12.07.2015 Views

Nr 53, listopad 1958 - Znak

Nr 53, listopad 1958 - Znak

Nr 53, listopad 1958 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Tomasz Merion .Tadeusz MilewskiJ. M. Swi~cick i . •Maurycy MochnaclciKs. Stefan Moysa, T. J.Wladyslaw KonopczynskiAnloni S t~pienJan Fr. DrewnowskiLeokadia MalunowiczCZAS I LlTURG/APOCZATKI KULTURY EUROPEJSKIEJOD NAPOLEONA DO HITLERAo HISTORIIMOUNIER 0 HISTORII I POST~PIEJAK ZOSTAtEM HISTORYKIEM (2 )PEWNOSC WIEDZY OGOLNEJODPOWIEDZ NA ANKIET~BIBLIOGRAFIA RELlGIJNAZdarzenia - Ksiqiki - LudzieKRAKOW ROK X LISTOPAD (11) <strong>1958</strong>


REDAGUJE ZESPOLHanna Malewska, Maria Morstln-Gorska, Stefan Swieiawski, Stanislaw Stomma, Jerzy Turowicz, Stefan Wilkanowicz, Jacek Woiniakowski, J erzy Zawieyskl.Redaktor Naczelny: Jacek Woiniakowski Sekretarz Redakcji: Stefan Wilkanowicz Adres redakcji: Krakow, Slawkowska 32, I p. tel. 556-21Redakcja przyjmuje: we wtorki i piqtki, godz. )3-15Adres administracji: Krakow, Wislna 12, I p. tel. 213-72.Administracja przyjmuje codzieiJ., od godziny 9-13.Cena zeszytu zl 12.-Podwyzszenie ceny bylo, niestety, konieczne zarowno ze wzgl~du nawzrost kosztow produkcji jak tei na powi~kszenie obj~tosci (w rokuubieglym przeci~tna obj~tosc zeszytu wynosila 93 strony, w roku biezqcym- 122 strony). Mamy nadziej~, ze obecnq obj~tosc "<strong>Znak</strong>u" b~dziemymogli nie tylko utrzymac ale i dalej powi~kszac.I'renumerata do konca roku <strong>1958</strong> bez zmiany, zl 10.- miesi~czniekrajo',vamiesi~cznie zl 12.­kwartalnie 36.­polrocmie 72.­rocmie " 144.­Prenumerata od 1 stycznia 1959:zagranicznamiesi~cznie zl 16.80kwartalnie 50.40polrocznie " 100.80rocznie " 201.60Zam0wienia i przedplaty przyjmowane Sq w terminie do dnia 15-go. miesiqca poprzedzajqcego okres prenumeratyWplaty na konto administracji Krakow, Wislna 12, PKO nr 4.-9-831Prenumerowac mozna rowniez przez urz~dy pocztowe i listonoszy,oraz wplacajqc na konto "Ruchu" Krakow, Worcella 6, PKO nr 4-6-777Prenumerat~ zagranicznq nalezy wplacac na konto administracjiPKO Krakow <strong>Nr</strong> 4-9-831, lub na leonto PKWZ "Ruch" Warszawa,ul. Wilcza 46 - PKO 1-6-100024.Maszynopis otrzymanC' 13. I X. <strong>1958</strong>. Druk ukoitczono w <strong>listopad</strong>zie <strong>1958</strong> Format A5 Papier pismo V kl. 61 X 86 65 g Ark. druk. 7'10 Zam. 332. 13. IX. <strong>1958</strong> Naklad 7000 + 200 egz. S-41 Krakowskie Zaklady Graficzne, Zaklad 7, Krak6w, Kazimierza W. 95


JAN XXIII


nOK x -<strong>Nr</strong> <strong>53</strong> (II)MIES1eeZNII( Listopad <strong>1958</strong>KRAKOWW zeszycie poprzednim staralismy sit: przynajmniejurywkowo pokazac niektore wsp6Jczesne kierunki filozofiii teologii historii; numer biezqcy przynosi artykuJy,w kt6rych poruszane sq okreslone zagadnienia historycwe,dla naszej terainiejszosci wazne.Powracamy r6wnici do dyskusji iiIozoficznych, takinteresujqcych naszych czytelnik6w (otrzymane odpowiedzina nasz apel zamieszczony w 50/51 numerze wymownie0 tym 8wiadczq; serdecznie za nie dzit:kujemy,wszyslkich przyjaciol, ktorzy jeszcze nie wyslaJi namswoich. opinii i dezyderatow, bardzo 0 nie prosimy; wr6­cimy jeszcze do tycll materialow w przyszlosci). AntoniStt:pieri. poiemizuje z zamieszczonym w 43 nl1merze "<strong>Znak</strong>u"artykulem Andrzeja Grzegorczyka. Artykul JanaFranciszka Drewnowskiego opisujqcy pasjonujqcq przygodt:intelektualnq -- dokonywane w Polsce przed ostatniqwojnq proby usystematyzowania i uscislenia filozofiiprzy pomocy logiki matematycznej - jest nie tylkoprzyczynkiem do dziejow filozofii, ale stawia rowniezpostulaly dotyczqce sposobu jej uprawiania. Mamy nadziej~.ie zapoczqtkuje on pozytecznq dysktlsj~.


NA OKRES ADWENTU THOMAS MERTONCZAS I LITURGIADla ClllowiE'ka 'nazna,czonego grzeche.m pierwopodnym cykl porroku, sam obrot czasu stajq si~ duchowym wi~zieniem.l Kazda nowawi'osna PI'ZynOS1 chw.ilowy narwr6t naJdoZ'ieL Jes.ien i Lima ni,sztCzq le,nadziej~ powracajqcym u·stawJcznie przyponmiem:iem smierd. Dlaczlowieka zY'jqrcego tylko cialem, tylko na pOZli'omie natmy, dlaczlowieka zyjqcego bez Bog.a, wierka rzeczywilsrtosc ludzldej mHoscii plodinosci stwalrza polozem:ie bez wyjscia. Zostahsmy zwd'Zeni prozezrodzicow, Morzy znikajq ·z oblJicza ziemi i popadajq w zapomnienie.Z kolei i my l'Os.niemy, nabieramY'SlB, rodzimy znow synow, a potemtez slabniemy, umi~ramy i '11legamy zapomnien'iu. A nasi ·synowiermvniez przejdq prze.z ten sam cykl, kOlkzqcy sri~ il1ieub~a.ganiesmierciq Ii z.ap.om1lliell'iem.Wydaje siEl, jak gclyby cala na·tura usilowala daremnie p.odZwignqcsiEl W'Zwyz. P.okolemi e ,za pokioleniem za'paJa ona 'p'tO'll1'ieniem nie'liliczonychduchow ludizki.ch, "hdolnych do wiecz,nego iLstnJenia. dusz,ktore majq nienalsy'cone pragrrie:nie miolosd, mqrdrosai i radosciw B.ogu. Plomieni.e 1e na chwil~ wzbij.ajq si~ ku gorze, potemopadajqi ga:snq. kh sladami i-dq nastp,pne. laden z nich nie je~t w sta·niedOS1i~gnqc ·wieCzlIlosci. Przez to u,stal\vi'czne odnawianie s,ip, j 'O'bumieraniecykl por TO.kU przywodzi nam na pamip,c, ze smierc jest kreserrnwszystkieg,o. Wsze'chSwiat, Mory ongiS pOWiS1ta[, kiedys mo,ze zastygniei umrze. C6z pozosrtarnie?Nowocz€'sny poga;nin, bezhoz'ne dziecko wied.zy Itechnicznej alba"cztowiek Humu", jeSlt n ~ejako bardziej niz upadly. lyje 'On nie tylkoponizej poziomu laski, ale nawet ponizej poziomu natury, poziomuwla:s.nego C1ll0'VI.iGczensrtwa. Pozbawiony k'ontoaktu ze s,tworzonym5wiatem j ·z ,samym sobq, bez zWiqzku z rzecilywisrto,sC'iq n-atury, zyjew :swiecie falszu i uludy, w swiecie systemow ,i fikcji, ktorymi otoczyl:a,sip, :nowoczesna ludzkosc. Tam zycie czlorwieka nje t'Oczy ~ .ip,juz na'wet w kr~gu p6r roku. Staje siEl ucieczkq wpwst W nireosc.1 Artykul ninie.iszy zostal opublikowany po rHZ pierwszy w czasopismie "Worship"(nr 1 grudzien 1956).


CZAS 1 LITURGIA 1219ucieczkq od 're.iclnego 5wiart:a ioo Boga jedynie na to, aby siEl pomszae1 ullIiknqc spojrzenia w twarz rzeczywistosoi.Aby zye w Chrystusie musimy zerWiae 'Z tq ucieczkC! pms,to w nioosei ,odzyskae lad j rytm rzeczywllStej natury czIowieka. Zanimb~d2'iemy mogLi 'st'ae .siEl bogami - mU!simy bye WlPierw 1udzmi.Ola cziowiek·a zyjq.cego w Chrystusie


1220 THOMAS MERTON\Ve Mszy swJ~tej l'ok li1turgiezny .adncrwila codziennie taje.mnicenaszego odkupienLa. Odnawla nilJ5Z udzial w pO'~zozegolnyeh taj.emnicachzycia Chrystusa. Uczy O1,as drog, kt6ryuni ·chodzili swrir;:ci i odnawianaSZq lq'Gznosc z nimi w mi1osoi Ducha. Jelst to role zbawienia,ale takie wk oswieeenia 'i przeobra:ienia.Tajf;)mJl'lce titurgkzrr1e91o eyklu rue Itylko zlewajq na na!>ze dus'Zenowe fale zbalwezych wod laski, ale r6wniez 'os'Wli,ecajq nas.z I'Ozum,a'by mogl wnikac W odwieczne a zarvvsze nowe .drog'i Boga. Ueze, nascoratz wie,cej '0 Ch rys'tusie, uka!zujq nam 'coraz gl~biej znaezenie zyciaw Nim, 'P'Ozwal,ajq 'Tbam wZr3'Sltac i prze'obrazac s .i~ W Nim.\lVii-dra l(josciolcl w Chrystusa :nie jest tylko ista1tycZlIlym uznanlernJego historyeznej e gzystencj;i, ale dynauniJcznym llcz8'3,tnictwerrnw wielkim cyklu 'dzdel objarwi aJjCjlcY'ch SrwiaJtu mHosc Ojlea dla Ity'ch,ktorych wezwa-l do zjedno·czenia 'Z Sobq w umifO".v,am)"Ill Synu. '1\1 wkuliturgic.znym l(jo'sci61 vv;i,dzi i uz,naje t.o dzialanie Ojlca, Ktory tak. ukochalswiat, ze Syna Sweg'o Je.ctmorod_zonego dal dla zbawienia Iudzi.Je,sj: to !1ozunowa mir;:dzy ~Iu ,dzkosciq a OJ-cern, w k!torej Ojciecukazuje Siebie sameog'o w Swoim Sl'owie i w M6re,j K050i61 napeJnionyDuchem Ojoa i Syna moin siG i uwielma chwaI~ Ojca.\"'e js'Cie w eynk! liiturgkzny to uczeslmlkzenie 'W wielkim ooiele odkupie-nia,dokonanym przez Syna. Liturgja 1.'0 ,,'oodzienna prac,a" ­ta swiP,lta pra.ca, w k t6rej Kosciol wsp61dzi,a'1.a "Z bml


CZAS 1 LITURGIA 1221glO boskim i IQJdwie:czlI1ym Synostwie i slyszec glOiS Ojca, mowlqJcegodo nas W Nim: "DZ'is poC'zq!em Ciebie!"W kazdej liturgicznej tajenmicy mamy rtaklie dail.ek o'Si~zne wejrZieniew czalsi wieczn05c, w spmlwy og6tlne i osobls'te, w Ito, co jes'tw.spolne wszyst.]dm wieikom , w 10, co zm,ajduje si~ poza i pOOlad czasemi przestrzeniq, jak i w to, ,c·o je:>t najbmdziej 'charak.terystyczneIi najbliz5lze lI1a'szej epoce i naJszemu miejsni na ziemi. Chrystusw SwejnielSkJOlltcZlOnej wiellmsci agamia W's;zyS'tkie sprawy boskiei ludzkie, dUtchowe i ma·teriaIne, ·dawlne i iI1Iowe, wielkie i male,i w liturglii Sam przetw(l


TADEUSZ ~ IL EWS KIPOCZl\TRI RULTURY EUROPEJSRIEJKultura europejska zajrnuje '.'lyjqtkowe stanowisko posr6d kulturswiatiJ , ona bowlem dop rowadzHa mi ~dzy w . XVI a XX do zjednoczenialudzkosci i rzucila podwaliny pod JOz\v6j kU ltUfY uniwersalnejobejmujqcej calq k ul~ ziemskq. Przed okresem ekspansji europejskiejposzczeg6lne osrodk i kulturillne swiata zy1y wlasnym zyciemi choc c z~s tokro'~ wznos-ily sie, w tej czy innej dziedzinie nabardzo wysoki poziom, to jednak nie wplywaly na warunki bytuca~ej ludzkosci. Dopiero Europejczycy narzucajqc na pewien okresczasu SWq p r zew ag~ politycznq innym kontynentom doprowadzilido tego, ze wszystkie plemiona zi emi poznaly sit: wzajemnie i zacz~lywplywac na siebie. Powstaia ludzkosc jako calosc nie tylkobioloqiczna ale takze i. spoleczna. Oczywiscie konlakty k ulturalne5q je::zcze w wielu dzied"inach bardzo powierzchowne a 5tykajqces i~ ludy palajq cz~stokro c do siebie nienawisciq, ale mimo tego kulaziemska zaczyna tworzyc coraz wyra±niej jednosc kulturalnq. W tejrodz ~ c e j si~ kulturze uniwersalnej elementy pochodzenia europejskiego ma jq stanowczq pr zew a g~ mimo niew qtpliwego j wzrastajqcegoudziaill innych kultur. To wszystko sprawiit, ze dziej-e kulturyeuropejsk iej, od jej daleki ch poczqtk6w, scI chyba najwazniejszymproblemem historii, ktoremu p oswi~c one Sq rok rocznie tysi qcznepublikacje.Kulturq europejskq nazyw amy k ultur ~ w YZSZq, kt6ra od samych5wych poczqtk6w rozwija si~ na obszarze Europy, p rzy czym przezkultury wyz5ze rozumiemy te, kt6re - w przeciwi.eilstwie do srednichi. Dizszych - poslugujq si~ pismem mniej lub wiGcej wyrobionym,Na obszarze Europy po raz pierwszy z a cz~to uzywac pisma- i to miejscowego pochodzenia - n a wyspie Krecie okolor. 2000 p rzed ChI., W 'tym vvi~c okresie powstala wyZsza kulturaeuropejsk a , kt6ra organicznie rozw ija s i ~ po dzis dziell w ciqguczterech tysi~cy lat. Oczy wiscie kultura nasza n·ie jest najstarszq.'Ny zsze kultury postugu jqce siG pismem kwitly w Egipcie, w Mezopotamii i w In:di,ach jUl 'okolo L 3000 pnzed Chr. Kultura europejska


POCZ/jTKI KULTURY EUROPEJSKIEJ 1223jest jednak rownie stara jak kultura Chin a znacznie starsza odwyzszych kultur Ameryki. Przy wyrainej ciqg10sci organicznegoTozwOju kullura europejska przezywa1a w ciqgu tysiQ,cleci na przemianokresy stabilizacji i okresy zam~tu, ktore dawa1y poczqtek'nowemu, spokojnemu rozwojowi. Nie wdajqc si~ w szczegoly wyroiniemozna szese zasadniczych okresow rozwoju naszej kullury.1. Pierwszy okres stabilizacji, okres kultury minojsko-mykenskiej.kt6ra rozwija1a si~ na Krecie, na wyspileh morza Egejskiego, naPeloponezie i w srodkowej Grecji. Za przejseie do wyzszej kulturyna tyeh terenaeh nalezy uznae pojawienie si~ oko~o I. 2000 przedChI. napisow hieroglifieznyeh na Krecie, upadek zas kultury minojsko-mykenskiej nastqp i1 oko1o r. 1200 przed ChI'. wskutek najazduDorow.2. Pierwszy okres z am ~ tu obejmuje w ieki ocl upadku kultury minojsko-myken


1224 TADEUSZ MILEWSKIIZabytki kultury minojskiej i mykeilskiej spoczywaly przez wiekipod grubq warsLwq gruzow i pop.iol6w skqd wydobyJa je dopieropraca uczonych XIX i XX w. W rozwoju badail wyr6znie moinalrzy elapy zwiqzane z nazwiskami trzech niezmiernie na tvm poluzasluzonych uczonych. Punktem wyjscia byly prace wielkiego archeologaH. Schliemanna na akropolu w Mykenach na poludnie od.KJOI y1l1tU IfOZ'P;QczE:te w r. 1874, More w r. 1876 do,p :,owadiZliJy doepokowego odkrycia grobow krolewskich z ich bajecznymi skarbami.W r. 1884 Schliemann odkopal palc;c w Tyrynsie dawnejIstoliJcy Argolirdy. Dmg'im e talpem byly pmce A. J . Evansa, ktoryodkopuji):c w r. 1900 pd'iac kr6lewski w KnosslOs, legendar,ny lab i­rynt, odkryl tabliczki gliniane pokryle napisami. Ten materialinskrypcyjny wzrosl znacznie dziE:ki poi niejszym wykopaliskom,z kt6rych najwazniejszym bylo odk rycie w r. 1939 w Pylos, napoludniowo-zachodnich krailcach Peloponezu, palaeu potomk6w homero.wegoN estora wraz ,z jego bogaltym archiwuIJTI , Jui Evans rozpoczqlsludia nad odnalezionymi napisami i w sk azCil slusznie, i ekluczem do ich odczytania moze bye tzw. sylabar cypryjski uzywanyprz€lz Grekaw na Cypr:ze az do III w, p'fzed ChI'. Pmce nad.tajemniczymi inskrypcj


POCZI1TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ 1225umowne. kl6re odpowiadajq pewnym kompleksom dzwif::k6wa przede wszystkim sylabom. Z czasem rola znak6w tego ostatniegotypu coraz bardziej wzrdstaia, dziE:ki czemu pismo hieroglificzneprzeksztalcilo si ~ w sylabar, kt6rego znaki oddajq zasadniczo zgloskimowy. Drogq dalszej ewolucji syIabar moze siE: przeksztalcie w alfabet,k t6rego Iitery oznaczajq juz nie cale sylaby, jak np. ba, pa, po,lecz poszczeg6lne skladajqce je gloski: b, p, a, 0 itd. Przez wyr6znionetu etapy przeszla ewoIucja pisma na obszarze starozytnejHe\Jady'. Mi~dzy 1'. 2000 a 1660 przed Chr. uzywane bylo na Kreciepismo dotqd nieodczytane uWdzane jednak powszechnie za systemhieroglificzny, w kt6rym obol} ideogram6w, tj. znak6w pojE:Ci przedmiol6w, wyst~pujq juz znaki fonetyczne oddajqce sylaby.OkOfO r. 1660 z systemu lego wyIonil si~ sylabar zwany pismemIineamym A, kt6ry uzyrwa·n10 na Kreoie az do polO'Wy XV w. przedChr. Sylabaru tego dotq.d nie ,odczyta!l1o. Wysu'Wane Sq tylko niepewnehipotezy. Ok'Olo r. 1450 na pod5'Jta wie pLs'llla linearnego Apiowslt a>je ,nowy syla,bar zw a[lY p'ilsmem lineClJrnym B, k t6ry uZY"vanybyl 'tak w KInOlS'sos na Krecie jak d lIlJa Jq,dzi.e stalym Grecji, gdzien a j W' i ~ klsz q ·ilosc tabl iiczek z inskry.pcjami znaleziono w Mykenach,w Py los i w Tebc;ch. Tradycje pisma linearnego B urywajq si~w G recji ok olo r. 1200, wsr6d Grek6w jednak zamieszkujqcychwysp ~ Cypr uzywane byla w XII 'N. rprzed Chr. pismo linearne cypryjskie,kJt6rego pomniki znalez.:'ClDo w Enkomi i Ugari1t, a kt6rewywodzi siE; bezposrednio z pisma linearnego A. Cypryjskic pismolineanne przeksztalcHo si ~ w rtzw. sy.]aba,r cypryjski, w kt6rym Zdchowarosi E: OkOfO 500 kr6tkich napis6w z okresu mi.~dzy r. 500a 200 prz!?d Cill. Natomi·a s.t w Grecji ok>oro r. 850 pl"Z'ed Chr. zalCZE:t'0pi'sac alfu,betem opal'tym na ,.v:zoruch ferri'ckich, kt6re przeksz'talconaprzez dodartti e liter na olilnaczenie sam oglos e


1226 TADEUSZ MILEWSKIczane, przeto wyrazy greekie ego 'ja' i ekho 'mam' pisane Sq jedna­!cowo e-ko. Podobnie pismo linearne B nie odrOinia 1 od r, np. meli'nl,iod' pisene jest me-ri jc;k agora 'plae zebran' - a-ko-ra. Gloskim i 0 przed spolgloskami nie Sq w ogoJe oznaczane, podobnie jak-s na kOlieu wyrazu. Stqd paota 'wszystko' pisane jest pa-ta a angelos'poslaniee' - a-ke-ro. Pojedyncz3 spalgloska stojqca przed innq:,polgloskq lub na koneu wyrazu moze bye oddawana tylko przez:zmak wyrazajqcy calq sylab~, np. b~eTI1j,k ptolio 'miaGto' pisamy jest}"lo-to-li-ne. Pr6cz znakow fonetyeznyeh wyst ~ puje w pismie linearnym B kilkadziesiqt symbolaw ideograficznych, ktore oznaezajqrazne kategorie bdzi, gatunki zwicrzqt, rodzaje przedmiot6w . miaryi wagi, a w reszcie liezby calkowite i ulamki. Zc; chowane teksty,ktore utrwalano tymi znakami na tabliczkach glinianych suszonychria sloncu , to wylqcznie spisy urz~dowe, a mianow.icie listy os6bi zwierzql, inwenlarze magazyn6w krolewskich, wykazy powinnosciitd. Imiona ludzi, bogow i zwierzqt stanowiq 65010 wszystkich wyraz6wzachowanych w tekstach. Czasowniki natomiast wyst ~ pujqbardzo rzadko i to ty lko w 3 osobie.Trese n kIY'P'cji w p i.smue linearnym B, wykopal1iska archeoIogl'czne,w ZlIllianild na p omnlkad1 hetyc kicl1 i egipskich, a WTes'zcietradycje samych Grek ow z epok.i klasycznej zaw-arte gl6wn ie w dzie­:la ch Homera i Tu kidydesa , w szystko to pozwala na o:itworzenie,jeszne na razie bardzo og6lnikowe, poczqtk6w kultury europejskiej.l uz w Iczwantym tysuqcleciu p rzed ChI. Iudno'se nie.znanego pochodzenliu rozwijafa na obs'7.arze Grecji dekarwq kuM1U ~ neo,IHy cznq.'IN 1n:eci.m tysi CjJcleciu, w epoce miedzi i w C2esll1eg'o brqzu, za,lewaG rec j~ ludnose pochodzqca z poludnilOw o- ZCl!ch odnkh kral'lc6w AzjiMniejszej, kt6ra naleia!la p rawdopodobnl,e dlo ItZ/V.,.. 'azjarukkioej grupyjG'Zyko'Wej. 'Np·ro wa,dzil-a cna li czne nazwy m ias.t :i gor, zachowanepo dzis dzien, Z cha'rakterystycZll1ymi p nzynolS tkami -nthos, -ssos,-


POCZATKI KULTURY EUROPEJSKIEJ 1227w ruinach palac6w w Knossos i Fajstos. Sq to zapewne inwentarzezawarlosci magazyn6w kr6Iewsk!ich. Rozumiemy z nich znaki liczbcalkowitych i ulamk6w oraz ideogramy kilku rodzai pozywienia.Form~ przejs.oiJow,,! -oct hieIlOglMow do p1sma Hneilirnego A stan::>w'iqnapisy na dwudziestu kilku tabliczkach z Fajstos pochodzqcychmoze jeszCize rz XX w. przed Chr. TablLczk.i. jednak pokryt€ typ::>wympismem A pochodzq gl6wnie z okresu mi~d zy r. 1660 a 1580 z Knossos,Fajstos i z wielu innych miejsc Krety. NajpMnie jszq i najliczniejszqich seri~ stanowi 150 prostokqtnych tabliczek glinianychznalezionych w willi kr61ew skiej w Agia Triada a pochodz,,!cychz p1e,rwszej pOOOlWy XV w. Pismo lineame A jeslt lSylabaJfem zlo­:i:onym z 75 znak6w fonetyczllych i z pewnej ilosci ideogram6w.RozlNinqlo s i ~ one z hierogIif6w 11 z kolei stalo siE) podstawq pismalinearnego B. Z tego o 'jtatniego fak tu mozna wysnue pewne wnioskico do iElzyka ni eodczy tany ch napis6w A. Pewne fakty przemawiaj,,!za tym, ze j ~ z y!( t 'ch n apis6w , kt6ry nazywamy konwencjonalniej ~ zykiem minojskim, nie n a Ieic:l do rodziny indoeuropejski j lubprzyna.jmniej byt JElzyki em mieszan ym 0 siinym wkladzie eh"menlownieindoeuropejskich. Pismo linearne B jest bardzo ile dostoso­"vane do budowy i Gzyka greckieg ::>, co najlatwiej mozna wyllumaczyetym , ze powtarza one niewolniczo cechy pisma linearnego A,od kt 6re ~".1O pochodzi, a ktore zostalo ulozone dla j Elzyka minojskiegoz grupy azjanickiej 0 budowie zupelnie innej nii: j~ zyki indoeuropejskic.Na tej podstawie mozn a sqdzie, i:e j ~ z y k minojski nie odri)zniaispotgloselc ctzwi ~ cznych od bezdzwie,cznych, tak jak e truskii inne jezyk i azjanickie, ani r od I, jak j~zyk staroperski, i zewszystkie jego sylaby byly zakonczone na samogloski.Na podstawie wynikow badan archeolog.icznych i filologiczny chostatnich lat oraz trady cji greckich zwiqzanych z Kretq, jak legendyo rv'Iinosie, Minotaurzc i Tezeuszu, mozemy przypuszczae, ze kolebk qkultury europejskiej byla Kreta, na ktorej miEidzy r. 2000 a 1450przed Chr. rozwijalo sit::; panstwo 0 wysokiej kulturze rzqdzone przezkrol6w , kt6rych oznaczano moze tytulem minos. Flota krete6skapanowala w t rro okresie na morzu Egejskim, a nadbrzezne miasta,jak np. A teny, placily minosom haracz. P,ismo hieroglificzne i lineflrncA uzywane bylo tylko na Krecie i to na calym jej obszarze,kt6ry by! jednolitYT:1 centrum kulturalnym odcinajqcym si~ w tejepoce swym znacznie wyzszym poziomem od reszty Grecji. Owczesnaludnose Kre ty pochodzqca z Azji Mniejszej m6wila jt::;zybemminojsk im z grupy azjanickiej. Przetrwala ona kilka najazd6w greckicha szczqtki jej ,i6t ruialy i'eszaze w V w. przed Chr. nazywane przezGrekow prawdziwymi Kretenczykami. Potem ulegly hellenizacji.Gdy na Krecie rozwijaja si~ wyi:sza kultura minojska, na lqdziestalym GrecJi nastqpily pov-razne zmiany wywolane przybyciem


1228 TADEUSZ MILEWSKIindoeuropejskich Grekow. Wielka rodzina j~zykow indoeuropejskichobejmuje dwanascie grup lingwistycznych, ktore ,vszystkie powstalyz odrniennej na rozny ch terenach ew o lu cj ii ~zyk a praindoeuropej ­skiego, wspolnego przodka calej rodziny.2 Nalezq tu grupy j ~ zykowindyjskich i :iranskich, j ~ zyk orm ianski, w ymarle dzis grupy toch arskaw Turkiestanie vVschodnim i lle tycka w Azji Mniejsze j. j ~ zykgreck, i t:lbanski. grupa ilalsk a, celtycka. germallska, slowianskai baltycka. J~ z yka p raindoeuropejskiego uzywaly plemiona p aslerskiekoczujq.ee oko10 .r. 3000 prze.ct Chr.na wi.elkriJch ohszalfoch EuroipYmi ~dz y Renem a Morzem Czarnym. Z 'lej p rakolebki rozesrzly s i~Iudy indoeuropejskie w rozny ch kierunkach. Przodkowie j ~ zyk ow iGrekow prz esu n ~ li si t:: p rzez basen Dunaju net Balkany i tu okofor. 1800 przed Chr. pielwsza jch rala zalala staly lqd Hellady. G reeynawarstwili si~ na tych obszarach n a w spomnianq juz ludnosc dawniejszq, ktorq JOJni n azywali Pelazgami, a ktora za'Pewn e jak praw ­dziwi Kretel1czycy m(w ila j ~zyki em z grupy azjanickiej. Grecl'przyniesli ZE' sobq nowq k u ltur~ srednif' go brqzu, ktora wyraznicodcina s 'i~ od kultury 5tarego brqzu u prawianej przez lu dnosc przedindoeuropejskq. Ta now a k ultura rozw ija s i ~ bez wstrzqsow odr. 1800 az do r. 1200. Nazywamy jq ku llurq mykellskq od je j naj ­w azniejszego centrum - Myken. Grecy we h !on~ li ludnosc dawniej­SZq, tak ze tradycja uwazala ALel'l czykow za she llenizowanych Pelazgow. To wprowadzilo do kultury zdobywcow p ewne elemen tymiejscowe. Drugim bodi cem rozwoj u byly wply wy kultury minojskiejpromieniujqce z Kre ly. Wsku lek lego poziom k ultury hellenskiej szybko si ~ podnosil a w Myken ach i T yrynsie n a gruzachstarych powstawaly eoraz nowe wspc;.nialsze zamk i. Trzeba jednakzaznaczyc, ze mi(;ldzy k u lturq minojsk q Krety a mykellskq Peloponewi G recji Srodkowej za chocl zBy powazne roznice swiadczqceo sa modzielnosci rozw oju lqd u stalego . W idac to wyra.i nie w architekturze.Palace k re tellsk ie byly wielkimi .nieu fortyfikow anymi budowlamiskupionymi oko1o centrt:lnego dziedzin ca. Grody mykerlskie, k tore n ajlepiej reprczentujq oslatnie zamki w Mykena chz XV w . i w Ty rynsie z XIV w., to w arow nie otoezone pot~z n ym imura mi, za ktorymi k ryje si E: siedziba w ladey skupiona oketo me­. garonu, tj. wielk iej sa li dill. m (;lzczyzn z ognjskiem w s rodku. Powstal:n a lqdzie stalym pot(;lzny system polityczny pod przewodnietwemkr61,a Myken. Dominujqcq rD'1 ~ octgryrwato 'W n ~il11 p l em i ~ Achajow(Akhaiwoi w edle ow czesnej vrymowy).HelJenowie 'gorowa Ji militarnie nad ludnosciq minojskq Kretya z czasem dorow naH jej k ulturq. Przygo lowalo to n ajazd Achajow2 Por. A. Meillet. Wst ~p ·:10 j '1z ykozllaw stwa indoeuropejsk;ego, tlumaczylT. Milewski, Warszawa <strong>1958</strong>, PWN.


