13.07.2015 Views

Nr 223, styczeń 1973 - Znak

Nr 223, styczeń 1973 - Znak

Nr 223, styczeń 1973 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

ZESPOtHANNA MALEWSKA, STEFAN SWIEiAWSKl, STANISlAW STOMM A, JERZYTUROWICZ, STEFAN WILKANOWICZ, JAC EK WOiNIAKOWSKl, HALINA BORT­NOWSKA, STANISlAW GRYGIEL, MAREK SKWARNICKI, BOHDAN CYWlriiSKIREDAKCJAHANNA MALEWSKA (redaktor naezelny), HALINA BORTNOWSKA (sekretarzredakeji), STANISlAW GRYGIEL, FRANCISZEK BLAJDA, BOHDAN CYWlriiSKIADRES REDAKCJI: KRAKOW, SIENNA 5, I P., TEL. 271-84ADRES ADMINISTRACJI: KRAKOW, WISLNA 12, I P., TEL. 501·62PRENUMERATAkrajowa: kwartalnie II 45.-; polroeznie zl 90.-; roeznie zl180.- Wplaty na konto"Rueh", Krakow, AI. Pokoju 5. PKO nr 4·6·177 albo przez urIEldy poeltowei listonosIY. Prenumerata IagranieIna: kwartalnie II 63.-; polroelnie II 126.-;roeznie II 252.- Prenumerata prIeI wplaty na konto BKWZ ..Rueh" Warslawa,ul. Wronia 23, PKO nr 1·6·100024Cena Ieszytu zI 15.-Egzemplarze archiwalne "<strong>Znak</strong>u" nabywac moina w Administracji miesiElCInika"<strong>Znak</strong>", Krakow, ul. Wislna 12 oraz w nast~pujqcych ksi~garniach: Katowice:Ksi~gornia sw. Jacka. ul. 3 Majo 18; Krakow : Ksi~garnia Krakowsko. ul. Sw.Krzyia 13; POInan: Ksi~garnia5w. Wojcieoha, PI. Wolnosci 1; Warszawa: ksi~ganniasw. Wojciecha, ul. Freta 48; Wroclaw: Ksi~garn i o Archidiecezjalna, ul.Katedralna 6.Naklad 7000 + 350 + 100 eg•. Ark. druk. 10 Papier sat. kl. V 61 X 66. 65 g. Zam. 1381{728-13 Dru ka~ nio Wydaw!}icza Krakow, Wadowicka 8


ZNAK ""ES'~CZN 'KRok XXV <strong>Nr</strong> <strong>223</strong> (1)STYCZEN <strong>1973</strong>KRAK6wKS. MARIAN JAWORSKIOSOBA LUDZKA JAKO PODSTAWASTOSUNKU DO BOGAWPROWADZENIEW artykule 1 tym chcemy rozpatrzyc byt ludzki jako o sob~ , a nastE:pniepokazac jak poje,cie osoby ludzkiej warunkuje rozumieniereligii, jezeli przez religiE;, najog6lniej biorqc, bE;dziemy za sw . Tomaszemz Akwinu okreslac odniesienie czlowieka do Boga 2. Szerzejrzecz ujmujqc, mo:i:emy p-owiedziec, ze chcemy zwr6cic uwagE;11 a odcinku problema.tyki osoby ludzkiej, w jakim stopniu a ntropologiafilozoficzna lezy u podstaw rozumienia religii, stanowi jejzasadE; "hermeneutycZlIlq", a nawet w okreslonym sensie kryteriumjej wartosci.I Artykul ten stanowi poszerzonq wer sj(! wykladu z cyklu: Podst au:y swia t o­p og!qdu chrze§cijanskiego wygloszonego w kosciele sw. Anny w Krakowie, w ral:1ach duszpasterstwa akademickiego. POf. <strong>Znak</strong> nr 213. - R6wnoczesnie nawiqzujeon, ale tylko cz~sciowo do opublikow anego przeze mnie artykulu : Cz! ow i ek a B6a.w: Logos i Ethos (Krak6w, 1971, 115-128).'·"reIigio proprie importat ordinem ad Deum", S. Th., 2 II, q. 81, 1.


2 KS. MARIAN JAWORSK IIn:spira'cjq dla naszych rozwazan b~dq poglqdy Romano Guardiniego,zawarte przede wszystkim w dziele Swiat i osoba. 3 Uwzgl~dnimyr6wniez - w miar~ naszych potrzeb - stano·wiska innychwsp6lczesnych autor6w tak, aby mozliwie najpel


P SOBA LUDZKA 3Kiedy jednak chcemy wyrazic byt ludzki jako jednosc i kiedychcemy ujqC jego specyficznosc, odr~bnosc w stosunku do swiata,a przez to samo swoistq "zamlmi~tosc", t o wtedy zwykle poslugu­Jemy si~ terminem osoby. - "Jedy,nie czlov.Tiek jest osobq. Nie matakiego zwierz~cia, kt6re mogloby byc osobq. I nikt nawet nie p o­mysli 0 tym, by termin «osoba» odniesc do jakiegos zw ie rz~cia".8Wlasciwe poj~cie osoby bylo nieznane starozytnosci. WplywObjawienia chrzescijanskiego na uksztaltowanie si~ rozumieniaczlowieka jako o.So.by zdaje si~ nie podlegac zakwestionow aniu.Guardini tak pisze: ,,0 He si~ nie my l~ , czlowiek w starozytnoscinie posiadal jeszcze wlasciwego poj~cia osoby - zdaje si ~ nawet,ZE: poza Objawieniem nie moZma go w og61e znalezc".9 Szczeg61nqrol~ inspiracyjnq w ksztaltowaniu si ~ poj~cia osoby odegraly sporyteologiczne, scisle chrystologiczne i trynitarne na przelomie IIIi IV w.Termin "osoba" moze i faktycznie jest jednak r,ozumiany r6znie.Nowoczesne myslenie sklania si~ do utozsamia'l1ia poj~cia osobyz poj ~c iem postaci, indywidualnoSci lub osobow-osci, wzgl~d ni eprzechodzi nad skonczono.sciq osoby i ujmuje jq w ka tegorii osoby­.absolutu. 10U,j~cia te nie wydajq si~ adekwatne. Wypada zaznaczyc, ze osobaludzka obejmuje sobq, zawiera niejako w sobie wszystkie wyzejwyodr ~bnione warstwy, ale si~ do nich I1je sprowadza.Owszem, czlowiek jest postaciq. Ale jest to najnizsza warstw8.bytu osobowego. Wskazuje ona na czlowieka, 0 ile elementy jegot rwania pozostajq ze ,sobq w zwiqzkach strukturalnych i funk,cjonalnych,0 ile jest "czynls uformo\vanym", jako jednosc, w stosunkudo reszty rzeczy.Drugq warstw~ bytu osobowego czlowieka stanowi indywidualnosc."Indywidualnosc jest czyms zywym, 0. ile stanowi zamkni~tqjednosc strukturalnq i funk,cjonalnq". VV ten spos6b "to, co zywewyro.znia si~ od zespolu rzeczy w og6Ie".Jednos,tka jest okreslona przez swoje "centrum", kt6re rue jestp rzestrzenne lecz iywe. Mozna je okt'es!ic jako " wn~trze". Sferawn~trza warunkuje zywe indywiduum w nim samym. Dzi~ ki niejo.dr6znia si~ 0110 od swiata i nadbudowuje przeciwstawiajqcy si~m u wlasny swiat otaczajqcy. Dzi~ki niej r6zni si~ one takze odgatunku i okresla siebie - w przeciwienstwie do niego - jakoswoistq wartosc. "Plrzejscie mi~dzy wn~trzem istoty zywej i przy­• j. W., 54. , Swiat i osoba, 177. " j. w., 177-178.


4 KS. MARIAN JAWORSKIporz'!dkowanym jej swiatem zewn~trznY'm dokonuje si~ poprzezspostrzezenie zmyslowe i jej wiasn,! aktywnose".l1Trzeciq warstw~ bytu o.sobowego stanowi osobowose. Poj~cieo:sobowosci jest owocem czas6w -nowozytnych. Zdaniem Guardiniegowarst"wa osobowosciowa r6zni si~ od warstwy scisle osobowej. Osobowosesprowadza si~ do postaci zywej indywidualnosci 0 ile jestana okre310na przez ducha. W niej wn~trze staje si~ wn~trzemswia domosci samego siebie i gl~biq chcenia, a talcie dzialania i tworzenia.Przez to !Sarno czlowiek rOimi si~ zasadniczo od zwier zqt.Wlasciwa swiadomosc jak i chcenie wyst~pujq dopier o u czlowieka."Wlasciwa swiadomosc - zauwaza Guardini - wyst~puje dopierotam, gdzie spostrzezenie jest przepraco'-wane duchowo i pr-owadzi douj ~cia sensu, albo tam, gdzie od same,go poczqtku jest .nastawioneno. ujmowanie sensu". Wprawdzie w spostrzezeniach zwierzqt rnamiejs ce r6wniez uchwycenie sensu pewnego, nie jest on jednaku jmowany jako taki, a.ni rozumiany.Podobnie rna s i~ z gl~bi,! chcenia. We ,wla8civv'yrn sel1$ie wyst ~­puje ona dopiero u czlowieka wtedy, "gdy do glosu dochodzi narzqdpobudzony do oceny charakteru wartosci przedmiotu lub spelnieniapostulatu zrozll'mienia Isensu sytuacji i ujrnuje t~ ,va1't08e jako obc­,,,;j Cl zujClcCl samq ,w sobie, zajmuje stanowisko wobec niej i z tejpozycji pr z yst~puje do dzialania". Ze szczeg61nq czystosciq wy st~ p u­je to na jayv tam, gdzie chodzi 0 wartose 0 charakterze normatywnym(0 kazdorazowy moralny obowiqzek). 12Trzecim elemen tem, rkt6ry tworzy wn


DSOBA LUDZKAWojtyla pisze: "J~zyk potoczny dy~ponuje tutaj lapidarnym a zarazemdosadnym wyrazeniem za,imkowym: 0 sob a - to "k t 0 s".Ow zaimek jest kapitalnym znakiem semantycznym, natychmiastbowiem wywoluje skojarzenie, a w nim porownanie i przeciwstanieJ;liedo "COS".13Otoi osoba "jest istotq obdarzonq ksztaltem, gl~biq i tworczymduchem, 0 ile ... tkwi w sob i e sam e j i sarna 0 sob i e stanowi".14 Element konstytutywny osoby stanowi wi~c to, "ie jestemjed no ze s () b q, ie tkwi~ w sob i e, ze mam nad sob q wladz~ .Fakt ten rozwija si~ w przedstawionych poprzednio zwiqzkach:w spoistosci postaci, W wewE~trznosci zycia, w uwarunkowanychduchowo wiedzy i chceniu, dzialaniu i t worzeniu. To wszystko, tojeszcze nie jest osoba; to raczej to, ie we wszystkim tym czlowiekt k wi w sam y m sob i e".15 P odobnie wypo,wiada si~ na tematos.oby Kardynal J. Danielou: "Poj ~ ci e osoby bowiem nie zn aczynic innego, jak doskonalose bytu, ktory istnieje sam w sob i e najakimko1wiek stopniu doskonalosci, jakq posiada".16Co jednak bliiej znaczy to "tkwienie w sobie", "bycie samemuw s,obie" , "przy'naleienie do samego siebie"? Trzeba starae si ~ wydobyeroine aspekty znaczeniowe tego, 3.by przyblizye sobie duchowyoglqd osoby.Fonmuly te, choe z roinymi odcieniami wyraiajq najpierw tozsamoseoSdby z tym, co w swych odmianach i formach wyraZa jO}zaimki: "ja", "on", ,.ktos". Stwierdzajqc, ze ja "tkwi~ w sobie";"jes tem jedn() ze sobq", stwierdzam, ie "ja" jestem "ja", niczyminnym, nie daj~ si~ sprowadzic .?ni odniese do czegokolwiek. Niemoina postawie zadnego znaku toisamosci ,pomi~dzy mnq a czymkolwiekpoza mnq. - Czy stwie'rdzenie tego rodzaju tozsamoscimowi nam duio? Pozomie, na poczqtku wydaje si~, ie niewiele.W rzeczywistosci, kiedy reflektujemy nad tymi okresleniami, w y­razajq one, ie "osoba jest faktem, ktory wciqZ na ,nowo budziegzystencja1ue zadz,iwienie. Jest najbardziej oczywistym z wszystkichfaktow - w najbardziej doslow-uym znacze,niu: zr()zumiee, zeja jestem ja, jest dla mnie 'samo przez si~ zrozumiale' i uzyczaswego charakteru kazdemu innemu stanowi rzeczy. Zarazem jednakto, ie ja jestem, jest czyms zagadkowym i nie dajqcym si~wyczerpae; ie nie mog~ bye wyparty z siebie nawet przez n ajzaci~t szego wraga, tylko przez siebie, a nawet nie przez siebie samego;ie nie mog~ bye zastqpiony nawet przez najszlachetniej..szego" Oso ba i czyn, 76. " Swtat i osoba, 176. " j. w., 181­" B6g i my, W s t ron ~ Chrystusa, Krakow 1965, 50. 5


6KS. MARIAN JAWORSKiczlowieka; ze ja jestetm centrum istnienia, bo to jestem ja, i takzet y nim jestes i ty istniejesz tu - czy istnieje mozliwose rozswietleniatej tajemnicy rozgrywajqcej si~ w duchu?" 17 ."Tkwienie w sob i e", "przynalezenie tylko do siebie" wskazuje,ze osaba jest tym samym jedynosciq, niepowtarzalnosci'l . ,pwap elnia (jaka odpowiada poj ~ ciu os·oby) to nie tylko konkretnose,to juz raczej jedynose i niepowtarzalnose" - stwierdza KardynalWojtyla. Na podstawie tego faktu Guardini zapytuje: "Czy wystarczydla ustalenia elementarnej formy porz'ldku policzye osoby? ­i ci'lg nie: "Mozna policzye postacie, jednostki, osobowosci - czymozna jednak zachowuj'lc :i'stot~ osoby, powiedziee sen.sow nie:'dwie osoby'? Mozna powiedziee 'jedna przyjazn', 'jedno malzenstwo';wtedy domniemywamy osohoWq dwoja'kose, kt6ra kryje si ~p od jednq przekraczaj'lcq siebie, z gory pom yslanq .postaciCj ­ale dwie osoby? Tu myslenie napotyka na opor. W tym kierunkuotwiera j'l si~ zadania, jakie staw ia lu dzka godnose. One wymagajqtak wielkiego duchowego wysilk u, morainego pogl~bienia i egzystencjaInej powagi, ze czlowiek cofa si~. Lekcewazy sobie spraw~ ,przeocza osob~ i zachowuje si~ tak, jakby tylko z indywiduami,cz ~s to nawet tylko z fizy.cznymi pojedynczymi jednostkami".18Osoba, jako byt, kt6ry istnieje w sobie i przynalezy do siebie,negatywnie znaczy, ze nikt w swoim wlasnym bycie nie moze byezawlaszczony przez zadn'l instancj ~ nie moze bye przez zadnCj in­Ii'l osob~ wykorzystany, Je cz sam dia siebie jest ceIem; nikt niemoze zajqe miejsca drugiego. Kazdy odpowiada za siebie. 19 -Guardini obrazu je to dalej w sposob nast~puj Cj cy: "Mo g~ zyew czasie, w kt6rym panuje niewolnictwo, a wi~c w ustroju, gdziejeden czl()wiek kupuje drugiego i rozporzqdza nim. Ale nabywcasprawuje wladz~ nie ,nad osobq, Iecz jedynie nad istotq psychofizycznq,i to przy zasto ~owaniu opacznej k artegorii: traktuje j'l mianowiciena rowni ze zwierz~ciem . Sarna osoba natomiast wymykasi ~ owej relacji, jaka wynika z zawlaszczenia".20 Osoba i tylkoosoba stanowi 0 sobie.Zatrzymajmy si~ jeszcze chwiI~ nad tym aspektem znaczeniowyrn bycia osob q: osoba stanowi 0 sobie. Z jakqkolwiek rzeCZqwi qz~ jakies znaczenie, sens i w ten podstawowy sposob stanowi~o niej. (Cos jest dla m nie drzewem, drog'l, kaw'l itp.). W stosunkudo osoby jest to niemozIiwe. Osoba sarna stanowi 0 sobie, nadaj'lCsens calemu swemu bytowi i kazdej swej czynnosci. Czym i ja­17 Swiat i osoba, 182." j. w., 181. II j . w., 176-177. .. j. w., 176.


OSOBA LUDZKAkie jest moje spojlrzenie - dec"yduj~ ostatecznie sam. Czyz Chrystusm6wiqc 0 r6znym spojrzeniu na niewiast~ i 0 "sercu", z ktoregowychodzq dobre i zle czyny, nie wyrazil tej prawdy w obrazowysposab? Czy nadanie religijnego sensu mojej egzystencji mozezalezee od kogos innego niz ode mnie? W tym tez znaczen.i.u:stanowienia 0 sobie nalei:y przede wszystkim rozumiee. wolnoseosobowego bytu ludzkiego.Zbier:omy raz jeszeze: tkwi~ w sobie, przynalez~ do siebie, samdla siebie wi~e jestem ceIem, sam stanowi~ 0 sobie - oto, co\V spos6b istotny wyznacza byt ludzki jako o s ob~.7MIIiDZYLUDZKIE RELACJE OSOBOWEOkresienie w ten sposob osoby ludzkiej nie ow aeza jednak, ~ze jest ona bytern abso,lutnym, nieskonczonym, nie wehodzqcymw :ladne relaeje. Byt ludzki, jak juz zauwazyliSmY, posiada swoisteodniesienie do swiata, jest bytem-w-swiecie. Rownoezes.nie \v tymswiecie spotykam inne istoty ludzkie. I:..atwo mozna zauwazye, zestosunku do innyeh istot ludzkich nie mozna sprowadzie do stosun­1;:u, jaki mam do rzeczy. StEld rodzEl si~ pytania: Jaki jest moj stosunekdo 'innych, na ezym on polega? Co l:qezy ezlowieka z innymi?A przede wszystkim, ezy odniesienie do drugiego czlowiekajest tylko sprawq faktu, nast~ps.twem tego, ze istnieje wiele istotludzkich, ezy tez stanowi istotny aispekt osobovYego bytu czlowieka?Innymi slowy: ezy mozliwosc is.tnienia osoby jest uzaleznionaod istnienia poza niq innyeh osob? Scislej - jak zapytuje Guardini- . czy osoba moze istniec, jesli nie pozostaje w relaeji "ja" doinnej osoby, kt6r2. ze swej strony stanowilaby jej "ty", lub przynajmniej gdyby nie istniala mozliwosc, by inna osoba mogla byejej "ty".21 Sartre s,toi na stanowisku, ze relaeja: "ja" - "ty" jestczyms fakty,eznym. Marcel, Heidegger, Guardini - kazdy na sw6jsposob utrzymujq ze relaeja do "ty", koegzysteneja stanowi istotnyaspekt osobowego bytu ludzkiego. "Wspolbycie - stwierd zaHeidegger - jest egzystencjalnym skladnildem konstytutywnymbytu-w-swiecie. Wspolistnienie ukazuje si~ ja,ko swoisty spos6b byciajestestwa, n3 !dore napotykamy wewnqtrz swia.ta. 0 ile bytludzki w ogole jest, przysluguje mu sposob bycia wespol z innymi.Nie mozna tego pojmo,wac jako lqeznego rezultatu wyst~powa niawielu 'podmiotow'." 222t j. w., 186. Zob. r 6wn. Luijpen, dz. cyt., 221-<strong>223</strong>. .. cyt. za Luij penem, j. w., 304.


8 KS. MARIAN JAWORSKIGuardini n a podstawie analizy stosll'nku "ja " - "ty" doehodzido stwierdzenia, :i:e jest on nieodzowny dla osoby ludzkiej, a wi~e,ze nie ma mowy 0 istnieniu o.sobowego "ja" bez mo:i:liwosei i koniecznoseiodniesienia do kogos drugiego jako "ty".Zapytajmy zatem, kiedy ma m iejsee relaeja "ja" - "ty", a nast~pnie, ezy jest ona mo:i:liwa i koniec~na zarazem dla bytu ludzkiegojako osoby, ezy jest tylko faktyezna.Swiat, w k t6rym zyj ~, m6j swiat jest r6wnoezesnie naszym swiatern.Odkrywam znaczenie swiata dla siebie; moja egzysteneja jestzr6dlem znaezen, kt6re tworz,,! moj swiat. Ale w tym moim swiede napotykam na znaczenia, kt6ryeh nie jestem zrodlem. "Mojswiat - jak p itsze W. A. Luijpen - odsyla, mnie do :lrodel zna­.ezen, More nie Sq mojq egzystenejq. A jed


OSOBA LUDZKAeel, do jakiego przezmaczona jest osoba".25 - Stosunek wi ~ e "ja " ­"ty" uwzgl~dnia osoby. Jest przeciwienstwem stosunku: podmiot ­przedmiot, stosunku w ktorym rzeezy Sq dla mnie, a ja jestem ichuzytkownikiem.Czym jest ten stosunek dla mnie, dla drugiego "ty", a wi~ c dlaosoby. Czy 'stanowi 0 jej pe1ni? czy swiadczy 0 tym, ie zasadtniczoosoba ludzka Tlie moze istniec w odosobnieniu, ze istotnq pozycjqezlowieka jest dialog?Na pytania te nalezy odpowiedziec twierdzqco. Wlasciwy stosunekosobowy: "ja" - "ty" stanowi 0 pelni osoby. Nie jest dla niejzagroi eniem, nie pozbawia jej egzystencjalnej przestrzeni. Zauwazmy,nawiqzujqc do tego, cosmy powiedzieli na temat znaczenw swiecie, ktore nie Sq mojq egzystenejq, ale Sq r6wniez znaczeniamidla mnie. Jak to jest moiliwe? Na jakiej drodze to s i~ dzieje?Jedna osoba komunikuje, przelcazuje sw6j "swiat", swoje znaezeniedrugiej osobie, a to oznacza, ,ze otwiera si~ drugiemu. Tylkana tej drodze mog~ na:prawd~ poznac swiat drugiego i jego sam e­go. Oznacza to ubogacenie dla tego, kt6ry w ty m uczestniczy.Rownoczesnie okazuje si~, ie poznanie drugiego nie jest n igdysprowadzeniem jego do rz~du rzeczy. Sartre myIi si~, gdy uwaia,ie poznanie uprzedmiatawia osob~, egzystoocj~. Poznanie drugiego.ktore nie jest uczestniczeniem w jego "objawianiu si~", ukazaniusi~, nie jest prawdziwym poznaniem drugiego jako osoby , ale probquczynienia z niego mego projektu.Uboga cenie, kt6re dokonuje si~ w ten spos6b, pomi ~dz y jednqosobq, kt6ra si~ ot'vviera i drugq, ktora uczestniczy w jej egzystencji,moie si~ dokonac jednak tylko wtedy, gdy "ja" uczestniczq cew ukaza niu si~ drugiego a '~ceptuje go, czyli zezwala na jeg.o istnienie.Pozornie zachodzi wi~c paradok:salna sytuacja. 1m bardziej s i ~cofn~ pozostawiajqc przestrzen dla manifestacji egzystencji drugiego,tym bardziej otrzymuj~; im bardziej zas zechc~ ograniczye polejego istnieTlia, b~d~ traktowal go jako rzecz, jako m6j projekt,tym bardziej zafal:szuj~ rzeczywi'stose wspolistnienia i zuboi~ swojqegzystencj~.Jak mozna zauwazyc, relacja osobowa wprowadza zasadniczC!zmian~ w podmiocie. Tkwiqc w sobie, przynaleiqc tylko do siebie,stan{)wiqc 0 sobie, dostrzegam na tej plaszczywie swojq 'Wsp61n o­t~ , communio z innymi ja, ktore Sq dla mnie "ty", i dla ktory chja staj~ si~ ieh "ty". Relacje te nie dadzq si~ sprowadzie ani por6wnacz zadny,mi innymi relaejami. Relaeje te lqczqc mnie z drugimi,rownoczesnie bardziej anizeli caly swiat rzeczy doprowadzajqdo wyrazistosci "ja". Poniewaz ty jestes "ty", ja jestem "ja".W pelni nie mogibym bye "ja", gdylby nie bylo :ladnego "ty".Jesli to sobie dobrze uswiadomi~, wtedy musz~ stwierdzic, ze dziE!­9


10 KS. MARIAN JAWORSKIki re1acji: "ja" - "ty" osoba osi'l,ga pelni~ swego sensu, ze choebynie doszlo do zadnego faktycznego spotkania, to od strony onto1ogicznejbiorqc, oso'ba nie moze istniee w odosobnieniu. 26To, ze drugie "ty" IStano'wi pierwotnie 0 pelnym . seooie osoby,mozemy uwidocznic jesZJcze w nast~pujq'cy sposob. Bez moz1iwoscii koniecznosci odniesienia "ja" do "ty", a wi~ hez istotowego wpisania"ty" w "ja", jakieko1wiek faktyczne sp-otkanie z drugq osobqbyloby spotkaniem "niemym", mur niezrozumialosci i zagrozeniabylby :lie do przebycia, Sartre miatby rracj~. Jeszcze dobitniej: osobowespotkanie byloby niemozliwe, kazdy bylby tylko osobq dlasiebie, a dla drugiego "rzeczq". Takie uj~cie sprzeciwia si~ doswiadczelniuegzystencji 1udzkiej. Fakty doswiadczenia ·autentycznychstosunkow "ja" - "ty", ich eidos, wskazujq na ontycznq struktur~ osobowego bytu lud2)kieg,o, w ktorym tozsamose "ja" nabie­1'a pelnego znaczenia przez odnie,sienie (i sui generis przeciwstawienia)do "ty". Podsumujmy te rozwazania jednym zdaniem'wz i~tym od Kardy,nala Da'nielou: "Sarno slowo 050ba, greckie prosopon,oz,nacza, ze osaba ma wlasnq postae, a jcdnoczesnie, ze jestzwrocona ku innym".27RELIGIA OSOBOWI\ RELACJI\ CZtOWIEKA DO BOGARefleksja nad rzeczywistosciq bytu ludzkiego pozwala nam nastwier dzenie: odnajdujemy siebie jako osoby, jako byty tkwi'l,cew sob ie, w ktorych zawarta jest mozliwose i koniecznose odniesieniado drugiego "ty". Odnajduj~ siebie jako os ob~, to zna.czy, zeten byt jest w "moich r~kach", ale ja nie jestem jego hodlem.Takze zadne zwiCjzki ze swiatem, tak nieodzowne dla mnie, nie Sqzrodlem dla mnie jako osohy. Rowniez stosunki rni~ zy{)sobowe nietworz'l, mnie jako osoby, tylko jq zaJdadajq. Stqd rodzi si ~ pytanie,dotycz 'l,ce ostatecznej zrozumialnosci osoby: co stanowi jej hodlo,fundament. Sk'l,d jest osoba?Uswi:.l.domienie sob ie, ze ja jestem "ja" w pel,nym sensie dzi~kidrugiemu "ty", ze ontologicznie rzecz biorqc nie mog~ istniecw odosobnieniu, a row,noczesnie, ze ludzkie "ty" nie tworzy mniejako takiego, ale juz za!dada , musz E; przyjqe, ze u podstaw m egobytu osobowego, mego "ja" znajduje si~ "Ty" absolutne (Absolut- jako Osaba), ktore mnie konstytuuje i dzi~ki ktoremu jajestem wlasnie "ja". Jesli "ja" osobowe nie moze bye w pelni zro­,. Swiat ! osoba, 186-187 . .. j. w., 189. " B6g t my, 52.


, OSOBA lUDZKAzurniale bez "ty", pelnia jego zrozumiainosci zawiera si~ w absolutnym"Ty".28Wskazuje to na sposob, w jaki pochodz~ od Boga, w jaki Bogmnie stwarza. Wychodzqc od rzeczy skonczonych i dochodzqc doHoga jako Najwyzszej p.rzyczyny nie b~dzie mi nigdy dana specyfikamojej zaIeznosci jako osoby od Boga. Co wi~cej: jeieli ujrP.~mojq zaleimosc od Boga na wzor zaleinosci rzeczy skonczonych,za falszuj~ mojq reIacjfl do Niego i Jego dzialanie stworcze wzg l~clemmnie. Wtedy nie b~dzie miejsca na wolnosc ludzkq. 29 Kiedyjednak wychodz~ od analizy rzeczywistosci osobowej, kiedy rac j~jej by,cia jako osoby odnajduj~ w absolutnym "Ty", wtedy dostrzegam,ze jej stw.orzonosc polega na ustanowieniu jej w bycie jakoosoby, jako jedynego, niepowtarzalnego "ja" w calej jego godn oscii wolnosci. To zas oznacza, ie Bog "wzywa jCj., by stala si~ jego "ty"scisIej, ie On siebie samego okresla jako "Ty" dia czlowie ka .~ 'JNa tej podstawie mozemy powiedziec, ie moje istnienie jako "ja"polega w istocie na tym, ze Bog jest moim "Ty".31Tego rodzaju uj~cie osoby okresla si~ jako religijne poj~cie osoby.Nie wydaje si~ ono wlcale chybione - jak to zdaje si~ dornniemywac.J. Moller. Oczywiscie autorzy, ktorzy reprezentujq to stanowisko(m. in. Buber, Gua,rdini, Tillich) uwzgl~dniajq doskonaleproblematyk~ fiIozoficznq. Ale czy rna to oznaczac, jak zdaje si ~sugerowac Moller, ie filozoficzne poj~cie osoby jest przeciwstawnereligijnemu pojflciu osoby i jeieli w tym drugim "ujmuje si~Boga jako osob~ pierwotnq, a czlowieka jako osob~ odpowiadajqcq(powolaniu Bozemu), to poglqd ten da si~ uzasadnic ostatecznie tylkoteologicznie, tzn. ze stanowiska Objawienia".32 Po tym, co z.o­. staIo powiedziane poprzednio na temat ostatecznej zrozumialnosciol;oby ludzkiej, koniecznosci przyj~cia absolutnego "Ty" i sposobupochodzenia osoby ludzkiej od Boga, stanowisko Mollera jest dlanas nie do przyj~cia. Przyjqc stworzonosc czlowieka i nie uwzgl~ d­nic w tym, czym on jest, a wi~c w osobie, wlasciwej podstawy jegoodniesienia do Boga, a wi~c wlasciwego wyrazu jego zaleinosci,jest niekonsekwentne i niepelne. Nie tylko w aspekcie bytowoscipsychofizycznej czlowieka winniSmy odczytywac jego odniesieniedo Boga, ale takie w jego :hycie osobowym. Ponadto, bez uwzgl~dnieniamozHwosci i konieczuosci relacji osobowego "ja" do abso­.. Tu znajduje siE: tez wedlug nas proble:n odrE:bnej drogi do Boga, ktory zapunkt wyjscia bierze faktycznq strukturE: bytu osobowego czlowieka. Zagadnieniatego nie sposob jednak w tyro miejscu szerzej omawiac. SygnaJizujemy je, byzwrocic uwagE: czytelnlka. - Por. rown. m6j artykul: Czlowiek a B6g, 121." Zob.: W. A. Luijpen. dz. cyt.• 78." Swiat t osoba, 196. 11 j. w., 195 • .. Czlow!ek w Awtecie, 60--1ll. 11


12 KS. MARIAN JAWORSKIlutnego "Ty", religia ezlowieka jako faktyczna odpowiedz czlowiekana poworanie go przez Eo-sIde "Ty" poz,bawiona bylaby swejontologkznej podstawy, i jako taka dla jego bytu niekonieczna,a nawet niezrozumiala.Czyz zresztq sam Moller nie dochodzi do tego rozpatrujqc ukierunkowaniebytu osobowego na transcendencj~, i ezy przez to samsobie nie przeezy? Czytamy u niego: "Transeendencja oznaczaprzekraezanie. Pewne przekraczanie dokonuje si~ w bycie osobowymjuz przez wychodzenie ku drugiemu czlowiekowi i konkretnymby tom. Ale w takim przekra.czo.niu daje ~nac 0 sobie dalszeprzekraczanie skierowane ku bytowi w og6le. Wlasnie wtedy, gdyzastanawiamy si~ nad nastawieniem czlowieko. na drugiego czlowiekai no. swiat, musimy si~ spyto.c, czy takie nastawienie i komunikaojaSq w zasadzie mozliwe, jesli nie tkwiq korzeniami w jakiejs podstawowej lqcznosci. A to. lq cznosc podstawowa wskazujezn6w no. wewnqtrzludzkq komunikacj~, poniewaz byt ludzki jestskoQIlczony i pozostaje skonczony i poniewaz nawet cala pot~g aosoby nie potrafi usunqe tej skonczonosci; raczej stale na nowo j'lpotwierdza. Wszelka reduk cja tut.aj zawodzi. Redukcja do materiijest niemozliwa. Wlasnie przez to, ze materializm dialektycznyu znaje r6znk~ mi~dzy materiq a swiadomosciq, stawia on w rzeezysamej pod znakiem zapytania gloszony przez siebie zwiqzektej r6znicy z materiq. Tylko jedna silo. moze tu bye uzasadniona ­mianowicie to., kt6ra kryje w sobie mozliwose duchowego i materialnegobytu. - W ten spos6b byt ludzki jako punk t wyjsciai centrum oznacza wprawdzie z jednej strony wielkosc czlowiekaw zestawieniu z wszystkim, co w swiecie nie jest czlowiekiem,z drugiej jednak strony k ryje w sobie wskazywanie czlowieka pozasiebie. Czlowiek jest centrum, bo jest czyms najdoskonalszym, gdyehodzi 0 mozliwosci bytu na tyro swiecie. Ale czlowiek nie jestczyms ostatecznym, bo jego mozliwose bytu poz,ostaje mimo wszystkoograniczona·. Czlowiek nie jest wszechmocny i nie moze takims i ~ stac. Zresztq nawet gdyby czlovviek mial si~ dalej rozwinqcw jakiegos nadczlowieka, to i taki nadczlowiek pozostalby skonczonyi nie stalby si~ nigdy czyms absolutnym. - W otwarciu si~ezlo'wieka na drugiego czlowieka kryje ' si~ otwarcie na cos wyzszego.Przed czlowiekiem st.aje zadanie realizacji tego otwarcia si~.P ytanie, w jaki spos6b czlov,dek to potrafi, jest powaznym problemem filozoficznym, kt6ry na1lezy do antmpo.}ogii filozoficznej,2 jednoczesnie wybiega poza jej granice. Pytanie to wybiega pozag ranice antr.opologii filozoficznej, poniewaz czlowiek jest istotq,kt6ra wykracza poza granice siebie samej".33.. j . w., 65-66.


