12.07.2015 Views

Nr 226-227, kwiecień-maj 1973 - Znak

Nr 226-227, kwiecień-maj 1973 - Znak

Nr 226-227, kwiecień-maj 1973 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ZESPotHANNA MALEWSKA, STEFAN SWIEiAWSKI, STANISlAW STOMMA, JERZVTUROWICZ, STEFAN WILKANqWICZ, JACEK WO:2NIAKOWSKI, HALINA BORT.NOWSKA, STANISlAW GRYGIEL, MAREK SKWARNICKI, BOHDAN CYWINSKIREDAKCJABOHDAN CYWINSKI (redaktor noeIelny), HALINA BORTNOWSKA (sekretarI redakeji), STANiSlAW GRYGIEL, FRANCISZEK BLAJDA ADRES REDAKCJI: KRAKOW, SIENNA 5, I P., TEL. 271·84 ADRES ADM/NISTRACJI : KRAKOW, WISLNA 12, I P., TEL. 501·62 PRENUMERATA krajowa : kwartalnie xl 45.-; po/rocxnie II 90.-; roexnie zl180.- Wp/aty na kc ~ to "Rueh", Krakow, AI. Pokoju 5. PKO nr 4·6·777 albo prIez urz~d y poeztowe i listonoszy. Prenumerata zagranieIna: kwartalnie II 63.-; po/roexnie zI 126.- ; roeInie II 252.- Prenumerata przez wp/aty na konto BKWZ "Ruch" WarsIawa, ul. Wronia 23, PKO nr 1·6·100024 Cena zeszylu II 15.­tEgzemplarze arc hiwa lne ..<strong>Znak</strong>u" nabywac moina w Administraeji miesi~ez "ni ka"<strong>Znak</strong>", Krakow ul. Wislna 12 oraz w nast~pujqc ych ks i ~garniach : Katowice:Ksi~ga rnia sw. Jacka. ul. 3 Mojo 18 ; Krakow: Ksi ~ g arnia Krakowska . ul. Sw.Krzyia 13; POInan: K si~ g arni a sw. Wojciecha, PI. Walnoki 1; Warszawa : Ksi~ .garn ia sw. Wojciecha. ul. Freta 48; Wroclaw: K si~g arni a Archidiecezjalna. ul.Katedra lna 6.- ------ - --------- --- --.--. -----Naklad 7000 + 350 + 100 egz. Ark. druk. 10 Papler sat. kl. V 61 X 86. 65 g. Zam. 377/73. IN DEKS 38420 B ~ Drukarnia Wydawnicza Krakow, Wadowicka 8


ZNAKM IE'SI I; C Z N IKROK XXV <strong>Nr</strong> <strong>226</strong>-<strong>227</strong> (4-5) KWIECIEN - MAJ <strong>1973</strong> KRAK6w LIST DO CZYTE LNI OWCzytelnicy <strong>Znak</strong>u w nmteJszym numerzeznajdq inny sklad redakcji: zmian~ na sta ­nowisku redaktora naczelnego naszego miesi~cznika.Obejmuje je Bohdan Cywinski,aut or Rodowod6w niepokornych, k siqzki,k t6ra, <strong>Znak</strong> w duzych partiach drukowal,a ktora odniosla tak wielki sukces, au torrowniez wielu artykulow w naszym pism iei czlonek jego redakcji od szeregu lat. Rocznik1939. Dotychczasowy redaktor (rocznik1911) odchodzqc' wyraza gorqce pod zi~ kowaniew szystkim w spolpracownikom <strong>Znak</strong>u,z ktorymi przez tak dlugie lata tworzy­Lismy razem pismo. Dzi~ kuj ~ tez se1'deczniewiern ym czytelnikom i zy c z~ pism u w ieluczytelnik ow nowych oraz trwalego rozkwittlad multos annos.H A N N A MALEWSKA.


KSIADZ HENR YK HLEBO WI CZ Postac ksi~dza Henryka Hlebowicza, wok61 kt6rej skupiajqsi~ wspomnienia wypelniajqce pierwszq cz~sc niniejszegozeszytu <strong>Znak</strong>u, trwale wryla si~ w pami~c szerokichSI'odowisk mlodziezy i inteligencji wileiiskiej z lattrzydziestych i z pierwszych lat wojny. Urodzonyw 1904, a zamord,owany ·przez Gestapo w listopadzie1941 ,f()'ku, byl ks. Hlebowicz p:rofesorem teologii fundamentalnejna Uniwersytecie Stefana Batorego i w wileiiskimseminariumduchownyoffi, 'Proboszczem w Trokach,wykonywal szereg innych funkcji, poprzez kt6repelnil wszechstr onnq sluzb~ duszpasterza mlodziezy licealneji studenckiej, a takie mlodej inteligencji wilellskiej.Inspirowal dzialanie licznych grup mlodziezowych,byl wsp6ltw6rcq tygodnika m10dziezy akademickiej"Pax", w latach mryzysu organiz'owal w Wilnie szerokozakrojonq studenckqakcj~ pomocy spolecznej. TkwHw samym centrum wileiiskiego srodowiska intelektualnego,w Ict6rym najzywiej w calej Polsce toczyl si~ niezbadanyjeszcze dostatecznie dialog mi~dzy katolikamii marksistami. Mial mn6stwo znajomosci wsr6d wilenskiejmlodej levvicy, w obronie kt6rej stawal publiczniejako swiadek w pr ocesie Po prostu. Po wybuchu wojny.nie zaprzestal swej dZiala1nosci, Zlaslynql jako kaznodziejaksztaltujqcy sumienia mlodzieiy. Wyslany w koncu lata 1941 przez arcybiskupa Jalbrzykowskiego na teren Bialorusi dla pracy duszpasterskiej wsr6d.tamtejszej lud­nosci katolickiej, ginie w Borysowie, rozstrzelany przez Gestapo 5 listop'lda 1941 roku. Chrzescijanstwo oznaczalo dla niego wiernosc praw­dzie, bezkompromisowosc ocen moralnych, dqzenie do dostrzeienia wartosci czlowieka niezaleinie od ba~ie rideologicznych, niepokornosc wobec latwych schemat6w


WST~P447,myslowych i stale napi~cie sluzby ludziom. Postawa takaprzysparzala rou wr,og6w, placil za niq w latach trzydziestychutratq profesury i :moszeniem wielu przykrosci.W ,czasie-w,ojny zaplacil za niq zyciem.Sylwetk~ ksi~dza Henryka Hlebowicza odzwierciedlqw jakiejs mierze zehrane tu wspomnienia jego u czni6wi przyjaci61. Publilwwane przez nas frag~enty tychwspomnien stanowiq zaledwie drobny ulamek istniejqcychjuz i stale narastajqcych swiadectw poswi~conychjego postaci. P ami~c 0 nim jest bowiem stale zywa. Trzydziestarocznica jego smierci stala si~ okazjq dla zorganizowaniawieczoru wspomnien 0 ksi~dzu Hlebcwiczuw warszawskim Klu'bie Inteligencji Katolickiej. Wsr6dwypowiadajqcyeh si~ t am os6b znalezli si~ tahe. ludzieniewierzqcy. Podobne spotkania odbyly si ~ tahe w srodowiskupoznanskim. W tym ostatnim kn;gu pojawilysi ~ charakterystyczne wypowiedzi reprezentant6wwsp6lczesnego rulodego p okolenia, ludzi kt6rzy nigdy niezdolali zetknqc si~ bezposrednio z ksi~dzem Hlebowiczem.Trwalosc i zywosc pami~ci spolecznej odbijajqca s i ~we wspomnieniach 0 ks. Hlebowiczu stanowi sygnalistotny. Wskazuje nie tylko na duchowy wymiar p ostaci,niezapomnianej dla ludzi, kt6rzy si~ z niq - jahe p rzcciedawno! - zetknE:li. Wskazuje ta'kze na ,cennq nic tradycjizywej, donioslej, rodzimej, jaka snuje si~ wok6lksi~dza Hlebowicza, w kt6rego duchowej sylwetce latwoodnalezc eechy spelnionej juz ,realizacji bardzo wsp61­c.zesnych idealow duszpasterza, chrzescijanina i - czlowieka.Wreszcie - jest to tahe zastanawiajqcy dow6dmocy, ja'ka moze kryc si~ w sldadanym przez czlowiekaswiadectwie. Kr6tkie, gwaltowne Zycie ksi~dza HIebowiczastalo si~ znakiem dostrzega'nym szeroko, pI'zezbardzo r6znych ludzi. Trwalosc tego znaku i jego silaZlobiqca slady w ludzkich psychikach ukazuje sens ofiar 'skladanyeh przez Iucizi, ktorzy w r6myeh okolieznosciaehhistoryeznych nie godzq si~ na kapituIacj~ wobec z1a,


JA NINA ZAGAt OWAWICHER W SUTANNIE#Od smierci ksi~dza Henryka Hlebowicza min~lo 30 lat. Mimo topostac ta nie rOZiIlla;wje si ~ we mgle historii. Wr~cz pr zeciwnie,z tla tego wybija si~ wyrazi'Stymi, jasnymi konturami. Wszystko,czym zyl i co przekazywal innyro, z roku na rok nabiera corazwi~ksz ej aktualnosci.Ci, kt6rzy mieli szcz~scie spotkac na swej drodze ks i~dza HenrykaHlebowicza, stwierdzajq, ze zawazyl on na ich rozwoju, pozostawilniezatarty slad. .Warto przesledzic slady Jego krotkieg,o, 37-letniego zyci., a takze zwinne, szybkie ruchy calejpostaci.Henryk Hlebowicz urodzil s i~ 1 lipca 1904 r. w Grodnie jakonajstal,'szy syn F ranciszka i Jadwigi z Chreptcwicz6w. Gdy miallat 9, wyjechal z rodzicami i dwogiem r{)dzenstwa (ReginC! i Brunonem)do Orenburga na tzw. "obrusjenie". Zosta1 na 'nie skazanypan F r anciszek, urz~dnik ba nku, gdy odmowil gubern ato r' ~ wi przejsciaz katolicyzmu na prawoslawie. W Oren1burgu Henryk u cz~ ­szczal do gimnazjum, kt6re UkOllczyl w 1921 r . W szkole uczyl si~dobrze. Ja ko drugi uczen w klasie otrzymywal stale nagrody. Kolegomimponow al wiedzC! oraz sposob em bycia. Byl taktowny,grzeczny, ' kolezenski. Okreslano go zbitkami slow nymi jakimiw tamtych stronach z reguly darzono Pol.3k6w: "Polak-katolik panczubaty". W miejscowym kosciele zna jdowala si~ lawka z tabliczkq:"Tu mocLlil si~ Tomasz Zan". Tu Henryk sluzyl , do mszy. Odpra­\Vial jq ksiqdz, kt6ry jednoczesnie uczyl religii w gimnazjum, Niemiecz pochodzenia.W dziecinstwie Henryk byl slaby fizycznie. Pod tym wzgl~dem


W ICHER W SUTANNIE449zmienil si~ zas:1dniczo, gdy. zosta1 skautem. Skauting prowadzilPolak, Adolf Porfianowicz, profesor miejscowego gimnazjum. Wywozilon mlodziez na tzw. da cz~ nad r zekC! Ura lem. C::wiczenia tamprowadzone nie tylko wzmocnily zdrowie Henryka, lecz w r ~ czdoprowadzily go do t~zyzny i duzej sprawnosei fizycznej.W latach szkolnych Henryk przezyl rewolucj~, a takze ch lopi ~­Cq miloM: do kolezanki gimnazjalnej, Rosjanki, Kiry Karminil wej,Ictora zmarb na ep idemi~ tyfusu w 1921 r . W rolcu tym Henrykpo maturze powroeil wraz z rodzicami i t w jgiem rodzenstwa (z siostrqMieczyslawq) do rodzinnego Grodna. Chcial zostac inzynierem.Pociqgala go specjalizacja w dziedzinie gornictwa. Papiery jego zostalyzlozone na Politechnice Warszawskiej. Ale dokumenty z Politechnikiodebral i zloiyl je w seminarium duchownym w Wilnie.o fakcie tym poinformowal mnie tak: "Gdyby na dwa tygodnieprzedtem ktos mi powiedzial, ze zostan~ klechq, mialby za swoje!"i wykonal charakterystyczny ella niego ruch pi ~ sei q . Odnioslamwrazenie, ze spraw ~ t ~ zalicza do swoich tajemnic. I nie pytalam.Nie u dalo si~ dotychczas ustalic, jakimi drogami przyszl,o to powolanie.Czy w Grodnie Henryk spotkal jakie-gos ksi~dza , k torywywarl na niego wplyw, czy tei: powolanie to dokonalo si~ na innejdr·odze. Na jakiej? Wszyscy st wierdzajq, ze powolanie to bylo n a­gle, gwaltowne i dogl~bn e.Z chwilq gdy poszedl za glosem powolania, spieszy si~ do pracydu s ~paste r skiej. Po trzech latach pobytu w seminarium w 1924roku rozpoczyna studia na KUL-u jako kleryk. Z powodu zbytmlodego wieku nie moze bye wysw i ~c ony na ksi ~ d z a, mieszkajednak w konwikcie ksi~zy, ktorego dyrektorem jest ks. WladyslawKornilowicz. Zawiera z nim przyjazn na cale .zyeie.Studia odbywa w zdumiewajqco szybkim tempie. 0 dw6ch ostatnichlatach· opowiadal mi w taki sposob: "Skladalem podanie doKUL-u, ezy, jesli odb~d~ wymagane egzaminy i praee pisemn ew eiqgu jednego semestru, b~ d zi e mi zaliczony caly rok? A pouzyskaniu zgody pisalem do Rzymu, do Angelieum , ezy, jesli przybe,d~ z opoznieniem jedneg,o semestru, a wyleonam przepisowo zadaniaezy uzyskam zaliczenie roku? Pierwszy role przebiegl pomyslnie.Operacje, t~ powt6rzylem w roku nast~pnym".W lutym 1927 roleu Henryk Hlebowicz uzyskal swi~ce nia kaplanskiei odbyl pry.micje w kosciele farnym w Grodnie. W tymzeroku zdobyl doktorat na KUL-u na podstawie pracy: JednoscKosciola Chrystusowego w edlug sw . Jana Chryzostoma. Studiumporownawcze nauki sw. Jana Chryzostoma ze wspolczesnq naukqteologii katolickiej i prawoslawnej. P rac~ t~ dedykowal:


450 JANINA ZAGAlOWA"Swemu Wychowa}'Vcy,przyjaciolom i kolegom szkolnymz dalelkiej Rosji"Przedstawi{ w niej koncepcj~ zjednoczenia Kosciol6w wschodniegoi zachodnieg·o zbieznq z tendencjami wsp6lczesnego nam ruchuekumenicznego. We wst~pie znajdujemy nast~ujqcy fragment:"Osiem lat sp~dzonych na lawieszkolnej w dalekiej Rosji dalymi. moznosc blizszego zetkni~cia si~ z n31'odemrosyjskim, kt6rypokochalem szczerze. Dzis ." wszyscy, kt6rzy Sq z ducha Chrystus·owegopowinni zjednoczyc si~ w Prawdzie, Milosci i w Duchu, byprawdq zwyci~zyc falsz, mHosciq - nienawisc"".W dwa lata p6Zniej, w 1929 r., zdobyl w Rzymie drugi doktoratna podstawie dysertacji 0 substancjalnosci duszy wedlug Arystotelesai sw. Tomasza z Akwinu. Gdy po jego powrocie do krajuslda'dano Mu w Wilnie zyczenia z powodu podw6jnego doktoratu,odpowiedzial: "Duplex doctor, triplex duren".1. PREFEKT SZKOt SREDNICHPierwszq plac6wlq, jakq objql w 1929 r. po powrocie do Wilna,byl wi'karia~ przy parafii Wszystkich Swi~tych i towarzyszqce temustanowisko prefekta w M~skim Seminarium Nauczycie'lskim przyul. Ostrolbramskiej 29. Do ' funkcji prefekta powrocil raz jeszczew 1938 r. w gimnazjum w Rabce.Gdyby - poza pracq prefekta - ]{S. Hlebowicz nie mial ±adnychosiqgn i ~c, to w spo'Sob, w jaki t~ rolE: pelnil, zaiPewnilby rou trwafqpozycj ~ w historii oswiaty · i wychcwania w Polsce. Niech zaswiadczy0 tym drobny chociazby fragment, jak wykladal etyk~ w klasiem aturalnej, a w jej obr~bie etyk~ seksua.lnq. Zaczynal od anatomii,fizjologii. · Stron~ faiktograficzl1q przedstawial na rysurukach.P-otem przedstawi,ql stron~ psychologicznq uczucia, roznic~ w przezywaniumil-osci przez dziewczyn~ i chlopca. Po omowieniu wielorakichaspekt6w tego zagadnienia doprowadzal mlodziez do sfoJ'­mulowa nia za:saJd etycznych w tej dziedzinie i do ich uzasadnienia.Byly 'toO lata dwudzieste naszego stulecia. ° ilez pod tym wzglp,­clem wyprzedzil pedagogow swego cza'su, gdy dzis, w latach 70-tychspos6b ujmowania Z8.gadnien seksualnych w szkole sredniej jestciClgle jeszcze raczej postulatem niz rea:lizacjq zadowalajqcq m10­dziez i wychowawcow.Pod koniec pierwszego roku pracy na stanowisku prefekta okazujesi~ . ze jest chory na gruzlic~ . Ze wzl~du na otoczenie starasi~ ustalic stopien tej choroby, a takze odbywa kr6tkq kuracj~",. sanatorium przeciwgruzliczym. •


WICHER W SUTANNIE 451Po pDwrocie Z kuracji do Wilna obejmuje wikariat przy parafiipo-bernardynskiej. Prowadzi tam Kolo Mlodziezy Katolickiej, skupiajqcemlodziez robotniczq. Opiekuje si~ r6wniez stowarzyszeniempod wezwaniem sw. Teresy, dzialajqcym w zenskich szkolach podstawowychi zostaje dyrektorem tej organizacji. Z funkcji tej niezrezygnowal nawet wtedy, gdy zostal pcwolany do innych zadan.2. PROFESOR UNIWERSVTETU, DUSZPASTERZ AKADEMICKIW 1930 r. ks. Hiebowiczowi powierzono katedr~ apologetykina Wydzia1e Teologicznym Uniwersytetu Stefana Batorego (z funkcjqzast~pcy profesora). Ma wtedy 1at 26 . Jest najmlodszy z g ronaprofesorskiego i szczeg61nie mlodo wyg1qda, Katedra ta (zwanapMniej teologiq fundamentalnq) u chodzi za najtrudniejszq na wydziale.Przedmiot ten prowadzi jednoczesnie w Wyzszym SeminariumDuchowym w Wilnie. Prac~ doktorskq, napisanq na KUL-u ogla­>=za drukiem w 1932 r. w ksie,garni sw. Wojciecha w Wilnie.Niema1 r6wnoczesnie z obj~ciem katedry na USB ks, Hlebowiczstaje si~ moderatorem Sodalicji Akademiczek. W rok p6zniejdoradcq Iuvenius Christiana, organizacji studenckiej, zalo.zonejw 1921, ktorej filia wtedy w Wilnie powstaje, a ktorej kuratoremjest prof. Czeslaw Falkowski. Jednoczesnie kontynuuje prace, podj~tepoprzednio (m. in. w Cechu Cukiernikow).W pierwszym roku swej pracy na USB ks. H1ebowicz mieszkaprzy ul. Mostowej 12 m. 3 wspo1nie z ks. Walerianem Meysztowiczemkape1anem "Odrodzenia", orientuje si~ wi~c w sytuacji i problemachtej organizacji. Utrzymuje bliskie stosunki z Socta1icjqAkademik6w, gdy nadchodzi kryzys ekollomiczny, dia nies'eniadoraznej pomocy najbardziej przez kryzys dotkni~tym bezrobot nymi ich dzieciom, na USB zostaje zalozony "Akademicki CzynSpoleczny", nad ktorym ks. H1ebowicz sprawuje opiek~. Organizacjata - rzecz charakterystyczna - od ra zu rozwija dzialalnoscw pelni, mimo nie zakOllczonych f.ormalnosci zwiqzanych z jej 1egalizacjq.Jest wreszcie ks. Hlebowicz wspolinicjatorem i wsp61­zalozycie1em Porozumienia Akademickich Kat{)lickich Stowar zyszen,tzw, PAKS-u, w sklad kt6rego wchodzq nast~pujqce organizacje:Sodalicje Marianskie Akademik6w i Akademiczek. Odrodzenie,Iuventus Christiana, kOI1.Poracja "Conradia", Akardemickie Kol:oMisyjne a po 1egaJlizacji r6wniez Akademicki Czyn Spoleczny. Porozumienieto (PAKS) powoluje w poczqtku 1933 roku do zycinwlasny organ prasowy "PAX", ktory sku-pia nie ty1ko studento "lv


452 JANINA ZAGAlOWAUSB, ale wszystkich mlodych katolikow, wa}.czqcych ,0 kultur~w duchu Ewangelii 1.W stopce redakcyjnej tego czasopisma (miesi~cznika, pozniej dwumiesi~cznika)nie znajdziemy danych, jakie funkcje pelrul w nimks. H. Hlebowicz. Byl on przedstawicielem kurii wilerrskiej, autoremwielu artykul6w, oglaszanych pod kryptonimami, korektoremnawet. Faktem jest, ze ks. Hlebowicz nadal temu pismu wyrazne,wlasne oblicze. Bylo to pismo walcz,!ce, ostre, czasem drapiezne.Ukazywalo narastajqce trudnosci w kraju. Domagajqc si~ reformspolecznych, matywacj~ ich czerpalo ze wskazaii Ewangelii. Atakowalobiernq posbw~ katolik6w, doma.gajqc si~ od ruch postawyc..lctywnej dia rozwiqzania nabrzmiewajqcychtrudnosci w kraju.Uwypuklil je szczeg6Inie numer "karnawalowy", kt6ry ukazal rozmiarybezrobocia, prostytucji, n~dzne zarobki fornali w <strong>maj</strong>qtkach,kt6rych wlasciciele zostali z nazwiska wymienieni. Dia tego pismak s. Hlebowicz zdobywal fundusze podejmujqc si~ dodatkowychobowiqzk6w.Gdyby w zyciu ksi~dza liczyly si~ lata tylko, jakie poswi~cildzialalnosci na USB, to te 6 lat jego aktywnosci spmwily, iZ ktokolwiekchce przedstawie choeby w zarysie, histori~ ruchow kulturalnychWilna i jego mlodziezy a'kademickiej, uie moze pominqe postaciks. H. Hiebowicza. W historii tej zajql on trwalq pozycjp,.WzbudzH przy tym ogromne uznanie dia ceinosci intelektualnychsformulowaii, dla zwi~zlosci i barwnosci wypowiedzi, refle'ksui dowcipu, dla sposobu bycia, ,kt6rym wszystkich zjednywal. Stajesi~ w Wilnie postaciq bardzo popularnq. Zapraszany na niezliczonC)ilose konferencji i rekolekcji, kt6re prowadzi w roznych srodowiskach,rowniez w miastach powiatowych, w szkolach srednich.Popularnose jego z roku na rok rosnie. Pewnym jej wyrazem jestfakt, ze rozglosnia wileiiska zaprasza go nie tylko na rekolekcjeradiowe w 1933 r" kt6re p6zniej wydaje jako Rozmowy Mistrzaz Nazaretu (przezl1aczajC)c dochod z nich na pomoc dia bezrobotnych),lecz r6wniez improwizowane dyskusje przy mikrofonie PolskiegoRadia. Jedna z nich dotyczyla samob6jstw. W dyskusji tejks. Hiebowicz wziql udzial w o'becnosci profesora medycyny sqdowejdr Szylling-Siengalewicza i zdeklarowanego juz :wtedy marksisty,dr Stefana J~drychowskiego.Ksiqdz wywarl, niewqtpliwy wplyw na mlodziez wileiisk'l-. Znamtylko dwa wypa dki ni£skutecznosci jego usilowaii, ale tez niezli­1 PrZekToj USB - I nformatoTiu m dZa nowowst ~ pujqcycl l na USB, Wilno, pazr'7.iernik 1933. Bezp!atny d c datek do nr 7-8 Pax-u. Vi osobnej s przedaiy 15 groszy.


WICHER W SUTANN IE 453CZO'llq ilose na wr6cen ludzi dalekich od wiary. Dzi ~k i jakim cechombylo to mozliwe?Szukam cechy gl6wnej, z kt6rej wynikalyby pozostale. Widz ~ jqw jakosci jego umyslu oraz w talencie pedagogicznym. Sam jasnoujmowal kaz.dq rzecz i umial tak przekazac innym. Umial wprowaclzielad i spok6j do dusz ludzkich. W probie zajrzenia do tajemnicyjego O'ddzialywania na innych moze bye przydatna analogiaz wyipowiedziq Michala Ar>jola, kt6ry zapytany 0 sekrety swegowarsztatu rzezbiarskiego, odpowiedzial: "To bardzo proste. W bry­Ie marmuru trzeba zobaczyc ksztalt, a potem ty1ko odrzucic zb~nqreszt~".Ksiqdz mial: bardzo jasne, p1astyczne widzenie postaci Chrystusa,kt6rego odczytal z Ewangelii. To. przejmujqce widzenie pobudzalogo do natychmiastowego czynu. I to go r6znilo od typowychintelektualist6w, z kt6rymi silq swego intelektu m6glby si~ zmierzyc.Nie bylo u niego "ocl1eglosci" pomi ~dzy tym, co widzi, ze czyniena1ezy, a tym, co urzeczywistnial. Warto dokonac bilansu 13 1atjego zycia w kra ju jako ksi~za .KA ~EN DARZ ZYCIA KS. H. HlEBOWICZA WIG MIEJSCOWOSCI I FUNKCJI1904. l.VII. - 1913 Grodno191 3- 1921 Orenburg, gimnazjum, uczen, 22. VIII - powr6t doGrodna.1921-1924 WiLno, Seminarium Duchowne.1924-1927 Lublin (KUL) i Rzym (Angelicum). 20. II - swi~ceni akapl:anskie. 27. II prymicja w Grodnie (fara), doktoratna KUL-u.1927-1929 Rzym (Angelicum), drugi doktorat.1929- 1930 Wilno - parafia Wszystkich Swi~tych , wikariusz, prefekt.Zaleszczyki i okolice - kuracja przeciwgruzlicza.Wilno - parafia po-bernardynska, wikariusz.1930- 1936 WiIno, USB, zas>. profesora, duszpasterz; praca w redakcjiPax -u 1933-1!134.1935--1938 Troki, .fara, proboszcz.1938- 1939 Rabka, gimnazjum sw. Teresy, prefekt ; lipiec - przekazywanieforma1ne Trok na st~pc y , Grodno, Laskii Warszawa do 31. VIII-wrzesien Grodno.1939- 1941 Wi1no, USB (i jego tajna kontynuacja), stu dent medycyny,parafia po-bernardyilsk a, wikariusz,kosci61 sw . Anny, kaznodzieja,kosci61 sw. Ign acego, ka:znodzieja ,


454 JANINA ZAGAtOWAk05ciol sW. Jerzego, kaznomieja,kaplica SS. Urszulanek, kazll'odzieja,wspolredaktor cZCl,sopisma Jutro Polski i P6ki my zyjemy.1941 IX-X I Chotajewi'cze i Pleszczenice, probosz;cz obu pa


,WICHER W SUTANNIE455wielkodusznosc, tym wi~kszq, im silniej byli oni spolecznie napi~tn()wani.Powsciqgal prymitywny oSqd, ocIwolywal si~ do milosiercIziaBoze-go, oslanial tych ludzi, "chuchal" niemal odnoszqc si~ donic:h z maksyma1nq delikatnosciq. A mimo to, nie zamazywal granic:y m.i~ zy tym, co 'biaIe, a co czarne. Wnosil jasnosc spojrzeniakazdego czIowieka na swojq sytuacj~. Byl cIeli'katny, a przy tymzawsze ukazywa1 prawd~.Nigdy nie gl~dzi1 - ani w dyskusjach, ani w rozmowach incIywidualnychani na ambonie. M6wil kr6tko a celnie. W ukazywaniuluclziom ich wlasnej drogi do Boga dziaIal sugestywnie. Porywal.Dzialal r6wnoczesnie z pojedynczym czIowi~kiem i we wsp61notach,w jakich sip' znajdowa1 i kt6re - jako wsp6lnot y - chcial cementowac.Byly to uzupe1niajqce si~, warunlkujqce si~ dziedzinydzialania. Nigdy nie przeni6s1 dobra wsp61noty nad dobro jedno'stki.Takiej antynamii u niego nie by1o. Nikt nie odni6sI wra.zenia, bykSiqdz "poslugiwal si~" kims do jakichs ce16w, by "uzywal" kogosdo czegoS, choc dzialalnosci spolecznej uprawia10 si~ niemalo, zwIaszczagdy powstal Akademicki Czyn Spo1eczny. Dzialaly tam w duzejmierze te same osoby, kt6re lPe1nily juz jakies funkcje w innychorganizaejach.G a rn ~li si~ do niego ludzie. Ci, ktorzy mieli szcz~seie chodzic cIonieg() do spowiedzi, stwierdzajq jego niezwyklq przenikliwosc duszyludzkiej. Zdawalo s i~, ze w konfesjonale ksiqdz "s i~ ulatnia", ze slychacwprawdzie jego glos, ale w innym sensie, jesli ehodzi 0 odbi6rtresci, oOOos110 si ~ wrazenie "glosu Bozego", tak trafnie byly dobraneslowa wlasnie do tego czlowieka, potrzebujqcego oSqdu, porady.J ednq jeszeze eech~ ks. Hlebowieza trzeba podkreSlic: jego uezynnose,ofiarnosc i zachowanie si~, gdy ktos cheia1 mu .podzi~kowac zaniewiarygodne nie oszcz~cIzanie si~ w g·otowosci sluienia innym:- "A po cm wlozylem t~ sukienk~? Czy dla przyjemnosci choelzenia w sukni damskiej"?I potrzqsal sutannq charakterystycznym dla niego gestem.Ksiqdz nigdy si ~ nie oOezuciem humoru. Sam byl urodzonym figlarzem, mial wi~cwszelkie dane, by skurtecznie z mladziezq pracowac. By1 naturalny,bezposredni. Ruchy mial spontaniczne. Wszystko w nim by10 p-rawdziwe,odruehowe.Kiedys wybuchn~lismy gromkim smiechem, gdy czekajqc najecInq pann~, kt6rq zsmierzal nawr6cic, a kt6ra nie kwapila 'Si~ nalImowionq rozmow~, zawolal:Cholera, ze nie przychodzi!". Innym razem wzruswny ow()e- ,


456 JANI NA ZAGAlO WAnosciq swych usilowan, a ma jqc przykrosci z innej strony, powiedzial:- "Pa n Bog mi tyle daje, ze gwizdz~ na wszystko imie!"Ten jego j~zyk spontaniczny, jak on sam, tez sprawial, ze ksiqdzstawal si~ mlodziezy bardzo bliski. Dzialal z fantazjq. Byl ognisty.Nie cierpial, ja'kby si~ dzis powiedzialo, zlej roboty. Gdy nawalalismyw czym s, zdawalo si~J ze z oburzenia wszystko w perzyn~obroci. Dzis z oddalenia, z doswiadczeniem dzisiejszym, t~ cechf!przypisalibysmy nerwicy. Ksiqdz si ~ nie oszcz~dzal, gdy zdarzylo mllsi~ zachorowae, sypial za malo, zatracal si~ w pracy zupelnie, prze··chodzil p ozniej stany wyczerpania nerwowego (gdy spotykaly goprzykrosci). Wtedy byl impulsywny i szczegolnie podniecony.Za stanawia lismy si~ nieraz, kimby byl, gdyby nie byl ksi~zem .Jedna z kolezanek powiedziala : "watazkq". I nie szukajqc dlugo.si~g n ~ la po pierwszq, Iepszq postae z "Trylogii": "Bohdan Chmielnicki". Odtqd, ilek roe ksiqdz si ~ oburzal i zaperzal, szturchaIismysi~ lokciami i "bralysmy poprawk~" na jego uniesienia. A :p.azwawatazki byla sygnalem, ze trzeba przeczekae.Ale wlasnie dlatego, ze widzialysmy ludzkie eeehy ks. :fflebowicza,jego slabszq ehwilami form ~ nerwowCj, dostrzegalysmy i innezjawiska, jak p rzemienial si~ stale i weiqi: na na'szych oczach.Z chwilq, gdy "wychodzil z msZq", caly byl skupieniem. A poniewaznie bylo w nim i:adnej pozy, widoczne bylo na nim wszystko, najlzejszedrgnienie uczucia - wirlok nabozenstwa p rzez niego odpr.awianego prowadzil patrzqeych do Boga. Pozostawil we wspomnieniuunaocznione pasowanie si~ jego natury z l.askq.Nie umial bye ceremonialny. Nie usilowa1: nigdy przydawae sobiepowagi ,ezy autorytetu. I jesli z jakiegos kr~gu ludzi mogli s i~ wywodzieci, kt6rzy go nie ap robowali, to z pewnosciq Z kr ~gu tych,ktorzy do posiadanych godnosci p robujq przydawa e sobie powagi,ludzi ceremonialnyeh, namaszczonych. Dose, ze wsr6d niekt6rychwp{ywowych duehownych z otoezenia arcybiS'kupa z acz~ly si~ rodzieobawy () wplyw ksi~dza Hlebowieza n a mlodziez.Etyki domagal si~ ksiqdz nie tylko od p ojed ynezego czlowieka,domagal si ~ jej w zyciu w spolnot, ktorymi kierowal i ktore usilowaltworzye w coraz szerszym zakresie, poczuwajqc si~ do odpowiedzialnoseiza zjawiska, ktore w okresie kryzysu lat trzydziestych wystqpilytak ostro w miescie i w k ra ju. Bolesnie przei:ywal niedorozw6jspoleczny, niezawinionq bi ed~, ktorq spostrzegal dokola. Uwai;al,ze nie mozna p rzejse do JJorzqdku dziennego nad tymi faktami. Omawiajqeencykliki papieskie w ypowiedzial si ~ za reform q rolnq bezodsz,ko'ciowania, nie widzqc mozliwosci, skqd czerpac srodki na odszkodowanie.Nie bylo w tym czasie w Wilnie tolerancji dla takich


WICHER W SUTAN NIE457poglqd6w. Wpl Y'(l~ly na to losy tzw. gtupy Dembinskiego. Od 1928 r.kiedy prezesem Odrodzenia stal si~ Henryk Dembinski, W organizacjit ej nasilH si~ ferment ideologiczny. Nie tylko oqrzucono "endeckinacjonalizm poganski", przeciwstawiajqc mu . patriotyzmetyczny, ale tez uznano koniecznosc reform spoleczno-gospodarczych.Studiowano marksizm i pod haslem: "ochrzcic bolszewizm"szukano m ozliwosci pogodzenia komunizmu z katolieyzmem. W tr6jczlonowejdewizie: "in necesariis - unitas, in dubiis - libertas, inomnibus - caritas" kladziono nacisk na drugi cuon, znak Odrodzenia:dqb si~gajqcy korzeniami gl~boko w tradycj~ a wypuszczajqcy stalezielone Hstki pobudzal do tw6rczosci, 'czyniqc jq nakazemchwil1.W okresie tym wplywy Odrodzenia si~galy daleko poza seisle gronojej czlonk6w. Na zebrania przychodzili czlonkowie r6znych organizacji,nie tylk o katolickich. Dembinski ·przyczynil si~ do ozywieniaprac w kolach naukowych. Wygral wybory do najbaTdziej m R­sowej organizacji tudenckiej - ' do Stowarzyszenia Bratnia PomoePolskiej Mlodziezy Akademickiej USB (- jak sip, m6wilo do "Bratniaka").Ustalil si~ wtedy termin "grupa DembiJ'tskiego", obejmujqcai tych wsp6t.dzialajqcych, kt6rzy do organizacji katoliekich nie nalezeli,a n awet nie czuli si~ katolikami.Ze 'Strony endecji pod a dresem tej gmpy ad paczqtku padalyoskarZenia a komunizm. PoniewaZ w tym okresie nie byly one sluszne,a powtarzane byly stale, przest aly na kimkolwiek robic wrazenie.Inaczej bylo w 19321'. P1'zed rokiem Sekeja Tw6rczosci OryginalnejKola Polonist6w na zaproszenie redaktora Slou;a, Cata-Maekiewiczazalozyla przy tym dzienniku dodatek Zagary - m i e si ~cznikidqcego W iIna poswi~cony sztuce. W artykule Defilada umarlychbog6w Dembinski usilowal dowiesc, ze mloda inteligencja nie mozesi~ karmic spusciznq duchowq "sytego mieszezanstwa". W artykulenast~pnym w dw6ch c z~s ciach podjql pr6b~ sprecyzowania prograll1Udzialania. Ar tykuly te pt. Podnosimy k urtyn ~ - pierwsze a potemdrugie szarpni~ cie za sznurek wywolaly ost re konflikty. Mackiewiczkorzystajqc z prawa veta wydawcy zakwestionowal kolejnyarty;kul, nie godzqc si~ na to, by miesi~czn ik poswi~ c ony sztuce wywolywalferment w sprawach spoleczno-ekonomicznych. Grupa zerwalaze Slowem, Cat-Mackiewjcz ,rozpoczCjI atak oskarzajqc Dembiflskiego0 komunizm: "Tatarzyn jest mi blizszy niz tego rodzajukomunista-:katolik, jak p. Dembinski" (Slowo 5. III. 1932 r.) Endecja"zacierala r~·ce" z uciechy juz nie tylko w pismach lokalnych. AdolfNowaczynski charakterystycznym dla niego j~zykiem przedstawialten konflikt : "Podnosimy kurtyn~ . Opuszczamy inexprimable. Po~kazujemy warn odwrotnq strOill~ mlodej sanacji. Proponujemy calus


458 JAN INA ZAGAtOWA'nrl rozstanie. No i chcemy Sowiet6w") ABC br. 62 1. III. 1932 art y­kul: USB i ZSRR).Katastrofq dla grupy byl przebieg Tygodnia Spolecznego w L ubliniew 1932 r. Wladze Odrcdzenia zazqdaly od Dembiriskiego, bysformulowal na pismie swoje "tezy" w sprawach spoleczno-ekonomicznych,i dop6ki nie otrzyma "placet" od wladz koscielnych,powstrzym al siE; od wystqpieri polity(;znych. Zarzqdzenia wladz organizacjistudenckiej w sensie formalnym juz nie obowiqzywaJ yDembil1skiego, bo wlasnie 'studia u konczyl (parE; miesi ~cy przedtemprzegrywajqc z endecjq wybory do "Bratniaka"). Zostal wezwany dowojska, potem szy/bko uzyskal dok torat i wyjechal na sty,pendiumdo Rzymu i Wiednia.Pod jego nieobecnose w grupie Dembil'lskiego dokonala si~ poIaryzacjapostaw . Cz~se ulegla komuni'stom i poszla do zalozonegow 1933 T. nielegalnego Zwiqzku Lewicy A:k.ademickiej "Front". Drugqcz~se stanowili ci, kt6rzy zdecydowali si~ calkowicie bye wie rnikatolicyzmowi. Sytuacja ich odmalowana zostala we "Wst~pie" do211anifestu w styczniowym numerze P axu z 1934.Z redakcji Slowa nieustanny szturm przypuszczal Cat-Mackiewiczna "panicz6w propagujCj:cych Lenina... i otrzymujqcych stypendia".AtakDwal te.z wszelkie poczynania w czymkolwiek z poglqdamiDembinskiego zbiezne. Zanim doszlo do masov.rych rewizji i aresztowanw Wilnie 17 lutego 1935 r. w tym a-systent6w USB,w miescie"kotlowalo si ~ " wok61 a'l1tynomii katolkyzm-komunizm. UtTzymanieoblicza Paxu, jakie pismo to wypracowalo, wymagalo heroizmu.Burze wybuchaly z ipOwodu notek w stalych rubrykach "Co nasboli", "Kamus:oki na kwiatusiki" lub art)'lku16w, kt6re ukazywalyniewesoly obraz miasta i kraju.· Grup~ poet6w wile11skich drukujqcychw Zagarach nazwano - chyb a juz w naszych czasach? - "katastrofist2.mi".Nie slyszalam, by nazwa ta p rzylgn~a do redakcjiPaxu z lat 1933-34. Ale wtedy, na biezqco, stwierdzenia w" tymduchu byly wysuwane, i to w formie zarzutu pod adresem tego, kt6­ry za lini~ pisma by! odpowiedzialny wobec wladz duchownych.Po "numerze karnawalowym" (luty 1934) odchodzi ze stanowiskanaczelnego i wydaw cy LeGkadia Malunowicz, a po nast~pnym Pa."Copuszcza Drukarni~ Archidiecezjalnq w Wilnie.K\Si~dzu Hlebowiczowi stopniowo zacz~to o:dbierae posiadaneprzez niego godnosci. Odwclano go najpierw Z iI'edakcji Paxu(1934). Potem przyszla nominacja na proboszcza malego miasteczka(wr:oesien 1935 T.), co wymagal,o zlozenia funkcji duszpasterskich,sprawowanych w wielu organizacjach i kongregacjach (byl kapela ­


• WICHER W SUTANNiE459nem "Doloryst6w" i mieszkal od lat na ull. Zarzecze 5a). A po rokuodwo!ano goO z katedry uniwersyteckiej.Spoo6b, w j.a:ki ksiqdz olPowiadal nam 00 tym zdarzeniu, stawianas wobec drugiej - obok powolania - tajemnicy jego Zycia. JakksiqGZ przyjql wiadomoOse 0 nominacji na proboszcza? Fakt ten rozmaidebyl . intel'pre,toOwany.Gdy doszly go pogloski 0 zamiarze przeniesienia go poza WilnoO,najpierw sam ulatwil arcybiskupowi zakomunikowanie tej nowiny.A potem powiedzial:- "Ekscelencjo, mnie jest zupelnie wszystko jedno, czy mamglosie Ewangeli~ z katedry uniwersyteckiej, ICzy w najbiedniejszejnawet parafii... Przetrwam <strong>maj</strong>qc dwa litry mleka i k~s chleba.A to ws z~dzie znajd~".A gdy rzecz zostala postanowiona, ksiqdz, kt6rego - jak PoOwiadaprzyslowie "j~zyk zawsze sw~dzil" i " j~zyka w g~bie nie zapominal"- poZ\volil sobie na takq ripost~:- ,,0 jedno tylko Ekscelencj~ prosz~, zeby nigdy nie zechci~Jmnie zaJiczye w poczet swoich kanonik6w czy pralat6w".OJx>wi


460JANINA ZAGAlOWAproboszcza do Trok, ie Lucynka Westwalewiczowna (poZuiejszas. Nulla) szczegolnie blisko wspolpracujqca z ksie::dzem, wynioslawr~cz przekonanie, ie byla to laska, ktorq otrzymal ksiqdz za spra­Wq Nuli Mutowny (studentki Wydzia!u Sztuk Pi~knych, sodaliski,zmarlej po dlugiej choro'bie in odore sanctitatis), 00 wiadomosco nominacji przyszla w dzien jej pogrzebu 5 wrzesnia 1935 r. Fakternjest, ie od dluiszego czasu ksiqdz mawial, ie "nie jest zadaniemglownym oksi~dza uprawiae n .:mk~, w tym inni go mogq zastqpie.Ale bye proboszczem. Rzucam ksiqzki i ide:: do wiejskiej parafii".W owym czasie wyszedl Pami~tnik wiejskiego proboszcZCLCh. Bernanosa. Pisa-i:o si~ 0 sw. Janie de Vianney. Byly w tym znamionaepoki.Dose, ie ksiqdz z ,pelnq gotow cSciq pojechal do Trok .3. PROBOSZCZ W MAlYM MIASTECZKUParafi~ VI T rokc:ch {)


WICHER W SUTANNIE 461Przybyly z Wilna ks. Hlebowicz przedstawia si~ z ambony jakonowy proboszcz ,parafli troc'kiej, a wi~c wszystkich ludzi, kt6rzyna tyro terenie mieszkajq. KatOtlicy, prawoslawni, karaimi, Tatarzy,:lydzi, Turcy, wszyscy, jakiejkolwiek Sq rasy, wyznania, narodowosci,mogq przyjse do niego vv swojej sprawie. Zakazal jakichkolwiekwalk pomi~dzy przedstawicielami wymienionych grup.JeW jakaS grupa ma ambicje, chce swojq odr~bnose podkreslie,niech to wyrazi swym dzielem, czynami dla dobra tego terenu zaswiadczy0 swojej postawie. Dal pole do swobody, ukazujqc zadanie:budow~ Domu Ludowego, ktorego pr.ogram nakreslil: rolnikprzyjezdUijqcy koniem ze wsi nie rna gdzie po sumie nR'pie si~ herbaty(w parafii byli zar6wno chlopi jak "okoliczna", drobna szlachta).Odwiedzalam ks i~dza w lecie 1937 czy naste;pnego roku. DamLudowy byi w stanie surowym, wn~trza byly jeszcze nie ukonczone(tego dokonal jego nast~pca ks. Kluk), ale dzialalnose kulturalnarozwijata si~ w pelni. Plany robH miejscowy karaim, cos innego -Zyd. Kazda grupa wyznaniowa, na rodowosciowa czy ugrupowaniepolityczne dalo sw6j wk!ad. Ksiqdz zlozyl wizyt~ jednostce wojskowej,kt6rej stal si~ kapelanem. Orkiestra wojskowa na wszystkichimprezach grala w Domu LUdowym. (Do chwili o'becnej - 1972 r. ­dom tez sluZy celom kulturalnym: mieszczq si~ w rum 4 instytucjem. in.: szko!a muzyczna dla dzieci, ,szkola sportowa. Przez wielelat sluzyl miastu jako kino). Powstaly zespoly amatorskie. Ch6rosiqgnql przyzwoity poziom i wystqpil w Polskirn Radio prZ€d rozgl,as.niqwilenskq. Z miejscowego seminarium nauczycielskiego wylowilksiqdz najzdolniejsze jednostki i uruchomil pismo. W ostatnimroku odbyla si~ noworoczna szopka polityczna.Rolnik (bo 0 chlopie na tamtym terenie "nie wypada!o" m6wie),kt6ry przybywal w niedziel~ do kosciola, nie tylko m6gI z rodzinqnapie si~ herbaty, ale z reguly po sumie mial 'Program kulturalny,kino, w co w.pleciony by! program oswiatowy.Za dzialalnose w Trokach ksiqdz dzisiaj m6g1by uzyskae ty:tul conajmniej zasluzonego dzialacza kultury. Kto widzial takie "skroceniecyklu' inwestycyjnego?" I taki "szybki rozruch" plac6wki, doprowadzeniejej do pelnej dzialalnosci, bez personelu dodatkowego,a silami spolecznymi? Ksiqdz dwoil si~ i troil.Talent ksiE}dza w nawiqzywaniu kontaktu ze wszystkimi 1udzmi~wi~cil tu w pelni triumfy. :lycie kultur.alne, kt6re w miasteczkubujnie zakwitlo, umozliwilo o'bcowanie powasnionych przedtemstron.Ksi1!dz nie 2:..'l.lowal swojej fatygi. Zapowiedzial, ze w <strong>maj</strong>u i paidziernikub~zie odwiedzal poszczeg6lne wsie. Prosil 0 podanie2 - ZNM:


462 JANINA ZAGAtOWAadres6w,gdzie si~ .adbywajq naboOzenstwa <strong>maj</strong>owe i pazdziernikowe.Dosiadal motoroweru i kazdegoO dnia byl w innej wsi.Bogactwo n~tury ks. Hlebowicza, ujawnilo si~ - dla mnie przynajmniej- najbardziej 'przy tej antynomii: obO'k lotnosci nieprawdopodobna systematycznosc. Zawsze mia1 ,porzqdek w papierach(cecha niespotykana u nerwicowc6w). ZaloOzy1 kartotek~ parafianGdy chrzcil, bierzmowal, jezdzil do choregoO, ,adnotowywal to 'w kartotece.Przy narst~pnej wizycie parafianina, ksiqdz zaglqdal doO kartotekii Qperowal swobodnie imion~ mi czlonk6w ro'dziny, orientoOwals i~ w wieku dzieci itp. Ludzie byli zdumieni, ze ksiqdz tak pami~taich sprawy, ze jest im ta'k bliski, jarkby byl krewnym (coo na tamtymterenie rna szc'Zeg61nq wartosc). Nie za1Qwal zadnej pra,cy, by przezbliskosc wlasnej osoby przybh zyc ludzioOm Boga, Chrystusa. Pracatak prowadzona nadwer~zyla jego zdftowie, tym bardziej, ze towa·­r zyszyly jej nie byle jakie p rzykroOsci, zcmim osiqgnql znoOsnq a tmasfer~we wsp6lnocie parafialnej. Oczy wszelakich wladz byly zwroconena parafi~, 0 ktoTej gl'osn o byro w k raju z okazji uwi~zieni apoprzedniego pwboOszcza. Anonimy nieustannie plynE:ly doO kuriiz don osami na ,ksiE:dza, Wizytacje duszpasterskie,'Gmntrole wladz cywilnychi wojskowych byly na po,rzqdku dziennyrn. Gdy wladzcpan,stwowe zdumioOne rezultatami pracy duszpaster:skiej, przyznalyksif)dzu ZloOty Krzyz Zaslugi, ze s!rony innych ugrupowan nie oszcZE:dzonQmu cierni za ten krzyz wlasnie. Pomawiano goO 00 niejed­11 0, zwlaszcza gdy w Wilnie wystqpil na procesie Pa prostu jakosv.riadek oOJ'br0ny w grudniu 1937 r. Sprawa ta zoOs'tala opisana przezAnnE: JE:drycho',vskq w jej ksiqzce Zygzakiem i po prostu. Mazeprzypomni 00 niej tark:i:e udost~pniona mipraca dr R. W. Staniewicza~ p raw o zd a nie z sa li sqdowej Kuriera Wilenskiego r . XIV, nr 346//4036 17.xII. 1937" r .: Drugi dzien procesu grupy Dembinskiego:... ,.Sposrod nast~pny ch swiadk6w wyr6znil si ~ ks. Henryk Hleb0­wicz, kt6ry zna Dembil1skiego i Zeromskq od szeregu lat. Ks. 1-Ilebowicz wyg10sil dluzsze p rzem6wienie, wydajqc jak n ajle,psze swiadectwoO00 Dembinlskim i ZeroOmsldej. Z calym poczuciem odpowiedzialnosci stwierdzil on, ze dzfalalnoOsc Dembin'skiego i Zerornskiej,jego zdaniem, da leka bYla od ikoOmunizmu i nie stala w sprzecznoOsciz dogm,atami KoOsciola katolickiego. Ze wszystkich roOzm6w i dysk u­sji, k t6re oOn w przeciqgu kilku lat przeprowadzal Z oOs karzonymi,doszedl do przekoOnania, ze Dembinski i Zeramska r6.znili siE: z koOrnunizmemw zasadniczej kwestii, w dziedzinie materia lizmu filozoOficznegoO.Postulat materializmu fHozoOficznego byl przez nichz calC! stanowczosciq odrzucany. A po odrzuceniu tego postulatuz idei komunistycznej - twierdzil ksiqdz Hlebowicz - pozostajedoktryna spoleczno-ekonoOmiczna. Ale to 2ldaniem swiadka, jest Zll­


WICHER W SUTANNIE463pelnie mozliwe do pogodzenia z dogmatami Koscioia katolickiego.Ks. Hlebowicz twierdzi, ze zar6wno Dembil'tski jak Zeromska dochwili obecnej wewn~trznie nie zerwa li z religiq katolickq. Czyt a­]qC Po prostu ks. Hlebowicz TIie dostrzegl tam zadnych cech p ropagandykomunistycznej, szczeg6lnie w tych artykulach, kt6reczytal".Wilgotny klimat T rok nie sluzyl gruZlikowi. Gruzlica odezwalasi~ ze wzmozonq silq. Przekazal ksiqdz parafi~ swemu n a st~p c y ,a sam - dla zdrowia - pojechal do Rahki, gdzie podjql pr ac ~ prefekta.4. O KRES WOJNYZ Rabki udal si~ ksiqdz Hlebowicz do Lasek, gdzie w lipcu 1939 r.zas t~o wal chorego k·s. W. Kornilowicza (zawsze droga z Grodnaczy Wilna na pOludnie Po.lski wiodla przez Laski). W sierpniu 2)bieralmatedaly w bibliotekach warszawskich. Wyruszyl z Warszawy31 sierpnia wieczorem ,pociqgiem, kt6ry w drodze zostal na p6!zbombardowany. Niemcy rozpocz ~li wojn~ . Wrzesien sp~dzil ksiqdzw Grodnie, pr6bujqc bez wi~kszych rezultat6w podjqC funk cj~ kapelanaw jakimkolwiek oddziele wojskowym. Po zakonczeniu dzia­Ian wojennych przybyl do Wilna, gdzie sp~dzil niecale dwa lata.P ar·okmtnie wyjezdzal do Grodna z powodu ,choroby i sillierei ojca.Zabral po tym zdarze.niu matk~ do siehie. Zamieszkal w domu n a­lezqcym do ,parafii pD-bernardyilskiej, w kt6rej podjql siG funkcjiI;y ikariusza.W jakich dziedzinach zyeia pozostawil slady swej dzialalnosciw Wilnie CZ3.'SU wojny?B~dl! c w Wilnie w okresie redagowania Paxu marzyl, by wyjechacna misje, do kraj6w, gdzie ludzie nie Zinali jeszcze Chryst usa.Ale wtedy widzial siebie j.a-ko lekarza. Mial swojq koncetpcje; leka ­rza ciata i Ieka rza duszy. Do realizacji tego marzenia przystqp ilw 1939 T . pode jmujqc studia medycyny na USB, a potem na tajnychkompletach.Jalko student posial ferment w swoim srodowisku, w gronie koleg6w,aJ e tez w gr onie profesorow. Wobec koleg6w-katolik6ww ystw owal jako ateista. Doswiadczal ich wiary. Poznawal ich argurnentacj~ pra wd wyznaniowych. Przechowalo sie; spDro opowiadaii.na temat wielu zabawnych sytuacji z tyrn zwiqzanych. Z profesoramizawar! serdecznq przyjazii.. Niek,torych nawr6cil. A nawr6cenia,kt6re za sprawq ks. Hlebowicza si~ dokDnywaly, byly dogl~bnei calkowite.


464 JANINA ZAGAlOWAIdee moralno-spoleczne, jakie glosi! wowczas ks. Hlebowicz, sprowadzalysi~ do trzech naczelnych postulatow: 1. inspiracji etykichrzescijanskiej w zyciu zroznicowanego swiatopoglqdowo sp oleczenstw3swieckiego, 2. demokracja spoleczna oparta na humanizacjiwszystkich dziedzin zycia, oraz 3. demokracja polityczna, ktoralClczylaby czynnik autorytetu wladzy z wolnosciq osoby ludzkiej.Z ch wilq pod j ~ c i a s i ~ pracy konspiracyjnej zloiyl funkcj ~ wikariusza,nie zaprzestal jednak odprawiania mszy i sluchania spowiedziVI kosciele po-bernardynskim. Ale w gloszeniu kazan i rekolekcjinie ograniczal s i ~ do tego kosciola. Objql kosciol sw. Anny, wyglaszalnauki w kosciele sw . J erzego i sw. Ignacego. Rekolekcje jakieprowadzH u Siostr Urszulanek na ul. Skopowka byly jego osiq g ni ~ ­ciem szczytowym, przescignql w nich caly swoj dorobek w tej dziedzinie.Zdobyl "rzqd dusz" nad mlodziezq szkol srednich w roku1940/41, kiedy zostaly utworzone szkoly polskie pod administracjqliiewskq. Obowiqzywal w nich program wychowania 0 szczegolnymclotqd nie znanym modelu.5. · PROBOSZCZ W PARAFIACHCHOTAJEWICZE I PLESZCZENICERok 1941. Ar m ia h itlerowska zaatakowala Zwiqzek Radziecki.Na ziemiach za j ~ ty c h przez arm iQ hitlerowskq byla rowniez ludnosekatolicka. I byly koscioly . K toz si~ odwaiy tam pojechac, by glosieE w angeli ~ ? K toi, jesli nie ksiqdz Hlebowicz.Mial po t em u przygotowanie: znal kultur~ i j ~zyk rosyjski. Zna1· te ologi~ Kosciola wsch odn iego. Ludn osc Minszczyzny slala listy doarcybiskupa, prOSZqC 0 ks i ~ d za katolickiego. Gdy wyb6r padl nak si~dza Hlebowicza, wladze Polski Podziemnej cywilne i wojskowe;u daly si~ do arcybiskupa, p rOSZqC 0 p ozostawienie go w Wilnie,gdzie by l pot rzebny. Ale niczego nie w skoraly.Wyruszyl k siqdz w drugiej polow ie wrzesnia. Wyruszyl szybko,niemal nagle. P owrocil 15-go p azclziernika na imieniny maUd nakilka dni do Wiln a. W gronie przyjaciol, a takZe wobec licznychzgromadzonych k si E?i y, zdawal relacje z potrzeb religijnych zamieszkalychna tamtym terenie ludzi, z objawow zywiolowej radosciz jego pr zyjazdu. Gdy k on czyl p rac~ w jednej parafii, oclprowadzanogo procesjonalnie do drugiej. G a rn ~ ly si ~ do niego tlumy. Ksiqdznie nadqial z p oslugiwaniem religijnym, choc nie sypial d luiej nii2-3 godziny na dob~. Bez ustanku chrzcil, spowiadal, u dzielal komunii,dawal sluby, g!osil nauki. P oczqtkowo czynil rto w j~ z ylmrosy jskim. Ale gdy si E; zorientowal, jaki procent lu dnosci spowiada


WICHER W SUTANNIE465si~ po polsku, wprowadzil nabozenstwa- dwuj~zyczne. Procz Bialorusinowbyla tam grupa Polakow. Prosili 0 ksiqzki religijne.Wra ca jqc zabral ze sobq dewocjonalia i ksiqz-ki polskie. Nie mialczasu ich dokladnie analizow.ac. Wydane przed wojnq zawieralyz pewnosciq jakies ust~py nieaktualne. Zawiozl jednak, b o ludzieo ksiqzki prosili. A odpowiednich do danej sytuacji nie bylo. Zawszebyl czuly na prosby ludzkie.W poczqt kach listopada zostal wezwany na posterunek poJicjiw Pleszczenicach. Ostatniq msz~ sw. odprawit w kosciele w Okolowie,skqd zakrystia n Piotr Tarasewicz odwiozl go do P leszczenic.Stamtqd zostal odwieziony do Borysowa, gdzie bez sqdu przez Gestaporozstrzelany 5 listopada (lub - ja:k inni podajq - w pierwszqnie d zie l~ listopad.a).Wiadomosci 0 jego ostatnich dniach przywi6z1 brat, ktory wystarals i~ 0 ,przepustke, do Borysowa i udal si~ tam w dwa t ygodniepo Smierci ksi~dza . Rozmawial Z osobami, ktore widzialy ksi~dz aw jego dniu osta tnim. J edna z nich, dr Helena Kasperowicz, widzia­1a IDsit:;dza n a ulicy w pla szczu, sutannie i polskiej czapce, gdy sze:dlna posterunek policji. Nazajutrz wezwan..."l sluz.bowo na posterunekdo gabinetu zast~pcy naczelnilka, Kowalewskiego, ujrzala tam ks i~ ­dza . Zapytal on po rosyjsku: "Kiedy ze mn,,! skonczyde?" P adla odpowiedz:"Dzis po godzinie piqtej." Lekarka dost ar c~yla k s i ~dzu posHek. Policjant zani6sl do gabinetu, ktory si~ znajdowal n a p i ~tr z e .Ale ksiqdz zwrocil wszyst'ko, nietkni~te. Prosil tylko, by powtorzyc:"Po godzLnie piC!tej". J ak dowiedziala s i~ pozniej, zona zast~pcynaczelnika rowniez posylala ksi~dzu ryb~. Ale ksiqdz Zadnego posilkunie przyjqf.Lekarka ze SWq siostrzenicq, Waleriq Kasperowicz, pilnie .obserwowalydalszy rozw6j wypadk6w.o godz. 17.20 zajechal samoch6d. Zabral ksi~dza z gestapowcamii odjechal w kierunku lasu.W sklad Gestapp w Borysowie wchodzilo dw6ch Niemc6w i jedenBialorusin. W jego gabinecie sp ~dzil ksiqdz ostatniq dob ~ przedsmierciq. Napisal do ma t ki list i pf{)sil, by list matce dostarczyLMatka jednak listu rue otrzymala.•


KSIADZ HENRYK HLEBOWICZWE FRAGMENTACH WSPOMNIENOTOCZENIA 'ALDONA lABANOWSKA-PIECIUKIEWICZOWA:Dla srodowiska alcademiekiego w Wilnie lat trzydziestyeh ksiqdzHenryk Hle'ho'Wiez byl postaeiq epdkowq. Ka~dy ok-res wydaje postae or yginalnq, kt6'ra wyraza aueha ezas·u. Takq postaciq ,byl ksiqdzprofeoor. Wyczul on u mlodziezy gl6d wie~kiego idealu. PostaeChrystusa mozna pokazywac rozmaieie. On uehwydl model Chrystusaw taki spos6b, ktory dla tej grupy mlodziezy by! odpowiedni.(...)Kiedy oibeowa! z ezlowie kiem, kt6'ry powierza! mu swoje sprawyduchowe, nie istnialy wtedy dla niego zadne inne sprawy. Noc ezydzien, nie robilo to 11a nim Zadnego wrazenia. Nie aba! 0 zachowywaniepozoT6w. Wydaje si~, ze bylo to programowe, pryneypia,]ne."Oczyszczac zr6dlo" - to byta dewiza, ktorq usilowal zaszczepiac.Dziala l w organizacjach, w ktoryeh przewaZaly kobiety. Wi~c i odwiedzajqeych kobiet mia! niemalo. Zacz~ly si~ plotki "osob zyczliwych".Nie zwraeal na nie absolutnie zadnej uwagi. Anonimy rzucaldo kosza, zapa.t·rzony w ja'kies - jemu wiadome - sprawy istotne.(.. .)P rzez Jego mieszkanie na Zarzeczu przeehodzHy .t,!umy. W pewnejchwili uswiadomil sobie potrzebE: wydzielenia czasu na prac~ w}asnq, na skupienie. Opracowal \d~c h a'sfo i za'komunikowal je niektorym.Niedlugo p6l miasta wiedzialo 0 tym hasle. Bylam raz u niego,gdy dzwonek zadzwonil. Ale bez wmowionego ha's!a. KlSiqdz niepolecil otwierae. Ale byl nie'spoikojny: "maze ktos bardzo potrzebuje?"A on by! tak n a potrzeby ludzkie wra:i:1iwy. WysadzH wi€;cg low~ z lufci'ka, by zOlbaczyc, kto odszedl. .Wspominadqc ksi~dza Hlebowic.za, niepodobna rue mowie 0 nimzartobliwie. Wiele jego cech "nie monumentalnych" wspominamydzis z rczrzewnieniem. Niczego - jak sq dz~ - nie trzeba z jego 2Yciaukrywae, bo on sam talk bardzo dba! 0 pr.a wd~ . Moina 0 wszystkimmowie, bo doprawdy nic nie zdo!a r Z'ucic na niego cienia. Oomi­


ALDONA LABANOWSKA·PIECIUKIEWICZOWA 467nowato w nim bowiem zarliwe nasladowanie Chrystusa. I ta WlzJachronita go przed mozliwymi w jego pracy niebezpieczeiistwami. (. ..)Osobnq spraWq byla spowiedz u ksi~za Hlebowicza. Nigdy niepof:raiktowacl z gory penitenta, choeby ten zawracat mu glow~ bzdurami.Zawsze cierpliwie wyslucha.l. Nie spa!. Ale po spowiedzi bywalbardzo zm~czony. Byt tak oddany tej jednej osobie, z ktorq mialw tej chwili do czynienia, ze ocLnosilo si~ wrazenie: "Jestes Ty i zadnY'chinny,ch spraw nie rna. Caly jestem cUa Ciebie." Chwytal to, cow kaidym czlowieku jest najwazniejsze: jego glod. Jakby mimochodemtrafial w najwazniejszy motyw wewn~rzny. I na nim "jechat".(...)We wrzesniu 1939 roku zobaczylam go na placu katedra lnymw Wilnie podczas jakiegos wiecu, ktoremu siE; przysluchiwa l. Niechcialaan wierzye, ze to on. Byl, ja'k inni w tym czasie uchodzcy ­dose niezwykle ubrany: spodnie wojskowe, buty z cholewam i. Cywilnyplaszcz. Na glowie rogatywka. R~ce w kieszeniach. Wyg.lqdal,jak "batia r". Zalowalam, ze nie mialam wtedy przy sobie aparatu.Utrwalarnie go, "lapanie w zabawnych momentach" nalezalo do n a­szego stylu obcowania ze sobCl. KsiCjdz usposabial do ~esol oSc i , doZa,rtow. Wyzwalal w nas radose chQcby w smutnych dniach., Mialtakie p oczucie humoru, ze na nasze szpileczki zawsze znaJazl ripost~.Niekiedy mawial: ,,- Wy myslicie, ze to latwo bye ksi~zem !. .."...Sposrod zadan, Jakie stojq dzis przed Kosciolem Chrystusa, wymwas i~ na pierwsze miejsce idea ZJEDNOCZENIA WSZYSTKICHSII. CHRZESCIJANSKICH, a przede wszystkim idea POI.A,CZENIAKOSClOI.A WSCHODNIEGO Z KOSClOI.EM RZYMSKIM. By zasprac~ nad realizacjq tej idei moe owocnie p1"Owadzic, nalezy najpierwpozbyc si~ plytkiego pojmowania i lekkiego traktowania pojt:ci urzo,dzen Kosciolow. Wschodnich - nastt:pnie nalezy wglt:biesit: w nauk t: wspolnych calemu chrzeScijanstwu Ojcow Zachodui W schodu i tam szukae uzgodnienia powstalych roznic - nalezy'Wreszcie calo, t ~ pract: otoczyc cieplq atmosferq brate1'skiej m iloscii spokojnej dyskusji. W tym celu i w tym duchu opracowalem studiumniniejsze.Osiem lat, spt:dzonych na lawie szkolnej w dalekiej Rosji, daty mimoznose blizszego zetkni~cia si~ z narodem 1"Osyjskim, ktory po7wchalemszczerze. (...)"A za nich ja poswi~cilem samega siebie: aby i ani byli w prawdzie...ABY WSZYSCY BYLl JEDNO, jak Ty, Ojcze, we mnie, a ja10 Tobie, aby i ani w nas jedno byli: aby uwierzyl swiat, izes Tymnie paslaZ", Tymi slowy modlil sit: Zbawiciel 0 jed nose dla SwegoKosciola, gdy zblizal si ~ ten, ktory mial Go wydac.


468 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HlEBOWICZUW chw ili, gdy Chrystus w Swoim Kosciele przezywa znowu owqnoc w Ogrojcu - t f; praCf; poswif;cam JEDNOSCI KOSCIOLA...- z przedmowy do rozprawy doktorskiej ks.H. Rlebowicza pt. Jednosc KOSc10la Chrystusowegowedlug sw. Jana Chryzostoma. Wilno1932.S. NULLA (LUCYNA WESTWALEWICZ):Kiedy poznalam ksi~dza Rlebowicza - na wi,osn~ 1933 roku ­byl on motorem caleg.o zycia katolickiego organizacji pr zy USB.Nie tylko motorem, lecz duszq. Mowilo si~ 0 nim krotko: "KsiqdzProfesor" (choe wielu bylo ksip,zy profesor6w), albo po prostu"Ksiqdz" lub "nasz ksiqdz".. Ten czlowiek - plomien, grdziekolwiek si~ zatrzymywal, zapalaldusze i zaga


LUCYNA WESTWALEWICZ469Bratniaka kilku swoich czl,onk6w. Byly to czasy radosne - czasywielkich nadziei i dalekosi~znych plan6w. (...). Nie dose bylo Kst~dzu terenu akademickiego. Chcial sobie przygotowaerezeTWY najmlodszej inteligencji i zarzucal siee na szkolysrednie, pr6bujqc wylonie z gimnazj6w co zdolniejszych maturzystow,aby ich skupiae na wieczorach dyskusyjnych w tak zwanej GospodzieMlodych. Jego zapal i energia nie mialy granic ni zacieSnien.Oddawal caly sw6j czas i wszystkie sily bez reszty. Chcial ogaroqewszystko, zdobye jeden po drugim wszystkie bastiony zycia. A myz nim! WierzyliSmY, ie nie rna nic niemoiliwego i pragn~liSmy Zarliwierzucie swiat Chrystusowi pod nogi.Ksiqdz mial swoje bardz{) ,lwnkretne plany dotyczqce zakladaniazwiqzkow zawodowych chrzescij,anskiej inteligencji. Przez jakis czaspraoowaI: z wielkim zapa'lem w zwiqzku lekarzy katolickich, kt6regobyl inicjatorem i wsp61zaI:ozycielem.Byl z nas wszystkich najbardziej zapalony. Kiedy zaczynal mowie- nniewalal slowem, wytrqcalz rqk wszystkie a'rgumenty, plo­11'11, gorzal. Jego drobna, bandz{) szczupla po'stae wydawala si~ uosobieniemruchu, iskrq skaczC\cq w trzcinie.W Ognisku Sodalicyjnym do pozna ,czasem wrzaly dyskusje,a w ogniu ioch wykuwal si~ nowy swiatopoglqd. Ksiqdz umial, jaknikt i nny, wsadzie kij w mrowisko: a teraz pobiedzcie I si~ sami i poszukajcierozwiqzan. Swietny teolog, otw ieral przed nami jasnewidnokrE2gi mysli Koscioola, naswietla jqc nam zawsze problemy naszychdyskusji wedlug sw. Tomasza. Jakie nas umia l zapalac pragnieniemprawdy! (...)Czlowiek z takim jak on bogactwem dar6w przyrodzonych i wad,przy tym zywiolowym temperamencie, moglby bye zaiste niebezpiecznym,gdyby nie gh~bokie dzialanie laski, przenikajqce cale jegozycie.Mial ja!SnOSe mysli, zadziwiajqcq bystrose inteligencji, umysl spekulatywny,a zarazem trzezwy re,'}lizm pelen tw&rczej pomyslowosci.On na\.'iet budujqc "zamki na lodzie", z 016wkiem w r ~ku przeprowadzalka lkulacj ~, ba dal pozycje, obliczal sHy, ja kimi rozporZqdzal.Totez prawie wszyst'kie jego inicjatywy, chociaz wydawaly si«;,czasem zawrotnie zuchwale, okazywaly si~ w p ra'ktyce moiliwe dowykonania.Najbardziej uderzajqcq cechq jego charakteru byla wielkodusznose.Nawet w jego wadach nie bylo nic malego, nic plaskiego. Gdybymilose i laska w Jego duszy nie n aprawiala w ciqz tego, w czymcz ~ sto bruzdzila natura, bytby moie nieznosny w pOrzyciu ze swoja,porywczosciq, z gwaltownosciq swoich rea'kcji, Z zaci~tosciq zjadliwqdowcipu. Gdyby Pan B6g sam nie narzucil hamulc6w Jego wrodzo­


470 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HlEBOWICZUnej nieza,leinosci, bylby moie jednym :z najwi~kszym w swiecieana rchist6w. Gdyby jego zaborczose i zdobywczy imperializm niewprz~gly si~ w sluib~ l12.jwyiszej Mifosei, gdyby chcial zai rzym.aeprzy sobie serea, kt6re podbijal dla Boga, by~by moie wprost niebezpieeznymi m6g1by stae si~ demagogiem. (...)Byly w nim uderzajqce antynomie. Moina by sq.dzie, i e mial dwiedusze: jednq zlokalizowanq jak gdyby w tej zawadiackiej - p rzekornie'Sterczqcej czupl'ynce, dusz~ roOgatq, bUDczueznq, nieujarzmionq.A drugq ukrytq, Bogu wiadolffiq, spalajqcq si ~ cicho, dus z~ tego,Id6ry slui y i nic wi~eej! ,,- To nie ja, toO nie ja'" - bronil s i ~ .prawiesZoOrstkoO, gtdy Mu dzi~koOwano za ja'kies wyswiadczone dobro.Ba'rdzoO luihil zartoOwae, byl kpiarzem niemoiHwym i przyznam si~ie czasem balam s i ~ JegoO i a rtobliwych aforyzm6w, kt6re kla dtyprzeciwnikl:t na oObie loOpatki, nie z.ostawiajqc miejs ca na Teplik~. J es­Ii chodzi 0 mnie, to prawie zawsze czulam s i~ pokona na. "Czemuito si~ tak rumienimy?" - zapytywal potem z mina, riiewiniqtka.Ale ten sam zlosliwy j ~zy k , gdy bylo PoOtrze ba, stawal si ~ narz ~­dziem serea, przek:a:zywal sfo"va peIne tkliwosci, wsp61czuci.9, podtrzymania. Wystarezy10 ra z pozna e to serce ukryte pod koscist q powlokq,pod szorstkimi PoOzorami, i eby jui zawsze wyczuwae i yweJego pUlsowanie. Byl toO .doprawdy ba.rdzo czuly instrument , oOdpowiadajqcy na tychmiast cZ )'lStym rezonansem wsp61ezucia na k a.:i:dcze tkni~cie z cierpieniem.Mo.:i:na powiedziee, ie cierpienie ludzkie bylo jeg.o slabq stronq,w kimkolwiek si~ odslonilo, mia-lo dla niego sil~ przyciqgania. Tamszedl i oddawal si ~ . "Moim poW'olaniem jest posta e przy czlowiekui odejse" - powiedzial 0 sobie. Tak, rpostae w godzinie jego pr6by,ezy upadku, podtrzymywac, podniesc, potem oOdejsc, zanim si~ biedae:zyskona tyle zorientuje i pozbiera w sobie, by zaezqc d zi ~ ko ­wac.Wystar.czylo Mu dowiedziee si~ 0 czyims nieszezE;sciu, ieby w tamtq stron~ skierowae cale swoje zainteresowanie: stawal si ~ niespokojny,ehodzil, myslal. trapil si~, wzdychal, mruezai, ai 'Znalazl sposob,ieby pom6c, jesli jeszeze byl ratunek, ieby przynajmniej pocieszyei pocierpiec ra:zem - jesli toO jedno zostalo. Zdo,lny zrozumieekaidq trage'diE; i przeiyc jq: "Ja nie cierrpi~ z p aniq - leczw pani" - p.owieidziaJ: pewnej mlodej matce, kt6ra stracila jedynegosyna. Istotnie On bral na siebie cierpienie drugiego czlowieka. Tujui nie bylo dwoch dzwj~k6w, dw,6ch takt6w, ale jeden takt , jedenrytm wsp6lnego przeiycia.Klasyfikujqc wypadki dzisiejszego zycia, poslugujemy s i~ cz~ s toterminami: duch, materia, odgraniczajqc od siebie te dwa poj~c ia


LUCYNA WESTWALEWICZ471w sposob dose kategoryczny. Biorqc pod uwag~ najjaskrawsze cechydanego swiatopoglqdu, kwalifikujemy go jalw spirytualistyczny lubmaterialistyczny. Poslugujqc si~ tym uproszczonym sposobem oceny,zwalniamy si ~ niejako z obowiqzku dokladniejszego rewidowania1'zeczywistosci ksztaltowanej przez dane swiatopoglqdy. A przeciezprzepase, jaka istnieje w filozoficznym ujmow aniu takich poj~e , jakduch i materia, nie okaze si~ znow tak gl~boka, gdy fi lozofi~ zacznierealizowae zycie. ChrzeScijanie - wyznawcy zdecydowanego spirytualizmu- tym latwiej mogq 0 tym zapominae i zwalniae si~ odre widowania rzeczywistosci przez siebie kszta.ltowanej.Rzeczywistose to., tworzona stale przez nas, jest jednak w widuswoich przejawch rownie materialistyczna, jak ita, ktorq ostrokrytykujemy. Rzecz jasna, 'ze ten materializm przybiera tu formywysublimowane, ma pozory duchowosci, nie tak gl~boko jednakukryte, aby szczere wejrzenie nie mogZo ich dojrzee. To. materializacjaducha do. si ~ zauwazye nie tylko w tworczosci zewn ~ trznej,ale i w zyciu wewn~trznym, si ~ga nawet czasem w glqb, do podstaw,koszlawiqc zasady naszego "Credo". Dowody? Oto one:Bozek ilosciIlose - to charakterystyczna cecha materii,. najprostsza i najlichszazarazem miara jej wartosci - stala si~ dzis niemal powszechnymwym iarem dziel ducha. Ilosciq czlonkow organizacji mierzysi C; po t~g ~ ich idei. Ilosciq katolickich stowarzyszen - silC; Akcji Katolickiej.Niezbitym dowodem - ciqgle, oszalamiajqce cyframi statystyki.!lez to nadziei poklada si~ w katolickiej wi~k szosci naszegoPaiistwa, ilez buduje si~ argumentow no. podstawie tej wybitniemateriaListycznej przeslanki. Tote;!: w ypracowanie jakosci; wymagajq ce niezlomnej wim'y i duzego wysilku ducha odchodzi no. plandalszy.Plus jedf'nMierzenie wartosci ilosciq powoduje niedocenianie jednostek 0 ~yrazistszej indywidualnosci, jednostek, ktore nie godzq si~ stac w sze­-regu liczb jako nowy plus jeden, w skutek silnego poczucia wlasnejo dr~ bnosc i . Nie chodzi tu jedynie 0 wartosci nadprzyrodzone czlowieka,te pr~d z ej sldon iq go do nagi ~ cia s i~ do linii, lecz przedewszystldm 0 duchowose silnq, tworc.zq w dziedzinie wartoSci naturalnych.Ludzie tego rodzaju sq zwykle uwazani za element szkodliwy, z natury juz nielw rny, buntowniczy. Odnosimy si~ do nich nieufnie,nie staramy si c: ich zrozumiee, paralizujqc ich szczere chc:ci,odsuwamy ich ad naszych zwartych szeregow, gdyz nie chciel.iw nich zajqe wyznaczonego miejsca. Stqd to. miernota, cechujo,ca za­


472 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU H LEBOWICZUrowno tworczosc katolikow, iak poziom ich intelektualnego i moralnegozycia. Nie ma stylu, pisze Forster, ani .w cnocie ani w grzechu.Jest to niewqtpliwie wysublimowany materializm, determinujqcybytowanie czlowieka bezwz glt=;dnymi prawami swej dyktatury. Dyktaturaducha - to dyktatura prawdy, dobra i pi~kna, mnozqca odr~bnosc s.wych adeptow w n ies k o n c ~onosc , jak i nieskonczona jestmozliwosc indywidualnego realizowania tych idealow.- ·ks. H. Hiebowiez, Rewizjonizm ducha. Pax 1935, nr 1].JANINA ZIENOWICZ:Kiedy powstal na U.S.B. Akaldemieki Czyn Spo.J:e ezny, zalozylamw 1932 T. swietlie ~ dla gazeeiarzy zwanq w Wilnie "swietlicq dlaulieznik6w". Dlaezego wl asnie dla nieh? a d pierwszego roku studi6wuwag ~ m ojq ,przyeiqgaly plakaty 0 "Klubie Ulieznik6w". Prowadzilgo Stanisla w Richter wra z z Kolem Lodzian, bo sam z tegomiasta poehodzil. ad ezasu do czasu ga zety wilenskie umieszezalyo tym Klubie wzmianki. Szczeg6ly 00 zaloOzycielu, ,koledze z medycy,.ny, opowiadala mi n ieraz Irena Dziewicka (p6Zniej Sztache1ska), jaki 0 tym, ze gdy zaczql robie dyp10m, musial zaniechae swej dzia1a1­nosci. W cza.sie, gdy powstal A.C.S., Klubu nie by10 gdzies od roku.I brak jego byl odczuwa1ny.Zdarzylo si~, ze bylarn na zebra niu "Na zaretimii", skupiajqcejb. wychow anki gimnazjurn SS. Nazaretanek. Szukalo si ~ programudla tej organizaeji. Zaproponowalam kolezankom, by si~ podj~lywsp61praey w swietlicy. Zgodzi1y si~. Uzna1ysmy wi~c, ze mamypers-oneI.Loka1 zna1a z1o si ~ b ez trudu. Kazda p arafia w owych lataeh mialasw6j lokal, \vykorzystywany tylko w niedziele. P roboszcz paTafiiostrobramskiej, ks. J6zef Zawadzki (b. ojciee duchowny seminarium,w owy:m czasie juz sparalizow any), eieszy1 si ~ niema1yrn autoryteternw mieseie·. Wyrazil on zgod~ n a obj~ci e przez nas tego lokalu.Mia1 on jednakze pewne niedogodnoOsci. Wchodzilo s i~ do niego z korytarzatego samegoO, kt6ry wi6dl do slynnej kaplicy, a polozony bylbezposrednio nad b OClZnq n aWq kosciola sw. Teresy (ba,rokowegodziela Constantina Tenealli ze swietnyrni freskami XVIII-wieeznymi).a warunkach otoezenia mialysmy \Si~ przek onac p6Zniej, w praktyce.W ehwili obejmowania lokalu nie zdawalysmy sobie sprawy .z jego szezeg61nych wlasciwosci.Obeszlam sklepy naczyniowe, pytajqe, ezy nie bylyby sklonne podarowacswietlicy egzemplarze z brakami. Nie by.J:.o sklepu, kt6ry byodm6wil. Um6wilam si~, ze upowa.iniona osoba zglosi si~ po ·odbi6r :


