13.07.2015 Views

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

Pokaż treść! - Biblioteka Multimedialna Teatrnn.pl

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

DŹWIGARYMIESIĘCZNIK POŚWIECONY SPRAWIEPOLSKIEJ KULTURY PROLETARJACKIEJNumer drugi w Lublinie Grudzień 1934—Styczeń 1935JAN WYDRA — Święta Inkwizycja.GRZEGORZ TIMOFIEJEW — Dwa głosy, Szepcząc.JAN ŚPIEWAK — Moja rewolucja.MARJAN CZUCHNOWSKI -JÓZEF ŁOBODOWSKI -NIKOŁAJ ASIEJEW - Ojczyzna Lenina.JÓZEF ŁOBODOWSKI -Z poematu „Trudny życiorysSłowo o Dzierżyńskim, Pamięci[przyjaciela.Pisarz rewolucyjny w teraźniejszości.GRZEGORZ TIMOFIEJEW—Żeromski w wymiarze rzeczywistym.RAFAŁ LEN — Na marginesie pewnej ciszy.SZYMON MARIENHOLZ — O wyższy poziom.STANISŁAW GŁOWACKI -TREŚĆ:Film proletarjacki.J. ŁOBODOWSKI i SZ. MARIENHOLZ Na froncie poetyckim.JÓZEF ŁOBODOWSKI — Nowe książki.Polemiki i wypady — Noty — Pro domo sua.Wydaje i za redakcję odpowiada Kazimierz Wójcik.Redakcja i administracja Lublin, ul. Narutowicza 37 m. 18.Prenumerata kwartalna 4 zł. Półroczna 7.50 zł. Roczna 14 zł.Odbito w Drukarni „Narodowej" Lublin, Krak.-Przedm. Nr. 78


JAN WYDRA - ŚWIĘTA INKWIZYCJA


GRZEGORZ TIMOFIEJEWD W AG Ł O S YOto trawa — zwichrzony potok,na dłoni kwiat bryzgiem drga...Krajobraz nie obraz, ale natchnienie.Zieleń — widnokrąg — ja.Znowu dzień udeptano na grudę.Ją przeorać i zasiać ziarnem!..Aby to, o czem myślą z trudem,wzrosło postokroć ciężarne.Lecz przyszłość daleka, przyszłość,kiedy nie będzie skarg,a tylko radość, która aż oniemia,jakgdyby brakło warg.I.Ty wiesz jaki trud i męka...Boli mnie ciężka głowaII.Myślisz o wierszach i słowa dobierasz.Usta rozpinasz na bolesnym krzyku.A czy wiesz,jak umieraćw ogniu ulicznych barykad?!Inna silniejsza troskapo wszystkich miastach i wioskachjak burza do portów się wdarła. —Skurczem uściskiem żelaznymgłód dzisiaj chwycił za gardła!A tobie śpiewają młodzieńcze zeszyty,a tobie czarują ptaki niebieskie,że żal i że dal ze wszystkich rymów zużytychnajpiękniejsze są jeszcze?


Promieniami, płaczącemi ptakamiotwiera się twoja dal,lecz w historji najbardziej szerokie daleotwiera jedynie stal!Tak rodzi się troska.Bruk zrywa się westchnieniem i bije w pierś.To nie liryka, nie pieśń miłosna —a jednak wiersz.S Z E P C Ą CWargi spragnioneprzyszły do wiotkiego strumienia ręki.Dzień był duszny. I rozżarzony wysokotrwał jeszcze błękit.Drżąca rzeka wstaje przez sen — — —Srebrnemi stopami<strong>pl</strong>ącząc się w trawie gęstej,aż na morze wybiegnie dalekopołoży się, westchnie.Tak zakochanymmiłość wypływa z upalnej krainy ramion —O rozśpiewany, o strumień,skrzydłem falpowłóczący za sobą anioł!Zycie odeszło a śmierć z nadejściem zwleka,Ale nie dosyć pragnącym jeszcze.Nigdy.Bo tylko tęsknota była, jest i będziejak przestrzeń.


JAN ŚPIEWAKMOJAR E W O L U C J APamiętam. Jesień dymiła południem.Ścieliło się niebo chmurą deszczową.Przez miasto pędziły baterje, dudniąc,szły pułki, takt wybijając miarowo.Bramy zajękły, na <strong>pl</strong>acu transparentwystrzelił przed tłumem czerwienią, —z pokoju mego cienie szareszły na spotkanie tamtym czarnym cieniom.Wojsko starło się w gniewną gromadę ludzi, —ludzie mieli twarze zaciekłei ręce zerwały ulicę.Odbiegłem od okna.Przypadłem do matki, krzycząc:— dlaczego mówisz niejasno i z trudem?A na stole żołnierzyki w mundurach armji carskiejmatka krasnoludki przybliżała śpiewem.Nie wiedziałem, że wtedy na Kreml głodny tłum wdarł sięi ster historji przekręcił na lewo.Nie widziałem Europy bombami rozdartej na drzazgęi nie budził po nocach strach lecącego pocisku;każdy dzień najczarniejszy dla mnie musiał być jasny,wybielony starannie od życiachoć byłem przy niem tak blisko.Na barwnych obrazkach każdy miał szarżę i order,ciche godziny w miękim fotelu przy piecu, —mówiono mi o słońcu, o tatarskiej hordzie, —„wyspami z motyli" zacieśniano świat dziecka.I ulicę zatrzymaną przed drzwiami usunięto najdalej,żeby gniewem nie wiała, żeby nie smucić, —i gdyś wdarła się wówczas,wyzwolona, wspaniała, —nie umiałem cię poznać, moja rewolucjo.91


MARJAN CZUCHNOWSMZ POEMATU „TRUDNYŻYCIORYS"1. W kraju gdzie skrzypi nocami trzask szubienic,świt olśnił, żółtą pręgą skórzanego stryka.Pola w masówkę chałup złoty dym.W tłustym porodzie ogrodów i pszenic —czarno.Dzień spadł na sioła śliną trupiego języka.Zycie w kraju wygasa tym.Ta ziemia cieli dni brzuchami kobiet.Gnije zbożem w urodzaju drzew.Ogląda w rozkładzie: bydło, nabiał, jedwab i mięso.Ludzi wyrzuca w spoconą obczyznę, jak krwiobieg.Cóż?Tobie, spalona cześć. Tobie mleko bab, urodzaj śmierci, chłopską krew.Furami krew w masakrę zwycięską.Ten kraj, gnijący głodem, ogrodami dzwonów,przemienić w ziemię ładu, w warsztat ludu zbudowany.Która rodzi wydajne samice, mięso, owoce i drzewa,ziemia wyklęta, kraj buntu, najemników, —mówi.Podmyta stalą bagnetów w charkocie mordowanych,wspaniała, groźnie do burzy dojrzewa.2. Kurami świt zamawiał dniówkę.Przez szybkę gróbarzowej stajni śnieg podłaził w śnieg.Józka i sen, gorąco skrzypnęli na pryczy.Biała ogromnie nad wizjami krówodgarnia z brzucha starganą watówkę.Uwiera gorącą treścią wypełnione dno.Z nią szemrze mierzwa smutek smród.Józka, dobijemy się jeszcze.Ruszymy za dzień, za rok,dwa.W dal szarzeją w bladym śniegu siwe brzózkiłamaną wiązką więziennych krat.Całe życie drżyj. Bogaczom szmer banknotów,ziemia, konie, pól i mięsa surowizna,babie nogi i brzuch,92


3. Nocą łazili cieniami. Tyle cieni rozwiało wśród pól.Czasem z grubszego osiedla kartofli zabrali.Węszyli sz»piclr, nie ustawał głód.Owdzie nocami gdzieś powiatsuchą łuną się pali.Na Lisiakach, w Kamiennem, w Bidowej, w Podlesiu,paloną owsiankę z wodąkto ma — je.Kto nie, niech się powiesi.Czekali.Z gorącym kartoflem paruje czerwona, bydlęca sól.Smakuje czerwony świat.Szeroko dymiący upałem swobody.Niektórzy przepadli światami.Za nimi list gończy, kula i trud.4. Noc zawiała nad wsią, szara chusta,jaką umrzykom do trumny dają krewni ofiarni.Trupiarnię zawarto.W gwiazdce latarki kopano mogiły.Wiatr. Po mogiłkach wapor jabłczany gna.Wybucha krwotnią z trupich ust.Miłorząb przed bramką rozpłakał się martwo.Liście zmarłym na otwarte oczy, złote pieniążki szeroko.Cicho.Z kłębowiska potoków na dnie olchowego lasku,w zgaszonym przysiółku mały świeci domek.Kapnął świeczką, jak sierocą łzą.Już śpią wszyscy w cichym Jareczniku.Tylko nie usnął malutki dom.Na wyrku w krwawe zawinięty szmatyleży Piotr Waląg z głową utrząśniętą w słomę.Magda zwarzyła wieczerz. Gorące ziemniaki je Franek malutki —-kucając na weretowym sienniku.Mamo — tatowi dać? —mamo tatowi dam.Na wyrku człowiek na zawsze uśnięty za zielonem szkłem źrenic.W szklanem lusterku białek wieczerza kartofle malutki.Ale zaszklone oczy nie widzą już ni?.Miesięczny setniak obudził się w kącie i kwili,Magda kaftanik rozpina. Wyżyma sutki.Nie strzykło nawet promieniem mleka.Nad krwawym miotem kołyski — olbrzymia czeka.Mamo, tatowi dam.Mamo, a może tato nieżywi?Drgnęły bezmleczne, pusto zwisające cycki.I w straszny płacz głąb chaty wybuchła.


5. Głodni zaczynają i kończą przednówkiem żniwa.Te uszłv krwią, że dotąd dni przemycają bibułę pól po lasach.Ludzi głód, drzewotocz wyżarł laski.Rdzą osypała chuda, dziadowska niwa.Bidowa śpi już usypana w piachy.Tylko dziewuchy na dworcu bawią za potrzebą.Do dusznych klitek po twardej harówcewracają leniwo ciepłym potem zroszone po pachy.Palą lędźwie, kołyska przyszłego nędzarza.Józka wspomina: — o mała, o małamiła —i w dreszczu boleśnie się wzdryga.Ziemia naciągła mokrym chłodem.Dęło zgnilizną od przydrożnych rowów.Józka od rana nie wzięła do ust kro<strong>pl</strong>i strawy.Pali ją ogień dzikim nieokreślonym głodem.Gryźć ziemię, kwaśną kapustę, tartą marchew.Pić ocet, ostry piołun, kobylim moczem zwarzone trawy,byle ugasić ten żar, i zdechnąć już raz, — psiakrew.Jakżesz mocny jest — łez i krwi i ciała ludzkiego smak zmienny:miękisz świeżego chleba, wargi chłopca, język ludzki chlebny.Nad Lisiakami lśniła perłowa brodawka gwiazdy porannej.Dwupromień w chmur rudej kąpieli.Kobiety spowiła mokrą powłóczką marzyca.Wstawały, krzycząc sennie chłopów w zmierzwionej pościeli.Szary, leniwy poranek, polowa śnica,że kochanemu w komórce nóg niejedna zezwoliła łubka.Śmigali żwawo za płotki parobcy.Strząsając pożar dziewuch, ciał ich ostry pach rozgrzany.Wzuwały się obejścia. Las budził świeżo pachnąca hubka.Podworce obiegły mokre, zgonione psy.W stajenkach odpadł lekko nocny zegar, księżyc ścienny,wychodziły na dwór obłapką rozmamane młódki —powoli z zagródek w strumieniu księżyca.Drżał dzień, wygnawszy swoje chmury.Z Bugaja widok na wieś wytajał malutki.Kopali na pólkach szare bulwy kartofli.Strącił się z gór dzień powszedni.Po dziennej harówce gnały szare góry.W surowej donicy dnia, w skalonych motykachwrą skopane ziemniaki, mniejsze od łez chłopskich kro<strong>pl</strong>i.Ziemia znowu przyrodziła ludzi. Nie zrodziła chleba.Kopią. Gwar setek grzebiących ziemię opadał w lesie.Nad zagonami gęsto świeciła surowa rozżarzona łydka.Dla zgiętych grzbietów bardzo chude lazury,Chleba skibki nie da tysiąc morgów nieba.Z wygrzanych ognisk dym bury się piął.W ogrodach czarno. Dym?m szło pod jesień.94


Lat dwadzieścia trzy to zamało,by zwoływać ludzi pod sztandar —lat dwadzieścia trzy to dosyć,aby znaleźć wojenny ślad — —czarny wieczór na oczy nam spadai naprzeciw ginącym ciałomidą wichru świszczące ciosyw przerywanym oddechu lat.Chmurna nocy, wyśledź i wydaj!Oczom złote gwiazdy z za krat.Niech na stole zwinie się, strasząc,głodna serca stalowa żmija —spopielone ogniem pożaru zatraciło się dzieciństwo nasze,a pozostał ten groźny świat,co znieważa nas i zabija.Ponad nami czerwona łunawróży idącą grozę,chrapiących koni tętentyobsypują z urwisk żwir, —ponad nami czarne niebo w piorunach — —i gromadą przez losy przeklętągłuchoniemym Termopil wąwozemodchodzimy w pustkę i kir.Swoją młodość tragiczną i męskąza pas zatknąwszy jak naganwiemy jedno:na naszych klęskachznajdzie zgubę miażdżący nas świat —i całunem na trumny przedwczesne kładzie się nasza odwaga,owijając stygnące zwłoki,na przepadłe rzuconych lat.


W bolszewickiem wojskuchłopców śmiałych niebrakwnet ci zedrą akselbantyze szczerego srebra.Marne wdowie życie,rozpacz i udręka —nie oszczędza Białej GwardjiDzierżyńskiego ręka......do piwnicy zaprowadzą,sko-onasztaamna mękach"...Męka ciała trwa bardzo krótko:taśma leniwie się zwija,dół wykopany do dnia cień nieruchomy wydłuża,ugryzie serce ognia czerwona żmijai wsiąknie w sypki piachdymiącej krwi kałuża.A tutaj pospieszne kroki, łomot do drzwi, —głowa na miękkim dywanie, żyły fioletem wzdęte, —poraził cię wielki Dzień błyskawicami brwi,chrapiący Rumak Historjiserce stratował tętentem.Grzmoty szaleją nad ziemią. Krzepnie wylana krew.Tylko pieśń nad głowami krążyi z oczu zagasłych wróży.Tylko pieśń — tragiczny chorąży —niosąc skroń pod skrzydłami mew,rzuca cień swój na martwe czołapierwszych ofiar wichru i burzy.PAMIĘCI PRZYJACIELAZiemio, leżąca krzyżem —ziemio, powalona pokotem,na której więcej kościołów, niż fabryk i hutw jakich-ż słowach dziś wypowiedzieć utajoną serca zgryzotę,gdy jęzorem wargi nam liżenapastliwy, zawzięty głód.96


NIKOŁAJ ASIEJEWOJCZYZNALENINAKraina ogromna, kraina ponura,kirgiskie pastwiska, —nad niemikałużą dawności rozlała się chmura,ciemniejsza od nieba jesieni.Po kraju szerokim, rozłogach stepowychz kimkolwiek dwa słowa zamienić,gdzie stąpnąć,lub czyjej posłuchać rozmowy,tam strach niewolniczy,milczenie.Przemyślność handlowai chytra i głupia,a kłamstwo codziennie uboższe,tu życie za grosze starają się kupići honor sprzedawać za grosze.W tej głuszy bezczynnejprzy blasku z kominazrozumieć podołaj, poprobuj.Popróbuj, podołajchoć jedną rodzinęwśród innych odróżnić u żłobu.Mamrocze samowar,rozśpiewał się słowiki dzwonią w obłęku brząkadła...Człek żyje i wzrastai kończy się człowiek,a w każdym ciemnota zajadła.Tak wzrastał i on w ciemności jesienneji wyrósł nad ciemność jesieni, —spojrzenie odmiennei usta odmiennei zwyczaj, obyczaj odmienił.Z tamtego on gruntuwywodził się, wyrósł, —98


a stepów był znawca gruntowny,w zapasach śmiertelnychpasował się przy nasz dawnością wytrwałą, niezłomną.Kraina ogromna, kraina ponura,bezdroża stepowe, a na nichłyskanie bagnetów,ryk bomb,świsty kulii koni żołnierskich parskanie.Wydaje się,jakby od dni naszych siedzibzwał chmurny usuwał się zwolna,jakgdyby rozjaśniał się,tajał,rozrzedzał, —a przestrzeń — już wolna, już wolna.Jakgdyby w popłochu ruszyła już ciemnośćod nowej granicy radzieckiej —i przestrzeń odmiennai stepy odmienne,a ciemność runęła w ucieczce.Zamilkła walka, łomoty zamarły,a w niebie wciąż jaśniej i jaśniej —i stepy z przeszłościąśmiertelnie się zwarły,w zapasach skłębiwszy się ciasno.Z pieniądza więzienia,z poświstu rzemienikraina eks<strong>pl</strong>ozją płomienna...I rzeki odmienne, doliny odmienne —i zwyczajobyczajodmienny.Wyniosłe krewieństwemsymbirskie pustkowiespogląda ze stepów dalekichnie w lustrobagnistych kałuż deszczowych,ecz — w zbliżające się wieki.Przełożył z rosyjskiegoSEWERYN POLLAK


JÓZEF ŁOBODOWSKIPISARZ REWOLUCYJNY WTERAŹNIEJSZOŚCISytuacja ekonomiczna i polityczno-społeczna, w jakiej znajduje sięobecnie proletarjat, nie jest do pozazdroszczenia. Wojujący faszyzm nieogranicza się do walki otwartej, ale stosuje na wszystkich terenach metodyfałszowania i maskowania swoich istotnych celów, uprawiając na wielkąskalę mimetyzm ideologiczny. W związku z tem musiała powstać ostra reakcja,zbudziła się podejrzliwość w stosunku do wszystkich ludzi i ugrupowań,manifestujących swój radykalizm. Słowa i hasła rewolucyjne, którejeszcze .niedawno miały pełnowartościową treść, zostały dziś znacznie zdeprecjonowane.Zbyt długo nacjonalistyczne i faszystowskie organizacje w rodzajuO.N.R. czy Legjonu Młodych uprawiały nieodpowiednią żonglerkęfrazeologiczną, aby nie nastąpiła dewaluacja słów i haseł. W takiej sytuacjigdy trudno odróżnić przyjaciela od prowokatora, gdy słowa: „proletarjat"„masa", „świat zorganizowanej pracy", „rewolucja społeczna" deklamuje codrugi dziennikarz z „Kurjera Porannego", ostrożność jest nakazem chwili,nieufność — koniecznością.Jednakże musi być jakaś miara i granica. Zaczyna się bowiem tworzyćpowoli pewna psychoza, kształtuje się kom<strong>pl</strong>eks prowokacjii demaskowania. W poszukiwaniu papierka lakmusowego doszliśmydo wyraźnego szablonu w ocenie ludzi i zjawisk. Jeśli jest to czasem koniecznena froncie walki politycznej, to w dziedzinie kulturalnej przynosiolbrzymie szkody. Polska myśl radykalna zbyt często rezygnuje z samodzielnegopodnoszenia problemów i, mając gotowy wzór w Rosji Sowieckiej, staczasię po linji najmniejszego oporu, uprawia sukcesorstwo najbardziej wulgarnychi dziś już w samej Rosji przeważnie zakwestionowanych, chwytówkomunistycznych. W ten sposób stajemy się grupą epigonów, spóźniającychsię stale w stosunku do umysłowych i kulturalnych procesów, nurtującychproletarjat rosyjski.W obawie przed wilczemi dołami, które kopie przed proletarjatemmaskujące się „lewe" skrzydło burżuazji, marksizm polski sym<strong>pl</strong>ifikuje wieleprocesów i zjawisk, upraszcza je, nie zdając sobie sprawy z tego, żeupraszczanie pociąga za sobą prostackie i spłycające deprecjonowanie wartościkulturalnych. Najjaskrawiej uwypukla się to w dziedzinie literaturyi sztuki, które nie znoszą metod tego rodzaju i reagują na ich a<strong>pl</strong>ikowaniezawsze obniżeniem poziomu.2.100


Ten jest oportunistą, tamten wydrukował wiersz w obcem piśmie, ówwpadł w takie czy inne odchylenie, jeszcze któryś nie budzi zaufania,wogóle „brzydko" o nim mówią. Anonimowa <strong>pl</strong>otka wędruje.Rodzą się insynuacje, podejrzenia, koszmarny system prawie zawszeniczem nieuzasadnionej inwigilacji.Po arakońsku żąda się od młodych pisarzy, aby nie drukowali w pismachburżuazyjnych. W odpowiedzi możnaby powołać się na przykład całegoszeregu pisarzy, których proletarjackość nie może podlegać dyskusji,z Maksimem Gorkim na czele; — ale są argumenty poważniejsze; wiersz,artykuł, czy proza, wydrukowane w piśmie burżuazyjnem nie decydują o niczem.Zakaz powinien dotyczyć pism radykalizujących o niewyraźnym dlaprzeciętnego czytelnika charakterze; drukując w takich pismach, pisarzezwiększają kapitał zaufania, pomagają im do lepszego zamaskowania swychdefenzywnych celów. Dla wielu ludzi „Wiadomości Literackie", gdzie drukująRadek, Broniewski, Stawar, Kruczkowski i t. d. — są pismem komunistycznemRobotnik, który czytał sowiecki numer „W. L.", przeczyta późniejBoya albo Słonimskiego i dostaje zamętu pojęciowego. To jest właśnieszkodnictwo. Ale wiersz rewolucyjnego autora, wydrukowany w piśmie w y-raźnie faszystowskiem nikomu szkody nie przyniesie.Właściwie niema dziś w Polsce pisarza radykalnego, którybynie drukował w prasie nieproletarjackiej. W „Lewarze" zamieszczonokiedyś artykuł rozstrzygający zagadnienie w sposób zdecydowany:uświadomiony pisarz proletarjacki drukuje tylko w swojej prasie. Niestetyten sam numer „Lewara" przyniósł wiersze Leca i Timofiejewa,którzy nie raz i nie dwa drukowali w pismach burżuazyjnych (Sygnały,Cyrulik, Tygodnik 111., I. K. C., Gazeta Polska). Robiono mi kiedyśgorzkie zarzuty np. za to, że wziąłem udział w t. zw. wieczorzeawangardy, który się odbył pod protektoratem... Kadena. Niestety,nie mogłem nawet zaprotestować przeciw obecności autora „Czarnychskrzydeł", ponieważ w tym samym czasie, gdy w Warszawie recytowanomoje wiersze. . siedziałem w więzieniu.Żądania prohibicjonistyczne byłyby tylko wtedy usprawiedliwione, gdybyjednocześnie takie same warunki stawiano wszystkim zawodom. A przecieżsą marksiści zajmujący posady urzędnicze, nauczycielskie, ba... nawetwojskowe. Dlaczegóż więc lista proskrypcyjna obejmuje przedewszystkiemliteratów, których sytuacja socjalna jest wyjątkowo trudna? Należałoby przeprowadzićdaleko idącą rewizję wielu zakłamań polskiego marksizmu, przynoszącychtylko szkodę sprawie proletariackiej.3.Wszystkie te niedomagania wypływają zapewne z jednego źródła:z politycznych warunków, w których rozwija się polska myśl marksistowskaNiejednokrotnie spotkać się można z twierdzeniem, że jedynie aktualnemhasłem powinna być walka o przebudowę społeczną i wszystko musi poddaćsię jej taktycznym względom. Wulgaryzacja i sym<strong>pl</strong>icyzm - to zjawiskaujemne, ale dziś jeszcze właśnie ze względów taktycznych konieczne. PrzykładRosji, gdzie podjęto walkę z prostactwem wulgaryzatorskich chwytów.102