POCZI\TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ 1229z Peloponezu na Kre tE;, kt6ry nast .pH ok010 r. 1450. Grecy opanowaliKnossos, kt6re stalo siE; stolicq nowej, zdobywczej dynastiic.chajskiej . Opanowala ona Cafq wysP E; niszczqc stare palace kr6­lewskie w Faistos i Agia Triada. Vi ten spos6b powstalo pott;znepanstwo Achajow, ktore w dokumentach kr6Iow hetyckich z XIVi XIII w. przed Chr. nosi l1.avwE; Ahijawa !i 'zaliozane jest do naj-wiE;kszychpotE;9 owczesne90 swiata zaraz po Egipcie, Babilonii, Asyriij panslwie Hetytow.W Egipcie znaleziono ceramikEl mykeilsk~z XV w., a na freskach egipskich z tej epoki posiowie z Kretyubrani Sq juz nie w stroje minojskie lecz mykenskie. Achajowiepodbij ajq w XIV w. Cypr a w XIII w. zdobywajq TrojE;, kolonizujqwyspv morza Egej;;kiego a pal'lstwo ich na zachoelnich brzegachAzji Mni,ejlszej w O'kolicach M·iletu gmll'Lozy :z panMwem Hetyt6w.Podboj Krety przez Achajow mial ogromne znaczenie ella rozwojukultury, elzi E;ki niemu bowiem wytworzyly siE; warunki, w ktorychpowstafo pismo linearne B. Pal1stvl'0 minojskie na Krecie byto,jak siE; zelaj e, monarchic! absolutnq silnie zwiqzanq z religiq i rzqdzonC!przez rozbudowanq biurokracjE;, ktora posfugiwala siE; przysporzC!dzaniu przer6znych spisow d wykaz6w urzE;dowych pismemlinearnym A. Po zdobyciu Knossos przez Achajow OkOfO r. 1450powstaia tu, w siedzibie nowej dynas tiC kancelaria kr61ewska wzorowanann dawnej kancelarii panstwa minojskiego. Ta nOWd kancelaric;nie mogla. siG j LIZ lednak z przyczyn politycznych poslugiwaej~ zykiem minojskim i zwiqzanym z nim pismem linearnym A leczmusiala wprowaelziC jE:zyk grecki, kt6rym m6wili zdobywcy. Dopotrzeb tego nowego na Krecie jE;zyka dostosowano pismo linearneA przek sztalcajqc je tym samyrn w pismo linearne B. Szczegolowtej adaptacj i uchwycic nie moi:emy, poniewai: nie umiemy czytaepisrna linearnego A, moi:emy tylko stwierdziC, i:e dostosowujqCstare pismo do nowego jE;zyka wprowadzono na 87 znakow fonetycznych30 nowych zapoi:yczajqc resztE; z pisma linearnego A,p rzy czym wartose fonetycznq wielu znakow musiano zmienie,a ksztalt samych znak6w uproszczono elajqc im postae jeszcze bardziejschematycznq, jeszcze dalszq od ksztaltu hieroglif6w nasladujqcychprzedmioty.o organizacji kancelarii w Knossos w elrugiej polowie XV w.przed Chr. snue moina pewne dOIDy


1230 TADEUSZ MILEWSKIMozna wi~c przypuszczac, ze podobnie pisarze pochodzenia minojskiegozastosowali w Knossos znane sobie pismo linearne A dopotrzeb j~zyka greckiego tworzqc w ten sposob pismo linearne B.Dla potrzeb panstwa spisywali oni tym pismem inwentarze magazynow,listy osob i zwierzqt, oraz wykazy powinnosci ryjqc jejakims ostrym narz~dziem na glinianych tabliczkach owalnych lubprostokqtnych, ktore potem suszono na sloilCU, by je wreszcie schowa,cdo skrzyn 'Z drz'ewa ,czy g;ipisu w,zg1~dnie do wyplatalI1}"Ch k,oszOwi zlozyc w komorze ilIfchiwum. Na ,skrzyniClich j 'kOSZd'Ch oZIILajd


• POCZJ\TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ 1231Jednym z najwazniejszych osiqgniE;c w badaniach nad przeszlosciqGrecji jest stwiordzenie, ze bogowie, ktorych znamy z literaturyi sztuki epoki klasycznej. byE czczeni juz w okresie mykeilskim.Tabliczki z Knossos z XV w. i z Pylos z XIII w . pozwalajq z wiE;kszqlub mniejszq pewnoseiq ustalic imiona bogow. Na czele panteonustal juz wowczas Zeus (formy dalszych przypadkow Diwos, Diwei).Jego odpowiednikiem zeilskim byla bogini Diwia, jego malzonkctHera, jego bra6mi Poseidaon i Haphaistios (tj. Poseidon i Heiaistos),jego corkarni Athena z przydomkiern Potnia 'czcigodna' i Artemis,jego synami Ares i Paiawon (tj. Apollo), jego poslern Hermes. Mamytei slady imion innych bogow jak Dionysos, Eleuthia, Demater (tj .Demeter) i Erinie. Bogom tym skladcmo jako ofiary ziama pszenicyi j E;czmienia, mqkE;, oliwE;, wino, figi, miod a takze runG owioc,naczynia zlote i gliniane, a wreszcie woly i barany. OHar i innychobrzE;dow kuitowych dopelniaJi Jiczni kaplani i kaplanki. Grecyepoki mykeilskiej nie znali swiqtyil takich jakie budowano w epoceklasyc~ne j . Bog6w c'ZJczono w grotach, w rnalych kapJil~zka,ch palac o­wych lub stawiano im oHarze pod golym nie bem.Panstwo Achajow bylo - tak jak je przedst.awia Homer - federc:.cjqkr6lestw, z ktorych kaide zajrnowalo seisle okreslone tery ­torium. Dokurnenty z Pylos dotyczq tylko obszaru Messenii, tj. poludnriowo,zachodniejC'lE;sci Peloponezu. Poza te granice nie siE;galawladzll poszczeg61nych krol6w. Federacja jako calose wystttpowaiapocl przewodnictwern kr61a Myken tylko na zewnqtrz, dia rnieszkanc6wza's kazdego Z Kruj6w Grecji l!1ajwyiszym wlackq byl krollego kraju noszqcy tytul wanaks. Poniewaz byl on jeden, wiE;C tabliczkipodajq ty lko jego lytul pomijajqc imi~, wskutek czego znamyze wsp6tczesnych dokument6w imiona tylko dw6ch wladc6w z epokirnykeilskiej, a mial!1owici'e o.srt:atruieg,o lcr61a Py,los Ekhelawos i kt6­regos 'l da'Wllli'ejszych wladc6>w Etewokiewos. K~'61 (wan a l~. s) mial· szeroki zakres wladzy zar6wno w sprawach religijnych jak i swieckich.Otaczali go najwyzsi dostojnicy: lawagetas, naczelnik sil zbroj·nych, heqwetas 'towarzysz krola' roznoszqcy jego rozkazy, oraztelestal, . zarzqdcy d6br koronnych. Ustroj pai1stwa byl feodalny.Na czele podJeglych kr6lowi ziem i miast stali panowie z tytulembasileus. Wchodzili oni w sklad rady koronn ej (geronsia ). Nizszestanowisko VI hieerachii feodalnej zajmowali moroppa i, wlascicieleziemscy, kt6rzy jednak niekiedy dow odzili oddzialam i wojskowymi.Sposr6d niz5zych warstw spo!ecznych ta bliczki wymieniajq postancow.j herold6w k rolewskich, pisarzy, wioslarzy o kr ~ t6w wojoonych,'wiele rodza:i r zem ~ e s ln!ik6w i p racD·wmik6w rolnych, wspominaj4one wreszcie 0 niewolnik ach. Daleko posllni ~ ta specjaJoizacjazawodowa dowodzi vry soki€go pozionu produkcji, a wniosek tenpolwierdzajq w zup e~no s ci wykopaliska archeoJogiczne, ktore po­


1232 T ADEUSZ MILEWSKIzwalajq nam podziwiac wyroby mykenskich zlotnikow, kowali produkujqcychbroi1 i jnne przedmioty z brqzu, kamieniarzy, architektow,malarzy freskow sciennych itd.Wspaniala kuHura mY'kellska upa·da w XII w. p rzed ChI'. Zarnkiw Pylos, Mykenach 1 Tyrynsie zdobyte 'i spalone lOzpadajq si~w ruiny. Pdl1stwo Achajow przestaje istniec a w jego centrum naPeloponezie naste,pujq wielkie przesunie,eia etniezne. Jako przyezyne,tej katastrofy historyey podajq najazd Dor6w. Jak wynika z danyehjE)zykowyeh, Greey przybyli do sW.yeh historyeznyeh siedzib niewszyscy rownoezesnie leez w dw6eh nastE)pujqeyeh po sobie falaeh.Warstwa !'ltaJrsza, kt6ra pTzybyla okofo r. 1800 ,pTzed Chr. ,0>bejDl'owaladialekty aehajsko-eolskie i jonsko-attyckie, kt6re zajlJlowaly ealyobszar Greeji az do konea XIII w. Rozniee mi~dzy tymi dialektamiw epoee myke11skiej by!y niewielkie, mimo tego jednak mozemystwierdziC, ze 'inskrypeje w pismie linearnym B zostaly zredagowanew diwlekoi'e ,a'Chaj'skim. 'vV XII w. przed Chr. 'IlalSte,.puje zupelnazmiana w stosunkaeh etnografieznyeh Hellady, ktorej ZnaCZllq ez~s czajmuje druga, nowsza warstwa Grekow mowiqeyeh dialekLami doryekimii p61nocno-zachodnimi. Plemiona doryckie zaje,ly Pelopone1.pozostawiajqe starSzq vvarstwe, aehajskq tylko w g6rzystej A rkadiilezC!,eej w samym srodku p6lwyspu. Dorowie opanowujq dalej Krete"Rodos oraz wyspy i wybrzeza poludniowej cze,sei morza Egejskiego.Poza Arkadiq dialekty achajskie utrzymaly sie, tylko na dalekimCyprze. Dialekty jonsko-attyekie zostaly ograniczone do Attyki oralwysp i wsehodnieh wybrzezy morza Egejskiego. Narzeeza eolskieutrzyma!y sie, tylko na wyspie Lesbos i na przyleglyeh wyspaehAzji Mniejszej, w TesaHi i cze,sciowo w Beoeji. Reszte, lqdu stalegoGreeji zaje,ly diaJekty p6lnoeno-zaehodnie. Te ogromne zmiany nastqpilyw sr6d zame,tu we,dr6wek lud6w, kt ore vvypelil1Hy w. XII j Xl.Po tych zniszezeniach i wstrzqsaeh Greeja zaczyna podnosiC sie,dopiero w w. IX i VIII. Powstaje powoli nowa, wspaniata kulturaklasyczna, kt6ra 'Ppzeiyla Iswoj wiek z!,oty w V i IV w. pIzed ChI. Kulturamykenska nie zgine,la jednak calkowicie. Spadek po niej wplynqlpote,znie na rozw6j rriekt6ryeh dzial6w kuJtury klasyeznej a z jejwplywami pl'zeSizedl do nasste,pm}'1eh epoik kul ~ury eUTopejs,kjej. Z tyell. r6znych dziedzin wplyw6w kultury mykenskiej om6wimy tylkojednq, moze najwazniejszq, dziedzine, mit6w, tak co do ieh treSci,jak i formy literackiej i je,zykowej.System religijny GIek6w z epoki klasycznej jest w zasadzie - jakjuz wiemy - spadkiem po kulturze mykenskiej. Aehajowie mi~dzyr. 1450 a 1200 'p'rzed Chr. oz:oiihl jui Zeusa, Hell'e" Poseidona j innychII


POCZI\TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ1233bogow znanyeh nam z epoki klasyeznej. Kulty te przyj~li oniw znaeznej ez~sci od swyeh azjaniekieh poprzednikow z epoki minojskiej(2000-1450). W panteonie greekim poehodzen'ia indoeuropejskiegojest jedynie imi~ Zeus z pierwotnego djeus 'swietlisteniebo', porownaj sanskryekie dyauh 'niebo' i lacinskie dies 'dzien'.Imiona wszystkich innyeh bogow nie Sq poehodzenia indoeuropejskiegoi wedIe wszelkiego prawdopodobienstwa zostaly zapozyezonez j~zyka azjaniekiego ludnosei przedgreekiej. Wniosek ten potwierdzajqwykopaliska aeheologiczne, ktore dowodzq, ze na Kreeiew epoee minojskiej ezozoua byl:a bogw-matka, parui zyr.ia i smierci,pani ludzi i zwierzqt, kt6ra w epoee klasyeznej byla przedmiotemkultu ]ako Rhea, matka Zeusa, wzgl~dnie jako Demeter, tj. matkaziemia. Na Klfe'Cie pTzedhetllenskie1 ezezlono r6wIlliez bosilwo m~sk!ie,ktore Greey zidentyfikowali z Zeusem. Nie jestesmy jeszeze w stanieprzedstawic szezegolowo historii kultow hellenskieh, powolnego narastaniasystemu wierzen i obrz~d6w roznego poehodzenia, mozemyjednak stwierdziC, ze greeki system religijno-mitologiczny byl przedmj,()Jtemwi,a'ry i rCwi przez 2000 Jat od XVI pTZed Chr. do IV w. po Chr.,potem zas nie zaginq! zupelnie lecz przeszedl: do lit.eratury jakosystem metafor poetyekich i w tej funkeji stylistycznej odgrywalpowaznq rol~ VI tw6rczosci artystycznej az do poczqtk6w XX w.Malo jest tak trwalych i charakterystycznych element6w kulturyeuropejskiej jak mitologia greeka. Towarzyszy ona naszej kulturzew eatym jej rozwoju,Do mitologii greekiej proez wl:asciwych wierzeil religijnyeh dotyczqeychbog6w, ieh pochodzenia i w ladzy, nalezala szeroka dzieclzinapograniezna obejmujqca opowiadania z zycia polbogow, heros6w,clawnych kr6l6w i bohaterow. Jest oczywiste, ze ta legendamah istoria Greeji odnosi s i~ wlasnie do epoki minojsko-mykenskiej,ze ujmuje w jeclnq calose spadek wspomnien, ktore drogqtradycji ustnej przetrwaly okres zamEitu i zostaly utrwalone w epoceklasycznej, Legendy te tworzq cykle zwiqzane z grodami, ktore ­jak dowodzq wykopaliska -- stanowily centra polityczne w drugimLysiqeleciu przed Chr. Mamy w iGc cyld mykeiJJsk i, 1ebanski, ateI1ski,k reten,ki, trojanski i wiele innych, Kazdy z nich przedstawia namhistori~ k toregos z kr6lestw epok~ mykenskiej, histori~ utkanq zewspomnien fakt6w historycznyeh i tworow fantazji ludowej, przyezym dzis jeszeZ(' nie umiemy tych elementow od siebie oddzielic.Nie tylko jednak Wqtki tresciowe tyeh cyklow legendarnyeh bylypn:ek azywane tradyejq, tradyeyjnq byIa rowniez forma j~zykowai literacka, w ktorej byly one opowiadane przez poprzednie pokoieu'1d.a- nas lt~'Pnym. Tq t radyeyjnq iio['ffiq j ~zylkOWq i lit€JT'atkq zajmiemysiG tu bliiej.<strong>Znak</strong> - 2


1234 TADEUSZ MILEWSKIW Grecji mj~zy w. VIII ,a IV przed Chr. rue bylo og61nego i jednolitegoj~zyka literackiego lecz kaidy gatunek literacki poslugiwalsi~ odr~bnym j~zykiem artystycznym,;} kt6ry wykazywal pewnespecyficzne cechy w wymowie glosek, w odmianie wyrazowi w slownictwie. Sposr6d tych j~zyk6w artystycznych dwa wyroinialys i~ staroiytnosciq i wielkq rolq w iyciu spolecznym, a mianowiciej~zyk poezji epicznej i j~zyk liryki choralnej. Glowne porn·niki poezji epicznej to Iliada i Odyseja, poematy, ktore powstalyw VIII w. i ktore przypisywano Homerowi. Stqd j~zyk tych utworownazywamy j~zykiem Homera. Otoi od dawna zauwaiono, iej~zyk ten nie jest jednolity, ie zawiera on elementy pochodzqcez roinych dialekt6w. Obok warstwy starszej - achajskiej mamywarstwp, nowszq - joriskq. Podobnie rna si~ rzecz z j~zykiem lirykichoralnej, ktorej najwi~kszym mistrzem byl Pindar na poczqtkuV w. przed Chr. I tu rowniei mamy dwie warstwy: starszq achajskqi nowszq doryckq. Ta starsza warstwa achajska zachowana zarownow j~zyku Homera jak i Pindara to spadek nieprzerwanejtradycji j~zyka poetyckiego epoki mykel1skiej.J~zyk pisany epoki mykeriskiejbyl typowym j~zykiem kancelaryjnym,uiycie bowiem pisma linearnego B nie wyszlo poza kancelari~krolewskq, gdzie poslugiwano siE; nim jak si~ zdaje tylkodo sporzqdzania spisow i wykazow urz~dowych. Jak u wielu ludowznajqcych pismo tylko w wqskim zakresie, tak 1 u Achajow epokimykenskiej teksty prawnicze, historyczne i poetyckie przechowywanebyly w tradycji ustnej bez pomocy pisma. Ten wlasnie wqskizakres uiycia pisma lineamego B sprawH, ze po upadku kancelaryj,ktore si~ nim poslugiwaly, poszlo ono zupelnie w zapomnienie,choc - jak wyrrika z pewnych ust~p6w Horne'ra - Grecy w VIII w.przed ChI. parni~tali jeszcze, ze ich przodlwwie w epoce mykerisk1ejznali pismo. Tam gdzie tradycje pisma linearnego si~ utrzymaly,jak np. na Cyprze, Hellenowie pozostali mu wiemi i nie zapozyczalipisma od Fenicjan, choc graniczyli z nimi 0 mi e dz~ przez1000 lat. Widocznie w basenie morza Egejskiego zagin~ly wszelkietradycje pi sma lineamego E, skoPO ok,olo r. 850 przed Chr. Grecy tumieszkajqcy musieli dostosowac alfabet fenicki do potrzeb swegoj~zyka, by po raz wt6ry zdobyc pismo. Jesli jednak tradycja pismamykeriskiego zoslala przerwana, to literatura ustna tej epoki zachowalasi~ w pami~ci Hellenow i w jej tekstach przekazywanychz pokolenia na pokolenie zachowal si~ achajski j~zyk artystyczny3 Por. T. MilewskI, Rol,a ko:lciota w ksztultowuniu po!skiego ;{lzyk,l !iteruckiego,"<strong>Znak</strong>" 46, Kwiecien <strong>1958</strong>, oraz J{lzyk a spoleczen,stwo, Lublin 1947, Tow.Naukowe KUL, s . 25-30.


POCZi\TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ1235z XIV i XIII w. przed Chr. tden.t}"Czny pod wzgl~dem budowy gramatycznej.'1 jp'zykiem inskrypcji w pismie linearnym B. Ten wlasniestarodawny j~zyk artystyczny 0 archaicznej glosowni i odmianie,pelen wyraz6w z!ozonych, stal si~ punktem wyjscia rozwoju takj~zyka epiki jak i hlrylci choralllej.Jt;zyk poezji epicznej zwiqzany z fonnq wierszowq heksametrurozwijal sit; w obrt;bie korporacji w~drownych spiewakow i recytatorow,aoidow. Poczqtkowo poslugiwaJi sie, oni tradycyjnym j~ .zykiem achajskim z epoki mykenskiej, poniewaz jednak dzialaliglownie na wyspach i wybrzezach Azji Mniejszej zamieszkalychprzez Joilczykow i sami na codzien mowili dialektami jonskimi,przeto elementy joilskie wdzieraly sit; nieustannie do ich je,zykapoetyckiego. Jonskiego pochodzenia byl tez autor (czy antorzy)pawstalych w VIII w. przed ChI'. poematow Homera, Iliady i Odj'lsei.Poematy te zac!lowujq zasadniczy zrqb achajskiego je,zyka artystycznegoz jego charakterystycznymi wyrazami, zwrotami, formlllamipoetyckimi i zwyczajami wersyfikacyjnymi, co wszystko sluzylojako archaizmy do podniesienia dostojnosci tekstll, do zblizeniago do opiewanej epoki mykenskiej. Rownoczesnie jednakcalosc utworow przepojona jest wplywami jOllskimi, ktore zblizalyje do mowy codziennej poetow i sluchaczy. Je,zyk poematow Homerato kompromis achajsko-joilski, to mieszanina form pochodzqcychz dwoch roznych epok, z dwoch r6znych dialekt6w. W tejpostaci ustalil si~ on jako je,zyk epicki i rozpowszechnB po calejGrecji wraz ze znajomosciq Iliady i Odysei, kt6rych teksty przekazywaneustnie spisan,o w VI w. przed Ohr. ni-ez,aleZtnrie od s


1236 TADEUSZ MILEWSKIachajskim pod wptywem nowej warstwy doryckiej powstat j~zykliryki choralnej nie odpowiadajqcy zadnej konkretnej gwarze, j ~ zykwybitnie sztuczny, bogaty w wyrazy ztoione, archaizmy i zawilekonstrukcje. J~zyk ten rozpowszechnil si~ po calej Grecji. na coW'skazuje chotby fiakt, ie W1ieky piszqcy w mrm p:oeai choraIn:iZ 'l1ajslawn/iejiSzym rz nich Pintda.rem na clele nie byLi Dorarmi.Nie tyJko jednak sam j~yk poetycki przekaza·la epoka lI11)'1kenskanast~pnym wiekom lecz rowniei zaczqtki techniki epickiej wrazz mnostwem wqtkow literackich, obrazow i zdobnikow. Juz sarnaanaliza tekstow Iinearnych B dowodzi scislego zwiqzku technikiHomera z opiewanq przeszlosciq. Uderza to przede wszystkim w dziedzinieimion osobowych. Stwierdzono, ie sposrod imion bohatero\>vHomera pictdziesiqt osiem znajdujemy w tekstach linearnych B,przy czym imtoucl lie cz ~ste w epoce mykenskiej tnie byly jui przewaznieuzywane za czasow Homera. Jest charakterystyczne, iesposrod tych imion si~gajqcych epoki mykenskiej az dwadziescianoszq u Homera bohaterowie trojanscy ze slawnymi imionami Hektor,Antenor, Deukalion, Pandaros na czele. Reszta imion naleiydo greckich bohaterow Hornera a w tej grupie najslawniejsze Sqimi.ona Ajas i Ach!les (Akhilleus). To ostatnie imi ~ pochodzeniaprzedindoeuropejskiego cz ~ sto uiywane bylo w epoce mykenskiejprr ez zwyklych smiertelnikow, wyst~puje bowiem zarowno na tabl:ilczkachz KUlos'sos jak i z PYlI,O's. W pozn!i ei}szych 'Nli.eka'ch Illie spotykamysi~ juz z nim. To wskrzcszai1ie przez Hornera przestarzalegoju± w jego czasach zespolu imion swiadczy 0 jego silnym zVliqzkuz dawnq tradycjq literackq.Drugim punktem stycznym m iEldzy tekstami w pismie linearnym Ba poematami Homera Sq wyliczenia. Omawiane teksty to spisyprzedmiotow i imion osobowych, ktore przyporninajq tak cz ~ steu Home ra katalogi bohaterow (np. przy kOl1cU II ks i~ g i Iliady) ,szczegolowe spisy darow i ofiar, inwentarze gospodarcze, listy nazwmiejscowych itd.Drugirn irodlem pozwalajqcyrn wykryc spadek dawnych wiekov,w tech-nice epioznej Homera !Sq 'p omni.k'i Ji,ter a1:ury het yckiej. 4 Indo­europejskie panstwo He tytow, ktore rozwijalo siE: mi~dzy r. 1800 a 1200 pr'zed elur. w ceIlltralnej CZ E;sci Azja Mniejszej, wyk azuje tyle podobienstw ze wspolczew yrn mu panstwem Achajow, i e - jak mozemy przypuszczat - takze i tworczos(; literacka rozwijata s i ~ . paralelnie w obu sqsiednich krajach. Literatur ~ hetyckq tW01"Z'1 liczne teksty spisane w stolicy pallstwa Hatusas w ciqgu XIV '. Por. T. Milewski, Epika mat oa zjatycka pTzed HomeTe m , "Mean d er" VI (1951),s . 303-322.


POCZf\TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ1237i XIII w. w j~zyku hetyck1m pismem klinowym na tabliczkach glinianych.Najciekawszq cz~sciq tej I'iteratury Sq teksty historyczne,ktore dzielq si~ znow na dwie grupy. Z jednej strony mamy rocznikisucho rejestrujqce fakty, z drugiej zas opowiadania epiczneo pewnej kompw.ycji i zdobnika'ch 1Lterack1ch. Do tej dJrugiej grupynalezy opis pierwszych dziesi~ci~ lat rZqd6w kr6la Mursilisa II(w. XIV) oraz biografia kr6la Hatusila III (przelom XIV i XIII w.).Na trese obu tych utworow, ktore mozna traktowae jako epicznepanegiryki dworskie, skladajq si~ z jednej strony fakty historyczne,z drugiej zas wqtki literackie, sposrod kt6rych na plan pierwszywysuwa si~ machina bog6w. Motyw ten jest szeroko rozwini~tyw penegiryku Hatusila III, gdzie mamy juz wyrazne zarodniki tegosposobu operowania bogami, ktory charakteryzuje technik~ Homera.Technika ta polega na rozdzieleniu zarowno bogow jak i krol6wna dwa wa~ozqce IObozy, ~taik ze b6g A opiekun kr6,la a ma przeciwsobie boga B opiekujqcego si~ Ik:r6lem h. Motyw ten powta'rzajqcysie, w wielu wariantach w Iliadzie i w Odysei wyst~puje juz w panegirykuHatuS'ila III. Z jednej strony mamy bogini~ Istar i jejulubierioca Hattusila, z dmgiej lZas jego przeci'WDJik6w, rza kotorymi iSif:oiwrog!e b6stwo prawdopodobnie bogini slonca. Machina bogow zarownow utworze hetyckim jak i w poematach Homera wykorzystanajest w podobny sposob. Motywuje ona bieg wypadkow i zast~puj£unaliz~ psychologicznq. Obok interwencji bog6w drugimmOlywem kierujqcym post~powaniem bohater6w Sq zwyczaje rycerskic.W lltworach hetyckich bitwy przedstawione Sq w podobnysposob .iak u Homera. Poprzedza je peIne retoryki wezwanie dowalki, kt6ra rna cz~sto znaczenie sqdu bozcgo. Sama bitwa poj~tajest jako szereg pojedynkow mi~dzy bohaterami. Bogowie interweniujq.Wqtki historyczne i literackie ujmujq pisarze hetyccy w kompozycj~ramowq, kt6ra polega na tym, ze poczqtek i koniec utworuv.,riqzq sit=; zesobq scislp i niby w ram~ zamykajq wstawionq w srodekwlasciwq trese opowiadania. Podobnq kompozycj~ ramowq rnalliada. Ksi~gi I i XXIV lqczqc sie, ze sobq szeregiem motywow stanowiqtu ramy, w kt6ry wstawiony jest opis czterech bitew. W utworachhety;ckich wyst~pujq jUz styliis1yczne zdobniki chamkterystycznedla techniki I-:Iomerq. Panegiryk Hatusila III rozpoczyna si~od inwokacji do bogini zapowiadajqcej kr6tko trese utworu: "Glosz~cuda (bogini) Istar, a kazdy syn czlowieczy niech to slyszy!" W opowiadaniuwyst~pujq f'piczne por6wnania, uroczyste epitety orazpowtarzania tak uswi~conych formul jak i calych ust~p6w.Stosunki mi~dzy Hetytami i Achajami byly dose bliskie. VV zabytkachhelyckich wyst~pujq imiona greckie jak Alaksandus, tj.Aleksandros (Aleksander). Tawakalawas, tj. Elewoklewos (Eteokles),


1238 TADEUSZ MILEWSKIz drugiej strony zas w podaniach greckich powtarzajq siE:) imionakrolow hetyckich z XIV w. przed Orr. ja!k Mursilis i Motylos z hetyckiegoMuwatali. Wydaje S'iE:) wiE:)c prawdopodobne, ze w sqsiadujqcymz Hetytami panstwie Achajow epoki mykeilskiej rozwijalasi~ epika dworsku 0 podobnej jak u Hetytow technice opowiadania.Byl to panegiryk na czesc krolow poslugujqcy si~ machinq bogow,przedstawiajqcy bitwE:) jako szereg rycerskich pojedynkow miE:dzywodzami, panegiryk 0 kompozycji ramowej, rozpoczynajqcy si~inwokacjq do bogini, peten porownan, epitetow, powtarzan orazd!ugich wyliczen i katalogow. Bohaterowie jego nosili imiona cZE:stew epoce mykenskiej, ktore potem jednak wyszly przewaznie z uzycia.W przeciwienstwie do Hetytow, ktorzy przynajmniej cze,sciowospisywali swe panegiryki, Achajowie przechowywali je wylqcznie'N tradycji ustnej, kt6ra przetrwala ich pailstwo i przeszla nastE:)pniedo korporacji jonskich aoid6w. W jej obrE:bie na podstawie starychtradY'cji powstaly w VIII w. przed Chr. poema;ty Homera, ktoreopiewajqostaltillie wielkie !Z wyCi~6 two Achajow - zdobylCie Tl'oi.Homer robi wszystko, aby odtworzyc epokE:) mykellskq, ktorq kochai podziwia. Rozsiedlenie plemion greckich jest w jego poematachtakie, jakie bylo przed wE:drowkq Dorow, tj. w XIII w. 0 Dorachnic wiedziec nie chce a najpotE:zniejszym plemieniem Hellady Sqwciqz Achajowie. Poeta wyraznie maluje ku1tur~ mykenskq. Znazelazo, ktore wyst~puje w porownaniach, ale jego bohaterowie poslugujqsi~ tylko bIOniq z brqzu i nie znajq kawalerii. Homer zachowujew wysokim stopniu j ~zyk, imiona, wersyfikacj~ i technik~opowiadania wlasciwq poezji dworskiej epoki mykenskiej. Jest towidoczne zwlaszcza w starszej Iliadzie, kt6rq mozna traktowac jakopanegiryk na czesc Achilesa, skomponowany ramowo i wypelnionyopisami pojedynkow. ObTaz kultury mykenskiej wyczarowany przezHornera wywarl olhrzyrni wplyw na kulturE:) klasycznq i nowozytnq.Dzi~ki niemu w sklad kultury europejskiej weszla na stale jakospadek po epoce myken.skiej rnitologia grecka i starodawna technikaepicka.Tadeusz Milewski


JOZEF MARIAN SWIl~CICKIOD NAPOLEONA DO HITLERAZEWN~TRZNE PODOBIENSTWO SYTUACJIRzecz ciekawa - wystqpienie Hitlera i przebieg jego imperialistycznychzamiar6w dziwnie przypominajq nam w swej zewn~trznejJinii dzieje Napoleona, z tym oczywiScie zastrzezeniem, ze slabosciNapoleona jego oszala1y epigon doprowadzil do takiego wyjaskrawienia,iz lObi! wrazenie jakiejs upiornej karykatury swego poprzednika.Powtarzajq si~ tutaj z uderzajqcq analogiq zewn~trznepolityczne okolicznosci: w obu wypadkach mamy przed sobq jednostki,kt6re korzystajqc z zacieklego sporu mi~dzy dwoma obozami,na jakie si~ podzieWo spoleczenstwo, wywindowaly si~ jako rzekomipacyfikatorzy w gor~ Ii gloszqc kontynuacj~ rewolucji spolecznej.taly si~ tej rewoIucji graba>rzem. Glownymi przec;iwruikami obubyla Anglia i Rosja i od tych wlasnie wrogow obaj doznali druzgocqcejkl~ski. Odpowiednikiem blokady kontynentalnej, jakq prowadzilw stosunku do Anglii Napoleon, byla walka Hitlera z Angliqprzy uzyciu lodzi podwodnych i utworzenie walu atlantyckiego,majqcego przeszkndZlic wyll ctdowailliu ooanrt6w. Napoleon gotowaisi~ w pewnym momencie (jak Hitler po pokonaniu Francji} do zadaniaAnglii decydujqcego ciosu ze swego obozu w Boulogne, i tylkoci~zka k ,l~ska f",ancuskdej floty oraz ;szyblde 'ZIIlontorwanie przygotowanejza angielskie pieniqdz~ koalicji Austrii i Rosji sparalizowalyjego plany. Hitlerowi zas nie udala si~ proba napowietrznejinwazji. W decydujqcej chwili tak jednemu, jak drugiemu zabraklofloty, przy pomocy ktorej mogliby zadac ostateczny cios bezbronnejprawie A'nglii. Obaj rowniez nie docenili potencjalu geopolitycznegoRosji i spotkali si~ w czasie wyprawy na niq nie tylko z nadspodziewaniesilnym oporem, z wielkim ruchem narodowym spoleczenstwa,ale ta!kze iz dziesiqtkujq.c~ aITJIliJe rwyjqtkowo mromq Zlimq.Obaj wreszcie bili si~ zaciekle do ostatka, nawet wtedy, kiedywszelkie szanse zwyci~stwa byly juz stracone, duma bowiem dyktowalaim nieust~pliwosc. Napoleon, po straszliwym odwrocie z Mo­


1240 JOZEF MARIAN SWIF;CICKIskwy, kiedy mial jeszcze czas wycofae si~ na zaszczytnych warunkachz beznadziejnej kampanii - odrzucil propozycje pokoju ZP.slowami, ktore wyraznie trqcq megalomaniq: "vVasi cesarze urodzenina tronie nie mogq zrozumiee uczue, ktore mnq kierujq. Wracajij,zwyci~zeni do swych slolic i nk sobie z tego nie robiq. A ja jestemzolnierzem; dla mnie przede wszystkim istnieje honor d slawa. Nicmog~ stanqe przed obliczem swego narodu zwyci~zony i ponizony.Musz~ bye wielkim. slawnym i wzbudzae ogolny zachwyt". Kampania,jakq podjql w czasie 100 dni, nie miala zadnych widokowpowodzenia w owczesnym ukladzie sit Z gory byla przegrana.Hitler znowu wolal raczej zagrzebae si~ pod murami wlasnej stolicyi zniszczye caly narod niz zdobye si~ na kapitulacj~; uciekl przedniq w obj~cia samobojczej smierci. (Napoleon, nawiasem mowiqc.po abdykacji takze probowal otrucia - juz w czasoie odwrotuz Moskwy zaopatrzyl si~ w smiercionosnq doz~ opium - lekarstwojednak zbyt dlugo przetrzymywane zawiodlo).ANALOGIE IMPERIUM NAPOLEONSKIEGO I III RZESZYAle nie te podobienstwa Sq najistotniejsze. Wazniejsze jest moieto, ze ustr6j imperium napoleOIlskiego i III Rzeszy jest tworzonyna podobnych zasadach i podobnymi srodkami. Hitler nasladujeNapoleona, szarzuJqC niemilosiernie w wybuchach furiackiegogniewu, ktore majq sluzye jako jeden z dyplomatycznych srodkowzCllstraszenia pr,zedwnika; nasladuje go 'rowniez w cyniznuie i be'lwzgl~dnosci,z jakq wyciqga r~ce po co raz to nowe zdobycze terytOI'ialne.Napoleonska zasada podporzqdkowania calego imperiumjednemu tylko naTodowi (przy czym jedne kraje byly bezposredniowcielane do panujqcego panstwa, inne zas, przy zachowaniu fikcjiniezaleinosci, faktyeznie ealkowicie podporzqdkowane jego dyktaturze)zostala przez III Rzesz~ zrealizowana w ealej pelni i doprowadzonado absurdalnej ostatecznosci przez ideologi~ ras'izmui szezegolnej "misji narodu niemieckiego".Szafowanie krwiq i majqtkiem zwyci~ionyeh ezy steroryzowanyehnarodow powtorzylo siEj tym razem w skali ogromnie wyolbrzymionej.Napoleon prowad'llil na Mosbv~ armi~ mieszanq, w ktorejprzewazali cudzoziemcy, i chelpil si~ nawet, ze to oni ponoszqglowne ofiary kampanii. Opierajqc si~ na obliczendach speejalist6w,Tarle w swej monografii Napoleona twierdzi: "Ogolna liczba obywatelifrancuskich za panowania Napoleona zabitych i zaginionychw bitwa:eh i wyprawaeh przehaoz;a milion". Liczbe, natomiast cudzoziemcowpoleglych w armii Napoleona przyjmuje Tarle na 3-4milionow. Jezeli ten stosunek za czasow Hitlera nie mogi juz bye


OD NAPOLEONA DO HITLERA1241tak wielki, to jedynie dlatego, ze nie latwo bylo "Fi.ihrerowi" przysilnie rozwiniEitym poczuciu narodowym uczyniC inne ludy swoimmi~sem armatnim. Ale Hitler zrekompensuje sobie ten niedob6rz wyjqtkowym cynizmem : po prostu zmusi na drodze masowelbnmki szerokie masy uzaleznionych narod6w do pracy na terenieRzeszy, kt6ra przez to nie tylko ogromnie wzmocrui sil~ roboczqwojennego przemyslu, ale takze dzi~ki temu .. zast~pstwu" ogromniepawlEiiksrzy kontymgoot rek:rut a. W s'Woje1 megal1omaJll1i popelnlia jednakHitler - w wyzszym zresztq 0 wiele stopniu - ten sam blqd,co jego poprzednik: traktuje narody podbite tylko jako materialeksploatacyjny, przeznaczony wylqclnie do wycisni~cda maksimumkorzysci gospodarczych i skazany na calkowitq wegetacjEi, nie ba­CZqC na to, ze w ten spos6b przygotowuje wsz~dzie narastanie ruchuoporu.Wreszcie i rozbudowa imperium okazala siEi dla obu hegemon6wjednakowo obosieczna. W rezultacie bowiem spowodowala rozproszeniesil po ogromnych terytoriach, na skutek czego zmniejszylasi~ bardzo obronnosc nowego panstwa i powt6rzyla si~ tu tragediaImperium Romanum. Hitler przerzucajqcy si~ do Afryki i r6wnoczeSllleuderzajqcy na Zwiqzek Radziecki musial si~ narazic naujemne konsekwencje w dziedz.inie politycznej demografii.STOSUNEK EUROPY DO NAPOLEONA I HITLERAPodobieilstwo nie jest nigdy tozsamosciq. Hitleryzm jest wprawdzienasladowaniem linii napoleonskiej, ale wyciqga z niej ostateczne;potwornc i nieludzkie . nast~pstwa. I dlatego trzeba koniecznj,ezwr6cic U'W


1242 JOZEF MARIAN SWIF;CICKInapoleOIiska, przyjt)ta entuzjastycznie przez romantyzm. A rozwijalasit) nie tylko w krajach sympatyzujqcych z Korsykaninem, alei w tych, ktore z nim prowadzily cit)zkie i dlugotrwale wojny. Podobneustosunkowanie sit) do Hitlera bylo rue do pomyslenia. Ludzkosi:potraktowala go jak zbrodniarza. Nie ulega najmniejszej Wqtpliwosci,ze w razie pozostania przy zyciu dosit)glaby go rt)ka sprawiedliwoscimit)dzynarodowej, ze przeznaczona byla dla niegohanbiqca kara stryczka.Skqd ta ogromna roznica? Prawdopodobnie stqd, ze pewne szczegolnienieludzkie formy imperializmu nie rozwint)ly sit) jeszcze zaczasow Napoleona. Nie bylo wtedy mowy 0 uprawianiu metodterllOrystY'cznych W cZaJsie pokoju woboc JUdillQsci .cywilnej. Bonapartenie znal lapanek ani oboz6w pracy, nie mowiqc juz 0 obozachkOllcentracyjnych. Jesli prowadzH z kims bezwzglt)dnq walkt) w krajachpodporzqdkowanych imperium, to z przemytnikami lamiqcymiblokadt), ale ludnose': pozostawial w spokoju. Nie znal specjalnegowynalazku hitlerowskiego tj. wojny eksterminacyjnej, ktora mialana celu doszczt)tne zniszczenie wszystkich wrogich hitleryzmowiIudow. Zachowujqc podzialy klasowe w interesie burzuazji, Napoleonrui~ wprowadzil jednaik podziaruraffist.owskiego. DochoiWal zresztqwiernosci rewolucyjnej doktrynie rown05ci ludzi wobec prawa, .czasy hitleryzmu natomiast stworzq obywateli pierwszej i drugiejklasy. Biurokracja cesarska, chociaz bardzo mocno rozbudowanai scentralizowana. daleka byla od hitlerowskiego totalizmu. Systempolicyjny zostal wprawdzie przez Napoleona udoskonalony, aledaleko mu bylo do roli Gestdpo z jego nadrzt)dnym w panstwies'tanowiskiem, podporzq!dkowuj~cym .sobie nalWet a:rmi~.NAPOLEON A REFORMY WIELKIEJ REWOLUCJIPoniewaz w pierwszej fazie Napoleon (zresztq bez gltlbszej ideOsilq rzeczy starl sit) wlasnie z najgorszymi europejskimi despotyzmami,poniewaz wprowadzal: w zycie pewne wolnosciowe urzqdzeniarewolucji francuskiej, jak np. zniesienie panszczyzny i wzmiankowanqjuz rownose': przed prawem, nic witlC dziwnego, ze z tegotytulu towarzyszyly jego sukcesom nadzieje takich narod6w jaknasz, oczekujqcych ocalenia poprzez rozgromienie panstw despotycznych.Ze Napoleon do roli zbawcy ucisnionych narod6w wcale sit)nie kwapil, z tego sobie bynajmniej nie zdawano sprawy, przypisujqcmu poslannictwo, do ktorego wykonania ten chlodny egoistanie doros!. Poniewaz imperium Napoleona bylo bardzo krotkotrwale,ta odwrotna strona medalu, jakq stanowil jego swoisty francuskiszowinizm, jeszcze sitl w powszechnej swiadomosci ludow