JANINA ZI ENOWI CZ473kubkow, talerzy, dzbankow do iI10szenia mleka, pojemnika na pieczywo.Obeszlam r6wniez sklepy spozywcze z propozycjq, ' by zaoferowalymleko, pieczywo, masio w okreslone dni tygodnia. Zgodzilysi ~. Z zasady zwracalam si~ 0 niewielkie ilosci. Caly wysilek pc·­legal na zgromadzeniu ich w jedno miejsce w okreslonym czasie.W obn;bie parafii ostrobramskiej 'i\lYiszukalam rodzin~ bezrobotnq,k tora miala syna w wicku swietlicowym. Stal siE: on pMniej uczestnikiemzajE:e p rzez nas prcowadzcm.ych. RO'dzinie tej zapToponowala!l11zairudnienie. Miala ona 1. odebr.ae naczynia zaoferowan~ swietlicy,2. wg sporzqdzonego terminarza i adres6w odbierac sysLematyczniemleko, pieczywo i maslo i dostarczae je do swietlicy, 3. pomagaew rozdawaniu tych artyku16w przy podwieczorku. Ekwiwalent zapracE: stanowila okres,Iona Hose mleka, pieczyw,a i masla.Nadszedl czas uruchomienia swietlicy. Byl ostatni dzien Iistopada,dzien dzdz:y'sty. Wyszlam z parasolem poza bramE: UniwersytetuZblizylam siE: do chlopca, sprzedajqcego gazety naprzeciwko Zieloneg()Stralla (przy ul. Zamkowej). Spytal:am, czy chcialby braeudzial w swietlicy. Okazalo siE:, ze byl uczestnikiem "K lubu" Rich-­tera i zalowal, ze go zabraklo. Spytalam, czy m6g1by zgromadzicswoich kolegow . Nie zdqzylam zakonczye rozmowy, gdy gazeciar zzagwizda!. Jak spod ziemi stanE:Io obok nas kilku chlop.c6w. Gdydowiedzieli si~ 0 co chodzi, rozbiegli si E: na pobliskie "rogi". Slychaehyl:o zeWiszqd gwizdy. Po kilku kwadransach szlam ciqgle pod parasolemotoczona ChmaTq chlopc6w w ,vieku 10-11 lat. 0powiadali,jak bylo "fajnie" \v "Klubie". Pytali, co b~dz ie tutaj. Weszlismydo "naszego" lokalu. Sporzqdzone tu zostaly spis y uczestnik6wi ich adresy. Um6wilismy si~ na dzien 3-go grudnia jako na pOCZqtekzajE:e w swietlicy. Utwor zone zootaly dwie grupy uczestnik6w,kazda po 15-1'0 chlopc6w. Kazda z nich miala zajE:cia 3 razy w tygodniupo 2 g odziny od 17-19. Swietlica wiE:c funkcjonowala codziepniew dni powszednie.Odwiedzifysmy rodziny wszystkich uczestnik6w zaj ~e. Formalriympowodem odwiedzin bylo poinformowanie rodzic6w, gdzie ichsynowie przebywajq przez trzy wieczory tygodnia. Faktycznie chodzHo0 rozeznanie w srodowisku dzi ci i wyciqgni ~c ie z tego wniosk6wdla dzialania wychowawc:zego.Program za j~e - pr6cz podwieczorku - obejmowal gry i zaba-'wy, jak r 6wnie,i w grudniu ,przygo.tow.anie zabawek na c:hoinkE:,kt6rej termin wlasnie nadchodzit Po swiE:tach Bozego Narodzenia ­opracowanie przedsta wienia, kt6re mialo bye wystawi,one na zakonczenie"sezonu" swietlicowego. Po sztuki, ,peIne humoru, zwr6cilysmys i ~ do naszej nauczycielki z gimnazjum, pani Marii Czekotow­


474 WSPOMNIENIA 0 KS . HENRYKU HLEBOWICZUskiej, mistrzyni w "wychowy waniu przez teatr" (zmarla w Wil:niew 1972 T . Za teatr szkolny, prowadzony w gimnazjum z polskim j~ ­zykiem wykladowym uzy'Skala tytul "Zasluzonego Nauczy,ciela ").Podj


J,ANINA ZI ENOWICZ475nieco i przekory wobec obyczaju praktykowanego w Sodalicji, gdziez kaZdq najdrobniejszq ISpraWq zwracano siE1 do Moderato,ra, chocon tego nie wymagal i chcial ws.rod podopiecznych (duchowo) rozwijacpoczucie odpowiE~dzialnosci i samodzielnooc.Zbyt pryncypialnie pojE1lam zalozenia A.C.S., :ktory postawil sohie2la zadanie przyciqgniE1cie do prac spolecznych tych studentow,ktorzy nie chcieli nalezec do organizacji ideowych 0 bardziej skrystaIiZiOwanymotbliczu. A z kolezanek, ktore si~ podj~ly pracyw swiethcy, zadna nie nale:iala do organizacji katolickich. Nie mialawi~c kontaktu z ksiE1dzem.Dzis myslE1, ze gdybysmy zaprosily ksi~dza, mialybysmy z pewnosciqzdj~cia, poniewaZ on na "takie" wyprawy przychodzil zawszeze swoim "Kodakiem", co w owych cza;sach nie bylo zbyt rozpowszechnionymobyczajem. Byloby wiE1C dzisiaj latiwiej ustalic zespolos6b, ktore braly udzial w swietlicy (z koleza.nek, poza IrenqSz.tacheIskq, Doskq Szwykowskq i Jagodziankq rue umiem sobieprzypomniec nikogo wiE;cej, a wiem, ze bylonas niemalo). A, conajwainiejsza, Ksiqdz z pewnosciq znalazlby "posilki pedagogiczne",tak potrzebne wtedy naszej placowce. I moie zdolalaby ona dluiejprzetr wac.STANISlAW STO MMA:Wspominajqc ksi!:;dza Henryka Hlebowicza cofnE1 siE1 do jego etapupT


476 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HLEBOWICZUdzo uroczy'ste pozegnanie ks. Meys·ztowicza . Przyszli ludzie z szerokiegokr~gu politycznego. Byl k s. arcy'biskup, byl rektor USB, bylCat-Mackiewi cz i inni. W serii crozmaitych przemowien zabral giosStefan J~drychowsl\i. Powiedzial on cieple slowa 0 ks. Wa leryaniei zakonczyl okrzykiem: "Niech zyje ks. Meys ztowicz, kapelan komsomok6wl"Mlodziez akademir.ka byla oswojona z paradoksalnymi,dowcipnymi zibitkami slownymi. Ogni'sko bylo terenem, na kt6rymprezentowano wiersze satyryczne na Czwar.tkach Akademickicb,jak r6wniez szopki. Aile wsr6d gosci zgromadzonych tego dnia na"prawym sk·rzydle", okrzyk ten wywola l ogromne zgorszenie. Ks.Hlebowicz - .pami~tam - \vystCjpH natychmiast z przem6wieniem,starajCjlc si~ oslonie przyjaciela, zeby zbyt wiele grom6w n a nieg{)nie spadlo. W:zni6sl okrzyk, kt6ry mial zr6wnowaiye tamten:"Niech zyje najgorliwszy z kapla n6w" - cos ta'kiego, zeby zatuszowae"skandal". RzeczywiScie nast~pnego dnia ukazal si~ artykulCata-Mackiewicza, a w nim slowa J ~ drycho wskiego :wstaly b ardzoostro skomentowane.(...) Troki byly nadzwyczajnym wyczynem ks. Hlebowicza, jciJiwolno tutaj uzye takiego trywialnego slowa "wyczyn". Byloo toogrom ne :zwyci~stwo moraIne, spoleczne, odniesione r zeczywli;ciewkladem ogromnej pracy, zapalem wla snym, poswi~ceniem. Ksiqdznie pOlszedl do Trok na wygnanie. Popr zedni proboszcz byl zapalonympolitykierem, tak strasznie upa rtym, ze doprowadzil: do starez l~ldzmi, kt6rzy r eprezentowa li ob6z rZ Cjdzqcy, "Strzek a" itp.W dniu pogrzehu marszalka Pilsudskiego zabronil hie w dzwony.Organizacja "Strzelca" wylamala drzwi do dzwonnicy. Zrobil: si~ska:ndal og6lnonarodowy i og6lnopairstwowy, po kt6rym arcybiskupmusial zahrae probolszcza z Trok. Ale tam pO.w'stalo szalone wzbul'zenieumYJS16w. I wtedy ks. arcybiskup zaproponowal ks . Hlehowi·czowiTroki j.ako wyraz duzego zaufania, t ak nieslychanie tru


stANiSlAW STOMMA477grono, w kt6rym dominowali ludzie z,bliieni do owc.zesnego PPS,.a wi~e doktor Jerzy Dobrzanski, b. posel na Sejm; Jerzy Wronski,profesO'r Hiller. Ksiqdz w tym gronie si~ obraeal. PMniej, w rokuokupaeji hitlerowskiej, kiedy malazlem si~ przy nim, do tego gronaIllale:i:eli jeszeze Leeh Beynar, Czeslaw Zgorzelski i Joanna Piekallska,,pozniej kierowniczka teatru lalek. Takie bylo najbliiszegrono.I wres.zcie O'statnia rzecz, wyjazd na wsehod. Widzialem go popowrocie stamtqd. W,rocil pelen przej~da , po ogromny;m wstrzqsie.Zetknql si~ z ludZmi, ktorzy si~ do niego garn~li i tprosili 0 opiek~duszpastersk,!. Byl wstrz,!sni~ty i, jak zawsze, pelen zapalu. Tobyl "wieher w sutannie", jak ktos 0 nim powiedzia,l. Ten "wieher"byl pelen 1mpetu do tej praey, nieslyehanie juz niebezpieeznej natamtym teTenie, Do praey tej rwal si~, wraeajqe dO' niej z Wilna.Przyznam si~, ze ja w pewnej ehwili odradzalem t~ ekspedyej~, zejest zbyt niebezpieczna i ze szkoda nam ksi~dza. A on nie dopuszezaltakich mysli. Odrzucal kategoryeznie jakie'kolwiek powqtpiewaniena tamat celowO'sei IS wegO' wyjazdu. Mowil: "Niewaine, co si~ze mn,! stanie. To jest sprawa OpartTZnosei. JadE; tam, bo jestem potrzebny.Jad~, i koniee."Bylem w mies.zkaniu ks. Henryka, kiedy jego brat powrocil z podrozy,do Borysowa. Odnalazl slady zlbrodni hitlerowskiej na nimpopelniO'nej. Rozmawial tam z wieloma ludzmi i potem opowiadalnam w malym gronie, w pokoju ks. Henryka.W Borysowie doszlo mi~dzy innymi do rozmowy z szefem policjibia-ioruskiej. Co za ludzie mogli praeowac w tej polieji? ZdradziliZwi'!zek Radzieoki w ezasie wojny. Przeszli na strO'n~ niem'ieck,!. Zostaliwl,!czeni w poliej~ niemieck,! i spelniali najczarniejsze poslugiw r~kaeh niemieckich okupantOw. .Brat ks, Hlebowieza O'powiadal, ze kiedy komendant policji wstalz nim sarro na sam, to si~ rozplakal i powiedzial:,,- To jest najwi~ksze przeiycie mego zyeia. On tu siedzial. On zemnq rozmawial. To jest swi~ty. Ja tego nigdy nie zapomn~, TO' jestnajwi~ksza ehwila mego zycia".Ta'ki czlowiek zostal wlaseiwie w jednej ehwili nawrocony.W tej O'statniej chwili 'zetkni~eia siE; z ksiE;dzem Hlebowiczem.Umieral z grzesznikami... ze zloczyiicami.Towarzysze Jezusa byli skazani sprawiedliwie ~ byli bodaj najdalejod Boga ze wszystkich obecnych... Jednak najblizej Krzyza!Lotr czyni na Kalwarii wyznanie wiary. "Ani ty si~ Boga boisz ­odzywa si~ do swego wspoltowarzysza - gdyzes tej kaZni pod­3 - ZNAK


478 WSPOMNIENIA 0 KS . HENRYICU HlEBOWICZUlegl. Ale my sprawiedliwie, bo godnq zapl~t~ za uczynki odnosimy,lecz ten nic zlego nie uczynil."T 0 "C red 0" lot r a."Panie, pomnij na mnie, gdy przyjdziesz do krolestwa Twego."T 0 j ego pie r w s z a mod lit w a."Zaprawd~ mowi~ tobie, dzis ze mnq b~dziesz w rraju."T 0 j ego k a non i z a c j a.Pierwsza kanonizacja, wyrokiem slow Mistrza z Nazaretu. Kanonizacjalotra na krzyzu. Pierwszy swi~ty w Chrystusowym Kosciele.Pie r w s z y cud K r z y za.Ks. Henryk Hlebowiez, Rozmowy Mistrza z Nazaretu. WiIno 1936.BRU~ON HLEBOWICZ:WYKL~A CHATVNKAWSroo ogrodow slynqeych :z trockkh ogorkow stala w owymcz.asie samotn.a ehatyn.."i{a. Mieszkal.a w niej mloda kobieta z eoreezkq.W miasteezku okreslano jq woweza pogardliwie: "pannaz dzieckiem". T.ak bylo istotnie. Przed laty dziewezyna-sieTotaurodzil.a dziecko. Kaplan jq rozgrzeszyl. B6g przebaezyl. Ale nieludzie.Kiedy przyszla "kol~a", ten sam prdboszez, kt6ry udzielil jeJrozgrzeszenia, ehatk~ ominqt RadoM: rniejseowyeh .,faryzeuszy"byra wielka. Od tego wypadku pilnowali oni, by nie jUz si~ niezrnienilo w stosunkaeh mi~zy chat'kq .a Iplebaniq. Tak trwaloprzez lata. Dziecko Toslo, zacz~lo rozumiec lzy matczyne ronionew dniu, kiedy probo'szcz chodiil po koI~zie odwiedzajqc Sqsie'dni.edomy.Przybyl nowy probos:lJcz. Mlody. W miaJsteczku m6wiono, ie baTd:lJOuczony. Profesor. Ale dla kobiety z chatynki wazne byto tyl~ko jedno:- Czy przyjdzie do ni:ch, wykl~tych? Czy zdejmie brudnq paj~czyn~utkanq z ludzkiej zlooci?Proboszcz znal calC! t~ histori~. Usluzne dewotki :z naciskiempod'kreslaly, ze "noga (dawnego) prooo'szcza nigdy tarn nie stan~la".'Viele dokladaly staran, by nie utracic wplywu na opiniowaniepara,fian. Wkr6tce zacz~lo irn si~ to i owo nie ,podobac, a szczeg61­nie uklaldajqce si~ -coraz lepiej stosun'ki proboszcza z miejscowyrniwladzarni. Zacz~ly wichrzyc, pisaly donosy-anonimy do Kurii Biskupiejw Wilnie.


BRUNON HLEBOWICZ479Nadszedl okres kol~owania.- Wejdzie, czy nie wejdzie? - pytalo si~ nawzajem wiele kobiet,a nawet i m~zczyz


480 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HLEBOWICZUWierzye w niesmierte.lnosc czlowieka, to duzo. Ale cZ'uc si~ niesmiertelnym,to osiqga niewielu. A on wlaSnie czul si~ niesmiertelny'll.J esH jeszcze do tego czuje si~ obecnosc Chrystusa, to ta:kiemuczlowiekowi latwo si~ us.miechnqe z faktu, ze si~ juz nie jestprofesorem, a proboszcz·em, a potem pozo'stawic probostwo i z walizkqw r~ku pojechac winne miejsce, bo jemu wsz~ie towarzyszyChrystU's, a on wsz~dzie wYpelnia Jego wol~.To .chyba bylo najistotniejsze w zyciu mego brata. I to wytwarzalowi~z, kto·ra powstawala mi~dzy nim a wszystkimi ludZmi,ktorzy mieli w sobie choc troch~ Chrystusa.ANNA J~DRYCHOWSKA~Ostro rysowaia si~ szczupla sylwetka ksi~dza Henryka Hlebowicza.Zwrocony ku s~zio'll nie widzial wpatrzonych w niego ludzi,ktorzy znajdowali si~ na saU. Spojrzal przelotnie na oskarzonychi wzro'k skierowal na wie'lki .czarny krzyz rozpi~ty na scianie pomi~dzydwoma wysokimi, si~gajqcymi podl


ANNA JI;DRYCHOWSKA481kt6rychosqdzanQ za dzialalnoSc, jegQ zdaniem plynqcq z najczystszychintencji i zmierzajqcq ku najszlachetniejszym celom.Ze Stefanem J~drychoWISkim zetknql si~ na uniwersytecie, aleblizej go p


482 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HlEBOWICZUBeati! Bylo to pierwsze slowo, jakie ludzie poslyszeli od Chrystusa.Przem6wil do nich w ten sposob, choc przenikliwym Boskirn.spojrzeniem ogarnial ich slabosc i bl~dy. Wiedzial On tez bowiem,ze rna przed sobq ludzi dobrej woli, tylko uposledzonych i pokrzywdzonychprzez zycie. Tym: "Blogoslawieni" nawiqzal Chrystuspierwszq a najtrwalszq nic pomi~dzy Sobq a tymi, ktorych pozniejdoprowadzi ku szczytom ducha - nic zaufania i mHosci. Otworzylich serca ku prawdzie.To pierwsze slowo Nauczyciela do czlowieka nasuwa nam, spad··kobiercom misji Chrystusa i apos.tolow w krzewieniu prawdy Bo­2:ej, niejednq refleksj~. Mamy przed sobq ludzi wolnych, ktoryminawet Bog, jak twierdzi sw. Tomasz, nie rzqdzi "potestate despotica",lecz tylko "potestate politica", szanujqc t~ nadanq im przezsiebie godnosc istot wolnych. Mogo, oni przyjqc lub odrzucic prawd~,ktorej oczywistosci nie widzo,. Mogo, uznac - lub nie uznac ­autorytet, od ktorego prawda pochodzi. Autorytet zas Boga tez niejest prawdq oczywistq. Stqd wynika koniecznosc odpowiedniegou sposobienia woli, ktoraby sklonila umysl w stron~ prawdy. "Wola,pisze Pascal, ktora podoba sobie bardziej w jednym obliczu nizw drugim , odwraca umysl od rozwazania wlasciwosci tych, ktorychnie rada jes.t oglqdac: tak wi~c umysl, kroczqc zgodnie z wolq, poprzestajena oglqdaniu oblicza, ktore jej jest po mySli, po czym. sqdzi wedle tego, co widzi." (Mysli, 99).Z po·wyzszego wysnuc mozna dla siebie wniosek 0 ogromnymznaczeniu praktycznym: zdobyc wol~, serce czlowieka, to znaczyw polowie przynajmniej zdobyc go dla prawdy Bozej i przeciwnie:odepchnqc go - to od prawdy moze go na dlugo oddalic. ApostolstwoChrystusowe jest walkq najszczytniejszq: ducha z duchem,w ktorej zwyci~zy ten, kto przygniecie przeciwnika pot~gq swejmilosci. A wi~c tylko z wyrazem "BeatiI" na ustach, nigdy "Anathema!"mozna podchodzic do czlowieka, aby ducha jego (nie nowynumer w spisach wyznaniowych) zdobyc dla prawdy Bozej.Ks. Henryk Hlebowicz. Rewizjonizm ducha. "Pax" 1935, nr 11.KS. WITOLD PIETKUN:...Owczesny dziekan wyidzialu toologii, k's. prof. Ignacy Swirski,pozniejszy biskup w Siedlcach, zapytany przeze mnie 0 blizsze okolic~nosciodejscia ks. Hlebowicza z profesury, wyjaSnial to nast~pujqco.W zwiqzku z tresciq artyku16w w czasopismie mlodzieio­


KS. WITOlD PIETKUN483wym Pax, z ramienia Kurii na cenzurowanym przez ksi~dza Hlebowicza,arcybiskup-metropolita Jalbrzykowski zwr6cil mu uwag~,by rue Ibyl wobec mlodziezy ~byt pobla!zliwy i iatwowierny.W odpowiedzi ksiqdz Hlebowicz przekonany 0 slusznosci naszejpostawy mial oswia-dczye: "jalcie mog~ bye profesorem. jeSlimi ruewolno kierowae si~ swiatlem wlasnego Tozumu." Arcybiskup odpoowiedzial:"w takim razie czekam na prosb~ 0 zwolnierue Z oibowiqz'k6wprofesora, zanim b~d~ m6gl mu poruczye inne o.bowiqzkiw Archidiecezji". Prosb~ takC! ks. Hlebowicz w Kurii zlozyl i powiardomil0 tym ks. Swirnkiego, jako dziekana wydzialu. Ten doradzalks. Hlebowiczowi udae si~ ponowrue do arcybiskupa, pouprzedruej konsultacji dziekana z arcyhiskupem, podzi~kowae zaprze.'>trog~ oraz prosie 0 zgod~ na wycofanie z kUTii podania 0 zwolnieniez profesU'ry. Ksiqdz Hlebowicz postqpil jednak inaczej (...)Z okolic Borysowa prz)'lbyl kiedys goniec z listem bez kQpertydo arcybiskupa. Pisal ksiqdz Hlebowicz 0 warunkach swej pracy:ludnosc od kllkunastu lat wyglqdaia kaplana. Teraz w ciqgu jednegodrua i nocy trzeba tylu ochrzcie, malzenJstwa pobiogoslawie,prawdy wiary przypomruec i nauczye, wyspowiadae kilka tysi~cyos6b. Oryginalnie s{)bie z tyro radzil: robH ze wszystkimi nalI'azrachunek sumienia, wyjasniajqc kolejne przykazania i wzywajqcdo uderzenia si~ w piersi dla publicznego wyznarua grzechu. Porachunku sumienia z takirn pl1blicznym wyznaniem naTaz wszystkichrozgrzeszal. Do misy na pl6tno n alsypal koonunikant6w i poPrzeistoczeniu kazal ustawie si~ w kolejk~, poodchodzie i brae Komuni~sw. Wyczerpany pracq nie mial czasu na wytchnienie, gdyzczekano juz w nastQpnej miejscowosci. (...)List konczyl si~ wolaniem ,do arcybiskupa 0 na,tychmiastowychpomocnik6w.~Nie zdqzyli.smy wyjechae, a juzprzyszly wiesci 0 aresztowaniui m~c zeiiJstwie ksi~dza Henr)'lka Hlebowicza......Chcialem obnazyc sumienie, by lachmany nie ukrywaly prawdy.Chcialem rozdrapac moze juz gojqce si~ rany, by im nie daezabliinie si~, by ustawicznym ' bOlem mogly przypominac win~.Chcialem wyrwac z drzemki, niebezpiecznej, narkotycznej, obudzieducha, wskrzesic dawne i niedaume bohaterstwo...Wiedzialem, ze spotka mnie juz z gory uplanowana replika. Powiedzqmi: to romantyzm, to nierozsqdny, zapaleilCzy idealizm.Lub ryknq mi po prostu: glupiec - idiota, chce glowq przebijacmur.


484 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HLEBOWICZUOtoi, nie mur chcc: przebijac, ale ostrzem prawdy chcc: nicowacstraszliwq obludc:, - nie Tomantyzmem, lecz cieplem slowa wydobytegoz serca chcc: roztopic zlodowacialy rozsqdek roztropnych.Chcc:, zebyscie zrozumieli, ze nie mama bezkarnie sluchae i ulegactym, ktorzy sami zakuli s,woje serca i usta w Ikajdany wczesniejniz kajdany wlozono im na rc:ce. Chcc:, zebyscie wiedzieli, ze,jesli juz dzis musicie kogos sluchac pr6cz wlasnego sumienia, tomacie prawo sluchac tylko tego, kto zdolny jest nawet ostatnim,wysilkiem zamierajqcych juz ust wydac swiadectwo ptawdzie...- z okupacyjnych 'kazan ks. H. Hlebowicza-JERZY WRONSKI:Bylem w Wilnie wsr6d swoich r6wniesnik6w, a moze nawet niecoszerzej znany ze swych a:ntY'k


JERZY WROI'ISKI 485ni pogxqzeni jeszcze byli w -oslupieniu po strasznej klE:sce wrzesniowej.Po przemowieniu rektora U. S. B. St. Ehrenkreutza orazjakiegos elokwentnego studenta wstal zza prezydialnego stolu chudziutkiksiqdz w okularach. Zaczql mowie. Od pierwszych jego slowzmienil si~ nastroj na sali. Zaszokowal on wszystkich gl~bokim autentyzmem.Mowil krotko. · A przem6wienie zakoilczyl gestem.Wzniosl wysoko ponad glow~ oplatek. Gestowi temu towarzyszylyslowa, ktore pami~tam dokladnie, jakby to bylo wczoraj: "Trzymamw r~ku oplatek, ale wolalbym trzymac karabin. Gdy jednak zwyci~zymy,niech r~k~ karzqcq powstrzyma r~ka milosci".Te slowa gl~boko zapaldly do serca, dlugo je ,przemysliwalem. Ichtresc zrozllllIlialem dopiero wtedy, g:dy zaczqIem czytac Ewangeli~.W wyniku tego przemowienia moi koledzy i ja nawiqzalismy kontakt'z ks. Henrykiem.Bylo to w .pierwszych d'lliach stycznia 1940 roku. Ks. Henrykskorzystal z nalszej propozycji i wstqpil do onganizacji, ktora nazywalasi~ "Akcjq Ludowq". Nie b~d~ w tej chwili charakteryzowal,bardzo zresztq ciekawej, koncepcji ideowej tej ·organizacji. Ogranicz~si~ do informacji, ze w istocie swej byla organizacjq demokratYCZllq,a scislej mowiqc, socjali'stycznq, z tym, ze nie staia na pIaszczyzniemateriaHzmu filozoficznego. W kr6tkim czasie ks. Henrykzaczql w niej odgrywac rol~ decyidujqcq. Zesrodkowal swojquwag~ na dzialalnosci organizacyjnej. Natomiast w sprawa·ch polltycznychsensu stricto za!bieral glos nie 'ch~tnie i ostroznie, 208tawiajqcte sprawy ludziom, ktorych uwazal za bardziej w tej dziedziniedoswiadczonych. Najbardziej interesowaly go zagadnieniapolityczne i spoleczne b~dqce wyrazem postaw moralnych. Jego poglqdydemokratyczne wynikaly rowniez z gl~bokiego przekonaniao r6wnosci wszystkich ludzi wobec Boga, a tym lsamym r6wnosciwobec siebie.Moi paprzednicy kilkakrotnie wspominali 0 stanowisku zaj~ymprzez ks. HenrY'ka na procesie lewicy akademickiej w Wilnie. Moimzdaniem interpretacja tej ' sprawy jest dowolna. Ks. H. HlebowiczwyStqpil n.a tym procesie w obronie dwoch osob z kr~gu oskarZonych.Niewqtpliwie zdawal sobie spraw~, ze je,go wystqpienie natego rodzaju procesie b ~dzie szeroko komentowane i nie zawszew stosunku do niego przychylnie. Pozniej o'kazalo .si~, ze przylkrosciz tego powodu mial aZ za wiele. Jedna:k nie uchy,lil si~ od swiadczenia,poniewaz nie szedl nigdy na :ladne kompromisy. A bylwowczas przekonany, ze .abie osoby, na rzecz ktorych zeznawal,nie byly zwiqzane z nielegalnq pa rtiq, natomia'st w sposob :larliwyi bezkompromisowy poszukiwaly rozwiqz.ania natbrzmialychspraw w imi~ sprawiedliwosci spolecznej.


486 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU H~EBOWICZUGdy w 1940 r. przekonaJ: si~, ze jedna ·z nich wprowadzila gow blqd, czul do lIliej zrozumiH,ly zal. Znam jednak jeden tylko wypadek,kiedy ks. Henryk uchylH si~ od spotkania, mimo propozycji.Mial on rowriiez pretensje do tej mlodziezy, Ze naklonila go doumieszczenia swojej wypowiedzi w jednodniowce pt. W obroniepokoju,ktora ukazala si~ w 1937 r. Zredagowala jq i wydala grupatejze mlodziezy z inspiracji, ktora si~ ujawnila dopie·ro w czasiewojny. Ks. Henryk czul si~ oszukany. W obu wypadkach ibronil onslusznych spraw, 3,le ipos.tqipiono z nim nie1ojalnie. gdyz nie poinformowanow uczciwy spo:sob, kto jest wlasciwym inicjatoremakcji, kto za tym stoi.Na zakOIkzenie chc~ si~ podzielic przezyciami, zwiqzanymi bezposrednioz ks. Henrykiem. Bylo 100 po jego smierci, na wios n~1943 r. Wtedy to postanowilismy ukraSC pelnq kaszt~ drukarskqz drukarni "Rama" przy ul. CeIikiewnej. Zadanie mialem wyk o­nac WTaz z "J.akubem", dr'llkarzem, dawnym wspolpracownikiemi ulwbiencem ks. Henryka. ·Plan obmysliliSmY bardzo dok ladnie."Jakub" zakradl 'si~ do drukarni w godzinach jej pracy i pozostalw ulkrydu do nocy. Przyniesione worki napelnil czcionkami i tzw.materialem. Ja tymczasem ukrylem si~ w gmaehu dawnych koszarprzy Rajskim zaulku. Czekalem do godziny 2-ej. Noe byla pogodna,tylko od czasu do czasu ksi~zyc zaslanialy chmury. 0 um6wionejgodzinie stanqlem przed -druikarniq, czekajqe na znak swie.t1ny "Jakuba".Razem z blyskiem latarki zostal wyrzucony z dkna ci~;ik iworek, ktory zawi'sl na sznurze. Sznur zawadzajqc 0 blaszany parapet okna, zaezql wydawac piekielnq muzY'k~, wyolbrzynlionqab'solutnq dsza, pO'licyjnej godziny. Tego nie przew.idzielismy.Zdr~wialem ze strach'll 0 l.os "Jakuba", tym bardziej, ze w tymzegmachu mieszkal dyrektor drukami. A w odleglosei ok. 200 krokowprzy ul. Piwnej znajdowal si~ postenmek policji. Niepok6jmoj ro'Sl z kaed& chwilq. Nie moglem si~ ratowac ucie'czkq, poniewaz'zostawitbym "Jakuba". Wydawalo si~, ze nie nia dla nas ratunku.W Iskrajnej desperacji zaw.olalem w duchu: "Ksi~ze Heniu,ratuj!"I w tym momencie ku mem'll najwi~kszemu zdziwieniu spadlgwaltowny deszcz, towarzyszqcy wiosennej burzy z gromami i blyskawicami.Olbrzymie krople spadly na bla'szane dachy, zahuczalyv,r rynnach, calkowicie zagruszajqC .,piekielnq muzyk~". Co najbardziejzduII).iewa'ja,ce, burza ustala w czasie, gdy zakonczyliSmYnasze zadanie. Gdy§my z "Jaikubem" usiedli w bezpiecznym miejseu,zapytalem "Cos rohit, gdy uslyszales jazgot sznura?" "Zw rocilemsi~ do ks. Henryka z proSbq 0 poom'oe". Potem popatrzyl namnie i zapyta-l: "No i co, nie uratowal n8.s?" Jestem 8wiaidom, ze


SYLWESTER 487stala s i ~ rzecz, nie dajqca si~ wytluma,czyc kategoriami racjonalnymi.A przyznaan szczerze, ze w cuda nigdy nie wierzylem. (...)Na'szym oibowiqzkiem moralnym jest dac swiadectwo 0 tej, niepowtaTza~nejosobowosci, 0 czlowieku, ktory wy,przedzil swojq epok~.Jego interpretacja chrystianizmu i jego realizacja jaiko prefE-kta,profesora, proboszcm, kaznodziei i misjonarza byla nawskrosnowoczesna. Nawiele laJt ,przed J,anem XXIII glosil i realizowalidee ekumenizmu. W kulturze polskiej, w polskim Koscielenie mieJismy wielu posta'Ci tego formatu, tak odwaznie wybiegajqcychnaprzod nie tylko intelektem, lecz rowniez czynem. Naszakultura narodowa bylaby zubo,zona, gdybysmy nie utrwalili tejpostaci i nie pTzekaza,u n3st~pnym poikoleniom jej .abrazu.SVLWESTER:Sp. ks. Henryka Hlebowicza nie moglem znac osobiscie, gdyzurodzilem si~ pi~c lat i dwa miesiqce po dniu Jego smierci m~czenskiejw Borysowie. Do marca 1970 r. wiedzialem 0 Nim bardzo niewiele.Ja'kichS pa 'r~ kr6tkich wzmianek 0 Ksi~dzu Henryku, zaslyszany.chod starszego ode mnie przyjaciela, ktory sam znal Go jakodziedw, jedna czy .druga rozmowa z mymi Rodzicami, ktorzy ­' jako uczestnicy poczqtkow kOITspiracji wilenskiej z lat 1940-1941,zolnierze ZWZ i pMniej AK - spotkali si~ z tq tak .znanq wowc:zas w Wilnie po'staciq - i to byloby WlSzysuko.Moj pierwszy blizszy konta,kt z myslq ks. Hlebowicza i z jakqsbardzo zYWq pami~ciq 0 Nim wiqze si~ z wielkopostnymi rekolekcjami,zorganizowanyrni w marcu 1970 r. w domu ksi~zy Werbistoww Chludowie przez malt! grup~ osobz poznanskiego srodowiskaWi~z i.Drugie, jak mi si~ wydaje, znacznie pelniejsze "spotkanie" z postaciq ks. Henryka Hlebowicza przezylem w dniu 5 listopada 1971roku n a wieczor·ze wspomnieiJ. urzqdzonym w Poznaniu ku uczczeniu30-tej rocznicy Jego smierci mGczenskiej. Grono uczestnikowt ego wieczoru bylo nieliczne - rowno dziesi~c osoib.Wspomnienia te, ktorymi dzielHo si~ Z sdbq kilka osob w tenlistopadowy wieczor 1971 r., byly bez wqtpie.nia tylko jakimisdrabnymi frag;mentami calej prawdy 0 zyciu, mysli, dzialaniu,sfl1zbie oraz swiadectwie przelanej krwi Ksi~dza Henryka. NiktZ obeanych nie na.lezal do Jego najblizszych przyjaciol, uczni6wi wspolpracowID'kow. Ludzie, mowiqcy 0 Nim, spotykali Go na raczejmalych odcinkach Jego, tak krotkiej lecz niezmiernie ibogatej,i swojej, w sensie czasowym znacznie juz dluzszej drogi zyc,iowej.


488 WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HLEBOWICZUA jednalk wyczuwalo si~, ze w zyciu ka~dego z nich pozostawilks. illebowicz jakis gl~boki slad, czy przynajrnrueJ ZYWq pamH~ Cczlowieka mO'ralnie i intelelktualrrie niezwyklego, falscynuj'lcego. Codo tego byli jednomyslnie zgO'dni wszyscy, choe - co nadalo w'ieczorowisens gl~bszy niz tylko podnioslej akademii "ku czci" ­powstala nawet dyskusja, czy mozna jui dz'isiaj ro6wie 0 Nim jakoo Swi~tym...Chcialby'In teraz - po zapoznaniu si~ z po:staciCl ks. Hlebowiczai z fragmenttarni jego pism - w najwi~kszym skr6cie odpowiedziecna 'Pytanie, !kim jest dla rnnie ks. Henryk Hle'bowicz? Odpowiedzto t:r1.l!dna; zbyt bogata i wielokierunkowa byla Jego dzialalnosc,zobyt wiele roysli posial w dl~szach tych, kt6rzy si~ z Nim zetkn~ ':'Ii - mysli tylko po cz~sci utrwalonych w slowie pisanym, tak bardzotrwaly i fatscynuj'l'cy jest przyklad Jego zycia i postawy duchowej.Bardzo dcio refleksji cisme si~ naraz, z tego natloku pragn'ltbymwyddbye te dla mnie osobiscie najistotniejsze oraz te najwazniejsze- jak mi si~ wydaje - z punktu widzenia trwalosciprzykladu i spuscizny duchowej Ksi~dza Henryka w czasach dzisiejszych,a takze w p-rzyszlosci.A wi~c refleksja pierwsza. W osobie \ks. Hlebowicza uderza ja­Ides przedziwnie harmonijne polClczenie gl~bdkiej i autentycznejwiary religijnej z plorniennym patriotyzmem i z postawCl zaanga­:i:owania spolecznego, szczeg6lnie wyczulonCl na wszystkie duchowei materialne potrzeby tak jednostki jak i zbioTOwosci lud~kiej, jakr6wniez na to, co nazwalibysmy dzis - znakami czasu. StCld chybata Jego tak uderzajqca post~powose, jak na po1.skiego ksi~dza katolttckiego,uformowanego w latach dwudziestych ina' pocz'ltku lattrzydziestych XX wieku. Odnosi si~ wrai:enie, ze dla Ksi~z aHenryka sprawy chrzescijanstwa i Kosciola, sprawy Ojczyzny orazsprawa sprawiedliwosci spolecznej nie byly , wartosciami w najmniejszymstopniu sprzec.znymi czy chocia.zby autonomicznyroiwzajemnie w stosunku do siebie. Byly one chyba dla Niego po prostutylko r6znymi i na r6:i:nych szczeblach rzeczywistosci aspektamijednej Najwyzszej Prawdy... Wlasnie pobudz.one przez przyklad roysliJego dClzenie do zblizenia si~ przynajrnnlej do takiego widzeniai przezywania swiata OTaz swojej w nim roli wydaje si~ dla mnieczymS ogTornnie atrakcyj,nym i pi~knym, choc jednoczesnie jak:i:etrudnym...Mysl druga. Jakas ogromna odwaga mysIi i czynu, kt6ra jakzlota nie przewija si~ przez cale kr6tkie, lecz jakie bogate zycieKs. Henr)"ka az po Jego osta,tni m~czen 'ski a'lwrd, jest czyms, coirnponuje i nawet wyzwaia wewn~trznie . Mysl~, ze plrzyklad6w takiejodwagi jakos w szczeg6Iny spos6b potrzeba memu pokoleniu.


SYLWESTER 489Bo odwaga taka daje przeciez SWQbocl~ myslenia oraz tak bardzonam potrzebne poczucie wewn~trznej wolnosci i niezaleznosci, bezktorej nie moze bye mowy 0 pozniejszej wolnosci i niezalernosciw dzialalniu.Refleksja trzecia. Zastamiwiajqce jest, jak bardzo prekur.oorskiebyly mysli i postawa ks. Hlebowicza w st'DSull'ku do naszych czasow.Czy to b~dzie biblijna, a przy tyun inspkow3na dqzeniem do najpelniejszegoodczytania Ewangelii, orientacja Jego rduszpasterstwa; czyJego postawa ekumeniczna; czy wreszcie stosunek do socjalizmui komunizmu, otwarty a jedncczesnie nie <strong>maj</strong>qcy w sobie nic z konfOTmistycznegoprogresizmu - we wszyst'kim tym jak balI'dzo wybieg1On przed swoj czas i zwlaszcza przed polskq fOTmacj~ katolickq.Narzuca si~ pytanie, w jakim stopniu mysli i przyklael swojejpostawy, ktore zasial w duszach tych dziesiqtek czy setek swoichducho'wych uczniow - dopomogly w odnowie polskiego Koociolaw par~ dziesiqtkow ht po Jego smierci? Juz samo postaw,ienie tegopytania rodzi we mnie mysl, ze zaden autentyczny wysHek ludzkiw mysleniu i dzi.alaniu nie idE! na malfne, ze rodzq ,posiew tTwalyi wzrastajqcy.Wreszcie .problem swi~tosci Kisi~dza Henryka. Pisz~ 0 nim na koncu,choe jest to - bye moze - ,problem centralny i ikluczowyella zrozu:mienia caIoksztaltu tego zycia. Nie UJlega chyba wqtpliwooci,ze dziala nie Laski bylo tam szczeg6lnie owocne. Choe cozmozemy 0 tym powiedziec? Coi zwlaszcza Iffiog~ powiedziec ja, ktoryK si~d z a w ogole nie znalem? Jest 'besporny fakt Smierci m~c.zenskiejza W iar~ i Ojczyzn~. Znam ludzi nawet mi bliskich - ktorzy modlC)si ~ do Ksi~dza Hemyka, p1'OSZq Go 0 Ialski, wierzq w Jego of(~downictwoi dzialanie w swoim iyciu duchowym, uwaiajq Go zatemjui dzisiaj za Swi~tego. Moze moja formacja religijna jest zbyt PQ-'wferzchowna: zbyt wciqz jeszcze konserwatywna i nowoczesna zarazem,abym mogl to w pelni zrozumiee. Dla mnie Swi~ty, to wciqz jesz- .cze t r o ch~ ten sw i ~ty 'z obrazka czy poboinej legendy: ze slodkim wyrazemt warzy, zloi onymi r~kami i aureolq wokol glowy. I dlategoimdno mi wyobrazic w tej roli pelnego iycia, z krwi i kosci ksi~dza,ale zarazem intelektualist~ i dziaIacza - ktorym byl ks. HenrykHlebowicz, ja'kiego poznal:em w tych m'oich z Nim "spotkaniach". Czlowieka, ktorego znali jeszcze ludzie nie tak znow barelzo duzo od e nu:ie starsi, a w kazdym bqdz razie pokolenie moichrodzic6w. Bl~dno sc tego rozumowania czy odczuwania trumaczyl mim6j starszy przyjaciel. Teoretyc.znie musialem przyznawae mu racj~. Ale nie byloby to catkowicie autentyczne, gdybym tu napisal,ze Ksiqdz jest juz dzis dla mnie Swi~tym...Jest dla mni~ natomiast Bohaterem re1igijnym, narodowym i spo­


490WSPOMNIENIA 0 KS. HENRYKU HLEBOWICZUJecznym; niedosciglym wzorem dla mnie osobiscie, dla mego polk>olenia,a ta'kze dla pokolen przyszlych. Wiem, ze ks. Hlebowfcz dobrzei baI1dzo tworczo przezyl 'Swoje zycie, ze Mu danyun zostalo, mozeprzerazajq'ca dla wielu, laska m~czen~kiej i zolnierskiej smierci.I wierz~, nawet widz~ to, .ze nadal spelnia swojq mi'Sj~, ze dzialawsrod nas i dzisiaj, moze nawet w nie'ktorych wypadkach pclnieji skutec:?;niej niz za swego ziemskiego zycia. 2e woiqz owocuje ziarnoLaski,ktore zasial zanim dosi~gly Go kule plutonu egzekucyjnegow lasku pod BoTysowem.Sylwester(lat 25, mgr inz. rolnictwa, pracownik nau1kowyPozna iJ.)To, co powiedzialem, streszcz~ wam raz jesz cze slowami sw. Pawla,ktory zegnajqc si~ z Tymoteuszem, uczniem swaim, z wi~zieniaprzed m~czenstwem tak do niego pisal: (II Tyrn., 3-1-14; 6-8)."A wiedz to, ze w ostatnie dni nastanq czasy niebezpieczne. B~dqludzie ... zdrajcy, uparci, nad~ci i rozkosze wi~cej milujqcy nizliBoga; <strong>maj</strong>qcy wprawdzie po Z 0 r po b 0 z nos c i, lecz si~ mocy jejzapierajqcy. I tych si~ chron ... Wi~cej nie wskorajq, albowiem ichszalenstwo jawne b~dzie wszystkim. A wszyscy, ktorzy chcq pobozniezyc w Chrystusie Jezusie, przesladowanie b~dq cierpiec. A iIi ludziei zwodnicy pornnozq si~ w gorsze i blqdzqc w blqd wwodzqc.Lcz Ty trwa.j w tyrn, czegos si~ nauczyl i co Ci powierzono, wiedzqcad kogos s.i~ nauczyl.Bo mnie juz ofiarowac rnajq i czas rozwiqzania mega nadchodzi.Potykaniern dobrym potykalem si~, zawodu dokonalern, wiar~ zachowalem.Na ostatek odlozony mi jest wieniec sprawiedliwosci,ktory mi odda Pan, s~dzia sprawiedliwy w on dzien, a nie tylkomnie, ale i tym, ktorzy rnilujq przyjscie jego.'l'y zas Matko 'wszystkich ludzi i Kr610wo Narodu naszego,IVez w opiek~ mlodziez swojq... ana bardzo biedna.Umocnij jq. Natchnij wiarq i rn~stwem.Ochron jq ad falszu najemnik6w.Udziel jej swiatla do rozpoznania granic dobra i zlaI daj jej tyle s,ily, by nigdy tych granic nie zatarla w swYC;h slowachi czynach.Ochron jq ad cierpien, bo juz cierpi wiele.Obron jej rodzic6w i tych wiernych nauczycieli, kt6rzy swemuwielkiemu posl.annictwu nie sprzeniewierzyli si~ nigdy.


SYlWESTER 491A, jesli juz ojiara jest nigzb~dna... przYJmtJ Jq od tego, komuSyn Twoj nakazal dawac swiadectwo prawdzie zawsze i polecil Bogasluchac najpierw niz ludzi.Lecz mlodziez zachowaj od zlego. Poswi~c jq w jednosci i prawdzie.Dozwol miec kaplanowi t~ radosc, od ktorej nie masz wi~kszej,gdy widzi, ze dzieci jego w prawdzie chodzq.A Ojczyznie naszej blogoslaw. Wroc jej wolnosc ...- z okupacyjnych kazan ks. Hlebowicza


EWA JABtO~SKA-DEPTUtAU ZRODEl FENOMENU FELlCJANSKIEGO Czwartego pazdziernika 1972 roku mial mle]SCe w Wawrze, siedzibiedomu macierzystego prowincji warszawskiej zgromadzeniafelicjanek, jubileusz 50-lecia erekcji prowincji. Sarna erekcja z roku1922 byla wielkim wydarzeniem dla calej kongregacji, oznaczalabowiem powr6t si6str sw. Feliksa do ich pierwotnej kolebki, kt6rqsianowila Warszawa.Obraz wlasnego poczqtku posiada donioslq wartosc dla kazdejgrupy ludzkiej i kazdej instytucji. Znaczenie zupelnie wyjqtkowerna on dla wsp6lnot zakonnych, kt6re uznajq wiernosc "punktowiwyjscia" za fundament wsp6lzycia i dzialania i kt6rych odradzaniesi~ oraz adaptacja do zmieniajqcej si~ rzeczywistosci dokonujq sh~poprzez "powr6t do zr6del". Z tych to tez powod6w zakony noszana sobie bardzo silne "pi~tno poczqtku" i mimo istotnych modyfikacji,jakie wnosi w ich zycie obecna reforma Kosciola, niepodobnabez znajomosci genezy spolecznosci zakonnej zrozumiec jakiegokolwiekodcinka dalszych jej dziej6w. Uwagi powyzsze odnoszq si ~i do zgromadzenia felicjanek, kt6rego historia liczy niespelna 120lat. Wspomniany jubileusz sklania w pierwszym rz~dzie do refleksjinad powstaniem pewnego zasadniczego dziedzictwa przekazywanegow zgromadzeniu z pokolenia zakonnego na pokolenie.Vvynik tej refleksji moze si~ stac waznym kluczem do innych sprawlqczqcych si~ z dziejami ss. felicjanek.Historia kongregacji felicjanskiej, wyroslej na gruncie rdzenuiepolskim, dzis zrzeszajqcej ponad 5000 zakonnic i rozprzestrzenionejna obu p6lkulach, zasluguje z wielu wzgl~d6w na uwag~ . lW niekt6rych swoich momentach - poczynajqc od pierwszych latistnienia wsp6lnoty - posiada ona charakter fenomenu. Zdumie­\\'ajqce nas zjawiska dynamizmu rozwojowego i atrakcyjnosci spolecznejsi6str sw. Feliksa znajdujq jednak wyjasnienie w pewnychmalo znanych stronach rzeczywistosci XIX i 1-szej polowy XX wie­1 Hi5toria zgrornadzenia 58. felicjanek rna sporo opracowan r6:i:nej wartosci.Z ostatnlch pozycji rno:i:na wyrnicnic prace B. Drnowskiej: Rozw6j i stuletnta dziatatnosczgTomadzenia st6stT feHcjanek w Polsce, Rzyrn 1962.


Y 2RODEl FENOMENU FELlCJANSKIEGO493ku, w szczeg6lnosci zas w pewnych niedocenianych rysach specyfikidziej6w Polski w tym okTesie.*Felicjanki powstaly na fali pr~znego ruchu zakonodawczego zenskiegopolowy ubieglego stulecia. Ruch ten, wykrystalizowanyw Kosciele w latach dwudziestych i trzydziestych XIX wieku, faktycznietrwa i rozwija si~ po dzien dzisiejszy, przybierajqc wci'lznowe ksztalty. Byl on od poczqtku i pozostaje nadal przede wszystkimruchem zgromadzen czynnych.· \V tym aspekcie oznacza form~nieprzerwanego wl'lczania si~ kobiet w czynny apostolat Kosciola.Przemiany gospodarcze, spoleczne i kulturalne, kt6re w ciqgu ostatnich150 lat nadaly nowe oblicze swiatu zachodniemu i w r6znychdziedzinach podwazyly lub zmodyfikowaly tradycyjne strukturykoscielne, zaznaczyly si~ w dziejach katolicyzmu mi~dzy innymiowym aktywizmem kobiet determinowanym ewolucjq ich pozycjisocjalnej i dqzeniami emancypacyjnymi.Ruch tworzenia kongregacji zeilskiej na ziemiach polskich bylo kilka dziesi~cioleci sp6zniony w stosunku do Europy zachodniej.Pozostawal cz~sciq proce.m og61noeuropejskiego, niemniej posiadalcechy specyficzne, rodzime. Do polowy XIX w. Polska stanowilaslabe centrum zakonotw6rcze. Wsr6d rodzin zakonnych zenskichsprowadzonych do Polski brak bylo poza szarytkami formacji 0 chal'akterzewyraznie czynnym (sprowadzenie do Polski ss. urszulanekiss. Sacre Coeur nastqpilo wlasnie ok. polowy XIX stulecia).Wprawdzie niekt6re zakony i zgromadzenia o ' charakterze kontemplacyjnympodejmowaly si~ r6wniez "pracy dla swiata" - najcz~s ·­ciej typu wychowawczego, ale ich aktywnosc zewn~trznq ograniczalyz jednej strony regula i konstytucje, z drugiej - historycznezwiqzki ze strukturami spolecznymi Polski przedrozbiorowej. NiewielkaIiczebnosc zakon6w zeilskich u schylku dawnej Rzeczypospolitej(przeszlo pi~ciokrotnie mniej liczne od m~skich) lqczyla si~w duzej mierze z ekskluzywnym socjalnie obliczem konwent6w ­zwlaszcza w przypadku si6str pierwszego ch6ru - i z koniecznosciqwnoszenia bogatych posag6w. W wielu zakonach obowiqzywalazasada okreslonej liczby ("numerus clausus") czlonk6w konwentu,tak ze kandydatki do klasztoru musialy nieraz czekac dlugie latana wolne miejsce, opr6zniane dopiero w wyniku zgonu kt6rejs z zakonnic.2 W dodatku w klasztorach XVIII stulecia nie wszystko dzia­2 Pewn'l orientaciE: w sytuacji zakon6w zenskich w Polsce przed rozbiorami dajcpraca E. Janickiej-Olczakowej : Zakony zeizskie w Potsce. (W:) osct6t w Polsce.Pod red. J. Kloczkowskiego. T. II: Wteki XVI-XVIII. Krak6w4 - ZNAK


494 EWA JABlONSKA-DEPTUlA10 si~ najlepiej. Bo najwazmeJsze, jak wiadomo, schylek tegozwieku i pierwsza polowa wieku XIX byly swiadkiem klilku kasataustriackich, pruskich, w mniejszym stopniu rosyjskich (glowniew tzw. "zachodnich guberniach" cesarstwa), ktore obj~ly rowniezdomy kobiece. Zdziesiqtkowane zakony zenskie zaledwie wegetowaly,<strong>maj</strong>qc znikomy, i to najcz~sciej narzucony z gory, zakres oddzialywaniazewn~trznego (np. w Galicji po kasatach jozefinskich ­prowadzenie niektorych szko1 i preparand nauczycielskich). W' KrolestwieKongresowym, gdzie ok. r . .1850 sytuacja polskich zakonowzenskich przedstawia1a si~ najkorzystniej, 1 zakonnica przypada1an;; ok. 12000 katolik6w. Dla por6wnania - obecnie przypada naok. 1250 wiernych. Jednakze polowa stulecia przyniosla jakis gl~bokiprze10m w dziejach zakonow polskich w ogole, a wspolnot ko­;biecych w szczegolnosci. Dziedzictwo zakonne RzeczypospolitejprzedrozbiQrowej mialy zrujnowac dalsze kasaty zabo'rcze, aJe wewszystkich trzech zaborach i na emigracji zacz~ly wowczas powstawacnowe kongregacje, przystosowane w roznych aspektach do·sytuacji w kraju.Cechq charakterystyczn!l wi~kszosci tych wsp61not, wi!lz!lc!l sip,z przemianami gospodarczo-spo1ecznymi okreSu (zwyci~stwo kapitalizmu)bylo dqzenie do utrzymywania si~ z w1asnej pracy. Proceszakladania kongregacji post~powal nieprzerwanie. Mi~dzy rokiem1850 a 1918, to jest odzyskaniem niepodleglosci przez Polsk~, za1ozonoblisko 50 nowych zenskich zgromadzen polskich - habitowychoraz bezhabitowych (ukrytych) 3. Jedne z nich akcentowaly mocnoswoj!l nowoczesnosc rozumian!l jako brak tradycji i nawi!lzan dostarszych wzorow duchowosci i organizacji. Podkresla1y, ze S!l wyrazemmysli Bozej dla swoich czasow. Inne w1!lcza1y si~ swiadomiew nurt "klasycznych" duchowosci i form organizacyjnych zycia zakonnego.Nie odbywa1o si~ to jednak pod jak!lS mechaniczn


U-lRODEt FENOMENU FELlCJAIiISKIEGO 495zowania grupy kobiecej i z przydatnosci1! dawnych wzorc6w i system6wwartosci jako podstawy apostolatu w swiecie XIX wiekui w rzeczywistosci polskiej czas6w porozbiorowych. Szczeg6lnieadekwatne do potrzeb nowego ruchu okazaly si~ reguly sw. Franciszkai duchowosc franciszkanska. Byly one jakos dziwnie zharmonizowanez mentalnosciq ucisnionego narodu. Dostarczaly r6wniez'vvyjqtkowo skutecznej metody duchowego wdrazania w zakonnq" prac~ u podstaw" - wlqczania zgromadzen w zycie najszerszychkn:g6w spolecznych. Wi~cej niz polowa nowych kongregacji zenskichomawianego okresu to zgromadzenia rodziny franciszkanskiej.W jej obr~bie uformowaly si~ zgromadzenia bezhabitowe, ktorepodtrzymaly i skierowaly na .nowe tory zycie zakonne w Kr61estwiepo kasade 1864 roku. Aktualnosc religijno~rnoralnego modelu franciszkanskiegobyla zapewne jednq z g16wnych przyczyn znaczenia.jakie zdobyli w Kosciele polskim XIX wieku kapucyni Kongresowki.zwlaszcza znany zalozyciel i kierownik nowych zgromadzen ­o. Honorat Kozminski 4. Powstalo jednak szereg kongregacji w'spomnianejrodziny zakonnej nie zwiqzanych z kapucynami.Wydaje si~ tez, ze bardzo duzq rol~ w zyciu religijnym kraju odgrywalyinne stare gah:zie franciszkan6w: bernardyni, reformaci,franciszkanie konwentualni. Dzialalnosc ich jest malo znana, chor:sam fakt, iz stanowili wi~ksZ0SC kleru zakonnego i obsadzali wi~kszoscm~skich plac6wek zakonnych w kraju, winien sklaniac dopowaznych studi6w w powyzszym zakresie. Reasumuj1!c, nalezy uznac"franciszkanizm" za jeden z rysow charakteryzujqcych zycieKosciola pod zaborami. Przyczyny i znaczenie tego zjawiska czekajqna wyjasnienie.*Zgromadzenie ss. felicjanek bylo trzecim z kolei zgromadzeniemzenskim "nowej fali" - po sluzebniczkach wielkopolskich i malo• Zycie i dzielo o. Honorata Kozminskiego otrzymaly ostatnio obszernq mono..g rati~ piora s. Marii Werner: O. Honorat KoZmtnskt kapucyn. 1829-1916. Pozna ,'j1972. Jest to praca niew'ltpliwie bez por6wnania lepsza od dotychczasowych biogratii.Niemnlej ksi'lzka stanowic moze tylko punkt w yjscia do pogl


496 EWA JABlOr'lSKA-DEPTUlAznanych franciszkankach podolskich zalozonych przez WojciechaMorawskiego_ Uformowalo si~ jako wsp6lnota zakonna oparta naregule III zakonu sw_ Franciszka w latach 1855-1857, przy czymproces kanonicznego krystalizowania si~ kongregacji byl dose: dlugii skomplikowany_ Dzielo zakonne posiadalo tu dwa korzenie_Pierwszy- to praca charytatywna (opieka nad sierotami i starcami) prowadzonaw zakladzie Zofii Truszkowskiej, zwiqzana u poswi~caj q - 'cych si~ jej kobiet z gl~bokim i intensywnym zyciem religijnym_Korzen drugi stanowilo tercjarstwo franciszkanskie przy zakoniekapucyn6w. Grupa kobiet zwiqzanych z zakladem Truszkowskiejdokonala z inicjatywy o. Beniamina Szymanskiego - reformatoraprowincji polskiej kapucyn6w, a pod kierownictwem o. HonorabKozminskiego, znamiennego "eksperymentu zakonnego". Polegal onna przechodzeniu od luznej wi~zi IqczClcej swieckich czlonk6w 'IIIzakonu do coraz scislejszej wsp61noty zakonnej, jednoczClcej Iudziskupionych wok61 pewnego dziela oraz modelujClcej sw6j byt organizacyjnyi swojq prac~ w zaleznosci od ukladu warunk6w. Sukces"t::ksperymentu" utorowal drog~ nurtowi zakonodawczemu typowemudla Kr6lestwa Kongresowego.Najstarsze dzieje wsp6lnoty felicjanskiej znalazly odbicie w wieluopracowaniach, do kt6rych mogq si~gae osoby zainteresowane szcze-·g6lami 5. Nie znaczy to, ze obraz poczqtkow zgromadzenia jest jasnyi pelny. Nad wi~kszosciq publikacji ciqzy fatalnie sp6r 0 zalozycielstwo- zjawisko dose typowe u dziewi~tnastowiecznych kongregacji"nowej fali", zaslugujClce na badania w aspekcie socjologiii psychologii zycia zakonnego, a zdecydowanie zgubne dla pogl~b ionejhistoriografii proces6w fundacyjnych 6. Nie tu jednak miejscena drobiazgowe korektury historyczne. Wazniejsza wydaje si~ generalnachrakterystyka czynnik6w, kt6re nadaly wspolnocie zakonnejjej niepowtarzalne obIicze i osadzily zgromadzenie felicjanekw Kosciele i w spoleczenstwie poIskim. Mozna wyr6znie cztery grupytakich czynnik6w wzajemnie na, siebie oddzialujqcych. Pami~tats W ostatnich latach ukazaly si


u' lRODEl FENOMENU FELlCJANSKIEGO 497przy tym nalezy, iz cwo oddzialywanie przebiegalo w warunkachniewoli narodowej i w specyficznej sytuacji zaboru rosyjskiego.Ramy proces6w wyznaczal w interesujqcym nas przypadku okresschylkowy izw. "ery paskiewiczowskiej" i nast~pujqcy po rumokres "odwilzy pokrymskiej". Sygnalizowane grupy czynnik6w to:1. RUCH DOBROCZYNNOSCIZjawiska obje:te tym okresleniem bywajq w historiografii lekce··wazone. Az nazbyt latwo odm6wie im wszelkiej istotnej wartoscimoralnej, kulturalnej, spolecznej. Sporo napisano 0 wielkopanskiejmodzie na dobroczynnose, 0 obludzie i zaklamaniu warstw uprzywilejowanych,0 "plasterkach" <strong>maj</strong>qcych rzekomo leczye bolqczkisocjalne itd. Sqdy takie Sq oparte na jakichs podstawach, i tkwiqmooniej w rzeczywistosci historyczmej niz przeciwstawiane Tm og61­nikowe f.razesy 0 czulych sercach i chrzescijanskim milosierdziu.Niemniej przy blizszej znajomosci epoki trzeba przyznac, iz chodzilotutaj c~st o 0 sprawy nader 'Powazne, zarowno w aspekcie personalnychjak ii. instytucjonalinym. Moda nakazywala "paniom z towarzystwa"uczestniczyc w kwestach, wentach i balach na cele dobroczynne.Na pewno jednak nie moda sprawila, ze wiele tych pan szlow czasie epidemii T. 1848/49 i 1852/53 do suteryn i na poddasza, bypiel~g nowa c ChOTych na choler~. Wla snor~czne rozdawanie ubogimprzyslowiowej zupki rumfordskiej stanowilo manifestacj~ "czulegoserca", czym innym byly jednak fundacje ochronek, szpitali i sierorincow,wcale rue rzadkie w omawian ym okresie. Osobnq spraWqpozostawalo wreszcie podejmowanie pracy w tego rodzaju placowk~h..Pami~tajmy, ze osoby oddajqce si~ w w. XIX dobroczynnosci niemusialy pojmowae swoich czynow w kategorii rozwiqzywania problemusocjalnego. Mogly dostrzegae tylko potrzeby konkTetnych ludzi,rozwazac osobno kazdy z przypadk6w i zamykae go w granicach"tutaj i teraz". Owa zindywidualizowana, choe <strong>maj</strong>qca odniesieniasrodowiskowe, odmiana "charitatis" winna bye stale uwzgl~dnianaw problematyce dziej6w dobroczynnosci. WaTto przypomniec,iz wz6r wspomnianej postawy wyst~powal zawsze i zazwyczaj dominowalw nauczaniu. Kosciola dotyczqcym dobrych uczynkow. Takzdeterminowana aktywnose charytatywna byla zresztq w stanie inicjowaeprocesy 0 duzej wadze spolecznej. Miala jakies znaczeniesarna intensyfikacja dziel milosierdzia w okreslonych kr~gach srodowiskowych.Dobrowolne obcowanie z ne:dzq i ciemnotq dostar··czalo zwykle podstawy do gl~bszych refleksji ideowych. Co zas s i ~


498 EWA JABLOrilSKA-DEPTUlAtyczy dobroczynnosci uj~tej w ramy szerszych program6w - dobroczynnoscizinstytucjonalizowanej lub przynajmniej przejawiajq­.cej tendencje do jakiejs instytucjonalizacji - to jej historyczneznaczenie rysuje si~ zwlaszcza w dw6ch aspektach: 1 0 Ofiarnoscludzka wyrazona w datkach pieni~znych, w 1'6znorodnych darowiznach,w pracy i uslugach, stanowila podstaw~ poczynan skladajqcychsi~ na 6wczesnq opiek~ spolecznq. Do ofiarnosci takiej musialysi~ odw olywac nawet instytucje omawianego okresu posiadajqce <strong>maj</strong>qteklub korzystajqce z dotacji rzqdowych. 2 0Nieprecyzyjnoscpoj ~ci a dobroczynnosci pozwalala rozszerzac w praktyce jego zakres,a w warunkach cUawienia zycia narodowego niewinny szyldakcji czy plac6wki dobroqynnej mogl ukryc rozmaite inicjatywykulturalne, wychowawcze, spoleczne, niekiedy polityczne. Zakladycharytatywne zajmowaly si~ notorycznie "nie swoimi sprawami".Instytucje <strong>maj</strong>qce zlozone cele wybijaly na zewnqtrz charytatywnyaspekt swej dzialalnosci usuwajqc w cien lub zgola zakonspirowujqCaspekty pozostale. W ten spos6b zostaly zwiqzane z ruchem·dobroczynnosci akcje z dziedzin: szkolnictwa elementarnego i przysposobienia zawodowego, organizacji czytelnictwa wsr6d mas i 05­\",jaty sanitarnej.7 Motywowany religijnie postulat opieki nad wi~zniami w og6le posluzyl do zorganizowania szczeg6lnej pomocy wi~zniom politycznym caratu itd. itd. Mozna obecnie sprecyzowac, naczym polega gl6wny blqd opinii sprowadzajqcej dobroczynnosc polowyXIX w. do zespolu zachowan "wyzszego towarzystwa" oscylujqcychmi~dzy swoistq zabawq a pseudo-spolecznikostwem. Nie chodzitylko 0 to, ze dziela charytatywne byly wspierane takze ofiarnosciqnizszych urz~dnik6w, rzemieslnik6w, robotnik6w i chlop6w.Is10tniejsze wydaje si~ to, ze scislym korelatem kr~gu bawiqcych si ~w k west~ dam pozostawal krqg os6b, kt6re robily co mogly, by dobroczynnoscnie wyszla z mody, wywieraly zlozonq presj ~ moralnqna bogatych dla uzyskania funduszy na okreslone cele, a przedewszystkim zarzqdzaly zebranymi pieni~dzmi czy przedmiotami czyniqc z nich taki lub inny uzytek. W gr~ wchodzily tu niekt6re z samych "szlachetnie urodzonych" kwestarek, a takze przedstawicieleich srodowiska 0 ambicjach dzialaczy spolecznych. Krqg powyzszybyl jednak bez por6wnalnia szerszy. Obejmowal lekarzy i zarzqdc6wszpitali, kierownik6w i funkcjonariuszy zakl1id6w dobroczynnych,~!ychowawc6w i bibliotekarzy, publicyst6w, urz~dnik6w miejskich7 Pozniejsze dzieje zalozonych w r. 1858 przy Warszawskim Towarzystwie Dobl'oczynnoSci bezplatnych czytelni dla ludnosci stolicy staly sill przedmiotemc iekawego studium \V pracy B, Cywiilskiego: Rodowody ntepokornych. ,"Varszaw a1971. Rozdzia l: Skanda l w WTD. .


U lRODEl FENOMENU FELlCJANSKIEGO 499i spolecznik6w najr6i:norodniejszego autoramentu. Nader poczesnqrol~ odgrywal w nim r6wniei: kler zakol1ny i swiecki.Zloi:onose inspiracji, cel6w i struktury srodowiskowej omawianegozjawiska pozwala uchwycie szersze znaczenie niekt6rych wai:-·nych aspekt6w ruchu felicjailskiego. Potrzeba tu jednak jeszcze poruszyekilka kwestii. Wladze zaborcze dqi:y!y do rozciqgni~cia scis­!ego nadzoru nad dobroczynnosciq i opiekq spolecznq. Ca!ose instytut6wi inicjatyw charytatywnych zosta!a poddana zwierzchnictwutzw. Rady Gl6wnej Opiekuilczej. Dominowala tendencja wlqczaniadziel dobroczynnych w ramy scentralizowanych, latwych do kontroliinstytucji typu Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynnosci.Ograniczano zwlaszcza udzial zakon6w w omawianej dziedzinie aktywnosci.Jak s i~ okazalo, znaleziono i w tych ramach sporo miejscadla pracy 0 wyraznym sensie patriotycznym. Niemniej kontrolowanaadministracyjnie i policyjnie przez zaborc~ dobroczynnose budzilawiele nieufnosci. Sympatie publiczne kierowaly si~ ku inicjatywomprywatnym, mozliwie niezaleznym od instytucji rzqdowych.Jest rzeczq charakterystycznq, iz pOCZqwszy od pierwszych oznakpolitycznej odwilzy w Kr6lestwie przypadajqcych jeszcze na rzqdyPaskiewicza, koilczqc zas na okresie powstania styczniowego, dynamizmobudzonego i:ycia polskiego znalazl wyraz mi~dzy innymiw mnozeniu prywatnych zak!ad6w dobroczynnych traktowanychjako instytucje n aTodowe. W ruchu tym


500 EWA JABLONSKA-DEPTUlAcZqcych roznorodne grupy kleru swieckiego i zakonnego ze srodowiskamiowczesnych lekarzy, kierownikow sierociitcow i przytulk6w,urz~dnik6w RGO etc., nie wylqczajqc innowiercow. Zorganizowane:poswi~canie si~ czynom milosierdzia stanowilo uznany powszechniew yraz reJigijnosci, a intensyfikacja zycia religijnego pociqgala za so­Uq zrzeszanie si~ w celach rownoczesnie formulowanych i seisle zesobq wiqzanych: pomocy wzajemnej w osiqganiu doskonalosci duchowej i podj~eia sluzby spolecznej w ramach jakiegos dziela dobroczynnego.Byla to jedna z wazniejszych drog wiodqcych do zakladanianowych zgromadzeit. Wiemy, ze wi~kszosc kongregacji "nowejfali" stawiala sobie jako zadanie glowne lub przynajmniej jako jednoz zadait istotnych - prac~ charytatywnq.8P oglqdy na dobroczynnosc XIX-wiecznq kszta1tujq do dzis jejkrytycy z ostatniej cwierci stulecia - pozytywisci.9 Ich opinie bywalycz~sto jednostronne - uwadze znanych pisarzy i publicystowuchodzily z reguly liczne akcje zakonspirowane, a takze inicjatywypozawa rszawskie. Pozytywistyczne poglqdy na dzialalnosc charytatywnqwiqzaly si~ tez z nowymi zalozeniami ideowymi, a przedewszystkim z zachodzqcq w ciqgu stulecia zmianq spoleczno-gospodarczychpodstaw wspomnianej dzialalnosci. Dobroczynnosc w Krolestwie przed powstaniem styczniowym miescila si~ w ramach spoleczeitstwa,ktore wchodzilo dopiero w epok~ kapitalistycznq. Losyi rozwoj Kongresowki byly dla ludzi wielkq niewiadomq, budzqcqnadzieje i l~ki. Najsilniej wstrzqsaly wyobrazniq n~dza, ciemnotai choroby w rosnqcych skupiskach miejskich. Zjawiska powyzsze oddzialywalyna umysly przez swoj rozmiar, a przede wszystkimprzez to, ze nie miescily si~ w tradycjonalnych strukturach spolecznych,nie byly "uswi~cone" ustalonymi wyobrazeniami 0 "ubogichtego swiata". Prowokowaly zatem spontamiczne inkjatywy,podejmowane w zamiarze cZqstkowego przynajmniej zaradzeniaziu. Felicjanki uformowaly si~ wlasnie jako zgromadzenie wiel-·komiejskie. Chcialy odpowiedziec na wezwanie ludzkich nieszcz~sc Warszawy. Jeszcze przed rokiem 1863/64 powstalo kilkapolskich kongregacji zeitskich takiego rodzaju. Powolane dozycia wsrod kolonii polskiej w Petersburgu, przy zakladzie cha.­rytatywnym "Ouvroir", zgromadzenie si6str Rodziny Maryi, ktorezalozylo swe pierwsze plac6wki w Kr61estwie w r. 1862, uksztalto­• Po podstawowe informacje z tego zakresu mozna si~gnqc do art. J. Majki:I rosci e!na dziala!n osc dobroczynna w Polsce w XIX i pierwszej polowie XX wiek.u . (W:) KSi'lga tys!qclecia kato!icyzmu w Polsce. Lublin 1969, T . 1, s. 547-580.• Por. K. Dembowska: Dobroczynnosc warszawska w koncu w. XIX w uj'lciuv;sp6l;czesnych. Sprawozdan!a Tow. Nauk KUL, <strong>Nr</strong> 18: 1969, s. 117-119 (KomunikatX w itikszej pracy, kt6rej wyniki kwalifikowalyby si~ do obszerniejszej pub likacji).


U ' t RODEl FENOMENU FELlCJAtiJSKIEGO 501walo s i~ niemal w tym samym czasie co warszawskie £elicjanki.Jednakze wyraina dominacja spraw miejskich w nowym ruchu zakonodawczymzarysuje si~ dopiero pod koniec XIX wieku. Naraziew sferze dzialalnosci przemyslanej i uj~tej w ramy program6w wysilwalysi~ na pierwszy plan sprawy emancypujqcej si~ wsi. Nowychpotrzeb w zakresie opieki spolecznej i oswiaty nie byl tu w staniE:zaspokoic nawet najaktywniejszy spolecznie tradycyjny zwiqzekdworu z parafiq. Koniecznosc wszechstronnych zmian w Zyciui umyslowosci ludnosci wiejskiej odczuwano powszechnie a jednoczesniezdawano sobie spraw~, jak wiele moze zdzialac w tej dziedziniek tos, kto zdob~dzie wsr6d chlop6w autorytet oparty na podstawiereligijnej. Oznakq uznania dla nowego zgromadzenia felicjanekstalo s i~ wezwanie si6str do pracy na wsi przez Towarzystwo Rolnicze.Fundamentem wiejskiej dzialalnosci zgromadzenia byla instytucjaochronki, 'znana i w miescie, ale posiadajqca w warunkach wsibez por6wnania szerszq sfer~ zaangazowan. Ochronka pelnila funkcjezlobka, przedszkola i szk6lki elementarnej, sierocinca, punktu katechetycznegoi ambulatariulffi. Bywala osmdkiem walki z analfabetyzmem,punktem bibliotecznym dla doroslych, ogniskiem oswiatysanitarnej i miejscem r6znorodnych kurs6w gospodarczych. Felicjankiwst~pujqce w slad si6str sluzebniczek - wielkopolskiegozgromadzenia ochroniarek wiejskich, mialy jako jedne z pierwszychw Kr6lestwie ukazac owe bogate mozliwosci dzialania stojqce przedskromnq ochronkCl. Konczqc warto wspomniec 0 wcale nieblahymczynniku dynamizujqcym omawiane wyzej procesy. Chodzi 0 kl~sk izywiolowe, glody i epidemie. Wywieraly one powazny wplyw naatmosfer~ okresu, pobudzaly dobroczynnosc prywatnq i publiczl1q,tworzyly takze bodice i warunki rozwoju szeregu kongregacji "nowejfali" poczynajqc od najstarszych - sluzebniczek i felicjanek.2. RUCH KOBIECYRelacje mi~dzy powstawaniem nowych zgromadzen zenskichw Polsce XIX wieku, a 6wczesnymi zmianami pozycji spolecznej kobieti ruchem emancypacyjnym byly juz przedmio~em rozwazanw kilku publikacjach zamieszczonych w <strong>Znak</strong>u. 10 PrzypQrnniecnalezy niekt6re wazniejsze punkty tych rozwazan, ze szczeg6lnymuwzgl~dnieniem sytuacji Kr6lestwa przed powstaniem styczniowym.W latach dwudziestych i trzydziestych omawianego stulecia w w y­.. W szczegolnosci w dwoch moich cytowanych w yzej artykulach: Zakonyi zgromadzenia zakonne w Polsce w XJX t XX w . i problemy TozWO j U i adaptacj iI,olsklch XX-wiecznllch zgTomadzen zenskich, passim.


502 EWA JABLONSKA-DEPTUlAniku donioslych wydarzen gospodarczych (kryzys rolniczy, pierwszafaza rozwoju przemyslu) i politycznych (wojna 1830/31, emigracjapopowstaniowa, konfiskaty, wi~zienia, zsylki) wiele kobiet zostalozmuszonych do pracy zarobkowej najemnej lub przynajmniej doprzej~cia zarzqdu <strong>maj</strong>qtkami ziemskimi i warsztatami. Na ich barkispadl r6wniez zwielokrotniony ci~zar zadan wychowawczych przesuwanychze szkoly i innych instytucji publicznych na dom i krqgpowiqzan rodzinno-towarzyskich. Procesy powyzsze spowodowaly,ze tzw. "kwestia kobieca" zlI1'alazla si~ juz ok. 1840 r. w centr um zainteresowaniawarstw wyksztalconych, Wysuni~to szereg nowychpostulat6w odnosnie dowartosciowania kobiet w dziedzinie wychowaniai wyksztalcenia, pracy zawodowej i zycia rodzinnego. Szerokizasi~g zyskiwaly opinie gloryfikujqce rol~ kobiety w spoleczenstwie- przyznajqce jej nawet wyzszosc nad m~zczyznq 11. Mial tuduzy wplyw romantyzm, ale g16wnq podstaw~ takich poglqd6wtworzyla specyficzna pozycja kobiet w kraju pozbawionym najwartosciowszychelement6w sposr6d m~iczyzn i zmuszonym do pie-1


lJ tRODEl FENOMENU FElICJArilSKIEGO503przenikni~te duchem religijnym. Wiqzalo si~ to z presjq romantyzmu,z religijno-mesjanistycznym wartosciowaniem martyrologii narodu,kt6rej tak istotnq cz~sc stanowHy cierpienia i wysilki kobiet,z porozbiorowymi wyobrazeniami 0 Polaku-katoliku dojrzewajqcymdo zycia dla ojczyzny pod okiem matki, siostry i narzeczonej. Cowi~cej - postulaty dowartosciowania umyslowego, moralnegoi spoleczno-zawodowego kobiet, formulowane w dyskusji 0 wysokimpoziomie intelektualnym, zyskaly tam oparcie rowniez w wartosciachchrzescijailskich. Ten nurt ideologii emancypacyjnej reprezentowalaw Krolcstwie przede wszystkim Eleonora Ziemi~cka .I wreszcie niebez znaczenia pozostawal scharakteryzowany wyzejsposob pojmowania dobroczynnosci - najwazniejszej plaszczyznypracy kobiet. Pierwsze felicjanki byly przedstawicielkami pokolenia,ktore odkrywalo przed zespolami kobiecymi pragnqcymi wlqczycsi~ czynnie w zycie narodu nowe perspektywy dzialania i poswi~cenia.Do blizszego zbadania jest bardzo istotna kwestia, jak czolowepostacie zgromadzenia 'ustosunkowaly si~ do ruchu feministycznegoswoich czasow. Wiemy, ze kierownicy duchowni felicjanek - 00. kapucyni- przyznawali kobiecie ogromnq rol~ w postulowanym odrodzeniumoralnym narodu, aczkolwiek nie akceptowali radykalnychform emancypacji. Jeszcze bardziej znaCZqcy wydaje si~ faktrekrutacji aktywu mlodej kongregacji z "warstw oswieconych"stolicy, w szczegolnosci ze sfer, ktore mozna by nazwac inteligenckimi.Byly to srodowiska, gdzie kobiety mialy pelniejszq niz gdzie indziejswiadomosc teoretycznq zachodzqcych zmian, a podkreslicnalezy, ze od poczqtku wchodzily w sklad wspolnoty osoby pracujqcena swe utrzymanie czyli doznajqce praktycznie ewolucji poloze­Ilia socjalnego swej plci. Nie szukajmy jednak u felicjanek nastawieniaintelektualnego (mialy je niekt6re kongregacje emigracyjnel.W polu widzenia siostr sw. Feliksa znajdow::>.ly si~ przede wszystkimpalqce potrzeby ludzkie obserwowane w srodowiskach najubozszychi najmocniej pokrzywdzonych. Kobiety "wyzszej sfery" pragn~ly zespolic si~ z przedstawicielkami "warstw nizszych" wewnqtrzsamego zgromadzenia. PragllE;ly tez zerwac 'Ze standardami i nawykamiswego swiata, by moc zejsc w "doly spoleczne" i podjqc prac ~w najd~zszych materialnie i psychicznie warunkach. Tutaj powracaznow kwestia religijnych komponent ruchu. W owczesnym spoleczeilstwietaka przemiana zycia indywidualnego i wspolnotowegomogla liczyc na uznanie - zwlaszcza w przypadku kobiet - przedewszystkim wtedy, gdy nawiqzywala w sposob scisly czy luzniejszydo idei zakonnej.*


504 EWA JABLONSKA-DEPTUlADwie nast£:pne grupy interesujqcych nas czynnik6w prezentujqw pewnym zakresie dwie strony tego samego procesu. Proces to slaboprzebadany, ale od strony faktograficznej sygnalizowany w setkachpublikacji. Fakt, iz pozostaje mimo to tak malo uwzgl~dnianyw syntezie historiograficznej XIX wieku , jest jednym z najdobitniejszychswiadectw schematyzmu panujqcego w ujmowaniu dw6ch ostatnichstuleci historii Polski.3. ODRODZENIE RElIGIJNEZ jawiska oznaczone tym okresleniem obejmujq zar6wno dzied zin~religijn osci masowej jak i dziedzin~ religijnosci wyjqtkow ej, zillJ.­tensyfikowanej w dqzeniu do swi£:tosci. W przypadku pierwszymXIX stulecie nadalo ostateczny ksztalt temu, co okreslamy jako polskikatolicyzm tradycyjny. Dokonalo tego przez wprowadzenie nowych(dzis juz odczuwanych jako archaiczne) kult6w, obrz£:d6w,obyczaj6w swiqtecznych i zrzeszen dewocyjnych, przez odnowieniew kontekscie zrnian spolecznych epoki dawnych form poboznosci.przez powif!zanie religijnosci z nowoczesnq swiadomosciq narodowq.Religia wniknE;la gl£:boko w zycie prywatne stanowiqc tam jednqz wartosci narodowych chronionych przed ingerencjq zaborcy.Z drugiej strony kult publiczny odbierano w spos6b szczeg6lny ­jako zachowanq. od zaglady cZE;SC publicznego zycia polskiego. Codo drugiej ze wspomnianych sfer religijnosci, to XIX wiek zaprezentowalwzrost kr£:g6w os6b zwiq'zanych stosunkiem kierownictwaduchowego, odnowienie i potE;znq atrakcyjnosc idei zakonnej, rozw6jascezy i mistyki, sylwetki wielkich pokutnikow i "szalencowBozych" oraz niezaprzeczalny heroizm religijny przejawiony przezmniejsze i wi~ksze grupy ludzkie w warunkach przesladowania Kosciolaczy w innych sytuacjach wymagajqcych szczegolnych poswi ~-. cen. Oba wspomniane nurty religijnosci byly ze sobq scisle powiq­. zane i wzajemnie na siebie oddzialywaly. Moina to zaobserwowacmi~dzy innymi na przykladzie charakteryzowanego wyzej ruchukobiecego.Termin odrodzenie religijne nie odnosi siE;, rzecz jasna, w sposobjednoznaczny do calosci ziem polskich na przestrzeni calego stule-­cia. Intensyfikacja zycia religijnego wystqpila w roznym czasiew poszczegolnych zaborach i w kolejnych okresach wchodzila w odmiennerelacje z procesarni laicyzacji. Stan badan nie pozwala jeszczena dokonanie scislejszej periodyzacji ruchu odrodzenia. Moznatylko stwierdzic najog6lniej, ze przeciwstawil siE; on postawomu ks ztal~owanym przez Oswiecenie, kt6re formowalo polskq kulturE;


U 2RODEt FENOMENU FELlCJANSKIEGO 505jeszeze przez calq pierwszq ewiere XIX wieku. Przyspies·zyly jegorozwoj wydarzenia powstania listopadowego. W trzydziestoleciu1840-1870 odrodzenie religijne jest faktem we wszystkieh trzeeh zaborachi na emigracji - w szczegolnosei zas w Kongresowce i w Poznanskiem.O s iqgni~cia tego okresu stworzyly pod s taw~ , na ktorejoparl si~ nast~pnie rueh religijny sehylku wieku XIX i poczqtku wiekuXX, wyrazajqcy si~ w dalszym ciqgu powstawaniem nowyeh kongregacji.Byl to juz rueh zwiqzany ze spoleezenstwem kapitalistycznym.Rozwijal si~ · z wyjqtkiem Galieji w niezwykle trudnych warunkachspowodowanych przez represje zaboreow w stosunku doKoseiola oraz w jakiejs mierze przez post~pujqce zeswiecezenie niektorychgrup soejalnych.W dose prowizorycznie wyodr~bnionym okresie 1840-1870, kiedypowstalo i rozwin~lo si~ zgromadzenie ss. felicjanek, warto zwrocieuwag~ na dwa nurty dowartosciowywania religii w zyeiu narodowym.Nurt pierwszy lqczyl si~ z romantyzmem i mesjanizmem,z roznymi odmianami europejskiej reakcji przeciw ideologii Oswieeenia,a przede wszystkim z atmosferq intelektualno-moralnq WielkiejEmigracji. Religijnosc powyzszego rodzaju, aczkolwiek rzadko oder­·,vanq zupelnie od Kosciola (najczE:sciej deklarujqcq wiernose katolicyzmowi),cechowalo nieliczenie si~ z jego dogmatami, aktualnymnauczaniem, kultem i dyscyplinq. Dotyczylo to zarowno kierunk6wmyslenia wiqzqeych chrzescijanstwo z ideami socjalistycznymi i programemrewolucji jak i pewnych ideologii konserwatywnych. Wyst~powalytutaj tendencje do tworzenia her ezji ezy sekty tj. doksztaltowania nowej doktryny ehrzeseijanskiej i wiqzania jej zwolennik6wautorytetem religijnego proroka, nie uznanego przez Kos ­ciol (towianizm). Cz~sciej spotykamy jakies oseylowanie mi~dzy k C1.­tolicyzmem a "chrzescijanstwem bezwyznaniowym". Trzeba jednakmocno podkreslie, ze odmawianie tym wszystkim wolnomularzom,heglistom roznyeh odcieni, saint-simonistom itd. autentycznej religijnoscijest powaznym bl~dem. Wi~kszo s c z nieh przezywala mocnowar tosci saknilne zawarte w tezach wyznawanej doktryny i w zaloieniachformulowan yeh programow; miala zycie modlitwy, wprowadzalaoceny r eligijne nawet do spraw od dawna kwalifikowanychjako swieekie.t 2Stopniowo narastal jednak nurt odrodzenia religijnego, w ktorymortodoksyjnosc i zwiqzek z Kosciolem stanowHy fundament zyciawewn ~ trz nego i dzialania w swiecie. Mia! on niektore korzenie nC)emigracji, gdzie w konfrontacji z ruchem umys!owym Europy przy­12 Por. interesujqcy szkic R. Bendera: Radykalizm chrze§cijanskt w Polsce p o­rozbtotowej. Ch·rzesc/janin w §wt ecie, N r ll ; 1971, s. 60-75.


