Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
ALMAIDA D* ET REMONT CZZJLI NAMIĘTNOŚĆ SERCA 229<br />
— Była to przyjaciółka jednego z mych przyjaciół. Zmarła, jaku<br />
ofiara wstydu, który zrodziły w niej obłudne te przesądy. Zażyła laudanum,<br />
i tragiczny jej zgon zmącił na zawsze umysł tego, który ją<br />
kochał. Zwała się Laura Lopez. Potem, wskazując portret Chinki:<br />
— Nazywała się Li-tse. Była córką mandaryna. Sprzeciwiał się jej<br />
małżeństwu. Oddała się mnie. Ja pragnąłem tylko nie przestawać jej<br />
kochać i pieścić dziecko, które miała mi dać. Ale ojciec jej odkrył n a <br />
sze związki i znajdując, że zbeszcześciła się, obcując z chrześcijaninem,<br />
dał ją na pożarcie świniom. I straciłem w ten sposób najmilszą z, kochanek<br />
i kwiecie całej jednej wiosny.<br />
Pan d‘Astin zbiera myśli z czołem w dłoni. Słychać szum ognia<br />
i wiatru w parku, tego samego wiatru może, który dął niegdyś ponad<br />
ogrodem Chin, gdzie, w gęstych zaroślach, młody markiz czuł gnącą<br />
się pod nim Li-tse, bardziej giętką i słodszą od rozkwitłej gałęzi pigwy.<br />
Almaida jest u kolan starca, który kładzie na nią rękę ze znakiem<br />
błogosławieństwa i mówi:<br />
— Nie trap się już więcej. Jestem wzruszony myślą, że ma biedna<br />
Li-tse nigdy nie zaznała szczęścia, jakiego ty zaznasz: być matką. Będziesz<br />
dumina z twego dziecięcia, kiedy Bóg ci je zsyła. Jeżeli pożyję<br />
jeszcze kilka miesięcy, pozwoli mi ono wspominać to, którego mnie pozbawiono...<br />
Tak, Bóg nam, je zsyła. Przyjmiemy je. Pozycja, którą zostawię<br />
mu w spadku, nie mając naturalnych spadkobierców, będzie zaszczytna.<br />
I bogactwo twoje da ci uniknąć wielu przykrości. Przyjaciółko<br />
moja, nie będziesz wychowywała dziecka tego w sekrecie, ani wypierając<br />
się jego pochodzenia, coby było łatwym. Ale stawisz je na<br />
oczach świata, którym trzeba nauczyć się pogardzać, oświadczając głośno:<br />
oto syn lub córka panny Almaidy d‘Etremont i małego pastuszka<br />
z doliny.<br />
Almaida, ciągle jeszcze klęcząca z ręką w ręku starego pana, uczuwa,<br />
jak ogarnia ją bezmierna tkliwość. Podnosi wreszcie głowę i, skurczona,<br />
z rozrzuconymi włosami, zatapia oczy palące, w których płoną łzy,<br />
w oczach starca, bardziej niebieskich i czystych, niźli lazur kwietniowy.<br />
Oplata pięknymi ramionami szyję pana d‘Astin i szepce:<br />
— Mój przyjacielu, jakże jesteś dobry...<br />
IX.<br />
Lato, wieńczone macierzanką i niebieską tarniną, nadchodzi i mija.<br />
I za nadejściem schyłku września park zamku d‘Astin napełnia się<br />
tym brzaskiem zachodu, który czyni podobien koniec dnia sadowi dojrzałemu.<br />
Wszystko zapuszczone już purpurą, wszystko się złoci. Ciemne