OD N APO!~EONA DO HITLERA1243europejskich silniej nie zarysowala, i dlatego nawet w drugiej po­!owie XIX wieku bE:dzie jeszcze niejeden Rzecki wzdychac za Napoleonem...Uhrqcarjqc przywile je feud-alne, znos'Zqc panszczyznE:, odgrywalNapoleon bezsprzecznie pozytywnq rolE:, chociaz ten rodzaj jego-dzia!alnosci nie odbiegal w gruncie rzeczy od reformatorskich tendencjioswieconego absolutyzmu, kt6ry ch~tnie dOkonywal zr6wnania~ talll6w, nie ze wzgl~du na j,akqs szc.zeg6lnq humaillitarnqp'a!sj~, tylko aby w !ten spos6b utrqcic niewygodnq d,lan kuratel~klas wyzszych. Napoleon, spadkobierca rewolucji, rozumiejqc dobrzesw6j wlasny interes, nie zamierzal oczywiscie pracowae na rzecz"starego pOI1zqdku". Ale CldiobY'oze rewlQolu-cji eksploOat'Owal ball'dzoegoistycznie, staral si~ je zaprzqc w rydwan swojego imperializmu. .S!usznie zwraca na to uwag~ Tarle, utrzymujqc, ze kodeks napoleonskistanowil w stosunku do post~powych zdobyczy rewolucj ikrok wS'tecz. Ale juz prze? Ito s arno, ze int eres cesarza zbiegal si E:w znacznej mierze z interesem nizszych warstw, tj. mieszczanstwai chlopstwa, a w pewnych momentach nawe t z interesem europejskichlud6w, gdy chodzilo jak w wypadku Polski 0 narodowoscipodbite przez trzy czarne orly, wspolczesni nie oSqdzali jego post ~powania negatywnie.Jak dalece byl to problem skomplikowany na skutek krzyzowania's i ~ roznorodnych tendencji, tego dowodem np. stosunek jakobin6wd o Napoleona, czy tragedia Neya. lakobini na tw6rc~ nowokreowanegocesarstwa urzqdzali zamachy na rowni z rojalistami - jednastrona uwaza-la go za tYlrana, druga za uzurpa'llora. Kiedy zas Bourbonowiez wojsk ami sprzymierzonymi stan~li u granic Francji, cisami jakobini u zmierzchu cesarstwa oswiadczyli si~ wraz z masamirobotniczymi za Napoleonem, obawiajqc si~ nadchodzqcej "restauracji",A tragedia Neya? Wierny to marszalek Bonapartego; kiedyjednc:.k spostrzegl, ze sprawa Napoleona przestala bye sprawqFrancji - Aleksander zr~cznie rzucH haslo: nie walczymy z Francjq,tylko z Napoleonem - wowczas stan'll z tymi, kt6rzy najusilniejsklaniali cesarza do abdykacji. Zaleza!o mu bowiem, by jegoojczyzna raz wreszcie odpoczE:la po nieustannych podbojach, byniepotrzebnie nie przeciqgae beznadziejnej na dalszq met~ walki,do kt6rej 'fwal 5i e, do o'51t:a'lniiej chwti.li geruiusz Napoleona. Gdy przyszl:awiadomose 0 powrocie Napoleona z Elby do Francji, Neywidzial w swym niedaW1l1ym vv'ladcy !tyNw wichrzyciela, wroga publicznegospolkoju, i obiecal Bourbonom pnypro'WadZ'ic go w kJ.ake.lednakze wobec powszechnego entuzjazmu, z jakim spoleczenstwopowitalo cesarza, w duszy Neya dokonal si~ przewrot i raz jeszcze,lym razem wierny juz do konca, stanql przy boku swego wodza,


1244 JOZEF MAHIAN SWIF;CICKIco ostatecznie przyplacil iyciem. Przerzucajqc si~ z jednej stronyna drugq, Ney byl w gruonlc:ie rzeczy W pOIzqdku. Za kaidym razemchcial posluchae glosu, kt6ry mial dla niego decydujqce znaczenie:glosu og61u narodu.NIEPOWTARZALNY UROK NAPOLEONARola dziejowa Napoleona, kt6rej bez wzgl~du na jego osobiste,jakie egroistytCzne zam.i.ny me podobna ocanri.,ae wylq,cznie !Ilega.tywnie,rola w ktorej o.s.obliWlie ZllIlagaly si~ z sobq smatia ; aie.rue, spr:awBa,ie r6inorodnie do niego ustosunkowala si~ opinia nie tylkowsp6kze'Sna,


,OD NAPOLEONA DO HITLERA1245awansu spolecznego dla uzdolnionych jednostek, a samemu Napoleonowiumoi:liwiajqc fantastycznq karier~,R6wnoczesnie zas perspektywy wybicia si~ byly dzi~ki poziomowi6wczesnej sztuki wojennej jak najscislej zwiqzane z dzielnosciqosobistq, Technika wojenna odgrywala wprawdzie jui: w6wczasznacznq role" ale bynajmniej nie takq, by spychata jednostk~ w cielli czynHa z niej tylko - jak to obecnie zachodzi - jakies niewyobrai:alnedIa szercgowca, poza tylami armii rezydujqce dow6dzlwo,Ten cesarz dowodzqcy juz bardzo pokaznymi, bo w setki tysi~cyludzi idqcymi armiami, a wi~c ogromem, kt6rym nie dysponowalyani armie staroiytnosci, ani sredniowiecza, nie tylko czuwal w samymcentrum walki nad losami kampanii, obserwujqc naocznie jejbezposredni przebieg, ale i narazal si~ ustawicznie na kalectwo czysmien:, Jako mlody w6dz umiat w razie potrzeby w decydujqcymmomencie chwycic sztandar i stanqc pod gradem kul na czele atakujqcejkolumny, a w tym wzgl~dzie gorliwie nasiadowali go marszalkowie,Ot6i: ten heroizm osobisty otoczyl postac Napoleonaszczeg6lnq aureolq nawet W oczach jego przeciwnik6v"Nie trzeba chyba dodawac, ze masom musiaia imponowac tabezprzykladna i blyskawiczna kariera, ktora ubogiego wloskiegosz lachetk~ z prowincji poprowadzHa do wyzyn cesarskiego tronu,do wladztwa nad calym - najwi~kszym w czasach nowoczesnych ­imperium, Gigantyczny zamyst opanowania calej kuli ziemskiej,duma, ktora kazala Napoleonowi do ostatka walczyc na przegranejplacowce, przydawaly jego postaci romantycznej w ielkosci, A pot~ g~ swojq zawdzi~cz a l nie jak inni wladcy urodzeniu, lecz samemusobie, swemu militarnemu i wIadczemu geniuszowi.HUMANITARYZM NAPOLEONSKIPowiedzialem, i:e byla to sytuacja niepow larzalna, Z biegiemczasu wojny przybra!y charakter totalny, wciqgajqc w swoje trybycale spoteczenstwa, tolei: geniusz jednostki, chociazby najwi~k s zy,nie m6gI lSd~ w nkh stac czynnikiem mzstrzygajq.cym, Juz pod k,oniecnapoleonskiego eposu, kiedy si~ pokazalo, ze przeciwnicy pt-zejmujqt aktyk~ Napoleona, ze ruchy vvolnosciowo-narodowe m ajq na przebiegk ampanii coraz wi~ksz y WP{yw, byto jasne, ze jego historiime uda si~ ll1ikomu paw:torzyc, Moina jq byl10 Ity,lko pari>odowaci dlatego przyw6dcy, kt6rzy przybierali napoleoilskie tony, wprawdziepretendowali do posiadania napoleoilskiego geniuszu i rozpuszczalig~ste wiesci 0 swych jakoby wszechstronnych i fenomenalnychuzdolnieniach wlqczajqc w to i talent strategiczny, W rzeczy


1246 JOZEF MARIAN SWII


OD NAPOLEONA DO HITLERA1247Tlumaczy si~ to tyrn, ze 6w humanitaryzm czy moze raczej pseudohumanitaryzmnosi na sobie - zgodnie z charakterem tamtychcZClis6w - wyraznie konwenansowe pi~tn.o. Napoleon rue ''IIrykrarczalprzeciw zwyczajowi powszechnie przyj~temu: byl rycerski. Zarzucaljednak .reguly honor,owe, gdy szloo tlumienie spont.anicznych ruch6wnaroaowo-WYZWlolenczych.NAPOLEON A HITLERUderzajqce zjawisko: tak Napoleon jak Hitler stali si~ wybran-­cami stanu trzeciego, zagrozonego w swym posiadaniu. Tylko innabyla forma tego zagrozenia za Napoleona, inna za Hitlera. Jedeni drugi, opierajqc si~ na tej warstwie, doprowadzil w rezultacie dozachwiania jej egzystencji. Za czas6w napoleonskich to si~ jeszczewyraznienie objawilo - poczqtek kryzysu gospodarczego pokazalsi~ dopiero u konoa rzqd6w cesarza. Mieszczanstwo francuskie-­stracilo jedynie sw6j imperialistyczny monopol, nic wi~cej. PrzegranaNapoleona nie by!a r6wnoznaczna z kl~skq Francji. Natomiastkle,ska Hitlera zdruzgotala nie tylko niemieckie mieszczanstwo, alepowiodla W otchlan :z;aglady calq Rzesz~. W Wlojnie tota,lrnej, likwidujqcejna r6wni z wojskowymi ludnose cywilnq, skutki zniszczeniagospodarki narodowej i ludzkiego poglowia musialy bye straszliwe.Hitler nie stworzyl zadnej legendy; zostal u potomnosci zr6wnanyz potworem z Diisseldorfu. Okrucienstwo przestalo bye dla niegoi jego komiliton6w jednym ze srodk6w politycznego wladania ­staio si~ chorobliwq nami~tnosciq. Napoleon nie uznawal wprawdziedobroci jako przymiotu wladcy, utozsamiajqc dobroc ze slabosciq,ale rue pOSUillql si~ do tego, ahy .z terroru uc-zynie naj\wazrriejszenarze,dzie dzialalnosci, nie wyzbyl sie, bowiem poczucia ludzkiejmiary. Hitler przez sw6j nadludzki sadyzm zmobilizowal przeciwkosobie nie tylko Europ~, ale niemal caly swiat. Napoleon, choe rozbudowalbiurokracje, bardzo silnie, choc poborami wyludnB Francj~,cofnql sie, jednak przed wojnq totalnq; mial swiadomose, ze zewzgl~d6w czysto humanitarnych nie mozna calej ludnosci powolywacpod bron, mimo ze sam w ostatecznej znajdowal si~ potrzebie.Po powrocie z Moskwy wyznawal, ze przeliczyl si~ z silami, gdyszlo 0 urzeczywistnienie plan6w imperialnych. "Ola zrealizowaniaich nalezaloby powolae pod bron calq ludnose; ale przyznaje, zeosiqgni~typost~fl spoleczny nie pozwala na uczynienie z calegoD'arodu zolnie,rzy". Osta:teoznie us1C\lpH Bourbonom tronu w sposab,kt6ry dowodzB pewnego zrozumienia sytuacji spo!eczenstwa.W obliczu abdykacji posiadal poczucie, ze "teraz potrzebny jest nie()[l, pot'l'zebny jest wszystko je-dno kto, byle kto !iiruny".


1248 JOZEF MARIAN SWIF;CICK/Nie stworzywszy gl(:lbszej idei dla swego uniwersalnego panstwa,mial ws;z'akze Nap'OIe'on Iepsze nii n:i'emiecki satrapa kiaJrityw If~kudla podj~cia swiatowej rozgrywki i uprawiania skutecznej propa­'gandy. Niemiecka koncepcja rasizmu i "Lebensraumu" byla ideq,ktora nie nadawala si(:l wcale na eksport, owszem, przez SWq ciasnat~m'Usia~a lilllll'e l!l1l'11ody IZiravac. Dynastyczna Z!&S LOO'IDa napoleonskiegoimperium uniwersalnego byla ideq - przy wszystkichswych niedociqgni~ciach - znacznie strawniejszq. A chociai Napoleonzarysowal koncepcj~ kierownictwa narodu francuskiego, ktoremu\'IT ramach imperium wyznaczal uprzywilejowane stanowisko,(co ujawnilo si~ przede wszystkim w dziedzinie gospodarczejj, tojednak daleki byl od ultraszowinistycznego stanowiska Hitlera.Byl zresztq ten eks-Korsykanin w gruncie rzeczy typowym kosmopolitq.Wywyzszal FrancjEl, bo w niej widzial swoje najpodatniejszenarz~dzie, ale nie posiadal wcale pokusy - jak to czynil Hitler ­z jakims narodem si~ utozsamiac czy nawet stawac si~ jego "opatrznosciq".Mozna ogolnie powiedziec, ze dzi~ki dynastycznemu charakterowi,dzi(:lki wreszcie pewnemu pokostowi wspolnej cywili­Zilcji, jakq dla jego panstwa stanowila ideologia mieszczanska WielkiejRewolucji, idea uniwersalistyczna przewai a u niego znacznienad partykularyzmem omnipotencji narodowej. Ten wlasnie rys zyskalmu sympati~ wszystkich, ktorzy wykazujq sklonnosc do uniwersalistycznegorozwiqzywania zagadnieiJ. politycznych.ROWNIA POCHY:l:.ANiemniej istnia!a w samych zaloieniach napoleonskiego tworuwcwn(:ltrza sprzecznosc, k torq pozniejsza diaIektyka dziejow roz­W'iq2ldla bard'Zo kraftoowo. Hiltlery'iJm zerwal brutalnie z tq niewykrystalizowanq,kompromisowq formq i stanql bez ogrodek na stanowiskujednego tylko panujqcego narodu, traktujqc poszczeg61nekraje swego imperium jako narody podbite, zobowiqzane do niewoIniczejzaleinosci. Tego rodzaju logika historii nie powinna nasdziwiC. Nie zapominajmy, ze Napol ~o n byl synem epoki, ktora zyJ:ajeszcze pobrzaskami chrzescijdl1stwa i posiadala niezagasle poczuciewsp6lnego wszystkim ludom prawa przyrodzonego. Koncepcja czlowieka jako istoty posiadajqcej t~ samq natur~ pod kazdq szerokosciqgeograficznq i w kazdym okresie dziejowym byla w6wczas zywa.OczywiScie praktyka owych czasow pozostawala w tej dziedziniejuz bardzo 'W ,tyl€. Ogo lllll~e Izman q jest rzeCZq, ze wlasnie postp,powanieNapoleona, mimo jego humanitarnej frazeologii, duzo tutajpozostawialo do zyczenia. Ale znamienne bylo to, ze samej teoriinie naruszono. Nawet najbrutalniejsze akty polityczne starano si~ ­


OD NAPOLEONA DO HITLERA1249pod silnym wplywem oswieceniowego humanitaryzmu - upozorowacwmioslyrrni motywami, lZakJryc lich 'szpetuosc {}.sronkq ideowq.Jakie charakterystyczny pod tym wzgl~dem byl akt trzech zaborcow,przyst~pujqcych do pierwszego rozbioru Polski! Ilu doszukiwanosi~ w nim ogolnoludzkich rzekomo racji! Biorqc na serio t~argum e ntacj~ naleialoby wierzyc, ze sprzymierzone panstwa dokonywalynie cynicznego mi~dzynarodowego gwaltu, lecz tylko koniecznegodla dobra politycznego ludzkosci zabiegu chirurgicznego.Akt rozbiorczy zaczql si~ nawet od bluinierczego wezwania TrojcyP rz e n ejswi ~ tszej. Operowano wi ~ c tutaj jeszcze chrzescijanskimiformami myslenia, z ktorych dawno jui duch ulecial, a kt6re cynicznie naduiywane mialy sluzyc do pokrycia silq tradycyjnej wartoscinajbardziej nawet brudnych ope racji.Ale tego rodzaju obluda byla na dlui szq metE: nie do utrzymania.Stawala si~ zresztq niepotrzebna z chwilq gdy proces dechrystianizacjiEuropy zaczq1 post ~ powa c coraz szybszymi krokami, a nacywilizacyjnym horyzoncie poczql si ~ ukazywac ideal "nadcz1owieka".W p ost ~ powan i u Napoleona, nawet w typie jego myslenia,zarysowuje si e, juz ta koncepcja, ale w spos6b nie dose wyrainy ,polowi.czny. W p6l wieku po jego smierci z calq bezwzgl ~ dno s ci qpodniesie jq filozofia europejska, w sto lat zas pozniej poj~cie nadczlowiekazostanie przez p r ak tyk~ politycznq przerzucone z jednostkina n arod i sp'OVVloduje wybuch II wOjtny swiamowej. Lecz procesten ro zwini ~! s i ~ etapami. Jui Bismarck zdobE;dzie s l.E; w politycena brutalnq szczerosc i zacznie bez ceremonii nazyw ac rzeczy poimieniu, wysuw ajqc s H~ fizycznq jako rownouprawnionego z etykqpartnera w grze politycznej. H itler zas po traktnje sprawy politycznez b e zw zgl ~ d nym cynizmem: bc:;dzie probowat poj ~ c ie przyrodzonegoprawa czlowieka odrzucic jako niepotrzebny szpargal na smietnikhis torii.'IN ten spos6b wszystkie ujemne pierwiastki tkwiqce w epopein apoleonskiej, przesadnie cZ E;sto gloryfikowanej, doszly do pelnegorozwoju, skoro tylko natrafily na podloie odnowionego n a­zistowskiego poganstwa. I chociai zestawien ie Napoleona z Hitleremjest dla pierwszego krzywdzqce - istnieje tutaj dui a r6inicalak fo nn atu dziejowego jak i postawy moralnej - to jednak robiqet~ paralele, trudno si ~ oprzec w razen iu, ze gdyby "Fuhrer" nie posiada!w historii innego, w i~k sz e go zresztq poprzednika, nie przy ­szlaby mu tek 1atwo fatalna i ziowroga rola, jakq odegral na areniehistorii, jui nie jak Napoleon europejsk iej, ale 5wiatowej.J6zei Marian Swi~cickiZn::tk - 3


MAURYCY MOCHNACKI 0 HISTORIIWladza myslenia jest najpif:kniejszym przymiotem czlowieka.Mysl podwaja moralny i zmyslowy byt towarzystw; w niej znajdujemydrugi swiat, drugq natur~, drugj zywot. Od wydoskonaJenia teiboskiej wladzy, jej sUy, biegu i wewn~trznych wlasnosci zalezqumyslowe bogactwa narad6w, moraIne uzacnienie czlowieka, 108nauk i wynalazk6w, przeznaczenie mqdrych praw i instytucji.(K ilk amy 5 1 i 0 w ply w i e t I'll mac zenz obcych j~zyk6w na literatur~pol s k q, 1825) ... ,. ..(...) ogram naszych wiadomosci jest zerem w por6wnaniu z tym,czego nie wiemy, 0 czym nigdy moze z pewnosciq wiedziee nie b~dziemy.Ale czyliz przez to nie wolno nam dorozumiewa':: si~ i w pi~k ­nych domyslach znajdowa{: upodobanie? Kt6z powazyl Sl~ wymierzycsi/~ naszego poj~cia i wradzonej sklonnosci zbadania niedocieczonejtajemnicy polozye stale granice? Wsz~dzie widzimy czlowieka drobnymi wqtlym, ale tam jest prawdziwie wielkim, gdzie usiluje pokona{:wlasnq nieudolnos{:, przestronniejszym uczyni{: znikomy i nie­Irwaly byt, uzmyslowi{: niewcielone, uduchowi{:, co bylo wcielone.(N i e k t 6 r e u wag d !Il a d poe z j q It' 0­m ,antycznq z p ·owodu rozp;rawyJan a S n i a d e c k Ii ego..., 1825).* ,. *JeW kto pierwej nie zg/~bil ludzkich nami~tnosci, azaJiz laki na·pisze dobrq trajedj~? A kto pilnie nie razwazyl wszelkich krewkosciJudzkiej natury, i tego co nam wlasne jest, naszych bole.§ci, smutk6wi pociech, naszych frasunk6w 1 wesela, - zdolaz ulozyc obrazhisloryczny, zaletny prawdo-podobienstwem? Ta sama znajomos{:,i toz umienie, rzqdzic powinny zdaniem naszym, kiedy kunsztownedzielo razwazamy. "Wzruszyz ci~", m6wi pewien pisarz niemiecki,s two r zen i e sw i a t a Hajdena, albo rozrzewniq owe wspaniale


o HISTORII 1251s/owa w tym niesmiertelnym dziele: R 0 z k a z a / s w i at/ u i e b yby/ 0, i by/os w i a t / 0, - jeZliS choe raz w iyciu swoim niewidzia/ wschodu s/onca?"A r rt y Ik u! d ° k t 6 reg 10 b Y 1 fl 0 W 0 d em:Zamek kaniowski GOS7!ozynslciego, 1829).** '"Zycie historyc;me wszelkiego ludu, jest, zdamem naszym, nie coinnego, tylko ciqg/y, nigdy nie przerywany proces u 0 b e c n i e n i asi~ samemu sobie, od poczqtku, od kolebki przez wszystkie posrednieczasy. Pniem, korzeniem lego drzewa jest przesz/ose historyczna.Tej obrazy w liteJaturze si~ malujq. Jest to pojmowallle, c Z u c i esamego siebie w ca/ym przestworze rodowitego bytu; tak ieby zakaidym uderzeniem pulsu, w kaidym nieledwo tchnieniu tefJ.o iycia,wywija/o si~ z zapad/ej niepami~ci minione, zatracane jesteslwo.Na to wychodzi rozumienie samego siebie w przesz/osr;i i terainiej- .szosci.(P d sma ·r 0 z IIIl a i t e K a z J m i e T z aB rod 'Z i n cS !k Ii e g to, 1830)*'" *GJ6wnq najpierwszq powinnosciq krytyki umiej~tnej jest: wybadae,rozswiecie systema poj~e i wyobraien, czy zapad/ej w przesz/ose,czy obecnej cywilizacji. Literalura zamykajqca w tworachnaukowych, poetyckich i kunszlownych og6lnq mas~ owych poj~ci wyobraien, wzi~ta w rozmys/ krytyczny, u/atwia wykonanie tejpracy. Kry/yk przysparza materia/6w dziejopislwu. Zbiera, roztrzqsa,porzqdkuje; 8wieci hislorii. Opowiada: "co by/o", wysluwia w islnejprawdzie: "co jest". Ale nigdy nie rozkazuje; nie rzqdzi. Nie m6wi:Hie tak a nie inaczej ma bye". - Jak numizmalyk z meda16w odkrywai ustawia pewne daly, jak i1eraldyk z znak6w, figur i godeJna herbach wyjasnia wqtpliwe zdarzenia, i powieJokroe niesie wspomoienierozumowaniu i kombinacji hislorycznej; jak naostatek geo­Jog z iy/ kruszcowych we wn~lrznych ziemi pok/adach, z g6r, kamienii minera/6w na jej powierzchni zgaduje dalekq przesz/oscnalury: tak samo krylyk przenika do isloty ducha historycznego ludu,IOzwaiajqc pomniki jego arlyst6w, dzie/a jego m~drc6w, piesni jegopoel6w.(0 krytyce Ii sdelstwie, 1832)~aurycy ~ochnackiWybral: Wieslaw Szymanski


Ks. STEFAN MOYSA T. J.EMANUEL MOUNIER o CHRZESCIJANSTWIE, HISTORII I POSTEPIE W czasach przelomowych, gdy ginq jedne formy cywilizacyjnea powstajq nowe, szczegolnie aktualne stajq si~ zagadnienia doty­CZqce sensu dZJiej6w; tludzie wowcz.a:s t1si.tujq .odkrye w r02Jwojuhistorycznym jakqs konkretnie przeprowadzonq ide~, pewne prawawyznaczajqce bieg wypadkow. W chrzescijanskiej mysli zainteresowaniate byly zawsze zywe i si~gajq pierwszych wiekow poChrystusie. Juz OJ cowie Kosciola, zwlaszcza sw. Augustyn, starajqsi~ na padstawie Pisma sw. i tradycji stwarzye nieusystematyzowanqwprawdzie jeszcze, ale niemniej zawierajqcq wiele elementowistotnych, nauk~, ktora by te zagadnienia ujrnowala w jakqs calase.To co. dziS nazywamy tealogiq histarii tam wlasnie znajduje swojpaczqtek. Niemniej nawet obecnie nie mazemy jeszcze mowie 0 jakiejsjednolitej tealogii historii, k tol'a by tworzyla osobnq galqzwiedzy kascielnej. Publikacje ogloszone po wajnie w tej dziedziniemaj'l wci'lz jeszcze charakter prob, przyczynkow, mozolnego szukaniadrogi poprzez gqSZCZ zagadnieiJ.. Wiele z nich nalezy raczejzaliczye do publicystyki niz do scislej teologii, nie alllawiajq onebowiem tych spraw naukowo, ale raczej Sq inspirowane potrzebamipraktycznyrni i starajq si~ wynaleze uzasadnienie dla takich czyinnych metod dzialania. Do. tych ostatnich nalezy tworczose ElllanuelaMaunier, kt6ry wiele uwagi poswi ~ ca interpretacji histarii,omawianej rw licznych artykul-ach j ubo.cz.nych rozpl:6s22anych itui owdzie wZllliankach.Pastae wybitnego filozofa personalisty, spolecznega dzialaczai tworcy miesi~cznika "Esprit" jest jeszcze mala w Polsce znana, chaeukazala siE;! w prasie pa r ~ artykul6w poswi~canych jego zyciui dziaialnasci. Istnieje uzasadniona nadzieja, ze b ~ dzi e ich z czasemwi~cej . Tatei celem tego szkicu jest jedynie alllowienie paglqdowMouniera na chrzescijanskie znaczenie histarii bez wchodzenia


MOUNIER 0 HISTORII I POSTF;PIE 12<strong>53</strong>winne dziedziny z tym tematem zwiqzane, czy to poruszane przezniego, czy tez tyczqce si~ dalszych perspektyw teologii historii.*W swoich pismach zadaje sobie Mounier kilkakrotnie pytanie,czym jest historia i Jakie posiada znaczenie. Histori~ przy tympojmuje bardzo szeroko nie tylko jako nastElPstwo faktow politycznych.Identyfikuje jq wlasciwie z cywilizacjq, czyli "calq histori


1254 Ks. STEFAN MOYSA TJludzkiej"'.4 Chrzescijanstwo wprowadza przelom w pojmowaniu historiiprzez to ze podkresla znaczenie trzech momentow dziejowych.Na pOCZqtku czas6w stawia S two r zen i e jako punkt wyjsciowywszelkiej historii. Mowi dalej 0 W c i e 1 e'n i u i okolo tego faktugrupuje wszystkie inne, tak ze dopiero w jego swietle znajdujqone swolje w}"tlmnaczenie. Zakorl-czeTIli,e d-mej6w Iud?:kich, oalkowitewytlumaczenie ich sensu, nastqpi z chwilq S q duO s t a­t e c z neg 0, ktory jest trzecim zasadniczym wydarzeniem dziejowym.Historia jest w.i~c cala zanurzona w chrzesci.ianstwie. Nierna jakichS dwoch historii, historii swieckiej i historii swiGtej, alejest jedlIla jedyna "historla ludzkosoi w marsZtu do Krolestwa Bozego".r, Jest to historia swi~ta, ktora jest napit:ta mi~dzy dwomabiegunami, biegunem na.dprzyrodzonym a biegunem doczesnym.Wspomniane trzy punkty czasowe tworzq pomost mi~dzy tymi obomabiegunami. Skoro ten pomost raz istnieje, wszelkie wydarzenia historiiswieckiej mUSZq miee odnosni~ do nadprzyrodzonosci, sluzqjej w jakiS sposob, majq wit:c swojq wartose. Tym mniej stajq si~zrozumiale pewne kierunki pesymizmu historycznego, ktore moznaodnalezc nawet w obr~bie samego chrzescijanstwa. Tak na przyktadteo]og protestancki Barth twierdzi, ie istnieje calkowita nieciqgloscmi ~ dzy historiq doczesnq a Krolestwem Bozym. Zadne wysilki Iudzkienie potrafiq go cokolwiek przyblizye. Inne formy pesymizmu.historycznego stanowiq niektore tendencje wyrazone we wspolczesnejIiteraturze i filozofii. Klasycznym przedstawicielem tych tendencjijest Georges Bernanos rzucajqcy pot~pienie na post~p techniczny,czy czasopismo "Dieu vivant", ktorego zdaniem postt:PteclmkUly jelS[ mimo POZ()I[OW sZ'kodldwy dla ludzklosci. Mouni&krotko zalatwia sit:: z tymi heroldami pesymizmu i sam obszerniewyklada swojq teori~ optymizmu historycznego, do ktorej jeszczebt:dzie okazja powrocie.tqcznose ktora istnieje mi~dzy biegunem doczesnym a nadprzyrodzonymhistorii daje Mounierowi sposobnose do naswietlenia rolipo s t ~ P u w chrzescijanstwie. Stwierdza, ze nie zawsze docenianoznaczenie tego czynnika. Zaciqzyl tu powaznie spadek po filozofiiplatonskiej ·i arystotelesowskiej, kladqcej nacisk na niezmiennoseidei. Krolestwo Boze zmienia si~ jednak i dojrzewa w czasie, pod­Iega wi~c ewolucji i wlasciwym prawom post~pu.W jednej ze swoich konferencji 6 Mounier okresla szczegolowowspomniane poj{)cie. Zasadniczymi elementami dla tej idei Sq we­4 Tarnte, str. 79.5 Tarnze, str. 260.8 "Le ehrtstianisrne et 1a notion . de progres" w zbiorku La petite peur duxx steele, Paris 1948.


MOUNTER 0 HISTORII I POSTFiPIE1255dlug niego: istnienie jakiegos zasadniczego sensu historycznego, kierunekku lepszemu czyli ku uwolnieniu ludzkosci, pozytywna rolatechniki w tym uwolnieniu i wreszcie czlowiek jako sprawca wlasl1egowyzwolenia. Istnienie okreslonej, kierowanej historii uznajewiElc Mounier jako zasadl1iczy element fiIozoficznego pojElcia postElpu.W il1nych znowu wypadkach historia przedstawia siEl u niegojako pojElcie szersze, ogarniajqce w sobie takze cywilizacjEl, kuItur~czlowieka, a wiElc zawierajqce tei post~p jako jeden ' ze swychskladnik6w. Taka zamiennose pojEle dose cZElsto u Mouniera zachodzi.Chrzescijanski poste,p jest poste,pem kierowanym, to znaczy, zmierzajqcymku okreslonemu celowi. Tylko dziElki temu posiada onsens, albowiem wyraienie "post~p nieokreslony" jest sprzeczne sarnow sobie. Chrzescijanstwo zyskuJe kierunkowose poste,pu przez to,ie jest eschatologiczne; koniec swiata jest kresem, do kt6rego zmierzahistoria. "Smiere swiata daje poste,powi swoje istnienie i sprawiedliwose,smiere indywidualna ciqgle odnawiajqcy sie, impuls". 7Czasy wsp6lczesne nastre,czajq wiele sposobnosci do snucia rozwaianna temat kresu historii. Coraz pot~zniejsze srodki niszczenia,w szczeg6lnosci wynalezienie bomby atomowej, niemoznose znalezieniajakichs rozwiqzan dla sytuacji mie,dzynarodowej, podsuwajqmysl, ze bliski ju:i jest koniec swiata i ze ludzkose przez ciqgle poste,pujqCqdekadencjEl idzie ku niemu. Jestesmy w podobnej sytuacji- mowi sie, czasem - jak chrzescijanie pierwszych wiek6wlub roku tysiqcznego, ktorzy stale spodziewali siEl powtornego przyjkiaChrystusa . MloullllieT rui·e Izgadza siEl jeooatk 'l tak!im stanowiskiem.Uwaza, ze przeciwko niemu swiadczy cala Apokalipsa, ktorej duchnie jest bynajmniej duchem katastrofizmu. Nie rzuca ona potElpieniana historiEl ludzkq, czy jakqkolwiek cywilizacjEl, przeciwnie stawiaprzed oczy dqinose wszystkich narodow do jakiegos lajemniczegoprzeznaczenia, realizujqcego sie, nawet poprzez ich ble,dy. Nie okreslabynajmlll~ej c zasu, w kt6rym nadejdzae ~oruiec swiat·a. Moiliw€,ze stanowimy dzisiaj, po dwoch tysiqcach lat, dopiero pierwotnq faze,rozwoju chrzescijanstwa. Obecna trudna sytuacja ludzkosci wcalenie swiadczy 0 nadchodzqcym kresie dziejow; moze on przyjse zarovmow czasach triumfu jak i w czasach kryzysu. Nie jest wykluczone,ze Bog, aby okazae swojq wszechmoc i pogrqzye samowystarczalnoscczlowieka, pozwoli mu wpierw osiqgnqc wysoki stopienkultury i rozwinqc wszystkie mozliwosci, ktore posiada. Zadnawskazowka Pisma sw., iadna konkluzja teologiczna, nie pozwalaprzypuszczac, ze jestesmy blisko Paruzj:i. Prawdopodobnie jeszcze7 Tamte, str. 121. Por. tet Feu la c"'Tetiente, d2:. cyt. str. 118 I 119.


1256 Ks. STEFAN MOYSA TJkilkakrotnie w ciqgu dziejow panowac b~dzie powszechne przekonanie,ze koniec swiata jest bliski, a wowczas gdy wszystko b~dzieszlo dosc dobrze. kres rzeczywiscie nadejdzie i ludzkose da si~przezell zaskoczye jak dziecko. S Scisle ze sprawq post~pu wiqze si~ .kwestia znaczenia c z a s u. Chociaz sam czas nie tworzy jeszczepost~pu, jest jednak czynnikiem niezb~dnym, aby post~p zaistnial.W ramach swoich rozwazan nad sensern historii Mounier poswi~camu wiele uwagi. Stwierdza on, ze dla chrzescijanina czas jest realnosciqtajemniczq, majqcq w sobie cos z doczesnosci i cos z wiecznosci."Wiecznose wlewa si~ wen przez ran~ Wcielenia, ozywia gotranscendentnq obecnosciq, ktora przywoluje czas z czterech· kranc6whistorii oj koncentruje go w calosci wraz z poszczeg6lnym trwaniemkazdego z nas - na zbawiennym akcie Golgoty, kt6ry jestpunktern centralnym calej historii ludzkiego swiata. Ale przeobrazenieto, kt6rego utrzymanie od nas zalezy nie odbiera czasowijego i~toty, polegajqcej na trwaniu. Wcielenie, kt6re nieskonczeniewywyzsza czas, potwierdza r6wnoczesnie jego ziernskq rzeczywistosc".9Na trwanie czasowe mozna spoglqdac z dwojakiego punktu widzenia.Wpierw od strony Boga. B6g rna sw6j plan wzgl~dem ludzkosci.Urzeczywistnia go naprz6d przez Stworzenie, kt6re nie jestczyms zakonczonym, ale stale si~ jeszcze dokonuje; ciqgle cos nowegow swiecie powstaje, spelnia si~ i dojrzewa, trwa nieustanniestwarzanie. 10 Wszystkie rzeczy Sq nowe w Chrystusie, a officiumwielkopiqtkowe m6wi 0 "bl~dzie starzyzny" - error veluslatis.Zatrzymywanie si~ wif)c przy dawnych sztywnych i nieistotnychformach, zapoznawanie koniecznosci zmian, jest grzechem przeciwnowosci Chrystusowej.Poza nieustannym stwarzaniem B6g stale w jakiS spos6b prowadziludzkose do zamierzonego przez siebie celu. Chociaz w Bogu jestwszystko wieczne i niezmienne, plan ten jak najpeIniej uwzgl~dniawolnose czIowieka i indeterrninizm z niej wypIywajqcy. Wydaje sifijak gdyby ze strony Boga bylo jakies oczekiwanie na inicjatyw~ludzkq, "ryzyko" co do rozwini~cia i konca calego przedsi~wzi~cia.CzIowiek w takirn uj~ciu okazuje si~ nie tylko jako wykonawca alei wsp6ltw6rca planu Bozego, moze go urzeczywistnie albo udaremnie.Czas b~dzie wyrazern tej ekonornii Bozej, ktora pragnie aby jejzamiary wypeinialy si~ powoli i daje przez to dow6d wielkiegoposzanowania wolnosci ludzkiej i ufnosci w tf) wolnose. Lqczy si~z tym specjalna Boza pedagogika, cierpliwie prowadzqca stworzenie8 Por. La petite peur du XX sii!c!e, dz. cyt., str. 21-23.• LibeTte SOILS conditions, Parts 1946, str. 76.10 H. de Lubac, .Le Catho!ictsme · cyt. przez Mouniera. (5 ed. Paris 1952). Por.Feu la chretiente, dz. cyt., str. 79, 80 ; 110-1.