jest niewłaściwy, ponieważ tam stać już ludzi na zajmowanie się nadbudowąkulturalną, a nas jeszcze nie. Czy rzeczywiście tak? — Według luksemburgistówtworzenie kultury socjalistycznej jest fikcją, dopóki trwają starespołeczno-polityczne warunki. Jest w tern tylko część słuszności. Kulturaproletarjacka w ustroju burżuazyjnym nie powstanie, ale to nas nie zwalniaod pracy przygotowawczej, prekursorskiej, którą ułatwia bliskość Rosji i jejdoświadczenia. Uwalnianie siebie od tej pracy, rezygnacja z kom<strong>pl</strong>ikowaniazagadnień to samobójstwo kulturalne. Zważmy jak dalekosięgają konsekwencje luksemburgowskiego stanowiska. Mikroskopu uczonego,pióra poety nie należy przekuwać na młoty i oskardy. Niech pozostanąw laboratorjach i bibljotekach, a wartości przez nie zdobyte ułatwią bez"pośrednią walkę młotom i oskardom. To jest rola pracowników kulturalnych,których musi być stać ( z aw szeiwszędzie na tworzeni e. Decyzja Lucjana Szenwalda, który, posiadając wspaniały talent, 'przestałpisać, jest dowodem wielkiej uczciwości osobistej i społecznej młodegopoety, ale jednocześnie wskazuje niedwuznacznie na tworzenie się pewnejhipnozy o wyraźnych cechach histerycznych, Majakowskij nie poszedł nafront, ale tworzył — i zrobił bardzo dobrze. Czerwona armja straciła jednegoszeregowca, armja kulturalna zyskała generalissimusa. Wniosek: r e-zygnacja z tworzenia kultury jest szkodliwa wkażdych warunkach.4.Być pisarzem szczerze radykalnym, to jeszcze nie znaczy.* wyzwalamsię w swojej twórczości od starej kultury. W Polsce niema pisarzy proletariackichw pełnem znaczeniu tego słowa. Są pisarze rewolucyjni, którzy prze"łamując w sobie wartość kultury burżuazyjnei, antycypują nadchodzącą przyszłośćproletarjacką. Żyjemy wszyscy w środowisku kulturalnie obcem komunistycznejwizji świata i konsekwencje tego stanu rzeczy odbijają się nanaszej twórczości i na nas samych. Napisanie wiersza rewolucyjnegonie oznacza jeszcze przełamania burżuazyjnegoświata, — oznacza jego negację. Stanowiskopasseistyczne nie da się tutaj w żadnym wypadku utrzymać.Stwierdzam śladem „Nowego Lefu" ..-ideologja nie tkwi w materjale,którym posługuje się sztuka. Ideologja tkwi w chwytach obróbkitego materjału, ideologia — to forma. Jedynie celowa formalizacjamaterjału wyprowadza na drogę społecznego przeznaczenia.Zmiana tematu — to drobiazg... Ale wojujący paseista nie zgadzasię. Passeista pozostawia artyście w całości jego przedrewolucyjnąformę, szanując nietykalność jego „duszy". Wystarcza mu kompromis— zmiana tematu... Twórcy bohomazów wymalowywują pod przyłbicąew. Jerzego twarz czerwonogwardzisty, albo wizerunkom bab w sarafanachdodają napis „komsomołki". Kompozytorzy podkładają komunistycznesłowa pod melodie z cafe chantanów; pisarze proponują wojnędomową 1 odbudowę fabryk w przygłuszonej tonacji Czechowa, albow dostojewskiej histeryczro-kryminalnej manierze, kino marzy o „pik*fordyzacji" robotniczego życia..' wykombinowuje dzielnych „sowdou-103


gów" . słodziutkie „sowmary". — Tak pisali Lcfowcy kilka lat temu.A jednocześnie Majakowskij: „wa cztob ni abuliś, cztob ni nadieli,abnoski burżujew u nas na tiele... .Większość polskich pisarzy radykalnych to epigoni sztuki burżuazyjnei,w sztance starych form wtłaczający nową anegdotę. Mamy gotową rekwizytornięrewolucyjnego oburzenia, schemat bojowych marsyljanek, nawetgraficzne formy kro<strong>pl</strong>a w kro<strong>pl</strong>ę podobne do siebie. Poezji w tem wszystkiemniema. Elżbieta Szem<strong>pl</strong>ińska, która w wierszach osobistych (zwłaszczaw liryce o podkładzie biologicznym) jest poetką całą gębą, daje tandetę,ilekroć sięga do tematów socjalnych. Nie znaczy to, aby jej talent niemógł ich udźwignąć; sama metoda jest tu zła i niewłaściwa. Temat możewystarczyć na artykuł polityczny; poezja wymaga dokładnego jego przetrawieniai przeżycia. Zwracam uwagę, że polscy pisarze i poeci proletarjaccyczerpią tematy do swoich wierszy przeważnie z niepolskiej rzeczywistości.Ten swoisty pseudo-proletarjacki egzotyzm, każący pisać o Niemczech hitlerowskich,Ameryce, Japonji i Chinach, przy jednoczesnej rezygnacji z rzeczyi spraw najbliższych, podaje w wąt<strong>pl</strong>iwość autentyzm twórczości, świadczyo jej papierowości i wskazuje na kroniki dzienników, jako główne źródłoinspiracji.5.Estetyczny analfabetyzm i zupełna ignorancja autonomicznych praw,któremi rządzi się twórczość artystyczna—to zjawiska, proszące się o szybkąi gruntowną likwidację. Nie można metod dobrych w życiu politycznemi społecznem stosować do procesów artystycznych. A przedewszystkiemtrzeba zrobić jedno rozróżnienie. Wiersz agitacyjny o charakterze politycznymmoże spełniać swą aktywistyczną rolę i nie mieć żadnego artystycznegoznaczenia. Bajki i agitki Efima Pridworowa miały w okresie wojny domowejolbrzymie znaczenie agitacyjne i słusznie ich autor otrzymał szeregwysokich odznaczeń radzieckich. Ale obszerne miejsce zajmie Biednyj tylkow historji walk rewolucyjnych — w historji literatury, poezji nazwiskojego będzie musiało odsunąć się ku marginesom. Natomiast poezja Majakowskiego,łącząca wysoką wartość z popularnością, znajdzie się i tu i tamna honorowem miejscu. W związku z tem stwierdzenie o charakterze zasadniczem:sztuka jest narzędziem walki klasowejale cecha ta nie może być uważanaza jej istotęponieważ o tem, czy dany utwór należy do sztukidecydują wyłącznie względy estetyczne. Podkreślamelemeniaraość tych określeń, które jednak nie zawsze docierają do świadomościpisarzy. Na pytanie „czem jest sztuka?", nie wolno odpowiadać„sztuka jest narzędziem walki klasowej". Natomiast faktem jest, że sztuki,której istota da się określić tylko w granicach estetycznych, klasy społeczneużywają zawsze i wszędzie, jako narzędzia w walce z innemi klasami.Jeszcze trafniej — sztuka jest terenem walki klas.„ ^^owanie wartości artystycznych utworu poetyckiego, ekskluzywnoscw podejściu do niego wyłącznie od strony treściowo-ideologiczne, maiaswoje zrodło najprawdopodobniej w dualistycznem odgraniczeniu treści odformy. Dualizm ten został już dawno i gruntownie skompromitowany Ka-104


żdy utwór artystyczny jest jednolity, łącząc w sobie obydwa elementy. Możnawprawdzie upierać się przy podziale na co i jak, ale sam taki podziałjest czystą abstrakcją i znika z chwilą, gdy przedmiot estetyczny stajes i ę. Definjując — treść wyrażona przez chwyt artystycznynie istnieje w tej samej postaci poza sztuką, ponieważ,stając się zjawiskiem estetycznem w szeregu innychelementów formalnych, zyskuje samodzielnei niepowtarzalne istnienie.Jeśli więc poddajemy utwór artystyczny analizie z punktu widzenia jakiegośodcinka rzeczywistości empirycznej, nie wykrywamy praw rządzącychsztuką, lecz wskazujemy na genealogię elementów, zdeformowanych przezstrukturę formalną. W Polsce metodologja w stosunku do zjawisk artystycznychjest prawie nieznana i dlatego doszło do zupełnego pomieszania pojęć.Marksizm skłonny jest do wyłącznego stosowania metody socjologicznej;jest tb błąd, ponieważ w ramach tej metody sztuka nie tłumaczy sięcałkowicie. Dopiero wszechstronne oświetlenie dzieła artystycznego, jakozjawiska społecznego, moralnego, poznawczego z jednej strony i estetycznegoz drugie?, nie jest wulgaryzacją, ani sym<strong>pl</strong>icyzmem i daje właściwy stosunekdo sztuki.Ten właściwy stosunek utrwali się jednak nie wcześniej, aż działaczepolityczni uznają swą niekompetencję w sprawach artystycznychi zrezygnują z ingerencji w dziedzinie, w której tylkofachowiec może zabierać głos i pretendować do roli kierowniczej.


ledwo zaczynały się rozwijać, formować psychikę społeczeństwa, gdy jużnapierały inne. Dawało to nieraz dziwne skojarzenie zupełnie odmiennychskładników.Cechą charakterystyczną życia polskiego w Królestwie po r. 63 jestprzedewszystkiem jego specyficzność. Niewąt<strong>pl</strong>iwie „zagadnienie polskie"przestało istnieć en bloc (Pierwszy bodaj mówi o tem P, Chmielowski,; Zarysnajnowszej literatury polskiej — 1880, lecz ogólnie — nie doszukującsię przyczyn). Zasada „organicznego wcielenia" zaczęła triumfować samaprzez się — na mocy praw nowego życia. Uwłaszczenie chłopów, a więc rozszerzeniepojemności rynku wewnętrznego, wcześniej (r. 1851) zniesieniebarjery celnej do Rosji, budowa kolei żelaznej warszawsko-petersburskiej(r. 1862) i warszawsko-terespolskiej (r. 1866) i linij pomniejszych, dalej ustanowienieceł protekcyjnych (r. 1877) te wszystkie czynniki, wiążąc rozwójkapitalistyczny Królestwa z kapitalistycznym rozwojem Rosji od okresuwielkich reform, wyodrębniały z zagadnienia polskiego zabór rosyjski i jednocześniezadawały cios dotychczasowej strukturze społeczeństwa. Szlachtamusiała ustąpić na rzecz mieszczaństwa. A rewolucja ta odbyła się podosłoną caratu. Właśnie, daje się tu zastosować to samo, co mówił Michajłowskij(„Paliticzeskije pisma sacjalista" Narodnaja wolja nr. 2 z 1879 r.) podadresem burżuazji rosyjskiej: „Nie stworzyła ona sobie własnych form politycznych,chowa się w fałdach purpury... Dla burżuazji europejskiej absolutyzmjest przeszkodą, dla naszej jest podporą". Podobnie, z burźuazjąpolską: nie potrzebowała walczyć z potęgą feodalizmu, zastąpił ją carat.„Gdzieindziej trzeba było potężnych wysiłków, zmagania się przez całedziesięciolecia, a by dać zwycięstwo formom produkcji burżuazyjnej. Panowanieburżuazji zdobywane było drogą walk rewolucyjnych, przy którychburżuazja musiała poruszać do głębi masy ludowe. Potrzeba zaś poruszaniamas-nakazywała samej burżuazji doprowadzić swą ideologję klasową donajdalej sięgających konsekwencji rewolucyjnych... Burżuazja Zachodu musiałanietylko zmobilizować masy dla swych celów, lecz i stanąć na ichczele. (H. Kamieński „Pół wieku literatury polskiej" t. I Moskwa 1931 str.18.) W Królestwie jak stwierdziliśmy było inaczej; burżuazja nie potrzebowała„poruszać do głębi mas", przyszła do gotowego, zdobyła <strong>pl</strong>ac bez boju.Jej panowanie to nie zdobywanie, ale już tylko rozszerzanie otrzymanegoz rąk rosyjskiego absolutyzmu cennego terenu, to jedyny wysiłek lepszegozagospodarowania się. Tem tłumaczy się niedokrwistość ideolęgji polskiegomieszczaństwa-pozytywizmu. Nie wynikał dialektycznie z walk rewolucyjnycho nowe prawa, nie był natchniony siłą gdzieindziej poruszanychprzez burżuazję dołów, — dlatego nie miał rozmachu, wspaniałych lotów,był bierny, przeżarty ugodowością, bo nigdy czynny. Nieproporcjonalnośćmiędzy imponującym rozkwitem przemysłu ok. r. 70 i później a niedokwitemsztuki pozytywistycznej jest dopiero na tem tle zrozumiała.Jednakże pozytywizm, który jako ideologja klasy powstał bez walkpost faktum, pokusił się o odegranie roli ogólno-narodowej z chwilą, gdytyk syreny fabrycznej zatrząsł niejako krajem. Dalszy rozwój kapitalistycznyuderzył we wszystkie warstwy, począwszy od małorolnego chłopa ai dopodupadłego arystokraty i na tem tle dopiero zyskuje mieszczaństwo i po-107


zytywizm jako jedyna i nowa siła dziejowa, zanim na arenie nie pojawia sięproletarjat. Tymczasem należy zagarnąć biedniejące warstwy, poprowadzićje do swego celu, ale pod sztandarem, ^któryby wszystkich mógł połączyć,więc, powiedzmy, pod hasłem jakiejś misji narodowej. „Oportunizm politycznyjako asekuracja interesów" — według trafnego powiedzenia Feldmana —występował zbyt cynicznie. „Interesy" należało osłonić barwami ogólniejszemu„Dalecy jesteśmy od zamiaru apoteozy naszego losu" — pisał Świętochowski„winniśmy jednak wskazać pomyślną stronę jego przeznaczeń". t»Tą"pomyślną stroną „miała być praca gospodarczo-cywilizacyjna, wytykaniegranic nowej Polsce, impet w innym sensie, ale niemniejszy niż Chrobrego.1 to hasło pociągnęło i inteligencję pracującą i najbardziej oświecone kołarobotnicze, „Wszyscy ogranicznicy razem możeby się nie zdobyli na kupnojednej poważniejszej akcji" — uśmiecha się St. Koszutski (Rozwój ekonomicznyKrólestwa Polskiego). Póki nie ujawnią się interesy mieszczaństwai nie zacznie się ucieczka sprzymierzeńców, tak przedstawia się pozytywizm.Zatrzymaliśmy się nad tem dłużej, gdyż ten właśnie okres dotyczyw sposób determinujący przyszłej twórczości Żeromskiego. Uwłaszczeniechłopów przyprawiło ziemiaństwo o kryzys. Nie mogąc dźwignąć się z podciężarów, zrujnowana szlachta wyprzedaje grunta, które często przechodząw ręce obce. Charakterystyczny przyczynek: gdy przed reformą żydzi mielitylko 50 tysięcy morgów, po reformie w końcu lat 70-tych posiadają jużpół miljona. Równolegle idzie parcelacja pańskich majątków na rzecz chłopówwzamian za zrzeczenie się prawa do serwitutów. Około r. 1880 chłopimają więcej ziemi niż ziemiaństwo. (Z. Lenskij „Polskij wapros") Te dwiegłówne przyczyny sprawiły, że „dziedzic szedł w świat'*. Należało dostosowaćsię do nowych warunków życia, kluczyć tu i ówdzie. A wyrastało mieszczaństwojako groźny konkurent — przedewszystkiem, do roli przewodnictwaw narodzie — miaszczańatwo z nowemi hasłami, albo spychające wdół, albo przygarniające „szlachetkę" za cenę „przystosowania się".Wprawdzie pauperyzacja szlachty, bankructwo polityczno-gospodarczemiały miejsce i przed powstaniem, ale dopiero po r. 63, po okresie reformsocjalnych, proces ten przybrał rozmiary straszliwej wprost katastrofy. Żeromski,który najtajniejszemi korzeniami swej psychiki złączony był zeszlachtą, przeżył ten fakt „klasowo", jako klęskę nietylko osobistą, i wobect«go musiał nań dotkliwiej zareagować.Pierwsze zaraz utwory dają zupełnie jasny obraz tego, co stało siękoniecznością dziejową, notują cały szereg zmian. „Rozdziobią nas kruki,wrony..." tłumaczą się bez komentarzy. „Z za świata szła noc, rozpacz iśmierć" — oto nuta fatalna i ostatnia dziejów szlacheckich. Temat parcelacjimajątku występuje w noweli „dr. Piotr", typy zbiedzonych szlachcicówDominik Cedzyna, Polichnowicz (tamże), rodzice pani Zofji Swierkowskiej(Oko za oko). Podczas gdy Dominik Cedzyna z raną w sercu „przystosowałsię", pan Jaksa Swierkowski (Oko za oko) staje do konkurencji „z żydamiw wyrabianiu serów, cykorji" i t. p., — Kubuś Ulewicz (W sidłach niedoli)jest już pauprem, inteligentem szlacheckiego pochodzenia, nędzarzem,który niczego nie potrafi się chwycić. Również — Grzybowicz „Promień".„Dzieci szlacheckie" — Jakób Ulewicz, dr. Piotr Cedzyna, Stasia Siłaczka.108


Joasiu, Nienascy z dworów... zstępują do szeregów inteligenckiego proletariatu".(Wł. Jampolski „Żeromski, duchowy wódz pokolenia"). Jednakże trzebatu zaznaczyć, że nic jest to „zstąpienie" w sensie idealistycznego „chażdenjaw naród" szlacheckich paniczyków, ale stoczenie się na samo dnonędzy, zubożenie naskutek oddziaływania czynników społecznej walki. I później— w następnych utworach Żeromskiego — zjawiają się typy zbiedzonejszlachty ziemiańskiej. Żeromski nigdy nie zapomina wyłożenia „historjirodowej" charakteryzując np. starego Pobratyńskiego, ojca Ewy, śpieszyzaznaczyć, że ten bohater był dawniej właścicielem folwarku, obecnie zaśposzukuje w mieście posady.Pierwsze utwory Żeromskiego oddają zachodzące przemiany — nietylkowiernie zaobserwowane, ale i przeżyte głęboko. P. Dominik Cedzyna(„Dr. Piotr" w zbiorze „Opowiadania") myśli z goryczą: „My członkowieszeroko rozpostartej rodziny szlacheckiej ( stanowiliśmy odrębną społeczność,byliśmy cennem zbożem, rosnącem na pocie tłumu jak na nawozie... Rozbiliśmysię na jednostki, zwyrodnieli i zgoła znikli". A Joasia z „Ludzi bezdomnych",odwiedzając Głogi, tak oto rozpacza: „Dusza moja była owianamrokiem, serce zastygło i nie mogło wydać ze siebie ani jednego uczuciaTylko myśl sroga, bolesna i mściwa jak błyskawica oświetlała to miejsceMiejsce zostało to samo. Wszystko przeminęło w czasie, odpłynęło z wodąGrunt obojętny sam jeden i jak przed wiekami zazielenił się do słońca.Nic tu nie ocalało po moim ojcu, po mojej matce, po mnie i braciachObszar, przesiąkły pracą, myślami i uczuciami nas wszystkich wziął innyczłowiek". Jakiż to człowiek? Czytamy dalej: „Wszystko dziedziczy przychodzeń!Dla niego te wszystkie skarby duszy mojej są tylko przedmiotamilichego zarobku". Godne uwagi, że w słowach Joasi przebija się pełnaświadomość klęski ekonomicznej, jaką poniósł jej ród, i że Joasia zdajesobie również sprawę z różnicy między dawnym a nowym gospodarzem —mianowicie, spostrzega, że dążnością przychodnia jest tylko zarobek. Cechaspekulacji została tu podkreślona jako cecha nowej etyki. Łatwo zrozumieć,kto jest tym zwycięskim przybyszem, jak również, ze myśli Joasisą myślami Żeromskiego, Głogi zaś to poprostu Ciekoty, majątek dzierżawionyprzez rodziców pisarza* Świadomość klęski ekonomicznej cechujejednak bierność. Joasia nie zrywa się do walki. To zrozumiałe: walka wymagastanowiska, z którego się wroga atakuje. A za Joasią — Żeromskim— jest tylko grób (szlachecki), źródło ukojenia, ale też i ucieczka od żyeia.Toteż ów fragment następny „Moja matka przyszła de mnie w głębiziemi" jest konsekwentnie użytym i wymownym symbolem, który, od „Mogiły"począwszy, stale się będzie nawijał. Reasumując, „wydziedziczenieszlachcica" odbyło się przy pełnej jego świadomości, ale i bezradności zarazem,tak charakterystycznej dla jednostki oderwanej od podstawy.Uwydatniliśmy warunki, w jakich zaszło przejście Żeromskiego dotak zw. warstw pośrednich drobnego mieszczaństwa i inteligencji. Zycienieubłaganie zrywało nici, łączące z dobrobytem, z przeszłością. W r. 1887Żeromski jako student wyjeżdża do Warszawy. Jaką potworną nędzę tuprzeżywał, świadczy książka biograficzna Piołuna Noyszewskiego. Stwierdzenietego faktu jest szczególnie ważne. Tu właśnie i dlatego poczyna109


się opozycja wobec szlachty, tu ma korzenie sumienie pisarza. „Ja poprogtunie wierzę - pisze 5 maja 1892 r. z Zakopanego w liście do swejprzyszłej żony p. O. — w ludzi, którzy młodości nie spędzili w nędzy,nie znają tamtego świata, nie wiedzą całkiem, co to sumienie". Zepchniętyw dół dawny szlachcic patrzy już na szlachtę z innego dystansu.Nic dziwnego. „Wiele jest bowiem z brzucha" jak mówi przedstawiciel ludu,Ożóg, w „Zwolonie" Norwida.To też nie mają racji ani Wasilewski, ani Bronowicz („Stef. Żeromskiegotragedja pomyłek" 1926), gdy określają Żeromskiego jako szlachcica,w całej rozciągłości. Również z pewnem zastrzeżeniem trzeba przyjąćtwierdzenie Brzozowskiego, że autor „Ludzi Bezdomnych" psychicznie doPolski szlacheckiej przynależy. Najlepiej zaprzecza takim interpretacjomwyznanie Żeromskiego, włożone w usta Sułkowskiego: „Czuję tak, jakbysię we mnie mocował ze samym sobą cały naród Polski", Otóż przy naszejtezie — że autor jest drobnomieszczaninem ze świeżą tradycją szlachetczyzny— owo „mocowanie się" wyobraża walkę elementów dawnych ii nowych w psychice pisarza, zachodzącą w nadbudowie równolegle dowalki u podstaw określonych dziejowo-społecznych formacyj, To też chybiacelu uwaga Kamieńskiego: „Wychowany w tej atmosferze Żeromski ani śniło jakichkolwiek socjalizmach. Był polakiem i przedewszystkiem polakiem".Takie ujęcie jest zbyt ogólne, nie wyjaśnia nowych tendencyj, które się wtwórczości autora „Promienia" wykluwają.Wyraźną cechą szlachecką w twórczości Żeromskiego jest poczuwa'nie się do nierozerwalnego związku z historją i kulturą, jako ciągłością czynówjzdobyczy i zasług swojej klasy ojczystej. Ale stosunek tu jest ambiwalentny.Z jednej strony cześć dla okresu t. zw, epoki mocarstwowejPolski i romantyzmu, z drugiej — oskarżenie szlachty o przełajdaczeniekraju. Poglądy szkoły krakowskiej mocno zaważyły na Żeromskim. W „Syzyfowychpracach" mamy relację, jak silne wrażenie w ówczesnych kołachmłodzieży wywołało pojawienie się książki Bobrzyńskiego r. 1879 „DziejePolski w zarysie", „W ciągu dwu ostatnich wieków istnienia Rzeczypospolitej— wykrzykuje Żeromski — nie można znaleźć w jej dziejach ani jednegoprawdziwego wielkiego, rozumnego czynu, ani jednej prawdziwie wielkiej,historycznej postaci**. Szlachta winna jest nietylko przełajdaczeniaPolski, ale i swej bezsilności. Karygodne jest owo polskie liczenie, że ktoścoś za nas zrobi, odwoływanie się i poleganie na sile zewnętrznej, a niewydobywanie siły własnej. Takiem oskarżeniem są m. in. „Popioły". Motywemprzewodnim trzytomowej powieści —jak to słusznie zauważył Kamienskij— jest bezsilność szlacheckiej Polski, niezdolnej do wytworzenia zwłasnego łona siły dostatecznej do odparcia najazdu, i dlatego oddającejsię jak narzędzie w ręce Napoleona. Dlatego zapewne ciąży nad „Popiołami"taki fatalizm. Bohaterowie powieści są mniej lub więcej ludźmi, skazanemina zagładę. „Są jakby włókienkami z wielkiego ciała ojczyzny szlacheckiejkonającej z upływu krwi". To zagadnienie walki z najeźdźcą przenosiŻeromski do wewnątrz. Bożyszcze w „Róży" powiada: „Mqc tyranji leiynie w dłoni bezsilnego władcy, lecz w niemocy jego niewolników". Chodziwięc o przezwyciężenie „niemocy". „Skoro każdy z nas zamknie w sobie110


