Piąte Piętro 4 (2019)
Piąte Piętro Philosophical Magazine
Piąte Piętro Philosophical Magazine
Transform your PDFs into Flipbooks and boost your revenue!
Leverage SEO-optimized Flipbooks, powerful backlinks, and multimedia content to professionally showcase your products and significantly increase your reach.
PIĄTE PIĘTRO
4/2019 eISSN 2544-4131
Od
redakcji...
P
P
W tegorocznym Piątym Piętrze, nawiązując do poprzedniego numeru tematycznego, przedstawiamy wywiad
z profesorem Georgem Northoffem - filozofem i psychiatrą, z którym rozmawiamy na temat psychiatrii,
ucieleśnienia oraz jego najnowszej książki The Spontaneous Brain.
Cieszymy się, że czasopismo popularnonaukowe jakim jest Piętro, zyskuje stałych autorów i współpracowników,
dzięki którym każdego roku staje się coraz lepsze. Nieustająco zapraszamy do współpracy wszystkich,
którzy chcieliby współtworzyć projekt.
Piętro od początku stawia sobie za cel promowanie interdyscyplinarnego podejścia do filozofii, w tym
numerze jeszcze większy akcent chcielibyśmy położyć na inspiracje artystyczne co, jak liczymy, wyznaczy
dalszy kurs naszego Pisma.
W związku z początkiem roku szkolnego jako dodatek publikujemy propozycje scenariuszy lekcji etyki dla
szkół średnich. Mamy nadzieje, że będą one stanowić źródło pomysłów dla nauczycieli etyki i filozofii oraz
pozwolą budować szersze grono pasjonatów wokół naszego pisma.
Przyjemnej lektury!
Zespół redakcyjny
Photo by Florian Klauer on Unsplash
SPIS
TABLE OF
TREŚCI
CONTENT
Od redakcji...
3
Preface...
Piętro w galerii
6
5th Floor in the Gallery
Mateusz Tofilski
Mateusz Tofilski
Neurofilozoficzna rewolucja kopernikańska
8
Neurophilosophical Copernican Revolution
wprowadzenie do wywiadu z Georgem Northoffem
Mateusz Tofilski
Solving the World-Brain Problem
Interview with Georg Northoff
Filip Stawski, Mateusz Tofilski
Ksiądz Augustyn Jakubisiak jako mówca i piew-
10
28
Introduction to the Interview with Georg Northoff
Mateusz Tofilski
Solving The World-Brain Problem
Interview with Georg Northoff
Filip Stawski, Mateusz Tofilski
Father Augustyn Jakubisiak as an Orator and Eulogist of
MUSIMY KONSEKWENTNIE DĄŻYĆ
DO TEGO, ABY NAUKA STAŁA SIĘ
OSOBISTYM, INTERAKTYWNYM,
WCIĄŻ NOWYM, ROZWIJAJĄCYM
DOŚWIADCZENIEM, A NIE ZASTAŁYM,
BEZOSOBOWYM, NUDNYM
I UCIĄŻLIWYM PRZYMUSEM
ca uniwersalnych wartości. Krótka lektura dzieła
„O wolność Synów Bożych"
Universal Values. The short Meditations on "O wolności
Synów Bożych"
- TONY BUZAN
RUSZ GŁOWĄ
Bartłomiej K. Krzych
Bartłomiej K. Krzych
(Neuro)fenomenologia realności
38
(Neuro)phenomenology of Reality
Mateusz Chról
Matusz Chról
Trzęsienie najlepsze z możliwych.
50
The Best Possible Quake.
Uwagi o Kantowskiej próbie teodycei
Remarks to Kant's Theodicy
Adam Skowron
Adam Skowron
Wino i filozofia
54
Wine and Philosophy
Magdalena Krasińska
Magdalena Krasińska
Piękno i ludzka natura – recenzja „Instynktu
64
Beauty and Human Nature - Denis Dutton
sztuki” Denisa Duttona
"The Art Instinct" Review
Filip Stawski
Filip Stawski
Piąte Piętro
4/2019
Poezja
Karolina Raulfs
68
Poetry
Karolina Raulfs
4 P
P
5
P
P
PIĘTRO W GALERII
CZYLI NIE TYLKO TEKSTY ALE I OBRAZY
Mateusz Tofilski
Związki filozofii ze sztuką są oczywiste, wielowątkowe
i wzajemne. Z jednej strony to
właśnie najróżniejsze filozoficzne rozważania
oraz koncepcje stanowią inspiracje i teoretyczne
zaplecze pod tworzone prace artystyczne.
W końcu czarny kwadrat nie istniałby bez idei
suprematyzmu, a ingerencja, gwałt dokonany
na własnych obrazach przez Jacka Sempolińskiego
nie byłby zrozumiały bez pytania
o charakter aktu twórczego (na co chociażby
zwraca uwagę Maria Poprzęcka (2019)). Z kolei
z drugiej strony, estetyków, i nie tylko, od
dawna zajmują pytania o samo zjawisko sztuki,
ale także o akt tworzenia czy przeżywane
przez nas doświadczenie estetyczne. Jednocześnie
kończąc już rozważania o niezbędności
filozofii dla sztuki i vice versa, a także usprawiedliwiając
nieco tę wyliczankę oczywistości,
warto powiedzieć, że sama w sobie ma być
ona również w pewnym sensie usprawiedliwieniem.
Usprawiedliwieniem praktyki prezentacji
w każdym numerze Piętra wybranych
dzieł młodych, lokalnych twórców, których
prace stanowią ciekawe ubogacenie zamieszczonych
w czasopiśmie tekstów.
Tym razem są to abstrakcje Moniki Pyszczyńskiej
– Bydgoszczanki, absolwentki Architektury
Wnętrz Akademii Sztuk Pięknych
w Warszawie, laureatki ogólnopolskich konkursów
(w tym wyróżnienia w kategorii malarstwa
podczas Biennale Malarstwa i Rysunku
w Bielsku-Białej w 2012 roku), której prace
były publikowane i brały udział w wystawach
organizowanych w całym kraju (m.in.
w Muzeum Narodowym w Krakowie podczas
wystawy w ramach akcji charytatywnej Sztuka
Teraz), a która współpracuje m.in. z Galerią
Next w Bydgoszczy.
Prace umieszczone w tym numerze mogą wydawać
się nieoczywiste, ale być może warto
spojrzeć na nie z perspektywy istotnej dla
samego Piętra, a więc interdyscyplinarności
w obszarze naukowości, a szerzej z perspektywy
przenikania się ze sobą różnych sfer ludzkiej
aktywności. Znajdziemy tu zatem obrazy
powstałe z inspiracji dziełem muzycznym (praca
Wolność), ale i architekturą. Jak pisze sama
autorka: „Według mnie wszystkie dziedziny
sztuki przenikają się wzajemnie. W dziedzinach
mi najbliższych jak architektura, malarstwo
i fotografia bardzo ważną rolę odgrywa
światło lub jego brak, to w dużym stopniu definiuje
klimat i odbiór dzieła. W moich pracach
te trzy dziedziny łączą się ze sobą”. Snując ten
wątek i przerzucając kolejny most, tym razem
do wywiadu numeru, który traktuje o filozofii
umysłu, można starać się wskazać na widoczne
znaczenie cielesnego wymiaru tego typu sztuki,
a także możliwość nawiązania do Juhaniego
Pallassmy piszącego o multisensoryczności
i haptyczności architektury (Pallasmaa, 2015),
czy nawet do Merleau-Ponty’ego, u którego
„malarz ma, innymi słowy, dać świadectwo
na płótnie własnemu wkraczaniu w sferę widzialnego,
kiedy, nieskrępowany jeszcze widokiem
rzeczy na zewnątrz, wpisuje w to doświadczenie
samego siebie – niepowtarzalny
rytm własnego ciała” (Dybel, 2012). Byłaby to
jednak próba zdecydowanie zbyt karkołomna
jak na krótkie wprowadzenie i skromną prezentację
kilku obrazów. Zamiast tego zainteresowanych
odsyłamy do obejrzenia pozostałych
prac, w tym fotografii, autorstwa Moniki
i jak to w przypadku sztuki, własnej refleksji
na ich temat.
Bibliografia:
Dybel P., (2012). Malowanie ciałem czyli filozofia
malarstwa Merleau-Ponty’ego, Gdańsk.
Pallasmaa J., (2015). Materia, haptyczność
i czas. Autoportret: 1(48).
Poprzęcka M., (2019). Impas. Opór, utrata, niemoc
w sztuce, Gdańsk.
NEUROFILOZOFICZNA REWOLUCJA
KOPERNIKAŃSKA
WPROWADZENIE DO WYWIADU
Z GEORGEM NORTHOFFEM
Mateusz Tofilski
Piąte Piętro
4/2019
„Psychiatria może dostarczać filozofom wiedzy
i pomagać im korygować tworzone a priori definicje”
– tak w wywiadzie opublikowanym
w ubiegłorocznym numerze Piętra wypowiadał
się Henrik Walter (2018). Tym razem, chcąc
kontynuować tak temat filozofii psychiatrii jak
i jej odniesień do neuronauki, prezentujemy
rozmowę z Georgem Northoffem, który w swojej
praktyce badawczej również łączy ze sobą
wszystkie te dyscypliny.
Northoff to filozof, psychiatra i neuronaukowiec,
zatrudniony na uniwersytecie w Ottawie,
gdzie prowadzi laboratorium zajmujące się
w ogólności analizą powiązań pomiędzy mózgiem
a umysłem, a bardziej konkretnie, koncentrujące
się m.in. na próbie zbadania relacji
pomiędzy korowymi strukturami przyśrodkowymi
(Cortical Midline Structures, CMS), przetwarzaniem
emocjonalnym, a samo-odnoszącym
przetwarzaniem (self-related processing)
zarówno u osób zdrowych jak i chorych. Jest to
o tyle istotne, że jak sam pisze możemy nauczyć
się czegoś o mózgu i jego funkcjonowaniu od
naszych pacjentów i ich objawów. „[…] Zmiany
w świadomości, odczuwaniu emocji i tożsamości
osobistej, które towarzyszą zaburzeniom
psychiatrycznym, takim jak depresja czy schizofrenia,
mogą pomóc w rozwiązaniu dotąd niejasnych
sekretów na temat umysłu i tego jak jest
powiązany z mózgiem” (Northoff, 2018). Chociaż
temat relacji między subiektywnym doświadczeniem,
naszą świadomością a określonymi
stanami mózgu, a więc słynny problem
umysł-ciało, jest dziś szeroko rozpatrywany,
Northoff proponuje w jego kontekście radykalne
i dość nowatorskie rozwiązanie. Opiera się
ono na rezygnacji z dzisiejszego sposobu definiowania
umysłu i przeformułowaniu problemu,
a wręcz przeprowadzeniu kopernikańskiej
rewolucji, na rzecz mówienia o relacji świat-
-mózg (world-brain problem (Northoff, 2018)).
Poza tym, z perspektywy omawianych do tej
pory w naszym czasopiśmie tematów, jego
działalność naukowa jest interesująca również
z tego powodu, iż uprawia on ją pod szyldem
neurofilozofii, od której odcina się dziś przynajmniej
część autorów starających się propagować
współpracę między filozofią a neuronauką
(przykładowo: (Craver, 2009)). Tymczasem
Northoff stosując w swoich książkach (przede
wszystkim w Minding the Brain: A Guide to
Philosophy and Neuroscience (2014)) podział
na neurofilozofię redukcyjną i nieredukcyjną,
stara się obronić ją jako ciągle aktualny i obiecujący
sposób praktycznego wiązania ze sobą
działalności filozofa i neuronaukowca, o czym
zresztą przekonuje w poniższym wywiadzie.
8 P
P
SOLVING THE WORLD-BRAIN
PROBLEM
INTERVIEW WITH
GEORG NORTHOFF
Professor Georg Northoff
is a philosopher, neuroscientist
and psychiatrist,
he works at the
University of Ottawa.
In his research,
he focuses on problems
about neuronal
basics of
subjective phenomena
like
self and consciousness.
Filip Stawski, Mateusz Tofilski
Piąte Piętro
4/2019
Piąte Piętro: We would like to start by thanking
you for the acceptance of our invitation and
by asking you a question about your research
practice, where you combine the perspective of
a philosopher, a psychiatrist and a neuroscientist.
How do you think these spheres intertwine
and how they can build a reliable dialogue with
each other?
Georg Northoff: Thank you for giving me the
opportunity for this interview which I very
much appreciate. When you look into the history
of philosophy combining philosophy with
science was rather the norm than the exception.
Moreover, physics in the 20th century and nowadays
strongly touches upon both ontological
and epistemological issues. Only some parts in
philosophy of the 20th century denting strongly
into our time conceived a split between science
and philosophy along the divide of the conceptual-logical
vs the observational-empirical
dimensions. I consider myself to stand on the
shoulders of my predecessors in both the earlier
philosophy and 20th century physics rather
than on those of the 20th century dichotomy of
philosophy vs science. What is currently lacking
is a systematic and valid method for linking
conceptual-logical and observational-empirical
dimension and thus, more generally, philosophy
and science. This is indeed one of my major
aims. You can see such methodology, e.g.,
non-reductive, already developed in my earlier
book Philosophy of the Brain (2004) and more
elaborated in my textbook Minding the Brain
(2014) (especially chapter 4). In short, I claim
for a methodological strategy I designate as
“concept-fact iterativity” as a continuous methodological
and iterative movement between
philosophical concepts and empirical data/facts.
Historically, such concept-fact iterativity stands
on the shoulders of Kant who argued that “concepts
without intuitions are empty and intuitions
without concepts are blind” – one can
conceive my method of concept-fact iterativity
as development towards a systematic relationship
between concepts and facts/intuitions
in methodological regard. And obviously, you
can see that method applied in my various neurophilosophical
writings especially in Unlocking
the brain (Vol II, 2014) and The Spontaneous
Brain (2018). Hence, to answer your question,
I conceive a solid and valid method a first and
indispensable step for a sound interdisciplinary
dialogue something which our predecessors in
philosophy and physics did more on an intuitive
(and not always systematic) basis. And,
even more, important and reaching beyond
methodological issues, I conceive it almost a necessity
to tackle the basic question in ontology,
epistemology and ethics in the terms of such
interdisciplinary methodology. Following the
motto of Kant, our epistemological limitations
will only yield to shortcomings and further limitations
when we conceive these questions in
only empirical or conceptual terms. My empirical
background may thus serve, so I hope, to
make me a better philosopher in the same way
my philosophy, as I think, makes me a better
neuroscientist.
PP: You have already mentioned the term
“neurophilosophy”. It was coined in 80’s by Patricia
Churchland, since then it has evolved and
has been used in various contexts. In our latest
interview, Henrik Walter even said that “the
golden age of neurophilosophy is over” (Walter,
2018). Meanwhile, you are running your studies
under this sign (for example using the division
into reductive and non-reductive neurophilosophy).
How would you define this discipline?
GN: I am really disappointed that a person as
intelligent as Henrik Walter follows the myopic
trends of the anglo-american mainstream
which often is more interested in public relation
than philosophical development. Let us be
more sophisticated. The concept of neurophilosophy
can be understood in different ways. It can
be understood in a reductive vs non-reductive
way – that is a methodological characterization
about the relation between concepts and facts.
As it is clear from my concept-fact iterativity,
I opt for a non-reductive approach. Then one
can distinguish narrow vs wide neurophilosophy:
this is about the view and model of the
brain. Narrow neurophilosophy conceives the
brain in a purely empirical way, in the same
way, neuroscience conceives it. Wide neurophilosophy,
in contrast, conceives the brain is not
only an empirical but also ontological and epistemological
context – this amounts to what
I call Philosophy of the Brain in my early book
(2004). I agree that Churchland’s reductive narrow
neurophilosophy is a dead end; but that is
something I already said ten or twenty years
ago, for that one does not require much philosophical
insight.
Reductive neurophilosophy favors a reduction
of philosophical, e.g., ontological and epistemological
and ethical concepts to the empirical
facts of the brain. This amounts to concept-fact
reduction or even stronger concept-fact elimination.
Conversely, concepts and facts may stand
in a parallel relationship – concept-fact parallelism
- as it espoused by Bennett and Hacker
and major lines in current philosophy of mind.
Non-reductive neurophilosophy opts against
both concept-fact reduction and concept-fact
parallelism by providing methodological tools
for their systematic investigation in dependence
and mutual constraint – this amounts to
concept-fact iterative as a non-reductive methodological
strategy.
So, standing on the shoulders of both the history
of philosophy and neuroscience, wide
non-reductive neurophilosophy has, as I would
say, a rather bright future as it allows to raise
novel questions and problems like the worldbrain
problem replacing traditional ones like the
mind-body problem. Again, developing and applying
such wider non-reductive neurophilosophy,
I am standing on the shoulders of my philosophical
predecessors like Schopenhauer and
Bergson who, being neurophilosophers ‘avant
le mot’, conceived the brain in an epistemological
and ontological context.
PP: How this neurophilosophy differs from the
philosophy of mind or philosophy in cognitive
science?
GN: For me, philosophy of mind is about the
conceptual, ontological, metaphysical, and epistemological
investigation of the mind. Philosophy
of mind in this sense can be complemented
When you look
into the history
of philosophy
combining
philosophy with
science was
rather the norm
than the exception
12 P
P
13
P
P
Piąte Piętro
4/2019
by wide non-reductive neurophilosophy – this,
as I claim in my 2018 book, can lead to the replacement
of the mind-body problem by the
world-brain problem. Philosophy of cognitive
science is for me like the application of philosophy
of science to cognitive science. As such philosophy
of cognitive science concerns, among
other issues, the models of mind and cognition
presupposed in cognitive science. I would say
that we desperately need a proper philosophy
of neuroscience (as a branch of philosophy of
science) that, for instance, discusses the sometimes
rather naive models of the brain we most
often tacitly presuppose in both neuroscience
and philosophy of mind.
PP: Then, speaking of the complementing of the
philosophy of the mind with a neurophilosophical
perspective, you argue that the traditional
mind-body problem should be replaced by the
world-brain problem. Actually, you also write
about it in your last book The Spontaneous
Brain. Could you describe the differences between
these two perspectives?
GN: Thank you for asking this question. I do not
intend to provide an answer to the mind-body
problem. Instead, I aim to question and, even
stronger, dissolve (rather than answering and
solving) the mind-body problem by questioning
its tacit presuppositions; this resembles the kind
of methodological approach Kant designated
as transcendental. One such presupposition
consists in the possible existence and reality of
mind: only if one presupposes the mind, one
can raise the question for its possible relationship
to the body, the mind-body problem. If, in
contrast, one no longer presupposes the mind,
the question for its relationship to the body, the
mind-body problem, becomes non-sensical as
one cannot raise the question for a relation of
something, e.g., the body, to something that
remains impossible, e.g., the mind. Yet another
usually tacit presupposition is that the mind exhibits
necessary relationship to mental features
like consciousness – that connection is necessary
as the mind is supposed to account for the
ontological substrate of mental features. This,
by itself, presupposes distinction of mind and
mental features: mental features are consciousness,
self, etc. while the mind is their supposedly
underlying ontological (or metaphysical)
substrate. That distinction entails that something
else other than the mind may provide
the ontological substrate for mental features.