MOUNIER 0 HISTORII 1 POST~PIE 1257ku coraz wyzszej doskonalosci. Wyrazem tego moze bye opoznianiesi~ momentu Wcielenia, ktore nastqpilo dwiescie lub trzysta tysi~cylat po stworzeniu czlowieka, aby ludzkose doswiadczyla swojejn~dzy i odczula potrzeb~ Odkupiciela, a zarazem aby przez glosprorokow zdoiaia siG "przyzwyczaie do bostwa". 11 Mozna takzepaIbrzee lIla OZaJS od strony cz~owi' eka; przedstarwi .si~ wowcza:s jakozobowiqzanie, wezwanie do czynu. B~dzie wymagal od niego wysilkuduchowego, wytrwalosci, wiernosci wzgl~dem siebie i swiata.Czas b~dzie stanowil dqzenie czlowieka ku Bogu, pot~zny ruch nawroceniasiE:: swiata do Boga. 12Stwierdziwszy wielkq rol~ post~pu i czasu w chrzescijanstwie,.usiluje Mounier blizej analizowac prawa rzqdzqce tym post~pem.Czy stale z biegiem czasu nastElPuje wzrost Krolestwa Bozego? Czypost~p mozna przedstawic graficznie jako lini~ wznOSZqCq siEl nieustannieku gorze? Mounier zastrzega si~, ze wszelkie tego rodzajurozwazania mogq miec tylko charakter przypuszczen, gdyz naturachrzescijanskiego post~pu pozostanie zawsze tajemnicq. Niemniejda si€l jego zdaniem wykryc tu pewnq bardzo ogolnq prawidiowosc.Chrze.'icijanstwo wyznacza przede wszystkim zasadniczy przebieghistorii od Stworzenia poprzez Wcielenie az do Sqdu Ostatecznego.Kierunek zasadniczo idzie ku dobremu, po zaistnieniu Golgoty ludzkoscjest substancjalnie zbawiona, bramy piekielne nie zwyci~zqKosciola. 13 Mimo tego Krolestwo Boze w swiecie nie wzrasta wedlugjakiegos postElPU arytmetycznego. Jego rozwoj da si~ raczej przedstawii.'w formie linii falistej, ktora zawiera nieuchronne cofni€lciasi€:. PostElP jest ascezq i podlega jej prawom "ofiara, zmartwychwstanie,przetworzenie. Zawiera wiElc w swojej istocie, a nie tylkoprzypadkowo, nieodwracalne straty, rozdarcia, nawroty, ciemnosci,kryzysy". 14 Post~p ten nie rna wiElc w sobie nic automatycznego,Kroleslwo Boze nieraz doswiadcza krzyza i doznaje kl~sk. Dlategooptymizm chrzescijanski nazywa Mounier 0 p t Y m i z m e m t r a­g i c z n y m. "Wyklucza on zarowno ponury profetyzm jak i dobryhumor zakrystii".15 \V chrzescijanstwie istnieje wiele elementowtragicznych, los indywidualny kazdego czlowieka jest zawsze niepewny,istnieje w historii nieustannie dziaIajqca osobowa sila Zla,ktora moze S'i~ sprzymierzac z pewnymi prqdami historycznymi,stawiajqcymi opor silom zbawienia. Obok dobrej pszenicy stale rosnieewangeliczny kqkol. "PrzeklElte zniwo rozwija siEl poprzez czasy,11 Por. La petite peur du XX steele, dz. cyt., str. 115 i 118, Sous conditions.dZ. cyt., str. 76, Feu la chr,Hiente, dz. cyt., str. 7 i 110, a takze cytowany przez:Mouniera H. de Lubac, Catholicisme, str. 112.12 Por. Liberto! sous conditions, dz. cyt., str. 76.13 Por. Feu la chretiente, str. 110.14 La p ettte peur du XX sieele, dz. cyt., str. 121. 15 Tarnze, str. 20.


1258 Ks, STEFAN MOYSA TJwystarczy ono aby udaremnie wszystkie humanitarne utopie i ma­Tzenia 0 swiecie, ktory by stal si~ niewinnym z chwilq uporzqdkowaniago", 16 Niektorzy dzisiejsi katolicy Sq szczeg6lnie wrailiwina ten tragiczny aspekt chrzescijanstwa, "na ostrze doktryny, nawqskie scieiki, na tajemniC(~ prawd wiecznych, na bezkompromisowosewezwan Boiych, na charakter dramatycznej grozby, ktoryprzybierajq dla kaidego z nas, w kazdej chwili trwania, Slowo Boie,smiere, grzech, krzyz, Sqd".17 Ale jest to tylko jedna strona zagadnienia.Tragizm chrzeseijanstwa nie oznacza bynajmniej jakiegosducha katastroficznego, albowiem chrzeseijanstwo jest zasadniczooptymizrnern. Z chwilq zaistnienia Golgoty Chrystus zwyci~zyl,Apokalipsa rnirno pozorow wprowadza nas w atmosfer~ optymizrnu.Uprzytamni« nam, jak wsrod walk i burz wzrasta z nieprzezwyci~ialnqsilq Krolestwo Boie. W jej naswietleniu koniec swiata niejest bynajmniej triumfem zIa i zakonczeniem okresu dekadencji,ale przedsmiertnymi konwulsjami sil zlych 0 trwaniu ograniczonym.Usi!ujqC rozszyfrowae sens historii Mounier zdaje sobie zawszesprawPc z tego, ze calkowite rozwiqzanie tej kwestii jest niemozliwe.Wzajemna zaleznose mi~dzy wydarzeniami historii ludzkiej a ichtranscendentnym znaczeniern, czyli interpretacja poszczegolnychfaklow historycznych z punktu widzenia nadprzyrodzonego pozostajeukryta przed naszyrni oczyma i dlatego mozemy mowic 0 t a j e m­n icy historii. Historia "podobna jest do powolnej rzeki, 0 ktorejwiemy, ze plynie i do ktorego morza plynie, ale nie potrafimy, odnoszqcjq do jakiegos punktu, ustalic seisle kierunku. Krajobrazys i~ zacierajq, wartosci si~ ukrywajq, cienie mieszajq si


MOUNIER 0 HISTORII I POSTf;PIE 1259Wskutek istnienia tajemnicy historii nie mozemy znalezc podmiotu,ktoryby mial jakis monopol w odczytywaniu sensu wydarzenhistorycznych i mogI ten sens w razie potrzeby innym narzucac.Chrzescijanin bylby sklonny powierzyc t~ rolt: Kosciolowi, ale onsam obejmuje jq tylko z wielkimi ograniczeniami i zastrzezeniami.Kosciol odczytuje i sqdzi historit: jedynie z nadprzyrodzonego punktuwidzenia, a nadprzyrodzonosc jest niejako czwartym wymiaremhistorii. Zabiera glos tylko w tych sprawach, ktore dotyczq jegowlasnej misji i obrony praw naturalnych czlowieka. Jest bardzowstrzemi~zliwy w oSqdzaniu poszczegolnych wypadkow historycznych,przewidywaniu ich mozliwego rozwoju, czy w ocenianiu wartosciustrojow politycznych. Dotqd na przyklad przewidywanie wypadkowhistorycznych na podstawie Apokalipsy stanowi jedynieprzedmiot dyskusji wsrod teologow nie zas oceny Kosciola.W rozmailych sytuacjach zycia doczesnego chrzescijanin nie maprzewodnika, musi decydowac na wIasnq odpowiedzialnosc i dlategob~dzie nieuchronnie skazany na przypuszczenia, ciemnosci, wqtpliwosei.Niemniej jednak w prawdziwej demokracji winien obyw'atelstac si~ panem historii, 0 He czIowiek moze zapanowac nad jejukrytymi silami. "Nigdy, zadna organizacja nie moze sobie roscicpretensji do nieomylnego odczytywania historii i do narzuceniaswojej polityki w imi~ koniecznosci historycznej . iatwo bowiemwykazac, ze chociaz polityka prowadzona przez jakqs o rganizacj~,jest aktualnie sluszna, to nieprzewidziany przebieg wypadkow historycznychmoZp. jq w kazdej chwili udaremnic". 21Zb~dnym dodawac, ze w poj~ciu Mouniera trudnosc odkryciasensu historii bynajmniej nie zwalnia czIowieka z obowiqzku czynnegooddzialywania na niq. Przeciwnie koniecznosc czynnego zaangazowaniastanowi jeden z glownych postulatow, stawianychprzez naszego autora i wymagalby osobnego omowienia. Tutajdotkniemy tego tematu tylko 0 tyle 0 He rna on zwiqzek z teologiqhistorii. Sama godnosc' historii wymaga od czIowieka czynnegowejscia w jej bieg. Mounier uwaza histori~ za cos w rodzaju "kolektywnegosakramentu Krolestwa Bozego". 22 Jest ona wedlug niegokoniecznym posrednikiem mi~dzy czIowiekiem a Bogiem. DIa tychspoleczenstw, ktore jeszcze nie weszly w peiny kontakt z Objawieniemzast~puje ona nawet chrzescijanstwo. Kto usiluje czynniei tworczo na niq wplywac, wspolpracuje tym samym w szerzeniuKr61estwa Bozego. Poza tym jest ona naturalnq ascezq przedstawionqczlowiekowi czyli zadaniem, kt6re Bog daje mu do rozwiqzania.Realizujqc je czIowiek ma wykazac swoje umiej~tnosci i zdolnosc21 POl'. Feu to. chretiente, dz. cyt., 8t1'. 113-117 oraz str. 264-266. Z2 Tamze, 8t1'. 274.


1260 Ks. STEFAN MOYSA T Jofiiary. Postawq czlowieka wobec historii wmlen wip,c bye przedewszystkim szacunek. "Historia chce bye zapytywana, kochana, szanowana.Pod uderzeniem bicza narowi siPc i zrzuca swegojezdzca··. 23 Powtore chrzescijanin winien reagowae na najblizszejej w skazowki .J. nie stwarzae sobie ustalonego i wykOl1czonego'schematu dzialania. Dqznose do uchylania si~ od wymagaiI historii,do upraszczania sytuacji historycznych, moze bye tylko dowodemkrotkowzrocznosci 1 lenistwa. 24Nie tylko pojedynczy chrze8cijanin szuka swojej drogi i wlasciwegosposobu dzialania w ciemnej mgle historii, czyni to tez calyKosciol. Kosciol jest stale w drodze mi~dzy tym co juz jest osiqgni~tei dane, a tym co jest jeszcze do zrobienia. Do jego zadaiInalezy coraz doskonalsze wyrazanie w swiecie i materii doczesnej,prawd wiecznych. Pracuje nad tym by swiat widzialny byl co razto lepszym obrazem swiata nadprzyrodzonego. Kosciol toCZqC swojeposzukiwania w ciqgle zmieniajqcej si~ doczesnosci, stale rozwijaswiadomose swojego miejsca w historii i swojego znaczenia. Prawdajest dla niego Drogq i :lyciem, ktore zaklada ciqgly ruch i rozwoj.Mysl ta jest obca wielu umyslom chrzescijaiIskim bojqcym si~wpase w relatywizm, a jednak tak jest. Poszukiwania Kosciola niemogq bye dokonywane przez calq mas~ ludu chrzescijailskiego,gdyz jego ci~zar gatunkowy jest zbyt wielki, aby si~ angazowaena niepewne :i sliskie drogi. Trzeba aby istnialy uderzeniowe grupychrzescijan, ktore zachowujqc w pelni swojq wiarPc wzie,lyby na siebieryzyko tych poszukiwail oraz - mimo przeszkod i potkn i ~e ­staraly si~ jednak posuwae naprzod Krolestwo Boze. Jest to strazprzednia chrzescijailskiego ludu. Przypusemy, ze ludzie tacy odkrylijakqs nowq drog~, uwidocznili jakqs prawd~, na ktorq dotqdnie zwracano uwagi. Na drog~ t~ wkroczyla na razie tylko straiprzednia a calose wojska jeszcze si~ waha, rozkazy nie przychodzqalba Sq sprzeczne. Jest to dla straiy przedniej proba wiernosci;choeby miala stokrotnie racj~ nie oddali si~ od calosci grupy, wycofasi~ z zajmowanych pozycji, bo wie ze tworzy z niq jednq calosei ze odlqczona od niej b~dzie wyrzucona jak prozny buklak. 25Czy Iud chrzescijaiIski w swojej masie odpowiedzial zadaniom,ktore stawia przed nim historia? Czy chrzescijanie w przeszloscia takze i obecnie Sq wrazliwi na najmniejsze jej wskazania, czymajq w sobie t ~ elastycznosc i zdolnose dostosowania si~ do warunkow?Odpowiedz Mouniera na te pytania brzmi stanowczo negatywnie.Chrzescijanie ubieglych wiekow nie mieli zmyslu historycznego.Idea post~pu , ktora jest ideq chrzescijailskq zwrocila si~23 Tamie, str. 117. 24 Por. tamze str. 274 a tez Les Certitudes difficiles, Paris 1951, str. 52. ::.; Por. Feu a chretiente, str. 123 i 272.


MOUNJER 0 HISTORII I POSTF;PIE1261przeciwko nim, co oczywiscie jest zjawiskiem nienormalnym, gdyzistnieje wprawdzie pewne napiE:cie miE:dzy chrzescijanstwem a historiq,jednak zerwanie miE:dzy tymi dwiema dziedzinami stanowiobjaw chorobowy. Doswiadczenie socjologiczne potwierdza to stanowisko."Okolo polowy XX wieku wielkie ruchy, ktore posuwajqhistori~: ekspanzjonizm amerykanski, komunizm sowiecki i rozwojludow azjatyckich, znajdujq siE: poza zasiE:giem chrzescijanstwa".26Wystarczy spojrzec jedynie na map~. Religia katolicka jest przewazajqcqreligiq obecnie w Irlandii, Polsce, Hiszpanii, AmerycePoludniowej i w innych krajach zyjqcych jeszcze po cZE:sci dawnqcywilizacjq patriarchalnq. Chrzescijanie zawiedli zupelnie jezelichodzi 0 przewodnictwo w cywilizacji miejskiej i przemyslowej.Mounier wyprowadza stqd wnicsek, ze chrzescijanstwo w swojejrealizacji historycznej obecnej, zwiqzane z cywilizacjq burzuazyjnqzeszlych wiekow, uczestniczy w upadku Europy i swiata feudalnego.Niektorzy chcieliby w tym widziee upadek chrzescijanstwa jakotakiego, bE:dzie to jednak tylko koniec pewnej historycznej fonny. 27W tym rozdzwie,ku miE:dzy dzisiejszymi prqdami historycznymia chrzescijanstwem dopatruje siE: autor jakiegos wyzszego znaczenia.Przypominajq sip, slowa Chrystusa "Kr61estwo moje nie jestz tego swiata". Brak geograficznych sukcesow chrzescijanstwauprzylamnia nam silniej tE: prawdE:, ze nie jest one pot~gq ziemskq,a jego natE:zenia nie mierzy siE: statystykami, ani uczestnictwems zefow pans[w w nabozensltwach. Poku-sq zydoSitwa bylo lq:czenieKrolestwa Bozego z panowaniem ziemskim, jestesmy z niej dzisiajuleczeni, gdyz krolestwa ziemskie zostajq nam odebrane jedno podrugim. Bye moze jednak, ze czasy dzisiejsze okazq siG w pewnejperspektywie ostatnim refleksem epoki juclaistycznej, placzqcejza ziemskim panowaniem Izraela. Spodziewany upaclek obecnegochrzescijanstwa przywodzi nam na mysl smierc Chrystusa, z ktorejpowstalo nowe zycie. COZ dziwnego, ze uczen przechodzi tq samC!drogq co Mistrz? Mounier stara sip, przewidziec jak moze nastqpickoniec Yllspolczesnego chrzescijanstwa. Mozliwe jest wedlug niego,ze powtorzq siE: te czasy, gdy B6g odebral kierownictwo Kosciolawspolnocie zydowskiej i przekazal je poganom. Bye moze przyjdqnowi poganie i otworzq te drogi, ktorych nie potrafili odnalezcsami wyznawcy Chrystusa. CZE:sto wlasnie przez rozmaite klE;skihistoryczne, przez dzialanie tzw. niewiernych Bog spelnia swojeu.miary wzglE;dem Kosciola. 28M6wiqc 0 poglqdach Mouniera na rolE: chrzescijanstwa wobecwsp61czesnych prqd6w, 11ie podobna pominqe jego stosunku do26 Tamze, str. 120.21 Por. tam}.e.28 Por. La petite peuT du XX siec!e, dz. cyt., str. 151.


1262 Ks. STEFAN MOYSA TJk 0 m u n i z m u. Stanowi to zagadnienie obszeme i bardzo skomplikowane.ktore nie wchodzi seisle w zakres naszych rozwazan. Zewzgl~du jednak na zwi'lzek. jaki posiada z badaniami nad sensemdziejow. nalezy Je chocby ubocznie poruszyc.Mounier staral si~ 0 jak najwi~kszy obiektywizm w swoich pogl'ldachna komunizm. Nie chcial ulegac strachowi przed nim. podobniejak wielu innych jemu wspolczesnych. TwierdzB ze wszystkieantykomunistyczne ..wyprawy krzyzowe" s'l cz~sto tylko pokrywk'l.dla dzialania eiemnych sit faszystowskich i burzuazyjnych. Uznawalpozytywne strony marksizmu. zwlaszcza jego duze zaslugi


NIQUNIER 0 HISTORlI 1 POSTFiPIE1263historycznymi lub rzeczywistosciami historycznymi, kt6rych nieprzyjmujemy. Pracujmy w ni epewnosci historii, ale zgodnie z wymogamisprawiedliwosci i prawdy, nad tym, by zwiqzki te zostalyzerwane". 31 Mounier nie chce wi~c przeciwstawiac chrzescijanstwa_i komunizmu jako dw6ch zwalczajqcych si~ z koniecznosci doktryn,dzielqcych mi~dzy siebie niebo i ziemi~. Obydwie te doktrynyznajdujq si~ wedlug niego w stanie przemieszania. Swiat chrzescijanskiniesie w sobie wiele praktycznego ateizmu, swiat z imieniaateistyczny cz~sto zaprzecza tylko Boga w falszywym rozumieniui szuka go usilnie pod postaciq innych idei czy hasel. Zapewnekomunizm zawiela w sobie wiele element6w antychrzescijanskich,ale takze czynniki posuwajqce naprz6d Kr6lestwo Boze. Pewne jegoanalizy uwrazliwiajq nas na problemy historyczne, zmuszajq dorewizji poglqd6w i zmiany stosunku do otaczajqcego swiata, zwi~kszajqzwlaszcza poczucie naszej solidarnosci ze swiatem proletariackim.32 Pi~tnowanie faryzeusz6w, pobudzenie samych chrzescijando zywszego dz·ialania tez nalezy zaliczyc do tych pozytywnychstron komunizmu.*Zaje,cie stanowiska wobec poglqd6w Emanuela Mounier nie jestrzeczq latwq. Porusza on bardzo wiele zagadnien, kt6re wymagalybyszczeg610wej dyskusji, co przekraczaloby ramy tego szkicu.Ograniczymy si~ wiElc do paru og6lnych uwag nie stanowiqcychoceny we wlasciwym sensie.Mounier nie byl teologiem ani apologetq chrzescijanstwa. Poruszaljednak bardzo wiele zagadnien teologicznych. Czynil to z duzqznajomosciq rzeczy, kt6rq nalezy tym bardziej podziwiae, ze gloszqczdania smiale nie znalazl si~ w konflikcie z' nau~q Kosciola. W swoichrozwazaniach nad sensem histonii jest bardziej ostrozny, trzymasiEl scisle Pisma sw. i podaje poglqdy, na kt6re wszyscy si~ wlasciwiezgadzajq. Dlatego moze sprawiac wraienie, ze nie wiele w tejdziedzinie wyjasnia. Oiekawe, ze 0 i1e kiedyindziej dose cze,stopodaje interpretacj~ niezaleznq od chrzescijanstwa, adresowanq dowszystkich, 0 tyle tutaj raczej z tego rezygnuje. Moze zdawal sobiespraw~, na jak sliskim terenie znajduje si~ czlowiek usBujqcy interpretowaehistoriEl jedynie z naturalnego punktu widzenia.Do najciekawszych mysli poruszanych przez Mouniera nalezq.bezwqtpienia rozwazania 0 roli postElpu i ewolucji w chrzescijanstwie.Chociaz nie jest tu moze oryginalny - zagadnienie to omawJapr.zed nim CuUmalll a t a!k.ze o. de Lubac - iIl1emniej jednak31 Tarnze, str. 171. 32 Por. tami:e, str. 178 i 179.


1264 Ks. STEFAN MOYSA T.JMourner Illadalje mu SWlOis,tq 'iy,wO!tulOse Ii ?~eruik'ld rwosc rmySlrowq.33Wydobywa przez to na swiaUo dzienne dynamiczny aspekt Kosciolai chrzescijanstwa, kt6ry jest niemniej rzeczywisty nii jego aspektstatyczny, a bywa znacznie rzadziej omawiany. 34 Mounier unowoazesmaw ten sposob EwangeliE::, podk!resLajqc w nriej mysti bardziejprzemawiajqce do dzisiejszego czlowieka.Mozna jednak miee zastrzeienia co do praktycznych konklucji wysuwanychprzez naszego autora: wydaje siE::, ze jest on zbyt szybkiw wyciqganiu wnioskow, ktore Sq r8.czej podyktowane potrzebq,czasow niz wynikajq logicznie z teoretycznej nauki. Tyczy si~ to'zwlaszcza jego rozwazan nad koncem wsp6lczesnego chrzescijanstwai znaczeniem tych lub innych prqdow dla historycznego rozwojudziejOw. Zresztq sam autor nadaje tym t:wierdzeniom charakter przypuszczen,ktore dla nas mUSZq bye czasami wiE::cej niz wqtpliwe.Chcqc je nalezycie oceniC musimy pamiE::tac 0 tyro, ze Mounierstale szukal i bral na siebie ryzyko zwiqzane z tymi poszukiwaniami.DZiE::ki tej podstawie jednak wni6s1 trwaly i tworczy dorobekdo mysli chrzescijanskiej i wplyw jego da si~ na pewno odczucprzez dlugie jeszcze lata.Ks. Stefan Moysa T. J.33 Oscar Cullmann, Christus unci. die Zeit. Evangelischer Verlag A. G. Zolliken-Zurich1946. Ksiqzka ta zostala ;i:yczliwie przYiflta przez krytykfl katolick".podobne mysli porusza tez H. de Lubac. CathoLicisme, zwlaszcza w rozdziale.,Le christianisme et l'histoire·', str. 107-132.14 Bardzo trafne om6wienie obu aspekt6w daje ks. arcybp. Montini w przem6wieniuna 2-gim Kongresie Apostolstwa Swieckich, "Documentation Catholique"54 (1057), 1621-1622.


W t ADYStAW KONOPCZYNSKIJAR ZOSTAlElVi HISTORYKIEM (2)IIIKOIlczylem uruwersytet jako jeden z czo~owych 5-6 kandydatownauk prawnych \ polity cznych, 00 mniej Wii~cej odpowiadalo dZ'isiej'Szemustapniow,i magiistr.a, a nawet moie dawnemu ga,lkyjskiemudr juris. P,rze-z: tlumaczenie Esmeli:na moono si~ wgrydem w swiatpoj~e kionstytucyjnych, co w:i~cej sta ~lem iSi~ d,ch wyznawcq' Demokracjaj parlamentama - bo byto mojq dewjzq. Na wliek XIX patr.z·alemoczyma Seignohos,a, ktorego polski p.rzeklad wr·az z innymikis.iqikami ' 0 tendencji 'Post~?owej szerzyl wsrod nas za pos'fednic­(wem Lutostanskiego nikt ~nny jak Zygmunt Wasi,lewski, przyjacielDmowskich i Bali-ckich. Nk dzhvneg'o, ie i ja ,swoj .zachodni liberoalizmum.i alem godzie z sympatiq do narodow cow i ·a'IltypmuiC! do socjalist6wze Spojni. Mianowamo mnie nawet doiywotnim czlonkjemwaTszawskiego Brfrtrui.aka. Pod wzgl~dem naukowym Esmffi'n mi niewys·tarczili: zgl~bri lwszy leN-inka Das Recht des modernen Staatesotaks·owaieID FmncuZia ja1ko dogmartyka 0 dosyc


1266 WLADYSLAW KONOPCZYNSKIuril za rtys'iqc mbJi, ja n,ie chdalem ojca narazae !1Ja taki wydatek,a wiedzialem, ze siE; zahartujE; i wytrzymam, bom "niepotomek".Jakos bezpos'redll1io przedtem, a moze jednoczesnie ze w>stC!pieniemdo brygady, zaznajomilem lS·iE; -- bodaj przez posredn}ctwo Korzona- z Szymoillem Askenazym. \Vi~c t,o tak wyglqda ten pano dziw,nym na'Zwlsku, ktore-go Konigswahl kUJpilem sob'ie jeszczew gj,mnazjum, ,a Morego. Dwa stulecia i Przymierze polsko-pruskie,tak joakos wykWli'll'tnie pisane, z podzlwem czyt,alem po:i:niej. Cienki,dlugi, z lekka pochylrony, wpadal do bibliotekri li'rui'V"el'sY'~eckiej nakrotko, dose glosno zqdal ks;iqzek, WlodzH jednym okiem i dlugimnosem po kslqzkaJch na odlegloOsc 15 cm 'od 'papieru, niby vvidz:i·allud'ni , niby nie wjociz:ial, na pot s'le-py, a t,ak przeruikHwy .j ja'Sn'owidz


J AK ZOSTALEM HISTORYKIEM1267rubLi nie wy,starczylio. J~ zykQ.znawca Wladysla,w T,aczanowski nieocaJi-l rosyjskiej oj'czyzny, choc d asta.J: kulk~ kCtrabinowq w wypuklecZ!ol,o, a ja mi,albym :ocalic? M Mnze opisywac gen.ialny plan dra A.Fa'tiiana, kiepiskie 'PTOs'ZkJi, 00 mialy wywolac szmer w 'sercu, mojqswietnq iill'pro W1i zacj~ w kawiarence, ipamtygodni!owy pobyt w szpitaJuw ojskowym lIla Cytadeli, z oJekturqll'iecenzur-alnego Sejmu czteroletniegoKalinki , z n ieleg,alnej hiblJi'oteki kalka gimnazjalnego,"vitium cordis" na ltablk'Z'ce na,d mojq g1o.wq, 'Z'ElIkulli15owe imbroglio. ­i ruebywaly Itriumf wojskowej medycyny nad mojq organicznq wadqserca ? To chyba nie nalezy do wewn~trznego rozwoju mlodego hiis-toryka.W maju, gdy juri: w Ma:ndzuTii bylo dosyc cias,no, brygada odjechaludo Rerrnber towa na cwiczenila, a ja wlasnie przerobilempierwsze w skazane prze:z Alskenazego ar,chiwum - barona Kronenberga.Panr:~tam to swieze, dziewicze zetkn1 ~cie si~ 'Z r~kopisam iJ'illla A'loy'ego; ze,by tylko wszy,stko dobrze 'Z


1268 WlJADYSlJAW KONOPCZYNSKIporzqdek dose prymitywny, za bo w poszczegolnych ap:a.r·tamentaehzasia-dali i urz ~ do w.al ri pano'Wlie sta'Isi, dobrze notowan'i w bibhografiaehBekikowski, H eck, Kniazi olucki, KJonerc2lIly; wozni mieli wyglqdpodofkersld , nieprzytulny. D·Q CzartorY15kich wpIlOwardzH m:i~ ­przez prywatny 10k1l'1 Mariana Sokolowskiego - bliledk Askenazego.Tam poznalem Skalk.owskiego Adama, przodujqcego monografist~ w zakre:sie dziej6w ,nrowoiytnych; on zwrocirl mi uwage, nabibHoteke, 'i r e,kopi'sy Ak,ademiri Unl'ieje,'tnoSei. Cz'as rozloiylem sobieapcy-ek1onomicznie : od 8 do 9-tej Jagiellonka, do 13-tej C7Ja'rt'orysey,od 13 do 14-ej Ak ilJdemia, po obie-dz.re :maw BibI. J.a:giellonrsik a, od18-20-ej vnow Akiademia, reS'Zta 'robOity w damu. W jednej z najgrubszychTek J. Mniszcha (1760- 1). ll'ie rtykanej od ezalSow Szujskiego,zna,la'llem zardzewialij, 'stalowke, - i po'wie-dzj'alem s·obie:"dzierie, p iom po Szujsk im"'. Czul,em, jak :mi sie, wYTalbi.a szybkoehwyt badaw,czy, j-ak coraz lepiej irdzi e selekeja waznej bresci, corazzIozumialszym .staje lS!ie, 'i coraz wie, eej JIl owi kaidy dokumell't 1 kaidyJwdeks. Odtworzye 'Z ty:J.i~ c znych rozpmoszonych sladow ludzi i s pra­'\'y rtego dziesie, ci-olecia st al,o sie" poz,a jednym problemem u1strojowym,wylq'cZllq m ojq na p.'lre, lat ambicjq. Fil,ozro,fie" me·tod-ologie"problematyke, pozostaV'rilcm .s'obJe rIva raz'ie in statu quo.Zarilz na poczqtku IPra'cy u Czartoryskkh zdaJr'Zyla mi /Sl.p, pierwszabieda ze .z,ctrow,iem. Z jednej s.trony niedomk ruie,lte 'okno, z trzechjnnyeh Ir oZipaJone kaloryfery przyprawHy mje, 0 oSltry bol w prawymk'olalnie - zadatek ci erpieil na najpozniejsze laba. Opladl s iE: wprawdzieten bol na Boze Namodzenie, kiedy mi~ "Wlojenny na'cze1nik"powolal telegrafic:z:rui e do czynnej na DaJek im 'tVscho,dzi e slui by.Uzbrojony w swia·deetwa dra M. Rutk'ow'skiego, ie m am przewleklezapaleruie .stawu, orddepeszowalem, 22 jeehae n;ie moge,. Czy mi jednakt a ,;prz8wlekl,a"' wym6wka na dlug'o wy srtacrczy? Przeoiez nadobrq sprawe, na:!ezaloby dow iese w pewnej ChW11'i, ie llni e rtern b61ani na moment nie apuszczaL. Mimo wszy.s tko be,de, dezerterem,w :i ~c ezeka mnie t ula'czka. Jako emrigmnt we wla·snym przeko.n,aniu,a w dodabku inwa,hda, p'raGOwalem z tym zawzri e,ts,zq de,te-rminaejq.Choe zawsze mnie ci~gn e, lo dlo posiedzen i Imleienstwla, niewie'lecwsu odialowalem dJa rraukowego k6lka mlodyeh h~ storykow ("akaden"rikow"'),do k tare9'o miE) wpno,wadzH Illiejaki Jan Dz-ie,dz1c. Comtam pro'bQrwal zrdz'iii!lae (projekt rOfg,anu wzajell1'nej informaeji '0 irodlach),com IZdzial al rzeczyWTisaie (dwa refe-na:ty 0 gernezie veto).na 'comsie, n'apaJtrzyl ('l1a ""'alke, WybOfCZq, z Morej wyehodvi tertiusgaudens najslabszy), kogo poz


JAK ZOSTALEM HISTORYKIEM 1269oLszka Fuchsa, kt6ry od tego CZd'SU po dzis dzien, UCZqC w gimnazjumgeografili :i hi,s.[orii (,bo nie ,cheial bye pwfes·orem uniwepsyrtetu), niesltrac:i! nic na swdeiosci i sympaty'cznosei. Rarz zajrzalem fila semrinarium\Niincentego Zakrzewskiego, skorygo'wa{em cos w dyskusF,ale pwfesotl'o'Wli ffi~ me rp rzedstawilem. Dzielila miE) od ga'licyjsidchadept6w hisboniti r6inica w p rzysposobierriu: oni szkolih si~w naukachpomocnirCZY'ch, .roiny,ch paleografj'a,eh, dyplomatyk ach, hera1­dykach, geografil hrist,orY'cznej, a ja b y-term zbrojony w prawo, filozofi~,psychologi E), 't,pochE) s,ocjol og-i i ,i ekonon1!ili.Cza's byl:\() jechae do Lwow a w t rop za Skalk owskim. Otrzymalemod k rakowskrie,go Kola mandat (bez dUsty, a le z przydzialem mieszkaniawdomu tech:nickim) na zj azd Ogniwa. Mandat spelnitem,przez killea dnt siedzl.alem, przemav-rialem, gloso'Walem, klaskalem,a potem do 1 kwietnia pracowalem gl:6wnie w Ossolineum sa'lllotnie,a r6wnie Jiorsown'ie ja'k Vi Krra kow.ie, Przewmcalem Oss olineum dogory nog-ami - sluiba nosil:a mti po k ilkanascie rE)kopis6w dzienrriez chw aJebnq pracowHoseiq ... i rezygna'cjq. Uwaialem bowiem, iek,lo nauce po sw


1270 WLADYSLAW KONOPCZYNSKInota,ty b~d~ Imusia,l im dac do kontroU (eo si ~ 'Okaze ez.czq fiormall1!oseiq).Po tmsze don, i Hubert Ermis'ch, i Waldemar Lippert, i HansBesehorner, obserwujq,e m6j Silzileisch, nabra,lrl. do nntie ,przekonania.A byl,o nad ezym si,edz'iec, bo Ha,ssel pozwolil 111i wyJCiqgac z wewnf;trzneg,olinwent'ana wszy·S'tkJie pozyeje, jaikie mnie mogly Jn teresowac(czego radey wiedenscy, jak po . dtkre s ~al Lippert, me 00­s!aniali). Wi ~e prze'b'iegil.fem o kieJlIl i e'kseerpooi\valem pi6rem oi~zk.'ie,ozarnynl pylem smolq'Ce folda:nlty kO'Tespondeneyj petmsburskkh, p a­rysldch, wdeden'ski ch, l'oodynskrlch, stambulsldeh, gd,anskich, intereepta,l'achunki, diariusze, mone:ta'ri,a, mH iita ria, .listy pan6w polskichdo dworu. Dojechalem z k'oncem c'Zerwoa do r. 1758 wl qcznie, oj poczu-lem,ze musz~ odpoezqc.Nad pj~knq Elbq, w ,QlbliicZ'..l Tamsu Briihilowskiego i Palaeu Ja ­ponskiego (Kr6lewskiej Hiblioteki) zy!o siE,! jeszcze samotniej :nizw W ,tedrl'iu. Ani Laubera. nawe,t 'na lekars'iw-o - "niekon1ll ruktlpodal"_ Skromniutki wikit w proletariadtiej ga:rkuehni (bo nie ehcialemobciqzac ojeowskiej Ideszeni). wyezerpujqca ,praea, pTzerywanaty;llw w niedzieJ~ zwiedzaniem Ga.ler,ii, Albertinum i Zwlingru OW'lsluehaIlliem ope.r wagnerowskieh im Steh-Parkelt, ,tudziez m atett6ww luteranskiej Fra,uenbrehe, :no i symfonkzn)"eh mszy w dwolli·kiimkoscie1.e katoliekim, obee otoczenie, t~sk'I1 ot a do swoich (j akze wymownieodzwierciedlon a w statystyce snow) - ws zy,sUw to d,oprowadzilomnie do 'Stanu rhof'OhlJiwego .przemE;czeruia i bezsennosci(raz nawet do hypnagogieznej sluehowej hahl'Cynaeji). Krzepilemsi~, prawda, of.\gl'Qlsami wielkioch pr.zemi·an lila Vvs ehodz'ie: jak be"lrooO'Suli'e'ommV'ilaly gil·zety saskie Itr,agi'cZlny las elskadry Roidies;twiEm.­skiego, a jak ina'ezej odezulem t,o joa. Gesla Dei per Samuraios... I tvwszyslko na razie bez zadnej ingereneji wolnosc mi1lujqcej Europy.Pod koniee czerwca pozegnalem s ,i~ z Ha .~slem, UpeWnlWlSzy go,ze moje polskie wydq9li nie 'b'udzq "polilische Bedenken", 'i pumklilqlemdo Krakowa. Za . e"l~:ta lSi~ w pokoiku na "Szk:lanej Gorze"pod Kopcem Kosciuszki (gdzie dzis ulka Spard :l1ista) Ir,obvta konstmkcyjna,ktora z roznymi przerwami, wywolaJl1ymU pr,aeq ubocznq,potrwa cos ez·tery lata. Jui widzialem w druku w "Ekon'omiscie"pierwszq swojq recenzj~ - do.sc 'SUlf'OWY, a Wli~e zurchwaly rozbiorkrytyczny samego ESIDei,na (na pewno sza,nowny autor 'll'igdy nieslyszal 0 rtym figlu swojegv Humacz,a). I uj1rza:l.em pod lj:oniec lataw pierwszym zeszycie "Przeglqdu historycznego" poczq'tek Genezyliberum velo. Cokolwiek si~ 'Stanie w tej Ro'sji, ujrz~ 'czy nie u jrzGswe podk'I'akowskie rod:zli:rm.e zakqity, Mlynnik i Ksli qilniczki - magE!powioedziec Sltampolskim silylem, ze"Wdarlem si~ na skal~ boskiej na,szej Kldo,I(Ji~dy rduSIZe p.raojcow wtorem zyeiem zyjq··.


