12.07.2015 Views

Nr 56, luty 1959 - Znak

Nr 56, luty 1959 - Znak

Nr 56, luty 1959 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

RON XI - <strong>Nr</strong> <strong>56</strong> (2)MIES1eeZNIK Lutg <strong>1959</strong>KRAKOWSkqd przyszJi.~my? Co robimy na swiecie? Dokqd idziemy? Gdybyfilozofia naprawd~ nie mia/a nic do powiedzenia 0 tych naj:i.ywotniejszychproblemach, (jlbo gdyby nie by/a w stanie rozswietlac icl!slopniowo, jak biologia czy hisloria rozswiellajq w/asne problemy,gdyby nie polraii/a wnosic w nie coraz g/~bszego doswiadczenia,coraz bardziej wyoslrzonego widzenia rzeczywislosci - chcia/obysi~ prawie powiedziec - parafrazujqc Pascala - :i.e fiIozofia niejesl warla ani j ednej godziny lrudu.Henri Be r g son, L'Ame el le corps (1912)W6wczas pojq/em donios/osc zagadnienia religijnego, kl6ra dolychczasmi si~ wymyka/a. W swietie hislorii widzia/em, :i.e Ewangeliadokona/a zasadniczego przeJomu w caJym rozwoju ludzkosci.J\lfislycy ukazali mi jego sens. Skierowali mnie na wJasciwq drog~.f\16j wyb6r slaJ [.i~ iaktem.Henri B erg so n, Les deux sources de 1a morale elde 1a religion (1932)25 czerwca 1905 roku dw6jka dwudzieslo1elnich prawie-dzieciwspina/a si~ po nieskonczonych schodach prowadzqcych do bazylikfSacre-Coeur. Niesli w sobie l~ udr~k ~ , kl6ra J>lanowi najislolniejszyprodukl kultury nowoczesnej i pewnego rodzaju aklywnqIOzpacz, rozswietlonq jedynie - nie wiedzieli sami d1aczego ­przez pewnosc wewn~trznq, :i.e Prawda, kl6rej Jakn~li i nie godzilisi~ na :i.ycie bez niej, kiedys b~dzie im ukazana. S!abo jedynie pod­IrzymywaJa ich pewnego rodzaju mora1nosc eslelyczna, kt6ra ­po paw pi~knychr ale ulopijnych pr6bach - ukazywaJa samob6jslwojako jedyne wyjscie. P6ki co, dzi~ki Bcrgsonowi, oczyszcza/isobie gJowy z przesqd6w scjenlyslycznych, wpojonych im na Sorbonie,ale wiedzieli ai za dobrze, :i.e inluicja Bergsonowska slanowizbyl sJabq przeciwwag~ dla nihilizmu inle1eklua1nego, logicznegonasl~pslwa wszyslkich filozoiicznych prqd6w owego czasu. Kosci6!zas, zniekszla!cony w ich oczach przez obiegowe uprzedzenia oraz


130 WSTf;Podstr~czajqcy widok wielu "poboin},ch" - uwaiali za ostoj~ moinychi bogatych, podtrzymujqcych we wJasnym interesie ,,1f1rokisredniowiecza". Szli (Jakub ' i Raissa Maritain) do dziwllego iebraka(Leona Bloy. autora m. in. "Niewdzi~cznego iebraka'), ktory gardzqcwszelkq Iilozo[iq krzyczaJ na dachach a prawqzie boskiej;i - b~dqc katolikiem bezkompromisowo posJusznym - pot~pia/swoj czas i tych, ktorzy tutaj "wzi~li zapJat~ swojq" , smielej i swobodniejnii wszyscy rewolucjonisci swiala... Co ten czlowiek im odkrywal,nie da si~ wypowiedziec: tkliwosc braterstwa chrzescijariskiegoi to pewnego rodzaju drienie milosierdzia i Irwogi, jakieogarnia w obliczu duszy ludzkiej, duszy naznaczonej milosc.'qBoiq... Za progiem jego domu wszelkie wartosci zmienialy nagleswoje p%ienie, jakby z nacisni~ciem niewidzialnej spr~iyny. Wiedzialosi~, alba odgadywalo, ie "jeden tylko jest bol: ten, i e si~ niejesl swi~tym".Rdissa Mar ita i n, Les Grandes amities (19,(1)Potrzebujemy Ciebie, tylko Ciebie, nikogo innego. Ty jedenrkt6ry nas kochasz, moiesz dla wszystkich nas, cierpiqcycl1, miect~Wosc, jakq mamy dla samych siebie. Ty jeden moiesz odczuc rjak wielka, jak bezgraniczna jest potrzeba Ciebie na tym swiecie,w tej godzinie swiata.Wszyscy Ci~ potrzebujq, nawet ci, klorzy 0 tym nie wiedzq ­nieswiadomi a wiele jeszcze bardziej nii swiadomi. Zg/odnialy szukajqcychleba laknie Ciebie; spragniony rozglqdajqcy sip, za wodq - ­Ciebie pragnie; chary marzy 0 odzyskaniu zdrowia, ale jego choroba10 brak Ciebie.Kia na tym swiecie szuka pi~kna. Ciebie szuka nieswiadomie,Ciebie, ktory jesld pi~knosciq doskonalq i zupelnq; ten, kto myslamitropi prawd~ - Ciebie goni, klory jestes jeclynq prawdq,najgodniejszq poznania; a ten, ktory wyciqga ramiona do pokoju,chce objqc Ciebic, ktory jestes jedynym po"]wjem serc. Wolajq Cip,sami nie wiedzqc 0 tym, a ich krzyk jest niewymownie bardzieJbolesny nii nasz.Giovanni Pap i n i, Dzieje Chrystusa (1921)


Ks. T ADEUSZ FEDOROWICZISTOT A llOSCIOlAIstota Kosciola to zasadniczo temat dla zawodowego teologanaukowca.Nie jestem teologiem-naukowcem, to, co powiem, tob~dq mysli "szeregowego" ksi~dza, kt6ry po dwudziestu pam latachp1'acy kaplanskie-j w ten spos6b wddzi Kosci6l *.To, co istotne w nauce 0 Kosciele, wiemy z wia1"y i dlatego niewie1'zqcytego nie pojmie. POjmie zewn~t1'znie slowa i zdania, alenie pojmie ich wlasciwej t1'esci. T1'zeba uwie1'zyc w Prawd~ nadprzyrodzonq,by t~ tresc zrozumiec. Przykladem tego jest nierozumienie- nawet przez wielu wie1'zqcych, z powodu ich slabejwiary - znaczenia zakon6w kontemplacyjnych.Czymze jest Kosci6l? Do niedawna uczylismy si~ najcz~scleJw katechizmach mniej wi~cej takiego okreslenia: "Kosci.61 to spolecznoscludzi ochrzczonych, wyznajqcych jednq wiar~ ChrystusoWqi dqiqcych do zbaw~ellli ,a pod jednq wladzq ~osciola". Niewq>tpliwiezawartosc tego 'okreslenia jest prawdziwa, ale to nie wszystko. Toraczej zewn~trzne, jakby prawne ok1'eslenie, kt6re rozpowszechnilosi~ w katechizmach od XVI wieku w zwiqzku z owczesnymi bl~damiw pojmowaniu Kosciola.Obecnie, szczegolnie pod wplywem od1'odzenia liturgicznegoi ozywienia pierwotnej nauki 0 Mistycznym Ciele Ch1'ystusa, w1'ocillsmydo dawnego, pelnie!j'szego i gl~bszego r.ozumien1a i·stoty Kosciola.Wspomniane pop1'zednio ok1'eslenie Kosciola dotyczy 1'aczejtego, co nazywamy "cialem" Kosciola. Nalezy je uzupelnic poj~ciemodpowiadajqcym "duszy" Kosciola. DziS m6wimy 1'aczej, ze Kosciolto spolecznosc ludzi zwiqzanych jednq wia1'q, jednym chrztem i jednqhie1'a1'chiq, a ozywiona przez Ducha Swi~tego, przez kt6rq, czyw kt61'ej Chrystus swiadczy 0 Bogu p1'awdziwym, uswi~ca ludzii prowadzi ich do zbawienia. Lub k1'6cej: Kosci61 to Ch1'ystus zyjqcyw histo1'ii ludzkosci, by nadal spelniac dzielo Odkupienia i zbawienia.• Odczyt wygloszony w Kluble Intellgencji Katolicklej w Warszawie 7 lIstopada1958 r., jako inauguracja ~yklu "Kosci61 a problemy XX wieku".


132 Ks. TADEUSZ FEDOROWICZNie Sq t.o OeZYWISCle seisle definicje, ale myslE;, ze wyrazajq zasadniczoto, ezym jest Kosci61.Kosci61 jest jednq z tajemnic wiary. Rozumiemy z niej tyle, ilenam potlZeba by zye po chrzescijansku, by wiedziee, co czyniC.We wszystkich sprawach wiary niepor6wnanie wiE;cej jest tego,czego nie rozumiemy niz tego, co rozumiemy. Tajemnice wiarygniewajq wielu ludzi i obrazajq ich rozum roszczqcy sobie prawodo rozumienia wszystkiego. A przeciez i w ludzkiej wiedzy jestpodobnie, wielu najprostszych rzeczy nie mozemy zrozumiee, np.dl,aczego kamien rzue-ony spa:da na viemie,. M6wimy: bo dzi.a{u sUaczy prawo ciqzenia. Ale czym ono jest i dlaczego jest, jaka jest tegoist.otna przyczY'lla, tego nik,t nie wie. Tak jest z energiq atomowq,z dzieleniem siE; zywej kom6rki, z zakwitaniem kwiatu i z wszystkim,co zechcemy do konca pojqe. Nieslusznie przeto obrazamy siE;na tajemnice wiary.Dla ulatwienia pojE;cia Koseiola Nowy Testament daje nam dwaobrazy: Pan Jezus por6wnuje Go do szczepu winnego, sw. Paweldo ciala ludzkiego.Pan Jezus jest szczepem winnym, wierni "latoroslami", galqzkilmi,kt6re majq rodzic owoce. Zyciem tego szczepu jest duch Jezusowy,Duch SwiEity, MBose Boza. Kosci6l rodzi siE; w Zielone SwiE;ta, w ZeslilniuDucha SwiEitego. Apostolowie i uczniowie Jezusowi stanowiq"cialo" lej spolecznosci. Przed Zeslaniem Ducha SwiE;tego Sq tojakby oddzieJlne czlonki tego ciala, nie -tworzqce jednak jednegozywego organizmu. Jest w tym jakas analogia do stworzenia pierwszegoczlowieka. B6g "ulepil" cialo z mulu ziemi, nastE;pnie tchnqlw nie dusze, zyWq i oiywiajqcq. W zeslaniu Duchil SwiE;tego apostolowiestiljq siEi jednosciq wewne,trznq _. jakby organizmem ozywionymjednq duszq; laska Ducha Swie,tego czyni ich jednym, ZyeiemKosciola jest wiEic Duch SwiEity, Duch Prawdy i Milosci. Kosci6lto wszyscy wierni. Ci, co Sq w stanie laski, przez milose Sqzywymi czlonkami Kosciol-a. Kt6rzy jq utraciH przez g,rzech - Sqmartwymi czlonkami, nalezq tylko do ciala Kosciola. Bye chrzescijaninemto 'lye Prawdq i Milosciq. Sw. Pawel pisze: "A czyniqcprawdEi w miloscL zebysmy rosli we wszystkim w Nim, kt6ry jestglowq, Chrystus (Elez. IV, 15) . Po Ito j-estesmy ochrzczeni, bysmyzyli Prawdq i Milosciq. Chrystus m6wH 0 sobie: "Przyszedlem naswiat, abym swiadectwo dal Prawdzie" (Jan 18, 37); "Przyszed!empuscie 'Ogien. na zierniEi, a ·czeg6z chc


ISTOTA KOSCIOLA133opini'ach 0 milosci ,i w ,S'amej ich mitosd la,du wiprowa,dzonegoprzez prawd~. Celem ostatecznyrn jest milose, bo Bog jest milosciqi milose jednoczy z Bogiem. Przeto w istocie Kosciola milose zajmujenaczelne miejsce. ZwykJe gdy pytamy, czy ktos tari) jest katolikiem,otrzymujemy odpowiedz: "Tak, bo chodzi do kosciola, spowiada si~,odmawia rozaniec". Pan Jezus dal inne kryterium: "Po tym poznajqwszyscy, zescie uczniami moimi, jesli milose miee b~dziecie jedniku drugim" (Jan, 13, 35). Sw. Pawel pisze: "kto miluje· blizniego,zakon wYlPelmil" (Rzym. 13, 8), P'rzeto znaldem .rozpoznawczymchrzescijanina jest milose. Milose rodzqca si~ z prawdy 0 DuchuSwi~tym, dajqcym si~ ludziom. "Milose Boza rozlana jest w sercachnaszych przez Ducha Swi~te90, ktory na,Ul 'jes't dany" (Rzym. 5, 5),Duch Swi~ty - Milose Boza uzupelnia niklq milose czlowieka i sprawia,ze nadprzyrodzona milose chrzescijanina to jakby wspolna miloseezlowieka i Ducha Swi~tego. Slowa sw. Pawla "zyj~ juz nie ja,ale zyje we mnie Chrystus" (Gal. 2, 20), mozna,by sparafrazowae:miluj~ juz ,me ja, ale miluje we mnie Chrys,tus. Przetc istotq zyciachrzescijanskiego jest zycie milosciq danq czlowiekowi poznajqcemuprawd~ Bozq i milujqcemu jq. "Jesli mnie kto rniluje, b~dzie chowatslowa moje, a Ojciec moj umiluje go i do niego przyjdziemy,i mieszkanie u niego uczynimy". (Jan, 14, 23). Leptej zrozumiemytak uj~tq istot~ Kosciola, gdy siEl przypatrzymy jego owocom.Jakie Sq te owoce? Gdy pytamy 0 cel Kosciola, to przeciEltnie'ot-rzymujemy 'odpowiedz:aby zbawiC ludzi. To tez pr"lwda, ale i tonie wszystko. Cz~sto nazbyt schematycznie na te rzeczy patrzymy.Znalazlem si~ kiedys w takich okolicznoseiaeh, ze bylem jedynymkaplanem na tysiqce kilometrow kwadratowych. Zachorowala jakasstara kobieta. Troszczylem si~ 0 10 by jq zaopatrzye sakramentamisw, - byly jakies trudnosci. Trzeba bylo dolozye staran. Wtedyprzyszlo mi na mysl pytanie: jaki sens ma to, co robiEl, skoro wokolorniliony umierajq i nikt si~ tam 0 ich dusze nie troszczy? Czy tajedna mialaby bye zbawiona? A tamte? Czy tej jednej te sakramentysw. do zbawienia byly konieczne? Jesli nie, to dlaczego mamtyle starania okolo . tego dokladae? Rozumialem, ze wiele tu nierozumiem, ale rozumialem, ze niewqtpliwie moim obowiqzkiem bylodat calestara.nie 'okolo tej poslugi kaplan'skiej w tym konkretnymwypadku. Rozurnialem, ze ja mam zrobie, co do mnie nalezy, it reszt~Panu Bogu zostawiC. A pozniej myslalem 0 Babilonczykach, Egipejanach,Aztekach, Neandertalczykach, Pitekantropach i wszystkichinnych - co z nimi? Nie wiem, nie ja ich stworzylem, nie ja iehmam sqdzie. Wiem, ze Bog jest mqdrzejszy, sprawiedliwszy i lepszyode mnie, a przy tym wszechmocny. Mog~ bye 0 nich spokojny.Wiem, ze to, co sie, stalo na Kalwarii, to tak wielka rzecz, ze wszystkoprzy tym jest m.ale. Wiem, ze jest pot~pienie wieczne,ktorego si~


132 Ks. TADEUSZ FEDOROWICZie wyrazajq za­Nie Sq to oczywiScie seisle definicje, ale mysl~,sadniczo to, czym jest Kosciol.Kosciol jest jednq z tajemnic wiary. Rozumiemy z niej tyle, ilenam potlzeba by iye po chrzescijan.sku, by wiedziee, co czynie.We wszystkich sprawach wiary nieporownanie wi(;lcej jest tego,czego nie rozumiemy nii tego, co rozumiEmlY. Tajemnice wiarygniewajq wielu ludzi i obrazajq ich rozum roszczqcy sobie prawodo rozumienia wszystkiego. A przeciez i w ludzkiej wiedzy jestpodobnie, wielu najprostszych rzeczy nie mozemy zrozumiee, np.dJ.aczego kamien rzucOiny spada na Zliemie,. Mowimy: bo dziala silaczy prawo eiqienia. Ale czym ono jest i dlaczego jest, jaka jest tegoistotna przyczyllla, otego nikt nie wie. Tak jest z energi'l atomowq,z dzieleniem sie, zywej komorki, z zakwitaniem kwiatu i z wszystkim,co zechcemy do konca pojqe. Nieslusznie przeto obrazamy si(;lna tajemnice wiary.Dla ulatwienia poje,cia Kosciola Nowy Testament daje nam dwaobrazy: Pan Jezus porownuje Go do szczepu winnego, sw. Paweldo ciala ludzkiego.Pan Jezus jest szczepem winnym, wierni "latoroslami", gal'lzkami,ktore maj'l rodziC owoce. Zyciem tego szczepu jest duch Jezusowy,Duch Swi~ty, Milose Boza. Kosciol rodzi si(;l w Zielone Swi~ta, w ZeslaniuDucha SWi(;ltego. Apostolowie i uczniowie Jezusowi stanowi'l"cialo" lej spolecznosci. Przed Zeslaniem Ducha Swi~tego S'l tojakby oddzie!lne czlonk·i tego ciala, nie tworz'lce jednak jednegozywego organizmu. Jest w tym jakas analogia do stworzenia pierwszegoczlowieka. Bog "ulepH" cialo z mulu ziemi, nast(;lpnie tchn'llw nie duszp, zyWq i ozywiaj'lcq. W zeslaniu Ducha Swie,tego apostolowiestaj'l si(;l jednosci'l wewne,trznq -' jakby organizmem ozywionymjedn'l duszq; laska Ducha 5wip,tego czyni ich jeduym. ZyciemKosciola jest wie,c Duch Swie,ty, Duch Prawdy i MHosci. Kosciolto wszyscy wierni. Ci, co S'l w stanie laski, przez milose Sqzywymi czlonkami Kosciola. Ktorzy j'l utraci.H przez gTzech - S'lmartwymi czlonkami, nalez'l tylko do ciala Kosciola. Bye chrzescijaninemto zye Prawdq i Milosci'l. 5w. Pawel pisze: "A czyni'lcprawd(;l w milosci, iebysmy rosli we wszystkim w Nim, ktory jestg!OW'l, Chrystus (Elez. IV, 15). p.o Ito jestesmy ochrzczen-i, bysmyzyli Prawd'l i Milosciq. Chrystus mowil 0 sobie: "Przyszedlem naswiat, abym swiadectwo dal Prawdzie" (Jan 18, 37); "Przyszedlempuscie ogien na ziemi(;l, a 'CZegoz chc~, jeno aby bylzapalon" (I:.uk.12, 49).Prawda jest podstawq mHosci. Poznanie prawdy rodzi umilowaniejej. Utrzymanie si(;l w prawdzie utrzymuje lad w milosci. St'ld tyJenieporozumien na temat milosci, ze tak cZE;stl!! brak w lildzkich


ISTOTA KOSCIOLA133opini,ach 0 mitosci Ii w samej lch mB.osci l,adu wipwwadzonegoprzez prawd~, Celem ostatecznyrn jest milose, bo Bog jest mHos,ciqi milose jednoczy z Bogiem, Przeto w istocie Kosciola milose zajmujenaczelne miejsce, ZwykJe gdy pytamy, czy ktos tam jest katolikiem,otrzymujemy odpowiedi: "Tak, bo chodzi do kosciola, spowiada si~,odmawia rozaniec", Pan Jezlls dal inne kryterium: "Po tym poznajqwszyscy, zescie uczniami moimi, jesli milose miee b~dziecie jedniku drugim" (Jan, 13, 35), Sw, Pawel pisze: "kto miluje bliiniego,za!kon wy!pel!nil" (Rzym, 13, 8). Puzeto znak'iemrozpoznawczymchrzescijanina jest milose. Milose rodzqca si~ z prawdy 0 , DuchuSwi~tym, dajqcym si~ ludziom, "Milose Boza rozlana jest w sercachna,szych przez Ducha Swi~teg, o, ktory nam 'jest dany" (Rzym, 5, 5);Duch Swi~ty - MHoS(: Boza uzupelnia niklq milose czlowieka i sprawia,ze nadprzyroclzona milose chrzescijanina to jakby wspolna mi..lose czlowieka i Ducha Swi~tego, Slowa sw, Pawla "zyj~ juz nie ja,ale zyje we mnie Chrystus" (Ga1, 2, 20), moznillby sparafrazowae:miluj~ juz nie ja, ale mifuje we mnie Chrys,tus, Przetc istotq zyciachrzescijailskiego jest zycie mBosciq danq czlowiekowi poznajqcemuprawde, Bozq i milujqcemu jq, "Jesli mnie kto miluje, b~dzie chowalslowa moje, a Ojciec moj umiluje go i do niego przyjdziemy,i mieszkanie u niego uczynimy" , (Jan, 14, 23) . Lepiej zrozumiemytak uj~tq istot~ Kosciola, gcly si~ przypatrzymy jego owocom,Jakie Sq te owoce? Gdy pytamy 0 cel Kosciola, to przeci~tnie'ot'fZymujemy odpowiedz: aby zbawie luidzi To tei pf'lwda, ale i tonie wszystko, Cz~sto nazbyt schematycznie na te rzeczy patrzymy,Znalazlem si~ kieclys w takich okolicznosciach, ie bylem jeclynymkaplanem na tysiqce kilometrow kwadratowych, Zachorowala jakasstara kobieta, Troszczylem si~ 0 to by jq zaopatrzye sakramentamisw, - byly jakies trudnosci, Trzeba bylo dolozye starail. Wtedyprzyszlo mi na mysl pytanie: jaki sens ma to, co robi~, skoro wokolomiliony umierajq i nikl 5i ~ tam 0 ich dusze nie troszczy? Czy tajedna mialaby bye zbawiona? A tamte? Czy tej jednej te sakramentysw, do zbawienia byly konieczne? Jesli nie, to dlaczego mamtyle starania okolo , tego clokladae? Rozumialem, ze wiele tu nierozumiem, ale rozumialem, ze niewqtpliwie moim obowiqzkiem bylodac cale 'stara.nie oko~o tej poslugi kaplail·skiej w tym konkretnymwypadku, Rozumialem, ze ja mam zrobie, co clo mnie nalezy, a reszt~Panu Bogu zostaviie, A p6Zniej myslalem 0 Babiloilczykach, Egipcjanach,Aztekach, Neandertalczykach, Pitekantropach i wszystkichinnych - co z nimi? Nie wiem, nie ja ich !>tworzylem, nie ja ichmam sqdzie, Wiem, ie Bog jest mqdrzejszy, sprawiedliwszy i Jepszyode mnie, a przy tym wszechmocny, Mog~ bye 0 nich spokojny,Wiem, ze to, co si~ stalo na Kalwarii, to tak wielka rzecz, ze wszystkoprzy tym jest male, Wiem, ze jest pot~pienie wieczne,ktorego si~


134 Ks. TADEUSZ FEDOROWICZobawiam i przed ktorym do Milosierdzia Bozego si~ uciekam starajqcsi~, jak tylko zdolam, w pelnej dobrej woli czynie swoj obowiqzek,a reszt~ zostawiam mqdrosci i milosci Bozej. Wiem, ze jesliczlowiek spelni prawdziwie, co do niego nalezy, to Bog go nieodrzuci. Wiem, ze Kosciol to Chrystus, ktory zbawia swiat, i tomi wystarcza. Ale tez wiem, ze Kosciol rna drugie zadanie z poprzednimscisle zwiqzane. To objawienie Boga, Jego Mqdrosci i Milosci.Sw. Pawel pisze: "Mnie... dana jest ta laska, abym mi~dzypoganami przepowiadal niedoscigle bogactwa Chrystusowe i zebymoswiecal wszystkich, jakie jest rozrzqdzenie tajemnicy, zakrytejod wiekow w Bogu, ktory wszystko stworzyl; aby przez Koscioloznajmiona byla... wieloralka mqdrose Boza" (Efez. 3, 8-10). ObjawienieBoga sluzy zbawieniu ludzi. Caly wszechswiat jest jakimsobjawieniem si~ Boga. Przez Chrystusa Bog objawil si~ w szczegolny,nadprzyrodzony sposob, Kosci61 jest przedluzeniem i rozpostarciemtego objawienia na wszystkie czasy i na calq ziemi~ .Chrystus dajqc uczniom swoim mandat apostolski powiedzial im:"Otrzymacie moc Ducha Swi~tego, ktory przyjdzie do was, i b~dzieciemi swiadkami w Jeruzalem i w calej Judei, i w Samarii,i a:i: do kran'cow :aiemi" (Dz. Ap, 1, 8) . Takie b~dzie zadanie Kosciola:swiadczyt 0 Chrystusie, 0 Jego prawdzie i milosci, modlies1~ z N.im i W J1d.Z z Nim spelnLae on.aT~ w cierpie;n1ach Jego czlm1Jkow.By moc to spelniac Kosci6l otrzyma moc Ducha prawdy i mBoSci.Prawda i milose b~dq dzwigae jednostki i spoleczenstwa ku dobru,ku uswi~ceniu. Sw. Pawel 0 tym ptsze: "Dzi~kujqc Bogu Ojcu...ktory was wyrwal z mocy ciemnosci i przeniosl w krolestwo SynaumHowani'a ·swego" (Kol. 1, 12-13). Doj'rzalymi oWlocami K,oSoiolaSq swi~ci - i ci kanonizowani, i ci niezliczeni niekanonizowani.W K'osciele Duch Swi~ty daje wdqz pr.awd~ 1 milosc, by 'iud:zJi podnosiei prowadzic. Historia Kosciola to obraz dramatycznego zmaganiasi~ Boga z czlowiekiem 0 jego uswi~cenie. Wszyscy idziemyku Bogu. Szukamy Go w ro:i:nych warunkach zycia. ZnajdujemyGo i gubimy, upadamy i podnosimy si~, by zbli:i:ae sj~ do doskonaloscipelnego czlowieka, podniesionego do godnosci Syna Bozego.Wysilki Kosciola zmierzajq tez do podnoszenia spoleczenstw.To, co nazywamy dzis opiekq spolecznq i szpitalnictwem, wyrosloz istoty chrzescijanstwa. Poza chrzescijanstwem nie bylo i nie rnatych rzeczy 'tak trozw .ill1i~tych, 0 i'le nie dostaly si~ tam z krajowchrzesoijanskkh.W 'sta,r,oiytnych Indtitach krDI Asitok.a, potem w sredniQwieczuMahomet kazaii twor.zyc szpi'tale,. uie tylko d~ a Judzi - alei dtld .zwier,zept. R6zni mys'liciele, jak Lalo Tse, K,oufUiCj1l'SZ, Zaralustrai dnni pi~knie mowil'i '0 mHosd. Ale te foOzkaozy i lPouczenianie wydaly owocow spolecznych, nie mialy sHy spolecznej. W samej


lSTOTA KOSCIOLA135istocie Kosciola jest troska 0 czlowieka jako czlowieka. Juz apostolowieustanawiaj4 diakon6w, by si~ zaj~li "opiekq spolecznq".Podobnie ma si ~ rzecz ze szkolnictwem. Kosci61 od poczqtku uczyl.Z czasem kazda >.iedziba biskupia ma swojq "szkol~". Rozwija si~szkolnictwo prowadzone przez zakony, kapituly i inne stowarzyszeniakoscielne. Powstaly w ciqgu wiek6w setki zakon6w majqcychna celu bezin>teresowne wypelnianie wszelkich potrzeb ludzi: opiekowaniesi~ . niemowI~tami, starcami; kalekami, tr~dowatymi ; setkizakon6w i stowarzyszen religijnych dia uczenia dzieci i mlodziezywszelkich warstw. spolecznych, najwyzszych i najnizszych. • Powstawalyzakony dla wykupu niewolnik6w z rqk poganskich, dia budowaniamost6w itp. Do XIX wieku te sprawy byly prowadzoneDodajze wylqcz'nie przez Kosci61 i jego instytucje.Jeszcze jednym owocem spolecznym ,chrzescijanstwa jest pos'~awieIlliekobiety na wlasciwym miejscu w rspoleozenstwie. W wieilikkhkultul1d'ch Ws·chodu kobieta do dziS byla lub jest niemad nieW'olrricq.Talk tez byro w kuHurze rnahometanskdej. Chrzescijansrlwo od razuzr6wnalo w istocie kohiet~ 'l m ~r.i:czyznq, dajqc kob'iecie pierwszenstwow oddaw,an iu naieznej jej czci. Pobudkq tego stosU'nku do czlowi.ek!abyla w chrze;sc:ijaiJ..s1wie jedynie mHosc czlowieka rodzqca si~z mHosci Soga ;i z laski Boga.Chrystus nadal w Kosciele daje swiadectwo prawdzie i rozpaiaogien milosci, a przez to uswi~ca i zbawia. Szczep winny w swoichgalqzkach, ozywiony Duchem prawdy i mHosci, wydaje owoce."Tak lIl'iechdij swieoi swiatlosc wa:sza przed lurdzmi, aby widzieliuczynki wasze dobre i chwalili Ojca waszego, kt6ry jest w niebiesiech"(Mat. ~, 16) . Galqzki muszq trwac w szczepie, by zyly i rodzily."Mieszkajcie we mnie, a ja w was. Jak latorosl nie mozeprzynosic owocu sarna ze siebie, jesli nie b~dzie trwac w winnymszczepie; tak ani wy, jeSli we mnie mieszkac nie b~dziecie. Jam jestszczep winny, wyscie lat'O'I'O'Sle. Kto mi eszk!a we mni'e, a Ja w nlm,ten wiele owocu przynosi; bo beze mnie nie uczynic nie mozecie"(Jan, 15, 4-5). Ludzkie sHy na to nie wystarczq. Na to jest OfiaraKrzyza wciqz uobecniana w rnszy swi~tej, aby otworzye :i:r6dlolaski, wiary, nadziei i ITUHO'Sci. Na to Sq sakramenty s'W. by czIowiektrwal w Chrystusie i czerpal z tego h6dIa. W tym uj~ciu sakramentysw. i msza sw. nabierajq zycia. Wielu chodzi na msz~ sw.i przyst~puje przynajmniej "raz do roku" do sakrament6w sw. i kl~kado pacierza, by nie grzeszye opuszczeniem tych obowiqzk6w, bO'takie jest przykazanie. Straszny to formalizm i bezdusznose.We wlasciwym rozumieniu chrzescijanstwa uczestniezy si~w mszy sw. i przyst~puje do sakrament6w sw. i kl~ka do modlitwy,by si~ Iqczye z Chrystusem zywym i czerpae z Niego moc DuchaSwiE}l:ego, wi ,ar~ i milose. O. Beyzym czy o. Damian, opiekunowie


136 Ks. TADEUSZ FEDOROWICZtr~dowatych, i tysiqce im podobnych nie byliby takimi bohateramimHosci bez pomocy laski. Chrystus daje nie tylko przykazanie, alei sil~ wykonania go. Chrzescijanstwo to nie tylko liczenie si~ z Bogiem,ale i liczenie na Boga. "Krzywdy cierpliwie znosiC", "urazych~tnie darowac", milowac nieprzyjaciol, oddawac zawsze dobrymza zle, zachowac przykazanie czystosci, milowac Boga ponadwszystko, a bliiniego, tj. kazdego czlowieka, jako siebie samego,zachowac cale to prawo Chrystusowe mozna tylko z pomocq Chrystusa,Utarto si~ okreslenie: "katolik praktykujqcy ~ niepraktykujqcy".Bardzo to niezr~czne okreslenie, schematyczne. Ale skoro jest powszechne,t'o z,oba,czmy,co o~na.cza? "Niepraktykujqcy" to ten,ktory wyznaje swiatopoglqd chrzescijanski, ale nie spotyka si~ osobiSciez Chrystusem. tvIiejscem spotkan jest msza sw., konfesjonal,Komunia sw., modlHwa. "Praktykujqcy" to 'ten, ,ktory osobiSciez Chrystusem si~ spotyka. A przeciez chrzescijanstwo nic jest swiatopoglqdemani doktrynq, ani teoriq. Chrzescijanstwo to nie stosunekdo czegos (do swiatopoglqdu). ale do kogos, do Chrystusa. Chrzescijallstwoma swoj swiatopoglqd, ale nie jest swiatopoglqdem.Stqd lepszym chrzescijaninem moze byc Murzyn w Afryce, ktoryledwie zna pierwsze zasady katechizmu, ale rna zywy stosunek doChrystusa - niz biegly teolog znajqcy wszystkie subtelnosci teologiczne,ale nie :~yjqcy milosciq Chrystusa. Mozna by powiedziec,ze wiara katolika niepraktykujqcego jest wiarq w ksiqzk~, w kCl,­techizm, w Ewangeli~, ale nie w zywego Chrystusa. Stosunek do"czegos", do swiatopoglqdu, nie rodzi milosci; stosunek do "kogos",do Chrystusa, rodzi jq. Istotny w Kosciele jest stosunek nie doczegos, ale do kogos: osobista miloS(: Boga i tego, co Boze.Na 'zakoncz'enie zoba,czmy chrzescijanstwo w obpaz'ie historycznymludzkosci. Zycie ludzkie plynie dlugq strugq historii. W pewnymmomencie rozblyska w I3etlejem swiatlo Chrystusa, by corazszerzej obejmowdc narody. Nowa sila spoleczna ksztaltuje spoleczenstwochrzescijanskie. To rnilosc spoleczna. Dotqd silami tworczymipost~pu byly sHy polityczne i gospodarcze, ciekawosc uczonych,nieraz nami~tnosci ludzkie, jak zqdza wladzy, pycha i chciwosc.Od Chrystusa po raz pierwszy wyst~puje na aren€) milosc bezinteresownaczlowieka jako czynnik spoleczny. Tam gdzie ludzieb€)dq wierni Chrystusowi -- ten czynnik b~dzie ksztaltowal ichzycie i ich srodowiska w prawdziwym post~pie hurnanistycznym.Mozna jeszcze zapytac: czemu Chrystus nie przyszedl z tq silqwczesniej - 0 sto, tysiqc i wi~cej lat wczesniej, by objqc niq wi~cejludzi i wczesniej zaczqc to wielkie dzielo podnoszenia czlowieka? ­


[STOTA KOSCIOI.,A137Nie wiemy. Moze dlatego, by pokazac, ze "beze Mnie niczegouczyniC nie mozecie ", ze ludzi.e 0 wlasnych sHach wiele mogq, alepelnej prawdy i bezinteres-ownej, spolecznie skUltecznej milosci nieosiqgnq. Moze dlatego w dawnych dziejach ludzkosci Bog odpowiedzialna grzech czlowieka potopem, by w Nowym Przymierzuzawartym z czlowiekiem odpowiedziec na zlo swiata stajniq Bellejemskqi Krzyzem Golgoty, tj . miiosciq i mitosierclziem iscie Boskim.Bydac swiadectwo Swojej Mqdrosci w Prawdzie i Milosc~ . .Ks. Tadeusz Fedorowicz


JAN FRANCISZEK DREWNOWSKIIURYWKI 0 CIERPIENIU11. IX. 51 *Juxta est Dominus jis qui tribula/o sunt corde, et humiles spiritusalvabit (Ps . 33, 19):Cienpienie zblii:a Boga, a,le tylko PQkora w cierpieniu dodajes.ily do zniesienia go.22. II. 50Podw6jne cie,rpiell'ie oczysz.czajqce ciemnosci duchowej:1 - niszczenie ?rzywiqzan doczesnych; 2 - IlIiezaspokojenie mi­}1osci Inadprzytnodzonej. (Noc ciemnosci, strofa I, wiers,z 2, § I).Poku'ta 'Zwraca si~ ·dohPOWoolnie do natura'lnej, doczesnej stlfonyoczysz'czell'i.a 'W In'tencji ortrzymania przez task~ milosci nadpirzypodwnej.Taka pokuta jeslt juz sarna dziele


URYWKI 0 CIERPIENIU 139przertwarza go na d o-skona'le narz~dJzie Boze, na alter Chris/us. Dalejzas, przy pomocy teg'o narz~dZlia przetwaJrza otoczenie.Ws zelkiego rodzaju pokuta, u:martwie:nie jest tylko czynnosciqpnzygot(;w.awozq, negatywnq, ksztaltujqcq,Oczyszczajqcq sarno narz~dzi,e.Dapieno dzLalaJllie Boze tym narz~d'liem jest wl3kiwy;mdodat:nim, tworc'lym p;rzetwar'laniem. Jes t OIllQ tylko wtedy moriJlliwe,gdy c'llowiek-nal r'l~dzie c h c e byc tym, czym Bog chce goO uczynic.T,o jest najisvotniejsl'le, gdy:.i: bez tego budzo nawet wy'soka doskona.JioScw I a s n a nie jes't je,sZlcze doskonatosdq n a d p r z y r 0­d z 0 n q, uksztaltowanq prze'l Boga i na usmgach Boga. Dlatego tenooraz mocrriej-szy aikcent po k 0 r y,im wyz'S'ly osiqga S'i~ stopiensprawnQsci duchowej, jm Wli~k,s'la staje si~ pokusa, ze si ~ n i epot r 'l e b u j e IlIic'lyjej pomocy.23. IV. 52R{)zrorinienie w pracy nad sobq w praktyce' zyci,a wewn~'tr,'lnego:1 - pracy "organi zacyjnej", kJtorej celem jest doSik'onailen'ie sweg'Omga·niizmu nadprzyrod'l'Onego; 2 - pracy "tworczej", k'torej celemjes1t zuzywanie swych 'leLo-Inosd, tej nabytej dosk,onalosci 'O[ganiZlmuna celie zewn~r:zne, na szeT'lenie Krolestwa Bozego.W te1 plfacy tworczej organizm si~ 'lU!i:ywa. Obawa rz,u.zycia, 'lepsucia,nabrudzenia rpi~kill.'j.'e wYJSzlifow lanychl1a;rz~d1Ji swej duszyjest 'tym najgrozniejszym haffilulcem w lrozwoju nadprzYl'odzonyrm.Gdy Itutaj WllaSinteobowiqzuje regula be~w'lgl~dnej ro'lrzutnosciswych zasobow - calkowi'tego umieranJia dla siebie. Co wcale Dlieumniejs'la stalego ObOWliq'zku doslkonalenia Iteg.o, .co s 'i~ rna. nresztqtu gra 1:en paI1Cl'doks ~, aski, iZ im wi~cej si~ jej ",'luzywa", olworczowyzbywa - 'tym wi~cej si~ jej Qtrzyrrnuj1e.Stqd doslmnClllen>ie polega rue tyle na "stat)'lOZnym" oroganizowaniu,budO


140JAN FRANClSZEK DREWNOWSKIRzekOl!11a gorliwose 0 nawracanie Lnnych jest cZE;sto podszyta 'lakimegoistycznym wzgl~dem, ze to ja ty,le pmcujE;, a on Ityle 1,at nicnie rohi (jak oi a-obotnky czekajqcy). albo wrE;cz "stracil majqtekswoj z nderzqdnkam1". Gdy tymczalsem .Jta praca jest najwyzszq r,adosciq,Ulcz€'5Itn:ktwem w Boskim akcie, dla kazdego, komu Bog mowi :"ty zawsze jestes ze Mnq, i wszystko Moje tWloim jest' .1. II. 50ObumaTde zlama (J all1 12, 24) jako konlieczny warunek plo.dnoscipracy apostolskiej. z.yje ziarno, pole'; zachowana jest zewn~trznaoslana, odgraniczajqca je od swiat-a otaozajqcega. Gdy aslona ta ulegazniszczeniu - ziarno aburniera. Ale to zniszczenie pawloki jestkoniecznym warunkiem wymiany pomiE;d'zy wnE;trzem zialm aa otoczeniem. Obumiera ziarno jakoosabnik majqcy spelnie fO'l~zarodka, ale nie umiera rosli'na, ktorej zawdk'iem jest zialrno.z.yje os'oba Iludzka 0 danej indywiduaJlnosci, poki zachowana jest)e'j ha'rmania, rownowaga pewll1ych typawych, wla,sciwych jej sklonnosd,upod-obarr, 'l1awykow, czynnosci itd. - wlasnie to., co nazywamyjej indywidualnos'Oiq, odrozniajqcq jq, wyodr~bniajqcq adotoczenia. VO jq odglramicza, odgradza od innych. 1m wi~ksze przystosowaniesiE; jej do otoczeni a tym nmiej tej rindywidu·a.lnosci pozastaje,tym ba.rcllziej - obumiera, rOZiplywa 'siE; w otaczajcej masieludzkiej. Ale to )es,t koniecznym warunkiem wymiany weW11~trznychw,artosoi pomiE;dzy rui q a ot'oczeIniem. Obumiera indywidua l­nose jej jako oSlohnika majqcego spelnic wlE; zarodka, fea-mentu,przenikajqcego do danego otoczenia, ale nie umiera milose nadprzyrodzona,ktorej rozsadnikiiem jest ta osoba.Ogoln-a Tegulla wsz·elkieg,o 'oddz'ialywa'nia duchowego: p.od wzgl~demn 'i z s z y c h walrtos'oi upo·d·ohnie siE; d·o otoczenia - z n i z y c'siEi do dln'nych, by pod wz'glEidem w y z s z y c h wartosci upodabnkat-oczenie do. .siebie, rp 0. d ni e s e iIl/nych d·o swego .pazi'Omu.Nasladowanie schematu Wdelenia.3. IV. 52Tlrucrnosd 'nie lyle utrzymywania sd Ei "na pozi.om1e , ile"zniia­,nia siEi" napotrzeby innych bez zatrfl.'cani,a swego "pozi'Omu".Ana,logia dlo na ljwi~kSlzego•cudu, jakim jest Wcielenie - zni·zeniesi~ Boga d'o miaJry czloWlieka . .Paradok.s swi~tos.ci : tyro wi~ksza, 'jm pmstsza, 1m mniej "razqca"tych, Morym ma przysw'ie:cae przykIadem.Sbosunlwwo Iatwo jest olsi qgll1qe "wyiJszose" - postawEi odiprofanum vulgus 1. Ale patero - jak pozyskac dla niej ten profanumL "Nien3\vidzE: niewtajelT'niczonego tlumu CC ,


URYWKI 0 CIERPIENIU141vulgus? Jak przestae odi tych ludzi, nie przestajqc odi ,tego, Co ·jestprofanum i co jest vulgoris?7. VIII. 50To, co .rna bye wla·sdwym cele.rn dzialani.a a'PostO'lslcieg{) w duszyosoby N, na kto,rq chce dzial'ac apostol A - jest zwiqza,nez jakims b'rakiem 'osoby N, Mory nie jest brakiem u A. Za'tern Anmsi odczuwae ten br,ak .w ,osabie N, ja,Ii,skie osoby A, cala sila jej mHosci.Odwwtnie, wszelkJie dodam:ie ,strany osoby N nie pOwUiIlJ1y wchodz,iew gff;, jak,o motywy dziaiania apast01sk'iego, gdyz jedynq p,obudkqmusi tu bye miloM samego Boga i pr,agnienie Jegochwalyw d.uszy osoby N, Te jasne punkty duszy N mogq i p.owinny wzmagatmilose 'i wdziE:c~n()se Bogu, ale nie bye pobudkq zycztiwosdella N, gdyz talka p'Gbudka moze siE: latwo przeradzac w osobisteupodobania, kt6re :nie majq nic wsp61nego z ,intencjami apostolskimii mogq je latwo s,paczy.c przez damieszkE: milosoi wlasnej.4. IX. 52Rzeczywistose 'natura:lna jako cZqstkowe oc1zwierciedleni'e :nieskoncZlonosciBoga: zesp61 z'nak6w, obraz6w i innych srodk6w wyrazajqcychmagnolia Dei.Tylko tyle 'ws ma wartosci, ile da siE: zen "odcyfrowae" jakiejsdaskonaiosci BGzej. "Poga,rdzanie swia·tem" jes't wyr,a,zem prze.i~oiil, si~ :samq daskonalo.5ciq Boga, nie - tyrrn, co jq wyraria. Przyw:iqzywanie'sip, do doczcsrnosd jeslt pnzywiq,zywaruiem si~ do lS'dmegoz n a k u warl-osci, bez S'k'o,rzysnym, zestfoOjonym wewrnE:trzn:icz Bogiem, swialt nie przeszk'adza, lecz - ma bye 'sam z kdleizes1rojony. Nie odrywan'ie SiE: wliE:c jest w6wcza:s potrzebne, .ale ­przenik,anie w swia.t, uzywarnie go, zestrajaruie, przetwarzaruie nalad Bozy.