506 EWA JABLOJilSKA·DEPTUlAbral charakter intelektualny (zmartwychwstaiicy). Wlasciwq i peln'irealizacj~ znalaz1 jednak w kraju. Zosta1 tu wlqczony w "normalne"struktury spoleczne i powiqzany z codziennq pracq Kosciola. Zyskaltez charakter praktyczny, tj. ukierunkowanie na konkretne, aktualnepotrzeby duchowe ludzi. Z tego nurtu wyrosly felicjanki. Powstalyone zresztq w latach, gdy wzorzec Polska-katolika oddzialywa1 tak::; iI ~ ie na srodowiska Kongresowki, ze "anarchizm reIigijny" byl conajmniej zie widziany, a podkresianie wi~zi z Kosciolem mogio wystGPowacw roIi eIementu postawy patriotycznej nawet u osob religijnieoboj~tnych. Nastawienia takie malazly znamienne potwicrdzeniepozniej w manifestacjach religijno-patriotycznych Iat 1860­-62. Traktowanie owczesnej religijnosci tylko jako srodka wyrazudJa postaw i uczuc zgola inn~go rodzaju oznaczaloby jednak zasadniczqignorancjG. Tezie takiej przeczy w sposob radykainy mi ~dzyinnymi fenomen felicjaiiski. Gdy przygIqdamy siG zyciu mlodej kongregacjiw pierwszym okresie jej istnienia, uderza nas przede wszystkimniezwykla zarliwosc, bezkompromisowosc i spontanicznoscw oddaniu si~ Bogu. Dawaly swiadectwo takim postawom wyjqtkowoostra asceza w zgromadzeniu (skrajnosc umartwieii zewnGtrznychi wewnGtrznych) oraz doprowadzona do ostatecznych konsekwencjipraktyka ubostwa i pokory - w polqczentu z gorliwymk ultywowaniem typowych form owczesnej pobQznosci. Bo tez felicjanki,choc reprezentowaly pewnq kraiicowq postac ruchu religijnego,mialy swoje korzenie w zjawiskach typowych dla spoleczeiistwaKongresowki. Gdy powstawaly, rozwijal si~ w KroJestwie juzod z gory dziesiGciu 1at proces, ktory w skali masowej przejawialsiG intensyfikacjq zycia kultowego, w skali wyzszej - tworzeniemsi~ grup zesp010nych wi~ziq religijnq. Rozprzestrzenialy si~ nowenabozenstwa oraz formy dewocji pub1icznej i prywatnej, tak bardzowzbogacone przez XIX stuiecie. SzczegoIne znaczenie dia owczesnejpoiskiej religijnosci mial wie1ki rozwoj kuItu maryjnego(cudowny medalik, nabozeiistwa <strong>maj</strong>owe, wieioaspektowe oddzwiGkiogloszenia dogmatu 0 Niepokaianym Pocz~ciu NMP, renesans czcidIa Matki Boskie j Gz~stochowskiej itd.). Rownoczesnie mnozylas i~ liczba "kol dewocyjnych" - zwlaszcza na terenie Warszawy. By··1y to spolecznosci roi:ne: niekiedy grupy rodzinno-towarzyskie zwiqzanez pewnym "salonem", cZGsciej kr~gi zespoione osobq tego samegakierownika duchowega, i wreszcie zrzeszenia typu bractw,przezywajqcych okres ekspansji nowych form i odrodzenia form starych.Jak juz byla rnowa, wyrazne pi~tno religijne mialy rozne inicjatywycharytatywne, oswiatowe, zawodowe, przy czym wi~ziksztaltowane VI ramach wspolnej dzialalnosci nakladaly siG zwyklen a wiGzi plynqce .ze stosunkow kierownictwa duchowego, przyna­


U 'ZRODEl FENOMENU FElICJANSKIEGO507leznosci brackiej, czy chocby przywiqzania do okreslonej swiqtyni.W powyzszym ruchu mozna zaobserwowac tendencj~ do zmiany zyciagrupowego w kierunku zakonnym, ale nie przez zwykly akcesdo jednego ze starych zakonow. Zjawisko to slabo zbadane i w ogoletrudr.e do przebadania, jako ze dqzenia, 0 ktorych mowa, cz~sto nieprowadzily do zakladania kongregacji i znajdowaly wyraz w luznychformach zycia wspolnotowego. Wydaje si~ wszakze, ii: chodzio cos, co si~ powtarzalo wiele razy. BiorC!c pod uwag~ samC! kwesti~kongregacji zeiiskich powstalych w kr~gu odzialywania kapucynow,istniejq slady kilku pr6b, a w kazdym razic planow zakonodawczychjesz'-'Ze przed felicjankami (nie liczqc Inieudanych pertraktacjio. Szymaiiskiego 0 sprowadzenie do Warszawy ss. franciszkanekz Munster). 0 jednej przynajmniej takiej probie mozemy cos powiedziec.Miala ona miejsce w pierwszej polowie r. 1849 i byla zwiqzanaz osobq Jozefy Karskiej ~ pozniejszej zalozycielki zgromadzenia ss.niepokalanek. Rzecz nie doszla do skutku tylko w wyniku chor6bi zgonow wsrod kandydatek do zgromadzenia. Mozna wspomniec, zew plany z r . 1849 zaangazowany byl oprocz kapucynow 00. ProkopaLeszczyiiskiego i Albina Konwerskiego takze augustianin o. AugustynBrz~czkiewicz, pMniejszy (przed o. Honoratem Kozmiiiskim)kierownik duchowy Zofii Truszkowskiej. Nalezy podkreSlic, ze ruchodrodzenia .religijnego tkwil nie tylko u genezy zgromadzenia felicjanek.Byl on czynnikiem decydujqcym 0 rozwoju kongregacji - ­o naplywie powolaii, 0 formach dzialalnosci, 0 zasi~gu wplywowsi6str sw. Feliksu.4. AKTVWIZACJA KOSCIOtA POLSKIEGOKosciol w Polsce przeiyl w pierwszej polowie XIX wieku okreskryzysu. Kryzys wywolaly roine przyczyny: chaos instytucjonalnyspowodowany rozbiciem przez rozbiory dawnych struktur koscielnychRzeczypospolitej, kasaty i represje zaborcze, zniszczenia wo··jenne, zalaman ie si~ podstaw gospodarczych wielu instytucji, wplywwolnomularstwa i libertynizmu oraz niski poziom umyslowy i moraInykleru. Stopniowo jednak, chor warunki rozwoju Kosciola nieulegly poprawie, przeciwnie - na pewnych terenach zdecydowaniesi~ pogorszyly, odnalazl on swe nowe miejsce w spoleczeiistwiepolskim, odnowil kadry duchowieiistwa i rozwinql roinorodnqaktywnosc, dostosowanq do sytuacji kaidego z zaborow. W polowiestulecia procesy te Sq jui widoczne w skali calego kraju. Sil~odnowy czerpal Kosciol polski cz~sciowo z ogolnoeuropejskich procesowkonsolidacji i reorganizacji Kosciola (interesujqcy nas rucb


508 EWA JABtorilSKA·DEPTUlAzakonny zawdzi£:czal np. wiele reformom Piusa IX), gl6wnie zasz sytuacji Polski i z zapotrzebowania na wartosci i wi~zi religijneodczuwanego przez spoleczenstwo wszystkich trzech zabor6w. Przeciwstawiaj~csi~ narzucanym przez zaborc~ ograniczeniom swe.idzialalnosci i swego wplywu, duchowienstwo oinicjowalo nowe formyduszpasterstwa, wlqczalo si~ w nowym zakresie w prace spolecznei kulturalno-oswiatowe, angazowalo niekiedy w r6zne nurtypolityki narodowej. Przez dlugi czas wzorem dla innych dzielnicPolski pozostawal tutaj kler zaboru pruskiego. Nalezy zaznaczyc,ze postawy ideologiczne duchowienstwa polskiego nie byly w 6wczaswcale jednolite. Nie braklo wsr6d ksi~zy i zakonnik6w zwolennik6wradykalnych rozwiqzan spolecznych, zas akceptacja walki zbrojnej0 niepodleglosc, motywowana koscielnq doktryn~ 0 prawie oporuprzeciw tyranowi, miala w tych srodowiskach zasi~g bardzo szeroki.Znalazlo to wyraz w poparciu przez znacznq cz~sc kler u powstanz r. 1848 i 1863. Religijne dowartosciowywanie zycia narodowegopozostawalo jednak cechq niemal wszystlHch orientacji koscielnychi stqd weszlo jako element trwaly do duszpasterstwa i k ultu.Formy pracy Kosciol~. upodobnily si~ w pewnych dziedzinach do formpracy innych po!skich organizacji - bqdz nielegalnych, bqdz legalnych,lecz usilujqcych wyjsc poza wqskie ramy dozwolonej przezrz~d dzialalnosci. Innymi slowy oddzialywaniu religijnemu towa­;-zyszyl stale podtekst znaczeniowy oraz p61konspiracja, niekiedyzas konspiracja pelna. Ogromnego znaczenia nabralo w Kr6lestwiepo powstaniu listopadowym, zwlaszcza wsr6d tzw. "warstw oswieconych"Warszawy, duszpasterstwo oparte na 'kontakcie prywa'tnym,osobistym. Wchodzila tu w g,r~ katecheza domowa, uczestnictwoduchownych w zyciu towarzyskim pewnych kr~g6w i wreszciek,ierownictwo duchowe. Trwala wi~z, jaka powstawala mi~dzyspowiednikiem i doradcq duchowym a penitentami sluzyla cz~stoaktywizacji jakiejs organizacji religijnej czy dziela dobroczynnegowzgl~dnie stworzeniu organizacji nowej. Dotyczylo to r6wniez nowychzgromadzen, gdzie dyrekcja typu zakonnego wyrastala zwyklez dyrekcji osobistej sprawowanej przez kaplana-zalozyciela lubwsp61zalozyciela w stosunku do grupy przyszlych zakonnic. Ta pra­\vidlowosc wystqpila i w poczqtkach kongregacji felicjanek. Elementcz~sciowej lub pelnej konspiracji wyst~powal dalej w rozwojuposzczeg6lnych zrzeszen religijnych. Obserwujemy go nawet w6wczas,gdy dana organizacja czerpala popularnosc ze swej lqcznosciz atrakcyjnymi osrodkami kultu publicznego czy z powiqzan z gronemwzi~tych kaznodziej6w, spowiednik6w, dzialaczy spolecznych.Przedmiotem konspiracji bywal bqdz to "drugi plan" dzialalnosci,bqdz sam wlasciwy charakter instytucji nie pokrywajqcy si~ scisle..


U tRODEl FENO MENU FElICJANSKIEGO509z charakterem prezentowanym na zewnqtrz wzgl~dnie nawet calko··wicie zatajony pod szyldem legalnego stowarzyszenia . Wazne jest;ze w omawianym okresie Kosciol rozwinql SWq dzialalnosc w sposob~wi adomy i nowy, tak w dziedzinie duszpasterstwa masowego, jakw dziedzinach specjalnych, synchronizujqC w szeregu plaszczyznoba te kierunki aktywnosei. Osrodki kierujqce powstawaniem nowychzgromadzen zenskich - czy to kongregacja zmartwychwstancoww Rzymie, czy Akademia Duchowna w Petersburgu, ezy zref('rmowanaprowincja polska kapucynow w Krolestwie - byly rownoczesniecentrami calego ruchu odrodzenia religijnego. Aspiracjereligijne spoleczenstwa polskiego, a w szczegolnosci jego cz~ s ei kobiecej,zostaly uj~te w ramy zycia koseielnego. Zyskaly oparciecJuchowe i wiele impuls6w rozwojowych w jego wielkich tradycjach.Znalazly tez wyraz w jego hierarchicznych strukturach organizacyjnych,ktorym zar zuca si~ niekiedy - zasadniczo slusznie - ze ograniczalynowatorst wo rnchu. ale kt6rym tez w kontekscie okresu nalezyprzyznac znacznq plastyczno.sc i gj ~tkos c.Spoler:zenstwu Krolestwa zaprezentowaly pierwsze felicjankiprzede wszystkim niezwykle roznorodnq, a pelnq gorliwosci i poswi~ceniaakty·wnosc. Szly pracowac wsz~dzie, gdzie wzywaly ichpotrzeby ludzi i potr zeby Kosciola. Podejmowaly pracG w najtrudniejszychwarunkach wyniszczajqc swe sily i zdrowie. (Duza iloscs:.ostr zmarla na gruzlic~ . ) Pocz


510 EWA JABlOr'lSKA·DEPTUlAkapucynskie. Na uwag~ zasluguje taki.e propagowanie pr zez siostrybractwa "Zywego R6zanca" - organizacji dewocyjnej, kt6ra podkierownictwem o. Honorata, a przy wsp61udziale innych kapucyn6w,stala si~ swoistq szkolq pracy spolecznej kobiet. Choc felicjanki pozostawalyzgromadzeniem czynnym, kontemplacja odgrywala naderistotnq rol~ w zyciu wsp61noty. Ciqzenie ku zyciu modlitwy bylo taksilne, :;'e siostry po kilku latach istnienia wylonily z siebie galq7;kontemplacyjnq, klauzurowq. Nie ulegla ona kasacie w Kr61estw iew r. 1864 i wyodr ~bnila si~ z czasem w osobny zakon ss. kapucyneksw. FeliksCl. Od roku 1859 felicjanki w wyniku znanej umowyzawartej z Towarzystwem Rolniczym poszly do pracy na wsi ­w ochronkach zakladanych przez Towarzystwo. Do kasaty z r. 1864obj~ly ok. 30 ochronek i ten rodzaj pracy stal si~ odtqd gl6wnymnurtem dzialalnosci zgromadzenia, zwlaszcza w okresie "galicyjskim"jego historii. P6jscie na wies rzuca znamienne swiatlo na postawyzakonnic. Warto przypomniec, ze kiedy w r. 1850 powstawalow Wielkopolsce zgromadzenie ss. sluzebniczek poswi ~ caj q cych si ~prowadzeniu ochronek wiejskich, w zalozeniach kongregacji okreslonychprzez fundatora - Ed munda Bojanowskiego - miescil s i ~ postulatrekrutacji si6str sposr6d chlopek. Zakonnice <strong>maj</strong>qce wsp61zycna co dzien z ludem i ludowi sluzyc winny same z ludu si~ wywodzic.13 W Kr61estwie na podobnq koncepcj~ zgromadzenia trzeba b~dziepoczekac az do r. 1874. Znajdzie ona realizacj~ w honor ackimzgromadzeniu ukrytym si6str sluzek Najswi~tszej Maryi Panny Niepokelanej.Wczesniej na przeszkodzie zakonnemu zaangazowaniu ko··biet ze wsi stal ustr6j panszczyzniany. Do pracy wsr6d ludu ruszylozatem ok. r . 1860 zgromadzenie wielkomiejskie (nieliczne ochronkifelicjanek w mniejszych miast ach Kongres6wki powstawaly juz r6wnoczesniez wiejskimi). Skupialo ono wprawdzie kobiety z r6znychwarstw a le w sr6d siostr, kt6re udaly si~ w zapadle kqty Podlasia,by wsp61zyc z panszczyznianymi chlopami, nie braklo "pan z towarzystwa".Jakie moiliwosci kryla ochronka poj~ta jako osrodek"podnoszenia ludu" byla juz mowa wyiej. Podkreslic naleiy, ieobsada ochronki felicjansk iej - zlozona zwykle z trzech si6str ­st awiala sobie od poczqtku za zadanie pr6cz prac~r z dziecmi takzepiel~gnowan ie os6b chorych i niedol~znych na terenie wsi oraz sluzeniegospodyniom wiejskim radq i pomocq w r6znorodnych potrzebachgospodarskich, zdrowotnych, kulturalnych i religijnych. Sarnaplac6wka zakonna omawianego typu 'zyskala rychlo charakter instytucjipracujqcej na '"dwie zmiany". Rano byla ochronka, wieczorem- "swietlica" dla starszej mlodziezy i doroslych. Schodzono si~.. A. Szel~ g i e wicz: Edmund Bojanowski i jego dzieto. Poznan 1966, s. 28-30.


U lRODEt FENOMENU FELlCJANSKIEGO 511tam na kursy szycia i czytania, na Pogadanki religijne i pouczeniaz zakresu higieny, na gloSnq lektur~ i spiewy itp. Widac z przytoczonychdanych, jakie postawy i sprawnosci musialo wpajac mlodezgromadzenie swoim czlonkom. Na pierwszym planie znajdowalasi~ gotowose do podj~cia kazdej najci~zszej pracy, w kazdym miejscui srodowisku, a w razie potrzehy do zmiany tej pracy na zupelnieinnC!. Wdrazanie si6str do najtrudniejszych zaj~e zaczynalo si~w nowicjacie i stanowilo podstawowy element formacji zakonnej.Owa gorliwose czynu, kt6ra w ramach zycia zakonnego musiala byezakorzeniona w pog l~bionej modlitwie i na niej oparta, rozwijalaw zgromadzeniu taki,e cechy jak umiej


512 EWA JABLOr'lSKA-DEPTUtAczego. Specyfika rozwoju wspo1noty felicjanskiej Iqczyia si~ z wyjqtkowosciqokresu 1at 1857-64: okresu "odwilzy pokrymskiej", manifestacjire1igijno-patriotycznych i na koniec - powstania styczniowego.W panstwie rosyjskim nie bylo wolno zakladae nowych zgromad zen katolickich, ani nawet powolywae do zycia nowych klasztorow (ostatni zakaz poszczeg6lne zakony od czasu do czasu ornijaly).Stqd felicjanki pozostaly formalnie dlo. wladz stowarzyszeniem kobietoddanych pracy charytatywnej, a ubocznie zwiqzanych jeszczeprzyno.leznosciq do 1egalnego tercj-arstwa kapucynskiego. WyjasnianiewIadzom widocznych d1a otoczenia oznak zycia zakonnego felicjanekwziql na siebie 0.' Beniamin Szymanski, wieloletni prowincjatkapucyn6w, p6zniej biskup podlaski zachowujqcy uprawnienia tzw.komisar za genera1nego prowincji polskiej kapucyn6w. Interpe10wanyw sprawie si6str sw. Feliksa o. Beniamin tlumaczyl odpowiednimurz ~d om, iz chodzi 0 post~powanie przewidziane odwiecznymi usta­"varni dla tercjarstwa swieckiego, a wskazane ze wzg1~du na pewneszczeg6lne oko1icznosci. (Wyjasnienia takie pozostawaly zresztq napewnym etapie rozwoju kongregacji zgodne z literq kanon6w.) Noszenienp. zakonnych habitow, dozwolone zyjqcyrn wsp61nie tercjarkorn,winno bye przestrzegane przez felicjanki, aby pracujqc wsr6dm~t 6w spolecznych stolicy odr6znialy si~ dla os6b postronnych odswoich podopiecznych i aby mogly liczye wsz~dzie na dobre przyj~cie. W innyrn okresie tlumaczen tego rodzaju nie przyj~to by oczywiscieza dobrq rnonet~. Aktua1nie zadowa1ano si~ nirni, poniewazw polityce rosyjskiej zaznaczyl si~ kurs pewnych ulg dla Polak6ww Krolestwie i dla Kosciola katolickiego. Ponadto oddzialaly tuwplywy zakonu kapucyn6w wsrod osobistosci polskich wchodzqcychw sklad rzqdu i wyzszej administracji Kr6lestwa, a takze wsr6d samychRosjan. Ludzi, kt6rzy po powstaniu 1istopadowym obj~li urz~dyw systemie paskiewiczowskim, nie wolno oceniae wedlug jednejtylko miary. Zwykle odsqdza si~ ich "in gremio" od czci i wiarym6wiqc 0 historii politycznej. Gdy mowa 0 sprawach gospodarczych,wielu z nich awansuje juz no. pionier6w post~pu ekonornicznegow Krolestwie, na swiadomych aktywist6w rozwoju kraju. Przyr6znych sprawach szczegolowych przyznaje si~ wreszcie takirn czyinnym jednostkorn z tego, w wi~kszosci arystokratycznego, kr~guswoisty patriotyzm. Warto nadmienie, ze Kosci61 katolicki mialw omawianym srodowisku zazwyczaj duze oparcie i ze w powyzszejdziedzinie lojalizm wyzszych urz~dnikow rezimu stawal dose cz~stopod znakiem zapytania. WpIywy, jakie Beniamin Szymanski zdobywalsobie od trzydziestu 1at wlasnie w "kolach rzqdowych", pozwolilyna zatuszowanie niejednej sprawy drazliwej z punktu widzeniainteres6w rosyjskich. Oddzialywanie na Rosjan wiqzalo si~ mi~dzy


U' lRODEt FENOMENU FELlCJAKlSKIEGO513innymi zatrakcyjnosciq, jakq posiadal w drugiej i trzeciej cwierciXIX wieku katolicyzm dIa rosyjskich "warstw oswieconych". Zjawiskoto znamy zazwyczaj tylko z pewnych glosnych wydarzen, t a­kich jak Listy filozoficzne Piotr a Czaadajewa czy konwersje MikolajaGogoIa oraz przyjaciolki Puszkina i Mickiewicza - ksi~ z ny ZenaidyWolkonskiej. Mialo one jednak szersze, ukryte korzenie i tamwchodzilo w ciekawe relacje z poIskim ruchem zakonodawczym . Inicjatywyzakonne podejmowane w kolor.ii katolickiej Petersburga,z ktorych najbardziej udanq bylo wspomniane juz zalozenie siostrRodziny Maryi, otoczone zostaly opiekq ze strony rosyjskich arystokrat6wpotajemnie wyznajqcych k atolicyzm oraz szerszego g ron~sympatykow Kosciola rzymskiego. Propagatorami nauki · katolickiejbyli tu ci sami ludzie, kt6rzy inspirowali ruch zakonny - wykladow··cy Akademii Duchowej, ksi ~ za Holowinski, Lubienski, FelinskL Podobnezjawiska musialy wystqpic w Kr6lestwie, gdzie atrakcyjnoscchrzescijanstwa rzymskiego dla wojskowych i urz~dnikow Rosjanbyla wspierana pr zez oddzialywanie kultury i obyczajowosci polskiej,przez wi~zi towarzyskie, niekiedy nawet r odzinne, przez budzqcesi~ w niekt6rych srodowiskach rosyjskich poczucie solidarnoscize s'Prawq polskq. Kaplanem, kt6ry zdobyl sobie w yjqtkowy prestizwsr6d pewnych k6l wladzy zaborcze j, pozostawal wlasnie o. Be ­niamin Szymanski. Wedlug niesprawdzonej, ale prawdopodobnejpogloski, chcial go wezwae na lozu smierci do siebie sam Paskiewicz,by z jego rqk przyjqe katolicyzm, do czego nie dopuscili duchowniprawoslawni. Szymanski odpowi ~da jqc przed czynnikami r zqdowymiza sprawy felicjanek rozporzqdzal w omawianym zakresiesrodkarni potrzebnymi do ochrony mlodego zgromadzenia. Sq dwawymowne swiadectwa wspomnianej pozycji wybitnego kapucyna.Pierwszq przelozonq zakonnq feli cj a ne~ zostala nawr6cona przezo. Beniamina z prawodawia ksi~zna Rhebinder-Meszczerska. Z koleidziala lnose z ew n~trzna zgromadzenia zyskala oparcie w innej konwertytce- wielkiej protektorce polskich dziel religijnych, charytatywnych i oswiatowych, osobie zwiqzanej mocno z kapucynami i misjonarzami- pani Aleksandrze Petrow.14 Nie byly to fakty wyjqtkowe.Rosjanki-kon wertytki spotykamy takze wsr6d pierwszych siostri wsr6d pier wszych protektorek innych zgromadzen "nowej fali".W scharakteryzowanej sytuacji feIicjanki dose szybko zdecydowalysi ~ odstqpie "de fG.c to" .od ukrywania kongregacji. Przekonywaniewladz rosyjskich , ze ma jq do czynienia z instytucjq funkcjouWiadomosci 0 tej wybitnej przyjacio!ce Polski' i Polakow pojawiaj'l s i ~od czasu do czasu w r6Znych opracowaniach - ostatnio np. w ksiqzl


-514EWA JABlONSKA-DEPTUlAnujqcq od XIII wieku (zyjqca wspolnie grupa tercjanek, przewidzianaustawami III zakonu sw. Franciszka) nie moglo rzecz jasna skuteczniechronic tajnosci d(lkonan zakonnych. Mogro co najwyzejspowodowac przejsciowq dezorientacj~ urz~dnikow. Trzeba przyznacwprawdzie, iz kazda dziedzina zycia i dzialalnosci zgromadzeniarniala swoj "drugi plan" nieznany osobom niepowolanym, ale niesposobzaprzeczyc, ze to, co si~ dzialo na "pierwszym planie", ukazywalowszystkim w forrnie wr~cz demonstracyjnej narodziny nowejwsp6lnoty typu zakonnego. W gruncie rzeczy spotykamy si~ tuz niezwyklym w zaborze ro~yjskim zjawiskiem - dynamicznymrozwojem i,nstytucji nielegalnej, a zupelnie jawnej. Mialo to miejscew okresie, gdy ukrycie bylo podstawowq zasadq dzialalnosci nowychzgromadzen, zar6wno tych, kt6re powstaly w Kr6lestwie i na ziemiachcesarstwa jak i sprowadzonych z zewnqtrz. Konspiracj~ zakladalywszystkie nieudane proby zakonodawcze w Kongresowce.Bez habitow przybyly do Krolestwa siostry Rodziny Maryi z Rosjii sluzebniczki z Wielkopolski. Charakter ukryty mialy rowniez malozbadane przedpowstaniowe inicjatywy zakonne innego kapucyna,o. Leandra Lendziana. 15 Dekonspiracja felicja,pek, choc zawierala duzeryzyko, dawala jednak mlodemu zgromadzeniu pewnq wielkqszans~, szans~ zwiqzanq z warunkami kilku zaledwie lat, ale niedost~pnqgrupom utajonym. Liczne relacje stwierdzajq, ze przywdzianiehabitow przez siostry bylo szokiem dla Warszawy, ktora odebralaow akt jako swoistq rewolucj~ - jako znak nowych czasow, odczytanyprzez duzq cz~sc spoleczenstwa w kategoriach symbolu odradzaniasi~ zycia koscielnego i narodowego zarazem. Same felicjankiprzykladaly do sprawy habitu i innych elementow regulal1l1ego zyciazakonnego ogromnq wag~, co znalazlo wyraz w powszechnym oporze1G P05tac o. Lendziana zasluguj e na uwagG z dwoch wzglGdow. Po pierW5ze jakowybitnego przedstawiciela kierunku mistycznego w duchowOSci pol5kiej kapucynowXIX wieku. Kierunek ten odegral powaznq rolG w oddzialywaniu zewl1f;trznymkapucynow, choc niewqtpliwie dominujqcym w prowincji polskiej by/kierunek rygorystyczny amistyczny, reprezentowany miGdzy innymi przez o. Kozrr.lii5kiego(K. Gorski: DZieje zycia wewnqtrznego w Polsce. (W:) Ksi.wa tysiqclectakatolicyzmu w Polsce. Lublin 1969, T. 1, s. 360). Po wtore o. Leander mialudzia! w powstaniu kilku nowych wspolnot zakonnych. Dzia!alnosc ta, nawet gdyprzebiegala po r. 1864, posiada!a korzenie w kierownictwie duchowym z okresuprzedpows!aniowego. Pewne inicjatywy zalwnne Lendziana zarysowaly siG chybaju;: wowcza5. Tak np";zgromadzenie bezhabitowe 5S. natiwitanek zostalo podobnoz .. lo:i:one przez o. Leandra w Lublinie w r. 1870. (por. Mysl Spoleczna, 1970, nr 30(292), s. 7). Jesli jnformacja Odpowiada prawdzie, moze ona dotyczyc tylko jakiegosmomentu finalizacji dzie/a zaczGtego znaczni ~ wczesniej poniewaz Lendzianprzebywal dluzszy czas w Lublinie na poczqtku lat 5zescdziesiqtych, a od kOI1ca1862 do wyjazdu z kraju w r. 1874 by! zamkniGty w klasztorze w Nowym Miescie,z ktarego mag! wyjezdzac tylko na krotko za specjalnym zezwoleniem wladzrosyjskich.


U lRODEt FENOMENU FElICJANSKIEGO 515si6str przeciw "zewn~trznej sekularyzacji" narzuconej przez rzqdcarski w r. 1964. Nic dziwnego. Habit czy modlitwa ch6rowa o211aczalynie tylko stan zakonny. Symbolizowaly one calosc misji zgromadzenia,kt6ra zawierala r6wniez zasadnicze wyzwanie pod adresemrzeczywistosci niewoli i gloszenie nadziei na lepszq pr zyszlosc.Rozw6j felicjanek byl cz~sciq procesu okreslonego jako "rewolucjamoralna" (termin ten w znaczeniu w~zszym dotyczy samego okresumanifestacji religijno-patriotycznych) poprzedzajqca zbrojnq rewolucj~powstanczq. Kongregacja stanowila dla wsp6lczesnych organicznyelement panoramy odradzajqcego si~ zycia polskiego obok_pisk6w politycznych, inicjatyw gospodar czych, nowych instytucjioswiatowych etc. 16 Zakonnice dawaly pelny i uderzajqcy w swejskrajnosci wyraz temu, co w latach przedpowstaniowych przenikalor6znorodne sfery dzialania , mianowicie niezwyklemu napi~ciu uczuci wzmocnieniu postaw religijnych. Same wraz z calym duchowienstwemzakonnym swiadomie w lqczyly si~ w ksztaltowanie owychpostaw, przy czym atmosfera okresu stwarzala zapotrzebowanie najawnosc, niekiedy wr~cz na demonstracyjnosc - wzor cowych zachowani wysilk6w. Dlatego tez felicjanki wyruszyly na czele pielgrzymekwarszawskich do Cz~stochowy i braly aktywny udzial w popularnych nabozenstwach oraz w niekt6rych masowych impr ezachreligijno-patriotycznych. Z drugiej strony milosnicy i sympatycyzgromadzenia rozp~tali wok6l niego swoistq " kampani~ reklamo­Wq". 0 "paniach z zakladu sw. Feliksa" rozpisywala si~ prasa stoleczna.Opr6cz tradycyjnych kwest organizowano koncerty, przedstawieniateatralne i inne imprezy. z kt6rych doch6d szedl na potrzebykongregacji. Warto wspomniec, ze koncertowala na rzecz felicjanekslynna Maria Kalergis.Stosunek poszczeg61nych srodowisk do felicjanek nie byl oczy­\viscie jednaki. Zgromadzeniu nie br aldo krytyk6w wyst~pujqcy.chz bardzo r6znych pozycji. Nieprzyjaci6lmi si6str byli rewolucjonisci­-'wolnomysliciele a takze konsekwentni lojalisci pr orosyjscy. Z niech~ciqodnosili s i~ do si6str katolicy "letni" oraz ludzie gl~boko religijnir eprezentujqC:y jednak odmienne kierunki duchowosci i stylreligijnosci. Felicjanki mialy wrog6w nawet w zakonie kapucynow.Niemniej w relacjach mi~dzy zakonnicami a spoleczenstwem w 1atach1857-1864 dominowal bez wqtpienia motyw niezwyklej wzi~tosci i popularnosci kongregacji. Szukajqc swiadectw pisanych tegozjawiska napotykamy na wypowiedzi przedstawicieli elit zawartew korespondencji, artykulach prasowych , pami~tnikach. Znajduje­18 Par. tu niezwykle ciekaw'l rela('j


516 EWA JABtorilSKA-DEPTUlAmy tez niezdarnie sformutowane petycje calych wsi z r. 1864/65 dow ladz rosyjskich, aby pozostawily w ochronkach siostry czyniqceludziom tak wiele dohrego. 0 znaczeniu felicjanek swiadczq jednakprzede wszystkim dwie grupy faktow. Pierwsza to nieprzerwane powierzaniezgromadzeniu nowych placowek - zarowno instytucji istniejqcychod dawna, obslugiwanych dotqd przez swieckich, jak i instytucjiswieio fundowanych. Druga grupa znacz!lcych faktow tonieustajqcy naplyw kandydatek do zycia zakonnego. Przeci~tna rocznawst!lpieiJ. wynosila tu 36 osob, a najwyzsze cyfry (powyzej 40)pojawily si~ w latach 1862-63. Odsiew przed profesj!l byl bardzowysoki, czemu dziwic si~ nie naleiy. Zastanawiajqce jest natomiast,ze choc przez osoby, ktore wystqpily same lub zostaly wydalone,czerpano szczeg610we wiadomosci 0 surowym iyciu zakonnym i wyniszczaj!lcejpracy siostr, naplyw kandydatek nie malal, przeciwnie- wykazywal tendencj~ wzrostowq. W chwili kasaty zgromadzenieliczylo 128 siostr po profesji, w tym 20 klauzurowych oraz38 kandydatek nowicjuszek. Dla porownania : siostry sluiebniczkipodczas kasaty przez rZ!ld pruski w latach 1875-77, liczyly w Wielkopolscepo cwiercwieczu istnienia kongregacji niespelna 100 zakonnicYPosiadaly juz ~prawdzie placowki poza Wielkopolskq - naSlqsku i w Galicji - ale rozwazana w tej skali ekspansja zgromadzeniazawierala uwarunkowania i procesy nieporownywalnez przedkasacyjnymi dziejami felicjanek. Siostry sw. Feliksa rekrutowaly s i~ nieomal ze wszystkich klas i warstw spol~cznych, z wyrazn,,! przewHg!l elementu miejskiego. Z kazdej grupy socjalnejprzyciqgaly jednostki niebanalne, liczqce si~ w swoim srodowiskuNie wiadomo, ezy zgodna jest z rzeezywistosci!l anegdota 0 mlodziencachwarszawskich, kt6rzy obrzucali zgnilymi jajkami o. HonorataKozminskiego za "porywarnie" im Inajlepszych partii do za:konu. Oddajeona wszakze cos z atmosfery wydarzen. Dzialo si~ tak, poniewazr ozwoj zgromadzenia 'felicjanek stanowil istotny wyraz potrzebi dqien nurtujqcych spoleczenstwo przedpowstaniowe, w szczegolno-·sci jego ez~sc kobiecq. Odbiciem tych potrzeb i dqzen byly takiew jakiejs mierze wewn~tr:zme tarcia i ekstremizmy kongregacji.Oprocz niewqtpliwych bl~dow w kierownictwie zakonnym i negatywnychskutkow scierania si~ silnych indywidualnosci wchodzilotu w gr~ przenoszenie do wspolnoty i kultywowanie w spot~gowanymksztalcie zywiolowej religijnosci obudzonej w i yciu swieckim.Pozytecznym bGdzie w tym miejscu przypomnienie slabych i silnych17 Z. Zielinski: Ustawy antyzo.konne Kutturko.mpf u i ich wykono.nie no. t eTeni.eWietkopotskt 1872-1887. Roczniki T eo(ogiczno-Kanoni czne, T. 16: 1969 z. 4, s. 87. 'Dane liczbowe dla felicjanek zob. Jabionska-Deptula , G awrysiakowa: dz. cyt. ,s. 119-123.


U' 2RODEl FENOMENU FELlCJANSKIEGO 517stron obu glownych polskich nurtow zakonodawczych XIX wieku:nurtu emigracyjnego, zwiqzanego glownie ze zmartwychwstancamioraz nurtu krajowego. Na emigracji poczqtek dziela zakonnego wyznaczalazwykle praca kierownika duchowego z jednq lub kilkomapenitentkami nad stworzeniem i sprecyzowaniem duchowosci przysz!egozgromadzenia oraz nad urobieniem zakonn ych postaw i cn6t.Traktowano to jako warunek podj~cia zadan zewn~trznych, ktorena powyzszym etapie rysowaly si~ cz ~sto w sposob niejasny i niekonkretny.Wysilki takie prowadzily z reguly do "eksperymentowaniaduchowego" i gonitwy pro.iektow zakonnych. Nienaturalnasytuacja przedluzala proces krystalizowania' si~ wspolnoty i oddalab11a cale lata rozpocz ~ cie przez siostry pracy dla kraju. W Polscekongregacje wyrastaly zwykle wokol konkretnego dziela, a dzialalnosezewn ~ trzn a stanowila od poczqtku element zycia zakonnegoi wywierala zasadniczy wplyw na duchowose zgromadzen. Owo zaangazowaniestwarzalo jednak w dwoch co najmniej aspektach trudnosciformacyjne: 1 0 Potrzeby ludzkie narzucaly siostrom coraz towi~ks zy i bardziej zroznicowany zakres z a j ~e i coraz to now e warunkizycia, nie wylqczajqc zycia w rozproszeniu. 2 0Naplyw powo­Ian spr awial, ze kierownictwo nie moglo czuwae w takim stopniunad po st~powaniem kazdej z zakonnic zarowno w okresie formacyjnymjak i pOiniej w okresach kryzysow osobistych oraz ferment6wogarniajqcych spolecznosc. Gdy uwzgl


518 EWA JABtONSKA-DEPTUlAniem by1a ostatniq pi~knq kartq w dziejach przedlcasacyjnych felicjanek.Jakq drogq doszly one do tego zaangazowania, to zagadnienieblizej niezbadane 1 zapewne nieproste. W memoriaIe ks i~ ciaCzerkawskiego motywujqcym dla wladz rosyjskich koniecznosc kasatyzgromadzenia mamy wylozonq nast~pujqCq tez~: Do "zmianyskromnego . i pozytecznego dziela zenskiej dobroczynnosci w or~ zwp1ywow politycznych na nizsze warstwy miejskie", nast~p nie zasdo wsp61pra.cy z "buntem" doprowadzil felicjanki w spos6b niejakokonieczny "duch fanatyzmu" religijnego, podsycany przez siostryk1auzurowe (ga1qz kontemplacyjna zgromadzenia, z kt6rq zwiqzanyby1 urzqd przelozonej wszystkich si6str) i 00. kapucyn6w. Teza tanie zawiera zadnej taniej demagogii. Istnia1 niezaprzeczalny zwiqzekmiGdzy odrodzeniem religijnym omawianego okresu, a wzrostem nadzieii dqzen niepodleg1osciowych. Istnial on niezaleznie od postawpolitycznych poszezeg61nych przyw6dc6w religijnych. Interesujqcetego swiadectwo da1 np. w swych pami~tnikach biskup Ludwik L~towski.Kreslqc zlosliwq charakterystykG o. Hieronima Kajsiewiczazmartwychwstanca olcreslil go: "jeden z tych, co dzwonili i zadzwonilina rok 1862 i 1863".19 Sqd taki zosta1 wypowiedziany 0 duchownym,ktory jako autor Listu otwartego do braci ksi~zy grzeszniespiskujqcych i do braci szlachty niemqdrze umiarkowanych, uznawanyjest niemal za symbol przeciwdzia1ania ruchowi powstanczemuze strony kleru ultramontanskiego. L~towski, bystry obserwatorwydarzen i inteligentny ich interpretator, nie popelnil tu jednakzadnego lapsusu. Stwierdzil po prostu, ze to, co glosili i to, co inspirowalizmartwychwstancy: ideologia zmartwychwstania, r eligijnewartosciowanie wsze1kich przejaw6w zycia narodowego, stawianiejako obowiqzku mora1nego pracy dla Polski - 0 ile tylko mozliwew r amach jak1ejs organizacji - budzenie emocji patriioty;czuychW oparciu 0 sferG kultu - wszystko to moglo 1atwo siG przeksztatcicw impu1s do walki zbrojncj, w motywacje, tej wa1ki i \v zespal:.';rodk6w sluzqcych celom powstania. Nie inaczej przedstawia1a si~sytuacja . w ruchu krajowym. Kongregacja fe1icjanska uznawa1a Z!lswe zadania prac~ d1a ojczyzny, ekspiacj~ za winy narodu, kt6respowodowaly utrat~ niepodleglosci, przyczynianie si~ modlitwqi czynem do odrodzen ia Polski. Byly to idee spelniajqce waznq funkcj~w tzw. "rewolucji moralnej" 1at 1860-62 oraz w przygotowaniui szerzeniu powstania (np. w formie tezy 0 zakonczeniu okresuekspiacji). Niemniej posiadaly one dose razne interpretacje. Zlozonoseprob1emu rysuje si~ jasno na przykladzie postaw kierownikowsi6str - 00. kapucyn6w. O. HonorC".t Kozminski by1 w okresie przed­10 L. L


, U l RODEl FENOMENU FELICJAriiSKIEGO519powstaniowym zwiqzany mocno w zakonie z o. Prokopem Leszczynskim,jednym z leaderow odrodzenia katolickiego w ' Krolestwiei prowincjalem kapucynow w latach 1859-62. Trwala, z gorq trzydziestoletniawi~z mi~dzy tymi duchownymi, radykalnie 'odmiennymiod siebie usposobieniem i umyslowosciq, roiniqcymi si~ cz~stow opiniach i post~powaniu ai po konsekwencJe ostrych spi~c(mi~dzy innymi w sprawach felicjanek) to interesujqca karta w dzie··jach zakonu kapucynow. W omawianym okresie latwo wskazac dwieplaszczyzny wspoldzialania obu ojcow. Pierwszq stanowila nowa reformapolskiej prowincji kapucynskiej w duchu scislej, pierwotnejobserwancji. Reform~ przeprowadzil Leszczynski jako prowincjal,a Kozminski by1, jak si~ zdaje, najbliiszym jego wspolpracownikiemw tym dziele. Plaszczyzna druga to solidaryzowanie si~ obu zakonnikowz politykq arcybiskupa Zygmunta Felinskiego i niezwykle ichvznanie dla osoby metropolity nie wykluczajqce zresztq krytycyzmuodnosnie niektorych jego posuni~c. (Pozycja Prokopa by1a tu doseniezaleina dzi~ki znaczeniu zakonu, samodzielnym kontaktomz kuriq rzymskq, zwiqzkom z obozem Bialych i in.) Leszczynskii Kozminski uwaiani byli za przywodcow \V skali Krolestwa zakon··nej cz~ sci kleru "ultramontanskiego" zwiqzanego z Felinskim. Oznaczaloto przed styczniem 1863 roku co najmniej zasadniczq rezerw~wzgl~dem spiskow powstanczych i przeciwdzia1anle dzia1alnosciCzerwonych na terenie zakonu i kierowanych przez niego organizacji.Polityka ta wywolala sprzeciw wsrod kapucynow, co znalazlo odbiciew wyniku kapituly prowincjalnej z lipca 1862 roku i w poprzedzajqcejkapitul~ "kampanii wyborczej". Utrzymanie w prowincjidotychczasowej linii zakonnej zaleialo od osoby nowego prowincjala.Rozwaiano tu przede wszystkim wyb6r Leszczynskiego nadrugq kadencj~ prowincjalskq, ale poniewai o. Prokop powolujqcs i~ na zly stan swojego zdrowia bronil si~ przed takq ewentualnosciq,bra no pod uwag~ takie kandydatur~ o. Honorata Kozminskiego.Kapitula przekreslila te plany. Przeciw grupie "ultramontansko­-obserwanckiej" sprzymierzyly si~ dwie tendencje: tendencja antyobserwancka,kt6rej przedstawiciele - zwykJe ludzie starej daty ­mogli bye skqdinqd zdeklarowanymi wrogami powstania oraz tendencjaproinsurekcyjna - zmierzajqca do powiqzania zakonu z "partiqruchu" i wciqgni~cia klasztor6w w wir dzialalnosci spiskowej,a reprezentowana r6wniei przez niektorych zwoleimik6w scislej obserwy.20Prowincjalem zosta1 o. Eustachy Lukaszewski, jak 3i~ zdatoWydarzenia te <strong>maj</strong>ll bardzo nikle odbicie w archiwaliach kapucynskich, bardzo u bogich dla okres u tuz przed powstaniem. Dokumentacja ich znajduje sit';\ '! in nych archiwach - zwlaszcza r zymskich (materialy czt';sciowo publikowane)oraz w pa mi ~ tnikach i wspomnieniach.


520 EWA JABlOr\lSKA-DEPTUlAje figurant wygodny dla obu wspomnianych orientacji. Zna m~enne ,ze w nowym kierownictwie prowincji zwyciElzyli ludzie niecht:tnifelicjankom. Kongregacji zenskiej zagrozilo rozwiqzanie przez zakonkapucyn6w. Uratowala zgromadzenie energiczna kontrakcjao. Prokopa Leszczynskiego. Wydarzenia powyzsze wywarly n iewqt-·pli\vie jakis wplyw na postawy felicjanek. Kto bt:dzie badal to zagadnienie,winien jednak pilnie strzec sit: uproszczen. Konflikty,o kt6rych mowa, przebiegaly w specyficznej atmosferze i rzqdzilysit: swoistymi regulami.21 Gdy mowa 0 o. Leszczynskim, warto przypomniec,ze przy wszystkich r6znicach w poglqdach i zaangazowaniach,byli z nim mocno powiqzani takze dwaj zakonnicy, kt6rzywciqgnt:li prowincj~ w organizacjt: spiskowq Czerwonych, nastt:pniezas odegrali najwybitniejszq wsr6d kapucyn6~ roIt: w powstaniu.Chodzi 0 ojca Waclawa Nowakowskiego - pod6wczas jeszcze kleryka(wstqpil do kapucyn6w pod wplywem Prokopa. jako jego stalypenitent i do konca zycia zachowal czese dla swego bylego mistrzaduchowego) oraz 0 ojca Maksyma Tarejw ~ (nie mamy bezposrednichswiadectw osobistej wit:zi tego kapucyna z o. Prokopem, ale wszystkieetapy jego kariery zakonnej lqczyly si ~ w pewien istotny spos6bz osobq, Leszczynskiegol- Co do o. Tarejwy, trzeba wiedziee, ze bylon jednym z kapelan6w zgromadzenia felicjanek. Nie jedyny tozresztq przedstawiciel "partii ruchu" w zakonie, kt6ry mial blizszekontakty z siostrami.Na ewolucj~ postaw politycznych w kongregacji felicjanek mialprzypuszczalnie zasadniczy wplyw sam wybuch powstania. To, cobylo dotqd dyskutowanym programem na pr zyszlose, stalo si~ fakternwstrzqsa jqcym wszystkimi kom6rkami zycia n arodowego. Solidarnosez ruchem zbrojnym i ludzmi przesladowanymi przez caratz a. cz~la przenikac liczne srodowiska daleko wczesniej od afirmacjipowstania. Felicjanki znajdowaly si~ w dose szc z~ s liwym polozeniu,poniewaz dotychczasowa ich dzialalnosc wyznaczala takie formywsp6lpracy z insurekcjq, kt6re byly w pelni zgodne z zakonnympowolaniem i z celami zgromadzenia. Z aprobatq o. Honorat ai w porozumieniu z Rzqdem Narodowym przyst qpily do organizowania szpitali <strong>maj</strong>qcych jako g16wne zadanie prac ~ dla powstania.W pierwszym rz~dzie zamienialy w szpitale prowadzone przez siebieochronki, ale tworzyly i nowe plac6wki szpitalne. Prowadzily blisko30 takich osrodk6w. Zaangazowanie poszlo jednak dalej. Siostryukrywaly i przeprow adzaly w bezpieczne miejsce osoby zwiqzanez powstaniem (cz ~ sciowo lqczylo s i~ to z dzialalnosciq szpitaInq)." Por. E. Jablonska-Deptula: DuchoWicnstwo zakonne a sprawa n arodowaw potoWie XIX wieku (Z prob!ematyki uwarunkowania postaw) . Z n ak 1972, n r 4,s. 481-504.


U tRO DEt FENOMENU FELICJANSKIEGO 521przechowywaly r6zne materialy organizacji, sluzyly nawet jako kuriel,'kipowstancze. Najslynniejszq ale tez niezupelnie jasnq z punktuwidzenia zaangazowania kongregacji byla sprawa odkrycia przez 'Rosjan na terenie domu g16wnego felicjanek w Warszawie drukarniRzqdu Narodowego. Fakt ten wykorzystano oczywiscie przecivvzgromadzeniu; zostal on mi~dzy innymi mocno wyakcentowanyw motywacji wniosku kasacyjnego. Niemniej za gl6wnq winowajczyni ~ uznano t1.1 osobE: swieck q - paniq Tekl~ Trochanowsk1:j,w kt6re j mieszkaniu znajdowa1a si~ drukarnia. Byla ona nauczy-·C'ielkq w zakladzie si6str. Z kolei zakonnice w p6zniejszych WSPOll1­nieniach 0 "czasach warszawskich" miIczaly 0 calej tej aferze. Jeslin ie oddzialala w iakim kierunku specyficzna "atmosfera galicyjska"narzucajqca negatywnq ocer.~ "niezakonnych" form wsp61dzia1aniakongregacji z powstaniem, mozna by mniemac, ze siostry nie odegra1yistotniejszej roli w zainstalowaniu wspomnianej drukarni, chocniewqtpliwie wiedzia1y 0 jej istnieniu. Jest to jedna z wielu kwestiido wyjasnienia.Chociaz wojna, represje rosyjskie, og61ny chaos i niepewnosc jutradezorganizowa1y zycie zgromadzenia, felicjanki az do konca oddawalysi~ niezmordowanej pracy - jawnej i zakonspirowanej. Koniecprzyszed1 w grudniu 1864 roku. Dekret znOSZqcy "Stowarzy­~ ze ni e Felicjanek" jako rozwijajqce s i~ w spos6b 'nielegalny i uprawiajqceantyrzqdowq dzialalnosc politycznq, zosta1 natychmiast wykonany.Plac6wki felicjanskie ulegly bqdz likwidacji, bqdz przekazaniu innym instytucjom. Niezbyt liczne siostry klauzurowe wywiezionodo klasztoru "etatowego" w I.owiczu. Los pozostalych zakonnicbyl przez dlugi czas niezdecydowany. Siostry odrzucilyewentualnosc przejscia do szarytek, ale nie zgodzily si ~ takze n aproponowany im przez Rosjan wyjazd "in gremio" za granic~. Odci~teod kapucyn6w deportowanych z Warszawy do Zakroczymia i odprzelozonej generalnej - matki Truszkowskiej, kt6ra uda1a si~ naczele si6str klauzurowych do I.owicza, zdezorientowane co do pelnegoznaczenia dekretu, liczyly na to, ze mimo zakazu zamieszkaniaw grupach wi~cej niz trzyosobowych zdolajq utrzymac zasadniczeelement y regularnego zycia zakonnego. Iluzje takie szybko prysly.rch bezpodstawnosc uprzytomnilo zakonnicom przede wszystkimkategoryczne egzekwowanie przez Rosjan postanowienia 0 zdj~ciuhabit6w. Przed zgromadzeniem stan~ly dwie drogi. Pierwszq byladroga ukrycia: Felicjanki mogly pozostac w Kr6lestwie, by zyjqCw rozproszeniu - zachowac wi~z zakonnq, przebywajqc wsr6dswieckich - praktykowac zakonne cnoty, a w sprzyjajqcych oko­Iicznosciach podjqc dalszq zbiorowq prac~ dla spoleczenstwa. Takierozwiqzanie rozwazali kapucyni w Zakroczymiu oraz siostry wWar­


522EWA JABtONSKA-DEPTU t Aszawie, Lowiczu i Krakowie. Byto one przedmiotem korespondencjifelicjanek z ojcami. Sam o. Honorat, po przemyslenfu kwestiizalecil zakonnicom wlasnie pozostanie w Kr6lestwie. Tymczasemjednak fakty zadecydowaly 0 wyborze innej drogi - 0 przejsciu doGalicji. Zalozona w Krakowie jeszcze przed powstaniem 1863 r. .mala ochronka felicjanska staia si~ po kasacie przystaniq dia corazwi~kszej liczby zakonnic przyhywajqcych z Kongres6wki. P ewneznaczenie miala tu obecnosc w Krakowie kIasztoru kapucynskiegonaIezqcego w latach przedpowstaniowych do prowincji polskiej (je··dyny jej dom poza Kr6Iestwem), do kt6rego ·z kolei sciqgali zza kordonuzakonnicy. Zgromadzenie feIicjanek wykorzystalo natychmiast6w naplyw si6str do zalozenia w miescie nowych plac6wek,zorganizowania normalnego zycia konwentualnego i rzucenia zakonnicw wir nowych zadan. Gdy kierowniczkom osrodka krakowskiegoudalo si~ uzyskac u wladz austriackich legalizacj~ kongregacji,stalo si~ jasne, ze z pozostawionych siostrom przez wladze za -·konne mozliwosci wyboru przyszlosci, zwyci~zy rozwiqzanie galicyjskie.Felicjanki przechodzily kordon pojedynczo Iub grupkamiRozpcczql si~ okres nowej ekspansji zgromadzenia. Procesowi obejmowanialicznych pIac6wek i rozszerzania zakresu pracy towarzyszylypewne zmiany organi'zacyjne i obserwancyjne wynikajqcez wlqczenia kongregacji w uklad normalnie funkcjonujqcych instytucjikoscieinych panstwa austriackiego. Odmienne nii w zaborzerosyjskim warunki zycia i dzialalnosci byly g16wnq przyczynq stalegorozluzniania zwiqzk6w si6str z kapucynami Kr6lestwa. Niemniejgdy w latach siedemdziesiqtych XIX wieku zaczql si~ w Kongres6wceruch kierowanych przez o. Honorata Koiminskiego zgromadzenbezhabitowych, mial en w wielu dziedzinach przetartq drog~wlasnie przez felicjanki i korzystal z ich wszechstronnej pomocyzza kordonu. Dose wspomniec', ze felicjanka Emilia Stummer, dawnamistrzyni nowicjatu w a r~zaws kiego, przybyla z Ga Iicji, by objqefunkcje stalej lqczniczki mi~dzy Kozminskim a nowymi kongregacjamii koordynatorki calego ruchu honorackiego.Gdy zastanowie si~ , dlaczego felicjanki nie podj~ly sugestii zejsciaw ukrycie, naIeiy miee na uwadze kilka spraw. Pierwsza toprzywiqzanie si6str do regularnej obserwancji. Przywiqzanie takierodzila nie tylko sarna tradycyjna formacja zakonna. Ksztaltowalaje tez swiadomose wartosci, jakq nowe polskie zgromadzenie i jegootwarta dzialalnose stanowily dia spoleczenstwa Kongres6wkiw okresie przedpowstaniowym. Umyslowose, styl bycia i pracypierwszych felicjanek uformowane zostaly w sytuacji "eksplozji"jawnego zycia narodowego i zycia religijnego. Wysilek i poswi~c e ­nie si6str, tak skqdinqd "przyziemne", byly owiane atmosferq pew­


.u t RODEt FENOMENU FELlCJANSKIEGO 523nego optymistycznego romantyzmu. Nikt zatem nie mogl wymagac:od felicjanek przestawienia si~ na inny sposob myslenia i reagowa­Ilia w obliczu przyszlosci nie tyle beznadziejnej co niewyobrazalnej.W g r~ wchodzilo nast~pnie umilowanie wykonywanej pracy. Przymusowe zerwanie z calq dotychczasowq aktywnosciq narzucone tu •z05ta1o zgromadzeniu b~dqcemu w "rozp~dzie rozwojowym" ~ obejmu jqcemu do ostatniej niemal chwili nowe placowki i przyjrnujqcemu liczne powol:ania zakonne. Dalszy pobyt w Krolestwie oznaczaldla felicjanek wieloletnie odejscie od zorganjzowanej dzialalnoscl.Ey10 bowiem oczywiste, ze kazda siostra pozostanie pod inwigilacjqpolicyjnq i kazda pod gro:i:bq ostrych represji b~dzie zmuszona dlugounikac sposobnosci wspoldzia1ania z innymi. Dzialala juz wreszcieprzyciqgajqca sila Galicji jako "ziemi obiecanej" lub przynajmniejbezpiecznego azylu nowych zgromadzeil. To zjawisko, 0 ktorym b~'­dzie mowa nizej, mialo podstawy w katolickim charakterze pailstwaa ustriackiego i w rozwoju swobod narodowych wewnqtrz monarchiipo r . 1859. Gdy felicjanki przechodzily kordon graniczny, szlyna spotkanie pracujqcym juz w GaHcji sluzebniczkom wielkopolskim(grupy przybyle przed kasatq w Poznailskiem, kt6re utworzylygalqz starowiejskq sluzebniczek), emigracyjnym niepokalankom(w Galicji osiedlilo si~ cale zgromadzenie) czy zalozonym w samymza borze austriackim przez Kolumb~ Bialeckq dominikankom III zakonu.Przy wszystkich tych motywach emigracji exodus felicjailski lat1864-67 byl pod wielu wzgl~dami czyms imponujqcym. Pami~tacnalezy, ie profesja tercjarska, jakq sk1adaly siostry sw. Feliksa, niezobowiqzywala do pozostania w zgromadzeniu. (8luby zakomiew scislym tego slowa znaczeniu wprowadzono po:i:niej, przy czymwarto dodac, ie cz~sc siostr pierwszego pokolenia nie chciala ichz pokory zlozyc lub zlo2:yla dopiero na lozu smierci.) Mogly w kazdejchwili wystqpic i wladze carskie niedwuznacznie liczyly na gromadnypowr6t zakonnic do iycia swieckiego. Tymczasem w rozproszeniupokasacyjnym opuscil:a zgromadzenie w tym celu zaledwiep i ~t a cz ~ sc si6str czynnych - profesek. I tuzresztq sytuacja niejest zupelnie jasna, poniewaz 0 niekt6rych osobach pozostalychw Kr6lestwie wiemy, ze uwazaly si~ nadal za felicjanki i podejmowalyroine prace z myslq 0 przygotovvaniu powrotu kongregacji.Tylko nieliczne zakonnice zdecydowaly si~ tez na przejscie do innychzakon6w. W koilcowym wyniku ok. 70 procent si6str czynnychz momentu kasaty i takaz cz~sc nowicjuszek odnalazla si~w Galicji. Rozproszeniu ulegla tylko grupa tzw. kandydatek. Siostrypotwierdzajqce w ten spos6b swoje powolanie i SWq wi~z z kongregacjqmusialy wziqc pod 1 wag ~ w akcie wyboru zarowno ci~­


524 EWA JABtONSKA·DEPTUtAzar dotychczasowego iycia zakonnego jak i to wszystko, co pociqga1aza sobq decyzja opuszczenia stron rodzinnych, znanych stosunk6wi spraw oraz podj~cia dzie1a w nieznanych war unkach. Felicjankiwykaza1y si~ znamiennq dyscyplinq i przedsi~biorczosciq utrzymujqCw rozproszeniu na r6ine sposoby kontakt z w1adzami zakonnymi,a nast~pnie organizujqc sam exodus. Zgromadzeniu zagrozilow 6wczas jeszcze jedno powaine niebezpieczeiistwo, kulminujqcewokresie bezposrednio po przejsciu si6str do zaboru austriackiego.Nienormalna sytuacja sprzyja1a pog1~bianiu si~ w kongregacji odmiennoscipoglqd6w na wiele spraw - nasilaniu si~ wew n~trz nychtare i polemik. Felicjanki znalaz1y sil! ponadto w zasi~ gu kilkukrzyiujqcych si~ jurysdykcji koscielnych i kierunk6w dyrekcyjnych.Pojawili si~ duchowni, kt6rzy dzia1ajqc w dobrej wierze zapragn~lireformowae zdezorientowanq wsp61not~ pogl~bi ajqc zam~t.Felicjankom zagrozilo rozbicie organizacyjne i formacyjne.Dzi~ki wysilkom aktywu kongregacji udalo si~ zlikwidowae t~ grozb~.Rozpocz~la si~ historia zgromadzenia w zaborze austriackim,pel'na dynamizmu choe niewqtpliwie nie tak pionierska jak w Kr6­lestwie. Przebiegala w normalnych warunkach funkcjonowania Kosciolai wzgl~dnej wolnosci zycia narodowego okreslonej statutemautonomii z r. 1868. Z drugiej jednak strony byla obciqiona szeregiemnegatywnych cech iycia spolecznego i koscielnego Galicji. Min~l o dziesi~c lat od kasaty, a zgromadzenie felicjaiiskie zmalazlo sobiejeszcze jeden teren dzialalnosci. Byla nim Ameryka P6lnocna.Nie spos6b przecenie roli faktu, ie z emigracjq polskq uda10 si~w wieku XIX do obydwu Ameryk polskie duchowieiistwo swieckiei zakonne. Znaczenie wi~zi religijnej - zwlaszcza opartej 0 wlasnqorganizacj~ parafialnq - dlo. utrzymania polskosci wychodzc6w jestsprawq nie wymagajqcq specjalnych uzasadnieii. Wydaje si~ rzeCZqcharakterystycznq, ii duze zainteresowanie emigracjq amerykaiiskqwykazywaly od poczqtku nowe kongregacje zakonne. Zmartwychwstaiicy zaczE:li dzia1alnose w Ameryce p6lnocnej jui w r . 1857.Z kongregacji ieiiskich posz1y pienvsze na drugq p61ku l~ wlasniefelicjanki - w r. 1874. Warto zaznaczye, ie kadry emigracyjne duchowieiistwaswieckiego i zakonnego w Ameryce zosta1y walnie zasiloneprzez uchodic6w z zo.boru rosyjskiego po powstaniu styczniowym.Wezwa1 felicjanki do pracy na wychodzctwie ks. J 6zef Dqbrowski- jedna z najwybitniejszych postaci w dziejach Poloniiarnerykaiiskiej.22 Poczynajqc od pierwszych plac6wek w stanie· Wisconsinzgromadzenie rozwinE:1o si~ w srodowiskach polonijnychw bardzo szybkim tempie, a ga1qz amerykaiiska rychlo z<strong>maj</strong>oryzowa­" Par. A. Syski: Ksiqdz J6zef D q browski. Orchard Lake, Michigan 1942.


U lRODEt FENOMENU FELlCJANSKIEGO 525la liczebnie galqz krajowq. Na poczqtku lat szescdziesiqtych XX wie­1m sytuacja przedstawiala si~ tak, ze na 335 dom6w i 3892 siostryVi Ameryce przypadalo 81 dom6w i 927 si6str w Polsce. W dzialalno- 'sci odlamu polonijnego zgromadzenia tr zeba podkreslic dwie cechy:oparcie 0 struktury parafialne,i dominacj~ pracy szkolnej. PewneprzesuniE:cie akcent6w w kierunku dzialalnosci szkolnej zauwazycmozna byro r6wniez w krajowej historii felicjanek. Byl to proceobserwowany na terenie zaboru austiackiego dla wielu zgromadzen"nowej fali" posiadajqcych r6zne cele pierwotne.*Na poczqtku XX wieku felicjanki powr6cily do Kr6lestwa. 23Chcqc uchwycic wielorakie aspekty tego zjawiska nalezy przyjrzecsi~ nieco procesom 0 szerszym znarzeniu. Gdy po pierwszej wojnieswiatowej powstalo niepodlegle panstwo polskie, jego terytoriumpokr ylo si~ wkr6tce g~stq sieciq nowych fundacji zakonnych. Procespowyzszy polegal przede wszystkim na tym, ze rodziny zakonneprzebywajqce na ziemiach bylego zaboru austiackiego zakladaly nowedomy na terenach obu pozostalych zabor6w. Przybywajqcy z Galicjizakonnicy i zakonnice spelniali tu w pewnym sensie zblizonCjfunkcj~ do funkcji urzE:dnik6w galicyjskch odbudowujqcych w skalicalego panstwa polskq adminjstracj~. Trzeba podkreslic, iz chodzilonie tylko 0 odnowienie instytucji regularnych klasztor6w. Wrazz domami zakonnymi powstaw aly szkoly wszystkich szczebli i rodzaj6w,ochronki i zrobki, sierocince, przytulki i szpitale, swietlice'i ksi~gaI'llie etc. Slowem mowa jest 0 bardzo powaim~ elernencieprocesu rekonstrukcji niepodleglego iycia narodowego. P['zytoczonawyzej analogia z ekspansjq admirustracji galicyjskiej zawodzi jednakzasadniczo w pewnym punkcie. Polscy urz~dnicy z Galicji tworzyli grup~ inteligencji uksztaltowanq przez monarchi~ austro-w~gierskqi, poza niekt6rymi wyjqtkami, nie nastawionq az do odzyskanaruepodleglosci na prac~ poza granicami tej monarchii. Zgolainaczej miala siE: r zecz z zakonami. Chodzilo tu w powaznej mierzeo "powracajqcq fal~", kt6ra niegdys odplyn~la z terytorium dw6chzabor6w. Sam powr6t byl nieodlqcznym skladnikiem mysli 0 przyszloscipolskich spolecznosci zakonnych i przygotowywano siE: doniego w Galicji od dawna.Zab6r austriacki stal siE: punktem docelowym migracji zakonnych" Dzieje felicjanek w KroJestwie od r. 1907 oraz powstanie i rozwoj prowincjiw arszawskiej opracowala s. Bonawentura Szl


526 EWA JABLONSKA·DEPTUl Aod ok. r . 1860, w szczeg6lnosci zas w dzie s i~cio l e c i u 1864-74. W ruchutym dominowaly od poczqtku nowe zgromadzenia zenskie. Tutaj'osieqlily si~ kongregacje utworzone na emigracji, srodowiskowozwiqzane w swych poczqtkach niemal wyIqcznie z zaborem rosyjskim.Represje po powstaniu styczniowym i Kulturkampf rzucily doGalicji mas ~ zakonnik6w i zakonnic z zaborow rosyjskiego i pruskiego.Przechodzily gr a nic~ cale rodziny zakonne obj ~ te kasatam i.Czynily to talde male grup ;~ i lub pojedynczy ludzie. Chronil si ~w ten spos6b przed przesladowaniem element "nieprawomyslny"alba wr~ c z "buntowniczy" oraz szukali swego miejsca ci, ktorzy n iewidzieli dla siebie perspektyw w skazanych na wymarcie, a charakteremzblizonych do wi~zien , "klasztorach etatowych" Kongresowki.Do zaboru austriackiego wracali wreszcie po odbyciu kary zakonnicyzeslani na Sybir czy do innych regionow Rosji. Zakonne migracjena poludnie oie konczyly si~ jednak na tym. Przenikaly doGalicji zgromadzenia ukryte. Niektore z nich przeksztalcily s i ~ tllw kongregacje habitowe. Tak bylo z cZE:sciq si6str Rodziny Mar yii z honorackimi serafitkami. I wrE'szcie przechodzilo k ordon wieluludzi pragnqcych wstqpic do klasztoru, bqdz takich, co osiedla jqc s i ~z r6znych p rzyczyn w Galicji uslyszeli wlasnie na jej terenie glospowolania zakonnego. TE: ostatniq migracj~ intensyfikowaly pewnenapiE:cia 0 charakterze r eligijnym, np. przesladowanie unii rna P odlesiui w ziemi chelmskiej. Pr-zybysze rnie tylko zasilali konwentyistniejqcych juz klasztorow. Odegrali oni zasadniczq rolE: w galicy j­skim ruchu zakonodawczym. Znamiennym tego przykladem jest postacbrata Alberta Chmielowskiego i poczqtki obu zalozonych przezniego zgromadzen.W pewnym momencie zaczql siE: ruch powrotny. Mial on poczqtkowooczywiscie charakter zakonspiorowany. Wchodzily najprzodw grE: okreslone misje pojedynczych os6b, nastE:pnie zakladano maledomy ukrywajqce starannie na zewnqtrz swoj zakonny charakter.Wykorzystywano tez udzielane niekiedy przez rzqd rosyjski od koncaXIX.wieku - chociaz do r. 1905 niezmiernie rzadkie - pozwoleniana przyjE:cie nowicjuszy w wymierajqcych "klasztorach etatowych". Zdarzaly si~ dziwne historie, np. rzekomymi nowicjuszkamlw dogor.ywajqcym klasztorze kontemplacyjnym zostawaly zakonnicenowego zgromadzenia czynnego. Og6lem biorqc zakony habitoweszly drogami utorowanymi przez kongregacje ukryte drugiej polowyXIX wieku. "Przeciekanie" zakonnikow i zakonnic z Galicji do zaborurosyjskiego przybralo znaczne rozmiary po rewolucji 1905 roku.Wsrod licznie powstajqcych nowych polskich instytucji spolecznychi kulturalnych znalazlo si~ ' szereg prowadzonych przez wspolnotyzakonne, niekiedy jawne, zrnacznie cz~sciE'j zakonspirowane. Wiele


U tRODEt FENOMENU FELlCJANSKIEGO527mozliwosci stwarzala tu zwlaszcza dziedzina pracy wychowawczeji szkolnej. Zapotrzebowanie na "powracajqcq fal~" zostalo wowczass pot~gowane w wyniku reorganizacji przez episkopat Krolestwazgromadzen ukrytych, ograniczajqcej w sposob zasadniczy mozliwoscioddzialywania. tych kongregacji. Ponadto zmienil si~ kurs politycznycaratu wzgl~dem Kosciola katolickiego. Urz~dowym tego wyrazembyl slynny Ukaz Tolerancyjny. Dla zakonow wazniejszq oddokumentow byla nowa atmosfera, ktora sprawiala, ze nie tylko nietropiono z zawzir;:tosciq konspiracji koscielnej, ale przymykano niekiedyoczy na 2mane wladzom fakty infiltracji zakonow, dbajqc jedynie,aby zostaly zachowane pozory instytucji swieckiej. Felicjankiprzeszly kordon w r. 1907. Podj~ly pr a c~ od razu w dawnej kolebcezgromadzenia - Warszawie, obejmujqc ochronk~ na Woli. W nast~pnych latach zalozyly w Krolestwie dalsze placowki rozszerzajqcjednoczesnie zakres pracy (szkoly, szwalnie, przytulki, sierocince,punkty katechetyczne). . Wojna swiatow a nie zahamowala tego procesu.W chwili erekcji prowincji warszawskiej wlqczono do niej juz10 domow zakonnych.Decyzja 0 erekcji prowincji zapadla w lipcu 1920 roku nat kapitulew Krakowie, formalne ogloszenie prowincji nastqpilo w pazdziernikudwa lata pMniej. Do dzis jest spraWq spornq w zgromadzeniucharakter prawny tego aktu. Czy mialo w6wczas miejscewskrzeszenie, wznowienie czegos, co istnialo i uleglo przejsciowemuzawieszeniu w dzialalnosci ?24 Czy, biorqc pod uwag~ w zglqd formalny,iz organizacja prowincjalna powstala w zgromadzeniu dopieropo przejsciu do Galicji, nalezy mowic 0 powolaniu do zycia zupel­:-lie nowej instytucji? Tak czy inaczej nie ulegalo dla felicjanek wqtpliwosci,ie chodzilo 0 powrot kongregacji do miejsca narodzin ­fak t posiadajqcy ogromne znaczenie dla calego zgromadzenia, b~ d qcywsp6lnq spraWq wszystkich siostr, wszystkich klasztorow i prowincji.Stqd znamienny udzial felicjanek z Polonii amerykanskiej w tworzeniuprowincji warszawskiej. Wyrazil si~ on nie tylko w pomocy finansowej,lecz r ownez w obsadzeniu zakonnicami z USA nowychfundacji. Obok zakonnic z dwoch prowincji galicyjskich - krakowskieji lwowskiej - znalazly si~ tu siostry z prowincji Detroit, Buffaloi Milwaukee, kt6re obj~ly tez \Vi~ks z osc urz~dow prowincjalnych.Dalszy rozw6j prowincji warszawskiej zgromadzenia siostr felicjanekto temat do osobnych badan. Nalezy wspomniec, ze felicjankipracowaly w ok,resie lat 1907-1970 w 42 wi ~kszych plac6wkach.to L qcznikiem miE:dzy najst ar szy mi a nowymi dziejami f elicja nek w Kr61estwiehylaby s. Aniceta Sus ka , obleczona w nowicjac ie w a r szawskim w r . 1862, kt6r a·w r 6cila w r. 1907 do Warszawy i przez 11 lat byla przelozonq na Woli.


528 EWA JABLOIiiSKA-DEPTUlAWielkq kartq historii zgromadzenia byla praca w okresie okupacjihitlerowskiej. Ratowanie Zyd6w i tajne nauczanie, wszechstronnawsp6lpraca z podziemiem i opieka .nad sierotami wojennymi, pracalazaretowa w r. 1939 i 1944-45 oraz stala pomoc dla r6inych rodzaj6w'l1ieszcz~scia i n~dzy - wszystkie te dziedziny aktj'Winosci felicja'l1ekwinny zostac opracowane szczegolowo. Walrto tylko na Z8.­konczenie zauwazyc, ie siostry sw. Feliksa, podobnie jak inne polskiezg,romadzeniao analogkznych dziejach, lll1ialy pewne predyspozycjedo realizacji· takiego dziela. W historii swojej stawaly juz wielokrotniewobec konieczmosci podejmowania niespodziewanych zadan,wobec nakazu improwizacji organizacyjnej i pracy zakonspi-­l'owanej. Rozwoj zgromadzenia byl szkolq inicjatywy i rozmachuw ~zu kani u potrzeb ludzkich i niesieniu rpotrzebujqcym wszechstronnejpomocy. Nieobce byly kongregacji cierpienia zbiorowe i -w iI'02­proszeniu. Wiele zgromadzen musialo takq skal~ nauk i dos'\viadczellprzezyc dopiero po raz pierwszy.Ewa Jabtonska-Deptuta


AUGUSTYN JANKOWSKI OSB WIARA W PISMIE SWI~TYM Mam mowic 0 wierze w Pismie swi~tym. Niepodobienstwem ·jestzamknqc w trzykwadmnsowej konferencji * tak wielki temat. Silqrzeczy dokonam wyboru: z bogatej doktryny 0 wier ze, objawionejna kartach P isma sw., postaram si~ wydobyc prawdy dzis szczeg6lnieaktualne.Przed kilku laty jeden z krakowskich publicystow katolickich(S. Wilkanowicz) uzyl okreslenia "powszednim doswiadczeniem kazclegoz nas jest jakby jakas korozja wiary". Tym terminem technicznymdokladnie okreslH on trucinosci, jakich doznaje dzisiejszy czlowiek.Zdaje mi si~, ze na to zjawisko "korozji wiary" skutecznymprzeciwsrodkiem jest wlasnie uswiadornienie sobie, jak Bog widzinaSZq wiar~, czego On sam w Pismie sw. naucza 0 wierze, czego odnas wymaga. .Postar am si~ wi~c pokrotce przejsc doktryn~ biblijnq 0 wierze,zarowno w Starym, jak i w Nowym Testamencie. Wiara bowiemjest zrodlem religijnosci. Od naszej strony oglqdana jest odpowiedziqczlowieka na to, co Bog najpierw do niego powiedzial. Wiara jestprzykladem dialogu, w ktorym pierwszy z inicjatywq wyst~pujeBog, a czlowiek Mu odpowiada. W biblijnej koncepcji wiara anga­. zuje nie tylko umysl, angazuje doslownie calego czlowieka.Bardzo charakterystyczne jest juz slownictwo Starego Testamentu,gdy chodzi 0 wyrazenie postawy wierzqcego. Nasze "wierzyc"Hebrajczyk okreslal dwoma czasownikami. Jeden z nich to aman,a drugi batach. v...' pierwszym zrodlos1owie tkw i idea trwalosci,niezawodnosci. Nasze dzisiejsze ,,~men" od tego pnia pochodzi. Gdydzisiaj w liturgii odpowiadamy "amen", to chcemy ze staroiytnymiHebrajczykarni w yrazic, ze niezawodnie tak jest. Drugie zas slowooznacza zaufanie i bezpieczenstwo. Hebrajczyk wierzqcy czul s i~bezpieczny, czul si~ tym, ktorego wiara jakos zabezpiecza. Stqdbardzo znamienne, ie przeklad grecki Starego Testamentu - Septuaginta- uzywa oprocz jednoznacznego slowa "pisteuo" "wie­• Konferencja wygloszona w kosciele Sw. Marka w Krakowie dnia 23 II <strong>1973</strong>.


