12.07.2015 Views

Browse publication

Browse publication

Browse publication

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

WOŁANIE SERCAantologiapoezji ukraińskiej Podlasia


WOŁANIE SERCAANTOLOGIAPOEZJI UKRAIŃSKIEJ PODLASIA


WOŁANIE SERCAANTOLOGIAPOEZJI UKRAIŃSKIEJ PODLASIAwybór i przekładJAN LEOŃCZUKKsiążnica Podlaska im. Łukasza GórnickiegoBiałystok 2008


© Copyright by Książnica Podlaska, 2008Redaktor: Jan LeończukNa okładce reprodukcjaJana Stanisławskiego Olszana na UkrainieISBN 978-83-60368-19-0Mariusz ŚliwowskiBiałystok, ul. Zwycięstwa 26C lok. 7tel. (085) 869 14 87, 0602 766 304www.prymat.stnet.pl, e-mail: prymat@stnet.plKP B ta ły s to k -E O -ić ^ /


JERZY HAWRYLUK(JURIJ HAWRYLUK)


JERZY HAWRYLUK (JURIJ HAWRYLUK)Ur. 2 września 1964 r. w Bielsku Podlaskim. Pierwsze wierszepowstały w gwarze ukraińskiej okolic Bielska Podlaskiego w 1982roku (języka literackiego jeszcze nie znał, uczono w szkole językapolskiego i białoruskiego). Debiut w 1983 r. w prasie ukraińskieji tam zamieszczał swoje utwory w Polsce, na Ukrainie i w wydawnictwachdiaspory ukraińskiej na Zachodzie. Aktualnie artykuły historycznei publicystyczne zamieszcza w prasie ukraińskiej Kijowai Lwowa. Podczas studiów historycznych na Uniwersytecie Jagiellońskimzgłębiał dzieje ukraińskiej ludności Podlasia oraz prowadziłpozacenzuralną działalność wydawniczą w języku ukraińskim. Od1991 roku związany z Ukraińskim Pismem Podlasia „Nad Buhomi Narwoju". Aktualnie pełni funkcję redaktora naczelnego. Autor kilkuksiążek historycznych poświęconych przeszłości Ukraińców naPodlasiu. Mieszka w Bielsku Podlaskim.Wydał tomy wierszy: „W neprominajuczomu pochodi (1985),„Neherbowiji geneałohiji (1988), „Hołosy z Pidlaszsza" (1999),„Nechaj żywe Pudlasze. Z pereżytoho i peredumanoho (2001), „Wpawutynni żyttia" (2004).Członek Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy od 2002 roku.- 8 -


XXXDotykMoże być bolesnyChoć nie odczuwaszDotknięcia czasuAle nie obarczaj winąUłomków chwilKtóre niweczą twoje życie2.05.1991


XXXŚciana gotyckiej budowliUłożona z cegiełDrabina do nieba15.04.1991 r.— 11


XXXRęce twojeCzemuż w tygodniuNie ma dziesięciu dni?2.05.1991 r.12


XXXDynastieRodzą się na kamieniu!Umierają w miękkiej pościeliAby być pogrzebanym w kamiennym sarkofagu15.04.1991 r.- 1 3


XXXTo coś zostało ukryte za piecemW twojejI w mojej chacieCzy jest tam skarbKtóry odmieni losNiestety!Dopadnie wieśćO kaloryferze pod oknem27.12.1990 r.— 14


XXXPoranekWiśnia płaczeWymarzły chrząszczeWiosna kłębi sięPo polachNie wiedzącCzy będzie gdzie głowęSkłonić1.06.1991 r.- 1 5 -


XXX- Żaba nie jada cukru!- Ale i nie liże muchomora!12.06.1991 r.— 16 —


XXXSłodycz marazmuMucha przyklejonaSłodyczą do szyby okiennej-TataDlaczego ona tak głośnoBzyczy?12.06.1991 r.


XXXGdzieś się zapodziałoNasze wczorajJak dziwny senWszak snyStają w poprzek naszemu losowiOdwiedzają cię gościeRozmawiasz ze znajomymiKtórych nigdy wcześniej nie widziałeśCzujesz dotyk ciałaKtóre w słońcuNie byłoby cieniemA głosówByś nie rozpoznałWśród najgłębszej ciszy gwiazdAle nie daj Panie BożeAby odebrane było przebudzenie12.08.1991 r.— 18 —


XXXKiedy miałbymwładzę nad światemNie byłoby wówczas nocyA zostałoby powietrze czysteZ kropelkami rosyJak po burzyI kolorowa tęczaRadowałaby twoje oczyA kiedy nocMiałaby już nadejśćAby w aksamitnych snów objęciachWziąć twoje ciałoCzekałabyś na mnieNa białym piasku plażyAżeby pieścićJak wiatr i fale błękitnego oceanuAle tyoddychasz innym powietrzemI głosu mojego nie możesz usłyszećJa nawetNie król w ziemskim padoleGdzie mi do przestrzeni nieba - - -9.9.1991 r.— 19 —


TADEUSZ KARABOWICZ(TADEJ KARABOWYCZ)


TADEUSZ KARABOWICZ (TADEJ KARABOWYCZ)Ur. w 1959 r. w Sawinie. Debiutował w 1980 r. Poeta, tłumacz,publicysta. Od 1993 roku pracuje w Katedrze Filologii UkraińskiejUniwersytetu im. M. Skłodowskiej-Curie w Lublinie gdzie uzyskałtytuł doktora nauk humanistycznych. Powołał do życia i redaguje„Ukrajinśkyj Literaturnyj Prowułok". Przetłumaczył i zredagowałwiele książek poetów ukraińskich. Wydał kilkanaście własnychzbiorów poetyckich m.in.: „Zapatrzenia" (Lublin 1985), „Dwa łystydo noczi (Białystok 1999), „Wybrani poeziji" (Białystok 2001), Ju żdzień się nachylił do czterech krańców świata" (Lublin 2004),„Dowha rozłuka" (Lublin 2005) - „Długa rozłąka" w tłumaczeniuJana Leończuka - (Białystok 2006). Autor prac naukowych m.in.:„Dziedzictwo kultury ukraińskiej" (Lublin 2001), „Portret ze skrzydłemanioła: o poezji Ihora Kałyncia" (Lublin 2003), „TożsamośćCerkwi ukraińskiej" (Lublin 2004). Przygotował antologie poezjiukraińskiej. Tłumaczono jego książki poetyckie na wiele języków.Mieszka w Holi (na południowym Podlasiu).Członek Związku Literatów Polskich.— 24 —