całą polską ojczyznę, to i każdy z was to samo uczynić musi. I wy musiciepodjąć walkę ze sobą" — mówi Czarowic (Róża). Ale doświadczenia Żeromskiegow tej kwestji i mimo wszystko tajone przekonania — są beznadziejne.Patrjotyzm szlachecki autora „Dumy o hetmanie" — w tym pierwszymokresie — jest wybitnie pesymistyczny. Horyzonty Żeromskiego rozjaśniąsię o wiele później. Z jednej strony — odzyskanie niepodległościjest utajonem źródłem optymizmu, z drugiej — wiara w misję federacyjnokulturalnąPolski prowadzi do szerszych <strong>pl</strong>anów.Do wykazu win dochodzi gnębienie ludzi, które udaremniło powstania,a więc wyzwolenie ojczyzny. Żeromski stawia ten zarzut zaraz w pierwszymutworze „Rozdziobią nas kruki i wrony". Chłop profanuje zwłoki powstańca,okradając je z ubrania i cokolwiek tam jeszcze było. Tak zemściłsię ,,za tylowieczne niewolnictwo, la szerzenie ciemnoty, za wyzysk, zahańbę i za cierpienie ludu". — Żeromski wszędzie porusza temat krzywdychłopskie?, przyczem w podejściu wykazuje duże wyczucie socjologiczne.Mianowicie, jak słusznie zauważył Grotowski, rozróżnia między biedotą wiej*ską a t. zw. Kułactwem. Za obojętność na losy ludu chłosta pisarz nieubłaganiei okrutnie. Z czasem — gdy znajdzie się w silnej opozycji wobecmieszczaństwa po r. 1905 — razy te będą odnosiły się ogólniej — do klasposiadających — szlachty i burżuazji.Osławiony sadyzm Żeromskiego jest niewąt<strong>pl</strong>iwie sublimowaną krytykąspołeczeństwa. ,,Nie umiejąc zapomnieć o cudzych mękach, Żeromski iczytelnikom nie pozwalał korzystać z prawa zapomnienia. Dręczył ich staleprzypominając im podłości i okrucieństwa, dziejące się w świecie wogóle,a w Polsce w szczególności. Gromadził straszne obrazy nieraz w ilości przekraczającejrealną prawdę". (H. Kamieński. „Pół wieku literatury polskiej"t. I. str. 206.) Istotnie w noweli „Zapomnienie" (Opowiadania) mówi Żeromski,że istnieje ,,najlepsze z praw przyrody — mądre prawo zapomnienia"bólu, krzywd i nieszczęścia. Prawo to dane jest wszystkim ludziom i żywymstworom na ziemi. ,, Dla nich żyć znaczy zapomnieć — i dobra przyrodapozwala im zapomnieć natychmiast..." Tylko on — pisarz — zapomniećnie może, co jest krzywdą i bólem. A więc nie dać zapomnieć i innym— oto jest źródło sadyzmu Żeromskiego. „Czytelnik jest przecież bezmyślnymfilistrem. Wie on, że takie rzeczy na świecie bywają, ale nie lubi onich myśleć. Żeromski burzy jego mieszczański spokój, bije w niego piorunamigrozy, zdziera mu gruby naskórek nieczułości". (H. Kamieński, tamże,,Trzeba rozrywać — mówi Sułkowski — rany pols«cie, żeby się nie zabliźniałybłoną podłości".Rewizjonizm Żeromskiego wobec przeszłości iest cechą wybitniedrobnomieszczańską. Żeromski nie przyznaje już szlachcie roli suprematywnejw społeczeństwie, uważa ją tylko za jeden ze składników, taka zaś detronizacjaw konsekwencji pociąga za sobą okrojenie praw. Czynnikiem natomiastpostępu dla autora „Początka świata pracy" jest inteligencja i robotnicy,zorganizowani w syndykatach.J. Hulewicz w artykule „Źródła ideologji społeczno-politycznej Stef.Żeromskiego" (Pamiętnik literacki 1930) wynajduje wpływy syndykalizmufrancuskiego w twórczości Żeromskiego. Ale jak stwierdził E. Skiwski (Że-111


ją 1929), występuje tu zasadnicza różnica: dla Sorela punktem wyjścia jestromski — pisarz i apostoł" w zbiorze „Poza wieszczbiarstwem i pedanter-ku!t pracy, dla Żeromskiego litość nad cierpiącym człowiekiem i przeświadczenie,że się znalazło ratunek w postaci tej właśnie teorji. My zaś zeswej strony uważamy, że Żeromski odejmuje syndykalizmowi jego treść rewolucyjno-klasową,pomijając już, że silny zmysł państwowy autora „NawracaniaJudasza" w żadnym wypadku z syndykali^mem się nie godzi. Odchylenieto jest, oczywiście, podyktowane warunkami lokalnemi. „Syndykaliści— czytamy w „Nawracaniu Judasza" — nie dbają o to, że chcą zniszczycnie państwo, lecz ojczyznę masom nieszczęsnym, które o nią musząwalczyć, bo bez niej <strong>pl</strong>ują im w twarz najeźdźcy, nie pozwalająca najprostsząorganizację trudu, na najlżejsze polepszenie doli..." Ale wobec tegosyndykalizm Żeromskiego wywraca się na nice. Przypomina raczej kooperatyzmAbramowskiego.Przebłysk innej w odniesieniu do Żeromskiego orjentacji jawi siędość wcześnie". Żeromscy — mówi Piołun Noyszewski w książce biograficznejo pisarzu — nie zamierzali syna wychowywać na emigranta, lecz nadzielnego człowieka, pracującego w kraju na miejscu wśród tego społeczeństwaz którego wyrósł i któremu coś z siebie w przyszłości dać był powinien".Miał zostać lekarzem. Jest to już stanowisko zasadniczo różne odideologji Polski emigracyjnej — stanowisko pozytywistyczne. To też „organicznicznictwo"u Żeromskiego dialektycznie wynika z nowych warunkówżycia, nie jest wpływem tylko, jak utrzymuje Bronowicz lecz integralnymskładnikiem twórczości.Wyraźną cechą „organicznictwa" u Żeromskiego jest niewąt<strong>pl</strong>iwie nastawieniefilantropijne. Propagując wysiłek jednostkowy, Żeromski idzie temisamemi śladami ekonomistów liberalnych i darwinistów. Nieodłączny zaśton moralizatorski przypomina coś z ducha socjalistów chrześcijańskich. Toteż Kamieński słusznie zauważył, że tu właśnie ujawnia się drobnomieszczańskośćŻeromskiego. W konsekwencji uznania filantropijnego działania jednostkowegoautor „Promienia" dla najpełniejszego wykorzystania przyjętej zasadyobiera sobie na bohatera lekarza, który ma najszersze pole do działania.Godność lekarską posiadają Piotr Cedzyna („Dr. Piotr"), Paweł Obarecki(„Siłaczka"), Poziemski („Promień"), Judym, (Ludzie bezdomni), namedycynę również wstępuje Baryka... Ci wszyscy samotni inteligenci majątylko czynić dobrze, aby, trawestując słowa Konopnickiej, zasypać „przepaśćktóra braci dzieli na pokrzywdzonych i na krzywdzicieli..." Jednocześnie—dlagóry — taka działalność ma być przykładem. O ile zagadnienie ekspiacji łączyŻeromskiego z rosyjskiem „narodnictwem" (zwłaszcza z Ławrowem),o tyle sama filantropijność jako taka i świecenie „dobrym przykładem" zPrusem, typowym przedstawicielem postępu mieszczańskiego.Zestawiając twórczość obydwu pisarzy, spostrzegamy, że miłosierdziezapomocą którego Prus chciał leczyć wszystkie rany, występuje u Żeromskiegojako filantropijne działanie lekarza. Mecenas z noweli Prusa „Katarynka"leczy na własny koszt ślepą dziewczynkę zprzeciwka. Motyw tenurasta pod piórem Żeromskiego do zasadniczego, wielokroć opisywanego tematu.Apelowanie do uczuć litościwych podchwytuje Żeromski i czyni to owiele goręcej. Dzieje Andrzeja Radka z „Syzyfowych prac" po opuszczeniu112-


wsi rodzinnej są jakby dalszym ciągiem noweli Prusa „Antek". „Może spotkaciekiedy wiejskiego chłopca — pisał Prus — który szuka zarobku i t a-kiej nauki, jakiej między swojemi nie mógł znaleźć.Wówczas podajcie rękę pomocy temu dziecku. Będzieto nasz mały brat, Antek, któremu w rodzinne) wsi stało się już zaciasno,więc wyszedł w świat, oddając się w opiekę Bogu i dobrym ludziom". Otóżtego właśnie Antka spotykamy w „Syzyfowych pracach" gdy pod postaciąRadka idzie do miasta po naukę. Spełnia się wszystko, jak życzy sobie PrusRadka spotykają „dobrzy ludzie", podają mu „rękę pomocy" i chłopak wykształcasię nietylko na porządnego człowieka ale i dobrego obywatela — patrjotę.Prus kreśli wzory godnych obywateli, szerzących demokrację dobrymprzykładem; czci przykład i każe go naśladować. Podobnie u Żeromskiego:bohaterowie jego świecą pięknym czynem altruizmu, są niejako przykłademdla warstw egoistycznych, mają zachęcać do naśladowania. Prus ma nastawieniefilantropijne wobec chłopów, robotników, żydów i t. p., Żeromskiszczególnie wobec proletarjatu miejskiego. Różnica ta jest tylko różnicączasu, problemów, które historja kolejnie wysuwa, — podobieństwo natomiastjest zasadnicze. Dalej Żeromskiego cechuje szczególna obawa indywidualistyprzed masą, typowa niechęć postępowca—inteligenta mieszczańskiegowobec „motłochu", który jest albo tępy i obojętny albo w rozbestwieniu:nieznający granic—w każdym razie reakcyjny. Judym Żeromski na widok tłumu,sunącego poprzez Plac Bankowy w Warszawie, takich oto doznaje uczuc:„zdawało mu się, że spogląda na sunące ławy robactwa. Wmieszać się wmotłoch, mieszkający tam, za tym <strong>pl</strong>acem — przenigdy! Zawrócił na miejscuz mocnem postanowieniem zobaczenia się z bratem kiedyindziej i wszedłdo wykwintnej restauracji". (Ludzie bezdomni, str. 55;. Tylko, że ta cechałączy Żeromskiego bardziej ze Świętochowskim, dla którego masa to „materjałnieprzydatny do przedsięwzięć idealnych, a skłonny do niszczącychi bezmyślnych wybuchów"' Autor „Duchów" wierzył tylko w siłę dodatniąinteligencji — w postępowość inteligencji oraz przodujących kół robotniczych,zorganizowanych w syndykaty. (Początek świata pracy). Znowu różnicaw problemach czasu, ale zasadnicza zgodność ta sama.Widzimy zatom, że twórczość Żeromskiego pewnemi swemi tendencjami(zainteresowania dla zagadnień cywilizacji, filantropijność, niechęć wobec„motłochu") wprzęga się do „służby pozytywistycznej". Ale mimo to „organicznictwo"Żeromskiego jest jakieś swoiste, nieco odmienne. Działalnośćgospodarczo-społeczna poprzez kooperatyzm zdąża ku socjalizmowi. Filantropijnośćwywraca się, nie budzi wrażenia siły, wydaje się być zaprzeczeniempozytywizmu.Wspomnieliśmy, że pozywityzm już w zaraniu swego powstania niemiał zbyt dużej mocy atrakcyjnej; w warunkach, tworzonych przez carat,był o tyle niedokrwisty, że nie ciągnął siły z dołów, gdzieindziej rewolucjonizowanych.Nadto w końcu lat 70-tych zaczyna się jego rozkład. Oczywiście,nie dlatego, że program został wypełniony. Skądże znowu! Toć pozywityzm— mówiąc stylem Ochorowicza — miał stoczyć „walkę, co kraj oświeci odpiwnic a ż do poddaszy". Gdzież ta instalacja? Im głębiej w czas, tembardziejstawało się jasnem, że świecą tylko co okazalsze piętra.113


O ile pierwszą cechą charakterystyczną życia polskiego w Królestwiebyła jego „specjalność", odrębny w porównaniu z innemi zaborami rozwójprzemysłowy, to drugą-niezwykłe tempo tego rodzaju. Po r. 70 kraj wchodziw okres gospodarki wielkofabrycznej.W tych warunkach musiały tem gwałtowniej ujawnić się następstwakapitalizmu: zaciekła walką zewnątrz i,w konsekwencji ruina drobnego mieszczaństwa,wkroczenie na wieś i proletaryzacja małorolnych, a przedewszystkiempojawienie się antytezy-proletarjatu. W roku 70 Królestwo liczyło jużprzeszło 63 tysięcy robotników, w latach następnych 84 r. - 130 tysięcyi 92 r. - 150 tysięcy z górą. Fakty te burzą przekonania o „ogólno - narodowej"<strong>pl</strong>atformie, na której miał pono stać pozytywizm. Ruchy robotniczestrajk warszawski 82 r. i żyrardowski 83 r., zajścia w Łodzi 83 i 84 r., kie"dy polski robotnik walczy o lepsze warunki bytu, a ojczyźniana burżuazjasprzymierza się z najeźdźcą (z powodu strajku W-wie 82 r. cała prasa mieszczańsko- pozytywistyczna oprócz „Prawdy" Świętochowskiego wystąpiłaprzeciw robotnikom. O tem—u Resa („Istorja Rassiji w XIX wiekie-Polskijwapros".) Te ruchy zdemaskowały pozytywizm jako ideologję średniego i wielkiegokapitału. Powstają różne grupy kompromisowe (neokonserwatyści,umiarkowani postępcy),.. Lata 80 - 86 są już zdecydowanem przegrupawaniemsił. Właśnie w tym okresie fermentują i zarysowują się wszystkie kierunki,które później, określą życie polskie na długie lata. Przedewszystkiem,z tej mgławicy wyłania się nowa idea „narodowy socjalizm". Socjalizmw Polsce w odróżnieniu od soc;alizmu rosyjskiego padł odrazu na obszernygrunt robotniczy. W r. 1887 przybywa z Rosji Waryński. Odtąd idee rosyjskiepłyną szerokiem korytem. Rzecz szczególna prawie paradoks: wpływyrosyjskie potęgowały w Polsce^nacjonalizm. Po bankructwie hasła,, chażdenjaw narod"jako zbyt idealistycznego i niezrozumiałego dla warstw proletarjackich,po upadku linji anarchomiędzynarodowej Bakunina i Ławrowa, — Narodnawola uważa za konieczne przystosować się do lokalnych warunków.„W Królestwie temi lokalnemi warunkami były kwestje polityczne i narodowościowe.Zwrot ten wyrażał punkt 2 w programie Proletarjatu (Żądaniapolityczne, m. in. „równouprawnienie wyznań i narodowości,") który byłnowością w porównaniu z „programem brukselskim" (grupy „Równość" podwpł. Bakunina). Z chwilą upadku „proletarjatu'' będącego „Korpusem pomocniczym"Narodnej woli (wg. umowy paryskiej 84 r.), t. j. w r, 85 albościślej mówiąc, z chwilą upadku i Narodnej woli i Proletarjatu pozostałoliczenie na własne siły. Zwrócono się do ludu, jako rezerwuaru mocy, mającna względzie m. in. ideologję narodnictwa rosyjskiego. Wyrazem tegobył właśnie „Głos". Należy wspomnieć jeszcze, że nowa fala prześladowańpod rządami generała Hurki, gnębienie polskości uczyniły zagadnienie narodowezagadnieniem szczególnie bolesnem i aktualnem. Jednocześnie wobecugody burżuazji deklarująca się inteligencja i drobnomieszczaństwolgnęły do socjalizmu nie tylko jako do nowego czynnika postępu, ale i donowej siły, która podejmowała walkę o niepodległość... Klasy robotniczeEuropy—wołał Engels jednogłośnie żądają odbudowania Polski a to żądaniejest nieodłączną częścią ich programu politycznego. Czynniki te—wpływynarodnictwa, wzmożony ucisk pod rządami Hurki, napływ drobnomieszczaństwai inteligencji szlacheckiego pochodzenia — sprawiły, że soc-114


jalizm w Królestwie otrzymał szczególne zabarwienie narodowe a założonyw r. 1886 „Głos" stał się pismem ,,narodowo-socjalistycznem , skupiającemdokoła siebie co najciekawsze siły postępowo-społeczne i literackie.Jednocześnie powstaje naturalizm, objawiający się na łamach „Wędrowca"(r. 1885) i „Głosu". W porównaniu ze sztuką pozytywizmu realizmemnaturalizm jest niejako zstąpieniem o piętro niżej. W miarę narastaniawewnętrznych antagonizmów społeczeństwa kapitalistycznego zachodzi pauperyzacjadrobnomieszczaństwa i inteligencji i jednocześnie—o tyleż—radykalizacja.Zepchnięte wdół warstwy zbliżają się do dołów społecznych, stosunekoptymistyczny wobec społeczeństwa kapitalistycznego przemienia sięna krytykę, miast bezwzględnej ufności zachodzi konieczność oparcia się nasłuszniejszych zasadach, konieczność bliższego poznania życia—ruchów masowych,kluczenia tu i ówdzie. Reasumując: naturalizm to nowa forma nowej—drobnomieszczańskiej—reformatorskiej—treści.(W. Fricze. „Oczierkrazwitja zapadnych literatur" 1927.)W tych właśnie nowych warunkach znajdzie się młody Żeromski, gdyprzyjedzie w r. 1837 do Warszawy na studja i wciąga się do kółek młodzieżowychówcześnie działających. Jaki charakter miała ta działalność?Niepodległościowo-narodowy w pierwszym rzędzie. Co do socjalizmu — Żeromskiwedług słów Piołuna Noyszewskiego „zasadniczo lękał się w<strong>pl</strong>ataniaproblematu socjalnego w program organizacji pracy narodowej, by jej zagadnieniamitemi nie zachwiać i naczelnego hasła niepodległości przez tonie przesłonić." (St. Piołun Noyszewski, str. 159.) Jednakże nie wykluczato—co biograf pisarza przemilcza — oddziaływania ,.problematu socjalnego"na Żeromskiego.Z tym problemem młody pisarz jako owoczesny działacz musiał sięstale spotykać. Toć w kołach znajdowały się elementy robotniczo-proletarjackie,a chociaż stowarzyszenia były—według słów Perlą—„pod względemspołecznym i politycznym bardzo nieokreślone", problem socjalny musiał tuwystępować i brać niekiedy górę, jeśli z takiego właśnie „nieokreślonego",kółka według świadectwa tegoż samego Perlą odrodził się „Proletariat".Tyle co d J pracy społecznej Żeromskiego w W-wie. Jako drugie niezmiernieważne wydarzenie, należy podkreślić wystąpienie pisarza w barwach naturalizmui to na łamach narodowo-socjalistycznęgo „Głosu". W r. 89 wydrukowałŻeromski w „Głosie" coś niby notatkę w formie opowiadania—z dziennika. Psie prawo". Odtąd datuje się początek współpracy pisarzaz wpływowem pismem, które obok nowej ideji społecznej reprezentowałonaradzający się naturalizm' W dalszym ciągu autor „Psiego prawa" drukowałw „Głosie": Po Sedanie, Złe przeczucie, Pokusa i inne.Pobyt Żeromskiego w W-wie lub ściślej te trzy fakty, które się konsekwentniełączą i z przyczyn ogólnych wyprowadzają (warunki życia w W-ie,praca wśród robotników, wystąpienie w szeregu naturalistów), należy przyjąćjako punkt wyjścia do wyznaczania nowych cech w psychice i twórczościautora „Utworów powieściowych". Tendencja ta wykluwała się jednocześnieprawie z pozytywistyczną, ostatecznie nietylko na nią oddziałałai prze<strong>pl</strong>atała się, ale i stworzyła cały szereg nowych dyspozycyj.Zauważyliśmy, że twórczość Żeromskiego pewnemi cechamizaprzę-


ga się do „służby pozytywistycznej". Jednakże cechy te nieco inaczej wypadnąw świetle nowych faktów. W utworach Żeromskiego—pełno jestnajrozmaitszych pomysłów ulepszenia zewnętrznych warunków życia: nowedomy, zakładanie gazet, spółdzielnie i <strong>pl</strong>any pracy, oświecanie ludu, kółkanajróżniejsze i t. p. i t. p. Jednakże to „organicznictwo" ma u Żeromskiegobardziej zdecydowane ujście. Praca gospodarczo-społeczna w swoich zarysachprogramowo-ideologicznych bardziej jest wyrazista. Mniej tu pojmowaniaogólnego „humanitarnego"—tak typowego dla pozytywizmu — więcejkonkretności. Przedewszystkiem mamy podbudowę —ekonomizm. Pozostajeto w związku z tendencjami, które nurtowały szczególnie w 9 dziesięcioleciużycie polityczno społeczne Królestwa, Warszawy przedewszystkiem.Po upadku tendencji politycznej w socjalizmie — upadku Narodnej wolii „Proletarjatu" jako „korpusu pomocniczego" —- zaczęły brać górę hasłaorganizowania się na podstawie narodnej i dalej ekonomicznej. Chodzi o tęostatnią tendencję. ,,Ekonomizm" w W-wie, począwszy od połowy lat 90 —tych, był bardzo silny. W r. 1889 powstaje „Związek robotników polskich",na charakter którego wpłynęła krytyka „Narodnej woli" przez Plechanowa(Socjalizm i walka polityczna—1883 i Nasze spory—1885). Wpływ „Grupywyzwolenia pracy" — protagonistki rosyjskiej s. d. był w owych czasachznany (Perl). Jednocześnie trzeba uwzględnić, że zagranicą odnosił wtedypowszechne sukcesy trade-unionizm, socjalizm rozwijał się na drodze reformi działalności spółdzielczej, przedewszystkiem spółdzielczej, jako nadrodze przekształcania stosunków między producentami a spożywcą. (WernerZombard „Socialismus und socialistische Regung" 1905). Otóż te przyczyny— przy wzroście reakcji w Królestwie, uniemożliwiającej podjęciaakcji politycznej—sprawiały, że jak powiedzieliśmy „ekonomizm" w W-wiew końcu lat 90-tych był bardzo silny. W kołach inteligenckich i robotniczychpraca ma charakter oświatowy i ekonomiczny. Nowa linja zdaje sięodnosić triumfy. W r. 1890 powstaje pierwsza ogólno-robotnicza „Kasaoporu" organizuje się <strong>pl</strong>anową walkę ekonomiczną z fabrykami, powstają związkizawodowe... Żeromski, który w tym czasie(1887-1890) obracał się w Warszawie,nie mógł o tem wszystkiem nie wiedzieć. Pracując wśród robotników,niewąt<strong>pl</strong>iwie z zagadnieniem „ekonomizmu" spotkał się. Późniejmógł działać — przykład syndykalizmu — w kwestji organizacji robotniczej— czy lektura Abramowskiego. Tyle co do „ekonomizmu" który nadaje„organicznictwu" Żeromskiego bardziej konkretny charakter. Ałe niewiąże się to z jakimiś określonemi poglądami społecznemi, powiedzmy doktrynamipolitycznemi. O różnicy między autorem dzieła „Snobizm a po.stęp* a Sorelem mówiliśmy, również pewien dystans dzieli Żeromskiego odAbramowskiego. Dla autora „Idei społecznych kooparatyzrau" ważnem zagadnieniemjest postulat nowej moralności. Przeobrażenie ma nastąpić naskutekpracy, przyczem kooperatyzm jest ruchem pokojowo-robotniczymjedynie drogą bojkotu wypierającym państwo. (O Lange. „Socjologia i ideJspołeczne E. Abramowskiego". Kraków 1928). Dla Żeromskiego sprawa moralnościma bodaj, że jeszcze większe znaczenie, ale nieco inny jest tupunkt wyjścia: litość nad cierpiącym człowiekiem i przeświadczenie, że działalnośćgospodarczo-społeczna przyczyny tego cierpienia usunie czyli —116