OSOBA LUDZKATyle Moller . Zapytajmy w zwiqzku z jego wypowiedziq, zwlaszczana,wiqzujqc do ostatniego zdania: czyz wlasnie zdanie sobiesprawy z charakteru wy-kraczania peza samego siebie, nie prowadzinas .do ab,solutnego "Ty"? i czyz dlatego wybieganie antro pologiipoza siebie, nie w skazuje, ze antropologia filozoficzna rozwiqzujes i ~ ostatecznie w teologii naturalnej? a wszystk,o razem naswoj spo,sob nie po.twierdza, ze filozoficzne poj~cie osoby ludzkiejmoze bye zarazem religijne, jesli si~ uwzgl~dni jej ostatecznq zrozumialnoscw absolutnym "Ty"? - Naszym zdaniem, na podstawietego cosmy .mowili 0 mozliwosci i koniecznosci odniesienia os obowego"ja" do absolutnego "Ty", nc.lezy stwierdzic, ze czlovviek jakoosoba jes t bytem religijnym. Wyznacza to sposob jego pochodzeniaod Boga i gwarantuje jego wolnosc. Ontologiczna religijnoseosoby ludzkiej (w,pirsanie w struk tur ~ mego by,tu osobowego boski2­go "Ty") wbrew temu, co si ~ m oze wydawae, nie znosi wi~c bytulud;Qkiego ja:ko ''loinego, al2 - jak widzielismy - w pelni goustanawia. Faktyczna zas egzy;stencja, w ktorej u rzeczywistnia s i ~osoba lud ~ka, potwierdza jej wolnosc w stanowieniu 0 sobie.Zauwa imy najpierw, ie religijny wymiar egzysten cji relig ijnejczl-owiek a zarowno od strony Boga ja,k i od strony czlowieka roz ­grywa si~ zawsze w kategoria ch intersubiektywnych a n ie przedmiotowych,a wi~c w kategoriach, kt6re uwzgl ~dn iajq osoby . P o­znanie Boga przez czlowieka nie ma nigdy charakteru "urzeczowieniaGo", spro\vadzenia Go do rz ~ du p rzedmiotow, ale wiCl,ze siszawsze z kategoriq "objawienia" 34, a wi ~ c z kategoriq, Idora jestwlasciwosciq podmiotu. Bog za wsze objawia s i ~ , ukazuje s i ~ ,w tym tez sensie "zawierza" s i~ czlowiekowi. ,,\Vkroczenie" w tenspoosob Boga w swiat czlowieka nie jest wi~c w pierws zym rz~dzi eza w la dn i~ciem czlowiekiem, ale oddaniem si~ Boga czlowiek owi.Bog jako Osoba Gdkrywa samego siebie jako i rodlo sensu, odkrywaswoje stanowienie 0 sobie, w stosunku d 0 k to r e go c z l o w i e kp o z 0 s t a je w 0 1 n y. Sartre nie odkrywa prawdziwego stosunkuczlowieka do B oga. W swej aktualnej egzystencji stanowi~ 0 sobie.Mo g~ zaakceptowac boskie "Ty", a "v i ~ c religijny wymiar mojejegzystencji, ale mog~ go t akZe odrzucic. - Rowniez Bog poznajqcmnie, nie u rze czawia mnie, nie czyni mnie przedmiotem. Nie jestemczyms dla Boga. Bog (Mary mnie powolal ontycznie jako osob~)odnajduje mnie jako o'Sob~, Idora Is1;ainowi () sobie, ktora przez tojest zrodlem znaczenia dla siebie.W ten spos6b czlowiek jest z jednej strony, ontologicznie rzeczbiorqc, jako osoba istotq religijnq, Bog ontycznie stanowi jegopier.wotne "Ty", z drugiej zas strony, rownoczesnie jest on tw6r­.. Zob.: A. Lang, Wesen und Wahrheit der Religion, MUnchen 1957, 82.13


16 KS. MAR IAN JAWORSiClwymiarach. - stwierdza on - Jest On w1asnie 'W,szystikim -Innym', tym, kt6ry nie jest czIowiekiem".4oWraz z Guardinim i innymi zgadzamy si~, ze opisana formaateizmu antropomorfizuje poj~cie Boga i jego stosunek do czlowieka.Ale to nie jest wszys1Jko! U podstaw ateizmu pastulatywnego,ktarego glawnym reprezentantem po· stronie egzystencjalizmuateistycznego jest Sartre, lezy przede wszy,stkim bl~dne uj ~­cie sta3unkaw mi~dzyO'sobowych lll'dzkich, przeniesionych nast~pniena stasunek Boga do cz1owieka. Pastarajmy si~ to uwidacznic.W osob ~ ludzkq wpisana jest relacja do drugiego "ty". Relacjata nie jest wi~c czyms tylko faktycznym, jak chce Sartre. Autentyczne"ty" nie moze tym samym mnie zagrazac, ale jeszcze bardziejdeterminuje mnie jako osobowe "ja". To nie relacje mi~d zy­()sabowe zagrazajq cz1owiekowi, ale ich wypa czenie, kiedy tra k­tuje si~ asoby ludzkie na spos6b przedmiot6w. I tak wIas'nie ujmujeje Sartre. Jego bawiem zdaniem cudze spajrzenie przemieniamnie w rzecz (me cho.sifie). Stqd tez jego okreslenie: "Piek1a, tvinni". - Pod Wszechmocnym zas i przenikajqcym calkowicie spajrzeniemBoga nie rna juz mowy w og61e 0 istnieniu osaby. ­J esli jedna-k, jak to' przedstawiane 2Osta1a wyzej, stosunek osobowynie jest stosunkiem zawlaszczenia, ale pazostawia przestrzeIl,tak "aby w niej magI dOijsc dO' znaczenia cel, do jakiega przeznaczonajest osoba ", lub jak to utrzymuje Heidegger: poznawac topozostawic istniejqcega w bycie, i jak to uzupeinia Dondeyne:poznawac, to czynic go wolnym w stosunku do mnie i czynic mniewolnym w stasunku do niego,41 - to w spos ab analogiczny, alepierwotnie, (tm. od ktarego b~dq czerpac swe padobienstwo niedoskonalete wlasnie stosunki), b~dzie si~ to adnosi1o do Boga jako"Ty" czIowieka. Przenikanie Boga i Jego '¥szechmoc nie ozna czajqzagrozenia absolutnego. Posiadajq o.ne zawsze chamkter stw6rczy,ezyli ustanawicmia w istnieniu, a w przypadku osoby ludzk iejstwarczy akt powol


OSOBA LUDZKAcZlowieka, ubogaca i otwiera nowe perspektywy, w porownaniuz tradycyjnym, czysto kosmologicznym podejsciem do rzeczywistoscistworzonej. Nie sqdzimy przy tym, by spos6b i kierunek badanw obu podejsciach byly sobie przeciwstawne. I w jednymi drugim przypadku chodzi 0 anaIiz~ rzeczywistosci bezposrednionam danej. Analiza jednak rzeczywist.osci osoby Iudzkiej odslanianam w perspektywie swej ostatecznej zrozumialnosci szczeg6Inyzwiqzek pomi~dzy niq a Bogiem. Gdy - zaIeznie od r6znychaspektow bytu bezposrednio nam danego poza rzeczywi:stosciqczlowieka - ujmujemy Boga jako Niezmienne zr6dlo ich zmiennosci,czy dynamizmu spraw,czego, to skonczonosc osobowego bytuIudzkiego prowadzi nas do Absolutnego .,Ty" jako jego ostatecznejpodsta\vy bytowej. Przyczynowanie stworcze Boga posiada tutajspecyficzny charakter. 42Odkrycie ffiozliwie peIne tej reIacji wyznacza caly charakteregzystencji oSoobowej : wielkosc, godnosc, wolnosc i moiliwosc pelnejrealizacji. Na tej podstawie religia jest realizacjq wlasnej osobowejtozsamosci, poj~tej w spos6b najbardziej pierwotny.17Ks. Marian Jaworski" Przyj~eie antropologieznego punktu WYJSCla, seisle osobowej struktury bytu,do ktorego istotnych element6w nalezy odniesienie do "ty", posiada r6wniezszezegolne znaezenie w kwestii poznawalnosei natury Bozej. "Domaga si~" bowiemanalogicznej struktury w Bogu, a wi~c zalozenla wlelosci osob i stanowi w tensl'osob nle tylko 0 mozliwosei ale i 0 "racjonalnosci" wiary w Boga - Tr6je~ .Przez to sarno stanowi przezwyciElzenie skrajnosci deizrnu i konsekwencji, jak!eniesie on ze sObq.2 - ZNAK


JOZEF TlSCHNERFILOZOFIAI LUDZKIE SPRAWY CZlOWIEKAGdybysmy prag.n~1i uchwycic dzisiaj jakis .znamienny dla w,sp61­czesnej fi:lozofii spos6b rozprawiania ,0 czlowieku, trzeba by zwr6­cic uwag~ nie tyle na osiqgane w niej wyniki, He na metod~ ichuzyskiwania. Metod~ t~ trzeba by rprzy tym pojqC dose: szewko. Sw,!specyfik~ Iz a wdzi~cza ona rprzede wszystkim ostatecznemu .celowi,kt6ry zamierza osiqgnqc. Cho dzi ,0 ta, by 0 czlowieku i jego sprawachm6wic j~zykiem wyprowadzonym wprost z doswiadczeniaczlowieka, by irozumiec czlowiek.a przez to, co najbardziej ludzkie.Troska 0 autonomi~ j~zyka jest wyrazem przekona nia, :i:e czl,owiekjako byt nie daje s i~ sprowadzic do :i:adnej innej niz ludzka kategoriiistnienia. Nalezy :w m6wieniu 0 czlov.rieku operowac takim j ~ ­zykiem , kt6ry by t~ niesprowadzalnosc w yrazal i potwierdzal.Dqznosc in daje si~ obserwowac niejako od strony negatywnej,mian owicie w krytyce, z jakq wsp61czesna a ntro:pologia wyst ~ujepod a dresem antropologii tradycyjnej. Narz~d ziem owej krytyki Sqdwa p oj~cia: 'Poj ~ cie reifikacji i poj~cie uprzedmiotowienia . Antropol


• FILOZOFIA I LUDZKIE SPRAWV 19to dzisia j szezeg6lnie ostro Heidegger. Kartezjanski model mysleni"l.o ezlowieku, pisze, "przeszkadza wzio,e pod spojrzenie ontologiczniei w spos6b wlaSciwy zaehowania Dasein" .2 Znamienne Sq tutaj slowa"przeszkadza wzio,e pod spojrzenie". Heidegger odrzuea kartezjanskimodel jw; na samym wstEipie badan nad ezlowiekiem jakocos, co zanim okazalo si~ z gruntu bl~dne, juz ujawnilo metodologieZllqbezplodnosc.Poj~cie uprzecimiotowienia zrobilo ,karierE; dzi~ki Sartre'owi, a lew filozofii wsp6lezesnej odegra1o ono SWq rolE; juz wezesniej, podkoniee ubieglego wieku u Bergsona, w pierwszej jego praey poswiEieonejbadaniom bezpos.rednieh danych swiadomosei, w kt 6rejkrytyka asoejaejonizmu zajmuje jedno z gl6wnyeh miejsc. Psyeho­Iogia asoejaejonistyezna dzielila (kawa1kowala - jak m6wi Bergson)swiadomosc ezlowieka na szereg element6w sldadowyeh: w raienia,wyobrazenia, deeyzje, poznania, uezueia itd. Do tak uformowanyehelement6w stooowaia nastE;pnie prawa asoeja.eji. Chodziloo to, by pokazac, w jaki spos6b pojawienie siE; w swiadomosei jednegoelementu, pociqga za .sob q wystClpienie drugiego. Dla swoiehpotrzeb psyeho1ogia ta skonstruowala odpowiedni jEizyk, kt6ry p odwzglE;dem swej struktury upodohnil siE; do jEizyka przyrodniezego.I n a tym polegal jej blqd. Ludzka swiadomosc jest naprawdE; inna.Bergson pisal: "W miar~ jak dro,zy si~ w glo,b, w mial'~ jak Ja stajesi~ samym sobo" owe stany swiadomosci przestajo, ustawiae si~ jedenobok drugiego, natomiast nawzajem si~ przenikajo" zlewajqw jedno i uzyskujq zabarwienie od calej reszty. W ten spos6b k azdyz nas ma sw6j wlasny spos6b koehania i nienawidzenia i ta nienawisei ta milose odbija caZa, jego osobotvose. Jednakze j~zyk okreslate stany przy pomocy tych samych sl6w 'U wszystkich ludzi, jest on10 stanie ustalae wylqcznie aspekt obiektywny i nieosobowy m itosci,nienawisci i tysio,ca uczue ozywiajo,cych dusz~".3 Glos Bergsona niebyl odosobniony. Wtkr6tce dolqczq do niego fenomenologowie: PHinder,E. Stein, Max Scheler ze sw'! praCq 0 zludzenia'ch samopoznania,i wielu Lnnyeh. Bergson i Scheler, mimo r6znic na innyeh odcinkachfilozofii, w jednym siE; zg3dzali: ze prawdziwym problememnie jest to, jak siE; to dzieje, ze ezlowiek narzuca swiatu subiektywneformy swej swiadomosci (Kant), ale to, w jaki spos6b po-­zwala na to, ze formy swiata 'zewnE;trznego narzucajq mu siE; na jegowrasnq swiadomosc. Oddajmy raz jeszcze glos Bergsonowi: "Psychologiawsp61czesna zajmuje si~ szczeg6lnie szeroko tym, by ustalie,ze spostrzegamy rzeczy poprzez pewne formy zapozyczone z naszejwlasnej konstytucji. Tendencja ta uwydatnila si~ szczeg6lnie• Sein ILnd Zeit, ,TUbingen 1967, s. 97.• Essai SILT !es donnees immedlates de In conscience, Oeuvres, 1959, s. 108-109.


20 JOZEF TISCHNERod czasu Kanta... Wydaje si~ nam, ze jest tu miejsce na postawienieproblemu w sposob odwrotny: czy najbardziej rzucajo,ce si~ w oczystany naszego Ja, ktore - jak sqdzimy - ujmujemy bezposrednio,nie so, najczl?sciej spostrzegane poprzez pewne formy zaczerpni l?te;::e swiata zewn~trznego, ktory zwraca nam to, cosmy upl'zednio odniego wzi~li".4Tak wi~c rodzi s i~ za:mia1' mozliwie adekwatmego movvienia 0 czlowieku j ~z ykiem w peini ludzkim, bez reifikacji i bez uprzedmiotowienia.Aby jednak to byro mozliwe, trzeba wpierw uchwycic czl,Gwiekajako takiego w jemu wlasciwym czlowieczeil.stwie. W tymcelu nalezy zapytac, ktore z doswiadczeil samego Isiebie czlowiekuwa za za najbardziej wlasne? W ktorym odnajduje lub wierzy, zeodnajdzie SWq specyfik~ ? Trudno tuta j wchO'dzic w szczegoly 1'ozny ch odpowiedzi. Sp1'6buj~ zatrzymac si~ na trzech, na tych mianowicie,na More zdajq si~ wskazywac Husserl, Heidegger i Ricoeur.J ednoczesnie chcialbym zwrocic uwag~ na nie wyczerpujqcy charaktertych odpowiedzi. W tej kwestii wspolczesna filozofia cz{owiek aprzekr acza dopiero pierwiSze progi.1. S tanowisko Husserla wymaga komenta1'za. Przede wszystkimH usserl nigdy nie wyrazal zamiaru uprawiania tzw. "filozofii czlowieka".Jego tralliScendentalna fenomenologia byla probq budowaniapodstaw filozofii i podstaw teoretycznych wszelkiego naukowegomyslenia. Jest jednak faktem, ze w realizacji swego programurozpoczy;nal od czlowieka a scislej od jego swiadomosci. Widac toszczegolnie ostro w Me dytacjach Kartez janskich. Sq one wlasnied z i ~ki temu "kartezjanskie", ze podejmujq pr6b~ 'bar dziej adekwatnejanalizy .kartezjallskiego Cogito. W efekcie cala fenomeno,logiajest tam p oj~ta jako teoretyczne badanie w ramach sfery opisanejprzez trzy poj~cia: ego cogit o cogitata. "Ego cogito" to swiadomesiebie Ja. "Cogitata" to sfera zj awisk, kto1'e Ja 'Sobie ja kos uswiad


F ilOlOFIA I lUDlKIE SPRAWYwania sensu przedmiotowego, jest qparte na calkiem w gruncie rzeezybanalnych obserwacjach. Swiat otaczajqcy czlowieka jest zbudowanyz przedmiot6w, ktore dla nas majq jakis sens. Cos rna dlanas sens bycia stoleJm, cos innego sens bycia krzeslem, jeszcze cosi nnego sens bycia :dzielem literackim, domem, czlowiekiem bliskim,ezlowiekiem dalekim, bratem, robotni·kiem itd. Sens jednego przedmiotuzaz~bia si~ z sensem innego przedmiotu: st61 jest stolemw relacji do krzesla, krzesf.o w relacji do stolu, pi6ro w relacji dop apieru, papier w relacji do pi6ra, a wszystko razem wzi ~te w relaeji do czlowieka, kt6ry pojmujqc znaczenia przedmiot6w jest w stanie pisae, siadae lub wstawae z krzesla, stawiae na stole ksiqzki, naezynia,kwiaty. Gdzie konczy si~ granica sensu, tam zaczyna si ~ bezsens.Ale be:asens to ta'ki:e ostatecznie jakis sens, sens niezrozumialy,n iemoi!Iiwy do p oj ~ cia. Jak sens jest sensem wylqcznie dla jakiejsswiadom osci tak bezsens jest bezsensem wylqcznie dia kogos, kto"nie jest w stanie pojqe". Sens p020staje takZe w jakiejs relacji dobytu. Je,st ,rodzajem zwierciadla, po.przez kt6re czlowiek spoglqd ana to, co jest. Bye bytem dla czIowieka to nic innego jak miee sensbytu. Sens ani nie przYfSlania bytu, SJni go nie z a st ~puje , tak sarnozreszt q jak byt nie przYlSlania ani rue zast~puje sensu. P Qj ~cie sen­S li oznacza, ze byt jest ro~atrywany rue "sam w sobie i dla siebie",ale 0 tyle, 0 ile pozostaje w jakiejs relacji do swiadomosci. Scholastycym6wili: ens et verumCC}llverttmtur. W husser,lowskiej wizji sensuSq obecne jakies odlegle wspomnienia starej za-sady scholasty,k6w ,5Powstawanie sensu w s"riadomosci ludzkiej jest u warunko wanedwojako: subiektywrnie i obieMywnie, budowq swiadomosci i faktern wrazen. Dbtego nie mozna powiedziee, ze czlowiek tworzysens. Husserl tak napraw:d~ ,nie mowi. Stosuje tuta j inne slowa:


22 Jc>ZEF TlSCHNERotaczajqcego nals swiata i sensu poszczegolnych, w.chodzqcych w jegosklad przedmiotow, ludzi, wspolnot, dziel sztuki. techniki itd. Jedllymz nich jest sam czlowiek poj~ty jako ta'k lub inaczej znaczqcyskladnik owego swiata, na ktorym jest on lekarzem, Irzemieslnikiem,ksi~dzem, robotni-kiem. Jedynie transcendentalne Ja wyrastapoza i ponad Swiat, jako tajemnicza rzeczywistose "z innej ziemi".II. Na mysli Heideggera ,ciqzy w spo'sob szczeg6lnie znaczqcy wizjaniebezpieczeiistwa reifikacji. Aby temu niebezpieczerustwu ujse,Heidegger rezygnuje w opisieczlowieka z 'kartezjaiiskigo poj~c j asubstancji i z wszelkich innych poj~ tradycyjnej metafizyki. Tutailezq cz~sciowo Zrodla \Specyfiki j~zyka, jakim si~ posruguje. Modelsubstancji zbudowany z idei przypadlosci i ich egzystencjalnegopodmiotu wydaje mu si~ modelem, w ktorym gubi si~ znamienna dl aludzkiego istnienia wewn~trzna czasowose. Czlowiek je,st przenikni~tyczasem. Trze.ba zhudowae taki model, 'W ktorym prawda t awystqpilaby w calej jaskrawosci. Heidegger si~ga do poezji. W jednymz sonetow do orfetlszo. Rilkego znajdujemy formul~: "spiewto istnienie". Heideggerows ka wizja czlowieka zaczyna si~ upodabniaedo polifonicznej melodii, wlasnie do piesni. Jak polifonicznapiesii jest ukladem k ilku melodii, tak czlowiek jest zl:ozony z wielu"sposobow istnienia", "egzystencjal6w", ulozonych warstwowo jedennad drugim. WariStWq podstawowq jest troska. Jak melodia,piesii jest przenikni~ta czasem, tak ludzkie ,bye" jest budowaneprzez strumieii plynqcego przezeii czasu. Dzielo Heideggera wyrazato w samym tytule: "Sein und Zeit".Pisalem 0 tym na innym miejscu: "pie§n tworzy si~ z chwili nachwil~, swq tozsamosc zawdzi~cza nieustannym nawiqzaniom doprzeszlosci i ciqglym wybieganiom w przyszlosc. Pelni~ osiqga dopierowtedy, gdy pr,;::estaje istniec. Od samego poczqtku ciqzy nadniq akord smierci, kt6ry jq koiiczy. Piesn jest z istoty 'historyczna'.'dziejowa', jest zwiqzkiem c:zasu i nicosci, zarazem jest i nie jest.Ontologia pie§ni, w kt6rej czlowiek spiewa samego siebie, jest zbudowanana paradoksie. Bo tej piesni, ktorq jes,t czlowiek - ... ­nikt nikomu nie gra. Jest to najtragiczniejsza z piesni. Nikt czlowiekanie spiewa, nikt do konca nie slyszy, nikt nigdzie nie oczekuje".I·stnienie ludzkie jest "sein zum Tode" - istnieniem w stron~srnierci.Oczywiscie por6wnanie czJowieka, z piesniq, ktorego tu dokonujemy,to r2czej zabieg literacki niz scisla analiza. Na takq analiz~ niemozemy sobie jednak teraz pozwolie. Jest ono jednak 0 tyle przydatne,bo ukazuje dlaczego "w egzystencjalizmie nagle nowego znaczenianabierajq takie s,Zowa, jak: czasowosc, nicosc, historycznosc,dziejowosc, prawda, odpowiedzialnosc, autentycznosc itd. One to


IfILOZOFIA I LUDZKIE SPRAWYokazujq si~ bardziej nieodzowne do opisania ludzkiego bytowania ni±.:;lowa dotychczasowe, zaczerpni~te z metafizyki §wiata zewnt?trznego,jak 'wlasno§C', 'substancja', 'akt', 'mozno§C', 'materia', 'forma'." 6Rdzeniem Dasein, melodiq wiodqcq w piesni, ,kt6rq jest czlowiek,jest troska. Wszystko jest przenikni~te troskq. Tro'ska znaczy, ze"czlowiekowi w jego bytowaniu chodzi 0 wlasne bytowanie". Czymiejest to "wlasne bytowanie", 0 kt6re czlowiekowi chodzi? OdpowiedziHeideggera Sq tu zasadniczo tylko formalne. Autentyczniew lasny spos6b bytowania osiqga si~ w jakiejs formie Tadykalnejs tan 0 w c z 0 sci. Czlowiek patrzy ,w twarz wlasnej smierci i w1asnejwinie, kt6rej ,sens lpolega na ucieczce w swiat rzeczy, bierze zat ~ win~ odpowiedzialnose no. swoje barki, osiqga jakqs prawd~o w1asnych 'wymiarach, akceptuje jq, akceptuje siebie, jakim jest,s taje s i ~ sob Cj. Decyzja egzystencjalna tworzy w nim jego Ja,jego - jak [lisze Heidegger - S € l ib s t. To "Selbst" zna'czy, ze jestsi~ sob Cj, znaczy Ja, kt6re stalo Isi~ .sobCl. I w tym "bydu sobq" cz1owieczeil:stwoczlowieka osiqga sw6j pelny wymia·r.III. P rzejdzmy do P. Ricoeura. Swe filozoficzne pomysly rozwijaon w trzytomowej Filozofii woli. W centrum uwagi staje problemIud z k i c h w y m i a row w 0 1 nos c i. Dopatrywanie si~ w wolnosci .pierwiastka, ktory czlowieka czyni czlowiekiem, nie jest zupelnie nowe. Na progu naszego wieku przypomnial 0 tym samH. Bergson. P.roblemem jest dopiero to, co si~ rozumie pod poj~ciemwolnosci. W filozofii wspo1czesnej panuje !pod tym wzgl~derndose szeroka rozmai,tose poglCjdow. Sartre sqdzi, ze walnose cz1o­\',-ieka jest iwolnosciq absolutnq, jakCl Kartezjusz przypisywa1 Bogu.KsiCjzka Ricoeura jest rodzajem posredniej polemiki z Sartrem. J2jpodstawowym ·ce-lem jest szukanie Iud z k i c h wY1ffiiar6w wolnosci.Ale to nie sarna Jwr..cepcja wolnosci sprawia, ze mysl Ricoeurastaje si~ myslq oryginalnq. Ricoeur rozpoczyna swe rozwazania odfenomenologii wolnosci ludzkiej. ktora jest wolnosciq ograniczo nq,wolnosciq iSP~tanq. Prawd~ 0 ludzkiej wolnosci nalezy oglqdae przezpodwojny Ipryzmat: pryzmat doswiadczenia winy i pryzma t nadzieiwyzwolenia spod winy. Na ludzkiej wolnosci k la dzie si ~ cien pierworodnegoupadku. "Wina ma charakter mroczny, absurdalny, ­pisze. Wina nie jest zadnym skladowym elementem fundamentalnejontologii czlowieka, ktory by spoczywal na tym samym poziomie comotywy, wladze, warunki i ograniczenia; ona pozostaje w eidetyceczlowieka jako cialo obce...".7 Jesli tak, to w jaki spos6b zrozumieeto tajemnicze ,przejscie Iczlowieka, kt6re powtarza si~ w iIlim od• J. Tischner, Egzystencja t wartoiic, "<strong>Znak</strong>", 217-218 (1972), str. 91!}-920.7 L'homme fat!!tbLe, PhiLOsophie de !a voLonte, t. II, Paris 1960, s. !}-10.23


24 JOZEF TISCHNERwiekow, przejseie od stanu niewinnosci do stanu ,winy? To, ze ezlowiekmoie upase, rozumiemy. Jest wszak bytem skonezonym. Alemozliwose upadk1u nie tlumaezy faktu upadku. Jark si~ to dzieje, ienie robi dobra, ktorego pragnie, a ezynizlo, kt6.rego nie pragnie?Rieoeur proponuje, by 0 odpowiedz poprosie czlowieka, kt6ry wyznajeSWq win~. Wyznanie winy doehodzi do glosu przede wszystkimw wielrkieh tekstaeh miltyeznyeh ludzkosci, w mitaeh sumero­-akadyjskieh, judeo-ehrzeseijanskieh, greekkh. Wyznanie winy jesttam wyrazone j~zykiem rsymbolicznym. Czlowiek nie dysponuje j ~­zykiem a dekwatnym do opisu swej ,winy. Wyznajqe natur~ swejwiny, czlowiek opowiada mity, a opowiada je j~zy kieun symbolu,usilujqc w ten ,spos6b nie ty1ko wyrazie swe doswiad ezenia, leeztakie je zrozumiec: Wyznanie winy jest bowiem zawsze polqczonez wyznaniem nadziei wyzwolenia spod winy i z wskazaniem sposob6wowego uwolnienia. Mity upadku i mity wyzwolenia Sq od siebienieodlqczne.Tak wi ~ e zrozumiee tajemnie~ ezlowieka, tajemnie~ jego ludzkiejwolnosci, to zrozumiee sens wielkiej mitologii ludzkosci, w kt6reji tylko w kt6rej dana jest ezlowiekowi opo\viese 0 mroku jego zla.Ricoeur rozpoezyna SWq filozofi~ fenomeno1ogiq, Konezy jq natomiasthermeneutykq mitu, kt6ry okresla jako "poetyk~ woli", Zrozumieeezlowieka to zrozumiee tragieznq "poetY'k~ Iudzkiej woli".Wolnose ezlowieka u Rieoeura jest wolnosciq inkarnDwanq, wol·,noseiq w ciele. Ludz.lde Ja to Ja w ludzkim dele. Rieoeur kontynuujew swej filozofii nie tylko tematyk~ mitu, kt6rq na gruneie niemieekim'rozpO'cz~li ideaJisci a gl6wnie Hegel, leez takie tematyk ~francuskiej filozofii ciala. Ciaro 1udzkie prawie nieobecne w transcendentalnejfilozofii Husserla a w kaidym razie zasadniczo Dbeetra,nseendenta1nemu Ja, ignorowane ta,kze przez Heideggera, tutajstaje si~ elementem skladowym Ja i, C{) za tytm idzie, nieodrCjeznymtQwarzY>5zem dramatu winy i nadziei ,wyzwo1enia z niej.Przeeiwko wszystkLm trzem !pr6bom rozwijania autonomieznej fi­10zofii czlowieka moznaby wyta'ezac raine a


, f'ILOZOFIA I LUDZKIE SPRAWYmoie w przypadku obraz6w rysowanyeh przez Heideggera, uderzaezlowieka wraienie jakiejs obeosei. J akby cos nie zostalo dopowiedzianedo kon ea, jakby zatraeila si~ gdzies druga strona przedmiotu,pow"'ital nowy m .odel, model bez wCltpienia inny nii tradyeyjne,do kt6rego jednak ·weale nielatwo si~przystosowae. Czlowiekw swej eodziennosei nie jest t ransce-ndentalnym Ja. Jego eodziermctt roska nie jest tei zazwyezaj troskq 0 jego wlasne bytowanie, leez{) cudze ludzkie sprawy. Moze najbliiszy prawdy jest Rieoeur, gdym6wi 0 wolnosei sp~tanej. Ale tragizm tego isp~tania nie jest namd any na co dzien, leez przy okazji stosunkowo rzadkich "doswiadczengranicznych". Jaik wyglqda ezlowieczenstwo ezlowieka w jegocodziennosci? Kt6ry wymiar ezlowieka pozostal tu niezauwaionylub nie dose wszeehstronnie rozwini~ty?Aby przynajmniej ·W wielkim skr6eie odpowiedziee na to pytanie,spr6bujmy raz jeszeze przyjrzee si~ trzem wymienionym wyzej propozyejom. To prawda. ie Sq one zasadniczo r6ine. Niemniej w kaidejz nieh pojawia si~ jeden element wsp6Lny, na kt6ry wskazujes16wko Ja. Na pewnym poziomie swego filozofowania m6wi 0 nimHeidegger, mowi Rieoeur, u Husserla rniem.al od samego poczqtkustoi ono w centrum ,zainteresowania. Znow trzeba powiedziee, iet rzy omawiane koneepcje proponujq nam trzy r6ine poj~eia Ja.U Husserla Ja ,to transeendentalny (pozaswiatowy) podmiot konstytuowania si~ sefioSU swiata, u Heideggera Ja to po prostu "Selbst",J a-ten-sam w ezasie i przestrzeni, ukonstytuowany przez egzystenejaLnq "deey z j~ stanowezosci", u Ricoeura wreszcie J a jest wzi~tewraz z eielesnoseiq, kt6ra jest jego losem. Mimo tej roiniey znaczen,intencjonalny wskainik Jderunkowy zdaje si~ zwraeae w jednq i t ~samq stron~, "IN stron~ dos·wiadczenia ego t y e z neg o. SprobujmypoJse za tym wskainikiem i za pytae, jaki sens ma dla nas naszewlasne doswiadezenie egotyczne? Czym ostatee~nie jest to Ja, ktorego natur~ usiluje si~ opisae tak roinymi formulami?Zastanawiajqe ·si~ ealkiem pobieinie nad naszym wlasnym doswiadczeniemegotyeznym, jestesmy uderzeni jego n ieokreslonosciqi jednoczesnie jego apodyktyeznosciq. Trese Ja jest plynna, jejgraniee Sq niejasne, nie bardzo wiadomo, jak daleko si~ga onawszerz i jak daleko sh~ga w glqb. Bywa t ak, ie slowkiem J a okreslamysiebie wzi~ tych 'wraz z cialem (np. ja spaeeruj~), kiedy indziejdokonujemy subtelnego przeciwstawienia wlasnego Ja naszemucialu a nawet ealej osobie, gdy np. m6wimy: zastana wiam si~ nadmoim .losem w swiecie. Wtedy Ja - podmiot refleksji zdaje si~ byer oiny od Ja - osoby tak lub inaezej zaangazowanej w iycie.G. Marcel wskazywal na r6:i:nice mi~dzy "bye" i "miee". Gdy zastanawiamsi~ n3.d moim .losem w swieeie, o'soba , 0 k torej my sl ~, jestm 0 j q osobq, ja m a m t~ osob~, ale w tym wlasnie momeneie sam25


26 JOZEF TlSCHNE~jestem kims wi~cej a moze nawet kirns innym. Husserl mowi, ze J ajest zdoine do rozszczepienia si~ i to rozsz,czepienie si~ nie jestprzejawem jakiejs patologii, przeciwnie jest warunkiem normalnegozycia w swiecie, warunkiem refleksji nad sob'l, warunkiem autokrytycyzmu.Mielismy wyzej przyklady trzech roznych koncepcjiJa. Zdawaloby si~, ze koncepcje te si~ wykluczaj'l' ze trzeba namwybrae mi~d z y nimi lub rozejrzee si~ za ,czwart'!. Tymczasem prawdazdaje si~ bye inna: kazda z tych koncepcji opi'Suje jakiS autentyczny fragment naszego zycia egotycznego. Jest tak wlasnie, zew pewny ch okolicznosciach Ja jest Ja somatycznym (cielesnym).\'i innych jest tym, co Heidegger opisywal s16wkiem Selbst, a jeszczew innych jest a w kazdym razie moze bye tym, co HusserI okreslilja,ko Ja t ranscendentalne. Jedno wydaje si~ jednak konieczne diaw szelkiego mozliwego Ja: ono musi bye jakos siebie swiadome. Nierna J a bez samoswia rlomosci Ja. Nie jest to oczywiscie swiadomoscreflek3yjna, 1ecz sam 0 s w i ado m 0 S c (konscjentywnose), immanentne;. Ja, b~dqca sposobem jego bytowania. Gdyby Ja utracilo.samoswia domose, staroby si~ co n ajwyzej Ty, On, Ona itd. Ty, On,Ona to Sq Ja pozbawione momentu samoswiadomosci. Powtorzmyraz jeszcze: nie rna Ja bez samoswiadomosci Ja.P6jdzmy jeszcze krok daIej w ana1izie naszego doswiadczenia egotycznego.Raz jeszcze zvnocmy uwag£: na jego zmiennosc, nieokreslonosc,niejasnosc a z drugiej strony na jego niezbywainosc, konieeznose,apodyktyeznosc. Ja moze si~ rozszezepiac, ale nie mozeznikn'lc. Nawet gdy si~ budz~ po gl~bokim snie, wiem , ze to ostatecznienie kto inny, 1eez wlasnie Ja spatem. Zapytajm y, czym jestwyznaczony ow zagadkowy mechanizm przemian naszej egotycznosci?Jakie odczucia wehodz'l tutaj w gr~? Trudno bowiem przy­.i'lc, ze jest on catkiem ,chaotyczny, zdany bez reszty na przypadkoweokolicznosci.Najpierw sprobujmy ustalic nazw~. Oto:i proces konstytuowaniasi ~ w swiadomosci takiej lub innej postaci naszego Ja nazywamprocesem ego t y c z n e j sol ida r y z a c j i. Proces przeciwny.doprowadza j'lcy do zmiany po'siaci Ja nazywa m egotycznq des 0 ­1ida r y z a c j q. Mozemy wyr6znic, jak powie:dzielismy, 'co najmniejtrzy r6ine doswiadczenia J a. Doswiadczenie takiego lub innegoJa jest uwar.u'l1kowane procesami solida ryzaeji i desolidaryzacjiegotycznej. I tak Ja "st.'lje si~" Ja somatycznym, to jest J ascis,le zwiqzanym z doswiadczeniem eiala, gdy w szczeg61nych okolicznosciachzycia dojdzie do egotycznej solidaryzacji z cialem, c:>rna np. miejsce w przypadku ludzi pracujqcych fizycznie. PowstanieJa transcendenta,lnego, kt6re cialo rna jako "prze'cimiot" badania,jest uwarunkow2.ne 'desolidaryzacjq z Ja somatycznym a solidaryzacjqz czystym podmiotem poznania. Podobny mechanizm ,do,­


FILOZOFIA I LUDZKIE SPRAWYprowadza do powstania J a osohowego, zwiClzanego ze swiadomosciCl{)soby.Solic:l3ryzacja egotyczna, iktorej znaczenia niesposob rue doeeniac,s tanowi szczegolny przypadek husserlowskiej rkonstytueji sensu.Czym roini si~ ta forma Ikonstytucji od k onstytucji w ogole? C.lytylko tyro, ie w poprzednim przypadku tym, co bylo ukonstytuowane,byl s ens przedmiotowy a tuta j konstytucji podlega sens podmiO'towy, wlasnie Ja? Rzecz w tym, ze nie tylko. Dotyka my tutajsprawy boc:l3j najdonioslejszej. Odpowiada j Clc na pytanie 0 specyfik~ tej formy konstytucji, ktorq jest solidaryzaeja egotyczna , zamierzamy przyblizyc odpowiedz na inne ,pyta'nie, na pytanie 0 to,cc: w czlowieku jest najbardziej ludzkie. Z odpowiedzi tej winnas i~ wylonic odpowiedz na pytanie 0 zrodlo owego charakterystycz··nego poczucia obeosci, z jakim reaguje czlowiek na widok wyi ej


