15.01.2015 Views

Nr 173-174, listopad-grudzień 1968 - Znak

Nr 173-174, listopad-grudzień 1968 - Znak

Nr 173-174, listopad-grudzień 1968 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

MIESIECZNIK<br />

. <br />

PI~CDZIESI~CIOLECIE<br />

ODZYSKANIA NIEPODLEGlOSCI<br />

Wyb6r feksf6w:<br />

A. Pr6chnik: POTRZEBA HISTORII • St. Glqbinski:<br />

OR~DZIE RADY REGENCYJNEJ • I. Daszynski: RZAD<br />

LUBELSKI • M. Seyda: WYZWOLENIE WIELKOPOL­<br />

SKI • J. Moraczewski: BILANS OTWARCIA •<br />

St. Grabski: KU JEDNOSCI • St. Gfqbinski: W. WIlOS<br />

• Sf. Grabski: PIERWSZY SEJM • A. Krzyzanowski:<br />

J6ZEF PllSUDSKI • R. Dmowski: NIEMCY<br />

Stanislaw Stomma • KT6RY NURT WYGRAl<br />

Bohdan Cywinski . EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

Zenon Szpofaflski. . POLSKA A CZECHY<br />

Antoni Tokarczyk. • PODR6z DO GRANIC<br />

MOZLIWOSCI<br />

Julian Aleksandrowicz, Regina Knapik: <br />

WYCHOWANIE DLA PRZYSZlOSCI <br />

K R A K 6 W <br />

LlSTOPAD-GRUDZIEN (11.12) <br />

Rok XX <strong>1968</strong> 113-114


ZESPOL<br />

Hanna Malewska, Marla Morstin-Gorska, Stefan Swieiawskl, Stan(slaw<br />

Stomma, Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woiniakowski, Jerzy<br />

Zawieyski, Wladyslaw Stroiewski, Halina Bortnowska, Stanislaw Grygiel<br />

REDAKCJA<br />

Hanna Malewska (redaktor naczelny), Halina Bortnowska (sekretarz <br />

redakcji), Wladyslaw Stroiewski, Stanislaw Grygiel, Franciszek Blajda <br />

Ad res red a k c j i: K r a k 0 w, S i e ill n a 5, I p., tel. 271-84 <br />

Redakcja przyjm.uje w godz. 13-15 <br />

Adrcs administraeji: Krakow, Wiiilna 12, I p., tel. 501-62 <br />

Administracja przyjmuje w godz. 9-13 <br />

Prenumerata krajowa: kwartalnie zl 45.-; polrocznie zl 90.-; <br />

rocznic zl 180.-<br />

Wplaty na konto administracji, Krakow, Wislna 12, PKO nr 4-14-831 <br />

Prenumerata przez wplaty na konto "Kuchu", Krakow, ul. \Vorcella 6, <br />

PKO nr 4-6-777 albo przez urzc:dy pocztowe i listonoszy <br />

Prcnumerata zagrauiczna: kwartalnie zl 63.-; polrocznie zl 126.-; <br />

rocznie zl 252.-<br />

Prenumerata przez wplaty na konto PKWZ "Kucb" Warszawa.<br />

ul. Wronia 23, PKO nr 1-6-100024<br />

Zamowienia i przedplaty przyjmowane sl} w tcrminie do dn(a IS-go<br />

miesil}ca poprzedzajl}cego okres prenumeraty<br />

Cena zeszytu zl 12.-<br />

Egzemplarze archiwalne "<strong>Znak</strong>u" nabywac moina w Administracji<br />

miesic:cznika "<strong>Znak</strong>", Krakow, ul. Wislna 12 oraz . w nast~pujqcych<br />

ksi~garniach :<br />

Katowice: Ksi~garnia sw. Jacka, ul. 3 Maja 18; Krakow: Ksi~garnia<br />

Krakowska, ul. sw. Krzyza 13; L6di: Ksi~garnia "Czytaj", uI. Narutowicza<br />

2; Poznan: Ksi~garnia sw. Wojciecha, PI. Wiolnosci 1; Warszawa:<br />

Ksi~garnia sw. Wojciecha, ul. Freta 48; Wroclaw: Ksi~garnia Archidiecezjalna,<br />

ul. Katedralna 6.<br />

Naklad 7000 + 350 + 100. Arkuszy druk. 15. Papier druk. sat. kl. V 61 X 86 65 g.<br />

Maszynopis otrzymano 18 pazdzlernlka <strong>1968</strong> r. Druk ukonczono w grudnlu <strong>1968</strong> r.<br />

Zam. nr 416 18 X <strong>1968</strong> r. L-7<br />

INDEKS 38420<br />

Krakowskie Zaklady Graficzne, Zaklad <strong>Nr</strong> 1, Krak6w, Kazimierza Wielkiego 95


ZNAK<br />

MIESII;CZNIK<br />

ROK XX<br />

<strong>Nr</strong> <strong>173</strong>-<strong>174</strong> (11-12)<br />

<strong>listopad</strong>-Grudzien <strong>1968</strong><br />

KRAKOW<br />

STANISlAW STOMMA<br />

KTORY NURT WYGRAl<br />

Z osobistych wspOimnien z lat dziecinnych zachowa1em w pami~ci<br />

tak i s,zczeg61, ze wczasie pierwszej WOj11y swiatowej doroSli rozma'vviajqcy<br />

0 polityce - a r zecz zrozumia1a m6wi1o s i~ stale 0 polityce<br />

- mowili wciqz na temat "orientacji". To slowo by10 na<br />

ustaah wszystkich, bo sprawa orientacji byla wszak centralnym<br />

pr.oblemem rzeczywistosci polskiej.<br />

Ja!kie byly wtedy "orientacje" T akze w repectuarze wspomnien<br />

wfasnych pozostalo dowcipne powiedzenie pewnego dzialacza narodow<br />

o-demokratycznego, ze najliczniejszq i najsilniejszq jest<br />

orientacja "zolqdkowa". Rzeczywiscie, olbrzymie trudnosci aprowizacyjne<br />

i coraz powszechniejsza bieda wplywaly niemalo na<br />

urabianie poglqdow politycznych. Czynnik ten w okupowanej<br />

przez Niemcow i Austriak6w Polsce dzia1al - rzecz zrozumia1a ­<br />

coraz mocniej przeciwko P anstwom Centralnym. I juZ samo to<br />

uzasadnialo wrogosc spo1eczenstwa polski ego wobec Niemcow.<br />

Wspamnia1em tu 0 "orient acji zO!qdkowej", bo element ten wymaga<br />

uwz gl ~ dnienia W ocenach i wniesienia odpowiedniej poprawki<br />

historycznej. Jednak nie by! to wylqczf\Y czynnik decydujqcy.<br />

Obok orientacji "zolqdkowej", istnia!y tez 'orientacje oparte<br />

na spekulacji politycznej i wysl1uwanych stqd wnioskach, dotycz


1382<br />

STA NISLAW STOMMA<br />

winna lojaliZlmu. Rozroimienie bard'zo istotne. Orientacji politycznych<br />

tego czasu nie nalezy identyfikowac z postaWq lojalizmu.<br />

Przez "orientacje" rozumiem kalkulacje polityczne w odniesieniu<br />

do "sprawy polskiej", kalkulacje wiqzqce polski program niepodleglosciowy<br />

z polity,kq tego lub innego mocarstwa. Lojalizm na torniast,<br />

jak-o taki, nie stanowil koncepcji programowej, zawierajqcej<br />

propozycje rozwiqzywania "sprawy polskiej". Po prostu wyrazal<br />

s i~ postawq lojalnosci wobec mocarstw.<br />

TROJLOJALIZM<br />

Prof. Stefan Kieniewicz stwierd'za w swojej Histo1'ii Polsk i<br />

1755-1918, ze na poczqtku I Wojny SWiatowej w polskich sferach<br />

burzuazji i zi~ian s twa do.minowala postawa trojlojalizmu. Zagl~biajqc<br />

si~ w lektur~ paJmi~tnikarskq i monografie historyczne<br />

tamtych, czasow znajdujemy peIne potwierdzenie tej opinii S. Kieniewicza.<br />

Trojlojalizm by! rzeczywiscie mocno osadzony. Lojalizm<br />

by! postawq do.minujqcq W zaborze rosyjskim, austriackim i pr u­<br />

skim, ale - bardzo si~ zastrzegam - nie mozna tego identyfikowac<br />

z orientacjq.<br />

Roimic~ najwyrazniej widac na przykiadzie zaboru pruskiego.<br />

Spoleczenstwo Wielkopolski przyj~j;o po s taw~ lojalistycznq. Pos!owie<br />

poiscy w Reichstagu glosowali za kredytami wojennymi.<br />

Prasa polska podnosila sukcesy arrnii niemieckiej, nawolywala do<br />

nabywania pozyczki wojennej (Kriegsanleihe) itd. Caly polski, doskonale<br />

zorganizowany, aparat spoleczny, d'zialal w sposob h annonizujqcy<br />

z wyznaczonymi potrzebami wojennymi. Nie bylo w zaborze<br />

pruskim w czasie wojny zadnego buntu, zadnego sabotazu<br />

politycznego. Przejawia!a si~ w ten sposob dyscyplina spo!eczna<br />

i panstwowa, w ktorq spoleczenstwo polskie zabmu pruskiego zostalo<br />

wdrozone. Ale za tq zewn~trznq dyscyplinq i lojalnosciq nie<br />

stala zadna koncepcja polityczna. Odw rot nie, politycznie spoleczenstwo<br />

Wielkopolski i Pomorza pozostalo odporne i oporne wobec<br />

sugestii politycznych z Berlina. Jak wiadomo, w Poznanskiem do··<br />

minowaly wplywy endeckie. Totez w gl~bi duszy Wielkopolanie<br />

byli orientacji prorosyjskiej. Z cierpliwosciq wyczekiwano kl~ski<br />

Niemiec. T~ rzeczywist q orientacj~ pokrywal zewn~trzny lojalizm.<br />

W za:borze pruskirn nie bylo orientacji proniemieckiej. To fakt,<br />

ktory trzeba wyraznie sobie uSwiadamiac. Orientacja pronielffiiecka<br />

zjawila s i~ tu w toku lart wojennych, ale zrodzila s i~ w Krolestwie,<br />

w Warszawie, wi~c na terenie b. zaboru rosyjskiego. Nosicielami<br />

jej byli tzw. "akltywisci" w Warszawie. 0 tym za chwil~.<br />

Lojalizm w zaborze austriackim byl zjawiskiem nomnalnym.


KTORY NURT WYGRAL 1383<br />

Jedynie tylko W tym zaborze Polacy uzyskali rzeczywlscle szerok'l<br />

autonomi~. Galicja byla krajem rzqdzonym przez Polak6w. Polska<br />

byla administracja, szkolnictwo. We Lwowie obradowal Sejm<br />

Krajowy. Kontrast z pozostalycrni zaborami byl: ogramny. I trudno<br />

si~ dziwic, ze kiedy wojna wybuchla, spoleczenstwo polskie Galicji<br />

rnialo duze obawy; aby zwyci~skie hufce wojsk carskich nie wkroczyly<br />

do Krakowa, prawdziwej pod6wczas stolicy swoborlnej kultury<br />

polsJtiej. Totez lojalizm proaustriacki 'Przyjql w roku 1914<br />

fOI'my ostenta'cyjne. Zaraz po wybuchu wojny najwybitniejsi<br />

przedstawiciele spoleczenstwa galicyjskiego wyslali samorzutnie<br />

adres wiernopoddanczy do cesarza Franciszka J6zefa, konczqcy<br />

si~ tradycyjnymi jui: slowaani: "przy tobie Najjasniejszy Panie<br />

stoimy i stac chcemy". Adres ten podpisali wszyscy czolowi luminarze<br />

spoleczenstwa polskiego w Galicji z X. Arcybiskupem Metropolitq<br />

Sapiehq na czele.<br />

Otoz takze w Galicji ten rpowszechny i gl~boki lojalizrn wobec<br />

Monarchii H aJbsburskiej nie 'Pokrywal si~ z tym, co by mozna nazwac<br />

orientacjq austriackq. W Ika,zdym rarzie pokrywal si~ tylko<br />

cz~sciowo. Pod wspomnianym adresem podpisani byli mi~dzy innymi<br />

X . Metropolita Sapieha, Ksiqz~ Witold Czartoryski, Hr. Skarbek.<br />

Ot6z wyrmienieni sympatyzowali raczej z endecjq i nie byli<br />

zwole:nnikarni orientacji austriackiej.<br />

Najbardziej dziwnym i dotqd dyskutowanym zjawiskierm byl<br />

lojalizrn w zaborze rosyjsikim. Na rprzelomie XIX i XX wieku<br />

zaznaczyl s i~ silny proces asymilacji panstwowej wyzszych warstw<br />

spoleczenstwa polskiego w Krolestwie. W tyrn kierunku dzialaly<br />

wplywy "Ugodowc6w" i pMniej tez szkola polityczna Narodowej<br />

Demokracji. Pornyslny rozwoj ekonorniczny i znaczne zelzenie<br />

ucisku politycznego foryiowaly tendencje ugodowe. Mirno to bylo<br />

niespodziankq historycznq, ze w roku 1914 lojalizm prorosyjski<br />

przejawil si~ tak mocno.<br />

W pismach prof. Mariana Zdziechowskiego znajdujemy slowa<br />

gorqcego, plomiennego oburzenia z powodu faktu, ze w Warszawie<br />

1914 r., w czasie przemarszu wojsk rosyjskich publicznosc polsk a<br />

zgromadzona wzdluz ulic obsypaJa kwiatami piechot~ rosyjskq<br />

i kozakow. Takze z wlasnych przezyc utkwil mi w pami~ci fakt,<br />

ze w niektorych dwora-ch polskich na Litwie modlono si~ wieczorami<br />

kolektywnie za powodzenie or~za rosyjskiego. W dworach n a<br />

Litwie, gdzie wtedy jeszcze tak zywa byla tradycja roku 1863,<br />

gdzie jeszcze dozywalo swoich dni wielu bylych powstancow. T a<br />

zmiana nastroju byl:a z pewnosciq nast~p stwem politycznej akcji<br />

Narodowej Demokracji.<br />

Izabella Lutoslawska, nalezqca do kr~gu osob najblizszych Romanowi<br />

Dmowskiemu, opisuje w swoilm pami~tnik.u takq charak­


1384 STANISLAW STOMMA<br />

ierystycznq scen~ z jakiegos salon~ warszawskiego jesieniq 1914.<br />

Pewna polS'ka dama opowiadala z zachwytem, jak oglqdala przeciClgajqCe<br />

wojska armii carskiej. Przy ty;m z ust jej wyrwal si~<br />

egzaltowany okrzyk: "ei Inasi kochani kozacy". "No, no, prosz~<br />

Paniq" - zreflektowal jq za to obecny tam Roman Dmowski.<br />

Scena bardzo znamienna. Owyun krytycznym "no, no" Dmowskiego<br />

przedstawiciel orientacji rosyjskiej hamowal przejawy bezkrytycznego<br />

lojalizmu. .<br />

ORIENTACJE<br />

Najnaturalniejszym zjawiskiem byla orientacja austriacka. Wyplywala<br />

z 10jaliZlITIu, a lojalizm mial psychologiczne uzasadnienie.<br />

o ile jednak byla zrozUJITIiala, 0 tyle jako program polityczny nie<br />

miala duzych szans.<br />

Austria byla partnerEml sympatycznym, wydawala si~ naturalnytrn<br />

sprzymiel'zencem. Ale partner ten, realnie rzecz oceniajqc, nie<br />

mi"l duzego wplywu na ksztaltowanie polityki mi~dzynarodowej.<br />

W ostatnich czasach ukazujOl si~ w Austrii monografie historyczne<br />

broniqce dawnej armii Cesarsko-Krolewskiej i jej bojowej<br />

w artosei w okresie wojny 1914-1918. Podkresla si~ w nich duz'l<br />

w ytrzymalosc tej amnii, ktorej kadry, choc zlozone z tylu narodow<br />

osci, zachowaly dy s cyplin~ i sprawnosc przez eztery lata ci~zkich<br />

doswiadczen wojennyeh. Wprawdzie rok 1914 przyniosl ei~zkie<br />

przegrane i utrat~ 3/4 Galieji, ale - zwracajq uwag~ dzisiejsi<br />

autorzy austriaccy - \vtedy na Austri~, nie na Nierney zwalily<br />

s i~ milionowe masy wojsk rosyjskieh i pod ich napor€JID eofanie<br />

s i~ bylo nieU!l1ilmione. Mimo ogromnej przewagi liczebnej przeciwnika<br />

udalo sip, ofeJ1syw~ rosyjskq zatrzymac na linii Karpat:<br />

przed Krakowem.<br />

Opinie te, odbiegajqee od tradycyjnyeh poglqdow krytyeznych,<br />

mozna rozmaieie oceniac. Faktem jest, ze dowodztwo Au s tro-W~g<br />

ierskie musialo s i~ odwolywac do pomocy niemieekiej i tylko<br />

dzi ~ ki interweneji niemieckieh korpusow udalo si~ w 1915 roku<br />

osiqgnqc w bitwie ,pod Gorlieami przelom w wOjniena rzeez panstw<br />

Centralnyeh. Zalezl10sc militarna od Niemiec byia faktem, a to<br />

silq rzeczy degradowalo tez pozycj~ polityczl1q panstwa Habsburgow.<br />

Tym wi~ e ej, ze przybierajqce na sile odsrodkowe ruehy narodowe<br />

stwarzaly stan kryzysu wewn~tr:lll1ego. Glos ministerstwa<br />

spraw zagranicznyeh w Wiedniu byl majoryzowany przez Berlin.<br />

Wysitki polS'kich kol polityeznych orientacji austriaekiej kOI!1­<br />

centrowaly si~ na popieraniu przyj~tego w Wiedniu - po dlugich<br />

wahaniach - austriackiego planu rozwiqzania" sprawy polskiej.


KTORY NURT WYGRAL<br />

1385<br />

Plan ten (Osterreichische Losung) przewidywal polqczenie Krolestwa<br />

Polskiego z Galicjq i wIqczenie do monarchii habsburskiej<br />

jako jej 3 czlo'l1u. Tak wiE;C podwojna monarchia: Austro-WE;gry<br />

mialaby siE; :zJmienic w monarchiE; potrojnq: Austro-Polsko-WE;gry.<br />

Plan ten popieral krakowski NKN i Kolo Polskie w Parlamen cie<br />

WiedellSlkim. Szczegolnie aktywnie na rzecz tego programu angazowali<br />

siE; konserwatysci krakO'wscy ("Stanczycy").<br />

Ot02 program ten - z polskiego punktu widzenia dose: mlm ­<br />

malistyczny - nie mial wiE;kszych szans realizacyjnych. Berlin<br />

od razu odniosl siE; niechE;tnie, a po d1uzszych jalowych pertraktacjach<br />

nastqp ilo ostateczne odrzucenie tego planu rozwiqza nia<br />

sprawy polskiej.<br />

Rzqd niemiecki uznal za niemozliwe udzielenie zgody na oddanie<br />

Austrii calej Kongresowki, zdobytej silq wlasnego orE;za. Nie do<br />

przyjE;cia dla Berlina bylo talk znaczne rozszerzenie terenow monarchii<br />

habsburs1kiej, ktora siE;gnE;laby wtedy az po Niemen separujqC<br />

RzeszE; Niemieckq od wschodu. Plan wiE;C upadl i orientacja<br />

austriacka znalazla siE; w impasie.<br />

Jak zaznaczylismy, orientacja proniemieoka zjawi1a siE; p6zniej<br />

i na terenie Kongresowki, a nie w zaborze niemieckim. Pojawienie<br />

SIE; jej bylo naturaLnym nas1tE;pstwem fiaska orientacji austriackiej.<br />

Skoro nierealne okazalo siE; rozwiqzanie austriackie, wyplyn<br />

E;ly kombinacje proponujqce rozwiqzanie sprawy polskiej w oparciu<br />

0 Niemcy. Celem realnym w ra;mach tej orientacji moglo<br />

bye panstewko 'polskie, ograniczone do ram Kongresowki, pod niemieckim<br />

protektoratem. To siE; stalo programem "Aktywistow"<br />

w Warszawie. Niektorzy z nich szli dalej, wysuwajqc postulat<br />

wlqczenia do przyszlego paiistwa polskiego takze terenow vvschoclnich<br />

z Grodnem i WilnEiffi. Te dose: smiale Iplany popieral wojenny<br />

gubernator dla terenu Krolestwa Polskiego: general Beseler.<br />

Orientacja niemiecka osiqgnE;la pewien - choe efemeryczny ­<br />

sukces. Byl nim tzw. Akt Listopadowy (5/XI-1916) dwoch Cesarzy<br />

oglaszajqcy decyzjE; utworzenia panstwa polskiego. AM ten kry1<br />

w sO'bie wiele dwuznacznosci: nie byly okreslone granice przyszlego<br />

panstwa ani czas utworzenia jego wladz i przekazania im<br />

rzqdow. Nie zostal tez wyraznie okreslony stosunek zaleznosci od<br />

obu mocarstw Cenbralnych: Niemiec i Austro-WE;gier. Realnq korzysciq<br />

tego akrt;u - z polskiego punktu widzenia - bylo postawienie<br />

sprawy 'polskiej na forum miE;dzynarodowym.<br />

J ak wiadom(), realizacja zaipowiedzi zawartych w Akcie ListopadowYIffi<br />

napollkala na duze t7rudnosci. Celem rzqdu niemieckiego<br />

bylo wycisniE;cie rekruta z ziem polskich, aby zapelnie pols:kq<br />

mlodziezq szczuplejqce sHy wlasnej armii. Rownoczesnie ociC)gano<br />

siE; z organizowaniem polskich wladz panstwowych i nie bylo de­


1386 STANISLAW Sl'OMMA<br />

cyzji na przekazanie im rzeczywistej wladzy nad krajem. Co gorsza<br />

w dow6dztwie niemieckim pojawil s i~ plan oderwania cz~sci<br />

terytoriUltll Kr6lestwa i wlqczenia do Rzeszy - chodzilo 0 tzw.<br />

pas ochronny wzdlui granicy Schutzstreifen. Plan ten forsowany<br />

przez Ludendorffa rozczarowywal i oburzal polityk6w polskich.<br />

Przegrana wojenna Niemiec przyniosla osta,teczne fiasko orientacji<br />

niemieckiej.<br />

Orientacja rosyjska nie miala dla wylegitymowania si~ przed<br />

narodem iadnych zapewnien politycznych ze strony partnera, na<br />

kt6rego kazala liczyc. Plomienna odezwa gl6wnodowodzqcego armii<br />

rosyjskiej Wielkiego Ksi~cia Mikolaja Mikolajewicza napisana<br />

naprawd ~ pi~knym stylem, zawierala obietnice bardzo og6lne.<br />

Reakcyjny rzqd carski nie wiqzal s i~ wobec Polak6w iadnymi<br />

zobowiqzaniaimi. Mimo to perspektywy polityczne tej orientacji<br />

rysowaly s i~ najkonkretniej. Roman Dmowski opieral si~ nie na<br />

obietnicach lecz na kalkulacji. Rachunek polityczny byl ostroi ny,<br />

ale wedlug Dmowskiego prosty jak 2 X 2 = 4.<br />

Podstawq rozumowania byly nastE1Pu jqce przeslanki: ZwyciE1stwo<br />

nad Niemcami bE1dzie mialo ten skutek, ie Rosja zjednoczy wszyst­<br />

Ide ziemie polskie. Po zjednoczeniu Ziem Polskich pod berlem<br />

carow czynnik polski b~dzie mial tak duiy rpotencjal, ie polityka<br />

rusyfikacyjna stanie siE1 absurdem. Konieczne b~dzie przyznanie<br />

Polak om autonomii i w ten s'pos6b otwarta zostanie droga ku coraz<br />

szerszej emancypacji. Poza tyro, oczy\viscie, dzialalo tu przes<br />

wiadczenie, ie Koalicja na pewno wygra, a Ni€lIncy i Austria<br />

mUSZq przegrac.<br />

Tak oto, podsumowujqc kr6bko, wyglqdaly trzy polskie orientacje<br />

polityczne w czasie I Wielkiej Wojny Swiatowej.<br />

elY elWARTA lMIANA<br />

M6wilismy 0 Dmowskim. Dotqd nie zostalo w spomniane inne<br />

n azwisko nie mniej, a moie nawet jeszcze wi~cej wtedy glosne.<br />

Nazwisko przedtem malo znane, kt6re wyplynE1lo n agle na powier<br />

z chni~ iycia politycznego w pierwszych dniach Wielkiej<br />

Wojny i od razu pojawilo s iE1 z pewnq aureolq legendy. Oczywiscie<br />

nazwisko: J6zef Pilsudski.<br />

"Czyn legionowy" - jak s i~ to p6iniej m6wilo patetycznie ­<br />

36zefa Pilsudskiego spotkal siE1 wtedy, w roku 1914, z bardzo<br />

r6i nq ocenq. Uog6lniajqc, trzeba na pewno powiedziec, ie Pilsudski<br />

nie uzyskal wtedy kredytu politycznego od spoleczenstwa<br />

po,lskiego. Zdecydowanie wrogo potraktowaly go wszystkie te krE1gi<br />

s poleczne, kt6re byly za orientacjq rosyjskq, a byla to orientacja


KTORY NURT WYGRAL<br />

1387<br />

w h. zaborze rosyj.skim przemozna. Niech~tnie odniosla si~ do legionOw<br />

opinia polska w Poznanskiem. Takze w Galicji liczne czynniki,<br />

ulegajqce 'MplywOlIll Narodowej Demokracji, po cichu i skrycie<br />

sabotowaly legiony. Przejawem tego byla skandaliczna sprawa<br />

rozwiqzania Legionu Wschodniego.<br />

TOiez gdy legionisci - tzw. I Kadrowa - przekroczyli 6 sierpnia<br />

1914 r. granic~ rosyjskq, nie wital ich w Kongresowce entuzjazm<br />

tamtejszej ludnosci. Odwrotnie, poza niehcznymi wyjqtkami,<br />

spotkali si~ z postawq nieufnq, opornq.<br />

SJawoj-Skladkowski opisuje w pami~tni,kach, jak z patrolem<br />

ulanow Beliny zjawil s i~ w Obl~gorku. Dowodzqcy patrolem udal<br />

s i~ do Henryka Sienkiewicza, proszqc, by wyszedl pozdrowie polskich<br />

ulanow. Spotkal ich bolesny zawod. "Nie mog~ - idziecie<br />

'l Niemcami" - powtarzal staruszek nieczuly na prosby i perswazje.<br />

Podobnie reagowala cala prawie inteligencja w Kongresowce.<br />

Rozczarowania wi~c byly duze i wielka gorycz napelnila serca<br />

legionistow, znalazlo to wyraz w slowach piesni "My pierwsza<br />

brygada". Pomimo tych niepowodzen "Czyn legionowy" mial duze<br />

echo w Polsce.<br />

Wiadomosc, ze na aren~ wydarzeiJ. dziejowych wkroczyly zbrojne<br />

oddzialy polskie, nOSZqce opromienione dawnq slawq miano legion6w,<br />

obiegla natychmiast ziemie polskie i jakos dzialala na wyobra<br />

il1i~. Wielu mlodych ludzi zafascynowanych tym wydarzeniem<br />

spieszylo do legionow. Kadry rosty. Ci ludzie, wpatrzeni w Pilsudskiego,<br />

byli bezgranicznie mu oddani.<br />

Bardzo ciekawy szczeg61 znajdujemy we wspomnieniach Romana<br />

Dmowskiego. Jakis rosyjski general opowiadal Dmowskiemu<br />

z oburzeniem, ze na froncie wojsko rosyjskie walczyc musi z polskimi<br />

fOl'macjami. "A czy si~ dobrze bijq" - zapytal Dmowski.<br />

"Owszem, bardzo dobrze", odpowiedzial zdumiony general. "Uwazam<br />

- wyjasnil Dmowski - ze utworzenie legionow po tamtej<br />

stronie jest bl~dem politycznym. Ale skoro wojsko takie jest,<br />

cie s z~ si~, ze bije si~ dobrze". Taka nuta sympatii do legionow<br />

odzywala si~ w duszy wielu Polakow odmiennej orientacji. I w tyro<br />

tkwil zarodek legendy.<br />

Legiony 'Pilsu!dskiego powstaly ze "Zwiqzkow S~rzeJleckich"<br />

i "DruZyn Strzeleckich", ktore przed woj'llq legalnie istnialy<br />

w Galicji. Wradze wojskowe austriackie udzielaly zezwoIenia,<br />

liczqc, ze w razie wojny z Rosjq mogq one stae si~ zalqz.kiem<br />

d uZe j sily dywersyjnej. Jak teraz wiadomo, szczegolnie protegowal<br />

te formacje wywiad aus,triacki. Powiqzanie wi~c z panstwem<br />

austriaokim bylo dawne i Seisle. A jednak, od pierwszych chwil<br />

uformowania si~ legionow, dzieje ich byly nieprzerwanym pasmem<br />

ostrych za1argow z wojskowymi wladzami austriackimi.


1388 STANISLAW STOMMA<br />

Za'raz na poczqtku odebrano Pilsudskiemu komend~, zostawiajqc<br />

mu tylko par~ pulk6w, kt6re utworzyly slawnq I Brygad ~ . Nad<br />

calosciq objql komend~ oficer wyznaczony przez Austriak6w. Totez<br />

ta narzucona komenda byla przedmio,tem antypatii i drwin ze<br />

strony legionist6w (przezywana "Mendq").<br />

Nie ma zadnych dowod6w, aby Pilsudski angazowal si~ na rzecz<br />

realizacji rozwiqzania 'polsko-austria'ckiego. Ustosunkowal s i~ do<br />

tej sprawy z rezerwq. Dlatego trudno by 0 nim powiedziec, ze byl<br />

orientacji austriackiej, rpomimoze w oparciu 0 armi~ austriackq<br />

stworzyl swoje formacje. Po prostu, realnie oceniajqc fa.kty, rozumial,<br />

ze poparcie austriaokie nie ma wi~kszego politycznego waloru.<br />

Na:tomiast fatkty m6wiq, ze w p6zniejszym okresie s'taral si~<br />

raczej 0 przejscie pod proteletorat niemiecki.<br />

Jesieniq 1914 r., przewidujqc rY'chle zaj~cie Warszawy skladal<br />

ofert~ dow6dztwu niemieckiemu, zawieraj,!cq zresztq bardzo dla<br />

legion6w korzystne warunki. Nic z tego nie wyszlo, bo kontrpropozycje<br />

zawieraly wymogi, kt6rych Pilsudski nie byl w stanie<br />

spelnic. Zqdano ni mniej ni wi~cej tylleo wywolania powstania<br />

na tylach rosyjskich.<br />

Czy zabiegi 0 proteMorat niemiecki nad legionami dajq pods<br />

taw~ do twierdzenia, ze byl orientacji niemieckiej<br />

Momentem przelomowym w stosunleach polsko-niemieckich<br />

w czasie I Wojny Swiatowej byl oczywiscie Akt Listopadowy<br />

proklamujqcy utworzenie panstwa polskiego. Choc z trudem i opornie,<br />

zacz~lo si~ tworzenie wladz polskich w Kr61estwie. Powolana<br />

Rad~ Regencyjnq - swego rodzaju kolektywnq glo\V~ panstwa<br />

oraz Rad~ Stanu -- surogat rzqdu. Pilsudski, kt6ry przedtem<br />

zglosil dymi s j~ z dowodzenia I Brygadq, teraz zgodzil si~ wejsc<br />

do Rady Stan\) i objqc Departament Wojskowy. Byl to Departament<br />

na pewno wtedy najwazniejszy, bo do niego naleiec mialo<br />

tworzenie nowego wojska polskiego.<br />

Teraz po proklamowaniu "suwerennego" panstwa polskiego zaistniala<br />

wreszcie mozliwoSc tworzenia wojska polskiego na wielkq<br />

o: kal~. Okupanci dawali na to placet, liczqc, ze wojsko to wyruszy<br />

na front i wzmocni ich sily militarne.<br />

Co w tej chwili robi Pilsudski Kr6tko po obj~ciu stanowiska<br />

w Radzie StClJOU doprowadza do tzw. kryzysu przysi~gowego, w wyniku<br />

czego nast~puje rozbicie prac organizacyjnych nad tworzeniem<br />

wojska.<br />

Jaki naprawd~ sens mial kryzys "przysi~gowy" Czy rzeczywiscil~<br />

chodzilo 0 tekst przysi~gi Oczywiscie, szanuj1jcy si~ czrowiek<br />

nie rprzysi~ga w'brew sumieniu. Jednak -po 'pierwsze - Rada<br />

Stanu uzyskala zgod~' Niemcow na dosc przyzwoity te'kst przysi~gi<br />

. Nie bylo tam mowy 0 wiernosci dla Cesarza, a tylko 0 soju­


KT0RY NURT WYGRAL<br />

1389<br />

szu z wajskiem Cesarza, a sajusz taki przeclez przyjmawana. Po<br />

drugie przypomnijmy, ze sytua'cja byla przymusawa. Palacy byli<br />

mobilizawani do trzech armii zabarczych i tam musieli przysi~gac<br />

wiernasc trzem cesarzam. Tak wymuszona przysi~ga jest w rzeczywistoSci<br />

wypelnieniem rozka'Zu wajskawega, a w sumieniu n ie<br />

jest przysi~gq. Ten sam sens mialaby i fanmula przysi~gi narzucona<br />

przymusowa nawej armii palskiej. Oczywiscie wi~c, spor<br />

a tekst raty przysi~gi byl dla Pilsudskiego efektownym pretekstem<br />

zerwania z Niemcami i razbida proby twarzenia wojska palskiega<br />

po. ich stranie. Sku1Jkiem razbicia s i~ a tekst przy s i~gi byla likwidacja<br />

legianow. Oficerow internawano w Benjaminawie, zalnierzy<br />

w Szczypiornie. Wkrotce zas potem nastqpilo aresztawanie PHsudskiega<br />

i Sasnkawskiega i osadzenie ich w twierdzy w Magdeburgu.<br />

Ten dra:matyczny aId stanawil zamkni~cie wspoldzialania<br />

Pilsudskiega z panstwami centralnymi.<br />

Wsrod histarykow spatkac mazna apini~, ze zerwanie na tle<br />

kryzysu a przysi~g~ byla bl~dem Pilsudskiega. Wtedy ba~iem<br />

zaistniala moznasc stwarzenia wajska polskiega z prawdziwego<br />

zdarzenia. W raku 1918, w ' chwili zalamania si~ Niemiec staJby na<br />

czele duzej armii, ktora bylaby realnym czynni'kiem na szali histarii.<br />

Z pewillasciq Pilsudski ewentualnasc t~ bral pad uwag~,<br />

ale jq adrzucal. Cel zasadniczy, ktory wtedy Pilsudski mial na oku<br />

byl dla niega nadrz~drny i wazniejszy nawet niz stani~cie na czele<br />

annii. Chadzila mu a zmian~ frantu, a przerzucenie si~ na stran~<br />

Kaalicji antyniemieckiej. Dlatega prawakawal uwi~zienie go. przez<br />

Niem


1390<br />

STANISLAW STOMMA<br />

nYiilli ewentualnosciami, z mozliwosciCj pokonania Francji, pokoju<br />

kompromisowego z caratem itd.<br />

GENEZA 11 LfSTOPADA 1918<br />

Pilsudski wroci! z Magdeburga do Warszawy 10 <strong>listopad</strong>a 1918 r.,<br />

a ll/XI objCjl pel>niE: wladzy w Polsce. Byla to wladza rzeczywiscie<br />

nieograniczona. NastCjpil moment dyktatury Pilsudskiego, trwajCjcy<br />

do 20 stycznia 1919 r., tj. do dnia otwarcia Sejmu Ustawodawczego.<br />

WladzE: tE: mu rzeczywiscie ofiarowano. Przekazywala<br />

jCj Rada Regencyjna, ale za mniej lub wiE:cej wyraznCj zgodCj<br />

wszystkich istniejCjcych wtedy partii polityczmych. Nie bylo sprzecivvow.<br />

Opinia weryfikowala tE: decyzjE:. Pilsudski stwierdzal pozniej,<br />

ze ta jednomyslnosc w akceptacji jego wladzy byla czyms<br />

zdumiewajCjcym, niezwyklym. Czym tlumaczyc ten fakt SkCjd<br />

siE: nagle wziE:la ta dyktatura Pilsudskiego<br />

Porownajmy pozycje i prograrrny na poczCjtku Wielkiej Wojny<br />

i na koncu. Dmowski od poczCjtku zakladal przegranCj Niemiec.<br />

Pilsudski z nimi siE: wiCjzal. A oto w dniu klE:ski Niemiec i triumfu<br />

Koalicji, wladzE: w Polsce - za ogolnCj aprobatCj opinii - obejmuje<br />

wlasnie Pilsudski. Sytuacja naprawdE: paradoksalna.<br />

Oczywiscie, wielkCj rol~ odegral tu manewr Pilsudskiego, zrywajqcy<br />

z Niemcami na tIe zatargu 0 przysi~g~. Osadzenie w Magdeburgu<br />

bylo dla Pilsudskiego wydarzeniem zbawiennym. Dzi~ki<br />

temu 11. XL 1918 pojawial si~ jako ofiara niemieckiej przemocy.<br />

Bez tego obj~cie wladzy nie byloby mozliwe.<br />

<strong>Znak</strong>omity manewr z przysi~gCj otworzyl wi~c drog~ do wladzy.<br />

Ale to nie tlumaczy wszystkiego. To tylko oczyszczenie si~ z proniemieckich<br />

obciCjzen przeszlosci. Dyktatur~ Pilsudskiego uzasadnialy<br />

gl~bsze przyczyny. Zrozumienie ich jest pouczajCjcCj lekcjCj<br />

historii. AnalizujCjc wydarzenia tamtych czasow wykrywamy dwa<br />

istotne czynniki motoryczne.<br />

Czynnik pierwszy - rewolucja.<br />

JesieniCj 1918 r. odezwal si~ czynnik dotCjd bierny i milczCjcy ­<br />

szerokie masy ludzkie, tzw. "doly spoleczne". Gdy na skutek kl~ski<br />

wojennej Niemiec narod polski zrywal si~ do niepodleglego bytu,<br />

ruch niepodleglosciowy zbiegal si~ z ruchem rewolucyjnym mas.<br />

I to splatanie siE: tych dw6ch nurt6w wytyczalo obiektywnq sytuacj~<br />

Polski jesieniCj 1918 roku.<br />

Z jednej strony ruch niepodleglosciowy absorbowal szerokie<br />

masy, ciCjgnql je w nurt narodowy. To silCj rzeczy oslabialo aktywnose<br />

na froncie rewolucyjnej walki spolecznej. Sprawy spohxzne<br />

schodzily na drugi plan. Malaly szail1se rewolucji spolecznej 0 cha­


iKTORY NURT WYGRAL<br />

1391<br />

rakterze internacjonalistyczny;m, a silq rzeczy malalo prawdopodobienstwo·<br />

zlania si~ z rewolucjq rosyjskq.<br />

Z drugiej jednak strony ruch niepodleglosciowy byl oczywiscie<br />

uwarunkowany sytuacjq spolecznq w kraju. Rewolucja byla faktem,<br />

nie mozna bylo faktu tego wyminqc. Stqd nieuchronna koniecznosc<br />

radykalizacji ruchu niepodleglosciowego. Ot6z to krzyiowanie<br />

si~ dwoch nurtow silq rzeczy wyznaczalo ludzi zdolnych<br />

d o sprawowania wladzy.<br />

Ze wzgl~du na zwyci~stwo Koalicji nie byl mozliwy oboz obciqzony<br />

zarzute:rn germanofilstwa, a ze wzgl~du na fal~ rewolucyjnq<br />

niemoiliwy byl oboz konserwatywny.<br />

Dmowski nie przywiqzywal wi~kszej wagi do spraw socjalnych,<br />

nie docenial sHy i znaczenia wars,twy robotniczej. Problemy chlops<br />

kie traktowal powaznie i Narodowa Demokracja robila duiy wysilek,<br />

by pozyskac chlopa. Akcja ta nie miala jednak sukcesow<br />

w obec pos.t~pujqcej radykaliza'cji wsi. Faktycznie wi~c oboz Dmow<br />

skiego reprezentowal ziemianstwo i sfer~ burzuazyjnq.<br />

Pilsudski, wybierajqc rewolucyjnq metQd~ walki 0 niepodleglosc<br />

liczy! na proletariat. StC)d jego przynaleinosc do P .P.S. Soc<br />

jalizm by! dla niego tylko odskoczniq. Jak wiadomo, sam pozniej<br />

to w ten sposob scharakteryzowa!, mowiqc, ie wysiadl z czerwonego<br />

tramwaju na przystanku: niepodleglosc Polski. Andrzej Micewski<br />

twierdzi, ie takie ow zwrot 0 wysiadaniu z tramwaju wyraza sytuacj~<br />

fikcyjnq, bo naprawd~ Pilsudski nigdy socjalistq nie by!.<br />

W dqzeniu do innych celow byl socjalistq tylko pozor-nie. Niemniej<br />

p.rzynaleznosc do P.P.S. wiqzala go z warstwq robotniczq, stal si~<br />

cz!owiekiem lewicy. I to wlasnie w momencie przelomowym okaza]o<br />

si~ decydujqce. Temu zawdzi~czal dojscie do wladzy.<br />

Wtedy po raz pierwszy w historij polskiej, proletariat zawaiyl<br />

na szali dziejowej i okazalo si~, ze znaczy wi~cej niz "warstwy wyisze<br />

n • To byla pierwsza oznaka ich konczqcej si~ roli.<br />

Czynnik drugi to lmponderabilia i wartosci moraIne. Czyn legionowy<br />

nie mial fundamentow politycznych i przeto jako akt poiityczny<br />

by! hazardem bez powainiejszego rachunku. Natomiast<br />

byl apelem patetycznym do imponderabiliow i poruszenielm strony<br />

eIDO'cjonalnej psychiki polskiej. Ot6i niepowodzenia polityczne nie<br />

niwelowaly zmaczenia na tej drugiej plaszczyinie, gdzie obliczenia<br />

Sq zawsze niewymierne. Zrodzila si~ legenda i okazalo si~, ie<br />

rna ona realny walor polityczny.<br />

Zastanawiajqca lekcja' historii.<br />

Stanislaw Stomma


ODZYSKANIE NIEPODLEGtOSCr <br />

Koniec Widkiej Wojny jesieniq 1918 r. przyniosl Polsce,<br />

po 123 latach rozbiorow i niewoli, zjednoczenie i niepod-leglosc.<br />

Nie latwo dzisiaj ludziom, dla ktorych prawo narodu<br />

d.o zycia we wlasnym panstwie jest czyms oczywistym,<br />

w pelni pojqc doniosl.osc wydarzenia sprzed 50 lat. Ale jest<br />

rzeczq pewnq, ze gdyby przed pol wiekiem Polska nie odzyskala<br />

swego bytu panstwowego lub nie zdolala go w po.czqtkowym<br />

okresie utrwalic, nie tylko losy narodu, ale i jednostkowe<br />

losy ludzi narod ten skladajqcych, musialyby zmierzac<br />

ku ostatecznej katastrofie.<br />

Niepodleglosc Polski byla nast~pstwem wielkiego i zlozonego<br />

procesu dziejowego. By go ogarnqc nie w jego zjawiskach<br />

czqstkowych, trzeba by poslughvac si~ upraszczajqcymi<br />

uogolnieniami, niosqcymi w sobie niebezpieczenstwo<br />

schematyzmu. Dlatego lepiej sprobujmy po P1"Ostu przypomniec<br />

tarrite dni. Ludzie wowczas dzialajqcy pozostawili pami~tniki,<br />

nieraz na wag~ pierwszorz~dnego dokumentu. Pami~tniki<br />

te opisujq wydarzenia, rysujq koncepcje polityczne<br />

i spokczne aktywnych wtedy srodowisk, ewokujq postacie<br />

ludzi, nalezqcych dzis do historii.<br />

Wszyscy autorzy tych swiadectw midi swoj udzial w publicznym<br />

zyciu odradzajqcej si~ Polski. Wszyscy nalezeti do<br />

niezwyklego pokolenia w naszych dziejach. Byla to gene­<br />

Tacja zrodzona po kl~sce styczniowej, dorastajqca w nocy<br />

narodowego ucisku, obarczona zadaniem stworzenia nowych,<br />

tworczych idei na miejscu spopielonych iluzji romantycznych.<br />

Pokolenie to zylo i dzialalo w okresie najdonioslejszego przelomu<br />

w zyciu polskim, kiedy wskutek narodowego dojrzewania<br />

mas chlopskich i robotniczych, narodzH si~ nowoczesny<br />

narod. Pokolenie to wreszcie doczekalo si~ ziszczenia testamentu<br />

dziadow i wlasnych zamierzen: odbudowania niepo­


O DZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKST0 W<br />

1393<br />

dleglosci - i za to odrodzone panstwo podj~~o odpowiedzialnose.<br />

Niesposob rozstrzygnqe, w jakim stopniu dzialalnose tego<br />

pokolenia zdeterminowala takie fakty jak: przelom umyslowy,<br />

powstanie nowoczesnego narodu, upowszechnienie rewolucyjnych<br />

koncepcji spo1ecznych, zbudowanie panstwa ­<br />

a w jakim stopniu byly one wynikiem obiektywnych procesow<br />

dziejowych. Ale mozna zrozumiec, ze dla Iudzi tamtego<br />

pokolenia zwiqzek przyczynowy mi~dzy ich dzialaniami i koncowymi<br />

rezultatami by1 oczywisty.<br />

Chronologi~ wyboru, ktory tu prezentujemy, okreslajq dwie<br />

daty: 7 pazdziernik 1918 i 10 luty 1919. W tych granicach<br />

czasowych miesci si~ bowiem ostatnia faza ksztaltowania si~<br />

niepodlegoosci. Data pierwsza - to proklamacja Rady Regencyjnej<br />

b~dqca swiadectwem ostatecznej rezygnacji okupantow<br />

z szukania w1asnego rozwiqzania sprawy polskiej; data<br />

druga - otwarcie Sejmu Ustawodawczego - oznacza poczqtek<br />

normalnego bytu wolnego pa11stwa. Uzupelniajq wybor<br />

sylwetki dwu osobistosci znamiennych dla glownych nurtow<br />

politycznych Polski sprzed 50 lat: Jozefa Pi1sudskiego i Romana<br />

Dmowskiego. Teksty pochodzq alba z prac publikowanych,<br />

trudno na ogol dost ~ pnych, alba ze zrodel r ~ kopismiennych.<br />

Prezentujemy ten ilosciowo skromny wybor wypowiedzi<br />

swiadkow historii bez proby wlasnego komentarza<br />

w nadziei, ze okres rocznicowy umozliwi niejednokrotnie powrOt<br />

do naszkicowanej tu tematyki.<br />

Mieczyslaw Pszon<br />

ADAM PROCHNIK:<br />

POTRZEBA HISTORII<br />

- A jednaik hi s tod~ t~ pisac trzeba, gdyz jest potrzebna. Jest<br />

potrzebna mimo wszystkich swych nieuniknionych bl~d6w. Jest<br />

potrzebna mimo swych nieuniknionych luk i znie'ksztalcen. Pisze<br />

s i~ jq 'Die roszczqC sobie preteD!Sji do osiqgni~cia idealu. P.rzyszly<br />

hiSitoayk poprawi bl~dy dzisiejszego historyka. UZUipelni tez luki<br />

i biale plamy, gdy warunki zmienione na to zezwolq. ZresmCj i on<br />

b~d:zie mial wielkie truclnosci, choc innego rodzaju. Tu obraz za<br />

blis'ki, tam zbyrt odlegly. Ten ocenia wypadki przez pryzmat wsp61­<br />

czesnosci, tamten przez szkla zaba,rwione poglqdami i zapatrywa­


1394 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW<br />

nialll1i siwojej epolki. Czyi: z;resztq jutrzejszemu :malarzowi nie p'rzyda<br />

si~ zdj~cie dzisiejszego fotografa...<br />

Hisioria ta jeslt potrzebna, gdyz jeieli hi.storia czegos uczy, to<br />

przede wszystkim uczy hiSitoria najnowsza, ktorej cal()ksztalt warunkow<br />

najblii·szy jest warullIko:m obecnym. Dla demokmcji' wspolczesnej<br />

bardziej pouczajqce Sq bl~dy demokracji polskiej z czasow<br />

pm:ewrotu Iffiajowego nii: bl~dy demokracji atenskiej, dla socjaliz;mu<br />

wi~kszq nauk~ niosq bl~dy socjalnej demokracji niemieckiej<br />

nii bl~dy Grakoh6w...<br />

Pierwsze piQtnastolecie Polski n iepod!eg!ep<br />

OR~DZIE<br />

RADY REGENCYJNEJ<br />

STANISLAW GlABINSKI:<br />

WSkrzeszenie panstwa polskiego, przynajmniej na obszarze Krolestwa<br />

Kongresowego, nastqpilo ipso iure jui z dniem 29 marca<br />

1917 r., odkqd powola.ny rzqd ro.syjski pod ,przewodniotwem ks.<br />

Lwowa w puhlkzmej dekla.r acji obwiescil, ie Zirzeka si~ wszelkich<br />

pretensji do ziem polslkich, a wi~c przede ws,zystkiim do Krolestwa<br />

Polskiego. Wprawdzie Krolestwo bylo wowczas w okupacji Niemiec<br />

i Austro-W~gieT, ale okupacja wedle prawa narodow nie daje<br />

iadnych praw wlasnosci terytorial.nej. Uznawali to takze bolszewicy,<br />

a z iego tytulu Trocki jako pelnomocnik Rosji iCldal dopuszczenia<br />

PolSiki do udzialu w iraktacie brzeskim. Okupacja przes'zkadzala<br />

jednaik Polakolffi w uj~ciu wIadzy suwer ennej, a to tym bardziej,<br />

ze z ramienia okupantow istnialy imS'tytucje polskie, tymczasowa<br />

Rada Stanu, a pozniej Rada Regencyjna z rzqdem polskim, ktore'<br />

roscily sobie pretensje do reprezentowania n alrodu, ale nie mialy<br />

ch~ci ani sHy, aby powolac si~ na doko.nane jui wskrzeszenie Polski.<br />

Stalo si~ to dopiero w or~dziu Rady Regencyjnej z dnia 7 pazdziern<br />

ika 1918 r., ktorym wskrzeszenie Polski zostalo prawnie przypiecz~towane<br />

. Fakt, ie ()Ir~dzie to, jalk si~ p6:Zmiej przekonalismy,<br />

zositaro wydane w porozumieniu z okupantami, ·ktorzy stracili jUl<br />

resztki nad'ziei ma 'Ziwyci~ srt;wo w wojnie i przygotowywali si~ do<br />

opuszczenia Krolestwa, nie tylko nie osiabia jego znaczenia, ale<br />

ra.czej je U(ma'0l1ia, poniewai stwierd'za ponad wszelkq wqtpliwosc,<br />

ie owe or~dzie nie byro jakians aktem przJ11padkowym, rewolucyjnym,<br />

lecz byro wyra:zem faktow dokonanych. Powolany wl.


ODZYSKAN IE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW 1395<br />

miecki, Maksymilian ksiqz~ badenski, wyslal w drniu 4 pazdziernika<br />

1918 do Wilsona not~, Z prosbq 0 wzi~cie w r~k~ spraw pokoju,<br />

na rpodstawach wyrazonych w or~dziu do Kongresu USA<br />

z 8 stycZlIlia 1918 i w pozniejszych oSwiadczeniach, a podobnq not~<br />

wyslal takze rzqd wieden~ki. Or~dzje z 7 pazdziernika ogloszone<br />

przez R a d~ Regencyjnq nie byto wi~c niesrpodziaillkq dla stron wojujqcych.<br />

Szczegolne znaczeillie nadalo or~dziu przyj~cie, jakie<br />

znalazlo w polskiej narodowej opinii pU!blicznej. Wywolalo one<br />

pOlwszechny entuzjaZilTI, utwie'rdzilo bowiem w narodzie swiadomose,<br />

ze jest juz wolnym, niepodleglym, ze sa:m stanowie b~dzie<br />

o smoich losach. Narod na'sz zbyt dlugo w czas ie wojny znajdowal<br />

si~ w nerwowyrn napr~zeniu i w ciqglej obawie 0 swojq przyszlose.<br />

Z wyjqtki€ttn zaslepio:nych polityk6w "aktywi>ltycznych" nikt nie<br />

ufal obietnicom pailsrt;w zaborczych, dla'tego z radosciq i upojeniem<br />

przyjql OIWO or~d z ie, pochodzqce od ludzi, ktorzy dotychczas<br />

kierowali s i~ wolq wrogow naszego narodu i jego dqzen do zjednoczenia<br />

i prawdzirwej wolnosci.<br />

W or~dziu z 7 pazdziernika Rada Regencyjna wbrew dotychczaso·wym<br />

swoim oswiadczeniom s tan~la na "gruncie ogolnych zasad<br />

pokojo,wych gloszonych przez prezydenta Stanow Zjednoczonych,<br />

a obecnie przyj~tych przez swiat caly za pod Sltaw~ do nowego<br />

urzqdzenia wspotzycia rnarodow" i w tym celu postanowih:<br />

1) Rad~ Stanu rozwiqzae, 2) powolae zaraz rzqd zlozony z przedstawicieli<br />

najszerszych warstw narodu i kierunkow politycznych,<br />

3) wlozye na ten rzqd obowiqzek wypracowania wspolrnie z przedstawidelami<br />

grup polityczrnych ustawy wyborczej do sejmu polskiego,<br />

opartej na szerokich zasadach demokra'tycznych i u s taw~<br />

t ~ najpo:hniej do unies iqca do zatwierdzenia i ogloszenia Radzie<br />

Regencyjnej przeds,tarwie, 4) Sejm niezwlocznie po tym zwolae<br />

i poddae jego po9tarnowieniom dalsze urzqdzenie zwierzchniej wladzy<br />

panstworwej, w ktorej r~ce Rada Regencyjna zgodrnie ze zlozonq<br />

przysi~gq wladz~ swojq .rna zlozye".<br />

Moina bylo zarzucic Itej odezwie, ze Rada Regencyjna, mianow<br />

arna przez okupantow, narzucila si~ w niej wollneunu narodowi<br />

polskiemu na "wladz~ '~wierzchniq" az do decyzji sejmu, wsrod<br />

powszechnego entuzjazmu jednak nie myslamo narazie 0 formalnosciach.<br />

Posypaly s i~ zewszqd dzi~kczyrnne telegrauny, w miastach<br />

odbywaly s i~ uToczy9te pochody 1lriumfalne, a w Warszarwie w dniu<br />

14 pazdzierrnika odbyla si~ wielka marnifestacja niepodleg1oSciowa<br />

w raz z wojskiem polskim, ,ktore pod wodzq generalow uczes1miczylo<br />

w nabozensitwach dzi~kczynnych i przemas zerowalo przez ulice<br />

miasil;a. N a,reszcie odeZlWal si~ taJkze swobodnie zabor pruski<br />

w imponujqcy sposob w zbiorowej odezwie z 11 pazp'Zierrnika, podpisanej<br />

przez Rad~ Narooowq, przez w szystkie stronnictwa i orga­


1396 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR T EK S T O W<br />

nizacje, przylqczaj,!cej s i~ do zqdania Wladyslawa Seydy wygloszonego<br />

5 pazdzierni1ka 1918 w parlamencie niemieckim, ze W mysl<br />

postanolWien Wilsona powstac rna "niezawisle panstwo polskie<br />

z wS'zystkich ziem polskich z wlatSnym wybrzezem polskim"<br />

i stwierdzaj,!cej, ze "nar6d caly na calyrn obszarze ziem polskich<br />

i we 'Ws zys:tJ(ich 9wych wa1rstwach, wsp6lnq opromieniony mysl,!.<br />

tworzy jeden. wielki, zwarty a solidarny ob6z niepodlegloSciowy".<br />

Fonmalnie wy s lt~powala Rada Regencyjna ]mieniem nal'odu<br />

poLskiego, obejmujqc dziedziC'two niepocMeglej Polski, z kt6rego<br />

zaborcy i okupanci juz zrezygnawali. Nikt obcy nie oSmielil si~ ju±<br />

zglosic po to dziedziotwo.<br />

Wspomni eni a poLity czne, 1939<br />

IGNACY DASZYNSKI:<br />

RZAD LUBELSKI<br />

...Tymczasowy Rzqd Ludowy Republiki PolSlkiej w Lubli:;ie<br />

skladal si~ z nas t~puj,!cych os6b: Da3zynski - prezydium i s'P'rawy<br />

zag,raniczne, St. Thugutt - Spr. weWln~trzne, Moraczewslki - komU!l1ikacje,<br />

prof. Dubiel - oswiata, Witos - aprowizacja, Ziemi~cki<br />

- przemysl, Arciszewski - praca i opieka spolecz.na, Poniart;orwski<br />

- roLnictwo, Ma rian Malinowski - raboty publiczne,<br />

Medard Downarowicz - skarb i kooperatywy, Sieroszewski ­<br />

propaganda (wiceministrowie - Andrzej Strug, Tadeusz Hol6wko<br />

i pani Kosmows ka), pul.>koWinik Rydz-Smigly - wojsko. Nadto<br />

byro dw6ch milllistr6w bez teki: Blazej Stolarski i To:masz Nocznicki.<br />

Tych czternaSitu ludzi stanowilo "rzqd lubelski".Opr6cz tego<br />

miano p. Leona Supinskiego mianOlwac ministrem sprawiedIiwosci.<br />

Ten sklad gabinetu byl wiernym wyrazem sil, kt6re go tworzyly:<br />

5 socjalist6w, 5 przedstawicieli chlopskich i 4 przedS'tawicieli dw6ch<br />

grup inteligenckich, a obok nich zolnierz bezpartyjny.<br />

Nie Imysl ~ tutaj streszczac :rnanifestu rzqdu lubelskiego. Jest to<br />

balJ'dzo obszerne pismo, obiecujqce niezwroczme :owolanie Sejmu<br />

Ustawodawczego. Ta obietnica stala si~ punktem w~zlowym polityki<br />

pOlskiej w najblizszych kHku tygodniach. Sej.m Ustawodawczy<br />

- kt6rego Regencja zwolac nie mogla i nie bardzo chciala,<br />

Sit a I s i~ prabierzem zqdan masy polSlkiej. Narodowa Demokracja<br />

'opierala s i~ idei wybor6w sejmowych az do samego niemal ieh<br />

tenninu. Jes;zcze w poez'!tkach S'tY'cznia 1919 r . pr6bowala utwo­


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTO W 1397<br />

rzyc z8miast Sejmu "Komitet Narodowy" w Warszawie, a p. Wi.<br />

Seyda byl u mnie w Krakowie i propo,nowal mej partii wybitne<br />

W Komitecie zastE:psi'wo, byle tyllko do wyborow nie dopuscic.<br />

Propozycj ~ odrzucilem, a grozba Pilsudskiego, ze Komitet kaze<br />

zaunknqc do aresztu, polozyla kres tym endeckim pQ1l1yslom. Pismo<br />

rzqdu lubelskiego zapowiada dalej bardzo daleko siE:gajqce reformy<br />

spooleczne w interesie ludu pracujqcego na wsi i w miescie, po­<br />

CZqwszy od 8-godzinnego dnia pracy az do upanstwowienia przedsi~biorsrtw<br />

przemyslQlwych i gorniczych, na w si zas przyrzeka<br />

wywlaszczenie wielkiej wlasnosci na rzecz Imaloralnych i bezrolnych<br />

wiesniakow. Slkrajnie demokratyczne zqdania poJitycz.ne,<br />

uszanQlwanie prawa kazdego nClirodu decydowania 0 swym losie,<br />

gOitowose do manifestacji salidamosci mi~dzyn.arodowej - to<br />

wszystko fazem czynilo z manifestu lubelskiego wspanialy program<br />

demoIm-acji pol'Skiej, si~gajqcej po rzqdy w naJrodizie. Rozumiem<br />

tei zupeinie, ze ka;pita;lisci polscy trz~sli si~ ze zgrozy wobec<br />

te.go programu. Ale poniewaz jeszcze bardziej trz~sli si~ wtedy<br />

ze stra;chu przed rewolucjq, wi~c milczeli 'pokornie, wyczekujqc<br />

cier'pliwie dni pomyslniejszych... Bo tez panowaly stosunki strasz.ne,<br />

niosqce w sobie moznose najdzikszych wybryk6w. PTZez<br />

Polsik~ wama w dw6ch kierUJnkach ogromna fala jencoJW wojennych<br />

ze wschodu. W srodiku zas czyhaly na lup gromady zalog<br />

au\~triacikich i boody dezerteraw, rozhijajqcych po drogach.<br />

Austriaccy do.wodcy albo byli bezsilni, alba obmyslali, co by zrabowae<br />

i wywiezc z kraju. Zadanie nasze bylo jasne: opanowae<br />

k'OIeje, roz'broie zalogi, zabrae wojskowe magazyny i dae krajowi<br />

adlminisbracjE:.<br />

P . ThugUJtt siedzrial dzien i noc nad zbieraniem i mianowaniem<br />

"Kornisarzy ludowych", majqcych objqc wladz~ w rpowiatach okupacji<br />

austriackiej. Pulk. Smigly tworzyl wojsko, co tym latwiej<br />

suo z poczqtku, ile ze komendant batalionu Wehrmachtu zlozyl<br />

pr zysi~gE: na rzecz mlodej republiki. Ale zaden wysilek rzqdu nie<br />

dopiqlby celu, gdyby nie robotnicy! Klas~ robotniczq, wyniszczonq<br />

przez dlugq wojn~, ogarnql w tych dniach pami~tnych swi~ty<br />

zalpal i poryw tak w Slpanialego, tak czystego patriotyzmu, ze zasluguje<br />

ona na podziw i podzi~kowanie . Nalezaloby w osobnym<br />

dziele opisae ten tydzien W okupacji, jako jed'llq z naj'Pi~kniej­<br />

S'Zych kart w dziejach robotnika polskiego.<br />

W samjllm Lublinie setki robotnirkow i chlopow wsrtqpily do<br />

woj S1ka i ewiczyly 'Si~ zapa/mi~tale pod miastam. W Radomiu<br />

600 'robortnirkow uzhroilo si~, rozbroilo zalog~ i zawlad!n~lo magazynami<br />

austriackimi. W Kozienicach Iud ro,zbroil oddzial "wehrmachtowcow".<br />

Skariysko, Ostrowiec, Wie.rzbnik, Szydlowiec, Hza<br />

to byly punkty wladzy, zdobytej przez robotnikow i chlo.pow, zgod-<br />

<strong>Znak</strong> - 2


1398 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW<br />

nie dzialaj'lcych. W Kieleckiem, Miechowskiem, Piotrkowskie.m,<br />

chlopi z robotnikami staj'l do dyspozycji "Komisarzy ludowych".<br />

Ale w szystkich przescign~li w zapale kolejarze, ratuj'lcy poci'lgi,<br />

kasy, magazyny przed grabiez'l zoldackich maruderow i band<br />

jell-COW, ci'lgn'lcych z niewoli niamieckiej na wschod, w wagonach,<br />

na dachach wagonow, na bufo'rach, w zywiolowej w~drowce do<br />

dornu... Ilu tych n~dzarzy W'ojennych zgj:n~lo po drodze, ilu okaleczalo,<br />

tego chyba nikt .juz nie stwierdzi... Poci'lgi pracowaly niestrudzenie,<br />

byle tylko splyn~la z Polski ta niebezpieczna fala:<br />

Ze wschodu zas ucie'kaly do domu tlumy zolnierzy austriaekieh.<br />

Niemcy utworzyli w Kownie sW'oj'l "Rad~ zolnierskq" i pertraktowali<br />

potelm z rZ'ldem polskim (juz w Warsza:wie) 0 przejazd<br />

300.000 zolnierzy spod komendy "Ober-Ost" - do Niemiec. Totei.<br />

.('odziennie zqtlalem raportOw z kolei i z radosci'l dowiadywalern<br />

si~ 0 skutecZlnej pracy naszych kolejarzy.<br />

Udzial moj w rZ'ldzie lubelskim trwal wszystkiego eztery dni,<br />

ale 'kazdy dzien byl w tych wa'runkach wypelniony po brzegi<br />

prac'l, trwajqc'l do 20 godzi'll na dob~. W po:hn'l noe siedzielismy<br />

z p. Thuguttem nad przyszl'l sejmowq ordynaejq wyborezq, alc<br />

zd'aje mi si~, zesmy jej ea~kowicie nie skonezyli, bo juz czasu zabraklo.<br />

Nie zapominalern i 0 Warszawie, gdzie jeszcze "rz'ldzila" Regencja.<br />

Nalezalo cos zrobic, aby przygotowac WD.rszaw~ do jej<br />

obalenia i upros'zczenia sprawy utworzenia rZ'ldu dla calej Polski...<br />

Po poludniu, ustanorwiwszy swoim zast~peq ob. Thugutta, po"':<br />

mlm'llem ze Smiglym autem na D~blin do Warszawy. W okupacji<br />

pruskiej, ciemnym wieczorem, co chwila zatrzymywaly posterunkr<br />

POW nasz samoch6d, a dowiedziawszy si~, ze jedzie lubelski minister<br />

spraw wojskowych Smigly, meldowaly z dum'l 0 rozbrojeniu<br />

pruskkh zolnierzy. Byl to stereotypowy meldunek od D~bli na do<br />

Warszawy. Jeszcze na Pradze jakas zona inzyniera, uzbrojona<br />

w kC\lI"abin, meldowala, ze Prusacy 'rozbrojeni, ale ze most no. Wisle<br />

jest pod ogniem karabin6w maszynawych. Nalezalo to juz widac<br />

do przeszlosci, bo przejechalismy przez most w zupelnym spokoju<br />

i mk'll~lismy ulicami Warszawy, rozkoszuj'lC si~ vvidokiem wolnej<br />

stolicy z jej buj'nym zyciem tysi~cy ludzi, przechadzaj'lcyeh s i~<br />

po chodnirkach i omawiajqcych niedawne zwyci~ s kie walki z ok,upantami.<br />

Kolo godz. 10 wieczorem moglam wreszeie powitac<br />

Pilsudskiego i jego szefa sztabu. Pilsudski mial zolt'l, niezdmw'l<br />

cer~ twarzy w s'kutek szesnas'tu miesi~cy wi~zienia w MagdebuTgu.<br />

Byl moono zdenerwowany i bardzo zm~czony. Po dlugich ro=ow·ach<br />

zdecydowal, ze powierza mi utworzenie gabinetu.<br />

Urzeczywistnily si~ nasze marzenia: ukoily si~ nasze t~sknoty;<br />

nie nadaremno lala si~ krew polska, nie bez skutku pracowalismy


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW 1399<br />

dla zdobycia wolnosci i niepodieglosci Polski. Oto mialem tworzye<br />

pierwszy prawo,wity rzqd polski, majqcy rzqdzie w caIej juz Polsce,<br />

bo chociaz zabor pruski byl jeszcze w niewoIi, pewnym juz byIo,<br />

ze do Polski wroci i calose z niq utworzy. Najprostszq bylo rzeCZq<br />

dqzye do utworzenia rzqdu koaIicyjnego. Ale polozenie masy polskiej<br />

bylo w <strong>listopad</strong>zie 1918 r. takie, ze nie mozna bylo 0 czyms<br />

podobnym zamarzye. Dokoia Polski panowaia zwyci~ska rewolucja.<br />

Rosja i Ukraina mialy juz od roku rzqd bolszewicki. W Niemczech<br />

doszli do wIadzy najskrajniejsi socjalisci lewicowi (wraz z prawicowymi),<br />

na W~grzech gotowali si~ do obj~cia rzqdow komunisci.<br />

Polskie klasy posiadajqce skostnialy w "pasywizmie"; chlopi,<br />

robotnicy i patriotyczna inteligencja znajdowali si~ w stanie silnego<br />

podniecenia rewolucyjnego. Obj~cie rzqdu przez kapitalistow<br />

miejskich czy wiejskich wywolaloby tak silne fer-menty w masach;<br />

ze rozumialy to nawet konserwatywne spolecznie sfery w Krolestwie<br />

i Galicji i nie szly do rzqdu.<br />

W listopaci'zie koalicyjny rzqd byl w Polsce niemozIiwym. Pilsudski<br />

pragnql tego rzqdu, lecz i on liczyl si~ z przeszkodami<br />

i zdecydowal si~ ·na rzqd lUdowy. Oczywiscie, ze przyszla forma<br />

panstwa i caly jego uklad wewn~trzny zalezaly od tego, kto stanie<br />

na czele narodu jCIJko rzqd i w jakim kierunku pewne zasadnicze<br />

rzeczy skieruje. PolS1ka potrzebowala i potrzebuje silnej, zdecydowanej<br />

demokracji.<br />

Po pi~ciu dniach pracy moglem Naczelnikowi Panstwa przedstawie<br />

list~ gabinetu, ktorego premierem mial bye Andrzej Moracze'wski.<br />

Na 16 czlonkow gabinetu bylo 6 socjali


1400<br />

OOZYSKANIE NIEPOOLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKS TOW<br />

piechoty niemieckiej do powiatu witkowskiego, komisariat Naczeln<br />

ej Rady Ludowej zapowiedzial byl 9 grudnia w strzymanie wywow<br />

zywnosci do prowincji niemieckich. Dnia zas 15 grudnia tenze<br />

sam lwmisariat zerwal rokowania z przedstawicielami rzqdu berlinskiego<br />

z powodu udzialu w nich wysokich urzE;dnik6w pTuskich,<br />

notorycznych wrogow polskosci. Atmosfera polityc;ma byia przeto<br />

przepeiniona elektrycznosciq. Przyj~cie Paderewskiego, w ktorym<br />

ludnosc polska Poznania widziala zarazem przedstawiciela Komitetu<br />

Narodowego, przybralo charakter pot~znego wyladowania si~<br />

nieprzepartego pragnienia niepooleglosci i doprowadzilo Niemcow<br />

do ostatecznosci. Gdy dnia na.s t~pnego polskie demonstracje patriotyczne<br />

trwaly dalej, a miasto ton~lo we flagach 0 barwach po,Jskich<br />

i koalicyjnych, sforilllowal si~ po poludniu pochod niemiecki pod<br />

przewodnictwem oficerow pruskich, kt6rzy napadli na biura Naczelnej<br />

Rady Ludowej i jednego z ban,kow polskich, w kilku domach<br />

zdarli sztandary angielskie i 'pocz~li do ludnosci strzelac<br />

z browning6w.<br />

Podzialalo to na Polak6w ja,k hasio bojowe. Blyskawicznie zmobilizowaly<br />

s i~ wszystkie oddzialy polsikie strazy Iudowej, strazy<br />

bezpieozenstwa i POW zaboru pruskiego w sile okolo dwoch tysi~cy<br />

ludzi, zaj~ly "Bazar", gdzie mieszkal Paderewski, i ISzereg innych<br />

waznych gmachow, sforsowaly gmach glownej komendy policji<br />

i wzi ~ ly stopniowo prochownie, zbrojownie i forty. Niemcy, choc<br />

juz w wi~k s zosci zdemoralizowani, stawia.Ji op6r, sprowadzali<br />

wojska z innych miast zalogowych, 'pr6bowali ratowac sytuacj~.<br />

Walki w Poznaniu i jego rejonie pTzeciqgaly s i~ do poczqtk6w<br />

stycznia. Z dniem jedna,kowoz kazdym Polacy stawaJi s i ~ coraz<br />

ba!fdziej panami polozenia, rozhrajah naplywajqce posilki niem<br />

iecJkie, odbierajqc im bron i a:municjE;, wysylali pociqgami do<br />

Niemiec rozbrojone oddzialy niemieckie zalogi poznanskiej, usuw<br />

ali wladze niemieckie, wojskowe i cywiln e.<br />

Mozna powiedziec, ze ~ Poznaniu zwyci~zylo pospolite ,ruszffilie<br />

ludnosci polskiej, zwyci~zyl patriotyczny odruch. W pierwszych<br />

dniach braklo w akcji wojskowej uzgodnienia, braklo jednolitego<br />

kierownictwa, braklo tez nakazu politycznego. Byla jednakowoz<br />

jednomyslna, !1iezlomna wola wszystkich polskich oddzialow wojs'kowych,<br />

wszysbkich oficer6w i szeregowc6w, caIej ludnosci cywilnej<br />

- wola zrzucenia ~nienawidzonego jarzma pruskiego, wyw<br />

alczenia wolnosci i nie:podleglosci. To roz strzygn~lo s praw~, tym<br />

bardziej, ze wobec patriotycznego nastroju i bojowego zapalu<br />

Polak6w zalamala s i~ do reszty odpornosc zoldactwa niemieckiego.<br />

Za przykladem Po'znania poszla. prowincja. Bezposrednia jego<br />

okolica ruszyla zaraz, wysylajqc mu posilki. Do pierwszego wi~k-


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

1401<br />

szego starcia z Niemcami na prowincji doszlo w bitwie pod Zdziechowq<br />

w okolicy Gniezna, gdzie walczyly oddzialy niemieckie,<br />

przyslane z Bydgoszczy, ale bezskutecznie. W przeciqgu tygodnia<br />

byla w rE:ku powstanc6w ziemia wielkopolska mniej wiE:cej po<br />

Notec, po liniE: jezim zbqszynskich n a zachodzie, a na poludniu<br />

z wylqczeniem pasa granicznego, ciqgnqcego siE: od Wschowy poprzez<br />

Leszno do Rawicza oraz z wykluczeniem powiatu k~pin skiego .<br />

Wszystkie warstwy spoleczenstwa przylozyly r~kE: do dziela<br />

i wsp6lzalwodniczyly w patriotycznym wysilku. W wielu miastach<br />

Niemcy nie pr6bowali wcale oporu, w innych polsk a brawura<br />

pokonala znacznq liczebnq przewagE: niemieckq...<br />

Gl6wnodoIWodzqcym sil wielkopolskich z ramienia N aczelnej<br />

Rady Ludowej zostal najpierw kapitan Stanislaw Taczak, kt6ry<br />

rozkazem z 6 stycznia 1919 zlqczyl wszystkie odruchy powstancze<br />

w planowq akcj~ t biorowq, ·podzielonq na okrE:gi wojskowe. Dnia<br />

3 stycznia Naczelna Rada Ludowa oglosila s i~ wladzq juz nie spoleczeii.stwa<br />

pols'kiego tylko, lecz obszaru wyzwolonego przez powstanie,<br />

a 16 sJtycznia zamianowala glownodowod'zqcym generala<br />

Dowbora-MusniC'kiego, kt6ry przystqpil do organizacji regularnej<br />

anmii na podstawie powolania przez Rad~ w dniu 17 stycznia trzech<br />

rocznikow pod bron.<br />

Powstanie wielkopolskie bylo pierwszym pohkim po'wstaniem<br />

zwyciE:skim. Zakres jego byl jednak z natury rzeczy ograniczony.<br />

Prowincje sqsiednie: Slq'sk, Prusy Zachodnie i Wschodnie posiadaly<br />

duzo wojska nie:mieCikiego i to wrogo wobec Polak6w usposobionego;<br />

oddzialy Heima,tschutzu tworzylysi~ tam i na1plywaly swobodnie.<br />

Poprzez Prusy Zachodnie i Wschodnie przelewala si~ ponadto<br />

fala wojsik niemieckich, wracajqcych z Ukrainy i Rosji.<br />

Polska .na prze!omie dztej6w, 1931<br />

J~DRZEJ MORACZEWSKI:<br />

BILANS OTWARCIA<br />

2 aden kraj nie zostal wskutek wojny tak zniszczony jak Polska.<br />

P.rzeszlo cwierc miliona budowli lezy w gruzach lub zupelnie nie<br />

istnieje. PociSik arma1mi, ogien, mina, pozoga, r~ka zolnierza niszczyly<br />

przez czte'ry lata miasta, miasteczka i wsie. Kanalie z calego<br />

swia'ta zwalily siE: do Polski i rabowaly jq doszczE:tnie. Rabowalo<br />

cofaj,!ce siE: wojs1ko rosyjskie pod pozorem ewak uacji, rabowali<br />

"nasi wyswobodziciele spod ciemnej gwiazdy" Niemcy, Madziarzy<br />

i Aus,triacy, rabujq niezgorzej Ukraincy. Aby miec pojE:cie 0 roz­


1402<br />

ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

miarach rabunku przytaczam dane urz~dowe 0 ilmici zabranego<br />

lub wywiezionego towaru z Polski przez Niemcow. Bydla, koni<br />

380.000 ladunkow wagonowych, maszyn i narz~dzi rolniczych<br />

156.000 wagonow, nawozow sztucznych 60.000 wagonow, surowcow,<br />

po1fabrykatow, fabrykatow i materialow pomocniczych 20.000 wagonow,<br />

maszyn i narz~dzi 6.000 wagonow, lokomotyw 1400 sztuk,<br />

wagonow kolejmNych 42.100 s,ztuk, sprz~tu dla kolejek podjazdowych<br />

20.000 laduTIlkow wagonowych, czyli na 500 kilometrow.<br />

Pr6cz tego zuzyto cal'l prod,Ulkcj~ gorniczq szczegolnie w~gla .<br />

Drzewo wywieziono, zuzyto lub zmiszczono 10 milionow wagonow.<br />

Co robiono z zywnosciq, nie potrzeba chyba pisac, gdyz<br />

kazdy widzial to na wlasne oczy i odczul na swej skorze. Nie inaczej<br />

post~powali Austriacy, ktorzy rabowali b. Krolestwo, ale<br />

i b. Galicj~ z takim samyJrn rOZlmachem. Smialo mmzna przyjqc, ze<br />

zuzyto, zabrano, zniszczono lub 'Wywieziono z Polski przeszlo<br />

1.000.000 ladunk6w wagonowych bydla, maszyn, surowcow i tow<br />

alI'ow wSIZelkiego rodzaju, opr6cz olbrzymiej ilosci zboza, drzewa<br />

i produkcji gorniczej. Jasn'l jest rzeCZq, ze wskutek tego zniszczono<br />

na dlugi czas przemysl, zrujnowano powa:imie rolnictwo.<br />

Bezrobocie i glod Sq u nas tedy nie chwilo\vym ale dlugotrwalym,<br />

:tldrm wywiozla Rosja wielkq cz~sc parku kolejO'wegp szerokotorowego,<br />

a Niemcy wywiozly olbrzymi'l cz~sc lokomotyw i wagonow<br />

normalnotorowych. A trzeba paJmi~tac, ze w czasie wojny<br />

przerobili okupanci wszystkie koleje w b. Kr6lestwie z szerokotorowych<br />

na nom1alnotorowe. Zamiast tedy 5.000 lokormo,tyw kursuj'lcych<br />

przed wojnq na kolejach b. Kr6lestwa, kursuje obecnie<br />

okolo 1.000. Wagonow posiadamy rowniez jednq pi'lt'l cz~sc taboru<br />

przedwojennego. Z wlasnych fahryk nie nalezy oczekiwac ani<br />

jednego nowego parowozu przed uplywem czterech lat, gdyz tyle<br />

czasu potrzeba na zoiganizowanie wlasnej wytworczosci na tyro<br />

po!>J.<br />

Okupanci zrujnowali rowniez bez litosci poczty, linie telefoniczne<br />

i telegraficzne, kable i aparaty. Poznosili przewazn'l cz~sc cywilnych<br />

urz~dow pocztowych, przed wojnq stosunkowo i tak nielicznych.<br />

Zostala si~ ich zaledwie jedna dziesi'lta cz~sc. Uplynie<br />

duzo czasu zanim si~ je na po'Wrot zorganizuje. Jakie to pociqga za<br />

sobq skutki dla zycia gospodarczego nie potrzeba dowodzic. Jak<br />

"latwC) i milq" jest dzisiaj podroz kolejq, jak "ulatwionq" komunikacja<br />

za pomocq poczty i telegrafu nie potrzeba chyba nikomu<br />

uprzytomniac.<br />

Ale rabunki i z'niszczenie wojenne to dapiero jedna cz~sc<br />

obrazu.