142 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKI4-5. VII. 50Zyc~e w "swiecie" jaka nakaz "reguly" zaklOnnej; oha1~tnost,wyrzekanie 'sj~ wa'rtosoi na'turalll)"ch, do:st~pnY'ch dla ty,ch, cO' zyjqw swie'C'ie, o.bawuqzuj'e i[\ de dlate9'a, 'ze wa'rt-os'oi te sq zle, niesto­'sawne-, lecz dlatega - ie skora 's 'i~ 'Wszy,stko ofiawwa,ba Bogu, tojuz nie walnoa niczega pFagnqC dla siebie, nawe-t gdy sl i~ to Shlls,znienaJe,zy rz Itytulu ,swega "stanu" zydawegla. Kazda bowiem syltuacjazydow:a nie jest juz wIaJsnyro stoanern, lec::,z 'lylika - z 'l e c 'a n y rnaz daodwalalrnia. Oczywiscie obawiqzuje :t.a tylkla tych, Morzy z pasluszenstwaIp'ozostajq w s'Wiecie, ktorzychcieH pojsc: calkawiciewed'rug w,ali Bozej, nie itylkla w dziedmTIlie przY'kiazan, (!lIe i - rad,P'oczq,tkiem tega 'Sq ,dziisiej,sze z'akany "swieckie".,24. VI. 52"I Ipal-a,zyl usta moje jak


URYWKI 0 CIERPIENIU 143gdzie ·rrzeba, "przeblic ostrzem ISWym", czyli sLowami swymi, umyslyi WI()iI~ ty,ch, d.o Moryell g'o Bog kieruje, czyH - atworzyc ich "serca";ich dus·ze na 'b~osredllie d:ZJi,ala.nie laski.Cai€ jego zycie poz,a tym, pcma 'tymi chwilIami "wysltrzalow",jest jedynie 5rodhem, przygotowa'll'iem w uhyciu i mi,lczelfliu dotych jedynych chwJl, do ktorych Bog go pow,oluje, dla ktorychw ogole IZlosltai sltworzo'l1y.19. IX. 53Da nobis, quaesumus, omnipotens Deus: ut, ieiunando, lua gratiasatiemur; et, absUnendo, cuneUs efficiamur hostibufJ ior/iores".(Sobota Suchych Dni wrzes;niowych). "Odwrotna proporcJonaInosc"anaLogii teologicz,nej: OpTozlllianie, pozbywanie si~ wsze.lkich srodkownaJtur.al'nych - daje tYim pelolli·ejsze nalSycenie 1ll1adprzyrod:zone.P,odobnie, powSltrzymywanie s ii~ od wszelkieg'o dz'ia·1Cllll'i,a naturalnego- daje tym wi~kszq przew, ag~, panowanie nadprzY'fodzonenad otoozeniem.22. V. 55Podoblienstwo "biemoscii" czlowiekla modlqceg·o s ·i~, dzialajqcego"energiq" na!Cip'I1Zymdzonq tam, gd:2'!ie 1ll'ie 'si~ga jego dzia/'anie naturailne- do biemosoi ,cz·bowieka lkoie'rujqcego j.akims .zawilym zespolemurzqdzen 'za1u!t'omatyz·owanych, 'I1atO]sk,ajqcego tylk'o ,guziki,klawisze j,tp. Ii nie wdajqceg'o "'i~ czynll'ie w sam bieg przemian,wyzwa,lanych przez automaty.czne dzialanie tej aparatUtry.Podobienstwo /:a.g


144 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKIPaniewaz zas idzie tu a wzdawanie laski, ktorq da.rmaotrzymujemy,wi~e w swiadamaSci bagaetwa nie ma ,poezucia wlasnej wyzszosci,leez - przeoiwnie - wlasnega upakarzenia, wl'asTIej niezClJs'luzonejrali doskanalega Inarz,~·dJz· j.a.Stqd tei 'i w ahe'c innyeh - postawa "abaj~tnej" be:zin-teres·awnaSciw dawaniu: raezej ukrywaniasi~ z wlasnq ralq, byJ.eby tylkato', CD dajemy, zostala pr z yj~t e. ... Ie Bon Dieu me dil: "Donne, donneloujours, sans /,occuper du r esultal" . (Sw. T e 'I' e IS a z Lis i e u x,Novissima verba, 15 mail.•22. V. 52Zdaje s ;i ~, ze dapiero 'tajemnica Wniebawstq'P'ieni,al 'teg'a Baskieg,auwielbienia noatury ludzkiej, daje zrozumienie w,ar-toSc.i .cierpienia,juz nie 'tylko negatywnej - aczYS2)ezajqcej, ,aile 'piazytyvmej ­wlqczajqcej dO' nadJprzymdzonych, Bask!ioch rytm6w Chrystusa.W na'tUimlnej "ek'onamii" cierpie:ruie tylka wypel'nia braki, jelstwypl,a'tq, zadoscuczynieniem, karq itp. W "ekalI1amii" Krole:sltwaBazega cierpienie jest nieodziawnym "Hem", "k'an'turem", "denliem"naturalnym, "TI-e-g,atywem", dajilcym ·aJilialogi·czn,e paj~cie a bezmiarzewie;cz'Hasd.ZodaJje Isi~, ze kta d,O'stqpH {.aski aswiecenlia mits'tycz.nega, bezpasrednieg,apa2)na,niaczeg,as z daskanalaSci Boga zywega, tenpragnie, pazqda cierpienia, jak1a jedynega spo'sabu il '.3.turalneg'a wyrd!zen'iad,aZJuanej nieskOlloczon:asci sZ'Oz ~ scioa. Tym macniej wypawiada,t~ n'ie'WYIIll'awTIq iSpraw~, im macniej zap r z e c 7 a wszelkimnatufd'linymakresleni,a1ll1, pa'd'obienstwam. Tym bIrizej siE: ,czuje tegotraw.iq.eega Ogn'i'a Zywej Milasci, im mO'eniej odrzuea, ni'slZJczy wszelkiemil/tuPailne "pr6bki", "zada1tki", "padJobienstwa", kt6re nie tylkoze ll'ie Sq mi,!epirzez to', loa naprawd~ w nich jest dobre, co jest tyropr,zebiysk:iem rpr,awdziweg'o s'z 'cz~scia; ,ale wlasnie dJatego stajqsi~ ;nie,zTIoosne, ze -przez porownaJIlJi'e z .tq perniq, j.akiej si~ m:z doznal,achocby przezchwi1~, odn,aWliajq gl6d, t~skmolt~ dO' tej petru,kJtorej brak st.anowi noieskonczenie wi~kJsze cie.rpieni'e, niz }akikoIwiekbrak czegos naturalnego, niz wszelkiie na'tur,alne nied'Omaganielulb 'chot by :najwi~k'sZJe cierpi-enie. "W'oda zyw·a", ~t6ra zalspokajapralgnien.ie na wiecznosc, a za'razem rodzi wdqz wi~ksze pragnienie.1. II. 50Za,gadnienie zwi~kisz,all'ia si~ niewsp6lmiernosei p.agnien i asiqggni~cdo,s brzega,j,nych , w m1-ar~ dasklanal-eni.a 5i~ nadprzyrodz,onego.Przeciwienstwo dO' doska'nailenia s, i~ na·turallneg,o, gdzie wlasnie miar;,!daskonal-osci !jest sprawill10sc i skuteCzll'osc dzia'l-a'IlJia, czyh zgodmosc


URYWKI 0 CIERPIENIU145ooiqganych wynik6w z zamierzooiami. Pow.anie bowiem natul[,alnedqzy do wyczerpani,a danej dZ'iedziny, dlO pelinego ogami~oia jej i Illdl1:ej podstawie - owlatdni~cria jej skladnikami i ,sHami. Pozna'l1ie nadprzyrodzronedCj!zy do wyczelrrparrri.a ,wlalS'IlY'ch mozHwoscipOJZnawczych,do wlCj!ozerni,a kazdego "wymiaru" dUlchowego w odpowiedniewidnokl[~gi i rytmy nieskoncznne, a c'itqd - do, unicestWlieni,a wlasnychmozliwosci w por6wnaniu Z nieslmnczonymi mozliwosciami,M6re jednak Sq ItU oSliqga,l'l1e tylko przez lask~.27. IX. 48DZiialanie, wY'llik-i i,td. - wszY'stko to osiqga si~ za pomocq sittw61'czych, dodatnkh, w s'W'oim wlasciw)"Ill zakresie do b ,r y c h.Zlo - joako brak, jest brakiem inn yc h dohryoh czynndk6w, skladnik6w,w danym zespole dohtrych cZYlnnik6w, leoz zle u1ozonych,bezl'adnych, Czyli zl'O - jako b 'I' a k 1 a d u.'f,o jest iSllotne dla upadku, 'rozprz~zenia natury: Ill. i e brakc z e g '0 s kon:iecznego, b


146JAN FRANCISZEK DREWNOWSKImen, umilowtaIl wf.il/snych tczy i'll'llych . Judzi, z tym, co jest ludrioQmprzeZlll&czooe: 1m doskonaltsza wlalSIlia mitosc:, tym mniej w 1ym cierpIi'eniazawin'i.O'nego, tym wi~cej oie.rpieni a wsp6lczujqceg'0. Zarazemtyro wi~ksze toO


URYWKI 0 ROZWOJU DZIEJOWYM141stajq odpuszczone, tyrn bardziej roz!l!ieca, wzmaga wciqi; dalej towielkie umilowillIlie bez korica.22. VII. 47Sw. Maria Magdalena - odpuszcza si~ Jej wiele, 'gdyz wie.Jceumilowala. OczywiScie nie umilowala grzechu. Jest to surowy, slepyogieiI prawdziwej milosci, oddajqcej si~ calej -lemu, co uwaza zanajwyi.sze, ale ble,dnie oceniajqcej - co jest najwyz·sze. W tymsensie kaida miloM: jest dobra, a zle jest tylko bl~dne skierowaniejej ku temu, co nie jest jej godne. Sw. Maria Magdalena uosabia:.weiela calq t ~ pelnie, surowych, pierwotnych sil naturaJ.nych duchowych,rozstrojonych przez grzech pierworodny, a strzelajqcycllwspanialym, iywyrn plornieniem mHosci w chw.ili, gdy otwiera imsi~ ujscie nadprzyrodzone.IIURYWKI 0 ROZWOJU DZIEJOWYMI SZERZENIU WIARY30. IX. 48Jak dalece stan faktycmy swiata blizszy jest stanowi rozprz ~­zonego jed neg 0 paiIstwa, w ktorym dokonywa si~ rewolucja,nii stanowi wielu samodzielnych paristw, scierajqcych sj~ ze ·sobqna roi nych poz:iomach sprzecznych interesow?2. X. 48Raine dziedziny prawa, w zaleznosC'i od roznyoch stosunkow spolecznych:tworcy, odbiorcy, wladcy i podwladnego. Jak dalecedqinosci totalistycine Sq przejawem zdrowej dqznosci tworcow nowychtworaw spolecznych do r 0 z u m neg 0 tworzenia caloscispolecznych, w przeciwieristwie do samorzutnego, bezmyslnego.stalystycznego tworzenia s i ~ wi~zi spolecznej?2. IX. 50Hasla wolnosci, rownosci i braterstwa tylko wtedy Sq zrozumiale(0 ile hctsla muszq bye w ogole zrozumiale... )' jeieJi Sq wypowiadanez my.slq 0 jakiejs wladzy nadrz~dnej, ze wzgl~du naktorq majq bye urzeczywistniillIle:


148 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKIWolnose - nieza,leznose pod jaklims wzgl~dem od tej wladzy;rOwl1ost - jednakowa zaleilnoseod tej wladzy pod wzg'i~demrtip rawnierl ~ obowiqzkow;bratersItwo - wspolne pochodzende oil tJ:ej wIadzy (sciSlej ­od osoby sprawujqcej t~ ;wladz~).W ode.rwaJniu od tej wl.adzy - has:ta te ISqPUlSi q frazeologtiq,podnoszqcq do godnosci absolut'll jakies poj~da rubstrak1cyjne.H istory,cZlIlie tym 'bardziej Ito IHlZi, j,z 'Sq iozwyrodniale poj~ciia,oderwane ,od konkrebnej, zywej IfZsczywlils,tosci Dzieci~ctwa Bozego.8. VII. 48Hl,o:w,flia jako poglqd [loa swLat przeci~tnego cz1owieka. Roinewielkie kulHury dawaly ludziom taki poglqd:znaItury If.zeezy ­dose p posil:y i 'przyst~pny, by mogi bye zrozumialy, za.razem !liasmajqcy SWq gh:bi ~ ,i perspektyw~, SWq podbudow~ lIlaukowq ( w sensiewiedzy fila najwyzszym poZiiomie wlasciwym danej kuHUlrz,e)~ oozywiscie - religijnq.OderwalIlie si~ hlozo.fii od religH, oderwanie lsi~ nauk specjalnychod ttzw. "zycda" - z jedlIlej str.ony, a o d £i'1ozofrii - z drugriej st,rony,dopwwadzilo do obecneg'o wstecznego barbarzynSltWia tzw. kulturyza'chodnio-europejskiej. LudziezyjqtCy rw tej kuliturze nie mogq si~dbye bez poglqdu na sw Iat. Ist'I1:iejq,ce nU'f'ty tmdycyjne o1ego im niedajq. Chrzescijldllstwo - j'eszcze nie zdo l a~o Istwo,rzyc nowej syntezy:katoUcyzm mad tym pr,a cuje - wl e nie jest gotow; niekatolicklie:rmrty chrzescijanskie - ra.czej zamierajq, Ilub jeW Sq nowoczesne,to k'Osztem 1resci rebgijnej - dia ogolu si ~ nie nadajq.Iune wrie1kie


URYWKI 0 ROZWOJU DZIEJOWYM149Stqd zanik zaintteresowan "kuJtUlralnych", airtystycznych, filozoficznych


150 JAN FRANCISZEK DREWNOWSKIDziS - "rnasa" W1iernych rna tradycyjnq skostnialq rutyn~ religijnq,kt6rq ,jozsadza, przebudowuje "post~powa" hia p0ganska.Instaurare in Christo polega na przebudowywaniu nat u r a I nyc hskostnien chrzescijanskiej tradycji przez przyswajanie "post~powych", zdro,wych dqznosci poganskich.19. X. 48Niedorzecznose wyrazenia: "ob6z kat,olicki", poza jedynym dopuszcza1lnymznaczeniem ana.logiczno-teologkznym - na'ciprzyrodz,onym.W doczesnosci, w polityce, gdzie chodzi przede wszystkimo wladz~ i srodki rnateria~ne, nie ma w og6Je cel6w, Jakiemiaiby bronie lub zdobywae taki "ob6z" katolicki Cos jak gdybyp owiedziee na wojnie, ze jednq ze stron w a I c z q c y c h Sq oddzialysanitarne: ich celern jest ratowan'ie zycia Iudzkiego, kt6regon iszczenie jest celem oddzia16w walczqcych. Podobnie celem Kosdolakatolickiego i wszystkich zlqczonych z Nim zewn~tr z nie lubweW1Il~trznrie - jes,t ratowanie zycia nacLprzyrodz.onego, kt6rego niszczeniejest celem tych sil nadprzyrodzonych, ktore rodzq walk~0' dobra rnateriaIne.15. I. 49Dbrona wiemych przed "wycLa:rciern im wiary". Czy moz.na bromew iary srodkami natu'mlnymi a zwlaszcza - zlymi? Taldm srodkiernje!>t wszczeprianie nienawisci do tych, ktorzy wa!czq z wiarq.Tymczasern to oni Sq przede wszyS'tk irn najbardziej zagroze:rui, najbardziej potrzebujq pomocy. Obmna zas tych, ktorzy ma jq wiar~,polega calkowicie na wzma'cnianiu w nich tej wiary, p()gl~bianiu',na wyplendaniu z ·nich wszystkiego, co jest przeciw1l1e wierze, nadziedi nade wszystko - co jest przeciwne rniloSci. Takim przedwienstwemjesit na pewno nienawiSe do kogokolwiek bqdz, choebybyl najgoflszym, najprzewrotniejszym czlowiekiem.Obronna, odpychajqca positawa moze wi~c bye tyilko wobecbl~du, zla i 71adprzyrodzonych 'sH ciemnosci - n1gdy wobec sa­. mych lrudzi b~dqcych w bl~dzi,e . Czynna walka z bl~dem moi:e si~wi~c w Iud z i a c h rozgrywae tylko wewn~trz.nie. Obrona wiernychmoze W1i~c czynnie lrozgrywae si~ tylko wsrod sarmych wierflych,uderzae mozna tyIkJo w nkh jalw posiadajqcych wiar~ dajetCqsil~ do zwakzania zla, kiore ich gn~bi. Poza wiernymi ob-ronaich moze tylko polegae na O'strzeganiu ich a nieznanych im rO'dzaja.chzla, klommu ulega ,atO'czenie, ale nigdy - na uderzaniu, oskarzaniu,pO't~pia:niu ,ludzi z itegO' otO'czerria. Ci bO'wiem me majqc wiary,.nie majqsily wytrzymae uderzenia prawdy, wtlacZ'aa1i Sq je,szczeb aTdziej w zIO', kt6re 'kh sp~taIO'. Trzeoba w wch wzbudzae wia ,r~,


URYWKI 0 ROZWOJU DZIEJOWYM151zaufarrie i umHowarnie if:yeh eZqs'tek prawdy, ktore uznajq. Calymisilami rpomagae do wzmstu rtej prawdy i rozkwitu. No ;i oezywiSeiemegorszye lich wlasnym post~rpowarnem, niezgo'Clnym z tq wspoiniewyzrnawanq prawdq.Roia hierarehi"i - ostrzegajqea, wskazujqea blqd. RoJa swieekleh- ISzukajqeazblizenia w imi~ prawdy, ktorq wyluskuje si~i uj'awrria 1 ktorej wspolruie s;i ~ ,sluzy.23. XI. 51We ws,zYlstkleh dziedzinaeh zyeia, mysli itd., gdzie tylko odezuwasi~ zagwzerni.e vVlldiry przez rozne nowe pTqdy ,spol,eezrne,filozofiezne i


LEOKADIA MAlUNOWICZMORALISTA U BOKU NERONASENEKA MLODSZYLucius ~nnaeus Seneik'a, w odroznieruu od sweg.o oj-ca, Re1iora,zwany "Mlodszym" lub "HJozofem", lIlaJlezy do rpostraci budz


SENEKA MLODSZY 153s'tanqi ,0biOik t:WIIlU. Pozycj:a to nader


154 LEOKADIA MALUNOWICZgadnieniach przyrodniczych (I 1 '7, 4, 5) 'czytamy takie uwagio zwierciadle:"Zwierciadla wynaleziono, zeby czlowiek poznawal sam ,giebie.Rozhczne Sq tegto skutki: po pierwsze Z'najQlillosc siehie, na­, st~pnie zach~ta do pewnych rzeczy: zeby czlowiek pli~kny unlkalrueslawy. hrzydkJ. aby wiedzial, ze braki fizycz:ne nalezy okup'iCanotami, zeby mlodzienca pouczylo zycia w rozkwdde, ze jest toakJres a1Jauki Ii dzie,Inych czynow, zeby starzec wyzbyl si~ tego, come Ucuje z siwiZ'llq, a troch~ si~ zastanowil nad smierC~qi w tymceru przYl'oda da!a nam moz.nosc oglqdania nas samych".Nie -chcial czy nie mogt lopmcowac cal,oks.z1aHu e1tyki praktycznej,lIligdzie rue zestawii systerma1tycznie swoich poglqdow'z dziedziny moraInosci. Zadne z jego dziel uie pTzypomina w niczymani "etyk" Arystotelesa ani ,tym bardziej 'p'odr~czlIlikow teo­]logii moralnej. Porusza roine zagadniema, ktore mu si~ naJsuwalyw Z'wiqzku 'Z ludzmi czy zdClJrzeruiaml, uie dqzqc do ,omowiooiaw:szystkich problemow etycznych. Pisal krotsze i dluzsze t raktatycz~sto w odrpowiedZ'i na trudnosci wysuniE?te przez swoich prrzyjacioli uczniow. Omawia pmblem gniewu (De iia). lagodno'sci (Declementia). Wskazuje na krotkosc zycia (De brevilale vitae), kresliideal zycia kO!I1sekwentneg'o i szcz~sIiwego (De conslantia sapienlis;De vila beala), za,ch~ca do zycia w ZClJei'szu domowym z dala odspraw publicznych (De olio; De tranquiJJitale animi), ormawia wielostronnie,:LlustrujqC wywbdy wielu "kazusami", zagadnienie swiClJdczeniadobrodziejstw (De beneficiis). Tych, ktorY'ch dotkn~lrQ nieszcz~scde :staral oS'l~ pocie.s zac konsolClJcjami, a zwracal 'Si~ - [zeczIl!a6wozas niezwykla - i do k-obiet (Consolalio ad Marciam, Consolatioad Helviam).Najw:i~kszq slawq cieszq 'si~ srusznie Lisly moraine (Epislulaemorales ad Lucilium) w liczbie 124, napisane juz po wycofaniu s:j~Seneki z zycia czynneg'o, ostamie niejako sl'oWQ Hlozofa w dziedzi­Jllie etyki. Autor wyst~puje w nich jako kier,owndk duchowy, jak,oIekarz duszy, dora.dica :i przyjac~el adresata. Nie jest to zjawiskoodO'sobnioue, ze filozof podejmuje sit) "dyrekcji duchowej". W starozy;tnoscipoganskiej iilozofia, ollie' 'relig,ia si E;gala po "Tzqd dusz",dl'ClJtego stinata IsiE; dropomocs'WOIim wyznawcom w realizowaniu wysuwanychidealow zyciowy;ch. F.hlozof cz ~stokroc ' pe~nil fU!I1kcje,ktore w Ichrzescijanstwie n a-Iezq do zadan kaJplana. Seneka mozesitanqC w rz~dZ'ie naj'Wy;bitniej'Szych kierownikowduchowuych, jakirchznaJillY w staro:i:ytno-sd grecko-rzymskuej,obok Plutarcha,EpiMerta. Byl kierowroki-em wybrednym. Wymagal pewnyoeh dyspozycj.iod tych, kt6rzy si~ zg}.aszaIri na uauk~ zycia. "Bo jakiz byrbySe'IlS, je ,sl~iby kto strofow,al gluchych a.lbo niemych z natury Iub naskurtek cll-aroby" (Ep. 29, 2). A w innym miejscu takie czyni po'row­


SENEKA Mf.ODSZY155nanie: "Trzeba siacsiowa jak rnasienie. Ono bowiem.


1<strong>56</strong> LEOKADIA MAlJUNOWICZmeniami autora. Obj~Dose pism ,rozna, 'od pol'owy s'lftOnli!cy do kilkun.astuIsdron, t·aJk ze' niekt6re z nich Sq wlasciwie traktat dlIllli, przybr,anymityl'ko w form~ l'istu.Ok,olicZTIoscitowy chaJraikte'l' wielu pti!sm Senekli spra'Wlia, zetrud:no joest ootworzye w calosci poglqdy autma na czlowieka i moralnose.Kto wie zres'lltq,czy morail ilSlta-stoty; owo summum jest ir6dlem d'obra cZCj!stlw'Wego.Doobra staje si~ jednym Il as;pekt6w !pra'Wdy, Sltqd ,rys in


SENEKA MLODSZY 157lutnq jes't enota. "Nagroda wszystklieh enot zawiera si~ w nieh samyeh.Nie uprawia si~ iieh boWliem dla nagrody, zapl:atq za dobryuezynek jest jego spelJnienie" (Ep. 81, 19). M~drzee wi~e nilmgoi niezego nie pOikzehuje by bye szez~sliwym, sam jest ir6dlemwlasnej doskonlal-osci, a wi~e ·i szez~scia. Dosk,ona·lose tedy W€Wn~trznamiaia iSi~ wyrazae w oderwaniu si~ od swia·ta, w ealk,owitymwyzbyeiu si~ wszelkkh uezue, nawet dodatn'ich (apatheia).Ideal ten wyst~puje Ii w pisma,eh Seneki. Z najwyzszym uznaniemm6Wli on 0 pewnym m~dreu ,stoicklim,kt6ry po zdobyciu ojezy:wyprzez wr.oga, po u,tra'Cie diZlieci Ii zony twierdzil, ze nie spotkato gozadne n:ieszez~scie i nie doznal zadnej stmty isto.tnej, bo "mojedobro nosz~ ze sobq" (bona mea mecum porto) lEp. 1, 9, 15). klenauezan:ie Seneki ·ee.ehuje n a og6l jakiS umj'Clir, ust~pstwo na rzeczzdrowego 'l;oZ!sctdku z teoretye7IDyeh dogmat6w s.t()li:ckkh. To tez a:niod sieble ani lad swotieh u ozni6w nie wymagal ,on takiego wynaturzelllia, w prak tyce dlOpuszozal sze,reg odehylen 0.1 idea'lu m~drea.Przyznawal rpewnq warto.sc: elolbrom zewn~trznym, nie UumH zydauczuciowego, domagal si~ tyliJw we wszystkim kontroli rozumu,opanowywd!I1ia pop~d6w i afekt6w.Nie oel razu ozlowiek eloehodzi do wolnosci wewn~trznej. owegoeelu z)'leia ,ludzkiego. Istnieje tez szereg sposob6w ulatwiajqcyehTozwijanie w Isobie enoty, czyli najwyzsze.g'o dobra.Sposr6el s,roelk6w "neUltlral


158 LEOKADIA MALUNOWICZze grzeszy, 'nie chce si~ poprawic; 'trzeba zebys poznail, za'l1im si~ popwwisz"(Ep. 28, 9, 10).W ,pr.atcy nad s'obq niea:b~dna wri~c jestci~gla introspekcja. "Toczyni nas najg{)ITIszyrrnli., ze nikt nle zaslanawia s;~ nad swoim zyciem.Co rnamy ,czynic, n ad tym mys}.imy, i t,o rzadko. Co uczynilismy,nad tym ni.e mysUmy" Ep. 83, 2). W poznawaniu siebie pomaga'ogromrn:i'e oodzienny rachunek -suruienia. SenGka stosowalsysterna1y'oznie t~ ipraktyk~, niezbyl jeszcze, jak


SENEKA MLODSZY 159wi€lki i stwO'IZony do· ,rzeczy wiE:]{,szy{;h, zebym byl niewoln~kjemwlasnego cia-la; rrie in,aoezej bowiem na rrie spogrlqdam jak na pewnewiE:zy]{,r~ujq'ce mojq wolnosc" (Ep. 7, 3, 21).DJa 'roz'Wo1ju weW1IlE:·brznego konie{;z'lle jest stosowanie odpowied­Il'iej miary do zycia i rtego wszystkiego, co nas w nim spotyka. Naleiyoceniac rzeczy 'tego swiata ·wedlug ich 'relacji do jedynegodobra, ,cnoty, a wiE:c jako przemij,alne ~ [lie postadajqce obiektywne1waT'~osci w sobie. Poniewaz praca nad sobq wymaga meUciegoi dlugotrwalego wysilku, dlrutego Seneka ostw pot ~pia mamowa­[lie CZCliSU n>a sprawy moralnie blahe. P.odkresla niejed[lol{jfatn~eogrrolIDnq wagE: k ,a~dej chwiH. "Wszys'bko nie od nas zaJezy, tylkoczas jest noa:SZq wlasnosciq. Nartura wprowadzHa nas w posiadaniert:ej rzeczy przemijajqcej i I o'tnej, z ktorej usuwa nas, kto 'tyJko chee...Nikt nie uwaza, ze jest cos dluzny, kto otrzymal cz·a:s. A przedezjest to jedyna wantosc, ktorej nawe't wdzi~cZ!l1y czlowieik nie jestw stanie zwrocic" (Ep. 1, 3).Wskazane jest oiqgle wyrabianie s'Prawllosd w panowaniu nadcialem przez ograruiczenia dobrowolnie 'sobie naklada:ne. DqZqc doCIlJoty m E:dlrzec bE:dz1e wiodl prosty tryb zycia, nie dbajqc 0 wygody,nie dogadiza'jqc zbytnio podniebieniu, nie szukaj'tc w nilOzym wystawnosC'i~ zbyoku,poprzeSitajq'C na skwmnej fortunie.W wake ze zbytkiem, z nadrrriemym przywiqzaniem do dobrzlemskkh pomocne jest cwiczenie si~ w ubostwde. Seneka za wzoremwieIu "wielkich ludrzi" zachE:ca, by co miesiqe je upTawiac. "Wstawkilka dnd, podczas ktorych poprzestajqc na 'lrichym pokarmie przyjmowanymw nader malej iLosd, na szorstkim i twardym odzieniu,mowi c bE:dziesz do siebie: To byl,o przedmiotem IE:ku? .. Znos tow ciqgu trzech lub czterech dni, ,cza/Sem dluzej, by nie bylo zabawq,locz doswiadczeniem" (Ep. 2, 6, 3~5).ZachE:cajqc do cwiczen w ub6stwie nie 'Gamderrza1 Senek,a swoichuczni6w, ludzi zamoznych, wzywae do ca1kowirteg,0 wyrzeczenia sU~bogaCitw. OdstE:puje wyr.aznie od ·rygoryzmu stoick~ ego, ruie wyciqgaW1Il.losk6w prak,tyczny,chz zasady naczelnej, ze tyllko cnota rnawaif,tose:. Sam by!: jednyrnz najbogwtszych ludzi swo1ch cza's6w, niezqda tez od innych faktycznego ub6stwa, tylko glosi ducha ub6­stwa, potw;ia rprzywiqzywanie siE: do posiadanych dabr. "Swiad-czyto '0 slabosci duchowej, jesH kto's rruie potrafi zniese boga'C!l:wa"(Ep. 1, 5, 5). Pod·obnie jest zwolennikiem um!i,aru w zewn~trznejasce;zie. "Dq,zmy ·do 'tego, 'by ubiegac siE) 0 ,Jepszy spos6b zycia niZp OlSp6lstwo, ,a :nie


160 LEOKADIA MAl:.UNOWICZabnegacj~ w wyglqdzie zewn~trznyrn d w sp'Osobie zycia, choe podkreslastale,ze bez wyrzeczenia si~ nie mozna osiqgTIqe doskona'losoi.Zwra-ca r6wlniez uwag~, by wzsqdnie dbaeo zdrowie i wypoczynek."Nie kaz~ ci wcale tkwie ciqgle nard k>s1qikq albo nadtabl'iczkami do pisania, trzebadae jakries wytchn:ienie ulIIlyslowi"(Ep. 2, 3, 5). "Z ustaWlicznej pfCltcy rodzi 'si~ jakies ote,pienie i oSllabriE~nieducha." Na,]ezy po!:io].gowae urnyslowi j dae z ko,].ei jemu wypoczynek,ktory rna ,odzywie i dodae sil. Trzeba si~ przechadzaei Ispacerowae ·na powie'bflZu, by pod otwaI'tym niebem rnajqc duzopowietIza umysl si~ wzmaonial Ii podno!>il" (De tranq. an., 15).Warto poc!kres!ie, ze wedlug Seneki ub6stwo, nie b61 Ii!zyczny,czy utrata wolnosci jest drugim z kolei, tj. po smierci, przedrn:ioternl~ku u Iudvi. Rozbmj,aJJJiu najwi~k.szego wroga spokoju wewn~brznego,strachu przedsmrierdq, poswie,cil Seneka najwi~. c :e.iuwagi d wysilk6w. Re~lek' sje eschatO'Jogkzne wyst~pujq we wszystkkhniemal jego Ipismalch mofCltln)'lch, nadajq zClIsadniczy ton jegorozwazalThi'0111 0 czlowieku i jeg.o przeZlfiCloniecznosoiq smierciprow,a·dzi do prawdz'iwej wolnos,ci. "Rozmysilaj nad smie.roiq. Ktoten przedm~o:t medytil'cjli podsuwa, nakazuje w O'ln'ose" (Ep. 26, 3).Cod:ziennie nale±y Olswa,jae sie, z myslq, ze czl'owiek jest z naturyhstotq smierrtelnq. Smiere me jest zadnym zlem, przeoiwnie otwieraprzed 'CZlo·wiekiem b.rarny wi,odq'Ce do lepszego zycia. My'sld tepodejmuje Seneika takze w tragediach, gdzie niekt6re pie·sni ch6ruSq prawdziwymi hymnami na czese smierci. Smiere jest slawionajalko "oicha przys1an wieczonego spoezynku", "wZJl'iosly pok6j"(Agam., 589-95).Wielkq podechq dJla czl'owieka jes{ swiClIoomose, ze w ka,zdejchwHi, gdy uzna to .za stosowne, moze ujse n,ieszcze,sdom przezpapelnieniesamob6jstwa. ,,\Vsze,d 2'Ji.e s'tod :otworem wie~e dr6g kuwoInosoi, kr6tMch, l·atwych. DZ'ie,kujemy bogu, ze nikt nie mO'iebye zatrzymany przy zydu, ze wolno podeptae sam Ilos" (Ep. 1, 12,10). Smiere jes·t o'sta'tnim srodkiem, kt6rym ,roz,po,rzqdza me,drzecdla oca!lenia niezalle±nosoi weWln~


SENEKA M1:.0DSZY 161sil')natu[ze zawlielra w sobie nagTodl'): pogodl') ducha, ktorq IDl')drze


162 LEOKADIA M Al:.UNOWICZn'iewolnikami, jesli rpomySlisz, ze los ma 'takq samq wladze, n ad obydwoma.Dlateg,o smieje, s'ie, z t Y'ch, k torzy p oczytujq za hanbe, jesc'Obiad z wla'snym ni erwoJnikiem". W nie'v{olnika,ch ni e m amy WT


SENEKA MLODSZY163z bogiem, jakby ludzie slyszeU" (Ep. 1, 10). "Jesli nasladujesz bogow,swiadcz dobrodziejstwa taki:e niewdzi~cznikom, QO sloncewschodzi takze nad zbrodniarzami" (De benet. IV, 24). "ezy mamyczlowiekowi 'przykazywae, by rozbHkowi podal r~kE), blqdzqcemuwskazal drogE), z laknqcym podzielil siE) chlebem?" (Ep. 95, 51)."Jesli chcesz zye dla siebie, musisz i:ye dla blizniego" (Ep. 48).Czuli si ~ w swo·jm klimacie, gdy spotykali si~ z ciqglym nawolywaniemdo doskona!osci moralnej, do poskramiania zachcia'!1ek ealq,sitq dueha. Krzepily ieh slowa wymowne 0 przemijalnosei rzeezyziemskieh, wynoSZqee ponad wszystkie dobra doezesne cno1tp'.Powinowaetwo wewn ~ trzne Seneki z ehrzeseijanstwem wyrazilzwiE)zle Tertulian: "Seneka ez ~ sto nasz" (De anima 20). M oze juzwtedy i:alowal niejeden ehrzescijanin, ze Seneka nie pozna! ewangelii.L.actanUus (Inst. div. 14, 24) powiada: "Mogi bye prawdziwymczcicielem Boga, gdyby mu ktos wskaza!" W IV w. powstaje legenda,ze Seneka byl w k ontakcie ze sw . Paw!em; nua!a ona oparciew sfalszowanej k orespondeneji Apostola Narodow z wybiinymmoralistq poganskim. Jest to zbiorek 14 listow: 8 Seneki i 6 Pa'wla.Ceehuje je pU!stka treSe-iowa: wymiana komplementow, dopytywaniesi~ w zajemne 0 zelrrowie; an i razu nie poruszajq spraw doktrynalnyeh.Forma -listow jest barba'rzynska. Poprzez sredniowiecze ai: poezasy nowozytne utrzymuje si E) uparcie przekonanri e, ze Senekazetknq! siE) z ehrzescrijanstwem. Nie mamy argumentow dostateczniewazkieh, by rozstrzygnqe s tanowczo ,ten problem; nie jest w teoriiniemozliwe, ze Seneka i sw . Pawel znali si~ ze 50bq. Nie da siE=:jednak wykazae wplywu nowej religi na mysliciela pogali:skiego:Seneka zbliza si~ do ,ehrzescijanstwa w praktYC'lnej moralnosci,oddala siE) zas od niego [stotnie w kon cepeji Boga i czlowieka.Stoieyzm glo&il autonomi~ czlowriek a. M~drz e c nie potrzebujepomocy Boga w dojseiu do cnoty, sam jest zrodlem wlasnej doskonalosci."Jeduo istnieje dobro, ktore jest przyczynq d podstawClszez ~ sliwego zycia : zaufanie w ,siebie" (Ep. 31, 3). "Na co potrzebneSq sluby? Sam uczyil siebie szez~sliwym" (Ep. 31, 5). ME)drzec niczegonie bE)dzie si~ spodziewal od boga i niczego bae siE: nie b~dzie.enota wzno,si go ponad ludzi, czyni go rownym bogu. "Z bogamizyje na r6wnej s,torpie" (Ep. 59, 14). Ba, mE)drzec nawetprzewyzsza Jowisza pod pewnym wzgl~dem. "Bog dziE:ki swej naturzenie odezuwa straehu, mE)drzee dziE)ki sol:>ie" (Ep. 53, 12). "Tym,przewyzszacie boga: on jest poza mozliwosciq doznawania nieszeZE)Sewy ponad ieh doznawaniem" (De provo 6, 5).Milose czlowieka gl,aswna przez SenekE) nie je,st W'Cale oddaniemsiE) blizniermu z ealego serca. "Milosierdzie jest wadq duszy",ME)drzec 'ok aze pOlloe pot.rzebujqcemu, ale bez anga:i:owania slE:


164 LEOKADIA MALUNOWICZwewn~tr.znego. PUlD!kt oi~ikosoi spoczywa nie na czloWiieku, ktoremuwy~wiadcza isi~ jakqs przyslug~, Iecz na m~drcu. Jest wYif.ainapostawa eg.oceDitryczna, nie altruistycz'l1a. Nie ma tei mie1sca nap()ll{,Q;r~ani wobec Boga, and wobec innych ludzi.Gdy Sii~ 'przemySilii calosc poglqdow etycznych Seneki, nie poprzestajqcna ocende poszczegolnych wypowiedzi, widzlj, siE) jasno,ze w istotnych punktach ·roim ·si~ jego moraJnosc .od nauk~ Chrysrusowej.Jednoczesnie jednak potwierd.za siE) ogolna zasada, ie chrzescijanstw.oopIera siE) noa praw.ach na:turalnych, dO' ktorY'ch poznaniai przyj~cia dochodzild. myslic.iele pog.anscy opierajqc si~ na rozumie,nie na objawieniu.LeO'kadia Malunowicz


Ks. JAN INNOCENTY BUBA, Sch. Piar.GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE"Sqdzt?, ie popelniamy blqd iqdajqc od zycia, by plynt?loustalonym, pewnym korytem, bo wszak wszystko na' tymswiecie jest niepewne procz Boga, symbolu wieczystej Prawdy.Wszystko bowiem, co sit? dokonuje i co widzimy dokolanas, jest niestale i przemijajqce. Istnieje jednak Istota Wyisza,ukryta, lecz stanowiqca nieprzemijajqcq Ostojt? Blogoslawiony,komu udalo sit? pochwyciC bodaj blysk jej wejrzeniai uczepic Jej rydwanu.Poszukiwanie tej Prawdy ~ st summum bonum w iyciu•.."(M. K. G and h i, Autobiografia 1)I. SPOTKANIA Z HINDUSAMIGlosna w okresie mit2dzywojennym dyplomatycina wizyta Gandhiegow Londynie, kiedy to jechal Mahatma j,ako ,mprerzenta'lltpi~6setffiliJ r1onowego na·rodu, odzi,any w utkdlIle ,przez siebie przescie­'fadlo, z nieods t ~pnq kozq, kt6rej m:lekiem !S ,i~ w6wcz.as zywti.l,:zJbiegla si~ owegoroku z dr,obnym incydentem w jednym z miE}dzynarodowychins·tytut6w teoJogicznych. Z koncem roku akademickiegoIpoprosH profes·or egzegerzy biblij'llej na ka 'tedr~ maLO obiecujqceg1o,ci


166 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. PiaT.brajskich Starego Testamentu. Zak1opotane miny i przyciszone glosykomentatorow w czasie przerwy swiadczyly niedwuzna,cznie 0 skaliwrazen.Z komenta,rzy prasy i wydarzen dziejowych ,owych czasow nalezal,obysqdzic, ie w podobny sposob reagowano w londynskichkuluarach rZqdowych na wystqpienie owego hinduskieg'o abnegata.Na kartach polskiego k atolickiego czasopisma zwierzae si~ b~dzieze swoich intymnych przezye tenze indyjski m ~drzec, "OjciecNarodu", znany i ceniony na calym swiecie, niezyjqcy juz, alewsrod swojego narodu wiecznie iywy, mqi stanu - MahatmaGandhi. Zbrojni w cierpliwose i na wszelki wypadek... w pokor~,poswi~emy mu kilkanascie minut uwagi. Zapoznajmy si~ najpierwz kolejami jego zycia.II. MAHATMA GANDHIUrodzil s ·i~ 2 pazdziernika 1869 r. w Porbcrndar (nadmorska osadapn.-zach. Indii) jako szoste i osta


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE167z kasty (n.i e cofni~to tego nigdy) i rodzinnego wydziedziczenia, ponajwyzsze wyksztalcenie prawnicze w ucze1lniach angielskich. Bohateri O'rganizator walki naPOdowej '0 wolnosc bE2dzie uczyl dzieciindyjskie - w zatoiionym przez siebie w celu wspolnego, wewn~trznegodostlwl1ale[llia "ksz.ramrie" Phoenix wpM. Atryce - aCl'1gielsktiegohymnu narodowego i b~dzie orp-anizO'wal ochatniczq pQlIIlOCsaniotarnq w koloniainej wojnie z Borearrui po s


168 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. PiaT., "Wydaje mi si~, ze dominowiliy w Nim dwie nacze


GANDHI 0 ASCEZIE 1 MODLITWIE169repre:z;entuje Mahatma Gandhi, nawotujqcy (z pobudek politycznych)do nawrotu do filozoficmy,ch i Ireligi'jnych tradycji Indii.Tlrudno orzekae 0 iprawowiemosCii Mahatrmy w stosunku dohindrurizmu wobec jego be'ldogmatyzmu. Gandhi byl n1ewqtpJ:iwiepod UTokiem postad Chrystusa Ii Jego Ewa.lllgelii. Zarpytany ponoe,dlCl!czego si~ wyramie nie OIPowie ip'O str'oll'ie chrzesdjans'l'wa, mialodpawi,edziee, ze ".chrzescijans'lWO jest 11opiero do zrealiwwama".Znarmienna 1e,st i zdumiewajqco teologicznie sluszria postawaMahatmy, jarko czlowieka poszukujqcego Pr.awdy, w nast~pujqcejwYiPowiedzi, w przedrmowie do Autobiografii:"Prawda pOleg,a nle Itylko na wiernoSci prawd:me w siowach,lecz rowniez w mys.lruch - i dotyczy nie tylko wzgl~dnej prawdy,iak jak my jq Torzurrruiemy, Ilecz Pr,awdy Absolutnej, Zasad Odwie,cznych,czyili poj~cia Boga.Istniejq niezhczOlJ1e defiinicje Boga, gdyi: IlJiezM'cz,one Sq dowodyJego istnielJ11a. Narpclnirujq mnie one pod~iwem, czciq .i na chwH~oszolarmiajq. Aile Ja u'lnaj~ Boga jedy:ruie jako najwyisze wcieleruePrawdy. N'i e z na il a z 1 e m G '0 j e s z c z e, a Jew c i q i GoP '0 s z u k u j ~ i gotow jestem na drodlze do poszukiwan zlozycw o'fiierze ws-zyrstko, co posiadam najdwzszego. Nawet gdyby taoEiara wyma'gala mojego zyai.a, sqdz~, ze by~bym gotow je poswi~cit.DQipold jednak me zdolam poznae Abso.lu'tnej P,rawdy, mu 9L ~pozostae wie:myrm wzgl~dnej prawdzie', 'a wi~c takiej, jak. jq sobiewyobra.zam. Ta w.zgl~dna prawda mus,i bye dla mnrle - na ra-zie ­mojq la:tamiq morskq, mojq 1arczq Ii moim rpuk!lenzelffi. I chociazobrana przeze mn:ie sciezka jest stroma, wqska 1 niekiedy ostra jakostrze brzytwy, dlarnnie byla ona jednak najk,rotsza i najd,ogodnieJsza.Nawet m()je bl~dy, Wlielk:ie joak Himarl'aje, wydaly mi s1~fr,aszkq, gdy wiemrie trzymaiem si~ tej sciezki. To ona ustrzeglamnie od powaznych kiopotow, s'Zedlem wip,c naprzod zgodnie z prowadrzqcymmnie swiartlem. Niekriedy w moim posuwanQu si~ nap'rzodprzytrafialy si~ dl'Wliile, gdy sbrwo,z,onym spojrzeniem zdawalemsi~ dostrzeg,ae AbsoJutnq Prawd~ ;i Boga, w:tedy z kazdyrm dniemmocniej ,rosla we mnrie pewnose, ze jedynie On jest czyms realniej,stniejqcyrm, zas wszystko !inne jest rnerea:lne.Niechze wi~c oi, ktorzy 1ego pragnq, uprz¥'tomniq sobie, jakoardzo >to ip,rzesW1iadczenie hralo we mnie gor~, niech '7.echcq uczestniczyew moich poszukiwarniach, a takze - jezeli po!trwfiiq - niechdzie,lq ze mnq mojq wial[~...Smdkri, jakimri naler±y s ,i~ poslugiwacprzy poszukriwaniu Prawdy,Sq :~ar6wno bardzo pmste, jlCl!k bardztO sk,omplikowane. Mogq s1~one jednak wydae wr~cz [lie do pamyslell'ia zarowno zuchwakowi,j.ak niewinnemu dziecku.


170 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. PiaT.Czlowi ek p,oszukujqcy Prawdy winien bye skromn;iejszy odpylu zasciel,ajq'ceg,o zierwiE;. Zycie pot rafi skTu'szye proch pod jego,stopami na naj.dmbniejszy pylek, lecz poszukiwacz Prawdy samw inien bye t ak skmmny, ie n awet ow pyl jest w stanie go skruszye.Tylk'o wtedy d dopiero wtedy dostrzeie on PPawdE;...Bo lI1lieprzebranympa:smem tartur dla m nie jest to, ze wciirzj eszcze jeSitem da,leki ·od Niego, ktory - dobrze wiem ° tym ­rzqdzi k azdym tchn ieniem mojego zyci a i ktoreg'o jestem .latomSlq.Swiadom jestem tego, ze zle ucz:ucia t rzymajq mnie z dala od Niego,a przeciez rue mog~ Sii~ ich wyzbye... "Powyzsze wyznaiflde wiary Mahatmy p o,zwolHo nam wejse w atmosfe,n-:jego zyoi,a wewnE;trz:n ego. Zanim przejdziemy do jegoprakityk ascetycznych, rozwazymy krotko sprawE;


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE 171powiada im nieublaganq walkE:: "k azda powsoiqgliwosc, wszystkojedno czego dotyczy, wychodzi Glowiekowi na kmzysc".Najbardziej go upokarza i najwiE:cej sil zablera to, z czymsw. Pawel Arpo,stol mial tyle klopotu: "oscien data". PozqdlJwoscdaia bE:dzie zwalczal coraz wiE:ksZq wstrzerrriE:zIiwosciq w k orzystaniu z praw malzen'skich, kotor'a przerodzi sliE: w kon,cu w 'callClOwHqwstrzemiE:zliwosc, omz ciqglq rezygnacjq z wielu pokarmow,k tore jego zdaniem zywUy i podtrzymywaly w czlowieku tE: namiE: tnosc, Wyznania Mahatmy oj jego pouczenda w tym wzgil~d'Z~eSq niezmiernie oiekawe i pouczajq,ce; najwaZniejsze podajemy inextenso."SUa oddzialywania zmyslow jest tak {lgrom na, ze panowan,ienad nimi jest mozliwe jedynie w tym wypadku, jezeli ogiE: je obwamjeprzeszkodami zarowno z zewnqtrz, jak oj we.v'Ilqt'rz. Jest If'leCZqpowszechnie wiadomq, ze potE:ga zmyslow slabn'ie przy braku lubograniczeniu pozywienia... "a. Post - Gandhi jest jaroszem. Przed wyjazd em dO' Anglii nastudia sklada na zqdail1lie matkii przyrzeczeu,ie powstrzymywaniasiE: w O'bcyrn kraju od pokarmow miE:snych. Przyrzeczenia d01rzymuje,mimo powaznych trudnosci. Odzywia sitl przewaZnie owo­,cami i orzechami. W pozniejszynl Wlieku pije mleko na zdecydowanezqdanie lekarzy. Skariy s'itl wowc:zms na rosnqce w -nim sityn arrui E:tnosci."Uwazalem siebie zawsze za zarIoka, to 'Zas, co moo przyjao i e~en azywaH powsoiqglliwosciq, nigdy nlq dla. mnie nie bylo. Gdybymi sitl nde udalo osiqgnqc tej powsciqgliwoscl b odaj w tym stopniu,w jakim jq oS'iqgnqlem, bylbym 'sitl stoczyi ponizejpoziomu bydlE:­cia i dawllO juz zgincll. Czynilem wszelkie wysHki, by zap Cllnowacnad swoimi wadami i choc kosz·towalo mnie to niemalo trudu, jedflakpotrafilem dzitlki temu w ciqgu wszystkich rrrinionych ~at utrzymac w zdrowin sw,oje oialo i wIozyc swoj wkl'ad we wsp6lnie dokOnallq practl": .b. Post w ewrlE~brzny - "Post lyie maj ednak ZIlaczenia dla ty-ch,Morzy przypuszczajqc, ze wystarczy s'amo mechaniczne pow strzymaniesitl od pozywienia, pozbawiajq wpr;awdzie oSwoje cialo posilkow,natO'miast w myslach Dozkoszujq si~ W's"Zelkim~ ucz.tami,marzqc caly czas 0 tym, co bE:dq jedli lub pili pO' pr,zell)'in


172 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. PiaT.tkorzellli, jaklie zapuszcza zrnyslowosc. D1atego te'l sam fakt postuposiada ,ogranrIozone dm'a.J:1anie, je'leli cz-liowiek przes,trzeg'ajqcy gojest w dallszym aiqgtI ipo'lerany przez nurtujqce w ni!m namil'ltnosai"."Ja i moi wspolpmoownky przekornalismy Siil'l, ile slU!sZIlJoscimlies-ai sil'l w Mnduskim przyslowiu, 'kJtore ipoWiiada, 'le czloWliekstaje sil'l taki, jak to, co Z'Jada".Od powsoiqgliwosci w jedzenlu i P'l ClU, ipolqcz1onej z posternwewnl'ltrznym, uzale'lnia Mahatma panowanie nad iycie.ffi pla10wymoraz powodzeruie nawet w cafkowitej wstr;zemil'lz,l'iwoscd ploiowej"brahmaczarya".c. "Brahmaczarya"l - "N ami l'l t nos c i u m l'l 'l c z y z n yli d Cj p 'r z e w a 'l n i e w par z e z dog adz u n ,i em IP 0 d n i e b i e­n i u. Podobnie bylo ze mnq. Musia.J:em przezwycil'l'lye niemal,o ,trudnosci,gdy usilowa'lem trzym,ae w karbach za,rowno swoje namil'ltnosoicielesne, joak laJkoms'two - i nawet ulliS nJie mog~ powriedzie~,bY'll potronH oal:koOwricie ipanowae nad nimi"."Wielu dq'lqcych do os 'iqgni~ct.a »brahmaczaTya« spotyka n:iepowodze,niedl,d'teg·o, ie dajqc swobod~ jlllnym ·swoim namiE:tno'sc:iom,chcieliby 'lye j.aik ci, ktorzy nie Sq »brahma,czarya«... Z la'lwosoiqmo'lna ' przeprrowad:zie HnifCl 'podzialu pOffi'i l'ldzy zyoiem »brahmaczari«,a rt:ego, kt6ry nim n:ie jest. Podobdelistwo mil'ldzy nimi jestjedynie zludne, nabomiast rozn1ce winny bye oczywiste, jak swiaHodZ'ienne. Obaj majq oozy i patrzq, ale podczas gdy »brahmaczari«posluguje sil'l nimi, byspoglqd,ac na dZliela 'slawiqce Boga, :ten drugiwidzi dokola ,siebie samq jeno fryw,olnose. Obaj majq uszy abyslyszee, lecz podcz.as gdy jeden slyszy same jenoslowa glos:wne kuchwale Boga, drugi cieszy je odgl,osami rozpusty. Obaj niejednokromieezuwa1q do po'lnych godzin, ate podoza6 gdy jeden poswil'l.caje mcxUom, ow drugi trworui nocne godziny w wzpas arnychhulankach. Obydwaj od'lyw;iajq swoje cialo, lecz jeden po to jedyrue,by swiCjl1:yrn1l'l bO'lq w dobrym zachowae stanie, podczas gdy owdrugi 'Ze swifCltego na,czynia .czyni cuchnqcy srnietrn'ik. Ka'ldy . ~ ruiehzyje ruiczyrrn przeoiwlegle hieguny, rO'lll'ica mifCldzy nimi rosnie~ w miarfCl uplywu crzasunie zmniej3za sifCl. »Brahmaczarya« oznaczakontrolfCl nad zmyslami zarowno w myslach, w slowde, jak~ w czyna,ch"."Dopoki mysI 'lYie zndijduje srifCl pod calkow11q kontrolq wolli,peIne ooiqgn:il'lcie »brahmaczarya« jeS't niemoz~iwe . MyS! blqkajqcasifCl bezwiednie jest, wlasciwie moWliq'c, rSchorzerniem mySl1, a oporstawi,any ,przez mysl OZTI-a'cza przeciwstawianie s'il'l rorz.uiffioWJi, 0 04 Celibat lub calkowita wstrzemi


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE173ndelciedy jest rtrudrciejsze od opiierania si~ szaIejqcym W1i,atwm. Jednakzed,stnieruie Boga umoz-Liwi·a zapanowanie nad mySlami. Niech!Il!ikt nie Sqdzi, ze jest toniemozliwe dla,tego, ze jes,t trudne. Jestto tIlajwyZszy cel, jakri mozna iQsiqgnqc i nic dziwneglo w itym, zedla jeg·o osiqgn:i~cda jes·t :nie1lb~dny najwyzszy wysBek. A[e dO!pieropo powf.Ocde do Indii przek.'onalem si~, ze podobno »brahmac·zarya«jest d~a czlowieka niemozHwe do os .iqgIl'i~cia bez maksyma'lnegowyslHku z jego str·ony. Ai do tegoo czasu tudzilem si~, ze samo od­.zywtanie si~ owooami pozwoli mi wyplenit z siebie W1szelkie lIlawykizmysiowe, przy czym schlebialem sobie, ie nie P01l0struje mijuz nic WJi~cej do zfoobrienia... (Wydaje sii~, ze Gandhi pfoZeC2lUWak,oniecznosc specjalnej interwencji Boiej, kt&rq nazywamy Laskq. -Przyp. m6j J. B.). Niechmi wolno b~dzie na falzie zlapewnic tych,kt6rzy dqiqc ·do poznania Boga, tpragnq wstqpiC lIla · drog~ »brahmaczarya«,ze nie powlinno si~ poddawac rozpaczy, jeieli wiara, jrukqpokladajq w Bogu, dorownuje ich ufnosd we wlasne sHy. P 0 d­n i e t y Z!ill Y s lowe t rz y m a j q s Ii ~ :z d 'a 'l a w s t r z e ill i ~­z ,l'iwej duszy 'i tracq sw6j posmak. Ginie on row­Ill. i e Z, g d y s Ii ~ po z n a w 'i e -1 ok 0 5 c W ,s z e c h m oc neg 0" 5.d. MaIien,stw'o - Grundhi byl trzykrotnie 1lar~c~ony (dwrie narzeC:l)onezmrurly), p'ierwszy paz w si6dmym roku iyda, nlie wiedzqco tym. Byly :to bowiem SpfCliWY rocLzinnych, przyja,c,ielskiich czy Sqsied~ktchumow, w kt6re dzieci nle wtajemniczana. W ten srpos6bujrzal si~ Maha


174 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. PiaT.'f,rudne dla licznej rodziny wamnki wynikaj,!ce z !lwcz'owniczegortrybu zyd,a, zwiqzanego z jego dziatalnosciq spolecznqw Afryce Poludniowej, a p6zniej w Indiach, nasuwajq Mahatmiemysl cal>kowliotej WlstrzeII1i~zliwosci w korzyslaniu z praw maizen­,Sikich, owej "brahma,cza·rya", nie uz'najq'c wyodr~bni a 'nia samej przyjerrnnoScJz akrtu na1:ury, ktorego celem jest potoms two. "M a 1z e n­s t W'O... n i e b ~ d z i e u t r z y m y w a los to sun k 6 w pIc i o­w Y c h t Y I k 0 w c e I u z asp 0 k 0 j e n i a s w 0 j e j p 0 z q d I i­w 0 sci, I e c z jed y n i e w ted y, g d Y zap rag n i e i c h n a­s 't ~ II> s t W. M,oillm Zidaniem twierdzenie, jakoby aM plciowy byl czynnosci,!samor:zm'tl1q, podohnie j ak sen lub zaspokojenie glodu, jestszczytem ignorruncji. Istnienie swiata jest uzaleinione od aktu rozmnazani,a si~ , a wobec rtego, ze swiat jest domen,!, M6rq rzqdzi Bog,d stanowi odblicie Jego wladzy, wi E:c akt rozmnaiania wini i:m podlegae kontroJi m a1qcej na celu rozw6j zycia na ziemi. Czlowiek, ktoryto .rozuiIlJ'ie, za wszelkq cen~ bE:dzie dqiyl do prun owania nad swoimizmyslaITll'i 'i uzbmisd~ w wiedzE:, ktora jest niezb ~qna dla fizycznego,umys!ow ego i duchowego rozkwitu jego potomstwa, a owoce tejwiedzy pIze~arZe pr.zyszlosoi dla jej poiytku".,,0 dc h wi lim oj ego mal i ens twa ide ale m, k t 6 r ym i p r z y s w i e cal. b y 1 a m 0 n 0 gam i a, a w i ern 0 S c, j a­k i e j doc h 00 w a I ems w 0 j e j i 0 ni e, s ta now i ! a c z ~ S cm 0 j ego u m dlowla n i apr a w d y".Mahatma W)"ZdlaJje, ie dwukrO'tnie zmyslowosc go zwiodla, uleglbowiem pfoop.a gandz~ e zalecajq'cej uiywanie srodk6w zapobiegajq­'cych ci,!zy. Doszed


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE 175bylo to :hodlem mojej coraz wi~kszej radose-i, niech


176 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. PiaT.W ,sobie milose dla najmarniejszego ·stworzenia.zyjqeego na swieeie"."Liezne wydarzelhia w mo'im iyciu sprawily, ie blisko stykalems.i~ :z iludimi wyznajqeymi odmioone religje i naleiqeymi do roinychsl1Odowisk. Wsz)'lstk'ie moje przeiyeia swiadczq Q tym, ie nie robHemroinky pomi~dzy Iswoimri krewnymi ,a obeymi m1 ludimri, pomi~dzyswoimi zi,omkamri a eudzoziemeamli, "bialymi" a "kolorowymi",Hindusami - wYJZnawcami r6inyeh wiar. Bylo mi oboj~tne,czy byl,i m'uzulmdJJ1ami, Parsami, ehrzescija.narrl1i, czy Zydama. Powiedzialbyrn nawet, ie moje seree bylo niezdolne do rohienia jakdejkolwiekpomi~dzy nimri roinky".W P,retorii nie poprzes


