29.11.2014 Views

Marianna Dobkowska - Stany nagości - Raster - Art.PL

Marianna Dobkowska - Stany nagości - Raster - Art.PL

Marianna Dobkowska - Stany nagości - Raster - Art.PL

SHOW MORE
SHOW LESS

Transform your PDFs into Flipbooks and boost your revenue!

Leverage SEO-optimized Flipbooks, powerful backlinks, and multimedia content to professionally showcase your products and significantly increase your reach.

ten plik pochodzi z internetowej strony magazynu artystycznego RASTER<br />

raster.art.pl<br />

tygodnik<br />

zmieniamy obraz polskiej sztuki<br />

© RASTER 2001 WSZELKIE PRAWA ZASTRZE¯ONE


Te fotografie zrobi³y na nas<br />

naprawdê wra¿enie: nowojorska<br />

ulica lub miejski park zas³ane<br />

setkami nagich ludzkich<br />

cia³ wygl¹daj¹cych jak zw³oki.<br />

Czasem u³o¿one regularnie<br />

jakby to mia³a byæ maniakalna,<br />

parareligijna kompozycja,<br />

a czasem bez³adnie rozrzucone<br />

niczym na wysypisku<br />

œmieci, a mo¿e po prostu wyczerpane<br />

do cna, odpoczywaj¹ce<br />

po monstrualnej orgii?<br />

Okazuje siê, ¿e za to wszystko<br />

odpowiedzialny jest jeden<br />

cz³owiek, w dodatku artysta<br />

– Spencer Tunick. Specjalnie<br />

dla „Rastra” swoje wra¿enia<br />

opisuje jedna z wielu tysiêcy<br />

jego modelek.<br />

OSpencerze Tunicku dowiedzia³am siê<br />

potem. Przedtem, dok³adnie dzieñ<br />

wczeœniej, siedzieliœmy we w³oskiej<br />

knajpce w East Village i Margharita opowiedzia³a<br />

nam o czymœ, co nazwa³a „naked event”. Wtedy<br />

po raz pierwszy us³ysza³am o tym facecie. Doœæ<br />

skomplikowanymi kana³ami informuje ludzi z<br />

niezale¿nych krêgów artystowskich Nowego Jorku<br />

o swoich kolejnych realizacjach. Stara siê zebraæ<br />

oko³o dwustu osób. Na miejscu opowiada im<br />

krótko o pozie, jak¹ chcia³by ujrzeæ i sfotografowaæ,<br />

a potem na dany znak wszyscy wyskakuj¹ z ubrañ<br />

i robi¹ to, czego on oczekuje. „Dobra, dobra, ale<br />

gdzie to siê odbywa, w studiu?” Margharita<br />

stwierdzi³a, ¿e na ulicy, gdzieœ na West Broadway.<br />

Potem okaza³o siê, ¿e pod samym City Hall<br />

(ratuszem), bo Tunick ma ostatnio jazdê na punkcie<br />

znanych budynków. Andrea podekscytowa³a siê<br />

niemo¿ebnie i zaczê³a gor¹co wszystkich nak³aniaæ<br />

do wziêcia udzia³u w akcji, skoro ju¿ o tym wiemy.<br />

Tommaso (producent filmów niezale¿nych spod<br />

znaku Finishing Pictures) przyzna³ siê, ¿e mia³ ju¿<br />

cynk poprzednim razem, ale scyka³. Pocz¹tek przed<br />

szóst¹ dziœ rano, mieliœmy jakieœ piêæ godzin na<br />

podjêcie decyzji. Margharita, Andrea i Mateo byli<br />

pewni. Tomasz - mój polski znajomy, Tommaso i<br />

ja mieliœmy pewne skrupu³y. No jasne - ciekawe,<br />

warte poparcia, a w ogóle, to jak ju¿ jestem w<br />

Nowym Jorku, to fajnie zrobiæ coœ nowojorskiego.<br />

Ale z drugiej strony... stan¹æ ko³o siebie i to nie w<br />

jakiejœ poetyckiej mgle tylko w realnym œwietle<br />

poranka, skóra obok skóry, oko obok oka, moje<br />

nagie cia³o pomiêdzy nagimi cia³ami znajomych i<br />

nieznajomych. Andrea nie dawa³a za wygran¹.<br />

Poniewa¿ nie by³o ju¿ sensu wracaæ do Brooklyn<br />

Heights, ko³o trzeciej pojechaliœmy z Tomkiem do<br />

mieszkania Margharity i Mateo. Pogr¹¿eni w<br />

dyskusjach nad zdjêciami, o nowym filmie, który<br />

montuje Mateo, dziêki w³oskim lodom, bez<br />

