smętowa i Eleonory z Bydgoszczy (Józef<br />
zmarł 17 sierpnia 2010r.), oraz Jana Rocławskiego ze Starogardu (znanego<br />
wszystkim w rodzinie jako Janek), wnuka Jana Rocławskiego z Ziemianka,<br />
starostę naszych pierwszych spotkań (Janek zmarł 23 października 2010r.).<br />
Olek poprosił o minutę ciszy dla uczczenia zmarłych. Po tej smutnej chwili<br />
Olek przeszedł do spraw weselszych i przywitał nowych członków rodziny –<br />
nowo-urodzonych: Armina Skarżyńskiego, Szymona Rocławskiego i Agatę<br />
Osuch. Armin to syn Patryka i Joanny z Sulejów, potomek Józefa<br />
Rocławskiego z Osowa, prawnuk zmarłego Józefa Rocławskiego z Gdańska,<br />
- urodzony 8 lipca 2010r. w Gdańsku. Szymon to syn Dawida i Marty<br />
Rocławskich, potomek Jana Rocławskiego z Ziemianka, prawnuk zmarłego<br />
Janka Rocławskiego – urodzony 3 października 2010r. w Chojnicach. Agata<br />
to córka Pawła i Anety z Wyczyńskich, potomek Jana Rocławskiego z<br />
Ziemianka – urodzona 23 listopada 2010r. Najmłodszych członków rodziny<br />
przyjęto gromkimi brawami. Olek powitał także dorosłych nowych członków<br />
rodziny – Marcelinę z Wyczyńskich, nowo poślubioną żonę Łukasza Cybuli,<br />
potomka Jana Rocławskiego z Ziemianka (ślub Łukasza i Marceliny odbył<br />
się w kwietniu 2011r.), oraz Pawła Osucha, męża Anety Wyczyńskiej,<br />
prawnuczki Walerii z Rocławskich Spradowej (ślub Anety i Pawła odbył się<br />
6
w czerwcu 2011r.). Marcelinę i Pawła w gronie rodzinnym Rocławskich<br />
przywitały oklaski – „Sto lat” nie odśpiewano bo akurat nowożeńców na<br />
uroczystości otwarcia Biwaku nie było.<br />
Po tej miłej prezentacji Olek przypomniał kto pełni „funkcje” biwakowe<br />
(do Zjazdu w 2013 roku) - Starostą Biwaku jest Janusz Rocławski ze<br />
Skórcza, Wicestarostą ds. programowych - Marek Rutkowski z Gdańska (tym<br />
razem w zastępstwie, ze względu na nieobecność Marka na Biwaku – jego<br />
syn Olek), Wicestarostą ds. techniczno-organizacyjnych - Kazik Sprada,<br />
Sędzią Głównym – Komisarzem Sportowym - Jacek Bagnecki, jego<br />
pomocnikami - Agnieszka Bagnecka, Ilona Pawelec i Karol Rocławski,<br />
Naczelnym Kapelmistrzem - Dyrygentem Chóru - Mietek Pawelec,<br />
Skarbnikiem – Olek Rutkowski, jego zastępcami – Mirka Kasprowicz-<br />
Nadratowska, Monika Rocławska i Przemek Piotrowski. Po tej formalności<br />
Olek podziękował za uwagę i zaprosił do dalszej realizacji programu, czyli<br />
posiłku obiadowego, życząc wszystkim „smacznego”.<br />
A czas był najwyższy, bo towarzystwo już mocno zgłodniało. Duża<br />
frekwencja trochę skomplikowała sprawę, nie wszystkim wystarczyło<br />
miejsca przy stołach i na ławkach. Trzeba będzie w przyszłości dorobić kilka<br />
stołów i ławek. Warto także zaapelować w zaproszeniach o pójście śladem<br />
ekipy Rocławskich z Chojnic, którzy przywieźli ze sobą nie tylko stoły<br />
turystyczne, ale także zgrabne krzesełka, które dają się ładnie składać w<br />
stosunkowo mały pakiet. Oczywiście, trudno o naśladownictwo dosłowne, bo<br />
oni przyjechali z pojemną przyczepą kempingową, ale jakieś małe,<br />
turystyczne, składane stoliki i siedzenia przybywający samochodami mogliby<br />
przywieźć. Posiłek obiadowy tradycyjnie był ogromnie obfity. Na stołach<br />
zjawiła się niesamowita ilość różnych wiktuałów – potraw mięsnych,<br />
warzywnych, ciast, owoców. Siłą rzeczy „sprawozdawca” nie jest w stanie<br />
wymienić nawet ich części. Może pochwalić jedynie „kuchnię” pań<br />
Rocławskich ze Skórcza bo osobiście sprawdził jej smak – doskonałą<br />
grochówkę Wiesi, żony starosty Janusza, i świetną kapustę autorstwa Moniki,<br />
synowej starosty. Inni autorzy (głównie chyba autorki) tych wszystkich<br />
pyszności muszą mu wybaczyć to, że pozostaną anonimowi. Zbyt dużo było<br />
tego wszystkiego, aby można było opisać. Trochę przegłodzone towarzystwo<br />
zajadało się tymi wszystkimi smakołykami, głośno zachwalając i wołając o<br />
dokładki. Oczywiście, nie brakowało także napojów, na czele z piwem (dla<br />
dorosłych).<br />
Po krótkim odpoczynku poobiednim rozpoczęły się zawody sportowe.<br />
Prowadzili je pod nadzorem sędziego głównego: Agnieszka Bagnecka, Ilona<br />
Pawelec i Karol Rocławski. Rozegrano tylko jedną konkurencję punktowaną<br />
– rzut podkową. Jak zwykle w dwu kategoriach wiekowych, a nawet trzech,<br />
7
o kategorię „dzieci” podzielono na „do 6 lat” i „do 15 lat”. Rywalizację<br />
wśród najmłodszych wygrała Agatka Rutkowska przed Asią i Basią<br />
Piotrowskimi (ex aequo). Wśród dzieci starszych najlepsza była Kasia<br />
Rocławska przed Mateuszem Grabanem, Radkiem Rocławskim, Maćkiem<br />
Grabanem, Zuzią Bagnecką, Weroniką Piotrowską, Karoliną Bobkowską i ex<br />
aequo, Wojtkiem Bobkowskim i Michałem Rocławskim. Rywalizacja w<br />
rzucie podkową w konkurencji „open” była jak zwykle bardzo emocjonująca,<br />
ale na stosunkowo niskim poziomie. Zwyciężył Przemek Piotrowski z<br />
wynikiem zaledwie 47 pkt (najgorszy wynik od lat), przed starym mistrzem<br />
Jackiem Bagneckim (38 pkt), i ex aequo Grzegorzem i Karolem Rocławskimi<br />
(po 33 pkt). Kolejne miejsca zajęli: Marzena Rocławska (28 pkt), ex aequo<br />
Ina Piotrowska i Zbyszek Sęk (po 27 pkt), ex aequo Magda Bobkowska i<br />
Janusz Rocławski (po 24 pkt) i Piotrkiem Rutkowskim (21 pkt). Po zawodach<br />
w rzucie podkową odbyły się „biegi w workach”. Nie były punktowane, ale<br />
cieszyły się dużym zainteresowaniem widzów. W konkurencji dzieci<br />
brylowali Rocławscy z Chojnic – Kasia, Michał i Radek. Próbowała z nimi<br />
rywalizować Zuzia Bagnecka. W workach ścigała się także starsza młodzież,<br />
śmiechu było co niemiara. Jednocześnie z zawodami rzutów podkową<br />
toczyły się inne zawody. Najmłodsi grali w crocketa (mini-krykieta). Starsi<br />
próbowali swoich sił w grze w „bule” – tutaj mistrzem okazał się także<br />
Przemek Piotrowski (tak jak w „podkowie” – miał swój dzień). Olek<br />
Rutkowski organizował trening base-ball’a – rzut i wyłapywanie piłeczki.<br />
Chłopcy Rocławscy z Chojnic puszczali modele samolotów. Amatorzy gry w<br />
siatkówkę zmontowali dwa zespoły, głównie z młodszej młodzieży. Dawni<br />
herosi z boiska siatkówki sprzed lat zestarzeli się, nabawili kontuzji lub<br />
zabrakło ich na spotkaniu, ale powoli zastępuje ich młodsze pokolenie. Na<br />
czele drużyn stali jednak starzy wyjadacze – Roman i Grzegorz Rocławscy z<br />
Chojnic, którzy dyrygowali swoimi drużynami po przeciwnych stronach<br />
siatki. Mecze były niemniej zacięte jak przed laty, kiedy to w ferworze walki<br />
dochodziło do ostrych starć i groźnych kontuzji. Tym razem obyło się bez<br />
nich. Gra w siatkówkę trwała z różnym natężeniem praktycznie aż do<br />
zmierzchu.<br />
Po zakończeniu „biegów w workach” zarządzono przerwę na posiłek (w<br />
tym czasie komisja sędziowska podliczała wyniki „podkowy”). Wszyscy<br />
zasiedli do stołów w różnych kręgach towarzyskich, tym razem bardziej<br />
„geograficznych” niż zazwyczaj, co wskazuje na słabą jeszcze integrację<br />
nowo przybyłych ze dawniejszymi bywalcami spotkań. Miejmy nadzieję, że<br />
w na następnych spotkaniach to się zmieni. Towarzystwo zabrało się do<br />
„podwieczorku”, pojawiły się na stole także mocniejsze napoje, rozmowy<br />
stawały się coraz bardziej ożywione i głośniejsze. Rozmowy toczyły się na<br />
8
najróżniejsze tematy, starzy rozmawiali głównie o zdrowiu (a raczej o jego<br />
braku), wspominali dawne, dobre czasy, kiedy byli młodzi, piękni i<br />
wspaniali, wspominali pokolenie tych Rocławskich, które od nas już odeszło.<br />
Wyjaśniano szczegóły powiązań rodzinnych i „skład” osobowy<br />
poszczególnych „gałęzi” potomków Tobiasza. Co rusz jakaś grupka<br />
podchodziła do „drzewa”, żeby coś sprawdzić, uzupełnić, dopisać. Okazało<br />
się, że są trudności z określeniem powiązań genealogicznych Katarzyny<br />
Rocławskiej z Osieka (i dwu towarzyszącej jej koleżanek) z innymi<br />
potomkami Tobiasza. Komentowano zawartość biuletynu „RBI” nr 13, w<br />
którym znalazła się, m.in., kapitalna opowieść Pelagii z Godlewskich<br />
Rocławskiej, mamy Eleonory Kacprowicz z Bydgoszczy, o wyjeździe na<br />
roboty sezonowe do Niemiec, opowiedziana piękną mową kociewską.<br />
Średnie pokolenie dyskutowało o problemach z pracą, z wychowywaniem<br />
dzieci, o codziennym życiu. Młodzi dyskutowali o szkole, studiach, zabawie,<br />
o planach na wakacje. W trakcie przerwy Skarbnik przeprowadził zbiórkę<br />
pieniędzy do zaimprowizowanej skarbonki (karton po megafonie), która dała<br />
sumę 471,60 zł. Posłuży do pokrycia wydatków organizacyjnych w<br />
przyszłym roku.<br />
Ok. godz. 19-tej nastąpiło uroczyste wręczenie nagród zwycięzcom<br />
zawodów sportowych w rzucie podkową. Ceremonię prowadził jak zwykle<br />
Sędzia Główny Jacek Bagnecki, przy pomocy Ilony Pawelec, Agnieszki<br />
Bagneckiej i Karola Rocławskiego. Największe brawa dostali najmłodsi<br />
uczestnicy zawodów. Nagrody były różnorodne i w dużej ilości, dostali je<br />
wszyscy najmłodsi uczestnicy zawodów. Może trochę skromniej wyglądały<br />
nagrody dla „dorosłych”, ale to było zamierzone posunięcie Komitetu<br />
Organizacyjnego. Na koniec podziękowano oklaskami ekipie sędziowskiej za<br />
duży wkład pracy w prowadzenie zawodów sportowych. Ostatnim akordem<br />
zawodów sportowych było tradycyjnie przeciąganie liny. Tym razem<br />
walczyły dwa zespoły wybrane „dowolnie” przez kapitanów – Olka<br />
Rutkowskiego i Przemka Piotrowskiego. Sędzia Jacek Bagnecki w ostatniej<br />
chwili „odgórnie” skorygował skład zespołów obawiając się o równość<br />
szans. Okazało się, że miał „nosa”. Walka była niezwykle zacięta, lina długo<br />
stała w miejscu zanim zwycięzcy przeciągnęli ją na swoją stronę. W sumie<br />
minimalnie, wynikiem 2:1, wygrał zespół Olka, mimo że „optycznie” lepiej<br />
prezentował się zespół Przemka. Okazało się, że silnie „umięśnieni” faceci<br />
(szczególnie silnie rozwinięte mięśnie „piwne”!) byli już o tej godzinie dość<br />
mocno „zmęczeni” konsumpcją. Nagrodą dla zwycięzców była jak zwykle<br />
skrzynka piwa od Zespołu Redakcyjnego „RBI”. Konsumowali ją razem,<br />
zwycięzcy z przegranymi. Po przeciąganiu liny zaczęły się skoki na linie. Do<br />
tego celu zastosowano cieńszą linkę przygotowaną przez Romana. Na<br />
9
kręcącej się linie skakało momentami nawet dziesięć osób. Brylowali<br />
Rocławscy z Chojnic, zarówno najmłodsi jak i rodzice.<br />
Po godz. 20-tej wicestarosta Kazik Sprada rozpalił (jedną zapałką!) nad<br />
strugą ognisko i całe towarzystwo przeniosło się ze stołami i ławkami<br />
w pobliże ogniska na kolację. Szykowano kiełbaski do pieczenia, pomidory,<br />
cebulkę. Do pieczenia doskonale służą metalowe „szpikulce” wprowadzone<br />
w miejsce drewnianych kijów, które uczestnicy nagminnie palili w ognisku.<br />
W trakcie kolacji Kapelmistrz - Dyrygent Chóru rozdał śpiewniki<br />
i rozpoczęły się śpiewy chóralne. Z tym w tym roku było zdecydowanie<br />
lepiej. Widać, że rodzinny chór dostał silne wzmocnienie ze strony ekipy<br />
potomków Józefa Rocławskiego z Osowa, m.in. wyróżniającą się Dankę<br />