JAK ZOSTALEM HISTOHYKIEM1271Tu wyczerpuje S1i~ zB.powiedzli'aIllY w tytule Itemat: j a k z.osta-lemh1s borykiem? P'oszukiwaillie s,askkh ,osta'tkow trwalo dalej, obj~lood jesieni znow Dre'lUlo, Pa,ryi, LondY'n, Kap 6'nhag~, Getlilll, zlYiorykrajlowe. OczywEaie i pozwoj wewn~ 'trzny badacza nie byl jeszczez amk.ni ~ty, b E;dzie {)n jednak :l1IadaI 'podobniejiS zy do nurtu rzeczkiezy rzekli na ni1zinie, z niewielu zal,aman:ianll, :ruiz do p~du gorsk.iegop a toku. Opowiad.ac 0 n!i:m i {) calej da1szej mojej dzi,aia'Lnosc:i nievriem, czy waJ:1to.Wsza:kze historyk lakruie k()lnbetnej i'ndywiduaanoscL 'i 'Sam mak orrkretnq indywidualn·osc. OpowiedZliaw.szy wi~c szczerze ,i PTOsto,j illk si~ weszho do 'tego 'slaf\vetnego cechu, trudno nie d{),tknqc PYtaru·a:j d kim zos'talem hLSItorykiem?Powyzsze kalrty me grzeszq nadmiarem wznio>Sl,osoi ani patosu.Nie do:sluchuj~ s ,i~ w sobi,eodgl,osow :najwyz'sz)"Ch 'i najg ·l~bszych,[)poblem6w, More by rni~ Iszmpaly, jak >s~p PTlOm 61teusza. Cos pwmetejskiegoTOIHoo mIi siE; w marzeniadl, w rozmyslaniatCh 0 wydos>kOl1a~e:niusamego s,iebie, cos posredmego rruiE2dzy ilJl1ie,lstwem i nadczlowieczen,stwem.Odkqd postanowilem pisac, moja swiadomoSc':Jl'auklowca wypelnia'la 's i~ WE;dJowkq od 'temwtu do ~ emal tu, rzadz~ejod problemu do probtlemn.Skqd ten proza'iczny reali2m, ta pospo,IM{)sc? Spro'c'ujmy ([zecz wyjasrric. Nillslucha·!em s :i~ Za ml1odu, ze wszyscy Konopczyns'cy, un. ct .p ochodzqcy od Klemelltyny Szulcowny, zaW's'ze uczyH s'it; dobr,ze,potem w y rosl,i ·na ludzi lS{)ilidn)'ich, sUJilliennych, ,ocl:powLied:z;i,alnych.Pr,zypuscmy, ie to bylo prawdq, rtak mi bqdz co bqdz mowi,ono. Czyiw,iE;C IIie uepiej byc sumiennym, odpowiedzia lnym szperac.zem niznieodpowiedZ'ialnym p3eudo -socjologism? Dziadek, ,ojciec porzqdniebudowali koleje zelazne, a ja mi,abbym Iekkomyslme odtwarzackoleje l,Gsaw narodu? - Dalej, naczy'talem si~ w ro.z'nych "opowiadaniach-ciotek LudmH" jak to "kr61 idrzie na Moskw~, na carze drzyskora", jak jenera! KE!cki ocala K'amierriec Podolski, 'i czulem potakiej lukrecjowej historii tr'och~ zgagi; dlatego w gi'llln'azjum pochlillllialemc1zieje powszechne, a aie kwapiJem sie, do p·olskkh. Potern nas£uchalem 'S1E; ad wyfraczonych kazionnych pr ofes-or6w: Zigla,Simonienki, Leon:towilcza, od kazdego z osohna, ze ich nauka, pozytywnai 'P()I.Sit~powa, dOlp'ier-o odkryje "zakony isloriczeskoj jewolucji",lecz WlSzys tko ikonczylio ~;dt; na mniej ,Iub wIi~cej hombastycznychzapowiedziach. Smakowal mi we wl'as,nym Huma'Cizeniu zlosliwyw ierszyk Heinego:"Nawelt Pan BOg w moich oczach rtftaa i u!1()1k 'pnawie W'szystek,Gdy na swoje podobienstwo rzezbi mi g'o la,doa ,chlysrtek".To juz ja wolE; nasladoWiac wztOry Balzera, Pawinskiiego, Korzona,.Askenazego.


1272 WLADYSLAW KONOPCZYNSKIPytall1'ie rtylko, czy mille ~udz;irs.k· a zechcq czytac. Wada'W Sobieskiz 'redakcji "PrzegJqdu Historycznego" winsZ'OlWal mi 'l'ozprawy, jakoo'zdoby wyodawnictwa, aile nad mO'im styJem rohio!: ges1t niemal rozpaczliwy,Wa.rt'o si~ bylo nrud 'tym zastanowic. Dot1'ChrcziilS ludziebyli z moirch probek zadro'Wlo,le.nri. W gimna'Zjum Szymam'Qlwski :i dyrektorvVacker, w domn pann.a Ml'ozill5'ka, 'W k6lku k10lejzy "zetowcy",na ll'niwersytccie Zigel, nile 'S!ZCZ~ 'dZlih mi pochwal. KO[,z,olIl,sam zdaniem ChmjeJow,sk.i e'g"o "styJois ta dobry", znalazl w lrlandiiwyklad "poto,ezysly", WLirtuoz Askenarzy, ledwo spojlrzy na poczqtek"Siedmioletnriej", powie do redal


JAK ZOSTALEM HISTORYKIEM1273dosci (mia-lem w og6le mlodosd -k.lilk,a). To, 00 by mozna nazwa


1274 W:LADYS:LAW KONOPCZYNSKIz czasem fzaopilItrzyc :s i ~ w l ep,sze aparaty p sychol'ogiczme , s Ziczeg61­nie do przeswieiJan'ia "charakte.row rozumow ludzkich", 1.ypow psychicznychi kulturowych, a,le z p sydlO'logiq dawalem s obie. jak nahi'storyka, 'rad ~ dostatecznie. Z cza'sem znajomosc ,char·aMerow jednosteki Uumow, jakiejod hi's.t'oryka oczekuje przeci ~t ny 'czyteln'ik,ab8orbow a!a m ille wi ~ cej rrii analiza psychologk zna.Pod niejodnym wzgl ~dem pflzyd a'la mi si~ w ppa'cy falchowej pi€l~ gnowana ad ,g.im n az.j al'llyeh lat klon-trola nad samy m 'Sob q. Poczynajqeod ortogr·alti j korek ty, pioprzez sty;l ,ai do ,k'O!l1'strukeji prae,W'sz ~dz i e wid z~ u .siebie · t~ samq lS,alDJjorwdedz ~ 1 k'OinltflO'I~ . Znam 'swesily, wiem, ezeg,o Isi E) Jl1og ~ podjqc, jak uniikn'lc ha-lanmctw a, i niezdarza mi si ~ - p l'zynajmniej w osobtstych, a rue zbiorowych poczyna,ni,ach- -Eueae prz e d si ~w Zli~d a rriedakonC ZlOlIl'e. K:ry; tyk ~ 'obcqprzyjmuj ~ wrailliwie, nawe·t si~ ITliq p r z ejmuj~ i ma rtYl"i~, ale p'Ot emmoj mozg p rzechodzi z defen sywy do k ontrofensywy, Ii p rzeciwn ikopusz eza pole - zwykle z m ocno wyszezerbionym 'or~i em.Zahartow any "agon istes", unikam if:ematow zbyt potpulamych, takikhjak Zamoyski, Sohieski, Kosaiuszko, Trzeai Maj, ·pow·stani.a,bo natura ciq.gn'ie mnle w cienmosc, w gqszez, W Iba jemnic~ . Z zaoszcz~ dzonych zapaIow , z .oktielznanych 'I1a.mi~lnoSci uzbieralem zapas dynamiki, kt ory rnl .pozwala! d qiyc do eel6w dose daleklichprzy zuiyeiu calej skoneetro wan ej energii. Jak w ·rorzwoju wew n€;trznymoboj€;tna mi by.Jra et ykieta p o'St~pO'W c a, a wai ny PO-S lt ~ P w pracynad sob 'l , ,tak i w traMowaniu zadan naukowych wi~e e j db-am 0 wykonanie,performance, nii 0 dernier cri nowo-sci.To by byly pl-Ulsy. Z p eJIISpektywy p6hvieku w.idac 1ec1,nak i st I(lU1 ~negatywnq mojeg.o iydowego, ie t\:,ak I1o'W'iem, pr,zysposabienia.Nie Dez zdumie'Ilia ogar.ntam rteraz obhtosc '5wojej zyciowej iniejatywyi nie dzjw . i ~ .gi~ s'p. K()II',z·onowi, ie mi~ naJZwa'l "w g.orqeejWlodzie k q,panym", ani sp. Ulanow.skiemu, kt6ry saun w roinych k ierunkachdarwai pl()i t~ine rtworcze :pehmj~ci . a, tOltei 'raz z lir)'ltacjq wolatp'Od maim adresem: "powsc'iqgn:ij'eie raz t~ swojq niewyczerpanqinie)atYWE)". C dy cho dti!o 0 ISprawy spoleezne i pohtyczne, niestaralem si ~ bye wsz~ dZ'ie niezb~dnym, ale gdym wyst~p 'o'Wa{ jalmwspoHillcjator wainyeh prr,ze cl!s, i ~wZii~c, t o niemrz Iszybko dochodzllemdo stamow;,sk kier1owni1czyeh. Tak bylo w Zegludze Po:ls·kiej (1917 ­jaka,z sliska wspolpra-ea z 'b:rygadierem Roj'l)' w Zwiq'Z'ku InteltigencjiPolskiej (1919- gdz:ie mi~ mag].olwa!a kobi e t a ~ozlolg, p a.nli Olesli o'Wa),w T,ow arzy;stwie Etyezny;m (1919 - More rlaznilosly r6:i:ne niezale:i:neduchy). Rzucalem z r6inym pmVlodze'llliem porrny;sly aJkeji oldozybowejna prowincji (np. w Kongresowee r. 1906 pod egidq Maderzy Szkolnej),Kolka, czyli Herbatki profesOiIow narodoweow w Krakow1e(1922- 1939, 1945---p). TlOIWarzysrtwa P,olsko-Szwedzkiego (1923). SeminaniumpolIiltyki marodowej (1932), Klubu Na,I1odowego (1924). C'l.y


J A K ZOSTALEM HISTORYKIEM 1275o wszyst kkh ,talk:ich pr abach mozna pow iedziee, ze byly mcjonalne,nie w iem: w polliltyce i w spo leczeI'l:s;twie konie c dzielio chwaH, wi ~ cmoze ,to lub c wo na·lezalo ,obmys!ie inacze j, podjqc gdzie indziej,k iedy in dziej.Natomiast w dzie·dzin ie nauk cwfeij wszy,sbko, oom roznyrni czasyp rojekt'owla.'l, wydaje mi .g !i~ z,alSadll1icz:.o ·racjon'a.lnym.l. W kraok,o",vskim studenckim Kole Hist'orykow proponowalemwydzia-l wzajernnej informac}i '0 :h6dlach (.o dJrzu.cone).2. W warsZJawskim T,ow anzyshvie M il,osnik 6w Historii po,dobnyorgan proponovvC\.J'em pod naZWq "skrzynk1i do lJslt6w" (1906- 7) .3. Tamze domagalem s 'i~ zafoo enia pracowni h istoryczn e j z biblintekqpodrEicznq (1 908). P6zn iej, p o mku 1920 ur.zecz¥""'istni tow Tovv"arzystwie Naukowym Vlar.szaws'k,im MaKeIi Handelsman.4. Prabowalem w W,arsz'ClIWie d la ozywienia rudlU skuplae oSiQbnom Iodych h istorytkaw (1909).5. Askenazego nam awialem (1 909) , zeby sw¥'ch Hczniaw zap rzqgl,podlObIlJie jak ongl Fin kel, do u klad ania B.ibNo g!1afii hLs.loTii p orozbi,orowej.Odrzucrd t o, bo 'WIOlill sam bye dla nich 'chodzq.cq bibliografiq.ReCllliza ' c j ~ wezmie na si ehie, ,a,le jej nie dozyje, tooze Hande,lsman.fi. Bilem n a koniecznosc zgwmadzenia w kazdy m ognisku naukowo-hisiory cznym kopij katalog6w, wzgl. inwenta'rzy :tbior6w zamiejscowych(10k. 1908). CZEiscli ow a realizacjla tu i 6wdzie, w miar~srOOkaw i zwzumieJlia.7. Agitowa-lem m ocno za inweIltaryzacjq alfchiwali6w, co zawiesilana kolk u K,omisja HislorYlCzna Akade.:rruiJi .8. W TowaJr,zYlstwie Naukoi\'1ym WarszCllWslkim uzyskalem aproba­, t~ , a w Kasie Mianowsk!iego zasliflci na KaJtwltelni Akademkk.jeji "pos tc:;powego", ):robiiqc ruch tu 'i tam.


1276 WLADYSLAW KONOPCZYNSKf ~13. Sklonilem k,oleri anlct i koJeg6w do przettumacZenid Umowyspolecznej Rousseau'a (0 0 Cl"resztq potem brzytdko :mrriedbalem) .P6zniej ZJa mojq z'~ch ~ tq zaczynali u czn.iow.ie Huma


.JAK ZOSTA!.EM HISTORYKIEM1277wac tylffi planem ,sfery ,rzq,dowe Ii s.kiefOlwac go ku reahlzacj"i podpawagq Akademii (1938). Na clele mboty s tanql Kurtrzeba.25. Projeklto:walem odczY'ty, klolfe by oswiemly naJsz charakternarodowy ze stanowi'ska r6Znych nauk , (r:zecz utkn~lana opozycjiWI. Heinricha) .26· Zosta'Wszy sekretarzem K'Omisji Historycznej Akademii, upomniatemsi~ 0 lJipo.fZq.d:kowanie, udlost~plliienie ri pOlWi~ ksze nie jej zbiorow.mozylern wi~kszq cze,sc kaJta'llQgu r~kopjsow; gdy pmzes ks.Fijalek zignoro'Wal te, robo , t~, zlozylem ,sekre. t ars'~wo , lecz pfa:oowalemdalej, . Konczyli ten kataIog i nni.27. Pr-oj ektowa-lem Lig~Gchnony polskiego je,zykoa (e,cho kolkowegopury,zmu, ale 0 innej rtende'l1cji).28. W Ptolskim Towarzy st'W:ie HLSltmycznym (do k!toreg'O jedno.Jitejrozbrudowy przyczynrilem si ~ na Konferencji orgaJIlizCllcyjnej warszawskiej1920 [, na przek6r planom H andelsmana, i do ktoregostatutu nieraz przyk!a-dalem r ~ki) postawHern pos.tula't: musimy miectysiqc czlomkow. Wktro:lce loiczba czlonkow pnzekroczyla 1300,a lic:zba Oddztia,16w, wzorowany,ch lila Krak:CYWie, dos.zla do 14.29. Vv Ra.dZJie WycIJziatowej na U, J., kiedy rZqd okazywal sklonnoscdo kierowarua naukq z gory, radzilem 'ujqC plan I'o,zbudowyi speC]a,l'i-za.'cji studi6w we wlasne r~,ce,w drodze Ipor.ozumienia autonomiJc zmych siko1 wyzszych. Mimodujillii k·aledzy ruie chcie:li slyszeco zadnyrn plcmie, bo ·to by u'chybUalo autonomili.30. W lloku 1921 podnliJoslem pierWlszq mysl Bi:ografii ,narodowej.Gdy kole,dzy sanaltorzy, St. Zakr.zewSlki i M. Handelsman w r. 1928podj~l:j tem. pI ClIn , we rtylk10 dla epaki wal'k '0 niepodleglosc, przep,rowadzitemn a 91runde ,k,rak'Owlskim kampanuE; przeciwnq (z pomocqSta11Jislawa KOIta), m ·l,locemczeg'O jest siedem tom6w Po/skiego SJow­• ni/{a Biograficznego (10 tym asro:bna re:1a.cja).31. Juz w wku 1917 domagalem si~ uc:z:czemia 'trzydziesbolecia Towa:r:zys~waHistoryczneg'O. 'vV 'roku 1937 urzqdzono obch6d pi~cdziesi~ciole c ia.32. Z ramien:ia i w interesie reciakcj,i Po/skiego SJownika Biogragrafic:r.negozaini:cjowalem 'szerokq akcj~ w tSpwwie brakujqcychindeks6w. ObJeoaruo lffiIi 'P'opa,ricie w Pto,zna'niu; 'Zrobili ·cos tylko moiuczn>iJawie. Oia.lJo piro:fes.QiIskiie 'P OitraMowaio rzecz r6wnie oboj ~tn ie,Jak kiiedys re:pentorium Comiliali6w.33. P,odcza.s 'O's;Va'tnriej wojny, gdy b)"la nam "wissenschaftlicheArbeit verba/en", uplanowalem zbi,or.owq rewi'zjE; nauk'owy'ch 'naduzycNiemcow (NNN, nIiby "nasladujmy naukE; niemieckq"). Prac~pornz;ielono, ale jej nie wyk:onano. OWQcem jej rod'Zaj indeksu do..Kra:k.auer Zeitung", piora p. M. Friedbergowej.


1278 WLADYSLAW KONOPCZYNSKI34. Po wojnie w r. 1945 przepwwaJdzHem w KC)lmisji HiJStarycZIlcjP. A. U. uchwaly 0 zm1anie i WZ'S"ler;zeniu jej programu.35. W XXV rooz:n.iku "Nauki PolskJej" na prosbe, S:tan. Mkhalskieg::>dalem rzut aka na stan i pOWiojenne p:ot,!'zeoy nCllSzej naukihiistorycznej. Komisj,a His{ar¥,Cz.rlCl przyje,la dO' wiadomosci £ten pr'agram,ale go pozn1ej ZJapomniala.36. Uda,l,a mi sie, oze,sdawo urrzeczywistnic 's>woj dawny postulatzalozenia Pra,(laW1l1i Hisbarycznej w Krakowie na uzy;tek Kornisjii Redak,cji Slownika Biograficznego; n.ie udala sie, skompletlowlac tegak~ie,gozbioru pr'lez depazylty z lYih1iotek prywatnych (p'o cze,sci ­podwarsk1ch).37. ad dawna "'lalczylem w R&dzie Wydzj,aru Fiilozofkznego U. 1.a J:1azdwajemie l1:egoi na dwa f,a:kuHety: hU!ll1anistyozny i przyr.odnicZ'amatematyczny.Bron:Hem projekJtu Zdz, Ja,chimeck,iego, przegra!emjaka dziekan w r. 1939, pO' 'W'ojnie podzieHlem sie,


JAK ZOSTALEM HISTORYKIEM1279SlJanuje, kItorej si


1280 WLADYSLAW KONOPCZYNSKIzarzucal s:obie jakies zboczenie czy waiDe blEldy (0 n:i ewainychw,i'em duio, duz,o wiElcej ni z moi krytycy). Zma.rnowalo si~ w zyciu,summa summarum, jakies trzy 'la,ta (na wydziale pra""nym, w wojsku,w sejmie, W wi~zi eniu). To by~o chyba n ieunikni'olIle. KulturaWil(}trza dala mi za to 11iejeden aitut, koleg1om hi,storykom zaz'WyczajlYiedo s t~pily. Z upto'dohanimil przedsiElbralem ,trudne, 'Iliezbyt populame za,daThia. Z obowiq;zku, w imiEl obiektywnej pObrzeby podejmowaJemsiEl pmc progmIDIowY'ch, zes.polowych i umialem je ogrzerwaccieplem s:z;cze,reg'o urruii>owa,D.ia.Com za,czynal, kOlkzylem. Bylem wiemy sobie, od podmuch6wwys'okich sfer ,j szerokkh 'IN'ars'lw 'Ilie'Zalezny. Do posta'Ci hhto,rycznych'lhiliialem siE; bez gOlt'owego, sz.abl'Onu, rozr6iruilajq'c s~ail1 ,owneod sympilJtycz'Ilych. Wnlikalem w cudze wnE;ltrza, lub pr.zynajmniej'sta.ralem s 'i~ wlIli.kac podohin,ie, Jilik w Siwoje whasne, a [liet ak , jak si~ O'bls RPWuje tY1>Y zo'Ologkzne. Moze to bY1 aprioryzmn i euzCl!s,adnj,OIDY, bo nlie wszystkie te historyczne oka'zy zilJsluJgJwaJyna hWT1a'nlistycz,ny ttra!kttame'Ilrt , ale 1:'aka predyspD'Zycja 'Zarpelniala mizdolnosc spok ojnego SqdZeJl1a, a na czytelruik6w, narwell poWyczniedalekich, rabUa lakie wrazenie, jakie jeden 'Z cenzurujqcych mniesEl'dzi6w, zreszlq zaden fachoW1i ec, szary inleJigent, sformulowalw powiedzeniu: "hi's·loryk gen.t1eman".Wladyslaw Konopczynslii


DVSKUSJE ANTONI STI;jPIENezy WIEDZA OGOLNA ZAWSZEJEST TYLKO PRAWDOPODOBNA?Andrzej Grzegorczyk oglosil w "<strong>Znak</strong>u" (nr 43) artykul .,Mi~dzydyskursywnym a kontemplacyjnym mysleniem". Autor, znany zeswych prac z dziedziny logiki i melamatematyki, wyst~puje w nimjako ktos, kto jest ,.prawym dzieckiem metodologii dwudziestegowieku i naukowo-technicznej wsp6lczesnej kultury", a zarazem("mimo to") odczuwa religijno-metafizyczne "ciqgoty" i stara si~ dlanich znaleze racjonalne uzasadnienie 1. Indukcyjnie zestawiajqc podobieilstwai analogie, a wi~c stosujqC rozumowania w zasadzie zawocine,M6re nie Madame dIaczeg·o 'OIbrzymaly 'W ,arrtykU'le lIl'azw~kontemplacji, Grzegorczyk stawia hipotez~ 0 "swiecie pelnymm ySli". Zaznacza, ze prawdopodobieilstwo wynik6w takiego post~powaniajest mniejsze nii wynik6w fizyki: "Filozof teista... post~pujeiu podobnie do fizyka, tylko ie por6wnania, kt6re robi, wydajq si~bardziej grube. Analogie wydajq si~ dalsze" 2.U podstaw artykulu Grzegorczyka lezy zalozeni ~ , Ii: jednymi r6dtem naszej wiedzy Sq spostrzezenia czegos jednoslkowego,a wszelka wiedza og6lna jest uog6lnieniem wynik6w tych spostrzezeni w nast ~ pstwie tego jest tylko mniej lul: wi~cej prawdopodobna.Nie istnieje b ezwzgl~dna pewnos,~ poznawcza, lecz co najwyiejpewnose W skali praktycznej. J est to stanowisko empjryzmu skrajnego.Prowadzi one ostatecznie do scjentystycznego wniosku, ii filozofia(a szczeg6lnie rnetafizyka) moie bye uprawiana jedynie indukcyjnie,jako kontynuacja nauk szczeg610wych 3.1 "<strong>Znak</strong>H, nr 43, S. 45.2 tarnze, s. t! 9.3 Al'tykut Grzegorczyka zawiera i inne twierdzenia wybitnie dyskusyjne.Zwr


1282 ANTONI STF{PIEJitStanowisko powyzsze posiada nie tylko naukowe konsekwencje.Wynika z niego, ze wszelkie tezy metafizyczne 0 sensie rzeczywistosci,0 istnieniu Boga jako racji dostatecznej swiata, 0 celu ostatecznymzycia ludzkiego - jako twierdzenia nie b~dqce protokolemspostrzezen - Sq raz na zawsze pozbawione pewnosci; ze w sprawachniezwykle donioslych swiatopoglqdoVvo, zyciowo nie wyjdziemypoza przypuszczenia i domysly. Dlatego warto si~ blizejprzyjrzee, czy istotnie zagadnienie, 0 ktore chodzi, mozna uznae zazamkni~te przez rozwiqzanie typu propozycji Grzegorczyka, czy racjonalnejest zaniechanie szukania rzetelnej pewnosci filozoficznej.Stan zagadnienia najogolniej wyglqda w ten sposab, iz tez~ empirystycznqgloszq obecnie neopozytywiSci i rozmaite ugrupowania pozytywizujq,ce,zas ilStJnierua wiedzy kOimiecz,nej i pewm.ej bwniq w admiennysposob fenomenologowie (majqcy wsrod swych poprzednikowPlatona i Leibniza) oraz neotomisci (nawiqzujqcy do Arystotelp.sai sw. Tomasza). Chc~ pokdzae, ze stanowisko skrajnych empirystowpociqga za sobq powazne trudnosci a pozycja ich oponentowjest m.asadniona. B~dPc si~ przy tym staral nie zakladae u Czytelnikabardziej technicznego przygotowania w filozofii. Najpierw przedstawi~blizej nieco sam problem, nast~pnie omowi~ stanowisko empirystycznewraz z odmianq konwencjonalistycznq, by wreszcie zapoznaeCzytelnika ze sposobem pokazania koniecznoscioweg.o charakterutwierdzen metafizycznych, sposobem sformulowanym w duchutomizmu egzystencjalnego 4.1. Ostatecznym irodlem wiedzy (w sensie nie tylko genetycznymlecz i epistemologicznym) jest jakas bezposrednia stycznose poznawczapodmiotu z rrzedmiotem, jest - mowiqc kracej - doswiadczenie.Doswiadczenie czyli spostrzezenie zewn~trzne i spostrzezeniewewn~trzne 5. Spostrzezenie zewn~trzne ujmuje indywidua, konkretnerzeczy (materialne) lub ich wlasnosci; spostrzezenie wewn~trzneujmuje indywidualne stany, akty i wlasnosci psychiczne podmiotupoznajqcego. Stqd na podstawie spostrzezenia mozna uznawae tylkQzdania jednostkowe (tzn. zdania, ktorych podmiotem jest jakasnazwa jednostkowa, imi~ wlasne, zwrot "to oto") lub co najwyzejszczegolowe (tzn. mowiqce 0 niektorych czy pewnych przedmiotach~ stanowisko fenomenolog6w znalezc moi;na w 43 numerze "<strong>Znak</strong>u" , s. 641 nn..wio:c go nie powtarzam . Stanowlsko Kanta w naszej sprawie swiadomie pomijamjako zbyt specjalne. Rowniei; nie wspominam 0 Arystotelesowej leori! abstrakcjiEor.a."(O·( ~ - termin ten u Stagiryty przybieral r6tne znaczenia), niezrozumialebezdobrej znajomosci metafizyld, szczeg61nie hylemorfizmu.5 Niektorzy przyjmuj'l istnienie spostrzezenia cudzych stan6w psychicznych;zob. artykul R. Ingardena: ,,0 poznawaniu cudzych stanow psychlcznych", "KwartalnikPsychologlczny", 1947.


PEWNO$C WIEDZY OG0LNEJ1283w ramach danej klasy wzgl~dnie dotyczqce skonczoriej liczby tychprzedmiotow, dokladnie wyroinionych). Moina wprawdzie indukcyjnie(i to na rozmalty sposob) dochodzic i do zdan ogolnych. Jest tojednak droga zawodna, co najwyiej w mniejszym lub w wi~kszymstopniu uprawdopodobniajqca to czy owo zdanie ogolne. DIa praktykito wystarczy, lecz umyslu nastawionego filozoficznie (i badajqjqcegom. in. podstawy samej indukcji) nie zadowoli. Istnieje coprawda jeden rodzaj zdan ogolnych calkowicie pewnych. Sq to zdaniaotrzymane na drodze indukcji zupelnej. Na przyktad 0 wszystkichkrzeslach znajdujqcych si~ w moim pokoju mogp, powiedziec,ie majq cztery nogi. ,iednak stosowalnosc indukcji zupp.lnej jest naderograniczona j przeto zdania ogolne, zdobyte w ten sposob, naogol nie odgrywajq w nauce wi~kszej roli.Z drugiej przeciei strony zarowno 'W praktyce 'l.yciowej· jak i w naukachoperujemy ciqgJe twierdzeniami i regulami ogolnymi i znakomilaich cz~sc wydaje si~ nam jak najbardziej oczywista, calkowiciepewna, niepodlegajqca dyskusji. Takich twierdzen (i r8gul) dostarczajqprzede wszystkim tzw. nauki formalne (matematyka i logika),b~dqce nie tylko w oczach laikow idealem scislosci. Bez istnienia takichtwierdzen filozofia nie moglaby realizowac swego klasycznegoidealu wiedzy ogolnej, pewnej, koniecznej. Jak wi~c wyjasniC ichistnienie? Czyiby ich pewnosc byla zludnq?2. Konwencjonaiizm (wyst~pUjqcy zwykJe lqcznie z tendencjamipozytywistycznymi) usuwa powy:i:szq trudnosc, traktujqc zdania ogolnei pewne jako tautologie lub zdania analityczne, a wi~c zdania,ktore ~ylko wyjasniajq sens terminow, zdania, ktorych uznanie jestbezposrednim nast~pslwem samej analizy znaczenia wyst~pujqcych.w nim wyrazen. Znaczenie to moze bye konwencjonalne. tzn. przypisanewyrazeniu na mocy (dowolnej) umowy lub propo.zycji, a moietei bye zastane np. w jp,zyku naturalnym, etnicznym. Lecz i naturaInyj ~zyk powstal kiedys przez nadanie (przypisanie) sensu pewnymdzwi~kom lub napisom. Tajemnica pewnosci nauk formalnychwyjasnia si~ : koniecznosciowy charakte;r twierdzen logiki czy matematykijest nasl~pstwem przyj~cia okreslonych regal, definicji.aksjomatow H. Niekiedy konwencj'OnaliZlJl1 roZSZNZ


12134 ANTONI ST!,;PIENnego zdania zaleiy od wyboru, poslugiwania si~ takim czy innymj~zykiem, posiadaJqcym wlasny slownik, poddanym okreslonym regulomsensu wyraieri. (skladni) i uznawania zdari..Skrajny empiryzm rna do wyboru dwa stanowiska: albo uznaepewnose nauk fonnalnych 1 wyjasniC jq konwencjonali$tycznie, alboodrzucie konwencjonalistycznq teori~ matematyki i logiki i przyjqc.ie twierdzenia tych nauk Sq tylko .- co prawda w bardzo wysokimstopniu - prawdopodobne. Podobnie wyglqda sprawa pewnosciw metafizyce.Trudno tu wytaczac calq problematyk~ filozofii logiki czy filo­20fii matematyki. Podniesc jednak moina kilka powainych trudnosciwobec obydwoch odmian empiryzmu skrajnego.Konwencjonalistyczna teoria j~zyka i poznania jest bl~dna juichoeby w swietle elementarnych stwierdzeri. empirycznych. Czym innymjest bowiem j~zyk a czym innym myslenie, poznawanie, wiedza.J~zyk jest przede wszystkim narz~dziem, ktore zmienia si ~w m ia ,. ~ rozwoju poznania. Ksztaltuje si~ pod wplywem bezposrednich,naocznych i nienaocznych, zmyslowycb i intelektualnych uj~ei dostrzezeri. poznawczych. Jaki e cz~sto okazuje si~ niewystarczajqcydo uje,cia (i przekazania) doswiadczonej rzeczywistosci, k tora zmuszanas niejednokrotnie do szukania i tworzenia nowy.-::h slow. JesEzdania og6lne i pe.vne, sformulowane w je,zyku potocznym, majq byejedynie wyrazem i wynikiem uwaznego wnikni€lcia w intuicje znaczeniowetego je,zyka, to przeciez intuicje te nie zostaly wymyslone,k onwencjonalnie ustalone gdzies w odleglych czasach przez Australopitekaczy Neandertalczyka, ale powzie,te i uzyskane w doswiadczalnymkontakcie z rzeczywistosciq. Przeto w je,zykc, potocznymnawet zdanie "kwadrat jest czworokqtem rownobocznym" nie mowitylko 0 rozumieniu wy razu "kwadrat" (a wlasciwie jesli nawet mowi,lo ja.kos mimowoli, drugor z ~ dni e ), lecz odnosi siE; i do rzeczywistosci,m6w i 0 poszczegolnych przedmiotach, 0 ksztalcie kwadratu. Konwencjonalizmpopelnia ' co najmniej dwa ble,dy: najpierw utoisamiawi ed z ~ z j~ z ykiem (gdyz uznanie zda ri. uzaleznia calkowicie od regulj ~zyka), a potem ten j e,zyk odrywa od poznania jzapominajqc, iiterminy nabie rajq sensu w bezposrednim kontakcie poznawczymz p rzedmiotami) 7.• 7 Podobnie u R. Ing a r de na znaczen ie slow,> jest "pochodn'l intencjll n adawanawyrazowi w odpowiednich aktach swiadomych, ktore spelniamy zazwyczaj na tlebezposr e dniego poznania pewnego przedmiotu, stal'lu rzeczy lub na tle poj ~ ciowego powillzania pewnych danych nam faktow" (Studi a z estet yki, t. I , 1957,s . 16 n.). Jest to chyba jedynie 1l10zliwe ujE:cie tej sprawy przy realistycznej p o­s tawie badawczej.


PEWNose WIEDZY OGOLNEJ1285Gdyby twierdzenia nauk formalnych byly umowami (wzgl. konsekwencjamiumow), wtedy 1° - bylyby dowolne i moglyby byeprzeksztalcane i odrzucane w kdzdej chwili i z jakiegokolwiek powodu,2° - tajemnicq stalaby si~ efektywnose ich zastosowait dorzeczywistosci, np. w technice czy cybernetyce.Gdyby twierdzenia nauk formalnych byly indukcYJnymi uog61­nieniami, stanowHyby hipotezy uzale:i:nione od aktualnego, cz~stoprzypadkowego materialu doswiddczalnego, odrzucalne w okreslonejdziedzinie lub w og61e. W6wczas nie bylaby mozliwa zadna teoretycznapewnose, nawet zadna dedukcja warunkowa. Ta ostatniaprzeciez zasadza si~ na jakichS prawach logicznych, a wj~c ria twierdzeniach- zdaniem skrajnych empirystow - w zasadzie odrzucalnych.To, ze intelekt dopatruje si~ w nich uj~cia zwiqzkow koniecznych,ktorych ne9"acjd prowadzi do sprzecznosci i nonsensow, jestzludzeniem. Zludzenie to rna podstaw~ w sumowaniu si~ doswiadczeniaspolecznego szeregu pokolen, a moze nawet doswiadczeniagatunkow, b~dqcych ewolucyjnymi poprzednikami czlowieka, rnapodstaw~ w przyzwyczajeniu.Jest to w zasadzie stanowisko Milla, Spencera, Engelsa ,i Lenina.W stanowisku tym - konsekwentnie rozumianym - nie rna miejscana zadnq koniecznost, nawet na koniecznose odrzucenia sprzecznosci,gdyz wszystko jest prawdopodobne, osiqgni~te na drodze zawodnejindukcji lub ryzykowania analogii.3. Wydaje si~ czyms doswiadczalnie danym, ze umysl ludzki dostrzegapewne zwiqzki konieczne, i to nie tylko mi~dzy tresciamidowolnie ustalonych .j przyj~tych termin6w czy okresleit, lecz r6w·niez i przede wszystkim mi~dzy obiektywnie istniejqcymi przed..miotami, ich· elementami, stanami rzeczy; ze wyglaszajqc sqd "czerwonenie jest zielone" nie m6wi 0 stosunku mi~dzy wyrazami "czerwone"i "zielone". lecz ujmuje koniecznq relacj~ mi~dzy jakosciamiczerwieni i zieleni. Faktem jest, :i:e czlowiek nie mO'le nie uznaewielu oczywjstych sqd6w, nie zadajqc w spos6b wyrazny gwaltuswemu umyslowi. Sqdy te odnoszq si~ - wprost lub posrednio, warunkowo- do swiata realnego, pojawienie si~ ich w umysle jestniewqtpliwie genetycznie zwiqzane ze spostrze:i:eniami zmyslowymi.Nalezy wif;C uznae zachodzenie rzeczowego zwiqzku mi~dzy dostrzezeniemprzez intelekt zwiqzk6w koniecznych (powszechnie lub w danejklasie byt6w obowiqzujqcych) a swiatem realnym i naszymzmyslowym z nim kontaktem. Je:i:eli istnieje bezposredni oglqdistoty - jak chcq fenomenologowie, najradykalniejsi obecnie przeciwnicyskrajnych empiryst6w - to jest on oglqdem istoty (gatunkowej,generalnej) przedmiot6w realnych.