28 JOZEF TISCHNERzac na jakis taki O'bszar swiata, kt6ryby byl absolutnie wolny odaksjologicznych zabarwien. W swiecie czlowieka istniejq miejsca,w kt6rych wartosc jest umiejscowiona irodlowo, np. pi~lme dzielosztuki. Ale wartosc tym si~ odznacza, ze promieniuje na swiat, ktoryo:toi w jakims zwiqzku z niq, np. skrawek papieru zyskuje wartosc,gdy okaze si~, ze jest to bilet uprawniajqcy do wstt;PU na wystaw~dziel sztuki. Nie wszy'stko w swiecie czlowieka rna charakter byciawartosciq zrodlowq. Niesposob jednak wskazac na jalds fragmentludzkiego swiata, Jctoryby byl zupelnie woIny od bijqcych ze zr6­del aksjologicznych promieniowan.Wsr6d wszystkich odczuwanych przez czlowieka wartosci szczeg6lnemiejsc2 zajmujq tzw. wartosci osobiste osoby. Osoba stykajqCsit; z tymi wartosciami rna swia domosc tego, ze jest bezposrednio,on[1 a nie zD.dna inna, "powolana" do "sluzenia" lub "realizo­.vania" wrasnie tych wa rtosci. 'Vartosci osobis·te wnO SZq w sfer~wartos2i swoj wlasny porzq,dek, wyrazajqcy 'sit; np. m omentem "doraznosci",kwalifikujqcym niektore wartosci. Zazwyczaj wartosciosobiste osoby Sq "najwazniejsze", "najbardziej dorazne", na jbardziej"doniosle" itd. Reszta wartosci, chociazby obiektywnie wyzszych,poz.ostaje, gdy idzie 0 "doraznosc" ich realizaeji, gdzies w cier.iupoza nimi. \V obszarze promieniowania wartosei osobistych Jaosobowe dokonuje prawdziwej ekspresji siebie. Pole ieh promieniowaniaje.st dla osoby polem ujawniania prawdy 0 sobie.Talc wit;e refleksja nad proeesami egotycznej solida ryzacji doprowadzila nas do odkrycia al{lSjologicznego wymiaru czlowieka.Umozliwila ona jednoczesnie wysunit;cie odpowiedzi na pytanic.ktore z doswiadczen egotyeznych jest najbardziej podstawowe. Idqcw glqb po linii aksjologicznego doswiadczenia siebie, dochodzimy de>fenomenologicznego przeczucia siebie jako pewnej, absolutnie swoistejwartosci. Warunkiem mozliwosci konstytuowania sit; takichezy innych odmian Ja jest J a a k s j -0 log i c z n e. Ja aksjologicznejest Ja pierwotnym swiadomosci. Znaezy to, ze Ja doswiad-·czone jako J a pierwotne n i e j est rea I n y m b y tern, leczwar t 0 sci q. Realne istnienie czlowieok.a stanowi mniej lub bardziejudanq probt; renlizacji tej wartosci.Dopiero doswiadczenie J a aksjologicznego ozywia wszystkie testruktury i modele, w ktore zamykali czlowieka HusserI, Heideggerezy nawet Ricoeur. Ja transcendent..qlne staje si~ abstrak cyjnq konstrukcjqdopoty, dopoki nie uchwycimy zwiqzku, jaki is tnieje mit;­dzy jego konstytuowaniem si~ a dqzeniem czlowieka do osiqgnit;­cia ,prawdy 0 wlasnej sytuacji w swiecie, prawdy, ktora wszak jestjednq z wartosci. Troska, 0 ldorej m6wi Heidegger, jest tylko dlategotroskq, poniewaz czlowiek troszczy si~ w niej 0 cos, co juzuprzednio odczuwa jako wartosc. Podobnie jest ze sprawq winy i na­


FILOZOFIA I LUDZKIE SPRAWYdziei. Wina i nadzieja \vyzwolenia z winy - to dwa dozna!llia, Iktorychjedynq pelnq rc.cjq jes.t czucie wartosci: tych, kt6re zostaly naruszone,tych, kt6re trzeba od nowa urzeczywistnic, a przede wszystkimtej, M6rq dla samego siebie jest sam czlowiek.Gdybysmy chcieli teraz w jednym zdaniu odpowiedziec na pytanie0 istot~ "czlowieczenstwa w czlowieku", trzeba by powiedziec:ludzki wymiar czlowieka wyznacza w nim odczucie jego wlasnegoaksjologicznego J a i wsp61dane z tym odczuciem doswiadczenieswiata w jego aksjologicznym wymiarze.Na zakonczenie chcialbym kr6tko dotknqc jeszcze jednej sprawy.Zachodzi pytanie, w jakirri stosunku zarysowane we wsp61czesnejfilozofii koncepcje cz!owieka pozostajq w stosunku do tego, co pozostawilanam w spadku klasyczna ant ropologia chrzescijanska?Nie mozemy wchodzic w szczeg61y, niemniej mozna pokusic s i~ 0 zarysowaniegeneralnego zr~bu.Najpierw wy:daje si~, ze calkiem jednoznacznym probierzem jesttu kryterium reifikacji. Kryterium reifikacji sygnalizuje daleko posuni~tqodr~bnosc metod. Rzeczywiscie, dla :klasycznych metod b a­dawczych tomizmu odkrywane tutaj regiony czlowieka po prostunie istniejq. Tomizm maze te regiony ewentualnie zaakceptowac expost, ale ich sam z siebie swoimi wlasnymi metodami badawczymipozytywnie wY'kryc ani wyanalizowac nie potrafi. W zasadzie catametafizyka czlowieka, w ktorej 0 czlowieku mowilo si~ j~z y kiemrnetafizyki og61nej, podpad3. pod zarzut reifikaeji lub uprzedmiotowienia. Niemniej sprawy nie Sq carkiem jednoznaezne. Bylobybowiem uproszezeniem, gdybysmy ,;ve wszyst-kim, co 0 ·czlowiekum6wila tradyeja filozofiezna, widzieli samq ty.lko reifikaej~ a wealenie eheieli jej widziec w niekt6rych teoriaeh proponowanyeh przezfilozofi~ dzis. Ostrzegajq nas przed tym sami fenomenalogowie, gdytwierdzq, iz metody fenomenologii opisowej 'byly obeene zarodkowow filozofiaeh poprzedzajq'eyeh a fenomenologia rozwin~la jety1:ko w spO's6b systematyezny i krytyezny.Nie wi~c dziwnego, ze w niektorych tezach filozofii czlowiekaa nawet fenomenologii dajq si~ od.1uyc slady tez tradycyjnych.YVspomnialem 0 Husserlu i zasadzie "ens et verum eonvertuntur".Powszeehnie wskazuje si~ na ideE: intenejonalnosci, ktorq HusserIzawdzi~eza wlaSnie seholastykom. W r~kopisaeh Husserla znajdujqsi~ wnikliwe .malizy zagadnienia niesmiertelnosci Ja transeendentalnego.Ale takie tak kontrowersyjna sprawa, jakq jest teoria konstytucjisensu, nie wisi w prozni. J esli jui pozostac przy samym sw .Tomaszu, to widzimy w niej jakies elementy jego teorii abstrakcji,a w kazdYIffi razie elementy jego wizji rozumu praktycznego. Wiemy,jakie znaczenie przypisywal sw. Tomasz celom i motywom29


30 J6ZEF TISCHNERdzialania etycznego. Cele i motywy nie byly niczym innym, jakczynnikiem wspolwyznaczajqcym sens etycznej czynnosci czlowieka.Niemniej to nie sw. Tomasza nalezaloby traktowae jako postacsyrnbolicznq dla wspolczesnej filozofii ,ezlowieka. Jest niq bez wqtpieniasw. Augustyn. Juz sama idea, by m6wie 0 czlowieczellstwielezlowieka, 0 jego upadku i wzlocie, 0 calym jego dramacie istnieniaj~zykiem VI' pelni ludzkim, zdradza swe augustynskie ,pochodtenie. Mysl 0 niespokojnyrn sercu czlowieka, ktore moze ukoietylko spotkanie z Bogiem, znalazla SWq kontynuacj ~ z jednej stronyw koncepcj ach ludzkiego poznania emocjonalnego, np. "przez seree"u P ascala i ,.przez milose" u Schelera, a z drugiej w generalnejwizji czlowieka jako istoty gdzies pielgrzymujqcej (Hegel, Bergson,T. de Chardin, Marcel i in.). Analizy wewn~trznego poczueia czasu,tak doniosle dla Husserla i Heideggera, s,! wprost kontynuacjqb adan augustianskich. W teorii poznania Heideggera odzywa n a­w et augustynska koncepcja poznania przy ,pornocy "swiatla". Trzebajednak podkreslic na korzysc wspolczesnej filozofii czlowieka, zejej zainteresowanie czlowiekiern 'llie jest rezultatem jakiejs po platOllSkup ojmowanej pogardy dla materii czy dla d ala. Zainteresowaniaczlowiekiem rodz,! si~ przeciez dzis, w wieku sukce.s6w czlowiekaw dziedzinie podboju rnaterii. W tej sytuacja refleksja nadczlowiekiem stala si~ koniecznosciq chwili. Trzeba nam dzis gl~biejzrozumiec czlowieka i to nie tylko dlatego, ..ie czlowiek nadal jestni ezg l~bion,! tajemnicq, ale takze dlategQ, by swiat, na ktorym czlowiekzyje, pewnego pi~kn ego pora nku nie wylecial w p owietrze.J6zef Tischner


IRENA KRONSKAATOMY I LUDZIE ·ANTROPOLOGIA W FIZYCE EPIKURADla uczczenia pmfesoraJana Patocki z PmgiEpikur sw.ajq filozofi~ teoretycznq zaczerpnql od Demokryta. Podobienstwabyly tak uderzajqce, ze nie mogly ujsc uwagi. Robionomu z tego zarzut juz w starozytnosci, okreslajqc go jako filozofanieoryginalnego, epigona. Co wi~cej, jako plagiatora, poniewaz nietylko si~ nie przyznawal do tak zasadniczego i generalnego zapoiyczenia,lecz smia! twierdzic, ze nie mia! w filozofii iadnego nauczycielai swojq doktryn~ stworzyl zupelnie sam. - A jednoczesnie,opierajqc si~ na atomistyce abderyckiej, wprowadzil do niej zmianytak htotne, ie one r6wniei nie mogly pozostac niezauwazone. Aletakze i z tego czyniono mu zarzut, i to 0 wiele powainiejszy; w staroiytnoscipoglqd na prawo autorskie byl: bowiem inny nii w cz


32 IRENA KROr'lSKArodzie, ktorq na jwi~cej si~ szczy ci, jest on [sci!. Epikur] calkowiciezalezny od kogo innego. Powtarza twierdzenia Demokryt.a, niewielew nich zmieniajqc, w dodatku zmieniajqc tak, iz to, co chce p oprawie,moim przynajmniej zdaniem - psuje... I tak wszystko, co zmienia,psuje, a wszystko, co zatrzymuje bez zmiany, na1eiy "r caioscido Demokryta".Do tych trzech zarzutow, ktore d1a nas bylyby juz dostatecznieci~kie, zeby skompromitowae uczonego i fi10zofa, dochodzil jeszczc;zarzut czwarty: eklektyzmu. \V naszym odczuciu jui; sam ten za1'zutostatni bylby druzgocqcy dla mys1iciela uwaZajqcego si~ i uwazanegoprzez uczniow za tworc~ szkoly; natomiast d1a starozytnych, kto­1'zy kierunek oficja1nie nazywa jqcy siebie eklektycznym u wazali zarownie dobry i uprawniony jak inne kierunki i 'ktorzy w ogole nieprzywiqzywali zbytniej wagi do czystosci doktryny (jak 0 tymswiadczq dzieje Akademii Platonskiej czy Stoi) , mial on znaczeniedrugorz~dne.Otoz t~ przez siebie rzekomo zepsutq fizyk~, czyli filo zofi~ przyrody demokrytejsk q mial Epikur, zdaniem jego krytykow,polqczye z etykq rowniez nie wlasnq, lecz zaczerpni~tq odArystypa. Takze i ten zarzut sformulow.any jest bruta1nie u Cicerona,az jeden z rozm6wcow dia10gu czuje si~ zmuszony zauwa,zye:" Zaprawd~, calkiem prawie usunqles Epikura z rz~du filozofow! " 2Sam Cicero nie byl bynajmniej wrogiem nauki Ogrodu, w swychdia.logach filozoficznych oddawal glos jej reprezentantom na rowniz przedstawicielami innych szkol i byl t akze tym czlowiekiem, ktoryprzyczynH si~ do opublikowa nia poematu Lukrecjusza, a 0 zapozyczenia,eklektyzm i odst ~ pstwa nie mogi miee pretensji on wlasnie,ktory w tych rzeczach raczej celowal. Niemniej opinie i oceny przezniego nie tyle ferowane, co 1'efe1'owane, mialy przetrwae stulecia.Aczko1wiek pozniejsi wrogowie Epikura - a mial ich, jak wiadomo,liczniejszych i bardziej fanatycznych niz jakikoJwiek inny filowfstarozytny i pod tym wzg l ~de m porownae go mozna tylilw zeSpinozq i z Karolem Marksem - zwalczali go zasadniczo nie za brakorygin alnosci lub za rewizjonizm w stosunku do Demokryta, leciza przypisywane mu, siusznie lub nieslusznie, poglqdy, a wi ~c zaateizm, materializm, wulgarny sensualizm, immoralizm, hedonizm,deter minizm (wprawdzie "niekonsekwentny", niemniej jednak nledajqcy si~ pogodzie z teleo.}ogiq i teologiq) i w zwiqzku z tymi oskarieniaminawiqzywali przede wszystkim do antyepikurejskich argumentowstoikow i P1utarcha - a wi~c niejako do krytyki "z prawejstrony" - jednakze i oni, jak juz sam Plutarch zresztq, azebyswojq krytyk~ dosolie i unaukovvie, dodawali rowniez argumentyczerpane z Cicerona , a wiqc argumenty k1'ytyki "z lewej strony"I Tamze, s. 178 (De fin. I 8, 26).


ATOMY I LUDZIE 33("jezeIi juz si~ jest materialist'l, to przynajlmniej orygina;l'llym, naukowymi konsekwentnym, jaik Demokryt").Przez czas dlugi obroiicow zn.ajdowal Epikur w zasadzie jedyniewsr6d wyznawc6w, a tylko sporadycznie takze wsr6d generalnie muniaprzyjaznych stoikow (mianowicie w okresie Nowej Stoi) i jeszczebardziej mu w swej wi~kszo§ci wrogich Ojcow Kosciola. Alez wyj'ltkiem rzymskiego poety Lukrecjusza, dla ktorego mistrz ukochanybyl nie tylko przewodnikem zycia, lecz najwi~kszym uczo··nym - nie tYilko "princeps vitae rationem invenit" 3, lecz wytlumaczyl"omnem rerum naturam" 4 - i ktory z calym naciskiem podkreslaljego oryginalnosc i nowatorstwo we wszystkich dziedzinach,takze w fizyce (wci'lz spot)11kamy w De rerum natura, gdy mowajest o Epikurze, okreslenia takie, jak primus, princeps), ludzie Epikurowiprzyjazni, a nawet jego wyznawcy, bronili przede wszystkimepikurejskiej fiIozofii praktycznej, etyki, a nie fLIozofii teoretycznej,fizyki i teorii poznania.W nowszych czasach Gassendi, ktory zapoczlltkowac mial rehabiIitacj~i renesans epikureizmu i zaj'll si~ cal'l doktrynll, nie tylkoetyk'l, dostrzegajllc zwi'lzek eudaimonizmu z atomistykll, nie podj'llzarzutow antyepikurejskich wyst~puj'lcych w tekstach Cicerona,azeby na nie odpowiedziec i przed nimi swego ulubionego filozofaobronic. Dla Oswiecenia franeuskiego atomistyka staroiytna jestdoktryn'l homogenicznll, w kt6rej nie ma wiElkszych r6inie miEldzyDemokrytem i Epikurem. Zarz,uty "ciceronian'skie" nie S'l oezywisciepodtrzymywane, ale tez nie zostajq odparte. Po proSJtu przestajqbyc aktualne; Sq traktowane jak stary jakis spor w rodzinie, w generalllliesympatyc:z.nej rodzilIlie atomistyezno-materialistyc:z.nej, najswietniejreprezentowanej przez Epikura, jak wasn, do ktorej niewarto wraeac.Wroci do tej sprawy Hegel, azeby - powtorzyc i usankcjonowaczarzuty sformulowane u Cicerona i dodac do nieh jeszeze jeden zarzout,w jego oczach najciElzszy, a kt6rego przedtem nikt nie stawialEpikurowi, oskar,zonemu wlasnie 0 przyziemnosc, naiwny empiryzmi wie.Ie innych grzeehow, tybko nie 0 ten, mianowicie zar,zut abstrakcyjnosci.Dla Hegla sprawa stosunku Epikura do Demo'kryta bylazresztq marginesowa i nieistotna. Odkrycie pod koniee XVIII w .fragmentow traktatu 0 przyrodzie (Peri phys.eos), kt6re u filoilogowi historykow fiIozofii wywolalo pewne ozywienie zainteresowaniaepikurejskq fizykq i kwestiq jej zwillzku z atomistykq abderyckq,zupelnie uszlo jego uwagi. Przed Heglem historiografia filozofieznanie byla naukq 0 szerszym oddzialywaniu, to on dopiero mial jej• De TeTum natur a, V 9.• Tamze, V 54.3 - ZNAK


34 IRENA KRONSKAnadae patos historiozoficzno-ideologiezny i charakter zywej aktllalnosci.Nie jest sluszne powtarzane nierzadko twierdzenie, jakoby Regelw swojej Historii fHozofii potraktowal Epikura zdawkowo i nieeh~tnie,i to dlatego, ie zarzucal mu materializm i ateizm. Przeciwnie,jesli M~drzec Berlinski mimo zasadniczej krytyki oddawalta.kie sprawiedliwose M~drcowi Atenskiemu, to wlasnie jako filozofowiO§wiecenia, myslicielowi, kt6ry chcial wyswobodzie swychwsp6lczesnych od przesqd6w religijnych i duchowi ludzkiemu zapewnieautonomi\i i wolnose. Zarzueal mu natomic:st nienaukowosejego filozofii, stanow!qcq jego zdaniem regres nie tyle w stosunkudo Demokryta, bo to mniej go interesowalo, co w stosu'nku do Arystotelesa,w ktorym widzial uwienczenie mysli greckiej, oraz subiektywizmi abstrakcyjno.se.Przypominajqc te zarzllty, trzeba oczywiscie pami\itae, coo znaczylyone w j\izY'ku RegIa. A nade wszystko parni\itae 0 tym, iebyly one skierowane nie tylko przeciw Epikurowi, lecz rowmezprzeciw wspolczesnym mu szkolom sceptykow i stoikow. Regel bowiempierwszy spojrzal na epikureizm historycznie, i to w sensieniejako podwojnym: po pierwsze: umieszczajqc go i interpretujqcw jego czasie fiJozoficznym ; historycznym, po Arystotelesie i poAleksandrze Wielkim, w ezasie, w ktorym wspolistnial on, choe niena zasadzie koegzystencji, lecz walki, ze stoicyzmem i sceptycyzmem,i po wtore - wbrew wielowiekowej tradycji, dla ktorej spormi~dzy tymi trzema kierunkami byl podnadczasowy i rozgrywalsi\i w niezmiennym swiecie idej - ujmujqc je wszystkie jako postaw~filozoficznq uwarunkowanq historyeznie i dlatego zasadniczojednorodnq, a roinicujqcq si~ dopiero wtornie. Wspolnq postawc!,jakq zaj~ly te trzy szkoly, mimo ie w szczegolowych metodach, argumentachi wnioskach tak odmienne i zwalczajqce si~ nawzaJem,byla wedle RegIa postawa swiadomosci nieszcz~sliwej, kt6ra utraciwszysubstancjalnq wi~i ze swiatem, nie mogqc si~ z nim pogodziei w nim si\i odnaleie konkretnie, czujC!c si~ przez swiat odtrqconai zdradzona, wycofuje si~ do siebie samej w zludnym przekonaniu,ie tam znajdzie sil~, ,kt6ra pozwoli jej nie tylko siE: ostaei zdobye niezaleinose wobec swiata, ale mu siE: przeciwstawie i nimzawladnqe. Zawladnqe - myslq. Ale ta mysl rzekomo suwerennaokazala si~, zdaniem Regla, naprawdE: bezsilna, poniewaz bylaabstrakcyjna - czy bE:dzie to abstrakcyjna og6lnosc, jak u stoikow,ezy abstrakcyjna jednostkowosc, jak u sceptykow i epikurejczyk6w.Z powodu tej swojej abstrakcyjnosci nie moze ona wyjse poza samqsiebie, ani gdy 0 wszystkim wqtpi, ja k w seeptycyzmie, ani gdy


MOMY I lUDZIEwystt;puje z pretensjq do wiedzy absolutnie pewnej, jak w d.agmatyzmiestoickim i epikurejskim.Hegel bardziej si~ interesowal Stoq i Nowq Akademiq, poniewaite kierunki Iatwiej dawaly si~ historycznie osadzie w "swiecie rzymskim",stanowiqcym w jego koncepcji historiozoficznej wlasciwqkolebk~ swiadomosci niesz


36 IRENA KROti!SKArialistyczna byla tylko "forma egzoteryczna", sarna ekspresja doktryny,natorniast jej "forma refleksyjna, subiektywna", jej rzeczywistaintencja, byla radyolmlnie idealistyczna, tylko ze filozofnie umial jej wyrazie inaczej, jak w kategoriach i obrazach materialnych.Ta niezgodnose, wr~cz sprzecznose intencji i ekspresj{ tlumaczyema w ostatniej instancji zar6wno odst~pstwa Epikura od Demokryta,jak i pozornq, zdaniem autora, niekoherencj~ jego doktryny,a kulrninuje ona i niejako eksploduje w epikurejskiej "teoriimeteor6w" (fizyce cial niebieskich) i w nauce 0 "wielosci przyczyn",gdzie materialnose, przyroda, zostaje ostatecznie zdegradowana i zanegowana. Interpretacj,a ta, jak staralarn si~ to wykazae, analizujqcDyseTtacjt:~ jest nie do utrzymania. Sam Marks po itej pr&bie mlodzienczejnigdy juz do niej rue wracal i porzucil nawet zamiar ogloszeniaswej pracy drukiem '. - Tutaj idzie mi jednak nie 0 calytok interpretacji MarksowS'kiej i wszystkie jej konkluzje, lecz 0 u!kazanieniekt6rych jej motyw6w i irnplik2.cji, istotnych dla rozumieniaepikureizmu i w jego epoce, i w latach jego XIX-wjecznego renesansu,i dzisiaj.'Nie bylo wlasnq intuicjq Marksa dopatrywarue si~ analogii mi~dzysytuacjq Grecji po smierci Arystotelesa i :po rozpadni~ciu si~imperium Aleksandra a sytuacjq Europy po kl~sce Napoleona i posmierci RegIa, ani pr6ba wyciqgni~ia z tej ana,logii wniosk6w dlaaktualnych zadan filozofii i jej stosunku do rzeczywistosci. Swiadornosetej analogii naleZala do ducha czasu. Nie on tez pierwszyspojrzal na epok~ hellenistycznq nie tylko z punktu widzenia swoichczas6w, lecz takZe poprzez Oswiecenie, wiqzqc jq w ten spos6bnie tylko z jej p6zniejszym oddzialyw!-miem, z jej przyszlosciq, alei z jej przeszlosciq, z Grecjq klasycznq, bo i ten motyw wyst~powali u mlodoheglist6w, i u Droysena. Ale jego bylo dzielem wylqcznymzinterpretowanie i wyeksponowanie w tej nowej perspektywie wlasnieepikiUreizmu, kierunku, kt6ry Iud-ziom z jego kr~gu (takZe jego6wczesnemu przyjacielowi, Brunonowi BaiUerowi) wydawal si~mniej interesujqcy historycznie i mniej aktualny niz inne prqdyhellenistyczne, zwlaszcza stoicyzrn 8.Jak dla RegIa, jak dla Brunona Bauera, jest epikureizm dlaMarksa jednq z f.orm filozofii samowiedzy - mianowicie filozofiqabstrakcyjnej samowiedzy jednostkcwej. Ale tym stwierdzeniem, Pierwsze, niepelne wydanie nysertacji, ktora zreszbj rue zachowala siE: integralnie,ukazalo siE: w r. 1902 ( w opracowaniu Mehringa) 1 bylo wznawiane w 1913i 1923. Pierwsze wydanie peine i krytyczne w MEGA j. w.• Bruno Bauer interesowal siE: stoicyzmem z jego "samowledz'l og61n'l", kt6r'lwidzial w nim Hegel, a za nim jego uczniowie, i jego etyk'l, poniewaz upatrywalw nim zasadnicz'l przeslankE: chrystianizmu, kt6remu odmawial tym samymcharakteru religii objawionej.


A,TOMY I lUDZIE 37Marks si ~ rue zadowala. Zadaje sobie pytanie, na czym polegala tejepikurejskiej samowiedzy jednostkowosc i abstrakcyjnosc, zupelniewsza'kie odmienna w zaloieniach i wnioskach od postawy wsp61­czesnych sceptykow, i jak t,o si~ stalo, ze Epikur po budulec teoretyczny'dla swojej doktryny si~gnq1 do Demokryta, filozofa Helladyklasycznej i greckiego Oswiecenia, nie probujqC wykorzystac historycznie0 tyle blizszych osi Clgnif:,!c Arystotelesa, i ze z drugiejstrony, wlqczajqc do swego systemu atomistyk~ abderyckq, wprowadzildo niej zmiany tak istotne, jak uchylenie determinizmu w fizyce,a w teorii poznarua przyj~cie radykalnego empiryzmu i ser.­sualizmu, obcego Demokrytowi, wedle ktorego zmysly Sq zludne,a prawd~ mo-2na poznac jedyrue rozumem - jeie'li w og6le poznacjq moina, bo jak czytamy w jednym z jego aforyzm6w, "ukrytajest bardzo £ l~boko " .Taki sposob .postawienia zagadnienia sprawia, ie problemem centralnymstaje si~ dla Marksa nie etyka Epikura, le'cz jego fizY1~a ,i ze pelnq aktualnosc uzyskuje dIan dawno zdawaloby si~ zapomnianasprawa stosun:ku Epikura do Demokryta i kwestia oryginalnoscii koherencji jego doktryny. Tym samym musi on wrocif,i . faktyczrue wraca do starych, "ciceronianskich" zarzut6w Stawi8­nych Epikurowi, azeby zbadac ich zasadnosc. Wynikiem tych badanb~dzie pelna rehabilitacja Epikura, ktora tez byla ich celem. Quoderat demonstrandum. A iarliwosc, z jakq mlody obronca polemizujez argumentami i swiadkami oskarienia, tych ostatnich, zwlaszczaDemokryta, nierzadko krzywdzqc, stqd si~ bierze, ze idzie mu ni2ty1ko 0 ,prawd~ historycznq i teoretycznq, lecz 0 problem aktualnyi praktyczny. W czasach, w ktorych i dJa ktorych Marks pisal swojC!rozpraw~, w owych latach narastHjqCej w P1'usach reakcji i rozdarciaszko1y heglowskiej, zawiedzionej w swoich nadziejach na harmoni~doktryny i rzeczywistosci i nadejscie ery "ufilozoficznieniapolityki", starozytny epikureizm jawil mu si~ jako pewien wzo1'i jednoczesnie - ostrzezenie. Wz6r sytuacji, gdy filozofia, czujClcsi ~ zdradzona i bezposrednio zagroiona przez swiat, kt6ry sarna pomagalabudowac, rozumiec i usprawiedliwiac, nie akomoduje si~,lecz wyst~puje przeciw niemu. A ostrzeienie przed szukaniem wyjsctak lub inaczej eskapistycznych, przed emigracjq wewn~trznq.Zarzutami stawianymi Epikurowi "z prawej strony", a wi~coskad:eniami 0 ateizm, plaski hedonizm, immoralizm itp., Markszajmuje si~ rowniei, nie tyle jednak w samej dysertacji, kt6rqprzedstawil w kwietniu 1841 r. uniwersytetowi w Jenie i na ktorejpodstawie uzyskal tytul doktora filozofii, co w tych partiach, ktoredopisal pozniej, gdy przygotowywal SWq prac~ do druku (do czegozresztq, jak wspomniano juz wyzej, nie doszlo): w przedmowie,w aneksie i w dodatkowych przypisach. Nie znaczy to, ieby do ich


38 IRENA KRONSKArefutacji przystqpil dopiero pozniej lub zeby przywiqzywal doniejmniejsze znaczenie. Przeciwnie, w tym okresie, gdy batalia krytycznamlodoheglistow, z ktorymi czul si~ wowczas solidarny, kierowalasi~ przeciw Kosciolowi, i to juz nie tYlko katolickiemu, alei protestanckiemu 9. Epikur byl mu sprzymierzencem przed~ wszyskimjako filozof Oswiecenia i krytyk religii, ten, ktory wedle slynnejpochwaly Lukrecjusza pierwszy z Grekow i pierwszy z ludzismiertelnych "tollere contra est oculos aus'Us, primusque obsisterecontra" 10. Ale rehabiHtacj~ epikureizmu jako filozofii laickiej przeprowadzilijuZ przedtem materialisci francuscy, a potwierdzH jqtakze Hegel. Wprawdzie i w tej kwestii Marks mial cos do powiedzeniaod siebie, cos nowego, mianowicie polemik~ z antyepikurejskimipamfletami Plutarcha polqczyl z atakiem na monachijskiegoSchellinga, na teistow i pietystow, i wzmocni! feuerbachowskCj koncepcjCjalienacji religijnej, ale to nie nadawalo si~ do przedstawieniakonserwatywnie usposobionemu uniwersytetowi w Jenie. Chociazdewizq KaroM Marksa nie bylo nigdy ani spinozjanskie Caute,ani kartezjanskie Larvatus prod eo, wolal z przedstawieniem tychmysli zaczekae do uzyskania dyplomu, ktory byl ostatecznie formalnosciq,potrzebnq jednak z wielu wzgl~dow. Nie tylko zyciowych(przelamanie oporow rodziny narzeczonej, Jeeny von Westphalen.przez uzyskanie statusu i stanowiska uniwersyteckiego),lecz wlasnie po to, by mogi z calq energiq i skutecznie przystqpiedo bataEi przeciw reakcji. Przypominal mu 0 tym nieustannie przyjaciel,Bruno Bauer, ponaglajqc do jak najszybszego zal.atwieniasprawy doktoratu, ktory umozliwi mu dzialalnose na uniwersytecie(mial to bye uniwersytet w Bonn, na kt6rym sam wykladal), jedynym,jak pisal, terenie, na ktorym moze jeszcze rozwijae si ei walczye mysl wolna (rachuby B. Bauera i Marba mialy okazacsi


ATOMY I LUDZIE39stworzye system obejmujqcy calose wiedzy


40 IRENA KRONSKAnie jakiejs przeciwwagi niestalosci urzqdzen ludzkich i osamotnieniajednostki, jak stoicy, rlecz ich wytlumaczenia i potwierdzenia.I rzeczywiscie znajduje w nim to sarno, co w swiecie spolecznym:nie kosmos, porzqdek, lecz chaos, nie zespolenia i wi~zi racjonalne,lecz kaprysnie powstajqce i z jaki,chs niewiadomych przyczyn znowusi~ rozpadajqce skupiska atom6w w prozni. Jedynym elementernstalym i niezniszczalnym w tej powszechnej bezcelowej zmiennoscii przemijainosci jest atom - cZqstka universum najdrobniejszai zarazem najpot~zniejsza. Pojedyncze atomy i pr6znia, atomyporuszajqce si~ w prozni, atomy uderzane przez inne atomy i przezskupiska atomowe, podlegajqce juz to atrakcji, juz to repulsji, juzto wchodzqce w sklad gromad, juz to znowu si~ rozprys.kujqce i samotne- oto epikurejski obraz wszechswiata, utworzony na tej samejzasadzie, ktora zdaje si~ rzqdzie swiatem Iud~kim. Atom - pojedynczyczlowiek, proznia - pustka spoleczna. ato zasadnicza analogiami~dzy swiatem historii i swiatem przyrody, jaka narzuca si~Epikurowi.Epikur - wbrew Heglowi i wbrew tezie Dysertacji, przypisujqcejmu nastawienie radY'kalnie ,,·antyprzyrodnicze" - na tyle byl jeszczeczlowiekiem Grecji klasycznej, ze nie odczuwal roznicy jakosciowejmi~dzy pustkq chla czlowieka i pustkq w przyrodzie, r02:­nicy, ktorq my wyraznie czujemy 12. Totez jego propozycjq ofiarowaniaczlowiekowi, ktory przestal czue siE! obywattelem swojegopanstwa-miasta, innego, trwalszego obywatelstwa, nie b~dzie, jaku stoik6w, kosmpolityzm, lecz, jesli wolno ukue taki termin odkenon - proznia, pustka, - kenopolityzm. Jednostka, kierujqcwzrok od nieprzejrzystego dIet niej swiaia spolecznego ku universumprzyrodniczemu, nie zostaje wlqczona, wintegrowana w jaJdslad wYZszego rz~du, jak w koncepcji stoickiej, lecz utwierdza si'~w swoim totainym osainotnieniu: czuje si~ jak atom, dia ktoregojedynym obszarem istnienia i ruchu, a takze, jak si~ okaze, wolnosci,jest pustka, to kenon. Ta postawa atomistyczna wyrazi si~ takiew epikurejskim wskazaniu praktycznym, Jakie roznym od stoickiego:"M~drzec nie b~dzie si~ za'jmowae politykq, chyba ze go okoliczncscido tego zmuszCJ,". Oraz w dewizie Epikura: Lathe bioSCLS,Zyj w ukryciu." T


ATOMY I LUDllE 41Atomistyezna WIZP universum, odpowiadajqca atomistyeznej swiadomosei antropologieznej Epikura, w spos6b naturalny kazala mu zainteresowac si ~ doktrynq Leukippa i Demakryta 13. Poruewaz naprawd~ wazna byla dla niego filozofia ezlowieka, a nie filozofia przyrody, rue mialby skrupul6w przed przej~ c iem po prostu ato­mistyki abderyckiej jako teoretyeznej podbudowy dla swojej antro­pologii. Totez nie pragnienie nryginalnosci, u starozytnyeh, jak juz o tym byla mowa wyzej, w og6Ie slabsze niz u nas, aru tez ignoran­eja w materiach jak na owe czasy seisle naukowy,eh, kt6rq impu­t


42IRENA KRONSKAznawcy i kontynuatora, dla Lukrecjusza, kt6ry tez wyrazil go radykalnie,z calq silq i intuicjq poety: parenkliza (parenklisis), pOladnie clinamen, owo suwerenne "prawo atomu" (lex atomi), ktore"rozrywa lailcuch przeznacZJenia" (rumpit foedera fati), jest w swiedeprzyrody tym, czym jest dla czlowieka, "w naszej piersi" (inp€ctore nos.tro) - wolnose 16.W mechanice epikurejskiej, gdyby byla ona konsekwentnie mechanistycznai miala tlumaczye tylko procesy zachodzqce w przyrodzie,atom, jako posiadajqcy atrybut ci~zkosci, powinien spadaew dol po linii prostej, a jesliby mial ten prosiopadly kierunek swegoruchu 'zmienic, to jedynie pod wplywem zderzenia z innymi atomamilub skupiskami atomowymi albo repulsji, a wi~ pod przymusemzewn~trznym 17. Taki mechanizmnie uzasadnialby przeto,zastosowany do swiata lud:llkiego, wolnosci indywidualnego czlowieka,lecz wlasnie jego ZJdete,rminowanie, czyli zniewolenie: przezprawo powszechne nie b~dqce jego wlasnym pl'awem (prawo przyczynowosci)oraz przez innych ludzi (inne .atomy) i przez skupiskaludzkie (aglomeraty atomowe). A i samo prawo ci~kosci, kazqcemu spadac pionowo w dol, choc przysluguje atomowi jako takiemui 0 ,tyle jest swoistym, wlasnym prawem atomowym, przyslugujeindywidualnemu atomowi na rowni z kazdym innym atomem; niewynika z jego swobodnej decyzji i woli, lecz zostalo mu nadaneprzez jego atomowq natur~ 18. Totei Epikur czuje si~ zmuszony obdarzycatam ponadto ruchem calkowicie spontanicznym, nie uwa­,. De rerum natura II 254, 279.17 Obdarzenie atomu ci


