11.07.2015 Views

– czy PRL w (ciągłym) kRyzysie? - Pamięć.pl

– czy PRL w (ciągłym) kRyzysie? - Pamięć.pl

– czy PRL w (ciągłym) kRyzysie? - Pamięć.pl

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

RUDZIEŃ ’705 grudnia 2010 nr 49 | KrakówDodatek SPECJALNY„Tygodnika Powszechnego”Redakcja: Roman Gra<strong>czy</strong>k, Wojciech PięciakUlice Gdańska, grudzień 1970 r. ipnKryzysy W <strong>PRL</strong>– <strong>czy</strong> <strong>PRL</strong> w (ciągłym) kryzysie?Marksizm byłideologią za m kniętą,komunizm był zamkniętymsystemem władzy.Dlatego były trudno reformowalne(niektórzy powiedzą: niereformowalne).Ale kiedy już następował kryzys,jego przebieg był konwulsyjny.Dodatek powstałwe współpracyz InstytutemPamięci NarodowejNajprostszym, bo najbardziej adekwatnym donatury systemu sposobem rozwiązania sytuacjikryzysowych w Polsce i całym blokukomunistycznym było uśmierzenie buntusiłą – jak 40 lat temu na polskim Wybrzeżuw Grudniu 1970 r. <strong>czy</strong> dwa lata wcześniej w Czechosłowacji.Ale nawet wtedy, gdy władze siły nie używały, groźba jej użyciawisiała jak cień nad aktorami wydarzeń (np. w październiku1956 r. i podczas strajków sierpniowych w 1980 r.).Władze <strong>PRL</strong> nie zawsze tłumiły bunty siłowo. Nie zawsze,stosując siłę, <strong>czy</strong>niły to na dużą skalę, włącznie z wyprowadzeniemwojska z koszar. Ale akurat bunt na Wybrzeżu w 1970 r.miał przebieg krwawy – o <strong>czy</strong>m pisze w tym dodatku historycznymJerzy Eisler. A że system był zamknięty i informacja ściślereglamentowana, to i wiedza społeczna o protestach w Gdańsku,Gdyni, Elblągu i Szczecinie była mieszaniną prawdy z pogłoskami,niekiedy fantastycznymi. Dużo mówi to o naturzesystemu. Marcin Zaremba opisuje ów stan społecznej świadomościna podstawie listów mieszkańców Wybrzeża, przejętychprzez gdańską Służbę Bezpieczeństwa zimą 1970-71. To poruszającalektura.Kolejne polskie bunty nie były jednak topione we krwi – jakto robili Lenin, a później Stalin w „oj<strong>czy</strong>źnie światowego proletariatu”z rze<strong>czy</strong>wistymi lub (częściej) domniemanymi wrogami.W ZSRR takich ludzi najczęściej likwidowano (nie w czasieprotestu, ale z zimną krwią) lub karano długoletnimi wyrokamiłagru. To jedna z odmienności polskiego komunizmu w stosunkudo sowieckiego wzorca – o tych różnicach pisze Jan Kofman.Inna różnica polegała na skali problemów z Polską. Władcy imperiummieli większy kłopot, gdy buntowała się polska prowincja,niż gdy buntowały się inne prowincje, mniejsze. AnthonyKemp-Welch, brytyjski historyk i autor wydanej niedawnoksiążki o polskim komunizmie, zwraca uwagę, że dla Sowietówkażda ewentualna interwencja w Polsce oznaczała niebagatelnykoszt polityczny. Jak widać, geopolityka, która wówczas była zasadniczonaszym przekleństwem, była też do pewnego stopnianaszą tarczą – na zasadzie, że większemu więcej wolno.W polskiej prowincji sowieckiego imperium buntów byłowięcej niż gdzie indziej. Czerwiec ’56, Październik ’56, Marzec’68, Grudzień ’70, Czerwiec ’76, Sierpień ’80, następnieczas legalnej Solidarności aż do 13 grudnia 1981 r., stan wojenny,w końcu wydarzenia schyłku <strong>PRL</strong>, od wiosny 1988 doczerwca 1989 r. – <strong>czy</strong>li dużo i często. Ciekawe jest porównaniecharakteru kolejnych buntów; nawarstwianie się doświadczeń,dzięki którym buntownicy z czasem lepiej rozumieli rze<strong>czy</strong>wistość,którą kontestowali; ich złożony i zmienny w czasie stosunekdo komunizmu. Ważne jest też pytanie, jak nazwać stan napięcia,a czasem wrzenia, który notorycznie – niektórzy badaczetwierdzą, że stale – występował pomiędzy wybuchami społecznegoniezadowolenia. O tym traktuje rozmowa z ŁukaszemKamińskim i Pawłem Machcewiczem.Czy system komunistyczny w <strong>PRL</strong> był w permanentnymkryzysie? Na pewno był systemem ciągłego niedoboru: brakutowarów i braku wolności. A kilku pokoleniom kontestatorówtowarzyszyło podwójne poczucie: że system ten jest zarazemnieznośny i nieusuwalny. roman gra<strong>czy</strong>k


II KRYZYSY W <strong>PRL</strong> – CZY <strong>PRL</strong> W (CIĄGŁYM) KRYZYSIE?26 Tygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010Grudzień ’70:co wypada pamiętać?Wgłębi kraju o tej narodowejtragedii przypominamysobie zwykle przyokazji tzw. okrągłychrocznic. Wtedy właśnieukazują się kolejne książki na ten temat (jakdotąd wydano ich już ponad 50, a następnychkilka ukaże się w najbliższych dniachi tygodniach). Przez parę dni jest głośnoo rocznicy i udziale w jej uro<strong>czy</strong>stych obchodachnajważniejszych osób w państwie.O Grudniu ’70 wspomina się w programachradiowych i telewizyjnych, a najpoważniejszetytuły prasowe zamieszczają okolicznościoweartykuły.Można wówczas odnieść wrażenie, iż byłoto wydarzenie o wyjątkowej doniosłościdla najnowszych dziejów Polski. Ale po kilkudniach wszystko wraca do „normy” – i nanastępne lata znowu zapominamy o Grudniu.Czasem tylko tę ciszę medialną przerywajądoniesienia o kolejnych odsłonach procesuprzeciwko osobom oskarżanym o „kierowniczesprawstwo” – i tak do następnej„okrągłej rocznicy”.1968–1970: czas stagnacji i frustracjiMam pełną świadomość tego, że przedstawionypowyżej obraz „historii rocznicowej”można odnieść do każdego z „polskich miesięcy”.A nawet do niemal wszystkich najważniejszychwydarzeń z najnowszej historiinaszego kraju – może z wyjątkiem rocznicywybuchu Powstania Warszawskiego, odkilku lat obchodzonej 1 sierpnia w sposóbReklamaMimo upływuczterdziestu lat,w Trójmieściei Szczecinie pamięćo Grudniu ’70 jestżywa i nadal obecnaw życiu publicznym.Jerzy EislerPierwszy strajk, pierwsze starciaSpołeczeństwo o podwyżce oficjalnie poinformowanodopiero wieczorem 12 grudnia1970 r., w przeddzień jej wprowadzenia –gdy sklepy w całym kraju były już zamknięte.Chodziło o to, by nikt nie mógł zgromadzićna zapas towarów po starych, niższychcenach.Polacy w swej masie byli świadomi tego,że „operacja cenowa” uderzała głównie w rodzinyo najniższych dochodach. Trudno sięzatem dziwić, że stała się ona bezpośredniąprzy<strong>czy</strong>ną gwałtownych robotni<strong>czy</strong>ch protestów,do których doszło w kilku miastachWybrzeża. Nie zna<strong>czy</strong> to jednak, że miałyone wyłącznie ekonomiczny charakter.Jako pierwsza zastrajkowała w poniedziałkowyporanek, 14 grudnia, Stocznia im. Leninaw Gdańsku, której pracownicy zażądalicofnięcia podwyżki. Ponieważ kierownictwozakładu nie mogło spełnić tego postulatu,po czterech godzinach robotnicy sformowalipochód i wyszli poza teren stoczni. Skierowalisię pod znajdujący się kilkaset metrówod bramy gmach Komitetu WojewódzkiegoPZPR. Manifestanci chcieli rozmawiaćz I sekretarzem KW Alojzym Karkoszką, aleten przebywał w Warszawie, gdzie właśnieobradowało VI <strong>pl</strong>enum KC PZPR. Rozgoryczenidemonstranci, nic nie osiągnąwszy,przez kolejne kilka godzin przemieszczali sięulicami Gdańska, zachowując jednak spokóji porządek.Gdy po kilku godzinach, nadal w spokoju,wracali pod siedzibę lokalnych władz partyjnych,zostali nagle zaatakowani petardamii granatami łzawiącymi przez funkcjonariuszyMO. Stało się to na krótko przed godziną16, w pobliżu mostu Błędnik.Było to już ponad dziewięć (sic!) godzinpo tym, jak zaczął się strajk w Stoczni im. Leninai blisko pięć godzin po tym, jak protestującypochodem opuścili stocznię. Władzelokalne (i ich zwierzchnicy w Warszawie)miały więc dość czasu na podjęcie poważnychrozmów z protestującymi. Wyraźnietego jednak nie chciały, a może nie mogłylub nie umiały u<strong>czy</strong>nić. Autentyczny dialogspołeczny był obcy praktyce tamtego systemu.Nie po raz pierwszy i, niestety, nie ostatniw dziejach <strong>PRL</strong> łatwiej było przeciw robotnikomposłać milicję i wojsko, niż podjąćz nimi poważne rozmowy.W śródmieściu Gdańska rozgorzały więcgwałtowne walki uliczne, które to<strong>czy</strong>ły siędo późnych godzin wieczornych. Milicja temniej<strong>czy</strong> bardziej uro<strong>czy</strong>sty w całej Polsce .Tak było, tak jest i najpewniej zawsze tak będzie.Po raz kolejny spróbuję więc i ja przypomnieć,co wydarzyło się w Grudniu roku1970.Zacząć wypada od tego, że lata 1968–1970był to najgorszy (nie wyłączając stanu wojennego)po czasach stalinowskich okresw historii Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.Wyznaczały go: brutalnie tłumiona rewoltastudencka w Marcu 1968 r., równolegław czasie propagandowa kampania antyinteligenckai antysemicka, w następstwie którejwyemigrowało z Polski ponad 15 tys. osób,udział Wojska Polskiego w inwazji UkładuWarszawskiego na Czechosłowację w sierpniu1968 r., a wreszcie krwawo pacyfikowanarobotnicza rewolta w Grudniu 1970 r.Wtedy to, w dramatycznych okolicznościach,zakoń<strong>czy</strong>ł się ponad czternastoletniokres rządów Władysława Gomułki. Koń<strong>czy</strong>łsię on w