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE 177dqzyc do niej. OLo dlaezeg.o poehw.a.ly 1:eg.o Swiata nie ezyniq namnie iladnego wrmzenia, p.rzeciwn~e, ez~sto ,spr,awri,a'jq mi przykrosc.P,rzezwyeiE7zenie uta'j.onyeh nami~1Jnosei wydalje mi si~ ([l'iekiedyezyms znaezruie trud'l1iej.szyrrn a!nizeol'i podb6j swiata za pomoeqor~za".VIp. MODLlTWA NASZA I GANDHIEGOModlie si~ - znaezy bye 'Z Bogie-m. Modlie sj~ "zawsze, a nigdynie ust·awae", zn·aezy bye z.awsze z Ojeem i ill'igdy siE: z Nim nier·ozstawae, a zg,odnym "Itak, Ojeze" Jego milosed dotrzymywaekroku. SzezE:sc.ierm siE: wieeznyiffi z nami podzielil, milos'Ciq wieeznqna's umilow,al, d.rogE: nam krzyzem 1 laskq przygotowal, 9'odzie([lezynnej wiary, ezynnej mHosc-i, czynnej utnoki. W konkretnymwypadtku modlitw,a jest pewnym !~tanem 'mil.osC'i, milosciqadorujq'eq,dziE:kc.zynnq, bl,a'galnq alba pokutujC!eq ezy:li wynagrradzajqcq.Slowa wynajduje sob~eza'leznie od potrzeby sama mHosei 'Sq onetyIko zewrne,'LTZnq foQrmq wewnE:t>rznej tresei.WSltE:pem do modHotwy moee bye W'oi,anie dzieeka Bozego, kt6reze swojq eze,seiq .ojeowizny (dar-ami naturalnyrni i nadprzyr-odzonymi)wydalHo s'iE: z domu Ojea, a poznawszy sw6j blqd wola 0 ratuneki przebaezenie. Ojciee iprzebaeza, grzeeh cie,zki odpuszeza,dzieeko Boze wraea do domu Ojea, gotowe do podje,cia zyeia w domuOjea - i dziedm Boze konezy swojq modlitwe,.Pierwsze slowa \l1ajpie,k:niejszej modlitwy nabrzmiewadC! uezuciemmHosci W'szeeohog'am'iajqeej : "OJCZE" (gloos mitosei dzieekaBozego do oSwego Stw6trey) "NASZ" (mHose obejmuje i jeinoezywszystkieh ludzi lq,ezqe i.ch z Bogiem). Wolanie w modHtwie areykaplanskie'j,"aby byIi jeduo" i inne: ,;brwajde w mojej milosci" ­jest dopelnieniem ,,OJ-eze nasz".DeeydujC!,eym ,czynnikiem wal'tos'Ci modlHwy jest ofiamoQsew ,0bOWliqzk,aeh milo·s'Ci ("Tak, Ojcze"). Jak wiara bez uezynk6wjest martwa, tak modlitwa jest pus'tym dzwie,kiem.P,ragInienie zaslt~puJe w wyjqbkowyeh wypadk,a'ch saikramentehrztu sw. jesH mu ·towarzyszy pelna got.owose d·o podje,da ·obowiqzk6wmUosei.T,ryb zyoia Gandhiego, nieus'banna tr·oska '0 za.ehowainie etynkinailura'lnej, asceza -lqc~nie ze slubem wsbrz~ie,zliwosci malzenskiej,herakzna milos


178 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. P iu r.tehnieniem mojego zy6a i' ktorego jestem il at 0 r 0 s I q (nasze,,OJ


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE 179d:z,i po v1aca,ch i lIl!lkach 6wczesnej mebropolii EurQPY, a z wizytw kalolUckich klQsciolach tak'ie notuje wrazenia:"Stare kosoioly Paryia wci'lz jeszcze za'chowaly s~t=: w mOJe]pam1t=:C'i. WieLkose i spok6j, jakie w iI1ich panujq, nie dadz'l sit=:zapornruiee. Wspaniala architektur,a No'lre Dame i k'lUnsztowneozdoby wnt=:Lrza z oich Iprzepit=:knymIi rzezbami musz'l na z,awszepozostae w pamit=:ci. Zrozumialem wtedy, ze ci, rkt6rzy wydali milionyna budowt=: talk znakomitych swi'ltyn, nie mog.]i sit=: powodowacn!iczym linlllylIl.1, j1ak wielk'l mHosci'l Boga, pl,on'lc'l w ich sercach.Czytalerrn wiele 0 obyczaja'ch i frywolnosci Paryza. Bylo teg10sporo na kazdej parryskiej wlicy, a,le koscioly jak gdyby trzyma.J:ysit=: na uboczu ·od tych scenerk U'l1czny,ch. Kiedy czlowiek wszed!do kt6regokolwiek z nich, wnet zaJpomnial 0 rozgwarze Ii zglielku,Jakie panowaly na ZeWIll'ltrz. Sp'os6b zachowania zmienial s1t=: niezwtocmiei z s:z,a,cunkiem i powag'l m~jalo sit=: tych, co klt=:czeH przedwizerunkiem Najswit=:tszej Panny. Co'raz balrdziej rosio we m:nieprzeswiadczenie, ie te modly odprawi,ane na klt=:czkach nie mog'lbye samym jeno zaibobonem, a wriemi .za'topieni w modlHwie i klt=:­CZqcy przed pos'lgiem Najswit=:tszej Panny nie skladaj'l chyba holdusamemu jeno marmuTIOwi. PIon'll w nkh ogJien prawdziwej wialfYi klp,ka.]i nie przed kamieniem, lecz przed boskiosoiq, kt6rej bylsymbolem. Odnosilem wraienie, ie Cl ludzie przyczyllli,ali slit=: raczejdo powrit=:kszenia chwaly Boga nii do jej pomniej,s·zenLa".Goodhi .r1o,zczytywal sit=: w Pismie sw. i znajdowal w nim nadprzyrodzone,nieprzemijaj'lce wartosci wnoSZ'lce lad do ludzikiegoiycia. Znaille s'l jego na :ten 1emil!t nastt=:,puj'lce m. tilll. wypowriedzi(spoZla Autobiografii):"...kjedy zac-zqlem czytae Nowy Testament i doszedlem do Ka-·zania na G6rze, wyda·lo mi sit=:, ie ,rozumiem naukt=: Chrystusa. Gl'OsKazooia 'na G6rze zaiblfzmljal we mnie echem czegos, czego nauczy­1em sit=: bt=:dq'c dzieckiem. Byla :to nanka: nie mscijcie sit=: i nie odpowiadajciezlem z·a zl,o. Co zostalo we mnie z tami1:ego c,zy-tania,to bylo przekOillanie, ze J e 'Z u s p r z yoS zed I, b Y p.f ZY n i escnow e p raw 0.. . W mialrt=: j.ak poznawa1em prawdziwych ch~ .zescijan- to zna1czy ludzi, k16rzy iyj'l dla Boga - odkryw'alem, Ii Kazaniena G6rze jest oalym chrzescij,an'stwem d~a tego, kto chce iyeiyciem chrzesoijansrkim. I 110 rkazaIlie sprawilo, ie pokochalem Je­ZlUSd ...D zit=: k i Bog u, Bib I i a 0 c a ,I a 0 d z n Ii s z c z e III i a t y c h,kt6rzy sit=: nazywajq 'chrzesc.ijan,ami".Mahatma mial sluisznose, chrzekijanstw,o jest jeszcze do zreaMzowaniaIi w AngIii, i w garyiu, i w Indi,ach, i u nas. A nawet w najglt=:bszym'Zna'czen~u jest do zrealiz.owania, sikoro powied'Z'iane jest:


180 JAN INNOCENTY BUBA, Sch. Pietro"Bqdiciei wy tedy doskonaH, jako i Ojciec wasz Niebieski doskonalyjest" (Mt. 5, 48). Choci.az 0 Ity;m Mahatma zapewne 'l1'ie myslal.X. WESTCHNIENIE MAHATMY"Nie ujrzalem obhcza Boga ani nie p'ozmalem Jego iGtoty, u c z y­nilem jednak w5zystko, by calq duszq uwierzycw N i ego, a ie ta wU'ara byia we mIllie niewzIllszona, wi~c sqd z~ze jej WMtosc tylei znaczy, co osobis.aie doznane doswiadc zenie.Wobec tego jednak, ie po'rownudqc wiare, z osohistym dozn'aliliemmog~ si~ narazie na zarzut, iz pomniejszam tym sarnym znaczendewimy, sqdz~, ze wlascivliej b~dzie, gdy powiem, ze n i 9 d Y n i emoglem znaleie wsobie slow, ktore potrafilybyw y 'r a z i cg 1 ~ bi e j m 0 j e j w i a r y w Bog a".*Odwieczne Objawienie jes1t tak dawllle, jak dawne ,Sq kontaktyC'zlowjek'a z Bogiem, a wi~c 0 wiele wczesn'iejsze za:nim 5Ita1·0 si~ onow {,onie narodu wybranego Bibliq. D'ope Jrrui'one prZiez Chystusa Panaprzechowuje si~ nieomyllilie Jeg.o povvagq po wszyst.kie czasy w PiSrnieiTradycji w Kookiele swi~ ·tym. Z..iarna Prawdy Odwiiecznejr.ozpowszechnionej rrarzem z ·czlowiekiem poswliecie znaljdujq si ~ ,,i w bl~dnych religiach, jakby da,lekie echa zagubi·onego w ludzkiejwrzawie zycia Gtosu Bozeg'o. 0 tym trzeba pamiE;tae w krytycepOlfownawczej relig.ii, szczeg6I'l1'ie re-UgH staroiytnych, podobiensltwam i ~.dzy ndmi niekoniecznie trum'aczye wzajemnymi wplywami , czy~aleznoscq. Podobierustwa mogqbyc "pamiqtkq" pr,adawnych kontakt6wczlowieka z Odwiecznym ObjaWlieniem.Dzisiaj nie powinnismy 'szukac nowych sformulowan wiary.K05-ci6I podaje nam ni eomyllllie, co Bog objawil ,j co konieczne jestczlowiekowi do zbawienia. Wolno nam jednak w btE;dnych rei\igia·chrozeznawa, owe "Ziillgubi,one przez czJ:·owieka zi,arna" objawionejP.rawdy Bozej, ktorej pelrui~ mamy w swojej wierze chrzescijansk,iej.Prawda Boza w kaidej 'oprawie jest Boza. Prawda i Dobro jestBoze, a opTawa .Iudzka. Dobro jes't z natury komunik,a·tywne, a wiE;CprzedoSitaje 's.iE; do milS z Indii, 'I. zycia i wynu'rzen [)iechrzesdjalI1inaGandhiego. Mahatma iIlie uczy nas prawd wimy, bo s'am zcvkl.opotanywyzillaje, ze jest w drodze do poznania Pra'Wdy, u c z Y III a s t yl k 0o f i a If nos c i w d rod ze. Dla nieg'o jeSit to droga do pOZna'l1'idBog.ill, dla nals, Z'l1a~q 'cych Boga - do zjednoczenia z Nim. GandhijeSit godnynajwyzszego podzi'WU i sz·a'cunku. Moiemy sIedzie jegozrnagarui'a i uczyc si~, bo dzie,Jimy z n1m natur~ Iudzkq skaionq,sklOlIl1IJ.q do zlego Taczej nii do dobrego.


GANDHI 0 ASCEZIE I MODLITWIE 181Ogolne przepisy POIStu p.oda1je


TERESA MARKERTOWACARREL I MODLITWADluga byla droga Carrela do Boga i do modlitwy.Alexis Carrel urodzil si~ w 1873 r.w poblizu Lyonu. W piqtymroku zycia stracil ojca i wychowany zostaI przez matk~, wierZqcqkatoliczk~, kt6ra miala "gl~boko wpojone zasady moralnosci ·chrzescijanskiej, poszanowanie prawa, obowiqzku oraz wszelkichenot spolecznych i rodzinnych".lAlexis uczyl si~ w gimnazjum Jezuit6w w Lyonie. Majqc latdwanascie przystqpil do Pierwszej Komunii Swi~tej z powagq, jednakbez gorliwosci religijnej. Chlopca zawsze najbardziej interesowalaprzyroda, do kt6rej podchodzil z dekawosciq badacza.W czasie studi6w na Wydziale Medycznym Uniwelsytetu w Lyonieszybko si~ zdecydowal poswi~cic chirurgii.W tym okresie stosunek jego do Kosciola byl sceptyczny.W ksi


C.4.RREL I MODLITWA 183llez godzin niepokojow i walk spt::dzil nad studiami filozoficznymii egzegezq. Pozniej wszystko sit:: uspokoilo",Jednak w czasie pierwszego pobytu w Lourde·s ..w najgit::bszych _tajnikach jego mysli tkwila nieokreslona, prawdopodobnie nawetllieuswiadomiona nadzieja, ze zdobt::dzie fakty, ktore dajq pewnosc,spokoj i milosc",Tam tei uswiadomil sobie mlody i zdolny lekarz, ze "dla odrobinywiedzy zniweczyl w sobie rzeczy bardzo pit::kne. Prawda jest 'zawsze zla i smutna, a ja jestem nieszczt::sliwy",Do Lourdes Carrel przyjechal jedynie po to, "zeby byc dobryinprzyrzqdem rejestracyjnym". Pisze 0 sobie: "Oderwalem sit:: odmojego wlasnego ja i od moich wlasnych poglqdow. A jednak ...gdybym byl widzial cud ... gdybym widzial rant:: zablizniajqcq sit::;'j moich oczach, stalbym sit:: fanatykiem wiary alba bym oszalal".Carrel byl swiadkiem cudu. Przezyl cudowne uzdrowienie MarHBailly, umierajqcej na gruzlict:: otrzewnej. Byl w rozmodlonymHumie przed grotq. "Cos nieuchwytnego i przepott::znego, nieodpartegoi tajemnego przebieglo przez Hum, unoszqc wolt:: ludzkqi udrt::ki ziemskie wysoko ponad gory".Lerrac ulegl temu pott::znemu nastrojowi, dla k torego nie znajdowalwytlumaczenia. Gardlo mial scisnit::te, ramiona skurczonei nie wiedzqc dlaczego mial ochott:: do placzu", Myslal: "Jakie mocnychwzruszen muszq doznawac chorzy, oslabieni niemocq, jezeliczlowiek tak zdrowy, jak ja, jest pod tak wielkim wrazeniemchwili".Nieco pozniej, kiedy Maria Bailly na ocz'ach wstrzqsni


184 TERESA MARKERTOWACarreJopisuje swoj stan psychi'ozny po przezyciu tego wyjq'tk,owegodnia: "W .przejr:zyst.oSci nocnej L~l'f.aoc zostal ,sam ze sobq. Byljuz ,tylko ,czl-owtekiem hIqJdz


CARREL I MODLITWA185Sam wsrod nocy, pod wrazeniem pot~znego wstrzqsu, jaki przezyl,zapytywal siebie: "Co znaCZq teorie wobec pot~gi zycia i smierci?Azeby dobrze przezyc zycie, riie tyle trzeba nam wiedzy, ileduszy i wiary".Tyle zrozumial czlowiek w okrutnej rozterc.e: duszy i wiarytrzeba nam w zyciu. lednak umysl jego, krytyczny umysl badacza,odczul "potrzeb~ jakiegos koncowego wniosku". Na razie stwierdzHcud. "Ale czy w najtajniejszych mysiach b~dzie magI na tympoprzeslac?"WSl:qpil do kosciola zalanego swiatlem, pelnego dzwi ~kow organowi spiewu. "Zajql miejsce obok starego wiesniaka. Oparl glow~aa r~kach i siedzia! nieporuszony, ukolysany spiewem kantyczekwieczornych, a z duszy jego plyn~la prosba:»0 Panno siodka, ucieczko nieszcz~sliwych, slqcych w pokorzeswe blagania, strzez muie ! 'Wierzp, w Ciebie. Na zivqtpienie mojeraczylas odpowiedziec cudem, cudem niezwyklym. Nie umiem gopojqC i wyzbyc si~ zwqtpienia. Ale najgor~tszym mym pragnieniem,najwyzszym celem wszystkich moich dqzen jest wiara, wiaraIliezachwiana. Pod lwardq powlokq mojej pychy intelektualnej'zyje, choc niestety ciqgle jeszcze tlumiony, sen na.ipi~kniejszy zewszystkich snow - by wierzyc w Ciebie i kochac Ci~ tak, jak kochajqCi~ zakonnicy 0 duszy nieskazitelnej «".Carrel (Lerrac) tak spisal spostrzezenia konca tego dnia:"Wydawalo mu si~, ze pogoda wszechrzeczy ,splyn~t.a na jegodusz~ slodyczq i spokojem. Wszystkie sprawy zycta codziennego,wszystkie hipotezy, teorie i niepokoje intelektualne znikn~ly.Wydawalo inU si~, ze pod spojrzeniem Najswi~tszej Panny wstqpHawen pewnosc. Odczul w niej tak gl~bokie u!wjenie, ze beztrwogi oddalil mozliwosc powrotu niebezpiecznego zwqtpienia".W ten sposob Carrel zakonczyl opowiadanie 0 !:wej pierwszejpodrozy do Lourdes. A jednak trzeba mu bylo jeszcze trzydziestulat, przeszlo trzydziestu dlugich lat zycia pelnego wyt~zonej pracy,uczciwych badan i zmagan, az wreszcie dane mu bylo dojsc doBoga. I z silq przekonania magI wypowiedziec: "Chc~ wierzyci wierz~ we wszystko, co Kosciol katolicki podaje ;ldm do wierzeilia,i nie przedstawia to dla mnie zadnej trudnosci, gdyz nie znajduj~zadnej istotnej sprzecznosci miE;dzy nauczaniem Kosciolaa faktami stwierdzonymi naukowo".Na razie ze zwyklq sobie IOjalnosciq i prostolinijnosciq podpisalw biurze konstatacji medycznych fakt stwierdzenia cudu, a w Lyonieopublikowal. swoje obserwacje w pDasie ' miejscowej.Zarubakowany zoOs·tal wtedy z torzech stron: przez pohtyk6w radykalnychi antyklerykaInych, przez pewne kola z duchowienstwa,


186 TERESA MARKERTOWAktorym nie odpowiadalo peIne umiaru i naukowe podejseie do sprawyeudow, i wres'lcie pr'le'l srodowisko uniwersyteekie, gd'lie powstalawr'lawa wokol jego bsoby. Wobee tego postanowH Carrel'lerw.ae 'le swoim srodowiskiem, a nawet 'lrezygnowae z karierynauKowej.W 1904 roku wyjeehal do Kanady i eheia'l: 'lostat farmerem.Po kilku lataeh jednak Carrel powroeil 'lnowu do pracy naukowej,ale przezycia w Lo~rdes sprawily, ze prowadzil badania naukower6wnolegle z badaniami z d'lied'liny ponadmalerialnej.W Instytuoie Bad-ail MedyeZllY'ch RJockefeHel1a· pracowai przeztrzydziesci pi~e lat i zdobyl s!aw~ chirurga i fizjologa. Juz w 1912lOku zostal laureatem nagrody Nobla w dziedzinie medyeyny i fi­:z:jologii.W tym samym mille] wi~eej ezasie miody llezony pozna!w Lourdes paniq Ann~ Mari~ Laur~ de la Meyrie, ktorq poslubHw grudniu 1913 roku. Zona jego, zyjqea jeszcze obecnie, jest kobietqna wskros nowo('zesnq, a til'kze za'fl'iwq i praktykujqcq katoliczkq.Oboje malzonkowie przezyli pierwszq wojn~ swiatowq weFrancji i pracowali w sluzbie sanitarnej. Po wojnie wroeili do Ameryki.W latach trzydziestych przygotowal Carrel wydanie ksiqzkiCz/owiek, islala nieznana, ktora jest alI1ali'zq b!~dow wspolczesnegomyslenia i post~powania. Carrel uwaza, ze powodem panujqeegoobeenie kryzysu morainego jest dqznose do 'ldobywania swiata materiiz 'lupelnym pomini~eiem dziedziny duchowej. Niewspolmiernosepomi~dzy rozwojem technicznym i moralnym jest przyczynq,ze ludzie nowoczesni czujq si~ nieszcz~sliwi.Jak wiele musial przemyslee, pr'lezye i przecierpiee wielki uczony,ile bolesnych ciosow zniese od zycia, ktore staral si~ 'lrozumieeslabym ludzkim rozumem, jezeli w listopad'lie 1938 roku zapisa!w swoim notatniku takie zdanie: "Pogrqzeni w najgl~bszychmrokach, mamy jeszcze nadziej~ swiatla. Ale swiatlo nie przyjdzieod naszego ro'lumu",Wiara Carrela w nieomylnose rozumu zachwia!a si~. Inaczej zaczynapatrzee na swiat i ludzi, a takZe na wspolZycie z ludzmi. Juzw 1903 roku zrozumia!, ze uczucia i wiary trzeba nam w zyeiu,a tera'l stwierdza, ze "trzeba umiee przebaczae, azeby samemu zasluzyena przebaczenie". Coraz lepiej zdaje sobie spraw~, ze "jedynymcementem, ktory lliaJS mo.z:e zespolie, jest mUose. Milose ndejest tylko uczuciem, ale i dzialaniem", Nie ufa jednak juz tylkoswoim silom i zaczyna szukae pomoey u Bog-;!.. W 1903 roku w Lourdesmlody lek;arz ,eheial bye tylko "dobrym przyrzqdem rejes1racyjnym",teraz zas, w Jilst'DIpadzi,e 1938 roku ipisze: "Panie, spraw, bymsi~ stal narz~dziem Twego mU,osierdzia".


CARREL I MODLITWA187Luzne mysli, rzucone na papier po dniach wypeJnionych pracq,dobitnie swiadczq 0 tym, jak wielkie przemiany zaszly w Jego duszy:"Boze... nim: zamkniesz ksi~g~ mego zywota, ciaj mi dostqpiCtej laski, bym wyczytal w niej to, czego jeszcze nie wiem. Zyciemoje bylo pustyniq, bo nie znalem Ciebie. Spraw, by mimo jesienipustynia ta zakwitla. 0 nic wi~cej dla siebie nie prosz~, tylkoo TWq lask~... Oswiee mnie, Panie, jak pomoc tym, ktorych kocham".,Niech Kazda chwila mega zycia poswiE;cona b~dzie sluieniuCi, Boze. VV ciemnosciach, w ktorych blqdz~, szukam Ci~ nieustannie.Choe slepy jestem, probuj~ iSe za Tobq, tylko w skaz mi drog ~ ..Uczyni~ wszystko, czym wola Twoja mnie' natchnie. Zblizae si~ doCiebie, Panie, trzeba w prawdziwej czystosci i pokorze".Carrel byl zawsze czlowiekiem wyjqtkowej prawosci i pracowilosci.Slopniowo dochodzil do zrozumienia, ze jeszcze inaczej i lepiejnalezy post~powae i pracowae: "Jak naprawie zlo, ktore wyrZqdzileminnym, i jak czynie dzis dobro, ktorego dotqd nie uczynHenn?"Par~ miesiE;cy przed drugq wojnq swiatowq wielki uczony zapisujew ·swym 'llOltat:niku: "Panie, jelstem tylk{) bezuzytecznym narzt:dziem.B~d~ Ci~ blogoslawit, jesli zechcesz mnie uzye, i bE;d~Ci~ blogoslawil, jesli mnie odrzucisz".Po wybuchu wojny Carrel wrocit z zonq do Francji z amerykanskqmisjq Johnsona, wiozqcq lekarstwa i witaminy. Przejql si~ doglE;bi sytuacjq swej ojczyzny i calej Europy. Najgorsze jego przewidywaniasprawdzily si~. W tych ci~zkich chwilach pragnql dzielielos swych rodakow i bye im pomocny. Francja byla rozbita,panowala dezorganizacja, nieudolnose, inercja i upadek moralnosci.Dr Carrel wrocit do swej wielkiej idei przebudowy czlowieka.Pragnql st.worzye instytucj~, ktora potrafilaby wyprowadzie czlowiekana bezpieczne drogi. "Pozwol, Panie, bym resztE; mega zyciaposwiE)cil sluzeniu Tobie i sluieniu tym wszystkim, ktorzy cierpiq......W listopadzie 1941 roku utworzono "Fundacj~ Francuskq dlaStudiow nad CzloWliekiem" podprzeW'odni c1twem Carre:la. FU'ndacjawyposaiona byla w skromne kapitaly, pracowala w nienormalnychwarunkach wojennych, a jednak praca rozwijala siE; pomyslnie.W miar~ przedluzania si~ wojny zdrowie Carrela zacz~lo szwankowae.Powierzyl wi~c FundacjE; opiece swych za s t~pcow, a samudal si~ do swej ulubionej posiadlosci Saint-Gildas, na odludnejwysepce przy brzegach Bretanii. Tam pracowal nad ukonczenieminnego dziela, kt6re wydane zostalo dopiero w pi~c lat po smierciantora przez jego zon~ ja:ko Reilexions sur 1a conduite de 1a vie(Rozwazania 0 post~powaniu w zyciu).


188 TERESA MARKERTOW ABPcdqc jeszcze w Ameryce, w grudniu 1940 roku napisa1 Carrelpo angielsku dla czasopisma amerykansl< iego artyku1 0 potp,dzemodlHwy. Artykul ten, ,skr6cony, przerOlbiony i przeUumaczony naj~zyk fwncuski ukaza1 si~ bez wiedzy autora najpierw w SzwajcaTdi,poilem we Fracrl!Cji. Wrtedy to Ca'ffel, b ~dqc juz we Francji dowdedzia1.si~ ,0 tym tlumaczeniur nie by1 z niego zadowolony i na pocZqtkuroku 1944, na kilka miesj~cy przed 4mierciq, napisa1 n;owestudium '0 modlitwie.Rozwazania 0 modlitwie wielkiego uczonego fIancuskicgo Sqpewnego rodzaju syntezq jego doswiadczen zyciowych: ' jego pracynaukowej i pisarskiej, jego doznan i przemyslen, W postawie cz1owiekagl~boko wierzqcego zachowa1 takze postaw~ badacza. Pragnq1okreslic istotE; modlitwy, zanalizowac jej "technikE(, czylispos6b jej powstawania w duszy Iudzkiej, a takze - j ako lekarz ­poznac jej skulki zar6wno psycho-fizjologiczne jak lecznicze. Pragn&lpo'z,nae zna,czenie i wartosc modlHWy w zyciu czlowieka orazte chwile i ""arullki, kiedy lTIOfJ1itwa moze bye najskuteczniejsza .VV ciqgu swego dlugiego i bogatego w trese zycia Carrel zebralniez;iczonq ilose obserwacji wsr6d ludzi obu po1kul. A b~dqc cz1owiekiernt1ClIlki zdawa1 sobie doskonale spraw~, ze niezmiernie trudnymzadalni em jest m6wie do ludzi ws.pokzesnych 0 modlitwie, ~Teresa Markertowa~ Totez szkic Carrela traktowal: nalezy nie jako studium teologa, ale probElporozumienia .iEl Z ILJdzmi 0 podobnej formacji umys!owej, jakq mial on sam ­ludzmi wychowanymi przede wszystkim w klimacie nauk przyrodniczych - natemat najwaznlejszy dla rozwoju ich osobowosci i osiqgniElcia ostatecznego celu;>,ycia (przyp. red,).


ALEXIS CARRELo MODLITWIENam, ludziom Zachodu, wydaje si~, ze rozum bardzo przewyz­5Za intuicj~. Bardziej cenimy inteligencj~, niz uczucie. Wiedzaprom ieniuje, podczas gdy religi,a przygasa. Idzrremy za Ka.rtezjuszem'i opuszczamy Pascala.Totez staramy si~ przede wszystkim rozwinqe w sobie inteligencj~ . Co si~ zas tyczy czynnosci pozaintelektualnych umyslu,takich jak zmysl moralny, zmysl pi~kna i zwlaszcza zmysl swi~tosci,to Sq one zaniedbane prawie calkowicie. Zanik tych czynnoscipodstawowych stwarza z czlowieka nowoczesnego istot~ duchowoslepq. Takie kalectwo nie pozwala mu bye dobrym czynnikiemskladowym spoleczenstwa. Upadek naszej cywilizacji nalezyprzypisac zlej jakosci jednostki. Istotnie, uduchowienie okazuje si~tak samo niezb~dne dla osiqgni~cia powodzenia, jak rozw6j intelektui strony materialnej zycia. Sprawq nie cierpiqcq zwloki jestzatem wskrzeszenie w nas przezye duchowych, kt6re daleko wi~cejsil dodajq osobowosci, niz inteligencja. Najmniej znany wsr6dnich jest zmysl swi~tosci alba zmysl religii.Zmysl swi~tosci wyraza si~ przeqe wszystkim modlitwq. Modlitwatak jak zmysl swi~tosei jest oczywiScie zjawiskiem duchowym.Ot6z swiat duchowy jest poza zasi~giem naszych badan technicznych.W jaki spos6b wi~c uzyskae swiadomose tego, czym jestmodlitwa? Zakres wiedzy obejmuje na szcz~scie wszystko to, cojest dost~pne dla obserwacji. A za posrednictwem czynnika fizjologicznegomoze siG rozciqgnqc az na objawy duchowe. Totez dowiadujemysi~ przez systematycznq obserwacj~ modlqcego si~ czlowieka,na czym polega zjawisko modlitwy, spos6b jej powstawaniajej skutki.Modlitwa zdaje si~ bye gl6wnie wysilkiem: umyslu, skierowanymku istocie niematerialnej swiata. W og61e jest ona skargq,krzykiem trwogi, prosbq 0 pomoc. Czasem staje si~ pogodnymrozmyslaniem 0 pierwiastku immanentnym i transcendentalnym


190 ALEXIS CARRELwszechrzeczy. M,ozna jq rowniez okreslie jako wzniesienie duszydo Boga. Jako akt milosci i uwielbienia wobec Tego od ktoregopochodzi cud, jakim jest zycie. Istotnie, modlitwa polega na wy~silku czlowieka do lqczenia si~ duchowego z istotc! niewidzialnq,Stworcq wszystkiego co istnieje, najwyzszq mqdrosciq, silq i pi~knosaiq,ojcem 'i .zbawcq kazdego z nas, Daleka od zwyklego recytowaniaformulek, prawdziwa modlitwa jest stanem mistycznym,kiedy swiadomosc pogrqza si~ w Bogu. Stan taki nie jest naturyintelektualnej. Dlatego tez jest niedost~pny zar6wno jak niezrozumialydla filozofow i uczonych. Podobnie jak zmysl pi~kna i milose- modlitwa nie wymaga zadnych w.iadomosci ksiqikowych.Prostaczkowie odczuwajq Boga podobnie jak cieplo slonca albozapach kwiatu. Ale ten B6g tak godny uwielbienia dla tego, ktoumie }Qochae, ukrYwa lSi~ przed rtym, kto chce 1.Ylko rozumiee.Mysli i slowa zawodzq, jeSli si~ chce Go opisae. Dlatego najwyzszymwyrazem modlitwy jest wzlot milosci poprzez ciemnq nocinteligencji.'Jak nalezy si~ modlie? Nau~zylismy si~ techniki modlitwy oelmistyk6w chrzescijaJ1Skich, od swi~tego Pawla az do swi~tego Benedyktaoraz od wielu apostol6w bezimiennych, ktorzy w ciqgudwudziestu 'Niekow wtajemniczali narody Zachodu w zycie religijne.Bog Platona byl niedost~pny w swej wielkosci. Bog Epiktetau tozsamial si~ z duszq wszechrzeczy. Jehowa byl tlespotq wschodnim,wzbudzajqcym groz~ a nie milose. Chrystianizm, przeciwnie,rrzyblizyl czlowiekowi Boga. Odslonil Jego oblicze. Zrobil z Niegonasz~go ojca, naszego brata, naszego zbawiciela. Azeby si~ zblizyedo Boga, nie potrzebny juz jest skomplikowany ceremonial, krwuweofiary. Modlitwa stal_a si~ latwa, a jej technika prosta.Azeby si~ modlie, nalezy tylko zrobie wysilek wzniesienia si~do Boga. Ten wysilek musi bye uczuciowy, nie intelektualny. Rozmyslanie0 wielkosci Boga, na przyklad, nie jest rnodlitwq, 0 Be niejest jednoczesnie wyrazem milosci i wiary. W ten spos6b wedlugmetody [sw Franciszka] La Salle'a modly rozpoczynajq si~ od rozwa:ianiaintelektualnego i stajq si~ bezposrednio uczllciowe, Kr6tkaczy dluga, slowna czy tylko myslna, modlitwa musi bye podobna dorozmowy dziecka z ojcem. "Czlowiek pokazuje si~ takim, jakimjest" - powiedziala kiedys pewna siostra milosierdzia, ktora odtrzydziestu lat spalala swoje zycie w sluzbie biednym, W istociemodli si~ tak samo jak si~ kocha, calq swojq istotq.Co si~ tyczy formy modlitwy, to waha si~ oml od krotkiegowestchnienia do Boga az do rozmyslan, od prostych siow, wypowiedzianychprzez wiesniaczk~ pod krzyze~ na rozstajnych drogach,ai: do przepychu spiewu gregorianskiego pod sklepieniem katedry.


o MODLITWIE191Uroczystose, wielkose i pi~kno nie Sq konieczne dia skutecznoscimodlitwy. Niewielu ludzi umialo si~ modlie tak jak swi~ty Jan odKrzyza, albo swi~ty Bernard z Clairvaux. Jednak nie potrzeba byewymownym, aby bye wysluchanym. Jezeli si~ sqdzi 0 wartoscimodlitwy wedlug jej skutkow, to nasze najskromniejsze slowa blaganiai pochwaly wydajq si~ rownie godne przyj~cia dia Panawszystkich istot, jak najpi~kniejsze wezwania. Formuly recytowanemechanicznie Sq tez pewnego rodzaju mcidlitwq. Podobnie jakplomien swiecy. Wystarczy aby te formuly bierne i ten plomiei'lmateriainy symbolizowaly wzniesienie siE: listoty ludzkiej do Boga.Mozna siE: rowniez modlie przez czyn. SwiE:ty Ludwik Gonzagamowil, ze spelnianie obowiqzku jest r6wnowaznikiem modlitwy.Najlepszym sposobem lqczenia siE: z Bogiem jest niewqtpliwie wypelnianiecalkowite Jego woli. "Ojcze nasz, przyjdz KrolestwoTwoje, bqdz wola Twoja jako na niebie tak i na ziemi.. ." A spelnianiewoli Bozej polega oczywiscie na posluszenstwie wobec pra Ivzycia, takich jakie Sq wypisane w naszycn tkankach, w naszej krwii w naszym umysle.Modlitwy, ktore unoszq si~ jak oblok z powierzchni Ziiemi. rozniqsi~ pomi ~ dzy sobq tak, jak siE: rozni osobowose tych, ktorzysi~ modlq. Polegajq one jednak na odmianach dwoch jednakowychtematow. Rozpaczy i milosci. Calkowicie slusznym jest blagae Bogao pomoc, azeby otrzymae to, czego naml potrzeba. Jednak niedorzecznosciqbyloby , prosie 0 spelnienie jakiegos kaprysu lub czegos, copowinniSmy uzyskae wlasnym wysilkiem. Prosba natr~tna, uporczywa,'napastliwa - moze dopiqe swego. Znany z przypowiesci ewangelicznejniewidomy siedzqc przy drodze wykrzyk~w a l corazglosniej swoje blagania pomimo wysi~kow ludzi, k,torzy chcieh g'ozmU!sie do miilczeni·a. "Wiara twoja uzdrowila d ebie" - rzekl Chrystus,ktory przechodzil. W swej postaci najbardziej wznioslej modlitwaprzestaje bye prosbq. Czlowiek przedklada Panu wszechrzeczy,ze Go kocha, ze dzi~kuje Mu za Jego dary, ze got6w jest spelnicJego wol~, jakq by nie byla. Modlitwa staje si~ rozmyslaniem. Pewienstary wiesniak siedzial sam w ostatniej lawce pustego kosciola."Na kogo czekasz?" - zapytano go. "Patrz ~ na Niego - odpowiedzial.- i On patrzy na mnie". MiernikJicm wartosci jakiejs technikiSq jej wyniki. Kazda technika modlitwy jest dobra jeieli nawiqzujelqcznose czlowieka z Bogiem.Gdzie i kiedy nalezy si€) ntodlliC? Modlie si~ mozna wsz~dzie . Naulicy, w samochodzie, w pociqgu, W szkole, W fabryce, ale lepiejniodlie si~ wsrod pol, gar i las6w, albo tez w samotnosci swego po- "koju. Sq takze modlitwy liturgiczne, kt6re si~ odmawia w kosoiele.Jednak niezaleznie od miejsca modlitwy B6g przemawia do czlo­


192ALEXIS CARRELwieka tylkO' wtedy, jezeli czlO'wiek ustali spO'k6j w sO'bie. SpO'k6jwewn~trzny zalezy zar6wnO' O'd naszegO' stanu O'rgan'icznegO' i umyslO'wegoj,ak i O'd srodO'wiska w kt6rym przebywamy. Spok6j datai du'cha trudny jest dO' O'siqgni~cia w zamieszaniu, rozgwarze i rO'zproszenirumi'asta WlSp6lczelSn ego. PO'trzebne Sq dzis miejsca mO'dl'itwy,najlepiej kO'sciO'ly, gdzie mieszkancy miast mO'gliby znalezc chO'cbyna krotkq chwil~ warunki fizyczne i psychiczne, niezb~dn e dla ichspO'kO'ju wewn~trznegO' . Nie bylO'by ani trudne, ani kO'sztO'wne stwO'­rzenie wysepek spokO'ju, pO'ciqgajqcych i pi~knych wsrod zgielkumi,(lJsta. W dszy tych schron:ien mogl'iby .ludz,ie, wzn'O"szqC sw,ojqmysl do Boga, znalezc O'dpoczynek dla swO'ich mi~sni i czlonkow,O'dpr~ z yc swoj umysl, rozjasnic swO'je sqdy i nabrac sit dO' znO'szeniaci~z a ru zycia, jaklim przyUacza ich nasza cywilizacja.MO'dlitwa, 0' ile si~ staje przyzwyczajeniem, wywiera wplyw nacharakter. Nililezy 'si~ wi~c mO'dlic cze"stO'. "Mysl '0' BO'g'll cZ~Sciej nizoddy;chasz" - m6wi Epikoie't. NiedO'rzeczI1'c soiq jest mO'd-lie si~ ra:nO'a przez reszt~ dni a za,chO'wywac s' i~ jmk barbarzYllca. Bardzo kr6tkiemysli albo wezwani'a myslne mogq utrzymac czlowiek a w O'becI1'O'sciBO'ga. Cale poS't~pO'wa:nie jest wtedy kierowane przez mO'd1


o MODLITWIE193prosi 0 uzdrowienie z jakiejs choroby organicznej, nadal choruje.ale ulega glE;bokiej i niewytlumaczalnej przemianie duchowej. Niemniejpotrzeba modlirtwy jest zjawiskiem rtylko wyjq~kowym, gdychodzi 0 cale narody, lecz jest stosunkowo cZE;sta w srodowiskach,kt6re pozostaly wierne religii przodk6w. W tych to srodowiskachmozna jeszcze obecnie badae jej wplyw. Pomie,dzy niezliczonymiskutkami modlitwy zwlaszcza lekarz rna moznose zaobserwowae te,kt6re nazywamy psycho-fizjologicznymi i leczniczymi.Modlitwa dziala na dusze, i cialo w sposob, kt6ry zdaje siE; zalezeeod jej jakosci, natE;zenia i cZE;stosci. I:.atwo mozna poznae CZE;stosemodlitwy i w pewnej mierze jej natE;zenie. Jakose je] pozostaje nieznana.Gdyz nie posiadamy sposobu mierzenJia wiary i zdolnosci milowaniablizniego. Jednak spos6b zycia tego, kt6ry siE; modli, mozenam wyjasnie jakose wezwail skierowanych do Boga. Nawet jezelimodlitwa posiada malq wartose i polega gl6wnie na recytowaniumachinalnym formulek, to jednak wywiera wplyw na nasze zachowaniesiE;. Wzmacpia ona zarazem zrnysl swiE;tosci ,iak i zmysl moraIny.Srodowiska, w kt6rych siE; modIq, nacechowane Sq pewnqtrwalosciq ipoczucia obowiqzku j odpowiedziainosci, mniejszq zazdrosciqi podlosciq, jakq~ dobrociq wobec innych. Wydaje siE; bye do­Wliedzbonym, ze przy jellinakowyll1l rozwoju umyslowYIl1l, charakte'I'i wartose moralna Sq wyzsze u jednostek, ktore sie, modIq nawetniedbale, niz u tych, kt6re siE; nie modIq.Jezelr modlitwa staje siE; przyzwyczajeniem i jest naprawde, zarliwa,wtedy jej wplyw bywa zupelnJe zrozumialy. Daje siE; on poniekqdpor6wnae z dzialaniem jakiegos gruczolu 0 wewnE;trznymwydzielaniu, na przyklad tarczycy alba nadnercza. Polega to napewnego rodzaju przemianie umyslowej i organicznej. Przemiana tadokoonywuje siE; stopIl!ioWoo. Mozna by powiedziee, ze plomien zapalasiE; w glE;bi swiadomosci. Czlowiek widzi siebie takim, jakim jest.Pojmuje swoj eg,olzm, swojq ·chciwose, swoje ble,dy w ocenach.swojq pychE;. Naklania siE; do wypelnienia obowiqzku moralnego.Dqzy do osiqgniE;cia pokory umyslowej. W ten sposob otwiera siE;przed nim kr6lestwo I:.aski... Powoli naste,puje uspokojenie wewnE;trzne,harmonia czynnosoi nerwowych i duchowych, wiE;kszawytrzymalosc na ub6stwo, oszczerstwa, troski, zdolnosc do znoszeniabez zalamania siE; slraty bliskich, b6lu, choroby, smierci. Totezlekarz, kt6ry widzi, ze chory zaczyna siE; modlie, rna pow6d do radosci.Spok6j uzyskany przez modlitwE; jest pote,znq pomocq w lecznictwie.Jednak nie nalezy modlitwy porownywac z morfinq. Dlategoze wraz ze spokojem powoduje ona scalenie czynnosci umyslowych,pewien rodzaj rozkwitu osobowosci. Czasem bohaterstwa.Modlitvra znaczy wiernych szczeg61nym piE;tnem. Czystose spojrzenia,spokoj zachowania sie"wyraz pogodnej radosci, dzielnosc w po-<strong>Znak</strong> - 5


194 ALEXIS CARRELst~powaniu i w razie potrzeby przyj~aie z prostotq smierci zolnierzalub m~czennika - tlumaczq obecnose skarbu ukrytego w gl~bi nas.Pod takim wplywem naw et niewyksztalceni, opo:i:nieni, slabi, nie- .zdolni lepiej spozytkowujq swoje sHy intelektualne i moraIne. Wydajesi~, ze modlitwa podnosi ludzi ponad ich mentalnosc, kt6rq('Isi q gn~li przez dziedzicznose i przez wychowanie. Ta stycznosez Bogiem napelnia ich spokojem i spok6j promieniuje z nich. I niosqspokoj wsz~dzie, gdzie si~ zwrocq. Niestety" na swiecie jest obecnieznikoma ilose jednostek, ktore potrafiq si~ modlie skutecznie.Skutki lecznicze modlitwy glowlJ.ie przyciqgaiy mvag~ ludzi wew szystkich epokach. Dzis jeszcze mowi s i ~ dose cz~ sto 'Ai srodowiskachw ktorych si~ m odJ.i, 0 U!zdrowieniach uzyskanych dzi~kiblaganiom zanoszonym do Boga alba do Jego swi~tych. Co si~ tyczyjednak chorob mozliwych do wyleczenia samoistnego alba za pomo­Cq zwykiego leczenia, tmdno si~ dO''VIiedziee, jak i byl czynnik rze­(:zyw isty uzdrowienia. Tylk o w takich przy padkach, w ktorych zadneleezn ietwo nie daje si~ zastosowa c alba nie powiodlo si~, skutkimodlitwy mogq bye niezawodnie stwierdzone. Biuro lekarskiew Lourdes oddalo wielkq przys lug~ wiedzy p rzez wykazanie prawdziwosci·tyeh uzdrowien. Modli'twa ma ezrusem skutek jakby wybuehowy.Chorzy bywaJi uZ'drowieni prawie natyehmiastowo ze sltanowehorobowyeh takieh, jak wilk twarzy, rqk, sehorzenie nerek,wrzod, gruzliea pIue, kosci lub otrzewnej. Zjawisko wyst~puje prawiezawsze w jednakowy sposob. Wielki bol. Potem uczucie wyzdrowienia.W przeciqgu kilku sekund, najwyzej kilku godzin, obja­Vvy znikajq i uszkodzenia anatorniczne naprawiajq si ~. Cud eharakteryzujesi~ przez ogromne przyspieszenie normalnych procesowzdrowienia. Takiego przyspieszenia nigdy dotychezas nie zaobserwowalichirurdzy i fizjolodzy w toku swyeh badall.Azeby ta~ie zjawiska wystqpily, niekonieeznie chory musi si~modlie. Male dzieei, niezdolne jeszcze do mowienia, jak rowniez[l'iewierzqey byE uzdrow~eni w Lourdes. Jednak przy :nich ktos si~modlil. Modlitwa za kogos jest zawsze skuteczniejsza nrrz za siebiesamego. Skutek modlitwy zdaje si~ bye zaleznym od jej nat~zenjai jakosci. VV Lourdes euda zdarzajq si~ obeenie znaeznie rzadziej nizezterdziesei alba pi~edziesiqt lat temu. A to dlatego, ze chorzy juznie znajdujq tam atmosfery gl~b ok iego skupienia, jakiJ. tam ongiS panowala.Pielgrzymi zamienili si~ w turystow i modJitwy ieh nie Sqskuteezne.Takie Sq wyniki modlitwy, 0 ktoryeh mam pewne dane. Oboknieh jest mnostwo innyeh. Historia swi~tyeh, nawet wsp6lezesnyeh,przytaeza duzo faktow eudownyeh. Nie ulega wqtpliwosei ze wi~kszoseeudow przypisywanych na przyklad proboszezowi z Ars jest


o MODLITWIE195prawdziwa. Ta zgodnosc zjawisk wprowadza nas w jakiS nowy swiat,kt6rego badanie jeszcze nie jest rozpocz~te i b~dzie obfitowalow niespodzianki. Tyle wierny juz napewno, ze rnodlitwa powodujeskutki dotykalne. Chociai: dziwn'l si~ wydaje sprawa, to jednakuznae m,usirny za prawdziwe, ze kto prosi, temu si~ daje, a kto stuka,temu si~ otwiera.J ednym slowem - wszystko dzieje si~ tak, jak gdyby B6g sluchalczlowieka i odpowiadal rnu. Skutki modlitwy nie S'l zludzeniem. N ienalezy ograniczac zmy slu s w i~ tosci do IGku odczuwanego przez czlowiekawobec niebezpieczeristw otaczaj'lcych go i tajernnicy wszechswiata.Ani tez uwazae modlitwy po prostu za nap6j Llsmierzaj'lcy,za lek p rzeciw naszej trwodze p~z e d cierpieniem, chorobq i smierci'l.Jakie jest wi~c znaczenie zrnyslu sw i ~tosci? I jakie miejsce sarnaprzyroda wyznacza modlitwie w naszym zyciu? Istotnie, to miejscejest bardzo wazne. Prawie we wszystkich epokach ludzie Zachodusi~ modIili. Miasto starozytne bylo gl6wnie instytucji:! religijnq.Rzym~.anie wznosili wsz~dzie swi'ltynie. Nasi przodkowie w sredniowieczupokryli ziemi ~ chrzescijan katedrami i kaplicami goty c­kimi. Jeszcze za naszych czas6w unosi si~ nad kazd'l wiosk'l wiezakoscielna. Przez koscioly tak sarno jak przez uniwersytety i fabryki- pielgrzymi, p rzybyJi z Europy, wprowadzili do nowego swiatacywilizacj~ zachodu. W ci'lgu naszych dziej6w mod!itwa byla potrzeb'ltak sarno elernentarn'l, jak podboje, praca, budowa i milose.Doprawdy, zillY'sl swi~tosci wydaje si~ bye ' bodzcem pochodzqcymz najwi~ k szyc h gf~bin naszej is~oty, czynnoseiq zasadnicz'l. W pewnejgrupie ludzkiej {'lezy si~ prawie zawsze z innymi ezynnosciarnipodstawowymi, ze zmyslem moralnym i z charakterem, a czasem zezmyslem piGkna. I tej tak waznej czqstee nas sarnych pozwolilismyobumrzee, a nawet zanikn'le.Nalez y pami~tae, ze ezlowiek nie moze bez narazenia si~ na niebezpieezenstwopost~powac wedlug swych zachcianek. Zycie, jezelirna bye uwienezone powodzeniem musi bye prowadzone wedlug zasadniezmiennyeh, zaleznych od jego budowy. Nara:i:amy si~ na powazneniebezpieczellstwo jezeli pozwalamy zamierae w nas jakiejsczynnosci podstawowej, czy to fizjologicznej, umyslowej, czy tezduchowej. Na przyklad niedorozw6j mi~sni i koseca oraz ezynnosciirracjonalnyeh umyslu jest dla niekt6rych pracownik6w umyslowychtak sarno katastrofalny, jak zanik inteligencji i zmyslu moralnegou niekt6ryeh atlet6w.Istniejq niezliczone przyklady rodzinplodnych i silnych, kt6re po znjkni~ciu wierzell s'Nyeh przodk6wi kuItu honom wydawaly' na swiat juz tylko degenerat6w lub wymieraly.Cie,zkie doswiadezenia nauczyly nas, ze strata zmyslu rnoralnegoi zmyslu swi~tosci w wie,kszosci srodowisk czynnych ja­


196 ALEXIS CARRELkiegos narodu doprowadza ten narod do utraty wladzy i do ujarzmieniago przez obcych. Upadek Grecji starozytnej poprzedzony bylpodobnym zjawiskiem,. Pomini~cia czynnosci duchowych, wymaganychprzez natur~, najwidoczniej nie mozna pogodzie z osiqgniE:­ciem powodzenia w zyciu. Doswiadczenie wykazuje, ze czynnoscimoraIne i religijne wiqzq siE: ze sobq. Zmysl moralny zanika niedlugopo zaniku zmyslu swiE:tosci. CzloWliekowi nie udalo si ~ zbudowae,jak tego pragnql Sokrates, systemu rnoralnego niezaleznegood wszelkiej doktryny religijnej. Spoleczenstwa, w ktorych zanikapotrzeba modlitwy, Sq zazwyczaj bliskie zwyrodnienia. I dlatego ludziecywilizowani - niewierzqcy zarowno jak i wierzqcy - powinni si~ zainteresowae tak' waznym zagadnieniem jakim jest rozwojw szystkich czynnosci podstawowych, do ktorych istota ludzka jestzdolna. .Jaka jes.t przyczyna, ze zmysl swi~tosci odgrywa tak waz.nq rol~przy os ~ gni~ciu powodzenia w zyoiu? W jaki sposob modlitwadziala na nas? Tu opuszczamy dziedzin~ obserwacji i musimy zastosowaehipotezE:, ale hipoteza, nawet smiala, jest niezb~dna dla po- 'stE:PU wiedzy. Musimy sohie przede wszystk~m iprzypomniee, ze czlowiekjest calosciq niepodzielnq, zlozonq z tkanek, plynow ustrojowychi swiadomosci. Wydaje mu si~, ze jest niezalezny od swojegosrodowiska materialnego, czyli od wszechSwiata kosmicznego,a w rzeczYWlistosci jest nierozlqczny z nim. Gdyz jest zwiqzanyz tym srodowiskiem przez nieustannq potrzebE: tl enu z powietrzai zywnosci, ktorq mu dostarcza ziemia. Z drugiej strony cialo zyjqcenie jest tylko continuum fizycznym. Sklada siE: bowie!l11 z ducha ­tak sarno jak z materii. A duch, chooiaz mieszka w naszych narzqdach,przedluza si~ poza cztery wyrniary przestrzeni i czasu. Czyznie wolno nalll wierzye, ze przebywarny jednoczesnie w swieciekosmicznym i w jakims srodovvisku Jl!iedotykaInym, nie~docZ'llym.z natury swej p rzypominajqcym swiadomose i bez ktorego nie mozemysi~ obejse bez krzywdy dla nas, tak sarno jak bez swiata lllaterialnegoi ludzkiego? TYlll srodowiskiem bylaby wlasnie Istotatkwiqca we wlszystkkh istota'ch (iunma:nentna) i przewyzszajqoa jewszystkie, Lstot,a, ktorq nazywamy Bogiem. Mozna by porownaezmysl swiE:tosci z potrzebq tlenu. A modlitwa mialaby pewne podobienstwoz czynnosciq oddychania. Powinna bye wi~c uwazana zaczynn!ik lqcznoscci natur.alnych pomi ~ dzy swiadomosciq Ii swoim Wfasnymsrodowiskiem. Za czynnose biologicznq zaleznq od naszejstruktury. Innymi slowY', za czynnose normalnq naszego ciala i naszejduszy..;Krotko mowiqc, zmysl swiE:tosci nabiera szczegolnego znaczeniaw stosunku do innych czynnosci duszy. Dlatego, ze lqczy nas z ta­


o MODLITWIE•191Jemniczym bezmiarem swiata duchowego. Przez modlitw~ czlowiekzbliza sd~ do Boga i Bog przenirka cz10wieka. Modlitwa wydaje si~niezb~dna dla IlJCI!s'Zego najpelniejszego rozwoju. Nie wrolno nam uwazacmodlitwy za czyn, M6remu oddajq si~ tylko ubodzy duchem i zebracy,aclbo tch6rze. "Modlic si~ to wstyd" - pisal Nietzsche. W rzeczywistoscinie wi~kszyffi; wstydem jest modlic si~, niz pic alba oddychac.Czlowiek potrzebuje Boga, tak jak potrzebuje wody i tlenu.W polqczeniu z intuicjq, ze zmyslem moralnym, ze zmysrem pi~knai ze swiaUem inteligencji - zmysl swi~tosci przyczynia si~ do pelnirozkwitu osobowosci. Nie ulega wqtpliwosci, ze osi~gni~cie powodzeniaw zyciu wymaga rozwoju calkowitego kazdej z naszychczynnosci fizjologicznych, umyslowych, uczuciowych i duchowych.Duch jest r6wnoczesnie rozumem i uczuoiem. Musimy wi~c kochacpi~kno wiedzy a taki:e pi~kno Boga. Powinnismy sluchac Pascalaz takq zarliwosciq z jakq sluchamy Kartezjusza.Alexis CarrelTrum. Teresa Markertowa