— zadośćuczynienie moralne. Dalej — według autora „Początku świata pracyzwiązki robotnicze wypierają nie państwo, lecz kapitalizm. Róinice zasadnicze.Podobieństwo natomiast sprowadza się raczej do wspólnej niechęciwobec jalcobinizmu i do mniej lub więcej utajonego patrjotyzmu. Pokojowyanarchizm Abramowskiego zwraca się przeciw najeźdźcy, (E. Abramowski„Zmowa powszechna przeciw rządowi" 1905) natomiast dla Żeromskiegodziałalność gospodarczo-społeczna jest przezwyciężeniem polskiegobezwładu, pośredniem podźwignięciem polskości.Oglądając teraz drugą cechę pozytywistyczną (filantropijność) wświetle nowych faktów, dostrzegamy odrazu dlaczego idea ta u Żeromskiegobankrutuje, wypada tak nieprzekonywująco. Źródła tej klęski to niewspółmiernośćzasady i metody — pozytywistycznego hasła filantropji i naturalistycznegosposobu pisania. Karol Gide w drugiej części swej głośnejksiążki („Solidaryzm" Lwów 1908, str. 113.) wykazuje, jak bardzo utopijnajest idea filantropji. Zawsze każda filantropja — mówi Gide — była bezsilnaw walce z nędzą. Jeśli ostaje się w powieści jako idealistyczna zasada,to tylko w tym wypadku, gdy rzeczywistość podana jest z punktu widzeniategoż samego idealizmu. Tę bowiem — rzeczywistość — można marzyći myśleć, jaką się pragnie. Ale przy operowaniu metodą naturalistyczną,podchodzącą do życia od prawdziwych i surowych faktów, musi ujawnićsię rażąca dysproporcja. Metoda naturalistyczna mimowoli poddaje idealistycznązasadę rzeczowej krytyce. Weźmijmy np. sposób, w jaki opisanejest środowisko w Łżawcu (Promień). Autor podchodzi do tematu od stronyfaktów, które wiążą się w konsekwentną całość społeczną. Podaje opis różnychwarstw, wykrywa związki między niemi, umie zauważyć, że walka jesttu motorem działania. U podstaw tej walki tkwią czynniki ekonomiczno-klasowe:Żeromski potrafi np. dostrzec, że budowa nowej linji kolejowej przyśpieszapowstanie nowych form produkcji, które w wyniku konkurencji druzgocą„patrjarchalny" przemysł — drobno-rzemieślniczy. Otrzymujemy więczupełnie objektywnie odtworzony obraz społeczeństwa w Łżawcu. Objektywizmten nie ulega wąt<strong>pl</strong>iwości. Artysta — mówi Fricze (Marksistskojeiskustwoznanije — W. M. Fricze" 1930.) — ma jednak możność pełnego wyrażeniaobcych mu procesów. Te procesy, które nurtują życie w Łżawcu.zostały przez analizę ujawnione. Tem samem rozumie się, że akcja powieściwinna iść w kierunku podważania czy opanowania czynników, warunkującychwalkę i zwycięstwo na rzecz określonych sił społecznych w Łżawcu,— jeśli się chce oblicze miasta zmienić. Ale tutaj Żeromski przechodzi odinstyktów artysty — trafnej obserwacji — do świadomej myśli i... dodajeidealistyczne pomysły. Filantropijna działalność Raduskiego, zmienianie podstawżycia za pomocą.,, gazety — nie pozostaje w konsekwentnym związkuz tem, co otrzymaliśmy uprzednio. Bankructwo bohatera powieści staje sięnieuniknione. Przysięga na głowę dziecka — piękna, ale klęski odsunąć niezdoła. Typowy indywidualista „nieudacznik" zabrał się do zmiany życia —nie od tej strony. To samo — w szeregu innych utworów.Przechodząc z kolei do nowych dyspozycyj Żeromskiego, należy przedewszystkiemuwydatnić proces radykalizacji, zachodzący w psychice i twórczościautora „Ludzi bezdomnych". Ja poprostu nie wierzę w ludzi — mawiałŻeromski — którzy nie znają nędzy. Otóż to poznanie nędzy — na-117


skutek warunków osobistego życia — zbliża Żeromskiego do wszystkichponiżonych i pokrzywdzonych. Zachodzi konieczność uwzględnienia tej okoliczności— w sztuce. Uderza w oczy, powiedzieć można w sumienie, rażącykontrast między rzeczywistością a sztuką; tworzoną dla sybarytyzmu, dlaestetycznego tylko konsumowania. „Patrzymy krzywo—mówi Sorel (O sztuce,religji i filozof}i Lwów 1913, str, 28.) — na społeczeństwo istniejącedla przyjemności klas uprzywilejowanych. Wydaje się więc dziwnem, bysztuka miała mieć cel tak ograniczony, musimy śledzić, czy nie dałaby sięona przystosować do istotnych warunków życia.,." To. wyznanie daje sięz powodzeniem odnieść do Żeromskiego: jego twórczość ciągle „przystosowujesię". Tendencja sztuki moralnej, walcząc z sybarytystycznem pojmowaniemżycia i twórczości, krwawiącą rysą przechodzi przez serce. Koniecznośćczynu koliduje z brakiem woli i estetyzmem. Lecz wracamy doistoty zagadnienia: na skutek moralnego wyznawania sztuki Żeromski stajesię „orędownikiem" klas uciskanych.Jaki jest stosunek Żeromskiego do ideologji proletarjatu? Ideały wtej mierze Żeromskiego są dość nieokreślone. Autor „Ludzi bezdomnych"raczej wie, czego nie chce. Zjawisko to daje się łatwo wytłumaczyć. „Treśćnowego ideału etycznego — mówi Kautsky „Etyka w świetle materjalnegopojmowania historji". str. 142.) — nie zawsze jest zupełnie jasna. Wypływaona nie z jakiegokolwiek głębokiego poznania naukowego organizmu społecznego,który twórcom ideaiu częstokroć jest mało znany, lecz z głębokiejpotrzeby społecznej, z gorącej tęsknoty, energicznego pragnienia czegośinnego, niż to, co istnieje, czegoś, co jest przeciwieństwem porządkuistniejącego. To też i ten ideał moralny w gruncie rzeczy jest tylko czemśnegatywnem. jest tylko przeciwieństwem moralności panującej".Żeromskiego do socjalizmu ciągnęło. Były ku temu znaczne powody.„..Całe społeczeństwo polskie w zaborze rosyjskim — notuje historyk ówczesnegoruchu socjalistycznego (L. Wasilewski „Zarys dziejów P. P. S."str. 63.) — przyzwyczajał się widzieć w P.P.S. jedyną siłę naprawdę toczącąwalkę z najazdem". Zagadnienie niepodległości wysuwało się na pierwszy<strong>pl</strong>an nietylko ze względów narodowościowych, ale i socjalnych. „Mniemanie— głosi Limanowski — jakoby można było dokonać rewolucji społecznejbez poprzedniego uzyskania swobód politycznych, należy do tychmetafizycznych fantazyj, które niestety wiele szkodzą rzetelnej pracy w zakresierewolucyjnym". „U nas - ciągnie dalej sędziwy wódz polskiego socjalizmu— kwestja niepodległego bytu jest najważniejsza". („Socjalizm. Demokracja.Patrjotyzm". Str. 149 i 156.) Nie wydaje sie, aby Żeromski bezzastrzezen podpisywał deklarację swego mistrza, ale żądanie „niepodległegobytu" odpowiadało mu całkowicie i przedewszystkiem. Możnaby prawiepowiedzieci że Za światopogląd autorowi „Róży" wystarczała tęsknota wielupokojen: marzenie o niepodległości. Toteż dopóki nie ujawniają się klasoweinstynkty masy raniące poczucie patrjotyzmu i pragnienie jednolitościnarodu. Żeromski z P.P.S. idzie. (Bronowicz).Socjalizm Żeromskiego ma wszelkie cechy socjalizmu utopijnegochoć odnowionego. I ten rodzaj - możnaby tu użyć słów Brzozowski goposiada „wobec marxizmu znaczenie nie bardziej naukowe, niż miałyby je118


próby wznowienia alchemii wobec Lavoisicr'a". Żeromski wierzy, że wystarczypropaganda moralności, ażeby drogą reform zmieniło się społeczeństwo.W tej formułce powraca przeświadczenie dawnych socjalistów utopijnych,że wystarczy odkryć „ordre naturele" i głosić wszem wobec i każdemuzosobna, ażeby nastąpiła zmiana społeczna. Apelacje pod tym wzglądemŻeromskiego nie różnią się od orędzi Cabet a czy Weitling'a. „Propagowaćnową moralność — wołał autor dzieła „Voyage en Icavie" — trzebarównież wśród bogatych. Ludzie bogaci i wykształceni posiadają duże wpływyi mogą przyczynić się do nawrócenia innych bogaczy... Jakie są daneże akcja nawracania możnych odniesie skutek? Ale jakie są dane, żeby wto wątpić? Czyż wśród bogatych — snuje dalej swoje myśli Cabet — niemaludzi wykształconych i sprawiedliwych?!" — Tak samo rozumuje Żeromski.„Okaże teraz szlachcic polski wielkość swej duszy". (Słowo o bandosie.).Ale jak się to ma do przeświadczenia: nie wierzę w ludzi, którzy niespędzili młodości w nędzy, nie znają poprostu, co to sumienie, altruizm?...(Z listu do p. O. pis. dn, 4.V-92.) Tkwi tu zasadnicza sprzeczność. Obserwacjei instynkt artysty odsłaniają co innego — myśl nasuwa zgoła utopijnepomysły.Uwydatniliśmy tendencje, które inspirowały Żeromskiego — tłumione,bądź przyśpieszone w swoim rozwoju, nieokreślone i dziwnie powikłane.Pociągało to za Sobą walkę różnych elementów w psychice, skłócenia wświatopoglądzie — zasadniczo dualistyczne spojrzenie — i szereg następstwnatury formalnej.„Na czemś życiowem — mówi Brzozowski w „Pamiętniku" (str. 17.)musi być zawsze wsparta myśl i związki tu mogą być bardzo dziwne* .Wielość i nieokreślony charakter tendencyj, które, jak zaznaczyliśmy, Żeromskiegoinspirowały, — sprawiały, że twórczość tego pisarza nie płyniejednem łożyskiem — jest niejednolita. Ta niejednolitość dotyczy nietylkokompozycji utworu, ale i budowy poszczególnych postaci. Na skłócenia wcharakterze np. Judyma zwrócił uwagę już Matuszewski. (Studja o Żeromskimi Wyspiańskim). Dalej idzie Skiwski, który trafnie podpatrzył, że niejednolitośćcechuje przeważnie głównych bohaterów czyli występuje tam,gdzie autor najpełniej pragnie się wyrazić. Ta sama niejednolitość, brakokreślonego podejścia, powoduje „dwustronność każdego zjawiska". (I. Drozdowicz—Jurgielewiczowa„Technika powieści Żeromskiego" 1929). Poprostunie wiemy, gdzie jest autor,Żeromski niema dystansu nietylko wobec każdego zjawiska i swegobohatera jako autor, — Żeromski nie potrafi przeprowadzić rozgraniczeniamiędzy jedną postacią a drugą. W tej mierze bardzo charakterystyczny byłbynastępujący cytat ze zb. Opowiadania: „Pośród tłumu obleczonego odświętniejz największym pośpiechem dreptał Abraham Machtyngier, pchającyprzed sobą na ręcznym wózku o dwu kołach towar odpustowy, t. j.beczkę z kiszonemi ogórkami i opałkę ulęgałek. Wszystkie siły Abrahamabyty już wyczerpane. Postępował jeszcze i popychał swój wózek, ale byłyto JUŻ ostatnie spazmy muskułów. Po wychudłem obliczu żyda spływałystrugi potu, a może i łez. Spojrzawszy na tego człowieka, gdy go zwolnawykwintna bryczka omijała, Kuba poznał, że ma przed sobą nędzarza wy-119


sokiej próby... cała głębia duszy Ulewicza drgnęła. Wydało mu się znagłaże to on tam idzie..." (W sidłach niedoli, str. 220 — 221.).Sprzeczne tendencje, nieokreśloność i prze<strong>pl</strong>atanie się wzajemne —to wszystko powoduje w twórczości Żeromskiego brak wyrazu zdecydowanegoi pełnego (myśli, formy, typów), daje natomiast dialektyczne odczuwanie:coś jest i uie jest zarazem. U Żeromskiego porywa nas rzeka żywiołu.Właśnie, nic się nigdzie nie zaczyna, nic się nigdzie nie kończy.Płyniemy z prądem.Żeromski — mówi Skiwski — ma tylko jedną prawdę. ,.Jest to prawdao człowieku pognębionym, który życie przegrał". Myśl w zasadziesłuszna, ujęta zbyt jednak statycznie i prostolinijnie. Niewąt<strong>pl</strong>iwie, twórczośćŻeromskiego oddaje proces staczania się drobnomieszczaństwa i inteligencji.Ale człowiek Żeromskiego usiłuje walczyć. Przynajmniej moralneimperatywy czynu są tu bardzo silne,Z tej właśnie walki dziejowo-społecznychtendencyj, inspirujących autora „Dziejów Grzech u", z sprzecznych sobie elementów w psychicepisarza — jako ze źródła — bije cała jego twórczość.Moment najsilniejszego zderzenia sił, momentnajwyższego napięcia psychicznego, jednemsłowem moment przełamywania się dominuje w prozieŻeromskiego i wyjaśnia cały szereg zarówno<strong>pl</strong>usów jak i minusów. Pod tym względem charakterystycznybędzie następujący cytat z „Zamieci": Nienaski „upadł na twarz. Bezsilnełzy wylewał w głazy. Wył w kamienie. Całował zimną płytę. Wołał ku sobieBoga z głębi, z najniższego upadku. Tak długo leżał w szlochach modlitwy,aż się przed jego duszą ten czarny mur rozstąpił". (Zamieć, str.65.). To samo przełamywanie się powtarza w Promieniu, Ludziach bezdomnych,Urodzie życia i t. d. i t. d. — uporczywie i jakby ostateczoie.Tak często i jednakowo, że mógłby Żeromski powtórzyć za Wyspiańskim:„Niewolnik jednej myśli wielkiej, w niej moja niemoc, moja siła".Żeromskiego siłą to bezpośredniość, sugestywna moc tych właśnie wysokichmomentów. Niemoc — to jedność, jedyność pasji wewnętrznej, która powodujeniewiarogodny wprost u tak uznanego pisarza szablon. Kompozycje,pomysły, sytuacje i typy, nawet pewne obrazy i wyrażenia — powtarzająsię stale w trakcie twórczości autora „Wiernej rzeki". Uleganie tej pasjiwewnętrznej, sprawia, że dzieła Żeromskiego mają charakter „cyklicznyi jakby pamiętnikowy". (Jampolski;. Zawsze jedna i nieskom<strong>pl</strong>ikowana jestpodstawa kompozycji: walka w psychice Żeromskiego znajduje wyraz wewszystkich jego dziełach jako walka dobra ze złem (w kategorjach realnychbądź metafizycznych — Aryman, Duma o hetmanie, Dzieje grzechu).Tu znowuż akcja toczy się od wybuchu do wybuchu, co powoduje brakrozwiniętej rzeczywistej akcji. Nie wyczuwa się w powieściŻeromskiego — zauważa Skiwski — jasnego widzenia całości W doborzematerjału znać pośpiech i nieoględność. Ten sam szablon występuje wtworzeniu bohaterów. Żeromski najczęściej tworzy postać „przez sumowaniesilnych momentów". (Skiwski). Bohater niejako wybucha, zjawia się i120


ginie. Działalność jego nie wynika z konsekwentnego widzenia i życia całości.Żeromski musi uciekać się do specjalnych sposobów, gdy trzeba akcjęporuszyć, bohatera na pierwszy <strong>pl</strong>an wysunąć. Czy będzie to testamentO^rodyńca (Zamieć) czy zajście w restauracji (Uroda życia) — zawszeodegrają one rolę sztucznego tricu „deus ex machina". W związku z temwarto przytoczyć, co np. Brzozowski mówił swego czasu (Pamiętnik, str.123.) o „Sułkowskim": „Ani jednej żywej postaci, marjonetki, poruszane niezręcznie i niemające żywej historji".Z tego samego źródła — momentu przełamywania się, najwyższegonapięcia psychicznego — powstaje wreszcie język Żeromskiego, jakby tworzonyw ostatniej chwili życia, jakby krzyk najwyższy i ostatni.Artyzm Żeromskiego to tylko artyzm „wysokich momentów", więcniepełny. A zakres i treść — treści? Jeżeli nawet zagadnienie narodu sprowadzićdo zagadnienia supremacji w danym momencie dziejów pewnej określonejklasy wraz z sprzymierzeńcami, — Żeromski i w tym wypadku niebędzie „wieszczem". Nie idzie bowiem z żadną klasą. Nie stoi za mną żadennaród, ani państwo, ani nikt — woła Rozłucki. Jednakże sam nie jest.Żeromski jako pisarz zajmuje pewien społeczny odcinek. Wyrazicielem atmosferypolskiej inteligencji radykalnej — nazwał kiedyś autora „Ludzi bezdomnych"Potocki. Należy wnieść poprawkę: nie radykalnej, lecz zdeklasowaneji radykalizującej się. Lecz wyrażał ją o wiele pełniej. „Żeromski —mówi Kamieński — był jakby sumieniem inteligencji polskiej. Nie dawałjej spokoju ani na chwilę. Jak bezsenny stróż nocny, błąkał się wśród śpiącychi budził, przeraźliwie dmąc w róg trwogi. Ratujcie! Giną głodni,giną krzywdzeni, giną katowani!"Warto tu też przypomnieć Brzozowskiego: (Pamiętnik, str. 123.) „Myślisą u Żeromskiego tylko poto, by budzić echa. Nie służą do poznania,ale wywołują wzruszeniowe następstwa". Po drugie: niezwykle silna jest uŻeromskiego wymowa faktów — pewnych określonych faktów życia. Każdaniema] stronica — od „Promienia" aż do „Przedwiośnia" — daje świadectwokrzywdzie i nędzy. Tutaj instynkt artysty nigdy nie cofa się przed prawdą.„Piwniczne dziecko — czytamy w „Nagim bruku" — miało twarz posępną,blado-czarną, spojrzenie gniewne i groźne". Podobnie w Ludziach Bezdomnych,Nawracaniu Judasza... Podobnie, w wielu, wielu wypadkach. Faktyte nie utraciły nic ze swojej sugestywności, artystycznej mocy. Tak samodzisiaj dają świadectwo krzywdzie i nędzy, wstrząsają, biją w czytelnikarozpaczą i grozą, wołają o zmianę... Dobroljubow, jeden ze światłych wodzówinteligencji rosyjskiej, powiedział gdzieś, że dzieło sztuki może wyrażaćpewną ideę nie dlatego, że autor, pisząc, ulegał jej wpływom, ale poprostudlatego, że artystę ujęły takie fakty rzeczywistości, z których taidea wynika sama przez się. Twórczość Żeromskiego takiej radykalnie określonejidei nie wyraża. Samozakłamanie się, — autosuges


RAFAŁ LENNA MARGINESIE PEWNEJ CISZYNie jest to groźna, świadoma cisza, dokoła książki, którą chce sięprzemilceeć i utrącić. Cisza charakterystyczna nietyle ze względu na wagęprzedmiotu, który jest jej źródłem, ile, że właśnie jest, że trwa i nie zwracaniczyjej uwagi. Książka na której układają się jej ciężkie warstwy nie jestwybitnem zjawiskiem literackiem. Tylko przejrzystość i prostota czterech opowiadań„Reklamy" L. Weltena, pozwalają dokładniej przyjrzeć się owejciszy.Trzon zagadnienia to sprawa treści. Jej znaczenie, waga, wreszcietreść — jako ostateczny miernik wartości.O treść walczyć miał kiedyś Irzykowski. Zgubił się jednak w ścieraniupyłu z niewiele znaczących szczegółów, w demaskowaniu drobniejszychperfidyj, zapominając o najważniejszej, która w obłoku swego zakłamaniaspołecznego kręci i lawiruje w interesie posiadacza, byle tylko ukryć gdzieśza pazuchą największy walor twórczości — treść.Pozornie wydać się może, że sprawa treści jest dziś w Polsce nawcale dobrej drodze. Pierwszy na to argument: czytelnicy. Oczywiście, tanajlepsza ich część, którą ku czytaniu prze potrzeba obrazu, słowa — tłumaczącegorzeczywistość. Czytelnicy nietyle politycznie nastawieni, ile należyciepodminowani socjalnym zapałem, który najlepiej kształtuje i wychowujetak wdzięczny typ czytelnika — poszukiwacza i współuczestnika książki.Popyt na książki o wybitnie społecznej treści, następnie na książki sowieckie— oto charakterystyczny dodatni objaw, tego wąskiego, jeżeli idzieo cały obraz kraju, ale o coraz wyraźniej rysujących się konturach, rynkuczytelniczego w Polsce.Szczupłość i niedojrzałość jeszcze tej części czytającej masy, słabośćkrytyki marksistowskiej (o czem dalej) - decydująco wpływa i potęguje tępoważną i szkodliwą rolę, jaką dzisiejsza krytyka (starszych i dojrzalszychczasopism i krytyków) odgrywa na terenie literatury, a przedewszystkiemw dziedzinie najistotniejszej, jeżeli idzie o rolę literatury: ustosunkowaniesię czytelników do autora.Krytyka, której najważniejszy trakt biegnie przez połyskliwe łamywspółczesnego hegemona wśród czasopism literackich t. j. „Wiadomości literackich"— w przeważnej swej części pilnie wygrzewa się na zniszczonychjuż mocno fajerkach pośrednictwa i maklerstwa literackiego. Sens więc tego„krytykularstwa" to należyte wywąchanie talentu i wogóle wartości artystycznych,i z pieczątką: poleca się użyć, wysłanie w świat. Taka metoda122


gwarantująca pewnego rodzaju bezstronność —s stosowana na szerszą skalę,raz po raz potyka się na paskudnych omyłkach, niepotrzebnych proroctwach,o na ogół wziąwszy, wyrodnieje w elektywnem, bezbarwnem, estetyzowaniu.Oczywista rzecz, że najgorętsze powoływanie się na swoje „społeczne aspiracje"i odmianę tych słów we wszystkich formach nie może tej krytykiczęściowo nawet tak usprawnić, aby odpowiadała podstawowej prawdzie <strong>pl</strong>echanowskiej.W ten sposób bowiem nie znajdzie się drogi dla przetłumaczeniaidei dzieła sztuki na język socjologji i nigdy na najmniejszym terenienie uda się znaleźć tego, co Plechanow nazywa równoważnikiem socjologicznymjakiegoś zjawiska literackiego.Usiłowania w tym kierunku stają się zato podstawą współczesnej, naderskąpej jeszcze, krytyki o ambicjach marksistowskich. Z jaśkową wyrazistościąwystępowały zawsze w rozważaniach krytycznych i recenzjachz książek Andrzeja Stawara. O ile jednak niedocenianie <strong>pl</strong>echanowskiego kanonupowodowało często zbaczanie na manowce, odważnych i energicznychposzukiwań krytycznych J. N. Millera (analiza klasowa „Pana Tadeusza"),o tyle znów przecenianie i oczywista niewystarczalność <strong>pl</strong>echanowskiejestetyki staje się swego rodzaju niebezpieczeństwem naszego młodego marksizmuliterackiego. Zamiast bowiem „trzymania się" spraw treści i jejprzedewszystkiem analizy, rozłupuje się dane zjawisko literackie — na ideologję,do której mechanicznie i „apriorycznie", jeżeli można się tak wyrazić,doczepia się: formę. Najnowsze teorje estetyczne marksizmu (Dobrynin,ostatni zjazd literatów sowieckich), zmierzają nietyle oczywiście do wyeliminowaniazasady <strong>pl</strong>echanowskiej, ile do stanowczego jej pogłębienia i niejakowysubtelnienia (n. p. przyznanie inmanentnych praw rozwoju literatury).Pozostała krytyka tłucze się bezradnie pomiędzy temi głównemi brzegami,z odchyleniami raz w stronę „czystej ideologji" (pisma narodowe), toznowu w bardzo powierzchowną merytoryczność, z gruntownie oczywiściefałszywem podejściem społecznem (n.p. Pion^.Taki stan rzeczy tłumaczy ciszę, która tak szczelnie otacza „Reklamę"Weltena, oraz, co ważniejsze, możliwość powstania takiej ciszy wobectego rodzaju twórczości.Bo właśnie w tych, miejscami mocno jeszcze niedojrzałych reportażowychopowiadaniach, treść wali nietylko bezpośrednio szparami i pęknięciamisłabego okrycia, ale także w gładkich, kronikarsko uproszczonychrzędach zdań (papierowych nieco, mógłby ktoś wtrącić), wysypuje się nazewnątrz stanowczo — w pierwszą linję badania. Już zasadnicza budowaobrazu artystycznego Weltena przyczynia się do wysunięcia waloru treścina pierwszy <strong>pl</strong>an.Opowiadania swoje buduje Wltene — niejako metodą naukową.Pewną hipotezę — bardzo ogólną, w „Reklamie" więc: konflikty wyrastająna zasadniczym antagonizmie pracujących posiadaczy, sprawdza, doświadczanażywym konkretnym materjale życiowym.I tu: gdyby z jednej strony pomóc chciał sobie, z łatwością mógłbyto uczynić, napełniając treść wyraźną ideologją, albo nawet nakrapiając miejscamiwyraźną farbą idei. Autor jednak z reporterskim uporem, wierzącsile, przekonywującej „nagiej treści" wystrzega się tego, jak również, kon-123


sekwentnie pilnując rzeczowości, nic wysila się nawet (co nie zawsze jestdodatnim objawem) na artystyczne opracowanie.To grunt, z którego wyrasta ta ogólna cisza.Bo przecież inaczej-by się ułożyło, gdyby Welten - zwrócił na siebieuwagę krzykliwem wyznaniem swej wiary. Stanowczo — chlaśnięciem czerwonąfarbą. Nie uczynił tego. Nie chciał, czy nie potrafił — mniejsza terazo przyczyny. Znamienna i obchodząca nas tutaj okoliczność to fakt, że tepowierzchowne braki wystarczyły, aby nikt — ze strony krytyki o ambicjachmarksistowskich nie zwrócił na książkę uwagi. Nikt. Ten brak czynnościi spostrzegawczości, subtelności w wyławianiu i odpowiedniej ocenie walorówtreści — zdradza wyraźnie niebezpieczeństwo i bardziej właśnie wytłumaczenisą zawodowi esteci i wywąchiwacze talentów, którym właściwyjest brak wyczucia właściwych wartości.Nóż operacyjny Weltena obnaża na ciele współczesnego ustroju fałszi podłość karjery bogatego amerykanina, demaskuje płaskość i zakłamanieburźuazyjnej reklamy, świetnie wreszcie incyduje rzeczywistą treść walki0 byt w ponurym obrazku konkursowego pożerania ciastek. Na aktualność1 tężyznę tych zalet, wali się zacięta cisza.— Ale — mógłby ktoś wtrącić — nie można przecież twierdzić, żeksiążkę Weltena powitać powinny głośne dyskusje — przecież nie jest towybitna książka. Tembardziej. Nie miałem bowiem wcale zamiaru dowodzićże „Reklamę" spotkała krzywda. Chciałem tylko zwrócić uwagę na niebezpieczeństwokryjące się za tą absolutną ciszą, na którą łatwiej było spojrzećpoprzez prostotę młodej obiecującej prozy.Nie była to stępiona wrażliwość. Nie złość, brak protekcyj i t. p.lecz istotny błąd w ogólnem nastawieniu krytyki, tych, co to mają wychowywaćczytelnika, kształcić opinję.Błąd, polegający na fałszywym stosunku do treści, która właśnie indywidualizuje,ostatecznie decyduje i określa wartość.Odrodzeniu zaś walki o treść -sprzyjać może tylko walczący marksizmrównież i na przedpolu literatury. I odwrotnie tylko marksistowskiepodejście do zjawisk literackich zapewni aktywność i skuteczność tej walki.Charakterystyczne potknięcie się na niewielkiej „Reklamie" zdradzawyraźną słabość i w przyszłości możliwość szkodliwszych daleko „omyłek"na ważniejszych pozycjach.