atmosferze ekonomicznej stagnacjii stopniowo rosnącej społecznej frustracji.A kro<strong>pl</strong>ą, przepełniającą czarę gory<strong>czy</strong>,stała się wprowadzona zaledwie na jedenaściedni przed świętami Bożego Narodzeniadrastyczna podwyżka cen wielu towarów,w tym zwłaszcza artykułów spożyw<strong>czy</strong>ch.go dnia nie używała jeszcze broni palnej; niebyło zatem ofiar śmiertelnych, choć przynajmniejkilkudziesięciu ludzi zostało rannych.Gdańsk: pierwsi zabiciNazajutrz, 15 grudnia, protesty się nasiliły.W wielu punktach Gdańska dochodziło dostarć z „siłami porządkowymi”, które tym razemużywały broni palnej.Od godzin rannych znów na ulicach pojawilisię stoczniowcy, którzy pochodemudali się pod gmach Komendy MiejskiejMO, gdzie rzekomo miały być przetrzymywaneosoby zatrzymane poprzedniegodnia. Właśnie w rejonie komendy przyul. Świerczewskiego, gdzie walki przybrałyszczególnie gwałtowny charakter, padlipierwsi zabici. Wraz z upływem czasupotęgowała się obustronna agresja. Miałymiejsce podpalenia samochodów, rabunkisklepów, przypadki demolowania obiektówpublicznych.Demonstrantom udało się w końcu podpalićbudynek KW PZPR. Tłum przed płonącymgmachem szacowano na ponad20 tys. osób, z których wiele cieszyło się,gdy ogień zaczął ogarniać kolejne piętra DomuPartii, w grudniowe dni przezwanegoprzez gdańszczan „Reichstagiem”. Zdesperowanidemonstranci nie dopuszczali strażypożarnej.Także 15 grudnia do Gdańska wprowadzonożołnierzy, wyposażonych w broń maszynowąi ciężki sprzęt. Mimo to (a możewłaśnie dlatego?) walki uliczne w mieścietrwały praktycznie przez cały dzień. Zginęłow nich co najmniej siedem osób, kilkaset zostałorannych, a około 500 demonstrantówzatrzymano.Rano następnego dnia, gdy pracownicyStoczni im. Lenina przez bramę nr 2 ponowniechcieli wyjść na ulice, zostali ostrzelaniprzez blokujących ich zakład milicjantówi żołnierzy. Według oficjalnych ustaleń, zginęłytam wówczas dwie osoby, a 11 zostałorannych. Były to ostatnie ofiary w Gdańsku.Stoczniowcy cofnęli się bowiem na teren zakładupracy, gdzie proklamowali strajk okupacyjny.Jednak w ciągu kilkunastu godzinzostał on złamany.Walczący SzczecinTymczasem fala strajkowa stopniowo rozlewałasię na inne miasta Wybrzeża, obejmującElbląg, Gdynię, Słupsk i Szczecin, gdziewalki uliczne przybrały najbardziej gwałtownycharakter. Wypada tu przypomnieć, żeprzed 17 grudnia w Szczecinie nie było żadnychdemonstracji ulicznych, rabunków anipodpaleń. Jednak począwszy od 17 grudniato stolica Pomorza Zachodniego stawałasię z wolna centrum protestu społecznego.Przed południem pracownicy Stoczni im.Warskiego pochodem wyszli poza bramę zakładu– podobnie jak przed trzema dniamiich koledzy w Gdańsku – kierując się w stronęKW PZPR. Do pierwszego gwałtownego


IIITygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010 27ipnGdynia, grudzień 1970 r.: demonstranci niosąna drzwiach zwłoki 18-letniegoZbigniewa Godlewskiego.Scena ta została uwiecznionaw „Balladzie o Janku Wiśniewskim”.starcia doszło w rejonie ulicy Dubois, gdziemilicjanci brutalnie zaatakowali pochód.W tym samym czasie przed lokalną siedzibąwładz partyjnych stopniowo gromadziłosię coraz więcej manifestantów. W obliczugroźby podpalenia I sekretarz KW AntoniWalaszek podjął decyzję o ewakuacji budynku.Ciekawe, że zanim doszło w tym rejoniedo gwałtownych starć z „siłami porządkowymi”,żołnierze długo nie przeszkadzali w <strong>pl</strong>ądrowaniu,a nawet w próbach podpaleniagmachu KW. Co więcej, miały tam miejsceprzypadki bratania się wojska ze stoczniowcami.Niewąt<strong>pl</strong>iwie za przyzwoleniem żołnierzy,na transporterach opancerzonych demonstrancizatykali transparenty z napisami:„Żądamy podwyżki płac” <strong>czy</strong> „Popieramystoczniowców Gdańska i Gdyni”.Sytuacja wokół gmachu KW PZPR stawałasię coraz bardziej dramatyczna. Podobniejak wcześniej w Gdańsku tłum, szacowanyna ponad 20 tys. osób, nie dopuszczał do gaszeniapłonącego budynku, pozwalając jedyniena profilaktyczne polewanie wodą przylegającychdomów. Sytuacji nie były w stanieopanować ani oddziały wojska, wydzielonedo obrony rejonu KW, ani skierowane tamsiły zwarte MO. Pod KW PZPR wojsko oddałostrzały ostrzegawcze.Po godzinie 15 epicentrum walk przeniosłosię pod znajdujący się w odległości dwustumetrów gmach Komendy WojewódzkiejMO. Tam wielokrotnie milicjanci i żołnierzeużywali broni palnej. Gwałtowny przebiegmiały także walki w pobliżu WojewódzkiegoAresztu Śledczego, gdzie najbardziej zdeterminowanidemonstranci próbowali sforsowaćbramę. Służba więzienna i żołnierzez wysokości murów za pomocą hydrantówi „chemicznych środków łzawiących” odpieralinapastników.Podawana przezwładze <strong>PRL</strong> liczba ofiarGrudnia ’70 – 45 zabitychoraz 1165 rannych– przez lata budziła,a czasem nadal budziwąt<strong>pl</strong>iwości.Wielu było przekonanych,że ofiar musiało byćznacznie więcej.Masakra w GdyniWszelako najtragiczniejszy przebieg miałytego dnia wydarzenia w Gdyni, gdzie wcześniejtakże nie było starć ulicznych, rabunkówi podpaleń, a co więcej – 15 grudnia ukonstytuowałsię Główny Komitet Strajkowymiasta Gdyni, który został uznany za partneraprzez przewodniczącego Prezydium MiejskiejRady Narodowej Jana Mariańskiego.Jednak po kilkunastu godzinach członkowieKomitetu zostali w bardzo brutalny sposóbaresztowani. Trudno także nie zauważyć,że – o ile w Gdańsku, a potem równieżw Elblągu i zwłaszcza w Szczecinie – mieliśmydo <strong>czy</strong>nienia z walkami ulicznymi, o tylew Gdyni doszło do prawdziwej masakry.Wojsko i milicja ostrzelały tam bezbronnychludzi idących rano do pracy. W sumiew Gdyni zginęło co najmniej 18 osób.Tragicznym symbolem gdyńskiego Grudniastał się utrwalony na filmie i fotografiipochód, niosący na drzwiach ciało zabitegomłodego człowieka i pokrwawioną biało-czerwonąflagę. Do grudniowej legendyprzeszedł on jako tytułowy bohater „Balladyo Janku Wiśniewskim”, choć w rze<strong>czy</strong>wistościczłowiek taki nie istniał. Autor balladycelowo wybrał popularne imię ( Jan) i jednoz najczęściej spotykanych polskich nazwisk(Wiśniewski), aby w ten sposób stworzyć– być może na wzór nieznanego żołnierza –postać symboliczną.Ale Janka Wiśniewskiego, którego imięnosi dziś jedna z ulic w Gdyni, naprawdę niebyło. Choć, zarazem, takich Janków Wiśniewskichmogło być wielu. Nie ma przytym większego znaczenia, kto był jego historycznympierwowzorem. Można jeszcze tylkododać, że na znanej fotografii utrwalonozastrzelonego rankiem w pobliżu stacji kolejowejGdynia-Stocznia 18-letniego ZbigniewaGodlewskiego.Oficjalnie: 45 zabitychW sumie od 14 do 19 grudnia w kilku miastach,nie tylko zresztą Wybrzeża (m.in. takżeBiałymstoku, Krakowie, Wałbrzychu),w ulicznych starciach wzięło udział – mniejlub bardziej aktywny – łącznie kilkadziesiąttysięcy ludzi. Walki nierzadko przybierałybardzo gwałtowny charakter, a wartość stratmaterialnych spowodowanych zniszczeniamiprzekro<strong>czy</strong>ła 400 mln ówczesnych złotych.Podpalono i całkowicie lub częściowozniszczono 19 obiektów użyteczności publicznej,w tym m.in. KW PZPR w Gdańskui Szczecinie.Do spacyfikowania protestów na Wybrzeżuwładze użyły łącznie ok. 27 tys. żołnierzyoraz 550 czołgów i 750 transporterów opancerzonych.Zaangażowano również 108 samolotówi śmigłowców, a także 40 jednostekpływających Marynarki Wojennej, które blokowałystocznie i porty. W całym kraju z koszarwyprowadzono w sumie około 61 tys.żołnierzy, 1700 czołgów, 1750 transporterówopancerzonych i 8700 samochodów. Jeżelinie li<strong>czy</strong>ć operacji wprowadzania stanuwojennego, nigdy w czasach pokoju WojskoPolskie na taką skalę nie zostało postawionew stan gotowości bojowej i w takim zakresienie zostało wykorzystane.W kontekście użytych środków, liczbaofiar tej narodowej tragedii przez lata budziła,a czasem budzi nadal wąt<strong>pl</strong>iwości. Wielubyło przekonanych, że musiało być ichznacznie więcej, niż podano oficjalnie. Teoficjalne dane to łącznie 45 zabitych i 1165rannych.Kontrwładza w mieścieA przecież do sił Wojska Polskiego trzebajeszcze dodać co najmniej 9 tys. milicjantów,funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwai Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiejoraz służby więziennej, którzy zostalizmobilizowani i włączeni do działania.W trakcie pacyfikowania demonstracji zużytookoło 150 tys. sztuk środków chemicznych.Tylko żołnierze wystrzelili na Wybrzeżublisko 46 tys. pocisków różnego kalibrui typu.W Grudniu ’70 główny ciężar walk z demonstrantamiwzięli jednak na siebie funkcjonariuszemilicji wyposażeni w hełmy, długiepałki, tarcze, środki chemiczne i brońpalną. Oddziały wojska z ciężkim sprzętemstanowiły dla nich ogromne wsparcie,ale zwykle nie znajdowały się na pierwszejlinii walk. Zresztą pomoc ze strony wojskamiała różnorodny charakter i nie ogra-niczała się do obecności żołnierzy na ulicach.Ministerstwo Obrony Narodowej uży<strong>czy</strong>łona potrzeby MSW także samolotówtransportowych i pojazdów do przewozufunkcjonariuszy.Chociaż niewąt<strong>pl</strong>iwie najbardziej dramatycznyi gwałtowny obrót przybrały wydarzeniana Wybrzeżu, to jednak także w głębikraju między 14 a 20 grudnia odnotowano„przerwy w pracy” w 37 zakładach, w którychbrało udział około 22 tys. osób. Tymczasemtylko w aglomeracji szczecińskiej,gdzie protest przybrał najbardziej zorganizowanąformę, strajkowało lub podjęło akcjesolidarnościowe blisko 120 zakładów.Utworzono stanowiący realną siłę – skupiającywszystkie te zakłady – OgólnomiejskiKomitet Strajkowy z siedzibą w Stoczni im.Warskiego, który przejściowo stał się głównąwładzą w mieście.Zmiana na sz<strong>czy</strong>tachNie można też jednak zapominać, że gwałtownymprotestom społecznym towarzyszyłaniejawna rozgrywka polityczna w kierownictwiePZPR. Zaangażowana była w niągrupa działa<strong>czy</strong> wyższego i średniego szczebla,którzy już 15/16 grudnia uznali, że jednym(choć bynajmniej nie jedynym) z warunkówuspokojenia sytuacji w kraju i przerwaniarozlewu krwi jest zmiana na stanowiskuI sekretarza KC PZPR.Cały czas działając w konspiracji, ale zarazemciesząc się wsparciem Kremla, „konspiratorzy”doprowadzili do politycznegoprzesilenia. 