• MA RIA GARNYSZKATASTROFA MlODOSCIKazdy t o wi.e: dilistytucjeopieki nad dzieckiem mnozq si!:! z rokuna wk. Doskonalq si~ metody dydaktyczne, powszechna opieka 1ekarska,poradnie zdrow ia psychicznego, formy pomocy panstwowejezy samorzqdowej dla dzieci trudnych, d1a dzieci ubogich, dla dzieei:l'ClJIlied b aJIlyeh. N igdy chyba w hiis tO'Tii swiatapubliczna r!:roskao dziecko nie oSiqgn!:!la tej skali i 'lego stopnia zorganizowania.Ale i to kazd~ w ie: p rze st~p ezosc mlodziezy wzrasta row1101eg1edo usprawruo11ej, Z['Il1srtytucjonalizowanej trosk i. Co g orsza, w globa1nej 1iczbie przest ~ps tw niele,truieh wzrasLa takze - w skaUswiata - odsetek ci~ zkich , przerazliwych zbrodni: zabojstw z premedy taejq, k atowania starcow, k al ek, wla'snyeh rodzieow ... A przec~ezpamj~ ol a c trzeba, ze k onk retne liczby zatrzyinan i wyrokow,n awet konkretne Hczby prz e~t~pstw juz p opeln10nych nie ujmujqjeszcze caloksztaltu katastrofy, .nie zamykajq go definytywnie.P r zest~pczosc nie jest bowiem niczym innym -- jak jednym z wie1uwyr·azow buntu, 'rozpaczy ezy zagubienia znaeznie szerszyeh srodOW1Skm lodziezy. Srodow iska te Sq przy tym tak roznowdne 50­ejo'logkznie i cywilizacyjnie, ze w sze1kie pIoby doraznych, 10kalnychtlumaczen kryzy5u mlodziezy p rzejsciowymi niedociqgni!:!­cia'l11'i gospodar-czymi czyprze10tnq mlodzienezq m odq wydajq s i~zenujqco krotkowzroczne i nieporadne. Wstrzqsajqcy jest juz przeciezIte,n suchy fa:kt: k azdy kraj swiata, wysok,o ezy ni'sko rozwini~ty,ma dZ'i's swoje wlasne, specja1ne slowo dla wlasnyeh "gniewnych··czy "urzeez,onyeh·' wylwlejencow. Beal Generation w Ameryeei Teddy Boys w Anglii, Halbs/arken w N iemezech i wl05cyVitelloni, holenderscy Nozem, dUl1scy Anderumper, poludniowoafrykanscyIso/sis, japonscy Toiyo Zoku, Hooligans w Bombaju,w Egipaie, w Polsce ... Mozna by kOlIl'tynuowac jeszeze dlugo tenfiloJ.ogieznyprzyczynek do niezarrueoTZonej i nieoczekiwanej integ'racjinaszego swiata, ktorego mlodz'iez jest moze sobie blizszaw stylu zyoia i ,odczuwaniu, anizeli starsze pokolenia w swoich


KATASTROFA MI..ODOSCI199sprawnyeh, rzeczowych zabiegach i ideologiach. Temat przerastdjed'llak swym ci ~ zarem gatUlll>kowym filologiczm ; ciekawostki.Warto natomias t, jak s i ~ wydaje, zestawic niektore bodaj informacjedotyczqCe "choroby mtodosci" na calym swiecie. Wart·o dlategochociaiby, ze bez wiedzy 0 kli erunku, w ktorym juz terazi juz dzis 'idq, czy n am s i~ to podoba czy nie, ogromne i ro:m qceHczby mlodziezy w krajach Ameryki i Azji, A fryki i Em opy,wszelka dysku sja 0 "p rzyszlosci kultury" musi odbywae sie, w prozni.Gwmadzeniem dokumentacji doty czqcej przeste,pC'zosci nielet­[l'ich i "zbuntowanych gmp" na calym swiecie zajmuje si ~ b ardz.owiele instytucji mi ~ d zY'n a rodo w ych. Przy kladowo w ymienie tutrzeb a dzialy specjal'is'lyczne D6!p a rtamentll Nauk SpolecznychUNESCO, M i ~d z yna>[Q d owe St,owa.rzyszen ie SC;dziow dia N ieletnich,Mi~ dz yn a ro d owe Stowarzyszen ie W ychowawcow Mlodziezy Trud ­nej, M i ~dz yna r,od ow q Un i ~ O rganizacji Rodzin nych, M ie,d zyna rodoweKatolick ie Biuro Sp raw Dziecka. W roku 1955 odbyl si~ w Genewdespecjalny kon gre-s Narodow Zj ednoczonych, ' poswie,c onykryzysowi niele tnich. Referaty i dan e przedlozone p,rzez jego uczestIli·kowwzboga cily powaznie wi edze, 0 zagadnieniach bu ntu i p rzest ~ pczo sc i w sk alicalego swiata. Znan e Sq wreszcie z prasy i z oliteratturyeuropejski ej i atmerykanskiej wypowiedzi osobistosci zn a­jqcych p roblem be Zlposretinio, b q:dz w jego aspekde kryminalnym,jak na p rzyklad wypowiedzi Edgara H oovera, dy'rektora amerykanskiegoFBI (Federal Boa'rd of Investigation), bqdz peclagogiczn ym,jak mi ~ clzy w ieloma finllly;rrri s,tanowisk o anglikanskiego p ast-oraHuddles,tona, M ory p raeuje stale w srod pohldniowo-ad'rykansk ichban d lsolsi, bqdz w resz,eie w rospekcie osobistym, jak w ynurzenianajslynniejszego osta1tnio pisarza i teoretyka Beat Generation JackaKerouca.Mirno t ego hogaetwa ±rodel, statys,tyka porownawcza przeste,pczoscimlodziezy w roznyeh k rajach swiata jest, jak dotqd, dosewz gl ~dna i fragmen ta'ryczna. Pierwszym powodem t ego s tanu rzeezyjest fakt, ze nie wszystkie k raje majq jUz osobnesqdownictwodla n ieletn'ieh; Mar,oko na pr.zy klad nie posiadal,o go do niedawl1a,a dzieci przylapywane '.na powazniejszych wyk.roczeniach byly poprostu "zajmowam.e", jak kOll w szk odzie, Ii ,odbierane z "kozy"mniej wi~cej ,po ·tygodniu. Nawe t tam, gdzie sqdownictwo dla nieIeln:ichisl!l1'ieje, nie obejmuje ono natura:lnie wszystkich mlodoe,ialD.ychprzeste,pcow. Niemozliwa j est na przyklad doklad na ocena stanurzeczy w Indiach, poza Bomoajem i kilk,oma osrodkami wielkomiej,sldmi,a nawe't na prowincji francu'Skiej bywa'jq fa.kty ignorowaniaprzez wladze miejscowe wypadkow przes 't~czosci mtodziezy.lnna trudrro·sc, jakq przedstaw~a ka,zda pr6ba porownan st,atystycz­


200 MARIA GARNYSZnyeh, to r6i:n:ice w samej tresci kodeks6w prawnyeh. Dotyczq one nietylkog6rnej granky wieku ruieletnich. (W poszozeg6,lnych stanachArneryki P6lnocnej waha sie, ona od 16 do 21 la't). W SUmach ZjednocZlonychna przyklad mozna 'stanqc przed s'ldem za zwykle p6jsciena wagary, choc w praktyce zwyikle do tego nie dochod:zJi. W Maroku.na'tomiast nie uwazano do niedawna kradziezy jedzenia przezdzieci Zla rzecz sprzeczn'l z prawem.Mimo wszysbkkh powyzszych zastrzezeri interesuj'lce wydaj'lSlie, niekt6re przykladowe dane, dotycz'lce przeste,pczosci nieletnichw krajach, gdzie jest ona stosunkowo dokladnie 'rejestrowana. Takwie,c na przY'kl,ard we Francjli s,tane,lo w r,oku 19<strong>56</strong> przed s'ldem13975 ml,odociany,ch przeste,pc6w, w tym zaledwie 1936 dziewczqt.Jest to cyfra nieoo wyzsza od danych z l'Oku 1939, lecz znacznienizsza od cyfr z ,laJt wojny iz ilat powojennych, W 'roku 1942 i,loscprzeste,pstw IIl1I'odziezy we Fmncji wynosHa 34781, a jeszcze w l'Oku1948 - 27638. Gorzej juz przedstawia si~ odsetek powaimychzbrodni w globa,lnej sumie wykroczeri m~odziezowych. P,odcZla's gdyw roku 1951 sprawy 0 morde'rs'two ~ub de,zkie popanienie wynosHyzaIedwie 11 % ISpraw fr.ancuskieh sqd6w dla nie:letnkh, tow 'roOku 19<strong>56</strong> osi'lgne,ly juz one 17,1 0/0. InnYIll1 niepolwj'lcym a:spek·tern z,a'gadnienia jest faM, ze prze 'st~pstwa mlodziezy, nieraz najbardziejprzeraza1j'lce w swym "bezi'll'teresownym" okrU'cienstwie,popelni'ane bywa.j'l cze,sto przez "zlych ~h[opc6w z dobrych rodzin"- jak to okresl,a prof. Henri Joubrel w itytule swej osta1truiejksicrzki. P,r,ciblem je,st wie,c 0 wiele bardziej sk,on1jplikowany. aniz~liwydawac 'sie, moze lurdziom,sklonnym rozp:l.trywac zbrodnie, jakoprost'l i wyl'lCZIl'l funkcje, warunk6w ekonomicznY2h, Niemniej,jak widzilll1Y, wl,asnie Francja, kt6ra wedlug '}ogi:ki obdeg.owychuproszczeri "powiI},na" miec najwie,cej przGste,pc6w, jako kraj "najbaPdz,iejzepsuty i zdegenerowany", rna kh w},asnle stosU'nk,owoniewielu.Lnaczej ma sie, rzecz w "zdrowej", "solddnej" Szwrujca,rii. P,rzest~pczosctnieletnich w tym kraiku iZ mal,owanki,nietknie,tym wojn'l,sklopotanY'lll !tyro przede wszys,tkim, jak by tu nie udusic 'sie, w wl,asny,chrezerwach dew:i.z i zlota, wzra~ta przecie,tnie 0 25 % rocmie.GwaHowny wz'rost liczby wykroczeri w hadycyjn'ie "moraInych"i r6wniez nietknie,tych wojn'l krajach skandynawskich jest fa:Mem~yt szeroko znanym, aby goO tu omawiac .sz,czeg6IowoO. Ciek.aweS'l Inamomiast niekt6re dane ld'czbowe z nieboga1ej Gre-aji, w k


KATASTROFA M~ODOSCI 201siE:: ject.nak sposrodbezr,obotnych, a zaledwie 15 ze srodowisk notoryc'ZIDychwIoczE::gow. 1990, a wiE::c przeszfo polowa spmw sqdowych,dotyczyia wykroczen studentow, dZliecd urzE::dnikow, dwbnychkupcow oraz przedstawicieli wolnych zawodow. Jak widaewie;c, ta~ze w Grecji "nic sie, nie zgadz'a" z rozsqdnyrni, ekonomkznymiprzewidywandami.JezeIi chodZii 0 przeste;pcZiose nieletnich w USA, a wie,c w kraju,gdzie dzia1ajq juz dzisiaj w pelni te czynniki cywilizacji techIllicznej,More w Eur.orpie za,czynajq sie; dorpier,o zarysowywae, to wiadomona 'ogol, ze -sytuacja jest 'tam bardz,o TIliepokojqca. Mimo tojednak, ze "TIa ogol wiadomo", cyfry szczegolowe Sq wstrzqsajqce.Wedlug sprawozeiani'a FBI (Federal Board of Inves'bigaotion), odJ10ku 1950 "przyros't zbrodni"' wsrod nie.Jetnich, a nieraz rpo prostuwsrod dzieci, przer·as-ta CZTEROKROTNIE przyrost ndlt'llralny. PolmiHon,a m1odzie,zy arneryk'anskiej staje co J10ku przed sqdami. dlanieletnkh, a pamie,tae trzeba, ze w praktyce krok t,akli stosuje sie;tylko w I'dzie powazniejoszego wykroczenia, psycl}ologia annerykanskabowiem, jak wiadomo, zalleca ulnikania wszelkich drastycz:nychposunie;e dyscyrplinarnych, ktore gPOZq, jej zda'ruiem, "zaiamaniemosobowoOsd" dziecka. Nawet '1a ogromna cyfra sqdzonych jednaki:enie oddaje jesz,cze grozysytuacj.i, jesli siE:: nie doda, ze 40010 o'wychmlodoai'anych rp 'rzest~pcow nie ukonczylo 'czternastego roku zyda..Dyrektoor FBI, Edgar Hoover, podkreslil takze w swyrn sproawo­. zdaniu z 'roku 1957 nrreslychane oOkrucienstw,o owych mloOdodanychgangsterow, "spotykane przedtem jedynie u zwyrodn.ia1y,ch bandytow"."Wykl1oczen.ia" ki,lkunas'toletnich band amerykanskich sprawi'ajqczasem rzeczywtlscie wrazenie oblE::dnej, koszm.atrnej fikcji,ktora me moze naprawdE:: Bye d ktorq nawe,t wyobraimia pragnieominqe. .Ale to nie jes,t fiIDcja . To 'sie, dzieje: 30 ch1orpcow· od 14 do18 la'l morduje dIug·o, systematycznie, dosami ll'ozy i 'rur zelaznychspambzowanego IDolege;. Nie "Z'!1Jali go n'awet. Znala'Zl IsiE:: przypadl{oQwow


202 MARIA GARNYSZo przest~pezosei ruiele tnieh w krajaeh d,obrobytu, eywilizacjl, ser··decznej -troski 0 mlode poikolenie, znacznie proseiej, nieomal rzeemozna "Jp tymistye11nie", przedstawia si~ sprawa kryzysu mlodzieiyw Afryee POludni'owej ezy w Indiaeh. Poludn-iowo-afrykanskiebandy tsotsi Sq groine, poniewai Sq pokrzywdzone. Ieh bunt kierujesi~ przedw zJawiskorn tragieznym zapewne, jak rasizm ezybra.k perspektyw .osobisttego awansu, ale sarna historia, jak si~ ­wydaje, praeuje przeciw powodom tego buntu. Wyzwolen-ie ludowkolonia.


KATASTROFA MLODOSCI203Jakkolwiek szerokie kr~gi zatacza, jak widzimy, dram at przest~pczosci nie'letnich, t o nie sarna prze,stE}pczose wydaje si~ sednemkryzysu mlodziei y, "Bunt przeaiw :islocie iycia", ,kltorego skmjnym,desperackim wyrazem Sq aklty gwaHu i zbrodni, ogarnia, jak juiw spornnielismy , znacznie szersze srodowiska. Powaga tego faktunie leiy wtYm jedynie, ie wlasnie z owyeh srodow isk "zbuntowanych"wyw odzi si~ najwi ~ ksza liczba prz est ~pc ow (wedlug angielskichdany,ch 670f0 sqdzonych przez sqdy dla nieletnich to czlolD.­k owie band i "gangaw" Teddy Boys) N ie m a pow odu do przypuszczen, aieby wszyscy przedstawiciele Beat Generations WSZySltkichna.rodow osci mieLi dojse nieuchronni.e do zbrodni. Sq alatomiastwszelkie powody, by w ich 'rozrywkach, ich reakcj


204 MARIA GARNYSZwideli Beat Generation, pokrolenia urzeczonych, w wyw!i.ad:me dla"New York P,ost". "Tak: uzywamy na , rlwtyk6w . 'Vak: podd,ajemys.i~ jazzowi. Poddajemy si~ wszeIkiej furH zyda. To nie jest bezcelowyk-aprys, snobizm, rooda. To Sq sTodki zdtobycia - ekrSltazy""Bunt przeciw istocie zycia" nie jest wi~c, jak widz1rmy, }akimszanrikiem potrzeby warlt,osci w O'g61e. Jesli stanowU n1ewcttp'liwiezwyrodnJienie 'tej potrzeby, jesli jest desperackq, chorq i niedornecznqdrogq do "jakiejs" pr.awdy, Ito wa'l'io przecie zapytae szczerze,jakie dJ1ogi, oprocz zmyslowego z,a'Pami~tania, pozostaly dzis"autem.tyczne", 'P~ostaly, w powszechnym, mlooym odczudu "czyste"- od " tprotP aJg andy" , od "moralizowania", 'od "dr~twej mowy"?Jesli Ispojrzyrmy rna dzieje' kuHury osta'truch kitlkudziesi~ciu lrut ­w 'skaJi "cyw.Hizowanego" swiaJta, a nie w ,sk,aJli jak1egos pojedynczegozycia czy kraju - 'proces dew,aluacji wartos'cd. mit6w, a nawetpraktycznyoh ambkji ludzkich musi ukazaesj~ z niezaprzecz,alnqwyrazistosciq..A przeciez, jak twierdzi Gandhi "wO''lnO'sc w swieciei spokoj wobee niego ,oStiqga 'si~ ,tylko wtedy, gdy rna si ~ za cobez wahania umrzec". Czemu wi~c rmielibysmy dz;isiaj ud,awac, ze"nie rozum1erny" llIl~odyeh ludzi w Nowym Jlorku i w Londynie,w Krakowi-e, w Tokdo i w Sophi,atown, ktorzy, swiadomie lub nie,usilujq wydostac si~ "ponad i poza" dtr~twy lad naszego zyciai probujq uczynic to srodkam


ROMAN BRANDST AETTERDOJRZEWAN IEz poematu: Winogrona AntygonyI c6i z tego. i e mnie kocha Cedrowy Hajmon. Piftkny jak salicki wiersz, Ze kladzie pocalunek Na pier.scieniu naszy ch samotnych zaslubin. Jestem domem niezamieszkaJym przez milosc, Jestem domem na przedmiesciu. Cmy. nietoperze i sowy Fruwajq jak dogasajqce ogark! W ciemnosci MOich pomarszczonych mysli. Jestem tylko pytaniem. Odpowiedziq jest moja niewiara, Zaslaniajqca jak zapuszczona kotara Wrota prowadzqce do komnaty Rozbitych posqg6w. M6zg mial zbawic serce, Ale okazaJo sift, ie jest glupszy od serca, Chociai potraIiJ stworzyc Sztuk~ pisani a I poetyk~ zlotych zdan, I mlot i n6i, I kola obracajqce si~ dokola osi, I ptaka Jatajqcego szybciej od diwi~ku. Serce mialo zbawic mozg, Ale okazalo si~, ie moina zabijac Z czystym sllmieniem


206 R OMAN BRANDSTAETTERI spokojnie spae,I snie 0 anio/achSpoz;y'wajqcych krew W domach r,iezamieszka/ych przez milol<strong>56</strong>. W sz y slko j est pulapkqPor tretem smutku i rozczarowaniem.•Pod c il:~i Qr em dojrzaJych jablekZ IrzCLSkiem pftk ajq galf!zie.Dojrzewajmv do smierci, Dojrzew ajmy . leieli moje jesteslwo codziennie Rozbija si ft 0 prog rzeczy znikomych, J eieli rozpacz jak pilol Codziennie wprowadza do porluMoj okrf!t,leieli porlem i lamaczem fal Sq Ireny spiewane przez przeczucia, leieli kaidy dogmat Uskrzydlony j est przeczeniami, lei eli pomif!dzy czlowiekiem a czlowiekiem Biegnie niezbadana granica, Ktorq tylko przem y tnicyo w f! chu psa {ok u browningaPotraiiq wytropie,leieli pomif!dzy przeznaczeniem a przypadkiemJest 10k drobna roi nicalak miE:dzy wlosem a j ego cieniem,leieli w kaidej chwili mogftBye snem bogow, k lorych nie znaIP ­laki sens posiada moj roiany ogrod,Ktoremu pragnft nadae ksztalt i treseMojego iycia i mojego cialaI mojego spojr ze nia ~Coi mogft j eszcze wyjasnie,Samolna dziewczyna, Palrzqca nQ spadajqcy deszcz manny, Ktory w kai.;dej chwili, Z rownq logikq, moie siE: okazaeOgniem siarczanych wulkanow.Dojrzewajmy do smierci,Dojrzewajmy.


DOJRZEWANIE207MEDYTACJE NAD PASCALEMPowiedz, czy jeszcze wicizisz mnie Hajmonie? Nie m6w. la nie chc~ znae twej ocipowiedzi. Nie. Raczej powiedz, ale powieciz prawd~, Powiedz mi jakq mnie widzisz w tej chwiJi, Abym wiedziala kim naprawd~ jestem. Ze stu zamiarow i Z E: stu uczynk6w lak z glin y jecina iudzka twarz powstaj€:. ledna twarz ludzka. Pomysl iie czyn6w, Ile za miar6w skJada sift na jeden, Na jeden zarys Iwarzy, jednq bruzd~, Na jednq zmarszczk~. Wybierz jednq mojq mysl, Jak winne grono, I wywroz mi z jego smaku Kim jestem. luz noc zapad/a. Zaswiecilam lampEt. Z porlu wiall niesie s/ony zapach ryb, Zmieszrmy z woniq tropikalnej flory, W wrzqcym ogrodzie, na ga/qzkach nocy Wiszq papugi, jak bukiety kwial6w. OtwiclQm "Mysli" Pascala i ezylam Na przek6r g/upcom, kt6rym siEt wydaje, Ze przeciez dzie/a Pascala nie mog/a Znae Antygona. Ludzka g/upoto, slcpa i bezduszna, Widzqca Iylko koniec swego nosa, Wiedz, ie istnieje inna lzeczywistose, Co nie zna granic czasu i przestrzeni, Odleg/e mysli Jqczy w jednq calose I cz~sto swiatlo przez ciemnosc t!umaczy, Polakiwanie czyta jak przeczenie, I czas tasuje jak karty, na przemian Na slOl rzucajqc to przeszJosc, to przyszlose, I w lakiej chwili, wbrew prawom historii, Ale w harmonii z duszq bohatera, Do rqk mi wciska oprawnq w p6Jsk6rek Ksi~g~ mqdrosci francuskiego m~drca.


208 ROMAN BRANDSTAETTERWi~c czytam szeptem rozdzialy Pascala, Tak jak si~ czyta gwiazdy, drzewa, lasy, Tak jak si~ czyta jesienne niebiosa, Trzymajqc }(si~g~ na driqcych kolanach: "Nie wiedzqc po co przyszlam na ten swiat, Nie wiem kim jestem i co tutaj znacz~, Czym jest me cialo, me zmysly i dusza I czemu z calej wiecznosci wybrano T~ jednq chwil~ na czas mega iycia. Jest we mnie wie/ka nieswiadomosc rzeczy. Widz~ strasz/iwe przestrzenie wszechswiata. A w nich malenkq mielizn~ do ktorej Jestem mym cialem jak pies przywiqzana. Nieskonczonosciq zewszqd osaczona Jak wrogim wojskiem, nieomylnie wiem. Ze kiedys przyjdzie do mnie smien'; i b~dzie Znow jeszcze jednym znak.iem tych procesow, Kt6rych nie umiem objqc swiadomosciq·. Spadajq gwiazdy. Niebo si~ kruszy, Wejdz, Hajmonie, do mojej komnaty. Wroiebne winogrona sq bardzo slodkie. POGRZEB METAFORYCZNYWe faidach luznej szaty Za zaslonq rozplecionych warkoczy Ukrylam kisc winogron, Okrqglq metafor~, Wyobraiajqcq Ziemi~ i um~. Id~ przez puste ulice, 0, pi~kne panny tebanskie, I stqpajqc na koncach palcow Mijam straie nocne, Ktore przepuszczajq mnie bezszelestnie Przez bram~ i most, Gdyi sqdzq, ie jeslem ich snem, Podczas gdy w rzeczywislosci Jeslem tym, przed czym zawsze si~ broni/am,


DOJRZEWANIE209Co jest mi prze.ciwne, Czego nie stworzylam, Czego nie umialam objqc ramionomi, Czego nie mog~ zrozumiec, Co nie jest moim celem, Ani moim cialem, Ani mojq nocq milosnq, Spelniajqc obowiqzek, w ktory nie wierz~,Umieram za fikcj~ . Trudno, ach, trudno.Sq niekiedy fikcje tak mqdre i szlachetne,Ze warto w nie uwierzyc,Chocby nawet ta wiaraMiala bye pozoma.Jak wielkie mnostwo glowPadlo do wikJinowego kosza,Dlatego tylko, :i.e me chcialo przyznaeWyiszosci cudzego zludzeniaNad wlasnym.Nie licytujmy z/udzcn,Zwlaszcza jeSJi one majq byeSynonimem miJosci i prawdy,Placy i spoczynku.Id£: do ciaJa, id~ do ciala, Ktore lest poza :i.yciem, Jak poza szkJem. W profilu mlqdzienczej tw arzy Mojego brala Jesl pClmi~e smierci, . Tej wielkiej godnosci cz/owieka, Ktora wywyisza go Nad niesmierlelnych bogow. Uwier z ~ w nich, Gdy b£:dq umierali jak ludzie, Kamienowani,Krzy:i.owani,.t;cinani,Rozslrzeliwani.Wyjmujft z laId lui nej sukniKisc winogron,Zn&k - 6


210 ROMAN B[{ANDSTAETTERI rzucam je na zwloki brala NieczuJq i oboj~lnq dloniq, Tak jak si~ rzuca gJodnemu psu K~s chleba lub ogryzionq koBe. Niekiedy lrzeba zginqe Za prawd ~ jednej melafolY. MOTYLE KROLA KREONAW kryszlaJowym palacuJarzq si~ lampy.Dworzanie,tucznicy ogJady,Suche. poJamane Jodygio uslach szerakich jak pochwClln€ody Przechadzajq si~ po ogradach, A zaut-znicy Leiq u krolewskiego loia Jak rozkwilajqce kobierce. Warly prezentujq bran I Irzaskajq obcasami Przed 8wia/Jem, pJonqcym Do poi nej nocy W komna/ach Kreona, Klory wprawdzie przez dwanaBcie god;dn' OdbieJaJ defilad~ Na placu s'A' ojego imienia, Ale leraz wciqi pracuje Dla dobra narodu, Nie zwaiajqc na emy Pukajqce rudymi Jebkami Do jego okna. Przed zamkni~lymi dlzwiami Dworzanie, Srebrni serafinowie posluszens/wa o Iwarzach Iych, kl6rzy im razl~ azujq, Zdejmujq kapelusze 1 schylajq gJowy I zginajq kolana, A dokoJa fruwajq, Donosiciele - potlllne, secesyjne anioJki W oblokach anonimowych lis/ow I podsJllchanych szep/ow.


DOJRZEWANIE211Tebanski wladca 0 chaplinowskich wqsikachZ wiencem laurowym na czole- Zapomnial go zdjqe po uroczyslosciach -Czyla lra/{lalo racjonaliimie niewzruszonych przykazan,W kl6rym kaide slowoRozumowo polwierdza 10,Co irracjonaJislyczniePrzemyslalBog kamerlokajowBog pudnoikow,Bog ludzi zgifttych w poklonach,Bog prowokacji,OgIqdajqcy z lubosciqKolekcj ~ przykazCl1lWbilych na szpiIkiW oszklonych pudlachJak molyle.010 granatowe przykazanie Naluapiane iollymi plamkami: Nie b


212 ROMAN BRANDSTAETTERSloJow i krzeseJ, lamp i szaf, Alba nieuslannie pomniejszajq si~, Niekiedy do rozmiarow szpilki, Byleby moc pozoslae sobq. Byleby nie slracie Swojej indywidualnosci, Byleby zachowae oblicze. Ale proine sq ich zabiegi. Zausznik w puszyslych bokobrodach, Specjalisla ad lropienia przemian Nieomylnie demaskuje Ludzi przc:!obraionych, Sprowadzajqc ich Za pomocq roidiki czarodziejskiej Do dawnych kszlaJlow i wymiarow. o lakiej porze slan~Jam przed Kreonem, Przed pJomieniem a orlim nosie I w szkarJalnych r~kawiczkach . Kreon usmiecha si~,Podnosi r~k~ ,Jak Pf;ll~ uwilq z Juny,I mowi:"Ludzie rnuszq bye lakirni,Jakimi ich widz~.Poniewai chciaJas bye innq,Jesle,~ winna srnierci,Panna An/ygono".A polem pochyla si~ nad oszklonym pudJern,Gdzie bJyszczy koJorowa kolekcja przykazari,Wbilych na szpilkiJak rno/yle1 rnilczy.ROZKAZ KROLEWSKILudzie b~dq podobni do krajobrazow Bez czasu i bez barwy. B~dq bezlis/ni.


DOJRZEWANIE213W ich Iwarzach nie b~dzie moina ulonqc, Bo b~dq coraz plylsze. Osuszymy je jak maJaryczne bagna, Zasypiemy je iwirem i piaskiem, 1ak spJesniale slawy, 1ak psaJmy. Naslqpi likwidacja przepasci.Ten, Iilory b~dzie chcial islniec B~dzi8 musial zrezygnowac Ze slromych brzegow i dna. B~dzje plaski. Z nizin bf;dzie wolal czlowiek. Roman Brandstaetter


KRZYSZTOF KOZLOWSKIZACHODNIE PROBY REFORM GOSPODARCZO-SPOlECZNYCH Ten1.atem artykulu b~dzie ,przede wszystkJim g,ospodarka francuska.Nie dlatego jednak, by byla ona specjalnie typowa dla wspolczesnegokapitalizmu. tak Slilnie zroznicowanego w swych formachi tendencjach TOzwojowych. poniekqd wr~cz odwrotnie. Wlasnie weFrancji dajq si~ szczegolnie zauwazye pewne przemiany wyst~pujqcejaik gdyby rownolegle do niek!tory,ch pr-ocesow char'akteryzujqcychE'kOnOl11Ji~ kraj6w socjahs,tyczny;ch. Ta swoistego r.odzaju zbieznosedoswiadczen na szeregu odcinkach wynika w grunde rzeczy z k,oniecznQsciwzwiq,zan1,a oga1niej


PRZEMIANY GOSPODARCZE WE FRANCJI215rakter d formy wsp6lczesnych kryzys6w gospoda'I1czych. 0 ile wi~cw okresie mi~dzywojennym kryzy.s oznaoZJal ~a.st6j gaspodarczyznamionujqcy sytua·cj~, w kt6rej g,j.obililna podaz przewyz.szala globalnypapyt, 0 tyle od chwih zakoOD..czeniJa wojny wys-t~puje zjawisko'Odwwtne, polegajqce n'a iprzewadze gLabalnego pOPY1tu nad globaLnqpoda,zq, .zjla-wisko zwane k'r6tko .i'nflacjq. Z punktu wLdzeniamonetaTnego mamy w ·tyro osta'tnim wypadku do ozynienia z 2lakl6cenie'llr6wnowagi pomi~dzy ma'Sq srodk6w pJe'l1'i~znych a pozostajqcqdo dyspozycji 'lla'Sq ,t,owarowq. Ekonornisci francuscy sforlllulowali'jeszcz'e nieoo dnnq definicj~ inflacj'i, w mysl kt6rej zakl6­cenie rownowag,i z·achodzi pomi~dzy dochodem narodowym (czylit ym, co zos·tal,o, wyprod'Uikowane w ciqgu roku) a wydatkami narodowy'lli,·czyH ,sumq przeznaoz,ol1q w t)'lm cza'sie na klonsumpcj~,inwestycje i wydClitki publi·czne.Przyczyny takiego stanu rzeczy Sq zazwyczaj dwojakle: po pierwszemonetarne, polegajqce na szybkim wzroscie wydatk6w panstwowych,kt6rych zr6dlem Sq nie podatki, lecz chroniczny deficyt bud:i:etowy.W prz)'IPadku Francji wydatki publkzne wynOSZq 40% dochodunarodowego (wojna lililgierska!). z .chwilq 'gdy doch6d pan's'twastanowi jednq cz-wartq francuskiego dochodu narodowego (rok 19<strong>56</strong>) .Druga ze wspomnianych przyczyn, b~dqca bqdz to bezposrednimskutkiem zniszczen wojennych (szczeg6lnie zniszczenia przemyslu),bqdz rezultatem ekspansji, a co za tym idzie gwaltownego wzrostupopytu - to niedostateczna produkcyjnosc w stosunku do potrzeb.Ten zasadniczy brak r6wnowag.i pomi~dzy konsumpcjq a produkcjqjest wyr6wnywany we Francji drogq importu, co z kolei powoduje,rzecz jasna, ujemny bilans handlowy oraz deficyt dewiz r6wnowazonydawniej , d2li~ki zyskom z inwes·tycj1i zagra:nkznych Ii turyst)'lki.f)ziS oba wymienione :lIodla dochodu zmalaly w ogromnej m~erzepowodujqc zaostrzenie kryzysu uwydatniajqcego si~ szczeg61niew dziedzinie surowc6w i srodk6w spozywczych. Tak wi~c francuskiimport produkt6w rolnych si~ga sumy 300 miHon6w dolar6wrocznie. Fakt ten pozostaje w soislyrrt zwiqzku z og6lnq strukturqrolnictwa francuskiego opartego przede wszystkim na drobnychgospodarstwach, pozbawionych dostatecznych kapital6w, niezdolnychdo przyswcjenia osiqgni~c technicznych, niewyspecjalizowanychi bez zorganizowanego odpowiednio zbytu produkt6w. Skutkiemtego ustawicznie zmniejsza si~ we Francji powierzchnia uprawna,a takze udzial rolnictwa w dochodzie narodowym, wynoszqcyobecnie zaledwie 13% tego:i: dochodu, podczas gdy ludnosc rolniczastano wi 26% ludnosci .gospodarczo >aJktywnej. Za:nikajq r6wniez malegospodarstwa (1-10 hal a takze latyfundia na korzysc gospodarstw


216KRZYSZTOF KOZlJOWSKI•srednich, czyli stosunkowo najbardziej produktywnych. By zdac 50­bie lepiej spraw~ z wytworzonej sytuacji - nalezy pami~tac, izrownoczesnie konsumpcja produktow rolnych we Francji wzroslaw latach 1950-1957, 0 30% (stosunkowo i tak mniej, niz globalnakonsumpcja na glow~ mieszkanca, ktora podskoczyla w tym okresieaz 0 40%).Obecnq gospodark~ francuskq charakteryzuje duza dynamikaprzy rownoczesnej, z trudem: powstrzymywanej i lagodnej inflacji,szybkd wzwst iIoonsumpcji (a w konsekwe[]!cji i cen) przy niedostatecznejprodukcyjnosci przemyslu, a glownie rolnict>:va. Brak bezrobociai ujemny bilans platniczy. Stajemy oto wobec podstawowegoproblemu, znanego nie tylko szeregowi kapitalistycznych pailstweuropejskich (sytuacja w USA przedstawia si~ w duzej m~erze odwrotnie),lecz takze znamiennego dla krajow socjalistycznych:w jaki sposob zapewnic na dalszq met~ ekspansj~ gospodarczq przyrownoczesnej koniecznosci szybkiego, optymalnegn zaspokojeniapotrzeb konsumpcyjnych - innymi slowy, jak zapewnic stalq t dynamicznqrownowag~ gospodarczq drogq odpowiedniego podzialudochodu narodowego.Nie mozna juz dzisiaj powaznie podtrzyrnywac tezy szkoly liberalnej,jakoby rozwiqzanie moglo nastqpiC samorzutnie, bez jakiejk,olwieklruterwencji. Nie wYistarczajqcy;mi okazaly si~ rowniez koncepcjeneoliberalne, dopuszczajqce mozliwosc okazjonalnej interwencjipanstwa w wypadku zaklocenia rownowagi. Obecne kryzysy,jakkolwiek nie przybierajq tak ostrych i gwaltownych form,jak jeszcze w latach dwudziestych, niemniej zmieniwszy swoj charakterstaly si~ uciqzliwq nierzadko dolegliwosciq (np. ostatnia chorobaEisenhowera wywolala na gieldzie nowojorskiej spadek rownienagly, jak ten, ktory zapoczqtkowal kryzys w 1929 r. - katastrofanie nastqipiia jednak). W ,obliczu 'na,rastalj~cej infla,cji niezdaly tez egzaminu propozycje Keynesa, polegajqce na posredniejinterwencjli pan.s-twa, ktore nie wnhk1l'jqc w zagadnien:ie i,l0soi, ceni plac reguluje tylko warunki kredytowe i podatkowe. We francuskimzyciu politycznym, na przyklad, pr:zyjql t~ konceipcj~ odl.am bylychradykalow z Mendes-Fram.,cem na ozele, z chwillq gdy pozostalacz~sc tego ugrupowania holduje nadal "klasycznemu" neoliberalizmowi(m. in. byly premier Gaillard). Nie zazegnaly takze niebezp.ieczenstwatradycyjne metody wa:lki z inf>bacjq, jak blokada cen,gwarantowanie plac minimalnych, premie eksportowe czy ochronacelna, podobnie jak nieskutecznymi okazaly si~ proby oslabieniapopytu drogq podatkow, domiarow, pozyczek czy zmian pieniqdza,- wszystkie te bowiem dorazne srodkti nie zastqpiq staleji konsekwentnej polityki ekonomicznej, nie tylko skutecznej w okresach,gdy trzeba odnalezc zachwianq rownowag~ gospodarczq, ale


PRZEMIANY GOSPODARCZE WE FRANCJI217i gwarantujqcej zarazem harmonijny rozwoj drogq przewidywaniaprzyszlych potrzeb i znalezienia srodkow celem ich zaspokojenia.Taksformu~owa 'na najogolrri·ej idea plan,ow.ania zrodzifa si~ dopieropod presjq kOlIliecznosci, ·a Is·tqd m 'e sw:iad-czy on'a bynajmniej '0 swiadomejewolucji w kierunku eta:tyzmu.Pierwsze na wi~kszq skal~ doswiadczenia w dziedzinie gospoda'rk.iplanowej poczynione zost·aly na Zachodzie w okresie wojennym,gdy chodzrilo 0 uzycie wszelkich dost~pnych srodkow dlamaksymalnego zaspokojenia bezposrednich potrzeb. Juz przedtemjednak istnialy plany cz~seiowe, dotyczqce seisle okreslonego zakresudz:ia·lania, jak np. z·a,poczqltkowane w r. 1933 slynne zaglospodarowaniedoliny rzeki Tennessee w USA, pololonej na obszarze7 roznych stanow amerykanskich. W okresie powojennym,w obliczu powszechnych trudnosei powstaly w szeregu krajow zachodnichcalosciowe plany-programy - w odroznieniu od "imperatywnego"charakteru planow gospodarczych w pailstwach socjalistycznych.I tak np. ogalny "plan" amerykailski stanowi wlasciwietylko raport dotyczqcy ekonomicznej dzialalnosci rzqdu za rok ubiegly.Natomiast w Anglii wydaje si~ corocznie (od 1947 r.) tzw.Economic Swvey, w ktarym rZqd przedstawia w trakcie debatybudzetowej bHans glO'spodarczy lq


218 KRZYSZTOF KOZLOWSKImych zasad - wystarczyloby zatem stworzye doskonale ramyustawowe, by rozwiqzae atitomatycznie pi~trzqce si~ problemy.Pierwszy plan "de modernisation el d'equipemenl" trwal w praktyceod 1947 do 1953 r. (przedIuzony na skutek wprowadzenia "planuMaTshadIa"). Stawi,ai sobie on za zaciJa'll'ie ,odbudow~ zni.szczeit,podniesienie stopy zyciowej oraz unowoczesnienie przemysiu ci~zk.iegoi rolnictwa. W rezultacie najwi~kszymi osiqgni~ciami mogisi~ pochwalie przemysl, ktorego ogolny wskaznik lOZWOjU wzroslz 79 w 1946 r. do 150 na poczqtku 1952 r. (1938 r. - 100) .. Drugiz rz~du plan gospoclarczy, zapoczqtkowany w 1954 r., przewidywalglobalny wzrost produkcji 0 25% w nast~pstwie podniesieniastopyzyciowej 0 20% (5% rocZIl'ie) . Specjalny nacisk polozono na budownictwomieszkaniowe, badania naukowe, standaryzacj~ i specjalizacj~przedsie.biorstw, unowoczesnienie metod pracy w rolnictwiei zwi~kszenie eksportu.Wyniki drugiego planu z chwilq jego zakoitczenia w 1957 r. przf.­szly oczekiwania. Ogolny wzrost produkcji si~gal 30%, z tym, zeo ile produkcja przemyslowa wzrosla 0 45%, 0 tyle rolnicza tylkoo 17%. Obecnie Komisariat Planu opracowal trzeci L kolei plan gospodarczy(dotychczils jeszcze oficjalnie nie zatwierdzony), obej-'mujqcy lata 1958-1961, a uwzgl~dniajqcy w szczegolnosoi koniecznoseszybszego wzmozenia eksportu.Mowiqc 0 francuskich planach gospodarczych nalezy wszakzepamie.tae, ze majq one jedynie zapewnie prawidlow(~ funkcjonowaniei rozwoj zycia gospodarczego, poj~tego na wzor kapitalistyczny.Chodzi 0 utl1Zymanie .rownowagi, koordynacj~ poszczegolnychdziedzin, a nie 0 wytyczne kierunku rozwoju spolecznego czy 0 realizacj~celow natury ideologicznej. Paitstwo ingerujqc nawet bezposredniow zycie gospodarcze nie przestaje bye jednak paitstwemliberalnym, a wi~c w teorii "neutralnym". Ponadto nalezy sobiezdae spraw~ z bardzo powaznych trudnosci, i to dwojakiego rodzaju,z jakimi borykajq si~ francuskie organy planujqce. Po pierwszesarno opracowanie planu staje si~ chwilami wr~cz niewykonalnena skutek katastrofalnego braku scislych danych. Duza cz~sezycia gospodarczego wymyka 'si~ dotychczas spod dokladniejszychstatystyk, stanowiqc wciqz "zakle.te rewiry" nie zawsze ujawnianejdzi,al.a,lnosci przeroznych "socieles anonimes". Niesmiale pro'by zastosowaniana przyklad w stosunku do niektorych choeby tylkoregionow metody Leontieffa (b~dqcej rodzajem bilansu zestawiajqcegosrodki rozporzqdzalne oraz srodki uzyte w poszczegolnychdziedzinach gospodarki, dzi~ki czemu mozna np. uchwycie wspolzaleznosetych dziedzin jak r6wniez "wqskde gardla") nie mogq przynieserezuitat6w, gdyz duza cz~se rubryk wciqz jeszcze swieci bialymiplamami.


PRZEMIANY GOSPODARCZE WE FRANCJI219Zaniedba'nie na Itym odcinku (w 1939 'r. Francja rozporzq,dzala jedyrrie15 fiachowoanni w dziedzinie s,ta,tystyki) wiifie siE: z nada1 dosepowszechnie panujqcym przekonaniem, ii przywrocenie rownowagigospodarczej kraju jest kwestiq zrownowaienia budietu panstwowego,a stqd na nim wlasnie trzeba skupie niemal ca~q uwagE:. Nietrudno wykazae, jak bardzo wykrzywiony obraz rzeczywistosciotrzYlilluje siE: w rezu1ltacie zasto.s'ow3l!1ia tej meto.dy, skoro w krajachkapitalistycznych budzet panstwa stariowi przeciE:tnie tylko1/ 3 ogolnego budietu narodowego.Druga ze wspamnianych trudnosci datyczy mailiwosci wykana-.nia planu, czyli urzeczywistnienia apracawanega "kata1agu iyczen",co. w panstwie 0 niespatykanej co prawda centralizacji V{ladzyadmi1rri'str


220 KRZYSZTOF KOZLOWSKIWspomniana ustawa nacjonalizacyjna sklada siEl z ogolnej regulyi szczegolowej listy przedsi~biorstw obj~tych nacjonalizaejq 'za ,odpowiednim OdSZlkodowaniem. W zasadzi,e lis1ia tal wymi'eniaprzedsiElbiorstwa 0 kluezowym znaezeniu, majqce zarazem charaktermonopolistyczny. Tak wri~c w chwili obecnej znajdujq si~ w rElkupanstwa kopalnie wE;gla, elektrycznosc, gaz, koleje, linie lotnicze,niektore linie zeglugi morskiej, wielkie banki. i towarzystwa ubezpieczemowe,a takze n.iekt6re powazne zaklady przemyslowe (wylworniesprzE;tu lotniczego - SNCA, SNECMA i zaklady Renault).Mirno, ze od ehwHi naejona'Hzacji uplyn~lo klilkanasoie :Lat, niezatwierdzono do dziS dnia wsp6lnego statutu przedsiE;biorstw panstwowyeh,a co gorsza - 'nie zdolano skoordynowac iell dzialalnosci.Z punktu widzenia prawnego niektore z nich posiadajq, zgodniez prawem administracyjnym statut przedsiE;biorstw publicznyeh,natomiast wi~kszosc zachowala form~ towarzystw akcyjnych z tym,ie udzialy pallstwa wahajq si~ od 51% akcji (koleje) do 100% (bankiloBez wzglEldu jednak na to, jak wielki formalnie procent akcjiznajduje siEl w r~ku panstwa, to ostatnie jest ezynnikiem decydujqeymdzi~ki prawu mjanowania dyrekcji oraz posiadaniu wi~kszoseiw radzie administraeyjnej, pelniqcej funkcj~ rady akejonariuszy,zlozonej z reprezentantow panstwa, praeownikow przedsiE;biorstwa,zwiqzk6w zawodowych (na ogol z wykluezeniem CGT) i rzeezoznawcow.Takie przewodniczqcy rady administraeyjnej jest z regulymianowany przez panstwo, co zresztq stanowi zazwyezaj irodlokonfliktu pomiE;dzy nim a pozostalymi ezlonkami rady (zbierajqcejsiE; nb. rzadko i slabo zorientowanej w sprawaeh przedsiE;­biorstwa). W rezultacie 0 losaeh przedsiElbiorstwa decyduje w praktycebqdz technokratyezna dyrekeja, bqdi sam minister (!) ]Jezposrednioodpowiedzialny przed Zgromadzeniem Narodowym zadzialalnosc przedsi~biorstw panstwowych.Podobnie jak nigdy nie spreeyzowano dostateeznie prawnyehpodstaw francuskiej gospodarki znacjonalizowanej, tak tei nie okreslonowyraznie jej roli w caloksztalcie gospodarki narodowej. Odsamego bowiem poczqtku krzyiujq siE; ustawicznie dwie przec~wslawnesobie tendencje. Pierwsza z nieh dqzqc do przyznania przedsiE;biorstwompanstwowyrw pelni autonomii domaga si~ r6wnoczesnieod nieh rentownosc.i. Kierunek ten 0 wyraznym zabarwieniuteehnokratyeznym zdaje siE; rezygnowac z celow spolecznych, dlaktorych owe przedsi~biorstwa zostaly upailstwowione, na rzeezupodobnienia ieh dzialalnosci do wzoru przeciE;tnego przedsiElbiorstwaprywatnego. Chodziloby zatem 0 przystosowanie przedsiEloiorstwpanstwowych do otoczenia, w jakim one pracujq. Istniejeoowiem opinia, ze odseparowanie obu sektorow w systemie konkurencjibyloby Huzjq. Ale ezy w takim razie warto bylo podejmo­


PRZEMIANY GOSPODARCZE WE FRANCJI 221wac trud nacjonalizacji, skoro dochod panstwa mozna 0 wiele prosciejpodniese drogq podatkow?Druga natomiast ze wspomnianych tendencji zrnierza w kierunkuIpoddania przedsiE;bi,orstw z'nacjoon'aliz,owalllY'ch bezpos.redni'O admiJrIJi's,t'racjipaiLstwowej. W mysl 'tej k,oncepcj'i ·celem byloby nietyle osiqgni~cie mozliWlie najwi~kszego dochodu co zapewnienierozwoju gospodarce narodowej, choeby kosztem deticytu poszczeg6lnychprzedsi~biorstw, pokrywanego ze skarbu panstwa. Na tentemat slyszy si~ nb. wiele uwag krytycznych, wychodzqcych z zalozenia,iz jest to forma premiowania przedsi~biorcow prywatnych,stanowiqcych klientelE: "sektora panstwowego".W praktyce francuskiie przedsi~biorstwa panstwowe skarzq si~na uciqzliwq i wielorakq kontrol~ technicznq, finansowq, mini­. st'erialnq i parlamenta'rnq (specja'lna podkom'isja w lonie Zgroma­{izenia Narodowego). Natomiast brak wciqz wyrainie zarysowanejogolnej polityki ekonornicznej ze st.foOnysto.le 'lmiena,ajq'cych si~wladz ministerialnych. Pierwotnie (do roku 1947) wymagano odprzedsi~biorstw panstwowych za wszelkq doslowniie cen~ jak najwi~kszejprodukcji i modernizacji zakladow. Poiniej polozono naciskna rentownose i obnizk~ kosztow, a wreszcie od 1953 r. pocz~togwaltownie przystosowywae "sektor panstwowy" do wspolpracyw ramach europejskiej wspolnoty ekonomicznej. Analogiczneniedomagania ciqzq takze na poIityce kredytowej. Bank Francjibroniqc wa<strong>luty</strong> krajowej traktuje kredyt jako hamulec inflacjiw odr6zn.ieniu od ministerstwa Fin-ansow i Sipr,aw Ekonomiczll1ych,ktore widzi w ninl motor rozwoju gospodarczego oraz srodek interwencji.Konfliktu nie zazegnala bynajmniej specjalnie powolanawieloosobowa Conseil National du Credit, jako ze minister formalniejej przewodniczqcy nigdy nie zjawia si~ na comiesi~czneposiedzenia zostawiajqc tym samym inicjatyw~ gubernatorowiBanku Francji (b~dqcemu zresztq, rzecz jasna, rowniei. urz~dnikiempanstwowym).Nie ulega wqtpliwosci, ze be~osrerdnim skutkiem nacjona.Ji~acjihyl gwaltowny i imponujqcy nieraz wzrost produkcji przeds'i~biorstwpanstwowych, jak rowniei szybki post~p techniczny w dziedziniekomunikacji. Produkcja w~gla podniosla siE: 0 dwadziesciaparEl milionow ton, produkcja energii elektrycznej wynosila w 1954roku 45 milionow kilowatow, c;:zyJi z gorq dwukrotnie wiE;cej niiw okresie przedwojennym. Szybkose, sprawnose i punktualnosekolei francuskich budziC mUSIi 'pod.tiw, 'a Air-France eksp~oatujenajdluzsze linie lotnicze swiata przy stale wzrastajqcych przewozach,znane Sq' rowniei sukcesy zakladow Renault, bijqcych naglowe, wszystkich swych krajowych konkurentow.