SZYMON MARIENHOLZO WYŻSZYPOZIOMPostulat całkowitej niezależności sztuki od procesów społecznych nieznajduje dziś wielu zwolenników i obrońców. Nawet najbardziej idealistycznienastawiona krytyka zrezygnowała z tego archaicznego okopu. Jednakżeanalizując tendencje dynamizujące dzieło sztuki, bynajmniej nie wykrywamyspołecznego przydziału twórcy. Sytuacja jest tu o wiele bardziej skom<strong>pl</strong>ikowana,tak jak skom<strong>pl</strong>ikowany jest i niełatwy do rozgraniczenia na czarnei białe mechanizm współczesnego społeczeństwa.Po pierwsze: tendencja niekoniecznie wynika z ideowego nastawienia.W literaturze roi się od przykładów tego rodzaju. Jeśli twórcza pasja,rzetelność realistyczna i odwaga pisarza są dostatecznie intensywne, objektywneosiągnięcia nie muszą iść po linji uświadomionej, subjektywnej prawdy,co więcej mogą jej przeczyć. Wynika to zapewne stąd, że najbardziejtwórcze zjawiska artystyczne epok przełomowych znajdują miejsce, przydziałspołeczny i teren rozwoju na przełęczach rozgrywających się konfliktów.Sałtykow — Szczedrin, potomek starej szlacheckiej rodziny, jakourzędnik doszedł do stopnia wicegubernatora, jako pisarz był bezlitosnym demaskatoremswojej własnej klasy i jednym z prekursorów prozy proletarjackiej.Objektywnie twórczość jego stanęła po lewej stronie barykady, tak samo, jaktwórczość Gleba Uspieńskiego, negującego w pracy pisarskiej teorje „narodniczestwa",których był wyznawcą i głosicielem. Gdybyśmy chcieli kierowaćsię tendencją wyrażoną w wierszu „Do prostego człowieka" (przedstawieniaprzyczyn imperjalizmu nie powstydziłby się żaden poeta proletarjacki),doszlibyśmy do wniosków niespodziewanych dla samego autora.A więc nie wyrażona tendencja decyduje o obliczu twórcy. Dokładne określenieprzydziału społecznego przychodzi z pomocą, ale też niezawsze.I tu zdarzają się rzeczy nieprzewidziane. Pozostaje więc analiza dyspozycyjświatopoglądowych twórcy, która ostatecznie określa.Jesteśmy już blisko zdefinjowania pojęcia literatury proletarjackiej.Pisarzem prawdziwie proletariackim może być jedynieczłowiek o światopoglądzie materjalistycznym,wychowany w kulturze materjalistyczneji dający w swych utworach jej pełny wyraz.Wniosek: pisarze, w których siedzą narowy idealistyczne, pracującyW atmosferze wytworzonej przez idealistyczną kuchnię, nie tworzą o b j e k-t y w n e j literatury proletarjackiej, nie mają nawet możności działania wtym kierunku, co nie przeszkadza, ie uświadomienie sobie własnej roli i negacjarzeczywistości burżuazyjnej decyduje o ich rewolucjonizmiei subiektywnej proletarjackości.125


Krytyka nie zawsze umie przeprowadzić odpowiednie rozróżnienia,pakując się wciąż w ślepe uliczki. Utarło się, że ucieczka przed poetyckiemdziennikarzeniem, niechęć do poezji okolicznościowej — jest synonimemtwórczości aspołecznej. Na jednem z posiedzeń Komitetu OrganizacyjnegoZjazdu Pisarzy w Moskwie poeta Asiejew poszufladkował współczesną poezjęradziecką, oznaczając poszczególne grupy znakami — i -f-. Znakiem — 3(najsurowsza ocena) Asiejew określił osiągnięcia twórcze tych poetów, którzyzdecydowanie rezygnują z aktualnej tematyki. Jako postacie reprezentacyjneAsiejew wymienia Pasternaka (rezygnacja umotywowana), Wasiljewa(rezygnacja nieumotywowana, ucieczka w folklor), Orieszina (rezygnacjaz twórczości wogóle). Stosowanie takich schematów jest oczywiście szkodliwei rację mieli ci słuchacze, którzy wogóle zakwestjonowali podobnysposób stawiania sprawy. Ludzie, myślący tak, jak Asiejew, nie zdają sobiesprawy z tego, że żywy poetycki stosunek do aktualnych wypadków przejawiaćsię może w najrozmaitszych formach, zależnie od dyspozycyj twórczychautora. To, że istnieją Majakowscy, (a czy wielu ich?) nie wykluczaistnienia głosów i talentów kameralnych, czy choćby mniej donośnych.O charakterze wiersza powinny decydować możliwości, a nie martwy schematułożony na podstawie osiągnięć jednego wielkiego talentu i paru zdolnychkontynuatorów. Oamajakowszczenie poezji to postulat pierwszorzędnejwagi i na naszym polskim terenie, gdzie co drugi poetycki kogucik usiłujepiać na tamtą nutę. Ale jak tu zdobyć się na takie fortissimo!? Nic dziwnego,że koguciki chrypną jedne po drugim!Zapatrzenie się w poezję Majakowskiego, jako w jedyną drogętwórczą doprowadza do dyskwalifikowania zjawisk poetyckich, nie włażącychw ramkę schematu.Przytaczam tu opinję A. Surkowa, wyjętą z jego przemówienia nawieczorze dyskusyjnym „Krasnoj Nowi" (Cykl wieczorów poświęconychpoezji radzieckiej) ,,Wszystkim nam dobrze wiadomo'* — mówił Surkow —„że światopogląd poety decyduje o pewnym charakterze obrazów poetyckich,że w sposób determinujący określa system wyrażenia myśli i uczuć.Gdy jednak dochodzi do konkretnej analizy poetyckiego utworu, ta ogólnazasada przestaje nagle obowiązywać. Tak się już utarło, że nowe utworypoetów radzieckich krytyka z reguły ocenia z punktuwidzenia ich aktualności, politycznego kierunku,nowości tematyki, świeżości materjału i t. p., a tylkomimochodem dodaje się to i owo „o pewnych niedociągnięciach" i „niektórychinnych brakach''.Błąd, który powstał w wyniku przeświadczenia, że miarka socjologicznawystarczy do zbadania dzieła sztuki, mści się. Jeśli metodę djalektycznąstosuje się powierzchownie, bez znajomości specyficznych cech poezji,dochodzimy do tego, że socjolog uwstecznia czytelników, ilekroć zabierasię do krytyki artystycznej.W polskiej poezji rewolucyjnej jest jedna, mało pocieszająca nuta:stuprocentowość ideologiczna, brak objawów i dowodów łamania się ze starąkulturą u twórców, którzy przecież żyją i piszą w obrębie jej panowania.„Okolicznościowość" poezji odbiera wierszom oblicze epoki, dyskwalifikujeich dokumentarność, bo przecież pierwszy lepszy telegram z Hisz-126


panji jest bardziej patetycznym raportem historji, niż ta sama wiadomośćozdobiona rytmem i niesamodzielną, ściąganą metaforą. Dokumentarność poezjipolega na czem innem: na utrwalaniu w artystycznejformie djalektycznego procesu walki ze starąkulturą, przełamywania jej wartości.Kryzys starego świata — oto temat o wysunięciu którego decydujebez reszty objektywizm rzeczywistości, oto temat, który powinien stać sięliryczną osią poezji współczesnej. Rzeczą samego poety i jego ideologicznegouświadomienia przypilnować, aby ujęcie tego tematu nie było rozdzieraniembiblijnych szat, ale inwektywą przeciw walącej się starzyźnie, ale rewolucyjnympersyflażem — aby w te requiem raz po raz wpadały echa nowejbudowy.Literatura Rosji Radzieckiej a ściśle mówiąc literatura „pażdziernikowców",pokolenia, które wyrosło w komsomołach, nie może byćszkołą dla polskich pisarzy rewolucyjnych. Nas nie stać jeszczena taką pracę, na takie tworzenie.Jeśli nasi poeci chcą być szczerzy (a tylko szczerość prowadzi artystędo dobrych wyników!), muszą dać w swojej twórczości katastroficznyobraz ginącej kultury indywidualistycznej, muszą raz jeszcze zwrócić się wkierunku tonącego okrętu, zanim wejdą na stały ląd socjalizmu. Współczesnypoeta rewolucyjny to twórca, prawującysię ze starą kulturą w imieniu nadchodzącychstuleci, to burzyciel, oczyszczający grunt z ruin i kurzu, zmagający sięz umarłą wielkością tych ruin, przeczuwający dzień jutrzejszy i jego rysy.Tylko po przezwyciężeniu przeszłości, nowa kultura zrealizuje się wliryce, jako logiczny, konsekwentny wynik artystycznego i społecznego procesu.Niestety, u wielu młodych poetów ta kultura powstaje z niczego, zjawiasię jak deus ex machina — chcesz nie chcesz, musisz wierzyć, że pisarzejuż w kołysce byli marksistami.Tam, gdzie poezję sprowadza się do środka wyrażającego hasło agitacyjne,zatraca się wszelkie zainteresowanie sprawami formalnemi. Nawetzdolni poeci zaczynają staczać się po pochyłości. A tymczasem bez znajomościelementarza lingwistyki i poetyki pracować wydatnie nie można. Wyższypoziom osiąga się przy zainteresowaniu sprawami formalnemi. "Język,słowo — stanowi element konstytucyjny, podstawowyliteratury i, co za tem idzie, przedmiotnauki literackiej" (Bucharin). Skrajni formaliści wpadają w przesadę,zaczynają odrzucać treść, ale poecie, który zna cenę swej racji społecznej,ten upadek chyba nie grozi!Gdy zagadnienie sprowadza się do dbałości o formalny poziom, gdysurogatom rzeczywistości przeciwstawia się ideał od głębi przeżytej liryki,opartej na dokładnej znajomości poetyckiego rzemiosła, odrazu powstajekwastja stosunku do literackiej przeszłości. Kwestja literackiegospadku, terminatorstwa u wielkich poetów.I tu czyhają na młodego pisarza dwie ostateczności. W obie łatwowpaU, obie są jednakowo szkodliwe. Niedocenianie klasyków prowadzidó nieuctwa, przecenianie do bezkrytycznego naśladownictwa. A lista klasykówrozszerza się z każdym dniem. Wczorajsi obrazoburcy — jutro stają127


się akademikami, coraz się zwiększa wpływowa rodzina „starszych krewnych".Traktując przeszłość literacką, jako materjał do nauki, trzeba pamiętać,że zjawiska literackie są niepowtarzalne, że czysta forma nieistnieje,a zatem przenieść jej żywcem z tej czy innej epoki w teraźniejszość niepodobna. Hasło literackiego dziedziczenia, rozumiane, jako branie na własnośćchwytów artystycznych poetów przeszłości, jest dowodem pomieszaniazasadniczych pojęć. Odradzanie się form minionych—to typowy postulatidealistycznej formalistyki.Passeizm jest u nas o tyle groźny, że uzbrojony w agitacyjne ostrzeuważa siebie za integralną poezję proletariacką — i, na słowach bardzo rewolucyjny,w praktyce kapituluje przed dziedzictwem ojców i dziadków,przez których nie umie się przegryźć, bo, nie posiadając wiedzy technicznej,zdany jest na łaskę i niełaskę starych, dobrze znanych sposobów poetyckich.Kożuch został ten sam, tylko kwiatek inny, czerwony. Ale niew kwiatku tkwi sedno rzeczy.Dlaczego taki stan rzeczy wytworzył się i trwa, skoro mamy możnośćkonfrontowania naszej rzeczywistości literackiej z tera, co się dzieje w liteturzei krytyce S. S. S. R.? — Nauczeni przykładem pionierów, idąc drogą,już częściowo wydeptaną, jesteśmy w szczęśliwszej stosunkowo sytuacji.Wprawdzie specyficzne warunki miejscowe modyfikują wiele zjawisk, aleułatwienia płynące z krytycznej obserwacji rozwoju literatury radzieckiej,są mimo to niewąt<strong>pl</strong>iwe. Kwestja dziedziczenia wymaga sprawnego aparatukrytycznego, dokładnego ustalenia tej granicy, po przekroczeniu której kończysię twórcze przeżywanie literatury, a zaczyna się pokorne uleganiewzorom. Pisarz, usiłujący podrabiać Norwida, jest tylko epigonem,-poetauczący się u Norwida odpowiedzialności za każde napisane słowo, pogardydo sztampów literackich i łatwizy, rozwiązuje postulat dziedziczenia w sposóbtwórczy, jeśli przeczytanie „Sonetów krymskich" popchnie poetę dopopełnienia wieńca sonetów, mamy dowód epigoństwa przenoszenia w nasząepokę nieodpowiednich form poetyckich, — poeta źle pojął swoją rolę, stałsię wstecznikiem. Ale te same „Sonety krymskie" każdego poetę mogąnauczyć lapidarnej <strong>pl</strong>astyki poetyckiego słowa, świetnej, organicznie z utworemzwiązanej metafory, wreszcie odwagi w poszukiwaniu nowych dróg to*-woju, skoro pisarz uświadomi sobie, że w „Sonetach" Mickiewicz był natle swojej epoki rewolucjonistą.Stosunek swój do wielkich poetów przeszłości należy ustalać w perspektywiehistorycznej, uświadamiając sobie o ile twórcze ich osiągnięciarewolucjonizowały literaturę, o ile były awangardowe, „futurystyczne*.Dotychczasowa słabość, ilościowa i potencjonalna, polskie} literaturyrewolucyjnej- i krytyki o marksistowskich ambicjach spowodowała brak zainteresowaniaw stosunku do tych zagadnień. Krytyka nastawia się niemali wyłącznie negatywistycznie, potrafi demaskować społeczną rolę literaturyidealistycznej, nie umie pozytywnie ocenić tych twórczych jej wysiłkówktóre mają pewne szanse dalszej kontynuacji, Dziś, gdy tworzy sie powolipolska proza proletariacka (Krakowski, Wasilewski, Sokolicz, Drzewiecki.Len, Zespół »Przedmieście"), gdy narasta chłopska poezja o rewolucyjnejdynamice, trwania na tym samym; etapie stało się niemożliwe. Twórcza128


krytyka ma przed sobą trudna, ale wdzięczne zadanie wytyczania napięćkierunkowych, budowa na podstaw wyjściowych, wreszcie rozbijania przesądów,które zdążyły się w międzyczasie potworzyć. Przykład niedocenianiaważności tradycji poetyckiej, skrajnego zanegowania kulturalnego dziedzictwaznajdujemy u Czuchnowskiego, który pisze w jednym ze swoichartykułów: „nie pretendujemy wcale do spadku artystycznegopo burżuazji. Ewentualny spadek radzi pogrzebiemy wrazz mieszczaństwem. Wydziedziczeni, wyklęci i tutaj zaczniemy ninowo. Nie myślimy wcale stawać do konkursu z masą upadłościową.Wydziedziczeni przecież nie dziedziczEnergiczne, ale niesłuszne. Sam Czuchnowski w swojej praktyce poetyckiejobala własną teorję. Jego duża kultura literacka nie mogła przecież powstaćz niczego, musiała oprzeć się na dziedzictwie artystycznem, choćbydziś było już ono masą upadłościową.Na porządek dzienny wypływa jeszcze zagadnienie literackiego realizmu,jako m e t o d y t w ó r c z e j proletarjatu.W Rosji zagadnienie to zostało już postawione na właściwej płaszczyznie,u nas ciągle zjeżdża z szyn, wykoleja się. Proza polskiej lewicy urodziłasię z reportażu, reportaż wdarł się również do poezji. Dziś następuje częściowyodwrót, ale stare narowy odzywają się. Reportaż, literatura faktu,była w swoim czasie reakcją na nadmiar fikcji, usiłowała znaleźć punktciężkości, ustabilizować się w konkrecie. Ale w ogniu walki z fikcją, spełniającąrolę społecznego narkotyku, zwolennicy literatury faktu poszli zadaleko. Fikcja poetycka to podstawowy warunek twórczego, artystyczniedeformującego, widzenia rzeczywistości. Fikcja staje się szkodliwa dopierowtedy, gdy zrywa z podstawą wyjściową, ucieka w egzotykę, przeprowadzalinję demarkacyiną między prozą dnia powszedniego a poezjąniezwykłości, gdy stawia na instynkt, podświadomość, gdyirrealizm, duszną dostojewszczyznę psychiczną unosi na swojej tarczy, fikcjąnależy obstawić kordonem intellektu, ale wypędzanie jej równa się dobrowolnemuskazaniu na ubóstwo artystyczne. Wreszcie postulat ostatni,najogólniejszy, z którego wszystkie inne wypływają Jak ze źródła—p o s t u-lat nieustę<strong>pl</strong>iwej walki z estetyczną stabilizacjąliteratury. Uświadomienie słuszności tego postulatu, aktualnegozawsze ze względu na stabilizacyjne tendencje wszystkich ciurów i maruderówliterackich, będzie gwarancją dopracowania się wyższego poziomu.


STANISŁAW GŁOWACKIFILM PROLETARJACKI1.Rozkładowy proces kultury burżuazyjnej nigdzie nie posunął się takdaleko, jak w dziedzinie twórczości filmowej. Kino, od początku związanez wielkim kapitałem i ściśle od niego uzależnione, musiało stać się tem,czem jest: potężnym środkiem agitacyjnym ustroju kapitalistycznego. Burżuazyjnyinstynkt samozachowawczy nie zaniedbał niczego, aby sztukę najbardziejdemokratyczną, najbardziej dostępną szerokim masom, uczynić wychowawczyniątych cech ujemnych, które opóźniają uświadomienie, a temsamem i uwolnienie proletarjatu. Anatomję burżuazji należy poznawać naekranach zachodniej Europy i Ameryki; żadna książka ani teatr nie mogąrywalizować z kinem w roli społecznego podpatrywacza.Wszystko, co nie zamyka się w szczupłem kole tęsknot erotycznych,osobistych ambicyj i dążeń do karjery życiowej, jest skrzętnie eliminowanez ekranu, aby proces ogłupiania i usypiania mas nie uległ nigdzie załamaniu,Ginący świat mieszczański nie lubi patrzeć niebezpieczeństwu prostow oczy, udaje, że nie widzi nędzy i katastrofy, usypia samego siebie złudzeniemprzepychu i rozkoszy życiowych, aby do reszty zatracić poczucierzeczywistości. Świadomość nędzy ludzkiej zmienia się na ekranie w groszowąfilantropję, sentymentalizm z pod ciemnej gwiazdy prze<strong>pl</strong>ata sięz apoteozą muskułów, łajdactwo otrzymuje psychologiczny komentarz, pasożytnictwo— stylową oprawę.Awangarda filmowa, która miała być odtrutką na kino interesu, niemoże być brana pod uwagę, gdyż pragnie usunąć zło, nie tykając jego korzeni.Ostatecznie znalazła się w błędnem kole,—uciekając po jego okręgu,wraca do punktu wyjściowego. Odrzucanie fabuły i anegdotyzmu, walkaz tyran ją chronologji, z kultem gwiazd, wreszcie przeciwstawianie abstrakcjikonkretom,—to była słuszna artystyczna reakcja przeciw płaskiemu naturalizmowifilmu komercyjnego, ale reakcją mniej niż połowiczną i dlatego niecelową.Nie mówiąc już o skrajnym surrealizmie, który wysuwając koncepcjęorganizowania wzruszeń niezwiązanych organicznie z rzeczywistością,wpadał w zupełną fikcję, — ale nawet najbardziej twórcze elementyawangardy poniosły klęskę.Wzbogaciły repertuar chwytów, wprowadziły symboliczne omijanierzeczywistości przy jednoczesnem jej wykorzystywaniu,rozbudowały wyobraźnięfilmową, ale, uartystyczniając niektóre narzędzia rzemiosła, nie naruszyływ niczem fundamentu. W momentach silnego zanegowania rzeczywistość*społecznej, awangarda buntuje się, ale bunt wylewa się na zewnątrz w postaciapoteozowania anarchji; w rezultacie zamierzony atak odegrał rolę po-130


mocniczą: wyrwanie się z błędnego koła bez zasadniczego zrewidowaniaswoich stanowisk jest niemożliwe. Clairyzm doprowadził awangardę doklęski, bo klęska była jego punktem wyjściowym.Film, jako sztuka najbardziej dynamiczna, o wyraźnych predyspozycjachdialektycznego odczuwania zjawisk, jest z natury swojej socjalistyczny,proletarjacki. Wprzęgnięty w służbę kapitalizmu, reaguje na tę u*urpacjękurczeniem zakresu swoich wpływów, zatraca swoje podstawowe, zasadniczeelementy na rzecz teatru, rewji, operetki.Awangarda, przeciwstawiająca się temu procesowi zanieczyszczaniafilmu obcemi naleciałościami, tem samem przywracała mu jego integralnycharakter, szła w kierunku socjalistycznej kinodjalektyki. Klęska na tej drodzeponiesiona, spowodowana została niemożnością oderwania się od swojejklasowej podstawy, jednak poszczególne osiągnięcia mają pełnowartościowysens objektywny. Okresy deliryczne, przejściowe znają tego rodzaju zjawiskaEstetyka filmowa określa film, jako narastanie pewnych zjawisk wzrokowychumiejscowionych w czasie i ujętych w ramy świadomej artystycznejkonstrukcji. To jest cecha podstawowa, decydująca. Powiedzieliśmy: narastanie,— a zatem zjawisk wzrokowych nie rozpatrujemy w stanie statycznym,zastygłym, lecz w ruchu, który sam przez się jest estntycznem doznaniem,regulującym zapomocą rytmu i samą akcję filmową. Dynamiczny montażfilmu rewolucjonizuje kontem<strong>pl</strong>acyjny stosunek mieszczucha do sztuki,uczy widza ogarniania zjawisk w ich rozwoju, w ciągłościruchu.2.Montaż filmowy, stawiający sobie za cel wyłącznie szeregowaniei nawiarstwianie doznań estetycznych, wizualnych, prowadzi nieuchronnie doabstrakcjonizmu. Abstrakcjonizm przeżył się dziś całkowicie, choć w swoimczasie spełnił wartościową pracę doświadczalną i eksperymentalną. Reżyser,który operuje konkretem, jako materjałem twórczym, który zwłaszczachce dać koncepcję życia, albo będzie co krok załamywać się nasprzecznościach, albo logicznie dojdzie do jedynej metody, do kinodjalektyki,Djalektyczne podejście do twórczości filmowej odbiera jej wyłącznośćspekulatywnego żonglowania elementami formy, którą spotykamy u niektórychabstrakcjonistów, — samym zresztą filmom abstrakcyjnym (o ile z nichkorzysta) nadając inny zupełnie sens. Elementy łączności nabierają tu znaczeniaumówionych symbolów ideowych, jednocześnie sama abstrakcjaw kontakcie z żywym pulsującym rytmem zjawisk otrzymuje potężny zastrzykwitalny. Montaż djalektyczny usuwa nietylko to, co niema wartościwizualnej, ale także i te szczątkowe objawy rzeczywistości, które nie sąw rozwoju momentami węzłowemi. Eliminacja wszystkiego co uboczne, nieistotne,rytm podkreślający decydujące etapy rozwojowe—dają w wynikukonstrukcje proste, jasne i logiczne.Djalektyka pociąga za sobą koncepcjonalizm filmowy. Zarzuca się filmomsowieckim ich tendencyjne nastawienie, ich agitacjonizm. Wysuwającytego rodzaju zarzuty zapominają, że film burżuazyjny ma również swojespołeczne tendencje, że są one zamaskowane, ukryte pod wars-131