O D ZY3 KANIE N IEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

1403<br />

Najistotniejszq przyczynq, wytwarzajqcq w Polsce s.tosunki nie dajqce<br />

s i~ poro,wnac z warunlkaJIl1i zycia publicznego w zadnym innym<br />

kraju, niepodohne do stosunk6w w Czechach, na W~grzech,<br />

l<br />

Rosji, Ukrainie czy Finlandii to fakt tworzenia panstwa z siedmiu<br />

cZEisci, z kt6rych kazda przed wojnq, lub w czasie wojny znajdowala<br />

si ~ w zupelnie r6znych warunkach. \V polowie <strong>listopad</strong>a skladalo<br />

si~ panstwo polskie z dw6ch okupacji, z Galicji i Slqska. Do<br />

dzisiaj, tj. do konca lipca 1919 r. przybylo Poznanskie, przybyla<br />

reszta Kr61es-Lwa (Ober-Ost) i Bialostockie. Kazda z tych cZEisci<br />

rzqdzila si~, a wlasciwie byla rzqdzona innymi prawami, administracja<br />

kaidej cZEisci budowanq byla wedle innych zasad. Wojna<br />

zniszczyla caly aparat rzqdowy w b. Kr61e twie PolSikim, w ziemiach<br />

na w sch6d od Krolestwa, w Bialostocki€'m i Bielsrkiem tak<br />

doszczEitnie, ze cbyba moze za jakich 10 lat zdolaJIl1y nowy wytwOifZYC.<br />

Aparat rzqdowy w Galicji i nn Slqsku zosta1 silnie nadwerEizony<br />

przez stan, kt6ry si~ tam wytworzyl, a kt6ry opisalismy<br />

powyzej.<br />

Jednym slowem Polska nie posiada gotowej maszynerii panstwowej.<br />

Kto podejmuje siEi prowadzenia rzqdow, podeymuje siEi zadan,ia<br />

tworzenia . aci'ministracji politycznej, skarbowej, kolejowej,<br />

pocztowej, sanitarnej, drogowej; podejmuje si~ organizacji szko1,<br />

sqdow, opieki s'Polecznej, apro1wizacji, podejmuje si~ wprowadzenia<br />

zarzqdu pailstwowego do gornictwa, uruchomienia przemyslu,<br />

r02'JpoczEicia robot Ipublicznych etc. W Rosji rzqd rewolucyjny obejm01\val<br />

gotowe, urzqdzo:ne, od dawna istniejqce instytucje panstwowe<br />

z lud:


IJ.04<br />

ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

tywa prywat·na, nie ruszyl si~ przemysl ani ruch budowlany, akcja<br />

uruchomienia fabryk na'potyka na niezwyci~z()ne trudno,sci. Rzqd<br />

panstwa nie majq.c pieni~dzy nie jest w stanie przejqc na - siebie<br />

zadania uruchomienia przemyslu w tych gal~ziach produkcji,<br />

w ktorych kapital prywatny czeka lepszej koniunktury. Nawet<br />

w takich dziedzinach wytworczosci jak gornktwo w~gJa, pro~<br />

du!kcja musia!aby ustac bez poparcia panstwa. Rzqd by! zmuszony<br />

za:liczkowac dotqd 100 milionow marek na place gornikow w~glowych.<br />

Podobne stosUl1lki parnujq w przemysle i lwpalnictwie naftowym,<br />

w 'kopaLnictwie rud, w hutnictwie. Gdyby rzqd posiadal<br />

nawet potrzebne miliardy do uruchomienia przemys!u, gornictwa<br />

i hutmictwa, to i tak nie da~by rady bez pomocy zagmnicy, SJ1cC\d<br />

koniecz,nie trzeba sprowadzic maszyny, surowce i polfabrykaty.<br />

Przeciei milion wag-onow towarow i in-wentarza zabra!a nam<br />

wojna, a takiej ilosci nie zabiera si~ z kraju bez ci~zkkh nast~pstw.<br />

Bez wrocenia przemys!owi i rolnictwu bodaj cz~sci tej darciz:ny<br />

wojennej, nie podobna rna/rzyc 0 ustaleniu si~ nowych, czy zresztq<br />

jalkichkolwiek form i nomn zycia gospodarczego panstwa. Opr6cz<br />

towaru ogo!ocono kraj z gotowki. Rosja ewakuujqc Krolestwo<br />

wywiozla ws-zystkie banlki, w ktorych przemysl lokolwal kapitaly,<br />

lU!b z krt:6rych czerpal kredyt. Niamey i Austriacy pod roznymi<br />

pozorami wyduszali z kraju gotowk~, pieniqdze metalowe, zas y­<br />

pujC\c nas w zamian bezwartosciowymi lub malowartosciowymi<br />

papierkami. Chcqc napernic ska·rb, czy to za pomOCq podatk6w,<br />

danrny od majqt1ku, konfiskaty zysk6w wojennych, czy to w drodze<br />

poiyez,ki dOlbrowolnej lub przymusowej, czy to w drodze wymiany<br />

pieni~dzy, b~dqcych w obiegu, 11a nowy polski pieniqdz, potrzebn y<br />

jest aparat skarbowy, choc jalko tako dzialajq·cy. Takiego aparatu<br />

nie rposiada!lismy w poloQwie listoparda i nie posiadamy po dzis<br />

dzien i p'r~dlko nie zbudujemy. Bez w1asnej waluty i bez aparatu<br />

skarbowego nie d.a si~ przeprowadzic ujednostajrnienia adrministracji<br />

w roinych dzielnicach panstwa. Jest to pierwszy wa·runek<br />

zjednoczenia Polski.<br />

Nie moina myslec 0 uregulowaniu bud-zetu, 0 utworzeniu systemu<br />

podatkowego, 0 ujed:nostajnieniu plac, 0 zwalczaniu lichwy<br />

i paskarstwa, 0 udogodnieniach w ruchu kolejowym i pocztowym,<br />

dopoki u nas Sq w oQbiegu i korony i 3 gatunki marek i 2 gatunki<br />

rubli i karbowance i hrywny i kaci wiedzq jakie jeszcze rodzaje<br />

rubE oberostoQwych czy koQron cieszyilskieh.<br />

R6wniez ujedtno,s:tajnienia wymag-a wojsko. Sklada si~ z 9 czy<br />

10 pi€>I'v.riast!kow, z ktorych jedna cz~sc walczyla przeciw drugiej<br />

w ciqgu wojny s


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTO W<br />

1405<br />

stwowego, zanim z tych pierwiastkow wytworzy si~ jednolita sila<br />

zbrojna. W polowie <strong>listopad</strong>a 1918 r. sHy polskie byly bard'zo<br />

szczUiple.<br />

Wojska gotowego bylo:<br />

1) Oddzial 3.500 ludzi dobrze zorganizowanych, wycwiczonych,<br />

zaopatrzonych nalezyci€ tzw. polnische Wehrmacht.<br />

2) Ookolo 10.000 doskonalego zolnierza, ale niekoniecmie dobrze<br />

zaopatrzonego w ubranie, w potrzebne tabory, orgatnizowanego<br />

dopiero przez rzqd lubelski. Byly to legiony wracajqce z tulaczki,<br />

obozow jencow i wi~zien.<br />

3) Nie dajqca si~ okreslic liczba pUlk6w polskich z wojska<br />

austriackiego. Dezercja .przeiarla je tak doszcz~tnie, ze jasnym<br />

bylo, iz bez rpoboru swiezego rekruta sczeznq bez sladu, zostawiajqc<br />

jedynie 5.000 of ice row, demoralizujqcych s i~ bezczynnosciq, a w cz~sci<br />

niezdartnych do uzycia.<br />

4) Garsc Dowborczykow, w ktorej wiGcej bylo ofice row, niz<br />

szeregowcow, a ktorzy tworzyli nowe fOI1macje ze zglaszajqcych<br />

s i~, nie obeznanych z wOjnq, ochotnikow.<br />

5) Wreszcie 3 do 4 tysi~cy ludzi, walczqcych we Lwmvie.<br />

Razem sila zbrojna Polski nie przekraczala cyfry 25.000 ludzi.<br />

Cyf.ra absolutnie za mala - nie mowi~ juz 0 obronie granic - al~<br />

za mala dla pilnO\vania magazynow, objektow wojskow'ych, broni,<br />

rynsztunku i sp'rz~tu wojennego odebranego okupantom. Wskutek<br />

tak malej ilosci wojska rozgrabila ludnosc: Imaga.zyny, ba, zniszczyla<br />

koszary, wydzierajqc oklI1a, drmvi, a posiadajqc bron odebranq okupantom,<br />

groZnq byla dla tych magazynow i budynkow wojskowych,<br />

More udalo si~ dotqd ocalic przed grabiezq.<br />

Sluzb~ bezpieczenstwa pelnily najrozmaitsze formacje. W miastach<br />

istnialy milicje miejskie, zorgarnizowane dawniej lub organizujqce<br />

s i~ obeanie, a z;hrojne w kaJI'abiny odehrane okupantom.<br />

Po wsiach tworzono milicje gminne i Iud-owe. W okupacji austriackiej<br />

i w Galicji istniala i gospooawwala na swojq r~k~ zandarmeria<br />

polowa , zdemoralizowana, rabujqca, lapownicza na w skros, jak za<br />

dawnych austriackich czasow. Zdj~li bqczka z czapek a nalozyli<br />

orzel'ka, ale ducha swego ani metod nie zmienili. Cz~sc strazy sk3.rbowej<br />

rprzemienila s i~ w straz granicznq dla pilnowarnia grarnicy<br />

zachodniej. Kolejarze zorganizowali straz kolejowq, majq'cq pilnowac<br />

budynkow, magazynow i torow kolejowych. Narodowa Demokracja<br />

pocz~la two'rzyc bialq gwardj~, tzw. straz abywatelskq.<br />

W Warszawie liczyla przeszlo 3.000 ludzi. Polska Partia Socjalistyczma<br />

fOI'iffiOlWala milicj~ ludowq, ktorej liczba w calym kraju<br />

si~gala 6.000. Rowniez lewica pepeesu i socjaldemokracja KP. i L.<br />

tworzyly swoje fO'rmacje bojowe. Miasto i wies zbr·oily si~ w broil<br />

odebranq okupantam. Wobec wielkiego napj~cia rOSllqCego z dnia


1106 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBO R T EKST OW<br />

n a dzien rni~dzy partiami, tworzqcerni te forrnacje, spodziewano<br />

s i ~ lada chwila wybuchu wa.lk ulicznych. Strzelanina na uIicach<br />

miast a nalezala do rzeczy powszednich. Zwlaszcza nocami zd ruwac<br />

s i~ moglo, ze bratobojcza walka juz si~ z a cz~la, tak g~ s to strzelano<br />

w Warszawie, Lubli,itJe, Lodzi i innych miastach.<br />

Z zywnosciq nie bylo najgorzej w polowie lis,topada 1918 roku.<br />

Wprawdzie o'kupanci zdolali po zniwach wywieic do siebie bardzo<br />

duzo, bo ok olo 12.000 wagon6w zboza, nie udalo im s i~ jednak<br />

zabrac calej tej cz~sci zbiorow, IkJtorq na rekwi zycj~ czyli rabunek<br />

w yznaczyli. Jasnem wpra;wdzie bylo, ze zapasow wlasnych nie wystarczy<br />

do nowych zbiorow, liczqc s i~ jednak z moiliwosciq dowozu<br />

i kupna zboza w Ameryce, moi na bylo miee n adziej~ uchronienia<br />

ludnosci od srnierci glodowej na przednowku. Nie byloby :i:adnych<br />

trudnosci z wyzywieniern miast do polowy a maze i do konca<br />

maja, gdyby transporty dochodzily do miejsca przeznaczenia. Tymczasem<br />

droga, 'ktorq zboze musialo przechodzic ze wsi do miasta<br />

naje:i:ona byla zbyt wielkq liczbq rogatek. Pierwszq ro g atk~ stawiala<br />

sluzba folwarczna. W czasie strejku, a mnozyly s i~ strejki<br />

coraz bardziej, zbrojnie strzegla jakiegokolwiek wywozu z folwadm,<br />

nie troszczqC s i~ wcale, ze przez to wygladza proletarjat<br />

miast i osiedli przemyslowych. Drugq rogatk~ obsadzila :i:andarmeria<br />

lub wszelka inna straz belJpieczenstwa, ktore nie pytajqc czy<br />

powiat posiada czy nie nadmiar :i:ywnosci, nie zw a:i:ajqc na zadne<br />

~ostanowienia i przepustki, bronily wywozu ze swego powiatu.<br />

Zatrzymywala zywnos r~ straz kolej.owa, zawiadowca stacji, komisar<br />

z powiatowy. Dopiero gdy po s zc z ~sliwym przebyciu tych<br />

w s.zystkich Scyl, Charybd i Nienasytcow ladunek zbo:i:a lub kartofli<br />

znalazl si~ " , wagonach kolejowych, a wysylajqcy, pokonawszy<br />

s zc z ~sliwie brak wagonow, ruszal z uczuciem ulgi i tryumfu w drog~<br />

ku Warszawie lub Za g l~biu, na!potykal w sqsiednim powiecie,<br />

lub nawet sqsiedniej stacji na te same rogatki, pomnozone jeszcze<br />

o miejscowe dowodztwo wojskowe, ktore najspokojniej w swiecie<br />

rekwirowalo r zqdowq :i:ywnosc, przeznaczonq dla miast, ba nawet<br />

dla innych oddzialow wo.iskowych. Niepewnosc transportu nieslychanie<br />

utrudniala aprowizacj~ a podsycala paskarstwo. POCZqwszy<br />

od dziedzica i slu:i:by folwarcznej, a skonczywszy na komisarzu<br />

powiatowym i wojsku, w szystkie te, swego rodzaju rogatki - a jezeli<br />

nie wszystkie to bardzo wiele z nich - pokqtnie sprzedawaly<br />

za j ~ te, zarekwirowane czy zat rzyma'ne zbo:i:e, mno:i:qc ilose zho:i:a<br />

~oz a kartkowego , oczywisc:e J.: o ~ z t :;m kartkowego, a tymczasem pow<br />

iE;k szajqc dro:i: yzn~ .<br />

A tymczasem liczba ludnoSci miast bardzo szybko rosIa. W ciqgu<br />

dwoch mie s i~cy : Iistopada i grudnia wzrosla liczba mieszkancow<br />

Warszawy 0 120.000 osob. Przyczynil s i~ do tego wzrostu powrot


ODZYS KANIE N IEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTO W<br />

1407<br />

robotTIikow i jencow z Niemiec, pow-rot zolnierzy z Rosji, naplyw<br />

bezrobotnych z prowincji; na'Plyn~la takze wielka liczba uchodzcow<br />

z Wolynia, Podola i Ukrainy a za nimi fala emigrantow rosyjskich.<br />

W podobny sposob wzrastala ludnose innych :miast. Zarowno<br />

pokqtna sprzedaz zboza, ja-k i nagly przyrost ludnosci miejskiej<br />

budzil wqtpliwosci w 'mozliwose wyzywienia do kwietnia a boda<br />

j do marca 1919. Zwlaszcza, ze przemycanie zboza za granic~<br />

kwitlo w najleps.ze, zarowno na wschodzie, jak na zachodzie i polnocy.<br />

1m kto glosniej krzyczal "Bog i Ojczyzna" tym smielej sprzedawal<br />

Niemcom zboze.<br />

Przewr6t w Polsce, 1919<br />

STANISLAW GRABSKI :<br />

KU JEDNOSCI<br />

Na wniosek Dmowskiego Komitet Narodowy wydelegowal mnie<br />

do Warszawy z misjq zapobiezE'nia dalszemu rozbiciu spoleczensliwa<br />

na zwalczajqce si~ ostro obozy lewicy i prawicy oraz dawnych<br />

zwolennikow panstw centralnych z jednej, a antyniemieckiej<br />

koalicji z drugiej strony i doprowadzenia do kompromisu przede<br />

wseystkim z Pilsudskim.<br />

Nie bylem tq misjq zachwycony. Zna jqc dobrze Pilsudskiego<br />

wi€'dzialem, ze jak i.kolwiek zawarlby kompromis, b~dzie to zaw sze<br />

dla niego chwilowe tylko taktyczne u s t~p stwo do czasu, poki kompromisu<br />

tego nie b ~ dzie :mogl zlamae. Los jedna.k gabinetu Swiezynslkiego<br />

mowil mi, ze oboz proalia1ncki i idqca na jego czele<br />

demokracja narodowa w kraju nie ma dose ducha bojowego, by<br />

moc s i ~ z wyci~ s ko zmierzye w otwartej walce z Pilsudskim i popierajqcymi<br />

go radykalnymi ugrupowaniami spoleczno-politycznymi<br />

w Krolesiwie. Wi~c poddalem si~ decyzji Komitetu. Nigdy<br />

jednak przedtem ani potem nie wybieralem si~ w drog~ z rownie<br />

przy'krym jak wowcza .> uczuciem.<br />

Bylem juz w pociqgu, gdy przybyl na dworzec Dmowski, by na<br />

odjezdnym do dawanych mi na posiedzeniu Komitetu zlecen dodae<br />

jeszcze jedno: dojscia do porozurnienia z Zydami, 0 ktorych duzych<br />

wplywach na otoczenie prezydenta Wilsona, a jeszcze wi~kszych<br />

na Lloyd George'a przekonal s i~ on az nadto wyraznie w Stanach<br />

Zjednoczonych. Przy tyro upowaznil mnie on do oswiadczenia, ze<br />

za w yslanie przez Zyd6w polskich delegacji dQ Paryza z poparciem<br />

naszego prograJmu terytorialnego - stanie on osobiScie na czele<br />

a kcji, kladqcej kres wszelkim objawom antysemityzmu w Polsce.


1408 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW<br />

Ja ze swej strony prosilem Dmowskiego 0 jak najspieszmeJsze<br />

wyslanie do kraju pierwszych dwoch, nalezycie juz sformowanych<br />

dywizji armii Hallera. Przejeidiajqc przez Wlochy zatrzymalem<br />

s i~ W Padwie, gdzie znajdowala si~ kwatera glownodowodz,!cego<br />

armii wloskiej gen. Scipioni. Przyjq! on mnie natychnniast dzi~ki<br />

dokumentowi, W ja,lci zostalC'ffi zaopatrzony przez sztab nnarszalka<br />

Focha. Gen. Scipioni zgodzil si~ bez trudu na przeslanie kolejami<br />

wlosrkimi i austriacikimi dW00h poL~lcioh dywizji, 0 ktorych dobrze<br />

wiedzial, gdyz skladaly si~ co najmniej w polowie z bylych iol-·<br />

nierzy austriackich, cz~sciowo branych, a jeszcze bardziej dobrowolnie<br />

zglaszajqcych si~ do niewoli we Wloszech.<br />

Przybylem do Krakowa rankiem 3-go grudnia. Stanqlem w hotelu<br />

Pollera. Choe calC! noc jechalismy z Wiednia w mocno przepelnionym<br />

wagonie, w ktorYlffi brakowalo przy tym paru szyb<br />

w oklnach i bylo porzqdnie zimno, talc ii nie bylo mowy 0 zdrzemni~ciu<br />

si~ choeby na chwil~, nie czulem ani odrobiny zm~czenia.<br />

Swiadomose, ie jesteun w niepodleglej jui Polsce dzialala tak podniecajqco,<br />

ze naraz wszystko przedstawilo mi s i~ w 0 wiele jasniejszych<br />

barwach niz w chwili odjazdu z Paryza.<br />

Totez ledwiem si~ wmyl, przebral i wypil pa·r~ szklanek herbaty<br />

poslalem poruc:zJnika Malinowskiego do lokalu Komisji Likvvidacyjnej,<br />

by zawiad'Omil jq 0 mym przyjeidzie do Krakowa i poprosil<br />

0 zebranie si~ jej dla wysluchania mega referatu 0 najbliiszych<br />

zadaniach naszej polityki mi~dzynarodowej i wyplywajqcych z nich<br />

pracach oraz 0 zaJmierzeniach paryskiego Komitetu Narodowego.<br />

Porucznik Malinowski wkroke powrocil powiadamiajqc runie, ie<br />

Komisja Likwidacyjna 2lbie.rze si~ najdalej za godzin~. Po drodze<br />

na jej zebrarnie Slpobkalem znajoanego, ktory powiadomil mnie, ze<br />

pilsudczycy wraz z socjalis·tami rozsiewajCj po Krakowie wiesci, iz.<br />

Komitet Narodowy, wyzyskujqc uznanie go przez mocarstwa sprzymierzone<br />

za jedynq legalnq wobec. nich reprezentacj~ Polski, zamierza<br />

na'r2lUcie sip. narodowi polskiemu jako rzqd silq presji zwyci~skiej<br />

ententy, ze wi~c musz~ bye przygotowany na silne, ze<br />

strony socjalisotyc'lmej, ataki na calC! naszq robot~ w Paryiu. Wobec<br />

tego zaczqleun swoj referat od stvvierdzenia, ze Komitet Narodowy<br />

za jedyne swe zadanie uwaia przeprowadzenie na lconferencji pokojowej<br />

naszych narodowo-panstwowych postulatow terytorialnych,<br />

·More tez szczegolowo omowilem, pokazujqc zebranym kopi~<br />

przedloionej przez Dmowskiego prezydentowi Wilsonowi mapy<br />

z projekotowamymi granicalffii RzeczY'pospolitej. Ale niezb~dnym<br />

wairunkiem powodzenia naszej akcji w Paryiu jest jak najpelniejsza<br />

jednose i ha,rmonia wszystlcich czynnikow politycznych w kraju.<br />

Harmonia ta istnieje w Galicji i w Wielkopolsce. Jest to juz powaznyrn<br />

argu:mentem na rzecz naszego postulatu silnej Polski. Ale


'ODZ YSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW 1409<br />

nje, rna jej w Kroles1lwie. Jad~ do Warszawy z t


1410 ODZ Y SKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBO R TEKS T O W<br />

lanie nie kompromitowalo mega stronnictwa w oczach mocarstw<br />

sprzymierzonych. Gdy decydowala si~ cala przyszlose Polski ­<br />

wzgl~om na naSZq polityk~ llTIi~dzyn a rodowq musialy bye podpor<br />

zqdko,wane w szystkie sprawy naszej polityki wewn~tr z nej. Moze<br />

zbyt ostro ich potraJktowalem, odpowiadajqc na pytanie, co majq<br />

obecnie robie: "posypae glowy popiolem i pokutowae". Bylem<br />

jedna:k mocno zgorszony tym, ze w dwugodzinnej przesz!o rozmowie<br />

nie okazali ci panowie zadnego niemal zainteresowania spr a­<br />

Wq przys·zlych naszych granic - a jedynie 0 to s i~ troskali, by nie<br />

opanowaly Polski prqdy spoleczno-rewolucyjne.<br />

Wieczorem 4-go grudnia wyjechalem ·do Warsza,wy.<br />

Przybylem do stolicy dopiero kolo lO-ej rano. Na dworcu kolejOWYIID<br />

oczekiwalo mnie paru starych 'przyjaciol endekow. Zawie­<br />

:ili mnie oni nasa'mprz6d na zebranie kilkunastu n ajczynniejszych<br />

podowczas p'rzywodc6w demokracji narodowej, M6rzy starali s i ~<br />

przede wszys tkim jak rnajdokladniej mnie poinformowac 0 wewn~trznej<br />

sytuacji w kraju, w szczeg6lnosci 0 polityce Pilsudskiego<br />

- a na s t~pnie pojechalismy do hotelu Bristol. Kapita,n Zwislocki<br />

wprost z dworca udal si~ do Pilsudskiego, gdyz by! on bowiem<br />

naprawd~ jednym z zaufa,nych jego ludzi i chcial go poinformowae<br />

0 istniejqcych w Komitecie Narodowym nastrojach przed<br />

maim si~ z nirm widzeniem. Przy tym wiozl on Pilsudskiemu list<br />

Hallera. Ofkjalnie zalmeldowal mojq wizyt~ u Pilsudskiego por.<br />

Malinowski. Kolo godziny 4-ej po poludniu Pilsudski przys!al<br />

po mnie auto ze swym adiutantem. R02'Jmowa nasza trwala z g6rq<br />

trzy godziny. Gdy pokazalem Pilsudskiemu dany mi przez Komitet<br />

Narodowy mandat porozumienia s i~ "ze wszystkiJmi politycznyml<br />

czynnikami w kraju", spr6bowal on nasamprz6d zrobie obrazonego<br />

z po,wodu, ze nie do niego specjalnie, jako Naczelrnika P anstwa<br />

zostalem wydelegowany. W mozliwie ogl~dnej formie zwrocitem<br />

mu wO'bec tego uwag~, ze mocaTStwa sprzymierzone do,tych..;<br />

ezas nie pr z yj~ly do wiadomosci ani przekazan ia mu porzez Rad ~<br />

Regencyjnq najwyzszej wladzy w Polsce, ani utworzenia przezen<br />

rzqdu MoraczewSikiego, natomiast uznajq bel. zastrzezen, jako lega.]nq<br />

reprezentacj~ narodu polskiego paryski Komitet Narodowy.<br />

Nie uwazaJIDY tego jednark za korzystne dla sprawy polskiej. Pragniemy<br />

dO'prowadzic do uznaJllia go przez rZ'ldy panstw zwyci~skiej<br />

koalicji za Naczelnirka odzyskujqcego niepodleglose Panstwa<br />

PolS'kiego. Ale nas1tqpic to moze t ylko na podstawie odpowiedniego<br />

. porozumienia s i~ i co do obecnych zadan naszej polityki narodoweJ<br />

i co do wzajemnego stosunku mi~dzy Komitetem Narodowym, jako<br />

jedynq legalnq reprezentacjq Polski wobec llTIocarstw ententy,<br />

a nim, jako najwyzszym politycznym czynnikiem w Ikraju. Totez<br />

od wizyty u niego zaczynaJID wypelnianie wlozonej na mnie misji


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

1411<br />

zhanmonizowania w tym dziejowym momencie wszystkich sil naszego<br />

narodu. Pilsudski zadowolil si~ tym moim wyjasnieniem.<br />

Na swe bowiem noty do rzqd6w panstw sprzymierzonych nie dOSJtal<br />

i.adnej odpowiedzi, a Zwislccki Z pewnosciq poinforunowal go juz,<br />

ie marszalek Foch przyslany mu ,radiotelegram z iqdaniem odeslania<br />

do kraju istniejqcych we Francji wojsk polskich pq:ekazal<br />

Drnowskiemu. Dalszq rozmow~ prowadzil on jui w tonie przyjaznym,<br />

niemal serdecznym. Dose latwo zgodzil si~ on na 'l1lojq propozycj~:<br />

"Kamitet Narodowy uzna go za Naczelnika Panstwa<br />

i zwr6ci si~ 0 takiei uZinanie przez panstwa sprzymierzone, natomiast<br />

on uzna Kamitet Narodowy za pelnoprawnq reprezentacj~<br />

Polski na terenie l1l1i~dzynarodowym". Domagal si~ jednak przyj~cia<br />

w sklad Komitetu jego reprezentantow, w pierwszym rz~d z ie:<br />

Dlus1kiego, Sokolnickiego i Wieniawy Dlugoszowskiego. Poniewaz<br />

juz znacznie wczesniej Komitet Narodowy uznal byl za potrzebne<br />

uzupelnienie si~ reprezentantami stronnictw lewicowych i zwracal<br />

s i~ do rad mi~dzypartyjnych w Warszawie i Krakowie 0 spowodow3lnie<br />

przyjazdu do Paryza odpowiednich delegat6w - nie<br />

widzialem wi~c powodu sprzeciwiania s i~ powyzszemu zyczeniu<br />

Pilsudstkiego. On zas uZinal, ze Polska stoi w rz~dzie panstw koalicji<br />

i znajduje si~ w stanie wojny z Niemca'mi, oraz oswiadczyl gotowose<br />

poddania organizujqcego si~ w kraju wojska pod zwierzchnie<br />

dow6dztwo naczelnego wodza wszystkich sil zbrojnych ententy,<br />

marszalka Focha. Przyjql on r6wniez calkowicie program terytorialny<br />

KOI1l1itetu Narodowego, wypowiadajqc si~ tylko za 'llieznacznym<br />

roz s zerzeni~m projektowanych przez nas granic na wschodzie<br />

ze wzgl~d6w strategic'Zlnych.<br />

Pa.mt'ltntld, rE:kopis<br />

PIERWSZY SEJM<br />

STANISlAW GRABSKI:<br />

Wybory do Sejmu, dzi~ki obj~ciu spraw wewn~trznych przez<br />

Stanislawa Wojciechowskiego, odbywaly si~ w calym kraju spokojnie<br />

i bez naj:mniejszej presji wladz administracyj'llych. Byly<br />

to bez'NzglE:dnie wolne i uczciwe wybory, dajqce rzetelny wyraz<br />

dqieniom i uczuci'om naszego spoleczenstwa. W akcji wyborczej<br />

obok stronnictw wzi~ly udzial na terenie bylego Kr61estwa Polskiego<br />

rowniez bezpartyjne Komitety Narodowe, zorganizowane przez mego<br />

brata Wladyslawa. Na listach tych komitet6w znalazlo si~ wielu<br />

wloscian, zasluzonych w pracy spolecznej oraz dzialaczy spolecznq­


1412 ODZYSKANIE NIEPODLEGL OSCI - WYBO R T EKST OW<br />

kulturalnych sposrod inteligencji Totez mialy listy te duze powodzenie,<br />

szczegoJnie w zachodniej cz~sci Krolestwa. Bezpartyjne<br />

Komitety Narodowe wprowadzily do sejmu kHkadziesiqt poslow...<br />

Sejlm, k tory wyszedl z wyborow na podstawie ordynacji wyborczej<br />

wydanej jeszcze przez rzqd MoraczewS'kiego, mial sklad nas<br />

t~pujqcy: najliczniejszym klubem byl Zwiqzek Ludowo-Narodowy.<br />

Przystqpilo don 110 czlonkow. Drugrm z kolei liczebnosciq SW q<br />

stronnictwEml sejmowym bylo ;,Wyzwolenie" z 57 poslami. Na<br />

t rzeciJnl miejscu stalo Stronnictwo Ludowe "Piast" liczqce 44 poslow.<br />

PPS uzyskala 35 mandatow, Polslkie Zjednoczenie Ludowe ­<br />

wiejska odimiana Chrzescijanskiej Demokracji sformowana przez<br />

ks. Blizinskiego - miala 31 czlonkow, Narodowy Zwiq"Zek Robotniczy<br />

- 17, Stronnictwo Ludowe Stapinskiego - 11, Ikonserwatystow<br />

i demokratow galicyj S'kich zlqczonyC'h we w spolny\ffi klubie<br />

Pracy KonstYltucyjnej bylo 17, be2Jpartyjnych 7, Zydow 10, Niemcow<br />

2.<br />

Pami


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

1413<br />

deptana, skaleczona i przez wrogie pot~gi na zaglad~ skazana<br />

Ojczyzna, z drugiej my, synowie ludu, my potomkowie niedawnych<br />

jeszcze ni€".volnik6w szlacheckich stajemy do pracy nad je j budowq,<br />

odrodzeniem. Jako wybrancy wolnego juz ludu mamy decydowae<br />

o jej losie na podstawie pelnomocnictw szerokich warstw ludowych.<br />

Dawnych zas moznowladcow prawie ie nie widae wcale.<br />

Uroczystosci sejmowe rozpocz~ly si~ w niedziel~, 9 lutego 1919 r.<br />

Warszawa cala przybrana flagami 0 barwach narodowych, tu<br />

i owdzie powiewajq chorqgwie francuskie i amerykansbe. W calym<br />

miescie ruch ogromny, ale uroczysty. Ulice prowadzqce do<br />

katedry i zatmku kr6lewskiego zapelnione tlUJffiami ludzi wprost<br />

nieprzejrzanyrrni. Na twarzach widac radose i zadowolenie. Przez<br />

calq drog~, jakE! przechodziliSmY, odbywaly s i~ gorqce manifestacje<br />

na czese Odrodzonej Polski, Sejmu, poslow, Paderewskiego,<br />

P ilsudskiego. Bardzo cz~ sto wywolywano tei nazwisko posta Korfantego.<br />

W kosciele sw. J ana glownq nawe, z a j~1i poslowie, bocznq wyhrana<br />

publicznose, reszt~ wypelnily del~gacje z calej POflski. 0 godzinie<br />

11 przed poludniem przybyl do kosciola Naczelnik Panstwa<br />

Pitsudski, i Prezydent Rzqdu Paderewski wraz z czlonkami swego<br />

gabinetu. Zaraz za nimi zdqial delegat papieski, nuncjusz ks. Ratti<br />

i zajql miejsce Ikolo wielkiego oItarza. Za niani weszli a'rcybiskupi<br />

i bisikupi w szatach ponrtyfikalnych. Na koncu poprzedzony formalnqprocesjq<br />

duchowiel'isrtwa Ulkazal si~ arcybis,){,up ks. Kakowski<br />

i rozpoc'Zql uroczysrte naboieiistwo.<br />

Po ewangelii pojawil si~ na ambonie posel z Podlasia, ks. arcybiskup<br />

lwowski Teodorowicz, celem wygloszenia kazania. Oczy<br />

wszystkich obecnych zwrocily si~ w jego stron~. Nie zaczynal<br />

jednak zaraz, wywolujqc tyrrn wraienie ja'kby si~ wahal. Mown<br />

powoE i z wielkq powagq i glosem donosnym. Wskazywal na wieJkq<br />

chwil ~ , jakq przezywa Polska i polski narod, wiqzal przeszlose<br />

z terainiejszosciq, dotykajqc zarowno wielkich dni jak i czasow<br />

upadku. Dluiej zajql s i~ okreslenie.m wielkich zadan, jakie Narod<br />

i Sejll11 majq przed sobq. Wzywal i zaldinal 0 zaniechanie wszelkich<br />

walk partyjnych i stanowych, przestrzegal przed zabiegami<br />

o teki, urze,dy, a nie daj Boie osobiste korzysci. Glosem silnym<br />

a w tonie bardzo llroczystYilll zaznaczyl, ze jedynq wytycznq dla<br />

wszystkich stronnictw i poslow powinna bye troska 0 dobro i przyszlose<br />

zmartwychwstalej, wielkiej, niepodleglej RzeczypospoHtej<br />

Polskiej.,.<br />

Po raz pierwszy w Paiistwie Polskim dostali si~ chlopi polscy<br />

na lawy sejmowe w r. 1919, czekajqc na to przez wieki i pokolenia.<br />

Ortwarly si~ nareszcie przed nimi wrota Swiqtyni prawa, urnie-<br />

<strong>Znak</strong> - 3


1414 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR T E KSTO W<br />

szczonej w stolicy przy ul. Wiejskiej, w gmachu po ins'tytucie rosyjskim<br />

pozostalym. Wyglqd tej rudery nie w zbudzal naleznego<br />

jej pTzeznaczeniu szacunku.<br />

Mandaty poselskie dostali w szyscy z dobrej woli w sp6lbraci,<br />

wierzqcych swiE;cie w wielkie ich poslannictwo. Przygotowanie do<br />

nich - to szczera chE;e pracy i paromiesiE;czna agitacja, dosye<br />

ograniczona i cz~ s to bardzo rozbiezna, prowadzona przez ludzi<br />

z nimi nie zwiqzanych. Szli do Sejmu nasyceni opa rami wojny, bo<br />

w szyscy na niq patrzyli, skutki jej znosili i wszyscy niernal byIi<br />

jej ofiarq.<br />

Przyniesli ze sobq pami~e wiekowych krzywd i uposledzenia,<br />

\viedzieli, ze oni pierwsi mogq bye rrnsciciela


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW 1415<br />

dzic w zdurmienie, gdy si~ widzialo, ze dla niektorych wyzwoleniowych<br />

chlopow rnajwazniejsze byly sluby cywilne, rozdzial Kosciola<br />

od P anstvva i uiposazenie we wszystkie prerogatywy komendalnta<br />

Pilsudskiego...<br />

Pierwszy Sejrm odrodzoonej Polski mial n a j w i ~kszq ilosc pos16wchlop6w.<br />

Bylo to rzeCZq calkiem 'llaturalnq. Chlopi-w yborcy stanowili<br />

ogromnq wi~k szo se w Panstwie, a przy wyborach, szczeg6lnie<br />

w Kr6lestwie, przyj~lo si~ bardzo popularne haslo: "Chlopi,<br />

wybierajcie chlopa". Haslo to nie zawsze wprawarcizano w zycie,<br />

bo sami ci, co je zawzi~cie glosili, zarmiast w ybierae chlopa, przemycali<br />

jego "przyjaci61" - nauczycieli, adwokat6w, niedowarzonych<br />

p6hnteligent6w, a nawet kamienicznik6w w arszawskich. Dob6r<br />

kandydat6w na poslow byl tez dose dorywczy alba przypadkovvy,<br />

wybrani zas na pos16w chlopi, mimo ze znalazlo si~ mi~dzy<br />

lIimi s por~ zdolnych, rozLUmnych i ~wiadomych ludzi, wcale elity<br />

wloscianstwa polSikiego nie stanowili. Wybory omin~ly bardzo<br />

w ielu zdolnych ludzi, ktorzy nie chcieli plynqe na idqcej fali, majqC<br />

wlasne zdanie.<br />

Sejm ten pogardliwie nazywano "sejmem chlopskim", mimo ze<br />

chlopi wcale w nEm przewagi nie posiadali. Pro\Vadzono tez przeciw<br />

niemu zaci~tq i brutalnq walk~, chlop6w zas w nim zasiadajqcych<br />

poniewierano i wYSmiewano', nie s zcz~ dzq c inn zadnych przykrosci<br />

i docink6w, odsqdzajqc od rozumu, patrio'tY ZJrrlU, a nawet<br />

czci i wiary.<br />

Cala niemal prasa bez wzgl ~ dLl na przynaleznose partyjnq zn~cala<br />

s i~ nad nimi bezustannie, wysilajqc s i~ na ordynarne dowcipy<br />

i drwiny, nie cofajqc si~ przed oszczerstwaJrni i zarzutami zupeinie<br />

bezrpodstawnymi, przcdstawiajqc ich jako prawie za kal~ Sejmu<br />

i nieszcz~scie dla narodu. Z kazdego potkni~cia s i~ robiono przes<br />

t~p s two, z kazdej usterki - karygodne przewinienie. Przedrzezniano<br />

mowy, pot~piano milczenie. Wyliczano skrupulatnie<br />

pobrane diety, por6wnywatno je z dokonanq praCq, podjudzajqc<br />

rozmys1nie a.petyty drugich. Slowem potraktowarno ich jak intruz6w,<br />

ktorzy ni€iproszeni i niepozqdani zaj~li 'miejsca przypadajqce<br />

komu innemu.<br />

Chlopi, na te pisane ataki nieslychanie wrazliwi, odczuwali je<br />

bardzo ci~zko, chodzili nieraz ja1k struci, obawia.jqc si~, ze to<br />

wszystko przedostanie s i~ do wsi i znajdzie tann wcale niepozqdany<br />

odgios.<br />

M .oje wspomnieni.a, 19 ,4.


1416 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR TEKSTOW<br />

JOZEF PllSUDSKI<br />

ADAM KRZYZANO WSKI:<br />

Niemcy, A U Stt.ro-W~ gry i Turcja 4-0 pazdz. t.r. zwr6cily si~ do<br />

Prezydenta Stanow Zjednoczonych z prosbq 0 rozpocz~cie rokowan<br />

pokojowych. W tr zy dni pozniej R ada Regeneyjna, urz~ dujqea<br />

w vVarszawie, irmien iem "Polski Zjednoczonej, NiepodJeglej" rozwiqzala<br />

R ad~ Stanu i powolala rzqd. Wlaclze niemieckie, berlinskie<br />

i warszawskie, zaniernowily. Rada Regeneyjna mianowala<br />

23-0 t.m., zwolennika prawicy Swierzynskiego premierem. Jego gabinet<br />

3-go <strong>listopad</strong>a bez po.rozumienia si~ z Radq Regencyjnq wydal<br />

dekret, zapowiadajqcy utworzenie Rzqdu Narodowego, ktory<br />

obejmie wladz~ do ezasu zwolania Sejlmu. Nast~pnego dnia Rada<br />

Regencyjna, dQpatrujqc si~ w tyro postqpieniu zamachu stanu, skutecznie<br />

usun~la SwierzynSikiego i jego ministrow. Lewiea oglosila<br />

w noey z 7-0 na 8-0 <strong>listopad</strong>a odezw~ 0 powstaniu "Tymczasowego<br />

RZqdu Ludowego Republiki Polskiej" w Lublinie. Pilsudski, zwolniony<br />

z niemieckiego wi~zienia wojskowego w Magdeburgu,<br />

eskortowany przez oficera niemieckiego, hr. Kesslera, przybyl do<br />

Warszawy poz.nytn wieczorem 10~ t.m. Nazajutrz Rada Regencyjna<br />

przekazala "wabec grozqcego niebe~ieczenstwa, zewn~trznego<br />

i wewn~trznego, wladz~ wojskowq i naezelne dowodztwo<br />

wojsk polskieh Brygadierowi Jozefowi Pilsudskiemu". Postanowila<br />

14-0 list. zrzec si~ swej wladzy, zniese urzqd Rady Regencyjnej.<br />

Wystosow ala list do Pilsuci'skiego, oznajmiajqcy: "Od tej chwili<br />

obowiqz:ki nasze skladamy w Twoje r~ce, Panie Naczelny Dow<br />

odeo". Ostatni slad panowania niemieckiego zapa


ODZYS KANIE NIEPODLEGL OSCI - WYBOR TEKSTOW 1417<br />

rych do pracy pod jego kierunkie'll. Sposrod soejalistow polskich<br />

Moraczewski nalezal do najbardziej oddanych Komendantowi.<br />

Zywot i kariera Pilsudskiego przemowila silnie do wyobrazni<br />

i uczue narodu. Jego przeciwnicy poIityczni, ludzie ugodowo nastawieni<br />

do Rosji, glosili pasywiwu, program zaniechania w czasie<br />

wojny powolywania pod broil ochotniczych polskich za s t~pow wojskowych.<br />

WysU!wali na pierwszym miejscu zjednoczenie trzech<br />

dzielnic pod zwierzchnictwem Rosji, a dopiero wtornie uzyskanie<br />

niepodleglosci. N a dobitek, przeciwnicy Pil"sudskiego przewaznie<br />

w czasie wojny .przebywali poza granicarrni kraju, roZ'wija jqc tarnze<br />

ozywionq dzialalnose dyplomatycznq w obronie Slprawy polskiej,<br />

podczas gdy Pilsudski wojowal w Ikraju. Les absents ont tort. Nic<br />

dziwnego, ze w tym stanie r zeczy Pilsudski zySlkal wi~cej uznania,<br />

miru i poklasku.<br />

Powziql na kilka lat przed wybuchem wojny w r. 1914 decyzj~<br />

w ystawienia polskiej sily zbrojnej. Postanowil organizowae jq na<br />

obszarze Au st r o-W~gier i w porozumieniu z wladzami au stro-w ~ ­<br />

gierskimi. Ani niemieckie, ani rosyjskie nie zgodzilyb y si~ n a takq<br />

akcj~. Pewien odlarrn spoleczeilstwa zachowywal s i~ odpornie wobec<br />

obu koncepcji.<br />

Sukcesy z awd'zi ~cz a l w niemalej mierze przystqpieniu i przynaleznosci<br />

do Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Jak wsz~dzie,<br />

tak i w Polsce lewicowe odlamy spoleczeilstwa z racji swego programu<br />

stanowily element dynamiczny, 'Prqcy do rychlych i znacznych<br />

zmian istniejqcego stanu rzeczy, w przeci'Wstawieniu do prawicy,<br />

niech~tnej tak dalece posuni~tej mliennoSci stosunk6w.<br />

D zteje Po!sld nowozytnej, rE:kopis<br />

NIEMCY<br />

ROMAN DMOWSKI<br />

Pracowalem cale zycie przeciw Niemcom, bo chcia1e'll, zeby<br />

Polska zy1a, polityka zas niemiecka za cel sobie postawila jej<br />

zgub~ . Mylitby s i~ wszakze ten, kto by sqdzil, ze kieruje mnq jakas<br />

slepa nienawise do Niemcow, lub ze niezdolny jestem do sprawiedliwego<br />

sqdu 0 wartosci narodu niemieckiego i 0 jego zas1ugach<br />

dla cywilizacji. Umiem te± przyznae, ze my sami wielesmy<br />

siE; od' Niemcow nauczyli. Wiele cech umyslQ\voSci i charakteru<br />

niemieckiego Sq pr zeciwne mojej, polskiej psyehke, blizszy mi<br />

jest duchowo caly szereg innych narod6w, ale m am gl~boki szacunel<<br />

dla indywidualnosci kazdego narodu i daleki jestem od po­


1418 ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI - WYBOR T E K STOW<br />

t~pienia w szystkiego, co mi jest obce. Przywiqzany do w1asnej<br />

ojczyzny, cenis w inny0h ich przywiC)zanie do swojej i nigdy nie<br />

m a.m pretensji do Niemca za to, ze jest dobrym Niemcem. Uwazam<br />

przy tym, ze 'vvszystkie narody europejskie m ajq w sp61ne, wielkie<br />

dobro, w sp61nq cywili z a ,cj ~ , kt6ra jest podstawq ich bytu,<br />

kt6rq w sp61nie muszq rozwijae i chronic od rozk1adu, ze to wielkie<br />

zadanie winno rodzie w nich poczucie solidarnosci i lagodzie nieuniknione<br />

p om i~dzy nimi antagonizmy, By1bym t ez s zcz~sliwy,<br />

gdyby stosunk i wzajernne mi~dzy nami a Niemcami m ogly bye<br />

zdrowymi stosunkami sqsiedzkimi, opartymi na wzajemnym szacun/ku<br />

i umozliwia jqcymi w sp61dzialanie tam, gdzie to jest potrzebne.<br />

Niestety, oba wiam s i~, ze wiele jeszcze czasu uply nie, zanim<br />

do takich stosunk6w dojozie, Nar6d niemiecki zost a! wychowany<br />

w idei, ze Polska jest przeznaczonym dla niego lupem, powodzenie<br />

niedawnych czas6w w yrobilo w nim ufnose, ze ten lup<br />

jes·t pewny, i d zi-s, gdy s i ~ z jego r qk wymknql, uwaza to sobie<br />

za krzywd ~ i marzy 0 ponow nym jego zagarni~ciu. Obawiam s i~<br />

tez, ze t a, do gl~ bi niezdrowa psychologia n aroou niemieck iego<br />

w stosU'nku do PO.] Slki przez dlugi jeszcze czas b ~dzie zr6dlem nieublaganej<br />

walki i straty sil zar6wno polskich jak i niemieC'kich,<br />

si!, kt6re by mogly bye uzyte na wielkq prac~ cywilizacyjnq obu<br />

narod6w oraz uzdrowienie ich zycia,<br />

Ambicja panowania nad swiatem i ehciwose dqzqca do wyzysbwania<br />

calego swiata dla siebie doprowadzila Niemcy do niebywa1ej<br />

kl~ Slki. Doprowadzie musia1a, bo w szelkie t akie ambicje<br />

podobny koniec mialy . Cywilizacja europejska w ytworzyla wielkie<br />

i mniejsze, swiadome siebie n arody, m ajqce silne 'poczucie swej<br />

goonosci i swego . dobra; i dzis juz nie jest mozliwe tworzenie<br />

imperium rzymskiego, bo zawsze ten nar6d, kt6ry by chcia! nad<br />

innymi zapanowae, spottka na sw ej drodze inne narody, mniej<br />

wi~cej 1'6wne mu eywilizacjq i rozumem politycznyrrn, !


ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCr -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

1419<br />

zagrozie. Z t q rolq kolonizatorow Europy Niamcy przez dlugi<br />

szereg pokolen si~ zrosli, wytworzyli sobie odpowiadajqcq jej<br />

ideologi~ narodowq, opartq na poj~ciu s wej rasy jako Herre-nvolk<br />

i, zgodnie z prawem inercji, t~ rol~ chcieli bez konca kontynuowae,<br />

pomimo ze ewolucja ludow europejskich czynila jq coraz bardziej<br />

anachronizmem. Ekstemninacyjna polityka niemiecka na ziemiach<br />

polskich do Prus nalezqcych, polityka neslychanie kosztowna materialnie<br />

i moralnie, klocqca si~ na kazdJ1m kroku z poj~ciami<br />

w spolczesnymi, dochodzqca cz~sto do karykaturalnej smiesznosci,<br />

byla najlepszq ilustracjq tej pr6by kontynuowania roli, ktorq warunki<br />

czasu czynily coraz bardziej niemozliwq.<br />

To dqzenie Niemcow utrzymania si~ nadal w roli kolonizatorow<br />

Europy bylo glownym zrodlem wojny, ktora stala s i~ tak strasznq<br />

dla nich, i nie tylko dla nich, katastrofq. Jakiz tedy winien byl bye<br />

glo\'l'I1Y eel tej wojny ze strony mocarstw przeciw Niemcom sprzymierzonych<br />

Czego winien byl dokonae pokoj przez t.e mocarstwa<br />

podyktowany Zniszczenia Niemiec.. . Nie - byloby to zniszczenie<br />

cz~sci cywilizacji europejskiej, ktora jest wspolnym dobrem caIej<br />

Europy. Choe Niemcy zcmrzysi~gli byli zagIad~ naszej ojczyznie,<br />

mysmy nie zywili pragnien, azeby one byly zniszczone. Zresztq,<br />

nie jesteSmY dzie6mi, azeby pragnqe rzeczy niemozliwych.<br />

Glowny cel tej wojny, ktory, zdaniem moim, logicznie si~ narzucal,<br />

byl - postawie Niemcy w takim polozeniu, a.ieby im, jako<br />

narodo'wi niemieckiemu na ziemi niemieckiej, zadna krzywda si~<br />

nie dziala, ale zeby niemozliwe byly nadal wszelkie proby z ich<br />

strony kontynuowania roli kolonizatorow Euro'PY, i zeby narod<br />

niemiecki jak najrychle j mogi dojse do zrozumienia, ze ta rola<br />

jest raz na zawsze skonczona. Narodom sq siadujqcyrm z Niemcami,<br />

ktorych post ~p wewn~trzny w zakresie samowiedzy narodowej,<br />

zdolnosci organizacyjnych i kultury materialnej doprowadzil do<br />

tego, ze b~d q c pozbawionymi srodkow, jakie daje vvlasne panstwo,<br />

umialy jednak swoimi sHami spolecznymi powstrzymywae post~py<br />

niemczyzny i nawet odniemczae swe ziemie, pokoj ten powinien<br />

byl zapewnie, na trwalych opartq podstawach, niezawislose polityCZl1q<br />

i tym polozye Imniec wszell


1420<br />

ODZYSKANIE NIEPODLEGLOSCI -<br />

WYBOR TEKSTOW<br />

(kly odbywa si~ tak straszne wstrz'lsnienie, jak ta wojna, i gdy<br />

mysl ludzka, przygotowuj'lca pok6j, kieruje si~ trosk 'l, jakby si~<br />

na przyszlosc od podohnych wstrzqsnien uchronic, niedosc jest przy<br />

zawieraniu pokoju rozstrzygn'lc kwestie, kt6re cal:kiem jill do rozstrzygni~cia<br />

dojrzaly, ale trzeba nieco zabiegac naprz6d i dol'lczyc<br />

do nich kwestie, kt6re juz S'l bliskie dojrzenia, azeby uprzedzic<br />

wywoianie na ich gruncie stanu zapalnego w bliskiej przyszlosci.<br />

Kiedy przyszla koniecznosc przeprowadzenia gl~bokich zmian<br />

w budowie Euro'PY po wQjnie, kt6ra tyle kosztowala, trzeba byio<br />

t~ przebudow~ tak przeprowadzic, zeby to wys,tarczylo na mo:i:li'vvie<br />

dlugi okres czasu - nie zostawiac status quo w takich kwestiach,<br />

ktore S'l w ruchu, ktorych rozw6j w danym kierUinku jest widoczny<br />

i co do kt6rych latwo przewidziec, ze pozostawione nietkni~te, za<br />

kilka lub kilkanascie lat mog'l stac si~ zr6dlem nowej wojny.<br />

Potityka potska i odbudowanie panstwa potskiego, 1925


BOHDAN CYWINSKI<br />

EDUKACJA NIEPOKORNYCH*<br />

U zr6del tego rozwazania tkwi Iegenda. Legenda, kt6ra jak wiele<br />

innych, jej podobnych, wyrosla z fakt6w historycznie stwierdzonych,<br />

oplona si~ wok6l autentycznych postaci i przydawszy ma­<br />

Iowniczosci i wyra,zistosci opisywanym wypadkom pozwolila im<br />

pozostac w pami~ci spolecznej. Wiadomo bowiem, ze nie mozolnie<br />

wykuwane w szkolach daty bitew i nie dywagacje 0 prawach rozwoju<br />

spoleczenstw ksztaltujq W spos6b zasadniczy naSZq osobist:j<br />

wizj~ przeszlosci narodowej. Skuteczniejsza od nich okazywala<br />

si~ zawsze legenda, wysnuwana przez literatur~, piesn, malarstwo,<br />

wspomnienia, kt6re umialy - bqdz epickq barvvlllq narracjq, bqdz<br />

lirycznym zblizeniem - ozywic sprawy pozornie umarle. Tak bywalo<br />

dotqd, wsz~dzie zapewne, a bez wqtpienia w kraju, gdzie historia<br />

oficjalnie uczona musiala miewac biale pIarrny, a literatura<br />

i sztuka staly si~ przede wszystkim Illosicielkami tradycji narodo­<br />

'Nych i byly nimi co najmniej przez sto pi~cdziesiqt lat. Jak jest<br />

dzi


1422<br />

BOHDAN CYWINSKI<br />

UCZq postaw zyciowych, sklaniajq do refleksji - dzieje czlowieka.<br />

I to nie tylko poprzez ten ich fragment, kt6ry zasluzyl sobie na<br />

miejsce w podr~czniku, ale poprzez calose, wyzna'czonq postaciami<br />

os6b, obra'zem srodowisk, Hem wydarzen. Stqd tez i walor tej<br />

"fabularyzaeji" i "personalizacji" historii, jaka dokonuje sie:; w legendzie<br />

przekazywanej przez literatur~ ezy sztu k~ - i stqd jej<br />

1a twiejsza, bardziej spontaniczna, szersza spolecznie i trwalsza<br />

\,,, pami~ci recepcja. Dlatego tez szukajqc pogl~bienia swiadomosci<br />

historyeznej nie przekreslajmy pochopnie wartosci naszych naiwuych<br />

wyobrazen 0 przeszlosci, usilujmy raczej przyjrzee s i~ znanym<br />

naan legendom w spos6b nieco uwazniejszy, a tam, gdzie dysponujemy<br />

jakCjs wiedzq 0 faktach - konfrontujmy osobiste wizje<br />

2 tym, co przyniesc moze dokument historyezny czy zestawienie<br />

scislych i sprawdzonych informaeji. A przy okazji warto moze<br />

odgrzebac tez te:; czy OWq, zapomnianq z biegiem lat i pokolen<br />

legende:;. Niech trwa.<br />

W kre:;gu lektur mlodziezowyeh, przez ktore przechodzilismy<br />

wszyscy, jest ksiqzka poswie:;cona mlodosei pokolenia szczeg6Inie<br />

obfitujCjcego w duchy niepokorne, ksiCjzka niewqtpliwie Iegendotw6reza.<br />

Z niej zatem uczynmy wlasnie punkt wyjscia dla naszych<br />

rozwazan. Nosi ona tytul: Syzyfowe prace.<br />

Z polski'ch ksiqzek 0 szkole i mlodosci jest to na pewno powiese<br />

najbardziej znana. Od wielu dziesiqtk6w lat systematycznie<br />

Jest wlqczana w zestaw obowiqzkowych lektur szkolnych i szczeg610wo<br />

omawiana na Iekcjach. D zi~ ki temu nawet po Iatach nie<br />

bywa zapominana doszcze:;tnie. ZacierajCj sie:; wprawdzie w pamie:;ci<br />

poszczeg6Ine wqtki i sceny, pozostaje jednak zwykIe kilka obraz6w<br />

szczeg6lnie wyrazistych. P ClImiE:t a sie:; choeby ten przejmujqCy mom<br />

ent deklamacji .na lekeji polskiego zakazanej Reduty Ordona,<br />

czy tez to, ze potem gru:pa zapalencow zbiera s ie:; wieczorami na<br />

j akims poddaszu, by czytae zabronione przez wladze gimnazjalne<br />

k siqzki i ie w zwiqzku z tyTill ktos kogos po nocy sledzi i ktos przed<br />

kin:s ucieka.<br />

W swiadomosci mniej wie:;cej czytajqcego og6lu n:a to utrwalie<br />

wiedze:; 0 tym, ze w jakiejs odleglej epoce zabor6w mlodziez byla<br />

poddawana oglupiajqcemu i wynaradawiajqcemu systemowi szkolnemu<br />

i ze w miare:; dojrzewania umyslowego usilowala sie:; tej sytuacji<br />

przeciwstawie. Postacie Syzyfowych prac - powoli dojrzewajqcy<br />

Mar cin Borowicz, zawzie:;ty J e:;drzej Radek, epizodycznie<br />

tylko ukaza'ny nieblagonadioznyj recytator Mickiewicza, Zygier ­<br />

stanowi


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1423<br />

Legenda osnllia si~ wokol zagadnienia zarowno ciekawego socjologicznie,<br />

jak i waznego z punktu widzenia historyka. Analiza<br />

5ystemu politycznego panujqcego w zaborze rosyjski.m w siedemdziesiq<br />

tych i osiemdziesiqtych latach ubieglego stulecia vvskazuje<br />

na to, ie najstaranniej przemyslanym aJparatem podporzqdkowania<br />

S'poleczenstwa wladzy carskiej bylo szkolnictwo. Posluzyl temu<br />

caly szereg reform, odpowiedni - z pllnktu widzenia wladz ­<br />

dobor ludzi z oslawionym kuratorem Apuchtine.m na czele, konsekwentne<br />

wprowadzenie do szkol systemu policyjno-szpiegowskiego,<br />

liczne i inteligentlllie zaplanowane pO S llni~cia rusyfikacyjne.<br />

Cj~zar tej calej akcji spadal na mlodziei, a wi~c na najbardziej<br />

z natury plastycznq cz~sc spoleczenstwa. Spadal na niq<br />

w okresie, gdy starsze pokolenie, zdezintegrowane ideowo i zastraszone<br />

terrorem, w niewielkiej mierze umialo i moglo stworzyc<br />

jej jalqkolwiek przeciwwag~ wychowawczq. Sytllacja wydawala<br />

~ i~ wi~c wyjqtkowo korzystna dla za.mierzen polityki szkolnej<br />

wladz, ktorej polityc:lil1a stabilizacja Kongres6wki umozliwila nieprzerwane<br />

funkcjonowanie w ciqgu - skromnie liczqc - przeszlo<br />

trzydziestll lat.<br />

Niemniej faktem bezspornym jest, ie wlasnie w tej dziedzinie<br />

polityka caratu w Polsce w ostatnim cwiercwieczu dziewi~tnastego<br />

stulecia poniosla porazk~ najistotniejszq, najbardziej widocznq,<br />

a jak si~ zdaje, rOWl11iei najbardziej donioslq w sklltkach. Pokolenie,<br />

ktoremu ze wszystkich dotychczasowych najbardziej grozila de.moralizacja<br />

i wynarodowienie, w ciqgu kiHwnastu la t dalo spoleczenstwu<br />

pierwszq naprawd~ licznq kadr~ inte1igencji, wskrzesilo zamade<br />

ni€lmal zupel-nie iycie spoleczne i polityczne. Po polwiecznej<br />

przerwie one wlasnie postawilo na plaszczyznie mi~dzynarodowej<br />

problem polski, a wewnqtrz spoleczenstwa - po raz pierwszy<br />

w sposob naprawd~ kategoryczny - spraw~ nierownosci socjalnych.<br />

Wreszcie - po odzyskaniu przez Pol sk~ niepodieglosci - ta<br />

sama, s ~dziwa jui generacja zdqiyla stworzyc z trzech prow i·ncji<br />

jedno dwudziestowieczne panstwo i w pierwszych, najtrudniejszych<br />

latach startu stac u jego steru. Naleiy przy tym zauwaiyc, ze ten<br />

niewqtpliwy dorobek tamtego pokolenia nie zrealizowal si~ jako<br />

wynik jakiegos naglego wybuchu aktywizmu wywolanego jedynie<br />

takim ezy inny.m wydarzeniem zewn~trznym, ale by! rezultatem<br />

dlugiego procesu rozwojowego, swiadomego szukania drag, wyp:-acowywania<br />

program6w, ieh realizacji przechodzqce j przez roine<br />

etapy. Etap ze wszystkich najpierwszy rozpoczynal si~ w kompletnej<br />

pomroce - wlasnie w tejze carsrkiej szkole, kt6ra 1ffiiala bye<br />

tak doskonalym instrumentem podporzqdkowywania spoleczenstwa<br />

rezymowi ca rskie.mu.<br />

Cale dzieje tego pokolenia stanowiq pasmo niezwykle ciekawych


1424<br />

BOHDA N<br />

CYWINSKI<br />

wydarzen i proces6w z dziedziny historii i socjologii ideologii<br />

w Polsce, Sq tez prawdziwq kopalniq legend 0 ludziach i sprawach<br />

(a moze raczej 0 Sprawach przez duie S). Ale ten szkolny, sztubacki<br />

i zarazem nad podziw dojrzaly start do spraw zasadniczych<br />

wydaje s i~ szczegolnie interesujqcy: sprowadzanie go do banalnej<br />

reakcji rniodziezowego buntu przeciwko uciskowi byloby przejawern<br />

zadowolenia s i~ spojrzeniem powierzchownyrn i rezygn ac ji<br />

ze zrozurnienia indywidualnego obhcza tego zjawiska.<br />

Zapornniana dzis legenda 0 walce rnlodziezy gilffinazjalnej z rusyfikacjq<br />

i 0 jej tajnym sarnoksztalceniu byla swojego czasu szeroko<br />

znana. Zeromski dal jej ksztalt literacld, ksztalt zresztq (Niebiosa,<br />

przebaczcie rni bluinierstwo wobec Wieszcza!) dose niernrawy.<br />

Syzyfowe prace nie Sq chyba dobrq powiesciq, stanowiq raczej szereg<br />

obrazk6w z iycia szkoly, polqczonych w gruncie rzeczy tylko<br />

powtarzajqcyrni s i~ we w szystkich kolejnych rozdzialach nazwiskarni<br />

g16wnych postaci. Nazwiskami, nie osobami, bo nawet<br />

g16wny bohater - Borowicz - w kaidyrn kolejnym rozdzi ale<br />

wykazuje tak r6zne cechy charakteru, sklonnosci i upodobania, i e<br />

trudno jest uswiadornic go sobie jalw jednq, chocby rozwijajqcq<br />

s i~ i dlatego zmiennq, csobov/ose. Rozbita na luino ze sobq powiqzane<br />

epizody akcja r6wniez nie daje poczucia ciqglosci, stwarza<br />

raczej wrazenie, ze autorowi zaleialo przede w szystkirn na jak<br />

najszerszyrm za1'ysowaniu Ha i pokazaniu mozliwie najwi~k s z e j<br />

ilosci spraw waznych dla zrozumienia sytuacji og61u rnlodziei y<br />

gimnazjalnej.<br />

Ta kompozycyjna dewiacja powiesci, skierowujqca jq ku t1' aktatowi<br />

czy ku publicystyce, rna jednak swe wyjasnienie w genezie<br />

ksiq:hl


E DUKA CJ A<br />

NIEP OKORN YCH<br />

1425<br />

romskiego, ktory wlasnie od zagadnienia gimnazJow carskich<br />

w Polsce zaczynal SWq - jakze p10dnq p6Zniej w spoleczne skutki ­<br />

tworczosc na polu literatury politycznej. A imi~ je-go - Roman<br />

Dmowski. Bardzo liczyl na t ~ k sj qz k~, jak zresztq n a caly t alent<br />

2 e-romskiego. W listach don Die kryl swego entuzjazmu n a temat<br />

zam ierzonej powiesci, za ch ~ c a l, podniecal. Po przeczytaniu gotowej<br />

powiesci Dmowski stwierdzil, ze s i~ zawiodl. "To juz pisarz polski,<br />

ktory ulegl cz ~ sciowo obcemu wplywowi" - mial powiedziec<br />

o Zeromskim. Zniech ~ cila go zapewne slabiutka jeszcze nutOl socjalistyczn<br />

a, dajqca s i~ d zi~ki postaci Radka uslyszee na ostatnich<br />

stronach k siqzki. Wkrotce drogi wielkiego pisarza i wielkiego polityka<br />

rozeszly si~ definitywnie.<br />

Faktem jednak jest, ze Syzyfowe prace w samym zamierzeniu<br />

mialy opowiedziec 0 interesujqcej nas tu sprawie. Z zalozenia<br />

mialy stworzyc historycznq l egend~.<br />

Z czasem legenda wzbogacila s i~ 0 inne zrodla. Literaci z pokolenia<br />

Zeromskiego za jego przykladem s i~gn~li do tematyki<br />

szkolnej - zabraklo im wszakze talentu, a moze wyczucia powagi<br />

zagadil1ienia. Nie wyszli poza ramy . "powiesci dla mlodziezy ­<br />

o m1odziezy " i jako tacy ulegli pr~dkiemu zapomnieniu. Sprawa<br />

powrocila z czasem, gdy generacja dawnych uczniow gimnazjalnych<br />

dobiegla poczqtkow wieku emerytalnego: normalnq kolejq<br />

rzeczy posypaly s i~ wtedy pami~tniki i w spO!lUnienia. Okazalo<br />

s i~ wowczas, jak silne byly przezycia szkolnego terroru i szkolnej<br />

konspiracji - echa jej pojawiajq s i~ we wszystkich chyba tego<br />

typu zr6dlach. Slychae w nich zresztq wyraznq nut~ kombatanckq,<br />

pot~gujqcq si~ w wydawanych tu i owdzie pami~tnikach zjazdow<br />

bylych uczniow tego czy innego gimnazjum, gdzie w spomnienia<br />

z reguly koncentrujq s i~ wokol dzialalnosci tajnych ko1 samoksztalceniowych.<br />

Starsi panowie, reprezentujqcy zazwyczaj najrozniejsze<br />

partie i stronnictwa ideowe i polityczne - epidemia zjazd6w przypada<br />

na burzliwy politycznie koniec lat dwudziestych - odkladajqc<br />

na s tron~ aktualne spory zgodnie przybywali celebrowae<br />

obchody ku czci wlasnego trudnego dziecinstwa. Legenda snula si~<br />

zywiej. Ile w zapisanych z tych okazji relacjach by10 niekr~pujqc e j<br />

s i~ rzeczywistosciq historycZDq chwalby, a ile wartosciowej inform<br />

acji - trudno z gory rozstrzygac. Konfrontujqc jednak liczne<br />

swiadectwa - a bez wi~kszego trudu mozma ich zestawic OkOfO<br />

setki - mozna zdobyc sobie dose chyba realny poglqd na rzeczywistosc<br />

szkolnq i organizacyjnq, z ktorej one wyrosly.<br />

Sprobujmy wi~c od1ozyc na stron~ wszelkie UJpi~kszenia literaclcie<br />

i p Cllmi~tni'kar skie i przyjrzyjmy si~ uwa±niej tej wlaSnie<br />

rzeczywistosci. Sprawa zasluguje na szczegolowszq analiz~ i dla


1426<br />

BOHDAN<br />

CYWrJiJsKI<br />

jej dokonania trzeba postawic kilka pytan dotyczqcych samej<br />

szkoly, w jej koncepcji i w praktycznej realizacji, jak rowniei:<br />

mlodziezy, srodowisk, z ktorych si~ wywodzila i wplywow, ktorym<br />

podlegala. Zapytae nalezy wreszcie 0 sam ruch oporu, 0 rzeczywiste<br />

rozmiary, formy, a zwlaszcza 0 trese samoksztalcenia, podejmowanego<br />

przez gimnazjalistow. Tym ostatnim pytaniem najbardziej<br />

wY'kroczye mozna poza przekaz legendy, ktora koncentrujClc<br />

si~ na fakcie odwaznej konspiracji, mniejszq uwag~ przywiqzuje<br />

do tego, czego mianowicie nauczye s i~ mog-Ii uczestnicy akcji sarnoksztalceniowych<br />

ze swoich zakazanych lektur. Dla wiedzy 0 dziejach<br />

idei i postaw ludz,kich jest to natomiast pytanie najwazniejsze.<br />

Zla slawa aJpuchtinowskiego systemu szkolnego iprzeszkadza<br />

w bezstronnym mysleniu na jego temat, utrudnia chlodnq refleksj ~ .<br />

Sprobujmy jednak ocenie go w oderwaniu od naszego narodowego<br />

punktu widzenia. Jedno nalezy mu przyznae bezspornie - byl<br />

to system doskonale zintegrowany z calosciq ustroju politycznego<br />

Kongresowki. Z pun-ktu widzenia wladz carskich st anowilo to<br />

ogromnq zalet~ - gimnazjum bylo rzeczywiscie dobrze pomyslanym<br />

i sprawnym narz~dziam politycznego opanowywania mlodziezy.<br />

I jesli okaze si~, ze bylo nieskutecznym - to przyczyn tego niepowodzenia<br />

nalezy szukae w samym spoleczenstwie, ale nie w aparacie<br />

szkolnY'm. W tym za'kresie niewiele juz mozna bylo zrobic ponad to,<br />

co wymyslil mqdry i wierny minister oswiaty, graf Tolstoj, a wcielil<br />

w zycie fanatycznie oddany rusyfikacji popieczitieL warszawskawo<br />

uczebnawo okruga, Aleksander Lwowicz Apuchtin.<br />

Calq dzialalnosc rosyjsl


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1427<br />

godzinami obu j~zykow klasycznych, a scislej mowiqc ich gramatykq,<br />

pozbawiony nauk przyrodniczych, z n aukq historii ograniczonq<br />

niemal wylqcznie do historii Rosji, wykladanej zresztq<br />

w sposob skrajnie nacjonalistyczny i caroslawny. Tak byto rzeczywiscie<br />

i tak w mySl zalczen wychowawczych szkoly - bye<br />

muo,ialo.<br />

U\mie j ~ tn osc i<br />

w zakresie filologii klasycznej, z d:nvien dawna<br />

uznane za kryterium wyzszego stcpnia kultu ry, miaty cha rakter<br />

wiedzy h ermetycznej, niekoniecznie do czegokolwiek przydatnej,<br />

ale i politycznie absolutnie bezpiecznej. Nabywanie ich zabieralo<br />

wprawdzie uczniom wiele czasu, a dla w ielu t ajemnice skladni<br />

g reckiej stawaly s i ~ nieprzekraczalnq barierq na drodze do dyplomu,<br />

ale ta okolicznosc z plmktu widzenia systemu przemawiala<br />

raczej n a korzysc filologii: zapobiegala n adproduJ


1428<br />

BOHDAN CYWINSKI<br />

niala pocZllcie odr~bnosci narodowej Polakow, leczqc - niezbyt<br />

sleutecznie zresztq - jednq chorob~, wzmagala innq, kto wie czy<br />

nie gorszq, slowem - byla zrod1em wielu klopotow, zw1aszcza, ze<br />

wsrad ksi~zy tez rzadleo spotykalo si~ ludzi sklon1nych do ugody<br />

w sprawach, Ietore uwazali za zasadnicze.<br />

Tolstojowsko-apuchtinowski program szkolny docenial w pelni<br />

wag~ w1asciwego potrakt.owania formacji humanistycznej uczniow,<br />

realizowanej przez lekcje literatury rosyjskiej i historii. Dwa te<br />

przedmioty stanowily poniekqd jednq calose z uwagi n a zna-czne<br />

ograniczenie historii powszechnej, ktorej n auczanie sprowadzono<br />

do dwoch zaledwie klas. Calq re s zt~ programu wypelniala historia<br />

Rosji, skorelowana z naukq literatury "ojczystej". Historia jest<br />

jednak naukq politycznie 'l1iebezpiecznq, na uzytek gimnazjum<br />

musia1a wi~c zostae troskliwie apracowa'l1a. Nazwisko autora tego<br />

opracowania ostalo s i~ nawet w legendzie - byl nim slynny Howajskij.<br />

Podr~czmiki jego cechuje konsekwentny nacjonalizm, przechodzqcy<br />

w religijne wr~cz uwielbienie geniuszu Rosji i jego wykwitu<br />

w postaci autokratyzmu carow. Wiele miejsca w swych<br />

ksiq2lkach poswi~ca on epoce Katarzyny Wielkiej i jej polityce<br />

. wobec Polski, 'I1ie pomijajqc plastycznyoh apisow krancowego<br />

upadku spo1eczenstwa polskiego w epoce poprzedzajqcej rozbiory.<br />

Musialo upase panstwo rozrywane przez samowol~ szlachty i machinacje<br />

jezuitOw, a wielka caryca dala jedynie zdezintegrowane-mu<br />

narodowi oparcie w silnej i zwartej panstwowosci rosyjskiej<br />

- tak w skr6cie brzmiala teza Howajskiego. Wpajanie jej<br />

uczniom szkol Kongresowki byro moze nieratwe i uznawane czasem<br />

za prowokacj~ , ale stanowi1o prostq i logicznq konsekwencj~ za­<br />

10zen progra'nlOwych, wi~cej - by10 jednym z podstawowych zadan<br />

w ksztaltowaniu swiadomoSci wychowankow.<br />

His tori~ Rosji uzupelniala literatura rosyjska Nauczanie ]e]<br />

koncentrowa1o si~ na literaturze dawnej i od starorusleich bylin<br />

pOCZqWszy poprzez bogaty wiek osiemnasty dociera1o do lat trzydziestych<br />

biezqcego - to jest oczywiscie dziewi~tnas tego stulecia.<br />

I s{usznie - niebezpiecznie by10 bowiem w literaturze rosyjskiej<br />

wychodzie poza Lermontowa: zbyt glosne zaczyna1y si~ w niej<br />

odzyw'ae glosy krytyki wobec wladzy i porzqdkow spol:ecznych,<br />

zbyt wiele aluzji do potrzeb zasadnkzych przemia'll w panstwie.<br />

Totez Turgieniew i jego rowiesnicy nie weszli jill do programow,<br />

czasem a i to z rzadka do st~pni byli jedynie w szkolnych biblioteleach.<br />

Byli jednak czytani - a w lekturze tej by10 cos znamiennego:<br />

w szkole k1adqcej tak wielki nacisk 'lla rusyfikacj~ czytanie<br />

Bielinskiego, Niekrasowa czy Hercena odbywa1o si~ pod 1awkami.<br />

Rzuca to pewne swiatlo na cos, czym pTzyjdzie si~ jeszcze zajqe,<br />

a co nazwae by mozna "drugim dnem" procesOw rusyfi'kacyjnych.


