11.07.2015 Views

Nr 151, styczeń 1967 - Znak

Nr 151, styczeń 1967 - Znak

Nr 151, styczeń 1967 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ZESPOLDanna Malewska, Maria Morstin-Gorska, Stefan Swlei awskl, Stani~lawStomma, Jerzy Turowlez. Stefan Wilkanowlez. Jacek Woiniakowski. JerzyZawleyak1. Wladyslaw Siroiewskl, Balina Bortnowska, Stanislaw GrygielREDAKCJAI_ Hanna Malewska (redaktor naczelny). Halina Bortnowsk, (sekretarzredakcji), Wladyslaw Stroiewski, Stanislaw Grygiel. Franclszek BlaJdaAd res red a k c ji: K r a k 0 w. S len n a 5. I p., tel. 256-84Redakcja przyjmuje w godz. 13-15" A.dres administracji: Krakow, Wislna 12. I p .• tel. 213-72Administracja przyjmuje w godz. 9-13Prenumcrata krajowa: kwartalnie zl 36.-; polrocznie zl 72.-;rocznie zl 144.-Prenumcrata przez wplaty na konto "Ruehu;' Krakow. ul. Worcella 6. PK~ No 4-6-777 albo przez urzt:dy poczto~e i listonoszy. Prenumerata zagraniczna: kwartalnie zl 50.40; polrocinie zl 100.80;"rocznie zl 201.60Prenumcrata przez wplaty na konto PKWZ "Kuch" Warszawa.ul. Wilcza 46, PKO 1-6-100024.Zamowicnia i przedplaty przyjmowane Sll w terminie do dnia IS-gomicsil\ca poprzedzajl\ceg"o okres prenumeratyCena zeszytu zl 12.-Egzemplarze archiwalne "<strong>Znak</strong>u" nabywac mozna w Administracji miesit:cznika "<strong>Znak</strong>". Krakow uL Wislna 12 oraz w nastepujqcych ksiegarniach: Katowice: Ksi~garnia sw. Jacka, " ul. 3 Maja 18 ; Krakow: Ksi~garnia Krakowska. ul." sw. Krzyza 13; I..odi : Ksi~garnia "Czytaj", ul. Naru­towicza 2; Poznan: Ksi~garnia sw. Wojciecha, PI. Wolnosci 1; Warszawa: Ksi~garnia sw. Wojciecha, ul. Freta 48; Wroclaw: Ksiegarnia Archi­diecezjalna. ul. Katedralna 6.Naklad 7.000+350 + 300 egz. Arkuszy druk. 9. P apier druk. sat. kl. V 61 X86 70 g.Maszynopis otrzymano 11. I . <strong>1967</strong> r. Druk ukoriczon o w lutym <strong>1967</strong> r. Zam. 1111. I. 67 r. - R-55Krakowskle Zaklady GraflCzne, Z aklad <strong>Nr</strong> 1, Krak6w. Kazimierza Wlelkiego 95


ZNAKMIESII;CZNIKRok XIX <strong>Nr</strong> <strong>151</strong> (1)Styczen <strong>1967</strong>KrakowNumery specjalne "<strong>Znak</strong>u" majq juz pewnq tradycj~. Z rzadkatylko poswit~calismy je okreslonym gal~ziom nauki (np. 'lir biolo- .giczny, czy cybernetyczny). Cz~sciej staramy si~, by numer specjalnystanowil calosc, oswietlajqc pewne wybrane zagadnienie'w sposob mozliwie wielostronny. Tej wlasnie tradycji chcielismysili trzymac omawiajqc w niniejszym numerze problem winy i poczuciawiny. Lecz ze wzgllidu na charakter tego z;agadnienia nu­~er jest wyraznie "psychologiczny", choc nie ma ambicji prezentowaniapsychologii jako nauki, zarysowania kompletnej panoramy?'oznych jej kierunkow itp.Kwestii winy poswi~cony jest przede wszystkim esej Bubera, roz­1.oazanie z pogranicza psychologii i filozofii, nacechowane charakterystycznqdla tego wielkiego mysliciela religijnego gl~biq. Ten samproblem podejmuje w~gierski psychiatra i wykladowca MihcilyTapolyai w szkicu napisanym specjalnie dla "<strong>Znak</strong>u", wyraznie nawiqzujqcdo lqczqcej sic: z poczuciem winy problematyki religijnej,


2Rejleksj~WSTFiPkrytycznq reprezentuje w numerze•artykuL wielkiegoznawcy wsp6lczesnej jilozojii swiadomosci i jreudyzmu, prof. P. Ri-·coeura, oswietlajqcy spraw~ jreudowskiej krytyki religii i oczyszczajqcejroli, jakq moze ona spelniC w stosunku do chrzescijanstwa.Trzeba wreszcie przedstawic najbardziej moze wazkq i oryginalnqpozycj~ numeru, jakq jest artykul ks. J6zeja Tischnera. Jestto pierwsza na terenie Polski pr6ba wyjasnienia stosunku mi~dzy 'psychologiq (tak jak jest ona uprawiana dzisiaj na uniwersytetachi w klinikach), a tomistycznq naukq 0 duszy oraz jenomenologicznqantropologiq. Autor postuluje dokonanie gl~bokiego wewn~trznegoprzeksztalcenia podstawowej koncepcji psychologii jako naukio ludzkiej swiadomosci. Ma na mysli dwie odmiany psychologii:najbardziej rozpowszechnionq obecnie, zwlaszcza w Polsce, psycho-·logi ~ empirycznq, lqcznie z psychologiq osobowosci, oraz r6wniezszeroko rozpowszechnionq jilozojicznq psychologi~ neotomist6w. Sqdzion, ze koncepcje te sq przenikni~te wewn~trznymi antynomiami.Punktem wyjscia dla przeksztalcenia ma si~ stac zarysowana przezHusserla koncepcja "psychologii jenomenologicznej", kt6rq autorpoddaje jednak pewnej rewizji.


MARTIN BUBER WINAPOCZUCIE WINY Dopiero w ostatnich czasach niekt6rzy zacz~li si~ uskari:ac, i:ezar6wno w teorii jak i w praktyce psychoterapia uwzgI~dnia tylkopsychicznq "projekcj~" winy, a nie konkretne jej przypadki. Nieprzedstawiono jednak metodologicznie ani nie zanalizowano zr6deltego zaniedbania. Potraktowano je jako ograniczenie stanowiqceoczywistq konsekwencj~ samej natury psychologii.Nic podobnego jednaki:e nie jest oczywiste: w rzeczy samej nicpodobnego nie ma miejsca. W historii na pewno dzialo si~ tak, i:ekazda nauka, kt6ra oderwala si~ od szerszego kontekstu i kt6ra zapewnilasobie niezaIeznosc swojej dziedziny, coraz bardziej ograniczalasw6j przedmiot oraz wlasciwq sobie metod~. Niemniej badaczstraci kontakt z rzeczywistosciq (bez kt6rego wszeIka jego pracastanie si~ dobrze uporzqdkowanq zabawq), jei:eli w razie potrzebynie b~dzie si~ wpatrywal zawsze w to, co' wykracza poza obr~b poI ajego pracy. Chcqc zadoscuczynic swojemu wlasnemu zadaniu, musisi~gac wzrokiem przez granice tego poIa, na kt6re sklada si~MARTIN BUBER, znakomity mysliciel zydowski, uzyskal swiatowy rozglos jakofilozof dialogll, lIczony, UlImacz Biblii oraz jeden z najwi~kszych znawcow ruchuchasydow. Urodzil si~ w Wiedniu w 1878 r. Mlode lata s p~clzil w domu swojegoclziadka, Salomona, w Calicji,_ s lqel z powrote m uclaje s i ~ na stuclia f ilozoficznedo \Vi ec! nia. Do roku 1923 wydaje dwa pisma sjonistyczne , "Welt" oraz "Der .Jude",z k a lei zostaje prafesorem fiIozofii re ligii w uniwersytecie frankfurckim. W tymsamy m roku wydaje swojq wielkq prac~ "Ja i ty". Od 1938 r. przebywal w Izraelu.Zmarl w 1~65 r. w Jezorolimie.M6wiqc 0 Bube rze mamy na m ysli przede wszystkim l


4 MARTIN BUBERz punktu widzenia psychoterapeuty tzw. zewn~trzne zycie pacjenta,a zwiaszcza tworzqce to zycie czyny i postawy, oraz ­rzecz niemala - aktywny udzial pacjenta w roznorodnych relacjachzachodzqcych mi~dzy nim a ludzkim swiatem. Udzial tentworzq nie tylko decyzje pacjenta, ale takZe jeg,o niepowodzeniaw ich podj~ciu, niepovvodzenia, kt6re w spos6b dostrzegalny oddzialywujqjak decyzje.Prawdziwie naukowa psychoterapia zajmuje si~ "wewn~trznymi"reakcjami jednostki na jej bierne i aktywne doswiadczenie zyciowe,psychicznym opracowaniem biograficznych wydarzen niezaleznieod tego, czy dokonuje si~ one w procesach swiadomych czy tezpodswiadomych. Dla psychologa stosunek pacjenta do czlowieka,z kt6rym kontakt silnie oddziaiywuje na zycie i psychik~ tegoz pacjenta,0 tyle przedstawia wartose, o. ile skutki tego oddzialywaniamogq przyczynie si~ do pOiznania choroby. Natomiast jako pewnawzajemna rzeczywistose, znaCZqca realnose tego, co si~ zdarza i cosi~ zdarzylo mi~dzy dwoma ludzmi, przekracza zadanie oraz metod~psychologa. Psycholog ogranicza si~ do tych wewn~trznych powiqzan,kt6re umozliwiajq zbadanie umyslu pacjenta. A jednak, chcqczadose uczynic nie tylko regulom swojej nauki, ale takze istnieniui pctrzebom czlowieka, psycholog moze wyjse i zasadniczo nawetmusi wyjsc poza sfer~, w kt6rej istniejqca osoba pozostaje tylkow stosunku do siebie samej. Musi on miec ciqgle na oku stosunekzyjqcej osoby do zyjqcej osoby - tej tu oto osoby, "pacjenta", doinnej zyjqcej istoty, kt6ra nie jest "dana" lekarzowi; moze ona mubye zllpelnie nieznana.W swojej pracy psychoterapeuta nie moze objqc tej innej osobyczy tych innych os6b. Nie do niego nalezy zajmowanie si~ nimi.A jednak nie moze on zaniedbac ich rzeczywistosci: musi. mu si~udac uchwycic jq tak dokladnie, jak to jest mozliwe, i w takimstopniu, w jakim zajmuje ona miejsce w stosunku pacjenta do nich.Ten stan rzeczy wychodzi na jaw w interesujqcym nas tutaj zagadnieniu.W obr~bie swoich metod psychoterapeuta styka si~ jedyniez poczuciem winy, swiadomym lub podswiadomym (juz Freudzdawal sobie spr a w~ ze sprzecznosci tkwiqcej w poj~ciu podswiadomegopoczucia). Zar6wno wtedy, kiedy racjonalnie sluzy wiedzy,jak i wtedy, kiedy udziela konkretnej pomocy, powinien podchodzicdo winy jako do czegos posiadajqcego ontyczny charakter i co miescisi~ nie w duszy lecz bycie. Pomoc, do kt6rej udzielenia jest zobowiqzany,moze ulec modyfikacji z powodu nowych osiqgni~c naukowych,tak ze trzeba si~ b~dzie domagac od jego metody czegos niezwyczajnego:psychoterapeuta musi bye got6wodejse czasem odustalonych regul swojej szkoly. Prawdziwy "lekarz dusz", tzn. nie


WINA I POCZUCIE WINY5tylko wykonujqcy po prostu swoj zawod, ale takie angazuJqcy si~w swojq prac~ jako partner, to ten, ktory zdobywa si~ na odwag~.2Granice ustalone przez metod~ psychoterapeutycznq nie wystarczajq,aby wytlumaczyc negatywnq czy oboj~tnq postaw~, jakqpsychoterapia przez dlugi czas zajmowala w stosunku do ontyczilegocharakteru winy. Historia wspolczesnej psychologii pokazujenam, ie odgrywaly tu rol~ gl~bsze motywy, majqce takie swojudzial w genezie i rozwoju metod. Najlepszych przykladow na todostarczajq nam dwaj najbardziej godni uwagi przedstawiciele tejintelektualnej tendencji: Freud i Jung.Freud, wielki poiny apostol oswiecenia, zapewnil temu nurtowiponowny rozkwit lqczqc naturalizm 2 oswiecenia z naukowym systemem.Sam mowi bardzo wyrainie 3, ie ogromnq rol~ w rozwojuteorii psychoanalizy odegrala walka przeciwko wszelkim metafizycznymi religijnym doktrynom gloszqcym istnienie jakiegos Absolutuoraz moiliwosc stosunku osoby ludzkiej do Niego. W wynikutej zasadniczej postawy nie dostrzegano w winie jej ontycznegochprakteru: musiano jq wywodzic z wyluoczen przeciwko starymi nowym tabu, przeciwko rodzinnym oraz spolecznym trybunalom.PrzeZycie winy trzeba wi~c bylo uwaiac zasadniczo za wynik strachuprzed karq i kontrolq tego trybunalu, za wynik dziecinnejobawy Pfzed "utratq mHosci" albo, kiedy w gr~ wchodzila winawyimaginowana, za "potrzel:~ kary" ncszqcq charakter seksualny,za "moralny masochizm", 4 uzupelniony sadyzmem superego."Pierwsze wyrzeczenie si~ przyjemnosci instynktu, pisal Freudw 1924 r., wymuszajq zewn~trzne sily i wlasnie to stwarza moralnose,wyraiajqcq si~ poprzez sumienie i domagajqce si~ dalszychwyrzeczen od instynktu".5Diametralnie przeciwstawna, calkowicie innej natury jest naukaJunga, ktorego moina okreslic jako mistyka nowoiytnego, psychologicznegosolipsyzmu. Najwainiejszym przedmiotem jego badan Sqmistyczne i religijno-mistyczne koncepcje wzgardzone przez Freuda;~ Sam Freud okresli1 psychoanalitykow jako "niepoprawnych mechanicystow· i materialist6w" (por. Psychoanalysis and Telepathy w The Standard EditionOf the Complete Psychological Works Of Sigmund Freud, t. XVIII, s. 177-193,London 1965, Hogarth Press.3 POf. np..4. Philosophy Of Life, r. VII w New Introductory LectuTes onPsycho-Analysis, New York 1933, Norton.• Z. Freud The Economic Problem in Masochism w Collected Fapers, t. II,s . 255--268, London 1948, Hogarth Press.:; Por. przypis 4, s. 267.


6 MARTIN BUBERuwaza on je jednak za czyste "projekcje" psyche a nie za znakiczegos pozapsychicznego, z czym siG psyche spotyka. Dla Freudastruktura psyche najpelniej wyraza si~ w superego, ktore W swojejfunkcji cenzorskiej reprezentuje tylko autorytatywne trybunalyrodzinne oraz spofeczne: dla Junga natomiast wyraza si~ ona, albolepiej opiera si~ na "ja" stanowiqcym "jednostk~ w jej najgl~bszymznaczeniu"« i tworzy "najbardziej bezposrednie doswiadczeniepierwiastka boskiego, jakie mozna W ogole psychologicznie uchwyciC".7 Jung "X ogole nie uznaje jakiejs relacji pomi~dzy konkretnqduszq a innym bytern istniejqcym, przekraczajqcym granice tego,co psychiczne. Do tego nalezy dodac fakt, ze integracja zla jakopolqczenie przeciwienstw w psyche uchodzi za centralny motyww procesie "indywiduacji", "urzeczywistniania ja".8 Z tego dogodnegopunktu widzenia nie rna miejsca ani w panpsychizmie Jungaani materializmie Freuda na win~ w znaczeniu ontologicznym,chyba ze znajdziemy je w stosunku czlowieka do samego siebie ­co znaczy, ze wina bylaby jakims niepowodzeniem w procesie indywiduacji.W rzeczy samej z calego wielkiego dziela Junga nie dowiadujemysi~ niczego 0 winie jako 0 rzeczywistosci znajdujqcej si~w relacji ludzkiej osoby do powierzonego jej (w jej zyciu) swiata.W innych psychoanalitycznych doktrynach na ogol sprawa przedsia'wiasi~ bardzo podobnie. Pra,wie kazdy, kto powaznie zajmujesi~ zagadnieniem winy, usiluje wyprowadziC jej poczucie, z jakirrisi~ spotkal w badaniach, z ukrytych czynnikow. Do nich tez usilujez powrotem je sprowadzic chcqc niejako te


WINA I POCZUCIE WINY7cielskq czy spolec~nq naga1nq, a jesH nie hoi si~ on zadnej ziemskiejkary ani nie wierzy w zadnq posmiertnq, to nie rna takiego sqduani takiej wladzy karzqcej, kt6ra by mogla go zaniepokoic. Tutajrzqdzi dogl~bny wglqd - wglqd zdolny dostrzec niemozliwoscpowrotu do pierwotnego punktu wyjsci


8 MARTIN BUBERezy dostrzega on niekiedy inny i wyzszy cel terapeutyki anizelitylko ten, z kt6rym jest obeznany? ezy moze pr6bowac swoich silnie ze swiadomym czy podswiadomym, uzasadnionym czy tez nieuzasadnionympoczueiem winy, ale z samq egzystencjalnq winq,kt6ra si~ sarna pojawia? ezy moze pozwolic sobie, ze swojego punktuwidzenia, na uznanie, ze w tym wypadku uzdrowienie oznacza co'innego anizeli zazwyczaj i co 'W ta·bm razie ozna.cza?Lekarz, stawiajqcy ezolo skutkom egzystencjalnej winy, eiqzqcymna winnym czlowieku, musi wyjsc z calq powagq od sytuacji, w kt6­rej mial miejsce czyn b~dqcy irodlem winy. Egzystencjalna winarodzi si~ vv6wczas, kiedy ktos rani porzqdek ludzkiego swiata, wiedzqci uznajqc, ze podstawy tego swiata stanowiq zarazem podstawyjego wlasnego a takze i wspolnego, ludzkiego istnienia, Lekarzstawiajqcy czolo tego rodzaju winie tkwiqcej w zywej pami~ci jegopacjenta musi wejsc w t~ sytuacj~; musi polozyc swojq r£:k~ naranie porzqdku i powiedziec sobie: to ciebie dotyczy. Wtedy jednakmoze zaskoczyc go fakt, ze niespostrzezenie zmienilo si~ polozeniepsychologa oraz leczenie prowadzone przez terapeut~; ze jezelizechce wytrwac jako lekarz, musi wziqc na siebie ei~zar, ktoregonie spodziewal si~ nosic.Moglby ktos powiedziec, ze egzystencjalna wina stanowi jedyniewyjqtek i ze nie jest rzeCZq wlaseiwq straszyc juz i tak przeeiqzonegoterapeut~ obrazem tego rodzaju granicznych przypadk6w, Tojednak, co nazywam egzystencjalnq winq, stanowi jedynie intensyfikacj~tego, co w pewnej mierze znajduje si~ wsz~dzie tam, gdziedokucza autentyczne poczuci~ winy. Autentyczne poczucie winybardzo cz~sto scisle wiqzesi~ z tym, co problematyczne, "neurotyczne","bezdenne". Metoda terapeuty oczywiseie nie wkraczach~tnie w dziedzin~ autentycznego poczucia winy, kt6re w og6leposiada seisle osobowy charakter i nielatwo daje si~ zamknqc w zdaniaog6lne. Zasadniczo doktryna ta i praktyka wi~cej zajmujq siE;skutkami stlumionych pragnien z okresu dziecinstwa czy zqdz mlodoscizeszlych na manowce, anizeli wewn~trznymi konsekwencjami,jakie poeiqga za sobq zdrada swojego przyjaeiela alba swojej sprawy.Dla pacjenta przedstawia wielkq ulg~ odwr6cenie go od jegoautentycznego poczucia winy w stron~ poczueia niedwuznacznieneurotycznego, kt6re, dzi~ki , uprzywilejowaniu tej kategorii w szkolejego lekarza, daje si~ odkryc w mikrokosmosie marzen albo w strumieniuwolnych skojarzen pacjenta., W ' obliczu tego wszystkiegoprawdziwy lekarz dusz uswiadamia :sobie postulat dzialania r6wno..:czesnie skr·~powanego . i nteskr~po\vancgo metodamLRzecz jasnanie zaniecha on zadnej z metod, kt6re· 'IN, praktyce dajq si~ przystosowac,


WINA I POCZUCIE WINYwiekiem, pomi~dzy czlowiekiem i swiatem, rzeczywistosc niedostGpnqdia jakiejkolwiek z psychologicznych kategorii, tam uznajeon granice swoich metod oraz ze cel leczenia ulegl w tym wypadkuprzemianie, poniewaz kontekst choroby, jej miejsce w bycie, takieprzemianie uleglo..Jezeli terapeuta to uznaje, w6wczas wszystko,.co ma robic, staje si~ trudniejsze, 0 wiele trudniejsze - i wszystko.staje si~ bardziej rzeczywiste, radykalnie rzeczywiste.3Wyjasni~ to stwierdzenie z pomocq przykladu wzi~tego z historiizycia, z kt6rej jui przedtem korzystalem, chociai bardzo pobieznie. ~,Wybieram go z innych mi znanych dlatego, ie bylem swiadkiem,czasem dalszym, czasem blizszym, tych wydarzen. Sledzilem takieich nast~pstwa. Historia, 0 kt6rej mysl~, jest historiq kobiety ­nazwijmy jq Melaniq _. obdarzonej zaletami bardziej intelektualnymianiieli duchowymi. Posiadala ona wyksztalcenie naukowe,.ale bez zdolnosci do samodzielnego operowania swojq wiedzq. Melaniabyla nadzwyczaj towarzyska, co wyrazalo si~, przynajmniejz jej strony, w wi~cej lub mniej zabarwionych erotycznie przyjazniach,pozostawiajqcych bez zaspokojenia raczej gwaltownq niznami~tnq potrzeb~ milosci. Poznala mE;iczyzn~, kt6ry' jui mial si~ienic z innq, uderzajqco brzydkq ale znakomitq kobietq. Melaniiudale si~ bez trudnosci zlamac zaangaiowanie i zamiary malien-·skie tego m~iczyzny. Jej rywalka usilowala popelnic samob6jstwo.Wkr6tce potem Melania oskarzyla jq, na pewno nieslusznie, 0 symulacj~samob6jstwa. Po kilku latach inna kobieta zastqpila z koleiMelani~, kt6ra zaraz zacho'ro'wa,la na neuroz~ zwiqzanq z zakl6ceniamiwzroku. Opiekujqcym si~ niq w tym czasie przyjaciolom wyznalaswojq win~ nie komentujqc jednak faktu, ze nie wynikla onaz nami~tnosci lecz z ustalonej woli.P6zniej oddala si~ pod opiek~ znanego psychoanalityka. Czlowiekten byl w stanie uwolnic jq w kr6tkim czasie od obydwu prze-·iye - niezadowolenia oraz winy. Wpoil w niq przekonanie, ie jestona "geniuszem przyjazni" i ze odnajdzie w tej sferze przezyc naleinesobie wyr6w)1anie. Nastqpila calkowita zmiana, Melania po~swi~cila si~ szerokiemu iyciu towarzyskiemu, kt6re przeiywalajako swiat przyjazni. KontrJlstuje z tym fakt, ze z ludzmi, wzgl~dem9 p·or. przedmowE: BlIbera do posmietnego dziela Hansa Truba Heilung auS'der Begegnung: .Eine Auseinandersetzung 'mit der psyc/lO!ogle C. G. Jung, Stutgal't1952, Ernsi Klett ~erlag. ·~ ~ . ~


10 MARTIN BUBERkt6rych spelniala swojq zawodowq "prac~ dobroczynnq", przestawalaw og6le nie jako z osobami potrzebujqcymi jej zrozumieniaa nawet jej pociechy, ale jako z przedmiotami, kt6re ona rna dostrzeci kt6rymi rna kierowae. Przeiycie winy juz .nie dawalo znaeo sobie; aparat zainstalowany na miejsce sprawiajqcego b61 i napominajqcegoserca funkcjonowal wzorowo.. Z pewnosciq nie jest to zadna nadzwyczajna historia. Widzimytu zwykle strapienie zwiqzane z ludzkim dzialaniem i cierpieniem.Nie mozna tu m6wie 0 egzystencjalnej winie w calym tego slowa.znaczeniu. A jednak przezycie winy, kt6re powstalo w czasie chorobyi kt6re tak si~ z niq stopilo, ze nie moina bylo powiedziee, coz dwojga jest przyczynq a co skutkiem, posiadalo nawskros autentycznycharakter. Kiedy zamilklo przezycie winy, znilda tez dla-Melanii mozHwo'se pOjednania, dzi~ki nowo uzyskaillemu prawdzi"wernu stosunkolwi do swojego ot'oczenia, w kt6rym moglyby si~rownoczesnie r02lWinqe jej najlepsze cechy. Cenq za usuni~cie zqdlastalo si~ unicestwienie SZ3Jnsy, ze ta stworzona osoba osiqgnie tenrodzaj czlowieczenstwa, do ktorego jq przeznaczala wlasna najszlachetniejszapredyspozycja.Znowu moze ktos zarzucic, ze zajmowanie si~ tego rodzaju rze­'czami nie naleiy do psychoterapeuty. Jego zadanie polega na zbadaniuchoroby i wyleczeniu jej czy raczej - udzieleniu pomocyskutecznej dla odzyskania zdrowia. Wlasnie tego dokonal wezwanylekarz. Lezy tutaj jednak wazny problem. Og6lnie moina go sformulowaenast~pujqCo: czy czlowiek wezwany, aby pomoc drugiemuw odpowiedni spos6b, powinien udzielic tylko tej pomocy, kt6rejsi~ 'Od niego wymaga, czy takze i innej - tej, ktorej pacjent obiektywniepotrzebuje wedlug wiedzy, jakq lekarz 0 nim posiadl.Ale co oznacza tutaj pomoc, ktorej ktos obiektywnie potrzebuje?OczywiScie to, ze jego byt rna inne prawa rozwoju anizeli jego swiadomose.Ale takze zupelnie inne nii jego "podswiadomosc". Podswiadomosc0 wiele mniejszy jeszcze anizeli swiadomosc rna udzialw rozwoju istoty tego czlowieka. Przez istot~ rozumiem to, do czegoosoba jest szczeg6lnie przeznaczona i powolana - aby si~ tym stac.Swiadomose ze swoim planowaniem i rozwazaniem zajmuje si~tym jedynie z tej lub innej okazji; podswiadomosc, ze swoimipragnieniami i sprzecznosciami, rzadko kiedy. Sq to wielkie chwileistnienia, kiedy czlowiek odkrywa swojq istot~ alba odkrywa jqponownie na wyzszym planie; kiedy postanawia i postanawia ciqglena nowo stae si~ tym, czym jest, oraz - jako ten, ktory si~ tymstaje - stworzye prawdziwq relacj~ do swiata; kiedy heroiczniepodtrzymuje swoje odkryciei decyzj~ wbrew swojej codziennej:swiadomosci oraz swojej podswiadomo'sci. Czy ten, ktory pomaga,powinien, czy zdola, czy moze teraz zwiqzac si~ z 'istotq tego, ktory


WINA I POCZUCIE WINY 11go wezwal, si~gajqc niejako ponad jego WOlq swiadomq i pod­.swiadomq - zalozywszy, ze naprawd~ niezawodnie rozpoznal potrzeb~tej istoty? ezy to w og6le stanowi jego obowiqzek? ezy tomoze bye jego obowiqzkiem? Zwlaszcza tam, gdzie jak np. w nowozytnejpsychoterapii zasady i metody dokladnie okreslajq zaw6dpolegajqcy na udzielaniu pomocy? ezy tutaj nie zagraza pseudointuicyjnydyletantyzm, rozluzniajqcy wszelkie ustalone normy?Wybitny psycholog i lekarz naszych czas6w, Wiktor von Weizsaecker,zrobil w tej materii trzezwq uwag~ bardzo jq precyzyjniewyrazajqc: "Leczenie tego, co w czlowieku istotne, po prostu niewchodzi w zakres psychoterapii". "Vnasnie ostateczne przeznaczenieczlowieka, pisze (In, nie moze bye przedmiotem terapii". 10 Mojelaickie spostrzezenia zgadzajq si~ z t q, wypowiedziq. Ale istniejewyjqtkowy wypadek - wypadek, kiedy spojrzenie lekarza, tenprzenikliwy rzut oka, kt6ry robi z niego lekarza, rzut oka, wzgl~demkt6rego wszystkie metody znajdujq si~ w sluzebnym stosunku,si~ga w sfer~ istoty i dostrzega istotny upadek oraz istotnqpotrzeb~. Wtedy z pewnosciq nadal nie wolno mu leczye tego, co"istotne" w jego pacjentach, ale moze on i powinien kierowacswoje spojrzenie tam, gdzie mozna sobie samemu udzielie istotnejpomocy, pomocy, kt6rej si~ dotqd ani nie chcialo, ani nie przeczuwalo.Nie dane jest terapeucie wskazae drog~ prowadzqcq stqdnaprz6d. Ale z wiezy obserwacyjnej, do kt6rej pacjent zostal doprowadzony,lekarz moze umozliwic mu dostrzezenie slusznejdrogi, kt6rq powinien isc. Drogi tej jednak sam lekarz nie mozezobaczye. Na tym 1::owiem wysokim miejscu 'wszystko staje si~osobowe w najscislejszym tego slowa znaczeniu.Psychoterapeuta nie jest duszpasterzem ani go nie wyr~cza.Jegozadanie nigdy nie jest posredniczeniem w zbawieniu; polegaone zawsze ty1ko na pchni~ciu naprz6d procesu leczenia. Do niegojednak nalezy nie tylko interesowac si~ 'potrzebq pacjenta, kt6raujawnila si~ symptomatycznie w jego chorobie - interesowac si~niq w mierze, w jakiej odslania mu jej genez~ badanie prowadzonemetodq terapeutycznq. Lekarzowi powierzona jest takzei ta potrzeba, kt6ra pierwsza daje si~ dostrzec w bezposredniosciwsp61noty mi~dzy pacjentem uciekajqcym si~ do lekarza, a lekarzem,kt6ry chce pacjentowi przywr6cie zdrowie. Potrzeba ta po­-wierzona mu jest nawet wtedy, kiedy pozostaje zakryta.Zwr6cilem juz uwag~ na fakt, ze lekarz chcqc adekwatnie wypelnicto wszystko, musi jakis czas opuscic pewny grunt zasadi metoQ., po kt6rym nauczyl si~ chodzic. Nie nalezy tego rozumiec,jakoby teraz· mial si~ on unosie w wolnym eterze nieokielzanej10 Viktor von Weizsaecker Herz!!clle Fragen, 1934, S. 9.


12 MARTIN BUBER."intuicji". Wlasnie teraz i naprawd~ tylko teraz jest on zobowiqzanymyslec logicznie i precyzyjnie dzialae. JezeIi rna si~ kierowacbezposrednim poznaniem intuicyjnym, to tylko tym, ktoreuheczywistnia swoje indywidualne normy w kazdym ze swoichwglqdow. Norm tych nie da si~ przelozyc na zdania ogolne. Takzew tej sferze dzialania, pozornie zdanej na jego niezalezne kierownictwo,czlowiek intelektualnej profesji dowiaduje si~, ze prawdziwapraca jest sprawq nasluchujqcego posluszenstwa.Terapeuta musi stanowczo uznae, ciqgle uznawae, jednq rzecz,.jezeli chee bye zdolny do urzeezywistnienia tego, 0 ezym mowilismy- a to, ze istnieje realna wina, zasadniezo rozna ad wszelkichstraszydel wprowadzonyeh przez niepokoj i zrodzonyeh w 10­ehaeh podswiadomosei. Osobowa wina, ktorej niektore szkolypsyehoanalizy odmawiajq rzeczywistosci, a inne - ignorujq, niepozwala si~ sprowadzie do wykroczenia przeciwko pot~znemutabu.Nie mozemy siG jednakze zadowolie tym, zeby ta wiedza ­dlugo skazana na wygnanie - doszla do nas poprzez t~ ezy innqswiGtq dla nas tradyej~. Musi jq zrodzic na nowo historyezne i biograficznedoswiadezenie wlasnego jazyjqcego dzis pokolenia. My,ktorzy dzis zyjemy, wiemy, w jakiej mierze stalismy siG historycznieoraz biograficznie winni. Nie jest to zadne poczucie aniich suma. Jest to realna wiedza a rzeczywistosci, bez wzglGdu nato, jak r6i:norodnie wiedzG tG ukrywa siG oraz neguje. Formowaniprzez niq, coraz bardziej nieodpartq - dowiadujemy siG na' nowo.ze wina istnieje.Aby to nalezyeie zrozumiec, trzeba sobie przypomniee jedenweale nie uboczny leez zasadniezy fakt. Kazdy ezlowiek znajdujesiG w jakims obiektywnym stosunku do innych; caloksztalt tychstosunkow tworzy jego zycie jako faktycznie uczestniczCjce 'W bydeswiata. W rzeczy samej wlasnie ten stosunek przede wszystkimumozliwia czlowiekowi r·ozszerzenie swojego otoczenia(UmweU) na swiat (Welt). Stanowi on jego udzial w ludzkim bytowymporzCjdku, udzial, za ktory ezlowiek ponosi odpO\.viedzialnose.Obiektywny stosunek, w ktorym znajduje siG nawzajem dosiebie dwu ludzi, maze siG przemienie z pomocq egzystencjalnegouczestnictwa obydwu w stosunek osobowy; moze takze bye zaledwietolerowany; moze bye zaniedbany; moze bye zraniony.Zranienie stosunku oznaeza, ze rani siG tutaj ludzki porzCjdekbytowy. Nikt inny nie maze uleezye rany jak tylko ten, kto jqzadal. Ten natomiast, kto zna fakt winy drugiego i jest z zawodutym, ktory pomaga, maze pomoc mu probowae uleezye ranG.


WINA I POCZUCIE WINY134 Potrzebne jest jeszcze jedno ostatnie wy]asmenie. Kiedy terapeutarozpozna egzystencjalnq win~ swojego pacjenta, nie moze ­widzielismy to - wskazae mu drogi do swiata. Drogi tej pacjentrnusi raczej szukae i odnaleze jq jako swoje wlasne osobowe prawo.Lekarz moze jedynie podprowadzie go do punktu, z ktoregopacjent b~dzie mogl dostrzec swojq osobowq drog~ alba przynajmniejjej poczqtek. Aby lekarz byl zdolny do tego, musi znaeogolnq natur~ drogi, wspoInq wszystkim wielkim aktom sumienia,oraz zwiqzek pomi~dzy naturq egzystencjalnej winy a naturq tej


14 MARTIN BUBERcz~cej boskiej kary; nie moze ingerowac, chociazby posiadal duiewalory duchowe - zawsze wpadnie w niebezpieczny dyletantyzm.Srodkowa sfera to ta, jak powiedzielismy, do kt6rej ogl~du mozeterapeuta podprowadzic - do ogl~du a nie dalej. Dlatego mus!on jq z n a c. Mozemy j~ nazwac sfer~ sumienia z kwalifikacj~,o kt6rej kr6tko powiem. Dzialanie wymagane przez sumienie takzedokonuje si~ w trzech wydarzeniach. Nazw~ je samooswieceniem,wytrwalosciq i pojednaniem. Dokladniej om6wi~ je p6zniej.Przez sumienie rozumiem zdolnosc i tendencj~ czlowieka do radykalnegoodr6znienia wsr6d ctyn6w ze swojej przeszlosci i przyszl,oscitych, kt6re powinny zostac zaaprobowane, od tych, kt6repowinny zostae zganione. Nagana nabiera w og6le 0 wiele mocniejszegoakcentu emocjalnego, podczas gdy aprobata czyn6wprzeszlych czasami przechodzi z szokujqcq latwosciq w bardzowqtpliwe samozadowolenie. Sumienie, rzecz jasna, rozr6inia i, jeslitrzeba, pot~pia w ten spos6b nie tylko czyny ale i zaniedbania, nietylko decyzje ale takze i ich brak, owszem, nawet wyobraieniai pragnienia aktualne alba za pami~tane.Aby lepiej zrozumiec t~ zdolnosc i tendencj~, trzeba pami~tac,ze posr6d wszystkich zyj~cych jestestw nam znanych jedynie cz1owiekjest zdolny brae dystans nie tylko w stosunku da swojegooloczenia, l! ale takze w stosunku do siebie samego. Wskutek tegosam dla siebie. sta,ie si~ "oddzielonym" przedmi,otem, nad kt6rymnie tylko moze dokonywac refleksji, ale kt6ry moze od czasu doczasu zaafirmowac albo pot~pic. Oczywiscie zawartosc sumieniajest okreslana w r6znoraki sposob poprzez nakazy i zakazy spoleczeilstwa,do kt6rego nalczy wlasciciel sumienia, albo poprzeztradycj~ wiary, z kt6rq jest zwiqzany. Ale samego sumienia niemozna zrozumiec jako introiekcji tego czy innego autorytetu, anipod wzgl ~dem ontogenetycznym ani pod wzgl~dem filogenetycznym.Tablica nakaz6w i zakaz6w, pod kt6rq czlowiek wzr6s1 i podktorq zyje, okresla jedynie po.ic:;cia posiadajqce przewag~ w krolestwiesumienia. Nie okresla jednak jego istnienia, kt6re zasadzasi~ w1asnie na tej pierwotnej, charakteryzujqcej r6d ludzki jakosci,rozr6zriiaj~cej i stwarzajqcej dystans. Mniej lub wic:;cejukryte kryteria, kt6rymi posluguje sic:; sumienie, przyjmujqc albaodrzucajqc, rzadko w pe1ni harmonizu.iq z "vzorcem przejc:;tym odspo1eczeilstwa alba wsp61noty. Wiqie si~ z tym fakt, ze poczuciewiny rzadko kiedy da si~ sprowadzic do wykroczenia przeciwkotabu rodzinnemu czy spolecznemu. Calost porzqdku, 0 kt6rym cz1owiekwie, ze jest zraniony przez niego, alba ze przez niego rr.oiezostac zraniony, do pewnego stopnia przekracza ca10sc wiqzqcychJl Par. D istnnce and Relati on, s . 97-104, "Psychiatry", 1957, nr 2.


WINA I POCZUCIE WINY15go rodzicielskich i spolecznych tabu. GI~bia poczucia winy nierzadkolqczy si~ wlasnie z t q cz~sciq winy, kt6rej nie mozna przypisaezniewadze tabu - a zatem lqczy si~ z winq egzystencjalnq.Zgodnie z powyzszym wspomnianq kwalifikacjq jest to, ze naszpodmiot stanowi relacj~ sumienia do egzystencjalnej winy. Stosuneksumienia do przekroczenia tabu interesuje nas tutaj tylkoo tyle, 0 ile winny czlowiek pojmuje to przekroczenie lepiej lubgorzej jako realnq egzystencjalnq win~, wyrastajqcq z jego bytui za kt6rq nie moze on wziqc odpowiedziahiosci nie b~dqc zarazemodpowiedzialny wobec swojego stosunku do swojego wlasnegobytu.Pospolite sumienie, kt6re umie przedziwnie dr~czye i niepokoie,ale nie moze dotrzee do dna i do przepasci winy, rzecz jasna jestniezdolne wezwae do tego rodzaju odpowiedzialnosci. Do takiegowezwania potrzeba gl~bszego sumienia, w pelni osobowego, kt6renie co fa si~ przed wejrzeniem w glqb i juz w swoim napominaniuma na uwadze drog~ prowadzqcq poprzez gl~bi~. Lecz w zadnymwypadku nie oznacza to, ze osobowe sumienie jest zarezerwowanedIe pewnego typu "wyzszego" czlowieka. Kazdy prosty czlowiek,Id6ry zbiera swoje sily, aby pr6bowae wyrwa nia si ~ z matniwiny, posiada to sumienie. Wielkie zadanie wycho"vania, jeszczeniezbyt wystarczajqco uznane, polega na podniesieniu sumieniaze zwyklego, nizszego poziomu na ten, gdzie pojawia si~ sumienie-wizjaoraz sumienie-odwaga. Sumienie bowiem czlowieka posiadawrodzonq zdolnose podnoszenia samego siebie.Wystarczajqco jasno wynika z powyzszego, ze pierwotne poj~ciesumienia, jezeli si~ tylko oSqd jego rozumie dynamicznie a niestatycznie, jest bardziej realistyczne anizeli nowozytne, strukturalnepoj~cie superego. Poj~cie superego posiada jedynie orientacyjneznaczenie, il co wi~cej, latwo moze nowicjusza dezorie-ntowac.Jezeli przejdziemy teraz do dzialan w sferze sumienia, w tymwyzszym i scislejszym znaczeniu, nie b~dzie to dotyczye owejdobrze znanej syntezy, powstalej z uwewn ~trznienia cenzury,udr~ki i kary, kt6rq zazwyczaj uwaza si~ za wlasciwe, faktycznepoj~cie sumienia - tego naciskajqcego i gn~biqcego wplywu wewn~trz nego, wyzszego trybunalu na jakies ego, kt6re mu ulega\V wi ~ kszym lub mniejszym stopniti. Naszym zdaniem ten dr~czqcykompleks raczej posiada jeciynie charakter jakiegos angelicznodemonicznegointermezzo, po kt6rym dopiero moze nastqpie wielcedra matyczny albo tragikomiczny aId nerwicowy. Cala sprawa mozesi ~ zakonczye terapiq uchodzqcq za pomyslnq. Interesuje nastutaj inna mozliwosc bez wzgI~du na to, czy jest to prawdziwyproces Ieczqcy nerwic~ czy tez dokonuje si~ on bez nerwicy wy­


16 MARTIN BUBERprzedzajqc jq tylko? Jest to ta moiliwa chwila, w ktorej cala()soba - przebudzona jui i nie bOjqca si~ - wst~puje z trwoinejniziny sumienia na jego szczyty i samodzielnie wlada materialemdostarczonym jej przez sumienie.Z tego punktu widzenia czlowiek moie przedsi~wziqc trojakiegorodzaju dzialanie, 0 ktorym wspomnialem: 1° - oswiecic ciemnosewijqcq si~ jeszcze naokolo winy pomirno wszelkie uprzedniedzialanie sumienia - chodzi nie 0 jakies "punktowe" oswietlenie,ale 0 szerokie i trwale; 2° - wytrwac bez wzgl~du na to, jak 'vvysokowyroslo si~ w swoim obecnym iyciu ponad stan winy ­wytrwac w tym nowo nabytym, pokornym poznaniu toisamosci terazniejszej osoby z osobq tamtego czasu; 3° - na swoim miejscu ' i wedlug swojej moiliwosci, w danych historycznych i biograficz­nych sytuacjach przywr6cic zraniony przez siebie porzqdek by­towy, przywrocic poprzez aktywne poswi~cenie si~ na rzecz swiata - rany bowiem porzqdku bytoweg,o moina uleczyc w nie­skonczenie licznych innych miejscach, aniieli te, w ktorych zostaly zadane.Aby czlowiekowi moglo si~ to udac w tej mierze, jaka jestw ogole dla niego osiqgalna, musi on zebrac sHy oraz caly swojbyt i ciqgle chronic w ten sposob zdobytq jednosc przed zagraiajqcymjej rozszczepieniem i sprzecznosciq. Bo, zacytuj~ samegosiebie, czlowiek nie moie czynic zla calq swojq duszq, czlowiekcalq swojq duszq moie czynic tylko dobro. 12 To, co musi najpierwwydobyc z siebie, to jeszcze nie jest dobro; dobro dopiero wtedyl'ozwinie si~ w nim, kiedy on najpierw osiqgnie swoje wlasne ja.5Fakt oswlecenia odpowiada na plaszczyznie prawa prawnemuwyznaniu winy, na plaszczyznie wiary - wyznaniu grzechu.Oczywiscie wyznanie winy, jako poj~cie spoleczne, jest najbardziejznane ze wszystkich trzech; to, co tu ma miejsce, rna miejscepublicznie w prawnych spolecznych instytucjach.Wyznanie grzechu czlowiek czyni wtedy, kiedy, szukajqc pojednaniaz Bogiem, bezposrednio albo posrednio, stawia kroki przedsqdem absolutnym. Moie si~ to dokonywac w chorze wsp6lnoty,jak np. dzieje si~ w Zydowskim Bniu Pokuty, alba w szepciespowiadajqcego si~ czluwieka w ucho spowiednika, a nawetw samotni u tych, ktorzy przeiywajq siebie jako stojqcych przed12 M. Bube r Good and Evil: Two Interpretations, New York 1953, Scribner,s. 130.