**♦життя проживеша Господьне покличе тебе на службужорстокуглибіньсмертідоторкнешся а Він у мовчанніне вислухає тебещойно під вечірколи стихне вітер утомленийВін прийдепоза законом нагости-25 —


XXXNanizujesz z jarzębin naszyjnikszukając moich dłonitwój głos przywołuje mniez niebytuczy tajemnica miłościarkąbezgraniczności - - -26


XXXi ktoś przychodziw tabunie konii łka współczująco w ich grzywachktoś się rozczulanad niezrozumiałymi pieśniamiwłosy topolom malującłozy miłującśmiejąc się szyderczowędrując po jeziorzektoś zapraszał do tańcana fali— 27 —


SEN O JESIENIpaździernik już się ubierałdywanami liścistada ptaków jeszcze migotałybłękitem niebajabłka już się toczyłypo drugiej stronie ziemidni otulały się jesieniąnabierając kolorów28


URODZIWA DĘBINAurodziwe dębinystojące w jesiennym ogniupowiedzcie mijak szukać dróg do szczęściaspadającew rozpaczy liściepowiedzcie mijak zatrzymać czas uciekającykoro dębowapowiedzjak owinąć się snemmiędzy potem i wiatrem2 9 -


OJCOWIZNAbądźświętąwiosenkoty mojai ty wietrzeniesionyponad nieznanąi wielką wodąi wy dwie czajkiodbite w wodziei w niebieszczęśliwawasza miłośćponad głębinami chłodnej wodyi śpiew waszradosnyponad polem30


BRĄZOWY KOROWÓDsiostrze1ktoś zapomniał nakarmić Ojczyznęprzed chatąw sadziei w sercuktoś wzgardziłw noc świętego JanaOjcowiznąodtąd obojętnanie zaludni się jego chatabarwa księżyca na nowiucieńobcy odtądstać będzie za drzewem2.jesień chorągwią wilgociroznosi smutek po ziemiczernieje dębinaczernieją jaworymgły pełzną pod niebiosai ptak spóźniony dogasa na horyzoncie3.ogarniemniejesień— 31 —


mojedłonierozcapierzą sięjak targane wiatremgałęziemojewłosystaną się niczymtrawai będę się tułaćulecę pod niebowędrującdociebie4.Ukrainobłogosławiona!każda kiść twojej jarzębinykażde grono kaliny - - -5.ponad wodą pójdęponad brzegiem wysokimpod wodospademzatrzymam babie latopieśnią opowiem o spadających liściacho łaskawszej pogodzie na jesienne dnio marzeniacho snach- 3 2 -


6.chorowita georginiamięta słabowitaw strumykujesiotrosiągaswoją potęgęi pod dostatkiemkilimówpożółkłego już jutra7.mgła poranna wspina się ku niebui ptaków szum na horyzoncie dogasachłodu pierwsze uściskiprzenoszą się niebemi na drogę wygania jesieńaby odeszła w swoje strony8.Bogurodzico Poczajowskapo drogach życia prowadzącobiecując domowe zaciszewśród olch i brzózOjczyznęopowiadajo sobiem ów ....3 3 -


9.żegnaj naszyjniku zielonybyć może w ostatni królewski dzieńprzyjmij ode mniegarść pieśniniechajże one zostanąjak obraz naszego życiaaby przypominać ci jesieńkiedy za oknemszaleje zawierucha


JESIENNY PORANEKpokłonię sięwiatrom bezgłośnympolnym myszomkuropatwomwybaw mniez ciemności nocywybaw mnieBożepokłonię siębiałym brzozomz lisich polaneki szlachetnym jarzębinomratuj mniei zbawBoże!- 3 5


NARODZINY NOCYzarumienione niebozajaśnieje nade mnąjeszcze łąkiprzez moment miłowanei za widnokrągpochyli się słońceznikną z kalinypierwsze krople rosyzatrzyma się nad warstwą mgłyciemność pochłaniająca świat— 36 —


XXXostatnie traw pokosyi pogoda chyląca się ku jesienii korale z rosy o świtaniubłogosławieni bądźcieszelest trzcinowiski poplątana wiatramichłodem tafli jeziorai dni coraz krótszego trwaniabłogosławieni bądźcie- 3 7 -


XXXszydełkuje jesieńw kolory i barwyszydełkuje czasgodziny i dniszydełkuje życiew problemy w kłopoty38


WIERZĄCuwierz ptakomone zawsze oczekiwaneprzynoszą radośćuwierz wiośnieona zrodzi w tobiepytaniauwierz jesieniwszak ona sposobido cierpliwościwierzę ptakomprzylecą i zabiorą mniez sobąwierzę wiośniewplątuje mniew pszenicę w żyto w jęczmieńwierzę jesienicałuje mniei wychowuje3 9 -


ROZŚCIELA SIĘ JESIEŃrozściela się jesieńwokołoi toczyć będziedojrzałe jabłkai w pajęczyny przystroizielskai księżycna pożegnaniei gwiazdyna pożegnaniei nastroina odejściednii wieczory— 40 —


W PRZEDEDNIUw przededniu czas skąpany w natchnieniukiedy noc wyłania się smutnai dzień uroczyście śpiewabłogosławioną młodościąw przededniu ciche wzruszenieporannych odgłosów podnoszących się z rolii ty niczym królowa, stojąca we mgleotulona milczeniem— 41 —


XXXwszystkie lasy i dąbrowyprzypomnijcie o mniewszystkie topolezachowajcie mnie w swojej pamięciwszystkie wrzosowiskakwieciem módlcie się za mnieza moje powrotyza moje powroty— 42 —


ZBIERA SIĘ NA CHŁÓDGrudzień rozjuszony stacza się w dolinybłękit sadzawki lodem przygniecionyśnieg wnika w najmniejsze szczelinywiatr zawiei szaleństwem zamiatajuż zimy oddech białookiostatnie liście powymiataszaleje wiatru wzrok wysokomalując szronem trawy- 4 3 -


WIATRczarnym konturem nacierałczarnym wiatrołomemi ścieżka mrokiem zamiecionai chata drzewami otulonai wzrok był obcywietrze czarnej zawieruchy osłońwszystkie drogi moje


JAN KIRYZIUK(iwan KYRYZIUK)


JAN KIRYZIUK (IWAN KYRYZIUK)Ur. w 1949 roku w Krywiatyczach na Podlasiu. Członek ZwiązkuUkraińców Podlasia i redakcji ukraińskiego czasopisma „Nad Narwojui Buhom". Debiutował wierszami w dialekcie ukraińskim na łamachbiałoruskojęzycznej „Niwy" w 1971 roku. Publikował w prasiebiałoruskiej i ukraińskiej. Wydał poza oficjalnym obiegiem „Mojabatkiwszczyna Pidlaszsza"(1982), wersja uzupełniona ukazała się wWarszawie w 1986, „Pisni mojeji storony (1985), „Na dorozi iz kyryłyci"(Lwów 1995), „Wesna z rusałkamy" (Bielsk Podlaski 1995),„Smak jahody ożyny" (Bielsk Podlaski 1999). Członek Związku PisarzyUkrainy. Mieszka w Bielsku Podlaskim.