EDUKACJA NIEPOKORNYCH 1429<br />

BroniClc si~ mianowicie przed narZUcanCl sobie przez szkol~ obcq<br />

doktrynCl, uczniowie Polacy szukali formuly protestu nie gdzie indziej,<br />

ale w sa:mej mysli i literaturze rosyj'Skiej.<br />

Zblizeniu uczni6w z kulturq rosyjskq sprzyjae mialy roine inicjatywy<br />

pozalekcyjne szkoly, ktora konsekwentnie stawiala sobie<br />

prograrm totalnego opanowania procesu wyohowawczego, redukujqc<br />

do minImum wplyw dornu i srodowiska na mlodziei. WspomnieliSmy<br />

0 bibliotekach s:zJkolnych z ich funkcjq rusyfikacji milej<br />

i lagodnej, nie od rzeczy b~zie tu wi~c przytoczye d1wa wyjCltki<br />

przepisow zaslugujqcych na u'Wag~ przy rozwazaniu tematu "uczen<br />

i ksiqzka". Pierwszy z nich pochodzi z regulaminu obowiqzujqcego<br />

uczniow zamieszkujqcych na stancji. Stancje, jak wiadomo,<br />

musialy bye przez wladz~ szkolnCl zart:wierdzone, a inSlpekrorzy<br />

szkolni mieli prawo i obowiqzek dokonywae w nich co jakis czas<br />

wizytacji, polqczonych z rewi:zjq uczniowskich kuferk6w. W swit!­<br />

tle tego obyczaju przepis poniiszy nie byl jedyrue poboinym iyczeniem<br />

i trzeba si~ bylo z nim liczye. Oto on:<br />

§ 16. Oprocz podr~cznikow i ksiqzek dozwolonych przez Wloadz~<br />

gimnazjalnq, zadnych ksiqzek r~kopisow uczniowi<br />

miee nie wolno.<br />

A dla uzupelnienia tego prostego i wymownego zalkazu pnytocz:my<br />

jeszeze podobnie zwi~zly okolnik, ktOry ujrzal swiatlo<br />

dzienne w roku 1887:<br />

Wskutek przedstawienia kuratora okr~gu naukowego warszawskiego,<br />

Jego Ekscelencja Naczelnik Kraju, jeneral adjutant<br />

J. W. Hurko poleca zawiadomie wszystkich wlascicieli<br />

i zarzqdzajqcych wszelkiego rodzaju czytelniami, ze na przyszlose<br />

nie wolno jest im wypozyczae ksiqzek uczniom rzqdowych<br />

zakladow naukowych.<br />

Oto dowOd, jak powaznie potraktowane bylo zamierzenie odci~cia<br />

uczni6w od niepozqdanych wplyw6w. Nie, stanowczo kurator<br />

Apuchhn nie bral swej rzqdowej pensji za daf'1l1o. Wydaje si~,<br />

ze wart byl takze wysokich odznaczen i order6w, jakimi obdarzal<br />

go sam car. Ale wart byl i tego medalu, jaki postarala si~<br />

wybie dla niego mlodziez warszawska. Z jednej strony tej pamiqtki<br />

widnieje opatrzony podpisem wizerwnek kuratora, z drugiej<br />

zas napis w j~zyku panstwowyfm.: Wiecznaja anatiema jego<br />

imieni, wiecznyj pozor jego postydnoj diejatielnosti w Carstwie<br />

Polskom. Medal zostal podobno rozeslany do wszystkich wyZszych<br />

zaklad6w naukowych Europy.<br />

Obraz !>zkoly bylby chyba niepelny, gdyby nie wziqe pod uwag~<br />

zorganizowanego systemu szpiego'Wania uczni6w. Zadanie to spo-<br />

<strong>Znak</strong> - 4


1430 BOHDAN CYWINSKI<br />

czywalo na zast~pcy dyrektora - inspektorze gimnazjalnym, specjalnie<br />

angaiowanych pOllTIocnikach wychowawcow i rozhudowanej<br />

w ty1ffi celu ekipie pedlow - woznych gimnazjalnych. Dozor nad<br />

uczniami wykraczal daleko poza mury girnnazjum, obejmowal,<br />

jak si~ rzeklo, stancje i organizowane przez wladze szkolne internaty,<br />

si~gal nawet niedzieli i swi~t , kiedy uczniowie musieli uczestniczye<br />

w szkolnych naboienstwach pod okiem 'prefekta, nie mowiqc<br />

jui 0 galovvkach, czyli swi~tach panstwowych, nadzwyczaj w owe<br />

czasy licznych, w dni ktorych szkola in corpore pojawiala s i~<br />

w cerkwi.<br />

Pdbieiny ten zarys instytucji carskiej szkoly wskazuje chyba<br />

dostatecznie przekonywajqco, ie w koncepcji swej byla ona<br />

powainie pornyslanym aparatem politycznym. Kaida szko1a z natury<br />

swej 'IDa wi~k s zy wplyw na zachowania uczniow, n'ii jakakolwiek<br />

inna ins tytucja na ludzi pozostajqcych w jej kr~gu oddzialywania.<br />

Uczniowie nie Sq ludzmi doroslY'mi, a sankcje, ktorymi<br />

szkola dysponuje, s ~ bardzo konkretne i bolesne. Z wielu<br />

rzeczy mozna zrezygnowae - przez szkol~ wszakze przejse t rzeba.<br />

To szczegolne uzaleznienie uczniow zostalo przez system dobrze wykorzysta,ne:<br />

w trudnymdkresie swej biografii mlodziei zostala<br />

poddana dzialaniu precyzyjnie funkcjonujqcego aparatu deformuj~cego<br />

swiadomose i narzucaj~cego wygodne dla wladz post a.wy<br />

spoleczne i polityczne.<br />

Koncepcja z punktu widzenia wlad'z zaborczych byla . prawidlowa,<br />

wykonanie jak zawsze i wsz~dzie zaleialo od kadry. K :idra<br />

byla rozna. Byli wsrod niej ideowcy - rusyfikatorzy, byli slabo<br />

upolitycznieni pedagodzy, zdarzali si~ lapowkarze i zwykle szuje.<br />

Na ogol do nadgranicznych gubernii Cesarstwa i 'pomi~dzy obce<br />

spoleczenstwo nie jezdzili ci, ktorym szczegolnie wysokie kwalifikacje<br />

dawaly mozliwosci wyboru miejs ca pracy. Kongresow ka<br />

byla raczej miejscelm zeslania niz atra,kcyjnq okazj ~ - stqd poziom<br />

pedagog6wnie byl szczeg61.nie wysoki. Wielu sposrod ,nich nie dIOse<br />

zapewne przejrnowalo s i~ i politycznym aspektem swych funkcji<br />

i ta niedbalose S'prawiala, ie w niekt6rych s ~kolach system apuchtinowski<br />

okazywal s i~ mniej dokuczliwy dla 1Il110dziezy nii gdzie<br />

indziej - po prostu aparat funkcjonowal nie dose dokladnie.<br />

Tyle 0 szkole. Przyjrzyjmy s i~ z kolei mlodzieiy, kt6ra do tej<br />

szkoly ucz~ s zczala. Rodzila si~ Dna w okolicy roku 1863 - i to<br />

sta.nowi wyznacznik pierwszy. Wydaje s i~, ze to pokolenie nie<br />

mialo latwego dziecinstwa. Wiele wiemy 0 latach niespotykanego<br />

przedtem terroru, jaki zapa'l1owal po upadku powstania. Terror<br />

byl ,tak sil-ny, ze spoleczenstwo nie nawykle na og61 do ulegloSci<br />

i bojazni, zastyglo przerazone mnozqcyIni si~ represjami. 0 wielu<br />

rzeczach wolano nie m6wie .nawet w domu, zwlaszcza przy dzie­


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1431<br />

ciach. Unikano manifestacji uczuc patriotycznych, nie chciano<br />

wspominac niedal\'1nych przeciez przezyc. Atrrnosfera ta udzielila<br />

siG nawet ludziom bezposrednio zaangazowanym w tarrnto podziemie.<br />

Pouczajqcego przykladu dostarcza w tym wzglGdzie pamiGtnik<br />

Zygmunta Wasilewskiego. bjciec jego pelnil 'v czasie powstania<br />

jakies funkcje 'narodowe; tym niemniej w latach siedemdzie,siqtych<br />

w da mu nie powracalo siG do tych historii zupelnie,<br />

kwestia niepodleglosci pomijana byla milczeniem, a autor pamiGtnika,<br />

zresztq wychowanek kieleckiego gimnazjum, wspomina,<br />

ze piesn Jeszcze Polska nie zgin~la uslyszal po raz pierwszy na<br />

pomaturalnej wycieczce.<br />

Milczenie nie oznacza zapomnienia. Mozna nie mowic D tych<br />

czy innych wydarzeniach z historii najnowszej, ale mimo to ich<br />

swiadomosc zyje jakos w pamiGci spolecznej, objawiajqc siG czasem<br />

niespodzianie w na wpol urwanych zdaniach, niekontrolowanych<br />

odruchowych reakcjach, lokalnych tradycjach wsi, czy raczej lasu,<br />

w cmentamych swiadectwach minionych wydarzen. ·Pokolenie wyrastajqce<br />

w tej syt uacji malo maze wiedziec, jeszcze mniej rozumie,<br />

ale odczuwa podwoj'IloSC wersji na temat przeszlosci. Sytuacja ta<br />

rodzi - obok pytan - takze i nieufnosc wobec pokolenia rodzicow,<br />

ktore nie pot'rafi czy nie chce na te pytania odpowiedziec<br />

wprost. Konflikt swiadomosci naraiSta.<br />

Byly jednak i inne przyczyny konfliktu, moze nie mniej istotne,<br />

a znacznie mniej zau"vazane przez piszqcych 0 tamtych czasach.<br />

Cezura roku 1864 byla nie tylko granicq dwoch epok w historii<br />

politycznej. Reforma rolna znOSZqca panszczyznG i uwlaszczaj.


1432 BOHDAN CYWINSKI<br />

si~ 0 zyciu, gospodarowaniu i 0 porzqdkach spolecznych. Mozna<br />

bylo trwac uparcie w dawnych poglqdach, ale prowadzilo to do<br />

blizszej i dalszej kl~ski, po kt6irej pozostawala tylko powtarzana<br />

w duchu wobec ludzi nowych czasow maksyma pana Cedzyny<br />

z Doktora Piotra: "ja i tak pan, a tys i tak charm". Tylko ze dzieci<br />

juz w p-rciwdziwosc tego zdania nie wierzyly.<br />

Dzieci byly inne. Zacz~ly obserwowac porzqdki panujqce na<br />

swiecie w kilka·nascie lat po przewrocie i to, co budzilo zgroz~ i l~k<br />

wsrOd ich ojcow, dla nich bylo ju.z zupelnie naturalne. Byly z innej<br />

epoki. Dystans mi~dzy pakoleniami w czasach wielkich przemian<br />

bywa ogromny; cier:piq nad tym rodzice, ale poszkodowane Sq<br />

i dzieci: tak malo mogq nauczyc si~ od pokolenia poprzedniego,<br />

ie przestajq wierzyc w O'gole w rwartoSc jego zyciowych dOSwiadczen.<br />

Talk wlasnie bylo wtedy. Paani~tniki pokolenia mlodych dajq<br />

temu wyraz bardzo cz~to. Dam rod'zinmy bywal bardzo kochany,<br />

ale znajdowal si~ niejako poza fzeczywistoSciq. Rzeczywista ­<br />

i to' w spos6b jatk najbardziej ponury - byla szkola.<br />

Nauka nie byla 1atwa. Program szkolny, choc niezbyt sz.eroki,<br />

byl jedna,k drobiazgowy i podawany bez zadnej troski 0 latwoSc<br />

jego przyswojenia. Ci~za.r nauczania spoczywa1 nie na zaj~ciach<br />

."\ lekcyjnych, ale na ilndywidualnej pracy domowej, a wyma~gania<br />

by1y wysokie nawet w stosunku do najmlodszych. Totez dla wielu<br />

uczniow sprostanie im oz,naczalo prac~ nad sHy. Powszechnie<br />

uzywanq pomOCq byly korepetycje, udzielane mlodszym przez<br />

uczniow starszych klas. Korepetycje te stawaly si~ zresztq podstaWq<br />

budzet6w dla uczniow niezamoznych, a tych byla przeciez<br />

wi~kszosc. Oplaty za szkol~, podr~czniki, a W pfzypadku uczniow<br />

zamiejscowych i za stancj~, byly powaznym wydatkiem nawet<br />

dla mieszkanc6w dworku, nie mowiqc 0 zydowskim miasteczku,<br />

czy tez zgola wsi. Przeci~tny sztubak nie byl wi~c wolny od klopotow<br />

materialnyoh, a probujqc latac otrzymywane z domu zasaby<br />

wynagrodzeniem za korepetycje, podejmowal tym samym dodatkowq<br />

wielogodzinnq i trudnq prac~. Wielu nie wytrzymywalo takieg'o<br />

wysilku. Odsiew byl zmaczny, duza cz~sc uczniow prze.rywala<br />

nauk~ po cz,terech, pi~ciu czy szesciu klasach, w tym ostatnim<br />

wypadku majqc prawo wst~pu do szkoly farmaceutycznej lub do<br />

seminarium duchownego. Szkola weterynarii w Warszawie wymagala<br />

swiadectwa ukonczenia siedmiu klas gimnazju:in, podobnie<br />

jak szkoly oficerskie w Rosji. Ci najupartsi, ktorzy dqzyli do pelnej<br />

matury gi.mnazjalnej, nierzadko na ukOI1czenie oSmiu klas<br />

tracili po dziesi~c i jedenascie lat, przeci~tny wiek arbsolwenta<br />

gilrrmazjum wynosil wi~c co najmniej lat dwadzieScia. ZerO'mski<br />

opuszczajqc gimnazjum kieleckie mial lat dwadziescia dwa, a wsrod<br />

jego kolegow zdarzali si~ jeszcze starsi. Nie tylko wglqd w metryki


EDtJKACJA<br />

NIEPOKORNYCH<br />

1433<br />

maturzystow wskazuje na to, ze do klas najwyzszych ucz~szczali<br />

wlaSciwie ludzie dorosli. W·razenie to pot~guje lektura wspomnien<br />

gimnazjalnych: opisywane reakcje uczniow na rozrnaite wydarzenia<br />

i atrnosfer~ zycia szkolnego wydajCj si~ z naszej perspektywy<br />

dziwnie pozbawione rnlodzienczej werwy. Jest w nich natomiast<br />

cz~sto slad nieufnej, podejrzli'Wej, moze zbyt wczesnej dojrzalooci<br />

:i.yciowej.<br />

Wydaje si~, ze ta szkola trudna, obca i antypatyczna przynosila<br />

ze sobCj ponurCj nauk~ zycia w kraju podbityun. Mlodziez, ktora<br />

przeohodzi przez takie zaklady wychowawcze, dorasta zazwyczaj<br />

wczesnie i "na llowaznie". Szkola, 0 ktorej rn6wimy, uczyla wielu<br />

prawiciel zyciowego zachowania si~: recytowania na zCjdanie teorii<br />

pozostajCjcych w calkowitej sprzecznosci z osobistyrn przekonaniem,<br />

konformistycznej uleglosci wabec wladzy, ogl~dnosci w rnanifestowaniu<br />

wlasnych poglCjdow i uczuc, ostroznooci wobec plagi<br />

donosicieli; slowem - przygotowywala do zycia. .<br />

Reakcje na t~ nauk~ byly rozne: swiadornie lub nieswiadornie<br />

jedni wychowankowie wdrazali si~ do konformizlffiu, inni - do<br />

konspiracji. Postawy uczni6w byly - znow podobnie jak i w spoleczenstwie<br />

ludzi doroslych - rozmaite. Jedni dbajCjc przede<br />

wszystkirn 0 dobrCj opini~, staraIi .gi~ wychodzic naprzeciw zyczeniorn<br />

wladzy, gorliwie manifestowali sWCj blagonadioznost',<br />

inni przeciwstawiali si~ jej ukradkiern, najodwazniejsi posuwali si~<br />

czasem do buntowniczych manifestacji. Niektorzy zachowywali<br />

si~<br />

oboj~tnie.<br />

Trudno wyrnierzyc proporcje roznych postaw: we wspomnieniach<br />

bylych uczniow figurujCj przede wszystkim postacie tych<br />

niepokornych. Nie tylko uczniowie jednak pisywali po latach pami~tniki.<br />

W rocznikach 1913 i 1914 bezcennej kopalni zrodel wspornnieniowych,<br />

jakCj bylo przed pierwszCj wojnCj swiatowCj pismo<br />

"Russkaja Starina", znalezc morna pami~tnik pisany po drugiej<br />

stronie s~kolnej barykady. Autorern jego jest niejaki W. I. Srnorodinow,<br />

jeden z najzd01niejszych ludzi Apuchtina, weteran dzialalnoSci<br />

rusyfikacyjnej w szkolach Kongresowki. Pracowal tu od<br />

poczCjtku swej ka.riery nauczycielskiej w r. 1866 do przejscia na<br />

w roku 1903. Uczyl kolejno w progimnazjurn w Ko­<br />

emerytur~<br />

ninie, gimnazjach w Kaliszu, Piotrkowie i w Radorniu, gdzie od<br />

1883 roku trwal na stanowisku dyrektora girnnazjurn. Lektura jego<br />

wspornnien stanowi swietne uzupelnienie tego, co przekazali potonmoSci<br />

uczniowie jego samego i jego towarzyszy-pedagogow<br />

z innyoh szkol.<br />

Ot6Z opinia Srnorodinowa na ternat postaw IIDlodziezy jest nastE:­<br />

pujCjca: do roku 1880 praca pedagogiczna nie napotykala na wiE:­<br />

ksze trudnoSci, ucmiowie byli wolni od szowinistycznych tenden­


1434 EOHDAN CYWINS!G<br />

cji polsikich i wywrotowych hasel socjalistow. PMniej jednak sytuacja<br />

zacz~la s i~ stopniowo pogarszac, pojawily si~ trudnosci wychowawcze,<br />

mlodziez stala si~ bardziej skryta i nieufna, raz po raz<br />

mozna bylo w jej poglqdach stwierdzic istnienie wplyw6lw rosyjskiej<br />

i polskiej publicystyki 0 nastawieniu antypanstwQwym.<br />

W koncu wystqpily bunty i manifestacje szowinistycme, na ktore<br />

- zdaniem Smorodinowa - wladze po odejsciu Apuchtina nie<br />

potrafily odpowiednio surowo 'zareagowac i to doprowadzilo az<br />

do kompromitujqcych zaburzen szkolnych w 1905 roku. Te ostatnie<br />

obserwowal zresztq autor wspomnien juz z boku, b~dqc na emeryturze.<br />

,Wnioski swe na temat przyczyn wybuchu antyrosyjskiego<br />

szowinizmu w Kongresowce sformulowal wtedy na s t~pujqCo:<br />

Daleko ran'sze obrazowanija w Warszawie partii polskich<br />

ugodowcew suszczestwowali ugodowcy russkije w lice miestnoj<br />

administracji; no sistema ugodliwosti poliakam w siegda<br />

prinosila mienije blagop1·ijatnyje riezultaty, niezeli tWiordaja<br />

russkaja politika i tWiordaja sistema...<br />

Nie podejmujqc dygkusji z tq generalnq tezq Smorodinowa na temat<br />

zasad polityki rosyjskiej w Polsce, powr06my do lat o ~ i e m­<br />

dziesiqtych, w ktorych umieszcza on wystqpienie nowych postaw<br />

ws'rod mlodziezy gimnazjalnej. Nie trudno wyliczyc, ze p03tawy<br />

te zaprezentowalo wlasnie interesujqce nas pokolenie uczniow, nie<br />

pami~tajqcych juz Powstania Styczniowego i jego kl~ s ki. Lata<br />

osiemdziesjqte to zresztq okres budzenia si~ nalS'trojow nowej irredenty<br />

i nowych hasel spolecznych w calym spoleczenstwie. Jak<br />

jednak odlbijalo si~ to w szkole, ja'kimi drogami przenikaly te no'We<br />

prqdy do spolecznosci uczniowskich, gdzie tkwily zrodla zmian<br />

w zachowaniu mlodziezy<br />

Wsz~d z ie zaczyn-alo s i~ tak sarno: na poczqtku byly ksiqzki.<br />

A wlasciwie bylo odwrotnie: na poczqtJku ksiqzek nie bylo. Wspomnienia<br />

tych, ktorzy jak Ludwi,k Krzywicki czy Aleksander DE;bski<br />

konczyli gimnazja przed 1880 rokiem, wskazujq wyraznie na ten<br />

brak. Ksiqzek brakowalo nie tylko mlodziezy. Akcja popularyzacji<br />

dorobku scjentystow zachodnio-europejskich dopiero s i~ byla<br />

zacz~la, wrogowie pozytywistow twierdzili, ze sami redaktorzy<br />

"Przeglqdu Tygodniowego" znajq wymienianych przez siebie mistrzow:<br />

Buckle'a, Taine'a czy Spencera tylko ze slyszenia. Polskie<br />

tlumaczenia pojawily si~ w kaidym razie nieco pozniej. Narazie<br />

byly tylko krotkie artykuly w samym "Przeglqdzie", bo i "Prawda"<br />

Swi~tochowskiego nie :bdqzyla si~ jeszcze narodzic, a oddajqca<br />

pozniej znaczne uslugi seria comiesi~cznych dodatkow ksiqzkowych<br />

do "Przeglqdu Tygodniowego" pojawila si~ dopiero w 1880<br />

roku.<br />

Nie tylko z literaturq pozytywistycznq bylo niedobrze. Brakowalo


ED C K ACJA NLEPOKORNYCH 1435<br />

taJq;e i literatury pi~knej, zwlaszcza tej zakazanej. Wielcy romantycy<br />

poja'wiali si~ tu i 6wdzie w odrpisach, pierwodruki paryskic<br />

nalezaly juz do bialych kruk6w, a egzemplarzy wydanych w Galicji,<br />

czy w lipskiej oficynie Brockhausa, bylo jeszcze bardzo malo.<br />

Funkcj~ podstawowej zakazanej lektury patriotycznej pelnily<br />

Spiewy historyczne Niemcewicza, nie odznaczajqce si~ p,rzeciez<br />

szczeg61nq gl~biq analizy historycznej.<br />

Por6wnujqc mlodziez tych rocznik6w z tymi, kt6rzy wysiadywali<br />

te same la'Wy osiem czy dzies i~c lat p6zniej, zauwaza si~ od<br />

razu ospalosc intelektualnq i brak powazniejszych wi~zi grupowych<br />

wsrad tych starszych. Mozna to uznac jedynie za zbieg okolicznosci<br />

lub odbicie atmosfery og6lnej, niewqtpliwie przed rokiem<br />

1880 mniej przychylnej dla rozwoju jakichkolwiek stowarzyszen<br />

nielegalnych, ale mozna powiqzac tez fakty nieistnienia ksiqzek<br />

i os palosci mlodziezy w ciqg przyczynowo-skutkowy. K siqzka nie<br />

tyl'ko miala rozbudzic zainteresowania pozna'Wcze tam, gdzie tej<br />

roli nie magI spelnic z lypodr~cznik i pelen nonsens6w program<br />

stkolny. Miala ona takZe do s.pelnienia funkcj~ spolecznq jako<br />

materialne ucielesnienie ja1kiejs mysli, idei, jako przedmiot, ktory<br />

mo,zna bylo przekazac koledze, przedmiat, wok61 ktarego mogio<br />

:wgni kowac s i~ grono zai'nteresowanych czytelnikow.<br />

I ta k bylo: na poczqtku vvszystkich wspolnych inicjatyw uczniowskich<br />

znajdowaly si~ wspalne k siqzki. K siqzki, ktorych posiadac,<br />

czytac i rozpowszechniac nie bylo wolno. Ta nielegalnosc lektur<br />

miala dwa niejako stopnie. Piel'wszy wynikal z cytowanych uprzednjo<br />

przepisow i okolni.kow, byl wyrazem niech~ci wladz gimnazjalnych<br />

do samodzielnego, pozaszkolnego poszukiwania wiedzy.<br />

Odnosil s i~ jednak do k siqzek, ktare w zasadzie mialy prawo obywatelstwa<br />

w Kongresowce, totez czytanie tego ·rodzaju publikacji<br />

bylo wystC!pieniem przeciwko zaleceniom i regulaminom szkolnym,<br />

ale nie bylo prze s t ~pst,weun wobec prawa. Gorzej bylo z ksiqzkami,<br />

nie opatrzonymi w ogole sakramental.nq formulC!: Dozwoleno cenzuraju.<br />

To juz byla sprawa powazniejsza, stawiajqca posiadacza<br />

i czytelnika w ,konflikcie z kodeksem karnym i czyniC!ca zen przest<br />

~pc~ politycznego. A do . tej kategorii ksiqzek nalezaly przeciez<br />

rzeczy najciekawsze i n ajbardziej rozchwytywane, zarowno literatura<br />

i historia Po19ki, wydawana na emigracji lub w Galicji<br />

i z reguly nie majqca w Kongresowce debitu, jak i - szukajqc od<br />

przeciwnego konca - rosyjskie i polskie broszury socjalistyczne.<br />

Istnienie wi~c tajnej brblioltecZiki bylo prze s t~p s twem i automatycznie<br />

obciqzalo wszystkich wtajemniczonych. Tam w i ~c, gdzie pojawily<br />

si~ wsp6lne ksiqi.ki, musialy si~, chqc nie chcqc, uformowac<br />

konSipiracja i zalqzek organizacji uczniowskiej.<br />

Pl'awidlowosc t~ moze zresztq zaobserwowac zaciekly szperacz


1436 BOHDAN CYWINSKI<br />

na wielu przykladach. Wi~kszosc kolek uczniowslkich powstala<br />

pod kO'niec lat osiemdziesiqtych. Do nielicznych, ktore narodzily<br />

siE: wczesniej, bo juz w roku 1882, nalezalo kotko w gimnazjum<br />

kresowym w Minsku Litew.skim. DziwiC moze ten wyjqtkowy<br />

aktywimn w srodowisku, gdzie mlodziez polska na lawach szkolnych<br />

wymieszana byla z Rosjana'lUi i Zydami znacznie bardziej niz<br />

na .iIlmych terenach, jak zaswiadcza jeden z tamtejszych wychowankow.<br />

Zagadk~ wyjaSnia historia pojawienia siE: ksiqzek polskich<br />

wsroo mlodziezy minskiej. Wiosnq tegoz 1882 raku licme<br />

arentowania i rewizje dotknE:ly Kolo Studentow Polakow Szkoly<br />

Rolniczej w Pulawach, wsrod ktoryoh nieco wczesniej zasial ferment<br />

socjalistyczny przelO'tnie tam studiujqcy Ludwik Warynski.<br />

Represje wobec pulawian wyglqdalY powaznie, Apuchtin spodziewal<br />

siE: odkryc tam powa>zniejszq organizacj~ i nieco zastraswni<br />

studenci postanowili pozbyc si~ posiadanej bibliO'teczki. Drogq<br />

prywavnych kanta:ktow kilkadziesiqt ksiqzek i broszur pow~rowalo<br />

dO' rqk maturzyst6w polskich w Minsku i tam, jak i wsz~zie,<br />

stalo siE: magnesem przyciqgajq>cym co zYWSZq i inteligentniejszq<br />

mladziez. W przedqgu paru ,miesiE:cy uformO'wala siE: k61ko samoksztalceniowe.<br />

Pad Ikoniec lat osiemdziesiqtych podobne kolka istnialy juz prawie<br />

wszE:dzie. Co jednak oznacza to "wsz~zie" Gimnazjow w zaborze<br />

rosyjskim nie bylo wiele. Warszawa miala ich szesc, w tym<br />

jedno przeznaczone dla Rasja'll i jedno dla .Niemcow, prowincjonalne<br />

miasta Kongresowki - trzynascie, mlodziez polska stanowila<br />

wiE:kszosc uczni6w takze w Wilnie, Grodnie, Kownie i wspomnianym<br />

przed chwilq Minsku, znaczne grupy uczniow Polalkow<br />

wyst~powaly takze w Ryd'ze, Mitawie i KijO'wie. W ilu z tych dwudziestu<br />

czterech szkol, grupujqcych mlodziez polskq, tr>wala . juz<br />

wtedy tajna akcja samoksztalceniowa Trudno dac odpowiedz kategorycznq.<br />

Latwo Idost~pne :hodla wspomnieniowe >pozwalajq<br />

stwierdzic istnienie w 1890 raku kolek przynajmniej w piE:tnastu<br />

sposrod nrch, dluzsze poszukiwa'llia archiwalne przynioslyby moze<br />

jakies informacje i 0 uczniach pozostalych gimnazjow. W przeddzien<br />

wybuchu strajku szkolnego akcjq samoksztakeniowq objE:te<br />

jui: byly nie tylko wszystkie gimnazja, ale i szkoly typu zawodowego,<br />

istniejqce w mniejszych miastach powiatowych progimnazja,<br />

a takze pensje zenskie. Ale to jui: byly czasy inne,<br />

w szkolach zasiadalo nast~pne juz niemal pokolenie, a akcja pro~<br />

wadrona byla "odgornie" przez tych, ktorzy ikiedys sami po omacku<br />

probowali ~nalezc dla siebie zrodla wiedzy i ideologii.<br />

KOfka uczniowskie powstale przed 1890 rokiem nie byly na agol<br />

wynikiem zad'llej inspiracji z zewnqtrz. Formowaly siE: samorzutnie,<br />

pracowaly bez planu, a raczej z pla'llami zmieniajqcymi


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1437<br />

si~ co dwa tygodnie, siowell - mialy wszystkie cechy sztubackiej<br />

. improwizacji. Wok6l zakonspirowanej biblioteczki gromadzily si~<br />

gI'UPy &przysi~zonych, czytano i dyskutowano posiadane ksiqzki,<br />

zbierano z trudem zdobyte kopiejki na zakup il1owych, wyglaszano<br />

referaty, a nawet "wydawano" wlasne, r~cznie przepisywane piseroka.<br />

PaiIni~ przynoszq mnostwo, zwiqzanych z dzialalno-:<br />

sciq k6lek, autentycznych zapewne anegdot, wartych moze wykorzystania<br />

w wqllkach powiesciowych.<br />

Ksiq:ilki pochodzily z romych zr6del, w znacznej mierze z bibliotek<br />

co swiatlejszych rodzic6w, przechowywane byly takze najcZ~Sciej<br />

u tych uc:zmiow, ktorzy mies2Jkali Iprzy rodzicach, co ulatwialo<br />

organizowanie spotkan i stwarzalo bezpieczniejsze warunki<br />

dla przechowywanego ksi~gozbioru. Zdarzaly s i~ jednak i sytuacje<br />

nietY'powe.<br />

Doskonale zaopatrzona i zorganizowana biblioteka k61'ka kaliskiego<br />

dysponowala dwoma lokalami. Jeden z nich miescil si~<br />

w kancelarii parafialnej 2Jboru ewangelickiego, drugi... w gubernialnym<br />

wi~zieniu . Oczywiscie oba te lokale byly zdobyte dziE:ki<br />

nieSwiadomym nkzego tatusiom, z kt6rych jeden byl pastorem,<br />

a drugi - oczywiScie Rosjanin - naczelnikiem miejscowego kryminalu.<br />

Solidarnosc uczniow Rosjan z wi~kszosciq pols,kq musiala<br />

bye 'W tyro kaliskim zespole rzeczywiscie nadzwyczajna, bowiem<br />

tajna biblioteczka dysponowala kompletem brockhausowskich wydan<br />

polskich wies zczOw, wykradzionym przez synk6w wprost<br />

z k!Si~gozbioru wicegubernatora kaliskiego, Rybnikowa, zapalonego<br />

slawisty-amatora.<br />

Ksiqzek bylo coraz wi~cej. Biblioteki silniejszych k6lek, jak plockie,<br />

radamskie, kieleckie w kr6tkim czasie dorobily si~ 'po kilkaset<br />

tornow. Otaczajqce bibliotek~ kr~gi uczniowskie rosly, Ik6lka wywodzqce<br />

si~ z malych, nieformalnych grupek przyjaci61 r02Jmnazaly<br />

s i~ przez pqczkowanie, rozbijaly si~ wedlug klas i zainteresowan,<br />

tworzyly s i~ szkolne centralizacje, przydzielano funkcje organizacyjne<br />

i nadzorcze. Najbardziej rozbudowane k6lko radoonskie,<br />

obejmujqce wybranych uczniow z klas IV-VIII, mialo trzy szc,zeble<br />

wtajemniczenia, dysponowalo kasq wzajemnej pomocy, pot~:lJnq<br />

bibliotekq, w ktorej wydzielone byly lektury obowiqzkowe dla ,kazdego<br />

szczebla, wydawalo w paru egzemplarzach wlasne pisemko<br />

i organizowalo corOC2Jne zebrania sprawozdawczo-wyborcze po uroczystosci<br />

oficjalnego zakonczenia roku szkolnego. Organizacja ta<br />

funkcjonowaia nielegalnie i bez zadnej wsypy przez dwadziescia<br />

pi~c lat w kraju, w ktorym wedlug zgodnych swiadectw pami~tnikarzy<br />

i historykow panowal ostry system ,policyjny, Cytadela<br />

byla pelna uwi~zionych, a zeslania na Sybir byly na porzqdku<br />

dziennytm.


1438<br />

BOHDAN CYWINSKI<br />

Wsyp w dzialalnosci k61ek W og6le bylo malo, pamiE:tnikarze<br />

prze:kazujq wiadomoSci 0 wykryciu trzech tajnych bibliotek uczniowskich<br />

w gimnazjach ploe-kim, marjampolskim na Litwie<br />

i w siedlec,ki:m. Wszystkie trzy zakonczyly siE: wyrzuceniem kilku<br />

IUlb kilkunastu uczrniow z gimnazjum z wilczym biletem - i ws-zyst­<br />

Ide trzy okazaly "'siE: skuteczne tylko na przeciqg kilku miesiE:cy.<br />

Z nowym rokie:m szkolnym pracE: podeymDwano na nowo, wyrzuconych<br />

kolegow zastE:powali mlodsi.<br />

Wladze szkolne byly bezradne. Na ogol zresztq nie orientowaly<br />

siE: zupelnie w sytuacji. Cytowany Smorodinow byl .przeciez dyrektorem<br />

gimnazjum radomskiego w okresie funkcjonowania opisywanego<br />

tutaj k6lka uczniowskiego. PamiE:tniki jego wykazujq<br />

calkowitq nieswiadomosc rzeczywistego stanu rzeczy - i nie po­<br />

ChDdzi to stqd, ze zasluzony pedagog staral siE: tuszowac swe wychowawcze<br />

niepowodzenia i wolal nie wspominac 0 istniejqcych<br />

spiskach. Owszem, opisuje on szereg epizodow z iycia szkolnego,<br />

swiadczqcych 0 dzialalnosci k61ka, nie potrafi jednak dostrzec powiqzan<br />

miE:dzy luzmymi s;postrzezonymi faktami. Czasem zdarzalo<br />

siE:, ze uczniowska konspiracja opierala siE: 0 ktoregos z nauczycieli<br />

Polakow lub nawet radykalnie nastawionych Rosja'11, byly to<br />

Jednak wypadki rzadkie. Chlubnie siE: pod ty,m wzglE:dem zapisal<br />

Tomasz Siemiradzki, nauczyciel matematyki, p6Zniejszy czlonek<br />

Ligi Narodowej i dzialacz Polonii Amerykanskiej, ktorego za niewlasciwe<br />

z punktu widzenia wladz "kolezenskie" konrtakty z uczniami<br />

przenoszono z Siedlec do Kielc, z Kielc do Lomzy, z Lomzy<br />

do Odessy, a z Odessy juz wprost do Cytadeli i petersburskiego<br />

slynnego wiE:zienia w Krestach. Podobnie wykrycie siedleckiej tajnej<br />

biblioteki nie skonczylo siE: procesem politycznym organizacji<br />

uczniowskiej tylko dZiE:ki prefektowi, ,ksiE:dzu Szysz'ko,wskiemu,<br />

ktory uprzedzil zagrozonych 0 zaplanowanym przez radE: pedagogicznq<br />

sledztwie, co pozwolilo uczniom przygotowac siE: i wzajemnie<br />

uzgodnic zeznania. NajczE:sciej jednak mlodziez byla zupelnie<br />

sama, 'a cala jej dzialalnosc samoksztalceniowa nie byla<br />

znana nikomu sposrod nauczycieli, a nawet i rodzicom, ktOTZY<br />

w obawie 0 los dzieci mogliby utrudniac akcjE:.<br />

Podstawowq czynnosciq czlonkow k6lek uczniowskich byly r02­<br />

maite formy samoksztalcenia, sporadycznie jednak zdarzaly siE:<br />

i inne inicjatywy: bojkot szczegolnie znienawidzonych profesorow,<br />

antyrosyjs'lde manifestacje w momentach uroczystych obchodDw<br />

swiqt panstwowych, s\viE:',owanie narodowych rocznic i inne<br />

podobne wystClpienia.<br />

Kolka, jak siE: rzeklo, powstawaly spo'11tanicznie i niezaleznie<br />

od siebie, ale z czasem dowiadywaly siE: wzajemnie 0 swo~m istnieniu.<br />

CZE:stakroc s'potykane awczesnie 'przenoszenie siE: uczniow


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1439<br />

z jednego gimnazjum do drugiego sprzyja10 kontaktom. Sytuacja<br />

wsp6lnej walki z sy'S1:emem szkolnym sprzyja1a poczudu solidarnosci<br />

mi~dzy uczniami wszystkioh gimnazj6w. Solidarnose ta niezawsze<br />

zresztq wyraza1a si~ jedynie w wystqpieniach natury politycznej.<br />

Dyrektor Smorodinow opowiada w swych wspomnieniach<br />

barwnq histori~ wykradzenia temat6w maturalnych, jaka<br />

m~ala miejsce w roku 1890. Rzecz znamienna, ze maturzysci z tego<br />

rocznika na 0.1561 nie w~pominajq 0 tym, choe sprawa byla glosna<br />

i swymi konsekwencjami obj~la wszystkie gimnazja warszawskiego<br />

okr~gu szkolnego. Bye moze piszqcy pa:mi~tniki mmali to wspomnienie<br />

za nie dose chlubne lub zbyt malo pedagogiczne...<br />

Prace pisemne z j~zyka rosyjskiego byly podstawq egzamin6w<br />

maturalnych i ich najtrudniejszym etapem. Tematy ich ustalane<br />

byly w Petersburgu i poprzez kaJncelari~ Aipuchtina w~drowaly<br />

w za lpiecz~towanych kopertach do biurek dyrektor6w gi'mnazj6w.<br />

W 1890 roku maturzysci l~kajqc s i~ trudnosci z nieznanym tematem<br />

postanowili wczesniej zapoznae s i~ z jego sformulowaniem.<br />

Decyzja za:padla w gronie radomiak6w i piotrkowian. Nalezalo<br />

dostae s i~ do upragnionej koperty, wydostae kartk~ z tematem,<br />

odpisae go, poczem w10zye kartk~ do identycznej koperty z ministerialnym<br />

nadrukiem i zapiecz~to 'wae jq s,pecjalnie podrobionq<br />

piecz~ciq. Odwaznych do udzialu w akcji nie brakowalo, sprawa<br />

wyrriagala jednak pomocy fachowych specjalist6w - wlamywacza<br />

i falszerza, kt6rych nalezalo op1acie. Temat mial bye niezw10cznie<br />

rozwieziony do wszystkich gimnazj6w Kongres6wki, kt6re z kolei<br />

miaIy wyplacie pos1om przypadajqcy na nie udzia1 w kosztach<br />

im:prezy. Koszty te musia1y si~gnqe zawrotnej sll!my - oko1o czterech<br />

tysi~cy rubli. Gl6vmy organizator akcji i uczestnik skoku<br />

na mieszkanie dyrektora nie wymagal dla siebie nic poza... przygO'towaniem<br />

dian tekstu owego maturalnego wypracowania przez<br />

prymusa radomskiej 6smej klasy.<br />

Poczyniono wszelkie potrzebne przygotowania, doprowadzono<br />

do zorganizowania wielkiego przyj~cia w Piotrkowie, podczas kt6­<br />

rego spojono dyrektora miejscowego gimnazjum, dokonano udanego<br />

najscia na jego gabinet, zdobyto upragnione tematy i spowrotem<br />

za'Piecz~towano kopert~. Goncy wyruszyli z tematami po<br />

kraju. Radomski prymus zasiadl do pisania olsniewajqcego tekstu<br />

wypracowania. Wszystko wskazywa10 na to, ze cala wspaniale<br />

zakrojona aokcja porwiedzie s i~ do konca, ale niestety w Lublinie,<br />

gdzie dyrektor gimnazjum, slyn'l1Y rusyfikator Siengalewicz, rozwinq1<br />

szczeg61'l1ie sprawny apa'rat donosicielski, ktos pod'patrzyl<br />

zbi6rk~ pieni~d z y, ktos inny przestraszyl si~ i wygadal wszystko.<br />

,V przeddzien terminu rozpocz~cia matur rozbieg1y s i~ depesze po<br />

ca1ej Kongres6wce: temat zostal ~mieniony, a kilkunastu najbar­


1440<br />

BOHDAN CYWINSKI<br />

dziej zaangazowanych spiskowcow wyrzucono ze szk6t przed samym<br />

ich ukonczeniem. Nie zasiadl tez do egzaminu dojrzaloSci<br />

ow radomski prymus, pOzniejszy wybitny teoretyk socjalizmu<br />

i dzialacz PP,S-u, Kazimierz Kelles-Krauz. Matur~ zrobil dopiero<br />

w rok pozniej jako ekstern w Kielcach, gdzie przez kilka miesi~y<br />

swego pobytu znakomicie ozywil tamtejsze kolka uczniowskie<br />

i nadal mu zbhzany dO' kr~gow sacjahstycznych charakter ideolagiczny.<br />

Histaryjka ta niew~tpliwie moglaby posluzyc za material do powlescl<br />

sensacyjna-historyczno-Qbyczajawej, ale paza tym jest<br />

swietnym przykladem, jak daleka byly posuni~te kontakty organizacyjne<br />

mi~dzy kolkami uczniawskimi roznych miast.<br />

Pocz~wszy od tegoi 1890 roku kOintakty te uzyskaly bardziej<br />

zorgamizawan~ farm~ . Wychawankawie kolek uczniawskich znalazlszy<br />

si~ na uniwersytecie w Warszawie tworzyli swe terytorialne<br />

Kolka studentow kielczan, plocczan, radomiakow, siedlczan iUd.<br />

Drogq indywidualnych i naturalnych kontaktow wywierali oczywilkie<br />

wplyw na swych 1Jlast~pcow w k61kach szkolnych, z kt6rych<br />

si~ wywodzili: zdobywali dla nich ksiqzki, przekazywali rady<br />

i wskazania datyczqce programu lektur, przenasili na grunt prawincjanalny<br />

spotkane w srodawisku warszawskim pr~dy umyslowe<br />

i tendencje ideologiczne. Niepostrzezenie nad gimnazjalnymi<br />

k6tkami w calyun kraju wyrosl patronat studencki, aktywizujqcy<br />

dzialalnosc mlodszych kaleg6w. W roku 1890 patranat ten<br />

przybral Scislejsze fanny orgamizacyjne i nazwal si~ Centralizacjq.<br />

Na jega czele stanql jako pierwszy Stanislaw Grabski, padowczas<br />

student pierwszego roku przyrody i dzialacz sacjalistycznego Zwi~zku<br />

Robotniczego. Z czasem Centralizacja wyrasla w pat~znq sil~<br />

kierujqcq samoksztalceniem mlodziezy szkolnej i prze 'kazu~qcq jej<br />

akreSlone tendencje ideawe i palityczne. 0 wplywy w Centralizacji<br />

ze zmiennym szcz~sciem walczyli socjalisci i naradowcy, stopniawo<br />

upolityczniajqc coraz bardziej prac~ w kolkach uczniowskich.<br />

Jednoczesnie jednak Centralizacja ulatwila razwoj akcji<br />

samdksztakeniowej, stwarzyla plaszczyzn~ kontaktow i porozumienia,<br />

ktore wydaly swoj dojrzaJy awoc w postaci pawszechnie padj~tego<br />

strajku szkolnega w r·aku 1905. Pokalenie pionierow ruchu<br />

kol'kawega potrafilo utorowac drag~ swym nast~pcam i poprawadzic<br />

ich do dalszega etapu walki z systemem szkolnym i systemem<br />

panstwowyun. Wbrew zamierzeniom wladz szkalnych, dq-<br />

Zqcyun do uczynienia ze szkoly instrwnentu dezintegracji ideowej<br />

spaleczenstwa polskiego, salidna, dobrze upawszechniona i zorganizowana<br />

dzialalnosc kolkawa pozwolila wykarzystac te same<br />

sZJkoly jaka !l1arz~dzie tworzenia nowych i silnych struktur spolecz.na-ideowych.<br />

Nie spos6b nie zauwazyc, jak bardza patrze.bnym


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1441<br />

dla pozniejszego odrodzenia panstwa polskiego eta(pem przygotowawczym<br />

stala si~ ta restrukturalizacja ideologiczna spoleczenstwa,<br />

zapoczqtkowana przez nie:wielkie i ja,ki:e bardzo sztubackie<br />

inicjatywy samo'ksztalcenia na zlose wladzy szkolnej.<br />

Najplastyczniejsze uwypu:klenie funkcji socjologicMlych akcji<br />

samoksmalcenia i jej rezultatow nie wyczerpuje jednak caloSci zagadnienia,<br />

jakie postawila przed nami legenda 0 syzyfowych pracach.<br />

Tajna biblioteczka byla nie tylko jqdrem aktywnej komorki<br />

organizacyjnej i nie tylko jako ta!ka zasluguje na uwag~. Ukryte<br />

w niej ksiqzki reprezentowaly przeciei: okreslone tresci, przynosHy<br />

czytelnikam okreSlonq wiedz~ z roznych dziedzin nauki i propagowaly<br />

nie mniej akreSlone idee spoleczne i polityczne. Czytane<br />

powszechnie i z przej~ciem wynikajqcym z konspiracyjnego charakteru<br />

lektury oddzialywaly w spos6b istotny na mentalnoSc pokolenia,<br />

ktore si~ na nich wychowywalo. Chcqc wi~c dotrzee do sedna<br />

zagadnienia formacji samoksztalceniowej kole!k ucz;niowskich<br />

musimy poprobowae analizy tresci tego, co w owych biblioteczkach<br />

przechowywano.<br />

Zagadnienie wydaje s i~ nielatwe. Ksi~gozbiory gromadzily s·i~<br />

'przeciez przypadkowo, czy moiJna wi~c odtworzye po osiemdziesi~ciu<br />

latach ich zawartosc Niewqtpliwie zadanie tonie jest<br />

w pehli wykoname, jednak przejrzerue pod tym kqtem kilkudziesi~iu<br />

pami~tnikow bylych uczestnikow uczniowskich kolek po­<br />

'zwala ustalie wcale pokainq list~ ich ·konspiracyjnych lektur. Jest<br />

OIl1a tym ciekawsza, ze obejmuje pozycje nie tylko przed laty przeczytane,<br />

ale i zapami~tane, moZemy wi~c sqdzie, ze te wlaSnie<br />

'ks iqZki wywieraly najs ilniejoSzy wplyw na formacj~ pokolenia.<br />

Nazwiska autorow i tytuly powtarzajq si~ zresztq we wspomnieniach<br />

z roznych gilmnazjow, co pozwala przypus zczae, ze ten zasadniczy<br />

zrqb ksi~gozbioru z niewielkimi tylko zmianami wyst~powal<br />

w wielu bibliotekach.<br />

Zgodnie z prawami rozwoju zainteresowan intelektualnych<br />

wieku mlodzienczego, a bardziej jeszcze z duchem epoki, zaczynalo<br />

si~ od zagadnien S:wiatopoglqdowych i filozoficznych. Tu lektury<br />

byly podobne do tych, ktorymi zaczytywali s i~ 0 dwadzieScia<br />

1at starlsi lpozytywisci. Tyle, ze przez te dwadzieScia lat - to znaczy<br />

w okresie 1870-1890 - wiele z tych podstawowych tekstow pojawilo<br />

si~ juz po polsku, ilnne zas upowszechnily si~ w wydaniach<br />

rosyjskich. Dzi~ki temu "Przeglqd Tygodniowy" i pojawiajqca si~<br />

od roku 1880 "Prawda" przestaly bye juz jedynymi irodlami nowej<br />

wiedzy. Byly wprawdzie w dalszym ciqgu najpopularniejszymi<br />

jej 'prolegomenami, ale zainteresowani zawa,rtq w nich publicystykq<br />

k61kowicze szybciej ni'i: ich poprzednicy docierali do literatury<br />

oryginalnej. Pierwsze wtajemniczenie abejmowalo teori~


1442<br />

BOHDAN<br />

CYWIN SKI<br />

Darwina, ktorq mozna by1,0 poznac z kilku przetlurnaczonych jut<br />

jego prac, naj1atwiej zas z najbarrdziej popularnej Pod'rozy naturalisty.<br />

Darwinowska teoria ewolucji wywo1ywa1a z regu.ly<br />

~zok. Byla czyrns tak niespodziewarnym i odleglyrn od dotychczasowego<br />

swiatopoglqdu, tradycyjnie przekazywanego przez 1'0­<br />

dzinny dorn i katechet~, ze wY'rnagala od kazdego zywszego umyslu<br />

dalszych studiow. Najpierw trzeba by10 ustahc s praw~ pochodzenia<br />

swiata i natury jego istnienia. Sluzyly ternu hczne ksiqzki przyrodniczo-swiatopoglqdowe,<br />

reprezentujqce rozne odrniany scjentyzmu<br />

i rnaterializrnu przyrodniczego. Wspomnienia wymieniajq tu najcz~sciej<br />

Sil


EDUKACJA NIEPOKORNYCH<br />

1443<br />

zespolow zywyeh jednostek, tzw. w zoologii "kolonii". Opuszezalem<br />

duzo wykladow. Na botanikt; prawie weale nie ehodzi~<br />

lem. Natomiast przesiadywalem po 5 do 6 godzin nad mikro~<br />

skopem. Cht;tnie tez poszedlem na urzqdzone przez studentow<br />

wyzszyeh kursow zebranie "kola przyrodnikow", na ktorym<br />

sit; mieli studenei pierws.zego roku zaznajomic ze starszymi<br />

kolegami. Zaezt;lo sit; one od odezytu 0 pajqkaeh. Ale wkrotee<br />

dyskusja skierowala sit; ku zagadnieniom spoleeznym, przede<br />

wszystkim ku pytaniu, na ezym polega istota narodlL i ezy<br />

moze jego jednosc sit; ostac wobee rozbieznosci interesow klasowyeh...<br />

Swiadectwo Grabskiego nie jest blahe, dotyczy prawidlowosci<br />

rozwoju zainteresowan intelektualnych calego pokolenia adeptow<br />

wiedzy pozytywnej, jesli nie dziej6w scjentyz"IDu przyroclniczego<br />

w calej historii nauki.<br />

Podobnie bylo w szkol'nych k6lkach samoksztalceniowych: po<br />

p,rzyrodnikach i w oparciu 0 ich tezy post~powali socjologowie<br />

i historycy. Poprzednie pokolenie zaczynalo t~ edUJkacj~ od pism<br />

Taine'a i Comte'a, w latach osiamdziesiqtych natomiast lektufq<br />

podstawowq byta Historia eywiLizaeji w Anglii Buokle'a, w kt6rej<br />

·szerokie uog61nienia historyc:we dqzyly do sformulowania obiektywnych<br />

praw dziejowych. Buckle'a uzupelnial i kontynuO\val<br />

wspominany przez Grabskiego i przez wielu innych Spencer, :.do<br />

wszystkich zjawisk spolecznych stosujqcy teori~ ewolucji. Jego<br />

Soejologia dawala wreszcie calosciowy obraz wiedzy 0 spoleczen'­<br />

stwie, tlumaczyla nast~pstwo epok, pokazywala mechanizmy zycia<br />

spolecznego. Rodzila takze i nowe pytania skierowujqce uwag~<br />

ku poczqtkom zycia spolecznego i kulturalnego. A jako ze w swiecie<br />

nauki takze istnieje moda na te czy inne zagadnienia, pojawily<br />

si~ wkr6tce licme 'prace z zakresu etnografii i antropologii. Rezultat<br />

rbyl taki, ze mlodzi uczniowie z Radomia czy Siedlec trawHi<br />

przed osiemdziesi~ciu laty noce nad opasl)'lmi tomami rosyjskich<br />

wydan Antropologii Tylora, czy dziel Lubbocka lub Siebera 0 kul.­<br />

turach lud6w pierwotnych.<br />

Trudniej,sza od antropologii i etnologii okazywala si~ na og6l<br />

ekoflOlmia. Spencer jednak wskazywal jasno, ze bez zrozumienia<br />

natury stosunk6w ekonomicznych i ich koniecznej ewolucji nie da<br />

s i~ pojqC ani socjologii, a1ni historii. Znajdowali s i~ wi~c liczni<br />

amatorzy na dziela klasyk6w ekonomii i na trudne podr~czniki<br />

uniwersyteckie. Tutaj nauka poczynala si~ od Johna Stuarta Milla<br />

i jego wykladu liberaliZllIlu ekonomicznego. Lirberalizm ten jednak<br />

nie byl bezkrytyczny, ograniczal si~ do zasad produkcji d6br,<br />

w ich podziale natomiast postulowal uwzgl~dnienie praw pracownika.<br />

Byly w tym postulacie pewne poglosy hasel wczesnych


1444 BOHDAN CYWINSKI<br />

socjalistow. Podobnie ujrnowal zagadnienie rnodny podowczas podr~cznik<br />

rosyjskiego ekonomisty Iwaniukowa, do ktoreg9 rowniez<br />

si~gali sztUlbacy.<br />

Ekonom.isci poiniejsi byli jednak znacznie bardziej frapujqcy,<br />

choc doktryny ich byly trudIniej.sze do zrozumienia, zwlaszcza, ze<br />

tlumaczen polskich ich prac jeszcze nie bylo. Przyciqgalo jednak<br />

do nich poj~cie nieco tajarnnicze, 2)nane z napomknie6 w prasie<br />

i z poufnych informacji 0 ruchu rewolucyjnym w Rosji - poj~ie<br />

socjalizmu. Od cza"su do czasu mianowicie w uczniowskich bibliotekach<br />

'pojawialy si~ z roinych hodel wydostane broszUlrY i omowienia<br />

teorii Marksa, Engelsa, Kapital i praca Lassale'a, Relit/ia<br />

kapitalu Lafargue'a, wczesne prace Liebknechta, Bebla i inne<br />

broszurki socjalistyc2)ne roz.nychodcieni. Nielatwa to byla lektma,<br />

socjalisci uiywali poj~c odmiennych od j,nnych ekonomistow,<br />

cz~to S1pierali si~ 0 ich wlaSciwy sens, wyrazali si~ w sposob<br />

skompli'kowany. Ksiqzki ioh jednak, zwlaszcza te niepozorne broszury,<br />

przyciqgaly znamiennym szczegolern: nie bylo na nich<br />

upokarzajqcego nadruku: dozwoleno cenzuroju. Nielegalnosc<br />

druku drzialala jak magnes. PowaZniejszyrn argumentem za ich<br />

czytaniem bylo zas to, Ze czasem pojawialo si~ w nich slowo od<br />

samego socjalizmu wazniejsze i bardziej pociqgajqce: rewolucja.<br />

° re:wolucji jedna1k najwi~ej dowiedziee si~ moina bylo nie<br />

z podr~cznikow ekonomii, ale z wszelkiego typu informacji 0 rewolucyjlnym<br />

podziemiu rosyjskim. Tu i owd'zie docierala nawet<br />

do ucmiow gimnazjum slawa Narodnej WoIi, ktorej najwi~kszy<br />

rozkwit przypiecz~towapy udanym zamachem na cara przypadl<br />

na pocz'!tek lat osiemdziesiqtych. Tam, gdzie historia Perowskiej,<br />

ZelaJbowa i towarzyszy byla jeszcze nieznana, rue byl jednak obcy<br />

przynajmniej klimat radykalizmu, w jakim si~ ten Tuch objawil.<br />

Wspomnielismy jui 0 nieoficjalnych lekturach rosyjskich pisany<br />

l ~beralnych: Bielinskiego, Saltykowa-Szczedrina, Niekrasowa.<br />

Obok ich utworow przedmiotem zainteresowania gimnazjalistow<br />

byly i roczniki wydawanego przez t~ grup~ pisma "Otieczestwiennyja<br />

Zapis ki". Pismo ,to wychodzilo od killkudzies.i~iu lat i wychowalo<br />

dobre dwa pokolenia inteligencji rosyjskiej. Zarnkni~te<br />

w momencie przykr~cenia sruby w 1884 roku, oddzialywalo jeszcze<br />

przez jakis czas na opini~ publicznq takze i w Polsce swymi starymi<br />

TIIIDl€rami. Nie pisano w nich oczywiscie w sposob ot~arty<br />

o rewolucji, ale radykarne sfoTmulowania r6:imych spraw spolecznych<br />

budzily zailIlteresowanie i podziw rnlodziezy. Wzorce z nad<br />

Newy pociqgaly w wielu wypadkach, puhlicystyka i literatura rosyjska<br />

wydawala si~ znacznie $nielsza i bardziej post~powa od<br />

polskiej, a rozni'c w rnozliwosciach cenzuralnych Warszawy i Petersburga<br />

nikt z czytajqcej mlodziezy nie bral pod uwag~.


EDU K A CJA NIEPOKORNYCH 1445<br />

Przekonanie 0 wyzszosci mysli spolecznej rosyjskiej nad polsk~<br />

zdarzalo si r:: bardzo czr::sto, sprzyjal temu anormalny ale pOo:<br />

wszechny fakt, ie ogromna \V i ~kszosc kanonicznych ksi'lg przyrodniczych,<br />

socjologicznych i ekonomicznych dostElpna by la jedy~<br />

nie w je:zyku rosyjskim. Niezaleinie od rusyfikacji szkolnej szerzyla<br />

sir:: t 'l drogq 0 w i~le grozniejsza, b o niezauwazana i spontaniczna<br />

r usyfikacja k ultury wnyslowej ksztalconej poza szkolq<br />

i wbrew niej. Ten "produkt uboczny" samoksztalcenia byl chyba<br />

jednak dla tamtej generacji koniecznosci'l h istoryczn q, cen'l, kt6rq<br />

inteligencja kraju podbitego m usi zazwyczaj placic za utrzymanie<br />

sie: n a poziomie intelektualnym swojej epoki.<br />

Przeciwwagr:: stanowily polskie lektury patriotyczne. Nie byto<br />

o nie latwo. Literatura pie:kna wydawana w kr aju nie obejmowala<br />

dziel 0 najwi~ks z e j w adze ideowej, a wie:c przede wszystkim<br />

poezji Mickiewicza i Slowackiego. Tote:i: utwory wieszcz6w kr'1­<br />

iyty g16wnie w odpisach re:kopismiennych, k aligrafowane w ozdobnych<br />

albumach i zwyklych uczniowskich kajetach. Z rzadka do<br />

biblioteczek k61kowych trafialy zakazane tomiki lipskiej oficyny<br />

Brockhausa, gdzie jeszcze od lat piElcdziesiqtych tamtego wieku<br />

wydawano w "Bibliotece Pisarzy Polskich" pisma poetow romantycznych.<br />

Czr::sciej zdarzaly sie: podobne wydawnictwa pozniejszej<br />

i tanszej galicyjskiej "Mrowki", ktora - choc oczywiscie pozbawiona<br />

debitu w Kongresowce - stale przenikala przez kordon<br />

i docierala do rqk mlodziezy. DziElki tym wydawnictwoll11 starsza<br />

m lodzie:i: szkolna n a ogol znala podstawowe dziela romantykow.<br />

Wsrod nich najgl~bszych wraien dostarczala niezmiennie w swej<br />

politycznej wymowie aktualna III cz~s c Dziad6w.• Znano takie<br />

i uczono sie: na pamie:c wielu innych tekstow Mickiewicza, Slowackiego,<br />

Krasinskiego, Ujejskiego i in nych poetow zabronionych.<br />

Che:tnie czytywani byIi i ci pisarze, ktorych szczElsliwie ominElly<br />

szykany cenzury. ~yrokomla, Pol, Goszczynski - sposrod poetow,<br />

a Chodzko, Czajkowski, Kaczkowski, Korzeniowski i wspolczesny,<br />

choc bardzo jui stary Kraszewski - z prozaikow, figurowali we<br />

wszystkich uczniowskich bibliotekach. Widziani z naszej perspektywy,<br />

pisarze ci nie wydajq siEl specjalnie interesujqcy ani ze<br />

wzgle:dow literackich,. ani z ideowych, a ladunek patriotyczny tej<br />

literatury sklonni jestesmy traktowac bez uniesien, widz'lc w nim<br />

jedynie sympatyczne sarmackie gawe:dziarstwo. Z punktu widzenia<br />

ucznia carskiego gimnazjum proporcje ksztaltowaly sir:: inaczej:<br />

sam fakt istnienia literackiego odbicia narodowego bytu, obyczaju,<br />

a zwlaszcza dziejow - chocby najdyskretniej w powiesciach wspominanych,<br />

stanowil przedmiot zainteresowania i atrakcji. Zresztq<br />

walorow ideowych, a zwlaszcza patriotycznych bylo w tych utworach,<br />

ktorych nasze pokolenie nigdy ju.:i: nie przeczyta, niemalo.<br />

<strong>Znak</strong> - 5


1446 BOHDA N CYWINSKI<br />

Kilkakrotnie wspomin ane pami~tniki dyrektora Smorodinowa przynoszll<br />

tu charakterystyczne w spomnienie, odnoszCjce s i~ do m o­<br />

mentu p6zniejszego, gdy w 1899 r oku j~ zyk polski uzyskal w nauczaniu<br />

gimnazjalnym przywilej rownouprawnienia z zachodnio­<br />

-europejskimi j~zyk a mi obcymi. Nalezalo w tedy ustalic program<br />

nauczania i w tym zakresie. Oto, co pisze n a ten temat wytrawny<br />

rusyfikator:<br />

Pod kierownictwem dyrektora pracowala w radomskim gimnazjum<br />

komisja ukladajqca program literatury polskiej. Sam<br />

widzialem, jak q trudnosc stanowilo opracowanie podobnego<br />

programu. Lite rat ur ~ polskq drugiej polowy osiemnastego i calego<br />

d zi ewi ~ t na ste go wieku w tak znacznym stopniu przenika<br />

tendencyjnosc, g l ~b ok i polski patriotyzm , a cz~ st o w prost nienawisc<br />

do Rosji i wszystkiego co rosyjskie, ze wybor utworow<br />

poetyckich, zadowalajqcych w ymagania artystyczne i pozbawionych<br />

w qskiej tendencyjnosci, byl niezw ykle trudny.<br />

Wydaje s i~ , ze Smorodin ow rna tutaj racj~ - ta literatura rzeczywiscie<br />

n aladow ana byla tendencjam i w olnosciowymi niejednokrotnie<br />

az ponad wytrzymalosc artystycznCj utworu. Ze zrozumialych<br />

w zgl~d 6w n ie razilo to jednak smaku ag6Iu odbiorc6w, a tylko<br />

syzyfowll czynilo prac~ cenzor6w.<br />

P oza literaturCj dawn Cj trafiala. do mlodziezy oczywiscie i literatura<br />

wspolczesn a tam tej epoki. A pisarzami wsp6Iczesnymi byli<br />

w6wczas Kon opnicka, Orzeszkowa, P r us, S wi ~to c howski, Jez,<br />

a wreszcie najb ardziej wtedy - w kilka lat po Ogniem i mieczem<br />

- podziwiany i wielbiony Sienkiewicz. Byla to wi ~c literatu<br />

ra niemaIej juz miary, przynosz Cj ca bogactwo wsp6lczesnych<br />

pr oblem6w, ostro stawiajCjca zagadnienia spoleczne i obyczajowe,<br />

a cz~sto napomykajCj ca i 0 d razliwych kwestiach politycznych.<br />

Sposr6d wszystkich epok gwaltownych przemian, jakie n otuje<br />

historia n aszego spoleczenstwa, chyba wlasnie t amta moze p o­<br />

szczycie s i~ literatu rCj, kt6ra byla n ajlepszym i n ajsmielszym k o­<br />

m entarzem artystycznym swojego czasu. T~ zas lug ~ pisarzy konca<br />

dziewi~tn ast ego stulecia, polegajCj cCj na ustrzezeniu s i ~ przed mialkosciCj<br />

pode jmowanych temat6w , a rodzCjcq si~ z autentycznego<br />

zapewne poczucia odpowiedzialnosci za swCj fun k c j~ w spoleczeiJ.­<br />

stwie, w art o chyba podkreslac i d zis, k iedy wielkim p rzemianom<br />

n iestety nie towarzyszy zadna w ielka literatura wsp6lczesna. Bez<br />

tego podk reslenia moglibysmy - ludzie dzisiejsi - przeoczye,<br />

a co n ajrriniej nie docenie wplywu tego literackiego komentarza<br />

do przezywanej wsp6lczesn osci na caIoksztal:t formacji interesujCjcego<br />

nas pokolenia. A jak 0 tym swiadczCj wspomnienia pam i


EDU KACJ A NIEPOKORNYCH 1447<br />

Literatura pi~kn a nie wyczerpywala jednak calosci spraw polskich<br />

ani w zainteresowaniach uczestnikow kolek samoksztalceniowych,<br />

ani w ich nielegalnych k si ~g ozb io r ach . Tematem skupiajqcym<br />

powszechnq uwag~ metodycznie r usyfikowanych uczniow<br />

gimnazj6w byla historia Polski. Szczegolne zainteresowanie budzila<br />

oczywiscie epoka rozbior6w - Ilowajskij prowokowal do wyrobienia<br />

sob ie samodzielnego zdania n a temat przyczyn i drog<br />

upadku panstwowosci polskiej. Zrozum ialq ciekawosc budzily takze<br />

czasy epopei napoleoriskiej i oba d z i ewi ~ tna s towieczn e powstania.<br />

Materialow do zdobycia t ej w iedzy bylo jed-nak pr zerazajqco malo.<br />

Totez nie odmawiano uwagi nawet najskromniejszym zrodlom<br />

informacji ° historii Polski. P owszechn q popularnosciq cieszyly siE:<br />

od lat S piew y historyczne Niemcewicza, wydawane w form acie<br />

kieszonkowego modlitew nika, ale i poziomem w iedzy i sfo rmulowaniam<br />

i niedaleko przecie oden odb iega jqcego. Ch~t n ie k rzepiono<br />

siE: takZe Dziejam i Polski w 24 obrazach Anczyca, czy podobnym<br />

ilustrowanym wydawnictwem p od tytulem B oje polskie. P okrzepienie<br />

serc nie zawsze jest jednak rownoczesne z przekazaniem<br />

wyczerpu jqcej i powaznej infor macji. Z tym zas bylo gorzej. P rawie<br />

wszystkie ksiqzki na ten tern at byly pochodzen ia galicyjskiego<br />

lub wrE:cz emigracy jnego, a pr ac h istorykow nie zwyklo siE: przeciez<br />

- jak p oetow - w ydaw ac w groszowych tomik aci1. Totez<br />

dziela te byly n a ogol b ardzo dr ogie i w zw iqzku z tym rzadkie.<br />

Z na jstarszych - tulaly siE: jeszcze t u i 6wdzie prace Mochnackiego<br />

i Lelewela ° Powstaniu Listopadowym, ale byly to juz jednak<br />

biate kruki.<br />

Istotniejszy wplyw, zar6wno dZiE:ki w i ~ kszej liczbie krqzqcych<br />

egzemplarzy, jak i przede wszystki m dzi ~ k i wyraznie zarysowanej<br />

tendencji ideowej w ywieraly dziela historykow k rakowskich:<br />

Szujskiego, Szajnochy, a z mlodszych - Bobrzynskiego. Informacja<br />

0 przeszlosci narodowej byla w ich ksiqzk ach rzeczow a, ale<br />

znacznie m niej chwalebn a, a ocen a zrodel k l ~ sk i w skazywata<br />

jednostronnie na slabosc panstwa, demor alizacjE: i zacofanie spoleczenstwa,<br />

bezlad w ewnE:trzny, p rzesuw a jqc n a drugi plan i niemal<br />

lekcewazqc dzialajqce n a zgubE: Polski w ysilki niocarstw<br />

oscienn ych. Te teorie "organicznego rozpadu" panstwow osci nie<br />

musialy bye radosnq lekturq dla tych, k torzy w polskiej historiografii<br />

szukali ucieczk i przed sloganami pod rE:cznikow Ilow a jskiego.<br />

Dawaly jednak do myslenia i mogly prowadzic do dwojakich wnioskow.<br />

Na jpierw pesymistycznych - kwestionujqcyeh zdolnosc narodu<br />

do stworzenia wlasnych form panstwowych i zachE:ca j'lcych<br />

do pogodzenia siE: z b ytowaniem w obn ;bie panstw owosci k raj6w<br />

zaborczych. Te w nioski byly juz wyci q gn i~ te - naJplerw przez<br />

krakowskich stanczyk6w, kt6rzy z pism swoich p rofesor6w hi­


1448 BOHDAN CYWI~SKI<br />

storE uczynili sobie giownq pod s taw~ ideologii, pbzmeJ - w mmeJ<br />

kategorycznej fonnie - przez warszawskich pozytywistow, zwlaszcza<br />

tych co sklonniejszych do caikowitej rezygnacji z dqzen politycznych.<br />

Z pism krakowskiej szkoly historycznej mogli jednak wyniesc<br />

cennq nauk~ i ci, ktorzy z tych dqzen rezygnowac nie chcieli.<br />

Dziela Szujskiego czy Bobrzyilskiego w sposob az nazbyt bolesny<br />

uswiadamialy im wspolzaleznosc sprawy niepodleglosci politycznej<br />

i koniecznosci uporzqdkowania wewn~trznych problemow spolecznych,<br />

pokazywaiy - niekoniecznie zgodnie z intencjami autorow<br />

- dystans dzielqcy wspo1czesnq im r zeczywistosc od rysujqcej<br />

s i ~ na horyzoncie marzen odbudowy Polski. Nie1atwo i n iebezpiecznie<br />

jest generalizowac tu wrazenia odniesione przy lekturze<br />

paru zatrzymujqcych si~ na tej kwestii pami~tnikow, ale wydaje<br />

s i~, ze reakcja opisY'vvanej przez nas m10dziezy na surowe wobec<br />

Polakow sqdy krakowskich historykow byla wlasnie tego drugiego<br />

rodzaju. N a przemian z tomami Bobrzynskiego czy Szajnochy s i~gali<br />

oni przeciez po ksiqzki szerZqce wi a r~ w po s t~p spo1eczny,<br />

a docierajqce z roznych hode1 hasia socjalistyczne pobudzaly do<br />

wiqzania slabosci dotychcz a ~ owych walk 0 wolnosc z istnieniem<br />

nierozwiqzanych wciqz konfliktow socjalnych, co tworzy1o nowy<br />

przecie komentarz do tez konserwatywnych historykow. Przed<br />

ocznmi jawH s i~ ogrom tego w szystkiego, co w takim razie naleza10<br />

dokonac - rodzily s i~ pierwsze, po sztubacku jeszcze naiwne, przeslanki<br />

p6Zniejszych programow.<br />

Wrocmy jednak do k s i~gozbiorow . Wsrod ksiqzek h istorycznych<br />

znalazly s i~ takze i dziela bardziej optymistyczne, n a przykladzie<br />

minionych epok wskazujqce pewne propozycje. Jednq z tych ksiqzek<br />

by1a Kuznica K ollqtajowska Smolenskiego, za ktorq zresztq<br />

poszly i dalsze studia tego autora nad polskim koncem wieku osiemnastego.<br />

Zwrocenie uwagi na epok~ Sejmu Czteroletniego nie by!o<br />

tylko prezentacj'l czytelnikowi dowolnie ' wybranego okresu dziejow.<br />

Byla to i propozycja pewnej okreslonej tradycji ideowej ­<br />

najbardziej dotqd k onsekwentnej dzialalnosci spo1ecznej na rzecz<br />

post~pu. Rzecz charakterystyczna, ze by1a to jednoczesnie pierwsza<br />

tradycja inteligencka. Smolenski by! czytany powszechnie, a jego<br />

nowoczesna pozytywistyczna metoda przedstawiania wydarzen,<br />

wyrazna aprobata dla wszelkiego typu radykaliZllllu spolecznego<br />

i ch~tnie manifestowany antyklerykalizm 1atwo zjednywa!y mu<br />

umysJy czytelnikow.<br />

Mniej jeszcze wowczas znanq nOWOSClq, z trudem sciqganq zza<br />

k ordonu byly powsta!e w 1atach 1888- 89 ksiqzki Limanowskiego:<br />

Historya ruchu spo/ecznego w XVIII i XIX stuleciu i Historya<br />

powstania narodu polskiego 1863 i 1864 roku. W ci'lgu dwoch lat


EDUKAC.JA NIEPOKORNYCH 1449<br />

obie te pozycje pojawily s i ~ jednak w wielu uczniowskich ksi~gozbiorach.<br />

I to byla j ui: - podobnie jak ksiqzki Smolenskiego ­<br />

historia pisana dla tego w lasnie - postyczniowego pokolenia. Nierozerwalnie<br />

lqczyly si ~ w niej dwie wielkie sprawy, kt6re mialy<br />

stac s i ~ na jistotniejszymi wyznacznikami wybor6w ideologicznych<br />

calej tej generacji: sprawa niepodleglosci i sprawa rewolucji<br />

spolecznej.<br />

Filozofia, socjologia, ekonomia, historia, literatura p i ~kn a ­<br />

to wszystko zawieralo s i~ w ksiqzkach. 0 spraw ach aktualnych<br />

informowala prasa i publicyst yczne broszury, najcz~sciej nielegalne.<br />

0 ile przy w y mienianiu ksiqzek czytanych przez uczni6w<br />

jestesmy skazani na operowanie tytulami, kt6re przypadkowo moze<br />

znalazly s i ~ w przekazanych n am informacjach pami~tnikar z y ,<br />

o tyle co do prasy m oiemy bye znacznie b ardziej pewni: publicystyczny<br />

bufet n ie by! zbyt obfity i wszystkie w spomnienia wymieniajq<br />

te same kilka tytul6w.<br />

Starsi braci a - pozytywisci - przekazali gimnazjali stom z lat<br />

osiemdziesiqtych szacunek i zaufan ie dla dw6ch swoich pism: starzejqcego<br />

si~ juz zdecydowanie "P rzeglqdu T ygodniowego" i mlodszej,<br />

bo wydawanej od 1880 r oku, ale tez nie wychodzq cej poza<br />

pozytywizm "Prawdy", um ilowanego dziecka Aleksandra Sw i~ to ­<br />

chowskiego. Te dwa pisma byly lekturq w s t~pn q , ugruntowyw aly<br />

swiatopoglqd scjentystyczny, zwalczaly zacofanie, k o lt un e ri~, wolaly<br />

0 rozw6j przemyslu, h andlu, komunikacji, 0 os wia t ~ i hi g i e n ~<br />

i we wlasnym po j ~ciu monopolizow aly pr awo do opinii 0 po st~ pi e<br />

w spoleczenstwie. Tyle, ze impet ich m alal w mi a r ~ la t.<br />

Rok 1886 przyni6s1 Warszawie pismo znacznie pr ~ Zl11 e J s z e<br />

i ogromnie am bitne - m ianowicie "Glos". K omentar ze dotyczqce<br />

ideologii tego pisma Sq zdradliwe - w latach mi ~ dz y woj e nnyc h<br />

zar6wno endecy jak i pepeesowcy chcieli tam u mieszczae swojq<br />

k ol e b k~ . Pismo byro po p rostu zywe i po s t ~ powe, s ta wialo w spos6b<br />

otwarty problemy narodowe i spoleczn e, n a czolo w szystkich spraw<br />

wybijajqc k wes ti ~ ludu, jako podmiotu sprawy narodowej i przemian<br />

socjalnych. Ambicje tw6rc6w pism a szly daleko poza pracq<br />

redaktorskq. Chcieli oni bye zaczynem w szelkiej inicjatywy spo­<br />

!ecznej, patronowali akcjom s tud en ~k i m, skupiali wokot l'edakcji<br />

zywioly najzdolniejsze i najbardziej energiczne. Przez szczuply<br />

lokal redakcyjny przewijali s i ~ wi~c n a jciekawsi ludzie z m lodego<br />

pokolenia. Pr~dko dotarl "Glos" do rqk uczniowskich i p renumerowany<br />

za wsp6lnie uzbierane pieniqdze upowszechnil s i~ w tajnych<br />

biblioteczkach.<br />

"Przeglqd TygodI;liowy", "Prawda" i "Glos" byly p ismami najpopularniejszymi.<br />