ATOMY I LUDZIErunkowanym przez nic innego, wczesniejszego ani r6wnoczesnego,ruchem przeciwstawiajqcym si~ powszechnemu zdeterminowaniu,a takze swoiscie atomowemu prawu ci~zkosci.Tym ruchem wlasnym; indywidualnym i spontanicznym jest parenklizaatomu - odchylenie drobne, nieznaczne, lecz wazkie w konsekwencje.Dzi~ki niemu, dzi~ki temu aktowi wolnosci, w kt6rymCliom sam zmienil kierunek nadany sobie przez swojq gatunkowqnatur~ i przez prawo zewn~trzne, przestaje on bye biernym ogniwemw lancuchu przyczynowym i w pewnym stopniu, na pewienczas, okresla si~ sam. Na to, co go spotka po dokonaniu parenklizy,nie moze juz miec wplywu i nie moze tego przewidziee, poniewazinne atomy r6wniei mogq si~ wlasnowolnie odchylae, a formujqcesip, coraz to nowe skupiska atom6w, podlegajqce prawom mechanicznym- bo moznose uchylenia si~ spod tych praw przyslugujetylko indywidualnym atomom, a nie atomowym ag.lomeratom ­muszq pr~dzej czy p6Zniej wciqgnqe go w sw6j wir alba winny sposob,przez uderzenie, zepchnqe go z drogi, kt6rq sam sobie wybral.Ale przez t~ jednq chwil~, kt6ra jest \viprawdzie niczym wobecwiecznosci wszechrzeczy, lecz dla atomu jest wainiejsza nii jegoniezniszczalnose i wiecznose, byl wolny: sam podjql decyzj~, sam jqzreaIizowal i znalazl si~ sam wobec proini. I ten akt wolnosci b~dziem6gI zawsze powt6rzye, ilekroe po dezintegracji i rozproszeniusi~ nowego Sku.p1skaatomowego, k,t6re mOCq przyczyn mechanicznychmusi go kiedys na czas pewien wchlonqe, ale tei sarno musisi~ kiedys rozpase, b~dzie mu nadany ruch samotnego spadania.Podobnie indywidualny czlowiek - cZqstka najmniejsza, a.le najwainiejszaw swiecie historyczno-spolecznym. Nie moie on zmieniebiegu rzeczy w ska/Ii nie tylko dla niego samego dostrzegalnej i dajqcejsi~ obliczyc ani zapobiec temu, by wir powszechny jui towciqgal go, jui to odtrqcal. Ale dana mu jest moinosc - w jakichSszczeg6lnych sytuacjach i momentach, nieuchwytnych od zewnqtrz,,;nee regione loci eerta, nee tempore eerto", jak powie poeta 19 ­uchylenia sip, od naporu swiata decyzjq wlasnej wolL Parenklizaat·omu, praelementu wszechswiata, jest materialnym, przyrodniczym,a wi~c w rozumieniu Epikura naukowym wytlumaczeniemi dowodem istnienia wolnej woH; Epikur bowiem, wbrew mlodzienczej,idealistycznej interpretacji Marksa, nie tylko nie chcial zdegradowaei zanegowae przyrody, lecz w niej wlasnie szukal potwierdzeniaswojej doktryny wolnosci i byl przeswiadczony, ieprawdziwy spok6j wewn~trzny i niewzruszonose ducha, prawdziwaataraksja, musi bye oparta na wiedzy, i to wlasnie wiedzy przyrodniczej,na fizyce. Dlatego tei tak si~ upieral przy swoim dogmatyz-It Lukrecjusz, De reTtlm natura II 259-60, 293.43


44 IRENA KRONSKAmie - w greckim, historyczno-fhlowficznym tego slowa znaczeniu,w ktorym oznacza ono przekonanie 0 istnieniu prawdy i 0 mozliwoscijej poznania i wyIozenia, dlatego tak gwaltownie zwalczalwszelkie formy agnostycyzmu i sceptycyzmu i nie mogi przejqc odDemokryta jego pesymizmu poznawczego. Adiaforia gloszona przezwsp6Iczesnych mu sceptyk6w, praktycznie dajqca moze czlowiekowitakq samq niewzruszonosc wo'bec urderzen swiata i losu, jak epikurejskaataraksja, byla dla niego nie do przyj~cia, poniewaz bylaoparta nie na wiedzy, lecz na rezygnacji z wiedzy. Wqtpienie i niepewnosc- dowodzH nieznuzenie - uniemozliwiajq spok6j ducha,ten warunek niezb~ny suwerennej wolnosci czlowieka. (Tak samozresztq uW.fl,zali stoicy, druga obok epikurejczyk6w hellenistycznasz-koia dogmatyczna, tylko ze ich doktryna przyrodnicza byIa, zdaniemEpikura, falszywa, a obiecywana przez nich apatheia, wolnoscod nami~tnosci, wzruszen, l~ku i cierpienia, nie byla prawdziwqwolnosciq, lecz uleglosciq wobec koniecznosci, czyIi najwi~kszymzniewoleniem).Czlowiek, atom spoleczny, czerpie swoje prawo do wolnosciz praw rZqQzqcych w przyrodzie, rna jednak t~ przewag~ nad atomemfizycznym, ze moze siebie swojq wolnosc u8wiadomic. Dzi~kisamowiedzy zdolnosc do parenklizy - to, co dla atomu przyrodniczegojest tylko jednq chwilq, jak moment transportu dla wi~znia,kt6ry "prosi, by go przeniesiono ze starej celi, ktorej nienawidzi,do nowej, kt6rej dopiero nauczy si~ nienawidzic" 20 - dla czIowiekamaze stac si~, a dla epikurejskiego m~drca faktycznie si~stanie kondycjq trwalq i niezbywalnq. Dzi~ki filozofii - to znaczydzi~ki doktrynie Ogrodu, bo swojq nauk~ uwazal Epikur za filozofi~pierwszq i jedynq - raz poznawszy moilliwosc odsuni~cia si~od wiru spolecznego, uchylenia si~ od kierunku, jaki mu wyznaczajqslepe wydarzenia historii, czIowiek indywidualny b~dzie si~uchylal zawsze, chyba ze do jakie-gos uczestnictwa "okolicznoscigo zmuszq". Ale takze i wtedy zostaje mu mo:i:nosc uchylenia si~duchowego, izolacji wewn~trznej, a w sytuacjach granicznych ­uchylenia si~ ostatecznego, ostatecznego powrotu do pr6zni, jakimjest swobodnie wybrana smierc.J ak atom przyrodniczy w akcie spontanicznej parenklizy jestsam wobec pr6zni, tak czlowiek swojq wolnosc realizuje i utwierdzaw ten spos6b, ze traktuje swiat otaczajqcy tak, ja1kby bylpusty. Wszelkie wi~zi spoleczne Sq dIan r6wnie przypadkowe i nietrwale,jak dorazne skupiska atom6w, kt6re w kazdej chwili mogqsi~ rozprysnqc w pr6zni. Jedynq wi~ziq, ja'kq nie tylko dopuszcza,.. Por. Franz Kafka, Aforyzm 13 (Nowele I minlatury, Warszawa 1961, s. 372).


,ATOM\' I lUDZIEIecz postulluje i ceni, jest swobodny zwiqzek z wybranymi, tak jakon indywiduaInymi, odchylajqcymi si~ i woInymi atomami ~przyjazn. "Przyjazn jest najwi~kszym ze wszystkich dobr, jakimioQdarza nas mqdr06c dla zapewnienia szcz~scia przez cale zycie"."M~'rzec ' potrafi si~ przeciwstawic Iosowi i nigdy nie porzuci przyjadela" 21."Wolnosc nie jest ,powrotem do pustki, Iecz istnieniem w spolecznejcalosci. Wolnooc nie jest regresem ad integracji i okreslenia,Iecz jest urzeczywistnieniem wyeszych form zwiqzku. I za­Ieinosci" - m6wi dzisiaj poeta. 22 Ale dla Epi'kura wolnosc bylatym wlasnie: powrotem do pustki. Byla to wolno~c negatywna,wolnosc od swiata, a nie wolnosc w swiecie, "wolnosc od istnienia,a nie wolnosc w istnieniu", jaik to formuluje autor Dysertacji 23.BiorqC Epikura w obron~ przed wszystkimi zarzutami, jakie mustawiano w starozy,tnosci i w czasach nowszych, MaI1ks przyznajemu najwyzsze cnoty filozofa: autentycznosc, czyli prawd~ subiektywnq,oraz wyczuwanie i wyraianie ducha czasu, swojego czasu,czyli prawd~ historycznq. Widz'!c w nim postac egzemplarycznqdla epoki zmierzchu ant)11ku, poniewai: wyrazil i pot~pil wszystkiejej sprzecznosci bezwzgl~dnie i radykalnie, a rue usilowal ichusprawiedliwiac i czlowieka z nimi pogodzic, jak stoicy, ani bagatelizowac,jak sC€iptycy, w tym sensie stawial go za wz6r filozofomwsp6lczesnym. Ale jednoczesnie ostrzegal przed epigonizmem,przed przejmowaniem jego wynik6w w czasach zupelnie innych,bogatszych 0 doswiadczenia i przemyslenia shlileci, a przede wszystkimfrancuskiego Oswiecenia i filozofii RegIa. Wolnosc, kt6rejmozna zazywac tyliko "w prywatnym swiet,le lampy", w epikurejskimOgrodzie Iub w ogrodzie uprawianym przez Kandyda, nie zastqpitej wolnosci, kt 6ra bylaby doswiadczana takze "w sioncuog6Inym i powszechnym". W tym .sensie epikureizm byl szcz~sciemtylko "dla swoich czasow" 2,1 .Ale z drugiej strony nauka Epikura rna cos do zakomunikowaniataki e inym czasom, kaidej epoce. Albowiem jesli nie rna wolnosciw jednostkowej samowiedzy, w indywiduaunym czlowieku­-atomie, nie zreali~uje si~ wolnosc w swiecie. "Gdy mamy przedsobq indywiduum wystraszone i skurczone, w6wczas mimo wolioglqdamy si~ za radq i pomoc,!, nie wiemy, czy sami w og6le jeszczeiyjemy, i boimy si~ wlasnej zatraty. Ale na widok smialegoskoczka za,pominamy, czym jestesmy, c:rujemy si~ uwzniosleni niby" Diogenes Laertlos, ~ywoty I poglqdy slynnych jilozOf6w, Warszawa 1968, s . 656I 642 (ks. X: Epi kuT)•.. Miroslav Holub w cytowanym wyzej tomiku A~kol i , s. 69..., Wy d. MEGA, s. 40, w y d. polskle, s. 83... Wy d. MEG A, s. 133, w yd. pol., s. 249.45


46 IRENA KRONSKAjakies pot~gi ogolne i oddyehamy smielej" 25. Wolna, suwerennatls.mowiedza ezlowieka jest "b6stwem najwyZszym", poza ktorymi ponad ktorym nie ma bostw innyeh, a "najwznioslejszym sw i~ tymi m~ezennikiem w kalendarzu filozofieznym" jest samotny na ska­Ie Prometeusz, ktory Hermesowi wyslanemu przez Zeusa z misjqsklonienia go do posluszenstwa odpowiedzial, "ie swojej niesze z ~­snej doli nigdy rue zamieni na jego sluialstwo" 26. Prometeusz,ktory nie dal si~ upokorzyc i zniewolic, byl wolny tak, jak ezlowiek-atomu Epikura: wolny tylko wewn~trznie, wolny od swiata,a nie w swieeie. Ale wyzwolenie "prywatne" jest pierwszym i konieeznymwarunkiem wyzwolenia "publieznego", odezuwanego takie"w sioneu ogolnym i powszeehnym". I ehociai parenkliza atomurue zapewnia wolnosci w swieeie, to dla wolnosei w swieeiepotrzebna jest takie parenkliza atomu.Irena Kronskaprzedwiosnie 1969 - jesien 1972!5 W y d . MEGA, s. 121. w y d. pol., s. 224-225. Owym indywiduum wystraszony mjest w t ym kontekscie pobozny krytyk epikureizmu, Plutarch, a s mialy m skoczkiem- epikurejski poeta Lukrecjusz." W yd. MEGA, s. 10, wyd. pol., S. 9.


WIEStAW SZYMONA OPYVES CONGAR ­TEOLOG W SlUZBIE LUDU BOZEGOYves Congar skladajqc posmiertny hold K. Barthowi powiedzialrn. in., ze geniusze na ogol dopiero z perspektywy wiekow ukazuj4nam si~ jako pot~zne samotne szczyty na rowninie. Przez wspolczesnychsobie nie mogq bye wlasciwie ocenieni ze wzgl~du na brakkoniecznego w tyrn wypadku dystansu, niejednokrotnie ZM i sarnodzielo, choe istotnie na miar~ geniusza, nie zdqzylo jeszcze wydaewszystkich owocow. Jesli jest to sluszne w odniesieniu do tych, coodeszli, trudnoSci stajq si~ jeszcze wi~ksze, gdy chodzi 0 ludzi zyjqcychi, tak jak Congar, wrazliwych na wspolczesne prqdy i gotowychzawsze zmodyfikowae swoje poglqdy w imi~ wi~kszej wiernosciprawdzie. Nie tylko brak tu perpektywy czasu; sarno dzielonie zostalo jeszcze doprowadzone do konca. W Polsce nazwisko Congara,od dawna nie obce w~zszernu gronu specjalistow, stalo si~powsze(!hnie znane dopiero w latach Soboru, kiedy to Congar obokRahnera, Schillebeeckxa i innych czolowych pionierow odnowyw Kosciele byl nie tylko jednyrn z wielu ekspertow soborowych,lecz teologiem, ktorego wklad wplynql w sposob istotny na kierunekobrad w Auli i to we wszystkich niemal dyskutowanych najwazniejszychproblemach. Mimo tego rozglosu, mimo odbytej kilkaJut temu podrozy po Polsce, zycie i osobowosc Congara jak i zasadniczewytyczne jeg.o teologii nie Sq u nas szerzej znane. Celem ponizszychuwag jest ulatwienie nieco dokladniejszego zapoznania si~z Co.n.garem, czlowiekiem i teologiem *.Ur. 13.IV.1904 r. w Sedanie z rodzkow nalezqcych do srodowiskadrobnomieszczanskiego, jako najmlodszy z czworki rodzeilstwa, Yvesotrzymal staranne wychowanie religijne w duchu surowosci i patrio­• Oparte S'l one w duzej mierze na monografii J. P. Jossua. Le Pere Conqar. La!hllologle au service du Peuple de Dieu (Cerf 1967, s. 276). Autor jej, dominikanin,jest uczniem i przyjacielem Congara.


48 WIESlAW SZYMONA OPtyzmu, wlasciwych wtedy temu srodowisku. ad wczesnego dziecinstwawpajano mu przekonanie, ze autentycznego szcz~scia naleiyszukae w sumiennym wypelnianiu obowiqzk6w. Mysl zostania ksi~dzemzrodzila si~ w nim juz w 15-tym roku zycia, na tle pewnegopoczucia samotnosci i l~ku oraz przeswiadczenia, ie nie stoi na wysokoScizadania. Podobny stan psychiczny wracal zresztq u niegowe wszystkich decydujqcych momentach jego zycia. Na dnie jego powolaniakaplailskiego i zakonnego lezalo od poczqtku pragnienie nawolywanialudzi do nawr6cenia, cos wi~c bardzo dominikanskiego.Po dw6ch latach malego seminarium i roku sluzby wojskowej Yveswst~puje do Serninarium. Na progu nowego zycia odczuwa wahania,wydaje fiU 'Si~ ono :zJbyt ciasne i zamkni~te, jego zastneienia budzir6wniei pojmowanie 'zycia duchowego niemal wylqcznie jako konsekracjii separacji od swiata. Trzyletni pobyt w Seminarium tookres studi6w filozoficzny,ch, wtajemniczanie si~ wsw. Tomasza,kontakt z jego doktrynq ale zarazem poznanie i umilowanie osoby.Slucha tu wyklad6w Maritaina i Blanche'a, nalezy do k6lka miIosnik6wsw. Tomasza, w kt6rym ustalonym autorytetem komentatoracieszy si~ Jan od sw. Tomasza, zas konferencje i rekolekcjedajenajcz~sciej o. Garrigou-Lagrange. Z czasow Seminarium datuje si~jego zainteresowanie a potem zachwyt pi~knem liturgii, kt6rej calebogactwo i urok mogl podziwiae biorqc ,cz~sto udzial w nieszporachopactwa benedyktynskiego w Conques. Rok 1925 to data jegowstqpienia do zakoa1U dominikanskiego. Po roku nowicjatuw Amiens skierowany zostaje do Kain-la-Tombe w Belgii, gdziedominikanie francuscy po wygnaniu z Francji zorganizowali domstudi6w znany pod na~Wq Saulchoir. Tomizm, z jakim si~ tuponowniestyka, rna nieco odmienny ,charakter. Gardeil, LemmonnyerMandonnet, Roland-Gosselin, a zwlaszcza Chenu nadali od samegopoczqtku temu osrodkowi znami~ history,cyzmu. Dzi~ki szeroko zakrojonymstudiom biblijnym i patrystycznym, a zwIaszcza mediewistycznymbadaniom kierowanym przez Gilsona, osiqgnql on wysokqkultur~ historycznq, zyskujqc rownoczesnie pewien dystansw stosunku do tomizmu Szkoly. Jego intelektualizm byl szcz~sliwier6wnowazony przez cechujqcy go od poczqtku zapal apostoiski,przejawiajqcy si~ m. in. w zywym kontakde utrzymywanym z misjamidominikanskimi. W tym okresie na intelektualnej formacjiCongara zawazyl w szczegolny sposob wplyw 0 10 lat starszegow Zakonie o. Chenu. On to glownie rozbudzil w nim zainteresowaniehistoriq, nie tyle typu erudycyjnego co pod kqtem jej przydatnosciw rozwiqzywaniu wsp6lczesnych problemow.Dose wczesnie zarysowuje si~ zasadniczy kierunek badan mlodegoteologa. Otrzymawszy 25.VII.1930 r. swi~cenia kaplanskie przyst~pujeniebawem do opracowywania tezy lektmskiej i wlasnie


YVES CONGARjako temat obiera zagadnienie jednosci Kosciola. Od nast~pnego roku,w zwiqzku z przeniesieniem si~ o. Chenu do Ottawy, obejmujewyklady wst~pu do teologii. W tym czasie zapoznaje si~ blizejz myslq modernistycznq, przede wszystkim z poglqdami Loisy, korzystajqczas z przerwy w zaj~ci:lch w Saulchoir doksztalca siGw Instytucie Katolickim w Paryzu, gdzie ucz~szcza na wykladyteologii -protestanckiej i socjologii. Nawiqzuje kontakty osobistez teologami ikalwinskimi, ,Z'apoznaje si~ blizej z Mounierem. Wrazz o. Chenu i o. Feret podejmuje zamiar iIla,pisarua historii teologii,plan ten jednak, wskutek r6znych przeszk6d, nigdy nie zostal zrealizowany.Od poczqtku swej dzialalnosci naukowej Congarokazujesi~ bardzo plodnym pisarzem, publikujqc jeden za drugim artykuly,m. in. tak powazne jak Theologie dla DTC w 1938 r. Po o. Chenuobejmuje redagowanie Revue des Sciences. W r. 1937 ukazuje siGpierwszy tom zainicjowanej przez niego ekIezjologicznej serii "UnamSanctam" pt. Chridiens desunis. Par~ lat p6zniej ukazuje si~ innepowazne dzielo z zakresu teologii Kosciola, Esquisses du mystered(~ l'Eglise.Wyt~zona praca naukowa nie przeszkadza mu byc otwartym naaktualne sprawy Kosciola i swiata. Angazuje si~ w dzialalnoscduszpasterskq, nawiqzuje kontakt z JOC i Action Franc;aise, rosniew post~pie geometrycznym ilose wyglaszanych przez niego co rokukazan, konferencji i rekolekcji. Wybuch drugiej wojny swiatowejprzerywa brutalnie jego prac~. Zmobilizowany, nast~pnie wzi~tydo niewoli, przez niemal pi~c Iat jest pozbawiony mozliwosci barclziejintensywnej pracy. Nie byl to jednak, przynajmniej pod pewnymwzgl~dem, czas stracony. W okresie niewoli pogl~bia si~ w nimzaszczepione juz w ('zasie studiow zrozumienie koniecznosci kontaktuze swiatem. W jednym z. jego list6w obozowych czytamy:"Nigdy odtqd nie Ib~d~ juz m6g1pisac tak, jaklby nie bylo Iudzicierpiqcych, pewne prace typu akademickiego staly si~ odtqd dlamnie niemozliwe". Po uwolnieniu rzuca si~ znowu w wir dzialaInoscinaulmwej i duszpasterskiej. Zar6wno z teoretycznych przemyslen,jak i z kontakt6w z kwitnqcym bujnym zy,ciem pra,gnq'cego si~reformowac Kosciola FraiIlcji powojennej, rodzq si~ nowe dziela, zebywyliczyc tylko najwazniejsze: Vraie et fausse reforme, Saeerdoeeet lateat, Mystere du Temple, Jalons pour une theologie du lateat,Le Christ, Marie et Z'Eglise. Mimo podj~tych na nowo w 1945 r.wyklad6w w Saulchoir pozostaje mu dosyc wolnegoczasu, by posunqcsi~ nieco w realizaeji drogiej mu do poczqtku idei stworzeniateologicznego traktatu 0 Kosciele.Niebawem jednak pojawiajq si~ nowe czynniki, kt6re sprawiajq,ie dzialalnosc jego, choc nie przerwana calkowicie, zostaje przyhamowaiIla.Jeszcze przed WOjiIlq Congar, m. in. ze wzgl~du na swe4 - ZNAK49


50 WIESLAW SlYMONA orzainteresowania ekumeniczne i lansowane przez siebie haslo powrotudo :hodel w teologii i iyciu Kosciola, byl podejrzany i uchodzitza niebezpiecznego w niektory,ch kolach. Od 1947 r. caly klimatnieufnoQsci, ostrzezen i karnych interwencji, jaki wowczas panowa!w Koociele, sprawil, ie CongaI' napotyka na coraz wi~ksze trudnosci.ZdeeydoQwany okazywae zawsze pelnq lojalnose wobec przelozonych,zmuszony jest prosie 00 zezwolenie na wszystkie formy swejdzialainosci, coraz ,cz~sciej spotyka si~ z odmowq i musi rezygnowacnawet z publikaeji niektorych prac. Zmuszony opuscie w 1954roku zagroione w swej egzystencji Saulchoir, przebywa najpierwjako rezydent w domu Szkoly Biblijnej w Jerozolimie, potem czterymiesiqce w Rzymie i rok w Cambridge, ciqgle pozbawiony prawawykladania, odsuwany od a!ktywnej pra'cy, zostaje wreszeiew 1956 r. zaproszony przez bpa' Webera, ordynariusza Strasburga,i tu pod jego opiekq .moie rozwill1.qe intensywnq dzialalnose duszpasterskq:wyklady, rekolekcje, konferencje, kazania.Wraz z pontyfikatem Jana XXIII przychodzi rehabilitacja i odrazu 110wa seria przygotowywanych od lat publikaeji. Wkrotce pozapowiedzi Soboru CongaI' zostaje mianowany konsultorem KomisjiPrzygotowawezej, nast~pnie ekspertem Komisji Teologicznej Sobol'll.Zarowno Jan XXIII jak i Pawel VI okazujq mu liczne dOWoodyzaufania. Usuwanie w cien , i skazywanie na milczenie ust~pujqnagle miejsca zaproszeniom i propozycjoQm wspolpracy tak licznym,ze trudnym do zrealizowania. Ten okres dzialalnosei Congara jestmoie najlepiej znany tym, ktorzy sledzili z dnia na dzien przebiegSoboru. Smialo moina powiedziec, ie jego tworezy wysilek przyezynilsi~ do lepszego zrozumienia i ust~wienia wszystkieh wielkiehtemat6w Soboru: eklezjologii, ekumenizmu, laikatu, kaplan··stwa, misji i Tradyeji. Bylo to moiliwe oezywiseie w pierwszymrz~dzie dzi~ki jego aktywnemu udzialowi w praeaeh komisji i podkomisji,0 szybkim przyjmowaniu si~ jego idei zadeeydowaly jednakrowniei zaufanie oQbu papieiy, jego postawa w okresie trudnoseiprzed Soborem oraz niezliezona ilose konfereneji i dyskusji, 'w ktoryeh wziql udzial w toku samego Sobol'll. Dla tego niezmordowanegopracownika na roli Boiej bylo wielkq pocieehq widziec,jak ziarno rzue.ane eierpliwie od trzydziestu lat zaezyna wreszeiekielkowac i wydawac owoee. Zaraz po Soborze obejmuje kierowni·etwokilkunastotomowej serii tekst6w i komentarzy dokument6wsoborowyeh. Wydaje tei od lat przygoQtowywanq histori~ eklezjologii.Doprowadzona tylko do r. 1967 bibliografia jego publikacjiobejmuje prawie tysiqc tytulow. Jui tylko symboliezne znaezeniew procesie rehabilitaeji ma jego powr6t wiosnq 1968 r. do Etiollespod Paryiem, od 1937 r. siedziby Saulehoir. Wobee jego stopniowejlikwidaeji przenosi si~ do Paryia i tu w ·konwencie sw JakubCl ,


YVES CONGAR 51mimo ciqgle pogarszajqcego si~ stanu zdrowia, nie przerywa swejdzialalnosci:IIPoznanie czlowieka, a wi~c srodowiska, w ktorym wyrosl i ktoreuksztaltowalo jego osobowose, jego powolanie, studiow i kierunku,jaki sam pragnql nadae wlasnemu zyciu, umozliwia pelniejsze zrozumieniejego dziela. W przypadku Congara jest to tym wazniejsze,ie ci, ktorzy nie znajq go osobiscie, lecz tyl'ko popr,zez fragmentyjego dziel, jesli wr~cz nie przez krzywe zwierciadlo polemiki, jakasi~ w pewnym okresie wokol niego wytworzyla, majq cz~sto falszy-'we 0 nim poj~cie, przedstawiajqc go sobie nie jako czlowieka oddanegosluzbie Ewangelii, gl~boko zakorzenionego w Tradycji, ileraczej jako suchego intelektualist~, ezy tez nowatora i rewolucjo-.nist~.Congar okreslil sam siebie jako "Celta z Arden" i to pochodzeniewycisn~lo niezatarte pi~tno na jego temperamencie i usposobieniu,Twardy, nieco nawet szorstki, porywczy i latwo si~ zapalajqcy,umiejqcy jednak dobrze ukrywae swojq wrazliwooe. Kierujqcy si~na co dzieil odruchami i fantazjq, lecz narzuconym sobie dobrowolniedrobiazgowym pragnieniem zarowno zaj~e jak i chwil wytchnienia,Nie bez odrobiny uszczypliwosci ktos 0 nim powiedzial, ze kochaczlowieka, trudniej mu jednak przychodzi kochae okreslonq osob~.W przeciwieilstwie do swego wspolbrata i mistrza o. Chenu nie po-.siada daru spontanicznego ujmowania sobie ludzi. W zyciu co·­dziennym w klasztorze braterski, czuly na potrzeby innych, drz\vijeg() zakonnej ,celi Sq zawsze dla wszystkich otwarte. Pewnq suro-.wose plynqcq z bezwzgl~dnej wiernooci prawdzie, zarowno w ba-.daniach naukowych jak i w pracy dydaktycznej, lagodzi w nimwielki takt osobisty i prosta dyskretna milose.Srod()wisko, z ktorego pochodzil, przyczynilo si~ rowniez do tego 1:i.e Congara, wbrew dose rozpowszechnionemu mniemaniu, cechujeogromne przywiqzanie do tradycji. Umilowanie przeszlosci zostato.w nim ugruntowane rosnqcym z latami przekonaniem, ze cala spusciznadziejowa, jakq dziedziczy, jest istotnym czynnikiem ksztaltujqcymterazniejszose i ie bez gruntownej jej znajomosci nie sposobzrozumiee terazniejszosci. Jego szacunek i przywiqzanie do tra-.dycji dalekie Sq jednak od ciasnego tradycj()nalizmu. Holduje onzasadzie, ze - zwlaszcza w teologii - od najswiezszej tradycji naleZyodwolywac si~ do najgl~bszych i najbardziej autenty.cznychjej warstw. W tym tei kontekscie nalezaloby chyba r·ozumiec stosunekCongara do sw. Tomasza. Moze si~ to wydac zaskakujqce,gdy chodzi 0 tak post~powego teologa jak on, niemniej prawd?


52 WIESlAW SZYMONA OPjest, ze od czasu formacji sw. Tomasz pozostal dla niego najwi~kszymMistrzem i wzorem w teologii. Doktor Powszechny jest dlaniego teologiem rzeczywistosci, ktory swe krotkie zycie poswi~cilczytaniu nowy,ch autorow i dialogowi z wszystkimi "innymi" swojejepoki. Sw. Tomasz to realizm, to otwarcie, to cierpliwe i pelneszacunku doszukiwanie si~ ziaren prawdy nawet u odrzucanych


YVES CONGARwosci i wytrwalosci. Na te dwie ostatnie cechy naleiy ZWrOCICszczegolnq uwag~. Moie dzi~ki wysokiej kulturze biblijnej, jakq pOsiada,drogi mu jest bi,blijlllY obraz z'iama i siania. Rolni.'k, ktorysieje ziarno powierzajqc je ziemi i sloncu, wie dobrze, ie nast~pniemusi cierpliwie czekae i pozwolie dzialae przyrodzie. Podobnie misjonarz,apostol, nauczyciel winien miee wyczucie niezb~dne.gookresu dojrzewania i niejednokrotnie musi zadowolie si~ rzuceniemziarna, niepewny czy doczeka si~ dostrzegalnych owocow swegotrudu. Wiemy, ie proba dlugiego oczekiwania nie byla Congarowioszcz~dzona. Do przetrwania najci~iszych chwil dopomoglo muprzede wszystkim gl~boko zakorzenione w nim poczucie obowiqzkuoraz posluszenstwa i lojalnosci -w:obec przeloionych. I cos wi~cejjeszcze, co moie lepiej wyrazic jego wlasnymi slowami wyj~tymiz przedmowy do Chretiens en dialogue. "Krzyi jest warunkiemkaidego swi~tego dziela. W tym, co dla nas jest krzyiem, dzialasam Bog. Jedynie tq drogq docieramy do pewnej autentyczIloscii gl~bi naszej egzystencji. Krzyz jest ,cenq, bez ktorej iadne ludzkieprzedsi~wzi~cie nie rna powagi (...). Tylko ten, kto cierpial zaswoje przekonania, zdobywa pewnq sH~, pewnq niezaprzeczalnqwartooe i zarazem prawo do szacunku i posluchu. (...) Jesli wyszedlernzwyci~sko na plaszczyinie duchowej, a w koncu po prostu jakoczlowiek, to tylko dzi~ki pelnernu przyj~ciu Krzyia i samounicestwieniu".Gdy w r. 1945 odczytano mu przykrq decyzj~ 0 zakazie wykladania,obecni przy nim w tym momencie wspolbracia uslyszeli,jak wyrwalo mu si~ z ust: "Za Kosciol tl'zeba oddac wszystko". Mimobolesnych doswiadczen, za ktore wini! system w Kosciele, zad':::rv,:alpogod~ i wiar~ w iycie. ,,2ycie jest silniejsze nii wszystkoinne, one Zlatriumfuje nad wszystkim" - zwytkl powtarzae. Te'raz,kiedy cieszy si~ powagq, kiedy otaczany jest kr~pujqcymi goezasemzaszezytami, wszystkie te dowody uznania przyjrnuje ze skr.omnoociqzawsze cechujqcq prawdziwq wielkosc.Wi2rnose wlasciwie poj~tej Tradyeji wcale nie wyklueza pewnegbreformatorskiego profetyzmu, wr~cz przeciwnie, te dwie postawywzajemnie si ~ siebie domagajq. Glownym zrodlem profetyzmuCongara jest, jak si~ wydaje, jego bezwzgl~dne umil,owaniep rawdy, stawianej ponad wszystkie autorytety ludzkie, oraz synow-·skie przywiqzanie do Kosciola. Czy ofiejalne autorytety gloszq jakqsprawd~ ezy nie, w niczym nie zmienia to samej prawdy. OczywiScien ie naleiy zbytnio ufae sobie samemu, ani tei zbyt pospiesznie wyciqgaewnioskow, totei Congar, zanim opublikuje swe dziela, zwlaszezate zawierajqce bardziej kontrowersywne tezy, p oddaje je OSqdowiswyeh przyjaciol, prosi 0 rad~, nie odrzuca wskazowek. Niemniejpewny jest, ie to nie autorytety tworzq prawd~, lecz przeciwnie,'one same winny bye oSqdzane w swietle prawdy. Zrozu­53


54 WIESlAW SZYMONA OPmienie tego usuwa w znacznym stopniu strach, plaszczenie si~i wewn~trzne zwichni~cia. Rodzi wolnose chrzescijanslq, t~, do kt6­rej wyzwolil nas Chrystus - prawo do gloszenia wlasnych przekonailIub milczenia, ale bez tch6rzliwego wycofywania si~ . Wiernos(:prawdzie wymaga zawsze duiej odwagi, a szczeg6Inie wtedy, kiedyw jej imi~ trzeba podwaiae gl~boko zakorzenione i powszechnieuznaw::me pewni·ki i kiedy za nimi stojC! wysokie autorytety. Con garprzez swojq odw a g~ i ducha wolnosci ustawia si~ w linii swieiej tradycjidominikanskiej, przedluiajqc szereg takich postaci }ak Lacordaire,Lagrange i Sertillanges. Druga cecha, miloSe do Kosciola, s,prawia,ze Congar, nawet jesli IkrytY'kuje pewne przejawy zycia KoSciola,takie w najtrudniejszych okresach swego zycia, ani na chwil~nie waha si~ pozostae wewnqtrz Kosciola, cierpiqc z powodu najmniejszychjego bra1k6w, walczqc 0 to, by oblicze jego bylo corazbatdziej ewangeHcme. W jednej ze swych ostatnio wydall1ych ksiqzektak wyraza swe uczucia wzgI~dem Kosciola: "Jestem niezmierniewdzi~czny Kosciolowi za to, ie mi dal iycie i ze w calym tego slowaznaczeniu wychowal mnie do porzqdku i pi~kna (.. .). Kooci61, mojedomowe ognisko, byl bezpiccznym i zacisznym miejscem dia mojejwiary i modlitwy".Congar nie jest czlowiekiem, kt6ry by mimowolnie tworzyl legend~wok61 wlasnej postaci. Nie b~dzie si~ prawdopodobnie opowiadaeanegdot na jego temat. Przesadq moie byloby tei twierdzie,ze teologia jego stanowi nowq epok~, choe Sq tacy (nie tyllw katolicy),kt6rzy twierdzq, ie data ukazania si~ Chretiens desunis stanowigranic~ dwoch epok udzialu katolikow w ekumenizmie. Z calqpewnosciq moina jednak stwierdzic, ze zar6wno osoba Congarajak i jego dzielo nie mogq pozostae niezauwaione. Poznawszy cz1owiekaprzyjrzyjmy si~ z kolei zasadniczym wytycznym i elementomjego dziela.IIIZdecydowana wola sluzenia ludziom wywarla zasadniczy wplywna ukierunkowanie i charakter teologii Congara. Dzielo jego wyrosloz aktualnych potrzeb, ze zrozumienia systuacji w Koscielei Kosciola w swiecie. Okolo 1930 r., a wi~c w okresie kiedy Congarzaczynal pisae, na Zachodzie Z