Gajewską ze Smętowa. Ale prawdziwymi gwiazdami rodzinnego chóru były<br />
Majka i Marzena Rocławskie z Chojnic, wspomagane przez mężów, Romana<br />
i Grzegorza. Nie oznacza to, że zupełnie zgasły „stare gwiazdy”. Jak zwykle,<br />
doskonały występ wokalny miał Kazik Sprada, który dopiero przy ognisku<br />
rozkręcił się do swojej właściwej normy. Udany występ miała także reszta<br />
młodzieży, szczególnie część żeńska. Przerywnikiem w standardowym<br />
występie chóru było pojawienie się (na krótko) młodej pary – Łukasza<br />
i Marceliny Cybulów, którym wszyscy odśpiewali „Sto lat”. Ale prawdziwą<br />
sensacją, która na dłużej „zdezorganizowała” „ognisko”, było przerzucenie<br />
przez strugę Brzezianek pnia sosenki (wyciętej na poczekaniu w lesie Edasa),<br />
na którym zaczęli popisywać się „akrobaci”. Niektórzy tylko przebiegali po<br />
tej zaimprowizowanej „równoważni”, ale kilku „akrobatów” odstawiało<br />
prawdziwy pokaz gimnastyki na belce. Część z tych pokazów kończyła się<br />
kąpielą w lodowatej wodzie Brzezianka. Oczywiście, w tych wyczynach<br />
gimnastycznych brylowali Rocławscy z Chojnic na czele z seniorem<br />
Romanem, ale dzielnie z nimi rywalizował Olek Rutkowski z Gdańska.<br />
Niektórzy, co prawda, umniejszali jego sukces – przy jego wzroście<br />
wystarczał jeden krok, żeby uchronić się przed zimną kąpielą.<br />
Popisy na „równoważni” trwały aż do zapadnięcia prawdziwego mroku.<br />
Potem wszyscy (prawie) wrócili do ogniska, do śpiewania. W międzyczasie<br />
dość duża część towarzystwa biwakowego rozjechała się do domów. Część<br />
przestraszyła się zapowiadanej zimnej nocy. Śpiewające niedobitki trwały na<br />
posterunku do późnej nocy, prawie do godz. 2-giej. W końcu Edas zarządził<br />
koniec, wyłączył agregat, zapanowała ciemność i cały obóz poszedł spać.<br />
Drugi dzień Biwaku, tradycyjnie już, rozpoczął się leniwie i bardzo późno.<br />
Pogoda była piękna, zmęczeni biwakowicze powoli wygrzebywali się<br />
z namiotów, robili poranną toaletę delikatnie, aby nie cierpieć zbyt mocno<br />
przy gwałtownych ruchach. W mocno już uszczuplonym gronie (mimo, że<br />
dotarła na pole dość duża grupa nocująca w hotelu i innych domach we wsi),<br />
10
zorganizowano śniadanie. Jedząc i popijając, rozprawiano o przebiegu<br />
Biwaku, ustalano szczegóły wydarzeń, komentowano „wyczyny”<br />
poszczególnych uczestników. Ogólna ocena spotkania, jak co roku, była<br />
pozytywna. Na jednym końcu stołu zainteresowani słuchali Czesława ze<br />
Smętowa, który opowiadał o swoim końcu II wojny światowej. Czesław,<br />
żołnierz Wermachtu, został ranny pod koniec wojny na Węgrzech. Znalazł się<br />
w szpitalu w Czechach, w Mlada Boleslav (Jungbuslau). Wzięty do niewoli<br />
przez Sowietów, jakiś czas przebywał w obozie we Wrocławiu. Jako Polak<br />
został zwolniony do domu. Czesław opowiadał, że Polacy z Wermachtu<br />
często bali się przyznawać do tego, że są Polakami, bo Sowieci (jednostki<br />
frontowe) traktowali Polaków gorzej jak Niemców – jako zdrajców, i<br />
rozstrzeliwali ich na miejscu (Niemców czasem też). Na drugim końcu stołu<br />
młodsi (i kobiety) rozmawiali o sprawach rodzinnych, pokrewieństwach,<br />
dzieciach. Dowiadywano się czasem smutnych rzeczy - Marka Rocławskiego<br />
(syn Czesława) żona Krystyna rok temu zmarła tuż przed zeszłorocznym<br />
Biwakiem, na który się wybierała z wszystkimi. W tym czasie, gdy starsze<br />
towarzystwo leniwie rozmawiało przy śniadaniu najmłodsi wymusili<br />
wycieczkę do sklepu na lody. Wyprawa trwała ponad godzinę, dzieciaki były<br />
bardzo zadowolone ze sponsora. O dalszym realizowaniu programu Biwaku,<br />
tj. o wycieczce po okolicy, raczej nikt nie chciał mówić. Wszyscy byli<br />
zmęczeni, nie zachęcała do tego także pogoda – zrobiło się bardzo ciepło. Na<br />
koniec rozpoczęto zwijać obóz i porządkować „pobojowisko”. Ubywało<br />
uczestników, po kolei odjeżdżały poszczególne ekipy żegnając się i obiecując<br />
przyjazd za rok. O godz. 15-tej Edas Rocławski zebrał niedobitków przy<br />
maszcie, wygłosił oficjalną formułę zamykającą XI Biwak Rodzinny i<br />
opuścił rodzinny Topór przy akompaniamencie oklasków. Kolejny Biwak<br />
przeszedł do historii rodzinnej. Z pewnością był niemniej udany jak<br />
poprzednie, a może nawet bardziej. Najważniejsze, że wszyscy obecni na nim<br />
umówili się na spotkanie za rok, na XII Biwaku Rodzinnym.<br />
Finanse<br />
Stan kasy w dniu 15.06.2011r.<br />
Zbiórka podczas XI Biwaku<br />
Odsetki bankowe<br />
Stan kasy w dniu 15.06.2012r.<br />
584,15 zł<br />
+ 471,60 zł<br />
+ 41,94 zł<br />
1097,69 zł<br />
W ostatnim roku nie dokonano większych zakupów, drobne wydatki<br />
związane z tegorocznym XII Biwakiem zostaną rozliczone w przyszłym<br />
roku.<br />
II. Poszukiwanie rodzinnych „korzeni” i uzupełnienia rodowej<br />
11
genealogii<br />
Mijający rok był bardzo bogaty w wydarzenia nadające się do rubryki<br />
„Uzupełnienie rodowej genealogii”. Przede wszystkim dzięki potomkom<br />
Józefa Rocławskiego z Osowa Leśnego, którzy systematycznie<br />
„rozbudowują” swoją „gałąź” naszego wielkiego „drzewa” genealogicznego<br />
Rocławskich i rodzin spokrewnionych. Ale nie tylko, także przedstawiciele<br />
innych „gałęzi” dorzucili trochę informacji genealogicznych na swój temat.<br />
W zeszłym roku swoją „gałązkę” genealogiczną przesłali nam<br />
potomkowie Jana Rocławskiego z Zelgoszczy, syna Józefa z Osowa Leśnego.<br />
W tym roku zrobili to potomkowie pozostałych dzieci Józefa. Niestety,<br />
jeszcze nie wszystkich.<br />
Józef Rocławski<br />
*23.2.1870 - +17.11.1958<br />
x<br />
Rozalia Piotrowska<br />
*1871 - +1941<br />
Józefa Jan Helena Bolesław Stanisław Marta Bronisław Leokadia<br />
*1.12.1895 *31.10.1897 *12.3.1900 *8.9.1902 *13.11.1904 *11.7.1909 *12.9.1910 *26.6.1913<br />
Potomkowie Stanisława z Pinczyna:<br />
Stanisław Rocławski<br />
*13.11.1904 - +16.6.1960<br />
x<br />
Władysława Rucińska<br />
*10.9.1912 - +15.6.88<br />
Teresa<br />
Krystyna<br />
*22.2.1939 *11.6.1937<br />
x<br />
x<br />
Leon Gliniecki Henryk Ćwikliński<br />
*27.3.1938 *1.4.1933 - +15.2.89<br />
Halina Marzena Piotr<br />
*29.8.1962 *22.7.1959 *13.12.1962<br />
x x x<br />
Jarosław Ryszard Begier Barbara Begier<br />
Brzeziński *11.5.1958 *4.4.1962<br />
*10.7.1962<br />
Tomasz Rafał Agnieszka Jarosław Monika Iwona<br />
Arkadiusz Magdalena *27.3.1981 *22.10.1982 *12.4.1985 *26.8.1992 *8.12.1984 *21.9.1988<br />
*26.11.1984 *28.4.1995 x x x x<br />
Justyna Laskowska Sebastian Bajerowski Daniel Lasocki Przemysław Sturm<br />
*4.8.1983 *27.5.1984 *2.11.1985 *14.6.1983<br />
12<br />
Weronika Wiktoria Amelia Nikola Sandra Jakub Wiktoria Sabina<br />
*12.4.2005 *12.10.2011 *12.10.2011 *23.11.2007 *23.12.2009 *13.7.2007 *22.5.2009 *15.11.2010<br />
Potomkowie Bronisława:
Bronisław Rocławski<br />
*12.9.1910 - +28.1.1989<br />
x<br />
Weronika Kurecka<br />
*14.11.1911 - +29.5.1989<br />
Jadwiga Jadwiga Waldemar Danuta<br />
*1942 - +1946 *23.3.1949 *10.4.1952 - +26.1.1984 *7.11.1956<br />
x x x<br />
1) Jerzy Stosik 2) Erwin Wilkowski Urszula Ligocka 1) Józef Pofelski 2) Ryszard Markiewicz<br />
*27.11.1946 - +26.3.1984 *12.2.1937 *5.5.1957 *12.4.1953 *14.1.1966<br />
Artur Ewelina Ariel Arkadiusz Rafał Mirella Mateusz<br />
*26.4.1974 *26.4.1977 *12.4.1977 *12.1.1982 *12.1.1978 *26.5.1985 *19.1.1996<br />
x x x x x<br />
Bożena Rafał Marta Kamila 1) Halina 2) Ewa<br />
Bahm Wysocki Żółtkowska Zientarska Stefanów<br />
Patrycja Karol Maja Alicja<br />
*12.2.2003 *4.7.2007 *16.12.2009 *21.6.2005<br />
Potomkowie Leokadii:<br />
Leokadia Rocławska<br />
*26.6.1913 - +19.9.1999<br />
x<br />
Czesław Ruciński<br />
*8.10.1908 - +21.2.1991<br />
Henryk Bogumił Ryszard<br />
*29.4.1944 *23.3.1946 *6.6.1950<br />
x x x<br />
Elżbieta Teysler Stefania Rusiecka Elżbieta Bieroza<br />
*18.8.1946 *25.6.1949 *6.1.1953<br />
Jacek Paweł Marek Anna Dariusz Joanna<br />
*27.9.1968 *19.5.1983 *16.4.1971 *13.4.1979 *22.11.1983 *9.4.1986<br />
x<br />
x<br />
Teresa Lui Allen Cetinic<br />
*1.7.1972 *24.4.1978<br />
Aaron Oliver Joshua William Ava Lily<br />
Ruciński Ruciński Cetinic Cetinic Cetinic<br />
*1.9.2004 *11.7.2008 *25.2.2008 *18.12.2009 *20.12.2011<br />
Na temat Bolesława nie mamy zbyt dużo informacji. Wiadomo jedynie, że<br />
ożenił się i miał trójkę dzieci, dwie córki, Erykę i Klarę, i syna Stanisława.<br />
Nie wiemy nic na temat jego żony.<br />
Bolesław Rocławski<br />
*8.9.1902 - +14.6.1984<br />
Eryka Klara Stanisław<br />
13
Trochę więcej mamy informacji o potomkach Marty, ale też mocno niepełne:<br />
Marta<br />
*11.7.1909 - +19.3.1968<br />
Jan Irena Jadwiga Krystyna Feliks<br />
Bogusław Hanna Elżbieta Marcin Wojciech<br />
Wszystkie informacje do sporządzenia powyższych diagramów „gałązek”<br />
genealogicznych potomków Józefa Rocławskiego z Osowa Leśnego przysłał<br />
nam Piotr Kacprowicz z Bydgoszczy, syn Eleonory z Rocławskich. Dane do<br />
„gałązki” potomków Leokadii dostarczył Piotrowi Henryk Ruciński<br />
z Gdańska, emerytowany Starszy Mechanik, oficer floty handlowej, który już<br />
dwukrotnie wziął udział w naszym spotkaniach.<br />
Bardzo dużą porcję wiadomości genealogicznych otrzymaliśmy od Ewy<br />
Filody, córki Konstantego Guza, prawnuczki Julianny z Rocławskich (siostra<br />
Jana Rocławskiego z Ziemianka). Ewa uzupełniła „gałązkę” potomków jej<br />
dziadka, Jana Guza, syna Julianny, dotychczas mocno niekompletną.<br />
Jan Guz senior<br />
*16.5.95<br />
syn Aleksandra i Julianny Rocławskiej<br />
x<br />
Helena Reszczyńska<br />
Jan junior Franciszek Wanda Stanisław Konstanty Teresa Wincenty<br />
*19.12.1923 *21.12.24 *28.6.27 *23.7.28 *26.6.30 *16.5.32 *15.7.34<br />
Poniżej przedstawiono diagramy genealogiczne dla rodzin dzieci Jana Guza<br />
seniora (tak nazwanego w odróżnieniu od najstarszego syna, Jana juniora).<br />
Potomkowie Jana Juniora:<br />
Jan Guz junior<br />
*19.12.1923- +16.4.1996<br />
x<br />
Danuta Noch<br />
*20.5.1948<br />
Grażyna Janusz Hanna Barbara<br />
*7.3.1968 *31.3.1973 *6.5.1974 *6.3.1982<br />
x x x x<br />
Bogdan Jan Małgorzata Zbigniew Libera Dariusz<br />
Piotrzkowski Pancek *20.10.68 Makowski<br />
*21.9.1966<br />
Joanna Dariusz Zbigniew Andżelika Daria Mateusz<br />
*23.1.1994 Jan *10.3.1995 *1.12.97 Wiktoria *14.3.2010<br />
*5.5.1997 *4.2.2004<br />
Patryk Piotr Przemysław Marcin Mateusz Paulina Paweł<br />
Sylwester Paweł Mateusz Łukasz Jan *2000 Karol<br />
*5.9.1989 *29.6.91 *25.5.93 *24.10.94 *13.6.97 *31.5.2005<br />
14
Potomkowie Franciszka (mieszkają w Szkocji):<br />
Franciszek Guz<br />
*21.12.1924 - +10.8.1968<br />
x<br />
Molly Ferrier<br />
*17.12.1929<br />
Frank<br />
Vincent<br />
9.3.51 *5.1.59<br />
x<br />
x<br />
Christine Wolanin Sheena<br />
25.1.1949<br />
Mark Paul Kimberly Jennifer<br />
Stanisław Francis *1985 *ok. 1990<br />
*21.9.1972 *30.5.1977<br />
Potomkowie Wandy:<br />
Wanda Guz<br />
*28.6.1927<br />
x<br />
Korneliusz Treder<br />
*30.11.1925<br />
Danuta Marek Ireneusz<br />
*2.4.1953 *25.4.1954 - +2011 *3.5.1957<br />
x x x<br />
Krzysztof Sagan Wanda Malotka Bogumiła Oczk<br />
*1.1.1947 *25.7.1953 *7.12.1965<br />
Joanna Patryk Karina Daria Sebastian Jacek<br />