Moreover, the distinction entails that the rejection
of mind (as ontological substrate) does not
entail the rejection of mental features – absence
of mind is well compatible with the presence of
mental features.
Based on various lines of empirical (chapter 1-8),
ontological (chapter 9-12), and epistemological
(chapter 12-14) evidence, I argue that the worldbrain
relation (taken in an ontological rather
than empirical sense) is necessarily related or
connected to mental features like consciousness
and can therefore serve as their underlying
ontological substrate. The world-brain relation
can thus takeover the ontological role the mind
is traditionally supposed to play for mental
features. Now, given the fact that the mind is
the presupposition of the possible mind-body
problem, replacing the mind in its role for mental
features by world-brain relation entails that
the mind-body problem becomes non-sensical
and can thereby be dissolved – it simply becomes
nonsensical and meaningless to even
raise the question for the mind’s relationship
to the body as there is no mind anymore. One
can then replace the mind-body problem by the
world-brain problem as the more plausible (on
ontological, conceptual, and empirical grounds)
problem to address the question for the existence
and reality, e.g., the ontological substrate
of mental features. Accordingly, rather than providing
an answer to the mind-body problem,
I replace its presupposition of mind by the one
of world-brain relation as the more plausible
ontological substrate of mental features. One
can then speak of a world-brain problem that,
as I hope, provides a novel ontological framework
for discussing mental features like consciousness
(as I discuss in the 2018 book) and
others like self and personal identity (on which
I am currently working).
PP: So you suggest, that consciousness is not in
the head but it is a relational feature between
the brain and the world. Such a sentence immediately
brings to mind associations with the
context of 4E cognition (embodied, embedded,
enactive, extended). How would you define
your position in relation to this current?
GN: The answer to this question leads me to
yet two further tacit assumptions we usually
presuppose in our account of mind. Descartes
postulated the existence and reality of mind
as distinguished from the world we live in and
observe. The concept of mind is thus necessarily
isolated from the world as otherwise, he
could have no longer distinguished mind and
world. Since mental features like consciousness
are assumed to be necessarily dependent
upon the mind, they inherit the isolation from
the world of the concept of mind. To account
for the relation of mind to the world on the
basis of the assumption of such world-isolated
mind, one can then pursue different strategies.
One such strategy is suggested by John Mc-
Dowell who conceive the mind’s conceptual
capacities and rationality as “second nature
of man” and integrates it in what one can describe
as “conceptually-extended logical space
of nature”. Yet another strategy to account for
the relation of mind and world are the 4E’s
you mention. Now the primarily world-isolated
mind is related to the body and the world.
While this is a very laudable attempt, it nevertheless
cannot overcome its primary birth-defect,
as I say, the necessity of the isolation of
mind from the world by means of which the
mind is defined. Put simply. One first excludes
the world from the mind (when defining it)
and then tries to bring back world into mind.
However, as we all know, that what is excluded
once on a necessary basis, e.g., the world
Accordingly,
rather than providing
an answer
to the mind-body
problem, I replace
its presupposition
of mind by
the one of world-
-brain relation
as the more plausible
ontological
substrate of mental
features
16 P
P
17
P
P
In other words, we need something
more radical than the 4E’s to
overcome the birth deficit in our
definition of mind, that is, the
necessary exclusion of the world
Piąte Piętro
4/2019
in the definition of mind, cannot be brought in
through the backdoor as that cannot remedy
the initial birth deficit. In other words, we need
something more radical than the 4E’s to overcome
the birth deficit in our definition of mind,
that is, the necessary exclusion of the world.
Importantly, when I speak of world, I do not
mean the world of our higher-order cognition
as in rational conceptions or the world
of consciousness as in phenomenological approaches.
I mean the world as it is by itself independent
of our rationality, consciousness, or
otherwise, that is, in a mind-independent way.
Recruiting Kant, Husserl, and others, one may
now be inclined to argue that such mind-independent
concept of the world may remain impossible;
the only way, we can approach and
conceive the world is in relation to us. That is
the moment where the brain comes in: our
brain aligns us to the world by means of which
we become part of the world – this amounts
to what I describe as world-brain relation (as
distinguished from brain-world relation where
the brain imposes itself upon the world (rather
than aligning and adapting itself to the world).
Together with my repudiation of the first two
presuppositions (see above), I argue that the
world-brain relation, framed in an ontological
sense, can overcome the birth deficit of the exclusion
of world in our definition of mental features.
To fully understand my point, one need
to conceive yet another a fourth tacit presupposition
in our account of mind. We usually
presuppose properties like mental or physical
properties as the basic units of existence and
reality – this amounts to what I describe as
“element-based ontology” (Northoff 2018). The
concept of mind is based very much on such
element-based ontology as it is accounted for
by substance (Descartes) or properties (nowadays).
However, this is to neglect alternative
forms of ontology that have been more developed
on the side-lines than the mainstream
of philosophy. Such alternative ontologies
emphasize the priority of a process, relation,
and transformation over elements and properties
– these lines of ontology can be traced to
Cassirer, Whitehead, Bergson, and nowadays
structural realism. I presuppose such relation-based
ontology, that is, structural realism,
in my account of the world-brain relation – it
is the relation of world and brain as an integration
or alignment of a part, e.g., the brain, to
the whole, e.g., the world, that constitutes and
provides the necessary ontological condition
of possible mental features like consciousness.
Hence, I conceive mental features ontologically
to be relation- rather than property-based as
they can be traced to the world-brain relation.
This, as I hope, makes it clear that I am much
more radical than the 4E’s; mental features are
necessarily and thereby intrinsically relational
and thereby neuro-ecological.
PP: The paradigm of the embodied mind is also
mentioned in the context of psychiatry, so do
you think that it can change our understanding
of mental illness? We ask this question primarily
because you are also a promoter of the neuro-ecological
model of psychiatric disorders.
GN: The impact of the 4E approach in psychiatry
is largely theoretical in explaining these
disorders. This differs from my neuro-ecological
approach which, albeit theoretical, guides our
empirical research including both experimental
designs and data analysis. Let me briefly explain
how the neuro-ecological approach conceives
mental disorders. Mental disorders are worldbrain
disorders in both ontological and empirical
regard. The brain shows abnormalities in these
patients but, equally, one can see the strong
dependence of the brain’s neuronal function on
the contextual changes, e.g., the environmental
context as for instance in terms of life events and
neuro-developmental changes. The same kind
of world-dependence holds for the symptoms
themselves. Psychiatric patients do not experience
their symptoms in their head, they experience
them as part of a wider world of which they
and their symptoms are part. You can see that
I here dwell on yet another historical line in philosophy,
phenomenology, which provides an excellent
account of the structure of our experience
of ourselves, time and space, body, and most
importantly, the world. Hence, we see the necessary
dependence on the world in both brain
and symptoms in psychiatric disorder – they are
thus disorders of world-brain relation and, more
succinct, neuro-ecological disorders (rather than
neuronal or neuro-cognitive disorders).
18 P
P
19
P
P
PP: One more, general question about the relationship
between psychiatry and philosophy.
Please tell us whether your philosophical education
and experience help you in your medical
practice?
GN: The exposure to psychiatric disorders left
a deep impression upon me. As George Canguilhem
developed so nicely, we can learn from
the pathological for our understanding of the
normal. Extremes can tell us about the average.
Hence, one strong source of inspiration of my
ontology and epistemology in philosophy is
psychiatry; it provides validation and plausibility
for any ontological assumption: if the latter
is not in accordance with the former, my ontological
assumption may be conceptually plausible
but not empirically consistent. That means,
to go back to the drawing board and develop
a more empirically yet also conceptually consistent
ontology of mental features. That is all
I try to do when I put forward relation-based
ontology and world-brain relation as ontological
predispositions of mental features. Finally,
on a more practical basis, psychiatric patients
often raise questions about their standing the
world and their own self as their tacit common
sense assumptions are shattered by the disease.
That is a moment where my philosophical
background can be very helpful for them to
find meaning and explanations. And finally, my
strong phenomenological background and inclinations
are extremely helpful in trying to understand
the experiences of these patients – it is,
after all, the experiences rather than the symptoms
why these patients come to psychiatrists.
They want to understand what is going on; the
symptoms are secondary attempts to compensate
for a more basic underlying disturbance in
the experience of oneself and the world. Taken
in this way, psychiatric disorders are disturbances
of consciousness which, as I say, can be
traced to an altered world-brain relation.
PP: As far as psychiatry is concerned, we would
also like to ask about the process of its “neuronalization”
(visible, for example, in the discussion
on DSM and RDoC categories). What do
you think about this discussion?
GN: My answer to this is clear. Compare this
problem with genetics. Twenty years ago genetics
was treated as the big breakthrough
for psychiatric disorders. What has been delivered?
No clear genetic pathways. What instead
has been found that the genetic expression
is strongly dependent upon the respective
genetic and, even more important, environmental
context – this led to epigenetics. It is
now equally naïve to assume “neuronalization”
of these disorders. This may be hip and
trendy now, yield careers and money, but
scientifically it is already clear now that it is
a dead-end. What we need to understand is
the necessary and thereby intrinsically neuro-ecological
basis of the brain’s neuronal activity.
For instance, when you listen to music,
you unconsciously tap your feet in the rhythm
of the music – this means that your brain must
somehow automatically, e.g., by default, align
its own neuronal activity to the ongoing activity
of the music. Since it is based on shared
temporal (and spatial) features, such alignment
can be described as “temporo-spatial
alignment”. We have not yet well understood
the mechanisms underlying our brain’s temporo-spatial
alignment to its environmental
contexts. That is important, as it is here where,
as I postulate, the main change in mental disorders
can be found. To answer your question,
we need a neuro-ecological rather than neuronal
classification of mental disorders.
PP: Finally, you declare that your purpose
and vision is to reveal the key mechanisms
that underlie the generation of mental states
and the self. Are you an optimist regarding of
further development of knowledge about the
Extremes can tell us about the average. Hence,
one strong source of inspiration of my ontology
and epistemology in philosophy is psychiatry;
it provides validation and plausibility for any
ontological assumption: if the latter is not in
accordance with the former, my ontological
assumption may be conceptually plausible but
not empirically consistent
22 P
P
23
P
P
I conceive
the mental
features
like self and
consciousness
to be
paradigmatic
instances of
a more basic
and broader
sense of
subjectivity
nature of subjective phenomena like self and
consciousness? In one of your article, you discuss
the conception of First-Person Neuroscience,
there are several similar projects (e.g.
heterophenomenology, neurophenomenology
etc.). Can the fusion of the first-person perspective
and neuroscientific data provide us
a consistent conception of consciousness?
GN: Yes, that is the project of my research if not
of my life. In one sentence. My aim is to find out
where and how subjectivity comes from in our
world. Hence, I conceive the mental features
like self and consciousness to be paradigmatic
instances of a more basic and broader sense of
subjectivity. Given my ontological framing, it
is then only natural to raise the question how
processes and relations in the world relate
to the brain, e.g., the world-brain relation, in
such way that the brain’s neuronal activity can
transform into mental activity. Hence, I conceive
the world-brain relation as a necessary
ontological (and empirical) condition of possible
neuro-mental transformation. This may
sound strange in your ears as the question
for mental features and their neuronal basis
is usually not framed in this way. Rather than
asking for neuro-mental transformation, we
usually asked for the neural correlates of mental
features like in the neural correlates of consciousness
(NCC). This presupposes directionality
from mental to neuronal which I reverse
as I prefer starting from the neuronal (and ultimately
the ecological) to the mental – only
when presupposing the latter directionality
one can raise the question for neuro-mental
transformation whereas it is nonsensical in case
one presupposes directionality from mental to
neuronal-like in the NCC. This may all sound
even more strange. However, consider other
disciplines like biology, physics, and chemistry.
They focus on processes of transformation, that
is, how state A transforms into state B. In order
for such transformation from A to B possible,
A and B must share some common features as
without that A could not transition to and thus
transform into B. This is what I call in a recent
paper “Common currency” of neuronal and
mental features as it must underlie their transformation,
e.g., neuro-mental transformation.
In my more optimistic moods, I would claim
that the identification of the “common currency”
of neuronal and mental features should
provide one central piece in the puzzle of our
search for the neuronal (and ontological) basis
of mental features and, more generally, subjectivity.
Now the answer to your question.
I hypothesize that temporo-spatial dynamics
provides the “common currency” of neuronal
and mental features: neuronal features show
temporo-spatial dynamics which, as I postulate,
is transformed into and manifest in the
subjective experience of time and space in
consciousness, e.g., “spatiotemporality’ like
William James’ ‘stream of consciousness’ and
Husserl’s conception of protention, presentation,
and retention. To grasp and account for
such spatiotemporality on the mental level of
consciousness and self (and other mental features),
we require a first-person account. To
link that first-person account of spatiotemporality
to the brain’s temporo-spatial dynamics,
we require first-person neuroscience – the latter
(and related conceptions as you indicate)
is thus a methodological tool to investigate
my hypothesis of temporo-spatial dynamics
providing the “common currency” of neuronal
and mental features. And, as I postulate that
finding out and identifying the “common currency”
will provide a consistent or, as I say,
a plausible conception of consciousness in
both ontological and empirical (and also epistemological)
terms.
Bibliography:
Craver C. (2009), Explaining the Brain, Oxford
University Press, Oxford.
Northoff G. (2004). Philosophy of the Brain: The
Brain Problem. Advances in Consciousness Research.
Northoff G. (2013). Unlocking the Brain: Volume
2: Consciousness. Oxford University Press.
Northoff G. (2014). Minding The Brain: A Guide
to Philosophy and Neuroscience. Red Globe
Press.
Northoff G. (2018). The Spontaneous Brain From
the Mind–Body to the World–Brain Problem.
The MIT Press
Northoff G., Heinzel A. (2006). First-Person
Neuroscience: A new methodological approach
for linking mental and neuronal states. Philosophy
Ethics and Humanities in Medicine: 1(1).
Walter (2018). Trzecia fala biologicznej psychiatrii.
Piąte Piętro Bydgoskie Czasopismo Filozoficzne
3/2018: 13-31.
24 P
P
25
P
P
Piąte Piętro
4/2019
KSIĄDZ AUGUSTYN JAKUBISIAK JAKO
MÓWCA I PIEWCA UNIWERSALNYCH
WARTOŚCI.
KRÓTKA LEKTURA DZIEŁA
„O WOLNOŚĆ SYNÓW BOŻYCH"*
Bartłomiej K. Krzych
Ksiądz Augustyn Jakubisiak (1884-1945) był
jedną z nietuzinkowych postaci polskiej myśli
filozoficznej na emigracji, zwłaszcza w okresie
dwudziestolecia międzywojennego, kiedy
to opublikował swoje najważniejsze dzieła1.
O wyjątkowości polskiego kapłana świadczą
nie tylko głoszone przez niego poglądy, które
obejmowały wszystkie ważniejsze obszary badań
filozoficznych, ale również utrzymywanie
międzynarodowej sieci kontaktów (niekiedy
stających się przyjaźniami), jak też podejmowane
działania, zwłaszcza w wymiarze duszpasterskim
i polityczno-społecznym.
Jakubisiak został zapamiętany jako niestrudzony
obrońca jednostki – indywiduum, wnikliwy
filozof nauki i przyrody, wytrwały krytyk
totalitaryzmu, znawca filozofii polskiej, a nade
wszystko jako gorliwy kapłan, duszpasterz
i orator2. W swoich mowach i kazaniach, a także
wydawanych dziełach, Jakubisiak często
podejmował kwestie związane z moralnością
i etyką chrześcijańską, dla których pojęcia składające
się na platońską triadę (prawda – dobro
– piękno), są kluczowe. Należy zaznaczyć, że
owe trzy naczelne wartości w myśli chrześcijańskiej,
której główne nurty wzrastały na podłożu
tzw. filozofii klasycznej, są transcendentalnymi
wyrazami bytu i jego działań (zwłaszcza
rozumnego – czyli człowieka), co ilustruje słynna
scholastyczna zasada głosząca zamienność
bytu i dobra („ens et bonum convertuntur”).
Przekładając to na moralność i etykę, można
stwierdzić, że tylko czyny dobre są uważane
za prawdziwe, tj. zgodne z prawem Bożym
i wynikającym z niego prawem naturalnym,
w zgodzie z którym winno być tworzone prawo
stanowione. Czyny dobre pozwalają człowiekowi
osiągać prawdziwy rozwój jego natury,
co w praktyce przekłada się na utwierdzanie go
w działaniu cnotliwym (cnota jest traktowana
jako pewna stała zdolność do czynienia dobra).
Jakubisiak umiejętnie potrafił rozważania teoretyczne
wiązać ze wskazówkami praktycznymi,
czym zjednywał sobie słuchaczy w czasie
licznych wystąpień i przemówień o charakterze
religijnym lub patriotycznym3.
O tym, że polski kapłan był dobrym mówcą
i pisarzem świadczą co najmniej dwa fakty.
* Praca finansowana ze środków budżetowych na naukę w latach 2018–2021, jako projekt badawczy w ramach programu „Diamentowy Grant”
(decyzja 0002/DIA/2018/47 z dnia 18 lipca 2018 roku, umowa 0002/DIA/2018/47 z dnia 7 września 2018). Oficjalna strona internetowa projektu:
www.augustyn-jakubisiak.pl. Tekst ten jest pokłosiem referatu Triada platońska w mowach i przepowiadaniu ks. Augustyna Jakubisiaka wygłoszonego
podczas Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Język nasz ojczysty – prawda, dobro, piękno”, która odbyła się na Uniwersytecie Rzeszowskim
w dniach 21-22 lutego 2019.
1
Jakubisiak (1927) i (1936b).
2
Ważniejsze informacje biograficzne i bibliograficzne, z uwzględnieniem aktualnego stanu badań nad myślą Jakubisiaka, podaje Bartłomiej K.
Krzych (2018).
3
O sile osobowości Jakubisiaka świadczą jego uczniowie i przyjaciele, np. Irena Gałęzowska (1947) i Halina Micińska-Kenarowa (2003: ).
Pierwszym jest zaliczenie Jakubisiaka do grona
stu największych polskich oratorów XIX i XX
wieku przez Antoniego Bednarka, który wypowiada
się o nim następująco:
[Jakubisiak] wszystkimi swoimi mowami oryginalnie
(dzięki podłożu filozoficznemu) kontynuował
XIX-wieczny dyskurs uchodźczy
o polskich losach, którym przeniknięte było
oratorstwo czasów niewoli (…). Filozofia Jakubisiaka,
jego chrześcijańska etyka wolności
i odpowiedzialności (przezwyciężająca idealistyczne
i materialistyczne determinizmy, które
prowadziły do totalitaryzmu) staje się podstawą
oratorskiego przesłania o optymizmie wiary,
nadziei i wytrwałości (Bednarek 2008: 88,
89).
Drugi fakt ma związek z działalnością pisarską
Jakubisiaka i jest mało znany. Dotyczy przedstawienia
jego kandydatury w 1935 roku do
Nagrody Nobla przez Franciszka Pułaskiego, delegata
Polskiej Akademii Umiejętności w Paryżu
i wieloletniego dyrektora Biblioteki Polskiej
w Paryżu, z którą przez długie lata Jakubisiak
był blisko związany. Do propozycji tej jednak
negatywnie ustosunkowało się Ministerstwo
Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego
(w roku 1936)4, co oczywiście skutkowało
zablokowaniem dalszych procedur. Niemniej
próba przedstawienia Jakubisiaka do Nagrody
Nobla jest faktem wymownym.