1286 ANTONI STElPIElVJest to stanowisko realistow z nurtu perypatetyckiego, stanowiskoArystotelesa i tomistOw. Poniiej b~d~ je nieco szczegolowiejrozwijal tylko odnosnie do zagadnienia uzasadnienia podstawowychtez metafizyki, tzw. pierwszych zasad bytu. Argumentacja b~dzie.wychodzic od tzw. procesu (czy raczej operacji) separacji, ktorq niektorzybadacze w postaci wyrainiejszej znajdujq po raz pierwszyu Tomasza z Akwinu; uzasadnienie zasady niesprzecznosci pozostajew duclm rozwaiari Arystotelesowych na ten temat.Zgodnie z postawq realistycznq uzasadnienia wlasnego stanowiskaszukac nalezy w bezposrednim kontakcie poznawczym z istniejqcymiprzedmiotami, w dostrzezeniu pewnej sytuacji bytowej. Niedlalego uznajemy obowiqzywanie pewnych zasad, ze ich negacjeprowadzq do sprzecznosci, lecz dlatego wymagamy niesprzecznosci,iz znajdujemy jq wsrod warunkuw istnienia realnego przedmiotu, iestwierdzamy jej ufundowanie w bycie jako bycie.Wyjsc trzeba od stwierdzenia - w zdaniach jednostkowych, bezposrednioopartych na spostrzeieniach - r6Znorodnosci bytow, ktoreposiadajq najrozmaitsze wlasnosci i determinacje, podlegajq roznorakimzmianom, etc. Kazdy jednak z tych bytow jest czyms, co istnieje,a wi~c pewnq okreslonq, zdeterminowanq treSciq istniejqcq realnie.By t to cos is t n i e j q c ego. Musi bye okreslony w ten sposob,by roi ni! si~ od nicosci i od innych bytow. Musi wi~c bye identycznyze sobq (zasada tozsamosci), nie moze zarazem i pod tym samymwzgl~dem posiadae i nie posiadac jakiegos okreslenia (zasada niesprzecznosci),jesli jest realnie, efektywnie okreslony, to musi istniecto, co go okresla .i odroinia od nicosci i od innych bytow, to, dzi~kiczemu jest sobq, tzn. tym oto i w taki oto sposob istniejqcym realnieprzedmiotem (zasada racji dostatecznej).Jesli np. zasada niesprzecznosci nie obowiqzywalaby powszechnie,to trzeba by uznae, ie istniejq przedmioty, ktore zarazem posiadajqpewnq cech~ i jej nie posiddajq, a wi~c ktore Sq nieokreslone(przynajmniej pod pewnym wzgl~dem), a jesli tak, to nie roiniq si ~one (pod pewnym przynajmniej wzgl~dem) ani od nicosci, ani odinnych bytow. Wobec tego istniejq byiy, kt6re Sq tozsame (przynajmniejpod pewnym wzgl~dem) z nicosciq i toisame z .innymi bytami,czyli ze majq t~ samq, identycznq (przynajmniej jednq) wlasnosc ra··zem z nicosciq i razem z innymi bytami. A to jest niemoiliwe. Chybaie istnieje tylko jeden byt i ten jest tozsamy z nicosciq.Otrzymane na drodze intelektualnej analizy bytu zasady toisamosci,niesprzecznosci i racji dostatecznej (wraz z pochodnymi odnich zasadami podwojnego przeczenia, wylqczonego srodka, przyczynowoscisprawczej i in.) stanowiq podstawowy zrqb metafizyki.Ich negacja prowadzi do negacji danych spostrzeieniowych, a prze­


PEWNOSC WIEDZY OGOLNEJ1287de wszystkim do negacji empirycznego stwierdzenia, ze istniejq przynajmniejdwa r6zne, odr~bne przedmioty realne.Wedlug tego stanowiska zwi'lzki konieczne, formulowane w tzw.pierwszych zasadach, S'l "czytane" przez intelekt bezposrednio w bytach.(Toori~ separacja mozna okreslic jaloo sz'Czegoln'l odmiillIl~ abstrakcji,tak'l, w kt6rej si~ nic z bytowosci przedmiotu nie pomija) 8.4. Istniej'l zapewne i takie umysly, kt6rych pokazane wyzej trudnosciskrajnego empiryzmu nie przerazq. W rezultacie skazane s'lone na agnostycyzm lub skrajny relatywizm filozoficzny i swiatopogl'ldowy.Faktem jest, ze wyksztalcenie scjentystyczne u wieluznacznie oslabia swiadomosc intelektualnego dostrzegania wprostzWiqzk6w koniecznych, "czytania" ich w bycie. Wydaje si~, zeprzezwyci~zyc to nastawienie moze stanowisko tomizmu egzystencjalnego.Poslugujqc si~ separacjq, mozna proces dochodzenia dozdan og6lnych (w tym przypadku do tzw. pierwszych zasad) przedstawicw postaci metodologicznie stosunkowo operatywnej, pozbawionejw znacznym stopniu psychologicznego zabarwienia innychteorii.Poszukiwanie wiedzy og6lneJ, pewnej i koniecznej, wydaje si~bye warunkiem nieodzownym kultury humanistycznej oraz obowiqZkiemmoralnym czlowieka. Chotlzi przeciez 0 to, by czlowiek sw6jstosunek do rzeczywistosci i do siebie samego, do wlasnej roli w rze..czywistosci, nie opieral jedynie na przypuszczeniach i podejrzeniach.Tylko w6wczas, gdyby osiqgni~cie takiej wiedzy okazalo si~ niemozliwe,mozna by poprzestac na jakiejs "kontemplacji", ktora cz ~ stowyglqda raczej na pospieszne uogolnianie indukcyjne lub niezbytostroine wnioskowanie z analogii. Moze powyzsze uwagi pomogqCzytelnikowi wyrobie sobie zdanie na temat, czy istotnie taka "konlemplacja"jest jedynym oparciem dla naszego swiatopoglqdu.Antoni St~pie6a Nie uznanie powszechnego obowi ~zywania pierwszych zasad bytu pocillga zasobq odrzucenle logicznego prawa niesprzecznosc!. Jak wladomo. z dw6ch zdailsprzecznych wynlka cokolwlek. W rezultacie mamy sytuacjll poznawczll, do kt6rejzb1izaly sill niekt6re systemy !ndyjskie, CZllsciowo Plotyn oraz H egel i jego kontynuatorzy.


ANRIETA: FORMACJA RATOLICRA W DWUDZIESTOLECIU JAN FRANCISZEK DREWNOWSKIU PROGU NOWOCZESNEJ SYNTEZYFILOZOFICZNEJNa jednym z plenamych posiedzen Drugiego Polskiego ZjazduFilozoficznego w Warszawie, w 1927 r., Jan Lukasiewicz wyrazil si~o Stanislawie Lesniewskim, iz jest on najscislej myslqcym czlowiekiemw Europie. Wledy jeszcze Ameryka Jlie odgrywaia tej roliw nauce co obecnie, wi~c ocena taka rownaia si~ uznaniu Lesniewskiegoza najscislej myslqcego czIowieka wsr6d iyjqcych. A wypowiedzialjq nie jakis laik, olsniony wirtuozjq mysli Lesniewskiego.ale - sam b~dqcy mistrzem w tej dZliedzinie.Obaj wykladali wowczas ju:i: od 10 lat na Uniwersytecie Warszawskimlogjk~ symbolicznq, zwanq r6wniei logistykq lub logikq matematycznq.Sposr6d ich uczniow skupialo si~ wtedy obok nichkilkap-ascie os6b uprawiajqcych r6:ine kJierunki tej nowej dziedziny.Podobne osrodki kultu najscislejszego myslenia rozwijaly si~ w Krakowie,we Lwowie i po trochu na innych polskich uniwersytetach.W drugiej polowie dwudziestolecia, Polska staje si~ jednym z najwybitniejszychna swiecie osrodkow badan logicznych. Odwiedzajqnas wybitni logicy z obydw6ch p6Ikul. W przeddzien zas wojny,niemiecki profesor, Heinrich Scholz (ktory nauczyl si~ po polsku,by m6c studiowac nasze prace logiczne) przybywa do Warszawy,aby wr~czyc Lukasiewiczowi, w obecnosci ambasadora v. Moltke,doktorat .honorowy Uniwersytetu w Munster (Westfa/ia).Takie wysokie ciSnienie logiczne wywieralo sw6j wplyw i niiinne dziedziny mysli filozoficznej, zwlaszcza na Warszawskim Uniwersyteoie,gdzie ti./ozoti~ wykfadal tenze Lukasiewicz oraz TadeuszKotarbinski, kt6ry byl w bardzo bliskim kontakcie z Lesniewskim.Stosunek do czcigodnej tradycji filozoficznej najlepiej ilustruje innawypowiedi Lukasiewicza na owym zjezdzie filozoficznym. Pami~tamdobrze te sl.owa, ktore padly ku zgorszeniu przedstawicieli rozmaitychtradycyjnych kierunkow filozoficznych, a - ku uciesze mlod~szej generacji: "Kant 0 logice nie mial poj~cia!"


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY 1289'Ogo! bowiem mlodszych i najmlodszych adeptow filozofH by!za tym rewolueyjnym programem budowy naukowej filozofii, ktorejlogika symboliczna miala dostarezyc narzp,dzi. Jak w kazdej rewolucji,zaczynalo siEl to przede wszystkim od niszezenia. W wykladachmonograficznych poddawalo siEl oslrej, choc raezej zyezliwejluytyce pogJqdy filozofow, bliskich mysleniu nauk przyrodn'­czych, takich jak: Bacon, Locke, Hume, Mach, Avenarius. 0 wielkichsystemach metafizycznych, w ogole siEl prawie nie mowilo, jako niewytrzymujqeyeh krytyki naukowej. Na semJinariach duzo miejscaudzielalo siEl nowoczesnym filozofom angielskim z Bertrandem Russellemna czele, mechanistom w biologii, behaviourystom itp. NoioezywiScie iywo omawiano niebywale wstrzqsy logiezne jalcimulegly wowezas podstawy matematyki pod wplywem teorii mnogosci(ktorej sprzecznosci wielki Henryk Poincare nazwal kiedys"un beau cas pathologique"); oraz - :niemal agiczne trudIl'oscifizyki, ktora byla wowezas skazana na wyznawanie dwoeh sprzeeznychpoglqdow na budowEl materi'i, z ezego jq dopiero wyzwolilarodzqca si~ wtedy meehanika falowa.W takim klimaeie mys)owym, wysterylizowanym ze wszelkichbakcyli niescislosci, nie bylo mowy 0 rozwijaniu poglqdow niepopartych aparaturq logiki symbolieznej lub eo najmniej - fizykomatematycZllq.Tradycyjne wielkie zagadnienia filozofiezne postawionezostaiy pod znak zapytania. Pisalo siEl nawet 0 potrzebiezaniechania wyrazu "filozofia". PamiEltam, jak jeden ze studentow,katolik, spytal siE: profesora filozofii 0 wskazanie autor6w z dziedzinyfilozofii reJigijnej, ezym wprawil profesora w wielkie zaklopotanie:poradzil mu - Pascala. 0 metafizyce zas byla mowa tylkona wykladach historii filozofii.W drugiej polowie dwudziestolecia, generaIny atak na metafizyk~'poprowactzilo tzw. Kolo Wiedeilskie (Wiener Kreis). Jeden z ezolowychprzedstawicieli tego kola, Rudolf Carnap, byl autorem ksiqikipt. Del logische Aufbau der Welt, w ktorej po raz pierwszy podatprobEl zastosowania logiki symbolieznej do systematycznej budowyealej filozofii. W ksiqice tej rzucil haslo wygnania metafizyki z nauki.Pod haslem tym rozwijala si~ dzialalnosc Kola Wiedeilskiego,dziElki ktoremu powstal i szybko rozszerzyl siEl po calym swieeienowy ki·erunek fiJozofij,ez!llY - .neopo,zytywi'lJIIl. Zagroiern przezHitleIa musieli czlonkowie Kola Wiedeilskiego uehodzic z Wiedniai znaleili siEl przewaznie w Ameryee. W 1938 r. ukazuj4 siEl pierwszezeszyty "MiEldzynarodowej Eneyklopedii Zjednoczonej Nauki", wydawanejw Chicago przez ezlonkow Kola Wiedeilskiego. W komiteciedoradczym wydawnietwa, obok takich nazwisk jak: NielsBohr, John Dewey, Federigo Enriques, Bertrand Russell, widniejq


1290 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKInazwiska Jana Lukasiewieza i Alfreda Tarskiego, najwybitniejszegoucznia Lesniewskiego.Ciekawe jest jednak, ii: w pierwszyrn zeszycie tej Encyklopediiautorzy jui nie gloszq z takq ostrosciq negatywnego hasla potElpiajqeegometafizykEl, lecz rzucajq raczej pozytywne hasio wspolpracyprzy zjednoczeniu nauki. Czytamy tam, ze "Eneyklopedia stanowiwspo1czesnq wersjEl dawnego encyklopedyeznego idealu Arystotelesa,Seholastyk6w, Leibniza, Encyklopedystow i Comle'a". Wiemy".las, jak wielkq rolEl odgrywala metafizyka u Arystotelesa, u Scholastykowi u Leibniza. Czemu wiElc przypisac tEl zmianEl?Niewqtpliwie roine okolieznosci zloiyly siEl na to. Mogly to byetrudnosci. jakie napotkal neopozytywizm, gdy start siEl z innymikierunkami. R6wniei wspolpraca z wybitnymi uczonymi, ktorzy niepodzielaJi skrajnych tez neopozytywizmu, wymagala oglEldniejszegoieh formulowania. Ale - jak sqdzEl - nie bez wplywu byl tu fakt,ze w lonie najbardziej oddanego sojusznika, jakim byla polskaszkola logiczna, zarysowaly sie, dqinosei, by skorzystac z logikisymbolicznej, jui nie tylko do rozwijania i uzasadniania potp,pionejmetafizyki, ale -- do logicznego przeswietlania tego, co tzw. "wolnejmysli"' wydawalo sip, zawsze najbardziej mroczne i zaeofane, mianowieie- filozofii i teologii katolickiej.Znamienne Sq slowa tegoz Lukasiewieza wydrukowane w 1937 r.:"Otoz ilekroc zajmujEl siEl najdrobniejszym nawet zagadnieniemlogistycznym, szukajqc np. najkrotszego aksjomatu racllunkuimplikacyjnego, tylekroc mam wrazenie, ie znajduj El sie,wobec jakiejs potElznej, nieslychanie zwartej i niezmiernie odpornejkonstrukcji. Konstrukcja ta dziala na mnie jak jakiSkonkretny dotykalny przedmiot, zrobiony z najtwardszego materialu,stokroc mocniejszego od betonu i stali. Nic w niejzmieniC nie mogEl, nie sam dowolnie nie tworzEl, leez w wytElzonejpracy odkrywam w niej tylko coraz to nowe szczegoly,zdobywajqc prawdy niewzruszone i wieczne. Gdzie jest i czymjest ta idealna konstrukcja? Filozof wierzqcy powiedzialby, zejest w Bogu i jest myslq Jego".Jakie wiElc siEl to staIo, ze w srodowisku 0 najnowoezesniejszychdqznoseiach naukowych jeden sposrod najscislej myslqcych ludz,ina 5wiecie mogi wypowiedziec cos tak niemHego dla ateistow i wolnomysJ.icieli?Zeby odpowiedziec na to pytanie, muszEl siEl cofnqcdo kilku bardziej osobistych wspomnien.*Sluchalem wykladow Lesniewskiego od 1921 do 1925 r. Gdziesw trzecim roku mych studiow zwrocil siEl do mnie po wykiadzie


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY12912 jakims zapytaniem mlody ksiqdz, kt6ry niedawno zaczqI tu ucz~szczac(CO Iatwo bylo zawsze Ziiuwazyc, poniewaz liczba sluchacz6wLesniewskiego byla zwykle jednocyfrowa). Ksiqdz ten nazywal si~.Jan Salamucha.W ciqgu tych pierwszych spotkaIi z nim na wykIadach nasze rozmowynie wykraczaly poza zakres specjalnych zagadnieIi logistycznych.Po kilku latach nie widzenia si~, spotkalem siG z nim znowuna owym zjezdzie filozoficznym w 1927 r. Wr6cil on niedawno poparoletnim pobycie w Rzymie, gdzie studiowal filozofi~ na jednymz papieskiich UiIliwe;nsyTtet6w. Obeanie objql wykl:a.dy fdlozofii w SeminariumDuchownym w Warszarwie.Odtqd odwiedzalem go od czasu do czasu. Wobec swych zainteresowlllllogikq symbolicznq, stykal si~ ks. Salamucha z tym srodo­V\rj s k~em lUJIl!iwersyteckim, kt6,fe w przewaiajqcej wiE:kiszosci skladalosi~ z ateist6w, sceptyk6w itp. os6b, raczej dalekich od stanowiskakatolickiego. Z natury rzeczy, rozmowy schodzily nieraz na tematyfilozoficzne, przy czym to, co si~ uznawalo za prawdziwe, musialobye bardzo precyzyjnie formulowane, by moglo wytrzymac owowysokie cisnienie logiczne panujqce w tym srodowisku.Moje rozmowy z ks. Salamuchq tei: obracaly si~ dookola roznychtakich temat6w. Przewaznie dochodzilismy do paradoksalnego wniosku,iz rozmaite nowoczesne sformulowania zagadnieiJ. metafizycznychlub teologicznych na og6l nie wytrzymujq krytyki logicznej.Natomiast tradycyjne formuly scholastyczne, zwlaszcza krysztalowoprzejrzyste teksty sw. Tomasza - doskonale na og6l wytrzymywalyprob ~ u8cislania.Roztrzqsajqc trudnosci logiczne, jakie napotyka naukowo myslqcyczlowiek wobec rMnych tekst6w religijnych, dochodzilismy wciqzdo wniosku, i:e przede wszystkim jest to wina wadliwej termino­Jogii. Namaszczone archaizmy lub laciIiskie formuly scholastyczneSq zupelnie obce i niezrozumiale dla dzisiejszych uczonych, posIugujqcychsi ~ j~zykiem nank matematyczno-przyrodniczych lub elconomicznych.A przeciez jui: Leibniz uwazal, ze metafizyka jest niemniejscisla od matematyki "si recte tractetur'· - jeieliby bylawlasciwie uprawiana. Jednakze r6i:ne proby stosowania samej matematykido usprawniania innych nauk, poza fizykalnymi, nie dawalyzadowalajqqrch wynik6w. LeibnJirz WlszCllkze Ill'ie myslal 0 takimnaiwnym matematyzowaniu: byl na tropach logiki matematyczneji na tej drodze marzyl 0 stworzeniu uniwersalnego j~zyka symbolicznegodo uprawiania scienlia generalis - tak ab¥. wszelkiespory ludzkie mogly bye rozstrzygane za pomocq rachunku: "utalter alteri dicere possit - calculemus'"SqdziliSmy, ze dzisiejszy stan matematyki daje ogromne bogactwowielorakich poj~cab$trakcyjnych, ktore po sformulowaniu 10gkzno­


1292 JAN FRANCISZEK DREWNO\fSKIsymbolicznym otwieralyby drog~ do roznych innych interpretacji ­juz nie matematycznych. Sama zas moznose poslugiwania si~ rachunkiemsymbolicznym zapewnialaby nienagann


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY1293(1 a, q. 52, art. 1), co znaezy mniej wi~cej tyle, ze: przy oddzialywaniuezegos niematerialnego narzecz materialnq, to cos niematerial1nego zawiera :t~ Tzecz, lecz Die jest w n.iej 'Zlawa;me. Duszabowiem jest w dele, jako zawierajqca je, nie - jako zawarta w nim.3. Z poprzednieh dwoch punktow widoczne jest, jak moglismysobie wyobrazae drog!'; seislego rozwijania teorii metafizycznych,jako swoistych interpretacji odpowiednich teorii metageometrii, topologiii innych nowoezesnych dzidlow matematyki. Ta analogiaformalna z przestrzennym stosunkiem zawierania si~ pozwolilabyna uporzqdkowanie takich podstawowyeh poj~e jak: actus - potentia,essenlia - existentia, forma - materia, kt6re do dziS dniapozostawiajq bardzo wiele do zyezenia pod wzgl~dem poprawnoscilogieznej. A na nich opiera si E: wszak cala metafizyka i - posrednio- cala teologia.4. f'odobnie moznaby porzqdkowae podstawowe pOjE:eia innychki~runk6w metafizycznych i zblizae si€) do wsp6lnego j~zyka filozofieznego,dose pojemnego, by m6e w nim seisle formulowae spornelezy odmiennyeh stanowisk filozofieznyeh. Znane nam byly wtedypewne proby w tym kierunku, tym eiekawsze, ze stosowaly tylkonajprostsze, bezsporne narz~dzia logiki symboliczne.i, nie uciekajqcsiE: do bardzo w6wezas wqtpliwych, najeionych antynomiami hierarchii.typ6w logicznyeh.5. Podstawowe dla ealej metafizyki i teologii poj~cie analogiisarno s"iE: poniekqd napraszalo w sformulowaniach symbolieznyeh.Rozne bowiem poj~eia, b~d'lce rinterpretacjami tego samego w yrazeniasymbolieznego S'l analogiezne ze wz gl~du wlasnie na t~wspoln'l im s truklur~ formalno-Iogicznq. Dalej, same struk tury symboheznemog'l wykazywae rozne pokrewienstwa, k t6re mogq byepodstaw'l analogii. Sw. Tomasz nie mial do rozporzqdzenia zadnegolepszego przykladu zwiqzkow formalnych niz proporeja geome tryezna:funkcji matematyezny ch wowczas jeszcze nie znano. Oczywiseiewi ~e na proporeji geome trycznej opad caly sw6j w ykladana logii teologicznej. Bylo jednak dla nas jasne, ze na gruneienowoezesnyeh teorii symboliczriych znajdzie s i ~ zna eznie odpowiedniejszei subtelniejsze nar z ~dz i a formalne na potrzeby analogii teologicznej.vVyda.walo si ~ nam, iz wystarczy poj ~ cie stosunkow izomorfieznych.Formalne n a rz ~ d zie myslowe, jakim jest kazda funkcjalogiczna, daloby si~ w6wezas zywcem p rzenosie z dziedziny naukdoswiadczatnyeh, tez odpowiednio uscislonych: argumenty 0 znaezeniuzwyklym bylyby po prostu z a s t~po w ane odpowiednimi terminami0 znaczeniu nadprzyrodzonym; tekst twierdzen nabieralbysensu nieskonczonego, nadprzyrodzonego, nie trac'lc nie, jako mechanizmznakowy, na sprawnosci i zdatnosci do scislych rozumowan.


1294 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKJ6. Oprocz takich marzen 0 przyszlosci, probowalismy zdawacsobie sprawp' z konkretnych trudnosci logicznych, jakie ma naukowomyslqcy czlowiek niewierzqcy, ktoryby chcial zrozumiec i naukowouzasadnie przejscie ze stanowiska niewiary na stanowisko katolickie.Bo gdyby takie naukowe uzasadnienie mialo bye dopieromozliwe po calym tym uscisleniu metafizyki i teologii, 0 jakimmarzylismy, to poniewaz nie ludzilismy sip" ze na to trzeba pracypokolen, przeto na dzis sytuacja bylaby beznadziejna dla ludzimyslqcych naukowo.I tu przede wszystkim wylonila sip, sprawa tzw. dowodow istnieniaBoga. Zupelnie nawet pobiezny rzut oka na dowody sw. Tomaszai na inne, poslugujqce sip, pojp,ciami metafizycznymi, okazywalj'aJsn.o, ii: j.aJko d e d u k c y j ne dow 0 d y i s


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY1295wianych spekulacji metafizycznych, kazdy moze przez to wszystko,czego w zyeiu doznaje, przez te wszystkie rzeczy, kt6re go otaczajq,"z pewnoseiq poznae, a wi~c dowiese Boga". Oczywiseie, ze zadne·uscislenia logiczno-symboliczne nie Sq tu potrzebne - chyba tylkopo to, by seisle sformulowae owe klasyczne dowody i ujawniajqC"wszystkie ich milczqce zalozenia, okazae, ze dowody te wcale nie Sqtakimi dowodami, 0 jakich mowi dogmat.1. Nast~pna trudnose pochodzila z samego faktu, iz si~ juz doszlo- tq czy innq drogq - do przekonania 0 istnieniu Boga. Jakzeroina moze bye trese takiego przekonania u roinych ludzi. · Kaidyjednak mysli 0 Bogu cos okreslonego, tym bardziej - jeieli jestprzyzwyczajony do myslenia naukowego. Tutaj wylanialo si~ drugie·klasyczne zagadnienie - transcendencji Boga.Trudno w kilku slowach strescie calq beznadziejnose wszelkichprob czysto naukowego okreslania, definiowania Boga: tym bardziejchybionych, im mocniej logicznie powiqzanych. Trzeba oddae sprawiedliwosctym ateistom, ktorych argumenty Sq budowane rzetelnienaukowo, ii: slusznie odrzucajqkaidq koncepcj~ Boga, jakq uda imsit'; zdefiniowae.Jasne bylo dla nas, ie analogia teologiczna jest warunkiem sinequa non jakiejkolwiek teorii teologicznej wytrzymujqcej krytyk~naukowq.Ale - jak wspomnialem poprzednio - przy dzisiejszymstanie nauk seislych wykladanie analogii teologicznej slowami sw.Tomasza nie wystarcza. 1 znowu gdyby uczony niewierzqcy chciaiczekae na nowoczesne wykonczenie tej metody, sprawa jego nawr6ceniabylaby beznadziejna.Ale negatywnq trese metody analogii teologicznej mozna wszakuprzytomniC kazdemu. Mianowieie to, ie Bog niewymownie przewyiszawszystko, co poza Nim jest i moze bye pomysiane. 1m bardziejzas jest precyzyjne czyjes myslenie, tym precyzyjniej zarysowujqsi~ granice, poza ktorymi dopiero trzeba szukac Boga, alektoreex definitione wl,asnym mysleniem .nde mogq bye przekro­C:bone.W iadnym jednak razie to szukanie mysl,! Boga nie moze byedzielem abstrakcji, snuciem oderwanych wqtkow myslowych, rzekomotym wznioslejszych, im bardziej odleglych od konkretnejrzeczywistosci. Droga musi bye odwrotna, jak w owej analogii przestrzennej,0 ktorej juz byla mowa w p. 2. Podobnie jCik konkretnabryla, np. budynek, jest czyms bardziej rzeczywistym, niz wszelkiejej dwuwymiarowe plany, rzuty, przekroje, tak sarno istota duchowajest bardziej rzeczywista, niz wszelkie materialne sprawy jakieogarnia. Tak. same tym bardziej - istota nadprzyrodzona ogarniajqcawszelkie "wymiary" rzeczywiste, duchowe czy materialne.Tak same nieskonczenie bardziej rzeczywistym, konkretnym jest


]296 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKI130g wszechogarniajqcy, "bezmierny ocean substancji" jak Go na­"Zywaii oj cowie Kosciola.Wydawalo nam si~, ze nast~pny krok myslowy, po dojsciu doprzekonania 0 istnieniu Boga, bylby calkowicie negatywny: jaknajskrupulatniejsze niszczenie w swych myslach wszystkiego, cow jakikolwiek sposob pomniejszaloby nieskonczonq otchlan dziel'1cqnas od Boga. 1m bardziej ktos jest wyrobiony myslowo, tym dokladniej,j precyzyjniej musialby zburzye wszelkie najsubteiniejszekoncepcje poj~ciowe, przeslaniajqce mu t~ noc ciemnosci, w jakqpogrqza si~ mysl ludzka szukaj'1ca Boga.Pozytywnie zas postawa takiego czlowieka nie musi si~ niczymroznie od postawy kazdego innego czlowieka, niezaieznie od poz~omuumyslowego: kazdy w tym stopniu, w jakim ma ' szczere poczucieswej nicosci, swej bezradnosci wobec Boga, musi zaczynae'od tego wlasnego zera. W kazdym musi wzmagae si~ to przeswiadczenie0 aktualnej, bezposredniej, wszechogarniajqcej obecnosciBoga zywego. Wszelkie dziela apologetyczne, traktaty teo!ogiczneitp. niewiele pomog'1 komus, w kim zaczyna si~ taki ferment duchowy.Jedynie autentyczne dziela mistykow mogq dae przeczucietego bezmiaru, jaki si~ przed nim otwiera. Zwlaszcza dziela sw. Teresyod Jezusa i sw. Jana od Krzyza.8. Trzecie zagadnienie - to sprawa objawienia. Z chwilq gdystaje si~ jasne, ze czlowiek 0 wlasnych silach n'ie moze przekroczyeg,ranic oswych moziiwosci myslowych, by powae Boga, poZ'ostaj ety.lko jedna mozlii.wosc - ze sam Bog doa mu .si~ 'Pozonae. Tutaj jednakz calC! silq dochodzq do glosu wszystkie wymagania obiektywizmuj scislosci naukowej. 1m ba rdziej ktos rna poczucie tych wymogowi zarazem im bardziej jest przekonany 0 konkretnej, aktualnej rzeczywistoscitego jedynego ni e poj ~ tego, nieogarnionego "faktu" nadprzyrodzonego,jakim jest Bog - tym bardziej rozumie, ze objawienieludziom pizez Boga prawdy 0 Sobie musi bye co najmniej tak samopewne, jak zwykle poznanie naukowe : musi bye niesprzeczne teoretyczniei sprawdzalne doswiaclczalnie. .Sprawa niesprzecznosci teorii me tafizycznych wydawala nam si~calkowicie rozwiqzaina na drodze ich uscisiania, tak jak bylo powiedzianewyzej. Jednakze najbardziej nawet logicznie poprawneteorie teoiogiczne i metafizyczne same przez si ~ nie Sq w staniedae pewnos C"i, i2: Sq zgodne z rzeczywistosciq nadprzyrodzonq, 0 ktorejm aY'!i q. Konieczne jest odwolanie si~ do sprawdzen doswiadczalnych.Poniewa± chodzi tu f


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY1291spostrzeganiu ale zarazern siE;gajqcych w nadprzyrodzonosc. Podobniejak w nnukach eksperyrnentalnych taki np. teleskop Iubm ikroskop udost ~ p n ia fakty, ktore bezposrednio nie sq dostElpnewzrokowi ludzk iernu.Tylko wiE;C taka religia nie kloci siE: ze zdrowym rozsqdkiern,wytrzyrnuje kry tyk~ llaukowq, ktora daje swym wyznawcorn dorozporzqdzenia tego rodza.ju aparatur El 0 zasiElgu nadprzyrodzonym,p ozwa1ajqcq sprawd.zac doswiadc2la.Jn:ie faokty nadp.rzyrodzone.O toz bardzo nawet pobiezny rzut oka na wszystkie znane religieswiata okazuje, ze tylko jedna religia katolicka spelnia ten waruneksprawdzaInosci doswiadczalnej. Mianowicie KoscioI katolicki podajesiE: za ustanowiony przez Boga organ posredniczqcy porniEldzy ludzrnia Bogiem. Poza Kosciolem katolickirn zadna religia na swiecie takiejTE:kojmi doswiadczaInej nie daje, zadna wiE)c nie wytrzymuje krytykinaukowej.1m bardziej wi~c ktos rna urnysl wyrobiony nov{Qczesnie naukowo,tym mniej moze miee wqtpliwosci, ie tylko religia katolicka rnaszimse zaspokojenia jego potrzeby poznania i zbliienia siEi do Boga,bez naruszen ia wymogow obiektywizmu i scislosci naukowej.Oczywisc' e, sprawdzanie doswiadezaIne fakiow nadprzy rodzonyebza posrednietwern Kosciola nie poIega na tym, ' ie dzialanie laskimialoby stae siE) bezposrednio doznawaInyrn dzi Eiki posrednietwuKosciola. Podobnie jc;k elektryeznose wcaIe nie staje siEl bezposredniodoznawalna dzi Eiki urzqdzeniorn elektrotechnicznyrn, gdyidoswiadezamy tylko zwyklyeh zrnyslowo spostrzegalnych zrnianw otoezeniu, jak ruehy, swieeenie si E), ogrzewanie itp.; tak sarnodoswiadezarny tylko zwyklyeh, naturalnych zrnian w naszyrn zyciu,gdy nawraearny siEi i zaezynamy korzystae z sakrarnentow.Natorniast niezwykle dzialania eharyzmaty ezne lub zaehwyeeniaffiistyezne nie tylko, ie nie Sq doswiadezalnyrni przejawarni roliKosciula, ale wlasnie ta posredniezqea rola staje siEi tu niezbE;dna,by moe trzezwo, rozumnie sprawdzie, ezy owe niezwykle zdarzeniaSq rzeezywiSeie dzielern Boga, czy tylko omarnieniern lub zludzeniem.Choeiai wiEie Bog udziela siE; bezposrednio ludziom dostE;pujqeyrnlask. mistyeznyeh, to jednak laski te weale nie Sq doswiadczalnymp rzeiyeiem doznawanyrn za pomoeq aparatury Kosciola.leez przeciwnie - naturalne, zmyslowo spostrzegalne znaki tej aparatury.w postaei slow urzt;du nauezycielskiego, slow spowiednikaitd. Sq niezbEldne. by za kaidym razem s p raw d z i C d 0 s w i a d­e z a I n i e, czy to eo nam siE; w y d a j e dzialaniem Boga - jestr z e c z y w i sci e. obiektyvvnie Jego dzialaniem.9. Tu wreszcie zarysowywala si~ narn ostatnia zasadnieza trudnoselogiezna. Gdy ktos jui gotow jest uznae koniecznose zwrocenia<strong>Znak</strong> - 6


1298 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKIsi~ do Kosciola katoliekiego, jako do jedy nego bezposrednio dostrzegalnegosrodka udo st~ p ni ajqcego prawd~ nadprzyrodzonq, tooezekuje, ze otrzyma jakies kryteria tej prawdy, jakies niezawodnesposoby odroznienia takiej prawdy od b l ~dll. 1m bardziej ktos jestwyrohiony naukowo, tym bardziej spodziewa si~ tu ezegos, co przypomilwlobymu teori~ naukowq, zw laszcza przejrzystq teori~ dedukeyjnq.Cheialby dowiedziec si~, Jakie Sq zalozenia, aksjomatytej wiedzy, by moe s wiadomie podpisac sit; pod tym wszystkim,w co ma uwierzyc.lednakze wyddwalo nam si~, ze nie ma wszak wyezerpujqeej"aksjomatyki" wiary k atoliekiej, z ktorej wynikatyby juz logiczniewszystkic inne prawdy wiary: Sklad Apostolski nie zawiera wszystkiehdogmatow , iune "symbole " wiary tez nie Sq wyczerpujqee,Denzinger row niez nie daje gwaraneji, ze nie rna lub nie b~dzi einnyeh jeszeze orzeczell dogmatyeznych. Poza tym, gdyby nawetbyl taki pelny wykaz dogmataw, to znowu otwieralyby si~ zagadnieniawlasciwego, n Clukowego ieh sformulowania, ezyli znowuw szyslko od,l'lekaloby si~ n a pokolenia.I tu, podobnie jak z dowodami istnienia Boga, sprawa przesuwasi~ z dziedziny naukowo-teoretyeznej do zwyklej praktyki zyciowej_Po prostu jest tylko jeden aksjomat wiary katolickiej. "Prawdqobjawionq jest to, co Kosci61 katolieki podaje do wierzenia". Podtym aksjomatem musi si~ podpisac kazdy katoJ.ik i ten jeden aksjomatkazdemu najzupelniej wystareza. Znowu tez, oezywiseie, zadneu5eislenia logiezno-symboliezne nie Sq tu juz potrzebne: kazdy zas,no. miar~ swych potrzeb intelektualnych, moze dowolnie zglElbiacmyslowo i rozwijac ten zasob prawd objawionyeh, byleby uznajqccos za takq prawd~, byl pewien, ze Kosci61 to podaje do wierzenia;co zawsze moze sprawdzic przez odwolanie si~ do nieomylnegourz~du n.auczycielskiego Kosciola.Tak w najgrubszym zarysie przedstawialy si~ nam perspektywyullloW'oczesni:a!I1li,a mysli katoUckiej przez pr.zYlswajaniie jej wszyst·kich cennych zdobyczy nauk scislych, oraz - mozliwosci pozyskiwaniadla wiary wszelkich umyslovv naukowyeh, ehocby najbardziejwysubtelnionych logieznie . .*W 1930 r. ukazuje si~ praea ks. Salamuehy pt. Poj~cie dedukcjiu ArysloleJesa i sw. Tomasza z Akwinu. W pfaley Itej paddaje onkry tyce p ojmowanie dedukcji u tych myslicieli i wykazuje, ze przypewnej interpretaeji mozna stw·ierdziC zgodnosc ieh poglqd6w z nowoczesnymiwynikami logiki symbolicznej. Ale tez okazuje si~, zelogika dedukcji Arystotelesa nie jest tak doskonala, za jakq dawniejuehodzila, i wymaga unowoezesll'ienia. Na popan:ie tego przy­


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY1299tacza m. ,i. glosy filozofaw scholastycznych i neoscholastycznychna Zachodzie, domagajqcych sit;; przyswajania wynikow logiki symbolicznej.Wtedy jednak u nas, w Polsce, ks. Salamucha byl zupeinie niemalodosobniony. Zwlaszcza, ze powyzsza praca jego spotkala si~ z nieprzychylnqoceni{ w jednym z zagranicznych czasopism neoscholastycznych. Autorem' tej krytyki byl przebywajqcy w Rzymie mIodydtomiInikaJIl.