*20.5.1978 *6.5.1985 *17.6.1974 *ok. 1976 *20.8.79 *ok. 1980<br />
x<br />
Franciszek Dziecielski<br />
Potomkowie Teresy:<br />
Teresa Guz<br />
*16.5.1932<br />
x<br />
Kazimierz Szefer<br />
*16.5.1932<br />
Kornelia<br />
Mieczysław<br />
Anna<br />
*8.4.1959 *11.5.1964<br />
x<br />
x<br />
Danuta Kowalska Krzysztof Szwocha<br />
*5.9.1959 *29.2.1964 - +5.8.2008<br />
Mateusz Karolina Marzena Kamila Ewa<br />
*8.7.1990 *15.8.1994 *5.4.1988 *11.5.1989 *19.12.1990<br />
15
Potomkowie Stanisława:<br />
Stanisław Guz<br />
*23.7.1928<br />
x<br />
Teresa Berendt<br />
*7.5.1929<br />
Zbigniew Andrzej Adam<br />
*22.3.1955 *17.7.1958 *21.12.1964<br />
x x x<br />
Teresa Mielewczyk Alicja Kreja Jolanta Kurkowska<br />
*28.3.1954 *4.5.1958 *9.7.1966<br />
Monika Błażej Daniel Arkadiusz Grzegorz Wiktoria<br />
*11.9.1975 *5.7.1988 *17.7.1983 *10.10.1988 *19.06.1989 *14.2.1993<br />
x<br />
Jacek Sabinasz<br />
*1.5.1972<br />
Szczepan<br />
*6.4.1999<br />
Potomkowie Konstantego:<br />
Potomkowie Wincentego:<br />
Konstanty Guz<br />
Wincenty Guz<br />
*26.6.1930 *15.7.1934 -<br />
x +8.8.2001<br />
1) Elżbieta 2) Irena Talaśka x<br />
Kuziemska *29.10.1931 Teresa<br />
*6.6.1933 - Cherek<br />
+12.7.1957 *6.10.1935<br />
Jarosław Ewa<br />
Marek Maria<br />
Barbara *8.2.1961 *16.1.1962 Adam Barbara Renata<br />
*24.5.1957 x x *19.12.1960 - *4.7.1962 Elżbieta<br />
x Sylwia Krzysztof +28.8.1961 x *20.5.1965<br />
Witold Bykowska Leszek Andrzej x<br />
Aleksander *31.5.1976 Filoda Preiss Sławomir<br />
Pieczonka *19.5.1958 *28.8.1962 Czesław<br />
*2.4.1956 Gordon Ratomski<br />
*25.5.2007 *10.7.1967<br />
Radosław Dorota Katarzyna Adam Daria Mateusz Marek Przemysław<br />
*28.5.1981 *16.5.83 *20.3.91 *1993 *30.9.1994 *26.8.1997 Mateusz Jan<br />
x x +1993 *8.8.1989 *26.3.1994<br />
Magdalena Bartosz<br />
Hoga Makowski<br />
*5.10.1982 *7.10.78<br />
Maria Gabriel Małgorzata<br />
*8.9.2009 *22.3.2008 *7.5.2010<br />
Ekipa Rocławskich z Lipienic koło Chojnic, potomkowie Franciszka<br />
Rocławskiego i Antoniny Piotrowskiej, kolejny raz uzupełnili swoją „gałąź”<br />
na drzewie genealogicznym. Po tym uzupełnieniu prezentuje się ona<br />
następująco:<br />
16
Franciszek Rocławski<br />
*31.3.1897<br />
syn Stanisława<br />
i Doroty Kulczyk<br />
x<br />
Antonina Piotrowska<br />
Genowefa Norbert Hilary Jerzy Krystyna<br />
x *9.2.1930 *29.6.31 *28.3.1934 *1938<br />
Czesław x x +16.3.1994 x<br />
Kończak Edyta XX x Bogdan<br />
Zofia Pestka Kończak<br />
Jolanta Ryszard Henryk Hanna Krystyna<br />
x x Roman Krystyna Teresa Grzegorz<br />
Kazimierz Maria Rafalska x x x x<br />
Warmbier Maria Jacek Z. Skubek Marzena<br />
Radosław Agnieszka Patrycja Stanisławska Balka Elas<br />
Sandra<br />
Zuzanna<br />
Karolina Izabela Gostomczyk Sebastian Kinga<br />
Karol Magdalena Michał Katarzyna Radosław<br />
*1992<br />
Niestety, nie udało się nam wyszukać powiązań rodzinnych z naszym<br />
„drzewem” genealogicznym Rodziny pani Katarzyny Rocławskiej z Osieka.<br />
Pani Katarzyna wzięła udział w zeszłorocznym Biwaku. Będzie potrzebne<br />
jakieś dokładniejsze „śledztwo” w tej sprawie.<br />
III. Informacje bieżące z życia rodziny i inne aktualności<br />
Rok 2011<br />
15 kwietnia 2011 roku urodził się Paweł Dobies, syn Magdaleny<br />
z Rocławskich i Bartka Dobiesów, wnuk Wiesława Rocławskiego.<br />
14 maja 2012 roku urodziła się Natalia Wyczyńska, córka Anny<br />
z Rocławskich i Wojciecha Wyczyńskich, wnuczka Marka Rocławskiego.<br />
W 2011 roku urodziła się Lena Kordecka, córka Marleny z Rocławskich<br />
i Pawła Kordeckich, wnuczka Jana Rocławskiego Juniora.<br />
10 sierpnia 2011 roku zmarł w Gdańsku w wieku 68 lat Marian Bagnecki,<br />
ojciec Jacka Bagneckiego, męża Izy z Baranowskich, zięcia Renaty<br />
z Rocławskich Baranowskiej. Marian urodził się na Wołyniu, po wojnie<br />
z rodzicami przyjechał na Pomorze. Został pochowany na Cmentarzu<br />
Łostowickim w Gdańsku.<br />
17
22 października 2011 r. urodziła się w Gdańsku Hanna Agnieszka<br />
Piotrowska, córka Katarzyny i Lechosława Piotrowskich, wnuczka Teresy<br />
(Iny) z Rocławskich Piotrowskiej.<br />
27 października 2011r. zmarł w Starogardzie Jerzy Rocławski, wnuk Piotra<br />
Rocławskiego. Jerzy urodził się w 1940r. Skończył LO w Starogardzie (był<br />
bardzo dobrym matematykiem), pracował w starogardzkiej Polfie, później<br />
Polpharmie. Ożenił się z Hildegardą Litkowską, doczekał się z nią czwórki<br />
dzieci, Jarosława, Małgorzaty, Grażyny i Wojciecha. Został pochowany na<br />
cmentarzu w Starogardzie.<br />
W Gdańsku wyszła za mąż Marta Arnold, córka Krzysztofa i Maryli z domu<br />
Świech, wnuczka Hanny z Rocławskich Arnold. Marta po mężu nosi<br />
nazwisko Więckowska.<br />
Naukę w szkole podstawowej w Starogardzie Gdańskim rozpoczęli:<br />
Mikołaj Torłop, syn Lucyny z Rocławskich Torłop, Patryk Spręga, syn<br />
Kariny z Rocławskich i Piotra Spręgów, oraz Laura Michna, córka Marcina<br />
i Katarzyny, prawnuczka Jadwigi z Rocławskich Blicharz.<br />
Naukę w szkole podstawowej w Gdańsku rozpoczęli:<br />
Agata i Szymon Rutkowscy, dzieci Aleksandra i Wioletty Rutkowskich,<br />
wnuczki Wandy z Rocławskich Rutkowskiej, oraz Joanna Piotrowska, córka<br />
Przemysława i Anny Piotrowskich, wnuczka Iny z Rocławskich Piotrowskiej.<br />
Naukę w szkole podstawowej rozpoczął Bartosz Rocławski, syn Dawida<br />
i Martyny z d. Szczypior.<br />
Od Eleonory Kacprowicz z Bydgoszczy otrzymaliśmy piękny prezent<br />
w postaci „Popularnego słownika kociewskiego” – pracy zbiorowej pod<br />
redakcją prof. Uniwersytetu im. Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy Marii<br />
Pająkowskiej – Kensik. „Słownik” wydany został w 2009 roku przez<br />
Towarzystwo Przyjaciół Dolnej Wisły przy współfinansowaniu z Instytutu<br />
Kaszubskiego w Gdańsku i Organizacji Turystycznej „Kociewie”. Wbrew<br />
tytułowi, sam „słownik” zajmuje tylko część książki. Duża część to artykuły<br />
o Kociewiu – kopalnia wiedzy o kulturze, przyrodzie, architekturze i języku<br />
kociewskim. M.in. znajduje się w książce zestaw kociewskich<br />
„powiedzonek” (przysłów). Całość pięknie wydana z bardzo dobrymi<br />
technicznie zdjęciami i załączoną płytką DVD „Pogaduszki z Kociewia”.<br />
18
Rok 2012<br />
5 lutego w Gdańsku urodził się Tymoteusz Rutkowski, syn Judyty i Piotra<br />
Rutkowskich, wnuk Wandy z Rocławskich Rutkowskiej.<br />
Lech Zieliński, syn Jadwigi z Rocławskich Zielińskiej otrzymał awans na<br />
stopień podpułkownika Wojska Polskiego. Lech ukończył Wyższą Szkołę<br />
Oficerską Samochodowa w Pile i został skierowany do służby w jednostce<br />
w Choszcznie w woj. zachodnio-pomorskim, gdzie zamieszkał na dłużej.<br />
Jako oficer ukończył studia w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Szczecinie.<br />
W tej chwili pracuje w Bydgoszczy.<br />
Bogna Bagnecka, wnuczka Renaty z Rocławskich Baranowskiej, zdała<br />
pomyślnie maturę i wybiera się na studia.<br />
Pan Eugeniusz Cherek, znany popularyzator wiedzy o Kociewiu i Borach<br />
Tucholskich, wydał interesującą książeczkę „Duchowieństwo parafii<br />
Kasparus”. Przedstawił w niej krótką historię parafii w Kasparusie oraz<br />
sylwetki 22 księży związanych z parafię Kasparus, począwszy od księdza<br />
Antoniego Arasmusa, budowniczego plebanii (w 1925 r.) i kasparuskiego<br />
kościoła (w 1926 r.), kończąc na obecnym proboszczu parafii Kasparus,<br />
księdzu Krzysztofie Jakubku. Książeczka zawiera także bardzo ciekawą dla<br />
miłośników regionu bibliografię.<br />
IV. Wspomnienia o przodkach<br />
Nasz Ojciec - Jan Rocławski z Zelgoszczy<br />
Wspomnienia Eleonory, córki Jana<br />
Zdjęcie z 1954r.<br />
Jan Rocławski z Zelgoszczy żył w latach 1897 - 1962.<br />
Przyszedł na świat w Osowie Leśnym w licznej rodzinie<br />
chłopskiej Józefa i Rozalii Rocławskich. Miał trzech<br />
braci i cztery siostry. Przez 7 lat uczęszczał do 4-<br />
klasowej (kilkuoddziałowej) szkoły powszechnej<br />
w zaborze pruskim. Jako kilkunastoletni chłopak<br />
wyjeżdżał na roboty sezonowe do Niemiec. Służbę<br />
wojskową w armii pruskiej kończył wtedy, gdy po<br />
latach zaborów rodziła się wolna Polska. W 1922 roku<br />
założył rodzinę i osiadł na stałe na kilkuhektarowym<br />
19
gospodarstwie w Zelgoszczy. Z pierwszą żoną Anastazją Kwaterowską miał<br />
3 synów: Józefa, Czesława i Bolesława. Po jej śmierci ożenił się powtórnie, z<br />
Pelagią Godlewską. Z tego związku przyszło<br />
na świat dwoje dzieci: Albin i Eleonora. Do<br />
dziś żyje dwoje dzieci Jana - Czesław<br />
i Eleonora.<br />
Nasz Ojciec zmarł w czerwcu 1962 roku<br />
i spoczywa na cmentarzu parafialnym w<br />
Czarnymlesie. Właśnie w tym roku mija 50<br />
lat od jego śmierci. Pragniemy więc<br />
przywołać z pamięci pewne obrazy z jego<br />
życia, by przybliżyć jego osobę potomnym.<br />
Był wysokim postawnym mężczyzną. Jako<br />
człowiek wyróżniał się skromnym i prawym<br />
charakterem. Mimo że uczył się w szkole<br />
powszechnej pod zaborem pruskim, potrafił<br />
czytać i pisać w ojczystym języku. Czytał<br />
książki, głównie o tematyce rolniczej, pre-<br />
Rok 1917. Jan Rocławski numerował gazety, słuchał radia, interesował<br />
w mundurze szeregowca w się polityką, a także brał udział w życiu spowojsku<br />
pruskim, obok jego łecznym swojej wsi. Często mawialiśmy, że<br />
dowódca w mundurze<br />
pruskiego grenadiera.<br />
ma "matematyczną głowę". Umiał obliczać<br />
procenty, powierzchnie figur płaskich (a więc<br />
i powierzchnie swoich pól uprawnych),<br />
a także i objętości. Obliczenia wykonywał w pamięci, prawdopodobnie w<br />
języku niemieckim, bo tak go w szkole nauczono. Często żartobliwie<br />
"egzaminował" swoich znajomych, zadając im pytania w rodzaju: "...jak byś<br />
obliczył powierzchnię swojej ziemi w m2, arach lub hektarach, znając takie<br />
czy inne wymiary granic oraz kształt tych pól” (i wtedy rysował patykiem na<br />
ziemi trójkąty, prostokąty, kwadraty). Kiedy w czasie pracy na polu zauważył<br />
jadącego listonosza, na chwilę przerywał pracę i biegł przeczytać chociażby<br />
nagłówki artykułów w gazecie. Po wojnie prenumerował ”Dziennik<br />
Bałtycki” i tygodnik ”Rolnik Polski”. Te gazety dokładnie czytał przy<br />
obiedzie i po wieczerzy, po dokonaniu wieczornego obrządku. Swoim<br />
dzieciom także prenumerował pisemka, jak "Świerszczyk", "Płomyczek"<br />
i "Płomyk". Żałował, że żył w takich czasach i w takiej biedzie, że jako<br />
młody człowiek nie mógł się kształcić. Wspominał też swoich kuzynów<br />
Rocławskich, którzy pokończyli szkoły i zdobyli stanowiska. Przypominam<br />
sobie, jak 1 września 1952 roku Ojciec pojechał ze mną do Liceum<br />
Pedagogicznego w Tczewie na uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego.<br />
20
Miałam wtedy 14 lat. Wcześniej wyposażył mnie w nową skórzaną jasną<br />
teczkę i dobrej jakości skrzypce, zakupione w antykwariacie.<br />
Bardzo kochał rodzinę, choć był oszczędny w okazywaniu uczuć. Zbytnio<br />
nie rozpieszczał swoich dzieci, rzadko brał je na kolana, czasem woził<br />
rowerem w odwiedziny do krewnych, zawsze wybaczał popełniane błędy.<br />