222 KRZYSZTOF KOZLOWSKIWymienione osiqgni€)cia staly si€) jednak moiliwe tylko dzi€)kigigantycznym (szczegolnie poczqtkowo) inwestycjom. Naleiy przytym podkreslic, ze glowny wysilek skierowano nie tyle na budowr:nowych zakladow jak to na ogol czyniono w krajach socjalistycznych,lecz na modernizacj€) juz istniejqcych. CZ€)sto nie zdajemysobie sprawy, ze srednio 20% dochodu narodowego wysoko rozwini€)tychkrajow kapitalistycznych przeznaczone jest na inwestycje(przeci€)tna dla szybko uprzemyslawiajqcych si€) kraj6w socjalistycznychwynosi 25%) . Tak wi€)c np. pOCZqwszy od 1947 r. Francuziinwestowali w swoje kopalnie w€)gla okolo 90 miliardow frankowrocznie, a naklady w zwiqzku z elektryfikacj4 kraju si €) gaiy145 miliardow frankow rocznie (rozdzielanych w zaleznosci od tego,ezy zwyci€)zyli w danej chwili zwolennicy elektrowni cieplnych,czy zap6r wodnych). W okresie pierwszego planu gospodarczegoprzeznaczono tei mi€)dzy innymi 700 mih:Hd6w ·frank6w n:l rozbudow€)i elektryfikacj€) linii kolejowych. Jesli zatem zwazymy, i:eprzy tak ogromnych inwestycjach przedsiElbiorstwa panstwowe pobierajqstosunkowo niskie oplaty zatrudnajqc r6wnoczesnie wyjqtkowoliczny personel - to nie zdziwi nas fakt, ze budzet ich zamyka si€) corocznie nierzadko kolosalnym deficytem. Przykladowo:deficyt g6rnictwa w€)glowego w 1953 r. wyni6sl 21 miliard6wfrank6w. Natomiast deficyt l


PRZEMIANY GOSPODARCZE WE FRANCJI223dobr konsumowanych (istniejqca w kazdym systemie gospodarczym)jest w praktyce mocno sJ:


224 KRZYSZTOF KOZLOWSKI,stwierdzie, ze blisko 90010 sposrad nich nie posiadalo juz wawczasw swym lonie komisji ekonomicznych, a tym samym przestalo sprawowaeefektywnq kontrol~ nad dzialalnosciq i rozwojem przedsi~biorstwa.Obecnie komitety faktycznie kierujq sprawami spoleczno-kulturalnymi,posiadajq co najwyzej glos doradczy w kwestiachtechniczno-ekonomicznych i Sq zaledwie skqpo infol'mowane 0 powzi~tychprzez dyrekcje decyzjach flinansowych. KomHety nie po­'traflily rown'iei: spelnie w wietu wypadkach funlkcji ozynnika posredniczqcegopomi~dzy dyrekcjq a zalogq przedsip'biorstwa. W najlepszymwypadku wyrazajq opini~ zalogi, natomiast" nigdy niemogly si~ stae kontrpartnerem w stosunku do dyrekcji (znamiennyrrnjest faJkt, ze u!staw.oW1O rna czele Komitetu st'oi ni,e krto illiIlY,'jalk wla,snie Iszef prze>CI.si~hiorS'twl a),Niepowodzenie komitetaw jest w pierwszym rz~dzie wynikiempostawy przedsi~biorcaw francuskich, ktarzy jeszcze w styczniu1958 r. ponownie skonstatowali na swym ogalnym zebraniu, iz decyzjai odpowiedzialnose kierownictwa przedsi~biorstwa nie mozebye w zadnym wypadku (z uwagi na dobro zakladu) podzielona.Postaw~ t~ znamionuje przede wszystkim daleko po~unip.ty a dzisanachroniczny paternalizm w stosunku do pracownikaw, czyli podejsciejak najbardziej irytujqce klas~ robotniczq. Rawnoczesniezarzucano robotnikom biorqcym udzial w samorzqdzie biernose,ciasny egoizm i brak znajomosci mechanizmu gospodarczego. Z drugiejstrony dzialalnose komitetaw zostala cZPcstokroe zwichniE:ta naskutek wykorzystywania ich przez poszczegalne parlie politycznew rozgrywkach nie majqcych wiele wspalnego z interesem zalogi,a natomiast jeszcze bardzJiej utrudniajqcych wszelkie rokowaniaz dyrekcjq. Obserwuje siE: rawniez brak zainteresowania calq akcjqze strony zwiqzkaw zawodowych zajE:tych calkowicie forsowaniemdoraznych roszczen rewindykacyjnych w skali duzo szerszej nizteren poszczegalnych zakladaw pracy."Komitety przedsiE:biorstw" nie spelniwszy swej ,i tak ograniczonejroli znalazly si~ na marginesie walki 0 prawidlowq strukturE:S'ocj,alrnco-ekonomkzlllq, pow odujqc rcizcza:rowanie i znieclH~ceniedo tego rodzaju cZE:sciowych rozwiqzan. Zwolennicy samorzqdu robotniczegouwazajq, ze poprawE: sytuacji przyniosloby stworzenienadrz~dnych, branzowych komisji parytetowych, w ktarych skladwchodzilaby til sama liczba przedstawicieli patronatu i pracownikaw.Tego rodzaju komisje pelnily by (na wzar np. rozwiqzan holendersk:ich)zarazem rolE: instytucji odwolawczych w stosllnku dopodleglych im przedsiE:biorstw i istniejqcych w nich konfliktaw.W dalszej konsekwencji powinno nastqpie przeorganizowaniew tym duchu Rady Ekonomicznej oraz wyposazenie jej w faktyczneuprawnienia w d~iedzinie kierowania gospodarkq narodowq. Na


PRZEMIANY GOSPODARCZE WE FRANCJI225razie bowiem pomie;dzy doradczym cialem, jakim jest Rada Ekonomiczna,a licznymi, slabymi i r6wniez tylko doradczymi "komitetamiprzedsiElbiorstw" istnieje luka wypelniona decyzjami r6znorakopowiqzanych miEld7 y sobq kierownictw grup przedsi~biorstw.Nie chodzi jedynie 0 prawo wsp61udzialu W opracowywaniuszerszych lub w~zszych program6w gospodarczych, lecz przedewszystkim 0 mozliwosc scislego kontrolowania i egzekwowaniaprzez przedstawicieli pracownik6w uzgodnionych uprzednio zasadwsp6lzarzqdzani.a, wsp6lodpowiedzialnosci i podzialu dochodu.l ednakowoz nawet' ten miruimalistyczny z naszej perspektywy projektuzdrowienia stosunk6w daleki jest na razie od realizacji. Dotychczasoweoperowanie p6lSrodkami nie daje i nie moze dat pozytywnychrezultat6w, dop6ki nie przelamane zostanq "spizowe"prawa "gospoclarki zysku·', paralizujqcej najpozyteczniejsze nawetiniejatywy. I niezawodnie majq racjEl ei, kt6rzy widzq rozwiqzaniezarysowanych problem6w nie w "ksi~zycowyeh" propozyejaeh,leez w ustanowieniu gospodarki rzeezywiscie SlllZqeej zaspokojeniurealnyeh potrzeb spoleezellstwa. .Krzysztoi Kozlowskilnak - 7


OMOWIENIEANKIETY CZYTELNICZEJ "ZNAKU"Pierwszq anki e t~ ogrosil "<strong>Znak</strong>" w numerze 7-mym (z 1947 r.,"Problem nowoczesnej sztuki reiigijnej"), drugq w numerze 31(2 1952 T., "Jakie ksiq.zk~ odegraly de·cydujqcq roJ~ w u:k!szolaHowaniumega pogiqdu na swiat oraz postawy moralnej"), pierwsze wypowiedzina temat "formacji katolickiej w dwudziestoleciu" w numerze42 (z 1957 r.).Trzy pierwsze ankiety orientowaly w zagadnieniach og6lnych,przyniosly odpowiedzi czytelnik6w dla czytelnik6w; czwarta ogloszonaw numerze 50/51 miala sluzyc pomocq tylko redakcji. Wypowiedzi,opinie, glosy krytyki 0 calych zeszytach i poszczeg61nychartykulach mialy powiedziec kto jest ich odbiorcq, jak Sq przyjmowanei jak dzial,ajq. Mirno, iz 'odpowiedzi .atrzymaJiSmy stosu:nkowoniewiele, uznalismy za celo'Ne podzieienie sj~ wyn'il-:ami ankietyz 'cz¥'telnUk·ami. Zdajemy ;sobie spraw~, ze odpowi'edz na naszq ankiet~wymag,ala dUl'zeg'o wkl,adu ,pracy, cz,a'su ,j namys·lu (mamy przyk~adyprzewertorwalD.ia kompJ.et6w "ZiD.a,ku" i por6w.nywania ,,1l0­wego" - peo roku 1957, ze' "s'uarY'll1" - z lat 1946--1953). Szereg'OdpoW'ie,dzi,


OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ227ku16w czy nawet oa,lych zeszyt6w, lIlierrnal w ,szYiSikie wyipowiedziuZIIlajq za SruSZlllq H:rui~ jalkq obr,al Ii star,a si~ .realIizowac "<strong>Znak</strong>",Co s li~ czyte'lnikom najbalrdziej podoba? Chyba ,,'S,zerokosc spojrze­M'a i Wlszechstronnosc uj~cia kaidego tematu, jak Towniez nowoczesilloscc zy raczej w iSpokzesnosc tematyki ".*Na ankiiet ~ otrzym;alismy 54 odpowiedzi. Jej najstarszy uczestnikliczy 84 lata - najmlodszy 18, przeci~t ny wiek uczestnikow25 do 35 lat. Czterdziestu uczestnikow posiada wyksztalcenie wyzsze(w tym jedenastu techniczne); osmiu srednie (lub niepeln ~srednie); dwoch podstawowe. Na ankiet~ odpowiedzialo osmiu ksi ~ ­zy i dwie zakonnice. Czterdziesci odpowiedzi pochodzi od czytelnikowzamieszkalych w m iescie, siedem - ze wsi. Co do pozostalychodpowiedzi nie mozna stwierdzic mleJscowoSCl zamieszkania./W samej ankiecie pytania 0 miejscowosc zamieszkania nie bylo).Odpowiedzi sformulowano rozmaicie; najkrotsza, pisana z wczasowna pocztowce zawiera kilka zdan; najdluzsza to napisana p rzezksi~dza lIla siedemnas:t'll s·['wna'ch maszynopisu polemika "ze "<strong>Znak</strong>iem«i w spolc.zesnosciq".T'rzydziesltu 'pi~ ai u ' uczeS1tn ~kow t,o stctlLi Iprenumer,atorzy; rp ri ~>tnastukupuje "Z'l1ak" w k


228 OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJWlie na Wasze opami~tanie si~. Ostatni numer (SO/51) byl dla mniezaskakujqcq niespodziankq i satysfakcjq nie lada. Przeczytalem gojednym tchem od deski do deski. Jego wielkq atrakc;yjnose widz~w szerokosci spojrzenia na rozleglq panoram~ ludzkiej kultury,w p ewnej wielkodusznosci poglqdowej. Nic bowiem bardziejnudnego' jaik t~pe doktrynens'two... "Glosy przeciwnik6w numeru SO/51 stwierdzajq natomiast jego"zupelnq nieatrakcyjnosc, nud~ t zajmowanie si~ nieciekawymisprawami jak np. Upaniszadami".Dwudziestu siedmiu uczestnik6w oddaje swoje glosy na numer48 - filozoficzny, uwazajqc 'jednak, ze nie posiada on "znakowego"charakteru. Siedemnascie odpowiedzi uzasadnia wyb6r "brakiempodr~cznika filozofii, szczeg61nie tomistycznej", a takze "brakiiemtakich ksiqzek, wzgl~dnie publikacji, kt6re ollltawialyby inne wsp61­czesne kierunki hlozoficzne z pozycji tomizmu". Na og6l jednakzes"yt ten uwaza si~ za bardzo potrzebny i na czasie : "Najbardziejpodoba mi si~ numer SO/ 51, ale najwi~cej ui:yteczny jest chyba48 - a jak on s j ~ przyda mlodziei:y .sturdenckiej'" Jednak, 'SZC:lJeg61ntieu rnehumanist6w twrierdzono taki:e, ze "nUllller >ten zniech~ca...odstrasza". Najmniej gIos6w otrzymal numer 47, poswie.conyzagadnieniu pracy. Niemniej Sq glosy przeciwne. Adiunkt politechnikipisze: "Najbardziej podobal mi si~ zeszyt 47 poswi~ c ony zagadnieniupracy. Bye moze wynika to z faktu, ze problemy ekonomicznei ,socjailJne Sq m~ jarkro t echn'ikrowi blizsze ni i: lIlJa przyikladJiterackie czy filozoficzne. Poza tym wydaje mi sie., i:e w tej dziedziniestan przemyslenia i przedyskutowania zagadnieil. spolecznychzwlaszcza w naszych czasach, tak szybko idqcych naprz6dpod tyro: wzgle.dem, jest u nas w Polsce, a konkretnie w kr~gu katolickdej lrn1elHgen.cjJ, dalek,o niewystar[czajqcy". J edna z wypowiedzihumanist6w stwierdza: "Najbardziej podobal mi sie. numer47 0 rpracy. Wply;nqcl: 'on ll1a udoskona'lenie mega swiatopoglqdu",Na og6l nie uzyskal ten zeszyt uznania u czytelnik6w; przewai:naich cz~sc uwaza go za najgorszy i najmniej ciekawy. "Niemoi:na... wywolac zainteresowania masowego przedmiotem tak dobrze~ p'owrszechnie zllianym jaJk praoa, Aby pokOll1ac ll1.ieporpularnosc,jakq ten temat cieszy si~ w swiadomosci ludzkiej, potrzebne jestpodejscie nader ostroine oraz metoda psychologicznie dobrzeobmyslana. Np. cz ~ st e ale kr6tkie poruszanie tego tematu dawkarnihomeopatycznymi w ciqgu dlugiego czasu, a nie od razu "konskq"dozq, kt6ra najpracowitszego czlowieka moze sklonic do wcaleniewesolych refleksji". U zwolennik6w zeszyt6w specjalnych(0 czym nizej) "numery 50/ 51. 48, 47 swiadczq, ze praca redakcjikrystalizuje s i~, nabiera rozmachu, jest coraz bardziej doskonala".- "Te zeszyty [48, 50/51] w jasrny i prosty Ispos6b udos rt~pruiajq


OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ229przeci~tnie inteJigentnemu, a slabo przygotowanemu czytelnikowizagadnienia z zakresu popularyzacjli filozofii;, gl6wnie tomizmureJ.:ig,i,oznaw1stwa",Za najlepszy artykul uznany zostal "Rachunek sumienia czlowiekadoroslego", Ogromna wi~kszosc wypoWliedzi nie uzasadnia,dlaczego wlasnie ten artykul uwaza za najlepszy, z nielicznychwyndka, ze rt:rafniej>sze byloby l1znani'e go rza nl1ielicznych artykul6w "starego" "<strong>Znak</strong>u" wymdeniony przez czytelnik6w),Stwierdza si~, ze jest to "jeden z najlepszych informator6wi wst~p6w do tomizmu", "stale wart studiowania i komentowania",Duza cz~sc odpowiedzi zawiera prosb~ 0 jego przedruk,Podobne zqdania zglaszajq czytelnicy wobec artykulu A. Golubiewa"Dlaczego je,stem ka't,olikiem", i T, Meruo'll'a "P0S'iew konterrnplacji",Osobna wzmianka nalezy si~ "Drodze katechumena" J, Za­Wlieyskiego, kt6ra uWlaz,ana jest za "wlSlt"zqiSajqcq j porywajqcq ,lektur~",Niektorzy stwierdzajq, ze "wywolala w gronie znajomychogromne oburzenie, ale zmusila takze do dyskusji... do przypomnieniasobie wielu rzeczy", do przemyslenia czy wszystko w6wczasbylo dobre Ii bez plamki. W koncu stwierdzilam, ie zamieszanie,Jakie wprowadzila, byto zbawienne". Ozywionq dyskusj~ wywolalcykl artyku16w 0 katolikach w USA Marii Garnysz; "Co za swietnycykl, tak piszcie 0 katolikach w Anglii. Francji, Hiszpanii, 0 katolikachw Azji, Afryce..... "Najbardziej interesujqce Sq artykulyobrazujqce aktualne problemy katolicyzmu w roznych krajachi pr6by ich analizy - wzorem takich artyku16w jest cykl 0 katolikachw USA". "Najlepszym artykulem czytanym · w "<strong>Znak</strong>u',a moze i w ogole w powojennym czasopiSmiennictwie polskim jestartykul Marii Garnysz "Katolicy w USA..... rzeczowy... prowadzqcydo zrozumienia katol,icyzmu w jego najr6zniejszych postaciach narodowych"."Bestsellerem numeru 46 i nast. uwazam artykulM. Garnysz 0 katolicyzmie w USA, a tematyk~ tego artykulu uwazamza :najwatz'll'iejlszq i najbardziej pozqJdanq",Rzecz ciekawa, ze (jak zobaczymy nizej przy omawianiu tematow)"Dialogi Karmelitanek" Bernanosa spotkaly sj~ z gorqcymprzyjE'lciem nie tylko wsr6d czytelnik6w "<strong>Znak</strong>u" ale i poza tyinkrE'lgiem. "Sztuka Bernanosa wywolala wielkie wrazenie; jest szerakoczytana... Znajomi, kt6rzy nie wiedzieli, ze ukazuje si~ pismo


230 OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJpod naZWq "<strong>Znak</strong>" przez "Dialogi" dotarli do niego". "Dialogi sprawity,ze Galy szereg moich przyjaci61 rzetklIlq{ si~ ze »<strong>Znak</strong>iem«".A -o vo zestawrienie artykul6w w kalejnosci w edlug uzyskanychglolSow : Rachunek su:rnie.nia czl-ow ieka rdorosleg·o 33 ; G. iBema:nos ­Dial10gi K,a!ITllelilta:nelk 29; o. I. HochellsIDi - A BC 10mizmu 21;M. Garny-sz - Kat o:licy w USA 19; A. Krzyian owskri - Wiek XX 18,A. Golubiew - Dla czego jestem ka10lik iem 18; J . ZawieYlski -Dmga katechumena 17; T. Mert on - P Q!siew kOintemplacji 17 ; A. Zuberrbrier- Ko ,~ .cd o:l 'odpowiedzJa']:ny za sw:j'at 12; Ch. Journe t - Chrzescij.anlshv,oa kulrturra eruropejska 11; M. W~n owska - Pr6ba WOlIlOsci11; H. Malewska - Ku jedn-osci swiaJta 10; J. MarHairn - W i el­&05(: 1 n~dza ri:1oZ'o.fii 9; ~t. SW1iezawsk:i. - '0 w li fi1ozofii i :niektorych jej typach 8; S. W eil -- Czy walczymy 0 sp m wiedUiwosc 8;St. S10mrna - ~atol oircyzm p;o,lski w chwHi obecnej 5.Dose la1Wlo zgodzono S'i ~ co do odpowied7Ji na 'pytanie, "ktorertema1y z dotychczas iporuszaalych uwazam za U1'ajwazniejsze".W wi~kszos o i odpowiadajqcy za isto tne dla ankiety uwazali dwanas t ~pne pytania i stqd pierwsze potraktowali marginesowo. Spotykas i~ odpowiedzi niewiele nam m6wiqce jak np . "najwai niejszebyly tematy religijne, bo po to czytamy mi e si~cz nik " . Dokladniejsprecyzowane odpowiedzi za najwainiejsze u waiajq "tematy filozoficznei zajmowane w tej dziedzinie stanowisko naszych katolickich'ffiys.lideli". Zaskakujq,ce jest, ze na jede'nascie odip owriedzlwsk.azujqcych na numer 47 ·0 pr,acy jak o na ten, k tory w Z'budzHn ajwi ~ ksze zarint eresowaJnie, w -odpowiedzi na 1'0 p yrtanie zaledwi edwie srtwJe rdzHy, ze "najbardziej wai kie ·to rte artykuly, kt6rychtematem jest wyjasndenie poglqdow Kosoi,ola na :wg adn1eni'a spoleczne".Zresztq Y\'i~kszose odpowiadajqcych skoncentrowala swojquwag~ na ·omowieruiu j 'oceni eniu po,szczegolny.ch druk10wanychartykulow ; lqcz-ono z tym :za'pewne i 1emaJty.Zagadnien; jakie winnismy w p rzyszlosci poruszyc, jest zdaniemczytelnikow wiele, ogromnie w iele. Sq w ypowiedzi, kt6re wyliczajqje w porzqdku alfabetycznyrn - od archeologii biblijnej do zyciawewn ~ trznego (nie podaj'lc uzasadnienia - byloby 0 n ie zresztqItrud'IlO woibe·c ilos.ci tematow).Mozna tu jednak wyroinie 'trzy "l Cllsa.drnicze grupy Zlagadnien.Crupa pierwsza - najliczniej sza - odpow iadajqcych laknie tematowfilozoficznych. "Ogrornnie w azne Sq arlykuly mocno stawiajqCeq,yteln:ika we W'sp61czesnym swiecie, linforrnujqce '0 w SZielkich nur­·bac h mysrli tak chrze'scij


OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ231sza niz za kszta-lt owanie poylqdow spolecZIllo-politycznych". "Sqdz~,ze wobec tak 'bardzo niskrlego wsrod TIaJ5zej i,nteligencji poz·i1omuIprzyg.oto'Wa[lli'a i wyr'obienha w Zlakresie wiedzy mozofklmej i ruech~ai lub WT~ CZ n:ie'l1rrn iej ~bn:osciopeDowania w mySlen'iu p'ojE(cia:miabstrakcyjnyrni... do tematow, More winny byc poruszane na lamac l1»Zlnaku« n,alezq filozofia k,atoHcl~a na 'Ue i w Izestawieniu z ~nnyn1'iprqdami f!ii],ozofi'cznymi". K!Hka gl,O'sow W Itej grupie ostrzega przed"zajmowaJIl'iem si~ tYilko his,toriq iii1oZlO'fii, prqdami dawJlIo W filowf.iJiprzebrzmiaIj'Illli !i - poza specjalistami - nile dajqcj'lffii nicW1spolczesnemu czlowlielmwL . NaIezy zwrocic wi~kszq uwag ~ naproblemy nauk przy,rodniczych, t ak:ze i scislych, i fiJo'nofi;i przyDodozlIlaws·twa".Na o gol odpo~edz i ,nie precyzujq jakie zagadillieniafUo'nomczn e n alez&Ioby omowic; !l1ajc z ~sciej forrnuluje si~ krotko:lOW »Znarku« 'szukam tematow liilow fkmych w zgl~ie pogl~b'iajqcychkultulr~ fi],ozofic=q". Pi~c .gtosow damaga sJ ~: "filozoHcznejkrytyki egzystencjali2llllU z poz¥,cj'i finozofiili kabolickiej". Duza cz~scodpowli a'da'jqcych "ldradza p'ochodze'Il'ie ISwoich zariJruteresawan fhlozoficznych:"Marksizm, szkolenie ideOilogicZllle, zmusilo do filozofowaniaw ielu 'i p ostaw:i[o problemy zqdajetce od,pow.iedzi".Druga grupa - mniej liczna - szuka w "<strong>Znak</strong>u" tematow teologicznych.Tu rowniez jest malo odpowiedzi wskazujqcych konkretnezagaidnieni'a teo'].og>ic"lne. N ajcz ~ sdej spotyka si~ z arzU'ty, ie "za malopiszecie 0 sprawach wiary, e tyki chrzescijanskiej, zyciu modlitwy"."Nie piszecie na tematy, ktore w jakiS sposob zbliiiajq nauk~ objawionqdo mentalnosci dzisiejszego czlowieka, ukazujqce mu gl~bi~i wspanialosc katolickiej nauki". Za waine uwaia siE( tematy, ktore"zam aja!lltialyby czyteln'ikow z epokq i ,twoDCzosciq wielkich Ojcowi DoMorow K,O'sciol,a, u kt6rrych m oimaiby maleic w,iele 'odpowiedztna trapiqce nas pytania". Zqda si~ od "<strong>Znak</strong>u" "uak tualnienia" zagadnienreligijnych, pokazania ich w praktycznej realizacji."Wszyscy pot rzebujemy takich artykulow, ktore zapelnilyby ogromnebraki w podstawach polskiego katolicyzmu". Ogolnie zaleca si~,ze "nalei aloby cZE(sto powracac do tematow dogmatycznego zaznajamianiaczy telnik ow z ogolnymi zasadarrui wiary i obowiqzkamiz tej wjary wyruikajetcY'ffii". Duiq UW, CiJg~ zwmca IS'i~ lila "zapotr,zebowaniena takie artykuly, ktore pomoglyby mi w ugruntow aniu megoswiatopoglqdu i w rozwoju mega i,ycia reJigijnego'·. Tutaj nalezyst~erd zi c iz duza cz~s c uczestnikow ankiety ch~tnie widzialabyscislejszq wspolprac~ mi~dzy "<strong>Znak</strong>iem" a "Tygodnikiem Powszechnym"."."Nie chcialbym, aby "<strong>Znak</strong>" zrezygnowal z podawania "zasadniczychdan" chocby mial byc przez to mniej komunikatywny,chotby mial narazic si ~ na powierzchowny zarzut e litarnosc.i. Widzialbympewnq dwutorowosc "<strong>Znak</strong>u" i "Tygodnikcl" w podcho­


232 OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJdzeniu do analogicznych tematow - stawianie przez "<strong>Znak</strong>" zagadnienteoretycznych i pozostawienie ,Tygodnikowi" opracowaniaich w bardziej "praktycznej" postaci". Za najwazniejsze uwaza si ~tu "pogl~bianie tomizmu", "ewangelizacj~ wspolczesnosci", "uchrzescijanienieswiata".Z dziedziny artykulow informacyjnych niemal wszyscy zglaszajqzapotrzebowanie na "takie opracowanie tematu: katolicyzm wspolczesny,jak to zrobila M. Garnyszj koniecznie omowcie tak katolicyzmna zachodzie". "Nie wiemy wlasciwie nic 0 katolicyzmie Zachodu,tego "zgnilego, zmaterializowanego Zachodu", ktory w uj ~ ­ciu M. Garnysz wyglqda zupelnie inaczej". I jeszcze fragment listu:"ezy pami~ta Pan z drukowanego w "<strong>Znak</strong>u" rachunku sumieniazdanie: "Nie znae encyklik od czas6w Leona XIII". Skqdze mamy jeznae, prosz~ Pana?" Pytanie to przedkladamy wszystkim redakcjompism i wydawnictw katolickich w Polsce.W trzeciej grupie - malo licznej - wszyscy pragnq wszystkiego:jest prosba 0 numer wzgl~dnie artykuly poswi~cone sztukom plastyczn'ym,filmowi ("najbardziej popularnej, ale cz~sto najbardziejniebezpiecznej rozrywce wspolczesnego czlowieka·'). Jest prosbao poruszanie temat6w muzycznych (,,0 wsp6lczesnej muzyce koscielnejnie wiem nicj czy w ogole istnieje wspolczesna muzyka kosdelna?").Zgloszono zapotrzebowanie na tematy 0 StOS'llnkU chrzescijanstwado antysemityzmu, 0 socjologii katolickiej, 0 "wybitnychdzialaczach katolickich na polu literatury, sztuki, nauki, w zyciugospodarczym i politycznym". Niejasna jest sprawa literatury pi~knejw "<strong>Znak</strong>u". Nierzmiernie malo (za:ledwie p'i ~ e g'lo.s6w, w stosunkudo dwudziestu dziewiE;ciu, kt6re wyrazajq nam "uznanie za druktakiego arcydziela jak "Dialogi" Bernanosa, ktore przeciei nie ukazqsi~ dzisiaj ani w "Tw6rczosci", ani w "Dialogu") spotykamy wypowiedzidotyczqcych propozycji literackich. Uczestnik ankiety, technikjest "zdecydowanym przeciwnikiem umieszczania w "<strong>Znak</strong>u" wierszy- szkoda miejsca"j humanista uwaia podobnrie, i.e "juz nie drukujciepoezji i sztuk - czy nie lepiej dae na to miejsce artykul naukowy.Wiersze drukuje przeciez "Tygodnik", W dose czasem szczeg610wymwyliczaniu tematow, ktore nalezaloby uwzgj~dnie, niespotylk·amy - poz·a czteJfema g!;o,sami - pl'Opozycji dmkowaniap!1ozy ·j'iter,ackiej. Za'pewne- diose n,asyc'ony nowosda'll11 ,literadcimirynek wydawn'iczy nie wywoluje szczeg6lniejsz'ego na niq zapotrzebowan1aw mies~~c:zm~ku. Bye maze Sq tez ·i:nne ip'rzyczyny.Zupelnie inaczej uklada si~ tabela nazwisk autorow ktorych nalezalobyzaprosie do wspOlpracy. Lista jest dluga i w kolejnosciprzedIstawia IS.i ~ nast~pujq'C1o: A. Golubiew, T. Merton, M. Garn)'lSz,A. Krzyi.anoW5ki, M. Wi~w'Wska , J. Maori'ta:ill1, ks. J . Pi e'tra,szko,J. Zawieyski, S. K~'S~elewsk li, Z. KuMak, J. Pard[lJc]owsk'i, G. Greene,


OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ233G. Rkdatti, St. to's, R. Gua1rdini, Karol Gorski, Konrad Gor,ski,biskup K. Wojtyla, "mI1isi z Tynca, a szczegolnie o. P. Rostworowski",o. B. Przybylski, J. M. SwiElcicki i w,ielu wielu innych.Jeszcze przed ogloszeniem ankiety spotykalismy siEl - oglaszajqCnumery poswiElcone jednemu zagadnieniu - z wielkimi zastrzeieniamize strony czytelnikow. Na trzecie pytanie - numer roznorodny,czy skoncentrowany wokol jednego tematu - zaledwie piElCodpowiedzd stv.n.ierdzito, ze "jes,t rnri ()Iboj~tne: zeszyt specja:lny czyroznorodny", "byle byl dobry, a jak go zredagujecie to Waszarzecz", a ·trzy nie odpowiedzialo w ogole na to pyt'a:nie. Czterdziesciszesc odpowiedzi uzasadnia swoje stanowisko w tej sprawie;osiemnascie glosow zdecydowanie wypowiada siEl za "kontynuowaniemdotychczasowej praktyki redakcyjnej: wyda'wania numerowspecjalnych i zeszytow skoncentrowanych wokol jednego tematu".Pewne wypow,iedzi swiadczq, ze taki sposob redagowania pismauwazany jest za redakcyjnie tworczy: "Numer skoncentrowany wokoljednego tematu-zagadnienia swiadczy, ze Redakcja pracuje celowo,z namyslem, a nie puszcza przypadkowo zebrane artykuIy".WiElkszosc zwolennikow opowiada si~ za numerem skoncentrowanym,gdyz Sq "wYg'odne w kof'zysltan.iu", jeden tema't mO:lmaoswietIicod strony roznych nauk, ujqc z roznych stron. Wydaje mi' siEl, zew naszych obecnie mocno chaotycznych warunkach bytowania, niesprzyjajqcychkoncentracji, a wrElcz peinych "rozbiegania", pospie­('hu latwiej zastanowiC siEl i przemyslec cos, gdy si~ "wejdzie" gl~biejw jeden temat. tatwiej siEl w ten sposob skupic".Znacznie ostrzej w obronie roznorodnosci zeszytu wystElPujeszesnastu uczestnikow. "Njekiedy numery 5'pecjoa-lne nie nadajq siEldo czytania, jak 47 i 48". "Jest tyle ciekawych tematow - gdybysciechcieli wszystkie je opracowywae "calosciowo", ktoz zarElczy, zewybrana iprzez Was "hie,raf'chia z,apotrzebowaJIl'i.a" bEldzie d,obfla". Jedenz odpowiadajqcych stwlierdza, ze "jesli "<strong>Znak</strong>." rna bye czytanyprzez ogol inteligencji, a nie tylko przez specjalistow - to tylkolIl'll!IJlery roznorodne". OSitro pOltElpi,a ten rodz.aj p'raktyk redakcyjnychjeden z ksi~zy pwfe-sorow: "Rozurn:i'ern, ie tlam, gdzie istnieje podaiwiElksza od popytu, jak we Francji, wydawanie numerow specjalnychmoze miee racjEl bytu... Lecz u nas, gd:oie faktycznie tylko trzypisrna jak sionce, woda i powietrze ledwie zaspokajajq najbardziejpaIqce potrzeby inteligencji katolickiej, raptem az dwa pisma, boi "Ateneum Kaplanskie" wybralo tEl samobojczq metodEl - przestalybye ciekawe... wiElC dose tych blazeilstw z imitacjq wydawnictwjednorazowych. Prosimy 0 przywrocenie pismu dawnego charakteru".Dwantascie oc1powiedzti wY'Powiada 'Si~ za szeroko pojEltq koncentracjqartykulow wokol wybranego zagadnienia. W "szczegol­


234 OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZE.Jnych" okolicznosciach zalecajq wydawanie zeszyt6w specjalnych,nawet ,,0 dose; wqskiej tematyce",Zdecydowana W1i~kszose czytelnik6w obawia si~ cyklu artyku­16w, gdyz "taki cykl moze trwae lak dlugo, ze przy czytaniu ostatniegoartykulu zapomni si~, kiedy wydrukowaliscie pierwszy",Zwolennicy r6znorodnosci zeszyt6w zgadzajq si~ nawet na drukowaniecyklu artykul6w - "w niewielkim odst~pie czasu" - byle nienumer specjaJny, "Br'ojekt cyklu artykQll6w j.aklO 'ZgJodny z naoturqi przeznaczeniem czasopisma jest calkiem do p rzyj~cia a nawet pozqdany",Niezadowolenie wywolal fakt, "nieodpowiedzialnego potraktowaniabibIiografii religijnej, Zupelnie niewskazane jest dzielenietak waznego infonnacyjnego dzialu na tyle drobnych c z~sc i.Chyba nie zamierza redakcja tak traktowae cyklu artykul6w",Wi~kszo se wypowiedzi omawia "Zdarzenia" lqcznie z CZ~SClqartykulowq, Stqd i na ten dzial przefliesiono spor "zdarzenia roznorodneczy skoncentrowane", Zwolennicy i przeciwnicy tych sposob6wredagowania "ZdarzeI1" zgodni Sq przeciez w ty m, ze nalezytu umieszczae artykuly kr6tkie, dobrze informujqce, Poniewaz kr6tkie,moze ich bye wi~ c ej, Stqd tematyka szerzej" zakreslona, Przedewszystkim wydarzeflia z zycia Kosciola; om6wienie wybitnych postacidzialaczy duchownych i swieckich ("cos w rodzaju kr6tkiegoslownika biograficznego wsp6lczesnego Kosciola; cz ~ sto slyszy si ~nazwiska - kt6re nic nam nie m6wiq; nie wiemy czym si~ zaznacZYlh- i ZJazrnacrzajq - W sWloje j dzialahuosci. Moze wy w redakcjio nich cos wieoie, ale my na prowincji - nic"), Nadto zwi~ksze ni ainformacji 0 ksiqzkach, 0 nowoczesnym budownictwie sakralnym,muzyce sakralnej ("jesli na ten temat - muzyk i - n ic nie mozecien apisae w cz~sci artykulowej miesi~cznika, to napiszcie przynajmniejtu"), Pewne wypowiedzi zwracajq uwag~ na "aktualnosc m a­teria16w w Zdarzeniach - piszcie 0 rzeczach nowych, nieznanychszerszemu og610wi" - wi~kszose uczestnik6w stwierdza jednak,ze "dzial ten nie musi operowac najnowszym materialem; ­mamy tak ogromne braki w wiedzy 0 swiecie , ze jesli nayvet om6­wicie wydarzenia nieaktualne - tez b~dzie dobrze", Cz~sto spo tykasi~ prosby 0 "zamieszczanie wi~cej notek 0 wydarzeniach naukowychz dziedziny nauk przyrodfliczych", Pewne wypowiedzi stwierdzajq,ze "dzial Zdarzen jest dla mnie najciekawszy i najwazniejszy,szkoda, ze obj ~ tosciowo niewielki",Dla uzupelnienia wiadomosci 0 wynikach ankiety nalezy dodac,zecz'te'rdzie;g,tu trzech uczes'l'll!j;k6w czyta caIy "Z:na.k" ("rzadko odr azu, przewaznie na raty, ale w calosci i to przed ukazaniem si ~ na­


O MOWIENIE A N KIETY CZYTELNICZEJ235s tE:pnego numeru"), szesciu "rozmaicie - jesli jest ciekawy - tak,Jes~i nie - tylko wybrane artykuly "; piE:ciu nie udzielilo odpowiedzina to pytanie.Czternastu uczestnik6w ankiety "stale i systematycznie traktujqcto jako sw6j obowiqzek" pozycza "<strong>Znak</strong>" znajomym. Dwudziestut rzech: "nie maan kOllm··, "w m01im srodowisku nie inIt·eresujq sii.E:"<strong>Znak</strong>iem" - wiE:c ·ruie pozyczam", "z mego otoozeni,a [Iekanskiego)nikt go nie ezyta, uwazajqc za nieeiekawy" i podobnie: "potrzeba.podobnego miesiE:cznika duza, ale obecny "<strong>Znak</strong>" przynajmniejw moim otoczeniu [Iekarskim] nie znajduje chE:tnych". W tej liezbieeztery odpoWliedzi nieehE:tnie wypowiadajq siE: na temat wypozyezania:"nie pozyczam, bo nie oddajq, a kompletujE:". U siedemnastuuczestnik6w brak odpowiedzi na to pytanie.*"CeniE: «<strong>Znak</strong>» bard'Zo i jes·tem prrzek'OIncl'lla, ze wraz z «TygodnikiemPowszechnym» .odgrywal ,on i iIl ilJdal pelIl'i balDdzo zaJs·adniclqr ol~ w k'szta1towaniu sWlialtopoglqdu powojennego !pokolerui'a inteligencjipolskiej". ·(Odop. nr 28 - studeIlltka fi1lozofii).,,«<strong>Znak</strong>» jest d:la mnje p'i.smem trudnym (brak w yksztakenia),a jednak w cza:5'ie rprzerwy, w -l,a·tach 1953- 19<strong>56</strong>, wlaSiIlie. tego pismanajbardz'iej rrui brakow aio·'. (Odp. nr 4 - "nieuleczClJlni'e ehora od8-mego wku zycia")."Niech «<strong>Znak</strong>» b~dzie tak'i jaki jes·t". (Odp. nr 38 - kollej.arz).Nadesla'IleodpoWlied'rzli - podkreslmy i na tym m iejscu, ze jestich malo, za maio - swaadczq jednak 0 tym, ze


236 OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ1. Duia cz~sc odpowiadajqcych przyjft/a z zadowoleniem iaktogloszenia ankiely. Stwierdzono mi~dzy innymi, ie "zabieraralamsift nieraz do napisania lislu do Redakcji, ale jakos nadobrych ch~ciach sic:: konczylo. Teraz na W asze pytania mu s z~jut. odpowiedziec. Dobrl.e byloby, aby ankiet;: takq powtarzacsystematycznie co roku i oglaszac je; wyniki". Niewielkailosc odpowiedzi jakie otrzymalismy nie moie nam sluiycjako podstawa do uogolnien. Przyjmujemy jednak, ie najbardziejoddani przyjaciele (ale lacy, ktorzy znaleili czas naskreslenie odpowiedzi; przez duiq czc::sc lislow przewija si~ :"brak czasu na czytanie", "brak czasu na poglc::bianie wiadomoscinie z mojej specjalnosci zawodower), ktorych 50 n1.1"merow "<strong>Znak</strong>u" zwiqzalo z nami, przemysleli wiele zagadnieni podzielili sift z nami swoimi uwagami. Uznajemy uzylecznoscsystemalycznego oglaszania ankiety poszerzonej 0 dodatkowepytania. Zgadzamy sift, ie "pouczajqce dla Redakc;ii ciekawe dla czytelnikow bftdzie porowllanie wynik6wankiet. ezy wykaiq one postftP, TUcll, dynamizm, czy marazm- 0 kt6rym si~ wiele m6wi i ktorym si~ nawzajemstraszymy - i statycznosc". Jestesmy razem z czytelniczkqprzekonani, ie "na pewno zwi~kszy sic:: ilosc i wartosc odpowiedzi",2. Szczegolowo omowilismy tematyczne propozycje i iqdallia czytelnikow;dwie najliczniejsze grupy zagadnien, ktore "trzebastale, systematycznie, w lwidym numerze omawiac, to religijni filozoficzne". Ale nawet wsr6d uczestnikow ankiety stawiajqcychna pierwszym miejscu te zagadnienia dui a czc::sc (17 glosow)zwraca uwag~ na zupelny niemal brak w "<strong>Znak</strong>1.1" artykulow"z dziedziny pedagogiki, wychowania wspolczesneg oczlowieka oraz etyki, kt6rej norm nil\! nie przestrzega w "epocewielkich piecow»". Tutaj odpowiedzi zgodnie stwierdzajq, i e"jest to malerial na caly numer specjalny... rozrzucone 1.1j, 6wdzie po «<strong>Znak</strong>u» artykuly z dziedziny etyki (np. ks. Bardeckiego)nieratujq sytuacji. Zagadnienie trzeba potraktowaccalosciowo".Tym brakom staralismy siV; cz~sciowo zaradzic drukujqcszereg artykul6w na te tematy w numerze 54. Obecnie przygotowujemyzeszyt poswi~cony zagadnieniom etycznym.3. Najgor~tszy spar wywolalo pylanie Irzecie: numer roinorodnyczy specjalny? Jak widzielismy jeden i drugi sposobredagowania zeszyt6w ma swoich oddanych zwolennik6w i zapalonychprzeciwnikow. Jedni i drudzy przylaczajq waikieracje dla poparcia swego slanowiska. "Umiarkowane" glosy


OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ 231dopuszczajq moiliwost "uznajqc specyiiczne warunki w jakich«<strong>Znak</strong>» si~ ukazuje - wydawania dwa lub lrzy razy w ciqguroku (ale nie cz~sciej) zeszyl6w specjalnych", ale zalecajqkoncenlrowanie numeru okolo jednego zagadnienia, bardzoszeroko poj~lego, "chotby wydawalo si~, ie poszczeg6lne arlykulyw nim umieszczone nie Iqczy iadna nit przewodnia".Przyloczona wypowiedi jest zgodna z naszymi poglqdamina t~ spraw~. Jedynie w szczeg6lnych okolicznosciach (za"okolicznosc lagodzqcq" wydania zeszytu specjalnego uwaiazdecydowany przeciwnik takiego sposobu redagowania pismanp. tydzieiz filozoficzny na KUL-u) zamierzamy publikowat numeryspecjalne skoncentrowane wylqcznie wok61 jednego tematu- zagadnienia.4. R6wnie gorqcy sp6r jak zagadnienie: "zeszyt r6inorodny czyspecjalny" wywolal spos6b redagowania dzialu "Zdarzenia,Ksiqiki, Ludzie" . Przewijajqcq si~ przez duiq cz~st odpowiedziprosbfi 0 przywr6cenie dziaiLz "Nottljemy", na kt6ry skladalysi~ iniormacje 0 wydarzeniach w dziedzinie kultwy,o nowych ksiqikach, zdobyczach techniki, medycyny Up. postaramysif; w tej czy nieco innej iorrnie realizowac.5 Siedmiu odpowiadajqcych zwraca uwagfi "na naduiywaniew Waszyrn pismie wyraz6w obcych..., kt6re przejrzystosei zrozumienie tresci utrudniajq, jak np. w nr 50/51" (rolnik,84 lata). "Gorqco prosie naleiy w irnieniu wszystkich mlodychczytelnik6w, aby kaidy artykul zaopatrzyt w odnosniki,choeby dlatego, ie czytelnikami tego naprawd~ wartosciowegopisma sq nie tylko iilozoiowie, ale i tacy jak ja, a ci z koleinie wszystkich termin6w, a czasem i ca/ych wyraieiz nie rozumiejq(bo skqd) lub co gorsze rozurniejq niewlasciwie".(Uczeiz liceum pedagogicznego, 18 lat). Przytoczyli,smy wypopowiedzinajstarszego i najm/odszego uczestnika ankiety. Sqdzimy,ie g/osy te winny bye wzi~te pod uwage, przez katolickieosrodki wydawnicze. Powszechnie daje si~ odczue brakpopularnego katolickiego slownika iilozoficznego; naleialobytemu jak najszybciej zaradziC. (Nawiasem wyjasniamy, ie zasz/opewne niepoIOzumienie: wi ~kszost odpowiadajqcych rnanam za z/e, ie "wypusciliscie tak trudny QItykul jak ks. IgnacegoR6iyckiego «Religijne i iilozoiiczne pojficie Boga» nie podajqct/urnaczenia zawartych w artykule cytat6w greckicl1,ktore u/atwi/yby zrozurnienie i tak cifiikiego tekstu". Uwainyczytelnik spostrzeie, ie niemaI wszystkie cytaty greckie poprzedzonesq ich t/urnaczeniem; w wi~kszosci przypadk6w tlurnaczeniei nast~pujqcy po nirn cytat uJ~te sq w cudzysI6w).


238 OMOWIENIE ANKIETY CZYTELNICZEJ6. Wi~kszosc adpowiadajqcych (23) proponuie wprowadzeniesla/ego dzia/u wskazowek bibliograficznych z dziedziny kala­/ickiej llieralury religijnej (Jub "nowosci r eligijnych"), zawiewjqcegobardzo krolkie omowienie nowosci wydawniczychz lej dziedziny. Jedni proponujq, aby "Wskazowki" drulwwacw kazdym zeszycie, inni, aby byly 10 kwarlolne wklodki."Uzyskamy w len sposob nowy, stale a}{tualny przewodnik polileraturze religijnej, 10k bordzo, zwlaszcza na pl'Owincji, pozbawianejbibliotek i lego rodzoju ksiqZek, polrzebny".Paslulal ten uznajemy w pelni za sluszny i oglosimy wkrotceuzupelnieni a do "Wskazowek bibliograficznych"". L. Malunowiczza rok 1957 i 1958, oraz przystqpimy do icll konlynuowania.Ze w zg l~d6w lechnicznych nie mozemy dnzkowac oddzielnychw kladek.7. Nie m ozemy wprowadzic ze wzgl~du na brak miejsca sla/egodzialu "Korespondencji z czytelnikami" Jub "Lislow do Redake}i".Niemniei wazkie glosy polemizujqce z ogloszonymiprzez nas ariykulami drukujemy i nadal zamierzam y drukowac.8. Nieslety nie mozemy spelnic zyczenia killw ezyteJnik6w, klorzyzalq si~ no maJq czciol1k~ jakq drukujemy "<strong>Znak</strong>" ­szezeg61ni e "Zdorzenia". Ze wzgl~d6w technicznych zmianaczcionki jest dJa nas niemozlillvo.Wszystkim uczeslnikom ankiely, wszystldm, litorzy nierzadkoZ ogromnq pasjq i zQrliwosciq pod}~Ii z nomi dyskusj~, klorzy nieszcz~dziJj nam dobrych rod - za trud wJozony i cenne dla nas sJowazach~ly serdecznie dzj~lwjemy.F. B.


ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LUDZIE EVELYN 'NAUGREvelyn Waugh, urodzony w Londynie w 1903 roku, jest jednym z najciekawszychi najwyzej cenionych pisarzy angielskich naszego stulecia.W jego psychice, a takie w jego dziele uderza przede wszystkimroznorodnosc. Byl malarzem, dziennikarzem, podroznikiem , w czasie ostatpiejwojny cenionym za wyjqtkowq odwag~ oficerem; napisal dwie biografie,wiele powiesci rozrywkowych, bezlitesnie wysmiewajqcych pewnekr~gi spoleczne i cywilizacyjne i kilka pewiesci na serio..W psychice tego bardzo begatego wewn~trznie czlowieka znajdujemyrozne, niera z sprzeczne ze sobq cechy: ciekawosc .swiata, dar obserwacjii estre, nieraz okrutne poczucie humoru i umilowanie pi~kna; wrazliwauczuciewosc i gl~bokie, logiczne dqzenie do prawdy !qCZq si~ w nim z typOWqangieLskq powsciqgliwosciq.W jaki sposob ten czlowiek pochodzqcy ze starej, arystokratycznej,konserwatywnej, mocno zw iqzanej z Kosciolem anglikanskim redziny,doszedl do katolicyzmu? Sam Waugh odpowiada na to pytanie z prawdziwieanglosaEkq zwi~zlosciq w szkicu, kt6ry przytoczymy penizej.Uzupelniamy go dodatkowymi szczegolami biograficznymi.Drega Evelyn Waugha poprowadzila go przez Oxford, gdzie wi~cejuzywal zycia, bawil si~, obserwowa l, anizeli studiow&l. (Swielny opi!>iycia bogatych studentow i atmosfer~ Oxfordu zna jdujemy w I cz~s c inajlepszej powiesci Waugha pt. Brideshead Revisited; "Powrot de Brideshead").Mlody student prawa po dwu latach opuszcza Oxford. Wst~puje doszkoly malarskiej, dopelnia edukacji w Paryiu i zaczyna pracowac jakowykladowca w prywatnej szkole. Tam pisze pierwszq swojq ksiqik~:Zyciorys A. Rossetti'ego, slawnego malarza prerafaelity. W 1928 rokuwydaje pierwszq powiesc Decline and FaH ("Schylek i upadek"), humorystycznyopis szkoly angielskiej.W tym czasie Waugh zeni sit: po ral. pierwszy bierqc stosownie do swych6wczesnych przekonan slub cywilny. Porzuca karier~ pedagogicznq, probujezawodu reportera, a poiniej, poniewai dwie ,pierwsze ksiqzki przynioslymE pewnq niezaleinosc materialnq, zaczyna zwiedzac swiat. Robiobjazd kraj6w basenu srodziemnomorskiego: Palestyna i inne kraje AzjiMniejszej, Eg~pt i Abisynia. Wsz~dzie obraca si~ wsr6d ~pecjalnego ga­


240 ZDARZENIA - KSIPtZKI - LUDZIEtunku zamoznych turystow i z tej podrozy przywozi material do zjadliwejsatyrycznej powiesci Pl.easure Cruise ("Podroz dla przyjemnosci").Nawr6cenie przynioslo mlodernu pisarzowi ci~zki cios: zona, kt6rabardzo wiele zrobila dla jego literackiej kariery, opuszcza go, nie chcqCslyszec 0 religii. Wowczas Evelyn Waugh wyrusza w nowq podr6z, tymrazem do niezbadanych okolic Brazylii. Podr6z ta, kt6rq optyrniSci nazywaliniewygodnym piknikiern, a pesymiSci pracowitym samob6jstvvE'm,nie udala si~ i pisa.rz-odkrywca zachowal zycie tylko dzi~ki swej wyjqtkowejenergii. Przywi6z1 z Brazylii material do nowych powiesci (HandftLllof Dust - "Garsc prochu"). Kiedy wybucha wojna abisynska, Waughzostaje wyslany do Abisynii jako reporter i przywozi material do nowejpowiesci, ostrej i znakomitej satyry na sfery dziennikarskie, Scoop.W 1937 r. Ev~ lyn Waugh zeni si~ drugi raz (po uniewaznieniu pierwszego,zawartego cywilnie malzenstwa) i odtqd mieszka na wsi, piszqc,i wychowujqc swoje dzieci - z przerwq podczas lat wojennych ,kt6resp~dza na Krecie, w Libii i Jugoslawii. Te la ta daly mu okazj~ donowej, pelnej okrutnej ironii powiesci Put out more Flags ("Wystawciei ztandary"), kt6ra konczy si~ jednak nutq nadziei.W 1945 roku Waugh wydaje swojq pierwszq "powaznq" ,powiesc, ktorastala si~ bestsellerem po obydwu stronach oceanu pt. Brideshead Revi ­sited ("Fowrot do Brideshead" - niestety nie wydana w Polsce).Jest to historia katolickiej rodziny arystokratycznej. W powiesci tejpod swietnie oddanq atmosferq Oxfordu i zycia w wiejskirn, angiel~kirndworze przewija si~ gl~boki i bardzo dyskretny nurt katolicki. Ale nawettak dyskretne wprowadzenie Boga do literatury oburzylo niekt6­rych krytykow."Nowoczesni pisarze pr6bujq przedstawic w pelny spos6b umysl i dusz~czlowieka, pomijajqc jednakze jego charakter determinujqcy: fakt,ze jest on stworzeniem Boga i rna okresJony cel. W moich przyszlychksiqzkach b~dq dwie rzeczy, ktore zrobiq je niepopuJarnymi: troskao styl i zamysl pelniejszego obrazu czlowieka, a to dla mnie znaczytylko jedno: czlowiek w stosunku do Boga". Takq ksiqzkq jest ,.Helena"- powiesc 0 sw. Helenie, ktora odkryla drzewo Krzyza.Mirno wydania tych dw6ch ksiqzek, wsk azujqcych wyraznie na pogl~bianiesi~ w pisarzu swiadornosci religijnej, Waugh zachowal swe roznorodneoblicze literackie. Moze cz~sciowo dlatego, ze jest pisarzem kraju,w kt6rym teologowie pisujq powiesci kryminalne, (jak Ronald Knox),a autorka powiesci kryminalnych wydaje traktat 0 Tr6jcy sw. (jak DorothySayers).A wi~c nie dziwmy si~ - Waugh pisze pozniej ostrq i makabrycznqsatyr~ na cywilizacj~ amerykanskq The Loved one ("Drodzy nieobecni",drukowane we fragmentach w "Przekroju").W ostatnich latach Waugh wydal jeszcze dwie ksiqzki: dwutomowqpowiesc 0 wOjnie: Men at Arms ("Ludzie pod broniq"), Officers and


ZlDARZENIA - KSIA2:KI - LUDZIE 241Gentlemen ("Oficerowie i gentlemeni") oraz powiesc na tle autobiograficznymT he Ordeal of Gilbert Pinfold ("Bolesna proba Gilberta Pinfolda").Nie jednolitosc psychiki Evelyn Waugha jest moze wlasnie tym elementem,ktory go doprowadzil


242 ZDARZENIA - KSIJl,2KI - LUDZIEsob wielu ludzi przez cale zycie ciqgnie cos do kosciola. U mnie zbiegalosi~ to jeszcze z okresem dojrzewania.lVIoi niea.ngielscy czytelnicy mUSZq zrozl'miec, ze sila, z jakq Kosciolanglikanski apeluje do poczucia pi~kna, jest czyms zupelnie osobliwymi jedynym, wlasciwym tylko tym wyspom.'vV innych krajach pierwszy odruch zainteresowania si~ Kosciolem katolickimpowstaje w wyobrazni konwertyty pod wplywem Z0W11.Ei t.rznejokazalosci kultu i bogactwa katolickiej liturgii, ldore stanowiq wybitnyko11.trast z chlodem i prostotq nabozenstw protestanckich sekt. W Angliijest wszysiko 11.a odvJTot. Sila przyciqga11.ia dziala w i11.nytn kierunku.8redniowieczne katedry i koscioly, przepych d worskich ceremonii, ktoryotacza monarchi~, dluga historyczna przeszlosc Canterbury i Yorku, Sj:Olecznaorga11.izacja parafii wiejskich, tradycyj11.a kultura Oksfordu i Cambridge,liturgia pisana w zlotym wieku angielskiego jEizyka literackiego- wszystko to sta11.owi wlasnosc Kosciola anglikanskiego. Tymc z a ~emkatolicy zbierajq s iEl w ·nowoczesnych budynkach 0 zalosnym nieraz wyglqdziena nabozenstwa, odprawiCjne zwykle przez prostych irlandzk ichmisjonarzy.Latwosc, z jakq porzucilem poboznosc mega dziecinstwa, najlepie j5wiadczy 0 jej plytkosci. Jest naturalnie wielu katolik6w, ktorzy przynajmniejna pewien okres zycia tracq wiar~, zawsze jednak po zaciE;tejwake, w ktorej chodzi zazwyczaj -0 zasady moraIne. Ja pozbylem siEl mojejodziedziczonej po przodkach wiary z talc lekkim sercem, jak gdybytu chodzilo 0 kl,rtk~, z kt6rej wyroslem. Stalo. si~ to w nast~pujqcychokolicznosciach:VI' czasie pierwszej wojny swiatowej wielu wyldadowcow uniwersyietowangielskich, patriotycznie nastawionych, zglaszalo si~ or.:hotniczodo szk61 srednich na sianowiska zajmowane przez mlodszych na-uczycieli,aby umozliwic im pojscie do sluzby wojskowej. Wtedy to przyszedl domojej szkoly jeden z czolowych w6wczas teologow oksfordzkich, obecniejuz biskup. Ten uczony i nabozny czlowiek niebacznie przyczynil sip, dotego, ze stalem si~ ateistq. Raz w czasie lekcji powiedzial nam, ze ladnaz ksiqg Pisma Swi~tego nie byla dzielem tego auiora, kt6remu si~ jqprzypisuje. Potem wdal si~ z nami w ,rozwaza.nia 0 naturze Chrystusa,sposobem znanym z VI wieku. Gdy raz utracilem pewnosc odziedziczonychza,sad wiary, nie bylem juz w stanie podCjzac za jego rozumowaniem.Dla mnie niedost~pne byly te wyzyny logiki, nakt6rych on umialpogodzic sceptycyzm czlowieka ze stanowiskiem duchownego.W tym samym czasie czytalem rozpraw~ 0 czlowieku Aleksandra Pope'a.Znalezione w tekscie ' przypisy naprowadzily mnie na lektur~ Leib-­niza i wtedy rozpoczCjlem na wlasnCl rEik~ studiowac na p61 zrozumialedla mnie zasady metafizyki. W nowej nauce PostClpilem akurat tyle, zemoglem si~ tylko gruntownie uwiklac w zagadnieniach teorii poznania.


ZDARZENIA - KSIAZKI - LVDZIE243Najprosciej bylo zaniechae dalszych poszukiwan przyjqe, ze czlowiekjest w og6le niezdolny do jakiegokolwiek poznania.Bylem pedantem i nudziarzem, to nie ulegalo wqtpliwosci. Przypuszczamjednak, ze gdybym byl katolikiem i uczyl si~ w katolickich szkolach,to przy istnieniu tylu nauczajqcych zakon6w znalazlbym kogos dosecierpliwego na to, by wesp6! ze mnq zastanowil si~ nad tym, co bylorewltatem braku doswiadczenia i zbytniej pewnosci siebie. I jes2.czejedno; gdybym siE: umacnia! duchowo, przyst~pujq c ' do Sakrament6wswi~tych, na pewno zbyt wysoko cenilbym swojq religi~, by wyrzekae si~jej tak kaprysnic. Tymczasem w szkole doldadnie juz okreslono m6jstan. Mial to bye "okres przejsciowy", cos zupelnie normalnego u wszystkichzdolnych chlopc6w. Zdany na wlasne sily mialem sam znalezc sobiewyjscie.Dalsze dziesiE:c lat mego zycia to material raczej dla powiesciopisarza,nii. dla eseisty. Czytelnicy, ktorzy znajq moje powiesci, zrozumiejq maze,czym byl ten swiat, w kt6ry poniosla mnie wybujala natura. DziesiE:c latprzebywania w tym swiecie wystarezylo, i.eby mi wykazac, ze bez Bogai.ycie w nim, ezy gdziekolwiek na ziemi, jest nie tylko niezrozumiale, alei niemoi.liwe do przetrwania.Wniosek byl oczywisty. Teraz powstaje tylko pytanie. Dlaezego Rzym?Katolilc, gdy straci wiar~ i na nowo odkrywa jej potrzeb~, wraca niechybniedo KOSciola, ktory porzucil. Dlaezego ja nie wrocilem?W tej sprawie kai.dy Europejczyk latwiej znajdzie odpowiedz nii. np.Amerykanin. Przypuszezam, ze jest rzeCZq zupe!nie mozliwq, i.eby ktoswyrosl i wychowal si~ w niektorych zwlaszcza cz~sciach Stan6w Zjednoczonyeh,nie zdajqc sobie nigdy sprawy z wyjqtkowej pozycji Kosciolaw Ameryce. Dla tego czlowieka katolicy Sq tyllco jednq z wielu spolecznOSci,kt6re wzbudzajq jednakowy podziw i domagajq siE: na r6wni uznaniai lojalnosci. W Europie to jest niemozliwe. Przez dziewiE:cset latAnglia byla katolicka, potem protestancka przez wieki; w ostatnim stuleciuprzyszedl agnostycyzm. Katolieka strukt.ur.a lezy tu jakby tyJkozagrzebana pod warstwq pozniejszyeh przemian. W Anglii, wszystkiedziedziny zycia, jej historia, topografia, prawo, archeologia - wsz~dziewskazujq na katolickie pochodzenie.Kazda podroz zagranicq, dokqdkolwiek si~ pojedzie, ujawnia lokalnyi tymczasowy charakter herezyj i schizm, a uniwersalny i wieczny charakterK osciola. Dla mnie by!o zupe!nie oczywiste, ze niemozliwym jestaby pewna herezja czy schizma glosily prawd~, a Kosci6! pozostawalw bl~dzie. M6glbym tylko przypuszczac, ze wszyscy Sq w bl~dzie, ze calachrzescijat1ska nauka 0 objawieniu jest Oszllstwem albo nieporozumieniem.Jezeli jednak ehrzescijanskie objawienie bylo prawdziwe, to Kosci61jest spolecznosciq zalozonq przez Chrystusa, a wszystkie inne odlamy religijneSq dobre tylko w tym stopniu, w jakim udalo im si~ ocali!': cos


244 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEz tej ogromnej katastrofy, jakq byla Wielka Schizma i Reformacja. Tobylo dla mnie tak oczywiste, ze nie pod1egalo nawet dyskusji. Pozo~tawalojeszcze ty1ko zbadac historyczne i filozoficzne przekonania, i.e chrzescijai1skieobjawienie jest autentycznym objawieniem. Mialern wielkie!izc z~scie poznac swiatlego i swiqtobliwego ksip,dza, letory podjql si~udowodnic mi to. W rezultacie moje przyj~cie do Kosciola bylo naste;pstwemgl~boldego i rozumnego przekonania, a nie tylko kwestiq emocji.Odtqd iycie moje jest nieustannq pelnq radosci podrozq Odll:l'Y'NCZqpo rozleglych obszarach, na ktorych przyzna,no mi jakby prawa obywatelskie.Slyszalem 0 tym, jak niektorzy konwertyci w p6zniejszym zyciu spoglqdajqz tE;sknotq ku zapalowi pierwszych miesi~cy wiary. U mniejest cos przeciwnego. gdy patrz~ w przeszlosc, zdumiewam sip, nad wlasnqzarozumialosciq, ktora kazala mi myslec, ze to ja sam dojrzalem dotego, zeby bye przyj~tym do KoSciola. Zdumiewa mnie takze zaufanieksi~dza, Idory widzial mozliwosc post~pu duchowego w tak jalowejduszy.Od czasu do czasu moi przyjaciele, kto1'zy Sq poza Kosciolem, p1'oszqmnie 0 radp,. Sq rzeczy w Kosciele, kt6re ich pociqgajq, Sq inne, ];:toreodpychajq lub intrygujq. Do nich zwracam si~ ze slowami, ktore sil rezultatemmoich wlasnych doswiadczen: "Come inside", "Przystan do Kosciola".Nie mozesz wiedziec, czym Kosciol jest, jak dlugo pozostajeszjJoza nim, chocbys posiadl wielkq bieglosc w dziedzinie teologii, cala tawiedza jest niczym w porownaniu z wiedzq, jakq posiada najprostszy,l'zeczywisty czlonek "Swip,tych Obcowania".Evelyn WaughBum. Wieslaw ToporowskiGRAHAM GREENE I "BOG LASIU"Biografia Grahama Greene'a, napisana przez jego przyjaciela, RonaldaMatthewsa (Mon Ami Graham Greene, Bruges 1957, Desclee deBrouwer 1) zawiera nast()pujqcy opis chrztu wielkiego pisarza:- Gdzie zostales przyje;ty do Kosciola, w Londynie czy w Oxfor­Qzie - zapytalem G1'ahama.- Ani w Londynie, ani w Oxfordzie. W Nottingham!- Dziwnie malo »stosowne« miejsce - rzeczywiScie. Przypomina notatkipetitem w kronice wypadkow, 0 kobiecie, ktora urodzila dziE'ckow metro...- Bo tez to bylocos w tym rodzaju - przytaknql skwapliwie Graham.- Jak jllz postanowilismy sip, pobrac z Vivian, wypadalo, azebym! Pierwsze wydanie wyszlo w B elgii, w J~zyku francuskim.


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE245przeszedl na katolicyzm. Chcielismy to zalatwic jak najpH;dzej, wi~cprzy pierwszej okazji zaczqIem chodzic na kurs przygotowawczy. To bylowlasnie w czasie mego trzymiesi~cznego stazu dziennikarskiego w Nottingham...- Jaki byl ksiqdz, ktary ci€'; przygotowywal, co to byl za czlowiek- spytalem.- Ach, nie mial w sobie nic szczeg6lnie porywajqcego. Z poczqtkunawet trochE'; mnie zniech€';cal. Czlowiek wyobraza sobie surowego, \Vymagajqcegointelektualist€';. Tymciasem maj ksiqdz z Nottingham okazalsi€'; rubasznym, korpulentnym poczciwinq w rodzaju owych »wesolychmnich6w przy wypitce«, kt6rych widuje si€'; na scianach hallu w nadmorskichpensjonatach z kuchniq domowq. Tez zresztq by! konwertytq.Przedtem by! aktorem. J alw ksiqdz nie magI chodzic na przedstawienia,ale jego pok6j by! zawalony fotosami i czasopismami teatralnymi. W tympokoju wlasnie przygotowywal mnie do chrztu, a czasem takze, kiedyf,dzies si ~ spieszyl, rozmawialismy w autobusie. Dopiero pod koniecmojej nauki przyznalem siE:, czemu naprawd€,; przyszedlem: bo chc€';sil; ozenic z katoliczkq. »Aha« - mruknql tylko.- Ale przekonal cil; mimo wszystko?- Zanim jeszcze skol'iczy!em chodzic do niego, bylem intelektualnieprzeswiadczony 0 prawdziwosci religii katolickiej.- To wszystko razem brzmi dose chiodno - rzeklem zawiedziony. ­'rak jakby chodzilo na przykiad 0 sprawienie sobie nowego plaszcza.Czyz moiliwe jest, abys nie przeiyl, tak jak ja, drugiego, prawdziwegonawroce'nia?- Chyba - talc.. - przyzna! Graham ostroinie. Chyba w okresieLiberii i Meksyku... W Meksyku robilem korektE: Brighton Rock. Bog juzwszedl do tej ksiqiki...- Ale sam chrzest? F'owiedz mi jak to przezyles, czy w og6le przeiylescoskolwiek tego dnia?- Och, chtzest - to wlasciwie odby!o si€'; zupe!nie ukradkiem. Bylo,pami€';tam, jakies najzwyklejsze popo!udnie. Stalismy w clemnym kqcieIcatedry w Nottingham, jedynym swiadkiem byla nieznajoma, irlandzkaposlugaczka, ktorej nigdy potem nie widzialem. Wyszed!em od razu,jak sl~ skonczylo, bo spieszylem sj~ na dyzur do redakcji.- I zadnego uniesienia, - nic?- l'!ic. To, co czulem tego wieczoru idqc sam ulicami Nottingham,to bylo raczej wraienie l~ku.- Ltll(U?- Tak. Czu!em, ze jestem oto na ca!kiem nowej drodze i czulem niewyraznie,ze jest przerazajqca i ie przeszedlem juz spory kawaI, sam niewiedzqc kiedy. Wtedy zacz€';lo podnosie si~ we mnie pytanie ......;. do k q dprzyjdzie mi pojse?"Ten konwencjonalny, bezosobisty na poz6r fragment biografii pisa­


246 ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIErza, ktorego najh' psze powiesci i sztuki n azwae przecie mozna dramatamistosunku czlowieka i Boga, musi chyba wydawac si ~ na pierwszyrzut oka niewiarygodny. Przestaje jednak nim bye w zestawieniu z calqpostawq religijnq Greene'a. ° postawie tej pisano juz zresztq bardzowiele. Ograniczmy si~ wi~c tym razem do odnotowania, co sam pisarzoraz jego biograf i przyjaciel majq 0 niej do powiedzenia."Dokqd p r z y j d z i e m i pojse" - myslal Greene spieszqc z ka··tMry Nottingham do redakcji swej lokalnej gazety. Byl rok 1925. Par~lat przedtem, jeszcze w Oxfordzie, poczta przyniosla mu list od nieznajomejmlodej kobiety. List dotyczyl jego recenzJi filmowej w studenckimmagazynie "Outlook", w ktorej napisal. ze Humy kinomanow adorowalyktorqs z kolejnych "gwiazd" podobnie "jak katoUcy Pann~ Swi~tll".Mloda kobieta wyjasniala mu pogodnie w prostych, rozsqdnych slowach,ze katolicy nie adorujq Panny Swi~tej. Greene postanowil poznaeSWq oponentk~ i oto p r z y s z 10m u poslubie Vivian i "wejse na calkiemnOWq drog~" ."Milos{~ i religia - pisal w wiele lat potem - to nie rzeczy, ktoreSIE; bierze. To one biorq nas... Kiedy si~ raz im odpowie, jest si(l wzi~tym.Zaczynamy bye wobec nieh bezbronni". Chrzest ukradkiem w ciemnyml):qcie katedry, l


ZDARZENIA - KSIAZKI LUDZIE 247elementarna ... Nie: Brighton Rock nie mogl napisac czlowiek, ktory»ma intelektualnq wiar~ w dogmaty«.- Moja pierwsza podroz do Liberii na pewno byla wazna - powiedzialGraham. - Wlasciwie znalazlem tam jalupl CZI;SC siebie samegoi musialem eZl'.c, ze tak bl;dzie. Dlatego tak bardzo eheialem tam pojechac".Liberyjskie "znalezienie siebie" bylo wlaseiwie znalezieniem - jakmowi Greene - "namiE;tnego zainteresowania zyeiem", ktore od wczesnejmlodosci bylo mu obce tak dalece, ze Ronald Matthews pisze 0 Greeniez owyeh lat jako 0 "kims nieuleezalnie chorym na melaneholiE;". Po tygodniachcodziennego, osmiogodzinnego marszu p·rzez wqski tunelw dzungli, do ktorego nigdy nie doeieralo slonce, marszu w mroeznym,gE;stym upale tropikalnym, pomil;dzy jednym a drugim atakiem malariinadeszla owa noe najpot~zniejszego ataku i "znuzenia, ktore bylo 0 krokod smierci". 0 noey tej Greene pisze, ze byla "jak nawl'oeenie" - nazycie, Nigdy przecltem nie zaznal, jak twierclzi, tak przemoznej ciekawosciswiata, tak wstrzqsajqeego don przywiqzania. Bye moze ~ trzebabylo konieeznie owej nocy, azeby pasja najbardziej elementarnej Sprawyzycia przebila sil; na powierzehnil; swiadomosci pisarza. W kazdym raziep'o Liberii dopiero - i po Meksyku - odnajduje sil; i krystalizuje powolisam rdzen religijnego pisarstwa Greene'a - to eo stanowi dla nas dzisiajistote: "greenowskiego skandalu"."Nie wiem, ezy jestem pisarzem katoliekim - powtarza autor TheHeart of the Matter w kazdym wywiadzie. Jestem pisarzem - po prostu.Wybieram wie:e temat, ktory wydaje mi sie: najbardziej dramatycznymtematem ludzkiego zycia"."Skandal greenowski -- dodaje jego biograf, Ronald Matthews - towlasnie ow temat jego powiesci: ten sam Bog, ktory zgorszyl bigotowprzypowieSciq 0 robotnikaeh winniey, ukazany jest oto na polu walki tocZqeejsil; w najgle:bszej eiemnosci ludzkiego serca i przypowiese rozgrywasie: jeszeze raz. U samego dna upadku czlowieka, uWiklanego w ehaosswych' malosci, w najostatniejslej minucie przed k1e:skq Bog robotnikowl winniey powoluje pod bron rezerwy »jedenastej godziny«, obeenew kazdej duszy ludzkiej, i rezerwy te, wqtle i zalosne, mogq przecie ­wbrew szemraniu faryzeuszy - ocalie sztandary Tego, ktory jesl BogiemLaski"."B6g Laski". Trudno chyba 0 eelniejsze okreslenie Boga ksiqzekGreene'a, anizeli ten termin z kateehizmu, tak znajomy, ze nie dostrzegasil; niemal jego olSniewajqeyeh . perspektyw. Sam pisarz m6wi zresztqo tym eZE;sto i prosto. "Scobie - twierdzi na przyklad .- nie byl wealeczlowiekiem godnym podziwu. Byl, przeciwnie, zbyt maly w swej niszezycielskiejpasji litosei, azeby umiec bodaj wyobrazic sobie, co to jestLaska. W ostatniej, swiadomej waIee, w kosciele Bog nie zqdal przeciezod niego nie - procz ufnoSci. Tej ufnosei, na ktorq stac nawet przestE;peE;


248 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIEi grzesznika, na ktorll, stac lekkoducha, zaniedbujll,cego beztrosko wlasnll,rodzinE;... Ale moze wlasnie pewien rodzaj dobroci czyni czasem ludzimocnych i dzielnych dalszymi Bogu, anizeli najzwykle jsi grzesznicy?Scobie, stwardnialy w oschlej, samotnej odpowiedzialno~ci, Scobie, ktoryprzez care zycie wypelnial skrupulatnie wszystkie swoje obowiqzki, niem6g1 oto zniesc mysli, azeby Bog mial si~ wmieszac do jego zobowill,zan,azeby mial mu pomoc dzwigae jego ci~zar... Dlatego wlasnie Laska, ktorejnie umial zaufae, musiala szukae go juz poza kresem doczesnej odpowiedzialnosci,musiala wezwae go nie prosbll, 0 zaufanie, do ktoregonie byl zdolny, ale prosbq 0 pomoc. B6g wygral wiE;C ostatecznie tE; strun~duszy Scobiego, na kt6rej przedtem gral Nieprzyjaciel".Przemozna i decydujqca rola Laski w dramacie walki dobra i zlawewnll,trz czlowieka fascynowala coraz gl~biej Greene'a jako pisarza,w miar~ jak "intelektualna wiara w dogmaty" z czasow chrztu w Nottinghamprzeistaczala si~ w ow zadziwiajqco ostry i dramatyczny zmyslobecnosci Boga VI jednowymiarowej na p oz6r codzien nosci ludzi i ichspraw. Jest naturalne, ze Greene musial obrazic na takiej drodze wielenawykow myslowych. ..ObrazH tych - pisze Ronald Matthews - ktorzychcieliby sprowadzie nieobliczalnose ludzkiego serca do statystycznejformuly. Obrazil tych, ktorzy radzi by zamknqc niesk0l1czony MajestatBoga w figurynk~ z bajeczek dla krnll,brnych dzieci, w »surowego pana«rozdaja,cego plusy i minusy. Obrazil i tych takze, ktony wolll, w gl~biserca regulamin »surowego pana«, poniewaz przeczuvvaja, przerazliwezqdanie Boga Laski: za,danie oddania bez reszty i bez zastrzezen...Sam Greene jednak jest 0 wiele wstrzemi~zliwszy w osa,dzaniu swoichkrytyk6w. ..Ludzie sentymentalnie nabozni - mowi - sa, na pewnoo wiele lepsi, niz ty i ja. Nie 0 to chodzi. Niebezpieczenstwo lezy w tym,ze ci ludzie swymi zainteresowaniami i calq swa, postawa, zaciemniaja,wlasciwll, tresc religii, ktora powinna przecie bye straszliwie jasna: ani"pewna ilose nowenn« ani "pewna ilosc dobrych uczynk6w« nie mozezaspokoiC 0lbrzym1ego zqdania Zbawiciela, jak to zdajq si~ niestety sugerowaepewne srodowiska i pewne instytucje. P6jcli za mnq - to jestistotne wezwanie chrzescijanstwa, rownie proste, jak absolutne. Nie powinnosi~ go zamazywac".mgKU NAJWYZSZEMU PIBKNUCharles Du Bos, krytyk, eseista, fanatyczny wielbiciel wszystkichdziedzin sztuki, nalezy do tej plejady pisarzy, ktorzy z pierwszej polowydwudziestego wieku uczynili jeden z swietniejszych okresow literaturyfranCliskiej. Jest takze jednym z tych, ktorzy potrafili przelamae uprze­


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE 249dzenia owczesnej elity intelektualnej do mysli katoliekiej i wysokim poziomemwyrazajqcych jq dziel narzucic dla niej szacunek i uznanie.Byli wsrod nich neofici, konwertyci a takze i katolicy, ktorzy odeszli odreligii swoich lat dziecinnych i dopiero pozniej wrocili do niej kosztemwielu trudow. Takim byl tez Charles Du Bos. Dla tego .typowego intelektualistydroga do wiary nie byla latwa, nie z powodu braku uzdolniendo "oglqdania rzeczywistosci niewidzialnej", ile raczej dla zbyt wielostronnychzainteresowan wszystkimi przejawami duchowego zycia.Urodzony w Faryzu w 1882 r ., zdolal jeszcze wziqc ' z dziewie:tnastegowieku (wiem y, ze jako epoka obyczajowa i atmosfera intelektualna tenokres zakonczyl sie: dopiero z rokiem 1914-tym) to, co on pil'zyniosl ludzkoscinajlepszego: latwosc korzystania z wszystldch skarbow kultury,wytworzonq przez rozwoj srodkow komunikacji, a jeszcze nie umniejszonqprzez pozniejsze ogranicze nia paszportowe i dewizowe. Malo ktoryz pisarzy francuskich cZLII sie, w takim stopniu jak Du Bos Europejczykiem,ktory odnajduje swojq dl,chowq ojczyzne: w zdobyczach kulturywszystkich narodow tej starej cze:sci swiata. Juz sarno pochodzenie usposabialogo do te j roli - byl Francuzem, ale mial matke: Angielke: a babke:Je:zyk angielski byl dla niego drugim rodzinnym j~zykiem.Polk~ .yv swoim Dzienniku nie tylko przechodzi nieraz na zdania angielskie ­czasem n 9.wet zaczynajqc zdanie po francusku konczy je po angielsku,jezeli uwaza, ze jego mysl moze sie: w ten sposob scislej wyrazic. Studia,odbyte cze:sciowo w Oxfordzie., potem rowniei we Wloszechi w Niemczech, sprawily, ze i po wlosku i po niemiecku mowil z najwie:kszqswobodq - i jako krytyk mogl doceniac najsubtelniejsze odcieniestylu autorow piszqcych w tych je:zykach. Poza tym byl wielbicielemwielkich pisarzy rosy jskich dziewie:tnastego wieku: Toistoja, Turgeniewa,Dostojewskiego i Czechowa - i poswi~cil . im kilka swoich najlepszychesejow. Szczegolnie Czechow zachwycal go swojq milosciCj zyciai zwyklego, szarego czlowieka. I nie tylko literatura calej prawieEuropy byla dla Du Bosa otwartq ksie:gq, inne dziedziny sztuki, jak malarstwoi muzyka, byly mu rownie drogie i rowny w nim budzily entuzjazm.CzytajCjc jego Dziennik, gdzie wypowiedzial sie: najszczerze j,odnosi si~ wrazenie: ze wszystk;e wydarzenia nsobistego zycia, wlCjczniez paroksyzmami fizycznego b6lu, stawaly si~ dla niego rzeczq male jwagi w porownaniu do kwartetu Beethovena lub jakiegos ulubionegoobrazu Degasa.Po ukonczeniu studiow Du Bos osiadl w Paryzu i ozenil sie: w 1907 r.z Juliettq Siry, ktora stala si~ jego wspolpracowniczkq i wiernq towarzyszkqjego mysli, piel~gnowala go z po sw i~ceniem w dlugich latachchoroby, a po jego smierci zaj~la si~ pelnym wydaniem jego dziel. Dzi~kiniej i milosci do corki zycie rodzinne pisarza bylo pogodnym Hem duchowegoniepokoju, stwarzanego przez jego nadmiernq wrailiwosci sklonnosc do wiecznej introspekcji.


250 ZDARZENIA - KSIl\ZKI - LVDZIEDo pierwszej wojny swiatowej Charles Du Bos mieszka w Paryzujako bardzo zamozny i ciqgle doksztalcajqcy sil; esteta, tylkc z rzadkapr6bujqc swego pi6ra w artykulach na tematy artystyczne. W roku 1913przechodzi powaznq operacjE; i staje siE; chronicznie chorym czlcwiekiemz kr6tkimi tylko okresami lepszego samopoczucia. Nie moze wh;cbrae l1dzialu w wojnie poza akcjq charytatywnq w francusko-belgijskimosrodku pomocy dla uchodzc6w. Ale wojna pochlania tel. wszystkiezr6dla jego dochod6w i przez to sarno zmienia zupelnie tryb jego zycia.F'raca krytyka i sporadyczne c)l.kle wyldad6w stajq siE; teraz jedynqpodstawq utrzymania calej rodziny. Andre 'Rousseaux w swojej LiteratUTzexx wieku wyraia zdanie, ze choroba i ciE;zkie wa!'unki materialne,nie pozostawiajqc Du Bosowi dosyc wolnego czasu i swobody, nie pozwolilymF dac w drukowanych za zycia ksiqzkach pelnej miary jegoumyslu. Dopiero w wydanych po smierd czterech tomach Dziennikaogarniamy caly nadmiar .refleksji, caly ogrom jego wiedzy 0 sztucei czlowieku. Czy jednak nie przeciwnie - te zewnE;trzne trudnosci przeksztalcilywyksztalconego dyletanta i entuzjastE; w pracowitego pisarza?W kazdym razie lata powojenne, lata choroby i trosk inaterialnych bylydla niego literacko najplodniejsze. On sam m6wi nam w Dzienniku, ze"klopoty pieniE;zne Sq moze kluczem, kt6ry otwiera wejkie do najglE;bszychpoklad6w w czlowieku". Troski te stawaly siE; najbclesniejsze, gdyzmuszaly go do pozbywania sip, cennych ksiqzek i zakupionych za dobrychczas6w obraz6w. 0 rozstaniu siE; z "Damq z filizankq" japonskiegomalarza utamaro pisze jak 0 smierci drogiej osoby: "Od miesip,cy wiedzielismyjuz, ze jest skazana.....Praca w wydawnictwach i zaw6d krytyka zblizyly go takze jeszczebardziej do wsp6lczesnych mu pisaJ"ZY. Pr~wdziwa przyjazn wiqze DuBosa z tak rozniqcymi siE; pomiE;dzy sobq tw6rcami, jak Gide, Riviere,Mauriac, Maurois, Giraudoux, Valery, Jaloux, Gabriel Marcel, Martin duGa,rd. Czytajqc jego Dziennik, gdzie zapisuje nie tylko wrazenia z lektury,ale r6whiez bardziej znamienne rozmowy, mozemy zapoznae siE; z calqliteraturq francuskq ~ip,dzywojennego dwudziestolecia.Jako krytyk byl Charles Du Bos juz prawie ponad miarE; skrupulatnymi rzetelnym. Mozna 0 nim powiedziee to, co on sam pisal 0 Hardym,ze "cechuje go nieugiE;ta uczciwosc mysli, kt6ra zawsze pragnie uwzglp,dniaccalosc doswiadczenia". Zanim zdecydowal siE; pisac 0 jakims autorze,musial zebrac nieprawdopodobnq Sl1mE; informacji 0 jego zyciui tworczosci, 0 jego srodowisku i wplywach, jakim ulegal, azeby go doglE;bi zrozumiec i moc wydac 0 nim sprawiedliwy sqd...Co jest w nimtak uderzajqce - to powaga i ta ciekawosc juz prawie prehistoryczna.....- pisal 0 Du Bosie Paul Valery. Ta zaszczytna skrupulatnoscutn,dniala oczywiscie Du Bosowi produkowanie wielkiej liczby latwychartykulow, obciqzala moze nawet niekiedy przejrzystosc jego krytycznychesej6w, nadawala za to istotnq wagE; jego ocenom. Nawet w tytule,


ZDA.RZENIA - KSlf\ZKI - LUDZIE 251pod kt6rym wydal szereg tom6w swoich krytyk: Approximations wyrazi!t~ rzetelnosc swojej postawy uwazajqc, ze jedynie w p r z y b I i­i e n i u moina poznae tajemnicf; tw6rcy i jego dziela.Drugim charakterystycznym rysem Du Basa bylo to, ie zajmowal si~jedynie kSiqikami, kt6re go w jakis sposob zachwycaly i kt6rym przypisywalwielk"l wag~. Zeby go sklonic do pisania trzeba byio naporu tejfali entuzjazmu, jakim otaczai sztuk\";; trzeba byio zahaczyc 0 t~ ciekawosc,pragnqcq dotrzec do dna omawianego -zagadnienia. Jego krytykawykrywa czasem p~kni\";cia lub zafaiszowania kryjqce si~ w tworczoscidanego autora, nigdy nie bywa lekcewazqca ani ziosliwa. Moie dlategotylu pisarzy ataczalo go d!ugoletniq przyjazniq - czuli, ie on zawszepragnqi wydobye to, co by!o w nich najlepszego ~ "Nieustanny podziwi uwielbienie - oto, co jest najcenniejsze w moim zyciu" - pisze 0 sobieDu Bos w Dzienniku - i ta zdolnosc zachwytu, ta wrailiwosc nawszystko, co w cziowieku i jego moiliwosciach tworczych jest rzeczywisciegodne podziwu, jest tei zapewne najwybitniejszq cechq jego pi~arskiegodziela.Ale ten stosunek do swiata, "stosunek ir6dla do wnikajqcych w niepromieni", znamienny rys zasadniczo religijnej natury, zdawai si~ przezJata wykluczac u Du Bosa potrzebE) jakiejs okreslonej religii. Wychowanyw katolicyzmie, odszedi od niego calkowicie w latach dojrzaiych.Zaspakajala go dostatecznie ta "mistyka laicka", w kt6rej iqczyl si~z Bogiem poprzez piqkno dziel ludzkich. "Wystarcza mi posiyszec pi~k .nqmuzyk~, popatrzec na arcydzielo, przeczytac kilka zwrotek poematu,zeby czue si\"; porwanym, zalanym, uniesionym zachwytem i uwielbieniem"- zwierza si~ Du Bos w swoim Dzienniktt. Wtedy tei wydaje musi~, ie jest jui na zawsze "unieruchomiony pa·za chrzescijanstwem"i niezdolny "do wejscia dobrowolnie w jego kleszcze·'. Dla tego estety,dla kt6rego sztuka byla zr6dlem religijnych uniesien, dla ekletyka, sklaniajqcegosi\"; raz ku tym, to znowu ku innym ideom, w.s zelki ostatecznyw y b 6 r przedstawiai si\"; jako zw~ienie i ograniczenie duchowego iycia.Mowi w6wczas nieraz 0 nagabujqcej go "pokusie nawr6cenia" jako 0 pokusielatwizny intelektualnej, z ktorq pi6rem swoim cale zycie walczyl."Jest we mnie jakas anomaJia - tak sam okresla swoj stan duszy natym etapie - jestem jednoczesnie najbardziej reJi.gijnym i najmniejwierzqcym z ludzi, z jednej strony skionnym do nadawania wartosci religijnejwszystkim najintensywniejszym i najwyiszym moim przeiyciom,z drugiej niezdolnym do wiary w takim.stopniu, ze nie mog~ nawet zro_zumiec wiasciwej treki tego siowa". "Pycha umyslu, tak, to zasadniczaprzeszkoda jakq chrzescijanstwo napotyka w duszach" - powie slusznieDu Bos juz po swoim nawr6ceniu. Ale wrodzona uczciwosc mysli kazemu szukac tresci tego slowa: "wiara", kt6rq iylo tyle wielkich duchow.Zgodnie z swojq pasjq studiowania zr6del zabiera si~ Du Bos do czyta­


252 ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIEniaEwangelii, List6w swi~tego Fawla, pism swi~tego Augustyna i swi~tegoTomasza. Tomizm nie pociqga go jako filozofia, za to swi~ty Augustynstaje si,,: mu najblizszy. "Tam jest jedynie moi.liwy dla mnie katolicyzm"- zapisuje w Dzienniku. Wyznania wprowadzily go w swiat"mistyki boskiej" i jej doznan r6znych od kontemplacji stworzonegopi~kna. Do poznania takze pozaestetycznych doswiadczen religijnychprzyczynily si~ u Du Bosa napady cierpien fizycznych, ktorych znaczeniupo sw i~cil caly esej w si6dmyro tomie Approximations: "De la sOliffrancephysique" (,,0 cierpieniu fizycznyro"). Samotnosc, w jakq gwaltownyb61 fizyczny pogrqia najbardziej otoczonego milosciq czlowieka, wyrywago, zdaniem Du Bosa, z fali czasu, zawiesza w pustce i poraza jakqsstraszliwq terainiejszosciC), kt6ra usuwa mu sprzed oczu przesz!osei przyszlosc. F ozwala mu wi~c dotknqe si~ chocby na t~ chwil ~ istotywiecznosci, ktora moze bye, zaleinie od stanu naszej dt.:szy, przerazliwqprozniq albo intensywnq pelniq. W ciqgu roku 1927 wraCR tei w DziennikuDu Bosa coraz cz~sciej przekonanie, ie od,P0wiedzialnose jego jakoczlowieka i jako pisarza wymaga jednak jakiegos religijnego wyboru,ze trzeba si~ osiedlie duchowo nawet za cen~ tego, co wydaje mu si ~wolnosciq. Powtarza sobie zdanie Nietzschego: "Wolny od czego? Malomnie to obchodzi. 'Volny do czego? To jedynie jest wa:;ne". Ciqgla introspekcja,badanie szczerosci wlasnej mysli, zastanawianie si~, czywiara jego naprawd~ jest wiarq, "gdyi wierzye w Boga, to wierzycw Niego, nawet wowczas, kiedy si~ Go nie czuje w sobie", dr ~czy jeszczei niepokoi pisarza przez dlugie miesiqce. Cierpliwy przyjaciel, ksi E!dzAlterman, pomaga mu wreszcie przezwyci ~z ye te niepev.rnosci. W lipct.:1927 roku decyduje si~ Du Bos wrock do pelnego ,sakramentalnego zyciaw Kosciele. Jak wielu innych konwertyt6w, rna w pierwszym okresiepo nawroceniu poczucie dziwnej oboj~tnosci, ktora jednak nie naruszaodzyskanej wiary i nie umniejsza nieodwolalnoSci tego kroku.Zawsze sklonny do analizowania swoich przezyc zapisuje tez w D zi ennikl(:"Z tym drugim narodzeniem lqczy si~ nie tyle prawdziwa radose,ile podniesienie ceny i wagi wszystkiego i jakby powstawanie nowegoswiata wartosci". Za to plonne okazujq si~ dawne obawy - tw6rczosepisarska nie ulega skr~powaniu, mysl czuje si~ wolna i pulsujqca .zyciem.Stwierdzajqc to Du Bos dodaje: "Moie nie jest rzeczq niemozliwqpoznac samego siebie, ale gdy si~ do tego dojdzie, to juz zupelnie nie ­mozliwe jest siebie zrozumiec".Przyszly potem jednak i i'hne chwile, 'chwile wielkiej zarliwosci religijnej,szcz~scia i poczucia lqcznosci z Bogiem. Mimo choroby wiernycodziennej M'szy i komunii sw. - Du Bos i formacjq inteJektualnq wrastalcoraz bardziej w katolicyzm. Wyznania jego Dziennika i swiadectwajego bliskich przekonujq, ie posiadl on w wysokim stopniu dar modlitwy,tej modlitwy, "ktora nie jest ani blaganiem, ani dzi~kczynieniem,ale wchlanianiem tego swiatla plonqcego zawsze w naszej gl~bi i wpro­


ZDARZENIA - KSU\ZKI - LUDZIE 253wadzajqcego nas w wolE: Boga". Jui to zdanie wyjE:te z zapiskow pisarzapokazuje nam, ze "mistyka boska" rowniez otwarla mu wrotaswoich tajemnic. Rownoczesnie w tych ostat.nich dwunastu latach powstawalynajglE:bsze studia krytyczne: clalsze tomy Approximations,DiaLog z Andre Gidem, Mauriac i probl.em pisarza katolickiego, ksiqzkao Goethem i inne. Wnikliwose, erudycja pozostajq te same, ale - jakpisze Rousseaux - wiara syntetyzuje Jego wszechstronne zainteresowaniai naclaje im wyrazniejszq liniE:. Entuzjasta kultury !lie przestal byeposzukiwaczem piE:kna i jego iycie wewnE:trzne wplynE:lo tylko na wzbogacenieiycia mysli.Choroba pisarza, nie ustajqcego w wytE:ionej pracy i - jak samwyznaje - "nie uznajqcego wakacji", czynBa dalsze postE:PY, dajqC mucoraz krotsze okresy wytchnienia. Po powrocie z Ameryki, gdzie na katolickimuniwersytecie Notre-Dame wyglosil szereg odczytow ,,0 istociepiE:kna", Charles Du Eos umarl 5 sierpnia 1939 roku. Czlowiek, ktory 'ogarnial swoim spojl"zeniem sumE: humanistycznej kultury Europy, niedozy! zlych lat, kiecly usilowaly jq zdeptae stopy nowoczesnych barbarzyncow.Maria l\'~(nstin-G6rskaPRZEZ SREDNIOWIECZE - DO BOCAW pasjonujqcej rozmaitosci nawrocen naszej doby - to naleiy dotypu raczej mozolnych, przewleklych, 0 charakterze przede wszystkimintelektualnym. Truclno tei zrozumiec, dlaczego francuski biograf G u­s taw a Co hen I n::tda! popularnemu jego iyciorysowi podtytul: Unm i.racle d e Notre Dame... Oczywiscie, w pewnym sensie kazde nawroceniejest cudem - tutaj wszakze dokonywalo siE: eno tak dlugimi etapami,wsrod tylu zahamowan, ie cierpliwe dzialanie pierwiastka nadprzyrodzonegoprzytaja siE: w tej plqtaninie dosye glE:boko. Niemniejwysledzic je moina 'wyrainie pomi ~ dzy liniami niejako suchych faktow,skladajCjcych siE: na to dlugie i bogate zycie.Gusta w Cohen, urodzony w 1879 r., syn Zyda i Belgijki - ludziinteligentnych i zupelnie oboj!;tnych religijnie - przynalezal calq dusz'-!do k ultury i narodowosci francuskiej. Jego drogi snury siE: dziwacznymiokrqzeniami: od studiow prawniczych do dziedziny czystego humanizmu,od pr ob poetyckich do badan scisle historycznych - od wspolczesnosci,wabiqcej odkryciami Pasteura, glosami Maeterlincka, Verlaina... w glqbsredniowiecza, tak szczegolnie bliskiego mu duchowo. Poprzez wnikanie1 Abel M 0 rea u: Gustave Cohen, Collection: "Convertis du XX Siec\e".


254 ZDARZENIA - KSIl\2KI - LUDZIEw rdzen tamtej kultury przejsc trzeba bylo nie uchronnie od indyferentyzmudo wspolzycia z tajemnicami wiary!Lecz nie latwe to byly zdobycze i nie kazdy krok wi6dl prosto naprz6d,bez nawrot6w i op6inien .. Dopiero jako poczqtkujqcy adwokat, widz,!c, ie ten rodzaj pracy nieodpowiada mu wcale - bez wahania przerzuca si~ na ±'ilozofi ~ i zdajedrugi doktorat, jako romanista. Fierwsze zetkni~cie si~ z literatlirq i teatrem gl~boki ego sredniowiecza okresla poinie j Cohen ja ko "blysk swia ­Ua, prawdziwe olSnienie... zachwyt - cos jakby zew syreniego spiewu.....I tu dotykamy najistotniejszego chyba podloza tego procesu przemianyduchowe j, kt6ra ci q gn~ia si~ lat z g6r'l czterdziesci.Z "tezy" doktorskie j mlodego historyka powstaje ksiCjzka 0 r eligijnych"misteriach", odgrywanych \v sredniowieczu - nagrodzona przezAkademi~ belgijskq, wydana nast~pnie w e Francji w 1906 r.W r. 1912 powierzono Cohenowi ' katedr ~ j~zy ka i literatury francuskiej w Am sterdamie. W tym okresie odchodzi juz daleko od tradycjiswego dawnego srodowiska.Z pierwszej wojny swiatowej wyszedl Cohen z chlubnymi odznaczeniami- i kal e ct~ e m nie uleczalnym, kt6re jednak nie powstrzymuje good dalszej pracy' naukowe j. Juz od 1919 r . wyklada w Strasburgu Iiteratur~srednich wiek6w - rozprawa 0 Ronsardzie otwiera mu wreszciedrog~ do katedry w Sorbonie (1932 r.). "To wla snie - wyzna je p6zniej- w srodowisku wolnomyslicielskim, na pozor calkiem nie nadajqcymsi~ do tego - mialem si~ spotkac ze swojq rewelacjq.....Wspolna milosc do kultury XIII wieku, tego ..wielkiego wieku Francji",zespala coraz scislej mlode audytorium z niezwyklym profesorem ,ktoremu inwalidztwo dodaje tylez autorytetu, co i uroku... Do dzisowczesni sluchacze opowiadajq z zachwytem, jak dziwnie potrafil onwskrzeszac przeszlosc, nawiqzujqc do zagadniep tera:i:nie jszosci. Tluma··CZqC swym uczniom Cud Teof i !a (misterium dramatyczne z XIII w . Ruteboeufa),wygIasza takie zda nie: .. Nasze sale wykladowe nie majqsiuzyc do sekcji zwiok - ale do wskrzeszania zmarlych!" ..Tylko (dodajenast~pnie), aby praktylcowac wskrzeszanie za przyldadem Pana naszego,aby si~ osmielic na slowa: »wynijdz z grobu!« - potrzeba duzomilosci."W kilka tygodni po tym wykiadzie zglasza si~ do niego grupka student6wz planem wystawienia Cudu Teojila ich wspolnym wysilkiem~ pod kierunkiem profesora. W maju 1933 odbywa si~ pierwsze - poszesciu wiekach - przedstawienie, przyj~te przez publicznosc nadspodziewaniegorqco - tak ie "Teofilisci" zmuszeni Sq do licznych wznowiel1W 1938 r. gra jq z kolei Le jeu d "Adam et d'Eve 2, w sali Sorbo­2 Przeklad polski tego misterillm wyszedl w miesi


ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIE 255ny. "Ku naszemu zdumieniu - pisze 0 tym Cohen - okazalo si~, zecalkiem nieswiadomie wybralismy" na to przedstawienie dzien. Siedemdziesiqtnicy"- kt6ra zwiqzana jest najscislej wlasnie z tekstem owegomisterium.Po kierownictwem swego "Mistrza" odbywajq "Teofilisci" goscinnewyst~py nie tylko we Francji, ale w Belgii, Holandii, Anglii i Hiszpanii.W czasie tych wsp6lnych podr6zy styka si~ "niewierzqcy" profesor z zy­Wq praktykq religijnq mlodych aktor6w - uderza go g1E;boki jej zwiq ­zek z ich przezyciami na scenie... Oto co. sam m6wi 0 tym: "Z py!u r~kopis6w,z r'zekomych mrok6w Sredniowiecza wydoby!y si~ ogniste j~zykiDucha Swi~tego. Laska zstqpila na Genowef~, dzisiaj MatkE: Mari~ Th;;J.r ­sitius... takze na Mimi, kt6ra stala si~ M. Mariq od Najsw. Panny ZwyciE:skiej...na Hipolita Bon... i innych. A ten, co pisze te s!owa, doswiaclezy!r6wniez na sobie jej skutk6w... Niech b~c1zie blogoslawiona historialiteratury, kt6ra tym sposobem przemieni!a siE: w Drog ~ , Prawd E: i Zycie- zachwycajqc umysly i zbawiajqc dusze!""Dlaczego ty siE: nie ochrzcisz?" - pytala w6wczas Gustawa jegozona. Chwila nie nadeszla jeszcze - lecz w swiadomosc opornegQ "kate ­chumena" zapada juz gl~boko zaufanie w mozne wstawiennictwo MatkiBozej, wraz z uroczymi inwokacjami de Coin


2<strong>56</strong> ZDARZENL4 - KSIA,2KI - LUDZIEchodzenie, bylibyscie moz~ ciekawi wiedziec, jak to sil~ stalo, zem si~zwiqzal z wami juz calkowicie... Mlodziezy katolicka - to ty zaLaskq Boi.q podbilas mojq duszG. To ty sprCiwilas, i.e ugiqlem kolana,w pelneJ pokorze i holdzie, razem z "Teofilem", przed "NajswiEitsz'lMatk'l Cudu"... Wy znacie to lepiej, bo od dziecinstwa - mnie jednakzostalo dane, przez LaskG, odzyskac w ten spos6b tyle lat straconychdla adoracji..."Francja zawdzi~cza Cohenowi - miE;dzy innymi - wnikliwe studiao "Dawnym Rycerstwie", 0 poezji Ronsarda, 0 zyciu literackim i spolecznym8redniowiecza - takze 0 Misteriach "Teofilistow", kt6rzy dzialaj,,!nadal i pozostali wierni swemu mistrzowi, jako jego "drogie dzieci".Lecz najwiGcej pr,awd 0 ukochanej przez siebie epoce zawar! GustawCohen w ksiqzce Wielka jasnosc Sreciniowiecza, kt6ra jest jakby telitamentemjego, Iiterackim i filozoficznym SEidziwy profesor zmarlw roku ubieglym.Zofia ZlawiszankaPIERRE VAN DER MEER DE WALCHEREN" ...Czlowiek jest istot'l absurdaln'l. Czemuz nie zadowclic siG tym, cojest niewqtpliwie, tym, co jest ota tu, . w zasiE;gu rE;ki - namacalne,skonczone, realne? A przeciez czujE; poza tym wszystldm, wokolo "nas,nieprzeniknion,,! ciemnosc. I chCE; jq przenikn'lc, Czyz mojq jest winq,ze pytania wybuchajq we mnie jak burze? Czy mojq jest win,,!, ze mu­SZE; szukac wciqz odpowiedzi, kt6ra zaspokoilaby mnie az do kollca?... "Byly to lata 1906-1908, lata dufnego w sobie, wqskiego scjentyzmu,kiedy to pytanie "dlaczego" wykreslano skwapliwie ze slownika filozofii,a determinizm praw nauk przyrodniczych mial bez reszty tlumaczycswiat. Zdolny kry:tyk i publicysta holenderski, dwudzicstosiedmioletniwowczas Pierre Van der Meer · de Walcheren, bawil juz od dwu latw Paryzu. Przybyl tu wraz ze sw"! mlod'l, serdecznie kochanq zonqChristine i malym synkiem, Pieterke, zafascynowany, jak tylu innychartyst6w i myslicieli, stolic'l intelektualnq· swiata. Paryz przyjql go zyozliwiei dal mu wszystko, co mial do dania. JVIuzea i wystawy, salony akaclemik6wi kawiarnie cyganerii, modne cel'des i ubogie pracownie malarzy,wagnerowskie uniesienia, Nietzschego, haszysz... "Czemu nie zadowoliesiG tym, co jest oto tu, w zasiE;gu rE;ld?"Dzis jest przynajmniej nazwa na tE; tragicznq rozterkE; istnienia, nazwa,kt6ra osadza jq jakos we wspolnocie ludzkiego losu. Ale pi~edziesiqtlat temu "nie bylo" egzystencjalizmu. Mlody Bolender, ugodzony nie­PQkojem w pelni "dobrego - jak pisze - i pogodnego zycia", w zadowolonymz siebic i z "postE;pu" gwarnym tlumic pozytywist6w, musialprzezywae podw6jnie sw6j "dramat niedorzecznosci": sqdzH, ze jestw nim osamotniony.