18 grudnia wieczorem do williEdwarda Gierka w Katowicach w tajemnicyudali się kierownik Wydziału AdministracyjnegoKC PZPR Stanisław Kania i wiceszefMSW Franciszek Szlachcic – i przekonaligospodarza, że powinien zastąpić Gomułkęna fotelu szefa partii rządzącej Polską.Następnego dnia, po posiedzeniu BiuraPolitycznego, w którym nie uczestni<strong>czy</strong>ł jużGomułka (odwieziony do szpitala w związkuz pogorszeniem się stanu zdrowia), w niedzielę20 grudnia w trybie pilnym zwołanow Warszawie VII <strong>pl</strong>enum KC PZPR. Jedynymjego zadaniem było dokonanie zmianyna stanowisku I sekretarza KC PZPR. Gomułkę,który w niesławie schodził ze scenypolitycznej, zastąpił w tej roli dotychczasowyczłonek Biura Politycznego i zarazemI sekretarz KW PZPR w KatowicachEdward Gierek.Zmiana ta, która kładła kres najbardziejgwałtownej, krwawej fazie kryzysu, zostaławymuszona tyleż społecznymi protestami,co była efektem wspomnianych zakulisowychrozgrywek w kierownictwie PZPR.A po kolejnych falach strajków ze styczniai lutego 1971 r., z dniem 1 marca władze wycofałyniefortunną grudniową podwyżkęcen. h>> Prof. JERZY EISLER (ur. 1952) jest historykiem,dyrektorem Oddziału IPN w Warszawie.Zajmuje się historią najnowszą Polski i historiąFrancji. Prekursor badań na temat Marca’68. Profesor Instytutu Historii PAN. Autorm.in.: „Marzec 1968. Geneza – przebieg –konsekwencje” (1991); „Grudzień 1970. Geneza– przebieg – konsekwencje” (2000); „Polski rok1968” (2006); „»Polskie miesiące«, <strong>czy</strong>li kryzys(y)w <strong>PRL</strong>” (2008).


IVKRYZYSY W <strong>PRL</strong> – CZY <strong>PRL</strong> W (CIĄGŁYM) KRYZYSIE?28 Tygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010Jaką rolę w dziejach<strong>PRL</strong> odgrywały kolejne„polskie miesiące”?Czym rok 1970różnił się od 1980?O tym dyskutują historycyŁukasz Kamińskii Paweł Machcewicz.Debatę prowadziRoman Gra<strong>czy</strong>k.eeRoman Gra<strong>czy</strong>k: Dlaczego, pomimo jego o<strong>czy</strong>wistychniedogodności, a nawet niegodziwości – takich jak terror,nacjonalizacja własności, sowietyzowanie kultury – wieluludzi w Polsce uznawało, że można w tym systemie żyć,a nawet wiązać z nim swoje aspiracje? Dlaczego wielu dokonało– przynajmniej częściowej – interioryzacji wartościkomunistycznych, uznawało ten ustrój za swój, a co najmniejza możliwy do życia, co zawężało bazę potencjalnychbuntów?Paweł Machcewicz: Tego systemu w Polsce by nie było, gdybynie Armia Czerwona i sowiecka przemoc. Aż do roku 1987-88 panowało przekonanie o bezalternatywności systemu. Ale zarazemwytwarzał on mechanizmy poparcia i przystosowania.W okresie największego terroru na przełomie lat 40. i 50. równolegledo terroru działały mechanizmy pozytywne: były rzesze ludzi,którzy doświadczali awansu społecznego. I choć potem przychodziłorozczarowanie, dla wielu z nich początkowo był to awanswłaśnie, np. wyjście poza ograniczoną sferę bytowania wiejskiego.Poza tym dosyć długo, może do początku lat 60., przeważałoprzekonanie, że ten system jednak modernizuje Polskę: budujeprzemysł, urbanizuje, likwiduje analfabetyzm. Do pewnego momentuoceniano, że dystans do Zachodu się zmniejsza. Niebagatelnebyły też postawy dostosowania w przekonaniu, że tak <strong>czy</strong>inaczej radykalnej zmiany nie można dokonać i możliwe są tylkozmiany cząstkowe.W tym sensie rok 1956 był dla milionów ludzi doświadczeniem,które pozwoliło im się pogodzić z systemem. Wcześniej był on postrzeganyw masowej skali jako quasi-okupacyjny, narzucony z zewnątrz,skrajnie represyjny i dyktatorski, antynarodowy, antyreligijnyi przez kolektywizację godzący w tradycyjne sposoby życiamilionów mieszkańców wsi. A potem uznano, że da się w nim żyć:władza zrezygnowała z kolektywizacji, z masowego terroru, z sowietyzacjiwe wszystkich dziedzinach życia. To spowodowało, żeludzie zaczęli ten system postrzegać jako niewąt<strong>pl</strong>iwie dyktatorski,ale w dużej mierze swój.Łukasz Kamiński: Nie do końca się z tym zgadzam. Powszechniewystępowało zjawisko dostosowania się, natomiast dalej idącezjawisko akceptacji <strong>czy</strong> zaangażowania nie było powszechne – naszerszą skalę występowało jedynie wśród inteligencji.Jeśli chodzi o interioryzację wartości komunistycznych, mówiłbymraczej o werbalnym przejęciu pewnych haseł, ale to było częstoużywane zarazem przeciw władzy. Np. „wy mówicie, że my, robotnicy,jesteśmy klasą przodującą, więc dobrze, chcemy nią być,ale mamy złe warunki pracy, nie słuchacie naszego głosu” itd. Czylito, co było przydatne, było akceptowane, ale to nie przekładałosię na generalną akceptację systemu.Ważnym powodem długiego trwania komunizmu w Polsce byłyskutki poszczególnych kryzysów. Na kryzys możemy patrzeć jakona problem dla systemu, moment zagrożenia jego istnienia. Alemożna też popatrzeć z drugiej strony jako na szansę na wychwyceniejego niedoskonałości i ich korektę. Po zmianach system funkcjonujelepiej, ale też staje się łatwiejszy do przystosowania się, jestmniej codziennych powodów do tego, żeby się sprzeciwiać.Paweł Machcewicz: Zgoda, że <strong>czy</strong>m innym jest przystosowanie,a <strong>czy</strong>m innym akceptacja. Zresztą jest pytanie: co rozumiemyprzez termin „akceptacja”? Myślę, że to było coś innego niż akceptacjaw warunkach <strong>pl</strong>uralistycznego systemu politycznego.Ale upierałbym się, że rok 1956 miał ogromne znaczenie dlaposzerzenia nie tylko bazy przystosowania, ale także przejściowejakceptacji dla systemu. Przypomnę ten ogromny entuzjazm,który towarzyszył Gomułce. Myślę, że nie było innego momen-tu w dziejach Polski po 1944 r., żeby którykolwiek polityk spotkałsię z takim entuzjazmem. Ja w swojej książce o roku 1956 cytujęlisty, które przysyłano do Gomułki; przysyłano mu też biżuterię,pieniądze, robotnicy dobrowolnie podejmowali zobowiązaniaprodukcyjne.O<strong>czy</strong>wiście to nie oznaczało wsparcia dla komunizmu, to byłowsparcie dla konkretnego polityka, Władysława Gomułki, którypostrzegany był jako polityk narodowy, który powiększa zakrespolskiej autonomii wobec Moskwy, który chce budować socjalizminny niż sowiecki. No i odbywa się to w sytuacji bezalternatywności.Gdyby w 1956 r. wrócił Mikołaj<strong>czy</strong>k i odbudowałoby się PSL,to zapewne te nastroje przesunęłyby się w tę stronę.Łukasz Kamiński: Czy to było poparcie dla programu Gomułki,<strong>czy</strong> dla wyobrażenia o tym programie? Moim zdaniem ludziesobie tak wyobrazili Gomułkę i jego program, a mniej słuchali, coon rze<strong>czy</strong>wiście im mówi. Najlepszy przykład tej rozbieżności: dekolektywizacja.Gomułka absolutnie nie chciał dekolektywizacji.Powiedział tylko, że nie będzie przymusu kolektywizacji. Ale tonatychmiast zostało zinterpretowane jako opowiedzenie się Gomułkiza dekolektywizacją. I nastąpiła żywiołowa dekolektywizacja,a Gomułka nie miał innego wyjścia, jak zaakceptować ten stanrze<strong>czy</strong>.Paweł Machcewicz: Tak, Gomułka trochę co innego robił,a co innego obiecywał. Sposób, w jaki on wyszedł z kryzysu październikowego,jest majstersztykiem, na którym mogliby się u<strong>czy</strong>ćtakże politycy demokratyczni. Więcej obiecywał, niż robił, ale robiłrze<strong>czy</strong> istotne. Jeden przykład: przecież zwolnienie prymasaStefana Wyszyńskiego z internowania to była decyzja Gomułki,mimo że odwilż polityczna trwała już od kilku miesięcy. To budowałojego mit. Podobnie jak to, że oparł się Sowietom.