Szczególnie interesował się naszymi postępami w nauce. Często mawiał:<br />
"...wszystko może ci zniszczyć wojna, ogień, woda, ale tego, co umiesz,<br />
twojej wiedzy - nikt ci nie zabierze" albo też przypominał przysłowie: "Zły to<br />
ptak, co własne gniazdo kala", mając na myśli nie tylko rodzinę, ale także<br />
i ojczyznę. Był zaradny i pracowity, lubił jeść proste potrawy. Na kolację<br />
najchętniej jadał przysmażone kartofle i zacierkę na mleku (czego<br />
dzisiejszym odpowiednikiem dla młodych byłyby frytki, pizza i coca-cola).<br />
Na pytania znajomych, podziwiających jego krzepki i zdrowy wygląd, czym<br />
się odżywia, odpowiadał: "maślanką z kartoflami" i uśmiechał się pod wąsem<br />
(tak, nosił typowy wąsik Charliego Chaplina!). Nigdy nie pił alkoholu ani nie<br />
palił papierosów, ale gości kieliszkiem chętnie częstował.<br />
Drugą wielką miłością Jana była ziemia. On naprawdę kochał te swoje<br />
pola i łąki. Pracował od świtu do nocy w pocie czoła i marzył, by powiększyć<br />
swój areał (posiadał tylko 5 ha gruntu). Pod koniec życia kupił od sąsiadów<br />
niewielką działkę, odchwaścił ją i uprawił. Na rok przed śmiercią, gdy po<br />
ciężkiej operacji wrócił ze szpitala do domu, pierwsze swoje kroki skierował<br />
na pole i wypowiedział znamienne słowa, że chciałby żyć jeszcze choćby<br />
tylko 5 lat, by móc cieszyć się i patrzeć, jakie ziemia wydaje plony. Po<br />
upływie roku już nie żył.<br />
Troszczył się też o zwierzęta, a nawet się do nich przywiązywał<br />
uczuciowo. Sama widziałam łzy w jego oczach, gdy po ocieleniu "padła" mu<br />
młoda krowa. Słynął z hodowli trzody chlewnej, oczywiście na miarę<br />
swojego gospodarstwa. Bał się, by chlewni nie zaatakowała jakaś choroba<br />
zakaźna. Był dobrym gospodarzem i rolnikiem. Posiadał potrzebny zestaw<br />
maszyn i narzędzi rolniczych, by móc jak najlepiej uprawiać ziemię.<br />
W latach powojennych za swoją pracę w rolnictwie został uhonorowany<br />
medalami: "Wzorowy Gospodarz", "Wzorowy Hodowca Trzody Chlewnej"<br />
i "Honorowy Strażak" (za wspieranie działań straży pożarnej). Tuż po wojnie<br />
martwiły go pogłoski, że na wsi może powstać spółdzielnia produkcyjna,<br />
a on z rolnika stałby się robotnikiem w "kołchozie". Na szczęście<br />
w Zelgoszczy do takiej sytuacji nie doszło.<br />
Pamiętam także, że co wieczór i rano Ojciec klękał przy łóżku i odmawiał<br />
krótką modlitwę. W niedzielę zazwyczaj wyjeżdżał rowerem na sumę do<br />
kościoła w Lubichowie (w tej parafii się urodził), po czym odwiedzał<br />
w Osowie Leśnym swojego ojca - Dziadusia (tak zwracaliśmy się do<br />
21
dziadka). Zgodnie z przykazaniem kościelnym "raz na rok na Wielkanoc się<br />
spowiadał". Czasem pogodnie mówił na temat swojej śmierci - chciał być<br />
pochowany w jak najdalszym zakątku cmentarza i spoczywać w skromnej<br />
mogile (spoczywa przy głównej alei, a grobem dziadka Jana opiekują się<br />
wnuczki - Ewa i Hania).<br />
W dzieciństwie silniejsze więzy łączyły mnie z matką, jej zawsze<br />
powierzałam swoje kłopoty, do niej biegłam po radę i pomoc. Gdy<br />
dorastałam, znalazłam wspólny język z Ojcem. Często rozmawialiśmy na<br />
różne tematy, dzieliłam się z nim wiedzą wyniesioną ze szkoły,<br />
dyskutowaliśmy o wszechświecie. Kiedy pracowałam w szkole w Mirotkach<br />
i prowadziłam drużynę harcerską, pomógł mi w organizacji kilkudniowego<br />
biwaku we Wdeckim Młynie i nawet odwiedził naszą harcerską gromadkę,<br />
by opowiedzieć o pracy dawnych smolarzy w tamtejszych lasach i pokazać<br />
miejsca, gdzie w głębokich dołach wyprażali oni z drewna smołę. Ojciec<br />
zazwyczaj mało mówił o sobie, a ja żałuję, że nie zadawałam mu pytań na<br />
temat jego młodości i czasów przedwojennych. Widocznie nie dojrzałam<br />
wówczas do takich rozmów, a Ojciec zbyt wcześnie odszedł od nas na<br />
zawsze. Na pewno dłuższe rozmowy prowadził ze swoimi starszymi synami,<br />
którzy założyli własne rodziny i często pytali go o radę. Co ciekawe, kiedy<br />
na świecie pojawił się pierwszy wnuk - Rysiek, dziadek Jan prowadził go za<br />
rączkę na pole i łąkę, rozmawiał z nim "jak równy z równym", uczył<br />
rozpoznawać po kłosach różne gatunki zbóż, a także nazywać kwiaty<br />
i drzewa. Z troską opowiadał wnukowi z miasta, jak ciężko trzeba pracować<br />
na roli, by ludzie mieli potem co jeść.<br />
Rysując sylwetkę Ojca, muszę jeszcze nawiązać do czasów II wojny<br />
światowej. Tak jak wielu Polaków na Pomorzu, Ojciec został wpisany na<br />
niemiecką listę narodowościową III grupy, tzw. Eingedeutschte, a jego<br />
synowie musieli służyć w Wehrmachcie. Został też wywłaszczony ze<br />
swojego gospodarstwa do zagrody sąsiada. Pragnę, by w tym miejscu ujrzał<br />
światło dzienne pewien epizod z życia mojego Ojca i Matki z czasów<br />
okupacji. Pewnej styczniowej mroźnej nocy 1945 roku do naszego domu<br />
zapukały dwie Żydówki, prosząc o ratunek, ponieważ uciekły z niemieckiego<br />
transportu. Miały nogi przymarznięte do drewniaków, były głodne<br />
i wycieńczone. Rodzice dali im schronienie w oborze pod stertą słomy,<br />
o czym nikt nie wiedział, i pod osłoną nocy zanosili im jedzenie. Niedaleko,<br />
w odległości ok. 800 m, w Nadleśnictwie Drewniaczki mieścił się posterunek<br />
niemiecki. Niemcy często przychodzili do domu, zabierali żywność i pytali<br />
o zbiegów. Na szczęście nie znaleźli ich kryjówki. Na początku marca tegoż<br />
roku nastąpiło wyzwolenie. Do Zelgoszczy wkroczyły oddziały Armii<br />
Radzieckiej. Obie Żydówki (znały język rosyjski) po 2 miesiącach wyszły<br />
22
z ukrycia i udały się z oddziałem żołnierzy radzieckich na zachód. Rodzice,<br />
mimo że narażali wówczas własne życie i rodziny, nikomu po wojnie nie<br />
wspominali o swoim ludzkim odruchu wobec skazanych na zagładę<br />
Żydówek, nigdy też nie poznali ich dalszych losów.<br />
Natychmiast po wyzwoleniu w marcu 1945 roku Ojciec z rodziną powrócił<br />
do swojego całkowicie zdewastowanego domostwa i opuszczonego<br />
gospodarstwa. Brakowało wszystkiego - sprzętów, zwierząt i żywności; na<br />
podłodze walała się słoma. Los jego synów a naszych braci po skończonej<br />
wojnie też był nieznany. I wtedy po raz pierwszy w życiu (na krótko) Ojciec<br />
się "załamał". Dopiero pierwszy kosz ziemniaków ofiarowany przez<br />
sąsiadów, pierwsza krowa podarowana przez powracające z frontu polskie<br />
wojsko - przywróciły mu chęć do życia. Wkrótce też Józef, Czesław i Boleś<br />
po kolei z różnych frontów powracali do domu. W lipcu tegoż roku Ojciec<br />
został wezwany do Osia, gdzie przez polską cywilno-wojskową komisję<br />
został zrehabilitowany.<br />
Po wojnie, mimo że wiedliśmy skromne życie, nigdy na naszym stole nie<br />
zabrakło chleba, a Ojciec troszczył się o nasz byt i wykształcenie. Zawsze<br />
porównywał trudne czasy przedwojenne z powojennymi (na korzyść tych<br />
ostatnich). Wierzył też, że człowiek wnet postawi stopę na Księżycu (co<br />
urzeczywistniło się 7 lat po jego śmierci, w 1969 roku).<br />
Pragnę, by w tych wspomnieniach odżył obraz naszego Ojca Jana, który<br />
zmarł przed pół wiekiem, przeżywszy 64 lata. Jesteśmy mu wdzięczni za jego<br />
ojcowską miłość i dobroć, za to, że do końca życia był prawym Człowiekiem<br />
i swoje dzieci wychował na uczciwych ludzi. Niech pamięć o Nim trwa!<br />
Szkoda, że Jan z Zelgoszczy nie doczekał tych czasów, kiedy rodziny<br />
Rocławskich spotykają się w Kasparusie na kolejnych Zjazdach. On by<br />
chętnie tu przyjechał (rowerem!) i spotkał się ze wszystkimi.<br />
A moja Matka Pelagia? Była dobrą, pracowitą żoną Jana i naszą troskliwą<br />
matką, w domu zawsze panowała serdeczna atmosfera rodzinna. Pamięć<br />
o niej zachowuję jak najgłębiej w sercu. Nigdy nie zapomnę, jak<br />
w dzieciństwie czytałam z nią na przemian "Chatę Wuja Toma" Harriet<br />
Beecher Stowe i jak wówczas wzruszałyśmy się do łez, przeżywając losy<br />
bohaterów tej książki. Moja Matka pod koniec życia mieszkała<br />
w Bydgoszczy, opiekowała się naszymi synami. Odeszła na zawsze tak cicho,<br />
jak żyła. Przeżyła Ojca 21 lat, spoczywa na cmentarzu w Bydgoszczy. Może<br />
kiedyś i o Niej napiszę wspomnienia.<br />
Eleonora Kacprowicz,<br />
Bydgoszcz, luty 2012<br />
23
A może ktoś z Państwa, ktoś z Rodziny zechce w przyszłości podzielić<br />
się wspomnieniami o swoich przodkach, opowiedzieć o ich życiu i utrwalić<br />
ulotne, piękne chwile, które przeżywali razem z nami. Oni zasłużyli na to, by<br />
pamięć o nich trwała wiecznie.<br />
Swojego Ojca Jana w barwnej gawędzie wspomina także syn Czesław<br />
Jestem ostatnim żyjącym synem Jana Rocławskiego z Zelgoszczy,<br />
urodzonym 6 marca 1926 roku, wnukiem Józefa Rocławskiego z Osowa<br />
Leśnego. Oto moje wspomnienia z lat dzieciństwa i czasów wojny.<br />
Miałem lat 5 może 6. W jedną niedzielę maja Ojciec zabrał mnie na<br />
rowerze do swojego wuja do Smolnik. Droga z Drewniaczek prowadziła<br />
przez las, około 5 km. Po drodze Ojciec pytał mnie, czy widzę te małe<br />
sarenki i te małe zajączki. Potem mówił: "A teraz to sobie popatrzymy, jak tu<br />
ładnie i przyjemnie, wokoło pełno leśnych kwiatków, zapach świerków i bzu.<br />
A teraz dzięcioł się odzywa, a to skowronek śpiewa, a to kukułka kuka".<br />
A potem sobie zanucił taką piosenkę: "W zielonym gaiku ptaszki śpiewają..."<br />
No i żeśmy jechali do tego wuja do Smolnik. Ten wuj mojego Ojca to Jan,<br />
brat naszego dziadka Józefa Rocławskiego z Osowa Leśnego.<br />
Kiedyś mój Ojciec przyjechał z kościoła z Lubichowa, ze swojej parafii.<br />
Przy obiedzie powiedział do mnie, że dziś pojedziemy do mojego wuja do<br />
Cisin. Droga do Cisin prowadziła przez Wdecki Młyn. W tej małej wsi był<br />
kiedyś tartak, tu mój wuj Izydor woził drzewo - dłużyznę z lasu. Tu był też<br />
młyn wodny, bo tu płynęła rzeka Wda. Była też kuźnia, gdzie naprawiano<br />
wozy, kuto konie, wyrabiano sprzęt rolniczy do uprawy roli, kosy i sierpy do<br />
koszenia zbóż i trawy. Tak mi opowiadał Ojciec. Właścicielem był Niemiec,<br />
nazywał się Durau. Izydor Rocławski to drugi brat naszego dziadka Józefa<br />
zOsowa. Wuj Izydor mieszkał w Cisinach, 3 km od Wdeckiego Młyna, po<br />
prawej stronie wsi. Tę małą wieś, gdzie żyło około 10 rodzin, to ja z Ojcem<br />
wiele razy odwiedzałem. Ale to też dlatego, że tam była zamężna<br />
z Bolesławem Szamockim siostra mojej Matki - ciotka Anna. Anusia zmarła<br />
w młodym wieku na raka, jeszcze przed wybuchem drugiej wojny w 1939<br />
roku. Moja matka zmarła w 1930 roku na zapalenie płuc. Te dwie siostry nie<br />
doczekały starości.<br />
W roku 2010, jak wracałem ze Zjazdu Rodzin Rocławskich z Kasparusa,<br />
to po drodze odwiedziłem Cisiny. Ale tam już nie było śladu, gdzie mieszkał i<br />
żył Izydor Rocławski. Innym razem Ojciec zabrał mnie na odpust św. Jakuba<br />
do Lubichowa. Po mszy odpustowej pojechał ze mną do Osowa na obiad.<br />
Przy obiedzie siedziała ósemka dzieci dziadka Józefa. Mój Ojciec był<br />
najstarszy. Synowie to: Jan, Bolesław, Stanisław i Bronisław (najmłodszy).<br />
Córki to: Józefa, Marta, Hela i Leokadia (najmłodsza). Przed obiadem babka<br />
24