Zdarzaly s i~ jednak w r~kach uczni6w takze<br />

pisma spoza Kongres6wki - lwowski kuzyn "Glosu" - "Przeglqd


1450 BOHDAN CYWlIilsKI<br />

Spoleczny", wspominane jUz rosyjskie "Otieczestwiennyja Zapiski",<br />

sporadycznie trafialy do kolek pisma nielegalne - genewska<br />

"Walka Klas" i paryska "Pobudka", pokazuj'lce dwie odmienne<br />

i niemal sprzeczne ze sobq wersje socjalizmu.<br />

"Nielegalszczyzn~ " - jak nazywano owczesnie tego typu druki ­<br />

uzupelnialy broszury. Socjalizm w formie bardzo przy s t ~ pn ej propagowala<br />

przeznaczon a dla robot nikow, ale i wsrod uczniow popularna<br />

broszurk a Szymona Diksztajna Kto z czego zyje Spraw~<br />

narodowq stawial ostro i rewolucyjnie nie-mal Jez w broszurze<br />

° obron ie czynnej i skarbie narodowym. Trzeciq p r opoz y c j~ wysun'll<br />

mlodemu pok oleniu Mieczyslaw Limanowski w ksi'lieczce<br />

Soc jalizm i patriotyzm . Wydaje si ~, ze w t ych trzech przemy can<br />

ych p rzez g r a nic~ z Genewy i P aryia i r ozchwytywanych z najwyzszym<br />

zainteresow aniem przez rnlodziez br oszurkach, p ostawione<br />

juz przed niq zostaly te pytania, k tore on a potem - inne nadajqc<br />

im b rzrnienie - uznala za najwazniejsze dla swoich ezasow.<br />

Probuj'le ogarn'lc jedn yrm spojrzeniem calq, p rzedstawioIl'l w slad<br />

za parm i ~tni ka rz ami, list E: uczniowskich lektur mozna w niej dostrzec<br />

t rzy niejako kr ~gi myslowe i ideowe. P ierwszy obejmowal<br />

w izjE: r zeczywistosci, filozoficznie okreslony sposob patrzenia na<br />

swiat. Najlatwiej w tym swiatopoglqdzie dostrzec jego str o n ~ negacji<br />

- eZE:ste W opisywanym pokoleniu odejscie inteligencji od<br />

reEgii. Aspekte'lll pozytywnym tego widzenia swiata byla n atomiast<br />

uzasadniana elementami wiedzy przyrodniczej, socjologicznej<br />

i ekonomiczn ej wiar a w pos t ~p, zaufanie do rozumu i przekon<br />

anie 0 skutecznosci dobrze przem yslanego wysilku w ksztaltow<br />

aniu losu ludzkiego. Mentaln osc szeregowego w yznaw cy pozy ­<br />

tywizmu w brew najbardziej niekorzystnym w arunkom, w jakich<br />

przyszlo rou zyc, mogla go pob udzac do zyciowego aktywizmu,<br />

zachE:cala go do pracy i u czyla niq zyc. Wydaje si ~, ze nie bez<br />

slusznosci wiqze siE: obIitosc dokonall i dorobek t worczy ludzi z tej<br />

generacji z t q w lasnie pozytyw istycznq m entalnosciq .<br />

Drugi krqg myslowy wynikajqcy z lektur, to sprawy spoleczne,<br />

w ktorych wt edy wlasnie, p o raz pierwszy w Polsce, zabrzmial t on<br />

nie utyskiwail, hlu ezy wspolczucia, jak to bylo jeszcze w pokoleniu<br />

Konopnickiej, ale pierwsze poglosy r ewolucji socjalnej. D:yskutujqcym<br />

uczniak oon d aleko jeszcze bylo do zrozumienia ealego<br />

skomplikowania sy tuacji, istotne potrzeby jawily siE: im jeszcze<br />

b ardzo niejasno, ale konieeznosc znalezienia rozwiqza nia dla problemu<br />

sprawiedliw Gsci spolecznej stanE:la p rzed nimi wyraziSciej<br />

niz kiedykolwiek d otqd.<br />

Trzeci wreszcie k rqg w yznaczyly sprawy narodowe. Lektury<br />

umoz1iwily dokoncrnie jakiegos r ozrachunku z przeszl{)sciq. To


EDUKACJA NIEPOKORNYCH 1451<br />

pokolenie przeprowadzilo ten rozrach unek doSe generalnie, urnieszcza<br />

jqc w bilansie caly S2lffiat dziejow od czasow saskich POCZq WSZY,<br />

a n a grobach z 1863 roku skonczywszy. Idei powstan nie odnawiano,<br />

ale sprawa n iepodleglosci zostala przez nOWq gene r ac j ~ podj~t a.<br />

Historia pokazala, i e tym razem skutecznie.<br />

Zachowajmy wlasciwe proporcje: niebezpiecznie jest patrzec<br />

na gimnazjaInq ko n s p ir acj ~ z perspektywy calego dorobku m yslowego<br />

tam tego p okolenia. P rzedmiotem naszej refleksji byly w koncu<br />

tylko zainteresowania dwudziestolatkow i nie moi na w n ich dopatrywae<br />

si~ czynnika determinujqcego calq ich p6Zniejszq biogra<br />

fi~ ideologicznq. Faktem jest jednak, ie swiadoma i samodzielnie<br />

p o dj~ta akcja samoksztalceniowa pozwoliia wychowankom<br />

carskich gimnazjow nie tylko uch ronie si~ od wynarodowienia<br />

i zamierzonej przez wI adze dezintegracji ideowej, ale takie po-·<br />

loiye fundamenty pod pozytywnq i nOWq formacj~ inteligenckq<br />

w Kongresowce.<br />

Historyczne znaczenie tego faktu jest zrozumiale i nie wymaga<br />

komen tarzy. Zjawisko jest jednak fascynujqce rowniez z punktu<br />

widzenia socjologii postaw ideologicznych. Ryzyku jqc szerokie<br />

uog6lnienie histor yczn e m oina okr es 1880-1945 n azw ae w dziejach<br />

Polski epokq, w ktorej na czele spoleczenstwa w yrazniej nii kiedykolwiek<br />

stala inteligencja, motor i przewodnik n ajwybitn iejszych<br />

ugr upowan ideologicznych. Stqd formacja ideowa in teligenta<br />

polskiego tej epoki powinna bye prze


ZENON SZPOTANSKI<br />

POLSKA A<br />

CZECHY<br />

Umysl przyzwyczajony do stawiania spraw politycznych w kategoriach<br />

gry, analogicznej do gry szachowej, wobec wielkich zagadnien<br />

polityki musi odczuc SWq bezsilnosc. Niczym nie poniza<br />

si~ tak bardzo, jak kiedy stara s i~ jq zaklajstrowac i nie stawiac<br />

pytan tam, gdzie sta wiac je trzeba. Bardzo niewielu ludzi stawia<br />

sobie tragiczne p ytanie dlaczego Polska i Czechy - dwa narody<br />

sqsiaclujqce ze sobq, na caIej przestrzeni historii zagrozone przez<br />

wsp61nego sqsiada znacznie p ot ~z nie j szeg o od ieh obu razem wzi ~­<br />

tych, niemal nigdy nie umialy ze sobq wsp6lpracowac. J est to cos,<br />

przeciwko czemu w zdryga si~ instynkt samozachowawczy.<br />

Jezeii malo kto uswiaclamia sobie koniecznose tak iego postawienia<br />

sprawy, to dlatego, ze jak to zwykle bywa, zanim jeszcze<br />

zostanie postawione pytan ie, juz si~ cisnq calym tlumem odpowiedzi.<br />

Sq one 1atwe, nie oclpowiadajq wlasciw ie na nie, ale ogromnej<br />

wi ~ k sz o s ci ludzi daj,! zhtdzenie, ze rozst rzy gni~ci e juz zapadlo.<br />

W ten spos6b od£ajkowuje si~ temat prze z zlq po lityk~, intrygi<br />

Nieme6w ezy, co jeszcze smieszniejsze, rozniee temperamentu narodowego.<br />

Tak jakby r oinice temperamen tu, mniejsza ezy prawdziwe<br />

ezy urojone, uniem oiliwialy prowadzenie polityki, jakby<br />

intrygi w rogiego sq siada nie byly przeeiwnosciq k on ieeznq a utrwalenie<br />

s i~ zlej polityki nie bylo naj\Vi~kszq, najbardziej niezrozumialq<br />

tajemnicq. A ta polityka, jaka za p~lno wa i a m i ~dzy Polskq<br />

a Czech ami - niezyezliwej obojqtnosci, n iekiecly otwar tej wrogosci<br />

byla najgorszq z moiliwyeh. Jej geneza jest problemem. k t6ry<br />

musi bye postawiony z calq powagq, a k torego rozwiqzanie nie<br />

przyjdzie prosto ani 1atwo.<br />

Na poezqtku, kiedy patriotyzm jest przede w szystkim dynastyezny,<br />

mamy rywalizacj ~ dw6ch dynastii, dwoch niezmiernie<br />

uzdolnionych rodzin, k tore daJy poezqtek dwu narodom. To, ze<br />

ani Piast u Czeehow ani P rzemyslida u P olakow nie mogi zdobyc<br />

sobie poparcia narodu, zadeeydowa1o zapewne w wi~kszym stopniu,


POLSKA A CZECHY 1453<br />

niz przeciwdzialanie Niemcow, 0 niepowodzeniu prob zjednoczenia<br />

podejmowanych przez naszego Chrobrego i przez czeskiego<br />

Bratyslawa. Pr~dko tez polozenie i uklad sil doprowadzily Polakow<br />

i Czechow do pojscia odmiennymi drogami. Czesi byli od Polakow<br />

mniej Hczni i blizsi wielkich centrow niemieckich, pozbawieni<br />

wlasnego arcybiskupstwa i uzaleznieni pod wzg l ~d em koscielnym<br />

od arcybiskupow mogunckich. Nie mieli te:i: w tym kqcie Europy<br />

w ktorym s i ~ znajdowali takich mozliwosci ekspansji jakie miala<br />

Polska (ek spansja w stron~ W~gie r byla niemozliwa). To sprawilo,<br />

ze Prze myslidzi 0 wiele silniej niz Piastowie ulegli wplywom niem<br />

ieckim. Gdy rozpocz~ l a si~ walka mi ~ dzy Grzegorzem VII<br />

a Henryk iem IV, widzimy w obozie papieskim Boleslawa Smialego,<br />

w cesarskim zas czesk iego Wratyslawa. Obaj za swoj udzial<br />

w walce otrzymali t ~ samq nag rod ~ - kor o n~ kroIewskq. Tylko<br />

znaczenie tej korony bylo inne. Gdy koronowae mogl tylko arcybiskup,<br />

a tego P rzemyslida musial za kazdym r azem zapraszae<br />

z Niemiec, korona byla dodatkowym zacisnieniem wi~z ow , ktorymi<br />

s p ~ t a n y byl wladca czeski. Dla tego tez zachowa!1ie godnosci krolewskiej<br />

okazalo s i~ dia Czechow znacznie latwiejszym - nieprzerwany<br />

ciqg krolow polskich mamy dopiero od 1320 r., sto dwadziescia<br />

Iat poz niej niz Czesi. My i str acilism y n a dlugo, bo na dwa<br />

z gorq wieki, koron ~ krolewskq i nie umielismy utrzymac s i ~ konsekwentnie<br />

przy polityce an tycesarskiej, k torq zarzucil ju:i: nas<br />

t ~ pc a Smialego, Wladyslaw Herman, a jednak wybor dckonany<br />

przez wladcow dwoch narodow w pr ze!omowym m omencie historii,<br />

jezeli 0 przyszlosci n ie rozstrzygnqI, to stal s i~ jej zapowiedzi q n a<br />

czas bardzo dlugi. Piastowie przeciwstawili si ~ w rogiemu panstwu,<br />

PrzemySlidzi w alczyli 0 zachowanie jego jednosci, bo taki byl<br />

prawdziwy sens sprawy cesarza w alczCjcego z papiezem i z wielkimi<br />

lennikami rownoczesnie. J ednym z najgorszych skutkow<br />

wszelkiej niewoli jest mini-ambicja. K rol czeski czuJ si~ juz nie<br />

t yle jednym z dwoch pier wszych dynastow zachodniej Slowianszczyzny,<br />

ile jednym z ksi Cj zCjt cesarstwa, pozn iej czesnikiem cesarskim<br />

i elektorem , a zdobywanie w Niemczech posiadlosci i wplywow<br />

politycznych stawalo si~ dla niego celem samym w sobie.<br />

Polacy zas n igdy nie ulegli Niemcom calkowicie. P iastowie przez<br />

caly czas rozbicia dzielnico\vego !l ie przestali bye k s i Cj z ~ t ami polskimi<br />

(ostateczn e w ynarodowienie piastow s] Cjskich dokonalo s i ~<br />

pozniej. c z ~ s ciowo pod w plywem czesk im). Znamienn e je ~ t , ze zaden<br />

z P iastow innego tytulu poza ks iCj z~cym nie nosH, podczas gdy<br />

w podobnie rozbitych Czechach widzimy tytulujqcych s i ~ n a sposob<br />

niemiecki m argrabiow morawskich.<br />

Wplyw niemiecki w Czechach wciskal si~ wszystkiml szczelinami,<br />

przez niemieckich mieszczan i chlopow-kolonistow, niemiec­


1454 ZEN O N SZPOT A~S Kl<br />

kich zakonnik6w i ksi~z y, wreszcie przez zniemczonych k sillzllt<br />

i szlacht~. J~zy k n iemiecki stawal s i~ j ~zy kiem dworu k rolewsk<br />

iego. Wielcy panowie czescy od nazw zalozonych przez Niemcow<br />

wsi i miast przyjmowali niemieckie n azwiska.<br />

Na przelomie XIII i X IV w. k rol czeski Waclaw usilu je stworzyc<br />

zjednoczone p anstwo czesko-polskie i osiqga w tyro chwilowe powodzenie.<br />

Na pierwszy rzut oka plany jego m usialy si~ w ydawac<br />

rozumne i zgodne z interesem tak Czechow jak Polakow. Tak t ei<br />

zapewne sqdzila duza cz ~se p olskiego sp oleczeilstwa, czego dowodem<br />

bylaby l atwose z jakq opanowal najpier w z iemi ~ krakowskq<br />

a p6zniEd Wie lk o p o l s k ~ . Ale p r~ d k o ok azalo s i ~ , ie P olska, zagrozona<br />

przez Krzyzak6w i Brandenburczykow a od WeWllqtr z przez<br />

n iemieckie mieszczailstwo, nie m oze znosie krola, ktory otacza<br />

s i~ Niemcami i sam jest p 61-niemcem. Ostrzeienie arcybiskupa<br />

S winki (przed "psieglowcam i") nie poskutkowalo i Wad aw nie<br />

stal si ~ w P olsce kim innym n iz byl w Czechach. Unia zapewne<br />

i tak rozpadlaby s i ~ p o wyg asn i~ci u P rzemyslidow - pro niemieck<br />

ose Wadawa sprawila, ze po jego panowaniu n ie pozost ala i adna<br />

tradycja, do kt6rej w ar t o byloby nawiqzywae. Czesi i Polacy oddalili<br />

si~ a d siebie jeszcze bar dziej.<br />

Zdawaloby si~ , ze Czechy sk azan e byly na podzielenie losu<br />

w chlo n i~ t y ch przez Niemcy ludow zachodniej slowianszczyzny i ze<br />

pozostanq jedynie jako reEkt w r odza ju dzisiejszych l.uzyczan.<br />

Tymczasem n astqpilo jedno z tych wydarzeil, ktor ych przew idzenie<br />

jest niem ozliwe, a k t6re w ywraca jq wszystkie choeby n ajinteligentniejsze<br />

r achuby. Wydarzeniem tyro byla rewolucja husycka.<br />

N ajwi ~ k s ze w ojny r eligijne S redniowiecza byly wojnami narodowymi.<br />

Zniszczenie Albigensow bylo zabiciem w zarodku narodu<br />

poludniowo-francusk iego, k tory, gdyby s i~ rozwinql, zniw eczylby<br />

n arodowq jednose F r ancji. P odobnie w 1848 r. rewolucja liberalna<br />

najsilniejsza byla tam, gdzie jej cele polqczyly si~ z celami n arodowymi<br />

tak jak w e W l:oszech i n a W~ g rzec h . W Sredniowieczu rewolucja,<br />

aby por uszye w szystkie warstwy ludnosci i wszystkie<br />

sHy ludzi m usiala bye r eligijnq. Ale aby zrozum iee czym byl husytyzm<br />

dla n arodu czeskiego, w ystar czy zestawie nazwiska jego<br />

przywodc6w z n azwiskami m agnat6w, ktorzy r zqdzili Czech ami<br />

w X III i X IV wieku. T o juz n ie pan owie z F alkenszteinu i Rosenberga<br />

i nie panow ie Zajqce z H asenb urga, ale J an Zizka, Mikolaj<br />

z Husi, Chwat z R zepieki i Zbyniek z B uchowa. Teraz Czesi m ieli<br />

prawo spodziewae s i~ pomocy ad Polski. Ale pomoc ta nie przyszla.<br />

P olityka polska wobec Czech byla pod6wczas jednym ciqgiem niek<br />

onsekwencji i sprzecznych, zwalczajqcych si ~ w zajemnie dqzeil.<br />

T kwil w tym t r agiczny paradoks, ze gdy w pier w poIityka Czech<br />

byla zabojczCl dla nas przez swoj zwi1.\zek z N iemcami, teraz Czechy


POLSKA A CZECHY 1455<br />

b~d qc w rogie Niemcom nie m ogly znaleze n aszego poparcia. Latwo<br />

jest oskarzae Olesnickiego, byl on jednak Polakiem XV w., a Polska<br />

owczesna, po najwi~k szy ch sukcesach w swej historii nie mogla<br />

wykrzesae z siebie zadnego zrozum ienia dla dqzeit rewolucyjnych.<br />

Polska byla pot~ znie jsz a niz kiedykolwiek, byla bogata i rozumnie<br />

rzqdzona, wreszcie przygotowywala grunt dla w ielkiego rozwoju<br />

kultury, jaki mial n astqpic wiek pozniej. A ta kultura, jaka<br />

miala przyjse i k torej przedstawicielami byli Rej i K ochanowski,<br />

nie byla kulturq wielkiego zrywu, ale spokoju i dobrobytu. Jej<br />

tworcy przez caly styl sw ych osobow osci byli kontynuatorami<br />

przodk6w. W ojcach i dziadach musialy dzialae te same instynkty<br />

i dqzenia co w synach j wnukach.<br />

Na jw i ~kszym ni eszcz~sciem bylo utrwalenie si~ w obec Czech<br />

polityki biernej lub n iekonsekwentnej. Nie nalezy moze winie<br />

Kazimierza Jagiellonczyka, ktory bqdz co bqdz zdolal w prowadzie<br />

Jagiellon6w na ·tron czeski, ale los sprawil, ie Wladyslaw , ktory<br />

na tym tronie zasiadl, by! n ajbardziej n ieudolnym ze wszystkich<br />

czlonk6w swego rodu. Pan owanie jego, jak i jego syna Ludwika,<br />

pozostalo epizodem , przez ktory nic nie zmienilo s i ~ n a lepsze.<br />

Poiniej zas nadszedl okres stopniowego obnizan ia s i ~ poziomu polityki<br />

polskiej. Obni:i:enie to, widoczne juz za Zygmunta Starego,<br />

najwczesniej i najsilniej zaznaczylo si~ w stosunku Polski do tego,<br />

co s i ~ dzialo za jej granicami, zachodniq i poludniowq. Poza innymi<br />

wzg l ~ d ami, dziala! ten, ze ze wszystkich wrog6w P olski<br />

Habsburgowie byli jedynym, kt6ry juz od X VI w. m ia! w niej<br />

swoje stronnictwo. Polityka antyhabsburska a w i~c antyniemiecka<br />

a w dalszych konsekwencjach swiadomie proczesk a, jakq reprezentuje<br />

kanclerz Zamoyski, nie staje si~ niestety t r walq politykq Rzeczypospolitej,<br />

ale Zygmunt III, sprzyjajqcy Habsburgom, gdyz<br />

kierujqcy si~ interesem nie tyle Polski co kontrreformacji, row ­<br />

niez nie zdobywa sobie poparcia n arodu. Obie te polityki neutralizujq<br />

si~ nawzajem - Polska, jak to nieraz powtarza si~ w jej<br />

dziejach, c i qg n i~ta w dwie przeciwne strony, stoi w m iejscu. Dzieje<br />

si~ rzecz paradoksalna - z toczqcej si~ przez t rzydziesci lat w ojny,<br />

w ktorej niszczq s i ~ wzajemnie aktualni lub potencjalni n ieprzyjaciele<br />

Polski, Rzeczpospolita unieruchomiona przez SWq neutralnose<br />

nie wyciqga zadnych korzysci. Gorzej - neutralnose ta, pokrywajqc<br />

:i:yczliwq Habsburgom p olityk~ krola, sciqga na niq n a­<br />

jazd turecki i ni eszc z ~sliwq bi tw~ pod Cecor q, a pozniej momen t<br />

smiertelnego zagro:i:enia pod Chocimem. Wi ~ks z ej nieudolnosci<br />

i bezm yslnosci wyobrazie sobie trudno. Czesi w bitw ie pod Bialq<br />

Gorq, w ktorej do ich kl ~ s k i przyczynili s i ~ r6wnie:i: nasi Lisowczycy,<br />

stracili wolnase, a my okazali€Jmy SWq politycznq nicose i zacz<br />

~ lismy zblizae s i ~ ku zatracie. Je:i:eli tego nie uswiadamia sobie


1456 ZENON SZPOTAJIISKI<br />

znajqcy SWq histori~ Polak, to dlatego, ze blask zwyci~stw wodzow<br />

takich jak Zamoyski, Zolkiewsk i i Choc;lkiewicz odbiera mu jasnose<br />

widzenia.<br />

Po bitwie pod Bialq Gorq trudno juz mowie 0 stosunkach polskoczeskich.<br />

Czesi nie majq sw ego paJ1stwa, a Polacy pozostajqc pod<br />

wplywem mafii i klik , wyslugujqcych si ~ Habsburgom, krolowi<br />

francuskiemu czy Szwedom n ie majq wlamej polityki. Z panowaniem<br />

Sasow nadejdzie chwila, kiedy krol Polski b~dzie rownie<br />

daleki interesom Rzeczypospolitej, jak tytulujqcy s i ~ krolem czeskim<br />

cesarz, interesom Czech.<br />

Przychodzi epoka odrodzenia narodowego Czech i polskich walk<br />

o niepodleglose, ale do wzajemnego zrozumienia jest jeszcze daleko.<br />

Ob a narody sprawiajq wrazenie dwoch wi~zn iow z a m kni ~ ­<br />

tych w osobnych celach, z ktorych kazdy wi~ce j wie i w i ~ c e j mysli<br />

0 tym, co dzieje si~ w najdalszych stronach swiata, n iz co w celi<br />

sqsiedniej. N ic nie pr z ygn~bia bardziej przy czytaniu literatur y<br />

polskiej epoki mi~ d z ypo w s taniow ej jak szczuplose miejsca, jakie<br />

zajmuje w niej sprawa Czech . Horyzont tych ludzi jest horyzontem<br />

dawnej Rzeczypospolitej, sprawy, ktore ona rozwiqzala zle, oni mogq<br />

chciee rozwiqzae lepiej, ale te, 0 ktory ch ona zapomniala, dla<br />

n ich nie istniejq. T~ ograniczonose P olak6w nie t yle rozumiejq ile<br />

odczuwajq inne narody slowia11skie - stqd powtarzajqcy siG w ich<br />

ustach zarzut szlacheckosci. Nigdzie t o ograniczen ie pola widzenia<br />

przez historiE; nie przyn03i w i~ce j szkody jak w stosunku do Czechow.<br />

T o, ze Czesi broni Cl c si~ przed ger m anizacjq broniq i n as<br />

przed znalezieniem s i~ w syt u acji b eznadziejnej, nie dochodzi do<br />

n aszej swiadomosci.<br />

Narazie s p raw~ pogarszajq sam i Czesi, gdyz majqc do czynienia<br />

z jednym tylko niebezpieczenstw em idqcym od N iemcow, nie umiejq<br />

i nie chcq r ozumiee jak skomplikowane jest polozenie Polski.<br />

Slowacki m owi prawd E: gdy pisze z rozgoryczeniem 0 carofilski m<br />

Hance:<br />

Czech, co Kozak6w mySLq w Renie poi,<br />

choc N iemiec m aze glos ludzk i rozumie.<br />

Przychodzi rok 1848. Wielu Czechow n ie m oze zrozumiee P o­<br />

lak6w, k torzy idq masowo bie s i ~ u b oku, dlaw iq cych wszystko co<br />

slowianskie, W~gr6w . Jeszcze wi~k s ze rozgoryczenie ogarnia Slowakow,<br />

bezposrednio wystawionych n a ucisk madziaryzacyjny.<br />

Dla takiego Stura, ktory jest w ielbicielem Mickiewicza i napewno·<br />

nie jest nieprzy jacielem Polski, w rogie ze tkni~cie si ~ z Polakami<br />

jest osobistq tragediq - w p6zniejszych jego przeciwpolskich wystqpieniach<br />

jest jak gdyby akcent zawiedzionej mBosci. 0 tym natomiast,<br />

ze wsrod Polak6w wszyscy ludzie odpowiedzialni i majqcy


POLSKA A CZECHY<br />

1457<br />

wplyw na wydarzenia, jak ks. Adam Czartoryski i Bern, przeciwni<br />

byli polityce w~gier s kiej wobec Slowian, szerok a opinia nic wiedziec<br />

nie mogla.<br />

P6zniej tereneun, na kt6rym spotykajq s i~ Polacy z Czecharni,<br />

staje s i~ austriacki parlament. Nie jest to teren s zcz~sliwy . Austria<br />

nieustannie dokonuje selekcji rni~d z y politykami narod6w podbitych<br />

i jest to selekcja raczej in m inus niz in plus. Wywoluje to<br />

eel zamierzony - wielkie sprawy zostajq przesloniE;te przez sprawy<br />

drobne. W danym wypadku odmienne interesy gospodarcze dw6ch<br />

kraj6w koronnyeh g6rujq nad wsp6lnymi interesami narodowymi.<br />

Wreszeie istnienie w granieaeh kr6lestwa czeskiego silnej mnie j­<br />

szosci niemieckiej zmuszalo niejednokrotnie Czeeh6w do taktyki<br />

zupelnie odmiennej nii taktyka stosowana przez Polak6w.<br />

Przyszedl wreszcie moment, kiedy sprawy drobne musiaJy ustqpic<br />

m iejsea wielkim. Kiedy odzyskanie wolnosci przez Polak6w<br />

i przez narody dzisiejszej Czechoslowaeji stalo s i~ rzeczq realnq,<br />

a ich solidarnosc wobec Niemc6w bardziej niezb~dna nii kiedykolwiek<br />

n a przestrzeni ostatnich trzech w iek6w. Pierwszq od wiek6w<br />

wsp6lnq akcjq polsko-czeskq jest ruch neoslowianski, organizow<br />

any od 1908 r. przez Dmowskiego i Kramarza dia umocnienia tej<br />

przeciwniemieckiej soli.darnosci. Choc akcja ta w doraznych swoich<br />

celach spalila na panevvce, slad jej w m6zgach ludzi tego pokolenia<br />

pozostal.<br />

Inicjatywa tego ruehu politycznego par excellence wyszla od<br />

Dmowskiego, kt6ry byl 0 wiele bardziej politykiem nii kt6rykolwiek<br />

z przyw6dc6w czeskich. Tu trzeba powiedziec, i e we wszystkich<br />

wielkich momentach historii polskiej na czoio wyb:jali si~<br />

ludzie, kt6rzy ponad wszystko inne byli politykami. Inaczej ' zas<br />

bylo u Czech6w, ich przyw6dcy w 0 wiele wi~kszym stopniu kierowali<br />

si~ motywami intelektualnymi i przewainie tei innego<br />

typu byli ludzm i. Jui w XI w. zupelnie niepotrzebnie utrudniali<br />

sobie stosunki z B.zymem przez antykwaryczne juz wtedy zqdanie<br />

liturgii slowianskiej. W XV w . przyw6dztwo nad nimi obj~li teologowie,<br />

co nam nie zdarzylo s i~ n igdy. Teraz u progu nowej ery,<br />

po znacznie dIuiszej przerwie w aktywnosci politycznej nii to<br />

mialo miejsce u Polak6w, na ezele ieh z konieeznosci stanqc rnusieli<br />

ludzie, kt6rzy byli w wi ~ k s zym stopniu intelektualist ami i dziataczami<br />

spol:ecznymi nii politykami. To sposr6d n ajwybitniejszych<br />

odnosi sie: do Masaryka, ale cze:sciowo t akie do Benesza.<br />

Nastqpilo dwudziestolecie. Trzeba pozostaw ic przyszIym his torykom,<br />

kto wtedy jakie winy i pod czyim wpIywem popelnil. Dyletanckie<br />

rozdrapywanie tych spraw mogtoby przyniesc tylko s zkod~.


1458 ZENON SZPO TANSKT<br />

To jednak powiedziec trzeba, ze podczas paryskiej K onferencji Pokojowej<br />

Dmowski zachowal wobec powstajqcej Czechoslowacji<br />

lojalnosc tak bezwzgl~dnq na jakq n igdy nie zdobyli si ~ przywodcy<br />

czechoslowaccy, n a jakq nie mogi si ~ zdobyc nawet Kramarz. I ie,<br />

co najwainiejsza, nigdy spory s qsiedzkie, w ktorych jako rzecznik<br />

P olski wys t ~powal, n ie zaciemnily w jego oczach hierarchii zag adnier'1.<br />

Co prawda, nie nalei y nigdy zapominac, i e i Benesz, spieraj'loc<br />

si ~ z Polskq 0 Slqsk Cieszynski, popieral z calq silq wobec w iel\ich<br />

mocarstw iqdania terytorialne P olski na Slqsku G6rnym . Tylko<br />

ie najwainiejsza zasada Dmowsk iego: ie chcqc, aby Czech oslowacja<br />

byla zdolna do oparcia si~ Niemcom, t rzeb a jq popierac na<br />

wszystkich odcinkach, a n ie tylko w obec Niem cow, n ie znal azla<br />

u Czechosiowacji odwzajemnienia. Dzisiaj 0 t ych spraw ach pa m i ~ t a<br />

si ~ m alo, za to znacznie lepiej, i to nie t ylko w Czechoslowacji, ale<br />

i u n as pamiEita s i ~ 0 tym, co stalo s i ~ w r . 1938. Bo tei wtedy rzeczywiscie<br />

dorow nalismy bezmyslnosciq Zygmuntowi III i jego dor<br />

adcom, tylko ie tym razem upadek nasz, po katastrofie naszych<br />

pobratymcow, przyszedl zn acznie pr~d z e j.<br />

W koncu nadszedl rok 1945 i wsr6d w ielu inn ych przelomow ych<br />

wydarzen w ysiedlenie z granic Czech oslowacji Niemc6w Sudeckich.<br />

Odtqd sprawa niemiecka stracila dla Czechow aspekt spr awy<br />

wewn~tr zn ej , jaki m iala dla n ich przez wieki i odtqd narody Czechoslowacji<br />

nie mogq rozsq dnie m iec w ob ec niej jakiegos o dr ~b n e­<br />

go, a dla swych sprzymierzenc6w n iezrozmnialego, punktu widzenia.<br />

Zenon Szpotaiiski


Ks. WILHELM DOROZYNSKI<br />

P R A W A c Z t OW I E K A* <br />

I<br />

Czlowiek i jego osobiste prawa, alba inaczej - podstawowe wolnosci<br />

- to problem, ktor y n a przestrzeni dziejow przybieral rozne<br />

ksztalty.<br />

'<br />

Na ogol mozna powiedziec, ze panstwa staroiytne 0 wladzy prze-­<br />

waznie absolutnej w swej om nipotencji p ochlanialy zupelnie jednost<br />

kE:, stqd tez 0 prawach tej ostatniej w sensie wspolczesnym<br />

nie m ozna m owic. Starozytni przez wolnose r ozumieIi r aczej woInose<br />

obywateIsk


1460 KS . WILHELM O OROZy:ri/SKI<br />

cezara, ktory uwazaJqC siebie za boga, w ymagal czci Bogu n a­<br />

leinej. Zrozumialym siE: stqd stanie dla nas stosunek panstwcl<br />

i warstw wyzszych do niewolnikow. NajwiE:ksi nawe t mysliciele<br />

staroiytnosci, j ak Platon, Arystoteles, najszlachetniejsi m ~ drc y ,<br />

jak Seneka, godzili si E: z tym stanem r zeczy, uwaiajqc to za<br />

objaw zupeinie normalny. Seneka, wspolczujqc z losem niewoln<br />

ikow, magI siE: zdobye tylko n a udzielenie im r ady, by przez<br />

samobojstwo zdobywali wolnose. Moina zatem sobie wyobrazie,<br />

jakie s tosunki panowae musialy wsrod tych nieszc zE:sliwych odsqdzonych<br />

od czci i wiary. Upadek moralnosci, n ie uznawanie malzenstw<br />

mi~dzy niewolnikClmi, psie wpatrywanie siE: w oczy p ana,<br />

k tory jednym skinieniem mogl pozbawie niewolnika pozorow jego<br />

w olnosci przez zakucie w k ajdany, lub nawet db blahego powodu<br />

pozbawie zycia, stwarzaly warunki, w k torych czlowiek przestaje<br />

bye czlowiekiem, a wyzuty ze wszystkiego co szlachetne, staje si E:<br />

gorszym od dzikiego zwierz~ ci a. J akaz perspektywa dla czlow<br />

ieka, ktory w ydobye s i~ moze z niewoli tylko przez smiere samobojcz'l<br />

Dlatego tei od czasu do czasu vvybuchaly krwawe powstania<br />

niewolnikow - srogo tlumione. Mimo widok6w n a niepowodzenie<br />

ci ludzie, pragnqc wolnosci i do niej dqz'lc, decydowali<br />

s i~ nawet na Smiere, ale w walce ze swoimi ciemi~iyei e lami , aniicli<br />

n a iycie - w poniieniu.<br />

W takim to okresie podeptania godnosci ludzkiej i wszelkich<br />

praw czlowieka na widowni dziejowej pojawia si~ Jezus Chrystus.<br />

"To jest przykazanie mOje, abyscie s i ~ wzajemnie milowali"<br />

(J 15, 12) - oto haslo milosci i braterstwa.<br />

Sw. Pawel, interpretujqc nauk~ Mistrza, w ola: "Nie ma niewolnika,<br />

ani wolnego" 4.<br />

Kosci61, pierwszy w d ziejach ludzk osei traktuje ezlowieka jako<br />

o sob~, ktora rna swoj eel wlasny, swoje zadanie do spelnienia,<br />

niezaleinie zupelnie od panstwa. To podkreslenie jest niesly ehanie<br />

waine, nada uno w przyszlosci calej cywilizaeji chrzescijanskiej<br />

piGtno personalistyezne.<br />

II<br />

Krajem, gdzie stosunkowo dose wczesnie zaez ~ to z powodzeniem<br />

zdobywae czlowiekowi naleine prawa, byla Anglia.<br />

Przez ograniezanie wladzy krolewskiej krystalizowaly sj~ tu<br />

prawa jednostek. RasIa te zostaly nast~pnie z terenu angielskiego<br />

przez kolonist6w przeniesione do Ameryki polnoenej. Amerykanskie<br />

4 Gal 3, 28.


P R A W A CZLOWIEKA<br />

1461<br />

jednak Bms of rights nie tylko pragnq ustanowic zasady ustroju<br />

panstwowego, lecz przede w szystkim wyznaczajq lini~ granicznq<br />

mi~dzy pailstwem a jednostkq. Zgodnie z ich tresciq jednostka<br />

staje s i~ podmiotem prawnym nie dzi~ki panstwu dopiero, lecz<br />

jest nim przez SWq natur~, posiada prawa nieodlqczne, nietykalne<br />

5. Stqd zrodlem deklar acji amerykanskiej nie jest wylqcznie<br />

prawo angielskie. Ostatnie bowiem podk resla raczej obowiqzki<br />

rzqdu w stosunku do czlowieka, nie zas praw a jednostek. "To bowiem<br />

pisze J ellinek 6 - :ie pr awa nie mogq bye ustanawian e, okrutne kary<br />

wymierzane, :ie p rzy s i~ gli m ogq b ye w edlug 'Przepisow mianowani,<br />

ze podatki nie mogq bye bezpra\lIlIlie nakladane, :ie sltalego<br />

wojska nie wolno utrzymyw ae bez zgody parlamentu, :ie wybory<br />

do parlamentu Sq wolne, :ie parlament m a bye c z~sto zwolywany ­<br />

to wszystko nie Sq prawa jednost ki, Iecz obowiqzki rzqdu. Z 13<br />

punktow Bills of rights dwa tylko zawiera jq postanowienia wyra:ione<br />

w formie upowaznien dla poddanych (prawo stanowienia<br />

petycji do krola i pr awo poddanych protestanckich do noszenia<br />

broni stosownie do ich stanu), a jeden zmierza do swobody czlonkow<br />

parlam entu. Jesli - czytamy dalej - niemniej w szystkie<br />

klauzule Bm of rights, n azw an e Sq w nimi samymi prawami i swobodami<br />

ludu angielskiego, to opiera s i~ to n a poglqdzie, :ie prawne<br />

ograniczenie korony jest zarazem prawem n arodu". We wszystkich<br />

dokumentach wolnosciowych angielskich nie rna umieszczonych<br />

takich zasadniczych praw czlowiek a jak: "wolnose r eligijna, prawo<br />

zgromadzen, wolnose druku i swoboda przesiedlania s i~ " 7. Czym to<br />

nalei:y t lumaczye Czy Anglia moze nie uznawala tego rodzaju<br />

praw Angielska nauka pr aw - twierdzi J ellinek - nie zna podobnych<br />

praw, pod lug niej, tego rodzaju swobody prawne indywidualne<br />

zapewnia raczej ogolna zasada pra wna, n a mocy ktor ej<br />

tylko wolno ograniczae w jakikolwiek spos6b jednostk~ 8.<br />

Deklaracje auneryk anskie zaczynajq si~ od slow, :ie wszyscy<br />

ludzie rodzq s i~ jednakowo wolnymi i zawierajq w sobie praw a<br />

przyslugujqce every' individual, all mankind lub every m ember<br />

of societ y 9. Ustawy angielskie 'llie uznajq wprost og6ln ych, niezmiennych,<br />

odwiecznych praw lud'zkich, leez tr aktujq je jako "prawa<br />

po ojcach odziedziczone,stare niewqtpliwie prawa n ar odu<br />

angielskiego" 10, natomiast am eryk anskie zawierajq prawa, ktore<br />

5 .1. Jellinek, Dektar acja pmw czl owiekCL i obywatela, Warszawa 1905, s. 50 .<br />

s .1. . lellinek, op. cit., s. 50-51. <br />

7 J . .1ellinek , op. cit., s. 53. <br />

8 J . Jellin ek , op. cit ., s. 53. <br />

9 .1. .1eIlinek, op. cit. , s. 56. <br />

10 J. J ellinek , op. cit., s . 50. <br />

Zn a k - 6


1462<br />

KS. WILHELM DOROZYN'SKI<br />

przewyzszajq moe prawodawcy, Sq wi~c od niego niezalezne, gdyz<br />

Sq czlowiekowi z natury wrodzone, nieodlqczne, nietykalne. Ponadto<br />

zarowno w Unii jak w oddzielnych Stanach, dla prawodawstwa<br />

zwyklego i konstytucyjnego istniejq raine organa, a s~dzia<br />

rna prawo badania nie tylko zgodnosci rozporzqdzen z ustawami,<br />

ale takze zgodnosci ustaw z konstytucjq 11. SOld zatem moze<br />

w konkretnym wypadku danq ustaw~ uznae za niezgodnq z konstytucjq<br />

i za niewaznOl, nie obowiqzujqcq, jak gdyby nie istniejqcq.<br />

Roinica zatem mi~dzy podstawowymi prawami angielskimi<br />

a amerykanskimi jest zasadnicza.<br />

Oprocz wplywu pralWa angielskiego na deklaracje amerykanskie<br />

miala wplyw rowniez reformacja.<br />

Deklaracje a:merykanskie, uchwalone przez zwolennikow reformacji,<br />

ktorzy niepokojeni w kraju rnacierzystym, emigrujq do Ameryki<br />

Pln. - majq na sobie pi~tno irndywidualistycznego poglqdu<br />

na czlowieka. Oglaszajq jednak wolnosci, kt6re dotqd nigdy w swiecie<br />

nie byly uznawane. Jui bowiem w XVII stuleciu tolerancja<br />

religijna, tzu. prawo do wolnosci religijnej, uj~te w sensie indywidualistycznyrn<br />

zostalo na gruncie Ameryki Pln. wprowadzone<br />

i oficjalnie prawnie uznane, najpierw w ksi~dze praw dla Rhode<br />

Island z 1647 r., nast~pnie w karcie nadanej przez Karola II<br />

w 1663 r. ·koloniom Rhode Island i Providence Plantations 12. Zasady<br />

te rozprzestrzeniajq s i~ powoli we wszystkich koloniach Ameryki<br />

P6lnocnej, przyznajqc wolnose religijnq w wi~kszym lub rnniejszym<br />

zakresie.<br />

Katolicki Maryland w 1649 r. udziela pozwolenia kazdemu wyznawcy<br />

Jezusa Chrystusa na swobodne wykonywanie praktyk<br />

religijnych. Kolonie New Jersey w 1664 r., a New York w 1665 r.<br />

oglosily bardzo szerokq tolerancj~ religijnq. Konstytucja dla P61­<br />

nocnej Karoliny, opracowana przez mysliciela angielskiego, ojca<br />

indywidualizmu filozoficznego - Locke'a i wprowadzona w zycie<br />

w 1669 r. opiera si~ na tolerancji wzgl~dem dyssydentow, 2ydow<br />

i pogan. Przewiduje ona, ze db utworzenia ' Kosciola przez stowarzyszenie<br />

religijne wystarcza 7 osob. Zabrania wszelkiego przymusu<br />

odnosnie wyznawania wiary, jednakowoz wymaga, by kazdy<br />

obywatel w 17-'tyrn roku zycia zdecydowal si~, do jakiego zwiqzku<br />

religijnego pragnie nalezee, w przeciwnym bowiem razie zostanie<br />

on pozbawiony wszelkiej opieki prawnej. Ponadto zabrania surowo<br />

stosowania wszelkiej dyskryminacji w stosunku do jakiegokolwiek<br />

stowarzyszenia religijnego. Konstytucja ta wymaga jednak<br />

od obywatela wyznawania jakiejs religii, prawodawca bowiem<br />

11 A. Peretlatkowlcz. op. cit., '. lU. <br />

11 J . Jelllnek, op. clt., S. 66.


PRAW A CZLOWIEKA 1463<br />

stoi na stanowisku, ze religia jest czlowiekowi koniecznie potrzebna<br />

i bez niej czlowiek nie bylby czlowiekiern. W konstytucji uchwalonej<br />

dla Pensylwanii w 1701 r. czytaJITIy takie charakterystyczne<br />

zdanie: "ze Iud obdarzony nawet najwi~kszymi swobodami obywatelskimi<br />

nie moze bye prawdziwie szcz~sliwym, jesli nie posiada<br />

wolnosci sumienia".<br />

Dnia 14 pazdziernika 1774 r. kongres dwunastu panstw kolonialnych,<br />

obradujqcy w Filadelfii uchwalil uroczyscie deklaracj~ praw<br />

czIowieka. Przyznaje ona wszystkim mieszkancom polnocno-amerykanskich<br />

kolO'nii przynalezne im prawa wedlug niezmiennych<br />

praw natury, zasad konstytucji ahgielskiej i wlasnych konstytucji.<br />

Pierwszym stanem, ktory wydal deklaracj~ praw czlowieka w uroczystym<br />

Bill of Rights z datq 12. VI. 1776 r., nie powolujqc si~<br />

na zadne inne prawa procz prawa natury - byla Wirginia.<br />

W 16-tu artykulach Sq zawarte poszczegolne wolnosci czlowieka,<br />

jako nienaruszalne 'Prawa. Oto niektore z nich: wszyscy ludzie<br />

rodzq si~ jednakowo wolni i niezalezni i majq pewne przyrodzone<br />

prawa, ktorych, stajqc si~ czlonkami ustroju spolecznego, nie mogq<br />

pod zadnym warunkiem pozba'wie swej potomnosci, mianowicie<br />

karzystania z prawa do zycia, wolnasci, oraz maznosci nabywania<br />

i posiadania wlasnasci, dqzenia dO' osiqgania szcz~scia i bezpieczenstwa<br />

(art. I) 13. Wszelka wladza tkwi w naradzie (art. II); rzqd,<br />

ktory by nie mogi zapewnie abywatelom szcz~scia i bezpieczenstwa,<br />

lub gdyby byl przeciwny tym celom, moze bye przez wi~kszose<br />

spalecznq zmieniany lub zniesiany, do tego bowiem rna ona "niewqtpliwe,<br />

nietykalne i nieadlqczne prawa" (art. III). Nikt nie<br />

maze bye pozbawiony walnasci, jak tylko na macy prawa krajawegO'<br />

lub wyraku jego s~ziow (art. VIII); nie moze bye zadna<br />

asaba aresztowana bez uprzedniego udowadnienia jej winy (art.<br />

XI). W koncu deklaracja zapewnia wolnase druku (art. XII) i walnase<br />

sumienia (art. XVI) 14. W niniejszej deklaracji brak jest prawa<br />

0' emigracji, 0 zgramadzeniach i prawa petycji, ktore to' wolnasci<br />

zostaly umieszczO'ne w deklaracji praw stanu Pensylwanii.<br />

Roznica mi~dzy deklaracjq filadelfijskq a wirginijskq istnieje<br />

dase znaczna. Pierwsza pawoluje si~ jeszcze na prawa angielskie,<br />

druga zas wylqcznie na prawa natury.<br />

13 Bez wzgI~du na zasadEl. ze wszyscy Iudzie rodzq si~ wolni i niezaIeznl, nie<br />

zniesiono jednak niewolnictwa.<br />

14 J. Jellinek, Gp. cit., s. 92-96. Artykul odnosnie wolnosci sumienia brzmi:<br />

"ze religia i obowiqzki, Jakie mamy wzgl~dem Stworcy, i spOSOb ich pelnienia<br />

mog" bye kierowane jedynie przez rozum i przekonanie, nie zas przez sil~<br />

lub przymus; wszyscy wi~c ludzie maj,! jednakowe prawo do pelnienia obovd'lzkOw<br />

religijnych , zgodnie z nakazem swego sumienia i ze wzajemna milose<br />

i milosierdzie jest obowiqzkiem wyrozumialosci chl'ZescijanskieJ.


1464 KS. WILHELM DORCZYNSKI<br />

W filadel£ijskiej i nast~pnych deklaracjach praw stanow polnocno-amerykanskich,<br />

odtqd panstw niezaleznych, obok praw dotychczas<br />

wywalczonych: wolnosci osobistej, wlasnosci, wolnosci<br />

sumienia - wyst~pujq nowe, a mianowicie: prawo zgromadzen,<br />

wolnose druku i wolnose przesiedlania si~. Sq one odpowiedzi'i na<br />

pogwalcenie w6wczas przez Angli~ wolnosci osobistej, idqce wlasnie<br />

w tych kierunka~h . Podzial wladzy, czasowe piastowanie<br />

urz~dow, odpowiedzialnose urz~dnikow, zakaz dziedziczenia przywilej6w,<br />

ograniczania dzialalnosci wladzy wykonawczej, jak zakaz<br />

utrzymywania stalego wojska - to podstawy, na ktorych budowano<br />

publiczne prawa jednostki.<br />

Za Wirginiq poszly inne Stany Ameryki, uchwalajqc w konstytucjach<br />

podobnej tresci deklaracje praw: Pensylwania 28. IX.<br />

1776 r., Maryland 11. x l. 1776 r., P 61nocna Karolina 18. XII. 1776 r.,<br />

Wermont 8. VIII. 1777 r., Massachusetts 2. III. 1780 r., New<br />

Hampshire 31. X. 1783 r.<br />

Nie wszystkie stany konsekwentnie przeprowadzily u siebie<br />

wolnose religii, dajqc przy tym swobod~ dzialania Kosciolowi katolickiemu.<br />

I tak katoUcki stan Marylandu juz w 1649 r. pozwala<br />

kazdemu wyznawcy Jezusa Chrystusa na swobodne wykonywanie<br />

praktyk religijnych, zas w stanie Massachusetts, w akcie nada.nym<br />

przez kr6la angielskiego Wilhelma III z 1692 r. jest klauzula, w y­<br />

kluczajqca katolik6w od korzyst ania z tolerancji religijnej. Podobne<br />

prawo otrzymala od kr6la Jerzego II w <strong>173</strong>2 r. Georgia.<br />

W wielu stanach przez dlugi czas dla piastowania urz~d6w publicznych<br />

wyma"ga.no wyznania protestanckiego lub przynajmniej<br />

chrzescijanskiego. W ciqgu XIX-go stulecia te i inne ograniczenia<br />

z malymi wyjqtkami zostaly u s uni~te .<br />

Wi~cej miejsca poswi~cilismy rozwazaniu deklaracji amerykanskich,<br />

gdyz staly si~ one niewqtpliwie wzorem dla francuskiej<br />

Declaration des droits de Z'homme et du citoyen z 26. VIII. 1789 r.<br />

III<br />

Rok 1789 to data, kt6ra zawazyla nic tylko na losach Francji,<br />

na jej ustroju, ale niewqtpliwie wywarla olbrzymi wplyw na pozostale<br />

kraje Europy. Jako wyraz dqzen ludu francuskiego, wyzwalajqcego<br />

si~ spod ucisku monarchii absolutnej, juz na w s t~pie ,<br />

bo dnia 26. VIII. 1789 r. uchwalono tzw. "deklara c j~ praw czlowieka<br />

i obywatela". Mialy to bye podstawowe prawa, niezmienne.<br />

kt6re wyzwalajqc j edno s tk~ spod przemocy, zabezpieczaly jej<br />

wolnose.<br />

Znaczenie "deklaracji praw czlowieka " bylo i jest roi:nie oceniane.<br />

Politycy i historycy wielokrotnie dochodzili do wniosku,


PRAW A CZLOWIEKA 1465<br />

ze ona wlasnie stala si~ przyczynq anarchii, jaka wkrotce potem<br />

nawiedzila Francj~. Tlumaczyli, ze abstrakcyjne formuly deklaracji<br />

mogq bye roznie rozumiane, "a jako pozbawione wszelkiej<br />

realnej t resci po]itycznej i praktycznej znajomosci rzqdzenia krajem,<br />

Sq niebezpieczne" 15. Inni znowu uwazajq de klaracj~ za dokument<br />

"wszechswiatowej don i.oslosci, jako katechizm zasad<br />

z 1789 r., ja,]m najcenniejszy dar ofiarowany ludzkosci przez<br />

F rancj ~" 10. F a-ktem jest, ze "Wielka Rewolucja Francuska z 1789 r."<br />

podniosla protest przeciw uprzywilejowaniu stanow szlacheckiego<br />

i duch Cl'Wnego. Glownq -myslq tworcow Deklaracji praw czlow<br />

ieka bylo: "dae ka:.i:dej jednostce niczym n i eskr~powanq swobod~<br />

dzialania i zycia" 17. Locke na terenie Anglii, Rousseau zas we<br />

F rancji, gloszqc prymart jednostki przed spoleczeii.stwem, stali si~<br />

glownyrrni krzewicielami systemu indywidualistycznego. Zwlaszcza<br />

Rousseau przez swoje teorie wylozone w dziele pt. Contrat social<br />

(Umowie spolecznej), jest jednym z gl6wnych autor6w Deklaracji<br />

praw czlowieka we F rancji z 1789 r .<br />

J ellinek jest zdania, :.i:e "fr ancuska deklaracja praw" jest tylko<br />

odmianq amerykaii.skieh biils of rights ezy declarations of rights.<br />

Niemniej jednak przyznaje, :.i:e w;plyw Umowy spo ~ecznej Rousseaua<br />

faktycznie m ial tu miejsee, nie wnOSZqC jednak nie nowego. Twierdzenie<br />

to stara s i ~ on udowodnic 18. Inni uczeni natomiast widzq<br />

wielki wplyw Umowy spolecznej na tworzenie "deklaracji". Wydaje<br />

s i ~, ze sluszn ose jest po stronie tych ostatnich.<br />

Fran cuskq Deklaracjc:; praw czlowieka poprzedza krotki wst~p,<br />

kt6r y ze wzgl~du na eharakterystyeznq tresc przytoezymy w calosci:<br />

"Zgromadzenie Narodowe wy ehodzqc z zalo:.i:enia, :.i:e tylko nieznajomose<br />

i nieuznawa nie praw czlowieka Sq przyezynq nieszez~se<br />

publicznych, deklar uje solennie prawa naturalne, n iepozbywalne<br />

i u s wi ~ cone czlowieka w tym celu: aby ta deklaraeja przypominala<br />

czlonkom ciala spolecznego ieh prawa i obow iqzki; aby akta ustawodaweze<br />

i wykonaweze byly w wi~k szym powa:.i:aniu; aiby ambicje<br />

obywateli, majqe pod s t a w ~ w prostych i niezaprzeczalnych zasadach,<br />

szly w kierunku utrzym ania Konstytueji i szezE;scia wszystkieh.<br />

Deklaru je wi ~ cOo ' " Na s t~ p uje wyliezenie siedemnastu artykul6w, zawierajqcych<br />

tresci wolnosci czlowieka.<br />

Francuska deklar acja uznaje istnienie praw ludzkich, ktoryeh<br />

I, J . J ellinek, op. cit., s. 13-14. <br />

16 J . J ellinek, op. cit. , s. 14. <br />

17 J . . P iwowarczyk, Idea chr zescijQ1isko-spo!eczna w jej h istor yczn y m roz­<br />

woj u , Kra k 6w 1922, S. 5.<br />

18 J. Jelline k , op . c it., s . 45 . oraz 5S. 18- 28.


1466 KS. WILHELM DOROZYNSKI<br />

zadna ustawa zrniemc, ani pozbawie czIowieka nie moze. Sq to<br />

prawa wynikajqce z natury, a wi~c przysIugujq czIowiekowi niezaleznie<br />

od wszelkich ludzkich pra"yodawcow.<br />

Podobnie jak w deklaracji wirginijskiej, francuska 10 r6wniei:<br />

wart. I-szyrn podkresla, ze czlowiek rodzi si~ wolnym z rownymi<br />

prawami. Celern spoleczenstwa jest zapewnienie przyrodzonych<br />

praw ludzkich, ktorymi Sq: wolnose, wlasnose, bezpieczenstwo i opor<br />

przeciwko uciskowi (art. II). Wladza wyplywa z narodu (art. III).<br />

Artykul II-gi w mysl idealow indywidualizmu liberalnego, zqda od<br />

panstwa jedynie czuwania nad wolnosciq jednostek, bez mieszania<br />

si~ w ich wewn~trzne sprawy. Artykul IV-ty okresla istot~ wolnosci.<br />

Wolnose rnianowicie polega na czynieniu wszystkiego, co nie<br />

szkodzi drugiemu, granicq dzialania jest takie sarno prawo drugiej<br />

jednostki, ustawa zas rna te granice blizej okreslae.<br />

A czegoz ustawa moze zabronie Na to odpowiada art. V-ty:<br />

"Ustawa moze zabronie tylko czynow szkodliwych dla spoleczenstwa".<br />

Czyny szkodliwe dla spoleczenstwa Sq ustawq zabronione.<br />

Ustawa, uchwalona przez jednostki 0 prawach niepozbywalnych,<br />

w niczj'1rn nieskr~powane, rna je ograniczae. Ustawa jest zarazern<br />

wolq ogolu, stqd wszyscy majq prawo brae udzial w jej tworzeniu<br />

(art. VI). "Deklaracja" zabrania dalej pozbawienia wolnosci<br />

czlowieka wbrew ustawie, winni naruszenia porzqdku b~dq karani<br />

(art. VII); do udowodnienia winy rna bye jednostka uwazana za<br />

niewinnq (art. IX). Nikt nie rnoze bye niepokojony z powodu<br />

swych przekonan, nawet religijnych, byleby ich objawianie nie<br />

zaklocalo porzqdku publicznego prawem ustanowionego (art. X).<br />

Mowa tu 0 tolerancji religijnej, ktora mialaby zapewnie wszystkim<br />

religiom wolnose. W dalszym ciqgu "deklaracja" zapewnia<br />

swobod~ wypowiadania rnysli w forrnie pisma i druku, "z zastrzezeniern<br />

odpowiedzialnosci za naduzycie tej wolnosci w wypadkach<br />

prawem przewidzia~ych". Artykul XIV-ty mowi 0 kontroli<br />

podatkow. W koncu "deklaracja" udziela gwarancji wlasnosci<br />

prywa.tnej, ktora moze bye jednak naruszona tam, gdzie wymaga<br />

tego "potrzeba publiczna", prawnie stwierdzona i pod warunkiem<br />

sprawiedliwego, uprzedniego odszkodowania.<br />

Takie wolnosci glosi francuska Deklaracja praw czlowieka i obywatela.<br />

Deklaracje praw nie zawsze okazaly si~ d{)stateczne dla nalezytej<br />

ochrony praw czlowieka. Rzqdy bowiem 0 tendencjach absolutnych<br />

nie zawsze chcialy respektowae uchwaly, zawarte w "deklaracjach".<br />

Nie mogi obywatel prawnie dochodzie naruszenia<br />

19 J . Jellinek, op. cit. , s. 31-43.


PRAW A CZLOWIEKA<br />

1467<br />

jego wolnosci. Stqd tez w dalszym ciqgu rozwoju tych praw,<br />

wprowadzono je do samej konstytucji, a przez to udzielono im<br />

ochrony ustawy zasadniczej, konstytucyjnej **. Ochrona ta jest skuteczna<br />

przed wladzq ustawodawczq, gdyz zwykle ustawy nie mogq<br />

bye sprzeczne z przepisami konstytucyjnymi, oraz przed wladzq<br />

wykonawczq, ktora moze ograniczye wolnose indywidualnq tylko<br />

o tyle, 0 ile ograniczenie to jes1t wyraznie przez ustaw~ przewidziane,<br />

w przeciwnyrrn razie b~dzie naruszeniem konstytucji, a to<br />

jui jest bezprawiem.<br />

IV<br />

Wzo'rujqc si~ na francuskiej Deklaracji praw - iune panstwa<br />

europejskie wprowadzajq juz do swoich konstytucji podstawo~e<br />

wolnosci czlowieka.<br />

Konstytucja niemiecka dla wszystkich krajow niemieckich<br />

z 28. III. 1849 r. 20 w rozdz. VI zatytulowanym "Die Grundrechte<br />

des deutschen Volkes" glosi: rownose wobec prawa obywateli<br />

pans1twa, wolnose od poddanstwa, rowny dost~p do urz~dow publicznych,<br />

wolnose i nienaruszalnose osoby, obron~ jednostlti przed<br />

samowolq, nienaruszalnose mieszkania, prawo do tajemnicy listowej,<br />

wolnose wypowiadania swojej opinii mOWq, pismem, drukiem<br />

i innymi sposobami, wolnose prasy, wolnose wierzen religijnych,<br />

przekonan, dzialalnosci religijnej, niezaleznose prawa od religii,<br />

wolnose badan naukowych i nauczania, prawo petycji, wolnose<br />

zgromadzen i zrzeszania si~, nienaruszalnose wlasnosci, prawo odwolywania<br />

si~ do prawnego s~dziego. Te same wolnosci Sq potwierdzone<br />

w konstytucji z dnia 16. IV. 1871 r., zas konstytucja<br />

z 11. VIII. 1919 r . obszernie je jeszcze rozwija i wyjasnia, dokladniej<br />

omawiajqc prawa i obowiqzki jednostki w stosunku do spolecznosci<br />

religijnej i do panstwa.<br />

Konstytucja austriacka z dnia 1. X. 1920 r. 21 'zawiera tylko dwa<br />

ar'tykuly, okreslajqce podstawowe prawa czlowieka, a mianowicie:<br />

rownose wszystkich obywateli wobec prawa oraz r6wnose praw<br />

i obowiqzkow.<br />

W Sz,wajcarii wplyw francuskiej Deklaracji praw byl dose<br />

duZy. Prawa czlowieka zostaly zawarte w konstytucjach kantonowych<br />

i zwiqzkowych z 1848 r. i 1874 r. Jako zatem subiektywne<br />

prawa czlowieka zostaly przyj~te: rownose wobec prawa, wolnose<br />

•• Historycznemu rozwoJow! praw czlowieka w<br />

artykul.<br />

20 E. Baumgartner, op. cit.<br />

21 E. Baumgartner, op. ci t .<br />

Polsce poswiElclmy osobny


1468<br />

KS. WILHE LM DOROZ YNSKI<br />

od poddanstwa", wolnose wyznania, su:mien ia i kultu, walnose prasy,<br />

zgromadzen i zrzeszen, prawo odwolywania si~ do ustawowego s ~­<br />

dziego, prawo petycji, wolnose osoby, prawo wlasnosci prywatnei.<br />

Powyzsze pr awa ze wzglE;du n a dobro ogolne i porzqdek publiczny<br />

mogq bye ograniczone 22.<br />

Konstytucja belgijska uchwalona w 1831 r. zapewnia rowniez<br />

jednostce jej podstawowe prawa n a wzor francuskiej DekLaracji.<br />

W ciqgu XIX w . wszystkie niemal konstytucje panstw europejskich<br />

zawierajq juz podstawowe wolnosci czlowiek a. Indywidualizm<br />

liberalistyczny, ktory w X IX w. zwlaszcza n a polu gospodarczym<br />

swi~cil triumfy, wplynql r6wniez n a ustawodawstwo panstwowe,<br />

dajqc jednostce z jednej strony s wobod~, z drugiej zas ograniczajqc<br />

jq. Niemniej jednak zycie domagalo s i ~ swoich 'natur alnych praw<br />

dlatego juz w polowie XIX w. tworzq si ~ na terenie angielskim<br />

ZWiqZiki zawodowe, k t6re daly poczqtek p ot~zny m organizacjom<br />

robo'1niczym, skutecznie przeciwstawiajqc s i~ wybujalej<br />

swawoli - wolnosci liberalnej.<br />

Zachodzi pytanie, czy nowozytny liberalizm XX-go wieku dodal<br />

cos wiE:cej do wolnosci, gloszonych w XVIII-tyro stuleciu<br />

W Stanach Zjednoczonych obowiqzuje obecnie zasadniczo kon­<br />

.stytucja, uchw alona przez konwent Stanow, zebrany w Filadelfii<br />

pod przewodnictwem Waszyngtona w 1787 r. Wpr owadzono tylko<br />

nieznaczne poprawki, oraz szereg artykulow dodatkowych. Poprawka<br />

13-ta z 1865 r. zniosla niewolnictwo, poprawka 15-ta<br />

z 1870 r . wprowadi ila r6wnouprawnienie rasy bialej i kolorowej,<br />

poprawka 19-ta z 1920 r. rozszerzyla prawo glosowania na kobiety<br />

23.<br />

Konstytucja francuska, przyj~ta w referendum z dnia 13 pazdziernika<br />

1946 r ., zatwierdza glosnq D eklaracj ~ praw czlowieka z 1789 r .,<br />

uzupernia jqc jq artykulami 0 tresci dostosowanej do czasow wspolczesnych.<br />

DekLaracja zrownuje przede wszY Sltkim kobiet~ we w szystkich<br />

dziedzinach zycia z mE:zczyznq. Dopiero wi~c w 1946 r . k obieta<br />

francuska otrzymuje peIne prawa obyw atelskie. Nast E:pnie DekLaracja<br />

zawiera pra'\'1o do pr acy kazdego czlowieka (czego nie<br />

m a 'Zupelnie w Anglii i A!meryce), prawo do strajku w ramach<br />

llstaw, prawo robotnik6w do udzialu w okreslaniu warunk6w pracy<br />

i w sposobie prowadzenia przed s i~bior s twa (nie ma tego w Anglii,<br />

ani w Ameryce). Ogromny wylom czyni 'kon stytucja fr ancuska<br />

z 1946 r. w p oj~c i u wlasnosci, wprowadzajqc pew ne novum do<br />

konstytucji zachodnio-europejskich. Przyjmuje mianowicie, ze<br />

22 E. B aumgartner. op . cit. <br />

23 A. P eret ia t k ow icz, op. cit., s. 106- 107.


~RA W A C ZLOWIEK A 1469<br />

"wszelkie przedsi~bior s two, kt6re llzyskuje charakter narodowej<br />

sluzby publicznej, alba m onopolu f ak tycznego, pow inno stanowic<br />

w1asnose w spolnoty" 24. "Sw i ~ t e i nienaruszone prawo" w1asnosci<br />

prywatnej Deklaracji praw z 1789 r. zosta1o narusrone.<br />

W ZSRR K


1470 KS. WILHELM DOROZYl'lSKI<br />

niezaleznie od narodowosci, rasy i wyznania majq r6wne prawa we<br />

wszystkich dziedzinach zycia panstwowego, politycznego, gospodarczego,<br />

spolecznego i kulturalnego" (art. 69). Wolnose sumienia<br />

i wyznania w szystkilm obywatelom zapewnia art. 70. Czytamy tam:<br />

"Kosci61 i inne zwiqzki wyznaniowe mogq swobodnie wypelniae<br />

s woje funkcje religijne. Nie wolno zmuszae obywateli do niebrania<br />

udzialu w czynnosciach lub obrz~dach religijnych. Nie wolno tez<br />

nikogo ZlJTIuszae do udzialu w czynnosciach lub obrz~dach religijnych".<br />

Art. 71 zapewnia obywatelom wolnose slowa, druku,<br />

zgromadzen i wiec6w, pochod6w i manifestacji, zas art. 72 - prawo<br />

zrzeszania si~ z zastrzezeniem, ze Sq zakazane zrzeszenia i udzial<br />

w nich, jesli cel lub ich dzialainose godzq w ustr6j polityczny<br />

i spolec:;,ny, alba porzqdek prawny Polskiej Rzeczypospolitej Lud'owej.<br />

Zapewnia s i~obywatelom nietykalnose osobistq. "Pozbawienie<br />

wolnosci moze nastCj pie tylko w przypadkach okreslonych ustawq.<br />

Zatrzymany powinien bye zwolniony, jesli w ciqgu 48 godzin od<br />

chwili zatrzymania nie dor~czono mu postanowienia sqdu lub<br />

prokuratora 0 aresztowaniu" (art. 74). Ten sam artykul zapewnia<br />

"nienaruszalnose mieszkan i tajemnic~ korespondencji. Przeprowadzenie<br />

rewizji domowej dopuszczalne jest jedynie w przypadkach<br />

okreslonych ustawq". Prawa azylu udziela s i~ obywatelom<br />

panstw obcych "przesladowanych za obron~ interes6w mas pracujqcych,<br />

walk~ 0 po s t~p spoleczny, dzialalnosc w obronie pokoju,<br />

walk~ narodowo-wyzwolenczq lub dzialalnosc naukowq" (art. 75).<br />

Z praw obywatelskich moze korzystac kaidy obywatel bez<br />

wzgl~du na pIec, przynaleznosc narodowq i raSOWq, wyznanie,<br />

wyksztalcenie, czas zamieszkania, pochodzenie spoleczne, zaw6d<br />

i stan majCjtkowy (art. 81). Obywatel posiada prawo wybierania<br />

po skonczeniu 18-tu lat i moze bye wybranym do rady narodowej;<br />

do Sejmu zas po ukonczeniu lat 21 (art. 82).<br />

v<br />

Na arenie mi~dzynarodowej - zwIaszcza po brutalnym pogwalceniu<br />

godnosci ludzkiej podczas drugiej wojny swiatowej - problem<br />

praw czIowieka usilowala rozwiqzac Organizacja Narod6w<br />

Zjednoczonych. Okazalo si~ jednak, ze nie jest to takie proste<br />

i Iatwe. Chodzilo tu 0 poszanowanie praw i swobod wszystkich<br />

ludzi bez roznicy rasy, plci, j~zyka i religii, a wi~c 0 sprawy<br />

znajdujqce si~ na 'Platformie czysto wewn~trznych stosunk6w obywateli<br />

do danego panstwa. Po dlugiej dyskusji w Komisji Praw<br />

CzIowieka z siedzibq w Genewie, uchwalona zostala przez ONZ<br />

dnia 10 grudnia 1948 r. Powszechna Deklaracja Praw Czlowieka.<br />

W 30-tu artykulach zostaly zawarte prawa i wolnosci ludzkie.


PRAW A CZLOWIEKA<br />

1471<br />

Dla orientacji podajemy w polskim tlumaczeniu pelnq trese<br />

Powszechnej Deklaracji Praw Czlowieka 27.<br />

We wst~pie do Powszechnej Deklaracji czytamy: "Poniewaz<br />

uznanie godnosci kazdego czlonka spolecznosci ludzkiej oraz ich<br />

rownych i niepozbywalnych praw jest podstawq wolnosci, sprawiedliwosci<br />

i pokoju na swiecie - poniewaz odrzucenie praw<br />

ludzkich i ich pogarda staly si~ przyczynq barbarzynskich czynow<br />

- poniewaz realizowanie swiata, w ktoryrrn ludzie b~dq cieszye<br />

si~ wolnosciq slowa i przekonan, wolni od strachu i niedostatku,<br />

zostalo uznane za najwyzsze pragnienie czlowieka - poniewaz<br />

jest rzeCZq istotnq, by prawa ludzkie byly pod ochronq ustaw,<br />

o ile czlowiek nie rna bye zmuszony do samoobrony - poniewaz<br />

znaczenie 'posiada popieranie rozwoju przyjaznych stosunkow mi~dzy<br />

narodami - poniewaz ludy Narodow Zjednoczonych utwierdzily<br />

w karcie ONZ swojq wiar~ w podstawowe prawa ludzkie,<br />

w godnose i wartose osoby ludzkiej, w rowne prawa m~zczyzn<br />

i kobiet, oraz 'postanowily popierae post~p spoleczny i wyzszy<br />

poziom zycia w a1Jmosferze pelnej wolnosci - poniewaz pafJ.stwaczlonkowie<br />

zobowiqzaly s ,i~ do wspolpracy z Organizacjq Narodow<br />

Zjednoczonych przez rozszerzanie powszechnego szacunku i przestrzegania<br />

ludzkich praw i podstawowych wolnosci - poniewaz<br />

powszechne uznanie tych praw i wolnosci jest niezwykle wazne<br />

dla przeprowadzenia pelnej realizacji tego zadania - dlatego<br />

OgoIne Zgromadzenie proklamuje t~ Powszechnq Deklaracj~ Praw<br />

Czlowieka jako ideal wspolny, do o s iqgni~cia ktorego dqzq wszystkie<br />

ludy i wszystkie narody, aby kazda jednostka i wszystkie instytucje<br />

spoleczne, majqc w pami~ci niniejszq Deklaracj~, drogq<br />

nauczania i wychowania, usilowaly rozwijae szacunek dla tych<br />

praw i wolnosci i w ten sposob, przy pomocy post~powych przepisow<br />

narodowych i mi~dzynarodowych, zapewnily uznanie i powszechne<br />

i skuteczne zastosowanie w zyciu tak wsr6d ludnosci<br />

panstw-czlonkow Organizacji, jak r6wniez wsrod ludnosci terytoriow<br />

b~dqcych pod ich prawnq opiekq".<br />

Po tym wst~pie nast~uje wyliczenie poszczegolnych artykul6w<br />

Powszechnej Deklaracji.<br />

Art. 1. Wszystkie istoty ludzkie rodzq si~ wolne i r6wne w swej<br />

godnosci i prawach. Sq one istotami rozumnymi i swiadomymi<br />

i dzialanie ich tak W stosunku do siebie jak i do drugich winno<br />

cechowae braterstwo.<br />

Art. 2. a) Kazdy czlowiek posiada prawo do wszystkich praw<br />

wolnosci, kt6re Sq zawarte w tej Deklaracji, bez jakiejkolwiek<br />

27 Offici aL Records Of The Tll i rd Se ssion Of The Gene ral Assembly, "Woo :.<br />

Paris, Part 1, 21 September - 12 Dece mber 1948. Przekla d autora z j~zyka angielskiego.


1472 KS. WILHELM DOROZYNSKI<br />

dyskryminaeji takiej, jak rasa, kolor skory, piee, j~ z yk , religia,<br />

przekonania polityezne i inne, poehodzenie narodowe i spoieezne,<br />

majqtek, urodzenie lub inny stan.<br />

b) Na s t~pnie nie b ~dq stosowane ro~n iee ze wzgl~u na polityezny,<br />

prawny, mi~dzynarodowy statut kraju ezy terytorium , do<br />

ktorego dana osoba nalezy, bez w z gl ~du na to, ezy terytorium to<br />

jest panstwem niezaleznym , pod powiernietwem, niesamodzielne<br />

lub poddane jakimkolwiek innym ograniezeniem suwerennosei.<br />

Art 3. Kazdy ezlowiek ma prawo do zyeia, wolnosci i bezpieezenstwa<br />

swojej osoby.<br />

Art. 4. Nikt nie powinien bye trzymany w niew olnietwie lub<br />

poddanstwie. Niewolnietwo i handel niewolnikami w e wszelkiej<br />

fonnie winny bye za,k azane.<br />

Art. 5. Nikt nie moze bye poddawany tortur om, alba okrutnemu,<br />

nieludzkiemu lub ponizajqeem u tralktowaniu ezy k arze.<br />

Art. 6. Kazdy ezlow iek ma prawo, by go w s z~ dzie uznawano za<br />

o sob~ wobee prawa. .<br />

Art. 7. Wszysey Sq wobee praw a rowni i bez jakiejkolwiek rozniey<br />

Sq uprawnieni do jednakowej oehrony pr awnej. Wszysey<br />

winni miee zapewnionq r awnq o ehron ~ prawnq przed jakqkolwiek<br />

dyskryminacjq, ktara by n aruszala niniejszq deklaraej~, jak rawniez<br />

przeeiwko kazdej p row okaeji do takiej dyskryminaeji.<br />

Art. 8. Kazdy ma prawo do skuteeznego odwolywania si ~ przed<br />

kompetentny sqd narodowy przeciwko dzialaniom, naruszajqeym<br />

podstawowe prawa nadane mu 'p rzez ko nstytuej~ lub prawo.<br />

Art. 9. Nikt bezprawnie nie b ~ dz ie wi~z i ony , przetrzymywa.ny<br />

lub wysiedlony.<br />

Art. 10. K azdy eziowiek lIDa peIne prawo do tego, by jego sprawa<br />

zostala rozpatrzona w sposob spr awiedliwy i publieznie przez nie­<br />

;:alei:ny i b ezstronny trybunal, k tory zadeeyduje 0 prawaeh osoby<br />

lub jej zobowiqzaniaeh, oraz wyda orzeezenie odnosnie p r z est~p s tw<br />

jej zarzueanyeh.<br />

Art. 11. - 1. W stosunku do kazdego oskarzonego 0 czyn przes<br />

t~pczy istnieje domniemanie 0 jego niewinnosei do chwili prawnego<br />

udowodnienia winy 11a podstawie pubIicznie przeprowadzonego<br />

proeesu, podezas ktoregozostanq zapewnione wszystkie gwaraneje<br />

konieezne do obrony.<br />

2. Nikt nie b ~ d z ie skazany za czyny lub zaniedban ia,<br />

ktore w ehwiIi ieh popelniania w mysl praw a panstwow ego lub mi ~ ­<br />

dzynarodow ego nie stanowily prze 'st~pstwa , jak rowniez nie zastosuje<br />

si~ zadnej sumwszej kary niz jest przewidziana w chwiIi popelnienia<br />

przest~pstw.<br />

Art. 12. Nikt nie ma podlegae b ezprawnym ingerenejom w jego<br />

zycie prywatne, rodzinne, jego mieszkanie i korespo n denej ~ , nie


PR A W A CZLOWIEKA<br />

1473<br />

b~dzie musial znosie przykrosci z powodu nastawania na jego czese<br />

i dobre imi~. Kazda osoba ma prawo do ochrony prawnej przeciwko<br />

tego rodzaju usilowaniom.<br />

Art. 13. - 1. Kazda osoba Illa prawo do swobodnego poruszania<br />

si~ i do wyboru miejsca zamieszkania w granicach panstwa.<br />

2. Kazda osoba rna prawo opuscie kazdy kraj, wlqczajqC<br />

w to swoj wlasny, jak r6wniez posiada prawo do powrotu do<br />

swego kraju.<br />

Art. 14. - 1. W wypadku przesladowania kazda osoba ma prawo<br />

do szukania azylu i do korzystania z a'Zylu w i... ..mych krajach.<br />

2. Nikt nie moze na powyzsze prawo powolywae si~<br />

w wypadkach rzeczywiscie uzasadnionego poscigu odnosnie pospolitego<br />

'p rz est~pstwa , alba dzialania sprzecznego z celami i zasadami<br />

Narodow Zjedno::zonych.<br />

Art. 15. - 1. Kazda jednostka rna prawo do posiadania jakiegos<br />

obywatelstwa.<br />

2. Nikt bezprawnie nie m oze bye pozbawiony swego<br />

obywatels1Jwa lub prawa do jego zrniany. .<br />

Art. 16. - 1. M~zczyzna i kobieta, po przekroczeniu mlodocianego<br />

wieku, rna prawo, bez ograniczen ze wzgl~du na r as~, narodowose<br />

lub religi~ , do za.varcia rnalzenstwa i zalozenia rodziny.<br />

Cieszq si ~ on i rownymi pr awami w malzenstwie, tak w czasie jego<br />

tnvania, jak i w ypadku rozwiqzania.<br />

2. Malzellstwo moze bye zawarte przy wolnej i pelnej<br />

zgodz.ie przyszlych rnalzonkow.<br />

3. Rodzina tworzy naturalnq i podstawowq komork~<br />

spolecznq i jako taka posiada prawo do ochrony tak ze strony spoleczeii.stwa<br />

jak i panstwa.<br />

Art. 17. - 1. Kazda osoba indywidualnie i zespolowo rna prawo<br />

do wlasnosci.<br />

2. Nikt bezprawnie nie moze bye pozbawiony wlasnosei.<br />

Art. 18. K azda osoba rna prawo do wolnosci rnysli, sumienia<br />

i religii; w prawie tyrn zawiera s i~ wolnose zmiany religii lub<br />

przekonan, jak rowniez wolnose wyznawania swojej religii lub<br />

przekonall indywldualnie lub zbiorowo, w sposob publiezny lub<br />

prywatny, przez nauczanie, w ykonywanie praktyk zwiqzanych<br />

z kultern i obrz ~darni religijnymi.<br />

Art. 19. Kazda jednostka rna prawo do w olnosei wyznawania<br />

przekonan i ieh wyr azania, eo zaw iera . r 6wniez prawo do tego, ze<br />

nie wolno niepokoie n ikogo z pow odu jego poglqdow i badan, oraz<br />

posiada prawo do otrzyrnywania informaeji lub udzielania jakimkolwiek<br />

srodkiern porozumiewawczyrn bez wzgl~du na graniee.