Łukasz Kamiński: Oparł się, ale nie tak, jak to się wtedy wydawało.Teraz to wiemy, bo znamy stenogramy z tych rozmów.eeDla jego legendy to nie miało wtedy żadnego znaczenia.Ważne było, że sprzeciwił się delegacji radzieckiej bawiącejw Warszawie.Paweł Machcewicz: To było tym ważniejsze, że nie chodziłotu – jak w roku 1980 i 1981 – o groźbę interwencji, ale o interwencjęw toku, bo przecież oddziały sowieckie już szły na Warszawę.eeJest taki tekst Zygmunta Kubiaka z pierwszego numeru„Tygodnika Powszechnego” po jego wznowieniu [w latach1953-56 „TP” był odebrany Jerzemu Turowiczowi i wydawanyprzez Stowarzyszenie PAX – red.], a więc na BożeNarodzenie 1956, dziś kom<strong>pl</strong>etnie zapomniany, a szalenieważny. Jego tytuł brzmi „Natura i obłęd”, co dobrze oddajemyśl autora. Kubiak dowodzi w nim, że komunizmcałkowicie lekceważył naturę człowieka, próbując ją zastąpić<strong>czy</strong>mś lepszym, lecz że to lekceważenie prowadziło dozbrodni. Może nigdy potem, aż do lat schyłkowych <strong>PRL</strong>-u,w prasie polskiej nie pojawiła się tak dotkliwa demistyfikacjakomunizmu. Powstaje więc pytanie: skoro przenikliweumysły już wtedy dobrze rozeznawały istotę komunizmu,to dlaczego późniejsze analizy komunizmu i projektyzmiany politycznej były tak uwikłane w ten mit, i to nietylko z powodów geopolitycznych?Łukasz Kamiński: Myślę, że to było skutkiem roku 1956. Pojawiasię wtedy nowa kategoria osób sprzeciwiających się ustrojowi– rewizjoniści, potem „komandosi” – w jakiś sposób wywodzącychsię z komunizmu. Więc dla nich taka postawa jest naturalna:szukają zmiany, bazując na tym, co znają. Takie głosy, o jakich panpowiedział na przykładzie tekstu Kubiaka, schodzą więc na marginesalbo są formą potocznego wyrażania gniewu wobec komunizmu,ale nie jego analizą. Ludzie działający w dłuższej perspektywie,nie pod wpływem doraźnych emocji, raczej formułowali programy,które wydawały im się możliwe do realizacji, zgodnie z definicjąpolityki jako sztuki urze<strong>czy</strong>wistniania możliwego. Ale też taradykalna perspektywa całkiem nie znika: ona jest np. w deklaracjiprogramowej „Ruchu” [konspiracyjnej organizacji niepodległościowej,działającej w drugiej połowie lat 60. i rozbitej przez władze– red.].Paweł Machcewicz: Oprócz „Ruchu” był nurt niewielkichpodziemnych organizacji młodzieżowych w latach 60. Ale wartopatrzeć na komunizm jako na część lewicowego mitu, który miałogromną siłę oddziaływania. Ten mit obiecywał ludziom wyjściez biedy, nierówności społecznych, a w Październiku ’56 i jeszczedłużej dobrze pamiętano np. polskie doświadczenia WielkiegoKryzysu z lat 30., powszechną biedę itp. W tym sensie marksizmunie da się sprowadzić do Gułagu. Z tego mitu nie było łatwosię wyzwolić.GarnekeePrzebadałem dużą ilość akt operacyjnych Wydziału IV SBw Krakowie od późnych lat 50. Z tych dokumentów wyłaniasię obraz oficerów SB jako grupy zawodowej i jej ewolucjana przestrzeni dłuższego okresu. Pod koniec lat 50.oni działają w sposób, który znamionuje pewien wigorideologiczny i przekonanie o długotrwałości systemu, któremusłużą. 20 lat później już tego nie ma. To prowadzimnie do pytania o wpływ kryzysów systemu na moraleaparatu przemocy. Czy gdyby nie było destalinizacji, losykomunizmu w Polsce mogłyby się poto<strong>czy</strong>ć zupełnie inaczej?Czy gdyby system nie miał po drodze paru wpadek,to ci oficerowie SB, o których mówię, że stracili ideologicznywigor pod koniec lat 70., nadal by go mieli?Łukasz Kamiński: Dla esbeków doświadczenie kolejnych kryzysówsystemu na pewno było w jakimś stopniu demoralizujące.U<strong>czy</strong>ło ich np. tego, że trzeba być ostrożnym, bo nie wiadomo, coza kolejnym zakrętem okaże się bardziej słuszne, a co mniej.Co by się działo w Polsce, gdyby nie doświadczenie roku 1956?Mam na ten temat hipotezę, którą nazywam ekonomią oporu. Ludziezasadniczo buntują się w dwóch sytuacjach. Albo wtedy, kiedymają nadzieję na zmianę. Albo wtedy, kiedy są przyparci domuru. Takim buntem był opór chłopów przeciw kolektywizacjiw latach 50. Przykładem takiego buntu na skalę bloku komunistycznegojest bunt w Braszowie w Rumunii w 1987 r. To jest jedynybunt społeczny w Rumunii o szerszym wymiarze i on następujenie w momencie liberalizacji, <strong>czy</strong>li nie po 1965 r. wraz z dojściemCeauşescu do władzy, ale w momencie największego nasileniaterroru.Zatem nie da się odpowiedzieć na pytanie, <strong>czy</strong> system przetrwałbydłużej, gdyby nie było destalinizacji. Niektórzy mówią,że koniec komunizmu za<strong>czy</strong>na się w roku 1956. Moim zdaniemmożna też spojrzeć na to inaczej: gdyby nie doszło do tej korektyz 1956 r., system nie dostałby nowej szansy i upadłby szybciej.Paweł Machcewicz: Nie do końca zgadzam się z obserwacjądotyczącą załamywania się morale w SB. O<strong>czy</strong>wiście z biegiem latwyczerpywały się motywacje ideologiczne funkcjonariuszy aparatubezpieczeństwa. Ale to nie oznacza, że zmniejszała się ich lojalnośći gotowość do obrony systemu. Zauważmy, że w fazie wciąż ideologicznej,w roku 1956, pod wpływem referatu Chruszczowa i krytykirepresyjnych metod w Polsce ten aparat na jakiś czas staje sięzupełnie zdezorientowany i nie może być skutecznym narzędziemw ręku władzy – to o<strong>czy</strong>wiście mija. A w roku 1980, w fazie nieideologicznej,nic nie wiemy o tym, żeby funkcjonariusze dystansowalisię od władzy, a wiemy, że byli gotowi bronić systemu.


VTygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010 29na ogniuSzczecin,grudzień 1970 r.się raz mocniej, a raz słabiej. Jaki model wyjaśniający wydajesię Panom najlepszy?ipnŁukasz Kamiński: Wprawdzie wielokrotnie tę tezę stawiałem,ale jako pierwszy chyba postawił ją profesor Paczkowski. Posłużyłbymsię tu modelem kulinarnym. Z tym tylko, że on pasuje wyłączniedo sytuacji polskiej, a nie pasuje do opisu dziejów komunizmuw żadnym innym kraju bloku komunistycznego w Europie.Mamy więc garnek na ogniu. Garnkiem jest komunizm w Polsce,a ogniem całe nasze niedopasowanie do komunizmu, np. dziedzictwohistoryczne. W związku z tym ogień buzuje, przykrywkana garnku cały czas podskakuje, raz bardziej, a raz mniej. Komuniścimogą sytuację ratować albo dmuchając do garnka, albo obciążającprzykrywkę. W garnku ciągle wrze, ale co kilka-kilkanaścielat dochodzi do kipienia.System komunistyczny w Polsce – w odróżnieniu od „bratnichkrajów” – nigdy nie miał okresów prawdziwej stabilizacji, to zna<strong>czy</strong>takiej, gdy mechanizmy systemowe naprawdę dobrze funkcjonują.Nigdy nie był w stanie zapewnić zaopatrzenia konsumpcyjnegona przyzwoitym poziomie, nigdy podstawowe funkcje gospodarczepaństwa nie były wypełniane.eeMiałem na myśli raczej to, jak oni pracowali. Pod koniec lat50. działają z dużą pewnością siebie, jak za<strong>pl</strong>anują jakieśdziałanie wobec osoby, którą chcą zwerbować, to je bezwahań wykonają, włącznie z tym, że bez pytania nachodząludzi w domu – i są skuteczni. 20 lat później niektóre werbunkiciągną się latami, ponieważ <strong>pl</strong>any są niezdecydowanei stronią od środków gwałtownych – a to gorzej działa.Paweł Machcewicz: Nie jestem pewien, <strong>czy</strong> cezurą nie jest tutajrok 1955-56. Bo wcześniej ten aparat był bardzo zmobilizowany,działał w warunkach powszechnego strachu i poczucia zagrożenia,wtedy mógł sobie na dużo pozwolić. W latach 60. ten aparatjest bardziej wykształcony i w pewnych wymiarach staje się bardziejskuteczny. I, z kolei, jego wielka mobilizacja, która następujew celu rozbicia Solidarności i potem penetracji podziemia solidarnościowego,jest jednak przykładem skutecznej działalności, chociażnie motywowanej już wiarą w marksizm-leninizm.Ale chciałbym się jeszcze odnieść do pytania, jak się ma liberalizacjasystemu do kryzysów systemu. Myślę, że to jest pewna prawidłowość:że reformowanie jest najniebezpieczniejszym momentemdla reżimów komunistycznych i szerzej w ogóle dla reżimówdyktatorskich. Gdy za<strong>czy</strong>na się liberalizować – na to zwróciłuwagę już Tocqueville, opisując drogę do Rewolucji Francuskiej –powoduje to erozję systemu. Lata po śmierci Stalina są tej prawidłowościklasycznym przykładem. Bunt w NRD w czerwcu 1953 r.następuje też w warunkach liberalizacji, której patronuje Beria.Tak samo polski Czerwiec ’56 następuje w warunkach zaawansowanejjuż „odwilży”, u robotników Poznania obniża się barierastrachu i oni jakby wypróbowują, na ile sobie mogą pozwolić;są masówki w zakładach pracy, coraz ostrzejsze żądania. A z koleiaparat bezpieczeństwa nie bardzo wie, jak działać w zmienionychregułach. Bezpieka doskonale wiedziała, co się szykuje, więc gdybyto się działo rok wcześniej, to tych najbardziej aktywnych robotnikówby aresztowano i bunt by uśmierzono przed wybuchem.Natomiast w 1956 r. na naradzie, która się odbywa w przeddzieńwydarzeń z 28 czerwca, zapada decyzja absolutnie połowiczna:aresztowania tylko jednego robotnika z Zakładów Napraw<strong>czy</strong>chTaboru Kolejowego. W ten sposób niczemu nie zapobieżono.Zatem niewąt<strong>pl</strong>iwie liberalizacja sprzyja buntom, ale nie zawszebunt następuje w momencie liberalizacji. Np. w Grudniu ’70 niebyło żadnej liberalizacji, tylko ludzie poczuli się zdesperowani.eeWyobraźmy sobie, że Lechosław Goździk, przywódca robotni<strong>czy</strong>z Października ’56, objawia się w 1988 r. na strajkuw Nowej Hucie <strong>czy</strong> w Stalowej Woli i mówi do strajkującychto, co mówił w Październiku: towarzysze, trzeba poprzećnaszych sprawdzonych towarzyszy, którzykandydują do Biura Politycznego PZPR, bo wtedy naszepostulaty zostaną spełnione. Goździk w Październiku ’56mówił jak przedstawiciel klasy robotniczej, podmiotudziejów w rozumieniu marksistowskim, jak ktoś, kto wierzyw tę obietnicę – i buntownicy wtedy słuchali tych słówze zrozumieniem. Ale ktoś taki w roku 1988 byłby przezrobotników przegnany precz. Dlaczego oblicze buntownikatak bardzo się zmieniało? Czy można powiedzieć o jakimśkumulowaniu doświadczeń?