Rozalia mówiła: "W imię Ojca i Syna...", a obecni odmówili krótką<br />
modlitwę, ale słów nie pamiętam. Po obiedzie Ojciec oprowadził mnie po<br />
całym gospodarstwie, a potem poszedł ze mną na pole i opowiadał, że jest<br />
trochę łąk i las oraz ziemia uprawna, gdzie urośnie tylko żyto i kartofle;<br />
razem 80 morgów, czyli inaczej – 20 hektarów. Fotografie babki i dziadka<br />
wykonane w czasie pierwszej wojny, jeszcze pod zaborem pruskim, to ja<br />
przechowuję, są w dobrym stanie. Ojciec mój, jak leżał na łożu śmierci, to mi<br />
je dał na pamiątkę i na dalsze przechowanie.<br />
W latach mojego dzieciństwa Ojciec mnie zapoznał ze swymi kuzynami.<br />
Jeden jego kuzyn mieszkał w Lubichowie, po prawej stronie przed wsią, był<br />
gospodarzem. Miał jeszcze 2 kuzynów we Wdzie, jednego w Osieku, który<br />
miał przed wojną sklep spożywczy w Bukowcu (parafia Czarnylas). Był<br />
jeszcze kuzyn w Skórczu na wybudowaniu Wielbrandowo - też gospodarz,<br />
po wojnie jego następca Wachowski - imion tych kuzynów nie pamiętam.<br />
W Skórczu mieszkał Anastazy Rocławski, był stolarzem. Syn Anastazego -<br />
Janusz jest obecnie jednym z organizatorów Zjazdu Rodzin Rocławskich<br />
w Kasparusie.<br />
Jak już chodziłem do szkoły, Ojciec zabrał mnie na zasiewy żyta. Ojciec<br />
w tych latach siał zboże ręką. Przed siewem mówił takie słowa: "To ziarno,<br />
co ręką sieja, daj Boże, żeby duży plon wydało, a w moim domu nigdy<br />
chleba nie brakowało". Ziemia w Zelgoszczy była piaszczysta, żytnio -<br />
kartoflana. Wiele razy Ojciec opowiadał mi o historii Polski, o Mikołaju<br />
Koperniku. Mówił, że Polska przyjęła chrzest pod koniec pierwszego<br />
tysiąclecia. Mówił też, że król Sobieski pokonał Turków pod Wiedniem i że<br />
w roku 1410 król Władysław Jagiełło pokonał Krzyżaków pod Grunwaldem.<br />
Opowiadał także, że służył 3 lata w wojsku - 1 rok pod zaborem pruskim<br />
i 2 lata w polskim wojsku za czasów Józefa Piłsudskiego. Ojciec mój służył<br />
w ochronie granic Polski na wschodzie kraju, w okolicy Kowel-Równe-<br />
Sarny. Wspominał, jak to w 20-stym roku bolszewicy przerwali granicę i szli<br />
na Warszawę. Mówił, że polskie wojsko pod dowództwem Piłsudskiego<br />
Józefa zatrzymało bolszewików pod Warszawą i że tam był "Cud nad Wisłą".<br />
Jeszcze mówił też, że Józef Piłsudski - późniejszy Marszałek Polski to<br />
prawdziwy wódz Polski. Myślę, że Ojciec o historii wiedział dużo, choć nie<br />
chodził do polskiej szkoły, a chodził do szkoły pod zaborem pruskim.<br />
W styczniu 1944 roku Ojciec podpisał Volkslistę - grupę III (patrz –<br />
Wyjaśnienie poniżej). Dostał pismo z urzędu w Lubichowie, żeby podpisać<br />
Antrag - wniosek, że przyjmuje obywatelstwo niemieckie. W tym urzędzie<br />
Ojciec się nie zgodził na podpis. Ten wniosek miał zabrać do domu i się<br />
zdecydować, i za 3 dni przynieść go podpisany. A tam mu powiedzieli, że jak<br />
25
tego wniosku nie podpisze, to cała rodzina pojedzie do Stutthofu, do obozu.<br />
Pod taką groźbą Ojciec Volkslistę podpisał.<br />
Do Wehrmachtu odchodziłem 20 maja 1944 roku. Przed pożegnaniem<br />
Ojciec mi mówił, żebym zabrał z sobą książeczkę do nabożeństwa, którą<br />
mam czytać, żeby mi się nie dłużyło na froncie. No i różaniec, żeby go<br />
mówić, jak nie będę mógł spać w nocy. No i zegarek kieszonkowy, żeby<br />
wiedzieć która godzina, jak będę stał na warcie. Kiedy Ojciec mnie<br />
odprowadzał na dworzec w Zelgoszczy, to mówił mi takie słowa: "Żołnierze<br />
giną na wojnie, ale nie wszyscy. Giną też ludzie w cywilu i nikt nie wie, kto<br />
przeżyje". Potem mówił dalej: "A teraz ci opowiem tajemnicę, której wam<br />
dzieciom nie mogłem wcześniej ujawnić, żeby chłopcy się gdzieś nie<br />
wygadali. Oto 1 września 1939 roku, jak wybuchła wojna, około 1 km od nas<br />
ukrywał się polski żołnierz, rozbitek spod Osia. Za ukrywanie takiego<br />
człowieka groziła kara śmierci. Teraz mogę Ci powiedzieć, że to był polski<br />
oficer, który po wojnie może nam pomóc. To nasz sąsiad - Józef Milewski”.<br />
Był on około 10 lat ode mnie starszy i dobrze go znałem. Na koniec Ojciec<br />
powiedział, że jak wrócę z wojny, a nas może nie będzie, to żebym wiedział,<br />
że taki oficer po sąsiedzku się tu ukrywał.<br />
W czasie wojny zostałem ranny, ale przeżyłem. Do domu wróciłem pod<br />
koniec sierpnia 1945 roku.<br />
Czesław Rocławski, Smętowo<br />
Wyjaśnienie w sprawie Volkslisty<br />
Niemiecka polityka narodowościowa w latach 1939 – 45 stanowiła jeden<br />
z bardziej istotnych elementów okupacji krajów europejskich, w tym Polski.<br />
Jednym z jej składników była polityka asymilacji grup innych narodów za<br />
pomocą różnych metod, w tym także prawnych. Wyjątkowo konsekwentnie<br />
polityka ta była stosowana na terenach Polski wcielonych po wrześniu 1939r.<br />
bezpośrednio do Rzeszy, a szczególnie restrykcyjnie w Okręgu Gdańsk-Prusy<br />
Zachodnie, gdzie namiestnikiem (gauleiterem) był Albert Forster. Głosił on<br />
tezę o niemieckim pochodzeniu rodzimej ludności Pomorza, w tym także<br />
Kociewiaków, i „walcząc o każdą kroplę niemieckiej krwi” stosował<br />
wyjątkowo brutalne metody asymilacji. Podstawą prawną polityki<br />
asymilacyjnej było „Rozporządzenie o niemieckiej liście narodowej” z 4<br />
marca 1941r. Wprowadzało ono podział ludności okupowanej Polski na 4<br />
grupy:<br />
- I grupa obejmowała tych Niemców mieszkających w Polsce, którzy przed<br />
wojną pracowali aktywnie na rzecz Niemiec i przyznawali się publicznie do<br />
niemieckości,<br />
26
- II grupa obejmowała tych Niemców, którzy nie byli zaangażowani w życie<br />
publiczne mniejszości niemieckiej w Polsce, ale kultywowali tradycje<br />
niemieckie w rodzinie i otoczeniu,<br />
- III grupa obejmowała mieszkańców, którzy zostali uznani za osoby<br />
pochodzenia niemieckiego lub za osoby, które „ciążyły ku niemieckości”,<br />
- IV grupa (chyba najmniej liczna) obejmowała spolonizowanych Niemców<br />
i Niemców „antyfaszystów”.<br />
Osoby z grup I i II potocznie nazywane były „Volksdeutsch”, osoby<br />
z grup III i IV określane były jako „Eingedeutsch” („ajngedojcz”). Osoby nie<br />
wpisane na niemiecką listę narodową posiadały status „poddanych”<br />
(Schutzangehoerige polnischen Volkstums). Jak widać z nieprecyzyjnych<br />
kryteriów przedstawionych powyżej, wpisanie do III grupy było bardzo<br />
uznaniowe. Na terenie Pomorza Albert Foster wydał rozporządzenie, według<br />
którego za dowód „ciążenia ku niemieckości” uznawane były takie cechy<br />
osoby jak gospodarność, zaradność, solidne podejście do pracy, dobry<br />
wygląd ich gospodarstwa czy mieszkania. Nie była ważna znajomość języka<br />
niemieckiego czy posiadanie niemieckich przodków – wystarczyło, że dają<br />
gwarancję, że będą pełnowartościowymi członkami niemieckiej wspólnoty<br />
narodowej. Z biegiem czasu, w wyniku rosnącego zapotrzebowania<br />
niemieckiej armii na rekrutów, kryteria wpisu na listę przez komisję były<br />
coraz bardziej „liberalne”, a opór przed wpisem osób wskazanych przez<br />
komisję kwalifikacyjną był coraz ostrzej karany. Zgodnie z zarządzeniem<br />
Himmlera z 14 lutego 1942r. opornych miano zsyłać do obozów<br />
koncentracyjnych.<br />
Osoby wpisane do III grupy nie otrzymywały obywatelstwa niemieckiego<br />
tylko tzw. „przynależność państwową”, która nie dawała pełnych praw<br />
obywatelskich. Dyskryminacja członków grupy III obejmowała całą sferę<br />
życia publicznego i prywatnego, dotyczyła m.in. dostępu do stanowisk<br />
kierowniczych i urzędniczych, dostępu do wyższej edukacji, zawierania<br />
małżeństw, spraw majątkowych, itd. W praktyce na Pomorzu sytuacja<br />
polityczna mieszkańców wpisanych do III grupy nie różniła się od osób<br />
pozostających poza listą. Dotyczyły ich wszystkie represje okupanta –<br />
masowe egzekucje, szczególnie inteligencji, likwidacja polskich organizacji<br />
i szkół, zakaz używania języka polskiego, konfiskaty majątków, wysiedlenia,<br />
zakaz posiadania polskich książek, itp. Podstawową różnicą było to, że<br />
podlegali służbie wojskowej. Wielu Pomorzaków zginęło na frontach II<br />
wojny światowej walcząc w nieswojej sprawie. Ewentualna dezercja<br />
skutkowała prześladowaniami rodziny w kraju, włącznie z deportacją do<br />
obozu koncentracyjnego. Mimo tego wielu Pomorzaków dezerterowało<br />
zasilając polskie siły zbrojne na Zachodzie i oddziały partyzanckie na<br />
27
wschodzie i w kraju. Niemcy powszechnie, nawet w dokumentach, określali<br />
członków grupy III jako Polaków.<br />
Gauleiter Albert Forster represjami chciał doprowadzić do tego, aby<br />
wszyscy mieszkańcy Pomorza zostali wpisani na listę. Wyznaczał<br />
poszczególnym rejonom terminy zakończenia akcji wpisów. Oporni byli<br />
wywożeni do KL Stutthof. Należy podkreślić dużą różnicę w realizowaniu<br />
polityki asymilacji na Pomorzu i w innych częściach okupowanej Polski.<br />
Inaczej realizował ją gauleiter Greiser w Wielkopolsce (Okręg „Kraju<br />
Warty”), zupełnie inaczej była realizowana w Generalnej Guberni przez<br />
gubernatora Franka. Tylko na Górnym Śląsku gauleiter Bracht wzorował się<br />
w brutalności na Forsterze. Po wojnie Pomorze było traktowane w zakresie<br />
„naruszenia obowiązku wierności obywatelskiej wobec państwa polskiego”<br />
inaczej niż reszta obszaru Polski. Już 23 marca ukazał się okólnik, który<br />
stwierdzał, że osoby wpisane do III lub IV grupy niemieckiej listy<br />
narodowościowej na Pomorzu winny być traktowane jako Polacy, jeśli<br />
w czasie okupacji nie działały na szkodę narodu i państwa polskiego. Ustawa<br />
z 6 maja 1945r. stwierdzała, że mieszkańcy Pomorza, ze względu na<br />
stosowany tam przymus przy wpisach na niemiecką listę narodową,<br />
otrzymują z mocy ustawy zaświadczenie stałe stwierdzające, że są<br />
obywatelami państwa polskiego narodowości polskiej. Ich rehabilitacja<br />
odbyła się tylko w drodze postępowania administracyjnego. Osoby z innych<br />
obszarów Polski (z wyjątkiem Śląska) postępowanie rehabilitacyjne musiały<br />
przeprowadzać w sądach.<br />
Opracowano na podstawie artykułu Aliny Kilian „Sprawa Volkslisty nadal<br />
otwarta” zamieszczonego w dwu numerach „Pomeranii”, część I w nr 11/83<br />
z listopada 1983r. i część II w nr 1/84 ze stycznia 1984r. Tam należy szukać<br />
artykułu w pełnym brzmieniu. - „red.”<br />
V. Różne<br />
1. Impresje po-biwakowe<br />
Fragmenty listu Eleonory z Rocławskich Kacprowicz<br />
Mija tydzień od naszego spotkania na kolejnym Biwaku Rodzinnym<br />
w Kasparusie. Ciągle jeszcze żyjemy wspomnieniami tamtego dnia, kiedy po<br />
raz drugi stanęliśmy na pięknej polanie leśnej „Rocławki”, otoczonej<br />
szumiącymi lasami i „jaglijami”, rozświetlonej słońcem i kuszącej gości<br />
zapachem skoszonych traw i leśnych ziół.<br />
28
Oto pierwszy wita się z nami Edward – pan na włościach – i serdecznie<br />
zaprasza: „Rozgośćcie się, wszystko przygotowane!”<br />
Z kolei rozglądamy się ciekawie i dostrzegamy, że nieco dalej przy stołach<br />
rozgaszczają się już całe rodziny Rocławskich.<br />
– Którzy to Rocławscy? – zastanawiamy się – Wasi czy Nasi?<br />