1474 KS. WILHELM DOROZYlS!SKI<br />

Art. 20. - 1. Kazda osoba rna prawo do wolnosci zebran i stowarzyszen,<br />

nie zaklocajqcych porzqdku publicznego.<br />

2. Nikt nie moze bye zobowiqza'llY do nalezenia do<br />

organizacji.<br />

Art. 21. - 1. Kazda osoba rna prawo do udzialu w kierowaniu<br />

sprawami publicznymi swojego kraju bezposrednio lub za posrednictwern<br />

przedstawicieli swobodnie wybranych.<br />

2. Kazda osoba, na podstawie rowno·sci, rna prawo<br />

ubiegae siE: 0 udzial w urzE:dach publicznych swego kraju.<br />

3. Wola ludu jest podstawq wlad.zy publicznej, wola<br />

ta winna bye wyrazona co pewien czas w uczciwie przeprowadzonych<br />

wyborach przez glosowanie powszechne i rowne, tajne, lub na<br />

zasadzie procedury rownowaznej, zapewniajqcej wolnose glosowania.<br />

Art. 22. Kazda osoba, jako czlonek spoleczenstwa, Illla prawo do<br />

ubezpieczen spolecznych i korzystajqc Z osiqgniE:e narodowych<br />

i wsp6lpracy rniE:dzynarodowej, w zaleznosci od organizacji i rnozliwosci<br />

danego panstwa - moze s i~ ona domagae uczestniczenia<br />

w prawa·ch ekonomicznych, spolecznych i kulturalnych, koniecznych<br />

do zachowania jej godnosci oraz nalezytego rozwoju osobowosci.<br />

Art. 23. - 1. Kazda osoba rna prawo d{) pracy, do wolnego wyboru<br />

pracy, do slusznych i zadowalajqcych warunk6w pracy, oraz<br />

do ochrony na wypadek bezrobocia.<br />

2. Wszyscy, bez jakiejkolwiek dyskryrninacji, rnajC!<br />

prawo do rownego wynagrodzenia za rownq pracf;.<br />

3. Kto pracuje, rna prawo do wynagrodzenia sprawiedliwego<br />

i dostatecznego, ktore by zapewnialo jernu i jego rodzinie<br />

egzystencjE:, odpowiadajqcq godnosci ludzkiej, a jesli to jest konieczne,<br />

wynagrodzenie to winno bye uzupelnione przez inne srodki<br />

opieki spolecznej.<br />

4. Dla ochrony swoich interesow kazdy rna prawo do<br />

tworzenia lub lqczenia siE: w zwiqzki zawodowe.<br />

Art. 24. Kazdy rna prawo do odpoczynku i do bezczynnosci, to<br />

znaczy do rozsqdnego ograniczania czasu trwania pracy i do okresowych<br />

pla·tnych urlopow.<br />

Art. 25. - 1. Kazdy rna prawo do odpowiedniego poziornu zycia,<br />

a to ze wzglE:du na zdrowie i dobrobyt jego rodziny; obejrnuje<br />

to zywnose, odziez, mieszkanie, opiekE: lekarskq, oraz konieczne<br />

uslugi spoleczne, jak rowniez ma pra"vo do zabezpieczenia na wypadek<br />

bezrobocia, choroby, niezdolnosci do pracy, wdowienstwa,<br />

podeszlego wieku.


PRAW A CZLOWIEKA 1475<br />

2. Macierzynstwo i dziecinstwo Sq uprawnione do<br />

szczeg6lnej opieki i pornocy. Kazde dziecko tak slubne, jalk tez nieslubne<br />

powinno korzystae z tej samej opieki spolecznej.<br />

Art. 26. - 1. Kazdy rna prawo do ksztalcenia si~. Nauczanie rna<br />

bye bezplatne, przynajmniej w zakresie elementarnyrn i podstawowyrn.<br />

Nauczanie elernentarne rna bye przyrnusowe. Techniczne<br />

i zawodowe wyksztalcenie rna bye wszystkirn dost~pne, wyzsze<br />

zas b~dzie na r6wni dost~pne w szystkirn stosownie do ich zdolnosci.<br />

2. Celern edukacji jest pelny rozw6j osobO'wosci ludzkiej<br />

oraz rozbudzenie szacunku dla praw czlowieka i 'podstawowych<br />

jego wolnosci. Winno to ulatwie porozurnienie, tolerancj~<br />

i przyjazn rni~dzy wszystkimi narodarni, etnicznymi i religijnyrni<br />

gruparni, oraz popierae dzialalnose Narod6w Zjednoczonych w dziele<br />

utrzyrnania pokoju.<br />

3. Rodzice w pierwszym rz~dzie majq prawo do wyboru<br />

kierunku wyksztalcenia, jakie rna bye dane dzieciorn.<br />

Art. 27. - 1. Kazdy rna prawo do swobodnego udzialu w zyciu<br />

kulturalnym spoleczenstwa i do korzystania z post~p6w nauki.<br />

2. Kazdy rna prawo do ochrony moralnych i rnaterialnych<br />

interes6w, wynikajqcych z jego tworczosci naukowej, literackiej<br />

lub artystycznej.<br />

Art. 28. Kazda osoba ma prawo dornagae si~, aby w dziedzinie<br />

spolecznej i rni~dzynarodowej panowal taki porzqdek, by ogloszone<br />

prawa i wolnosci tej Deklaracji rnialy w pelni skuteczne<br />

zastosowanie.<br />

Art. 29. - 1. Kazdy czlowiek, wobec spolecznosci, w kt6rej jedynie<br />

wolny i pelny rozw6j jego osobowosci jest mozliwy - posiada<br />

obowiqzki.<br />

2. W korzystaniu ze swoich praw i wolnosci kazdy b~dzie<br />

podlegal tyl.ko takim ograniczeniom, jakie Sq przewidziane przez<br />

prawo jedynie w celu zapewnienia odpowiedniego uznania i szacunku<br />

dla praw i wolnosci innych i dla zadoseuczynienia slusznyrn<br />

wyrnogorn moralnosci, porzqdku publicznego i powszechnego dobrobytu<br />

w dernokratycznym spoleczenstwie.<br />

3. Prawa i wolnosci powyzsze w zadnym wypadku<br />

nie mogq bye wykorzystane w spos6b sprzeczny z celami i zasadami<br />

Narod6w Zjednoczonych.<br />

Art. 30. Wskazania w niniejszej Deklaracji zawarte nie rnogq<br />

bye tak interpretowane, by dawaly panstwu, grupie lub osobie<br />

jakiekolwiek uprawnienie, rnogqce bye wymierzone przeciwko<br />

praworn i wolnosciorn zawartyrn w tej Deklaracji.


1476 K S . WILHELM DO ROZY~SKI<br />

Wsr6d licznych wypowiedzi w latach ostatnich w obronie praw<br />

osoby ludzkiej, nie zabraklo takze rnocnego glosu Kosciola. Szczeg6lnie<br />

z duiym uZ!naniem zostat przyj~ ty glos Papieza Po,koju,<br />

Jana XXIII.<br />

W encyklice Pacem in t e7'Tis 26 zwanej takze przez wielu "Wielkq<br />

Kartq Pokoju" z caIy'll naciskiern dornaga si ~, "by prawa nalezne<br />

czIowiekowi z n atur y byly pr zez wszystkich respektowane".<br />

"Kazdy czIowiek - czytam y - jest osobq, stqd rna prawa i obowiqzki,<br />

wyplywajqce bezposrednio i r 6wnoczesnie z wlasnej jego<br />

natury, Sq one powszechne i nienaruszalne, dlatego nie mozna si~<br />

ich w zaden spos6b wyrzec". Nie t ylko wyrzec - dodajmy ­<br />

ale nikt nie moze czlowiek a tych praw pozbawic, gdyz podstawq<br />

ich jest nie pozytywne prawo ludzkie, ale ludzka natur a.<br />

Po wyraznyrn podkresleniu, ze podrniotem praw jest kazdy czlowiek,<br />

niekt6re z nich P apiez ornawia.<br />

"Czlow iek rna prawo do zycia, do nienar uszalnosci ciala, do posiadania<br />

srodk6w potrzebnych do zapewnienia sobie odpowied ­<br />

niego poziomu zycia, do kt6rych zaliczyc na1ezy p rzede wszystkim<br />

zywnosc, odziez, Imieszkanie, w ypoczynek, opiek ~ zdrowotnq oraz<br />

niezb ~ dn e swiadczenia ze strony wladz na rzecz jednostek. Z tego<br />

wynika, ze czlowiekowi p rzyslugu je r6wniez pr awo zabezpieczenia<br />

spolecznego w wyp adku ch oroby, niezdolnosci do pracy, owdowienia,<br />

starosci, b ezrobocia oraz niezawinionego pozb awienia srodk6w<br />

n i ezb ~ dnych do zycia".<br />

"Czlowiek rna naturalne prawo do n aleznego mu szacun ku i posiadania<br />

dobrej opinii, do w olnosci w poszuk iw aniu pra,wdy, do<br />

wypowiadania, rozpowszechniania swych poglqd6w, ale przy zachowaniu<br />

zasad porzqdku mor alnego i dobra og61u".<br />

Nie rna zatern niczym nieograniczonej wolnosci slowa - porZqdek<br />

m oralny, dobro og6lu, to zasady i granice, obowiqzujqce czlowieka<br />

zawsze i we w szystkim.<br />

Prawo do wyksztalcenia podstawowego, technicznego, czy zawodowego<br />

posiada kazdy czlowiek, przy uwzgl~dnien i u poziomu wiedzy<br />

w danyrn k raju.<br />

M6wiqc 0 wo1nosci 09dawania czci Bogu pr ywatnie i publicznie<br />

- podkresla Papiez - ze prawo to przyslugu je kazdemu "zgodnie<br />

z wymaganiami w lasnego, pr aw ego sumienia".<br />

Kazdy rna prawo w ybrac stan ja·ki mu odpowiada, moze zalozyc<br />

rodz in~ 1ub w ybr ac stan k aJplanski czy zakonny.<br />

Rodzina, oparta na zwi,!zku m alzenskirn, zawartym "dobr owolnie,<br />

jednym i nier ozer walnym, jako pierwszy j natura1ny zwi'! zek<br />

28 Jan X XIII en e. P acem in t".,.r;" tlum. no j~zy k p olski n a kl. " Tygodnik P o­<br />

w i>zechny", Krak6w 1963 .


PRAW A CZLOWIEKA<br />

1477<br />

spolecznosci Iudzkiej, by mogla spelnie wlasciwe jej zadanie ­<br />

winna bye otoczona troskq spoleczenstwa".<br />

Czlowiek ma prawo do pracy i to takiej, kt6ra odpowiada jego<br />

kwalifikacjom. Sprawiedliwa placa za prac~ musi zapewnie pracownikowi<br />

i jego rodzinie poziom zycia odpowiadajqcy godnosci<br />

Iudzkiej. Pracownikom nalezy zapewniC odpowiednie Iwarunki<br />

pracy, "by nie oslalbie fizyc7IDych sil 'czlowieka, jako tez sil moralnych,<br />

z uwzgl~dnieniem wlasciwego rozwoju mlodziezy". Praca<br />

zas kobiet moze bye wykonywana w warunkach "zgodnych z ich<br />

malzenski:mi czy tez macierzyns1kimi potrzebaJIlli i obowiqzkami".<br />

Prawo do posiadania wlasnosci prywatnej talcie srodk6w wyiw6rczych,<br />

wyplywa z natury czlowieka.<br />

Ze spolecznej natury czlowieka wynika prawo do zbierania<br />

s i~ i zrzeszania w takiej formie, jakq uwazajq Iudzie za najwlasciwszq,<br />

oraz do tworzenia zwiqzk6w i instytucji posrednrch, kt6re<br />

bralyby w obron~ czlowieka i jego wolnosci.<br />

Posiada czlowiek r6wniei nienaruszalne prawo poruszania si~<br />

na terenie wlasnego kraju, zmiany miejsca zamieszkania, jak rowniei<br />

emigrowanie do innych kraj6w.<br />

Udzial w zyciu pubIicznym winien bye zapewniony kazdemu<br />

obywatelovvi, gdyi czlowiek po,winien bye ,,'podmiotem, podwaliuq<br />

i celem zycia spolecznego". "Osoba Iudzka - konczy Papiez ­<br />

posiada prawo do slusznej i skutecznej obrony swych praw, r6wnej.<br />

dla wszystbch i zgodnej z prawdziwymi zasadami sprawiedliwosci".<br />

.<br />

Oczywiscie prawom odpowiadajq takze obowiqzki, stqd "starania<br />

w szystkich winny zmierzae do wytworzenia takich stosunk6w spolecznych,<br />

by prawa i obowiqzki mogly bye w pelni realizowane".<br />

W tym kr6tkim zarysie zmagan czlowieka 0 swoje prawa widzielismy,<br />

z jakq n iejednokrotnie deter:rninacjq, pelnq ofiar i pos<br />

wi~cen, dqiyl czlowiek do zapewnienia naIeznych mu z natury<br />

praw.<br />

W ostatnich Iatach walka ta wzmaga si~ i przybiera na sileo<br />

Wolnosci bowiem Iudzkie to sk arb wieIki, tlumione zas z tyro<br />

wiQlcsZq silq dopaminajq s i~ 0 swoje naleine prawa.<br />

Ks. Wilhelm Dorozyiiski<br />

<strong>Znak</strong> - 7


JULIAN ALEKSANDROWICZ<br />

REGINA KNAPIK<br />

FUTUROLOGICZNE ASPEKTY WYCHOWANIA<br />

I NAUCZANIA MlODZIEZY UNIWERSYTECKIEJ<br />

A PROBLEMY ZDROWIA SPOlECZNEGO<br />

Zanim przystqpimy do om6wienia istoty spraw zawartych w tytule,<br />

okreslimy sens poj~c, kt6rymi si~ postuzymy.<br />

P r zed m i 0 t e m naszych pedagogicznych rozwazan jest czlowiek,<br />

majqcy 18-25 lat, zamieszkujqcy Polsk~ i zyjqcy w epoce<br />

cywilizacyjnej i historycznej drugiej potowy XX wieku. Epok~ t~<br />

znamionuje stan nauki, kt6ry pozwala ludziom gromadzic pot~zne<br />

energie nuklearne i umozliwia podr6ze kosmiczne. Nauka umoiliwia<br />

tez wymian~ chorych narzqd6w ciata ludzkiego na zdrowe<br />

Dr Regina K nap i k - absolwent Uniwersytetu im. Mikolaja Kopernika w Toruniu.<br />

Obecnie adiunkt Wy;;szej Szkoly Pedagogicznej w Gdat1sku. Autor licznych<br />

prac z dziedziny pedagogiki. Szczegolne zainteresowania dotycz'l wychowania dla<br />

spolecznego zdrowia.<br />

Dr Julian A I e k s an d row i c z - lat 60, prof. zwycz. AM w Krakowie. Kierownik<br />

III Katedry i Kliniki Chorob WewnE:trznycl1. Czlonek wielu towarzys tw<br />

krajowycl1 i zagranicznych. V.-Przewodnicz'lcy World Academy of Art and Science.<br />

Do roku 1939 gl6wny kierunek badat1 dotyczyl hematologii oraz transfuzjonizmll ­<br />

zamkni ~ ty zostal uzyskaniem patentu na urz'ldzenie dla konserwacji i przetaczania<br />

krwi nr 27514. Okres okllpacj i sPE:dzil cZE:sciowo w k onspiracji i partyzanckiej<br />

sluzbie w ugrupowaniu "Jodla". W r. 1946 wydal podr~cznik pt. Clwroby<br />

uktadu krwiotw6rczego w swieHe badan bioptycznych napisany w podziemiu. Od<br />

tego czasu do chwili obecnej wydal 7 dalszych monograIii i podrE:cznikow w tym<br />

pierwsza w i;wiecie zespolowa praca dotycz'lca mikroskopii elektronowej krwinek.<br />

Aktualne badania koncentruje na istocie bialaczek i mozliwosci zapobiegania im.<br />

Znajdujqc dowody, ie choroby te uwarunkowane s'l cywilizacjq danego kraju<br />

i ro;;ni'l siE: zaleznie od historycznego czasu i geograIicznej przestrzeni, bada mechanizmy<br />

obserwowanego obecnie stalego wzrostu czynnikow bialaczkotworczycll<br />

w srodowiskacl1. W wyniku swych badan dochodzi do wniosku, ie pierwszym<br />

ogniwem patogenetycznego lallcucha tej cywilizacyjnej cl1oroby jes t ekonomiczna<br />

sytuacja swiata, w ktorej 2/3 ludzkosci gloduje lub przymiera glodem i tylez jest<br />

rowniez analIabetow etycznych. Dalsze ogniwa ujawniaj'lce siE: w dqzeniu d c><br />

zr6wnania warunko\v zycia to lE::k czlowieka przed czlo\viekiem, nienawisc czlowieka<br />

do czlowieka, zabojstwa czlowieka przez cz!owieka. Stanowisko to uzasadnia<br />

aktywny udzia! w pracach krajowych i zagranicznych towarzystw naukowycl1,<br />

ktore poszukuj'l drog przeciwdzia!ania mi~dzyludzkiej nienawisci, wojnom, glodowi<br />

i chorobom cywilizacyjnym. Reprezentuje pogl'ld, ktory w syntetycznym<br />

skrocie wyraza siE:: profilaktyka choroby bia!aczkowej wiedzie przez ochron~<br />

przyrody a ochrona przyrody przez profilaktykE: wojny.


FUTUROLOGICZNE ASPEKTY WYCHOWANIA I NAUCZANIA 1479<br />

a synteza wirusa DNA otwiera mozliwosci ingerencji w procesy<br />

genetyczne.<br />

Pod m i 0 t em wychowujqcym jestesmy my nauczyciele. Zazwyczaj<br />

nauczyciele wsp6lczesnej s.zkoly wyzszej Sq ludzmi w wieku<br />

30-70 lat. Chociaz dzialamy w dzisiejszej epoce s.poleczno-ekonomicznej,<br />

jestesmy w pewnym stopniu wychowankami epoki,<br />

w kt6rej model kultury euro-amerykanskiej, schematy wartosciowania<br />

i zdobycze nauki doprowadzily do ludob6jczej, drugiej<br />

wojny swiatowej i jej dzisiejszych nast~pstw psych ologicznych.<br />

Doprowadzily one do l~ku czlowieka przed czl6wiekiem, narodu<br />

przed narodem, rasy przed rasq. Zar6wno wychowujqcy jak i wychowywani<br />

zyjq dzis w epoce pelnej problem6w i konfliktow polityczno-ekonomicznych,<br />

a wi~c i moralnych. Konsekwencjami tego<br />

zjawiska Sq m. in. epidemie chor6b psychosomatycznych oraz kryzys<br />

wartosci, ogarniajqcy mlodziez swiata. .<br />

*<br />

Przechodzimy do zdefiniowania poj~cia wychowania. P r z e z<br />

w y c how ani e r 0 z u m i e m y pro c e ssw i ado m y i c e­<br />

low y, z m i e r z a j q c y d 0 pel neg 0, h arm 0 n i j neg Q<br />

r 0 z w 0 j u w y c how an k a. R e z u 1 tat em . w y c how a­<br />

n i a m a bye c z low i e k z d row y, w s z e c h s t ron n i e<br />

r 0 z win i ~ t y, to znaczy ksztalcony umyslowo, politechnicznie,<br />

moralnie, fizycznie i estetycznie.<br />

W wychowaniu wyrozniamy s y t u a c jew y c how a w c z e,<br />

kt6re warunkujq proces rozwojowy wychowania, ire z u 1 tat<br />

tego procesu. Zdajemy sobie spraw~ z tego, ze swiadoma ewolucja,<br />

rozumiana jako szeroko poj~ty proces wychowania, moze bye<br />

wywolana przez celowe, swiadome, planowe i systematycznie oddzialywanie<br />

innych ludzi. Z drugiej strony na uksztaltowanie czlowieka<br />

wplywajq warunki srodowiska biologicznego, fizyko-chemic:tnego<br />

i psycho-spolecznego. Modele kultury i ich produkty<br />

z rozmaitych dziedzin zycia oddzialywujq - zwlaszcza przez srodki<br />

masowej informacji - na naSZq psychik~. Efektownose i sugestywnose<br />

przekazywanych obrazow narzuca nieraz odbiorcom - nawet.<br />

nieswiadomym tego faktu - wartosci i wzorce zycia, nie zawsze·<br />

zgodne z wartosciami i tradycjami dotychczasowego wychowania.<br />

Pomijamy w tym roiejscu ; rol~ samowychowania czlowieka<br />

w toku jego adaptacji do nowych warunkow srodowiska, ktoreswiadomie<br />

zmienia w kierunku dla siebie korzystniejszym. Za-·<br />

znaczamy tylko, ze gdy wyniki tych przemian zostajq przyj~te·<br />

przez wi~kszose czlonk6w spolec.znosci i zostajq przeniesione z pokolenia<br />

na pokolenie, powstajq z czasem okreslone wzory kultu-·


1480 JULIAN ALEKSANDROWICZ, REGINA KNAPIK<br />

rowe, uwarunkowane srodowiskiem ekologicznym. Jest tc jeden<br />

z waznych czynnikow, nadajqcych pi~tno i wyr6zniajqcych jednq<br />

gruPE; raSOWq lub narodowq od innej.<br />

Tresciq naszych rozwa:i:an s,! zamierzone sytuacje wychowawcze,<br />

ktore spetniq oczywiScie swoj cel wtedy, gdy wychowujqcy<br />

bE;dzie dziaial w oparciu ° naukowe kryteria, a nie spontaniczne,<br />

zywiolowe przeslanki zabarwione emocjonalnie.<br />

Zanim przystqpimy do rozwazan dotyczqcych wychowania przez<br />

treSci i formy systemu wartosci, aJprobowanych przez grup~ spo­<br />

Iecznq, a wiE;C przekazywanych przez wychowanie, podkreslimy<br />

stanowisko marksizmu, kt6re dowodzi, ze procesy produkcyjne<br />

warunkujq iycie duchowe spoleczenstwa. Niewqtpliwie istnieje zalei:nosc<br />

wartosci duchowych i na odwr6t. Tak np. wartosci, tkwiqce<br />

w poglqdach polityclJIlych, prawnych, filozoficznych i religijnych,<br />

wywierajq wplyw na bieg i charakter walk klasowych a tym<br />

.samY'ffi na ekonomikE; i odwrotnie.<br />

Dla wychowa nia nie mniejsze znaczenie nii wiedza 0 warUflkach<br />

ekonomicznych majq wartosci duchowe i nie wolno ich nie<br />

doceniac. Zaniedbywanie ich - jak m6wi K. Kotlowski 1 - moie<br />

doprowadzic do wyjalowienia marksistowskiej teorii wychowania<br />

moralnego i estetycznego. Prosta obserwacja dowodzi, ie dobre<br />

stosunki mi~dzyludzkie w skali wlasnej spolecznosci i spolecznosci<br />

mi~dzyn aTo dowej, uwarunkowane m. in. wzajernnq zyczliwosci,!,<br />

sprzyjajq zdrowiu, ekonomice i pokojowi. Ludzie zwi,!zani<br />

wi~zami zycz;liwosci, wytworzonymi przez Ifozmaite psychologiczne<br />

bodzce i motywy, a przede wszystki,m przez wychowanie,<br />

pracujq lepiej i w ydatniej, niz to wyrazajq wskazniki ekonomiczne.<br />

Wychowanie w kierunku dobrych mi~dzyludzkich stosunkow sprzyja<br />

rowniei zdrowiu, a wiE;C stanowi wazny element profilaktyki.<br />

W spolczesna pedagogika, stanovviqc integralnq calosc, jest r6wnoczesnie<br />

naukq, technikq i sztukq. Jako n a uk a stosuje w swych<br />

badaniach nad procesem wychowania metody analogiczne do innych<br />

nauk, ktore badajq ohiektywnq rzeczywistosc. Analiza sytuacji<br />

wychowawczych pozwala wyodrE;bnic w nich skladniki<br />

przyrodnicze, spoh;czne, kulturowe itd. Skiadniki te wyst~pujqC<br />

w roznych zestawach wywierajq wpIyw na ksztaltowanie siE; umyslu<br />

wychowanka. Trzeba tez pami~tac 0 nadrz~dnej roli wartosci<br />

w wychowaniu i nauczaniu, a wiE;C 0 zalez.nosci pedagogiki ad<br />

filozofii.<br />

Pedagogika jest rowniei: t e c h n i k q, ld6ra bada sposoby wyznaczania<br />

cel6w wychowania i srodkow do nich prowadzqcych.<br />

1 K. Kotlowski, Fttozofia wartosci a zadania pedagogifd. Wyd. Zakladu Na­<br />

Jodowego Imienia Ossolinski'ch, s. 89.


F'UTUROLOGICZNE ASPEKTY WYCHOWANIA I NAUCZANIA<br />

1481<br />

Rowniez w tym zakresie pedagogika zwiqzana jest z innymi<br />

naukami. Trudno dzis przewidziee, jakie mozliwosci otworzy przed<br />

pedagogikq rozwoj cybernetyki i technika komputerow. Prawdopodobnie<br />

b~dq one znaczne i mogq miee nieodgadniony dzis wplyw<br />

na planowanie i realiz a cj~ procesow dydaktycznych.<br />

Ponadto pedagogika jest s z t u k q. Praktycz-na dzialalnose nauczyciela-wychowawcy<br />

stawia go bowiem c~st o wobec sytuacji<br />

nowych, wymagajqcych rozwiqzan tworczych. Dotychczasowa<br />

jego znajomosc praw pedagogicznych ok azu je s i~ wowczas<br />

niewystarczajqcq. Z koniecznosci nauczyciel-wychowawca rozwiClzuje<br />

aktualne problemy intuicyjnie lub r O'zum owo, a wychowanie<br />

uzyskuje swoiste, nowe wartosci dzi~ki jego osobowosci.<br />

Pracownicy naukowi w szkolach lekarskich Z koniecz-nosci Sq<br />

zmuszani do wypracowywania wlasnych, intuicyj-nych zasad i metod<br />

nauczania i wychowania, chyba cz~sto niewystarczajqcych.<br />

Nie zapoznano nas z organizacjq procesu nauc-zania i wychowania,<br />

a przeciez musimy zarowno uczyc, jak wychowywae mlode pokolenie<br />

i siebie samych. Totez nasza ingerencja dydaktyczno-wychowawcza<br />

rna charakter cz~sto intuicyjny, a powinnismy moc<br />

bazowac na znajomosci teorii pedagogiczn ej.<br />

Wychowanie w aspekcie zdrowia spolecznego stanowi ws'polny<br />

cel wszystkich, ktorzy zajmujq s i~ nauczaniem i wychowaniem.<br />

Dotyczy to szczegolnie calej kadry nauczajqcej we ws-zystkich typach<br />

szkol wyzszych: wychowujqc ludzi, w ktorych r~ku znajdzie<br />

si~ wnet ster spraw politycznych, naukowych i gospodarczych, oclpowiadamy<br />

za kierunek i ksztalt przyszlosci. Na tym rowniez<br />

polega odpowiedzialnosc uczonego. Tymczasem wielu z nas nie<br />

zna integralnie mozliwosci w y c how a iI1. i a wa s p eke i e<br />

z d row i a s 'p 0 I e c z neg o. Nieraz te:i: bezradnie widzimy, ze<br />

tradycyjne srodki przekazu wiedzy razq mlod'zie:i: studenckq, ktorq<br />

w zyciu codziennym otacza nowoczesnosc. Nie mamy wi~c takiego<br />

wplywu wychowawczego, jaki miec 'PowinniS'ffiy.<br />

*<br />

Przejdzmy z kolei do okresle.nia pewnych poj ~ c medycznych.<br />

Se.ns prostych poj~c - zdrowie i choroba - zmienia s i~ zaleznie<br />

od ukladu odniesienia. Mia n e.m "c h 0 rob a" okresla s i~ stan<br />

niewystarczajqcego przystosowania ustroju do srO'dowiska, ktore<br />

zakloca jego homeostaz~. Zakloca wi~ indywidualnq integralnose,<br />

czyli z d row i e. Z pozycji og6lno-biologicznej zdrowie<br />

i choroba stanowiq rozne przejawy tej samej :i.y


1482 JULIAN ALEKSANDROWICZ, REGINA KNAPIK<br />

PrzyjmujCjc natomiast jako uklad odniesienia, wymagania, jakie<br />

stawiane SCj czlowiekowi w grupie spolecznej, zobaczymy, ze ludzie<br />

SCj wowczas chorzy, gdy homeostaza zostaje naruszona, powodujqc<br />

wypaczenie czynnosci nieodzownych dla ich sprawnej dzialalnosci<br />

psychicznej, fizycznej i spolecznej. Tak wi~c chirurg operator,<br />

gdy choruje z powodu ropnia na palcu, jest czlowiekiem chorynn,<br />

gdyz 'nie moze wykony,wae swych czynnosci operatora.<br />

Natomiast chirurg wykladowca w analogicznej sytuacji moze<br />

spelniac swe dydaktyczne czynnosci. Kryterium zdrowia i choroby<br />

w takim ukladzie odniesienia jest wzgl~dne .<br />

W naszyrm uj~ciu czlowiek jest z d row wowczas, gdy moze<br />

spelniae swe czynnosci w ramach okreslonych ambicjCj i sprawnosciq<br />

fizycznq. Analogiczne kryteria dotyczCj rowniez zdrowia<br />

grupy spolecznej. Gdy informacje 0 mozliwosciach planowej gospodarki<br />

nie SCj naJezycie uswiadamiane i koordynowane, powstaje<br />

zaburzenie homeostazy spolecznej, kt6rej wynikiem moze bye<br />

n~dza, glod, choroby spoleczne itp.<br />

Przenoszqc ten tok rozumowania na calq spolecznose mi~dzynarodowq<br />

widzimy jaskrawo jej aktualnCj chorob~. Wynika ona<br />

z poczucia zagrozenia unicestwieniem. Informacje bowiem 0 konsekwencjach<br />

zr6inicowania swiata w zakresie dysponowania srodkami<br />

produkcyjnymi, informacje 0 sumach zuiytych na zbrojenia,<br />

kt6re wlasciwie uzyte zapewnilyby dostatek calej ludzkosci swiata,<br />

info'rmacje 0 skutkach kryzysu demograficznego, 0 chorobo,tworczych<br />

konsekwencjach zlych mi~dzyludzkich stosunk6w, 0 ubocznych<br />

skutkach technokracji, zbyt wolno jak na potrzeby naszego<br />

pokolenia przekazywane SCj mlodziezy - administratorom jutrzejszego<br />

swiata.<br />

Informacje te stanowiq jak gdyby sprz~ienie zwrotne, od ktorego<br />

zaleiec b~dzie zachowanie homeostazy mi~dzynarodowej spolecznosci<br />

alba jej zaglada.<br />

Ten proces rozpatrzymy wa s p e k c i e f u t u r 010 g i c z­<br />

n y m . Jest oczywiste, ze po to, by eliminowac zlo w dniu jutrzejszym,<br />

winniSmy mlodziezy, ktorq wychowujemy dzis i przygotowujemy<br />

do przej~cia wladzy jutro, uS\viadomic, co jest aktualnie<br />

zle, by go uniknCjc w przyszlosci.<br />

N aleiy wi~c spojrzec w przyszlosc i projektowac sposob wychowywania<br />

i n auczania. Projektowac w doslownym znaczeniu to<br />

"rzucac przed siebie" . Jest to czynnosc, za pomocCj ktorej przenosimy<br />

s i~ w czas, ktorego jeszcze nie rna. Oznacza to kierowanie<br />

,naszych wysilkow ]om celowi, zbudowanemu w przyszlosci,<br />

Wydaje nam s i~, ze w koncepcji spolecznego zdrowia nauka<br />

o p rzewidywaniu jest szc zegolnie przydatna. Tak bowiem jak<br />

burze nauczyly marynarzy przewidywac pogod~, tak i choroby


FUTUROLOGICZNE ASPEKTY WYCI-IOWANIA I N A UCZANIA<br />

1483<br />

epidEilTIiczne nauczyly nas przewidywac, co zagraza spolecznemu<br />

zdrowiu. Marynarze mogq zaadaptowac si~ do nowych warunk6w<br />

srodowiska wodnego i albo schroniq si~ w bezpiecznym miejscu<br />

przed burzq, alba podej:mq walkE; z zywiolem, kt6rego atak ich<br />

nie zaskoczyl.<br />

Podobnie epidemie chor6b, jakie niesie ze sobq wsp6lczesna cywilizacja,<br />

choroby z glodu, na jakie cierpi 3/4 ludzkosci, choroby<br />

z l~ku przed wojnq, kt6ry dr~czy wszystkich ludzi swiata, zmuszajq<br />

nas do organizacji d z i a 1 a n pro f i I a k t Y c z nyc h<br />

alba do usprawnien t era p e u t y c z nyc h .<br />

Rozwa~my, co moze si~ zdarzyc, jesli przyszlosc b~dzie dla nas<br />

tylko projekcjq terazniejszosci. Niewqtpliwie przy aktualnie rozbudowywanych<br />

srodkach produkcji, takZe i chorob uwarunkowal).ych<br />

wsp61czesnq cywilizacjq b~dzie przybywac, a konflikty mi~dzy<br />

mocarstwami narosnq i katastrofa nuklearna moze polozyc<br />

kres zyciu na ziemi.<br />

Jesli jednak przyjmiemy wizj~ przyszlosci, jako czynnika modyfikujqcego<br />

terainiejszosc, to podejmiemy dzialania wynikajqce<br />

z logicznego faktu, ze zakl6conq r6W1nowag~ w przyrodzie moze<br />

przywr6cic do nor:my jedynie ten, kto jq zakl6cil, tj. czlowiek.<br />

B~dziemy wobec tego informowac ludzi 0 zjawiskach, kt6re przynOSZq<br />

pomyslnosc lub zaglad~, czyli wychowywac. W ten spos6b<br />

przyszlosc staje si~ czynnikiem operacyjnym, kt6ry moze zmodyfikowac<br />

terazniejszosc. Moze to zmieni nasze aktualne formy kulturowe,<br />

formy nauczania i wychowania w domu, szkole, zakladzie<br />

pracy itd. przez nauczycieli-wychowawc6w, rodzic6w, srodki<br />

masowej kultury itd.<br />

Dzis bowiem aktualne formy kultury zawierajq sporo element6w<br />

n adajqcych zle pi~tno s'wiatu, co zagraza unicestwieniem, chorobami<br />

lub nuklearnq zagladq.<br />

Faktem jest stale przyspieszanie biegu historii, ktorego chyba<br />

czlowiek powstrzymac nie zdola. Pozostaje mu wiE;C jedyna droga,<br />

jakq jest umiej~tnosc przystosowania s i~ do nowej sytuacji. Szybkosc<br />

samolot6w podwaja s i~ co 20 lat, a ilosc informacji naukowych<br />

podwaja si~ co 12 lat. Zdolnosc jednak adaptacyjna ustroju<br />

do wzrastajqcej wciqz szybkosci jak i chlonnosc ludzkiego m6zgu<br />

w tym czasie si~ nie zmienila.<br />

Odczuwa to spolecznosc studencka, zdajqc sobie s praw~, ze<br />

jest cos nieprawidlowego w jej ksztalceniu, skoro po uzyskaniu<br />

absolutorium, nauki zdobyte w uczelni Sq juz przestarzale. Odczuwajq<br />

to tez organizatorzy studi6w, chociaz wzbogacajq program<br />

nowymi przedmiotami, dokonujqc maksymalnych wysilk6w, by<br />

w nierozciqgliwym czasie zmiescic nowe przedmioty. Jednak<br />

w efekcie spoleczenstwo otrzymuje z wyzszej szkoly bezdusznego


1484<br />

JULIAN ALEKSANDROWICZ. REGINA KNAPIK<br />

cz~ s to s.pecjalis t~-technokrat~, nie dostrzegajqCego niczego poza<br />

swojq specjalnosciq. Oczywiscie specjahzacja jest potrzebq chwili<br />

i jest zjawiskiem nieodzownym, chroni bowiem przed dyletantyzmem,<br />

lecz z drugiej strony naraza spo!eczenstwo na szkodliwC)<br />

dla zdrowia dzialalnosc technokraty, nieswiadomego ubocznych<br />

skutkow swych dzialan.<br />

Sytuacj~ t~ uwarunkowal stan wspolczesnej kultury, w ktorej<br />

technika jest nie tylko wynikiem wysilk6w czlowieka podejmowanych<br />

w celu wz.mozenia jego materialnej pot~gi, lecz stala s i~<br />

w pewnym sensie procesem biologi'cznym. Proces ten ",rymyka si ~<br />

juz spod kontroli czlowieka. Znamieniem bowiem wsp6lczesnej<br />

kultury jest maszyna, ktora dzis warunkuje ewolucj~ . Maszyny,<br />

nad kt6rymi dawniej panowalismy, staly si~ cz~sciq naszego biologicznego<br />

zycia, jak muszla dla slimaka.<br />

Uzaleznienie czlowieka od maszyny narasta z roku na rok i coraz<br />

bardziej wymyka si~ spod kontroli czlowieka. Wyrazem tego<br />

jest niszczenie przyrody i zatruwanie srodowiska naszego bytu<br />

rakotworczymi bodzcami i mutagenami, kt6re warunkujq anomalie<br />

fizyczne i psychiczne aktualnych i przyszlych pokolen. Najgroz- .<br />

niejsze jednak dla gatunku ludzkiego Sq bodice psychoemocjonalne<br />

uwarurrkowane przez ws'p6lczesny model kultury. One to spowodO!waly<br />

powstanie pierwszego ogniwa w lancuchu nieszcz~se,<br />

tj. n~dzy, przez nie na ziemskim globie istnieje gl6d, oraz wojny<br />

niszczqce ludzkose. One bowiem odpowiedzialne Sq za fakt, ze<br />

zar6wno syci jak i glodni zyjq w nienawisci i l~ku. W l~ku przed<br />

glodem narody zbrojq si~, a te zbrojenia pochlaniajq zasoby, jeszcze<br />

bardziej pogl~biajqc gl6d. Wyscig zbrojen musi tez bye poprzedzany<br />

i utrwalany przez wychowywanie ludzi w nienawisci do<br />

innych ludzi, bo nienawisc ulatwia proces zabijania. W ten spos6b<br />

zamY'ka si~ bl~dne kolo, kt6re wiedzie do samounicestwienia si~<br />

gaitUIllku. Ratunek przed zagladq stanowiq r01JII1aite formy eerwomechanizm6w,<br />

kt6re w przeszlosci poszukujq informacji koniecznych<br />

do zorganizowania form zycia ludzkosci na dzis i jutro i przekazania<br />

tej wiedzy za pomocq wychowania.<br />

*<br />

Przewidywanie jest pozyteczne dlatego wlasnie, ze moze sprawie,<br />

by szkodliwe zjawiska nie urzeczywistnily si~. Reprezentujemy<br />

poglqd tego, kt6ry powiedzial, ze losu Troi mozna bylo uniknqc,<br />

gdY'by usluchano Kassandry.<br />

Sp6jrzmy, w jakim za'kresie prognozy z dawnych lat okazaly<br />

si~ trafne, by tak


FUTUROLOGICZNE' ASPEKTY WYCHOWANIA I NAUCZANIA<br />

1485<br />

Emil Faguet pisze: "Nauka nie tylko zmienila swiat materialny,<br />

ale wnio·sla r6wniez szereg zmian do wlasciwego XIX wiekowi sposobu<br />

myslenia i wartosciowania. Nauce zawdzi~czamy po s t~p komunikacji<br />

i usprawnienie przekazywania informacji, wprowadzenie<br />

maszyn czyli us'prawnienie produkcji a wreszcie i... udoslconalenie<br />

uzbrojenia. W ten spos6b u podstaw wszystkich ruch6w,<br />

u podstaw demokracji i tendencji do wielkich wsp61not politycznych,<br />

a takze plutokracji, lezy nauka.<br />

Nauka nie jest rzeczq nowq. Nowym zjawiskiem jest natomiast<br />

jej praktyczna rola w swiecie, jej zastosowanie a takze pow8zechna<br />

wiara w jej pot~g~. Nauka byla niegdys bezinteresowna. Wyplywala<br />

z dqzen do poznania swiata i jego przejaw6w. Celem jej byla<br />

raczej prawda, niz uZytecznose. Dopiero n a przelomie XVIII i XIX<br />

wieku nabrala charakteru praktycznego mnozqc swe wynalazki.<br />

Uczony byl dawniej myslicielem, dzisiaj jest wynalazcq. Nauka<br />

zaj~la miejsce religii, uczeni zas miejsce kaplan6w. Tylko bowiem<br />

nauka realizuje w petni wiar~ w po s t~p swiata.<br />

W miar~ jak zastosowanie odkrye w zyciu wyprowadzilo nauk~<br />

z dziedziny marzen, umyslami ludzkimi owladn~lo marzenie nowe,<br />

ukazujqce im nowy, przetworzony swiat, dajqcy si~ nieskonczenie<br />

ulepszae. Uwierzono, ze nauka stanowi klucz do szcz~scia.<br />

Dzis jednak - pisze autor - nie wiemy, czy mamy jej bye<br />

wdzi~czni, czy tez wyrazae 2:al, ze zostalismy dotkni~ci jej wplywem.<br />

Dna to S'prawila, ze zycie staje si~ dla ludzi nieustajqcq<br />

walkq, kt6ra przekracza ich sHy. Sprawia, ze wojny stajq si~<br />

coraz bardziej krwawe, a pok6j coraz kosztowniejszy, przez wysokq<br />

cen~ ciqglego ulepszania broni.<br />

Nauka stworzyla warunki, by wyr6wnae dysproporcj~, np. mi~dzy<br />

glodujqcq a obfitujqcq we wszystko prowincjq jakiegos kraju.<br />

Ale powszechna konkurencja rodzi nadprodukcj~, a ta bezrobocie...<br />

Wynika stqd smutny obraz swiata, w kt6rym rzeczy i zjawiska<br />

na s t~pujq zbyt szybko jedne po drugich i kt6ry szybko si~ zuzywa<br />

i wyczerpuje. Brak dzisiejszemu swiatu solidnego gruntu, na kt6­<br />

rym m6glby s i~ oprzee. Post~py zWqtpienia i rozpaczy rosnq proporcjonalnie<br />

do post~p6w nauki, znajdujqc ujscie w alkoholizmie<br />

i samob6jstwach. Czy za post~p materialny nie placimy zbyt wysokiej<br />

ceny w postaci upadku moralnosci" 2 .<br />

Tak widzial swiat uczony, zyjqcy z koncem XIX wieku. Przeniesmy<br />

s i~ teraz myslq w rok 1938, a wi~c 50 lat p6zniej. W poblizu<br />

Nowego Jorku, w uroczysku Flashing Meadom ustawiony<br />

2 PAN - "Studia i materialy do perspektywicznego planu rozwoju nauki<br />

po!skiej". Materialy zagraniczne. Zeszyt Z-8. Bertrand de Jouvene! - 0 przewidywaniu.<br />

(W aneksie skr6t szkicu Emila Fagueta - Jaki b~dzie dwudziesty<br />

.wick). Wa r sZDwa 1966, s. 43-56.


1486<br />

JULIAN ALEKSANDROWICZ, REGINA KNAPIK<br />

jest obelisk, w ktorym zamurowano w hermetycznej kasecie list<br />

Alberta Einsteina adresowany do ludzi, ktorzy zye b~dq na naszej<br />

planecie za 5.000 lat. Na cokole wy'ryty jest napis zalecajqcy upowszechnienie<br />

tresci listu w roku 6.938. Pisze w nim Einstein: -<br />

Nasza epoka jest bogata w tworczq mysl. Dokonane przez nas<br />

odkrycia moglyby nam w istotny sposob ulatwie zycie. Za pomocq<br />

energii elektrycznej przecinamy oceany. Wykorzystujemy elektryc;znose<br />

po to, by wybawie ludzi od nuzqcej pracy fizycznej ...<br />

A jednoczesnie nasza produkcja i nasz podzial dobr nie Sq wcale<br />

zorganizowane, ludzie mUszq zye w trwodze i l~lm, bo bojq s i~,<br />

ze zostanq wyeliminowani z procesu ekono:micznego i wyzuci ze<br />

wszystkiego. Poza tym, ludzie zamieszkujqc rozne kraje, w nierownomiernych<br />

od s t~p a ch czasu mordujq s i~ wzajemnie i dlatego<br />

k azdy, kto mysli 0 przyszlosci, musi zye w ciqglym strachu. Wierz~,<br />

ze nasi potomkowie przeczytajq te slowa z uczuciem uzasadnionej<br />

wyzszosci". (10 sier pnia 1938) 3.. .<br />

\Vidae z tego, ze Albert Einstein wierzyl w lepszq przyszlose<br />

swiata. Od chwili zlozenia jego listu w obelisku pod Nowym Jorkiem<br />

min~lo zaledwie 30 lat. Przezywalismy II wojn~ swiatowq,<br />

ktora pochlon~la 45 milionow ofiar, a znikczemnila wielokrotnie<br />

wi~cej zywych. Najokrutniejsza z wojen zainicjowala niekoilczqce<br />

s i~ do dzis procesy wzajemnego wyniszczania si~ ludzi w roznych<br />

cz~sciach n aszego globu. Swiat nauki nie zdolal opanowae dotqd<br />

zywiolu mi~dzylud zkiej nienawisci.<br />

Zrodlem zla jest, jak nam s i~ zdaje, to, ze my, ludzie wspolcze.5ni,<br />

zy jemy w kulturze, ktora na rzucila priorytet scislego n a­<br />

ukowego myslenia, a wi~c czynnosci podatmych na matematycZl1q<br />

weryfi,kac j ~. Naukowe myslenie jako wyrrnierne jest gorq w kaidej<br />

dziedzinie tej kultury. Jego sugestywny urok wynika choeby<br />

z sukcesow techniki. Nic wi~c dziwnego, ze parametry ekonomiczne,<br />

prawa mowiqce 0 popycie i podazy, zap~dzily wspolczesnego<br />

czlowieka w swiat, w ktorym praktycznie nie rn a juz<br />

miejsca na rOlffiantyk~, na bezinteresownosc, na mi~dzyludzkq<br />

solida rnosc, na trosk~ 0 zdrowie mi~dzynarodowej spolecznosci, bo<br />

dominuje interes jednostki lub m alych grup ludzi.<br />

J akze daleko w tyle za dyscyplinami technicznymi pozostajq<br />

dyscypliny estetyczne i humanistyczne. Fizycy i matematycy znalezni<br />

juz wspolny j~zyk w postaci norm miar, dlugosci, wagi<br />

i czasu. Wspolczesni przedstawiciele n auk zajmujqcy s i ~ technikq<br />

komunikacyjnq opracowali n awet wspolny j~zyk znakow drogowych.<br />

Przeciez to obraZlkowe pismo infoI1mujqce jak nalezy s i~<br />

o PAN ,,:,;(udia i m a teria!y do perspektywicznego planu rozwoj u n a uki polsi


FUTUROLOGICZNE ASPEKTY WYCHOWANIA I NAUCZANIA 1487<br />

zachowae, by uniknqe cierpien i przedwczesnych smierci komunikacyjnych<br />

rozumiejq analfabeci vlszystkich kraj6w, wszystkich<br />

ras. Stanowi to niejako pierwszy przeblysk wskazujqcy na mozliwose<br />

zadzierzgni~cia wi~zi mi~dzyludzkich w ochronie zdrowia<br />

spolecznego. Na razie jednak zyjemy w swiecie, w kt6rym ludzkose,<br />

jak m6wi Robert Hutchins, jest jak dziecko, kt6re zapragn~lo<br />

wulkanu. Dobra wr6zka spelnila jego zyczenie i ad<br />

tej chwili dzieoko zyje w strachu przed gro:i:bq wybuchu i zniszczenia.<br />

Nie mniej niepokoju powoduje fakt, ze nie jestesmy jeszcze '<br />

przygotowani do tego, by energi~ wulkanu wlqczye w sluzb~ ludzkosci<br />

4.<br />

Innymi slowy ludzkose jest wyposazona w nauk~, kt6ra potrafi<br />

dokonae zniszczenia swiata, ale nie daje odpowiedzi na pytanie,<br />

czy nalezy zniszczye go czy tez zachowac.<br />

Wydaje nam si~, ze wsp6lczesne skl6cenie swiata jest wynikiem<br />

uzgodnienia j~zyka fizyk6w, matematyk6w i technik6w w calej<br />

spolecznosci mi~dzynarodowej, przy jednoczesnym braku zgody<br />

odnosnie kryteri6w wartosci.<br />

Ustalenie i ujednolicenie hierarchii 'wartosci w skali calego<br />

globu, podobnie ja,k norm czasu, ci~zaru i dlugosci, pozwoliloby<br />

chyba rozwiqzae najwazniejsze problemy w sp6lczesnego swiata,<br />

chroniqc go przed zagladq atomowq.<br />

Slel6cenie i nieporozumienia w swiecie filozofii wartosci majq<br />

swe przyczyny w materialnym bycie wsp6lczesnych spoleczenstw<br />

i stanowiq odbicie tego, co si~ dzieje w ekonomice i polityce. Jest<br />

bowiem oczywiste, ze hierarchia wartosci jest inna u ludzi sytych,<br />

a inna u glodnych, inna w krajach rozwijajqcych si~, a inna w krajach<br />

wysoko rozwini~tych.<br />

Swiat wartosci nie jest jednale wylqcznie wiernym odbiciem<br />

ekonomi'ki. Idee wyrosle z rzeczywistosci ekonomicznej odleglych<br />

nawet okres6w historycznych, kt6re juz przebrzmialy, tkwiq bowiem<br />

nadal w swiadomosci ludzi, mimo ze brak im juz pierwotnej<br />

ekonomicznej bazy. Wywierajq wi~c wplyw na dzialalnosc ludzkq<br />

(np. tradycja religijna) i tym samym mogq przyspieszac lub wypaczac<br />

rozw6j wsp6lczesnej materialnej rzeczywistosci.<br />

Swiadomi jestesmy faktu, ze 'kazdq historycznq epok~ charakteryzujq<br />

sprzecznosci, kt6re w istocie swej Sq motorem wszelkiego<br />

rozwoju. Pozwala nam to oceniac sytuacj~ nie .z pozycji literat<br />

ury czy filozofii "czarnej rozpaczy", nie z pozycji egzystencjalizmu<br />

Sartre'a, czy tez bohaterskiego, lecz smutnego humanizmu<br />

Saint-Exupery'ego, lecz z pozycji nauki, kt6ra pozwala nie tylko<br />

4 R. Hutchins, Is the Educational System Obsolete (w:) Modern Education,<br />

s. 103 , w ig K . Kotlowsld, FHozofi a w artosci a zadanie p edagogHct, s. 80.


1488 JULIAN ALEKSANDROWICZ, REGINA KNAPIK<br />

poznawae i okreslae nl1e]SCe czlowieka w swiecie zwierz~cym,<br />

ale swiadomie tego czlowieka udoskonalac.<br />

SWq futurologicznq wizj~ kreslimy na podstawie trendow obserwowanych<br />

od prehistorycznych czasow w rozwoju kultur. Przytaczamy<br />

jedno ze sformulowan Herberta Wendta, cytowane przez<br />

Fritza Baade'a: "Paleontolog Z Zagrzebia, Gorhanovic-Kramberger,<br />

znalazl w poblizu miejscowosci Krapina w Kroacji przeszlo<br />

50 pozostalosci szkieletow Neandertalczykow, ktorych stan nie<br />

. pozostawial zadnej wqtpliwosci co do tego, ze odbyla si~ tu niegdys<br />

ponura orgia ludozercow. Broil kamienna, ktora lezala wsrocl<br />

resztek uczty kanjbalow pochodzila z okresu kultury oryniackiej,<br />

naj~tarszego szczebla kulturowego Homo sapiens";;. Bardziej "post~powa"<br />

rasa Neandertalczyk6w zwyci~zyla i pozarla ras~ nizsz'l.<br />

Polozenie kresu ludozerstwu bylo decydujqcym krokiem, jakiego<br />

dokonala ludzkose w swym rozwoju kulturowym. Wiemy dzis,<br />

ie rasy ludzkie zamieszkujqce Europ~ i Polnocl1q Afryk~ przed<br />

50000 lat stanowili ludozercy. Przed 10000 lat ludozerstwo w tym<br />

kr~gu geograficznym jako prawnie sankcjonowane prze


FUTUROLOGICZNE ASPEKTY WYCHOWANIA I NAUCZANIA<br />

1489<br />

niego pedagog jest jak kierowca, ktory posiada znakomity samochod,<br />

a nie wie tylko gdzie jechae.<br />

Wraz z ustrojem, wraz ze stanem sil produkcyjnych powstajq<br />

ramy wartosciowania czynow zarowno pojedynczych ludzi jak<br />

i grup spolecznych. Dlatego tei; dotqd panuje relatywizm w ocenach<br />

tego co dobre i zle. W ustroju niewolniczym instytucja<br />

niewolnictwa byla uznawana za moralnq, a wi~c dobl'q. Podda11­<br />

stwo chlopow akceptowal feudalizm jako moraIne, znOSZqC niewolnictwo<br />

jako zle, a wi~c amoralne. Kapitalizm uznal za niemora}ne<br />

poddanstwo chlopow i je zniosl. Socjaliizm wyst~puje przeciw<br />

amoralnemu wyzyskowi czlowieka przez czlowieka, wyzyskowi,<br />

ktory zwiqzany jest z prywatnq wlasnosciq srodkow produkcji.<br />

Hieral'chia wal'tosci wiqze si~ wi~c z klimatem moralnym<br />

epoki.<br />

Dla wspolczesnej nam epoki, znamiennej dCjzeniem ludzkosci do<br />

rownosci warunkow zycia i do sprawiedliwosci spolecznej, przyjmujemy<br />

system wartosci, ktory w skazuje, ze do b r e, a wi~c<br />

sprzyjajqce zdrowiu jest to wszystko, co chroni czlowieka bezklasowego<br />

spoleczenstwa przed elementami, ktol'e przydajq zb~dnych<br />

cierpien fizycznych i psychicznych do tych, ktore i tak Sq<br />

nieodlqcznie zwiqzane z ludzkq egzystencjq.<br />

Z a d a '11 i em p e d ago g a jest wyposazyc ucznia w taki zasob<br />

wiedzy, ktory pozwoli mu odpowiednio po st~powac w jego<br />

dalszym zyciu w stosunku zarawno do innych ludzi, jak i do<br />

~ a me go siebie, w sposob ktary by sprzyjal spolecznemu zdrowiu.<br />

Winno temu towarzyszye rozwijanie uczue spoleczno-moralnych,<br />

zwlaszcza empaJtii oraz systematyczne w d r a zan i e do wlasci­<br />

"Vego po s t~powania w okreslonych sytuacjach, aby wytworzyly<br />

s i ~ umiej~tnosci i nawyki spolecznie pozytywne.<br />

Wzorow wlasciwego z punktu widzenia spolecznego wychowania<br />

nie musimy daleko szukac. Zacytujemy niektore teksty, by podkreslic,<br />

jak pi~knq mamy juz tradyc.i ~ .<br />

Oto.z Komisja Edurkacji Narodowej (lata 1773-1794) w ramach<br />

owczesnej koncepcji wychowania moralnego zwalczala fanatyzm,<br />

nietolerancj ~ , szowinizm, antyhumanitaryzm. Zalecala natomiast<br />

dqzenie do hal'monii w stosunkach mi~dzyludzkich i szacunek dla<br />

wszystkich ludzi 6. Nauczycielowi zalecono wpl'owadzenie "nauki<br />

moralnej" i takie prowadzenie nauczania hist·orii, geografii, "aby<br />

na przykladzie dziejow ludzkosci magl wykazywac moralnq wartose<br />

czy-now ludZlkich" 7.<br />

Warto dodae, ze Komisja Edukacji Narodowej zalecala nawet,<br />

6 L. Kurdybacha, Histo1ia wychowanta, Tom I, s . 699-701. <br />

7 S . Kot, Histo1ia wychowania, Lw6w "1934, Tom II, s. 88.


1490 JULIAN ALEKSANDROVVlCZ . REGINA KNAPIK<br />

by w szkolach wiejskich i miejskich uczono praw regulujCjcych<br />

stosunki mi~dzyludzkie.<br />

Takim poczynaniom wychowawczym towa1'zyszyla niejednokrotnie<br />

wspolpraca literatow. Ignacy Krasicki zalecal np., by w nauce<br />

historii pot~piac rozboje dziejowe, a uwielbiac cnot~ o1'az podnosic<br />

zalety wladcow, spokojnych a dbalych 0 dobro narodu 8.<br />

ReforlillujCjc Akademi~ Krakowskq Hugo Kollqtaj pisal: "Profesor,<br />

reflektujqc uczniow nad dobrymi i pokazujqc wady praw<br />

zlych, dowodzic b~dzie, ze zle Sq owocem pa.sji prawodawcow,<br />

dobre zas owocem rozumu i milosci rodzaju Iudzkiego" 9.<br />

Stanislaw Staszic w Uwagach nad zyciem Jana Zamoyskiego oraz<br />

w Instytucji, czyli ustanowieniu edukacji publicznej mowi: "Edukacja<br />

pubIiczna jest jednq z najistotniejszych instytucji cywilizacji<br />

narodow... WszystJkie spoleczenstwa europejskie pochodzq<br />

z towarzystw feudalnych... Miejsce milosci bIi:lniego zajmuje dzis<br />

przemoc i bojazn. Stqd pochodzi, ze w takich spoleczenstwach Sq<br />

ciqgle usilowania wyst~powania uciemi~zonych przeciw uciemi~zajqcym,<br />

uleglych przeciw przemoznym, ubogich przeciw bogaczom,<br />

wojna slabych przeciw mocnym, zgola nie rna ludzi bliznich,<br />

nie rna braci.-." 10<br />

Wspominamy te zalecenia pedagogiczne z przeszlosci, by na ich<br />

tie przedstawic biologiczny wspolczesny i przyszly aspekt pedagogiki,<br />

dqzqcej do s P '0 I e c z neg 0 z d I' 0 w i a.<br />

Wychowanie traktQwane jest dzis jako proces i n t e g I' a c j i<br />

c z 1 '0 W i e k a wokol wartosci pozytywnych. Rola pedagoga polega<br />

tu przede wszystkim na ksztalceniu w ten sposob wychowanka,<br />

by rozwijac w nim te cechy, ktore stanowiq zespoly uwarunkowane<br />

etycznie, a wi~c spolecznie pozytywne.<br />

Jest oczywiste, ze im nizsze jest stadium rozwoju psychicznego,<br />

tym niiszy rodzaj wartosci moze bye dost~pny wychowankowi.<br />

Pedagodzy znajq jednak srodki oddzialywania, dost~pne kaidemu<br />

etapowi rozwoju.<br />

Badania psychologow i pedagogow znajdujq potwierdzenie w naszych<br />

codziennych obserwacjach lekarskich, dotyczqcych chorob<br />

osoby ludzkiej i spolecznosci. Gdy czlowiek w biologicznym wieku<br />

doj1'zalosci nie wykazuje znami'on psychicznych odpowiadajqcych<br />

wiekowi dojrzalemu lecz wiekowi rnlodszemu - przejawia tendencje<br />

chorobowe szkodIiwe zarowno dla niego samego, jak i sprz~­<br />

8 1. Krasicki. Pan Podstori, w Ig S. Kot, Historia wyehowan!a, Tom II, s. 115.<br />

9 H. KolI


FUTUROLOGICZNE A SPEKTY WYCHOWANIA I NAUC Z A NIA 1491<br />

zonej Z nim grupy spolecznej. Brak bowie-m prawidlowego stosunku<br />

do systemu wartosci, odpowiadajqcego wiekowi, wypacza je-go samody<br />

s cyplin~ i warunkuje dzialanie aspoleczne.<br />

CzIowiek, ktory w wieku dojrzalym wykazuje organiczne znamiona<br />

wczesnego d ziecinstwa - jak odczyn mieloblastyczny, odruch<br />

Babinskiego - jest organicznie ci~ z ko chory. Analogicznie<br />

mozna przyjqC - stojqC na stanowisku jednosci somatycznopsychicznej,<br />

ze chorobq jest stan, w k torym procesy psychiczne Sq<br />

cofni~te W rozwoju w stosunku do innych procesow biologicznych.<br />

Wspolczesne badania dowodzq istnienia okreslonych mechanizmow<br />

psycho-Slpolecznych, ,ktore warunkujq regre s j~ ludzkich postaw<br />

w krqg psychopatologii. Tak np. psycholodzy amerykanscy<br />

stwie1'dzili, ze lucizie, kto1'zy Iffianifestowali ag1'esywne akty wobec<br />

Murzynow, nalezq do kategorii tych osab, ktore na swej drodze zycia<br />

poniosly wiele kl~sk. Uwalnia jq si~ przeto od wlasnych stanow<br />

frustracji potwierdzeniem swej przewagi wlasnie przez nieludzkie<br />

i aspoleczne czyny 11. Z kategorii tego typu przes t~pcow lub genetycznie<br />

uwarunkowanych psychopatow rekrutowali si~ rowniez,<br />

jak wiemy, hitlerowscy siepacze.<br />

*<br />

Na zakonczenie naszych rozwazan podkreslamy, ze my pedagodzy,<br />

swiadomi jestesmy tego, ze w s trU1ktur~ szkolnietwa sredniego<br />

i uniwersyteckiego rok w rok wnika Hum ludzkich istot,<br />

Hum osobowosci niero zw ini~tych jeszcze, lecz gotowych do rozwijania<br />

s i~ w ideal lekarza-humanisty, inzyniera-humanisty itd.<br />

Trudno ocenic rol~, jakq odegrajq jutro dzisiejsi studenci. Mogq<br />

oni zarowno rozjasnic jak i przycmic niespokojne oblicze naszego<br />

swiata.<br />

Mlody czlowiek jest rzeczywistosciq w okreslonym poziomie<br />

intele.ktualno-emocjonalnym, uwarunkowanym determinantami s1'od<br />

awiskowo-genetycznymi.<br />

Jego wychowanie musi si~ stac rowniez rzeczywistosciq na miar~<br />

wspolczesnosci, to znaczy musi sprzyjac realizowaniu wytycznych<br />

sprawiedliwosci spolecznej w skali mi~dzynarodowej.<br />

Nie spelnilo one dotqd swego zadania, skoro droga do zrownania<br />

warunkow bytu ludzkosci wciqz znaczona jest krwiq przelewanq<br />

'l1a polach bitew, stosami popiolow krematoriow i niszczqcq spoleczne<br />

zdrowie a1Jmosferq egzystencjalnego i obiektywnie uzasadnio­<br />

11 A. Ki.ihn, Vber!egungen zu einer Revision des Perslintichkeitserziehung<br />

im L i chte sozia!psychotogischer Erkenntnlsse, "Schule und Psychologie" 1966,<br />

Heft 1.


1492<br />

.JULIAN ALEKSANDROWICZ. REGINA KNAPIK<br />

nego l~ku, atmosferq bezsensu istnienia i czarnej rozpaczy. Wychowanie<br />

nie, spelnilo r6wniez swego zadania, skoro sami ludzie nie<br />

dostrzegajq grozqcych im niebez:pieczenstw i dopuszczajq do kontaminacji<br />

sradowisk swego by·tu toksycznymi produktami cywilizacji<br />

technicznej, ktora przeciez winna przynosic im wylqcznie pozytek.<br />

Czy istnieje jednak jakas staia forma wychowania dla drugiej<br />

polowy XX wieku, wieku w ktorym czlowiek posiadl moc zniszczenia<br />

zycia na swej planecie Co pozostaje jako wzor pedagogiczny<br />

dzis, w okresie, w ktorym tyle uprzednich wartosci i norm<br />

zostalo zachwianych<br />

Wydaje nam si~, ze kategorie wartoSciowania faktow, rzeczy<br />

i zjawisk w alternatywach dobro-zlo, pi~kno-brzydota, prawdafaIsz,<br />

same w sobie nie wy,razajq wiele. Znaczenia nabierajq, gdy<br />

wypeini je historyczna trese, gdy rozpatrujemy je w kontekScie<br />

czasu i przestrzeni, w ktorych zyje spolecznose ludz:ka.<br />

Zyjemy dzis w .epoce historycznej, w ktore rozwoj nauk technicznych<br />

udoskonab warunki egzystencji czIowieka, a rozw6j nauk<br />

humanistycznych, choe znacznie wolniejszy, stwarza czloowiekowi<br />

zwierciadio w postaci nauk psychologkznych i socjologicznych,<br />

dajqc mu moc doskonalenia siebie i innych w zasadniczej dziedzinie<br />

dobrych stosunkow mi~dzyludzkich w skali mi~dzynarodowej<br />

spolecznosci.<br />

Wychowanie winno wi~c bye w naszej epoce wynikiem naukowego<br />

i futurologicz:nego spojrzenia na swiat, winno bazowae na<br />

mozliwosci jego zmiany, i winno przyjmowae za swe kryterium<br />

dobro caIej ludzkosci i zasadniczo niezgod~ na nienawise.<br />

Dla nas, lekarzy, wychowanie takie jest czyms wi~cej niz samym<br />

tylko racjonalnym procesem pedagogicznym. Zapobieganie nienawisci<br />

jest bowiem zarazem zapobieganiem nerwicom, wyzwalanym<br />

przez bodice srodowiskowe i uwarunkowanym Iffii~dzy innymi przez<br />

zle mi~dzylud z kie stosunki,. Jest rowniez zaangazowaniem w ochron~<br />

przyrody przed zatruwaniem nas zego srodowiska - gleby,<br />

wody, powietrza - czynnikami rako- i bialaczkotworczymi. Tylko<br />

swiadome k sztaltowanie osobowosci jednostek moze nadae srodowisku<br />

psychospolecznemu takq jego postae, w ktorej dqzenie do<br />

rownosci i sprawiedliwosci spolecznej b~dzie urzeczywistniac potencjalne<br />

mozliwosci czIowieka i zapewniae mozliwosc bycia sobq,<br />

realizowaniem siebie.<br />

Wychowanie - to z jednej strony dzialanie "z zewn Cjtrz" za<br />

posrednictwem postaw wychowawcow, wzorow i modeli akceptowanych<br />

przez jednostk~ i spoleczenstwo, atmosfery, w ktorej czlowiek<br />

rozwija si~ i zyje. Z drugiej strony jest to swiadoma<br />

i umyslna dzialainose myslqcej jednostki, kt6ra wybiera sobie<br />

modele postaw, ksztaltuje swoje idealy i poprzez samowychowanie


F UTUROLOGICZN E ASPEKTY WYCHOWANIA I NAUCZANIA<br />

1493<br />

zdobywa umie j~ tn o s ci i nawyki, zgodne z zaakceptowanymi wzo ~<br />

rami.<br />

Na pewno dobre jest t o, co chroni czlowieka przed cierpieniami<br />

i przedwczesnq smierciq, co przyczynia s i ~ do r ozwoju jego osobowosci,<br />

co "dodaje zycia naszym latom" (a nie tylko przedluza<br />

lata zycia), co zaciesnia mi~ d zyl ud z kq solidarnosc, co uwalnia od<br />

l ~ku prz€ d drugim czlowiekiem.<br />

Droga do tego celu stanowic w inna sens zycia ludzi kaidego<br />

zawodu, na kazdym szczeblu spolecznym, ad studenta do m~z a<br />

stanu. Dochodzi s i ~ do niej przez swiadome akty afirmacji pastaw<br />

uznawanych za sluszne, poprzez stawanie s i~ naprawd ~ Czlowiekiem.<br />

Julian Aleksandrowicz<br />

Regina Knapik<br />

• <br />

<strong>Znak</strong> - 8


ANTONI TO KARCZYK <br />

P O D RO Z DO G R A NIC <br />

·M O Z L I W O SCI <br />

Dystyngowany pan w srednim w ieku, ktory od dluzszego czasu<br />

wertow al pH k rozpraw n au kowych w czytelni biblioteki publicznej,<br />

n agle uniosl si~ z fo tela i - nie pomny gdzie s i~ zn ajduje ­<br />

wybuchnql salwq halasliwego smiechu. P rzywolany do p o­<br />

rzqdku gn iewnymi gestami dyzurujqcej bibliotekar ki umilkl i czytal<br />

dalej krztuszqC s i ~ od atakow niepoh amowanej wesolosci.<br />

"Glupia idea strzelania w Ksi ~ zy c jest przykladem absurdu, do<br />

jakiego doprowadza ograniczonych n aukowcow falszywie pojt:ta<br />

specjaIizacja ..." I tak dalej i t ak dalej. N a kartach swej, wydanej<br />

w roku 1926, rozprawy naukowej zn any wowczas popularyzator,<br />

prof. A. W. Blickerton, bezlitosnie udowadn ial, ze pomysly wystrzeliw<br />

ania r akiet na ks i ~iy c nie mogq si ~ nigdy doczekac realizacji!<br />

Ze Sq to smieszne, dziecinne m rzonki, ktore nie przystojq<br />

i:adnemu z powai:nych uczonych ...<br />

Czlowiekiem, k tory pod w ply wem blickertonowskich rozwazan<br />

zaklocil pracowitq c i sz ~ czytelni bibliotecznej byl Arthur C. Clarke,<br />

angielski pisarz, autor przeszlo t rzydziestu ksiqielc popularyzujqcych<br />

wi e d z ~ scislq drogq esejow i powiesci fantastyczno-naukowych.<br />

Ten sam Clark e. k tory w r oku 1945 pierwszy opubli kow al<br />

wizj~ zastosowania satelitow komun ik acyjnych i k torego ksiqik a<br />

Interplanetary Flight byla pionierskq praCq popularyzacyjnq<br />

w dziedzinie lotow k osm icznych. S ce n~ w b ibliotece opisal w jednym<br />

z pierwszych rozdzialow zbioru esejow zatytulowanych Profile<br />

prz yszlosci·, wydanych w roku 1962. Szereg z nich zresztq powstalo<br />

juz p od koniec lat 50-tych i drukowaly je takie czasopisma<br />

jak "Holiday Magazine", "Horizon", "Science Digest"<br />

i "Playboy".<br />

Tematem Pro fil 6w nie jest b ynajmniej szczegolowy opis p rzyszlego<br />

swiata, lecz pr6by nakreslenia ogolnych granic, do jakich<br />

• Arthur C. Clarke, Pr oftles of the FutuTe. An InqutTl/ 1nto the Limits of<br />

the Possi ble, New York an Evaston 1962.