Z cyklu: Impresje” (zapisane 7.03.2008 r.)WECZIRNIA (NIESZPORY)Wieczorne modłyDogasają ikonamiDobrych nadziei.Nie oczekuję rozgrzeszeniaOdczuwam jedynie piętnoKtóre nie ma granicDzielących mnie od ciebie.Wiesz dobrze -Że tylko zdradaOkrada życieZ tajemnic.


JEDNOZNACZNIEPod dłonią odczuwamOdczuwam ciepło twojego ciałaI wówczas bez krzykuOdlatujeOswojony już strachChcąc jak gdyby oddzielićSmak tych chwilOd zapachu wiecznościA ty niedwuznacznieUkładasz ustaKiedy przygryzam twoją wargę- 5 1 -


SZKLANKA PO WYPITEJ HERBACIEPamiętaszJak wiatr rozsypałZazdrośćW nutachOczekującStubarwnej nocyW kawiarniW BaligrodziePo nieważnych już sprawachWypita herbataRozmazawszy w ciszyKolory życiaOdejść trzebaBoso.— 52


GRAKropelkaWiosennego deszczuRozmoczyła ustaPrzygotowując do gryA w niej atutowy asni to w cudzych rękachni to w talii kartNie ufaj do końcaSłowom i tajemnicyOne ukrywają sięW lęku i rozsądku— 53 —


WCHODZĄCWsłuchując się w rozmowęSwoich piersiOdnoszę wrażenieŻe przez sito istnieniaPrzesiewane jest życieOdczuwając wyraźnieSumienia smakA kiedy przychodzi niemocW rdzeniu prawdyPodaje wówczas dłońZ odciskami losu— 54


KŁADKAPrzychodzi wiosnaRoztańczona młodościąPo kładceMalowanejZielonymi deszczamiDwie gwiazdyNa topoliUśmiechają się niewinnieZłoconymi ustamiprzywołując zdziwienieNa zarumienionychPoliczkach dziewczynyRozpoznającTwoją księżnąChoćBez korony- 5 5 -


NIE WRÓCIW cichym śpiewie liściWieczornego saduUsta twojeWyszeptały słowaKtórych moje serceNie mogło odgadnąćOdtąd całą duszą cierpięWszak nikt nie przywróciNadziei mojego losuCzekam więc cierpliwieJak na rozstrzelanieŚnieżnej zawieiA myśliPo krętych koleinachPragnieniem lecą:PowróćCzamobrewaNa moje kolanaRaz jeszcze


IRENIETo był nasz walcTo był nasz taniecW białym sadzieWchodziliśmy do niegoWiosennym mostemŻyciaJak w świątynię młodościAby rozweselić duszęNiewielkiego grzechu trzebaWszak rozpłynie się onW nadzieiZatrzyma sięZa progiem lataZ dojrzałym jabłkiemAmen.— 57 —


NA JEDNEJPrzodków pieśniO chwale kozackiejUparcie brzęcząStrunąWyszczerbionej szabliPod ikoną ZbawicielaW aortachBizantyjskiego psalmuGrzeje sięDusza PodlasiaNieustannie pytam siebie samegoDlaczego losNaszych przodkówJak sieroctwo bocianieNa jedne nodzeStoi— 58 —


(Z cyklu: Baligrodzka Kuźmakiwka - 1972zapisane 11.04.2008 r.)ŻEBROPatrzę w oknoGdzieś tamZa zielonymi dachami górCzas zacieraŚlady nieszczęścia.Rozdarta prawdaCzterdziestego siódmego rokuWiatrem znad pogorzeliskRozniosła po świecieSkrywane tajemniceŁemkowskiego losu.W BaligrodziePod cerkiewną kopułąJurij ZwycięzcaStrzeże jak adamowego żebraUkraińskiego losuL- 5 9 -


NAD SANEMMigoceZłocistym ogniemBizantyjski krzyżykPod bluzkąZakupioną we LwowiePatrzę w okno życiaA tam ruskie ikonyI te od chrzcinI te od ślubówZ psalmami KonstantynaMalowane piórkiemBystroskrzydłej jaskółkiKrążącej nad Sanem60


DWOJEDlaczego wypowiadaszMoje imięTak jakbym byłStrażnikiem kozackiego losu?A jaDo ciebieStawaj obokUnieś spódnicęBy jej nie zamoczyćNałowimy rybZ naszej rzekiNie mówO cenie czasuCzerwone winoWyleczy wszystkoPrócz sumienia.- 6 1 —


DZIKI SADDuszą wędrujęGdzie dziki sadObdarowywał moje serceKwieciemCiepłych marzeńPowracam tamGdzie rzeczułka HoczewkaWypełnionaŁemkowskim gwaremWiemŻe w górachSłońce poranneOtworzyło drzwiŁaskawych nadzieiTańczy tamWiosennaMuzyka życiaWypieszczona za pazuchąOgrzana nadziejamiWyszywana cyrylicąCzarno-czerwonymi krzyżykami62


POCZĄTEKWchodząc do wodyA woda i życiePrzepłynieUcieknieCóż więc pozostanie?Do drugiego brzeguZbyt jest dalekoWidać tylkoCzółnoWędkarzaI dym z fajkiBądź ostrożnaI pamiętajMężczyźnie czasamiTrzeba wybaczyćTo co jest znane i nierozpoznaneA co zniewalaGotuje miłośćNa dwoje- 6 3


ZAGRZMIAŁOZagrzmiałoNad TurkowiczamiNad KomańcząGdzie zrzuconychCerkiewnych dzwonówOzwały się znów sercaPo niebieDobywając ze zgliszczBociany rozsiałyRadość ZwiastowaniaKolejny razDla Zakierzonnia