WINA I POCZUCIE WINY17Bogiem a swoj'l mow~ jako skierowuj'lcq si~ do Boga: spowiadajCjcysi~ jest za,\vsze odsuni~ty od anonimowej sp ::Jlecznosci, alenigdy nie pozostaje jedynie w stosunku do samego siebie. Ma onnaprzeciwko siebie kogos, kto slucha jego wyznania, odpowiadana nie i "przebacza" mu - przy czym u Zydow wyst~puje tuznamienny wspoludzial tego, przeciw komu zawinil.W pierwszym z trzech wydarzen w dzialaniu wysokiej swiadomoscimoralnej - w wydarzeniu oswiecenia - rzecz przedstawiasi~ inaczej. Czlowiek probuje tu oswietlic gl~bie winy,w ktorej z pewnosci'l widzi to, czym ona jest, ale jeszcze nie w jejistocie oraz nie w jej znaczeniu dla jego zycia. Tego, do czegojest obecnie zobowi'lzany, nie maze wypelnic w zadnym innymmiejscu jak tylko w przepasci Ja-ze-mnq. Wlasnie t~ przepascnalezy oswiecic.Prawne przyznanie si~ do winy oznacza dialog z przedstawicielamispolecznosci, ktorzy wyst~puj'l jako s~dziowie zgodniez prawem karnym. Religijne wyznanie oznacza dialog z absolutn'l,bosk'l osob'l, odpowiadaj'lcq w tajemniczy sposob z wn~trzaswojej tajemnicy. Co do oswiecenia istoty, w swoich najbardziejrealnych momentach nie jest ono nawet monologiem, 0 wielemniej 'realnq rozm o


18 MARTIN BUBERDostojewskim, aby zobaczyc, jak ten dzisiejszy etap wi'1ze si~z tym, ktory go poprzedzil.Dla naszego sformulowania problemu konieczne jest wyjscieod peInego tekstu powiesci, zawieraj'1cego wyznanie Stawrogina.2 przyczyn zewn~trznych autor rozdzial ten pozniej wykreslil tjak rowniez cZPcsc zwi'1zanego z tym materialu.Dostojewski pomyslal Stawrogina jako czlowieka znajduj '1cegosic=; na przelomie swoich lat, czlOlwieka, ktory rO ZJwi'1zuje ZJl1a1czenieistnienia poprzez jego zaprzeczenie oraz zmierza do zniszczeniasamego siebie przez zniszczenie wszystkich, nad ktorymi posiadawladz ~ . W opuszczonym r'ozdziale jest mowa 0 tym, jak Stawroginodwiedza swie,tego me,za i przynosi mu napisane wyznanie, ktorechce podac do publicznej wiadomosci. Przyznaje si~ w nim dozgwalcenia dziewczynki. P6zniej w ypiera sic=; wyznania, wyrazniedlatego, ze poznal z reakcji kaplana - zaraz jak tylko wyznaniatego dokonal - . iz nie jest ono zdolne spelnic jego oczekiwan.Trese wyznania jest prawdziwa, ale jego akt jest fikcyjny. Niema on nic wsp61nego z samooswieceniem Etawrogina, z trwalymprzyznawaniem sic=; do siebie, z odnowionym stosunkiem pojednaniaze swiatem. W ten spos6b nawet jego "nie zmyslon'1potrzeb~ publicznej egzekucji" (jak mowi Dostojewski w wyjasnieniu)przenika element fikcji. Stawrogin pragnie "skoku".Niedwuznacznie mowi nam 0 tym fragmentaryczny szkic Dostojewskiego.'Wyraznie w zwi'1zku z tym pozostaje stwierdzenie,ze kaplan przeciwstawil si~ zamiarowi Stawrogina chc'1cemu0publikowac wyznanie: "wielki kaplan wskazal, ze skok nie jestkonieczny, ze czlo\oviek powinien naprawie si~ raczej od wewn'1trz- przez dlug'1 prac~; tylko wtedy moglby dokonac skoku"."Czyzby bylo niemozliwe, pyta Stawrogin, dokonae go nagle?""Niemozliwe?" - odpowiada kaplan. ,,2 pracy aniola moglobysi~ to stae prac'1 szatana". "Ach, zayvolal Stawrogin, 0 tym wiedzialemjuz sam".Stawrogin "popelnia" wyznanie tak samo jak popelni~ sWlOjezbrodnie; jako pr6b~ uchwycenia prawdziwego istnienia, ktoregonie posiada, ale ktore - on, nihilista w praktyce a egzystencjalistaw zamiarach - uznal za prawdziwe dobro. Jest pelen "idei"(Dostojewski uzycza mu nawet swojej wlasnej!), pelen "ducha",ale nie istnieje. Dopiero w dzisiejszych czasach, a nie za Dostojewskiego,czlowiek tego typu odkryje zasadniczy nihilizm w formieegzystencjalnej, po przekonaniu sic=;, ze nie moze dotrzec doistnienia drog'1 odpowiadaj'1c'1 jego osobowosci. Teraz tylko tomu z'ostalo: oglosic peIne natchnienia nih i 1 jako istnienie a siebiejako nowego czlowieka. Stawrogin jeszcze si~ nie "pOSUnqf


WINA I POCZUCIE WINY19tak daleko". Wszystko, co moze zrobic, to zabie samego siebie;ostatecznie, "demoniczna" gra z ideami, zbrodniami i wyznaniami,posiadajqca jakis cel, okazala si~ bezsilna. Decydujqcy moment ­wyci~ty ze zwyczajnej wersji powiesci przez autora - stanowiwlasnie bankructwo wyznania: Stawrogin chcial, zeby swi ~ ty mqzuwierzyl w egzystencjalny charakter jego wyznania i pomogl mu,Stawroginowi, istniee. Wyznanie egzystencjalne jednak mozliwejest jedynie jako przedarcie si~ do wielkich dzialan. wysokiejswiadomosci moralnej w samooswieceniu, w trwajqcym utozsamieniusiebie oraz w relacji jednoczqcej ze swiatem. Ale mozliwoset~ Stawrogin widzi alba jako zasadniczo mu nie przyznanq,alba jako zniszczonq przez niego na skutek jego zyciowej gry.1,,!o,T oczach bowiem Dostojewskiego czlowiek moze bye zbawionywtedy, kiedy on sam chce zbawienia j a k 0 t a k i ego, a tym samymkiedy takze chce swojego w nim udzialu - co stanowiwielki czyn wysokiej swiadomosci moralnej.6Biesy zostaly napisane w 1870 r., Proces Kafki - w 1915. Tedwie ksiqzki przedstawiajq dwie zasadniczo rozne, chociaz scisleze sobq zwiqza'ne, ludzkie sytuacje historyczne, ktorych doswiadczyliich autorzy: jedna niesamowitq pewnose negatywllq ­"wartosci ludzkie zaczynajq si~ rozpadae" - druga jeszcze bardziejniesamowitq niepewnose - "czy sens i porzqdek sw"iatamajq jeszcze jakikolwiek zwiqzek z nonsensem i nieporzqdkiemludzkiego swiata?" Niepewnose, wydaje si~, powstala na podlozutamtej negatywnej pe"vnosci.W zamierzeniu wszystko w ksiqzce Kafki juz jest pomyslanejako niepewne i nieokreslone, czasami az do absurdu, nad ktorymautor zawsze panuje pod wzgl~dem artystycznym. Trybunal sprawiedliwosci,przed ktory nieoczekiwanie wezwano Jozefa Kz powodu nie nazwanej i jemu samemu nie znanej winy, jestprozaicznie real'ny i zarazem upiornie Ulieokreslony, dziki, surowyoraz z ladem bezsensownie na wskros zburzonym. Ale sam Jozef Kwe wszystkich swoich poczynaniach jest chyba nie mniej nieokreslony- w odmienny jedynie sposob, kiedy obciqzony winqprowadzi bezladnie zycie dzien za dniem, tak sarno bez kierunkujak przedtem. Bez kierunku, to znaczy z ' wyjqtkiem jednego celu,dD ktorego ~mierz a, czasami wprost, czasaJmi ubocznie, miallmvJcie- do ll'wolnierua si ~ od trybunalu. Dlate.go zatrudnia blizej nieznanychadwokatow, kobiety oraz inne "ludzkie narz~dzia", odktorych spodziewa si~ obrony. Ochrona, oto wszystko, czego mu


20 MARTIN BUBERpotrzeba w jego poj~ciu w obliczu specy£icznych metod tego szczegolnegotrybunalu. Nieokreslona wina, ciqzqca na nim, zajmujego tylko 0 tyle, 0 ile mysli on od czasu do czasu 0 uloieniu pisemnejobrony w formie zwyklego zydorysu. Chce tam wyjasnic,w zwiqzku z kazdym wazniejszym wydarzeniem, z jakich powodowdzialal wtedy tak a nie inaczej i czy obecnie aprobuje czytez raczej pot~pia swoje owczesne post~powanie. W koncu dziejesi~ to, 0 czym mowa w nie zakonczonym rozdziale: "Odtqd K zapomnial0 trybunale".Tego wszystkiego nie woino nazywac chaotycznym, poniewazw chaosie kryje si~ swiat, letory si~ z niego wynurzy: tu nie rnaani sladu jakiegos kosmosu zdqzajqceg,o do istnienia. Wszystko torazem wzi~te - trybunal, oskarzony i ludzie naokolo - moznanazwac labiryntem. Nielad, dochodzqcy do absurdu, wskazuje nasekretny porzqdek, ten, ktory mimo wszystko nigdzie si~ nie pokazuje,wyjqwszy aluzje, kt6ry ujawnilby si~ wyrainie tylko podwarunkiem, ze J6zef K uczynilby to, czego do konca nie robi ­"wyznanie", ktorego si~ od niego zqda. Ale on nie moze, jak mowi,odkryc najmniejszej winy, z powodu ktorej mozna by go oskarzyc.Konczy p6Zniej zarozumialymi slowami, jakie nie przystojqzadnym ludzkim ustom, widocznie nie zdajqc sobie wcale sprawyz tego, co m6wi: "Jestem zupelnie bez winy". VV ksiqzce nie rnanici wyprowadzajqcej z labiryntu, nic ta istnieje wlasciwie tylkowtedy, kiedy dokonuje si~ to, co si ~ tutaj nie dokonalo - "wyznaniewiny".Co si~ zamierza osiqgnqc, przy danych zalozeniach, przez wyznanie-winy? Zagadnienie uklada si~ w dziwny, niemal zamierzonyparadoks. Dobrze poinformowana kobieta mowi J6zefowi K,opierajqc si~ na jego ramieniu: "Nie mozna si~ naprawd~ obronicprzed tym trybunalem; musi si~ uczynic wyznanie. Zr6b je zatemprzy pierwszej lepszej sposobnosci. Dopiero potem istnieje jakakolwiekmozliwosc wymkni~cia si~". J ozef K odpowiada: "Paniduzo wie 0 tym trybunale i 0 kruczkach tutaj potrzebnych". Poniewazsam Kafka nie mowi nie podobnego, moze to jedynieoznaczac, ze Jozef, uwazajqcy siebie faktycznie za "calkowicieniewinnego", sqdzi, ii powinien zrobic falszywe wyznanie. W tymwlasni.e momencie nie wydaje si~ , aby nie chcial go uczynic. Pozniejjednak jakis malarz, znajdujqcy si~, jak slyszymy, w podobnejsytuacji, dobrze obeznany z metodami tego t r ybunalu, r adzi muw ten spos6b: "Poniewaz jest P an niewinny, moglby pan w istociezel ac si ~ moze wylqcznie na SWq niewinnosc". Zwr6cmy uwag~:w tej samej rozmowie ten sam rozm6wca oznajmia, ze nigdy jeszczenie byl swiadkiem uwolnienia od winy, ale bezposrednio po


WINA I POCZUCIE WINY21tym mowi, ze nie publikowano orzeczen trybunalu, jedynie "legendy"krqzq 0 rzeczywistych uwolnieniach i ze te "legendy"prawdopodobnie zawierajq "jakqs prawd~".W takiej atmosferze akcja posuwa si~ naprzod i wydaje si~, jakgdyby oskarzenie a z nim i zach~ta do wyznania byly bezsensownymabsurdem. Za takie zresztq uwazal je Jozef K w swojej mowieprzed trybunalem: "A znaczenie, panowie, tej wielkiej organizacji?Polega one na fakcie, ie aresztuje si~ niewinne osobyi wdraia si~ przeciwko nim post~powanie bez sensu oraz najcz~sciej,jak si~ to dzieje w moim wypadku, niekonsekwentnie". Niekt6rzyinterpretatorzy Kafki biorq te slowa za wyraz zasadniczejmysli ksiqzki. Stanowisko to jednak zostaje obalone przez dalszybieg akcji oraz zwiqzane z nim zapiski w dzienniku Kafki.Mam na mysli rozdzial: "W katedrze", w ktorym jest mowao tym, jak Jozef K przypadkiem wszedl do kosciola i jak zagadnq1go po imieniu nieznany mu duchowny, kapelan wi~zienny,takze nalezqcy do organizacji trybunalu. Nie dziala jednak z jegopolecenia. Rozdzial ten dokladnie odpowiada rozdzialowi wyrzuconemuprzez Dostojewskiego z Bies6w, gdzie Stawrogin wr~czaswoje wyznanie wielkiemu kaplanowi (Kafka mogl znac ten rozdzialty1ko w nliepelnej wersji, bez tekstu 'wyznalJ1d.a). Tu i tamkaplan przedstawia antagonist~, tu i tam chodzi 0 wyznanie winy;roznica lezy w tym, ze u Dostojewskiego robi si~ je bez zqdania,a u Kafki - na zqdanie. Bo nie co innego wlasnie jak to zqdaniekaplan chce przekazac drogq informacji, ze spra"va przedstawia si~ile, poniewaz trybunal uwaza win~ za udowodnionq. "Alez ja niejestem winny", odpowiada K, "to jest nieporozumienie. I jezelio to chodzi, jak moz'l1a kog'olmlw:i.ek 'l1a'zwac winnym? Jestesmywszyscy po prostu ludimi, tak ten jak i ow". Dobrze sluchajmy:neguje si~ tutaj ontyczny charakter winy, gl~bie egzystencjalnejwiny znajdujqce si~ poza wszelkim czystym przekroczeniem tabu.Wlasnie to chcial zanegowac Freud, kiedy zamierzal zrelaty wizowacgenetycznie poc'zucie winy. Na replik~ Jozefa K kaplan odpowiada:"To prawda", co znaczy: rzeczywiscie, wszyscy jestesmyludimi i nie powinnismy przeceniac roznicy pomi~dzy ludimi.Jednakze dodaje: "Ale wlasnie w ten sposob mowiq wszyscy winni",przez co chce powiedziec, ie ten, 0 ktorego chodzi, zalatwiaspraw~ mowiqc 0 innych zamiast zajqc si~ samym sobq.Z kolei kaplan pyta: "Co zamierzasz teraz uczynic w tej sprawie?""Chc~ jeszcze pomocy", odpowiada Jozef K. Na to slyszy:"Szukasz za wiele pomocy z zewnqtrz". I kiedy jeszcze nie chcenic zrozumiec, kapelan krzyczy na niego: "Czyz nie widzisz nic nadwa kroki przed sobq?" M6wi jak ktos, kto widzi czlowieka jeszczestojqcego przed nim ale juz skonczonego. W tych slowach chce


22 MARTIN BUBERpowicdziec, nie mowiqc tego wprost, ze orzeczenie, "w ktore postEipowaniestopniowo przechodzi", juz jest gotowe. Orzeczenie tobrzmi: Em ierc!Koncowym i ostatecznym wysilkiem kapelan opowiada czlowiekowi,0 ktorego duszEi walczy, przypowiesc 0 odzwiernym, ktoryjako jeGE:n z nieliczny ch ludzi stoi "przed Prawem", przed jednymiz niezliczonych drzwi, prowadzqcych do wn ~ t .rza P rawa, i 0 czlowieku,ktory pragnie tam wejsc. Tego ostatniego przer aza jq trudnosciczekaja,ce na smialka, ktory by odwazyl siEi wejsc. Informacjio nich udzielil mu odzwicrny. Przez cale dni i lata, przez cala,swojego zycia siedzi z boku, przed jednymi z niezliczonychre szt~drz\ovi, az na krotko przed smierciq stroz wyjawia- mu, ze drzwite byly przeznaczone tylko dla niego a teraz siEi zamknq. Jozef Kslucha przypowiesci i nic z niej nie rozumie: coz winien byl u czynkczlowiek, aby moc wejsc? Duchowny mu tego nie mowi. SamK afka, czytamy w jego dziennikach, dopiero wtedy zrozumial poraz pierwszy znaczenie opowiadania, kiedy ezytal je glosno swojejnarzeczonej. Przy innej okazji jasno wyrazil sam jego sens w niezapomnianymfragmencie swojego notatnika: "Wyznanie winy,bezwarunkowe wyznanie winy, drzwi gwaltownie si~ otwierajqce,objawiq wnEitrze domu swiata, ktorego mEitny odblask docierapoza mury". Wyznanie to otwierajqce si~ gwaltownie drzwi. Towlasnie prawdziwe "przedarcie siEi", ktorym to slowem Jozef Kbl~dnie przyzwyczail siEi okreslac upragnionq ucieczk~ od prawa.Czym stalo siEi tutaj prawne pojEicie przyznania si~ do winy ?Fakt w ten sposob tu nazwany, to samooswiecenie, a wiE;C pierwsze,otwieraj,)c€ zdarzep-ie w dzialaniu glEibokiego sumienia.Stawrogin wyznaje tylko werbalnie. Opisuje w strasznych szczegolachprzebicg swojej zbrodni, ale zar6wno wtedy, kiedy pamiEitao niej, jak i wtedy, kiedy jq opisuje, nie jest zdolny do samooswieeenia.Brakuje mu malego swiatla pokory, ktora jedna moze szerokooswiecic przepasc winnego ja. Szuka on pewnego rodzajupodpory, chociazby najmniejszej, nastEipnie poddaje siEi rezygnacjii popelnia samobojstwo.Jozef K nie robi zadnego wyznania; nie chee zrozumiec, ze dlaniego jest uno ezyms konieeznym. W przeciwienstwie do Stawroginanie jest on dumny; inaezej niz Stawrogin, nie odr6znia onsiebie od innyeh ludzi. Dzi~ki temu ze swoim "wszyscy j€stesmytu zwyklymi ludzmi" ucieka przed zqdaniem, zeby wniesc w swojqwewnEitrznq ciemnosc (0 ktorej Kafka mowi w dziennikaeh) okrutnei zbaweze swiaBo. Twierdzi z uporem, ze nie ma czegos takiegojak osobowa, egzystenejalna wina. W swoim najglEibszym wn~trzuwie on eo innego - poniewaz Kafka, seisle zwiqzany z J ozefem K,wie eo innego - ale wzbrania siEi przed zglEibieniem swojego we­


WINA I POCZUCIE WINY23wn~trznego jestestwa az do chwili, kiedy jest juz za pOZna. W tymmiejscu, wydaje si~, Franz Kafka i J ozef K muszq si~ razejse.Kafka uzyczyl czqstki wlasnego nazwiska, dal mu (podobnie jakc1al temu, ktorego w Zamku nazwal "K") swoje wlasne cierpieniespowodawane przez bezsensovvnie dzialajqce otoczenie; w sposobhumorystyczno-karykaturalny obdarzyl go swoimi wlasnymi cechami.Ale teraz, w decydujqcej godzinie,· zgodnie z logikq powiesci,kaze mu mowie: "Jak W ogole mozna nazwae kogokolwiekwinnym" i kaie mu dlugo oraz inteligentnie snue refleksje nadhistoriq oddzwiernego - na jbardziej zwarta wypowiedz Kafkiwyrazajqca jego poglqd na zycie - zamiast przyjqe jej nauk~.W konsekwencji Kafka, rozumiejqcy gl~bi~ egzystencjalnej winy,musi w tym miejscu odejse od Jozefa K.Wiqze s i ~ jednak z nim ponownie dzi~ki temu, ze wkrotce potem,kiedy egzekutorzy wiodq Jozefa K na smiere, Kafka kaze mu skupicsi~ w silnym, chociaz jeszcze wylqcznie rozumowym samowspomnieniu. Kaie Jozefowi, ktory teraz wie, ze proces si~ skonczyi jak si~ skonczy, powiedziee sobie samemu: "Zawsze chcialem pochwycicswiat dwudziestoma r~ kami ale nigdy z naprawcl~ chwalebnegomotywu". J ozef K uznal, ie swoj wlasny bezl:ad przerzucilna nieuporzqdkowany ludzki swiat. Jego wspomnienie siebie sameganie stanowi oczywiscie poczqtku samooswiecenia, ale jestpierwszym krokiem w tym kierunku. Czlowiek jednak, robiqcy tenluok, nie zdaje sobie z tego sprawy. Teraz, przed koncem, Kafkamoze znowu wziqe sobie oblqkanego czlowieka do serca, pomimoze na samym koncu zanim noz spadnie na Jozefa K, kaze mu przypomnieesobie stare, obl~dne zclania wyrazajqce kilka zapomnianychobiekcji. Bye moze Kafka widzi siebie w czlowieku, ktorego Jozef Kdostrzega w ostatnim momencie stojqcego w oknie, "czl:owiekawqtlego i bez substancji z tej odleglosci i na takiej wysokosci"; chcepomec swojemu stworzeniu i nie moze.Mozna jeszcze zapytae, jak pogodzie absurdalny zam~t, panujqcyw trybunale, ze sprawiedliwosciq oskarzenia i zqclania? Pytaniestavvia nas wobec centralnego problemu Ka£ki, problemu stanowiqcegoHo tej powiesci oraz Zamku, gdzie niedost~pna sUa rzqdzi zapomocq niechlujnej biurokracji. Odpowiedz mozemy otrzymae dzi~kiwaznej notatce w dzienniku Kafki, dokonanej w czasie tworzeniasi~ Procesu. W zapisku tym Kafka mowi, ze zajmuje go biblijnysymbol niesprawiedliwych s~dziow. Czytamy: "Odnajduj~ wi~cswoj poglqd alba przynajmniej ten, ktary uprzednio odnalazl:emw sobie". Przedmiotem 82 psalmu, 0 ktorym tuta j mowi wyrazniejest sqd Boga nad "synami Bozymi" czy anioiami, ktorym Bog powierzylr zC!dy nad ludzkim swiatem, a ktorzy nikczemnie naduzyliswojej wladzy i "sqdzili £alszywie". Trese tego poznego psalmu


24 MARTIN BUBERWlqZe si~ ze wschodnim mitem, wypracowanym przez gnostyk6w,o astralnych duchach jak fatum determinujqcych los swiata, aleod kt6rych w1adzy moze si~ uwolnic ten czlowiek, kt6ry oddajesiebie ukrytemu, najwyzszemu swiatlu i odradza si~ na nowo. Mampowody, aby przyjqc, ze w owym czasie Kafka takze zna1 ten mit. 13Zmodyfikowa1 go w Procesie, zgodnie z w1asnq wizjq swiata, pozwalajqcaby sluszne oskarzenie, wydane przez niedost~pny, na'jwyzszysqd, zosta1o wr~czone przez bez1adny, okrutny trybunal.Ujsc temu trybuna10wi moze ten tylko kOO dzi~ki swojej wlasnejswiadomosci zadoscuczyni zqdaniu, aby przyznac si~ do winy, zgodniez jej prawdq, poprzez dokonanie podstawowego wyznania, samooswiecania.Tylko ten cz10wiek wchodzi do wn~trza Prawa.7Los obydwu postaci, Stawrogina i J6zefa K, zosta1 okreslonyprzez ich falszywy stosunek do swojej winy.Stawrogin oczywiscie bawi si~ mysl~, zeby nosic przed sobq niczymsztandar wyznanie swojej najbardziej haniebnej winy, alenie zdobywa si~ na wiE;kszq odwag~ zrozumienia w samooswieceniuswojego istotnego jestestwa oraz zr6d1a swojej winy. Jego przezycie,jak m6wi ""- swoim ostatnim liscie, jest "za slabe i za p1ytkie",jego pragnienie "za silne; nie moze mnie prowadzic"_ Przyznaje zejest niezdolny do popelnienia samob6jstwa, poniewaz "nigdy niemoze istniec we mnie udr~ka i wstyd a zatem i rozpacz". Ale zarazpotem ana go jednak ogarnia i Stawrogin si~ zabija.J6zef K nalezy do innego, zasadniczo p6zniejszego, bardziej"zaawansowanego" pokolenia. Nie tylko wobec swiata, ale takzei wobec samego siebie nie zajmuje si~ formalnym stanem winy. Niechce znaldc i wyswietlic w sobie samym przyczyny oskarzeniarzucanego naIl z byIekqd przez wqtpliw'l spolecznosc - to znaczyprzez jakis niewidzialny, niepoznawainy "najwyzszy trybunal".Rzeczywiscie, dia jego pokolenia uchodzi za udowodnione, ze niema rzeczywistej winy: jest tylko jej poczucie i konwencja. Doostatniej chwili odmawia wejscia przez drzwi stojqce jeszcze otworem(zamkni ~ te Sq tylko pozornie); tak zaskakuje go werdykt.Zar6wno Stawrogin jak i J6zef K nie przyj~li w siebie przelomowejIuclzkiej godziny - teraz jq stracili.Godzina, 0 kt6rej m6wimy, jest godzinq krytycznq_ Bo zeby posluzycsi~ j~zykiem PascaIa, wielkosc cz10wieka jest zwiqzana z jegon~dzq.13 Opieram si


WINA I POCZUCIE WINY25Czlowiek jest bytern zdolnym do stania si~ winnym i jest zdolnyzarazem oswiecic swojq win~ .Wyjasnilem na dwu przykladach zaczerpni~tych z literaturypi~knej roznorodny opor ludzkiego bytu przed samooswieceniem.Ten wewn~trzny opor rozni si~ calkowicie od dobrze znanej psychoanalitykowiwalki, jakq pacjent prowadzi z jego wysilkiem, abyprzeniesc stlUJlTIiOlIlY stan faktycwy rprzypominajqcy swym cha


26 MARTIN BUBERkiego sumienia, odpowiadajqce na plaszczyznie prawa zwyczajnemuaktorowi naprawy. W sferze winy egzystencjalnej nie mozna oczywiScie"naprawie" \v scislym tego siowa znaczeniu, tak zeby dalosi~ win~ odwolae razem z jej konsekwencjami. Pojednanie oznaczatu przede wszystkim to, ze zblizam si~ do czlowieka, w stosunkudo ktorego jestem winny w swietle mojego samooswiecenia - takdalece, jak dalece mog~ go jeszcze osiqgnqe na ziemi - uznaj~w obliezu niego swojq egzystencjalnq wine. i pomagam mu w mozliwejmierze, aby przezwyci ~ zyl konsekwencje wynikle z mojegodzialania rodzqcego win~. Tego rodza.iu jednak czyn moze byewazny jako pojednanie tylko wtedy, kiedy zostanie dokonany niepod wplywem z gory obmyslone.i decyzji, ale w niedowolnej pracyistnienia, pracy, ktorq ja wykonalem. Moze si~ tak naturalnie staewylqcznie na skutek przemiany samego jqdra stosunku do swiata ­nowej sluzby swiatu z odnowionymi sHami odnowionego czlowieka.Nie tu miejsce mowic 0 wydarzeniach w sferze wiary, odpowiadajqcychanalizowanym przez nas wydarzeniom vi sferze gl~bokiE;gosumienia. Dla szczerego czlowieka wiary te dwie sfery tak Sq zesobq zlqczone w jego praktyce zyciowej (zwlaszcza wtedy, kiedyprzezyl on egzystencjalnq vvine.), ze nie moze powierzyc siebie wylqczniejednej z nich. Ludzka wiara nie mniej anizeli ludzkie sumieniemoze ciqgle blqdzic. Wiedzqc 0 swoim blqdzeniu tak wiarajak i sumienie mUSZq oddae s i~ w r~ce 1aski. Nie mojq rzeCZq rozprawiacw ogolnyclY zarysach ° wewn~trznej rzeczywistosci kogosodmawiajqcego wiary w byt transcendentny, z ktorym moze on nawiqzaclqcznosc. Chc~ tylko to powiedziec, ze spotkalem w swoimzyciu wielu ludzi, ktorzy mowili mi 0 tym, jak dzia1ajqc pod wp1ywemwysokiej swiadomosci jako ludzie, ktorzy stali si~ winni,doswiadczyli, ze chwyta ich i ogarnia wyzsza moc. Ludzie ci osiqgn~liten jakis egzystencjalny stan, ktory trzeba nazwac odrodzeniem.8Jeszcze raz powtorz~: z t y m w s z y s t kim psychoterapeutaw medycznym obcowaniu ze swaim pacjentem bezposrednio niema nie do ezynienia, nawet wtedy, kiedy probuje w konkretnymprzypadku wziqc sobie za cel uleezenie egzystenejalne. Najwyzejmozna od niego oczekiwac, jak powiedzia1em, tego, zeby wyehodzqcpoza swoje metody naprowadzil paejenta, w ktorym dostrzegl egzystenejalnqwin~, tam, gdzie moze zaezqc si~ egzystencjalna samopomoe.Ale zeby tego dokonac, musi znac rzeezywistosc, ktorqusilowalem w tym artykule' pokazac.Martin BuberHum. Stanislaw Grygiel


ANTONI J. NOWAK OFM E P 0 K A N E R W c Istnieje dose powszechne przekonanie, ze nerwice to choroby XXwieku. Doniesienia z calego swiata podkreslajq staly wzrost tegozachorowania. Nie posiadamy wyczerpujqcych danych statystycznychz tej prostej przyczyny, ze wi~kszosc chorych nie trafia doszpitali a wielu leczy si~ prywat:nn.e, 00 juz I\-vynika z sGl!mej naturychoroby. Statystyki niemieckie, francuskie, szwajcarskie i amerykailskieokreslajq odsetek pacjentow cierpiqcych na zaburzenia nerwicowew granicach 50 - 800/0. W Polsce odsetek waha si~ w granicach30 - 40010. Nic wi~c dziwnego, ze problem ten jest alarmujqcyi od szeregu lat intryguje wielu specjalistow. Niestety, dotychczasnikt jeszcze nie podal zadowalajqcej definicji nerwicy. Terminnie posiada dokladnego i ogolnie przyj~tego znaczenia. Nawet samS. Freud, kt6ry wylqcznie zajql si~ tym zagadnieniem, nie zdefiniowalnerwicy. Niektorzy badacze uzywajq wymiennie termin6w nerwicai psychonerwica oznaczajqc tymi poj~dami pewne zaburzeniafunkcjonalne graniczqce z chorobami psychicznymi powodujqcedezyntegracj~ osobowosci. Wsrod zaburzen psychonerwicowych najcz~sciejwymienia si~: psychasteni~, nerwic~ l~kowq, nerwice z natr~ctwami,nerwice seksualne, i histeri ~ .Doszukiwanie si~ przyczyn nerwicy na przestrzeni niespelna polwieku przeszlo ciekawq ewolucj~ i warto jej si~ blizej przypatrzee.Juz dawno wiedziano 0 tym, ze psychika bardzo mocno wplywa nazjawiska fizjologiczne czlowieka. Wystarczy wymienie takie objawyjak: przyspieszenie bida serca, pulsu, czerwienienie si~, wydzielaniepotu. Na ten fakt ponownie zwrocil uwag~ S. Freud i rozpoczqlw tym kierunku intensywne badania. Zainteresowal si~ przedewszystkim nerwicq i jej poswi~cil gros swoich publikacji. Trzebazaznaczye, ze interpretacja nerwicy na przestrzeni swej historii niebyla wolna od wplywu kierunku filozoficznego jaki w danym okresiepanowal. Poza tyro stwierdzono, ze l~k jest symptomem ogromnejwi~kszosci nerwic, stqd doszukiwanie si~ hodel l~ku silq rzeczywplywa na sposob interpretacji nerwicy. Kategorie, w jakich wi­


28 ANTONI J. NOWAK OFMdzimy czlowieka, a zatem biologiczne, psychologiczne czy socjologiczneSq trzecim z k.olei zalozeniem interpretacji nerwicy.Artykul niniejszy nie pretenduje do calosciowego uj ~cia tegotak bardzo skomplikowanego zagadnienia. Chodzi tylko a zarys.owanieinterpretacji nerwicy w psychologii gl~bi. Podstawowe sp.os.obyinterpretacji nerwicy m.ozna by zamknqe w nast~pujqcej liniigenealogicznej, od S. Freuda poprzez A. Adlera i C. G. Junga d.ologoterapii V. E. Frankla i personalistycznej 'analizy 1. A. Carus.o 1.W wyjsciowej koncepcji Freuda nerwica byla przede wszystkimskutkiem lamania energii sekscalnej. Poczqtkowo nie interes.owalsi ~ zagadnieniem l~ku, a pierwsze jego sformulowania traktujq l~kjako reakcje czysto fizjologiczne na reakcje seksualne spowodowanezatruciem hormonalnym. Tw6rca psychoanalizy twierdzi, ze gl6wne:ir6dlo nerwicy t.o nagromadzenie energii psychoseksualnej w nieswiadomymzyciu psychicznym, kt6rej nie mozna wyladowae z powoduwarunk6w kulturalnych hamujqcych przejawy pop ~du seksualnego.Energia psychoseksualna wyparta do podswiadomosciz czasem powoduje an.omalie w sferze swiadomej. SeksualnoseFreud ujmuje bardzo szeroko i okresla jq terminem libido. W 1926 r.ukazuje si~ dzielo Freuda pt. Hemmung, Symptom und Angst,w kt6rym wylozyl swojq teori~ l~ku jako :ir6dla nerwicy, alei tutaj dominuje frustracja seksualna. Zauwazyl jednak, ze l~kmoze bye sygnalem przed niebezpieczenstwem plynqcym od"zewnqtrz" moze bye apelem wzywajqcym do obrony. Freudodr6znia trzy typy niepokoju: 1 - niepok6j rzeczywisty, inaczejstrach - faktyczne niebezpieczenstwo w swiecie z ewn~trznym.Z niepokoju rzeczywistego wynikajq dwa nast~pne, 2 - niepok6jneurotyczny jako skutek braku kontroli nad instynktami, oraz3 - niepok6j moralny, przez kt6ry Freud rozumie l ~k sumienia,.tzn. czlowiek czuje si~ "vinny jezeli popelnil czyn niezgodnyz prawem moraInym, w kt6rym zostal wychowany. 1m wyzszakultura - zdaniem Freuda - tym wi~ksze poczucie winy. 1mwi ~ cej wyrzeczen czlowiek ponosi, tym bardziej czuje si ~ winny.Czlowiek szuka pocieszenia, dla mas zr6dlem pociechy b ~ dzie religia,kt6rq Freud uwaza za rodzaj grupowej psychozy, za uciec zk~od rzeczywistosci poprzez wiar~ do dobrego ojca ' niebieskiego,kt6ry obiecuje szc z~ scie. Freud m6wiqc 0 religii czy nawet atakujqcjq rna zawsze na mysli religi~ chrzescijaitskq a wlasciwiekatolickq 2.1 P o r . J . R udin PsycllO teraphie und R eligion, Clten 1964, s. 177. 2 Por . W . Daim Umwert ung der P sychoanalyse, "Vien 1951, s. 19 : zob . r6wIllez C. Thompson Psyc lloan aliza - narodzin y i rozw6j, Wa r szaw a 1965, s. 147.


EPOKA NERWIC29Badacze, ktorzy nadal kontynuowali program Freuda a w leczeniunerwicy poslugiwali si~ metodq psychoanalitycznq to A. Adleri C. G. JU[lg. Ata,kowali freudowskq koncepcj~ ~ibido ora'2 odrzucilikierunek biologiczny jaki reprezentowal Freud. J eden i drugibyl uczniem Freuda. Wsp6lny byl: ich przedmiot zainteresowania- nerwica, ale inaczej jq interpretowali, co ostatecznie doprowadzilodo utworzenia odmiennych szk61. Wina i l~k b~dq nadalcentralny'll1 zagadnieniem, poniewai. towa rzyszCj one zakl6cen iu neurotycznemu.Doszukiwanie si~ element6w religijnych w nerwicy,ktore przez Freuda zostaly tylko zasygnalizowane, u jego nast~pc6wb~dq przybieraly coraz to wi ~ ksze rozmiary. Sam Freud pomimoswego nastawienia antyreligijnego skonstatowal na podstawie dlugoletniejpraktyki, i.e osoby 0 postawie religijnej rzadziej zapadajqna nerwice 3. Adler odrzucil teori~ seksualnej etiologii nerwic.Zdaniem Adlera blqd Freuda polegal: na tym, ze doszukiwal: si~w przeszlosci przyczyn zachorowan nerwicowych; w konsekwentnymtlumieniu energii seksualnej od najwczesniejszych lat dzieci~cych.Tymczasem to nie przeszlosc lecz przyszlose jest nerwicogenna.Czlowiek jest istotq dzialajqcq celowo, dqzy do wytyczonego przezsiebie celu. Poczucie nizszosci jest wlasciwe kazdemu czlowiekowi,stqd potrzeba afirmacji wlasnego "ja", potrzeba dominowania.Fikcja przewodnia to dqzenie do pelnosci czlowieczenstwa. Dqzeniedo mocy jest gl6wnym zr6dlem nerwicy. Czlowiek zapada na nerwic~,jezeli nie moze zrealizowae ce16w, cz~sto fikcyjnych kt6resobie wytyczyl. Adler podkresla, ze zaburzenia seksualne nie Sqprzyczynq nerwicy, lecz jednym z jej objawow.C. G. Jung posiadajqc rozleglCJ znajomose mitologii, symbolikii filozofii r6znych kultur dal wiele nowego psychoanalizie. Nigdynie uznal w calosci teorii seksualnej Freuda ani niq si~ nie poslugiwal.Zwr6cil uwag~ na wa.ikose stosunkow jakie zachodzCJ pomi~dzydziecmi a rodzicami. Nowose, kt6rq wprowadzil Jung, to wy­.kazanie, ze tlumieniu mogq r6wniez ulec dodatnie strony osobowoscii ze wychowanie moze bye powaznym zr6dlem konflikt6w, poniewazmoze utrudniae realizacj~ indywidualnej linii zyciowej. W jungowskiej terapii, samourzeczywistnienie, dqzenie do indywiduacjijest istotnym sld adnikiem. Indywiduacja w uj~ .ciu Junga to wzajemneprzemieszanie swiadomej cz~sci zycia psychicznego z pod­'wiadomq na przestrzeni zycia danej jednostki. Czlowiek musi dqzyedo indywiduacji, musi dqzye do rownowagi pomi ~dzy s\.viadomosciCJ a podswiadomosciq, w przeciwnym wypadku naraza swojqr6wnowag~ psychicznq. Udany proces indywiduacji powoduje stwo­3 P o r. H. S el1!!r ErUisu n gsvoTstellu n gen und i h r e p sy c h o!ogiscll en· Aspekt e,.ZU r ic l1 1950 , s. 221.


30 ANTONI J. NOWAK OFMrzenie nowego "ja", kt6rego skutkiem jest swoiste odzycie religijne.Zak16cenie tego procesu prowadzi do nerwicy. W. Daim twierdzi, zezdaniem Junga indywiduacja jest mozliwa tylko przy wlasciwymustosunkowaniu si~ do Boga 4. W swoich p6zniejszych badaniachJung coraz bardziej zblizal si~ ku antropologii w uj~ciu chrzescijailskim.0 ile Freud byl nastawiony areligijnie, 0 tyle Jung jestnastawiony religijnie. "Czlowiek ostatecznie choruje dlatego, poniewazzagubil to co daje w iara religijna i nikt nie jest we wlasciwymznaczeniu tego slowa uzdrowionym, dop6ki nie odrestaurujeswojej p()sta'\vy religijnej 6. Anima naturaliter religiosa est - toadagium spotykamy w jego dzielach. Nerwica jest cierpieniem duszy,kt6ra nie znalazla sensu swego istnienia, dlatego szukanie sensujest r6wnoczesnie szukaniem Boga 6. W jungowskiej interpretacjinerwicy dochodzq do glosu pierwiastld egzystencjalne, jak r6wniezw jego teorii l~ku. L~k - to zagrozenie calosci osobowosci, to walkao wlasne "ja". Pokonanie l~ku 0 wlasnych silach swiadczy 0 wysokimmorale jednostki. W psycholagii Junga nie mazna addzielicl~ku od winy, l~k i wina Sq scisle zwiqzane z sumieniem.Freud zauwazyl, ze czlowiek jest istotq bardziej skomp likowanqniz to widzialy nauki przyrodnicze XIX wieku, jednak w swojejdoktrynie za bardzo interpretowal czlovvieka w kategoriach biologicznych.Zasygnalizowal pewne punkty styczne pomi~dzy nerwicqa religiq. Religia jednak byla dla niego negatywem. Nie docenilproblem6w egzystencjalnych nurtujqcych w czlowieku. Nie zwr6ciluwagi na celowy charakter post~powania czlowieka, a kt6ry takbardzo podkreslil Adler. W jungowskiej doktrynie zauwazamy gl~bokqzaleznosc pomi~dzy nerwicq a postawq religijnq. Wina w koncepcjiJunga posiada charakter egzystencjalny. Nast~puje przesuni~cieinterpretacji nerwicy z podloza biologicznego na egzystencjalne,kt6rego g16wnym przedstawicielem jest psychiatra wiedeilskiV. E. Frankl.Filozofia egzystencjalna rozbudowana przez Heideggera, szczeg6lnierozpowszechnila si~ wsr6d psychiatr6w w Szwajcarii i Niem ­czech Zachodnich. L~k w ich uj~ciu to nie zwykla reakcja. L~k nalezydo istoty zycia ludzkiego, jest Kategoriq ontologicznq. Juzw samych sformulowaniach Frankla widoczne Sq zalozenia egzystencjalne:to nie my pytamy 0 sens zycia, ale zycie nam stawiapytania, na kt6re my musimy odpowiedziec *. Zdaniem Frankla czlo­4 Por. W. Da im, clz. cyt., s. 341.;; PO I'. C. G. J un g D ie B ezienllu n g der Psyc11Otl1erapie z!tr See!sorge, Zurich1923, s . 12.6 PO I'. Jolancle Jaco bi D as R e!i giIJse i n d er Ma!eTein von se e!iscll L eidend e;w : J . R u d in N eu rose u n d Re!tgion , OHe n 1964, s . 130.• Sze r zej t ~ s praw ~ prze dstawia artyku! M. Mazura 0 Fra nklu oraz w ypowiedz sam ego F rankla w nini e j ~zym nume r ze.


EPOKA NERWIC31wiek nie jest "zbiorowiskiem" pop~d6w, refleksyjnym automatem,produktem "krwi i ciala", dziedzicznosci i srodowiska. Duchowosc,wolnosc, odpowiedzialnosc, to trzy podstawowe skladniki czlowieczenstwa'. Frankl cytuje wypowiedz Freuda: ludzkosc uwazala,ze ma ducha , a ja 'Wykazalem, ze ma p op~dy ; 0 tym, ze rna po'p~dy,odpowiada Frankl, przekonalismy si~ wystarczajqco w ostatnichdziesiqtkach lat, dzis musimy dodac ludzkosci "odwagi do ducha",przypomniec 0 jej duchowym charaktcrze. Religia jest silq, kt6radopomaga znalezc sens w kazdej sytuacji iyciowej nawet w cierpieniui smierci 8. Poczucie bezsensownosci jest w r 6"mej mierze .powodem nerw icy jak poczucie malowartosciowosci w uj~ciuAdlera. Frankl przeciwstawia frustracji scksualnej frustr a cj~ egzystencjalnq.W pustce egzystencjalnej l"o21w ija si~wybujaie libidoseksualne.Interpretacja nerwicy w psychologii gl ~ bi posuwa si


MICHAL MAZURVICTOR E. FRANKL I LOGOTERAPIAVictor Emil Frankl, genialny psychiatra, neurolog i tworca tzw."Trzeciej Szkbly Wiedenskiej" (I - Freud, II - Adler), urodzil si~26 marca 1905 r. w Wiedniu. W r. 1928 uzyskuje doktorat z medycynyi w tymze roku organizuje "Poradni~ dla mIodziezy" (Jugendberatungsstelle).Swiietne rezultaty 'Pl'Owadzonej przez Frankla poradnispawodowaly, ze najpierw w Wieciniu, a pozniej w szeregu 'innychmiast Austrii powstaia siee tego 'rodzaju placowek, nad ktorymisprawowal piecz~ bardzo jeszcze wtedy mlody dr F,rankl. Poradnie te bardz'o dobrze rOZlwijaly si~ w Austrii do r. 1938.W r. 1938, (marzec), Niemcy hitlerowskie zajmujq Austri~ i przylqczajqdo Rzeszy. "Poradnie dla mlodziezy" zostajq natychmiastzamlmi~te. Ludzie pochodzenia zydowskiego zostajq wyj~ci spodprawa. 16. 6. 1941 r. przestajq istniee konsulaty USA: zamyka si~Gstatnia wqska furtka wiodqca na wolnose.. Viktor E. Frankl jest od r. 1939 do 1942 prymariuszem Nervenstationdes Rothschild-Spitals (szpital izraelickiej gminy wyznaniowejw Wiedniu). W r. 1942 zosta~ie wraz z rodzinq (rodzice,zona, brat) wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oswi~cimiua pozniej przewieziony do Dachau. Swoje przezycia obozowe -Frankl byl "zwyklym wi~zniem iydowskim" i dopiero w 1945 r.pelnil w Dachau funkcj~ lekarza - opisal w ksiqice (tlumaczonejna polski w r. 1962) pt. Psycholog W obozie koncentracyjnym. Niezwyklata ksiqzka wyr6Znia si~ z masy literatury obozowej zupelnymbrakiem pogardy i nienawisci do oprawc6w, a kaidq jej stron~przepelnia humanitaryzm. Juz w czasie transportu Frankl zostaloddzielony od swych najbliiszych i dopiero po wyzwoleniu dowiedzialsi ~ , ze zadnemu z nich nie \.!-dalo si~ przezye gehenny obozu.Z rodziny Victora E. Frankla zostala przy zyciu jedynie siostra,kt6rej u dalo si~ wyemigrowae przed wojnq do Australii.Po uwolnieniu obozu w Dacha u przez Amerykan6w, wraca do"vViednia. W r. 1947 habilituje si~. Od r. 1946 jest kierownikiemoddzialu neurologicznego w miejskiej ogolnej poliklinice w Wiedniu.R6wnoczesnie jest profesorem Uniwersytetu Vviedenskiego orazprezydentem Osterreichische Arztegesellschaft fUr Psychotherapie.


VICTOR E. FRANKL I LOGOTERAPIA33Wyda1 czternascie ksiqzek (tlumaczonych na 7 j~zykow, takze japonski)oraz oko1o 300 publikacji naukowych. Przez ca1e lata mia1systematycznie (raz na miesiqc) wyk1ady radiowe 0 psychiatrii. Alejak widzimy znajduje czas na napisanie artykulu stanowiqcegoodpowiedz na ankiet~: "Co daje mi sil~ do zycia?" (ktory zamieszezamyw niniejszym numerze).Victor Frankl jest czlowiekiem pelnym uroku osobistego. Wakacjesp~dza w Alpaeh b~dqe wytral\vnym alp1nistq (w swyeh ksiq:Z1kachuiy'Wa ez~sto porownan z alpmistyki). Jest sv.rietnym karykaturzystq.Vlieszka w skromnym mieszkaniu w poblizu polikliniki z zonq Ellyi corkq Gabrielq.LOGOTERAPIA VICTORA E. FRANKLAKazdy ezlowiek, a wi~e i kazdy lekarz, wyznaje swym zyciemjakqs filozofi~: posiacla jailds obraz ezlowieka. Jaki ten ·obraz jestto sprawa szczegolnie dla psychiatry nieoboj~tna. Frankl podkreslawielowymiarowosc czlowieka: wymiar somatyezny (tzn. cielesny),psychiczny oraz noetyezny, (tzn. duehowy). Chcqe wypuklic nieporozumienia,ktore powstajq ezy to z nieuznawania wielowymiarowosei,czy tez niesw~adomego rzutowania na plaszezyzny 0 nizszymwymiarze, Frankl eh~tnie pos1uguje si~ nast~pujqeym Gbrazem:(rys. 1)oRys. 1.000Rys.2.Rzut szklanki na jednq p1aszezyzn~ jest kolem, na drugq prosto­~q -::':-ili, a nikt przeeiez 'l1ie twierdzi, ze szklanka sk1ada si~ z kolai prostokqta. Rzuty walca, stozka i kuli (rys. 2) Sq kolami, a przeciezpi~t nie twierdzi, ze te twory geometryezne Sq identyczne. Niewolno wi~e twierdzic ze czlowiek sklada si~ z roznych warstw.<strong>Znak</strong> -, 3


34 MICHAL MAZURCzlowiek w logoterapeutycznej koncepcji jest czyms wi~cej niz sumqstruktur fizycznych, odruchow, emocji, pop~dow i procesow umyslowych.Czlowiek nalezy do "przestrzeni noologicznej". Gdyuwzgl~dni.amy jedynie 'rZlut alia jednq plaszczyzn~ - np. psychiatrycznq,wtedy - jak powtiJada Fra'l1!kl: "dla mnie jako psychiatryDostojewski jest tyllro epileptY'kiean, takim jak kazdy timny epileptyk,a Bernadetta jedynie hi!stery,czkq miewajq'cq wi:zjOll1erskiehalucyna,cje".W istocie nauki lezy, ze dokonuje rzutowan na "podprzestrzenieo nizszym wymiarze" tzn., ze metodycznie i pryncypialnie "zapomina"0 pelnej wielowymiarowosci rzeezywistosci i trzyma si~fikeji swiata "jednowymiarowego". "I to jest - jak powiadaFrankl - losem nauki, ze pod tym wzgl~dem nie zatrzymuje si~nawet przed ezlowiekiem i rzutuje go na plaszczyzny juz to biologicznq,juz to psychologicznq czy tez socjologicznq. Gdy mam np.zbadac neurologicznie pacjenta, ktorego skierowano do mnie z powoduguza !W mozgu, wtedy !lnUSZ~ oczY'vviscie przyslonic peluo:wymiarowqrzeezywistosc konkretnego czlowieka i czynic tak, jakbyw jego wypadku chodzilo 0 zamkni~ty system odruchow warunkowych.Skoro tylko odloz~ mlotek do badania refleksow, zdejmuj~przeslon~ i znow mog~ zobaczyc osobowe ezlowieczenstwo paejenta,ktore wylqczylem za nawias. Staram si~ go spotkac jak ezlowiekczlowieka, tzn. wejse w relacj~ "Ja - Ty" w sensie Bubera. Podobniedzieje si~ przy rzutowaniu na plaszezyzn~ fizjologicznq czytez psychologicznq, np. w ramach badania psyehodynamieznego.Ale trzeba zdawac sobie spraw~, ze w takich ukladach odniesieniaezlowieczenstwo odbija si~ w sposob bardzo znieksztalcony i niepelny.Pewne prawdziwie ludzkie zjawiska przepadajq, bowiemnalezq wlasnie do wymiaru duchowego (noetycznego). Sq niminp. Sen s i War t 0 s e. Muszq one zniknqe z pola widzenia, gdyrzutuj~ czlowieka na plaszezyzn~ psyehieznq, tzn. uwzgl~dniamjedynie pop~dy i sily pop~dowe . Ten blqd ezynili wielcy odkryweyi tworcy psychologii gl~bi, sta,rajqc si~ wytlumaczye lub zredukowaeezlowieka do woli (pop~du) przyjemnosci (Freud), do woliwladzy (Adler), ezy tez pop~du agresji (H. Banziger). Znane nam Sqteorie, ktore sprowadzajq etyk~ ezlowieka do zaspokojenia pop~dumoralnego lub sumienia: jakoby czlowiek staral si~ bye dobry jedyniepo to, by Imiec spokl{)jne sUlmienie. Ten "demaskujqey psychologizmczy tez fizjologizm" porownuje Frankl do pracownika kanalizacji:p6ki znajduje si~ pod ziemiq widzi on z zycia miasta jedynierury kanalizaeyjne, gazowe, kable elektryczne... Gdyby niewiedzial nic 0 uniwersytetach, kosciolaeh, teatrach, muzeaeh b~dqcychw mieseie, nie wiedzialby nie 0 kulturalnym zyciu miasta.


VICTOR E. FRANKL I LOGOTERAPIA 35Ale to wszystko poznaje on jedynie w czasie wolnym od pracy;p6ki znajduje sil:; pod ziemiq, porusza sil:; w swiecie energii pomagajqcychzyciu kulturalnemu. Ale zycie kultury nie sklada sil:;z gazu, wody, prqdu elektrycznego i sciek6w!W czasie swych wyklad6w w San Francisco Theological SeminaryVictor Frankl powiedzial: " ... jestem przekonany, ze kazdy dobrypsychiatra zawsze uprawia logoterapil:;, cZl:;sto nie wiedzqc 0 tym.Gdyby logoterapia nawet nie dawala niczego poza uswiadomieniemi metodologicznym uporzqdkowaniem tego, co dawniej bylo rezultatemindywidualnej intuicji i improwizacji, juz to samo stanowilobycenne osiqgnil:;cie; logoterapii mozna by uczyc i nauczyc sil:;".(LOGOS =LOGOTERA PIASENS, W TERMINOLOGII CHRZESCIJAIilsKIEJ SFERA CHRYSTU­SOWA)Nie byloby celowe definiowanie tu logoterapii. Postaram sil:;jedynie podac kilka jej rys6w charakterystycznych. Jak wynikajasno z powyzszych wywod6w, pacjent jako czlowiek przytloczonyswymi problemami jest niewymienialnq, niezastqpionq duchowqosobq, a psychiatra winien miec do niego indywidualny, niepowtarzalnystosunek. Lekarz musi wprawdzie dobrze dysponowac szeregiemtechnik, lecz zbyt wielki nacisk na technikl:; produkuje technik6wa nie terapeut6w i pacjent staje si~ wtedy mysZq, kt6rqmanipuluje sil:; wedle przepisanej techniki. Czlowiek jest istotqbl:;dq.cq 'W polu "nla ·pi~cia lI1!o.odYlllalIllic2lnego", tZlTl. stoi mil:;dzy"istnieniem a powinnosciq". Gdy napil:;cie to z· jakichs powod6wslabnie, powstaje poczucie pustki i ll:;ki.We wsp6lczesnym swiiecie szerzy ml:; ep1demicmie 1 ~ k pus t k ii be z sen s u. W dawnych wiekach ludzkosc naszego obszaru kulturowego-cierpiala na ll:;k l.o-su i ll:;k potl:;pienia (P. Tillich). Gdyczlowiek ograniczy powinnosc np. do spraw somatycznych i pOPI:;­dowych, wtedy nie dochodzi do wlasciwego mu poczucia odpowiedzialnoscii swiadomosci wartosci - nie przebija sil:; do sfery sensu(Logosu) i nie dociera do spelnienia, kt6re stawia mu zycie jako zadanie:przez zajmowanie osobistego stanowiska wobec problem6wzyciowych, przez zaangazowanie si~, przez milosc i sprostanie cierpieniulosowo koniecznemu. Symptomatycznq dla takiego okaleczalegoczlowieczenstwa jest wlasnie pus t k a e g z y s ten c j a 1 n a(por. artykul Frankla w niniejszym numerze!). Takq pustk~ napotkacmozna w tzw. "niedzielnej neurozie", w "neurozie bezrobotnych",i w tzw. "kolektywnych neurozach": ludzie pracujq intensywnieprzez caly tydzien, ' ale przychodzi dzien wolny od pracyi w obliczu pustki i bezsensownosci swego zycia popadajq w de­


36 MICHAL MAZURpresj~, 'lub' by ujsc przed pustkq rzucajq si~ w jakikolwiek stanrauszu: meeil sportowy (boks, pilka noina, zuzel), alkohol, d ansing...W czasie wielkiego kryzysu gospodarczego Frankl pracujqc w poradniachdla m10dziezy styka1 si ~ z wstrzqsajqcymi wypadkamicierpieilpsychicznych zwiqzanych z bezrobociem i wprowadzil dopsychiatrii poj~cie "neurozy bezrobotnych". Zasadniczym jej symptomemnie jest depresja jak w niedzielnej neurozie, lecz a p a t i a.Tacy bezrobotni tracq coraz bardziej wszelkie zainteresowania.Kolektywna neuroza charakteryzuje si~ 1. prowizorycznq posta­Wq iyciowq, 2. fatalistycznym nastawieniem do zycia, 3. kolektywistycznymmysleniem, 4. fanatyzmem. Jak wykazaly badania testoweprzeprowadzone przez Frankla i jego wsp61pracownik6w,jedynie bardzo nieliczni ludzie wolni Sq calkowicie od symptom6wkolektywnej neurozy. Czytelnik zechce to sprawdzie na sobie, odpowiadajqcna powyisze cztery pytania, kt6re wyrazajq powYZszecztery symptomy:1. Czy uwaiasz, ie warto dzialae i brae los w garsc, gdy w kazdejchwili mogq wybuchnqc bomby atomowe i okaze si~, ie wszystkonie mialo sensu?2. Czy wierzysz, ze w gruncie rzeczy czlowiek jest igraszkq wewn~trznychi zewn~trznych mocy (dziedzicznosc, charakter, otoczenie,ustr6j spoleczny, propaganda)?3. Czy nie sqdzisz, ze najwazniejszq rzeczq jest nie rzucac si~w oczy ("nie podpadac", "nie wychylae si~")?4. Czy sqdzisz, ze czlowiek, kt61'y chce czegos ll'aprawd~ ba,rdzodobrego i wielkiego, jest uprawniony do uzycia wszelkich srodk6w,kt6re wydajq mu si~ skuteczne?Ukryte formy egzystencjalnej frustracji spotykamy w tzw. managerdisease (choroba manager6w, na kt6rq zapadajq nie tylko ludziena kierowniczych stanowiskach, lecz takze szerokie kr~gi) orazw a 1 k 0 h 0 1 i z m i e. W manager disease sfrustrowana wola sensukompensowana jest przerostem woli wladzy, kt6rej najprymitywniejszymprzejawem jest wola pieniqdza.Logoterapia klasyfikuje z grubsza neurozy na n a st~pujqce typy:a. Neurozy psychogenne, tzn. pochodzqce z psychicznych konflikt6w.Tutaj logoterapia dziala na tym samym poziomie, co konwencjonalnapsychoterapia.b, Somatyczne pseudoneurozy pochodzqce z zaburzeil wegetatywnychi hormonalnych.c. Neurozy noogenne: nie pochodzq one z kompleksow i uraz6w,lecz z problem6w duchowych i moralnych: Sq one spowodowaneegzystencjalnq frustracjq.Wlasnie ten ostatni rodzaj neuroz jest specjalnosciq logoterapii.