, YVES CON GARw srodowisku tradycyjnie protestanckim szybko zetknql si~ z praktycznymiproblemami wynikajqcymi z podzialu chrzescijan. JlIZjako 10-letni chiopiec miewal "teologiczne" dyskusje z rowiesnikiem,synem miejscowego pastora. Pozniejsze lata, a zwlas:bcza stlldiaw Saulchoir, lIczuIily go na wspolczesne problemy Koscioia i jegoteologii. Jego ekumeniczne powolanie skrystalizowalo si~ przedswi~ceniami kaplaiiskilffii przy rozwazaniu 17-go rodzialu sw. Jana,oraz przy opracowywaniu tezy 0 jednosci Kosciola. Bardzo szybkozrozumial on, ze ekumenizm nie moze bye pojmowany jako wqskaspecjaIizacja, lecz ze jest on istotnym wymiarem wszelkiej rzeczywistoScikoscielnej, ze domaga si~ on nadto rownoczesnego przeksztalceniamentalnooci, reformy i nawrocenia do Ewangelii wewszystkich wspolnotach chrzescijaiiskich i ze musi on ise w parzez odnowq biblijnq, liturgicznq i eklezjologicznq. Chodzi po prostuo obrocenie Kosciola 0 kilka stopni wokol jego wlasnej osi, tak byznalazl si~ on w pozycji mozliwie najbardziej zgodnej z innymichrzescijanami w jeszeze wi~kszej niz dotychczas wiernosci jedynemuZrodlu i naszym wspolnym irodlom. Wynika stqd koniecznoseprzemyslenia na nowo co.lej teologii Kosciola i jego zycia wewszystkich aspektach. Przede wszystkim zas nalezy zaczqe od siebie,od pracy na wlasnym podworku.Congar posiadal niezb~dne warunki, by stanqe do takiej pracy.Przede wszystkim chcial i potrafil sluchae innych. Przekonany byl,ze podstawowym warunkiem kazdego owocnego dialogu jest osobisteprzeswiadczenie, ze elementy prawdy mozna znalezc takZeu innych i ze nalezy je przyjqc, gdziekolwiek by si~ znajdowaly. 1nnymislowy - postawa autentycznego katolicyzmu, nie tyle w sensiegeograficznym co idqcego w glqb. Z Saulchoir Congar wynioslzwyczaj niezadowalania si~ danymi z drugiej r~ki i sprawdzaniaswej wiedzy u zrodla. Lata 1932-40 to okres podrozy, kontaktowi sluchania innych. Wszyscy niemal, ktorzy w tym czasie cos znaczyliw ekUim€iIlizmie, zarowno katolky jak protestanci czy prawoslawni,byli informatorami Congara. W Niemczech zapoznaje si~z kr~gami luteraiiskimi, w ParyzlI, Chevetogne i Amay odwiedzateol,ogow prawoslawnych, jedzie do Anglii, by tam na miejscu zapoznaesi~ z problemami Kosciola anglikanskiego. Utrzymywalscisie stosunki m. in. z Grati€ux, Beauduin, Lialine Couturier, najwybitniejs~ymiowczesnymi pionierami ruchu ekumenicznego, niech~tmiez,resztq widzialIlymi ,przez oficja'lne kola. W swej dzialalnosci.ekumenicznej spotyka si~ tez z K. Barthem, w ktorym widzi przyszloseteologii protestanckiej. Od 1934 r. Congar jest juz na tyleznany i ceniony, ze moze pozwolie sobie na nowe inicjatywy ekumeniczne,glownie organizowanie zjazdow i spotkan teolog6w przedstawicieIir6znych wyznan. W Vie IntellectueHp zamierza calq serip.55


56 WIESlAW SZYMONA OPartykulow 0 tematyce ekumenicznej. W r. 1935 zapowiada now'!kolekcj~ Unam Sanctam, Iktora odegra ogrOIDillq rol~ w rozwojuruchu ekumenicznegoO. Chociaz z racji zewn~trznych Congar w swejdzia~alnoOsci rna do {!zynienia przede wszys1lkim ,z protestant-ami, nil'pomija tez okazji kontaktow z Prawoslawiem, w przekonaniu, zei one mogq wzbogacic jego teologi~. Sam przyznaje, ze tym spotkaniomzawdzi~cza wi~kszq wrazliwosc na aspekt kosmiczny i wspolnotowyKosciola, oraz przezwyci~zenie przesadnego konceptualizmulaciilskiego. Poswi~ca wiele czasu wyswietleniu historycznych i teologicznychczynnikow stopniowego oddalania si~ Wschodu az docalkowitego odlqczenia si~ od ZachoOdu.W wyniku licznych i roznorakich kontaktow z bracmi odlqczonymiCongar coraz cz~sciej widzi si~ zmuszony poddawac rewizjiutarte schematy myslowe, poszerzac dotychczasowe kategorie teologkznew imiG wi~kszej wiernosci prawdzie, nawracac si~ do Ewangelii,jak sam lubil si~ wyrazac. Umacnia si~ w nim przekonanie, zejego wlasne poslannictwo w dziele zjednoczenia chrzescijan polegacb~dzie na wyprac,owywaniu doOktrynalnych przeslanek reformy jegowlasnego Kosciola. W realizaeji tego powolania musial natrafic naprzeszkody i trudnosci. Anegdoty,czny tylko posmak rna przestrachsuperprotestanekiej gospodyni O. Culmanna zgorszonej wizytq gorliwegodominikanina i zaniepokojenie, ezy aby te kontakty nie SCIniebezpieczne dla ortodoksji jej pana. Gdy jednak Congar uzyskujeod przelozonych pozwolenie na ucz~szczanie na wyklady teologiiprotestanckiej w Paryzu, decyzja ta wywoluje ,oburzenie i zgorszeniejego wspolbraci, a nawet interpretowana jest jako pierwszykrok na drodze doO apostazji. W r. 1937 owczesny sekretarz Stanu,kardynal Pa-celli, odmawia 'fiU ,pozwolenia no. udzial w :konferencjiekumenkznej w Oksfordzie w chal'1lJkterze obserwatora. Za tym 2)0.­kazem posY'Paly si~ wkr6tce da:lsze decyzje, ktore w latach 50-tychzmusily Congara niemal do calkowitego rnilczenia i przerwania bezpoSredniejdzialalnosci ekumenicznej. B~dzie toO okres wyt~zonejpracy nad budowaniem solidnych podstaw poszukiwanej jednosei.Skoro ekumenizm to przede wszystldm odnowa idqca w gl"b, Congarposwi~ca wi~kszosc wysilkow tworzeniu odnowionej teologiiKosciola. Stara si~ on dotrzec do najgl~bszych roznie teologicznychlezqcych u samych hode! rozlamow w chrzescijanstwie i widzi je,szczegolnie w wypadku protestantyzmu, YI odmiennym pojmowaniutramscendenc}i i immanencji Boga, a w konsekweI1eji w taikim rozurnieniuzbawienia, ktore - w imi~ absolutnego i niezaleznegocharakteru dzialania Boga w swiecie - wydaje si~ odmawiac ezlawiekowiwszelkiej formy wspolpracy. Odrzucanie instytucji, autorytetui Tradycji okazuje si~ juz tylko konsekwencjq specyficznegoujmowania religijnego stosunku mi~dzy Bogiem i czlowiekiem ..


YVES CONGARRzecz znamienna: usuni~cie SiE) Congara od bezposredniej dzialalnosciekumenicznej i zaj~cie si~ eklezjologi'l okazalo si~ nieodwracalne.Bezposrednio przed Soborem i w czasie jego prac gl6wnympolem dzialalnosci Congara b~dzie odnowa teologii Kosciola.W mi~dzyczasie uformowal si~ zreszt


58 WIESLAW SZYMONA OPJego dzielo. Stan uduchowienia i interioryzacji wlasciwy NowemuPrzymierzu nigdy nie osiqgnie pelni na ziemi, poniewaz czklwiekzostal zaproszony przez Boga do udzialu w dziele zbawienia swiatajako istota cielesna, spoleczna i niedoskonala. Struktura tj. elementinstytucjonalny w Kosciele jest konieczny jako widzialne przedluzenieposrednictwa i wladzy Chrystusa, jest tez rzeCZq normalnq,ze caly ten aparat b~dzie zawsze do swi~tosci powierzonego mu depozytudorzucal ograniczenia i obciqzenia plynqce ze slabosci ludzkiej- i to nie tylko w osobistym zyciu jej przedstawicieli, lecztakze na plaszczyznie samego sprawowania funkcji wynikajqcychz tych struktur.Poza calkowicie relatywnym charakterem instytucji (w sensie jejbezwzgl~dnego podporzqdkow:mia tajemnicy zbawienia ludzi, kt6rejsluzenie jest jej jedynq racjq bytu na ziemi) jest spraWq istotnq, abystruktury Kosciola mialy takq konkretnq form~, kt6ra czynilaby jeprzejrzystym i czytelnym znakiem tego zbawienia i Ludu w jegonajbardziej charakterystycznych przymiotach. Congar ukazuje szczeg610woaplikacje tych og6lnych zasad nie tylko do wladzy apostolskiejw og6le, lecz obszernie omawia kaplanstwo powszechne i ministerialne,wsp6lzaleznosc mi~dzy kolegialnosdq i prymatem itd.W traktowaniu tych trudnych i kontrowersyjnych temat6w uderzazwlaszcza zr6wnowazenie poszczeg6lnych skladnik6w jego eklezjologii.Zdecydowane podkreslenie element6w chrystologicznych i antropologicznych,roli Dwcha sw. i cha,ryzmat6w w KoSciele wcalenie prowadzi u niego do pornniejszania klasycznej koncepcji roli instytucji,wladzy i prawa. Nawracajqc do wczesniejszej i pelniejszejTradycji Kosciola Congar krytykuje jedynie p6zniejsze przeakcentowaniajednych element6w ze szkodq dla innych. Raz jeszcze podkreslicnalezy, ze dla Congara tradycja i reforma wcale nie stan-owiqkoniecznej alternatywy, lecz dwa konieczne bieguny, dwa uzupelniajqcesi~ wymiary Kosciola w jego ziemskiej fazie. Poswi~cil onwiele miejsca, zwlCl.szcza w Vraie et fausse reforme wykazaniuzgodnosci tych poj~c. Istotne znaczenie przypisuje odr6znianiuw Kosciele Instytucji (Slowo, sakrament, wladza) i instytucji koscielnychstanowiqcych konkretnq jej realizacj~ ksztaltujqcq si~ nietylkio pod wplywem Ducha 8w., ale i ludzkiej slabosci i stqd ciqgledornagajqcej si~ reformy. Innym podstawowym wyznacznikiem jesttu wyciqgni~cie wniosk6w z faktu, ze dzielo zbawienia nie dokonujesi~ w jednym momencie, lecz rozciqga si~ na calq histori~. ZiamoBoze zlozone na poczqtku nie moze wydac pelnego owocu tu na ziemilecz tylko cz~sciowq realizacj~.Do udzialu w realizacji planu Bozego powolany jest nie tylkoIder, lecz wszyscy czlonkowie Kosdola. Congar zdecydowanie odrzucaczysto negatywnq definicj~ laikatu, odnajdujqc w najgl~b-


YVES CONGAR 59szych warstwach Tradycji istotne elementy konstytuujqce statushiika w Kosciele. A wi~c przede wszystkim przynaleznosc do LuduBozego na mocy salm-amentu chrztu stanowiqcego podstaw~ brani::!odpowiedzialnosci i angazowania siE: w Kosciele w charakterze 'czlonkapeln()prawnego, a nie jako osoby niepelnoletniej. Drugim nie mniejistotnym czynnikiem lwnstytutywnym laika jest jego rola w swiecie,w pozytywnym sensie calego zespolu odpowiedzialnosci stojqcychprzed czlowiekiem jako stworzeniem Bozym. To boskie powolaniedo zaj~cia si~ sprawami tego swiata odroznia laika od kleru,ktory ze wzgl~u na specjalnq sluzbE: Slowu winien za,chowacpewien dystans wobec niektorych spraw tego swiata. Congar szczegolowoanalizuje owe dwa elementy konstytutywne, oraz wynikaj


60 WIESlAW SZYMONA OPwiarq w Boga czyli perspektywq jego Kr61estwa a czlowiekiemi ziemskimi rzeczywistosciami. -Nalezy jak najszybciej dojrzeci ukazae seisle wzajemne powiqzanie obu tych rzeczywistosci. B~.dzie to najskuteczniejsza odpowiedz na wsp6lczesnq niewiar~" . Congarniejednokrotnie wyrazHl poglqd, ze wsp61czesny czlowiek bezBoga jest replikq na Boga bez swiata, oraz ze wsp61czesny ateizmwywodzi si~ w duzej mierze z przekonania, ze wszelka religra jestzubozeniem i unicestwieniem czlowieka. A wi~c od samego IXlczqtku.narzucala mu si~ z calq oczywistosciq koniecznose lepszego uj ~ cianatury i zadan teologii. Jak wspominalismy, jeszcze przed wojnqnapisal na ten temat obszerny artykul. Znana takze w polskim przekladziejego publika,cja Ipt. Wiara i teologiaoraz 'ki'lka a·rtyku16wnapisanych w .okresie posoborowym, swiadczq, ze problem ten pozostawalciqgIe w centrum jego refleksji, a r6wnoczesnie dajq obrazewolucji jaka si~ w nim dolmnala. Puniktem wyj-scia jego odpowiedzina ten zarzut rzekomo alienujqcej funkcji religii jest nawiqzanie dotezy wsp61czesnej psychologii m6wiqcej, ze istotna struktura podmiotukonstytuuje si~ m. iln . .przez ifelacj~ do irulych IXlcimiot6w.T~ powszechnq zasad~ nalezy odniesc r6wniez do stosunku mi~dzyBogiem i czlowiekiem. Nie ust~pujqC ze stanowi'ska wolnosci aktustworzenia i odkupienia, musimy jednak przyjqe, ze stwarzajqc.czlowieka, stajqc si~ czlowiekiem B6g objawia cos ze swej natury.Objawienie ukazuje nalm nie Bog.a aibstralkcyjnego, Iecz Boga P'rzyunierzai laski. Teologia, kt6ra jest nie czym innym przeciez jak ref­Ieksjq nad Objawieniem, winna bye r6wniez teoIogiq Boga-z-nami.Bog Biblii jest Bogiem zywym, Zrodlem i ostatecznq miarq czlowiekanie tylko w jego istnieniu, jedynie bowiem przez odniesienie doNiego czlowiek moze zrealizow13e sens i pelni~ swego istnienia.Lnnymislowy czlowiek moze bye naprawd~ czlowiekiem tylko w lqcznosciz Bogiem. Biblia ukazuje .naom zatem Boga jako transcendenltnegoa zarazem immanentnego swiatu i czlowiekowi. Immanencja ta osiqgn~laszczyt w tajemnicy Wcielenia. Bog stal si~ w spos6b transcendentypodobny do czlowieka i odtqd nasze poznanie Boga jestnierozlqczne od poznania czlowieka. W tej samej perspektywie nalezypojrnowae drog~ czlowieka do Boga: nie jako samotne wspinaniesi~ do Townie samotnego - Absolutu, Iecz - za wzorem Boga,ktory schylil si~ ku czlowiekowi az do krzyza - wznoszenie si~ poprzezunizanie si~ w sluzbie drugiemu -czlowiekowi.Objawienie m6wiqc 0 Bogu mowi rownoczesnie 0 czlowieku, 0 jegonaturze i religijnym stosunku do Boga, nkazujqc go jako podmiotswiadomy i wolny, powolany przez Boga do wiernosei w realizacjiosobistego powolania wyznaczonego mu w spolecznosci odia jej pelnegorozwoju. Wezwanie Boze i odpowiedz czlowieka, oto dwa elementyskladajqce si~ na rzeczywistosc zwanq zbawieniem. Wlasciwe


YVES CONGARpoj~cie zbawienia nie moze abstrahowae od stworzenia, jest ono bowiempelnq realizacjq mysli Bozej w stosunku do czlowieka, urzeczywistnieniemsensu jego istnienia, po prostu pelniq bytu zamierzonqprzez Boga. ImpIikuje to przeSwiadczenie 0 niewystarczainoscitego zyda i nadziej~ zycia rprzyszlego. Nie ozna,cza to jednak ani pomniejszaniawartosci obecnego swiata, ani indywidualizmu. Zbawieneantycypowane juz tutaj oznacz? wspoiny wysilek Iudzkosci w nadawaniuswiatu sensu wyznacwnego mu przez Chrystusa. Na pojmowaniuzbawienia bardziej moze niz w innych dziedzinach odbBos i ~ u Congara zamilowanie do historii i umiej~tnose myslenia jejkategoriami. W praktyce przejawia si~ to w podkresianiu, ze Objawienienie zostalo dane czlowiekowi jednorazowo w postaci teoretycznegosystemu, lecz w,ploHo si~ w histori~ najpierw narodu wybranego,potem Kosciola. Dzi~ki wielokrotnym interwen,cjom Bozymw swiede Iudzjkim historia jest od poczqtku historiq swi~tq . Wszeikiedzielo Boze jest historiq i 'rozwojem, odnosi si~ to zarowno do stworzeniaja'k i od!kupienia. Wszyst'ko w planie Bozym zaczyna si~ admalego ziarna, ldore kielkuje, rozwija si~ i wydaje owoc, dq.zqc dopelni. Zadtaniem teologii jest coraz gl~bsze wnikanie w tajemnicewiary, talk by mozliwie jasno uwidacznialo si~ kh wz'ajemne ipowiqzaniew relacji do ostatecz.nego celu czlowieka ukazywanego przezcaly Bozy plan Ilbawienia. T~ wewn~trznq jednose dal Obj:awieniusam Bog majq'c na celu szcz~scie czyli zbawienie czlowfeka w lq,cznosciIl Nim w Jezusie Chrystusie. Idealem w teologii :b~ziezatem mowie0 tajemnicalCh Bozych w taki sposob, by gl~bo'kie zrozumieniesensu samych tych tajelImlic uzupelnione rbylo wyjasnieniem ich znaczeniadla nas. Krotko mov,riqc antropologia ma bye istotnym wymiaremkaidej prawdziwej teologii.Tak (lto przedstawialyby si~ w olbrzymim skrocie rozwoj i zasadniczelinie teologii Congara. Wydaje si~, ze jego idee, z ktorych wielenie tak dawno jeszcze uchodzilo za rewolucyjne, stracily niemaloze swego blasku i nie wydajq si~ juz zbyt oryginalne. To prawda.Ale to nie ujmuje w niczym jego wielkoSci. Teologi~ jego spotkalpodobny los, jaki jest udzialem niektorych popularnych piesni religijnych;znamy je i spiewamy, nie wiedzqc i nawet nie pytajqc, ktoje stworzyl - staly si~ wlasnosci


LUDMltA GRYGIELHIERONIM SAVONAROLA"Se lui fu buono, abbiamo veduto a tempi nostri unogmnde profeta; se fu cattivo, un uomo grandissimo." *Francesco GuicciardiniW roku 1490 pod freskiem Ghirlandaia we florenckim koscieleSanta Maria Novella wyryto taki oto napis: Florencja pi~kna, szlachetnadzi~ki swym zwyci~stwom, swym kunsztom, rzemioslu i budowlomzazywa dostatku, zdrowia i spokoju. Zdanie to oddaje najlepiejdum~ i samozadowolenie Florentczyk6w z konca XV wieku.Oddaje r6wniez, bez cienia przesady, realml rzeczywistosc. Florencja6wczesna liczqca 90 tys. mieszkailc6w byla naprawd~ pi~kna dzi~kitw6rczosci wybitnych artystow i bogata dzi~ki wieloletnim zyskomz handlu i bankowosci. Panujqcy wowczas trzeci z kolei Medyceusz,Wawrzyniec Wspanialy, potrafil wykorzystywac bogactwo i prestiirepubliki florenckiej. Sam niewiele jej tych bogactw przysporzyli pot~ga finansowa wsp6lczesnych mu bankier6w, uzewn~trzniajqcasi~ we wspanialych palacach renesansowych (Strozzi, Rucellai),opierala si~ na kapitalach nagromadzonych dawniej, a nie na wzrastajqcychdochodach. Ekspansj~ kapitalu florenckiego zahamowalyrozne czynniki, wsrod ktorych wymienic trzeba (jako najwazniejsze):zakaz eksportu p6lsurowcow dla przemyslu sukienniczego z Anglii,najazdy tureckie oraz powstanie w innych krajach (szczeg6lnie weFJandrii) nowych bank6w, prowadzonych przez rodzime dynastiefinansist6w. Lorenzo Magnifico nie byl kupcem ani oszcz~dnymbankierem jak jego dziadek, stary Kosma, lecz wytrawnym poJitykiem,koneserem sztuki i wyksztalconym mecenasem. Dzi~ki swymumiej~tnosciom dyplomatycznym i autorytetowi potrafil zapewnicspokoj i suwerennosc Florencji, a rownowag~ sil - srodkowej Italii.Totez slowa cytowanej inskrypcji trafnie i prawdziwie charakteryzujqowczesnq sytuacj~ . kh autor jednak nie przypuszczal, jak szybkoprzestanqbyc aktualne. Dwa lata pozniej umiera Wawrzyniec\Vspanialy, a jego syn nie potrafil obronic pozycji republiki florenckiejw Italii, ani utrzymac wladzy w miescie. Natomiast w 1'0­• "Je:ieli on byl dobry, widzielismy w naszych czasach wielkiego proro!ca ; jezelibyl zly, wielkiego czlowieka."


SAVONAROLA 63ku 1491 przeorem dominikanskiego klasztoru San Marco zostaje Ferraryjczyk,ktory w pi~knej katedrze Santa Maria del Fiore b~dziewolal: "To miasto nie b~dzie nazywane Florencjq lecz nikczemn


64 LUDMILA GRYGIELrola uzupeinil swe wyksztalcenie studiami teologicznymi,co zadecydowalo.0 cz~sciowym odejsciu od Arystotelesa na rzecz Biblii. Tematemwszystkich jego ka'zail b~dq teksty Starego Testamentu, kt6rytez uksztaltowal jego wizj~ Boga, surowego, karzqcego Boga Abrahamai Izajasza. Swojq dzialalnoSc kaznodziejskq rozpoczyna Savonarolaw rodzinnej Fer


SAVONAROLA 65staje ta sarna - Stary Testament, Apokalipsa - ale zwi~ksza si~liczba sluchaczy, rosnie slawa dominikanina. Wzrastajqcemu f.Ozglosowioraz prosbie Pico della Mirandola przypisuje si~ za,proszenieSavonaroli do miasta nad Arnem przez samego Wawrzynca Wspanialego.Fra Girolamo z Bibliq i brewiarzem pod pachq wyruszapiechotq przez Apeniny, by latem 1490 roku wejsc do Florencji.Opowiadal pozniej, jak zm~czony w~drowkq zaslabl w drodze,a wowczas zjawil si~ tajemniczy nieznajomy, ktory nakarmil go,pocieszyl i towarzyszyl mu ai do f10renckiej bramy Sa'n Gallo.Tam ,poiegnal go 1S10wami: Pami~taj, abys uczytl1il to, do czego zostalesposlany przez Boga. Wizje nie Sq czyms niezwyklym w zyciuXV-wiecznego mnicha, a tym bardziej w zyciu takiego wizjonera,jak Savonarola. Jakikolwiek jest stopien ich prawdopodobienstwa,po:magajq zinterpretowac i zrozumiec pewne przezycia. Cudownaprzygoda Savonaroli wskazuje na to, iz wra-cal on do Florencjiz mocnym postanowieniem dokonania wielkich rzeczy, zrea­Iizowania swego programu naprCl.wy swiata. Potwierdzil to sam'N czasie procesu, mowiqc: "avevo in animo di far cose grande inItalia e fUQri" .Zaraz w pierwszych kazania,ch dominikanin zapowiedzial bezkompromisowosc(jestem jak grad) i przedstawil glowne cele swegodzialania: obrona prawd wiary i zasad iycia chrzescijanskiego,odnowienie Kosciola, . nawrocenie niewiernych. Jako przeor SanMarco rozpoczql dzielo odnowy od wlasnego klasztoru, zaostrzajqcregul~ i rezygnujqc z wszelkich dochodow poza jalmuznq i zarobkamis:lmych braci. W 1493 roku uzyskal placet Aleksandra VI naodlqczenie San Marco i dw6ch innych klasztor6w od ProwincjiLombardzkiej. Sam zostal prowincjalem nowopowstalej ProwincjiToskanskiej.Surowa krytyka sposobu zycia Wawrzynca i jego otoczenia niepozwalala na kontynuowanie tradycyjnej przyjaini mi~dzy kazdorazowymprzeorem San Marco a panujqcym Medyceuszem. Savonarolaniejednokrotnie czynil aluzje do niemoralnosci i bezboznoscimedycejskiego dworu, a kiedys powiedzial wprost: Idzcie i powiedzcieWawrzyncowi, aby czynil pokut~ za swoje grzechy, jakoze Bog chce go ukarae i jego bliskich. Bye moze ilustracjq tego kazaniajest obraz, przypisywany Sandro Botticellemu, Adoracja M~drcow- wsr6d adorujqcych Dzieciqtko jest dominikanin, nawolujqcydo pO'kuty stojq,cego obo'k czlowieka -0 rysach zblizonych doWawrzynca. Autorytet kaznodziei musial bye juz w6wczas duiy,~kof.O nie znoszqcy sprzeciwu i krytyki Mectyceusz nie zabronil mukazan, ani nie wyp~dzil z miasta, jak to uczynil nieco wczesniejz innym kaznodziejq, Bernardino dC'. Feltre. Mial dla SavonaroJi"troch~ szacunku" (jak to okreslil wsp6lczesny im Guicciardini),5 - ZNAK


66 LUDMltA GRYGIELa moze po prostu go podziwial. Wokol wzajemnych relacji mi~dzyWawrzyncem a Savonarolq wytworzyla si~ ,cala legenda i trudnodziS dociec, jak to naprawd~ bylo. Te dwie niezwykle indywidualnoscijakos si~ · przyciqgaly i nawzajem fascynowaly . Wyrazem tegojest wezwanie przeora San Marco przez umierajqcego Lorenza,dopuszczajqcego do siebie tylko najblizszych przyjaciol (Poliziana,Ficina i Mj.randol~) i osobistego lekarza, ktory usilowal ratowacwladc~ Florencji napojem ze sproszkowanych diamentow. Medyceuszowinie chodzilo 0 spowiedz (mial przeciez osobistego spowiednika)lecz 0 rozmow~.1aPOLlTYK MIMO WOLIWydarzenia, jakie nastqpily po smierci Wawrzynca Wspanialego,wciq.gtn~ly Savonarol~ w wir politycznej dzialalnosci. Zadecydowalo tym jego wielki autorytet w miescie oraz wlasciwa mu ch~e naprawiania,uzdrawiania kazdej sytuacji. Jego impulsywna naturaurodzonego dzialacza nie pozwolila mu poZlostae na uboczu. Tali::wi~ prorok, nie przestajqc bye prorokiem, stal si~ po cz~sci politykiem.Mowi~ po cz~sci, gdyz zawsze polityka byla dla niego marginalnqsprawq. Potwierdzal to sam wielokrotnie w kazaniachi w ozasie procesu. Potwierdzil to rownie'z owczesny autor HistoriiRepubliki Florenckiej, Gino Capponi, ktorego opini~ warto przytoczyew calosci: "Mozna z calq pewnosciq powiedziec 0 nim [tj. 0 Savonaroli- przyp. L. G.], ze nie lubil nigdy wtrqcac si~ w sprawypanstwowe i ze w utworzeniu rzqdu ludowego [1494 r. - przyp.L. G.] nie minI innego celu, jak dobro dusz i reform~ obyczaj6w.la Potwierdzaj'l to dwie wsp6lczesne wzmianki 0 wizycle Savonaroli u Waw·rzynca Medyceusza. Pierwsza - w liscie Poliziana: "Zaledwie odszedl Pico, kledywchodzi do pokoj u Hieronim z Ferrary, mqz znakomity naukll i Swi!';tosclq, a taki e"."~panla!y glosiciel niebiansklej doktryny, napomina [Wawrzyiica], aby dochowalwlary, OW zas mowi, ze dochowuje jq nietknl!';tll : aby postanowil potem rye jaknajbardzlej poprawnie: oczywl!lcie, odpowiedziat [Medyceusz] stanowczo, ze touczyni: aby wreszcie zniosl smierc, jezeli zajdzie tego potrzeba, z rownowagi!ducha. Nlc zas, rzekl ow [Wawrzynlecl, przyjemniejszego, jeteli tak by sl!,; Bogelpodobalo. OdchodzH jui: ten czlowiek, gdy Wawrzyniec rzek! - Hej, Ojcze, pobJogoslaw,zanlrn od nas odejdziesz. Rownoczesnie, spusciwszy glow!'; i oczy, W postawlewlelklej poboimoscl, nalezycie I z parni!,;ci odpowiadal na jego slowa I modlitwy,wzruszony jawnyrn juz placzem licznych przyjaci6l, chociai: nadal tego nleokazywal." Druga wzrnianka zawarta jest w li!lcie Carlo del Benino (mies2:czaninaflorenckiego, ktory, w pi!,;e dni po smierci Wawrzyiica tak pisal: "Byl u niego[tj. Wawrzynca], tej nocy, gdy urnar!, brat Hieronirn z San Marco, z ktorejto wizyty odniosl wlelkq korzysc; rozmawia! z nlm dlugo, polecaj'lc sle jego rnod­Iitwom I z wlelklrn skutkiem prosil go 0 blogoslawienstwo" Cyt. wg. Roberto Ridolfi,Studi SavonaroHani , Firenze 1935, s. 116 I 265.


SAVONAROLA 67Byl kaznodziejq jakiejs idei, a nigdy organizatorem jakiegos planu[... J okazal si~ wielki w porzqdkowaniu pafJ.stwa florenekiego, leeznigdy nie staral si~ rzqdzie nim; by I pro r 0 k i e m t ego p a n­stwa i nigdy nie eheialby bye jego ministrem(podkreslenie moje) ..."Ale wr6emy do seenerii, w kt6rej przyszlo dzialae przeorowi SanMarco. Smiere Wawrzynca Wspanialego byla wyraZnq cezurqw dziejach FIo.rencji. Tak oceniajq to historycy i tak r6wniez odezuwalito wsp61czesni Savonaroll Florentczycy, dla kt6rych pogrzebLorenza byl nie tylko pozegnaniem wladcy (nie przez wszystkichIubianego), lecz takze pozegnaniem pokoju i dobrobytu, swietnoscii rprestizu iI"epubliki. Zgodniez niepisanym prawem, wladcqFlorencji zostal syn Wawrzynca, Piotr, kt6ry po ojcu odziedziczylniestety tyJiko wady. Nie potrafil ju:i wplywae na zazegnaniekonflikt6w we Wloszech ani utrzymae 'r6wnowagi lSil w miescie;upadla fikcj,a republlkanski,ego systemu, kryjqca od trzech pokolenfaktycznq tyrani~ Medyceuszy. Kryzys wewn~trzny i nieudolna politykazagraniczna spowodowaly oslabienie pozycji bankier6w florenckichw swiecie. Gdy Piotr Medyceusz zaczql si~ wiqzae z antyfrancuskimiSforzami, !kr6I francuski, Karol VIII, w 1494 roku nakazalwyp~dzenie z Francji' wszystkich finansist6w florenckich.W tymze roku wojska francuskie rozpocz~ly inwazj~ na P61wysepApeninsiki, pod Ipretekstem zalatwienia sprawy sukcesji tronuw Neapolu. Po pierwszyeh sukcesach Francuz6w Medyceusz zmienilfront; pospieszyl do obozu Karola VIII i bez porozumiewaniasi~ z Signoriq zawar! upokarzajq,ey traktat, oddajqcy kilka twierdz(m. in. Piz~) w r~ce Francuz6w. Na wiese 0 tym zadawnione niech~ciwybuchly jawnym obuTzeniem - w miescie wybuchly rozruehy,inspirowane przez gl6wnych przeciwnik6w Medyceuszy(Bernardo RuceUai, Paolo Soderini, Piero Capponi), ale majqcecharakter spontanicznego powstania ludowego. Piero Medici orazj€go dwaj bracia, Giovanni (p6zniejszy papiez Leon X) i Giulianozostali wygnani, a wspanialy palac Medyceuszy - spIqdrowany.Oczywiscie system republikanski rdzialal nadal; wybrano nOWq Signori ~, a gonfalonierem sprawiedliwo.sci z05tal Piero Capponi. Okazalsi~ on wielkim patriotq i nieugi~tym obroncq suwerennosci republiki.Potrafil swietnie wygrae przeciwko Francuzom ozywieniepolityczne w miescie. Wyczucie nastroj6w ulicy pozwolilo mu nag rozb~ Karola VIII, ze uzyje przemocy, odpowiedziee: W6wczas myuderzymy w dzwony. A oznaczalo to powszechne powstanie przeciwkonajerozcy.2•• Machiavelli skomentowal ten epizod humorystycznym epigr amatem: Lo strepitiodell'armi e dei cavalli non pote far, che non fosse sentita la voce di un


68 LUDMILA GRYGIELW tych czasach niepewnosri i rozruch6w ulicznych potrzebni by­Ii nie tylko wybitni politycy. Potrzebny by! cz!owiek wielkieg,o autorytetu, za kt6rym poszIi:by zar6wno poIity,cnni rywale Medyceuszy,jalk i 'caly Iud nie biorqicy 'bezpos'redniego udzialu w rZqdachi rozgrywkach 0 wladz~ . CzIowiekiem tym m6gI !bye tyl'ko najpopularniejszyw miescie 'kazn


SAVONAROLA 69przyjdq na ciebie liczne nieszcz~scia i liczne niepokoje [...] 0 klerze,o klerze, 0 klerze z twojego powodu zrodzila si~ ta 'burza, 0 klerze,ty jestes gl6wnq przyczynq zla, z powodu twoi.ch zlych uczynk6wnadchcdzi burza". Konsekwencjq takiej interpretacji najazdu Francuz6wbyly nadzieje, jaikie lqczyl 'kaznodzieja z 'Po'bytem KarolaVIII na P61wyspie.Reformatorskie dqzenia Savonaroli wycisn~ly pi~tno na wszystkichjego poczynaniach politycznych, podporzqdkowaly je naczelnejidei naprawy moraln-osci w calej Italii i odnowy calego KosciolaoNiestety realizacji doczekaly si~ tylko niekt6re propozycje zmianw samej FJorencji. W latach 1495-97 prawie wszystkie kolejneS~gnorie byly iprzychylne Savonaroli i wprowO!dzaly w zycie reformysugerowane z ambony Santa Maria del Fiore. Taka byla genezawprowadzenia (po raz pierwszy w dziejach Florencji) regularnego,dziesi~cioprocentowego podatku (Decima). Slabq stronq tego postanowieniabyl fakt, iz opodatkowanill podlegal jedynie majqtek nieruchomy,a poza wszelkq kontrolq pozostawaly dochody z handIuj operacji bankowych. Pod wp1ywem fra Girolamo zlikwidowanonaduzycia lichwiarskie, wprowadzajqc jednolity procent (5-7%)oraz jeden bank pozyczkowy, Monte di Pietil. 3 Utwor.wno tez specjalnytrybunal apelacyjny, umozliwiajqcy obron~ przed wygnaniem i .konfiskatq majqtku, co we Fr::l'ncji .bylo starym or~zeoffi walkipolitycznej, Najwazniejsze i najcenniejsze pr,ojekty Savonarolidotyczyly zmian ustrojoowych, ukoronowanych utworzeniem RadyWi~kszej (Consiglio Maggiore). Wszystkie te reformy (np. obnizeniecezury wieku i cz~stsza rotacja ur z ~dnik6w miejski.ch) mialy n acelu dopuszczenie do udzialu w rzqdach jak najszerszego og6lu obywateliw mysl sformlilowanej przez Savonarol~ zasady: La Signoriano, rna il popolo e signore.Republikanizm Savonaroli szedl w parze ze zdecydowanym po-·t~pieniem tyranii, utozsamianej z Medyceuszami. W tym punkcieswej doktryny politycznej dominikanski kaznodzieja jest kontynuatorempost~powe g o nurtu wloskiej mysli politycznej. Napisany nazyczenie Signorii Traktat 0 rzqdzeniu i rzqdzie w midcie FLo7'encjizawiera obszernq charaktery s tyk ~ tyrana, sprowadzajqcego si~ dodrobiazgowego rejestru wad szkodliwych dla spoleczenstwa. Religijnaargumentacja wraca r6wniez w Traktacie, kt6ry skqdinqd nierna charakteru sredniowiecznego traktatu teologicznego 0 panstwie.Tak wi~c · tyran jest nie tylko zly i znienawidzony przez ludzi, alel'owniez "pozbawiony laski bozej", ci zas, ktorzy rzqdzq dobrze,, Idea Mon te di Piela w yst