Od Antoniego, Jana czy Józefa?<br />
A może po prostu wszyscy jesteśmy sami swoi, jesteśmy jedną Wielką<br />
Rodziną!<br />
Po pierwszych powitaniach podchodzimy do widniejącego z daleka<br />
Drzewa Genealogicznego Rodzin Rocławskich i Rodzin spokrewnionych.<br />
Przed „Drzewem” co chwilę gromadzą się kolejni Rocławscy z rodzinami<br />
i z zainteresowaniem pytają:<br />
- A my, czy jesteśmy na wykresie? Czy nas przyjęto do Rodziny?<br />
Każdy wodzi oczami (a nawet palcami) po diagramie, po czym słychać głosy<br />
pełne ulgi:<br />
- O, ja tu jestem.<br />
- Ty widniejesz obok.<br />
- Wszystko się zgadza, imiona i daty.<br />
- Ależ ten Jan z Zelgoszczy dał światu licznych potomków!!<br />
Potem nastąpiły kolejne powitania, uściski, uśmiechy, a nawet gromkie<br />
okrzyki radości (mimo że w przywiezionych butelkach tkwiły jeszcze korki,<br />
zwane po kociewsku „propki”, i za wcześnie było na ich otwieranie).<br />
Warto dodać, że na biwaku pogoda nam dopisała, mimo że przed<br />
południem nad Kociewiem (i nad całą Polską) przetaczały się ulewne<br />
deszcze. Na polanie w Kasparusie w południe już wyjrzało słońce i było<br />
cicho i ciepło, a nawet nie „cięły” wszechobecne „kocmigi” (!) – widocznie<br />
tak były „przejęte” wagą naszego spotkania.<br />
Ten dzień zapisał się głęboko w naszych sercach i pamięci. Należy się<br />
podziw i wdzięczność dla inicjatorów tych spotkań, Pasjonatów<br />
i Zapaleńców. Odkrywają oni historię naszych przodków, integrują nasze<br />
rodziny rozproszone po całym kraju, i nie tylko. Wiadomo, że każda rodzina<br />
ma swoje korzenie, swoich przodków, ale rzadko w której pojawiają się<br />
osoby, które nie szczędząc trudu i odtwarzają dzieje pokoleń, dokumentują je<br />
i organizują spotkania – zjazdy rodzin. Bo te nasze spotkania, nasze Bory<br />
Tucholskie, nasza mowa kociewska, nasze Kociewie, są naprawdę piękne<br />
i niepowtarzalne!<br />
Eleonora z Rocławskich Kacprowicz<br />
29
2. Jak Bronek stawał się Bronisławem – Bronisław Rocławski<br />
Zamieszczamy poniżej fragmenty ciekawego eseju biograficznego znanego<br />
nam prof. Bronisława Rocławskiego z UG, zamieszczony na jego blogu<br />
w Internecie. Mamy nadzieję, że autor nie będzie miał nic przeciwko temu.<br />
Urodziłem się zapewne 25 sierpnia 1942 r. we Wdzie. Jestem dzieckiem<br />
wojny. Niewiele z niej pamiętam. Gdzieś jakaś ziemianka z małym<br />
okienkiem, gdy uciekaliśmy z linii frontu, a potem zgliszcza spalonego domu<br />
i płacz. Po wojnie zamieszkaliśmy w pomieszczeniach gospodarczych<br />
spalonej leśniczówki w Bojanowie pod Wdą. Moją najmilszą zabawą były<br />
fajerwerki z prochu strzelniczego wysypywanego z nabojów karabinowych<br />
znajdowanych licznie w okopach i schronach. Nie robiłem tego sam, bo<br />
byłem na to za mały. Wszystkiego nauczyli mnie starsi „koledzy”, z którymi<br />
spędzałem czas wolny. W Bojanowie spędzałem czas z Erwinem, który był u<br />
nas parobkiem (służącym). On wiedział, jak można sobie czas umilać<br />
rozrywką. Zaprowadził mnie do zupełnie jeszcze świeżych okopów, gdzie<br />
czuć było proch strzelniczy. Widać było, że żołnierze niezbyt solidnie<br />
uprawiali swój fach. W okopach było pełno amunicji gotowej do strzelania.<br />
Mój fartuszek szybko wypełniał się pociskami, z których Erwin wysypywał<br />
na kupkę proch. Gdy była już tego mała kupeczka, podpalał proch, który<br />
wybuchał słupem ognia. Nie przypominam sobie, aby ktoś nam zabraniał<br />
tych fajerwerków. W Bojanowie gościliśmy tylko jeden rok. Od 22 III 1945 r.<br />
ojciec był tu gajowym Nadleśnictwa Drewniaczki. Chyba późną jesienią<br />
1946 roku przeprowadziliśmy się do Suchobrzeźnicy, gdzie tata od 10 XII<br />
1946 r. objął stanowisko podleśniczego p.o. leśniczego, a następnie<br />
leśniczego. Tu zapewne ukształtowała się moja młodzieńcza osobowość. To<br />
tu chłonąłem wiedzę z różnych dziedzin życia. Często była to wiedza spoza<br />
mego wieku rozwoju. Przebywałem w otoczeniu „kolegów” o wiele lat ode<br />
mnie starszych, którym wojna przerwała normalny tok rozwoju. Wychowanie<br />
na łonie natury i w towarzystwie dorosłych „kolegów” zakończyło się<br />
z prostego powodu – zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Starsza siostra Irena<br />
skończyła piątą klasę. To była ostatnia klasa w tej szkole. Szkoła z klasą<br />
szóstą i siódmą w Kasparusie była oddalona o prawie pięć kilometrów. Tę<br />
trasę przemierzały dzieci pieszo! Do dzisiaj nie ma tu bitej drogi. Dla turysty<br />
to ładny odcinek leśnej drogi, ale dla 12-letniej dziewczyny to droga pełna<br />
niespodzianek, lęku, stresu.<br />
Przeprowadziliśmy się do Młynek. Młynki to mała osada z trzema<br />
domami mieszkalnymi. W czasie naszego pobytu zbudowano tam wylęgarnię<br />
ryb. Osada pięknie położona nad rzeczką w krainie 20 stawów, ale do szkoły<br />
w Swarożynie mieliśmy tylko dwa kilometry. Ze Swarożyna można było<br />
30
pociągiem pojechać do Tczewa lub Starogardu, gdzie były szkoły średnie.<br />
W nowej szkole nie miałem trudności z adaptacją. Ponieważ miałem zadatki<br />
na lidera, musiałem stoczyć ileś walk, aż natrafiłem na imiennika, który był<br />
liderem. To było chyba w szóstej klasie, gdy jak młode byczki naskoczyliśmy<br />
na siebie. Kibicowała cała klasa, która chciała poznać wynik tego pojedynku.<br />
Zwyciężyłem! Zostałem liderem, ale niedługo mogłem liderować w tej<br />
klasie, gdyż do klasy siódmej tylko ja jeden z chłopców przeszedłem. Mój<br />
kolega w siódmej klasie klasę siódmą powtarzał. Pomagałem Rodzicom w<br />
różnych zajęciach gospodarskich: siałem, orałem, kosiłem, suszyłem siano i<br />
zwoziłem drwa, siano, zboże. Poznałem dość dobrze wiele zajęć<br />
gospodarskich. W Młynkach nasza rodzina przeżyła tragedię. Wszyscy<br />
chorowaliśmy na szkarlatynę. Jako ostatnia zachorowała najmłodsza siostra<br />
Basia. Choroba przechodziła w ciężki stan z godziny na godzinę, a<br />
pogotowie nie przyjeżdżało. Mijały godziny, a kiedy przyjechali, to było za<br />
późno. Zmarła w łóżeczku w moim pokoju w Szpitalu Zakaźnym w Tczewie.<br />
Jeszcze słyszę ten ostatni oddech. Była taka piękna i taka miła, i taka<br />
kochana, a musiała odejść.<br />
Ojciec mój był, a tacy są Rocławscy, człowiekiem, który nie lubił<br />
podporządkowywać się głupim poleceniom. Nadleśniczemu (i zapewne<br />
sekretarzowi grupy partyjnej, który był robotnikiem w leśnictwie ojca) nie<br />
podobało się to, że Ojciec śpiewa w chórze kościelnym. Był solistą, często<br />
śpiewał w duecie z organistą. Miłość do śpiewania i grania na skrzypcach<br />
była wielka. Przed wojną śpiewał w chórze kościelnym we Wdzie, gdzie<br />
poznał moją Mamę Agnieszkę. Wolał zostawić leśniczówkę, a nie śpiewanie.<br />
Od 1 czerwca 1956 roku nie był już leśniczym. Wszystkie rodzinne<br />
oszczędności przeznaczył na kupno 20-hektarowego gospodarstwa. Ta<br />
decyzja kosztowała nas wiele. Najpierw wszystko sprzedaliśmy, aby mieć<br />
pieniądze na kupno zaniedbanego gospodarstwa. Zaczął się czas budowania,<br />
siania i zbierania. Z okolicy, z upadających spółdzielni produkcyjnych<br />
braliśmy wszystko, co mogłoby się przydać. Pojawił się chudy koń<br />
pociągowy. Nie pamiętam, jak się wabił. W mojej pamięci jest Greta, nasz<br />
umiłowany koń, z którym musieliśmy się rozstać. Całe stado cieląt chudych<br />
i brzydkich trafiło do naszego gospodarstwa. Całe moje wakacje po szkole<br />
podstawowej, a przed rozpoczęciem szkoły średniej spędziłem w nowym<br />
domu, który wymagał kapitalnego remontu. Przebudowaliśmy komin, ścianki<br />
działowe, naprawiliśmy dach. Teraz można było się sprowadzić. Żal było<br />
opuszczać leśniczówkę. Ojciec wściekły na los chciał jak najszybciej zerwać<br />
z tym środowiskiem. Trzeba było lepiej wsłuchiwać się w to, co się działo<br />
w kraju. Wydarzenia w Poznaniu w końcu czerwca 1956 r. (od 28 VI do 30<br />
VI) dawały dużo do myślenia, ale my byliśmy zajęci porządkowaniem nowej<br />
31
siedziby. W październiku mieszkaliśmy już w Goszynie. W Goszynie<br />
przeżywaliśmy węgierski i polski październik. O węgierskich wydarzeniach<br />
wiedzieliśmy niewiele. Wiedzieliśmy tyle, ile udało się wysłuchać z radia<br />
Wolna Europa w naszym na baterie radioodbiorniku. W Goszynie też nie<br />
było prądu. O naszym październiku było coś w gazecie. Pamiętam taki dzień,<br />
kiedy ojciec poprosił mnie o przeczytanie głośno artykułu. Był u nas sąsiad.<br />
Ponieważ rzadko mnie proszono o głośne czytanie dla kogokolwiek, czułem<br />
się jakoś szczególnie w tym dniu wyróżniony. Niewiele pamiętam, co było<br />
tematem tego artykułu. Zapewne był to tekst słynnego wystąpienia tow.<br />
Władysława Gomułki w Warszawie w czasie wiecu, który zgromadził bardzo<br />
dużo ludzi. Ojciec przeżywał to wszystko szczególnie. Mnie wtedy polityka<br />
jeszcze nie pociągała. Wolałem spotykać się z kolegami i koleżankami.<br />
Byłem już licealistą. Dojeżdżałem codziennie do Liceum Pedagogicznego<br />
w Tczewie. Wstawałem wcześnie. Wiem, że około 7.00 miałem pociąg ze<br />
Swarożyna do Tczewa. Do Swarożyna miałem 2,5 km bitej drogi,<br />
a w Tczewie też tyle samo. To była dobra poranna zaprawa. Któregoś<br />
późnojesiennego dnia spadłem z drabiny, gdy montowałem gołębnik<br />
i odbiłem sobie pięty. Przejście tej trasy do szkoły było katorgą. Tak<br />
hartowała się moja dusza. Zaciskałem zęby, roniłem łzy i szedłem dalej po<br />
wiedzę przekazywaną przez niektórych nauczycieli w sposób wyjątkowo<br />
ciekawy. Bardzo lubiłem lekcje fizyki, przyrodę z naszym wychowawcą<br />
Panem Bielawskim.<br />
Ojciec szybko zorientował się, że zachodzące zmiany w Polsce mogą<br />
sprzyjać jego postawie, jego ideowym przekonaniom. Tęsknota za lasem, za<br />
wykonywanym zawodem była ogromna. Zapewne nie czuł się dobrze<br />
rolnikiem na 20-hektarowym gospodarstwie. Na stanowiska wracali jego<br />
starzy znajomi i przełożeni. Pojechał do Okręgu Lasów Państwowych<br />
w Gdańsku, gdzie przedstawił swoją sytuację i jednocześnie prośbę o powrót<br />
do pracy na stanowisku leśniczego. Chciał zachować ciągłość pracy; musiał<br />
więc podjąć pracę najpóźniej 1 czerwca. Zaproponowano mu kilka<br />
leśniczówek do wyboru, wybrał tę w Grzybowskim Młynie na trasie<br />
z Kościerzyny do Wdzydz. Nie była wolna od 1 czerwca. Trzeba było na nią<br />
poczekać do jesieni. Od 1 czerwca zaczął pracę w leśnictwie Rowy (Rów) na<br />
zachodnim brzegu jeziora Wdzydzkiego. Do nas przyjeżdżał na niedzielę.<br />
Niekiedy przyjeżdżał już po południu w piątek. Sami zostaliśmy na<br />
gospodarstwie. Było ciężko, a nawet bardzo ciężko. W sierpniu skończyłem<br />
15 lat, ale od pewnego czasu wykonywałem prace dorosłego mężczyzny -<br />
orałem, siałem i kosiłem. Najtrudniej było w czasie żniw, kiedy wpadał<br />
ojciec i razem braliśmy kosy. Dotrzymać kroku z kosą w ręku w pełni sił<br />
mężczyźnie nie było łatwo. Ambicja nie pozwalała mi zostawać w tyle i nie<br />
32
pozwalała na zwężanie pokosu. Seradelę kosiłem sam. Koszenie jej wymaga<br />
podwójnego wysiłku, gdyż roślina ta tworzy kłębowisko i po trzech<br />
podcięciach trzeba z tego kłębowiska wyrwać to, co zostało podcięte. Rosła<br />