Nie sposób omówić wszystkich dzieł polskiego
kapłana, w których pojawiają się fragmenty
dotyczące trzech wielkich wartości transcendentalnych
(zarówno w ujęciu teoretycznym
jak i praktycznym). W pewnej mierze traktatem,
który jest im poświęcony jest pośmiertnie
opublikowany zarys etyki, będący owocem
wieloletniej pracy i rozmyślań Jakubisiaka (Ja-
kubisiak 1948). W tym miejscu jednak główny
cel będzie stanowić przedstawienie wybranych
fragmentów jednego z mniejszych i wcześniejszych
– ale ukazujących już jego dojrzałą myśl
– teologiczno-filozoficznych dzieł Jakubisiaka.
Jednym z takich dzieł jest zbiór zatytułowany
O wolność Synów Bożych, którego treść stanowią
kazania (homilie) Jakubisiaka głoszone
z okazji różnych dni, świąt i uroczystości liturgicznych
(Jakubisiak 1936a). Według cytowanego
już Bednarka zbiory kazań i przemówień
Jakubisiaka to „teksty zwarte, zwięźle wyłuszczające
istotę rzeczy, która w pewnym momencie
bywa sentencjonalnie (z odpowiednią
wówczas dozą podniosłości) sformułowana”
(Bednarek 2008: 89). Autor ten stwierdza również,
że szczególną wartość posiada zbiór Wytrwać
by zwyciężyć (1946), jednakże O wolność
Synów Bożych jest dziełem mniej znanym, ale
równie interesującym, zwłaszcza z religijnego
(chrześcijańskiego) punktu widzenia. Przedstawiony
wybór fragmentów pozwala z jednej
strony zorientować się w retorycznym talencie
Jakubisiaka, zaś z drugiej – wstępnie zapoznać
się z jego myślą i koncepcjami5.
Rozpocznijmy od kontekstu historyczno-politycznego
życia Jakubisiaka, dla którego najważniejszymi
wydarzeniami były dwie wojny
światowe oraz odzyskanie niepodległości przez
Polskę. Polski filozof pyta:
Władza klanu, rodu, narodu, klasy, rasy, państwa,
społeczeństwa lub jakiegobądź kolektywu,
czy nie uchodzi za tem mocniejszą
i sprawniejszą, im ściślej jest zjednoczona, zcentralizowana
w sobie samej, to znaczy im bardziej
podległe jej są wole poddanych jej jednostek?
I czyż nie mówi się dziś otwarcie za
większością filozofów i socjologów, że jedynem
antidotum na współczesne kryzysy polityczne,
4
Stosowna dokumentacja znajduje się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie (2/322/0/-/7251: 68-73). Dziękuję dr Łukaszowi Wolańskiemu za
pomoc w uzyskaniu kopii dokumentów.
5
Prezentowane fragmenty były publikowane od 3 listopada 2018 do 30 marca 2019 roku w ramach cyklu #sobota_z_Jakubisiakiem na
fanpage’u czasopisma interdyscyplinarnego „Amor Fati” (https://www.facebook.com/amorfati.czasopismo), gdzie były okraszane stosownym
komentarzem i ilustrowane materiałami zdjęciowymi. Wybór dzieła O wolność Synów Bożych podyktowany jest, z jednej strony, jak to zostało już
wskazane, zawartością treściową, która reprezentuje ukształtowane już poglądy filozoficzno-teologiczne Jakubisiaka; z drugiej zaś – faktem braku
powszechnego dostępu do tej książki (w cyfrowych repozytoriach i bibliotekach nie ma jej elektronicznych wersji; realizacja dalszych zadań projektu
naukowego zakłada digitalizację tej oraz pozostałych do tej pory nie dostępnych książek Jakubisiaka). W prezentowaniu kolejnych fragmentów
przyjęto porządek chronologiczny (wg stron).
28 P
P
29
P
P
Piąte Piętro
4/2019
społeczne i ekonomiczne jest konsekwentna racjonalizacja
ludzi, niwelująca wszelkie różnice
indywidualne, sprowadzająca konkretną wielość
do abstrakcyjnej wspólności i jedności? (...).
Ważniejszem jest pytanie, jak rozwiązać kwestję
wolnej woli indywidualnej, niezbędnej do
zasadniczego celu życia ludzkiego, a jednocześnie
dla tegoż życia tak często szkodliwej? Kto
nauczyć może człowieka dobrego władania swą
wolną wolą? Gdzie jest mądrość, gdzie światło,
gdzie kodeks moralny, w którymby też wola
indywidualna znalazła dla siebie nieomylne
wskazania, jak postępować powinna względem
siebie, bliźnich i Boga? (Jakubisiak 1936a: 10).
Konkretyzm jednostki – indywiduum jest przeciwstawiony
abstrakcyjności tego, co ogólne.
O wartości jednostek – indywiduów świadczy
rozum, który zawsze przynależy konkretnym
ludziom:
Rozum nie jest władzą, wynikającą z samego
faktu przynależności do tak zwanej u nas „inteligencji”
czyli klasy oświeconej społeczeństwa.
Rozum nie może być uważany za przywilej,
przysługujący pewnej grupie ludzi; jest on
przeciwnie darem poszczególnych jednostek,
darem wyłącznie osobistym, darem nie przywiązanym
ani do urodzenia, ani do pieniędzy,
ani do jakiegokolwiek szczebla hierarchji socjalnej
(Jakubisiak 1936a: 19-20).
Dziś temat wolności religijnej i szeroko pojętego
ekumenizmu jest niezwykle modny. W czasach
Jakubisiaka był to temat znacznie mniej
eksploatowany, niemniej polski filozof i w tym
temacie zabierał głos:
Na ustach ludzi są dziś hasła swobody i wolności.
O wolność przelewają się od wieków potoki
krwi ludzkiej. W imię wolności dokonywują
się rewolucje i przewroty społeczne. W świetle
Ewangelji dzisiejszej [Łk 2, 42-52] oceńmy, co
warta jest wolność, która paraliżuje swobodę
stosunku człowieka do Boga. Zdajmy sobie
sprawę, czy może być mowa o wolności religijnej
tam, gdzie od jednostki żąda się bezwzględnego,
na wszystkie dziedziny rozciągającego
się posłuszeństwa tej czy innej władzy ludzkiej
(Jakubisiak 1936a: 28).
Z wolnością religijną nierozerwalnie łączą się
kwestie powszechnej tolerancji i braterstwa:
Prawdziwej jednak zgody z sobą samym i z Bogiem
niema i być nie może bez zgody z bliźnimi.
Dlatego to powołaniem chrześcijanina jest
zachować pokój z ludźmi: nietylko ze swoimi,
ale i z obcymi, nietylko z rodakami, z ziomkami,
ale i z obcokrajowcami, nietylko z przyjaciółmi,
ale i z nieprzyjaciółmi (Jakubisiak 1936a: 32).
Dobrych relacji z innymi nie można jednak
budować i utrzymywać bez właściwych relacji
z samym sobą – co powszechnie nazywa się pokojem
wewnętrznym. O jego istocie Jakubisiak
pisze:
Na czem więc polega istota pokoju wewnętrznego?
Na harmonijnem pogodzeniu i zaspokojeniu
duchowo-cielesnych potrzeb naszego
jestestwa. A ponieważ wśród tych potrzeb istnieje
pewien istotny porządek hierarchiczny,
pogodzenie ich i zaspokojenie o tyle tylko jest
harmonijne, o ile porządek ten jest zachowany.
A więc, potrzeby ciała naszego winny być
podporządkowane potrzebom duszy i służyć
takowym, a nie odwrotnie (Jakubisiak 1936a:
34).
Podejmując szerzej kwestie społeczne, Jakubisiak
w pewnej mierze wyprzedza swoją epokę,
ponieważ pamiętając, że psychologia tłumu
w czasach, w których polski kapłan pisał poniższe
słowa, była w powijakach, trzeba oddać
słuszność jego intuicjom:
Dlaczego jednak tłum nie wie, co czyni? Czemu
zbiorowe sądy są tak błędne, dalekie od prawdy,
fałszywe? (...) Duchowy poziom zbiorowości
niższy jest naogół od poziomu poszczególnych
członków tychże zbiorowości. Zjawisko
to określa dobitnie znane adagium dawnych
Rzymian: Senatores – boni viri; senatus – mala
bestia (Jakubisiak 1936a: 50).
Ludzie to nie tłum, ale konkrety wchodzące
w relacje między sobą. To nie od tłumu zależy
powszechny pokój i zgoda, ale od jednostek.
O bezpośrednich relacjach z innymi Jakubisiak
pisze:
Pokój z bliźnimi jest uszanowaniem w drugich
tej jedności wewnętrznej, której zachowanie
w nas samych jest elementarnym obowiązkiem
naszego życia. Stąd wynika, że pokoju z bliźnimi
nie może zachować ten, kto jest w stanie
wewnętrznego niepokoju czy rozterki z samym
sobą (Jakubisiak 1936a: 59).
Przejdźmy do kolejnego tematu rozważań Jakubisiaka,
jakim jest odzyskanie przez Polskę
niepodległości w 1918 roku. Oto jej echa ubrane
w słowa polskiego myśliciela:
Nie ulega wątpliwości, że różne czynniki złożyły
się na wyzwolenie Polski. Obok działania
samych Polaków, walczących świadomie dla
dobra Ojczyzny, zaważyły tam wpływy obce,
niekiedy życzliwe, częściej obojętne, czasami
nawet wprost wrogie Polsce. Mylą się jednak
ci, co wpływom tym przypisują rolę decydującą.
Bo działaniem sił zbiorowych, nieświadomą
następstw akcją mas, kierowała świadoma
wola Boga i człowieka. Dowodem tej ostatniej
są wszczęte zaraz po wybuchu wojny i późniejsze
powojenne dochodzenia i karania sprawców
i winowajców wojny. Tam więc, gdzie jest
mowa o osobistej odpowiedzialności, tam jest
również miejsce dla osobistej zasługi. Jak niegdyś
o upadku, tak obecnie o powstaniu Polski
zadecydowała skutecznie wola jednostek (Jakubisiak
1936a: 66-67).
Jakubisiak zajmował się filozofią polską i wpływem
na nią heglizmu. Podejmował również
wątki dotyczące romantyzmu (m.in. myśli Augusta
Cieszkowskiego). Choć nie zgadzał się
z ideą mesjanizmu, wiedział bowiem jakie są
jego konsekwencje, to uznawał działanie Bożej
Opatrzności, jednakże nie traktował jej w sposób
fatalistyczny. Używając dzisiejszej terminologii,
powiedzielibyśmy, że nie wiązał jej
z modelem ściśle interwencjonistycznym, który
nadawałby bezwzględną konieczność biegowi
historii – jej wypadki są zależne od działania
wolnych indywiduów:
Potrzeba nam ludzi ofiarnych, bezinteresownych,
ludzi naprawdę wolnych, których przekonania,
sądy, czyny, są niezależne od widoków
osobistego zysku, lub próżnej chwały, ludzi nie
działających dla efektu, poklasku, ludzi czystego
serca, brzydzących się najdrobniejszym
kompromisem ze złem, ludzi pokoju i miłosierdzia,
tłumiących w sobie i poza sobą zarzewie
gniewu i nienawiści. Bez takich ludzi najlepszy
nawet rozwój stosunków politycznych, najpomyślniejszy
stan ekonomiczny, nie zabezpieczmy
przyszłości naszej (Jakubisiak 1936a: 68).
Według Jakubisiaka nie można budować społecznego
ładu i porządku w oderwaniu od podstawowych
wartości składających się na platońską
triadę. Wzywa do iście chrześcijańskiego
wysiłku zwyciężania zła dobrem we wszelkich
sytuacjach życia:
Niekończącemu się naturalnie działaniu prawa
odwetu, wytwarzającemu coraz to straszliwsze
spustoszenia wśród ludzi, kres położyć może
nadprzyrodzona miłość bliźniego. Ona jedna
przeciwstawić się może, jako wał ochronny
potężniejącej przez wieki lawinie rewanżów,
prywatnych, politycznych i społecznych. Żadne
zabiegi polityków i dyplomatów, żadne kombinacje
doktrynerów, żadne wreszcie działania
menerów ludu, nie zaprowadzą prawdziwego
ładu i sprawiedliwości, wśród ludzi, a zwiększą
tylko sumę zła w świecie: zło to zwyciężą orężem
dobra, czyli miłością, synowie Boży (Jakubisiak
1936a: 75).
Zwracając się ku polityce, trzeba szczególnie
przypatrywać się tym jednostkom, które posiadają
władzę lub próbują ją zdobywać lub w jakikolwiek
sposób uzurpować
Istnieje wszakże pewna kategorja ludzi, co do
których mamy prawo, a nawet obowiązek badać
wewnętrzną wartość tego, co mówią lub czynią.
30 P
P
31
P
P
Piąte Piętro
4/2019
Są to ludzie, którzy zwracają się do nas, by nam
narzucić swoje zasady, hasła, idee, poglądy i by
uczynić z nas wyznawców i propagatorów takowych
(Jakubisiak 1936a: 87).
Jasne jest więc, że:
Nie można więc polegać na samych ideach, hasłach
i zapewnieniach słownych - trzeba zwrócić
uwagę na czyny i na życie tych, co je głoszą (Jakubisiak
1936a: 89).
Nawiązując do polskiej konstytucji, Jakubisiak
zauważa też, że żadne prawo stanowione nie
jest w stanie objąć wszelkich działań ludzkich,
ponieważ ich źródłem jest wolność. Można zaryzykować
stwierdzenie, że im bardziej szczegółowe
prawo, tym bardziej będzie ono opresyjne
względem konkretnych ludzi. Pomyślność danej
grupy (narodu) jest więc zależna nie od abstrakcyjnych
reguł prawnych, ale od stanowiących ją
jednostek:
Szlachetne i głęboko moralne były dążenia
Konstytucji Trzeciego Maja, zasadzającej ogólną
pomyślność narodu na pomyślności wszystkich
składających go członków i dlatego pragnącej
zabezpieczyć los każdego mieszkańca ziemi
Polskiej. Pragnienie to jednak, wyrażające ideał
do którego późniejsze konstytucje Polski zbliżać
się powinny, nie może być przez żadną z nich
całkowicie osiągnięte. Żadne prawodawstwo
ludzkie nie zdoła przewidzieć, ani określić zgóry
tego co poszczególnym jednostkom potrzeba do
ich szczęścia, żadne Państwo, żaden rząd nie jest
w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb swych
poddanych (Jakubisiak 1936a: 118).
Słowem:
Reforma więc jednostki jest podstawą prawdziwej
reformy społecznej (Jakubisiak 1936a: 131).
Swoją myśl Jakubisiak wyraża jeszcze następująco:
Każda ustawa ludzka, choćby najsprawiedliwsza
sama w sobie, stwarza w zastosowaniu nieunikniony
konflikt między jednostką a społeczeństwem,
to znaczy między tem, co jednostka
uważa za swoją słuszną potrzebę i prawo, a tem,
co narzucają jej z zewnątrz. Trzeba doprawdy
wielkiej naiwności lub zdecydowanej złej woli,
by głosić, że polityczny lub społeczny program
tej czy innej partji zadowoli wszystkich (Jakubisiak
1936a: 135).
Takie postawienie sprawy prowadzi w konsekwencji
do stwierdzenia, że całkowita państwowo-prawna
ingerencja w sprawy i życie jednostek,
nie jest w stanie zapewnić dobrobytu
materialnego ani duchowego (moralnego):
I tu właśnie tkwi największy błąd modnej dziś
ideologji etatyzmu, opierającej dobro obywatela-jednostki
na najdalej i najgłębiej idącej ingerencji
i interwencji Państwa. Zapewne, grupa
ludzi stanowiących rząd, może tem dłużej utrzymać
się u władzy, im bardziej wmówi w masy,
że jej program jest warunkiem powszechnego
dobra, nie może jednak łudzić się długo, że tak
pojmowane dobro w rzeczywistości wszystkich
uszczęśliwi. Bo jak niepodobieństwem jest
z góry określić, ile i jakich środków danej jednostce
potrzeba do osiągnięcia celu jej życia, tak
również niepodobna jest państwu wydawać
praw odpowiadających ściśle potrzebom i obowiązkom
każdego poddanego (Jakubisiak 1936a:
136).
Jasne jest więc, że w centrum działań społecznych,
ale i indywidualnych, powinien stać konkretny
człowiek:
[W] hierarchji naszych posług, starań i zainteresowań
miejsce pierwsze mieć powinni ludzie
żywi, konkretni, a nie abstrakcje i oparte na
tychże instytucje zbiorowe (Jakubisiak 1936a:
153).
Wszyscy ludzie zaś powinni dbać raczej o dobra
niematerialne, niż materialne, co odpowiada
ewangelicznym wskazaniom dotyczącym bogactwa.
Jakubisiak pisze:
Z chęcią zdobycia lub powiększenia dóbr ziemskich
łączy się troska o ich zachowanie. Troska
ta literalnie zjada wielu ludzi. Nietylko nie daje
im chwili spokoju, nietylko zatruwa im życie
i przyprawia ich o choroby ciała i duszy, jak
neurastenja, paranoja, manja prześladowcza, szał
i warjactwo, ale doprowadza ich nawet do samobójstwa
(Jakubisiak 1936a: 165).
Motorem i źródłem ludzkich działań nie powinny
być więc rzeczy przygodne i zniszczalne, ale
to, co wykracza poza materię:
Oto warunki dla szczerego wyboru, dokonanego
bez przymusu, reklamy, ani widoków materjalnego
zysku, ale jedynie z uznania i przekonania
wewnętrznego: prawda bowiem idei, jak
i prawda życia mówi sama za siebie tym, którzy
jej szukają (Jakubisiak 1936a: 195).
Człowiek winien więc nieustannie nad sobą
czuwać i badać swoje intencje oraz motywacje,
bowiem:
Kto z nas nie zaznał żądła tej czy innej ‚własnej’
pożądliwości? (...) jak mówi o tem adagium
dawnych Rzymian: Trahit quemque sua voluptas
(Jakubisiak 1936a: 204).
Jak więc widzimy Jakubisiak główny nacisk
kładzie na indywiduum – jednostkę, konkretnego
człowieka, bowiem działania nas wszystkich
budują rzeczywistość zarówno naszą jak i wokół
nas. Indywidualne wolności (jakimi są ludzie)
nie są bowiem – według Jakubisiaka – w sposób
absolutny determinowane ani przyrodniczo,
ani w sposób nadnaturalny (przez Boga lub wartości),
a więc ich decyzje i działania nie mogą
być całkowicie uzależnione od zewnętrznych
warunków lub przyczyn, co z kolei oznacza nie
tylko istnienie osobistej odpowiedzialności (zarówno
za siebie, jak i za innych oraz wspólnotę),
ale i konieczność podejmowania nieustannego
trudu wzrastania w tym, co kultura zachodnia
wtłoczyła w pojęcia cnoty i mądrości.