530 AUGUSTYN JANKOWSKI OSBjeszcze nadto innych synonimow mowiqcych 0 ufnosci i 0 spo­rz~",kojnym zawierzeniu (elpizo, pepoitha).Mozemy zauwazyc dwa bieguny uj~cia w.iary w Starym Testamencie.Jest to ze strony czlowieka ufnosc spokojna wobec Tego,ktory jest wierny. Jedno z okreslen Boga - to "Wierny". Spo··kojna ufnosc angazuje calego czlowieka, a nie tylko jego umysl.Jednoczesnie drugim biegunem jest dost~p do prawdy, ktora dotqdbyla dla czlowieka zupelnie niedost~pna, dost~p do prawdy niewidzialnej,prawdy, ktorq tylko Bog mogl mu objawic.Pierwszym przykladem wiary czlowieka wyraznie podkreslonymw Pismie sw. jest Abraham, nazywany przez liturgie Kosciola powiekach: "Pater fidei nostrae" (ojciec naszej wiary). W Liscie doRzymian nazwany: "ojciec wszystkich, kt6rzy wierzq" (4, 19). Borzeczywiscie, jesli sobie uswiadomimy, czego wiarq dokonal Abraliam,jego postac ' urasta do miary symbolu. Ojciec jego Terachprzeciez byl jeszcze politeistq. W pewnej chwili Abram - tak bowiembrzmialo jego imi~ , zanim mu Bog zmienil je na imi~ Abraham- slyszy tajemniczy rozkaz: "Wyjdz z twojej ziemi rodzinneji z domu twego ojca do kraju, ktory ci wskaz~" (Rdz 12, 1 n). Znamydobrze te slowa, ale przewaznie nie zdajemy sobie sprawy z tego,co si~ za nimi kryje. Ten rozkaz byl wtedy rozkazem rownymp6jsciu na pewnq smierc. W tamtych warunkach socjologicznych ­a jestesmy kolo tysiqcosiemsetnego roku przed Chrystusem -­wyjsc ze swojego klanu i iSc w nieznane, znaczylo narazic si~ naniechybnq smierc. Abraham nie waha si~ ani chwili. Rozkaz uslyszali poszedl. Jego wiara nie jest sprawq tylko intelektualnegouznania prawdy objawionej, widzimy od razu zaangazowanie calej·egzystencji czlowieka.Nie tylko ten pierwszy jego krok byl probq wiary. Abrahama·czekaly nowe pr6by. On, bezplodny starzec, mqz bezplodnej juz sta..ruszki dowiaduje si~ od Boga,· ze b~dzie ojcem mnostwa. NawetimiE; Abraham do tego nawiqzuje - "ojciec mnostwa". I uwierzylBogu. "Wbrew nadziei uwierzyl nadziei" (Rz 4, 18) - jak powiadaApostol. Doczekal si~ syna i gdy si~ go doczekal, otrzymuje rozkazmrozqcy krew w zylach: "Wez twego syna jedynego.'.. i z16z gow ofierze ... !" (Rdz 22, 2) Niezawahal si~ Abraham i ta druga proba,to doswiadczenie, w ktorym okazal si~ wiernym, uczynila gowJasnie przykladem wiary biblijnej. Posluszenstwo pasowalo go naprzyklad niesmiertelny, tak wielki, ze do Abrahama nawiqze Magnificat Matki Bozej, do Abrahama nawiqze piesn Zachariasza, doAbrahama b~dzie nawiqzywal wielokrotnie sw. Pawel w swoich listach,traktujqcych 0 wierze i usprawiedliwieniu.Tak na konkretnym przykladzie wyglqda syntetyczne uj~cie wia­


WIARA W PISMIE SWI~TYM531ry Starego Testamentu. Ale warto jej si~ przyjrzec takie co doszczegolow.Zaczynamy nasze CTedo od "Boga-Ojca Wszechmogqcego, Stworzydelanieba i zierni". Wszystkie nasze traktaty teologiczne 0 Boguzaczynajq si~ w ten sposab. I jest to zgodne z logikq nast~pstwaprawd naczelnych.Nie tak bylo z Hebrajczykarni. Pierwszym i niecodziennym zjawiskiem,gdy chodzi 0 wiar~ 1zraela historyc=ego, jest to, ze najpierwBog mu si ~ objawia jako sprawca zbawienia, a znacznie po±niejjako stworca swiata. Pierwsza jest interwencja dziejowa. ToJahwe wyzwala swoj Iud z Egiptu, a dopiero po wiekach sformulujqprorocy z 1zajaszem na czele, ie Jahwe to jest ten sam, ktoryrozciqgnq{ niebiosa - "Stworca krancow ziemi (lz 40, 22. 28). I tojest cos bardzo charakterystycznego dla calego histQlrycznego 1zraela.Zaczyna si~ bowiem jego wiara od faktu Wyjscia: Jahwe, Bogprawdy, to jest Ten, ktory wyprowadzil swoj Iud z Egiptu "mocnqr~kq i wyciqgni~tym ramieniem" i to jest wlasnie Bog przymierza.Cale Star e Przymierze opiera si~ na tym podstawowym fakcie.Mojzesz jest posrednikiem tego przymierza. Wlasnie w osobicMojiesza Bog si~ objawia ze swoimi wymaganiami, swoimi nakazarni,a takze i ze swojq pot~gq. Plagi egipskie, cudowne WYJSClCw noc paschc>.lnq, oto wszystko Sq "gesta Dei per Moysen", wszystkiegotego dokonuje Bog przez Mojzesza.Przymierze wymaga od 1zraelity posluszenstwa wobec slow Bo­:iych. Cale zycie ludu Bozego teraz zawislo od wiernosci wobec tegozasadniczego prawa, od wiary w to, iz Bog nie tylko wyprowadzilIzraela, ale nim si~ opiekuje w szczegolniejszy sposob w tej jegotrudnej, 40-letniej w~drowce po pustyni. To Bog go wprowadza doZiemi Obiecanej. To Bog wydziedzicza ludy kananejskie, umieszczajqCtam swoj Iud wybrany. Wszystko to jest przedmiotem wiary,ktora si~ wzbogaca w miar~ doswiadczen.My zas jestesmy cz~sto w praktyce ograniczeni do jakiegos CTedo,ktore w naszym mniemaniu jest dalekie od iycia. Tymczasem 1zrae­!ita musial od poczqtku nie tylko przezywac wiar~ w poszczegolnear tykuly, ale tez stwierdzal nieustannq realizacj~ Boiych obietnic.A jednoczesnie podlegal probom, czy faktycznie ufa Bogu, prowadzqcemugo w tak dziwny sposob.Ktokolwiek czyta Stary Testament, wie dobrze, ze z tq \\njarqu 1zraela bylo bardzo roinie, niekiedy byto bardzo zle. Wlasnie jakosrodek zaradczy na to powstaje specjalnc zjawisko: profetyzm izraelski,ruch prorocki, ktorego glownym zadaniem bylo walczyc z zagrozeniemwiary.1zrael ma wiar~ zagrozonq z dwoch powodow. Jednym zrodlem


532 AUGUSTYN JANKOWSKI OSBzagrozenia jest balwochwalstwo, kt6re przychodzi jako pokusa z zewnqtrz,od sqsiad6w. Drugim jest pewna· cecha duchowosci, zresztqnie tylko Izraelit6w, mianowicie sklonnosc do formalizmu, do ujmowaniarzeczy tylko w spos6b. zewn~trzny, urz~dowy. Prorocy wal­.cZq z jednym i z drugim. Majq oni za zadanie powiedziec, ze nie rnainnych bog6w obok Boga prawdziwego jahwe i jednoczesnie <strong>maj</strong>qbronic Iud Bozy przed mysleniem doczesnym, przed upolitycznieniemcalkowitym koncepcji ludu Bozego. W tej dziedzinie prorocypotrafiq stawic czolo nawet kr610m, kt6rzy cz~sto nie dorastajq dowysokoSci swojego zadania.Izraelita nigdy nie byl ateistq. Nar6d ten mial niezwykle jasnqjntuicj~ Boga, odczytujqC Go bardzo po prostu: patrzqc na wygwiezdzoneniebo, czy si~gajqc do wlasnej historii od czas6w Wyjscia.Jezeli nawet pojawia si~ raz i drugi w Pismie sw. powiedze­·dzenie "glupiego w sercu: nie rna Boga" (Ps 14/13, 1; 53/52, 1), tol~ie oznacza one jeszcze negacji Boga. Jest to szczeg6lniejszy poglqd,.i:e B6g jakby si~ nie inter esowal losem czlowieka. Slowem, byla topokusa, kt6rq po wiekach nazywamy deizrnern. Izrael wi~c znal pokus~u suni~cia Boga osobowego z historii ludzkiej, nie znal Jegonegacji az do czasu zetkni~cia si~ z greckirn materializmem filozoficznym.Prorocy zatern twierdzq: Jahwe jest Bogiem zywym, jestTym, kt6ry ciqgle mysli 0 swoim ludzie i kt6ry, jak kiedys uni6s1go "na skrzydlach orlich" (Wj 14, 4) i prowadzil przez pustyni~, taki w dalszym ciqgu prowadzi wsr6d zmiennych kolei dziej6w, juz po


WtARA W PI SMIE SWI~TY M 533stwie: "Zamykam swiadectwo i pieczt:tujt: nauczanie wsrod moichuczniow. Oczekujt: Jahwe, ktory ukrywa swe oblicze przed domemJakuba i w Nim pokladam nadziejt:. Oto ja i dzieci moje, ktore midal Jahwe, staillowimy cudowne znaki w Izraelu, od Jahwe Zastt:­pow, co n a gorze Syjonu przebywa" (Iz 8, 16-18).Drugim prorokiem wiary, ktory jest nam blizszy , bo bardziej ludzki,jest Jeremiasz. On rna swoje zalamania. Nie Sq to zalamaniawiary teoretycznej, leez kryzys czlowieka, kt6remu jego zadaniezdaje sit: chwilami przerastae jego slabe sily. Prorok, ktory rna byeci'lgle tylko "mt:zem sporu", buntuje sit: przeciw temu zrzqdzeniuBoga. W porywie rozgoryczenia ,vola do Niego: "Uwiodles mnic,J ah we" (Jr 20, 7). Przeklina dzien swego urodzenia: "Biada mi, matkomoja, :les mnie porodzila mt:za skargi i niezgody dla calego krajn(Jr 15, 10). To Sq bardzo nam bliskie kryzysy wiary czlowieka, ktoremu zbyt cit:zko jest n i e wierzyc teoretycznie, lecz ponosie konsekwencjetych zadan, jakie wiara na niego naklada.Prorocy, ktorzy mieli przed sobq bardzo ciemny obraz odstt:pstwaIzraela, w ieszczq wiart: przyszlego ludu Bozego, nie widzqc w swoichczasach idealu, zapowiadaj'l go na przyszlose mesjansk'l.Pojawia sit: u prorokow tajemnicze pojE;cie "Reszty", zdrowej resztyludu Bozego. Dzis wiemy, ze b~zie niq w pr zyszlosci Kolici6l Mesjasza.Ta pr zepowiedziana Reszta nie poklada nadziei w czlowieku ,ta reszta to "Iud pokorny i biedny, kt6ry szuka schronienia w imieniuJahwe" (So 3, 12). To Sq ci "ubodzy" i ufni zarazem; ci, ktorzyrealizujq w sobie zapowiedz Izajaszow'l: "Kto wierzy - nie potkniesit: (Iz 28, 16).Obok prorok6w, nieco pozniej, kierunek dydaktyczny, M ~ drcyPanscy, zwraca uwagt: na zyciowq donioslolic wiary od innej strony.o ile prorocy musieli wystt:;powac przeciwko naduzyciom spolecznym,przeciwko niegodziwemu zyciu ludu Bozego, 0 t yle u M~dr c6wPanskich wy st~puje inny momerit - ten, kt6ry nas dzisiaj tak czt:­sto frapuje, a miarnowicie zagadnienie wiary u jednostki poddanejci ~zkim pr6bom. Tutaj na pierwszy plan w ysuwa si~ tragiczna, jakzebliska wielu ludzioin dzisiejszym, postac biblijnego Joba. On, tak .cit:zko doswiadczony, protestuje przeciwko geometrycznej zasadzieodplaty za czyny, mimo ze trzech jego przyjaci61 ciqgle mu przypominat~ zasadt:: m usisz bye winowajc'l, skoro jestes w tej chwiIi takci~ zko doswiadczony. On jednak przy tylu swoich bolach i wewn~tr z ­nych buntach, wypowiada wreszcie zdanie: "Wybawca moj zyje naziemi, wystqpi jako ostatni" (Job 19, 25 n). Po tylu buntach stwierdza,modI,!c sit: do Boga: "Wiem, ze Ty wszystko mozesz, co 'Zamyslasz.Wszystko pot rafis z uczynic" (Job 42 , 2) .Kierunek mqdrosciowy wychowal t ych ostatnich bohaterow w ia­


534 AUGUSTYN JANKOWSKI OSB1'y Starego Testamentu, jakimi byli Machabeusze, OW wspanialy ostatniodruch protestu przeciwko spoganieniu Iudu Bozego. Trzeba by tuprzeczytae obie ksi~gi Machabejskie, zebyprzypomniee, co to bylo.Zamiast tego przytocz~ tylko wspaniale streszczenie tych czasow,Jakie po mistrzowsku zamknql na koncu 11 rozdzialu autor Listu doHebrajczykow. Streszcza on t~ epope~ polowy drugiego wieku przedChrystusem w kilku zdaniach niezwykIe mocnych. Tak charakteryzujeon bohaterow wiary: "Jedni poniesli katusze nie przyjqwszyuwolnienia, aby otrzymae lepsze zmartwychwstanie; inni zas dozna­Ii zelzywosci i biczowania a nadto kajdan i wi~zienia. Kamienowanoich, przerzynano pilq, kuszon o, przebUMlo mieczem ; tulaJi si ~ w skorachowczych, kozich, w n~dzy, utrapieniu, ucisku. Swiat nie byl ichwart i blqkali si~ po pustyniach i gorach, po jaskiniach i rozpadlinachziemi, ale ci wszyscy, choe ze wzgl~du na SWq wiar~ stali siGgodni pochwaly, nie otrzymali przyrzeczonej obietnicy, gdyz Bog,ktory nam lepszy los zgotowal, nie chcial, aby oni doszli do doskonaloscibez nas" (Hbr 11, 35-40). Tajemnicze ostatnie slowa jednoczesnieprzeprowadzajq nas do Nowego Testamentu.Wiara w Starym Testamencie nawet tak po bohatersku 'zaswiadczona,byla tylko wst~pem, byla przygotowaniem, byra pomostem dotego, co mialo przyjse z przyjsciem Mesjasza.U samej jutrzenki naszego zbawienia pojawia si~ wiara tych wlasnie"ubogich". Mesjasz rna si~ narodzie w srodowisku tych, dla ktorychjedynq nadziejq jest Jahwe. Nie w palacu Reroda, lecz w do-­mu ciesli Jozefa. Narodzi si~ z Tej, 0 ktorej krewna jej powie: "Blogoslawionajestes, ktoras uwierzyIa" (t.k 1,44).Bog sam przygotowuje klimat, w jakim b~dzie wzrastal i dzialal .Mesjasz, Sluchacze Jana Chrzciciela, to Sq wlasnie ci, ktorzy <strong>maj</strong>qinnq postaw~ nizeli faryzeus~e dumni i pewni siebie. Jan Chrzcicielzqda od wszystkich nawrocenia i zqda wiary w Tego, ktoryidzie po nim. Tu wlasnie wystGPuje nowa cecha wiary Nowego Testamentu.Cala ta wiara skupia si~ na osobie Jezusa Chrystusa. W zestawieniuze Starym Testamentem punkt ciGzkosci n.iejako si ~ przenosi, aleto dalej dziala ten sam Bog. To jest wlasnie "Bog i Ojciec Pananaszego Jezusa Chrystusa" (Ef 1, 3), kt(>ry rprzemawial niegdys doojcow przez prorokow, a w tych ostatecznych dniach przemowilprzez Syna (Rbr 1, 1 n).Pierwszq i charakterystycznq cechq wiary Nowego Testamentujest wlasnie to, ze jest to wiara w Syna Bozego. I to widzimy wew5zystkich warstwach zrodel, zaczynajqc od najstarszej fradycji 5ynoptycznej."Kim On jest?" (Mk 5, 41). Oto pytanie, ktore mUSZq 50­bie zadae uczniowie, swiadkowie cudow Jezusowych. Taka jest pro­


W1ARA W PI$MIE $WII;TYM535ba dIa Jana Chrzciciela, gdy jest w wi~zieniu: "Czy ty jestes tym,ktor y rna przyjse, czy tei innego rnamy oczekiwae" (Mt 11, 3). Ty,Osoba, nie abstrakcja, nie idea, nie paragrafy, prawa. Osoba. Otojest przedmiot tej nowej wiary. To jest tei glowna przeszkoda dlafaryzeuszow i uczonych w Pismie. Chcieli siG opierae na "literze", naswojej wiedzy, a tu tymczasem staje przed ·nimi Syn Czlowieczy,kt6ry iqda wiary w siebie.Za co zosta1 pochwalony Szymon Piotr? Za wyznanie dotyczqcetej g16wnej prawdy: "Ty jestes Mesjasz, Syn Boga Zywego" (Mt 16,16). I jednoczesnie dowiaduje si~ Piotr, ie to odkry1a nie bystrosejego umyslu: "Cialo i krew nie objawily ci tego, lecz Ojciec, ktoryjest w niebie" (Mt 16, 17).Tutaj czas przejse do rownie wainego stwierdzenia, ie J ezus Chrystusjest nie tylko przedmiotem, ale i koniecznym posrednikiemwiary. On bowiem wypowiada te slowa tak wyraznie: "WyslawiamCi~ Ojcze, Panie nieba i ziemi, ie zakryles te rzeczy przed mqdrymii roztropnymi, a objawiles je prostaczkom. Tak Ojcze, gdyi takiebylo Twoje upodobanie. Wszy ~ tko przekazal mi Ojciec mojo Nikt teinie zna Syna tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten,komu Syn zechce objawie" (Mt 11, 25-27). A wi~c uzywajqc jakiegosneologizmu, jedynym "objawicielem" Ojca jest Syn i jednoczesnietylko w Synu objawia nam si~ w pelni Ojciec. I tu si~ zaczynawlasnie wiara Nowego Testamentu w por6wnaniu ze Starym. Ewangeliepodajq nam przyklady wiary ludzkiej, 0 kt6rej Jezus mowiz uznaniem: Setnik z Kafarnaum (Mt 8, 8 n) i Syrofenicjanka (Mt 15,22) uzyskujq dla siebie cudowne interwencje Jezusowe, bo nie b~dqcIzraelitami trafnie wierzq w Jego osob~ i poslannictwo. Odwrotnie- uczniowie Jego zas~ugujq na zarzut "ludzie ma1ej wiary",ilekroe nie uznajq do konca Jego pot~gi (Mt 8, 26 ; 14, 31, 16, 8).Jezus Chrystus iqd~l wiary w siebie. Stawianie tego zqdania przechodziz Jego woli na pierwotny K dsciol. Co to znaczy bye apostolemChrystusa? Zdawae by si~ mog1o - na podstawie analogii doszk61 filozoficznych czy systemow religijnych - ie uczniowie to Sqkomentatorzy swego mistrza. Tymczasem nie jest tak z ApostolamiJezusa Chrystusa. Bye apostolem to znaczy bye swiadkiem Jego zycia,Jego srnierci i Jego zmartwychwstania. Przy czym to ostatnieoni najmocniej akcentujq. Gdy szIo 0 wybor aposto1a w miejsce Judasza,trzeba by10 wybrae tego, ktory od Chrztu Janowego do Wniebowstqpieniapatrzy1 na Jezusa Chrystusa (par. Dz 1, 21 n). Kosciolapostolski przekazuje nam wiar~ w Chrystusa na podstawie Jegow1asnychs1ow. KoscioI apostolski glosi bardzo proste i nieskompEkowaneCTedo, w ktorym Sq zawarte C'zyny i slowa Chrystusa. Jest


536 AUGUSTYN JANKOWSKI OSSto or~dzie Chrystusa, m6wiqcego przez swoich Apostol6w. Dopieropotem, w nast~pnej fazie przyjdzie u Apostol6w teologia wiary.Co to znaczy wierzye Apostolom? To znaczy powiedziee "tak"l1a Objawienie Boze dane w Jezusie Chrystusie i przez nich przechowane.Apostol Pawel - wspanialy przyklad wiary, kt6q B6g nadawnym faryzeuszu i uczonym w Pismie niejako wymusil faktemobjawienia mu zmar twychwstalego Chrystusa - on to tak lapidarniewyrazH: "Syn Bozy, Jezus Chrystus, ten kt6rego glosilem warnja, . Sylwan, Tymoteusz, nie byl ,tak' i ,nie', lecz dokonalo si ~w Nim ,tak', albowiem ile tylko obietnic Bozych, wszystkie w NimSq ,tak'. Dlatego tez przez Niego wypowiada si ~ zawsze ,amen' Boguna chwal~ " (2 Kor 1, 19 n).Wymowny ten tekst ukazuje nam dialogowq w ymow ~ wiary. Wiarato nasze "tak", ale to "tak" jest poprzedzone innym "tak" - realizacjqBozych obietnic wlasnie w J ezusie Chrystusie historycznym,zaczynajqc od J ego w ystqpienia, a konczqc na Jego wejsciu doch waly.Nie sqdzmy jednak, ze wiara polega tylko na p r zyj~ c iu pewnychtresci objawionych, n a poszerzeniu wizji swiata dzi~ki znajomosci"zamyslu Chrystusowego" (1 Kor 2, 16). Podobnie jak bylo z Abrahamem,tak jest i z Apostolaml; w iara od .nich w ymaga kompletnegozaangazowania s i~ , rzucenia s i~ w nieslychanq przygod~. Inaczej tegonie mozna nazwae. Zar6wno dla rybalca Piotra i jego wsp6ltowarzyszyz nad jeziora Genezaret, jak i dla tego dziwnie powolanegoApostoia Narod6w, to byla wielka przygoda, w kt6rej trzeba bylona kart~ postawie wszystko. "Oto my opuscilismy wszystko i poszlismyza Tobq" (Mt 19, 22) - tak w imieniu ApostoI6w Piotr streszczaodpowiedz n a las k ~ powolania do wiary. Ale jeszcze wymowniejpowie 0 sobie, spowiadajqc si ~ swoim na jukochanszym dzieciom,Filipianom, Apostol P aw el. Na jeg,o przykladzie widae, ile go kosztowaiawiara, wiara nie t yle jako sarna 'pokora i,ntelektu, ile jako nowystyl zycia w ymagany przez objawiajqcego m u s i~ Chrystusazmartwychwstalego. "Wszystko, co stanowilo dla mnie zysk, ze wz g l~duna Chrystusa uznalem za strat~ i owszem nawet uznaj ~ wszystkoza strat~ ze w zgl~d u na n ajw yzszq wartose poznania Chrystusa JezusaPana mojego. Dla Niego to wyzulem siEi ze wszystkiegd i uznajEito za smieci, bylebym pozyskal Chrystusa i znaiazi si~ w Nim, nie<strong>maj</strong>qc mojej sprawiedliwosci, pochodzqcej z prawa, lecz OWq sprawiedliwoseotrzymanq przez wiarE; w Chrystusa" (Flp 3, 8). Tutajdotykamy juz tego, co mozna nazwae teologiq wiary.Od dw6ch wielkich teolog6w Nowego Testamentu : od P awla i J a­na dowiadujemy siEi 0 skutkach aktu wiary.Dla nas jest dose trudnq rzeczq wzye siEi w proces, jaki s i~ doko­


WIARA W PISMIE SWI~TVM 537nal w Apostolach, bo my wszyscy zostalismy ochrzczeni w dziecin- 'stwie. Nas juz jako malych ,chrzesoijan dobre matki uczyly paciel'za.Dla nas wiara jest czyms tak podstawowym jak j~zyk, jak obyczaje,jak ca1y styl zycia. U tamtych zas ludzi bylo inaczej. aniwszyscy jako dorosli musieli sip, decydowae na przyj~cie wiaryi chrztu. Dlatego taki nacisk k1adq na to, czego m y nie mozemymiec w swoim przezyciu osobistym, ,ale co powinnismy sobie ter3.Zwypracowae przez przemyslenie ich slow w Nowym Testamencieo tym,. co nam wiara daje i 'czego od nas jednoczesnie wymaga. Czy­tajqc ich slowa odkrywamy, ze nasza wiara rna bye czyms znacznie w i~ k s zym i zywszym. Wiara jest czymS wiE;ce j niz tylko tradycjq, przekazem, jakims zastanym systemem wartosci, choc to wszystko w naszej wierze jest na pewno. . . Otoz u sw. Pawla wiara jest tym co zbawia. Nam si~ wydaje nie­mal banalnym stwierdzeniem, ze wiara jest poczqtkiem zbawienia. Ale - pami~tajrny - dla faryzeusza i ucznia Gamaliela, dla rabbie­go Szawla przeciez podstawq zbawienia byly dotqd uczynki, byla jego faryzejska dok1adnose, jego wiernose Prawu Mojzeszowemu. To . byla podstawa jego ufn()sci. A teraz on sam musi stwierdiic, ze toSq wszystko "smieci", bo go zbawia tylko wiara w Jezusa Chrystusa.ana mu daje usprawiedliwienie, sprawiedliwose nOWq; nie t ~, ktorqmia1 dotqd on, faryzeusz be'z zarzutu, gdy chodzi 0 zachowanieTory.Rola Prawa Mojzeszowego skonczona, a wobec tego musi si~ wszystkorozpoczqC od wiary w Jezusa Chrystusa, ktora mu przynosi zupelnienOWq sprawiedliwosc. Tylko przez chrzest wchodzi si~ do tejnowej rzeczywistosci, a chrzest to po1qczenie z Chrystusem, kto1'yumie1'a i zma1'twychwstaje dla naszego zbawienia.Dla 1'abina, pozniejszego aposto1a narzuca10 siE; wprost po1'ownaniez tym znakiem inicjacyjnym Starego Przymierza, jakim by10obrzezanie i dlatego nowy Izrael rna inny znak, a jest nim Chrzest.Kolosan()m, nieznanym osobiscie frygijskim chrzescijanom z dolinyLikosu w Azji Mniejszej, pisze w ten sposob: "W Ch1'ystusie zostalisciepoddani obrzezaniu nie r~kq dokonanemu, ale Ch1'ystusowemuobrzezaniu przez zupelne wyzucie si~ z cia1a grzesznego, jako 1'azemz Nim pogrzebani w Chrzcie, w ktorym tez razem zostalisciewskrzeszeni przez wiar~ w moc Boga,' ktory go wskrzesil" (Kol 2,11n). Mozemy sobie tylko wyobrazic, jak ci ludzie dorosli musieliprzeiywac swoj ch1'zest, ten moment, w kt6rym umiera1 w nichstary czlowiek, a rodzilo si~ nowe iycie, pochodzqce od zmartwych-·wstalego Ch1'ystusa. Bynajmniej nie jest dla nas niemozliwq 1'zeczqp1'zezye cos podobnego. Dzieje si~ to nie przez wyobrazenie sobienie istniejqcego stanu, ale przez uswiadomienie, co nam daje wiara.


538 AUGUSTYN JANKOWSKI aSB"I...askq jestesci.e zbawieni przez wian;, a to pochodzi nie od was,lecz jest darem Boga" (Ef 2, 8).My dzis tak cz~sto utozsamiamy wiar«; i swiatopoglqd. A poniewazswiatopoglqd sam czlowiek tworzy, w mniejszym lub wi~k szymstopniu samodzielnie go sobie rozsnuwa, zctaje mu si~, ze podobniejest z wiarq, wiEic ze jq sobie jakos tworzymy. Pawel temu gwaltowniezaprzeczy. Wiara t o laska, czyli to ze jestesmy wierzqcy, to niezbieg okolicznosci" to nie tylko fakt, zesmy si«; urodzili w EuropieVi d\vudziestym wieku, po millenium. polskiego chrzescijanstwa. Tolaska. Wprawdzie zakresy tych obu pojEie si~ przecinajq, ale nie b~dqidentyczne. Choe zatem ksztaltujemy na wierze sw6j swiatopo··glqd, to ona w nas wyprzedza caly ten proces b«;dqc darem Boiym .'l'a laska umoiliwia nam nie tylko inne widzenie spraw zycia, leczjest "prawem Ducha" (Rz 8, 2) , kt6re pozwala naszej wierze "dzialaeprzez milose" (Ga 5, 6).Drugi nasz teolog z Nowego Testamentu, umHowany uczeI1 PaI1­ski rna innq perspektyw«;: jego co innego obchodzi w wier ze. A jegonauka tez bardzo nam si«; moie przydac. My dzisiaj tak cz«;sto n a­rzekamy na to, ie nam z ~la S Zq wiarq jest ciemno. Jest to czt;sciowosluszne. Mielibysmy ochot«; z nuszym wsp61czesnym poetq modlie si~:"Jak dlugo wierzye, nie rozumiee, jak dlugo jeszcze wierzye i niewiedziee ... Podaj n;ce, kt6rymi odwiedzales, ani za p6zno, ani za daleko,nie daj nam tak dlugo wierzye" (ks. J. Twardowski). To bardzoautentyczne wolanie dzisiejszego czlowieka. Apostol Jan inaczejna to patrzy. Dla niego Chrystus jest swiatlosciq, a wiara w Niegojest juz zapowiedziq blasku przyszlej chwaly. On nie patrzy n amroki, on wzrok kieruje na swiatlo. Stqd cala Ewangelia J anowajest ciqgle Ewangeliq swiatla i zycia. Poucza nas, ie jui tu w tymdoczesnym zyciu przez wiar«; jest w nas obecne swiatlo wiekuistei prawdziwe autentyczne zycie niebian juz jest w nas obecne dzi«;­k i Chrystusowi. Gdy Jezus dokonal pierwszego cudu w Kanie Galilejskiej,Jan konkluduje opis m6wiqc 0 Chrystusie: "Objawil SWqchwal«; i u.wierzyli w Niego Jego uczniowie" (J 2, 11). Ten pierwszycud jui jest pierwszym promykiem przyszlej wiekuistej chwalyZmartwychwstalego.U Jana czytamy kilka takich mocnych stwierdzen 0 wierze, kt6­re nam si«; mogq wydae dzisia j zbyt smialymi. Chrystus u Jan a zapewnianas: "Kto wierzy, nie idzie na sqd ale ze smierci przeszedldo zycia" (J 5, 24) . To zdanie jakims wielkim przeskokiem przezSqd Ostateczny od razu umieszcza wierzqcego w niebie. A slowcChrystusowe: "Kto wierzy, chocby umarl, zye b«;dzie" (J 11, 25)Kosci61 z pewnym uporem kaie spiewae nad otwartym grobemchrzescijanina.


WIARA W PISMIE SWI~TVM 539Z tekstow tych widae, ie mimo wszystkich JTIrokow iycia "swieciswiatlose, a ciemnose .jej nie ogarn~la" (J 1, 5). Chrystus - swia­Ho, obdarz2 swiatlem wszystkich, ktorzy chc'1 nim bye obdarzeni."Ten, kto we mnie wierzy - nie wierzy we mnie, lecz w Tego, ktorymnie poslal, a kto Mnie widzi, widzi Tego, ktory mnie poslal. Japrzyszedlem na swiat jako swiatlose, aby kaidy kto we mnie wierzynie zostal w ciemnosci" (J 12, 44-46).W czwartej Ewangelii najwyrazniej wid'Zimy, ie wiara musi byewyborem dojrzalego czIowieka mi~dzy iyciem a smierci'1, a nie spra­W'1 samego swiatopogl'1du. Wiara to zaangaiowanie si~ w tak'1 drog~,ktora si~ koiiczy widzeniem Boga. Umilowany uczeii w swoimpierwszym liscie snuje przed nami wlasnie t~ perspektyw~. "Umilo'wani, obecnie jestesmy dzieemi Boiymi, ale jeszcze si~ nie ujawnilo,czym b~d z iemy. Wiemy, ie gdy si~ objawi, b~dziemy do Niego podobni,bo ujrzymy Go takim, jakim jest. Kaidy zas, kto poklada\V Nim nadziej~ uswi~ ca si~ . podobnie, jak On jest swi~ty" (1 J 3,2n) . St'1d postawa wiary jest postaw'1' zwyci~sk'1: "Wszystko bowiem,co z Boga zrodzone, zwyci~ia swiat. Tym wlasnie zwyci~stwem, ktorezw yci~iylo swiat, jest wiara nasza" (1 J 5, 4) . Podstawq zas zwyci~ stwa jest nie sama stalose w wyznawaniu - nasze mocne "tak" ­lecz uprzedzajqcy dar Boga: "Kto wierzy w Syna Boiego, ten rnaw sobie swiadectwo Boga" (1 J 5, 10).Zamykaj'1c to wszystko moiemy powied'ziee, ie wiara ludzi NowegoTest3mentu - a jestesmy nimi my wszyscy - to wlasnie jestz jednej strony ufne, spokojne posiadanie "swiadectwa Boiego". Tookresli autor listu do Hebrajczyk6w, daj'1c swoist'1 jakby definicj~wiar y, w 11 rozdziale godnym cz~stego odczytywania: "Wiara jestpor~k q tych dobr, ktorych si~ spodziewamy. Dowodem tych rzeczywistosci, ktorych nie widzimy" (Rbr 11, 1).J akie ci autorzy Nowego Testarnentu mocno podkreslajq momentpo r~k i , czegos, co jui mamy w iyciu, podczas kiedy nam cz~sto dzisiajbrakuje tej peini i na to si~ cz~sto skariymy! "Dzi~ki wierze ­powie Apostol P awel - stoirny" (2 Kor 1, 24). Istot'1 naszej slabo..sci - wiara, dlatego ie jest "Boiym swiadectwem" w nas, a nie wynikiembystrego rozumowania: Ale jednoczesnie trzeba uznae, ie manam towarzyszye staly niedosyt swiatia. Bog tak chce po to, iebyu kresu objawila si~ nam wreszcie pelnia swiatla. St'1d ten nasz stanwymaga tworczej wspolpracy z lask'1 wiary: "Musimy zostae artystamiwiary i nieustannie t~ wiar~ zdobywae i wci'1i od nowa zdo-­bywae jej gl~bi~" (R Brandstaetter). .Tak istotnie wygl'1da wiara Nowego Testamentu. Z wiar'1 ludziStarego Testamentu lqczy jq to, ie trzeba jq przeiywae na nown


540 AUGUSTYN JANKOWSKI OSBw doswiadczeniach zsylanych przez Boga, ktory jest wierny. Z wiarqNowego Testamentu idziemy naprz6d ku rzeczywistosciom, kt6re Sqniewidzialne, ale ktore w nas Sq realne, bo dzisiejsza iaska jest tymsamym, co jutrzejsza chwab.Mamy jq w sobie ukrytq, ale rzeczywistq i dlatego, jak z jednej. strony mamy spokojnq pewnosc posiadania "swiadectwa Bozego", takjednoczesnie odczuwamy staly niedosyt i brak naszego dostosowaniasi ~ do tej prawdy. Dlatego aktualne jest ciqgle dla nas to wolanie,z kt6rym pokornie zwr6cili si~ do swojego Pana Apostolowie:"Panie, przymn6z na m wiary" (Lk 17, 5).Augustyn Jankowski OSB


JANUSZ MARIANSKI MSZA NIEDZIELNA Do podstawowych obowi'lzkow religijnych katolika, w ktorychwyraza s i~ posluszeilstwo prawu boskiemu i koscielnemu, nalezyuczestnictwo w niedzielnej mszy sw. Z jednej strony systematycznaobecnosc na mszy niedzielnej nie zawsze jest w pelni adekwatnymznakiem r eligijnosci i udzialu jednostki w zyciu Kosciola, z drugiejstrony stala absencja wskazu je na brak zainteresowania si~ i jest'wskaznikiem oslabienia, a niekiedy i zerwania wi~z i z grup'l religijnq.Realizowane praktyki rniedzielne m ajq zawsze znaczny w plywna' ksztaltowanie s i ~ spojni parafialnej. U czestnictwo' we mszy niedzielnejjest bowiem z reguly dzialaniem parafialno-grupowym.W tradycyjnych parafiach wiejskich msza niedzielna miala zawszecharakter grupowy. Jej uczestnicy znali si~ nawza jem, w ymienialiuklony, rozmawiali przed i po mszy, znali proboszcza i pomocniczychfunkcjonariuszy kultu, rejestrowali fakt nieobecnosci parafian,odrozniali "swoich" od "obcych", wzajemnie si~ oceniali i czuIiwzajemn'l odpowiedzialnosc za siebie. Stosunki wzajemne nabieralyniejednokrotnie akcentow osobistych. Msza niedzielna gromadzilawi~kszosc parafi:m, dostarczaj'lc silnych przezyc zbiorowych, bylasprawq calej grupy. Uczestniczyc we mszy w takim kosciele parafialnymznaczylo uczestniczyc w aktywnosciach jakiejs grupy spolecznej.Inaczej sprawa przedstawia si~ w osrodkach miejskich, a zwlaszczawie!komiejskich. Uczestnictwo we mszy niedzielnej jest w pewnymsensie anonimowe i nie ulatwia zaangazowania wyplywajqcegoz poczucia przynaleznosci do konkretnej grupy religijnej. W ogolepraktyki niedzielne zaczynajq nabierac charakteru "aparafialnego",czyli traq sw6j kontekst parafialny 1. Ankiety praktyk niedzielnychwykazujq, ze mi~dzy uczestnikami mszy niedzielnej przeci~tna proporcjanie-parafian waha si~ w granicach 30%-40% 2. Wzrost mobilnosciparafian, rozszerzenie si~ wymiarow terytorialnych uczest-I J. ChrHinl : La vi!Ze et !'Eglise, Paris 1958, S. 170-174.2 F. Hou.tart: La paroisse dans !a viLLe . W: F. Houtart, J. Remy: MH!ieu u" bai net com m unaute chnHienne, Paris 1968, s. 325.7 - ZNAK


542 JANUSZ MARIANSKInictwa w praktykach niedzielnych i ich indywidualizacja, kaZq si~zastanowic, czy uczestnikow mszy niedzielnej bardziej traktowaejako "praktykujqcych", czy jako "parafian".Uczestnictwo w praktykach niedzielnych moze wytwarzac wi~zgrupowq alba wzmacniac juz istniejqcq. Aby okreslie wplyw praktykniedzielnych na wi~z - parafialnq, trzeba miee na uwadze wzor(schemat, sposob), wedlug ktorego praktyki niedzielne przebiegajq.E. Pin wymienia trzy wzory dzialail rytualnych: ekspresyjny, instrumentalnyi symboliczny, H w konsekwencji trzy typy kultu religijnego:kult wspolnotowo-ekspresyjny, indywidualno-instrumentalnyi wspolnotowo-symholiczny 3. Dzialania rytualne spelnianewedlug wzoru instrumentalnego nie stwarzajq nowej wi~zi, lecz pozwalajqdzialajqcemu osiqgnqe jego wlasne cele. 0 ile jednak prze-­biegajq w grupie uprzednio istniejqcej, mogq wzmacniae jej charaktergrupowy, leczsame z siebie nie wytwarzajq poczucia przynale'znoscido grupy parafialnej, ani tym bardziej nie konstytuujq grupyparafialnej jako takiej. Dzialania rytualne wedlug wzoru wsp61notowo-ekspresyjnegorowniez nie powodujq powstawania nowychwi~Zi, lecz mogq wplywac na elementy wspo1notowe juz istniejqcerni~dzy dzialajqcymi jednostkami, poprzez reaktywowanie i wyrazanieuczuc przynaleznosci parafialnej. Szczegolnie mogq wplywae nawi~z w parafiach, ktore zorganizowane Sq wokol wspolnych interesowlokalnych. Dzialania rytualne sprawowane wedlug schematuwspolnotowo-symbolicznego wydajq si~ bye zdolne do wytworzenianowych wi~zi wsp6Inotowo-intencjonalnych, <strong>maj</strong>qcych swoje oparciew symbolach rozumianych przez wszystkich uczestnikow dzialailrytualnych. Jednostki czujq si~ zlq(;zone razem przez recepcj~ symbolu.Czy jednak wi .~z wynikajqca z dzialail symholicznych dotyczyglownie plaszczyzny parafialnej? Czy ryty katolickie nie wlqcza jquczestnikow przede wszystkim do Kosciola powszechnego, a dopierowt6rnie, na dalszym planie wiqzq uczestnikow grupy lokalnej? Odpowiedznie jest latwa, bo wymaga badania zawartosci psycho-spolecznejtj. wzorow i motywacji w podejmowaniu dzialan rytualnych.Dopiero jednak takie badania uprawnialyby do orzekania, czy udzial'Ye mszy niedzielnej wynika z poczucia przynaleznosci do -globalnejs polecznosci religijne j, a wi~c jest czynnosciq 0 charakterze ogolnokoscielnym,czy z poczucia przynaleznosci do lokalnej grupy parafialnej,a wi~c jest czynnosciq 0 charakterze parafialnym? Natomiastfakt, ze uczestnicy mszy niedzielnej W osrodkach miejskich, w prze­• Charakterystyk" wzor6w dzialan rytualnych podaj" za E. Pin: La paroi.sec at hoUque. Les formes variables d 'un systeme social, Rome 1963, s. 80-86.


544 JANUSZ MARIAKI~religijnymi na terenie jednej parafii miejskiej budziloby znaczncwqtpliwosci wobec dyspersji praktykujqcych w r6znych parafiach.Dla ustalenia poziomu praktyki niedzielnej dokonano w miesiq··each wiosennych i jesiennych, czyli w tzw. "przeciE';tne" niedzielei zarazem niedziele bez szczeg61nych uroczystosci liturgicznych, szesciuobliczen uczestnik6w niedzielnej mszy sw. przy wejsciu dokosciola. Rozmiary frekwencji niedzielnej w skali calego miasta prezentujetabela. .TAB. L UCZESTNICTWO WE MSZY NIEDZIELNEJ W P LOCKUData obliczen K-obiety M~i;czyzni RazemlS.V.1969 10618 5980 1659815.VI.1969 9063 4974 1403728.IX.1969 * * 1478012.X.1969 * * 1547425.X.1970 !) 143 5945 15088 .8.XI.1970 * * 17380U wag a: Na podstawie informacji uzYlSkanych od proboszcz6w wylqczonoz og61nej liczby uczestnik6w niedzielnej mszy pa.raiiam. wiejskkh w parafiiSw. Benedykta w Ploclm-Radziw~u i sw. Aleksego w Plocku-Trzepowie.Jezeli wi~c od liczby 69686 stalych mieszkanc6w Plocka w 1969roku pdejmiemy 20% zwolnionych z obowiqzku niedzielnego 6, w6wczasokaze siE;, ze odsetek tzw. dominicantes, tj. biorqcych udzialw niedzielnej mszy sw., w skali calego miasta ksztaltowal si~ nast~ ­pujqco: 29,8%, 25,2%. 26,5%, 27,8%, a w 1970 roku przy 71 727mieszkanc6w: 26,3% i 30,3%. Ogolny stan dominicantes ksztaltowalsi~ w granicach 25%-30% og61u katolik6w zobowiqzanych douczestnictwa w e mszy sw. Przeci~tnie wiE';c okolo 27% parafian plockichuczestniczy we mszy niedzielnej. Wsr6d uczestnik6w mszy niedzielnejprzewazajq kobiety. W dwie niedziele 1969 roku i w jednqniedziel~ 1970 roku kobiety stanowily kolejno: 64,0%, 64,6%, 60,6%og6lu obecnych na mszy sw. Nadwyzka kobiet w stosunku do mE:z­• Przy obliczaniu odsetka dominicantes przyjE:lismy trzy zalozenia: a) okolo20'/. stalych mieszkaflc6w miasta jest zwolnionych z oboWillzku uczestniczenia wemszy Sw., b) liczba praktykuj'lcych parafian plockich poza terenem zamieszkani:li liczba os6b praktykujqcych w Plocku spoza badanego miasta jest w przybliz2'r,;u jednakowa, c) cala populacja miejska jest zlozona z os6b ochrzczonych, czylif ormalnie zobowiqzanych do uczestnictwa we mszy sw.


MsZA NIEDZIELNA 545czyzn wsr6d niedzielnej publicznosci koscielnej wahala si~ w granicach25%-30%. Jak wykazaly bezposrednie obserwacje, praktykiniedzielne w Plocku podlegajq znacznym wahaniom sezonowym.W niedziele zimowe z powodu niskiej temperatury w niekt6rychkosciolach i w niedziele wakacyjne z powodu urlop6w, w yjazd6wturystycznych itp. frekwencja niedzielna spada znacznie poniiejp rzeci~tnej dominicantes. 7Uzyskany wskaznik procentowy ludnosci praktykujqcej w niedziel~jest niski i zbliia si~ do sredniej dla miast Europy zachodniej,w kt6rych procent wyiszy nii 30% praktykujqcych og6lu ludnosci jest zjawiskiem raczej wyjqtkowym 8. Wskainik plocki jestznacznie niiszy od przeci~tnej dla niekt6rych miast polskich srednicha nawet wielkich, kt6ry ksztaltu je si~ nast~pujqCo: Nowe Tychy75%, miasto N. na ziemiach zachodnich 50%, Olsztyn 45%,Ostr6da 51%, Warszawa 53% 9, Gniezno 65%, Inowroclaw 61%, Zawiercie34% , Zdunska Wola 52%, Lublin 43%, Radom 45%, Giiycko50% itd. lO .Dla pelniejszego ukazania poziomu praktyki niedzielnej skonfrontujemyotrzymany odsetek dominic-antes z wynikami ankiet i wywiadow., W jednq z niedziel wak acy jnych 1972 rok u we wszystkich kOSciolach ploc kichbylo obecn ych n a mszy 10 355 os6b, co w por6wnaniu z liczbq 75272 m ieszkanc6wmiasta zameldowanych na sta le lub czasowo daje cyfr E: 17,2'/, jako stan dominicantes., Por. F. Houtart: Spoteczne i r etigijne obHcze wietkich miast Europy Zachodniej . W: SocjoZogia r eZigtt. Wprowadzenie (Opracowal i wyboru dokona l F. Houtar t), Krakow 1962, s. 103; M. Quoist: La vine et t' homme, Paris 1952, s. 190; J. Labbens:L'Egtise et centres u rbains, Paris 1959, s. 43.I Znacznie nizszy w skaznik dominicantes dla Warszawy us tallI socjolog marksistowskiE. Ciupak w oparciu 0 badania sondazowe w piE:tnastu parafiach warszawskich. Wedlug niego srednio bier ze udzial we m szy 21,5'/. og61u w arszaw iakow zol)owi


546 JANUSZ MARIAN SKITAB. 2. CZF;;STOTLIWOSC UCZESTNICTWA WE MSZY NIEDZIELNEJPARAFIAN FARNYCHUczestnic1lwo we mszy sw. L %kilk!a razy w tygodnj·u 9 1,6w kaZdq njedzie1~ j swi~to 176 31,61--2 razy w miesiqcu 176 31,6kilka razy 'IN roku 140 25,1nigdyod 1at 56 10,1Og61em 557 100,0Zaledwie trzecia cz~sc parafian farnych spelnia obowiqzek uczestniczeniawe mszy niedzielnej wedlug minimum usta1onego przeiKosci61. Znikomy odsetek stanowiq ci, ktorzy chodzq na msz~ co:­dziennie. Jak wynika z tabeli, stan dominicantes powinien byewi~kszy , niz wskazywaly liczenia szacunkowe. Wedlug danych z wywiadowpoziom dominicantes powinien wahae si~ w granicach40%-45% . R6Znica wynosilaby okolo 10%-15% na korzysc populacjiwybranej do wywiadow. Zarejestrowane odchylenie zaslugujena wyjasnienie. Poniewaz nie jest usprawiedliwione zalozenie,jakoby parafianie farni 1epiej ucz~szcza1i na msz~ niedzie1nq ni ~czlonkowie innych parafii, a po wtore, wywiadem zostaly obj~teosoby powyzej 1at 18, z reguly mniej systematycznie ucz~szczajqcedo kosciola nii dzieci, wszystko to biorqc pod uwag~ mozna zarejestrowanqroznic~ tlumaczyc jedynie tendencjq do zawyzania danychodnoszqcych si~ do cz~stot1iwosci uczestnictwa we mszy. Prawdopodobniezachodzi tu zjawisko analogiczne do sytuacji, gdy respondenci<strong>maj</strong>q okreslic wlasnq konsumpcj~ kulturalnq lub ocenie oddzialywanie czynnikow cieszqcych si~ wiE:kszym prestizem 11. Ludziesklonni Sq wowczas oceniac wyzej swoj udzial w kulturze, a zachowaniawerbalne przed ankieterem nie zawsze odzwierciedla jqrzeczywiste zachowania respondenta. Moina by z pewnq ostroznosciqprzyjqe, ze okoto 15% mieszkancow parafii ucz~szcza do koscioh.systematycznie w kazdq niedziel~. Na taki wlasnie odsetek praktykujqcychsystematycznie (przy zalozeniu tendencji do zawyianiacz ~stotliwosci uczestnictwa w praktykach religijnych) wskazujq odpowiedzina pytanie ankietowe: "Ile razy uczestniczyl Pan(i) wemszy sw. w ostatnim miesiqcu?" 19,9 0 / 0 zapytanych uczestniczylowe mszy sw. 4 razy w miesiqcu poprzedzajqcym rozpocz~cie badanterenowych, 17,2% - trzy razy, 16,2% - dwa razy, 15,% - jedenraz, 30,0% - ani razu i 0 1,3% brak danych. Dokladniejsze ustale­11 Por. I-I. Zeisel: T echni ka wywiadu przy ust atanlu czy nn i k6w ludzkiego zacilOwania. W: Metody bada7i socjologlczn y ch . Wy bor tek stow pod r e d. S . Nowa ­It a, \Varszawa, s. 93.


MSZA NIEDZIELNA 547nia b~dzie moina poczynic po rozpoznaniu skladu publicznosci koscielnejpod wzgl~dem podstawowych cech spolecznych i religijnychoraz jej mobilnosci.Utrzymujqc z danych wywiadow odsetek 35,2% katolikow sw iqtecznychi w ogole niepraktykujqcych, trzeba w konsekwencji wyroinicobok katolikow regularnie praktykujqcych (okolo 15%) najliczniejszqkategori~ katolikow nieregularnie praktykujqcych, kt6­l"zy stanowili okolo 50% populacji parafialnej. Uklad procentowytrzech wyroznionych k ategorii par afian jest bardzo szacunkowy.Dokladniejsze analizy moglyby wprowadzic znaczne korekturyw rozkladzie procentowym, zwlaszcza w skali calego miasta, bowiemliczba katolik6w niedzielnych i swiqtecznych zmienia si~ w zaleinosciod tego, jakie grupy ludnosci przewaiajq w danej parafii.Dalsze obserwacje pozwolq ustalic proces przesuwania si~ katolikownieregularnie praktykujqcych do dw6ch skra jnych kategorii: katolikowregularnie praktykujqcych i katolik6w swiqtecznych lubW ogole niepraktykujqcych.Dodajmy wreszcie, ie obydwie kategorie katolikow swiqtecznychi w ogole niepraktykujqcych Sq liczniejsze w parafii plockiej niiw miastach 0 wielkosci od 20 do 100 tys. mieszkanc6w. Wedlugbadan OBOP w m~astach do 100 tys. mieszkanc6w "przestrzegajqcytylko niekt6rych praktyk religijnych" stanowiq 15,6%, a "niepr ai


548 JANUSZ MARIAI'ISKIDla rozstrzyguU~cia postawionego zagadnienia przeanalizujemy za·deklarowane motywy uczestniczenia we mszy sw. W wywiadzieprzedstawiono badanym do przeczytania list~ siedmiu roznych motywowz prosbq 0 wybranie najwyzej trzech, ktore <strong>maj</strong>q decydujqcedla nich znaczenie, ze wskazaniem, ktory z tych trzech jest najwazniejszy i najbardziej istotny jako motyw dzialania. Dotarcie domotywow rzeczywistych nie jest rzeCZq latwq, nawet jesli zalozysi~ subiektywnq szczerose uzyskanych wypowiedzi. Motywy dekla··rowane mogq bye tyl~o funkcjq projekcji postaw i dqzen osoby badanejna rzeczywistose, a nie odpowiednikiem motywow rzeczywistychi jako takie wymagajq dalszych wyjasnien. Mozna miee w qtpliwose,czy pytani~ zamkni~te jest odpowiednie do badania motywowzachowan, zwlaszcza gdy motywy nie Sq dostatecznie skonkretyzowane w umyslacQ ludzi, by mogli dokonae vryboru przez podkreslenieodpowiedniej kategorii. Przyjmujqc zalozenie, wedlugktorego rzeczywistose badana znajduje oddzwi~k w przezyciach osobistychbadanych, a prezentowana liczba motywow jest w mia r~kompletna, przypuszczamy, ze motywy deklarowane reprezentujq\V sposob przybli.zony motywy rzeczywiste, a respondenci wybieralikategorie najbardziej zblizone do ich motywow wlasnych.TAB. 3. MOTYWY UCZESTNICZENIA WE MSZY NIEDZIELNEJKategorie matyw6wGl:6vmy Gl:6wny w t6rneL % L %bo chodzili m oi rodzice i prz0dkowie 90 24,9 190 18,8bo Il'odzke m nie do otego naklaniali 8 2,2 45 4,4zalezy mi n a dobrej o:pinH u sqsiad6w,przyjaci61 i ksi~cLza t12 3,3 35 3,5bo tak nalm2)uje Kosci61 70 19,4 200 19,7dla wycznawania swojej wiary 94 26,1 237 23,4bo czuj~ wewn~tr=q potrz eb~ 76 21,1 210 20,7bo luhi~ liturgi~ 7 1,9 88 8,7inne (wymieniane dodatkowo) 1 0,3 5 0,5b rak d a nych 3 0,8 3 0,3Ogolem 361 100,0 1013 100,0U w ag a:1. Motywy uczesnnirczeni,a we mszy badano tylko u tyeh respondent6w.kt6rzy ehodzq do kosciola r egularnie lub przynajrnniej raz rna miesiqc.W innych rprzypadkaClh 'P yctano 0 motyw nie-uezestniczenia.2. W drugiej kolumnrie p odano motywy gl6wne i wt6rne, czyH wszystkiem otywy wymienione iPr,zez r espondent6w. Wi~kszosc uDzestnik6w podkreslal:anie j.eden, leez dwa lub wi~cej motyw6w, Motyw gJ:6wny zostalustalony przez respondenta.


MSZA NIEDZIELNA 549Motywy zwerbaIizowane przez respondent6w przytoczone w ta··beli wskazujq, ze praktykujqcy parafianie odwolujq si~ najcz~sciejdo motyw6w religijnych w uzasadnianiu swojego udzialu w praktykachniedzielnych. Motywy religijno-osobowe, zwiqzane z wewne.­t rznq potrzebq i z potrzebq wyznawania wiary, oraz motywy religijno-zobowiqzaniowe,wynikajqce z poczucia obowiqzku wobecKosciola, obejmujq w sumie 66,6% badanej populacji os6b ucz~szczajqcychmniej lub wi~cej regularnie na msz~ niedzielnq 14. Podkreslaniemotyw6w religijnych nie wyklucza wsp6hvyst~powaniamotyw6w plynqcych z przer6znych nacisk6w grupowych, 0 kt6rychrespondenci wspominali nieco rzadziej ii>. Motywy czysto swieckiew postaci oddzialywania r6znych form spolecznego n acisku pojawiajqsi ~ marginesowo i drugorz~dnie. Jedynie 5,5% odwolywalosi~ do takich motyw6w poza'religijnych, jak presja Ifodziny, konformizmwobec grup sqsiedzkich i przyjacielskich. Zaledwie 2% podkresliloprzezycia estetyczne zwiqzane z liturgiq koscielnq jako gl6wnezr6dlo u c z ~ sz czania do kosciola.Trudnosc interpretacyjnq wywoluje kategoria os6b powolujqcychsi ~ na t ra d ycj ~ rodzipnq. Nawet jezeli nie jest to zwykly konformizmwobec grupy rodzinnej, bardziej 0 charakterze swieckim nizreligijnym, mozemy ostroznie przyjqc, ze osoby odwolujqce si~ dol.radycji rodzinnej, skupiajq s i~ na czynnikach bardziej zewn~tr z ­nych, nie uswiadamiajq sobie w pelni i nie doceniajq religijnychmotywacji uczestnictwa w praktykach religijnych. Motyw przyzwyczajenia,tradycji, zwyczaj6w srodowiskowych opr6cz element6w religijnychzawiera przede wszystkim tresci 0 donioslosci spolecznej 16.Sq to motywy 0 charakterze spoleczno-!cu!turowym 17.Zapewne nie wszystkie element y ukladu sil motywacyjnych wplywajqcychna podejmowanie decyzji Sq w r6wnym stopniu uswiadamianeprzez respondent6w. Dla dokladniejszego uchwycenia motyw6w0 donioslosci spolecznej postawiono badanym pytanie: "GdybyPan (i) przestal chodzic do kosciola, to czy mieliby Panu(i) za zle:rodzice, rodzina, s'lsiedzi, koledzy?"" 0 motywach uczestniczenia w obrzl:dach religijnych prakty kuj'lcych nauczycielipisze M . Koza kiewicz: Swtatopogtqd 1000 nauczycteU, Warszawa 1961, s. 47." 0 zanika niu motyw6w rekreacyjno-towarzyskich udzialu w obrz


550 JANUSZ MARIAKISKITAB. 4. PRZEWIDYWANE NACISKI GRUP RODZINNYCH, Si\SJEDZKICH I KOLEZENSKICH W WYPADKU ZERWANIA Z PRAKTYKAMI RELIGIJNYMI Grupy Tak Nie wiern Nie Brak danych Razernnacisku L % L0';0 L % L % L %rodzice 349 62,7 91 16,3 55 9,9 62 11,1 557 100,0rodzina 274 49,2 134 24,1 81 14,5 68 12,2 557 100,0sqsi'edzi 48 8,6 280 50,3 123 22,1 106 19,0 557 100,0koledzy 36 6,5 274 49,2 141 25,3 106 19,0 557 · 100,0Tabela ujawnia pewnq prawidlowose, wedlug kt6rej przewidywanenaciski w wypadku zerwania z praktykarni religijnyrni malejqw mia r~ , jak wi~zi z okreslonymi grupami Sl:!, coraz bardziejluzne. Dlatego badani przewidujq znacznie wi ~k szq reakcj ~ negatywnqze strony grup rodzinnych niz kr~g6w s,!siedzkich i kolezen··skich. Sqsiedzi i koledzy wedlug opinii respondent6w tylko w niewielkimstopniu mieliby im za zle, gdyby opuszczali praktyki religijne.Moze to swiadczye posrednio 0 znacznym zmniejszeniu si~zakresu oddzialywania srodowiska sqsiedzkiego na zachowanie religijnejednostek i ograniczeniu kontroli spolecznej w miescie zwlaszczaw por6wnaniu z tradycyjnym srodowiskiem wiejskim. Natomiastistniejqce wsp6lzaleznosci i powiqzania w gr upach rodzinn ychsklaniajq baClanych do wyrazenia opinii, ze rodzice ustosunkowalibysi~ nieprzychylnie w wypadku opuszczania przez nich praktykreligijnych. W ten spos6b posrednio dowiadujemy si~, jaki procentrodzicow przywiqzuje duzq wag~ do praktyk religijnych swoichdzieci. Tylko polowa badanych w wypadku zerw ania z praktykamireligijnymi przewiduje dla siebie dezaprobatf; ze strony rodziny dalszej,co moze bye zwiqzane z procesem zanikania tzw. rodziny wielkiejna rzecz rodziny malej 18, .Nie jest wykluczone, ze srodowisko sqsiedzkie w niekt6rych w y­padkach dziala w kierunku zaniechania praktyk religijnych .Choe uzyskane wyniki Sq tylko przybliione ze w zgl~du na trudnosezwiqzanq z przewidywaniem reakcji rodzic6w, sqsiad6w i ko·­leg6w na decyzj~ zerwania z zaangazowaniem kulturowym , to i taknie ulega wqtpliwosci, ze 0 naciskach spolecznych na jednostk ~w zakresie odbywania praktyk religijnych mozna m6wie tylkow odniesieniu do srodowiska rodzinnego, w minimalnym stopniu dokt~gow sqsiedzkich i koleienskich 19. Zrywanie z tradycyjnymi foro." Por. J. Ziolkowski: Socj ologia miast a, Warszawa 1964, s. 21-22."Na oslabienie religij nej funkcji rodziny w zakresie skutecznego transmitowaniazasad gloszonych przez Kosci61 i rygorystycznej kontroli w ypelniania


MSZA NIEDZIELNA551mami r eligijnosci spotyka si~ w wielu rodzinach z wyraznq dezaprobatq.Stqd prawdopodobnie przejscie od praktyk religijnych typurodzinnego do praktyk typu indywidualnego jest stopniowe i powolne:Aktualnie bowiem pruktyki niedzielne zdajq si~ miec w duzejmierze charakter rodzinny. Potwierdzeniem tego jest analizawypowiedzi na temat praktyk religijnych czlonk6w rodziny.TAB. 5. UCZESTNICTWO WE MSZY SW. RESPONDENTOW A PRAKTYKI RELIGIJNE CZLONKOW RODZINY UcZieStnictwo we"Czy wszyscy czlonkowie iI"OdZiiny Sql"eguiarnie pr8lkrtykujqcy?"rnszy sw. respondento\y Tak Nie Brak danych RazemL % L % L % L0 ,0'w kaildq niedzi:el~ 124 67,0 60 32,4 1 0,6 185 100,01·-2 razy IW mie.siqcu 72 40,9 103 58,5 1 0,6 176 100,0kilka Tazy w roku 27 · 19,3 112 80,0 1 0,7 140 100,0nLgdy od lat 2 3,6 51 91,1 3 5,3 56 100,0Respondenci regularnie ucz~szczajqcy na msz~ sw. rekrutujq si~gl6wni,e z rodzin, w kt6rych wszyscy Sq regularnie praktykujqcy,Znacznie mniejszy odsetek nieregularnie ucz~szczajqcych na mszeniedzielne zadeklarowal regularnq praktyk~ niedzielnq w swojej rodziniei jeszcze mniejszy wsrod katolikow swiqtecznych. W rodzinach,z kt6rych pochodzq katolicy niepraktykujqcy, regularna prak··tyka niedzielna jest faktem sporadycznym. W rodzinach niepraktykujqcychistniejq prawdopodobnie naciski w kierunku zaniechaniapraktyk religijnych przez jednostki praktykujqce. Fakt zgrupowaniakatolikow regularnie praktykujqcych w rodzinach respektujqcychobowiqzek niedzielny zdaje si~ potwierdzac hipotez~ E. Pin,wedlug ktorej przestrzeganie niedzieli jest faktem rodzinnym 20i swiadczy 0 wplywie srodowiska rodzinnego na intensyfikacj~ praktykreligijnych. Rodzina staje si~ grupq modelujqcq zachowania r e­ligijne swoich czlonkow 21.\'..,zelkich obowiqzk6w reIigijnych, zar6wno przez dzieci jak i doroslych czlonk6wrodziny, zwraca uwag~ Z. Tyszka: Rodzina a zaklad pracy, Warszawa 1971,s. 110-111... H. Carrier, E. Pin: E ssais de socioLogic retigieuse, Paris 1967, s. 289. Wedlugbadan E. Pin wsr6d uczestnlk6w mszy sw. 70'/. pochodzi z rodzin, w kt6rychwszyscy czlonkowie uczestniez'l we mszy i 30'/, z tyeh, W kt6ryeh niekt6rzyczl onkowie uczestniczq we m szy niedzielnej.2l Oslabienie rodzinnego charakteru praktyk religijnych moze bye uznane jakowskaznik ograniczenia funkcji rellgijnej rodziny. Por. A. Kloskowska: Rodzino,10 Polsce Ludowej. W: Przemiany spoleczne w Polsce Llldowej. Studia pod red.A. Sarapaty, Warszawa 1965, s. 543.


552 JANUSZ MARIAf\lSKIZarejestrowane uprzednio religijne motywy praktyk kultowychtr zeba widziee w swietle siatki oddzialywan srodowiskowych, kt6rew wypowiedziach na telllat motyw6w praktyk niedzielnych uleglylekkiemu zawoalowaniu. Nie wszyscy katolicy praktykujq z moty­W OW czysto religijnych. Wytyczenie ostrej linii demarkacyjnej ~i~dzytym, CO nalezy do "sacrum" i do "profanum" w sferze motywowdzialania jest rzecz~ niezmiernie trudnq i moze prowadzie dojaskrawych uproszczen. Dokladniejsze badanie motywacji powinnobye inspirowane przez metody i techniki psychologii spolecznej. J e­dynie wtedy b~dzie mozna dojsc do pogl~bienia wnioskow i szerszychkonstatacji na temat zawartosci psychologicznej zachowanreligijnych j r o zs tr z ygni ~ cia 0 przew-adze motywow dzialania inspirowanychprzez wi a r~ , czy motywow inspirowanych przez oddzial"­wania spoleczne.Nie mozemy pominqe w rozwazaniach nad motywacjq religijnqkatolikow swiqtecznych ~ w ogole niepraktykujqcych. Pytamy, jakieprzeszkody psychospoleczne w porzqdku motywacyjnym utrudniajqim nawiqzanie wi~zi z Kosciolem i parafiq poprzez praktyki religij-·ne ? ezy kazde zaniedbanie w praktykowaniu jako wyraz wyla'mywaniasi ~ ze sfer y nakazow i zakazow religijnych moze swiadczyco brak u wiary? Odwolujemy si~ do wypowiedzi r espondentow, ktorechoc nie Sq materialem rozstrzygajqcym, jednak ogolnie b~d qwskazywac na motywy nie-praktykowania.TAB. 6. MOTYWY NIE-UCZESTNICZENIA WE MSZY NIEDZIELNEJKategorie motyw6wGl6wny Gl6wny i wtornyL % I:. %po IPrastu nie chce mi si~22 11,2 66 15,9zr azilem si~ do ksi~:i:y20 10,2 . 43 10,4jestem zm~c zony i nie mam czasu 31 15,8 57 13,7bo jestem niewierzqcy 32 16,3 36 8,7nie czuj~ wewn~trzne j p otrzeby 28 14,3 66 15,9nie zgadzam s i ~ z nakazem Koscio1a 16 8,2 42 10,1dra:i:ni mnie liturgia (kazania, spiew ) 5 2,6 27 6,5mozna si~ m odlic tak:i:e w domu 14 7,1 46 11,1inne (np. zly stan zdrow ia) 6 3,1 ·10 2,4bra k danych 22 11,2 22 5,3Og61em 196 100,0 415 100,0Uwaga:1. Motywy nie-uczestniczenia we mszy n iedzielnej odnoszq s i~ do tychrespondent6w, kt6rzy ,chodzq na msz~ niedzielnq tylko kilka 1'azy w 1'0­ku lub w og6le nie p1'akty.lmjq.2. W drugiej kolumnie podano m otywy g16wne i wt6rr.e, czyli wszystki pmotywy wymienione przez 1'esp ond~n t 6w. Motyw g16wny zosta1 wska··zany przez respondent6w .


• MSZA NIEDZIELNA553Katolicy swiqteczni, kt6rzy uczestniczq tylko okazjonalnie w aktachkultu religijnego i konformisci sezonowi, kt6rzy uznajq tylkotzw. "rites de passage", deklarujq r6znorodne motywy nie-uczestniczeniawe mszy niedzielnej. Motywy 0 charakterze bardziej teoretycznym,doktrynalnym, pojawiajq si~ u os6b, kt6re odwolujq si~do niewiary w Boga lub wyrazajq sprzeciw wobec modeli post~powanianalozonych przez Kosci61. Bliska jest im kategoria motyw6wwynikajqcych z braku wewn~trznej potrzeby praktykowania, comoze bye r6wnoznaczne z faktycznq oboj~tnosciq w sprawach religijnychi powaznym pomniejszeniem \"iary. W sumie wyzej wymienionemotywy nie-uczestniczenia we mszy obejmujq 38,8% katolik6wswiqtecznych i sezonowych.Pozostale kategorie motyw6w <strong>maj</strong>q wydzwi~k bardziej praktyczny.Przem~czenie praCq, zmniejszenie si~ budzetu czasu wolnego,praca w duzym tr6jzmianowym zakladzie przemyslowym, wyjazdyna wies, opieka nad malymi dzieemiitp. wplywajq na zakl6cenierytmu odbywania praktyk religijnych, czasem prowadzq do calkowitegoich zaniechania, bqdz ograniczenia ich tylko do blizej nieokreslonejformy poboznosci domowej ("modlie si~ mozna takzew domu"). Z,namienny jest odsetek os6b odwolujqcych si~ do zlegopos t~powania duchownych jako motywu zrywania z praktykami religijnymi.Co dziesiqty katoli:k pozostajqcy W opozycji do praktykreligijnych deklaruje zalamanie si~ u niego zaufania do ksi~z y .W sumie motywy "praktyczne" zwiqzane z nawarstwiajqcym sip,zm~cze ni em, kryzysem autorytetu ksi~zy, niech~ciq wobec koscielnychfor m kultu religijnego itp. stanowiq 50% og6lu deklarowanychmotyw6w zrywania z praktykami religijnymi. Nie kazde zerwaniez praktykami niedzielnymi oznacza odmow~ przynaleznosci do Kosciolai zerwanie z wiarq. W dalszej konsekwencji sytuacja obecnamoze przyczynic si~ do utrwalenia zaniku praktyk kultowych z motyw6wobo j~tn osci religijnej i niewiary 22. Kategoria praktykujqcychokazjonalnie i w og6le niepraktykujqcych jest wi~c bardzozlozona i obejmuje wiele r6znych jednostek. Mieszczq si~ w niejzdecydowanie niewierzqcy, oboj~tni religijnie 0 wyraznym zanikupotrzeb religijnych jak i wierzqcy, choc nastawieni negatywnie wowobecdyrektyw rytualnych oferowanych przez Kosci61, niepraktykujqcy z powodu perrnanentnego ~~czenia zwiqzanego z zaabsorbo­" N'Ij scis!y zwillzek miE:dzy stalosciq i jednosciq wierzel1 a praktykami religijnymi zwraca uwagE: H. Carrier: P,ychosodo!ogte de !'appartenance reltgieuse,Home 1966, s. 233-238.


554 JANUSZ MARIAN SKIwaniem i rytmem pracy zawodowej 23, antyklerykalowie uprzedzeni,czasem agresywni wobec oficjalnych przedstawicieli Kosciola.3. GRUPOWO-PARAFIALNY CHARAKTER UCZESTNICTWAWE MSZY NIEDZIELNEJPo om6wieniu motywow uczestnictwa w praktykach niedzielnychprzechodzimy do zagadnienia, czy i w jakim stopniu obrz~dy kultowzespalajq parafian i prowadzq do uksztaltowania si~ wspolnoty t j."zespolu ludzi swiadomych swojej wzajemnej solidarnosci i uczestniczqcychwe wsp6lnym akcie"24? Czy liturgi3 jest "...por ywemwsp6lnotowym implikujqcym zespolenie"25? Pytamy 0 sposob, sche..mat uczestnictwa w aktach kultu, czyli 0 jakosc praktyk religijnych.Na ile zachowania si~ uczestnikow zbiorowych aktow religijnychswiadczq 0 szacunku i respekcie dla sacrum?Cennym wskaznikiem informujqcym 0 stosunku parafian do mszyniedzielnej jest zarejestrowany fakt cz~stego sp6Zniania si~ na msz~ .Z dokladnych przeliczen w niedziel~ listopada 1970 roku wynikalo,ze w kosciele farnym do momentu rozpocz~cia mszy bylo obecnych55,8% og6lu uczestniczqcych w liturgii niedzielnej, 39,3% przybylow czasie liturgii slowa tj. do momentu ofiarowania i 4,9% weszlo dokosciola juz po ofiarowaniu. Odpowiednie odsetki dla dw.och innychkosciolow znajdujqcych si~ na terenie parafii przedstawialy s i~ nast~pujqco:dla kosciola Serca Jezusowego - 46,3%, 49,9%, 3,8%i dla kosciola sw. Jana Chrzciciela - 65,1%, 31,5%, 3,4%. W skalicalego miasta 56,8% ogolu uczestnikow mszy sw. nie sp6znilo si~ dokosciola. Odsetek sp6zruajqcych si~ do ofiarowania wyniosl 39,5%i po ofiarowaniu 3,7%. PotwierdzBa si~ w ten sposob teza F. H. Allporta,wedlug ktorej uklad zachowan zwiq'zanych z przestrzegarniemjakiejs normy spolecZlnej ilustruje krzywa w postaci litery "J". W danejgrupie spolecznej najwiE:cej jest osob, ktore zachowujq si~ zgodniez normq, nieco mniej jest osob odchylajqcych si~ nieznacznie odnormy i najmniej jest osob, ktore Sq dewiantarrii i zachowujq siE;niezgodnie z normq 26. .Statystyka dotyczqca spozniajqcych si~ nie bierze pod uwag ~"Na fakt ' prze mGczenia jako przyczynG t1umaCZqC'l brak zaangazowania siGw zycie religijne wielu katolik6w wskazali duszpasterze ploccy: "Ludzie S'l zm" ..czeni. Narzekania na zmGczenie s'l powszechne. Podczas wizyt duszpasterskich bylto temat niemal sakramentalny"."F. Houtart: SocjolOgia parafii jako zgromadzenla eucharystycznego. W: Luclzie- Wiara - Kosci6t. Analizy socjologiczne, Warszawa 1966, s. 390." R. Laur entin: Rozw 6j a zbawieni e, Warszawa 1972, S. 233." PodajG za S. Mik'l: Wst(lP do psychologii spolecznej, Warszawa 1912, S. 219.


MSZA NIEDZIELNA 555tych, ktorzy opuszczajq kosciol przed zakonczeniem ceremonii mszalnych. Od momentu prze'istoczenia zauwaia Si~ 'Powolny vdplyw z kosciolamlodzieiy m~skiej i m~iczyzn. W czasie trwania zbiorowychaktow religijnych public:m1oSC koscielna jest plynna i zmienna, a kosciolprzypomina duiq podmiejskq stacj~ kolejowq w godzinachszczytu 27. Okolo 5% uczestnikow niedzielnej mszy praktycznie niebierze zadnego udzialu w ku1cie zbiorowym, ograniczajqc si~ jedyniedo krotkiej, czysto formalnej obecnosci. Okolo 40% publicznosciniedzielnej oferuje niepelny udzial w 'kulcie, rezygnujqc w mniej-·szym lub w wi~kszym stopniu ze wst~pnych partii mszy sw. Jedynie55% katolik6w niedzielnych jest obecnych na mszy od poczqtkudo konca. Powyisze stwierdzenia mogq w pewnym sensie swiadczyc,jak dla wielu katolikow udzial w kulcie religijnym ma charakterinstrumentalno-indywidualny, bez intensywniejszego zaangazowaniasi~ w autentycznq wsp61not~ modlitwy i eucharystii.. Bardziej aktywny udzial w liturgii lqczy si~ z partycypacjq w funkcjieucharystycznej zgromadzenia niedzielnego. W skali calegomiasta odsetek komunikujqcych w niedziel~ w stosunku do og6luobecnych na mszy ksztaltowal si~ w czasie szesciu n~edziel obj~tychobliczeniami nast~pujqCo: 8,8%, 8,8%, 5,0%, 6,6%, 6,5%, 10,8%,czyli przeci~tnie wynosH 7,7% 28. Powyzszy wskaznik podlega znacznymwahaniom ni,e tylko w zale:inosci od -okresu kalendarzowego,czy jakichS specjalnych ceremonii liturgicznych, ale takie w zaleznosciod niedzieli miesiqca. W pierwszq niedziel~ miesiqca jest najwyzszyi dochodzi do 10%, w ostatniq niedziel~ miesiqca spada rnawetponiZej 5%. Zroznicowanie zaznacza si~ wyraznie w pionie parafia]nym.Z trzech kosciolow zlokalizowanych na terenie parafii,kosciol farny ma najbardziej korzystny uklad komunikujqcychw niedziel~ w porownaniu z ogolem osob obecnych na mszy sw.,najmniej kosciol Serca Jezusowego, w ktorym odsetek komunikujqcychw nie dz iel~ spada ponizej 5%. Przy farze skupia si~ grupastarszych kobiet, kt6re regularnie przyst~pujq do komunii niedzielnej,co powoduje utrzymanie si~ wskaznika komunikujqcych nawzgl~dnie wysokim poziomie. Zresztq kobiety stanowiq gros komunikujqcychw niedziel~ . Z dwoch obliczen wynika, ie w farze komunikujqcekobiety stanowiq 86,6% - 88,8% ogolu komunikujqcych,w kosciele sw. Jana Chrzciciela 70,5% - 82,2%, w koscie]e SercaJ ezusowego 70,0% - 93,4%. W obr~bie calej populacji niedzielnejlla szczeblu miasta odsetek kobiet komunikujqcych oscyluje w grat1Por. J. L. Kenzie: Ko~ct6! rzymsko-katolicki, Warszawa 1972. s. 308--309.os Podobne obliczenia w diecezji warminskiej wykazaly, ze odsetek komunikujqcych w stosunku do obecnych na mszy niedzielnej w calej diecezji wynosi 5,7'/ •.Por. W. P iwowarski: Praktykt rellgijne... dz. cyt., s. 141.


556 JANUSZ MARIANSKInica~h od 78,3% do 85,2% og61u komunikuja,cych. Mala aktywizacjakomunijna u('zestnik6w publirznosci niedzielnej, 0 wyraznej przewadzekobiet, moze swiadczyc, jak dla wielu katolik6w obecnosc namszy ogranicza si~ tylkodo wypelnienia przepisu koscielnego bezgl~bszego przezycia la,czqcego lIczestnictwo mszalne z uczestnictwemeucharystycznym 29.Wedlug teolog6w uczestnictwo w kulcie niedzielnym jest rozpatrywanejako czas najbardziej stosowny do wyrazenia wi~zi i jednosciz Kosciolem. Nie rnamy mozliwosci rozstrzygna,c, w jakiej mierzeuczestnictwo w rytach liturgicznych wla,cza do Kosciola powszechnego,a w jakiej do lokalnej grupy rel,igijnej. Akcentbwanie zwia,zk6wz Kosciolem powszechnym w kazaniach i modlitwach zaznaczasi~ wyraznie. Wierni cz~sciej modla, si~ za biskupa i papieza niz zawlasnego proboszcza. Wi~kszosc modlitw jest scisle zinstytucjonalizowana, a zbiorowe zachowania wiernych oardzo scisle okreslone.Slowa i gesty liturgiczne podkreslajq wsp61notowy charakter zgromadzenianiedzielnego, preferujqc zbiorowe uczestnictwo. Czy jednakpraktykuja,cy katolicy <strong>maj</strong>q odczucie wsp6lnoty, kt6ra lqczy ichjako czlonk6w zgromadzenia niedzielnego? Jakie jest znaczenie Iiturgiijako elementu spajaja,cego "w sp61not~" niedzielna, ? 30Dla og6lnego zorientowania si~ w omawianej kwestii postawilismyrespondentom pytanie: "Czy odczuwa Pan(ni) jaka,s la,cznoscz ludzmi, kt6rzy uczestniczq we mszy 8W.?" Uzyskane wyniki pre··zentuja, si~ nast~puja,co: 63,5% zapytanych poczuwa si~ do wsp6lnotyz czlonkami zgromadzenia niedzielnego, 30,1% nie odczuwa zadnejlqcznosci i 3,8% nie rna zdania w omawianej kwestii (0 2,6%brak danych). Jak wynika z przedlozonych deklaracji , wi~kszo scuczestnikow zgromadzenia niedzielnego odczuwa mi~d zy soba, jaka,sla,cznosc i bliskosc. Dla jednych jest to gl~bsz e przezycie religijnewynikajqce ze wsp6lnoty wiary ("Przychodza, na mysl pier wszelata Kosciola, gdy wierni byli bardzo zwiqzani z nowq religiq. Tatradycja 2 tysi~cy lat kaze czasem 0 tym myslec"), dla drugich jestto odczucie bliskosci typu rodzinnego wyrazajqce si ~ we wsp61ne jmodlitwie jakby rodzinnej, w jednomyslnosci przekonan i potrzebreligijnych ("Uwazam ich do wsp6lnej rodziny, ze sciqga ich do kosdolawewn~trzna potrzeba"). Dla pewnej grupy poczucie wsp61notyjest wyrazem zaspokojenia potrzeby bezpieczeiistwa. Wizja pelnych" W kosciolach warszawskich przyjmuje komuni ~ 3,5;/, - 5,7% og61 u ob ecnychV! kosciele, a wsr6d przyst,"pujqcych do komunii odsetek kobiet wyn osi 95, 6'/,.Por. E. Ciupak: Kult religijny... dz. cyt., s. S7l.. W konstytucji soborowej 0 liturgii czytamy: "Nalezy r6wniez d o rozkw itudoprowadzic po~zucie wsp61.noty parafjalnej, zwlaszcza w zbiorowym odprawia ­n!u niedzielnej mszy sw." (p. 42).


• MSZA NIEDZIELNA 557kosciol6w, zbiorowy i masowy udzial wiernych w aktach kultowych,wsp6lny spiew i recytacja, wywolujq uczucie dumy i ·poczuciebezpieczenstwa("Wsp6lna modlitwa, spiew, czuje si~ wtedy tzw.pot~g~ Koseiola"). Wreszcie dla niekt6rych swiadomose wsp6lnotywyraia si~ w kontaktach spolecznych ze znajomymi. Zgromadzenieniedzielne nie przedstawia si~ dla nich jako "anonimowa masa".Spostrzegajq wsr6d obecnych na mszy swoich znajomych i blisk ich,z kt6rymi wsp6lnie wracajq do domu.Przeszlo 30% zapytanych oswiadczylo, ie nie odczuwa iadnejwi~zi ze wsp6luczestnikami zbiorowych akt6w religijnych. Przewaiajq wsr6d nich osoby nieregularnie spelniajqce praktyki religijnci kierujqce si~ bardziej motywami spolecznymi nii inspiracjq religijnq.Czujq si~ w kosciele obco, a przygodna i zloiona z uszeregowanychobok siebie jednostek zbiorowose niedzielna nie stanowi dlanich grupy odniesienia dla formowania si ~ u czue wsp6lnotowycheTo jest Hum. Trudno si~ skupie").W sumie wi~c prawdopodobnie dla wi~k s zosci uczestnik6w zgromadzenianiedzielnego msza nie rna charakteru grupowego. P refe··rujq oni indywidualne formy uczestniczenia mszalnego 31. Cz ~ se parafianodczuwa charakter og6lnokoscielny uczestnictwa mszalnego,w kt6rym uzaleinienie uczestnik6w wyraza si~ we wsp61nociewiary i swiadomosci przynalei nosci do Kosciola powszech nego. Tylkonieznaczna grupa parafian ujmuje msz~ niedzielnq w wymiar achparafialnych, przeiywajqc solidarnosc typu rodzinnego lub typu spolecznoscilokalnej. W calosci zbiorowose niedzielna w malym stop­.niu stanowi wsp6lnot~ braterskq, rodzinnq i parafialnq.Bye moie rozwijaniu swiadomosci wsp6lnotowej wsr6d uczestnik6wmszy niedzielnej nie sprzyja istnienie kilku koscio16w w obr~bieparafii i miasta. Sq osoby, kt6re zawsze ucz~szczajq do tego samegakosciola, inne wst~pujq do okreslonego kosciola w zalei nosciod r6inych okolicznosci. Uczestnictwo we mszy niedzielnej nie jestzwiqzane seisle z przynaleinosciq do parafii.Cz~sc parafian z reguly wybiera kosci61 poza terytorium parafiijako miejsce kultu religijnego, i.nni swoje wybory uzaleiniajq odaktualnej sytuacji, wreszcie inni pola-ryzujq swoje wybory m iejscakultu wzgl~dem okreslonego kosciola na terenie parafii." Stawiajqc py tanie 0 preferencje uczestnictwa zbiorowego, czy indywidualnegow czasie mszy niedzielnej, otrzymaliSffiY n a st~puj qCY rozklad odpowiedzi: 255osoby opowiedzialy si ~ za wsp61nq modlitwq, co stanowi 50,9'1. ; 219 os6b woliw czasie mszy odmawiac swoje modlitwy prywatne, co stanow i 43,7"/.; 13 os6b tj.2,6'1, nie mia!o wykrystalizowanego OSqdu w tej kwestii (0 14 osobach tj.) 2,8' 1.brak danych). Idea zbiorowego uczestnictwa w liturgii prawdopodobnie powolitoruje sobie drog~ do swiadomosci religijnej katolik6w.8 - ZNAK


558 JANUSZ MARIANSKIWyb6r mleJSCa kultu przez wiernych jest podyktowany wielomaw zgl~dami. Czasem decyduje bliskose przestrzenna (np. w odniesieniudo kosciola Serca Jezusowego), kiedy indziej sila przyzwyczajeniai tradycji (np. starzy plocczanie wobec kosciola farnego) luba trakcyjnose miejsca kultu. Atrakcyjnose miejsca kultu podkreslaliparafianie ucz~ s zczajqcy do kosciola sw. Jana. Nowoczesna formakazan, wzorowa organizacja nabozenstw, zbiorowy spiew, mila atmosfera,przyjemni ksi~za - oto niekt6re czynniki decydujqce 0 wy··borze tego kosciola. Drugoplanowo i stosunkowo rzadko pojawia si ~motyw przynaleznosci parafialnej ("Bo to moja parafia") jako czynnikdeterminujqcy lokalizacj~ uczestnictwa we mszy sw. Funkcjonujeon zresztq w kontekscie takikh czynnii:k6w j'ak przyzwyczajeJ;lie,tradycja, bliskose przestrzenna itp., co nie wskazuje na gl~bsze poczucieprzynaleznosci wsp61notowej, ile raczej na odczucia tradycyjno-zwyczajowei formalno-prawne.Kosci61 farny grupuje wiernych 0 r6znej przynaleznosci parafialnej,a parafianie praktykujq w r6znych kosciolach, niekiedy i pozaP lockiem. W wypadku istnienia na terenie parafii kilku osrodk6wkultu nast~puje polaryzacja wiernych wok61 miejsc kultu na podstawieich atrakcyjnosci lub bliskosci przestrzennej, a nie na pod..stawie przynaleznosci parafialnej. Taka polaryzacja moze sprzyjatpowstawaniu wsp6lnot kultowych obejmujqcych wszystkich obecnychna mszy sw. niezaleznie od delimitacji terytorialnych parafii,ale pociqga za sobq rozluznienie zwartosci grupy parafialnej 0 odnie··sieniach terytorialnych.Warto zdae sobie spraw~, ze wszystkie analizy nad charakteremgrupowo-parafialnym uczestnictwa we mszy niedzielnej <strong>maj</strong>q wymiarprzyblizony. Zachodzi koniecznose uzycia bardziej sub.telnychtechnik, aby ustalie obraz tak zlozonego problemu, jakim jest zawartosepsycho-spolecma uczestl1'ktwa w kulcie religijn ym. Niernniej,rejestrowana biernose liturgiczna mszy niedzielnej, pewien odseteknie-parafian praktykujqcych w kosciolach parafii farnej, ok. 22%parafian farny ch praktykujqcych poza terytorium parafialnym,preferowanie w wyborze miejsca kultu kryterium atrakcyjnoscii bliskosci a nie przynaleznosci parafialnej, dose powszechny zwy ­cza j sp6zniania si~, minimalna partycypacja w f unkcji eucharystycznejkultu niedzielnego itd., to wszystko swiadczy, ze uczestnictwow kulcie n iedzielnym nie jest dla znacznej cz~ sai parafiam uczestnictwemw aktywnosciach okreslonej grupy spolecznej i nie jest znakiemwl~czania si~ w kolejnq grup~ religijnq. Inaczej m6wiqc, zgromadzenieniedzielne nabiera cech zbiorowosci 0 strukturze statystycznej.


tvlSZA NIEDZIElNA 5594. PODSUMOWANIE Industrializacja b~dqc z natury rzeczy procesem techniczno-ekonomicznympociqga za sobq szereg konsekwencji spoleczno-kulturalnych,w tym rowniez konsekwencji w sferze swiadomosci religijnejmieszkanc6w miasta. Staralismy si~ w niniejszym artykule odtworzyei zobrazowae stan tej swiadomosci w poziomie jednego z parametr6wreligijnosci, a mianowicie w zakresie praktyk niedzieln ych .Stan jednej z podstawowych praktyk religijnych, jakq jest uczestnictwowe szy sw., jest wyraznie niski (dominicantes 27%). Praktykiniedzielne katolik6w ukladajq si~ w fonnie pewnego continuum,od pelnego zaangazowania si~ (15% badanych), poprzez szeregstopni posrednich konkretyzujqcych si~ wmniej lub wi~cej nieregularnymuczestnictwie (okolo 50%), az do zaangazowania minimumw formie kontakt6w czysto formalnych, powierzchownych i okazjonalnych(35%).W zakresie motywacji uczestnictwa we mszy sw. n a jc z~ scie j deklarowanomotywy religijne. Obok nich wyst~pujq motywy 0 charakterzespoleczno-kulturowym. W wielu wypadkach t resci religijnei spoleczne istniejq wsp6lrz~dnie jako wzajemnie ze sobq sprz ~z on e .Bye moze r6wnolegle z redukcjq liczby katolik6w miejskich czynnieuczestniczqcych w zyciu religijnym Kosciola, na kt6rq wskazu jq dotychczasowesondaze socjologiczne 32 ujawnia si~ tendencja do po g l~ ··bienia i intensyfikacji zycia religijnego w zbiorowosci praktyk ujqcych.W niekt6rych kr~gach katolik6w mie jskich uczestnictwo wemszy niedzielnej staje si~ pelniejszym wyrazem prawdziwej wiary ,przy znacznie slabszym oddzialywaniu czynnik6w spoleczno-kulturowych.W calosci jednak zgromadzenie niedzielne w warun kachmiejskich nie rna cech wsp61noty czysto religijnej, nie rna nawetcharakteru grupowo-parafialnego, lecz nabiera cech zbiorowosci.o coraz slabszej wi~zi spolecznej, 0 coraz wyrazniej krystalizujqcejsi~ strukturz ~ statystycznej, nie przystosowanej do tworzenia wsp61­not religijno-parafialnych.W wypadku dose scislej lokalizacji koscio16w wyb6r okreslonegokosciola jako miejsca realizowania praktyk niedzielnych jest podyktowanynie tyle wi~ziq z parafiq, ile raczej jest uwarunkowany szeregieminnych czynnik6w, jak atrakcyjnose kazan, charakter liturgii,rozklad nabozenstw, estetyka wn~trza, przywiqzanie do ksi~zy,bliskosc od miejsca zamieszkania, odpowiednia ilose miejsc siedzqcychitp. Autonomia parafian w wyborze miejsca manifestowania" Por. N. Greinacher: L'evo!utton "de !a pratique retigieuse en AHemagne ap r~ sla guerre, Soda! Compass X (1963), nr 4-5, s. 351 .