Łukasz Kamiński: W tej paraleli jest coś, z <strong>czy</strong>m bym się niezgodził. Bo moim zdaniem bunt z roku 1956 i bunt z lat 80. są najbardziejdo siebie podobne. Natura żądań społecznych w roku1956 i w roku 1980 była dość zbliżona, natomiast przywódcy byliinni.Paweł Machcewicz: Goździk rze<strong>czy</strong>wiście nie byłby zrozumianyw roku 1988. Ale w roku 1980 już by znalazł większy posłuch.Myślę, że w latach 80. dokonała się już taka ostateczna, masowakompromitacja komunizmu i jego delegitymizacja w wymiarzeideowym. Ludzie zdali sobie sprawę z tego, że wprawdzienie ma starych nierówności, takich jak przed wojną, ale powstałynowe, nowa klasa uprzywilejowana. A także, że ten system już niczegonie modernizuje, lecz pogłębia zacofanie, nie daje żadnychszans na rozwój.Warto zwrócić uwagę na bezpośrednie lekcje z poprzednich kryzysów.Porównajmy rok 1970 z 1980. Wśród postulatów zgłaszanychw Grudniu ’70 znajdziemy np. hasła związków zawodowych,niezależnych od biurokracji partyjnej i związkowej. To przykładOgólnomiejskiego Komitetu Strajkowego w Szczecinie. Ale choćtakie postulaty były, wszystko poto<strong>czy</strong>ło się inaczej niż 10 lat później– i na tym polega lekcja, która została odrobiona. W 1970 r.w Szczecinie negocjacje to<strong>czy</strong>ł Komitet w okrojonym składzie,z udziałem delegatów tylko dwóch zakładów pracy, poza terenemstoczni, i robotnicy dali się w końcu zmanipulować.Tak więc w 1980 r. stoczniowcy wiedzieli, że tego rodzaju postulatowimuszą towarzyszyć gwarancje, iż niezależne związki powstanąnaprawdę, że trzeba negocjować na swoim terenie, i że dobrymsposobem protestu jest strajk okupacyjny, a nie wyjście naulice.eeAndrzej Paczkowski poli<strong>czy</strong>ł, że w latach 70. było po kilkadziesiątstrajków rocznie, <strong>czy</strong>li że ten bunt tlił się cały czas.Pan dr Kamiński sformułował kiedyś tezę, że w gruncierze<strong>czy</strong> w <strong>PRL</strong> trwał permanentny kryzys, który objawiałPaweł Machcewicz: Nie zgadzam się. Był okres początkówGierka, był okres 1957-1959. Moim zdaniem takie krótkie okresymożna wskazać, kiedy jest społeczne poczucie stabilizacji.Łukasz Kamiński: Nie bardzo. W roku 1957 było kilkadziesiątstrajków.Paweł Machcewicz: Ale ile było tych strajków w roku 1957i jakie? Bo izolowane, niewielkie strajki nie zmieniają poczucia stabilizacji,o którym mówię.Łukasz Kamiński: Nie poli<strong>czy</strong>liśmy tego jeszcze dokładnie, alebyło kilka wielkich strajków. Mamy wielki strajk w Bydgosz<strong>czy</strong>,wielki strajk w Łodzi, brutalnie spacyfikowany. Broniłbym swojejhipotezy. Bo strajki to jedno, a drugie to poziom akceptacji społecznej.I właśnie liczba protestów społecznych w Polsce – <strong>czy</strong>lico kilka lat duży wybuch, a pomiędzy nimi wiele lokalnych protestów– świad<strong>czy</strong> o tym, że ten system właściwie nigdy nie zostałzaakceptowany.Paweł Machcewicz: Jestem sceptyczny wobec tezy, że komunizmw Europie Środkowej był w stanie permanentnego kryzysu.eeW Europie Środkowo-Wschodniej nie, ale w Polsce byćmoże tak. Rozumiem, że Panowie zgadzacie się co do tego,że odmienność Polski w tym zakresie od innych krajówbloku była uderzająca.Paweł Machcewicz: Zgadzam się z dr. Kamińskim w tejsprawie. Nie zgadzam się jednak z tym, że polska inteligencjaw swej większości zaakceptowała system. Jest taka książka JohnaConnelly’ego pt. „Captive University”, która w przekonujący sposóbpokazuje, że – w odróżnieniu od Czechosłowacji <strong>czy</strong> NiemiecWschodnich – w Polsce komunistom zabrakło dostatecznielicznych i zdeterminowanych kadr, żeby w pełni zsowietyzowaćuniwersytety.Łukasz Kamiński: Jest pytanie, <strong>czy</strong> tych odmienności nie powinniśmyszukać także po stronie komunistycznej.Paweł Machcewicz: Zgoda. U nas nie doszło do procesu Gomułki,zaś w Czechosłowacji był proces Slanskiego, a na Węgrzechproces Rajka. To pokazuje, że nawet model stalinizacji był w Polscenieco inny, pod pewnymi względami łagodniejszy. h>> Dr ŁUKASZ KAMIŃSKI (ur. 1973) jest historykiem, dyrektorem BiuraEdukacji Publicznej IPN i pracownikiem Instytutu HistorycznegoUniwersytetu Wrocławskiego. Opublikował m.in. „Opór społecznyw Europie Środkowej w latach 1948–1953 na przykładzie Polski, NRDi Czechosłowacji”; „Wokół pogromu kieleckiego” (redaktor); „Przed i po 13grudnia. Państwa Bloku Wschodniego wobec kryzysu w <strong>PRL</strong> 1980–1982”(redaktor).>> Prof. PAWEŁ MACHCEWICZ (ur. 1966) jest historykiem, dyrektoremMuzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i profesorem UniwersytetuMikołaja Kopernika w Toruniu. W latach 2000–2006 był dyrektorem BiuraEdukacji Publicznej IPN. Opublikował m.in.: „Władysław Gomułka”; „Polskirok 1956”; „Wokół Jedwabnego” (redaktor); „Monachijska menażeria. Walkaz Radiem Wolna Europa 1950–1989”.


VI KRYZYSY W <strong>PRL</strong> – CZY <strong>PRL</strong> W (CIĄGŁYM) KRYZYSIE?30 Tygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010Polskie kryzysy na tle „demoludów”Ważną cechą społeczeństwaZSRR był ułomnyi nieciągły charakterjego pamięci historycznej.Był to rodzaj tabularasa po zlikwidowaniu wielkiego odsetkaludzi z klas posiadających, poważnej częściinteligencji rosyjskiej i inteligencji innychnarodów, a także – przez <strong>czy</strong>stki – elity rządzącej.Mordowano ludzi myślących i niezależnych,ale też buntowników najróżniejszejproweniencji. Gdy więc nadeszła epoka głasnostiMichaiła Gorbaczowa, nawiązywanotam głównie do odległej, wręcz przedrewolucyjnejprzeszłości i doświadczeń.Inaczej było w krajach zwasalizowanychprzez Moskwę w wyniku II wojny światowej.Pamięć o przeszłości była tu mniej <strong>czy</strong>bardziej – jak w Polsce – zakorzeniona takżedlatego, że żyli jeszcze ludzie, którzy pamiętaliczasy przedkomunistyczne, a także licznici, którzy uczestni<strong>czy</strong>li w zrywach wolnościowychi demokratycznych.Destalinizacja i jej skutkiPodczas gdy wcześniejsze, sprzed lat 1955- 56,naśladownictwo modelu radzieckiego w krajachwasalnych było na ogół dosłowne, to pośmierci Stalina i walkach diadochów, zakończonychzwycięstwem Nikity Chruszczowai przyspieszeniem destalinizacji po XXZjeździe KPZR, Związek Radziecki przestałbyć dla państw ościennych „matrycą”. O<strong>czy</strong>wiście,trwał narzucony sojusz gospodar<strong>czy</strong>(RWPG) i militarny (Układ Warszawski),ale mechanizm prostego przenoszenia wzorówz kremlowskiej centrali stał się właściwienieaktualny, a w Polsce może jeszcze mniejo<strong>czy</strong>wisty.Był to zwłaszcza skutek demistyfikacjiStalina. Tak się musiało stać, skoro ogromzbrodni okresu stalinowskiego trzeba byłojakoś wytłuma<strong>czy</strong>ć, a wygodnym wyjaśnieniembyło zrzucenie winy na samego despotę.Siła destrukcji mitu Stalina była ogromna,ale przebiegała odmiennie w poszczególnychpartiach rządzących w państwach bloku.Ograniczając się tu do PZPR, powiedzmy,że prócz rewelacji z tajnego referatu Chruszczowabyły jeszcze, poprzedzające i przyspieszająceje, rewelacje płk. Józefa Światły – wysokiegofunkcjonariusza Ministerstwa Bez-Kryzysy w <strong>PRL</strong> nie byłyod siebie izolowane:społeczeństwo pamiętałopoprzednie „miesiące”, co sprzyjałokształtowaniu się społecznychzachowań wobec władzyi przekazywaniu ich następnympokoleniom.Jan Kofmanpieczeństwa Publicznego, który uciekł na Zachód– przekazywane do kraju przez RadioWolna Europa. Także pod ich wpływem odwołanoStanisława Radkiewicza, szefa MBP,zmieniono jego strukturę i wszczęto śledztwaprzeciw niektórym jego funkcjonariuszom.Destalinizacja w ZSRR nigdy nie poszłatak daleko jak w Polsce <strong>czy</strong> Czechosłowacjiz lat 1967-68. Nadto hamowana była nawrotamitwardej linii ideologicznej i politycznej,duchem ze stalinizmu. Nie