twą szminki i obłokiem perfum. Tendencje filmu sowieckiego nic są agitacyjnądobudówką, wyrastają zwykle organicznie z całości, są w y r a z e mtej koncepcji życia, która stoi na straży budującejsię nowej kultury i sztuki.Jest to twórczość bezsprzecznie najwyższej rangi, twórczość usprawiedliwionanie tylko estetycznem przeżyciem ale i posiadanym światopoglądem.Twórczość, jako akt woli i jej funkcja. To właśnie decyduje, żenajmniej udane filmy sowieckie, w których schematyzm, nadmierne dowierzanietreści, czy zbytnia teatralność (nic dziwnego przy takim materjaleaktorskim!^ wysuwają się na pierwszy <strong>pl</strong>an, te marginesy twórczościsowieckiej mają w sobie wnętrze, mają ludzkie, indywidualne i zbioroweoblicza, decydujące o wielkości filmu. Na ekranach europejskich takich filmówwidziało się dotychczas kilka, wszystkie negatywnie (oczywiściew ramach cenzury) nastawione wobec rzeczywistościkapitalistycznej! Zjawisko, godne przemyślenia.Bohaterzy filmu burżuazyjnego — to prawie zawsze ofiary rozpętanychinstynktów i namiętności. Sprężyną ich postępowania jest albo pragnienieużycia erotycznego, albo inne pobudki natury osobistej egoistycznej. Wola,inteligencja schodzą do roli motorów popędowych tych ciasnych, jednostkowychdążeń. Ludzie walczą tu z ludźmi w imię własnejkorzyści, łokciami i zębami wywalczają miejsce w społeczeństwie.Proletarjacka sztuka filmowa nie zna takich ludzi i takich namiętności,Na pierwszy <strong>pl</strong>an występuje w niej gromada, która nie jest, jak w filmachkapitalistycznych, malowniczem tłem wyczynów kilku gwiazdorów, ale głównymaktorem. Objektyw operatora zatrzymuje się częściej na kilku wybranychtwarzach, ale nie są to jednostki istniejące same dla siebie, są to postacie,w których świadomość gromady osiąga maksymalne napięeie.Człowiek, zjawiający się w filmie sowieckim, stoi twardo na ziemi,kopułę nieba oczyszcza dla lunet naukowych obserwatorjów, organizuje materję,nagina ją do swoich osobistych i gromadzkich zamierzeń. W twórczejpracy znajduje usprawiedliwienie bytu i prawo do istnienia. Podczas gdyRene Clair, uciekając przed zmorą racjonalizacji wielkiego przemysłu, wypędzaswego człowieka na gościniec anarchji negującej gromadzkie współżycie,film sowiecki czerpie wszystkie swoje siły z radosnej afirmacji pracy.W ten sposób następuje wyzwolenie człowieka z władzy materji, narzuceniejej ludzkiej woli i świadomości pełnego rozwoju.Właśnie materjalistyczny film proletarjacki zdobył się na uchwycenietego najgłębszego sensu każdej sztuki, jakim jest zaznaczone już s t w a-rzanie własnej koncepcji istnienia. Najzajadlejsi wrogowiemarksizmu przyznają filmowi sowieckiemu, że idzie w swojej pracyw głąb, dogryzając się rdzenia, jądra otaczających go zjawisk. Powiada sięw takich wypadkach, że film sowiecki jest manifestacją tworzącego się mistycyzmukomunistycznego.Jeśli odrzucić frazeologję idealistyczną, dziedzicznie obciążonych kom<strong>pl</strong>eksemreligijno-mistycznym, pozostanie przecież słuszne stwierdzenie tegofaktu, że u podstaw zjawisk artystycznych i kulturalnych w Sowietach leżyniezłomna i żarliwa wiara w przyszłość ludzkości, którą prowadzi ku socjalizmowijej awangarda — proletarjat.132


Z pośród sowieckich filmów, które tu narzucają się, jako przykłady,najlepiej może ilustruje powiedziane „Ziemia pragnie". Popękana żółta skorupaziemi, zjeżona szczeciną żałosnej trawy, suchy ostry wiatr od pustyni,nieporadne garby wielbłądów, senne twarze Turkmenów — milcząca natura,milczące niebo, milczący ludzie. A w tej beznadziejności wyrasta dynamikaświadomej woli, w głuchą ciszę wdziera się zaborczy rytm czynu. Człowiekwchodzi w zwycięski konflikt z naturą, z warunkami, z tamtemżyciem, wyrasta ponad, przezwycięża je, wyzwala się nareszciei usamodzielni a. To już nietylko doznania zmysłowenie happyend melodramatycznych przygód, ale człowiekponad światem i życiem przy jednoczesnej icha f i r m a c j i.Perspektywy rosną w nieskończoność, film — rozrywka, film — narkotykzmienia się w manifestację metafizyki nowego człowieka.Właśnie dlatego wszystkie filmy sowieckie, nawet te w którychzawiązuje się węzeł tragiczny, są naładowane takim optymizmem, przeciwstawiającymwszystkiemu swój niezłomny kościec moralny. Okręt wiozącymartwe ciało kochanka królowej Krystyny, jedzie ku beznadziejności i rozpaczy,lokomotywa z ciałem zamordowanego chłopca to symbol radosnejwalki, dla której chwilowe klęski są szczeblami zwycięstwa.Podobnie zakończenie „Petersburskich nocy". Zmarnowane życieczłowieka w jednej chwili odzyskuje cały swój sens, poniżenie nabiera cechwielkości, głos, który brzmiał bez echa, znajduje siebie, jednostka wyrzuconaza burtę widzi wreszcie, że jej wysiłki nie poszły na daremne. Dynamizmtej końcowej sceny, jej rewolucyjny optymizm ma niebywałe napięcieszczytowego momentu życia.Film proletarjacki wyprzedził znacznie inne rodzaje sztuki. Zwłaszczawyprzedził poezję, która oscylując między powierzchownym agitacjonizmema formalizmem filologicznym, zapomina zbyt często o podstawowej zasadziejedności treści i formy. Film sowiecki jest w szczytowych osiągnięciach realizacjątej zasady, potrafił intensywną dynamikę ideologiczną wyposażyćw formalne środki wyrazu i utrzymać ich wzajemną równowagę, bez którejdzieło sztuki zarysowuje się i chwieje, jak gmach ustawiony na piasku.


J. ŁOBODOWSKI — SZ. MARIENHOLZNA FRONCIE POETYCKIMl.Edward Bladowski, autor „Poematu o wielkiej wojnie" i „Czerwonegoświęta", wydał obecnie trzeci tom wierszy p. t. ,,Nasza wola". Trzebastwierdzić bez ogródek: Bladowski poetą nie jest. Niezdarnie rymowanezdania, fatalna rytmika, poważne usterki gramatyczne, zupełny brak wysiłkuartystycznego, słowem, wszystkie cechy grafomanji. Najgorsze zaś to, żewad Bladowskiego nie usprawiedliwia świeżość, czy pierwotność. Przeciwnie,autor widocznie czytał to i owo, próbuje stosować niektóre chwyty poetyckie(Majakowskij), parodjuje w najlepszej wierze sposoby współczesnejpoetyki. W rezultacie nie jest to prymityw, któremu wiele się wybacza, aletandeta. Gdyby Bladowski potrafił zetrzeć z ust szminkę pretensjonalnościi zaczął mówić prostym językiem, byłby z tych wierszy może jakiś agitacyjnypożytek, skoro artystycznego zabrakło. Ale najlepiej skierować swójzapał i t. zw. dobre chęci w innym kierunku. Choćby dziennikarstwo.„Chleb powszedni" Stanisława Wygodzkiego zawiera wiersze znaneczęściowo z „Miesięcznika Literackiego". Pisane pod niewąt<strong>pl</strong>iwym wpływemBroniewskiego, mają jednak swoją własną atmosferę, decydującą o profilupoetyckim autora. Patos o kilka tonów niższy, rytmika mniej ponosząca,niklejsze źródle lirycznego wzruszenia. Wygodzki wykombinowuje, układaswoje wiersze; dotyczy to nietyle samego procesu tworzenia, co genealogji.Czytelnik otrzymuje wrażenie, że niektóre wiersze zostały narzucone autorowiprzez aktualne wypadki polityczne, nie wynikły z obecności artystycznegoi wzruszeniowego imperatywu. Stąd chłód i statyczność strof nieogrzanych ciepłą falą liryzmu. Zarzut ten, bezwątpienia mocno przesadzonyw stosunku do najlepszych wierszy Wygodzkiego (Buty), w największym stopniudotyczy utworów o charakterze cyklicznym. Poeta nazbyt dowierzabezpośredniemu oddziaływaniu wyrażonej sugestji ideologicznej, zamało dbao wyszukanie poetyckiego ekwiwalentu opanowujących go wzruszeń. Stądmoże wynika ubóstwo tego tomu opartego na kilku zaledwie motywach,uporczywie powracających w bardzo podobnych kombinacjach i zestawienich,Wrażenie jednostajności pogłębia jeszcze i to, że tematycznie i treściowo„Chleb powszedni" jest książką o nastawieniu wyraźnie negatywistycznem,jak prawie cała współczesna poezja rewolucyjna. To znaczy, żezatrzymuje się na katastrofalnych objawach życia w ustroju kapitalistycznym,atakuje wojnę, ucisk, teror hitlerowski. - jest bezpośrednią reakcjąna wszystkie kolce kapitalistycznego świata, niekiedy reakcją par excellencedziennikarską.134


Dominantą książki — humanizm, ale nie bierny, filantropijny humanizminteligencki; Wygodzki umie natyle unerwić swoje wiersze, że nawette najbardziej elegijnie dźwięczące mają swoją dynamikę i wyraźną nieustę<strong>pl</strong>iwość.Charakter rewolucyjny poezyj Wygodzkiego determinuje w najsilniejszymstopniu może nie tyle ich tematyka, co rozjątrzona czujnośćwobec zjawisk, dobijanie się o własne morale w obliczu „grzmotu, którywstrząsa Europą".2.„Trudny życiorys" Marjana Czuchnowskiego. Piąty z kolei tom poety,którego wczesny debiut przyjęty był jako autentyczna rewelacja. Powierzchownyczytelnik młodzieńczych wierszy Czuchnowskiego nie czuł z pewnościątych możliwości i tych napięć dynamicznych, które tkwiły w „Porankugoryczy", tym „wybuchu dziewiętnastoletniego chłopca", jak określasię sam poeta. Tembardziej, że drugi z kolei tom, artystycznie windującysię jeszcze wyżej, anonsował przewrażliwionego zmysłowca, wizjonera zachłyśniętegonurtem podświadomości, uciekiniera w niematerjalną (mimowszelkie pozory) opisowość, narcystycznego poławiacza wyimaginowanychodbić, wirtuoza i prestidigitatora metafor.Dopiero w „Reporterze róż" Czuchnowski zaczął wyzwalać się z niewolirozjątrzonej pobudliwości, organizować swój żywioł poetycki, choćszło to opornie i nie zawsze dawało dobre rezultaty. „Tak" — był książkądwutorową. Niepokój pionierski, poszukiwania formalne znalazły wyrazw wierszach eksperymentalnych, nieraz interesujących, częściej wpadającychw dziwaczenie, biorących fałszywe ślady za dobrą monetę, koniecznych możejako robota laboratoryjna i doświadczenie, nieistniejących jako osiągnięcie.Z drugiej strony, zdobycze już ustalone w połączeniu z rosnącą reakcjąna rzeczywistość społeczną pozwoliły stworzyć „Kamienny dom", najbardziejharmonijną, skończoną całość poetycką w dorobku Czuchnowskiego.Od „Kamiennego domu" idziemy ku ,.Trudnemu życiorysowi" i naglemusimy rewidować swoje zdanie o poecie, zdanie, zda ałoby się, dokładniezważone i skonfrontowane z materjałem faktycznym. Urodzony, autentycznyliryk, którego poematy były potokami liryzmu ujętego brzegi epickie, postanowiłambitnie dać poetycką transpozycję społecznego przekroju wsipolskie). Odrazu natrafiamy na surowe bryły epickie o materjału, którejak dawniej podmywa huczący strumień liryzmu, ale już ich nie unosi i niezatapia. Jeszcze raz po raz eks<strong>pl</strong>oduje dynamit wybujanego uczucia, ale nadcałością cięży rygor, panuje ręka, niezupełnie wprawna, jednak dobrze wyczuwającabudowę obrabianego materjału. Czuchnowski wikła się w <strong>pl</strong>ątaninie,której ma narzucić swój społeczny i poetycki ład, stare narowy brózdżą,zalatują zapaszki dawnego krajobrazowo-erotycznego rozwydrzenia, elementynie znają hierarchji, kliniczny naturalizm sąsiaduje z odrealnionąmgiełką pejzażu, wiele fragmentów rozlatuje się, inne są rozgadane, zbędneniepoetyckie. Ta bardzo nierówna książka, zdobywająca się obok miejsezdecydowanie słabych na świetne momenty, jest dokumentem nieustę<strong>pl</strong>iwegodorabiania się poety do najdoskonalszego wyrazu swojej prawdy społecznej,walką o najszerszy oddech, o najpełniejszą realizację wiary człowieka i arty-135


sty. Niektóre (nawet z pośród tych najpiękniejszych) utwory Czuchnowskiegorobią wrażenie robótek ściubanych złotą igiełką, — Trudnjest ciosany mocnemi uderzeniami w twardym opornym materjale. Stąd chropowatośći niezgrabność posągu. Stąd niezadowolenie krótkowidzów, dostrzegającychposzczególne partje, a na nich skazy i pęknięcia,— i nieumiejącychogarnąć całości, podstawy na której stoi, perspektyw które otwiera.Ostatni poemat Czuchnowskiego to już nie statyczne obrazowanie „Kamiennegodomu", ale dynamiczny rozwój wypadków r»utowanych na szerokądziejową płaszczyznę. Klasowe uwarstwienie wsi, rosnące antynomje socjalne,walka o uświadomienie mas, opór starego świata, — przedstawia Czuchnowskiw szerokich skrótach epickich, choć braknie mu czasem koniecznegospokoju i opanowania, choć migawkowość i nerwowość rwą gdzieniegdziepoemat na strzępy. Końcowe partje są w stosunku do wyrażonej treści nazbytrozwlekłe, — właśnie tu skróty powinny być największe, dynamizm najintensywniejszy.„Trudny życiorys" — to nie tylko doniosły etap na drodze dalszegorozwoju poety. Choć formalnie wyrosły w orbicie poszukiwań nowatorskich,nietylko nie mieści się w ramach awangardy, ale wogóle wykracza poza granicedzisiejszej polskiej poezji i jej najcharakterystyczniejszych objawów.Niosąc ślady licznych skaz i załamań, uwarunkowanych parną atmosferą epoki,w której żyjemy, będąc wyrazicielem walk tej epoki, jest jednocześniejak pocisk cały wymierzony ku rodzącym się formom przyszłości.3.Stanisław Piętak debiutował tomem poezyj p. t. „Alfabet oczu". Młodemupoecie daleko jeszcze do krystalizacji i równowagi artystycznej, jednakpoziom jest tu natyle wysoki, że książkę można traktować już nietylkojako zapowiedź, ale i poważne osiągnięcie. Niezaprzeczona oryginalność tychwierszy, mimo licznych filjacyj, polega bodajże głównie na połączeniu silnegoepickiego nurtu opowiadania (narracyjność poematów Piętaka jest wyraźna)z liryczną erupcją intensywnie wykorzystywanej podświadomości.Zresztą to, co w pierwszem zetknięciu wydaje się zamierzoną eks<strong>pl</strong>oatacjąpodświadomości, da się określić raczej jako bezbronność wobecjej naporu. Ta bezradna uległość decyduje o zgęszczonej atmosferzepoetyckiej, niełatwej do wchłonięcia i przetrawienia. Konsekwentny imażynizmformalny, oparty jednem skrzydłem o Peipera, drugiem o Jesienina, pogłębiajeszcze bardziej trudność tych wierszy, niekiedy zbyt przesadną i denerwującą.Tkwiąc wszystkiemi swemi korzeniami w przyrodzie i z nią najściślejświatem przeżyć związany (jeśli nie identyfikujący się), jest Piętak na drodcedo realizacji stuprocentowo chłopskiej z ziemi wyrosłej poezji. Jnna tozupełnie droga niż Czuchnowskiego, inny zwłaszcza stopień społecznego zaawansowania,ale analogja wydaje się wyraźna. Piętak jest jeszcze odurzonyzmysłowością świata, urzeczony wielobarwną i różnobrzmiącą dziwnościąistnienia, nie selekcjonuje, nie przebiera w natłoku przeżyć i emocyj, którychnadmierne bogactwo jest kopalnią dla psychoanalityka, ale niejedno-136


krotnie ujemnie ciąży na wyrazistości wizji poetyckiej. Sporo manieryzmów,ale to powierzchnia; — jeszcze więcej gzymsików i sztukateryi, ale to przejściowejak ospa, — rdzeń tej poezji jest mocny i zdrowy, wyrasta przecieżz ziemi i natury. Trzeba tylko żeby Piętak, który każdem słowem akcentujeswe pochodzenie, każdej chwili ma przed ,oczami rodzinną wieś i jej mieszkańców,znalazł w sobie dość silny imperatyw społeczny, aby potrafił wyzwolićsię z nadmiernego egocentryzmu, wykorzystał tak wspaniało zademonstrowanew „Alfabecie oczu" możliwości epickie i pokazał wieś nietylkood strony dzieciństwa.Wtargnięcie do wnętrza najistotniejszych chłopskich zagadnień gromadzkichi klasowych, i poetycka ich transpozycja — oto zadanie młodegopoety, które powinien realizować w zgodzie z interesami własnej klasy i równolegledo odbywających się przemian społecznych.4.Ciężkiej i odpowiedzialnej pracy podjął się Włodzimierz Słobodnik,przystępując do przełożenia poematu Lermontowa p. t. „Pieśń o kupcu Kałasznikowie".Utwór wielkiego rosyjskiego poety oparty jest na motywachepickiej poezji ludowej, co już nastręcza niebylejakie trudności. Bogactwojęzyka idące w parze z wielką oszczędnością słów i falującym, ściśle dotreści wiersza dopasowanym rytmem, podnosi owe trudności do sześcianu.Nic więc dziwnego, że Słobodnik, stanąwszy przed spiętrzoną ścianą, nieprzebił jej i nie przeskoczył, ale obszedł. Przekład jest więc gładki, ale pozaanegdotą niewiele mający wspólnego z oryginałem. Odrazu rezygnujemyz zarzutu niedokładności. Ale rytm rosyjskiej byliny, wzbogacony jeszczeprzez poetę, rytm lermontowski, który jest tu nieodłączny od utworu jakskóra od ciała! Zamiast dźwięcznej, posłusznej na każde skinienie, opadająceji znów unoszącej na szczycie potrzebny obraz, niezastąpionej niczemrytmiki lermontowskiej Słobodnik dał ciężkie perszerony rymowanych trzynastozgłoskowców,co krok miażdżące poetycką wartość utworu. Zatracił sięzupełnie barwny a lapidarny język poematu. „Czto pużajeszsia krasna diewica"...mówiKiribiejewicz; u Słobodnika, „krasna diewica zmieniła się w ślicznotkę"szkoda że nie w „dziewczynkę". Najważniejszem zadaniem tłumaczajest zachowanie atmosfery, „klimatu" przekładanego utworu. Słobodnikzadowolił się przekładem tekstu, a i to niezbyt dokładnie. Została fabuła,zestawienia słów, — poezja i Lermontow wyparowali. Ale w takim razie lepiejbyłoby dać streszczenie prozą. Poemat Lermontowa w dalszym ciąguczeka na spolszczenie.Najpracowitszy polski tłumacz, K. A. Jaworski wydał nowy tomikprzekładów z Jesienina p. t. „Spowiedź chuligana". Wybór wierszy budzipewne wąt<strong>pl</strong>iwości: stanowczo Jesienina stać na lepszą reprezentację. Podtym względem poprzednie publikacje bibljoteki Kameny (Jesienin i Błok) byłyo wiele szczęśliwsze. Co gorsza, poziom artystyczny przekładów równieżuległ pewnemu obniżeniu. W pierwszym wyborze Jesienina niektóre wierszezostały pozbawione wyrazistości, zamazane, tu i ówdzie tłumacz nieprawidłowooddał tekst, ale usterki te naogół bladły wobec licznych zalet. Kilka wier-137


szy Jaworski spolszczył niemal kongenjalnie (Błękitnik, Jam ostatni piewca.List do matki, Idę przez dolinę). W ostatnio wydanym tomiku usterek i niedopatrzeńjest więcej; denerwują one tembardziej, że Jaworski, zdaje sięłatwo mógłby ich uniknąć. Czasem tłumacz daje się zwieść fonetycznemupodobieństwu słów; powstaje wtedy taki dziwoląg, jak „złotokare źrenice"(karije to przecież piwne!) Największy jednak grzech Jaworskiego polega natem, że nie dba o ostateczną redakcję swoich przekładów: dla rymu zaniedbujeskładnię i potoczystość wiersza, albo daje obrazy conajmniej ryzykowne,nprz. „kły rozszarpią i rozrzucą w dal", albo „ty uważasz nas zawrzodu strup". Inna wada — nadużywanie zaimków dzierżawczych („tak konies w e m i ogonami nie strząchną z grzbietów swych miesiąca"),a zwłaszcza przysłówka j u ż. Wprawdzie z metrum to ciężka sprawai niejednokrotnie trzeba go łatać, ale niedobrze jeśli łaty są zbyt widoczne.Wytykamy te usterki tem skwa<strong>pl</strong>iwiej, że usunięcie ich nie nastręcza wielkichtrudności. Jaworski osiągnął najważniejsze, trafił w nastrój jesieninowski;byłoby rzeczą niewybaczalną, gdyby wydając zebrany tom poezyj Jesieninaprzekładów swoich „na gładkość nie wytarł".Nowy tom St. Ryszarda Dobrowolskiego p. t. „Wróżba" (omówimy gow następnym numerze) zawiera także przekłady klasyków rosyjskich: Puszkina„Rozmowa księgarza z poetą** i zbliżony do niej wiersz Lermontowa.Utwory refleksyjne, ujęte w formę djalogu. Wybór właśnie tych wierszychyba niefortunny, zwłaszcza że miały podkreślić charakter romantyczny tomiku.Zato przekład dobry. Klasyczny dziewięciozgłoskowiec płynie u Dobrowolskiegoswobodnie, zrzadka tylko zacinając się na rymach męskich. Kolejnośćrymowania również tu i ówdzie pogmatwana, ale każdy, kto miał doczynienia z jambem rosyjskim, nie będzie zbyt surowy. Należy życzyć, abyDobrowolski skierował swój wysiłek tłumacza ku tym utworom rosyjskichklasyków, które decydują o ich poziomie. Bo wiersze przełożone tym razemto przecież raczej marginesy twórczości poetyckiej, nie wiele mówiąc o tytanachrosyjskiej literatury. Przy okazji mała uwaga: liczny zastęp polskichpoetów tłumaczących z rosyjskiego pracuje nieco jednostronnie. Błok, Jesienin,Majakowski], Pasternak, Achmatowa a ze starszych Tiutczew, Fiet,Puszkin, Lermontow — na tem repertuar się kończy. Czasem ukaże sięgdzieś sporadycznie wydrukowany wiersz Orieszina, Wołoszyna, Iwanewa.A gdzie Chlebnikow, Gumilow, Mandielsztam, Klujew, Biełyj, Briusow, Annienskij?!— A Niekrasow!? — A cała poezja romantyczna zupełnie u nasnieznana: Kozłow, Wiaziemskij, Odojewskij, Poleżajew!? — KlasycyzującySzczerbina!? — Te wszystkie nazwiska to terra incognita dla polskiegoczytelnika, — a zato niektóre wiersze Jesienina czy Błoka są przekładanepo trzy i cztery razy!