Podsumowując: zauważamy, że język ks. Augustyna
Jakubisiaka jest żywy, że jego mowy
i kazania były przygotowywane z polotem oratorskim
i retorycznym, a jednocześnie są bogate
w wyraziste i przemawiające do wyobraźni słuchaczy
(oraz czytelników) treści. Jakubisiak był
myślicielem zarówno oryginalnym, jak i przenikliwym,
potrafił odnosić się do wielorakich
aspektów życia i myśli oraz poddawać je twórczej
analizie i interpretacji, czego – jako kapłan
katolicki – dokonywał z perspektywy chrześcijańskiej.
Uderza również fakt dojrzałości i konsekwencji
myśli przedstawionej w omawianym
dziele – konglomerat zaprezentowanych fragmentów
układa się w całość, której wspólnym
mianownikiem jest indywiduum.
Bibliografia:
Archiwum Akt Nowych w Warszawie, jednostka
aktowa 2/322/0/-/7251.
Bednarek A.,(2008). Setnik oratorów polskich
XIX i XX wieku, Wydawnictwo Katolickiego
Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin.
Gałęzowska I., (1947). Ksiądz Augustyn Jakubisiak,
Biblioteka Polska i Towarzystwo Historyczno-Literackie,
Paryż.
Jakubisiak A., (1948). Nowe Przymierze. Z zagadnień
etyki, Komitet Wydawniczy Dzieł Księdza
Augustyna Jakubisiaka, Paryż.
Jakubisiak A., (1946). Wytrwać by zwyciężyć,
Paryż.
Jakubisiak A., (1936a). O wolność Synów Bożych.
Rozważania na tle Ewangelji, Towarzystwo
Kultury Katolickiej, Łódź.
Jakubisiak A., (1936b). La pensée et le libre arbitre,
Vrin, Paris.
Jakubisiak A., (1927). Essai sur les limites de
l’espace et du temps, Félix Alcan, Paris.
Krzych B., (2018). Ksiądz Augustyn Jakubisiak –
słowo o zapomnianym polskim myślicielu i badaniach
nad jego spuścizną, „Wschodni Rocznik
Humanistyczny”, t. XV, nr 1, s. 113-125.
Micińska-Kenarowa H., (2003). Długi wdzięczności,
Biblioteka „Więzi”, Kraków.
32 P
P
33
P
P
LAS
Prace są efektem długiego procesu twórczego. Początkowo składały się na jeden duży obraz, który po wyschnięciu został pocięty na kilka mniejszych. Naciągnięte małe obrazy tworzą
wspólnie jeden poliptyk, jednak każdy z nich stanowi równocześnie niezależne dzieło.
Praca brała udział w Wystawie Końcoworocznej Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu w 2015 roku. Wystawiona w Muzeum Narodowym w Krakowie.
Piąte Piętro
4/2019
34 P
P
35
P
P
Piąte Piętro
4/2019
(NEURO)FENOMENOLOGIA
REALNOŚCI
Mateusz Chról
1. Wstęp
Zanim człowiek uobecni się w świecie, świat
musi najpierw uobecnić się w człowieku. Oczywiście
w literalnym sensie obecność materialna,
obiektywna ma pierwszeństwo przed subiektywnym
poczuciem obecności w rzeczywistości.
Noworodek nie jest świadomy swojego istnienia,
zdolność ta przychodzi z czasem. Jednakże to
co rozumiemy przez specyficznie ludzki kontekst
uobecniania się w świecie – realizowanie planów,
budowanie relacji interpersonalnych, tworzenie
kultury – nie może zajść bez uprzedniego
poczucia osadzenia w środowisku, bycia czymś
odrębnym i jednocześnie integralną częścią otoczenia,
słowem – swoistego wrażenia realności.
2. Realizm i racjonalizm
Zagadnienie warunków istnienia świata oraz
zwątpienie w jego realność są nierzadkimi motywami
pojawiającymi się w europejskiej tradycji
intelektualnej. Próba racjonalnego ugruntowania
realizmu, czyli tezy zgodnie z którą
istnieje świat zewnętrzny, niezależny od podmiotu
poznającego i jego subiektywnych spostrzeżeń,
spędzała sen z powiek wielu filozofom.
W istocie – doświadczenie snu stanowiło mocny
argument co do wątpienia w realność istnienia
codziennej rzeczywistości. W „Medytacjach o filozofii
pierwszej" René Descartes (2010) wskazuje
na brak kryterium rozróżnienia jawy od snu
co sugeruje iż doświadczane zjawiska mogą być
złudzeniem, zależnym od podmiotu doświadczenia,
niefortunnie projektowanym przez sferę
jego subiektywności. Kartezjusz jednak przezwycięża
zwątpienie i wyprowadza za pomocą
racjonalnej argumentacji wniosek o tym, iż
świat poznawany istnieje w rzeczywistości. Chociaż
rozważania Kartezjusza były podejmowane
jeszcze we wczesnej nowożytności, współcześni
filozofowie również angażowali się w ten problem.
W tym miejscu warto przywołać chociażby
polskiego przedstawiciela szkoły fenomenologicznej
Romana Ingardena i jego dzieło „Spór
o istnienie świata" (1960), czy amerykańskiego
filozofa analitycznego Hilary’ego Putnama, wraz
z jego książką „Wiele twarzy realizmu” (2013).
Wkład tych filozofów w konceptualizację zagadnienia
realności i jej racjonalnego uzasadnienia
jest z pewnością wysoki i nieprzeceniony. Rozważając
to zagadnienie pójdę innym tropem,
aniżeli racjonalistyczni myśliciele. Zamiast pytać
o realność świata istniejącego, spytam o charakter
i warunki doświadczenia jego realności.
Celem niniejszego tekstu jest urefleksyjnienie
i próba wyjaśnienia tego co nazywam fenomenologią
realności – wyabstrahowanie specyficznego
aspektu przeżyć subiektywnych, w którym
świat jawi się jako realny. Nie korzystam
tutaj z metody fenomenologicznej par excellence,
moje podejście jednak łączy się z nurtem
fenomenologicznym w założeniu, że istnieją
bardziej pierwotne i źródłowe sposoby poznania
aniżeli poznanie za pomocą pojęć czy wnioskowań
(Ingarden, 1974: 44-78). Jedną z głównych
tez niniejszego tekstu jest stwierdzenie, że
bezpośredni, kontakt ze światem (w tym przeświadczenie
o jego realnym istnieniu) jest uzyskiwany
w naoczny, przedrefleksyjny sposób
(Husserl, 1999). Ponadto dzielę z fenomenologią
przekonanie, że uniwersum wrażeń pierwszoosobowych
może być ważnym i płodnym
poznawczo przedmiotem badań.
3. Ukryte twarze realizmu
Zgodnie z prezentowanym tutaj stanowiskiem
przekonanie o realnym istnieniu świata, nie
ma źródła racjonalnego i pojęciowego, ale jakościowy
i przedracjonalny/przedrefleksyjny.
W tym kontekście warto przywołać koncepcję
niemieckiego filozofa Thomasa Metzingera dotyczącą
genezy subiektywności, którą nazywa
modelem siebie (self model theory) (2003a,
2009).
Metzinger tworzy teorię, w której wyjaśnia
źródło subiektywnego doświadczenia bycia
podmiotem. Sprowadza bycie Ja, do fenomenalnego
doświadczenia bycia Ja. Jednakże fenomenalne
doświadczenie Ja nie desygnuje
żadnej substancjalnej jaźni, tajemniczego
obiektu, który tkwiłby u podłoża myśli i aktów
umysłowych, niczym kartezjańskie res cogitans.
Organizm ludzki wraz z jego wszystkimi
funkcjami kognitywnymi jest tu traktowany
jako system przetwarzający informacje. Metzinger
postuluje jednostkę teoretyczną, którą
nazywa modelem siebie, który stanowi globalną
reprezentację systemu jako całości (Metzinger,
2009: 135). Filozof posługuje się tutaj
pojęciem reprezentacji zaczerpniętym z dyskursu
kognitywistycznego. Reprezentacja ma
polegać na symulowaniu w umyśle pewnego
procesu/obiektu istniejącego poza nim. Jej powstawanie
polega – w dużym skrócie – na przetwarzaniu
przez mózg pewnych wejściowych
sygnałów i ich wyjściowego produktu, który
pełni funkcję informującą. System poznawczy
człowieka tworzy reprezentacje poszczególnych
obiektów (wewnętrznych i zewnętrznych), które
integruje w globalny model świata. Z tego
globalnego modelu świata zostaje wydzielony
model siebie, który odpowiada za subiektywne,
fenomenalne poczucie bycia Ja.
«[...] subiektywnie doświadczana treść Ja fenomenalnego
jest treścią reprezentacyjną aktualnie
aktywnej struktury danych w centralnym
układzie nerwowym systemu.» (Tamże)
Model siebie jest stanem reprezentacyjnym
mózgu, który powstaje w wyniku subosobowych
procesów kompleksowego scalania
sygnałów płynących z ciała i różnych części
mózgu. Takie scalanie informacji pozwala na
stworzenie multimodalnego, globalnego i zintegrowanego
stanu reprezentacyjnego organizmu
jako całości. Według Metzingera konstytuowanie
się modelu siebie pełni istotne
role przyczynowe na poziomie funkcjonalnym
(1), pozwala na interakcję organizmu (tj. ciała
i układu nerwowego) z sobą samym, sprawny
przebieg procesów bioregulacyjnych (homeostazy)
oraz tworzenie wielokrotnych sprzężeń
zwrotnych między odrębnymi stanami cielesnymi
(2), umożliwia świadome działania
w świecie, koordynację czuciowo-ruchową
oraz efektywną interakcję z otoczeniem, która
wymaga sensomotorycznej integracji, w której
ciało jako agent motoryczny jest funkcjonalną
całością (poszczególne kończyny nie tworzą
chaotycznych, bezwolnych ruchów, tylko organizują
się i wzajemnie współdziałają). Model
siebie jest realizowany przez nieświadome, subosobowe
procesy układu nerwowego, może
jednak przerodzić się w fenomenalny, świadomy
model siebie, który tworzy pierwszoosobową
perspektywę bycia podmiotem. PSM (ang.
phenomenal self model) jest szczególnie interesujący,
jeżeli chodzi o prymarne w tym kontekście
zagadnienie jakim jest doświadczenie realności.
Metzinger opisuje cechy fenomenalnego
doświadczenia w kontekście świadomości siebie
i świadomości otoczenia. Poprzez integrację
danych cielesnych, neuronalnych i sensorycznego
wejścia system tworzy symulację samego
siebie i symulację środowiska w którym żyje.
System musi tworzyć model Ja i współzmienny
z nim model Realności – aby zapewnić sobie
przetrwanie, niezbędny jest mechanizm
funkcjonalny, który będzie różnicował sygnały
pochodzące z otoczenia, od tych pochodzących
z wnętrza organizmu (Metzinger, 2003a: 264).
Podkreśla to również niemiecki neurobiolog
i filozof Gerhard Roth, który stwierdza, że pod-
38 P
P
39
P
P
Piąte Piętro
4/2019
stawowe podsystemy reprezentacyjne, które
rozwija podczas ontogenezy żywy organizm,
to te które różnicują ciało od środowiska zewnętrznego
i pozwalają je wzajemnie identyfikować
(Roth, 2015).
Metzinger opisuje podstawowy komponent
pierwszoosobowej perspektywy jaką jest przezroczystość
fenomenalna (Metzinger, 2003b).
Przezroczystość fenomenalna polega na polega
na odczuwaniu siebie i świata – w sposób
niezakłócony i oczywisty – jako bezpośrednio
danych. Jest tą cechą, w której składniki
subiektywnego doświadczenia nie muszą być
pośrednio identyfikowane i pojęciowo przyporządkowywane
do określonych kategorii,
ale są prezentowane jako istniejące bezpośrednim
i naocznym kontakcie. Metzinger tłumaczy
w jaki sposób model siebie, staje się świadomym/fenomenalnym
modelem siebie:
«Świadome stany reprezentacyjne generowane
przez system są przezroczyste, to znaczy w swojej
treści nie reprezentują już samego faktu, że
są modelami.» (Metzinger, 2009: 149).
Według tej teorii odczuwanie świata i samego
siebie jako realnych, bierze się stąd, że system
nie rozpoznaje siebie jako modelu (tj. procesualnego
kompleksu reprezentacji) ale staje się
tym modelem i patrzy wprost przez swoje stany
reprezentacyjne. Jak pisze autor:
«W introspekcji proces konstrukcji jest nieobecny»
(Tamże: 150)
To właśnie (1) niejawność procesu konstrukcyjnego
(2) brak subiektywnego wglądu
w subpersonalny, reprezentacyjny charakter
genezy świadomego doświadczenia (3) brak reprezentacji
samego nośnika reprezentacji; sprawiają,
że podmiot bierze za przyczynę procesu
poznawczego to co w rzeczywistości jest jego
skutkiem i efektem wyjściowym. Dzieje się to
między innymi dlatego, że mózg sam nie jest
unerwiony i nie posiada żadnych narządów
zmysłów, nie może zatem tworzyć reprezentacji
samego siebie (Poczobut, 2014).
Wrażenie realności obecne w poznaniu potocznym,
jest bliskie stanowisku filozoficznemu,
które nazywa się z naiwnym realizmem (Stępień
2007). Zgodnie z naiwnym realizmem,
rzeczywistość zewnętrzna jest dokładnie identyczna,
z tą która jest dana w subiektywnym
doświadczeniu zmysłowym. Koncepcje Metzingera
wskazują na to, że przeświadczenie
o realności doświadczanego świata, ma charakter
niepojęciowy i niepropozycjonalny, występuje
jako implicytne i transparentne wrażenie
w sferze fenomenalnej.
«Naiwny realizm nie jest przekonaniem czy
postawą intelektualną, ale cechą samego fenomenalnego
doświadczenia.» (Metzinger, 2009:
150).
Czysto fenomenalna charakterystyka tego
przeświadczenia, oznacza, iż ma charakter nieinferencyjny
– nie jest wyprowadzane z żadnych
wcześniejszych założeń, ani nie stanowi
konkluzji wynikania logicznego z racjonalnie
ugruntowanych przesłanek. Językowa artykulacja
realności na poziomie propozycjonalnym,
ma wtórny charakter wobec jej jakościowego,
pierwotnego wrażenia na poziomie fenomenalnym.
4. Kruchy konstrukt zwany realnością, czyli
zaburzenia pozytywnej fenomenologii realności
Świat, którego doświadczamy na co dzień z konieczności
wydaje się nam rzeczywisty i oczywisty,
tak jednak wcale być nie musi. Konstytucja
wrażenia naiwnego realizmu jest realizowana
przyczynowo w aktywności procesów subosobowych
(nieświadomych, automatycznych)
naszego układu nerwowego. Wskazują na to
przypadki pewnej specyficznej jednostki psychopatologicznej
jakim jest zespół depersonalizacji-derealizacji
(F48.1 w klasyfikacji ICD-10)
(Pużyński, Wciórka, 2000: 147). Zaburzenie to
polega na występowaniu u podmiotu swoistego
poczucia nierealności – w odniesieniu do
własnej osoby (depersonalizacja), bądź w odniesieniu
do otoczenia (derealizacja). Pierwszy
symptom stanowi zaburzenie świadomości samego
siebie, drugi zaś świadomości rzeczywistości.
Chociaż zazwyczaj dolegliwości współwystępują
i są traktowane jako jedna jednostka
chorobowa, to aby nie wykraczać poza zakres
problemowy w niniejszej pracy będzie mowa
jedynie o zaburzeniu derealizacji.
Istnieje pewna grupa psychopatologii, która
może być interesująca z punktu widzenia filozofii,
derealizacja jest właśnie jednym z nich. Pacjent,
który został dotknięty tym zaburzeniem,
doświadcza świata jako nierealnego, obcego
bądź sztucznego, ma wrażenie jakby śnił lub był
oddalony od otoczenia (Kaplan i in. 2004). Częstokroć
towarzyszy temu deficyt uczuć, wrażenie
alienacji od własnych przeżyć i emocji (Pużyński
i in., 2015: 326, 448-479). Chory na derealizację
doświadcza utraty swoistej fenomenologii
realności, przez co może zrodzić się u niego
wątpliwość w realność otaczającego go świata.
Biorąc pod uwagę niemalże oczywisty fakt, że
każde zaburzenie psychiczne jest spowodowane
dezintegracją funkcjonowania mózgu można
wyciągnąć wniosek, że fenomenalne wrażenie
realności jest konstytuowane przez niejawne
mechanizmy warunkujące, zlokalizowane przyczynowo
w aktywności układu nerwowego.
Aby dalej analizować swoistość doświadczenia
realności w odniesieniu do przypadku derealizacji,
pozwolę sobie sporządzić uproszczony
schemat:
dezintegracja funkcjonalna subosobowych procesów
systemu nerwowego → fenomenalne,
jakościowe wrażenie nierealności świata → konceptualizacja
i propozycjonalne wątpienie w realność
otoczenia
Jednak nie każdym przypadku przy objawach
derealizacji pacjent żywi silne przekonanie nt.
nierealności otaczającej rzeczywistości, zazwyczaj
swoista nierealność ma charakter czysto
fenomenalny, a chory ma pełną świadomość
swojego anomalnego stanu, co sprawia mu dyskomfort
i powoduje lęk (Wciórka, 2002: 387).
Należy rozgraniczyć objawy depersonalizacji-
-derealizacji (1) przy których pacjent zachowuje
krytycyzm i wgląd w chorobę, tj. trafnie rozpoznaje
subiektywność przyczyn zaburzonego doświadczenia
oraz (2) te którym brakuje krytycyzmu
i wglądu w chorobę – zaburzenie wówczas
nabiera urojeniowego charakteru i chory ma
rzeczywiście skłonność wierzyć, że otaczająca go
rzeczywistość jest nierealna albo obiektywnie
zniekształcona (Pużyński, Wciórka, 2000: 147).
W pierwszym przypadku objawy występują
wraz z depresją, pewnymi typami nerwic, bądź
zaburzeń lękowych. W drugim zaś w niektórych
rodzajach schizofrenii, lub zaburzeń dysocjacyjnych,
które stanowią znacznie poważniejsze
i dysfunkcyjne choroby. Jednak najbardziej drastycznym,
w którym chory doświadcza nierealności
są urojenia nihilistyczne, zwane Zespołem
Cotarda (Cotard, 1882). Chory na zespół Cotarda
ma jednocześnie subiektywne wrażenie (sfera
fenomenalna), jak i przekonanie (sfera propozycjonalna/doksastyczna)
o tym, że świat dookoła
nie istnieje, lub że on sam nie istnieje, bądź jest
martwy. Zespół Cotarda można kwalifikować
jako urojenie, co oznacza, że podmiot nie zdaje
sobie sprawy ze swojej choroby, przez co nie jest
w stanie odnieść się krytycznie do zaburzonego
doświadczenia. Współwystępuje on przy ciężkiej
depresji, jednak ze względu na jego rzadkość,
nie sporządzono jeszcze dokładnego modelu
etiologicznego tego zaburzenia.