oznaczała też zrezygnowaniaprzez Kreml z polityki utrzymywaniażelazną ręką porządku w jego imperiumzewnętrznym.Niemniej dyrektywy płynące z Moskwyjuż nie obowiązywały bezwzględnie,przynajmniej nie zawsze, a „bratnie” partiez wasali zyskiwały status satelitów. Nie byłoto mało – star<strong>czy</strong> np. porównać stosunkiz Moskwą dwóch przywódców PZPR,Bolesława Bieruta i Władysława Gomułki,<strong>czy</strong> specjalną pozycję Nicolae Ceauşescuw Rumunii. Tej ogólnej ewolucji sprzyjałypoli centryczny charakter międzynarodowegoruchu komunistycznego, rywalizacjaradziecko-chińska, eurokomunizm jakoodpowiedź na zgniecenie w 1968 r. PraskiejWiosny, wreszcie spontaniczna reakcja różnychkręgów lewicy w Europie i świecie napowstanie Solidarności.Wszystko to jednak nie oznacza, że komunizmprzestał być totalitarny. Przecieżi w Polsce niemal do końca realnego socjalizmuPZPR kontrolowała główne instrumentywładzy totalnej, których w razie potrzebymogła użyć.Polska powtarzalnośćPolskie kryzysy nie były od siebie izolowanementalnie ani świadomościowo, gdyż społeczeństwopamiętało poprzednie „miesiące”.Sprzyjało to kształtowaniu się społecznychzachowań wobec władzy i przekazywaniuich następnym pokoleniom. W ten sposóbuczestnicy kolejnych buntów okazywalisię zwykle mądrzejsi od poprzedników.Niewąt<strong>pl</strong>iwie także władza częściej reagowałarozważniej.Na Węgrzech w 1956 r. wybuchło prawdziwepowstanie, wręcz rewolucja; w Berliniew czerwcu 1953 r. miał miejsce rze<strong>czy</strong>wistybunt robotników – oba wystąpienia zakoń<strong>czy</strong>łysię bezpośrednio klęskami i równieskrajnie negatywnymi skutkami dalszymi;oba zostały stłumione przy decydującymudziale wojsk ZSRR. Natomiast Grudzień’70, choć tragiczny, w swych skutkachpolitycznych okazał się przecież pozytywny,także odnośnie zachowań władzy wobec następnychbuntów. W Czerwcu ’76 i Sierpniu‘80 Edward Gierek nie odważył się na takierepresje, na jakie zdecydował się Gomułkaw Grudniu ’70, a które – za przyzwoleniemi poduszczeniem Kremla – zmiotły go ze scenypolitycznej.Specyfiką polską była powtarzalność wielkichkryzysów i wstrząsów społecznych, niewystępującagdzie indziej. W Czechosłowacjiw czerwcu 1953 r. odnotowano bunt o cechachzbrojnego powstania, a potem właściwiejuż tylko Praską Wiosnę (choć był topotężny ruch wolnościowy, który wstrząsnąłcałym blokiem). Później czechosłowackaKarta ’77 miała już ograniczony zasięg oddziaływaniai objęła raczej niewielką grupęintelektualistów i inteligencji.Na Węgrzech powstanie z 1956 r. miałocechy ruchu narodowego i wolnościowego– inaczej niż polskie bunty i wstrząsy,których składnik narodowy był przeważnienieco ukryty ze względu na okolicznościgeopolityczne.Trudne warunki materialne, cięższe niżw Polsce, występowały zapewne w Bułgarii,a na pewno w Rumunii. Ale Bułgarzy właściwiesię nie buntowali. Rumuńscy górnicyzastrajkowali na większą skalę w 1977 r.,a w lutym 1987 r. w Braszowie robotnicywzniecili bunt na tle warunków bytowychi stosunków pracy. Jednak w obu państwachpanowała bezwzględna dyktatura, w krajuCeauşescu w istocie stalinowska i totalna.Tradycje i traumyPolskie „miesiące” miały też swoje insurekcyjnetradycje, będące skutkiem przejmowaniaprzez naród i społeczeństwo szlacheckiej(<strong>czy</strong> raczej postszlacheckiej) mentalności,a także intensywnego wychowania patriotycznegow II Rze<strong>czy</strong>pospolitej. Ale zarazem,jeśli chodzi o treść formułowanychżądań i ich artykulację, owe „miesiące” odznaczałysię rodzajem powściągliwości – niewąt<strong>pl</strong>iwiewynikającej z pamięci o polskichtraumach, zwłaszcza tej dotyczącej PowstaniaWarszawskiego.Mentalnego rodowodu szlacheckiego niebyło natomiast w Czechach i na Słowacji,która miała dodatkowo świeżą świadomośćodrębności narodowej. Węgrzy byli wprawdziepodobni do Polaków, ale po 1956 r. ciążyłana nich trauma klęski, która powściągałaich po<strong>czy</strong>nania. ZSRR dwa razy zbrojnie interweniowałna Węgrzech: 24 października1956 r. oraz – po ogłoszeniu przez Imre Nagyapowrotu do systemu wielopartyjnegoi wystąpienia Węgier z Układu Warszawskiegooraz ogłoszeniu neutralności – 4 listopada1956 r. Za drugim razem na Węgry wkro<strong>czy</strong>łook. 60 tys. radzieckich żołnierzy, walkipochłonęły kilka tysięcy ofiar, 200 tys. ludziuszło na Zachód, w więzieniach przetrzymywanokilkanaście tysięcy (amnestię ogłoszonodopiero na początku lat 60.).Z czasem komuniści węgierscy zdecydowalisię na zliberalizowanie gospodarki i odwilżw kulturze. Podniosła się stopa życiowa,można było wyjeżdżać za granicę, względnydobrobyt odwodził od buntów – „gulaszowysocjalizm” działał, rodząc też zachowaniabardziej wsobne, wyrażające się choćbyw objawach niechęci Węgrów wobec Polaków,uznanych za „konkurentów” na wewnętrznymrynku dóbr konsumpcyjnych.Z wyjątkiem Węgier (w 1956 r.), w żadnymkraju bloku nie nastąpiło tak głębokiezałamanie partii komunistycznej, jak w Polscelat 1980 i 1981/82; partię opuściło wtedyponad 800 tys. osób. Wojciech Jaruzelski –energicznie nakłaniany do tego przez innychprzywódców komunistycznych, zwłaszczaReklamaREWOLTAGRUDNIOWA45 zabitych1165 osob zostalo rannychkilka tysiecy zatrzymanychIPN na 40. rocznicę Grudnia ’70e Film fabularno-dokumentalny o charakterze edukacyjnym „Dlaczego?Czarny czwartek. Gdynia ’70”. Wyjaśnia on genezę, przebieg i skutki rewoltygrudniowej z 1970 r. Adresowany do młodego pokolenia, film powstał nabazie pierwszego filmu fabularnego „Czarny czwartek” w reż. AntoniegoKrauze, który trafi do kin na początku 2011 r. Film edukacyjny przedstawianieznane relacje świadków, a także rekonstrukcję wydarzeń z 1970 r. naWybrzeżu. Ze względu na walory artystyczne, zostanie też zaprezentowanyna tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Autorów Sztuki FilmowejCamerimage w Bydgosz<strong>czy</strong>.e IPN uruchomi kolejny edukacyjny portal www.grudzien70.ipn.gov.<strong>pl</strong>. Będzie onzawierać m.in. wstęp historyczny, kalendarium, unikalne materiały dokumentalne i zdjęcia orazfilmy, m.in. dokument Jerzego Eislera i Jacka Sawickiego „Dni, które wstrząsnęły Polską”.e Broszura pt. „Czarny Czwartek. Grudzień ’70. Materiały edukacyjne” zostanie rozesłanado szkół. Zawiera materiały dla nau<strong>czy</strong>cieli i uczniów; dodatkiem do nich będą dwafilmy: „Dlaczego ? Czarny czwartek. Gdynia ’70” i „To nie na darmo”. Instytut wraz z firmą KinoŚwiat (będącą dystrybutorem filmu fabularnego „Czarny czwartek”) przeprowadzi kampanięedukacyjną w szkołach, organizując prelekcje historyków przed pokazami kinowymi.Czarny Czwartek.Gdynia ‘70. Dlaczego?Scenariusz i realizacja:Irena SiedlarFilm dokumentalny.Czas trwania 40 min.


VIITygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010 31ipnUlice Gdańska, grudzień 1970 r.radzieckich – uznał wówczas, że jedynym ratunkiemdla reżimu jest odwołanie się doużycia wojska, wszystkich sił porządkowychi służb specjalnych na skalę wręcz niespotykaną.Zatem wybrano wariant często stosowanyw Ameryce Łacińskiej. Był to pośrednidowód głębokości kryzysu systemu.Odmiennością niespotykaną w innych krajachbyła też rola Kościoła i, od 1978 r., oddziaływaniena polskie społeczeństwo charyzmatycznejpostaci Jana Pawła II – zdecydowaniesilniejsze niż gdzie indziej. Alesiła Kościoła była nie tylko siłą instytucji,lecz przede wszystkim zakorzenienia wiary.W Polsce nie było takich podziałów religijnychjak na Węgrzech <strong>czy</strong> w Rumunii, ani takichtradycji laicyzacyjnych jak w Czechosłowacji.O tym zakorzenieniu świad<strong>czy</strong>ły poniekądzachowania ludzi z „obozu władzy”:na co dzień nie będąc religijni, niespecjalnieobawiali się np. chrzcić dzieci – co w NRD<strong>czy</strong> Czechosłowacji było nie do pomyślenia.Odmiennością polską było też nieskolektywizowanerolnictwo: chłopi pracującyna swoim i dla siebie – co miało o<strong>czy</strong>wistywpływ na postawę ludności wiejskiej.Komuniści kontra komuniściStalinizm w Polsce trwał nieco krócej niżw innych krajach bloku, a terror – choć najpierwmasowy, a później powszechny (rozróżnieniejego faz za Andrzejem Paczkowskim)– nie był tak krwawy w porównaniuz innymi reżimami, ze względu m.in. na słabezakotwiczenie komunizmu, niechęć <strong>czy</strong>w pewnych okresach wrogość do niego zestrony społeczeństwa, siłę Kościoła. O polskiejodmienności świad<strong>czy</strong> tu poniekądcasus Władysława Gomułki: więzionego, alenie skazanego. Gomułka był przekonanymkomunistą, ale miał charakter, potrafił sięnie zgadzać ze Stalinem. W innych krajach,w „procesie zaostrzającej się walki klasowej”(jak wtedy lubiano to określać) szybko rozprawianosię z mniej <strong>czy</strong> bardziej o<strong>czy</strong>wistymioponentami obowiązującej linii. Gomułkaprzeżył, choć popadł w niełaskę.