których Margharita nie mo¿e ¿yæ, przetrzymaliœmy<br />

bezsennie do pi¹tej z minutami. Zadzwoniliœmy<br />

do Andrei i Tommaso. Wyruszyliœmy. Niewiele<br />

siê wyjaœni³o - Andrea: tak, Margharita i Mateo:<br />

raczej tak, reszta o krok od stchórzenia. Wszyscy<br />

byliœmy niesamowicie podekscytowani,<br />

rozedrgani w³osk¹ kaw¹ i brakiem snu. Taki sobie<br />

jeden z umiarkowanie magicznych momentów. Po<br />

krótkich poszukiwaniach dotarliœmy na miejsce,<br />

nadzy ludzie<br />

STANY<br />

NAGOŒCI<br />

marianna<br />

dobkowska<br />

fot. Spencer Tunick, Maine, 1997<br />

20<br />

które poznaliœmy po absurdalnym (jak na 5:30 w<br />

niedzielê) t³umie. Wolno zbli¿yliœmy siê.<br />

A potem posz³o naprawdê szybko. Margharita i<br />

Mateo powiedzieli, ¿e boj¹ siê glin i nagle siê<br />

ulotnili. Wysoki kole¿ka z drabin¹ po konsultacji z<br />

ni¿szym z torb¹ fotograficzn¹ powiedzia³, ¿e kto<br />

nie uczestniczy czynnie proszony jest o pozostanie<br />

w tym miejscu. Reszta przejdzie za zakrêt, tam na<br />

dany znak rozbierze siê, pobiegnie za nastêpny<br />

róg i po³o¿y siê na ulicy. T³um nie przerzedzi³ siê.<br />

Wszyscy byli uœmiechniêci, pewni siebie. Przekrój<br />

ras, grup wiekowych, kategorii wagowych. Oko³o<br />

dwustu osób. Tomek spojrza³ na nas, potem za<br />

siebie - „nie, nie idê, poczekam na was w<br />

samochodzie”. I wtedy, kiedy zosta³am ju¿ tylko z<br />

Andre¹ i Tommaso, poczu³am si³ê, jakiœ pr¹d,<br />

radoœæ? „Robiê to”- powiedzieliœmy niemal<br />

jednoczeœnie z Tommaso. I ju¿ zaraz szliœmy za<br />

róg. Krzyk „NOW!!”, nasze ubrania le¿¹ na asfalcie,<br />

widzê przed sob¹ t³um nagich pleców i poœladków.<br />

¯adnej twarzy, ¿adnego niepotrzebnego<br />

spojrzenia. Wiatr, ch³ód asfaltu pod stopami i usta<br />

same rozci¹gaj¹ siê w uœmiechu. Œmiej¹cy siê<br />

t³um biegn¹cych go³ych ty³ków pod siedzib¹ Rady<br />

Miasta Nowy Jork. Po³o¿yliœmy siê. Trwa³o to mo¿e<br />

szeœæ, mo¿e piêæ minut. Nikt nie rozmawia³. Cisza.<br />

Ciep³o i zapach ludzkich cia³. Nade mn¹ niebo.<br />

B³ogostan. Jakieœ piêtnaœcie metrów ode mnie<br />

Tunick na drabinie naœwietla w ekspresowym<br />

tempie kolejne rolki filmu, uwieczniaj¹c ten<br />

miêkki, skomplikowany, cielesny wzór, który<br />

pojawi³ siê w œrodku miasta. „Paradoksalnie -<br />

pomyœla³am - rozebranie siê jest jedn¹ z<br />

najnaturalniejszych i najniewinniejszych czynnoœci<br />

jakie mo¿emy wykonaæ wobec œwiata”. Zdjêcia i<br />

policja, której prawdopodobnie w³aœnie wtedy<br />

najbardziej przybywa³o, niewiele obchodzi³y mnie<br />

w tamtym momencie. Roztopienie siê w masie,<br />

katharsis, zbli¿enie do absolutu.<br />

Potem wstaliœmy, chocia¿ nie chcieliœmy wstawaæ,<br />

wziêliœmy siê we trójkê za rêce i pobiegliœmy do<br />

swoich ubrañ beztroscy w swej nagoœci jak<br />

staro¿ytni. W t³umie odnaleŸliœmy Tomka.<br />

Zdecydowa³ siê, ale z dala od nas. Ludzie jeszcze<br />

moment k³êbili siê. Jeden facet, korzystaj¹c z<br />

okazji, rozdawa³ ulotki zachêcaj¹ce do wziêcia<br />

udzia³u po po³udniu w krêceniu komedii o „naked<br />

party”: basen, trampolina etc. ¯enada. Wyczerpani,<br />

ale szczêœliwi pojechaliœmy na œniadanie. Gdy<br />

weszliœmy do baru dziewczyny przy stoliku w g³êbi<br />

na powitanie krzyknê³y do nas, ¿e bêd¹ na zdjêciach<br />