560 JANUSZ MARIANSKIudzialu w kulcie religijnyrn rna wplyw na sytuacj~ ksi~dz a , kt6rytraci charakter rnonopolisty, rn6wiqc j~zykiern ekonornicznyrn, stajqCdo walki konkurencyjnej z innyrni 88.Tr udno w chwili obecnej dokladnie ustalie, jak uprzernyslowienieoddzialywuje na sfer~ praktyk religijnych. ezy i na ile dokon ujes i ~ proces przemian idqcy w kierunku indyferentyzrnu religijn ego,jezeli rna on bye og61nq prawidlowosciq obserwowanq we wszystkichrejonach wysoko uprzernyslowionych, Trudno jest od dzi~li e w wypadkuPlocka wplywy uprzernyslowienia od innych uwarunkowantypu historycznego i spoleczno-kulturowego. Obecny stan praktykniedzielnych w rozwijajqcyrn siti rniescie jest uwarunkowany wielorako, a uprzernyslowienie jest jednyrn z czynnik6w niesprzyja jq­-t:ych w ypelnianiu obowiqzku uczestniczenia we rnszy niedzielnej.Janusz Marionski,. Por. J . Remy : Communaute e t assembtee IttuTotque dans une me sociale envoie d'w·bani sation . W : F. Houtart, J. Remy: Milieu urbain... dz. cyt., s. 370.


VINCENT COSMAOSOCJOLOGIA A TEOLOGIA - .Z PERSPEKTYWY AMERYKI t ACINSKIEJKilka miesi~cy temu powstalo Centrum imienia Ojca Lebret"Foi et Developpement" (Wiara i Rozw6j) - rna to bye kontynuacjainicjatywy zalozyciela osrodka "Economie et Humanisme" (1 942)i Mi~dzynarod ow ego Instyt utu Badan i Ksztalcenia dla cel6w harmonijnegorozwoju - IFRED (1958). Centrum imienia Ojca Lebretzamierza prowadzie studia nad nast~pstwa mi zaangazowania KosciolowChrzescijanskich w wal k~ 0 rozw6j spoleczny i gospodarczy.Przeprowadza si~ lqcznie analiz~ soejologicZllq i badania teologiczneprzemian, jakie zachodzq w Kosciolach pod wplywem tego zaangazowania.Analiza ta obejmuje zar6wno przemiany w strukturach porozumiewaniasi~ i zarzqdzania, jak i przemiany w wyr azaniu i interpretowaniuwiary. Wychodzqc od tego rodzaju badan mozna b~dzietakze wniesc pewien wklad 'metodologiczny w wyjasnienie wzajemnychstosunk6w pomi~dzy teologiq a wiedzq 0 czlowiek u.BADANIA TEOLOGICZNE A NAUKI 0 CZl OWIEKUOdkqd naQki 0 czlowieku zaj~ly si~ wyjasnianiem faktu religijnosciu jmujqc ten fakt jako uchwytne z zewnqtrz zjawisko, porni ~ ­dzy tymi naukami a teologiq ujawnil si~ bardzo znamienny brakporozumienia. Niewqtpliwie teologia praktyczna czy duszpasterskastopniowo akceptowala poslugiwanie si~ nowymi srodkami, jakie jejdawaly nauki 0 czlowieku, dqzqc do uwolnienia zycia Kosciola wciqgni~tego w przemiany od grozqcych mu wewn~trznych sprzecznosci.Og6Inie jedna k biorqc odwolywano si~ jedynie do opisowych funkcjinauk spolecznych , r ezerwujqc dla teologa lub duszpasterza inter ­p retacj~ , wartosciowanie i oczywiscie' decyzje. Bylo to poniekqdanalogiczne do post~powa nia pewnych teolog6w, kt6rzy jeszcze takniedawno raczyli przyprawiac swoje "spekulatywne" argumentacjekilkoma cytatami biblijnymi - cz~ sto nie liczqc si~ z wynikamianaliz egzegetycznych i wymaga'Thiami hermeneutyki.


,. 562 VINCENT COSMAOTeologowie jako specjalisci od intelektualnej i racjonalnej autointerpretacjiwiary, jakq zyje Kosciol, instynktownie broniq swojejdziedziny pracy przed zakusami naukowcow. Ci zas istotnie nie po­IJrzestajq na opisywaniu, czy ewentualnie na wyjasnianiu tego, cojest dostrzegalne, a moze i dajqce si~ rzeczywiscie tlumaczyc czynnikamihistorycznymi, kulturowymi, j~zykowymi czy socjologicznymi,lecz chcq tez doprowadzic analizt: az do interpretacji, oczywisciehipotetyc~nej, tego, co da si~ zaobserwowac.Teologowie, przeswiadczeni - slusznie zresztq - ze rzeczywistosc,z ktorej <strong>maj</strong>q zdawac spraw~, jest tajemnicq, ulegajq pokusie trzymaniajej zdala od zakusow badawczych, w ktorych wyczuwa si~cos z profanacji. Zdaniem tych teolog6w fakt wiary rna lezec w dziedzinie,do ktorej nauka nie rna dost~pu. W fakcie tym tkwi cos nieuchwytnego,cos co nieodwolalnie wymyka si~ poznaniu naukowemu- i na tym wlasnie polega t ran s c end e n c j a wiary.Cala tradycja teo log i i neg a t y w n e j dowodzi, ze nieosiqgalnejest nieosiqgalnym rowniez dla samej teologii. Wydaje si~ wi~coczywiste, ze wlasnie przestajqc bronic si~ przed ofensywq naukiteologia b~dzie mogla wniesc swoj wklad do rozumienia tajemnicy.Teologia musi zgodzic si~ na konfrontacj~, a nawet na dialog, 0 ileten dialog b~dzie mogi jej pomoc przejsc przez ciemnq noc.P OCZqwszy od procesu Galileusza az po ciche procesy wytaczanejeszcze dzisiaj przeciw "ekscesom" czy "zuchwalym roszczeniom"wiedzy ludzkiej, Kosciol wciqz popelnia blqd, gdy wobec post~pu naukizajmuje stanowisko defensywne. Bez popadania na nowo w iIu-·zje mitow post~pu i rozumu trzeba by wreszcie lojalnie skonfrontowacw ymogi formy poj~ciowej badan teologicznych z dqzeniem dowyjasniania ludzkiej egzystencji w calej jej zlozonosci.SOCJOLOGIA TEOLOGIISocjologiczna analiza tworczosci teologicznej, a zwlaszcza tworczosciteologicznej ukierunkowanej przez odkrywanie nowych rodzaj6wstosunku pomi~dzy wiarq a rozwojem, wiarq a politykq, Kosciolemi spoleczenstwem itp. - stanowi, jak si~ zdaje, jednq z dr6g donawiqzania porozumienia mi~dzy teologiq a socjologiq.P o to jednak, aby taka analiza byla wykonalna i plodna zarownodla teologii jak i dla socjologii, trzeba bardzo powaznie liczyc siE;z dotychczasowymi osiqgni~ciami tak metodologii nauk jak i epistemologii.Chodzi 0 to, by socjologia biorqc jako przedmiot czy polebadan tw6rczosc teologicZllq, brala jq w rachub~ takq, jakq jest,czyli wlasnie jako tw6rczosc teo log i c z n q, jako post~pow anie


SOCJOLOGIA A TEOLOGIA563<strong>maj</strong>qce n a celu uswiadomienie wsp6lnocie religijnej (lub calemuspoleczenstwu) wiary, kt6ra jq ozywia. Uzywajqc wlasnych metodz zupeln'l :;wobod'l socjologia musi w stosunku do teologii podj'letrud wyjasnienia jej uwarunkowan i implikacji spoleczno-kulturalnych.Przez tego rodzaju socjologiczne spojrzenie na tw6rczose teologiczn'lmozna by si~ starae wyjasnie to, co teologia m 6 w i, a mozenawet ito, czego n i e m6wi, i przyczyny tego milczenia. Moiilla byr6wniez wskazae, 0 czym teologia powinna we wlasnym interesiem6wie w danej sytuacji - zar6wno po to, by bye w zgodzie z sam'lsob'l, jak i dla zaspokojenia formulowanych pod jej adresem zapotrzebowan.W szczeg6lnym przypadku tw6rczosci teologicznej odnosz'lcej s i~do nowych rodza j6w stosunku pomi~dzy wiar'l a rozwojem, w ia rqa politykq, Kosciolem a spoleczenstwem itp - okazuje si~, ze socjologiapowinna oswiecae teologi~ niejako na swym wlasnym polu :problemy te mieszcz'l si~ bowiem w zakresie badan socjologiczn ych,a teologia wt6rnie je podejmuje. ,.Kr6tki przegl'ld tw6rczosci teologicznej skupionej wok61 tych za­:gadnien i jej analiza socjologiczna (na ile jestesmy juz w stanie jE!,przeprowadzie) rzuci swiatlo na to zagadnienie.PRZYKt AD: TEOLOGIE WYZWOLENIA W AMERYCEtACINSKIEJPowstawanie teologii wyzwolenia w Ameryce Lacinskiej staje si~procesem rozstrzygaj'lcym zar 6wno dla Kosciola, jak i dla spole­C7;enstw tego kontynentu. Zarowno protagonisci tego procesu jaki jego przeciwnicy nie mog'l tego faktu ignorowae. Sesja, kt6ra odby!asi~ ostatnio w Eskurialu w Hiszpanii, zapoznala z t'l teologiqtakze Europejczyk6w i wskazala jednoczesnie, jaki odzew moze onaznaleze i na tym gruncie.Niewqtpliwie od dluzszego juz czasu obserwuje si~ pewnego rodzajuzacofanie teologii w stosunku do problemow, jakie pojawia jqsi~ w zyciu Kosciolow w zwi'lzku z ich zaangazowaniem w sprawyrozwoju. Chodzi tu 0 kwestie nalezqce do domeny interpretacjiwiary , kt6rych jednak teologia nie podejmuje, jakby ich wcale niedostrzegala. Fakt ten zmusza do postawienia pytania, co wlasciwiedzieje si~ w Kosciolach, gdy biorq one na serio SWq rol~ spolecmq.Zamiast zmuszae teologi~ - zwlaszcza t~ uprawian'l na poziomiecentralnych instancji koscielnych - do rozwijania nowego pojm o­wania wiary, ktorego punktem wyjscia byloby doswiadczenie reali­


564 VINCENT COSMAOzowania wiary w zyciu spolecznym, ludzie za1nteresowani t~ kwesti~,np. dZ'ilalacze z grupy Iustitia et Pax a potem SODEPAX, uznali, zew samym doswiadczeniu Kosciol6w mozna odnaleze zacz~tki poszukiwanej"zywej teologii". Obserwuj~c co p r z e z y w a dany Kosci6l(zar6wno po to, by zdae sobie spraw~ z przemian we wlasnym zyciu,jak i po to, by je usprawiedliwie wobec innych czlonk6w wsp6lnotyi wobec innych Koscio16w) dostrzega si~ w tym przezyciu orazw slowach, kt6re je oddaj~, teologi~ przezywanq, cz~sto w spos6bniezupelnie swiadomy, a odzwierciedlaj~c~ "sensus fidei". Tak odnajdujemyzn6w w calej jego intensywnosci doswiadczenie eklezjalnejako locus theologicus. Konstytucja Gaudium et spes otworzylat~ drog~ . Ostatni Synod Biskup6w wprawdzie z braku czasu zasadniezonie posunql sprawy naprz6d, ale w refleksjach nad "sprawiedliwoseiqw swiecie" dal nowe podstawy do wyboru tej drogi - KomisjaJustitia et Pax przez sw6j wklad w prace Synodu skierowalajego uwa g~ ku temu, co m6wi Dueh do Kosciol6w ... Tego rodzajuteologie: uprawia si~ obecnie w Ameryce !..aciilskiej. Poczynaj~e odanalizy socjologicznej, ekonomicznej i politycznej ujawniajqcejprzyezyny op6znienia w rozwoju tego kontynentu - analizy przeprowadzonejw kategoriach dominacji i zaleznosci - biorqc poduwage: praxis walki wyzwoleitczej teo log i a w y z w 0 len i astara sie: odnalezc na nowo tajemnice: chrzescijanstwa, a zwlaszczamisterium paschalne sytuujqC je w samym sercu owej praktyki wyzwoleI'lCzej.Punkt wyjscia i tok badan teolog6w wyzwolenia jestzw i ~za n y z praktykq wyzwolenczq przez ich osobiste zaangazowaniew sprawy biednych i uciSnionych, zaangazowanie, kt6re wydaje si~bye warunkiem uprawiania teologii naprawde: uswiadamiajqcej ludziomw iar~ b~dqcq tresciq ich zycia. Taka teologia jest bardziej interpretacjqp 0 s 1 ann i c twa 0 t r z y man ego i p r z e z y t e­g 0 anizeli n owq 1nterpTetacjQ poslannictwa przekazywanego. Niewqtpliwie zawiera si~ w tym takZe odkryeie na nowo poslannictwaprzekazywanego: Historii Swie:tej, Tradycji Zywej, zbiorowej pamie:ciLudu Bozego - ale to dopiero na drugim miejscu. Pierwszymzadaniem jest wyrazenie, wyjasnienie oraz poj~ciowe sprecyzowa- 'nie tego, co przezywa Lud Bozy, gdy uswiadamia sobie znaezeniewiary dla praktyki spolecznej i politycznej, dla podj~cia decyzji, zeodtqd sam b~dzie rozstrzygae 0 wlasnym losie. Analizy, kt6redeterminujq praxis i caly 6w spos6b uprawiania teologii, nie Sqzawsze az tak nauko"we, jak gloszq ich zwolennicy, z calq pewnosciqSq one ukierunkowane ideologicznie, ale intuicje, kt6re lezqv. podstaw pracy teologicznej, zdajq sie: bye zgodne z dynamikq Objawieniai Wcielenia Slowa Bozego. Wcielenie bowiem jest istotniei przede wszystkim Historiq, w tej historii zamysl Boga przyjmujc


SOCJOlOGIA A TEOlOGIA565ksztaU i przyjmuje cialo - jeszcze zanim stanie sie: slowem przezinterpretacje:, ktorq historii nadaje prorok. Ta interpretacja prze­:nienia histori e: zbawienia w historie: objawiajqcq, w historie: Slowa.Poczynania teologow Ameryki Lacinskiej, Sq jakby odpowiednikiem!.ego, co mialo miejsce w historycznym procesie objawienia. Teologowieci dqzq do tego, by z gle:bin historii ich ludow wylonilo sie: zrozumienieSlowa, Slowa, ktore bylo w te: historie: wszczepione, Slowapierwotnego, Slowa-Zrodla, ktore trzeba na nowo odkryc, wychodzqcod historii przez, nie zapladnianej...Bardzo znamienny jest fakt, ze w wypadku teologii wyzwolenianie mamy do czynienia ze szkolq czy kicrunkiem teologicznym, leczze z j aw i ski em s cis I e k 0 sci e 1n y m. Nawet jezeli teologiata mobilizuje jeszcze bardzo niewielkie grupy w Kosciele, togrupy te chcq w swoich Kosciolach odgrywac role: czynnikow aktywizujqcychpoprzez wielki w ysilek budzenia i rozwijania wlasne jswiadomosci ludzi dotqd spolecznie uposledzonych i wydziedziczonych.Tak poje:ta konscjentyzacja 1 pobudza ludzi zarazem do walkiwyzwolenczej i do odkrywania na onowo zbawczej dynamiki Ewangelii.Ta m obilizacja niekiedy wyraia sie: w konkretnyn1 zaan gaiowaniupo s1:ronie budowy socjalizmu (j ak to mialo miejsce na spotkaniupod haslem "chrzescijanie za socjali= em" w Santiago deChile w kwietniu 1972 r.),czasem cofa sie: przed takim wyborem ,alba szuka wyjscia poza 'Thim . Niemniej zastosowanie irozumieniai praktyki wiary w praktyce spolecZlnej, w zmienianiu struktur spolecznychjest zawsze realne i jako takie pozqdane.Odrzucenie dualizmu w interpretowaniu takich poje:c jak h istoriaswie:ta- historia ludzkosci, Kosciol-Spoleczenstwo, to co duchowe­- to co doczesne itp., jest krokiem smialym, wre:cz zuchwalym, n a­wet jesli nadal utrzymuje s i~ rozgraniczenie obszarow kompetencji,ktore pozwolHo Kosciolowi uwolnie s i ~ od tzw. "chrzescijanstwa konstantynskiego».Historycznie zwiqzany najpierw z systemem kolonialnym, naste:pniefeudalnym, wreszcie kapitalistycznym Kosciol Ameryki Laciiiskiejmusi najpierw sam uwolnic sie: od tych powiqzan, by moc nanowo glosie Ewangelie: i w swej wspolnocie zjednoczyc Iud dqzqcydo wyzwolenia. Ten proces samowyzwalania sie: przezywa Kosciolrazem z ludem, ktory nie zwqtpil 0 nim - przeciwnie, nieraz ' widzialw Kosciele jedynq sile: spoleczn q, ktora moze s i~ za nimwstawiac i dzialae dla jego dobra. Taka zbieznosc dqzen ludu1 0 poj ~ cit1 "konscientyzacji" por. artykul 0 k s i1jzce P. F r eire'a Pedagogy oj'tile Oppr essed, R ewo!uc j a przecitu schemat om, Zna k n r 207, s . 1223.


566 VINCENT COSMAOi Kosciola nie w y st~powala w zachodnim chrzescijanstwie, gdziesekularyzacja miala charakter antyklerykalny, i z tej racji takzeateistyczny, gdyz od strony kulturalnej eliminowanie klerykalizmutrudno bylo oddzielie od odrzucania Boga. W Ameryce Lacinskiejta zbieznose sprzyja· nowemu odkryciu wyzwalajqcej dynamiki wiary, aktualizujqcej si~ w ruchach 'wolnosciowych determinujqcychp raktyk ~ spolecznq i politycznq.PROBA SOCJOLOGICZNEJ INTERPRETACJI TEGO PROCESUTEOLOGICZNEGOBadajqc z punktu widzenia socjologicznego to uprawianie teologii- co rniesci si~ w zakresie socjologii wiedzy wzg l~d nie socjologiiporozumiewania si~ i przekazu - dochodzimy do odkrycia zjawiska spolecznego interesujqcego dla socjologH. Analiza tego zjawiskamoze pom6c teologii w rozumieniu jej wlasnej natury.Tego rodzaju badania Sq obecnie w t oku 2, tu mozemy jedynieprzytoczye kilka hipotez, przybierajqcych bardziej konkretne ksztalty.Ok azuje s i~ przede wszystkim, ze Kosci61 dqzy do zaznaczeniaswojej obecnosci w spoleczenstwie, w kt6rym zy je, i do wypracowanianowych jej form. Nie chcqc stae si~ sektq, kt6ra moglabyoddzialywae na spoleczenstwo jedynie z zewnqtrz, poprzez protest,Kosci61 stara si~ ulozye swoje stosunki ze spoleczenstwem - wyrazemtej troski jest tlumaczenie poslannictwa chrzescijanskiego naj~zyk spolecznosci, kt6ra rna bye ewangelizowana, i wlqczenie tegoposlannictwa w d ynamik~ jej spoleczno-kulturalnego rozwoju. Spo­!ecznose, w kt6rej Kosci61 jest obecny, miala okreslony status,czlonkowie jej rnieli dose scisle wyznaczone role, teraz natomiastspolecznose ta weszla w faz ~ szybkich przemian. Wobec tego Kosci61m usi takze na nowo ocenie swoje znaczenie dla spoleczenstwai !'ol ~ , jakq w nim pelni. Jednoczesnie musi tez - swiadomie i dobrowolnieczy nieswiadomie - szukac nowego ukladu stosunk6ww kategoriach strategicznych i taktycznych.D zi~ ki swym przemysleniom i funkcji nadawania znaczen Kos-­ciol rozporzqdza spolecznym kapitalem, kapitalem ideologicznym,cr. Costa Ricardo, Recu p eration du pou voir et p r oduction de connaissancedans Ie clerge d'Amerique la ti n e (1966-1970), Paryz, Centre Lebret 1971 , powielone,s . 203.Cc s ta Rica r d o, Interet e t mode d e production de conna i ssance: A pproche sociolo·gique de quelques !tgnes de jorces d e la r en contre des " Chret!ens pour Ie sociali , ·me" (San tiago, 23 do 30 k wie tnia , 1972, Paryz, Centre Lebret 1972, n a prawach r ~ ­k opiSll).


SOCJOlOGIA A TEOlOGIA567zdolnym wzbudzie zainteresowanie ludzi i grup poszukujqcych sensuiycia i sensu spolecznego dzialania; przestal jednak bye dla nichinteresujqcy lub stal si~ mniej interesujqcy ze wzgl~du na przestarzaleformy obecnosci. Realizujqc SWq wewn~trznq dynamikl';,ktora rna charakter misyjny (tzn. zdobywczy), Kosciol musi starae, si~ 0 to, by znow mogl bye interesujqcy i cos dawae tym, dla kogojest przeznaczony. Kosciol jest bowiem przekonany - i to przekonaniepozwala mu istniee jako Koseiolowi misyjnemu - ie jegoposlannictwo rna najwyzsze znaczenie dla calego iycia ludzi, doktorych si~ zwraca. Mowienie 0 dynamice ewangelizacyjnej Kosciolaw kategoriach zapotrzebowania, zaint~resowania niejako rynkowego,moie uchodzic za profanacj~, jest niq jednaik tylko wobecsakralizowania pewnych spraw, ktore wlasnie wymagajq nowego,krytycznego przemyslenia. Kosci6l nie oferuje spoleczenstwu jedynietr esci, przemyslen i znaczen stanowiqcych jego kapital. Chodzitu takZe 0 wladz~ w spoleczenstwie. Kosciol posiada bowiem prawdziWqsil~ ideologicznq, wyplywajqcq z zainteresowania, ktorymludzie darzq ten kapital. Wladza ta - jak kaida wladza - pragniesil'; utrzymae, wzmocnie, odzyskiwae stracone rejony. Wewn~trzn alogika mechanizmow wladzy wyznacza strategi~, tak swiadomie wybieranqjak i nieswiadomq, lecz zawsze widocznq i przynoszqcqe£ekty.Ewolucja w stosunkach Koseiola ze spoleczenstwem poeiqga zasobq modyfikaeje w strukturaeh porozumiewania si~ i kierownietwaw ewnqt'rz samego Kosciola, w jego stosunkaeh wladzy,wplywa tei na mentalnose i na pojmowanie propagowanych przezKosciol interpretacji wiary i iycia.Te wewn~trzne przemiany ujawniajq siG wyraziscie poprzez iniejsee,kt6re przyznaje si~ teologii i teologom w strukturze Kosciola.P rzez to sarno, ie uprawianie teologii lqczy si~ seisle z praktyk"lspoleeZllq, podejmujq je jui nie tylko i nie w pierwszym rz~dzie zawodowiteologowie, leez przede wszystkim duszpasterze i ludzieswieccy. Poniewai jednak teologia moie bye rzeczywiseie teologiC!tyl ko w wypadku, gdy jest uznawana za teologi~ okreslonej wsp6lnoty,to znaezy dzi~ki por~czeniu przez Kosci61 - a wi~c przeztych , ktorych autorytet uznawany jest jako istotny dla strukturyKosciola - wewnqtrz instytueji koscielnej <strong>maj</strong>q miejsce prawdziwetargi, dotyezqce wladzy, rozporzqdzania kapitalem znaczen, kapitalemideologicznym Kosciola. VI ten spos6b przemiana w stosunkachmi~dzy Kosciolem a spoleezeilstwem rzuca swiatlo na kryzyswewn~trzny , kryzys strukturalny Kosciola.Tyeh kilka roboczych hipotez, kt6re dalsze badania pozwolq zweryfikowaclub podwazyc, wystaTCZY dla uprzytomnienia sobie tego,


568 VINCENT COSMAOco moze wniese do teologii socjologicznej analiza tworczosci teologicznej.DOKUMENTACJA NA TEMAT ..WYZWOLENIE I ZBAWIENIE"W ramach przygotowan do Sesji Pastoralnej zaplanowanej przezK onferen cj~ Episkopatu Francuskiego na listopad <strong>1973</strong>, na temat"wyzwolenie i zbawienie w Jezusie Chrystusie", Komisja Biskupowdo spraw dzialalnosci spolecznej zamowHa obszerne studi,um,obejmujqce calose tego tematu. Studium to przygotowywane obecnieprzez Centre Lebret obejmowae b£:dzie cztery dzialy:1. Struktur alna analiza j£:zyka uzywanego przez ruch Akcji Katolickieji grupy zycia ewangelicznego, wyodr~bniajqc a kontekstyznaczeniowe slowa "wyzwolenie".2. Socjologiczne uj~cie w arunk6w pojawiania si ~ i funkcjonowaniatakiego j ~zyk a , uwzgl~dniajqce struktur y religijne i polityczne,oraz ewolu cj~ ich wzajemnych stosunk6w.3. Przebadanie podstaw biblijnych tald ego j~z yka i wyrazajqcychs i~ w n im teologii.4. Wskazanie dalszych pytan i kierunk6w badan teologicznych, postulowanych w oparciu 0 powyzsze analizy.Calose tego studium ulahvi zapewne post~p , przynajmniej metodologiczny, w zakresie socjologicznej analizy tw6rczosci teologicznej.'"Teologia moze jedynie skorzystac, jesli zdob~d z ie si ~ na lojalnepoddanie s i ~ w yjasnianiu swojej dzialalnosci przez nauki 0 cz1owieku.Nawet jesli w ten spos6b zaledwie zaznaczone perspektywy wydajqs i ~ niepokojqce, a nawet szokujqce, jest jednak jasne, ze skorotak ie horyzonty juz raz s i ~ zarysowaly b ~ dq si ~ one dalej rozszerzaez a probatq teologow lub bez niej. Propozycje, kt6re tu wyrazono,<strong>maj</strong>q charakter pr6bny, zaledwie wst~pn y , ale zawiera si ~w nich apel pod adresem teolog6w, by zach ~ceni post~pem n auko cz10wieku wsp61nie z ich przedstawicielami szukali metodyi szans prawdziwie interdyscyplinarnych badan. Nie chodzi przytym0 jakies tanie przechwytywanie wynik6w czy osiqg ni ~e, leczo to, by lojalnie akceptowae fakt, ze jako teologowie stanowimyprzedmiot i pole badan takze dla socjolog6w. Nawet jezeliby poddanies i ~ tej pr awdziwej wiwisekcji mia10 bye nieprzyjemne, przy­


SOCJOLOGIA A TEOLOGIA569najrnniej z pOCZqtku, wydaje si~ jedn ak, ze od dzi~ nalezy si~ naniq godzic. Z pewnosciq nie chodzi tu 0 zastqpienie dawnych pretensjiteologii do pouczania innych dyscyplin przyznaniem tegoprawa socjologii, czy innyrn naukom 0 czlowieku. W tych czasachjednak, kiedy og6lnq cechq post~powan ia naukowego i zycia naukowegosta je si~ refleksyjnosc, teologia moze ogromnie zyskac, sluchajqci starajqc si~ zrozurniec, co inne dyscypliny ma jq do powiedzenian a jej ternat. OPeracja ta nie jest wolna od ryzyka. Zdarzas i~ bowiem, ze socjologin zajmuje wobec teologii postaw~ ciasnq,rninimalizujqcq znaczenie poszukiwan teologicznych. Warto jednakpodjqc to ryzyko, gdyz przedsi~wzip'cie intelektualne, kt6rego ideologiczneuwarunkowania zostaly przyna jmniej cz~ sci owo u jawnione,rna wi~ce j szans na to, aby byc intelektualnie uczciwe.Vincent CosmaoHum. K. D.


APOLONIUSZ iVNEL OFM Cony.KONFORMIZM MlODZIEZY KILKA ZASTRZEiEIiiZagadnienie konformizmu, poruszone w mmeJszym artykule, jestprobq tresciowego skrystalizowania kursujqcego potocznie po j ~ ci a"konformizm", w oparciu 0 istniejqcq literatur~ i psychologicznq interpretacj~zaobsetwowanych przejawow w codziennym zyciu. Teninformacyjny cel usprawiedliwia zarowno wybor tematu, jak sposobjego rozwini~cia oraz zaciesnionq sclekcj~ zagadnien. J asnq jestrzeCZq, ze to nie wyczerpuje calej problematyki konformizmu w ogo­Ie, ani nawet konformizmu mlodziezy.DIaczego konformizm mlodziezy? Bo, przy ocenach' zachowaniasiG wspolczesnej mlodziezy, najcz~sciej wysuwa s i~ ten zarzut, jakoogoInq dyskwalifikacj~ jej postaw w stosunku do rMnych kategoriiwartosci. To zmusza do zaj~cia si~ tym zjawiskiem zarowno w ce­Iach poznawczych, jak i pedagogicznych. W zadnym przypadku nieprzesqdza to jednak sprawy, ze istnieje tylko konformizm mlodziezy,Iub ze jest on najbardziej alarmujqcym zjawiskiem, gdyz k onformizmstarszych jest niemniej cz~sty i, bye moze, gl~biej zakor zeniony w ich sposobie bycia. Konformizm mlodziezy rokuje jednakwi~kszq nadziej~ na reedukacj~ niz konformizm starszych, ze wzgl ~­du na wi~kszq plastycznose mlodej psychiki. Stqd praktyczne wzgl~dydomagajq si~ zaj~cia si~ tym wlasnie problemem, celem wykrycia jego zr6del i przyczyn oraz charakterystyki gl6wnych jegopr-zejaw6w. Szafowanie bowiem tym terminem w ocenach zachowaniasi~ mlodziezy przybiera .najcz~sciej akcenty oskarze.nia, przyjednoczesnymbraku uswiadomienia sobie wlasciwej tresci tego poj~cia, poniewaz w naszej literaturze zagadnienie to pozostaje dotqdnie tkni~te.USTAWIENIE ZAGADNIENIATermin "konformizm" jest klasycznym przykladem poj~cia nieostregoi wieloznacznego, kt6re oddolnie wcisn~lo si~ do codzien­


KONFORMIZM MLODZIE2:Y571nego slownictwa i, dzi~ki praktycznej uzytecznosci, zdobylo szerokiezastosowanie. Potoczny j~zyk nadal jednak temu slowu tak szerokieznaczenie, ze obejmuje si~ nim w praktyce zar6wno cale zachowaniesi~, jak stan psychiczny zwany postawq.Wprawdzie psychologia nie dostarczyla nam dot


572 APOLONIUSZ ZYNEL OFM CONV.S praw~ utrudnia jeszcze ta okolicznosc, ze potocznie stosowaneoceny konformizmu biorq za punkt wyjscia najcz~sciej walor y etycznezachowania si~ i to w ich najbardziej razqcych odchyleniach. Obdarzenieprzeciez dzisiaj kogos epitetem "konformisty" jest poczytywaneza obelg~ osobistq i dyskwalifikacj~ spolecznq.Tymczasem nie mozna si~ zgodzic z tak negatywnq i pejoratywnqocenq konformizmu w ogole, gdyz jest ona jednostronna, plytkai merytorycznie nieuzasadniona. UwzglE~dnia ona jedynie moraInewypaczenia i brak charakterologicznej t~zyzny, a nie bierze podu wag~ pozytywnych i konstruktywnych walorow konformizmu,spelniajqcego niezastqpionq rol~ w psychicznej integracji osobowoscioraz ksztaltowaniu jednolitego oblicza post~powania jednostki,wzorow kultury i spoleczetistwa.ROiNE ASPEKTV KONFORMIZMU I ICH OCENAUwazniejsze przyjrzenie si~ konformizmowi pozwala dost rzecprzynajmniej trzy roine wqtki tresciowe w tym zjawisku: psychologiczny, spoleczny i etyczny, spe!niajqce odmienne funkcje i wedlugroznych miernikow oceniane. Rzecz jasna, iz podobna selekcja roznychaspektow psychologicznego zjawiska mozliwa jest t ylko w teorii,gdyz w praktyce mamy za wsze do czynienia z jednym procesemdynamicznym.PSYCHOlOGICZNY MECHANIZM KONFORMIZMUWarto podkreslic zaraz na poczqtku, iz tu nie chodzi 0 a n aliz~psychologicznych komponentow przystosowawczego zachow ania si ~ ,jako swiadomej modyfikacji sposobu bycia, lecz raczej 0 opis calkiemnieswiadomego procesu przystosowywania si~ organizmu donowych potrzeb wewn~trznych i zewn~trznych. Czynnosc ta dokonujesi~ bez udzialu intencjonalnych wysilkow, lecz samorzutniew toku osobniczego rozwoju, inspirowana r6i:nymi potrzebami i ulatwianafunkcjonalnq plastycznosciq. PsychoIogowie nazywa jq to roznie:upodobnieniem, przystosowaniem, asymilacjq, adaptacjq itp.,unikajqc jednak nazwy "konformizm", jakby rezerwujqc poniekqdten termin dla oznaczenia bardziej globalnych stanow zachowaniasi~ spolecznego. EtymoIogia jednak slowa "konformizm", od lacitiskiegocum forma i conformare ~ przybierac ksztalt, upodabniacsi~, upowaznia do uzycia tego terminu w czysto psycholdgicz­


IWNFORM IZM MtODZIEZY573nym znaczeniu, dla okreslenia we'wnE:trznego mechanizmu przeformowywaniasiE: zywej jednostki w mi a r ~ rozwoju i n ovv'ych potrzeb.Koncentrujqc uwag~ na czlowieku mamy tu n a mysli tr ansfor macj~ roznych jego funkcji i uzdolnie.r1 wedlug wewnqtrzorganicznychi srodowiskowych potrzeb, uwar unkowanq psychologicznq elastyczno,~ c iq i wychowawczq plastycznosciq. Czynnikiem kierujqcym niejest tu niwelacja indywidualnych rOinic, gdyi w kazdej jednostceprzebiega ten proce;:; odmiennie, wedlug jej potrzeb i dynamiki organizmu,nie pozbawiajqc jej, przy normalnym rozwoju, rodzimej oryginalnosci.Chodzi tu jedynie 0 takq asym il acj ~ nowych sposobowfunkcjonaln8go reagowania, by rozwoj wewn~ trz ny i adaptacja dosrodowiska przebiegaly bez zak16cen. Bez tej wlasciwosci bytowanieczlowieka, skazanego na permanentny rozw6j osobniczy i przystosowywaniesi~ do otoczenia, przy szczqtkowym zaledwie w yposazeniuw mechanizmy instynktowe, byloby wystawione na gwaltownewstrzqsy.Egzystencja bowiem czlowieka jest punktem zbieznym d z i ala n i ~.r6inokierunkowych sit K azda przeciez ludzka jednostka jest egzemplarzemunikalnym i niepowtarzalnym w swym indywidualnym wydaniui te.] or yginalnosci !lie moze zagubic Dziala w nas dynamikaosobniczej ewolucji, mobiIizujqca zasoby zyciowe j energii i posuwajqcadosk cn ale n i~ ;:; i ~ naszej osobowosci na coraz wyzsze poziomy.W obliczu tnk nieprzerwanej progresji rozwojowej zachowanie indywidualnejor yginalnosci i strukturalnej tozsamosci byloby rzeczQarcytrudnq, bez pomocy odpowiedniego samoregulator a w ewn~tr z ­nego.A rownoczesnie i rownomiernie z t '1 dynamikq wewn'1trzosobni­CZq wkracza do akcji srodowisko. Jego udzial jest ni ez b ~dny do pelnejformacji osobowosci, ale i niebezpieczny przez latwosc alienacji ,przy zbyt biernym poddaniu si~ wplywom otoczenia. Zachodzi tubowiem potrzeba nie tylko selekcji bodzcow i s'lmoobrony przedwieloma z nich , ale koniecznosc czynnej asymilacji z e wn~trznychpodniet , tak jednak dozowana, by nie deformowala rodzimych znamionosobowosci i nie zaklocala ani indywidualnego rytmu rozwoju,.ani norm::llnego przystosowania si ~ spolecznego. Tu znowu wysuwas i ~ potrzeba wewnqtrzosobniczego czynnika, regulujqcego przyswajaniewplyw6w wediug indywidualnych mozliwosci i potrzeb.W ogniu tak wielostronnej dialektyki przeciwnych dzialan organizmmusi utrzymac czynnq rowno w()g~ i tak wyposrodkowac drog~swego rozwoju, by, bez szkody dia swej oryginalnosci i integralnosci,mogl prawidlowo s i ~ ksztaltowac i dojrzewac. Nie jest to sprawaprosta. Wszak wiemy, ze przyszly model osobowosci nie jest zdeterminowanybez reszty prawami psychologicznego r ozwoju, lecz9 - ZNAK


574 APOLONIUSZ tVNEL OFM CONY.for m u j.2 si~ w duzym stopniu pod dzialaniem srodowiska. Z drugiejstrony jednak ludzka osobowosc nie wylania si~ z bezksztaltnej masypierwszej materii, jako przypadkowy tw6r gry nieokreslonychpierwiastk6w, lecz jest jakos dysponowana i kierowana potencjalnqdynamikq swej konstytucji psychosomatycznej, by mogla stac si~tym, do czego jq uzdalnia osobnicze wyposazenie i r ozwojowy potencjalwladz, uaktywniany wplywami srodowiska. 'W tym wlasnie bilatera1nym procesie, dynamizowanym od wewnqtrz silami progresji a zarazem czulym na bodice srodowiska, interweniujepsychologiczny mechanizm funkcjonalnego konformizmu,jako immanentna wlasciwosc zywego organizmu, dzi~ki kt6rej jednostkanie kostnieje w stereotypach czynnosciowych i behawioralnych ,lecz przyswaja wlasciwe sposoby samoobslugi nowych potrzeb, bezuszczerbku dla indywidualnej specyfiki osobowosci. Podkreslic nalezyjeszcze raz, ze wciqz chodzi 0 proces nieswiadomy 0 zmiennejintensywnosci 'i trwalosci czasowej, uwarunkowany podatnosciq somatopsychicznqa nie intencjonalym wysilkiem; nie calkiem jednakbierny, gdyz eliminuje on zdezaktualizow :::ne stereotypy i przyswajaDowe modele czynnosciowe. P odobne wyzbywanie siE: balastu nieuzytecznychmechanizm6w i w drazanie si~ w nowe formy reagowaniamusi dokonywac s i ~ stopniowo, w formie lagodnego przejscia,by za oszcz~dzic gwaltownych s pi ~ c "starego z nowym", funkcjonalnychzahamowan, albo i okaleczen. T~ wlasnie ro l~ spelnia psychologicznymechanizm konformizmu dzialajqcy w normalnie funkcjonujqcymorganizmie, poniewaz pozwala wyk or zyst~c witalnq energiE:do aktualnych potrzeb nowego stadium rozwoju, bez jej zamrazaniaw zamarlych reliktach. Jest to mechanizm dzialajqcy we wszystkichzywych istotach, lecz u czlowieka zasluguje on na szczeg61nepodkreslenie, ze wzglE:du 11a ubogie wyposazenie instynktowe i naw ysoki stopien osiqganej doskonalosci osobniczej.Jezeli chodzi 0 gene z~ tej wlasciwosci, to E. Claparede, psychologszwajcarski, odwoluje si~ do w rodzonego instynktu konfor mizmu 2 ,Ogol jednak psycholog6w odrzuca to stanowisko, uwazajqc ten m e,·chanizm za rodza j funkcji syntetyzujqcej dzialanie i rezultaty innychuzdolnien 3.Trudno powiedziec, w jakim stopniu konformizm psychologicznyprzygotowuje ludzkie zdolnosci do przystosowania si~ spolecznego,gdyz to ostatnie mocno komplikujq czynniki swiadome, aktualna sytuacjaoraz cale bogactwo sUbiektywnych i obiektywnych doswiad­' Por. E. Claparede, Psycho!ogia dziecka i pedagogika eksp erym enta!na, War·szawa 1936, 536.'' Por. S. Ba ley, Wprowadzen ie do psychologii spo!ccznej, Warszawa 1964, 106,


KONFORMIZM MtODZIElY575czeil zyciowych. Pewniejsze jest stwierdzenie negatywne, ze niedomaganiaw normalnym funkcjonowaniu konformizmu psychologicznegoop6zniajq rozwoj i w r6znym stopniu deformujq wlasciweksztaltowanie si ~ jednostki. Wniosek z tego, ze zakl6cajq r6wniezprzystosowanie si~ spoleczne.SPOtECZNY WYMIAR KONFORMIZMUTen aspekt naszego zagadnienia doczekal si~ juz bardzo boga tejliteratury, zwlaszcza na terenie amerykailskim 4. Sq to badania laboratoryjne, przeprowadzane g16wnie wsr6d mlodziezy i zmierzajqcedo wykrycia czynnik6w rodzqcych postawy konformistycznew jednostkach, pozostajqcych w relacjach interpersonalnych i wmieszanychw przer6zne interakcje spoleczne.Nasze slowniki psychologiczne podchodzq do konformizmu r6wniezod strony spolecznej. I tak na przyklad J . Ostaszewska definiujekonfor mizm jako "sklonnosc do upodobniania. form zachowania, sposobumyslenia, poglqd6w, norin post~powania itp. poszczeg61nychczlonk6w grupy do p rzyj~tych powszechnie w danej grupie" 5. Bylabyto w i~c trwala wlasciwosc psychiczna (sklonnosc), ulatwiajqcaosobnikowi zachowanie si~ w okreslony spos6b. Jest to definicja opisowa,bez dynamicznej charakterystyki i waloryzacji tego mech a ­nizmu 6.Wnikliwiej ujmuje konformizm J . Pieter . Jego zdaniem konformizm"jest postawq zgody Z obowiqzujqcymi normami, zasadamiwartosci lub poglqdami, jako wyraz braku wlasnych zasad czy pr zekonan,slabosci charakteru, opor tunizmu lub wszystkiego razem " 7.W powyiszym okresleniu srowo "postawa" sygnalizuje pewnq stabilnosc,a ter m in "zgoda" akcentuje element swiadomy w procesiekonfor mistycznego przystosowania si~. To odcina konformizm odbiologicznych i nieswiadomych mechanizm6w przystosowawczych,• Por. Litera turE: podanq w p odrE:cznikach : D. K rech, R. S. Crutchfield, E. L.Ballachey, Individu aL in society, A Textbook- oj sociaL p sychoLogy, N. Y. 1962;E . P . Hollander, PrincipLes and method of sociaL psychoLogy, N . Y . 1967; C . Faucheux, S. Moscovici, Psyc hoLogi e sociaLe theortque et experimentale, Paris 1971.. W polskim JE:zyku: P . Sztompk a, Jednostka a normy spo!eczn e, w: Studi a Socjo­Logtczne, Warszawa 1967, nr 2 (25); M. Borucka-Arctowa, Legaltzm a k-onj o rmizm! opo-rtun!z m, w: Ruch P-rawnlczy, Socjo!ogiczny t ETconomi czny, Warszawa 1964 ,n r 2., Por. Maly slown!k- psycho!ogiczny, Wanzawa 1965.I Podobnie definiuje konformizm T. Mqdrzycki, Psychotogtcz'ne p-rawidlowoscik Rzta!towanta si'l postaw, W arszawa 1970, 95., Por. Slow71tk- psycho!ogtczny, W roclaw 1963.


576 APOlONIUSZ ZYNEl OFM CONV.a wprowadza w sfert; Intencjonalnego wyboru i swiadomej akceptacjipostaw, ksztaltowanych spolecZllq rzeczywistosciq. NajwymowniejszeSq tu jednak przyczyny konformistycznej posta~;y : brakw!asnych zasc>.d ezy przekonan, slabose eharakteru, oportunizm lubwszystko na raz. Wymienione wyzej czynniki wszechstronnie dyskwalifikujqjednostkt;. Wszak bra k zasad ezy przekonan - to jakisduehowy amorfizm jednostki; slabose eharakteru - to oznaka niedorozwojulub symptomy patologiczne; oportunizm znuw - to brakmoralnego krt;goslupa, alba swiadome kierowanie si~ korzysciamiz podeptaniem etycznyeh praw.N IEZ B ~DNE ZASTRZEiENIANa marginesie powyzszej ·charakterystyki konformizmu nasuwaji!si~ pewne zastrzezenia. Skoro konformizm jest "postawq zgodyz obowiqzujqcemi normami, zasadami wartosci i poglqdami" - tochyba milczqco zaklada si~, ze jednostka rna swiadomose obowiqzkuzachowania tych norm, co ezyniqc jest w porzqdku z prawem, wlasnymsumieniem i psychologicznym autentyzmem przezye. Spraw~jednak komplikuje przyczynowe wyjasnienie podobnego zachowaniasit;, podane wyzej. Ma to bye "wyrazem braku wlasnyeh zasadczy przekonan, slabosci charakteru, oportunizmu lub wszystkiegorazem". Nie wydaje mi sit; szcz~sliwe ustawienie tych przyczyn najednej linii, gdyz kazda z nich rna swoistli wag~.Konformizm, zrodzony z braku wlasnych zasad czy przekonan, jestnajmniej obciqzony odpowiedzialnosciq. Ktos, nie <strong>maj</strong>qc wlasnegopionu intelektualnego ezy moralnego (przekonania, zasady), mozeswiadomie akceptowae napotykane standardy jako obowiqzujqce, boco niby rna poczqe, skoro nie rna wlasnego wskaznika selekcji i ocen.Jego zachowanie si~ byloby bez etycznej winy i psychologicznegorozdwojenia mi~dzy myslami a czynami, poniewaz pokrywa s i~z wew n~trznymi postawami, przybieranymi od przypadku do przypadkupod dyktandem rzeczywistosci z ewn~trznej i odzwierciedlajqcymiaktualny stan duchc>.. Trudno wtedy mowit 0 rozbieznoscimi~dzy post~powaniem a przekonanictmi czy zasadami, skoro ichw ogole brak w psychice dzialajqcego podmiotu. Mamy t u raczej doczynienia ze zwyczajnym radzeniem sobie w zyciu, a nie ze. swiadomqsprzecznosciq mi~dzy "czynem a myslq", co stanowi przeciezrdzen konformizmu. Przyczyn nalezaloby tutaj szukae nie w swiadomejmotywacji jednostki, ale w zlym wychowaniu, lub deprawujqcymwplywie srodowiska, albo w niedorozwoju psychologicznymi moralnym. B~dzie to konformizm w oczach obserwatora, a nie


'KONFORMIZM MWDZIEZY577w swiadomosci samej jednostki. Wprawdzie w "nor ma1nej" zbiorowosci1ud'zkiej przypadek to odosobniony, 1ecz nie calkiem fikcyjny,jak przekonujq nas r6znego rodzaju recydywisci, lub bezwo1ne masy,biernie sluchajqce "wodza".Nieco inna ewentua1nose zachodzi przy sla bosci charakter u. Obecno5(:osobistych poglqd6w i skali ocen raczej nie podlega dyskusji,jedynie za slaba jest motywacja i wola, by je konsekwentnie realizowacw praktyce. Nie wnikam w pochodzenie tych brak6w, bo toodpr ow adziloby mnie od wlasciwego tematu, 1ecz przyjmuj ~ ich istnieniejako fakt i z tej pozycji przeprowadzam ana1iz~ zachowan ias i ~ . Jednostka, znajdujqca s i ~ w takim stanie persona1nym , kapituluje w obliczu zewllE:tr znych czy w ewnE:trzny~h trudnosci. Swiadomosejednak rozbieznosci rniE:dzy "powinien a zrobil" towarzyszyjej czynnosciom i pozosta je w pamiE:ci, chociaz moze bye usprawiedliwiana "ex post " - najrozmaitszymi przeslankami. Na pierwszyplan w ocenie wysuwa s i~ niedotrzymanie tego, co powinien , a niebrak wlasnych dyrektyw czy nieswiadomose obowiqzku przestrzeganiausta10nych norm. W opisywanym tu przypadku wsp6ldzialalaosobista slabose charakteru z silq oddzialywania sytuacji, co nie'7 ··,' ·alnia bynajmniej od poczyta1nosci, bo nie doprowadza do r ed ukcjirozbieznosci miE:dzy postawq a dzialaniem.Nie trzeba dodawae, ze tego rodzaju sty1 bycia, praktykowanychronicznie, doprowadza wczesniej ezy p6zniej do char aktero1ogicznefdewiacji jednostki i ujemnego oddzialywania spolecznego. Konformistycznadroga wyjscia, otwierajqc furtk~ do nieuzasadnionychulatwien, nie ty1ko podwaza zr~by i tak juz slabego char akteru, aleodbiera z biegiem czasu wiar~ we wlasne sily i chE:e do samowychowawczychkrok6w, zmierzajqcych do wzmocnienia charakteru.OPORTUNIZMJ ezeli chodzi 0 oportunizm, jako ustabiIizowanq f orm ~ zachmvaniasiE:, to przedstawia siE: on bardziej skomp1ikowanie psychologiczniei praktycznie, niz powszechnie siE: mniema. Poczyna jqc odsymbolicznego Harpagona, uosabiajqcego typ przyziemnego i bezwzgl~dnegoskqpca, poprzez wszystkie formy "latwego" w yplyniE:­cia na szerSZq aren~ "bycia kims", az po talc zwanych "ideow c6w",przeswiet10nych doglE:bnyrni dociekaniami i sugestiami skrajnychpsychoanalityk6w - wszE:dzie potrqcamy ° struny ciszej 1ub glosniejbrzmiqcego opor tunizmu. Taki rejestr okres1en, jak: kameleonizm,karierowicz03two, koniunkturalizm , 1izusostwo, obrotnose, poch1ebstwo,serwilizm, sluza1stwo, wyrachowanie, ugodowose, unizo­


578 APOLONIUSZ. iVNEL OFM CONV.nose, zyeiowy spryt itp. - to tylko ez~sc ulozonego alfabetycznieslowniezka b~dqcego w obiegu, i charakteryzyjqcego rMne. sposobyoportunistycznego byeia. Trafnie oddaje wsp6lne podloze powy~szychprzezyc etymologiczny sens tego slowa. Pochodzi one od la ·cinskich wyraz6w: opportunitas - dogodna sposobnosc, wlasciwyezas, korzysc, zysk; oraz opportunus - wygodny, odpowiedni, uzyteczny,korzystny, zr~czny, obrotny, kt6rych tresciowy wqtek wszedlzywcem do rzeczownika "opportunismus" - okreslajqcego wygodnqpostaw~ dzialajqcego podmiotu i umiejc::tnose przystosowania si~ dosprzyjajqcych w danej chwili okolicznosci. T~ wlasnie funkcjonaln""dogodnosc" wewn~trznej postawy w kazdorazowej sytuacji podkreslajqnasze slowniki w opisowych definicjach oportunizmu i oportunisty.W psychologicznej charakterystyce interesujqcego nas zjawiskaspotykamy kilka wlasciwosci, zlewajqcych si~ funkcjonainie. ze sobC!w jeden proees. Najpier w dziala tu wewn~trzna gotowosc do odst~pstwa od wlasnyeh przekonan ezy zasad, towarzyszy jej faktyeznalatwosc r ezygnaeji z w lasnyeh punkt6w patrzenia na korzyscewentualnyeh zysk6w. I wreszcie dolqeza si~ do tego duza umiej€;tnosepr.zystosowywania si~ do chwilowo panujqcych okolicznosci.Oportuniscie na pewno nie br ak inteligencji i sily woli, jak to wykazujetrafnosc ocen zmiennych sytuacji, wyczucie korzysci orazsukcesy w ich zdobywaniu. Karygoclnosc oportunistyczn ej postawyjednak tkwi nie tyle w ciqgnieniu zysk6w, ile raczej w niemoralnejmetodzie ich zdobywania poprzez dlawienie wlasnych przekonaI'li lamanie obowiqzujqcych nor m w drodze do "sukcesu". Zyski jednak,zdobywane oportunistycznq taktykq, rzutujq zwrotnie nie tylkona uprzedniq motywacj€;, ale n a calose psychologicznego i etycznegousposobienia jednostki,.stajqc si ~ posrednim dowodem jej moralnejlichoty. Stawianie przeciez tylko na korzysci, bez liczenia siE;z psychologicznq rzetelnosciq w!asnych przezyc i obowiqzkiem zachowaniaetycznych norm pokazuje naocznie bardzo niski poziomszacowania wartosci, psychologiczny falsz i deprawacj€; calego zachowaniasi€;, poniewaz wyb6r niskich ce16w i odst€;pstwo od przekonani norm dokonuje si€; z pelnq premedytacjq.Slabosc moralnego charakteru i jego zle ukierunkowanie Sq t uwidoczne. W jakiej micrze jednak przychodzi tu do glosu brak wlasnychprzekonaii, a w jakiej - oddzialywanie merkantylnej sytuacji,trudno rozstrzygnqc. W kazdym bqdz razie do wyposazenia klasycznegooportunisty powszechnie zalicza si€; : brak psychologicznegoautentyzmu w dzialaniu, niskq interesownosc w poczynaniachoraz swiadome lamanie obowiqzku przestrzegania etycznych i spolecznychwymagaii. To zaklada posiadanie przekonaii i zdawimie so­


IWNFORMIZM MlODZIEiY579bie sprawy z wiqzqcej mocy roznych norm. I tego r odzaju chybaznami~ widzi w oportunizmie ogol ludzi, poslugujqcych si~ tym terminemna co dzieii."PERSONALlSTVCZNA" OCENA KONFORMIZMUJ eszcze od innej strony, najbardziej wnikliwie i chyba najszer zejw naszej literaturze omawia konformizm Karol Kardynal W ojtylaw swej ksiqzce b soba i czyn. Zrefe r uj~ w skrocie jego poglqdy ,bez zadnej jednak dyskusji nad nimi.Autor ocenia konfor mizm w wymiarze "personalistycznym", tzn.do jakiego stopnia jest on przeszkodq, zagrozeniem lub zafalszowaniemprocesu stawania s i~ i bytowania jednostki "wspolnie z innymi".W ocenie Autora konformizm jest nie tylko postaWq nieautentycznqosoby, lecz jest dewiacJq wewn~ t rznego pt ocesu stawania si~sobq ludzkiej osobowosci. Przejawia si~ to na dwoch plaszczyznach:czysto personalnej i w · stosunk u do dobra wspolnego. Przez konformizmosoba w sposob zasadniczy rezygnuje ze spelnienia siebiew dzialaniu "wspolnie z innymi", poniewaz, upodobniajqc s i ~ tylkoz ewn~trznie i powierzchownie do innych we wspolnocie, czyni tobez osohistego przekonania i zadnego zaangazowania si~. To spr a­wia, ze najbardziej autentyczne mozliwosci i potrzeby personalnenie aktualizujq si~ w postawie tw6rczej,


580 APOLONIUSZ ZVNEL OFM CONV.stanowienia zmusza do aprobaty postulat6w wsp61noty i do akceptacjidobra wsp61nego, jako najwlasciwszego i niezb ~ dnego terenusamorozwoju. Czyni si~ to jednak tylko pozornie, oklamujqcsiebie i otoczenie, z obawy zagrozenia wybujalego indywidualizmui egocentryzmu wlasnej osoby i swoich korzysci przez wsp61not~.Ch~c ucieczki od wsp61noty, jako wyimaginowanego zagrozenia, hamujeobawa utraty "twarzy" w oczach otoczenia. Dlatego fingujesi~ przynaleznosc i solidarnosc, lecz wewn~trznie nie angazuje si ~,opuszcza czyn, przez brak solidc>.rnosci wsp6ldzialania z innymii tw6rczego wkladu autentycznym czynem osobistym 8.BLli:SZA CflARAKTERVSTVKA KO N FO~IMIZMUSPOlECZNEGOObserwuj


·K£JNFORMIZM MlODZIEZV581konfor mizmem rzeczywistym 9, prawdziwym (true conformity) 10,albo super-konformizmem (over-conformity) 11. Nawiqzujqc doprzyj~tego upr zednio poj~cia konformistycznego zac'howania si~mielibysmy tutaj do czynienia z utozsamieniem si~ postaw i sposobowbycia z wym~.ganiami spolecznej sytuacji.Nie trzeba chyba dodawac, iz podobny obraz spoleczenstwa jestczystq fikcjq. Naturalna rozmaitosc jednostek, ich rozne ukierunkowaniarozwojowe oraz bogactwo swiadomych pragnien i dqzen ­domagajCl si~ od zdrowo funkcjonujqcego spoleczenstwa uszanowaniai zabezpieczenia zarowno strukturalnego zroznieowania osobowosci,jak i zachowania urozmaiconego oblicza spoleczenstwa. Calkowitaniwelaeja roznic jednostkowych i grupowych uniemozliwialabylworcze interakcje, wprowadzajqc stagnaej~ do indywidualnegoi spolecznego rozwoju.Pomi~dzy uniformizmem a konformizmem trzeba umiescic normalizae j ~ ora2: wszelkiego ·rodzaju konwenejonalizmy. Normalizacjajest wynikiem nacisku spolecznego, wywieranego w toku interakejimi~d zy grupCl a jednostkami, celem narzucenia czlonkom lub po··mniejszym zespolom jakiejs jednej skali oeen i sposobu byeia. Nast~pujewtedy uzgodnienie poglqdow w roznych dziedzinaeh zyciaza cen~ wygaszenia indywidualnych roznie. Doswiadezenia laboratoryjnestwierdzily istnienie stalej tendeneji u uezestnikow grup douzgadniania wlasnyeh poglqdow z wartoseiami wspolnymi, poprzezprz es uni~cie indywidualnych stanowisk w stran~ wartosci wyeksponowanychw danym ze5pole. A gdy te postulaty znajdq ogoInq aprobat~, n a st~puje wyrzeczenie si~ personalnyeh schematow na rzeezwspolnyeh standardow, ktore Sq sredniq roznych skladnikow. W tokutakich wlasnie interakcji powstajq modele spoleeznyeh, kultllralnyehi towarzyskich obyczajow, sluzqce nast~pni e za miernikwszelkiego rodzaju odchylen 12.Nor malizacj~ moze kwestionowac psycholog wtedy, gdy jej zasi ~ gzagraza integralnosci osoby. Natomiast etyk rna prawo w kroczyc,gdy morale jednostek zostaje wystawione na niebezpieezenstwo,wzgl~dnie gdy ugodowosc a~ekuruje rozwo.i destrukeyjnyeh formspoleeznego bytu lub pseudo-dobra spoleeznego. Swiadomie zostav,riamna baku b.J.rdzo istotny problem dla etyki JlP. objawionej,kt6ra podstawowym wartosciom i normom religijnym i moralnym• P or . P. Sztompka, art. cyt., 217. II Por. D. Krech i inni... dz. cyt., 506. 11 Por. E. P. Hollander, dz. cyt., 405. II Por:. C. F aucheux, S. Moscovici, Le style de comportement d'une minorite et ton influ!?nce Sllr les n;ponses d'une <strong>maj</strong>orU/t, 'N: C. Faucheux... dz. cyt., 344 n.


582 APOLONIUSZ lYNEL OFM CO NV.przypisuje w alor obiektywny, a nie u:warunkowanie konwencjonaln


-KONFORMIZM MlODZIEZY583dynie godnq zalecenia i staran, jesli si~ chce bye sobq w spolecznejrzeczywistosci.W ramach om6wionych powyzej zj8.wisk dla konformizmu przypadalabypozycja srodkowa mi~dzy uniformizmem a niezalezllosciq,jako polowiczne rozwiqzanie. Konformizm rodzi si~ z konfliktu mi~dzyWlaSllq postawq jednostki a naciskiem spoleczenstwa lub jakiejstylko grupy i nie jest pelnym rozwiqzaniem konfliktu, lecz zaj~ciempostawy kompromisowej przez uleglose zewn~trznq i opozycj~ wewn~ tr zn q . Nie mozna tez rozszerzac zakresu konformizmu spolecznegodo rozmiar6w uniwersalnych, gdyz moze on dotyczye tylkoniekt orych for m bycia wzgl~dnie pewnych grup, co nie przesqdza,ie na innych polach jednostka moze objawiac duzq lliezaleznosc,nonkonformizm lub peInq uleglosc. Krystalizujqc ostatecznie operatywnepoj~cie konformizmu spolec:znego przyjmujemy, ii jest onpodporzqdkowaniem zachowania si~ obowiqzujqcym normom przywewn ~trznej ich dezaprobacie. Nie wchodzimy w szczegolowe r02­trzqsanie wszystkich przeslanek czy cel6w, dla kt6rych si~ to czyni,poniewaz Sq to zagadnienia juz specjalne.ETVCZNA OCENA KONFORMIZMUChodzi nam tutaj 0 etycZllq waloryzacj~ tych skladnikow konformistycznegozachowania si~ , kt6re Sq bezposredniq realizacjq etycznychnorm lub wartosci, wzgl~dnie sprowadzajq etyczne konsekwencje,b~dqc same w sobie czyms neutralnym. Najpierw owe nie- .aktualizowanie przez konformizm w postawie tworczej na jbardziejautentycznych mozliwosci i potr zeb personalnych jak r6wniez nieprzyczynianiesi~ osobistym wkladem do wzrostu dobra wsp61nego,podkreslone przez Karola ' Kardynala Wojtyl~, mozna zakwalifikowacdo kategorii tzw. grzech6w zaniedbania i opuszczenia dobra, jeielitaka postawa jest swiadomie praktykowana. Wyda je si~ r6wniez,iz nieujarzmiony i wybujaly indywidualizm i egocentry~m, jakomotory hamujqce solidarnosc we wsp61dzialaniu dla dobrawsp6lnego - to tylko psychologiczna nazwa dobrze znanego mora­!istom snobizmu, egoizmu i wyg6rowanej milosci wlasnej.J ezeli panuje r ozdzwi~k mi~dzy zachowaniem s i~ a przekonaniami,jak to rna miejsce w konformizmie spolecznym, i jest swiadomiepodtrzymywany -'- mamy do czynienia z zaklamaniem, bez\ovzgl~du na przyswiecajqce cele, zwlaszcza gdy towarzyszq temu:maskowanie prawdziwej intencji pozorami troski 0 wsp61not~, sfingowanaprzychylnosc, pseudo-solidarnosc itp., jako przemyslanez gory srodki do wprowadzenia w blqd otoczenia. Jest w tym cos


584 APOLONIUSZ lYNEL OFM CONY.z ewangelicznego faryzeizmu, tak mocno napiE';tnowanego przezChrystusa.PatrZq C z pozycji etyki objawionej trzeba przyjqC obiektywny walori niep1'zemijajqcy charakte'r pewnych wa1'tosci i nor m moraInych. Poza wypadkHmi fizycznej czy moralnej niemozliwosci ichzachowania, tego rodzaju nakazy nie dopuszcza jq swiadomych i dobrowolnych odchylen. Jasnq jest chyba rzeczq, i e wartosci etycznieneutr alne, wzglE';dnie dziedziny objE';te umown ymi konwencjami ­nie mogq tu bye brane w rachubE';. Dowolnose w ich przestrzeganiujest sarna przez siE'; zrozuiniala i zostawia s\vobodE'; wyboru, co jestwykluczone w stosunku do norm i wart05ci , deklaratywnie podanychprzez religiE'; i etyk~ objawionq. Z drugiej znow strony czystozewn~trzne przestrzeganie takich wlasnie norm czy udawany szacunekdla tego rodzaju wartosci, bez pr zeswiadczenia - b~dz iebezdusznym rytualizmem i legalizmem; sprzecznym z duchem moralnosci,ktora swe postulaty kieruje do calej osobowosci ludzkieji domaga si ~ wypelnienia nie litery, lecz ducha, czyli pelnej harmonizacjizachowania si~ z wewnE';trznymi przeiyciami, jako autentycznejpostawy m yslqcego i wierzqcego czlowieka. Nie bez znaczenia dla etyki Sq tei ujemne konsekwencJe konformistycznego zachowaniasi~, jako "zaraianie" zlym przykladem otoczenia i torowaniedrogi rozprzest1'zenianiu si~ ZIH. .KONFORM IZM MtODZIEiYZachowanie sit=:: mlodzieiy znajduje si~ WClqZ w ogniu dyskusjinie tylko grona pedagogow, ale szeroldch mas spoleczenstwa, wywolujqcnieraz skrajnie rozbieine oceny. Zarowno krzywa rozwojusporu jak i merytorYGzne szacowanie jego przedmiotu przybieralyroiny obraz w zaleinosci od narastania problematyki i intensywnoscizaintere.sowan. Pierwszym sygnalem zewm;trznym dziania si E';czegos "niedobrego" wsrod mlodzieiy byly dewastacje urzqdzen pu..blicznej uiytecznosci przez grupy podrostk6w. Wywolywalo to oburzenieopinii spolecznej, reagujqcej Z poczqtku bardziej emocjonalnieniz ' rzeczowo. Potem pojawily si~ zwarte paczki chuliganow,wpraw dzie inaczej nazywanych w roznych krajach, lecz podobniezachowujqcych si~ Wszlidzie. Obudzilo to baczniejszq uwagli i wnikliwszerefleksje. Najbardziej jednak uderzajqcym okazal si~ fakt,i e, poza gangami przest~pczymi, ogolowi niesubordynowanej mlodziezyniczego wlaschvie materialnie nie brakowalo. Na su n~lo siE;to proste przypuszczenie, ze u podstaw pcidobnego zachowania sit)musi tkwiC gl~bsze jakies niezadowolenie z czegos i odzywajq sie


.KONFORMIZM MtODZIElY585nowe aspiracje, demonstrowane negatywnie niszczycielskimi pocz y~naniami na roznych urzqdzeniach, symbolizujqcych poniekqd obo~wiqzujqcy porzqdck. Dalszy przebieg tego ruchu skonsolidowal sze ~rokie masy mlodych w jeden ob6z, niezadowolony z panujqcego ladui wysuwajqcy wlasne postulaty pod adresem zycia, odbiegajqcecZGsto daleko od aprobowanych dotqd standard6w. Powyzszy fer ~ment sprzeciwu nie ustal w zasadzie dotqd, a jedynie przybral bardziejokrzeple formy duchowego nurtu, charakteryzujqcego obliczenowej mlodzieiy. Daje on znac 0 sobie bqdz to w postaci czysto wewn~ trzne j opozycji poglqd6w, bqdz zewn~trznego lekcewazenia r6z~nych praw i nakaz6w, bqdz wreszcie otwartego nonkonformizmuw grupach hippis6w, sprowadzajqc wielu mlodych na bezdroza nar~komanii i przest~pstwa . Sprawa wi ~ c nadal jest otwarta i chybabardziej dojrzala do spokojniejszyeh rozwazan, choc nie do ostatecznychjeszcze rozstrzygni~c } poniewaz syntetyzujqce i najcz~scieju jemne opinie pochodzq raczej od starszych, podczas, gdy mlodziodpowiadajq zwykle tylko posrednio w formie wynurzen w r6znychankietach. .Bezstronne rozsqdzenie powyzszego sporu utrudnia br nk cznsowegoi myslowego dystansu. wszak to wszystko dzieje si~ dzisi wsr6d nas, ang3.zujqC mniej lub wi~cej czynnie knzdego po kt6r ej~ze stron. Jedynq chyba drogq wyjscia, rokujqcq pewne nadzieje bylobyzdobycie si ~ na inozliwie neutralnq pozycj~ ubocznego obserwatora,usilujqcego najpierw zrozumiee stanowiska obu zaangazowanychw sporze stron w swietle ich wlasnych przeslanek, a potemwylowie przyczyny i dae interpretacj~ : nie b~dzie to z pewnosciqrozstrzygnit=;cie bez zadnego "ale", leez nie rna chyba innej drogiwyjscia.Z neutralnego punktu patrzqc wydaje si~, ze nerwem dyskusji n atemat konformizmu m!odziezy jest r6zna interpretacja wieh t przejaw6wjej zachowania siG przez starszych i mlodziez. Dla starszychpunk tem odniesienia w szacowaniu stylu bycia mlodych jest ichw!asna formacja, datujqca sit=; od okresu ich mlodosci. Ksztaltowalajq atmosfera legalistycznej uleglosci obowiqzujqcym normom, opar~ta na przekonaniu 0 niezmiennosci ustalonej hierarchii wartosci.Dlatego lekcewazqce odnoszenie si~ rnlodych do tradycyjnych kanon6wpos t ~p owani a i wartosciowania uchodzi za naganne w swietlemotywacji starszych. Stqd ostra krytyka postaw m lodziezy.Tymczasem ludzie nilodzi wchodzq w zycie z inn ym bagaze m my~slowym i zastajq wok61 siebie odmiennq syt u a cj~ spoleczll1q, nii tobylo udzialem okresu mlodosci ludzi obecnie starszych. "Przewartosciowywaniewartosci" jest wciqz w toku, a legalizm ta k dalecezwiotczal, ie u


586 APOLONIUSZ 2YNEL OFM CO NV.Miejsce "kultu pr awa" zaj~la powszechna troska 0 nietykalnosci godnose osoby ludzkiej tak nieraz wysoko eksponowanej, ze stajes i ~ punktem odniesienia dla ocen wiarygodnosci przezye. Tym samym stopieiJ. uleglosci prawu zatracil charakter niekwestionowanegomiernika wartosciowania poprawnosci zach owania si ~ , a jegomiejsce zajql w oczach mlodych psychologiczny autentyzm przezyei ich behawioralne odpowiedniki. Powyzszemu prz es uni ~ciu punktuci~zko s ci ocen wsp6ltowarzyszy "innose" spojrzenia mlodych na jakosenorm i wartosci, co do ktorych starsi nadal stosujq wlasne miernikitradycyjne.W takiej konstelacji, istniejqcy porzqdek i oczekiwania starszych,stanowiq globalnq sytuacj~ 'zeWlll~trZnq, wywierajqcq nacisk na mlodychcelem podp orzqdkowania ich sobie. W psychice mlodziezy rodzisi~ konflikt na temat drogi wyjscia. J ednq z form jego rozwiqzaniajest wlasnie konformizm, pozorujqcy uleglose obowiqzujqcym standardomzachowania si~, przy wewn~trznej ich dezaprobacie przezml:odych. I tu chyba drga gl6wny nerw dyskusji oraz i1Uta dysollansu.2RODtA KONFORMIZMU MlODZIEiVPrzy j ~ t e na poczqtku poj~cie zachowania si~, jako sprz~z one jfunkcji sytuacji i postaw, naprow1!.dza nas bezposr ednio na ich odkrycie.Sq nimi dwa czynniki: sytuacja zewn~trzn a i struktura osohowosci.Nie ma oczywiscie mowy 0 wyczerpujqcym opisie wszystkichskladnik6w, skoro na ich temat powstala juz olbrzymia literatura.Trzeba poprzestae na wskazaniu jedynie bardziej zapalnychpunktow.SVTUACJA Z EWN ~T RZNAZalozony z gor y cel i k ompetel'1cja nakazujq branie raczej poduwag~ psychologicznych aspekt6w sytuacji zewn ~ trzn ej, ze swiadornympomini ~ciem in nych czynnik6w, wymaga jqcych bardziej fachowegoprzygotowania. P rzy takim zalozeniu przedmiotem analizyb~ dzie gl6wnie duchowy swiat starszych i mlodziezy oraz wza jcmnemj ~dzy nimi interakcje. Wprawdzie r6znica pokoleiJ. istniala zawszei doprowadzala do konfliktow mi~dzy rodzicami i dzieemi 11a tematodmiennego ustosunkowywania si ~ do przekazanych tradycjq prawi wartosci. Dzis jednak ta roznica przybiera cz~sto form~ otwar tegoantagonizmu, podsycanego nieustannie szybkimi zmianami w ota­


• KONFORM IZM MtoDZIE1:Y 587czajqcej r zeczywistosci. Gdzie tkwiq korzenie roznic dlaczego rnamiejsce tak ostra konfrontacja stanowisk?Pokolenie, zw ane dzis starszym, wzrastalo, w ychowywalo s i ~ i dojrzewalow swiecie przedwojennym, ktor y uformowal ich psychikE:na wlasnq mo d l~ i pr zystosowal do zycia w owczesnych warunkach .'I'ak bogatej spuscizny i tyloletnich doswiadczen czlowiek latwo si~nie wyzbywa. Wpr awdzie ostatnia wojna mocno pr zerzedzila szeregistarszych, lecz wspolna niedola i cierpienie t ym mocniej scementowalyich duchowo, jako obroncow "wspolnej sprawy" i zagrozonychwar tosci. Dlatego pozostali "weterani" czujq s i~ dzisglownymi rzecznikami obronionych przez siebie idealow i uwazajqsi ~ za strozow uratowanych wartosci, ktore dzis, w ich mniemaniu,Sq lekcewazone i zagrozone. Do tego dochodzi jeszcze i ten fakt, zeg16wny ci~z ar powojennej odbudowy spoczywal rowniez na barkachstarszych. Wszystko t o mocno podbudowalo samopoczucie pewnosci,slusznosci wlasnego stanowiska i skonsolidowalo wewn~tr zn ie gruPGstarszych , dajqc cz~sto 0 sobie znac nawet w sposobie reagowaniastarszych w sytuacjach konfliktowych z mlodymi.Z drugiej strony powojenny w yz demograficzny powi ~ksz yl zast~py mlodych. Warunki ich wzr astania, w ychowania i ksztalceniatak pod wzgl~dem metod i tresci, jak i zewn~ trznego klimatu spolecznegoSq tak diametralnie rozne od paralelnego okresu obecnychstarszych, ze niewiele <strong>maj</strong>q punktow styczny ch. Mlodzi tez nie doswiadczylina wlasnej sk6rze okrucienstw wojny, a ni nie odczulitrud6w odbudowy, co stawia ich nize j w oczach starszych pod wzgl~demzaslug. Liczba jednak mlodych, wsp6lna szkoia i wychowanie,a poniekqd i niedowartosciowanie ich p 1'zez starszych, zespala jq ichtym mocniej w jeden ob6z rowiesnikow jako nowe pokolenie, doktorego nalezy c z~sciowo juz terazniejszosc oraz cala przyszlosc.Wymienione powyzej grupy, r6znie predysponowane wewn~t rz ni ei odmiennie uksztaltowane ty loma czynnikami obiektywnymi, Sqponadto terenem dzialania wielu mechanizm6w wewnqtrzgrupowychi mi ~dz yg1'upowych , kt6re zasilajq dynamizm interpersonalnychkonflikt6w.OCENA RZECZVWISTOSCIG16wnym jednak. pun ktem spornym, prowokujqcym ten dziwnypojedynek, jest chyba otaczajqca rzeczywistosc, brana szeroko we\vszystkich swoich wymiarach i odmiennie waloryzowana przez sta1'­szychi mlodych.Najpierw stosunek do przeszlosci. Dla starszych przeszlosc - to


588 APOLONIUSZ ZYNEL OFM CONY.nie tylko odziedziczona i obroniona spusClzna, lecz rodzima glebaich duchs>wego rozwoju, zyciowego awansu i wielu sukcesow , a takzepodioie zakorzenienia si~ ich wizji przyszlosci. Widziec VI przywiqzaniustarszych do przeszlosci tylko sentyment - byloby krzywdzqce.vVszak tam stoi ich "rodzinny dom", w scianach ktorego ZRmykasi ~ to wszystko, czym byli potem i Sq teraz. Nie mozna ieh posqdzac0 to, ze nie widzieli i nie Sq swiadomi nadal wielu brakowprzedwojennyeh czasow. W sumie jednak ich spojrzenie na przeszloscrna raczej zabarwienie pozytywne.Tymczasem dla mlodych przesz10sc - to juz tylko historia. Dlanieh wojna jest rowniez tylko wspomnieniem starszych, znanymz opow iadan , i tchnqcym nieco "bohaterszczyinq". Natomiast krzywdyi wszelkiego rodzaju nie doe i qgni~cia owczesnego systemu spo­Iecznego, wyolbrzymione dla kontrastu w publicystyce powojennej,mlodziez, nie <strong>maj</strong>qc wlasnych przeiyc do konfrontacji, jeszczebardziej uogolnila i powi~ks zy la, obrzydzajqc do reszty dawny porzqdek..Stosunek do terainiejszosci. Po wojnie zjawily si ~ zr~by nowegol:adu i, jak to zwykle bywa na poczqtku nowej epoki, przedstawionebardzo idealnie wywolaly u starszych wiele z"astrzezen, a u mlodych- niek1amany entuzjazm. Praktyka jednak wykazala wkrotce,ie dane obietnice nie doczekaly siE: "pelnej realizacji z przeroinychwzgl~dow. Zaistniala rozbieznosc mi~d z y przyrzeczeniami a faktycznymstanem nie tylko utwierdzila starszych w ich scept ycyzmie, alerozczarowala takie mlodych, odbierajqc im wiar~ w siowa i mozliwoscistarszych. W takiej atmoderze proby usprawiedliwienianiepowodzen i nawolywania do idealizmu ochrzczono mianem "mowytrawy" lub " dr~ twej mowy". Najgorszq chyba rzeeZq w tymwszystkim by10 to, ze zarowno obietnice, jak i niepowodzenia w ichrealizacji byly dzielem wlasnie starszych. Dlatego na nieh spadloglowne odium za fiasko. . U mlodych zrodzil si~ drogq irradiacji t ymwj~kszy sceptycyzm wobec wszystkiego, co ich otacza i co jest dzielemstarszych, wzmacniajqc tym samym zewn~trznq i wewn~ trz n qich o pozycj~. Natomiast starsi uszytywnili jeszcze bardziej swojeprzeciwne stanowiska, odwolujqc s i~ tym ch~t..'1iej do bardziej uregulowaneji prostolinijnej przeszlosci. Jeden z socjologow charakteryzujeskutki podobnej sytuacji nast~p uj qc ymi slowami: "W t ychkrajach, w ktorych dost~p do wiadomosci, do informacji, do faktowjest odci~ t y, i w tych krajach, w ktorych oficjalne teorie pozostajqw gl ~b o kiej sprzecznosei z oczywistymi faktami, przynajmniej niektorzyludzie reagujq na t l:; sytuacjl:; zgeneralizowanym cynizmem,niedow ierzaniem wszelkim wartosciom, podejrzliwosciq nawetw stosunku do tego, co oc zywl~te, i gl~bokim naruszeniem zwyklych


KONFORM IZM MtODZIEZY589stosunkow mi~dzyludzkich, beznadziejnosciCj, utr atCj mor ale itd . Innizas zda j& s i~ reagowae bardziej biernie: ot~pieniem, podporz&dkowaniemsi~, utratCj umiej~tnosci i inicjatywy" 16.Ocena przyszlosci. Wprawdzie "zwariowune" czasy obecne juz dostatecznieJusno zamanifestowaly swoje rozwojowe mozliwosci i krusZCjcypochod "nowego", przed ktorym nie rna silnych, niemniejoeena tego procesu nie jest jednolita u wszystkich.Starsi, silCj przyzv.rycza jenia, dlugoletnich doswiadczen i caloksztalternswej duchowej fOlzmacji chcieliby widziee w post~pie dalszyci Cjg rozwoju juz wyprobowanych wartosci i odziedziczonych agend,dopuszcza jCjc jedynie przystosowawcze ich modyfikacje do nowychwarunkow i potrzeb. Dlatego mocno obsta jCj przy kontynu3cji przebogatejspuscizny dziejowej, przynajmniej w jej n Clj bardziej fundamentalnychzr~ba ch . W ich spojrzeniach ku mlodym mozna odczytaeciche nadzieje i wezwania do czynnego zaangazowania s i ~ wewspolne dzielo, przedluzajCjce w przyszlosc dorobek uprzednich pokolen.Tymczasem w oczach mlodych wszystko powinno bye r aczej nowe,a to, co jeszcze jest - to SCj juz tylko resztki "ginCjcego swiata".P rzez ·pewien czas mozna je tolerowae z koniecznosci dla przetrwania.Glc.wn Cj natomiast stawkq mlodych jest przyszlose, rozbu janamozliwosciami naukowo-technicznymi do rozmiarow utopii. W niejnalezy lokow3.e nadzieje, jako w bezposrednim "jutrze" 0 tak odmiennymobliczu, i e zadne analogie z przeszlosciq, czy choeby z terazniejszosciq,nie mogCj bye w ogole brane pod uwag~. Przykladaniewi ~ c mlodych rCjk do utrwalenia przeszlosci w nowym jedyniewydaniu, czy zatrzymywanie si~ nawet na terazniejszosci w obliczutak szybkich zmian - jest kroczeniem pod wiatr, marnowaniem sili stratCj czasu. Liczenie na odwrot czy zatrzymanie si~ rozk r~conegonaukq i technikCj kola historii jest subiektywnym zludzeniem. Sensrna jedynie tak dozowany wysilek, by zapewnil przetrwanie.SEDNO KONFLlKTUPowsta je teraz dose klopotIiwe pytq.nie: dlaczego konflikt i konformizma nie tworcza koegzystencja? Wszak r6znica poglCjdowi ocen nie implikuje sama przez si~ walki, lecz dopuszcza owocnqwsp61pracp" prowadzqc, poprzez kon frontacj~ odmiennych stanowisk,do znalezienia nowych drog i rozwiCjzan. Rozplqtanie tego w~-" Por. A. H. Maslow , Teorta hieraTchit wartosct, w: J. Reykowski, Problemyosobowosci i motywacji w psycho!ogii ameryka71sktej, Warszawa 1D64, 152.10 - ZNAK


590 APOlONIUSZ tVNEl OFM CONV.zia n ie jest spraWq prostq. Pomijajqc inne czynniki nalezy tu wziqcw rachub~ psychologiczne mechanizmy, rzqdzqce zycif m grup i interakcjamimi~dzy nimi.Najpierw trzeba tu vJymienic og61ne prawo, ze grupa tym silniejprzyciqga ku sobie jednostki czy podgrupy i skuteczniej je asymiluje,im zyczliwiej je przyjmuje, pelniej zaspokaja ich potrzebyi gwarantuje dobre samopoczucie wsr6d siebie. Na podstawie podanejjui charakterY3tyki mozna traktowac starszych i mlodziez jakogrupy wzgl~dnie zwarte w sobie, swiadome wewnqtrzgrupowychce16w i dqzen oraz odmiennosci obop6lnych stanowisk. Wewnqtrzobu grup dzialajq tendencje unifikacyjne, obejmujqce swoim zasie:­giem nie tylko wlasnych czlonk6w, lecz nastawione na kooptacje:obcych jednostek czy calych zespo16w. Powyzszy dynamizm nie tylkokonsoliduje zwartosc wlasnej grupy, lecz wywiera nacisk na obcych,celem ich wchloni~cia.Tymczasem wzmiankowane powyzej r6Znice juz stanowiq powai ­n q b ar .ier~, oddzielajqcq starszych od mlodszych. Gdy do tego dojdziejeszcze personalny i spoleczny autorytet starszych oraz wyraznadezaprobata przez nich postaw mlodziezy, rodzi to u mlodych samoobronneodruchy, utrudniajqce zblii enie s i ~ i unifi k acj ~ . Mlodzi,skazani na codzienne obcowanie ze sta rszymi i uzaleznieni od nicbped wieloma wzgl~da mi, nie chcqc otwartej walki, wybierajq kompromisowerozwiqzanie w formie zewne:trzne j uleglosci i wewn~trz-'nej dezaprobaty postulat6w starszych, czyli konformizm. Dotyczyto nie tylko konwencjonalnych form zachowania sie: czy stosunku dowszelkiego rodzaju auterytet6w, lecz prawem transferu promieniujena reprezentowane przez star3zych wartosci i cary istniejqcy porzqdekjako Qzielo starszych.Nie wolno tu przeoci yc jeszcze jednego mechanizmu : szukaniasamopotwierdzenia swej wartosci przez zdobycie uznania u innych,tak zawsze zywe u mlodych osobnik6w. Uczuciowa nieprzychylnoscstarszych, manifestowana ostrq krytykq mlodzieiy, tym mocniej popychajq ku r6wiesnikom, u kt6rych znajduje zrozumienie i aprobate:.To jeszcze bardziej wzm acnia opozycyjnq postawe: mlodziezywobec starszych, dajqc swiadomosc spolecznej sily w postaci przyjaznegozaplecza mas m lodziezowych. Tak mozna by u jqC schematycznieoczywiscie mechanizm grupowych interakcji, torujqcychdroge: narodzinom konfor mizmu mlodzieiy.INNE CZYNNIKI ZEWN~TRZN EKONFORMIZM UNa pierwszym m leJSCU n alezaloby wymienic i om6wlc zmianymetodologiczne i merytoryczne w systemie oswiaty i wychowania,


KONFORMIZM MtODZIEZY591ktore inaczej informujq i for mujq obecnq mlodziez w por6wnaniuzanalogicznym okresem starszych. Sprawa ta jednak wchodzi w hi··s to ri~ oswiaty i szkolnictwa i wymaga szerszego studium. Dlategozostawiam jq na boku. Zasygn alizuj~ jedynie niekt6re reper kusjepsychologiczne.J estesmy swiadkami rozkwitu mwk scislych i technicznych, zapewlliajqcegoim priorytet wsr6d innyrh ga l~zi wiedzy np. 0 czlowieku,nie tylko d z i~ki metodologicznej scislosci i empirycznejsprawdzalnosci, ale i z racji ich praktycznej skutecznosci w podbojuprzyrody i kosmosu - oraz dzi~ki ulatwieniom zyciowym. Z tymzjawiskiem mUSZq s i~ liczyc szkoly i instytuty naukO\ve w swoichpr"og,ramach, a spo!eczetistwa uprzemyslowiajqce s i~ opierajq swefundamenty i snujq perspektywy wedlug stanu ich rozwoju. Nie pozostajeto bez ujemnego w plywu n a waloryzacj~ mniej scislych n aukhumanistycznych czy spekulatywnych.Tymczasem nauki przyrodnicze i techniczne choc zaspokajajq intelektualnqciekawosc uczqcych si ~ w dziedzinie wiedzy 0 materialnymswiecie, nie angazujq calej ich osobowosci i nie ma jq bezposredniego wplywu na rozw6j moralnego wartosciowania czy tez subljmac j ~ uczuciowej sfery i kuItur ~ mi ~ dzyludzkich stosunk6w.Prz y ro d~ bowiem u jar z m i a s i~ silq techniki i w y k 0 r z y s tu j esiQ jej zasoby dla dobra czlowieka, a to r zutuje mniej lub w i~cejwyraznie na subtelnosc duchowej formacji czlowieka i spos6b odnoszeniasif; do drugich.Patrzqc z innej strony stwierdzamy, ze zaspokojenie glodu wiadomosci0 swiecie i pan()wanie nad przyrodq fascynuje czlowiek a,da jqc mu poczucie zwielokrotnienia jego- mocy, lecz jednoczesnieodciqga go niepostrzezenie, a jednak skutecznie, od zajmowania si ~w lasnym swiatem wewn~trznym, etosem stosunk6w mi~dz yludz ­kich i filozoficznq refleksjq 17. Wprawdzie dose: w'lska specjalizacjajest dzis poniekqd zawodow'l koniecznosciq w obliczu wymagati r6znychdziedzin zycia, niemniej nauki scisle i techniczne swoim ukierunkowaniemugruntowujq myslowy ekstrawertyzm wsp6lczesnegocz}owieka, ze szkodq dla introspekcyjnych zainteresowal'l i rozmys­Ian.Sledzqc dalej wplywy cywilizacji technicznej na umyslowosc ludzkqnalezy zwr6cic tlwa g~ i na t~ okolicznosc, ze scislosc naukowametod fizyki i techniki oraz empiryczna weryfikacja ich zalozen czyhipotez urasta do rz ~du metodologicznego modelu dla innych gal~zi wiedzy, czemu nie potrafi!l sprostac nauki, badajqce swiat ludz­17 Por. E. Suja k, SpraWl! ludzlcle, Krak6w 1972, 11.