Jeżeli chodzi o zespół depersonalizacji-derealizacji,
to prawdopodobnie stanowi reakcję kompensacyjną
na silną ekspozycję na lęk, bodźce
szokowe, urazy psychiczne, zmęczenie bądź stres
(Kaplan i in., 2004: 218). Może wystąpić również
jako skutek doświadczeń ekstatycznych, bezsenności
lub głębokiej medytacji (Pużyński i in.,
2015: 479). Istotnym jest fakt, że krótkotrwałe
objawy zespołu depersonalizacji-derealizacji
pojawiają się w niepatologicznych przypadkach
również u populacji zdrowej (Wciórka 2002:
388). W związku z tym odchodzi się od traktowania
go jako stanu stricte patologicznego. W dyskursie
pojawiają się postulaty, aby okresowe
40 P
P
41
P
P
Piąte Piętro
4/2019
stany odrealnienia traktować jako adaptacyjne,
umożliwiające odmienny wgląd we własne stany
psychiczne, jeden z alternatywnych stanów
świadomości (spośród których żaden nie jest
wyróżniony) które mogą stać się źródłem rozwoju
i inspiracji (Mudyń, 2012). Oczywiście takiego
ujęcia nie można zaaplikować do stanów
odrealnienia (otoczenia lub Ja) występujących
w schizofrenii lub zespole Cotarda, gdyż te mają
charakter niewątpliwe patologiczny i mogą być
niebezpieczne dla chorego.
5. Hipoteza interakcyjna
Z punktu widzenia filozoficznego temat jest
o tyle interesujący, iż badając subosobowe przyczyny
tych zaburzeń, będziemy mogli odkryć relacje
warunkowe, które konstytuują pozytywną
fenomenologię realności. W taki sam sposób jak
badając określone lezje prowadzące do chociażby
afazji, mogliśmy odkrywać struktury, które
realizują zdolności językowe w ich normalnej,
niezaburzonej aktywności. Atrybucja realności,
czy też pozytywna fenomenologia realności, jest
równoważna z brakiem dysocjacji, tudzież stanem
maksymalnej asocjacji (tamże) w którym
człowiek jest całkowicie zintegrowany z własnym
wnętrzem i stanami psychicznymi.
Interesującą próbę, wyjaśnienia w jaki sposób
generuje się poczucie rzeczywistości podjął polski
psychiatra i filozof Antoni Kępiński w swojej
książce pt. Schizofrenia.
«Zasadą kontaktu z otoczeniem jest bowiem
łuk receptoryczno-efektoryczny: spostrzeganie -
działanie. Świat uważa się za rzeczywisty wówczas,
gdy zamknie on powyższy układ w obwód
koła, tzn. gdy sam przyjmuje działanie naszych
efektorów i pobudza nasze receptory.» (1972: 118)
Hipoteza ta wydaje się być interesującym wkładem
teoretycznym, wymagającym jednak dalszej
problematyzacji i krytyki. Pozwolę ją określić
sobie jako hipoteza interakcyjna, gdyż opiera
się ona na aktywności podmiotu w środowisku,
oraz na równoczesnych sekwencjach reakcji, jakie
podmiot otrzymuje zwrotnie od środowiska
przez oddziaływanie przyczynowe w swoich
działaniach. Zgodnie z Hipotezą interakcyjną,
poczucie realności, jest czymś dynamicznym co
konstruuje się w procesie eksplorowania środowiska,
uczeniu się tego w jaki sposób działania
podmiotu oddziaływują na środowisko, a tym
samym w jaki sposób podmiot może oddziaływać
sam na siebie (zwrotnie) poprzez środowisko.
W takiej sieci interakcji, podmiot uczy się
tego, iż nie jest czymś całkowicie odseparowanym
od rzeczywistości, ale jest jej częścią. Wydaje
się to być interesujące szczególnie w kontekście
paradygmatu ucieleśnionego poznania
(embodied cognition), które akcentuje rolę
działania i cielesnej interakcji ze środowiskiem,
w procesie kształtowania się struktur i funkcji
poznawczych (Newton 2012; Ziemke 2015). Hipotezy
biorące pod uwagę w wyjaśnianiu szeroko
rozumiane ucieleśnienie mogą okazać się
owocne. Artykuły przeglądowe sporządzone na
podstawie szczegółowych badań empirycznych
sugerują, że wcześniej omawiane stany derealizacji-depersonalizacji
mają związek z nieprawidłowym
przetwarzaniem informacji interoceptywnych
(percepcji trzewnej, sygnałów
pochodzących z ciała) i afektywnych (Sterna,
Sterna 2018). Stanowi to silną przesłankę, aby
włączyć interakcję mózg-ciało, jako relewantną
w generowaniu poczucia rzeczywistości, na co
wskazywały również analizy Metzingera.
Inne badania, akcentując perspektywę ekologiczną
(środowiskową) donoszą, iż rzeczywiście
zaburzenie depersonalizacji-derealizacji dotyka
osoby o obniżonej aktywności zarówno
społecznej, jak i w ogóle egzystencjalnej; oraz
w braku sytuacji, w których osoba mogłaby
odczuwać kontrolę nad wydarzeniami (Mudyń,
2012). Jednakże należy zgłosić tutaj dwa
zastrzeżenia: (1) Czy swoista deprywacja społeczna,
spowodowana przez deficyty w kontaktach
społecznych jest powodem powstawania
tychże zaburzeń? Może się okazać że jest
na odwrót – izolacja i niedobór kontaktów są
spowodowane wtórnie, przez dokuczliwe poczucie
odrealnienia i to poczucie odrealnienia
jest powodem wycofania się. (2) Nie wiadomo
czy Kępiński mówiąc o poczuciu rzeczywistości
(sense of reality) nie mógł mieć na myśli poczucia
sprawstwa (sense of agency), gdyż opisywana
przez niego teoria wydaje się bardziej
odnosić do tej kategorii tj. poczucia sprawczości,
które generuje się w trakcie kontroli nad motorycznymi
akcjami w świecie. Anomalie w poczuciu
sprawstwa również są interesującym
ewenementem, występującym w niektórych
rodzajach schizofrenii gdzie chory ma wrażenie,
że nie ma kontroli nad swoimi działaniami
i jest sterowany przez różną od siebie istotę
(Jeannerod, 2008). Być może atrybucja realności,
tudzież pozytywna fenomenologia realności,
mają związek z pozytywnym poczuciem
sprawstwa. Jednakże z obecnego tutaj punktu
widzenia, poczucie sprawstwa traktujemy jako
kategorię drugorzędną i nie rościmy sobie pretensji
do wyjaśnienia jej.
6. Wpływ percepcji czasoprzestrzennej i uwagi
orientacyjnej na perspektywę pierwszoosobową
Doświadczanie siebie jako integralnej części
świata jest ważnym komponentem życia psychicznego.
Jak pisze psychiatra Jacek Wciórka:
«Panuje dziś raczej zgodność, że przestrzeń i czas
mają zarówno sens fizyczny (obiektywny), jak
i psychiczny (subiektywny).» (2002: 387)
Jakościowe wrażenie realności jest istotne
z punktu widzenia adaptacyjnego, pozwala
podmiotowi orientować się w przestrzeni i nawiązywać
efektywne interakcje z rzeczywistością.
Derealizacja stanowi patologię świadomości
czasu i przestrzeni o różnym natężeniu
(tamże: 383). Poczucie otoczenia dotyczy uświadamiania
sobie środowiska zewnętrznego, tj.
otaczających nas przedmiotów. Ważna część
świadomości to świadomość przestrzeni, mowa
tutaj o tak zwanej orientacji czasoprzestrzennej
(tamże). Orientacja czasoprzestrzenna polega na
lokalizowaniu siebie względem otoczenia, osadzaniu
przedmiotów oraz wydarzeń w relacji do
przestrzeni i czasu. Jej dezintegracja prowadzi
zarówno do zmian jakościowych perspektywy
pierwszoosobowej, oraz spadku efektywności
interakcji ze światem (np. możliwość zgubienia
się w przestrzeni miejskiej, trudności z dotarciem
w określone miejsce o danym czasie).
Anita Pacholik-Żuromska wskazuje, że dane
dotyczące stanów medytacyjnych oraz różnorakich
stanów depersonalizacyjnych, mogą
podważyć tradycyjny model epistemologiczny
podmiot-przedmiot (2013). Analizując pierwszoosobowy
aspekt doświadczenia medytacyjnego,
możemy wyszczególnić następujące wrażenia:
zanik pierwszoosobowego samoodniesienia –
podmiot przestaje doświadczać siebie jako odrębne
indywiduum (depersonalizacja), następuje
wrażenie scalenia z otoczeniem, stawania
się częścią świata.
podmiot doświadcza beztreściowych stanów
mentalnych, tj. takich które są pozbawione
charakterystyki, w której można by rozgraniczyć
podmiot stanu i zawartość treściową tego
stanu (Tamże).
Widać, iż w przypadku głębokiej medytacji,
również mamy do czynienia z utratą pozytywnej
fenomenologii realności. Możemy wskazać
jej korelaty na dwóch poziomach opisu (1)
funkcji poznawczych (2) neuronalnych realizacji
tychże funkcji.
Andrew Newberg wraz ze swoim zespołem
badawczym (2007) skonfrontował pierwszoosobowe
relacje medytujących mnichów z równoczesną
aktywnością układu nerwowego
poprzez neuroobrazowanie. Okazało się, iż fenomenalne
wrażenia mnichów podczas stanów
medytacyjnych są skorelowane z orientacją
czasoprzestrzenną. Podczas medytacji dochodzi
do zaburzenia funkcjonowania sieci neuronalnych,
które odpowiadają za za orientację w czasie
i przestrzeni, ma to związek ze spadkiem
aktywności kory mózgowej w obszarach płatu
ciemieniowego oraz płatu skroniowego, który
42 P
P
43
P
P
realizuje tzw. uwagę orientacyjną, która odpowiada
za selektywną koordynację różnych
bodźców oraz przestrzenne rozpoznawanie
obiektów (Pacholik-Żuromska, 2013: 297). Strukturami
zaś, które wykazywały się nadmierną
aktywnością podczas medytacyjnego transu
były: kora przedczołowa oraz przednia kora
zakrętu obręczy, które realizują uwagę wykonawczą,
odpowiedzialną za wolitywną koordynację
działań, koncentrację oraz selektywne
wyodrębnianie celów. Ogółem wyniki neuroobrazowania
potwierdziły pierwszoosobowe
opisy mnichów – wraz z zaawansowanym skupieniem
na medytacji (uwaga wykonawcza),
zanika u nich poczucie odrębności od otoczenia,
pojawia się wrażenie bycia częścią świata, za co
odpowiada dezaktywacja orientacji czasoprzestrzennej
(uwaga orientacyjna). Chociaż, zaburzenia
depersonalizacji-derealizacji różnią się
od stanów medytacyjnych, przede wszystkim
w subiektywnej charakterystyce doświadczenia,
to w obu stanach dochodzi do dezintegracji
fenomenalnego poczucia realności, o którym
traktuje niniejszy tekst. Wydaje się, że przedstawione
przykłady pozwalają przeprowadzić
wniosek, iż pozytywna fenomenologia realności,
ma istotny związek z poprawnym funkcjonowaniem
orientacji czasoprzestrzennej, czy
też uwagi orientacyjnej, co doprowadza nas do
lepszego zrozumienia tego fenomenu na poziomie
przyczynowym.
7. Zakończenie
Piąte Piętro
4/2019
Powyższy tekst traktował o tym czym jest i jak
konstytuuje się subiektywne poczucie realności
egzystencji i świata. Stan ten został nazwany
pozytywną fenomenologią realności, zaś jego
geneza od strony funkcjonalnej została określone
mianem atrybucji realności. Przede wszystkim
zwrócono uwagę, że fenomenalne poczucie
realności jest czymś zasadniczo różnym od
propozycjonalnego przekonania o faktycznym
istnieniu świata. Przy czym pierwszy stan jest
bardziej pierwotny i warunkuje możliwość
wyprowadzenia drugiego. Precyzując charak-
44 P
P
Piąte Piętro
4/2019
terystykę epistemologiczną powyższego stanu
można mu przypisać cechy: nieinferencyjny,
niepropozycjonalny, niepojęciowy, fenomenalny
(jakościowy), przedrefleksyjny, automatyczny.
Zakresy określonych cech częściowo
się krzyżują, ale ich treści pozostają względem
siebie nieidentyczne. Znaczna część tekstu została
poświęcona korelacji między osobowym
i subosobowym poziomem opisu. Na początku
– korzystając koncepcji Thomasa Metzingera
– przedstawiono pojęciowe ramy, które mogą
stanowić człon wyjaśniający omawianego zjawiska
jakim jest fenomenologia realności. Następnie
wskazano na możliwe anomalie w genezie
i przebiegu tego stanu, które ujawniają
się w poszczególnych psychopatologiach; jest
to empirycznym argumentem na to, że subiektywne
poczucie realności jest faktyczną daną
fenomenalną, która może zostać zakłócona, co
skutkuje silnymi perturbacjami świadomości
w relacji do samej siebie i środowiska. Pomocny
w tym względzie okazał się również dorobek
polskiego psychiatry Antoniego Kępińskiego,
który rozważał powyższy problem. Stwierdziłem,
że można konceptualizować poczucie realności
w ramach podejścia ucieleśnionego
poznania, co daje asumpt do dalszych badań.
Ostatnie fragmenty pracy dotyczyły realizacji
omawianego zjawiska od strony funkcjonalnej;
wskazano na możliwe powiązania fenomenalnego
wrażenia realności z interocepcją (czuciem
trzewnym), przetwarzaniem afektywnym oraz
uwagą orientacyjną i podsystemami odpowiedzialnymi
za orientację czasoprzestrzenną.
Może się wydawać, iż poruszana problematyka
wykracza poza dziedzinę filozofii, powinna
raczej należeć do psychologii i jej pokrewnych.
Wydaje mi się, że ten potencjalny zarzut jest
niesłuszny. Tematyka tej pracy jest jak najbardziej
filozoficzna, a dokładniej epistemologiczna.
Tyczy się ona tego w jaki sposób przebiega
sposób nabywania przekonania o realności otaczającego
podmiot świata, oraz o charakter tego
przekonania. Tłumaczy również dlaczego to
przekonanie jest wartościowe poznawczo, oraz
wskazuje na prawidłowy przebieg nabywania
tego przeświadczenia. Pytanie o warunki informatywnego
poznania od strony neuropsychologicznej
i kognitywnej są równocześnie
warunkami epistemologicznymi, normy psychiatryczne
mogą być traktowane jako normy
epistemologiczne. Oczywiście próba strukturalnego
wydzielenia jakościowej realności może
być trudna, ponieważ doświadczenie pierwszoosobowe
ma zawsze charakter homogeniczny,
ciągły i całościowy. Jak starałem się wykazać
– próba wyabstrahowania realności z treści
świadomego doświadczenia, nie jest jedynie
zabiegiem teoretycznym, ale posiada swoje
uzasadnienie empiryczne.
Bibliografia:
Baron Short E., Kose S., Mu Q., Borckardt J.,
Newberg A., George M.S., Kozel F.A. (2007).
Regional Brain Activation During Meditation
Shows Time and Practice Effects: An Exploratory
FMRI Study, eCAM Advance Access.
Cotard J. (1882). Du délire des négations aux
idées d’énormité. Archives de Neurologie 4, s.
152‒170.
Husserl E. (1999). Kryzys nauk europejskich i fenomenologia
transcendentalna, tłum. S. Walczewska,
Wydawnictwo Rolewski, Toruń, s. 56,
75, 83, 86, 104, 110.
Ingarden R. (1960). Spór o istnienie świata Tom
I, Wydawnictwo Naukowe PWN.
Ingarden R. (1974). Wstęp do fenomenologii
Husserla, przeł. A. Pułtawski, Wydawnictwo
Naukowe PWN 1974, Warszawa s. 44-78.
Jeannerod M. (2008). The sense of agency and
its disturbances in schizophrenia: A reappraisal
[w:] Experimental Brain Research 192(3):527-
532.
Kaplan H. I., Sadock B. J., Sadock V. A. (2004).
Psychiatria Kliniczna, Wyd. II, Wydawnictwo
Medyczne Urban & Partner, Wrocław, s. 218.
Kartezjusz (2010). Medytacje o pierwszej filozofii,
przeł. Świeżawski S., Ajdukiewicz K., Wydawnictwo
Naukowe PWN.
Kępiński A. (1972). Schizofrenia, Wydawnictwo
- PZWL, Warszawa, s. 118.
Metzinger T. (2003a). Being no one The Self-
-Model Theory Of Subiectivity, The MIT Press.
Metzinger T. (2003b). Phenomenal transparency
and cognitive self-reference [w:] Phenomenology
and the Cognitive Sciences 2 (4):353-
393.
Metzinger T. (2009). Czego psychologowie
mogą się dowiedzieć z teorii subiektywności
odwołującej się do modelu siebie?, przeł. A.
Niedźwieńska i in. [w:] Poznaj samego siebie
czyli o źródłach samowiedzy, Wydawnictwo
SWPS Academica, Warszawa, s. 131.
Mudyń K. (2012). Poczucie nierealności i jego
konteksty, [w:] Studia Psychologica V, Kraków,
s. 86-100.
Newton N. (2012). Problem reprezentacji
w teoriach poznania ucieleśnionego, przeł. B.
Świątczak [w:] AVANT, Vol. III, T/2012, s. 67-81.
Pacholik-Żuromska A. (2013). Wpływ zaburzeń
orientacji czasoprzestrzennej na perspektywę
pierwszoosobową [w:] Przegląd Filozoficzny –
Nowa Seria R. 22, Nr 2 (86), s. 289.
Poczobut R. (2014). Autoreprezentacje, deficyty
samopoznania i anozognozja, Przegląd filozoficzno-literacki
nr 2(39) 2014, s. 241.
Putnam H. (2013). Wiele twarzy realizmu
i inne eseje, przeł. A.Grobler, Wydawnictwo
Naukowe PWN .Pużyński S., Rybakowski J.,
Wciórka J. (2015). Psychiatria Tom II Psychiatria
kliniczna Wyd. II, Edra Urban & Partner,
Wrocław, s. 326.
Pużyński S., Wciórka J. (2000). Klasyfikacja
zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania
w ICD-10, Opisy kliniczne i wskazówki diagnostyczne,
Warszawa, s. 147.
Roth G. (2015). The “Material” and the “Mental”
as Brain Constructs [w:] Rivista internazionale
di Filosofia e Psicologia, s. 501.
Sterna W., Sterna S. (2018). Depersonalizacja/
derealizacja — zespół objawów czy odrębne
zaburzenie? [w:] Psychiatria 2018;15(1):26-34.
Stępień A. (2007). Wstęp do filozofii, Towarzystwo
Naukowe KUL, 2007 s. 146.
Wciórka J. Psychopatologia (2002). [w:] Bilikiewicz
A. (red.): Psychiatria. T. I Podstawy
psychiatrii. Wrocław: Urban&Partner, s. 387-
389.
Ziemke T. (2015). Czym jest to, co zwiemy ucieleśnieniem?
AVANT, vol. VI, nr 3/2015.
46 P
P
47
P
P
Piąte Piętro
4/2019
TRZĘSIENIE NAJLEPSZE Z MOŻLIWYCH.