gdzieœ z przodu. Jak nas pozna³y? Nie mam pojêcia.<br />

Ja nie zapamiêta³am niczyjej twarzy, niczyjego cia³a<br />

- tylko masê. I tak siê skoñczy³o.<br />

Szczegó³ów o artyœcie dowiedzia³am siê<br />

wieczorem, po odespaniu tej bardzo d³ugiej nocy.<br />

Rozmawia³am ze wspólnikiem Tommaso z Finishing<br />

Pictures Marco Marconim. Choæ robi³<br />

Spencerze Tunicku krótki dokument niespe³na<br />

dwa lata temu, niewiele o nim wiedzia³. Spencer<br />

urodzi³ siê w ’67 roku w Middletown. Tunickowie<br />

prowadzili rodzinny interes polegaj¹cy na<br />

produkcji plastikowych telewizorków, w których<br />

przez ma³¹ dziurkê mo¿na ogl¹daæ bajeczne<br />

krajobrazy albo ulubionych bohaterów kreskówek<br />

uwiecznionych na celuloidowym, obracanym<br />

kó³eczku (u nas sta³ym motywem byli kultowi Bolek<br />

i Lolek oraz Rumcajs). Tunick kontynuowa³<br />

rodzinne tradycje , ale w roku 1990 przeniós³ siê<br />

do Nowego Jorku i zacz¹³ realizowaæ w³asne<br />

pomys³y. Nie ukoñczy³ ¿adnej szko³y artystycznej.<br />

Od oko³o trzech lat poch³oniêty jest projektem<br />

sportretowania nagich Stanów. Jedn¹ z<br />

wczeœniejszych prac jest „Momentum” (1996),<br />

gdzie t³um nagich postaci le¿¹cych na wznak<br />

rozpoœciera siê na ziemi Central Parku. Piêæ<br />

miesiêcy 1997 roku spêdzi³ na podró¿ach po<br />

Stanach, kontynuuj¹c prace nad dwoma cyklami<br />

zdjêæ. „American Zone” to indywidualne portrety<br />

jednej lub dwóch osób, „Reaction Zone”<br />

fot. Spencer Tunick, NYC, wrzesieñ 1998;<br />

nasza reporterka gdzieœ w œrodku po prawej >>>


STANY NAGOŒCI c.d.<br />

nadzy ludzie<br />

przedstawia grupy ludzi (powy¿ej stu osób) w<br />

niezidentyfikowanych, naturalnych przestrzeniach.<br />

Ostatnio coraz czêœciej realizuje swoje projekty w<br />

miejscach publicznych (Times Square),<br />

niejednokrotnie wchodz¹c w konflikt z prawem.<br />

Tunick niewiele wystawia - wieϾ gminna niesie,<br />

¿e czeka na w³aœciwy moment, by œwiat ujrza³ dzie³o<br />

w formie opas³ego albumu. Oczywiœcie nie znaczy<br />

to, ¿e nie jest znany. Jest swoist¹ nowojorsk¹<br />

legend¹ - dowiedzieæ siê o jego akcji i uczestniczyæ<br />

w niej jest jak najbardziej stosowne. Wobec swoich<br />

modeli Tunick zachowuje siê bardzo uczciwie -<br />

bierze od nich adresy i ka¿dy dostaje sygnowan¹<br />

odbitkê uwieczniaj¹c¹ wydarzenie. Zaraz po moim<br />

wyjeŸdzie z Nowego Jorku Tunick mia³ ma³¹<br />

wystawê w I-20 Gallery zatytu³owan¹ „Naked<br />

States” dokumentuj¹c¹ jego dzia³ania z 1997 roku.<br />

W grudniu dosta³am list od Tomka, w którym<br />

oprócz d³ugo oczekiwanego zdjêcia znalaz³am tak¿e<br />

ploteczkê jakoby Margharita widzia³a Andreê,<br />

Tommaso i mnie w wiadomoœciach, gdy trzymaj¹c<br />

siê za rêce, biegniemy na oœlep szczêœliwi jak<br />

dzieci, wype³niaj¹c sob¹ ca³y kadr.<br />

fot. Spencer Tunick, Pennsylvania, 1998<br />

fot. Spencer Tunick, New York, 1997<br />

fot. Spencer Tunick, Momentum, 1996<br />

Alegoryzacja<br />

eirikr henriksson<br />

Teoria jest dla mê¿a uczonego tym,<br />

czym dla wojownika zbroja.<br />

Niektórzy przywdziewaj¹ zbroje<br />

piêknie cyzelowane, zdobione z³otem i<br />

drogimi kamieniami. Innych staæ tylko na<br />

proste p³yty z ¿elaza, które choæ równie<br />

mocne, nie przyci¹gaj¹ uwagi dam. Inni<br />

jeszcze musz¹ zadowoliæ siê skórzanym<br />