na gliniastej i zeschniętej glebie. Przy ostrzeniu kosy trudno było wbić<br />
kosisko w ziemię. Nieraz ześlizgiwało się po gruncie, a klinga raniła rękę,<br />
która trzymała osełkę. Lała się krew. Oczy zalewały łzy. Tak hartował się mój<br />
charakter człowieka upartego, nie poddającego się losowi. Zebraliśmy plony<br />
z 20-hektarowego gospodarstwa. Udział mojej Mamy był w tym wszystkim<br />
szczególny. Nic się nie zmarnowało. Bydło wiosną chude nabrało mięsa i<br />
przybrało na wadze. W sadzie dojrzewały owoce. Ładnie wyrosła<br />
zakontraktowana szałwia. Miałem okazję być w leśniczówce w Rowach<br />
(Rowie). Zapamiętałem dwa zdarzenia i piękno jeziora Wdzydzkiego. W tej<br />
skromnej, małej i drewnianej leśniczówce było tyle pcheł, że były one<br />
wszędzie. W krystalicznie czystej wodzie jeziora łowiłem raki.<br />
We wrześniu wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego przeniosłem<br />
się do internatu, którym zarządzał nauczyciel od wychowania fizycznego,<br />
słynny Pan Linowski. Prawie codzienne apele dyscyplinujące, ciągłe<br />
podejrzenia o palenie papierosów, to wszystko mnie zniechęcało do szkoły i<br />
internatu. Po przeprowadzeniu się Rodziców do pięknie położonej<br />
leśniczówki w Grzybowskim Młynie moje chęci ucieczki z Liceum<br />
Pedagogicznego w Tczewie do Liceum Pedagogicznego w Kościerzynie były<br />
coraz większe. Po feriach świątecznych zacząłem finalizować<br />
przeprowadzkę. Jakiś wpływ na tę decyzję miała zapewne dziewczyna, którą<br />
widziałem i podziwiałem w czasie mszy w kaplicy w Wąglikowicach.<br />
Od 1 lutego 1958 r. jestem już uczniem Liceum Pedagogicznego w<br />
Kościerzynie. Z Grzybowskiego Młyna do Kościerzyny jest tylko 6 km.<br />
Dojeżdżam autobusem, a potem także rowerem. W czasie wakacji za<br />
zarobione pieniądze kupiłem sobie mały silnik na przednie koło. Byłem więc<br />
rowerzystą zmotoryzowanym. Wychowawca namawia mnie, abym przeniósł<br />
się do internatu. Od listopada 1958 r. jestem w internacie. Wchodzę w nowe<br />
środowisko. Zajmuję pozycję lidera, jestem najlepszym uczniem w klasie.<br />
Poznaję kolegów i koleżanki. Zakochuję się. Ta młodzieńcza miłość sprawiła,<br />
że zacząłem spisywać swoje codzienne przeżycia. Była też druga silna<br />
inspiracja – „Dzienniki” Stefana Żeromskiego. Zobaczyłem wtedy, że wielcy<br />
ludzie, zanim staną się wielkimi, są tacy sami, jak wielu innych dookoła nich.<br />
Mam dużo szczęścia, że ten mój 2-tomowy dzienniczek nie zaginął wraz z<br />
innymi pamiątkami w gruzach naszego domu w 1995 roku. Mam go przy<br />
sobie. Czytam teksty zapisane ponad 50 lat temu. Pierwszy wpis pochodzi z 1<br />
lutego 1960 roku. Byłem wtedy bardzo zakochany. Pisałem wiersze. Oto<br />
pierwszy zanotowany w dzienniczku:<br />
33
Kocham Cię do szaleństwa<br />
A Ty - wzgardzasz!<br />
Słowami jako nektarem się upajam,<br />
A Ty - drwisz!<br />
Z boleści serce pęka,<br />
A rana z dnia na dzień większa.<br />
Wzrok Twój jako harpun,<br />
Serce w strzępy rozrywa,<br />
co miłość w wnętrzu ukrywa.<br />
(...)<br />
Wyrwać serce, co miłość kryje!<br />
Bo po co człowiekowi serce,<br />
Gdy samotne bywa.<br />
3 lutego hospitowaliśmy lekcję fizyki w Szkole Ćwiczeń. Zabierałem głos<br />
w dyskusji. Miałem słuszną uwagę, że przed użyciem do pomiaru trzeba było<br />
wytłumaczyć uczniom zasadę działania dylatometru. Jest też wpis o moich<br />
trudnościach z językiem polskim. Jak na 4 klasę szkoły średniej, to pisanie<br />
moje nie jest najlepsze. Są błędy ortograficzne, interpunkcyjne i dużo<br />
składniowych nieporadności. Widzę, że dzienniczek wpływa w jakimś<br />
stopniu na moją pisaną polszczyznę. Może to dzienniczek zaprowadził mnie<br />
na polonistykę i dał mi szansę rozwoju naukowego. Poznaję też swój<br />
charakter. W stosunkach z M. byłem potworem. Nie znosiłem zawodu, a to<br />
przecież w miłości się zdarza. Kochałem bardzo, ale udawałem, że mi na niej<br />
nie zależy. Nie umiałem kochać drugiego człowieka. Byłem egoistą. Jest też<br />
w dzienniku wiele o kształtowaniu się moich postaw społecznych. Bronię wsi<br />
i stosunku do niej. Bolą mnie odzywki koleżanek z Trójmiasta: "Odczep się<br />
chamie wiejski!"<br />
3. Czy Kociewiacy to spolonizowani Kaszubi?<br />
W 2010 roku ukazała się ciekawa książka „Dzieje okolic Gdańska i<br />
Gdyni” autorstwa znanego pisarza kaszubskiego i działacza Zrzeszenia<br />
Kaszubsko-Pomorskiego Eugeniusza Gołąbka. W książce autor pisze:<br />
„… Wielowiekowy napór niemczyzny sprawił, że gdy w XX wieku na<br />
gruzach zaborczych imperiów odradzała się Polska, Kaszubi żyli jeszcze<br />
tylko na pozostałościach dawnego obszaru w kilku powiatach na zachód od<br />
Gdańska. Trzeba tu dodać, że południowa część Pomorza Gdańskiego –<br />
powiaty świecki, starogardzki, tczewski, tucholski – uległa w większym<br />
stopniu językowej polonizacji. … Można powiedzieć, że Kociewiacy to<br />
dawniejsi Kaszubi, lecz bardziej spolonizowani językowo. …”.<br />
34
Wydaje się, że w tym stwierdzeniu mocno „poniósł” pana Eugeniusza<br />
Gołąbka patriotyzm kaszubski. Zupełnie inaczej przedstawia te rzeczy<br />
profesor Gerard Labuda (Kaszuba z pochodzenia, niestety, nie żyjący już) w<br />
swojej monumentalnej, wielotomowej pracy „Historia Pomorza” (praca<br />
zbiorowa wielu znanych historyków pod redakcją Labudy). Opisując<br />
stosunki etniczne na Pomorzu Wschodnim w najstarszym okresie<br />
Słowiańszczyzny (VI–XI w.) pisze: „Dzisiejsza Kaszubszczyzna, obejmująca<br />
od prastarych czasów ziemie między Drawą, Parsętą i dolną Wisłą, stanowiła<br />
ongiś narzecze przejściowe między gwarami wielkopolskimi i mazowieckimi<br />
a gwarami połabskimi (łącznie z Pomorzem Zachodnim). Granica narzeczy<br />
wielkopolskich przebiegała w zasadzie linią puszcz i pustkowi na północ od<br />
Noteci i dolnej Warty. Jedyny silny wyłom w zwartym obszarze kaszubskopruskim<br />
został przez nie dokonany w biegu dolnej Wisły. Obszar językowy<br />
kaszubski stykał się tutaj pierwotnie z językowym obszarem pruskim na linii<br />
całej dolnej Wisły, później zaś jedynie na terenie Żuław, w samym ujściu<br />
Wisły. Ziemie po obu stronach dolnej Wisły stały się już w VI wieku<br />
terenem ekspansji plemion prapolskich, które przekroczyły linię Noteci od<br />
strony Kujaw i linię Drwęcy od strony Mazowsza. W rezultacie cały obszar<br />
został opanowany przez ludność mówiącą narzeczem kujawskim, tworząc na<br />
Pomorzu obszar „gwary Borów Tucholskich”; pierwotnie sięgał on aż do<br />
źródeł Wdy (Wda wypływa z okolic Bytowa, później płynie przez Lipusz i<br />
Jezioro Wdzydze – „redakcja”). Ziemia Chełmińska została dość wcześnie<br />
(VII – VIII wiek) opanowana przez ludność kujawsko-mazowiecką, która<br />
następnie (w X – XII wieku?), przekroczywszy Wisłę, utworzyła obszar<br />
językowy kociewski, wypierając częściowo na zachód gwarę borowiacką i<br />
wchłaniając miejscową ludność pruską (ziemia gniewska). … Stosunkowo<br />
późno (w XI i XII wieku) na teren Krajny weszła ludność wielkopolska,<br />
odcinając gwarę borowiacką od Kujaw. … Zaciekłe walki toczone na<br />
Pomorzu Wschodnich przez wieki nie zdołały zmienić granic etnicznych i<br />
językowych, które stanowią relikt czasów wyprzedzających o wiele<br />
stuleci powstanie wczesnofeudalnych granic państwowych.”<br />
To tyle na ten temat profesor Gerard Labuda, który mimo kaszubskiego<br />
pochodzenia, jako rzetelny historyk, nie dał się ponieść etnicznemu<br />
patriotyzmowi i nie robił z Kociewiaków „spolonizowanych” Kaszubów.<br />
Warto dodać, że profesor używa w swoim dziele na mieszkańców Pomorza<br />
Wschodniego okresu „książęcego” (do końca XIII w.) konsekwentnie i<br />
niezmiennie terminu „Pomorzanie”, podkreślając ciągle złożony skład<br />
etniczny ludności Pomorza. Według niego określenie „Kaszubi” w stosunku<br />
do ludności używających „gwar rdzennie-pomorskich języka słowiańskiego”<br />
(zamieszkującej północną część Pomorza Wschodniego) pojawia się na<br />
35
Pomorzu Wschodnim dopiero w XVI – XVII wieku. Wcześniej termin<br />
„Kaszubi” był używany jedynie na terenach Pomorza Zachodniego.<br />
Red.<br />
4. Pelplin – miasto z architektoniczną perłą Kociewia<br />
Pelplin jest najludniejszym z mniejszych miast Kociewia. W 2009 roku<br />
liczył dokładnie 8 320 mieszkańców. Położony jest w północnej części<br />
Kociewia, nad rzeką Wierzycą, niedaleko od autostrady A1. Leży w strefie<br />
bardzo urodzajnych gleb, stąd był miejscem osiedlania się ludzi już od<br />
najdawniejszych czasów. Na jego terenie odkryto ślady osadnictwa z<br />
młodszej epoki kamiennej, z epoki brązu i z okresu rzymskiego. Znaleziska<br />
monet rzymskich (z czasów panowania cesarzy: Wespazjana, Trajana,<br />
Aleksandra Sewera, Walentyniana III) świadczą, że przez teren Pelplina biegł<br />
w starożytności słynny szlak bursztynowy. We wczesnym średniowieczu na<br />
terenie Pelplina znajdował się jeden z grodów pomorskiego (kociewskiego?)<br />
plemienia Wierzyczan. Przez teren Pelplina wiódł szlak handlowy z południa<br />
Polski i Kujaw do Gdańska.<br />
Historia współczesnego Pelplina nierozerwalnie związana jest z zakonem<br />
Cystersów. W 1258 roku książę lubiszewsko-tczewski Sambor II sprowadził<br />
z niemieckiego Doberanu Cystersów do pobliskich Pogódek. 2 stycznia 1274<br />
roku Cystersi z Pogódek otrzymali od księcia pomorskiego Mściwoja II wieś<br />
Pelplin (wtedy zwaną Polplinem) z rozległymi terenami położonymi między<br />
rzekami Wierzycą, Jonką i Węgiermucą. Dzięki temu klasztor Cystersów w<br />
Pelplinie stał się najpotężniejszym, obok biskupa kujawskiego, kościelnym<br />
właścicielem posiadłości ziemskich na terenie objętym granicami<br />
dzisiejszego Kociewia. Doceniając dogodne położenie nowego nabytku dwa<br />
lata później Cystersi przenieśli do Pelplina swoją siedzibę. Około 1280 r.<br />
przystąpili do budowy zespołu obiektów klasztornych. W XIV wieku<br />
dotychczasowy skromny zespół budynków klasztornych zastąpili nowym,<br />
zachowanym do dzisiejszych czasów, monumentalnym założeniem. Jego<br />
budowa trwała ponad 50 lat, zakończyła się ok. 1400 roku.<br />
Cystersi w swoich włościach prowadzili szeroko zakrojoną działalność<br />
gospodarczą. Popierali osadnictwo, rozwijali swoje folwarki i działalność<br />
handlową. W Pelplinie, prócz kościoła i budynków klasztornych, powstały<br />
zabudowania gospodarcze, m.in. dwa młyny i browar. Cystersi prowadzili<br />
także działalność kulturalną i oświatową. Urządzili przy klasztorze pracownię<br />
przepisywania dokumentów, książek i nut (tzw. scriptorium). W pierwszej<br />
połowie XV w. powstała w Pelplinie szkoła (średnia), nadająca tytuł<br />
bakałarza, niezbędny do otrzymania święceń kapłańskich.<br />
36
Czasy pomyślnego rozwoju gospodarczego przerywane były okresami<br />
klęsk. Wielkim nieszczęściem dla klasztoru okazał się napad husytów w<br />
1433 r. Najeźdźcy zrabowali nie tylko zapasy żywności, a z kościoła obrazy,<br />
naczynia, sprzęt i szaty liturgiczne, ale także podpalili część zabudowań.<br />
Także wojna 13-letnia Polski z Zakonem Krzyżackim przysporzyła<br />