UWAGI O KANTOWSKIEJ PRÓBIE
TEODYCEI
Adam Skowron
Wprowadzenie
Pytanie o obecność zła w świecie jest pytaniem
uniwersalnym i zasadniczym. Mimo swej wyraźnie
filozoficznej natury, kwestia ta nie jest
bowiem rozważana wyłącznie przez etyków,
aksjologów czy metafizyków. Doświadczenie
cierpienia, świadomość nieszczęść, katastrof naturalnych
i tym podobnych, skłaniają wielu do
poszukiwań odpowiedzi na pytania: skąd bierze
się zło? Dlaczego dotyka ono człowieka? Dlaczego
dotyka akurat mnie?
Pytania te stają się jeszcze bardziej skomplikowane,
jeżeli przyjmie się istnienie Boga – istoty doskonale
dobrej, pragnącej szczęścia każdego człowieka,
a przy tym dysponującej nieograniczoną
mocą. Jeśli więc Bóg jest wszechmocny a Jego
wolą jest szczęście i pomyślność całej ludzkości,
to dlaczego dopuszcza On istnienie zła? Trudno
bowiem wątpić w samo zło, wszak niejednokrotnie
doświadczyliśmy go osobiście, historia
zaś dostarcza nam niezliczonych przykładów na
obecność zła w postaci wojen czy katastrof.
Jedno z rozwiązań powyższego problemu próbuje
łączyć cierpienie z karą za grzechy. Jest to zatem
wyraz Bożej sprawiedliwości: doświadczamy zła,
gdyż zasłużyliśmy na nie (myśl tę odnaleźć można
w Starym Testamencie – dla przykładu: Bóg
zsyła na Egipcjan dziesięć plag, ponieważ uciskali
oni Izraelitów). Trudno jednak zgodzić się z tym
poglądem, skoro cierpienie dotyka też (a może
nawet przede wszystkim) osoby niewinne – to
zaś kłóci się z pojęciem Boga jako istoty doskonale
miłosiernej.
Inni próbowali zrzucić odpowiedzialność na
człowieka – zło nie pochodzi od Boga, ale od
ludzi, będąc konsekwencją posiadania przez
nas wolnej woli. Bóg nie kradnie ani nie zabija
– czynią to złodziej i zabójca. Argument ten nie
jest jednak przekonujący, jeśli za złe uzna się
katastrofy naturalne. Żaden człowiek nie odpowiada
przecież za trzęsienia ziemi, wybuchy
wulkanów czy powodzie, a jednak zdarzają się
one i są przyczyną zniszczeń, jak i śmierci niewinnych
ludzi.
Wydaje się więc, że obecność katastrof naturalnych
w świecie czyni kwestię zła jeszcze
trudniejszym do rozwiązania. Bóg dopuszcza
bowiem kataklizmy, mimo, iż przynoszą one
śmierć, choroby oraz ogromne straty materialne.
Wydaje się to sprzeczne albo z Jego dobrocią,
albo z Jego wszechmocą albo z Jego istnieniem
w ogóle.
Problem teodycei rozważany jest często w kontekście
konkretnej tragedii. Nie inaczej było
z teodycealnymi refleksjami filozofów oświecenia.
Bezpośrednią pobudką takich rozważań
stało się wówczas trzęsienie ziemi, które w roku
1755 nawiedziło Lizbonę. Liczba ofiar w samej
tylko stolicy Królestwa Portugalii sięgnęła
wtedy 90 tysięcy osób. Ponadto znakomita
większość ofiar była osobami wierzącymi – po
pierwszych wstrząsach przerażona ludność uciekała
do kościołów, te zaś – wskutek trzęsienia –
burzyły się, stając się przyczyną śmierci modlących
się weń ludzi. Większe szanse na przeżycie
mieli ateiści, którzy zamiast do świątyń uciekali
w góry. Fakt ten jeszcze bardziej skomplikował
problem współistnienia Boga oraz zła.
Korzyści trzęsień ziemi
Po tragicznych wydarzeniach roku 1755 wielu
filozofów próbowało zabrać głos w tej sprawie.
Również młody Immanuel Kant – niespełna
trzydziestodwuletni podówczas magister filozofii
– skorzystał z okazji, by wyrazić swoje zdanie
na temat teodycei. W napisanej w lutym 1756
(a opublikowanej miesiąc później) rozprawie
Historia i opis natury najbardziej osobliwych
przypadków trzęsienia ziemi, które w 1755 roku
wstrząsnęło dużą częścią Ziemi Kant nie tylko
doszukuje się geologicznych przyczyn lizbońskiego
nieszczęścia, ale próbuje też je uzasadnić
jako filozof.
Jeden z rozdziałów owej pracy nosi tytuł O korzyściach
płynących z trzęsień ziemi. Kant rozpoczyna
go od pytania: Czy nie lepiej byłoby
stwierdzić, że konieczne jest, ażeby trzęsienie
ziemi od czasu do czasu dotykało powierzchnię
ziemi (…)? (Kant, 2010: 421).
Argumentacja utrzymana jest w duchu filozofii
Leibniza, dla którego świat, w którym żyjemy,
jest najlepszy z możliwych. Można zatem
stwierdzić, że Bóg dopuścił działanie niszczycielskiego
żywiołu, gdyż świat bez tego zdarzenia
byłby w jakimś stopniu gorszy. Aby jednak
móc ten pogląd uzasadnić, należy wskazać na
owe korzyści, które mają ze sobą przynosić trzęsienia
ziemi, a następnie porównać je ze stratami
i wyciągnąć wnioski.
Pierwszą z takich korzyści ma być napływ cząstek
aktywnych. Wedle Kanta, powietrze składa
się z ciężkiej, martwej materii oraz pewnej
działającej zasady, lotnych soli i cząstek – te
z kolei wiążą się z roślinami, wprawiają je
w ruch i rozwijają (Kant, 2010: 421). Największe
zasoby owych cząstek aktywnych mają zalegać
w podziemnych tunelach, jak stwierdza Kant,
potrzebują zatem szczelin, powstałych wskutek
trzęsienia ziemi, by móc się wydostać na powierzchnię.
Czy nie lepiej
byłoby
stwierdzić,
że konieczne
jest, ażeby
trzęsienie
ziemi od
czasu do
czasu
dotykało
powierzchnię
ziemi?
(Kant, 2010: 421)
50 P
P
51
P
P
Piąte Piętro
4/2019
Kolejną korzyścią ma być według Kanta oczyszczenie
powietrza ze zwierzęcych wyziewów
(Kant, 2010). Co prawda filozof nie precyzuje,
co dokładnie rozumie pod tym pojęciem, ale
można się domyślać, że chodzi mu o skażenie
biologiczne powietrza rozkładającymi się ciałami
zwierząt. Wspomniany zostaje pewien eksperyment,
który udowodnił, że skażone w ten
sposób powietrze można oczyścić za pomocą
siarki. Skoro więc siarka ma właściwość oczyszczania
powietrza ze zwierzęcych wyziewów –
sądzi Kant – to trzęsienia ziemi zapobiegają pośrednio
skażeniom. Ze szczelin ma się bowiem
wówczas wydobywać siarka, a więc antidotum
na skażenia w powietrzu.
Kant rozważa też warunki, w których płyty
tektoniczne ścierają się i powodują wstrząsy.
Ciepło, które panuje pod skorupą, ów niegasnący
ogień, ma być czymś w rodzaju „drugiego
słońca” – przyczynia się bowiem do wzrostu
roślin, jest bodźcem ich wzrostu i powodzenia
w królestwie przyrody. Nawet, gdyby planeta
została pozbawiona dostępu do światła
słonecznego, natura wykorzystałaby pokłady
ciepła drzemiącego pod powierzchnią Ziemi.
Rozważania zakończone są pytaniem retorycznym:
Czy wobec perspektywy tak liczebnych
korzyści [jakie oferuje nam podziemny ogień]
szkoda, która wyrządzana jest rodzajowi ludzkiemu
przez ten lub inny jego wybuch, może
zniweczyć wdzięczność, jaką jesteśmy winni
Opatrzności za jej wszystkie dobrodziejstwa?
(Kant, 2010: 422).
Rozważmy słuszność rozumowania Kanta.
Dysponując współczesną wiedzą z zakresu biologii
czy geologii wiemy, że każdy z jego argumentów
jest obarczony błędem. Powietrze nie
zawiera w sobie żadnych cząstek aktywnych
(w czasie, gdy Kant pisał rozprawę, nie znano
nawet jego składu – tlen odkryto dopiero w latach
70. XVIII wieku), tym bardziej nie można
szukać tychże pod ziemią. Nikt nie uważa ponadto,
aby trzęsienia ziemi oczyszczały powietrze
z wyziewów zwierzęcych poprzez uwolnienie
pokładów siarki. Również argument
o pożytku dla roślin, pożytku płynącego z podziemnego
ciepła, jest nieprzekonujący. Dopiero
w wieku XIX odkryto, że rozwój roślin zależy
nie tyle od temperatury, co od samego światła
słonecznego.
Trudno więc zgodzić się z poglądem Kanta, jakoby
trzęsienia ziemi miały przynosić wiele
korzyści ludzkości. Kantowska teodycea w kontekście
katastrofy w Lizbonie jest nieprzekonująca,
po prostu błędna.
Spróbujmy odpowiedzieć jeszcze na pytanie,
dlaczego Kant zabrał w ogóle głos w tej sprawie,
skoro posłużył się tak słabą argumentacją.
Trzy rozprawy na temat trzęsień ziemi można
uznać za próbę zaistnienia w świecie „wielkiej
filozofii”. Jak wspomnieliśmy na początku, zdarzenie
z roku 1755 stało się pobudką do poważnych
rozważań na temat zła i istnienia Boga.
Publikując Historię… Kant chciał dołączyć do
dyskusji z takimi postaciami, jak Wolter czy
Lessing, pokazać siebie nie tylko jako przyrodoznawcę,
ale dalece bardziej jako poważnego
filozofa. Próba ta zakończyła się jednak niepowodzeniem.
Bibliografia:
Kant, I. (2010). Historia i opis natury najbardziej
osobliwych przypadków trzęsienia ziemi,
które w 1755 roku wstrząsnęło dużą częścią
Ziemi, przeł. Jankowski M. W: Kant, I. (2010)
Dzieła zebrane. Tom I: Pisma przedkrytyczne (s.
397-427). Toruń: Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu
Mikołaja Kopernika.
52 P
P
Piąte Piętro
4/2019
WINO I FILOZOFIA
Magdalena Krasińska
Roger Scruton, współczesny filozof brytyjski,
znany przede wszystkim jako apologeta
konserwatywnej myśli politycznej i znawca
estetyki, przed kilkoma laty obdarował
miłośników wina i filozofii nie lada rzeczą:
książka o śmiałym tytule, nawiązującym do
słynnej sentencji Kartezjusza, to konglomerat
quasi-autobiografii z kluczem (jest nim wino
oraz wszelkiej maści trunki), rozprawy przedmiotowej
o estetyce wina i jego znaczeniu
w europejskiej kulturze, a także pouczającego
instruktażu (w postaci dodatku) na temat
kompilowania win ze znanymi tekstami filozofów.
Piję więc jestem. Przewodnik filozofa
po winach (Scruton, R., 2011) opatrzony jest
w polskim wydaniu znakiem [ ;) ], co sugeruje
swobodny i żartobliwy charakter publikacji.
Taki też on po części jest – wyłączywszy fragmenty,
w których Scruton całkiem serio rozważa
różnice między winem a sztuką, czy też
teoretyczne problemy doznania estetycznego,
zapachu czy smaku. Brytyjski filozof pisze także
o wielowiekowej tradycji zachodniej symboliki
picia. Doniosłe, egzystencjalne przemiany
bohaterów sztuki europejskiej, jakie
dokonują się pod wpływem spożycia napoju
(jak w przypadku Zygfryda pijącego z czary zapomnienia),
wskazują na związek duchowości
z cielesnością. „Albowiem wino przypomina
duszy o jej źródle cielesnym, a ciału o jego
znaczeniu duchowym” (Scruton, 2011: 134).
Wino niejednokrotnie pojawia się w pismach
i traktatach wielkich umysłowości zachodniego
świata, czy to jako atrybut goszczący w tle
sytuacyjnym, czy to jako źródło porównań,
czy też istotny przedmiot odniesienia dla zilustrowania
problemu sądu smaku. Dość wspomnieć
o Platonie, opisującym słynną biesiadę
u Agatona z udziałem Sokratesa, podczas
której jej uczestnicy przez chwilę deliberują na
temat metody picia wina. Po tym, jak Pauzaniasz
pyta, „jakim by też sposobem można pić
możliwie lekko”, Eryksimachos peroruje:
A to by dla nas było jak znalazł, dla mnie, dla
Arystodema i Fajdrosa, i tych tutaj, gdybyście
dziś dali pokój, wy, którzy najlepiej umiecie
pić: bo my tam nigdy tego nie umiemy. No,
Sokratesa wyjmuję z rozważań; on potrafi
i jedno, i drugie, tak że jemu to nie zrobi różnicy,
cokolwiek byśmy robili. Więc wobec tego,
że jak uważam, nikt z obecnych nie jest za tym,
żebyśmy dużo pili wina, przeto będę może źle
widziany, jeśli o znaczeniu pijaństwa powiem
słusznych słów kilka. Albowiem ze studiów
medycznych odniosłem to niezachwiane przekonanie,
że pijaństwo jest człowiekowi szkodliwe
i ani sam nie miałbym ochoty pić po
dobrej woli dalej, aniby drugiemu nie doradzał:
tym bardziej, że mnie jeszcze głowa boli
z wczorajszego (Platon, 2007: 77).
Jak relacjonuje narrator (Apollondor), „wszyscy
się zgodzili, żeby nie robić na tym zebraniu
wielkiej pijatyki, ale tak sobie pić, aby
było przyjemnie”, co Eryksimachos skwitować
miał słowami, „żeśmy uchwalili pić, ile kto zechce,
ale przymusu żadnego nie będzie” (Platon,
2007: 77). Pewną mądrością jest tu zatem
apel o rozwagę w spożywaniu wina, co zresztą
w cytowanej wyżej wypowiedzi poparte
jest doświadczeniem – biesiadnicy bowiem
odczuwają jeszcze skutek niepohamowanego
picia dnia poprzedniego. To, co uczeń Platona,
Arystoteles, nazwał „złotym środkiem”, czyli
etyczna zasada rozumnego postępowania,
nakazująca zachowywanie umiaru (również
w korzystaniu z dobrodziejstw dostarczających
ciału przyjemności), będzie zapewne dobrze
odnosić się do mądrego picia wina.
W innym dziele Platona, w Państwie, miłośnik
wina równy jest miłośnikowi mądrości,
na co zwraca uwagę Bernhard Waldenfels.
Jak pisze niemiecki filozof, „Platon nie byłby
prawdziwym Grekiem, gdyby był zwolennikiem
umysłu całkowicie wyzbytego wina”
(Waldenfels, 2009: 91). Mędrzec nigdy nie jest
do końca zaspokojony w sferze poznania, i podobnie
miłośnicy wina, jak powiada Platon,
„przepadają za każdym winem, pod każdym
pozorem” (Platon, 2003: 178). Miłośnik wina
poniekąd zwiastuje filozofię.
*
Innym wartym odnotowania dziełkiem, w którym
wino odgrywa istotną rolę, jest Sprawdzian
smaku szkockiego filozofa Davida Hume’a, klasyka
poznawczego empiryzmu i sceptycyzmu.
Hume, występując przeciwko racjonalizmowi
Kartezjusza, akcentował względność wszelkiego
poznania, w związku z czym nie godził się
na to, że podmiot formułuje sądy obiektywne.
Jego sceptycyzm nie był jednak całkowity
i nie prowadził do relatywizmu. O ile odczucie
jest zdaniem Hume’a osobiste i zawsze słuszne,
o tyle sąd podlega sprawdzianowi powszechności
i jest albo prawdziwy, albo nieprawdziwy.
Szkocki filozof postuluje, by formułować
sąd smaku zarówno w oparciu o nagromadzone
doświadczenie, jak i swego rodzaju zmysł wewnętrzny,
a swoistym przyczynkiem do rozważań
na ten temat staje się dlań pewna historia
z Don Kichota – z udziałem wina:
Sanszo rzekł do rycerza o wielkim nosie: «Mam
podstawy, aby się uważać za znawcę wina:
jest to dziedziczna cecha w mej rodzinie. Ongiś
dwóch moich krewnych zostało wezwanych
do wypowiedzenia swej opinii o beczce wina,
które powinno byłoby być bardzo dobre, gdyż
było już stare i pochodziło ze znanej winnicy.
Jeden z nich skosztowawszy tego wina zastanowił
się i po długim namyśle rzekł, że byłoby
dobre, gdyby nie pewien lekki smak skóry, który
w nim wyczuwa. Drugi, równie ostrożnie,
wydał pochlebny sąd o winie, lecz zastrzegł się,
że czuje w nim smak żelaza, który łatwo daje
się odróżnić. Można sobie wyobrazić, jak sąd
ten ich ośmieszył. Lecz kto śmiał się ostatni?
Gdy beczka została wypróżniona, na dnie jej
znaleziono stary klucz na rzemyku» (Hume,
1955: 199).
Hume przytacza ów fragment z Don Kichota,
by ukazać podobieństwo między smakiem
umysłowym i fizycznym, i by dowieść, że tak
piękno i brzydota, jak i słodycz czy gorycz, nie
są obiektywnymi cechami przedmiotów, lecz
sytuują się po stronie subiektywnych przeżyć.
Lekcją, jaką należy wyprowadzić z cytowanej
przez Hume’a przypowieści, jest to, że niewątpliwie
istnieją właściwości przedmiotów, które
służą wywoływaniu subiektywnych odczuć.
Właściwości te nieraz bywają osadzone
w przedmiocie w nikłym stopniu lub są ze sobą
zmieszane, dlatego smak często nie reaguje na
ich obecność bądź nie potrafi ich wyodrębnić.
Krewnym Sanszo, kosztującym wino nasiąkłe
posmakiem skóry i żelaza, jaki udaje im się (każdemu
tylko w częściowym zakresie) rozpoznać,
dane zostało coś, co Hume określił jako subtelność
smaku: „Gdy narządy są tak subtelne,
iż nic nie uchodzi ich uwagi, a jednocześnie są
tak dokładne, że odróżniają każdą ingrediencję
mieszaniny, nazywamy to subtelnością smaku”
(Hume, 1955: 200). Co warto odnotować, idea
towarzysząca estetycznym dociekaniom Hume’a
po części wpłynie na Kantowską krytykę
smaku (Kant odmówi jednak smakowi pretensji
do obiektywności), i w tym, jak się zdaje,
odnaleźć można szczególną wagę „winnego”
motywu u szkockiego filozofa.
*
W kontekście estetycznym sytuują się także
bezpośrednio już poświęcone winu rozważania
wspomnianego na początku niniejszego tekstu
Rogera Scrutona. Zapytuje on o to, czy wino
przemawia do nas tak jak sztuki (poezja, malar-
54 P
P
55
P
P
stwo, muzyka), a więc czy stanowi ono dla nas
bogaty w jakieś znaczenie przedmiot doświadczenia;
czy „jakość odurzająca tkwi w winie tak
jak w wersie poezji”? (Scruton, 2011: 162) Zainteresowanie
brytyjskiego filozofa winem prowadzi
do pytania o istotę jakości estetycznych.