VICTOR E. FRANKL I LOGOTERAPIA 37Ale nootyczna terapia wskazana jest nierzadko i w przypadku psychogennejneurozy, bowiem jej psychoterapia dopiero wtedy da si~doprowadzic do koilca, gdy egzystencjalna pustka zostanie wypelnionasensownym zyciem. P s y c hot era pia pow inn a byeu z u pel n ion a log 0 t era p i q. Frankl formuluje to w drastycznyspos6b: "Czyz chirurg zdejmujqc r~kawice po udanej operacjispelnil juz sw6j obowiqzek? Jakiz pozytek byl z jego chirurgicznejterapii, gdy pacjent popelnia samob6jstwo, nie mogqc zniesczycia kaleki?" Logoterapia stara si~ doprowadzic czlowieka douswiadomienia sobie, ze jest istotq odpowiedzialnq. Jest ona wychowaniem"ku odpowiedzialnosci". Ale nie wolno jej w zadnym wypadkusugerowac konkretnych wartosci i ce16w. Logoterapia niemoze dac pacjentowi sensu jego egzystencji, lecz jedynie umozliwicmu szukanie i znalezienie tego sensu, tzn. stara si~ rozszerzyc polejego widzenia tak, by pacjent byl zdolny widziec calq gam~ mozliwosciosobistego i konkretnego sensu wartosci. Terapia neuroz noogennychstara si~, by pacjent pojql, ze to zycie stawia mu pytania,ze losowe cierpienie jest takim pytaniem i ze zycie oczekuje odniego odpowiedzi (por. ponizszy esej Frankla). W praktyce drogado uleczenia podobna jest do sokratycznego dialogu. Lekarz stara si~ujrzec pacjenta jako osob~ duchowq. Ten osobowy byt nie jestprzeciez "medyc:zmyrm przypadkierm" i moze otworzyc sd~ jedyuriew egzystencjalnym zaangazowaniu lekarza jako czIowieka. Lekarzmusi umiec sluchac bez uprzedzeil i to peIne oddania wsluchanie si~pozwala zbudowac mi~dzyludzki kontakt, kt6ry w trakcie terapiimoze stawac si~ coraz bardziej osobistym spotkaniem. W spotkaniutym dokonuje si~ "wychowanie ku odpowiedzialnosci", przezuprzytomnienie pacjentowi jego idywidualnych mozliwosci. Nadaniesensu symptomom i dojscie do ich podstaw wsp6lnie z cierpiqcymjest warunkiem mozliwosci uzdrowienia.Podstawowym zadaniem takiej rozmowy jest obok naswietleniai przeorania konfliktu zbudowanie prawdziwej wsp6lnoty osobyz osobq. W ten spos6b cierpiqcy moze odzyskac zaufanie i ufnosc,kt6rych brak jest przeciez g16wnq przyczynq zlego samopoczucia.Kt6z nie wie z wlasnego doswiadczenia, jak trudno pom6c czlowiekowi,kt6ry uwaza, ze zyoie jego jest bezsensowne. Wszelkie rozumoweargumenty muszq chybic celu, bo pro b 1 ems ens u - podobniejak problem milosci - nie jest zagadnieniem intelektualnym,lecz sprawq gl ~ boko egzystencjaLnq: sens zycia widzi jedynie ten, ktozyje sensownie, dla kogo zycie jest zagadnieniem, kt6re rozwiqzujezy jqc odpowiedzialnie. Czlowiek jest istotq, kt6ra t~skni, swiadomieczy nieswiadomie, do prawdziwej, tzn. sensownej egzystencji, t zn.do milosci w podw6jnym sensie: chce kochae i bye k ochanym. Poczuciasensu zycia nie mozna przekazae, bo jest on nierozerwalnie


38 MICHAL MAZURzwiqzany z konkretnym zyciem tego niepowtarzalnego i niezastqpionegoczlowieka. Sens jest zyciem. Ale moze czasem ucla sir: pomoedrugiemu wejse na drogr: wiodqcq do sensu przez to, ze otoczysir: go atmosferq zyczliwo§Ci i pozwoli mu doswiadczye, ze jest kochany.W roku akademickim 1949/50 wyglosil Frankl na uniwersyteciewiedeilskim dla studentow medycyny, filozofii i teologii wykladypt. Homo patiens (Czlowiek cierpiqcy) - ukazaly si~ one drukiemw r. 1950. Ta wstrzqsajqca ksiqzka stawia Victora E. Franklaw poczcie czolowych filozofow wspolczesnych. Istnienie cierpieniana swiecie jest jednym z najtrudniejszych problemow filozofii i teologiii wiqze si~ nierozerwalnie z problemem teodycei (jak dobryi wszechmogqcy Bog mogl pozwolie, ze na swiecie jest tyle cierpienia?).Ksiqzka Frankla wydaje mi si~ duzo bardziej kompetentna,przekonywujqca niz wszystko inne, co czytalem na ten temat.Z pewnoselq dlaltego, ze za kazdYlIll jej zdaniem stoi Frankl, czlowiek,ktory mas~ wycierpial, ktory stale w codziennym swym i:yciujest skonfrontowany ze strasznymi cierpieniami, ktory czyni wszystko,by im uli:ye 0 ile to jest mozliwe, a tam gdzie lekarz -stoi bezsilny- usiluje pomoc cierpiqcemu w znalezieniu sensu w tym jegokonkretnym cierpieniu; we wzi~ciu na siebie swego krzyza, w rozwojuwewn~trznym. Nie mia10 by sensu streszczac tu ksiqzki Frankla:jest to arcydzielo. Nalezaloby natomiast dolozye starail, byzosta1o ono udost~pnione polskiemu czytelnikowi. W tym miejscuchcialbym jedynie przytoczye kilka zdail, ktore pokazujq, jak cennymi niezastqpionym takze dla lekarza moze stae si~ dzielne, godnieprzez pacjenta niesione cierpienie. Frankl pisze te zdania po opisieci~zkiego przypadku zespo1u Little'a polqczonego z atetozq u dwudziestokilkuletniegom~ ,zczYZlny . " ... Psychorterapeuta, Mory kiedysw swym i:yc1U 'Zobaczyl ta>kq rezygnacj~, b~dqcq jedncczesniewielkim osiqgni~ciem, musi cenie to swiadectwo i bye za niewdzi~cznym. Bowiem zostalo mu cos dane: odwaga i pociecha ­odwag~ i pociech~ musi podawae dalej innym ludziom, swym chorym...Stal si~ bowiem swiadkiem tego, ze dzielo rezygnacji nietylko jest wymagane stale od czlowieka, ale, ze jest takze mozliwedo osiqgni~cia. Psychiatra staje si~ zwierciadlem, ktore odbi~a obrazmogqcy bye przykladem dla cierpiqcych, chorych ludzi. Inni chorzypatrzqc w to zwierciadlo widzq, ze to, czego si~ od nich oczekuje,nie jest czyms niemozliwym. Jesli chodzi 0 samego lekarza, to majqcw swiadomosci ten przyk1ad b~dzie mogl wystqpie wobec innegopacjenta juz inaczej: z wi~kszym przekonaniem. Nie ludzmy si~:jed y n i e ten, k t 0 sam j est p r z e k 0 nan y, m 0 z e i n­nyc h p r z e k:o n a e. Jedynie ten, kto nie tylko uwaza, ze zyciew przypadku zespolu Little'a moze miee jakis sens, lecz kt6ry byl


VICTOR E. FRANKL I LOGOTERAPIA39swiadkiem tego, ze ten sens - chocby jeden jedny raz - zostalspelniony i zrealizowany, tylko taki czlowiek moze uczynic wiarygodnymnast~pnemu «medycznemu przypadkowi» takie spelnienie.Jedynie on moze w zyciu i cierpieniu drugiego odkryc mozliwoscisensu i obudzic w nim wole: sensu. Dane mu byly odwaga i pociechaoOdwage: i pocieche: podal dalej, ale zostalo mu to odplaconer6wnq cenq, kt6z bowiem nie przezyl chat ra~ , ze przekonujqc drugiegoczlowieka zostal umocniony w swym przekonaniu? Kt6z niedoswiadczyl na sobie samym, ze pocieszajqc innych - sam zostalpocieszony?" .Tak moze mowic jedynie wielki czlowiek, czlowiek wielkiej pokoryi wielkiego serca, kt6remu dane jest niesc prawdziwq pomocwielu ludziom. Zycie i dzialalnosc Victora Emila Frankla jest odpowiedziqna pytanie, kt6re postawily rou lata w obozie zaglady.Michal Mazur


"VICTOR E. FRANKLs l A D 0 t. y C A Ntc w ~wiecie nie jest bezsensowne,a cierpienie najmniej ze wszystkiego.Oscar WildeW Bawarii jest miasteczko, ktore nazywa si~ Landsberg, odlegleokolo 50 km od Monachium. * Na poludnie od niego wiedzie szosado odleglego 0 ' 5 km Markt Kaufering. Na poczqtku roku 1945o swicie SZOSq tq szlo 280 m~zczyzn. Kolumna szla piqtkami i byiaeskortowana przez SS-manow: byla to grupa wi~zniow obozu koncentracyjnegow 'Kauferingu (fili·a OIbozu w Dachau - uwaga Hum.).Szli do pobliskiego lasu, by hudowac zamaskowanq olbrzymiq fabryk~zbrojeniowq. Byly to obdarte, wymizerowane postacie. Kustykali,wlekli si~, cz~stokroc jeden uwieszony drugiego, wspierajqc si~nawzajem. Nogi straszliwie nabrzmiale od puchliny glodowej ledwomogly udzwignqc ciala wazqce przeci~tnie 40 kg. Stopy bolaly, poranione,peIne ropiejqcych odciskow i pop~kanych odmrozeii.. A cozdzialo si~ w mozgach tych m~zczyzn? Mysleli 0 zupie, wydzielanejw obozie raz dziennie wieczorem i pytali si~, czy tego wieczoruuda im si~ oprocz wody wylowic plywajqcy w zupie kartofel. I mysleli0 tym, do jakiej grupy roboczej b~dq za kwadrans przydzieleni:czy dostanq si~ pod straszliwego dozorc~, czy do grupywzgl~dnie znosnego. Tak krqzyly mysli tych ludzi wokol codziennychtrosk wi~znia lagru.Ale naraz, jednemu z tych ludzi mysli te wydaly si~ jakos zbytglupie. I probowal wzbic si~ do innych mysli, do trosk "bardziejgodnych czIowieka". Ale nie udalo mu si~ to. Wtedy uzyl takiegowybiegu: staral si~ zyskac dystans wobec tego pelnego m~ki zycia,stanqc ponad nim, patrzec na nie z wysokiego punktu obserwacyjnego.COZ uczynil? Wyobrazil sobie, ze stoi na katedrze w wiel­• Artykul t en j est odpowiedzi'l V. E. Frankla na ankicte:: " Co daje m i s il e: dozycia?" z k t6r 'l zwr6cil sie: dr A. Bahr do szer egu w ybitnych osobistosci, m. in. d oBuberu, A. S chweitzera, G. Marcela, G. Manna, A. Portmanna, Radakrishnana,V. E. Frankla. Odpowiedzi te ukaz:;lly s ie: w ksi,!zce pod tytulem Kraft zu L eben(uwaga t1umacza).


SILA DOZYCIA41kiej, pi~knej, ciepIej, jasnej sali wykiadowej i rna rozpoczqe prel.ekcj~pt. "Psychologia obozu koncentracyjnego".GdYbyscie si~ dokladniej przyjrzeli temu czIowieko\vi idqcemuw owej kolumnie, zauwazylibyscie, ze na jego kurtce i spodniachprzyszyte Sq kawalki plotna z numerem 119104. A gdybyscie odszukaliten numer w ksi~gach obozu w Dachau, dowiedzielibysciesi~, ze zapisano przy nim: Frankl, Victor.Pozw6lcie mi teraz odwrocie ten eksperyment myslowy i wyobraziesobie, ze wchodzqc w rol~ tego m~zczyzny, udzielam wywiaduw zwiqzku z przyczynkiem, kt6ry mam napisae 0 zasadniczymdoswiadczeniu, jakie zdobylem w obozie koncentracyjnym,w tym bycie w przepasci. Wtedy z tego wszystkiego, co tam przezyIem,da si~ wyciqgnqe nast~pujqCq kwintesencj~: 0 ile istniejecos, co sprawia, ze czlowiek moze sprostac takiej sytuacji granicznej,jakq jest ob6z koncentracyjny, to jest tym jego wiedzao konkretnym i osobistym sensie jego istnienia.Wyjasni~ to na przykiadzie: pewnego dnia siedzialo przede mnqdw6ch ludzi, obaj zdecydowani popeinie samob6jstwo. Obaj uzywalistereotypowego dla lagru zwrotu:"Nie mog~ juz niczego oczekiwaeod zycia... " Teraz chodzilo 0 to, jak sprawie, by ci dwajludzie dokonali kopernikowskiego zwrotu, mianowicie by juz niepytali czy i czego mogq oczekiwae od zycia, lecz na odwrot, dostrzegli,ze zycie na nich czeka, ze 1'JIa k>azdego zurich, 'I1a niego,wlasnie na niego, ktos lub cos wyczekuje: jakies dzielo lub jakisczIowiek. I rzeczywiscie, okazalo si~ zaraz, ze po drugiej stronietego, czego obaj wi~zniowie spodziewali si~ od zycia, zycie oczekiwalokazdego z nich z zupeinie konkretnymi zadaniami. Okazalosi~ mianowicie, ze jeden z nich wydaje seri~ ksiqzek geograficznych,seri~, kt6rej jeszcze nie doprowadzil do konca, a drugi rnac6rk~ za granicq, kt6ra go ub6stwia. Na jednego .czekalo zatemdzieIo, na drugiego - czlowiek. Obaj wi~c byli w rownej mierzeafirmowani w tej wylqcznosci i niezastqpionosci, kt6ra pomimocierpienia potrafi nadae zyciu· bezwarunkowy sens. Dla swejnaukowej pracy jeden z nich byl tak sarno niezastqpiony, jakdrugi niewylnienny byl w milosci swej c6rki.Kto w obozie nie potrafH wierzyc w przyszlosc, byI zgubiony.Wraz z przyszlosciCl tracil duchowy punkt oparcia, zaczynal wewn~trzniespadae i rozpadal si~ zarowno cielesnie jak i psychicznie.Dzialo si~ to przewaznie dose nagle przybierajqc form~ pewnegokryzysu, ktorego objawy byly dobrze znane doswladczonemnwi~zniowi obozu.Oto ~ przyklad:Na poczqtku marca opowiadal mi pewien kolega obozowy, ze2 lutego 1945 r. mial dziwny sen: jakis glos, podajqcy si~ za pro­


42 VICTOR E. FRANKLroezy, rzekl: mu, ze moze on go 0 cos zapytae, a otrzyma odpowiedzna kaide pytanie. I zapytal:, kiedy d 1 ani ego skonezy si~wojna. Odpowiedz brzmiala: ,,30 marea 1945 r". I oto zbliial si~30 marea, ale nie nie wskazywalo na to, ze "gIos" mial: raej~.29 marca kolega mof poczql gorqezkowae i popadl: w delirium.30 marca stracil przytomnosc, 31 marca umarl. Zmiotl go tyfusplamisty. Rzeezywiscie, "dIa niego" 30 marea, w dniu, w ktorymstracil przytomnosc, wojna si~ zakonczyla. Nie popelnimy bl~du,gdy przyjmiemy, 'ie na skutek rozezarowania, ktore przyniosl murzeczywisty bieg rzeezy, sila obronna organizmu zmniejszyla si~tak daleee, ie drzemiqea juz w nim infekeja miala teraz bardzolatwq gr~.Ainerykanski psychiatra wojskowy, Nardini, ktory zdawal spraw~ze s~ych doswiadezen z zolnierzami amerykanskimi b~dqcymiw japonskiej niewoli, mial okazj~ stwierdzic, jak bardzo szansaprzezycia niewoli zaleina byla od zapatrywania si~ na iycie.A wi~c od duchowej postawy wobec konkretnej sytuacji. W koncudoswiadczenie to zgodne jest z mqdrosciq nast~pujqcego zdaniaNietzschego Wer ein "Warum" zu Leben hat, ertragt fast jedes"Wie" (Ten kto rna "po co" iye, zniesie kaide "jak").Wszystkie te pytania nabierajq dzisiaj szczegolnej aktualnosci.Do psychiatry zwracajq si~ pacjenci, poniewaz zwqtpili w sensswego iycia. Albo nawet przestali wierzyc, ie kiedykolwiek tensens znajdq. Oto czego im brak: wiedzy 0 czyms takim jak sens,ktory nadalby zyciu wartosc. To, co nazywam "egzystencjalnqprozniq", napotyka dzis psychiatra na kaidym kroku.W zwiqzku z mymi wykladami w j~zyku niemieckim dla studentowniemieckich, szwajcarskich i austriackich, okolo 40%przyznalo, ze przeiywa Iub ' kiedys doswiadczylo uczucia bezdennejbezsensownosci. Po moich wykladach w j~zyku angielskim dlastudentow z USA bylo takich osob okolo 800/0. Naturalnie nieznaczy to, ze pustka egzystencjalna opada przewainie Amerykanow,ani ze , zawdzi~czamy jq tzw. amerykanizacji. Oznacza tojedynie, ze stanowi ona je'dnq z cech wysoko uprzemyslowionegospoleczenstw'a. Cilowiek cierpi dzi.s nie tylko na zuboienie instynktu,lecz takZe na utrat~ tradycji. Obecnie instynkty niemowiq mu co musi, a tradycje co winien czynic. Niedlugo nieb~dzie jui wiedzial czego chce, a zacznie nasladowac innych. Popadniew konformizm.Nie chodzi bowiem 0 to, by za wszelkq cen~ unikac napi~c. Cowi~cej, wierz~, ze czlowiek potrzebuje pewnej zdrowej dozy napi~cia.Jestem przekonany, ze istotnq cechq Iudzkiej egzystencjijest znajdowanie si~ w spolaryzowanym polu napi~cia mi~dzy


SILA DO ZYCIA43"bye" a "mriee pOlwilrunlOSe", s t a e W Qo b 1i c z use n sui wa r­t 0 sci i bye p r z e z n i e w z y w .a !J1 y m.Jest zatem calkiem zrozumiale, ze Theodore A. Kotchen stwierdzana podstawie badan statystycznych, iz wyczucie, gdzie lezysens zycia, "orientacja sensowa" jest miarq zdrowia duszy czlowieka.A Pearl Schroeder twierdzi na podstawie statystyk, zepost~p terapeutyczny pacjenta z ale z y 0 d j ego p 0 c z u ciaodpowiedzialnosci.Tym bardziej moze tu zalWazyc faikt, ze higienq psychicznqdotqd rzqdzila w mniejszym lub wi~kszym stopniu falszywa zasada,iz czlowiekowi potrzebny jest przede wszystkim spok6ji r6wnowaga. Relaks za w~zelkq cen~. Tymczasem dzis po"winnismymniej obawiac si~ przeciqzenia niz stawiania zbyt malychwymagaiJ. czlowiekowi i to szczeg6lnie mlodemu. Gdy znajdujeon zbyt malo napi~cia, tzn. jesli za malo porywajq go wzoryp raw d z i w y c h ludzi, wtedy s z u k a napi~cia chocby takiegonawet, jaki wynika ze strachu przed policjq, kt6rq stara si~sprowokowac. Istnieje bowiem nie tylko patologia stressu, lecztakze patologia braku obowi q zk6w. Jak wiadomo, calkowiteodsuniE;cie lWrazen zmyslo"l,vych, jak to ma miejs


44 VICTOR E. FRANKLI teraz stoimy przed interesujqcym problemem, przed pytaniem,jakie istniejq zasadnicze mozliwosci nadania sensu zyciu, a wi~crealizowania wartosci? Mozna swemu zyciu nadae sens stawiajqcza eel jakis ezyn, lub dokonywujqe jakiegos dziela. Ale moznaswemu zyciu nadae sens takze przez to, ze chlonie si~ pi~kno ,dobro i prawd~, lub dzi~ki temu, ze choeby jednego ezlowiekaprzezywa si~ w jego istocie, jego niepowtarzalnosei i niezwYklosci.Przezyc zas jakiegos czlowieka jako niepowta7'zalnego i niezwyklegoznaczy przezyc go jako "ty", czyli kochac go. Ale nawet ·ezlowiek znajdujqcy si~ w sytuacji przymusowej, w ktOrej niemoze ani ezynami realizowae wartosci ani nadawae swemu zyeiusensu dzi~ki przezyeiom, takze i ten czlowiek moze jeszeze swemuzyciu nadae sens wlasnie przez sposob, w jaki p r z y j m u j e tenswoj los, t~ swojq sytuacj~ przymusowq, przez to jak bierze nasiebie swe losowo konieczne cierpienie, jakby swoj krzyz. Wlasniew tym dana mu jest ostateczna mozliwose realizowania wartosci.I tak zyeie rna sens az do ostatniego tchnienia, zaehowuje swojsens az do ostatniego momentu, bowiem ta mozliwosc realizowaniawartosci polegajqca na sposobie przyjmowania losowo koniecznegocierpienia zawsze istnieje.Teraz rozwniemy mqdrose slow Goethego, }{tory kiedys pO\,viedzial:"Nie rna sytuacji, ktora nie dalaby si~ uszlachetnie albaprzez dokonanie ezegos, alba przez doznanie". Tylko wlaseiwiepowinnismy dodae jeszeze, ze stosowne znoszenie, tzn. wlasciwe,wyprostowane scierpienie prawdziwego losu jest przeeiez dokonaniem,a nawet najwyzszym osiqgni~ciem, jakie ezlowiekowimoze bye dane.Teraz musz~ mowie 0 mych osobistyeh przezyeiach. Gdy w oboziekoneentraeyjnym zdawalo si~, ze oezekuje mnie rychla smiere,bylem najpierw zrozpaezony z tego powodu, ze r~kopis ksiqzkiArztliche SeeLsorge ("Lekarska troska 0 dusz~"), ktory zniszczonomi w Oswi~cimiu, nie b~dzie mogl bye nigdy opublikowany. Sytuaejazazqdala ode mnie, bym wyrzekl siS szansy powtornegonapisania ksiqzki, a w tej konkretnej sytuaeji oznaczalo to, bymprzebil si~ do takiego przekonania: C02 warte byloby zycie, ktoregosens by zalezal od tego, ezy ktos rna okazj~ opublikowaeksiqzk~, ezy nie? Wprawdzie bardzo nad tym cierpialem, ale, choebylo to strasznie bolesne, stalo si~ dla mnie jasne; sens zycia jesttaki, ze spelnia sil'; nawet w zupelnym niepowodzeniu. I e6Z s i~~talo: oto w zatnian za kilk a tuzinow stron gotowego do druku r~kopisu,dziela mojego zycia, znalazlem w kieszeni podartego i znoszonegoubrania, ktore przejqlem od kogos mniej szez ~sliwego,od kogos, kto zginql w komorze gazowej w Oswi~cimiu, kartk~wyrwanq z hebrajskiego modlitewnika, a na tej kartce: "Szma


SILA DO 2YCiA45Jizrael..." (Sluchaj Izraelu; pierwsze slowa glownej modlitwyi przykaza1nia 2ydow - ulwaga Hum.). JaJlde mialbym inaczej interpretO'\Viaeten przypadeok, jesli nie 'jako cos wiE;cej niz przypadek?Jedynie jakoO rwezwanie, bym juz nie myslal 0 publikowaniu, leczwylqcznie 0 realizacji tego, co stalo mi przed oezami.Powyzej mowilem, ze czlowiek nie powinien pytae, czego rnaoczekiwae jeszcze od zycia, leez ze zycie nan i ego c z e k a.Mozna to takze w ten sposob sformulowae: koniec koneow nie maco pytac, co jest sensem zycia, Lecz ,trzeba przezywac siebie jakozapytywanego przez zycie. 2ycie p y t a czlowieka, zycie stawiamu pytania a do niego 'naLezy odpowiedziec na te pytania przezto, ze zyje odpowiedziaLnie (ze odpowiada za swe zycie).Niekiedy ezlowiek jest nie tylko pytany, leez wystawiany naprobE;. I to rna miejsee zawsze, gdy jest konfrontowany z losowokonieeznym cierpieniem. Teraz powstaje pytanie, ezy zycie jestmoze ,nie ostatniq, leez przedostatniq instanejq, ktora ezlowiekapyta. Tak ezy inaezej, zyeie jest pytaniem, zyeie jest zadaniem,a religijny ezlowiek rozni siE;, bye moze, od pozornie niereligijnegojedynie tym, ze swoj byt przezywa nie tylko jako zadanielecz jako poleeenie, a to oznacza, ze on przezywa takze tE; instanejE;,ktora stawia mu to poleeenie. Od tysiE;cy lat instanejE; tE; nazywasiE; Bogiem.W tym miejseu jednak wiedza przemienia siE; w wiarE;. Sensuostateeznego ezlowiek nie moze juz z r 0 z u m i e e, moze go jedynieinterpretowae. W wypadku takiej interpretaeji oezywiscie nieehodzi 0 lI1'kilruneglO, ja:k 0 przyp:adek pTiojektywll1ego testu (projektivcrTest). Chdalbym to pojE;cie rwyjasnie na przykladzie zarczerp'l1iE;­tym znow z osobistego zycia. Calymi latami musialem ezekae nawizE; do USA, w koneu, na krotko przed przystqpieniem Stavowdo iwojny powiaciroll11itO'l1o m.nie listownie, bYIl11 'Zglosil siE; dokonsulaxu USA po wTzE;. Wtedy 'Z'adrz,alem, :oarwahalem sriE;: mialbymzostalwrie myeh T'odzrie6iW? Wiedzialem pTzeciez, jakti los ieh czekal:deportaeja do obozu koneentraeyjnego. Czyz mialem po prostu iehpozegnae i z'ostaw'lie s!WlOjemu losowi? Alez moi r·odzice nie spodziewalisiE; niezego innego! Niezdeeydowany opuszezam dom,idE; siE; nieeo przejsc, myslE; sobie: ezyz nie jest to typowa sytuaeja,w ktorej potrzebna jest konieeznie wskazowka niebios?Potem wraeam do domu i moje spojrzenie pada na nieduzy kawalekmarmuru, ktory lezy na moim biurku. "Co to takiego?" ­zwra'ean1 S[E; do mojego ojea. - "ToO zmalazlem dziS ll1,a gruzaeh,gdzie stala dawniej synagoga, ktorq spalono. Ten kawalek marmuruto kawalek tabliey mojzeszowej. 0 ile ciE; to interesuje,mogE; ci powiedziee, do ktorego z dziesiE;eiu przykazan odnosi siE;ta wykuta hebrajska litera; bowiem istnieje tylko jedno przy­


46VICTOR E. FRANKLkazanie, ktorego jest inicjalem". "A wi~c?" - napieram na ojca.Odpowiedz brzmi: "Czcij ojca swego i matk~ swojq, bys dlugozyl w kraju... " I tak pozostalem w kraju, u mych rodzicowi pozwolilem, by wiza przepadla.Jest to opowiese 0 malym kawalku marmuru. Bye moze, zemoja decyzja pozostania byla w gl~bi od dawna juz postano':wiona i ta wyrocznia byla naprawd~ nie czym innym jak echemglosu sumienia. Innymi slowy chodzilo 0 pro j e k t y w n y t est.To nie wskazowk~ zrozumialem, lecz zinterpretowalem przypadek.Bye moze, ale czyz to twierdzenie nie jest juz interpretacjq? I takinterpretacja nie b~dzie oszcz~dzona zarowno czytelnikowi, jaki mnie.Wiara w sens ostateczny, ktory trzeba zinterpretowae, jest murem,za ktory nie mozemy dalej si~ cofnqe i pytae dalej. Krotkomowiqc, ludzka wiara w sens jest kategoriq transcendentalnq(w rozumieniu kantowskim). Istnienie ludzkie (czlowieka) jestistnieniem ku sensowi, choebysmy go jeszcze bardzo malo znali.Istnieje cos tad,)iego jak przedwiedza sensu - czy rCzlolWiek tegochce, czy nie, czy przyjmuje to do wiadomosci, czy nie, czlowiekwierzy w swoj sens tak dlugo, jak dlugo oddycha. Nawet samobojcawierzy jeszcze w jakis sens - choe nie jest to sens zycia,zycia dalej, to jednak sens umierania. Gdyby rzeczywiscie niewierzyl w zaden sens, naprawd~ w zaden - nie potrafilby wtedyruszye nawet palcem, a coz dopiero zmierzae do samobojstwa.Latwo postawie tu zarzut, ze czlowiek jest przeciqzony konfrontacjqze swiatem sensu i wartosci. Wbrew temu uwazam, ze wiaraw sens ostateczny jest czyms najbUzej lezo,cym, 0 ile utoruje jejdrog~ trud myslenia i "nat~zenie poj~cia". Nast~pujqcy przykladrna pokazae, jak ksztaltujq si~ te sprawy w praktyce:Pewnego dnia "wdepnqlem" w posiedzenie terapeutycznej grupyprowadzonej przez mojego asystenta. Grupa omawia wlasnie przypadekkobiety, ktora niedawno temu stracila swego jedenastoletniegochlopca z powodu p~kni~cia slepej kiszki, pozostaly przyzyciu syn rna lat dwadziescia i cierpi na zespol Little'a, musi byewozony w fotelu na kolkach. Matka rozpacza, bliska jest samobojstwa.Wlqczam si~ i "wyciqgam" pewnq mlodq kobiet~ odktorej zqdam, improwizujqc, by wyobrazila sobie, ze rna okolo80-ciu lat i niedlugo juz rna umrzee i teraz patrzy wstecz na swezycie, na zycie pelne towarzyskiego prestizu i sukcesow erotycznychlecz w ktorym nie bylo n i cpo n a d t 0: coz pomyslalaby0 swym "zyciu"? "Powodzilo mi si~ dobrze w zyciu, bylambogata, rozpieszczana, wodzilam m~~czyzn za nos flirtujqc z nimi,nie odmawialam sobie niczego. Teraz jestem stara, nie zostawiamdzieci, musz~ powiedziee, ze zycie moje seisle biorqc, bylo chy­


SILA DO ZYCIA 47bione. Bowiem do grobu nie mog~ niczego zabrac. Po coz bylamna swiecie?" Teraz prosz~ matk~ kaleki, by postawila si~ w tejsamej sytuacji i by powiedziala, co 0 n a pomysialaby: "Chcialammiec dzieci i moje pragnienie si~ spelnilo. MIodsze dziecko zmarlci pozostalam ze starszym. Gdyby nie bylo mnie, nie wyroslobyz niego nic do rzeczy. 'Wylqdowaloby w jakims zakladzie dlaidiotow - ale to j a zrobilam z niego czlowieka. M 0 j e iycie n i ebylo chybione. Choc bylo bardzo ci~zkie, bylo jednak peIne zadaili w tej mierze w jakiej udale mi si~ im sprostac - bylo peInesensu. Teraz mog~ umrzec spokojnie". Szlochajqc wypowiadala teslowa. Ale wspotpacjenci poj~li, zeo mniej chodzi 0 to, czy zycieczlowieka jest peIne przyjemnosci czy cierpien, ze chodzi 0 to, czyjest sensowne i w porownaniu z tym mniej wazne jest, czy zyciejest krotkie czy dlugie.Ale jeszcze sens cierpienia nie zostal rozwaiony gruntowniei ostatecznie. Dlatego kontynuowalem: "Niech pailstwo sobie wyobrazq,ie malpie Sq dawane bolesne zastrzyki, by zdobyc serumprzeciw poliomyel!itis. Czy malpa moze pojqc dlaczego ,musi cierpiec?ZyjqC w swoim srodowisku nie jest w st~nie sledzic rozwazailczIowieka, kt6ry zaprz~ga jq do swych eksperyment6w,bowiem ludzki swiat, swiat sensu i wurtosci, jest jej niedost~pny.Do tego swiata malpa nie si~ga, w jego wymiary nie dociera. Aleczyi z czIowiekiem jest inaczej: czyz swiat czlowieka jest stacjqkoncowq, za kt6rq nic nie rna? Czyz nie musimy raczej przyjqc,ze ponad ludzkim swiatem jest niedost~pny czIowiekowi swiat,kt6rego sens ostateczny moze moglby nadac sens cierpieniu?"Dzisiejszy lekarz musi zdobywac si~ na odwag~ prowadzeniatakich sokratesowskich dialog6w, bowiem 0 ile wqtpiqcy i zrozpaczonyczIowiek zwracal si~ dawniej do duchownego, to dzis przychodzipo porad~ i pomoc do psychiatry. Ten stan rzeczy nie tylkouprawnia lekarza, ale ~obowiqzuje go, by poza chorobq ciala i duszyskonfrontowal si~ z duchowq potrzebq pacjenta. W koilcujednak musi pacjent sam skonfrontowac si~ ze swymi trudnosciamiduchowymi i to w ten sJ)osob, ze musi wziqc na siebie SWqskoilczonosc, skonczonosc swego ducha.Wlasciwie jednak takie przyj~cie wlasnej skoilczonosci sprowadzasi~ do pokornej postawy wobec condition humaine, na ktorejwywarla pi~tno tragiczna triada: skoilczonosc czIowieka dotyczynie tylko duchowej, lecz takie etycznej egzystencji. DlategoczIowiek musi przyjqc nie tylko SWq duchowq skonczonosc,lecz takie musi przyjqc i uznac SWq omylnosc. Do duchoweji etycznej skonczonosci dolqcza si~ czasowa skoilczonosc ludzkiegoistnienia. To smiertelnosc czlowieka dopiero uzupelnia i spelniat~ tragicznq triad~. Z tq smiertelnosciq skonfrontowany zostaje


48 VICTOR E. FRANKLczlowiek dopiero w wieku podeszlym. Zachodzi teraz pytanie, czyprzemijalnosc ludzkiego bytu nie pozbawia sensu cal ego zycia,takze i mlodosci? W rzeczy samej wierz~, ze czIowiek, kt6ry takmysli, ulega rodzajowi optycznego zludzenia: widzi on, ze tak powiem,jedynie sci ern i s k 0 p r z e m i j a I nos c i-a zupelnienie dostrzega pel nyc h s t 0 d 6 1 p r z e.s z los c i. Byt przeszlyjest tez rodzajem bytu - moze nawet najpewniejszym. W przeszlymbycie nie bowiem nie jest b e z pow rot n i est r a con e,przeciwnie - wszystko jest be z pie c z n i e z a c how a n e. Coprzeszlo, co si~ stalo, nie moze przestae bye dokonanym, nie dasi~ wy'mazae ze swiata. Czyz nie chodzi wi~c jeszcze bardziej 0 to,by to wszystko uratowae w przeszlose? I odnosi si~ to rat 0 w a­n i e w p r z e s z los e nie tylko do naszych czyn6w, lecz do calegonaszego zycia, a wi~c takze do naszego przezywania, naszegokochania i nawet naszych cierpien. "Cos przezyl, tego nie 'mozezabrae ci zadna sUa" - powiada poeta. I rzeczywiscie: kr6tkiegoszcz~scia malZenskiego. kt6re dane bylo mlodej wdowie w czasiewojny nie moze nikt jej juz odebrae. Dotyczy to nie tylko zyciamalZenskiego lecz zycia w og6le - sen s z y cia n i e z a I e z yo d t ego, j a k dIu got 0 Z Y c i e trw a 1 o. Czyz malo jest.przykIad6w ludzi, kt6rzy umarli mlodo, a kt6rzy w wybitnej mierzeegzystowali sensownie, dlatego ze spelnili jakies zadanie.Wlasnie swoje zadanie, SWq m i s j~? Nie zapominajmy 0 tym, cokiedys powiedzial Laotse: "Spelnie zadanie to znaczy bye wiecznym".Powiem wi~cej, tkamy t~ wiecznose co dzien i w kazdejgodzinie, nawet w n_ajbardziej niepozornym dniu powszednim.Wiedzqc 0 tym, nie potrzebujemy si~ bae, ze przemijalnose zyciauszczupli jego sens. Sens zycia jest bowiem absolutny (bezwarunkowy):tak czy inaczej - zycie rna z a w s z e jakis sens. Nie wolnojedynie kaprysic i upierae si~ przy pewnej okreslonej mozliwoscisensu - m6wiqc na przyklad, ze dla kobiety zycie jest wtedyjedynie sensowne, gdy grubo m6wiqc, wyjdzie za mqz i rodzidzieci. Z pewnosciq malzenstwo i dzieci Sq wartosciami. Ale nie Sqabsolutnymi wartosciami i nie wolno ich czcic balwochwalczo,bowiem gdyby tak bylo istotnie, ze na rozmnazaniu polegalby celzycia, wtedy takie twierdzenie dopiero pozbawilo by zycie sensu.Skoro zycie bezdzietne jest zyciem bezsensownym, w takim raziezycie jest czyms bez sensu i nie moze bye uczynione sensownymprzez to tylko, ze je si~ przedluza, nawet gdyby si~ je przedluzalow nieskonczonose! Wlasnie jest odwrotnie: gdybysmy nie umierali,wtE!dy zycie nasze byloby bez sensu, bo wtedy nie mielibysmyzadnego powodu, by cos zalatwie teraz a nie p6zniej ­r6wnie dobrze moglibysmy to zrobie kiedykolwiek p6Zniej ­przeciez mielibysmy duzo czasu - nieskonczenie wiele czasu?


SILA DO 2YCIA49Ale tak i jedynie dlatego, ze czas nagli, rna sens dzialanie, rnasens branie losu w garse tam gdzie to mozliwe, lub gdy trzeba,'gdy losu juz zmienie nie mozna, w z i ~ c i ego n a s i e b ie, bygo nosie jako sw6j krzyz.Wydaje mi si~, ze nic chyba nie pomoglo by czlowiekowi lepiejw uswiadomieniu sobie odpowiedzialnosci, niz na s t~pujqca dewiza,kt6ra kiedys rprzyszla do mnie we snie: Zyj tak, jakbyszyl juz drugi raz, a za pierwszym razem zrobil wszystko tak i le,jak to teraz masz zamiar uczynic.Reasumujqc, chcialbym wyjasnie wlasciwe :nastawienie do przemijalnosciludzkiego bytu za pomocq nast~pujqcego por6wnania:pesymista przemijalnosci, 0 ile wolno mi go tak na ~wae, podobnyjest do czlowieka, kt6ry stojqC przed kalendarzem sciennym codzien zdziera jednq kartk~ i przy tym rzewnie mysli, jak to czasprzemija i przecieka mu przez palce. A jakim jest optymista przemijalnosci?Takze i on usuwa ze swego kalendarza kartk~ pokartce, jednak odklada je starannie jedna na drugq i, bye moze,na odwrocie robi zapiski, patrzqc wstecz z dumq na bogactwo,kt6re uskladalo si~ w przeszlosci, na wszystko to, co uratowalw przeszlose jako skarb nie:zmiszczalny. Czyz taki czloMliek rnapow6d zazdroscie mlodszym? - Czego rna im zazdroscie? Tego, zemajq przyszlose przed sobq? Bardzo dzi~kuj~, powie do. siebie,wol~, ze mam przeszlose za sobq, ze sprawilem, iz jest za rnnq:w niej Sq i pozostanq zachowane na calq wiecznose wszystkie meczyny, me zycie i last not least, moje cierpienie, dzielnie przezytecierpienie: z niego jestem nawet najbardziej dumny - choebye moze z tego wzgl~du m6j los nie byl do pozazdroszczenia. Jakrna si~ sprawa z czlowiekiem, kt6ry starzejqc si~ opanowany zostalpoczuciem, ze musi pozegnae si~ ze wszystkim?Jednym slowem: ogarn~la go panika zamkni~tych drzwi. Wielkametafizyczna panika zamkni~tych drzwi ito n i e t y I k 0 k I i­rna k t e r y j nap ani k a... Chcialbym zauwazye z naciskiem;czlowiek ten nie dostrzega, ze brama, kt6ra rna si~ wlasniezamknqe, jest bra m q pel neg 0 s pic hIe r z a, d 0 k t 6­reg 0 z w i 6 z 1 d awn 0 z n i w 0 s w ego z y cia. Nie slyszypociechy i mqdrosci, kt6ra m6wi do niego slowami ksi~gi Hioba:"Idziesz w starosci do grobu tak jak snopy zwozone Sq 0 swoimczasie".Victor E. FrankltlumCl!czyl Michal Mazur<strong>Znak</strong> - 4


STEFAN HALLER OD PSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY A. MAEDERA POGL.I\DY NA PROCES PSYCHOTERAPIlMotto: "Wlasciwie naleialo by pacjenta leczy~tak dlugo, az nauczy s i


OD FSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY 51Proces rewizji i reformy psychoanalizy ortodo~syjnej oraz powstawanianowych postpsychoanalitycznych szk61 psychoterapii(calose ich zwyklo si~ okreslac mianem psychologii gl~bi) mialmiejsce zasadniczo pod wplywem bqdi: to inspiracji religijnych(Jung, Maeder, Silberer, Frankl i Daim), bqdi: to tendencji socjologicznych(Adler, Rank, neopsychoanaliza, psychoterapia grupowai Szondi) bqdz tei filozofii egzystencjalistycznej (Binswanger, cz~sciowoFrankl i Daim).Nasz artykul poswi~cimy jednemu z gl6wnych przedstawicieli religijnegonurtu psychologii gl~bi - A I f 0 n sow i Mae d e row i.Alfons Maeder urodzil si~ w 1882 roku w La Chaux-dE-Fonds(Szwajcaria) w rodzinie zwiqzanej z przemyslem zegarmistrzowskim.Jakk'olwiek urodzony i wychowa,ny w religii chrzescijanskiej, odszedlod niej jeszcze jako mlody chlopiec. Surogatem religii stalasi~ dIan nauka. Miejsce Boga zaj~la natura; drogi do niej szukalw owczesnej pozytywistycznej filozofii i w modnym darwinistycznymprzyrodoznawstwie. Koncepcje takie jak determinizm procesowiyciowych i psychicznych czy mechanistyczna teoria iycia napawalygo prawdziwym entuzjazmem.Takie poglqdy i zainteresowania zdecydowaly, ie mlody Maederwybral medycyn~ jako przedmiot swych studiow. I wowczas toprzekorny los sprawia, ie pozytywistycznie nastawiony studentmedycyny _. przebywajqc na wakacyjnej praktyce w stacji zoologicznejw Neapolu w 1903 roku - styka si~ z Hansem Drieschem,c:zolowym biologiem-neowitalistq - i ulega jego wplywowi. Dzi~kiDrieschowi Maeder poznal nieadekwatnosc "maszynowego" modeluzycia : bowiem jesli nawet organizm funkejonuje ez~sciowojak apa rat, czerpiqc energi~ z poiywienia i z biegiem ezasu wyczerpujqcjq i zuiywajCjc si ~ samemu, to przeciei posiada onIundamentalnq wlasciwosc sui generis, a mianowicie odbudowujesam siebie i samorzutnie naprawia swe strukturalne uszkodzenia.Zywa istota, w przeciwienstwie do mechanizmu, jest tworemautonomicznym, ktory iyje i dziaia wedlug wlasnych praw. Taprzemiana sposobu myslenia w odniesieniu do zjawisk biologicznyehmiala poi:niej powainie oddzialac na postaw~ Maedera jakolekarza i psychiatry. Albowiem Maeder w czasie swych medycznychstucliow reprezentowal zrazu intelektualistycznq postaw~"ezysto" naukowq - nie interesowali go chorzy i ich leczenie,leez tylko choroby jako interesujqee przypaclki patologii. Wlasnieta jego postawa miala z czasem ulec radykalnej zmianie.Zimq 1905/06 roku w toku praktyki w klinice psychiatrycznejw Charite w Berlinie Maeder postanowil specjalizowac si~ w psy­


52 STEFAN HALLERchiatrii. Powrociwszy do Ziirichu nawiqzal kontakt ze slawnq klinikqw Burgholzli, na czele ktorej stal wybitny uczony i lekarz,Eugen Bleuler. Ale blizsze zwiqzki polqczyly Maedera z owczesnymnaczelnym lekarzem kliniki, C. G. Jungiem. Jung byl tym, ktoryzapoznal mlodego lekarza z nazwiskiem Freuda i z psychoanalizq.Po latach Maeder pisal 0 wspolpracy z Jungiem: "Obok nauki i zach~ty,obok przykladu zycia poswi~conego badaniom, zawdzi~czamJungowi jeszcze cos innego: byl on pierwszym naprawd~ wybitnymczlowiekiem, ktorego poznalem osobiScie i blizej, i ktory potraktowalmnie powaznie". Mimo to Jung nie odegral w iyciu Maederaroli "ojcowskiego autorytetu", roli mistrza, ktorego wielkose cz~stoprzyHacza uczniow. Byl on dla Maedera raczej "starszym bratem",a z czasem stal si~ w pffi'lnym stopniu ta!kze rywalem.Z "fascynujqcq postaciq" Zygmunta Freuda zetknql si~ Maedercsobiscie dopiero w 1910 roku na Mi~dzynarodowym Kongrec;iePsychoanalitycznym w Norymberdze. W psychoanalizie znalazlmlody psychiatra sposob myslenia znany mu juz z biologii: determinizmprocesow psychicznych tlumaczqcy powstawanie snow,tworzenie si~ neurotycznych symptomow i tzw. czynnosci omylkowych.Poj~cie libido stJwarz


OD PSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY53gloszqcej, ze sen jest tylko spelnienieq-l pragnien i jednostronnieprzedstawiajqcej go jako zjawisko infantylne, i musimy przyznac,ze istniejq takie sny (jak r6wniez inne zjawiska psychiczne), w kt6­ry'ch wyrnz.a siE: P r


54 ' STEFAN HALLERpsychotera\pi.i. Dawniej mowiono potocznie 0 leczniczych silach .natury,dzis - dzi~ki rozwojowi nauk przyrodniczych - dysponujemyk.onkretnymi danymi na temat naturalnego procesu leczenia. MaedernawiCjzuje do eksperymentow i koncepcji Hansa Driescha, kiedy ­chcqc dae fundament biologiczny swym poglCjdom - zaczyna najcz~sciejswe rozwazania od powolania si~ na wlasciwCj organizmomcech~ "samorzutnosci"; jako przyklady mogCj tu sluzye procesy regeneracjiwyst~pujqce u nizszych zwierzqt, zasklepianie si~ ran,obrona organizmu przed pierwiastkami chorobotworczymi, orazpowstawanie odpornosci na choroby.Pod wptywem obserwacji tych dynamiczno-funkcjonalnych zjawiskbiologicznych odkryto analogiczne zjawiska takze w zyciupsychicznym czlovvieka. Doswiadczenie ucty, ze psyche, podobniejak soma, usiluje pomoc samej sobie. Psychika reaguje na zewn~trzneniebezpieczenstwa i wewn~trzne krytyczne sytuacje. Bronisi~ na swoj sposob przeciwko zagrozeniu, na chorob~ automatyczniereaguje obronCj, ktorej celem jest przywrocenie normalnegostanu zdrowia. Psychiczne "samokierowanie" odnosi si~ do zaburzenfunkcjonalnych i sluzy zachowaniu rownowagi, podczas gdy"proba samolec.zenia" odnosi si~ do uszlcodzen strukturalnych i dqzydo restytucji lub tez do odpowiedniego vvyrownania.[VV s'Wych r o·lJwazaniach Maede'f cZE;:stlo zWraca U'wag~ na etymologi~terminu Heilung - (wy)leczenie. Niem. Heil, podobnie jakang. heal wiqze si~ z anglosaskim hal - zdrow, caly i greckimhalos - caly, nienaruszony. Jednakze Heil - zdrowie, to takzeRettung - ocalenie, ratunek. Ang. heal: to make hale or sound(franc. sain) - wyleczye, uczynie zdrowym. Franc. guerir pochodziz gocldcgo warjan - chronic, br-Qlnic, pcdiObnie jak wysnlw niemieckiewehren - bronie, czynie bezpiecznym. Starofraric. guerison odpowiadadzisiejszemu surete, sauvete - pewnose, bezpieczenstwo,ratunek, ocalenie. A wi~cwyraznie wchodzq tu w gr~ trzy idee:calose (pefini'3), obrona (bezpieczenstwo) i ocalenie (ratunek).]Dusza ludzka odpowiada wi~c na krytycznq sytuacj~ probq samopomocy.Totez aby stworzye pewne podstawy dla psychoterapiigl~binowej, trzeba badae spontaniczne "pomysly" tworcze, "podszeptyi zaplodnienia duchowe", przygotowujqce, prospektywnei nadajqce kierunek oraz kompensacyjne sny i marzenia na jawie,obok wielorakich przejawow samokierowania i samoleczenia.Obok samopomocy jako formy a utonomicznej samorzutnosci(natu7'a sanat) istnieje takze szukanie pomocy z zewnqtrz, ktorelqczy si~ z ,interwencjq lekarskq, interwencjCj innego czlowieka(medicus curat). lv.ozemy teraz wytworzye sobie konkretne wyobrazenieprocesu leczenia psychicznego: uwolnienie od infantylnychfiksacji, ktore rowna si~ oddaniu do dyspozycji swiadomosci nowych