70 LUDMilA GRYGIELnajwyz.szq nagrod~ otrzymujq od Boga. Analiza poszczeg6lnychform ustrojowych doprowadza Savonarol~ do wniosku, iz rZqd ludowy(governo popolare) jest lepszy od jakiegokolwiek innego weWloszech. S2Jczeg6'Lnie, gdy Chrystus jest jego glowq - do.daje natychmiast.Fra Girolamo stawia wysokie wymagania temu rzqdowi,majqcemu unaocznic dojrzalosc politycznq i moralnq obywateli.Hzqd ten powinien bye silny i bezwzgl~dny wobec wszelkich wykroczenprzeciwko dobru publicznemu. Jednak pierwszym i najwazniejszymwarunkiem doskonalosci rzqdu republikanskiego jestbojazn Boza (timor di mo), a dopiero p6zniej nast~pujq w hierarchiitakie cnoty jak: poszanowanie dobra publicznego, wzajemnamHose i tolerancja. Nawet suwerennose ludu i jego nienaruszalneprawo decydowania 0 losach Ojczyzny .rna swoje zr6dlo w Bogui od Boga pochodzi - Iud jest niejako zast~pcq Boga w rzqdzeniu: lDemokratyczne tendencje i kult wolnosci Savonaroli zapewnilymll popularnosc, a nawet uwielbienie w miescie, gdzie zawsze zywybyl republikanizm i nienawisc tyranii. Jezeli dodamy do tego niezwyklqsil~ przekonywania plomiennego kaznodziei oraz nimb proroka,latwo zrozumiec, dlaczego Florentczycy dali si~ poniesc entuzjazmowi,uwierzyli w SWq misj~ jako popolo di Dio i uznali swymnajwyzszym wladcq Chrystusa-Kr6Ia. Poparcie dla programu politycznegoSavonaroli byto kr6tkotrwale i mialo - podobnie jak samprogram - dwoisty charakter. Poparcie to bylo wynikiem przedewszystkim egzaltacji religijnej, a nie trzezwosci politycznej. Bylojakby pianq wyrzuc;;mq na brzeg przez fale pokuty i zarliwosci religijnej,jakie zalaly ll11iasto pod wplywem kazan Savonaroli. Z czasem.fale entuzjazmu opadly, sceptycyzm wziql g6r~ nad fanatyzmemoW miar~ jak sytuacja polityczna zmieniala si~ na niekorzyscFlorencji, pOZOrDq jednomyslnose za:kl6caly coraz smielsze glosysprzeciwu. Gale miasto podzielilo si~ na kilka partii; obo'k stronnile6wproroka, zwanych pogardliwie placzkami (piagnoni) i zdecydowanychjego wrog6w, tzw. wscieklych (arrabbiati) byla grupa niezdecydowanych(biali - bianchi) i starych zwolennik6w Medyceuszy(szarzy - bigi). Po miescie krqzq ulotki i broszury pro- lubantysavonarolianskie. Te spontaniczne, niegramatyczne cz~sto pismaSq ciekawq formq udzialu prostych ludzi w zyciu publicznym,swiadczqcq 0 ich wyrobieniu politycznym i autentycznym za;mgaz


SAVONAROLAgdy aktualne realia polityczne swiadczyly przeciwko niemu, przeciwkojego proroctwom. Zmontowana przez papieza liga antyfrancuskaz powodzeniem przeciwstawiala si~ wojskom najezdzcy. Osamotnienii wyczerpani Francuzi po kl~sce pod Fornovo opuSciliPolwysep, nie zwracajqc uwagi na zakl~cia i grozby dominikaninaz San Marco. Byl to cios dla propagowanej przez niego profrancuskiejpolityki oraz koniec nadziei na przeprowadzenie reformyKosciola przy pomocy Karola VIII. Po tym niepowodzeniu prestizSavonaroli wyraznie zmalal. Przyczynila si~ dotego rowniez sytua··cja w samym miescie, gn~bionym przez dzum~ i kryzys ekonomiczny,kt6rego przyczyn historycy dotqd nie wyjasnili. Florentczycystopniowo przestawali ufac swemu Ikaznodziei, skoro zloty wiekpod panowaniem Chrystusa-Krola nie nadchodzil, z okolicznychwsi nadciqgali zglodniali wiesniacy, a ludzie marli setkami. Zm~czenii niepewni jutra nie ulegali juz tak latwo nawolywaniomswego "rozbrojonego proroka" (jak pogardliwie nazwal go Macchiavelli),ktory zalil si~ z ambony: ,,0 Florencjo, tyle razy ci~ wolalem!Dla ciebie, Florencjo, porzucilem wszystko i nie chc~ odciebie nic poza tym, abys czynila dobrze i stala si~ miastem naprawd~chrzescijanskim. ° niewdzi~czna Florencjo, jezeli Turcyslyszeliby to, co ty slyszalas, czyniliby pokut~ za swoje grzechy.Tyle wolalem i tyle krzyczalem, ze nie wiem juz co powiedziec".Nastroje ulicy florenckiej - jak zwykle nastroje tlumu - ulegalylicznym fluktuacjom i ta przejmujqca skarga jeszcze nieraz wzruszalaludzi zebranych w katedrze, jeszcze niera'z wynosili oni swegokaznodziej~ na r~kach, broniqc go przed wszelakimi atakami w mie-·scie i poza jego granicami. Jeszcze zanim rozlegly si~ na tej ulicyokrzyki: Niech umrze ten brat!, zanim wrzucono jego prochy doArna, udale mu si~ zmienic na kr6tko oblicze miasta, uczynic renesanSOWqFlorencj~ miastem pokuty i zaTliwej religijnosci. Nieozna,c.za to - 0 czym ponizej - jakoby Zolliszczyl w niej wszystko corenesansowe.W dziedzinie reformy obyczajowej odni6s1 Savonarola najwi~ks zesukcesy - to by10 jego wlasciwe powofanie. Lata 1495-97, a wi~cokres jego najwi~kszego wplywu na zycie polityczne, byly jednoczesnieokresem wprowadzania w zycie surowych zasad walkiz przepychem, zeswiecczeniem zycia codziennego, zabaw i lektur.Byl to wlasnie okres wspomnianego juz uniesienia religijnego tlumow,wsr6d ktorych nie brakowalo wybitnych indywidualnosci..Tedna z arystokratek parajqcych si~ piorem, Marietta Rucellai, takopisywala Florencj~ w czasie, gdy wladcq dusz jej mieszkanc6w bylSavonarola:Un'arra di Paradisoquesta cittiJ. pareva;71


72 LUDMILA GRYGIELsendo ciaseuno unita,gran pace si vedeva. 5Niemal cale miasto sluchafo i komentowalo kaumia fra Girolamo.Slynne z eleganeji Florentynki rezygnowal'y z diugich trenow,a strojille nakrycia glowy zast~powaly prostymi chustami. Kupeyw 'kantorach pogrqzali si~ w lekturze Birblii. "Nie bylo nigdy weFloreneji takiej dobroci i religijnosci - ,pisze Gukciardini w Histo­'I'iach fLorenckich - jalk za jego [tj. Savonaroli] cza-s6w [...] nie gralosi~ juz publieznie, a w domach - ze strachem. Karczmy staly zamkni~te[... ] kobiety w wi~kszosci porzueily stroje nieskromne i lubiezne,a ehlopey prawie wszyscy podniesieni zostali z licznyoh nieprzystojnyehuczynk6w :ku zyciu 'swi~temu i obyczajnemu." Wspomniana'na koncu ZJmiana zyeia ,ehlopeo.w, ezyli tzw. riforma dei fanciulli(1496 r.) to najbardziej konsekwentnie przeprowadzona reforrnaSavonaroli. Chmary wyrostkow bez specjalnego zaj~cia bylyplagq florenckiej uliey tym bardziej, ze' mieli oni zwyezaj zabawial:si~ grq w kamienie, w czasie kt6rej odnosil rany niejeden przeehodzien.Sav'onarola z amb6ny nawolywnl ich do zmiany zyeia i poswi~ceniasi~ Bogu, a Domenicc da Pescip., najblizszy towarzyszSav,onaroli, zeszedl pomi~dzy nieh i zorganizowal "milicj~ ehlopaezkow".Faneiulli byli odt"ld wykonaweami wszystkieh zaleeen przeoraSan Marco, byli silq motorycznq "karnawal6w religijnych" 1496i 97 roku, kiedy t


SAVONAROLAcja obyczajowa" w mleSCle Poliziana i Marsilia Ficina, w mlescie,gdzie szybciej niz gdziekolwiek indziej przezyla si~ sredniowieczna,eschatologiczna mentalnosc religijna. Oczywiscie nieprawdq jest, jakobySavonarola chcial przemienic Florencj~ w klasztor, ale zbytrygorystycznie chcial realizowac pi~knq zasad~ prostoty zycia chrzescijaitskiego,b~dqcq naczelnq ideq jegoO programu reiormatorskiego.W swoich pismach religijnych spokojnie przekonywal, na amboniezas ponosila goO kaznodziejska swada i prorocze wizje. Wizje porywalysluchaczy, ale na krotko. Natomiast ludzie konca XV wieku,w dodatku mieszkancy centrum renesansowej kultury nie mogli nadluzszq met~ spelniac zqdania ustawicznej pokuty i modlow czynionychw trumie,na ·komend~. Genezq kl~s'ki Savonaroli ja1ko reformatorabylozderzenie si~ jegorygoryzmu i ·bezkompromisowosciz wybujalym indywidua'lizmem Flore'lltczy,kow. Indywidualizm,ktorego on zdawal si~ ,nie rdostrzegac, .nie byl wowczas cZYlIDs nowym,ani specyficznym 'dla ,obywateli republiki nad Amem. FraGirolamo uznawal wiel'kq Tol~ i ,autonomi~ jednostki, ale tylkow kontekscie spoleczenstwa; czlowiek rodzi si~ dla spoleczenstwai panstwa - pi'sal w Traktacie. Nie liczyl si~ natomiast z dowartosciowaniemjednostki, jej wolnosci i niepowtarza.lnosci, ja1kie clo­.' onalo lSiE; \V renesansowej ant'r'Oipologii a tak.:i:e religiL6Jak widac SavonCl.rola nie mogl na stale zmienic charakteru Florencji, a tym bardziej mentalnosci jej mieszkancow. Obok wspomnianychjuz przyczyn wply{l~ly na to rowniez niEpowodzenia Savonaroli-polityka.Chociaz sam nigdy si~ za polityka. nie uwazal(i naprawd~ nim nie byl) faktem jest, ze przez dwa przynajmniejlata "rzqdzH" republikq poprzez "placzkow" w 8ignorii oraz poprzezkazania. Wie1k~m s ukcesem i zasl:ugq przeo,ra San Marco byro wprowadzenieoOmawiany,ch powyzej reform ustrojowych, ktore okazalysi~ najtrwalszym, 0 ile nie najcenniejszym dziedzictwem jego "rZqdow".Powolywano si~ l1a nie jeszcze na poczqtku XVI wieku, gdyreaktywowano republik~, ,a jej urz~dnikami zostali Iudzie z pokoleniareformowanych ·przez Savonarol~ chlopaczkow. Z IIDniejszympowodzeniem ingerowal kaznodzieja w polityk~ zagranicznq - propagowanaprzez niego filofrancuska orientacja nie przyniosla Florencjiwiele korzysci, powodujqc jej izolacj~ i niepotrzebne zaognie­. nie sto,>unkow z papiezem (panstwa biorqce udzial w antyfrancuskiejlidze nie uz&leznily si~ przez to bardziej od Aleksandra VI). AngazujqCsi~ bezpoSrednio czy inspirujqc tylko polityczne przedsi~wzi~cia,Savonarola zawsze mial na uwa·dze przede wszystkim "doObro73• Chodzi tu gl6wnie 0 caly rllch devotio moderna, przyznaJ'lcy szeroki m~rginesdla indywidualnych kontakt6w z Bogiem - zob Jean Delumeall, La civilisation d"/0 Renaissance, Paris 1967, Arthaud, s. 165-166.


74 LUDMILA GRYGIELdusz i reform~ oby.czajow", zawsze najwo.zmeJsze dla niego byloodrodzenie moraIne. Sprowadzanie do wspolnego mianownika politykii moralnosci bylo wielkim 'bl~dem fra Girolamo, powodujqcymwiele nieporozumien i sprzeciwow. I musialo doprowadzic do krachu.W spole·czenstwe wYl'Obionym politycznie i nie znOSZqcym zadnejformy purytanizmu .czy fanatyzmu nie mogi si~ przyjqc utopijnyplan dtta di Dio, powstaly z przedziwnego pomieszania politycznejdezorientacji z iarliwq reIigijnosciq. 7Cytowane powyiej slowa Gino Capponiego wydajq si~ bye najbardziejtrafnym okresleniem typu dzialalnoSci Savonaroli - rzeczywiscienie byl on polity'kiem lecz "prorokiem" miasta nad Arnem.(Dla polskiego czytelnika nasuwa si~ analogia z naszym "prorokiemSejmu i dworu", Piotrem Skargq). Kaznodzieja florenckimial w sobie wiele z izrae1skich pforokow - maZe si~ na nich swiadorniewzorowal, skoro ta,k preferowal Stary Testament - szczegolniejesli chodzi () form~ wypowiadania si~. Te wlasnie cechy proroka,sila odzialywa'nia wlasnej OSQbowosci, zaangaiowanie w sprawypolityki, a takze (nieprzypadkowy chyba) fakt, ii dzialal weFJorencji, wyroiniajq Savonarol~ (mimo podobnej problematyld kazan)sposrod Iicznych kaznodziejow w~dr·ownych.ZATARG Z PAPIE2EMo tragicznym finale dziejow Hieronima Savonaroli zdecydowalanie tylko sytuacja we Florencji lecz rowniei jego konflikt z AleksandremVI Borgh}, zasiadajqcym na tronie papieskim od 1492 fOlku. Nawatykanskim fresku Pinturicchia widzimy go, jako t~giego m~ z · ·czyzn~ 0 zdecydowanym spojrzeniu i wydatnym nosie. Postae ta,bogata i barwna - jak wszystkie postacie Renesansu - uroslaprzez wieki do miary symbolu. Symbolu demoralizacji i zeswiecczeniapapieskiego Rzymu, wyjasniajqcego latwo powstanie skomplikowanychruchow refonmacyjnych. Wydaje si~, ie ukazanie pnpiezaBorgii Ii tylko jako czarneg


,SAVONAROLAtowi nie bylo rzadkie nawet wsr6d nast~pc6w swi~tego Piotra. 8 AleksanderVI przewyilszyl ich wszystkich ilosciq bastardow (7) i 1'ozglosemskandaE. I wlasnie te skandale, intrygi i morderstwa dziwilyi oburzaly. Dw6r papieza, pelen metres i przepychu, przypominaldwory udzielnych wladc6w swieckich 0 nienajwyzszym moralew dodatku. Fakty te kompromitujq zupelnie Aleksandra VI jakoglow~ Kosciola swi~tego. Niemniej dla wi~kszosci wsp6Iczesnychnie przestawal bye 'Prawowitym papiezem, a poza tym byl dla nichr6wniez swieckim wladcq jednego z wloskich panstw. 9Wiadomose 0 elekcji Rodrigo Borgii powitano w calej Italii konwencjonalnymigratulacjami, lecz bez zdziwienia czy oburzenia.Nawet surowy fra Girolamo nie powiedzial nic przeciwko nowo··obranemu papiezowi, chociaz wiele m6wilo si~ 0 objuczonych srebrami.koniach Borgii przed palacami najznaczniejszych elektor6w. Poswoim wyborze Aleksander VI zadziwil wszystkich przepychemzabaw, gloszeniem (i realizowaniem) szerokiej tolerancji dla Zyd6wi wprowadzeniem modlitwy Aniol Panski jako obowiqzkowej modlitwyw intencji zwyci~stwa chrzescijan nad Turkami. RodrigoBorgia (ur. w Walencji w 1432 1'.) wychowal si~ u boku swego wuja,don Alfonso, b iskupa Walencji, p6zniejszego papieza Kaliksta III(1455-58). Srodowisko, w jakim si~ wychowal (kontakty z WincentymFerrier), pozwalajq sqdzie jak najlepiej 0 charakterze jego edukacjii zarazem jest argumentem przeciwko zarzutowi Savonaroli,ze papiez Borgia w og6le nie byl chrzczony. Chociaz dzi~ki wujowilatwo przechodzi kolejne stopnie koscielnej kariery, skonczyl prawona uniwersytecie bolonskim. W rok po przywdzianiu tiary przezwuja zostaje wicekanc1erzem Kosdola i peini t~ funkcj~ w czasiepi~ciu pontyfikat6w. W ciqgu wielu lat pracy w Kurii kardynalRodrigo BOl'gia stal si~ wytrwalym politykiem i swietnym znaw­Cq spraw Kosciola. Wsp6lczesny historyk florencki przypisywal muwiele zalet m~za stanu, a wsr6d nich - umiej~tnoSc prowadzeniatrudnych spraw. Wszystkie polityczne zdolnooci byly bardzo POZqdaneu papieza, kt6ry byl wowczas nie tylko najwyzszym Pasterzem,ale takze jednym z partnerow w polityce europejskiej.Savonarola i Aleksander VI nigdy si~ nie spotkali, a ich kontakty,ich spory odbywaly si~ poprzez 'Korespondencj~ i posl6w. Po ,razpierwszy wymienili listy w 1493 roku, kiedy to przeor San Marcoprosil '0 zgod~ papieza na odlqczenie trzech klasztor6w (we Floren­.cji, Fiesole i Prato) od prowincji lombardzkiej i zgod~ t~ uzyskal.• Poprzednik Aleksandra VI, Innocenty VIlI, urzlldzal wielkie uroczystoSciZokazj i ·zaslubin swego syna z corkll Wawrzyiica Medyceusza.• Jako Swieckiego wladcE:, chociaz niezbyt pochlebnie (mimo wielkiego podziwuala Cezara), charakteryzuje Aleksandra VI Machiavelli - zob. Mlkolaj Machiavelli,Ks!qZ'l, OssoJineum 1968 r" przel. Wincenty Rzymowski, s. 50 i 77.75


76 LUDMilA GRYGIELPrzez nast~pne dwa lata brak jakichkolwiek informacji 0 ich wzajemnychstosunkach. Przez owe dwa lata na pewno duzo 0 sobieslyszeli; glosne byly w calej Italii bale i p arady na papieskim dworze,a w Rzymie lffiowilo si~ jui '0 kaznodziei fl.orenckim, 0 jego w i­zj,ach czarnego krzyia i gradu spadajqcego na "nowy Babilon". Z ambonyw Santa Maria del Fiore padaly gromy n ::1 ksi~iy za i.ch niemoraln05c,zaniedbywanie obowiCjzkow duszpasterskich i przesadnqa dmiracj~ dIe>. modnych lektur: "CieszCj swe uszy Arystotelesem,Platonem, Wergiliuszem i Petrarkq, nie zajmujqc si~ zbawieniemdusz." Pojawia si~ tei permanentny postulat wszystkich reforma­1.0row ,eligijnych - powrotu do swietnosci Kosciola pierwotnego,kiedy to " kielichy byly drewniane, ale za to pralaci -- ze zlota".Wszystkie te wypowiedzi odnosily si~ do kleru w ogole, nie bylo\V nich wzmianki 0 samym papieiu. I nie stanowily zadnej rewelacji.Czyms nowym byl jedynie niezwykle gwaltowny ton kazan orazich profetyczna argumentacja.Zarzewiem konfliktu nie byla jednale krytyka duchowienstwalecz profrancuskie sympabe dominikanina i jego uporczywy sprzeciwwobec papieskich propozycji DrzystCjpienia Florencji do ligi.Aleksander VI - twol'ca i przywodca antyfrancuskiej koalicji -­poczul si~ urazony ja'kc zwierzchnik koscielny Savona·roli i jakopolityk. Fra Girolamo wid9cznie to przeczuwal, skoro pierwszy napisaldo pap,ieza dlugi list, uza'Sadniajqc SWCj orientacj~ pohtycznq.W odpowiedzi (21.7.1495) Aleksander VI chwali przeora San Marcoza jego apostolskq dzialalnosc na rzecz pokoju i naprawy obycza-·jaw. Jednoczesnie wzywa go do Rzymu w celu k 0 n fro n t a c j i.i ego p 0 g I Cj dow z d 0 k try n 1'1 K 0 sci 0 1 a. Tymczasem fraGirolamo admoV/il przyjazdu do Rzymu, tlumaczCjc si~ chorobq (niebyla ana zbyt ci~z.ka, skora codziennie glosil kazalJ1ie), 'obawCj przedf:mierciq z r~ ki wragow w drodze i wreszcie ,konie.cznosciCj czuwanianad rozpocz~tCj reformCj abyczajowCj we Florencji. Obie strony ­jaki widac - star:mnie ukrywaly polityczne lIwarunkowania swegoPostE;powania, DIe> papieza wowczas najwazniejszy byl politycznyaspekt dzialabosci Savonaroli, :lIe od poczCjtku dostrzegal inneniebezpieczenstw3, plynqce z "apostolstwa" kaznodziei. Totez w kazdympiSmie A leksandr. VI do Savonaroli pojawia si~ - mniej lubbardziej ujawniane - podejrzenie 0 nieortodoksj~ i falszywe przedstawianieproroczego powolania dominikanina. Savonarola p opierwszym liscie przeslal papieiowi swiezo wydane Compendio di"ivelazioni, tlumac:zqc, ii nie mogl-by nic ponadto powiedziec. Dlategotez nie uwaza, aby jego podroz do Rzymu byla potrzebna.Dziwne, ie Savone>.rola, znajCjc swCj sil~ przekonywania, nie kwapilsi~, by osobiscie u,pewnic pa,pieb 0 boskiej inspiracji swych proroctw.Wobec odmowy Savonaroli zrozumi!'lle jest 2niecierpliwienie


• SAVONAROLA 77AIleiksandra VI, kt6rego zaczyna ponosh': temperament: w nast~pnymbreve (8.9.1495 r.) nie na.zywa juz dominikanina ukochanym syneo.nleez "un certo Giro'bmo Savon:uob da Ferrara". Wypowiada tez expressisverbis zarzut, stanowiC!cy cz~sc aktu oskarzenia w p6zniejszymprocesie - neguje boze poslannictwo i prawdziwosc proroctwkaznodziei, nie popartych Pismem Swi~tym ani cudamLlo ZarzutyuzasadniajC! koncowC! decyzj~ papieza (podj~tc! nie bez wahan) ­zawieszenie Savonaroli w dzialaln'osci kaznodziejsJciej. W odpowiedziprzeor San Marco zbija wszystkie za.rzuty contra se i przekonalchyba papieza - przynajmniej cz~sciowo - gdyz nast~pn ebreve (16.10.) jest bardzo lagodne w tonie. Aleksander VI obiecujec ofni~cie zakazu gloszeni'a kazan, gdy tylko przeanalizuje wszystkiezarzuty po przyby-ciu Savonaroli do Rzymu lub - "jesli to byloby •naprawd~ niemozliwe" - po zasi~gni~ciu opinii czlowieka "pra­",ego". Z zimie przybyl do Florencji Delnomocnik papieza (prawdopodobnieblogoslawiony Sebastian Maggi), kt6ry wydal jak najbardziejpochlebnC! opini~ 0 Savonaroli, po czym papiez wyrazil ustnC!L:god~ na kontynuowanie kazan. Fra Girolamo wraca wi~c na ambo­n~ i w jednym z pierwszych kazan podkresla swC! niezaleznose pro­roka nat~hnionego przez samego Boga: "Wszedlem na ambon~, aby powiedziec, ze nie poslal mnie zaden czlowiek ani zaden pralat, ale ze przemawiam w imieniu papieza papiezy, J ezusa Chrystusa i Swi~te.i Tr6jcy". Niemniej wyczuwa si~ pewne zlagodzenie tonu, co widac w kazaniu 0 potrzebie papieza-reformatora, w kt6rym kaznodzieja wy-raia przekonanie, iz takze . Aleksander VI m6g1by bye swi~tym, gdyby tylko ze~hcial . Nie nalezy zapominae, ze byl to okres najwi~kszej populoarnosciHieronima Savonaroli w mieScie nad Arnem ; liczba jego przy'boeznejgwardii mlodych chlopc6w si~gala pi~ciu tysi~cy, nowicj-at SanMarco zapelnil si~ synami :lrysto'krat6w, uczonymi i artystami,a Signoria astra zwalczala przeeiwnik6w proroka. Fanatyezne poparciewi~kszosci Florentczyk6w, ekscytacja wydarzeniami polityeznymii przekonanie 0 niezwykloSci swej misji wplywaly na atmosferE:kazan Savonaroli. Nie liczyl si ~ on z zadnym autorytetemopr6cz Boga, a wlasciwie glosu Boga, slyszanego przez siebie. "Niestaram siE: szukac ludzkiej chwaly - wolal - nie ehcE: kapeluszaani rrvi1Jry: [...] chyba tylko tej, kt6rC! dales swym swiE:tym .-~ •smierci." II10 Pozniejsza tradycja, gloryfiklli'lca Savonarol~, "wypelnila" ten brak; na pocZ'ltkllXVI wiekll pojawily si~ trzy zbiory cudow przypisywanych przeorowi SanMarco, a sw. Katarzyna de Ricci glosila. iz zostala dwukrotnie uzdrowiona d zi ~kiw ~ tawiennictwtl umt;czonego dominikanina... Ten passus s tal si~ podstaw'! dose rozpowszechnionego wsrod historykow przekonania.jakoby papiez zaproponowal oporne mu mnichowi, dla pozyskania go,


78 LUDMIlA GRYGIELNieugi~ta postawa kaznodziei drazrula coraz bardziej krewkiegopapieza borY'kajq·cego si~ z trudnosciami polityoznymi, bardziej dlalIliego istotnymi niz reforma Kosciola. Pobyt Karola VIII we Wloszech- ·poza komplikacjami natury politycznej - oznaczal dlapapieza ciqgle niebe~ieczenstwo zwolania soboru powszechnego,czego domagali si~ liczni zwolennicy reformy Kosciola, i oslabieniapolitycznego Panstwa Koscielnego. Totez Aleksander VI, silqc si ~na dyplomatyczny spok6j, pod~jmuje dalsze kroki w celu os~abieniapozycji swego najbardziej aktywnego przeciwnika. Mialo to sprawicutworzenie nowej prowincji dominikanskiej, Tomailsko-toskanskiej,obejmujqcej ~6wniez 1clasztory podlegle dotqid Savona.roli, jakoprowincjalowi. Decyzja papieza wywolala calq fal~ protest6w zestrony przeora San Marco i jego wsp61braci. Fra Gil'olamo pos t ~po ­wanie papieza nazywal grq w szachy i udowadnial rueprawomocnosejego post~powania . W kaza'lliach corazcz~sciej czynil aluzjedo prywatnego zycia Borgii, coraz cz~sciej przekonywal 0 shmznosciswego rueposluszenstwa wobec papieskich rozkaz6w. Papiezowipost~pujq·cemu niezgodnie z Ewangeliq trzeba powiedziec: "Teraznie jestes papiezem, nie jestes Kosciolem Rzymskim - blqdzisz."Na wiosn~ 1497 roku sytuacja w miescie (koniec przewagi placzk6ww Signorii) i na P61wyspie (kl~ska i wyjscie F·rancuz6w) zmienialsi~ lIla nieikorzysc SavanalI'oli. Pojawiajq si~ pierwsze symptomytragicznego konca. Sam fra Girolamo zdawal si~ coS przeCZllwac - nie przemawial juz z dawnym zapalem, cz~sto wspominalo smierci. Tymczasem Aleksander VI po' wyjsdu Fl'ancuz6w poczulsi~ pewniej i nie podejmuje juz zadnych dyskusji Z opornymi Florentczykami,wyrzucajqc za drzwi ·ambasadora republiki, AlessandroBracci (marzec 1497 r .). W otoczeniu papieza przewazaly 'llastrojezdecydowanie wrogie Savonaroli. "W catym Rzymie m6wi si~o rum, ze jest dojrzalym heretykiem" - pisal w6wczas MkhalAruol do brata. "Trzeba b~dzie - dodawal - .abyza wszelkq ·cen~zdecydowal si~ przybyc i prorokowac troch~ tutaj, a potem zostaniekanonizowany. r... ] Brat Mariano m6wi wiele zlego 0 waszymproroku." 12 Zaciekly przeciwnik florenckiego kaznodziei rzeczywiscieagitowal 'bardzo ostro przeciwko niemu. W jednym z kazanw bazylice sw. Piotra wobec papieza i kolegium kardynalskieg10wolal: "Spalic, spalic Ojcze Swi~ty ten instrument diabla, spalicskandal calego Kosciola." Fra Ma'riano nie 'byl zresztq odosobnionyw swej wrogosci wobec Savonaroli.kapelusz k ardynalski (zab. Giacinto Scaltriti, Savonarola, it vero contestatore,Torino 1970, Borla , s. 25). Brak jednak pewnych dOll'od6w na potwierdzenie tejhipotezy.1! Cyt. wg. Uoeuvre tttteraire de Mlchel-Ange, d'apr~s !es Archi ves ' Buonarott..., traduites par Boyer d'Agen, Paris 1911, Delagrave, s. 139.


SAVONAROLA 79W samej Florencji autorytet przeora San Marco wyrazme zma­1at Swiadczyo tym najlepiej uchwala Signorii, zakazujqca rnu dalszychkazan. Prorok przestal bye nietykalny. Po ostatnim kazaniu(4 kwietnia) doszlo do forrnalnej bijatyki mi~dzy wiemymi placzkami,a grupq mlodziencow z najlepszy


80LUDMltA GRYGIELjonq a gita.cj~ przeciwko ekskomunice, w ,czym popierala go cz~sciowoSignoria. Papiez na razie ponawia tylko wezwanie do stawieniasi~ Sav:maroli w Rzymie, zapewniajqc mu bezpieczeilstwo i obiektywne,sprawiedliwe (iustitia cum m isericordia) rozpatrzenie wszystkichw'ltpliwosci. Fra Girolamo odpowiada ogolnikowym, pokornymlistem, wyrazaj'lcym nadziej~ na przebaczenie, gdyi bl~dy ,ktore moze i popelnil, wynikaly z ignorancji lub nieuwagi. "Biegnt;do Wa,szych stop - pisal m . in. - prOSZqC, by moj krzyrk bylw kloncu wysluch;my, gdyi nie chc~ dluzej bye oderwany odowczarni." Papiez pozestal gluchy na ten "krzyk", a w centrumjego zainteresowania leialy nadal polityczne aspekty calego sporu.Potwierdzajq to 6wczesne pertraktacje Z Signori'l, od kt6rej domagalsi~ poparcia dla swej antyfrancuskiej polityki i szantazowalFlorentczyk6w wprowadzeniem Medyceuszy do mi,asta. W takimukladzie Florentczycy w,oleli oczywiscie popierae Savonarol~, czylijego polityk~ niezaleinosci.Wsr6d tych wahan i dyplomatycznych zabieg6w kaznodzieja florenckizachowuje si~ tak, jakby ekskomunika w og6le nie istniala."\V Hoze Narodzenie odprawia msze sw. i rozdaje komuni~ licznymw iernym, 3 W Trzech Kr6li przyjmuje tradycyjnq wizyt~ urz~dnik6wSignorii, ktorzy skladajq dary i caluj'l dion przeora San Marco.Od lutego 1498 ,r. fra Girolamo podejmuje kazania i wszystkowra,ca do normy. Karnawal tego roku znowu uplyw'a na procesjachi paleniu vanita przy alwmpaniamencie canti spirituali. Placzkowied ominowali znowu w miescie i w Pala"Zzo Vecchio. 13 Zambony plynqznowu slowa krytyki wobec papieza, a temat nowego cyklu(Exodus) pozwala snue ekspresywne por6wna'nia: Florentczycy tonarod wybrany, a papiez - faraon-przesladow0a. Aleksander VIjest dose poblazliwy wobec takich wystqpien; w 'kolejnym breveExpectantibus nobis (9 marzec) przyznaje wielkie zaslugi kazno-·dziei dla republiki, ale zarzuca mu 'pych~, up6r i szkodliwq zuchwalose.Dorninikanin w lisde broni si~ starymi ,argtIDlentami, zasz ambony wola: "Ty wierzysz, Rzymie, ze mnie przestraszysz, aleja si~ nie boj~ nikogo" alba zwraca si~ wprost do 'Papieza: "Jeslija b~d~ m~czennikiem, ty :b~dziesz tyranem."1m smielsze byly wystqpienia ekskomunikowanego zakonnika, im dlu:lszy op6r Signorii - tym mniejsza cierpliwose Aleksandra VI. Dopieru gdy zagrozil uwi~zieniem kupc6w florenckich, dzial,ajqcych 11 Placzkowie byli ju" tak pewni szczE:sliwego zakonczenia sporu 0 ekskomunikE:,zc mieli gotowy projekt medalu z br'lzU na czesc swego proroka: Z jednej stronywyryla byla glowa Savonaroli okolona napisem "Hieronymus Savonarola ordinisPreadicatorum doctissimus", a z drugiej rE:ka z mieczem wzniesiona nad Rzymemi cytat z kazania "Gladius Domini super terram cito et volociter." - Zob. GiovanniSoranzo, Il tempo di Alessandro VI papa e di fra Girolamo Savonarola, Milano 1960,s. 214.