P OD ROZ D O G RA NI C MOZLIWOS C I<br />

1495<br />

rozwinqc siE: m oie w przyszlosci ludzka \viedza, przede wszystkim<br />

techniczna. Autor W zasadzie unika dokladniejszego przewidywania<br />

KIEDY dany w ynalazek n astqpi. Web prorokowac CO<br />

Z0STANIE WYNAL EZIONE, dajqc na ogol czytelnikowi do wyboru<br />

przyklady ewen tualnych sku tkow tego w ynalazku: pozytywnych<br />

i ujemnych. Clar ke, decydujqc siE: na rol E: p reroka, zaraz n a<br />

wstE:pie zastrzega siE:, ie ani m ysli prorokowac co nastqpi w polityce,<br />

r ozw oju ekonomicznym czy spolecznym . Tu i owdz:e jedynie<br />

wypowiada swe zdanie n a temat prawdziwie rewolucyjnego<br />

wplywu, jaki na bieg iycia spoleczenstw calego sw iata wywrzec<br />

mogq poszczegolne wynalazk i. Autor nie str oni w sw oich popularnych<br />

rozwaianiach zarown o od dowcipu i groteski, jak i od<br />

filozoficznej zll dumy oraz poetyckiej alegorii. J ezeli ta ksiqzk a<br />

wyda siE: czytelnikowi r ozsqdn a - mowi Clarke - a m oje w nioski<br />

przekonywajqce, to znaczy, ze n ie zdolalem w niej w ybiec<br />

spojrzeniem zbyt daleko naprz6d. Albowiem jedynq rzeczq pewnq<br />

na temat przyszlosci jest to, ie bE:dzie ona n ap r aw d ~ absolutnie<br />

fa ntastyczna.<br />

Aieby przewidywac przyszlosc trzeba, zdaniem Clark a, m iec<br />

odwagE: dqzenia w rozwazaniach tech nicznych do logicznych konkluzji.<br />

Ale rownoczesnie tr zeba miec i wiarE: i wyobr azniE:, ld ora ­<br />

gdy trzeba - nie bE:dzie siE: zgadzala nawet z logikq. Czym bowiem<br />

jak nie tryumfem w iary i wyobrazni n ad owczesnq rzeczywistosciq<br />

nazwiemy slowa zyjqcego w XIII w ieku br aciszk a Rogera<br />

Bacona, ktor y pisal: "Mogq powstae przyrzqdy, za pomocq k torych<br />

najw iE:ksze sta tki z jednym t ylko kierujqcym n im i czlowiekiem<br />

bE:dq pE:dzic szybciej, nii gdyby byly peIne i egla rzy. Mogq bye<br />

skonstr uowane wozy, k tore bE:dq siE: poruszaly z niewiarygodnll<br />

szybkosciq bez pomocy zwierzqt. Mogq powstae instrumenty sluzqce<br />

do latania, w ktorych czlow iek, siedzqc w ygodnie i r ozmy­<br />

§lajqc n a jakikolwiek temat, b E:dzie rownoczesnie bi! powietrze<br />

sztu cznymi skrzydlami n a wzor ptakow ... a takze powstanq m a­<br />

ch iny, k tore pozwolq czlowiekowi wE:drowae po dnie morz ..."<br />

Wizji przyszlosci radzi Clarke szukae r aczej w opowiadaniach<br />

fantastyczno-naukowych niz w uczonych dysertacjach. Co prawda<br />

naukowcy posledn iejszego gatunku ostentacyjnie zwykli siE:<br />

z science-fi ction wYSmiewae, lecz pr awdziwi uczeni wysokiej klasy<br />

nigdy tego nie r obiq. Ba, autor spotkal wsr6d nich paru, ktorzy<br />

sami w wolnych chwilach takie opow iadania piszq... Tak czy owak<br />

pisarze w rodzaju Verne'a czy vVellsa odegrali w p rorokowaniu<br />

przyszlosci 0 wiele powazniejszq rolE: od uczonych. P owiedzmy<br />

sobie szczerze: nie jest latwo cos oryginalnego w ymyslie bez gruntownych<br />

studiow, k t6rych ws t~pn q f azq, zdaniem Clarka, winno<br />

bye staranne przeczytanie literatur y fantastyczno-naukowej za


1496 ANTONI TOKARCZYK<br />

okres ostatnich 10 1at! Na WIZJOnerow ezyhajq dwie zasadnieze<br />

pulapki: albo zawcdzi ich odwaga albo wyobraznia.<br />

Ofiarq pierwszej pulapki padajq najcz~scie j i to z tragiczn'l<br />

regularnosciq uczeni. To ieh raz po raz zawodzq nerwy i sklaniajq<br />

do autorytatywnych, publieznych oswiadczen n a tmnat niemozliwosci<br />

t ego ezy tamtego wynalazku. Jest to nowy typ tchorzostwa:<br />

nie dostrzeganie rzucajqcych si ~ w oczy faktow. K iedy braciJ<br />

Wright w swoim sklepie z row erami zmontowali skrzydlaty silnik<br />

gazolinowy, slynny amer yk anski astronom, Simon Newcamb pisal,<br />

ze un iesienie s i~ za pamocq ei~z szej od powietrza m aszyny<br />

jest niernozliwe. Chyba ze zosfanie wynaleziony srodek niwelujqcy<br />

grawi t aej ~... Gdy jednak machiny pi.erwszych awiatorow unosily<br />

s i~ w powietrzu bez eudownych urzqdzen antygrawitacyjnych, naty<br />

chmiast p osypaly s i ~ autorytatywne powqtpiewania w pr zydatnose<br />

praktyeznq samolotu, ktory przeciez nie uniesie ani jednego<br />

pasazera pr ocz c i ~ za ru pilota! Nigdy tez owa lata jqca machina<br />

nie zdola p r zescignqc lokom otywy k urierskiego pociqgu lub wyscigowego<br />

autc.mobilu! Wspomniany n a poczqtku artykul Blickertana<br />

napisany zosta1 na wiele lat po opracowaniu teoretycznych<br />

zalozen lotow rakietowy ch przez Ciolkowskiego, a w kilka lat po<br />

ogloszeniu serii prac z zakresu teorii lotow kosmiezn ych Goddarda<br />

i Obertha. Clarke, ktory w czasie ostatniej wojny byl ofice rem technicznym<br />

RAF-u wypr obowujqcym i kierujqcym nowymi rodzajami<br />

broni, a takze piastowal godnosc pr ezesa Brytyjskiego Towarzystwa<br />

Mi~dzyplanet a rnego, eytuje dalej szereg wspolcz2snych przykladow<br />

tchorzostwa wyobrazni. Juz po wojnie, po ogloszeniu<br />

w USA p rzez prezydenta Eisenhowera programu budowy satelitow,<br />

czolowy doradca rzqdu brytyjskiego z tej dziedziny, dr Richard<br />

van der Riet Woolley, nazwal perspektywy podrozy kosmieznych<br />

b zdurq. Inny doradca brytyjski, L ord Cherwell, ktory doniesienia<br />

na t€fffiat niemieckiej broni V-2 okreSlal mianem propagandowej<br />

plotki, w roku 1945 zapewnial, ze zbudowanie r akiet<br />

wojskowych dalekiego zasiE;-gu jest nie·mozliwe, gdyz w 90% musialyby<br />

s i~ one skladac z paliwa n ap~dow ego. W tym samym roku<br />

inny, tym razen1 am erykanski doradca naukowo-techniczny wyszydzal<br />

ide~ r akiet t ranskontynentalnych uzbrojonych w giowice<br />

atomowe jako pomysl calkowicie i przez wiele lat nierealny, szkod­<br />

Iiwie wpJywajqcy na amerykansk q opini~ publicznq ...<br />

Maze prorokowi przyszlosci naukowej zabraknqc fantazji. Tak<br />

bylo z Augustem Comte, ktory w pierwszej polowie ubieglego<br />

wieku negowal mozliwosc zbadania sUbstancji gwiazd. Nie wierzy1<br />

w astrofizyk~, albowiem wnioskowa1 z otaczajqcych go mozli­<br />

WOSCI naukowych. Slynny Lord Rutherford wysm:.ewal do konca<br />

iycia tych, ktorzy mieli nadziej~ wyzwolic z materii energi~,


PODRO:':>; DO GRANIC MOZ LIWOSC I 1497<br />

jakiej w kilka lat po smierci tego uczonego doswiadczyla nieszcz~<br />

s n a Hiro s z ~ma . Cz~sto na podstawie ·otaczajqcych nas zjawisk<br />

technologic ~nych trudno wyobrazie sobie pewne wynalazki. Pod<br />

koniee ubieglego wieku dokonano odkrye zupelnie nieoczekiwanych<br />

przez zadnego z wizjoner6w i uczonyeh. Zrewolucjonizowaly<br />

one najSmielsze przewidywania ludzi wieku pary i elektryeznosci.<br />

POCZq tkiem bylo odkrycie i zastosowanie promieni Roentgena.<br />

Juz w ich samej nazwie - "promienie X" - kryje s i~ oslupienie<br />

6wczesnyeh uczonych wobec tego fenom enu natury. Dzis wsr6d<br />

otaczajqcych nas wynalazk6w iffiozemy wyr6znie takie, ,kt6rych<br />

skonstruowanie przewidywano setki a nawet tysiqce lat temu.<br />

Clarke twierdzi, ze ludzie pokroju Franklina, Galileusza, Leonardo<br />

da Vinci czy n awet Archimedesa w idzqc dzisiejszy samoch6d, helikopter<br />

lub silnik dieslowski w zasadzie poj~liby, 0 co w nich<br />

chodzi i do czego sluzq. Leonardo nawet bye moze zaczqlby przerzucac<br />

swoje notatki w poszukiwaniu szkicow prototypow. Natomiast<br />

Sq wynalazki, ktorych w dawnych czasach nie przewidzial<br />

nikt. Takie j ak energia nuklearna, radio, telewizja, tranzystory,<br />

sposoby wykrywania niewidzialnych planet, ezy datowan ie precyzyjne<br />

szczqtk6w organicznych z odleglych epok za pomocq metody<br />

C 14. Do wynalazk6w przewidywanych natomiast zaliczamy<br />

dla przykladu samoch6d, samoloty, silniki parowe, lodzie podwodne,<br />

telefon, roboty, statki ko·smiczne, transmutacje pierwiastk6w<br />

czy promienie smierci.<br />

Jezeli aktualny poziom nauki i techniki utrudnia n am p rzewidywania<br />

przyszlosci, to jednak nie jest to przeszkoda nie do przezwy<br />

ci ~z en i a - pisze Clarke. Oto na przyklad angielski matematyk<br />

Charles Babbage w rok u 1819 opracowal, ni mniej ni wi~c e j, tylko<br />

pIany budowy "analitycznego motoru", czyli automatycznego komputera.<br />

Uzyskujqc ad rzqdu niebagatelnq k wot ~ 17 000 funtow do<br />

KOlka zycia bezskutecznie usilowal zbudowa c: SWq najzupelniej<br />

poprawnie zaprojektowanq ma sz yn ~ , ktora do dzis stoi w londynskimmuzeum<br />

wiedzy. Tragediq wynalazcy bylo to, ze wyprzedzil<br />

az dwie r ewolucje techniczne: pierwszq, polegajqcq n a rozwoju<br />

przemyslu precyzyjnego i drugq, b~dq c q rozwojem elektroniki. Kola<br />

z~bate, tryby i przekladnie jego m achiny, wytoczone przez naj ~ ­<br />

tych rzemiesinikow byly zbyt malo dokladnie wylconane, by m ogly<br />

dzialac. Gdyby nawet dzialaly, to kom puter pr acow alby n adzwyczaj<br />

powolL Niemniej postacie wyn aIazcow-wizjonerow takich jak<br />

Babbage Sq powaznym wyzwan iem dia wyobrazni dzisiejszego<br />

czlowieka.<br />

Sp6j rzmy teraz na przyszlosc rom ych dziedzin zycia widzianych<br />

oczyma Clarka. Oto pierwsza z nich - t ransport. Przez wiele


1498 ANTONI TOR"ARC ZYK<br />

tys i ~cy lat szybkosc transportu n ie przekraczala w zasadzie 15 km<br />

na godz in~ , by dopiero w ostatnich dw u stuleciach monstrualnie<br />

s i~ rozwinqc. Szybkosc pozqdan a zalezy od odleglosci, ktore pok<br />

onu jemy - mowi autor. Nikt nie pragnie podrozowac z pr ~ d ­<br />

kosciq swiatla po nowojorskiej P iqtej Alei, ale w czasie panujqcych<br />

na niej ulicznych "korkow" niejeden m arzy 0 p osuwaniu<br />

si ~ z pn ;dkosciq marszu pieszego. N a krotkie odleglosci od 1 do<br />

20 km autor przewidu je obok w~drow k i pieszej samochod, skuter,<br />

metro i sam obiezne ch odniki, r uchome pasy wykonane jednak<br />

z nieznanej naturalnie dzis substancji, ktora n a wzor plynqcej<br />

rzeki, stopniowo od brzegow jezdni ku srodkowi p~d z i laby coraz<br />

szybciej. Gw arantowaloby to przechodzenie bezpieczne po t akim<br />

pasie. Zabawny srodek lokomocji proponuje Clarke dla krotkich<br />

d ystansow, podmiejskich: kon, lub jeszcze lepiej specjalnego typu<br />

inteligentna r asa sloni, odpowiednio zmniejszo nych, drogq skomplik<br />

owanych zabiegow hodowlanych. Simi jako jedyny z czworonogow<br />

moze w ykon ywae (trqbq) rozne, dose precyzyjne czynnosci.<br />

W ogole Clarke p rzypuszcza, ze w pr zyszlosci szereg prac mogq<br />

wykonyw ac zamiast robotow inteligentne gatunki zwierzqt z odpowiednimi<br />

urzqdzeniam i radiowymi wmontowanymi w mozg, co<br />

pozwalaloby przywolywac je odpowiednim impulsem, lub odsylae.<br />

Nie r adzi natom iast uzywania do celow t r anspor towo-gospodarczych<br />

stworzen m i ~sozernych. Narazaloby to pasazerow na ich<br />

niebezpieczne kaprysy ...<br />

Na dalsze do 200 km liczqce odleglosci Clarke przewiduje samoch<br />

ody elektryczne, ciche, czyste, z urzqdzeniami pozwalajqcymi<br />

zaprogramowae cel jazdy przez m owienie d o miki ofonu wozu, przyzyw<br />

ane sygnalem radiowym , i au tom atycznie sterujqce si~. Absurd<br />

posiadania wlasnego samochodu i samodzielnego prowadzenia go<br />

w inien sie: SkOllC ZYC jak naj,zybciej, gdyz zbyt wiele pochlania<br />

k osztow i ofiar. Zresztq n iedlugo zabraknie miejsca na par kingi...<br />

Dodajmy , ze juz w roku 46 przed naSZq erq Juliusz Cezar zabronil<br />

w j azdu na ulice Rzymu wszelkim pojazdom od switu do zachodu<br />

slonca. Natom iast kolej w zasadzie juz niedlugo, zdaniem Clarka,<br />

zejdzie z pola i wyslui one pulmany pow~drujq do muzeow techniki.<br />

(Bohaterska era kolei zelaznej, n aturalnie unowoczesnionej,<br />

odzyc m oze nie na ziemi, lecz na k olonizowanych przez czlowieka<br />

planetach, tych zwlaszcza, ktore posiadajq niewielkq sil~ przyciqgania).<br />

Miejsce kolei i statku zajmq samoloty star tujqce i lqdujqce<br />

p ionowo. One rowniei , a takze konwencjonalnie startujqce ponaddzwi~k<br />

owe samoloty kr610wac b~ d q w 'ffi i~dzy k o n ty n e nt al ny m<br />

transporcie p asazerskim i towarowym. N a morzu wszelkiego typu<br />

zbiornikowce i tankowce ustqpiq chyba towarowymlodziom podwodnym,<br />

kt6re b~dq za sobq ciqg n ~ l y podluzne, przypominajqce


PODROZ DO GRANIC M OZLIWOSCI<br />

1499<br />

gigantycznq, plastikowq parowk~, pojemniki. Transport podwodny<br />

jest juz dzis latwiejszy i bezpieczniejszy. Zupelnie r ewelacy jnq<br />

przyszlosc zapowiada Clarke poduszkowcom, ktore mogq zrewolucjonizowac<br />

nie tylko transport, ale i oblicze w iE:kszosci wielkich<br />

m iast swiata. P ote:zne poduszkowce, dla ktorych przeszkodq nie be:dq<br />

ani wzburzone oceany, ani plycizny i rafy, a ni lCjd, przemierzac<br />

mogCj w roznych kierunkach powierzchn ie: n aszego globu. Nie rna<br />

powodow, by zatrzymywaly sie: w portach morskich, skoro jUz dzis<br />

mogCj on e leciec dalej nad mniej w ie:cej plaskq powierzchniq lqdu.<br />

Poduszkowiec przekresli portowy charakter takich m iast jak Now y<br />

Orlean, Genua czy Antwerpia. Natomiast mogq powstac w gle:bi<br />

ICjdu nowe "porty" jak np. Oklahoma, na skraju wielkich prerif<br />

K to wie, czy w przyszlosci taka Szwajcaria nie zaslynie jako kraj<br />

budowy pOduszkowcow i punkt we:zlo wy swiatowego tramportu<br />

Poduszkowiec moze przekreslic wszelki transport kolowy. Be:dzie<br />

bezpieczni ejszy, uniwersalniejszy i t anszy. OdpadnCj koszty budowy<br />

i konserwacji drog. Poduszkowce b~dCj mogl:y latac nad starymi<br />

szlakami, pordzewialymi, zarosnie:tymi trawq liniami kolejowymi<br />

itp. Grunt zeby szlak nie zarosl zbyt wysokimi drzewami...<br />

Z transporteun wiCjze si~ ne:k ajCjcy wszystkich problem grawitacji.<br />

Wyzwolenie sie: spod sily przyciqgania jest perspektywq<br />

ne:cCjcCj od lat wszystkich autorow science-fiction, lecz - jak dotCjd<br />

- uczeni nawet n ie potrafiq scisle sp recyzowac istoty sam ej<br />

grawitacji. Przyszlosc zdaniem Clarka nie lezy w sztucznych warunkach<br />

wytwarzania "stanu niewazkosci", lecz bye moze w znalezieniu<br />

sUbstancji reagujCjce j odwrotnie n a sil e: przyciClgania. Kto<br />

wie, czy nie dostarczq jej kiedys czlowiekowi eksplorowane planety<br />

P ozwolilaby ona na b u d o w~ antygrawitatorow przenosnych,<br />

ktore mozna by dowolnie regulowac i wylqczac. Antygrawitatory<br />

ogromnie przydalyby sie: badaczom planet 0 pote:znej sile przyciqgania,<br />

takich jak np. Jowisz. Odpowiednio sterowana sila grawitacyjna<br />

moglaby zostac uzyta do transportu na ziemiE: surowcow<br />

wydobyw'anych na planetach. Tworzonoby np. r od zaj grawitacyjnych<br />

korytarzy w przestrzeni miE:dzyplanetarnej, ktorymi sunqlby<br />

ku ziemi lub jeszcze lepiej ku ksie:zycowi strumien ladunkow.<br />

Clarke rozwaza takze uzywanie antygrawitatorow jako napE:du<br />

r akiet kosmicznych stwierdzajqc wielokrotnie, ze ob ecna<br />

energia nape:dowa tych kolosow staje sie: coraz bardziej dla powierzchni<br />

naszego globu niebezpieczna. I wreszcie antygrawitatory<br />

odpowiednio spopularyzowane, znajdujqce si~ w posiadaniu przecie:tnej<br />

rodziny zre wolucjonizowa1yby n ie ty1ko transport, ale<br />

takze caly styl zycia czlowieka jaki uprawia od chwili gdy przestal<br />

bye pryrnitywnym nom adem. Podrozowanoby po powierzchni


1500 ANTONI TOK ARCZ YK<br />

calej kuli ziemskiej. Przeszkody nie stanowilyby ani morza ani<br />

niebotyczne gory. Wsz~dz ie byloby nas pelno. 0 samotnosc byloby<br />

bardzo trudno w tym ruchliwym spoleczenstwie przyszlosci, dia<br />

ktorego ziemia stanie si~ jednym wielkim domem. Ale kto sarnotnosci<br />

b~dzie pragnql - znajdzie jej pod dostatkiem w przestrzeni<br />

kosmicznej.<br />

Szybkosc dotychczasowych pojazdow zarowno ziemskich jak<br />

i kosmicznych jest - zdaniem Clarka - dopiero poczqtkiem<br />

osiqgni~ c techniki na tym polu. OstateCZllq ich granic~ tworzy,<br />

jak s i~ wydaje, pr~dk os c swiatla, choe a utorowi, po przytoczeniu<br />

przykladow prorokow, k torzy zgrzeszyli brakiem odwagi i wyobrazni,<br />

nie wypada otwarcie wqtpie w przekroczenie nawet i tej<br />

bariery. Nie jest wykluczone, ze przyszle r akiety orbitalne b ~ d q<br />

pojazdami bezpaliwowymi, czerpiqcymi nieustannie nap~d z energii<br />

znajdujqcej s i~ w przestrzeni kosmicznej. Wiadomo np., ze slOIlce<br />

promieniuje takq energiq, lecz nim dociera ona do ziemi, jest zbyt<br />

rozproszona, by wsp6lczesna technika mogla jej uzye jako "paliwa".<br />

Ale zeby czlowiek mogi stosowae w transporcie ziemskim<br />

i pozaziemskim najpot~zniejsze szybkosci, musi w jakis sposob<br />

zniwelowae skutki przyspieszenia oddzialywujqce n a organizm<br />

pasazerow rakiet. W przeciwnym razie malo bE;dzie chE;tnych na<br />

podroze nimi ' oprOcz zdeklarowanych kosmonaut6w. Kto wie<br />

przeto, czy z czasem nie nauczymy siE; odpowiednio manipulowac<br />

polami grawitacyjnymi, co wyeliminuje nie tylko efekty przyspieszenia,<br />

ale rowniez usunie grozbE; katastrof w wypadku zderzenia<br />

itp. Ciekawe, ze wlasnie tego rodzaju wynalazek spotykamy w powiesci<br />

Stanislawa Lem a Powrot z gwiazd, napisanej w roku 1960 ...<br />

Tak czy owak, w wypadku k rqz::jcych wokol ziemi rakiet transportowych<br />

nie mozemy poprzestae n a stosowanym obecnie paliwie<br />

lub napE;dzie nUklearnym. Katastrofy zdarzajq siE; zawsze. 0 ile<br />

jednak skutki rozbicia s i ~ samolotu S::j k r6tkotrwale, 0 tyle kraksa<br />

lub eksplozja w powietrzu n uklearnego olbrzyma mialyby straszliwe<br />

i dlugotrwale konsekwencje dia mieszkancow ziemi. Osiqgnqwszy<br />

tak zawrotne szybkosci czlowiek bye moze tym bardziej<br />

zacznie sobie cenie powolny spacer, spokojne zwiedzanie swej<br />

ojczyzny, ziemi, ktora stanie si~ dla n as swojskim podworkiem.<br />

Albowiem swiat przyszly bE;dzie swiatem bez odleglosci, przynajmniej<br />

w obr~bie naszego gJobu. Obok n ajszyb3zych pojazdow<br />

autorzy opowiadan fantastycznych wspomin ajq niekiedy 0 zdolnosciach<br />

blyskawicznego pr zenoszenia siE; p oszczegolnych ludzi<br />

z jednego miejsca na drugie, drogq rownie tajemniczych, co skomplikowanych<br />

praktyk z pogranicza jogi. Clarke stwier dza, ze tego<br />

rodzaju w~drowki Sq dzis absolutnie niemozliwe przy obecnym<br />

rozwoju techniki. Mozemy przesylae n a olbrzymie odleglosci


PODR 0 2 D O GRANIC MOZLIWO$CI 1501<br />

w mgnieniu oka obraz telewizyjny, rozbity na niezliczonq Hose<br />

clement6w. Nie potrafilibysmy natomiast przeslae czlowieka drogq<br />

przeprowadzenia analizy jego struktury fizycznej i psychicznej,<br />

cZqsteczka po czqsteczce. Byloby to trudniejsze niz np. dokladne<br />

powielenie miasta w rodzaju Nowego Jorku! A · ponadto eksperyment<br />

taki z istotq iYWq, w wypadku najmniejszej pomylki, m6glby<br />

miec zgola m akabryczne wyniki, 0 jakich nawet nie snilo si ~<br />

wsp6lczesnym tw6rcom film6w grozy. Mozliwosc stwarzania wielokrotnego<br />

identycznych istot ludzkich i zapelnianie ziemi sobowt6rami<br />

wybranego wzorca tez nie rysuje zbyt pon~tnej perspektyw<br />

y przed przyszlymi pokoleniami, W ktorych ostatecznie wyn<br />

alezionoby taki ludzki "powielacz". Ale z wynalezieniem go<br />

naleialoby si ~ - zdaniem autora - powaznie liczyc. Ostatecznie<br />

Leonardo da Vinci tei: nie m6g1 sobie wyobrazic w swojej epoce wynalazku<br />

telewizji.<br />

Od niep ami~tnych czas6w czlowiek na ziemi walczy z przestrzeniq.<br />

Dzis nadchodzi chwila zwyci ~ stwa. Ale gdy przestrzen na powierzchni<br />

ziemi przestanie istniec i gdy w kai:dej chwili b~dz i emy<br />

mogli znalezc s i~ na drugim koncu swiata - czy istotnie ktokolwiek<br />

b~dzi e mial o chot~ podr6iowac Zapewne, na zi€11lli przestrzen<br />

zostanie pokonana - pisze Clarke - lecz czlowiek szybko<br />

b~dzie s i ~ m usial wyzbyc poczucia zludnego tryumfu. Dopiero<br />

po skolonizowaniu systemu slonecznego stanie w obliczu przestrzeni,<br />

kt6rej nie pokona nigdy. Jui: zresztq W obr~bie systemu<br />

solarnego niemozliwe b~dq natychmiastOlWe rozmowy radiowe<br />

i tr ansmisje telewizyjne na bieiqco. Szybkose z jakq biegnie<br />

swiaUo jest ograniczona. Ale mimo i i n a sygnal radiowy nadany<br />

z najdalszej planety, Plutona, musielibysmy czekac az 11 godzin,<br />

m ;.eszkajqcy na niej kolonisci nie odczuwaliby swej odleglosci od<br />

m etropolii w spos6b drastyczny. Sytuacja ulegnie z'ffiianie, gdy<br />

zechcemy wyruszyc ina podb6j gwiazd, poniewai: przestrzenie<br />

gwiezdne Sq miliony razy w i~ksz e od przestrzeni m i ~dzy planetami<br />

naszego ukladu. P rzemierzac je b~ dziem y mogli po doprowadzeniu<br />

do perfekcji sposob6w p r ~dki ego poruszania s i ~ , lecz nawet szybkosc<br />

swiatla nie r ozwiqze tu problemu. Clarke w ierzy raczej<br />

w stopniowq, lancuchowq k olo n iz acj ~ gwiezdnych swiat6w przez<br />

czlowieka, przy nieuchronnym zrywaniu wszelkich kontakt6w mi ~ ­<br />

dzy metropoliq a poszczeg6lnymi ogniwami. Wszelkich pr6cz historii.<br />

Zanim bowiem dotrq do n as w iesci z najdalszych krancow<br />

pionierskiej kolonizacji, m:nie wiele pokolen. Wizje m alo,wane<br />

przez fantastow n a temat m :~dzygalak ty c znych imperi6w Sq bzdurq<br />

- pisze Clarke. Wyobrazmy sobie np. ze tego rodzaju odleglosci<br />

dzielq Ameryk~ od Europy. Oto w kolaniach amerykanskich,<br />

poddanych wladzy kr6la Jerzego III, wybucha wojna 0 niepodle­


1502 ANTONI TOKAR C ZYK<br />

gloM:. Gubernator Z pr~ dkosciq sw iatla wysyla 0 tym wiadomoM:<br />

d o Londynu prOSZqC 0 instrukeje. Wiese jednak z za oceanu dociera<br />

na dwor londynski juz za czasow krolowej Wiktorii,ktorej<br />

premier Disraeli odwrotnq pocztq przekazuje rozkazy. Niestety<br />

na kontynent amerykanski przybywajq one juz i a czasow drugiej<br />

kadencji prezydenta Eisenhowera... Kosmonauta, ktory zamknie<br />

s i ~ w kab inie hibernacy jne j swego pojazdu i 'wyruszy k u gwiazdom,<br />

musi p ozegnae swoich b liskich n a zawsze. Gdy wroci - ciata<br />

ich dawno rozsypiq s i ~ w proch.<br />

Przypuscmy jednak - m owi Clarke - ze zostal wynaleziony<br />

pojazd r ozwijajqcy znacznie w i~ ks ze pr~ d ko s ei niz swiatlo. Albo<br />

ze odkryte zostanq jakies kanaly, dziury w przest rzeni, ktora ­<br />

jak mniemajq niek tor zy - rna ksztalt spirali. Tyrni kanalam i dotr<br />

zee m ozna by do najdalszych krancow galak tyki n iejako "na skr o­<br />

ty". I w tedy jednak czlowiek nie b ~ dzie w stanie objqe swojq lqczn<br />

osciq trudnych nawet do uzmyslowienia sobie ilosci kosmicznych<br />

swiatow . J est ich n apew no w i~ c ej iliz kom orek, Z kt6rych sklada<br />

s i~ ludzki mozg.<br />

Widzimy z powyzszych rozwaian, ie wprawdzie wiek XX jest<br />

pierwszym stuleciem, w ktorym ludzi e dotarli do najodleglejszych<br />

kreso w n aszego s wiata, ale r ow noczesnie cywilizacja n asza stan<br />

~l a wobec zadan, jakich nie znaly poprzednie pokolenia. I cale<br />

s z c z ~sci e , gdyz duch pionierski i potrzeba ekspansji Sq nie zb ~dne<br />

dla rozwoju kultur y ludzkiej. \V przeciwnym r azie zdegenerowalaby<br />

si~ w k onsumpcyjnej stagn acji. Tylko ze przyszla ekspansja<br />

i kolonizacja, w przeciwienstwie do dawnych wiekow; b ~d zie w~d<br />

rowkami wyselekcjonowanej elity uczonych i specjalistow. Grozne<br />

srodowiska planet i g wiazd nie pozwolq n a gigan tyczne w ~dr owki<br />

w rodzaju dziew i~t n ast owieczn e go wychodzstwa Irlandczykow do<br />

Ameryki. P lanety nie rozladujq n admiaru m as ludzkich zapelniajqcych<br />

nasze kontynenty. Ale w plyw k olonizacji planetarnej na<br />

naSZq kultu r ~ b~ dzi e przemoiny, nie mowiCjc jui 0 skutkach gospodarczych.<br />

Epoki wielkich w~dr ow ek i odkrye wydawaly - pisze<br />

Clark e - w ielkich tworcow. Impas wspolczesnej kultury<br />

to b ye moze brak nowych h oryzontow, za k torym i n ie czekalby<br />

u rz ~dn i k sprawdzajqcy wizy, p aszporty i swiadectwa szczepienia.<br />

Hom er a, Szekspira, Conrada i Marka T w aina zastCjpili Tennessee<br />

William s i b itnicy. Gdyby Lewis CaroH zyl w naszych ezasach,<br />

kto wie, ezy w miejsee Alicji nie obdarowalby n as Lolitq w krainie<br />

czarow ... Czlowiek t ~skn i do ery pionierskie j, 0 czym swiadczy<br />

ehocby n iekonczq ca si~ popularnose westernow. Kto w ie, ezy start<br />

r akiet w przestrzen kosmicznq nie b ~dzie oznaczal n adejscia epoki<br />

nowego renesansu we wszystkich dziedzinach zycia. I n ie tylko<br />

ch odzi tu autorowi 0 rozwoj wiedzy. P rzed niq 1udzie chy1'1 czola.


POD ROZ DO GRANIC MOZL IWOSCI<br />

1503<br />

lecz n a ogol procz szacunku nie bud zi ona w sercach cieplejszych<br />

uczue. Tymczasem nowo odkrywane sw iaty otw orzq przed czlowiek<br />

iem bye moze zupe1nie mu nieznane dotqd perspektywy pi ~ kna .<br />

Tak bye moze - ale nie musi. K to w ie czy - podobnie jak ekspansja<br />

kultury Polinezy jczykow na bezkresnych obszarach Pacyfiku<br />

- cywilizacja ziemsk a nie ugnie s i~ w obliczu p rzestrzeni<br />

kosmicznych. K to wie, czy t r udncsci, jakie n ar zuci odleglose i surowe<br />

srodowisko, nie unierrnozliwiq d alszego r ozwoju kosmicznyeh<br />

kolonii, r ozsianych w gwiezdnych pustkowiaeh. W tedy moze s i ~<br />

zdar zye, ze jakies inne, p ozaziem skie i p o t~ z ni e j sz e istoty natknq<br />

s i ~ kiedys, na eksplor owanych przez siebie gwiazdaeh, na szczqtki<br />

pokr ytej pylem kosmicznym cywilizacji, ktor a wa lk ~ 0 byt przegrala.<br />

Historia Wyspy Wielkanocnej moze s i ~ powtorzye.<br />

Porzucmy jednak te pesymistyczn e przepowiednie. Czlowiek ­<br />

zdaniem Clarka - sam si~ skazal na eksp an s j ~ w kosmos i na jego<br />

badanie. Pr~dz e j ezy pozniej natrafi n a formy zycia pozaziemskiego.<br />

Moze ich dostarczy juz t aki Mars 2 ycie n a tej planecie byloby<br />

raezej w stadium koncowym. Te formy jego, ktore w tak trudnych<br />

w arunkach przetrw aly, mUSZq bye szczegolnie odporne i tym samym<br />

... n iebezpieczne. Olbrzymie uI'zqdzenia obserwacyjne, penetrujqce<br />

przestrzen kosmiczn q b ye moze dopiero z chwilq zainstalowania<br />

n a sztucznych k s i~zyca c h dotr q do prawdziwie odlegiych<br />

swiatow. W k azdym razie stopn 'owo zbliza i~ chwila, g dy nasze<br />

obserwatoria zacznq odbier ae wyrazne, coraz bardziej zrozumiale<br />

sygnaly... Nawet jezeli to bl:i dq wiesci 0 dawno juz w ymarlych cywilizacjach,<br />

jakze n iezwykle dla naszego swiata poj ~e znaczenje<br />

m oze miee taka archeologia astronomiczna.<br />

Charakterystyczne, iz Clarke. przy swojej rozleglosci poglqdow,<br />

zdradza cechy ograniczonego spojrzenia n a sprawy swiatopoglqdu<br />

r eligijnego, charakterystyczne r aczej dla myslicieli " w ielcu p ary<br />

i elektrycznosci". Pisze przeto, ze uswiadomiwszy sobie ogrom i zlozonose<br />

kosmosu, jego w ielkose i rMnorodnose czlowiek uswiadomi<br />

sobie znilwmose wlasnq i ... Boga, ktorego sobie jakoby wymyslil.<br />

No b o przeciez ezlowi€k rna bye obrazem i podobienstwem Stworcy,<br />

a tymczasem caly system solarny jest zapadlym kqtem galakty ki.. .<br />

Na szcz~ s ci e tego typu dygr esje filozoficzno-religijne Sq w Profitach<br />

przy szlosci nader rzadkie i margin esowe.<br />

"Co;;; to za pomysl, by wylazie n a lqd, skoro w wodzie jest tak<br />

wygodnie" - zawolala w i ~k szos e ryb w idzqc, ze n iekt6re gatunki<br />

probujq opuscie dotychczasowe srodowisko. I p ozostnly w morzu<br />

do dzis. My od nich na pewno si~ nie wywodzimy. Przodkowie nasi<br />

zmieniali srodowisko i tym samym siebie. D zis, p rzy obecnym stanie<br />

techniki, n awet w ob r ~ b ie naszego globu znajdujq si ~ miejsca<br />

dla czlowieka ni e do st ~pn e i niemozliwe do zbadania. Ale za kilka­


1504 ANTONI TOKARCZYK<br />

dziesiqt czy kilkaset lat Do nich nalezy wn~trz e ziemi. Dotychezasowe<br />

nawet najgl~bsze wiercenia Sq tylko zdrapywaniem pylu<br />

z powierzehni naszego globu. Kto wie, ezy nie nalezaloby niejako<br />

przeswietlic wn~trz e ziemi, dzis nieznanymi promieniami Moze<br />

wyslac do jego gl~bi roboty Nie jest wykluezone, ze powrocimy do<br />

wn~trza ojczystego globu po w ypracowaniu odpowiEdnich metod<br />

na sqsiednich niegoscinnych planetach. Do nich nalezy chociaiby<br />

Jowisz, a jeszcze bardziej Merkury, znajdujqcy s i~ bliiej Slonca.<br />

Wreszcie wyzwaniem jest badanie samego Slonca, nie tylko za pomocq<br />

wysylanych na jego powierzchni~ pr6bnikow, kt6re nim<br />

SplOllq, dostarczq nam danych 'naukowych. Bye moze, iz kiedys<br />

czlowiek sam zapragnie pro'wadzic obserwacje Slonca z pr zebiegajqcych<br />

w jego poblizu asteroidow lub komet. Clarke kresli<br />

wizj~ tego rodzaju badan. Posuwajqc s i~ dalej ku coraz to wi~kszym<br />

trudnosciom i coraz bardziej niegoscinnym swiatom rozwaza<br />

Clarke badania wys1yglych karlow gwiezdnych, na ktorych powierzchni<br />

sUa przyciqgania jest tak pot~in a , ze czlowiek wazy tyle<br />

ile transatlantyk "Queen Elisabeth"!<br />

Nie trzeba wszelako wybierae s i~ w podroz kosmicznq, by stan'lc<br />

w obliczu przeszkody, jak na razie, nie do pokonania. Jest niq czas,<br />

ktorego przemijania swiadome byly wszystkie cywilizacje i z ktorym<br />

niekiedy obsesyjnie wr~cz w alczono. Zdaniem autora w walee<br />

tej czlowiek zresztq odniosl szereg zwyci ~s t w, pOCZqWSZY od skalnych<br />

malowi.del przedhistoryeznych, poprzez poematy Homera, wynalazek<br />

pi5'm a, druku, fotografii, fonografu i filmu. Wszystko to<br />

pozwolilo nam na kontakt, ze zdawaloby si ~ bezpowrotni e minionq,<br />

przeszlosciq. L ecz to nam oczywiscie nie wystarcza. Chcielibysmy<br />

w !.dziec na wlasne oczy prze3 z10sc, zmieniac t~ przesz! osc i podrozowac<br />

w przeszlose. Nie wiadomo co prawda, czy psychika ludzk a<br />

wytrzymywalaby wiernie odtworzonq wizj ~ dawnych dziejow z ich<br />

okropnosciami i ustawicznymi tryumfami z1a, ktorym m y nie<br />

rrolibysmy juz w zaden sposob przeciwdzialac. Clarke wqtpi w m o­<br />

zliwosc wynalezieni a w ehikulu czasu, ktorym podroiowaT'oby<br />

w przeszlosc. Dowodem na t o - b rak turystow z przyszlosci wsr6d<br />

nas. A przeciei koniec konc6w musieliby s i ~ oni czyms zdradzic,<br />

ze nj,e nalezq do naszej epoki. Talc jak. pr ~ dzej czy pozniej, pod ­<br />

padlby starozytnym Rzymianom osobnik przech adzajqcy s i~ po<br />

Forum z m agnetofonem ukrytym w faldach nylonowej togi. P o­<br />

dejrzen, jakie zywiq n iektorzy wz gl~d e m L eonarda da Vinci, nie<br />

tra,ktuje Clarke powaznie. Natomiast juz dzis, za pomocq odpowiedn<br />

'.ch m etod laboratoryjnych , mozemy z aob ~ e r wowae mnostwo<br />

faktow z odleglej n awet przeszlosci, takich jak wiek szczqtkow<br />

organicznych , szczeg6Jy dotyezqce temperatury morz minionych<br />

epok itp. Kto wie przeto. ezy nie b~dziem y m ogli zaobser wowac


P ODROZ DO GRANIC M OZLIWOSC I 1505<br />

tych fakt6w w przyszlosci bez por6w nania wi ~ cej Moze uda n am<br />

s i ~ W jakis spos6b op6zniac lub przyspieszac mij anie czasu Jezeli<br />

nawet nie b~d z i emy mogli nigdy fi zycznie odwiedzic przeszlosci,<br />

to na pewno przyszlosc s,toi przed nami otworem. Podr6ze rakieiami<br />

z szybkosciq swiatla i h ibernacja umozliwiq n am to pn=:dzej<br />

ezy p6zniej. B ~ dz ie t o wszelako podr6z jednostronna, bez prawa<br />

powrotu.<br />

T a c6z nam jednak po jazdy kosmiczne, przyrzqdy antygrawitacyjne<br />

i urzqdzenia pozwalajqce ob serwowac przeszlosc, jezeli ­<br />

zdaniem niekt6rych pisarzy - sto'm y u p rogu wyczer pania si~<br />

surowe6w a zatem W obliczu skrajneg o ub6stwa i bye moze zaglady<br />

eywilizaej i T radycyjne zr6cHa energii - m6"vi Clarke ­<br />

wprow adzily naszq eywilizacjp, na wsp61ezesn Cj orbit~ rozwoju, ale<br />

teraz m usimy znalezc sobie l1 owe. Przyszlosc nie lezy ehyba w energii<br />

polegajCjeej na rozbijaniu atom6w, niebezpieeznej i szkodliwej<br />

dla srodowiska biologicznego. ZastCjpi j Cj zapewne energia plynq<br />

ca z ICjczenia atom 6w. Trzeba b ~ dz ie opracowac nowe metocly<br />

przesylania energii i magazynowania jej. Bye moze 'niewyczerpanym<br />

ir6dlem energii b ~ d z i e Slo11ce, z iym ze trzeba b~dzi e chyba<br />

czer pae jq i przesYf ac wprost z jego powierzehni. Zresz tCj ezy dzis<br />

mozemy znae wszystkie pozostale zr6dla energii, ukryt e w kosmosie<br />

Cz!cwiek przedh·storyczny nieraz umieral z zimna na zlozach<br />

wp,gla kamiennego. J uz dzis ponadto jestesmy na tropie czerpania<br />

surowc6w z wody morskiej, ze skat lub n awet powietrza. Surowca<br />

wreszcie mogq dostarczye czlowiekowi przyszlosci planety i asteroidy:<br />

Powoli zaczyna s i~ r ealizowac juz dzis odwieczny sen alchem<br />

i ,k6w 0 trammutacji. Nuklearna transmutacja jui jest rzeczywistosciq.<br />

Tym, kt6rzy biadajCj , iz czlowiek nie jest w stanie wyzwolie<br />

si ~ od dyktatu materii i energii, Clarke odpowiada, ze nie w tym<br />

widzi zrodlo niepokoju. Szkoda natomiast - m6wi - ze stosunkowo<br />

zbyt latwo wyzwalam y sip, spod kontroli wlasnego rozsCj dku...<br />

Trwaj'lca setki ty s i~c y lat walka czlowieka z niedostatkiem i gro·<br />

znymi silami przyrody zdaje si~ dobiegae konca. Nadejdzie era<br />

obfitosci stojCjca pod znakiem transmutacji nuklearnej i replikatorow.<br />

Niegdys czlowiek pierw otny w ytw arzal wszystko, czego<br />

potrzebowal, w obr~bi e swej rodzinnej gospodarki naturalnej.<br />

P6zniej n astCjpila epoka rzem iosla, handlu i wielkiego przemyslu<br />

trwaj'lca do dzis, ze SkOffiplikowanym podzialem pracy. J ej kres<br />

moze przyjse z chwilq budowy uniw ersalnego replikatora, ktory<br />

potrafilby powielac w nieskon czonej ilosci egzemplarzy doslownie<br />

w szystko. Juz obecnie posiadamy szereg skomplikowanych przyrZCjd6w<br />

i urzqdzen, kt6re z nieprawdopodobnq dokladnosciCj potrafiq<br />

an alizowae sklad i strukturp, danych substancji, a nastp,pnie<br />

autcnnatycznie je odtwarzae. Ale daleko nam jeszcze do nowej


1506 ANTONI TOKARCZYK<br />

Iampy Aladyn a, jakq bylby uniwersalny replikator. Dzis i ten wynalazek<br />

trudno sobie w szczegolach wyobrazic, lecz n iech n as to<br />

nie zniech~ca, skoro u mowil ~smy s j~ , ze b E;'dziemy u nikali zarawno<br />

tcharzostwa myslowego jak i lenistwa wyobrazni. Ogalnie bior1jc<br />

Clarke sq dzi, ze taki replikator sklad alby si ~ z zapasu surowcaw<br />

Iub transmutatora, osrodka "pami~c i " okreslajqcego szczegalowe<br />

cechy zqdanego przedmiotu, oraz z u rzqdzenia organizujqcego proces<br />

wykonania. K oszt pierwszego replikatora b~ d z ie prawdopodobnie<br />

olbrzymi, ale na st ~ pna maszyna zostanie zreplikowana<br />

automatycznie przez swojq popr ze d njezk ~ i t ak dalej. Wykonujqc<br />

skomplikowane przedmioty p otrzeb codziennych replikator n ie<br />

powinien miee naturalnie t r udnosci i z produkowaniem zywnosei.<br />

Pr~dzej ezy pozniej - kontynuu je swe przewidywania Clarke ­<br />

powstanq przenosne, domowe r eplikatory n a potrzeby indywiduaine.<br />

Znow ezlowiek zaopatrywae si ~ b ~ d zie we wszystko u siebie<br />

w damu, bez potr zeby posredniet wa przemyslu i hancUu. Tylko ze<br />

bEi'dzie to epoka obfitosci. Czy w takim razie cywilizaeja siEi' zdegeneruje<br />

i zgnusnieje, gdyz r unie cala obecna piramida w artosci<br />

Podobnie moglby sqdzie wczesnosredniowieczny m nich , przepisujqcy<br />

Iatam i cenne manuskrypty, gdyby mu ktos powiedzial, ze za<br />

kilkaset lat bEi'dzie m ogi w bibliotekach publicznych za darmo czytae<br />

najcenniejsze dziela swiata, wydr ukowane w dziesi1jtkach tysiEi'cy<br />

egzemplarzy. W epoce nowoczesnej lampy Aladyna czlowiek<br />

uwolni siEi' nareszcie od chciwego i t rwoznego gromadzenia dobr<br />

materialnyeh - bEi'dzie m ial ich pod dostatkiem wedle potrzeb.<br />

Liezye siEi' b ~ d q istotne wartosei i kto wie, ezy nie b~d q t o po prostu<br />

p i~ k n o, mqdrose, fun ieeh i milose ...<br />

Basil 0 czapce-n iewidce znaIazla we wspolczesnej cywilizacji odpowiednik<br />

w postaci sly nnego opowiadania Wellsa 0 tragicznyeh<br />

losach n iewidzialnego czlowieka. Bohater tej fantazji wynalazl preparat,<br />

k tory uzyl uzyskujqc przezroczystose ciala. W rzeczywistosci<br />

- u dowadnia Clarke - problem niewidziainosci jest niebywale<br />

skompIikowany. On sam p rzypuszcza, ze jezeli k iedykolwiek<br />

ludzie osiqgnq niewidzialnose, dotrq do rozwiqzania tej zagadki<br />

poprzez inn1j tajemnicEi': czwarty wymiar. W dowcipnym lecz skomplikowanym<br />

wY',",odzie, zbyt obszernym, by go tu m ozna bylo<br />

przytoczye, prabuje Clarke uzmysiowic czyteinikowi, ezym moze<br />

bye czwarty wymiar, r ysuj1jc przed jego oczami fikcyjny swiat<br />

rozvmmych istot DWUWYMIAROWYCH, zupelnie plaskich. Dla<br />

nieh wysokose bylaby czyms absolutnie n iepojE:tym, tajemnicz'l<br />

wlasciwosciq trudnego do wyobrazenia sob ie TRZECIEGO WY­<br />

MIARU. Kto wie, czy przeto kiedys nie osiqgniemy n iewidzialnosci<br />

iub zgola innych zaskaku jqcych przemian poprzez okrE:cenie s i ~<br />

wok61 wlas nej osi w czwarty.m wymiarze Czy W ogale jednak cos


PODROZ DO G R AN I C M OZLIWOSCI<br />

1567<br />

takiego istnieje I tu Clarke pr zytacza pewne tajemnicze wIasciwosci<br />

zachodzqce w r eakcjach nuklearnych, k tore od kilku lat<br />

intrygujq coraz bardziej uczonych.<br />

Sposrod


1508 ANTONI T OK ARCZYK<br />

mzsl, drobniejsi. Pot~zna musku latura wsp6lczesnem u czlowiekowi<br />

wraz z fizycznq silq b~dq coraz mniej potrzebne!<br />

Autorom powiesci fantastycznych, kt6rzy pisali a wanturnicze<br />

romanse rozgrywajqce s i~ w k ropli wody lub wewnqtrz atom u,<br />

Clarke przypomina podstawowq z as ad~ geometrycZDq rzqdzqcq<br />

naszym swiatem. M6wi ona, ze jezeli podwajamy rozmiary obiektu.<br />

w 6wezas jego powierzchnia zostaje pomnozona eztery razy, a jego<br />

waga razy osiem! Czlowiek w swej obecnej postaci nie m oze ulee<br />

ani drastyeznemu pow i~ k s zeniu ani pomniejszeniu. W pierwszyrrn<br />

wypadk u juz sam jego szkielet nie wytrzymalby ci~iar u m i~ sni .<br />

Kosci musialyby m:ee zupelnie in nq budow~ , przeicroje itp. Nie m6­<br />

wiqc juz 0 funkcjonowaniu pluc, cyrkulaeji krwi itp. W drugim<br />

wypadku, jezelibysm y ezlowieka gwaltownie zmniej3zyli, um3rlby<br />

na skutek uduszenia, zbyt silnej cykrulacjj krwi i zbyt pot ~ zn ye h<br />

m i ~sni w stosunku do calej postaci. Miniaturowe malpy tylko pozornie<br />

przypominajq wyglqdem ludzi, gdy w istocie majq zupelnie<br />

inne proporeje ciala.<br />

Pam i ~t a jmy 0 grawitacji, k t61'a r zqdzi naSZq budowq. Nie wyobrazajmy<br />

sobie, ze istoty rozumne zyjqce na planetach 0 wielkiej<br />

sile pr zyeiqgania przypominajq ludzi. Wyglqdalyby one raczej jak<br />

ogromne nalesniki. Ogromne, gdyz w kazdym r azie wsrod istot<br />

zbudcwanych z kcm6rek liczy s i~ masa m6zgu. Maley w swieeie<br />

przyrody, rposiadajqey miniaturowe m6zdzki, nie nalezq do istot<br />

najrozumniej3zych.<br />

Wraz z miniat uryzacjq na s t~puje zmiana rytmu zycia. Rytm ten<br />

w kropli wcdy jest blyskawiczny w por6wnaniu do naszego. W jednej<br />

z nowel fantastyeznych uczO'ny wysyla w glqb atomu zmniejszonych:<br />

swego asystenta i wlasnq c6rk~. K iedy po kilku minutach<br />

chce ich powi~k s zye na powr6t i sprowadzie, laboratorium zapelnia<br />

si ~ setkami praprawnuk6w nieszcz~snej pary. luna r zecz, iz w n~trze<br />

atomu nie jest miniaturq systemu solarnego. Droga do krolestwa<br />

Uliputow jest wi~c krotka i prowadzi dO' nikqd. lnaczej z Brodbingnagami,<br />

jezeli zaezniemy ieh szukae w ko-smosie. Tylko pami~tajmy,<br />

ze z kolei dla mi~ d zyplanetarnyeh 0lbrzym6w mozemy<br />

bye kroplq wody i ze wypowiadane przez nich zdania m ozemy<br />

slyszee - powied21l1lY - raz na ldlka mie s i~cy. Kto wie, co kryje<br />

si~ w gl~bi przestrzeni kosmicznej I kto wie, czy w istocie im<br />

p6zniej s i ~ tego dowiemy, tym dla nas nie b~dzie lepiej<br />

Problem zmniejszenia do rozsqdnych granic ludzkiego ciala<br />

drogq odpowiednich zabieg6w genelyczmych i w yzywieniowyeh,<br />

radzi Clarke pozostawie ewentualnym dyktatoram. Dyktator bowiem,<br />

jak nas uczy his


PODROZ DO GRANIC MOZLIWOSCI 1509<br />

kiego umyslu b~dq musieli zbadae uczeni. Bye moze da si~ w przyszlosci<br />

skrocie i udoskonalie proces uczenia a takze zwi~kszye dokladnose<br />

zapami~tywania. Nast~pnie trzebaby zaj,!e si~ snem. Czy<br />

rzeczywiseie musimy az ta'k dlugo sypiae ezy nie wystarczylyby<br />

nam 2-3 godziny zsyntetyzowanego, gl~bokiego snu na dob~<br />

I z kolei jak przedluzae sen, gdy to jest wskazane (!Up. w podrozy<br />

rakietq kosmieZllq) I dalej: ezy wystarezq nam nasze zmysly,<br />

odziedziczone po zwierz~cych przodkach, niedoskonale i zawodne<br />

A moze b~dziemy umieli podl'!czye si~ nimi do poszczegolnyeh<br />

zwierzqt ezy nawet maszyn i w ten sposob np. przezywae lowy tygrysa,<br />

lot albatrosa, ezy start rakiety St,!d juz tylko krok do wyzwolenia<br />

si~ mozgu od ciala. Czlowiek jest dziwnq fabrykq, ktora<br />

sarna ustawicznie si~ odnawia wedlug skomplikowanego planu.<br />

Przez kilka dziesi'!tkow lat proces ten post~puje mniej wi~eej<br />

gladko, az nagle nie wiadomo dlaczego cos si~ zaezyna w nim psue.<br />

Surowiec jest nadal dobry, ale plany odbudowy i uzupelniania<br />

organizmu ulegaj,! rozsypce. I oto - mowi Clarke - osi,!gniemy<br />

jakby now,! dojrzalose. Tak jak dzieeko porzuea kolebk~, tak nasz<br />

mozg opusci slabn,!ee, starzej,!ce si~ i schorowane eialo i zostanie<br />

zainstalowany w niezrownanie trwalszY'm i doskonalszym urz'!­<br />

dzeniu sztueznym, podl'!ezony do ~my'slow, ktorych nigdy przedtern<br />

ani w eZE;sci nie posiadal. Jest to swoista droga ku, jezeli nie<br />

nie:§miertelnosci, to w kazdym razie dlugowiecznosei. Ale bye moze<br />

istnieje rowniez inna: stary czlowiek zamyka w elektronicznej<br />

konserwie syntez~ swego "ja" wraz z wszelkimi umiejE;tnoseiami<br />

i wspomnieniami, ktol'e chce zachowae. Pozostale eliminuje. Ta<br />

konserwa zostaje zlozona w swiatowym banku ludzkosei. Po wielu<br />

lataeh przyszle pokolenia ozywi,! jq na nowo w nowym ciele...<br />

J akiez udogodnienie i 'nadzieje otwiera przed ludzmi nieuleczalnie<br />

ehorYimi hibernaeja, ktora pozwoli im na przetrwanie do<br />

epok 0 wiele bardziej zaawansowanej medycyny. Ba, Clarke rozwaza<br />

rowniez mozliwose przesylania t'! drogq w przyszlose dzis<br />

nieuleczalnie chorych, szaleilcow i zdeklarowanych przestE;pcow,<br />

ktorym ludzkose przyszlosci moze przyniesc ulg~ i reedukacj~. Co<br />

prawda - mowi - nasi potomkowie nie b~dq zbyt zadowoleni<br />

z tego prezentu, ale przynajmniej nie b~d,! w stanie nam go odeslae<br />

...<br />

Wizja Clarka na temat mozgu, cial i swoistej niesmiertelnosci<br />

wzbudzi zapewne w wielu ezytelnikach odruch sprzeciwu i niech~ci<br />

a nawet obrzydzenia. Nie dziwilbym siE; temu wcale. Ale to<br />

dopieropoczqtek perspektyw coraz mniej przyjemnych, coraz bardziej<br />

nieludzkich. Wlasnie NIELUDZKICH, bo oto nasz wizjoner<br />

mowi mniej wi~eej tak. Miliony lat temu czlekoksztaltne malpy<br />

zaez~ly uzywac pierwszych narzE;dzi i tym samym wyda1y wyrok<br />

<strong>Znak</strong> - 9


1510 ANTONI TOKARCZYK<br />

zaglady na siebie w owczesnej postaci. N arz~dzia przemienily kr~pego,<br />

kosmatego, czwo1ronoznego malpoluda w istot~ Homo sapiens,<br />

zupelnie od niego odmiennq. Wyksztalcily jej rozum, dzi~ki ktoremu<br />

zawladn~la swiatem. To nie ona musiala wladac ziemiq.<br />

Potencjalne .rnozliwosci tkwily w ssakach cdznaczajqcych si~ i dzis<br />

sladami inteIigencji jak np. delfiny. One jednak i wieloryby wolaly<br />

zejsc w gl~bi 'ny morz i pozostaly w nich do dzis. W beztroskim<br />

prymitywizmie uganiajq si~ teraz radosnie wokol sztucznych potworow<br />

morskich, wypelnionych ludi'mi i ladunkiem wielomegatonowej<br />

smierci. Kto wie, czy nie postClpily sluszniej, lecz wybOTU<br />

dokonano. Teraz z kolei Homo sapiens ustqpi powoli maszynom,<br />

ktore wynalazl. Ewolucj~ biologicznq zastqpi ewolucja technologiczna.<br />

Coraz wyrazniej zarysowuje si~ przestarzalosc i niedoskonalosc<br />

czlowieka wzgl~dem precyzyjnych maszyn. Juz dzis,<br />

w stadium poczqtkowym budowane mozgi elektronowe przewyzszajq<br />

pod niektorymi wzgl~darmi ludzi. Maszyny te potrafiq si~ jill<br />

uczyc, wyciqgac wnioski z popelnianych pomylek i - w przeciwienstwie<br />

do czlowieka - nie popelniac ich ponownie nigdy. To<br />

prawda, ze maszyna nie potrafilaby zbudowac sztucznego czlowieka<br />

z substancji takich, jakie skladajq siE; na jego obecny wyglqd,<br />

lecz uzylaby surowcow bez porownania sprawniejszych, wytrzymalszych<br />

i latwiejszych w obrobce.<br />

Poczqtkowo, przez kilka pokolen, jak przypuszcza Clarke, ludzkosc<br />

przezywac b~dzie eufori~ robotow. Sztuczne te istoty, opatrzone<br />

inteligencjq, b~dq towarzyszyly czlowiekomi przez cale zycie<br />

w zaleznosci od jego potrz~b. 0, napewno b~dq mialy mil'!<br />

powierzchownosc, nie razqcq naszych uczuc estetycznych. Te zmechanizowane<br />

zbroje czy chodzqce grajqce szafy, jakimi cz~stujq nas<br />

tworcy filmow przyszlosciowych dowodzq tylko braku wyobrazni.<br />

P6Zniej pojawiq si~ CybOTgi, czyIi istoty b~dqce mieszaninq czlowieka<br />

i maszyny, bez porownania sprawniejsze, wytrzymalsze niz<br />

"nonmalny" czlowiek Wreszcie nastqpi ostatni logiczny akt ciqgu<br />

rozwojowego: eliminacja czlowielca z najtrudniejszych przynajmniej<br />

dziedzin dzialalnosci. W gruncie rzeczy nie nadaje si~ on do<br />

eksploracji i kolonizacji przestrzeni gwiezdnych, wn~trza ziemi<br />

ezy niebezpiecznych planet. J ego organiZllll. jest zbyt kruchy...<br />

Czy to znaczy, ze cywilizacja mozg6w elektronowych i robotow<br />

zagrozi czlowiekowi unicestwieniem Clarke wydaje si~ w to<br />

wqtpic. Twierdzi, ze im wyzsza inteligencja tym \,,ri~ksza ch~c<br />

wspolpracy. Opowiesci 0 buncie maszyn czy ~brodniczych knowaniach<br />

robotow wzgl~dem czlowieka, autor esejow kwalifikuje jako<br />

chorobIiwe cechy agresywnosci niektorych pisarzy przyszlosciowych,<br />

odziedziczone po praprzodkach z dzungli. To raczej czlowiek<br />

jest zawsze gotow do niszczenia, a nie maszyna. Inna sprawa,


PODROZ DO GRANIC MOZLIWOSCI<br />

151I<br />

czy wizja ta'ka nam przypadnie do gustu. Clarke si~ z tym liczy.<br />

Okolo 100000 la't przed naSZq erq, gdyby jakikolwiek filozof neandertalski<br />

sprobowal prze-konywac swoich rodakow, ze juz niedlugo<br />

swiatem zawladnie ta smieszna istota Homo sapiens, posiadajqca<br />

ta'kie zabawne, wypukle czolo i zgola groteskowo wy s uni~tq do<br />

przodu dolnq szcz~k~ - jego koledzy paleolityczni powitaliby go<br />

warczeniem wyrazajqcym dezaprobat~. Prawdopodobnie SkOllczylby<br />

na dnie plemiennego kona. Jestem gotow i dzis poniesc tego rodzaju<br />

ryzyko - wola Clarke i pociesza ludzi cytatem z Nietzschego,<br />

jz czlowiek jest linq, ktorq rozpi~to nad przepasciq mi~dzy zwierz~ciem<br />

a istotq nadludzkq...<br />

Ksiqzk~ Arthura Clarka zamykajq dwie tabele, na ktorych chronologicznie<br />

przedstawil najpierw rozwoj nauk technicznych od<br />

roku 1800 po 1960, a potem perspektywiczny rozwoj od 1970 do<br />

roku 2100. Na lata 2090-2100 przewiduje wi~c loty mi~dzygwiezdne,<br />

przesylanie materii na odleglosc, nawiqzanie kontaktu z istotami<br />

pozaziemskimi, przescigni~cie czlowieka pod wzgl~dem inteligencji<br />

przez rnaszyn~, wytworzenie si~ ogolnoswiatowego mozgu<br />

elektronowego, budow~ replika:torow, ,inzynieri~ astralnq, niesmiertelnosc<br />

czlowieka oraz sztuczne zmiany wprowadzane<br />

w trwanie czasu i korzystanie z "luk" w przes,trzeni. Autor prosi.<br />

by nikt nie traktowal tej talbeli ~byt powaznie, gdyz sluzyc rna ona<br />

tylko do zabawnych rozwazan i porownan. Wydaje mi si~, ze slowa<br />

te moilna by zastosowac i do calych Profil6w przysz!osci.<br />

Antoni Tokarczyk


HALINA BORTNOWSKA<br />

Carl Rogers:<br />

P S Y C H 0 LOG I A<br />

A PRZYSZlOSC SWIATA<br />

W latach czterdziestych i pi~edziesiqtych mowilo si~ wiele 0 tzvv.<br />

cuLturaL Lag - 0 nienadqzaniu szeroko poj~tej kultury humanistyc21nej<br />

za post~pem techniki. Obeonie jasniej zdajemy sobie<br />

spraw~, ze w rzeczywistosci zacofanie jest najgrozniejsze gdy<br />

chodzi 0 poznanie czlowieka w jego ludzkiej specyfice. Na tym<br />

tie szczegolnie ostro zarysowuje si~ problem war t 0 sci - ich<br />

funkcjonowania i wyboru. Ten problem b~dzie dominowac w drugiej<br />

cz~sci naszych rozwazan poswi~conych fascynujqcej ksiqzce<br />

amerykanskiego psychologa i psychoterapeuty Carla Rogersa<br />

o stawaniu si~ osobq 1.<br />

W cz~sci pierwszej omowimy glownie, a wlasciwie niemal wylqcznie<br />

subiektywny i indywidualny aspekt teorii i terapii Rogersa.<br />

Staralismy si~ pokazac jak dzi~ki "pomocnej relacji", dzi~ki<br />

uwadze i bezwarunkowej akceptacji terapeuty - ktory sam musi<br />

bye czlowiekiem do gl~bi "autentycznym" - klient pomalu uczy<br />

si~ bye sobq, bardziej bezposrednio doswiadczac siebie i innych<br />

ludzi, nawiqzywac z nimi rzeczywisty kontakt.<br />

"Zesrodkowana na kliencie", 'szukajqca kierunku w nim samym,<br />

a nie w z gory przyj~tych kryteriach, terapia szkoly Rogersa jui.<br />

na pierwszy rzut oka rozni s i~ od innych typow psychoterapii<br />

przeprowadzanych w opar·ciu 0 rozmaite warianty freudyzmu, lub<br />

inne orientacje typu psychologii gl~bi Adlera czy Junga. Oczyvviscie<br />

mysl Rogersa nie rozwin~la si~ w prozni, czy w oderwaniu<br />

od ogolnokulturalnego Ua: w tym samym okresie (lata trzydzieste)<br />

powstaly w psychiatrii amerykanskiej liczne tendencje zmierzajqce<br />

ku akcentowaniu w psychoterapii nie tyle przeszlosci co<br />

aktualnej sytuacji klienta. W zwiqzku z tym zmienila si~ i wzrosla<br />

I Carl R. Rogel s , On B 2coming a Person. A Therapist's view of Psyclwtherapy,<br />

Boston 1961, Houghton Mifflin, s. 420. Pierwsza cz


CARL ROGERS - PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA 1513<br />

rola osobowosci terapeuty. Sam Rogers przez pewien, wprawdzie<br />

dose kr6tki ()Ikres czasu studiowal pod kierunkiem jednego<br />

z freudowskich rewizjonist6w, O. Ranka. W pracach Rogersa<br />

moina tei odnaleic liczne zbieinosci z tezami takich psychoanalityk6w<br />

jak Horney i. Sullivan 2, ale odnosi si~ wraienie, ie Sq to<br />

zbiezl10sci wynikajqce z jednego ir6dla: ze wsp6lnoty praktycznego<br />

doswiadczenia terapii. (Nazwiska Horney i Sullivana nie pojawiajq<br />

s i~ w On becoming a person - nb. znacznie cz~ s ciej nii<br />

analityk6w cytuje Rogers psycholog6w-behawioryst6w - natomiast<br />

zar6wno Horney jak i Sullivan to praktykujqcy psychoterapeuci).<br />

Jedna z zasadniczych r6inic dzielqcych teorie Rogersa od poglqd6w<br />

psychoanalityk6w zarysowuje si~ bardzo wyrainie n a tIe<br />

naszych dotychczasowych rozwaian: dla Rogersa terapeuta jest<br />

tylko katalizatorem procesu autoanalizy, k t 6 r e j w y n i k i<br />

i k i e run e k n i e s q z g 6 r y p r z e s q d z 0 n e. Zadaniem<br />

terapeuty jest wyzwolenie procesu zmian, wewn~trznego dynamizmu<br />

wzrostu osoby - kierunek tego procesu wytycza sam<br />

klient, a raczej po s i a d a go w sobie.<br />

Terapia Rogersa zaklada wi~c - w przeciwienstwie do freudowskiej<br />

- istnienie podstawowego po z Y t Y w neg 0 dynamizmu<br />

osoby. Terapia nawiqzuje do tego dynamizmu, opiera si~ na nim,<br />

przejmuje jego kierunek, dlatego tei bywa okreslana jako non­<br />

-directive.<br />

TERAPIA A BADANIA NAUKOWE<br />

Mirno tej i wielu innych powainych rozmc, terapia Rogersa<br />

zdaje s i~ dzielic pewne przywary klasycznych typ6w psychoterapii.<br />

Jednq z tych przywar jest nieuchwytnosc element6w post~powania<br />

terapeuty i calego procesu terapii, z czym wiqie s i~ pewna niesprawdzalnosc<br />

wynik6w. Tego typu zarzuty stawiajq psychoterapii<br />

bardzo liczni i wybitni psychologowie 0 orientacji bardziej behawiorystycznej,<br />

jak Skinner czy Eysenck 2. W przeciwienstwie do<br />

wielu psychoanalityk6w przejawiajqcych w swej postawie wyrainy<br />

dogmatyz'ffi i niech~e do metod naukowych, Rogers, mimo<br />

pewnych poczqtkowych trudnosci, doszecU do przekonania, ie<br />

naukowa kontrola teorii i wynik6w terapii jest mozliwa i bezwzg<br />

l~dnie konieczna.<br />

2 P or. m.in. K .Hen Horney. Self Ana!ysis. London (1942): H a rry Stack Sulli­<br />

,·an. Introduction to the Study of Inter persona! R elati ons w: ..Psychiatry" 1938.<br />

v ol. I. s. 121-134. Wiele informacji mozna znalezc w kSi'lzce Klary Thompso n<br />

P sychoanaliza. Narodziny i rozw6j, Warszawa 1965. PIW.<br />

3 P or . iI. J. E y senck. The Effects of Psychotherapy: an evalua tion, ..Journa l<br />

of Consulting Psycho!.... 1952. L6. s . 319-324. oraz Uses an d abuses of P sYChO! O!IY<br />

(Penguin).


}514 HALINA BCRTNOW3 KA<br />

Zdaniem Rogersa praca psychologa-terapeuty musi przebiegae niejako<br />

dwoma torami: w bezposrednim kontakcie z klientem terapeuta<br />

powinien oddzialywae calym sobq, spontanicznie, uiajqc wlasnym<br />

gl~bokim intuicjom; ale jednoczesnie powinien on takie uczestniczye<br />

w opracowywaniu i wykorzystaniu metod pozwalajqcych<br />


CARL RCGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA<br />

1515<br />

jak do tego przystqpiono, organizujqc wlasne i obce grupy kontrolne<br />

itp. Nie mozemy tu przedstawie ani poszczeg6lnych skal, ani<br />

sposobow ich stosowania. Ograniczymy si~ do jednego przykladu,<br />

a mianowicie do badan Raskina 4 nad zmianami w ocenianiu, zachodzqcymi<br />

w trakcie terapii. Mowiqc konkretnie chodzi 0 to,<br />

ezy wartosci i kryteria klienta zaczynajq w mniejszym stopniu<br />

zalezee od sqdow i oczekiwan innych osob i czy zaczyna on bardziej<br />

polegae na wlasnym doswiadczeniu. Aby to stwierdzie, Raskin<br />

podjql nast~pujqce kroki:<br />

1. Trzej niezaleznie pracujqcy s~dziowie otrzymali polecenie<br />

wybrania z szeregu nagranych wywiadow tych zdan, ktore dotyczyly<br />

zrodla wartosci i norm klienta. Okazalo si~, ze zgodnose<br />

w wyborze takich zdan miala miejsce w ponad 80% wypadkow.<br />

Dowodzi to, ze badania dotyczyly uchwytnego tematu.<br />

2. Na s t~pnie wybrano 22 takie zdania reprezentujqce szeroki<br />

wachlarz wartosci. Raskin przedlozyl je 20 s~dziom, polecajqc<br />

rozmiescie je w 4 grupach przedstawiajqcych lqcznie continuum<br />

zrodel wartosei, przy czym od s t~py mi~dzy grupami majq bye<br />

rowne. 12 najbardziej zgodnie zakwalifikowanych zdan dalo skal~<br />

z wartosciami od 1,0 do 4;0.<br />

Stopien 1 to bezwarunkowa zaleznose od ocen innych; stopien 2<br />

obejmuje te wY'padki, gdzie wyraznie dO'minuje troska 0 to, co i.nni<br />

pomyslq, ale towarzyszy jej pewne niezadowolenie z tego stanu<br />

zaleinosci. Stopien 3 reprezentujq te wyrazenia, w ktorych przejawia<br />

s i~ zarowno liczenie si~ z oczekiwaniami i zyczenialffii innych,<br />

jak i wlasna motywacja, a takze swiadomose roznicy mi~dzy wlasnymi<br />

ocenami a poddawaniem si~ opinii. Stopien 4: tu mieszczq<br />

s i~ wypowiedzi wyraznie swiadczqce 0 poleganiu na wlasnym doswiadczeniu<br />

i oSqdzie jako na podstawow)nm zrodle wartosci. Oto<br />

przy'klad wypowiedzi charakterystycznej dla stadium 3: "A wi~c<br />

zdecydowalam s i~ i mysl~ teraz czy to sluszne, ze kiedy si~ nalezy<br />

do rodziny, gdzie bra,t jest na uniwersytecie i wszyscy Sq zdolni,<br />

czy to nie jest sluszne widziee jednak, ze jestem jaka jestem i ze<br />

takie rzeczy nie dla mnie. Zawsze chcialam stae si~ ty.m, czym<br />

inni myslq, ie powinnam bye, ale teraz mysl~, czy nie lepiej bye<br />

tym czym jestem".<br />

Po sprawdzeniu - ktore dalo wyniki pozytywne - Raskin uzyl<br />

tej skali dla ustalenia czy nastqpily zmiany w toku terapii.<br />

W 10 badanych przypadkach dla pierwszych wywiadow srednia<br />

zapisu (score) w Ylnosila 1,97, dla ostatnich - 2,73, a w tym wy­<br />

4 N . J . Raskin, An Objective Study of the Locus-oj-Evaluation Factor in<br />

Psy chotherapy. W W . W olff i A. Peeker (wyd.) Success i n Psychotherapy, New<br />

Y ork 1952, G r une and stratton.


1516<br />

HALINA BORTNOWS}{A<br />

padku rozmca znacz!jca ksztaltuje si~ juz na poziomie 0,01. Teoria<br />

z0stala wi~c w s t~pnie potwierdzona, klienci wykazujq prze s uni~cie<br />

w strom; samodzielnosci. W 5 przypadkach prze s uni~cie to byJo<br />

od 2,12 do 3,34. Byly to przypadki, kt6re iw innych aspektach<br />

wykazywaly wysoki wsp6lczynnik zmian.<br />

Studium Raskina jest w zasadzie typowe dla metody pr z yj ~ tej<br />

przez s zkol~ Rogersa, jakkolwiek reprezentuje bardzo wczesny<br />

i jeszcze dose prymitywny etap badan. Fundamentalny schemat<br />

jest tu jednak dobrze widoczny: rozpoczyna si~ od pewncj szczeg6lowej<br />

hipotezy, konstruuj!jc narz~dzie - s kal~. NastE;pnie poddaje<br />

si~ to narz~dzie prabom przydatnosci, bior!jc pod uw a g~ coraz<br />

wi~ksZ!j ilose przypadk6w r6znych rodzaj6w. Nowsze badania<br />

operuj!j bardziej rozwini~tq technik!j statystycznq. Jednym z szeroko<br />

stosowanych narz~dzi jest opracowany przez Stephensona 5<br />

test sortowania kart z haslami, przystosowany do badania r6znych<br />

zagadnieii, takich np. jak poj~cie 0 sobie samym (perceived -self)<br />

i ideal siebie (valued self). Badany otrzymuje 100 kart z haslami<br />

typu "Cz~ s to czuj~ s i~ obrazony", "Jestem poci!jgaj!jcy s ek s ualni ~" ,<br />

"Czuj~ si~ niepewnie rozmawiaj!j'c z innymi ludzmi", ,,Jestem<br />

spokojny i nic mi nie dolega". K arty te ma rozdzielie na 9 grup<br />

o pewnej okreslonej liczbie kart (kolejno: 1, 4, 11, 21, 26, 21, 11,<br />

4, 1) zaczynaj!jc od tych, kt6re najbardziej odbiegaj!j od tego jak<br />

siebie dzisiaj widzi, az po te, kt6re najlepiej to oddaj!j. N astf;pnie<br />

badany rna przeprowadzie drugie sortowanie, tak aby otrzymae<br />

tym razem s ylwetk~ osoby, jak!j najbardziej chcialby bye. Przy<br />

pomocy tego testu wykazano, ze w czasie terapii na s t~puje pewna<br />

redukcja rozbieznosci mi~dzy poj~ciem 0 sobie a idealem. Zaznacza<br />

si~ ona tym wyrazniej, im wyrazniej wyst~puj!j oznaki intensywnego<br />

procesu terapeutycznego, uchwytne przy pomocy innych<br />

narz~dzi. W badaniach Butlera i H aiga 6 na poczqtku terapii srednia<br />

korelacji mi~dzy poj~ciem 0 sobie a idealem wynosi 0,01, po<br />

jej zakoii,czeniu 0,34, a po pewnym czasie - 0,31, co w skazuje na<br />

trwalose o s i!jgni~tych zmian.<br />

KONCEPCJA NAUKI<br />

Rogers-humanista i zwolennik intuicji nie znajduje s i~ wiE:c<br />

w stanie wojny z nauk!j i jej metodami. Wr~cz przeciwnie: przekonany<br />

jest, ze dalszy po s t~p w zaledwie rozpocz~tym i t ak jeszcze<br />

prymitywnym naukowym sprawdzaniu hipotez moze przyniesc<br />

prawdziwy rozkwit nauk 0 zachowaniu ludzkim, ich rozbudow~<br />

5 W . Stephenson, The Stu dy of Behavior, Univ. of Chicag o p r ess, 19;;3.<br />

. G Por . C. R. Rogers i R . F. D y m ond (wyd), Psyc h o U,erapy an d P ersonality<br />

C hange, Univ. of. Chica go Press, 1954, s. 55-75.


CARL RCGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA<br />

1517<br />

teoretycznq i Wi~kSZq efektywnose zastosowaii. Rzecz ciekawa, ze<br />

l~k przed naukq - jako przynoSZqCq nieuniknione "urzeczowienie"<br />

swego przedmiotu - Rogers-personalista przezwyci~zyl dzi~ki<br />

refleksji metodologicznej. Pomogla mu ona zdae sobie spraw~, ze:<br />

10. Nauka przez duze N nie istnieje, a w kazdym razie nie jest<br />

jakims niezaleznym od czlowieka Molochem. Nauka jest Narz~dziem<br />

- tu duza litera jest uzasadniona. Jest to bovviem narz


1518 HALINA BORTNOWSKA<br />

Skoro tak, to urzeczowienie tego, co moze bye i rna bye :mie­<br />

Tzalne i sprawdzalne nie przekresla osobistego i osobowego stosunku<br />

ani w podejsciu do klienta ani w samym naukowym uprawianiu<br />

psychologii - zw1aszcza gdy chodzi 0 to co najwazniejsze,<br />

to znaczy 0 w y b 0 r celu, 0 postaw~ wobec wartosci.<br />

ROLA WARTO$CI<br />

Rogers rna dose jasny poglqd na rol~ i miejsce wartosci w strukturze<br />

nauki, a w szczegolnosci psychologii (przypominajqcy poglqdy<br />

G. Myrdala 7 w analogicznej kwestii w wypadku socjologii):<br />

"W kazdym przedsi~wzi~ciu naukowym - czy to z zakresu nauki<br />

czystej czy stosowanej - rna najpierw miejsce subiektywny, osobisty<br />

wybor celu czy wal'tosci, ktorej, wedle mniemalllia, da:na praca<br />

naukowa sluzy. Ten subiektywny wybor wartosci powolujqcy do<br />

istnienia dane przedsi~wzi~cie naukowe zawsze musi lezee poza<br />

nim, nigdy nie moze bye cz~sciq nauki, 0 ktorq w danym wypadku<br />

chodzi". Oczywiscie Rogers nie przeczy, ze nauka moze<br />

zajmowae si~ wartosciarni, moze wskazywae na istniejqce uzaleznienia<br />

i tym samym determinowae wybory kolejnych s rod k 0 w<br />

do celu, ale sam c e 1 jako taki musi pochodzie z zewnqtrz, ustalany<br />

jest drogq wyboru odwo1ujqcego si~ do racji lezqcych poza<br />

danq naukq. Jest to dose jasne w wypadku nauk stosowanych,<br />

w ' nauce czystej mniej, ale i tu zdaniem Rogersa sytuacja jest<br />

w gruncie rzeczy ta sarna. Normalnie wst~pny, subiektywny wybor<br />

jest tu po prostu wyborem p raw d y jako wartosci naczelnej.<br />

Ale i ten wybor jest osobisty i subiektywny. Zdarza1y si~ przeciez<br />

w historii okolicznosci, w ktorych uczeni stawali wobec wyboru<br />

mi~dzy szukaniern prawdy a podporzqdkowaniem potrzebom i dyrektywQm<br />

instytucji, zainteresowanych jedynie umacnianiem w1asnych<br />

dogmatow. Co wybrae Odkrywanie prawdy czy tez kolekcjonowanie<br />

faktow na zamowienie Mozna oczywiscie przebadae<br />

naukowo takze kwesti~, czy wlasnie szukanie prawdy czy tez<br />

obrona status quo bardziej efektywnie sluzy przetrwaniu danej<br />

kultury czy spoleczeiistwa. Rogers sqdzi, ze istniejq fakty swiad­<br />

CZqce 0 wyzszosci szukania prawdy - sztywnose i gigantyzm, rozwoj<br />

na zasadzie "wi~ej tego samego" raczej nie pop1aca, jak tego<br />

dowodzi ewolucyjny los dinozaurow i dyktatur. Uzasadnienie szukania<br />

prawdy wzgl~dami pragmatycznymi nie zmienia faktu, ze<br />

trzeba w ktoryms momencie dokonae niezdeterminowanego przez<br />

nauk~ osobistego wyboru. "Przetrwanie kultury" jest wartosciq<br />

7 Pisalam na ten temat w artykule Socjologia i zycie, "<strong>Znak</strong>" nr 95, s, 634 nn.


CARL ROGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA<br />

1519<br />

"pozanaukowq" - jesli si~ z tym nie zgodzimy, musimy szukae<br />

k


1520 HALINA BORTNOWS K A<br />

jest ustawiczny, choe 0 wiele szybszy w zakresie mozliwosci niz<br />

ich wykorzystania. Mozna przewidywae nie tylko sprawnose lub<br />

jej brak, uzaleznione od posiadania pewnych wyraznych cech<br />

psycho-fizycznych - w coraz wi~kszej roierze psychologia wkracza<br />

w d z iedzin~ po s taw 9. Mozna na przyklad przewidziee czy<br />

i w jakim stopniu potencjalny dyrektor okaze si~ konserwatyst


'CARL ROGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZ!:..OSC SWIATA<br />

1521<br />

.swiadczenie i uczucia wlasne i innych czlonkow grupy, jesli wykazuje<br />

gl~bokie zrozumienie sytuacji, pozwala na swobodnq dys<br />

ku s j~ i pomaga jq rozwijae, jesli dzieli SWq odpowiedzialnose<br />

z calq grUpq - wtedy wyniki pracy Sq na dlUZSZq met~ nieporownanie<br />

lepsze, ludzie bardziej tw6rczy i zdolni do wspotpracy.<br />

Odwrotnie zas - poczucie zagrozenia zwiqzane z faktem, ie jest<br />

s i~ przedmiotem oceny kierownictwa, zmniejsza zdolnose rozwiqzywania,<br />

zwlaszcza bardziej skomplikowanych intelektualnie zadan.<br />

P sychologowie znajq techniki oddzialywania na op'ini~ publicznq<br />

- np. ksztaltowania zakupow - przez nawiqzywanie do<br />

nieuswiadomionych pragnien itp. Ale na tym nie koniec. Jeszcze<br />

silniejsze wrazenie niz kontrola zachowania grup wywoluje bezposrednia<br />

ingerencja psychologa w zycie psychiczne jedno'5tki. Jestesmy<br />

np. w stanie zmienie przekonanie czlowieka 0 czyms w taki<br />

spos6b, ze nie b~dzie on zdawae sobie sprawy z dzialajqcych nan<br />

bodzcow. Np. w doswiadczeniach Smitha, Spence'a i Kleina na<br />

ekranie wyswietlany byl portret bez wyrazu. Badani mieli okreslie<br />

jak wyraz twarzy na ek'ranie si~ zmienia. Na zmian~ z portretem<br />

wyswietlano napis "gniewa si~" tak szybko, ze badani swiadomie<br />

nie mogli go zauwazye i widzieli tylko portret, wciqz taki sam.<br />

A jednak wi~kszose orzekla, ze twarz stala si~ gniewna...<br />

Osobna dziedzina to wykorzystanie srodkow chemicznych wplywajqcych<br />

na samopoczucie i nastawienie jednostki, eliminujqcych<br />

l~k, redukujqcych mechanizmy obronne itd. Ale i bez uzycia<br />

srodkow chemicznych osiqga si~ niezwykle interesujqce choe zarazem<br />

niepokojqce rezultaty. Np. Cameron i wspolpracownicy<br />

wyj~li z nagranego wywiadu terapeutycznego krotkie zdanie, ktore<br />

wydawalo im s i~ szczegolnie znaCZqce dla danego przypadku. Zdanie<br />

to nagrane na tasmie wielokrotnie odtwarzano w obecnosci<br />

pacjenta. Gl~bokie wrazenie, jakiego pacjent przy tym doznaje,<br />

przenika przez mechanizmy obronne i otwiera przed jego swiadomosciq<br />

cale regiony do,tychczas niedo s t~pne. Poczqtkowo badany<br />

reaguje negatywnie, odczuwajqc gwaltowny niepokoj, p6Zniej poddaje<br />

s i~ natlokowi uczuc, wspomnieil. i wrazeil.. Metoda ta moze<br />

bye pomocna, ale takze moze przyniese szkod~, jezeIi zbyt gl~boko<br />

lub zbyt brutalnie naruszy mechanizmy obronne. W sposob bardziej<br />

ogl~dny i dlatego mniej uderzajqcy umiemy wywolac stosunkowo<br />

szybkie zmiany osobowosci w toku psychoterapii. I tu<br />

takze stopniowo uczymy s i~ wyodr~bniae elementy prowokujqce<br />

okreslone zachowania klienta. Wiemy w zasadzie, jakie warunki<br />

sprzyjajq tw6rcze j integracji osobowosci. Wiedza ta ma jednak<br />

swoj negatywny ko'relat - potrafimy rowniez osobowose zniszczye,<br />

w iemy co wywola jej rozklad, slepq zaleznose od innych, niezdolnose<br />

do decyzji, bezradnose i biernq rezygnacj~.