Ówczesny lider Bolesław Bierut, mimokilku przygotowywanych już po śmierci Stalinawersji rozprawy z Marianem Spychalskim,bliskim współpracownikiem Gomułki,nie zdecydował się jednak na proces tegopierwszego. Wiadomo, że gdyby to nastąpiło,uruchomiony mechanizm najprawdopodobniejobjąłby Gomułkę jako przywódcętzw. odchylenia prawicowo-nacjonalistycznego.Choć gorliwość ówczesnego kierownictwaPZPR w walce z wrogami prawdziwymi<strong>czy</strong> wyimaginowanymi była o<strong>czy</strong>wista(dowodem choćby wyroki śmierci wydawanena generałów i oficerów w sfingowanychprocesach, nie mówiąc już o tysiącachinnych ofiar), to nie była tak wielka jak u sąsiadów– nie było w Polsce procesów typuLászló Rajka <strong>czy</strong> Rudolfa Slánskiego.Dlaczego tak się stało, historycy tłumacząróżnie. Np. tym, że w kierownictwie PZPRsilna była pamięć o losie KPP, do której dziedzictwaPZPR się odwoływała: przebywającew ZSRR przywództwo KPP zostało zlikwidowane,a partia w 1938 r. rozwiązana.Co o<strong>czy</strong>wiście nie wykluczało w pełni hołdowniczegostosunku PZPR do Moskwy.Kreml i polskie buntyInny był też kształt i oddziaływanie polskiejopozycji, zwłaszcza od końca lat 70., zdecydowanieliczniejszej i silniejszej niż gdzie indziej– w innych krajach bloku takiego zjawiskanie było. A pewne znaczenie dla specyfikiPolski miało i to, że była dużym krajem,stąd i skala możliwego sprzeciwu bywaławiększa – przykładem liczebność Solidarności(ponad 9 mln członków), która w żadensposób nie pasowała do ram ustrojowychi ideologicznych <strong>PRL</strong>. Toteż i interwencjazbrojna Kremla w Polsce byłaby dlań w każdymprzypadku skrajnie niewygodna, jeślinie ryzykowna – ze względu na możliwe rozmiaryi formy oporu.Najbliżej podjęcia takiej decyzji Kreml byłdwukrotnie. Najpierw w Październiku ’56,gdy odnotowano już ruchy wojsk radzieckichstacjonujących w Polsce w kierunkuWarszawy. Uważa się, że Moskwa nie interweniowaławtedy militarnie z dwóch przynajmniejpowodów: nacisku Pekinu, by z tegozrezygnowała, i obietnic Gomułki złożonychChruszczowowi, że <strong>PRL</strong> pozostaniew Układzie Warszawskim i RWPG, i żenie będą kwestionowane podstawy ustroju.Po raz drugi Moskwa była bliska interwencjiw grudniu 1980 r. (zrezygnowano z niejm.in. w wyniku ostrzeżenia Moskwy przezUSA). Ale w Polsce lat 1980-81 twardogłowi– inaczej niż Vasil Bilak i Alois Indra w Czechosłowacjiw 1968 r. – nie wezwali zbrojnej„bratniej pomocy” (choć może nie byli odtego dalecy, jak dowodzi rozgrywka we władzachpartii i państwa w półroczu poprzedzającymstan wojenny).Niewąt<strong>pl</strong>iwą odmiennością w zestawieniuz niektórymi sąsiadami Polski był wspomniany,nikły historycznie poziom wpływówkomunizmu. W NRD była silna tradycjakomunistyczna jeszcze sprzed roku 1933;w Czechosłowacji przed II wojną liczna partiakomunistyczna miała swą reprezentacjęw parlamencie, a po wojnie, jeszcze przedpuczem z 1948 r., była już bardzo znaczną siłą.Koloryt polski wyrażał się też w silnychnastrojach antyrosyjskich – co nie było w regioniewyjątkiem (podobnie odczuwali Węgrzy<strong>czy</strong> Rumuni), ale było mocniej zakodowanew społecznej pamięci (XIX-wiecznepowstania, wojna 1920 r., 17 września1939 r., Katyń).Gomułka zato<strong>czy</strong>ł kołoPolitolodzy i historycy dziejów najnowszych,np. Jerzy Holzer, wychwycili interesującązależność: w sytuacji, gdy dochodziłodo żywiołowych buntów na dużą skalę,władze komunistyczne reagowały na nieostrymi represjami z użyciem wojska (np.bunt w czeskim Pilźnie w czerwcu 1953 r.,polskie Czerwiec ’56 i Grudzień ’70), a czasemteż z przywołaną militarną ingerencjąradziecką (Berlin ’53, Węgry ’56). Gdy natomiastuczestnicy wystąpień zdołali utrzymaćje w ryzach, władze sięgały raczej porozwiązania polityczne (Październik ’56,Sierpień ’80): albo unikano wtedy naciskuKremla, albo mimo tego nacisku znajdowanowyjście polityczne. W sierpniu 1980r. Gierek nie poszedł za radą ambasadoraZSRR, by użyć siły – choć też zapewne niewiedział o powołaniu w końcu tego miesiącakomisji Biura Politycznego KC KPZR, kierowanejprzez Michaiła Susłowa, która analizowałasytuację w Polsce. W każdym razieGierek odszedł, nie naśladując wariantu Gomułkiz 1970 r.Wprawdzie w Czechosłowacji w 1968 r.zmiany nie miały charakteru żywiołowego,ale tamtejsza partia podjęła przynajmniejdwie decyzje nie do zaakceptowania przezKreml: zgodziła się na <strong>pl</strong>uralizm politycznyi zniosła cenzurę. Dodać trzeba, że istotnywpływ na podjęcie decyzji o interwencjii wejściu do Czechosłowacji „bratnich” wojsk21 sierpnia 1968 r. miały namowy Gomułkii Waltera Ulbrichta z NRD. Tak oto Gomułkazato<strong>czy</strong>ł koło: za<strong>czy</strong>nał jako przywódcaniesiony przez Polaków na rękach, ten, którysprzeciwiał się naciskom ZSRR i groźbie interwencji– a kilkanaście lat później popychałLeonida Breżniewa do militarnej akcji w sąsiednimpaństwie, by w końcu rzucić wojskodo stłumienia protestów na Wybrzeżu i rozważaćwezwanie Kremla na pomoc...Natomiast Gierkowi i Stanisławowi Kaniw sierpniu 1980 r., podobnie jak późniejJaruzelskiemu – jako że nie byli reformatoramipartyjnymi – ani w głowie były ustępstwaw rodzaju po<strong>czy</strong>nionych w 1968 r.przez Alexandra Dubčeka w Czechosłowacji.Zresztą doktryna Breżniewa już przecieżobowiązywała.Rzecz o gospodarcePolskie „miesiące” i podobne wydarzeniaw innych krajach odzwierciedlały narastającesystemowe sprzeczności realnego socjalizmu– rozdźwięk między głoszoną ideologiąa rze<strong>czy</strong>wistością społeczną, w tym możliwościamirealizacji komunistycznych obietnic.Wyczerpawszy tzw. proste rezerwy rozwojowe,system – i w ZSRR, i w różnymstopniu w państwach satelickich – usiłowałwejść na drogę modernizacji. Nigdzie się tonie udało: nieznaczne modyfikacje systemunakazowo-rozdzielczego nie mogły wprowadzićgospodarki na tory innowacyjności(nadto, zmiany były hamowane przez inercjęi skostnienie systemu politycznego; takżeinteresy systemowych elit, w tym administracjii kadr zarządzających gospodarką,blokowały próby śmielszych reform).Paradoksalnie, te systemowe sprzecznościpotwierdza przykład zawrotnego rozwojugospodarczego Chin, uruchomionego dziękiszerokiemu wprowadzeniu elementów gospodarkirynkowej. Ekonomicznie sprawnykomunizm nie jest możliwy, bo też i ChinyLudowe nie są już komunistyczne. Choćwładzę nadal sprawuje KPCh, jej ideologiajest sztafażem przykrywającym hybrydową(w tym klanowo-rodzinną) strukturę własnościi panowania oraz wielkie zróżnicowaniespołeczne. Chiny są nadal państwem autorytarnym<strong>czy</strong> nawet totalnym. Ich przykładdowodzi jednak, że aby osiągnąć rze<strong>czy</strong>wistąkonkurencyjność ekonomiczną,należy znieść władzę ideologii nad gospodarką,a to oznacza koniec komunizmu, tak jakgo dotąd rozumiano.Nie powinno więc dziwić, że próby zmiangospodar<strong>czy</strong>ch w państwach bloku nie udawałysię lub nie przynosiły długotrwałychefektów. Tak stało się również z reformami,które kiedyś cieszyły się nawet niezłą opinią:na Węgrzech, w CSRS <strong>czy</strong> NRD (choć pozwalałyone ludziom trochę lepiej żyć i przejściowostabilizowały system).Natomiast w <strong>PRL</strong> wszystkie podejścia doreform gospodar<strong>czy</strong>ch koń<strong>czy</strong>ły się niepowodzeniem.Także dlatego przy<strong>czy</strong>ny polskich„miesięcy” (wyjąwszy może Październik’56 i z pewnością Marzec ’68) kryły sięw złej sytuacji materialnej ludzi, braku towarów<strong>czy</strong> chronicznej nierównowadze rynkowej,której usiłowano zaradzić przez mniejlub bardziej drastyczne podwyżki cen artykułówpierwszej potrzeby, zwłaszczażywności.Również i w tym wyrażała się owa polskaspecyfika... h>> Prof. JAN KOFMAN (ur. 1941) jest politologiemi historykiem, pracuje w Instytucie HistoriiUniwersytetu w Białymstoku i w InstytucieStudiów Politycznych PAN. W latach 80. redaktornaczelny podziemnego Kwartalnika Politycznego„Krytyka”. Autor książek, m.in.: „Lewiatana podstawowe zagadnienia ekonomiczno--polityczne Drugiej Rze<strong>czy</strong>pospolitej”;„Transformacja i postkomunizm” (z WojciechemRoszkowskim).Zanim nastał Sierpień ’80Dlaczego nie da się zrozumieć polskiego roku 1980bez znajomości wydarzeń z grudnia roku 1970?Czy w 1980-81 r. polscy komuniści podejmowalisamodzielne działania wobec Solidarności,<strong>czy</strong> też realizowali wytyczne z Kremla?Czy kolejne kryzysy polskiego komunizmumożna nazwać jednym przewlekłym kryzysemsystemowym?Opowiada o tym w rozmowie z „Tygodnikiem”ANTHONY KEMP-WELCH, brytyjski historyki wykładowca University of East Anglia,specjalizujący się w dziejach Polski i Rosji.Tłumaczenie jego książki „Polska pod rządamikomunistów 1944–1989” ukazało się właśnienakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego.Rozmowę publikujemy na naszej stronie internetowejwww.tygodnik.onet.<strong>pl</strong> (w dziale historia).