ZAUFAJMYRozbiorę CiebieDo ostatniego słowaZapachem ciałaWejdzieszW moja duszęPodzielimy sięPo połowieNaszym chlebemZ zakwasem grzechuZ ufnościąNa zbyt krótkiej drodzeŻycia- 6 5 -


JUSTYNA KOROLKO(JUSTYNA KOROLKO)


JUSTYNA KOROLKOUr. 1982r. Absolwentka lingwistyki stosowanej UW, studentkaAmerican Studies UW. Czterokrotna laureatka Ogólnopolskich KonkursówPoetyckich dla Dzieci organizowanych Przez OgólnopolskiOśrodek Sztuki dla Dzieci i Młodzieży w Poznaniu (lata 1994-1998).Pięciokrotna laureatka Ogólnopolskich Konkursów Białoruskiej Prozyi Poezji (w latach 1996-2000). Autorka tomików poezji: „Nagość nadnagościami i wszystko nagość" (Kraków 2004), „Zauczora" (2005) -w języku białoruskim, „Miż zołotom i smertioju" (2005) - w dialekcieukraińskim.— 70 —


***в зелені рукспекоті надаремнуйвстричаю голос і стаю в юом на пальцізбіраю од початку питанюв стариї пніевкочую їх пуд дуом моіх воздиханійза млєчним плотомводи плюск вбіває паліє часупоглєдає украдком куотв зелень рукмутіт усам і сонцезатримує каплюслухаємо у воздушнум пространствісушимо стариї простиніебіели і штивниупарти в віериа віеримо обидвоєяк затрути стриелилєтімо блізько але з бокув зімни каменіевбіваємо наши таїни— 71 —


***Babci Kati Saczkoczerń ziemii zapach chlebamiędzy palcami ciężkimi od modlitwygłaszczącymi twoją głowęna śmierćdziś jeszcze do snuna który błogosławisz mnie leciutką rękąnie trzęsiesz sięjużi modlę się o twój oddecha on w legionach archaniołów i świętychstaje przy twoim łóżkuby pomóc mi trzymać świecęw mojej dłonii twojejosuniętej w wieczność30.04.2005— 72 —


***Babci Kati Saczkodom jest cichy jak łzapłynąca po policzku płomieniem świecykwiaty białemilcząceciężkie od prawdyczasem brzemiennei patrzę na twój senktóremu ścięłam wszystkie żonkileby był spokojnyrozlany czekaniem w powietrzecałuję twoje czołozdejmuję z ciebie chłódbo za sobą słyszę ciągle twój szeptkroki i dotyk na klamcea dźwięk pada głuchoniebo płacze ziemią30.04.2005- 7 3


=■KOŁYSANKABabci Kati Saczkoa czoło miałaś gładziutkie gładziutkiepłatkiem zawilca gładzonektóry do stóp ci się giąłprzy świcie z rozmową ptakówpogoda będzie ładnakoło południaspadną mi kluczei drzwi staną na ościeżpołudniew biel kołysze twojej włosygdy Dawid szepcze psalmyw zapach cyprysowego krzyżai ręce masz pełne pracyna Paschęby mi łzy zgarnąćna ziemię czarną czarnągdzie między ziarnem a ziarnemzasypia oddech08.05.2005— 74 —


***czekam aż rozwiniesz sięz papieru w ćmęktóra od mojego ciałaodrywa się jak od światłapo śmiercinadziejęmiałamw żywych oczach i bziezaklętym uśmiechużegnaliśmy się imionamipod nocąmiędzy dłonią oddechem pamięciąw przededniu rajuszeleszczącej trawytrosk rozkwitaniai litanie na parapeciepod drzewami słów o miłościto tylko momentnaszych papierowych marzeńlotów ze szpilkami w gablotachbyliśmy ćmami— 77 —


***patrzę w zachódjak żebrak w dzikie koniepędzące grzywą przez czerwone lasyopłukane łząi oko mi drgapod powieką szron źrenic nieruchomycha z bliskazastygły pająkuduszony kroplą rosyco w twoją dłoń włożęrozpostartą w słońcegdzie pędzą winasłodkie ciepłem i skałąco włożęjeśli oczy zakute mam w zachódpajęczyn i pamięcimoja pamięćw ćmie co ślepo rozbija się o ścianyzimne ciemnościągdy światło zbyt bliskoby je dojrzeć- 7 8 -


MANIFEST BEZBRONNYCHw epoce nie tejpołykają rzeczywistość w kolorze ściani zmiętości kołnierzykóww wannach kiszą ogórkigwiżdżą przed śmierciąpapierowe twarze malują sprzedają jedzą...zmąciło mi wzrok przed ich blaskiembo stopy mam za boseby odmierzać z nimi plunięcia w zegarowy transłóżko zawsze samotne lub przeludnionenigdy na wpół śmierci i życianie śpię dlategoi kiedy zasypiasz łamię głowę wpółprzechodzę czas klepsydrywegetacjęczekając aż przewracając się na bokstrącisz moje oczyspłakane iluzjamioblodowaciała nie nadążamw rozkurczaniu miny idiotyzmienianiu wiaryrodzajach samobójstwawyrzutach że mówię nie na temattabu hipokryzji


***proszę cię byś zdjął te ciernie z mojej głowyjakoś w nich mi nie do twarzybo policzki zalane krwią i żółciąodstraszają rzeczywistośćw tym wianuszku z krwawnikówwiruję w przestrzeni nierealnejmoje ogromne oczy przejrzyście białewirują razem z moją krwiąpołykam ostatnie kamienie rzucone w grzesznikówjak na dziewiąty miesiąc kłamstwa były całkiem zjadliweza dużo tylko wciąż wydaję się odwracaćbo gorzkie wodospady spływają po moim gardlezawstydzam siętym niezrozumieniemchudnęi taka malutkaubrana tylko w brzuszek z kasztana i rączki z zapałekpochylam się nad tobąbyś spał dzisiaj lepiejniż wróżyli ci z dłoni brudnych i spracowanychwytartych przed ostatnim dotykiem zakazanych drzwi ogrodupełnego ciebie samegoi mnie- 8 0 -


***będę zgłębieniem twojej pulsującej dłoniktóra oprze się o moje oczyby widzieć wyraźniejśmiech zauroczy ścianyi usiądą fotografiami do miłościprzez dziurki od kluczy popędzaneprzez uszy konfidentów podziwianeidentyczność chwili przerazi sięże to początek wszystkiegobędziemy ratować nasze twarzerozstawimy się na polachczarnych i białychpo drugiej stronie różodbijających słońceale czas zakpii nikt nie odda nam śmierci— 81 —