1300 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKInia dziejaw logiki, zwlaszcza przez Prantla, kt6rego historia logikiuchodzHa w ciqgu pOl wieku za bezsporne ±radIo. Dopiero Lukasiewiczi Scholz wykazujq, ze juz stoicy znaH podstawowe poj~ciai tfwierdzenia '[l.CJIV,roczesnej ].ogHd oz>dan ii ze za'gaJdrrienLa te :zmali ij rozwijaJidalej sredniowieczni scholastycy. Wszystko to zostalo zaprzepaszczoneprzez myslicieli nowozytnych, zwlaszcza zas w XIX w.,gdy na mysli europejskiej zaciqzyla niemiecka filozofia romantyczna.Wyl>itnym znaWCq filozofii sredniowiecznej byl u nas k s. KonstantyMi.chal,ski, p:rofesar U. J. Poniew,ai sam llie dose by-l obznajomionyz logikq symbolicznq, nie byl w stanie rozszyfrowaewielu tekstaw sredniowiecznych. Dzi~ki jego staraniom, w 1935 r.uzyskal k s. Salamucha p rzeniesienie do Krakowa, by tam mac wspolpraco'lvacz ks. Michalskim w odkrywaniu na nowo zapomnianychtekstow logiki sredniowiecznej.Nie obeszlo sip, tu bez r6znych przykrych intryg, szykan itp. PojawBysiEl w p rasie jak ies anonimowe paszkwile na ks. Sal a much~za jego analiz~ dowodu istnienia Boga. Byl on przez pew ien czasusunie,ty z Semina rium i pelnil: funkcje w ikarego w jednej z warszawskichparafiL O statecznie jednak , dzi E;ki osobistej interwencjiks. Metropolity Sapiehy, kuria w arszawska zezwolila na jego przeniesieniedo Krakow a.Wkratce tez pojaw ily sip, pierwsze owore tej zmiany w postacidwoch prac ks. Salamuchy ogloszonych w "Przeglqdzie Filozoficznym"pt. Logika zd QJ1 u Wilhelma Ock ham a oraz Pojawienie si ~ ZQgadniefz antynomialn ych na gruncie l ogiki sr edniow iecznej.Wiosnq 1936 r., o. Bochensk i zwr6eil sie, do nas z Rzymu, czy nieehcieJibysmy w ziqe udzialu w zebraniu majqeym na celu przedyskutowanieroznyeh spraw zwi qzanyeh ze stosowaniem logik i rn a­tematyeznej do filozofii chrzeseijanskiej. Vvobec tego, ze uzyska!on przyehylne poparcie ks. K. Michalskiego, p roponowal urzqdzenietego zebrania przy sposobnosci Trzeciego Polskiego Zjazdu Filozoficznego,kt6ry m ial odbye s i ~ w e wrzesniu w Krakowie.Zgodzilismy sip, eh ~ t ni e . Duzo bowiem okolicznosei skladalo si~na bo, ze atmosfera staw a.J:a , si~ eOifaz bardziej alapi~i ta i niezdTowa.Jednym z glowny ch powodow byla pierw sza fala bardzo agresywnejantymetafizycznej propagandy Kola W iedenskiego, skwapliwiepodchw ytyw anej u n as przez w szystkich, k l6rzy z tyeh ezy innyehpoW'od6w ezuli niiechfi c dio metc1flizykri , 'a w szoz egolcnrosci do filozofiischolastycznej.Zaostrzylo jeszcze sprawp' wystqpienie ks. A. Jakubisiaka, kt6ryw w ydanej w 1935 r. praey pt. Od zakresu do tresci bardzo ostrooSqdzil "virus logisticus", jaki jego zdaniem wyhodowal si ~ w Polscew "oslawionej" szkole w arszawskiej. Niestety, w polemice, jakas ip, stqd wywiqzala na lamach "Przeglqdu Filozoficznego" mi~dzy


U PROGU FILOZOFICZNEJ SYNTEZY1301nim a tukasiewiczem, wykazal zdumiewajqcq nieznajomose atakowanegoprzedmiotu jak 'i atakowanych osob. Ale laikom, zwlaszczasposrod grona jego wielbicieli, jego krytyka logistyki mogla wydaesi~ przekcmywajqca. Nic d7li.WI1lego wi~c, ze og01 ma10 orientujqcychsi~ inteligentow katolickich byl bardzo nieufnie usposobiony do 10­giki symbolicznej.Nasze przygotowania do dyskusji krakowskiej odbywaly si~w Warszawie. Przyjechal tu w lecie o. Bochenski, by nadzorowaebudow~ nowego domu 00. Dominikanow na Sluzewcu. Tam tez zbieralismysi~ kilkakrotnie w ciqgu lata i uzgodnilismy ostatecznietrese naszych referatow. O. Bochenski mial przedstawie przeszlose,by wykazae, ze dqznose do maksymalnej scislosci mysli jest nierozlqcznaz duchem katolicyzmu. Ks. Salamucha mi a ~ zobrazowaeobecne braId logiki scholastycznej w porownaniu z logikq symbolicznq.Wreszcie mnie przypadlo naszkicowanie perspcktyw naprzyszlose: wskazanie jak wiele jest do zrobienia, by "Philosophiaperennis" stan~la na najwyzszym poziomie i staia sip, podobnie j akw sredniowieczu - "summq" calej nowoczesnej wiedzy.Rownoczesnie skorzystalismy z zyczliwosci ks. Wladyslawa KornHowicza,ktory wowczas przebywal stale w Laskach pod Warszawqi byl redaktorem kwartalnika "Verbum". UmiescH on w tym czasopismienasze artykuly na temat roli Iogistyki w filozofii chrzescijanskiej,w ktorych staralismy si~ w spos6b bardziej popularny p rzygotowaegrunt pod jesiennq dyskusj~.Zebranie to odbylo si~ 26 wrzesnia 1936 r. w Krakowie w lokaluNaukowego Instylulu Katolickiego, pod przewodnictwem ks. K. Michfilskiego.Zgromadzilo sip, przeszlo 30 osob, przewaznie sposrocluczestnikow zja:z:du filozoficznego, ktory si~ wowczas odbywalw Krakowie. Niemal w przeddzien zebrania, gdysmy we trzech byliu ks. Michalskiego, by omowie ostatnie szczegoly, bardzo mnieostrzegali, bym wyst~powal w dyskusji jak najostrozniej, gdyz bylizaniepokojeni pogloskami, iz pewne kola duchowne majq nas ostrozaatakowae na zebraniu, lednak:i:e na samym zebraniu nie doszlodo zadnych jaskrawych wyslqpien ani stare.Bye moze zawazyla tu obecnose samego tukasiewicza, klory bqdzco bqdz mial juz w6wczas ustalone imip, jednego z najpowazniejszychautorytetow swiatowych w dziedzinie logiki symbolicznej. Kilkakrotnietez zabieral on gIos w dyskusji, by od razu rozwiae wszeEdewqtpliwosci i prostowae blp,dne mniemania.Wkrotce po tym zebraniu zaprosilismy wszystkich uczestnikowdyskusji, by opracowali swe glosy dyskusyjne tak, aby mogly byeopublikowane. Dzi ~ ki zyczliwemu poparciu ks. Kazimierza Kowalskiego,ktory wowczas kierowal wydawnictwem "Studia Gnesnensia",ukazal si~ w 1937 r. pneszlo 150 stronicowy tom, zawierajqcy calose


1302 J.flN FRANCISZEK DHEWNOWSKItej naszej dyskusji. Poprzedzony zostal wsl~pem ks. K. Michalskiegooraz artykulem I:.ukasiewicza pt. W obronie logistyld, w ktorymt.en zebral i rozszerzyl swoje wysti:jpienia w czasie dyskusji (t.e kilkazdan jego, ktore przyt.oczylem na poczqtku, Sq w'la.snie zak0l1czeniemtego artykulu). Dalej Sq nasze trzy referaty, potem glosydyskusyjne, ktore nadeslali ksi~za J. Chechelski T. J ., P. Chojnacki,J . Pastuszka i J. Stepa. Wreszcie odpowiedzi jakie na tIe nadeslanychtekstow opracow ali systema.tyczn ie: jednq o. Bochenski - ° "relatywizmie"logicznym, o raz dwie k s. Salamllcha - ° "mcchanizacji"myslenia i 0 mozliwosciach scislego formalizowania dziedziny p oj~ canalogicznych. Dolqczono tez szczeg6iowe streszczenie po francusku,ktore w osobnych oclbltkach rozeszlo siE; po swiecie, wywolujqcszereg ciekawych recenzji.W ten spos6b pierwsze lady nieufnosci zostaly przekmane. Niktnie wytoczyi w dyskusji takich zarzui6w, ktore by mogly pozostawicchocby cien wqtpliwoki co do tego, czy logika symholiczna ldocisi ~ z wian'!, jak to nam insynuowali, jawnie lub anonimowo, roi.nikrytycy. Zdaje si~, ze juz odtqcl taki zarzut nie byl wytaczany.Byloby to juz zresztq dose trudne, skoro w 1938 r. ukazal sip, powlosku podr~cznik logiki symbolicznej o. Bochenskiego, naklademlnstytutu Papieskiego "Angelicum" w Rzymie, z "imprimatur" 00. Dominikan6w.W lecie 1938 r. o. Bochenski wystqpil na zj ezdzie teologicznymw Krakowie z odczytem 0 metodzie teologii w swietle logiki wsp61­czesnej. Nawiqzujqc do naszych wsp6ln ych poczynan przedstawiltam trzy zagadnienia: 1) sensownosc je,zyka tp.ologii i scisle z tymzwii:jzanq spraw~ analogii teologicznej; 2) zagadnienie f;ksjomatyzacjiteologii; 3) zagadnienie dowodu redukcyjnego tez teologicznych.Tekst tego odczytu ukazal sie, dopiero po wojnie, kt6ra przerwalanaszq wsp6iprace"•Z :k.s. Sa1 j.a!I1lUohq ju:i:: s~~ w.it2ce~ :n~e W'jdzia~em . Nie 'Wiem, czymial czas i moznosc prowadzenia dalej swych badan po przejsciachobozu koncentracyjnego i okupacji niemieckiej. Zgini:jl w 1944 r.w Powstaniu Vv'arszawskim. Z nas trzech dziS tylko o. Bocheriskirozwija po trochu dalej to, cosmy rozpocz ~ li. Moglby on niewqtpliwie dorzucic wiele ciek awych szczeg616w do tego, co tu napisalem.*Na tym koncz~ wyliczenie tych kilkn faktow, ktore zaszly w ciijgudwudziestolecia w naszym srodow·isku katolickim, a kt6re - jaksqdzt; - w pewnym stopniu zawa:i::yly na kierunku, w jakim potoczylosip, na swiecie jednoczenie mysli naukowej. Jak wspomnialemna ,poczqtku, juz pierwlsze plilJIly JedIlloczenLa nalUkii,pomilIno riz wychodzilyz k6l wrogo usposobionych do wszelk'iej metafizyki i teo­


LEOKADIA MALUNOWICZWSRAZOWKI BIBLIOGRAFICZNEZ DZIEDZINY KATOLICKIEJ LITERATURY RELIGI.JNEJ W POLSCE (5) V. DOGMATYKA (ciqg dalszy)A dam Karol, [Its.], ISTOTA KATOLICYZlVIU, pr zeklad autoryzowanyks. Korzonkiewicza, Poznan 1930, Ksi~garnia sw. Wojciecha, s. 359.Swietne wyklady do sluchacz.y katollckich 1 protestanekleh na t ernatnatury i istotnych wlasciwosci Kosciola Chrystusowego (katolickiego).Autor, protesor teologii, :,many w ,;wiceie katoJickim z szeregu wartoseiowychprac filozoficzno-teologicznyeh, w spos6b jasny, zyciowy i gl ~ bokipr;;:;edstawla r6Zne aspekty Kosciola kfltolickiego, jego doktryny i zycia.Ben son Robert, Hugh, CHRYSTUS W 2YCIU KOSCIOLA, z ang. tlumaczylaJ. lVIaslowska, Poznan 1921, KsiE:garnia sw. Wojciecha,s. 159.Tez"l gl6wn"l kSi"lzki jest.. ze w Ko~ciel . e katolickim odtwarza sl


WSKAZOWKI BIBLIOGRAFICZNE 1305Don at J6zef, ks., T . . J. WOLNOSC: NAUK I. OBRAZ NOWOCZESNEGOZYCIA UMYSLOWEGO, z 3 wyd. niem. przeloiyl ks. W. Roslan,Krak6w 1930. Wyd. Ksi~iy Jezuit6w, s. 336.Pl'aca 0 charal{terze apologetycznym. Trese: C:l. 1: Wolnose nauki i jejfHozoficzne podstawy. Cz. 2: WOlnose badania a wlal'a. Cz. 3: Liberalnawolnose badar:ia. Cz. 4: Wolnose nauczania. Cz. 5: Teologia.Gas par r i Piotr, kardynal, KATECHIZM KATOLICKI, z 4 wyd. lac.przeloiyl ks. Jan Korzonkiewicz, Warszawa 1941, Ksi~garnia sw.Wojciecha, s. 416.Dzieje wybitnego kanonisty i dyplom3ty, tlumaczone na wiele j~zyk6\V.W przekladzie polskim uwzgl,;:dniony zostal - z poml!li~clem innychcZ'lsci - tylko "katechizm dla os6b doroslych, kt6re prai'n,! zdobye pel­:'liejsz,! znajomosc nauki katolickiej". Wyklad uj,;:ty jest w ::95 pytan i odpowiedzikr6tszych lub d!uzszych z podnniem zr6dei (na 203 stronach).Drug!! cZ(jse (5. 205--412) stanowi,! teksty zl'odtowe: swiadcctwa Soborowpowszechnych, Paplezy, Ojc6w Kosciota i Kongregacji rzymsklch, przytoczonew katechizmie. Bardzo solidne wprowadzenie do r:auki K osciola.G rat l' y Alphonse, 0., CREDO W ROZWAZANIU FILOZOFICZNYM,Poznan [1920J, Ksi~garnia sw. Wojciecha, s. 189.Dzielo wybitnego myslicIE'la fl'anctlskiego powstale niemal przed stu laty,nie stracilo jednak do dzis wartosci. Trese: 1. Wiara - B6g - Stw6rca.II. Wciele n ie - B6stwo J eZLlsa Chr ystusa. III. Tl'6jca Swi~ta. IV. Odkuplenie.V. Kosciol. VI. Salcramenty - Laska. VII. Zycie wiecznc.G u a r din i Romano, 0 BOGU ZYWYM, przeloiyl Bernard Turowicz,o. S. B., Katowice 1947, Ksi~garnia sw. Jacka, s. 73.Swiatowej slawy lIczony niE'm ipcki (z pochodzenia Wloch) w sposob przys~p ny i sugestywny zarysowuje ide(j Boga Zywego i wskr.zuje. jaka rnabye nasza wocec Niego postawa.J e I e ii ski Szczepan, 8WIATLA TAJEMNIC. ROZMOWY DOGMA­TYCZNE, wyd. 2, Poznan 1945, Albertinum, s. 284.W Clqg.l siedmiu ~rieczot' 6'N na wycieczce gorskiej toczy si~ rozmowa natemat tajemnic: stv.... orzenia, zla, przeznaczenia, laski, WI.!ielenia, Eucharystii,z bawienia. Na koneu ksi,!zki znajduj!! si~ noty biblioJraficzne (przeszlo9 stron). Autor, C'zlowiek 8wiecki, posiada gruntowne wyksztalcenieteologiczne i rna zrozumienle dla trudnoscl wlary ludzi swieckich.J ii r g ens m e i e r F., ks., MISTYCZNE CIALO CHRYSTUSA JAKOPODSTAWA ASCETYKI, ROZBUDOWY I DAZEN ZYCIA RELI­GIJNEGO, z 4 wyd. niem. przelozyl ks. S . Grelewski, Lublin 1939,Towarzystwo Wiedzy Chrzescijanskiej, t. 52, s. 486.Dzielo podsta w owe (w illzyku niemieckim 6 wydan), pr.:t:tlumaczone nalcilka j~zykow . Cel autora : na tie biblijno-dogmatycznej prawd,.. zbudo­


1306 LEOKADIA M.!H:.UNOWICZwac jednolit'l, organiczn'l ascetyk


WSKAZO~VKI BIBLIOGRAFICZNE1307szawie. <strong>Nr</strong> 6. t. II z cyJdu wyklad6w pt. "Teologia dogmatyczna".s. 249.Autor (obecny bi~kup wloclawski) w ~zeregu wyklad6w, przeznaczonychg!6wnie dla swieckiej inteligencji, omawia w swietl~ n ::luJd objawionejzae;adnienia: O\VS ania s\.viata, czl-ow iek a i duch6\v czystych, nadprzyrodzonegowyniesi",nia i upadku czlowipka, wcielenia i odi,upienja Chry·s tusowego. Koilcowe dwa rozdzialy podajq naukEl 0 Matee Zbawieiela orazo przedmiocie kultu katoliekiego.Pie t k u n Witold, ks., DOGMATYKA KATOLICKA, Wflrszawa 1954,Pax, s. 240.Autor majqc na u wadze g!6wnie swieekich czytelnik6w stara sip, odpow ie­(lziec na dwa pylania: 1 - Dlaczego wierzymy (Cz. I). 2 - W co mamywierzyc · (Cz. II). W cZ


1308 LEOKADIA MALVNOWICZosobowym, s. 320, T. II: 0 Bogu Stworzycielu i Odkupicielu, s. 368;T. III: 0 lasce i cnotach wlanych, s. 287; T. IV: 0 sakramentachi rzeczach ostatecznych, s. 473.S i w e k Pawel, ks., T. J., WFtDROV.'KA DUSZ. REINKARNACYJNEUTOPIE, Warszawa 1937, Wyd. Ksi~zy Jezuit6w, s. 182.Zbi6r konferencji, oswietlaj


WSKAZGWKI BIBLIOGRAFICZNE1309Bar t y now ski Stan:slaw, ks., T. J., APOLOGETYKA I'ODRE;CZNA.OBRONA PODSTAW WIARY KATOLICKIEJ Z ODPCWIEDZIAMINA ZARZUTY, wyd. VIII, Warszawa 1948, Wyd. Ksi~zy Jezultow,s. 431.Trese: Cz. 1. I s t n i e n i e Bog a 0 bow i 'l z e k s t Vol 0 r zen r 0­z u m nyc h w z g I El d e m N i ego. R. 1. Istnienie Pana Boga. R. 2.Istota Boza. R. 3. Opatrznosc Boska. R. 4. Teoria rozwojll czyli ewolucjii pochodzenia cz!owieka. R. 5. Ni8mate rialnosc i niesmicrtelnosc duszyludzkiej. R. 6. Obowi'lzek stworzeit rozumnych wzgl


1310 LEOKADIA MALUNOWICZprowadzonej w ci'lgu siedmiu wieczor6w przez mi~dzynarodowe towarzystwonad Jeziorem Lemar'iskim. Rozmowy toCZ'l si~ 0 nast~puj'lcych sprawach:1. Kwestia religijna wsr6d dzisiej.zej ludzlwsci. 2. Nauka dzisiejszaa Neligla. 3. Bog a zlo w swiecle. 4. Chrystianizm mi~dzy rp.ligiarni. 5. PostaeChrystusa 6. Katolicyzm a innowierstwo. 7. Kosci61 l


WSKAZOWKI BIBLIOGRAFICZNE1311W formie gaw~dy, w spo£6b jasny, prosty i bezposr(!dni omawia autor,wieloletni wy~howawca w sredniej szkole benedyktynskiej, problemyelyczne , kt6re stoj'l prz('d mlodziez'l po ukonczeniu nkoly sredniej:J. Rzeczy podstawowe. U. Wola Boga. Ill. Rola modlilwy w swiecie .IV. Niekl6re cnoty i wady VI zyciu 5V1iecl


1312 LEOKADIA MALUNOWICZPas tor e 11 i France, DOSTOJENSTWO CHOROBY, przeklad autoryzowanyAnny Leo, Poznan (b. r.), Ksi~garnia sw. Wojciecha, s. 203.Kazdy, kto spotyka sit: z problemem choroby albo w swoim zyciu, albow zyciu innych ludzi, powinien prze('zytac tE; ksiqz](E;, kt6ra powstalaw specjalnych warunkach. 8'1 to przemyslenia i obserwacje wysoce uzdolnionejpianistki, kt6rq oblozna i (llugotr wala choroba zmusila do zaniechaniagry calkowicie.s z we j n i c Edward, ks., ETYKA. PODRE/CZNIK DLA SZK Ot. SRED­NICH, Poznan 1927, Ksi~garnia sw. Wojciecha, s. 25·1.Ksiqzka, przeznaczona dla starszej mlodziezy studiuj (l cej, zaleca sic: oryginalnym,nowoczesnym ujE;ciem i naswietieniem problemow et ycznych.Win k 0 w ski Jozef, ks., ZARYS ETYKI I ASCETYKI KATOLICKIEJ,Krakow 1947, Wydawnictwo Mariackie, s. 406.Autor, doswiadczony pedagog , dlugoletni katecheta, omawia w sposobbardzo jasny i praJi:tyczny zagadnie nia z zakresu etyki og61nej i szczeg·)­lowej m a j qc na w zglE;dzie potrzeby przede wszystkim mlodziezy.Wo ron i e c k i Jacek, ks., dominika nin, KATOLlCKA ETYKA WY­CHOWAWCZA, Krakow 194d, Wyclawnictwo Mariackie, t. l: Etykaog61na, s. 420; t. II, cz. I : Etyka szczeg6lowa, s. 476.VI oparciu 0 8ummc: SW. Tomasza autor , wybitny teolog p 01sk!, daje dosegrunto ",ne om6wie nie zagadnie n z zakl'esu filozof ii i teologii moralnej(jego zdaniem rna to bye " zwiE;zly S ~{l'6 t" ) dla szerokiego og6l u inteligencji.Dalsza cZE;SC H tomu nie w yszla drukiem lecz w m aszynopisie. Trese:T . 1. R. T. Poj E;cia i wi ad omo ~ ci wstc:pne. R. II. Cel w zyciu czlowieka.R. III. Wladze umy£lowe czlowieka i ich rola w zyciu moralnym. R. IV.WIadze umyslowe czlowiel{a i ich udziai w zycil! mora!nym czlowieka.n. V. Prawo mora ine. R. VJ: Dobro i z to m or aIne. R. VII. Laska. R. VIII.Wychowanie. T. II. Cz. I. 11. IX. WstE;pn y . R. X . Roztropnosc - cnota dobrzewychow a nego sumienia. R. XI. Wi'lr a . R . XII. Na dzieja i boj'lzIi. Boza.R. XIII. Milose. R . XIV. Poboznosc i pokuta. R . XV. Umiarkowanie i cnotypokrewne. R. XVI. ME;stwo i cnoty pokrewne.B. W YCHOWANIE I SAMOW YCHOWANIEFa $ S ben d e r Ma rcin, prof. dr, KROLEWSKl KUNSZT 'WOLL MYSL Io CELU I METODZIE KSZTALCENIA WOLl ORAL: SAMOWY­CHOWANlA, tlumaczyla 1. S. z X VII-XX wyd. niemieckiego,Poznan 1939, Ksit';garnia sw. W ojciecha, s. 208.Psychologiczny problem ksztalcenia woH rozpatrywany przede wszystkimz punktu widzenia samowychowawczego. UjE;cie praktyczne. Podkreslonajest harmonia pomitjdzy naturalnym Ksztalceniem woli a samowychowaniempraktycznym w duchu chrzesdjaIi.skim z uwzglE;dnieniem idei zespoleniajednostki ludzkiej z Bogiem. Dose szczeg610wy spis trescl. Duzozebranych wypis6w z r6:i.nych autor6w.


WSKAZOWKI BIBLIOGRAFICZNE1313Foe r 5 t e r Fryderyk Wilhelm, STARE I NOWE WYCHOWANIE, przelozy!z niemieckiego Joachim Braehman, Katowice 1938, KsiE:garniaKatolicka, s. 207.Pr6ba syntezy pedagogiki t.radycyjnej i nowoczesnej. Chot'! niekt6re zagadnieniai sposoby u.i


1314 LEOKADIA MALUNOWICZ0ryginal niemiecki mial 45 000 nakladu i 40 wydan, tlumaczony byl na innci


WSKAZOWKI BIBLIOGRAFICZNE1315MALZENSTWO W SWIETLE NAUKI KATOLICKIEJ. PRACA ZBIORO­WA PROFESOROW UNIWERSYl'ETU LUBELSKIEGO, Lublin1928, Towarzystwo Wiedzy Chrzescijanskiej, Lublin, t. I, s. 389.O'B r i e n John Anthony, RYTM l\,[ALZENSKI, z V wydania amerykanskiegoprzelozyl J. E. Pawski, Warszawa 1949, Wyd. M. Fuksiewicz,s. 145.Ok 0 n ski Wlodzimierz, WIELKA TAJEMNICA, wyd. II, Warszawa1947 Biblioteka Dobrej Ksiqzki nr 1; wyd. III, Londyn 1956, "Veritas",s. 255.Ksiqzka przeznaczona zasadniczo dla mlodziezy mllsklej. Informacje 0 zyciuseksualnym (najbardzlej ogolnikowe), a g16wnie 0 wykroczeniach w tejdziedzinie I 0 ich skutkach (prostytucja, choroby weneryczne, sPlldzanieplodu). Obszernie om6wione samowychowanie i w og61e strona moralnazagadnienia, a takze higiena i ~rodki naturalne, pomocne c!o opanowaniasill. Punkt widzenia katolicki, podejscie bardzo szlachetne; do przyjllclatakze dla czlowieka n1erellgijnego.Pi u s XI, ENCYKLIKA 0 MALZENSTWIE CHRZESCIJANSKIM(Casti connubii) Z DNIA 31. 12. 1930 R., przelozyl ks. bp S. Okoniewski,Krak6w 1931, Wyd. K3i~zy Jezuit6w, s. 79.Pod ole n ski Stanislaw, ks., T. J., 0 2 YCIE NIENARODZONYCH,Krak6w 1933, Wyd. Ksi~zy Jezuit6w, s. 126.Jest to szersze opracowanle artykul6w drukowanych w "Przeglqdzie Powszechnym"1932/33 r . Sztuczne poronienia rozpatrywane z r6znych punkt6wwidzenla: lekarsklego, etycznego, prawnego.Saw i c k i Franciszek, ks., FENOMENOLOGIA WSTYDLIWOSCI.Z PROBLEMOW SEKSUALNEJ MORALNOSCI, wyd. II, Krak6w1949, Wydawnictwo MariacKie, s. 31.Wyktad na "Tygodniu Filozoflczno-religljnym" w r. 1937 dla mtodziezyakademickiej, oparty gt6wnie na poglqdach sw. Tomasza i Maxa Schelera.Saw i c k i Franciszek, ks. dr, FILOZOFIA M ILOSCI, wyd. II, Poznan1937, Naczelny Instytut Akcji Katolickiej, Kultura Katolicka t. I,s. 126.S chi 1 g e n Hardy, 0., T. J., NA USLUGACH STWORCY. WIAZANKAMYSLI DLA KATOLICKICH NOW02ENCOW I MAL20NKOW,wyd. IV, przelozyl z niemieckiego ks. T. Czaputa, Krak6w 1935,Wyd. Ksi~zy Jezuitow, s. 133.S chi 1 g e n Hardy, 0., T. J., 0 CZYSTOSC MLODZIEZY. RZECZ 0 WY­CHOWANIU DO CZYSTEGO 2YCIA DLA RODZICOW, WYCHO­WAWCOW I DUSZPASTEItZY, z oryginalu niemicckiego przelozylks. Stefan Komorowski T. J., Krakow 1928, Wyd. Ksi~zy Jezuitow,~. 270.


1316 LEOKADIA MALUNOWICZS z y man ski Antoni. ks. dr. OGRANICZENIE URODZIN I KARAL­NOSC FRZERYWANIA CIl'.ZY. Lublin 1930. Biblioteka "Prqdu".z. 6. _s. 72.U r ban Jan. ks.• NA SLUBNY KOBIERZEC. KSIf\ZKA DLA PANIEN.NARZECZONYCH I MLODYCH ME;ZATEK PRZEZ KS. .... Poznan1925. Ksi~garnia Sw. Wojciecha. s. 162.V e r m e e r s c h Arthur. ks. T. J" KATECHIZM MALZENSTWA CHRZE­SCIJANSKIEGO WEDLUG ENCYKLIKI "CASTI CONNUBII". zazezwoleniem autora z francEskiego I?rzeloiyl: ks. Jan Korzonkiewicz.Pozna n 1932. Ksh:garnia sw. Wojciecha. s, 97.Wi C her Wladyslaw. ks.• JAK WYCHOWAC MLODZIEZ. ZWLASZCZAME;SKf\ W CZYSTOSCI. Katowice 1948. Nakladem Ksi~garni sw.Jacka. s. 19.W i c h er Wladysla w. ks.• SWIADOME MACIERZYNSTWO. Wloclawek1935, s. 13.Odbitka z " Ateneum Kaplallskiego " R. 20: 1934. t. 34, Z. 5.D. ZAGADNIENIA SPOI:.ECZNEL eo n XIII. ENCYKLIKA "RERUM NOVARUM" Z DNIA 15. 5. 1891.(kilka w yda n polskich). wydal ks. Jan Piwowarczyk. Krakow 1937.3. 97.P iu s XI. ENCYKLIKA 0 ODNOWIENIU USTROJU SPOLECZNEGO.W 40-tq ROCZNICE; WYDANIA ENCYKLIKI "RERUM NOVARUM"PRZEZ LEONA XIII Z DN. 15. 5. 1931. lacinski i polski tekst . przetlumaczyl i komentarzem opatrzyl ks. J. Piwow a r czyk. P oznan 1935.Wyd. Rady Spolecznej przy Prymasie P olski. s. 156,w y s z y n ski Stefan. ks. (ka rdynal). DUCH PRACY LUDZKIEJ. KON­FERENCJE 0 FRACY. Wloclawek 1946. K s i ~garni a Powszechna.s. 189. R6zn e aspekty zagadnienia p racy w swietle nauki k atolickiej. Z am 0 y s k a Jad\viga. jeneralowa. 0 PRACY. wyd. II. przygotowal ks.S. Br oss. Poznan 1938. Naczelny Instytut Akcji Katolickiej. Idealvi Zycie t. 7, ~. 165.A utorka - zm arla w opinii swi


ZDARZENIA KSI1\2KI - LUDZIE NA CHRZESCIJANSRICH SLADACHEGZYSTENCJALIZMUDo bogatej na Zachodzie literatury~ nalizujqcej· i popularyzujqcej egzystencjalizmdolqczyla si~ ostFtnioi polska publikacja. Jest niq wydanaw biezqcym roku przez londynskqOficyn~ Poet6w i Malarzy niewielka,czterdziesto-stronicowa ksiqzeczka'l'ymona Terleckiego pt. EgzystencjalizmchTzescijaitski. Terlecki jestznanym emigracyjnym krytykiemliterackim, widzqcym i oceniajqcymfilozofi~ g!6wnie poprzez jej zwiqzkiz literaturq i kulturq, co znalaz!o\\yraz tak:i:e w jego szkicu 0 egzy ~~tencjalizmie chrzescijanskim, a raczej0 jego najwybitniejszym wsp61­czesnym przedstawicielu - GabrieluMarcel. Wplyn~lo to przemoznie nastyl i form~ szkicu Terleckiego: zajmujesi~ on egzystencjalizmem.i Marcelem nie jako badacz i systematykfilozofii, lecz jako cz!owiekuwiklany w perypetie i dramatywsp6lczesnej cywilizacji i kulturyi pr6bujqcy z tych konfliktow wyjscdla siebie, swego 5wiatopoglqdui hierarchii wartosci obronnq r~kq.Mowiqc 0 egzystencjalizmie wspolczesnymautor nie chclal i nie moglwprawdzie pominqe milczeniem jegohistorycznej i filozofic:znej genezy,zw~zil jq jednak i skrocH w spos6bdla wspolczesnego historyka filozofiiwr~cz gorszqcy. Autor EgzystencjalizmuchTzescijansldego niech~tnieustosunkowuje si~ do usilowantakiego np. Maritaina, probujqcegoodnaleie slady filozofii egzystencjalnejw dZiejach sw. Tomaszaz Akwlnu i wspiera caly egzystencjalizmna trzech nazwiskach: Kierkegaarda,Sartre'a i ::vIarcela. Zresztqi Kierkegaarda traktuje Ter- .lecki wylqcznie jako wymagajqcegohistorycznej wzmianki protagonist~egzystencjalizmu, natomiast duchi koncepcja Sartre'a unOSZq si~ stalenad jego wywodami, chociaz sarnonazwisko tworcy MUTU pada stosunkoworzadko. Wartose dziel Marcela(przede wszystkim dziel literackich:Terlecki bezustannie podkresla, zemysl filozoficzna Marcela jest tylkokomentarzem do jego dramat6w) polega,zdaniem polskiego krytyka,wylqcznie na sile ich repliki wobecnihilizmu i pesymizmu b~dqcychkosecem sartrowskiego swiatopoglqdu.Waga, jakq Terlecki do takiej,repliki przywiqzuje, swiadczy posrednio0 pot~dze destrukcyjnegowplywu, jaki eglystencjalizm W wy­


1318dcmiu sartrowskim w ywiera na intelektualnei kulturalne zycie Zachodu.Totez Terlecki pracowicie wydobywapodobienstwa spokrewniajqceMarcela i Sartre'a, by tym silniejpodkreslie dzielqce ich r6znice. Polskiegopisarza pasjonuje przedewiSzystkim problem miejsca czlowiekaw cza.sie, swiecie i kulturze,zagadnienie jego uczestnictwa w zyciu,kt6re wlasnie egzystencjalizmpodni6s1 do rangi g16wnej przei'iankidwudziestowiecznego dramatuludzkosci. Marcel odpowiada nawszystkie te problemy i kryjqce si~z& nimi pytania twierdzqco: poprostu tam, gdzie Sartre m6wi "nie",chrzescijanski egzystencjalista gIosiz wielkq silq i odpovl iedzialnosciqswoje "tak". To wlasnie najbardziejzbliza Terleckiego do chrzescijanskiejadaptacji egqstencjalizmui kaze mu wracae po k ilkakroe dokwestii czynnego wsp61uczestnictwa.v zyciu, traktowanej jak najbar-ZDl l.RZENIA - KSIAZKI - LUDZIEcZleJ serio odpowiedzialnosci za cywilizacj~i kultur~.Ksiqzka Terleckiego wykazuje zdumiewajqcepodobienstwa z tw6rczosciqpolskich, zwlaszcza mlodych,pisarzy emigracyjnych, stanowi jakgdyby ciqgly, choe nie bezposrednil:omentarz do gn~biqcych ich pytani dylemat6w, kt6re tak lamiq i wiklajqliryczny monolog J erzegD S .Sito, Bogdana Czaykowskiego, czynawet Boleslawa Taborskiego.Swiadczy to 0 tym, ze egzystencja­11zm dla przeci~tnego intelektualistyna Zachodzie jest nie tyle wadzqcymspecjalist6w ze sobq systememfilozoficznym, ile swoistq metaforqzasadniczych dylemat6wi konflikt6w ::ycia.Terlecki tylko z pozoru streszczaMarcela, w istocie za.s w yszukujew jego poglqdach i rozwazaniachwszystko to, co mogloby ocalie mysli serce wsp6l:czesnego czlowiekaprzed dlawiqcym usciskiem zw qtpieniai rozpaczy.Z bi gniew P ~ d zi itsk iOPINIA PUBLICZNA A DEMORRACJA "L e Monde" z dnia 20. II. <strong>1958</strong> r .porusza bardzo ciekawy problem zagrozenia systemu demokracji przezmasowe urabianie opinii publicznej.Na p ewno latwiej jest przeprowadzaebadania nad konkretnq tresciqopinii publicznej, niZ dae jej definicj~,wyjasnie skomplikowane procesyjej powstawania wysledzie jejpowiqzania ze strukturq spolecznq1 politycznq, ocenic oddzialywanie.Tym zagadnieniom poswi~cil OsrodekWiedzy Politycznej w Nicei niedawnoopublikowanq Opini~ pub!icznC{.J est to praca zbiorowa pod kierownictwemM. Bergera, stanowiqcapowazny przyczynek do klasycznegdziela M. Stoetzela, podstawy rozwazanna ten temat.Opinia publiczna jako dzielo zbiorowewykazuje duze rozbieznosci zar6wnow potraktowaniu samego tematujak i w wartosci poszczeg6lnychartyku16w. Wszyscy jednaka utorzy uwai.ajq problem za bardzotrudny. Jui. na pierwsze zasad­


