Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
TAD EU SZ BREZA<br />
ZA NIEWIDOMYM*)<br />
Teraz biegiem przed siebie. W iatr wypadał z ulic, w przełęczach<br />
między domami ciągnęły się taśmy nieba, chłonęła je noc powolna,<br />
przesycona czadem. Szedłem byle gdzie, oddalałem się, potem zobaczyłem,<br />
że wracam. Przystanąłem. Jakaś kartka papierowa otarła się<br />
o mój trzewik, było w niej, pomiętej, coś ze stworzonka, zaciekawionego,<br />
ale na krótko. Cwałem przemknęły dzieci, powiązane sznurkami,<br />
udające izaprząg. Jedno z nich, dziewczynka, obejrzało się za mną,<br />
brudne, całe w kosmykach. Przez tę chwilę nabrało tchu i zaraz rzuciło<br />
się ze swoim towarzystwem. Przyśpieszyłam kroku. Zaszumiało nade mną.<br />
Ptaki rozsypały się w powietrzu. Malały, wzlatując, aż przyjął je mrok,<br />
roztapiając i gęstniejąc od nich, jakby od kropli atramentu. Znowu inna<br />
ulica. Drzwi źle wprawione, brzęczące szybkami, pchnięto. Po wąskich<br />
schodkach dwu ludzi wychodziło z baru: niepewnych, rozkołysanych,<br />
jakby wysiadających iz łódki. Nad nimi, ulatujący przez drzwi,<br />
ciągnął się dym, podobny do rannej mgły. Było mi lepiej błąkać się,<br />
niżeli dokądś podążać. Kołowałem tak, to o to, to o tamto zaczepiając<br />
wzrokiem, bez myśli. Zapalano latarnie, rozprysło koło mnie światło.<br />
Skręciłem w zmierzch. Pełno go było w wąskich i gęstych uliczkach,<br />
z ścianami pochylonymi, z falującymi, pokręconymi daszkami. Niosło<br />
mnie bezwolnie po chodnikach wąskich jak kładki, nierównych, śliskich.<br />
Stąpnąłem na płytkę luźną, stuknęła głucho, zarazem przeważona<br />
na stronę, wsparła mnie źle, tak, że zachwiawszy się, potrąciłem kogoś.<br />
Przepraszając, spojrzałem w twarz kobiecą, tłustą, białą, ubarwioną.<br />
Otworzyła usta, krzywe od uśmiechu, łapczywe, mięsiste. Zdaje się,<br />
prosiła by się z nią udać. Odburknąłem coś. Ulica opadała. Brzegiem<br />
chodnika ciekła niewielka struga, płaska, na strony i ku przodowi rozlewająca<br />
się kręto drobnymi ruchami. Podobała się żółtemu, chudziutkiemu<br />
smykowi: najpierw pomącił w niej patykiem, potem zapragnął<br />
odciągnąć ją w bok, ukląkł, i, przytknąwszy palec, wyrysował<br />
wąs i nawadniał go. Tu także już zapalano. Blisko mnie światło<br />
zwlekło mrok z niedużej, pochylonej wystawy. Toczyły się po niej ku<br />
szybie pomarańcze, orzechy, cukierki, które okrył kurz. Dalej w zaułku<br />
ciemno. M ijam okna, przyćmione, .spoczywające jak w pleśni. Jedno<br />
*) Z w iększej całości.