OD PSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY55tresci i mozliwosci; przezwyci~zenie rozszczepienia przez usuni~ciestlumienia i asymilacj~ tresci stlumionych, co przyczynia sil': dointegJ'acji osobow!osci; progresy!wny r'Ueh libido, kt6ry pmwadzido nowego przystosowania si~ do rzeczywistosci. Istotny jest ponadtorozw6j wlasciwego obustronnego zwiqzku mi~dzy lekarzema pacjentem jako wst~p do ponownego wlqczenia si~ chorego do.zycia spolecznosci.To szukanie pomocy, z zewnqtrz (pomocy lekarza) jest zjawiskiemspecyficznie ludzkim. Potrzeba ta wiqze si~ z duchowq strukturqspoleczenstwa ludzkiego. Czlowiek jest zwiqzany w szczeg6lny spos6bze swymi bliznimi i "skazany" na przynaleznosc do ludzkiejspolecznosci. Jako jednostka wyobcowana jest produktem sztucznymi 'objawem dezintegracji.Doswiadczenie z psychoneurotykami i psychotykami wskazuje,ze ich osobisty stosunek do bliinich, do spoleczenstwa, jest zawszenieprawidlowy. Nieprawidlowosc ta ma zr6dlo w blizszym lub dalszymotoczeniu czlowieka. Czlowiek chory jest przede wszystkimofiarq niekorzystnych warunk6w srodowiskowych. Jednakze jestrzeczq godnq uwagi, ze w spoleczenstwie ludzkim, zawsze i wsz~dzie,istnieli i istniejq czarownicy-znachorzy, kaplani-lekarze lublekarze. Nie chodzi tu po prostu 0 pewien zaw6d, lecz 0 zasadniczqfunkcj ~ spolecznCj. Ci znachorzy czy kaplani majq w sobie cos, cozmusza ich do niesienia pomocy innym. Muszq oni pomagac tym,ktorzy szukajq "POill1ocy z ze·wtDqtrz". Ten rodzaj odp'owiednio,scijest wyrazem wewn~trznej struktury spoleczenstwa. Jest rzeczqzastanawiajCjcq, ze to samo spoleczenstwo, ktore oddzialywuje chorobotworczona swych poszczeg6lnych czlonk6w, posiada takzepewnego rcdz,aju "zbiorowy orga!nizm sterOW'niczy", z ktorego promieniujeregenerujqcy wplyw. Warto jeszcze dodac, ze zadaniaznachora i kaplana-lekarza mialy zarazem charakter kolektywny1 indywidualny, odnosily si~ do spraw calego plemienia i do leczeniaposzczegolnych ludzi.Trudno powiedziec, ze problem lekarza stoi w centralnym punkciezainteresowan naszej epoki. Przeciwnie, cale zainteresowanie w tejsprawie koncentruje si~ na jej aspekcie czysto fachowym (naukowym) i rzeczowo-technicznym. W psychiatrii jeszcze dzis niejednokrotnienie docenia si~ znaczenia osobowosci lekarza i wplywu, jakima ona na proces leczenia.Koordynacja samopomocy i pomocy z zewnqtrz jest przeto sprawqzasadniczq a zwiqzek mi~dzy lekarzem a pacjentem odgrywa przytym g16wnq rol~. Jednakze w nowoczesnej medycynie dominujepostawa obiektywno-bezosobowa, kt6ra przenikn~la takze do psychoterapii.Mozna wr~cz m6wic 0 "depersonalizacji" dzialania lekarza,kt6ra lqczy siE? z rosnqcym brakiem. zaufania do. medycyny


56 STEFAN HALLERoficjalnej i ze zwi~kszajqcq si~ popularnosciq ziololecznictwa, homeopatiiczy medycyny ludowej i orientalnej (np. chinska akupunktura)..Pracom Henry Sigerista zawdzi~czamy gl~bokq analiz~ dzialalnoscilekarza w spoleczeilstwach pierwotnych. Sigerist wyroznhiw niej trzy skladniki: empiryczny, magiczny i religijny. W zaleznosciod poziomu danej kultury r6zna bywa rola kazdego z tychsldadnikow. Z pierwotnego empirycznego skladnika rozwinql si~naukowy aspekt profesji lekarskiej; rozwoj ten jednak dokonalsi~ kosztem dwoch pozostalych skladnikow. Maeder wyraza przekonanie,ze ow pierwotny trojaki charakter dzialalnosci lekarzawlasciwy jest jej we wszystkich epokach, tj. nalezy do jej istoty,i ze - co wi~cej - naszym aktualnym obowiqzkiem jest przywr6­cie obu wyeliminowanym skladnikom nalezne im miejsce i znaczenie.Badania nad kulturq i psychologiq ludow pierwotnych pozwolilynam wyrobie sobie pewien poglqd na rol~ magii w leczeniu. Moznajq mianowicie uwazac za sztuk~ wplywania na ludzi, sztuk~ wykorzystywaniaich wrazliwosci na sugesti~, aby doprowadzie ich dowybranego celu: dzialanie czarownika zmierza do wywarcia decydujqcegowplywu na wyobrazni~ chorego; wplyw ten uwalnia choregospod wladzy symptomow a tym samym wprowadza zasadniczyzwrot w procesie choroby. W rezultacie' pacjent zostaje przywr6conyswemu normaInemu i:yciu w obr~bi~ plemienia.Sztuka oddzialywania na ludzi stanowi integralny czynnik dzialanialekarza na kazdym poziomie rozwoju kultury. Porownujqcmagiczno-sugestywnq form~ wplywu lekarza na chorego w spoleczenstwachpierwotnych z metodami post~powania nowoczesnejpsychoterapii, Maeder podkresla szczeg6lnie nast~pujqCq r6znic~.Sugestia dziala bezposrednio na sfer~ uczuciowq i pop~dowq czlowieka,nie odwolujqc si~ do niego jako do osoby. Uzyskuje onaefekt niejako podst~pem, wykorzystujqC nieswiadomose pacjenta,nie da si~ wi~c kontrolowac; tym samym zas jest nie do przyj~ciadla czlowieka wspolczesnego. Psychoterapia gl~binowa natomiastzwraea si~ do ezlowieka jako osoby i dqzy do zdobycia jego zaufaniai do wspolpracy z nim, albowiem pragnie, aby proces leczenia bylspotkaniem dw6eh r6wnorz~dnyeh partnerow. Nie moze w nim panowaczaden przymus ezy sugestia - ich miejsee rna zajqc dobrawola i zaufanie, ktore rodzq prawdziwq wspolnot~. Na zaufanielekarza do paejenta, paejent odpowiada ufnosciq wobee lekarza.Religijny skladnik dzialalnosei lekarskiej zanikl prawie zupelniew naszej laiekiej epoce. Ludzie zagrozeni chorobq i dezintegracjqwszelkiego rodzaju zwraeali si~ kiedys do ezarownika, 0 kt6rymwiedziano, ze pozostaje on w kontakcie z duehami przodkow i z to­


OD PSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY 57temem plemienia. Czarownik-lekarz byl zarazem jednak takie kaplanemobdarzonym "silami numinalnymi" i jako t


58 STEFAN HALLERzdrowia. Wydaje si~ bowiem, ze kiedy chory znajduje si~ w krytycznejsytuacji, wowczas obraz Dawcy Zdrowia aktualizuje si~w gl~bi jego duszy i zostaje rzutowany na osob~ lekarza. Lekarzprzedstawia si~ w oczach pacjenta jako realna postac niosqca pomoci ratunek. W oczach pacjenta lekarz, przynajmniej przez jakiS czas,nosi na sobie odblask Dawcy Zdrowia. Kiedy chory czlowiek wzywapomocy, wowczas nie chodzi 0 zwykly wyraz osobistego zaufania,ktore pozyskujemy w zyciu od rodzicow, wychowawcow czy przyjaciol,lecz 0 zaufanie "ponadosobowe", 0 wi a r~ i nadziej~ irracjonalnegorodzaju, ktore budzi egzystencjalna potrzeba (Hi::ilderlin:Wo Gefahr, wiichst das Rettende auch). Prosba 0 'pomoc lqczy si~wi ~ c z oczekiwaniem na niq i z gotowosciq jej przyj~cia, a tym samymjest procesem, ktory rna swe korzenie w duchowej strukturzeczlowieka. W grul1cie rzeczy dzialalnosc lekarza zawsze miala w s,obietajemniczy element numinalny.Nieswiadomej projekcj[ praobraw Da1wcy Zdwwia na lekarza nienalezy mylic z przeniesieniem p'rZez charego obrazow bliskich mu080b na psychoanalityka. Przeniesienie bowiem \viqze si~ z osobistymiwspomnienialIDi neurotyka i obejmuje jedynie matedal odnoszqcysi~ wylqcznie do jego wlasnego zycia. Natomiast projekcja archetypuDawcy Zdrowia na lekarza rna charakter ponadosobowy i powszechny,wiqzqcy si~ szczegolnie z procesem leczenia (przeniesienieanagogiczne obok przeniesienia katartycznego). Dawca Zdrowiajest wlasnie symbolem zachowania i reintegracji calej osobowosciprzyjmujqcym postac osoby.Wolanie 0 pomoc czlowieka, ktory znajduje si~ w egzystencjalnejpotrzebie, budzi w lekarzu odpowiednie elementarne pragnienieudzielenia tej pomocy, ktore realizuje si~ r zeczywiscie tylko wtedy,kiedy lekarz sam przyjmuje "postaw~ calosciowq". Taka relacja rnaponiekqd charakter "religijny": uczucie czci spotyka si~ tu z postawqoddania. Wykonywanie zawodu znowu nabiera cech powolania,ktore oczywiscie stanowilo podstaw~ funkcji kaplana-Iekarza.W ten sposob reaktywowanie archetypu Dawcy Zdrowia przemieniaw sposob istotny obu partnerow procesu psychoterapii.Oznacza to ponowne ozywienie religijnego skladnika dzialalnoscilekarza w formie odpowia dajqcej naszej epoce. Dramatyczna magicznaterapia przeprowadzana przez czarownika-znachora, tajemniczyproces "inkubacji" dokonywany wsrod ceremonii kultu Asklepiosaprzybraly w naszych czasach form~ dialogu mi~dzy lekarzem·a pacjentem.Dla myslqcego redukcjonistycznie Freuda sklonnosc pacjenta doprzypisywania lekarzowi - wbrew oczywistosci i logice - niemalboskich zdolnosci wszechwiedzy i wszechmocy nie byla niczym in­.nym "jak tylko" repetycjq postawy dziecka wobec .ojca - jak gdyby


'00 PSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY 59poza ojcem nie istnial zaden inny autorytet. W rzeczywistos-ci w stosunkumi~dzy pacjentem a lekarzem (a takze mi~dzy dzieckiema ojcem) glownq rol~ odgrywa czynnik religijny, ktory przejawiasi~ w kazdej formie czci dla modelu, wzoru moralnego i zyciowego,takiego na przyklad, jak bohater czy swi~ty, i wyraza szukaniezwiqzku z bytem transcendentnym i ponadosobowym - z Bogiem.A do wysilkow w tym kierunku inspiruje czlowieka ukryty w gl~bijego duszy praobraz Dawcy Zdrowia.W procesie psychoterapii, w stosunku mi~dzy lekarzem a pacjentem,odgrywa rol~ wiele czynnikow takich, jak np. autorytetlekarza. Ale najwazniejszym z nich jest milosc. MiloM: jest dlaMaedera nie tylko kategoriq biologicznq czy spolecznq, lecz takze ­i przede wszystkim - religijnq. Zrodla milosci blizniego nie kryjqsi~, jego zdaniem, w sferze uczuciowej czy pop~dowej czlowieka.Milosc jest darem ze sfery transcendentnej, dzieckiem wiary. Obokosobistego zwiqzku mi~dzy dwoma partnerami tworzy ona rowniezzwiqzek ponadosobowy. B~dqc silq przezwyci~za.iqcq osamotnieniei poczucie zagroienia, ona jedynie umozliwia czlowiekowi choremuzawarcie "nowego przymierza" ze spoleczenstwem, z wszechswiatemi z Bogiem.W tym sensie zarowno pacjent, jak i lekarz, cierpiqcy i niosqcypomoc, majq do spelnienia okreslonq misj~. W sytuacji, ktora ichlqczy, stojq naprzeciw siebie, twarzq w twarz, jako dwie osoby:do kazdego z nich - poprzez drugiego - zwraca si~ niewidzialny,Trzeci Uczestnik ich dialogu, "boskie Ty", i wskazuje im zdrowiei zbawienie.Stefan HallerBIBLIOGRAFIA PRAC A. MAEDERAGuerison et Evolution dans la Vic de l'Ame, Rascher V., Zurich 1956.Krisenjahre bei Mann und Frau zwischen 40 und 55, Rascher V., Zurich1954.La Personne du Medecin, un Agent psychotherapeutique, Delachaux &Niestle, Neuchatel 1953.Der Psychoterapeut aLs Partner. Eine apeHative Psychotherapie, RascherV., Zurich 1957.D ie Richtung im Seelenleben, Rascher V., Zurich 1927.SctbsterhaUung und Selbstheilung. Die Selbsttiitigkeit der Seele, RascherV., Zurich 1949.Sendung und Aufgabe des Arztes. Ausblick eines Psychotherapeuten,Rascher V., ZUrich 1952.Une Voie nouvelle en Psychologie, Coenobium, Milano 1909.Wege zur seelischen Heilung. Kurze Psychotherapie aus der Praxiseines Nervenarztes, Rascher V., Zurich 1945.Die zwischenmenschliche Beziehung in der Psychotherapie, Karger V.,Basel 1955.


KARL STERN PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA W nast~pnyeh rozdzialaeh* ez~sto b~dzie mowa 0 tworczej mysIiezlowieka na tIe jego osobistyeh dziejow. B~dziemy przerzucaIi si~z rzeczy transeendentnyeh na historyczne i z powrotem. RozpatrujqCezy to swiatopoglqd Goethego w zwiqzku z jego przygodami milosnymi,czy filo~ofi~ Desca'rtesa w 2lwiqzku z historiq jego dZ'ieciilstwa- musimy najpierw zapytac: jaka jest natura takiego zwiqzku?Chodzqc po sypialni wielkiego niegdys czlowieka, by zajrzecdo ukrytych zakamarkow, czy przekraezajqc prog jego gabinetu,by obejrzec manuskrypty, czynimy to w duchu pelnej szacunkusympatii. Z tym samym nastawieniem tysiqce ludzi przemaszerowalo• Rozdzial ksi'lzki Karla Sterna: The Flight from Woman. New York 1965,Farrar, Straus and Giroux.KARL STERN (ur. w 1905 r.), swiatowej slawy psychiatra, jest profesorem uniwersytetuw Ottawie i kierownikiem Instytutu Psychiatrycznego w Montrealu.W no 43 .. <strong>Znak</strong>u" zamiescilismy artykul Marii Morstin-Gorskiej 0 jego autobiograficznejksi'lzce The PHI


PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA61przez historyczne miejsca i napisano setki biografii. ChceIl)Y byeobecni, gdy Rembrandt maluje Saski~, gdy Brahms komponujeRapsodi~ na Alt. Biografia w tym sensie jest dzielem milosci. W wypadkubohaterow negatywnych, przy pracy nad zyciorysami np.dyktatorow, wielkich oszustow czy gangsterow, w gr~ wchodzifascynacja. Zar6wno miloM: jak i fascynacja podniecajq naSZq ciekawosea sprawa psychologii wyst~puje jedynie ubocznie.Inaczej \v wypadku psychoanalizy. Istnieje zwiqzek przyczynowymi~dzy zyciem czlowieka a jego dzielem i mozna ten zwiqzek przesledzie.Zasada ta jest rozszerzeniem metody psychoanalitycznej nadziedzin~ historii. Tym sposobem biografia uzykuje nowy wymiar:sam akt tw6rczy stoi otworem dla interpretacji (Deutung).Mysl, ie natura i duch to nie izolowane szczelnie i niezaleine odsiebie k.am6rki - jest bardzo jui dawna. Zawiera jq implicite myslgrecka i zydowsko-chrzescijanska. Ale i psychoanaliza cos od siebiedorzucila.Najbard:z;iej frapujqcym i dramatyc7Jllym aspektem metody psychoanalityc:z;nejjest pozome zredukowa1ll'ie metafizyki do psycholo:­gicznego mechanizmu. Podejscie takie, nie calkiem Zlresztq noweu Freuda, korzeniami swymi tkwi w dziewi~tnastowiecznej fUozofiiniemieckiej. Mysliciele tak zasadniczo roini jak Schopenhaueri Feuerbach, Nietzsche i Marks szukali w rzeczach duchowych ichnaturalnych :Zrodel. Skoro tylko wyszperano determinant~ naturalnq,zazwyczaj psychologicznq, czynnik duchowy oglaszano zafalszywy, taka przynajmniej byla implikacja 1.Wezmy og6lnie ZiI1any 'przyklad: Iwedlug Nietzschego chrzescijanstwowywodzi si~ z resentymentu slabszego wzgl~dem silniejszego,z zawisci nie-majqcych wzgl~dem tych, ktorzy majq. Nietzscheutrzymywal, ze w czasach imperium rzymskiego szumowiny spoleczne,biedni, chorzy i slabi chwycili si~ Ewangelii, bo chorob~ i slabosepodniosla ona do godnosci cnoty. Slaby osiqgnql pewne subtelnezwyci~stwo nad silnym, nad rzqdzqcq klasq ..panow" (Herren)imperium rzymskiego. Innymi slowy chrzescijanie zaczerpn~liludzkq sil~ i doczesny sukces z zawisci. W ten sposob zjawisko rz~dunadprzyrodzonego, a mianowicie wiara, zostalo zredukowane do jej1 Szczegolnym wypadkiem jest Swift, kt6ry wszystko to przeczlll dllzo wcze­"niej: "Porzlldek ten wystrzelil z chaosll. Barwne tlllipany zakwitly na gnoj 1I".Swifta przerazalo, ze "wszystko co dllchowe jest w grllncie rzeczy materialne;Hobbes i nallkowcy to lIdowodnili; wszelka religia jest perwersj1j sexlI". Postaw


62 KARL STERNpsychologicznego podloza przez wydobycie na jaw ukrytej motywacjii zaklamania. Ten kierunek filozofii nazywamy psychologizmem;poniewaz przyznaje on czynnikom psych010gicznymabsolutny prymat. Sqd Nietzschego


PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA 63:Argumenty przeciw takiemu p s y c hoI 0 g i z mow i Sq bardzoproste. Po pierwsze badacz, nim jeszcze cokolwiek rozpoczql, jui:jest ograniczony pewnym zaloi:eniem, tym mianowicie, i:e prawdymetafizyczne nie Sq prawdami i gdy ukai:~ ich u war u n k 0 w a­n i e, tj. ichkorzenie historyczne, czy psychologiczne, uzyskuj~dow6d na poparcie mega twierdzenia. Ten blqd jest bardziej oczywisty,gdy spojrzymy w innq dziedzin~ poza metafizykq. Moi:nabyprzypuszczac, i:e Newton obalajqc dawnq fizyk~ dzialal pod wplywemnierozwiqzanego kompleksu ojca, ale nikt przy zdrowychzmyslach nie ui:yje tego nigdy jako argumentu przeciw fizyceNewtona.Po drugie, tak jak mog~ latwo wykazac dlaczego Nietzsche zredukowalchrzescijailstwo do IresentY1l11entu, rcW!nie latwlo moi:na by1wykazac dlaczego ja sam odrzucam jego teori~. Ale temu, kt() w tensposcb rozstrzqsa m 0 j e motywy, moilna wykazac na podstawiejego osobistych dziej6w, dlaczego tak czyni. I tak dalej ad infinitum.Zwr6cono nawet uwag~, i:e wynik tej zabawy calkowicie zalei:y odtego, kto szybciej si~gnie po psychologi~. Innymi slowy z postawytakiej logicznie wynika, ze istnieje nieskoilczona liczba prawd psychologicznych(w liczbie mnogiej), ale prawda (w liczbie pojedyilczej)nie istnieje. Mozna to zilustrowac na przykladzie niezgodnoscimi~dzy • wynikami pl'ocedury redukcyjnej ze strony marksist6wi z "naszej".Wydawaloby si~ ' i cz~sto slyszy si~ takie twierdzenie, ie gdyprzyjmiemy nauk~ jako jedyne kryterium prawdy, powinien istniecjeden globalny zesp61 prawd uZll1awalIlych przez wszystkich ludzi.1Materializm dialektyczny wyjasnia dzieje ludzkiego ducha na podstawieczynnik6w ekonomicznych; metoda redukcyjna jest tu w zasadzieta sa1l11a, jakiej uzywa si~ cz~sto w naukach spolecznychi humanistycznych w swiecie Zachodnim. Ale te spopularyzowanefilozofie z jednej i z drugiej strony "barykady" Sq sobie przeciwstawnez wyjC)tkiem pewnych punkt6w, a nawet i w tych punktachzgadzajq si~ tylko z Iwewn~trZll1ym zastrzei:eniem. Jedno tylko jestpewne: zwyczaj sprowadzania ontologii do uwarunkowail, jak tozapoczqtkowala fiIozofia niemiecka w dziewi~tnastym wieku nanajwyzszym stopniu wtajemniczenia, przeniknql w d6l, przyczyniajOlesi~ do tej pustki, na -kt6rq skazane sOl masy ,,'po obu stronachbarykady".Po trzecie - istnieje cwo zafascynowanie genetykq, pewna mentalnosezwiqzana z klimatem wieku nauki. Jej punktem ci~zkoscijest przekonanie, ze gromadzqc przypadlosci, dojse mozna do esenojirzeczy. Nikt przy zdrowych zmyslach nie powie, ze !ilia j estgIebq, powietrzem i wodq i niezym poza tym. Dla wielu ludzi psyehologicznepoj~cie sublimacji posiada takie wlasnie ograniczone


~4 KARL STERNznaczenie. Trzeba przypomniec, ze psychologiczny konflikt bywarozladowany przez "przezywanie" prymitywnego instynktownegopop~du '\TV formie za'l11askowa,nej, wysubtelnionej jak gdyby dla uzyskaniaakceptacji spoleczenstwa. Tak wi~c mozemy odkryc, zeswietny pedagog jest podswiadomie homoseksualistq. Skierowal onsw6j pop~d w spolecznie uznawanq dzialalnosc: wychowywaniemlodziezy. Sublimacja jako "mechanizm obrony" (przeciw temu cojest spolecznie nie do przyj~cia) stanowi tylko cz~sciowe i nieadekwatne"wyjasnienie" aktu tw6rczego. Nadaje si~ wylqcznie douzytku laboratoryjnego. Zdumiewamy si~, ze z gl~by instynktawnyehsil wyrastajq malowidta lcarplicy Sykstynskiej ezy NiedokonczonaSymjonia, ale 'wiemy na pewno, iz dz.ieje si~ to rnie dlatego,ze spolecznosc pot~pia przejawy prymitywnych pop~d6w . Zdumiewamysi~ jakim sposobem lilie wyrastajq z ziemi, zwiqzkow mineralnych,wody i powietrza, ale wiemy, ze lilia n i e j est mechanizmemchemicznym. Entelechi"a nie jest czyms, co umiescic bymozna po znaku r6wnosci. A jedillak te dwa krance: gleba i kwi.art:polqczone Sq tajemniczym przyczynowym zwiqzkiem. E. Sharpe 4wykazala w swoim wybitnym studium psychoanalitycznym postaciFrancisa Thompsona, jak Thompson wieszcz religijny i Thompsonnarkoman to dwa bieguny tej samej ludzkiej egzystencji. Nawetstenograficzne skroty terminologii klinicznej nie potrafiq zaciemnicsensu nast~pujqcej obserwacjri: "Sublimacja jego nieswiado'll1ychkonfliktow dala w wyniku najwspanialsze wiersze XIX-go wieku.Wynikiem nieudalej sublimacji byl ten bezplodny, nieodpowiedzialnyThompson, ktory stal si~ wyrzutkiem spolecznym i palaczemopium". Zaden teolog nie sformulowal jasniej rozpi~toscimi~dzy dzieci~ctwe'll1 wira1ry a infantylizmem neurozy jak uczynilto empirycznie uczony. Dwa "krance" r6wnania zwiqzane Sq niedajqcym si~ zredukowac zjawiskiem entelechii, alba tajemnicqlaski. Tylko nie dla filozofa psychologizmu. On musi obgryzac metafizyk~i filozofi~ jak pies obgryza kosc. Niczego nie zostawiw spokoju. Uprzedzajqc tu jeden z aspektow niniejszej pracy, pokrotcetylko podsumujmy: majqc w oczach tryumfy nauk eksperymentalnychfilozofowie udajq si~ do swoich laboratoryjnych warsztatowi rozpoczynajq tam material wygotowywac. A dzisiaj wiemy,00 Wygotowuje si~ IW prymirtywnym labaraloorium naJturalizmu.Wszystko co pozostaje, to niewielki osad psychologii, ekonomii i socjologiina dnie retorty.4 Ella Freeman Sharpe Francis Thompson: A Psychoanalytic Study ("BritishJournal of Medical Psychology", 5, cz. 4. Streszczenie autora w "Int. J. of Psychoanalysis",8, 81, 1927).


PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA 65Tego rodzaju podsumowanie byloby niesprawiedliwe, gdybysmynie wzi~li pod uwag~ i pozytywnej strony sprawy. Zycie w dziewi~Dnastym'wieku pcsiada~o wiele rys6w zadowolenia z siebiei hipokryzji, a ci, ktorzy szukali motywacji kryjqcych si~ za wierzeniamii filozofiami, dzialali cz~sto pod wplywem pragnienia czystoscii prawdy. Byli wielkimi odbrqzowiaczami, a ich bezwzgl~dnosebyla bezwzgl~dnosciq prorok6w. Potrzqsn~li nami i dzi~ki nimtrudniejsze jest dzis salJl10zaklamanie niz dal\vniej. Nietzsche mialracjt;, nie wolno wyzyskiwae czyjejs krzywdy dla sprawlOwania wladzynad innymi. Marks mial racj ~ : biada tym, ktorzy poslugujq si~religiq jako opium dla ludu. Freud mial racj~: wiara pozbawionaprymatu milosci jest obsesyjnq l1erwicq. Innymi slow.Y Nietzsche,Marks czy Freud byli dziedzicami arystokratycznego humanizmu,a metoda redukcyjna byla dla nich narz~dziem naprawiania swiatai wyrazem ascetycznej odwagi. Jednak w 80 lat po Nietzschemredukowanie rozwin~lo si~ w epidemi~. Nauki spoleczne tak wydoskonalilysi~ w tej zabawie, ze w umyslach wielu ludzi niedlugozastqpiq filozofi~ . Wszystkiemu temu sprzyja ogolna utrata "zmyslumetafizycznego". Podczas gdy mysliciele jak Nietzsche, Marksi Freud tworzyli w tradycjach tego arystokratycznego humanizmu,w naszych czasach owa metoda zostala niewiarygodnie zwulgaryzowana.Psychologi~ i filozofi~ wierzen traktuje si~ dzis jakby tobyla sprawa badania rynku. Podejrzewam, ze w wielu wypadkachnie jest niczym innym. Wystarczy otworzye jakies pismo z dziedzinysocjologii, antropologii, czy psychoanalizy, a w kazdym znajdzie si~zwrot mowiqcy 0 "mechanizmach kryjqcych si~ za danym zjawiskiemkulturalnym". Sama procedura kryje w sobie grozb~ inflacji.Interpretowae moina bez konca. Mozna si~ szybko wzbogacie.A wszystko to st'Warza niepokojClCq a1mosfer~ hybris. Dlatego gdyktos przyglClda si~ pielgrzymcm do Chartres czy Mekki przez psychoanalitycznqlub socjologicznCl lornetl~~, by odkrye co ich porusza ­pielgrzymi stajC) si~ amebami. StosujC)c takC) "motywacyjnq" recept~zatraca si~ rzeczywistose. Pewien wnikliwy psychoanalitykzauwazyl podobnie: "Ogarn~lo nas rozczarowanie, gdy rzucenieswiatla b~dqce naszym celem wyrodzilo si~ w szeroko rozprzestrzenionyfatalizm, dla ktorego czlowiek jest tylko zwielokrotnieniemwad rodzicow i sumq swoich wlasnych wczesniejszych osobowosci.Musimy przyznae niech~tnie, ze nawet wtedy gdy usilowalismywskazae ten: pi~ stosownq dla nielicznej grupy, d0p'rowadzilismy dorozprowadzenia choroby etycznej wsrod szerokiego og61u". 5Obecnie psychoanalityczna interpretacja koncepcji religijnych"Erik H. Erikson Young Man Luther. A Study in Psychoanalysis and History.W. W . Norton and Co., N. Y. 1958.<strong>Znak</strong> - 5


6f;iKARL STERNopiera si~ nie tylko na poszukiwaniu nieswiadomych motyw6w.Dla zilustrowania tego posluzymy si~ jeszcze innym przykladem.Freud tl:umaczy ·pochodzenie idei Boga w spos6b nast~pujqcy. OJciec,tak jak go najpierw widzi dziecko, jest obrazem wszechmocyi wszechwiedzy. W miaT~ dOlrastania dziecko musi skorygowac owobraz: ojciec nie jest ani wszechmocny, ani wszystkowiedzqcy.Mimo to trudno rozstac si~ z podobnymi wyobrazeniami. Nast~pujejakby projekcja utraconego obrazu ojca na niebo i wszechmocnyoraz wszystkowiedzqcy ojciec zostaje ocalony w osobie Boga.Tutaj obok argument6w genetycznych wprowadzono pewien elementnieobecny w PQiprzednich przyk~adach; p omi~dzy elementem"realnym" (ojciec) a "wyimaginawanym" (Bog) istnieje zwiqzek,kt6ry mozna nazwac zwiqzkiem analogii. Cala powyzsza teoria masens jedynie dlatego, ze te dwa obrazy ojca i Boga posiadajq wsp6lnerysy. Cala psychoanalityczna metoda interpretacji (Deutung) opierasi~ na tym pOtWi,nowactwie. Co ,,\ryi~cej, 0 ile cz~c genetyczona tporiijest dose chwiejna (gdyby nawet tego. rodzaju spostrzezenie psychologiczneokazalo si~ prawdziwe, nie dowodzi ono, ze Boga nierna), to powinowactwo obraz6w jest faktem niezaprzeczalnym. NazywamyBoga - oj cern i posiada on cechy ojcowskie. Ten wlasnieelement teorii, analogia mi~dzy rzeczami bezposrednio dost~pnymia rzeczami transcendentnymi - jest czyms zasadniczym. Potrafimygo przesledzic przez stulecia. Sw. Pawel: uwaza, ze wszelkie ojcostwona ziemi nazwane zostalo od Boga-Ojca. Goethe powiedzial,ze wszystko co przemija jest tylko parabolq (tego co wieczne).Charles Williams mowi smialo 0 "identycznosci obrazu z tym cojest poza nim". G Przyklady moznaby mnozyc w niekonczonosc.Williams wypowiada swojq uwag~ w zwiqzku z postaciq Beatrycze,ale oczywiscie implikuje, ze ten rodzaj wyczucia rzeczywistoscimetafizycznej lezy u podstaw wszelkiej poetyckiej wiedzy. W takimkontekscie r6znica mi~dzy tradycjq platonskq a arystotelesowskqjest bez znaczenia. Jakikolwiek by byl absolutny walor obrazu,zawsze posiada on wi~cej wymiar6w. Jak dobrze wiadomo, Freudw swojej mlodosci pozostawal: pod silnym wplywem filozofii naturyGoethego. I zadawszy sobie nieco trudu moznaby prawdopodobnieznaleze powiqzania mi~dzy swiatem Goethego i Lukrecjuszaz jednej strony, a odkryciami Freuda z drugiej; niekoniecznie bylbyto konkretny zwiqzek, raczej wsp6lny "klimat". Tylko Freud ­klinicysta, kt6ry m u s i a 1 sprowadzac zjawiska do ich biologicznegopodloza i dzialal pod wplywem nauk przyrodniczych - znaltylko jednq wiEiz miEidzy obrazem a tym "co jest poza nim": meoCha rles Williams , Til e F i gure of Beatrice. A Study i n Dante, F a rrar, Stra us,N e w York, 1961.


PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA67chanizm genetyczny. Ale pominqwszy t~ stron~ zagadnienia, calaprocedura interpretacji (Deutung) jest jednym z przejaw6w wielkiegoruchu w kierunku przywrocenia na nowo sensu metafizycznemurealizmowi. W tym swietle Freud staje si~ bardziej wspolczesnyBergsonowi i Husserlowi niz materialistycznym demaskatoromXIX-go wieku. Gdyz egzegeza Deutung jako metoda, dzi~kikt6rej wykazujemy powiqzania mi~dzy wydarzeniami na roznychplaszczyznach, nie jest niczym nowym. Fakt, ie jakas historia rnas\\v6j sens z ro~m aitych punkt&w IVvidzenia, jest podstawq wszelkiejinterpretacji. Cala egzegeza Pisn?a sw. opiera si~ na tej metodzie.Nawet poj~cie nad-zdeterminowania (over determination, znaczenietej samej rzeczy na wi~cej niz dwu plaszczyznach) zawsze byloznane. Dante 7 wybral zdanie z Pisma sw ("Gdy Izrael wyszedlz Egiptu, dom Jakuba od obcego ludu: Juda byl jego swiqtyniq,a Izrael jego wladzq") i rozwaial jego znaczenie pod roznymi kqtamiwidzenia: "W doslownym sensie oznacza to wyjscie dzieciIzraela z Egiptu w czasach Mojzesza; w sensie alegorycznym jestto odkupienie nas przez Chrystusa, w moralnym - powr6t duszy zesmutku i n~dzy grzechu do stanu laski; jako analogia jest to przejsciezbawionej duszy z wi~zow zepsucia tego swiata do wolnosciwiecznej chwaly". Moznaby wymieniae nieskonczonq liczb~ podobnychprzykladow zarowno z Midraszow jak i z Ojc6w Kosciola.To powinowactwo przez analogi~, t~ paralel~ znaczen zastosowalzn~lwu Freud 'W swojej mebodzie interpretacji (Deutung) w koncepcjinad-zdeterminowania. Mozna interpretowae marzenie sennenie tylko w jeden sposob, ale na wiele sposobow, przy czym wszystkieb~dq calkowicie uzasadnione. R6ine interpretacje odpowiadajqroznym plaszczyzno~ ewolucji osobowej.Studiujqc Ojcow Kosciola i sledzqc spos6b w jaki odczytujq rozmaiteznaczenia z opowiesci Pisma iSw., kiedy pozornie naiwna opowiese0 kilku protagonista ch ma przedsrta1wiae losy ca1ych narod6w,odnosimy wrazenie, ze jest to tlumaczenie cokolwiek dowolne. Wyglqdajak gra, w ktorej kazdy numer wygryw3.. Ale 1atwo zapominamy,ze ci ludzie byJi gl~boko przepojeni swiadomosciq uniwersalnegoladu i wspolzaleZnosci, gdy mysmy jq utracili. StraciliiSmyjq, poniewai dla badan naukowych trzeba by10 wyizolo'Wac zjawiska.A jednak nie da si~ badae zwiqzku mi~dzy ontologiq a psychologiqbez zalozenia z gory, ze istnieje uklad i wsp61zaleznose r6znychsEer. W swietle owego porzqdku sfer dramat ludzkiego iycia, powiedzmyw naszym wypadku neurozy Descartesa czy Goethego,7 List do Can Grande della Scala. Cy towane prze z Williama toc .. cit., Niektorzy znnwcy Dantego kwestionujq aute nty cznosc lis tu, ale cytowany tu wyj'lte!.


68 KARL STERNposiada swoj, nie tylko warunkowy zwiqzek ze swiatem idei. Temat"Neurcza a geniusz" ma 'Wybitnie populaTny ' wydzwi~k. PrzyczynySq rozne, ale jednq z nich jest niejasna swiadomosc, ze nasze (niewylqcznie geniuszow) trudnosci Sq drogowskazami wiodqcymi doich szcz~sliwego rozwiqzania. Tworcze rozwiklanie chorobowegokonfliktu jest dowodem, ze sprawy psychologii nie stojq w odosobnieniu,ale posiadajq swoje zaplecze. Wystarczy przeczytac poematyHolderlina, czy obejrzec obrazy van Gogha, by stwierdzic, ze psychologianie wyczerpuje sensu rozstroju psychicznego. "Istnieniema sens jedynie w stawaniu si~; poprzez stawanie si~ jest wiecznosciq.Ale urzeczywistnianie (istnienia) w przeciwnosciach jestbezwzgl~dnie stawaniem si~. Gdyby braklo koncepcji Boga cierpiqcegopo ludzku - koncepcji wsp61nej wszystkim wtajemniczeniomi spirytualistycznym religiom przesz1osci, minione dzieje bylybyczyms zupelnie niezrozumia1ym". 8 Stwierdzenie Schellinga implikuje,ze ludzkie cierpienie jest tez kluczem do zrozumienia historii.Dzieje naszych niedoskona1osci wskazujq na jakqs doskona1osc.Wszelkie rozprz~zenie w mikrokosmosach osobistego zycia dowodziparadoksalnie, ze uniwersalny porzqdek musi istniec.Dla cz10wieka antycznego, a wlasciwie dla wszystkich filozofowod starozytnosci az do konca renesansu i poczqtku okresu, 0 jakimtu jest mowa, zaleznosc mi~dzy rzeczami ludzkimi, a rzeczami ponad-ludzkimiby1a c z ~ sci q we w n ~ t r z neg 0 po r z q d k us w i a t a. Gdyby mozna by10 wywolac ducha Platona czy Arystotelesa,alba Szekspira i Miltona i. oznajmic im, ze wojna mi~dzysilami natury a rozumem znajduje swoje odbicie W rozdzwi~ku p1ci,poj~liby to 1atwo. Oni sami poszli znacznie dalej i nie jestempewny, czy w s\voich poglqdach na walor tych zwiqzk6w nie mieliracji. Dla nich zasadq swiata by1 po r z q d e k, w ktorym ucze ­stniczq anio1owie i gwiazdy, przyroda i spolecznosc i kazda duszaludzka, a rozprz ~zenie w jednej sferze odbija siE: \V innych; ludzieepoki elibietailskiej 9 posiadali ostrq swiadomosc tego, a slawnymswiadectwem niech b ~ dzie mowa Ulissesa z Troilusa i Kressydy.Pierwszq reIleksjq H amleta, gdy uslysza1 0 tragedii rodzinnej bylo:"czas si~ rozprz~ga" (the time is out of joint). Mozna by uzyc tejsamej metafory widzqc drapiezne kobiety i biernych m~zczyznw swiecie Strindberga i Tennessee Williamsa lub u Faulknera zestawienielekarza specjalisty od skrobanek i morderczyni akuszerki."Czas si~ rozprz~ga" - naiwne metafizyczne stwierdzenie. Oznacza8 Sche lling K. F. A. Uber dcts Wesen der menscl/lichen Freil>eit. Sche!!ingsVI'erke, wyd. przez A Weiss, 3, 499, <strong>1967</strong>.9 T y lliard E. M. W. Tile Elisctbet/wn World Picture. A study of the idea oforder in the age of Shakespeare, Donne and Milton, Vintage Books N. Y. 1961;oraz Theodor Spencer Slwkespeare and the Nature of Man. Macmillan, N. Y., 1945.


PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA69tylko, ze mi~dzy ladem duchowym a ladem w czlowieczej rodzinie,mi~dzy ontologiq a mikrokosmosem codziennego zycia istnieje zaleznosc.Tak wi~c zycie poszczegolnych ludzi zlqc:wne jest ze sferq ideiczyms wi~cej niz tylko psychologicznq wi~ziq. Cala tragedia tego,co chwiejne i przypadkowe, jest tajemnym drogowskazem ku temuco rozumne, niewzruszone i harmonijne. Dlatego to zobaczymyw dalszym eiqgu, ze charakter i dzieje czlowieka w dwojaki sposobzwiqzane Sq z jego ideami: g e net y c z n i e w postaci uwarunkowania,ktore jest elementem przypadku, oraz przez wewn~trznyzwiqzek, w ktorym sfery historyczne i trans-historyczne zlqezoneSq ze sobq. Poglqd, ze ten pierwszy rodzaj zwiqzku jest jedynymmozliwym, stanowi podstaw~ wszelkiego psychologizmu. Z lekturydalszych stron nieraz odniesie si~ wrazenie, ze i my uleglismy pokusiepsychol


PAUL RICOEUR ATEIZM FREUDOWSKIEJPSYCHOANALIZYI. FREUD - JEDEN Z MISTRZ6w PODEJRZENFreud niewqtpliwie nalezy do wielkich ateist6w wsp6lczesnejkultury *. Aby si~ 0 tym pnekctTIac, wysta·rczy przeczytac Die Zukunfteine7' ILlusion 1, Das Ubenhagen in der Kultur 2, lub Der MannMoses und die monotheistische Religion ". Wi~ksze znaczenie mialobyjednak ustalenie, jaki rodzaj ateizmu znajduje wyraz w jegodzielach, i uchwycenie zwiqzku mi~dzy tym ateizmem a psychoanalizqw sensie scislym.Jesli chodzi 0 punkt pierwszy, warto zaznaczyc, ze freudowskakrytylca religi.i. nie pozwala zaszeregowac si~ bez reszty do kry~tyki typu pozytywistycznego, aczkolwiek z pewnosciq religia jestdla Freuda jednq z iluzji, kt6re nauka powinna rozproszyc. Tentyp pozytywizmu dzieli Freud z wi~kszosciq uczonych swego pokolenia.0 ,wiele bardziej interesuj Cj ce jest wi~c zestawienie jegopoglqd6w z krytykq religii przeprowadzol1q przez Feuerbacha,Nietzschego i Marksa. U wszyst kich tych myslicieli proces wytoczonyreligii przechodzi przez faz~ og6lnej le ytyki kultury.Wszyscy badajq genez~, lub - by uzyc okreslenia Nietzschego ­genealogi~, szukajCjc w uk r y t y c h drgnieniach swiadomosciir6dla "iluzji", irodla jakiejs t:unkcji fabulacyjnej. Z krytyki nowegorodzaju wywodzi si~ psychoanaliza religii: iluzja, kt6rq onajakoby demaskuje nie przypomina ani bl~du w sensie epistemologicznym,ani swiadomego i dobrowolnego klamstwa w moralnymznaczeniu tego slowa. Chodzi tu 0 wytwarzanie znaczenia. Kluczdo tego znaczenia wymyka si~ jego tw6rcy. Stqd potrzeba specjal­• Artykul ukazal SiE: w "Concilium" 16/1966.1 Alllor przytacza brzmienia tytulow w iE:zyku oryginalnym, francuskimi angielskim. Poniewaz jednak cytuje strony wg francuskich tlumaczen, organiezamysiE: tutaj do przytoczenia francuskich przekladow prac Freuda (przyp. tl).L'avenir d'une Illusion, Paris, Denoel et Steele, 1932 (t1. franc.).2 Malaise dans !a Civilisation, Paris, Daniel et Steele, 1934. 3 Moise et !e Monothl!isme, Paris, Gallimard, 1948.


ATEIZM FREUDOWSKIEJ PSYCHOANALIZY 71nej . umiej~tnosd odcyfrowywania, lamania kodu. Ta egzegeza"falszywej swiadomosci" domaga si~ techniki interpretacyjnej,bardziej spokrewnionej z. metodami filologii i krytyki tekstow niifizyki lub h'iologii. Oto dlaczego atei2lIll, ktory od niej zaleiy, wYrastaz innego podloza nii materializm scjentystyczny, lub materializmempirycznego pozytywizmu logicznego. Pojawia si~ onraczej jako rezultat pewnej hermeneutyki redukcyjnej zastosowanejdo znaczen stanowiqcych cz~sc skladowq swiata kultury.Pod tym wzgl~dem freudowska psychoanaliza religii jest blizszagenealogii moralnosci, w znaczeniu jakie jej nadal Nietzsche, lubnawet teorii ideologii w sensie marksistowskim, niz krytyce teologiii metafizyki A. Comte'a.Pokrewienstwo z Feuerbachem, Ma'rksem i Nietzschem jest nawetjeszcze ,0 wiele gl~bsze. U nich wszystkich redukcja iluzji jest jedynieodwrotnq stronq pozyty;wnego dqienia do wyzwolenia i tym samymdo afirmacji czlowieka jako czlowieka. W r6iny sposob, dr{)gamiczasem na pozor przeoiwsta,,v'l1ymi, ci mistrzowie podejrzen zamierzajqpokazac w'Pelnym swietle 'Pot~g~ czlowieka, Iktora opusciwszygo zablqkala si~ w obcej transcendencji. Czy chadzi 0 marksistowskiprzEskok z krolestwa koniecZll1'osci


72 PAUL RICOEURwszystkim tlumaczeniem marzei: sennych i wartasciawq terapiqneurozy, tzn. an-alizq abejmujqcq nizsze zyoie czlowieka, jega drugq,wstydliwq stran~? Jakim prawem psychaanaliza wypawiada sqdya ,sztuce, maralnasci i religii? Wydaje mi si~, ze w abliczu tegazarzutu trzeba stwierdzic trzy rzeczy, z rownq silq: pO' pierwsze,kampetencje psychaanalizy razciqgajq si~ na calasc ludzkiej rzeczywistasci;pO' drugie dasi~ga ana takze religii, jaka zjawiska kultury;pO' trzecie jest ana wlasnie jaka psychaanaliza z kaniecznasciabrazaburcza.Psychaanaliza datyczy rzeczywistasci ludzkiej w jej calasci.Mylilby si~ ten, kta by zaw~zal jej znaczenie przedstawiajqc jakojej dziedzin~ i przedmiat badan sarna tylka pazqdanie. Pazqdaniejest u Freuda w relacji antaganistycznej w stasunku dO' innychczynnikow, ktore umiejscawiajq je w sytuacji kulturawej: czymzebawiem jest "cenzura" w jega tearii snow, jesli nie czynnikiemkulturawym grajqcym ral~ inhibitara wabec najstarszych t~sknat?W ten wlasnie spasob dynamika marzenia sennega adslania te sameczynniki, jakie ertmalagi'a odk,rywa w za,kazie kaz.iradztwa. 5 SupeTego6 reprezen1:uje wewTIqtrz rndywidualnego psychizmu spolecznqfimkcj~ zakazu i madel, ktory umazliwia wychawanie pazqdania.Mowiqc scisle, ajciec, 7 nasiciel j~zyka i kultury, stoiw centrum dramatu Edypa, ktorega stawkq jest wejscie pazqdaniaw swiat kultury. I tal} zarysawuje si~ razlegla dziedzina, kto:r:'lmozna by nazwac semantykq pazqdania. W jakiejs mierze wszystkasi~ z niq wiqze, a tyle mianawicie, a He sarna kultura jest zlazanqfarmq tejze semantyki pazqdania.vVidzimy wi~c, w jakim zasadnicza uprawnianym sensie psychaanalizajaka taka maze mowic a religii: a miatlawicie ujmujqc jqjaka jeden z wymiar6w kultury.8 Kultura razwazana w terminachekanomicznych, tzn. z punktu widzenia kasztow afektywnych,razrachunku przyjemnasci i przykrasci, satysfakcji i strat, na wielespasabow datyka pazqdania - ustanawia zakazy i przynasi paciech~.Zakazuje kaziradztwa, kanibalizmu i zabojstwa i w tym sensiewymaga ad jednastki paswi~cenia instynktu. Jednaczesnie jednakjej prawdziwa racja bytu lezy w achronie czlowieka przed naturq.KultuTa rna zmniejszyc ci~zaT nalozonych na ludzi paswi~ceninstynktowych, rna godzic jednostki z nieuniknionymi wyrzeczeniami,rna wreszcie dostarczyc odpowiednich kompensacji. W tymsensie kultura jest pocieszeniem. Rozwazana jako element kultury5 C. Levi-Straus Les StTuctuTes elementaiTes de la paTente, Paris PUF 1949.6 Le Moi et Ie r;a, w: Essais de Psychoanalyse, Paris, Payot, 163-218.7 Odnosnie koncepcji ojca por.: Psychologie collective et Analyse du MOi.w: Essai de Psychoanalyse, Paris, Payot 184-185.8 L'aveniT d'une Illusion, rozdz. I i II.


ATEIZM FREUDOWSKIEJ PSYCHOANALIZYreligia jest najwyzszym instrumentem ascezy i pojednania. Takwi~c religia wychodzi na spotkanie pozCldania i strachu - strachuprzed karCl i pragnienia pocieszenia. Lecz jej prawdziweoblicze jest obliczem pocieszenia. W obr~bie kultury religia stanowinajwyzszq ostatecznq odpowiedz na niedol~ zycia: na bezbronnos


'74 PAUL RICOEURa dokladniej sprawowanie obrzlldku jest porownywane punkt popunkcie z ceremonialem neur.otycznym. Tu i tam wyst~puje ta'sama troska 0 to, by przestrzegac kazdego szczegolu rytualu, tasama uvvaga, aby niczego w nim nie pominllc, ta sama sklonnosc-do komplikowania jego przepisow, ten sam niepoi{oj sumienia,.gdy jakis szczegol zostanie pomini~ty, a w koncu ten sam charakterdefensywny i zapobiegawczy ceremonialu w stosunku dozagrozenia karq, pochodzqcll z zewnlltrz. Jest rzecZIl niezwyklewazn'l, by t~ paralel~ wlasciwie zrozumiec. Nie wolno nam zapomniec,ze to wlasnie Freud odkryl, iz obsesyjny ceremonialpsychicznie chorego ma sens. A wi~c porownanie zostaje przeprowadzone mi~dzy dwoma sensami. Oznacza ono najpierw to, ze-czlowiek jest podatny zarowno na religi~ jak i na neuroz~ i totak, ze jedno moze imitowac drugie. "Wobec tych podobienstwi analogii - pisze Freud - mozna zaryzykowac prob~ interpretacjineurozy obsesyjnej jako odpowiednika religii i opisac t~neuroz~ jako system prywatnej religii, a sam'l religi~ jako kolektywn'lneuroz~ obsesyjn'l".l1 Jak widac, sformulowanie to mawi~cej niz jedno znaczenie. Religia moze znalezc SW'l karykatur~w neurotycznym ceremoniale - "neuroza obsesyjna stanowi tragikomiczniesk arykaturowan'l prywatn'l religi~". 12 Niemniej pozostajeotwartym zagadnieniem, czy ta karykatura urzeczywistnianaj gl~b s z'l intencj~ religii, czy tez jej degradacj~ i regresj~, ktorastaje s i~ faktem, gdy religia zaczyna tracic z oczu sens swejsymboliki. Lecz 0 tym psychoanaliza jako taka nie moze decydowac.Od eseju z 1908 roku do Der Mann Moses und die monotheistischeReligion z 1939 roku badania nad analogiami po s t~puj'lw wielu kierunkach. I tak Totem und Tabu 13 pojmuje projekcj ~ws ze chpot~gi poz'ldania na postacie bostw wedlug modelu paranoi.'Totemiczna postac archaicznej religii odpowiada narcystycznejfazie libido. Problem projekcji znajduje si~ w centrum freudowskiejteorii "iluzji". W miar~ jak idealy narzucone pczez autorytetojcowski i kolejne autorytety, ktore go zast~pujll, coraz bardziejI nterioryzujll si~, poz'ldanie rzutuje w sfer~ transcendentn'l zrodlozakazu, a takze, W wi~kszym jeszcze stopniu, zrodlo pocieszenia.Wszystko kon~entruje si~ tutaj wokol j'ldra ojcostwa, wokol nostalgiiza ojcem. Bog ludzi, bozek ich wlasnego poz'ldania, jestwyolbrzymion'l postaci'l ojca, ktory grozi, nadaje prawa i imiona, '11 Ibid., s. 181. 12 Ibid., s. 164. 13 S. Freud Totem et Tabou, Paris, Payot.