,.SAVONAROLAw Rzymie, oraz 'koufiskatq ich majqtku, wladcy republiki .zdecydowalisi~ zmienie front. Po dlugich, burzliwych debatach przeciwnicySavonaroli przeforsowali uchwal~ zakazujqcq mu kazan i tym razemsurowo jq przestrzegali. W miescie dochodzi do glosu corazw i~ksza opozycja przeciwko fra Girolamo, przeciwko jego wplywowina polityk ~ republiki. Gdy ponadto okazalo si~, ze profra.ncuskapolityka nie przynosi zadnych korzysci, ze papiez nie b~dzie fo1'sowalp'Owrotu JVIedyceuszy - zwqtpienie w slusznose post~powaniaSavonaroli i prawdziwose jego pmroctw zacz~lo przybierae charakterwyraznej niech~ci, a z cZC'.sem nawet wrogooci. Kroplq, ktoraprzelala kielich rozczarowan popolo fiorentino byla niepotrzebna,groteskowa proba ognia.Zanim do niej d05z10, Savonarola, odsuni~ty od ambony, w ciszyswej celi oddawal si~ gorzkim rozmyslaniom i. .. walczyl dalej z ftzymemoTym razem podjql bron pot~znq - rzucil haslo zwolania soborupowszechnego poza papiezem i wbrew papiezowi. W listachdo krola Francji, Hiszpanii, Anglii, W~gier i do cesarza niemieckiegouleazuje niebezpieczenstwo grozqce Kosciolowi ze strony skorum,powanegoIkleru i wzywa ich do pomoC'y przy zwolaniu soboru. "La navicelladi Pietro e in pericolo" - powtarza w kazdym liscie. Kaznodziejaprzypomina swe osrnioletnie nawolywanie do pokuty i zapowiadagniew bo·zy. Bog nie moze pozwolie, by Kosciol mial takq glow~,jak papiez Borgia. W bnkluzji wszystkich listow pojawia si ~stwierdzenie: Aleksander VI nie jest papiezem. Na potwierdzenieswych za1rzutow Savonarola obiecywal przedstawie w odpowiednimczasie nieujawnione dotqd falety, a nawet - czynie cuda.1 4Nigdy nie spelnil tej obietnicy i nie uczynil tez zadose pragnieniomzglodnialego cudow ludu Florencji. Wyzwanie do proby oguiawyszlo .od franciszkanina, Francesco di Puglia, ·a najwierniejszyHczen Savonaroli, Domenko da Pescia publicznie wyrazil ch~c pojsciaw ogien na potwierdzenie prawdziwosci nanki swego mistrza.Po uzyskaniu zgody Signorii i Rzymu, 7 kwietnia 1498 roku naPiazza della Signori-a stant=:ly dwa stosy drewna, a po ich zapaleniuprzejse mieli pomi~dzy nimi dwaj 'rywale. Zebraly Sit=: tlumy, przybylagrupa franciszkanow z Santa Cr,oce. Natomiast z San Marcowyruszyla wielk'a procesja, prowadzona przez Savonarolt=: z Hostiqw r~ku. Teatralnosi: tej procesji i dlugie modly na placu zniecierpliwilywidzow. Zniecierpliwienie mslo w trakcie wielogodzinnej dyskusjirni~dzy obu klasztorami; .franciszkanie nie zgodzili si~, byIra Domenico wszedl w ogien 2 konsekrowanq Hastiq i zqJdaJi, byzdjql s2·aty "zaczarowane" ich zdaniem przez Savonarolt=:. Ulewny81U Zob. R. P. Jourdain Hurtaud, Lettres de Savonaro!e aux princes chretienspou)' !a reunion d'un conci!e, Paris 1900, S. 3.6 - ZNAK


82 LUDMILA GRYGIELdeszcz przed wieczorem przerwal sp6r i uniemozliwil przeprowadzeniepr6by. Zqdny widowiska Hum rozszedl si~ rozczarowany. Nast~pnegodnia, w Niedziel~ Palmowq, Savonarola wyglosil patetyczne,pozegnalne kazanie, W kt6rym m6wil 0 przygotowywaniu si~ dosmierci za swoje "owieczki". Kazanie nikogo juz nie wzruszylo. Dlaswoich sluchaczy fra Girolamo nie lbyl juz prorokiem lecz gabbadeo(oszukujqcym Boga). Wieczorem tego samego dnia Hum Florentczyk6w,uzbrojonych w prymitywne rusznice i kamienie n apadl na klasztordominikanski i wdarl si~ na ch6r, gdzie modlil si~ z bracmi"profeta disarmato". W czasie napadu wybuchl poz,ar w kosciele,a wielu zak()nnik6w odnioslo rany. W miescie plon~ly domy najbardziejzagorzalych stronnik6w Savonaroli, a jeden z nich, FrancescoValori, poni6sl smierc z r~ki rozjuszonych napastnik6w. W6wczas'wkroczyla Signoria, wysylajqc do San Marco uzbrojonych stra:inik6wz nakazem zaprowadzenia porzqdku i 'aresztowania Savonaroli,fra Domenico i fra Silvestro Maruffi.Konsekwencjq aresztowania byly dwa procesy cywilne, w kt6­rych oskariono Savonarol~ g16wnie 0 falszywe przedstawianie swejmisji proroczej, a wlasciwie chodzilo 0 calq jego dzia~alnosc poliiycznq,negatywnie ocenianq przez nOWq Signori~ , Wobec areszto··wanych zastosowanookrutnq tortur~ wieszania na linie za skrzyzowanedo tylu ramiona. Tortury zlamaly ,fizycznie slabego Savonarol~i zachwialy jego wiar~ w slusznosc swoich poczynan. Bez opcr6wpodpisal tekst zeznan sfalszowanych przez przekupionego n o­tariusza Ceccone.Papiez na wiadomosc 0 aresztowaniu braci nie ukrywal swej radosci,ale od TaZU domagal si~ odeslania ich do Rzymu. Zqdanie tonie spotkalo si~ z aprobatq rzqdu republikanskiego, broniqcego swejniezale:inosci w sqdzeniu swoich obywateli. Na odmow~ wplyn ~ l ar6wnie:i, wydaje si~, obawa przed wyjawieniem tajemi.1i


,SAVONAROLA 83Stalo si~ zadosc zqdaniu ludu, wolajqcego przy wjezdzie Romolina:Muoia frate, muoia! Czy stalo si~ zadoSc zyczeniom AleksandraVI? Czy entuzjastycznie powital on stos we Florencji? Wydajesi~, ze nie. Wskazuje na to jego postawa 'w czasie trwania calegokonfliktu i po smierci Savonaroli.1 5 I chociaz wszelkie "gdyby"w odniesieniu do przeszlosci jest nieuzasadnione, jedno nasuwa si~tutaj nieodparcie - gdyby Hieronim Savonarola udal si~ osobisciedo Rzymu, nie stan~lyby szubienice pod Palazzo Vecchio.1 6 Nalezyzwrocic uwa g ~ na jeszcze jeden moment. Otoz finai calego procesuzalezal bardziej od rzqdu 'republiki niz od papieza. To wlasnie Florentczycyzadecydowali ostatecznie 0 smierci swego kaznodziei.Konflikt z papiezem byl bardzo scisle powiqzany z fluktuacjq nastrojoww miescie nad Amem i z sytuacjq politycznq we Wloszechi !l1ie moze bye tra:ktowany w oderwaniu od tyLch wqtkow historiiSavonaroli. Ale nie moze tez bye uznany za jedynq i gl6wnq przyczyn~jej tragicznego konca. Nie mozna tez interpretowac tego zatargujedynie w oparciu 0 analiz~ orientacji politycznych, gdyzbyloby to zaw~ze.niem prowadzqcym do niepr,awdy. Choci:azbowiem polityczno-spoleczne uwarunkowania sporu z papiezembyly bardzo waZne, w gruncie rzeczy rozegral si~ on w duszy dominikanina,zawiklanego w skomplikowane sytuacje i wlasne wahania.Wlasnie tam doszlo do konfliktu 'mi~dzy glosem papieza,nadchodzqcym z Rzyrnu, a glosem Boga, slyszanym w czasie samotnychmodlitw przed krucy~iksem Fra Angelica. Totez ostatecznymkryteriUlm oceny sporu Savonaroli z pa,piezem winien byeproblem posluszeiistwa. Aleksander VI zqdal od Savonaroli absolutnegoposluszenstwa, powolujqc si~ na sw6j urzqd nast~pcyPiotrowego. Z kolei mnich twierdzil, iz n i e m 0 z e wykonywaerozkaz6w niezgodnych z wolq Boga. "Jestem zawsze przygotowanydo posluszenstwa KoSciolowi rzymskiemu - rn6wil w jednymz kazan - 0 ile nie rozkazuje przeciwko Bogu i przeciwko milosci."Potwierdzenie slusznosci swej argumentacji oraz post~powania znajdujeu licznych Ojc6w Koociola i sw. Tomasza. Konkluzjq tego 'rozumowaniajest fragme,nt Ikazania (16. III. 1496 T.), Ikomentujqcy zdaniez Dekretu Gracjana: Wyrok u pasterza trzeba si~ bae, bez wzgl ~du n ato .czy jest sprawiedliwy, czy nie: "Wszelako rozumie si~ - m6witSavonarola - ze jest to wyrok pasterza, a nie wilka [...J I jest napisanerpoza ty1n1, ze trzeba si~ bac, a [wyrokuJ nie wykonywac,[...] Zresztq musisz wiedziec, ze Kosci61 m6wi prawd~, ze wyroku11 Giacomo da 8icliia, dllminikanin, pisze w 6wczas w jednym z Iist6w : "Papa,u t dicitur. non vult eius ltj. Savonaroli - przyp. L. G.] mortem" - cyt. za G. 80­ranzo, op. cit., S. 241.II Cyt owany powyzej list Michala Aniola kr 'l ~yl po Florencji, jako propozycjatakiego wlasnie rozwi'lzania.


84 LUDMilA GRYGIELpasterza trzeba si~ bac. Chyba ze zawiera blqQ, ktorego nie momatolerowac (errore intoHera'bile), poniewaz wtedy nie jest si~ zobowiqzanymdo posluszenstwa."Powy:i:sze wywody nie przekonywaly wszystkich mu wspo1czesnych,a tym bardziej potomnych. Ignacy Loyola, ktory cenil bardzoreligijne pisma Savonaroli, pot~pial go za nieposluszenstwo i "duchakrytyki" wobec papieza i dlatego te:i: zakazywallekturywszelkich pism florenckiego dominikanina.17 Spor Savonaroliz Aleksandrem VI probowano rowniez wy'korzystac przeciw'koEosciolowi rzymskiemu. Dzialo si~ tak w XVI wieku, gdy inni juzreformatorzy, w nieco inny sposob podj~li walk~ z demoralizacjqVi Kosciele, powolujqc si~ cz~st


, SAVONAROLAszej literaturze natrafia si~ na sprZeCZnOSCl 1 przejaskrawienici,z kt6rych trudno si~ wyzwolic, gdy si~ rn6wi 0 Hieronimie Savonaroli.Dlatego tez w powyzszych rozwazaniach znalaz1y si~ slowapodziwu i krytyki, oceny pozytywne i wqtpliwoSci.SAVONAROLA A RENESANSNiesamowita indywidualnosc Hieronima Savonaroli zawaiyla nadziejach Florencji a t3kze Koscioh k0l1ca XV wieku. Nie spos6b jednakpominqc zwiqzk6w dominikanskiego kaznodziei z Renesansem,kt6ry wtedy wlasnie we Florencji wchodzil w apogeum swego rozwoju.Chyba dzi~ki zbieznosci czasowej i wplywowi tego nurtu n aS8. von ar ol~ nie j€st on jednym z wielu sredniowiecznych kaznodzieiw~ drown y ch.Jego for macja intelektualna odbiegala od humanistycznych tendencji,negujqcych dorobek s cholastycznej filozofii, chociaz w dziele0ckhama znalazla ona sw6j doskona1y i nowatorski wyraz. Ferraraczas6w mlod03ci Savonaro'li poz.ostawala pod wplywern renesansowychidei szk.oly Guarino z Werony. Mirno to nie sta1 si~ on wyznaWCqprogramu studia humanitatis. Wplyw uczonego w dawnymstylu dziadka okaza1 si~ silniejszy. Dopelnily tej edukacji uniwersyteckiestudia. Zetkni~cie si~ z Akademiq Plat'on&kq i florenckimihumanistami nie zmienily mentalnosci Savonaroli, a jednak wzbogaeilygo 0 nowe zainteresowania.Zamilowanie do literatury pi~knej nadalo pewny'eh s ubtelnyeh .odcieni akademickiej erudycji Savonaroli i wply.n~lo wyrainie na j~zykjego kazan, pelen obrazowych por6wnan i alegorii. Lektura Dantego,mi10sc do Laodamii, a potem rezygn:lcja ze swiatowego iyciai lament nad jego demoralizacjq byly inspiracjq i tresciq jego mlodzienczychpoemat6w. Trzeba przyzn3c, iz poetq byl ba'rdzo mierny'll.Widac to szczeg6lnie w jego laudi spirituali, .pisanych ja~koswego rodzaju protest wobec "niemoralnych" leez eleganckich Canticarnasdaleschi Wawrzynca Medyceusza i jego przyjaci61. Oto fragmentjednej z piesni autorstwa przeora San Ma rco:"Amor, amor, arnoregrida il tuo cuore con ogni venaViva, viva in nostro coreCristo re, duce e signore."Mimo ·swej miernej wartosci artystycznej l!twory te Sq cenne, jakodo..


86 LUDMIlA GRYGIELiworzqcych w konwencji nazwanej przez historykow literatury "poesiasavonaroliana". Najwybitniejszym poetq tego kr~gu jest GirolamoBenivieni, sklaniajqcy si~ do mistycyzmu znawca fi.lozofii neoplatoilskiej.W Hcznych sonetach, piesniach i barzolettach energiczniebronil reform Savonaroli. Piesni tego "trubadura" placzk6w, pot~piajqcedoczesny zbytek i nawolujl!ce do pokuty, towarzyszylywszystkim procesjom i misteriom religijnych karnawalow.Swoje poglqdy na poezj~ wylozyl Savonarola w krotkim traktacieApologeticus de ratione poeticae artis (napisanego pod wplywemdziela poety Ugolino Verino Carmen de christiana religione ac vitaemonasticae joelicitate). Nie pot~pial poezji w ogole, lecz uwazal, izpowinna miee charakter chrzesc.i.jailski, wychowywae po chrzescijaiisku.Dlatego tez chwali bardzo Dantego, tworcow poematow apologetycznychi poboznych laudow, a wszystkich wspolczesnych nasladowcowantyku nazywa falszywymi poetami. W przeciwieilstwiedo nich nie przywiqzuje duzej wagi do formy.1 9 "Istota poezji opartajest na filozofii, na mysli, bez ktorej nie mozna bye prawdziwympoetq" - stwierdza na koiicu.Wplywowi Savonaroli ulegli nie tylko poeci, . ale prawie wszyscyhumanisci z dworu Wawrzyiica. Wielu z nich po kazaniach p'rzeoraSan Marco zmienia charakter swej tw6rczosci i swepost~powanie .Wielu z nich wstqpilo do San Marco, przywdziewajqc habit dominikaiiskiz i"qk Savonaroli (Zanobi Acciaiuoli, Antonio Vespucci, Pa:ndolfoRucellai). Jeden z nich, Giovanni Nesi, porzucenie wzor6wklasycznych i przyj~cie zasad religii chrzescijaiiskiej jako normyzyciowej nazywa wewn~trznym wyzwoleniem. Jego wizjonerski poematOraculum de novo saeculo (1496 r.) jest przedziwnym pomieszaniemneoplatoilskich idei z naukami i atmosferq kazaii Savonaroli.Dominikanin, nazwany Sokratesem Ferraryjskim 20, przejql - ­~vedlug autora poematu - ze starozytnosci boskie natchnienie daimoniona,ktory kieruje jego reform3.torskl! misjq. Powyzszy przykladjest bardzo charakterystyczny dla sposobu oddzialywania,a wlasciwie sposobu percepcji doktryny Savonaroli przez renesansowychludzi piora. Oddzialywanie to ulatwila niewqtpliwie popularnoSefilozofii neoplatoilskiej, a szczegolnie jej nurtu sklaniajqcegosiE: ku swoistemu mistycyzmowi. Lqczyla siE: z tym wiara w magi~," " Nie potE:piam wiedzy retorycznej ani sztuki poetyckiej - pisze Savonarola _.ani nawet ozdob jE:zykowych i poloru elokwencji, lecz pr6zny zbytek tych rzeczyu tych naszych poet6w, ktorzy Slj przekonan1, ze wszystko wledz'l, podczas gdynic nie wiedzlj [...] i pysznilj siE:, lie znajlj wszelkie nauki, podczas gdy nie posiadajljnawet wiedzy poetyckiej (sclenza poetica). - Cyt. w g. Eugenio Garin, Ritratt!d t tlman!st!, Firenze 1967, Sansoni, s. 167. .to "Przywo!uje do m iasta i przywraca spo!eczenstwu fi1ozofiE: traktujljcq 0 obyczajach"- pisze G. Nesi. Cy t. wg Eugenio Carin, FHozofla Odrodzenla we Wto­Bzech,Warszawa 1969, P'VN, s. 154.


, SAVONAROLA 87a strologi~, doswiadczenie "duch6w powietrznych" (Guicciardini).Kierownlk Akademii Florencldej, Marsilio Ficino, wierzy! w astrologiczneprzepowiednie, zmienial amulety i kamienie w pie.rscieniuw zalezno.sciod stanu swej duszy, a w podesz!ym juz wieku przyjC}1swi~cenia kap!aiiskie i napisal dzielo De Christiana religione. Jakwidae, swiat Savonard}.i nie byl talk baiI1dzo przeciwstalWny swiatowineoplatoiiczyk6w florenckich. Dlatego mozna przypuszczae, iz niel'azilo ich wizjonerstwo dominikaiiskiego kaznodziei. Dlatego tezuleg! wp!ywowi jego pr-oroctw i Pico della Mirandola, i Poliziano,i sam Marsilio Ficino (p6iniej zresztq si~ go wyrzekl). Wzajemuekontakty nie pozostaly ibez wp!ywu na fra Girolamo i jego otoczenie.Stracony z nim Silvestro Maruffi, lunatyk obcujqcy z duchamii anio13mi, m6g1 r6wnie dobrze bye uczniem Ficina. Przeor SanMarco studiowal· t ez na pewno P.latona, skoro w jednym z kaz:tiim6wH, jakby tlumaczqc si~ : "Takze i ja swego czasu uleglem terimbl~dowi i duzo studiowa!em dialogi Platona, ale pozniej, kiedy B6gmnie oswiecil, przesiewa!em wszystkie rzeczy."Najscislejsze wi~z.y {qczy!y Savonarol~ z Giovannim Pico dellaMirandola. Spotkali si~ jeszcze w 1479 roku w Ferrarze i wszechstr·onniewyksztalcony, slawny filolog i mozof, kt6remu nieobcebyly awantury milosne i dworskie zabawy, uleg! fascynacji osobowosci~fra Girolamo. Jego sugestii przypisuje si~ sprowadzenie Savonaroli,miernego w6wczas kaznodziei, do wykwintnej, renesansowejFlorencji. Trwajqca od smierci Pico przyjazii z p!omiennym moralizatorem miala wyrazny wp!yw na ewolucj~ duchowC} humanisty,czego wyrazem jest jego atak na astrologi~ napisany w okresie, gdycodiiennie bywa! w San Marco. 21 Podobno ksiqz~ Mirandola nosi!s i~ z zamiarem wstqpienia do San Ma rco, a chociaz nigdy tego nieuczyni!, kaza! si~ pochowae w dominikaiiskim h abicie. Savonarolazegnal go w kazaniu, zapewniajqc sluchaczy 0 uzyskaniu zbawieniaprzez swego przyjacieb. Zazylosc tych dw6ch ludzi, tak bardzo 1'6±nych,a tak sobie bliskich moze bye symbolem caloksztaltu powiqzaiiSavonaroli z Renesansem. Pico to intelektualista, widzC}cy "zlotywiek" jako zjednoczenie wszystkkh ludzi poprzez oswiecenie umysl6w.Savonarola interesowa! si~ przede wszystkim moralnym, a c z ~­sciowo i politycznym, aspektem reformy, przygotowujqcej zloty wiekharmonii i pokoju na ziemi. Pomimo tych r6mic lqczy ich ta sarnapasja walki z hipokryzjq i korupcjq, walki 0 pok6j i wolnose spoleczeilstw(Savonarola) ezy jednostek (Mirandola). Nic wi~c dziwnego,ie tak dlugo trwa!a ta przyjazn, a Savonarola, raczej nieskory dopochwal, m6wil publicznie 0 Pica: "ingegno sole, e fu maggiore diAugustino" (umys! mial jak sloiice i wi~kszy by! od Augustyna).II Przesa d'l jest jednak twlerdzenie, jakoby Mirandola zostal uratowany odl1erezji dziE:kl "ojcowskiej oplece" Savonaroll - zob. G. Scaltriti, op. cit., s. 71.


88 LUDMltA GRYGIELW latach 1495-98 cala grupa humanist6w, zyjqcych przedtemnadworze i pod opiekq Lorenza Medici ulegla w rnniejszym lub wi~k-·szym stopniu oddzialywaniu Hieronima Savonaroli. Po wygnaniuPiotra Medyceusza przeor San Marco za 2 tysiqce florenow (uzyska~nych ze sprzedazy dobr 'klasztornych) kupil wspanialq bibliotekc;Medyceuszy, ratujqc jq od rozproszenia (w 1497 .r. "Zakupil pozostalacz~sc). Posiadaja,c takq b a zE; naukowq i takich sympatykow, myslalo stworzeniu w dominikailskim klasztorze centrum studiow orientall1ychz naukq j~zyka hebrajskiego, arabskiego i chaldejskiego. Oczywiscie,ze nie chodzilo mu 0 erudycyjne rozprawy i dyskusje, alepr,zede wszystkim 0 wyksztah":enie kadry przyszlych misjonarzy. Jednakzainteresowania orientalne byly tak zywe wsr6d humanistow,ze trudno si~ dziwic ich czestym wizytGm w klasztorze. W ten spos6bspotkania w bibliotece i pi~knych kruzgankach Sa)l Marco stalysi~ swoistq, przedziwnq 'k,ontynuacjq zebrail .przy stole Wawrzyil,cflczy w ,ogrodzie Villa Carreggi. Ci salffii ludzie, zmienila si~ tylko osobacentralna i zmienily si~ tematy dyskusji, ktorych Hem bylyfresiki Fra Angelica, a nie larr.pka plonqca ,przed popiersiem Platon


,SAVONAROLA;)statni, najbliiej zaprzYJazmony zprzeorem San Marco, po jegosmierci zalfnknql si~ w Idasztorze w Prato, jako fra Bartolomeo i tworzylodtq.d dziela nOSZqce wyrazny slad proroctw Savonaroli (np.wizja sw. Bernarda). Nie jest wykluczone, ie wplynql w tym duchuna ml,odego Rafaela. Fra Bartolomeo jest tw6rcq najlepszego i zapewnenajwierniejszego portretu Hieronima Savonaroli.Najbardziej ewidentnym przykladem wplywu Savonaroli na iko­!10grafi~ jest radykalna zmiana w tw6rczosciSandro Botticellego powysluchaniu kazan dominikanina. Od lat 90-tych nie ma jui w jegoobrazach zwiewnych postaci kobiecych, swietlistej aury radosci,ador3cji ludzkiego, ziemskiego pi~kna. POCZqwszy od Piety, symbolizujqcejpokutny nastr6j artysty, znikajq z jego tw6rcZ'osci "favoleprofane" rzucane na stosy przez bnatycznych piagnoni. Swiat anty'c.7.­ny wraca tylko w formie alegorii moralnych (Alegoria della Calunnia).BozeNarodzenie powstale w 1501 roku (a wi~c w trzy lata posmierci Savonaroli) peIne jest ludzkiego niepokoju (sw. J6zef w pozierozpaczy), a postacie trzech ludzi obejmowanych przez anioly sugerujqchyba uczestnictwo w ,chwale niebieskiej trzech straconychdominikan6w. Ilustracjq do kazania zapowiadajqcego kary jestMistyczne u1crzyzowanie, kt6rego Hem jest panorama Florencjii spadajqcy na niq grad boiego gniewu. Botticellemu przypisu.ie si~r6wniei ilustracje do wydanego na poczqtku XVI wieku dziela SavonaroliTrionfo della croce, nie odbiegajqce zbytnio od wspomnianegoUrzyzowania. Botticelli jui do konca iycia (+ 1510) tworzylw tym duchu, wprowadzajqc sredniowieczne zupelnie akcentyw malarstwo dojrzalego Renesansu.Savonarol~ lqczyly z re!l1esansowymi tw6rc::uni nie tylko osobistekontakty lec"!: takie pewne podobienstwo poglqd6w estetycznych.Kaznodzieja w swoich pismach i kazaniach zostawil nawet wi~c~jteoretycznych rozwaian 0 sztur.e nii humanisci. Estetylka Savonaroli,choc bardzo zbliiona do neoplatonskiej, wychodzi poza niq,gdyi zawiera elementy arystotelizmu ignorowanego przez srodowiskoflorenckie. Jesli chodzi 0 poezj~, r6inice te sprowadzajq si~ dodwoch punktow: nietb~drnose logiki i wystarczalnosc przenosni (rezygnacjaz mowy wiqzanej) dla wyraienia mys li poety. W hierarchiipif;kna Savonarola najwyzej stawia dziela natury, jako emanacj~ boskiejmysli. D"liela sztuki natomiast Sq tym .pi~j{lniejsze, im lepiej oddajqobeenose boiego pierwiastka w .naturze 23. Ma!larz w swych dzie­" Dziela sztuki "tym bardziej si~ podobajlj, im bardziej nasladujlj natur~ ­mowi w jednym z kazan, Ci, ktorzy chwallj jakis obraz, mowilj: - Wydaje sit:.zc te zwierz~ta zyjlj, a te kwiaty pachnlj." (cyt. wg. Mario Ferrara, Savonarola,L'infllLenza del SavonaTola sulla letteratuTa e !'arte de! Quattrocento, Firenze 1952,~ . 47). Jest w tym twierdzeniu wielkie pOdObienstwo do poglljdow wczesnych humanistow- np. Boccaccio mowil 0 postaciach z freskow Giotta, ze Sq pi~kne, jakzywe.89


90 LUDMilA GRYGIELlach wyraza samego siebie, gdyz pl'.zedstawia wlasnq interpretacNdziel stW'arzonych p,rzez Boga. Pi~lcrlO czohvieka rna jeszcze myaspekt - odzwierciedla bogactwo duszy (tak sam'O twierdzil Mirand'Ola).Konsekwencjq tej zasady jest sprzeciw wobec realizmuw sztuce 24. Zbiezn'Osci w estetyce Savonaroli i humanistow nieswiadczqbynajmniej '0 humanistycznej orientacji mnicha. P'Oglqdyte byly po prostu typowe dla tamtej epoki, ale nie byly tak bardzonowatorskie. ani typowe dla humani7;ffiu.Dmowione tu wplywy i Tel~cje 'nie zmienily 'Oblicza Renesansu,lecz wpr'Owadzily do tego nurtu elementy wyraznie odmienne. Odmienne- nie znaczy zupelnie przeciwstawne. Savonarola byl ­mimo wszystkie roinice - scisle zwiqzany z Renesansem i jego ewolucjqrozwojoWq. Jego smierc byla nie tylko bankructwem jegoproroczych wizji i programu politycznego, ale rowniez kJI~skq mistycyzujqceg'Onurtu neopl.atonizmu, ktory d'Opiero w XVI wiekuprzybral f'Orm~ autentycznej religijnosci, a w koncu XV wieku bylmanifestem programowym wielkiego humanisty - Pico della Mirandola.Surowy, fanatyczny Sav'Onarola, '0 sredniowiecznej mimowszystko mentalnosci, kontrastuje z atmosferq miasta, a nawetklasztoru z jego pi~knym wirydarzem i niebieskawo-rozowymi w tonacji,a radosnie-spok'Ojnymi w lIlastroju freskami Fra Angelica. (Toostatnie porownanie sugeruje jeszcze innykontrast - pomiE:


?AVONAROlAlalnosci kaznodziejow w~drownych 25. W przypadku Savonaroli problemrna jednak nieco inne zabarwienie, bowiem Florencja nie byla.zwykIym miastem sredniowiecz.uym lecz centrum renesaznsowejkultury, a, co za tyrrn idzie, na stosy w~drowaly nie tylko bogate strojei karty do gry ale rowniei ksiqiki i obrazy owczesny,ch tworcow.Obroncy dominikanina (Villari) utrzymujq, ii nie spIon~lo iadnearcydzielo. Trudno w to uwierzyc, a nie sposob dowiesc. Skoro malarze- jak np. Lorenzo di Credi - sami wrzucali swe szkice doognia, a mIodzieiowa milicja konfiskowaia po domach rzeczy kwalifikujqcesi~ na stos, to na pewno splon~lo wiele cennych obrazow.Skoro fra Girolamo surowo pot~pial nasladowcow antyku i "niemoralnq"poezj~, to na pewno splonql niejeden utwor Boccaccia ezynawet Petrarki. Savonarola nie zamierzal wa.Jczyc z Renesansem, aleprzez palenie vanita przyczynil si~ w jakimS stopniu - bardzo niewielkimzapewne - do zuboienia jego dorobku. I wydaje si~, zeusprawiedliwic go mogq jedynie motywy inspirujqce stosy, a niepr,zypuszczenie 0 miernej w artosci sp alonych dziel sztuki. Plomienietych stosow pokazujq w jaskrawym swietle nonkonfol1mizm Savonaroli,jego surowosc w walce z wszelkimi wadami owczesnego spo­Ieczenstwa. Eksponujq te cechy florencldego proroka, ktore okreslajqgo przede wszystkim jako wielkiego reformatora, a nie intelektualist~negujqcego hasia Renesansu: jego duchowych pokrewienstwszukac trzeba wsr6d taildch postaci jak: Joachim da Fiore,Arnold z Bresci i Giordano Bruno. Plonqce st08Y Sq jednq z formjego reformators:kiej dzialalnosci, a nie egzorcyzmami nad Renesansem.26Totei powyzsze uwagi nie mialy na celu przedstawienia Savonarolijako dziwacznego humanisty leC'z jedynie pokazanie jego licznychpowiqzan ze wspolczesnym nurtem kulturowym. Powiqzan, ktorenie pozwalajq na zaliczanie go doprzeiytkow sre'dniowiecznych w re":nesansowej Italii, a zmuszajq do uwania go za jeden z elementowOdrodzenia, pojmowanE:go szeroko, w caIej r6znorodnosci. Savonarolanie chcial niszczyc Renesansu lecz podporzqdkowac go religii;chcial nakionic XV-wiecznych geniuszy, by m6wili 0 Bogu i Ewangelii.Tylko ze w tej wizji Boga i Teligii zasadniczo si~ mi~dzy sobqr6inili i wi~kszosc humanist6w odrzucila wizj~ fra Girolamo. Ciswieccy intele1ktualisci dalecy byli od zainteresawania si~ religiqi praktykami religijnymi w formie zaprezentowanej przez Savonarol~.Jezeli si~ spotykali z Savonarolq, to nie dlatego, ze byli z nimIS Zob. J. De lumeau, op. cit., s. 159 i Johan Huizinga, Jesten srednl owiecza,Warszawa 1967, t. I, s. 41­II Nazywa je tak Louis Rougier w sweJ ksiqzce Le geni e de l'Occ!dent, ParislD69, s. 148. W swych niesprawiedliwych sqdach 0 Savonaroll idzie daleJ, twierdzqc,iz FJorencja Medyceuszy upadla z winy demagogicznej teokracji fra Girolamo.91


92 LUDMltA GRYGIELjednomyslni, ale dlatego, ze kazdy z nich 'na sw6j spos6b szukal Boga i r6znymi drogami do niego dochodzil. Obecnose wielu humanistowpod ambonq Savonaroli jest swiadectwem poszukiw.an i wahantych ludzi, kt6rych zbyt -cz~sto uwaza si~ za ateist6w pogrqzonychw podziwie dla pi~kna otaczajq,cego swiata bez Boga.Dzi€je ocen i legendy posmiertnej Hieronima Savonaroli Sq r6w­Jlie skomplikowane jak dzieje jego zycia, Niedlugo po jego smieI'ciF lorentczycy zacz~li skladac kwiaty na miejscu, gdzie stala szubienicai stos, a w Prato, za przyczynq sw, Katarzyny de Ricci - autorkiLaud6w na czese Savonaroli, nazywajqcej go "niewinnym mE;­czennikiem" - powstal oorodek kultu przeora San Marco. W licznychp!"zekazach pisanych i tradycji ustnej utrwalalo siE; przekonanie0 swi~tosci fra Girolamo. Slawa jego czyn6w i swi~tosci baI'dzoszybko dotarla az daleko na Wsch6d,do Rosji, dzi~ki swi~temu m~czennikowiKosciola prawoslawnego Ma'ksymowi Grekowi. 27 Ale nie17 SWit;:ty Maksym (1470- 1556), Grek z poehodzenia, w roku 1492 przyby l do Wloch(po studiach w Paryzu), biorqe udzial w zyeiu kulturalnym Odrodzenia. Sluehaj,!ckazan S avonaroli stal sit;: jego wielbicielem, wstqpil do zakonu dominikanow(1502), ale po dwoeh lataeh wyjecl1al do Greeji i przez jedenaseie lat byl w klasz··1.0rze n a g6rze Athos. W r. 1516 wielki ksiqz~ moskiewski zaprosil go na sw6j dw6r,powierzajijc mu SWq bibliotek~. Maksym przetlumi1~zyl tam wiele ksiqg Iiturgicznychz greki na staroeerkiewny i zaproponowal wiele reform w Koseiele prawoslawnym.Mimo zaslug padl oIiarq dworskieh intryg, zostal wygnany, a nastt;:pniewi~ziony przez dlugie lata (1531-1551). Pozostawi! okolo 150 dziel, z kt6rych ir. ­teres uje nas najbardziej traktacik 0 doskonalym zyciu zalconnym, gdyz z3wieraobszernq wzmiankt;: 0 Savonaroli. A oto fragmenty tego rozdzialu:" Florencja jest najpi


SAVONAROLAbraklO' w tej legendzie innych (przyznajmy, mniej licznych) akcen··t6w - PO't~pien SavonarO'U.Humorystycznq niecO' ilustracjq zmieniajqcegO' si~ stosunku potomnychdO' kazn0dziei z San MarcO' jest fresk w dominikanskim klasztorzew Prato, w kto.rym dzialala sw. Katarzyna de Ricci. Pr,zedstawiaO'n umierajqcq mniszk~ (Oriett~), kt6ra w modlitewnym gesciewyciqga r~ce dO' zjawiajqcej si~ Mntki BO'skiej. Jednak O'wa MatkaBO'ska nie jest pi~knq MadO'nnq 0' subtelnej, owalnej twarzy ­ma duiy, O'rli nO's, a pO' bliiszym przyjrzeniu si~ latwo zauwaiycpod warstwq faTby m~skCl brod~! TowarzyszCjce jej ,dwie PO'stacie kobiecer6wniez majq m~skie rysy i zamalowane brO'dy. Bowiem autnrtego fresku kazal si~ modlic swiCjtO'bliwej mniszce do Savonaf0lii jegO' dw6ch wsp6lbraci, a pozniej, gdy opinie 0 PO'WieSZiO'nych dominikaninachzmienily siE;', ktos inny przemalO'wal SavO'narol~ naMatk~ BO's'kq.Ten dylemat - kanO'nizO'wac czy PO't~pic - pTzeplata si~ dO' dzisprzez tradycj~ ludO'wC\ i literatur~ naukcwq dO'tyczqcq SavO'naroIi.SavO'narO'la byl i jest nadal PO'staciC) kontrO'wersyjnq. Nie mO'zna m6­wic 0' nim bez podziwu i iSZCl


JAN ANDRZEJ SPIE2 OP DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEGOSREDNIOWIECZAZakon Kaznodziejski, zatwierdzony zimq 1216/1217 roku przez papiezaHonoriusza III, powstal z malej grupki kaznodziejow zorganizowanejprzez sw. Dominika Guzman dla gloszenia misji w polud-:niowej Francji oganni~tejruchem Katarow. Jak i inne zakony mendykanckiewyrosl z dqzen do wl1:!czenia w nurt ortodoksji prqdowgloszqcych potrze'h~ nawrotu do ,chrzescijanstwa ewangelicznego;Zaangazowanie w dzialalnose duszpasterskq Kosciola wspolnot zakonowzebrzqcych, podejmujq-cych hasla ewangelicznego apostolstwamialo istotne znaczenie dla gl~bszego zakorzenienia si~ chrzescijailstwawsrod szerokich malS sredniOlW'iecznego spoleczeilstwa.Dominikanie stworzyli jakby wzorcowy model duszpasterstwamendykanckieg,o, nasladowany przez inne zakony. Nie 'hez naciskupapiest,wa p,rzyjql go nawet najliczniejlSzy zakO'n zebraczy - BraciaMniejosi, 'ktorzy w intencji sw. Franciszka mieli bye Tuchem swieckichkaznodziejow - eremitow. Dominikanie od samego ,poczqt'kumieIi wyraznie okreSlony chara'kter ewangelkznej wspolnoty kaplanow,~postolujqcejslowem i przY'kladem. Klasztory swe zatkladaliwsrod Iiczmej i dynamicznej spolecznosci miast. Mieli tam szeroki.epole dzialania, a otrzymane w zamian za prac~ duszpasterskq j-almui;nyzapewnialy utrzymanie konwentu programowo wyrzekajq,cegosi~ wlasnosci. W orga'lliza'cji swego kaznodziejstwa nawiqzali dominika..Tliedo zasad Teformy Ikleru i duszpasterstwa okreslony,chprzez papiez8. I'llnocentego III (1198-1216) i IV sobor l'aterans!ki(1215). Sobor ten w trosce 0 wY'ksztalcenie przyszlych ,kaplan6w nakazywalzakladanie przyfkoscielnych szkol i orga'llizowanie u bokubiskupa ekipy dobrze :przygotO'wanych ikaznodziejow. Kazdy 'k~asztordominikailski Iffiial zas bye zespolem pr'zynajmniej 12 kaplanow kaznodziejowi jednoczesnie szkolq, w kt&rej pod kierunkiem wyksztalconegolektora bra-cia przez cale zycie pogl~bilajq SWq 'wiedz~ teoIogiCZDq.Domini:ka'llie jednaik nie mieli zastqpic dotychczasowej strukturyduszpasterstwa parafialnego. Ich zadanie mialo bye raczej takie,ja1kie sobie przypisywal sw. Pawel - "Nie postal mnie Chrystus,