592 APOLONIUSZ ZYNEL OFM CONY.kich pr zeiyc, nie dajqcych si~ dokladnie wymierzye i jednoznacznieocenie. To posrednio, nie otwarcie lecz milczqcO podrywa zaufaniedo nauk spekulatywnych, uchodzqcych za bezowocnq s tr a t ~ czasu.Co w i~c e j , sarno p o j ~ ci e prawd absolutnych i niezmiennych bywabrane w nawias: bqdi to przez analogi~ do odkrywania coraz to nowychpraw w przyrodzie, obalajqcych dlugowieczne tezy, bqdi naskutek niemoiliwosci empirycznego udowodnienia teoretycznychtw ierdzen; tym bardziej, ze dotychczasowe doeiekania i spory na iehtemat nie doprowadzily ostatecznie do jednomyslnych wynikow.Dlatego postulowanie istnienia niepodwaionej hierarchii war tosclczy niezmiennych praw i nor m p6st~powania budzi co najmniej wqtpliwoscii zastrzeienia w umyslowosci ludzi, uformowanych wedlugmodelu cywilizacji technicznej.Gdy dolqczymy do tego znany powszechnie n acisk w przekazywaniuwiedzy na informacje i znajomose faktow, bez dostatecznychmozliw osci samodzielnych przemyslen i analiz, do czego zreszti!ksztalcqca si~ dopiero mlodziez nie zawsze jest przygotowana anich ~ tn a , oraz skrotowy, plytki i nieraz stronniczy serwis informacyjnyw srodkach masowego przekazu, podajqcy nie tylko bieiqce wiadomosci"ale popularyzujqcy zdobycze naukowe i wynalazki techniczne- to nie moina si~ spodziewae, by tak uformowane umyslytraktowaly inaczej pozostale praw a, normy i wartosci, nii merytoryczniewzgl ~ dn e i tylko czasowo obowiqzujqce, skoro tyle dziedziniycia bazuje na takim wlasnie podejsciu. Jest to, bye moze, zbytuogolniony wniosek, ale nie bez rzeczowych podstaw, wszak powszechnykonformizm ludzie najcz~sciej usprawiedliwiajq wlasnieplynn osciq otaczajqcej ich rzeczywistosci. DIa mlodzieiy, k sztaltujqcejdopiero swe postawy 'w podobnej atmosferze i sytuacjach spolecznych,staje si~ to tym pon~tniejszq pokusq do kompromisowegQlawirowania mi~dzy wlasnym mysleniem a wymaganiami doroslych,czyli konformizmu.Stosunek doroslych do pracy - to nowy kanal, zasila jqcy energi1!,ksztaltowanie si~ konformizmu mlodzieiy. Dzis regulq jest pracazarobk owa czy zawodowa doroslych czlonkow rodziny poza domem.Dzieci wiedzq tylko tyle, ie rodzice "idq do pracy" - a potem wracajq od niej, lecz nigdy ich nie widzq przy pracy. W domn slyszqjedynie rozmowy 0 tr udnosciach i niewygodach w ykonywanych"gdzies tam" z a j~e oraz narzekania bqdz na samq pra c~ , bqdi nllwarun ki i wynagrodzenie, bqdi na otoczenie czy kierownictwo. Nicdziwnego, ie w wyobrazni mlodych praca przybiera cz ~sto ksztaltyjakiegos tyrana, ktor y zn~ca s i~ nad doroslymi, stajqc ~ i~ przyczyn~ich nerwowosci w domn i niezadowolenia z iycia, Wiadome jest imtylko to, ie starsi po pracy Sq zm~czeni i nie <strong>maj</strong>q ochot y ani na •


' KO NFORMIZM MtODZIE2.Y593swobodnq rozmow~ z dzieerni, ani n a udzlelenie pozwolenia na glosnqz a baw~ , bo. to przeszkadza 18.W t ym samym czasie i ta sarna mlodziez widuje starszych przyruznych pracach publicznych. Naiwnosciq byloby sqdziC, ze tak "budujqce"przyklady .nie wplywa jq destrukcyjnie na formowanie s i ~postaw mlodziezy do pracy ezy ustosunkowania si~ do innych wymog6wspolecznego zycia, wlasnie w duchu konformizmu.Wreszcie ostatni odeinek wplyw6w sytuaeji zewn~trznej na konformizm mlodziezy. Dzieci widzq trudnosci rodzic6w i doroslego r o­llzenstwa w naginaniu si~ do wsp6lczesnego stylu zycia i godzeniuuowych wym agal1 z nabytymi stereotypami zaehowania s i~ i moralnosci.Odezuwajq duzo wsp6lczueia i zrozumienia dla trudnoscistarszych . B ye moze dlatego sami, ehcqc jakos uniknqc podobnychkomplikacji i zaoszcz~dzie laman si~ ze sobq w przyszlosci, wolqobeenie nie przykladae zbyt wielkiej wagi do wdrazania s i ~ w obowiqzujqceregu l:y zycia. Sq bowiem przekonani, na podstawie szybkon ast~pu j qcych po sobie zmian, ze to wszystko i tak wkr6tce przeminie,zanim sami dorosnq. Po co wi~c wysilac si~ t eraz, skoro korzystniejjest przejsc bez wi~kszego b6lu przez terazniejszosc drogq konformizmu.STRUKTURA OSOBOWOSCI MlODZIEiV JAKO OGNISKO KONFORMIZMUNie b~d~ tu roztrzqsal ani konstytucjonalnych zr~b6w osobowosci,ani omawial szczeg610wo wszystkich proces6w psychicznych dojrze-·wajqcych ludzi, gdyz to robiq wyczerpujqco pod r~ezn iki psychologiii pedagogiki. Na tyro roiejscu poprzestan~ jedynie na psyehologicznejcharakterystyce wazniejszych znaroion osobowosci mlodziezy.P~d do wolnosci. Najgl~bszym motorem duchowych ferment6wokresu mlodosci jest dqzenie do autonomii i swobody. Mlodziez jednakrue zawsze zdaje sobie spraw~, jak ma wyglqdae prawdziwa autonomi3.osobista i spoleczna oraz jaki zakres przysluguje upragnionejprzez niq wolnosci. Najcz~sciej wyobraza ona sobie - ze uzy j~tu nomenklatur y Fromma - jeoynie "wolnosc od" - czyli od wi~zow skr~powania i uleglosci, a rue bardzo jest swiadoma istnienia"wolnosci do" - czyli dynamicznego przystosowania si~ tak do potrzebdojrzalej osoboWQsci, jak tworczej i solidarnej postawy wobecrze ~zywistosci kulturalnej i spolecznej. Mlodzi wiedzq dobrze,ze nie Sq juz dzieemi i ze podporz


594 APOlONIUSZ lYNEl OFM CONY.Ustanie jednak nakaz6w zostawia rodzaj pustki i niedowladuw niedojrzalej psychice, wdrozone j przez t yle lat do zdalnego kierowania,a obecnie postawionej wobee szerokieh mozliwosei samodziel · 'nego w yboru. Zawodowo nie praeujqca jeszeze mlodziez nie bardzowie, ezym wypelnic t~ pr6zni ~ i co wybrae, bo wszystko jq kusi SWqnowoseiq. Lata studi6w Sq weiqz jeszeze syeeniem umyslu a rueprzedsmakiem zawodu, bo nie stawiaj,! mlodziezy w obliezu samodzielnychi bar dzo nieraz odpowiedzialnych deeyzji za dobro spo··leezne ezy los wielu ludzi, ezego ueZq dopiero zawody.Olues dorastania wsp6lczesnej mlodziezy komplikuje ea1y szeregzup elnie nowyeh ezynnik6w. Polepszenie s i~ warunk6w bytowania,wzrost ilosei bodze6w psyehieznyeh oraz szybkie tempo przemianzew n~trzny e h ogromnie przyspieszyly rytm zyeia psychieznego. Dojrzewanieplciowe nast~puje 0 dwa lata wezesniej, P G t~guje s i~ ehlonnGSe psychiki dzieei pod wplywem dzialania bodze6w masowej kultury,a dawny przedzial ezasowy mi~dzy generaejami z trzydziestulat - zeszedl ponizej d z ie s i ~ ciu . Ukonezony osiemnasty rok zyciada;je pelnoletniose.Tymezasem studia i zdobyeie pelnyeh kwalifikaeji zawodowychprzeciqgajq si~ gdzies do dwudziestego ezwartego roku zyeia, przedkt6rym to terminem, w oczaeh opinii spolecznej, nie jest si~ jeszezew pelni dojrzalym kulturalnie, zawodowo, spoleeznie i mor alnie.Pojawia sit'; wi~e okolo dziesi~eioletni dystans, w kt6rym mlodziprzestali bye juz dzieemi, stali si€; w mi€;dzyezasie pemoletrumii pelnoprawnymi obywatelami, wolnymi od kurateli rodzie6w i opiekun6w, a jednoezesnie spoleeznie i zawodowo - weiqz Sq niedojrzalymii niesamodzielnymi. reh prawna niezaleznose w praktyeznymwydaniu bywa fikcjq, bo WclqZ potrzebujq i korzystajq z pomoeydoroslyeh. Nonsensem byloby traktowanie kontakt6w mi~dzy nimina wz6r platnik6w i pobore6w, wszak to Sq nadal rodziny.Leez tu wlasnie rodzi si~ nowy dylemat. Skoro rodziee pomagajq- to roszezq chyba sluszne pretensje do jakiegos wglqdu w spr a··wy swych dzieei. Tymezasem mlodziez nie bardzo ehee 0 tym slyszee:bqdz z formalnego zalozenia 0 przyslugujqeej jej pelnoletniosei, b ljd7z sUbiektywnego przekonania 0 prawie do samodzielnego ukladaniaswoich spraw, 11a co nie zawsze slj gotowi zgodzic s i~ rodziee i dorosli.Gdy przypomnimy omowione powyzej r6znice poglljdowi u ezueiowe animozje obu tych grup - kr6tkie spi~ci e jest nieuniknione.Zapobiee temu moglaby rozwaga i umiarkowanie obu stron.W praktyee jednak wyglqda to cz~sto inaezej. Autorytet i swiadomoseponoszonyeh ofiar moeno uwrazliwiajq starszyeh na niesubordyn a ej~ niedoswiadezonyeh nastolatk6w, co wywoluje ostre reakcjcemocjonalne. W naturze znow mlodziezy nie lezy umiarkowanie


KONFORMIZM MtODZIEZY595i ugodowose, bo temper am ent kaze jej ise "na calego", zw laszczagdy czuje za sobq ducha czasu i styl bycia mas r6wiesniczych . J akajest droga wyjscia? 0 pelnej niezaleznosci duchowej raczej nie rnamowy u mlodziezy, gdyz jest on2. jeszcze w stadium formacji sw ejosobowosci. Materialnie sarna tez nie radzi sobie, bo jeszcze nie pracuje.Jakis uniwersalny nonkonformizm oznaczalby zupelne zerwaniez doroslymi, co byloby z'byt bolesne i w praktyce niemozliwe.P ozostaje wi~c z koniecznosci kompromis - czyli konfor mizm, jakozewn~ trzna ugodowose, a myslenie po swojemu.. Posqdzanie mlodziezy w tej materii 0 rozmyslne wykor zystywanie"staruszk6w" pod wzgl~d em materialnym i oszukiwanie ich udawo.nymi pozorami - byloby zbyt brutalnym i krzyvvdz,!cym wnioskiem.Ani zmiany zewn ~trzne , ani wewn~trzne r 6znice poglqd6w,ani naw et istniejqcy m i~dzy nimi antagonizm nie Sq w stanie zlikwidowacw i ~ z 6w rodzinnych m i ~ dzy obiema generacjami. W ·teoretycznych dyskusjach z koniecznosci zbier a si~ razem i zestawia s i~abok siebie r 6znice, co przejaskrawia zazwyczaj zawil,! i rozproszkowanqrzeczywistose. Tymczasem wiemy z praktyki i obserwacji,ze mimo istniejqce r6znice i anatagonizmy mi~dzy generacjami,twor zq nadal ludzie kochajqce si~ rodziny, dorosle dzieci Sq przywiqzanedo rodzic6w-staruszk6w i nie nast,!pil dotqd generaIny"exodus" mlodych z rodzinnych dom6w ich dziecinstwa i w czesnejmlodosci. .Z drugiej strony nie da siE; zaprzeczye istnienia konform izm uw zachowa niu si E; m lodziezy. Sklonny bylbym raczej dopat rywaesiE; w tym zjO'.wisku strategicznej i czasowej taktyki mlodych, jakokompromisowej i najmniej bolesnej drogi wyjscia. ezy jednak racjonalnieusprawiedliwionej i etycznie dozwoIonej - to inna spr a­wa. W tej chwili jedynie psychologicznie interpretuj~ ten fak t.Mlodziez, bye moze, nie si~g a az tak gl~boko w ocenach swych poczynan.gdyz bar dziej idzie za impulsami, rRZ trzezw q kaIkulacjq.Nie od rzeczy tez b~dzie przypomniec starszym, ze zbierajq obecnieplony z wlasnego zasiewu. Nie tak pr zeciez dawno swiadomieodr ywano dzieci od "ncofanych" rodzic6w i nauczycieli, w ysmiewanoich pr zestarzale poglqdy na wiele spraw zyciowych (oszuk u­jCjc i buntujqc mlodziez zludnymi obietnicami beztroskiego dobrobytu i nieskrE;powanej swobody). Skl6cenie dzieci z rodzicami czesciowosiE; udale, natorriiast reszta pozostala w oczach mlodziezyzwyczajnym klamstwem i podstawq do nieufania jakimkolw iekautoryt-etom, torujqc tym samym drogE; do ulatwionego konformizmu.Dobrze byloby, by starsi pami~tali 0 tym, ferujqc dzis wyroki potE;pienia n O'. brak szacunku dla pogIqd6w i przekonan starszychu w sp6lczesnej mlodziezy. Nie tak dawne nauki i praktyczny


59.6APOLONIUSZ lYNEL OFM CONY.konformizm starszych bardzo skuteC'znie dopomagajq mlodziezy dnpojscia takq samq drogq. Dodaro znowu, ze nie chodzi roi 0 moralizowanie, lecz mozliwie dogl~bne wnikni~ cie w psychologiczne przyczynykonformizmu mlodziezy, ktorych wyczerpujqco i tak m e das i ~ wylowic czy scharakteryzowac.Swiatopoglqd. Nie jest on wprawdzie jedynym czynnikiem scalajqcymswiat ludzkich mysli wok61 jednego pionu i ukierunkowujqC'ymzyciowe postawy, lecz jednym z najwazniejszych motorowmyslowej syntezy i zyC'iowej r6wnowagi. Tymczasem mlodziez jestdopiero w stadium formowania swiadomego poglqdu na swiat, coprzy powszechnej fluktuacji teorii, zasad i praktyki nie jest rzeczqlatwq. Zakladajqc powszechnie dotqd przyjmowane znamiona swiatopoglqdumlodziezy, takie jak: filozofowanie, idealizm, konfliktowose,seksualizm, romantyzm, sielankowose (Szuman) i zestawiajqcje z plynnosciq wszystkiego we wsp6lczesnym swiecie oraz obietnicaminauki co do ludzkiego jutra, mozna sobie wyobrazie, do jakichrozmiarow mogq urastae utopijne aspiracje mlodziezy, odrywajqcejq ·coraz bardziej od realnego "dzis". . Wniosek jest prosty:nie rna wielkiego sensu angazowanie si~ w obecnq chwil~ wobecgrozby nie pozostania z niej godniejszych uwagi slad6w. By przetrwae- wystarC'zy konfor mizm.Fantazja. Inspirowana emoC'jq i pop~dowymi impulsami wyobra7:­nia m todziezy nie znajduje realnych mozliwosci do zaspokojeniaswoich rojen. Rozbieznose mi~lizy pragnieniami a rzeczywistosciqjest udzialem wszystkich ludzi, leez u mIodziezy wys t~puje onawyjqtkowo ostro z braku znajomosci zycia i sielankowego jej optym.izmu.Przejawy tego stanu oq r6znorakie np. marzycielstwo, graniesztucz!lych rol nie tylko dla popisu, ale z wewn~trznej potr zebydania upustu dla ne.gromadzonej energii. Bardziej wewn ~trznieprzybiera to nierClz charakter dwutorowosci ich zycia psychicznegoi ze wn~trznego zachowania si ~ : w ozkole i dla reszty starszego otoczeniaprezentujq s i~ cni inaC'zej, a jednoezesnie w swej duszy borykajq si~ skrycie ze swymi problemami, rodzqcymi si~ z marzen,dqzen, nadziei 19. Tego rodze.ju dwoistose przezye stwarza na pewnopomyslnq predyspozycj~ do akceptacji spolecznego konformizmuprzy rozwiqzywaniu konflikt6v,", z otoczeniem.Uczucia. Emocjonalnose mlodziezy, to chyba n a jwi~ksze bogactwojej ducha, ale i najbardziej zawily labirynt. Gra uezue i zmiennosemctywacji Sq n ajsilniejszymi motorami zmiennosci jej zachowa­. nia s i~ i plynnosei postc:w. To, co tnvale i niezmienne, mlodziez" Por. A . T. J ersild, Rozu;6 j emoc j onaln y, w: C. E . Skinr:e r, P .5y~ hOlo g i a w y­c llOwaw cza, Warszawa 1971, 228.


KONFORMIZM MLODZIEZY 597szybko nuzy. Moze tu przychodzie do glosu niecierpliwose mlodych ,ale rownie dobrze odzywa si~ tutaj wew n~trzny glod nowoscii zmian, ktore doskonale zaspokaja moda. Nie mozna wit=:c sit=: dzi~wie odrazie mlodziezy do niezmiennych regul i norm zachowaniasit=:. W nich mlodziez widzi nie tylko przedmiot nudy i monotonii,lecz pewne 'zagrozenie najbC'.rdziej swoistej oryginalnosci wlasnegoswiata mlodzienczej wolnosci.P ragnienia starszych. Ich niekonsekwencja bywa czt=:sto bardzorazqca. Z jednej strony rodzice i doroSli chcq, by mlodzi byli samodzielnymiw wielu dziedzinach wlasnego zycia i podkreslajq toz naciskiem W obcowaniu z mlodziezq, wywindowujqc jeszcze wyzejjej ambicje. Z drugiej zn6w strony drZq i niepokojq sit=: na sam,!mysl, ze mogq utracie sw6j wplyw na mlodych i w duszy gorqcopragnq jak najdluzej przeci.ze strony "Golema" swiata. Nie jest jej tei obce zalt=:knienie 0 swojlos, wzmacniane przestrogami starszych. Stqd odzywa si~ potrzeba .uczuciowego oparcia na doroslych, jako wyrazu samozabezpiecze··nia sit=:.Zarazem wyst~puje rowniei silna potrzeba bycia wreszcie sobq,podsycana solidarnosciq z r6wiesnikC1.mi. I to wlasnie popychamlodziei do udawania zewn~trznie t::lk zwanej "wymuszonej niezaleinosci",w prowokacyjnej formie, dla zamaskowania wewn~trznejpotrzeby oparcia i zaleznosci. Tacy owbnicy Sq iIi po prostusami na siebie za odczuwanie "dziecinnych" potrzeb czulosci i opieki.Dla zagluszenia tych uczue, tym glosniej manifestujq swojq niezaleznose,popisujqc si~ slownikiem i gestami buntownik6w, ae~kolwiekinaczej myslq i czujq wewnE;trznie 20. Nie jest wykluczone,ze i tu konformizm moze bye srodkiem uzewnt=:trznienia sit=: konfliktu.Apoloniusz 2ynel OFM Cony.to Por. H. C . L indgr e n, P8yclw logy of p erso71a l development, N . Y. 1969, 127 11 .


Dysk us ;e. CHARLES ROBERTSON RUCH JEZUSA W ST~PRueh Jezusa 1, alba rewo lu('j~ Jezusa, jak si~ go ezasami okresla,mozna najlepiej zrozumiec w powiqzaniu z kontrkulturq 2 w StanaehZjednoczonych. Ma on swe korzenie w poprzedzajqcym goozywieniu politycznym wsr6d mlodziezy, w kulturze narkotyk6wi nowym zainteresowaniu religiq. Ten rodow6d jest bardzo wyrazniewidoczny we w czesnej fazie jego rozwoju. P6zniej ogromnywplyw na dalszq e wol u cj~ tego r uchu wywarly srodki masowegoprzekazu w St anach Zjednoczonych i wreszcie ruch ten cz~ s ci owostal si~ mlodziezowq modq. Na obecnym etapie rozwoju zostal onwchloni~ty przez g16wny nurt amerykanskiego chrzescijaiistwa.Ks. Charles R ob e r t son jest ordynowanym pas!orem kosciola prezbiterianskiego(United PresbyterIan Church) w Stanach Zjednoczonych. Ukonczyl studiaz zakresu socjologii i psychologii oraz teologii biblijnej. Jako duszpasterz studenckiw Kalifornii w latach 1966-71 zdobyl bezposrednie dcswiadczen e w sprawach. 0 kt6rych pisze. m. in. wsp61pracujqC w tworzeniu osrodka udzielajqcegop0mocy dla ludzi naduzywajqcych lo arkotykow. Obecnie ks. pastor Robertson przebywawr:Jz z 20nq w Polsce studiujqc w Uniwersy!ecie J agieUonskim. w ramachwymiany miE:dzynar:>dowei. organizowanej przez s pecjaln,! k "misj


ItUCH JEZU SA 599Moina wiE:c na samym poczqtku stwierdzic, i e ze wzglE:du na kulturowei podkulturowe srodowisko, kt6re ruch ten zrodzilo, uksztaltowalo,i slady kt6rego Sq w nim wictoczne, ruch Jezusa jest zjawiskiemspecyficznie amerykanskim.KONTRKUlTURAP oczqtki r uchu Jezusa trzeba datowac na co najmniej wczesnelata szescdziesiqte w Stanach Zjednoczonych, kiedy mlodzi ludziew wieku studenckim na wi~kszq skalE: zacz~li zajmowac s i~ dzialalnosciqpolitycznq 3 . Dzialalnosc ta, w kt6rej uczestniczyla zdu..miewaj C!ca, i jak si~ wydawalo, ciqgle rosnqca ilosc mlodych ludzi,szybko nabrala charakteru ruchu religijnego, a zwlaszcza etyczno­-reJigijnego 4. Wsr6d student6w dzlalajqcych politycznie wielu mia­10 zdecydowane przekonani:? chrzescijal1skie, lecz jeszcze licznie.isiw zeswiecczonym spoleczenstwie alba porzucili tradycyjnq relig i~,alba poszukiwali bardziej swieckiej formy dzialalnosci.Rownoczesnie moina bylo zaobserwowac niewielkie ale stale rosnqceuiywanie narkotyk6w, zwlaszcza marihuany; mialo one jednakniemal wylqcznie charakter rozrywkowo-wypoczynkowy.W 1964 roku, z pojawieniem si~ LSD i dr Timothy Leary'ego, wy··buchla tak zwa na rewolucja psychedeliczna 5. Zainteresowanie okazaneBuddyzmowi Zen przez ruch "Beat" 6, przez szereg egzysten­• Po raz pierwszy dzialainosc ta miala miejsce w ruchu na rzecz praw obywatelskichna poludn!u Stan6w Zjednoczonych, pMniej w gettach murzynskichw miastach na p6lnocy, a w kOl1cU takie na terenie ich wlasnych uniwersytet6w,gdrle dzialali na rzecz reform nauczania. W polowie lat szescdziesiqtycll opozycjawobec wojny w Wietnam!e, kt6ra szybko wzrastala wsr6d mlodych ludzi obj~l atakie opozycjE', wobec obowiqzkowe~ sluzby wojskowej I amerykanskiego imperializmuw og61e.• Termin "religijny" j est uzywany dla oznaczenia poszukiwania sensu, celui pelni w zyciu, odczucia swi~tosci i usilowania przezwyc i~ ze ni a jednostkoweji zbiorowej a lienacji. W wersj! amel'ykailskiej wi~ks zOSC ruch6w politycznych posiadalate akcenty, a wszystkie ruchy religijne mialy zdecydowa ny charakter etyczny,zazw yczaj p ietystyczny.• M6wiqc scisle termin " uzywanie narkotyk6w" obejmuje wszystkie postacieuzywek, obejmoVlalby w!~ takze nikotyn~ i alkohol. W obr ~b ie kontrkulturyzazwyczaj !lie okresla sill w ten spos6b uzywania marihuan ~ I h aszyszu, ale odnosisil: ten termin do uzywania narkotyk6w psychedeUcznych, jak np. LSb, orazmocnycl1 narkotyk6w, jak heroina i jej pochodne, a tak:i:e amfetaminy itd. J ezeliDie zaznaczono inaczej, uzycic terminu tutaj odnosi sil: do u zywania wszystkicl:uzywek. Patrz takze Timothy Leary, The Politics Of Ecstasy (Polityka Ekstazy),New York 196~, Putnam; r 6wniez przypisy IV i 23 ponizej.• Rueh " Beat" j est wczesniejszy do kontrkultury, ale jego poeci, sposr6d kt6­rych cz;:sc weszla w skla d l


600 CHARLES ROBERTSONcjalistycznych filozof6w 7 i przyna jmniej jednego teologa, PawlaTillicha, spowodowalo, ze wielu mlodych ludzi, niepokojonych pytaniami nat ury religijnej, zacz~lo zwracac si~ ku Wschodowi.Rozw6j i wsp6ldzia lanie t ych trzech zjawisk - ozywienia politycznego,uzywan ia narkotykow (szczegolnie w polqczeniu z psychedeUq)i zainteresowania religiami niezachodnimi - stworzylypodkulturowe srodowisko, z ktorego wyrosl ruch Jezusa. Jezelidzialalnosc polityczna oferowala osobistq sat ysfa kcj~ i poczucie pelni zycia , to n ie zapewniala on a jednak zbawienia 8. Na dluzszq met~nie dala ana nawet dostatecznej satysfakcji i zaspokojenia. Polityczne zw y ci~s tw:J. z ac z ~ly stawac s i~ coraz bardziej marginalnyroi,a p6zniej prawie wylqczn ie moralnymi. Pojawily si ~ tez pr6by masowej represji politycznej. W zwiCl Zku z tym wielu zawiedzionychi rozczarowanych mlodych ludzi 7.acz~lo szukac zbawienia w doswiadczeniupsychedelicznym.W ten spos6b doznanie n arkotyczne weszlo w sklad religijnychposzukiwan, p oszukiwall , kt6re zresztq tylko po ez ~s ci zostaly wy­\Volane i zintensyfikowane rozczarowaniami politycznymi 9. Oczywiscie n adzieje zwiqzane z narkotykami zawiodly i mlodzi ludziew swoieh poszukiwaniaeh ryehlo przeszli do n owych religijnych zainteresowani doznan. Jednak nar kotyki, raz spr6bowane, szybkostaly si~ cz~seiq og61nego stylu, albo sposobu zycia w ob r ~b i e kontr­Imltury 10.7 Mozna powiedziec, ze az do t ego momentu dominujqcq r eligiq wsrod poJitycznieaktywnych mlodych lud zi - z ktorych prawle wszyscy, poza spoleczenstwemrn ur zYllskim, b yli studentami, aJbo a bsolwentami - byla jakas forma egzy~tenc,janizmu, mi ~ d zy innymi egzystencjalizmu chrzescijanskiego.S ,,(To) poszukiwanie zbawienia nie ogranicza si~ tylko do poszukiwania wewwn~trzn e go pokoju i samowiedzy. Kieruje siE: takze ku spolecznym i pOlityc!:nymczy'.'nikom, ktore oPDzniaj'l zbawienie i pragnie te opory przem oc lub odrzucicw celu utrzymania r ownowagi mi ~ dzy nadziejq jednostki na indywidualne zbawienie, a mozliwoSciq zbawienia dla innych . W tym wypadku r6wniez instytucje ~ p o­leczne, k tore istniej q dla dopomoi enia jednostce w jej wysilkach w celu nawiqza­!lia zbawczych wi~zi w spolecznosci, w ktorej ona :lyje... zamiast czynnikami dopomagajqcymido tego rozwi


RUCH JEZU SA 601Zwrot ku Wschodowi przeszedl oczekiwan ia i wyobraienia wszystkichw owym czasie. Od religii Wschodu (Buddyzm Zen, Taoizm,roine formy Hinduizmu) poprzez religie staroiytne (Zoroastrianizm,Gnostycyzm, Essenczyc.y), zainteresowania zwracaly si~ k liokultyzmowi (astrologia, I-czing, Tarot), a szczegolnie ku wtornymzjawiskom religijnym (joga, post, organiczne poiywienie). Moinajednak w qtpic, czy wiele z tego wszystkiego wypr6bowano i przeiyto n aprawd~ powainie. Dla niektorych poszukiwania te byly autentyczne,ale dla wi~kszosci mlodych ludzi nie mogly wyjsc pozacos w rodzaju parodii, glownie ze wzgl ~ du na to, ie religie wschodniemialy zbyt nikle powiqzania z kulturq amerykanskq i jej korzeniamiw cywilizacji zachodnio-europejskiej.Bylo wi~c rzeCZq zupelnie naturalnq, ie po wyprobowaniu wszystkiegoinnego pewni mlodzi ludzie w koncu musieli ponownie odkryctakie chrzescijanstwo. W tym odkrywaniu chrzescijanstwa nanowo tkwHa wielka szansa z etkni~cia si~ z nim w formie nie mie·­szczqcej si~ w ramach Establishmentu, co wi~cej, w formie sprzeciwiajqcejsi~ ustalonemu porzqdkowi: kontrkultura odrzuca przecieiwszystkie rozpoznawalne formy ustalonego porzqdku. Dla kontrkulturydo przyj~cia bylo tylko chrzescijanstwo "autentyczne""pierwotne", wr~cz "rewolucyjne"."THE CHRISTIAN WORLD LIBERATION FRONT"(CHRZESCIJANSKI FRONT WYZWOLENIA SWIATA - CFWS)Pierwsza faza ruchu Jezusa rozpoczyna s i ~ z poczqtkiem 1967roku w Berkeley w Kalifornii, z zawiqzaniem si~ ChrzescijanskiegoFrontu Wyzwolenia Swiata 11. Grup~ t~ utworzyli mlodzi ludzie, kt6­w calym spoleczenstwie. Stopniowo zostala ona przyje:ta przez cal!! mlodziez ja).:rowniez w ielu doroslych w Stanach Zjednoczonych (wskazuje to na fakt, ZCostatnich wyborach w Kalifornii inicjatywe legalizacji marihuany poddano po,lglosowanie i zyskala ona poparcie jednej trzeciej wyborc6w). W momencie, gdyZ8Zywanie narkotyk6w stracilo sw6j religijny wymiar, zazy,"anie m arihuany ponownien abralo charakteru rozrywkowego, a sr odki psychedeliczne i mocne narkotykizacze:to zn6w stosowac dla podniecenia i eksperymentu. Cze:sciowym leeznieuniknionym r ezulta tem calego proeesu jest uzywanie narkotyk6w wy l qczn;~celem ucleezki przed rzeezywistosciq i zwio;:kszenie sio;: Hosei przypadk6w narkomanii.Patrz takze przypisy 5 pow yzej i 23 ponizej.11 W eiqgu ealego tego okresu bylo wielu mlodyeh lud zi, kt6rzy swiadomle deklarowaliswojq przynllleznosc do kontrkultury i kontynuowali dzialalnosc polityczn'l,a mimo to nadal uwazali sie: za chrzescijan. Zwlaszcza w sr6d' bard ziej politycznieradykalnych grup istnieli chrzeScijanie, kt6rzy wre:cz uwazali sio;: za spadkobierc6wrewolucyjnego chrzescijanstwa. W 1966 roku szereg zbor6w w Berkeleyw Kalifornii zorganizowal misj'l ulicznq, kt6ra miala objqc mlodziez nalezqcq do• W


602 CHARLES ROBERTSO<strong>Nr</strong>zy byli dzialaczami politycznymi (na CO wskazuje nazwa organizacji),uzywali narkotyk6w i jednoczesnie interesowali si~ r 6znymizjawiskami religijnymi; kr6tko m6wiqc nalezeli do kontrkultury.Ponadto odkryli chrzescijanstwo, wzgl~dnie odkryli je na nowo.Ci mlodzi ludzie nazwali siebie "cudakami Jezusa" 12 (Jesus freaks),zyli w komunach (jak to czyni wi~ksza cz~sc ludzi naleiqcych dokontrkultury), zazwyczaj nadal zajmowali si~ dzialalnosciq politycznq,a takie niekt6rzy z nich uiywuli narkotyk6w. Wydawali onir6wniez podziemnq gazet~ pt. Right On (Dalej) 13. W pierwszymroku ich istnienia byli tylko jednym z kilkuset ugr upowan politycznychi religijnych w Berkeley i w dziwacznej atmosferze kuIturalnej,jaka tam panowala, byli uwazani za jeszcze jednq wi~ce j ciekawostk~, osobliwq tylko dlatego, ze cudacy Jezusa wyznawali cos,co prawie wszyscy w ich srodowisku odrzucili i do czego odnosilikontrkultury w rejon ie Telegraph Avenue , przyleg!ym do terenu Uniwersytetu Ka­Iifornijskiego.' Placowka 1a stopniowo przeksztalcila si~ w ,,~' ree Church" (WolnyKosciol) w Berkeley, zbor zwi'lzany z lokalnymi struk1ura mi K oscio!ow Episkopaln.. go i Prezbiteriallskiego. Prac~ d uszpasterskq prowadzili episkopa lny i prezbiteriIlllskip.stor. Wolny K osciol skonta ktowal s i~ z podobnymi pla cowkami w S tanachZjednoczonych j w t e n sposob powsta la "iec " S u bmarine Church" ("Podw odnegoKosciola"). Or ganizacja ta zacz


~UCH JEZUSA 603si~ z pogardq. Byli oni chrzescijana mi, co wi~cej, byli ugrupowaniem0 wyraznym profilu ewangelicznym 14.Z jednej strony ich teologia byla lIla wskros ew angeliczna. Poprzezbezposrednie osobiste wezwanie i przez perswazj~ usHowali skonfrontowacinnych z obietnicq Ewangelii Jezusa Chrystusa. Kladlinacisk na ekstatyczne przezycie zbawienia i odrodzenia i nast~pu ­jqce po nim zycie dla Chrystusa. Z drugiej strony nadal podtrzymywaliswojq wymagajqcq etykq spolecZDq.W Right On (Dalej) i w osobistych konfrontacjach apelowali b ezposredniodo dzialaczy politycznych, twierdzqc, ze swieccy mysli-·ciele i bohaterowie polityczni posiadali tylko cZqstkowC! odpowiedzna problemy, przed ktorymi postawiony jest czlowiek i spoleczefJ.­stwo, natomiast Chrystus daje odpowiedz calkowitq - odpowiedziqtq jest osobista i spoleczna przemiana. Popierali oni zaangazowaniepolityczne i podnosili roJ./:: chrzescijan w dqzeniu do przemianspolecznych, sqdzC!c, ze rozbudzony politycznie aktywista po·­zostajqcy w lqcznosci z Chrystusem lepiej potrafi r adzic sobie" Uzyty w orygir,ale t",'min ..evangelistic" oznacza teolo gi ~ ktora kladzie szczegblnyn acisk na emocjonalne przez,'cie nawrocenia (pod wplyw em ewangelizacji)i ktora w idzi mi sj~ KOScioia prawie wyl'lcznie w naw racaniu ludzi. Z pewnym wahaniemuzywamy jak o odpowiednika r:olskiego okresleni a ..ewangeliczny". Termin..ewangelicki" (evangelical) zostat Swiadomie p omin i~ty , zar owno przez autorai jak i przez ttumacza, poniewaz histor ycznie stosuje slE: do wszystkich zreformowanychKosciotow.Termin ..konserwatywny" jest uzyty dla okreslenia Kosciot6w, ktore t rzy<strong>maj</strong> ~si~ surowej ortodoksyjnej teologii, gI0\\."n ic "ewangeLicznej", przeciwstawiaj 'lc5i.; wszelk im z.mianom i przejawiaj'lC' tendencjE: do podkreslania indywidualnej. pobofnosc i, z wy l'lczeniem spolecznej odpowiedzialnosci chrzescijan. Koscioly tes'l przewaznie r6wniez politycznie konserwatywne, popieraj'lc czynnie i bezkrytyczniestatus quo, albo manifestujq wzgl~d em nlego bierne ..apoIityczne" poparcie.W sensie, w jakim termin zostal tutaj uzyty, obejmuje on Koscioly fundamentalistyczne,chociaz czaEem potraktowane s'l one osobno. Obejmuje on takzeKosci61 Rzymsko-katolicki w USA (za wyj!jtkiem kilku liberalnych biskupow i diecezji),kt6ry takze odczul wplyw ruchu Jezusa, chociaz nie w tak duzym stopniu,jak Koscioly protestanckie. Termin ten s tosuje siE: do wi«:kszoscl Koscio!6wj chrzescijan w S tanacll Zj ednoc7.onych i okresia typ amerykanskiego chrzescijanstwanarodowego.Termin Iiberainy zosta! uzyty do okreslenia Kosciot6w, ktore wyznajq tcologi


604 CHARLES ROBERTSONz zawodami i rozczarowaniami oczekujqcymi go w pracy na rzeczsprawiedliwosci spolecznej. Uczestniczqc w ruchu politycznym takiczlowiek moze wniese don cenny wklad dzi~ki dojrzalej i pozytywl1ejpostawie. Wynika to z faktu, ze chrzescijanin jako pokutujqcygrzesznik jest prawdziwie samokrytyczny, ponadto chrzescijaninokazuje ostateczne posluszenstwo nie jakiemus programowi czystrategii, lecz wylqcznie Bozemu p1anowi wobec czlowieka. D zi ~k itemu chrzescijanin jest jedynq osobq, ktora moze bye pewna ostatecznegoi -calkowitego zwyd~stwa, ktore jest przeciez obiecaneprzez Chrystusa.Right On zamieszczala swiadectwa dzialaczy politycznych, ktorzygl~biej zaangazowali si~ w dzialalnose na rzecz przemian spolecznychd z i ~ k i poswiE;ceniu si~ Chrystusowi, jak· r6wniez reportazez dzialalnosci politycznej w rejonie Zatoki San Fr:ancisco; puhlikowalaanalizy polityczne i bezposrednio apelowala do t ys i ~c y mlodychludzi, ktorzy porzucili zaangazowanie po1ityczne i spolecznepogrqzajqc si~ w wir niezliczonego mn6stwa religijnych i nar kotycznychku1t6w. PotE;pila ona tE; ucieczk~ od rzeczywistosci zar6wnow wypadku jednostek, jak i na skal~ spolecznq i oferowala naprawd~ lepszq drog~ w iodqcq do rzeczywistej osobistej satysfakcjii zarazem do realizowania osobistej i zespolowej odpowiedzialnosci- drogE;, ktorq znajduje siE; w Chrystusic.Innym aspektem CFW8 bylo bardzo otwarte ekumeniczne nasta­\vienie. Czlonkowie CFW8 ba.rdzo silnie odczuwali fakt, ZC wszyscySq zjednoczeni w Chrystusie, ze wszelkie r6znice teologiczne Sq najwyzejdrugoplanowe, jezeli chodzi 0 zasadniczq jednosc w Chrystusiei w najgorszym wypadku Sq nieistotnymi sporami historycznymi,kt6re <strong>maj</strong>q bardzo male lub nie <strong>maj</strong>q zadnego znaczeniaW obecnej dobie. Dla.tego tez odwiedzali gr upowo wiele koscioloww Ber keley, zar6wno protestanckich jak i katolickich, zazwyczajpo to, by brae udzial w nabozenstwach i korzystae z p.omieszcze11koscielnych dla spotkan, studi6w biblijnych i grup modlitewnych.Wychodzili z zalozenia, ze jako chrzescijanie ll~d q ' mile widziani.Oczywiscie nie zawsze byli mile widziani, gdyz w ]..lmyslach wieluamerykansk ich chrzescijan chrzescijanstwo r own a si~ mieszczan­5tWU, mie3zczanskim wartosciom, ubiorowi i sposobowi zycia. Przyst~pow a li takze do Komunii, jezeli jej udzielano, wierzqc, ze wszyscychrzescijanie Sq zobowiqzani i upowaznieni do brania udzialuw Wieczerzy P anskiej.Og61nie CFW8 uwazal si ~ za nalezqcy do gron a wybranychw przeciwstawieniu do Kosciol6w, 0 ktorych twierdzil ze w wit:kszoscipor zucily chrzescijanski ideal, oraz w przeciwienstwie do zepsutegoi grzesznego spoleczenstwa. Trzeba stwierdzie, ze takie ro­


RUCH JEZUSA 605zumienie roli wlasnej grupy nalezy CZE;SClOWO przypisac odrzuceniujej przez Koscioly. Ruch ten posiadal mesjanistycznq i rosnqcqchiliastycznq swiadomosc, widzqc siebie jako duchowq i moralnqsilE;, ktora rozbudzi i zbawi spoleczenstwo amerykanskie w obliczuwkr6tce oczekiwanego eschatologicznego dnia sqdu.Byloby przesadq twierdzic, ze w tej fazie, czy w ktorejs z p6Zniejszych,ruch Jezusa posiadal blizej okreslonq i dojrzalq teologi~ .PozycjE; czlonkow tego ruchu najpelniej mozna zakwalifikowac jakotYPOWq dla entuzjastycznego chrzescijanstwa. Wlasne doznanianapelnialy ludzi Jezusa gorqcym uniesieniem, radosciq, ktorq pragnE;lidzielic siE; z innymi. Ich entuzjazm bywal jednak cZE;sto natrE;tnyi przytlaczajqcy, a pewnosc siebie czasem zakrawala na faryzeizm.Zdarzalo siE;, ze ich argumenty byly bliskie antynomianizmu;uderza to zwlaszcza w dwoch dlugich debatach zamieszczo··nych w Right On, w ktorych usilowano usprawiedliwic "duchowe"uzywanie marihuany i swobodE; doswiadczen seksualnych. Autorzypiszqcy w Right On cZE;sto ulegali pokusie' uzywania latwych frazes6wi slogan6w, zamiast kontynuowac powaznq dyskusjE; teologicznq.R6wniez w calym ruchu wyraznie zaznaczal si~ literalizmw traktowaniu tekst6w biblijnych.Pomijajqc niedojrzalosc teologicznq i sporadycznq przesadE;rw pierwszej fazie ruchu Jezusa trzeba zwr6cic uwagE; na zalozenietych mlodych ludzi czynione od samego poczqtku, ze bycie w Chrystusiepociqga za sobq poczucie i obowiqzek spolecznej i politycznejodpowiedzialnosci. Trzeba tez docenic ich usilowania, by nadacchrzescijanstwu znaczenie w ich wlasnym podkulturowym srodowisku.Do swoich nabozenstw wcielili oni wiele ze zjawisk kontrkultury,rzeczy, kt6re apelowaly do wszystkich zmyslow przy oddawaniuczci Bogu - muzykE; beatowq, barwne swiatla i kadzidlo.Innym bardzo waznym aspektem ich wysilk6w byla dzialalnosc <strong>maj</strong>qcazaradzic naduzywaniu narkotyk6w.Prawie wszyscy wczesniejsi czlonkowie CFW8 uzywali narkotyk6wi w szeregu wypadk6w kontynuowali uzywanie marihuany poprzyjE;ciu chrzescijanstwa. Wielu z nich mialo za sobq tragiczne doswiadczeniaspowodowane uiywaniem narkotykow, albo pomagalo'innym wydobyc siE; z podobnych sytuacji. Og6lnie biorqc ludzi takichpociqgalo zycie w komunach i wsp6lnotach, kt6re z wielkq gotowosciqudzielaly im pomocy. Stawali siE; czlonkami grup, w kt6­rych ludzie rzeczywiscie troszczyli siE; 0 siebie nawzajem i 0 innychpoza wsp61notq, niezaleznie od ich sytuacji zyciowej. Fakt, ze ci,u kt6rych naduzywanie narkotyk6w spowodowalo nawyk lub wrE;cz11 - ZNAK


606CHARLES ROBERTSONnarkomani~, byli w stanie porzucic sw6j nal6g 15 - byl moiliwyprzede wszystkim dzi~ki pelnemu milosci, wytrwalemu podtrzymywaniui wspiemniu przez czlonk6w wsp61not CFW8.LUDZIE JEZUSADruga faza ruchu Jezusa rozpoczyna si~ z rozprzestrzenianiem si~go poza Berkeley. Przez okres pierwszych dw6ch lat ruch ten powoliszerzyl si~ w obr~bie kontrkultury rozwijajl:}cej si~ w rejonieZatoki"San Francisco. Powstawaly chrzescijanskie wsp6lnoty, kt6rebyly bezposrednio czy posrednio zwil:}zane, lub znajdowaly si~ podwplywem CFW8, chociai kaida z nich miala tendencj~ do posiadaniawlasnych cech charak terystycznych 16.Poniewai kontrkultura, a wi~c i ruch Jezusa, rna tendencj~ doskupiania si~ wok6l uniwersytet6w, bylo rzeczl:} naturalnq, ie sposr6dzorganizowanych grup chrzescijan~kich (poza zborami, z kt6rymiCFW8 naw'iqzal kontakty) najwczesniej temu ruchowi okazalyaktywne i bezinteresowne zainteresowanie takie chrzescijanskie organizacjestudenckie jak Campus Crusade for Christ i lInter-VarsityChristian Fellowship (a p6zniej w szkolach srednich organizacjaYoung Life and Youth for Christ). Poczl:}tkowy szybki rozw6j ruchuJezusa, juz rue w obr~bie kontrkultury, ale wsr6d student6w uniwer­.. Nle byto to zjawisko <strong>maj</strong>qcc sw6j poczqtek w ruchu Jezusa czy tez do niegotylko ograniczone. Wraz z coraz w i~k szym uswiadamianiem sobie problemow ekologlcznychI potrzeby ochrony srodowiska naturalnego, kt6re najpierw w Sta ­nach Zjednoczonych staly si~ jednq z glownych kwestii ·spolecznych podnoszonychprzez srodowiska kontrkultury, wlelu mlodych ludzi zacz~lo przeciwstawiac siE:naduzyciom popetnlanym na clele ludzkim przez cywilizacj~ i powslrzymywae si


RUCH JEZUSA 607sytetow, nalezy przypisac kontaktom z tymi organizacjami. Za wyjqtkiempoludniowej Kalifornii, Poludniowego Zachodu i Poludnia,oraz odosobnionych uniwersytetow centralnych Stanow Zjednoczonych,gdzie w politycznie konserwatywnym srodowisku organizacjete nadal si~ rozwijaly, na wi~kszosci uniwersytetow mialy onemale wplywy, niemal obumieraly zagubione w powodzi politycznejdzialalnosci, narkotykow i nowych zainteresowaii religijnych. Ruch.Tezusa wlal nowe zycie i nowego ducha w stare organizacje, ktorepodzielily si~ z nim swym tradycyjnym prestizem. W tym okresiezacz ~to uzywac nazwy "Ludzie Jezusa" zamiast okreslenia "cudacyJezusa" 17. Ruch Jezusa roznil si ~ od tych organizacji propagowanymstylem zycia i zaangazowaniem politycznym, ale poza tym mialwiele z nimi wspolnego (organizacja Inter-Varsity Christian FellowshipVI ostatnich latach stala si~ bardziej swiadoma swej spolecznejroli i zacz~la apelowac do chrzescijan, by powaznie traktowaliswojq odpowiedzialnosc politycznq). Zar owno ruch Jezusa tak i tegrupy wyznawaly teologi~ 0 orientacji ewangelicznej, chociaz ugrupowaniastudenckie byly nastawione bardziej fundamentalistycznie.Jedno i drugie ugrupowanie mniemalo, ze chrzescijaiistwo bardziejpolega na przezyciu emocjonalnym, niz intelektualnym. Takzew obu wypadkach istniala tendencja, by uwazac koscioly za upadle,a siebie za nalezqcych do prawdziwych wybranych (chociaz organizacjestudenckie, a obecnie takze ruch Jezusa, byly od samego pocZqtkufinmsowane przez koscioly). W obu wypadkach dzialalnoscbyla zazwyczaj usytuowana poza kosciolami. Zarowno jedna, jaki druga strona charakteryzowala siE; bardzo ostrymi podzialami wedlugwieku i przynaleznosci klasowej, przy czym wi~kszosc studentowwywodzila si~ z klasy sredniej, a kontrkultura odrzucila mieszczailskiewartosci i styl zycia. ·Skoro jednak w obu srodowiskachstalo si~ modne lIloszenie dlugich wlosow i hippisowskich strojow,wi~kszosc Amerykanow nie byla w stanie rozrozniac obu grup.Ludzie Jezusa pragn~li wyzwolic studentow od ich sztywnej teologiii scislego identyfikowania chrzescijanstwa z mieszczaiiskimiwartosciami i stylem zycia, a rownie:i:, choc w mniejszym stopniu,zainteresowani byli poszerzeniem ich horyzontow politycznych. Studencichcieli przede wszystkim zdobywac wiele dusz dla Chrystusa,szczegolnie tych zagubionych posrod kontrkultury, co w praktyceoznaczalo zdobywanie ich dla mieszczanskiego chrzescijanstwa. LudziomJezusa powiodlo si~ wyzwolenie wielu studentow z ich mieszczanskichzahamowan, m. in. przez wprowadzenie do mlodziezowychnabozenstw wypracowcmych przez siebie form artystycznego11 Patrz przypis 12 powyzej.


608 CHARLES ROBERTSONwyrazu 18. Ale ostatecznie studenci samC! SWq liczebnC! silC! sprawili,ze ruch Jezusa stal si~ ich ruchem.W miar~ wi~c jak ruch Jezusa wychodzil poza srodowiska kontrkultury,wielkie rzesze studentow zacz~ly uwazac si~ za jego przedstawicieli,a chrzescijanskie organizacje studenckie udzielily muczynnego poparcia. W tym samym czasie ruch stal si~ interesujqcydla srodkow masowego przekazu i Koscioly poddaly rewizji swojqpostaw~ wobec niego.SRODKI MASOWEGO PRZEKAZU A RUCH JEZUSASrodki masowego przekazu Sq naturalnie zainteresowane wszystkim,co jest nowe lub niezwykle, a ruch Jezusa byl jednym i drugim19. Do roku 1970-go na Zachodnim Wybrzezu rozwinql si~ . on natyle, ze wszystkie cztery najwi~ksze popularne tygodniki amerykanskie(Life, Look, Newsweek, Time) zdecydowaly si~ opublikowacsprawozdawcze artykuly na jego temat, szczegolnie silnie eksponujqCnajbardziej egzotyczne aspekty, takie jak masowe chrzty w OceanieSpokojnym, czy swiadectwa mlodych ludzi, ktorzy pod wplywemruchu zaprzestali uzywania narkotykow. To wyeksponowaniena skal~ ogolno-narodowq wywolalo ogromnie silnq reakcj~ ze stronymlodziezy, kosciolow i ogolu spoleczeiistwa amerykaiiskiego. Toz kolei nasililo zainteresowanie srodkow masowego przekazu i spowodowalojeslcze wi~ksze wyeksponowanie ruchu, w rezultacie dajCjcobraz znacznie przesadzony w stosunku do rzeczywistych wymiarowi wplywow ruchu Jezusa.Nadajqc rozglos ruchowi Jezusa srodki masowego' przekazu pomin~lysily spoleczne, ktore ruch ten zrodzily i calkowicie zignorowalyjego wczeSniejsze aspekty polityczne. Przedstawialy zazwyczaj ludzi.1ezusa jako hippisow (z gory uwazanych za nastawionych apolitycznie),ktorzy dla Jezusa porzudli "naTkotyki, seks i rewolucj~".W rzeczywistosci jednak relacje STodkow masowego przekazu odnosilysi~ tylko do drugiej fazy Tuchu, w ktorej wiE~kszosc jegoczlonkow stanowili studenci (a wi~c wcale nie hippisi, lecz ludzie naogol nie obciqzeni powazniejszym uzywaniem narkotykow, akceptu­" Opera beatowa Jezus Christ Superstar jest jednym z przyktadow form artystycznych,ktore rozwinE:ty siE: w kontrkulturze. Chociaz nie zostata ona stworzona'przez chrzeScijan, bez kontrkultury i ruchu Jezusa nigdy by siE: nie pojawila.Jej kontrowersyjnosc wywo!a!a w Kosciele konieczn'! i zdrow'! debat~ l1ntemat "chrzeSciJanskiej" sztuki.It Dla szczeg6towego studium, w jaki spos6b srodki masowego przekazu wplywaj,!na zdarzenia, kt6re komentuj,! i na publicznosc, kt6reJ te zdarzenia przeka­:cuj,!, por. MarhaU McLuhan, Understanding Media, New York 1964, McGraw-Hill.


-RUCH JEZUSA 609jqCY tradycyjne mormy iycia seksualnego i w wi~kszosci politycznie ,apatyczni). Fakt, ze tak wielu mlodych ludzi zacz~lo wyglqdac podobniejak hippisi, spowodo-wal, ze zamieszanie bylo nieuniknione,ale srodkom masowego przekazu mozna postawic zarzut, ze nie podj~lygl~bszych badan i tolerowaly daleko idqce uproszczenia w analiziezachodzqcych zjawisk. Wkrotce kazdy mlody czIowiek, ktorymial wlosy pon izej uszu i odrobin~ chrzescijanskich przekonan, byluwazany za uczestnika ruchu Jezusa! W odleglych zakqtkach centrumkraju, gdzie dotarlo niewiele ze stylow kontrkultury, mIodzichrzescijanie w akcie buntu przeciw rodzicom oglaszali, ze odtqd b~dqludzmi Jezusa, i w ten sposob znajdowali usprawiedliwienie dlanoszenia dIuzszych wlosow. Stopniowo ruch Jezusa zaczql wykazywaccechy charakterystyczne dla mody mIodziezowej i ponosic zwiqzanez tym konsekwencje 20. Skoro tylko ruch ten zostal wyeksploatowanyprzez srodki masowego przekazu, dojrzal do tego, by go eksploatowanotakze w rnnych celach.Oczywiscie business amerykanski nie mogl przepuscic okazji. Natychmiastsklepy, ktore zaspokajajq potrzeby mIodziezowe, zacz~lysprzedawac koszulki, proporce, plakaty i nalepki na zderzaki samochodowe,wszystko z wizerunkami i symbolami Jezusa. Popular nipiosenkarze, z ktorych wielu nie mialo juz od wielu lat wi~ k szegosukcesu (jak np. aktor Pat Boone) zacz~li nasycac fale eteru pie,sniamiwiary 21.Business ewangeIizacyjny 22 - ktorego przedstawiciele Sq zazwyczajbardziej spostrzegawczy niz koscioly, gdy chodzi 0 nowe zjawiska- podniosl sztandar i oglosil "Ncwe Wielkie Przebudzenie", cobylo oczywistq aluzjq do Wielkiego Przebudzenia religijnego w Sta­.. Moda mlodzieiowa powstaje w wyniku zainteresowania sil': pewnej liczbymlodych ludzi jakims szczegolnym stylem ubioru, wyrazeniem slangowym, nasta ­wieniem, zabaw'l itd., przy czym inni mlodzi ludzie uwazaj'l, ze nasladow anie tegozainteresowania jest wyrazem wyzszosci nad reszt'l mlodziezy. Jezeli moda takastaj e sil': dostatecznie powszechna, zwraca uwagl': srodkow masowego przekazu.ktore nada j'l jej rozglos, co' daje okazjl': I'oznym producentom do czerpania zystow z niej (oczywiscie producenci tez usiluj'l sami stwarzac mody). Moda takarozrasta sil': wtedy do olbrzymieh rozmiarow, ale w momencie, kiedy sta je sil': powszechna1ub gdy za wielu mlodych ludzi j'l sobie przyswaja, czy t ez gdy zostajeprzyj


\610CHARLES ROBERTSON.nach Zjednoczonych na poczqtku XIX wieku. Ewangelisci cieszqcysi~ opiniq znajqcych j~zyk m!odziezowy (jak np. Dawid Wilkerson,autor ksiqzki The Cross and the SwitchbLade (Krzyz i n6z spr~zynowy)pojawilisi~ na scenie z dlugimi bokobrodami i ' szerokimi krawatami,rOSZCZqC sobie prawo do miejsca w pierwszym szeregu nowejkrucjaty dzieci~cej.Pierwszq reakcjq wi~kszosci kosciol6w !1a najwczesniejsze kontaktyz ruchem Jezusa byto zgorszenie, oburzenie i protest - ich czlonkowiewcale nie rnieli zamiaru wpuscic gromady wstr~tnY'ch hip-.pis6w do swoi'Ch koscio16w! Niekt6rzy Z nich zacz~li si~ jednakopami~tywac, kiedy zorientowali si~, ze c'i mlodii ludl';ie Sq rzeczywiscieoddani Chrystusowi. Koscio!y, po pierwszym szoku, ze zrozumialychwzgl~d6w byly zainteresowane kazdym chrzescijanskimruchem, kt6ry m6g1by przyciqgnqc mlodych ludzi, szczeg61nie dlatego,ze one same ·ustawicznie tracily ich tak wielu.Jednak g!6wnq zaletq ruchu Jezusa, kt6ra zwr6cila uwag~ wi~kszoscikosciol6w i og6lu s polec-zens twa, by! jego domniemany sukcesw odciqganiu mlodych ludzi od narkotyk6w, polityki i rewolucji.Nic nie przedstawia si~ dla przeci~tnego , Amerykanina bardziejprzerazajqco, jak kultura narkotyk6w: jest ona dramatycznym symbolemwszelkiego zla; jakie 8zerzy!0 si~ w spoleczenstwie amerykanskimostatnich dwudziestu lat i calkowitym zaprzeczeniem akceptowanychprzez nie wartosci 23. Dlatego tez ruch Jezusa sprawialwrazenie zeslanego z nieba wybawienia od zagrozenia narkotykami.P onadto, poniewaz przeci~tny Amerykanin w niklym s:bopniupojql, 0 co chodzi w rewolucji studenckiej i odczuwal, ze jego osobistebezpieczenstwo zostalo naruszone przez politycznie aktywnychm!odych ludzi, z radosciq przyjq! pojawienie si~ ruchu, kt6rymoze odciqgnie mlodych od polityki i rewolucji 24 •.. Ostatnio, w Stanach Zjednoczonych powoli dojrzewac zaczyna bolesna swiadomose,ze problem uzywania i naduzywania narkotyk6w przez mlodzie z bledniew porownaniu z problemem uzywania i naduzywania alkoholu, srodkow uspokaj&j/icychi innych lekarstw wsr6d doroslego spoleczenstwa. Ogolnie nie uswiadamianosoble, ze problem narkotykow w caloSci zwi'lzany jest z problemem alienacjii jest jej przejawem w spoleczenstwie amerykanskim, co z kolei wi'lze sill z problemamispoleczny mi i ekonomicznymi. Patrz przypisy 5, 9, 10 powyzej... Najwczesniejsze z przypadkow nawi'lzania formalnych kontaktow milldzy Kosciolamii ruchem Jezusa musz'l bye widziane w swietle usilowan, <strong>maj</strong>'lcych nacelu odci'lgnillCie mlodych ludzi od dzialalnoSci politycznej. W momencie, kiedyCFWS zacz'll otrzymywac poparcie finansowe od konserwatywnych zbor6w W Berkeley,jego gazeta Rtght on zanlechala swojego zaangazowania politycznego, zacZlllanawolywae do osobistej poboznoSci i sprzeciwiae Sill zaangazowaniu sillKosciol6w w kwestie polityczne (patrz przypis 11 powyzej). Ten przyklad czystegocynizmu ze strony kilku zbor6w nie jest reprezentatywny, je:l:eli chodzi 0 p6zniejszekontakty mi~dzy ruchem Jezusa a K9!kiolami, ale jest symbolem sposobu,\V jaki p6Zniej ruch ten zostal "oswojony".


,RUCH JEZUSA 611W ten spos6b w swej drugiej fazie ruch Jezusa zostal przeksztalconyw mod~ mlodziezy z klas srednich 25. Chociaz CFW8 i innekontrkulturowe grupy chrzescijanskie nadal istnialy, zostaly oneliczebnie zdominowane przez student6w i rosnl:jcl:j ilosc uczni6wszk6l srednich, kt6rzy teraz tworzyli trzon ruchu. Nawet i te grupyzacz~ly si~ zmieniac, w miar~ jak studenci zacz~li nawil:jzywac kontaktyz chrzescijanskimi komunami z najblizszego im sl:jsiedztwa.Ostatecznie pozostalosc pierwotnego ruchu albo poddala si~ nowymtendencjom, albo odsun~la si~ tak calkowicie, ze praktycznie znalazlasi~ w zU!pellnej izolacji 26. Kiedy studenckie organizacje chrzescijanskie,szereg lokalnych zborow i niekt6re inne osrodki religijnezacz~ly na szerokl:j skal~ wsp6ldzialac z ruchem Jezusa, wkr6tce stalysi~ jego rzecznikami i w ten spos6b zastl:jpily jego teologi~ swojqwlasnl:j. Gdy ruch Jezusa zostal odci~ty od swoich korzeni w kontrkulturzei gdy 'zaniklo w nim zaangazowanie polityczne, stal si~ oncz~scil:j kultury, kt6rq odrzucal.WCHlONI~C I ETrzecia i obecna faza ruchu Jezusa charakteryzuje si~ tym, ze zostalon wchloni~ty w zycie i dzialalnosc amerykanskich Kosclol6w.W przeciqgu roku, od momentu zainteresowania si~ nim przez gl6wnesrodki masowego przekazu, gazety wszystkich denominacjiw Stanach Zjednoczonych opublikowaly artykuly na jego temat,Ruch ekologiczny zostal na poczqtku przyj


612 CHARLES ROBERTSONjak r6wniez Koscioly pr6bowaly w jakis spos6b nawiqzac z nim kontakt27. Te Koscioly, kt6re utrzymywaly stale kontakty z organizacjamistudenckimi, mialy najbardziej bezposredni dost~p do ruchu.Ale nawiqzrunie jakiegos kontaktu z ruchem Jezusa powiodlo si~wi~kszosci Kosciol6w.Koscioly zacz~ly tworzyc grupy dyskusyjne zajmujqce si~ zagadnieniamiruchu i zapraszac ludzi Jezusa na spotkania z ich zboramii mlodziezq. Grupy z lokalnych zbor6w odwiedzaly ludzi Jezusa naterenie uniwersytet6w i w miejscach ich spotkan. Koscioly zacz~lytakze finansowac konferencje poswi~one ruchowi Jezusa i przywsp61pracy ludzi Jezusa zacz~ly organizowac wiece dla mlodych lu­,dzi. Organizacje wewnqtrzkoscielne zapraszaly ludzi Jezusa illa lokalne,okr~gowe i og6lnokrajowe konferencje koscielne, aby tam skladaliswiadectwa wiary i rzucali wyzwanie Kosciolom. Kosciolytakze zorganizowaly okr~gowe i og6lnokrajowe konferencje na tematmisji, a obecnie proponujq okr~gowe i og6lnokrajowe krucjatyewangelizacyjne, w kt6rych ludzie Jezusa stanowiq gl6wnq atrakcj~ .Kaide spotkanie przebudzeniowe czy ewangelizacyjne ma sw6j kontyngentludzi Jezusa. Wszystkie gl6wne wyznania wykladajq zeswego budietu fundusze dla pracy z "charyzmatycznymi chrzescijanami"(nowo powst2le koscielno-biurokratyczne okreslenie), cz~stokosztem program6w zabarwionych spolecznie czy politycznie.W wielu wypadkach duszpasterska praca wsr6d mlodziezy przeksztalcilasi~ w ewangelizacj~ w Gtylu "hip" 28.Ze wzgl~du na to, ie fundusze dla ruchu Jezusa pochodzq od Koscio16walba bezposrednio, albo posrednio, przez studenckie organizacjechrzescijanskie i tym podobne, jak r6wniei i na to, ie ruch~hociaz w spos6b nieformalny zostal wlqczony w ustalony porzqdekkoscieLny, mozna smialo powiedziec, ze stal si~ on cz~tciq-g16WIlegonurtu amerykanskiego chrzescijanstwa. Stajqc si~ cz~sciq kosciel­" Zabawne rzeczy zdarzaly si~ r.a lamaC'h szeregu konserwatywnych czasopismteologicznych. Ostrzegaly one przed .. przej~ciem" ruchu .Tezusa przez KOSciolyliberalne. Ironiq napelnia fakt, ze ruch .Tezusa utrzymywal kontakty przede wszystkim z Kosciolami fundamentalistycznymi, kt6re odcinajll si~ zar6wno od liberalnychjak i wi~kszych konserwatywnych. Zar6wno konserwatYSci, jak i liberalowierobili wszystko, co bylo w ich· mocy, zeby nawiqzac kontakty z ruchem .Te­ZllEa i przej qC nad nim kontrol~." Nie jest r ZE


: RUCH JEZUSA 613nego programu, powtarzajqC za Kosciolami ich teologiczne enuncjacjei pozwalajqc Kosciolom wyst~powac w swoim imieniu, ruch Jezusastal si~ ruchem tylko z nazwy 29. Tak wi~c w kr6tkim okresieswego istnienia ruch Jezusa przeksztalcil si~ z autentycznego, wolnegoduchem, ale powaznego ruchu w popularnq mod~ mlodziezowq,a potem w quasi-instytucjonalnq przybud6wk~ religijnego Establishmentu.Zwiqzki ruchu Jezusa z jego korzeniami w obr~bie kontrkulturyulegly zmianie na skutek przeksztalcen wewnqtrz ruchu. Najwazniejszai najbardziej godna ubolewania zmiana nastqpila w zakresieoddzialywania na adept6w kontrkultury. Stajqc si~ modq, a p6zniejwr~cz elementem ustalonego porzqdku (nawet do tego stopnia, ze:si~ zorganizowal!), ruch Jezusa utracil pozycj~ i szacunek, jakim siE:


614CHARLES ROBERTSONNajwczesniejsze, najwazmeJsze, najliczebniejsze kontakty ruchJezusa utrzymywa1 z koscio1ami fundamentalistycznymi. Kontaktyte stworzy1y w efekcie szans~ bar!izo tworczej, owocnej i pozytecznejdla obu stron pracy. Mocno akcentujqc wspolne z kosciolami"ewangelicznymi" przezycie nawrocenia, ruch by1 otwarty dla ichwplyw6w teologicznych, ale w zasadzie nie przyswoili sobie sztywnejdoktryny, charakterystycznej dla amerykanskiego fundamentalizmu.Jezeli ekumeniczna perspektywa ruchu zosta1a za w~zonaw wyniku tych kontaktow, nie sta1 si~ on az tak krotkowzrocznyekumenicznie, jak najblizsze mu koscio1y. Odejscie od wymagajqcejetyki spolecznej i nast~pujqcy w wyniku tego zwrot ku ilIldywidualnejpoboznosci Sq najbardziej godnymi pozalowania rezultatamitych kontaktow so.Opowiedzialnosc za odejscie ruchu Jezusa od zaangazowania politycznegoponoszq w duzej mierze koscio1y liberalne, kt6re nie ustosunkowa1ysi~ do niego powaznie w jego najwczesniejszej i bardziejkrytycZJIlej fazie rozwoju, uwaZajqc "cudak6w Jezusa" za jeszczejedno dziwaczne zjawisko nalezqce do kontrkultury, lub za jeszczejeden nieciekawy przejaw neofundamentalizmu. Szczegolnie winniSq tu liberalni duszpasterze uniwersyteccy, poniewaz sposrod wszystkichreligijnych dzialaczy, oni Sq zwykle najblizej zwiqzani z kontrkulturq.Przez to zaniedbanie koscioly liberalne stracily nie tylkookazj~ dopomoze.nia ruchowi Jezusa w rozwini~ciu w pelni dojrza­, lej teologii, ale takze moznoS{: nawiqzania gl~bszych z nim stosunkow.W momencie, kiedy koscioly liberalne zacz~ly wskakiwac nawsp6lny w6zek, przekona1y sit';, ze wit';kszosc miejsc zostala zaj~taprzez koscio1y fundamentalistyczne (jest to takze prawdll w wypad­~ ku kosciol6w konserwatywnych).Jezeli chodzi 0 pozytywny wp1yw, jaki ruch Jezusa wywarl nakoscioly, tak samo jak w wypadku organizacji studenckich, udalomu sit'; do pewnego stopnia uwolnic je od wqskiego identyfikowaniachrzescijanstwa z mieszczanskimi wartosciami i stylem zycia i wpro­.. "Rueh Jezusa, kt6ry odeiqga nastolatk6w od narkotyk6w i przyciqga kh kufundamentalistyeznej wierze, zdobyl wielu wyznawe6w w ostatnieh lataeh. Wydajesi~, lie obeenie w ruehu r.ast~puje rozbieie spowodowane przez r6zne grupy'dogmatyeznymi' interpretacjami takieh r zeezy, jak ehrzest przez ponurza nie, pozamalzenskie:lyeie pleiowe i w og6le zrozumienie Blblii. Wydaje si~, ze jedynaI'zeez, na kt6r


RUCH JEZUSA 615wadzie swoje formy wyrazu artystycznego do zycia koscielnego i nabozenstw(formy wyrazu artystycznego wprowadzone przez ruch.Jezusa byly dra wielu bardzo mile widzia ~q innowacjq, poniewa;i:w wielu kosciolach dzielnic podmiejskich nabozenstwa Sq potwomienUdne). Udalo im si~ takze rozbudzie wiele kosciol6w i sprawie,ze wielu ludzi ponownie zacz~lo si~ cieszye z tego, ze Sq chrzescijanami.W mniejszym stopniu ruch dopom6g1 kosciolom w radzeniusobie z problemem narkotykow.POWROT DO UTOPIISpoglqdajqc wstecz widzi si~, ze po pierwszej fazie rozwoju ruchJezusa w szybkim tempie przeszedl koleje charakterystyczne dlawszystkich ekstatycznych ugrupowan i utopijnych ruch6w w historiiStan6w Zjednoczonych. Rozpoczql si~ jako zjawisko podkulturowe,odrzucajqc wartosci i styl zycia dominujqcej kultury. Widzialsiebie - w przeciwstawieniu do kosciol6w - jako grup~ wybranychw zgubionym i grzesznym swiecie. Tak jak wczesniejsze odniego ruchy, posiadal swiadomose mesjanistycznq i chiliastycznq;miat si~ za sil~ duchowq i moralnq, sil~, kt6ra rozbudzi swiat tuzprzed naglym i niedalekim nadejsciem momentu eschatologicznego''''ypelnienia si~ dziej6w.Amerykanskie ruchy byly albo radykalnie reformistyczne, czy na-:wet rewolucyjne albo utopijne, w tym sensie, ze wycofywaly si~ zespoleczenstwa i usilowaly stworzye "miasto na wzg6rzu, kt6re rnabye drogowskazem dla tego zagubionego i cierpiqcego kraju" (w tenspos6b okreslali siebie purytalIlie w New England w XVI w . - przyp.Hum.). Ruch Jezusa na roznych stopniach swego rozwoju byl mieszcminqobu tendencji, kt6re byly reprezentowane w jego dzialalnoscipolitycznej, jak r6wnie;i: w wycofywaniu si~ szeregu grup tworZqcychkomuny wiejskie. Silny nacisk na ekstatyczne przezycie religijne(jak i podobne zainteresowania ze strony kultury narkotyk6woraz adept6w religijnych przezye wlasciwych religiom Wschodu) jesttypowy dla amerykanskich ruch6w religijnych i utopijnychi w ogole dla amerykanskiego typu religijnosci. Wszystkie rodzimeamerykanskie koscioly powstaly w podobnych okolicznosciach,a na wszystkie amerykanskie koscioly wywodzqce si~ z Europyzjawisko to wywarlo radykalny i daleko idqcy wplyw.Jedynie w tym okresie historii arrierykanskiej, kiedy jeszcze istnialyniezaludnione tereny na zachodzie kraju, radykalne spolecznei religijne ruchy mogly dluzej zachowywae swoj skrajny charakteri to tylko dzi~ki osiedlaniu si~ na pustkowiu, daleko od cywilizacji


616 CHARLES ROBERTSONi wywieranych przez ni q represji. Wiele z pierwszyeh amerykanskichgrup osadniczych opuscilo Europ~ z tyeh wlasnie powod6w.W momencie, gdy cywilizaeja obj~la juz swym zasi~giem caly kontynent,radykalna faza rozwoju tego typu grup z konieeznosci musiszybko ust~powac. W obliezu ekonomieznyeh i polityeznyeh represji,a takze sankeji ze strony polieji i boj6wek, grupy radykalne albozostajq ealkowicie rozbite (jak w wypadku wi~kszosci skrajnych radykat6wi rewoluejonist6w w 'St. Zjednoczonyeh), alba odizolowujqsi~ fizycznie i spoleeznie w najwi~kszym mozliwym stopniu (jak touezynila cz~sc srodowisk kontrkultury). Jedni wycofujq si~ na pozycjenieszkodliwego ezysto ideologicznego radykalizmu, porzucajqcnajbardziej skrajne praktyki (jak to uezynilo wiele grup kontrkultury),inni ,calkowicie poddajq si~ dominujqcej kulturze (jak to uczy·­nil ruch Jezusa, chociaz jego obecny fundamentalizm teologiczny jestjednak pewnq formq ideologicznego radykalizmu).Tak wi~c w krytyeznym okresie, gdy ruch Jezusa byl jekzcze utopijnqsektq religijnq doznajqcq represji ze strony spoleezeilstwa,przyciqgnql on wielkq liczb~ studentow, zainteresowal srodki masowegoprzekazu i wkroczyl na scen~ jako popularna moda. W wynikutego normalny proces kulturowego przystosowania zostal ogromnieprzyspieszony i ruch J ezusa prawie z dnia na dzien zostal przeksztalconyw mlodzieilowe, ewangelizacyjne rami~ -religijnego Establishmentu.NARKOTYKI I CUDAKoseioly i ogol spoleezenstwa najbardziej przekonywala do ruchuJezusa jego opinia, ze potrafi zaradzic problemowi naduzywanianarkotyk6w, Jednak domniemane osiqgni~cia ruchu w tej dziedziniezaslugujq na powaznq krytyk~. We wczesnym okresie, kiedy ruehbyl jeszcze cz~sciq kontrkultury, odni6sl szereg uzasadnionych sukces6w'TV pracy z mlodziezq uzywajqcq narkotyk6w. Przyczyny ichbyly r6zne. Przede wszystkim prawie wszyscy ludzie Jezusa tegookresu sami dawniej uzywali narkotyk6w, a wi~c znali si~ na nich,znali ich wszystkie odmiany, wiedzieli, jakie Sq skutki ieh uzywania, 'a takze znali do pewnego stopnia sposoby leezenia symptom6wi reakcji wywolywanych przez naduzywanie r6znych narkotyk6w.Ci, kt6rzy sami kiedys uzywali narkotyk6w w duzych ilosciach, posiadalibezposredniq znajomosc dynamiki proces6w zwiqzamyeh z odstawienierri.narkotyk6w i mogli swoim doswiadczeniem podzielic sip'z innymi. Z duzym zaangazowaniem pracowali wsr6d przychodzqcychdo nieh, cz~sto bardzo wyniszczonych mlodyeh ludzi, wprowa­