kaftanem...<br />

Nie piêkno zbroi jest jednak istotne, lecz<br />

jej wytrzyma³oœæ. Tylko doskonali szermierze<br />

mog¹ walczyæ w zbroi byle jakiej,<br />

cienkiej lub popêkanej. Ale niech strzeg¹<br />

siê, gdy trafi¹ na lepszego od siebie rycerza<br />

- nie bêdzie dla nich litoœci! Bowiem cios<br />

podstêpny zwali z konia ciê¿ko pancernego<br />

niezgu³ê, lecz krzywdy mu nie uczyni -<br />

szermierza zaœ œwietnego ciê¿ko rani lub<br />

wrêcz zabije, gdy w lekk¹ tylko zbrojê<br />

przyodziany.<br />

Wojownicy ju¿ to walcz¹ przeciwko sobie,<br />

ju¿ to razem pl¹druj¹ wioski, by póŸniej<br />

podrzynaæ sobie gard³a przy podziale<br />

³upów. Wszyscy jednak ustêpuj¹ pola, gdy<br />

spotkaj¹ szaleñca, który bez zbroi i<br />

niewprawnie topór w d³oni obracaj¹c<br />

biegnie ku nim i r¹bie wszystko dooko³a z<br />

pian¹ na ustach. Nic bowiem nie uchroni -<br />

ani mocna blacha, ani pewna rêka - przed<br />

toporem szaleñca.<br />

dobrowolski rados³aw<br />

Olmoncjusz<br />

w œwiecie<br />

wci¹¿<br />

nieustabilizowanym<br />

>>><br />

eirikr henriksson, 1974, poganin,<br />

antropolog, archeolog, pochodzi z<br />

torunia, doktorant na UW.<br />

dobrowolski rados³aw, 1970, prozaik,<br />

doktorant w instytucie filozofii UW,<br />

mieszka w opolu.<br />

22<br />

Olmoncjusz ot tak dawna nigdzie nie<br />

wyje¿d¿a³, ¿e a¿ zdziwi¹ siê, ¿e mo¿na<br />

w jednym miejscu tak d³ugo wytrzymaæ.<br />

Trzy lata ju¿ siedzi w domu i nic.<br />

Wcale mu siê nie chce zwiedzaæ œwiata. Ma<br />

pieni¹dze? Ma. Ma czas? Ma. Mia³ nawet w<br />

planie wyjazd do Grecji, albo do Botswany.<br />

Ten ostatni plan wydaje mu siê po prostu<br />

czystym szaleñstwem, na które cz³owiek<br />

najwy¿ej raz w ¿yciu zdobyæ siê mo¿e, przynajmniej<br />

ten, któremu nie tak bardzo pilno do<br />

ogl¹dania cudzych k¹tów.<br />

Plany wci¹¿ trzyma w szufladzie. Niby ich nie<br />

zarzuci³, ale tak naprawdê to le¿¹ tam jak w<br />

grobie.<br />

Olmoncjusz nie dlatego nigdzie siê nie rusza,<br />

¿e nie lubi obcych krajów. Co prawda, jego<br />

zdaniem, w tych krajach ¿yje siê zbyt podobnie<br />

do sposobu uprawianego we wsi podopolskiej,<br />

¿eby by³o to jakoœ szczególnie<br />

interesuj¹ce. W koñcu wszêdzie ludzie jedz¹,<br />

¿eni¹ siê, rodz¹ i bardzo podobnie z tego<br />

œwiata schodz¹. Ale nie to jest powodem tej<br />

nies³ychanej gnuœnoœci.<br />

Olmoncjusz po prostu lubi stabilizacjê, kocha<br />

stagnacjê i monotoniê. Wszystkiego siê<br />

wyzbywa, byle tylko móc co rano ogl¹daæ te<br />

same drzewa, domy i pola. ¯eby co roku by³a<br />

ta sama pogoda, na tej samej drodze, ¿eby<br />

umijaæ ka³u¿e niemal z zamkniêtymi oczami.<br />

Olmoncjusz kocha niezmienne trwanie. A<br />

przecie¿ œwiat jest taki zmienny. Nie tylko<br />

politycznie, klimatycznie, czy fizjologicznie, ale<br />

w ka¿dym innym sensie. W³aœciwie trudno<br />

znaleŸæ w nim spokojne miejsce.<br />

Olmonkowi ciê¿ko siê z tym pogodziæ. Têskni<br />

za tak¹ przystani¹, w której móg³by wreszcie<br />

owe Morza Zmiennoœci porzuciæ i wyskoczyæ<br />

na jakiœ Twardy Grunt. Dlatego siedzi w swoim<br />

miasteczku, ogl¹da prognozê pogody i cieszy<br />

siê jak dziecko, gdy zdarzy siê taka sama jak w<br />

zesz³ym roku o tej porze, albo jak dwa lata<br />

temu.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!