ATEIZM FREUDOWSKIEJ PSYCHOANALIZY75ustala porzqdek rzeczy i porzqdek spoleczny, wynagradza i pociesza,ktory w-reszcie godzi czlowieka z twardym zyciem.Ale interpretacja nie moze pozostac na tym poziomie. Naj2ierwdlatego, ze analogia pozostaje nadal nieokreslona, a zdaniemFreuda powinna stac si~ tozsamosciq. Tego zas nie da si~ kliniczniestwierdzic. Nade wszystko zas dlatego, poniewaz wciqz jeszczeutrzymuje si~ rozbieznosc mi~dzy prywatnym charakterem "religiineurotyka", a kolekfywnym charakterem "neurozy czlowieka religijnego".Filogeneza rna wi~c nie tylko przeksztalcic analogi~w tozsamosc, lecz takze wyjasnic t~ roznic~ zachodzqcq na plaszczyznieobserwowanych tresci. Oto dlaczego Freud przez caleswoje zycie, od Totem und Tabu w 1912 roku do Mann Mosesw latach 1937-1939, powraca do wyjasnieit 0 charakterze etnologicznym,ktorych zadaniem bylo dostarczenje w skali ogolnoludzkiejekwiwalentu dla kompleksu Edypa, majqcego tak wielkieznaczenie w prywatnej mitologii jego klinicznych pacjentow.Tq drogq dochodzi Freud do rekonstrukcji tego, co mozna by nazwacmitem poczqtk6w, opierajqc si~ najpierw na etnologii swoichczas6w i klasycznych pracach na ternat totemizmu z poczqtkuwieku, potem na niektorych opracowaniach dotyczqcych poczqtk6wmonoteizmu zydowskiego. Od tych roznych opracowan Freudwymaga jednego: mniej lub bardziej prawdopodobnego potwierdzeniatezy, ze ludzkosc przeszla przez jakis pierwotny dramat,scislej przez zbrodniczy epizod, kt6ry twotzylby jqdro kompleksuEdypa ludzkosci. Na poczqtku historii jakis niezwykle surowyojciec zostal zamordowany- przez koalicj~ syn6w. Z paktu mi~dzysynami wylonila si~ instytucja spoleczenstwa w sensie wlasciwym.Ale zab6jstwo ojca pozostawilo gl~bokq ran~, kt6ra nie moze si~zabliznic, p6ki nie nastqpi pojednanie z obrazem zniewazonegoojca. Retrospektywne posluszeiistwo prawu ojca stanowiloby jedenz element6w tego pojednania, podczas gdy inny polegalby na przywolywaniuwspomnienia skruchy i pokuty za posrednictwem ucztytotemicznej, gdzie zarazem w spos6b tajemniczy i ukryty powtarzalobys i~ zabojstwo ojca i odnawialo pojednanie z jego obrazemuwewn~trznionym i wysublimowanym. 14W Mann Moses Freud szuka innego zab6jsh.ya - zab6jstwa proroka,kt6re w religiach monoteistycznych byloby tym, czym jestzab6jstwo praojca w totemizmie. :lydowscy prorocy byliby zatemsprawcami odrodzenia boga mozaistycznego, pod cechami bogaetycznego odzylby ewenement urazowy, a powr6t do boga mozaistycznegobylby jednoczesnie powrotem stlumionego urazu.O s iqgn~lismy w ten spos6b punkt, w kt6rym stykajq si~ ze sobq14 Ibid., rozdz. IV.


76 PAUL RICOEURna plaszczyznie wyobrazen - powtorne pojawienie si~, odzycieobrazu, a na plaszczyznie emocjon ~ lnej powrot tego co stlumione.Zabojstwo Chrystusa byloby z kolei innym ozywieniem wspomnienpoczqtkow. Jednoczesnie z tym, Freud podejmuje na nowo SWqhipotez~ rewolty synow: odkupiciel musial bye glownym winowa.icq, przywc.dcq hordy brad, podobnie jak wodz Tebelii :w tragediigreckiej: "Wraz z nim powraca pierwszy ojciec prymitywnejhordy, co prawda przeksztalcony i zajmujqcy jako syn miejsceswego ojca." 15Wraz z poj~ciem "odzycia tego co stlumione" dotykamy trzeciegopoziomu freudowskiej interpretacji: poziomu scisle ekonomicznego.W Die Zukunjt... i. w Das Unbehagen... Freud stara s i~ponownie umiejscowie genez~ iluzji w rozwoju kultury, jak opisalismyto wyzej, i to zarowno na planie indywidualnym, jaki historycznym. Zadaniem kultury jest m. in. zmniejszye ci~zarposwi~cen instynktowych na1ozonych na czlowieka, pogodzie jed­..nostki z nieuniknionymi wyrzeczeniami, ofiarowae im zadowalajqcekompensacje. Postac ojca powstajqca dzi~ki mechanizmowipowrotu stlumionego urazu staje s i~ wi~c glownym elementem"pocieszenia". Poniewaz czlowiek pozostanie na wieki slaby jakdziecko, jest on podatny na no s talgi~ za ojcem. Skoro wszelkiestrapienia Sq nostalgiq za ojcem, w szelkie pocieszenia Sq kolejnympowrotem ojca. Cz10wiek-dziecko stajqc w obliczu natury wykuwasobie bogow na podobienstwo ojca. I tak wyjasnienie genetycznezosta1o w1qczone w wyjasnienie ekonomiczne. Ustalona na p1aszczyznieklinicznej analogia mi ~dzy neurOZq uraZOWq, ktorq odslanianam historia rozwoju dziecka, a tym co Freud nazwa1 kolektywnqneurOZq obsesyjnq ludzkosci zostaje przeniesiona na p1aszczyzn~bilansu ekonomicznego: urazowosc, obrona, stlumienie, wybuchneurozy, cZqstkowy powrot stlumionego urazu, to wszystko konstytuujeanalogi~ nie tylko opisowq i klinicznq, lecz tak:i:e funkcjonalnqi ekonomicznq. Taka jest specyficznie psychoanalitycznainterpretacja religii: ukrytym sensem religii jest nostalgia zaojcem.16IV. WARTOSC I GRANICE PSYCHOANALIZY RELIGIINa zakonczenie proponuj~ naszkicowanie glownych kierunkowdyskusji, jakq mogliby prowadzie z sobq psychoanalitycy, filozofowiei teologowie. Zanim jednak taka dyskl!sja b~dzie mog1a s i~odbye, trzeba najpierw oinowic zagadnienie metodycznych granicpsychoanalizy kultury.15 Moise et te MonotlHiisme, 138. 16 L'Aven i r d'une H!usion, 61-64.


ATEIZM FREUDOWSKIEJ PSYCHOANALIZY77Zacznijmy od rozmowy na temat metody. Trzeba nalezycie zrozumieefakt, ze interpretacja psychoanalityczna nie moze byeuwazana za jedynie uprawnionq z wylqczeniem wszystkich innychinterpretacji, kt6re mniej troszczq si~ 0 redukowanie i destrukcj~,a bardziej 0 rozumienie i odtworzenie - . w ich pierwotnej autentycznosci- symbolicznych tresci warstwy mityczno-poetyckiejkultury. Ograniczeil interpretacji freudowskiej nie nalezy szukacod strony przedmiotu, gdyz zasadniczo nie rna rzeczy dla niej niedost~pnychi, we wlasciwym rozumieniu tego slowa - zakazanych.Granica pojawia si~ wylqcznie od strony punktu widzeniai wzorca. Najpierw od strony punktu widzenia: cala rzeczywistoseludzka, wszelki symptom i wszelkie znaczenie, wszystko to ujmowaneprzez pryzmat semantyki pozqdania, tzn. ekonomicznegobilansu przyjemnosci i nieprzyjemnosci, satysfakcji i frustracji.Tutaj leiy jej poczqtkowa decyzja i tutaj Sq jej kompetencje. Gdyzas idzie 0 wzorzec, to jest on znany od poczqtku. Jest nimV/iinscherjiiHung, zaspckojenie pozqdalnia, kt6rego piepwszymiilustracjami Sq marzenia senn~ i objawy neurotyczne. Jest rzeCZqzrozumialq, ie cal{)sc ludzkiej rzeczY'w,is1:osci 0 tyle tylko podpadapod interpretacj~ psychoanalitycznq, 0 ile rzeczywistosc ta mozenam ods10nie jakies analogie do tamtego pierwotnego wyladowania.Owa moiliwose dostarcza' podstawy zar6wno dla stosowalnosc-ijak i dla granic stosowalnosci krytyki religii.Jeieli uzyje si~ kryterium stosowalnosci do szczegolowych analiz,jakie Freud poswi~ca religii, to mozna stwierdzie:1. Na plaszczyznie wylqcznie klinicznej: antologia mi~dzy 'zjawiskamipatologicznymi powinna pozostae tym, czym w rzeczywistoscijest - prostq analogiq, kt6rej ostateczny sens pozostajeniepewny. Czlowiek jest sklonny zar6wno do popadania w neuroz~,jak do przyj~cia religii - i odwrotnie. Ale c6z oznacza ta analogia?P sychoanaliza 0 tyle, 0 ile jest analizq nie moze nam niczegona jej temat powiedziee. Nie dysponuje tez zadnym srodkiem dorozstrzygni~cia, czy wiara jest tylko tym, za co jq uwaza, czy rytw swej pierwotnej funkcji jest tylko rytualem obsesyjnym, czywiara jest tylko pocieszeniem na modl~ dzieci~cq. Moze ona ukazacczlowiekowi wierzCjcemu jego wlasnCj karykatur~ lecz pozostavviamu jednoczesnie obowiqzek czuwania, by nie upodobnil si~ on doswego wykrzywionego oblicza. VV kwestii wartosci i zarazemgranic analogii decydujqcym jest pytanie: czy w afektywnym dynamizmiewiary jest cos takiego, co by jej pozwalalo przezwyci~zycwlasny pierwotny archaizm?2. Na plaszczyznie genealogii religii, ustalonej metodami etnologicznymi,pojawia si~ inne centrum wieloznacznosci. Czy wyobrazeniezabojstwa ojca, ktore Freud odnajduje u hodel postaci


78 PAUL RICOEURb6stw, jest wylqcznie sladem urazowego wspomnienia, czy tez jestrzeczywiscie "scenq pierwotnq", symbolem, z kt6rego mozna wywiesepierwszq war s tw~ sensu przyslugujqcego wyobrazeniu poczqtk6w,symbolero. coraz to bardziej odrywajqcym s i~ od funkcjiinfantylnego i quasi neurotycznego powtarzania i coraz bardziej,nadajqcym s i~ do badan nad podstawowymi sensami przeznaczenialudzkiego? Ow element wyobrazeniowy, a jednak nie b~dqcy sladempierwotnej przeszlosci, element - nosiciel nowego sensu niebyl Freudowi obey - choc natrafial nan nie wtedy, gdy mowilo religii, lecz gdy m6wil 0 sztuce. Taki artysta, jak Leonardo daVinci pokazal, ze jest zdolny do przeksztalcenia slad6w przeszlosci,lqcznfe ze wspomnieniem urazowym, i tworzenia z nich dziela,w ktorym jego przeszlosc jest jednoczesnie "zaprzeczona i przezwyci~zona przez sil~ sztuki" 17. Dlaczeg6zby "przeksztalcenie"pierwotnej postaci ojca nie mialo wnosic ze sobq tej samej dwuznacznosci,tej samej podw6jnej fUlnkcji - cdtworzenie w macrzeniachsennych i majakach oralz 1Jw6rczosci ,kulturowej? Czyz tosa rno wyobra1zenie nie moze Z'a'wierac dw6ch przedwnych wekt>or6w:wektoTa 'regresyjrnego, ktory by je podporzqdkClwal przeszloscii wektora progresywnego, ktory by je czynril odkrywcqznaczenia? Czyz droga, kt6rq nalezaloby p6jsc nie wyglqda w tensposob: nalezy z tego, co nadaje si~ fenomenowi religijnemu, wydobycwyobrazenie sceny pierwotnej, a na s t~pnie przeksztalcic jew narz~dzie odkrywania i badania poczqtkow? Przez swe symboliczneprzedstawienia czlowiek wyraza ingres wlasnego czlow.ieczenstwa,dzi~ki swej zdolnosci do przechowywania sladow symbolodslania wyobrazenie poczqtkow, 0 ktorym mozna powiedziec, zejest dziejowe, geschichtlich, poniewaz wyraza pe\~~ne nadejscie,pewne powstanie, ale nie mozna powiedziec, ze jest historyczne,historisch, poniewaz nie rna zadnego znaczenia chronologicznego.3. Interpretacja scisle ekonomiczna zjawiska l'eligii jako powrotustlumionych obrazow stawia nas w obliczu ostatniego pytania: czyreligia jest nieustannym i monotonnym powtarzaniem wlasnychswych poczqtkow, dreptaniem na gruncie wlasnego archaizmu?Dla Freuda nie rna dziejow religii. Zadaniem byloby w tym pl'zypadkupokazanie, przez jakq edukacj~ pozqdania i strachu religiaprzezwyciE;za swoj 'wl'as,ny archaizm. WstE;pujqca di,alektyka afektupowinna si~ splatac z paralelnq dialektykq wyobrazenia. Alew tym celu trzeba by wziqc pod uwag~ t e k sty, w ktorychi przez ktore czlowiek religijny "formowal" i "ksztalcil" SWq wial'E;.Nie jest mozliwe przeprowadzanie psychoanalizy wierzenia bezprzejscia przez interpretacjE; "pism", w kt6rych anonsuje si~ przedmiotwierzenia. Nie rna tez wielkiej potrzeby podkreslac, zeI' U n souv enir d ' Enfance d e Leonard de Vinci, Paris, Gallima rd, 163.


ATEIZM FREUDOWSKIEJ PSYCHOANALIZYMann Moses nie stoi na poziomie egzegezy Sta·rego Testamentu.Oto dlaczego nie rna najmniejszej szansy, by Freud mogi natraficna tworzenie sensu, przez ktore religia oddala s i~ ·od swego pierwotnegoksztaltu.•Nie chcialbym jednak zakoilczyc na tych zarzutach. Czytelnikm6glby na ich podstawie zaryzykowac pewien unik spod obo\viqzkuprzeprowadzenia wlasnej wiary przez twardq s zkol~, kt6rq proponujemu Freud i psychoanaliza. Dalecy jestesmy od przyswojeniasobie prawdy, jakq zawiera jq twierdzenia freudyzmu na tematreligii. Freudyzm wzmocnil wi a r ~ niewierzqcych, ale wcale jeszczenie zaczql oczyszczac wiary wierzqcych.W dw6ch szczeg6lnie punktach trzeba nam s i~ nauczyc nie­Id6rych rzeczy od Freuda : pierwszy dotyczy stosunku religii dozakazu, drugi jej stosunku do pocieszenia. Nie potrafimy odzyskacprawdziwie biblijnego wymiaru grzechu, jezeli nie przekreslimytego, co jest archaiczne, infantylne i neurotyczne w naszym "czucius i~ winnymi". Poczucie winy jest pulapkq, okazjq do zatrzymaniaw rozwoju, do dreptania w stadium przed-moralnym, do za s tygni ~ ­cia w archaizmie. Nie ma nic bardziej koniecznego od przejsc~aprzez proces "destrukcji", by odnalezc na s t~pnie autentyczny sensgrzechu. Czyz freudc,wska krytyk>a superego [lie mogiaby nas zaprowadzicdo PawIowej krytyki Prawa i z niego pIynqcych uczynk6w?Centralna postac religii, 0 kt6rej psychoanaliza m6wi, zewywodzi si~ z prototypu ojca, nie bylaby w stanie zakoilczyc swychwewn~trznych przemian w kierunku prawdziwego ojca JezusaChrystusa, gdyby nie przeszIa przez wszystkie stopnie rozwoju,relatywne do stopni poczucia winy, od strachu w obliczu tabu,do grzechu niesprawiedliwosci w znaczeniu proroctw zydowskich,a nawet do grzechu sprawiedliwego, tj. do grzechu wlasnej sprawiedliwosciw sensie Pawlowym.Bye moze jednak nie zauwazylismy jeszcze n auki, jakq dajepsychoanaliza w porzqdku pociechy. Istniejq ost atecznie dwa typypocieszeil nierozdzielnie ze sobq zmieszane: pocieszenie infantylnei balwochwalcze, jakie dajq Jobowi jego przyjaciele - i inne,pocieszenie wedlug clucha, kt6re nie niesie ze sobq nic n arcystycznegoi nk interesownego, kt6re nie jest rodzajem protekcji przeciwkoniedolom egzystencji ani ucieczkq przed twarclymi momentamizycia. To pocieszenie jest mozliwe tylko pod warunkiemostatecznego posluszenstwa wobec rzeczywistosci. Przechodzi oneponad zaIobq pierwszego pocieszenia. Ktokolwiek doszediby dokoilca tego procesu prawdziwej pociechy, wypeinilby tym samymna pIaszczyznie wlasnej wiary postulat freudowskiego obrazoburstwa.Paul RicoeurHum. J. G.


Ks. JOZEF TISCHNERW' K R ~ G U S P RAWPSYCHOLOGII FILOZOFIIW ostatnim ogloszonym za swego zycia dziele, pt. Kryzys naukeuropejskich 0 fenomenologia transcendentalna, dal E. H u sse r Iwyraz swemu najgl~bszemu niepokojowi, kt6ry lezal juz u pocz'1tk6wjego pracy filozoficznej, ze zachodnioeuropejsk'1 nauk~ i wewn~trznezycie zachodniego czlovvieka ogarnql gl~boki kryzys.Istota kryzysu lezy w tym, ze oto sama "n auk 0 w 0 sen auk i"stala si~ problematyczna. "Kryzys nauk - pisze - nie oznaczaniczego j,nnego, jak to, ze teh scisla naukC!WiosC, ze caly ten spos6bstawiania wlasciwych sobie pytan, ze wzgl~du na kt6ry zostalastworzona ich metodyka, stal si~ problematyczny" 1. Okazuje si~,ze niewyjasnione S'1 podstawowe poj~cia i zasady nauki oraz zepewne obszary rzeczywistosci stoj'1 nie tylko poza ich rzeczywistym,ale takze poza ich mozliwym zasi~giem. Nauka wypracowalametod~ stosown'1 do badania czasoprzestrzennych fakt6w. Wszystkoinne wymyka si~ nauce. "Czyste nauki 0 faktach - kontynuujeHusserl - stwarzaj'1 fakto-Iudzi (Tatsachenmenschen)...W potrzebach naszego zycia nie potrafi nam ta nauka niczegopowiedziec. B~dzie ona nawet eliminowac wszystkie pytania,kt6re dla naszych czas6w i ludzi, nadaj'1cych tak wielkie znaczenienieobliczalnym przewrotom, S'1 najbardziej palqce: pytania 0 senslub bezsens calego ludzkiego istnienia"~. Podwaza to wartosesamej panuj'1cej idei nauki.Kryzys nauk jest jednoczesnie kryzysem zachodniego czlowieka.Dominujqca w kulturze Zachodu idea nauki powstala w dobieOdrodzenia, gdy czlowiek podjql dzielo odnowy . samego siebieprzez siebie samego a nauka miala bye narz~dziem jego urzeczywistnienia.Naczelnym aksjomatem nowej postawy czlowiekaI Die Krisis der europaiscllen Wissenscllaften und die transzendentale Phano­'J'llonotogie, "Husserliana" I Bd VI, Haag 1954, s. 1.2 Die Krists... , s. 4.


, W KRE;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII81slaia si~ wiara w rozum i rozumnq s tru ktur~ swiata, podatml. dor ozszyfrowania pr zez m atematyczne przyrodoznawstwo. Kryzysnaukowego racjonalizmu jest pra wclziwym kryzysem czlowiekanowej cywilizacji. "Kryzys filozofii - zauwaza autor - oznacza\uyzys wszystkich nauk nowozytnych jak o czlon6w filozoficznegouniwersum, a takze najpierw ukryty, potem coraz bardziej widoczny,kryzys czlowieka europejskiego wraz z jego calq kulturqi jego calq »egzystencjq ({ 3. Raz jeszcze slyszymy dalekie reminiscencjeslynnego prologu z Fausta Goethego.Wizja Husserla jest szeroka, obejmuje zasadniczo wszystkieodmiany nauki. My jednak zaciesnimy si~ do jednego ogniwa,jakie w og6Inym kryzysie nauk stanowi kryzys w psychologiiwynikajqcy z jej wlasnej "problematycznosci". Wyjscie z tegokryzysu widzi Husserl w utworzeniu nowej p s y c hoI 0 g i ifen 0 men 0 log i c z n e j a ostatecznie w swej t ran s c e n;­den t a I n e j filozofii fenomenologicznej.. Ten husserlowski punktwidzenia, kt6ry rozwija si~ od krytyki psychologii empiryczneji zamyka koncepcjq psychologii ' fenomenologicznej, wyznaczatakze najog6lniejsze ramy problematyki niniejszego artykulu.Gl6wnym celem pracy jest pokazanie, dlaczego obok istniejqcejdzisiaj psychologii potrzebna jest "psychologia" fenomen6Iogiczmii jakie Sq jej zasadnicze zr~by teoretyczne.M6wiqc 0 "istniejqcej dzisiaj" psychologii, mam zasadniczo namysli dwie jej odmiany: psychologi~ doswiadczalnq, kt6rej teoretycznymwykwitem jest doswiadczalna teoria osobowos~i, orazracjonalnq psychologi~ n e 0 tom i s t 6 w z jej zagadnieniamiduchowosci, substancjalnosci, niesmiertelnosci duszy ludzkiej itd.Powiedzmy jednak na wst~pie: potrzeba psychologii fenomenologicznejjawi si~ nie jako "wolanie czas6w, w kt6rych iyjemy", leczpo prostu jako jedyny teo ret y c z n y s rod e k p r z e z w y­c i ~ zen i awe w n ~ t r z '11 yc han t y III 0 m i i, przenikajqcychw r6wnej mierze jednq jak drugq psychologi~. Antynomie Sqwymownym przejawem kryzysu, 0 kt6rym m6wi HusserI.Pisanie na temat fenomenologii napotyka jednak u nas na duzetrudnosci. Trudnosci pi~trzq si~ jeszcze bardziej, gdy pisze si~ nietylko 0 fenomenologii, ale takze z p 0 z y c j i fenomenologii.W przeciwienstwie bowiem do tego, co dokonalo si~ na Zachodzie,gdzie podstawowe terminy fenomenologii stanowiq trwaly arsenalj~zyka filozoficznego a takze w znacznym stopniu og6Ino-kulturowego,u ' nas wciqz jeszcze terminologia tego kierunku przybiera~oz6 r szyfru czytelnego tylko dla wtajemniczonych. Nie wydaje3 D ie Krisis... , s. 10.Zna k - 6


82 KS. J6ZEF TISCHNERmi si~ zas sluszne przedstawienie jakiejkolwiek filozofii w obcejdla niej aparaturze j~zykowej. Stqd, dla unikni~cia mozliwychnieporozumien, staram si~ podae w przypisach mozliwie wyczerpujqcyopis znaczeniowy terminow, ktorych stosowanie wydawalomi si~ niezb~dne. .Ze wzgl~du na rozmiary artykulu wiele spraw zostalo omowionychw stopniu wysoce niezadowalajqcym. Jest to jednak normalnylos szkicow, w ktorych spojrzenie na szczegoly musi raz po razust~powae miejsca spojrzeniu na calose.ANTYNOMIE PSYCHOLOGII DOSWIADCZALNEJWspomnialem na wst~pie, ze przedmiotem naszych zainteresowanjest psychologia doswiadczalna z teoriq osobowosci wlqcznie.Twierdzenie to wymaga jednak pewnego uscislenia. Otoz z uwagina calkiem swoiste zalozenia metodologiczne i epistemologiczne',nie bior~ tutaj pod uwag~ zadnej z wielu odmian "nauki 0 zachowaniu",czyli behawioryzmu, chociaz uwaza si~ jq wciqz, mimopodnoszonych z wielu stron zastrzezen, za galqz psychologii.Ostatecznie obszarem moich zainteresowan pozostaje tzw. przezM. K r e u t z a "psychologia w sensie scislym", ktora posluguje si~"introspekcjq" jako glownym (lub jednym z glownych) srodkiempoznania "duszy" 5. Naszym pierwszym zadaniem w stosunku dotej psychologii jest uchwycenie jej wewn~trznej budowy jakoszczeg6lnej nauki poswi~conej badaniom psychiki ludzkiej.Moznaby tego dokonae przyjmujqc rozne punkty widzenia. Czytelnikb~dzie laskaw uznae na razie nieco na kredyt, ze najwlasciwszymdla naszych celow jest punkt widzenia e pis t e mol 0 g i c z n y.Zgodnie z tym, tematem refIeksji b~dq specjalnego rodzaju a k t yp 0 z n a w c z e, jakiemi dana galqz nauki, w tym przypadkupsychologia doswiadczalna, posluguje si~ w swych badaniach.Akty te nie b~dq traktowane jako akty spelniane hie et nuncprzez konkretnego psychologa, lecz jako akty t y pow e i p 0 d­s taw 0 we, w ktorych i tylko w ktorych, mozliwe jest us w i a­do m i e n i e sobie psychologicznego materialu badawczego ida I­s z e opracowanie go w myslmetodologicznych zalozen psychologii.Jak typowym i podstawowym aktem swiadomosci tego oto drzewajest spostrzezenie, tak typowym i podstawowym aktem swiadomosciwszelkJch mozliwych przedmiotow badan psychologii empirycznejb~dzie akt, ktory okreslimy nizej terminem "akt doswiadczeniawewn~trznego" tejze psychologii.4 Epistemologia - tu: teoria poznania naukowego.5 Zob.: PTzedmowa tlumacza w: P. G u i II au m e, PodT~czn!k psych%gi!,Warszawa 1958, s. VI-VII.


W KRF;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOt:OGII83NaleZy odTOimie pUlllrkt rwidzenia episternologic:zmy od metodologicznego.0 ile zadaniern rnetodologii jest uchwycenie i opis obiektywnejstruktury danej nauki, ujawnienie podstawowych przeslanek,wnioskow, hipotez, sposobow eksperyrnentowania itp., 0 tyle zadaniemepisternologii jest 0 pis i 0 c e n a typowych aktow poznawczych,ktore badacz musi spelnie, by wykrye interesujqcy goobszar swiata a nast~pnie poddae go naukowemu opisowi. Z tejracji epistemologia jest naukCl logicznie bardziej podstawowq nizmetociologia. Gdy zatem b~~ tutaj mOl\V1iI np. 0 ,;~a lozeniach" psychologiiempirycznej, slowo "zalozenie" nie rna wskazywae na "pierwotnezdania rsp. aksjomaty systemu" (jak to jest zazwyczaj w uzyciuna gruncie metodologii), lecz na szczegolnCl i koniecznq treseaktu poznania, w ktorq ow akt wlasnie dlatego, ze jest aktem pozaniadla dalllej nalUki pods,t'alwowlYm, m u s i bye wypcsazony.Epistemologiczny punkt widzenia pozwoli nam na najprostsze stosunkowoosiqgni~cie glownego celu: na ujawnienie poszukiwanychantynomi>i.Antynomie b~dq, jak zobaczymy, wynikiem braku do pas o­wan i a srodkow poznawczych, ktorymi dysponuje psychologiadoswiadczalna jako szczegolnego typu nauka, do mat e ria I upoznawczego, kt6rym jest ludzka "dusza".O tym braku wiedzianojuz przed Husserlem i niezaleznie od niego. Szczeg6lnie dobitniestawial t~ kwesti~ H. B erg son. R6znica mi~dzy Husserlema innymi jest ta, ze u Husserla zostala ona postawiona szczegolnieradykalnie i to zar6wno w aspekcie krytycznym jak konstruktywnym.Po tych wst~pnych uwagach zapytajmy wprost: jakiego rodzajuaktami poznawczymi posluguje si~ psychologia doswiadczalna?Otoz, jak zauwazylem, zasadniczo wszystkie akty poznawcze psychologiidoswiadczalnej przenika wsp6lny rys, dzi~ki kt6remu mozemyje zaszeregowae do jednego i tego samego gatunku akt6wd 0 s w i a d c zen i awe w n ~ t r z neg 0 psychologii empirycznej.6Doswiadczenie wewn~trzne psychologii empirycznej wyodr~b""nia si~ od r6znych odmian doswiadczenia zewn~trznego , kt6re Sqpodstawq nauk 0 "swiecie zewn~trznym", oraz od r6znych odmianaktow immanentnej refleksji, ktore stanowiq trzon husserlowskiejfenomenologii transcendentalnej. Akty doswiadczenia wewn~trznegopsychologii empirycznej odznaczajq si~ przede wszystkim tym,ze typowo jednolita jest ich n i e n a 0 c z nat res e. Trese nie­6 M. Kreutz woli termin " I n t r 0 s p eke j a". Sp6r 0 terminy nie j estjednak tutaj istotny. Dla mnie .. introspekcja" jest szczeg61nij odmianij dOSwladczeniaw ewnE:trznego w 0 g 6 1 e (nle doswiadczenia wewnE:trznego psychologUempirycznej). warunkowanij w swym zasadniczym zrE:bie przez to doswia dczenie.Por. np. tegoz autora : M etody wsp61czesnej p sychoZogli, Warszawa 1962 r.


84 KS. J6ZEF TISCHNERnaOCznl'1-i W -akcie jest zas tym , co niejako szkicuje w s t ~ p n yp r o j e k t czy z a r y s przedrniotu, na ktory akt poznania wlasn.ies i~ kieru je lub rna si~ skierow ac. 7Jakie Sq charakterystyczne r ysy tej tresci? W jakim kierunkusterujq one uwagq b adacza?Na w st ~p ie tw ierdzenie, k torego donioslosc b ~ dziem y si~ staralipokazac: istotowo konieczny zespol: szczegolnych tresci nienaocznychaktu, 0 ktorym mowa, konstytuuje na jogolniejsze "p 0 j ~­c i e - W Y 0 bra zen i e" tego, co "p s y chi c z n e" oraz "p o­j ~ c i e - W Y 0 bra zen i e" n auk 0 W 0 s ci w ogole a naukowoscipsychologiczno-empirycznej w szczegolnosci. Oznacza 'to, zekazdy badacz w dziedzinie psychologii doswiadczalnej przyst~pujez koniecznosci do swych badan z z a l: 0 z 0 n y m "poj~ciem" tego,co psychiczne, zatem obszaru badan psychologii, oraz z a 1: 0 z o­n y m "poj~ciem" naukowosci, zgodnie z ktorym zamierza swe badaniaprzeprowadzac i porzqdkowac. W swietle tych "poj~e-wyobrazen"widzi nast~pnie swoj przedmiot badan. Zr6d1:em wielu k1:opot6wjest, jak zobaczymy, to, ze wcale nie muszq to bye "za1:ozenia"uswiadomione a tym bardziej wyeksplikowane zar6wno pod wzgl~clemich pochodzenia jak pod wzgl~dem ich prawomocnosci.Przyjrzyjmy si~ pokr6tce jednemu i drugiemu kompleksowi "zal:ozonych"tresci."Poj~cie-wyobrazenie" tego co psychiczne stanowi jedno z pierwotnychpoj~c-wyobrazen psychologii doswiadczalnej i jako takie7 POjE:cie "nienaoczna" tresc aktu jest zaproponowanym przez R. In g a r­d e n a tlumaczeniem l


W KRE;GU SERAW FJLOZOFII I PSYCHOLOGII85nie jest przez niq samq blizej precyzowane. Poniewaz zas WClqZjeszcze panuje w psychologii dqznose do wyzwalania sip spodwplywow filozofii, co zresztq udaje si~ jej raczej ze zmiennymszcz~sciem, naogor nie przejmuje si~ takich okreslen od filozofii.W rezultacie pierwsze i kluczowe dla psychologii p oj~cie "psychicznego"czerpie si ~ wprost z przednaukowej intuicji zjawiska. Niema zas potrzeby nikomu wykazywae, jak bardzo plynny i v.iieloznacznyjest jej wynik. Wlasc1wie wciqz jeszcze nie vVi0 d0!l110, w jakimstopniu ma si~ psychologiC) doswiadczalna zajmowae swiatemludzkim a w jakim swiatem zwierz~cym, jaki jest jej stosunek dofizjologii czy neurologii. Ten stan rzeczy jest bye moze wynikiemvvielu Toz,nych cZYIl1l1ik6w, ale mi~d zy n~mi z pewll10sdq nie calkiemp('drz~dnq rol~ odgrywa wlasnie ta okolicznose, ze odpowiedzialnoseza wst~pnq t e mat y z a c j ~ psychologicznq ponosi prawie niepodzielnieprzednaukowa intuicja regionow swiata. 8"Poj~cie-wyobrazenie" nauki i naukowosci jest nader zlozone. Je..go element skladoWy stanowi zawsze jakas koncepcja s p r a w­d z a I nos c i wyniku badan oraz koncepcja p raw a n auk 0 we':'go, do sformulowania ktorego majq doprowadzie konkretne aktypoznawcze.Gdy idzie 0 koncepcj~ sprawdzalnosci, to ostatnio pod wyraznymwplywem neopozytywizmu podkresla si~ wyjqtkowq donioslosesprawdzalnosci in t e r sub i e k t y w n e j, zasadniczo komunikatywneji mozliwej do powtorzenia przez wi~kszq liczb~ badaczy.Mimo cala wieloznacznose tego poj~cia i ewolucja, jakiej uleglo oneu takich szermierzy neopozytywizmu jak R. Car nap i H. R e i­c hen b a c h, wylania si~ stqd nieodparta tendencja, by przedmiotemnauki czynie to, co jest t y pow 0 pow tar z a 1 n e (stqdw psychologii empirycznej postulat powtarzania eksperymentuw typowo podobnych warunkach) oraz to, co daje si~ zaobsenvowaei opisae przez k ilk u co najmniej badaczy (stqd postulat porownywaniawypowiedzi ankietmvych celem uchwy cenia typowej).Jest r zeCZq zrozumialq, ze postulat intersubiektywnej sprmvdzalnoscimusi z koniecznosci posiadae swe l'eperkusje w samym Labiegud o b i er a n i a materialu badawczego, jezeli nie wprostw jego charakterystycznym "wyglqdzie".P6jdimy jednak krok dalej.S Byly co prawda proby prz e zwy c i~ze ni a teg o ograniczenia. J ednq z pie rwszyehpOdj ql Fr. B r en ta n 0, kt6r y za istotny r ys zjaw isk psychiczn ych uznal" in tencjonalnosc", tj. iell wewn ~t r z n e odniesienie do przedmiotu. Ale tezaBrentany nie zn a la zla powszechnego u znania. 'Wywarla jcdnak duzy wpl yw naHusserla.


86 KS. JOZEF TISCHNERCelem, jak si~ zazwyczaj mowi, psychologii doswiadczalnej jestustalanie p raw n auk 0 w y c h. 9 Og6lny charakter tych prawjest taki, jak poraw innych nauk przyrodniczych: Sq zamvyczaj uzyskiwaneprzez indukcj~, majq charakter hipotetyczny, stanowi,!punkt wyjscia dla przewidywania zachowan czlowieka i w ten sposobprzyporzqdkawujq go ogol'llej prCliwidlowiosci swiata. Mozlilwosd,ktore wyrazajq, Sq mozliwosciami empirycznymi. 10 Wi~kszose z nich(jezeli nie wszystkie) rna tez charakter "statystyczny": opisujq onezachowania typowe lub przeci~tne (np. "typowe" zachowaniasi~ schizotymika czy cyklotymika wg psychologii osobowosci E.K ret s c h mer a). Slowem, Sq przyblizonym opisem doswiadczenia.Jezeli jednak celem psychologii doswiadczalnej jako nauki jestformulowanie tego rodzaju praw, to w n i e n a 0 c z n e j tresciaktu doswiadczenia wewn~trznego m u s i pojawie si~ z a 1 0 z e­n i e i s t n i e n i a w p s y chi c e szczegolnych z wi,! z k 0 wp r z y c z y now.y c h, ktore poznanie winno odkrye i sformulowacw uniwersalne prawa. 11 Ale nie tylko to. Bo oto pod wplywembezustannego podkreslania charakteru kauzalnego prawa naukowego,te, bye moze rzeczywiscie istniej,!ce w jakichs sferach psychiki,zwiqzki kauzalne, zostajq podniesione do rangi z wi,! z k 0 wz a sad n i c z y c h, ktorym na rozne sposoby w s z y s t k i e inn eS,! przyporzqdkowane. To wszystko znow w szczeg6lny sposob wply­9 " w problemach. ktore bE:dziemy rozpatrywali w tej ksl'lzce. przyjmujemyjako eel, za przyk!adem nauk przyrodniczych. opis faktow i okreslenie ich waru 11 k 0 W, tzn. opis innych faktow. ktore wed!ug obserwacji wykazuj'l sta!yzwi'lzek z pierwszymi; innymi slowy. chodzi 0 ustalenie p raw". P. G u i II a u­rn e. dz. cyt., s. 3. Podobnie: T. Tom a s z e w ski. Wst'lP do psycltotogii, W-wa1963, s. 3(}-37, ks. J. Lin d w 0 r 5 k Y T. J.. Psycltotogia eksperymetatna, Krakow1963. s. 5-12 i wielu innych. .10 Moz!iwosc empiryczna w przeciwienstwie do mozliwoscl czystej jestwzgl


W KRE;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII87nie na do b 0 r a posrednio takie na t res c ("wyglqd") badal1egomaterialu. Aby uchwycic zwiqzek przyczynowy, trzeba przeciezw pie r w wydzielic cz~sc od calosci, warunek, okolicznosc, zalozyczmienne i niezmienne, trzeba w szczegolny sposob atomizowac, bydopiero potem powiqzac wszystko w jednosc stosunku przyczynyi skutku. Gdy idzie 0 psychologi~ osobowosci, to w niej nie tylkoustala si~ zwiqzki przyczynowe mi~dzy poszczegolnymi "kompleksamizjawisk" (np. mi~dzy typem schizotymika a astenicznq budowqciala u wspomnianego Kretschmera), ale sam t y p psychiczny,ktory zostaje wypracowany w toku badaii, jest uznany za czlonrelatywnie najogolniejszego zwiqzku przyczynowego ze zdarzeniamiswiata jako drugim czlonem (jest "przyczynq" szczegolnych "skutkow"i "skutkiem" szczeg61nych "przyczyn"). I tak z a I 0 zen i eistnienia zwiqzk6w przyczynowych w psychice, ktore w nienaocznejtresci aktu doswiadczenia wewn~trznego wyst~puje jako konsekwencjaszczegolnej koncepcji naukowosci, pociqga za sobq zalozeniakonsekutywne: istnienia w psychice wzgl~dnie izolowanych"calostek", jakichS quasi-atom6w. Atomizujqca koncepcja psychikinigdy wlasciwie nie zostala do koiica przezwyci~zona na badanymprzez nas gruncie psychologii empirycznej. 12Nast~pstwem tego, ze w nienaocznej tresci aktu doswiadczeniawewn~trznego pojawia si~ obiegowe "poj~cie-wyobrazenie" naukowosci,jest szczeg61ny rodzaj 0 b i e k t Y w i z a c j i, jakq to doswiadczeniez k 0 n i e c z nos c i wywiera na przedmiot swegooglqdu."Obiektywizacja" to, doslownie, przeksztalcenie tego, co nie jestprzedmiotem, w przedmiot. Wedlug M. S c h e 1 era wynika ona,\ 2 Epis te m ologia psych ologii empiryczn ej m6wi j ednak 0 innych Jeszcze nita k ty doswia dczenia wewn


88 .' K S.J6 ZEF TrSCH NERa talde w jakims zakresie polega, na za jil110waniu przez podmiotpoznajqcy postawy pewnej "n eut ralnosci" wobec badanego materialu,w zwiqzku z czym material, ktarego istotnym rysem jest to;ze "jest ma j" (egotycznosc) zostaje jakby oderwany od "ja" (ego)i potraktowany jako a-egotyczny, zatem jako przedmiot. 13 Niemniejszczegalny pr oces przeksztalcenia na gruncie wewn e;trznegodoswiadczenia psychologii wcale nie konczy sie; n a tym, na co wskazujetutaj Scheler. Dochodzi w niej jeszcze do pozytywnego n alozeniana a-egotycznie poj~tq psychike; dalszych form typowo przedmiotowych,wsrad ktarych na pierwszym miejscu znajdujemy forme;obi e k t y w neg 0 c z a s u. Psychologia doswiadczalna nie znazadnego innego czasu poza czasem obiektywnym matematycznegoprzyrodoznawstwa (dodajmy: czasem makroskopowym). A bez poje;ciaczasu obejse sie; nie moze, bo jest one implikowane przez samqide~ kauzalnego prawa naukowego. Stqd wszelkie "dane psychiczne"zostajq przez doswiadczenie wewn~trzne przyporzqdkowane kate~goriom tego czasu.Podstawowa forma obiektywizacji czasowej zawiera w sobie formybardziej szczegalowe. Mawi 0 tyrn przy innej okazji Scheler. 14Wyrnienia: wyodr~bnianie "calostek" przezyciowych wedlug przestrzennychodre;bnosci zachodzqcych rni~dzy faktarni zewn~trznymiuznanymi za bodzce dla danych "calostek", przenoszenie wzgl~dnejprostoty "bodzca" na wywolane przez bodziec przezycie, dzi~ki czernuone sarno przybiera pozar prostoty, ujmowanie w swiadornoscitylko tego, co rna zwiqzek z dzialaniern w swiecie lub z poruszeniarniciata, wyraznianie przezye zgodnie z panujqcq w danym j~zykunornenklaturq oraz caly szereg innych. Okazuje si~, ze naturalnymkierunkiem zludzen nie jest rzutowanie pewnych formtypowych dla swia do!l11osci na s·wiat zewnEitrzny, lecz na odwrot,przenoszenie na swiadomose typowych struktur przedmiotowych.Mawi siEi niekiedy, ze psychologia jest naukq 0 "zjawiskach psychicznych".Czym jednak Sq te "zjawiska psychiczne" psychologiidoswiadczalne j? .Rzecz w ty m, ze Sq one w swych najogolniejszych zarysach"z gory" zaprojektowane p rzez nien aocznq tresc aktaw doswiadczeniawew n ~trz nego , ktarymi siEi ta psych ologia p osluguje. Sq onezatem tym, co trw a w 0 b i e k t y w n y m c z a s i e, co jest poddaneszczegalnym prawom k a u z a 1 n y m lub pozwala s i ~ donich nagiqe, co moze bye dane w sposab mozliwie najbardziej intersubiektywnyi intersubiektywnie sprawdzone, co jest w zwiqzkuz tyrn zasadniczo po w t a r z a 1 n e a takie t o, co jako "psychicz­13 D ie t ran szenaental e u n d d i e psychologiscl,e M et hode, Lepipzig 1900, s. 162 n.14 D ie l dol e der Sel bsterl< enntnis, S cll r if ten aus dem N achlass, B d . r, s. 232 nn.


W KREtGU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOL OGII89ne" uznaje p r ze d n a uk ow a intuicja swiata. Zaden akt konkretnegopoznania nie moze wykroczye poza te "warunki a priori" ~Gdyby przypadkiem to zrobil, jego wynik bylby w najlepszym razieuznany za bezuzyteezny "dla psychologii jako nauki".Po przeprowadzeniu powyzszych, zresztq nader pobieznych, analiz,mozemy podjM pr6b~ sfonmulowania podstawowych antyn omii I.psychologii doswiadczalnej, poj~tej bqdi jako jedyna nauka 0 calejswiadomosci-psyche czlowieka, bqdi jako nauka z a sad n i c z ao niej. Wszystkie antynomie Sq, jak si~ okaze, szczeg61nymi specyfikacjamiantynomii najbardziej podstawowej, kt6ra zachodzi mi~dzytym, jaka jest naprawd~ natura swiadomosci rsp. psychiki-,a tym, jaikq O!l1a si~ rysuje weiWIlqtrz niena10cznej tresci 0./Mo.w do:­swiadczenia wewn~trznego pod postaciq .idei "zjawiska psyehicznego".Jest rzeCZq oczywistq, ze sama mozliwose wykrycia antynomiijest uwarunkowana przez istnienie innych niz to doswiadczeniepoznawczych srodk6w dost~pu do swiadomosci. Sprawy tej 'jeszcze b~dziemy musieli dotknqe.I - a ant y nom i a 'Polega na przedwienstwie' mi~dzy swoisciek a u z a lis t Y c z n q koncepcjq "zjawiska psychicznego" psychol()lgiidoswiadczalnej a zasadniozo n1e-kalUZ0.listycznq strukturq SWiiJadomoscijako takiej."Doswiadczenie wewn~trzne - mowil HusserI - nie przedstawianam mczeg,o tak/iego, co by bylo »czystym jednym na ze'wnqtrz drugiego«(blosse Aussereinander); nie :zma iladnego rozgraln


90 KS. JOZEF TISCHNERwewn~trzne), drugi zamierza oprzec si~ na metodach "obiektywnych"(behawioryzm). Pierwszy naraza si~ na zarzut "nienaukowosci",drugi na zarzut "slepoty" na to, co istotowo psychiczne.Dzieje psychologii przypominajq bieg pilki, ktora odbija si~ raz odjednej, raz od drugiej sciany.I I I - a ant y nom i a polega na przeciwieiistwie mi~dzy radykalnymsub i e k t y w i z m e m przeZyc a ich 0 b i e k t y wi z a­c j q przez doswiadczenie wewn~trzne omawianej psychologii.Sposob istnienia przeZyc jest taki, ze Sq one w szczegolnym znaczeniuegotyczne: Sq przeZyciami konkretnego "ja". Tymczasem podstawowadqznosc doswiadczenia wewn~trznego zmierza do przyporzqdkowaniaich obiektywnemu swiatu, co dokonuje si~ w pierwszymrz~dzie poprzez narzucanie na nie kategorii obiektywnegoczasu. Stqd wylania si~ podstawowa dysharmonia mi~dzy wewn~trznymczasem przezyc a zewnE:trznym czasem przedmiotow, w ktoryte przezycia zostajq "wtlaczane".I V - t a ant y nom i a zachodzi miE:dzy. dog mat y z m e mpsychologii a postulatem wynikajqcym z idei naukowosci w ogole,ktory domaga si~ r a d y k al i z m u w sferze u z a sad n i e ii.W psychologii doswiadczalnej pojawiajq siE: jako jej wlasne "dogmaty":przednaukowe poj~cie tego, co psychiczne', zaczerpniE:taz obiegowej filozofii idea naukowosci, swoista koncepcja przyczynowosci,koncepcja obiektywnego czasu i szereg pochodnych. W przeciwieiistwiedo tego pierwotna (nie obiegowa) idea naukowosci wymagauzasadnienia lub wyjasnienia wszystkich zalozeii, wyznaczajqcychkierunek i sposob badania rzeczywistosci.Istnienie powyzszych antynomii bylo, jak wspomnialem, sygnalizowaneprzed Husserlem i niezaleznie od Husserla. Niemniejglos Husserla ma tutaj szczegolne znaczenie. Oto mysliciel ten,ktorego wrazliwa intuicja odslonila filozofii najgl~bsze obszaryludzkiej swiadomosci i postawila w obliczu nowych zagadnieii,gdy mowi 0 psychologii, uzywa wprost slowa:. s 1 e pot a. Psychologiajest slepa na to, co specyficznie duchowe 17. Slepota nawlasny przedmiot badaii podcina wszelkie racje bytu danej nauki.Bqdzmy jednak sprawiedliwi: HusserI ma na mysli przede wszystkimpsycho-fizjologi~ stojqCq pod wplywem W u Ii. d t a. Co oczywiscienie znaczy, by zarzutu nie mozna odniesc w jakims stopniudo innych odmian psychologi doswiadczalnej, skoro kazda z nichQpiera si~ 0 opisane wyzej szczegolne doswiadczenie wewn~trzne.Odpowiedziq Husserla na kryzys w psychologii doswiadczalnejbyla koncepcja psychologii fenomenologicznej rsp. czystej psycho­17 PhlinomenoLogische PsychoLogie, s. 6, 54, 305 nn.


W KRptGU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII9110gH. Zanim jednak zdamy sobie spraw~ z niektorych JeJ zalozen,zatrzymajmy si~ pokrotce nad analogicznym problemem antynomiina gruncie psycqologii racjonalnej neotomistow.ANTYNOMIE P$YCHOLOGIJ RACJONALNEJ NEOTOMISTOWGdyby mozna bylo uzasadnic, ze zadania postawione przezHusserla wlasnej psychologii fenomenologicznej spelnia racjonalnapsychologia neotomistow, uchodzqca powszechnie za "filozoficznqnauk~ 0 duszy", wtedy caly wysilek tw6rcy fenomenologiitrzeba by uznac za wywazanie otwartych drzwi. Ale to niewydaje si~ mozliwe. Psychologia racjonalna neotomist6w nie tylkonie odpowiada na postawione przez psychologi~ fenomenologicznqpytania, ale nawet nie widac zadnych mozliwosci metodologicznych,by pytania takie mogly si~ wylonic z jej wlasnych przeslanek.W grunoie 'rzeozy rue wysz}1a ona nigdy poza kl


92 KS. J OZEF TISCHNERsadniczo obcy duchowi tomizmu, poniw..vaz u jego h odel: lezy.pozytywistyczna idea filozofii jak o n auki uogolniajqcej wyniki badann a uk szczeg6l:owych. Z te j tez rac.ji nie b ~d ~ s i ~ nim tutajzajmowal:.b - Moina 'Przejmowae od psycholcgii dosvnadczalnej iffi .e t 0 d yrsp. s p 0 s ob y p o z na n i a "duszy" (przyna jm niej najbardziejpodst awowe) i stosowae je na s t ~ p n ie do rozstrzygania wlasnychzagadnien. Ten typ zblizenia nazwijmy ogolnie e pi s t e rn 0 1 o­J?; i c z n y m.Szczeg61ny przyklad zblizenia typu epistemologicznego przedstawian am ks. K. K los a k w rozwiqzywaniu zagadnienia sposobupoznania duszy ludzkiej a bardziej konkretnie - poznaniajej substancjalnosci 18. Autor zmierza do wykazania sub s t a n­c j a 1 nos c i "ja" przez zastosowanie w badaniach "i n t r 0­spekcji psychologicznej", czyli, w naszym jGzyku, doswiadczeniawewn~trznego psychologii, ktorej opis znajduje cz~sciowou A. M i c hot t e'a, cZGsciowo u J. Lin d w 0 r s k y'e go 19.Teza psychologii r a c jon a 1 n e j, ze dusza ludzka jest substan­'cjalna (substancjq jest tzw. "ja" swiadomosci), pojawia siG jakow y n i k stosowania wlasciwych psychologii doswiadczalnej sposobowpoznawczych.c - Mozna wreszcie zmierzae do szczegolnego "zroiumienia" wynikowpoznawczych psychologii doswiadczalnej w swietle filozoficznychpojGe przekazanych nam przez metafizyk~ og61nq. Tentyp "zblizenia" nazwijmy met a f i z y c z n y m.Punktem wyjscia ostatniego "zblizenia" jest zatem pewien zas6bpoj~e i zasad ustalony znaczeniowo i, jak si~ okazuje, takze kryteriologicznieprzez metafizyk~. Odnosnie niektorych pojGe i zasadsuponuje si~, fe ich waznose na terenie psychologii nie jest o-czywistai dlatego wymaga u zasadnienia, przy czym w samym uzasadnieniusi~ga si~ znow do metafizyki po inn e pojGcia i zasady,ktore m ajq "pomoc" w dowodzie tezy. Jednq z takich zasad jestuszczegolowiona zasada metafizycznej przyczynowosci w formieagere sequitur esse lub (jako jej pochodna): cognitllm est in cognoscentejuxta modum cognoscentis, zwana t ak ze zasadq "proporcjonalnosci mi ~dzy skutkiem a przyczynq" (ks. K. Kl6sak).Zwiqzek z psychologiq doswiadczalnq maze bye mnie j lub bardziejluzny. W sposob n ajbardziej ramowy i negatywny wyznacza18 K a z i m i e r z K! 0 S 11 k Zagadnien 'ie w yjsc i o-u- ej metody fHozojiczneg opoznania duszV [u clzKtej, "Studia Philosophiae C h ~' i st ian ae ", nr It Warszawa1865, s. 75-1n.19 A. lVI i c h ot t e, P syc llOlogle et pllilosop llie, .,Re vue Neoscola stique d e Philosophie", XXXIX (1 936), J . Lin d w ° r sky, Ex perimentelle Psy cllO logic 2,MLinchen 1931.