Scruton dostrzega kontemplatywną i bezinteresowną1
naturę doświadczenia wina: „Podobnie
jak zainteresowanie estetyczne, rozkoszowanie
się jest związane z doświadczeniem
zmysłowym i podobnie jak doświadczenie
estetyczne obejmuje zawieszenie zwykłych
zainteresowań praktycznych i nastawienia na
poszukiwanie informacji” (Scruton, 2011: 162).
Filozof odrzuca jednak pogląd, w myśl którego
doświadczenie wina byłoby czymś wchodzącym
w zakres doświadczenia sztuki.
Po pierwsze, wino nie jest formą sztuki. W uzasadnieniu
tej tezy pomocna okazuje się muzyka
i… sałata:
Nuty muzyki są zarazem gestami naznaczonymi
intencją. Słuchając ich, obcujemy z aktem
porozumienia, intencjonalnym przedstawianiem
wyobrażonego stanu umysłu. Słyszymy
również proces rozwoju, logiczne rozumowanie
od nuty do nuty, tak że forma i treść
rozwijają się razem jak w zdaniu. Inne rzeczy,
które wytwarzamy intencjonalnie, nie są naznaczone
intencją tak, jak są nią naznaczone
dzieła sztuki. Sałatę rosnącą w moim ogrodzie
wyhodowałem intencjonalnie i doglądałem
jej, aby miała ten kształt i smak, jakie ma.
W tym sensie jej kształt i smak powstały intencjonalnie.
Ale smak tej sałaty nie jest smakiem
mojej intencji ogrodniczej w taki sposób,
w jaki brzmienie kotłów na początku koncertu
skrzypcowego Beethovena jest brzmieniem
intencji muzycznej. Nie smakujemy intencji
w sałacie tak, jak słyszymy intencję w muzyce.
I dotyczy to również wina. W jakkolwiek
znacznej mierze smaki w wielkim winie byłyby
następstwem intencji ich wytworzenia,
to kosztując wina, nie kosztujemy tej intencji
tak, jak słyszymy intencję w muzyce. Wino
jest owocem myślenia, ale nigdy go nie wyraża
(Scruton, 2011:86).
Powyższą wypowiedź Scrutona należałoby zatem
rozumieć w ten sposób, że doświadczając
muzyki, jesteśmy w stanie niejako odtworzyć
twórczy proces myślenia, który uformował
dzieło muzyczne z takich czy innych dźwięków,
układających się w motywy, frazy, tematy
splatające się z sobą i wzajemnie „dyskutujące”.
Forma muzyczna (przynajmniej w zachodniej
tradycji muzycznej, to jest od renesansu
do późnego romantyzmu, a więc dopóki nie
została podważona przez awangardowe eksperymenty),
zgodnie z poglądem Scrutona, ma
przebieg logiczny: tak jak wypowiedź literacka
składa się ze zdań, tak też i jej części wzajemnie
są powiązane z sobą, tworząc integralną
całość, rozwijającą się w czasie na podobieństwo
narracji. Jest też reprezentacją myśli muzycznej
– jakkolwiek myśl ta nie operuje pojęciami,
nie odnosi się do żadnej zewnętrznej
wobec niej rzeczy (przynajmniej w muzyce absolutnej),
a jednak cechuje się pewną określonością.
Tymczasem wino, choć również jest rezultatem
twórczego (a więc intencjonalnego)
działania, to jednak nie wyraża jakiejkolwiek
myśli – w tym takiej, która byłaby śladem procesu
myślowego towarzyszącego jego produkcji.
Wino jest całkowicie transcendentne wobec
procesu twórczego (skądinąd każde dzieło
sztuki takie jest, jednak w przypadku wina
stwierdzenie to nabiera szczególnej mocy),
gdyż jako efekt twórczej pracy całkowicie wymyka
się owej intencjonalności. Intencjonalna
praca twórcza nad winem dobiega końca
w momencie zakorkowania beczki, amfory
bądź butelki; następnie wino dojrzewa latami,
już bez udziału czynnika rozumnego działania,
nabierając właściwej sobie konsystencji i smaku.
Tymczasem tradycyjne dzieło sztuki do samego
końca twórczego procesu pozostaje we
władzy swego sprawcy, który ostatnią kreską
1
Można przypuścić, że z bezinteresownego doświadczenia wina należałoby wyłączyć sytuację, kiedy pijący nastawiony jest na cel, jakim jest
odurzenie, a wręcz upojenie winem. Wtedy wino służy jako środek do celu, a nie jest celem samym w sobie.
P
P
57
Piąte Piętro
4/2019
czenia obcy jest doznaniom smakowym. Dla
brytyjskiego filozofa przekonującym odbiciem
tejże różnicy jest niesymetryczność między
przemawiającymi do wyobraźni i przekonującymi
opisami obrazów, sporządzanymi na
przykład przez krytyków sztuki, a dokonywanymi
przez degustatorów „wydumanymi i kapryśnymi
opisami win” (Scruton, 2011: 166). Za
przykład tych drugich Scruton podaje wymianę
zdań na temat smaków poszczególnych win
postaci z powieści Evelyn Waugh:
- …To małe wino płochliwe jak gazela.
- …Jak kobold…
- Pstre jak łąki na gobelinie.
- Jak flet nad cichą taflą wody.
- …A to stare, mądre wińsko.
- Prorok w piwnicy.
- A to naszyjnik z pereł na cudownie białej szyi.
- Jak łabędź.
- Jak ostatni jednorożec (Waught, 1998; Scruton,
2011: 169).
Irracjonalności kiperskiego żargonu Scruton
upatruje w tym, że nie dotyczy on sposobu istnienia
wina, lecz stara się jedynie opisać smak.
Jednakowoż smak przedmiotu, jak twierdzi
brytyjski filozof, nie jest jego przedstawieniem.
Opis smaku nie stanowi zatem opisu samego
wina, podczas gdy opis obrazu dotyczy samego
obrazu. Doświadczenie wzrokowe – jak już
zostało wspomniane (i jak chce tego Scruton) –
pośredniczy w dotarciu do rzeczy; zapach i smak
tego nie czynią.
Powyższa argumentacja nie dowodzi jednak, że
smaku wina nie da się w ogóle opisać – przyznaje
to sam Scruton:
Kiedy mówię o winie, że ma kwiatowy nos,
ociąga się na podniebieniu, darzy dojrzałymi
treściami jagód z odrobiną czekolady i prażonych
migdałów, wypowiedź ta niesie rzetaktową,
ostatnią literą słowa czy końcowym
smagnięciem pędzla wieńczy swoje opus.
Po drugie, jak twierdzi Scruton, doświadczenie
wina jest przeżyciem zmysłowym, ale nie estetycznym.
Argumentacja brytyjskiego filozofa
rozpoczyna się od polemiki z Frankiem Sibleyem,
który chciał zrehabilitować smak i zapach
jako zmysły równie „estetyczne”, co wzrok
i słuch. W tradycji filozoficznej zmysły smaku
i zapachu uważano za mniej wartościowe od
zmysłów wzroku i słuchu, gdyż nie angażują
one intelektu w takim stopniu, co „zmysły wyższe”,
a co za tym idzie, mniejsza z nich jest korzyść
poznawcza. Tak twierdzili między innymi
Platon, Plotyn, św. Tomasz z Akwinu czy Hegel.
Tymczasem zdaniem Sibleya rozkoszowanie się
smakiem i zapachem może być źródłem równie
wartościowego przeżycia estetycznego, co rozkoszowanie
się widokiem czy dźwiękami.
[…] smak lub zapach może mieć własności estetyczne,
takie jak finezja, piękno, harmonia,
subtelność; mogą one nieść znaczenie lub opowiadać
coś, tak jak smak Proustowskiej magdalenki;
mogą poruszać, podniecać, przygnębiać,
odurzać i tak dalej. W dziedzinie smaków i zapachów
tak samo istnieje dobry i zły gust jak
w dziedzinie muzyki, sztuki i poezji (Scruton,
R., 2011: 164).
Wedle Sibleya odmienne wartościowanie
wzroku i słuchu oraz smaku i zapachu jest wynikiem
arbitralnej decyzji filozofów, nieumocowanej
w faktycznym doświadczeniu zmysłowym;
„być może wino również jest artefaktem
estetycznym, dającym się porównać do takich
wytworów jak meble, które wymykają się
staremu i mało już przydatnemu rozróżnieniu
sztuk «pięknych» i «użytkowych»” (Scruton,
2011: 164). Scruton uznaje jednak ów archaiczny
podział zmysłów za głęboko zasadny. W przypadku
zmysłu powonienia przedmiotem doznania
jest bowiem nie wonna rzecz, lecz woń,
jaką ona wydziela. Siłą sprawczą zapachu jest
przedmiot, mimo to jednak ów zapach nie jest
cechą tegoż przedmiotu. Nie mogąc istnieć bez
swego źródła, woń roztacza się w przestrzeni,
której przedmiot nie obejmuje. Gdy przyczyna
zapachu znika, woń jeszcze przez jakiś czas się
utrzymuje. Zjawisko to zasadniczo zaświadcza
o podziale między zapachem przedmiotu a wyglądem
rzeczy, który nie jest przez woń emitowany
i nie istnieje gdzieś indziej niż swoje
własne źródło. Przykładowo: powidoki, których
czasem doświadczamy, gdy rzecz nie znajduje
się już przed naszymi oczami, stanowią
obraz naszego umysłu; tymczasem zapach nie
tkwi w umyśle, lecz w realnej przestrzeni. Jak
twierdzi Scruton, w doświadczeniu wzrokowym,
za pośrednictwem wyglądu rzeczy, docieramy
do niej samej; jawi się nam ona wtedy
w swym kształcie, kolorze, itp. Odczuwanie
zapachu z kolei prowadzi do ukonstytuowania
się jakiegoś znaczenia tylko wtedy, gdy uruchamia
w naszym umyśle pewną grę skojarzeń.
Można przyjąć, że wonie zasługują na miejsce
wśród przedmiotów zainteresowania estetycznego,
ale tylko na marginesie tego, co estetyczne
– marginesie zajmowanym na przykład przez
szmer źródła, gdzie piękno jest sprawą skojarzenia,
nie zaś ekspresji, i sprawą kontekstu, nie
zaś treści. Ale bardziej płodne poznawczo jest
obstawanie przy zasadniczej różnicy rzeczywiście
dzielącej przedmioty ukontentowania
zmysłowego, które nabierają znaczenia tylko
poprzez skojarzenie idei, i przedmioty wzroku
i słuchu, których znaczenie można widzieć i słyszeć
bezpośrednio (Scruton, 2011: 166).
Powód, dla którego Scruton odmawia doświadczeniu
wina statusu estetycznego tkwi w tym,
że jest on przekonany, iż to, co estetyczne, nie
jest równoznaczne z tym, co zmysłowe; doznanie
estetyczne wiąże się z aktem poznawczym
i wyjaśniającym, którego nie powodują przeżycia
„czysto” zmysłowe.
Ta sama zasada dotyczy zmysłu smaku. Opisując
doświadczenie wzrokowe posługujemy
się pojęciami, ponieważ jest ono, jak twierdzi
Scruton, przedstawieniem rzeczywistości. Konceptualny,
pojęciowy charakter tego doświad-
W dziedzinie
smaków
i zapachów
tak samo
istnieje
dobry i zły
gust jak
w dziedzinie
muzyki,
sztuki
i poezji
(Scruton, R., 2011: 164)
58 P
P
59
P
P
Piąte Piętro
4/2019
czywistą informację, dzięki której bliźni może
wytworzyć sobie zmysłowy obraz smaku tego
wina (Scruton, 2011: 170).
W tym wypadku jednak smak opisany jest
w perspektywie innych smaków i nie zostaje
mu nadane żadne samodzielne znaczenie,
którego Scruton oczekuje wobec opisów dzieł
sztuki.
Jakkolwiek smak jest zmysłem sytuującym się
na „niższym piętrze” poznawczym względem
zmysłów wzroku i słuchu, autor Piję więc jestem
nie odmawia mu pewnej doniosłej roli.
Już sam symbol napoju, który obecny jest
w zachodniej kulturze, sztuce i obrzędach religijnych,
odzwierciedla to, „że tylko istoty
rozumne są w stanie docenić rzeczy takie jak
wino” (Scruton, 2011: 171) – a zatem zmysł smaku
jest czymś specyficznie ludzkim. Pijane zwierzę
może odczuwać odurzenie, jednak nie będzie
to odurzenie ukierunkowane, które jest stanem
możliwym tylko u istot rozumnych. Smak jest
dla nas zarówno źródłem przyjemności, jak i jej
przedmiotem, gdyż jesteśmy zdolni skoncentrować
swoje myślenie wokół smaku wina.
Wreszcie też szczególna aura, jaka roztacza się
nad winem jako elementem zachodniej, śródziemnomorskiej
kultury, wynika, jak pisze
Scruton, z jego związku z ziemią. Przejście od
koczowniczego trybu życia do trybu osiadłego,
będące początkiem cywilizacji, zrodziło nowy
stosunek człowieka do zajmowanej przez niego
ziemi. Ziemia odtąd była rozumiana jako dobrodziejka
osiedlającego ją człowieka.
Nowa gospodarka rolnicza i miasto, które z niej
wyrosło, zrodziły świadomość świętości upraw
i plonów, a zwłaszcza chleba powszedniego –
owocu traw, zbóż i ryżu – oraz winorośli, która
oplata drzewa nad nimi. Oto niewątpliwa
prehistoria chleba i wina eucharystii. Co więcej,
owoc winorośli można poddać fermentacji
i przechowywać w niepsującej się formie. W ten
sposób wino daje miejscu i jego darom pamięć,
przez co staje się symbolem osiadłej wspólnoty
i jej woli trwania (Scruton, 2011: 186).
A zatem to, co da się skosztować w winie, to
nie tylko owoc, lecz także niepowtarzalny smak
miejsca, z którego ono pochodzi. Wino w sensie
kulturowym jest szczególnym, cielesno-duchowym
świadectwem i rezultatem nagromadzenia
potężnej tradycji. Jak stwierdza Scruton,
„żaden inny pokarm ani napój nie przychodzi
do nas otoczony taką aureolą znaczenia i ludzie,
którzy odmawiają wina, wysyłają ważną wiadomość
– wiadomość, że nie należą do tej ziemi”
(Scruton, 2011: 186).
2
George Berkeley, jeden z trzech klasyków nowożytnego empiryzmu brytyjskiego (obok Johna Locke’a i Davida Hume’a), zaprezentował najbardziej
radykalną postać tego filozoficznego poglądu na pochodzenie poznania. Twierdził bowiem, że istnieje tylko to, czego doświadczamy: esse = percipi
(„istnieć” znaczy: być postrzeganym). Pogląd ten prowadzi do paradoksalnych, wręcz absurdalnych rezultatów, ponieważ zgodnie z nim kiedy
przestajemy coś postrzegać, np. drzewo, to wówczas przestaje ono istnieć. Prawdopodobnie to ów solipsyzm, powszechnie kojarzony z Berkeleyem
i będący źródłem pewnych nieporozumień co do rzekomego sceptycyzmu irlandzkiego myśliciela, jest przyczyną panującego wśród filozofów
*
Na zakończenie warto trochę uwagi poświęcić
żartobliwemu instruktażowi, jaki autor Piję
więc jestem formułuje na ostatnich stronach
swojej książki. Idea poradnika „Co pić do czego”
daje Scrutonowi asumpt nie tylko do tego,
by odnieść się do konkretnych win, ale też by
wyrazić swój stosunek do wielu klasycznych
myślicieli – zarówno dawnych, jak i współczesnych.
Niektórych filozofów należy czytać „na trzeźwo”:
do takich należy według Scrutona m.in.
Arystoteles:
Czytelnicy Metafizyki z pewnością zrozumieją,
jeżeli powiem, że jedynym możliwym napitkiem
przy tej lekturze jest zwykła woda. Przełknięcie
najbardziej suchej ze wszystkich książek
w dziejach wymaga mnóstwa płynu i iście
spartańskiego hartu w walce ze słowami (Scruton,
2011: 236).
O irlandzkim myślicielu, biskupie Cloyne, Scruton
pisze cierpko: „Jeżeli już ktoś musi wchłonąć
Berkeleya, niech go popije szklanką dziegciu
i na tym zakończy”2 (Scruton, 2011: 244).
Przy lekturze Martina Heideggera najlepiej nie
pić nic: „Jakimż to nektarem uczcimy filozofa,
który uczy nas, że «nicość nicestwi»? Wznieśmy
puste kielichy do ust i uczujmy, jak osiada
w nas – nic, nic, nic, na całej długości przewodu
pokarmowego” (Scruton, 2011: 256).
Na trunki mniej szlachetne od wina zasługują
teksty św. Augustyna: „Państwo Boże wymaga
wielu posiedzeń i księgę tę uważam za
jedną z rzadkich okazji, kiedy osoba pijąca
może prawomocnie sięgnąć po kufel chłodnego
piwa, o ile odłoży księgę, gdy tylko go
opróżni” (Scruton, 2011: 235); a także Edmunda
Husserla: „Proponuję trzy kieliszki śliwowicy
z rodzinnych Moraw Husserla – jeden dla kurażu,
drugi dla popicia żargonu i trzeci, aby polać
stronę”3 (Scruton, 2011: 253). Łaskawiej obchodzi
się Scruton z pozostałymi wymienianymi
przez siebie klasykami filozofii. Do Uczty Platona
proponuje wino półsłodkie – „tylko trunek
lekki i półsłodki pomoże uchwycić cząstkę wesołości
kompanii” (Scruton, 2011: 235) – na przykład
vouvray4; do Cycerona – Château Lynch
Bages rocznik 1959; do Boecjusza – wonne meursault.
Sumę teologiczną św. Tomasza, dla odmiany,
da się przetrwać przy „pomocy pokaźnej
baterii butelek szkockiej” (Scruton, 2011: 239);
niemałego zaopatrzenia wymagać też będzie
Francis Bacon:
Wszelką dyskusję na temat poglądów Bacona
należy, jak sądzę, prowadzić zgodnie z zasadami
metody porównawczej. Proponuję otworzyć
sześć butelek z winem z jednego szczepu,
na przykład cabernet franc, przy czym cztery
pierwsze niech pochodzą odpowiednio z doliny
Loary, z Kalifornii, z Moraw i z Węgier, a jeżeli
uda wam się dodać dwie równie godziwe,
ale pochodzące z innych miejsc, tym samym
potwierdzicie słuszność metody indukcyjnej
[metody opracowanej przez Bacona – przyp.
M.K.] – po czym, dążąc do uchwycenia podobieństw
i różnic, należy zająć się uszczuplaniem
tego zasobu, notując wrażenia na kartach degustacyjnych
(Scruton, 2011: 242).
Kartezjusz, zdaniem Scrutona najbardziej przeceniony
filozof wszechczasów (gdyż, jak pisze,
jego rozumowania „wychodzą od niczego
i prowadzą donikąd”), stanie się znośny dzięki
Châteauneuf-du-Pape, który „dostarczy ciekawszego
tematu do rozmowy” (Scruton, 2011:
242). Przy Spinozie można wznieść puchar nieco
tańszego burgunda: „Ostatni raz rozumiałem
atrybut w sensie Spinozy przy kieliszku czerwonego
Mercurey Les Nauges rocznik 1999.