1522<br />

HALINA BORTN OWS K A<br />

DWIE POSTAWY WOBEC KRYZYSU<br />

Wszystko to S'l fakty znane dose szeroko nie tylko fachowcom.<br />

Ale moze warto bylo przypomniee je w postaci tego krotkiego<br />

i niekompletnego przeglqdu, bo, jak stwierdza Rogers, dotychczas<br />

spoleczenstwa w minilmalnym tylko stopniu zdaj'l soobie s pr a w ~ ze<br />

znaczenia tych odkrye i mozliwosci. Jak juz wspomnielismy, kryzys<br />

cywiliza'cji wspolczesnej powszechnie ,kojarzy s i~ r aczeJ z pomnozenriem<br />

naszych (twOrczych i destrukcyjnych) mozliwosci w zakresie<br />

techniki, broni nuklearnej itp. Gdy chodzi 0 behavioral<br />

sciences - psychologi~ i s ocjologi~ - zaniepokojenie i refleksja<br />

etyczna jeszcze dzis ogra.nicza si~ do dose w'lS'kich kr~gow 10.<br />

W praktyce dominuj'l dwie postawy:<br />

1. P r z e c z y e i i g nor 0 w a e. Zwolennicy tego wyjscia, zwy­<br />

Ide nieswiadomi, nie przyjmuj'l do wiadamosci, ze istnieje naukowa<br />

wiedza 0 zachowaniu ludzkim. UtrzY>n1ujq, ,ze czlowiek<br />

nie mo'ze badae siebie obiektywnie i w konsekwencji nauka 0 zachowaniu<br />

ludzkim nie jest mozliwa. Niektorzy wi'lzq to z · przekO'naniem<br />

0 ludzkiej wolnosci, Mora rzekomo ma uniemozliwie<br />

naukowe badanie i przewidywanie ludzkiego po s t~powania. Z dr u­<br />

giej strony szersza publicznose tylko z rzadka napotyka na informacje<br />

0 nowoczesnych technikach manipulacji - wtedy powstaje<br />

chwilowe zainteresowanie, ktore szybko wygasa: tak bylo kiedys<br />

na wiadomose, ze atom m 0 z e ewentualnie zostae rozbity.<br />

Wydaje si~, ze w tym miejscu daje si~ odczue fakt, iz ksi'lzka<br />

Rogersa zostala wydana w roku 1961, a artykul, ktory w tej<br />

chwili referujemy pochodzi z 1957 roku. Obecnie spoleczna swiadomose<br />

mozliwosci manipulacji prowokuj'lcych okreslone zachowania<br />

indywidualne i grupowe jest juz stosunkowo duza, zwlaszcza<br />

wsrad mlodziezy. Nie zawsze jest to swiadomose stematyzowana,<br />

ale coraz cz~sciej bywa ona juz na tyle wyrazna i . zywa,<br />

by si~ przejawiae w postaci biernego lub nawet czynnego opol'll.<br />

Stajemy si~ coraz bardziej podejrzliwi takze wo,bec siebie samych,<br />

pomalu zdaj'lc sobie s praw~, jak latwo jest bye wykorzystanym<br />

i uzytym, pozornie dzialaj'lc z wlas nej inicjatywy i wedle<br />

wlasnych zyczen. Ta podejrzliwose to objaw id'lcy po linii ostrzezen<br />

Rogersa, ale zapewne bylaby przez niego oceniona negatywnie<br />

w tych wypadkach, gdy prowadzi do zaniku wszelkiej inicjatywy.<br />

Rozwazania te moglyby nas daleko zaprowadzie, wspomn~ tylko,<br />

ze rawniez wobec faktu manipulacji Rogersowska zasada bycia<br />

10 0 potrzebie uswiadomienia w tym zakresie pisalam w artykule Do k ogo<br />

natezy przyszlosc, "<strong>Znak</strong>" nr 102, s. 1826 i nast.


CARL ROGERS - PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA 1523<br />

otwartym wobec doswiadczenia, swiadomego i mozliwie pelnego<br />

kontaktu z sytuacjq wydaje si~ miec zastosowanie. Uswiadomienie<br />

psycho- i socjologiczne to rzecz praktycznie wazna i mozliwa.<br />

2. N auk 0 wad e t e r min a c j a Iud z k i ego z y cia. Psychologowie<br />

i socjologowie na ogol spokojnie godzq si~ z faktem,<br />

ze wyniki ich badan b~dq znajdowaly coraz liczniejsze zastosowania<br />

praktyczne. Niektorzy, jak dr B. F. Skinner z Harvardu<br />

calkiem niedwuznacznie nawolujq psycholog6w do wykorzystania<br />

posiadanych przez nich wiadomosci dla budowy lepszego<br />

swiata. Autorzy science fiction czerpiq z dziel psychologow i socjolog6w<br />

przyklady dobroczynnego oddzialywania technik socjo-psychologicznych<br />

w nowym wspanialym swiecie, ale nie pomijajq<br />

tez aspektu grozy. Wielu uczonych zdaje s i~ obracac "mi~dzy<br />

koszmarem a utopiq".<br />

Ale dla Rogersa granica mi~dzy koszmarem a utopiq nie jest<br />

zbyt wyrazna: utopisci chcq sami rzqdzic w spos6b nazhyt autol'ytatywny.<br />

Poglqd Rogersa na rol~ psychologii w budowie nowego<br />

5wiata i w ksz.taltowaniu 'nowego czlowieka wyraza s i~ najdobitniej<br />

w jego pole-mice z wspomnianym juz znakomitym psychologiem-lbehawiorystq<br />

B. F . Skinne-rem. Posluchajmy naJplerw<br />

Skinnera: "Hipoteza, iz czlowiek nie jest wolny, jest niezb~dna<br />

dla zastosowania naukowej metody w studium ludzkiego zachowania.<br />

Wolny 'wewn~trzny' czlowiek, odpowiedzialny za to jak dziala<br />

jego 'zewn~tr2my' biologi-c,zny organizm, to tylko przednaukowy<br />

~ ubstytut r6znego rodzaju przyczyn, ktore odkrywamy w toku<br />

naukowej analizy. Wszystkie te alternatywne przyczyny lezq<br />

po z a jednostkq" 11 . "Teraz, kiedy wiemy jak funkcjonuje pozytywne<br />

wzmacnianie (i dlaczego negatywne wzmacnianie nie jest<br />

skuteczne), teraz wlasnie mozemy bardziej zdecydowanie i precyzyjnie<br />

- a wi~c bardziej efektywnie - planowac nasze kulturaine<br />

przed si~wzi~cia. Mozemy kontrolowac post~powanie ludzi<br />

w taki sposo:b, ze ludzie poddani nasze-mu nadzorowi, przestrzegajqc<br />

kodeksu 0 wiele bardziej skrupulatnie niz mialo to miejsce<br />

kiedykolwiek w starym systemie, b~dq jednak c z u lis i ~ w 0 I n i.<br />

Oni robiq to, co chcq, a nie to do czego Sq zmuszeni: w tym<br />

kryje s i~ irodlo pot~gi pozytywnego w2)macniania - nie rna przymusu<br />

ani zakaz6w, a wi~c nie rna buntu! W sposob wysoce przemyslny<br />

kontrolujemy nie ostateczne zachowanie, lecz inklinacje ­<br />

II B. F . Skinner, Science and Human Behavior, New York 1953, Macmilian.


1524 H A LINA BORTNOW SK A<br />

motywy, pragnienia, zyezenia... Rzeez eiekawa, ze w takim ukladzie<br />

problem wolnosei nigdy nie powstaje" 12.<br />

Stanowisko Rogersa jest diametralnie rozne:<br />

" ... jesli wybieramy jakis eel, ezy tez s eri~ eelow, do jakich ludzie<br />

majq dqzye, a potem na wielkq skal~ kontrolujemy ludzkie zachowanie,<br />

pilnujqc aby zawsze zmierzalo do tych z gory przewidzianych<br />

celow - to jestesmy w istocie zamkni~ci w naszym w s t~pnym<br />

wyborze - uwi~zieni w nirrn. Tak pomyslane przed s i~wzi~cie naukowe<br />

nigdy nie b~d z ie w stanie przekroczye siebie, aby wybrac<br />

nowe c e I e. Tylko Iud z ie, 0 s ob y mogq to uczynie C.. ) Jesli<br />

zas cz~sciq schematu byloby pozostawienie pewnej ilosci wolnych<br />

'planistow', ktorzy nie musieliby bye s zcz~sliwi i nie byliby kontrolowani,<br />

zaehowujqc zdolnose wyboru innych wartosci - to<br />

oznaczaloby, ze wyznaczony przez nas eel w rzeczywistosci nie<br />

wystareza istotom ludzkim, wy.maga uzupelnienia. Koniecznose<br />

zachowania wolnej elity az nazbyt jasno wskazuje, ze olbrzymia<br />

wi~k s zose Iudzi bylaby de facto w sytuacji niewolnikow owej elity<br />

wybierajqcej eeIe ... "<br />

W zwiqzku ze SWq wizjq czlowieka Rogers formuluje inny ideal<br />

i innq strategi~. Poglqdy Skinnera Sq dia niego nie do przyj~cia<br />

jako sprzeezne z tym wszystkim, 0 czym swiadczy praktyka tera- .<br />

peutyezna. P rzemawia ona - zdaniem Rogersa - przeeiw wszelkim<br />

probom usztywnienia i ujednolicenia celow rozwoju i celow<br />

wyehowania, jesii tak mozna okreslie. Rogers opowiada si~ za<br />

wyborem kulturalnym, ktory kaze akceptowae plynnose i zmiennose,<br />

perspektyw~ otwartq ku temu co prawdziwie nowe, a wi~e<br />

ealkowicie nieznaolle, bo dopiero wylania s i~ zza zakr~tu. Trzeba<br />

wyzwolie s i~ od wewn~trznego przymusu, odejse od podporzqdkowania<br />

si~. wymaganiom kUltUTY poj ~ tym jako reguly absolutne<br />

i nie:Ml1ienne. Nie usilujmy spelniae oczeki'Wan - zamiast tego<br />

podejmijmy decyzj~ , aby bye sobq, a ollie tylko wydawae s i~, pelnie<br />

rol~ i podobae s i~ innym. Bye s ob q to bye pro c e s em,<br />

ustawicznie wybierae ceIe, walczye 0 swojq autonomi~ , cieszye s i~<br />

z tego, ze s i~ zmieniamy. To fundamentalne zadowolenie z ruchu .<br />

stopniowo powinno objqe cale zycie i nadae IJTIU nowy styl. Bye<br />

s ob q to b y e z 10 z 0 n os c i q - jestesmy wewn~trznie skomplikowani,<br />

a wi~c i to musi przejawiae s i~ w naszym zaehowaniu.<br />

Wreszcie bye s ob q to zaprzyjaznic s i~ ze swymi doswiadczeniami<br />

i przezyciami. Owocem tej p-rzyjazni b~dzie spontanieznosc<br />

i swiezosc. Z drugiej strony to bycie sobq - zdaolliem Rogersa<br />

- ·po.t~guje takze zdoinose akeeptowania innych w i c h<br />

12 B. F. Skinne r, Walden Two, New York 1948, Macmillian (w przeeiwienstwie<br />

do poprzed niej p ozyeji nie jest t o ksi'lzka naukowa, leez powiesc typu sci ence ­<br />

f i cti on).


CARL ROGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA<br />

1525<br />

inn 0 sci. Zaangazowanie wobec wlasnych wa'rtosci nie sklania<br />

wtedy do narzucania ich in.nym, istotnq czynnosciq staje si~ natomiast<br />

w y r a zan i e tych wartosci na swoj wlasny niepowtarzalny<br />

sposob. Tak poj~te zycie w sluzbie wartosci jest tworcze,<br />

uspolecznione, ale jednoczesnie bardzo niezalezne; jego bieg<br />

staje si~ nieprzewidywalny. Daje si~ w tym wyczue jakis bardzo<br />

wspolczesny element "swi~tej anarchii". Zbyt szczegolowe planowanie<br />

zycia moze nas tylko usztywnie i przyprawie 0 zb~dne<br />

konflikty. Kazdy plan musi bye otwarty, bo nie mozemy z gory<br />

ustalie, do czego mogq nas wezwae wciqz na nowo odkrywane<br />

wartosci, w jakiej formie b~dzie'ffiY w przyszlosci chcieli je wyrazae.<br />

Nieprzewidywalnose zdaje si~ wiqzae z bogactwem wartosci,<br />

0 ktorym Rogers jest przekonany, oraz z wielopostaciowoseiq<br />

ieh swobodnego wyrazu. Wyraz ten rna swoj aspekt spoleczny,<br />

ale wedlug Rogersa wyrasta z samej gl~bi osoby, z owego<br />

fundamentalnego pozytywnego dynamizmu, 0 ktorym byla mowa<br />

w pierwszej cz~sci naszego omowienia. Spoleczenstwo ewoluuje<br />

wlasnie dzi~ki jednostkom zdobywajClcym s i~ na nowy, niekonwencjonalny<br />

wyraz wartosci.<br />

POROZUMIENIE<br />

Nacisk na oryginalnose wyrazu zrownowazony jest rownie wielkCj<br />

troskq, ja'kq otacza Rogers spraw~ 'porozU!mienia mi~dzy ludzmi.<br />

W pewnym sensie cala psychoterapia Rogersa nastawiona jest<br />

na naprawianie bl~dow i brakow w zakresie porozumienia.<br />

Neurotyk ciel'pi na zaburzenia komunikacji - wewnCltrz siebie<br />

(bo wewnqtrz jego osobowosci nie cale doswiadczenie dochodzi<br />

do glosu) oraz z innymi. Terapeuta pomaga mu sluchae samego<br />

siebie, a to z kolei wplywa korzystnie na kontakty z innymi.<br />

Rogers rzadko uzywa slowa dialog, ale to co mowi 0 mi~dzyludzkich<br />

kcmtaktach stanowi calCl jego teori~. Szczegolnq rol~ w dialogu<br />

majq proby referowania stanowiska nie wlasnego lecz partnera.<br />

Od tego trzeba zaczqc. Ten kto potrafi zmusic si~ do<br />

cierpliwego wysilku jak najbardziej precyzyjnego wyrazania cudzych<br />

mysli, ten takze b~dzie umial przedstawic wlasny poglCld<br />

w sposob klarowny i niecalkowicie obcy sposobowi myslenia drugiej<br />

stwny. Oczywiscie wymaga to odwagi, gdyz, jak to Rogers<br />

wielokrotnie podkresla, zrozumiee drugiego czlowieka to zgodzic<br />

si~ na to, ze i w nas s~mych cos s i~ zmieni poprzez to wnvkanie<br />

w cudzy swiat. Gdy mamy do czynienia z dialogiem grupowym,<br />

bardzo pozytywnCl funkcj~ maze spelnic osoba trzecia, arbiter,<br />

rozladowywacz nieporozumien, czlowiek majqcy wpraw~ w terapeutycznym<br />

sluchaniu.<br />

<strong>Znak</strong> - ]0


1526<br />

HALINA BORTNOWSKA<br />

Zdaniem Rogersa swiat dojrzal juz do tego, aby nawet wielkie<br />

lconflikty mogly bye tworczo rozwiqzywane przez tego rodzaju<br />

dialog, stopniowo obejmujqcy calq ludzlcosc, ad elH kierowniczych<br />

po zwyklych szarych ludzi.<br />

DEKLARACJA NADZIEI<br />

Piszqc 0 tych sprawach Rogers formuluje rodzaj deklaracji<br />

nadziei pokladanej w naukach 0 czlowieku. Na pewno m02:na t ~<br />

nadziej~ uznae za naiwnq. Z pewnosciq gorycz, a nie nadzieja jest<br />

dzis bardziej na czasie. A jednak istnieje perspektywa, w ktorej<br />

ta nadzieja moze nie jest tak calkowicie nierealna, choe dla nas<br />

trudniejsza niz dla Rogersa kilka lat temu. Jest to mianowicie<br />

perspektywa wychowawcy. Oto jak Rogers widzi nasze mozliwosci:<br />

,,1. Mozemy dokonae wyboru, ktory kaze nam cenie czlowieka<br />

jako samo-a'ktualizujqcy s i~ proces stawania si~; cenic tworczose<br />

i proces dzi~ki ktoremu wiedza moze przerastae siebie.<br />

2. Przy pomocy metod nauki mozemy odkrywae warunki, ktore<br />

z koniecznosci wyzwala jq tworczose. Poprzez ustawiczne eksperymentowanie<br />

mozemy odkrywae coraz lepsze srodki sluzqce tworze·niu<br />

tych warunkow.<br />

3. Jednostki i grupy mogq tworzye te warunki, jesli dysponujCj<br />

pewnym minimum vdadzy i kontroli. W oparciu 0 to, co dotCld<br />

wiemy, jedyna wladza, jaka jest do tego potrzebna, to zdolnosc<br />

nadawania pewnych konkretnych jakosci naszym mi~dzyosobowym<br />

stosunkom.<br />

4. Wedlug naszej najlepszej wiedzy nalezy si~ spodziewac, ze<br />

jednostki, ktore znajdq s i~ w tych warunka'ch, stanq si~ bardziej<br />

odpowiedzialne za siebie, ich auto-aktualizacja postqpi naprzod,<br />

b~dq wy;kazywae wi~k s zq elastycznose, wi~kszq zdolnose tworczej<br />

adaptacji, a zarazem kazda z nich b~dzie wyrazniej czyms jedynym<br />

w swoim rodzaju.<br />

Ten podj~ty przez nas wst~pny wybor stanie s i~ poczqtkiem,<br />

zarodkiem spolecznego systemu - czy podsystemu, w ktorym wartosci,<br />

wiedza i Ulmiej~tnosc adaptacji, a takze nawet samo poj~cie<br />

nauki b~dzie wciqz poddane procesowi zmian, prowadzqcych ku<br />

przekroczeniu siebie. Punkt nacisku lezy w czlowieku poj~tym jako<br />

proces.<br />

Jestem przekonany - zaznacza Rogers - ze ta wizja nie da<br />

si~ sprowadzic do zadnej okreslonej, definiowalnej utopii. Nie<br />

moina przewid'ziee ost


CARL ROGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA<br />

1527<br />

sUibiektywnych wybor6w tego co uznamy za cel, jaki nauki<br />

o czlowieku majq realizowae. Taki rozw6j zmierza w stron~ otwartego<br />

spoleczenstwa".<br />

WNIOSKI DYDAKTYClNE<br />

N asze om6wienie ksiqzki Rogersa byloby bardzo niepelne, gdybysmy<br />

pomin~li zawalrte w niej mysli na temat nauczania. Jest to<br />

kwestia, kt6ra zajmuje wiele miejsca raczej w p6Zniejszej tw6rczosci<br />

Rogersa 13, i tu jego pomys1y uwazane Sq za niezwykle<br />

kontrowersyjne. Istotnie stanowisko jakie prezentuje jest dose<br />

skrajne.<br />

Postawa nauczyciela w zasadzie ma by':: analogiczna wobec postawy<br />

terapeuty. Ma jq oczywiscie cechowae ta sama prawdziwose,<br />

autentycznose j przejrzystose oraz ta sama gl~boka i bezwarunkowa<br />

akceptacja osoby "klienta", jakim jest w tym wypadku<br />

uczen czy student. OczywiScie zachodzq tez pewne r6znice. Nauczycielowi<br />

przysluguje rola bardziej aktywnCl. Dysponuje on przeciez<br />

wiedzq i srodkami jej zdobywania. Ale b~dqc resource person<br />

nauczyciel nie powinien niczego narzucae. J ego zadaniem jest<br />

reago'Vvanie na inicjatyw~ uczni6w, podtrzymywanie jej, pomoc<br />

w uchwyceniu i skonkretyzowaniu dqznosci, jakie si~ w nich pojawiajq.<br />

Lvvia cz~sc pracy nauczyciela powi'nna polegae na czynnosciach<br />

przygotowawczych, rna on niejako organizowae warunki,<br />

w Id6rych uczniowie zetknq si~ wprost z rzeczywistosciq, b~q<br />

wzbogaceni nie przez nauczyciela lecz przez dos'Niadczenie.<br />

A sprawa sankcji, wymagan, ocen Rogers bardzo stanolWCZO podkresla,<br />

ze prawdziwe i przekonywajqce wymagania stawia w1asnie<br />

rzeczywistose, zycie a nie nauczyciel czy sZ'kola. Cz~sto si~<br />

zdarza, ze system szkolny w swych wymaganiach niettnal calkowicie<br />

odrywa si~ od pozaszkolnej doroslej rzeczywistosci, staje<br />

si~ arbitralny, traci funkcjonalnose. Taka sytuacja slusznie rodzi<br />

bunt przeciw szkole, ale niestety cz~sciej jeszcze obserwujerny<br />

bierne poddanie si~ deformujqcym wplywom :He ustawionej<br />

szkoly. Szczeg61nie sz:kodliwe jest ustawiczne poslugiwanie si~<br />

ocenami jako lI1arz~dziem sankcji. Zdaniem Rogersa oceny powinny<br />

bye wylqcznie "biletami wst~pu". "Jesli chcesz poznae<br />

fizyk~, z sam ej natury rzeczy warunkiem jest co najmniej dostateCZ


1528<br />

H ALIN A BORT NOWSK.-\<br />

nien wskazywae na te naturalne zwiqzki. Rola motywacji w uczeniu<br />

s i~ jest ogromna. Ale prawdziwe uczenie s i~ bardzo malo m,a<br />

wspolnego z zapami~tywa.niem bezsensownych sylab, na kt6rym<br />

eksperymentowali pierwsi behawiorysci, a 0 wiele wi~cej - wlasnie<br />

z procesem psychoterapii. Najistctniejszym elementem je ~ t przyswajanie<br />

sobie j~zyka (z koniecznosci tw6rcze), a cz~ s to tak:i:e<br />

oduczanie si~ bl~dnego j~zyka, znajdowanie, dobieranie symboli<br />

do doswiadczenia, takze w zakresie przezye, odczuc i uczuc. To<br />

ostatnie jest szczegolnie wa:i:ne dzis. Rozwini~ta swiadomose intelektualna<br />

narzuca koniecznose odpowiedniej kultury ludzkich<br />

stosunkow, kultury, ktora w coraz wi~k szym stopniu musi bye<br />

budowana wlasnie swiadomie i niemal od pOCZq tku, bo nie mo:i:e<br />

juz opierae si~ na odziedziczonych wzorach nie zdajqcych krytycznego<br />

egzaminu.<br />

Z punktu widzenia teoretycznego dla uczni6w Kilpatricka i Deweya<br />

idee Rogersa nie Sq czyms radykalnie nowym czy zaskakujqcym<br />

SWq skrajnosciq. Wi~k s ze wrazenie wywoluje dopiero<br />

praktyczne zetkni~cie si~ z jego stylem bycia nauczycielem.<br />

W ksiq:i:ce, ktorq omawiamy, zamieszczony jest list jednego z uczestnik6w<br />

kursu dla nauczycieli prowadzonego przez Rogersa. Z tego<br />

opisu dopiero widac na czym polega novum dydaktyki Rogersa,<br />

czym jest jego obecnose w gru£ie studentaw.<br />

Taktyka Rogersa polega na odmowie zadoseuczynienia tradycyjnym<br />

oczekiwaniom: slawnyprofesor nie chce wyglaszac wykladow,<br />

nie chce nawet kierowac dyskusjq. Milczy, pozostawia<br />

S'tudentow samy!m sobie. Odzywa s i~ tylko z rzadka, a i wtedy<br />

na ogol powtarza tylko to sarno, co juz powiedzial ktos ze studentow.<br />

A jednak po okresie niemal zupelnego .chaosu, gdy grupa,<br />

pozbawiona tradycyjnego kierownictwa, znajduje s i~ w stanie<br />

ostrej dezorientacji, powoli zarysowujq si~ bezposrednie kontakty<br />

mi~dzy uczeslmikami tego dziwnego doswiadczenia. Rosnie aktywnose!<br />

intelektualna oraz silna wi~ z grupowa obejmujqca caly dzien<br />

studentow. Rodzqca .3 i~ osobowa wspolnota zaczyna szukac wlasnej<br />

drogi i odpowiadac na wlasne pytania w oparciu 0 kapital doswiadczenia,<br />

ktorym wszyscy lub niemal w szyscy pragnq si~ dzielic.<br />

Jednoczesnie grupa uczy s i~ wydobywae z profesora to, co JeJ<br />

potrzebne. Na zakonczenie kursu wszyscy przeprowadzajq saomoocen~<br />

w Ylnikow, za s t~pujqCq egzamin.<br />

Tego typu wylqcznie katalityczne dzialanie wydaje s i~ bye<br />

mozliwe dopiero na poziomie wyzszym i to zapewne nie we wszystkich<br />

dziedzinach. Doswiadczenie Rogersa ogranicza s i~ do tego<br />

poziomu i do lwrsow z zakresu szeroko poj~tej psychologii. Eksperymenty<br />

jego wspolpracownikow w s ka~ujq jednak, ze i wtedy<br />

gdy chodzi 0 dzieci i mlodszq mlodziez wyniki w zakresie wia­


CARL ROGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZI:,OSC S WIATA<br />

1529<br />

domosci Sq mniej wi~cej r6wne osiqganym przy pomocy bardziej<br />

tradycyjnych metod, natomiast w zakresie postawy, samodzielnosci<br />

myslenia i stylu wsrp6liycia zaznacza s i~ wybitnie szybszy rozw6j.<br />

W uj~ciu Rogersa granica mi~dzy procesem dydaktycznym a terapiq<br />

grupowq staje s i~ poniekqd plynna. Jest to zjawisko bardzo interesUjqce.<br />

Wskazuje one na jedno z zastosowan metod Rogersa, 'kt6re<br />

dzis moi e bye szczeg6lnie aktualne.<br />

GRUPY DYSKUSYJNE<br />

Mysl~ tu 0 pozaszkolnej pracy i'l'ltelektualnej np. w kolach zainteresowan<br />

i innych grupach dyskusyjnych czy samoksztalceniowych.<br />

Zapewne do tej kategorii mozna by tei zaliczye przynajmniej<br />

pewne konwersatoria naukowe. Coraz bardziej upowszechnia siG<br />

tei zwyczaj organizowania tego typu swobodnych niewielkich grup<br />

roboczych takie w ramach r6znych zjazd6w i kongres6w. Odgrywajq<br />

one coraz wi~ksZq rol~ i niemal z reguly pozostawiajq slad<br />

w osobowosci uczestnik6w. W zadziwiajqco kr6tkim czasie nawiqzujq<br />

s i~ tu bliskie i niezdawkowe kontakty mi~dzy ludimi - jesli<br />

tylko da si~ tym grupom pewne minimum czasu i wolnosci i jesli<br />

nie zabraknie katalizatoll'a w postaci osoby, kt6ra stworzy klimat<br />

zaufania i akceptacji, potrafi sluchae i dyskretnie pomagae w formulowaniu<br />

stanowisk, podsuwajqc nie tresci lecz srodki wyrazu.<br />

Podejscie "terapeutyczne" do dyskusji zdaje si~ bye szczeg6lnie<br />

odpowiednie gdy chodzi 0 stawianie r6inych pytan, 0 dokonanie<br />

wyboru n a zakr~ci e nauki czy w obliczu kryzysowej sytuacji,<br />

w jakiej znalazla s i ~ dana instytucja. Przypomnijmy sobie cwo<br />

wolne Ikonwersatorium z iyciorysu Rogersa, te na poz6r pozbawione<br />

kierunku debaty. kt6re poniekqd zadecydowaly 0 jego<br />

drodze iyciowej. W swobodnej dyskusji z zastosowaniem katalizatora<br />

furnkcj a tw6rcza przewaia nad przyswajaniem informacji<br />

(przyswajanie to na st~puje takie, ale niejako ubocznie, drogq<br />

wymiany ozywianej i podtrzyrrnywanej przez wi~i grupm.va). Nie<br />

ludi:my s i~, ze to jest sprawa latwa. Podstawowym problemem<br />

jest stworzenie klimatu zaufania, w kt6rym ludzie przestanq grae<br />

mart we role, przestanq si~ bronie ' i zdecydujq wyruszyc razem<br />

w drog~ . Dojscie do te~'o etapu pochlania wiele czasu, Rogers<br />

sam to podkresla. Nie wszyscy uczestnicy Sq zdolni otworzye si~<br />

r6wnie szybko. Wiele warunk6w zewnt;trznych na to wplywa.<br />

Wiele moze ulatwie odpowiednia kompozycja grupy 14. Ale wlasnie<br />

w sytuacjach trudnych, kryzysowych tak niezwykle wazny jest<br />

14 MC'tod'l p r acy w grupa ch posluguje s iE: np. tzw. U niwersy tet Pokoju prowadzon<br />

y przez O. D. Pire OP, la ureata pok o j owej n ngrody Nobla . NajwiElcej<br />

prne wk!a d a sit; tam w odpowie rtn ie zestawie n ie osob tworz'lcycn male grupy


1530<br />

HALINA BORTNOWSJ< A<br />

terapeutyczny aspekt bycia razem i szukania razem. Wlasnie<br />

wtedy szczeg6lnie trzeba si~ wyzbyc reakcji obronnych, wyzbyc<br />

si~ strachu zaciemniajqcego widzenie rzeczywistosci. Wlasnie wtedy<br />

najbardziej potrzebne Sq rozmowy, w ktorych latwo jest nam<br />

bye sobq i wybierae zgodnie ze swym rzeczywistym gl~bokim<br />

zaangazowaniem wobec wartoSci.<br />

PYTANIA<br />

Naukowa ocena teorii Rogersa jest rzeCZq fachowc6w, kt6rzy<br />

Zaipewne dlugo si~ na ten temat nie pogodzq. Trudno natomiast<br />

uniknqc pytaii natury Ibardziej swiatopoglqdowej. Chodzi mianowicie<br />

0 koncepcj~ czlowieka, jaikq Rogers przyjmuje i 0 oparte<br />

na niej fundamentalne zasady terapii. Czy podstawowy pO'zytywny<br />

dynarnizm osoby istotnie jest tak powszechnym zjawiskiem<br />

Czy zawsze mozna nan liczye A w zwiqzku z tym - inne<br />

pytanie: czy zgodzimy si~ z tym, ze w s z y s t k 0 w drugim czlowieku<br />

trzeba zaakceptowae jesli chcemy mu pom6c Czy terapia<br />

rzeczywiscie powinna zawsze byc az tak zesrodkowana na kliencie,<br />

ze calkowicie niedyrektywna i wolna od wszelkich ocen I wreszcie<br />

- jak - zwlaszcza w praktyce - pogodzic zasad~ otwartego<br />

planu zycia, niezdeterminowanego rozwoju, calkowitego autentyzmu<br />

w post~powaniu z istnieniem odpowiedzialnosci za doka·­<br />

nane juz czyny i nawiqzane mi~dzyludzkie relacje Z obawiqzkiem<br />

wiernasci Wiernose jest wartosciq, Ikt6rej nie mozna nie cenic,<br />

a ponadto - jak to slusznie podkreslal K. Popper 16 - pewna<br />

przewidywalnosc post~powania innych (a wi~c rodzaj tradycji) jest<br />

warunkiem poczucia bezpieczenstwa, kt6re rna padstawawe znaczenie<br />

dla powodzenia terapii i wszelkich ludzkich stasunk6w.<br />

Przyjaciele, jesli majq pozostae przyjaci6lmi, nie powinni nas zbyt<br />

cz~ s to i mocno zaS'kakiwac...<br />

Wszystkie te pytania nie Sq Rogersowi obce. Jesli jego odpowiedzi<br />

nie calkiem nas zadowalajq, to Autor sam przyznaje, ze<br />

nie Sq one kampletne. Pami~tajmy 0 genezie i specyficznej strukturze<br />

mysli Ragersa: ze tylka krok pO' kroku wylania si~ ona<br />

z continuum intuicyjnie uchwycanego doswiadczenia. Bylaby wi~c<br />

bl~dem traktowac jq jaka system. Przedmiotem dyskusji moze<br />

bye raczej kierunek, orientacja a nie paszczeg6lne tezy. NiewqtpJiwie<br />

mamy dO' czynienia z koncepcjq czlowieka, ktora jest z gruntu,<br />

robocze, tak aby wytworzy6 niejako "kosmos w miniaturze", gdzie reprezentowane<br />

bE:dlj zar6wno konflikty jak i tendencje integracyjne wsp61czesnego<br />

swiata. Wszystkim daJe si,: przede wszystklm odczuc, ze "slj przyJE:ci" i to<br />

stwarza odpowiedni klimat dialogu.<br />

15 por. Karl R. Popper, Krytycyzm t tradycja, "<strong>Znak</strong>" nr 109-110.


CARL ROGERS -<br />

PSYCHOLOGIA A PRZYSZLOSC SWIATA<br />

1531<br />

moie nadmiernie, optymistyczna. Uciekajqc si~ do, zawsze rzecz<br />

symplifikujqcych, naklejek moina by jq okreslie jako ewolucjonistyczny<br />

i o-ptymistyczny humanizm, humanizm tw6rczej zgody ze<br />

swiatem. Zgoda z sobq samym i z innymi - tak. Ale nie konformizm.<br />

Optymizm wiedzie Rogersa nie do akceptacji status quo<br />

lecz wlasnie do protestu przeciw swiatu, kt6rego nie uczynilismy<br />

godnyrn naszych moiliwosci. Skoro jqdro osoby jest pozytywne,<br />

warto i rn 0 ina swiat zmieniae.<br />

Dodalabym jeszcze jednq uwag~: hurnanizm Rogersa nie jest<br />

chyba zamkni~ty wobec idei daru. Pozytywne dno naszego istnienia<br />

- to rniejsce "gdzie jui wcale nie rna nienawisci" - jest<br />

czyms, co czlowiek odkrywa w sO'bie z wd z i ~ cznosciq, jako cos co<br />

jest moje, co jest mnq a jednoczesnie jest wi~k sz e niz ja. Ku<br />

takim intuicjom prowadzi Rogersa jego doswiadczenie terapii, kt6re<br />

chce przyjqe w calosci i bye mu wierny.<br />

Halina Bortnowska<br />

ANEKS<br />

Wiele swiatla na i stotne punkty rogersowskiej koncepcji czlowieka<br />

rzuca jego rozmowa z Martinem Buberem. Spotkanie - w dniu<br />

18 kwietnia 1957 - zorganizowal amerykanski wydawca prac Bubera<br />

Maurice Friedman. Tekst nagranego na tasmie dialogu zamie§cil<br />

jako aneks w zbiorze antropologicznych esej6w Bubera<br />

The Knowledge of Man (Harper and Row, New York 1965). Wybrali§my<br />

kilka f1"agment6w tego dialogu mi~dzy dwoma teoretykami<br />

i mistrzami sztuki mi~clzyludzkiego kontaktu. Friedman zaznacza,<br />

ze byla to Tozmowa calkowicie spontaniczna, nieprzygotowana.<br />

Buber i Rogers spotkali si~ osobi§cie po raz pierwszy.<br />

I. RZECZYWISTOSC MI~DZYLUDZKIEGO KONTAKTU<br />

Carl Rogers: Nieraz zastanawialem si~, ezy to, co Pan nazwal stosunkiem<br />

Ja-Ty, jest podobne do tego, w ezym ja widz~ prawdziwie skuteczne,<br />

owoene momenty terapii Jesli Pan pozwoli, to w kilku slowaeh powiem,<br />

co uwazam za najistotniejsze, a potem Pan to skomentuje ze swego<br />

punktu widzenia. Mam wrazenie, ze skuteeznie oddzialywuj~ jako terapeuta<br />

wtedy, gdy nawiqzuj~ kontakt jako ja, podmiot, indywidualnu<br />

osoba, a nie jako badaez, uezony speejalista. Gdy dzialam naprawd~<br />

skuteeznic, jestem niemal bez reszty zaangazowany w tf; relacj~. Nazwa­<br />

IE-m to "przejrzystosci


1532 CARL ROGERS, MARTIN BUBER - DYSKUSJA<br />

przejrzyste. Nic nie moze bye ukryte, nic nie jest ukryte... A ponadta<br />

mysl~, ze w takiej relacji naprawd~ pragn~ aby ta druga osoba byla<br />

t y m c z y m j est. Nazywam to "akceptacjq". Wiem, ze to nie jest najlepsze<br />

okreslenie. Chc~ przez to wyrazie, ze pragn~, aby ten czlowiek<br />

czul to, co czuje, aby jego postawa byla taka, jaka jest, zeby byl tq osobq,<br />

Id6ra jest. Jeszcze jeden aspekt jest dla mnie bardzo wazny. To znaczy,<br />

ze w tych m omentach z duzq dozq jasnosci potrafi~ wyczue, jak doswiadczenie<br />

drugiego czlowieka jemu samemu si~ przedstawia. Patr~ na nie<br />

jakgdyby od wewnqtrz, od jego strony, nie tracqc jednak wlasnej osobowosci,<br />

wlasnej 0 sob nos c i... Wtedy, jesli na domiar tego, co pochodzi<br />

ode mnie, takze m6j klient, czy osoba z kt6rq pracuj~, tez jest<br />

w stanie wyczue cos z tych moich postaw wobec niego - tak, wtedy wydaje<br />

mi si~, z.e zachodzi prawdziwe spotkanie os6b, mamy doswiadczenie<br />

spotykania mi~dzyosobowego, zmieniajqcego obie strony. Czasem mysl~,<br />

ze klient zmienia si~ bardziej niz ja, ale jednak obaj zmieniamy sil:; w tym<br />

doswiadczeniu. Ot6z mam wrazenie, ze wszystko to przypomina rzeczy,<br />

o kt6rych Pan m6wi jako 0 relacji Ja-Ty. Ale przypuszczam, ze Sq tez<br />

r6znice. Chcialbym uslyszee, jak to, co opisalem, pl'zedstawia si~ w panskich<br />

oczach, w zwiqzku z tym co Pan mysli 0 spotkaniu dwojga os6b<br />

mi~dzy kt6rymi istnieje relacja typu Ja-Ty.<br />

Martin Buber: Teraz jednak i ja spr6buj~ zadae par~ pytan na temat<br />

tego co Pan rna na mysli. Pl'zede wszystkim powiedzialbym, ze tu chodzi<br />

o dzialanie tel' ape u t y. Jest to dobry przyldad pewnego momentu<br />

dialogicznej egzystencji. Mianowicie dwie osoby znajdujq si~ razem w pewnej<br />

sytuacji. Z Pana punktu widzenia - to nie jest najlepsze okreslenie,<br />

ale powiedzmy jednak tak - z Pana punktu widzenia: oto chory<br />

przychodzi .do Pana proszqc 0 pewnego rodzaju pomoc. Ot6z...<br />

Rogers: Uwazam, ze jesli z mego punktu widzenia to bylby wlasnie "chory",<br />

to prawdopodobnie nie wiele mu pomog~, nie zrobi~ dla niego tyle<br />

ile bym m6gI... Nie, ja czuj~, ze to jest 0 sob a. Kto inny moze tega<br />

czlowieka nazwac "chO'rym", albo nawet ja sam w innej, obiektywnej<br />

perspektywie m6g1bym sil:; zgodzie "tak, on jest chory". Ale kiedy nawiqzuj~<br />

z nim kontakt, to mysl~, ze jezeli patrzylbym na to tak "je3tem<br />

osobq wzgl~dnie zdrowq, a to jest o..soba chora..."<br />

Buber: Nie 0 to mi chodzilo. Zostawmy slowo "chory". Czlowiek przychodzi<br />

do Pana po pomoc. Istotna roinica miqdzy jego i Pana 1'011\<br />

w tej sytuacji jest oczywista. To on przychodzi do Pana po pomoc a nie<br />

Pan do niego. I nie tylko to. To Pan jest zdolny, mniej wi~cej zdolny<br />

pom6c mu. On moze Wiele roinych rzeczy zrobic dla Pana czy z Panem,<br />

ale nie pom6c Panu. I nie tylko to. Przeciei to Pan widzi go naprawd~.<br />

Nie twierdz~, ie Pan jest nieomylny, ale jednak Pan sam powiedzial, ie<br />

Pan go widzi takim, jakim on jest. On zas nie moie ani w przyblizeniu<br />

tak widziee Pana. To nie jest r6inica stopnia, lecz samego rodzaju widzenia.<br />

Tak, Pan jest dla niego oczywiscie bardzo wainq osob'l. Ale


CARL ROGERS, MARTIN BUBER -<br />

DYSKUSJ A<br />

1533<br />

\ <br />

przeciez nie osobq, ktorq on chce widziee i poznawae, ktorq by umial<br />

tak poznae. Szukal czegos, szukal pomocy i trafil na Pana, przychodzi do <br />

Pana. Moze s i~, ze tak powiem, w plqtae w Pana zycie, mysli, cale byto­<br />

wanie, kontakty z innymi... Ale on si~ nie interesuje Panem jako Panem. <br />

To dla niego niemozliwe. To Pan si~ nim interesuje jako osobq - ja Y.: <br />

Pan to slusznie zauwazyl. Ale on, klient, nie dysponuje tego rodzaju <br />

bezinteresownq, nieegoistycznq obecnosciq. Nie moze jej wi~c dawae. To <br />

jeden moment, ktory widz~ . A drugi - tak, prosz~ bardzo, niech P an <br />

mi przerywa, kiedy tylko trzeba... <br />

Rogers: Chcialbym tylko dobrze to zrozumiee. To, ie ja mog~ go widziee <br />

w sposob mniej znieksztalcony niz on mnie widzi, ie ja mam t~ pomocnq <br />

rol~, a on nie probuje poznawae mnie w tym samym sensie - to na­<br />

zywa Pan obecnosciq bezinteresownq <br />

Buber: Tak, tylko to. <br />

Rogers: O.K. <br />

Buber: A oto drugi fakt. 0 ile sobie z tego zdaj~ spraw~, WlqZe si~ on <br />

z sytuacjq, kt6rq Pan z nim dzieli, ale ad drugiej strony. Pan jest po<br />

jednej, powiedzmy bardziej aktywnej stronie sytuacji, on zas po stronie<br />

raczej bi2rnej, nie calkiem biernej oczywiScie ale wzgl~dnie biernej.<br />

Spojrzmy na t~ waszq wspolnq sytuacj~ z dwoch punktow widzenia -<br />

Pana i jeg o. To jest ta sama sytuacja, ale moina jq odczuwae, doswiadczae<br />

jej z dwoch stron. Z Pana strony, kiedy Pan go obserwuje, poznaje.<br />

wspomaga - i z jego strony. Przyzn aj ~, ze Pan moie - nawet niejako<br />

cielesnie - doswiadczae jego strony sytuacji. Kiedy Pan dziala na niego,<br />

czuje si~ Pan najpierw sam dotkni~ty przez to dzialanie, przez to co Pan<br />

mu zrobil. Ale wlasnie tego on wcale nie potrafi. Pan jest po swojej<br />

stronie i po jego stronie jednoczesnie. Tu i tam, albo raczej - tam i tu.<br />

Tam gdzie on jest i tu gdzie Pan jest. A on jest t y 1 k 0 tam, gdzie jest.<br />

Pan sobie tego iyczy, wi~cej, Pan..pragnie tego z calq wewn~trznq koniecznosciq.<br />

Przyjmuj~ to, przyjmuj~ bez oporu. Ale s y t u a c j a stawia<br />

opor, jest przeszkodq. Z koniecznosci Pan ma innq postaw~ wobec<br />

sytuacji niz on. Pan m aze zrobie cos, czego on nie potrafi. Nie jestescie<br />

r6wni i nie mozecie bye. Pan ma przed sobq wielkie zadanie, kt6re Pan<br />

n& siebie naloiyl - zaradzie jego potrzebom i to czyniqc wi~cej niz normalnie,<br />

wi~cej niz w normalnej sytuacji. Ale oczywiscie Sq granice.<br />

Chyba wolno mi sqdzie, ze w swoim doswiadczeniu terapeuty, osoby<br />

leczqcej czy pomagajqcej w procesie leczenia, musial Pan wciqz na nowo<br />

doswiadczae tych granic, ograniczenia prostych ludzkich stosunk6w.<br />

P rostych ludzkich stosunk6w - mam tu na mysli bycie mnq z moim<br />

partnerem - bycie, ie tak pawiem, na jednej plaszczyznie, jako podobni...<br />

Rozumiem, ze Pana intencjq jest bye na tej samej plaszczyznie, ale<br />

to nie jest mozliwe. Nie tylko Pan istnieje, Pana spos6b m yslenia i dzialania,<br />

ale takze sytuacja, je:o tesmy tacy, a nie inni - co czasem moze bye<br />

tragiczne, albo nawet gorsze jeszcze, bardziej pr zerazajqce niz to, co


1534 CARL ROGERS, MARTIN BUBER - DYS KUSJ A<br />

okreSlamy mianem tragedii. Ale tego nie moi.na zmienic. Ludzkosc, ludzka<br />

wola, ludzkie zrozumienie to jeszcze nie wszystko. Stoimy wobec<br />

pewnej rzeczywistosci. Ani na chwil~ nie wolno nam 0 tym zapo"mniec.<br />

Rogel'S: To, co Pan powiedzial: budzi we mnie wiele reakcji. Oto jedna<br />

z nich... Ale zacznijmy o,d punktu w kt6rym, jak sqdz~, zgadzamy si~.<br />

Przypuszczam, :i.e Pan zgodzi si~ ze mnq, i.e kiedy Idient dojdzie do tego,<br />

:i.e b~dzie zdolny wyra:i.ac to, czego doswiadcza i zarazem doswiadczac<br />

tego, :i.e ja go rozumiem i jak na to reaguj~ i tak dalej - :i.e wtedy terapia<br />

wl:asciwie dobiega konca.<br />

Ruber: Tak. Ale mnie nie 0 to chodzi.<br />

R.ogers: Zgoda. Ale wyczuwa m tu jednq rzecz. Czasem zastanawiam si~,<br />

ezy to nie jest jakas moja osobista idiosynkrazja, ale wydaje mi si~, i.e<br />

kiedy jakas inna osoba naprawd~ wyra:i.a siebie i swoje doswiadczenie<br />

i tak dalej - :i.e wtedy ja sam czuj~ si~ r6:i.ny od tego drugiego<br />

czl:owieka. Mysl~, :i.e nie zachodzi tu ta opisana przez Pana tylko co odr~bnosc.<br />

To znaczy - nie calkiem wiem, jak to powiedziec - ale czuj ~<br />

wtedy, i.e w tej chwili jego wlasne spojrzenie na jego doswiadczenie,<br />

choc mo:i.e skrzywione, jest dla mnie czyms, co rna ten sam autorytet, t~<br />

samq wai nosc co moje wlasne spojrzenie na zycie i doswiadczenie. Mam<br />

wrazenie, ze to wlasnie w pewnym sensie pozwala mi pomagac innym.<br />

Buber: Tak.<br />

Rogers: Imam wl'aienie, ze istnieje mi~dzy nami prawdziwe poczucie <br />

r6wnosci. <br />

Buber: Niewqtpliwie. Ale ja nie m6wi~ teraz 0 panskich odczuciach, <br />

lecz 0 realnej sytuacji. Mam na mysli to, ie Pan tak:i.e patrzy na j ego <br />

doswiadczenie. Natomiast ani Pan, ani on nie patrzy na Pan a doswiad­<br />

czenie. W czasie rozmowy z Panem nie moie on na przyklad zapytac <br />

Pana - zmieniajqc swojq pozycj~ "Do.ktorze, co pan robil wczoraj Byl <br />

pan na filmie Co to byl: za film i jakie Sq pana wra:i.enia" Nie moie <br />

przeci.e:i. tego zrobic! A wi~c, widzi Pan, ja calkiem rozumiem Pana pc­<br />

czucie, postaw~, zaangazowanie. Ale jednak Pan nie moze zmienic s y­<br />

t u a c j i. Stoi Pan wobec czegos obiektywnie realnego. Nie tylko wobec <br />

csoby, lecz takze wobec sytuacji. Tego nie moze Pan zmienic. <br />

Rogers: No wi~c teraz zastanawiam si~, kto jest Martinem Buberem, Pan<br />

czy ja, bo czuj~... <br />

Buber: Ja nie jestem, ze tak powiem "Martinem Buberem" w cudzy­<br />

slowie jak si~ to m6wi... <br />

Rogers: W tym sensie ja tak:i.e nie jestem "Carlem Rogersem".<br />

Buber: Widzi Pan, ja nie jestem czlowiekiem, kt6rego si~ cytuje jako tego<br />

kto mysli to ito.. .<br />

Rogers: Wiem, tak, zdaj~ sobie z tego spraw~. Jui bez zart6w, chcialem<br />

powiedziec tylko, :i.e mysl~, ze Pan rna racj~ m6wiqc, ze zachodzi tu sytu­


CARL ROGERS, MARTIN BUBER - DYSKUSJA 1535<br />

acja obiektywna, mierzalna, realna, sytuacja co do ktorej wielu ludzi<br />

moze si~ zgodzic, jesli jq dokladnie rozpatrzq. Ale moje doswiadczenie<br />

m,6wi mi, ze to jest rzeczywistosciq tylko wtedy, gdy patrzec z zewnqtrz,<br />

i tak naprawd~ nie rna to n i c wspolnego z relacjq, ktora umozliwia<br />

terapi~. Ta relacja to cos bezposredniego, gdzie jest rownosc, spotkanie<br />

dwoch osob na rownej stopie - nawet wtedy, gdy w swiecie Ja-To moze<br />

si~ ona przedstawiac jako bardzo nierowny stosunek.<br />

Buber: Tak wi~c, Panie Doktorze, doszlismy do pierwszego punktu gdzie<br />

musimy sobie powiedziec ze si~ nie zgadzamy. [.... J<br />

II. POZYTYWNE JADRO OSOBY<br />

Rogers: Chcialbym postawic jeszcze inne pytanie, ktore jest dla<br />

mnie ogromnie wazne, choc nie bardzo wiem, jak je sformulowac.<br />

Moze powi€m tak... Mysl~ ze kiedy ludzie spotykajq si~ ze sobq w relacjach<br />

terapeutycznych, jednq z rzeczy, w ktorq najbardziej wierz~...<br />

czuj~ to i doswiadczam, ze tak jest... jest fakt, ze natura ludzka - po d­<br />

s taw 0 w a natura ludzka (to nie dobre okreslenie i Pan moze poda wlasciwsze),<br />

ta natura ludzka to cos, czemu naprawd~ mozna u f a C. Mam<br />

wrazenie, ze w niektorych Pana pracach chwytam cos podobnego, jakies<br />

analogiczne odczucie. W kazdym razie bardzo wyraznie doswiadczam<br />

tego prowadzqc terapi~, ze mianowicie nie potrzeba dostarczac lupziom<br />

motywow wyboru tego, co pozytywne, konstruktywne. To tkwi w jednos<br />

tee. Innymi slowy jesli wyzwolimy, jesli uda si~ wyzwolic to, co w jednostee<br />

najbardziej fundamentalne, to b~dzie to ezyms konstruktywnym....<br />

Sprobuj~ wyrazie to inaczej. Sqdz~, ze ortodoksyjna psyehoanaliza<br />

utrzymywala, ze kiedy indywiduum si~ odslania, kiedy naprawd~ sehodzimy<br />

w glqb osoby, to okazuje si~, ze sklada si~ ona z instynktow i postaw,<br />

ktore muszq bye kontrolowane... To jest wprost przeciwne mojemu<br />

doswiadczeniu: kiedy si~gamy tego,eo najgl~bsze, to wlasnie jest<br />

tym aspektem, kt6remu najbardziej mozemy zaufae, ze b~dzie konstruktywny,<br />

ezy ze b~dzie zmierzae ku uspolecznieniu, ku rozwojowi lepszyeh<br />

stosunkow mi~dzyludzkieh. Czy to wszystko rna dla Pana jakis sens<br />

Buber: Rozumiem. Ja bym to ustawil nieco inaezej. Tak sqdz~... Otoz,<br />

kiedy mam do ezynienia z osobq - powiedzmy - problematyeznq, ezy<br />

po prostu osobq ehorq, osobq ktorq ludzie nazywajq, albo eheieliby nazwae<br />

zlq ...Widzi Pan, ezlowiek, ktory rna do ezynienia z tym, co nazywamy<br />

duehem, taki czlowiek jest powolany do tego, by byl nie z dobrymi<br />

ludzmi lecz \vlasnie ze ziymi, problematyeznymi, nie do przyj~cia i tak<br />

dalej. Dobrzy ludzie... mozna si~ z nimi przyjainie, ale oni takich ludzi<br />

nie potrzebujq. A wi~e interesuj~ si~ wlasnie tal< zwanymi zlymi ludzmi,<br />

tymi co stanowiq problem.. . I moje doswiadczenie, bliskie doswiadezeniu<br />

Pana, a jednak nieco inne, polega na tym, ze kiedy zblizam si~<br />

do rzeezywistosei drugiej osoby, doswiadezam wtedy, ze jest to rzeezy­


1536 CARL ROGERS, MARTIN BUBER - DYSKUSJ A<br />

wistose s pol a r y z 0 wan a. Rozumie Pan - na ogol mowimy, ie cos<br />

jest alba A albo nie-A. Nie moi e stanowie A i jednoczesnie nie-A. To<br />

jest niemoiliwe. M y sl~ 0 tym, 0 czym Pan powiedzial - ie moina temu<br />

u fa e. Ot6i dla mnie to przedstawia si~ jako przeciwny biegun tego,<br />

czemu n a j m n i e j moina ufae w tym czlowieku. Tu pewnie roinimy<br />

si~ - ja sqdz~, ie nie rnoina powiedziee "odkrywarn w nirn tylko to,<br />

wlasnie to, czernu moina ufae". Ja raczej powiern, ie kiedy poznaj~ go<br />

gl~biej i w szerszyrn zakresie, to widz~ calq t~ jego polaryzacj~ i widz~<br />

jak to, co w nirn najgorsze, jest zwiqzane z t yrn co najlepsze. I mog~<br />

mu porn6c, potrafi~ rnu porn6c wlasnie pomagajqc rnu zrnienic stosunek<br />

rni~dzy tyrni dworna biegunarni. Nie na zasadzie wyboru, lecz przez to,<br />

ze jakqs wi~kszq sil~ da si~ jednernu z biegun6w. Jakosciowo te bieguny<br />

Sq bardzo podobne do siebie. Powiedzialbyrn, i e nie jest tak , jak na og61<br />

s i~ sqdzi - ie w duszy czlowieka dobro i zlo przeciwstawiajq si ~ sobie.<br />

Raczej jest tak, ie wciqz na nowo, na r6ine sposoby powstaje polaryzacja,<br />

a biegunarni nie Sq dobro i zlo, lecz raczej tak i nie, raczej p r z y­<br />

j ~ c i e i 0 d rn 0 w a. I rnozemy wzrnocnie, albo pornoc rnu wzrnacniac<br />

biegun pozytywny. Moi e tez rnoierny nawet wzrnocnie ukierunkowanie,<br />

sil~ ukierunkowania, poniewaz nieraz ta wewn~trzna polaryzacja cz1owieka<br />

jest bezkierunkowa. To jest stan chaosu. Moglibysrny wniesc<br />

w niego nut~ kosrnicznq. Pornoc w uporzqdkowaniu, w nadaniu ks,ztaltu.<br />

Poniewaz, jak sqdz~ , dobro, to, co mozerny nazvvae dobrem, jest zawsze<br />

tylko kierunkiern. A nie sUbstancjq.<br />

Rogers: I jesli dobrze uchwycilern ostatni pass us, powiedzia1 Pan, i e<br />

moierny b ye moze pornoc jednostce w urnacnianiu tego "tak", to znaczy<br />

w afirmacji iycia w przeciwienstwie do tego, Co jest jego odnowq,<br />

Bubel': R6znilbyrn si~ tylko co tego slowa. Nie powiedzia1byrn "zycie",<br />

Nie chcialbyrn tego wiqzae z jakirns przedrniotern [.... )<br />

III. AKCEPTACJA I UMACNIANIE<br />

Buber: Powiedzialbyrn , ze kazda prawdziwie egzystencjalna relacja<br />

mi~dzy dwoma osobami rozpoczyna si~ od akceptacji. Przez akceptacj~<br />

rozurniern to, ze si~ jest zdolnyrn powiedziee drugiej osobie, alba raczej<br />

nie pow i e d z i e e tylko dae jej 0 d c z u e, ze si ~ jq przyjrnuje tak


CARL ROGERS, MARTIN BUBER -<br />

DYSKUSJA<br />

1537<br />

nie znajdujemy okreslenia, poj~cia "bye zamierzonym, aby si~ stae"<br />

(being meant to become). To wlasnie musimy uchwycie, jesli nie w pierwszym<br />

momencie, to pozniej. A wi~c nie tylko przyjmuj~ drugiego,<br />

takim jakim jest, lecz takze umacniam go we mnie, a potem w nim<br />

samym w stosunku do tej potencjalnosci, ktorq on oznacza, i ona moze<br />

si~ rozwijae, ewoluowae, ZaCZqe odpowiadae rzeczywistosci zycia. On<br />

sam moze czynie wi~cej lub mniej w tym kierunku, ale i ja mog~ tez cos<br />

zdzialae. Umacnianie jest wi~c czyms 0 gl~bszym zasi~gu niz sama akceptacja.<br />

Wezmy na przyklad m~zc zyzn~ i kobiet~, m~za i zon~ . On<br />

mowi - nie wyraznie, nie slowami, ale calq SWq postawq wobec niej ­<br />

"Przyjmuj~ ci~ takq jakq jestes..." Ale to n i e znaczy "Nie chc~, abys<br />

si~ zmieniala". Raczej juz to "Wlasnie przez mojq akceptujqcq milose<br />

odkrywam w tobie to, czym masz si~ stae". Tego oczywiScie nie da si~<br />

wyrazie nawet z grubsza. Ale moze bye tak, ze z latami wspolnego zycia<br />

to rosnie i rosnie... Czy 0 tym Pan myslal<br />

Rogers: Tak. Mam wrazenie, ie to wyglqda calkiem tak, jak ta jakose<br />

dana mi w doswiadczeniu, 0 kt6rej my s l~ m6wiqc 0 akceptacji, choe na<br />

ogol formulowalem to inaczej. Sqdz~, ze istotnie akceptujemy indywiduum<br />

i jego potencjalnose. Rzeczywiscie to jest pytanie, czy mozemy<br />

zaakceptowae kogos takim jakim jest, bo przeciez cz~sto jest on w bardzo<br />

smutnym stanie - akceptujemy go wlasnie dlatego, ze w jakis sposob<br />

zdajemy sobie s praw~ i uznajemy jego potencjalnose. Chyba takze<br />

czuj~, ze taka najzupelniejsza akceptacja, akceptacja osoby ze wszystkim<br />

czym ona jest, to najpot~iniejszy czynnik sprzyjajqcy przemianom.<br />

Najpot~iniejszy, jaki znam. Innymi slowy, mysl~, ze odczucie, ze si~ jest<br />

akceptowanym takim jakim s i~ jest, wyzwala zmiany, wyzwala to co<br />

potencjalne - wtedy musz~ si~ zmienie. Bo wtedy odpadajq obronne<br />

bariery, nie odczuwam ich potrzeby i tym, co obejmuje s,ter, Sq post~pujqce<br />

naprz6d procesy samego zycia. Tak mi si~ zdaje. <br />

Buber: Chyba nie jestem taki tego pewien jak Pan. Moze dlatego, ze nie <br />

jestem terapeutq. I z koniecznosci mam do czynienia z -tymi problematycznymi<br />

ludzmi. W moim stosunku do czlowieka nie mog~ si~ obejse be~<br />

tej polaryzacji. Nie mog~ jej odlozye na bok. Jak powiedzialem, mu s z~<br />

miee do czynienia jakby z dwojgiem ludzi, z tym co w czlowieku problematyczne...<br />

Sq przypadki, w kt6rych musz~ mu pomagae jakby przeciw<br />

niemu samemu. On chce mojej pomocy przeciw sobie. Widzi· Pan, on<br />

najpierw mi ufa. To przede wszystJdm. Zycie dla niego stracilo podstawy.<br />

Nie stoi na twardym gruncie, jest jakby zawies.zony w powietrzu.<br />

A czego pragnie Chce kogos, komu nie tylko m6g1by zaufae, jak jeden<br />

czlowiek ufa drugiemu, lecz takze potrzebny mu jest ktos, jakas istota,<br />

kt6ra mu da teraz pewnose, ze "ziemia istnieje, jest grunt, jest istnienie.<br />

Swiat nie jest skazany na n~dz~, degeneracj~ izniszczenie. Swiat<br />

m 0 Ze . bye uratowany, odkupiony. Ja mog~ bye uratowany, bo jest to<br />

zaufanie". Jezeli to zostanie osiqgni~te , to mog~ teraz pom6c temu czlo­


1538 CARL ROGERS, MARTIN BUBER - DYSKU~JA<br />

wiekowi, nawet w jego walce przeciw sobie samemu. A to jest m ozliwc<br />

tylko jeSli b~d~ rozr6zniac akceptacj~ i umacnianie. [.... J<br />

Bye moze b~dzie dobrze, jesli wspomn~ tu jeszcze 0 pewnym problemie<br />

jaki mi si~ nasunql, gdy czytalem panski artykul (jeden z r ozdzial6w<br />

On B ecoming a Person, przyp. Bum.). M6wi Pan 0 osobach - poj~ci e<br />

,.osoby" jest tam wyraznie calkiem blisko poj~cia "jednostki". J a raczej<br />

sqdzilbym, ze nalezy te poj~cia rozr6zniae. Jednostka to wlasnie<br />

pewna jedynose, niepowtarzalnose ludzkiego bytu. I rozwija si ~, moze<br />

si ~ rozwijac wlasnie w swej jedynosci. To co Jung nazywa indywiduacjq.<br />

Moze si~ stawac czyms coraz bardziej indywidualnym, nie staj!jc<br />

si~ czyms coraz bardziej ludzkim. Znam wiele przyklad6w, ze ludzie<br />

stawali si~ coraz bardziej indywidualnosciami, bardzo r6inymi od innych,<br />

rozwijala si~ lch okreslonosc ze tak powiem, to, ze Sq tacy-a-tacy ­<br />

a jednak wcale nie byli, nie stawali sle przez to tym, co ja chcialbym<br />

nazwac c z low i e k i em. Jednostka to tyl.ko jednosc - m6c si~ rozwinqc<br />

tak a tak. Ale osoba to wedlug mnie jednostka naprawd~ zyjqca z e<br />

s wi ate m. Przez "ze swiatem" ja bynajmniej nie rozumiem tu "w swie_<br />

cie" czy "na swiecie". Tu chodzi 0 prawdziwy k 0 n t a k t, prawdziwq<br />

wzajemnosc w stosunkLl do swiata, w tych wszystkich punktaeh, W kt6­<br />

rych swiat moze si~ z czlowiekiem zetknqc. Nie m6wiqc tLl wylqcznie<br />

o ludziach, bo czasem spotykamy swiat w postaci innej niz ludzka.<br />

Jesli osoba jest tym wlasnie i jesli wolno mi wyraznie powiedziec Tak<br />

i Nie wobec pewnych zjawisk, to powiem, Zt jestem p r z e c i w jednos<br />

tkom i post ron i e 056 b.<br />

Tlum. H. B.


OR~DZIE MNICHOW KONTEMPLACYJNYCH<br />

DO SYNODU BISKUPOW<br />

o TYM, iE DIALOG Z BOGIEM NIEPOJE;TYM JEST<br />

DLA CZtOWIEKA MOiLiWY<br />

Wst~p<br />

Opowiada nam ksit:ga Liczb (r. 13), ze gdy nar6d wybrany zbliza~<br />

sit: do granic Ziemi Obiecanej, Mojzesz wybral po jednym przedstawicielu<br />

z kazdego pokolenia i wyslal ich na rozpoznanie kraju.<br />

Mieli sit: oni przekonac, jak pit:kna i bogata jest ta ziemia, ktorq<br />

Jahwe przygotowal dla swojego Ludu. Po zapoznaniu sit: z Ziemiq<br />

Obiecanq mieli powrocic, aby swiadectwem swym pokrzepic swych<br />

braci w ich trudnej wt:drowce przez pustynit: nadziejq rychlego<br />

wejscia w posiadanie wymarzonej ojczyzny, mlekiem i miodem<br />

plynqcej. Wiemy, ze wywiadowcy ci istotnie przedostali sit: do zie ­<br />

mi Kanaan, ze jq obejrzeli, a pow1·acajqc do swoich nawet probk~<br />

wybornych jej owocow przynieSli im do skosztowania. Zadania<br />

sobie powierzonego jednakowoz w pelni nie wykonali przez swq<br />

malodusznosc. Opisali wprawdzie pi~kno i urodzajnosc tej ziemi,<br />

przyniesli nawet do skosztowania jej owoce, lecz nadziei w narodzie<br />

nie umocnili, ale przeciwnie, zaklmali jq, mowiqc, ze znakomity<br />

ten kraj jest nie do zdobycia. Wowczas narod zalamal si~,<br />

zacz~li plakac i szemrac przeciwko Mojzeszowi, ze ich do takiej<br />

zguby przywiodl. Jedynie dwoch Iudzi wypelnilo zadanie do konca.<br />

Byli to Jozue i Kaleb, ktorzy nie tylko dali swiadectwo pi~knosci<br />

i bogactwu Ziemi Obiecanej, ale i umocnili Iud nadziejq jej zdobycia.<br />

Lud Bozy Nowego Testamentu, pielgrzymujqcy przez ten swiat<br />

ku niebieskiej Ojczyinie, ma rowniez swoich wywiadowcow, ktorzy<br />

odrywajq si~ od maszerujqcej kolumny, aby wybiec naprzOd<br />

ku tej Ojczyinie obiecanej i przygotowanej, aby sit: jej przypatrzyc<br />

w konte:mplacji, zakosztowac jej owocow, a potem cos z tego owocu<br />

przyniesc swym braciom dla rozradowania i pokrzepienia ich<br />

serca.<br />

Nieprzemijajqca aktualnosc tego opowiadania ze Starego Testamentu<br />

znajduje swe potwierdzenie w dokumencie, ktory tu po­


1540 01U;DZIE MNICHOW DO SYNODU BISKUPOW<br />

dajemy. COS bardzo swiezego, mlodzienczego, goro,cego ma w SObie<br />

to or~dzie, pochodzqce od ludzi, ktorzy wybrali kontemplacyjne<br />

milczenie, a przeciez chcq krzyczee do swych braci, aby si~ nie<br />

zniech~cali, aby trudnosci wspolczesnego zycia nie zalamaly w nich<br />

radosnej pewnosci, nie tylko tej fundamentalnej pewnosci, ze Bog<br />

jest, ale i pewnosci, ze Bog jest dla czlowieka dost~pny, ze bliskie<br />

wspolzycie z Nim jest dla nas mozliwe, ze "kazdy chrzeScijanin powol.any<br />

jest do tego, by Boga kosztowae", a wir:c do osobistego<br />

"doswiadczenia" Boga.<br />

Czasy dzisiejsze wolajo, 0 zywe swiadectwo wlasnie dla tych<br />

prawd religijnych najprostszych, najbardziej eLementarnych i podstawowych.<br />

Milczo,ce swiadectwo zakonow kontemplacyjnych dotyczy<br />

niejako samej metafizyki religii. Jesli bowiem cale grupy<br />

zywych ludzi opuszczajo, tyle realnych wartosci, aby w zamian<br />

miee tylko to jedno - dialog z Bogiem, to przeciez ten dialog<br />

musi bye rzeczywisty. Czlowiek nie poswi~ca wszystkiego, aby<br />

w zamian miee tylko pustk~ i nicose.<br />

W trudnosciach, Jakie spotyka dzis wiam, gdy duch ludzki, po­<br />

97'o,iony w skomplikowanej wielosci problemow, wprost rozeznae<br />

si~ nie moze i juz nie widzi drogi, glos tych chrzescijan, ktorzy<br />

si/i poswi~cili. zyciu kontemplacyjnemu, m oze miee duze znaczenie.<br />

Ci ludzie, ktorzy, wierni swemu powolaniu, uproscili swoje zycie,<br />

odrzucajo,c wszystko, aby zachowac samo, niejako nago, strukturr; .<br />

stosunku czlowieka z Bogiem, ktorzy oczyscili swe przedpole, ab-y<br />

si~ nie opMniae we wst~lmych pot·.lJczkach, ale od razu chwycie<br />

s i~ za bary z zasadniczymi przeszkodami na drodze do Boga, ci<br />

ludzie majo, jako,s oczyszczono, wizj~ tych zagadnien i mogo, w czasach<br />

chaosu, w czasach nieslychanego skomplikowania zycia i jego<br />

problemow stae si~ jakby latarn'iq morskq wsrod burzy.<br />

Autorzy or~dzia powolujq si~ na "doswiadczenie" Boga. Piszq<br />

w cudzys:,owi.e nie dlatego, by mialo bye ono nieprawdziwym do­<br />

'swiadczeniem, ale dlatego, ze jest ono czyms tak bardzo swoistym,<br />

tak bardzo roznym od wszelkich innych iudzkich doswiadczen, ze<br />

jedynie analogicznie mozna tu uzye tego slowa. Nie jestesmy moze<br />

przyzwyczajeni do takich slOw . Maze nasze poj~cie wiary jest zbyt<br />

plytkie. iWa si~ czasem wrazcnie, ze dla niektorych ludzi wiara jest<br />

tylko nadprzyrodzonq pewnoscio, bez konnaturalnego jej nadprzyrodzonego<br />

poznania. Bylby to jakis twor kaleki, do ktorego nie<br />

mozna by w zaden sposob zastosowae znanego twierdzenia, ze wiara<br />

jest "zapoczqtkowanym zyciem wiecznym".<br />

o tym poznaniu - "d08wiadczeniu" Boga mowiq Apostolowie,<br />

').J'roszo, 0 nie dla swoich uczniow, powolujq Sir: zarowno na wlasne<br />

doswiadczenie Boga jak i nIl doswiadczenie Boga gminy chrze.scijmiski.ej,<br />

do ktorej piszq. To doswiadczenie nie ma w sobie nic


ORE;DZIE MNICHOW DO SYNODU BISKUPOW 1541<br />

ezotervcznego, jest ono cechq normalnego chrzescijanskiego zycia,<br />

w kt6rym wiara l'ozwija si~ 1 pogl~bia. Nie tylko do dwunastH<br />

Apostot6w, ale do wszystkich chrzeScijan mawi Chrystus<br />

w czasie Ostatniej Wieczerzy: "Jeszcze tylko krotko, a swiat mnie<br />

n:!J zobl1czy. Ale 11;y mnie widzicie, poniewaz Ja zyj~ i wy zyc<br />

b~dziecie. Owego dnia wy poznacie, ze Ja jestem w Ojcu moim,<br />

a w y we mnie a Ja w was" (J 14, 19n). Jesli naprawd~ b~dziecie<br />

zyc, b~dziecie znae. Gdy zywa wiara staje si~ coraz bardziej "doswiadczeniem",<br />

duch ludzki staje si~ wolny od niepokoju wobec<br />

Taznych ((rgamentow p'rzeciwko wierze, z ktorymi si~ spotyka.<br />

Mysl~, ze racj~ ma Zychiewicz, gdy przestrzega teologaw przed<br />

takimi wYPowiedziami, ktore mogq sprawiae wrazenie, ze dla ich<br />

autorow wszystko jest jasne. Taka postawa moze prowadzie nalcet<br />

do n€gacji Boga. Duch ludzki, ktory wyczuwa Boga jako niezgI~bionq<br />

tajemnic~, wcale nie pragnie, by mu teologowie wszystko<br />

wyjasniali, a nawet si~ irytuje, gdy takie sklionnosci u nich<br />

wyczuwa, tak jakby mu chciano odebrac Boga. Ale jesli taka zarozumialosc<br />

w wyjasnianiu spraw Bozych z pewnosciq nie jest<br />

chrzesci)ans/ca, to z drugiej strony szukanie upodobnienia si~ do<br />

sw;ata na wspoZnej plaszczyznie niewiedzy 0 Bogu - tak jakbyslily<br />

nic nie tviedzieli. i dopiero iizukaLi prawdy - byloby ze strony<br />

du·zescijan dewiernosciq. BlIloby to jakby zaprzeczeniem faktu,<br />

ze sam Bog do ludzi przemowil, lub przynajmniej negacjq wielkiego<br />

znllczenia tego jaktu. Bo to Chrystus powiedzial: "Juz was<br />

nie nazywam siugami., bo sluC/"<br />

nie wie, co czyni pan jego, ale<br />

nazwalem was przyjaciolmi, albowiem oznajmilem wam wszystko,<br />

co uslyszal.em od Ojca mego" (J 15, 15). Czy po tych slowach<br />

uczniowi Chrystusa woLno powiedziee, ze nie zna Boga, ze nic<br />

alba prawie nic 0 Nim nie wie<br />

Wierzqcy winni bye skromni sWiadomosciq ogromu Tajemnicy,<br />

ale winni rowniez wysoko cenic objawienie, ktare otrzymali od<br />

od Boga, bo to 0 czasach naszych prorokowal 1zajasz, iz "kraj si~<br />

napel-ni znajomosciq Jahwe na ksztalt wad, ktare przepelniajq morze"<br />

(1z 11, 9). ChrzeScijanin nie powinien wstydzic si~ tego, ze wie,<br />

i nie powinien tego negowaC dla zblizenia si~ do wszystkich szukajqcych.<br />

To ukochanie ludzi, to pragnienie zblizenia si~ do nich<br />

i dzielenia ich losu, ten wstr~t do wywyzszania si~ ponad kogokolwiek,<br />

to z pewiwsciq pi~kne cechy naszej epoki, ale swiat ma<br />

prawo oczekiwac od tych, co wierzq nie tylko braterstwa i kolezenstwa,<br />

ale przede wszystkim prawdy zbawczej, ktorq otrzymali<br />

i ktorq majq nie tylko dla siebie . .swiat musi wiedziec, ze chrzescijanie<br />

naprawd~ wiedzq.<br />

"Wiemy - mowi sw. Jan - ze gdy si~ ujawni, b~dziemy do<br />

Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, Jakim jest". "Wiemy, ze<br />

<strong>Znak</strong> - 11


1542 ORE;DZ IE MNICHOW DO S YN ODU BISKUPO W<br />

przeszlismy ze smierci do zycia, bo milujemy braci" . "Wiemy,<br />

ze Syn Bozy przyszedl i dal nam zmysl, abysmy poznali Prawdziwego<br />

i jestesmy w Prawdziwym, w Synu Jego Jezusie Chrystusie.<br />

On zas jest prawdziwym Bogiem i z yciem wiecznym"<br />

(1 J 3, 2; 3, 14; 5, 20). Owo "wiemy", tak cz~sto powtarzane przez<br />

Jana, ktore wyraza jego osobiste "doswiadczenie" i doswiadczenie<br />

Kosciola, a wraz z nim jakqs ogromnq radosc i dum~ ze wspani'alosci<br />

objawionego Misterium, to nie jest zarozumialosc, ale to jest<br />

po prostu chrzescijail.stwo. Tego wktsnie "wiemy" oczekuje swiat<br />

dZisiejszy od tych, ktorzy sq do niego poslani nie jako poszukiwacze<br />

czy dyskutanci, ale jako s wi a d k 0 w i e Wielkiego Misterium.<br />

o. Piotr R03tworowski<br />

Bielany<br />

TEKST OR~DZIA<br />

W czasie, gdy w Rzymie obraduje Synod, grupa mnich6w kontemplacyjnych<br />

uswiadomila sobie sw6j zywy udzial w pasterskich<br />

troskach nas'zych biskUlp6w. Mysli'my w szczeg6Inosci 0 trudnosciach<br />

w wierze, odczuwanych dzis przez niekt6rych chrzescijan,<br />

trudnosciach, kt6re doprowadzajq niekiedy do zwqtpienia w samq<br />

nawet mozliwosc dosi~gni~ia transcendentnego Boga, ktory objawil<br />

si~ ludziom.<br />

Wydalo si~ narrn, ze z tytulu naszego sposobu zycia mozemy<br />

skierowac do og6lu par~ prostych sl6w. Nie chcqc si~ wymawiac<br />

naszym miIczeniem i naSZq samotnosciq od tego, co mogloby bye<br />

przyslugq dla naszych braci, a w szczeg6lnosci dla tych, ktorzy<br />

walczq 0 zachowanie lub 0 znalezienie wiary w Jezusa Chrystusa,<br />

w duchu synowskim przedkladamy to nasze or~dzie Wall11, kt6rzy<br />

jestescie tej wiary swiadkami, przewodnikami i nauczycielami<br />

dusz, abyscie os~dziIi, w jakiej mierze moze uno bye pozyteczne<br />

dla Ludu Bozego i dla dzisiejszego swiata.<br />

N asze osobiste tytuly do swiadczenia Sq z pewnosciq bard'zo<br />

ubogie. Jesli osmielamy s i~ zabierac glos, to czynimy to ze wzgl~du<br />

na nasz rodzaj zycia bardziej niz na nasze osoby.<br />

Zycie kontemplacyjne w klasztorach jest zwyczajnym zyciem<br />

chrzescijanskim, ale zyciem chrzescijanskim prowadzonYIl11 w warunkach<br />

sprzyjajqcych "doswiadczeniu" Boga. Mozna by wi~c<br />

m6wic 0 pewnej jakby specjalizacji w relacji do Boga, ktora upow<br />

aznia nas do swiadczenia 0 tych sprawach.<br />

Jesli zas zycie kontemplacyjne wymaga od chrzescijanina ods<br />

uni~cia si~ od swiata, to nie jest to z jego strony ani dezercja<br />

swiata ani opuszczenie swych braci. Calym swoim jestestwem<br />

pozostaje on wkorzeniony w ziemi~, na ktorej si~ narodzil, kt6rej


CRE;DZIE MNICHOW DO SYNODU BISKUPOW<br />

1543<br />

bogactwo odziedziczyl, kt6rej troski i pragnienia usilowa1 uczymc<br />

swoimi. Nie tylko nie jest to odejscie, ale wr~cz przeciwnie, jest<br />

to dqzenie do intensywniejszego jeszcze skupienia si~ u samego<br />

boskiego zr6d1a, skqd pochodzq te sHy, kt6re swiat posuwajq naprz6d,<br />

i do zrozumienia W tym swietle wielkich przeznaczen cz1owieka.<br />

Bo wlasnie na pustyni dusza sie. cz~sto otwiera dla najwyzszych<br />

natchnien. Tam uksztaltowa1 Bog swoj nar6d wybrany, tam<br />

tez po upadku sprowadza go, aby go zwabic i mowic mu do serca<br />

(por. Oz 2, 16). Tam r6wniez Pan Jezus, zwyci~zywszy szatana,<br />

okaza1 calq SWq moc, uprzedzajqc swe 'paschalne zwyci~ s two.<br />

Czyz nie z analogicznych doswiadczen ma si~ odradzac i odnawiac<br />

Lud Bozy w kazdym pokoleniu Mnich kontemplacyjny,<br />

kt6ry, idqc za swym powolaniem, usunql si~ na t~ duchowq pUs<br />

tyni~, ma wrazenie, ze znalazl si~ u sa:mych zr6de1 Kosciola.<br />

Swego doswiadczenia bynajmniej nie uwaza za ezoteryczne, ale<br />

za typowo chrzescijanskie. W cierpieniach i pokusach, kt6re n~kajq<br />

niekt6rych chrzescijan, odnajduje siebie samego, ma dla nich<br />

zrozumienie i dostrzega ich sens. Zna r6wniez gorycz i udr~k~<br />

ciemnej nocy: "Boze mOj, Boze mOj, czemus mnie opuscil" (Ps<br />

21, 2; por. Mt 27, 46); ale umie tez w historii Chrystusa odczytac,<br />

ze Bog jest zwyci~zcq smierci.<br />

Swiat dzisiejszy sklania si~ ku negacji tego Boga, kt6rego na<br />

sWY'm wlasnym pozidmie nie moze uchwycic, k-torego nie mogq dosi~gnqc<br />

ani jego narz~dzia ani obliczenia. Nawet i sposrod chrzescijan<br />

niektorzy, kierowani pragnieniem pelnej wspolnoty losu ze<br />

sW)'lTIi bracmi, ludzmi, ulegajq tym tendencjom, gloszqc potrzeb~<br />

przyj~cia pewnej postawy niewiary jako punkt1;l wyjscia do prawdziwie<br />

ludzkiej szczerosci. Wedlug niektorych, Boga w ogole nie<br />

mozna w zaden spos6b dosi~gnqc, jako ze z samej juz definicji jest<br />

transcendentny, calkowicie Inny. Aby bye chrzescijaninem, wystarczy<br />

wi~c ofiarne poswi~cenie si~ na sluzb~ ludzkosci.<br />

Mozemy zrozumiec, ze -takie l.lj~cie ma w sobie cos pociqgaji:!­<br />

cego, chociaz prowadzi do konsekwencji absurdalnych. Chrzescijanin<br />

oddany kontempJacji uswiadamia sobie r6wniez t~ podsta­<br />

WOWq i tak gl~boko zakorzenionq w tradycji mistycznej prawd~,<br />

i.e Bog, kt6ry si~ n8lm objawil w swym Slowie, objawil si~ nam<br />

jako ten "Nieznany", jako ten niedost~pny dla poj~c, ktorymi si~<br />

pos1ugujemy w tym zyciu (por. Wj 33, 20). On nieskonczenie przekracza<br />

wszys,tkie nasze mozliwosci poznawcze podohnie jalc<br />

i wszelki byt. Wspolzyjqc bIisko z Bogiem, ktory jest "nieobecny"<br />

i jakby "nieistniejqcy" dla natury, mnich kontemplacyjny zl1ajduje<br />

si~ moze w lepszej pozycji, aby zrozumiec tych, ktorych nie<br />

zadowala sposob przedstawiania tajemnicy, sprowadzajqcy jq no<br />

poziomu "rzeczy". Ale on rawnoczesnie wie, ze uwaZnemv.