W KREtGU SPRA W FILOZOFII I PSYCH OLOG II93go postulat nie popadniE;cia w sprzecznose z ost atecznie ustalonymitezami doswiadczenia psychologicznego.Niemniej okazuje si~, ze z a r o w n o p i e r w s z y (epistemologiczny)j a k d ru g i (metafizyczny) t yp zblizenia j e s t p r z e­n i k n i ~ t y w e w n ~ t r z n i e a nt y nom i a mi. Gto podstawowez nich:I - a an t y nom i a wiqze si ~ z epistemologicznym typem "zblizenia".Polega ona na z asad n iczej dy s p r oporcji miE;­dzy tym, co przyjmuje si~ jako s rod e k po z nan i a "duszy",a tym, com a z 0 s t a e u z a s ad n ion e rsp. W y k a zan e.Przyjrzyjmy siE; temu blizej."Srodek poznawczy", rsp. metoda z nim zwiqzana, kt6ry si~przejmuje, to wewn~trzne doswiadczenie psychologii empirycznej.Przyjmuje s i ~ go z koniecznosci wraz z calym dobrodziejstweminwentarza. Istotnym rysem tego doswiadczenia jest, jak widzielismy,wzgl ~ dnie jednoznacznie okreslona nienaoczna trese aktu.Dzi~ki niej doswiadczenie wewn~trzne dokonuje "obiektywizacji"sfer·y psychicznej, kt6ra polega m. in. na narzuceniu na swiadomosekategorii obiektywnego czasu a nast~pnie takze innych kategoriiprzedmiotowych. Ale tak "z 0 b i e k t Y w i z 0 wan e"doswiadczenie nie jest z dol n e u jaw n i e z a d neg 0 S u b­s tan c j a In ego "ja", poniewaz moment egotyczny (ichliche)pada ofiarq jego funkcji eliminacyjneJ, Nie ujawnia tez zadnej"gl~bi swiadomosci", zadnego prawdziwego trw ani a w czasie.SqdZE;, ze jezeli w badaniach tego typu, jakie- przeprowadza ks.K. Kl6sak, mimo wszystko ma siE; swiadomose obcowania z "ja"czy "substancjq", to dzieje siE; tak tylko dlatego, ze w rzeczywistosciuruchamia siE; intuicje calkiem innego typu, niz te, 0 kt6rychwyraznie siE; m6wi. Aby uchwycie nasze "glE;binowe ja", zwiqzkieidetyczne mi~dzy nim a aktami, szczeg6lne uklady moment6wegzystencjalnych, trzeba posluzye si~ daleko bardziej skomplikowanymiaktami poznawczymi, nii spostrzezenie wewnE;trzne 20.Z doswiadczenia wewn~trznego psychologii doswiadczalnej moznauzyskae tylko doswiadczalnq p s ychologi~. Jezeli s i~ sqdzi, ze uzyskujes i~ cos wi~cej, to jest to tylko poz6r.W rozwazaniach ks. K. Kl6saka, skqdinqd bardzo cennych, natrafiamyna punkt, w kt6rym antynomia jest szczeg61nie jaskrawaktory z tej racji wymaga szczeg61nego zasygnalizowania. Gto20 S tarale m s i ~ to w s pos6b zr eszt 1j nade r niew yczerp uj1jcy pokaza c w: Jat ra nscen den ta!ne w fHozo j ii Edmunda Husser!a, " Studia Theologica Varsovien sia",nr 1/2 1964 r., n a str. 552-560. Wprow adzilem tam nazw~ " re dul{cja egotyczna "jako ok r eSlen ie jedn el:(o Z ni ez b ~ d ny ci1 s posob 6w :wy odr~b ni a ni a " j a " ze str u­mienia swiadomosci k onieczn y ch do tego, aby j e m6c uczynic te m a tem fe n o­menologicznych opisow.


94 KS. JOZEF TISCHNERautarr, jak sam pis'Ze, zamierm w swych badaillia'Ch nad substancjalnosciq"ja" stosowac m. in. "introspekcj~ egzystencjalnq"(Michotte, Titchener), w ktorej akt kontemplacji ujmuje psychicznqtresc w "postaci przedmiotu 0 podanym znaczeniu". Wprawdzie"ujmuje t~ tresc w niej samej, tak ze interpretacja zjawiska psychicznegow terminach rzeczy jest z aktu kontemplacji wykluczona",ruemniej "poda'tine dla rintrospekcji Sq spootrzezen;ia i konstrukcjewyobrazni, gdyz w y s t ~ P u j q przed naSZq swiadomosciqw r 0 1i »przedmiotu«" (p'cdk1r. moje, J. T.).21 Jezeli dobr.ze rozumiemsformulowanie "wyst~pujq w roli przedmiotu", oznacza ono,ze dzi~ki introspekcji (lub moze "z winy" introspekcji) egzystencjalnej,cos, co n i e j est p r zed m i 0 t e m, mimo to p r z y­b i era j a k q S p 0 s t a c przedmiotu. A coz to moze znaczycinnego, niz to, ze pewien material psychiczny czyni si~ tematempsychologii jed y n i e k 0 s z tern ws.t~pnego z a f a 1s z 0 wan i ajego wewn~trznej tresci?I I - 9 a ant y nom i a wylania si~ jako wynik zastosowaniado badan nad swiadomosciq specyficznie rozumianej zasady przyczynoiWOSCl.Polega ona iI1a p ,rz e c i 'W i ens t w ri e mi~dzytwiercizeniem, ze podstawowa struktura i zasadnicze wlasciwoscizjawisk psychicznych s q po z n a wan e b e z p 0 s red n i 0a k'oillsekwenbnym stosowaniem w badani


W KRE;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII95srednie poznanie natury duszy po prostu nie istnieje, ale przezprzyj~cie calego szeregu tez, kt6re mogq pochodzie wylqczniez· bezposredniego poznania tejze "natury", daje si~ wyraz obiektywnemustanowi rzeczy, ze to metody dedukcji metafizycznej s qt uta j z b y t e c z n e.Na marginesie trzeba jeszcze zauwazye, ze sarna idea stosowaniado tego typu badan "zasady przyczynowosci" wydaje mi si~ nieporozumieniem.Abstrahujqc juz od r6znych sformulowan odnosnej"zasady", na jakie natrafiamy w pracach neotomist6w, pomysltraktowania poj~e itp. j a k 0 sku t k 6 w aktywnosci umyslu, wydajemi si~ absurdem. Absurdem jest bowiem przypisywanie imtego samego typu istnienia, jaki przysluguje zdarzeniom ewentualniea k tom, w kt6rych Sq mniemane. Kto tak post~puje,nie rozr6znia fundamentalnych struktur swiadomosci, jakimi Sqa k t i przedmiot aktu rsp. akt i jego sens. Poza tym zapytajmyjeszcze, mi~dzy czym a czym rna zachodzie 6w domniemany zwiqzek"proporcjonalnej przyczynowosci"? J :" Pastuszka w cytowanymwyzej fragmencie m6wi, ze "duchowe" Sq "tresci poznawcze".D. J . Mercier sugeruje, ze duchowy jest spos6b istnienia trescipoznawczych. Oznaczaloby to, ze zwiqzek zachodzi bqdz mi~dzy"naturq" duszy a "tresciami poznawczymi" (og6lnose, koniecznose),bqdz tq samq "naturq" a "sposobem istnienia" poj~e. Alejedno i drugie rozwiqzanie prowadzi do absurdu. Idqc bowiemwciqz po linii rozumowania zgodnego z zasadq "proporcjonalnosciprzyczyny i skutku" trzeba by powiedziee, ze "natura" duszy jest...powszechna i konieczna (jak abstrakcyjne "tresci poznawcze") lubodznacza si~ idealnym sposobem istnienia ·(jak idee, kt6re mialybybye jej "skutkiem"). Jest rzeCZq charakterystycznq, ze na gruncieneotomizmu nJigdy nie natrafiamy na tego typu pa'ralogizmy. Dlaczego? Bye moze wlasnie dlatego, ze przeszkadza temu najbardziejelementarna intuieja sw'1a domosci, ktorej si~ explicite nie chceuznac.I I I - a ant y nom i a jest bodaj najbardziej podstawowa. Polegaona na p r z e c i w i ens t w i e mi~dzy dqzeniem kazdej rzetelnejfilozofii do opisywania badanego materialu stosujqc W tymcelu poj~cia i terminy w y w i e d z ion e w pro s t z nieskazonejintuicji tego materialu, a dqzeniem psychologii racjonalnej doe k s t rap 0 1 a c j i na psychik~ i swiadomose poj~e metafizyki.Poj~ciami, kt6re neotomizm w ten spos6b eksprapoluje, Sq zazwyczajmetafizycznie rozumiane poj~cia substancji i przypadlosci,przyczyny i skutku, aktu i moznosci, materii i formy, obiektywnegoczasu oraz szereg poj~c pochodnych. W przypadku badan nad swiadomosciq,gdzie material badawczy jest szczeg6lnie delikatny i gdzietak latwo 0 zludzenie "reifikacyjne", taki spos6b post~powania jest


96 KS. JOZEF TISCHNERszczeg61n.ie narazony na niebezpieczenstwa. Stqd cala niemal wsp61­czesna filozofia swiadomosci rozpoczyna od przeciwnego zabiegu :od w qtpienia, redukcji, destrukcji, zrywania z wszelkimi poj~c ia mii zalozeniami nauk szczeg610wych. J est to mniej wi ~ cej to sam0, corobi biolog przys t~pujq cy do h adan mikroskopowych - wpierwczysci szkielka mikr oskopu. Neotomizm natomiast przyjmuje odwrotnqpostaw~. I to, jak si~ zdaje, tlumaczy, dlaczego w pewnymmomencie poza nim rozpoczql si~ gwaltowny r oz\v6j fi10zofii swiadomosci,podczas gdy psychologia racjonalna trwa nadal w systemiepoj~e i problemaw odziedziczonych po klasycznej metafizyce sredniowiecza.Wydaje mi siG, ze u podstaw neotomizmu legla niedopracovvanado konca idea f i 1 0 z 0 f i i j a k 0 n auk i. Jego gl6wnym celemmiala bye konfrontacja "filozofii wieczystej" sw. Tomasza ze wsp61­czesnosciq. Stqd tez, mimo niewqtpliwych osiqgni~e na wielu polach,musial on wczesniej czy p6zniej podzielie los wszelkich konformizm6w.To calkiem p?oste: gdy ktos obok naS wymysla metodyi dokonuje nowych odkrye, kierunek, kt6rego racjq bytu jest nieustannakonfrontacja, h~dqC bye moze wciqz jeszcze cenny ze wzgl~d6wdydaktycznych czy psychologicznych, staje si~ jednak popewnym czasie, pod wzgl~dem sci s 1 e n auk 0 W Y m pop r o­stu z b y t e c z n y.IDEA PSYCHOLOGIJ FENOMENOLOGICZNEJSzkicujqc projekt psychologii fenomenologicznej zmierzal Husserldo dw6ch cel6w podstawowych: dostarczenia teoretycznej i fenomenologicznejpodbudowy dla psychologii doswiadczalnej orazuzyskania bardziej adekwatnego opisu struktur swiadomosci, nizto bylo mozliwe na gruncie tej ostatniej. Psychologia fenomenologiczna,kt6rq nazywal takze "c z y s t q p s y c hoI 0 g i 'I", niemiala zatem zastqpie psychologii doswiadczalnej, leez miala jq podhudowaei wyznaczye w 1 a § c i w e dla niej obszary badawcze.Jak w kr6tkim zarysie przedstawiajq si~ podstawy psychologiiczystej?IAby odpowiedziee na to pytanie, musimy dokonae znacznego wyboruw bogatym materiale zr6dlowym. 24 Kryteria wyboru Sq W ja­2 ~ P odstawowym zr 6dlem informacji 0 psy chologii fenomenologicznej s'l:D ie Krisis... , §§ 56-73, Ideen z u einer reiner Phdnomenologie und pl1iinomenologischenPllilosophie, zweites B ueh, "Husse rliana", Bd. IV, 1952, §§ 18-64, orazPhiinomenologische Psychologie, "Husserliana", Bd, IX, 1962. Osta tnia z Wymienionychpozycji obeJ muje wyklady Husserla z 1925 r., rcine w e rsje opracowywanegodla Encyclopaed ia Britannica attykulu 0 fenomeno logii, wyklady am­


W KREtGU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII97kims zakresie wyznaczone przez dotychczasowy przebieg naszychrozwazaiJ.: chodzi 0 odsloni~cie tego aspektu psychologii fenomenologicznej,kt6ry pozwala dostrzec zasadniczq m 0 z 1 i w 0 s cpr z e­zwyci~zenia ujawnionych wyzej antynomii.Mialy one, jak sobie czytelnik przypomina, ostatecznie epistemologicznezr6dla: wyplywaly bqdi z tego, ze do badaiJ. nad ludzkq, psyche przyst~powalo si~ ze szczeg61nie sprecyzowanq nienaocznqtresciq akt6w doswiadczenia wewn~trznego (antynomie psychologiidoswiadczalnej oraz antynomia epistemologicznie-konfrontacyjnejpsychologii racjonalnej), bqdi z tego, ze opieralo si~ je 0 niemniejjed n 0 z n a c z n i e s pre c y z a wan q tresc akt6w jakiegosinnego rodzaju samopoznania (metafizycznie-konfrontacyjna psychologiaracjonalna). Jezeli jednak wyzwolenie spod niebezpieczeiJ.­stwa antynomii rna si~ powiesc, psychologia fenomenologiczna musiradykalnie zerwac z doswiadczeniem wewn~trznym psychologiidoswiadczalnej oraz wszystkimi innymi wst~pnie "zdogmatyzowanymi"poznaniami "duszy" i musi saIT)a wypracowac bardziej wlasciwesrodki dost~pu poznawczego do jej tajemnic.W dalszym ciqgu niniejszego szkicu b~d~ zmierzal do pokazaniazasadniczych etap6w zar6wno w procesie zrywania z dogmatyzmem,jak w procesie wykrywania nowych sposob6w poznania "duszy".I jeszcze jedna wazna uwaga: staram si~ prezentowac tylk'o tenaspekt poglqd6w Husserla, kt6ry uwazam osobiscie za merytoryczniesluszny.Przede wszystkim, co jest przedmiotem psychologii fenomenologicznej?Ot6z przedmiotem jej jest, najog6lniej, "dusza" (Seele). Nie jestnim zatem swiadomosc transcendentalna, kt6ra stanie si~ obszarembadaiJ. czystej rsp. transcendentalnej fenomenologii, ani tez cialoludzkie wraz z jego fizjologicznymi wlasciwosciami, kt6re maze,w jakims zakresie, pozostac przedmiotem badaiJ. dotychczasowejpsychologii empirycznej. Husser! wraca do etymologicznego znaczeniaterminu "psychologia" = "nauka a duszy". Duszq jest "ludzkamonada", kt6rq konstytuujq fenomenalnie rozumiane a k t Y swiadomosci(spostrzezenia, decydowania, wyobrazania sobie itd.), w I a­d z e psychiczne (rozum, wola, pami~c itd.), w I a s nos c i h a b i­t u a I n e, kt6re pojawiajq si~ w swiadomosci jako wynik decyzjisterdarnskie oraz liczne rE:kopisy. Nie wszystko w wyrnienionych pracach jestjednakowo wykonczone pod wzglE:dern forrnalnyrn i rnerytorycznyrn. tyrn bardziejze prawie wszystkie rnaterialy stanowi'l posrniertnq spusciznE: po HU5serlu. PogJ'ldyHU5seria przechodzily znacznq ewolucjE:. czego znarniennyrn przykladern5'l cztery. r6li:ni'lce siE: dose zasadniczo od siebie. wersje artykulu do Encyklopedii.Mirno to jednak zasadniczy zr'lb koncepcji jest dostatecznie jednoznaczny. bysluiyc jako punkt wyjscia badan.<strong>Znak</strong> - 7


98 KS. JOZEF TISCHNER(bycie sprawiedliwym, bycie uczonym itd.), oraz szereg przezycn i e a k tow y c h, tj. doznan, poruszen emocjalnych, nawp6l wlasnychzachcen itd. Takze cialo, w ktorym dusza istnieje i dziala,jest przedmiotem tej psychologii, ale tylko 0 tyle, 0 ile jest danej a k 0 fen 0 men doswiadczenia wewn~trznego i zewn~trznegoswoiscie, jak zobaczymy, rozumianego. 25Psychologia fenomenologiczna zmierza do uchwycenia "i s tot y"(eidos) 26 aktu, wladzy psychicznej, wlasnosci habitualnej itd. i istotyfen 0 men ups y chi c z neg 0 w 0 g 61 e, czyli do precyzyjnegowyznaczenia regionu swych wlasnych badan. Zdaniem Husserla,istotq fenomen6w psychicznych jest ich i n ten c jon a I­nos e: Sq one zawsze skierowane k u czemus, Sq s w i ado m 0 s­c i q c z ego s (spostrzezenie jest spostrzezeniem ·tego oto drzewa,milose jest milosciq tego oto czlowieka, wybor jest wyborem mi~dzytymi oto alternatywami itd.) 27Wazniejsze jednak od wyznaczenia ogolnego terenu badan nowejpsychologii jest odsloni~cie jej wewn~trznej budowy, tj. jej metodbadawczych i srodk6w poznawczych, jakimi dysponuje.Rysem charakterystycznym nowej psychologii jest, jak juz wspomnialem,szczegolny anty-dogmatyzm. Idzie 0 osiqgni~cie negatywnegoi pozytywnego celu: 0 wyeliminowanie wszelkich wtr~towfalszujqcych pierwotne doswiadczenie swiadomosci i 0 pozytywneodsloni~cie w niej struktur pierwotnych. Metodq osiqgni~cia obydwucelow jest red u k c j a p s y c hoI 0 g i c z n a 28 (od slowa reducere,doslownie: sprowadzae do czegos, wykluczae to, co pochodne).Widzielismy wyzej, ze ostatecznie wszystkie antynomie psychologiidoswiadczalnej oraz psychologii racjonalnej neotomist6w, braly25 Phlinom. Psych., s. 247, Ideen... II, §§ 18 nn. Ze wzgl~dow ezysto dydaktyeznychdokonuj~ tutaj przedstawienia logicznego porz'ldku zagadnieil, ktore u Husserlanie mialo miejsca. Zarysowana charakterystyka "duszy" pojawia si~ u niegociopiero w kOl\cowych partiacl1 prac, jako w y n i k zmudnyeh analiz i stopniowyehrozstrzygni~c. W przeciwnym wypadlw Husserl powtarzalby blqd psychologiiempirycznej. Niemniej dla ulatwienia percepcji wydawalo 'mi si~ korzystnedokonanie takiego przestawienia.20 Husserl nie daje nam pelnego wyjasnienia poj~cia · "istoty". Mowi ogolnikowo:"Przede wszystldm «istota» oznacza znajdujqCe si~ w by'cie b~dqcego sob1jindywiduum pewne «C 0»". (Ideen zu einer reinen Phlinomeno!ogie und pl~linomenotogischenPhHosophie, Bd. I, "Husserliana", Bd. Ill, Haag 1950, s. 13).W prakty ee badawczej stosuje je na okresle nie k 0 n i e c z nyc h skladnikowfen 0 men u. "Istota" nie jest nigdy czy ms. co by wyznaczalo struktur~ bytujaJw bytu (jak w tomizmie). Wyznacza ona jedynie swoisty sen s fen 0 men u(abstrahuj~ tutaj od zagadnienia istot przedmiot6w idealnych).27 Jaki jest zakres. tego twierdzenia u Husserla i w Jakim znaczeniu jest onow ogole do utrzymania. tego tutaj nie rozwazam. Sprawa intencjonalnosci stano\vitemat sam dla siebie.28 Phlinom. Psych., s. 260-262.


W KRE;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII99si~ stqd, ze do badan nad swiadomosciq przyst~powalo si~ z niewyjasnionymii nieuprawnionymi zalozeniami. Zalozenia te nalezyteraz wyeliminowae, HusserI wyjasnia, ze psychologia fenomenologicznanie moze zakladae zadnych zwiqzkow kauzalnych, musisi~ wyzwolie spod presji modelu "elementow psychicznych", od"atomizowania" i "kawalkowania" tresci, ktore nieustannie na siebiezachodzq. Skoro rna bye naukq opisujqcq wzgl~dnie pierwotnetwory swiadomosciowe, nie moze w tym celu spozytkowae zadnychtwierdzen nauk szczegolowych 0 faktach, jak to czynila epistemologiczniekonfrontacyjna koncepcja neotomizmu, ani zadnych twierdzenmetafizyki, jak to czynila glownie metafizycznie konfrontacyjnakoncepcja tegoz. Ale eliminacyjna funkcja redukcji si~gadalej: aby odslonie istot~ fenomenu, tj. to, co w nim jest zasadnicze,nalezy dokonae eliminacji tego, co szczegolowe, konkretne a przedewszystkim n i e k 0 n i e c z n e. Wraz z tym nie b~dzie tez branypod uwag~ mom e n tis t n i e n i a przedmiotu fenomenow psychicznycha nawet moment realnego istnienia sam y c h t y c hfen omen ow.Nie znaczy to jednak, by psychologia fenomenologiczna byla wyzwolonaspod wszelkiego "dogmatyzmu". Pami~tajmy~ ze HusserIprzyjmuje jeszcze oprocz niej koniecznose utworzenia filozofii fenomenologicznej(tzw. fenomenologii transcendentalnej), ktora ods~oni(dzi~ki transcendentalnej redukcji) i opisze szereg szczeg6lnychpr.oces6w konstytuowania si~ ("tworzenia" w szczegolnym znaczeniu)struktur sen s o ,W y .c h, stanowiqcych zadany . psychologiiprzedmiot badan. Poza tym psychologia fenomenologiczna nie zrywaw sposob radykalny z podstawowym "dogmatem"realnegoistnienia swiata zewn~trznego. Niemniej "dogmatyzm" psychologiifenomenologicznej jest zupelnie innego rz~dU:, niz dogmatyzm psychologiidoswiadczalnej i psychologii racjonalnej.Roztrzygni~cia powyzsze majq bardzo dalekie konsekwencje.Wskaz~ na najbardziej interesujqce.Przede wszystkim pojawia si~ inna niz w psychologii doswiadczalnejkoncepcja "prawa naukowego".Prawo naukowe nie jest tutaj wynikiem indukcyjnego uogolnieniarelacji glownie kauzalnych, nie posiada zatem charakteru koniecznosciem pi rye z n e j, lecz jest rezultatem intuicyjnegowglqdu w is tot 0 w e korelacje mi~dzy poszczegolnymi fenomei1amipsychicznymi i odznacza si~ c z Y s t q k 0 n i e c z nos c i q(por. wyzej: przyp. nr 10). W stosunku do wszystkich praw empirycznychjest ana: "a - teoretycznie wczesniejsze, a w szczegolnosciod nich niezalezne, b - ogolniejsze od nich, c .~ nie pociqga za sobqzadnych pozytywnych stwierdzen 0 faktach realnych, dla ktorych


100 KS. JOZEF TISCHNERwyznacza jedynie graniee ich mozlhvosci". 29 I w tym szczegolnymznaczeniu jest one apr i 0 r y c z n e, w przeciwienstwie do aposieriorycznychpraw psychologii doswiadczalnej. Stqd moze Husser!powiedziec, ze jego czysta psychologia jest dla psychologii doswiadczalnejtym, czym jest m?tematyka dla matematycznego przyrodoznawstwaa geometria dla architektury.30Wynikiem powyzszego jest przezwyci~zenie :hodel I-szej i III-ejantynomii psychologii doswiadczalnej oraz wszystkich trzech antynomiipsychologii racjonalnej neotomistow od innej nil poprzedniostrony. W swiadomosci nie istnieje nie, co by bylo "jednym na zewnqtrzdrugiego" - mowil Husserl. Nie rna tam sensu stricto zwiqzkowprzyczynowych. Istniejq tzw. "zwiqzki motywacyjne", ktorymreifikacja nadaje niewlasciwq interpretacj~. Przezycia Sq ze s'wejistoty egotyczne, zas obiektywizacja jest ieh przeinaczaniem.Jak rna si~ jednak sprawa z II-gq antynomiq psychologii doswiadczalnej,ktora zachodzi mi~dzy subiektywnosciq przezyc a koniecznosciqintersubiektywnych sprawdzen?Sprawa rna dwa aspekty: czy mozliwe jest poddanie badaniomsamej subiektywnosci i czy mozliwe jest przekazanie wynik6w tychbadan innym?Husserl stwierdza, ze w poznaniu eidetycznym swiadomosci (w intuicjiistoty) przedmiotem intuicji staje si~ takze "j a" psychiczneczlowieka. Jest one wprawdzie konkretne i jednostkowe, ale dzi~kiredukcji eidetycznej zostaje w nim uchwycone to, co stanowi jegoei'dos, a zatem istota wszelkiej psychicznej subi e k t Y w nos c i w ogole. Sqdy 0 subiektywnosci nie Sq juz Sqdami0 tym, co calkowicie niepowtarzalne, jedyne, efemerycznei przypadkowe na tIe niezmiennych i koniecznych relacji, lecz naodwrot,0 tym, co konieczne, na tIe tego, co niekonieczne i przypadkowe.Subiektywnosc staje si~ przedmiotem n auk i.Oczywiscie istnieje problem intersubiektywnego przekazu wynikoww las n e j intuicji istoty innym badaczom. Podstawowymsrodkiem tego przekazu j est 0 pis. Opis nalezy t a k przeprowadzac,by czytajqcy lub sluchajqcy sam z 0 b a c z y 1, jak rzeczwyglqda. Nie jest to oCzywiscie latwe, ale innej drogi nie rna. Jestesmyprzeciez u samych podstaw wiedzy, gdzie tworzq si~ pierwszeuj~cia, pierwsze zarysy poj~c i gdzie niemozliwe Sq zadne dedukcje.Lecz oto jeszcze inne nast~pstwo potraktowania psychologii jakonauki 0 istotowych zwiqzkach w swiadomosci.29 R. I n gar den, Sp6r..., t. I, s. 45.30 Phlinom. Psych ., s. 50 Husserl mowi wprost 0 swej psYChologii jako "matematyceducha".


W KRl!;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII101Nawet . gdybysmy uwierzyli Husserlowi, ze redukcja psychologicznanie narusza podstawowego "dogmatu" nauk szczeg610wychi codziennego zycia 0 realnym istnieniu swiata zewn~trznego, juzsarna redukcja eidetyczna podwaza go w wielu konkretnych przypadkach.M6wi 0 tym sam Husserl. Oto analizujqc natur~ spostrzezeniazewn~trznego, pisze m. in., ze spostrzezenie moze bye przedmiotembadania fenomenologicznej psychologii nawet wtedy, gdyta zneutralizuje ("zawiesi") swe przeswiadczenie 0 realnym istnieniuprzedmiotu t ego spostrzezenia (np. drzewa). W niczym tobowiem nie zmieni istotowej struktury spostrzezenia jako takiego. 31Jest to szczeg61 nader istotny. Wyraia on bowiem szczeg6lny stanrzeczy, ie przedmiJotem hadan psych010gH fenornenologicznej Sq, m6­wiqc najog6lniej, s w i ado m 0 sci 0 w est r u k t u r y sen s o­we, nie zas "struktury" egzystencjalne. Jeieli tak jest, ze spostrzeienienie zmienia swej istoty, nawet gdy si~ zneutralizuje istniejqcyw nim moment przeswiadczenia 0 realnym istnieniu jego przedmiotu,znaczy to, ze ostatecznie tematem badan mozna uczynie niesarno realnie istniejqce spostrzeienie w jego psychicznym przebiegu,lecz sam sen s b y cia spostrzezeniem. Go si~ tez ist01mie czyni.Mozna to sarno powiedziee inaczej: przedmiotem fenomenologicznejpsychologii nie b~dzie spostrzezenie w jego "psychicznym" przebiegu,lecz spostrzezenie w jego w I a s n y m sen s i e b y ciaS p 0 s t r z e zen i e m. Zgodnie z tym powie Husserl, ze psychologi'afenomerrologic:lJna rna bad-ae "z a I 0 zen i a i n ten c j o­n a 1 n e" przezyc. Co tlO blizej znaczy? Okazuje si~, ie wymienione"zaloienia" Sq to po p.rlOstu cora


102 KS. JOZEF TISCHNERzespolu mniej lub bardziej mechaniczFlych bodzc6w oddzialujqcychna niego. Widzi on w tym ostateczne przezwyci~zenie ciqzqcego odKartezjusza na psychologii modelu badan: bodziec - reakcja, podkt6rego wplywem stala przede wszystkim psychofizjologia Wundtaa . obecnie kierunki behawiorystyczne. Jako przyklady tw6rczegowplywu Husserla wymienia: wlasne badania nad sensem dotykaniaczegos i bycia dotkni~tym przez cos, badania A. M i c hot t e'a nadwarunkami konstutuowania si~ w swiadomosci psychicznej sensuzwiqzkuprzyczynowego, doswiadczenia J. Lin s c hot e n a nadspostrzezeniem ruchu, J. Nut tin a nad sensem "swiata-organizmu",badania przy pomocy testu R 0 r s c hac h a i wieleinnych. 33 Sqdz~ jednak, ze wplywu Husserla nie nalezy tutaj wyolbrzymiac.Przede wszystkim badania nad "genezq sensu" zapoczqtkowalajuz psychoanaliza, natomiast badania nad stosunkiem czlowiekado r6znego rodzaju "zespo16w sensowych" w obr~bie swiatastojq raczej pod bezposrednim wplywem M. Heideggera, J. P. Sartre'ai M. Merleau-Ponty'ego, niz tw6rcy fenomenologii.Bardziej dciniosly jest wplyw Husserla na dalszy rozw6j filozofii.Zacznijmy od pytania, kt6re tutaj sarno si~ narzuca: czy psycho­Iogia fenomenologiczna, operujqca, jak widzielismy, jako srodkiempozna1wczym in t u i c j q is tot y oraz baidajqca w tej pers'pektywiesensowe uklady fenomen6w, jest psychologiq (jak chce HusserI),czy jest fiIozofiq?Husserl sqdzil, ze jest psychologiq, a wynikalo to z dw6ch co najmniejargument6w: nie moze byc fiIozofiq, bo nie operuje redukcjqtranscendentaInq i konsekwentnie nie zna pro c e s u k 0 n s t y­t U 0 wan i a si~ wszystkich sen s 6 w przedmiotowych w transcendentaInejswiadomosci, oraz nie zajmuje si~ zagadnieniem wewn~trznejswiadomosci czasu, kt6re jest dla filozofii kIuczowe.. ezy Sq to jednak argumenty wystarczajqce?Przede wszysikim dalsze dzieje fenomenologii potoczyly si~ w innymniz rozwiqzanie Husserla kierunku. Oto cala sfera problematykihusserlowskiej psychologii fenomenologicznej zostala przej~taprzez £ilozofi~, gl6wnie egzystencjalistycznq. Widac to doskonalejuz poczqtkowo u wsp6lpracownika Husserla - M. Heideggera.Metoda badan, kt6rq nam Heidegger proponuje, przypomina metodybadan "zal,ozen intencjO!l1alnych", kt6rymi miala si~ poslugiwacpsychologia· fenomenologiczna. Tak charakterystyczne wgl~bianiesi~ Heideggera w tzw. "egzystencjaly" (Existenzialitiiten)konstytuujq'ce ludzkie Dasein,34 jest mniej Tub bardziej konse­33 Die Bedeutung der Phltnomenologie Husser!s filr die Psycho!ogie der Gegenwart,w: Husser! et La Pensee Moderne, Haag 1959, s. 78-79.34 Np.: "Bycie-w-swiecie" jest zd. Heideggera "podstawq" senSOWq dla"troski", tj. tego, ze cz!owiekowi w "jego istnieniu chodzi 0 wlasne istnienie",


W KR~GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII103kwentnym realizowaniem postulatow Husserla. Dostosowane dotego jest tez okreslenie fenomenu, jakie znajdujemy w Sein undZeit: "fenomenem jest to, co si~ wpie-rw i przede wszystkim nie pojawia,co pozostaje w ukryciu, w przeciwienstwie do tego, co zjawiasi~ wpierw i przede wszystkim, co jednak jest czyms, coz istotyprzynalezy do tego, OQ si~ wpienw i przede wszystkimpojawia, i to w ten sposob, ie tworzy (ausmacht) jego sens i pod- .staw ~ ". 35U Heideggera zaszeregowanie problematyki husserlowskiej psy­(;hologii fenomenologicznej do filozofii wynikn~lo wprost z odrzuceniaredukcji transcendentalnej i potraktowania zagadnienia "konstytucji"jako idealistycznego przesqdu. Czy to jednak jest sluszne?Nie mog~ wchodzic tutaj w zawilosci problemu. Sqdz~ jednak, zepoza husserlowskim zagadnieniem konstytucji kryjq si~ rea 1 n epytania, od ktorych nie mozna uciekac. Sq to pytania rdzennie filozoficzne.Z drugiej jednak strony sqdz~, zefilozoficznq jest takzepl'oblematyka psychologii fenomenologicznej Husserla. Jest niq nietylko z uwagi na szczegolnq rol~, jakq spelnia w stosunku do psy­(;hologii doswiadczalnej, ktorej dostarcza epistemologicznych i metodologicznychpodstaw, ale ze wzgl~du na s w q w las n q m e­to d ~ i wlasny c e 1. Metodq jest intuicja istoty a celem osiqgni~deopisu tego, co relatywnie najbardziej pierwotne. Ostateczniezatem racj~ ma Heidegger zaliczajqc jq do filozofii, ale z innychcalkiem powodow, niz te, ktore bylby sklonny podac.Spr6bujmy obecnie zestawic 'uzyskane wyniki: przedmiotempsychologii fenomenologicznej jest "dusza", do swych badan winnapsychologia fenomenologiczna przyst~powac bez zadnych dogmatycznychzalozen, ich celem jest uchwycenie "czystych koniecznosci"(istot fenomenow psychicznych w tym takie istoty psychicznej subiektywnosci)iQr-3Z poddanie bada'roorm 1mtencjonalnych zaloienswiadomosci (szczegolnych warstw sensowych). Narz~dziem badawczymjest intuicja istoty. OstatecznJe tez jest ona filozofiq a niepsychologiq.W ten sposob doszlismy do klucza problemu. Okazuje si~, ze aktamipmmawczymi, dzi~ki ktorym moze dojsc do pmmania wszystkichwymienionych "struktur" i realizacji postawionych zadan, n i em 0 g q b y c a k t y w e w n ~ t r z neg 0 d .o s :w i at d c: zi el n i apsychologii empirycznej, ani z a d n e inn e a k t Y 0 b c i q z 0 n emetafizycznymi zaloieniami.Czy takie akty istniejq?to z k olei j est "podstawq" dla ·"lIczasowienia " Dasein, tj. jego b y towania w s tronE:przyszlosci, itd. Maj'lc na lIwadze t en rys m e todologiczny, S art r e nazwieegzystencjalizm p raw d z i w q "psyclloanalizq" .35 Sein una Zei t 4, Halle 1935, s. 35.


104 KS. JOZEF TISCHNERo tym, :ie one rzeczywiscie istniejq, wiadomo bylo juZ w momencieujawniania pierwszej antynomii. Tylko dlatego bowiem moznabylo powiedziee, ze zachodzi antynomia mi~dzy "kauzalistycznqkoncepcjq zjawiska psychicznego psychologii doswiadczalnej a zasadniczonie-kauzalistycZl1q strukturq swiadomosci jako takiej",poniewaz ta "prawdziwa" sfera swiadomosci byla nam dzi~ki j a­k i emu s poznaniu dana. Chodzi tylko 0 sprecyzowanie, jakie tojest blizej poznanie?Odchodzqc nieco od terminologii Husserla, mozemy powiedziee:akty poznania "psychologii" fenomenologicznej Sq aktami i m m a­n e n t n e j ref 1 e k s j i lub i m man e n t neg 0, ref 1 e k s y j­neg 0 0 g 1 q d u (intuicji) is tot y. Stanowiq one jej t r z 0 ne pis t e mol 0 g i c z n y. 26 Charakterystycznym rysem tych aktowjako aktow refleksji jest to, ze przynalezq do tego samego strumieniaswiadomosci, do ktorego przynalezy przedmiot ich poznania. 37Gay zas idzie 0 ich nienaocznq trese, to moze ona bye w pewnymzakresie dO\\iOlnie precyzowana. Warunkiem "minimum" jest "egotycznose":one z koniecznosci mUSZq si~ kierowae na to, co j estm 0 jew najszerszym tego slowa znaczeniu. I w tym "moim" majqnast~pnie ujmowae to, co istotne, oddzielajqc od nieistotnego, to, costale i zmienne, co radykalnie subiektywne i co ogolne, swiadomelub nawp61-swiadome, zaleznie od rozleglej tematyki rzeczonej"psychologii", czy, jak jest wlasciwiej, f i 1 0 z 0 f i i.Dzi~ki istnieniu tego typu akt6w i dzi~ki ich szczeg6lnym waloromepistemologicznym, odslania si~ nam mozliwose wolnej odwewn~tr7Jl1ych antYinomii f i lo z 0 f i :i S w i ado m 0 sci, podejmujqcejwazne pytania filozofii tradycyjnej i niemniej wazne zagadnieniafilozofii wsp6lczesnej a takze z dol n e j do wyznaczaniasobie wlasnych temat6w badawczych i tym samym z dol n e j dorozwoju plynqcego z jej wn~trza.ZAKONCZENIEWspomnialem na wst~pie niniejszego szkicu 0 kryzysie w naucei filozofii, kt6ry dla Husserla byl punktem wyjscia dla refleksjinad zadaniami filozofii a takze fenomenologicznej psychologii.Zwr6cilem takze uwag~ na to, ze kryzys nauk byl jednoczesnie kry­- 36 Nie wyklucza to oczywiscie innych, zwlaszcza nierefleksyjnych odmian" samopoznania", w szczeg61nosci wzmiankowanej cz~sto przez R. · In gar den a"intuiCji przezywania", stosowanego przez He ide g g era "rozumienia" czyspot ykanej uSa r t r e'a "swiadomosci niepozycjonalnej". 8qdz~ jednak, zewszystkie te ewentualne odmiany "samopoznania" Sq w jakiejs mierze podporZqdkowanepoznaniu scisle refleksyjnemu. 8 q to jednak juz zbyt szczeg61ne problemy,aby je tutaj szerzej rozwijac.37 Por.: Ideen... 1., s. 85.


W KRE;GU SPRAW FILOZOFII I PSYCHOLOGII105zysem czlowieka zachodnioeuropejskiego. Nowa instauratio magnaiilozofii przez Husserla zacz~la si~ przede wszystkim od zakwestionowaniaobiegowego idealu nauki oraz obiegowej koncepcji filozom.Ale kwestionowanie idealu moie si~ dokonac wylqczniew imi~ nowego idealu.Jaki byl ten nowy ideal?Husserl nigdzie nam tego gl~biej nie odslonil. Wiadomo jednakprzynajmniej tyle, ie nauka a gl6wnie filozofia miala si~gac dotego, co najbardziej pierwotne i na tej drodze w y j a s n i a c swojewlasne podstawy. Jak wiadomo, dla Husserla tym, co najbardziejpierwotne, byla czysta rsp. transcendentalna swiadomosc, konstytuujqcaw zakamarkach swego wewn~trznego iyeia wszelki przedmiotowysens. Mniejsza jednak tutaj 0 to rozwiqzanie. Waine jest,ie w takiej koncepcji filozofii Ieialo j q d r 0 r a c jon a liz m u:najgl~bszego przeswiadczenia 0 sile Iudzkiego rozumu.Husserl wierzyl gl~boko w to, ie wrogiem czlowieka nie jest racjonalizm,lecz irracjonalizm. Trzeba przyznac, ie mial po temutakie osobiste powody. Oto swe dzielo 0 kryzysie pisal w okresienarastania w Niemczech antysemityzmu hitlerowskiego, kt6regosam padal ofiarq. Bylo to zr6dlem jego osobistego dramatu. Kaidyfilozof got6w bylby przyjqc i zrozumiec najbardziej ostre zarzutyskierowane przeciwko jego mysli a mQze nawet przesladowaniawlasnej osoby z powodu tych mysli. Ale przesladowanie z powodup 0 c hod zen i a bylo czystym i r r a c jon a liz m e m.W takiej sytuacji historycznej dawane rozumowi swiadectwo bylojednoczesnie protestem i nadziejq.Ks. J6zef Tischner


MIHALY TAPOLYAI POCZUCIE WINYSKRUCHA Lekarz czy psycholog, bez wzgl~du na to czy Sq materialistamiczy nie, mUSZq uwzgl~dniac zjawisko poczucia winy, gdyz jest onofaktem. Dzisiaj, w epoce niereligijnej, dr~czy ludzi tak sarno lubjeszcze bardziej niz w czasach dawniejszych.Psychiatra, jesli jest czlowiekiem wierzqcym, uwzgl~dnia w swympoglqdzie na t~ kwesti~ takze wzgl~dy wykraczajqce poza psychologi,(w sensie konstytucji fizycznej, spolecznych uwarunkowani oddzialywania ludzi na siebie nawzajem). Uwaza on objawienieBoga za prawdziwe, moze wi~c, -na tej podstawie, ujmowacsprawy w spos6b bardziej calosciowy.Zacznijmy jednak od samej psychologii. Pierwszym badaczem,kt6ry podchodzil do niej w spos6b nowoczesny byl Freud. Moznapowiedziec, ze odkryl on dla psychologii ludzkq psyche. Z samegojego podejscia wynikalo, ze musial zajmowac si~ problemem po-'czucia winy. Poniewaz jednak widzial wlasciwie wszystko w perspektywnieseksualnej, r6wniez ten problem interpretowal pod tymkqtem. Wedlug Freuda seksualizm, czyli nasz prosty lub tez bar­. dziej zlozony stosunek do plci, wyjasnia wiele rzeczy. Bardzo duzqrol~ odgrywajq na przyklad kary za przejawy seksualizmu w okre-Dr MIHALY TAPOLYAI jest czlonkiem W€;gierskiego Kosciola Ewangelickiegoi cenionym w Budapeszcie psychiatrq. Specjalnosciq jego jest psychiatria dzieci€;ca,0 ktorej wyglaszal nieraz prelekcje w radio 1 w telewizji. Przez jakis czasprowadzi! rodzaj "klubu" dla dzieei uposledzonyell i ten typ terapii grupowejdawal interesujqce rezultaly. stanowil jednak jego zdaniem tylko polsrodek.Obecnie dr Tapolyai zajmuje si€;, w czasie kazdych wakacji, kilkorglem takichdzieci, ktore przebywajq wtedy u niego w domu, jak czlonkowie rodziny (samrna pi€;ciu synow i dwie corki).Tekst powyzszy jest interesuj'lcy lakze jako swiadectwo protestanckiej duehowosci.Stara mysl Reformacji, ze nie "uczynki" leez "sarna wiara" jest najglE:bsz'l duchowq tresci'l chrzescijanstwa i .:i.e ona jedynie "usprawiedliwia"znajduje w nim nowoczesniejsze i prawdziwsze uj€;cie, niz w cZE:~tyeh jeszczepolocznych wyobrazeniach katolikow. T€; samq spraw€; omawial w terminologiiniereligjnej Paul Tillich ("<strong>Znak</strong>" No 133-13411965), piszqc 0 nawroceniu wewn~trznymjako "akeeptaeji faktu, ze jestesmy akeeptowani".


POCZUCIE WINY I SKRUCHA 107sie dziecinstwa. Za ich pomocq, rodzice umacnlaJq superego ­najwyzszy przejaw ludzkiej psyche. Freud i przedstawiciele jegoszkoly dzielili ludzkq duszE; jakby na trzy poziomy. Najwyzszymz nich jest wlasnie superego, kt6re "doglqda" niejako wszystkiego,kiedy trzeba - oskarZa, powoduje wytworzenie siE; sqdu, karzelub uniewinnia. Odpowiada wiE;c w przyblizeniu temu co nazywamymvykle sumieniem. Drugi poziom stanowi ego, :;majdujqcesiE; pomiE;dzy superego, a bezosobisty'm juz niemal id. Ego rozstrzygasp6r miE;dzy instynktami, pragnieniami i pokusami, jestidentyczne z indywiduum, jego decyzjami i kierunkiem dzialania.W tej perspektywie, poczucie winy jest jak gdyby narzE;dziemterroru, superego, za pomocq kt6rego ego jest regulowane. Jestsqdem, podswiadomym zyciem sqdu w nas.To jest prawda. Tylko wnioski, kt6re stqd nieraz plynq Sqz chrzescijanskiego punktu widzenia bardzo niepokojqce'. NaukaFreuda nie byla tylko psychologicznq szkolq, lecz stala siE; czymsw rodzaju swiatopoglqdu. Freudowi nie byla znana laska odkupiajqcegomilosierdzia, wi~c jedynym rozwiqzaniem wydawala siE;swobodna, pozbawiona zahamowan ekspresja seksualizmu, i stalosiE; to tez rodzajem hasla calego pokolenia. Przesycona seksualizmematmosfera Zachodu ma swe zr6dla we freudyzmie, kt6ryosmielil zbiorowe id do bCliI'dziej rI1ies


108 MIHALY TAPOLYAIwlasnych uczue i obrazow duchowych. Czy jednakze takie uczuciareligijne doprowadzajq naprawd~ do Boga? Moje wlasne praktycznedoswiadczenia mowiq, ze nigdy tak si~ nie dzieje. Kiedyzdarza mi siq spotykae udr~c7Jone, traw10ne strachem dusze tegotypu, uwiklane we wlasnym poczuciu winy, nasuwajq mi si~ zawszena mysl okrutne idole Wschodu, ktorych wszech-pilnujqce oczy azwychodzq z orbit.Trzeba niszczye falszywy obraz Boga chrzescijan, zeby ukazaeobraz prawdziwy. To naturalnie jest juz znacznie trudniejsze.Trzeba walczye z falszywymi lecz sugestywnymi pozorami, i niemoze bye latwo przekonae ludzi, ze tu, w Europie, po dziesi~ciuczy nawet dwudziestu wiekach chrzescijanstwa, nie znajq wlasciwiewspanialego przekazu Biblii, ze ich "bog" nie rna nic wspolnegoz praiwdzirwYiffi, ZYWYiffi Bogiem. Nie mogq pojqe gl~biej, chocsarna mysl przecie nie jest im obca, ze Ojciec nie jest tylko s~dziq,lecz jest milosciq i przebaczeniem. A przeciez wlasnie to jestprawdq, ktorej uczyl Chrystus i ktora wywolala tak wielkie oburzenie,tak gwaltowny sprzeciw, w koncu morderstwo.Poczucie winy, plynqce z falszywego obrazu Boga, jest 'bardzomocne. Jego "hog" nrie toleruje Boga zywego. Sqd superego jest surowszy,bardziej nieublagany niz sqd Boga, gdyz pojednanie niewchodzi 'W gr~. Krew JeZlll'sa przeblagala Swi~tego i Sp,rawiedliwego,ale nic przeblagae nie moze poczucia winy. Poczucie winy zqda ekspiacji.Czlowiek torturuje wi~c sam siebie, wywolujqc sankcje karne,lub skazujqc si~ na nie. W ' bolu jest dla nas cos pi~knego wlasniedlatego, ze czlowiek czuje si~ przez bol oczyszczony, wyzwolonyz kalectwa, ktore jest skutkiem popelnionych grzechow. Dlug jestsplacony.Spotkalem si~ kiedys z wypadkiem takiej kary, wymierzanejsamemu sobie, m~zczyzny, ktory przez cale zycie byl okrutny dlazony. Byla ona poboznq kabietq, zyla bardzo religijnie, ale dapieroszok jej smierci spawodawal, ze jej mqz zdal sobie spraw~ ze swegogrzechu. Zaczql wtedy nowe zycie. Byl zawsze samalubny i bezwzgl~dny,teraz stal si~ szlachetny. Zyl tylko dla ubagich. Jak dotqdmaral tej historii wydaje si~ bardzo pi~kny, ale byl w niejjeden bl


PCCZUCIE WINY I SKRUCHA109sciowe, lecz w· ktore czlowiek ow zaangazowal si~ do tego stopnia,ze jego obraz Boga zamazal si~ jeszcze bardziej niz przedtem.Ludzie przeci~tni, tacy ktorych z punktu widzenia nauki nazywamy"zdrowymi", utrzymujq swe lekkie tylko poczucie winyw i:itanie stlumienia. Stajq s i~ z czasem bardzo w tym biegli. Usilujqzadoseuczynie za swe grzechy drogq ceremonii (niekonieczniereIigijnych, nieraz tez ceremonii psychologicznych) i roznychgestow formalnych. Sq szcz~sliwi jesli mogq cos dae lub cos zrobic,bo odczuwajq to jako splacenie dlugu. Czasem czypiq wrazenietrzezwych ludzi interesu, ktorzy 1i i~ z· Bogiem ukladajq, czasemzdajq s i~ wiedziee, ze Sq Mu cos winni, .leaz sqdzq, ze dlug tenogranicza si~ do przymusu dopelnienia pewnych formalnosci. Nietrzeba chyba podkreslac, ze jest to rowniez falszywa religijnosc,za mkni~ty w sobie spcsob eIiminowania poczucia winy.Jak widzielismy, koncepcja Junga wnosi najwi~cej do analizypsychologicznej zycia religijnego i zjawisk duchowych:Dzi~ki niej tez mozna najlepiej rozumiec st ain umyslu ateisty.Jest on bardziej skomplikowany niz to na pozor wyglqda. Ateistazmaga s i~ oczywiscie przede wszystkim z Bogiem zywym, leczwchodzq tu rowniez w gr~ wszystkie obrazy boga. Powiedziano mu,ze Boga nie rna i ze obraz boga jest falszywy, jest iluzjq. Sq to ­zauwazmy - dwie rozne rzeczy. Uderzenie w falszywy obraz jestniezwykle celne: to ludzka trwoga i poczucie winy stwo!'zyly tenobraz, nie zas sam Bog! Lecz zarazem .uderzone zostajq normy,nakladane przez egoistycznego "bozka" , a wraz z nimi jakis ladmoralny. Nic nie jest jednak dane w zamian.Prawdziwy ateista zyje wi~c jakby w prozni, bez Boga, i takzebez obrazu boskiego. Ale poczucie winy stanowi mechanizm naturaIny,jest procesem psychologicznym, nielatwym do przezwyci~zenia,ktory sqdzi czlowiek'i\ od srodka, i ktoremu czlowiek tenmusi stawic czola bez wzgl~du na SWq religi~, ideologi~, j~zykczy kolor skory. Z tej mi~dzy innymi przyczyny, ateista stawiana takim piedestale czlowieka. Wyznaje humanitaryzm, ktoryimplikuje jego kult i idealizacj~.Mu s z~ przyznac, ze obraz czlowieka, wyznawany przez naprawd~"wierzqcych" ateistow, zawiera w sobie jakqs niewytlumaczalnqt~sknot~ do Boga. Chrzescijanie nie powinni wi~c nikogo oskarZac.Ateistyczny obraz czlowieka, gdy istnieje, . jest przeciez ' wlasnieobrazem Syna Czlowieczego. Syna czlowieka zdegradowanego,i w pczytyw\nym i w negatYWTnym sensde. Caly ateizm jest wi~c wyrazembolesnego, wewn~trznego rozdarcia mi~dzy czlowiekiema Synem Czlowieczym. I duza cz~se winy spada tu na nas, chrzescijan,bo nie umielismy zye na poziomie Jego wymogow, a zarazem·uduchowialismy Go nadmiernie, czynilismy Go niedost~pnym przez


]10 MIHALY TAPOLYAIsuche doktryny, ceremonie, dogmaty i zobowiqzania religijne, jakiepi~trzylismy mi~dzy Nim a ludzmi. Umiescilismy Go w jakimsswiecie nierealnym, w ktorym nie rna juz do Niego dost~pu. Tymczasem,gdyby udalo si~ ukazac ateistom jedynego Czlowieka Doskonalego,to zobaczyliby rowniez Boga. Bog poslal Jezusa 1udzkosciwlud~kiej formie po to wlasnie, by mogl wyciqgnqe r~k~do kazdego, bez wyjqtku.Ateista wstydzi si~ wi~c swych grzechow ty1ko przed s~bqsamym. Jego obraz czlowieka jest jednak plynny, niejasny i niewystarczajqcy,wi~c nie stanowi rozwiqzania. Wlasnie dlategoniektorzy ateisci Sq "za dobrzy" w sensie psychologicznym. AngazujqsiE: w procesy ekspiacji i kompensacji niezwyk1e intensywniei pod wzgl~dem czynienia dobrze przescigajq wielu chrzescijan.Inni Sq znow W otwartej walee ze swym poczuciem winy. WalkE:t~ zinterpretowal Adler, inny zdolny uczen Freuda. W jego uj~ciu,poczucie winy jest pozostalosciq z dziecinstwa, czyms w rodzajupodswiadomej pami~ci. J ego genezq Sq psychologiczne warunkisrodowiska dziecka. Dziecko jest niejako zdane na lask~i nielask~ rodziny. Jego indywidualne wysilki Sq tlumione przezinnych, rodzice i starsze rodzenstwo majq nad nim przewag~, niemoze powiedziee co mysli, bo kaze mu siE: bye cicho. W miar~ jednakjak podrasta, przechodzi do kontrataku, staje si~ agresywne.Lecz ta walka i bunt rodzq karE:, wymierzanq juz samemu sobie.Jesli powtarza siE: to cz~sto, cale zycie jednostki moze zostac w sposobcharakterystyczny uwarunkowane. Nawet najlzejszy odruchbuntu b~dzie wtedy dawal reakcje samo-karcenia.Ateista buntuje si~, bo czuje siE: niezdolny do przystania narozkazy Boga, jest z Nim nieustannie w walee. Czasem jednakwlasnie to czyni go blizszym Krolestwu niz chrzescijanie, religijniw sposob formalistyczny czy emocjonalny. Jest tak, gdyz - w jego,wypadku - rozpadl siE: przynajmniej faszywy obraz boga, przyktorym trwa tak uparcie wiele osob religijnych.Oprocz poczucia winy jest w czlowieku takze inna sila elementarna:pragnienie prawdy, czystosci, swiE:tosci i w ostatecznymsensie Boga. Gdy to chwiejne zwykle uczucie zostanie raz, w tajemniczysposob, rozbudzone, zdolne jest zmiese wszystkie przeszkodyna swej drodze, lecz pozostaje jeden jedyny rywal: falszywyobraz Boga. Dlatego Jezus mowil: "biada warn doktol"zyi faryzeusze, gdyz wzi~liscie klucz zrozumienia. Sami nie weszlisciei innym wejse nie dajecie".Staralismy si~ jak dotqd odmalowae psychoiogi~ poczucia winy7; punktu widzenia nie-biblijnego. Wszystkie przedstawione poglqdyujmujq ten problem jako konflikt, czy jako symptom, ktory mozebyeusuniE:ty drogq psychoterapii.