***herbatę zapijam raczej ukradkiemprzed tobą gdy wstaniesz i odkruszysz sen z powiekstrzepiesz z kolan prześcieradłoodwrócisz się i ukradkiem odejdzieszpo południowym skwarze nie starcza słówmilczymy wodą napełniwszy ustaw mydlanych bańkach odpływamy w ciszęmętnym wzrokiem świdrując ściany- 8 2 -


***pod czerniejącym błękitemwznosisz czoło pomazańcu kamieni nabrucznychdłoń w dłoni lekko trzepoczeby po ułamku dźwięku stworzyć mleczną drogęw której koty przeciągają się gwiazdamimachają ogonami kometłypią okiem księżycakocie życie na talerzu ościdźwięk nieba stawianego na podłodzezaspane skrzypce powiekotwierają się wolno i z bólemkilka cieni podświetlonych do środkazasłuchany w ciszę szelestwracamy w krzywe zwierciadłanadpęknięte ramyprzejechane paznokciem serca— 83 —


tajemnica we mnie i krzyczę wzrokiemdaję dłoń w rękawiczce przetartej tęcząa palce moje skrapiają się w twoją skórękrętymi pulsami powietrze ściera się na prochpuka w urnyaż przyrzeknę strzec oddechu przed zawiściąi tak w samotności bronię odwiecznościw lustrach twarze stopy na linachbawię się dobrze jak na rzeczywistośćprzegryzaną wyrachowaniemproszę więc byś oddal mi czasem wolnośćbym krzycząc mogła rozbić serca pełne szkłai jak fakir przejść próbę pragnień złych


TYSIĄCEobiecano mi że gdy się zbawiamzbawiają się wokół mnie tysiącei chociaż tak bardzo się staramte tysiące grzeszą coraz bardziejprawda już dawno została zapytana o istnienierozpuszczona w prozaiczności napływa mi do oczupozwalam im to wszystko wypłakaćsłucham Cię Boże w tych łzachbo chociaż nie potrafię spalić się w popiółi jęczeć że gorsza jestem od tysięcyto wierzę coraz mocniej- 8 5 -


ic ★★w zieleni rąkskwarze nadaremnymspotykam glos i staję w nim na palcezbieram od początków pytań stare pniewtaczam pod dom mych westchnieńza mlecznym płotem wody plusk wbija pale czasuzerka ukradkiem kot w tą zieleń rąkmąci wąsem słońcezatrzymuje kroplęsłuchamy w pauzie przestrzennejsuszymy stare prześcieradłabiałe i sztywne uparte w wierzewierzymy obydwojejak zatrute strzały lecimy blisko ale obokw zimne kamienie wbijamy tajemnice- 8 6 -


ZOFIA SACZKO(SOFIJA SACZKO)


ZOFIA SACZKO (SOFIJA SACZKO)Zofia Saczko-Korolko - pochodzi ze wsi Wólka koło Orli. Ukończyłafilologię rosyjską na Uniwersytecie im. M. Curie-Skłodowskiej.Swoje wiersze drukowała między innymi w takich czasopismach,jak: „Radar", „Magazyn Literacki", „Literatur und Kritik", „Nasze Słowo",„Swito-Wyd", „Wseswit", „Niwa". Należy do StowarzyszeniaLiterackiego „Białowieża" oraz do Związku Literatów Polskich. Swojewiersze pisze w dialekcie wsi Wólka. Autorka tomików poezji:„Poszuki" (Białystok, 1982), „Nad dniom pochilana" (Białystok,1991), „Szcze odna wesna" (Białystok, 1995), „Poemy" (Białystok,2000).— 90 —


Х т о робіy ціада жьщеязковзчна лічьгг грошьіжьіушьі — як жз нз робітіжмушм — як жз нз любітііх поле вмроб’яш як маслоіх рукі пахжут хлізбомхоч на збіраютвсе шчз наслуховуют дошчуна лавочках пуд плотом— осанна1986


XXXjesień nie przychodzizielony cień kładzie postarzałe latorodzice myją w rzecze nogi- nurt wody zatrzymał sięchłopcy poją konieczerpiąc wodę - nie wyczerpująw siatce pajęczej schwytany czasmoże nam jakoś się udamiędzy światem a światłem1991- 9 2 -


XXXkto pracował przez całe życie- niekoniecznie teraz liczy pieniądzeżyjąc - jakże nie pracowaćżyjąc - jakże nie kochaćich pole wyrobione jak masłoich ręce pachną chlebemchoć nie zbierają z pól- wciąż jeszcze nasłuchują deszczuna ławeczkach pod płotem- hosanna1986- 9 3


XXXa na wiosnęstodołę przykryjemy słońcemdopóki mak kwitnie w ogrodziedni rozpalone ogniema jesienią - myśli zwieziemycałe życie ukryjemy w garści199294


XXXczas już czasdo ciepłego krajużar serca i kalinyw makatkę by zaszyćrządki pozłacane brzozowe czytaćcicho słuchaćwidzieć mniejw skrzynię upychali- myszy zjadłycieszmy się - może jeszcze zdążymyprzed dwunastą1991- 9 5 -


XXXgdzie więcej słońcaulicą przebiegastukając w puste oknaw domach w których tli się jeszcze życiefiranki tylko nakrochmalićprzekręcić klucz— 96 —


XXXziemia oczekuje nasionaby umaić kwiatami ogrodya ileż soku w starej brzozienapoić nim można pół martwej wioskiprzylecą ptakiodbudują gniazdacienie rozsiądą się na przydomowych ławeczkachw samo południerozrzucą karty1992— 97 —


XXXwierszyk dla babci i wnuczkiz kwiatów jabłoni i czereśnii z kukania szarej kukułkizgaduje wesele i śmierćniepokojem napełnią się snydzwony rozkołyszą powietrzejeszcze trochęa wszystkim stanie się wiadomepóki co palcem czytacie literyna kamiennych krzyżach przodkówi nie spłynie łza na zielony mechprowadzisz za rączkę- w bzie zaplątał się trzmiel1990— 98 —


XXXa kiedy nadejdzie wieczórWólką uderza serceczy przyszłość to tylkopamięć przeszłościi czas jak złodziej się skradanie idę po trawie jak zawszeidąc do nikogoodług rodzić będzie przez kilka latnie wnikaj taknie przyglądaj sięgóra którą zdobyłampomniejsza się wciąż - bo wiosna na nieji tu i tam wiosnabywa tak czasami17.03.1993- 9 9 -