ZDARZENIA - KSIA.ZKl - LUDZIEnicze pytanie, czym jest opinia publicznapodajq r6zne odpowiedzi:jest to suma opinii indywidualnych,skrystaIizowanie sill r6znych prqd6wmyslowych wok61 jakiegos faktu lubekstrakt opinii indywidualnych.1319Socjologowie cofajq sill przed definicjqdqzq do ustalenia skladnik6w: zadowalajq sill stwierdzeniem, "kiedy"mozemy m6wic 0 opinii publicznej.0 tym zas, ze istnieje opinia publiczna,mozemy sill przekonac tylkodrogq konkretnych stwierdzen. Takiestanowisko prowadzi do zacie­~ nienia pola badan.Political scientists majq punkt widzeniamniej sprecyzowany, ale za toszerszy, bardziej sklaniajqcy do myslenia.Usilujq oni poddac rozwa:ianiomopiniEl publicznq w willkszychgn:pach i w powiqzaniu z zyciempolitycznym. Nie rozr6zniajq oni jednakdostatecznie opinii ad postawy,opinii publicznej od opimi politycznych(co nie jest w cale tym samym,zarowno z punktu widzenia psychologii,jak i socjologii), opinii publicznejod opinii, kt6rq by moznanazwac narodowq..Jedynymi, ktorzy znajdujq sill namarginesie tego niepokoju, Sq marksisci,bEldqcy w posiadaniu defi nicji,wysnutej z koncepcji leninowskich.Opinia jest u nich uwarunkowanaspolecznie, zorientowana w stronElzagadnien publicznych, a wyrazanajest przez jednostki 0 charakterzereprezentant6w organizacji spolecznychi politycznych.OczywiScie, te r6znice w pojmowaniuprzedmiotu badan pociqgajqza sobq r6znice w sformulowaniutresci. I tak dla socjolog6w Zachoauzasadniczym czynnikiem w formowaniusiEl opinii Sq prawa psychologiczne,zaS dla marksist6w te prawaSq przeciwienstwem opinii publicznej.Jednym z podstawowych problem6w,kt6ry nurtuje wszystkich autor6wtego zbiorowego dziela, tostosunek opinii publicznej do demokracji.Wyczuwa sill u nich duzyniepok6j w traktowaniu tego problemu.Demokracja polega m . in. naszczerym i pelnym wypnwiadaniu sillspoleczenstwa, a polityka winna kierowacsill tq opiniq. Autorowie tegodziela stwierdzajq, ze opinia z rolikierownika spadla do rali kierowanega.PatElzne dzis i masowe srodkioddzialywania na opinill publicznq,takie jak prasa czy radio, pozostajqcew scislej zaleznosci od panstwa lubod wielkich kompanii, w zasadziebudujq lub burzq opinill publicznq.Aby ulatwie masowq asymilacjll i doprowadzicdo skrystalizowania sillopinii podaje sill gotowe formulki,w sklad kt6rych w chodzq symboleteoretyczne i abstrakcyjne., nie zasfakty. W ten spos6b opinia publicznanie ma wplywu na bieg wypadk6w.Decyzje polityczne zalezq nieod opinii publicznej ale od opiniiscislej i zamknilltej grupy polityk6w.Gigantyczny rozw6j technicznychsrodk6w informacji publicznej (prasa,radio, telewizjaJ sprowadzllw konsekwencji zachw:anie sill istotnychpodstaw demokracji. W XIX w .problem formowania sill opinii publicznejsprowadza sill do walki obywateli0 wolnose wypowiadania sill.Obecnie chodzi 0 to, kto zagarniewladzll nad nowoczesnymi srodkami


1320informaeji, aby pokierowac, nadacorientaej~ , urobic opini~ pUblieznq.Nie wolnosc jest przedmiotem spo­I'u -:- ale wladza. Indywidualny ez1owiekjest ealkowieie wyeliminowanyz tej walki, stal si~ on tylkostawkq, 0 ktorq toezy si~ gra i ktoraprzypadnie w udziale zwyei~zey.W tyeh warunkaeh ani regime opartyna supremaeji opinii publieznej,ani swobody demokratyezne nie znaeZqwiele. Chodzi tu zresztq nie tylko0 propagand~, ale 0 wszystko, eojest przedmiotem tych pot~i.nyehsrodkow rozpowszeehniania: 0 rozrywk~, 0 reklam~, 0 informaej~. Nawetw tym wypadku, gdy dba si~o to, by . informaeja by1a rzetelnaZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIE, uezeiwa, i wtedy rowniei. zagrai.aniebezpieezenstwo ujednolieenia opinii,ktora nie tworzy si~ jui. kolopewnej grupy osob ezy idei, ale jesturabiana z gory. Sytuaeja jest powai.na,tym bardziej i.e i.aden z a u ­torow nie podaje, ani nie proponujejakiegos rozwiqzania ezy lekarstwana to zjawisko.W ostateeznej oeenie w. w. artyku16wstwierdzic musimy, i.e budzqon e u ezytelnika niepokoj myslowyco do dalszego losu systemu demokraeji,ukazujq nam rzeezywistoscbardzo trudnq, odrzueajqe zara zemwszelkie iluzoryczne pociechy.Teresa SkawinskaMIEDZYNARODOWKA UCZONYCH Cale trzy lata poswi~ci1 RobertJungk autor ksiqi.ki Jasniej od tysiqcaslone badaniom wypowiedzinaukoweow, kt6rzy dokonali rozbiciaatomu, kt6rzy w r~kaeh s,wyehtrzymajq sil~ "bardziej olSniewajqeqnii. swiaUo tysiqca slonc" - jakmowi swi~ta piesn Hindus6w Bha­;/avadgitd."Arts" z kwietnia br. zamieszezana ten temat krotki artykul, w kt6­rym Jungk podaje wyniki przeprowadzonyehbadail.Najbardziej zaskakujqcym wydarzeniemdrugiej polowy XX w. ­po dokonaniu rozbicia atomu - jestkryzys moralny dotykajqcy fizyk6w.lJczeni, a specjalnie fizyey, stanowiqdzis uprzywilejowanq kast~ spoleezenstwa.We wszystkieh bez wyj


ZDARZENIA - KSU\ZKI - LUDZIEAle to byl wlasnie dramat naukowc6waz tIo czasu wybuchubomby w Hiroszimie. lch przekonaniai ich prace rozmicszczone bylyna dw6ch r6znych plaszczyznach.C6i si~od tego czasu zmienilo?Ta krwawa katastrofa, po ktarej- jak wiadomo - spalono 75 000poraionych cial polewajqc je benzynq,przywracila uczonym swiadomoseistnienia swiata. Niekt6rzyusmiechnq si~ na to stwierdzenie,ale tylko dlatego, ze nie znajq mentalnoSciuczonych cdosobnionych\V swych laboratoriach i pracowniach,milosnik6w abstrakcji, zqdr.ychuzyskania za wszelkq cen~ pozytywnychwynik6w ~wych badani uwazajqcych wszelkq prac~ spo­!ecznq po prostu za s tra.t~ czasu.Otai dzis mozna stwierdzie, ieogromna wi~kszose fizykaw czujeciqzqcq na nich odpowiedzialnose zadokonane odkrycia. I tak W. Pauli(nagroda Nobla 1945 r.l, slynny fizykwiedenski, stwierdza: ..gdybymmogl na nowo rozpoczqC zycie,obralbym innq drog~" - dajqc tymwyraz swym obawom przed najgo-rszym.Osiemnastu fizyk6w niemieckichodmawia swej wspalpracy przykonstrukcji bomby. Inni jak Weizsaecker,Gamov, Kapica, zaprzestaJipracy w dziedzinie fizyki.fizyk6w iyje w swie­Wi~kszosccie absolutu. Dla wielu, fizyka pozostajew scislym zwiqzku z estetyk q, jest jakims rodzajem idealnychzapas6w. Takim jest Ulam, prawdziwyO]CleC bomby wodorowej.Rysy jego twarzy - jak podaje.iungk - Sq wprost uduchowione,132rdla niego fizyka to rodzaj wnioslego.cudow nego marzenia.Na szcz~scie ludzi ci zdecydowalis i~ zejsc na zi e mi~, zainteresowacsi ~ problemami ekonomicznymii spolecznymi, a w razie potrzeby,zdecydowali si~ przeciws tawiC politykomi militarystom.Nie obejdzie si~ to bez przezyoiaw ielkiej tragedii wewn~trznej..\\'szak Sq to ludzie nieprzygotowanido roli ludzi czynu, bezbronni, jakdzieci, przed skutkami propagandy,nJeswiadomi prawie zupelnie problemowpolitycznych. Nieraz az zdumiewabrak kultury filozoficznejLl fizykow 0 najbardziej szerokichumyslach. B~dq oni musieli prze­7wyci~iye niejako wlasnq sil~, ktorarna irodlo wlasnie w ich koncentracjimyslowej, w ich odosobnieniu.W marcu br. odbyla sit;: w Kanadziemi~dzynarodowa konferencja,w kt6rej m. in. wzi~li udzial Polacy,Chinczycy, Amerykanie i Rosjanie.Celem konferencji byl problemkontroli wykorzystania energiiJ'ldrowej. Zbierze si~ ona po razdrugi we wrzesniu br. po konferen­~ ji w Genewie.Istnieje r6wniei zwiqzek uczonychcalego swiata, ktorego celem jest budzeniepoczucia odpnwiedzialnosciwsr6d fizykow atomowych za ichprace.. Jedno jest obecnie waine. To, zena arenie mi~dzynarodowej pojawila sit;: nowa sila polityczna, z kt&rqmuszq si~ liczye rZqdy panstw.Wladcy nauki wychodzq ze swychlaboratoriow, aby zWi:lzyc i ocenitkonsekwencje swych naukowych od-­krye.Teresa Skawi1l.ska


1322 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIEW8ROD PUBLIRAC]I FILOZOFICZNYGHNakladem "Pallottinum" ukazala si~ ksiqzka z rodzaju tych, kt6rychbrak juz od bardzo dawna odczuwano na rynku ksi~garskim: WstE1P dofHozofii ks. Mariana Kowalewskiego (Poznan <strong>1958</strong>, s. 220, cena 20 z1;Biblioteka pomocy seminaryjnych. t. I). Wst~p ten, choc przeznaczonyw zasadzie dla studiujqcych filozofi~ ' w serninariach duchownych, mozestac sil'; doskonalym wprowadzeniern w problematyk~ filozoficznq dlakazdego, kto sprawami tymi chce si~ zainteresowac. Autor nie zakladau czytelnika zadnych wiadomosci z zakresu filozofii. I przez caly czaswykladu pami~ta 0 tym nic nie wiedzqcym z poczqtku odbiorcy. Totezpisze prosto i przyst~pnie, stara :;i~ podawac to, co istotnie najbardziejpotrzebne dla zrozurnienia zagadnienia, a wreszcie od samego poczqtkuwyjasnia kazdy nowo wprowadzony termin. T~ ciqglq trask~ 0 czytelnikatrzeba tu szczegolnie podkreslic.Ksiqzka dzieli si~ na pi~c cz~sci: 1. Czyrn jest filozofia, 2. Czym zajmujesi~ filozofia, 3. Jak si~ rozwijaia filozofia, 4. Neotomizm, 5. Poradnikfilozoficzny, Zaopatrzona jest takze w skorowidz imienny i rzeczowy.Chcqc w spos6b mozliwie najprostszy zorientowac si~ w stanowiskufilozoficznym jakiegos autora si~gamy zwykle do przyj~tej przez niegodefinicji filozofii. Ks. Kowalewski opiera je na okresleniu Raeymaekera:"filozofia jest zbiorem wiadomosci, zdobytych metodycznie silami naturalnegorozurnu i powiqzanych w jeden system, kt6re:;o celem jestwytlumaczenie wszystkich rzeczy przez ich podstawowe i ostateczneprzyczyny i powody" (s. 47) . . Jak latwo zauwazyc, nie znajduje si~ w niej.terrnin: nauka. Autor wyjasnia wprawdzie, ze naukowy charakter filozofiizagwarantowany jest stwierdzeniem jej rnetodycznosci i systematycznoscioraz ze nie wprowadza tu terminu "nauka" wobec jegos ci~lego zwiqzania z naukarni szczeg61owymi. Tymczasem doprowadziloto do drugiej skrajnosci: wobec niezaznaczenia obiektywnosci i inter­-subiektywnej sprawdzalnosci filozofii Autor przyblizyl jq mimo wszystkodo "swiatopoglqdu", przed czym tak cz~sto przeciez skqdinqd przestrzega.Chyba zresztil zbyteczna jest obawa przed sprOlNadzeniem filozofii- poprzez termin "nauka" - do rz~du nauk szczeg61owych:termin ten przeciez, przynajmniej w naszyrn j~zyku, rna inny, szerszyzakres i inne nieco znaczenie niz francuskie czy angielskie science,odnoszqce si~ tam istotnie do nauk przyrodniczych. Wreszcie rn6wimyprzeciei. 0 n a u It a c h filozoficznych (przeciwstawiajqc je nie-filozoficznyrn),takich, jak chocby teoria poznania, rnetafizyka, etyka, estetykaitp. (nie rna wi~c powodu odbierac tego rniana ich zbiorowi).Drugq dyskusyjnq spraWq jest podany w omawianej ksiqzce p 0­d z i a 1 filozofii. W szczeg61nosci chodzi 0 wlqczenie w jej zakres ­


ZDARZEN!A -KSI1\ZKI ~ LUDZIE1323w dodatku na r6wni z teoriq poznania - logiki i metodologii nauk.Wydaje si~, ze jedna i druga winny stae jednak poza filozofiq. Logikajest "narz~dziem" (organon!) wszelkiej nauki, nie tylko filozofii, a przedmiotmaterialny i formalny metodologii nauk trudno traktowae narowni z analogicznym przedmiotem filozofii. I jesli nawet niekiedy tasarna rzeezywistose staje si~ przedmiotem badan tak jednej, jak i drugiej(np. filozofia nauki), to przeeiez aspekt tych badan W obu wypadkachjest zupelnie roiny. W koneu, ani logika, ani metodologia nie podajqiadnych 0 s tat e c z nyc h racji, a ten postulat musi spelniek3ida nauka filozofiezna.I wreszcie sprawa trzeeia: przedmiot najwainiejszej nauki filozoficznej- metafizyki. Pomijajqc jui bardzo dyskt:syjnq i zarzucanq JUzTaczej konc e pej~, jakoby poj~cie bytu otrzymywalo sie na drodzeabstrakcji tylko 0 "stopien wyzszej" od tzw. abstrakcji matematycznej,a nie na drodze post~powania specyfleznego dla metafizyki - tzw. separacji,zwroemy uwag~ na nast~pujqce sformulowania: .,Poj~cie bytuodnosi si~ wi~c do materii i dueha, rzeezy istniej"leej v/ swiecie zewn ~trznym i w swiecie ludzkiej mysli, czyli w poj~ciu bytu, jakW 0 g rom n e j s y n t e z i e, Z a w i era s i ~ w s z y 8 t k o. Zebyw szystkie rzeczy, tak roznorodne co do swej natury, mogly bye objt:tejednym poj~ciem b ytu, mUSZq bye one wszystkie sprowadzone niejakod o jednego w sp6lnego mianownika. Mianownik ten musi k 0 n i e e z­n i e posiadae c h a r a k t e r n i e mat e ria In y, to znaczy, gdy mowimy ,.b yt ", mySlimy 0 wszystkich r zeezaeh bez wyjqtku, ale i bezwzgl~du na to, czy Sq one materialne ezy niematerialne ..." (s. 63; podIa.m oje - W. S .). Powyzsze sformulowania, przytoczone specjalnie w doseobszernym kontekscie, budzq powazne zastrzezenia. Prawdq jest bowiem,ze pojt:cie bytu m usi bye sformulowane tak, by m ozna je bylo odniesedo kazdej rzeczy kaidego zjawiska, trudno sip, jednak zgodzie, by zawieralo si~ w nim "jak w ogromne j syntezie... wszystko". Przeciez w tensposob realizowalaby s i~ w bycie jakas sprzecznose: koneepcja dopuszczalnana gruncie dialektyki heglowskiej - niemoiliw a jednak doprzy j ~ c ia w filozofii tomistycznej. Nie jest tez szczr;:sliwe posluienie si~przez a utora terminem "wspolnego mianownika", ktory znowu sugerujejednoznaczne, nie analogiczne uj~ei e bytu. Zasadniczy wreszeie sprzeciwbudzi niesprecyzowany zresztl! blizej postulat "niematerialnosei" tego" w spolnego mianownika" : jako taki nie moglby on objl!e przedmiotowm aterialnyeh - co poiniej Autor postuluje. Msei si~ tu wlasnie metodaabstrakcji, ktora rna rzekomo prowadzie do sformulowania metafizyeznegopoj~eia bytu: tymczasem pojt:cie to nie moze powstae na drodze;vylqcznie tresciowego abstrahowania, leez musi zostae tak skonstruowane,by odnosie sit: moglo - w spos6b analogiezny - do kaidej zdeterminowanejtresci - tak materialnej, jak i niematerialnej - do kai­


1324 ZDARZENIA - KSlf\ZKI- LUDZIEdej istoty, ktorej przysluguje odpowiadajqce jej istnienie. Poj~cie bytuimplikuje wi~c nie warunek "niematerialnosci", lecz postulat zdetermi~nowania tresciowego i egzystencja.1nej aktualizacji desygnatu.Frzy ksiqice tego rodzaju, jak omawiany wlasnie Wst(!P, na pewn()nie latwo ustrzec si~ drobnych niescislosci czy uproszcz(!n, do ktorychz r6inych stron moina by zglaszac mniej lub bardziej uzasadnione pret.ensje(np. nierozroinienie nominalizmu i konceptualizmu - s. 55, pomini~cieroli stoikow w szkicu rozwoju logiki - s, 60, czy przeciwstawienienauk szczegolowych jako badajqcyeh tylko zmyslowc zjawiska ­filozofii, badajqcej tylko stron~ "noumentalnq" - s. 31). Mozna bypytac, czy celowe jest umieszczanie tu zarysu historii filo.?Ofii, ktory niewystarcza przeciei dla jej zrozumienia, gdy i tak studentow Seminariowobowiqzuje egzamin oparty chyba na pelniejszych ~pracowaniach ,a takze zalowae, ze Autor nie zach~cil przy okazji swych czytelnikowdo samodzielnej lektury klasycznych tekstow filozoficznych. Ale to juidrobiazgi.Podkreslmy natomiast bardzo cennq i zbierajqC


./AK ZOSTAl.EM HISTORYKIEM 1325ment najwazniejszy - uwarunkowanie egzystencjalne: istnienie. Bytwi~c jest istotq (w szczegolnosci sUbstancjq) obdarzonq istnieniem. Terminyarystotelesowskie zostajq zachowane. trese ich jest juz jednnkinna. Oto. dla przykladu. jak zmienia si~ u Tomasza arystotelesowskiepoj~cie formy. ktora dla Arystotelesa byla racjq bytowosci rzeczy:"Stwierdzenie Arystotelesa. ze forma udziela bytowania rzeczom. nabierau sw. Tomasza zupelnie nowego znaczenia. Forma facit esse, alenie dlatego jakoby byla aktem bytu rzeczywistego. ale dlatego, ze kontynuujqc(sic! - ma bye oczywiscie: konstytuujqc) byt w porzqdku substancjalnymumozliwia mu pod pewnym wzgl~dem uczestniczeniew istnieniu" (s. 33).Na gruncie przyj~tych zalozen Arystoteles nie m6gI oczywiscie dojsedo przyczyny sprawczej. udzieIajqcej istnienia. Przyczynowanie sprawczepolega na realizacji formy w moznosci materii. dzi~ki czemu powstajebyt indywidualny. U sw. Tomasza tymczasem przyczynowaniepolega przede wszystkim na udzielaniu istnienia. przyczynq sprawczqjest nie forma. lecz "....owo id, unumquodque. suppositum, kt6remu wlasciweJest subsistere i od ktorego pochodzi istnienie drugiego bytu(s. 83). I jesli Tomasz mowi nawet 0 formie. jako 0 przyczynie spraw­'czej. to zawsze ma na uwadze form~ infacto esse.W'szakze najwyrazniej zarysowujq si~ roznice mi~dzy Arystotelesemi Tomaszem. gdy chodzi 0 trese Przyczyny Pierwszej. Przede wszystkimwi~c. Pierwszy Poruszyciel u Arystotelesa ~ nie udzielajqc istnieniai nie mogqc w og6le dzialae na zewnqtrz - nie jest przyczynq sprawczqw sensie wlasciwym. Jest on najdoskonalszq formq• zdeterminowanqtresciq zycia teoretycznego. formq. kt6ra nie jest nieskonczona. a kt6raoddzialowuje na swiat jako przyczyna celowa. "przyciqgaif!ca" ku sobiewszystkie byty. W ten sposob dokonuje sit', ruch w swiecie. NatomiastPrzyczyna Pierwsza u Tomasza jest przede wszystkim Bytem Osobowymudzielajqcym istnienia. przyczynq s twa r z a j q c q i zawierajqc'lw sobie pelni~ bytowosci. Tylko na tym gruncie dojse mozna bylo dopojt',cia Boga nieskoiiczonego i stwarzajqcego z nicosci.Ks. Jaworski precyzuje swe zasadnicze tezy nie tylko w oparciuo teksty opracowywanych filozofow. lecz takze w stale1 clyskusji zewspolczesnymi autorami. korygujqc wielokrotnie bl~dne opinie dotycZqceomawianych zagadnien. wywsle na gruncie niezrozumienia prze~wodnich mysli Arystotelesa czy sw. Tomasza. W ten sposob praca jegonabiera waloru zywej aktuainosci. Wypada tylko zalowae. ie nie zostalazaopatrzona w indeksy. a przede wszystkim w streszczenie w jE:zykl1-obcym. co pozwoUloby jej "wyplynqc na szersze wody".*


1326 ZDARZENIA - KSLa.ZKI - LUDZIEEmile Brehier jest zbyt wybitnym historykiem, by mozna bylo si~ga cpo jego nowq ksiqzk~ bez przekonania, ze spotkamy si~ z pozycjq oryginalnq· i ciekaWq. Tym bardziej, gdy jest to ksiqzka pt. Prob~emy fitozoficzneXX wieku (Warszawa <strong>1958</strong>, Pax, s. 100, cena 12 zl; przeklad MieczyslawaTazbira). Jej celem nie jest jednak informowanie, a przynajmniejnie tylko i nie przede wszystkim informowanie. Brehier przedstawiajqckolejno poszczeg6lne nurty filozofii wsp61czesnej, stara si~spojrzec na nie w swietle wlasnego, wyksztalconego na bogatym doswiadczeniuhistoryka poglqdu, i dostrzec w ich r6inorodnosci to, cozdaniem jego jest najbardziej specyficzne dla filozofii pierwszej polowynaszego wieku. I nawet, jesli zglaszamy czasem sprzeciw przeciw takiemuczy innemu przeakcentowaniu czy - przeciwnie - pomini~ciuktoregos z moment6w wainych dla tej filozofii, to jednak nie moiemyzaprzeczyc, ie naswietlenie autora jest w wi~kszosci wypadk6w sluszne.przekonywujqce i ~(l~boko uzasadnione."Filozofi~ poczqtk6w naszego stulecia - czytamy w II rozdziale ksiqzeczki- cechuje przede wszystkim poszukiwanie syntez, uj~c calosciowych,powaga w traktowaniu problem6w ludzkich b~dqca przeciwienstwemironii w stylu Renana czy Anatola France'a, glt:boki humanizmjakie rozny od mechanistycznej koncepcji swiata, jakq reprezentowalainzynierska filozofia Herberta Spencera. ...Calemu temu okresowiwRpOlny jest... sprzeciw wobec automatyzmu, tendencje humanistyczne,niewiara w to, by technika i nauka mogly rozwiqzac te wszystkie problemy,kt6re Sq dla cz!owieka zrodlem niepokoju". Do cech tych dolqczasi~ w dalszym ciqgu "uparte dqzenie do konkretu", ujmowanie rzeczywistoscijako struktury, krytyka i odrzucenie abstrakcyjnych zasadi upraszczajqcych schematow. Wszystko tu uwarunkuie w sumie specyfik~filozofii XX wieku. stqd jej wlasciwq - wedlug Brehiera - metodqjest metoda fenomenologiczna, pozwalajqca na mozliwie najpelniejszeuchwycenie rzeczywistosci, nie pomijajqca ani prz~dmiotu (konkretu),ani roli podmiotu w poznaniu, a r6wnoczesnie odcinajqca si~ tak .od fizykalizmu, jak i psychologizmu. stqd atencja autora dla psychologiipostaci, przeciwstawiajqcej si~ mechanistycznemu atomizowaniu psychikiczlowieka, a takze dla psychoanalizy, ktora rowniez podchodzido zycia psychicznego, jako struktury, a nie zbioru elementow skladowych.Stqd wreszcie zyczliwy stosunek do materializmu dialektycznego.ktory stara si~ tlumaczyc rzeczywistosc - zw!aszcza spo!ecznq ­biorqc pod uwag~ mozliwie ca!oksztalt jej wielorakich uwarunkowail(Brehier podkresla s!usznie, ze Marks nie sprowadzal ich wylqcznie douW


ZDARZENIA - KSII\ZKI - LVDZIE1327i swiata wartosci Imetafizyka> zwl. neoscholastyczna, morainosc, teoriawartosci). Z tych to zaintresowan i tendencjl wyrasta m. in. filozofiaegzystenejalizmu.Podkresienie przytoezonych poprzednio cech filozofii wspelczesnejmusialo doprowadzic Brehiera do niedocenienia tyeh tendencji, kt6resit: im przeciwstawiaj~. Gorzej: doprowadzilo do ieh pominit:cia. Takwit:c - dla przykladu - nie znajdziemy w omawianej ksi;l~ee najmniejszejwzmianki ani 0 neopozytywizmie, ani 0 analityeznej filozofii angielskiej.To jeszcze jeden powed, dia kt6rego ksi~ikt: Brehiera niemozna uznac za w pelni informuj~e~, Mimo to jednak, dzit:ki oryginalnemuspojrzeniu na problematykt: fi1ozofiezn~ naszyeh czasow, dzit:kiwysilkowi dotarcia do tego, co w tej problematyce jest najbardziej 00­kryweze, oryginalne i cenne, jest jedn~ z tych pozycji, ktore czyta si~z najiywszym zainteresowaniem.w. S.


RESUMEAv~mt propos . 1217Thomas Merton: Le temps et la liturgie (extrait de l'article publiedans "Worship", 1956) 1218Tadeusz Milewski: Les origines de la culture europeenne . 1222Les caracteres ecrits - de provenance locale - furentemployes pour la premiere fois en Europe sur l'ile deCrete vel'S Pan 2.000 avant J. Chr. On peut considererce fait comme l'origine d'une culture europeenne superieurequi se developpe organiquement jusqu' a nosjours. Pendant quatre mille ans la culture europeennetraversait tour a tour des periodes de stabilisation etde troubles qui devenaient par suite l'origine d'uneevolution nouvelle.Dans son etude l'auteur se borne a decrire la premiereperiodE: mino-mycenienne de notre culture, s'appuyantsur les dernieres decouvertes de cette epoque ct a depeindrcson influence sur la culture des periodes suivantes..J6;r;ef Marian Swi~cicki;De Napoleon a HitlerLa comparaison entre Hitler et Napoleon s'imposed'elle-meme par la ressemblance exterieure du sortqu'its subirent: une carriere fantastique et imprevue,suivie d'une defaite dans les circonstances analogiques.Cette comparaison est instructive, puisqu'elle permetde saisir les pe,rspectives et les diversites de l'histoire.Elle demontre comment les elements de l'imperialismede Bonaparte se developperent chez son epigone et imitateurd'une maniere caricaturale. Elle fait ressortir laprofonde decadence qui s'effectua dans un modele politiqueet dans un systeme analogues, au cours d'uneperiode un peu plus longue qu'un eentenaire.L'humanitarisme, qui caracterisait, dans un certaindegre, l'activite de Napoleon se transforma chez Hitleren une passion homiCIde, pleine de cruaute. L'epoquenapoleonienne portait encore l'empreinte du christianisme,doni !'influence avait persiste meme pendantIe XVIII siecle, qui acceptait encore, au moins entheorie, les principes de la morale chretienne. A l'epoquehitlerienne la conception brutale du "surhomme"1239


RESUM£ 1329triomphe, basant sur un renouveau palen et rejetantjusqu'a !'idee meme d'une loi naturelle et universelle...Napoleon n'agissait pas sous l'influence des motifspurement ideologiques, mais son activite n'etait pasmoins positive lorsqu'il attaquait Ie despotisme, ou defendait,jusqu'a un certain point, l'independence politiqueet les droits de l'homme, qui etaien ~ l'heritageIe plus precieux de la Grande Revolution. Son imperialismedynastique restait absolument etranger auxextravagances rassistes qui caracterisaient Ie Fuhrer.Le romantisme de Napoleon, "dieu de la guerre" etheros d'une grande epopee guerriere, n'avait rien decommun avec la motorisation d'une armee moderne;il etait un ph{momene exceptionnel et unique.Cette divergence fut la cause d'une reaction e3sentiellementdifferente des nations. Son trait Ie plus caracteristiqueest l'abime qui separe l'ile d'Elbe et deSte Helene du proces de Nurenberg et la legende napoleoniennedu souvenir cauchmaresque des camps deconcentration.l\-Iaurycy Mochnacki: A propos de l'histoire 1250P. Stefan Moysa, S. J. : Emmanuel Mounier : Le christianisme, l'histoi-reet Ie progres 1252Cet article est une tentative de presenter d'une maniere~y nthetique Ie pemt de vue d'Emmanuel Mouniersur l'importance chretienne de l'histoire et d'y retrouverune pensee directrice sans prendre une attitudepersonnelle, a l'exception de quelques remarques.Mounier constate, que Ie christianisme fut la :::>remii!redoctrine qui decouvrit dans l'histoire un developpementet un sens; la pensee philosophique de l'antiquiten'avait pas su l'apercevoir. Le christianismedonne un sens a l'histoire en la concentrant autourde trois faits fondamentaux: la Creation, l'Incarnation,et Ie Jugement Dernier. Ces faits immergentl'histoire humaine dans" Ie christianisme; il n'existe pasdeux histoires: l'une lalque et l"autre sainte, il n'ya qu' une seule histoire sainte. C'est pour cette raison quechaque evenement historique et tout Ie developpementde l'histoire humaine possedent leur importancesurnaturelle et preparent d'une maniere ou d'une autrela venue du Royaume de Dieu. C'est dans Ie christianisme'que nous pouvons trouver un reel progres;celui qui marche avec l'histoire prepare d'une fa


1330 RESUMeunphenomenehistorique positif ou non. Une longueobservation des faits semble pourtant demontrer quela civilisation bourgeoise contemporaine en EuropeOccidentale est en train de perir et si la forme his toriquedu christianisme de nos jours perit avec elle; cefait n'indique p as la fin du christianisme lui·-meme,puisque par la Croix et les defaites l'Eglise trouveraun essor nouveau.Wladyslaw Konopczynski: Comment suis-je devenu historien? (II)Suite des memoires du celebre historien concer nant sesrecherches scientifiques, la publication de ses premiereso~uvres, ainsi que les resultats de son activite entant qu'historien, pedagogue et organisateur du travailscientifique.Antoni Stllpien: La science universelle n'est-elle toujours queprobable?L'auteur t~lscute les opinions d'Andre Grzegorczykpresentees dans l'article "Entre la reflexion contemplativeet discursive" (<strong>Znak</strong>, no 43). 11 est de l'avisque la position de M. Grzegorczyk est en effet unempirisme radical (toute science universelle est unegeneralisation du resultat d'apprehensions de ce queest particulier - ainsi elle n 'est toujours que probable).L'auteur estime qu'en partant de tels prindpeson n'aboutit qu'a un certain conventionalismeou bien a l'affirmation que les theoremes mathematiques,ainsi que ceux de la logique n'ont qu'une valeurde probabilite. Il critique et discute les deux possibilites.L'auteur reconnait que !'intellect humain perc;oitdes rapports necessaires non seulement entre la comprehensiondes termes mais aussi entre les objets quiexistent independemment de la connaissance. 11 presenteles theses thomistes a ce sujet en partant duprocessus de la separation et ensuite de la connaissancede la diversite des etres..Jan Franciszek Drewnowski: L'avenement d'une synthese !nodernede la philosophie .L'auteur rapporte quelques souvenirs de l'epoque1920-1939, ou grace :l un essor de la logique mathematiqueen Pologne, celle-ci devint un des centresprincipaux de la logique moderne. L'auteur prenaitpart aux recherches de rabbe J. Salamucha, qui futIe premier a appliquer les methodes de la logistiqueaux problemes de la metaphysique et de la theologiecatholique.Aux debuts, ces essais eurent a lutter contre la mefiancedes philosophes catholiques, qui s'alarmerentau fait, que la plupart des logisticiens professaientun positivisme antireligieux.126512811288


l? ESUME 133lCe fut a Cracovie, en 1936, qu'une reunion a eteorganisee, dont l'objet etait de discuter la position dela pensee scientifique catholique a l'egard de la 10­gique moderne. Trois discours ont ete prononces parIe R. P. 1. M. Bochenski O. P., par l'abbe J. Salamuchaet par l'auteur. Une discussion a 5uivi, a laquelle pritpart l'eminent logisticien polonais, J. Lukasiew icz. Sesexplications dissiperent tous les doutes touch ant l'incompatibilitepretendue de Ia logistique et de la foicatholique.Tout de meme, a present, il n'y a que peu de theologienset de philosophes catholiques, qui tentent l'applicationdes methodes logiques modernes aux problemesde la methaphysique et de la theologie. La pluparts'obstinent de se servir des instruments trop primitifsdes anciens, ce qui affaiblit leur position vis a vis destheories scientifiques modernes.Leokadia Malunow icz: Information bibliographique sur la litteraturereligieuse catholique en Pologne 1304ChI' 0 n i que.Zbigniew Plldziiiski: A la trace de l'existentialisme chretien (cornpte-rendudu livre de Tymon Terlecki Egzystencjalizmchrzescijanski, Londyn <strong>1958</strong>, wyd. Oficyna Poet6w i :Vlalarzy) 1317Teresa Skawiiiska: L'opinion publique 1313Teresa Skawiiiska: L'Internationale des savants 1320W. S.: Les publicCltions philosophiques 1322


KATOLICKI UNIWERSYTET LUBEL SKIoczekuje Twojej pomocy ZI6i ofiart: na utrzymanle Uniwersytetu POPIERAJ STALE KATOLICKA UCZELNI~zapisuiqc sl~ w swojej parafii na czlonkaTOWARZYSTW A PRZYJACI0l KULKonto KUL w PKO 2-9-1<strong>53</strong>


TREse ZESZYTUWSTE/PTOMASZ MERTON: CZAS I LITVRGIA1217 1218 TADEUSZ MILEWSKI: POCZ1\TKI KULTURY EUROPEJSKIEJ1222 JOZEF MARIAN SWIFtCICKI: OD NAPOLEONA DO HITLERA1239 MAURYCY MOCHNACKI: 0 HISTORII .1250 Ks. STEFAN MOYSA, T. J.: EMANUEL MOUNIER o CHRZESCIJANSTWIE, HISTORII I POSTE/­PIE .1252 WLADYSl,AW KONOPCZYl\lSKI: JAK ZOSTALEM HISTORYKIEM (2)1265 ANTONI STFtPIEN: CZY WIEDZA OGOLNA ZAW­SZE JEST TYLKO PRAWDOF'ODOBNA? 1281 ANKIETA: FORMACJA KATOLICKA W DWUDzrE-STOLECIU. ODPOWIEDZ: . JAN FRANCISZEK DREWNOWSKI: U PROGU NOWOCZESNEJ SYNTEZY FILOZOFICZNEJ. 1288 LEOKADIA MALUNOWICZ: WSKAZOWKI BIBLIO­GRAFICZNE (5)ZDARZENIA - KSI1\ZKI - LUDZIE1304 ZBIGNIEW PE/DZINSKI: Na chrzescijanskich sladach egzystencjalizmu1317 TERESA SKAWINSKA: Opinia publiczna a dcmokra-cja1318 TERESA SKAWINSKA: MiE;dzynarod6wka uczonych 1:l:W W. S.: Wsrod publikacji filozoficznych 1322Resume 1323


S:l~NI~ONelS~OHNI1JC

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!