RUCH JEZUSA 617dzaIi ich w swoje wsp6lnoty, kt6re stawaly si~ dla nich olbrzymimoparciem.W pracy z ludzmi uzywajqcymi narkotyk6w ludzie Jezusa nie myliIi(w przeciwienstwie do niekt6rych rozpowszechnianych przez nichbroszurek) przezycia nawr6cenia i poswi~cenia si~ Chrystusowi z decyzjqrzucenia narkotyk6w. Uwazali, ze Sq to d wi e decyzje podej··mowane przez jednostk~ oddzielnie. Obie powyzsze decyzje w zyciuczlowieka, kt6ry rzucH narkotyki i zostal przyprowadzony do Chrystusa,mogly nast~powa e jedna po drug,iej, lub jedna mogla bye konsekwencjqdrugiej, a nawet w umysle danej osoby mogly si~ zlacw jednq; niemniej nie byly one w rzeczywistosci jednq i tq samq decyzjq.Od strony metody post~powania ludzie Jezusa starali si~ najpierwdopom6c jednostce w uporaniu si~ z najpilniejszymi potrzebamizwiqzanymi z naduzywaniem narkotyk6w a dopiero potem przyprowadzalijq do Chrystusa. Takie podejscie jest oczywistq koniecznosciqw wypadku, gdy dana osoba pilnie potrzebuje pomocy z powodugroznych nieraz dla zycia reakcji na narkotyk, ale jest w og6le odpowiedniew kazdym kontakcie z uzywajqcymi narkotyk6w, gdyzw ten spos6b okazuje si~ im rzeczywistq zyczliwosc i trosk~ . Ta czyinna osoba mogla przyjqc Chrystusa, zanim udalo jej si~ calkowieiezwalczyc nal6g, ale waznym by! fakt, ze decyzja porzucenia naloguzostala juz podj~ta. Bardzo rzadko bywalo tak, ze ktos zostal przyprowadzonydo Chrystusa, zanim rzuei! narkotyki, a jezeli tak bywalo,to tylko w wypadku mlodych ludzi, kt6rzy nigdy w powazniejszymstopniu nie byli dotkni~ci nalogiem, nie byli narkomanami,nie byli psychologicznie uzaleznieni od uzywania narkotyk6wi nie uzywali ich stale.Po podj~ciu decyzji rzucenia narkotyk6w, w zyciu jednostki wyst~pow~lapustka, kt6rq dawniej wypelnia! nal6g, pustka tym wi~ksza, im wi~kszq rol~ zyciowq odgrywaly narkotyki. Decyzja przyj~ciaChrystusa wypelniala t~ pustk~ i im silniejsze bylo to nowe poswi~cenieu danej jednostki, tym wi~ksza byla szansa unikni~cia nawrotudo nalogu.Wazny jest takze fakt, ze tych mlodych ludzi wprowadzano dowsp6lnoty, gdzie znajdowali oparcie, bez kt6rego rehabilitacja jest~rawie niemozliwa, a powr6t do nalogu prawie nieunikniony. Decyzjaporzucenia narkotyk6w i decyzja p6jscia za Chrystusemwzmacnialy si~ nawzajem i obie znajdowaly oparcie we wsp6lnocie.Po podj~ciu tych dw6ch waznych i trudnych decyzji jednostka by··la psychologicznie przygotowana do zycia wolnego od narkotyk6wi w pelni poswi~conego Chrystusowi.Podstawowq s~aboseiq metody stosowanej przez ludzi Jezusa bylo


618CHARLES ROBERTSONzdarzajqce si~ czasami nadmierne liczenie na skutecznose modlitwyi poleganie na wewn~trznej sile jednostki w wypadlmch, gdy istnia­1a oczywista potrzeba fachowej pomocy lekarskiej (np. w wypadku,gdy ktos uzywa wielu narkotyk6w i na skutek ich naduzycia jestw stanie uniemozliwiajqcym porozumienie, rzeCZq niezwykle trud-­nq jest postawienie diagnozy i zastosowanie wlasciwych srodk6w.Zwykle jednak w takich sytuacjach korzystano z pomocy jednejz licZ!Ilych w Berkeley i w rejonie Zatoki San Fra:ncisco bezplatnychklinik, czy osrodk6vJ udzielajqcych pomocy w wypadkach naduzycianarkotyk6w).Wszystko, co zosta1o dotychczas napisane, nie odnosi si~ do pMniejszychfaz ruchu Jezusa (i moze odnosie si~ do koscio16w i og61uspoleczenstwa jedynie wtedy, gdy problem narkotyk6w traktuje sip,powaznie, liczqc si~ z dynamikCl proces6w rehabilitacji)31. Srodkimasowego przekazu skupily uwag~ na "cudownych" uzdrowieniachnarkoman6w (a wyleczenie czlowieka, kt6ry byl zdecydowanym narkomanemjest rzeczywiscie cudem). Niewlasciwie przedstawianozwiqzek istniejqcy pomi~dzy decyzjq i aktem porzucenia narkotyk6w,a decyzjq i aktem oddania sip, Chrystusowi. Relacj~ t~ interpretowanow spos6b sztuczny i jednostronny (np. twierdzqc, ze poprzyj~ciu Chrystusadana osoba byla w stanie rzucie narkotyki; albagorzej, gloszqc wr~cz, ze kiedy ktos przyjql Chrystusa, znikala jegopotrzeba uzywania narkotyk6w). Cala sprawa zostala jeszcze bardziejzawiklana przez fakt, ze obie decyzje i oba akty by1y ze sobqmieszane przez osoby, kt6re je uczynily i, co jest zrozumia1e, w uniesieniuradosci i entuzjazmu cz~sto pomijano konieczne rozr6znieniew publicznie skladanych swiadectwach 0 nawr6ceniu. Trzeba jeszczedodae, ze w kontekscie skladania swiadectwa 0 nowozdobytejwierze i poswi~ceniu si~ Chrystusowi, cudowny aspekt uzdrowieniabyl nie tylko najlatwiejszym wytlumaczeniem, ale w wi~kszo sci wypadk6wnajbardziej zrozumialym i latvvym do przyj~cia przez sm ­chaczy.jednak najbardziej wprowadzajqce w blqd swiadectwa Sq skhi.daneprzez mlodych ludzi z klas srednich, "kt6rzy dawniej uzywalinarkotyk6w" (tzn. czasami pr6bowali palie marihuan~, tak jak toczyni wi~kszose mlodziezy mieszczanskiej), a potem stali si~ ludzmiJezusa. rch "zycie w grzechu" moglo bye psychologicznym i fizjolo­11 Najlepiej prosperujqcymi osrodkami dajqcymi pomoc w wypadkach naduzyc.ianarkotykDw w Stanach Zjednoczonych byly osrodki organizowane loka lnie dlapewnego rejonu zaopatrzone w fachowe wyposazenie i sil


~ UCH JEZUSA 619gicznym odpowiednikiem przypadkowego WypICla paru kieliszk6ww6dki, ezy paru butelek piwa. Ich decyzja p6jscia za Chrystusem niebyla wyrazem zadnej rzeczywistej decyzji odnosnie narkotyk6w, poniewaznigdy nie byli od nich uzaleznieni. Jednak w wygIaszanymz zapalem swiadectwie chcieli skontrastowae sw6j stan po nawr6ceniuze stanem sprzed nawr6cenia i w tym celu poslugiwali si~ najbardziejpopularnq formulq budzqcq poklask tlumu. Niestety rozprze:?trzenianiemylmych poglosek 0 naglych cudownych uzdr9wieniachnarkoman6w zarzucie mozna nie tylko srodkom masowegoprzekazu lecz r6wniez religijnej prasie i kosciolom. Wszystkie oneprzyjmowaly swiadectwa dotyczqce narkotyk6w na wiar~ i nikt niepokusil si~ 0 przeprowadzenie koniecznych badan i 0 rzeczowq krytyk~.Wi~kszosc kosciol6w gotowa byla zaakceptowac to, co m6wilio sobie i 0 narkotykach ludzie Jezusa i piszqca 0 nich prasa. Powodemtej tendencji byl fakt, ze same Koscioly mialy slabe teologiczniezrozumienie cud6w i co wi~cej brak im bylo rozeznania w problemienarkotyk6w, nie znano tez dynamiki procesu rehabilitacyjnego(i to pomimo wielu dziesi'ltk6w lat pracy rehabilitacyjnej wsr6d alkoholik6w).Przede wszystkim jednak dominowal l~k przed proble..,mem narkotyk6w, ruch Jezusa wydawal si~ prostym rozwiqzaniem.Zamiast powaznego i pelnego zaangazowania si~ w dzialanie narzecz rozwiqzania tego problemu narkotyk6w (tak jak to niekt6rekoscioly uczynily, a wiele innych zaczyna w tej chwili robie) i ' pod··j~cia koniecznej cie:zkiej pracy, wiele koscioI6w utrzymujqcych kontaktyz ruchem Jezusa niestety poszlo Iatwiejszq drogq, ostatecznieprowadzqcq do katastrofy. Prawdziwe, gl~bokie zaangazowanie koscioI6ww problem narkotyk6w moze spowodowae, ze duszpasterzeb~dq w stanie rozpoznae cud, kiedy go zobaczq napr~wd~, zamiastwmawiae swoim wiernym prymitywnq koncepcj~ cud6w. W owoc,achtrudu ludzkiego podejmowanego w psychologicznych i spolecznychwarunkach niemal przekreslajqcych wszelkq nadziej~ moznarozpoznac dzialanie i dar Ducha Swi~tego w ludzkiej sytuacji.PROROCZY OUCHNajwazniejszym pytaniem, kt6re nalezy sobie postawie w zwiqzkuz ruchem Jezusa, to pytanie, czego koscioly dzisiaj mogq si~ na··uczye z jego doswiadczen. Kryje si~ ironia w fakcie, ze wi~kszosciz tych lekcji koscioly wielekroe miaJy moznose nauczye si~ w historiichrzescijatJ.stwa, ale wciqz mUSZq uczye si~ ich od !Ilowa.Jednq z wi~kszych wartosci ruchu Jezusa bylo wykazywanie, zeI


620CHARLES ROBERTSONbye chrzescijaninem niekoniecznie znaczy bye burzujem. Ruch Jezusadowodzil rowniez, ze poswi~cenie Chrystusowi moze w pelnizostae wyrazone w wartosciach, stylu zycia i zainteresowaniachkulturowego lub podkulturowego srodowiska (czego zYWq demonstacjl\od lat byly murzyilskie koscioly w Stanach Zjednoczonych).Psychologiczny uraz, kt6rego doznala wi~kszose amerykaiiskichchrzescijan i kosciol6w w pierwszym zetkni~ciu z hippisami-chrzescijanami,byl prawdopodobnie najbardziej dramatycznym i potencjalniewyzwalajqcym doswiadczeniem Ducha, jakie wydarzylo si~na przestrzeni wielu lat.Rzeczq chyba jeszcze donioslejszq jest to, na co wskazuje kooptacjaruchu Jezusa zasymilowanego przez ustalony porzqdek: do chrzescijaiistwainstytucjonalnego i akceptujqcego ideologi~ dominujqcejklasy spolecznej trzeba zawsze odnosie si~ z nieufnoSciq - musi onostale podlegae oSqdowi Ewangelii. Establishment, czy to koscielnyczy swiecki, musi alba wchlonqe, alba zepchnqe na margines grupy,kt6re atakujq jego autorytet i kwestionujq wiernosc wobec zasad,kt6re glosi. Establishment bez wqtpienia uzyje teologii, czy ideologiidla wlasnego usprawiedliwienia i wsparcia i zaatakuje swoich przeciwnik6w'nie zwazajqc na prawd~. Amerykaiiski Establishment religijny,protestancki i katolicki musi przezwyci~zyc og6Inq tendencj ~do identyfikowania chrzescijaiistwa ze status quo, a takze sakralizowaniaswieckiego Establishmentu i jego wartosci.Koscioly <strong>maj</strong>q wiele do nauczenia si~ od ruchu Jezusa w jegowczesnej fazie, gdy chodzi 0 skutecznq dzialalnosc w srodowiskachkontrkultury, a zwlaszcza 0 problem narkotyk6w. Najwazniejsza lekcjabrzmi: jezeli Kosci6l oferuje ludziom Ewangeli~ p r zed zaj~ciemsi~ ich bezposrednimi ludzkimi problemami (n~dza, narkotyki,niesprawiedliwosc spoleczna etc.) to daje im kamieii zamiast chleba.Ewangelia jest podana prawdz'iwie wtedy, gdy najpierw uznane i zaakceptowanejest czlowieczeiistwo danej osoby, czego wyrazem jesttroska 0 jej podstawowe potrzeby. Kiedy tak si~ dzieje, Ewangeliaprzekazana w formie slownej zostaje rozpoznana jako poslannictwogloszqce, ze nalezy czynic to wlasnie, co dla danego czlowieka juzuczyniono w Chrystusie. Ponadto Kosci6l uczy si~ zye tak, jak toczynil Chrystus, wsr6d celnik6w i grzesznik6w,' spotykajqc ludzii pracujqc z nimi w kontekscie ich zycia i doswiadczeii. Nie jest torzeCZq trudnq, kiedy Kosci6l rna do czynienia z ludzmi z tej samejklasy, ale bardzo trudnq rzeczq jest przyjqc t~ Iekcj~ i wcielac jqw zycie, kiedy rna si~ do czynienia z tymi, kt6rzy odrzucili spoleczeiistwoi kt6rzy przez nie zostali odrzuceni.Fakt, ze ruch Jezusa nie zdolal wytrwac przy swym pierwotnymzaangazowaniu politycznym, jest proroczym ostrzezeniem dIa · kos­•


'RUCH JEZUSA 621ciol6w - ostrzezeniem przed ryzykiem zwiqzanym z popularnosciqi Qg6lnym szacunkiem. Przejscie kosciol6w amerykanskich na pozy-­cje konserwatywne jest uchyleniem si~ od wymog6w spolecznych,ktore naklada Ewangelia i tym samym jest odst~pstwem od samejEwangelii. Zaangazowanie chrzescijanskie wymaga, by w moralnosciwidziec raczej spoleczny niz czysto prywatny spos6b post~powania.Ruch Jezusa byl po cz~sci protestem przeciw historycznej tendencjikosciol6w chrzescijanskich do intelektualizowania przezycia religijnegoz wylqczeniem tresci emocjonalnych. W swoim kr6tkimokresie istnienia ruch wni6s1 wiele nowego zycia i ducha do pobielanychgrob6w, ktorymi Sq amerykailskie Koscioly. Ale protestten jest jednak czyms wzgl~dnym , poniewaz do specyficznej tradycjiamerykanskich Kosciol6w nalezy przesadne akcentowanie emocjonalnegoaspektu przezycia religijnego, a na przestrzeni calej historiikultury amerykanskiej mozna zauwazyc og6lny prqd antyinte-·lektualny 32. Protest ruchu Jezusa mozna uznac za przejaw tej tendEncji,ale wlasciwszymb~dzie powiqzanie go z religijnym wymiaremkontrkultury, w ramach kt6rej jest on protestem przeciw technologizacjizycia amerykanskiego i przeciw kulturowej alienacji. Dlakosciol6w oznacza to postulat ll.ktywnego udzialu w walee przeciwsHorn dehumanizacji.Kosci61 - a szczegolnie koscioly protestanckie, pomimo doktrynyecclesia reformata, semper reformanda - Sq niemal zupelnie niezdolnedo samorzutnego podejmowania reform od wewnqtrz. Dlategotez ruchy reformatorskie nieuchronnie Sq zmuszone do oddzialywaniana Kosci61 spoza niego (przy wsp6lpracy garstki rzeczywistychreformatorow znajdujqcych si~ wewnqtrz Kosciola). Kazdyruch reformatorski musi wymykae si~ pr6bom calkowitej i nieuchronnejkooptacji przez Kosciol, -ktora ostatecznie zabilaby jegoducha. Ruch Jezusa nie rozpoczql si~ jako ruch reformatorski i rzadkonosi! si~ 'z zamiarami reformowania kosciol6w, ale ze wzgl~duna jego p6Zniejsze kontakty z kosciolami i wplyw, jaki na nie wywar!,de facto spelnial funkcj~ reformatorskq. Gdyby w wi~kszymstopniu ruch ten widzial si~ w takim swietle i dzi~ki temu byl barc:lziejswiadomy swojej roli i strzegl jej, moglby bye mniej podatnyna kooptacj~ i wywrzee wi~kszy wplyw na koscioly. Ale rownoczesnie,gdyby wie:ksza ilose chrzescijan w Kosciele miala si~ na bacznoscii zauwazala znaki czasu w Kosciele i spoleczenstwie, to r6w­II Patrz Richard Hofstadler Anti-intenectualism in American Life (Antyintelek ­tualizm w zyciu amerykanskim), New York 1955, Random H ouse.12 - ZNAK


622 CHARI,ES ROBERTSONniez stosunki mi~dzy ruchem Jezusa i kosciolami moglyby bye lepszei bardziej owocne. W obecnej dobie Duch Swi~ty cz~sciej zdajesi~ przemawia do Kosciola poprzez kontekst jego spolecznego i kulturowegootoczenia; niz z wn~trza Koscioia jako takiego.Ci, ktorzy <strong>maj</strong>ll uszy do sluchania, niechaj sluchajll.ANEKSCharles RobertsonHum E. P.Artykul pt. Jesus People (Ludzie Jezma), ktorego autorami SllMary White Harder, James T. Richardson i Robert B. Simmonds,opublikowany w czasopismie Psychology Today (VI, 7 grudzien,1972) str. 45-50, 110-113, niestety dotarl do autora za pOzno. abymogi zostac przedyskutowany i wIllczony do powyzszego opracowania.Zamieszczamy streszczenie tego artykulu ilustrujllcego wielez wnioskow wycillgni~tych powyzej.Omawiana grupa jest dobrze zorganizowanll komunll utopijn.qPewna liczba takich wspolnot wchodzi w sklad ruchu Jezusa, chocjako calosc ruch jest luzno ukonstytuowany i jego czIonkowie zazwyczajnie Sll mu az tak radykalnie oddani.Referowany artykul jest wst~pnym sprawozdaniem z badan prowadzonychnad gruPIl Christ Commune (tej nazwy nie okreslajllcblizej 0 jakll grup~ chodzi uzywajll autorzy). Jest to jedna z najlepiejzorganizowanych i najszybciej rosnqcych liczebnie sekt w ruchu Jezusa,bardziej zywotna nawet, zdaniem autorow, niZ slynna sekta"Children of God" (Dzieci Boze). Komuna istnieje od dwoch lat i jestusytuowana w zachodnich Stanach Zjednoczonych. Organizacja, ktorejkomuna podlega, istni~je juz od czterech lat i posiada 35domow, szereg gospodarstw rolnych na Zachodnim Wybrzezu i malqflot~ rybackq. Oblicza si~ , ze sekta ta posiada ogolem od 600-800czlonkow i nieruchomosci 0 wartosci okolo miliona dolarow. Domzamieszkaly przez komun~ jest uzywany przez sekt~ jako osrodekletni dla okolo stu osob, ktore z k0l1cem lata rozjezdzajll si~ do roi;­nych innych domow, gdzie prowadzi si~ szkolenie dla przyszlychprzywodcow, przygotowuje si~ ludzi do pracy w grupach misyjnych.Badacze sp~dzili w komunie miesiqce letnie 'lat 1971 i 1972 i planuj4tam powr6cic w przyszlosci (artykul jest oparty glownie na danychuzyskanych w 1971 roku). Mieli oni moznosc przeprowadzicwywiady z 95% czlonk6w sekty przebadanych podczas obu lat, chociazstatystyki podane ponizej Sq oparte 0 88 wywiad6w przeprowadzonychw lecie 1971 roku.


• RUtH JEZUSA 623R6inice wieku braci i si6str, jak oni siebie nazywajq, wahajq si~przewainie mi~dzy 18 i 24 dajqc przeci~tnq 21 lat. Najmlodszymczlonkiem byla 15-letnia dziewczyna, a najstarszym 30-letni m~zczyzna.W lecie 1971 roku tylko 15% grupy stanowily kobiety, na. poczqtku lata- 1972 roku 25% grupy stanowily kobiety, a z koncemlata proporcja ta wzrosla do 35% (procenty te Sq cz~sciowo reprezentatywnedla populacji, z kt6rej wywodZq si~ czlonkowie komuny.JEst niq kontrkultura, w kt6rej sklad wchodzi nieproporcjonalniewysoka liczba m~iczyzn; jednoczesnie te procenty odbijajq nastawieniedo r6l seksualnych, jakie panuje w komunie; patrz niiej).Wsr6d czlonk6w znalazl s1~ tylko jeden Murzyn, reszta sami biali.67 czlonk6w rna za sobq najmniej 12 lat wyksztalcenia, a przeci~tnawynosi. 12,2 lat. Kilka os6b mialo tylko 3 lata formalnego ksztalcenia,kilka ucz~szczalo na studia podyplomowe. 20-tu z 74 m~iczyz nodbylo sluib~ wojskowq. Podczas dw6ch lat przed przylqczeniem si~do Christ Commune przeci~tny jej czlonek podejmowal r6ine, ni-.skoplatne, nudne pr ace. Wst~pujqC do komuny czlonkowie Sq zobowiqz:=miposwi~cic si~ calkowicie, wyrzec si~ wszelkich d6br materialnychi nigdy rue usilowac ich odzyskae. Grupa takie zach ~caswoich czlonk6w do zerwania zwiqzk6w ze swiatem zewn~trznym,nie wolno im opuszczae osrodka ani nawet telefonowae bez zgodypastora . Geograficzne odosobnienie komuny umacnia jej izolacj


624 CHARLES ROBERTSONuprzednio uzywajqcych narkotykow 45% uzywalo ich codziennieprzez pewien czas. 21 osob uzywalo pochodnych opium alba kokainy,43 osoby uzywaly narkotyk6w psychedelicznych (np. LSD), a tylkosiedem osob stwierdzilo, ze uzywalo wyl1:!cznie marihuany. Narkotykiodgrywaly uprzednio waznq rol~ w zyciu 51 czlonkow, a 65stwierdzilo, ze wi~kszose ich znajomych pozostajqcych poza komunquzywala narkotykow. (Badacze dodajq, ze niekt6rzy czlonkowie grupy"znalezli Chrystusa" przed wst9pieniem do niej i zmiana w ichpost~powaniu w niektorych wypadkach zaczyna si~ od daty nawrocenia. Inni rzucili palenie tytoniu na pewien czas przed przystqpieniemdo grupy, gdyz zainteresowali si~ narkotykami, albo zupelnieporzucili narkotyki i uzywki a zacz~li wprawiae si~ w stany ekstatycznepoprzez kontemplacj~ przyrody).86% czlonkow uprzednio akceptowalo przedmalienskie wsp61zycie.seksualne, a obecnie czyni to 5%. Postawa wobec seksu zgodnaz fundamentalistycznq teologiq. gloszqcq, ie przyjemnosci ciala S9grzeszne, pociqgn~la za sobq powstanie wielu powaznych trudnosci.Przedstawiciele obu plci stwierdzajq, ze pragnienia seksualne rzeczywiscieSq dla nich problemem. Teoretycznie mi~dzy m~zczyznamii kobietami w komunie panuje rownose, poniewaz wszyscy chrzescijanieSq r6wni w oczach Pana, ale rownoczesnie w fundamentalistycznymzrozumieniu Pisma Swi~tego gl~boko zakorzeniona jestmysl, ze Bog przygotowal wlasciwe miejsce dla kazdego swegodziecka i aby bye dobrym chrzescija:ninem, trzeba nauczye si~ przyjmowaeto miejsce. Kobiety spelniajq w komum.'ie !role pomocniczei podrz~dne. Okreslajq swoje role w stosunku do Boga, a nie wobecm~iczyzn, widzqc w czynnosciach uslugowych wype:tnianie obowiqzkownakazanych przez Pana. Ich nastawienie wyraia cz~sto powtarzanezdanie: "Czyz nie jest to blogoslawienstwem, ze wiemy, jakiejest nasze miejsce".Grupa zach~ca swoje czlonkinie, aby dzielily si~ swoimi problemami(odnosrrie do ich rali jako partnerek 5eksualnych) z siostrami,ktore Sq "starsze w Panu", alba z pastorami (ktorzy wszyscy Sq m~z­.czyznami). Jedna siostra rna tytul diakonisy, ale jej autorytet jestograniczony tylko do innych kobiet, a w pierwszym rz~zie do ichobowiqzkow kuchennych. (Badacze nie informujq, czy pastorowie s,!ordynowani, czy Sq czlonkami uznanych Kosciolow i w jaki spos6bSq mianowani na pastorow), "Starsze" siostry przewidujq zaistni,e:nietrudnosci u nowicjuszek i s~uiq wszelkq pomocq nowo przy>byly:m, bymogly one przyjqe swoje nowe role. Wspolczujq osobom cierpiqcymz powodu trudnosci seksualnych, ale rugdy nie podajq w wqtpliwoseprawidlowosci reguly. Oczekuje si~ od czlonkin grupy, aby ubieralyf)i~ i zachowywaly w taki sposob, by nie powodowae u m~zczyzn


,RUCH JEZUSA 625w komunie cielesnych pragnien. To nastawienie uwalnia m~zczyznod odpowiedzialnosci i powoduje, ze kobiety akceptuj!! fakt, ze ichC'iala mog!! bye h6dlem grzechu.Podczas lata 1972 roku niekt6re z kobiet wyrazily jednak niezadowoleni.eze swojego "miejsca". Luzne suknie si~gaj!!ce po kostkiust1lpily miejsca sulmiom bardziej stylowym i dopasowanym do figury.Niekt6re z kobiet zacz~y pracowae w polu, a niekt6rzy m~zczyznizacz~li ochotniczo zglaszae si~ do pracy w kuchni. Badacze doszlido wniosku, ze niski status kobiet w komunie byl jed!nym z powod6wich malej procentowo liczby w grupie. Uwazaj!!, ze zmianyzachodz!!ce w stylu ubior6w i w podziale pracy s!! cz~sciowo wysHkamizmierzaj!!cymi do przyci!!gni~cia i zatrzymania wi~kszej iloscim~zczyzn. "Wi~cej si6str oznacza wi~cej braci." Zadna grupa "kt6ranie posiada wystarczaj!!cej ilosci kohiet, nie moze spodziewae si~, zepodtrzyma zainteresowanie i poswi~cenie wszystkich m~zczyzn doniej nalez!!cych".We wsp6lnocie zwracano szczeg6lnq uwag~ na tworzenie si~ pari powstawanie malzeilstw, kt6re przyczyniaj!! si~ do umocnienia mi~dzyosobowychwi~zi wewn!!trz sekty, co jest czynnikiem decyduj!!­cym 0 utrzymaniu si~ grupy. Zach~ca si~ do "chodzenia ze sob!!",ale scisle je ogranipa. Mozna widziec pary trzy<strong>maj</strong>!!ce si~ za r~ce,ale poza tym nie obserwuje si~ innych jawnych oznak uczucia. Zapozwoleniem pastora, para moze bye zar~czona przez szese miesi~cy,ale w tyro okresie musz!! na trzy miesiqce odseparowac si~ od siebie(przeniese si~ do innego domu, nalezqcego do grupy alba na inn!! farm~).Pary malzenskie nawi!!zuj!! bliskie stosunki z paralI'i zar~czonymi,w ten spos6b przygotowuj!!C je do ich przyszlych r6l. Niekt6rez zar~czonych si6str, z kt6rymi przeprowadzono wywiady, by­Iy bardzo swiadome tego, ze uczono je, gdzie jest "miejsce kobiety".Od par malzenskich oczekuje si~, ze b~d!! mialy dzieci "tak jakB6g chce". Doustne srodki. antykoncepcyjne, jak r6wniez sztuczneprzerywanie ciqzy s!! "tabu", ale calose kierownictwa m~skiego akceptujeinne metody kontroli urodzin. Organizacja utworzyla dwieszkoly (przedszkole i szkol~ podstawow!!) dla 50-100 dzieci swoichczlonk6w. Grupa planuje ksztc>Jcenie dzieci zgodnie z zasadami sekty.Przed przyst!!pieniem do wsp6lnoty 42 czlonk6w uwazalo siebie zapolitycznie radykalnych lub liberalnych, 14 za umiarkowanych albokonserwatyst6w, a 27 stwierdzilo, ze nie byli zainteresowani polityk!!.Obecnie tylko czterech uwaza si~ za politycznie radykalnych lubliberalnych, a 71 czlonk6w nie reprezentuje zadnych postaw politycznychlub calkiem przestalo interesowae si~ politykq. "Zapytalismyich, w jaki spos6b mozna zmienie spoleczenstwo bez angazowa­


626 CHARLES ROBERTSONnia si~ w polityk~, odpowiedzi byly zgodne z wlasciwym komuniefundamentalizmern religijnym: 'jedylllq drogq, by zmienic spoleczeRstwo,jest przemiana ludzkich serc' ". Autorzy artykulu przeprowadzaliw komunie takze testy psychologiczne, ktorych wyniki obszeTnieomawiajq. Zdajq si~ one m. in. wskazywac, ie ,zycie w komunieChrystusa (albo w ruchu Jezusa) "prowadzi do ksztaltowania si~osobowosci charakteryzujqcych si~ zmniejszonq przystosowywalnosciqi uposledzeniem. Rezultaty te jednak mogq takze wskazywac nawi~kszq szczerosc i otwartosc przy oceme samych siebie przez czlonkowwspolnoty niz w grupie kontrolnej. Takze ideologia chrzescijailskiegofundamentalizmu wyraznie sugeruje, ie czlowiek jako takijest grzeszny i zdegenerowany... Takie sugestie mogq stac si~ proroctwamiprowokujqcym wIasnq reali'zacj~ (self-fulfilling prophecies)".Wspolnocie Chrystusa udalo si~ stworzye styl :iycia roiny od agresywnej,nastawionej na realizacj~ i osiqgni~cia orientacji spoleczeilstwaamerykailskiego, styl iycia, ktory zach~ca do wspolpracyi skromnosci.Badacze we wnioskach stwierdzajq, :ie czlonkowie wspolnoty doswiadczyligh:bokich przemian osobowosci, kiedy przyIqczyli si~ dosekty, do ktorej nale:iy komuna. W interpretacji tych przemian bardzopomocne okazaly si~ kategorie wypracowane przez Roberta JayLiftona w jego badaniach prowadzonych wsrod intelektualistow narewolucyj:nych uniwersytetach chiitskich powstalych w latach1948-1952. W trojstopniowym modelu, na pierwszym stopniu rozwijajqsi~ mocne wi~zi mi~dzy kandydatami na czlonkow i czlonkami,wi~zi ktore prowadzq do w:mnocnienia swiadomosci przynale:inoscido grupy (Lifton - "wielkie bye razem": identyfikacja grupowa).Na drugim stopniu grupa wywiera subtelny i nieformalnynacisk na kandydata, aby ten uczyni! post~p w kierunku stama si~"przekonanym chrzescijaninem"; post~p ten rna przebiegae wedlugdose sztywnego schematu (Lifton - wchlanianie przez srodowisko:okres konfliktow emocjonalnych). Na trzecim stopniu kandydat albaporzuca grup~, albo poddaje si~ jej naciskowi i przyjmuje jej swiatopoglqd(Lifton - podporzqdkowanie si~ i "odrodzenie"). Przywodcy wspolnot zezwalajq obcemu na pozostanie we wspolnocie przeztriy lub cztery dni bez :iadnych oznak z jego strony, :ie "akceptujeChrystusa". Po tym okresie, jeieli nadal nie daje takich oznak,prosi si~ go, aby komun~ opuscil. 84% czlonkow, z ktorymi zostalyprzeprowadzone wywiady, podaje, :ie gdyby mieli opusaic kl()mun~,najqardziej odczuwaliby brak spolecznosci braci i siostr.Reasumujqc mo:ina powiedziec, ie czlonkowie komuny Chrystusaz ludzi iyjqcych bez celu, cynicznych i niszczqcych samych siebiezostali przeistoczeni w jednostki kochajqce, troszczqce si~ 0 innych


• RUCH JEZUSA 627i produktywne, jednostki posiadajqce poczucie poslannictwa. Nierywalizujq ze sobq, Sq nastawieni antyintelektualnie, wyrzekajq s ,i~tego swiata, Sq wyobcowani z istniejqcego spoleczenstwa i nie Sq nimzainteresowani (interesujq si~ nim wylqcznie jako zr6dlem potencjalnychkonwectytow). Autorzy artykulu uwazajq, ze komuna rnaszanse stania si~ trwalq instytucjq, poniewaz nie jest prawdopodob··ne, by czlonkowie jej czy to przez przypadek, czy rozmyslnie powroellido zwyklego spoleczenstwa. Sukcesy rolnicze komuny wydajqsi~ bye glownq przyczynq tej wiary w przyszlose. "Uprawa ziemistwarza solidnq finansowq baz~, a takze dostarcza pieni~dzy na prac~misyjnq. W miar~ jak naplywajq fundusze, zespoly wyruszajq nanowe tereny, by tam budowae domy, ktore <strong>maj</strong>q sluzye jako osrodkirekrutacyjne".Ch. R ~


ZDARZEN IA - KSIAZKI LUDZIE KSIJ\iKI INSPIROWANE SOBOREMSob6r Watykanski II mia1: charakter duszpasters'ki, a wi~ zasadniczopralutyczny. Chodzilo bowiem 0 przyblizenie istotmych prawd wiary chrzescijanskiejludziom zyjqcym w warunkach spoleczno-ekonomiczno-kulturowych,ja:kie skladajq si~ na to zj'awisko, kt6re okreslamy jalko swiatwsp61czesny. Zadanie to nie moglo jednak ograniczyc si~ dc podaniuwskaz6wek ,czysto pralktycznych, ale wymagalo ogromnej pracy w dziedzinieteoretyczno-doktrynalnej. Pociqgalo za sobll kon1ecznosc nowych przemyslen,a nawet do pewnego stopnia przebudowy wizji Kosc.iola, czlowiekai Boga oraz ich wzajemnych relacji. Totez duszpasterski Sob6r WatykanskiII stanowi sam w sobie i zapoczqtkowal wielkie dzielo doktrynalne.Przemyslenia i sformulowania Ojc6w Soboru, wyraZone w dokumentach,soborowych, stanowily najog6lniejszq podstaw~ doktrynalnq, zawip."raly gl6wne linie i wskaza.ne og61ne, w jakim kierunku powi.nna ise posoborowamysl Kosciola, by ja§niej, prosciej, w spos6b bardziej ,ezyte1nyukazywac Chirystusa i Jego Ewangeli~ dzLsiejszemu 'czlowiekowi. Kosci6ldzia1:al i dziala nadal w przekonanili.l, ze prawdy EWilllgeJii me uleglyzdezaktualizowaniu. Jesli staly si~ niezrozumiale, czy nieprzekonujqce,\\',ina leZy raczej po strome fOlm ich przekazu oraz obciqza t y;ch, k.t6rzyuznajCjcsi~ za wyznawcow Chrystusa - fulszujq Jego prawdy post~powan iern niezgodnym z nimLKoscial podjql wezwanie i rozpocz~la si~ trudna praca przebudolWYpodstawowych ;zagadnien teologiczno-filozoficznych i swiat~g1qdowychw lkierun!ku wgkazanym iprzez Sobar. Obecnie, ,z penspektywy killru l.at.mozemy stwierdzic, ze nie 'za'braklo zapalu, gonliwosci 'W tym dqzeniu,by wyja§nic, skomentowac, poszerzyc i dostosowac do warunk6w l()kal­Jiych wnioski wytyczone w g16wnych liniach przez Ojc6w Soboru. Zdarzalysi~ przy tyrn ciosy moze zbyt smiale i ostre, grozqce zdeformowaniemistotnych elernent6w poslannidwa ohrzescijanskiego. Na peWlIlo niebyly wynikiern zlej woli, moze raozej Ibyly spowodowane s k.upieniem si~na iakiejs prawdzie odizolowanej od calosci wizji ewangelicznej i dlategoprzeakcentowanej. Trzeba je zawsze tlumaczyc zbytniq gorliwosciq czy


lDARZENIA - KSIAtKI - LUOZIE 629pospiechern mysliciela. Dzis moze jeszcze za wczesnie na ocen~ merytorycznqposzczeg6lnych wysHk6w. Dokona tego historia, z wi~kszej niZ nas7oa,perspelctywy. NiewqtpHwie jest to, ze wezwanie Soboru .zostalo !pod·iP,te i to podj~te powszechnie przez teoIog6w i filozof6w, przez publicyst6wi rnySHcieli duchownych i swieckich, przez koscioly lokalne, przezinne wsp6lnoty wyznaniowe, a nawet przez ludzi niewierzqcych. Sobol' i towsz)'istko, co ze sobq ni6sl, stalo si~ przedmiotem powszechnego zainteresowaniad - swtadomie czy nieswiadamie - jakqs nadziejq ludzkoSci. Tociekawe zjawisko religijne i socjologiczne moma wyjasnic chyba ty1kotym, i.e potrzeba Boga i pmgnienie zycia w pelni ludMiego ,stanowi nadalzasadniiczq potrzeb~ osoby lud:mctej.Intensywnosc myslenia, ostrosc sformulowan, a w konse'kwencji i.ar dyskusjisprawily, i.e w ikJr6tki!m czasie dokonano w dziedztnie mysli chrzeScijanskiejbardzo wiele. Kiaka lat, dzielqcych nas od Soboru WatykaIlskiegoII, stanowi epok~ w mysleniu i dzialaniu Kosciola, a sarno wyJ.iJczenieEteratury posoborO,wej zaj~loby tomy.Kosci61 w Polsce wlqczyllSi~ do tej pracy na sw6j spos6b, ,nie talk 'rewolucyjnyi radykalny ja'k niekt6re srodowiska zaehodnio-europejskie, niemniejjednak iplanowy, intensywny, ipelen poczucia wagi p;rzemyslen doktrynalnychdla zycia praMycmego. Wszystkie osrodki mysli chrzescijanskiejw Polsce godiwie uczes1l!lkzyly w budo,waniu nowej, ,posoborowejwizji zycia ohrzescijanskiego. Odnowwac by tu trzeba rczasopisrna katolickie, szereg publikacji, ,nie tylko tlumaczen autor6w obcych lecz prezentujqcy,chip'rzemyslenia rodzime, kt6re cieszyly si~ ,ogromnym zaintere-­sowaniern polskiego spoleozenstwa.W polskiej literatll!rZe posoborowej na specjalnq uwag~ zasluguje duZYjuz obecnie zbi6r prac zespolowych redagowanyoh i wydawanych przezks. biskupa Bahdana Bejzego. Li:c2Jba ,joh przekracza dziesi~c obsze!rllychtom6w . Sq r6zne, gdy chodzi 0 por uszanq problematyk~, przeznaczone dlaroz-nych odbior,c6w, ale stanowiq swoistl\ calosc. WlSzystkie powstaly z d q·zenia i Zailecenia Sobo,'u, by doktryn~ ohr,zesoijanskq luwsp61czesnic i pogl~bic.T~zeba takZe odnotowaC i to, i.e 'projekty tego rode-aju wydawnictw,a nawet praca 'nad 'niekt6rymi z nich powstaly i byly realizowanew Rzymie w czasie tr\vania Soboru 1.Poza naj'WaZniejszym elementem lqczl\cym dziesi~c omawiany,ch torn6w, kt6ry s-tanowi inspiracja Sooorem, moma by znalezc i inne, ktOreczyniq z nich p ewnq calosc. Wszystkie Sq ' w pewnym sensie kontynuacjqzespo!owego wysilku uczestnik6w Soboru oj tych. ,kt6rzy go przygotowywali.Koniecznosc zespolowego wysilku w wielu dziedzinach kulturywsp6lczesnej stano,wi chyba swoiste wymaganie i "znak ozasu". Daleko1 Doty'~ ZY to zwlaszcza pierwszego tomu Studi6w z fHozofti Boga. Jego przygotowywaniezostalo rozpoczo::te w Rzymie podczas czwartej sesji Soboru.


630 ZDARZENIA - KSIf\lKI - lUDZIEposuni~ta specjalizacja, szybko nast~pujqce =iany, skomplikowany oha·rakter wielu problem6w siPrarwiajq, ze przemyslenie spraw og6lnie waZny,chi zyciOiwo donioslych nie mOoze ograniczac si~ do indywidualnej 'I.'eflelffiji.Poza ;tym r


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEKSI.6tiKI DLA WSZYSTKICH631Ta grUJpa obejmuje szeSe tornow, wydanych w Wydawnictwie SS. Loretanekw WarSM.wie w latach 1967-1972 (ukazujq si~ .co .roku) noszqcychwsp6Iny tytul W nUTcie zagadnien POSObOTOWych o.raz tom wydatlyz okazji Jubileuszu 25-tecia sakry biskuPlej Ksi~dza Kardynala PrymasaStefana Wyszynskiego: W kierunku czlowieka, Warszawa 1972.W nurcie zagadnien posoborowych stanowi specjalnq seri~, ,za,wierajqCClopracQwanie problem6w, ktore w okresie 'realizacji .uchwal iSohorolWychdomagaly si~ w pierwszym rz~dzie przedyskutowania za.r6wno Q; punktuwidzenia filo;zofii, teologii, a nawet hLstorii.Kazdy z tomow stan()wi rpod wzgl~dem 'tresciowym samoistnq caloSei nie je3t zaleiny od pozostalych, r6wil1oczesnie jednak wszystkie razemskladajq si~ w wyrazny ciqg tematyczny.Pierws.ze cztery tomy rposiadajq jednakowq struktur~. Dzielq si~ natrzy podstawowe cz~sci, zatytulowane: "refleksje filozoficzne", "wiaraw zyciu wewn~tIlznym" ri "wsr6d tworcow oooowy". Tematycznie Sq onew.zajemnie powiqzane, przy czym w kaidym tomie artykul biblijny posiadachafak,ter wiodqcy, a jego tJ.·ese i tytul wy.znaczajq problematyk~tomu ; artylruly doktrynalne (filo·zoficzne ·i teologiczne) i moraIne rozwijajqjq.T. I. B6 g i K 0 sci 01. W cz~sci pierwszej tego wmu poruszono spraw ~dla swiatopoglq,du .chrzescijanskiego ,najwainiejszq - pr,oblem afirmacjii negacji Boga, rprzedstalWio:no wsp6kzesne pr6by zarowno pozytywnychjak i negatywnych rozwiqzan w tej dziedzinie (ks. bp B. Bejze, M. Gogacz,Z. J. Zdyhicka). Poza tym om6wiono problem s polecznej roE filozo!iiw kulturze wiSp6tozesnej o.raz s.praw~ po Soborze dose kontrowersyjnq:rol~ fiJozofii Tomasza z Akwinu w mysli wsrp6lczesnej (ks. M. Jaworski,A. St~ien). Zamieszczone w omawianym tomie opracowania wskazujqcna romorodnose aktual:nych rozwiqzan, podejmujq z niekt6rymi dyskusje..T~ r oznorodnosc, sprawy dys~usyjne i trudnosci w dziedzini'e fi.lozoficznejrefleksji 0 Bogu najdobLtniej ukazujq wYPoWoiedzi uzyskane przez ks.bpa B. Bejzego w wyniiku przeprowadzonej ankiety wsr6d filozofo\Tz roi:nyoh kr.aj6w. Wsrod ['e6ipolDde:ntow znajdujemy m. in. nazwiska znanychw polskim srodoiW~sku filozof6w M. L. Guera.rd des LaUlriers, F. vanSteenberghen, E. L: Mascall, F. C. Copleston.Drugi dziat zaiWiera szereg interesujqcych a.rtyltiul6w oDapisanych pl'zezteologow ducho.wnych i swiockich oraz pUblicystow poruszajqcych spraw~natl.llry Kcosciola, nowych form inte


632 ZDARZENIA - KSIAlKI - LUOZIEokolicznosciowe, wygloszone przy roznych akazjach przez bpa Bejzego,zwiqzane sciSle z komentarzem i upowszechnianiem doktryny soborowej.W ostatnim dzia[e prezentowane Sq osoby, k,t6re d!zi~ki swojej postawiei swojej dzialalnosci rpozostawily rtrwaly slad w spoleCZiIlosoi ,chrzescijanskieja nawet ogolnoludzkiej. R6znorodnosc ich oddzialywania, kt6re nieskonczylo si~ z i'ch zy.ciem, dobrze charakteryzujq krotkie ol"reSlenia:"reformator" - o. HonOO'1lJt Kciminski (E. Jablofiska-Deptula,wa), "apastal"- 10. Maksymili.an ~olbe (a . J. DomanskJ.); "prabaszcz" - ks. AleksanderFedorawic,z (A. ,i K. Jaroszynski.e); "humanis,ta" - ,ks. biJSlrup MichalKlepacz (ks. kard. Ka~al W,ojtyla, ks. \)p B. Bejze, K. Gorski, J. Zawieyski).T. II. C z low i e k - j ego nat u r a i po S t ~ pow ani e. Na temats()Jborowej na:ukj 0 czlowieku d tyopu wspokzesnej wiedzy antrorpolagicznejpiszq: ks. Idrd. Stefan Wyszynski (U podstaw soborowej nauki() czlowieku), fus. S. Kaminski (Czy teologiezna antropologia?), ks. W. Granat(Ku Bogu ezy ku ezlowiekowi?). Z ,aktualnych problemow ludzkieh ­zagadnienie pra,wa naturalnego omawia M. A Krqpiec, problem duszy ­bp. Bej~ , swiardomasci - ks. S. Szlaga, religijnega ·wymi1lJru iPsychikiludzkiej - ks. bop L. Kaczmarek, lbiblijnej koncepcji czlowieka - ks. L.Stacho,wialk, malzefistlwa A Wieloowieyski, rpowolania da razwoju J. Klys.Odr~bnq nieco leez scEle zwiqzanqz g16wnym Itematem )tomu problematy,k~porusza jq J. T,uTowicz (Infor maeja w Kosciele) i S. Swiezawsk i (Czyewangelia jest kulturotworcza?). Osobny dzial, cieszqcy si~ zawsze duzymzainteresowaniem dziQki swej przyst~pnej fonnie, iProstym a frapujqcymsfiarmutowaniom, stanawiq "mysli" ks. M.Malinskiego: Moje Iwzania doeiebie i do siebie. Artylml ks. Malinskiego: Slowa swiadczqee Boga stanawiinteresujqcq pr6b~ naszkicowaniiJ. ililozafii ·i teologii slo.wa."Wsr6d tw6rcow religijnej odnowy" rprzewaiajq duchawni: radzellstwoLed6chawskich: Urszula - zaldydelka sZaJrych urszulanek; Maria Teresa- zalozycielka Sodalicji Piotra Klawera (Z. J. ZXlybicka), Wlodzimierz- general jezuit6w i Ignacy - general wojsk polskich (J. Ledoc!1owska),ks. Ignacy Klopotowski (S. R. Wosiek) oraz ks. bp KazimierzTomczyk (J. Rybalt):T. III. S w i a top 0 g l q dow e i m 0 r a l n e zag a d n i e n i e z 1 a,zawiera 'refleksje filozoficzne i teologLCZiIle dotyczqce pwblemu, kt6ryzawS2Je stanowi wy~anie dla ludzkiego r02Jumu i pozosta,je niezgl~bionym"miste:ruum iniquitatis". Ostatnia ,wojna byla jego wielkim objawie­Iliem i daSwiadczeniem. Totez w 30 rocznic~ jej wybuchu slo,wa w}'pawiadanena temat zla nabierajq specjalnej wymowy i Sq pairzebne daostatecznega, do'konanego z chrzescijanskiego punktu widzenia ,Irazrachunku"z nim. Tom otwiera artykut ks. B. Bejzego,. b~dqcy opmcowa..niem wy;powiedzi r6:1m.ych os6b na Itemat przejaw6w, przezycia i wyjasnieniazla. (W poszukiwaniu wsp6lczesnego uj~cia problemu zla). FLla­


ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE 633zoficzne aspekty dobra i zla moralnego omawia M. A. Krqpiec; problemzta w czlowioou - S. Grygiel; perspektywy W}'lwaczane czlowiekow(przez wsp6tazesne kierunki filoZO'Diczne - Z. J. Zdybicka; zagadnieniewojny i .pokoju w nauce Soboru Watyllmnskiego II - ks. J. Majka; problemzla w OIbjawieniu - ks. K. Romaniuk, Tajemnica zla w teologii SobonuWaty'kans'kiego II - ks. bp R. Pylak, Zlo.i dobro 'W symbolice sztukichrzesoijanskiej - 'ks. J . Pasierb. Impresje na temat gl'zechu wyraza ks.F. Machar,ski. 0 apostolstwie chQT)"oh pisze ks. J. SzuJ;lej. Problematy;k~luiniej zwiqzanq z ,gl6iWnym problemem tomu poruszajq ks. 1. R6zycki:Pawlowe Credo narodu Bozego, Problem teorii moralnosciks. ~ard. K.Wojtyla, 0 wychowaniu rreligijno-mo,ralnym - pisze ks. bp. J. Rozwadowski,Chrzescijanin wOlbec swiata - ,ks. A. Zuberbier. Ks. Malinskikontynuuje Moje kazania do ciebie i do siebie.M. Angela Trus2lko-wska (S. E. C. :F1ranko,wlska), Arcybiskup Antoni No­\1iowiejski GIG. s. Bonkowski, M. Grzybowski, M. Paoiuszkiewicz, T. Zebrowski),Biskup Michal Kozal (ks. S. Biskupski) oraz ks. Wladyslaw Kornilowicz(S. SWiezawski, S. R. Wosiek) wypelniajq dzial "wsr6d tw6r­,c6w religijnej odnowy" tego tomu.T. IV. Wi a r a 0 d now ion a. W tomie pOswi~oOillym zagadnieniu W1aryprzewaZajq rozwaiania teologicwe, zgodnie zresztq z charakterem glownegoIproblemu. W ramach "zagadnien filozoficznych" J. Kalinowski,A. RodzinS'ld, i S. Wilkanowi,oz omawiajq stasunelk chrzesdjanina do mazom,kmltury i techniki. Du.zy dzial teolagiC7..I1Y ,zawiera r021waZania dotyczqcesamego oharakteru wiary i jej implikacji moralnYich, socjologicznychi ku1burowych. Piszq lI1a te tematy: ks, J. St~pien, bp B. Pylak, ks.J. Krucina, F. Zaplata, Z. Perz, J. Majka, S. Swieiawski, s. M. K. Strzelecka,J. Pasierb, B. Dziwosz, M. Paciuszkiewicz. - Ks. biskup WincentyTymieniecki (Ris. Z. OzosnowSki), Czeslaw Martyniak (L. C21uma, H. Waskiewicz),ks. Konstanty Mkhalski (kls. A. Usowicz), Siostry ,Fll"anciszkankisluzebnice krzyia - stanawiq dalszy etalp prezentacji os6b, 'M6l1e pazostawilytrwaly slad 'W zyciu naszej chrzescijaflskiej sp,olecznosci. Oddzielnienalezy odl!1otowae to', CO' zostalo napisane 12: okazji zlotega jubuleuszuZgromadzenia 'SS. Loretanek, d~i~i p:mcy kt6rych cala oma'Wiana se.riazostata wydana (S.A.S. Baran).T V. Jan XXIII i j ego d z i e l o. Wraz z tym tomem zmienia si~stru,ktura sElrii.. Dzieli si~ on na dwie C'Z~sci.. Pierwsza: "Wspornnienia i refleksje"zawiera wY'Powiedzi ludzi, kt6rzy asobiscie w ,ali Jana XXIII,wtSp6fpracawali ,i cz~sto obcowaH z >Dim 'na {:a dzien (Pawel VI, ks katrdynalStefan Wy,szyiiski, ar,cybisIDUpi: A. Bamniak, B. Ko.minek, L, Capaviila,biskupi : L. Bettazzi, K. Majdanski, ksi~za: B. Kosecki, M. Czajkawski,Z. Sere::nak). Jak wciqz ciekawi jeste~my tajemnic osoby J'ana XXIII swiadczy choebyi to, ze choe 0 Illm lI1apisano juz wiele, ze znamy doklad­


634 ZDARZENIA - KSIA2KI - lUDZIEnie prawie wszystkie szczeg61y jego zyda - wspomnieni,a i ref.leksje zamieszcio.neW omawianym tomie czy:ta S\~ "jednym ttohem".Bardw i'nteresujq.cy jest po,wr6t do mysli wyrazony;chw 'S,pos6b ,talk zywyi swiezy, jak to jest wlasciwe '


ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIE635wikie, nie umniejsza to potrzeby publikowania przez autor6w swieckichprac lPoswiE;'OOnych DQbremu PapiezQwi).T. VI. B log 0 s law ion y M a k s y mil ian w ST 6 dna s. "Czlowieko dqzeniach sze~


636 ZDARZENIA - KSIAlKI - lUDZIEgia ~. A. Nossol), Swi~tosc i modlitwa ~J. Kadino'Wsk,i), Nasza swi~toscjest woZq Boga (M. Gog·acz), Tajemnica paschalna w zyciu chTzescijanina(ks. B. Dembowski).* W oparc1u dokonany przeglqd tresci SzeSClU tom6w ser-ii "W nurc,iezagadnien posoborowych" nietrudno stwierdzic, ie w tomach I-IV wj~ ­Ikszosc tekst6w dotyczy temat6w doktrynalnych, aile towarzYSZq im r6wniezzaprojektow,ane celowo i starannie przygotowane arlyikuly biogmficzne;tomy V i VI poswi~one Sq pra:ede wsz)"stkim postaciom J·ana XXIIIi blogoslawionego Maks}m1iliana, ale obok materialow hiograficznych za..\vierajq taikZe prace doktrynalne. I to wlasnie po,wiqzanie w)"kladu dokt.rynyZ ulmzaniem konkretny,ch ludzi, ktorzy iyH i dzialali - w ozasachnam bHskich - .zgodnie z na,ukq chrzescijanskq, j,est 2Jl1amienne dla calejomawianej serii.•Gdy chodzi 0 spos6b przedstawienia doktryny, to jest on celowo w kaidymtomie roznorodny. Najwyrazniej wyst~puje to w tomach I-IV,gdllie wraz z arty,lmlami rnaU'kowymi i popular)'zacyjnymi (np. w tomiedrugim 0 naturze czlowieika) z9.m~eszczorno teksty na tematy pokrewne,ale przeznaczone do osobistej medytacji i do wykorzystania w nauc.zaniureligii.Poza tomem ,piqtym, wy;pemionym tekst ami autor6w duchownych, kazdyz pozostalych tom6w zawiera artykuly przedstawicieli episkopatu, kaplan6wdiecezjaLnych i zalkonnych, si6str zakonnych, autorow swieckich.Set w tych Noznocowanych gmnach praco\vnicy naukowi wyzszych uczelni,dusllpasterze i pubUcysd. Tego rodzaju zespol, w sumie (jesli wziqc pQduwag~ wszystkie t.omy) bardzo juz lkzny, nadaje omawlianym ksiqikomcharakter wybitnie soborowy. Bo Sobor wezwal do wspolnotowej odpowiedzialnosciza Kosciol i do wsp6lnotowej wspolpracy w Kosciele. Mamy"\i~ d() czynienia z ksiqikami inspirowanymi przez Sobor co do ich tematykii co do Isposobu, w jakii Sq twOl'ZOJ1e.Po Soborze Waty>kanskim II wydano w r6zny.ch krajach, takze u nas,ksiqZki rOZnorodne - zar6wno pod wzgl~d em rpmblematyki, jak i spQsobuinteI'lpretowania soborowej doktryny. Polska pubUkacja s eryjnaW nUTcie zagadnien POSObOTOWych zajmuje sii~ wyjasnianiem .i rozw~janiemidei soborowych 'oraz ukazy,waniem w stylu soborowym ty,ch problemow,iktol'e dla chl1zescija:nina 'Sq zawsze wai:ne; Sq to - jaik widzielismy- problemy Boga i Kosciola, natury czlowieka,zla, wiary i sposobuczynnej 'realizacji doktryny wiary, zawartej w Ewangelii.Do ksiq:ieik ,tych b~dziemy wracac tyro ch~tniej, ze zaletami wydanychdotychczas tomow Sq TowTIiez staranna adi-ustacj a, poprawny i iywy jE;­zyk, dobry papier (a TIie Sq to zalety powszochneksiqzek .0 wartosciowejnawet tresd). Kto falktycznie i praw~dlowo . interesuje ~i~ soborQIW}m1 pro­


'ZOARZENIA - KSI1\2KI - LUOZIE 637gramem religijnej odnowy, a chodzi tu w jednakowej mierze 0 ksi~iy,osoby zakonne, alumnaw i katolik6w swieckich - nie 'powinien bye oboj~tnywobec tego rodzaju ksiqiek. Jest okolicznosciq ba'rdzo pomyslnq,ie kaida z nich stanowi osobnq calose, niezaleinq od tom6w pozostalychulatwia to bowiem ieh nabywanie ,i lektur~.Do tej grupy "ksiqiek dla wszysbkich" moina zaliczye takie wydaneprzez Akademi~ Teologii Ka,tolickiej zbiorowe dzielo polskich teolog6wi filozof6w dedykowane P.rymasowi Polsid, ksi~dzu kardynalowi StefanowiWyszynskiemu z okazji Jubileuszu 25-lecia sakry biskupiej.Ksiq2lka obejmuje trzy typy tekst6w, kt6re stanowiq trzy zasadniczeSq to:cz~sci.- r ozwaiania Ksi~dza Prymasa, wybrane sposr6d wielu, jakie wyglositw ciqgu ostatnich ki1ku lat, spisane z tasmy magnetofonowej i autoryzowane.Noszq wsp6Iny tytul: A ponad wszystko wit:ksza jest milose.- artykuly omawiajqce ,poglqdy Ksi~za Prymasa w zakresie mariologHi spoleoznej problematyki pracy o,raz spos6b nauazania Ludu BOiegocharakterystyczny dla kaznodziejstwa KsiE;dza Prymasa. Piszq : bp Z. J.Kraszewski, Ks. Z. Fortuniaik, ks. L. Kuc;- zbi6r rozpraw, esej6w i rozwaian naleiqcych do rMnych dziedzinwiedzy: biblistyki, teologii, filozofii, prawa kanonicznego, nauk spolecznych- ,lecz skupiajqcych si~ wok6l iywych zagadnien czlowieka. Sq to'Riblijna id.ea powolania czlowieka (ks. J. St~pien), Czlowiek w poszukiwaniuBoga (ks. B. Dembowski), Nadprzyrodzone spotkanie czlowiekaz Bogiem (M. Gogacz), Osobowy charo.kter wiary j'eligijnej (ks. R. Lukaszyk).Swiadectwo duchowienstwa polskiego u progu tysiqclecia wiary(bp K. Majdanski), Zakony a program religijnej odnowy (bp B. Dq.brow-·ski), Uprawnienia i obowiqzki laikatu (ks. M. Zurowski), Pr6ba nowejrefleksji nad poslugq slowa (ks. Z. Grzegorski), Wychowanie do zycia w ew sp61czesnym Koscie/e (ks. J. Charytanski), Fonl1owanie si~ sumieniaIks. A. Just), Znaczenie woli w zyciu czlowieka (ks. J. Pastuszka), Chrzescijaninwobec zla (bp B. Bejze), Pok6j - zagadni enie i zadanie moralnc(k 5. S. Olejnik), Eschatyczna per spektywa kultury (ks. J. Pasierb), pj'awai obowiqzki czlowieka w zyciu gospodarczym (A. Swi ~c icki) .KSIJ\iKI DLA STUDI UJJ\CYCH F ILOZOF I~ I T EOLOGI ~W koleJ.ccji "Ksiqzek d la wszystkich" om6wiono gl6wne problemywsp61czesnego Kosciola. Byly to prezentacje aktualnych nur t6w, wlasneprzemyslenia i refleksje raczej natury popularyzatorskiej. Wydawnictwak.s. biskupa B. Bejzego obejmujq r6wniez pozycje wyrainie specjalistyczne.Chod,zi tutaj 0 prac~ dwutomowq pod wsp61nym tytulem: 0 Bog-u13 - ZNAK


638 ZOARZENIA - KSll\iKI - LUOZIEi 0 czlowieku wydanq w Warszawie w 1968 i II - 1969 2. Sq to rowmezdziela ,:biorowe, po s wi~cone filozoficzne j i teologicznej problematyce Bogai czlowieka. Jak pokazujq dzieje kultury ludzkiej, a nawet syt.uacjaobecna - mimo n ieraz innych pozorow - augustynskie "Boga poznacpragnEl i du s z~ ; nic w iElcej i nic mniej" nie zostal:o zupelnie wykreslonez. wachlar za p otr zeb dzisiejszych ludzi. Odwieczne t ajemnice: "kim jestczlowiek"; "czy istnieje i kim jest Bog", n ie schodzq z filozoficznychi teologicznych warsztatow i m imo w ielu przem yslen, mim o ogromnej Iiteraturypozostajq nadal ostatecmie ni er o zs t r z'yg ni ~ te , Sq w daLszpn ciqgu" znane ja ko nieznane". _Obydwa tomy posiadajq jednakowq struktur~ : podzielone Sq na dwiecz ~ s ci, z ktorych pierwsza z.a wiera artykuly p oswi ~cone p roblem atycl"Boga, druga - czlowiek a.Tom pierwszy w cz~sci pierwszej zawiera trzy artykuly dose obszerne,ktore stanowiq syntez~ calej filozoficznej problematyki Boga. Stanowiqjakby zwiElzlq filoz.ofi~ Boga. Aspekt historyczny i sy,stem atyczn y zagadnieniaprzedstawia M. A. Krqpiec (FHozofia i Bog), row.orodne wspolczesneuj~ci~ i dyskusje z nimi podejmujq ks. S. Kaminski i Z. J . Zdybicka(Poznawalnosc istnienia Boga), bp B. Bejze przedstawia problem poznanianatury Boga (Fiiozoficzne rozumienie istoty Boga).Cz~sc antropologiczna zawiem artykuly po sw i ~cone najwainiejszym'problemom z antropologii filozoficznej : CzlowieTc w perspektywie smier ciCM. A. Krqpiec), A ntropologia filozoficzna a i nne dzialy poznani a (ks. S.Kaminsk i), Immanencja i transcendencja czlowieka w odniesieniu doprzyrody (ks. K. K16sak) , Filozoficzna koncepcja religijnosci czlowiek!l(s. Z. J. Zdybicka), Osoba i czyn na tIe dynamizm u czlowieka (k ar dyrialKarol Wojtyla), Czl owiek w spoleczenstwie (ks. J . Majka), Znaczeni e hist01ii antropologii filozofi cznej (S. 8 w ieiawski), M etafizyka i czlow i ek (ks.A. Wawrzyniak).Podczas, gdy tom pierwszy jest calkowicie filozoficzny, w tomie drugimoprocz ar tykulow filozoficznych, Sq takze teologiczne i pedagogiczne.W pierwszej c z~sc i II tomu na specjalnq uw a g ~ zaslugu je publikacjaw ynikow ankiety przeprow adzonej przez bpa B. Bejzego wsrod upra­\viajqcych f ilozofi~ Boga, u jawnia jqca zbieinosci, r oznice, nastawieniai glowne tendencje w tej dziedzinie filozoficznych refleksji. "Wsrod glownychzagadnien filozofii Boga" daje nie tylko integrujqcy poglqd n3a ktualnq sytuacj ~ w filozof ii Boga, ale uwaina lektura m oze stanowicpomQc w wytyczaniu perspektyw dalszych badan, W tej cZElsci ksiqzkipiszq takie: ks. S. K owalczyk: Swiadomosc etyczna 10 argumentacj i za ist­11ieniem Boga oraz ks. M. J aworslti : B6g filozof61O a B6g 1O'iel'zqcych.W dziale antropologicznym zamieszczono nast ~pujqc e artykuly : K o /! ­Ohyd'",a t omy wydane zosta!y w War szawie w Wydawnictw ie 55. Lor etanek.


-Z DARZEN IA - KSI1\2KI - lUDZIE 639cepeja ezlowieka jako kosmosu (ks. M. Kurdzialek), Od spostl'zezen dopoglqdu na swiat (ks. S. KamiI'lski), Czlowiek wobec wyboTu (M. A. Krqpiee), Problem ostatecznego k r yterium dobra w moralnosci chrzescijanslciej(ks. S. Olejnik), 0 wlasciwq tormacj~ kaplana (Stefan KardynalWyszynski), Wyehowanie do chrzescijanskiego uniwersalizmu (S. K unow··ski), Psychologiczne podstaw y religijnego wychowania dzieci (ks. A. J ust).Praca 0 Bogu i 0 czlowi eku przeznacwna jest nie tylko dla studiujqcychf ilo z o f i ~ na wydzialach i w seminariach duchownych lecz r6wniezella wszystkich ksi~zy czynnych duszpastersko, zwlaszcza dla duszpasterzyakademickich, dla nauczajqcych religii mlodziez starszych klas,dla gloszqcych ko nferencje swiatopoglqdowe oraz dla wszysbkich zainteresowanychproblematykq filozoficznq, teologicznq i swiatopoglqdowq.J esli wziqc pod uwag~ tych adresat6w ksiqzki, kt6rymi Sq studiujqcyw seminariach duchownych, to potrzeba i aktua1nosc tej ksiqzki wydajqsi ~ wr~cz wyjqtko\ve. W stycZlniu 1972 roku Sacra Congregatio pro InstitutioneCatholica skierowala bowiem do biskup6w ordynariusz6w calegoK03ciola powszechnego obszerny list w sprawie nauczania filowfiiw seminariach duchownych. Calose tego dolmmentu, opatrzonego podpisemkardynala Gabriela M. Gan-one'a posiada znaczenie niezwykle c1oniosle.Na szczeg6lnq jec1nak uwag~ zasluguje w nim przypomnienie,ze w filozofii, kt6ra ma p rowac1zic do poznania osobowego Boga i ludzkiejduszy - Kosci6l niezmiennie po,leca doktryn~ tomistycznq, jakoharmonizujqcq z Objawieniem oraz zdolnq do tworzenia syntezy sprawc1zonychustalen tra c1ycyjnych z nowymi zdobyczami mysli.Aby idee, kt6re kardynal Garrone uzna! za sluszne uwydatnlc, bylyw polskich seminariach duchownych rcalizowane, nalezy p rofesorowi alumn6w tychze seminari6w zaopatrzyc w ksillzki opracowane w duch usw. Tomasza z Akwinu, a jednoczesnie napisane metodq i j ~zykiemwsp61czesnym. Takimi wlasnie ksiqzkami Sll dwa tomy 0 Bogu i a czlolcieku.Stalo si~ bar dzo pomyslnie, ze w srodowisku po,lskich uczonychukazala s i~ praea, kt6ra spelnia postulaty sformulowane ostatnio przezStolic~ Swi~tq . Latwa ieh dost~pnosc umozliwi dostosowanie si~ seminari6wdo wymagan Kosciola posoborow e go.~KSI.«\iKI DLA NAUCZAJ.«\CYCH FILOZOFIICharal ter bardziej specjalistyczny niz ksiqzki om6wiol'le poprzcdmowyraznie filozoficzny posiadajq dwa tomy opatrzone wsp6lnym tytulemStudia z filazotii Baga 4. Zawierajq one szczeg610we analizy i refleksje do­• Szersze om6wienie tych pozycji p~r. ks. M. JaWOrski, Tygodnlk Powszechnyz 1 III 1970 oraz ks. S. K owalczyk, Ateneum Kaptanskte 75 (1970) 2.• Tom pierwszy zosta! wydany w 1968 r., drugi znajduje 6i~ obccnie w drukuw Wydawnictwie Akademii Teologii Katolickiej.


640 ZDARZENIA - KSIJI,lKI - l UDZIEtycZqce wainych obecnie problem6w z dziedziny wspolczesnej filozofiiBoga. 0 He prace notowane poprzednio byly prawie calkowicie dzielemautor6w polskich (z wyjqtkiem tomu p o swi~c o n eg o postaci Jana X XIII),obecnie omawiane pozycje zawierajq p rzemyslenia zar6wno polsk.ich jaki zagranicznych myslicieli, zajmujqcych si ~ filozoficznq rproblematykqpoznania istnienia i natury Boga. Kazdy z tom6w p odzielony jest na dwiecz;~sc i, przy czym kl'yterium podzialu jest tutaj narodowosc autorow : jednacz~sc obejmuje opracowania autor6w rpolskich, druga - zagr anicznych.Na c~sc zagranicznq I tomu skladajq si~ arty}{'uly : F. van Steenberghena(Wprowadzenie do problemu Boga) , J . Maritaina (Bog i nauka),V. White'a (Przygotowanie wst/Ipne do pi/Iciu drog) , A. Bogliol o (0 zalozeniachdrog, kt6rymi sw . Tomasz dowodzi i stnienie Boga) . Poszczegolnedrogi omawiajq kolejno: R. Masi, J. B. Lot z, M. D. Philipe, C. Fabr o,M. Duquesne. Poza tym piszq E. Gilson (Poj/Ici e Boga w f i lozof i i sw . '1'0­masza z Akwinu oraz B y t i Bog), J . H. Nicolas (Afirmacja Boga a poznanieC. J . Geff1·e).Warto zaznaczyc, ze powyzsze opraoowania zostaly \V ksiqzce tak ulozone,i e na poczqtku umieszczone Sq artykuly przyst~pni ejsze , ktorcwprowadzajq do problematyki zasadniczej, dalsze Sq uj ~te coraz bardziejspecjalistycznie. Wszystk ie zawierajq ogI'omny i cenny m aterial, nie tylkoE'gzegetyczny w stosunku do tekst6w Tomasza. Autorzy, wykorzystu jq C!zasadnicze linie rozwazan Tomaszowych, umieszczajq je we wsrpoiczesnymkontekScie filozoficznym i og6lnokulturowym. Cz~ sto w nOSZq bardzocenne mysli, posuwajqce napl'z6d wie d z~ dotyczqCq tego najtrudniejszegoproblemu ludzkiego. Trzeba zaznaczyc, i e w i ~kszo sc wyiej wymienio ­nych artyku16w zostala wygloszona na VI Mi~dzyna ro dowym Kon gresieTomistycznym 5. Zawarte w tomie opracowania stanowiq wi ~c wyrazwsp61czesnej mi~(:J.zyn aro dowe j sytuacji filozofii tomistycznej w dziedziniepoznania Boga. J est rzeCZq zbyt znanq, by trzeba byIo tu szel'zejo tym pisac, ie tomizrn obecnie nie jest filozofiq wiodqcq, nawet w 51'0­dowiskach katolickich. P rzeciw nLe, pod jego adresem wysuwa s i~ wielezarzut6w cz~sto zresztq slusznych, zwlaszcza, gdy wezmie si ~ pod uwagGfakt, ie szkolnie uprawiana teologia i fi10zofia tomistyczna rzeczywi5ciedefol1ll1owala istotne wartosci wizji jej tw6rcy. Istniejq jednak pew n!:!niezaprzeczalne w artosci i niezastqpione funkcje tego r odzaju filozofii,oczywiSc.ie rozumianej "i uprawianej wlaSciwie, 0 czym przypomnialwspomniany wyzej dokument Sw. K ongregacji. Dotyczy to zwlaszczaproblemu istnienia Boga. Typ filozofii pr ezentowany


ZDARZENIA - KS II\ZKI - LUDZI E 641•zentowany w spos6b wlaSciwy dia X III w ieku. Ze wsp6lczesni tomiscita l< nie sqdzq, swiadczq 0 tym chocby zamieszczone w tym tomie pr6byre,interpretacji starych dr 6g.Oz~sc polskq I tomu wypelniajq artykuly dotyczqce spraw ,przeCle wszystkimpozna'wczo-metodologicznych. 0 zagadnieniach metodologicznych,zwiqzanych z filozofiq Boga pisze ks. S. Kaminski. Relacje mi~dzy przedfilozoficznymi Hlozoficznym poznaniem Boga precyzuje ks. M . Jaworski. Zwiqzki m i ~dzy filozofiq poznania i filozofi q Boga omawia A. St~pien.Zale±nosc sposobu stawiania i rozwiqzywania zagadnienia Absolutuod rozurnienia bytu w szerokiej pel'spektywie histol'ycznej i systematycznie pl'ecy zuj ~ M . A. Krqpiec. Uj~ci a i tendencje dotyczqce kwestii Bogl1we wsp6kzesnym tomizmie omawia Z. J. Zdybicka. Artykuly polskichautor6w d zi ~ki poruszanym zagadnieniom stanowiq jakby uzupelnieniec z ~sci p ierw,szej i Sq wyrazem zywego l'ozwoju tomistycznej mysli filo­20ficznej w Folsce 6.Drugi tom Stlldiow z filozofii Roga (w dmk u) podobnie jak poprzedniobejmuje dwie CZE;sci, Z ktOl'ych pierwsza zawiera prace autol'6w zagranicznych,tym razem glownie francuskich : E . Gilson, J . Maritain, D. dePetter, M. Genuyt, druga natomiast - polskich.CZE;SC p olska obejmuje dwa rodzaje opracowan. Pie.rwszy - stanO'.viflrnatel'i aly (odczyty i dyskusje) z sympozjl1m fiIozoficwego, Ict6l'e odbylos i~ pod kierl1nkiem ks. prof. K. Kl6saka w Akadem ii- Teologii Katolickiejw Warszawie w dniach 14.--15 lutego 1972 (ks. B. Dembowski, M. Gogac~,ks. K. K16sak, ks. M . Jaworski, ks. E. Morawiec, Z. J. Zdybicka), Drugizbi6r artyktll6w - to teksty uzyskane od autor6w specjalnie pisane dIutego tomu, a dotyczqce takich Ze"tgadn ien jak: Chrzescijanin wobec nallkii religii (M. A. Krqpiec), N owe aspekty metafizyki Absollltll (J. Braun),Doswi adczenie wiary a istnienie Boga ; Filozof ia - w ie dza czy przekonanit (.J. Kalinowski), Czy posiadamy dowody na istnienie Boga (ks. T. Rutowski),Pr 6ba tomistycznej argllm entacji za istni eniem Boga bez tradycyjnllchzalozen (ks. P. Sliwa).Chqcia± obydwa tomy Stlldiow z f ilozofii Boga p o'siadaly zasadniczo ,podobny charakter - stano wiq bowiem studium aktualnych problem6\\'zwiqzanych z problematykq filozoficznego rozstrzygniE;cia proble-11lU 1St ·nienia Boga i precyzujq charakter wiedzy 0 Bogu - to jednak zaryso­Wl1 jq siE) m i~d zy tymi tomami pewne ro±nice, 11a i(tore zwraca uwagp,VI przedruowie do II toruu ks. bp B. Bejze. Prace zawarte w tomicpierwszym zajmujq siE) w wiE)kszosci wykladem tresci tomistycznego sy ·stemu filozofii Boga, natomiast opracowania .zamieszczone w tomie clrugimporuszajq g16vvnie p ro blematy k~ metodologicznq. Taki stan rzeczy' Szersze om6wienie tomu zob. ks. B . Dembowski, Studta PhHosophi ae Chri ­stianae 7 (1 971) ora z k s. S. Kowalczy k , Zeszyty Nau kow e K UL 14 (1971) 4.


642ZOARZ ENIA - KSIA2KI - lUOZIEnie jest przypadkowy, ale w~aza rzeczywisty stan pnlski"ej mysli filozoficznej w tej dziedzinie. Zainteresowanie metodologicznym aspektem fi ­lozofii, zwlaszcza ,zas metafizyki z fil.ozofiq Boga wlqcznie, jest charakterystycznedla tomistycznych srodowisk polskich, co wiqze si~ zresztq z dobrymitradycjami kultury logkzno-metodologicznej w naszym kraju. Badaniametodologiczne prowadzone w Polsce, gdyby byly nadal kontynuo··wane i tlumaczolne na j~zyk 0 ba.rdziej uniwersalnyrn zasi~ g u - moglybychyba stanowic wainy wklad do ogolnos\viatowej "szkoly" tomistycznej.Drugi moment r6zniqcy tom dru~i od ,pierwszego - to to, ze pie'rwszyprezentuje dociekania i refleksje zwiqzane z tomistycznq filozofiq Bogai mimo proponowanych modyfikacji zasadniczo po zostaje w ramach tegotypu filozofii. W tomie drugim natomiast zamieszczono tak;i:e artyku­Jy, kt6re albo proponujq znaczne modyfikacje dotychczasowych u j ~ c tomlstyoznychalbo wyra:i:ajq poglqdy wlaSciwe dla stanowisk filozoficznychr6inych od tomistycznych. Taki stan rzeczy ' sprawia, ze pierwszytom ma wielkq wartosc dla opracowania i p()gl~b i ania klasycznie rozu·mianej filozofii Boga, drugi natomiast moze lepiej wyraza sytu acj(~wsp6lczesnq w przectmiocie b~dqcej g16wnym tematem obydwu tomow.~~ ie tyle, zwlaszcza w drugiej cz~sci - znajdziemy dociekania drobiazgowychspraw, co problemy to-talne i roi ne od tomistycznych uj ~ia, comoze stac si~ okazjq do podj ~ci a gruntownej i odpowiedzialnej dyskusjim i~ zy tomistami oraz tw6rczej konirontacji koncepcji nalezqcych dozywych sytem6w r6znorodnych.Szkoda, i e Studia z filozofii Boga zostaly wydane technikq tzw. malejpoligrafii i w nakladzie tylko jednego tysiqca (tq sam1\ technik1\ i w takimsamym nakladzie z()stanie opublikowany tom drugi tego dziela). Nauznanie jednak zasluguje staran.nosc drulm, kt6ra umozliwia calkiemnormalnq lektur~. Najistotniejszy jest jednak sam fakt ukazania si ~ tychksiqzek. Obecnie nikt z nauczaj1jcych filozofii Boga nie moze narzekac,ze nie 'ma gruntownych opracowan w polskim j ~ zyku , kt6re moglybyposluzyc do solidnego przygotowania wyklad6w.•Mamy przed sobq szesc tom6w W nurcie zagadnieii posoborow y ch, dwatomy 0 B ogll i 0 czlowieku, nast~p nie W kierlln ku czlow i eka i Studiaz filozofii Boga - w sumie dziesi~c ksiqzek. Zatem pewnego rodzaju jubileusz.WszY3tkie wymienione ksiqzki dotyczq dOiktryny bqdi wprost soborowej,bqdz ukierunkowanej soborowo. Ale Redaktor tych lQ;iqzek zajql sic:r6wniez Soborem jako wydarzeniem, opracowujqc Kronik~ Soboru WatykaiiskiegoII. (Znajduje si~ ona w A lbumie SoboTowym, poprzeazonymprzedmowq Ksi~dza Prymasa i wydanym pr zez; Pollottinum w rok u 1971),


} DARZENIA - KS IA2KI - LUDZIE643Tekst Kroniki dzieli si~ na nast(}pujqce cZE:sci :- Wprowadzenie (Jednosc w r6znorodnosci)- Przebieg Soborn- Podsumowanie (uczestnicy, prace i rezultaty SoboI'u)- Kosei6l w Polsce a Sob6r.Calosc oparta jest na najlepszych opraeowaniaeh wloskich (eytowanychw przypisach Kroniki), na dokumentacji bE:dqcej do dyspozycjiPolskiego Episkopatu i na osobistyeh obserwacjach Autora, kt6ry bralczynny udzial w obradach Soboru.Omawiana tu Kronika jest pierwszq tego typu publikacjq w jE:zykllpolskim i to juz swiadezy 0 jej potrzebie. Ale r6wnie wazne jest to, zeprzytacza ona informacje 0 licznych fa~tach, leez bez tendencji do nuzqcegogromadzenia szczeg616w; Sq to fakty naprawdE: istotne dla Soborn;wazne jest to, ze przekazuje ona wiadomosci 0 dziejach Soboruw spos6b 6biektywny, ze tekst Kroniki jest napisany przyst~pnie, wolny. od "zargonu" teologicznego oraz od og6lnik6w, ~t6re niekiedy splycajanawet najwazniejsze poj~cia.Tak omawiana Kronika b~e pozyteczna dla wszystkich, kt6rzy b ~dl'lo Soborze m6wic i pisac. Przy pomocy Kroniki dowiedzq si E: wiele 0 SoborzetakZe cf, kt6rzy w czasie jego trwania byli jeszcze zbyt mlodzi, byzrozumiec, na czym on polega i jakie posiada znaczenie.Po wyczerpaniu nakladu cal ego Albumu soborowego, w kt6rym znajdujes i ~. Kronika, nalezaloby dodac do niej sprawozdanie z okresu posoborowegoi wydac ponownie - moze w dziesil\tl\ rocznicE: zakonozeniaSoboru - w osobnym tomiku. Dla upowszechnienia rzetelnych wiadomosci0 Soborze potrzeba tej nowf; j edycji jest oczywista .•Dzi esi~c pUblikowanych tom6w 2lredagowanych i wydanych przez ks.bpa B. Bejze stanoWi niewlltpliwie dllze osiqgni ~ cie wydawnicze, a trescwydawanych pozycji pozostawi trwaly slad w polskiej kulturze chrzescijanskiej.Sarno skr6towe wyliczenie poruszonych w nich zagadnielli nazwisk os6b, kt6re zabieraly gIos, zajE:lo wiele miejsca. J est rzeezilniezmiernie wainq, ze zostala podjE:ta akcja jednoczenia sil w wielkimprocesie uWsp61czesnienia mysli chrzescijanskiej w duchu Soboru WatykanskiegoII. Wydaje siE:, ze jest to tyro cenniejsze, ze Sq to w pr,ze\vazajqcejwiE:kszosci wlasne, rodzime przemyslenia wielkich, ,powszechnychproblem6w. Koniecznosc kontaktowania si~ z innymi osrodkami myslinie ulega wqtpliwosci ; jest to proste wymaganie katolickosci Kosciola.Niemniej kontakt z c,udU\ mysll\ jest cenny i inspirujqCY tylko w6wczas,gdy nie wiqze siE: z zaniechaniem osobistej pracy, z rezygnacjq z truduwlasnych przemyslen. Wydane ksiqzki ,swiadczq 0 tym, ze w Polsce jest


644 ZDARZENIA - KSIAZKI - lUDZIEwiele os6b zdolnych do podejmowania takiego wysibku i ze w dziedzini.:.mysli filozofi czno-teologicznej - nie m usimy popI'zestawae na obeycht1umaczeniach.Lektura omawianych tom6w nasuwa jeszcze jeden problem. Talc si ~ztozyto, ze to om6wienie prawie w ca10sci pisz~ b~dq c zagranicq. Mamw i~c okazj~ , pracujqc w bibliotekach ezy chodzqc po ksi~garniach, przeglqdajqcnajnowsze pozycje ksiqzkowe czy czasopisma, robie na zywokonfrontacje z naszq posoborowq sytuacjq wydawniczq. Jak w i~kszo scPolak6w zagranicq nie czuj~ si~ obeo ; jestesmy na og6l close dobrze zcrientowaniw tym, co si~ na Zachodzie m6wi, pisze, 0 czym si~ dyskutuje.Informacje 0 zyciu, zw1aszcza . zyciu i mysli religijnej Zachodu zawdzi~czamynaszym czasopi'smom katolickim, kt6re dostarczajq dobrejinformaeji w tej dziedzinie, za co nalezy si~ im wdzi~cznosc . P vzykre natomiastdla Polaka jest doswiadczenie prawie zupelnej n·ieobecnosci na~szej mysli na Zachodzie, a choeby stalej, zorganizowanej, uczciwej informacji0 tym, co si~ u nas dzieje, pisze, mysli, wydaje. Zawsze czujemysi~ i jestesmy rzeczywiscie zywq oZqstk!\ Koscio1a Powszechnego, wnosimywiele wartosci duchowych: wiar~ modlitw ~, cierpienie. Czy jednakrzeczywiscie nie moglibysmy wnosie w iE}cej wlasnych przemysleii, . przekonan,dociekan, zwlaszcza obecnie? Mamy wiele cennych doswiadcze:lw r6znych dziedzinaeh, mamy pewne osiqg ni ~ cia i iniejatywy, z kt6rymimoglibysmy si ~ podzielie_ Zainteresowanie Polskq, sytuaej!\ naszego Kosciolanadal trwa, ale ogranicza si~ do pewnych tylko zjawisk (ezy koscio·­1y nadal s!\ peIne?). Rzadko kto pyta nas, co myslimy, co piszemy. Oezywisciewchodzi w gr ~ sprawa niedostE}pnego j~zyka, braku stalych, zaplanowanyeh,osobistych kontakt6w z zywymi osrodkami mysli ehrzescijanskiei.ezy jednak pew na miara winy nie lezy po . naszej strQnie, w nas,przede wszystkim w przekonani·u, cz~sto nieuswiadomionym i niewypowiedzianym,ze nas nie stac na wlasnq mysl, na przemyslenia, z kt6rymimoglibysmy si ~ podzielic z innymi i kt6re moglyby stanowic wklad w caloksztaltm ysli ch rzescijailskiej.Akcja podj~ta i realizowana pr'zez ~. bpa Bejzego jest ogromnie ce n­na przez to, ze organizuje rodzimy wysilek myslowy, aldywizuje wlasnCjdzialalnose, cri ~ e przeciez tak seisle zwiqzanq z og6lnymi nUI1tami mysliwsp6lczesnego Kosciola j swiata. Dzi~ki temu stanowi wielki krok naprz6dw tworzeniu kultury chrzescijanskiej. Czy <strong>maj</strong>qc ju:i pewne 08iqgni~ciaobecnie nie mozna by zrobie wi~eej, by lepiej, 8zybciej, dokladniejinformowac "rynek zagraniczny" 0 tym, co u nas 8i ~ pisze, jalciesprawy dyskutuje i co s i ~ mysli na tematy zywo interesujqce calq wsp6lnot~Koseiola? Bylby to dalszy k rok naprz6d w tw orzeniu kultury ehrzesCijanskieji wlqczeniu s i ~ naszej wsp6lnoty chrzescijanskiej w wielkqwsp6lnot~ Kosciola Powszechnego.s. Zofia J6zefa Zdybicka


IDARZENIA - KS IAZKI - LUDZIEPIERRE EMMANUELA MISTYKA StOWA645' Mist1·z i Malgol'zata Michala Bulhakowa rozpoczyna si~ slynnq rozmow~dw6ch "ludzi pi6ra", deklarujqcych s i~ jako niewierzqcy w Boga -Michala Aleksandrowicza Berlioza, redaktora mi esi~cznika literackiego,oraz poety Iwana Nikolajewicza Ponyriowa. Rozmowa dotyczy "antyreligijnegopoernatu", ktory napisal na zarn6wienie poeta, a kt6ry rnialpl'zekonywac, ze Chrystus nigdy nie istnial. Rzec.z jednak w tym, zew napisanyrn przez Ponyriowa poemacie Jezus zostal wJ;K'awdzie odma­Iowany "w nad wyraz czarnej tonacji", ale tak, ze "Jezus wyszedl jakzywy, Jezus ongis istniejqcy rzeczywiscie". Nalezalo wi~c raz jeszcze ­zdaniem redaktora - ujqC pi6ro i caly poernat napisac od nowa (pOI'.M. Bulhakow, Mistl'z i Malgorzata.· Warszawa 1970, s. 7-27).Cala ta scena, urastajqca do rangi symbolu, przypomniec si~ moze nazasadzie kontrastu .ka:i:dernu, kto znajqc powiesc ~'osyjskiego pisarza zaczniesi~ wczytywac w Twarz czlow ieka P. Ernmanuela. B~dzi e ona tak:i:edoskonalq ilustrar.jq do jednego ze zdan z ksiqzki francuskiego poety:.. Konsekwentnie zbezczeszczajqc Slowo szatan staje si~ ch~tn ie czlowiekiernpiora" (s. 167).P ierre Em rn an u e 1 (ur. w r. 1916), autor Twarzy czlowieka, jedenz najwybitniejszych poetow i esei,stow wspolczesnej Francji, od r. 1968czlonek Akadernii Francuskiej, opublikowal sze reg zbiorow poezji, esejowi rozwazan, w ktory:ch sforrnulowal swoje Credo nie tylko poetyckie,Iecz rowniez filozofiozne i religijne. Do najciekawszych i najbardziej dojrzalychksiqzek w dorobku tego poety nalezy wydana w Paryzu w r. 1965La face humaine, kt6rq polski czytelnik otrzyrnal do rqk pod tytulemTw arz czlowieka *. Jest to ksiqzka z pogranicza eseistyki i medytacji..Dzieli si ~ na cztery cz~sci, kt61'e lqczy jeden wspolny ternat - " rnisty~aslowa". Autor podchodzi do tajernnicy slowa z r6znych pozycji. Patrzyna niq przez pryzrnat .,rnetafizyJd slowa"; ujmuje je w aspekcie l'eHgijnyrni eschatologicznyrn, rnoralnyrn i spolecznym. Ni ciq przewodniq calejksiqzki jest rnysl 0 wewn ~trz nej wi~z i , jaka zachodzi porn i ~dzy slowernludzkirn a Slowern Boga. Moze dlatego autor zamiescil na w st~pi esw6j wlasny wiersz Ukrytemu imieniu (s. 7), b~dqcy doskonalq kwinte;encjqwszystkich rozwazani refleksji, ktory streszcz~ si~ w jednyrnwersecie : "Nie nazywam Ci~ nigdy, a jedynie Ciebie wymawiam poprzezwszystko, czernu daj~ irni~" .Cz ~ sc pierwsza ksiqzki nosi tytul "Chwala wierzenia" (s. 9-18). J estto pewnego rodzaju przedmowa-wprowadzenie. Poeta jako "sluga slo­• P ie rre Emmanuel , T w arz czlowieka T l. Krystyna W r6 ble wska, Instytut WydawniczyPAX. Warszawa 1972, S. 232.