ZD.4RZEN1A - KS11\2K1 - LUDZ1E 257Pierwsze zetkniE:cie Van der Meera z relight katolickq nie nastqpilow formie jakiegos wstrzqsu czy olsnienia. Nie wydaje siE: tez, azeby sklonilago do niej nadzieja, ze tu wlasnie moze bye odpowiedi, kt6rejszukal. Decyzja sp~dzenia paru dni w klasztorze trapist6w wynikalaraczej logicznie z jego posta.wy pisarskiej owych lat, postawy "poznawaniawszystkiego, co tylko moze dae piE:kno, aby nastE:pnie umiee odkrywaepi~kno innym ludziom". Nawe~ tak poj~te, estetyzujqce podejsciedo religii \,-:ymagalo jednak, w czasach mlodosci Van der Meera i w jegosrodowisku, duzej niezaleznosci wewnE:trznej. Nic nie moglo bowiemwzbudzae gl~bszej odrazy intelektualisty owych dni, jak moze zresztqkazdego intelektualisty, anizeli zamach na swobodE: ludzkiej mysli. Pami~taezas trzeba, ze ludzie, wsr6d kt6rych zyl w6wczas Van der Meeri z kt6rych zdaniem siE: liczyl, uwazali Kosci61 katolicki za instytucj~"wstecznq i abso<strong>luty</strong>stycznq, ograniczonq i zgubnq dla godnosci i inteligencjiczlowieka". Protestanckie tradycje rodzinne Van der Meera i liberalnyagnostycyzm jego matki nie mogly r6wniez przyczynie siE: dowyrobienia w nim zyczliwosci dla katolicyzmu. Mial on jednak odwag~poznawae, mimo wszystko - z pierwszej r~ki. Pojechal do trapist6w.Z pobytu tego nie wynies! ani "cudownego nawr6cenia", ani nawetjakiegos zdecydowanego zwrotu ku religii. Wyni6s1 - pierwszq wqtpli_wose. "Swiat spi w swej nieprzeniknionej nocy,. a na malej przestrzenikaplicy, w niepewnym swietle swiec czuwajq ci ludzie. Modlq si~, spiewajq...Szalency? Czy tez to ja sam jestem w bl~d z ie? .."W rokll 1908 Piotr i Krystyna Van der Meer wyjechali do Wloch. By!oto od dawna marzeniem tych dwojga artyst6w (gobeliny i hafty Krystynywzbudzaly juz wtedy dllze zainteresowanie). Uwazali oni pi~kno za nac;zelnqwartose zycia i obiecywali sobie wiele po osobistYm kontakcieLe sztllkq i tradycjami ojczyzny Dantego. Kontakt ten dal im wiE:ceji-bye moze - inaczej, niz przypuszczali. Obok zywych zainteresowanartystycznych, wCjtpliwosc z czas6w Paryza i wizyty w klasztorze trapist6wzyla w nich wciqz, a nie nale:i:eli do ludzi, kt6rzy wykr~cajq siE: odwqtpliwosci."To nie moze bye po prostu komediCj" - pisze Van der Meer pomszy pontyfikalnej w Rzymie, kt6rej majestatyczne pi ~ kno wstrZqSn~fOnim do gl~bi. "MuszE: znaleze wreszcie sens tego. Gdzies musi bye jakasrzeczywistose, kt6rej to wszystko jest zewn~trznym symbolem... To niemoze bye tylko zllldzenie. Gdyby tak byrD... alez wtedy wszystko, wszystkosi~ wali! Sarno pi~kno, same zycie mialoby bye tylko groteskowqfarsq? Nie, nie mogt; nawet pomyslee tego. To zbyt absurdalne..."W rok po powrocie z W!och Van der Meer postanowH poznae LeonaBloy. Tym razem wstrzqs byl niewqtpliwy. "Tylko B6g istnieje dla niegonaprawd~. Czuje si~, ze dla niego istnieje naprawdE:" - {lisal Van derMeer w swoim dziennikll.<strong>Znak</strong> - 9


258 ZDARZENIA - KSli\ZKI - LUDZIENadszedl rok bezposredniej walki 0 Boga. Czytanie Pisma Swi~teg(),studia teologiczne, stosy notatek... Dni, kiedy wszystko bylo jasne. Dni,kiedy wszystko bylo najoczywistszq niedorzecznosciq. W roku 1910 Vander Meer ponownie przyszedl do Leona Bloy. "Od lat krqi~ wokol katolicyzmu...Nie mam wi~cej sit Niech jakis ksiqdz powie mi teraz, co mamrobie. Ja jui nic nie wiem... "Spotkanie z ksi~dzem - wbrew obawcm i oporom pisarza - byloniezwykle kojqce i proste. Van der Meer przeszedl jui sam, jak widae,najdluiszy i najtrudniejszy odcinek drogi. W dzien swi~tego Mateusza,24 lutego 1911, odbyl si~ chrzest obojga Van der Meerow, a jednoczesniechrzest osmioletniego Pieterke. Ojcem chrzestnym Piotra byl Leon Bloy.Wsrod przyjaciol zgromadzonych w kosciele byli tei Jakub i Raissa Maritain.W roku 1929 Piotr Van der Meer zostal dyrektorem paryskiego oddzialuwielkiego instytutu wydawniczego Desclee De Brouwer. Pieterkewstqpil do benedyktynow w Oosterhut, a corka Van der Meerow, AnnaMaria,- do benedyktynek. Ich trzeci, najmlodszy synek, Jan-Franciszekumarl we wczesnym dziecinstwie. Obecnie wi~c rodzin~ zast ~ p owalo Vander Meerom rosnqce grono przyjaciol. Oprocz mal:ienstwa Maritainowi Leona Bloy zaliczal si~ do nich Ernest Psichari, Desvallieres, Rouault...We wspomnieniach Van der Meera z tego okresu, DietL et 1-es hommes("Bog i ludzie"), odnale:ie mozna portrety wszystkich niemal wybitnychintelektualistow i artystow Imtolickich, ktorzy mieszkali w owych czasachw Paryiu. We wspomnieniach Raissy Maritain Les Grandes Amities("Wielkie przyjainie") opisany jest 6wczesny dom Van der Meerowi sami gospodarze - para piElknych, wysokich, jasnowlosych Holendrow,pelnych serdecznej iyczliwosci dla ludzi i niewyczerpanego nigdy entuzjazmudla pi~kna i dobra, kt6re odkrywali wciqz na nowo, poniewaiumieli wychodzie im naprzeciw.Spokojne i pracowite dni paryskie przerwal niespodziewany i tragicznycios. W roku 1933 umarl po krotkiej chorobie syn Van der Meer6w,mlody ksiqdz Pieterke. 8miere ta miala miec zadziwiajqce konsekwencjew zyciu t.ych dwojga niezwyklych ludzi.Miejsce Pieterke w klasztorze benedyktynow w Oosterhut pozostalopuste. Mysl ta dr~czyla uporczywie Van der Meera, poki nie sk.rystalizowalasi~ w przekonaniu, ie powinien sam zastqpic syna. W tym samymczasie r6wniez Krystyna zacz~la myslee coraz cz~sciej 0 wstqpieniu doklasztoru. Zamiary Van der Meerow wzbudzily wsr6d ich przyjaciolniepokoj i trosk~. iVlaritain nie ukrywal swego zdania: powolaniem Piotrai Krystyny bylo, jego zdaniem, malzenstwo chrzescijanskie. Ich dom bylbezcennym ogniskiem "apostolatu swieckich" owego czasu. Kiedy jednakpostancwienie obojga malzonk6w umocnilo si~ mimo wszystko ostatecznie,uzyskali oni zezwolenie wladz koscielnych na SWq heroicznq ofiarEl.W roku 1933, po trzydziestu latach nie tylko wsp6lnego iycia ale tej


ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIE 259rzadkiej przyjazni absolutnej, kiedy kazda niemal mysl jest wsp6lnCj myjlCj,Piotr i Krystyna Van der Meer pozegnali si~ przy bramie klasztorubenedyktynek w Solesmes. Piotr udal si~ nast~pnie do Oosterhut i kazdez rozdzielonych dobrowolnie malZonk6w oddalo si~ nowemu powolaniutak, jak niegdys oddali si~ znalezionej Prawdzie: wedlug calej, najlepszejwiedzy i woli.Po osiemnastu miesiCjcach jednakze przelozeni zacz~li si~ niepokoie.Siostra Anna-Maria-Krystyna Van der Meer doszla najwyrazniej dokresu sil. Gin~la w oczach. R6wniez i Piotr, kt6ry kocha! niewqtpliwiezycie zakonne, zaczynal si~ zalamywae: mysl 0 zonie i jej cierpieniudr~czyla go coraz dotkliwiej. Ludzie, kt6rzy umieli tak heroicznie i bezkompromisowozrezygnowae z siebie nawzajem, w porywie bezgranicznegooddania Bogu, nie potrafili oto bez siebie zye. Postanowiono wi~ckazae im wr6cie do zycia. "B6g przyjCjl ofiar~ Abrahama" - powiedzialopat Oosterhut Piotrowi - lecz odm6wil jej dokonania".Kiedy Piotr Van der Meer ujrzal zon~ po okresie rozlCjki, byla onawyczerpana tak dalece, i.e zalamalo si~ takze jej zdrowie. Min~lo par~tygodni zanim m ogla zaczCje chodzic 0 wlasnych silach, lecz radosc obojgaz odzyskania siebie nawzajem nie miala granic. "Nowa wiosna" - nazywaPiotr Van der Meer w swych wspomnieniach okres po roku 1935,kiedy rozpocz~1i z zonq nowe, "swieckie" zycie.Piotr Van der Meer objCjl z powrotem ' kierownictwo wydawnictwaDesclee De Brouwer i wydal w j~zyku francuskim sw6j slynny dziennik,Jow·nal d'un eonverti ("Dziennik konwertyty"), z przedmowq Leona Bloy,oraz Le paradis Mane ("Bialy raj"). W p6zniejszej, wymienianej juzksiqzce Dieu et les hommes, zebral swe wspomnienia, Z okresu od dniachrztu do chwili opuszczenia klasztoru w roku 1935.Oct roku 1939 Van der Meerowie mieszkali w Holandii. Ich domotwarty byl dla niezliczonych przyjaci6l, a nawet dla nieznajomych. kt6­rzy pragn~1i rady tych dwojga niezwyklych ludzi, lub chcieli ich bodajpoznac. W odczytach, spotkaniach prywatnych, listach i rozmowach Vander Meer staral si~ niestrudzenie dzielie doswiadczeniami swej drogi zewszystkimi, dla kt6rych mogly one bye wskaz6wkCj czy otuehCj.W okresie powojennym Piotr Van der Meer by! jednCj z najbardzie jznanych i szanowanych postaei katolickiej Holandii, a uroczystosci siedemdziesi~cioleciajego urodzin byly swi~tem calego swiata intelektualiit6wkatoliekieh. Tymezasem jednak zdrowie Krystyny zaez~!o si~ pogarszat-i w roku 1954 umarla na seree. Nie nie dzielilo juz teraz Van derMeera od pustego miejsea w klasztorze w Oosterhut. kt6re nie opuscilonigdy jego mysli. W roku 1954 wst~puje z powrotem do "swoieh" benedyktyn6w.22 grudnia 19<strong>56</strong> roku Pierre Van der Meer de Waleheren.OSB otrzymal swi~cenia kaplaiiskie w opaetwie Notre Dame, gdzie znajdujesi~ jego c6rka, obeenie - Matka Krystyna.mg


260 ZDARZENIA - KSL,\ZKI - LUDZIEAS RAF-uLeonard Cheshire, urodzony w roku 1917, studiowal w Oxfordziew chwili wybuchu drugiej wojny swiatowej. Studia jego nie byly zbytgruntowne, bo zajmowal si~ gl6wnie prowadzeniem sportowego wozui wyscigami ps6w, ale moze wlasnie dlatego wojna wydala mu si~ znakomitqokazjq do wyrwania si~ z plytkiego i banalnego trybu zycia i dozaznania podniecajqcych przyg6d.Rzeczywiscie, w angielskim lotnictwie nie zabraklo mu przygod i bardzoszybko wykazal wybitne zdolnosci, odwag~, szybkq decyzj~ i up6rw przeprowadzaniu swoich pomysl6w..BEidqc juz dow6dcq slawnego dywizjonu 617 opracowal razem z australijskimpilotem nowq taktyk ~ b~mbardowania, polegajqcq na wykorzystaniuszybkosci i zwrotnosci samolot6w "Mosquito". Pomysl wyclalsi~ wladzom lotniczym zbyt ryzykowny, ale kapitan Cheshire uzylswych wszystkich wplyw6w i calego uporu i w koricu otrzymal 4 "Moskity"dla pr6bnego bombardowania gl6wnej kwatery Gestapo w Monachium,kt6ra to akcja w ykazala slusznosc jego teorii.Mlodemu dow6dcy chodzilo tu 0 dwie rzeczy: lepszq celnosc bombardowania,a w skutek tego oszczEidzenie niemieckiej ludnosci cywilnej.F'rzeprowadzil nast~pnie jako dow6dca sto 10t6w bojowych na Niemcy,w tym specjalnie trudne bombardowanie wyrzutni V 1, niemozliwe dowykonania bez dokladnego wypatrzenia slabego punktu w osiemnastometrowejgrubosci betonowych oslonach.Cheshire byl wyjqtkowym dow6dcq. Cenil nie tylko swoich pilot6w,ale takze obslug~ technicznq. Kazdemu umial podziEikowac u jmujqcymzdaniem: "To bardzo milo z panskiej strony". Zawsze t ez m6g1 liczycna wyjqtkowe oddanie wszystkich swoich ludzi.Po setnym locie zostal udekorowany przez kr6la jako najmlodszy oficerkrzyzem Wiktorii. Z tej okazji odbylo si~ prywatne kolezeriskie przyj~ cie, obficie zakropione a lkoholem. W rozmowie ktds wymienil: slowoB6g. Wtedy Cheshire odezwal siEi: "B6g nie jest niczym wiEice j, niz sumieniem,kt6re m6wi czlowiekowi, co jest dobre, a co zle".- "Nonsens - odpowiedziala obecna na przyjEiciu kobieta - dziwiE:SlE:, ze tak inteligentny ofieer moze powiedziec cos rownie "niemqdrego.B6g jest Osobq".Kapitan Cheshire nie znalazl odpowiedzi, ale te slowa glE:boko zapadlyw jego duszE:. Calq noe rozmyslal nad swojq publicznq porazkq i wskutektego incydentu zaczql siEi zastanawiac nad problemem istnienia Boga.Wojna w Europie dobiegla kOl'ica, a wtedy Cheshire, jako specjalniezasluzony pilot, uzyskal przydzial do lolnictwa amerykailskiego jako ofieerlqcznikowy. DniCZqCe go zagadnienia religijne zabral ze sobq i wlasnienad Pacyfikiem zdarzyl si~ nastEipny wypadek, kt6ry przyspieszylrozwiqzanie problemu.


ZDARZENIA - KSlf\ZKI - LUDZIE26113 sierpnia 1945 roku Cheshire razem z innymi oficerami wojskalianckich znalazl si~ w nieuzbrojonym samolocie, kt6ry towarzyszylbombowcowi 0 specjalnym zadaniu. Dopiero nad Japoniq oznajmiono oficerom-obserwatoromcel lotu.Kiedy potworny grzyb wybuchu atomowego rozwinql 5i~ nad miastemNagasaki, mlody kapitan zrozumial w pelni wag~ zagadnienia, kt6re gozaprzqtalo: Jaka jest rola Boga w zyc!u ludzkim?Pojql wtedy, ze wszyscy iudzie, nie tylko on sam, powinni siEl zwr6cicdo rzeczy wyzszych od fizyki jqdrowej.Kapitan Cheshire wyciqgnql natychmiast plerwsze wnioski: podalsi~ do dymisji i rozpoczql organizowanie wiec6w przeciwko wojnie. Akcjata, nazywana przez swego inicjatora V. I. P. (Vade in pace), zrobilakompietne fiasko.P6:i:niej wpadl na mysl zorganizowania wspolnoty rolniczej dla dawnychzolnierzy. Kupil w Auglii posiadlosc wiejskq i zaczql organizowacswojq "koloni~". Ale z powodu ziego stanu zdrowia musial opuscic za~rZqd wspolnoty i udac si~ do Kanady, gdzie pracowal jako robotniklesny, a wieczorami rozmawial 0 chrzescijanstwie z pastorem anglikanskim.W ten sposob doszedl do niejasnych poglqdow chrzescijanskich."Od poczqtku mialem wrazenie, ze w Kosciele Angilkanskim jest co~nienormalnego. Nie moglem przyjqc zupelnego braku autorytetu. Instynktowniezrozumialem, ze chrzescijanstwo wymaga wszystkiego lub niczego.F'rotestantyzm wydawal mi si~ kompromisem mi~dzy chrzescijallstwema wolnomyslicielstwem. Bog nie moze si~ zadowolic polSrodkami".Jak pi~knie przebija si~ w tym tekscie zawodowe, zolnierskie echo("czlowieka pod wladzq postawionego".Tymczasem w Anglii kolonia kombatancka zbankrutowala. Cheshirezostal wezwany do powrotu i zamieszkal samotnie w zmniejszonym jui,pustym i zadlu:i:onym majqtku. Pewnego wieczoru, kiedy zastana"vialsi~ wlasnie co pOCZqC ze swojq zrujnowanq posiadlosciq, ktos zadzwonildo drzwi. W pierwszej chwili nie poznal swego goscia, dawnego kapralaz. dywizjonu. Kapral, A. Dykes zostal zwolniony ze szpitala w koncowymstadium raka. Nie majqc :i:adnej rodziny zwrocil si~ do swego dawnegodow6dcy z prosbq 0 przytulek, w ktorym moglby umrzec w spokoju. Decyzjakapitana byla jak zawsze szybka i niezawodna. Ulozyl choregow swoim jedynym 16Zku, dowiedzial siE;, jak trzeba go pielE;gnowac i obiecalumierajqcemu, ktory byl katolikiem, ze sprowadzi mu ksi~dza. Kapralumarl w kilka dni pozniej zostawiajqc swemu opiekunowi ksiqik~ OneLord, one Faith ("Jeden Pan, jedna wiara") autobiografiG slawnego konwertyty,mgr Vernon Johnsona."Czytajqc t~ ksiqzk~ poznalem dogmaty i prawa, ktorych nikt nigdynie zmieni. Nie zrozumialem wszystkiego, ale mialem swiadomosc, iestoj~ twarzq w twarz z najwy:i:szym autorytetem. Dla kogos, kto SPE;dzil


262 ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIE6 lat w czynnej sluzbie, autorytet byl najwazniejszq rzeczq dla poprowadzeniakazdej spolecznosci".Szukajqc prawdy zaczql wypytywae protestant6w, dlaczego zyjq w separacjiz Kosciolem katolickim. "Wszyscy nie-katolicy podawali mi powodyosobiste. Ale kazda z tych racji byla inna, zaleznie od osoby... Jedenszeptal mi do ucha: "Rzym nigdy nie umial.stosowae si~ do epoki";drugi pr6bowaI mi wykazae, ze Rzym zawsze stara si~ wykorzystae nowesytuacje... Tak w polowie 1948 roku odkrylem Kosci6l katolicki. Moglemgo zrozumiee i p6jse za nim. Po raz pierwszy mialem pewnosc, ze sluchamKosciola, ktory posiada zagwarantowany i nieomylny autorytetChrystusa".Cheshire zwr6cil si~ do ksi~dza katolicldego i po czteromiesi~cznymkatechumenacie zostal przyj~ty do Kosciola na Boze Narodzenie 1948roku.Ale zmarly towarzysz broni dal swemu dobremu Samarytaninowi coswi~cej niz ksiqzk~, kt6ra go doprowadzila do Kosciola. Z tego u~zynktlmilosierdzia powstal pomysl zuzytkowania opuszczonej posiadlosci.Kapitan Cheshire zabral do swego domu 32 samotnych nieuleczalniechorych i zwerbowal ochotnik6w na piel~gniarzy - coz, kiedy kopiqcpod domem piwnic~ spowodowal zawalenie si~ calego budynku. Ale i tosi~ oplacilo, bo wskutek tego wypadku dostal 65.000 funt6w z fundacjiCarnegiego na odbudow~ swego dziwnego szpitala.Kamieniem w~gielnym nowego budynku byla figura Matki Boskiej,kt6rq uroczyscie wmurowal marszalek lotnictwa Tedder, dawny szefCheshire'a. On sam nie byl obecny na uroczystosci, bo chory na gruzlic~- musial p6jse do sanatorium i stamtqd wyglosil przez radio przem6wienie.Inicjatywa Cheshire'a rna specjalny charakter - mozna jq tylko por6wnaez mediolaiiskim "Malym domem sw. Opatrznosci". Jest to prawdziwydom (Home), prawdziwa rodzinna wsp6lnota. Pracownicy Sqochotnikami, jedzq i mieszkajq razem z chorymi. Dom jest specjalnie nastawionyna przyjmowanie nieuleczalnych i pozbawionych opieki, kt6rzy(jeSli mogq) wplacajq sw6j udzial na utrzymanie calej spo~ecznosci.Dary wplywajq z zewnqtrz. Sam Cheshire nie posiada zadnych pieni~dzy.Wladze panstwowe patrzq zyczliwie na ten eksperyment, ale niedajq subwencji.W 1950 roku lekarze zazqdali od kapitana Cheshira, zeby zrezygnowalz kierownictwa domu i zajql si~ jakqs spokojnq pracq.To, co powinno bylo bye ci~zkq pr6bq, staIo sill zalqzkiem nowejdzialalnosci. Cheshire przyjql prac~ doradcy w zakladach lotniczychVickers-Armstrong i zamieszkal w malym domku w Kornwalii. W dniuswej przeprowadzki dostal list od dawnego zolnierza, wi~c zabral goze sobq.


ZDARZENIA - KSI4ZKI - LUDZIE 263Przy oblatywaniu nowych maszyn wypatrzyl w okolicy dawne lotnisko,a na nim puste koszary; Nabyl je okazyjnie i zaczql przerabiac osobiscierazem ze swym towarzyszem. Pewnego dnia przechodzqcy tamt~dyokoliczny murarz zauwazyl, jak niezdarnie kapitan obchodzi si~z kielniq - i zaofiarowal swojq pomoc. Za nim przyszli inni sqsiedzi, poternmarynarze z sqsiedniej bazy przychodziIi popracowac w czasie wolnychgodzin. Przed skonczeniem remontu Cheshire zaczql juz przyjmowacchorych i nazwal sw6j nowy dom "Domem sw. Teresy".Kiedy nowy osrodek byl juz w pelni aktywnosci, Cheshire dostal listod pewnej starszej pani. Prosila go ona 0 przyj~cie syna, dawnego pi­Iota, cierpiqcego na chorob~ nerWOWq, kt6ry nie chcial isc do innegozakladu, tylko do domu kapitana.Przyj~to dawnego pilota ale okazalo si~, ze jego choroba zle wplywana innych pacjent6w. Odeslac go? 0 nie. Cheshire zaloiyl trzeci dom,"Dom sw. Krzyza" dla umyslowo chorych. Potem czwarty...W 1952 roku kapitan musial isc do szpitala, bo gruilica zaatakowalaoba pluca. Uciekl ze szpitala na szesc tygodni, zeby wziqcudzial w w~drownejmisji w Kornwalii. Ale przeliczyl si~ z silami i musial si~ poddactrzem operacjom pluc.Od roku 1952 Cheshire przebywa w sanatorium, co mu wcale nieprzeszkadza w prowadzeniu dalej swojej akcji. Pomaga mu BBC, pomagajqludzie (cz~sto niekatolicy), z kt6rymi si~ niegdys zetknql: WOZqjego korespondencj~, zalatwiajq sprawy i za najwi~kszq nagrod~ uwazajqujmujqcy usmiech kapitana i ten slawny juz zwrot: "To bardzomilo z panskiej strony".Pomaga tez prasa, pisma oglaszajq wywiady z "najslawniejszym konwertytqangieIskim", konczqc je na prosb~ kapitana informacjq: "KapitanCheshire przyjql honorarium, prosil tylko 0 zamieszczenie tej notatki:Jesli znacie kogos, kto znajduje siE: w potrzebie, powiedzcie mu, zebynapisal do kapitana Cheshire".Dawny as lotnictwa nie ogranicza siE: tylko do zakladania swoichdom6w dla chorych. Stara si~ przez pogadanki r3.diowe i "akcjE: sw. Calunuz Turynu" wyjasnic wszystkim ludziom znaczenie cierpieniaw chrzescijanstwie.W roku Maryjnym poprosil 0 kr6tki urlop ze szpitala i samolotemudal: si~ do Lourdes, a nastE:pnie zorganizowal cotygoctniowy Iotniczytransport ci~:i:ko chorych do cudownej groty.Jest zdumiewajC}ce, czego potrafil dokonac ten "najbardziej niszczy_cieIski pilot RAF-u", rozmiar akcji, kt6rq prowadzi ten ci~:i:ko chorygrl1zlik. Wydaje si~, ze w dniu swego nawrocenia dobry zolnierz przynioslBogu wszystkie swoje Iudzkie i wojskowe wartosci: odwag~ i szybkqdecyzj~, zmysl praktyczny i wiernq konsekwencj~ czlowieka, ktory wziqlna serio obietnicE: ChrystusoWq: "Bylem chory, a ty mnie nawiedziles".Anna TUTowiczowa


264 ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIEJOHN WU ,,0 Boze, jeW istniejesz, chc~ poznae Twojq niezgl~bjonq woJ~..." ­tymi slowy trzydziestoosmioleini poeta konczy opis w~drowek swojegoserca. blCjkajCjcego si~ po ,manowcach w rozpaczliwym poszukiwaniuOdwiecznej Prawdy 1. Nie wiedzial wowczas. ze na takie wezwanieBog odpowiada zawsze. Nie przeczuwal. jak rychlo znajdzie si~ "wewnCjtrzdomu SwiaUosci".Sam bardzo surowo oceni pozniej ten burzliwy okres swojego zycia:"Mi~dzy Bogiem a mnq odbywal si~ rodzaj gry w ciuciubabk~.Lecz jesli Go nie znalazJem. to byla moja wina. Zamiast szukac Go nadrogach, wskazanych przez Chrystusa, szukalem Go na wlasnych. Zamiastpracowae. aby stae si~ Jepszym, szukalem tylko pot~gi... Widzialemdobrze n~dzne warunki ubogich. ale nie widzialem swojej n~dzyduchowej... Uwazalem. ze jestem milosierny. kiedy biednym prostytutkomplac~ dwa razy tyle. co inni klienci... Nie rozumiaJem. ze ratowaeinnych mozna dopiero zatroszczywszy si~ 0 wlasne zbawienie,ani ze wartose jednej jedynej duszy ludzkiej przewyzsza. jak mowi sw.Augustyn. wartose calej materii we wszechSwiecie. Slowem. moja koncepcjazyciowa. oparta na pysze i wyst~pku, zatrula te troch~ zalet,jakie odziedziczylem po rodzicach oraz nabylem przez pierwsze i przelotnezwrocenie uwagi na Chrystusa... Pragnqlem Boga, lecz. zapomnialem.ze Chrystus jest Drogq do Niego... Chcialem bye wolny, a zapomnialem,ze jedyna wolnose to posluszenstwo przykazaniom Boskim.Chcialem zye, a bieglem szerokim goscincem. kt6ry wiedzie na zatracenie...1m bardziej usilowalem wydostae si~ z bagna grzechu, tym gl~biejw nim grzqz!em. Swiat caly stal mi si~ wi~zieniem i nieustanniebilem g!OWq 0 mur - bez zadnych wynikow... Dodam, ze by! to okres,kiedy w dziedzinie ludzkiej i materialnej cieszylem sif, najwit:kszq pomyslnosciCj.M6j niepok6j i smutek nie plyn~ly z zadnych przejse naturyfizycznej".A przeciez piszCjc te slowa John byl chrzescijaninem JUz od lat dwudziestu!Jakze si~ stalo, ze tak daleko odbiegl od Chrystusa i tak mozolniemusial szukae Go na nowo? Odpowiedz na to pytanie znajdujemyw pierwszej cZ~Sci jego autobiografii.Pierwszq wielkq nami~tnosciq Teh-son'a (imi~ John przybral sobiedopiero jako student, zgodnie z modq na imiona europejskie, jaka panowalawtedy na chinskich uczelniach wYZszych) byla nauka. Pewnegodnia przeczytal nast~pujqce zdanie Konfucjusza: "Majqc pi~tnascie Jatpostanowilem poswi~cie zycie nauce" i zaraz na marginesie ksiqzkinapisal: "Postanawiam poswi~cie zycie nauce, a mam dwanascie Ja.t".Opisujqc ten fakt John dodaje: "Mialem wrazenie. ze pobilem rekord1 John Wu, Par delo Pest e t ['ouest. Tournai-Paris 19<strong>56</strong>, wyd. Casterman,


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE265Konfucjusza 0 trzy lata. Od tego dnia ucz~ sie: stale... A dzis wolalbymumrzec, niz przezyc jeden dzien bez radosci czytania lub rozmowyz wyksztalconymi przyjaci6lmi". Wyznanie to jest bardzo charakteryst.yczne.John Wu z powolania jest przede wszystkim czlowiekiemnauki. Stanowiska piastowal w zyciu rozmaite. Kolejno byl profesoremprawa porownawczego, se:dziq, adwokatem, autorem projektu konstytucji(w 1945 r. bierze udzial w posiedzeniach ONZ). W poczuciu obowiqzkuwobec swojego kraju przyjql nawet tek~ ministra sprawiedliwosciw chwili, kiedy narazalo go to na niebezpieczenstwo osobiste. Alez radoSciq powracal do pracy naukowej, gdy tylko mog!. Dzis jest profesoremfilozofii chinskiej w Honolulu. I moze pozostalby znany tylkospecjalistom tej ga1e:zi wiedzy, gdyby nie spowiednik, o. Maestrini,ktory wymogl na nim napisanie autobiografii. Dzie:ki o. Maestrini poznajemyJohna Wu, interesujqcego pisarza i uroczego czlowieka.Wdzie:k tej relacji polega przede wszystkim na wielkiej prostociei pokorze. Autor nie pomija ani eiemnyeh plam, ani wielkich osiqgnie:eswego zyeia; pierwsze przypisuje tylko sobie, drugie - Bogu i JegoMateI'. G1e:boka, serdeezna milose Johna Wu do Maryi to jeszeze jednaceeha, ktora ehwyta nas za seree.Z chrzescijru'lstwem spotkal sie: John po raz pierwszy na wydzialeprawa, prowadzonym przez amerykanskq misje: metodystow. W roku1917 przyjql chrzest.W jesieni 1920 r . mlody absolwent (juz zonaty i ojciec dwoeh synow)udaje si~ do Stanow Zjednoezonyeh na dalsze studia. "Mialem zwyczaj- pisze - opuszezac kabine:, skoro tylko towarzysze podrozyzasne:li. Sehroniwszy sie: na tylnej cze:sci pokladu modlilem sie: kle:ezqeprzez godzine:. W eiqgu pie:tnastu dni modlilem sie: tak sam na samz Bogiem. Na Oeeanie Spokojnym prosilem Boga 0 spotkanie Wschoduz Zachodem, 0 spokoj dla swiata. Niebo bylo jasne, ksie:zye swiecHi gwiazdy iskrzyly sie: dookola. Swiat przestawal istniec dla mnie, napawalemsie: przedsmakiem wieeznosei. W sereu moim rozbrzmiewalypsalmy... Bylem wolny i radosny, jak ptaki niebieskie i morskie ryby.Oddalony od domu, nie czulem sie: wygnallcl·m. Nieustannie rozszerzalysie: moje widnokn:gi umyslowe. Byla to moja pierwsza podroz, jakgdyby podroz narzeczenska z Jezusem. Niestety, zare:czyny mialy trwackrotko... Mialem Go wkrotee opuseie, i na ezas bardzo dlugi..."Pogrqzony w pracy nad ukonczeniem tezy doktorskiej, John zaezynatracie wiare:, ktora nie ,byla silnie zakorzeniona. Gorszy sie:, zeehrzeseijanie tak malo przejmujq sie: swojq religi


266 ZDARZENIA - KSIA,ZKI - LUDZIEW roku 1924 wraea do Chin i razem z rodzinq przenosi sit: doSzanghaju, gdzie wyklaqa prawo porownaweze. Dwudzies.topit:cioletniprofesor odznaeza sit: smialosciq poglqdow; sluchacze nazywajq go"doktorem jurisimprudencji"...Mianowany w dniu 1. I. 1927 st:dziq trybunalu do spraw mit:dzyChiilczykami a obywatelami innych pailstw na terenie koncesji mit:­dzynarodowej, pisze w liEcie do przyjaciela, wybitnego prawoznawcyamerykailskiego, O. W. Holmesa: "Nie rozumiem, jak mozna zwqtpicw OpatrznoEe Bozq ... Obym zawsze chodzil w obecnosci Boga, oby wy­I'oki, jakie wydam, byly wszystkie odbiciem Jego glosu, pelnego pokojui slodyczy..." Chociaz nie czul sit: juz chrzescijaninem, na pewnopozostal wit:c deistq glt:boko wierzqcym. 0 godnosci swojego urzt:dumial pojt:cie bardzo wysokie. Na zarzut, ze pewne jego rozstrzygnit:ciemoze miee niekorzystne skutki dla kraju, odpowiada: "St:dzia nie mozekierowac sit: ani przyjazniq, ani zobowiqzaniem. Zasiadajqc w sqdzienie moze miee zadnych wzglt:dow politycznych, religijnych ani raso­""ych... B6stwem je,go rna bye prawo".Jako autor licznych prac naukowych, John Wu zyskuje slawt: nietylko we wlasnym kraju, ale i za oceanem. Zostaje profesorem uniwersytetuw Harward, ale gdy jedzie do Chin po rodzint:, z powodu chorobyzony musi zostac w kraju. Tu zaczyna sit: okres, ktory John Wunazywa najlepszym i najgorszym okresem swojego zycia; najlepszympod wzglt:dem materialnym, najgorszym - pod duchowym. John zaezynapraktykt: adwokackq, a ze cieszy sit: wielkim uznaniem, zarabiasumy olbrzymie: w pierwszym miesiqcu 40000 tael6w, co wynosi prawietylez dolarow amerykailskich. "Pieniqdze, zwlaszcza obfitose pienit:dzy,to zr6dlo wszelkiego nieszczt:scia - pisze John. - Kliencizacz~li mnie zapraszac na przyjt:cia, jakie urzqdzali w kwietnychdomach... 2 Zanim Sit: spostrzeglem, juz bylem zapamit:talym graczem.Przez dwa lata spt:dzilem wszystkie wieczory poza domem. Wystarczymi pomyslee 0 tym okresie, aby odczuc zapach piekla. Przez caly tenczas czulem sit: okropnie nieszczt:sliwy i niezadowolony z siebie. Alenie umialem uwolnic sit: od na!ogu. 1m bardziej czulem sit: nieszczt:sliwy,tym chciwiej szukalem uciech, a im wit:cej zatapialem sit: w ucieehach,tym bardziej czulem sit: nieszcz~sliwy. Wciqgnq! mnie straszliwywir. Bylem zrozpaczony. Ilekroe mowiono mi 0 religii, wpadalemw gniew. Zalowalem, ze ozenilem sit: z kobietq bez wyksztalcenia. Kilkakrotnieproponowalem jej rozw6d, jedn!ik skoro tylko wyrazala zgodt:,wycofywalem sit:, bo sumienie mowilo mi, ze zle postt:pujt:... Sam widokzony napawal mnie wstrt:tem. 0 dzieciach - a bylo ieh juz dziewit:cioro- nie myslalem wcale, z wyjqtkiem okresu ich choroby... Pewienjestem, ze nie przesadzam w surowosci oceny, bo oto, co sit:Domy gl'Y. pl'owadzone przez kobiety lekkich obyczaj6w (przyp. c. P.).


ZDARZENIA - KSIA,2KI - LUDZIE 26 7zdarzylo. Pewnego dnia znalazlem zeszyt szkolny najstarszej corki,zawierajqcy rodzaj dZiennika, pisanego dla nauczycieli. Przeczytalemw nim urywek:Nasze zycie rodzinne jest po prost1-t okrupne... Kiedy wychodz~ doszkoly, mowiq mi, ze tatus wlasnie si~ polozyl, kiedywracam wieczorem,mowiq mi, ze wlasnie wyszedl szukac uciech. Zawsze zastaj~matk~ we lzach. Co zawinilam, zeby urodzic si~ w takiej rodzinie.Kiedy czytalem te slowa, niewymowny bol przeszyl mi serce. A jednaknie zmienilem swego zycia... mimo przyrzeczenia, zlozonemu najstarszemusynowi, ktory z calq delikatnosciq zwrocil mi uwag~ na krqzqce0 mnie pogloski, jakim nie chcial wierzyc...Wreszcie zakochalem si~ w pewnej 5piewaczce; zazqdalem, aby mojazona pozwolila mi jq wziqc do domu jako naloznic~. Zona - niech Bogjq b!ogoslawi - nie zgodzila si~. Dodala jednak, ze zgodzi si~ na to,kiedy dojd~ do czterdziestego roku zycia... Uscisn~1iSmy sobie r~ce naznak, ze umowa jest zawarta... Przede mnq lezala ziemia obiecana...Ale Ojciec Milosierny mial dla mnie inne plany. Na krotko przed wyznaczonymprzez zon~ terminem wyrwa! mnie ze szponow szatana.Skonczyl si ~ koszmar trwajqcy siedem lat."Pozniej autor napisze: "Z Chrystusem dom rodzinny 'jest podobiznqnieba; bez Chrystusa to podobizna piekla".Tymczasem kariera Johna rozwija si~ coraz pomyslniej. 1 stycznia1933 r. rzuca adwokatur~ dla polityki: wchodzi do Izby ustawodawczej.Uklada projekt konstytucji. Zostaje kierownikiem departamentu w InstytucieSun-Yat-Sena, majqcym za zadanie rozwoj kultury i oswiaty.W 1935 r. zaklada i redaguje miesi~czny przeglqd kulturalno-literackiw j~zyku angielskim. Pierwszy numer "T'ien Hsia Monthly" ukazujesi~ w dniu narodzin dziesiqtego dziecka Johna. Chlopczyk otrzymujeimi~ Chi-Wen, co znaczy: poczqtek kultury.Cala ta wyt~zona dzialalnosc nie moze jednak zapelnic pustki serca,st~sknionego za Bogiem. Dziennik Johna pod datq 13. X. 1936 r. przynosibolesne wyznanie: "Wyprobowalem, jednq po drugiej, wszystkienamiastki religii, ale zadna nie dala mi zadowolenia... " Totez corazcz~stsze Sq chwile, kiedy marzy 0 Bogu, Jednakze, jak stwierdzi p6zniej,"Boga znajduje si~ w posluszenstwie Jego przykazaniom, a nie w bezplodnychmarzeniach, Daje si~ dowod istnienia puddingu jedzqc go;podobnie daje si~ dowod istnienia religii zy jqC religiq ".Kiedy w 1937 r. wybucha wojna chinsko-japonska, doktor Wu sluzyswojemu krajowi piorem i zywym slowem. Rodzina Wu, l':muszona doopuszczenia swojego domu, chroni si~ we francuskiej l:oncesji.Skazany na przymuSOWq bezczynnosc w obl~zonej dzielnicy miasta,w swym pokoju przezywa John to, co mozna nazwac najwazniejszymokresem jego zycia. Pod wplywem Apologii Newmana szuka jakichsblizszych informacji 0 Kosciele katolickim, ktory dDtychczas jest mu


268 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEprawie zupelnie nieznany. Dostaje Zycie Chrystusa Papiniego. Odpierwszych stron porywa go urok tej ksiqzki. Najwi~ksze jednak wrazeniewywarly na nim strony poswi~cone grzesznicy, kt6ra przyszlanamascic stopy Jezusowe."Zaledwie skonczylem czytac, wybuchnqlem gwaltownym lkaniem.M6wBem Mu: Jezu, ja takze jestem istotq sprzedajnq. Bog udzielil m idar6w duszy i umyslu, a ja odrzucilem je, aby szukac zaszczyt6w swiatowychi bogactwa. W swiecie polityki i zycia spolecznego ja takzebylem zmuszony udawac przyjemnosc, jakiej wcale nie odczuwalem,i okazywac twarz usmiechni~tq tym, kt6rych nie cierpialem. Przebaczmi, Jezu, i pozw6l, ze stopy Twoje oblej~ Izami! I przebacz takie siostrommoim, biednym kobietom z dom6w rozpusty, kt6re Sq lepszeode mnie. Daj im Twojq swi~tosc!Po tej modlitwie dusz~ mojq zalala tak wiellm radosc i pociecha ,ze z gl~bi mega serca trysn~ly lzy wdzi~cznosci i polqczyly si~ ze lzamiskruchy. Czulem, ie w owej chwili Chrystus wziql mnie znowu w otwarteramiona. Przeszedlem tak wielkie uniesienie radosci, ze nigdy nieb~d~ go mogl zapomniec. B~dqc protestantem nie wiedzialem wcale,ze istnieje spowiedz. Ten powrot do Jezusa wystarczal mi, przynajmnie jchwilowo..."U Williama Jamesa spotkal po raz pierwszy postaci swi~tych katolickich."Kosci61, ktory zrodzil takie osobistosci, musi obfitowacw swi~tosc . Zadawalem sobie pytanie, czy kiedykolwiek b~d~ mial szcz~scienalezec do grona jego syn6w" - pisze John Wu pod wrazeniemtej lektury.Po zdobyciu Nankinu przez Japonczykow w 1937 r. Wu chroni sir:w domu dawnego kolegi, Juana Chia-Huang. Juan i jego zona Sq gorliwymikatolikami. Co wieczor razem z dziecmi odmawiajq rozaniec."Pewnego dnia widzqc obraz sw. Teresy od Dzieciqtka Jezus zapytalemczy to jest Matka Boska? Juan wydawal si~ zdziwiony mojq ignorancjq.»Nie - odrzekl - to jest sw. Teresa z Lisieux, znana w calym5wiecie pod nazwq Malego Kwiatka«. Nigdy 0 niej nie slyszalem. "Jakto - zawolal Juan - ty czlowiek wyksztalcony, nie znasz nawetimienia tak slynnej swi~tej? « - Zamilklem. Ale po cichu powiedzialemsobie, ze Juan przypomina tych wiesniak6w, ktorzy powqtpiewajq 0 inteligencjiludzi, nie znajqcych ich babci".A jed-nak przeczytawszy broszurk~ 0 swi~tej dr Wu prosi przyjaciela0 cos obszerrfiejszego na temat jej ;iycia. Dostaje Dzieje Duszy.W trakcie czytania postanawia zostac katolikiem. Zawiadamia 0 tymJuana, ktory wyznaje, ze od dziesi~ciu lat razem z rodzinq modlil si€;o jego nawrocenie. "Ojciec Germain, rektor uniwersytetu "Jutrzenka«,podjql si~ uczyc mnie religii".18 grudnia 1937 r. ochrzcil mnie sub conditione. Nazajutrz przyjqlempierwszq Komuni~ sw. Przez cale zycie szukalem matki i wreszcie zna­


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE 269, lazlem jq w Kosciele katolickim - w potr6jnym stopniu. B6g jest mojq1atkq. Kosci61 jest mojq Matkq, i NajswiE;:tsza Panna jest mojq Matkq...Moze wydac si~ dziwne, ze nie odczulem zadnej radosci w dzief! chrztua ni w dzief! I Komunii sw. Zawsze reagowalem bardzo powoli... Dopierow pi~c dni poiniej radosc zalala moje serce" .Zaledwie sam doznal szcz~scia wiary, zaczyna ap'ostolowac. "Najlepszymsposobem, aby zuzytkowac swoje doswiadczenie religijne, jest udzielanie go drugim" - pisze w swoim dzienniku. Jako lowca dusz nierazrna przed sobq trudne zadanie. Ale nie zni e ch~ca siE:: nigdy.John pr6buje oczywiscie nawiqzac z zonq rozmow~ na temat religii,jednak bez powodzenia. Dopiero w 1940 r . uzdrowienie istotnie niezwykle malenkiej c6reczki, po chrzcie i oddaniu jej pod opie kE:: sw. Teresyod Dzieciqtka J ezus staje si~punktem zwrotnym w dzie jach rodziny.W ciqgu szesciu zaledwie miesiE::cy przyjmuje chrzest zona doktora \Vuf dwanascioro dzieci. "Oboje z zonq znalei lismy pok6j w Sercu Jezusa.Lqczy nas wsp6lna milosc. Robiqc postE::PY w milosci Bozej, robimy post~pyw m ilosci w zajemne j. W ciCjgu ostatnich dw6chlat - pisze dr Wuw swej a utobiogra fii - razem z :i;Ol1q przys tE::powalismy do Komunii sw.coclziennie ... Ilekroc kl E::kam obok niej przy balustradzie, czuj~, jak drzE::z r adosci i podziwu. Boie, m6wiE:: w gl ~ b i serca, czy to jest mozliwe?ezy to sen, czy tez r zeczyw istosc? Zrobiles z naszego zycia wieczny miesiqcmiodowy; a przeciez to zycie ziemskie jest dopie ro poczqtkiem...B6g niepostr zezenie otworzyl mi oczy na zalety mojej zony... rozumiemelzis, ze nie jestem jej godny... Mimo stale pogarsza jqcego siE:: polozeniamaterialnego ostatnie dziewiE::c lat b ylo dla nas jak gdyby nieustannymswi E::tem... Wielbim y Chryst usa, ktory jest wsp61nym naszym dobrem,On nas jednoczy ."Internowany przez J aponczyk6w, autor zdolal zmylic ich czujnosci uciec do swoich, a potem r azem z nimi przedostac siE:: na ter en nieokupowany.'Do Kweilinu przybyli w czer w cu 1942 r. CZ E::ste naloty gnE::­bHy mieszkanc6w miasta. Trzeba bylo wyzywic i utrzymac wielkq 1'0­d zin~ (najmlodsze, tr zynaste dziecko mialo zaledw ie 3 miesiqce, a Johnrnial w kieszeni 40 dolar6w i nie m ial zadnych widok6w na zarobek).Uchodi cy idq przez m iasto puka jqc do kazdych drzwi, ale nic nie znajdujq. Wreszcie ktos wskazal im r uderE::, polozonq u st6p wzg6rza, za trupiarniqszpitalnq. "Dom" jest istotnie niezwykly. Pief! drzewa rosnqcegoukosnie w hallu w ystaje na zewnqtrz popr zez dziurE:: zrobionq za oknami.Dziura byla tak wqska, ze w burzliwe dni drzewo potrzqsalo calym domemo"Pewnego dnia sytuacja byla tak gr ozna - pisze John - ze wziqlerndo rE::ki krucyfiks i stojqC w hallu zaklinalem wiatl': 0 wietrze, zabraniarnci, w irniE:: Chrystusa, wiac choc\;Jy tylko minut~ dluze j! Zapominasz, ze wlasnie UumaczE:: Bibli ~ ! Trwalo dziesiE::c minut, zanim wiatrm nie usluchal. Jest to zywiol uparty".Trzeba tu wyjasnic, ze na parE:: tygodni przed t q scenq dr ~u pojechal


270 ZDARZENIA - KSlt\ZKI - LUDZIEdo Chungkingu w poszukiwaniu jakiejs pracy zarobkowPj. Byl juz prawiezdecydowany powr6cie do adwokatury, kiedy zaproponowano mustahl i dosye wysokq subwencj~ za przelozenie na j~zyk chinski NowegoTestamentu i Psa!m6w. Fraca jak najbardziej pociqgajqca dla Johna.oswiadczyl jednak, ze nie wezmie za niq pieni~dzy. "Tlumaczenie Bibliito nie zaw6d, to powolanie".Dal si~ jednak przekonae i przyjql proponowanq subwencj~.\Varunki materialne byly coraz ci~zsze. Wskutek spadku wa<strong>luty</strong> subwencjawynosila zaledwie trzeciq cz~se n~dznych zarobkow rikszarza.Nieraz gl6d zaglqdal w oczy, a w domu nie bylo ani grosza. Ruderaprzypominala ra czej chlew, niz ludzkie mieszkanie, dach przeciekal.W noce deszczowe kilkakrotnie trzeba bylo przenosie !ozka w poszukiwaniusuchszego kqta. Ale i to n~dzne schronienie przestalo bye bezpiecznewobec ofensywy japonskiej na wiosn~ 1944 r.Ostatnim pociqgiem rodzina Wu opuszcza Kweilin. Mimo tak wielkichtrudnosci powodzenie przekladu Psalm6w bylo olbrzymie.Mimo licznych zaj~e dr Wu nie zapomina, ze rna bye "rybakiemdusz": "Bog wybral ion~ mojq i mnie - pisze - na narz~dzie wielunawrocen, zwlaszcza wSl'od krewnych. M6j brat J6zef z calq rodzinq ­15 os6b, siostra moja Gel'truda z rodzinq, siostl'Y jej, siostrzency i pewnaliczba przyjaciol przyj~li katolicyzm. Przed jednym z tych chrztow biskupSzanghaju zauwazyl: "Zanim pan wyruszy do Watykanu, zakonczypan r6zaniec nawr6cen". B~dqc juz na pokladzie okr~tu razem z calqrodzinq (opr6cz Tomasza, ktory tymczasem ozenil si~) policzylem rybyw swojej sieci: bylo ich 51. ...Zabieralem ze sobq r~kopis Nowego Testamentu.Tlumaczenie moje otrzymalo w 1948 r. "Imprimatur".W 1949 r. John Wu raz jeszcze jedzie do kraju, po czym wraca doRzymu po rodzinl; i przenosi si~ do Honolulu jako profesor prawa chiI'lskiegona uniwersytecie hawajskim. "Jest to poczqtek nowego rozdzialumego iycia" - pisze.A oto kilka mysli wyj~tych z zakonczenia ksiqzki."Nad calym moim zyciem unosila si~ milose Boza. Wszystkie rozproszonejego kartki milujqca r~ka Boza zgromadzila w jednym tomie. Naprawd~Duch milosci wszystko zrzqdzil w spos6b pelen slodyczy... Jedynym6j smutek to to, ze nie dosye kocham Boga"."Najpilniejszym naszym obowiqzkiem dzis jest rechrystianizacja8wiata - zaczynajqc od siebie samego oczywiscie, ale nie odkladajqctroski 0 swiat na czas po wlasnym nawr6ceniu"." ...Mil,,{;e jest wszystkim... Czlowiek Wschodu, jakqkolwiek wyznawalbyreligi~, nie jest szcz~Sliwy, poki nie znajdzie matki. Jest to jednaz przyczyn, dla kt6rej duch m6j byl stale niespokojny przez 19 lat, kiedybylem metodystq. Brakowalo mi matki. Czy B6g nie wystarcza? Wystarczana pewno i przeobficie. Ale On . chce, abysmy Matk~ Chrystnsowll


ZDARZENIA - KSI.l\ZKI - LUDZIE 271mieli jako swojq wIasnq matk~ . Poki nie speinimy tej J ego woli, naszaczesc dzieci~ca dla Niego pozostaje niezupelna","Czy stracilem cOs zostajqc katolikiem? Absolutnie nic. Przeciwnie,zyskalem Chrystusa, a z Nim razem wszystko. To prawda, ze znalazlem. krzyze. Ale krzyze Sq moim najwi~kszym skarbem"."Cierpienia towarzyszq dzis radosci, Iecz czyniq jq jeszcze slodszq.Bowiem cierpienia Sq doczesne, ale radoM:, radost nalezy do Wiecznosci".Cecy!-i.ct PiotrowskaMISYJNY ATLAS SWIATAWedlug danych Misyjnego AtlasuSWiata, wydawanego co roku przezkatolicki osrodek studencki w Cincinnati,liczba katoJikow na calymswiecie, liczqcym okolo 2,5 mliardamieszkailcow, wzrosla w roku1958 0 12 993 000 i wynosi obecnie509505000.Procentowo sprawa wyglqda mniejoptymistycznie: odsetek ludnosci katolickiej,ktory w roku 1957 wynosil18,5010 ludnosci swiata, spadl do18,2010. Spadek ten spowodowanyjest faktem, ze przyrost naturalnyw Azji czy Afryce, gdzie katolikowjest najmniej, przewyzsza znacznieprzyrost w Europie czy w USA. Naprzestrzeni ostatniego trzydziestolecialiczba ludzi na swiecie wzroslao 400 milionow, a liczba katolikowzaledwie 0 100 milionow. Nie wydajesi~ teZ, azeby ten stan rzeczymial ulec w najblizszym czasiezmianie ; wedlug przewidywan KomisjiDemograficznej Narod6wZjednoczonych najwi~kszy przyrostnaturalny w ciqgu najblizszych latb~dzie mial miejsce w Azji. Wyniesieon przypuszczalnie 60% przyrostunaturalnego na calym 5wiecie.Tymczasem wlasnie w Azji odsetekkatolik6w jest najnizszy. Waha si~on od 0-1,5010.Misyjny Atlas Swiata zawiera szereginteresujqcych danych, dotyczqcychposzczegolnych krajow czycz~sci swiata. Dowiadujemy si~ wi~cna przyklad ze "najbardziej ka.tolickim"panstwem jest Andorra. Liczyona 5 850 mieszkancow i wszyscy Sqkatolikami. "Najbardziej natomiastkatolickie" cz~sci swiata to AmerykaSrodkowa i Poludniowa, w ktorychodsetek katolik6w wynosi od70-800/0 I,W Polsce - wedlug Atlasu Misyjnego- jest 96,1010 katolikow, w Czechosiowacji62,3 % , na W;::grzech60,90/0. Jezeli chodzi 0 liczby absolutne,to najwi~ksze skupisko katolikowstanowi Europa SrodkowaZachodnia, ktora liczy ich183 128 ODD, w tym Francja 36 935 DOD,Wlochy 48058500, a Wielka Brytania3 841 000.• Oczywiscie wszystlde podane tu cyfry"metrykalne" musz:.\ - i to cz~sto bardzowacznie - odb\egac tid istotnej Iiczby czlonk6wKosciola, Katolickiego w p081.Czeg6lnychkrajach.Redakcja.


272ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEOkolo jednej trzeciej katolik6wcalego swiata, bo okolo 150 milion6w,zamieszkuje w Ameryce Lacinskiej.Kanada liczy ich ponad 7,5miliona, czyli 44% ludnosci. lIosekatolik6w w USA, wedlug ostatniejankiety Panstwowego Urz~du Statystycznego,wynosi 44288458, czylijest wyi:sza 0 mniej wi~cej 9 milion6wod Jiczby podanej w zeszlymroku przez Catholic Directory. Katolicystanowiq wi~c w obecnej chwi­Ii 25,7010 1udnosci USA.Jezeli chodzi 0 perspektywy katolicyzmui w og6le perspektywyreligii w Ameryce, to mimo glosnychi niewqtpJiwie w pewnej mierzeuzasac1nionych krytyk i samokrytyk"kr6lestwa skomercjalizowanychkonsument6w", statystyki nie zdajqsi~ potwierdzae mniemania, jakobydobrobyt i post~p techniczny miaIywypierae ludzkie potrzeby religijne."Rocznik Koscio16w Chrzescijanskichu USA" podaje, ze na 170,5miliona mieszkanc6w Stano"v.103 224 954 czyli 610f0 to czlonkowiekoscio16w lub synagog. W ciqguostatnich kilkudziesi~ciu lat wzrostten przedstawia si~ procentowo jaknast~puje: w roku 1900 odsetek ludnoscideldarujqcej przynaleznose doktoregos z kosciolow wynosil- 36010,w rolcu 1920 - 43".'0, w roku 1958 ­61 %.Inny fakt, ilustrujqcy wzrost zainteresowanialosami koscio16w r6znychwyznan, to przeci~tna swiadczenfinansowych na ich rzecz. P odczasgdy w roku 1957 przeci~tn a tawynosBa 49,69 dolar6w na kaidegoz czlonkow kosciol6w czy synagog,to w roku 1958 wzrosla ona do <strong>56</strong>,74dolarow. Na budow~ kosciol6w wydanaw zeszlym roku w Ameryce868 milion6w dolar6w, czyli 0 !J3miliony wit::cej niz w roku 1957.Jest rzeczq jasnq, ze cyfry nie mogqdae pelnego obrazu zycia religijnegoludzi, kt6rzy deklarujq formalniejakqs przynaleinose wyznaniowq,a nawet poczuwajq si~w zwiqzku z tym do obowiqzkuswiadcze11 finansowych. Obraz tenstarajq si~ ostatnio uzupelnie liczneosrodki naukowe, socjologiczne ezypsychologiczne. Jednq z ciekawyehprac tego typu jest na przyklad artykulIrvinga E. Bendera, ogloszonyw "Journal of Social Psychology".Bender przeprowadzil mianowlclepowt6rny test grupy 240 os6b, ktorebyly testowane przez niego w 1'0­ku 1940. Celem badania bylo okresleniezmian postaw religijnych naprzestrzeni 15 lat. Wyniki testu wykazywaly"wyrazny wzrost wartoscireligijnych" w 5wiadomosci baclanych.Przewaiajclca wit::kszosew yrazala przekonanie 0 konieeznosci"eelu zycia, kt6ry przerastalbyzdobywanie wyg6d egzystencji",oraz niepok6j w zwiqzku ze "zrutynizowaniem,powierzchownosciqi pustk q" wlasnego zycia w okresach"rozluinienia wi ~ z 6 w" z religiq.Badania statystyezne, testy i ankietynie wyczerpujq oczywiScie zagadnieniastanu i perspektyw postawreligijnych czlowieka wsp6lczesnego.Niemniej wydajq si~ przydatnei interesujqce, i - jakkolwiekbysmy je oceniali - warto je znac.mg


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE273W roku 1909 westfalski nauczycielludowy, Ryszard Schirrmann, wpadlna pomysl zuiytkowania pustychw czasie wakacji wiejskich sal szkolnychna kolonie letnie dla uczniowz ZaglE:bia Ruhry, a zarazem na 1'0­dzaj schronisk dla wycieczek zwiedzajqcychkraj. Rozpoczqwszy tE:.akCjl~ Od wlasnej szkoly spotka! siE:z takim powodzeniem, ze trzeba by!oprzeniesc tE: pierwszq na swiecie"GospodE: M!odych" do starego zamczyskaw najbliiszej okolicy.Okaza!o siE:, ze pomys1 odpowiadadoskonale aktualnym potrzebom turystycznymnie tylko dzieci szkolnych,ale tald:e studentow i m!odzieiymiejskiej. Wkrotce jal{ grzyby podeszczu zaczE:ly powstawac podobnegospody w rozmaitych okolicachNiemiec. Powstalo specjalne zrzeszenie,wspierane dotacjami panstwowymioraz spolecznymi, idea Schirrmannazacz~la tez promieniowac nainne kraje.W r. 1932 odby! siE: pierwszy ZjazdMiE:dzynarodowy w Amsterdamie,gdzie bylo reprezentowanych jedenasciekraj6w europejskich, mic:dzyinnymi Polska. Ustalono nie tylkowspolny system administracyjnyi organizacyjny, ale przede wszystkimfundamentalne zasady ideowe."Nie b~c1zie zapor ni roinic jakich_kolwiek pomi ~ dzy rasami, wyznaniami,barwami skory, ani klasami spo­!ecznymi..." Jako k o nsekwen c j~ tejwytycznej ustalono niezaleinos c: 01'­ganizacji od pal1stwa i od w szelkichosrodk6w politycznych i religijnych,uwaiajqc to za lwnieczny "varunekpelnej tolerancji.GOSPODY MEODZIEZY W r. 1933 zawiqzano Uni~ Mi~dzynarodowqwszystkich stowarzyszenzajmujqcych sie, gospodami mlodzieiydajqc jej opr6cz powyiszych za­!oien formalny statuto Zjazdy odbywalysi~ odtqcl co roku ai do wybuchuwojny, a po jej zakonczeniu,w r. 1946, podje,to dzia.lalrlOSc poprzedniqw ramach Mi~dz~narodowejFederacji Gosp6d M!odzieiy.W obecnej chwili nalezy juz do niejnie tylko ca!a niemal Europa Zachodnia,ale takie inne kontynenty.Udzia! takich krajow, jak StanyZjednoczone, Argentyna, DominiaBrytyjskie, Egipt, Ghana, Indie, Pakistan,Japonia, Islandia - umoiliwianiezamoinej mlodziezy poznanie,drogq wymian, wielE najpi~lmi e j­szych zakqtkow swiata bez wielkiegonakladu kosztow.Celem bezposrednim wszystkichgospod jest ulatwianie i organizacjawczasow mlodziezy, ulatwianie kontaktowmiE:dzynarodowych i przygotowaniedo iycia spo!ecznego drogqswobodnego wspo!iycia przedstawicielinajrozmaitszych klas, narodowi swiatopoglqd6w. Gospodakrzewic ma i popierac poszanowaniei miloM: przyrody. rozumnie pojmowanqtl1rystyk~ i krajoznawstwo,t o ler a ncj~ wobec cudzych poglCjdow,kl1ltur~ wspolzycia oraz wzajemnqiyczliwosc i umieje,tnosc wspoldzia­1ania.Uzytkownicy sami obslugujqwspolnie swojq gospodp" wspolpracujqCprzy jej zaopatrywaniu, Iwnserwacji,ewentualnych r emontachczy dekoracji, utrzymujq lad, gotujqposEki, prowadzq rachunki itp.<strong>Znak</strong> -JO


274ZDARZENIA - KSL'1ZKI - LUDZIEKierowniey gospod, najcz~sciejwybrani sposrod dziaJaezy same jmlodziezy, noszq miano "ojea"wzglf;dnie "matki" gospody. leh zadanietraktowane jest bardzo powaznie.Oczekuje s i~ od nich, abyumieli zorganizowac zyeie osobliwejspolecznosci w~drownikow, nie narzucajqeim jedna.k swej woli czykierownictwa. ~owinni nadawac gospcdzieodpowiedniq atmosfer ~ , pobudzaci harmonizowac a ktyv\rnosczbiorowq, slowem dzialac drogqowego szczegolnego rodzaju autorytetu,ktory w ymaga taktu, energiii latwosei zzycia si~ z mJodziezqwsp61czesnq.Duzy nacisk kladzie si~ na wsp61­zycie gosr; od z ludnosciq ok olieznq,urzqdzane Sq tez nieraz wspolnerozrywki, jak tanee, przedstawieniaezy pog3danki,We Francji od roku 19<strong>56</strong> rozwojgosp6d mlodziezy jest coraz zywszy.Niemalo dopomagajq tu wlaclzesamorzq·dowe. Wysuwane Sqjednak energiczne zqda.nia dalszychsubwencji, dochodzqcych do cyfryS miliardow frankow.Jak widzimy, nie brakuje rozmachufrancuskim "Azistom" (skr6t odAuberges de 1a Jeunesse), kt6rzyopr6cz potrzeb krajowych podolacmuszq wzbierajqcej fali zagranicznyeh1{0Ieg6w-turystow. Juz od roku195.5 ich frekwencja przekroczyla16% og6Ju uzytkownik6w. Szczeg61­nq w ag ~ przyklada si~ tez do wciqgni~ cia mJodziezy robotniezej, przyczym podejmowane Sq staraniao W y jednanie je j clluzszyeh i korzystniejrozdzielanych urlop6w(ta kze zimowych "ul'lopow narciarskich")oraz stypendi6w na doksztalcaniezdolniejszych dzialaezy organizacyjnych i "rodzic6w". W tymcelu nawiqzano stale lwntakty z RadamiZaldadowymi przedsi E;biorstw.Istnieje wyr azne dqzenie do zatareiar6znie pomiqdzy dzialaczamirl'chu a jego ur zE;dnikam i w biurachi gospodach. Wszyscy majq wsp6lpracowacpo kolezensku i dzielicodpowiedzialnosc.


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE275GNIEWNI I CISI ..Idea niestosowania przemocy, ktorq glosi! i p raktykowal Gandhi, stawiasumieniu ehrzescijanskiemu problem, od ,ktcrego niepodobna ueiee,od ktorego nie mozna s i~ wykr~cie" - pisze ojciec Pie Regamey w swejksiqzee w ydanej ostatnio we Franeji (Ed. du Cerf) pt. Non-violence etconscience chretienne. Ksiqzka ta, ktorq Abbe Pierre nazywa ..rownierozwaznq jak zarliwq", zasluguje na omowienie przede wszystkim mozez tego wzg l~du, ze, w przeci"vienstwie do wielu prac z tej dziedziny, nieogrqnicza si~ do znanych powszechnie argumentow przeciwko srodkomgwaltu i przeciw wojnie, leez otwiera perspektywy w glqb najbardziejosobistyeh postaw ludzkich. Okreslenie i oeena sprzecznych elementownatury ezlowieka: odruchu gniewu i marzenia 0 Iagodnosci oraz probaukazania kierunku ich syntezy - oto jeden z glownych wqtkow rozwaiano. Regamey.Wqtek ten wyplywa logicznie z glownych zalozen ksiqzki. "Przemoci gwalt otaezajq nas zewszqd" - dowodzi o. Regamey. "Jezeli najbardziej.rzueajq si ~ w oczy niektore ich pr zejawy, jak bron jqdrowa czytechniki zniewalania ludzkiej woli, uzurpujqce sobie szlaehetne, naukowemiano "psychologicznych", nie znaczy to, aby byly one przejawami jedynymi.Istnieje jeszcze strach, ktory jest gwaltem na ludzkiej woli i wiecznypospiech, ktory nie jest niczym innym jak przemocq - w wymiarzeczasu. Jest jeszcze degradacja ludzkiej wiedzy, okaleczanej i ograniczanejpod k qtem sluzby maszynie, i jest obl ~ dny dramat ekonomii, ktorej sukcesy,podobnie jak dawniej kl~ski zwracac siE; zaczynajq przeciw czlowiekowi"."Broniqc pokoju przeciw wojnie - pisze dalej o. Regamey - zaehowujemysi~ talc, jak bysmy MIELI pokoj. A przeeiez w zwyklym, "normalnym"zyciu naszego swiata, nikt go dotychczas nawet nie sprobowal".Jak nalezy tedy "sprobowae pokoju"? Pierwsza odpowiedz, jakiejudziela autor, jest niezmiernie dla niego charakterystyczna. Tytul rozdziaIu,w ktorym rozwaza perspektywy takiej proby brzmi mianowicie:"Nie bqdzmy naiwni". Nie jest to jednak haslo jalowego minimalizmu.Najsluszniej moze okresla postaw~ o. Regamey "TemoignageChretien", w ktorym R. de Montvalon pisze: "ksiqzkE: tE: charakteryzujeoptymizm wiary, ktory jest w pewnym sensie optymizmem tragicznym.Wiara bowiem zmusza do podjE:cia peinego ryzyka wolnosci: do p6jsciadrogq, ktora jest sluszna., nawet jezeli szanse doraznego sukcesu Sq nikielub zadne".Azeby "nie bye naiwnym" wiedziee wiE:c trzeba, zdaniem o. Regamey,ze "losy swiata rozgrywajq siE: dzisiaj w starciu dwu materializmow.Jeden z nich m6wi jE:zykiem uduchowionym i pretenduje na.wet czasemdo godnosci "cywilizacji chrzeScijanskiej". Drugi przyznaje siE: uczci­


275 ZDARZENIA - KSIAZKI - LVDZIEwie do tego, ze jest materializmem i wyst~puje niejako "bez przylbicy"...'Vydaje si~ przerazliwie pravvdopodobne, ze swiat ma do przebycia dlugqi groznq noc - nim materializm dostrzeze wreszcie wlasne sprzecznosci".Rol~ czynnych wyznawc6w idei "niestosowania przemocy" widzi autorw tej sytuacji bardzo realistycznie i nie waha si~ powiedziee tego smialo.B~dq oni "jak wqskie pasemko swiatla i zaru w zlodowacialych ciemnosciachswiata. Rozproszq te ciemnosci 0 tyle tylko, 0 il e lezy to w ludzkiejmocy. I to b~dzie pewnie bardzo malo".Jakie majq bye jednak metody i przeslanki dzialania dla tych "tragicznychoptymist6w", kt6rzy odwazq si~ "probowae pokoju" mimowszystko i pr6bowae go konsekwentnie, nie \v czysto politycznej tylkodziedzinie zycia, ale we wszystkich dziedzinach, az do g!~bin ludzkiegoserca? ,,,\Valka z przemocq", ktorej najgl~bsza istota' lezy, zdaniem o. Regamey,w "traktowaniu os6b ludzkich jak rzeczy", wymaga przede wszystkimodwagi ·i inteligencji. Odwagi patrzenia w oczy obl~dnym, przerazajqcymprawdom swiata, w kt6rym zyjemy, znania tych prawd i ukazywaniaich niestrudzenie innym ludziom, ktorzy najcz~sciej woleliby niewiedziee, woleliby - zapomniee. I - inteligencji. Inteligencji, kt6ra wie,ze nie przeciqgnie na swojq stron~ ani nie zwalczy w ciqgu jednego dniakr6lestwa przemocy. Inteligencji, kt6ra rozumie, ze nic nie jest bardziejsprzeczne z duchem idei Gandhi'ego a nizeli bezsilnose spo!ecznai intelektualna. Non-violence w j~zyku Gandhi'ego znaczy doslownie"stosowanie mocy prawdy". "Trzeba bye bardzo mocnym, aby pozwolii:sobie bye lagodnym" - pisze o. Regamey. Trzeba bye czynnie i dlugo zaangazO\vanympo stronie ludzi, po stronie ich usprawiedliwionych potrzebi aspiracji, aby osmielie 5i~ twierdzie dzisiaj publicznie, ze lagodnosejest istotq mocy prawdy, a nie wybiegiem tch6rza.Koncepcja "niestosowania przemocy" jako najgl~biej poj~tej postawypokoju w stosunkach osobistych, spolecznych i politycznych wymagaoczywgcie okreslenia jej ewangelicznej motywacji. Tutaj wlasnie dochodzio. Regamey do wspomnianych juz rozwazan 0 gniewie i lagodnosci."Do czego konkretnie zobowiqzuje nas przyklad Chrystusa?" - pyta."Czy nakazuje on nam uleglose absolutnq, k t6ra w naszym stanie duchai w naszych syt.uacjach wymagalaby zadania gwaltu nie tylko samemusobie, ale wielu odruchom ludzkim, ktore Sq albo mogq bye - dobre?Czy zobowiqzani jestesmy do tej drastycznej ofiary? Czy gniew zawszejest zly?"Odpowiedz o. Regamey na to pytanie zrazie moze zar6wno entuzjastowjak pseudorealist6w. "Trzeba bt;dzie rewidowae wciqz od nowa naszewciqz niedoskonale rozwiqzania tego problemu" - pisze. "Z wyj(l t­kiem skrajnych, rzadkich sytuacji nie wydaje si~ jednak, azeby rozwiqzaniasluszne mialy lezee bqdz po stronie bezwarunkowej odmowy uzyciasily i uznania gniewu, bqdz po stronie odpowiadania z zasady zlem zazle".


ZDARZENIA - KSV\ZKI - LUDZIE 277Ta p07.ornie enigmatyezna wskaz6wka o. Regamey staje si~ bardziejzrozumiala na tle jego poglqdu na gniew, kt6ry rozumie on nie jako"zlo absolutne" - leez jako rodzaj "gwaltownosci potenejalnej", gwaltownosci,kt6ra zaangazowac si~ moze dobrze i po dobrej stronie, obierajqedobre narz~dzia dzialania - "moe prawdy" przede w szystkim.Abbe Pierre eiekawie analizuje (w "Faim et Soit") problem gniewuw ksiqzee o. Regamey. F'isze on mianowicie: "Czyz nie tu lezy sednosprawy i kluez pozornych sprzeeznosei ezlowieka? Zastan6wmy si€; g!~biej,eo by s i ~ stalo, gdyby jakas istota ludzka zdolala wyzbyc sit'; absolutniezd olnosei gniewu? Co by zostalo wowezas z jej ezlowieczenstwa?Czyz nie wiemy z doswiadezenia, ie najgl~biej moina oeenic ezlowiekawlasnie na podstawie jego gnie'l;v6w i uniesien? Czyi wartosei ludzkie inie mierzy si~ wartoseiami ludzkieh przywiqzan? A e02 lepiej obnaza naszeistotne przywiqzania - anizeli powody i jakose naszego gniewu?Gniew jE'st przeeiez mobilizaejq ealej wewnt';trznej istoty przeeiw temu,eo zagraza jej milosci, i dlatego ukazuje on tak nieublaganie - CO kochamy.To nie gniew jest wi~e sam w sobie rzeczq zlq. Zly bywa ai zbytez~sto przedmiot lub gatunek naszyeh przywiqzaI'l : ukoehanie siebiesamego nade wszystko lub ukoeha nie wqskiego grona bliskieh istot miloseiqwylqcznq i zamkni~tq, ktora kaie poswi~eac lub raezej nie dostrzegae istot innyeh, liczniejszyeh nieraz i bezradnych. Sprzecznoseludzkiego serea pomi


278 PRZEGLAD KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIEJPRZEGLAD KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIEJZeszyt 2 (298) / 58 "Ateneum kaplanskiego" pOswl~cony jest w caloscizagadnieniu wychowania religijnego. Sposrod zasadniczych materia16wnumeru dwa w szczegolny spos6b dotyczq zagadnien jak najbardziejaktualnych Sq to artykuly: ks. W. Dudka Z problema.tyki wspolczesnejformacji religijnej i J. M. 5wiElcickiego Aktua!ne potrzeby wyksztalceniareHgijnego w Polsce. W szczeg6lnQsci chcielibysmy zwrocie tu uwag~na pierwszy z wymienionych artyku16w. W stosunku do wlasciwej tematykin umeru ma on charakter przygotowawczy i bardziej og6lny. Dotyczyprzy tym problemu, kt6ry sam w sobie posiada ogromne znaczenie.Artykul ks. Dudka jest pr6bq syntezy, opartq niestety - co nie jestchyba winCi autora - nie na badaniach, a na literaturze. Obierajqc zaprzedmiot swych rozwaian przede wszystkim formacj~ religijnq mlodegopokolenia w Polsce autor kOl'zysta w pierwszym rz~dzie z publicystykikrajowej, sip,ga jednak cz~sto rowniez i do literatury zagranicznej zewzgl~du na daleko ,posuni~te analogie w opisywanych zjawiskach.W partii wst~pnej artykulu autor pisze: "Wsp61zaleino~c zjawiska religijnegoi danych osobowych w czlowleku wskazuje konsekwentnie nawzajemne uzaleinienie mi~dzy religijnosciq czlowieka, wzgl~dnie reJigij­110sciq jakiegos sro50wiska, a kulturq ksztaltujqcq to Srodowisko..."... zmiany, zwlaszcza rewolucyjne, w klimacie kulturowym wprowadzajqdaleko idqce zr6inicowania w formacji religijnej. Ksztaicenie, zwlaszczareligijne, jako istotny czynnik w formacji religijnej b£:dzie mialo nauwadze przy zmianie oddzialywania kulturalnego na zjawisko religijnenip. tylko dostosowanie form oddzialywania dydaktycmego, ale musi siE:tei Jiczyt z nowymi formami przezyciowymi w postawie religijnej, a nawetz pewnymi nowymi, dotqd nieznanymi, sposobami ujp,cia tresci religijnych.Moment ten powinien bye wla';ciwie zrozumiany i doceniony zestrony kierownictwa religijnego i, jeieli nie niesie z sobq istotnego zagrozeniaobyczajowego czy doktrynalnego, nie moie bye przyjmowany7. obawq. Nie naleialoby tei upierae sip, przy ustp,pujqcych reJigijnychformach przeiyciowych czy PQstawach religijnych, jeieli okazq si ~ onedla formacji religijnej nieistotne. Formacja bowiem religijna to wyjqtkowoczuly proces pewnego rodzaju rozwoju organicznego, a obstawanieprzy przemijajqcych formach na skutek przesadnego konserwatyzmuczy tradycjonalizmu, moze powodowae w nim zahamowania, nieprawidlowosciczy zachwianie r6wnowagi w postawie religijnej". Swewlasciwe rozwai ania zaczyna autor analizq cech warunkujqcych formacj~religijnq mlodego pokolenia. Wymienimy tu cechy najwainiejsze.A wi~c przede wszystkim pomniejszenie znaczenia tradycji jako czynnikaformacji religijnej i w og61e 5wiatopoglqdowej. 1\node pokolenieksztaltuje SWq formacj~ religijnq w oderwaniu zarowno od rodziny, jak


PRZEGLAD KRAJOWEJ PRASY KATOLlCKIEJ 279i innych czy nnik6w stanowiqcych do niedawna podlo:i:e przekazywaniatrcsci religijnej. Ogra niczeniu ulega tak:i:e podatnose "na tresci religijnepodawane... w dawnej formie w postaci wykrystalizowanych normi ideaI6w". Po drugie - pew nego rodzaju ekstrawertyzm. Wyraza si~ on7.a;0WnO w uwra:i:liwieniu przede wszystkim na bod:i:ce natury ze wn~trznej, a nie idealnej, co rzutuje na ksztaltowanie postawy swiatopoglqdowej,jak te:i: w raczej powierzchownym na rastaniu tresci religijnychw swiadomosci. Na dojrzalq refleksj~ brak czasu i warunk6w. Obie tewyr6:i:nione wy:i:ej cechy rzutujC! si~ w spos6b zasadniczy na ksztaltowanies iE: hierarchii wartosci w nowym pokoleniu. Nadmiar bod:i:c6w ze­"vn~trznych (tzw. "nadmiar informacji"), z kt6rym mlody czlowiek niemoie si~ uporae porzq dkujqc go w jakis system, ksztaltuje go w spos6bprzez niego nie kontrolowany. W ostatecznym efekcie wytwarza si~"orientacja ku rzeczywistosci zewn ~ trznej , z czym w pa rze idzie upadek»s polecznego zafascynowania idealami«, »deprecjacja wartosci humanitarnych«.Sytuacja ta zmusza do szczeg6lnej oceny oportunizmu, jaki zarzucasi~ niejednokrotnie mlodemu pokoleniu. Oportunizm ten zdeterminowanyjest brakiem mo:i:liwosci wyboru i nieumiej~tnosciC! jegodokonania. Jesli mlodziez buntuje si~ przeciw temu zdeterminowaniuprzez rzeczyw istosc zewn~trznC!, jest to bunt z posmakiem katastrofizmu,gdyi nie widzi ona wyjscia z tej sytuacji.NastE:pny element to wplyw ogromnego rozwoju nauki i techniki.Nauka z jednej strony fascynuje, z drugiej jednakie nie jest w staniewyjasnie ostatecznego sensu istnienia czlowieka, jak i sensu rzeczywistosci,w kt6rC! wydaje si~ on bye wHoczony. Rodzi to wsr6d inteligencjizjawisko pewnego IE:ku egzystencjalnego, w masach zas zaznaczajqsi~ objawy nastroj6w analogiczne do tych, jakich doznaje czlowiekmlody wprowadzony gwa.ltownie do srodowiska nieznanego i ruchliwego,kt6re z gruntu go dezorientuje.Wszystkie te cechy nie stwarzajC! zbyt pozytywnych warunk6w dlar ozwoju prawdziwej religijnosci. Dziala tu zar6wno chwiejnosc 5wiatopoglqdowadzisiejszego czlowieka, polqczona z pewnego rodzaju witalizmem(lderowanie si~ raczej automatyzmem instynkt6w i sugestiC! hasel,nii swiadomie wybranq obiektywnq prawdq), jak i }ego "zmasowanie".Z punktu widzenia kulturalnego masowose wyciska na jednostcerysy przeci~tnosci, kt6rej podlega dane srodowisko", gdy tymczasem"prze:i:ycie religijne... zyskuje w swoim wyrazie, im b ardziej jednostkawzbogaca SWq osobowose, zar6wno na odcinku wlasnego :i:ycia, jaki w ukladzie stosunk6w spolecznych".Przechodzqc do okreslenia typu wsp61czesnej formacji religijnej autorstwierdza, :i:e w mlodym pokoleniu dominuje postawa religijnosci krytycznej,kt6ra w przyszlosci bE:dzie zapewne odgrywae coraz wi~ksZqrol~ . Jest to postawa charakteryzujqca siE: pewnym rewlzJonizmem wobecform dawniejszych, :i:ywotna i ruchliwa, ale nacechowana du:i:q


280 PRZEGLI\D KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIEJzmiennoseiq. Typ religijnosci krytycznej bt:;dzie zaznaczal si~ coraz wyrainiejzarowno na odcinku intelektualnym, jak i moralnym formacjireligijnej. Na odcinku intelektualnym - w miar~ upowszechniania si~czynnikow informacji. Na odcinku moralnym - w mi a r~ "komplikowaniasi~ zycia, narastania trudnosci w zyciu indywidualnym i spoleeznym,oslabienia oddzialywania norm moralnych". "Juz dzisiaj zauwazasi~ w praktyce duszpasterskiej przewag~ tzw. typu religijnosci augustyilskiej(nawrocenie - w szerokim rozumieniu tego slowa)... Majqcna uwadze coraz cz~stsze kryzysy religijne, wzmozonq problematyk~ religijnqw niektorych odlamach spoleczenstwa, przechodzenie od tzw.religijnosci tradycjonalnej ezy, jak nieldorzy uwazajq, od religijnoscireglamentowanej na plaszczyzn~ religijnosci personalnej, przyznac wypadnie,ze stan religijnosci, nazywany stanem nawrocenia, b~dzie moznauwazac za pozytywny i naturalny stan przezyciowy w religii".Natomiast trz;eba d zis, bardziej !1iz dawniej, liczyc si~ z postawami religijnoscizubozonej, pseudoreligijnymi czy negatywnymi. Zubo7.ona postawareligijna plynie z "niedoksztalcenia pierwiastka intelektualnegoalbo pewnej atrofii postawy jazniowej w postawie religijne j czlowieka",a najcz~seiej z obydwoch tych czynnikow lqcznie. Postawq juz wlasciwiepseudoreligijnq jest postawa estetYZlijqCa (ograniczenie religijnosci doform obrz~dowych, odmienna od religijnej plaszczyzna wartosciowania)i postawa ograniczajqca dzialanie religil do sfery cywiliza'~yjno-kulturowej(charakteryzujqca pewien typ "dzialaczy katolickich"). Jesli idzieo wspolczesnq postaw~ antyreligijnq, to rMni si~ ona od "ateizmu intelektualnego",ktory "przechodzi coraz bardziej z plaszczyzny intelektuna plaszczyzn~ istnienia - staje si~ ateizmem egzystencjalistycznym.Areligijny czlowiek wspolczesny nawet nie sili si~ udowadniac, ze Bognie istnieje, po prostu nie odczuwa potrzeby Jego istnienia".Konkludujqc autor stwierdza, ze "duch czasu" nie jest dla: religii jedynieniebezpieczenstwem. Zasadniczq szansq religijnosci w naszychczasach jest "wyczulenie na czlowieka", ktore cha.rakteryzuje prawemkompensaty mlode "ekstrawertyczne" pokolenie. ,,»Wyczulenie na czlowieka«,ktore w postawie religijnej oznacza podkreslenie znaczenia momentowpsychologicznych, stanowi zdaniem tych, ktorzy na Zachodzieinteresujq si~ odnowq religijnq, najbardziej waiki akcent przeciwwagiw stosunku do ujawniajqcego si~ procesu desakralizacji zycia, a to dlatego,ze wyprowadza one ezlowieka z chaosu zewn~trznosci a naprowadzana odnalezienie jednoSci jego podmiotu".<strong>Nr</strong> 3 (299) "Ate ne um" poswi~cony jest zagadnieniu "Kobieta w Kosciele".Nalezy zalowac, ze ten tak niezwykle wazny dla calej wychowawczeji duszpasterskiej pracy Kosciola temat potraktowany zostalglownie od strony moralno-postulatywnej i psychologii tradycyjne j, cosilq rzeczy wnosi niewiele nowego. Wydaje si~, ze w numerach specjalnych,poswi~~onych tego typu praktycznym zagadnieniom, gros miejsca


PRZEGLi\D KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIE,J281powinny zajmowac materialy faktograficzne, wyniki badan socjologicznychi psychologicznych, prowadzonych przy ui.yciu nowoczesnych metod.Niestety tego typu material stanowi w numerze znilwmq mniejszosc.Trudno zresztq winic za to w szczeg6lny sposob "Ateneum", gdyi. jestto - przynajmniej w duzym ' stopnic: - odbicie i wynik sytuacji ogolniejszej.Przykladem materialu potrzebnego, ciekawego i cennego jestw numerze material N. Han-Ilgiewicz: O sobowosc kob iety a jej postawareligijna. Autorka omawia wyniki dziesi~cioletnich badal'l prowadzonychprzez niq w ramach poradnictwa charakterologicznego. Artykul nie nadajesi~ zupelnie do streszczania. Moi.na go tylko jak najbardzie; polecicdo przeczytania w calosci. Wiele bardzo ciekawego materialu - 0 charakterzejui. zdecydowanie praktycznym - zawiera tei. artykul ks. J . Dejczaka:Wychowanie religijne d ziewczqt we wspolczesnej zachodnioeUTopejskiejliteratuTze pedagogicznej. Bezwz g l~dnie wskazany do przeczytaniadla wszystkich rodzicow i wychowa.wcow.W numerze 6 ,.Wit;zi" na czolo wysuwajq si~ dwie pozycje: tlumaczenieart.ykulu J ean-Marie Domenach : "Swiadomosc religijna i swiadomoscpolityczna" (og!. w "Esprit"; marzec 1958 r.) oraz artykul JanuszaZablockiego "Humanizm i swieckosc". Domenach rozpoczyna od stwierdzenia,i.e wspolczesna polityka, tak jak i wspolczesna nauka rozwijalasit; niezalei.nie od religii a nawet w wyraznej wobec niej opozycji. Antynomiata, przezwyci~zo na jui. na terenie nauki, nie zostala jeszcze pozytywnierozwiqzana na terenie polityki. Jest niezaprzeczalnym faktem,ze wyzwolenie polityczne c/.lowieka, takie jakie glosila Rewolucja Francuskaa potem K a rol Marks, posiada charakter wyraznie ateistycznyWierzqcy nie dokonali wysilku zmierzajqcego do przej~cia w swe n~celosow polityki. Przyj~li oni postaw~ defensywDq. Najpierw integryscia po ich kl~sce chrzescijanscy demokraci popelniajq te same bh:dyw nowym wydaniu mieszajqc polityk~ z religiq. Tu oddajemy glos autorowi:"Historia zaostrza wi~c podobienstwo, ktore wyst~powalo juzu korzeni z pozoru przeciwstawnych postaw: zarowno chrzescijanieprawicowi, jak chrzescijanie lewicowi rozwijali politycznq ideologi~chrzescijanskq, mieszanin~ b~dqcq czyms na jbardzicj przeciwstawnymzdrowej postawie politycznej, jak rowniei. wartosci religii. U integrystowmieszanina przyjmuje form~ realizmu autorytatywnego, u chadekowewangelicznosci spolecznej. Trzeba jeszcze raz podkreslic, ze ta drugajest nieporownanie wi~cej godna szacunku i w pewnym okresie jestbardziej post~powa. Jednaki.e d la longue wyst~puje w niej ta samadwuznacznosc i te same trudnosci. Chrzescijanie ci, czy to z prawa,czy z lewa, przejawiajq nieprzeparty pociqg do spoleczno-religijnejjedn05ci. Majq takq samq tendencje: do implikowania wiecznych wartosciwiary i niezmiennych interesow Kosciola ustrojom, ktore starzejq


282 PRZEGLAD KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIEJsi~ i mlJaJq. U jednych ortodoksja zaskorupia siE: w koncepcjach autorytatywnych,u drugich milosierdzie rozplywa siE: w dobrych chE:ciach.Wspanialose katolickich dogmat6w i surowe cnoty chrzescijanskie staj,!si~ w ten spos6b ofiarami ponizenia na poziomie interes6w materialnych,walk spolecznych i szowinizmu narodowego. Konczqc, chrzeScijanskaideologia polityczna mistyfikuje politykE: i rozpolitykowuje religiE:" (...)"Problem polega na tym, aby v.riedziee... czy chrzescijanie powinniprzeciwstawiae totalitarnym zakusom polityki ideologiE:, ktora sarnajest r6wniez totalna, mie ~ zaj,!c zasady wiary z systemami ekonomicznymii politycznymi. Odpowiem na to - nie ..."Chociaz Domenach jest w zasadzie wyrazicielem ideologii grupy"Esprit", a Zablocki opicra siE: bezposrednio raczej na teorii Maritaina,oba artykuly majq. niewqtpliwie w sp6lny klimat i podobnCj liniE: rozumowania.Punktem wyjscia dla Zablockiego jest interesujCjcyartykuldyskusyjny T . M. JarQszewsJdego ,,0 program Jaicyzacji zycia spolecznego",drukowany w "Nowych Drogach" w czerwcu ub. r. JaroszewskiICj czy i uzaleznia pl'oces laicyzacji od procesu humanizacji zycia spolecznego,przewidujCjc - zgodnie z teoriCj marl{sizmu - zanik zjawiskareligijnosci w miarE: pos"tE:PU tego procesu humanizacji. Zablocki stwierdza,ze rzeczywiscie: "Historia - w szczeg61nosci historia Europy odXVI wieku - zdaje si~ dostarczae wiele materialu dowodowego, potwierdzajCjcegoslusznose postawionych wyzej tez". Jednakze mamy tudo czynienia z procesem historycznie umiejscowionym i uwarunkowanym,kt6rego nie naJezy ..,v calej jego rozciCjglosci u ~g61niae . Zresztqodpowiedzialnose za to, ze przybral on takq a nie innq formE:, ponOSZqw duzej mierze sami katolicy, kt6rzy wobec wyzwalania siE: r6znychdziedzin zycia spod bezposredniej ingerencji religii zaczE:li wzdychaedo sredniowiecznej teokracji, jak gdyby mogla bye ona idealem wszystkichepok. W naszym stosunku do idealow nowozytnych nalezy odr6zniestosunek do procesu laicyzacji zycia zbiorowego, kt6ry niezaleznie odniebezpieczenstw, Jakie ze sobCj niesie, jest procesem nieodwracalnym,oraz do samego procesu humanizacji, kt6ry jest procesem niewqtpliwiepozytywnym, od "pewnych konkretnych cech tej postaci huma nizacji,ktora z okreslonych przyczyn historycznych byla w nowozytnej EuropiedominujqcCj". Tej humanizacji antropocentrycznej przeciwstawiamy humanizmteocentryczny, b~dqcy nowym idealem cywilizacyjnym chrzescijan~twa.Jej latwemu optymizmowi przeciwstawiamy chrzesciianskioptymizm trudny i wymagajqcy, zubozonemu i je


PRZEGLAD KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIEJ283i poruszyc: te: sfer~ zycia w czlo"lieku, ktora jest wobec cywilizacjii spoleczenstwa transcendentna. Musi stwarzac klimat dopomagajqcywysilkowi, by wydarta przyrodzie i historii ludzka wolnose wyboru,przetwarzana byla w wyzszy stopien wolnosci - w wolnost': autonomii;wolnose zabezpieczajqcq od wybierania - wbrew sobie - falszu zamiastprawdy, zla zamiast elobra; wolnose, ktora si~ wyraza stalymumilowaniem prawdy i stal'q sklonnoSciq do wyboru dobra.Nie jest to oczywiscie sprawq latwq i zape"vne realizacja takiejdyrektywy musi miee charakt er procesu nigdy sie: nie konczqcego, roZpoczynanegociqgle na nowo i tylko w cze:sci uwienczonego powodzeniem.Jezeli jednak mowimy 0 niej bez poczucia, ze ulegamy utopii, to dlatego,ie Iic zymy tutaj na cos wie:cej, nii na sHy natura lne czlowieka. Topogle:bianie wolnosci, nieodzowne dla pelni huma nizacji, moze byeuwienczone powodzeniem wtedy, gdy sHy naturalne czlowieka wspartebe:d q Laskq".W tym samym numerze zwracajq uwage: artykuly: Turskiego "ABCzmlan modelowycll w Polsce" i Dangla "Sytuacja mieszkaniowa i drogirozwojowe budownictwa mieszkaniowego". J acck Lukasiewicz piszeo ksiqzkach Krzysztonia, a Wac1aw Auleytner przy okazji referowaniaobrad XLV Tygodnia Spolecznego Francji relacjonuje dyskusje k6lfrancuskich intelektualistow katolickich, toczqce sie: wok61 sprawy deGaulle'a i wojny w Algierze.<strong>Nr</strong> 7 "Wie:zi" otwiera ankieta pod haslem: "Jak pod wplywem wlasnychdoswiadczen, przeiyc i przemyslen patrze: na wartosci swiatopoglqdowei spoleczno-moralne, przekazane mi przez starsze pokolenie".A wie:c jeszcze jedna ankieta mlodziezowa czy prawie mlodzieiowa, boprzeznaczona zasadniczo dla mlodej inteligencji, w pierwszym rze:dziedla mlodziezy stL,diujqcej i mlodych absolwent6w wyiszych uczelni.W redakcyjnym wste:pie do ankiety czytamy: "Cenne be:d q dla nas zarownowypowiedzi 0 charakterze bardziej og61nym i calo~ciowym, jak teiograniczone do pewnego tylko kre:gu zagadnien, a takie skupiajqce sie:na wplywie wywartym przez konkretne przeiycia i wydarzenia, dzie!anaukowe Iub literackie... Ankieta tego typu, brana w oderwaniu, niemoie rzecz jasna tworzyc jakiegos calosciowego obrazu sytuacji. W tymzakresie be:dzie ona przyczynkiem nawiqzujqcym do innych przeprowadzanychankiet i badall. Przede wszystkim jednak sqdzimy, ze spelni onaswe zadanie, jesli stanie sie: plaszczyzDq dla poruszenia przez mlodziez ­!:6wniez te: "nie piszqcq" - istotnych dla niej ~roblem6w, jesli sprowokujepewne przemyslenia, pozwoli na konfrontacjE) stanowisk i dopomozemlodziezy w wypracowaniu bardziej pogle:bionego poglqdu naniq samq".W jakim stopniu odpowiedzi ankietowe spelniq nadzieje redakcji,trudno oczywiscie przewidziec. Moina sie: natomiast spodziewac, ze od­


284 PRZEGLAD KRAJOWEJ PRASY KATOLICKIEJpowiedzi bE;d q bardzo raine, tak pod wzglGdem poziomu, jak i tematyki,co przy tak szeroko postawionym pytaniu nie ulega chyba wqtpliwosci.Jest to zresztq zgodne z intencjq organizatoraw - jak to widac z cytowanegoprzez nas wstElPU - ktary chce stworzyc plas7.czyznE; do "wygadaniasiG" na warunkach publicystycznie ulgowych.Cztery p ierwsze wypowiedzi, drukowane Vi tym samym numerze, potwierdzajqte przewidywania. Sq rzeczywiScie bardzo rai.ne. Niewqtpliwienajciekawsza i nota bene najlepsza formalnie to wypowiedi. JanaProkopa pt. Spor 0 polskq form€? religijnosci. Jesli cmkieta zawierac bE;­clzie wiE;cej wypowiedzi chocby w polowie tak ciekawych, jak ta, stantesiE; niewqtpliwie bardzo cennym przyczynkiem, ktary trzeba bE;dzie poleci


ResumeAbbe Tadcusz Fedcrow icz: Na ture de l'EgliseL'Eglise c'est Ie F ils de Dieu incarne vivant mystiquementdans l'humanite pour prolonger dans tousles temps et etendre sur toute la terre son Oeuvreredemptrice, son oeuvre de Sauveur et de Temoignage.L 'Eglise nait en recevant dans ses premiersmembres les Apotres Ie Saint-Espritl'Amour Divin. De 180 Ie principe de v ie de l'Eglisec'est l'Amour sllrnaturel. Btre chretien c'est vivrede l'amour de Dieu pour porter les fruits du Sa int­Esprit. Jesus Christ par son Eglise, ou dan s sonEglise sauve et temoigne continueJIement. II sauvepar son sacrifice et sa croix, qui durent dans lesmyst eres de l'Eglise, surtout dans la Sainte Messeet les souffrances et les sacrifices des membres duCorps Mystique du Christ. 11 temoigne par la veriteque l'Eglise enseigne et par la charite dont viventles chretiens.Le Chr ist n'a pas seulement donne Ie preceptede l'amour mais il a donne aussi la g race qui donneit ce pr.ecepte son efficacite. C'est grace a ce principeactif et efficace q ue Ie christian isme a cree tout ceque nous appellons aujourd'hui Ie servicE' social, leshopitaux, les hospices, Ie systeme scolaire. Aucunea utre culture meme les grandes cultures de l'Orient,pIllS anciennes de milliers d'annees que la culturechretienne n 'ont pas donne ced ~\ l 'humanite, Lesgr a nds chefs de d iffere ntes cultures comme Laotse,Konfutius, Buddha etc. ont beaucoup et bien parlede l'amollr, mais leurs enseignements restaient a u pla nsocia l inefficaces.C'est par le temoignage de la verite e t la charitedivine fructifiant dans la vie des chretiens, quel"Eglise eleve l'homme pas a pas, tout au rours del'histoire, dans son existence individuelle et sociaIe.Le Saint Esprit - esprit de vie, d'amour et dever ite - etant Pame de I'Egli&e, temoigne de l'Amourde Dieu et sa uve les ames du mal pour leur donnerla Vie Eternelle ..Jan Fr. Drew owski: Journal intime: reflexions sur la soufftance,l'aposiolat et l'evolution de I'histoireLeokadia Maluno icz: Seneque Ie JeuneAyant expose les principaux faits de la vie et d el'oeuvre litteraire de SenE-que, l'auteur consiate quel'educateur de Ner on ne s'interessait qu'aux problemesde la morale pratique ; il n'a pourtant cree aucunsysteme complet n i coherent; stolcien avec une tendanceaccusee a l"eclectisme, il fut un des plus grands131138152


286 RESVi'l'rE"directeurs d'ames" de J"a ntiquite greco-latine.Ensuite l'auteur analyse:1) L'idee du devoir et du bien souverain; les moyenspour conquerir la perfection morale, c'est-it-dire, Iebonheur: travail intellectuel, direction spirituelle,int.rosp!,!ction et examen de conscience, r ecueillementet solitude, detachemeni du corps et de lamatiere. Le philosophe conseille d'eviter toute exagerationdans la pratique de la vertu. Tous nosefforts doivent tendre a exorciser la peur de lamort, car Ie but supreme de la philosophie est la"meditatio mortis".2) L'humanitarisme de Seneque. lVIalgre la tendanceegocentrique du stoi:ci sme, Seneque precha itl'amour du pr ochain. Il pronait l'egalite de tousles hommes, meme des esclav es.La derniere partie de l'article est consacree auprobleme: Seneque et Ie christianisme. Etani donnel'etat de n os sources on ne peut pas r esoudre laquestion tan t discutee de la relation entre Ie philosophepalen et l'apOt.re Paul. Seneque s'approche duchristianisme dans la pratique et s'en eloigne essentiellementdans ses conceptions de Dieu et de l'homme.Jan I. Buba, Sch. Piar.: L'Ascese et la priere dans la vie de Gandhi 165L 'auteur considere la vie de Gandh i (d'apres sonouvrage: An autobiogr aphy - The story of my experimentswith the truth), cette vie a base de la foi qui donneit la priere toute sa valeur, sa r echerche de Dieu etson esprit de sacrifice qui transforment en priere toutce qu'i! pense et dit. "La priere ce n'est pas unelouange des levres, elle vient du coeur" dit lVIahatme.Dieu n'a pas accorde a Gandhi Ie don de Ia foi.C'etait, peut-&tre, - suggere I'auteur - afin que sescom,patriotes ne se detournent pas de lui et ne perdentdu fait m err.e un guide vers une v ie plus belle. Lesevenements des dernieres a nnees sembleraient bienIe montrer.Teresa Markertowa: A. C


R£SUM£ 287"C'est par la priere que l'homme va aDieu et queDieu, entre en lui". Carrel, chercheur scrupuleux,voudrait acquerir une science la plus positive dela priere. II savait que Ie domaine de la sciencepeut s'(~tendre par l'intermediaire du physiologiquejusqu'aux manifestations du spirituel. "C'est donc parl'observation systematique de l'homme qui prie quenOllS apprendrons e n quoi consiste Ie phenomene dela priere, la technique de sa production et ses effets."Dans son etude ,.La priere", ecrite quelques moisavant sa mort, Carrel en a fait une analyse fine etpenetrante.Alexis Carrel: Refle:


288 RESUMELes changements survenus dans Ie systeme capitalisteont eveille un vif interet a ussi en Pologne. Malgreles differences essentielles dans les regimes qui divisentIe monde actuel nous trou'vons certaines analogiesdans les problemes economiques et sociaux etmeme parfois de semblables solutions pratiques. C'estpourquoi l'auteur prenant en consideration la situationspecifique de la France y voit trois problemes principaux:1) garantir I'expansion economique du pays et en meme temps satisfaire au maximum les besoinsde 1a consommation. P a r rapport a cette questionl'auteur analise la planification economique franc;aisecomme tentative d'un partage ra tionnel durevenu national.2) les possibilites d'une adaptation des objectifs generauxa la vie economique actuelle. C'est pourquoil'auteur souligne specialement l'activite desentreprises nationalisees, leurs difficultes et lesresultats obtenus.3) les relations sociales dans les entreprises et specialementIe role des comites d 'entreprises quitachent de resoudre ces problemes.Enquete: Opinions des lecteurs du "<strong>Znak</strong>", concernant Ie profilede notre revue 225"Lequel des problemes discutes dans Ie mensuel"<strong>Znak</strong>» considerez-vous comme Ie plus important" ­telle etait une des principales questions de l'enquetepubliee dans Ie numero 50/51. La majorite des participantsa I'enquete indiqlie ces a rticles qui aidenta la formation des idees r eligieuses et philosophiqueset determinent quelle doit etre l'attitude d'un vraicatholique dans Ie monde.En somme les lecteurs acceptent la ligne generaIede la revue. Ils approuvent ses vastes horizons et sonuniversalite,abordes.ainsi que I'actualite des problemesChroniqueConvertis du xx siecle: essais biographiques:A. T.: Evelyn Waughm g: Graham GreeneMari? Morstin-GOrska: Charles du BosZofia Zawiszanka: Gustave Co hemm g: P ierre van der !VIcer de WalcherenAnna Turowiczowa: Leona rd CheshireCecylia P iotrowska: .Tohn-Vlu ,mg: Compte-rendu du livre du P er e Pier r e Regamey: Non-violenceet La conscience ch1'(~ tie nn e (Ed. du Cerf)Zofia Zawiszanka: Auberges de la jeunesse .mg: Missions caHioliques en chiffres .J. A. E.: Revue de la presse catholique en Pologne2392442482532<strong>56</strong>26026427327i278


TREse ZE S Z YTUWSTF;P129 Ks. TADEUSZ FEDOROWICZ: ISTOTA K OSCIOLA. 131 JAN FRA CJSZEI{ DREWNOWSKI: URYWK I 0 CIER­P IENIU .13B JAN FRANC!SZEK DREWNOWSKI: URYWKI 0 RO­ZWOJU DZIEJOWYM I SZERZENIU WIARY. 147 LEOKADJA MALUNOWICZ: MORALISTA U BOKU NERONA. SENEKA ML ODSZY .15~ JAN INNOCENTY BUBA. SCH. PIAR.: GANDHI o ASCEZIE I MODLIT WIE . 165 TERESA MARKERTOWA: ALEX IS CARREL.182 ALEXIS CARREL: 0 MODLITWIE .183 MAlUA GARNYSZ: KATAsTROFA 'MLODOSCI . 197 ROMAN BRANDSTAETTER: DOJRZEWANIE201 KRZYSZTOF KOZLOWSKI: ZACHODNIE P ROBY REFORM G OSPODARCZO-SPOLECZNYCH . 213 F. B.: OMOWIENIE A N K lET Y CZYTELNICZEJ ,.ZNAK U"225 ZDARZENIA - KSJl\ZKI - LUDZIEA. T .: E velyn Waugh . 239 EVELYN WAUGH: Dlaczego Rzym .241 m :J : Gr aha m Greene i "Bog L aski" . . . . . 24'1 MAR I A MORSTIN - GORSKA: K u n a jwy zszemu pi~knu 2·13 ZOFIA ZAWISZANKA : P r zez sredniow iecze do Boga . 25:) m g : P ierre van der Meer de Wa lch eren .2<strong>56</strong> ANNA TUROWICZOWA: As RAF-u260 CECYLIA PIOTR OWSK A : J ohn W u .264 m g : Misyjny a tlas sw iata. . 271 ZOF IA ZAWISZANKA: Gospody mlodziezy273 m g: Gniewni i cisi .275 J. A. E.: Przeglqd k rajowej prasy katolickiej 278 Resume .286


-OZI IZ .IW~Si3NIA: ONe.s'. ~OHNI1JC

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!