JÓZEF LOBODOWSKINOWEKSIĄŻKIGrupa literacka „Przedmieście" wydała drugi zbiorowy tom pt.„l-szyMaj". Pierwsza książka „Przedmieście" była zredagowana raczej nieszczęśliwie.Wstęp teoretyczny p. Krahelskiej budził w jednych wąt<strong>pl</strong>iwościw szczerość intencyj członków „Przedmieścia" dla innych był wyraźnemnieporozumieniem, spóźnionym i naiwnym manifestem polskiego populizmu.Jednocześnie dziwiła obecność takich pisarzy, jak Morcinek, znany hurrapatrjotaśląski, artystycznie mniej niż mierny.Druga publikacja przyniosła znaczną poprawę: grupa bardziej ©krzepłai skrystalizowała się ideowo. P. Krahelska wystąpiła, Morcinek równieżnieobecny. To wskazuje, że „Przedmieście" ma szanse dalszego rozwojuw kierunku zgodnym z jego ideologicznemi zamierzeniami.Większość utworów, zamieszczonych w zbiorze to reportaże z życiaproletarjatu wsi, miasta i miasteczka. Reportaże — a więc rodzaj literackinienajszczęśliwszy, choć w pewnych wypadkach jedyny. Reportaż jest bowiemdoskonałym instrumentem gromadzącym materjał obserwacyjny i tajego czynność wstępna jakgdyby jest walnym sprzymierzeńcem pisarza początkującego,szukającego własnej drogi. Jednakże w hierarchji artystycznejreportaż, stojący na pograniczu dziennikarstwa i literatury jest rodzajemraczej trzeciorzędnym. W tomie znajdujemy szereg opowiadań o mniej lubbardziej zdecydowanym charakterze reportażowym, nierównej zresztą wartości.Interesujące, twardym chłopskim językiem napisane szkice Kowalskiego,doskonałe obserwacje Degala, słaby fragment powieści Sydora Reya,inteligentne, z umiarem potraktowane reportaże Czyścielskiego i Muszałówny.Niewielkie opowiadanie Zandberga, niezłe w szczegółach, grzeszybrakiem powiązania i logicznej konstrukcji. Prawie wszyscy wymienienizapowiadają większe całości powieściowe. Ciekawe w jakim stopniu zaciekłośćobserwatorska i sumienność realistyczna młodych autorów wytrzymapróbę wtopienia w artystyczną konstrukcję powieści.Jeśli odgraniczyć od reszty członków Nałkowską i Boguszewską, którestanowią klasę dla siebie, na największą uwagę zasługuje Jerzy Koraacki,w ciekawy sposób deformujący w swoich utworach rzeczywistość, deformującyją artystycznie przy jednoczesnem zachowaniu socjologicznej równowagi.W omawianym tomie znajdujemy bardzo interesujący szkic dramatyczny,„Gołębie"—niepokojącą świeżością podejścia, bezwględnie interesującą,ambitną próbę wyjścia poza szablon teatralny. Próba tem ciekawsza,że dramatyczna literatura o ideologji proletarjackiej w Polsce prawie nieistnieje.139


Reasumując : nie zadawalanie się dzisiejszems t a d j u m rozwojowe m, rozszerzanie metod artystycznychpoza granice reportażu, wzbogacanie i kom<strong>pl</strong>ikowanieproblematyki ideologicznej przy jednoczęsnem wystrzeganiu się spłycających chwytówpublicystycznych — powinno być ambicją grupy.„Cysarskie cięcie" Antoniny Sokolicz — to próba obdarcia powstania1863 roku z glorji szlacheckiej legendy i oświetlenia jego społecznej, klasowejpodszewki. Stąd pokrewieństwo z Kruczkowskim, pokrewieństwo intencyj,ale nie talentów. Bo jednak artystycznie „Cysarskie cięcie" nie udałosię. Może najlepiej wypadła ostatnia część p. t. „Wiosenne burze Maryni",którą należy traktować jako luźną dobudówkę do właściwej powieści.Sokoliczowa umiejscawia akcję na głębokiej wsi, ukazuje powstanienie w głównych kuźniach, ale na peryferjach. Nie widzimy właściwej akcjirewelucyjnej, dolatują tylko do nas mniej lub więcej wyraźne echa. Temsamem autorka dobrowolnie zacieśniła sobie granice, zrezygnowała z szerokichperspektyw, skazała swą powieść na jednostronność. Z tego, co siędzieje w „Cysarskiem cięciu" wynika, że chłop w powstaniu udziału nie brałzupełnie, że wybuch rewolucji antycarskiej był pomyślany jako prewencyjnyruch wobec groźby, stokroć gorszej dla szlachty rebelji chłopskiej.Oczywiście takie ujęcie nie jest słuszne, ponieważ: 1) powstanie 1863 rokunie miało wyłącznego charakteru szlacheckiego (bodaj że decydująco zaważyłomieszczaństwo), 2) momenty społecznie rewolucyjne, demokratyczne, akcentowanebyły chwilami b. mocno (sympatje propowstańcze garibaldczyków,Hercena, Marxa).Konflikt między part ją Białych' i Czerwonych nie wystąpił w tychwarunkach wyraźnie, został zaledwie zaznaczony kilkoma rysami. Gromadachłopska nie została skonfrontowana w zadawalający sposób z rozgrywającemisię wypadkami; w karczmie mamy do czynienia z pijanym tłumem niewolników,z masą najzupełniej surową, nietkniętą żadną świadomą myśląA przecież tak źle z chłopem ówczesnym nie było. Ten sam przecie chłoporganizował pierwsze gminy socjalistyczne na emigracji, u tegoż chłopaznajdywały posłuch idee i hasła księdza Ściegiennego.Słusznej tendencji autorki nie dorównała więc jej orjentacja historycznai znajomość przedmiotu. Wykazanych jednostronności i uproszczeńnie można usprawiedliwić ograniczonym terenem akcji, ponieważ w powieścimamy aż nadto sugestyj, że chodzi tu o całość zjawiska, a nie o jedentylko szczupły wycinek.Centralna postać powieści, stary rewolucjonista Pajzer, naładowanyzostał racją społeczną, anachronicznie przedwczesną. Przytem te partjepowieści, w których autorka rozwija za pośrednictwem Pajzera własnepoglądy, są właśnie najsłabsze, nużą nadmiarem rezonerstwa. Utwórartystyczny zmienia się w namiętną broszurę publicystyczną. Oczywiściewynikło to z niebylejakich trudności, które spiętrzyły się przed autorką.140


Powstanie 1863 to <strong>pl</strong>ątanina sprzecznych sił, zawikłanych i w różnychpostaciach występujących dążeń klasowych; nic tu nie płynie własnym nurtem,wszystko zlewa się i kotłuje, szczera postawa demokratyczna idziew parze z integralnym nacjonalizmem, marzenia o dawnej szlachetczyzniejaskrawo odcinają się od hasła skrajnych elementów „czerwonego"stronnictwa: ,,ostatni szlachcic na kiszce ostatniego biskupa" a obok tegozagadnienia bakuninowskiego federalizmu, kwestja żydowska, wreszcie religijna,niesłychanie wtedy ważna. Rozciąć ten węzeł gordyjski w myśl z góryzałożonego szablonu łatwo, roz<strong>pl</strong>ątać i wytłumaczyć trudniej.Zbiorem kilku nowel zadebiutował prozaik łódzki, Rafał Len. „Młodośćza kratą". Młodość tych, których najwcześniejsze lata przynoszą świadomośćniewoli i walki. Pierwsze pięć opowiadań to cyklicznie ujęta całość.Spokojnie, beznamiętnie opowiadane losy młodzieży wstępującej we własne,trudne życie i tłukącej się między kratami współczesnego ustroju. Druga większakonstrukcja, to nowela „Burmistrz Miller"—historja młodego, budzącegot. zw. nadzieje urzędnika, któremu rozwijający się w miasteczku strajk ceglarzypomaga w rozwoju społecznej świadomości.Proza Lena nie jest rewelacją zapewne. Talent to raczej skromny,ale umiejący doskonale pogodzić i sharmonizować szczupłość środków artystycznychz zamierzeniem treści. Ładunek socjalny nie rozsadza powierzchni,nie wybucha drażniącą jaskrawością, jest rozmieszczony z umiaremi dokładną znajomością wytrzymałości materjału.Skromna książka Lena zaleca się czytelnikowi proletarjackiemu zarównoswoim opanowanym spokojem zewnętrznym, jak i dobrze wmontowaną,nie natrętną, a przecież dostatecznie intensywną tendencją ideologiczną.Wzbogacenie środków artystycznych, rozszerzenie problemałyki, wreszciesięgnięcie po większą, bardziej skom<strong>pl</strong>ikowaną konstrukcję — będziewyższym etapem w rozwoju Lena.


POLEMIKI I WYPADY3. PANOWIE TURSCY ET CO.W chwili gdy oddawaliśmy do druku ostatnią szesnastką, przyszedłdo redakcji Nr. 2 ,,Lewara". Na ostatniej stronie wielki atak na nas. PodpisanoKarol Turski. Ano czytamy i odpowiadamy.Przedewszystkiem sprostowanie: pisma nie wydaje Łobodowski, aleKazimierz Wójcik. Jaką intencją kieruje się recenzent, zorjentować się byłobyniełatwo, gdyby nie to, że mamy do czynienia z graczem, który drugątalję kart trzyma w rękawie. Za chwilę złapiemy go za rękę, gdy wyjdziew piątego asa.Ton artykułu jest bardzo charakterystyczny i dobrze znany. Takimsamym tonem różne „radykały" szepczą po kawiarniach warszawskich...że... „Wieś i jej pieśń" była subsydjowana przez rząd... że Czuchnowski topodejrzany człowiek... że Kruczkowski (wiecie! wiecie!!) odszedł od marksizmu,że Broniewski... i t. d. Takim samym tonem Witold Wandurski pisałkiedyś w „Dźwigni" o Erienburgu, — prowokator o jednym z najświętniejszychpisarzy proletarjackich. Pan Turski nie zarzuca nam zdecydowanie,że jesteśmy grupą defenzywną, ale od czegóż insynuacja, przemyeona między wierszami! To też nie krępujemy się. Odpowiadamy bez rękawiczekpięścią między oczy.Ale przedtem trzeba rzeczowo rozprawić się z zarzutami, a przynajmniejz temi które są wyraźnie sformułowane. Turski zarzuca Łobodowskiemu,że „kłania się" Brzozowskiemu pisząc „jeszcze dziś Brzozowskiprzy krytycznym doń stosunku może stać się odskocznią dla myśli marksistowskiej".Podkreślamy: „przy krytycznym doń stosunku" Toże Brzozowski był rewizjonistą, że wypaczył marksizm, parząc go z nacjonalizmem,nie przekreśla wszystkiego, co napisał. Aby to zanegować, trzebabyobszernie omówić cały jego dorobek, czego p. Turski nie czyni.Mógłby się zato powołać na krytykę Brzozowskiego, przeprowadzonąw swo.m czasie przez Andrzeja Stawara. Ale oczywiście, nie oczekujemy,aby nasz partner chciał powoływać się na zdanie dzisiejszego trockisty.Gramy dalej. Pan Turski twierdzi, że Łobodowski, pisząc: „niema potrzebyukrywać, że chrześcijaństwo jest eliminowane... ze względu na chrześcijańskiewynoszenie zasady osobowości do znaczenia, hierarchicznie najwyższego\ przyznaje rację przeciwnikom marksizmu. I tu po raz pierwszy łapiemyszulera za rękę. Łobodowski przyznał rację, ale jaką! -Przyznał, że przeciwnicymarksizmu uderzają w sedno, gdy antynomję kolektywui jednostki, pojętej jako wartość hierarchicznie najwyższą,wysuwają na front zagadnienia. Czy p Turski142


ma zamiar temu przeczyć? Jeśli lak, jest marksistą bardzo zielonym. A możenie jest nim wcale? Jeden z wielkich rewolucjonistów powiedział przecież:„marksista to przedewszystkiem człowiek uczciwy!" — Jak w świetle tegopowiedzenia wygląda p. Turski i jego znaczone karty. ?Poraź drugi łapiemy szulera za rękę, gdy, cytując ucięte zdanie i dopisującnieistniejące w oryginale słowa, wypacza jego sens. Łobodowaki napisał:„dla Czeremisa, czy tungusa.., Lenin bywa częstokroć religijnym przedmiotemkultu", — Turski „cytuje": „Lenin bywa częstokroć religijnym przedmiotemkultu, ale właśnie tak być powinno". Z kontekstu wynika, że możeczasem się zdarzyć taki fakt w środowisku małokulturalnem (wśród tungusównawet często), ale „kulturalny komsomolec kanonizacjiLenina nie przeprowadza". Moglibyśmy przedrukować którąśz sowieckich bajek chłopskich, aby to udowodnić, ale poco? Oszustomsię nie udowadnia, oszustów wyrzuca się za drzwi!Wykazaliśmy, że Turski sfabrykował zdanie, ucinając początek i dorabiającnieistniejący w artykule tekst. Teraz złapiemy go na fałszowaniu historjirewolucji rosyjskiej, o przebiegu której chce nas informować, a informując,pouczać. A przy okazji znowu fałszuje tekst. Insynuuje Krawczence,że ten ostatni podał jako przyczynę załamania się komunizmu wojennego„pauperyzację burżuazji i wyniszczenie wsi". Krawezenko pisał dosłownie:„zupełna dezorganizacja życia ekonomicznego kraju, spowodowana z jednejstrony wojną domową i głodem, z drugiej całkowitą pauperyzacją burżuazjii wyniszczeniem wsi, domagała się środków zaradczych znacznie łagodniejszychod natychmiastowej realizacji socjalizmu w całej rozciągłości". Różnicabardzo wyraźna. Dalej p. Turski ironicznie zaprzecza temu, co napisałKrawezenko, że życie w Sowietach nie doszło jeszcze „do granic normalnejegzystencji". To jest bardzo piękny chwyt agitacyjny, gdy się twierdzi, żew Rosji już jest dobrobyt. Ale w takim razie walka o socjalizm skończyłasię, przynajmniej na jednym odcinku! O tem, że Sowiety dopiero idą ku dobrobytowi,przezwyciężając tysiące trudności, — wie każdy uświadomionyrobotnik. Niech sobie p. Turski przeczyta doskonałą powieść Erienburga„Wtaroj dień" o budowie przemysłu na Uralu i niech skonfrontuje to, coopisuje pisarz radziecki, z tem, co Krawczenko napisał w swoim artykule.Inny zarzut dotyczy rzekomo nieprawdziwego oświetlenia kwestji seksualnej,I znów trzeba odsyłać do odpowiedniej lektury dokumentarnej. Oto „Sabaczyjpiereułok" — powieść, która da panu Turskiemu odpowiedź na pytanie,czy kobieta sowiecka czuła się szczęśliwą w okresie wszechwładzy kołłontajowskiejzasady życia, ułatwionego przez wolną miłość.„Towarzysze!" — mówi Sieńka Korolew nad grobem dziewczyny, zastrzelonejprzez kochanka — „przecież rewolucja proletarjacka jest przedewszystkiemprzebudzeniem ludzkiej indywidualności. Rewolucja, bez względuna całą okrutność i krwawą bezwzględność swych metod jest przedewszystkiemprzebudzeniem człowieczeństwa, jego postępem, wzrostem współczuciado słabych i najsłabszych. Rewolucja nie jest rewolucją, jeśli całąswą mocą i wszystkiemi środkami nie pomaga kobiecie, uciemiężonej podwakroći trzykroć, jeśli nie pomaga jej wyjść na drogę osobistego i społecznegorozwoju! Rewolucja, nie jest rewolucją jeśli nie zwraca najpilniejszej143


uwagi na dzieci: wszakże one właśnie tą tą przyszłością, w imię której powstałarewolucja...A czyż można, towarzysze, z dnia na dzień tworzyć nowe życie,ugruntowane na wzajemnym szacunku, szacunku do samego siebie, oa koleżeńskiejrówności kobiety, na prawdziwej trosce o dziecko, w atmosferzetej straszliwej rozpusty, która, maskującsię hasłem walki z mieszczaństwem, jest właściwiedrobnoburżuazyjną anarchją, nie mającąnic wspólnego ani z marksizmem ani z komunąani z tworzącem się nowem życiem"?Tak w powieści radzieckiego autora przemawia komsomolec nad grobemzamordowanej towarzyszki, piętnując właśnie to kołłontajowskie hasło:„miłość jak szklanka wody, wypił i poszedł", o którem Krawczenko napisał,że,.należy na szczęście do przeszłość i". A p. Turski,wyrywając inne zdanie, ma czelność prowokacyjnie w nas wmawiać, żeprzedstawiliśmy ucisk kobiety przez partję, przygotowując w ten sposóbinterwencję przeciw Sowietom!!Pan Turski przeczy twierdzeniu, że w pierwszych latach rewolucjiwzględy taktyczne brały niejednokrotnie górę nad linją zasadniczą. Nie wiemyco w tych latach robił p. Turski, Ale wielu z pośród nas patrzyło narewolucję z bezpośredniego dystansu. Czy pan Turski wie, że w roku 1920agitacja antypolska wykorzystywała szowinizm rosyjski w stopniu nie mniejszym,niż to czyniły rządy carskie? Czy to były względy taktyczne, czy teżlinja zasadnicza?A hasła Lenina: „religja — opjum dla ludu" — czyż nie ignorowanobardzo często ze wzlędów taktycznych? Przecież poległych krasnoarmiejcówchował niejednokrotnie pop, a jeszcze w 1921 roku zdarzały się ślubykomisarzy sowieckich w cerkwi. A co do uświadomienia mas? — Pan Turskidaje do zrozumienia, że w roku 1917 każdy chłop i żołnierz był uświadomionymkomunistą. Niech p. Turski napisze historję rewolucji, będzie kilkagodzin zdrowego śmiechu. Nie bardzo zato usposabia do śmiechu takieresume: „te wszystkie poglądy idą na rękę międzynarodowym czynnikom,zajmującym się intensywnem przygotowaniem interwencji". Gdzie pan studjowałchwyty, panie Turski? — gdzie pana nauczono takich pięknych metodpublicystycznej prowokacji? — w jakiej szkole uczą takiego tasowania kart?Trzeba mieć dużo cier<strong>pl</strong>iwości i dobre oko, aby śledzić wszystkieruchy i pociągnięcia szulera.Oto nowa ser ja popisów z okazji artykułu Strachockiego o inteligencji.Strachocki napisał, że inteligencja nie posiada silnego instynktu klasowego.Turski insynuuje, że Strachocki miał na myśli klasy posiadające,a więc burżuazję. Atakując Strachockiego za to, że ten radzi inteligencji,'aby unarodowiła się, Turski przemilcza komentarz w „pro domo sua", korygującyto istotnie niezbyt szczęśliwe powiedzenie autora artykułu. I tak cokrok. To już nie jest nieporozumienie ani przekręcenie tekstu, to zorganizowanaakcja oszusta.Biorąc z kolei na swój brudny warsztat artykuł Marienholza, Turskipisze: „ autor stara się rozwiązać konflikt między t. zw. poezją czystą i spo-144


łeczną. To wąt<strong>pl</strong>iwej wartości teoretyczne rozróżnienie"... Ależ sam MarienhoU twierdzi zaraz w wierszu następnym, że" w samej terminologji popełnionotu błąd". Oczywiście Turski to zdanie opuszcza. No ale to był zarzutstosunkowo drobny, — znajdzie się poważniejszy. Marienholz napisał żestosowanie na wielką skalę ideologicznej prowokacji pociąga za sobą „osłabienieklasowego instynktu klasy uprzywilejowanej". Turski cytuje tylko konieczdania, bo początek jest niewygodny i konkluduje: w warunkach wzmożonegoterroru i faszyzmu... o osłabieniu klasowego instynktu mogą mówićalbo głupcy albo świadomi wrogowie proletarjatu". Spróbujmy odpowiedziećspokojnie na tę wyraźną już insynuację. Jak wynika z danego ustępu Marienholzmówi o tych grupach społecznych, które biorą na siebie rolę ideologicznejprowokacji, stosują mimicrę społeczną, i twierdzi, że właśnie tamprzez po<strong>pl</strong>ątanie tego, co było celowe z tem, co nieuświadomione, i co wypłynęłow następstwie, następuje zacieranie ostrych granic i wogóle kom<strong>pl</strong>ikowaniesię początkowo prostego zjawiska. Prosimy zastanowić się nadhistorją Legjonu Młodych, rolą, jaką miał odegrać i kierunkiem, w którymposzła jego radykalna opozycja. Oto klasyczny przykład na potwierdzeniezakwestionowanej tezy Marienholza.Asobaja stat'ja — to formalistyczne tendencje niektórych artykułów.To celowo, panie Turski et Co. Celowo zabraliśmy się do pokazywaniakuchni literackiej, ponieważ to, co pisuje pan i pańscy przyjaciele jestw przeważającej części ordynarną grafomanją i dowodem elementarnych brakówliterackiego wykształcenia. Nie mamy tu już miejsca na dowody, alew swoim czasie to się zrobi. Jak redakcja Lefu uznawała za stosowne np.trzecią część numeru poświęcić dociekaniom Szkłowskiego nad metodą twórcząTołstoja, albo żmudnym badaniom Brilca nad słownictwem Pasternaka,tak i my będziemy to robili na swoim terenie. I nie nasza wina, że badaniate musimy przeprowadzać na preparatach burżuazyjnych. Chodzi właśnieo ustalenie pewnych wartości, które przydadzą się także poetom proletariackimz chwilą, gdy przezwyciężywszy ordynarny sym<strong>pl</strong>icyzm „Lewara",zaczną tworzyć poezję a nie pseudo-proletarjacką szmirę. Umyślnie wsadziliśmyna front Joannę d'Arc i wiersze formalistyczne, aby poruszyć leniwebagienko umysłowe ludzi, którzy sądzą, że wystarczy wyciągnąć za ogonhasło agitacyjne albo formułę socjologiczną i wtłamsić ją w worek kiepskiegorytmu, że to już tworzy poezję. Takie wiersze, jak wy, można robić nakopy. Gorodieckij przed 1917 rokiem pisywał „poezje" szowinistyczne i imperjalistyczne;po rewolucji zaczął pisywać wiersze, w których co krok mówiło „djalektyce", „walce klas" i t. d. Nic z tego nie wyszło.Pan Turski zarzuca Łobodowskiemu, że w swoim wierszu „ubiera generałakontrrewolucji w glorję bohaterstwa, męczeństwa i wzniosłości". Korniłowbohaterem swojej klasy i bohaterem w zwykłem znaczeniu tego słowa(ludzkiem a nie pańskiem, p. Turski) istotnie był. Oddać mu sprawiedliwość,to nie znaczy solidaryzować się z nim (wiersz: „niech... słowa... wieńcemkwiatów upadną na trumnę w r o g a"). Niech panowie z „Lewara" zobacząz jaką bezstronnością Szołochow przedstawia białogwardzistów w swojejepopei, a może zrozumią, że istotna wrogość nie polega nao<strong>pl</strong>uwaniu przeciwnika. Majakowski j pisał: „ja biełamu ruku paza-145