646 ZOARZENIA - KSIA2KI - LUDZI Ewa" - pisze autor - to czlowiek, ktory odkrywa coraz bardziej i bezkonca, ze glodem jego slow jest brak pelni, kt6rq jest tylko B6g. Stq-:lautor glosi potrze b~ wiary - "pochwal~ wierzenia" (s. 13). D z i~ki wierze"sluga slowa" staje si~ "w swoim slowie lud21kim zar6wno reflektoremjak i odbleskiem Slowa" (s. 16). Jest to po prostu istota "poslugi slowa",czyli poezji, kt6rq Emmanuel pr6buje nazwac "wyczerpujqcym uzyciernslowa w poszukiwaniu jego istoty. Kto r021umie to okreslenie ten jestpoetq, chocby nigdy nie napisal wiersza" (s. 16-17). Stqd postulat autora,sformulowany na innym miejscu: "Kie wszyscy jestesmy wezwani douprawiania ,poezji. Wszyscy jednak wezwani jestesmy, aby bye poetami,oby odkl'ywac sens lub rodzic go" (s. . 72). Warto dla por6wnania przytoczyew tyro miejscu okreslenie sztuki, jakie proponowal Aleksander Blok'"Sztuka - to wydzieranie, 'wykradanie' zyciu, ,powszedniosci tego, co jestjej obce, co do niej nie nalezy, co zostalo przez niq zagrabione' " (Z Dziennika,1918. Dialog 1972, nr 11, s. 105). Sluzba tak poj ~ t ej "poezji" - piszcdalej Emmanuel - prowadzi do spotkania ze Slowem, niewsp61miernymze ,slowem ludzkim. Tak jak "S10wo wciela si~ w smierc, aby jq przetrwaei z niej zmartwychwstae", tak sarno slowo ludzkie 0 tyle nie ulegasmierci i nosi w sobie "zar zmartwychwstania, 0 Be jest w nim cosz iamtego Slowa" (s. 17).Cz~sc drugq, czyli "Int e lig encj~ spolecZllq" (5. 19-76) , dzieli autor nat rzy rozdzialy. W pierwszym z nich (5. 21-49) zadaje sobie, a poprzezsiebie wszystkim "ludziom slowa", pokorne - jak sam podkresla - py-.tanie: "Jak m6wic?" Odpowiadajqc na nie Emmanuel postuluje, l;>y"strzec slowo od wszelkiego naduzycia, a przede wszystkim od maniackiegorytmu wsp61czesnosci" (s. 23). W kazdym razie nie m oze ono ulegacl110dnej depl'ecjacji, ale zawsze, a wi~c i wsp61czesnie, powinno zawieracw sobie cos z proroctwa, kt6re jest "glo.8zeniem tcgo, co wieezne", czyli"obecnosciq innej rzeczywistosci" (s. 22). Nie ulega wqtpliwosci - podkreslapoeta - ze slowo ' jest dzisiaj w zagrozen1u. Polega ono nie tylkona wspomnianej wyzej depl'ecjacji, ale takze - a moze pl'zede wszystkim- na matel'ializmie, tym "kolektywnym apetycie na jak ies ziemskir.Wszystko" (s. 27). Dlatego wszystko, co nie ma wartosci "produkcyjnej",uwa±a s i~ za niepotrzebne, a nawet karygodne (s. 34). Zdaniem wi~cautora "ub6stwo mysli materialistycznej przeszkadza jej dostrzec koniecznosekontemplacji" (s. 45). Lqczy si~ Z tym wszystkim - zauwazaEmmanuel - jakas "kolektywizacja kulturowa", polegajqca na wyeliminowaniuze spole'czenstwa jednostek tworzqcych, pomnazajqcych og61noludzkiedobra duchowe. Na ich miejsou utwOl'zy s i~ nowy czlowiek ­"czlowiek grupowy" (s. 32) , kt6ry rna powstae z "monstrualnego sproszkowaniamas i jednostek" (s. 29). Tendencje te nazwal kiedys w wywiaclzieJ . Steinbeck "za:nikiem indywidualnosci" (Interview w: Inform ationset Documents) . Oceniajqc og6lnie sytuacj~ we wsp61czesnej sztuce, zwla­


ZDARZENIA - KSIAiKI - lUDZIE 647szeza "sztuee slowa", Emmanuel uwaza, ze zagraia jej to, co najbardziejniebezpieczne dla sztuki - "odrzucenie wszelkiej metafizyki sztukl" (s.34). Jedynie powr ot do tej "metafizyki" stanowi r atunek, gdyz " jedynieSlowo si ~ liezy: to zatrzymanie si ~ czasu w ewl1qtr z d uszy, przy jednoezesnymzajmowaniu si~ zwyklymi z aj ~ ciami " , czyli p rzekra czan iew sztuee tego, co widzIalne 1 dotykalne. Ten "wieczny, dziala jqcy spoczynek,kt6ry P . Claudel utozsarnia z kontemplaeyjnym SIowem r oc1zqcym,zaczynem zrozumienia swiatow" (s. 41), jest zr oc11em slow a i poezji.Zmaterializowana, przesiqkni~ ta popytem n a "doczesne Wszystko", "naszaepoka nie pojmuje, ze bez nieustannego czuwania jakiegos bogaw nas - Boga w nas, Ci~b i e - zgint:laby obec:nose duchowa" (s. 45),a z niq - prawdziwe slowo, prawdziwa poezja, prawdziwa sztuka. Stqdrozllmiemy wolanie " c.zarnego pI"oroka", J. Baldwina: "Zycie wewn ~­trzne jest zyeiem rzeczywistym !" J ak nie rna pelni slowa bez Slowa ­podkresia auto'I" - bez Slowa, "ktore podtrzymuje w przepasci slowo"(s. 47), tak sarno nie rna zywego slowa bez wiary, kt6ra "jest swiatlemtworzqcym nowq p rzestrzen" (s. 42), nowe wymiary - i bez milosci, poniewaZ"wszechswiat mi10sci to wszeehSwiat 510wa" (s. 43) . Mowiqc 0 korelacji,jaka zachodzi pomi~dzy wiarq i milosciq a slowem, alltor nie zapomi'na0 postawie pokory. Konezqc rozdzial Emmanuel podaje ciekaweokreslenie sztuki. Wedlug niego "sztuka to nieustanne symboliczne fo r­mulowanie zagadki istnienia i rownie symboliczne odwolywanie si~ do .prostoty Bytu, Boga lub Nieosci. To, co widz~ , jest jedynie znakiem zaw­5ze zwiqzanym i na zawsze niewspolmiernym z tym, czego nie widz~"(s. 46 ; POl'. okceslenie A. Blok a, podane wyzej). Sarno pi ~kno zaS jest.,c111chowym nawroceniem" (s. 48) , a powolanie artysty polega na "swiadcr.eniu0 niesko nczonej Obecnosci przez wydobyw anie z jej znak6w mowy.Mowy, kt6rej kazdy wyraz domaga si~ llwagi i przywraea sens jedynietemu, kto chce go zrozllmiec w tekscie tej absolutnej Obecnosci"(s. 49). Jest t o zadanie, kt6re stoi ciqgle i bez p rzerwy p r~ed "czlowiekiem 810wa", zapewniajqe mu rozw6j i stanowiqc \V ogole 0 jego poslannictwie.Dlatego moze budzie smutne refleksje wypow iedz SomersetMa ughama : " Wszystko, co m iarem do pow iedzenia, od dawna napisalem"(Interview w : Su nday Ex press) .Na pytanie "W imi ~ czego", st3.'"lOwiqce tytul drugiego rozdzialu (s. 50­-76), a utor odpowiada: Marn bye "slugq slowa" "z milosci slowa; kochamstowo i pragn ~ t~ m ilose przekazae. To wlasn ie sidania mnie, bynieustannie je wypowiadae, przepoic nim i nasycie swiat , spmw ie, bystalo sit: swiatu wspolistotne" (s. 50) . Poprzez zmaterializow any swiatprzebiega zqdanie brutalne, b e 7.\",.zgl ~dne : "Zui:ye slowa, zatatwie si~ zcs wi~t oSc iq zycia w n ich, skonezye ze SloWem!" (s. 79). Dlatego "konse ­Kwentnie zbezezeszczajqc Slowo szatan staje si~ ch~tnie czlowiekiem pi6­1"a" (5. 167). Tymczasem wbrew wszystkim "apostolom materializmu" ­


648 ZDARZENIA - KSI.A,ZKI - LUDZIE"nie umnrl ani Bog, ani mowa". Zyez~e sobie smierci Boga "apostolowie"ci robiq to rzekomo w imi~ autonomii czlowieka, a tymezasem usmiercajqCBoga niszczq nie tylko autonomi~ czlowielca, ale nawet "wszelkq nadziej~na aut.onomi~" (s. 57). Grzebiqc w ten sposob nadziej~ , grzebie si ~jednoezesnie slowo."Artysta - sluga ludzkiego slowa" (s. 68) stajqc na straiy zycia slowa,staje tym samym na straiy miloSci. W imi~ tej milosci "musimy si ~uczye siebie nazwajem w Callwwicie Innym, niezalemym, od ktoregowszelka ,rzecz zalezy - od Boga" (s. 71). Stqd - podkresla autor ­"m6wie to bye raze'll z innymi, w komunii z innymi" (s. 7.3).W rozdziale "Czlowiek mowi" (s. 77-105) Emmanuel glosi pochwa,lGpokory, bowiem mimo .najwi~kszego wysilku ze strcmy "czlowieka s10­wa", musi on zawsze zdawae sobie spraw~ z tego, ze sens ..,"tow jest tylkowjelkim przyblizeniem, cieniem Prawdy. "Sensu abso}utnego, cal'kowitejrzeczyw1stosci nie dosi~gam nigdy: wierz~ w niq !" (s. 79). Z postawypokory rna wyrastae postawa mocliitwy. Jej probk~ daje Isam autor, za-­mieszczajqC na koticu rozdzialu pi~kn~ modlitw~ "czl:owieka slowa" doSlowa (pOl'. Z. Zakiewicz Modlitwa piszqcego. <strong>Znak</strong>, 1972, nr 219, s. 1153­-1154).Trzecia cz~sc k.siqzki, noszqca tytul "Inteligencja serea" (s. 107-191)rozpoczyna si~ rozdzialem "Mowie znaczy kochae" (s. 109-135). Autorpodkreslajqc zwiqzek poezji z milosciq 1 modlitwq, i nawiqzujqc do wypowiedziBossueta, pisze, ze "poezja powstala z natchnienia Bozego lubbezposredniego Bozego objawienia. Tylko tam slo,"o ludzkie pewnejszczegolnej natury - poezja - jest jednoczesnie i nierozerwalnie Slcwe'llBoga" (s. 113-114). Nie trudno zauwaiye, iz w tym wypadku autoruwaia calq Bibli~ od jej strony slownej za szczeg6lnq form~ poezji. Namarginesie rozwaZati Emmanuela mozna pomyslee z melancholiq : gdziezs i ~ podzialy te czasy, gdy za niektorymi wielkimi teologami sredniowie­C7.a nazyw ano teologi~ "poezjq Boga" ! M6wiqc 0 metafizyce slowa autorwyjasnia, ze "slowo jest pewnym niewypowiedzianym powiedzeniem"i ze racjq istnienia kazdego prawdziwego poety jest dqzenie do tego Slowa,ktor e wyczer puje wszystko_1m bardziej czlowiek zblizy si~ do Niego,tym pelniejsze s.taje si ~ jegp ludzkie slowo_ Tylko slmba Panu, ktory niejakonarzuca swoje S10wo z wysokosci, daje " czlowiekowi slow a" szans~wypowiadania n ie tylko p rawdy, ale i milosci (s. 114-116). Aby Slo,w)napelnilo sobq sl{)wo ludzkie, potrzeba modliiwy, milczenia i kontemplacji.Dopiero w takiej postawie mozna wewn~trzn i e zblizye gj ~ do Slowai dojrzee Twarz Boga (s. 126).W rozdzi ale "Krzyk strai.y" (s. 136-162) Emmanuel mowiqc 0 odpowiedzialnosciza slowo przed Bogiem i czlowiekiem zauwaza, ze "czlo­\\7i ek uwamy na swoje slowo jest tym sanlym rowniez uwamy na swoje


lDARlENIA - KSIAtKI - LUOllE649zycie". Stqd kazde slowo winno bye "na]plerW odniesione do WszystkoZnaczqcego i uzaleznione od Niego, potem skierowane jak promieD. naczlowieka wewn~trznego, aby zostal on przez nie niejako obciqzony odpowiedzialnosciqi przemieniony" (s. 161). Z podobnq myslq mozna siQspotkae u D. Bonhoeffera, z tym jednak, ze sytuacj~ opisanq przez Emmanuelaodnosi on do "kiedys". "B~dzie to j~zyk nowy" - pi-sze w swoichnotatkach - j~zyk "wyzwalajqcy i odkupiajqcy, tak jak mowa Jezusa"(MySli na dzie11 Chrztu D. W. R., w: Wybor pismo Warszawa 1970, S. 250) .W "Stanie pogotowi·a", ostatnim rozdziale (s. 163-194), autor jeszczemocniej niZ poprzednio podkresla, ze "mowa nie jest nam dana dla nassamych; jest ona jednq z dotyka1nych form Obcowania Swi~tych" (s. 165).Mowiqc 0 obowiqzku poszuk1wania sensu slow w jedynym Slolwie, abyslowo moglo bye rzeczywiscie komuniq z innymi, autor nie zapominao tym, iz "duch zawsze naraza si~ na ryzyko pomylenia poszukiwaniaBoga lub prawdy - z Bogiem Iub prawdq" (s. 166). W tym poszukiwaniuBoga i sensu slowa w Bog,u naleiy ciqgle pami~tae, ze mimo wszystkcBog pozostaje zawsze ukrytym Bogiem, ktorego my, jedni dla drugirh,jestesmy znakami (5. 170).Ostatnia cz~ e ksiqzki P. Emmanuela nosi tytul calosci - "Twarzczlowieka" (s. 197-231). Zaraz na wst~pie autor podkresla z pokorq, izmimo wszystko nawet "najprawdziwsze i najpi~kniejsze slowo ludzkienie jest sarno w sobie zbawcze" (5. 198) MiJno woH nasuwa si~ tu analogiaz pOVliedzeniem J. P. Sartre'a z jego Slow: "Kultura nie zbawianiczego i nikogo" (Warszawa 1961il S. 203). "Trzeba tu Slowa absolutne·go - alccentuje z naciskiem Emmanuel. - Dopiero odwolanie ,si~ do SlowaWcielonego przez wyznanic naszej naturalnej niewiernosci wlasnemuslowu, wydobywa je z niemocy i nicosci" (5. 198). Dlatego "pokorna swiadomosemojego bl~du stanowi tabernakulum Jedynej Prawdy" (s. 200).Bo "poezja jest prochem i popio1em" (s. 230).Ostatnie stronnice swej ksiqZki przeznacza Emmanuel na rozwazanianad tajemnicq smierci i zmartwychwstania. SCI to bowiem tajemnice,o ktorych nie moze zamilczec slowoi poezja. "Nasza smiere - czytamy- jest przedsionkiem Wiecznegc. Jego oczywisto'sciq". (s. 206). Jest"drugim narodze


-650 ZDARZENIA - KSll\tKI - LUDZIEKazdy "slU!ga slowa" jest ,ezlow,iekiem poszukiwania,. ,;a rzeCZq poszukiwanqjest wieczhosc" ~s. 231).We wst!ilpnym rozdziale 0 'swojej ksiqzce P. Emmanuel pisal: "K&qikata jest jedynie dlugq rozmowq na r6zny,ch poziomach Lub naczej pozarem,Jrt6ry jest walk q, wa~kq torfu i o.gnia, ,sIowa ludzkiego i SlOlwa Boga,slowa i Slowa" (s. 18). Tu;arz czlowieka jest rzeczywiscie pelnatego ognia. Jest zadilWy;m, ale i pOikornym, wyznaniem .wiary wsp6lczesnego"slugi slowa" - ·za jakiego oom siebie uWaZa - wiary w Slowoi slowo. nlatego dla "ludzi .pi6ra" jest Twarz czlowieka tnami~tmymor~dziem 0 kh IPOSlalllniotwie w 8"wiecie - 0 tym, Ze Sq t y I k 0 "slugamislowa", a przez sluzb~ temu 'slowu, ze si~ stajq a z "slugami Slowa"!Ci, kt6rzy z punktu widzen~a filowfioznego .i Iteologicznego zajmujq sieproblematykq slo.wa, znajdq w ksiqzce francuskiego my'slicie[a sp~ro in··teres'lljqcych ,refleksji. PoniewaZ - j1Vk pisze A. de MuraU - "wsr6dpooblem6w f,Howfkznych dwudzieste.go wieku zagadnienie j~zytka i slowawys un~to si~ na plan pieNVlSzy" (Objawienie i j~zyk, w: Obraz JezusaChrystusa. W.arszawa 1971, 'S. 40), dlatego Twarz czlowieka mozestanowic dla filooofa doskonalq okazj~ do reflekisji nad istotq lud:zkiegoslowa. Z kolei teolog maze na podstawie ksiqzki P. Emmanuela analizowacoiekawy, ale malo .pos:uni~y naprz6d, problem stosuIliku slowa doObj8Jwienia, a tYim bal'dziej kwesti~ funikcji skonczonego slowa ludzkiegow formowaniu i przekazywaniJ'll wiedzy 0 Bo~u nieskonczonym. Jednak­Ze dla innych ksiqi,k,a Emmanuela rome byc czyms wi~cej - okazjq donarwr6cenia. nla przepowiadajqcych 0 Bog'll moze byc wyrzutem sumienia,Ze i


ZDARZENIA - KSIJ\2KI - lUDZIE651s)owem 0 czlowieku - tej Iprzedz ~wll1ej syntezie skon,czonosci i nieskoncwnoSci- jaik.by to okreslil S. Kie,l'ke gaard (por. Choroba na smierc:.Wapszawa 1969, s. 172-173).Ks. Roman RogowskiERICH PRZYWARAEr.ich Przywara zmarl ubieglej jesieni, ale cisza wokol jego osoby trwa­)a juz od dluzszego czasu. W latach dwucLziestych mowilo si~ 0 IIllm wielejako 0 piffi~wszym katoliokim toologu wysokiej duchowej rangi, ktoryza partnera pelnej znaczenia oraz wzajemnego uznania dyskusjiobral .sobie KalI"ola Bartha. W tamtym czasie ,odgrywal on rol~ glownegomowcy w dialogu katolicyzmu IZ IProtestantyzmem . To wlasnie w stl'On~jego teologii mierzy slynne zdanie Bartha z przedmowy do pierwszegotomu Dogmatyki koscielnej: "Uwazam Analogiam antis rza wynalazekantyohrysta i sqdz~, ze z jej pomOCq nie moma zostae katolikiem. Alerowllloczesnie .pQzwa,lam sobie twJerdzie, ze niewystarczajqce i niepowa:i:neSq wszystkie linne mozliwe racje, zeby zostae niekatoHkiem."Erich p,rzywara lurodzil si~ 12 Ipaidziern~ka 1889 'r. w Katowicach jakonajstarszy syn w rodzinie kupca. "Tu,taj urodzilem si~ jako pJerwsze dziec­1;.0 ojca pochodzqcego z .polskiej rodziny wiesniaczei, ktOry zostal kupcerna wkrobce i organizatorem gornoslqskiego kupiectwa, oraz matkiz niemieckiej u~niczej Il"odziny w Nysie, :ktora byla owczas kulturowymcentrum Garnego Slqska." Do tego pieTIWszego doswiadczenia przeciv;ienstw lZiemi i krwi odwoluje 5i~, ,kiedy z "filozofii dynamicznej biegunowosci"rabi swoj program. Jes:reze jako luczeii najwyzszej kJasy sZiko!ysredniej odnajduje pierwszq jednose przeciwienstw w muzyce: "Muzyk?jako forma stanowi wlaSciwq ojczyzn~ tego, co poiniej obralem rza rdzeiimojej mysli - najpierw widzqc w nim biegunowose, jednose napi~ea w koricu al1alogi~. " Po maturze wstqpil do Towarzystwa Jezusowegow 1908 r. w Holandii. W 1913 zostal prefektem muzyki w jezuickim ko­!egium w FeldkilI"ch. Tam w czasopismach ogtosU p1erwsze hlrycZlIle utwory literaokJie a takze pracowal nad nowymi piesniami koscie,l.nymi. Wydaltez tSwoje pierwsze teologiczne dzielo p.t. Eucharystia a praca. Potem znowustudiowa! w Holandii sw. Augustyna oraz Newmana: lfazem z OttonemKarrer wydaje osmiotomowy wybor z dziel sla:wnego Cllngielskiegokonwel'tyty.


652 ZDARZENIA - KSIJ',tKI - LUDZIEZostaje czlonkiem re


2DARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE653jasna, znowu w aspekcie biegunowoSci polegajqcej na tyro, ze "Bog jestw nas i rownoczesnie ponad nami". Tego "w" i "ponad" nie morna ro-zclzielie. W tej mierze, w jakiej "w" i "ponad" r6zniq si~ od siehie, ,przyr,alezqdo siebie w zywym napi~ciu. Trzecie - ta jemnica - jedna je, niedajqc si~ uchwycie w poj~cie ale poz",..·alajqc urzeczywistniae siebie w milokiBoga, w posluszeiistwie i w oddawaniu czci.W ten. sposob u P!"zywary wszystko co i·stotne ksztaltuje si~ we wzajemnymodniesieniu: m~zczyzny do kobiety w malzeiistwie, Chrystusai ~{osciola w "godach", ktore gloszq Ewangelisci, Apostol i pr,orocy, Izraelado Kosciola, Starego do Nowego Przymierza, Prawa do Ewangelii,przy czym to trzecie, ktore jest Tajemnicq, urzeczywistnia si~ w duchu.przywam pozostawil duchowe dziedzictwo, ktore musi bye pod jt;:tei przemyslane na nowo. Mogloby one zawierae lekarstwo dla chrzescijanstwastojqcego przed mozliwosciq zapomnienia w teologii oraz w Koiciele0 wymiarze w g6r~, c tajemnicy, 0 swi~tem na rzecz tego, co doraznieinteresujqce i idqce z duchem swiata. Lekarstwo to sprzedwia si~zqdaniu czasu, kt6ry szybko i bez trudu chce wszystko sprowad-zie do nle··zr6Znicowanej papki powszechnej jednakowoSci poprzez pomniejs.zeniei zamierzone niedostaeganie roznic oraz trudnosci, upraszczajqc podobienstwowszystkich religii, wyrznan, kultur, plci i nie uznajqc przy tyroi:stniejqcych jeszcze wi~kszych niepodobieiistw.Max Schoch(Tlum. L. G.)wedlug Neue Zurcher Zeitung, 10 pazdziernik ,1972.URBANIZACJA A PROBLEM IRLANDII W artykule tym 'pragn~ pokusie si~ 0 ocen~ kulturalnych i spolecznychcech strukturalnych urbanizacji w dzisiejszej Irlandii w odniesieniu dokonfliklt6w spolecznych ostat nich pi~edziesi~ciu lat 1.CharakterYstyczme dla tych konfIiktciw jest to, ze strony bi{)rqC2w nich udzial ujmujq problemy Irlandii w fOirmuly skrajnie uproszczone.1 Autor, P. Spencer wykladal socjologi~ przez ostatnie dwa lata na Kr61ewskimUniwersytecie w Beifascie. Artykul ten jest poszerzon'l i poprawion'l wersj'l wyktadu wygtoszonego na Konferencji Studi6w Spolecznych, w hrabstwie Donegal,w slerpniu 1972 r. Wersja skr6cona nadawana byla w radio londyilskim 3 pazdziernika;zostala powt6rzona 27 listopada.14 - ZNAK


654 lOARlENIA - KSIAZKI - LUOllElTproszczo.ne analizy pociqg-ajq 'za 50thq uproszorone .rozwiqzania: "wiesegrank~ " , "utopie rebeliant6w", "obalie Stomlont" , ~par,lament iil"]a;ndzki),wiZmocnie policj~. WecUug mnie ,problemy Irlandi~ Sq wysoce sk()mpliikowanei mazbyt gl~boko zakO!I""2Jenione, by wystar.czyly takie uproszczonerozwiqwnia. Irlandczycy w znacznej mierze ,przeszkadzajq w rozwiklall"\iuswych prolblem6w, suger,ujq


'ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIE 655­bicmow Papulacyjnych 2 zalecala wprawdz'ie 1"azwaJ ,plraw:itncjanalnyka ideolo.gia jest wyjqtkowosiIna i przenika do wszelkich instytucji politycznych, religijnych i wychawawczych.Przez dziesiqtki ~at palitycy, kaz.nadzieje i nilJuczyoiele r.(YZWOdzilisip, na temat pip,kna, karzYSci i zalet zycia na wsi i na temat brzycloty,bt'akow i grzechow, jakie niesic zycie w wie~.kkh mia stach. Podczasgdy oni glosili te poglqdy, cale p okol,enia mlodych 'kabiet i rn~i:ozy z.nze wsi irk ndzkiej w praJktyce manifeslbawaly inne predylekcje emig,rujqcdo miast Ameryk'i, Australii lub Wic1kiej Brytanii, uwai:ajqc i:yoie w nichzr. daleko bardziej atrakcyjne.To ,romantyczne ideaJi,21owanie i:yda Ina wsi, tak uporczywie i z poswi~ceniemwykladane w pisma


656 ZDARZENIA - KSIt\tKI - lUDZIEtowal urbanizacj~ jakD kluczoiWY czynnik w formowaniu si~ cywilizacji(Reconsiderations, O.D.P., Londyn, S5. 273-279).Je'SJi przejdziemy od historii do etyrnologii, znajdziemy dalsze potwierdzenietej tezy: slo,wa "cywilizacja", "rCywilizowany", "obywatelski" (civil)i "obywatel" (citizen) wywodzq s1~ z laoeiilskiej naZiWY miasta. A jeslizwr6cimy si~ do pism filozof6w, stwierdzimy, ze 'POCZqWszy od Platona ­jeSH nie wozeSniej - zyc:ie w miesci'e uwazane jest za stojqcewyzej ,podwzgl~dem kultury, niz zycie na wsi.Prawdq jest, Ze w wielu odill"esach w historii mozni i bogaci uciekaliw idyllkzne "na niby" obrazy zycia wiejskiego, ja1c to mialo miejsce np.na dworze f·rancus-kim w XVIII w. Aledworscy ,paster'ze i pasterki z kl'ajobraz6wWatteau nigdy nie mieszk!aJi :na prawdziwej wsi. Fanrner, kt6rysam jeden do.i pi~edziesiqt kr6w dwa razy dziennie w roku 1972, jestakurat tak 'sarno zm~czony, jak farmer, Ictol'Y doil pi~e kr6w w roku 1772.Przygorowaws,zy 600 ton kiszonki. staje si~ ·on nieco cyniozny na tematslodkich woni pol i zywoplotow. A pomaganie owcy przy koceniu si~ nazboczu wzgorza, wczesnie ranD w .chlodny wiDsenny dzien jest dokl


'ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZIE657komiejskiej - sfam sakralna jest istotnie bardzo ograniczona, choe nigdynie Za!11ka calkowicie.To zeswiecczenie zyci'a w procesie urbanizacji wiqze si~ z upadkiemp o t~gi intytucji, zwiq.zanych (l tym, co sa~ralne, a szczeg6Lnie iinstytucjireligijnych. Mogq one reagowacrozmaicie na to zagrozenie ich pot~gi.Mogq udawae, ze nic takiego si~ ,nie dzieje, jak to przez dluzszy czasczynily Kosci61 Anglikanski w Anglli i Kosci61 Katolicki we Francji. Mogqsi~ przystosowae do sytuacji, jak Kosci61 Katolicki w Niemczech czyHolandii. Albo tez mogq wejse w symbiotyczne przymierze z nowymiformami wyrazu sakralnosci, jak to uczynBy Koscioly chrzescijanskitw Irlandii.TO, CO NIERACJONALNE I TO, CO RACJONALNEDr ugi ze wspomnianych aspekt6w dotyczyinterpretacji doswiadczenia.Wydarzenia mo,zna przY'Pisywae woli Bozej, Opatrznosci, szcz~sciu, gwiazdom,czarownicom, gnonom i wr6zkom, albo diablu, mozna je takze poddac.racjonalnej analizie, wymagajqcej za


658 ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIESILNE I StABE POCZUCIE WSPOLNOTYUll"banizacja zmierza ku. oslabieniu po.czucia ws>po1no.ty. W wielkichmiastach c31ego swiata f\zadko spot)'lka si~ silne pocz1.lcie wspolnoty, p07.!azasiedzialymi dzielnicami, zamies:mro.lyrni przez biedot~. Lecz duch wspolnQtyparostaje silny na terenach wiejskkh, chyba i.e przeksztatcily jejui. wptywy rntasta.Slabosc poc'Zucia wspolnoty w wielkich rniastach z.mniejsza po=ucieto2lsamosci i przynaleilllasci, poczucie bezpicczens;bwa, i jesli zjaw.iBka tenie sq kompensowane w jakis ilnny sposob, p.rzyczyniajq si~ wowczasdo iPOIwstaJwania roznych form spalecznej dezorgani'Zacji, takich jak zbrodni'ei przest~pczo.sc, samabaj6twa, rozbide radzrn, pijanstwo, hazard, narkomaniaitd.Obiektywnie jest rzeczq .0 wiele latJwiejszq PQznac wiosk~ zlozonq z 2[iOrnieszkancaw, niz cwie rcmi,uOll1owe rn~asto . We w5i kazdy natychmiast.wie {) po,j.awieniu siE: nowego rpTZY'bysza, lecz 'dziesiqtJki ,JoaJt mogq UJplynqc,zanim przestanie si~ go trald.owac ja:k abcega, kt6ry "nie przynalezy".W miescie jega przybycie PQzostanie niezauwazQne, a le rnieszlkal1cY mi'astaod razu zastOSlUjq don te same powszechne kr)"teria, jakie stosujq w a­bec wszystkich.ZALEiNOSC A WOLNOSCSlabe poczucie wspalnoty w rniescie lCl,czy siE;)z 0 wieJe wi~kszq woJnQsciqjednosrbki, kt6ra tej wolnosci pr,agnie. To jest wlasnie Qg:n.iwo,lqczqce nas z teQ1"iq rozwoju cywilizacji Arn,olda TOYli1bee. W. rniescie jednastkitwarczej nie wi~zi "skorupa 'zwYlczaju". Wies niewq-tpliwie rna 5IWajudzial w kreowaIi1iu twarczych jednootek, ale 0 ile nie znajduje siE: onaw sytuacji otwaJrcie kryzys.owej, ani nie zmienia si~ dzi~ki wptywornrniejskim, geniusz musi szukac w rniescie wolnosci, potrzebnej rnu, by wyrazicswe twarczezdo,lnosci.W demokratycznej k.ulturze miejskiej pr,zedstawiciele z wyboru obarczeniSq odpolWLedziamosciq za obronE;) wartosci i interesaw swoioh wyborcaw.Oczekuje si~ po nich, ze po]mnajq oni tl'udnasci, badajqc je i dys··kutujqc, i ze b~dq uC2lciwie ISzukac drla nich ro:zNliqzan. Jesli wyboTCYprzekOlnajq siE;), ze zawiedrziono ich rzaufanie, nie obdarzq nim panowieswych przedstawicieli w iI1ast~pnych wybOl·ach.W demokrarty.cznej k.ulturze wiejskiej wspalnota woli raozej delegataczy rzecznika, ktarernu pcwierza wyraianie jednornyslnie ustalonych .poglltd6w.Nie sqdzi siE:, aby mial on .sw{)lbad~ podejrnorwan1a q,godnychz surnieniern decyzji, ktare nie odrpowi'adatyby consensus panujqcernuw danej wspalnocie.


• ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIENIEFORMALNA A FORMALNA KONTROLA SPOlECZNA659JoSIi widkie miasto wyzw,ala tworczq i nowatorskq jednostk~ .od nieformalnego.cisnienia spolecznego wsi. zmuszajqcego jq, by poddala si~ temu,co ,kT ~puje jej ruchy i ,0gran1cza jq - to wyzwala ono talkZe wszystkic.hswokh mi~ilcow. Poza tym miasto wydat nie zmniejsza sil~ ,spolecznejk ontroli rodziny. Dlatego ni-eformalna 'konbrola wspolnoty i rodzi.nnamusi bye zastCJ,piona przez kontrol~ forma.lnq, ustano,wionq p,rzez calespoleczel1stwo i sprawowanq przez specja.1ne czy.nniki, strzegqce prawa.Prawo, jaJko p.odstawowy srodek kontroli spotecznej, .zas 't~puje uswi~conye byczaj.Upadek znacze.'1.ia rodziny wzwyczaj wiqze si~ z dwiema jeszcze istotnymi :lilnil3nami. Upada autorytet starszyzny: -starsi tracq swoje bezwzgl~dne panowanie nad mlodszq ,generacjq, a w kaidym razie nad tyml,kl6rzy pozostajq na. wsi. Spada takie plodnose. Duia rodzilna nie aznaczajui a uto matycznie sily i be2lptatnych rCJ,k do pracy na farmie i w domu.W miescie rodzina jest ci~iarem , a l\1ie cennym nabytkiem.NIETOLERANCJA A TOLERANCJAWraz z Uipadkiem poczucia wspomoly, wraz z zast~powaniem obyc:l)ajuprzcz pra'Wo, a przede wS'Zystkim w rezuLtacie szerokich kontl3ktow spolecznychi zroini,cowania kultura.inego w wielkim miescie - 1udzie stajqsip, «Jraz bardziej tolerancyjni w stosunku do tych, kt6rzy roiniq si~ odnich pod wzgl~dem spolecznym i kultura,lnym. UCZq si~ zye i poz,walaezye, p oniewaz wielka liczba roi:niqcych si~ pomi~zy sobq ludzi nie mozezye w sdslym kont:1kcie bez znacz,nej dozy tolerancji.Z telerancjq tq lqczy si~ dqzenie de 'kompromi'su, uklad6w, przeta['g6w,w ufnym oczekiwaniu, Ze 'owe pr~taI'gi doprowadzq de wynilk6w , jakieodpowi:idalyby podstawowym potrzebom wszystkich stron ukladajqcychs i ~. WiqZe si ~ z tym takze wola uciekania si~ - w celu zapobieieniaprzypuszczalnemu zlu - do niezaleznego rozjemcY-3['bitra, stosuj'l!cegokodeks normatywny w miejsce sHy i sp0lecznego przymusll!.ZASADNICZE ROiNICE W UKIERUNKOWANIU NA WARTOSCIWiele z powyzszych roznic mi~dzy kulturq i struJctua-q socjaJnq miastawsi mo:i:.na by scharakteryzowae w termilnach poo&tawowych roiJnicw ukierunkowaniu na wal'tosci. Dwie spoorod ty.ch zmiennych modelo­


660 ZDARZENIA - KSIA2:KI - lUDZIEwych ("Pattern Variables"), jak je nazywa Pa,rsons s, posiadajq wielkieznaczenie dla spolecznych trudnosci Irla.ndii,UNIWERSALIZM CONTRA PARTYKULARYZMPierwszq z m i e n n q jest dylemat: czy dawac pierwszenstwo normomcgoLnym, czy tez kryteriom, ktore <strong>maj</strong>q znaczenie szczegoLnie dla danejosoby. Zycie na wsi w znacznej mierze charakteryzuje opieranie sif; nakryteriach partykularystycznych, takich jak stosunek danej osoby, jakiejsdzialaLnosci, czy pewnego celu - do rodzLny lub spolecznosci wiejskiej.W wielkim miescie, przeciwnie, istnieje 0 wiele silniejsze oparcie sif; ' nnstandardach ogolniejszych - takich jak obowiqzujqcy kodeks p()St~p ow a - ·nia, prawda, pr,ecyzyjnosc, wydajnosc itd.STATUS CONTRA OSI~GNI~CIEDrugi dylemat to: czy przyznawac pierwszenstwo atrybutom danej OS0 ­by, czy tez jej miniOJ!lej, obecnej i spodziewanej dzia!alnosci? W zyciuwsi istnieje silna tendeneja dawania pierwszenstwa przypisaonemu dan eJosobie statusow.i,ktory odbija ludzkie i grupowe 'powiqzania tej osoby, jejstan posiadania i warto.sci, ktore nie <strong>maj</strong>q zwiqzku z jej d Ziialaoniem.W zyciou wielkomiejskim istnieje silna tendencja przyznawania pierwszenstwadzialalnosci uprawianej przez czlowieka, oraz wartDsciom typnkwalifikacji zawodowych, wartosciom wiqzqcym si~ z dzialaniem.CHARAKTERYSTYKA iYCIA MIEJSKIEGO IRLANDIINie mozna zaprzeczyc, ze wedlug standard6w cywilizacji zachodniej, Irlandia(a szczegolnie Republika Irlandzka) jest bardzo slabo zurbanizo­\vana. Moim zas zdaniem jeszcze wo.zniejszy jest problem w i e j ski egoc 11 a r a k t e r u k u I t u r y i s t r 11 k t u ry so cj a I n e j t y c h m i a s t,k tor e I T I and i a p 0 s i ada.Zanim za,pytamy, jaki jest zwiqzek owej wiejskosci mi'ast z konfliktamispolecznymi, (...) zastanowmy si~ , w jakiej mierze zycie irlandzkie w ogale,a irlrmdzkie zycie miejskie w szczegoLnosci, zdominowane jest wciqz prze:7.wiejski punkt widzenia.JednakZe z chwilq, gdy ktos usHuje do s..1{omplikowanego zespolu hipotezna temat kultury i socjalnej stl1uktury Irlandii przyldaodac naukol\ove• Parsons, Talcott, and Shils, Edward (1951), s. 48. TowaTd a GeneTa! TheoTY ofAction, 1962 przedruk: N. York, Harper and Row.


-ZOARZENIA - KSI.A,ZKI - LUOZIE 661kryteria spoleczne, napotyka pOWa7.nq trudnosc: Hose niezaprzeczalnychswiadectw, nadajqcych sil; dozacytowania; jest znikoma. Jest tak dlatego,ie Irlandta, kraj 0 czterech milionach mieszkanc6w, wytworzyla ogromnqilose literatury na sw6j temat - podczas gdy warstwa powaznej literaturysocjologicznej, antropologicznej i z dziedziny psychologii spolecznej jestminimalna. (Wydaje mi si~ wielce 'znaCZqcym fakt, ze najbard7Jej tw6rczcpostacie w literaturze irlandzkiej porzucily Irla!ndi~, gdy ~6wnoczesnienajwai:niejszy wklad w skqpq socjologicznq literatur~ naukowq na jejtem~


662lOARlENIA - KSll\lKI - LUOllEponiewaz nie urodzil si~ tt1taj, rpodkreslajq niemcjo.nalnose swojej kultury.Rozumiejq przez to, ze ich pojmowanie sytuacji bynajmniej nie opierasi~ na "rozwnieniu", lecz na emocjonalnym doswiadc.zeniu calego zycia.W ciqgu ostatnich trzech lat mielismy niezliczonq ilose dowodow owegobraku racjonalnosci, ale bye moze najle,psze p·rzY'klady odnoszq s i~ docentralnego zagadnienia poJitYICZiI1ego, ktore dzieli obie etni,czne wspokloty.P,rzez pi~cdziesiqt lat polityczni przywoocy Reprubliki nLgdy nie za~hwiallsi~ w swej, glosno wyraianej, decyzji zjednoczenia Irlandii rpoza obr~bemZjednoczonego Kr6lestwa. Ale Wc1qZ na nowo podejmowali, popieralilub sankcjo:nowali a..\{:cje, ktore zmierzaly w kierun


• ZDARZENIA - KSIJ\lKI - LUDZIE663prl:¥Wdziwie IPrzedstaJwiajq wlasne &pojrzenie danego spoleczenstwa nasiebie i swoje relacje z resztq swiata. Anal1'za bezaniernych obszar6w mitu,wcielOlI1ego w ballady, poematy, slogany, iksiqZki historyczne i artylwlyw dzienni,kach, c.z~sto stanowi bardw istotny Mok wst~pny do zrozumier.ia,w jaki sposob obic irlandzkie ~poJecZil1oSci pojrnowaly i irnerpretowalyda ny ciqg wydaJI'zen, ale rzadko tyf1kO rna cos wspolnego z tym, codzialo si~ naprawd~.Tworzenie na poczekan ~u nOfWych mi,t6;w, koncentruje si~ w miejscachi ok r e sa~h spoleoznych konfliktOw. AIe mity te w calej Idandid przyczy··niajq si~ do stalej idealizacH obrazu - zwier'Ciadla wlasnej spolooznoScii do stalego wykrzywienia zwierciadla, ,przez ktore oglqda si~ drugq spo-·leczmose.SPOtECZNO$C SILNA I StABAPoczueie wSjpolnoty wydaje si~ ,rownie silne w miasteczkach .j wdelkkhmiastach, jak i na wsi w Potnocnej Irlandii. Poczucie ,tozsamo,sci zapewniareligia, a przestrzeganie podzialow religijnych cementuje poczucieprzynaleimosci tery,torialnej i religijnej, S-UW3I1ZajqC w ten sposob niebywalesilnego ducha \vs!polnoty.Per contra, przynalezenie do mniejszych ,g'l'up ;i zwiqzkow 0 zainteresowaniach'specjalistyoznych wyidaje siE: bye stosunkowo rzadkie. Wi~zosez IJllkh nie krzyzuje"si~ nigdzie z grankznq liniq podzialu obu spolecZlloSclreligijnych, Pod tym wzglE:dem spolecZJDa srtruktura IrJanclii 1P1,zypominawysoko rozwini ~ ty i bardzo wydajny, wertykalny pluralizm Holandii. Aler 6Zni si~ od niego pod jednym zywotnym wzgl~em: bratk. jej wiqZqcychuczue narodowych. W 'zbudowanym "fHarowo" spoteczenstwie holenderskimposzC7..egoLne "filary" IPOWiqZaTIe Sq wspolnymi uozuoiami narodowymi.W "filarowym" s:poleczeilstw,ie irLandzkim dzieli je rownie &lnanienawise etniczna.KONFORMIZM A WOLNO$CW Irlandh, zarowno w miescie, jak Ii na wsi, jednostka .zdana jest nalask~ ,spolecznosci (chyba, ze moze ,uzye sily przeciw niej I) . Czy to b~dzieprzedstawilCiel woln-ego zawodru, czy niewykwalifi'lmwany robotnitk., nie mozeon snukae sch["onienia w drugiej etnicznej spolecznosci: je.st wd~Zniemswojej wtasnej.W rezultacie nie trzeba .go nawet przekonywae dro.gq naci


664 ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIErazac nonkonformistyczne pogla.dy, lub pozwo.\ic sobie na non~onformis·tyczne zachowanie: wielu uznalo skutki tego za zbyt ci~zkie!NIEFORMALNA A FORMALNA KONTROLA SPOlECZNAW cia.gu ostatnich trz.ech lat cz~to powtarzano, ze w wielu rejonach,zar6wno w Republice, jak 1 w Irlanoii P6lnocnej "prawo i pOl'Zqdek zalamalysi~". Jest to tylko polowa prawdy. Co si~ zalamalo w spos6b oczywi~tyw obu cz~soLach Irlandii, to kodeks prawny. To, czy nalezy Ieogosaresztowac, scigac sqdownie, jak b~dzie brzmialo oskarzenie, ()Z~sto by toba,rdziej decyzja. polityczna., niz policyjnq, zar6wno na P6tnocy, jak i w Republice.Kiedy kryminalny akt osl,arzenia, <strong>maj</strong>qcy zwia,zek z ;przest~pstwem0 motywacjach politycznych, dotarl do sqdu czy to na P61nocy.czy w Republiee, wielekroc rozpatrywany byl przez s~dziego, illub sa.dprzysi~glych w spos6b zdajqcy si~ odzwiereiedlac 'raczej poglqdy polity.cznes~dziego illub sa.du pl'Zysi~glych, oraz polityczne "barwy" oskarzonego,niz przedlozony material dowodowy. Uzywaja.c termin6w z rp Oiprzednirhanaliz, powiedzieIibysmy, ze w obu ez~sciach Irlandii zdaja. s i~ dominowacra·cz.ej kryteria partykularystyczne, niz uniwersalistyczne, gdy tylk,')wchodza.cy w g.r~ przypadek jest "polityczny".Jesli prawo karne w wielu wypadkaeh jest "uehylane" "\v Irlandii P 61­nocnej i w Republke, to na P61nocy sa. rejony, gdzie calymi okresami koeleksprawny nie dziala w og61e, gdzie spoleczno.sc miejscowa odm6wilau.znania wszelkkh prawnych instaneji i gdziekierownlctwo polityczn ~uwazalo uzyde przymusu za nierozsa.dne. Jednakze porzqdek utrzymujesi~ w tych rejonach, a to przy momoey srodk6w nieformalnych, g16wniesilnej spoIecznej presji wsp61noty, 0 ktorej jui byla mowa. Zalezy on oelwoli lokalnej w:sp61noty, a nie od raeji calego spo!eezenstwa. Nawet w re ojonach nominalnie patrolowanych przez poliej~ porza.dek miejscowycz~sto zaJezy od ciSnienia spolecznego, skoro wiele z owyeh miejskichv-lsp61not odrzuca formalna. kontrol~ prawa i trzyma si~ tradycyjnyeh',iiejskich metod nieformalnej kontroH spolecznej. Natura1nie ostatnto tajneorganizaeje paramilitarne uzyly przemocy, aby miec pewnosc, ie zachowanieporzqdku b~dzie zgodne z ich oczekiwaniamLParadClksalnie w rejonach 0 mieszanej ludnosci protestancko-katoHekiej,mniejszosc katolicka (lub protestaneka) za:i:ywala wi~k.szej wolnosciod nacisk6w spolecZllych, kt6rym trz.eba si~ podporza.dkowac (choe r6wnoczesniebardziej byla narazona na przymus). Powodem tego jest zwartoscmieszany,ch wsp6Jnot wiejskkh. Poniewaz zar6wno protestanci, jaki katoJicy uwaZani sa. - i czujq si~ - "przynaleimi" do takiej wsp6lnoty.ieh jednomyslnosc jest hmiej wymagajqea; przypomina to bardziej mie­•


ZDARZENIA - KSI ....iKI - lUDZIE665szane dzielnke mieszkalne "wyzszych warstw srednich" (upper-middleclass) na przedmiesciach wielkich miast.Stosowanie og61nej przemocy w Irlandii P61nocnej i rozrost tajnychol'ganizacji paramilitarnych przyczynily siE;l do skanalizowania niezadovvoleniamlodziezy i odwr6cenia go od konfliktu miE;ldzy pokoleniami ku konfliktommiE;ldzyspolecznym. 5Jeszcze jednym przykladem na brak przystosowania w dzielnicach katolickich- bardzo waznym w konteksde konflikt6w spolecznych - jestutrzymywanie siE;l wysokich wsk::lznik6w plodnosci w miejskich wspolno··tach katoliekich, co wzmaga obawy miejskich wspolnot protestancki·ch,u ktqrych poziom plodnosci w;W{:azuje na przystosow3nie siE;l do norm zyeiaw miescie.TOLERANCJA I NIETOLERANCJANajbardziej podlegajqcym krytyce elementem wiejskiego charaktel'llirlandzklego zycia w miasLach jest jego nietolerancja. Obydwie spotecz·nOSci etniczne bojq si~ siebie nawzajem; nie ufajq sobie wzajemnie; nielubiq si~ , lub wr~cz nienawidzq ; Sq tak do siebie uprzedzone, ze uwierzqw kazde Qszczerstwo i odmowiq jakiegokolwiek uznania drugiej stronie.Kazda ze spoleczno.sci jest 'przekonaJna, iz jest ofiarq drugiej; kazda jestniesprawiedliwa wobec drugiej. Spolecznosc ka toli,eka w Republiee jestnietolerancyjna wobee mniejszosc-i protestanckiej, a spotecznosc p rotes-­tan-eka w Irlandii Polnocnej jest nietolerancyjna wobec mniejszosei kato·liekiej.We wzajemnej nietoler&ncji zadna ze spoleeznosci nie pragnie kompromisu.Kama z nich jest przekonana, ze pelna racja jest po jej stronie.a wszelkie zto - po drugiej. Kazda obraca najmniejszq kwesti~ spornqVi zasadnicze zagadnienie, niezaleznie od tego, ezy pertraktacje dotycza.zamiatania ullc, ezy zmian konstytucjonalnych. Przetargi uwazane Sq zapoddanie siE;l.Z nietoler8lncjq lqczy siE;l niski stopien zdolnosci wczuwania si~ : kato -·liey nie mogq OdCZllC, co znaczy znalezc siE;l w skorze protestanta i viceVErsa_ A to z kolei wiqze si~ z ograniczonq pereepcjq. Katolier \V Irlandiinie Sq w stanie rozeznac si~ w tym wszy.stkim, co doprowadza do wscie­Idosci pmtestantow, talc samQ jak protestan-ci nie Sq w stanie l'ozeznac si.;w tym, eo doprowadza do wsdeJdQsei katolikow. Obcokrajowiec, ktoryrn 0 z e rozeznac s,iE;l w obu :hrodlach wscieoklosci, prawdo-podobnie 2lQstaniez kolei potraktowany przez obie strony jako wrog, jezeli tylko sprobujetlumaczyc im racje strony .przeciwnej. Bye moze najlepszym tego przy­'Jenvei, Sue, Sons and Haters : U[ster Youth in Conf[iect, 1972 New Society,(Vol. 21), no 512 (20); 125-127. .


666 ZOARZENIA - KSI,/\iKI - WOZIEkladem jest prawdziwa ,niezelolnose katohkow z RepU!b1iiki dozrozumieniagor:?kich resentYIITlentow jej protestanckiej mniejszoSci 6.UNIWERSALIZM CONTRA PARTYKULARYZMDoswiadczenie ostatmich p1~6dziesi~ciu ,lat s:ugeruje panowanie k1·yteriowpal1ty:kularystyczmy.ch nad uniwersalisty


, ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIE 661'"Ekonomiczne konsekwencje nac:iJsku, polozo.nego na "przyp.isan~u", Sqdobrze znane. Kazda zespolecznosci dyskryminuje dnugq. Poniewaz zasspolecznosc protestancka jest silniejsza ekonomicznie, wi~c zar6wno w Republice,jak i lrlandii P6lnocnej, najmniej ciel'pi ona przez dyskryminacj~.WNIOSEK: PERSPEKTYWA WIEJSKA W SRODOWISKU MIEJSKIMPod wie10ma wzgl~dami zatem s,poleczenstwo irlandzlde stauO\l


668 ZDARZENIA - KSIA2:KI - LUDZIETo symbiotyczne przymierze funk!cjonuje r6mie w obu spolecznosciachetniczych. W katolickiej spolecznosci rlrlandzkiej (zanglicyzowanej) calapow aga Kosciola katoHckie,go, a w szczE-g61nosci !kler, popiera jej polity.czneaspiracje, aZ do momentu osiqgni~ci.a k,rytycznego "punktu zerwania".W zamian iJnstytucje polityczne gwaTantujq, iz nie 'zajdzie nic, co byoslabiloogromnq wladz~ Kosc101a nad jego czlonkami. Ow "punkt zerwania"osiqga si~ w6wczas, gdy politycznie umotywowany gwalt w Irlandti wyz'Nala w Rzym~e ,i w swiecie trosk~ 0 ochron~ swi~tego rdzenia chrzescijanstwa.W tym momencie bLskupi pot~piajq gwalt, ale pot~pienie ie uwaza~i~ za rytualne i katolicka !spolecznosc ignoruje je: "grom" episkopalnydziala jak kr6tkie spi~cie. Po burzy obw6d n8lprawia si~ i cale zycie polityc-mestaje si~ raz jes2lcze ultrawraZliwe n.a poglqdy przyw6dc6w KoScio·lao (J. H. Whyte, Church and State in Modern Ireland, 1923-1970, Dublin1971, Gill and Macmillan, S. 362-376).W -irlandzkiej spolecznosci pTotestanckiej (zeszl!:otyzowanej) pojedynczeKoscioly protestanckie Sq bardw slabe. Ugoda mi~dzy religiq a polityk"wyglqda inaczej. Panujqce instytucje polityczne P6Inoey podejmujq s i ~ochrony slabych Kosciol6w protestanokkh przed pot~znym Kosciolem katolicJdm,a Koscioly protestanakie w zamian zapewniajq uswi~cone podstawytozsamosei etni'cznej i powstrzymujq si~ oct jakiejkolwiek krytykister owa'l'1ia sprawami polity,eznymi.A. E. C. W. Spencertlum. mt


ANTVPROWINCJAtKILIST SZOSTVPISANV 00 MIESZKANCA PROWINCJI DO PRZVJACIELAlUTY <strong>1973</strong> ROKUPrzyznajmy si~ otwarcie: ta cala reforma liturgiczna zupelnienas zaskoczyla. Nie 0 to chodzi, zesmy si~ jej nie spodziewali. Teni 6w bardziej oblatany moze cos przeczuwal. W gruncie rzeczy mysmyjej tak prawd~ rzeklszy nie z9.qzyli chciee. A czy to nam zlebylo? Wezmy j~zyk laciiiski. M6wilo si~, ze to znak naszej jednosciz Kosciolem Rzymskim. Byl to znak wyjqtkowo nam potrzebny.Umieszczeni w posrodku europejskich przeci'lg6w, musielismy pami~taei innym m6wie, cosmy za jedni i sk'ld si~ wzi~lismy. A tonajwlasciwiej brzmialo po lacinie. Wezmy powtarzajqce si~ co rok uniedzielne perykopy. Po kilku latach kazdy kaznodzieja wiedzial,co ma mowie, a sluchacz, co powinien uslyszec. Ale wtedy i tak najcZ~Sciejm6wilo si~ kazania katechizmowe. 0 reformie tu i 6wdzieprzebqkiwano. Bylismy wlasnie na etapie doceniania spiew6w gregoriaiiskich.Po parafiach uczono Iud tych spiew6w. Podobno najwi~kszesukcesy zanotowalo Opactwo w Tyiicu, dzi~ki niezwyklemuwprost samozaparciu pewnego Ojca i bizantyiisko-tatarskiemu rodowodowiparafian. Gorzej bylo w jednej z g6rskich parafii. Ludziewyuczeni laciiiskiego Stabat Mater spiewaIi, dajqc wyraz jednosci:"Statyr matyr deleruzeWista kluce laceruze".Ale ksiqdz, kt6rego los pozbawil sluchu muzycznego, czul si~ zwo1­niony ·z obowiqzku reformy. Tak wi~c byl spok6j. I oto stalo si~. Cisz~utartych sciezek wzburzyla nie wiadomo gdzie wymyslona od·­nowa. Lacina przestala bye znakiem jednosci. Czytania niedzielnefatalnie siE;) pogmatwaly. 0 kazaniach katechizmowych przewazniezapomniano. Zamiast gregoriaiiskiego choralu mamy Duva1a i Katarzyn~Gartner. Jest odnowa. A1bosmy to jej chcieli? Gdybysmyjej chcie1i naprawdE;), to by nas nie zaskakiwala na kazdym krokttswoimi pomyslami. No bo kto powie jasno, 0 co wlasciwie chodzi?Na czym ona w swej istocie po1ega';'15 - ZNAK


.fJ70ANTYPROWINCJAlKIKtos moze odpowie: odnowa to "frontem do ludu". Dobrze, aledo kt6rego Iudu? Malo to takiego ludu, co uwaza, ze wlasnie dotychczasbylo dostatecznie frontem? Ktos inny powie: odnowa to,,2 powrotem dO 'ir6del". Jakich ir6del? Czego i r6del? Jak si ~ takb~dziemy cofac do miejsca, skqd wyszlismy, toprzyjdzie nam chodzicna czworakach. Jeszcze ktos inny zauwazy: "z powrotem doEwangelii". A czy byl kiedy taki czas, zeby bylo inaczej? Zaskoczy­1a nas ta odnowa, oj zaskoczyla. Slyszy si~ u nas, ze trzeba "wietrzycodnow~" . Aby wietrzyc, trzeba wiedziec, co si~ wietrzy noi czym si~ wietrzy.Nizej podpisany zwr6cil si~ z pytaniem 0 "istot~ odnowy" do pewnejuroczej babci, zazwyczaj dobrze poinformowanej 0 tym, co si~dzieje w kosciele. Babcia czuje si ~ jak ofiara odnowy, co nie jestbez znaczenia. Chcesz wiedziec, czym naprawd~ jest kapitalizm, zapytaj- jak radzi Marks - proletariatu, kt6ry jest jego ofiarq.Chcesz wiedziec, co to jest odnowa, zapytaj babci~ .Babcia odpowiedziala tak: "Bo dawniej chodzilo si~ do kosciola.zeby si~ tak jakos nastroic na caly tydzieiJ., uniesc gdzies ponad codziel1nosc,cos innego przezyc... A dzis wyrnagajq ode mnie, zebymz r 0 z u m i a I a. To jest zupelnie inna sprawa. Moze dia mlodych,dla mnie to juz nie.. ."Przyjmujmy punkt widzenia babcL Ofiary Sq najbIizsze prawdy.No wi~c , co si~ wlasciwie dzieje?To kazdy widzi. W dusz~ sluchajqcego ludu zacz~ly wchodzic naniespotykan


ANTYPROWINCJAlKI671Aby zrozumiec odnowione slowo, trzeba je zinterpretowae. Jezelislowo jest trudne, wieloznaczqce, jezli dociera do nas z odleglejprzeszlosci, musi wpierw poddae si~ wyjasnieniom. Wyobrazmy sobie,ze nikt nie pokieruje rozumieniem tekstow, ktore przychodzq.Wtedy Stary Testament pomyli si~ z Nowym, Apokalipsa z DziejaraiApostolskimi, psalm z listem i zamiast objawienia b~dziemy mie­Ii zaslanianie. Czy wspolczesni kaznodzieje s


672 ANTYPROWINCJAlKIAle potem calkiem sympatycznie przyjmuje to, co Z zebra wyniklo.Ostatnio pojawil si~ nowy wzorzec takiego myslenia - polski przekladslynnego musicalu Jesus Christ Superstar. Wszystko tam jestdo dna wsp6lczesne. Sfrustrowany Judasz spiewa: "To bylo pi~knem arzenie, ale juz skislo. Wszystko juz skislo", Maria Magdalena jestnowoczesnq dziewczynq, kt6ra na wszystko znajdzie rad~: "Starajs i ~ nie myslee 0 rzeczach, kt6re ci~ drazniq. Och, czy nie widzisz,ze wszystko gra, ze wszystko jest w porzqdku". Apostolowie to reporterzy0 dobrych ch~ciach:P6ki noc trwa - zycie jest pi~kne Zawsze marzylem, aby bye apostolem, Wiedzialem, ze mi si~ to uda, gdy zechc~. A kiedy prac~ skonczymy -Aby swiat 0 nas m6wil i po naszej smierci. napiszemy ewangeli~ , Tak wielki wzorzec z pewnosciq przyczyni si~ do dalszego rozwini~ciaprzyrodzonego nam zmyslu historii. Dzi~kuj~ w imieniu...Przepraszam w imieniu tych, co jeszcze nie poj~li .2. Teksty czytan Sq pisane w jakims zakresie j~zykiem syrnbolicznym.Wchodzq zresztq w sklad liturgii, kt6ra r6wniez jest pewnymrodzajem j~zyka symbolicznego. Pisze si~ 0 tym dzis do znudzenia.Juz nawet jakies zjazdy naukowe organizowano. Objawienieniewidzialnego przez to, co widzialne, dokonuje si~ mi~dzy innymiprzez nadanie rzeczorn widzialnym symbolicznego znaczenia. Rozumieniesymbolu - oto postulat dnia.Interpretacja znaczen symbolicznych polega w naszych wzorcachna dalszym stosowaniu karabeli. W tekstach Pisrna sw. po .polskuczytanych, jak si~ okazuje, nie rna zadnych znaczen symbolicznych.Sw iat jest taki, jaki jest - tr6jwymiarowy. Teskt m6wi 0 gol~bicy .Dla dawnego palestynczyka gol~bica to byl ptak, kt6ry posiadl zadziwiajqcyzmysl panowania nad przestrzeniq. Dlatego m6gl byesymbolem Ducha sw., kt6ry "tchnie, k~dy chce". Dla komentarzaw zorcowego golqb to ptak w r6wnym stopniu wazny jak wronai sroka. Jest mowa 0 trqdzie. Komentator wzorcowy czuje si~ pociqgni~ty do odmalowania n~dzy Ludzkiej. Az ciarki przechodzq ~Okazu je si~, ze trqd kojarzy si~ z grzechem. Przepraszam, komu siQkojarzy? Oczywiscie komentatorowi wzorcowemu, bo w Ewangeliiw tym punkcie objawia si~ cos zupelnic innego. A 0 grzechu jestgc1zie indziej, ale tego juz si~ nie zauwazy. Najprosciej jest z "wdowimgroszem". Moral z opowiesci brzmi: "przyczyniae si~ do mate··rialnego utrzymania Kosciola". Summa summarum przez to, co widzialne,nic si~ nie objawia. Swiat ma trzy wymiary. Jak karabela.


• ANTYPROWINCJAlKI673Nie =aczy to jednak, aby natura j~zyka liturgicznego nie bylaw ogoIe omawiana·. W jednym z wzorcow kazama do mlodziezy mamyinicjacj~ w liturgiE: i jej symbolikE:: "Imponujqca jest ,liturgia'meczu pilki noznej. Mistrz ceremonii daje znak rozpoczE:cia uroczystosci.Pilka przelatuje od gracza do gracza, tak jakby wszystkouprzednio bylo przygotowane. Toczy siE: po ziemi i wzbija ponadglowy. Kazdy z zawodnikow przyjmuje jq i kopniE:ciem przesyladrugiemu , a ten chwyta w locie i podaje dalej. Porzqdek. Lad. Kazdyz zawodnikow zrobil to, co do niego nalezalo - i w czasie,i w miejscu, w ktorym bylo potrzeba. Podobnie jest z zabawq ora zSluzbq Bozq: wszystko w swoim czasie, ladzie i miejscu. Ludzie cZ E:­sto chcieliby bye w czasie i przestrzeni nie tam, gdzie bye powinni,gdzie Sq, i nie wtedy, kiedy chcq".No, no... KopniE:cia w pilce noznej przechodzq w kopniE:cia w liturgiE:.A przeciez pouczano nas kiedys:Swiat nie jest pilkq futbolowq Swiat si~ podbija glowq, glowq, glowq... 3. Teksty, kt6re slyszymy w niedziel~, mowiq 0 czlowieku i mowiqdo czlowieka. Co mowiq ? Tutaj wzorce Sq najwymowniejsze.o ile punkt widzenia historyczny i symboliczny praktycznie dla nichnie isllnieje, 0 tyle przeobfita jest refleksja nad czlowiekiem jakimjest i jakim bye powinien. Widae, ze autorzy znajq siE: na ludziach.Oto, co mi jako adresatowi interpretacji wmawiali: ze jestem zarazemjak Nikodem (bo przychodzE:, gdy nikt nie widzi. Nie przesadzajmy,nie wszE:dzie, nie wsz~dzie...) i jak Jozef z Arymatei (bopogrzebiE:, gdy juz umrze, ale przedtem siedzp, cicho, zamiast bronie.Nigdy mi siE: cos podobngo nie przytrafilo, ale moze autor wie lepiej...). Z tego wynika, ze mam rozszczepienie jazni. Dalej: ie jestemtaki, ktory uwaza, ze inni Sq trE:dowaci, w zwiqzkuz czym wyrzucamich ze spolecznosci (jest to prosty wniosek z opowiesCi 0 ... uzdrowieniutr~dowatego). Dalej: ze jestem "nieswiadomy stw6r nocy" (no,co za informacje!), ktory "leci bezprzytomnie w plomien swiecyi alba ginie, alba conajmniej spada z bolesnie osmalonymi skrzydlami".Tu ma racj~. Kto czyta te moje teksty, widzi zem bez skrzydel.A oto przed czym mnie o~trzegali, znajqc me wady i slabosci:abym "nie hamowal jadqc pod gorE:, na ktorej czeka mnie Bog",abym "nie wlekl za sobq tak wielkiego balastu" (jest nim m. in,"porazenie kompleksami wh'tsnych uczut"), abym "nie przegapi!czerwonego swiatla na skrzyiowaniu mojej i Bozej drogi" (domyslamsiE:, ze Pan Bog rna pierwszenstwo przejazdu a komenta~or nie­


674 ANTYPROWINCJAtKIjakie doswiadczenia z samochodem), abym "nie odrzucal diamentow".Ktos inny zqda wprost, abym nie byl uczonym. Ten wniosekwynika z tekstu: "Biada wam uczonym w PiSmie, bo wzi~liscie kluczepoznania, samiscie nie weszli a innym nie pozwolili". Wniosekidzie w samo serce, jak sztycn mizerykordiq. Cytuj~: "zgubila ichwiedza".Musz~ dodae, ze wszystkie te odkrycia dokonujq si~ w swoistejatmosfcrce, ktorq wytwarza calose tekstu, a ktorej przekazae niesposob.To jakis szczegolny nastroj wlasciwy temu i tylko temu gatunkowiliterackiemu, nastroj do tego stopnia zamazany, ze W jegomroku wszystko staje si~ wszystkim, wszystko ze wszystkiego w y­nika i wszystko wszystkiemu zagraza. Czlowiek slucha i "otwieras i~ " . I wtedy w jego dusz~ WSqcza si~ powoli czysta "nadzmyslowose".Jeszcze tylko, zeby Maria Magdalena zaspiewala swoje "starajsi~ nie myslee 0 rzeczach, ktore ci~ drazniq, wszystko gra" a b~d~ mistyk. Jak ta wychudla krowa na lqce, co trawy zree nie ch ciala,bo miala przed sobq pi~kne widoki.Nie pisalbym 0 tym gdyby nie jedno. Bo wyscie w tym swoim<strong>Znak</strong>u zamiescili kilkanascie sqznistych artykulow na temat sztukiinterpretacji, historycznosci i jp,zyka symbolicznego. Slyszalemo zjazdach na ten temat, ktorych byto kilka. Oto masz skutki.Szcz~se Wam Boze w Syzyfowych pracach. Kiedys Komisja EdukacjiNarodowej postanowila pod wplywem ksi~zy pijarow, ze mlodziezdopiero od trzeciej klasy "bywae powinna na kazaniacb lubnaukach chrzescijanskich", bo "przez kazania mlodziez napelniae si ~moze dobrymi i zlymi opiniami. Widzimy, ze cz~sciej zaden, c z ~sciejczczy, najcz~sciej szkodliwy sprawujq skutek owe wrzaski na ambonachna swiat, cialo, na djabla".A nasze wsp6lczesne "interpretacje" od ilu lat powinny bye dozwolone?Kresl~si~Tw6j Molinista


Jedenasta w,eczorem'STANISlAWA GRABSKAMATKA WCIELONEGO SlOWA Przezywajqc Zmartwychwstanie Jezusa, Apostolowie zrozumieli,ie ten czlowiek jest Synem Bozym, Idqc na swiat glosili, ze - jakpisze Sw, Pawei do Galatow - Ojciec zeslal Syna, narodzonego z nie:wiasty, by nas wszystkich uczynic synami. Swiadczy o. tym DuchSw i~ty poslany dzi~ki dzielu Jezusa do naszych serc. - Duch synostwa,ktory m6wi w nas do Boga Ojca.To, co Ewangelisci piszq 0 Maryi, jest juz wynikiem rozwazanianad Tajemnkq Jezusa Chrystusa. Ewan~elia dzieci~ctwa Jezu'sa, takzawarta w Ewangelii wg sw. Mateusza jak wg sw. I:..ukasza, swiadczy0 wierze chrzescijan z czas6w apostolskich, iz J ezus od chwilipocz~cia byl Synem Bozym i Czlowiekiem ·zarazem. Nie jest Onjakims osiqgni~ciem ludzkosci dochodzqcej do doskonalosci wl~snymwysilkiem, nie jest jakims ascetq czy mistykiem, ktory bywlasnq pracq dotarl do Boga. Do Boga nie mozna dotrzec silamiludzkimi. B6g jest Inny, Niepoznawalny, Niedost~pny i Wolny. TylkoOn Sam moze si~ dac lub siebie odm6wic. Ewangelie swiadczq,ze B6g si~ nam dal w Swoim Synu, w Swoim Tajemniczym Slowie,doskonalym obrazie Ojca, Pierworodnym Wszelkiego Stworzenia.I da! si~ nie doroslemu m~zowi, ktory m6glby jakkolwiek zasluzycna zjednoczenie ze Slowem. Dal si~ nienarodzonemu jeszcze ­w chwili pocz~cia. Stary Testament niejednokrotnie mowi 0 wybDniuBozym, kt6re obejmuje dzieci juz w lonie matki. Kazde dzieckojEst darem Boga, zanim siE:: jeszcze narodzi - istnieniem od poczqtkuobj~tym zyciodajnq milosciq Ojca. Ale ten wymiar daru jestszczeg6lnie widoczny w zyciu prorok6w. Tak Anna, matka prorokaSamuela, blagala Boga "daj mi dziecko - bo umr~ - daj mi goa oddam Ci go na s!uzbE::" - i otrzyma!a syna - p6Zniejszego prcrpka. Tak staremu Abrahamowi i jego zonie Sarze B6g obiecal syna- dar - Izaaka.


676 jEDENASTA WIECZOREMAle wybranie Boze nie jest gwaltem nad ludzkct wolnosci


STANISLAWA GRABSKA 677Nie mozna przek>reslic roli Matki Boga-Czlowiej


678 JEDENASTA WIECZOREMga - Matkq Wcielonego Slowa, to i my z Niq jestesmy wspotprzyjmujqcymiw histori~ ludzkq naszego Zbawiciela. I jezeli WcielenieSlowa stalo si~ przez przyj~cie zwiastowanego pocz~cia si~ czlowiekaw Maryi, to kazde pocz~cie siE: dziecka w kazdej kobiecie jest zwiastowaniemnarodzenia si~ syna Bozego w jednosci z Jezusem, a kazdewyciqgniE:cie r E:ki ku mnie przez blizniego jest wezwaniem dop rzyj~cia Boga.Boze macierzynstwo Maryi sprawia, ze Jezus Chrystus staje si~rzeczywistosciq, kt6rq przyjmuje lub odrzuca kazdy nasz akt ludzkiwobec blizniego - kazde ludzkie spotkanie. Kazda sytuacja ludzkaniesie wezwanie do powt6rzenia Jej "tak" wia'ry, nadziei i milosci,kt6re poprzez czlowieka si~ga Boga a poprzez samotnq nawet modlitw~w obliczu Boga si~ga 1 ogaTnia wszystkich naszych brad.W tej perspektywie cale nasze zycie zawiera si~ mi~dzy "tak" Maryi wobec Tajemnicy Wcielenia Slowa a "tak" Jezusa w Ogrojcuwobec Tajemnicy Krzyia i Zmartwychwstania. W "tak" Maryi jestesmyluMmi pos tawionymi przed propozycjq przyj~cia Laskivlsp6lpracy z Bogiem w Jego dzialaniu. W " tak" Jezusa jestesmysynami Ojca w Jezusie Chrystusie stojqcymi wobec tajemnicy krzyzaw obliczu Zmartwychwstania. Jedno prowadzi do drugiego, jednozawiera siE: w drugim. I choc to Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielemi Posrednikiem u Ojca - jedynym, w kt6rym my wszyscywraz z Maryjq jestesmy Synami Bozymi z przybrania, przeciezMatka Jezusa jest pierwszym Abrahamem Nowego Przymierza, kt6­ry wyszedl ze starej ziemi. Wierzymy w to, co jej zostalo powiedzianeprzez Boga i dlatego wlasnie Jezus-Chrystus-Jedyny Posrednik,stal si~ w histori~ ludzkiej, Slowo stalo si~ Cialem, Totez dobrze jestwielbic Boga za to, ze J q stworzyl i ze J q tak pi~knie wlqczyl w histori~Swego Syna i naszq. I warto J q prosic - Matko Boza, naucznas rozeznawac w niepozornych faktach wezwania do przyj~cia TwegoSyna - upraszaj nam lask~ stawa'llia si~ jednym z Nim, stawaniasi~ w Nim i przez Niego synami Ojca Niebieskiego.Stanislawa Grabska


SommaireLettre aux lecteurs .L'Abbe Henryk Hlebowicz .Janina Zagatowa: L'homme - orageLes amis parlent de I'abbe Henryk HlebowiczAldona labanowska-Pieciukiewiczowa, S. Nulla (Lucyna Westwalewicz),Janina Zienowicz, Stanis/ow Stomma, Anna J~drychowska ,Ks. Witold Pietkun, Jerzy Wronski, Sylwester .Ewa Jabtoriska-Deptuta: Les origines de 10 Congregation de St. Felixa Cantalicio en PologneAugustyn Jankowski, 058: La notion biblique de 10 foi .L'abbe Janusz Mariariski: La pratique dominicale dans une ville industrielleen Pologne .Vincent Cosmao: Un theologien bresilien s'exprime sur les rapports de 10theologie et de 10 sociologie .Apoloniusz iynel OFM Conv.: Le conformis'me des jeunes .445446448466492529541561570Discussion sCharles Robertson: Jesus Mouvement . 598ChroniqueS. lofia J. Zdybicka: Des livres inspires par Ie Concile .L'abbe Roman Rogowski: La mystique de 10 parole chez Pierre EmmanuelMall Schoch: Erich Przywara.A. E_ C. W. Spencer: L'urbanisation et Ie probleme irlandais .Antiprovinciales : Stanis/awa Grabska: La Mere du Verbe Incarne .628645651653669


TREse ZESZYTUHANNA MAlEWSKA: LIST DO CZYTELNIKOW . 445 KS. HEN R Y K H L E BOW I C Z: . . . . . 446 JANINA ZAGAlOWA: WICHER W SUTANNIE. • . . . . 448 KS. HENRYK HLEBOWICZ WE FRAGMENTACH WSPOMNIEN OTOCZENIA : ALDONA lABANOWSKA·PIECIUKIEWICZ466 S. NULLA (LUCVNA WESTWALEWlczl 468 JANINA ZIENOWICZ472 STANISLAW STOMMA475 BRUNON HLEBOWICZ478 ANNA JIiDRVCHOWSKA480 KS. WITOLD PIETKUN482 JERZV WROIiiSKI • 484 SVLWESTER • 487 EWA JABlONSKA·DEPTUlA: U tRODEt FENOMENU FELlCJAKiSKIEGO 492 AUGUSTYN JANKOWSKI OSB: WIARA W PISMIE SWI~TYM .529 JANUSZ MARIANSKI: MSZA NIEDZIELNA . . . . . . . . . 541 VINCENT COSMAO: SOCJOLOGIA A TEOLOGIA - Z PERSPEKTYWY AMERYKI tACIKiSKIEJ. . . . . . . . .. 561 APOlONIUSZ iYNEl OFM CONV.: KONFORMIZM MtODZIEZY .570 DYSKUSJE CHAR LES ROBERTSON: RUCH JEZUSA .598 ZD AR Z ENIA-KSI.I\ZKI-LUDZIES. ZOFIA JOZEFA ZDYBICKA: KSIAZKI INSPIROWANE SOBOREM. 628 KS. ROMAN ROG(;WSKI: PIERRE EMMANUELA MISTYKA StOWA . 645 MAX SCHOCH: ERICH PRZYWARA . . . . . . . 651 A. E. C. W. SPENCER: URBANIZACJA A PROBLEM IRLANDII. . . • 653 ANTYPROWINCJAtKI : LIST SZOSTY PISANY OD MIESZKAKiCA PROWIN· CJI DO PRZYJACIELA. LUTY <strong>1973</strong> .669 JEDENASTA WIECZOREM: STANISlAWA GRABSKA: MATKA WCIELONEGO StOWA .675 SOMMAIRE679


W N U M E RZE: o postaci Ksi~dzaHenryka Hlebowicza, duszpasterza m'odzieiyakademickiej i inteligencji wilenskiej z lat 1930-1941, piszq jegoprzyiaciele i wychowankowie.• Dzieje zakonow pol skich 'qczq si~ w XIX wieku scisle z historiq narodu.Doc. Ewa Jabfonska-Deptu'a z tego przede wszystkim punktuwidzenia przebada'a genez~ polskiego zgromadzenia felicjanek.• W ramach prac synodalnych Archidiecezji Krakowskiej o. AugustynJankowski OSB kresli zarys biblijnej teologii wiary.• Spostrzeienia socjologiczne ks. J. Marianskiego stanowiq cennypnyczynek do toczqcej si~ obecnie dyskusji 0 Teligijnosci polskiej.• Vincent Cosmao, teo log brazylijski, przedstawia nowy styl uprawianiateologii w powiqzaniu z refleksjq historycznq i socjologicznq ­styl <strong>maj</strong>qcy przysdose moze nie tylko w Ameryce tacinskiej, leczwsz~dzie gdzie ceni si~ rodzimose i scisle powiqzanie teologii z iyciemwspolnoty wiernych.• Ks. A. 2ynel analizuje postawy m'odzieiy, a wsrod nich zjawiskokonform izmu, ktore dla wielu m'odych stanowi jeden z na jbardziejaktualnych problemow iyciowych.• Ks. pastor Ch. Robe rtson, ktory przez szereg lat palni' fu n kcj~ dunpasterskiewsrod m'odzieiy studenckiej w Kaliforni i, a nalizujeh i stori~ tzw. ruchu Jezusa w Stana ch Zjednoczonych, jego dzia'a l­nose w srodowiskach narkoma now i stosunek do Kosciolow. Artykulbogaty w oryginalne spostrzei enia i informacje z pierwszejr~k i .

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!