Niestety, nim zapisałem te myśli, wychyliłem
drugi kieliszek i nigdy już nie zdołałem ich
przywołać” (Scruton, 2011: 243); przy tekstach
Hume’a – kieliszek słodkiego białego wina (na
przykład Château Coutet). Zrozumienie paradoksalnej
Kantowskiej tezy o powszechności
i subiektywności sądu smaku, zawartej na kartach
Krytyki władzy sądzenia, wymaga „perswazji
wina” (Scruton, 2011: 245), lecz jakiego
– tego Scruton nie precyzuje (choć wspomina,
że próbował przy lekturze Krytyki zarówno
wschodnioindyjskiego sherry, jak i „śniadego
porto”, a także madery, to jednak żaden z tych
trunków nie przybliżył go do zrozumienia Kantowskich
wywodów)
zniechęcenia do jego spuścizny. Berkeley bronił się jednak przed popadnięciem w sceptycyzm ideą trwałego postrzegania wszelkich rzeczy przez
Boga, dzięki czemu nie tracą one swej jedności i trwałości.
3
Niechęć Scrutona do Husserla wynika z jego wrogiego stosunku do fenomenologii, której niemiecki filozof był czołową postacią. Jak czytamy,
Husserl „wymyślił naukę – a raczej pseudonaukę – fenomenologii i twierdził, że odkrył metodę wyodrębniania istotnej zawartości naszych treści
umysłowych przez «branie w nawias» świata materialnego. Setki stron hermetycznej prozy, które z tego wynikły, powinny były uzmysłowić
Husserlowi, że w rzeczywistości pisze o niczym. Na to jednak nie wpadł i w celu wyjaśnienia tego zjawiska wymyślił «kryzys nauk europejskich».
Bezwiednie […] właśnie Husserl był tym kryzysem” (Scruton, 2011: 252-253).
4
„Podstawowym surowcem są jagody chenin blanc, wzbogacane niekiedy dodatkiem arbois lub sauvignon, a samo wino, jeżeli jest słodkie, dojrzewa
przez długie lata, osiągając niezwykle wielowarstwowy smak – zwłaszcza gdy powstało z jagód wysuszonych przez pleśń szlachetną i potraktowanych
tak, jak robią to z sémillon w Sauternes. Cukier w wyrafinowanym vouvray jest integralnym składnikiem budowy wina, podobnie jak ornamenty na
klasycznej fasadzie. Jego żłobkowate mineralne kolumny, zwieńczone kwietnymi kapitelami, przywodzą na myśl solidną podstawę argumentacji tego
rodzaju, jaką zawsze zamierzał przedstawić Platon, złożoną ze zrozumiałych pytań i zaskakujących odpowiedzi” (Scruton, 2011: 236).
*
W poradniku Scrutona znajdziemy jeszcze takich
tuzów, jak Hegel, Schopenhauer, Kierkegaard,
Nietzsche czy Wittgenstein, a także wiele
różnych win – o odmiennych smakach i pro-
60 P
P
61
P
P
weniencjach. Filozoficzny bukiet – pełen akcentów
delikatnych, jak i kąśliwych – czyni z tego
książkowego dodatku osobliwy przewodnik po
winach świata.
Bibliografia:
Hume D. (1955). Sprawdzian smaku, [w:] tenże,
Eseje z dziedziny moralności i literatury, przeł. T.
Tatarkiewiczowa, PWN, Warszawa.
Platon (2003). Państwo, przeł. W. Witwicki,
Wyd. Antyk, Kęty.
Platon (2007). Uczta, [w:] tenże, Dialogi, przeł.
W. Witwicki, red. A. Lam, Unia Wydawnicza
„Verum”, Warszawa.
Scruton R. (2011). Piję więc jestem. Przewodnik
filozofa po winach, przeł. M. Szczubiałka,
Aletheia, Warszawa.
Waldenfels B. (2009). Podstawowe motywy fenomenologii
obcego, przeł. J. Sidorek, Oficyna
Naukowa, Warszawa.
Waugh E. (1998). Znowu w Brideshead, przeł. I.
Doleżal-Nowicka, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa.
Piąte Piętro
4/2019
62 P
P
Piąte Piętro
4/2019
PIĘKNO I LUDZKA NATURA
RECENZJA „INSTYNKTU SZTUKI”
DENISA DUTTONA
Filip Stawski
„Żadna filozofia sztuki nie osiągnie sukcesu,
jeśli zignoruje naturalne źródła sztuki bądź jej
kulturowy charakter” (Dutton, 2019: 70), pisze
Denis Dutton na jednej z pierwszych stron swojego
najważniejszego dzieła „Instynkt sztuki”,
które ukazało się kilka miesięcy temu nakładem
wydawnictwa CC Press. Pierwotnie książkę wydano
już dziesięć lat temu, wiec, biorąc pod uwagę
jej istotność (nie tylko z uwagi na koncepcje
w niej zawarte, o czym za chwilę, ale również ze
względu na warsztat autora i interdyscyplinarny
sposób uprawiania filozofii), polski czytelnik
czekał na nią dosyć długo. Dutton posiłkując się
naukami ewolucyjnymi ukazuje działalność artystyczną,
nasze myślenie o sztuce, gusta artystyczne
itp. nie jako zjawiska będące wytworem
jedynie społeczno-kulturowym, ale silnie kształtowane
przez setki tysięcy lat na drodze doboru
naturalnego (Dutton, 2019). Sam mechanizm
kształtowania się zarówno zmysłu estetycznego
jak i samej praktyki podejmowania działalności
artystycznej jest omawiany z perspektywy ewolucjonizmu
dosyć obszernie (Dissanayake 1995;
de Sousa 2004; Davies 2012; Podlipniak 2015),
i każdy kto chociaż powierzchownie dotknął zagadnień
estetyki czy psychologii ewolucyjnej
zna jego zarys: presja selekcyjna faworyzowała
upodobanie do środowiska sprzyjającego przetrwaniu
– bezpiecznemu i obfitemu w pożywienie,
natomiast inwestowanie energii w tworzenie
artefaktów, które określilibyśmy jako dzieła
sztuki, sygnalizowało sprawność, siłę, obfitość
zasobów, sprawność motoryczną oraz poznawczą
– w skrócie dobre geny (Buss 2001). Słabe
i mocne strony tego podejścia, koncepcje alternatywne
i konkurencyjne są obszernie opisane
w literaturze, zamysł pozostaje jednak ten sam.
Jeśli chodzi o perspektywę filozoficzną czy antropologiczną
i próbę oparcia na niej teorii sztuki,
wymaga ona skonfrontowania się z pytaniem:
jak wyjaśnić olbrzymią różnorodność istniejących
form sztuki, wytwarzaną przez liczne cywilizacje
na przestrzeni wieków? Powinniśmy
wskazać jakieś cechy wspólne, uniwersalne,
jednak wskazanie takich ram, które siłą rzeczy
cechować się będą pewną sztucznością, będzie
narażone na zarzut niespójności poprzez wskazanie
sytuacji brzegowych wymykających się
danej definicji. Mimo tych problemów, Dutton
przedstawia dosyć precyzyjną listę kryteriów
rozpoznawczych sztuki, uniwersalnych wszystkim
cywilizacjom i zgodną z naszymi intuicjami
na jej temat, a jednocześnie oddzielającą działalność
artystyczną od rzemiosła czy sportu. Wśród
nich autor wymienia m.in. bezpośrednią przyjemność
jaką czerpiemy z obcowania ze sztuką;
biegłość i wirtuozerię cechującą artystę; nowatorstwo
i kreatywność jakiej wymagamy od
sztuki; fakt, że podlega ona krytyce; jest nasycona
emocjonalne oraz stanowi wyzwanie intelektualne
przed jakim stajemy w obliczu konieczności
interpretacji i analizy dzieła (Dutton, 2019).
Oczywiście istnieje szeroki zakres przedmiotów
czy aktywności, gdzie ciężko określić ich przynależność
do świata sztuki, ciężko nawet pewne
rzeczy porównywać, należą nierzadko do kompletnie
odmiennych kategorii, bo jak porównać
modę haute couture, projekty Bauhausu 1 , opery
mydlane, jazz, „Romeo i Julię” czy współczesne
performance? Trzeba przyznać, że jest nim
pewna umowa, uznanie przez świat sztuki, bo
jak inaczej wyjaśnić fakt, że dzieła Marcela Duchampa
typu Fontanna czy Przewidywane złamanie
ręki (parta o ścianę łopata do odśnieżania
chodnika) stoją w galeriach? Książka ma jednak,
jak zaznacza to sam autor, nie tyle roztrząsanie
czy ten konkretny przedmiot jest już sztuką czy
jeszcze nie, a wyjaśnienie jej uniwersalności, bez
względu na różnice kulturowe, historyczne czy
językowe, od oper poprzez afrykańskie rzeźby,
a na wybitnych symfoniach kończąc.
Podsumowując samą treść książki, podzielona
jest na dziesięć rozdziałów. W pierwszym
znajdziemy omówienie znanego eksperymentu
Komara i Melamida i generalnie malarstwa pejzażowego,
rozdział drugi stanowi uzasadnienie
konieczności powiązania rozważań nad sztuką
z naturą ludzką. Kolejny „Czym jest sztuka?”
stanowi omówienie problemów definicyjnych
związanych z pojęciem sztuki, autor wprowadza
tam też wspomniane kryteria sztuki. W rozdziale
czwartym Dutton poddaje krytyce, powierzchowny
według niego, pogląd, że ze względu na
odmienność historyczną, społeczną itd. poszczególne,
odległe od siebie kultury, odznaczać się
mogą całkowicie odmienną koncepcją sztuki,
tak dalece różną, że ciężko je porównywać oraz
wzajemnie zrozumieć. W rozdziale piątym autor
podejmuje kolejne pytanie pojawiające się
często w kontekście analizy różnych aspektów
kultury z perspektywy ewolucyjnej – czy sztuka
ma charakter adaptacyjny czy raczej jest efektem
ubocznym? W rozdziale szóstym omawia natomiast
jakie przewagi dawała naszym przodkom
wyobraźnia, przewidywanie, tworzenie prognoz
i symulacji, które stały się podłożem do naszego
upodobania do tworzenia fikcji, opowiadań
i snucia historii. Następnie autor ponownie odwołując
się do mechanizmu ewolucji, tym razem
skupiając się na zjawisku doboru płciowego,
wyjaśnia cechę biegłości i wirtuozerii charakterystyczną
dla aktywności artystycznej oraz fakt
inwestowania w działalność artystyczną tak dużych
pokładów energii i środków. W rozdziale
ósmym przez pryzmat ewolucji spogląda na takie
problemy estetyczne jak rola intencji artysty
w rozumieniu sztuki, czy implikacje fałszerstwa
i autentyczności dzieł sztuki. Rozdział dziewiąty
podejmuje znaczenie gustu estetycznego, wpływu
kulturowego oraz biologicznego, który go
kształtuje, w ostatnim natomiast bada wpływ
teorii ewolucji na rozumienie wielkich dzieł
sztuki.
Dutton pisze w sposób przystępny, wykazując
się jednocześnie dużą wiedzą zarówno z zakresu
filozoficznych koncepcji estetycznych jak i ewolucjonizmu.
„Instynkt sztuki” promowany jest
zdaniem Stevena Pinkera w którym stwierdza,
że wyznacza on przyszłość humanistyki. To może
zbyt śmiałe stwierdzenie, książka na pewno
jednak wpisuje się w coraz lepiej widoczny
sposób uprawiania humanistyki – ścisły i swobodnie
czerpiący z całego spektrum nauk, tak
aby odkryć jak najwięcej wymiarów rzeczywistości.
Bibliografia:
Buss D. (2001). Psychologia ewolucyjna, Gdańsk:
GWP.
Davies S. (2012). The Artful Species: Aesthetics,
Art and Evolution, Oxford.
Dissanayake E. (1995). Homo Aestheticus: Where
Art Comes From and Why, Seattle
Dutton D. (2019). Instynkt sztuki. Piękno, zachwyt
i ewolucja człowieka. Kraków
Podlipniak P. (2015). Instynkt tonalny. Koncepcja
ewolucyjnego pochodzenia tonalności muzycznej,
Poznań: wyd. UAM.
Sousa de R. (2004). “Is art an adaptation? Prospects
for an evolutionary perspective on beauty”.
Journal of Aesthetics and Art Criticism 62/2.
1
Szkoły która, przyczyniła się do demokratyzacji dizajnu i zatarciu granicy między sztuką a artefaktami stricte użytkowymi, trwale
wpływając na późniejsze rozumienie sztuki oraz, co warto podkreślić, obchodzi w tym roku setną rocznicę powstania.
64 P
P
65
P
P
POEZJA
Karolina Raulfs
DO ZACHODU SŁOŃCA, 2017
W DZIEŃ ULEWY W GREINAU, 2016
słońce, ukażże oczom łzami zmęczonym
upragniony już ten horyzont czarny!
dłużej już być nie chce dręczonym
żadne z nich tym widokiem marnym.
smutne śni moje oko w ulewie marznące kolosy
gdzie trwają one szumiejące na skraju nocy
pomiędzy ich zielenią widzącą swoje błędy
runą duchy mgliste w odmęt niebiesko-zwiędły
nie zachodzisz, o słońce, choć nadeszła pora.
wciąż od warg mych nocy pocałunki oddalasz.
uciec chcę od tego przeklętego wieczora,
lecz ty mi, słońce, nie pozwalasz.
odpływają daleko wza swą głuchą samotność
kamienieją owiłe w cierpkącą wilgotność
przezierając się przedwcześnie wza losu swojego mękę
ciemnemu niebytowi zawierzają udrękę
nie, ty błyszczysz swą wieczorną purpurą
uparcie, choć czasy ku temu masz wieczne.
złotem bijesz w twarz znużoną torturą,
bo wiesz, że nie umrę jeszcze.
deszczółki dzwoniące – niosą wieniec szubienicy?
we mgle idą szarej jak strach bladolicy
powolno – jak las żałobny trenu wers zanuci
i krajobraz cały w szarą nicość się obróci
68 P
P
69
P
P
MARIPOZY
NA WZGÓRZU CMENTARNYM, 2012
lotne maripozy na wietrze nocy
sami i skromni – znad grobów pogłosy
między szkłem a szkłem, nie mając niczego
czeją końca – bliskiego, dalekiego?
co z człowieczeństwem niechcianym poczynić?
czy jednym gestem bramy krypt uchylić
i skończyć lot swój donikąd męczący
i stać się ścierwem nad bardziej kojącym?
czy śmiertelności podać dłoń skostniałą
będąc nią większą, czy moż wciąż tak małą
i pójść gdzieś daleko wza świat ten smutny,
wierząc, że przyszły nie będzie okrutny?
70 P
P
71
P
P
Monika Pyszczyńska (1993) - Absolwentka Liceum
Plastycznego w Bydgoszczy, Architektury
Wnętrz Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu
oraz Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.
Fotograficzne pasje rozwijała w Akademii
Fotografii w Warszawie. Współpracuje m.in.
z Galerią Next w Bydgoszczy. Laureatka II
miejsca w Ogólnopolskim Plenerze Rzeźbiarskim
w 2012 r.
Jej prace graficzne brały udział w wystawach
i były publikowane m.in. katalogach Biennale
w Płocku i Gdańsku. Wyróżniona w kategorii
malarstwa podczas Biennale Malarstwa i Rysunku
w Bielsko-Białej w 2012 roku. Uczestniczka
arenaDESIGN w Poznaniu w 2016 r.
(projekt krzesła). Aneks malarski do pracy dyplomowej
pt. „Materialność światła” wykonała
w II Pracowni Malarstwa i Rysunku pod
opieką prof. Andrzeja Zwierzchowskiego.
W numerze
zamieszczono
prace
Moniki
Pyszczyńskiej
Wystawy
1. Biennale Rysunku i Malarstwa w Bielsko-
-Białej, wystawa pokonkursowa, 2013 r.
2. Wydział Malarstwa Uniwersytetu Artystycznego
w Poznaniu, wystawy końcoworoczne
w 2014 i 2015 r.
Piąte Piętro
4/2019
Prace w numerze:
Okładka: Materialność światła 06/olej na płótnie
s. 6/20-21/26-27/34-35/36-37/48-49/73 Las/olej na
płótnie
s. 9 Las/olej na płótnie
s. 14/53/56/63 Wolność (fragment)/olej na płótnie
s. 45 Wolność/olej na płótnie
s. 66-67 Widok/olej na płótnie
3. Puławska Galeria Sztuki, wystawa zbiorowa
w Puławskim Ośrodku Kultury Dom Chemika,
2017 r.
4. Galeria Officyna w Warszawie, wystawa
zborowa prac studentów II Pracowni Malarstwa
i Rysunku ASP, 2017 r.
5. Muzeum Narodowe w Krakowie, wystawa
w ramach akcji charytatywnej Sztuka Teraz,
2016 i 2018 r.
72 P
P
DLA AUTORÓW
ZAPRASZAMY DO NADSYŁA-
NIA TEKSTÓW DO PIĄTEGO
NUMERU PIĄTEGO PIĘTRA!
NA TEKSTY CZEKAMY DO
15.05.2020
PUBLIKUJEMY NASTĘPUJĄCE RODZAJE
TEKSTÓW:
DD
ESEJE
DD
RECENZJE KSIĄŻEK
DD
KOMENTARZE
DD
POEZJĘ
DD
PROZĘ
DD
RELACJE
DD
WYWIADY
PRZYPISY, CYTOWANIE, BIBLIOGRAFIA:
ZGODNIE ZE STANDARDAMI APA
SZCZEGÓŁY NA STRONIE:
PIATEPIETRO.WORDPRESS.COM
W ZAKŁADCE „DLA AUTORÓW”
PRZESŁANIE TEKSTU PRZEZNACZONEGO DO
PUBLIKACJI W CZASOPIŚMIE PIĄTE PIĘTRO, JEST
RÓWNOZNACZNE Z WYRAŻENIEM ZGODY NA
JEGO OPUBLIKOWANIE W TRYBIE
OPEN ACCESS
Wydawca:
Instytut Filozofii UKW
Ogińskiego 16
85-092 Bydgoszcz
Kontakt
pp.redakcja@gmail.com
Redakcja:
Redaktor naczelny
Sekretarz redakcji
Redaktor artystyczna
Redaktor tematyczny
PIĄTE PIĘTRO
BYDGOSKIE CZASOPISMO FILOZOFICZNE
eISSN: 2544-4131
FILIP STAWSKI
MATEUSZ TOFILSKI
DOMINIKA ANDRULEWICZ
ADAM SKOWRON
Autorzy/Contributors:
GEORG NORTHOFF
UNIVERSITY OF OTTAWA
MATEUSZ TOFILSKI
UŚ
BARTŁOMIEJ K. KRZYCH
UR/UPJP2
MATEUSZ CHRÓL
KUL
ADAM SKOWRON
UKW
MAGDALENA KRASIŃSKA
UW
KAROLINA RAULFS
UKW
Publisher:
Institute of Philosophy UKW
Oginskiego 16
85-092 Bydgoszcz
Contact
pp.redakcja@gmail.com
Editorial board:
Editor-in-chief
Editorial Secretary
Art Editor
Subject Editor
Czasopismo dostępne jest na
licencji CC BY 4.0
74 P
P
75
P
P
P
P