łuj dam, pażmu, nie pabriezgaw jeju"... Ale może Majakowskij to nie autorytetdla pana Turskiego,,. Człowiek, który skończył samobójstwem, musiałbyć chyba także kontrrewolucjonistą!Kończy swą napaść Turski tak: „Łobodowski postawił widocznie sobieza dewizę ~ potulne ciele literackie ssie dwie matki: faszystowskąi marksistowską". — Otóż nic znamy zasług pana Turskiego na polu literaturyproletariackiej, ani na wogóle żadnem innem polu. Natomiast stwierdzamy,że rzucanie oskarżeń tego rodzaju pod adresem Łobodowskiego, któryjak* jedyny profit ze swej dotychczasowej działalności literackiej zbierałrepresje administracyjne i wyroki sądowe, jest robotą kalumnjatorską. Chyba,że p. Turskiego drażni to, co Łobodowski zarobił, drukując w prasieprorządowej. W tym wypadku powinien jednak zacząć od własnego pisma,na łamach którego znajdzie niejedno nazwisko, produkujące się za pieniądzew prasie sanacyjnej.Dla oświetlenia „metody" pana Turskiego jeszcze jeden przykład.Krawczenko zakończył swój artykuł takiem zdaniem: „jej wynikiembędzie ustrój poraź pierwszy w dziejach ludzkości podporządkujący interesjednostki interesom gromady, która z kolei wszystkim jednostkomdo niej należącym da pełne prawo do życiai swobodnego rozwoju". Otóż Turski drugą połowę tego zdaniaod słów „która z kolei" przemilcza w swojej cytacie. I nie bez kozeryPonieważ przedtem twierdził, że przyznaliśmy słuszność tym, którzy atakująmarksizm za rzekome zdeptanie jednostki, pominięcie słów stwierdzającychwręcz co innego, jest mu niezbędne. W ten fałszerski sposób, cytującjedne słowa, pomijając inne, wyrywając zdania z kontekstu i wypaczając ichsens, można udowodnić wszystko. Można, ale czy należy? — Oto pytaniegodne odpowiedzi uczciwego człowieka.Przystępując do zredagowania tego kontrataku, mieliśmy lekkie wąt<strong>pl</strong>iwości,czy warto. Cóż z tego, że znalazł się pan Turski i pokazał nam język.Cóż z tego, że istnieje Lewar, który przylepił do tego języka swojąfirmową pieczątkę? Niech istnieje. Ostatecznie, może i Lewar jest potrzebny.Przecież „na bezpticzji i żopa saławiej".Sądzimy jednak, że przyczyny zła leżą nietylko w niepoczytalności p.p.Turskich. Jeśli krytyk tej miary co Stawar zdobył się kiedyś na określenieŻeromskiego mianem największego wroga proletarjatu w literaturze światowej,to nic dziwnego, że drobne płotki z Lewara idą w swoim sym<strong>pl</strong>icyżmiejeszcze dalej, doprowadzając go do absurdu. Mierząc literaturę współczesnątakim szablonem, jakiego używa Lewar, można dowieść kontrrewolucji wszystkimbez wyjątku. Broniewskiemu za posymizm wielu liryk (że też wogóleośmielił się pisać wiersze osobiste!), Czuchnowskiemu za erotyzm i nadmiarmetaforyzmu, Jasieńskiemu za szerzenie defetyzmu w „Palę Paryż" i t.d,A taki Lec, którego tomik reklamuje Lewar! (zresztą jedyny chyba zdolnychłop wśród lewarzystów). Te przeestetyzowane, późno — futurystyczne,mizdżące się, nawskroś indywidualistyczne wiersze radykalizującego mieszczanina,— cóż za wdzięczny objekt pod skalpel zawodowego demaskatora!Znacznie trudniej z Wygodzkim, ale i jemu przy zastosowaniu metody panaTurskiego dałoby się wiele rzeczy udowodnić. To samo z poezją rosyjską.146


Nprz. Jesienin. Wyrywamy z kontekstu takie zdanie: „aktiabr' surowyj abmanułich w swajej purgie", popieramy innem: „sawietskuju włast' ja winiui patamu ja na nie jo w abidie" — i ogłaszamy: Jesienin — kontrrewolucjonista.A co, Siergiej Aleksandrycz! Jak cię chowali, to i sztandary byłyi muzyka, stare bolszewiki, żałując, wzdychały... a okazuje się swołocz z ciebiei burżuj zamaskowany. Zresztą, Jesienin nie jest najszczęśliwszym przykładem.Znaczna część jego twórczości jest, objektywnie biorąc, nieproletarjacka.Wobec tego zabieramy się do Majakowskiego. Trzymaj się, Wałodł ka!Z ody rewolucji: „O, zwierzęca, o dziecinna... o, bądź przeklęta potrzykroć"...— z satyry „Służbista": „u nas nie raj i nie Eden, mieszczańskiebłoto kwitnie"... Proszę! — tam wrogi stosunek do rewolucji, tu oszczerstworzucone na rzeczywistość sowiecką. Zatem, mówiąc językiem panaTurskiego, Majakowskij, krytykując życie w Sowietach, czy też ściślej jegociemne strony, dostarczał argumentów likwidatorom i przygotowywał gruntpod interwencję Europy kapitalistycznej. Cytaty preparowaliśmy na wzórLewara: zdania wyrwane z tekstu, niedogodne słowa usunięte.Mamy wrażenie, że głównym kamieniem obrazy stały się jednak nieartykuły, ale wiersze, których nieproletarjacki charakter sami podkreśliliśmyw „Pro domo sua". Oczywiście, delektowanie się artystycznemi waloramiwierszy idealistycznych — to luxus w dzisiejszej sytuacji, ale właśnie o tonam i chodziło, żeby na ten luxus zdobyć się już dziś. Ponieważ czynimyto w piśmie niedostępnem dla szerokich mas, w piśmie o charakterze jakgdybystołu dyskusyjnego w ograniczonem kole pisarzy, krytyków i nielicznychkulturalnych czytelników, czujemy, że mamy do tego prawo. A jeślinawet, objektywnie biorąc, omyliliśmy się, pomyłka ta nie daje nikomu prawado wylewania ua nas kubła z pomyjami.Nie możemy pominąć milczeniem jeszcze jednej sprawy. „Nad rzekągraniczną twojej Republiki i mojej Rzeczpospolitej" — napisał Łobodowski.To słowo: Rzeczpospolita nie podoba się panu Turskięmu. Znamy dobrzeten ból. Ale żaden z nas nie jest komiwojażerem, któremu obojętne, na jakiejstacji zatrzymał się pociąg. Rzeczpospolita - to polski odpowiedniksłowa Republika, to ziemia, na której urodziliśmy się, naród, którego językiemmówimy, naród, który chcemy widzieć w socjalistycznej rodzinie narodówinnych, złączonych na proletarjackiej <strong>pl</strong>atformie. Internacjonalizm jestnegacją nacjonalizmu, ale nie oznacza całkowitej niwelacji odrębności narodowych.Sowiety popierają dążenia kulturalne już nie tylko narodów, ale <strong>pl</strong>emion,które dotychczas nie posiadały własnej gramatyki! A panowie Turscychcą, abyśmy to wszystko odrzucili jak wiecheć. Uważamy siebie nietylkoza marksistów (to cecha nadrzędna), uważamy siebie także za Polaków, conie przeszkadza, że pracują z nami na tych samych prawach, niemniejszychi nie większych, ludzie innych narodowości: Rosjanie, Ukraińcy i Żydzi.O ile wiemy, Lewar jest raczej peryferją radykalizmu polskiego.^ Jakna każdej peryferji ciemno tam i głucho. Pragnąc spokojnie pracować nadwartościami artystyczno-literackiemi, bylibyśmy bardzo wdzięczni za wyjaśnienietej przykrej sytuacji. Czy więc jesteśmy grupą młodych pisarzy, decydującychsię na niełatwą pracę badania najwłaściwszych metod krytycznychi twórczych w literaturze, dziś rewolucyjnej, jutro proletarjackiej, czy147


też „świadomymi wrogami proletariatu". Chodzi o to, czy z opinią Lewarasolidaryzuje się cały polski radykalizm, czy też sprawę można złożyć nakarb niepoczytalności człowieka, wygrywającego przy pomocy talji ukrytejw rękawie. Rozmowy prywatne, które przeprowadzaliśmy z niektóremi przedstawicielamipolskiej lewicy literackiej, listy, które otrzymaliśmy od wieluzwiązku z napaścią Lewara, zdecydowanie od niej odgradzające się, pozwoląją nam wierzyć, że raczej ta druga ewentualność jest prawdopodobna.No, ale takich kwestyj nie rozstrzyga się ani w korespondencji ani w prywatnychrozmowach.Specjalnie interesuje nas stanowisko grupy literackiej „Przedmieście",ponieważ Łobodowski należy do niej od miesiąca. Wprawdzie poszczególniczłonkowie tej grupy wysuwali szereg zarzutów i zastrzeżeń wobec„Dźwigarów",jednakże fakt zaproszenia Łobodowskiego do współpracy już po ukazaniusię pierwszego numeru świadczy, że zarzuty te nie poszły po linji napaścipana Turskiego. Z drugiej strony jednak fakt współpracownictwaszeregu członków „Przedmieścia" z Lewarem wskazałby na solidarność wtak zasadniczych kwestjach.Rozstrzygnięcie tych wszystkich wąt<strong>pl</strong>iwości nie wpłynie w żadnymrazie na charakter naszej pracy, będzie natomiast cenną wskazówką naprzyszłość i wyjaśnieniem niemiłej sytuacji, która dokoła pisma zdążyła sięwytworzyć.Redakcja „DŹWIGARÓW"N O T Y .SPRAWA WITOLDA WANDURSKIEGO stała się powodem łatwychataków i dowcipków ze strony „liberalnej" i „radykalnej" prasy polskiej.Dopiero z chwilą, gdy stało się wiadome, że Wandurskiego aresztowano podzarzutem prowadzenia działalności prowokatorskiej, gromy oburzenia zaczęłyprzycichać. Ale gdybyśmy nawet wbrew rzeczywistości uznali, że Wandarskiemustała się krzywda, nawet w świetle takiego przedstawienia sprawy,akcja którą rozpoczął Miller, a inni kontynuowali, wydaje si,ę macno podejrzana.Bo leitmotivem tych wszystkich wystąpień było natarczywe podkreślanieswobód, z których korzysta literat polski w przeciwieństwie do Sowietów.Nie chcemy tu wysuwać nietrudnych argumentów i przytaczać nazwisktych literatów polskich, którzy siedzieli lub siedzą w więzieniu (niechodzi tu o przygodny areszt, ale o długoterminowe wyroki, jak w sprawieAndrzeja Wolicy). I nie mamy też zamiaru sugerować komukolwiek, że wSowietach pisarz ma stuprocentowo wolną rękę we wszystkich swoich poczynaniach,że może nprz. ogłaszać publikacje, uderzające w same podstawysocjalistycznej kultury. W kraju, dopiero budującym socjalizm, przeżywającymokres dyktatury proletarjatu na drodze do społeczeństwa bezklasowego,niema i nie może być miejsca dla kontrewolucji w tej czy innej postaci. Inaczej148


wygląda sytuacja w państwach, które „w zasadzie" walki klas nie uznają,wysuwając hasło solidaryzmu społecznego. Tam, gdzie rozkład kapitalizmuposunął się tak daleko, że trzeba go ratować zastrzykami wyraźnego faszyzmu,tolerancja i liberalizm kończą się automatycznie, a zaczynają sięobozy koncentracyjne. Gdzieidziej, jeszcze do tego niedoszło, gdzieindziej„humanitarną" i „liberalną" literaturę jeszcze toleruje się, tak mniejwięcej»jak niektórzy władcy absolutni tolerowali wybryki swoich błaznów. Literaturaburżuazyjnej Europy mówi czasem słowa gorzkiej prawdy, protestuje potrząsakaduceuszem, dzwoni brzękadłami na alarm, ale niczego nie zmieni1 nie poprawi. Nawet w najlepszych momentach jest literaturą upadku.Władza toleruje ją i znosi, bo wie, że to ma swoje dobre strony. To nawetpięknie, gdy się przytrzyma jakiegoś literackiego młodzika i wsadzi na beton,a uznani i szanowani piszą protest. Pozory zawsze można uratować.„DZIEŃ REKRUTA" ZBIGNIEWA UNIŁOWSKIEGO wywołał burzęw szklance wody. Każdy kto był w wojsku, wie, że fakty i osoby przedstawioneprzez młodego pisarza — zdarzają się a wyjątkowo występuje w takiemzgęszczeniu, jak w wymienionem opowiadaniu. Właśnie stopień tegozgęszczenia spowodował awanturę. W gruncie rzeczy „Dzień rekruta", drażniącywojskowego <strong>pl</strong>otkarstwem i szyderczym stosunkiem do koszarowej tresury,nie jest „niebezpieczny". Uniłowski nie usiłuje spojrzeć na wojsko poważniej,ślizga się po powierzchni, dostrzega w życiu rekruckiem przedewszystkiemjego koszmarną dla przewrażliwionego inteligenta egzotykę —to mu wystarcza. „Dzień rekruta" — to takie samo panoptikum dziwolągów i degeneracji, jak „Wspólny" pokój". Tylko dekoracje zmienione — reszta:osoby, ideologja pozostały. I dla tego niepotrzebnie tyle zdenerwowaniai brzydkich słów. Poprostu Uniłowski woli grać w bridża, niż stać nabaczność, i chodzić na spacer, niż czyścić wychodki. Gdyby nie to, byłbypierwszorzędnym kanonierem. Tak, jak każdy inteligencki pacyfista z „WiadomościLiterackich".AKCJA LITERACKA, MIESIĘCZNIK, którego pierwszy numer ukazałsię przed trzema tygodniami, zasługuje na baczną uwagę. Dla orjentacjiparę cytat. „Dopiero rewolucja francuska 1848 roku" — pisze p. BochenekBocheński „i narodziny idei socjalizmu przyniosły biednemu ludowi świtwyzwolenia"... A p. Domosławski popisuje się tak: „przywódcami symbolizmubyli... w Rosji hr. Al. Tołstoj i Krapotkin"... Jeszcze dalej p. Zieliński spowiadasię ze swoich zmartwień: jedno mnie gnębi w tej książce, że głupcyumierają młodo. Więc uważajcie skoro umrę młodo, nie bierzcie tej książkina serjo. Jednak „Akcję literacką" musimy brać na serjo, choćby dlatego,że znalazły się tam wartościowe artykuły Czuchnowskiego i Czernika. Kochani,poślijcie panom redaktorom jakiś dostępny podręcznik literatury, albodajcie im kogoś jako tako poinformowanego na doradcę. Nie można, u licha,czytać spokojnie takich bzdur tuż obok nazwisk, które przywykło sięszanować. Takie pisma, jak „Akcja literacka" trzeba bojkotować i zwalczać,albo zmusić redakcję, skoro ma się na nią wpływ, do podniesienia poziomu.W przeciwnym razie nastąpi taki mętlik, że nikt się w nim nie połapie.149


A GRASANTÓW i KANCIARZY LITERACKICH teraz tylu, że krokunic przejdzie, żeby faceta nie przydeptać. W bogobojnym Chełmie, któryniedawno awansował na „miasto poetów", wychodzi wesołe pisemko p. t.„Kronika nadbużańska" (znane z chamskich napaści na wszelką akcję kulturalnąm. inn. na „Kamenę"). Otwórzmy i czytajmy. Oto w artykule o poezjiregjonu lubelskiego: „stare miasto, zaczynające się za Bramą Trynitarską,zbudowane na fundamencie trzcionek przez najtęższych przedstawicieliLubelszczyzny". Pięknie napisano. Któż to taki? Oczywiście p.Wacław Mrozowski. Zachęceni, czytamy obok wiersz tegoż pana M. O tem,jak to autor siedząc w Warszawie na gościnnych występach, „zabawia sięczasem Zaratustrą, Hebblem i Kantem... 1 ' — No, Hebblem, to chyba przesada.Ale kantem, oczywiście, wierzymy i bez rekomendacji.OSTATNI MIESIĄC WYDAWNICZY przyniósł szereg interesującychpublikacyi. Grzegorz Timofiejew wydał tom wierszy p. t. Inny horyzont, wbibljotece chełmskiej Kameny ukazała się „Spowiedź chuligana" Jesienina wtłumaczeniu K. A. Jaworskiego, oraz „Wiersze włoskie" Al. Błoka w przekładachK. A. Jaworskiego i J. Łobodowskiego.Wkrótce ukażą się nowe książki grupy literackiej ,,Przedmieście"„Cegła" Heleny Boguszewskiej i Jerzego Kornackiego, „Kropiwniki w marszu"Degala i „Sprawa Twardzika" Bolesława Zanaberga.Studium o Norwidzie i nowy tom wierszy przygotowuje Marjan Piechal,„Spotkanie z brzozą" wydalę B. L. Michalski. Również nową książkępoetycką oddał do druku Antoni Maciej, który jednocześnie ukończył większypoemat o podłożu autobiograficznem, p. t. „Zwykła droga".PRO DOMO SU A.Nie omawiając całego bilansu recenzyjnego pierwszego numeru „Dźwigarów",zatrzymujemy się nad niektóremi głosami o naszem piśmie. „TygodnikIlustrowany" zarzuca „Dźwigarom" zapatrzenie się w Rosję (to samo„Pion"), oświadczając, że „jest to wyraźne nieporozumienie, żeby programowyzeszyt czasopisma „poświęconego polskiej kulturze proletarjackiej"nie miał właściwie nic do powiedzenia o tej kulturze". Przedewszystkiem,dlaczego „programowy"? Nasz program jest za obszerny, abyśmy gomogli rozwinąć w jednym tylko numerze. Ale „Tygodnik" jest podrażnionytem, że artykuły o poezji pisuje u nas Rosjanin. Istotnie, cóż za hańba dlanarodu! W drugim numerze artykuł o Żeromskim jest podpisany równieżnazwiskiem — zatem inwazja rosyjskości.„Czytelnik tego n-ru... może... nabrać przekonania, że albo polskakultura proletarjacka nie istnieje jeszcze..." Oczywista, że jeszcze nie istnieje!Niema w tem nic strasznego. Ta kultura zaczyna się dopiero tworzyć,a powstanie ostatecznie dopiero wtedy, gdy zyska pełne warunkirozwojowe w granicach socjalistycznego ustroju. A co do obcych źródeł?!Panowie, nie bądźcie śmieszni! Nie wymagajcie od robotnika, aby czerpał150


kulturę z „Tygodnika Ilustrowanego", ozdobionego portretem Jego CesarskiejMości Reza Szucha Pahlavi, Szachinszacha Persji!Recenzent zarzuca nam pedantycznie rzekome błędy i rusycyzmy: „taAstrachań", „ta Kubań" (wartoby stoczyć dyskusję, czy wolno przy nazwachgeograficznych zachowywać ich rodzaj,), „litmontaż" (czy naprawdę dziwoląg,a fotomontaż, łaskawy panie!) i t. d. Te groźne zarzuty bardzo nasbawią, natomiast wyraźna nieuczciwość w informowaniu o „Dźwigarach" —martwi. Napisano: „...pismo usiłuje wmawiać... że proletarjat może zrozumiećwszelką poezję, bo np. robotnicy wspomniane fabryki... zrozumieliwiersze Majakowskiego". Entuzjasta Szachinszacha Persji oszukał czytelników„Tygodnika". To że robotnicy zakaukascy zrozumieli wiersze Majakowskiego,nie dowodzi, że zrozumieliby „wszelką poezję", — takich twierdzeńw numerze niema'*.Recenzent idzie zresztą dalej: podaje w wąt<strong>pl</strong>iwość szczerość redakcji,oświadczając, że wypad przeciw Nowaczyńskiemu „jest jedyną chybaw n-rze szczerą enuncjacją na temat proletarjackiej kultury".lucyjnego, kiedy burżuj pozbawiony oka, budzi żywiołową uciechę". Zarzutciężki! — ale czy słuszny? — Ten sam autor umieścił w numerze wiersz o„Generale Korniłowie", w którym salutuje „burżuja" trochę większej rangii znaczenia, niż Neuwert, i napisał recenzję o Skwarczyńskim, — a więcteż o wrogu, — oddając należne jego szlachetności i ideowości. Ale Korniłowi Skwarczyński to wrogowie u c z c i w i.— Neuwert nie! — Stąd różnicatraktowania. Jeśli napiszemy kiedy o recenzencie z „Tygodnika", weźmiemytę różnicę pod uwagę.Kończąc swoją elakubrację, nasz polemista wyraża łaskawie nadzieję,że może „Dźwigary" jeszcze potrafią przebyć ewolucję ku lepszemu. Ano,nadzieja — piękna rzecz! — Niechże mu matkuje i nadal w myśl staregoa tak słusznego, i w tym wypadku aktualnego przysłowia.Notatka w chełmskiej „Kamenie" sprawiła nam przykrość, choć utrzymanajest w tonie raczej przychylnym. Ale po licha powtarzać w poważnemczasopiśmie <strong>pl</strong>otki rozpowszechniane przez nieodpowiedzialnych szczeniaków(„złośliwi twierdzą"... czy nie prościej byłoby: rozkoszny WacuchnaMrozowski informował, a myśmy nie sprawdzali!). Przecież my warszawskichzłośliwości kawiarnianych o „Kamenie", nie drukujemy! K. A. Jaworskijuż raz musiał prostować fałszywe wiadomości umieszczone w „Dekadzie"przez tego samego typa. Skąd więc ta łatwowierność?Jerzy Braun polemizuje z nami w dużym artykule p. t. „Wrońskicontra Marks". Zapóźno otrzymaliśmy „Zet", aby odpowiedzieć w tym numerze.za miesiąc będziemy kontynuowali dyskusję.Charakter naszego pisma, zainteresowanie sprawami formalnemi, wydrukowanieparu wierszy, nie mających nic wspólnego z kierunkiem ideowym„Dźwigarów" — wszystko to zadecydowało o rezerwie, z jaką niektóreugrupowania radykalne przyjęły nasze wysiłki. W trzecim numerze zamieścimyw dziale polemicznym artykuły, oświetlające krytyczne metodynaszej pracy, jednocześnie re<strong>pl</strong>ikując na nie. Uprzedzając ataki, rozpoczynamyw niniejszym numerze oświetlanie ciemnych zakamarków pseudoradykalizmu,zaułków, w których gnieździ się infantylizm, ignorancja i uleganie151


szablonom Akcję tę będziemy kontynuowali, tu narazie skomentujemy nas*podtytuł. Dlaczego ,.sprawie p o l s k i e j kultury proletarjackiej", a nie,kultury proletarjackiej w P o 1 s c e". Kultura proletarjacka wyrasta z wspólnego,internacjonalnego podłoża, ale zupełne zanegowanie odrębności narodowej,dążenie do całkowitej niwelacji — jest nietylko szkodliwe, alewogóle nierealne. W ustroju socjalistycznym rozwój kultur narodowych nieulegnie zahamowaniu, a tylko wejdzie na inne drogi, otrzyma wspólny mianownikproletarjacki. Obszerną, skom<strong>pl</strong>ikowaną kwestję stosunku zagadnieńnarodowych do socjalizmu omówi szczegółowo artykuł Iwana Krawczenki wtrzecim numerze pisma.Trudności redakcyjne i finansowe zdecydowały o tem, że numer drugijest datowany podwójnie. Musieliśmy złapać oddech przed trzecim numerem,który ukaże się na początku marca w znacznie zwiększonej objętości.W związku z tem nie mogliśmy dotrzymać naszej obietnicy i poświęcićnumeru sprawom ukraińskim.Trzeci numer będzie zawierał między innemi: poezje Czuchnowskiego,Łobodowskiego, Madeja, Piętaka i Przybosia, przekłady z rosyjskiego(Majakowskij, Asiejew), ukraińskiego (Bażan), litewskiego (Boruta), francuskiego(Aragon,), niemieckiego (Becher), czeskiego (Nezval). Artykuły:J. Krawezenko „Narodowość wobec marksizmu", J. Łobodowski „Mickiewiczodkłamany", R. Len „O Mehringu", A. Galis „John dos Passos", Marienholz„Poetyckie chwyty awangardy", J. Zagórski „O styl" i inne.W Y S Z E D Ł Z p R u K l!D R U G I T O M W I E R S Z YG R Z E G O R Z a T I M O F I E J E W AINNYp. t.HORYZONTPoezje liryczne, społeczne i satyry. Str. 64.Okładka Karola Hillera. — Cena 3 zł.Skład Główny: Dom Książki Polskiej,Warszawa. Również do nabycia u autora:Grz. Timofiejew, Łódź, Wólczańska 252.


NAKŁADEM BIBLJOTEKI POETYCKIEJ„ D Ź W I G A R Ó W "„ALFABETOCZU"STANISŁAWA P I Ę T A K ACena zł. 3 dla prenumeratorów „Dźwigarów" 2.50 zł.„ R O Z M O W AJ Ó Z E F A Ł O B O D O W S K I E G OCena zł. 4 dla prenumeratorów„Dźwigarów" 3 zł.KSIĄŻKI TE MOŻNA ZAMAWIAĆW ADMINISTRACJI PISMA, ALBO U AUTORÓWWARSZAWA, ULICA TAMKA 25 M. 14z a M A W I A J Ą c y O B y D W a T O M I K Ipłacą 6 zł. prenumeratorzy 5 zł.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!