XXXten kto żyje- wiosna jest mu darowanarok w rok na wiosnędostrzegają ją oczydzień w dzieńprzyjąć ją możeszczyż w płomieniu świecna wspomnieniu zmarłychnie kwiat jabłoni drżyale łzami zalewają się nasze oczywszak puste ubraniei miejsce też puste21.03.1993100


XXXjakże ma zakwitnąć w tym roku bez- Tato Tato -kiedy nie widzą jegoWasze oczytrzeba wtedy i nampatrzeć inaczeja winorośl na naszej chaciemyśmy ją razem niegdyś doglądaliogród zasadzimy jeszczeale będzie pusto- nikt nam deszczu nie upilnujenie ma komu wyglądać pogody22.03.1993- 1 0 1 -


XXXTato- żurawie dzisiaj leciałyczy usłyszałeś ich klangorniegdyś patrzyliśmy razempalcem prowadząc po niebiea jakież pąki dorodne na drzewachnie zlodowaciały w mrozu uściskachdobra zima była w tym rokudobra - komu na życie— 102 —


XXXtrzy nas nad święconkątrzy kobiety na dwa domyokropiłyśmy łzami jajkaumarłym zajrzałyśmy w oczypogrzebałyśmy siebie- 1 0 3 -


XXXChrystus Zmartwychwstał- i szumem skrzydeł rozcinamy powietrzespotkamy sięale radość będzie innai niewypowiedziany ból1993— 104 —


XXXczy to kwiat wiśnii zieleń coraz zieleńszaz dnia na dzień w sen wtargnęły- i znowu razempieszczotą dotykam Rodziców ciepłych dłonii dzień się otwiera porankiempowróciło to co minęłożyjemy po staremu— 105 —


XXXnigdzie się nie śpieszęi troski gdzieś odeszłynie ma dniażeby Tatko na ławeczcelatem i zimąnie oczekiwał na naskot myje się na przyzbiedrży promień słońcaróżowe drzwi otwieramdo chatya z chaty na podwórze4.05.1993106


XXXja wciąż dla ciebie Tatorąbię drzewawidzę jak cieszysz sięmilczeniem pochwalaszzaledwie blaskw oczach Twoich uchwycę...obetrzemy twarz z potuprzysiądziemy- w słońcu przecież wygrzewają siębiałe polana13.05.1993- 1 0 7 -


XXXw dziupli starej gruszyzardzewiały księżyczawiesił swój sierpieńna progusiedliśmy milczącpachną sadyi rechot żabidociera z dolin...zmęczeni pracą- spokojnie uśniemyjak jutro nie istnieć- żywym tajemnica18.05.1993108


XXXkwiatem obsypuje głowęstara jabłoń wciąż jeszczekwitnie i owocuje- jak szlachetne proste słowoktórym witają na progukiedy już nie ma domua w drzwiach przeciąg- 1 0 9 -


WŁODZIMIERZ SAWCZUK(WOŁODYMYR SAWCZUK)


WŁODZIMIERZ SAWCZUK (WOŁODYMYR SAWCZUK)Ur. w Kuzawie w gminie Czeremcha, na Podlasiu. Mieszkaw Białymstoku. Debiutował w latach osiemdziesiątych ubiegłegowieku, jako żołnierz odbywający służbę wojskową, w prasie polskojęzycznej(m.in. w „Głosie Żołnierza"). Publikował na łamach„Niwy". W 1998 roku ukazał się debiutancki tom wierszy w językubiałoruskim „Co w sercu" (Białystok 1998) i „W gościnie" (Białystok2006).


- 1 1 5 -


A DZISIAJ JADĘJasyn marnotrawnynieczuły na litość,(takw domowej księdze za obrazempająk wyczytał)zostawiłem ten domjak drapaka na kijuaby inni zamiatali moje grzechy- wyrwałem duszę światudziś jadęby przeprosić bramę zardzewiałąchlewco złożył się do snu na nibyi korytko dębowe zesłane- przegrałem z czasem.116


W WĘGORZEWIEnoc mierzy się snemchleb kroi się nożemczy tutaj nauczą spojrzeniana świat- być możekomu pisane pozostać żołnierzemz manierką odwagi u bokuzrozumienie wtedy co to wojaczkaze światem cienia- być możelecz tu w sercu ciszysitowie i słońcemoczą swe nogi w jeziorzeczy jest mi dobrzesam tego nie wiem - być może.— 117 —


W OGRODZIEKażda grządka od malin pachniałaKażda jabłoń owocem mi grałakiedy gąski pasłemżółciutkie pisklętaszczebiotały cichutkotutaj pod jabłoniąkogut piał pośmiertniezakopany wśród korzenitutaj pośród drzewkołysały się bujnie czupryny trawna młodej jabłonidrzemały jeszcze niedojrzałe owoceokryte ramionami liściW ogrodzie tymżycie kwiliło młodością.— 118 —


CZYM JESTEŚ POEZJOmoże pieśnią niedośpiewanąa zaczętąkromką chleba nieskończonąprzy śniadaniuilorazem czasugdy dzielę sen na dekadyi mocą piorunazaszytą w herbie elektrykamistrzu Waldorfie spóźniłem sięz modlitwąkataklizm minąłocaliłeś wartościktóre Pan Bóg zostawiłw testamencie wiary.- 1 1 9 -


PROŚBA DO BOGAGdy poeta kończył pisaćświtać zaczynałowięc targował się z sumieniemcoś nie pasowało- już nie grzeszę Panie Bożesłów na wiatr nie rzucamsroka dawno odleciałalis zjadł żółty ser.Ludzie w bajki dziś nie wierząwyrośli zmądrzeliswoją prawdę sami mierząbo krzywdę widzieli- Powiedz Boże gdzie jest wiaraktóra tkwi w człowieku,źle swój los dziś rozumiejąw dojrzewaniu wieku.Już nie grzeszę dobry Bożemoja wiara bliznądziś przybyłem rany leczyćstanąć za Ojczyznądobry Boże przyjmij sługęu bram Twoich stojęwiara czysta za mną idziedo Twej metropolii.120


WRÓCĘZiemio rodzinnamatko dziecinnych latnie zapomnę - będę wspominałtak jak mój ojciec i dziadwrócę tamgdzie łąki i polagdzie wierzba nie rośnie jużbo taka jest wolabyć tamgdzie lany zbóżdojrzewają w dni czerwcowea kosiarzeod świtu do nocypracują w potoku znużeniai kładą się kłosy zbóżach! - nie będzie jużtych, co to lśniły w słońcui umrzeć musiały- Ja wrócę na pewno.— 121 —