1544<br />

ORE;DZIE MNICHOW DO S YNODU BISKUPOW<br />

i oczyszczonemu duchowi Bog udziela zdolnosci do nawiqzania<br />

z Nim rzeczywistego kontaktu poza sferq slow i poj~e.<br />

Zycie kontemplacyjne pozwala takze latwiej zrozumiee, jak<br />

b ardzo pokusa ateizmu, ktorej i chrzescijanie niekiedy dO'Zllajq,<br />

m oze wplynqe w ostatecznym rozrachunku zbawiennie na ich<br />

wi a r~, jako doswiadczenie, ktore nie jest bez analogii z nocami<br />

ducha opisywanymi przez mistykow. Pustynia obnaza nasze serce,<br />

odbiera nalm nasze preteksty, nasze tlumaczenia, nasze niedoskonale<br />

wyobrazenia Boga; sprowa:dza nas do tego, co istotne, do naszej<br />

rzeczywistosci, bez mozliwosci ucieezki. To moze bye dobroczynne<br />

dla samej nawet wiary. Wtedy to bowiem w samym sercu naszej<br />

n~dzy ukazujq si~ cuda milosierdzia Bozego; w poorodku naszego<br />

bezwladu jawi si~ laska, ta przedzi;wna Boza moe, ktora tylko<br />

w slabosci naszej rozkwita (por. 2 Kor 12, 9).<br />

Otoz wlasnie tu, w tej ci~zkiej probie wiary, chrzeScijanin, ktory<br />

si~ oddal zyciu kontemplacyjnemu, pragnie SWq sympati~ i swe<br />

zrozumienie wyrazie swym braeiom w slowach pociechy i nadziei.<br />

Jego doswiadczenie kontemplacyjne, chociaz zdobywane na szlak<br />

ach pustynnych, ktore majq ·pewne podobienstwo do pokusy<br />

a:teizmu, nie jest jednak negatywne: nieobecnose transcendentnego<br />

Boga jest rownoczesnie, w sposob paradoksalny, Jego obecnoociq<br />

immanentnq. Bye moze, iz aby to dostrzec, potrzeba skupienia,<br />

milezenia. odsuni~cia s i~ od pewnego niepokoju, kt6ry niesie z 50­<br />

bq zycie. W tym sensie mozna by nas uwazae za uprzywilejowanych.<br />

Jednakowoz kazdy chrzescijanin powolany jest do kosztowania<br />

Boga, i pragn~libysmy mu to krzyczee, aby go os trzec przed<br />

pewnym znuzeniem, przed pewnym pesymizmem zrodwnym<br />

w nim przez warunki zycia mniej pod tym wzgl~delffi korzystne<br />

niz nasze.<br />

Chrystus byl kuszony na pustyni, ale zwyci~zyl kusiciela. Nasza<br />

wiara potrzebuje ustawicznego oczyszczania, wyzwalania z obrazow<br />

i poj~e falszywych, ktore z niq mieszamy. Ale z nocy wiary<br />

wylania si~ niezachwiana pewnose, ktorq wlewa do naszych serc<br />

ten sam Bog, ktory chcial nas doswiadczye.<br />

Zycie kontemplacyjne jest jui sarno w sobie dowodem tego zwyci~<br />

s twa. Ono dzis jeszcze przyciqga setki m~zczyzn i kobiet. Jakiz<br />

sens mialoby to zycie, gdyby laska nie przynosila lekarstwa n a<br />

naSZq s lepot~ , gdyby nie bylo prawdq, ze Ojciec, ktory ongi wielok<br />

rotnie i na rozne sposoby mowil do naszych ojcow przez prorok<br />

ow, w tych dniach, ktore Sq ostatnie, przemowil do nas przez<br />

Syna (por. Rbr 1, 1-2) "Jezeli tylko dla tego zycia, w Chrystusie<br />

n a dziej~ pokladamy, jestesmy bardziej od wszystkich ludzi godni<br />

politowania". (1 Kor 15, 19).<br />

Prawd~ mowiqc, doswiadczenie to nie da s i~ opisac, ale w swej


ORE;DZIE MNICHOW DO SYNODU BISKUPOW<br />

1545<br />

istocie jest one tym, ktore Pawel, Jan i inni Apostolowie glosiIi<br />

jako doswiadczenie kazdego chrzescijanina, i jeszcze stosunkowo<br />

najlatwiej jest mowie 0 nim, zapozyczajqc ich slow. Czyz nie chodzi<br />

tu 0 ten dar Ducha, kt6ry jest jakby zadatkiem naszego dziedzictwa<br />

(por. Ef 1, 14), 0 tego Ducha, przez ktorego milose rozlana<br />

zostala w naszych sercach (por. Rz 5, 5), ktory zna to, co jest boskie,<br />

bo przenika glp'bokosci Boga sa:mego (por. 1 Kor 2, 10). On,<br />

ktorego namaszczenie poucza nas 0 wszystkim, tak ie nie potrzebujemy<br />

pouczenia od nilkogo (por. 1 J 2, 27), i ktory nie przestaje<br />

swiadczye naszemu duchowi, ze jestesmy naprawdE; dzieemi<br />

Bozymi (por. Rz 8, 16).<br />

W tym Duchu poznalismy, jak prawdziwie Chrystus umarl za<br />

nasze grzechy i zmartwychwstal dla naszego usprawiedliwienia<br />

(por. Rz 4, 25), i ze w Nim mamy przyst~p do Ojca, odnowieni<br />

w naszej godnosci synow Bozych (por. Rz 5, 2; Hbr 10, 19).<br />

Chrzescijanskie poznanie mistyczne tonie tylko ciemne poznanie<br />

niewidzialnego Boga; one jest - w spotkaniu z mHosciq<br />

osobowq - dOSwiadczeniam Boga, kt6ry siE; objawH i zbawil nas,<br />

aby nas uczynie uczestnikami dialogu Ojca i Syna w Duchu Swi~tym.<br />

To w troistoSci Osob Bog okazuje siE; najbardziej jako ten<br />

Inny, a jednoczesnie jako blizszy nam niz wszelki inny byt.<br />

To jest owo szczE;scie, 0 ktorym, zdalo siE; nam, ze powinnismy<br />

mowie do Pasterzy, ktorych niepokojq w pierwszym rz~dzie niebe~ieczenstwa,<br />

na jakie narazona jest wiara w naszych czasach.<br />

Prosimy ich 0 blogoslawienstwo i pozostajemy zjednoczeni z nimi<br />

w nieustannej modlitwie, w komunii z calym Kosciolem, zespoleni<br />

z cierpieniami s\viata, i utrzymujqc przed Bogiem milczqcy dialog<br />

z tymi nawet sposrod naszych braci, kt6rzy trzymajq siE; zdala.<br />

Nasze orE;dzie nie moze siE; zakonczye inaczej jak dziE;kczynienie'm.<br />

WdziE;cznose jest tym uczuciem, ktore na zawsze panowac<br />

b~zie w sercu tego, ktory doswiadczyl nieskonczonej hojnosci<br />

i ws'panialomyslnosci Boga. Jako grzesznik, ktoremu 'przebaczono,<br />

jako przedmiot zmilowania Bozego ponad wszelkie oczekiwanie,<br />

jako uczestnik "dzialu SwiE;tych w Swiatlosci" (Kol 1, 12), chrzescijanin<br />

nie moze stae przed Bogiem inaczej jak powtarzajqc \vciqz<br />

piesn dziE;kczynnq: "Bo On dobry, bo wieczna jest Jego Milose".<br />

(Ps 135).<br />

Tego dziE;kczynienia i tego podziwu chcielismy i my takze bye<br />

swiadkami, zachE;caj,!c naszych braci, aby uczucia te z nami dzielili,<br />

zyjqC w nadziei, i aby rozwijali zawiqzki tej USzCzE;sliwiajqcej<br />

kontemplacji, ktore Sq zlozone w ich sercu.<br />

Wrzesien 1967<br />

thl'm. o. Piotr Rostworowski<br />

Bielany


PAUL VERGHESE <br />

RADOSC Z WOLNOSCI<br />

LlTURGIA WSCHODNIA A CZlOWIEK DZISIEJSZY<br />

"To nie jest ksiqzka dla specjalist6w i nie jest napisana przez<br />

jednego z nich". Autor, ks. Paul Verghese, uwaza si~ za czlowieka<br />

czynu, a nie za teologa. Jednoczesnie jest niewqtpliwie apologetq<br />

kontemplacji i wyrazaj


RAl)OSC Z WOLNOSCI<br />

1547<br />

Od strony teologicznej w swej genezie monofizytyzm byl reakcjq<br />

przeciw nestorianizmowi. Teologia monofizycka nie przyswoila<br />

sobie terminologii teologicznej rozwijaj~cej si~ po II Soborze Efeskim.<br />

R6znice akcent6w i odmienne formuly slowne z racji polityczno-spolecznych<br />

zaczE:ly pelnic funkcje symbolu narodowej niezaleznosci,<br />

kt6ra nie byla odr6zniana od niezaleznosci czy odrE:bnosci<br />

koscielnej. Krwawe konflikty zwi~zane z ingerencj~ panstwow~<br />

na dlugie wieki przekreslily mozliwosci zjednoczenia.<br />

Obecnie Koscioly przedchalcedonskie zblizaj~ siE: najbardziej do<br />

Prawoslawia, z kt6rym dziel~ wiele rys6w mentalnosci, koncepcjE:<br />

liturgii, episkopatu itd.<br />

Na skutek ostrzejszej swiadomosci historycznej i metodologicz~<br />

nej zdajemy sobie dziS sprawE:, ze monofizyckie formuly wiary<br />

zmierzaly do wyrazenia tej samej prawdy co formuly ortodoksyjne.<br />

Nie mamy tu do czynienia ze z gruntu odmiennq wizj~ Chrystusa<br />

czy rzeczywistosci w og6le - jak to ma miejsce np. w wypadku<br />

wczesnochrzescijanskiej gnozy. To doswiadczenie otwiera<br />

drogE: do dalszych poszukiwan ekumenicznych.<br />

Wsr6d teolog6w Radv Kosciol6w ks. Verghese ma opiniE: znawcy<br />

nie tylko te'llogii wschodniej, przedchalcedonskiej i prawoslawnej,<br />

lecz i dzisiejszego katolicyzmu, zwlaszcza jego teologii sakrament6w<br />

i ruchu liturgicznego. Z tej racji dwa lata temu<br />

w czasie mega pobytu w Genewie poprosilam 0 rozmowE: z nim.<br />

Pierwsze wrazenie bylo raczej zabawne - s~dz~c po nazwisku<br />

. spodziewalam siE: spotkae Hiszpana lub Wlocha, a nie osobE: wygl~daj~c~<br />

jak dobroduszny brodaty fakir w europejskim ubraniu.<br />

Z pocz~tIm dose dlugo rozmawialismy 0 angielskiej szkole analitycznej<br />

w filozofii i jej wplywie na styl uprawiania teologii.<br />

. O. Verghese bardzo siE: tymi sprawami interesuje, chcial wiedziee<br />

czy tego rodzaju wplyw zaznacza siE: i w Polsce, gdzie mamy tak<br />

znakomitych logik6w... Potem rozmowa zeszla na prace Schillebeeckxa<br />

- Verghese widzi w nim jednego z najciekawszych teologow<br />

katolickich naszych czasow, choe zarzuca mu jeszcze zbyt<br />

statyczne podejScie do chrystologii i obciqzanie jej problematykq<br />

scholastyczn~ . Chrystologia zas decyduje 0 pojmowaniu zarowno<br />

:;,)r.,sciola jak i sakramentow.<br />

. Godziny urzE:dowe minE:ly, gmach Rady Kosciolow zaczql siE:<br />

wyludniae i my tez pojechalismy na drug~ stronE: jeziora do domu<br />

mega rozmowcy. Dom to kawalerka w wielkim wiezowcu mieszkalnym.<br />

Na trawniku przed domem dzieci s~siad6w grzecznie<br />

witaj~ siE: z dobrym widae znajomym. Na gorze przygotowujemy<br />

razem herbatE: wci~:i; dyskutujqc, teraz juz 0 liturgii kosmicznej<br />

. i 0 potrzebie kontemplacji. Sluchamy plyt ze spiewami liturgicznymi<br />

w jE:zyku greckim, arabskim, staroslowianskim. Kosmiczny


1548 PAUL VERGHESE<br />

element w liturgii zawsze stanowil dla mnie duze zagadnienie..<br />

Jak siE: przedstawia jego rola - i sarna mozliwosc - w dobie<br />

desakralizacji, uzytkowego, praktycznego podejscia do przyrody<br />

z ktorq mamy malo bezposredniego kontaktu Verghese kazal<br />

mi wtedy spojrzec przez okno. Podczas naszej rozmowy pogoda<br />

zmienila siE:. Na pociemnialym niebie ukazaly siE: gwiazdy, na<br />

ich tle wyrosl potE:zny zarys Mont Blanc.<br />

Po dwoch latach cZE:sto wracam myslq do tej wieczornej rozmowy,<br />

wspominajqc ujmujqcq prostotE: mego gospodarza, jego gotowosc<br />

dzielenia siE: tym, co czlowiek rna najcenniejszego, to znaczy tym,<br />

co wyni6s1 z przyjazni z ludzmi i z Bogiem. Nie zdziwUam siE:<br />

wiE:c, gdy dowiedzialam siE:, ze po uplywie swej kadencji w Radzie<br />

Kosciolow wr6cil do Indii i otrzymal tum sakrE: biskupiq.<br />

Opracowanie mmeJsze stanowi wyb6r notatek z Icsiqi.ki<br />

P. Verghe5e'a, The Joy of Fredoorn. Eastern Worship and Modern<br />

Man. (Lutterworth. London). Teksty wyroznione kursywq 5q ttumaczeniem,<br />

reszta to streszczenia i nieliczne komentarze.<br />

h . b.<br />

KU SPOTKANIU .<br />

Wschodnia tradycja liturgiczna nosi na sobie slady wielu k ultur,<br />

mi~dzy innymi egipskiej, zydowskiej, syryjskiej, iranskiej<br />

i greckiej. Scisle biorqc nie jest ona jed n q tradycjq. Bogaetwo<br />

i r6znorodnosc kulturalna ' Bliskiego Wsehodu od poczqtku byla<br />

ir6dlem wielu duchowych i liturgicznyeh tradyeji. Tradycja jerozoli.ms<br />

ka nigdy nie byla identycz.na z antiochenskq ezy aleksandryjskq.<br />

Czy mozna wi~e m6wic 0 tradycji w sehodniej w ogole<br />

Fachowey praeujq nad takq syntezq', ale nie jest ona zadaniem<br />

ksiqzki, kt6rq omawiamy. Autor postawil sobie zgola inny eel:<br />

podejmuje on pr6b~ konfrontaeji mi~dzy kultem w schodnim,<br />

Cl. swiatem w kt6rym si~ on odbywa. Czytajqc te notatki czuje s i ~ ,<br />

jak bardzo osobista to dla niego sprawa i jednoczesnie jak siine<br />

jest dqzenie przede w szystkim do przezwyci~zenia niepoJ;()zumien<br />

niemal powszechnych w swiecie zachodnim. Chodzi 0 otwarcie drogi<br />

do ekumenicznego spotkania takZe n a gruncie liturgii: a by<br />

w sp6lny rozw6j m6w byl mozHwy i aby konfrontacja ze wspolczesnosciq<br />

nie odbywala si~ w osamotnieniu. Liturgia wschodnia ­<br />

ezy trzeba to przypominac - nie jest obiektem muzealnym. Ma<br />

1 P or. na ten (e mat: Archdal;, King, T he Rites of Eastern Chr isten d om, 2 tomy,<br />

London 1950; D onald Attwater, Tile Ch.r istian Churches of t he Ea st, 2 tomy,<br />

London 1948; te n ze, Ea ster n Catholic Worsh i p, Lon d on 1945.


RADOSC Z WOLNOSCI<br />

1549<br />

ona swoje mle]SCe i wplyw na iycie duchowe wielu milionow ludzi<br />

- tym samym przysluguje jej takie prawo do rozwoju i refonny.<br />

CZY CZlOWIEK WSPOlCZESNY POTRZEBUJE UTURGII<br />

­<br />

Czy jest jeszcze miejsce dla kultu i liturgii w swiecie, ktory<br />

osiqgnql pelnoletniosc<br />

Poj~cie "ehrzescijanstwa bez religii" (wywodzqce si~ z refleksji<br />

Kierkegaarda, Bartha i Bubera) zostalo spopularyzowane poprzez<br />

pisma Bonhoeffera. 2 Ale Bonhoeffer mowil tei 0 disciplina arcana,<br />

o tajemnicy, ktorq ukrywamy przed swiatem, aby go nie obraiac.<br />

Znawcy jego mysli sqdzq, ie ten problem domaga si~ dalszych<br />

badan, ale jednoczeSnie Sq tei przekonani, ie w mi~dzycza s ie trzeba<br />

poddac krytyce te elementy liturgii, ktore zdajq s i~ naleiec do<br />

zakwestionowanej warstwy "religijnej". Ta krytyka moie prowadzic<br />

do redukcji liturgii, wzgl~dnie do jej ascetycznego uproszczenia.<br />

Pewna niech~c w stosunku do "form i obrzqdk6w" jest gl~boko<br />

zakorzeniona w tradycji luteranskiej i kalwinskiej, a przez to<br />

rowniei: w mentalnoSci w sp6lczesnych ludzi Zachodu. Warto pn;y:­<br />

pomniec, ie dwudziestowieczny ruch liturgiczny (tatk wsrod katolikow<br />

ja-k wsrod anglikanow) od samego poczqtku spotkal si~ z negatywnq<br />

ocenq dUZego i wainego odlamu mysli protes tanckiej.3 A jednak<br />

na II Soborze Watykanskim Kosciol katolicki na pierwszym miejseu<br />

'podjql temat liturgii i dzis z duiym nakladem wysilku reformuje<br />

jq. I nie jest to ucieczka od dzisiejszosci, bo istotnie czlowiek<br />

wspolczesny, mimo wspomnianej awersji w stosunku do "form<br />

i obrzqdkow", spragniony jest autentycznej liturgii. Na szczeblu<br />

gl~bszym nit swiadomosc rozpaczLiwie potrzebuje szansy, by na<br />

daswiadczenie transcendencji adpowiedziec poprzez pi~kno farmy.<br />

Sarno gloszenie slowa nie wystarcza - potrzeba c z ego s w i ~ c e j.<br />

Co to jest to "cos wi~cej" Trudno podac definicj~, ktora ostalaby<br />

s i~ wobec krytycznych analiz teologow - stwierdza Verghese '<br />

moilna jednak wyro:lnic pewne e Ie men t y auten1ycznej liturgii,<br />

takiej jakiej ,czlowiek dzisiejszy jest spragniony.<br />

Oto o.ne:<br />

1. podsumowanie rzeczywistego iycia - takiego jakim jest ono.<br />

dzisiaj,<br />

2. poczucie transcendencji,<br />

2 D . Bonhoeffe r, W i d er stand und E r g eb un g. B riej e und A u f zeichnungen a ils<br />

der Haft. Chr. Ka iser Verlag, MUnche n . Tlum. a ng. L etter s and Paper s from<br />

Pr ison, SCM P r ess, L ondon 1953. Martin Bube r Z w t espraclle. Tlum. a ng .<br />

w : B etween Man and Man, F ontana Paperback, 1961. P o r . s. 33 i nast.<br />

3 Por. Emil Brunner, Die Myst t k und das Wort, w y d . 2, TUbingen 1928.


lE50<br />

PAUL VERGHESE<br />

3. zaangazowanie takze nieswiadomych warstw osobowosci,<br />

4. oddzialywanie poprzez konkretne rzeczy i czynnosci,<br />

5. wyraz poboznosci takze poprzez ponadlogiczne formy ekspresji,<br />

6. doswiadczenie transcende:ntnej jednosci wsp6lnoty.<br />

Pierwszy i czwarty punkt nie wzbudzq wi~kszych opor6w<br />

choc i wobec nich falszywe przeciwstawienie materii i du~ha moze<br />

prowadzic do nieporozumien. po·zostale postulaty Sq bardzo dyskusyjne<br />

i domagajq s i~ wyjasnien.<br />

1. LITURGIA A ZYCIE CODZ IENNE<br />

Odkrycie "swi~tosci w svviecie" jest jed>Oq z gl~bokich intuicji<br />

nasze-go czasu. Ale ta idea nie jest calkowicie obca chrzescijanskiej<br />

tradycji. Starozytne liturgie w samym swoim centrum zawieraly<br />

dzi~kczynienia i prosby 0 blogoslawie-nstwo w zwyklych ludzkich<br />

sprawach: modlitwy 0 deszcz i 0 pogod~, 0 zbiory, 0 radosci zycia...<br />

Kosci61, kt6ry jest duchowo zywy, musi jednak stale odnawiae<br />

ten aspekt modMwy, aby utrzymac konta:kt z realiami, wsr6d<br />

ktorych czlowiek s i~ obraca. Odbywa s i~ to i w liturgiach wschodnkh<br />

ale zbyt niesmialo i powoli. Dopiero niedawno do modlitwy za<br />

podr6zujqcych na lqdzie i na morzu dorzucono wzmiank~ 0 tych,<br />

co wybrali drog~ powietrznq...<br />

Obawa przed jakqkolwiek zmianq bywa przejawem niezrozumienia<br />

tradycji, a nie czci dla niej. Liturgie zachodnie pod tym<br />

w zglGdem wykazujq wi~kszq - choe takze niedostatecznq - zywotnosc.<br />

Apr z e c i e z lit u r g ian i g d y n i e m 0 z e bye<br />

u c i e c z k q 0 d hi s tor i i. Przeciwnie: rna wchlonqe hi stori~<br />

w siebie i przez to jq przemienic i uswi~cie . Uswi~cie hj s tori~ wielkq<br />

- narod6w i ludzkosci - i hi s tori~ malq: naszego zycia. Nawet<br />

jesli, jak m6wi sw. Maksym Wyznawca, udajqc sir: na eschatologiczne<br />

spotkanie z Pan-em zamykamy za sobq drzwi historii,<br />

wydobywajqc sir: ponad czas - to przeciez tr: historir: niesiemy<br />

w sobie i to ona jest naszym wkladem w Eschaton.<br />

2. POCZUCIE TRA NSCENDENCJI<br />

"Zacmienie Boga" jest w naszych czasach doswiadczalnym faktEJm<br />

4. Czlowiek dzisiejszy z n ajwyzszym trudem dociera do transc€'l1<br />

dencji. W samym akcie bycia swiadomy1m tego co transcendentne,<br />

co go przekracza i przewyzsza, czlowie:k dwudziestego wie­<br />

4 Par. Martin Bube r, Eclipse oj God. The Writi ngs of M artin Buber, tlum.<br />

Will Herberg, Meridian Books 1958, s. 110 i nast.


RADOSC Z WOLNOSCI 1551<br />

ku jest takze swiadom tego, ze 0 t 0 z d a j e sob i e s p raw ~<br />

z i s t n i e n i a inn ego" - i ta swiadomosc przeslania transcendencj~<br />

absorbujqc calqniemal uwag~. W rezultacie alba s i~<br />

transcendencji zaprzecza, albo si~ jq oswaja jako "dno naszego<br />

is1mienia" (Tillich), "to, co jest POZA, b~dqc w posrodku nas"<br />

(Bolnhoeffer).<br />

A jednak czlowiek wspolczesny szuka transeendeneji. Stqd zainteresowanie<br />

religiami Wsehodu, stqd protest Heideggera w obronie<br />

metafizyki i tak Iiezne docie·kania z zakresu psychologji i fiIozofi<br />

i reIigii.<br />

·Jak ocaIic kontakt z transcendencjCj<br />

. Verghese jest zdania, ze wlasnie liturgia stanowi najwlasciwszy<br />

kontekst dla odrodzenia czlowieka, wewn~trznego odrodzenia przywracajqcego<br />

mu zdolnosc widzenia i a'kceptowania transcendencji.<br />

Ale zarowno podejscie akademickie, nastawienie na "archeologi~<br />

" , mechaniczne odtwarzanie "najstarszych" form obrz~d6w, jak<br />

i drobiazgowosc, obsesja rubryk, mogq ten p-roces hamowac.<br />

3. NiES WIADOME W ARSTWY SWIADOMOSCI<br />

Fakt ich istnienia - mimo paradoksu zawartego w samym okresl('niu<br />

- nie ulega wqtpliwosci. Zdajemy tez sobie s praw~, jak<br />

wielkie majq one znacze.nie: technika propagandy i reklamy<br />

w wielkiej mierze nawiqzuje do nich. Lit u r g i a mad z i a lac<br />

o c. z y s z c z a j q co ta:kze na to nieSwiadome wn~tr z e czlowieka ­<br />

ale nie jako tania namiastka psychoanalizy. Jest w niej cos wi~ce<br />

j niz si~ filozofom snilo. Tradycja w schodnia od wiekow m6wi<br />

o ,jprzemienieniu", nawiqzuje do tekstu Pawlowego: ...Pan jest Duahem<br />

i gdzie Duch Panski tam wolnosc. A my wszyscy z odkrytq<br />

twarzq patrzymy, niby w zWierciadle, na chwal~ Panskq i przem<br />

i~niamy si ~ w tenze obraz, z jasnosci w jasnosc, jakby od Ducha<br />

Panskiego. (2 Kor 17-18).<br />

4. WYRA Z W KONKRECIE<br />

Wszelkie ludZ!kie porozumienie wymaga srodk6w zmyslowych.<br />

Nawet gloszenie slowa jest przeciez czynnosciq, ktora rna sw6j<br />

as pekt materialny i staje si~ bardziej wyrazista w oprawie kultu<br />

odpowiadajqcego emocjonalnym tendencjom i potrzebom czlowieka.<br />

W tym zakresie liturgia musi dqzyc przede wszystkim do r6wnowagi,<br />

unikajqc wszelkich przerost6w.<br />

5. PON ADLOGICZN E FORMY EKSPRESJI<br />

Sluszna kampania na rzecz j~zykow narodowych w liturgii nie<br />

powinna przeslonic faktu, ze na dnie kazdego kultu zawsze znaj­


1552 P A UL VERGHE SE<br />

duje s i~ pewne poza-racjonalne residuum domagajllce siEl swoistych<br />

srodkow wyrazu. "Hosanna" "Hallelujah" - te slowa szybko<br />

stracily swoj literalny sens zamienia jqc si ~ w okrzyki radosci<br />

wobec obecnosci Boga. Takle cztowiek wsp61czesny musi jakos<br />

wyrazac swoje gt~bokie przezycia, ktorych nie potrafi ujqC w zaden<br />

poj ~ ciowy ksztalt. Nie kazdy gest i nie kazdy symbol liturgiczny<br />

moze i pawinien miec racjonalne wyjasnienie. Przeciwnie:<br />

symbohzm melodii, gestow i dziatan musi bye niecalkowicie przekladalny<br />

na jElzyk pojElciowy. Gdyby mozna byto wyrazic slowami<br />

w szystko, co on zawiera - symbolizm bylby wlasciwie zbEldny.<br />

Symbolizm nie jest tylko czyms w rodzaju stenogramu czy skr6tu<br />

myslowego. W salffiej swojej istocie jest on z reguly bogatszy w tresc<br />

niz jakiekolwiek poj~iowe wyjaSnienie.<br />

6. TRANSCENDENTNA JEDNOSC WSPOLNOTY<br />

Rzeczywistym miejscem kultu nie jest budynek koscielny lecz<br />

ludzka wsp6lnota. Ten, kto nie przezyl do glt:bi swojej solidarnosci<br />

z calq ludzkosciq, kto nie ma jej w kosciach, ten nie dotarl<br />

jeszcze do sedna liturgii... Poboznose zachodnia, tak protestancka<br />

jak i katolicka, wciqz jeszcze ma na sobie znamiona indywidualizmu.<br />

Prawdziwy i integralny kult jest zawsze aktem calego Ciaia<br />

Chrystusa. Modlitwy mszy rzymskiej pochodzqce z okresu, gdy<br />

Kosci61 Rzymski byl jeszcze prawdziwie katolickim - powszechnym<br />

w swym duchu i postawie - zawierajq slady tego przekonania.<br />

Ale do niedawna bylo ono i tam zatarte, poniewaz cala uwaga<br />

skupiona byla na czynnosciach kaplana i na stanie elementow.<br />

Nie dose pamit:tano 0 fakcie, ze cale Cialo Chryst usa, cala bosko­<br />

-ludzka wspolnota uczestniczy w Eucharystycznym ofiarowaniu<br />

Chrystusa... j To nie jest tylko jakas "teologiczna" koncepcja.<br />

Czl


RADOSC Z WOLNOSCr<br />

1553<br />

clugi". Takie uj~cie zadan Kosciola jest dowodem istotnego skrzywienia<br />

i zubozenia calej postawy duchowej. "Blogoslawienstwo<br />

na drog~ zycia" moze bye jednym ze sku t k 6 w Eucharystii. Ale<br />

sam w sobie, pelniony w posluszenstwie nakazowi Chrystusa "to<br />

czyncie az przyjd~" (1 Kor 11, 26) kult Eucharystyc.zny ,otanowi najbardziej<br />

charakterystyczny i najpelniej ludzki akt cz~owieka. Prawdziwie<br />

bye czlowiekiem to znaczy uczestniczyc w raz na zawsze<br />

spelnionej ofierze tego, kt6ry sam tylko prawdziwie jest Czl-owiekiem.<br />

Nie tylko dlatego uczestniczymy w Eucharystii, aby karmic si~<br />

Cialem i Krwiq Chrystusa, choc to jest konieczne do zycia. Eucharystia<br />

jest najwyzszym aktem wolnosci, milosci i radosci. W istode<br />

nie szuka niczego poza Tr6jcq, kt6rej jest ojiarowana, choe wiele<br />

moze si~ do tej podstawowej intencji dolqczae.<br />

EUCHARYSTIA I OFJARA CHRYSTUSA<br />

W tradycji lacins'kiej ofiara zdaje si~ miee przede wszystkim<br />

sens zadoseuczynienia - przejednania gniewnego Boga. Ale ofiara<br />

(sacrificium) nie zawsze to wlasnie oznacza.<br />

ChrzeScijanin szuka sensu ofiar - wszelkich ojiar, takze ofiar<br />

lzraela i innych lud6w swiata - w jedynej ofierze Chrystusa,<br />

a nie odwrotnie. Wszystkie te ofiary sq cieniami i zapowiedziq ­<br />

ofiara Chrystusa jest rzeczywistoSciq. W wierze, milosci, posluszenstwie<br />

- z nadziejq, bez zastrzezen, nie zqdajqc niczego w zamian,<br />

Chrystus powiedzial: "Ojcze w r~ce twoje oddaj~ ducha mego".<br />

To byla ofiara doskonala. Nie zadoscuczynna, nie dla przeblagania<br />

gniewnego Boga, nie dla zyskania dodatkowych zasmg dla<br />

innych: lecz pelen prostoty i zaufania akt milosci-samoofiary i oddania.<br />

To jest wlasnie ofiara - najwyzszy wyraz milosci. Oddaje<br />

si~ s i e b i e - a nie cos w zast~pstwie - temu, do kogo nalezy<br />

wszystko, z milosciq, radosnie, w wierze. To powinien bye dominujqcy<br />

ton w liturgii. Nie tylko kontemplacja godnosci i swiE:tosci<br />

Boga, lecz takze radosny akt utraty siebie w pelnym miloSci oddaniu<br />

wobec Boga, kt6ry jest tego_ godny.<br />

W akcie Eucharystii Kosci61 jest wchloni~ty w wolnose, milose,<br />

radosc i oddanie Chrystusa, w jego ostatecznq i wiecznq ofiar~.<br />

Nie jest to wi~c ani powt6rzenie; ani tylko "pamiqtka".<br />

DUCH SWIE;TY I WOLNOSC LUDZKA W AKCIE KULTU<br />

...Ditch wspomaga niemoc naszq, gdyz nie wiemy nalezycie, ° co<br />

si~ modlie mamy, ale sam Duch blaga za nami wzdychaniem nie­


1554 P AUL VERGH ESE<br />

wyslowionym. A ten, ktory przenika serca, wie 0 co prosi Duch:<br />

ze wedf.ug Boga przyczynia sic: za swic:tymi. (Rz 8 26)<br />

Duch swi~ty jest zawsze duchem wolnosci. Prawdziwa wolnosc<br />

to moznosc': stanic:cia przed Bogiem z odslonic:tq twarzq - (por. 2<br />

Kor 3 17). Ta swiadomose swobodnego dost~pu do obecnosci Boga<br />

nie przen ikn~la jeszcze dose silnie tradycji zachodniej, mimo na~<br />

cisku Reformacji na darmo danq lask~ Boga. Zach6d akcentuje<br />

silniej dystans mi~dzy Bogiean a grzeswym czlowiekiem; Wsch6d<br />

takze zdaje sobie spraw~ z miazdzqcej rearnosci grzechu, ale jego<br />

liturgia stale przypomina, ze laska oznacza moznose zblizenia si~<br />

do Boga pomimo grzechu i zycie radosciq jego milosci, milosci tego,<br />

kt6ry pierwej nas umilowal. Laska jest wic:c wolnosciq od grzechu<br />

i smierci, bo przez dostc:p do Boga i zycie jego m ilosciq grzech<br />

jest starty a smierc zwycic:zona... Zbawienie to wolnosc': skbadania.<br />

czci Bogu. A czesc Boza jest zyciem - - tutaj i w sWiecie, ktory<br />

przyjdzie.<br />

LlTURGIA A DOGMAT<br />

ChrzeScijanstwo wschodnie zawsze bardziej polegalo na liturgif<br />

niz na dogmatycznych sformulowailliach. To liturgia stale uzmyslawia<br />

Kosciolowi Prawd~ wcielonq. Na Wschodzie slowne sformulowania<br />

nie Sq rezuHatEful przemyslen, majqcych w zasadzie objqe<br />

caloSe danego teologicznego problemu i uczymc mu zadose. WiqZq<br />

si~ one raczej z konkretnq potrzebq odparcia pojawiajqcych si~<br />

bl~dnych idei i praktyk.<br />

Teologia odgrywa dzis dominujqcq rol~ w formowaniu przyszlych<br />

przyw6dc6w Kosciola. Profesorowie teologii majq oczywiste i wielkie<br />

zaslugi, ich ci~zka praca w ydobywa na jaw w iele aspektow<br />

prawdy, ktore niemal przez wieki przeslanial taki czy inny pobozny<br />

nonsens. Lecz utrzymywac, ze same slowa, nawet najtroskliwiej<br />

dobrane, mogq opisac i przekazac': calq Prawdc: to nonsens z pewnosciq<br />

bezbozny.<br />

Dogmat jest duszq liturgii: jest w niq wcielony. Realny, egzystencjarny<br />

kontakt Z dogmatem moze zaistniee tylko poprzez kontakt<br />

z jego cialem - z Koscio1em sprawujqcym liturgi~. Przesycona<br />

Pismem liturgia promieniuje Prawdq i jest najwlasciwszym k ontekstem<br />

gloszenia 810wa : to gloszenie jest jej organicznq i centralnq<br />

cz~sciq. Zarowno Wschodowi jak i Zachodowi mozna zarzucie podstawowe<br />

niedoci q gni~cia w realizacji tej idei. Zach6d zbyt dar . s i~<br />

pochlonqe abstrakcyjnym dociekaniolffi teologicznym oderwa:nym<br />

od kultu (scholastyka, zwlaszcza p6:bna), a Reformacja wyrwala<br />

Pismo z jego liturgicznego kontekstu. Wsch6d nie utrzymuje na­


RADOSC Z WOLNOSCI<br />

1555<br />

leiytej r6wnowagi mi~dzy tym, co racjonalne, a tym, co transracjonalne,<br />

cz~sto popadajqc w teatralnose, gdy zewn~trzne efekty maskujq<br />

brak wewn~trznej posta'wy adoracji i brak refleksji w duchu<br />

wiary.<br />

CZAS I PRZESTRZEN LlTURGICZNA<br />

Chrzescijanstwo wsehodnie uznaje, ze c a I e stworzenie _.­<br />

w ezasie i przestrzeni - jest uswi~cone przez smierc i zmartwych·<br />

wstanie Jezusa Chrystusa, ale jednoezesnie dostrzega stopnie i zag~szezenia<br />

swiltosci w pewnyeh punktaeh ezasu i przestrzeni.<br />

Czas Chrystusa i Aposto16w stanowi osobnq kategoril jako CZCtS<br />

swilty, gdy Odwieezny Syn Boga byl w eiele obeeny na ziemi.<br />

Zadna metoda historyczna nie moze przeniknqc tajemniey tego<br />

swi~tego ezasu. Jest to ezas nalezqcy do historii i jako taki dl)­<br />

st~pny badaniom przy pomocy jej metod, ale jednoezesnie jest to<br />

cos wi~cej niz ezas historyezny. Jest to czas EKONOMll, kiedy<br />

Przedwieczny objawil si~ w czasie, uswileajqc go. Podobnie czas<br />

eueharystyczny jest swilty dla Wsehodu, bo Przedwieczny przyjmuje<br />

ten czas ludzki i przemienia, a przez to przemienia ealosr.<br />

czasu... To jest ezas poehloni~ty przez wieeznosc i wiecznos6 p1·zeswieeajqca<br />

przez ezas.<br />

Przestrzen eucharystyczna takze jest swi~ta. Niebo, Kr6lestwo<br />

przenikajqee przestrzen, staje sil fizyeznie obecne w miejsCl! gdzie<br />

Eucharystia jest odprawiana. To jest swi~ta ziemia, rowna tej, kt6­<br />

rq poblogoslawil1} slady Jezusa. "Niebo i ziemia sq peIne Twojej<br />

chwaly": to wlasnie dzieje si~ w przestrzeni eucharystyeznej, gdzie<br />

niebo spotyka si~ z ziemiq.<br />

Verghese zdaje sobie spraw~, ze zapewne dla wielu zachodnich<br />

czytelnik6w te slowa brzmiq dziwnie - roma1ntycznie czy mistycznie.<br />

Ale czy nie jest czyms bardziej romantycznym rozpowszechniona<br />

na Zachodzie wspolczesna idea swi~tosci cal e j przestrzeni<br />

i c a leg 0 czasu<br />

Zarzut mistycyzmu jest bardziej skomplikowany, a w pewnym<br />

sensie nie jest to w ogole zarzut. Okreslenie "mistyczl1Y" moze<br />

bye wlasciwe dla oznaczenia tego, co przekracza metody i kanony<br />

wsp6lczesnej nauki. Niemniej teolog wschodni nie zgodzi s i~, aby<br />

to, co mistyczne mialo bye anty-racjonalne. To, co wyraiamy<br />

J~zykiem podzi'Wu i czci, nie kieruje si~ przeciw rozumowi leez<br />

go przerasta, tak jak kontemplacja przerasta zrozumienie.<br />

Wszystko to bardzo trudno wyloiye teoretycznie. Prawdziwa<br />

inicjacja we wschodni


1556 P AUL VEHGHESE<br />

przez udzial w liturgii modlqcej si~ wsp6lnoty. Niestety, malo jest<br />

takich wsp61not - stwierdza Verghese - i to nie tylko na Zachodzie<br />

lecz i na Wschodzie.<br />

MISTYCYZM<br />

Dawna chrzescijanska filozofia Zachodu takze rozpoczynala si~<br />

()d podziwu - dzisiejsza zaczyna si~ od ciekawoSci, a konczy jej<br />

utratq". Stqd brak zrozumienia dla potrzeby mistyki a nawet<br />

obawa przed niq. L~kajqc si~ mistycyzmu czlowiek wspolczesny<br />

boi si~ przede wszystkim eskapizmu, ucieczki przed realnym swiatem<br />

i utraty wlasnej indywidualnosci. Ale widziec w mistyce drog~<br />

ucieczki (chocby si~ jej pragn~lo...) to wielki blqd. Poprzez wszczepienie<br />

w Cialo Chrystusa odnajduje si~ zarowno siebie samego jak<br />

i prawdziwe zaangazowanie. Mistycyzm eucharystyczny, specyficzny<br />

dla chrzescijanstwa, daje wprawdzie odpoczynek w Bogu ale jednoczesnie<br />

czyni nas zdolnymi d9 wydawania owocu i zobowiqzuje<br />

do tego. Nie ma milosci ani wiary bez oddania siebie. Nawet Bog<br />

kocha oddajqc nam siebie. To boski dar z siebie czyni chrzescijanskie<br />

oddanie si~ Bogu czyms zbawczlJm a nie samob6jczym.<br />

CIAGlOSC I ROZW6J<br />

Liturgia nie nalezy wylqcznie do jednego, dzisiejszego pokolenia.<br />

Caly KOSciol w czasie i przestrzeni sprawuje kult Eucharystyczny.<br />

To poczucie ciqglosci moze bye jednym z motyw6w<br />

opo'ru przed tendencjq do tworzenia nowych liturgii ad hoc, w oderwaniu<br />

od historycznyoh ,korzeni. Verghese podziela obawy tych,<br />

co l~kajq si~ zubozenia duohowego, ktore byl~by konsekwencjq<br />

zerwania zywego kontaktu z tradycjq. Liturgia ezasem przechowuje<br />

tradycje, ktore byl~by zagin~ly, gdyby ich nie chronil pewien<br />

konserwatyzm w s;polnot przywiqzanyeh do tego co trwa "od<br />

zawsze".<br />

Kontakt z tradycjq nie powinien bye zbyt jednostronnie "naukowy".<br />

Celem historyezny'ch badan nad liturgiami nie jest tylko<br />

poznanie czy tez odtworzenie tzw. prymitywnyeh ezy pierwotnych<br />

liturgii. Wiedza historyezna moze natomiast bardzo wydatnie<br />

przyczynie si~ do stworzenia nowych form kultu, w ktoryeh i ludzie<br />

przeszlosei i ludzie dzisiejsi mogbby odnaleze to, co istotne.<br />

Rola poznania scisle naukowego jest tu jednak ograniezona. Jest<br />

onlO wprawdzie wzgl~dnie pewne, leez jakie ubogie! JesHbysmy<br />

5 P a r . M. B. Foster, Mystery and P hilosophy, SCM Press, London 1957.


RADOSC Z W OLNOSCI<br />

1557<br />

zaliczyli do autentycznej t radycji 1 przechowywali w· zbiorowej<br />

p ami~c i tylko t o, CO da s i~ historycznie ustalic, popadlibysmy<br />

w dUChOWq n~dz ~ . Nasi przodkowie przezywali rzeczy, ktorych<br />

dzis nie da si r: dokladnie ustalie, a jednak te fakty nadal wywierajq<br />

wplyw na nas. Przy jscie Jezusa jest jednym z takich wydarzen.<br />

Historia nigdy go nie opisze ze w szystk :mi szczegolami.<br />

Pamir:e K oscio:a m oze i powinna bye oswiecona przez zastosowanie<br />

metod historycznych, ale one jej nie zastqpiq. Historir: trzeb:z takze<br />

na nowo przezywae i wspominae w formach, ktore nie zaWsze s ~<br />

jasne i przekladalne na jr:zyk pojlciowy. W Eucharystii wspolnota<br />

wierzqcych przei ywa na n owo decydujqce w ydarzenia historii<br />

w sposob twarczy, przemieniajqcy i w yzw alajqcy. To jest takie<br />

jeden z aspektow radosci z wolnosci - swiadczqcej 0 autentycZonosci<br />

liturgii. A w i~c liturgia musi w ciqi rosnqe, wciqz bye w blasku<br />

nowosci, bye wlasnosciq i poniekqd dzielem tych, kt6:'zy dziS jq<br />

sprawujq - ale ten w zrost i odnow a musi zawsze pochodzic niejako<br />

z tego samego odwiecznego korzenia. Widzimy tu znowu tak<br />

charakterystycznq dla chrzescijanskiego Wschodu 0 r g an i c z­<br />

n o s c w podejsciu do historiL<br />

NIEKT6RE CECHY CHARAKTERYSTYCZNE UTURGJI WSCHODNICH<br />

1. J~ZYK<br />

Od poczqtku zarysowaly si~ d wie tendencje: a) w zasadzie liturgia<br />

w j~zyku narodowym ; b ) konserwatyzm wspolnot sprawial,<br />

ze zachowywano w liturgii dawny j~zyk , ktory w zyciu codziennym<br />

wyszedl z uzycia. Stqd wielka rozmaitosc j ~zykow liturgicznych,<br />

a z drugiej strony bardzo dzis silna ten d e n c j ado pow rot U<br />

dol i t u r g i i w j ~ z y k u pow s z e c h n i e z r 0 z u m i a I y m '<br />

Rzecz ciekawa, ze ta wlasnie niejako "demokratyczna" tendencja<br />

jest tym silniejsza, im w y z s z Y.. przeci~tny poziom wyksztalcenia<br />

czlonkow danej wspalnoty, im zywszy duch misyjny i zainteresowanie<br />

sprawami religii i Kosciola. Przodujq parafie zwiqzane z uniwersytetami<br />

itp. W wielu takich osrodkach na Zachodzie liturgia<br />

wschodnia jest dzis celebrowana w j ~zyku angielskim.<br />

1, UDZIAl. WIERNYCH<br />

Zywy i aktywny udzial wszystkich wiernych byl charakterystycznq<br />

cechq liturgii w calym pierwotnym Kosciele, tak n a<br />

Wschodzie, jak na Zachodzie. Zachowal si~ on w dose w ysokim<br />

stopniu w wielu liturgiach wschodnich - poza grupq bizantyjskq.<br />

gdzie obecnie char zast~puje zgromadzenie niemal z reguly. Ale<br />

<strong>Znak</strong> -<br />

u


1558 PAUL VERGHE SE<br />

stare teksty wskazujq, ze nie zawsze tak byIo i zrniana na nie ~<br />

korzysc ludu nie rna Zadnego teologicznego u zasadnienia. Przyczy­<br />

Dq jest raczej rozwoj rnuzyki - stopniowo spiewy liturgiczne przestaly<br />

byc dost ~ pne dla wszystkich wyrnagajqc dlugich studiow i cwiczen.<br />

W innych liturgiach wschodnich d o dzis okolo 1/3 tekstu mszaln<br />

ego nalezy do wiernych, jest recytow ana lub spiewana przez<br />

wszystkich. Pod innym natomiast w zg l~d em stwierdza<br />

Verghese - dzisiejsza wschodnia praktyka jest 'zubozona i niewlasciwa:<br />

kult Eucha rystyczny jest bardzo r oz wini~ t y, ale duszpastersko<br />

niedopracowany i w rezultacie prowadzi niemal do zaniku<br />

komunii swieckich. W wielu K osciolach tylko dzieci i starcy<br />

komunik ujq cZGsciej niz raz d o roku. Dopiero niedawno wznowiono<br />

wysilki majqce na celu przywrocenie starozytnej praktyki,<br />

zywej az do XVI wieku, gdy n a Wschodzie normalne uczestnictwo<br />

w Eucharystii obejmowalo komuni ~ sakramentalnq.<br />

3. R OLA DIAKONA<br />

Cz~s to pelni on fu n kcj~ komentatora i posrednika m i~dzy kaplanem<br />

i zgromadzeniem, wyjasniajqc sens ceremonii i wzywajqc<br />

do modlitwy i skupienia. Sarnotnie odprawiana msza jest w chrzescijanstw<br />

ie wschodn im czyms zupelnie wyjqtkowym i wym aga<br />

specjalnych pozwolen. Normalnie wymagana jest przynajmniej<br />

obecnose diakon a i jednej osoby reprezentujqcej zgromadzenie.<br />

Z a ch~c a s i~ oczywiscie do cZGstego sprawowania Eucharystii, kiedy<br />

tylko istnieje wspolodprawiajqce zgromadzenie, ale Die jest to<br />

codziennym obowiqzkiem.<br />

4. KWESTIA EIKLEZY<br />

Epikleza jest to modIitwa zwrocona do Ducha S wi~ te go, jako<br />

do tego, k tory uswi ~ c a i przemienia postacie eucharystyczne<br />

w Cialo i Krew P ana. W l iturgiach wschodnich modlitwa ta jest<br />

odmawiana po slowach Ustanowienia Eucharystii. Sens tej modlitwy<br />

byl przedmiotem trwajqcych przez w ieki dyskusji mi~dz y<br />

chrzescijanskim Wschodem i Zachodem. L iczni teologowie zachodni<br />

sqdzili, ze jest rzeczq niewlasciwq modlie s i~ 0 pr zem ian~ darow,<br />

kt6ra juz przeciez n astqpila w czesniej. Z drugiej strony teologowie<br />

wschodni kwestionowali w aznose i war tose liturgii zachodnich,<br />

gdzie nie mogIi doszukae si~ koniecznej ich zdaniern epiklezy.<br />

Verghese jest przekonany, ze dzis dyskusja tego rodzaju niewiele<br />

rn a sensu. Kazda z tradycji rna swoje cechy charakterystyczne<br />

Liturgia rzymska zawiera e p ik le z~ przed slowarni Ustanowienia ­<br />

a przynajrnniej jej slad (Modlitwa Veni Sanctificator). Ale w gruncie<br />

rzeczy nie to jest n ajwazniejsze. lzolowanie poszczeg6lnych<br />

modlitw stanowiqcych .CZE:SC aktu Hturgicznego i przypisywanie


RADOSC Z WOLNOSC)<br />

1559<br />

im szczeg6lnej mocy n iejako w oderwaniu od calosci jest sprzecznc<br />

z calq tradycjq prawoslawnq. METATHESIS - przemiana clement6w<br />

dokonuje s i ~ w obr ~bi e aktu liturgicznego stanowiqcego<br />

jednorodnq calosc. ModIitwy kaplanskie m ajq w tej calosci niezast<br />

Cl pionq r o l~ , ale nie n alezy w nich w idziec czegos w rodzaju<br />

magiczn ej formuly. One iyjq przez sw6j zwiqzek z calosciq, poprzez<br />

sens, a n ie poprzez fo rm~ .<br />

Na marginesie uw ag Verghese'a warto zanotowac, ze podobne<br />

tendencje moi na odnalezc taki e w dzisie jsze j katolickiej teologii<br />

sakramen t6w. Dokonujqca si ~ reforma liturgiczna kladzie wielki<br />

i - jesIiby to tak m oina okr eslic - bardziej r6wnomierny n acisk n a<br />

c a l os c kan onu.<br />

5. IKONY<br />

Verghese przypom ina fakty dotyczqce kultu ikon w jego historycznym<br />

rozwoju, podkreslajqc, i e dla pr awoslawnych ikona jest<br />

obecnosciq a nie dekoracjq czy ilustracjq· - jak dla Lutra czy<br />

Kalwina. Teologia ikony we wsp6lczesnym u j ~ciu jest przedstawiona<br />

obszernie w pracach Ouspienskyego i Losskyego 6. Ikona<br />

nie jest portretem - pamiqtkq po kims, k to jest nieobecny...<br />

Kosci6l jest tam, gdzie B6g i swi~ ci Sq obecni - ikony w s k a z u j q<br />

na t ~ obecnosc. Specjaln a czesc oddawana Dziewicy i s wi~t ym<br />

nie odwraca uwagi od chwaly Chr ystusa, bo t ~ czesc oddaje siE:<br />

im jako tym, kt6rych Chrystus przylqczyl do siebie w specjalnym<br />

scnsie.<br />

Ikoniczna obecnosc swi ~ t ych wiqie si ~ szczeg6lnie z kultem Euchar<br />

ystycznym, (' 0 staje s i ~ zr ozumiale, gdy wezmiemy pod uwagE:<br />

to, co juz powiedziano wyi ej 0 przestrzeni sakralnej. Oczywiscie<br />

w ciqgu w iek6w wkradly s i~ w kult ikon niewqtpIiwie naduiycia<br />

- kontrowersje zwiqzan e z ikonoklazmem Sq tego swiadectwem<br />

7.<br />

e. PEDAGOGIA<br />

Godnym jest wreszcie podkreslenia jeszcze jeden znamienny<br />

fak t: wspomnielismy juz 0 scislym zwiqzku, jaki lq czy lit u rg i~<br />

z dogmatycznq t resciq chrzescijanstw a. Ot6i i w zakresie religijnej<br />

formacji wiernych chrzescijan stwo wschodnie bardziej polega na<br />

, Leonid O us pensk y, Essat SUT la t h /!o!ogte d e !' leone dan~ l'E:gltse OTthodox e,<br />

Paris 1960, Por. tez Ou spensky a n d Lossk y T h e M eanIng Of I cons, 1952, oraz<br />

numer specjalny "Contacts. Revu e F ran~ ais e de l'Or thodoxie", vol. X II, no 32,<br />

11160.<br />

7 " W yble ra j ll Ik ony n a r odzic6w Chrzeslnych d ziecl... Niekt6rzy k aplanl ma' l!<br />

zwycza j zeskr oby w a c n leco farby z Ikon I mieszajll ten proszek z eucharystyczn<br />

ym ch leb e m i w ine m I II! m leszanlnl! r ozdajll w iernym po Eucharystil. Innl


1560 PAUL VERGHESE<br />

liturgii niz na jakims systematycznym nauczaniu. Jest to szc7.egolnie<br />

wyrazne w tradycji syryjskiej. Syryjskie formularze mszalne<br />

zawierajq wiele dlugich modlitw typu biblijnej medytaeji.Tekst<br />

Pisma sw. jest tu traktowany z pewnq swobodq, uzupelniony lieznymi<br />

komentarzami, w ktorych wszystkie niemal wielkie dyskusje<br />

chrystologiczne i trynitarne pozostawily swoje slady. Szezytowym<br />

punktem tej k atechezy poprzez liturg~~ Sq ob rz~dy Wielkiego<br />

Tygodnia.<br />

7. UNIWERSALIZM<br />

Szczegolnie pi~knY'm rysem wielu liturgii wschodnich jest wys<br />

t~pujqce zresztq i w liturgii rzymskiej gl~bokie poczucie jednosei<br />

catego Ciala Chrystusa. Wspomnienia swi~tyeh i zmarlyeh Sq<br />

bardzo liezne i obszerne. Graniee Kosciola Sq w nieh nieraz poj~te<br />

bardzo szeroko. Oto przy'klad z liturgii syryjskiej odprawianej przez<br />

autoraksiqzki 8:<br />

Wspominomy nojpierw Ojca naszego Adamo i m atk ~ naszq Ewe<br />

$wi~tq Matk ~ Boga Maryj~<br />

Prorok6w i Aposto:.6w, Ewange/.ist6w i M~czennik6w<br />

Wyznawc6w, sprawiedUwych i kaplanow<br />

Swi~tych Ojc6w i dobrych Pasterzy, Nauczycieli Prawdziwej<br />

Chwaly, pustelnikow i cenobit6w<br />

wszystkich tych, co niewidzialnie trwajq z nami na modlitwie<br />

w s z y s t k i c h, c 0<br />

a d p 0 c z q t k u s w i a tap 0 d 0 b al i s i e<br />

To b i e<br />

wszystk i ch od Adama i Ewy<br />

a z· po 0 s tat n i d z i e n.<br />

Wspominamy tez naszych rodzicow , braci i dzieci<br />

tych, co uczyLi nas slowa prawdy,<br />

naszych zmarlych i wszystkich wiernych zmarlych, a zwlaszcza<br />

tych, co krwiq sq z nami zwiqzani,<br />

tych, co uczestniczyli lub uczestniczq w budowie tego Kosciola,<br />

i wszystkich, ktorzy majq z nami do czynienia w slowie i w czynach,<br />

w m alych i wielkich sprawach<br />

a zwlaszcza tych, na ktorych pro§b~ ta afiara jest skladana...<br />

W wielu liturgiach wschodnich Kosciol modli si~ nie tylko<br />

o wstawiennictwo s wi~tyeh, leez takie modli si~ za nich i za aniotow,<br />

aby Bog udzielal im radosei. Wzajemnosc stosunk6w mi~dzy<br />

niebem a ziemiq doskonale si ~ w tym wyraia.<br />

u mleszczalll Cialo Pans w dlonlach Ikon I wlernl otrzymujll je stamtqd..... List<br />

cesarza Michala d o krola L u dwlka z roku 824. Mansi, tom XIV, S. 240•<br />

• Llturgla syryjska " Sw. Jakuba".


RADOSC Z WOLNOSCI<br />

1561<br />

MODLITWA . PRYWATNA­<br />

Te


1562<br />

PAUL VE RGH ESE<br />

nas wzywa, pociqga, prowadzi naprz6d, n ie pozwala spoczqc, bo<br />

ceL jcszcze nie oszqgni ~ ty . lYIilosc wystawia na pTob~ rozum, ale<br />

zarazem pogl~bia jego zdolnose w idzenia. Nie daje ostatecznej<br />

odpowiedzi lecz niestrudzenie ukazuje drogq przed nami. Milosc<br />

buduje. Spraw ia, ze czlowiek rosnie. To ana tworzy wsp6 l not~<br />

wierzqcych. 1 ona takze stale k westionuje nasze poj~ ci e 0 Bogu<br />

i najsmieLsze oceny naszych m ozliwosci. lYIilosc ajirm uje to co<br />

transcendentne a zarazem nie ignoruje sw iata. Na nie j opiera s i ~<br />

duchowose, ktora, w edlug slow sw. Paw la, widzi rzeczyw istosc<br />

nie wedlug cial, t j. nie sq dzi jej na podstaw ie zew n ~t rz ny c h przejaw<br />

6w. lYIilose otwiera ocz y na ukryte a zadziw iajqce bogactwo<br />

rzeczy niewidzialnych. (2 K or 4, 18). Czl-owiek ucz y s i ~ oceniac<br />

swiat w swietle jeg o niew idocznego i nieoczywistego znaczenia.<br />

S topniow o B6g Osobow y staj'3 s i ~ mu coraz blizszy, poznaje on<br />

Boga, kt6ry nie m oze bye um iejscowiony w zadn ym punkcie przestrzeni<br />

a jednoczeSnie w lada k azdym punk tem czasu i przestrzeni.<br />

Milujqc czlowiek coraz g l~ b i ej w nika w cel stworzenia i pragnie,<br />

aby s i~ on spelnial. Przyjdi: K r6lestwo TWo je ... bqdi: w ola Twoja ...<br />

W kazdym punkcie czasu i przestrzeni czlowiek jest pow olany<br />

do ksztaltowania swiata wedlu.g w oli i zamierzen Boga. W nim .<br />

w czlowieku te zamierzenia z na jdujq sw6j ksz ta ~·t .<br />

W pewnym sensie m odlitwa jest wspolpracq z Bogiem w szukaniu<br />

tego ksztaltu, w realizowaniu go.<br />

Stqd wielka ak tualnose modlitwy i koniecznosc jej a ktualizacji.<br />

Lektura gazety powinna bye pr zygotowaniem do godziny m o­<br />

dlitwy. Tam znajdziem y to, co uczyni konkretnq naszq p r osb~<br />

o chleb i naszq pro sb ~ 0 przebaczenie; jedno i drugie w skali planetarnej<br />

obejmujqcej najszerszq og6lnoludzk q wsp6lnot~ .<br />

Jest wreszcie w Modlitwie Panskiej takze w yraz i swiadomosc<br />

tego, czym Sq w zyciu czlowieka m omenty proby, na pi~ci a, jak<br />

przerazajqcym jest ci~ za r spoczywajqcego n a nas w yboru. "Nie<br />

w6di: nas na pokuszenie": ta prosba powinna zawsze przywodzic<br />

nam na mysl tajem n ic ~ Gethsemani. W samym jej sercu znajduje<br />

si~ Chrystus cierpiqcy, a obok niego spiqcy uczniowie.<br />

W zwiqzku z t ym, k onczqc SWq ks iqzk~, Verghese przyznaje, ze<br />

modlitwa moze bye t rudem, wysilkiem, n ieraz bardzo wielkim.<br />

Odczuwanie jej trudnosci jest rzeCZq b ardzo ludzkq. Ale jego zdan<br />

iem nie przek r esla to dominu jqcej radosci z w olnosci, radosci<br />

Synostwa.<br />

Paul Verghese<br />

oprac. H. Bortnowska


DYSK USJE <br />

JESZCZE 0 KAZAN IACH<br />

Zainteresow anie problemem k azania ostatnio bardzo s i~ w naszej<br />

publicystyce oi ywHo. Mielismy "Trojglos" w " Wi~zi", listy<br />

i artykuty w "Tygodniku Powszechnym". Do tych g losow dorzucam<br />

i ja swoje propozycje pod ad resem glownie kolegow z am bony.<br />

Wychodzq one od czlowieka, k tory, podobnie jak oni, m~ c zy s i ~<br />

przeiywajqc kl~sk i slowa nieskutecznego i rozczarowania m artwym,<br />

obojE;tnym sluchaczpm. K ryty kujqc, zresztq zupelnie slusznie<br />

slaby, cz ~ sto bezn adziej,ny poziom kazan, nie mozna pomijae<br />

i tego faktu, ze wielu z k si~zy wchodzi na a m b o n ~ z l~k iem odpowiedzialnosci<br />

za Siowo i to po kiIku godzinach solidnego przemyslenia,<br />

przygotowania. Propozycje - traktowane jako bodziec do<br />

dysk usji, otwier am stwierdzeniem bolesnego faktu: ucieczki sluchaczy<br />

od naszego slowa.<br />

Ucieczka nie musi polegae na unikaniu Mszy sw. z k azaniem.<br />

Na jcz ~ s cie j u prz ec i~tnego inteligenta pol ega na psych icznym odejsciu.<br />

"Ksiqdz rozpoczyna mowie na ambonie - to ja automatycznie<br />

si ~ wylqczam - p r z e ch odz~ na w lasne, ciekawe tematy."<br />

Win ~ mozna rozdziel ae m i ~dzy kler i Iaikat. Mozna wszystko zwalie<br />

na brak talentu i przygotowania ze strony mow iqcego. Moin a<br />

odpowiedzialnosciq obarczyc samych sluchaczy. " Osadzeni w k limacie<br />

r adia i telewizji, wych owani w k ultu rze slowa, zbyt laicko<br />

przyjmujq stowo z ambony, jako tylko n ieporadne, denerwujqce<br />

slowo czlowieka ... W swoim k rytycyzm ie zatracajq wyczucie Slowa<br />

Soga podanego nieudolnym slowem ludzkim".<br />

Na pewno racje Sq podzielone, ale dla m n ie glownym mankamentem<br />

przekazu Slowa, jest po prostu brak s wi~tosci u przekazujqcych.<br />

Inaczej mowiqc to, ze my kaplani nie jestesmy ustawieni<br />

w klim acie Slowa Bozego. Jestesmy obcy - oddzieleni. Nie tworzymy<br />

jednosci ze Slowem. Troch~ to niezgrabnie w PROPOZY­<br />

CJACH sugerowae s wi~to sc, ale nie wiem czy to nie bylaby n ajbardziej<br />

konstruktywna, chociaz i najtrudniejsza propozycja.<br />

Nieco latwiejszq dla wprowadzenia w zycie bylaby chyba propozycja<br />

odnosz1lca si~ do "dalszego - posredniego" przygotowania


1564 T014ASZ PAWLOWSKI OP<br />

mowcy. Mam na mysli przygotowanie w seminarium duchownym.<br />

Wiele tam powoli zmienia si~ na lepsze. Kiedys, przed laty, w zakladzie<br />

przygotowujqcym przyszlych kaznodziej6w, spotkalem profesora<br />

homiletyki, ktory sam nie mowil nigdy k azan. Bo po prostu<br />

nie potrafil. Podstaw~ wszelkich mqdrosci kaznodziejskich stanowil<br />

pot~zny zbior wzorcowych kazan "na wszystkie okolicznosci zycia",<br />

a uloionych jeszcze za "sanacji". Nie wiem, z jakich teraz materialow<br />

korzystajq klerycy, ale wydaje mi si ~, ze glowny nacisk,<br />

w mysl wspolczesnej pedagogiki, powinien pojse nie w kierunku<br />

zdobywania teoretycznych wiadomosci i nawet nie w kierunku<br />

cwiczen z dykcji, z samej "techniki mowienia", ale raczej w kierunku<br />

umiej~tnosci wykorzystania samego iycia do kazan. Naleialoby<br />

uczye sztuki "podglqdania iycia". Nie tylko wyklady<br />

z homiletyki, ale wszystkie wyklady powinny wskazywae moiliwosci<br />

praktycznego zastosowania wiedzy teologicznej w przyszlych<br />

kazaniach. Naleialoby uczye sztuki odnajdywania zrodel, materialow.<br />

I tej rzadkiej u miej ~ tno s ci wpadania na t rop w lasciwych<br />

inspiracji.<br />

Po studiach, w przygotowaniu bliiszym, bezposrednim daje<br />

si~ zaobserwowae dose cz~sto w ogole brak przygotowania. Cz~sc<br />

tlumaczy si~ zagonieniem, brakiem czasu. Ci, jesli naprawd~ Sq<br />

pochloni ~ ci przez wir prac duszpasterskich, w jakis sposob mog,!<br />

liczye n a pomoc Ducha Sw. Niebezpieczniejsi Sq "elokwentni",<br />

ktorzy nie tyle ufajq w pomoc nieba, ile polegajq n a latwosci, potoczystosci<br />

wlasnej wymowy. Plynq wowczas potoki slow, jakie<br />

cz~sto naduiywajqce cierpliwosci czlowieka spod ambony. A mowca<br />

jakos nie m oze zakonczye, bo po prostu nie napisal tego kazania,<br />

a przynajmniej nie uloiyl dyspozycji. Znam wielu ksi~ i y bogatych<br />

w doswiadczenie, ktorzy mozolnie opracowuj,! pelny tekst<br />

n a piSmie. W ten sposob uzyskujq osz cz~dnos e slowa, zwartosc<br />

mysli. Dzi~ki zapisowi wiedzq, co jui k iedys powiedzieli.<br />

W naszym srodowisku pracuje kaplan, k torego k azania Sq cenione.<br />

Znam kulisy tej "popularnosci". Na pewno decydujqcq r ol ~<br />

odgrywa m odlitwa i postawa tego ks i~d za. Ale pewien wplyw n a<br />

.. jak ose" kazan rna rowniei t o, ie przygotowanie "bliisze" t rwa<br />

caly tydzieI'i. Ten "w zi~ty " k aznodzieja wcale nie rna duzo czasu.<br />

Moze nawet rna go mniej nii wielu inn ych. Opracowanie kazani a<br />

w ten sposob "kawalku je", ze jui w poniedzialek czyta temat<br />

kazania, urywek wlasciwej Ewangelii. W n a st ~ pnych dniach przy<br />

najrozm aitszych okazjach "zyje" kazaniem. Z calotygodniowych<br />

przygodnych r efleksji u rasta do soboty spory zapis. Te raz na


.TESZCZE 0 KAZANIACH 1565<br />

kim : ksiqdz ehoeiaz rna duzo dobrej woli, weale nie jest jeszeze<br />

sw i ~ tym, rna za to malo ezasu i jeszcze mniej talentu. Mysli<br />

gl~bokie nie nadejdq, bo troeh~ nie rna skqd. Sytuaeja dose e z~st a, .<br />

lekko beznadziejna. Mozna sprobowae ratowae siebie i sluchaczy<br />

drogq "organizaeyjnq". Nie wszysey ksi~za mUSZq mowie (w niektorych<br />

osrodkach duszpasterskich nie rna rady: brak kaplan6w ­<br />

kazdy musi mowie). Kierownictwo duszpasterskie powinno dokonae<br />

umiej~tnej selekeji. Niekoniecznie trzeba si~ opierae na w13­<br />

snych silach. Mozna zaprosie fachowcow, specjalistow. Cz~ s to<br />

tutaj odgrywajq rol~ hamulca ambicje "personalne" miejscowyeh.<br />

Bylem swiadkiem, gdy w pewnym zakonie oswiadczono, ze nikogo<br />

nie sprowadzimy, "bo w naszych kosciolach mogq mowie tylko<br />

nasi zakonnicy". No i mowiq, ale jak ... Pomoc "speeow od mowienia"<br />

jest aktualna zwlaszcza w akresie rekolekcji i innych<br />

specjalnych okolicznosci (np. oktawa modlitw a jednose). Planowania<br />

silami "kaznodziejskimi" wymagajq osrodki 0 specyficznej<br />

strukturze duszpasterskiej.<br />

W~dru j q e po Polsce spotkalem osrodek wczasowy, w kt6rym<br />

latem i zimq przebywa mas~ turyst6w. Ludzie ci moze dysponujq<br />

wi ~ kszq ilosciq czasu niz u siebie w domu, a ponadto wlasnie moze<br />

w warunkach "wczasowych" latw iej i..m si~ w ybrae do kosciola<br />

I wlasnie t u wspaniala okazja duszpasterska od wielu lat,<br />

wedlug oceny miejscowego laikatu, jest marnowana. Po prostu<br />

obsada m leJscowego klasztoru nie dysponuje wlasciwq<br />

silq, kt6ra by przem6wi1a do ludzi, juz maze "nie po bozemu",<br />

ale przynajmniej po ludzku. Po Soborze mozemy w Slowie BozYro<br />

uruchomie laikat. Ilu wspanialych f achowcow milczy pod ambonq,<br />

gdy tylu niefachowc6w z ambony zabiera glos w sprawach, w kt6­<br />

rych jako kler nie posiada kompetencji, bo nie moze bye wszechwiedzqcym<br />

omnibusem. W niektorych osrodkach akademickich<br />

uruchamia si~ laikat w kierunku Slowa Bozego w ten sposob, i e<br />

w dniu imienin studenci-solenizanci w czasie Mszy sw., po ewangelii,<br />

pr zeprow adzajq krotkie rozwazanie, przewaznie na t emat<br />

swego P atrona. K aplan slucha jqc slow laikatu jest c z~s to zaszokowanv<br />

gl ~b i q i p i~knem . Duch Sw. zaczyna mowie poprzez sw6j<br />

Lud. Nie gasm y Ducha!<br />

Gdy juz mowa 0 laikacie - to dla n iego dwie propozycje. P ierwsza<br />

<