POCZUCIE WINY I SKRUCHA111Teraz z kolei sprobuj~ przedstawie rozne empiryczne przejawypoczucia winy i ich interpretacj~ w perspektywie biblijnej.1. Poczucie winy powstae moze w kazdym i nie musi konieczniewiqzae si~ z ja!dms okreslonym grzechem czy zbrodniq. Wyst~pujena przyklad, gdy jakies zdarzenie nami wstrzqsnie, gdy przezywamyjakies tragiczne doswiadczenie itp. Nieszcz~scie, choroba,wypadek, kl~ska moralna czy zyciowa budzq poczucie winy, nierazzupelnie niezaleznie od tego, czy istnieje jakis zwiqzek przyczynowymi~dzy danq osobq a zdarzeniem, ktore niq wstrzqsn~lo.Wlasnie u jednostek zdrowych, i szczegolnie u nich, zetkni~ciez jakimkolwiek zagrozeniem zycia budzi poczucie winy, lub roznejego psychologiczne odmiany.Piotr, uczen Jezusa, byl najprawdopodobniej czlowiekiem czystegoserca, w potocznym, ludzkim sensie tego slowa. W chwilijednak gdy - zupelnie niespodziewanie - wyciqga siee pelnq ryb,choe calq noc trudzil si~ na darmo, jego pierwsze slowa brzmiq:,,\Vynijdz ode mnie, Panie, bom jest czrd\\T1ek grzeszny" (Lk 5, 8).W obliczu swi~tosci i czystosci Syna Boga, Piotrowi objawila si~jego wrasna grzesznose. Obudzilo si~ w nim poczucie winy i zapragnqlujse z pobliza Swi~tego Boga. Byr przestraszony, tak samojak Adam po upadku. .W formie najprostszej, ten typ poczucia winy wyst~puje u dziecii u ludow pierwotnych. U ludow tych bywa nawet tak, ze carezycie jest ty'm poczuciem przesycone.Ten sam rodzaj samooskarzen, prynqcy z poczucia winy, z dyscyplinarnejfunkcjli superego, objawia si~ u jedinostek dojrzalszychw formie naglych olsnien, odkrye wewn~trznych itp. Tak naprzyklad przy trumnie ukochanej osoby, odkrywa si~, ze nie kochalosi~ jej dose, gdy zyla. Ktoz nie zna mysli, ze trzeba byrookazywae wi~cej milosci bliskim krewnym, gdy byli jeszcze z nami?Czlowiek przyznaje s i~ wi~c do grzechu w chwili, gdy pokrzywdzeninie mogq go juz oskarzae. To zmarli wygrywajq ostateczniespor. Jakze dziwnymi istotami jestesmy!Czasem jakies zdarzenie, nawet bez wyraznej tresci emocjonalnej,uprzytamnia nam nagle, przypomina, ze jestesmy smiertelni.To zas prowadzi do pytania czy zycie ma jakikolwiek sens i jaki,czy jestesmy w nim "winni" czy tez "niewinni".Zjawiska tego typu ujawniajq nam cos z samej istoty poczuciawiny. W formie, 0 ktorej tu mowa, jest one zjawiskiem sui generisduchowym, wlasciwosciq ducna, ktora uczy nas myslenia w wyzszychrejestrach. Nie jest bezposrednim rezultatem spoleczriej tresury,bo wystqpie moze bez zaistnienia faktycznego grzechu. Naukanie tlumaczy nam jego hode!' Osobiscie uwazam takiepoczucie


112MIHALY T APOLYAIwiny za tajemniczy wykwit duszy ludzkiej, ktory rna swojq rol~i swe zadania.Dyscyplina, wychowanie, nauki moraIne, prawo, Dziesi~cioroPrzykazan to czynniki, ktore ozywiajq, ksztaltujq ~ czyniq bardziejoswieconym poczucie winy. Ale nie one Sq jego genezq.Inteligentne wychowanie rna oczywiscie duzq praktycznq rol~.Prymitywnego czlowieka poczucie winy czyni po prostu agresywnym.Lecz to sarno poczucie winy, rozsqdnie ksztaltowane, mozeczynie bardziej wyrozumialym, uczye kochae prawd~ i nienawidziefalszu, i wreszcie prowadzie moze do autentycznej bojazni bozej.2. luna forma przejawiania si~ poczucia winy wyst~puje u os6bz zaburzeniami umyslowymi. Wi~kszose z nich, niezaleznie odfarmy swej choroby, cierpi z powodu samcoska'I'zen. Sq one zasadniczqcechq zaburzenia i czyniq ludzi takich niebezpiecznymidla samych siebie.Nauka nie tlumaczy jasno tej tak waznej przeciez cechy, a tylkointerpretuje jej funkcjonowanie. To rowniez zdaje si~ wskazywae,ze poczucie winy nie jest powierzchownym rezultatem wychowania,lecz jest w swej ostatecznej genezie niepoznawalne i zakorzenionerownie gl~boko jak endogenne choroby umyslowe, z ktorymizresztq wyst~puje nieraz jednoczesnie. J ego sila destruktywnajest tak wielka, ze tyranizuje wprost czlowieka, kt6ry nie jestjuz zdolny znaleze siebie.3. Zdarza si~ wreszcie bardzo cz~sto, ze poczucie winy wyst~pujepo rzeczywistym grzechu. W wyniku zlego czynu jednostki nast~pujekara. Ten zwiqzek nie jest jakims stosunkiem sztucznym,wykoncypowanym przez umysl, lecz reakcjq samej ludzkiej duszy.Przypomina to proces, w ktorym infekcja aktywizuje mechanizmyobronne organizmu, i albo zostaje unieszkodliwiona, albo cialoulega zniszczeniu.Oto wi~c moja odpowiedz na pytanie, czy mozna oddzielie poczuciewiny od grzechu i czy grzech jest tylko arbitralnym sqdemsumienia, tylko opiniq z dziedziny zwanej moralnosciq. Dobro, razpoznane, musimy, chcemy czy nie, uznawae za ety~zne, nawet jeslinasze pragnienia przeciwstawiajq mu si~ nieustannie. To co moraInestaje si~ wi~c pozorriie wzgl~dne, gdyz poznane dobro jestdla moralnosci obowiqzujqce. Sz-::zytem, ktory stanowi doskonalosenajwyzszq i najprawdziwszq jest osobowose Chrystusa. W Nimdobroe ludzka doszla do zen(tu, tak jak bylo to dla czlowieka intencjqboskq. Mozna dyskutowae 0 chrzescijanach i 0 chrzescijanstwie,lecz nie 0 dobroci i boskiej doskonalosci, kt6re zostalyobjawione w Chrystusie, gdyz w opisie biblijnym przedstawiajqnam si~ jako czyste i wspaniale ponad wszelkq wqtpliwose.


POCZUCIE WINY I SKRUCHA113Z drugiej strony jednak, znajomose dobra i zla krqiy w naszejkrwi i jest zapisana w naszych sercach, jest naSZq cechq nieodrodnq.Dlatego Apostol Pawel pisal w liscie do Rzymian: "co moinapoznae 0 Bogu jest im jawne" (Rz 1 18-21). Jest jawne, choebybylo w nas wypaczone (co zresztq Apostol tei opisywal). Wyksztalcenie,wychowanie i przede wszystkim nauka chrzescijanska wyostrzajqoczywiscie i cyzelujq zdolnose rozeznania, wlasciwq ludzkiejduszy, tak jak prawa fizjologiczne Sq wlasciwe organizmowi.Prawo zwiqzku mi~dzy zbrodniq a poczuciem winy znane bylo.juz pisarzom klasycznym i wyobrazni ludowej. Jeden z najlepszychpoet6w w~gierskich, Janos Arany, opisywal je tak w swojejballadzie Tetemrehivas: zwloki osoby zamordowanej ukladano nadziedzincu i wszyscy podejrzani po kolei musieli zbliiae si~, byna nie popatrzee. Plocha dziewczyna, kt6rej r~ka wbila sztylet,traci zmysly na widok zmarlego i w ataku szalenstwa wyznajeSWq win~. Ludzka dusza nie potrafi zniese konfrontacji z cialemzabitego, z ofiarq zbrodni.Ta stara, mqdra psychologia ludowa w wi~kszosci wypadkowokazuje si~ trafna. Psychika ludzi niezbyt wyrafinowanych istotnienie jest zdolna do prowadzenia klamliwej gry w obliczuumarlych.R6wniei ballada Agnes aszony opisuje zwiqzek mi~dzy zbrodniqa poczuciem winy. Bohaterka pierze w strumieniu przescieradlo.Pierze od rana do nocy. Sciera gorqczkowo wyimaginowane J?lamykrwi, ktora jest krwiq zamordowanego m~ia. Czyni to calymidniami i calymi tygodniami, cale jej zycie koncentruje si~ na tymprymitywnym akcie. Przescieradlo zdarlo si~ iui od prania, alenie przestaje, bo plama krwawej zbrodni jest naprawd~ na jejduszy.Psycholog, ktory by analizowal t~ ballad~, przypisze to zachowaniepoczuciu winy, a chrzescijanin grzechowi.Obie interpretacje Sq poprawne, czlowiek wierzqcy idzie tylkoo krok dalej. Uiywa interpretacji boskiej, ktora jest jasno opisanaw ksi~dze Genesis, i zatwiera. 2Ja,razem kl'Ucz do problemu, ukazanegow balladzie. Klucz ten m6wi; ie a i e b y w y z w 0 1 i e s i ~z poczucia winy trzeba zalatwie jakos samqwin~, sam g r z e c h.Jak to pisalem jui, Freud i jego uczniowie probowali jakos tozrobie. Obracali grzech w wymyslny kompleks. "Jesli nie mawlasciwie grzechu, musieli myslee, to i grozna moc poczucia winymoie bye zlikwidowana".Innq drogq jest ateizm. "Jesli nie ma Boga, m6wi, to nie moinatakie grzeszyc przeciw Niemu". Ateisci pr6bujq zburzye obraz. Boga, tak by nie pozostal jui w sumieniu iaden strach, iadne skru-<strong>Znak</strong> - 8


114MIHALy TAPOLYAIpuly, i majq nadziej~, ie gdy juz nie trzeba b~dzie si~ liczye z tymco si~ Bogu podoba, a co nie, pozostanie nieograniczona wolnose.Czy to jednak prawda? Odpowiedz jest moie szokujqca: troch~prawdy jest w tym z pewnosciq. Czlowiekowi udalo si~, chwilowow kaidym razie, odsunqe Boga ze swej drogi, i Bog wycofal si~.Gdyby ktos chcial napisae histori~ ateizmu dla chrzescijan, to powinienby jq zatytulowae: "Kiedy Bog odsuwa si~ na bok".Chociai jednak czlowiekowi stworzonemu przez Boga udaje si~wiele rzeczy, w wielu wypadkach nie moie w tej sytuacji byeszcz~sliwy, gdyz Bog j est i grzech pozostaje grzechein.Kaidy czlowiek walczy z grzechem i cierpi na jawne lub ukrytepoczucie winy, gdyi kaidy czlowiek jest-grzeszny. Ta walka, nieodlqcznaod czlowieczeiistwa, ksztaltuje nasz prawdziwy duchowycharakter.Nauki 0 czlowieku stosujq wiele rodzajow typologii. Hipokratesklasyfikowal ludzi wedlug temperament6w, Kretschmer wedlugkonstytucji fizycznej, inni uwzgl~dniali raczej wplyw kierujqcegomozgu. Ro:w!niei doswiadczenia moina klasyfikawae, jak tei zresztqideologie.Bog jednak sqdzi czlowieka na podstawie stosunku do Niegoi do grzechu. Prawdziwa, realistyczna typologia jest w Ewangelii.To napi~cie mi~dzy dwoma biegunami: Bog - grzech ksztaltujecharakter czlowieka.Zainteresowanie Jezusem m~ia imieniem Zacheusz nie bylo tylkodziecinnq ciekawosciq. Naglil go jego grzech. Szepty ludzi, ktorychwykorzystal i oszukiwal, zatruly i rozgoryczyly jego ducha. Pokrotkiej walce wewn~trznej przyjmuje upokorzenie, i choe nieprzystoi to jego stanowisku, wdrapuje si~ na drzewo, ieby tylkoujrzee Jego. Gdy Chrystus przyszedl, by usiqsc przy jego stole,mowi, ie zwroci w czwornasob wszystkim, ktorych oszukal. Bylwi~c jui gotow do konfrontacji ze swoimi grzechami.Czyi nie bardziej jeszcze typowe jest wahanie Nikodema, ktoryprzychodzil do Chrystusa w nocy? Krotki opis oddaje doskonalejego chwiejnq psychik~, jego orientacj~ spolecznq, naiwnose, sposobmyslenia. Choe byl nauczycielem, nie umial uchwycie istotyduchowego odrodzenia. Czy i dzis Sq moie ludzie jak Nikodem,ktorzy odwaiajq si~ spotykae Jezusa tylko w nocy?Czyz nie mamy tu dwu wiecznych morleli naszych stosunkowdo Boga i do grzechu?Jest ciekawe, jak wspolczesni psychologowie zanlllizowaliby wy.­padek bogatego mlodzienca z Ewangelii. Dobrze wychowanego mlo­•dego czlowieka, ktory nie zrobil: nikomu krzywdy, i ktoremu nieprzychodzily tei prawdopodobnie do glowy iadne nieprzystojnemysli. Czyi moina odczytae ten charakter trafniej nii uczynil: to


POCZUCIE WINY I SKRUCHA115Jezus, wykazujqc, ze wlasnie sam ten typ egzystencji i bogactwobyly wi~zieniem, nie pozwalajqcym rozwinqe skrzydel ducha?Pragnienie mlodzienca rozplywa si~ w zalosnej inercji. Odchodzi,kocha swe bogactwo bardziej niz Boga, bardziej niz prawdziwqwewn~trznq wolnose. Coz z tego, ze wydaje si~ nam sympatyczniejszyniz stary lichwiarz, Zacheusz. B6g woli Zacheusza.Pewien znany podroznik podaje w jednej ze swych ksiqzek histori~,ukazujqcq doskonale jak walka z grzechem ksztaltuje ludzkicharakter. Na syberyjskim wybrzezu Pacyfiku, na wysokiej skale,zyl kiedys dziwny pustelnik. Mieszkal w szalasie, kolo ktoregowznosil si~ olbrzymi krzyz. Naprz~ciwko znajdowaly si~ wyspySachalin, siedziba wi~zniow, skazanych na dozywocie. Co pewienczas jakis wi~zien pr6bowal ucieczki. Jesli udalo mu si~ przeplynqeciesnin~ i dotrzee do krzyza, byl uratowany. Pustelnik karmil go,odziewal, opatrywal rany i nawet carski rzqd aprobowal milczqcoazyl jakim byl krzyz, nie scigano dluzej zbieg6w, kt6rzy don dotarli.Zapytany 0 powody swego post~powania, pustelnik dal odpowiedzwskazujqcq, ze dr~czylo go poczucie winy i ze tylko czyniqcto co czynil znajdowal jakis spok6j ducha.Byl to z pewnosciq czlowiek szlachetny i godny podziwu. Jegorodzaj kompensaty byl wspanialy, trzeba jednak stwierdzie z zalem,ze' stanowil cos w rodzaju akrobatyki duszy, do kt6rej malokto bylby zdolny. Stanowil takze rozwiqzanie zamkn.i~te w sobie,indywidualistyczne. Byloby rzeCZq 0 wiele pi~kniejszq i bardziejautentycznq, gdyby pustelnik ow powiedzial: "zyj~ w pokoju i dlategoprzyszedlem tutaj, by niese wiese pokoju i przebaczenia".Sam chcialbym bardzo udae si~ na t~ skal~ i glosie najwspanialszqnowin~ wszystkich czas6w: mozliwosc wewn~trznej wolnosci odgrzechu, ktorq B6g ofiarowuje zraniQnej duszy.Bez Ewangelii i bez boskiego milosierdzia poczucie winy niemoze doprowadzie do rozwiqzania boskiego - skruchy. Poczuciewiny znajduje bowiem rozwiqzanie tylko wtedy, gdy wybaczonyjest grzech.Bylem jeszcze w szkole sredniej, gdy uslyszalem wezwanie Boga.Nie s ~ukaleun Go wcale, bylem zbyt slepy. Tlo Bog znalazl mnie.Objawil mi mojq wlasnq dusz~, zobaczylem, ze wszystko we mniejest przewrotne, az do dna, i ze nawet moje praktyki religijne Sqtylko seciq j'alowych Ilmmpe'llsacji, gest6w bez 'znaczenia, ()szukiwaniemsamego siebie. Wtedy wspanialy Czlowiek z Nazaretu,Syn Boga, majqcy moc przebaczania grzech6w, przebaczyl mi towszystko i moja zniewolona grzechami dusza zostala wyzwolona.Sarno poczucie winy nie moze wyprodukowae bezposrednio niczegodobrego. Jest tylko zlem, ktore jest potrzebne, jest jak bat,


116 MIHALY TAPOLYAIktory ri~ca 'czlowieka w koncu na kolana przed obliczem Boga.Jest ci~zarem grzechu, tak nieraz nieznosnym, ze zmusza do wysilkowmorainych. Lecz wielu Iudzi doprowadzilo takze do obl~du,wielu uczynilo wi~zniami na cale zycie. Ci~zar poczucia winy usuhqcmoze tylko przebaczenie.. Wielu Iudzi odrzuca rozwiqzanie reIigijne, i to trzeba uwzgl~dhiac.Gdy chcemy takim ludziom uczciwie pomoc, trzeba ukazywacim fakty w sposob niereligijny. '11rzeba starac si~, by zrozumieli,ze ich ' wysilki egzystencjalne nie Sq przypadkowe, Iecz spowodowanezostaly przez wpadanie w zasadzki, ktorych mozna bylouniknqc, i trzeba nauczyc ' si~ unikac w przyszlosci. Nawet w tensposob mozna pomoc bardzo duzo. Nawet jesli pacjent nie b~dzietego tak nazywal, to wyznanie win, uznanie grzechu moze o~wotzycbezcerine ujscia psychologiczne. Wyzwala, Ieczy i przynosi'ulg~. Chociaz wi~c czlowiek nie uzyskuje w ten spos6b wybaczenia;to jednak zbliza si~ do Krolestwa.Oprocz psychoterapii, wskazanej w danym wypadku, czlowiektrapiony po"czuciem winy potrzebuje tez naszej modlitwy. Naiwnesamooskarzenia mogq latwo zmiimic si~ w psychoz~ .Ilekroc widzimy, ze pacjent oczekuje i szuka przebaczenia, trzebapodchodzic don w ' duchu naprawd~ samarytanskim, dla ktoregonie istniejq narodowosci, barwy skory czy roznice poglqd6w. Trzebaprzejmowac i dzieli6 ci~zar, kt6ry dzwiga drugi czlowiek, bochrzescijansllwp rue zwyoi~za przez siJ~, t:{lko przez rwyro~umialosc.Gdy ktos uzyska przebaczenie grzech6w, wyzwaia si~ naprawd~z jarzma grzesznosci, tak wlasnie jak sparalizowany czlowiek,ktory wstal z loza w chwili, g'dy Jezus mu przebaczyl. Ludzieistotnie "wstajq" wtedy, stajq si~ scaleni napowrot, szcz~sliwii prawdziwie wolni. .Mihaly TapolyaiHum. Anna Morawska


SPOTKANIA ANNA MORAWSKAtIS WI ECKI KA TO LIC Y ZM"?11- KWESTIE OTWARTEW poprzedniej cz~sci tego szkicu 1, przy omawianiu tla praktycznegoKonstytucji 0 Kosciele w swiecie wspolczesnym, rysowalosi~ jui wyraznie zjawisko, nazwane tam "sprz~ieniem zwrotnym".Tekst zaprojektowano jak or~dzie ad extra, do swiata, zamykajqcedzielo odnow:y wewn~trznej Kosciola. Tymczasem jui;gl~bsze przemyslenie najzwyklejszych, praktycznych przeslanek,kt6re za or~dziem takim przemawialy, rzutowalo na kazdym krokudoslownie spowrotem ad intra, trzeba bylo wracac zn6w do stajqcychw nowym swietle zagadnien eklezjologii, a nieraz takiedo calkiem fundamentalnych pytan teologicznych. Dlatego schemattrzynasty tak si~ rozrastal i tak dlugo byl opracowywanyi dlatego takie, jak podkreslalo zgodnie wielu komentator6w,ustalil wprawdzie w koncu calkiem nowy zarys stosunku Kosci6l­-swiat, ale jego szczeg6lowe teologiczne uzasadnienia i liczneewentualne konsekwencje pozostaly wlasciwie "kwestiami otwartymi".Juz w czasie debat nad kolejnymi projektami tekstu Konstytucji,oraz w ciqgu roku, kt6ry uplynql od jej promulgowania;te kwestie otwarte pasjonowaly oczywiscie mysl katolickq. Pasjonujqjq zresztq nadal: nie mozna chyba jak dotqd m6wic 0 "rozwiqzaniach",i da si~ co najwyzej wyr6inic pewne dominujqcew tej chwili kierunki dqzen i zainteresowan. Te kierunki Sq jednakbardzo ciekawe. Po pierwsze dlatego, ze cos z nich niewqtpliwiepozostanie juz w chrzescijanstwie na stale, nawet jesli wykruszycby si~ mialy z czasem st.anowiska radykalne. Po drugiedlatego, ze sam wyb6r zagadnien najzywiej dyskutowanych rzucaswiatlo na nastroje i dqzenia niezmiernie charakterystyczne dlacalej aury odnowy ostatnich lat. W tym wi~c sensie wsp6lczesnedyskusje wok6l Konstytucji, ·bez wzgl~du nawet na to, co z ichtez zwyci~zy i kiedy, Sq przejawem pewnego etapu swiadomoscireligijnej, kt6rego jui si~ przekreslic nie da, Sq juz dzis - historiC!chrzescijanstwa.Wszystkie problemy, kt6re postawila Konstytucja, zakladajqcnowy stosunek Kosci6l-swiat, Sq znowu "sprz~zeniem zwrotnym".Rzutujq na pytania rz~du takich jak "co to jest chrzescijanstwo",1: "<strong>Znak</strong>" nr 150.


118 ANNA MORAWSKAalbo "co to jest Kosci6l". Co wi~cej, pytania tego rodzaju Sq wewsp6lczesnej katolickiej publicystyce stawiane cz~sto wprost,z duzq ostrosciq, nie Sq spowite w tuszujqce istot~ spraw koronkiprecyzacji, zastrzezeil i niezrozumialej zwykle ekwilibrystyki teologicznej.Juz ~o sarno stanowi bezsprzeczne novum w katolickichdyskusjach 0 sprawach religijnych. Plynie ono cz~sciowo stqd, zew debaty '0 tool'Ogii wilq'czyl si~ W ost'lltnich lata'ch energilcznie laikat,ze swym potocznym j~zykiem, i teologowie mUSZq to uwzgl~dniac,w publicystyce w kazdym razie. Drugim powodem tego, ze w dyskusjach0 swiecie i Kosciele stawia si~ nieraz sprawy dosyejaslwawoj jest to, ze ,oo,tatni€ lata prz)'lrriJOsly W kartJoLicYZJmie zachodnimjakqs zmian~ klimatu nieslychanie zasadniczq. Jawnoseopinii publicznej w Kosciele stala si~ niemal zupelna. Nie rna juzwlasciwie tez czy poglqd6w, najbardziej hawet "ryzykownych",kt6re nie Sq, lub nie moglyby bye, otwarcie dyskutowane wewnqtrzKosciola, a nie poza nim, tylko, lub przeciw niemu.Daje to oczywiscie w rezultacie ogromne zr6znicowanie,- stwarzawrazenie powszechnego zam~tu. Katolicy, nawykli od kilkusetlat do mniemania, ze r6znic zdan w sprawach religijnych bye niemoze (bo w ich Ko§ciele nikt ich nie ujawnial), i ze wszystko w tejdziedzinie wiadomo raz na zawsze i napewno (bo tak przedstawianoim nieraz racje, przemawiajqce za wiarq), nie zawsze zno­SZq dobrze t~ sytuacj~. Dajq znac 0 sobie zar6wno post~powe jakkonserwatywne fanatyzmy, 0 wsp6lnym w gruncie rzeczy zalozeniu,ze ktos jeden musi posiadac calq i zamkni~tq juz prawd~,i ze to, nie zas nieustajqce zgl~bianie prawdy od r6znych stron,jest celem teologii.Mimo to wszystko, jest niewqtpliwie w tak niespokojnej ostatnioaurze aggiornamento jakis zdrowy, szeroki oddech, jakas uczciwosei powaga, kt6rych autentyzmu zakwestionowae niepodobna.Byloby ' wi~c chyba niedobrze, gdyby nic zupelnie z porywistej,ale z niezmiernie orzezwiajqcej "trqby powietrznej" odnowy niedotarlo takze do nas. Dlatego warto moze przedstawic par~ wybranychprzykladow'O kiwestii otwa1rtych s'Praiwy K'Osoi6l-swiatpodobnie jak przedstawiajq si~ one dzisiaj w krajach najbardziejdynamicznego katolicyzmu: w dosye ostrych konturach i w radykalnychczy tez skrajnych uj~ciach, kt6rych tresc i aur~ najlepiejprzekazae mogq cytaty oryginalne.Reasumujqc najpierw te kwestie najkr6cej, powiedziee trzeba, ze:1. Konstytucja jest uznaniem faktu, ze nie tylko Kosci6l wplywana swiat, lecz r6wniez swiat wplywa na Koscf6l, i to w bardzogl~bokim, bardzo zasadniczym sensie. Ma to na dlugq met~ogromne konsekwencje dla rozumienia Kosciola i Objawienia, dlasposobu wykladania przekazu chrzescijanskiego i oczywiscie dla


"SWIECKI KATOLICYZM"? (II)119religijnej oceny samego "swiata", czyli laickich wysilkow i osiqgni~egatunku Czlowiek, skladajqcych si~ na to, co nazywamy historiqkultur, czy post~pem.2. Konstytucja jest uznaniem faktu, ze owa laicka strefa innymislowy "to, co dziewi~e dziesiqtych ludzi robi przez dziewi~e dziesiq,tychzycia" (by uzye wY'razenia Teilha['da w liscie do Blondela),rna jakiS samoistny walor religijny. Jego teologiczny charakternje jest ostatecznie sprecyzowany, tekst zawiera conajmniej dwiesugestie w tej mierze, lecz sarno zalozenie, ze post~p swiecki jestjakims nurtem "swi~tym", jest w pewnym sensie spelnianiem si~boskiego "Krolestwa", rna znowu olbrzymie konsekwencje dlapojmowania spraw takich choeby jak chrzescijanska eschatologia,funkcja Kosciola w dziele zbawienia czy funkcja religii, lub tez ­stawiajqc t~ ostatniq kwesti~ odwrotnie: funkcja laickiej strefyzycia jako formy czczenia Boga i obcowania z boskosciq.3. Konstytucja stawia i uzasadnia dwojako (z przeslanek biblijnychi z przeslanek prawa naturalnego) pewien wzor czlowieka.Jest to wzor znajomy i rozpoznawalny jako typowy ideal laicki,ktory ksztaltowal si~, pOCZqwszy od sredniowiecza, poza Kosciolemi nieraz przeciw Kosciolowi. I ten fakt rowniez jest tylez znamiennyco brzemienny w konsekwencje. Nasuwa takie choebypyta_nia: czy i jakie elementy kultury laickiej trzeba dzis uznaeza biblijne w swej genezie, choe tak cz~sto antykoscielne? Czyi w jakim sensie ta kultura wymaga chrystianizacji? Czy i w ktorychdokladnie punktach "nawrocenia" na pewnq "laickose" wymagaemoze raczej mentalnose chrzescijanska?4. Konstytucja, poza nieslychanie szerokimi perspektywami teologicznymi,otwiera r6wniez calkiem nowe pole zadan dla Kosciola,zaangazowanego w swiat. Lecz i tu nawet wyst~puje "sprz~zeniezwrotne"..Spytae na przyklad trzeba, czy obecna strukturaKosciola jest do takich zadan przystosowana? Jesli zas nie, to jakjq zmienie? I jak wiele moze w ogole bye zmienione? To ostatnie,pytanie prowadzi oczywiscie z powrotem w sarno centrum eklezjologii.Poswi~emy teraz chwil~ uwagi kazdej z tych kwestii po kolei.1. SWIAT WPLYWA NA KOSCIOLAby przem6wie do swiata naprawd~ "serdecznie i solidarnie",trzeba bylo najpierw znaleze wartosci, ktore si~ w nim ceni, i odnich wychodzie. Tak tez w Konstytucji uczyniono. Ale musialo tonasunqe pytanie: jesli Sq w ogole takie godne szacunku wartosciw swiecie laickim, pozakoscielnym, to jakze Kosciol je oceniali ocenia? Skqd si~ wzi~ly poza nim, i dlaczego uznaje je tak


120 ANNA MORAWSKAp6zno? Zaraz po promulgowaniu Konstytucji, oJclec WolfgangSeibel SJ, komentator wychodzqcego w NRF tygodnika CDU"Echo der Zeit" tak 0 niej pisal:"W rozdziale pierwszym cz~sci czwartej postawiono to najbardziejfundamentalne pytanie: jak Kosci6l odnosi si~ do wartosciswiata laickiego? Jakie Sq jego w tym swiecie zadania? To Sqkwestie najwazniejsze dla naszej eklezjologii, najwazniejsze w calymtekscie. Rozdzial 0 »Zadalniach KoSciola w swiecie wsp6lczesnym»jest tez punktem centralnym, jest kluczem do zrozumieniacalosci. Wszystko, co jest przedtem, zmierza do tego rozdzialu,wszystko co jest po nim, to juz tylko zastosowania jego zasad. Ktowi~c chce uchwycic gl6wne znaczenie Konstytucji, musi najpierwzajqc si~ nim wlasnie.(...) Stosunek Kosoiola c;io swiata jest tu uj~ty jako znajdujqcysi~ w ciqglym rozwoju, nie zas jako doskonal:x: juz od poczqtku.Wlasciwq postaw~ trzeba bylo znajdywac dopiero stopniowo; a przytym uczyc si~ tez na bl~dach. Tekst jest uznaniem tego. Czytamyw nim: «Kosci61 jest swiadomy jak bardzo sam w ksztaltowaniuswej postawy wobec swiata winien ciqgle nabywac dojrzalosci,korzystajqc z doswiadczenia wiek6w» (nr 43) (...) «Co wi~cej, Kosci61przyznaje, ze wiele skorzystal i moze korzystac nawet z opozycjitych, co mu si~ sprzeciwiajq lub go przesladujq» (nr 44).Swiat oddzialywuje wi~c na Kosci61. W tekscie czytamy: «Doswiadczenieminionych stuleci, post~p nauk, bogactwa zlozonew r6znych formach kultury ludzkiej, w kt6rych okazuje si~ pelniejnatura samego czlowieka i otwierajq si~ nowe drogi do prawdy,przynoSZq korzysci takZe i Kosciolowi». Kosci6l ten, jak m6widalej tekst,


"SWIECKI KATOLICYZM"? (II) 121W tekscie poprzednim, tam gdzie teraz jest okreslenie «niemalapomoc», bylo slowo «bodziec», «stymulowanie» i to jest wlasniedokladny sens tej mysli. Bo bardzo cz~sto rozne ruchy spolecznei duchowe, jakie powstajq w swiecie, dajq istotnie Kosciolowipierwszy bodziec do zastanowienia si~ gl~biej, pierwszy raz, nadjakims aspeMem zleconegro mu przeka~u.Aby to sobie uprzytomniC, wystarczy zwrocie uwag~, ze Kosciolzaczql rozwijac swojq nauk~ spolecznq dopiero w konfrontacjiz socjalizmem XIX wieku. Rowniez zasady wolnosci religijnej,ktorq teraz Sobor uznal, Kosci61 nie rozwinqlsam z siebie, tylkoprzejql z zewnqtrz. Ta .zasada rozwijala si~ bez Kosciola i nawetprzeciw Kosciolowi. Dopiero zwyci~ski pochod idei wolnosci religijnejw swiecie kultury laickiej byl bodzcem, ktory rowniezKosciol doprowadzil do tego, ze odkryl on gl~bokie korzenie tejidei w Ewangelii i ze jq teraz sobie przyswoil. Konstytucja sformulowalawi~c tu tylko teoretycznie cos, co od dawna bylo rzeczywistosciq.Swiat wplywal na Kosciol zawsze.Wszystko, co Konstytucja mowi juz po rozdziale czwartym,musi wi~c bye rozumiane w jego swietle. Nigdzie nie chodzi i niemoze chodzic, w takim jak ten kontekscie, 0 to, aby. udzielae odgornychnauk. Kosciol proponuje tylko swe uslugi, by razem zewszystkimi ludzmi dobrej woli budowac ludzki swiat. Wlasniedlatego, w tym dokumencie zadne drzwi nie Sq zamkni~te."Tak wi~c widzi centralny punktKonstytucji komentator bardzaskqdinqd umiarkowanego tygodnika zachodnio-niemieckiego. Konsekwencjeoficjalnego uznania, ze swiecki swiat zawsze wplywali wplywa na rozumienie i ukazywanieprzez Kosciol chrzescijanstwa,i ze dzieje si~ to w sposob ewolucyjny, nowy w kazdejepoce, Sq oczywiscie olbrzymie, chocby dla teologii moralnej czydla calej spornej dotqd kwestii kompetencji nauk laickich naterenie religii. Niektore pytania bezposrednio juz teologiczne,jakie si~ od razu nasuwajq, sformulowano jeszcze w r. 1965, tj.przed promulgowaniem Gaudium et Spes, w czasie jednej z konsultacjigrupy mieszanej Sekretariatu Jednosci i Rady Kosciolow.Oto odnosny fragment streszczenia dyskusji tej grupy, ktore zostalo0publikowane w biezqcym roku. ("Study Encounter", Vol. II<strong>Nr</strong> 2 1966):"Czy nie jest wobec tego prawdq, ze Kosciol uczyl si~ od ruchowlaickich i humanistycznych? Jesli zas tak, to czy mozna powiedziec,ze «B6g mowi do nas» poprzez te ruchy? Czy nasza teologiaprzyjmuje teraz, ze Bog dziala w ruchach majqcych na celu dobraludzkJie? Czy matmy Pit'zyjqC takze, ze te ruchy bywajq sqdem Boganad Kosciolem? Czy dzialanie Slowa, w ktorym wszystkie rzeczySq stworzone, kontynuuje si~ dzisiaj wlasnie w tw6rczym nurcie


122 ANNA MORAWSKAswieckim, kt6ry zmierza do wiE:kszej humanizacji, do budowaniarealniejszej jednosci czlowieczeilstwa? W jakiej mierze laicka,humanistyczna idea postE:PU i rozwoju pochodzi ztradycji chrzescijanskiej?"W sprawozdaniu oficjalnym z tej samej konsultacji czytamymiE:dzy innymi: "Konsultacja wykazala, ze powstala calkiem nowasytuacja. Jasne jest, ze otwierajq siE: nowe mozliwosci badan i dyskusjidotyczqcych stanowisk, kt6re wydawaly siE: jeszcze niedawnodefinitywnie ustalone. Jest tez jasne, ze wszystkie Kosciolystojq wobec tych samych problem6w, co je zbliza. (...) Wsr6dzagadnien, kt6re trzeba przemyslec na nowo, wymieniamy nastE:­pujqce: Kosci61 a swiat. Czy tez Kosci61 w swiecie? Czy mozeraczej Swiat w Kosciele? Jaki jest stosunek miE:dzy postE:pemi rozwojem swiata, a spelnianiem siE: Kr6lestwa Boga?"Naiwnie niemal prosta mysl orE:dzia, kt6re m6wiloby "jE:zykiemswiata", czyli jE:zykiem wychodzqcym od wartosci laickich, prowadzijak widac nieslychanie daleko. Fakt, ze swiat wplywa naKosci61 w znacznie glE:bszym sensie niz to siE: zwyklo oficjalnieprzyjmowac, otwiera ogromne pole do calkiem nowych przemyslen.Ale opr6cz tego - jak to sygnalizujq juz cytowane tekstyz konsultacji - otwiera takze nastE:pne zagadnienie, jeszcze szersze,kt6rego gl6wne elementy mozna r6wniez tylko kr6tko naszkicowac,gdyz rozwiqzan definitywnych jeszcze nie rna, i dlugo zapewnenie bE:dzie. Otwiera, mianowicie, pytanie 0 sens religijnyswieckiej historii kultury czy postE:pu.2. RELIGIJNY SENS HISTORII SWIECKIEJWiE:kszosc chyba katolickich autor6w i komentatorow jest zgodnaco do tego, ze kwestia religijnego sensu historii ludzkiej, i rzeczywistoscizwanej zierpskq czy tez laickq, jest najwazniejszymw Konstytucji problemem teologicznym. Rzutuje on juz nie tylkona eklezjologiE:, na pytanie jak Kosci61 katolicki rozumie siebiei swoje nauczanie Objawienia, ale r6wniez na pytanie znacznieszersze: gdzie siE: dziejq i jak siE: dziejq dzieje zbawienia.Rozbijajqc tE: centralnq i olbrzymiq kwestiE: na zagadnienia bardziejszczeg6lowe, mozna je sformulowac tak: czy historia laicka,to znaczy postE:P spoleczny, rozw6j kultury i wszystkie · rzetelneprace ludzkie, ktore z tym siE: lqczq, Sq czy nie Sq same w sobiewspoltw6rczosciq z Bogiem, "budowaniem Kosciola"? Czy przyjmujqcw pewnej mierze takq "ziemskq eschatologiE:" nie musi siE:przyjqc takie, ze Lud Bozy, Iud budowniczych zbawienia, nie wyrozniasiE: wcale gl6wnie metrykq wyznaniowq, lecz jego znamieniemjest raczej mE:zna i tworcza solidarnosc z ludzmi i z zyciem?


"SWIECKI KATOLIC'YZM"? (II)123Czy nie trzeba przyjqe takze, gl~biej i konsekwentniej, ze glosczasu jest rzeczywiScie glosem Boga, kt6ry nadal przemawia w historUi poprzez niq, i ze najlepsze humanistyczne dqzenia i osiqgni~ciakazdej epoki majq naprawd~ cos z charakteru objawienia?Czy nie trzeba wreszcie przyznae wi~cej czlowieczenstwa chrzescijanskimprezentacjom Chrystusa, a wi~cej boskosci - czlowiekowi?Oto kilka cytat6w ilustrujqcych kierunki, w jakich zmierza tutajmysl katolicka., "Problemem 'centralnym schematu trzynastego byl niewqtpliwieproblem prawdziwej wartosci porzqdku naturalnego i jego stosunkudO nadprzyrodzol]ego i ostatecznego celu czlowieka. Nasuwasi~ tu nieuchronnie pytanie 0 kwesti~ nieustajqcej tw6rczej obecnosciBoga w swiecie i 0 kosmiczny chrystocentryzm, w uj~ciusw. Pawla." (Arcybiskup Hurley z Durbanu, "Blackfriars", <strong>Nr</strong> 4(1965).A oto co m6wi sam tekst Konstytucji: "Ponadto czlowiek, przykladajqcsi~ do r6znych dyscyplin 'naukowych (...) oraz' uprawiajqcr6zne ' sztuki, moze w duzym stopniu przyczyniae si~ do tego, byrodzina ludzka wznosila si~ ku wyzszym przeslankom prawdy,dobra i pi~kna ' aby doznala oswiecenia przez przedziwnq mq­'drose, kt6ra od wiek6w z Bogiem przebywala C..) majqc sobie zarozkosz przebywae z synami ludzkimi. Tym s.amym duch ludzki,w wi~kszej mierze uwolniony od poddanstwa rzeczom, swobodniejmoze si~ wznosie ku oddawaniu czci i kontemplacji Stw6rcy. Cowi~cej - pobudzany laskq usposabia si~ do uznawania SlowaBozego, kt6re zanim si~ cialem stalo, zeby wszystko zbawie i zespolicw Sobie, juz »bylo na swiecie jako swiatlose prawdziwa,oswiecajqca kazdego czlowieka«" (nr 57).Komentarz kanomka MoellelI'a do tego illlIteresujqcego fragmentubrzmi:,,(Fragment ten) zawiera jeden z najbardziej znamiennych aspekt6wKonstytucji. Zawiera mianowicie cytat ze sw. Ireneusza (Adv.haer. III, II, 8), wedlug kt6rego Slowo bylo obecne w swiecie,ukryte, lecz realne, to kulturalna i religijna historia ludzkosci,nawet wtedy gdy nie styka si~ bezposrednio z przekazem Nowiny,moze mimo to bye tajemniczo w S low i e. Wszystko tedy, cow ludzk-iej dzialalnosci dobre i sluszne, jest tajemniczo zamieszkaleprzez Slowo. M6wiqc inaczej, cale olbrzymie strefy, kt6rychnie tknql jeszcze w.i.rlzialny Kosci61, Illie Sq pnzez to »profanskie«,nie Sq «poza tym co swi~te». To tylko my, przez grzech, mozemyprofanowac rzeczywistosc. Ale wobec t~go chrystianizacja to nieto sarno, co ukoscielnienie". (Kanonik Charles Moeller z Louvain.Z refenatu wygloszonego na k,onferencji Kosc:i61-swiat w Genewie).'


124 ANNA MORAWSKAKonstytucja proponuje jak wiadomo takze inne uj~cia "swi~tosciswiata". Komentatorzy, ktorym blizsza jest mysl sw. PawIa, akcentujqbardziej jej fragmenty mowiqce 0 kosmicznej zwierzchnosciChrystusa. Jego ofiara i zmartwychwstanie, mowiq, nie byly daremne"bakze dl'a calkiem ziemskiego Swiata. "Nowe stw()['zenie"oznacza obiektywnq zmian~ w calym porzqdku doczesnym. Mowiqcto sarno prosciej, swiecki, ziemski swiat zostal "odkupiony"rzeczywiscie, zostal uczyniony zasadniczo "dobrym".Twierdzi si~ takze nieraz, ze tekst Konstytucji zawiera pewnqniewyrazonq wprost sugesti~ dotyczqCq "swieckiej eschatologii".Znaczyloby to, ze cos z "Kr6lestwa Bozego" dokonuje si~ calkiemrealnie na tym swiecie, ze tego wlasnie wyrazem jest swieckipost~p w kierunku bardziej braterskich stosunkow mi~dzyludzkichi bardziej realnej, "namacalnej" jednosci gatunku CzIowiek.Zwraca si~ czasem uwag~ na siowo "in" w Pacem in terris, kt6reurasta do symbolu nadziei, ze istotnie "pok6j ludzi dobrej woH"mamy budowac tu, na ziemi.Strefa d'zialan i przezyc laickich nie jest jednak tylko "nOSZqcaw sobie swi~tosc", lecz moze r6wniez objawiae swi~tose - glosBoga, a obrazem Boga jest sarno tw6rcze i solidarne czlowieczenstwo.Obie te, wcale nie nowe w chrzescijanstwie, intuicje jawillsi~ dzisiaj na tIe nowego stosunku do swiata w swietle tak jaskrawym,ze wyglqdajq na rewelacj~. Istotnie zresztq, w praktycznejpedagogice chrzescijanskiej, w jego funkcjonujqcych spolecznieprezentacjach Sq tak nowe, ze stanowiq niemal przewr6t. Ototekst, ktory bardzo dobrze ten przewrot reasumuje:"Musimy postawie sobie kilka pytan calkiem zasadniczych.1 - Czy w minionej epoce uwzgl~dnialismy d'ostatecznie fakt,ze sarna stworzona rzeczywistose i sam jej wewn~trzny ruc~ ­historia, majq z racji swej genezy i swego celu cos z charakteruobjawienia? Czy czuHsmy dose wyraznie co to znaczy? Ze mianowicierzeczywistose stworzona, czyli sam nasz konkretny swiat,rna w oczach czIowieka sens objawienia i to wtedy wlasnie, gdyow czlowiek, idqc za osobistym powolaniem, wlqcza si~ wzyciei rozw6j swiata, zamierzone przez Boga?2 - Czy oparlismy si~ w dostatecznej mierze zawsze obecnejpokusie urzeczowiania tajemnicy Boga, wiqzania jej z okreslonymirzeczami i aktami, nie widzqc Jego obecnosci we wszechrzeczachi szczegolnie w ludzkim zyciu?3 - Czy zdawalismy sobie spraw~ dose: jasno z tego, ze JezusChrystus przyni6s1 odkupienie wszystkim ludziom? I z tego takze,ze Chrystus, ktory w Ewangelii ukazuje nam si~ i mowi do nasnajpierw i przede wszystkim jako czlowiek, wzywa nas rowniezjako czlowiek par exceLLence?