VIII KRYZYSY W <strong>PRL</strong> – CZY <strong>PRL</strong> W (CIĄGŁYM) KRYZYSIE?32 Tygodnik powszechny 49 | 5 grudnia 2010Widziałem <strong>pl</strong>amy krwiipnskiego, Kociołka i Cyrankiewicza. Ciekawajestem jakie będzie VIII Plenum. Podobnook. 15 lutego, <strong>czy</strong> też ich wywalą z Rządu”.W jednym z listów SB znalazła taki dowcip:„Cyrankiewicz rozmawia z Wyszyńskim,a Gomułka stoi pod drzwiami.Wyszyński: – Daruję Wam wszystko, aleza to trzeba złożyć ofiarę.Cyrankiewicz: – Właśnie stoi poddrzwiami”.Masowo krążyły ulotki: „Gomułka łysawypodwyższył potrawy i ludzie się buntują.Stoczniowcy ruszyli do partii wkro<strong>czy</strong>lii prośbę swą przedłożyli”.Ludowy poeta przerobił popularną wówczaspiosenkę Maryli Rodowicz „Jadą wozykolorowe”: „Jadą czołgi kolorowe ulicami, hejżołnierzu, powiedz szczerze, <strong>czy</strong>ś jest z nami.Hej żołnierzu, <strong>czy</strong> cię czeka sława jaka, kiedyz czołgu strzelać będziesz do rodaka. Hejżołnierzu, partia kłamstwa mówi ci wierutne!Opowiedzże nam żołnierzu, co tam nanas masz”.Kiedy gestapo, bo niktinaczej na nichnie mówi, zaczęłostrzelać, zabiliczłowieka, któryniósł krzyż, i całypierwszy szereg– pisał ktoś w prywatnym liścieo wydarzeniach Grudnia ’70.Marcin ZarembaPierwszy szereg padł trupemna Oksywiu. (...) Oto jestpaństwo ludowe, robotnikidzie do pracy, a tu jest rozkaznie przepuszczać, w raziepotrzeby użyć broni. (...) Jeszcze dzisiaj bolimnie ręka od rzucania kamieni. Chciałbymjeszcze dodać, że mam kum<strong>pl</strong>i ciężko rannych,jeden lekko w rękę. W hotelu do dzisiajbrak jest trzech chłopaków” – tak w styczniu1971 r. pisał młody robotnik, mieszkaniechotelu robotniczego na Wybrzeżu.Czy list dotarł do adresata? Nie wiemy. Posfotografowaniu, mógł na powrót trafić doskrzynki pocztowej. Mógł też zostać skonfiskowany.Z masy korespondencji wyłowiligo funkcjonariusze SB Wydziału „W” KomendyWojewódzkiej MO w Gdańsku, którzyrazem z kolegami w całym kraju przeglądalirocznie 5-6 milionów listów i przesyłek.Przykładowo, między ósmą rano 9 stycznia1971 r. a ósmą dnia następnego pocztaw Trójmieście przejęła ich 78 719. Z tej masyesbecy z Biura „W” przejrzeli 2357 listów.Między 14 a 28 stycznia przez <strong>pl</strong>acówkipocztowe w Gdańsku, Sopocie i Gdyni przewinęłosię ponad 700 tys. przesyłek. Lektorzyz SB wyłuskali z tego ok. 20 tysięcy listów.Na ich bazie przygotowywali numerowaneraporty z nadrukiem „Tajne SpecjalnegoZnaczenia”.Przez 40 lat do teczki z nimi nikt nie zaglądał.Czytelnicy „Tygodnika” są pierwsi.Niesmak wynikający z <strong>czy</strong>tania cudzej korespondencjizłagodzić może jej znaczeniedla poznania ówczesnych nastrojów. Ponieważnie dysponujemy wynikami sondażyopinii z tego czasu, pracę funkcjonariuszySB można potraktować jako rodzaj badaniasocjologicznego.Gdańsk, grudzień 1970 r.„Ponoć wieszają”Z listów wyłania się obraz społeczeństwaw szoku. Przypomnijmy: najgwałtowniejszyprzebieg protesty na Wybrzeżu miały między14 a 18 grudnia. Tłum podpalił budynekKomitetu Wojewódzkiego w Gdańsku, wojskostrzelało do demonstrantów. Kilkanaściedni później ktoś wspominał w liście: „Codo rozruchów to było makabrycznie. Terazteż znowu podobno obie Stocznie strajkują”.„A ile zginęło ludzi, około tysiąca, a nie toco piszą i mówią, w Gdyni to krew się lała poulicach jak po deszczu”.Często dla opisania swych wrażeń autorzylistów wykorzystywali topos opowieści wojennej.Porównywali milicję do gestapo, pisalio zbiorowych mogiłach. Trauma Grudniakojarzyła im się z traumą wojny. Czytamy:„Widziałem różne rze<strong>czy</strong> – zwłaszczamrożące krew w żyłach – <strong>czy</strong> to jako dzieckopodczas okupacji, ale to byli hitlerowcy,no a tu wydaje się brak określeń dla bandytyzmutych, co spełniali tak gorliwie nakazswoich »panów«”.Z pewnością jedną z przy<strong>czy</strong>n szoku byłozachowanie milicjantów. Stali się oni negatywnymibohaterami wyobraźni społecznejna Wybrzeżu, większymi niż wojsko <strong>czy</strong> SB.Pojawiała się opinia, że byli „na prochach”.Ktoś pisał: „W przerwach między strzelaninąmożna było ujrzeć na ulicach wielkie <strong>pl</strong>amykrwi, które nie zdążyły wsiąknąć w bruk.(...) A jak milicja otrzymała środki dopingujące(o tym się u nas mówi już oficjalnie), towykonywała każdy rozkaz. A obowiązki swespełniła nazbyt gorliwie. A skutek? Do dziśumundurowany milicjant jest rzadkim okazem,a ilu już wymordowano po kątach”.Nienawiść do MO była olbrzymia. Wyobraźniaspołeczna, wykorzystując autentycznewydarzenia, karmiona strachem i gniewem,produkowała niesamowite opowieści.W listach <strong>czy</strong>tamy: „Zginęło ok. 300 ludzii dużo pobitych, rannych. Milicja szalała, jakbandyci, ale teraz są samosądy. Było już sporowypadków, że ludzie mszczą się na milicjantach.Co jakiś czas się słyszy, że gdzieśtam znaleźli milicjanta z nożem w <strong>pl</strong>ecach,a w kieszeni kartka »odwet za brata«”.Tematem, który szczególnie bulwersował,była liczba ofiar. W dane podawane przezprasę nikt nie wierzył. „Oficjalnie podano,że jest zabitych 46 osób, a 1200 rannych, alepodobno zabitych ok. 700. Poza tym dziejąsię straszne rze<strong>czy</strong>, samosądy na milicjantach.Wczoraj w kolejce zabito milicjanta,ponoć wieszają, wyciągają z domów i biją”.„W Gdańsku zginęło ok. 120, w Gdyniokoło 500 osób. Wszyscy leżą w zbiorowychmogiłach. To wszystko jest bardzo przykrei smutne. Nic tylko trzeba się modlić i prosićBoga o spokój i rozum dla tych, którzy gonie mają”.„ Jadą czołgi kolorowe”W pierwszych dwóch tygodniach stycznia1971 r. sytuacja ciągle była napięta. Zmianyna sz<strong>czy</strong>cie – odsunięcie Władysława Gomułkii objęcie stanowiska I sekretarza PZPRprzez Edwarda Gierka – tylko na chwilęuspokoiły nastroje. Ktoś pisał: „Objęcie władzyprzez Gierka przyjęto z ulgą i nadzieją, aleciągle jesteśmy pod wrażeniem tragicznychwydarzeń. Pewnym <strong>czy</strong>nnikom tak zależy natym, żeby zatuszować wypadki na Wybrzeżu– szczególnie wypadki w Gdyni”. Oczekiwanoukarania winnych. Najczęściej domaganosię „głowy” Zenona Kliszki, prawej rękiGomułki, wymieniano też nazwisko dotychczasowegopremiera Józefa Cyrankiewicza.Podobne zmiany na sz<strong>czy</strong>tach dokonywałysię w dziejach <strong>PRL</strong> rzadko. Dlatego budziłyduże zainteresowanie opinii publicznej.Krążyły ulotki i dowcipy. Te ostatnie nie tylkoośmieszały, ale też rozładowywały nagromadzonenapięcie.Stabilność systemu w jakiejś mierze brałasię z „zabetonowania” jego struktur władzy.Wszelkie rysy na skorupie były dla niego szalenieniebezpieczne. „W stoczni im. Leninateż się na gwałt domagają, aby usunąć tegoze Związków Zawodowych Logę Sowiń-„W Gdańsku podobno spokój”Lista postulatów nie koń<strong>czy</strong>ła się na odsunięciui ukaraniu odpowiedzialnych za strzelaniedo robotników. Wszystkie dotąd zgłaszanepostulaty pozostawały niezrealizowane.Robotnik z jednej z trzech stoczni Trójmiastawymieniał w liście: „Największyszum jest z podwyżką. Dzisiaj nasz wydziałstał i nie pracował do śniadania. Inne wydziałyrównież stoją, tak, że ogólny chaos sięutrzymuje. (...) Na zebraniach są wysuwaneróżnego rodzaju postulaty, z najważniejszychto usunięcie Kociołka z Biura Politycznegoi organizacji partyjnej w Stoczni Gdańskiej,ukaranie działa<strong>czy</strong> winnych za stan gospodar<strong>czy</strong>kraju, ukaranie winnych wydania rozkazustrzelania do tłumu. Wytoczenia sprawsądowych milicjantom za nieuzasadnionewypadki użycia broni, gazów nie tylko łzawiących,ale i trujących”.Na początku 1971 r. kolejne strajki – jeślimożna tak powiedzieć – wisiały na włosku.Domagano się przyjazdu Gierka. „W Gdańskupanuje podobno spokój, ale tak dobrzeto jeszcze nie jest. Kilka wydziałów w stocznina razie nie pracuje. Chcą koniecznie rozmawiaćz Gierkiem, to jedno, chcą konkretnychzmian w zarobkach, no i po trzecie chcą, abywypuścili aresztowanych stoczniowców. Jeżelitych trzech warunków nie spełnią, to zapowiedzieli,że znów wyjdą na ulice, ale podWRN [Wojewódzką Radę Narodową –M.Z.]”. W miesiąc po przejęciu władzy przezGierka sytuacja znów stawała się krytyczna.Choć formalnie strajków nie było i ludzieprzychodzili do pracy, to jednak ją markowali:dyskutowali, wiecowali. 21 stycznia1971 r. wybuchło kilka krótkotrwałych strajków.Następnego dnia pracownik jednego zestrajkujących zakładów pisał: „W bieżącymtygodniu stocznia znów przystąpiła do strajku.Wczoraj wszyscy do pracy podążali pieszo,przerwali pracę tramwajarze i do południaw ogóle nie kursowały tramwaje i autobusymiejskie. Po południu ruszyły”.Mieszkańcy byli już jednak wyczerpaniprzeciągającą się niepewnością, a przyjazdGierka do Gdańska 25 stycznia zbiegł sięz tymi nastrojami. Jednak pamięć o grudniowejtraumie pozostała. Stała się założycielskadla buntu, który wybuchł 10 lat później.A w liście z 1971 r. ktoś napisał: „Coraz poważniejmyślę o niepodległości albo o rozsadzeniuod środka. Ciężko znosić parodięustroju ludowego”. h>> Dr MARCIN ZAREMBA (ur. 1966) jest adiunktemw Instytucie Studiów Politycznych PAN i InstytucieHistorii UW, zajmuje się historią społeczną.Opublikował m.in.: „Komunizm, legitymizacja,nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacjawładzy komunistycznej w Polsce”.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!