XXXW ramionach samotnościdojrzewają nasze latachociaż wiatr czasamiwarkocz myśli splataza nami jużsłońca wiosenne ziewanieza nami jużnasze beztroskie kochanieprzed namipola w zaciszu Słobódkiprzed namilasy na kresach Kuzawyprzed namidzieci z gromadką wnukówbo takie są losyrodziny Sawczuków.122


W POŚWIACIE NOCYpoeta prosiIwę o cień błogiby warkocz twórczej myśliw jeziorze zanurzyćna nocnym całuniegwiazdy zamyśloneksiężyc złotym sierpemschyla się do żniwazacumowałem swą ciszęw szuwarach fantazjii marzę..........szukam okazjibyutopić dziwotępod wierzbą osowiałą.— 123 —


NIEWARTE..iść śladami pątników- dębowe mieli sandaływierzyćże dobro jest za daleko- jesteśmy przecież blisko wiarąnie warto..............być ponurakiemhumor jest bratem sukcesunie warto...........dmuchać na zimnechłód odbiera Ci chęciza progiem nocygrypazasłania się szalikiem cenzury.124


WIGILIJNY WIECZÓRMróz zacisnął białe zębyna gwiezdnym całuniesłońce ostatnim promieniemlizało okienniceszalony wiatr zmagał sięz twarzami blaszanych reklamna przystanku ćpunpieścił namolnie skrętazamyśliłem się na chwilędzwonek do drzwiprzerwał nić wyobraźnii stała się rzecz świętagość w domu Bóg w domuu mnie ciepłotylko pies zabłąkany skomligdyż człowiekz kamienną twarząodwrócił się do ściany.- 1 2 5 -


OSIEMNAŚCIEDziękuję Boguza matczyne dobroza sen spełnionyi ciepło posłania.....dziękujęza miłość do świataw dziewiczy poranekza promień słońcaktóry modnie ubieraziemię obiecanądo życia w wolnościniech dojrzewa świadectwo wiarymłodością wypełnionedziśodjeżdżam w lata dorosłe.126


RODZINNY DOMstoipodobny do mojej młodości................tej samejjaką zostawiłemdzisiaj przyjechałemby ucałować prógna którym ojcieczostawił śladywieczór wspomnieńciężkich jak łzagromnicznej świecyzabolało.— 127


XXXPanie Bożetrwamy w błędzie- gdzie cudzysłówa gdzie kropkaośmieszają nasswą wizjątak jak ichkremlowska szopka.128


DZIĘKUJEMYPochylając sięnad pokosem żytaczuję zapachświeżego chleba,proszę Bogao dobry plonaby deszcz pocieszałspragnione ścierniskodziękujemyza każdy poranekktóry nasyca sięsrebrzystą rosąi życiem,by wypełniło się słowo:- nadzieją-rosą- chlebemaż słońce zaszłoza horyzontjak Pan Bógprzykazał.— 129 —


EUGENIA ŻABIŃSKA(JEWHENIJA ŻABYNŚKA)


EUGENIA ŻABIŃSKA (JEWHENIJA ŻABYNŚKA)Urodziła się 25.06.1966 r. w Bielsku Podlaskim, ale jej naprawdęrodzinną miejscowością jest osada Orla. Z powołania zawodowegopedagog, jest obecnie nauczycielką w Zespole Szkół wKleszczelach.Debiutowała w 1987 r. w pozacenzuralnym podlaskim ukraińskimpiśmie „Osnowy", na którego łamach wydrukowany był wybórwierszy, który później ukazał się jako tomik poetycki „Mamo, kimmy je..." (Bielsk Podlaski 1989). W 1988 r. została laureatką pierwszegomiejsca na II Konkursie Młodych Twórców Kultury Ukraińskiej,organizowanym w Krakowie.Wiersze publikowane były w publikacjach literackich w Polsce,Ukrainie i Ameryce. W 1996 r. wydany został drugi tomik literacki„Koły prichodyt' tysza" (Bielsk Podlaski). Kolejny zbiór poetycki, „Nazustricz mrijam", oczekuje na druk w wydawnictwie „Ternohraf" wTarnopolu.Członek Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy od 2002 roku.- 134 —


XXXpotoki słów, potoki słówlitery pędzą nawiedzonei uciec jak? i uciec gdzie?z rozdartym sercem; w którą stronę?Bezsilnie, głupio miotam sięi zapominam, że istniejektoś kto NADZIEJĘ daje mibezcenną; uczy ze spokojem,że WIARA pokonuje strach,samotność i wybierać każeco w ludzkim sercu wartość ma,co życia czynić drogowskazem.A MIŁOŚĆ śledzi wiary cudi ustom śle swe przykazanie,że gdy wybaczę ludziom złoto kochać nigdy nie przestaniesz(przekład Autorki)- 1 3 6 -


XXXIdę bez celuulicami,naprzeciw życiupo asfalcie.Samotna, smutna,zagubiona,bo przecież wierzyć,żyć, nie warto!I nawet nie jest żyćmożliweBo przecież wierzyć -- niebezpiecznie!Szczerość i wiaręw głowę wbiliA mokre krople dżdżubez sensuswawolne, grzeszne,roześmiane spadająz oczu mimo woliTwój śmiech,ironię odczułam;sam Bóg mnie wyśmiał -- a to boli.(przekład Autorki)— 137 —


XXXKażdy z nas ma swoją Ojczyznękażdy posiada swoich bogówa ja bez niej i bez nich138


XXXPrzystanę, dzisiajmilczeć będę,to ty mów!Uczyłeś mniepokory słów,w marzeniach zatracania się.Już teraz wiem,to Ty stworzyłeś mnie,obłudę i pozorów grę.Wierzyłam Ci, a teraz niechoć pragnę tego,chociaż chcę.Bo po cóż duszędałeś mi i serce,które sercu biło w takt?Wszak podeptano toco drogim było mi,umarłam... każesz żyć lecz jak?(przekład Autorki)- 1 3 9 -


XXXnie lituj się nade mną,znów uśmiecham sięszczęśliwai spokojna w duszy swej.Nie ważne jużco było ważne kiedyś -nie powróci...(wyjaśniłeś mi,i teraz wiem!)nie lituj się nade mną,ja zapomnępójdę znówprzez życie z podniesioną głową - gdzieś!Nie ważne jużco było ważne kiedyś -przeminęłopodeptało mniei ciebie też.(przekład Autorki)— 140 —