zakonowi zniszczeń i strat.<br />
Ważną datą w historii klasztoru stał się rok 1555, w którym opatem<br />
konwentu został po raz pierwszy Polak, Szymon z Poznania. Od tego czasu<br />
opatami w Pelplinie byli wyłącznie Polacy. Za rządów opata Mikołaja<br />
Kostki (1592-1610) opactwo otrzymało nowy szpital, nowe sypialnie,<br />
refektarz mniejszy i infirmerię dla chorych zakonników. Uporządkował on<br />
również dochody opackie i klasztorne. Bardzo pomyślnie rozpoczął się dla<br />
Pelplina wiek XVII, co wyrażało się nie tylko w nowych zapisach i<br />
nadaniach dla klasztoru, ale też w różnych, nowych przedsięwzięciach<br />
budowlano-artystycznych. Kościół został przebudowany wówczas w<br />
modnym stylu barokowym. Wzbogacił się w piękne, bogate wyposażenie i<br />
wspaniałe malarstwo. Klasztor odwiedzali znakomici goście, 29 maja 1623 r.<br />
do Pelplina przyjechał król Zygmunt III Waza wraz z królewiczem Władysławem.<br />
W 1772 r., po pierwszym rozbiorze Polski, Pelplin wraz z Pomorzem stał<br />
się częścią Prus. Posiadłości klasztoru liczyły wtedy ok. 21 443 ha. W ich<br />
skład wchodziły nie tylko dwa klucze dóbr w Pogódkach i Pelplinie, dobra<br />
nad Wisłą, jedno z przedmieść Gdańska-Chmielniki, ale także liczne młyny,<br />
browary, gorzelnie, karczmy, w tym w samym Pelplinie co najmniej trzy,<br />
„Dom Opatów Pelplińskich" (Zajazd Pelpliński) w Gdańsku przy obecnej ul.<br />
Elżbietańskiej 3, dwa dalsze domy w Gdańsku-Siedlcach oraz domy w<br />
Toruniu i Tczewie. Wieś Pelplin liczyła wtedy 494 mieszkańców.<br />
W 1823 r. decyzją władz pruskich nastąpiła kasata zakonu Cystersów, a od<br />
1824 roku Pelplin stał się siedzibą biskupa chełmińskiego, kiedy to<br />
archidiakonat gdański diecezji włocławskiej, na terenie którego leżał Pelplin,<br />
został włączony do diecezji chełmińskiej (bulla papieża Piusa VII z 16 lipca<br />
1821 r.). Siedzibę biskupa przeniesiono z Chełmży w Ziemi Chełmińskiej do<br />
zabudowań poklasztornych w Pelplinie, mimo że o zostanie stolicą diecezji<br />
starały się Toruń i Chełmno. Rząd pruski wybrał mały Pelplin w obawie, by<br />
większe miasta nie stały się ośrodkami polskiego życia narodowego. Zabieg<br />
ten nie okazał się zbyt skuteczny, w 1835 roku w Pelplinie zostało założone<br />
„Collegium Marianum”, które z biegiem czasu stało się ośrodkiem kultury i<br />
nauki polskiej na Pomorzu. Było jedyną na terytorium całego zaboru<br />
pruskiego polską szkołą średnią. Uczono w niej języka i historii polskiej<br />
oraz rozmawiano po polsku („Collegium Marianum” istnieje do dzisiaj,<br />
37
mieści się w historycznym budynku poklasztornym). Wcześniej, w 1829<br />
roku, z Chełmży do Pelplina przeniesiono Wyższe Seminarium, którego<br />
początki sięgają 1630 roku.<br />
Rozwój gospodarczy Pelplina zdecydowanie przyśpieszył po 1852 r., kiedy<br />
to przez Pelplin poprowadzono linię kolejową Bydgoszcz- Tczew. W 1878 r.<br />
uruchomiono cukrownię powiązaną z terenem kolejką wąskotorową<br />
wybudowana w latach1896-1897, w 1891 r. oddano do użytku nowy gmach<br />
szkoły ludowej, w 1892 - nową mleczarnię, w 1897 r. ukończono budowę<br />
wielokondygnacyjnego spichrza koło dworca kolejowego, pierwszego<br />
takiego na Pomorzu. Przybywało ludności (w 1867 r. Pelplin liczył 1827<br />
mieszkańców, w 1890 r. 2412, w tym 146 protestantów i 10 Żydów, w 1900 r.<br />
już 3400, a w 1910 - 4000), przybywało domów mieszkalnych, na Wierzycy<br />
zbudowano most. Powstało także wiele innych gmachów, pałac biskupi,<br />
kanonie. Zespół poklasztorny, siedziba biskupstwa, został gruntownie<br />
odnowiony i „regotyzowany” (w latach 1894 – 99). W 1860 roku<br />
uruchomiono drukarnię, w której drukowany był najpierw „Rolnik”, a potem,<br />
w latach 1869 – 1939, gazeta „Pielgrzym”, mająca duże zasługi dla polskości<br />
Pomorza.<br />
Po 1920 r. Pelplin, razem z Pomorzem powrócił do Polski. W dniu 28<br />
stycznia 1920 r. pułk ułanów krechowieckich w sile około 1200 żołnierzy<br />
przejął Pelplin we władanie odrodzonej Polski. Mimo przejściowych<br />
trudności związanych ze zmianą granic i powiązań gospodarczych rozwój<br />
Pelplina trwał dalej. W 1921 r. uruchomiono Szkołę Wydziałową, w 1923 r.<br />
upaństwowiono „Collegium Marianum”, które w 1927 r. otrzymało prawa<br />
pełnej publicznej szkoły średniej. Powstała szkoła muzyczna, poprawiono<br />
nawierzchnię wielu ulic, chodników oraz stan oświetlenia i zieleni. W 1931<br />
roku Pelplin otrzymał prawa miejskie. Liczył wtedy 4200 mieszkańców.<br />
Sześć lat później miasto Pelplin otrzymało herb - rysunek mitry biskupiej -<br />
który podkreśla ścisły związek miasta z funkcją stolicy biskupiej. W latach<br />
1920-1934 działała Spółdzielnia Spożywców „Zgoda”. Przed samym<br />
wybuchem wojny 1939 r. oddano do użytku drugą szkołę powszechną w<br />
nowym gmachu przy ul. Kościuszki.<br />
W okresie międzywojennym Pelplin nadal był ważnym ośrodkiem<br />
kulturalno-naukowym Pomorza, a szczególnie od 1926 r., kiedy to biskupem<br />
chełmińskim został ks. dr Stanisław Okoniewski, który m.in. zaangażował<br />
się w sprawę budowy portu gdyńskiego (w 1930 r. przybrał tytuł „biskupa<br />
morskiego”). Biskup Okoniewski był mecenasem nauki i sztuki, inicjatorem<br />
budowy osiedla domków jednorodzinnych, Domu Społecznego (w 1937 r.),<br />
twórcą muzeum diecezjalnego w Pelplinie, bibliofilem i posiadaczem<br />
największej prywatnej biblioteki na Pomorzu. Nadal działała spółka<br />
38
wydawnicza „Pielgrzym", urastając do rangi ogólnopolskiej (udzieliła pomocy<br />
finansowej chylącemu się ku upadkowi „Warszawskiemu Dziennikowi<br />
Narodowemu”, centralnemu organowi endecji). Powstał monumentalny<br />
zarys historyczno-statystyczny Diecezja Chełmińska, której głównym<br />
autorem był ks. Czaplewski, przedstawiciel szkoły historycznej. Ks. Franciszek<br />
Sawicki (1877-1952) stał się, twórcą tzw. pelplińskiej szkoły<br />
filozoficznej, a jego dzieła do dziś stanowią podstawową lekturę studentów<br />
filozofii wielu uniwersytetów zachodniej Europy. W malarstwie<br />
artystycznym ugruntowali swoją pozycję trzej bracia Drapiewscy.<br />
Druga wojna światowa była wyjątkowo tragicznym okresem w historii<br />
Pelplina. Przyczyniła się do tego w niemałym stopniu miejscowa mniejszość<br />
niemiecka. Niemcy już 3 września opanowali miasto. W pomieszczeniach<br />
seminarium duchownego urządzono siedzibę Gestapo i areszt-więzienie,<br />
gdzie przesłuchiwano, bito i torturowano Polaków, umieszczonych przez<br />
miejscowych Niemców na listach proskrypcyjnych. Wywożono ich do<br />
koszar w Tczewie, do Lasu Szpęgawskiego i innych miejsc, gdzie byli<br />
mordowani. M.in. w Tczewie rozstrzelano 20 księży z kurii biskupiej.<br />
Katedrę zamknięto dla wiernych. Zniszczono bibliotekę Seminarium,<br />
wywieziono skarbiec katedralny. W mieście istniał obóz filialny KL Stutthof.<br />
Mimo terroru trwał opór mieszkańców miasta. Istniały oddziały AK i „Gryfa<br />
Pomorskiego”, dokonywano aktów sabotażu. W czasie walki o wyzwolenie<br />
w lutym 1945 roku miasto mocno ucierpiało, zbombardowana została m.in.<br />
cukrownia.<br />
W okresie powojennym nastąpił dalszy rozwój Pelplina. Stał się on<br />
regionalnym ośrodkiem usługowym dla okolicznego rolnictwa, rozwijał się<br />
drobny przemysł, rzemiosło i handel. Powoli, ale systematycznie<br />
przybywało mieszkańców, w początkach lat 90-tych XX w. liczba ich<br />
osiągnęła blisko 10 tysięcy. Największym i najważniejszym zakładem pracy<br />
i pracodawcą dla mieszkańców miasta była do lat 90-tych cukrownia. W<br />
wyniku przemian gospodarczych po 1989 roku, po 125 latach istnienia<br />
cukrownia upadła i została wyburzona. Ten fakt mocno dał się odczuć życiu<br />
gospodarczemu miasta. Wzrosło bezrobocie, wielu mieszkańców musiało<br />
szukać pracy w sąsiednich miastach, przede wszystkim w Trójmieście.<br />
Obecnie zmienia się charakter miasta, zmniejsza się jego znaczenie jako<br />
ośrodka przemysłowego, rośnie znaczenie turystyki i usług z nią<br />
związanych. Rozwija się agroturystyka w okolicy.<br />
W 1992 roku, po reorganizacji administracji kościelnej w Polsce, Pelplin<br />
został siedzibą diecezji pelplińskiej wydzielonej z dawnej, dużej diecezji<br />
chełmińskiej. W 1999 roku, podczas pielgrzymki do ojczyzny, Pelplin<br />
odwiedził papież Jan Paweł II. Pelplin nadal pozostaje znaczącym<br />
39
ośrodkiem kulturalno-naukowym. Oprócz Wyższego Seminarium<br />
Duchownego, które jest filią Papieskiego Uniwersytetu Laterańskiego, w<br />
mieście działa filia Akademii Rolniczej, zespół szkół ponadgimnazjalnych,<br />
szkoła policealna, wydawnictwo „Bernardinum” (z drukarnią), redakcja<br />
„Pielgrzyma”.<br />
Mimo pewnych trudności gospodarczych miasto staje się coraz<br />
piękniejsze. Najwspanialszą jego ozdobą jest katedra Wniebowzięcia<br />
Najświętszej Marii Panny – prawdziwa perła architektury Kociewia. Katedra<br />
jest jedną z największych świątyń gotyckich w Polsce. Posiada bogaty<br />
wystrój z XV – XVIII wieku, monumentalny ołtarz główny, liczne ołtarze<br />
boczne, zabytkowe stalle, ambonę, organy boczne. Katedra jest trójnawową<br />
bazyliką z transeptem i prezbiterium. Nawa główna ma pięć przęseł, flankują<br />
ją nawy boczne. Transept ma układ halowy, dwie nawy ze sklepieniami<br />
sieciowymi. Reszta budowli ma sklepienia gwiaździste. Zewnętrzne ściany<br />
frontowe transeptu i elewacje, zachodnia i wschodnia, są zwieńczone bogato<br />
zdobionymi szczytami schodkowymi. Do ścian elewacji przylegają niskie<br />
ośmioboczne wieże schodkowe. Na skrzyżowaniu nawy z transeptem<br />
znajduje się późnobarokowa wieżyczka z sygnaturką. Zachowane gotyckie<br />
portale wejściowe mają bogatą dekoracje figuralną. Ołtarz główny z<br />
początków XVII wieku, reprezentujący styl wczesnego baroku, posiada<br />
bogatą dekorację rzeźbiarską i malarską (autorstwa Hermana Hana). W<br />
katedrze zachowało się do dziś 26 ołtarzy bocznych pochodzących z XVII –<br />
XVIII wieku, z cennymi dziełami malarstwa przedstawicieli baroku<br />
pomorskiego – Hermana Hana i jego uczniów, Bartłomieja Strobla, Andrzeja<br />
Stecha i innych. Niezwykle cenne są późnogotyckie (z XV w.) stalle z<br />
bogatą dekoracją snycerską. Pozostałe stalle w korpusie nawowym, w stylu<br />
manierystycznym, pochodzą z XVII w. Godne uwagi są także dzieła<br />
gniewskiego snycerza Macieja Schallera – barokowa ambona i wspaniały<br />
prospekt organowy z XVII w.<br />
Warty zwiedzenia jest także gotycki zespół zabudowań poklasztornych w<br />
którym mieści się bardzo ciekawe Muzeum Diecezjalne z bogatą kolekcją<br />
sztuki gotyckiej. W muzeum znajduje się jedyny w Polsce egzemplarz Biblii<br />
Gutenberga, drukowany w Moguncji w latach 1453 – 55. Oprócz zespołu<br />
poklasztornego cennym zabytkiem Peplina jest XIV-wieczny kościół Bożego<br />
Ciała oraz klasycystyczny pałac biskupi z pierwszej połowy XIX w.<br />
Uwaga! Kleszcze!<br />
Po raz kolejny ostrzegamy przed niebezpieczeństwem kleszczy. Mogą<br />
wywoływać groźne choroby i powodować nawet śmierć. Szczegółów<br />
postępowania z kleszczami należy szukać w zeszytach RBI nr 11 i 12.<br />
40