"SWIECKI KATOLICyZM"f (II) 1254 - Czy to wszystko mialo jakikolwiek wplyw na faktyczne,widzialne for~y i prezentacje naszego Kosciola?" (Ze sprawozdaniaKomisji studiow nad niewiarq, pod kier. prof. dr B. Delfgaauwi prof. dr Schillebeeckxa, rok 1965).Teologia "swi~tosci swiata", ktorej glowne przeslanki zostalytu wymienione, wymaga oczywiscie jeszcze pogl~bienia i dopracowania.Sarno jednak wyakcentowanie tego aspektu dziejow zbawieniarna wazne konsekwencje praktyczne juz teraz.Po pierwsze kaze oceniae pozytywnie, z religijnych przeslanek,zmian~, a wi~c nonkonformizm. Konstytucja mowi z aprobatqo "przemianach", 0 "zmienianiu" na przyklad ustrojow P9litycznych,gdy nie sluzq one dobru osob. Lecz w Genewie, ktorej drogajest analogiczna, mowi si~ juz nie 0 aprobacie "przemian" tylkorewolucji, m6:wi si ~ ze chrzescijaniln jest de fide obowiqzalIlYdo kwestionowania wszelkich zastanych ukladow i konwencji, do"boskiego nonkonformizmu". Dla Kosciolow, ktore nastawionebyly ,ad wiek6lw na kanserwmvalnie status quo, jako rzeczywistosci"danej" od Boga, taki z,wrot jest niewiq1lpliwie przewTotem wielkiejskali i psychologicznie i politycznie.Po drugie, nowe teologie rzeczywistosci ziemskich mUSZq cemcwyzej wszelkie formy spolecznych zaangazowan, niz to mialomiejsce, gdy religia przedstawiala s i~ glownie jako wydzielonysystem stosunkow jednostki ze swiatem nadprzyrodzonym, niemajqcym ze swiatem swieckim nic wspolnego, procz tego moze,ze ow swiat swiecki mogl bye polem doskonalenia osobistego charakteru.Jesli whistorii laickiej dziala Bog i przez procesy spolecznei kulturalne spelnia si~ obiektywnie Jego Krolestwo, toudzial w nich jest sam w sobie oczywiscie funkcjq religijnq i religijnymOIbOlwiqzkiem. KOIIlS'tytucja nie mowi tego w tej for'miewprost, lecz przypomina, wielokrotnie i z nieslychanym naciskiemo koniecznosci i randze spolecznych zaangazowan ludzkich. I tutakze Koscioly Rady, idqc w tym samym kierunku, formulujq tosarno konkretniej i radykalniej. W oficjalnym sprawozdaI1iu z konferencjiw Genewie, czytamy na przyklad:"Dla chrzescijan sprawy ustrojow spolecznych i ekonomicznych,i angazowanie si~ w ich kontrol~i popraw~, mUSZq bye zupelnietak sarno wazne jak kultywowanie moralnych zalet jednostek. Niewystarczy zbawiae dusze i pracowae nad charakterem indywidualnym,sqdzqc ze kiedys potem wszystko inne stopniowo si~ poprawi.Czlowiek jest istotq spolecznie uwarunkowanq, a to znaczy, zestruktury spoleczne ksztaUujq posrednio jego osobowose i poszerzajqlub ograniczajq jego woInose. Milase chrzescijanska w grupachspolecznych wyraza s i~ za posrednictwem struktur politycznychi ekonomicznych".


126 ANNA MORAWSKATrudno wreszcie nie widziee, ze wyakcentowanie swi~tosciw laickim swiecie jako takim nie moze nie rzutowae na pojmowaniemisji Kosciola w og6le. Skoro chrystianizacja nie ozoaczaprzede wszystkim ukoscielnienia (choe to takze oznacza zawszew jakiejs mierze), to czym rna bye ta misja? Nie rna na to w tejchwili jasnej odpowiedzi. Rysujq si~ juz jednak pewne sugestie.Karl Rahner pisal na przyklad nieraz, ze Kosci61 nie b~dziejuz wysepkq zbawionych na morzu kl~ski, jak to sobie dawniejwyobrazano, tylko b~dzie "znakiem zbawienia" dla swiata. Bylabyto wi~c rola troch~ analogiczna do tej, ktorq mialy zakony w geograficznymchrzescijanstwie: rola wspoinoty Iudzi, powolanychspecjainie do swiadczenia zyciem 0 Obecnosci i 0 Nadziei.Bardzo cz~sto m6wi si~, ze Kosciol rna bye fermentem zawszetworczego i zawsze non-konformistycznego niepokoju milosci, i zerna przeto "bye ze swym ludem" wsz~dzie tam, gdzie wazq si~ludzkie losy, gdzie si~ dzieje krzywda, gdzie si~ walczy 0 sprawiedliwose.Bylby w takim wypadku jakby glosem i zywym znakiemsumienia Iudzkosci, bylby zawsze w drodze, zawsze w pogotowiu,jak Abraham, ktory zyl pod namiotami, idqc zawsze wiernieze swym ludem - w Nieznane.Bywajq takze inaczej nieco sformulowane sugestie. TheodoreSteeman twierdzil na przyklad niedawno ("Pax Romana Journal"No 4/1966), ze "Kosci61 jest szafarzem sakramentu dobrych dzia­Ian". Pisal doslownie: "Konkretne dzialanie moraIne chrzescijanw swiecie jest sakramentem, ktorego temu swiatu udziela Kosciol,aby mogl on si~ stawae kr61estwem Chrystusa".Ta ostatnia definicja najtrafniej chyba oddaje kierunki myslenia,kt6re rozwijaly si~ w tym roku, i kt6rych najmocniejszym wyrazembyla (piinie obserwowana przez katolik6w) konferencjaw Genewie. Kosci61 bylby wedlug nich czyms w rodzaju osrodkagl~boko humanistycznej inspiracji, w kierunku coraz konkretniejszegourzeczywistniania si~ wsz~dzie, w malych i duzych skalach,jednosci gatunku Czlowiek. Roia ta, kt6rq mniej lub bardziej swiadomiei mniej Iub bardziej konsekwentnie spelnial zawsze, jest jegotw6rczym udzialem w realizowaniu si~ Krolestwa.Wszystkie te rysujqce si~ dopiero kierunki refleksji uderzajqtym przede wszystkim, ze stanowiq bardzo wyrazny odpowiedniklaickich czy zlaicyzowanych sposob6w myslenia. Nie jest to czymspowierzchownym ani przypadkowym. Zwrot ku swiatu musial byetakze zwrotem ku czlowiekowi, takiemu jakim jest dzis rzeczywiscie,'i ten aspekt sprawy trzeba b~dzie rozwazye blizej w cz~scitrzeciej tych refleksji.Anna Morawska


ZDARZENIA KSIl\ZKI LUDZIE CIEMNE DROGI MILOSCIKsiqika znanego psychologa belgijskiego, profesora FrancoisDuyckaertsa, nosi tytul: "Formowanie si~ wi~zi seksualnej" (La formationdu lien sexuel, Bruxelles 1964, Charles Dessart Ed.). Jej gl6wnymtematem jest istotnie dlugi i bardzo zwykle dla nas niejasny cyklnieswiadomych lub p6lswiadomych reakcji psychicznych, "przer6bek",l~k6w i rytual6w, kt6ry u normalnych ludzi dzieli zawsze momentpierwszych pobudzeil seksualnych od wlasciwego aktu milosnego. Owtemat jest jednak uj~ty tak szeroko i z tak uniwersalnq lUdzkq mqdrosciq,ze ksiqika daje z pewnosciq cos wi~cej nii sam opis czystoseksualnego wqtku wsp6liycia m~iczyzny i kobiety. Moina smialonazwae jq ksiqzkq 0 wsp6liyciu w og6le, 0 gl~bokiej, dramatycznejdialektyce kontaktu istot ludzkich mi~dzy sobq i ze swiatem otaczajqcym.Przedstawienie pewnych prawidlowosci tej dialektyki "w pi~knym,mqdrym j~zyku pot 0 c z n y m" (bo to wlasnie pr6buje w miar~ moznosciczynie autor) jest tym cenniejsze, ie jak twierdzq zgodnie praktycyporadnictwa psychologicznego i klinicysci, sami zainteresowani, z reguly,rozumiejq najmniej z tego co si~ w nich dzieje.Zwykle tez zresztq nie chcq rozumiec. R6wniei dlatego ksiqika profesoraDuyckaertsa moie bye szczeg6lnie pomocna. Autor pozostajew niej przez caly czas przyjacielem czytelnika, w jakims bardzo prawdziwymsensie, nie zas jego mentorem albo s~dziq, wyst~puje caly czasjako lojalny wsp61uczestnik ludzkiego losu, takie w jego absurdziei udr~ce, nie zas jako widz, kt6ry "wie lepiej", bo - jak mniema ­uplasowal si~ gdzies z boku. Te cechy, w zasadzie obowiqzujqce dlakaidego psychologa, kt6ry istotnie m.a bye czyms w rodzaju przyjaciela,gdyi inaczej nie moze bye doradcq, Sq z pewnosciq niecz~ste w zyciupraktycznym. Tymczasem tylko one zdolne Sq sklonie do zobaczeniawlasnie tych rzeczy, kt6rych czlowiek za nic w sobie zobaczye nie chce.Wykazujqc, ze formowanie si~ normalnej i pelnej wi~zi seksualnejjest procesem bardzo skomplikowanym, i cz~sciowo przebiegajqcymw podswiadomosci, oraz przedstawiajqc szczeg6lowo kolejne fazy tego


128 ZDARZENIA - KSli\ZKI - L UDZIEprocesu, autor opiera si~ na kilku podstawowych psychologicznychprawdach 0 "naturze ludzkiej", kt6re nie Sq jeszcze, jak si~ zdaje, powszechnieznane, a nawet mogq wydae si~ komus zaskalcujqce. Poniewazniepodobna strescie tu wszystldch opisanych przez F. Duyckaertsazjawisk i przebieg6w, warto zatrzymae si~ przy tych wlasnie punktachzasadniczych i najwazniejszych. Sam spos6b ich naswietlenia daje juzzresztq pewne poj~cie 0 poglqdach autora i 0 calej jego ksiqzce.Pierwsze pytanie, kt6re zapewne nasunie si~ czytelnikowi, brzmi:czy rzeczywiscie "droga do milosci" musi bye az tak ciemna i zawila?Jesli zas bywa taka istotnie, czy nie jest to tylko skutkiem bezsensownychw gruncie rzeczy spolecznych konwencji? F. Duyckaerts pisze:"Kiedy m~zczyzna i kobieta stajq naprzeciw siebie, nie dopuszczajqnigdy do tego, by puscil si~ w ruch od razu normalny cykl seksualny.°Nawet u ludzi najsmielszych i najbardziej swobodnych w obyczajach,stosunki specyficznie milosne poprzedza faza przygotowawcza, kt6rejdlugose i poszczeg61ne epizody Sq r6zne, zaleznie od opor6w partneraczy partnerki oraz od doswiadczeni'l strony »uwodzqcej«. Najmqdrzejsiograniczajq si~ do czystego narzeczenstwa i nie pozwalajq sobie nastos unki pozamalzenskie. U wszystkich jednak wyst~pujq zachowania,kt6re nazwae mozna zabiegami zblizajqcymi. Nawet najbardziej wul­-garna prostytucja, w kt6rej akt seksualny nast~puje niemal od razui automatycznie, i nie zdaje si~ wymagae zadnych psychologicznychprzygotowan, nie stanowi tu wyjqtku. R6wniez w jej wypadku bowiemrespektowane Sq pewne konwencje, zwiqzane choeby z nieuniknionqtransakcjq pieni~znq czy z uzgodnieniem i zalozeniem jakiejs innejoplaty. W kazdym zas razie, nawet u plemion najbardziej prymitywnych,prostytucja stanowi zjawisko niewqtpliwie marginesowe. W swejformie zorganizowanej i systematycznej, w jakiej wyst~puje w dzisiehzymswiecie, jest juz wytworem wysoko zorganizowanej cywilizacji.Uwazanie jej za cos typowo »naturalnego«o i tamowanego tylko przezprzepisy spoleczne, jest wi~c calkowicie niezgodne z rzeczywistosciq.To wlasnie prostytucja, bardziej niz przepisy »tamujqce«, jest typowospolecznq, sztucznq technikq, zrodzonq stopniowo przez trudnose zapewnieniawszystkim zycia seksualnego, kt6re byloby normalne. W zadnymrazie nie moze wi~c sluzye za prototyp autentycznie ludzkiegoseksualizmu. C..)Uproszczony obraz spoleczenstw prymitywnych, stanowiqcy raczejprojekcj~ naszych wlasnych pragnien niz wierne odbicie rzeczywistosci,kaze nieraz mniemae, ze w wi~ksz6sci plemlon stosunki seksualne mlodychludzi nawiqzujq si~ calkiem swobodnie, kiedy tylko nastqpi momentpelnego rozbudzenia i stosowna chwila. Nic bardziej falszywegoniz ten obraz. Wlasnie spoleczenstwa, w kt6rych procesy tlurnieniaSq najslabsze, wymagajq od narzeczonego i od narzeczonejcalego szeregu pr6b i swiadczen, tylko wywiqzanie si~ z nich skru­


ZDARZENIA - KSI


130 ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZTEF . Duyckaerts podaje tu rozmaite, nieraz szczegolowe wyjasnienia. Oto najwazniejsze znich: "Dlugi nieraz odst~p czasu mi~dzy obudzeniem si~ potrzeby a jejzaspokojeniem jest typowy tylko dia seksualizmu. W' wypadkachwszystkich innych potrzeb fizjologicznych uplywa najwyzej kilka godzinod chwili ich pojawienia si~ do momentu dokonania odpowiednichaktow..1ak t~ r6znic~ wytlumaczye? Zauwazmy przede wszystkim, ze instynktseksuainy rozni od wszystkich innych instynkt6w podstawowychsarna natura jego przedmiotu. Zaspokojenie go w spos6b normainywymaga zgody drugiej istoty odmiennej plci: "Przedmiot" jestwi~c 'w jego wypadku zYWq ' osobq, zdolnq do odmowy Iub ucieczki,a pC).mi~tac tei trzeba, ze u czlowieka moZliwe motywacje takich zachowaiipomnai.a bardzo znacznie fakt, ze (w przeciwienstwie do zwierZqt)dzialajq w nim czyimiki takie jak pami~c, mysl i symbole orazskojarzenia j~zykowe . Zgoda "przedmiotu" tego typu nie jest wi~cnigdy od razu przesqdzona z gory. Tymczasem w samej naturze instynktuseksualnego lezy to, ze jakies minirrium zgody musi bye uzyskane,aby m6g1 zostac zaspokojony. (...)Nieuniknionq atmosferq spotkania dwu os6b odmiennej plci jest-wi~c najpierw poczucie niepewnosci. U obu shon wyst~pujq obawyi wahania. Trzeba zgody, ktoz rna jednak uczynie pierwszy krok? Wobecryzyka odrzucenia, kazdy rna si~ na bacznosci i hamuje swo­'bodny ' bieg seksuainych d~terminizm ,ow. Niepewnosc co do postawyewentuaInej partnerki czy partnera sprkwia wi~c zawsze, ze sponta­-riiczne reakcje ulegajq zawie~zeniu i rezultatem jest stan oczekiwania,nieufnosci i niezgody na wlasny odruch wewn~trzny ., T~ ' wlasnie niezgod~ na poczqtkowe bodice seksuaine nazywamyzahamowaniem. Moze one bye mniej Iub bardziej radykalne, zaleinie odcec::h pociqgajqcego partnera i od lE;k6w czy tei zasad moralnych osobypobudzonej. Wszystko wskazuje jednak, ie wyst~puje zawsze ru wszystkichw chwili pierwszego pobudzenia erotycznego. (...)W 'pierwszej fazie spotkania m~iczyzny i kObiety 'gra tez jednak rol~cos ' innego i silniejszego nii niepewnosc zgody 'drugiej strony. Po to,aby ludzkie mechanizmy seksualne ulegly pelnemu pobudzeniu i udzieliego mog~y . z kolei stronie receptywnej, trzeba aby ewentualny partnerczy partnerka nie jawili si~ wyobraini pod postaciq wroga. Czlowiekpoten~jalnie pociqgajqcy, f jui nawet zaczynajqcy pociqgac musi przed­,-siawiac si~ ' jako istota niewqtpliwie przychylna,ktorej hypnotyzujqcemuwplywowi mozna si~ poddae bez obawy jakiegos zranienia, czyzniewolenia lub krzywdy. Poniewai., jak wszyscy wiemy, wysoka falaseksualnej -emocji zaciemnia swiadomosc i usypia czujnosc licznych'obronnych p~sterunk6w,ktorymi obstawiamy s~o'je wewn~trzne ja,sklonni jestesmy pudd~c si~ seksuai~ej' fa~cyn~cjl tylko w6wczas, gdy


ZDARZENIA - KSI1\2KI - LUDZIE131pochodzi od osoby, kt6rej' ufamy i do kt6rej mamy pewnosc, ze jestdobrze do nas usposobiona Z chwilq gdy u ewehtualnego partnera dostrzezemynajmniejszq chocby intencj~ agresywnq, zostaje natychmiastzaalarmowany caly nasz system obronny, nasza swiadomosc staje ' si~czujna, a uklad hormonalny naszego organizmu przestawia si~ nawzmozenie akcji tych mi~sni, kt6re sluzq do ataku lub ueieczki. SHymobilizowane pod kqtem defensywy zostajq wi~c niejako odebrane mechanizmomseksualnym, i w tej mierze w jakiej to si~ dzieje, slab~ietez uwrazliwienie tych mechanizm6w na bodzce erotyczne.L~k i uczucia agresywne neutrallzujq wi~c z reguly, calkiem fizjologicznie,wzajemne przyciqganie. Tymczasem byloby wielkq naiwnosciqsqdzic, ze osobnicy plci odmienl1ej przedstawiajq si~ ludziom odrazu jako istoty przychylne. Wr~cz przeeiwnie, drugi czlowiek jestzawsze potencjalnym wrogiem zanim stanie si~ partnerem, a w kazdymrazie jest nim zawsze w naszym mniej hib bardziej swiadomym odbiorze.C..)Pewne swiatlo na jednq z przyczyn tego stanu rzeczy rzucila ostatnioteoria terytorium, opracowana przez badaczy psychologii zwlerzqt. Zwierz~ta,jak si~ okazuje, uwazajq zwykle za wlasny pewien bardzo seisleokreslony rejon i instynkt jego obrony jest nieraz silniejszy niz instynktseksualny: Gdy si~ zwazy, ze terytorium czlowieka obejmuje nie tylkojakqs przest zen materialnq, lecz r6wniez calq strefEf duchowq i moralnq,caly zesp61 nawyk6w, calq zyciowq sytuacj~, wyjasnia si~ jedenz najwi~kszych paradoks6w psychologii seksualnej. Ten mianowicie,ze bodziec zasaddiczo przyjemny, lub w kazdym razie zapowiadajqcyprzyjemnosc, moze stawac si~ nagle niemily i nieznosny. Dzieje si~ takdlatego, ze si~ go odbiera jako niebezpiecz~nstwo, jako ukryty, subtelnyatak na terytorium, stanowiqce niejako przedluzenie naszej wlasnejosobowosci. W j~zyku Freuda; tego rodzaju obawa przed ..intruzem",przed utratq czegos oardzo waznego na jego rzecz, nazywa si~ symbolicznie«l~kiem przed kastracjq»."Rezultatem zacytowanych tutaj i wielu innych jeszcze czynnik6w,grajqcych rol~ w pierwszej fazie pobudzenia erotycznego, jest to zeseksualizm ludzki jest w swej pierwotnej formie dwuznaczny, ..perwe-rsyjny",jak pisze F. Duyckaerts. Nie jest to niezrozumiale."Bardzo liczne doswiadczenia laboratoryjne wykazaly, ze frustracjazawsze produkuje agresywnosc. (...) JeSli frustracj~ zdefiniujemy jakostan, w kt6rym dany osobnik ulega jednoczesnie pobudzeniu i zahamowaniu,w kt6rym jest poeiqgany w jakims kierunku, lecz p6jscie zatym poeiqgiem jest uniemozliwione, to trzeba niewqtpliwie przyznac,ze w dziedzinie seksualnej istoty ludzkie majq bardzo wiele powod6wdo sfrustrowania. Wszystko co bylo wyzej powiedziane wykazuje, zepobudzenie erotyczne, czyli sytuacja dynamiczna, popychajqca do zblizeniaz drugim czlowiekiem, zostaje zawsze, z miejsca zablokowana. C..)


132 ZDARZENIA -KSIAZKI - LUDZIENie trzeba jednak sCjdzie,· ze to co wskutek tego faktu nast~pujejest prostym, szczerym i czytelnym zastCjpieniem dynamizmu erotycznegoprzez dynamizm calkiem nowy, agresywny i niszczycielski. Agresywnose,Idora pojawia si~ w tym wypadku, nie jest wcale tak wyraznai czysta, jak na przyklad kiedy czloFiek musi bronie, sam czytez z innymi, swego terytorium lub posiadlosci. Nie jest wcale podobnado zdrowej wojowniczosci, jakCj wywolujCj rzeczywiste, zewn~trzne niebezpieczenstwa.Jej genezCj nie sCj takie realne zagrozenia, tylko zablokowaniepodniecenia seksualnego, i dlatego tez zachowuje w sobie cosz charakteru erotycznego. Jej zasadnicza, gl~boka dwuznacznose polegana tym, ze kieruje si~ do czlowieka, ktorego si~ jednoczesnie potrzebuje.Wlasnie dlatego seksualizm jest tak dwuznaczny. Jego agresywnosejest erotyczna, a pobudzenie erotyczne zawsze rna tez cos agresywnego.C..)W rezultacie, w piewszeJ fazie zycia seksualnego, stosunek lCjcza.cydwie jednostki ludzkie jest podwojny, ambiwalentny. Przebiegaja. juzmi~dzy nimi normalne sygnaly erotyczne, lecz jednoczesnie dziela. ichoba indywidualizmy, ze wszystkimi instynktami obronnymi i samozachowawczymi.Mieszanie si~ tych dwu aspektow stosunku daje seksualizmagresywny, »perwersyjny«. Gdyby pozostal on juz takim, gdybynie byl zdolny do ewolucji ku jakims wyzszym psychicznym · strukturom,korzystniejszym dla gatunku i dla jednostek, wyrazalby si~ zawszew takich aktach, w ktorych zrodlem przyjemnosci jest agresja.Przy normalnym biegu rzeczy jednak, sado-mazochizm w gl~bi seksualizmuulega stopniowej transformacji, tak ze w koncu mozliwy stajesi~ stosunek do partnera, w ktorym przychylnose przewaza nad agresja.."Ow "normalny bieg rzeczy" polega na tym, ze niebezpieczny, "perwersyjny"seksualizm nie wyzywa si~ wprost, lecz ulega "przemieszczeniom".MoZliwosci ludzkie sa. tu olbrzymie."Gdy si~ chce zilustrowae mechanizm przemieszczerl, przychodzisamorzutnie na mysl okrucienstwo dzieci. Mrowka, kot, lalka, kazdyprzedmiot moze stae si~ ofiarCj zast~pczCj i otrzymywae razy, ktorych niepodobnawymierzye ojcu, matce czy rodzel1stwu. Byloby jednak wielkimzaslepieniem ze strony doroslych, gdyby chcieli zjawisko takie przypisywaetylko dzieciom.ChcCjc bye W ' zgodzie z prawda., trzeba uznae,ze stan zahamowanego pbdniecenia seksualnego wywoluje sam przezsi~ pop~dy perwersyjne, ktore czIowiek dorosly kamufluje, odwracajCjcich naturalny kierunek od osoby, ktora podniecenie wywolala, na idee,partie polityczne, instytucje, slowem na "wrogow" bezosobistych i nieszkodliwych,stanowiCjcych w tym wypadku cos na ksztalt lalek ludzidoroslych. Byloby oczywiScie grubym uproszczeniem przypisywaniewandalizmu moralnego, a czasem fizycznego, osob uwazajCjcych si~ za"dojrzale" wy1a.cznie niezaspokojeniu seksualnemu i mechanizmowiprzemieszczen. Obserwacja kliniczna dowodzi jednak, ze oprocz innych


ZDARZENIA - KSL


134 ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIEdosyc schematyczne i abstraJs;cyjhe. Znane Sq one zresztq z wielu opublikowanychjuz w Polsce prac z zakresu psychoanalizy.W naszym swiadomym czy p6lSwiadomym odczuwaniu, faza taprzedstawia s i ~ w kazdym razie jako okres gh;bokiego niepokoju, irracjonalnychreakcji, nad kt6rymi trudno zapanowae, i kt6re trudno nawetzrozumiee, jako okres, w kt6rym czlowiek, jak m6wimy, "sam niewie co si ~ z nim dzieje" i "nie moze dojse do ladu z sobq".J ~ zyk potoczny okazuje si~ tu istotnie "mqdrym j


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE135Te dwa dqzenia odzwierciedlajq siE: w typowych dla tej fazy zachowaniach,kt6re powierzchowny obserwator sklonny jest nieraz uwazaeza egocentryzm, pozer~two, egzaltacjE:. Szuka siE: swego "idealnegoja", a wiE:c - niejako - "przymierza siE:" coraz inne, nieraz bardzoprzerysowane, wlasnie - "pozerskie". Chce siE: wyrazie jakos, symbolicznie,to co siE: w czlowieku 4zieje. a ze jest to peIne sprzecznosci,dwuznaczne, WIE:C "dwuznaczne" takze, czyli prowokacyjne, bywajqstroje, gesty, obyczaj. Szuka siE: . wreszcie modelu. Stqd gwaltownei niejasne przyjaznie, zwykle z osobami tej samej plci. Uj1ielbia siE:ten sw6j "wz6r", gdyz poniekqd jest on juz wlasnym, "idealnym ja".Zarazem jednak pilnuje siE: go czujnie, podejrzliwie, by nie zostaezanadto przerosniE:tym, i m6c z czasem jaicos "wz6r" przescignqe, czegosiE: w gruncie rzeczy pragnie.Etap narcyzmu, w ujE:ciu F. Duyckaertsa, zasIuguje niewqtpliwiena jakies obszerniejsze przedstawienie, juz z tego chocby wzglE:du, zerzuca wiele swiatla na to, co wielu sposr6d nas uwaza, bardzo nieinteligentnie,za "dziwactwa" czy "glupotE:" mIodziezy. Nawet jednakpodane tu pobiezne streszczenie wskazuje, ze jest on w istocie (i wbrewpozorom) zwrotem ku swiatu, ku rzeczywistosci. Ma wiE:c SWq stronE:dobrq, lecz podobnie jak w wypadku kazdej innej kolejnej fazy rozwojuosobowosci, trzeba siE: z niego wydobye i p6jse dalej, by umiecwsp61zyc optymalnie z wybranym czlowiekiem, jak tez w og6le z ludzmi.Tymczasem nie jest to proste. Posr6d wielu opisanych przezF. Duyckaertsa trudnosci w kontakcie ludzkim, kt6re istniejq i muszqistniee zawsze, r6wniez po przezwyciE:zeniu opor6w najgrozniejszych,najwazniejsze jest chyba dzialanie tak zwanego mechanizmu projekcji.Warto wiE:c zacytowae na zakonczenie· parE: uwag znakomitego psychologa0 tej bardzo uniwersalnej wlasciwosci "natury ludzkiej".,,(W fazie nazwanej tu narcyzmem) czlowiek wypracowuje sobiew zarysie wszellde mozliwe obrazy swego ja. Nie pozostajq one jednakdlugo r6wnorzE:dne. Z czasem nastE:puje jakis wyb6r, kt6ry je sobieprzeciwstawia. Zaczynamy nadawae jednym modelom wlasnego jawartose pozytywnq, innym zas negatywnq.Zrozumienie prawidel gry identyfikacji i kontr-identyfikacji,- jakiezachodzq w naszym wnE:trzu wobec r6znych obraz6w nas samych, jestkonieczne dla wyjasnienia sobie jednego z element6w strachu przedludzmi odmiennej plci.CzIowiek ma mianowicie wrodzonq sklonnose do przypisywaniacech tego obrazu siebie, kt6ry odrzuca, komus innemu, komus kto, jaksi~ zdaje, najbardziej siE: od niego rozni, a wiE:c najczE:sciej wlasnieosobie pIci odmiennej.ME:zczyzna, kt6rego akceptowanym wewnE:trznie idealem jest idealsily, przypisuje wobec tego kobiecie sklonnosc do gnusnosci i biernegopoddawania siE: zyciu, a wi~c cos co w istocie sam w sobie nosi, lecz


136 ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIEco zmuszony jest w sobie zwalczac w imi~ wybranego modelu. Zdarzalomi si~ nieraz stwierdzac w praktyce klinicznej, ze wlasnie osobynajbardziej »czystego serca«, w tym sensie ze nie darowalyby sobienajprzelotniejszych marzen seksualnych, majq zwyczaj przypisywaecalej odmiennej plci, bez wyjqtku, upodobanie do najgorszej rozpusty.Jakies nieublagane prawo natury sprawia, ze to wlasnie co takprzesadnie usilujemy negowac u siebie - przypisujemy, z rownq przesadq,istotom, kt6re w zewn~trznym wyglqdzie najbardziej si~ od nas r6zniqJest to>prawo okrutne: musi rodzie niezadowolenie i sluszne poczuciekrzywdy u tych kt6rym, tak niesprawiedliwie, przypisuje si~ pewneokreslone cechy charakteru, gdy tymczasem w rzeczywistosci nie posiadajqich wcale, lub w tym samym niewielkim stopniu co kazdysmiertelnik. Gdybysmy chcieli bye perfekcjonistami, przyszloby namistotnie wpasc w rozpacz, widzqc, ze tak bardzo rzadko ludzie biorqnas za to, czym napra\;"d~ jestesmy (a jestesmy wszyscy splotem pragnieni cech nieskonczenie sprzecznych), lecz przypisujq nam z uporemto g16wnie czym sami bye nie chcq. (...)Sarna logika mechanizmu projekcji zawiera jednak w sobie wskaz6wk~jak zmniejszyc nasz strach przed plciq odmiennq, tak by m6cpoddac si~ swobodniej jej naturalnej atrakcyjnosci. Po prostu, immniej bE;dzie obraz6w negatywnych, rzutowanych na partnera lubpartnerkE;, tym mniej bE;dzie nam potrzebne _przybieranie wobec nichpostawy obronnej. Jakze zas zmniejszyc ilose tych obraz6w, jeSli nieprzez walkE; z zaslepieniem co do samego siebie? Czlowiek, ktory juzsiE; nie boi zobaczyc siebie takim jakim jest naprawdE;, to jest zewszystkimi sprzecznymi pragnieniami, i ktory jest zdolny pogodzic si~z ich istnieniem gdzies za fa-sadq jego ..publicznej osobowosci", niewpadajqc zaraz w panik~, nie sqdzqc, ze prawdziwa samo-akceptacjamusi popchnqc go do czyn6w nie do przyj~cia, taki czlowiek dopieroosiqga autentycznq i cennq latwose wspolZycia. Znosi juz teraz beztrudu cechy innych ludzi, kt6re dawniej tak go irytowaly i przerazaly,z powodu niepokojqcego pokrewienstwa z tym, czego zakazywal samsobie. Cechy te stajq si~ dla niego bowiem juz tylko podobienstwem,bliskosciq, ktorq bez trwogi rozpoznaje.Najcz~sciej odwracamy si~ od innych czy uciekamy od nich dlatego,ze odwracamy siE; i uciekamy od jakiejs cz~sci nas samych. JestwiE;C logiczne, ze wiE;ksza znajomosc i pogodniejsza akceptacja tego,czym naprawdE; i w calosci jestesmy, pozwala na znacznie wiE;kszqtolerancj~ wobec wad bliskich ludzi, i zmniejsza nieskonczenie IE;kprzed nimi. Ewentualny partner czy partnerka przestajq wtedy przerazae.Stajq siE; naprawdE; juz »bliscy«, podobni do nas, i tym bardziejpociqgajqcy, ze umiemy juz w nich odczytae konfliktowe aspekty osobowosci,takie same jak nasze, lub uzupelniajqce".Zacytowane tu fragmenty ks-iqzki F. Duyckaertsa swiadczq jak si~


ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE137wydaje dose wymownie 0 jej charakterze i zaletach. Najwazniejsz(4chyba wiadomosci1\, jak1\ nam w swej calosci przekazuje jest to, zemozna i ze trzeba poznae siebie, i ze tak tylko - akceptuj1\c wIasny,pelen absurdu i sprzecznosci "stan ludzki" az do konca - mozna rozpoznaei pokochae w drugim czIowieku "blizniego", to znaczy - bliskose.oprac. Anna MorawskaOPOWIADANIA GOLUBIEWAPYTANIADawno juz nie widzielismy na p6Ikach ksi~garskich nowo wydanychutwor6w Iiterackich pi6ra Antoniego Golubiewa. Po dziesi~ciulatach, ktore upIyn~ly od ostatniego tomu Rozdrozy, ukazal si~ obecnietom opowiadan pt. Na drodze. Zbi6r ten sklada si~ z opowiadan wsp61­czesnych - i to moze bye pierwszym zaskoczeniem dla kazdego, ktoz nazwiskiem Golubiewa nierozl1\cznie kojarzy Puszcz~, Szlo nowe,Zle dni i Rozdroza; dawnosc i histori~, j~zy k archaizowany, sprawytysiqcletnie. Nowi bohaterowie Golubiewa nie nosz1\ na sobie pancerzylecz garnitury zakupione w sklepach MHD, nie dosiadaj1\ spienionychkoni, lecz plywaj1\ kajakami po jeziorach mazurskich, posluguj1\ si~ j~zykiemdnia dzisiejszego a nie pierwszych dokument6w polszczyzny.Z tamtych czas6w jedynie las i jeziora pozostaly, umilowane przez pisarzakr61estwo przyrody, w kt6rym czul si~ zawsze i czuje nadal najlepiej.Nast~pnym zaskoczeniem jest sarna forma literacka - opowiadania.Ten pisarz 0 niezwykle gl~bokim oddechu i wyj1\tkowo rozleglej wyobrazni,kt6ra mu umozliwila opanowanie bogatego materialu Bolesla.waChrobrego wydaje oto zbior kr6tkich opowiesci. Problem w zasadzieformalny, ale wrazenie nieoczekiwane. Co prawda z przedmowy Golubiewamozna wywnioskowac, ze chcialby on widziec w tomie Na drodzecos wi~cej, niz tylko luzne zestawienie nowelistycznych poszukiwanna przestrzeni ostatnich lat. Tom N a drodze stanowi dla niego jak'ls. myslow1\ calosc. W tej tendencji do wi1\zania ze sob1\ rozproszonychw qtk6w tematycznych i tresciowych daje 0 sobie znac temperamentpowiesciopisarza.Wreszcie trzecie zaskoczenie - nie wiele w tych opowiadaniach jestmowy 0 historii, nie tylko w sensie tematycznym, ale i filozoficznym.uzywaj1\c ulubionego dzis okreslenia mozna by powiedziec, ze tresctomu Na drodze jest egzystencjalna. Zostal on nawet skomponowanywedlug chronologii pojedynczego, ludzkiego zycia. Rozpoczynaj1\ go roz­


138 ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIEmowy z dzieckiem, konczy smierc czlowieka. Uwag~ pisarza, a za nimi czytelnika przyciqgajq nie sprawy historiozoficzne, lecz indywidualnylos czlowieka. Warstwa obyczajowa opowiadan urealnia go i unaocznia,gdyz ich tresciq jestesmy w koncu my sami i nasze otoczenie.Mozna by wdac si~ w rozwazania na temat przemiany tworczosciGolubiewa. Zrobiq to zapewne teraz, lub kiedy indziej fachowi krytycy.Na wlasny rachunek felietonisty tlumacz~ sobie jq w taki oto sposob.BolesLaw Chrobry, pisany, jak wynika z wyznan samego autora, w cza­'sie wojny i niebawem po jej zakonczeniu, byl niejako emanacjq czasu.swego. Nie ucieczkq w przeszlosc. Przeciwnie. Probq zrozumienia tegoco si~ dzieje. Muz'l tamtych lat byla istotnie historia, polityczna walka,dialektyka wladzy, no i - Polska. Obecnie od lat dziesi~ciu w calejnaszej literaturze daje si~ zauwazyc zwrot ku sprawom zaniedbanymw okresie przemian i chaosti, zwrot ku sprawom jednostkowym, oglqdanymokiem spokojnym. Dlatego tez przemiana Golubiewa nie powinnazaskakiwac. Byl i jest nadal pisarzem wspolczesnym. Swiadomie,czy tez nieswiadomie, wiedziony instynktem epika towarzyszy swymczytelnikom opowiadajCjc 0 tym, czego ch~tnie sluchajq. 0 nich samychi 0 ich czasach.Sq to czasy dzisiejsze, Polska lat szescdziesiCjtych. Akcja opowiadanrozgrywa si~ bCjdz to w miescie (nieokreslonym ale domyslamy si~ Krakowal,b'ldi. tei: na Mazurach. Realizm opisow sprawia, ze czujemy si~w tych miejscach jak u siebie w domu. Nie cz~sta to rzecz w naszejwspolczesnej nowelistyce. Mimo, i.e nazywamy jCj wspolczesnCj, dariTIonieraz w niej szukac bezposrednich relacji z tego, co iest tresciq codziennegonaszego bytowania. Deformacja rzeczywistosci sprawia, zewiele utworow wspolczesnych dzieje si~ wsz~dzie i nigdzie zarazem.Bohaterowie Sq anonimowi i nie wiadomo czy swe duszne problemyprzezywajq w Paryzu, Warsza,wie, Nowym Jorku, czy w Pcimiu. Oczywisciegeneralizowanie tych oskarzen byloby krzywdzqce. Niemniejprzyklady przeciwne nalezq do rzadkosci. W naszej literaturze dziejesi~ cos podobnego jak w filmie, ktory rowniez stal si~ manieryczny.Metaforycznosc i symbolizm to jedynie smdki sluzqce do gl~bszego wnikania\v zycie indywidualne i spoleczne. Gdy stajq si~ celem same dlasiebie, przestajq pelnic funkcj~ poznawczq nie tylko w sensie dokumetalnym,bo ten moze kogos nie bawic, ale rowniez i psychologicznym.Tego wszystkiego ustrzegl si~ Golubiew, poslugujqcy si~ pelnokrwistqprOZq, w celu wyrazenia zywych problemow, jak: konflikt pokolen, 'powstawanie obyczajowosci "nowej warstwy ludzi oswieconych" czylimlodej inteligencji, przezycia ludzi szukajqcych rozwiCjzania swoich problemowmoralnych, egzystencjalnych, zwiCjzanych z ich osobistym losem.SI:! to uczniowie gimnazjum, s~dzia ze Slqska, profesor wyzszej uczelni,'emeryt z mazurskiego miasteczka, mlode malzenstwo architektow, zonalesniczego, ekspedientka ze sklepu w Pile i inni im podobni.


'ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE 139Udrzaj&cy w tomie Na drodze jest jego j~zyk. Mozna si~ spierac codo stylizacji mlodziezowego "slangu", ktorym posluguj& si~ uczniowiei studenci Golubiewa. Jest to stylizacja, gdyz postacie te nie mowi&w ogole normalnym j~zykiem. Trudno odpowiedziec na pytanie, czyautor tendencyjnie przejaskrawil ich mow~ po to, by uzyskac efekt satyryczny,czy tez po prostu go ona bawila jako stylist~. Opowiadaniao bohaterach starszych napisane zostaly juz innym j~zykiem. Odzna­(zaj& si~ one bogat&, rdzenn& polszczyzn&, od ktorej prawd~ mowi&csam jako czytelnik nowosci raczej si~ ju:i: odzwyczailem.I w ten sposob, chc&c nie chc&c dobrn&lem do problemu staroscii nowoSci w literaturze, co posiada rowniez swoje umotywowanie w tomieNa drodze, ktorego tresci& przewodni& jest przesuwanie si~ ludzkiego:i:ycia od wschodu ku wieczorowi.Istnieje sporna kwestia oryginalnosci polskiej tworczosci literackiej.Nie raz ju:i: poruszalem j& w tym felietonie. Tym razem przypominaj&j& opowiadania Golubiewa. Opowiadania "tradycyjne". Otoz zrodlemporownan dawnego z nowym, ktorych ju:i: tu bylo par~ , jest swiadomosc,ie od kilkunastu lat :i:yjemy pod wplywem nowelistyki anglosaskiejuwazanej za przeciwienstwo "tradycyjnosci". Z pewnosci& zarowno Hemingway,Steinbeck jak i Salinger, antologie amerykal1skich short storiesi przedruki ich w popularnych nawet pismach, cala ta bogata jui literaturatlumaczona i wydawana w duiych nakladach przyczynila si~do wytworzenia nowej wrazliwosci czytelniczej. Czytaj&cej publicznoscicoraz bardziej odpowiadaj& opowiadania zwi~zle i surowe, unikaj&ceopisow przyrody, w og6le tla, eksponuj&ce na pierwszy plan akcj~, lub'wewnE;trzne przeiycia bohaterow, ktore ukryte s& w podtekscie telegraficznienotowanych dialogow. W nowelistyce amerykanskiej t~ kon­\nmcjE; przedstawiania ludzi i zycia zapocz&tkowal Hemingway. Ascetyczniesk&pymi srodkami staral si~ wyrazic jak najwiE;cej. Udalo mu-giE; to znakomicie. Wytrzebil z literatury sentymentalizm i wszelkqsztucznosc, ktorq odznaczaly siE; utwory jego bezposrednich poprzednikow.Wprowadzil on pozatem napowrot do prozy angielskiej j~zyk,ktorym posluguj& si~ ludzie w zyciu codziennym, w domu, w pracy,na ulicy. Wyst&pil on przeciwko literaclmsci pojmowanej koturnowo,uwildanej w sztucznie wytworzone konwencje dialogu, narracji i opisu.W rzeczy samej jego nast~pcy poszli tq drog& jeszcze dalej, niekiedy


140 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEgliwosc w wyjawianiu uczuc, oszcz~dnosc w mowie, cz~ste poslugiwaniesi~ gotowymi a skrotowymi zwrotami, idiomami, oraz umiej~tnoscsurowego rzeczowego spojrzenia na zycie. Cechy, przyznajmy, zupelnierozne od polskich. Ale i dla osob wychowanych w rozdelikaconej i sofistycznejliteraturze Europy, literatura anglosaska, zwlaszcza amerykanskawydawac musi si~ zbyt prosta. Rzeczq ciekawq jest to, ze wlasnieswojq prostotq podbila ona wspo1czesnego czytelnika, takze w Polsce.Pisarz jednak jest specjalnym czytelnikiem. I nawet gdy pozostajepod urokiem obcych utworow literackich nie powinien zapominac, zesam pisze w j~zyku innym. A j~zyk to nie tylko, system znak6w i diwi~kow,za pomocq kt6rych si~ porozumiewamy. Jego korzenie tkwiq w calejhistorii narodowej i w gl~bokich pokladach psychiki spoleczenstwa,ktore wytworzylo swojq mow~. I dlatego niewolnicze nasladowaniekonwencji nowelistycznej, ktora obowiqzuje za oceanem, cz~sto zamiastdo realistycznego qdswieienia prozy prowadzi do sztucznego konstruowaniaanglosaskiego wzoru przy uzyciu slowianskich srodkow. Wydajemi si~ na przyklad zupelnym nieporozumieniem maniera skrotowegoprzemawiania polskich bohater6w we wspolczesnej, rodzimej nowelistyce.Brzmi to niekiedy tak jakby si~ poslugiwali oni "rozmowkamiangielskimi" dla poczqtkujqcych. Jestesmy gadatliwi, otwarci, na zyciepatrzymy zazwyczaj dosyc naiwnie, niezbyt rzeczowo, lubimy obnosicsi~ z wlasnymi przeiyciami, wyjawiac uczucia. Sqdz~, ze pisarz realistamusi uwzgl~dniac te nasze cechy charakteru majqce zresztq odbiciew polskiej mowie. Istotnie nowelistyka amerykanska ukazuje nowedrogi tw6rcze. Gdyby podqzac nimi naleialoby odkryc na nowo j~zyk,ktol'ym si~ poslugujemy w domu, na ulicy, w kawiarni, pociqgu, w pracy.Tymczasem wspolczesna nasza literatura posluguje si~na ogol innymj~zykiem niz ludzie w potocznym zyciu. Jeieli to jest czyims zaloieniem- wszystko w porzqdku. fstniejq odmienne od Hemingwaya wzory,chociaiby Joyce. Ale jezeli ktos potrzqsajqcy sztandarem realistycznegonowatorstwa nie potrafi odtworzyc najprostszej rozmowy w tramwaju,czy przybudce z piwem w ,Warszawie, czy w Gdyni, niech nie m6wio awangardowosci i "amerykanach"·.Golubiew potrafi powtorzyc iywy nasz j~zyk. Jego bohaterowie mowiqi myslq po polsku (czego nie podkreslam oczywiscie w tym wypadkuz powod6w patrioty cznych lecz artystycznych) majq ojczystecharaktery (Sq m. in. gadatliwi w spos6b nam wlasciwy) przeiywajqswoje wewn~trzne komplikacje rozmyslajqc w duchu pelnymi zdaniami,kt6rych praprzodkami Sq "kazania swi~tokrzyskie" a nie Webster Dictionary.Kiedys Andrzej Kijowski pisal 0 Marii Dqbrowskiej, ie dzi~kiniej nasza literatura posiada SWq ciqglosc. Proza Golubiewa znajduje si~na tej samej drodze. Warto jednak przy tym zaznaczyc, ze pod wzgl~demformalnym opowiadania z tomu wykazujq wyrazne wplywy wspolczesnejnowelistyki. Odnosi si~ wrazenie, ze autor w ciqgu paru ubie­


ZDARZENIA -"- KSli\ZKI -LUDZIE141glych lat szukal srodk6w, kt6re by odswiezyly jego pisarstwo, po toby moglo one ogarnqc to nowe, kt6re si~ pojawilo w swiecie i w zyciu.Tkwiqc gl~boko w gI6wnym nurcie polskiej epiki realistycznej, zanurzonyw zywiole j~zykowym przerastajqcym swoim bogactwem przeci~tneopowiadania mlodszych pisarzy, przejql rozmaite chwyty formaIneuwaiane za zdobycz ostatnich dziesi~cioleci. Nie uczynn tegokonsekwentnie. Dlatego wsr6d opowiadan zamieszczonych w tomieznajdziemy rozmaite ich gatunki. Z rozmaitym tez powodzeniem zostalyone wykorzystane. Ale trzeba to podkreslic, ze po przeezytaniu tejksiqzki odnosi si~ wrazenie, ze przez pewien ezas naprawd~ przebywalismyna pojezierzu mazurskim, ezy w innym miejseu Polski, zebylo to w lataeh szescdziesiqtych, ze spo~kalismy tam ludzi takieh jakmy, lub nasi sqsiedzi i odkrylismy w nieh dramaty moraIne, problemyich egzysteneji, poznalismy ieh nastroje i mysli, 0 kt6ryeh przedtemnie mielismy poj~cia . A e6z moze bye bardziej istotnq rolq literaturyniz dokonywanie takich odkrye. Wyznaezajq one jej rang~.Marek Skwarnicki7f)S'ZIj!'1klm, kM~ f1J


SOMMAIREA V ANT PROPOS 1MARTIN BUBER: La culpabilite et Ie sentiment de culpabilite 3ANTONI J. NOWAK OFM: L'epoque des nevroses . 27MICHAL MAZUR: Victor E: Frankl et la methode tMrapeutique . 32VICTOR E. FRANKL: Ce qui donne la force de vivre (article publiedans Ie recueil Kraft zu Leben) . 40STEFAN HALLER: De la psychoanalyse 11 la psychosynthese (surIe proces de la psychotherapie selon A. Maeder) . 50KARL STERN: Psychoanalyse et metaphysique (chapitre du livreThe FLight from Woman, New York 1965, Farrar, Straus undGiroux) 60PAUL RICOEUR: L'atheisme de la psychoanalyse de Freud. 70ABBE JOZEF TISCHNER: Les dilemnes de la psychologie contemporaine(psychologie empirique, neothomiste et phenomenologique). 80MIHALY TAPOLYAI: Le sentiment de culpabilite et Ie repentir 106ANNA MORAWSKA : "Le catholicisme laique"? (II) . 117CHRONIQUEANNA MORAWSKA: Compte-rendu du livre du prof. FrancoisDuyckaerts La formation du lien sexuel, Bruxelles 1964,Charles Dessart; Ed.) 126MAREK SKWARNICKI: Reflexions. Recueil de recits d'AntoniGolubiew, "En route" (Na drodze, Wyd. "<strong>Znak</strong>", 1966) . 136


eid.g; Nowosc:Antoni GofubiewNA DRODZE Opowiadanie wsp6fczesnes. 321 cena 45Wkr6fce ukoie si~:TEN JEST Z OJCZYZNY MOJEJ(Polocy z pomocq Zydom 1939-1945)Opracowali Wladys!aw Barl~szewskii Zotia Lewin6wna


STU 0 I A A'K A 0 E M I C K I·E NA· K U L W zwiqzku z podejmowanq przez mlodziez decyzjq wyborustudi6w oraz uczelni - przekazujemy informacje 0 KatolickimUniwersytecie Lubelskim [KUL)oraz 0 warunkach przyj~c n;.-t~Uczelni~" ~ ; , ~~'KUL posiada dla mlodziei.y swieckiej 2 wydzialy: Nauk Humanistycznychi Filozofii ChrzeScijanskiejNa Wydziale Nauk Humanistycznych moi.na studiowac: filologi~polskq, filologi~ klasycznq, histori~ i histori~ sztuki.Na Wydzi.ale FHozofii Chrzescijanskiej mlodziei. ma do wyboru:• specjalizacja: filozofia teoretyczna (historia filozofii, logika,metodologia nauk, teoria poznania, metafizyka, teodycea),• specjalizacja: filozofia praktyczna (etyka, filozofia spoleczna,filozofia prawa, filozofia gospodarcza, socjologia, etyka spoleczna,metodologia nauk spolecznych),• specjalizacja: filozofia przyrody oi.ywionej, filozofia przyrodynieoi.ywionej, biologia, fizyka, chemia itd"• specjalizacja: filozoficzno~psychologiczna,Mlodziez, kt6ra otrzymala swiadectwo dojrza.losci w latachubieglych sklada podania 0 przyj~cie w terminie od 15 kwietniado 15 maja <strong>1967</strong> r.Studenci mogq si~ ubiegac 0 stypendia oraz mieszkanie w DomachAkademickich KUL.Szczegolowych informacji w sprawie zapisow i warunk6w studi6wudziela.jq KanceLarie Wydzialowe (Lublin, aL Radawickie 14)nr tel. 319-23 - Wydzial Nauk Humanistycznych; 304-32 -Wydzial Filozofii ChrzescijansKiej, codziennie oprocz niedzieli swiqt w godzinach urz~dowych.


TRESC ZESZYTUP S Y C H 0 LOG I A, P S Y C H 0 A N A LIZ A IWST~P 1MARTIN BUBER: WINA I POCZUCIE WINY . 8ANTONI J. NOWAK OFM: EPOKA NERWIC • 27MICHAl. MAZUR: VICTOR E. FRANKL i LOGOTERAPIA • 82VICTOR E. FRANKL: SIt-A DO ZYCIA . 40STEFAN HALLER: OD PSYCHOANALIZY DO PSYCHOSYNTEZY.A. MAEDERA POGL1\DY NA PROCES PSYCHOTERAPII • 50KARL STERN: PSYCHOANALIZA A METAFIZYKA . 60PAUL RICOEUR: ATEIZM FREUDOWSKIEJ PSYCHOANA-LIZY . 70KS. JOZEF TISCHNER: W KR~GU SPRAW PSYCHOLOGII I FI-LOZOFII . 80MllIALY TAPOLYAI: POCZUCIE WINY I SKRUCHA • 106SPOTKANIAANNA MORAWSKA: "SWIECKI KATOLICYZM"? · IIKWESTIE OTWARTE . 117ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIEANNA MORAWSKA: CIEMNE DROGI Mlt-OSCI . 126MAREK SKWARNICKI: PYTANIA - OPOWIADANIA GOLU-BIEWA 136SOMMAIRE . 141

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!