XXXRozrzucasz gwiazdy,zapominasz po co.Nie nam w niebiosa gnaći przypominać Ci!Marzenia naszeniespełnialne często,darowujesz nam a potemz nas, z nich kpisz!I po cóż Bożewiara i pokora?a sens modlitwy?słyszysz ja, czy nie?A MIŁOŚĆ, wierność -- tylko metafora?A STRACH - ucieczka przed nią...- tak mi źle.(przekład Autorki)— 141 —


XXXDusza rozłupanarozdartarozoranabłąka się gdzieśw bycie i w niebyciew świecie rzeczywistymi w świecie marzeńnie znającgdzie począteki gdzie koniec...gdzieś istniejąrównoległe światygdzie staną obok siebiesumieniei pragnienieoczekującnagrody?142


XXXDlaczego pozostawiła nas Ojcowiznapośród znajomych i obcych ludzina ziemi- pustyni bez ideizagubionych na Ziemi BielskiejDlaczego porzuciła nas Ojcowiznajak bękartów zrodzonych na poniewierkęcóżeśmy uczynili niegodziwego?jakiż to grzech śmiertelnybył naszym udziałemże przez całe życie poszukujemy Ciebie?A może tu?Błąkasz się wśród nasnie mabez pamięcibez czcibez nadziei...życzysz aby Twoim imieniemCiebie przyzywaćJak to uczynić?nie wiemy- 1 4 3 -


MARZENIE O SWOBODZIEOczekując na twój głoswstrzymuję oddech aby umrzećw oka mgnieniua potemznowu zanurzyć się w noczrywając grzech niewoliodlecieć jak ptaknaprzeciw znojom losu144


XXXDlaczego u ludzi dostrzegasz tylkozłośćniezaradnośćpotknięciainieważne sprawyDonosicieli szukając, nienawiści....Nieludzkich doznań? pozbawionych nadziei?Czy uderzyłeś się we własne piersidostrzegając winę,nauczyli cię ludzie kąsaćzanim wbili swoje zęby.Czemu więc warczysz i kaleczysz?nie rań mnie- bólu się łatwonie zapomina...- 1 4 5 -


XXXNie oczekuję, że zrozumiesz mnie mój świecie,zauroczony sobą, sam za sobą- gnaj!a ja - gdzie smutek mnie przywoła pójdęa ja - gdzie rozpacz mnie poniesie gnam.Nie oczekuję, że zrozumiesz mnie mój świecie,tyś beznamiętny, próżny -- w to ci graj!a ja - zbuduję szczęście z słów powitańa ja - z pożegnań miłość utkam nam..Nie oczekuję, że zrozumiesz mnie mój świecie,ty nie masz duszy, nie współczujesz mi!a ja - daruję nieśmiałą czułośća ja - dotykać marzeń będę, śnić.Nie oczekuję, że zrozumiesz mnie mój świecie,ty nie potrafisz, wiem- daremny żal!to ja zburzyłam mur obłudy przecież,to ja! dlatego idę sama w dal.


KILKA UWAGTŁUMACZA I WYDAWCYPodejmując, nieśmiałą jeszcze próbę, zbudowania antologii prezentującejpoetów języka ukraińskiego, zdaję sobie sprawę jak wiele potrzebujeona dopowiedzeń i wyjaśnień. Rodziły się wątpliwości natury edytorskiej.Lepiszczem pozostało jednak Podlasie w historycznym kształcie,miejsce zamieszkania twórców: od Ziemi Bielskiej poczynając a kończącna podlaskim cyplu w Holi, u wrót Chełmszczyzny, gdzie osiadł jedenz najwybitniejszych poetów ukraińskich młodego pokolenia.Pomieszczamy w antologii pisarzy o niekwestionowanym dorobkutwórczym. Ich zasługi dla kultury ukraińskiej i kultury białorusko - ukraińskiejsą nie do przecenienia. Różne wszak były drogi w odnajdywaniujęzyka ukraińskiego. Wielu z poetów rozpoczynało twórczą pasjęw dialekcie ukraińskim lub białoruskim, publikując na łamach gościnnejprasy białoruskiej. Wielu twórców języka ukraińskiego debiutowałow języku polskim. Dramat odnajdywania tożsamości nie zaważył negatywniena tworzonej literaturze, co więcej, pogłębił jej dramatyczną wymowę,po wielu latach dotykając m.in. obszarów objętych niegdyś cenzorskimizapisami.Antologia nie obejmuje pisarzy, nazywanych niegdyś - ludowymi.Ich twórczość przekazywana głównie w oralnych przekazach, ulegała najprzeróżniejszymtransformacjom, poddawana nieustannym adaptacjom,przystosowywana do okolicznościowych potrzeb, traciła niekiedy swójindywidualny charakter. Anonimowi autorzy pozostaną na zawsze nierozpoznani,choć ich głos nie pozostawał obojętny na otaczającą rzeczywistość,również pisarską prezentowanych w antologii twórców, poruszającnajgłębsze pokłady ludzkiej wrażliwości.— 147


iSpróchniały wiejskie, przydomowe ławeczki na których siadywalimieszkający obok siebie ludzie dzieląc się wiadomościami „zza horyzontów”.Tak powstawała między innymi autentyczna twórczość ludowa.Wierzę, że kolejne wydanie antologii, obejmującej twórczość ukraińską,wypełni i tę lukę i zaprezentuje pełniejszy, bardziej reprezentatywny,wybór.Jan LeończukBiałystok, 18 czerwca 2008 r.— 148 —


Spis treściJERZY HAWRYLUK 5TADEUSZ KARABOWICZ 21JAN KIRYZIUK 45JUSTYNA KOROLKO 67ZOFIA SACZKO 87WŁODZIMIERZ SAWCZUK 111EUGENIA ŻABIŃSKA 131Kilka uwag tłumacza i wydawcy 147— 149 —


4„Województwo Podlaskie”Zrealizowano przy wsparciu finansowymUrzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiegow Białymstoku


J E R Z Y H A W R Y L U KT A D E U S Z K A R A B O W IC ZJ A N K IR Y Z IU KJ U S T Y N A K O R O L K OZ O F I A S A C Z K OW Ł O D Z I M I E R Z S A W C Z U KE U G E N I A Ż A B I Ń S K AISBN 978-83-60368-19-0

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!