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJabym chrzcil, leozabym glosil Ewangeli~". (1 Kor 1, 17). W,pIywPawlowej formuly tapostolstwa na sw. Domini'ka i jego brad byl ta'kwidoczny, ze niejednakrotnie m. in. i w Krakowie brad kaznodziejawnazywano paulinami.Nadsk polazony na intelektualne przygotowanie do Ikaznodziej­~twa rychlo zblizyl dominikanaw do uniwersytetaw. Bracia zapisujllsi~ 11a studia w PaTYzu i Bolonii, studenci bakalarze i mistrzowiewst~pujC! w szeregi z·akonu. Nast~pca sw. Dominika na stanowiskugenerala zakonu, Jordan Sas, ktary sam wstqpil do zakonu jakobakalarz teologii, przez kilkanaScie lat swej dzialalnosci osobistymwplywe'll sprawil, ze 'ponad tysiqc osob z obu uniwersytetow przyj~lohabit zakonny. Ukoronowaniem tego bylo uzyskanie na stalekatedr nC! uniwersyteckich wydzialach teologii. Te zwiqzki z nowymwow,czas typem kultury, 'kulturq scholastycznq, otwarde si~ na podj~cienowych problemow tnaukowych, dalo w rezulta:de dziela sw.Alberta Wielkiego i sw. Tomasza.Juz pi~c Ilat po zatwierdzeniu zakonu, jesieniq 1221 roku pierwszagrupa dominikanow przybyla do Krakowa, w roku 1225 powstalydalsze klaszto.ry w Pradze, Wroclawiu, Kamieni'U Pomorskim, Gdan­.sku i Sandomierzu, uksztaltowala 'Si~ nowa prowincja zakonu obejmujq.caaz do konca XIII wieku Polsk~ i Czechy. Na poczC!tku XIVvvieku, po wyodr~bnieniu si~ .prowincji aeskiej, ;pozostaly w prowincjipolskiej obejmujqcej calosc ziempolskich z Pomorzem (takzezaodrzanskim) i Slq'Skiem oraz Prusy 32 klasztory dominikanskie.'V XIV i XV wieku siec ta ulegla pewnemu zag~szczeniu, a znacznacz~sc nowych fundacji powstala na ziemiach ruskich i litewskich,tak, ze u progu reform30cji prowincja liczyla 63 lda'sztory. Franciszkanie,ktorzy przybyli do Polski kilkanaS.cie lat po dominikanach,nie zdolali osiqgnqc takiej przewagi liczebnej, jak na Zachodzie,gdzie bylo przynaj'llniej trzykrotnie wi~cej Brad Mniejszych nizdominikanow.Szybkosc, z jakq dominikanie dotarli do Polski i tu si~ rozpowszechnili,nie rna chyba odpowiednika w historii zakonow w Polsce.Trzeb a przy ty.m pami~tac, ze dzielo stworzenia prowincji dokonalosi~ g16wnie w oparciu 0 sily miejscowe polskie i czeskie -JacJdem, bI. Cz€slawem i Henrykiem z Moraw na .czele. SwiadczJto z jednej strony 0 duzej dojrzalosci Kosciola polskiego w tym cza­:li.e, a z drugiej 0 zapotrzebowaniu na zakon 0 charakterze apostolskim.Byl to bowiem okres intensywnych reform podejmowanychw duchu gregoriailskitm i uchwal IV Sobo'ru Lateranskiego. Do czolowychzwolennik6w tych reform nalezal inicjator sprowadzeniadominikanow do Polski, ibi.skup krakowski Iwo Odrowqz (1218-1229),chyba najwybitniejsza postac owczesnego episkopatu polskiego, cz1owiekwyksztalcony, utrzymujqcy zywe kontakty ze srodowiskami95


96 JAN A. SPIEL OPzachodnioeuropejskimi i pro.wdopodobnie wlasciciel pierwszego znanegonam .ksi~gozbioru pryWatnego w Palsce. Podobnego poparciaudzielili dominikanom biskupi innych polskich diecezji, a takze ksiqz~ta.Wdominikanach, a pozniej w innych me!1dykantach widzianogorliwych pomoonikow w misji wewn~trznej i wsrod osciennych JudowPrus, Litwy i Rusi.Szkola byla nieodlqcznym elementem zycia dominikanskiego. Konstytucjezakonu zredagowane w 1228 roku przypominaly, ze zakonnicypowinni si~ uczye dniem i nocq. Wprawdzie dominikanie moglibye przenoszeni przez wIadze zakonu i prowincji do roznych podleglychich wladzy klasztorow, to jednak kazdy klasztor sam dbalo rekrutacj~ i poczqtkowo we wh).snym zakresie ksztakil mlodychzakonnrkow. Wlasciwym przedmiotem studiow byla poczqbkowo tealogia,poniewaz do zakonu mazna byla przyjmowae kandydatow poukonczeniu 18 lat zycia, a wi~c takich, ktorzy mieli za sobq pewienokres nauki. Studentom zapewniano odpowiedni czas i miejsce dopracy, najzdolniejsi zamias t we wspolnym dormitorium miesz·kaliw pojedynczych ceJach, gdzie mogli spokojnie studiowac nawetw nocy.Z czasem przepisy zmienio.ly si~ i rozwijaly. Waznych zmian dokonala Kapitula generalna w 1259 roku, ohradujqca z udzialem mistrzowzalwnnych ze sw. Albertem i Tomaszem na czele. Wbrewpierwotnym ograniczeniom pozwolono organizowac w miar~ potrzebytrzyletnie szlwly artium, zwane studia logicae. Kapitula z 1261r oku !1akazala organizownnie takich szkol w prowincji polskiej.W drugiej polowie XlIIwieku, w zwi::jzku z wprowadzeniem do programufilo2Ofii Arystotelesa, zacz~ly tez powstawac w zakonie sikolyfilozofii. Poczqtkowo mieli je konczyc kandydaci na mistrzow i lelktorow,od poczqt·ku XIV wieku powinien jq ukonczye kazdy zakonnikprzed rozpocz~ciem studiow teo1ogii. Pod koniec XIII wieku ad·­stCjpiono od zasady, ze mlody zakonnik odbywa studia teologicznew macierzystym 1k1asztorze. W jednym miejscu gromadzono k1erykowz wie1u k1as201'ow, i w ten sposob rozwinCjI si~ nowy typ szkol,szkoly partykularne teologii. Szkole konwentualnej pozostala funkcjautrwalania wiedzy.W Polsce w momencie przyjscia dominikanow istnialy szkoly ko.­pitulne. Pod opiekq takich biskupow jak Wincenty Kadlubek i IwoOdrowqz przezywala rozkwit szkola krakowska, gdzie zapewneksztalciJi si~ pozniejsi dominikanie - Jacek, Czeslaw, czy Wincentyz Kie1c. Juz w XIII wieku powstajq szkoly parafialne. Biskup Iwoufundowal takq szkol~ przy kosciele mariackim w Krakowie. W XVwieku tylko najubozsze parafie nie mialy wlasnej szkoly. Natomiastdo konea XIV wieku trzeba bylo ,czekac na otwarde wydzialu teo­Jogicznego rprzy Uniwersytecie Krakowskim. Swoje szkoly pro­


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJ 97wadzily tez inne zako.ny, zwlaszcza mendykanckie i kanonicze. 0 tymtrzeba stale pami~tac, gdy b~dziemy przyglqdac si~ systemowi szko.Inictwadominikailskieg.W bardzo niekompletnych zr6dlach z XIII i XIV wieku spotykamyo.k. 150 bardziej wyksztalco.nych do.minikr-n6w, 0 czym swiad­CZq ich tytuly ,Iekto.rskie, 'studia zagraniczne, dzialalnose pisarskabqdz zajmowane przez nich o.dpo.wiedzialne stanowiska pro.wincja­16w, inkwizyto.r6w czy biskup6w sufragan6w. ObecnoSc wyksztalco.negolekto.ra byla na;jcz~sciej r6wno.znaczna z istnieniem tam szkoly.Szczeg6lne miejsce zajmowal konwent krakowski, gdzie przez calyten okres bylo przynajmniej po dw6ch Iekto.r6w. Pierwszym kierownikiemkrako.wskiej szko.ly knwentualnej byl wedlug Dlugosza lektorHenryk z Moraw. Jednoczesnie przebywal w kiasztorze krakowskimGerard .z Wro.clawia, dawny student paryski i pierwszy pro.­wincjal po.Iski oraz sw. Jace>k, 0. kt6rego studiach istnieje bardzoprawdo.Po.dobna tradycja. Po.trzeby szybko ro.zwijajqcej si~ prowincjisprawily, ze juz w XIII wieku i w innych klasztorch byly szkoly dlalicznych uczni6w, zwlaszcza w Pradze, Wroclawiu, Gdailsku i Sandomierzu,gdzie jak m6wi tradycja wST6d 49 zako.nnik6w, zamo.rdowanychprzez Tatar6w W 1259 roku, bylo 7 diakon6w i subdiakon6w,18 kleryk6w i 4 no.wicjuszy.o szkolach mi~dzyklasztornych informujq nas do.piero. zr6dla XIVwieczne.Fragment akt kapituly prowincjalnej z ro.ku 1337/38, odkrytyw oprawie Po.dominikailskiego r~ko.pisu z Biblioteki Uniwersyteckiejwe Wroclawiu (sygn. I F 640), przyno.si wiadomose 0. trzechszkolach artium. W pierwszej z nich, (w zachowanym urywku nierna nazwy miejscowood) Iektor Pio.tr z Kujaw mial wykladaeTractatus et a1·tem veterem. W s7.kole poznailskiej Iekto.r P ... miatwykladae podr~cznik staro.zytneg Prysciana. Z trzeciej szkoly dochowalsi~ jedynie spis skiero.wanych tam student6w. Bye mo.zeowi kicrowani przez kapitul~ studenci, juz ukoitczyli studia w partykularnejszko.le teologicznej Iub szkole filo.·zo.m, a w szkOlIe artiummieli Po.magal: Iektoro.wi. Taka kilkuletnia praktyka o.bowiqzywalabo.wiem przeznaczo.nych na lektor6w studentow przed wysluchaniem wyklad6w w Studium Generalnym.Drugi fragment akt kapitul, odna.Jeziony w innym r~kopisie tejzebiblioteki (I Q 317), Po.chodzi z 1378 roku i zawiera wykaz wszystkichszk61 mi~dzyklaszormych w Palsce. Byly to 3 ISzlwly partykularneteo.logii w Kra;ko.wie, Wro.clawiu i Swidnicy o.raz szko.ly filozofiiw Legnicy, Raciborzu, T,o.runiu i miejscowosci, kt6rej nazwa niezachowala si~. W Krak


98JAN A. SPiEl 01'XIV wieku jest poswiadczone przez jednoczesne wyst~powaniew tym czasie 2-3 lektorow we Wroclawiu, Krakowie i Plocku.Szkoly, 0 ktorych dotqd mowilismy, przygotowywaly zakonnikowdo ich kapl:u'lskich i kaznodziejskich funkcji. Nauczycieli tych szkol,w terminologii zakonnej ~ lektorow, ksztalcily szkoly na wyiszympoziomie, z pelnym 4-5 letnim programem nauczania teologii, tzw.studia generalne. Pierwsze takie studium powstalo w Paryzu, gdziedwie szkoly Uniwersyteakie byly stale prowadzone p,rzez dominikanowu sw. Jakuba. Dzi~ki tym zwiqzkom ustroj i program nauczaniaUniwersytetu paryski~go znalazl ,odbicie w organizacji szkolnejdominikanow. Dalsze studia generalne powstaly w Bolonii, Montepellier,Kolonii i Oxfordzie jeszcze przed 1250 rokiem. W roku1378 bylo juz 17 takich studiow, zazwyczaj scisle zwiqzanychz istniejqcym w danej miejscowosC'i uniwersyteckim wydzialemteologicznym.W jakiej mierze wypelniano przepisy wzgl~dem ksztalcenia lektoroww prowincji polskiej w XIII i XIV wieku trudno orzec. 0 wyjazdachstudentow na zagraniczne studia generalne wiemy z kilku('zternastowiecznych przekazow zrodlowych. W 1337 roku kapitulageneralna nakazala wyslanie szesciu studentow do Paryza, Kolonii,Bolonii, Tuluzy i Montepellier. W roku 1348 general skiero\ovalPawfa z Raciborza na studia do Moguncji. Odnaleziony fragmentakt kapituly prowincjalnej z 1378 roku wymienia dwu studentowskierowanych do Magdeburga i jednego do Pragi. Znamy tez imionatrzech braci 'skierowanych na studia zagraniczne przez generalaRaj munda z Kapui (1380-1399) oraz czwartego studiujqcego wowczasw Kolonii. Przechowywane w 'kancelarii prowincjalskiej naprzelomie XIV i XV wieku formularze skierowan na studia zagraniczneswiadczq 0 pewnej .powsz€C'hnosci tych wyjazdow,StudiUlm Generalne, wyz'szu szkola teologiczna ktora ksztalcilalektorow,otwarta dla uczniow z ,calego zakonu, byl,o czynnikiem.niezwykle waznym w zyciu pI'owincji. Na stworzenie takich osrod":kow wla-dze zakOll1u kladly wielki nacisk. Juz kapitula generalnaz 1282 roku podj~la uchwal~) ktora jednak nie zdobyla wymag'lnegopotwierdzenia dwu nast ~pnych kapitul, by wszystkie prawincjepoza palestyD.'skq i greckq zorganizowaly u siebie takie studium.W nast~pnych latach kapituly roznie modyfikowaly te polecenia,lecz na ich wykonanie trzeba bylo czekac jeszcze dlugie lata,Czas, kiedy kapituly podejmowaly swe uchwaly, byl w Polsce okresemw alk i niepokojow. Wsrod 150 promowanych do polowy XIVwieku na Uniwersytecie Paryskim dominikanskich mistrzow teologiinie spotykamy zadnego ,nazwiska z prowincji poJ.skiej. Spokojniejszeczasy panowania Kazimierza Wielkiego tez wiele nie zmienily.Krol zrezygnowal z wydzialu teologicznego na organizowanym


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJ 99przez siebie uniwersytecie, tym bardziej wi~c . nie bylo powod6w,by udzielil poparcia w sprawie utworzenia szkoly 0 charakterzeseisle zakonnym. Tak~ pozytywnq rol~ odegral w Pradze w 1347roku Karol IV, ktory jednoczesnie z fundacjq Uniwersytetu z wydzialemteologicznym, zwrocil si~ do wladz zakonnych :z prosbqo otwarcie Studium Generalnego.Po smierci Kazimierza Wielkiego siedzi'hq trzech kolejnych prowincjalowbyl przez 23 lata Wroc1aw. Wiqzalo si~ to z przodujqcqwowczas rolq kla'sztorow slqski,ch w prowincji. Bliskie zwiqzki dominiikanowsIqskich z .praskim W)1dzialem Teologi'cznylffi i StudiumGeneralnym przyczynily si~ do znacznego ozywienia intelektualnegoi rozbudzily ambicje stworzenia wlasnego studium. Kapitulyi prowincjalowie wyznaczajq braci do studiow pro gradu et formamagisterii, dzi~ki czemu w 1391 roku otrzymal promocj~ magisterskqHenryk z Brzegu Bitterfeld, a w roku 1394 - FranciszekOczko. Tymczasem w Polsce zaszly wazkie wydarzenia polityczne-·obj~cie wladzy przez Jadwig~, jej slub z JagieUq i unia z Litwq.'Nzroslo znaczenie stolec:zmego Kra,kowa. Powstaly plany odnowieniaUniwersytetu, tym razem juz z Wydzialem Teologicznym. Wzgl~dypanstwowe i 'koscielne nie pozwalaly, by wladze prowincji jednegoz wazniejszych zakonow i najwazniejsza jego szk{)la znajdowalysi~ poza granicami kraju. Slad negocjacji w sprawie przeniesieniasiedziby prowincji i otwarcia Studium Generalnego w Krakowieza wieraksi~ga rachUinkowa miasta, ktora wspomina 0 darachhonorowych wr~czonych w 1391 roku prowincjalowi dominikanskanoworaz Piotwwi Wyszowi, Janowi z T~czyna i Mateuszowi z Krakowa.Trzej ostatni Sq znani jako glowni tworcy planu odnowieniaUniwersytetu Krakowskiego. Prowincjal Piotr \,Tasserrabe, Niemiecz pochodzenia, nie chcial ustqpic, dlatego interwencji kr6lewskiejtrzeba przypisac niespodziewane zwolnienie go z urz~du przezgenerala Rajmunda z Kapui w roku 1392. W konfIikcie tym stronnictwopolskie popada cz~sc dominikanow slqskich, zwlaszcza mianowanywikariuszem prowincji Franciszek Oczko. On tez z,osta Iw 1393 roku wybrany prowincjalem i przeniosl SWq 'Siedzib~ z po­""Totem do Krakowa. Jednoczesnie z uzyskaniem na kapitule generaInejw 1394 roku stopnia magisterskiego zostal tez zapewne mianowany,regensem Studium Generainego w Kra/kowie. Niestety aIdatej kapituly nie zachowaly si~ i 0 erekcji studium wlasnie w tYlffiroku mozemy wnioskowae tylko z roznych posrednich przeslanek.Nastl;pna ,kapitula w 1397 roku polecila odprawie w calym zakoniemsze swi~te w intencji Jadwigi i Jagielly. W tym czasie nie powstafazadna nowa fundacja kIasztorna. Ten akt mogi bye wyrazemwdzi~cznosci zakonu za pomoc udzielonq nowej szkole generalnej.Bogatsze przekazy Zrodlowe, a zwlaszcza znane nam akta kapitul


100 JAN A. SPIEl OPprowilI1.cja.lnych z II polowy XV i lPoczqtkow XVI wieku umo:i:liwilydokladniejsze poznanie 'stnrktury szkolnictwa dominikanskiegow Polsce w tym okresie. Prowincjal i definitorzy obradujqcy nakapitule, wybrani sposrod najwybitniejszych czIonkow prowincji,mieli doskonalq swiadomosc, :i:e zakon ich "w pierwszym rz~dziezostal powolany do slu:i:by bo:i:ej i studiow", jak to wprost stwierdziliw uchwaIachz 1461 roku. Kapituly ,powolujq szkoly, mianujqw nich lektorow, kierujq 'braei na studia wy:i:szego stopnia, okreslajqprogram nauczani::1. W tym 'czasie calkowity obowiqzek ksztalceniamIodzie:i:y zakonnej, z wyjqtkiem moze gramatyclJnego przej~lyna siebie szkoly mi~dzyklasztorne - filozofii i teologii. Z du:i:


.DOMIN!KANIE W KUlTURZE POlSKIEJ101tencji Piotra Lombarda w ciqgu roku, a lektor teologii, mial w tymczasie przeczytac jednq calq ksi~g~ Biblii. Trzyletnie studia teologiiw szkole partykularnej rozpoczynano dopiero po ukonczeniu filozoti i. Dwuletni p·rogram Studium Generalnego obejmowal 'W zasadzieten sam zakres materialu lecz pogl~biony . Wykladowcq Pi.sma sw.byl tam regerrs st udiuun z tytulem magistra, czyli profesora te-ologii,a Sentencje wykladal bakalarz teologii. Magister student6w przerabialz uczniami szkoly teologicznej przedmioty filozofi-czne.W szkolach filozofii komentowano pisma Arystotelesa. Poczqtkowofizyk~ i metafizyk~, po 1315 roku wprowadzono dalsze ksi~gi.W kodeksaoch biblioteki dominikan6w wroclawskich zachowaly si~i ragmenty r~kopis6w z te.kstami Arystotelesa oraz komentarzamiAI-berta Wielkiego i Tomasza. Z pierwszej polowy XIV wieku pochodzikomentarz Piotra Polaka OP do Fizyki Arystotelesa, zachowanyw r~kopisie Biblioteki J agiellon'skiej (1734). Od konca XIIIwieku coraz wi~.ksze znaczenie zdo.bywala doktryna Tomasza z Akwinu.Kolejne kapituly generalne zalecaly znajomose pism sw. Tomasza,nakazywaly uwzgl~dniac ich problematyk~ w wykladachi dysputach. W roku 1342 uznano tomizm za oficjaInq nauk~ zakonu.Biblioteki klasztorne byly zobowiqzane do gromadzenia dzielTomasza. Klasztor Studium Gene;raln€go powinien posiadac ioch komplet.Najwczesniejsze 'W Polsce znane r~kopisy dziel sw. Tamaszapochodzq juz z konca XIII i poczqtku XIV wieku. Na poczqtku XVwieku, mgr. Jan Sczekna, n alezqcy do grona pierwszych profesor6wkrakowskiego Wydzialu Teologicznego, z3lkupil od dominikan6w krakowskichSumm~ Contra Gentiles, iillusial to 'bye drugi egzemplarz,Iub .kopia sporzCldzona w klasztornym scriptorium.Powo13lnie wlasnego Studium Generalnego, wysilki zmierzajq·cedo podniesienia poziomu szk61 doprowadzily do nasilenia wyjazd6wna studia zagraniczne. Wyjazdy 'ITa studia, zdobywanie stopni naukowychodbywaly si~ pod scislq kontrolq wladz prowincji i zakonu.Dlatego wiadomos.ci 0 tych faktach znajdujemy zar6wno w reje­.strach list6w general6w zakonu jak i w aktach kapitul, brak tychdokument6w w pierwszej :polowie XV wieku sprawil, ze dla tegookresu mamy tylko przypadkowe informacje 0 kilkunastu braciachstudiujqcych za granicq. Dla pozostalych lat okresu przedreformacyj-­nego mamy akta 8 kapitul z lat 1447-1468 i 1483 ,oraz 8 kapituJz Iat 1501-1519. Jednak i te zachowane Iisty wamy tylko z niezbytdokladnych kopil, kt6rych autorzy dla uproszczenia sobie pracyskracali Iubzupernie opuszczali wykazy nieaktualnych juz nazwisk.Jednak nawet te fragmentaryczne dane wskazujq na rozmiarywyjazd6w zagranicznych. Pi~e kolejnych kapitul w ciClgudziesi~ciolecia 1458-1468 wydalo 46 skierowan do 11 studi6w zagranicznych.W tyro byly 23 skierowania na studia wloskie (Bo­


102 JAN A. SPIE2 OPIonia, P adwa, Florencja, Perugia) 15 do krajow niemieckich (Kolonia,Eriurt, Lipsk, Magdeburg, Wieden), 8 do Francji (paryz, Tuluza).Lista braci studiujqcych za granicq w Iatach 1420-1520 obejmujedzis ok. 175 znany.ch nazwisk. Mozna smialo powiedziec, zena liscie tej 2lTIaIazla si~ jedynie cz~sc rzeczywiscie wyjezdzajqcychna studia. W calym zakonie bylo rzeCZq zwyczajnq, ze czIonkowiewyksztarconej elity nie ograniczali si~ do wysluchania wykIa.doww jednej 'Szkole. Wnioskujqc z fragmentarycznie zachowanych danychz duzq pewno~ ciq mozemy twierdzic, ze i w Polsce wi~kszo s cz Iic ~nej grupy wyksztalconych braci przewijala si~ takze przezstudia zagraniczne. Oprocz aktualnie nauczajqcych lektorow byIi totez zakonnicy, ktorzy po ikilkuletniej pra.cy w szkole obj~li stanowiskalektorow konwentu, kaznodziejow, inkwizytorow, przelozonych.Studia i nauczanie byly bowiem dla po.}skiego dominikaninapierwszym etapem !Ila drodze zakonnej kariery. Ta liczna i ruchli··wa grupa zakonnikow musiala wywierac wielki wplyw na charakterpracy apostolskiej zakonu u schylku sredniowiecza.Wi ~kszosc studiujqcych za granicq dominikanow pochodzila z duzychi zamoznych kIasztorow. Zdecydowany prymat dzierzyl tu\Vroclaw. Nic w tym 'Clziwnego. Wyslanie brata na s tudia pociqgaloza sobq znaczne koszta. Malym kIasztorom trudno byro si~ zdobycna 1 florena, zwyczajowo wplacanego na koszt utrzymania zakonnikaw konwencie studiow. Niewielu tylko braci wienczyro swe studiastopniem naukowym, tu tez si~ liczyly koszta promocji. Niektorzynie wracali juz do kraju, jak np. Dominik Mann z Legnicy, ktoryw 1474 ro.ku immatrykulowal si~ na uniwersytecie Lipskim, n a­st~pnie przeniosl l.S i~ do Wiednia dla dokonczenia swy,ch studi6w natamtejszym Studium Generalnym. W Iatach 1488-1490 wyst£:powa J:jako kursor na wiedenskim Wydziale Teologicznym. Pozniej spotykamygo w Gratzu, skqd znow wrocil do Wiednia, gdzie do swejsmierci w 1515 roku pelnil obowiqzki kaznodziei, i pozostawil posobie r~kopisy pona'Cl 100 kazan. Wypadkikontynuowania studioww kiloku osrodkach nie byly odosobnione. Ta:k: np. jeszcze w I polowiestuleda Mikolaj Fructus :studiowal najpie'rw w latach 1419/1420w Bolonii, lata. 1423/1424 sp~dzil n a studiach w Padwie, a w roku1427 wyslano go jeszcze do Kolonii. Sladem po tych studiach sO!zachowane do dzis dwa pr.zepisane przez niego r~kopisy. Inny dominikanin,ktoryzapisal si£: w dziejach prowincji pols'kiej, a zwlaszczakIasztoruwroclawskiego i pozostawil po sobie spuSclzn£: pismien·niczq,Maciej Hayn, studiowal najpierw w latach 1440-1443w Wiedtniu, nast~pnie 1443-1445 w Kolonii. Po powrocie do Wroclawiape1ni obowiqzki kursora tamtejszego studium, a w roku 1448zosta1 mianowany wikariuszem generalnym zreformowanego klasztoruwroclawsikiego. Jednak jesz.cze w tym roku wraca do Wiednia.


POMINIKANIE W KULTURZE POlSKIEJ103by po rOkll udae si~ do klasztoru sw. Jakuba w Paryzu. Kapitlllaprowincjalna obradujqca w 1450 rokll w Slupsku, w kt6rej uczestniezyljako ,definitor, przemaczyla go na wyk}1adowc~ studium krakowskiego.Tam w 1454 zapisuje si~ na llniwersytet, na ktorymllzyskal promocj~ na bakalarza teologii. W Krakowie spotykamy gow ro,ku 1458. Ostatnie lata zycia sp~dzil we Wroclawiu.Wsr6d pi~tnastowiecznych dominikanow polskich nie brak takich,ktorzy wstqpili do zakonll z gwna studentow uniwersyteckich.W poczqtku XV wieku spotykamy w zakonie nazwiska osmiu bylychstudent6w krakowskich. Systematyczne badania moze ujawnilybydaLszych. Mgr Jan Melzer z Zqbko'wic, zaslu,zony regens StudiumGeneralnego, w latach 1431-1433 prowincjal a pozniej wikariuszgeneralski dla przeprowadzenia reformy w klasztorze wrodawskim,studia swe rozpoczCjl w Pradze, gdzie llzyskal magisteriumartium i licencjat teologii. Po przeniesieniu si~ nacji niemieckiejdo Lipska i stworzenill tam nowego llniwersytetll, Jan z Zqbkowicbyl w 1410 roku pierwszym promowanym tam magistrem teologii.Wkrotce potem wstqpil do dominikanow, zapewne w K r akowielub Wroclawiu. Jako mistrz i regens studium przeprowadzilpromocje dwu dominikanow, Piotra Wichmana w Lipsku (licencjatok. 1423) oraz na uniwErsytecie krakowskim Hermana (licencjat1 doktorat ok. 1423). I po nim pozostaly pisma w bibliotece klasztoruwrodawskiego.Przedstawione tu kariery wybitnych zakonnikow na pewno niebyly typowe nawet w grupie braci najbardziej wyksztalconych.Mniej znamy losy zyciowe i znaczenie w prowincji przci~tnych lektor6w.Wymykajq si~ tez z pola naszej obserwacji drogi, ktorymiwielu bardzo wybitnych dominikanow osiqgn~lo swe stopnie naukowe.Nic nie mozemy powiedziee 0 studiach jednego z najbardziejzasluzonych polskich domi:nikanow z drugiej polowy XV wieku -Jakuba z Bydgoszczy, profeso'ra teologii, regensa Studium General-·nego i dlugoletniego prowincjala.Bardzo blado rysujq si~ w Krakowie, tak silne gdzie indziej,zwiqzki Studium Gene!falnego z miejscowym uniwersytetem. Pierwszychsladow takiej wspolpracy mozna szukae na odnowionymw 1390 wku wydziale artium. Wiele danych wskazuje na to, ze jednymz mi:strzow tego wydzialu mogl bye dominikanin Mikolaj Lypoldi.Bye moze tez rozpatrzenie roli mistrzow dominikanskich,Henryka Bitterfclda i Franciszka Oczko, pomoze ustalie, kto bylpromotorempierszych hakalarzy i doktorow 'lla Wydziale Teologicznymerygowanym w 1397 Toku. Cechq eharakterystycznq kf'lkowskiegouniwersytetu Ibylta wyjqtkQWO ISlalba na nim pozycja zakonow.Do roku 1510 zapisalo si~ na uniwersytet tylko 36 dominikanow,cystersi, fra.nciszkanie ezy karmelici mieIi nieco wi~cej stu­


104 JAN A. SPIEZ OPdent6w. K,orzystniejszy obraz przedstawiajll listy dopuszczo.nychw tym czasie do wyklad6w bakalarzy i doktor6w teologii. Na lisciebakalarzy wsr6d 148 nazwisk widnieje 11 dominikan6w, a wsrod78 doktorow jest ich 6. W sumie na listach spotykamy 15 dominikanow(dwoch uzyskalo w Krakowie obie promocje) a tylko 6 cystersow,po 3 karmelitow i augustianow i zadnego franciszkanina.Promocj~ pierwszego wymienionego na liscie doktorow dominikaninaHermana przeprowadzil, jak juz wiemy, regens studium dominikanskiegoJan z Zqbkowic. Bylo to zgodne z prawem i zwyczajamizakonu, ktore mialy chronic przed samowolnym zdobywaniemstopni naukowych przez brad. W 1415 roku zapisal si~ nauniwersytet krakowski i wplacil calq oplat~ jakis Jan de Frankensteyn(z Zqbkowic). Moze ten wpis byl warunkiem uznania przezuniwersytet uzyskanego w Lipsku tytulu? Oko1o roku 1440 ba,lcalaureati doktorat uzyskal drugi dominikanin, Ulryk. W 1450 rokuuniwer,sytet zgodzil si~ na proSb~ Jakuba z Bydgoszczy, irrkorporowacdo Wydzialu Teologicznego zakon dominikanski z jego klasztoremkrakowskim. Dzi~ki temu domini,kanie mogli na okreslonychwarunkach uzyskiwac potwierdzenie zdobytych w zakonie stopninaukowych. Na tej zasadzie do grona profeso'r6w Wydzialu Teologieznegozaliezono Jakuba z Bydgoszczy. W lata,ch pi~cdziesiqtychbakalaureat uzyskalo 4 dominikanow, a do roku 1490 nast~pnych 6.Na liscie doktorow widniejq jeszcze trzej dominikanie - Jan z Radziejewa(ok. 1495), Mikolaj ze Znina (1509) i Albert z Ryczywolu(1510). We wszystkich wypadkach promoeji chodzilo raezej 0 uzyskaniepraw, jakie dawal tytul krakowskiego bakalarza ezy mistrzateologii, a nie obj~cie stanowiska na uniwersytecie. Mozna przypuszczac,ze wszyscy zapisujqcy si~ na uniwersytet dominikanie posiadalijuz zaawansowane wyksztaleenie, wpis byl potrzebny im douzyskania, bqdz nostryfikacji promocji.W roku 1456 powstal na terenie prowincji drugi uniwersytetw Gryfii (Greifswald) na Pomcrzu zaodrzanskim. Do rolcu 1475 zapisalosi~ na ten uniwersytet 32 dominikanow w wi~kszosci z prowincjipolskiej. W latach 1496-1501, w okresie rozluznienia wi~zowte-go klasztoru z Ipwwinicjq, w wyn~ku jego przystqpienia do obserwanekiejK,ongregacji Holenderskiej, liezba zapisanych dominikanowspadla do 10.Narz~dziem pracy lektora i kaznodziei byla ksiqzka. Przede wszy­. stki:m Pismo sw. Glosowa·ny egzempl.arz Bib'lii, Sentencje PiotraLombarda i podr~cznik Piotra Comestora - Historia Scholastica,mieli w mysl zakon.nych przepis6w zabierac ze sobq studenci udajqcysi~ na studia zagraniczne. Wracajq.c powinni przywozic z sobq"nowosci" teologkzne tamtego srodowiska. Juz najwezesniejszeprzepisy zakonne nakazywaly gromadzenie ksiqzek we wspolnej bi-­


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJ105bliotece kI.asztornej. 0 obowiqzkach bibliotekarza i sposobie urZqdzeniabiblioteki i ~wiqzanego z niq scriptorium klasztornego pisalHumbert de Romanis, piqty general zakonu, w swojej instrukcjiDe officiis ordinis. Ze spalonej w 1460 i 1850 roku bibliotelki krakowskiejpozostaly rozproszone szczq1Jki. Natomiast szcz~sliw ie przetrwalado naszy.ch czasow znaczna cz~sc sredniowieczny.ch za:sobowbiblioteki klasztoru wrodawskiego. Przechowywane dzis w BiblioteceUniwersyteckiej we Wroclawiu Izbiory podominikailskie liczqdzis ponad 300 sredniowiecznych r~kopisow i 137 inkunabulowz klasztoru wrodawskiego oraz 24 r~kopisy z innych klasztorow.Najstarszym .sladem klasztornego ksi~gozbioru jest przechowywanydzis w Kopenhadze dwu..astowieczny r~kopis Ewangelii sw. Mateuszaz zapiskq proweniencyjnq Z koftca XIII wieku: Hic liber estsancti Johannis ecclesiae majoris prestitus fratribus de sancto Adalbertooraz dodatlkowq ruotatkq - Ecclesiae Wratislauiensis. Zmariyw 1268 roku biskup wroclawski Tomas,z I przekazal bibliotece dominikanowcaly swoj ksi~gozbior. Na stan biblioteki w XIII i XIVwieku rzucajq pewne swiatlo fragmenty dawnych r~kopisow zachowanew pozniej oprawionych kodeksach. W miar~ niszczenia, zaczytaniastarszych r~kopisow, lepiej zachowane strony oprawiono nD.nowo, a zniszczone wraz z niepotrzebnymi juz papierami wykorzystywanoja1ko makulatur~ do opraw. W ten sposob w opr.awach z.nalazlysi~ wspomniane juz fragmenty 3Jkt kapitul oraz fragmenty katalogubiblioteki sporzqdzonego mi~dzy 1451 a 1476 r,okiem. Najstarszeteksty pochodzq z opoczqtku XV wieku. Wsrod zachowanych. kodeksow 3 Sq z drugiej pillowy XIII wie-ku, 6 z pierwszej, a -17z drugiej polowy wieku XIV, a reszta powstala w wieku XV. Wrodawskimedyk i autor dziela 0 szkolach i bibliotekach slqskich,,T. Kundmann, ktory w 1741 roku zastal u dominikanow ponad 400kodeksow sredniowiecznych, uznal ten zbior za najwi~kszy w bibliotekachwlroclawskich.Odnaleziony fragment katalogu pozwala odtworzyc sposob rozmieszczeniaksiqzek na pulpitach ustawionych w kilku rz~dachw sali bibliotecznej. Na kazdym pulpicie stalo od kilkunastu doponad trzydziestu ksiqzek przytwierdzonych laitcuchami. Slady tejinkatenacji zachowaly si~ do dzis na oprawach, a wsrod wydatkowna rozbudow~ i urzqdzenie biblioteki w latach 1492-1495 znalazlysi~ SUimy przeznaczone "pro clavis ad pu1pita librar.iae" oraz "procatenulis ad libros". Katalog sporzqdzony podczas dorocznego skontrumbyl wykazem prz€chowywanych w Qlibliotece kodeksow, dlategonajcz~sciej bibliotekarz wymienial jedynie tytul pierwszegoz traktatow zapisanych w kodeksie, dodajqc czasem "et cetera plura".Mimo trudnosci z powodu roznorodnej tresci traJdatow zebranychw jednym kodeksie starano si~ zachowac pewien porzqdek


106 JAN A. SPIEi Of>r021mieszczenia kodeksow. Dwa pierwsze pulpity pr,zeznaczono nadziela SW. Tomasza z Akwinu, na dwu nast~pnych staly SentencjePiotra Lombarda z Komentarzami. Pismo sw. wraz z ~omentarzamizajmowalo cztery pulpity. Cz~sciowo zachowal si~ tez spis tytulowz pr·awa kanonicznego i zbio·row Ikazusow dla spowiednikow, nanast~pnym pulpicie, oraz wy:kaz zgromadzanych na pulpicie stojqcym·po srodku sali zbiorow kazan i rozp,rawek. Na pozostalych pulpitachmusialy stae irm.e kodeksy ze zbiorami kazan, dziela historycznei hagiograficzne, tak przydatne w pracy kaznod'ziejskiej, orazrozne rozprawy teologicnne i filozoficzne. Wiele r~kopisow wyszlGspod piora samych braci, wiele tei: zostalo przepisanych w klasztornymscriptorium. SCI wsrod nich cenne.materialy dotyczqce hist,oriiklasztoru i prowincji polskiej.Tworczose pisarska dominikanow polskich przez cale niemalsredniowiecze rozwijala si~ ,z dala od dyskusji teologicnnych podejmowanychw owczesnych osrodka,ch zycia intelektualnego. Zaspokajalaona potrzeby ,duszpasterskie jak nigdzie indziej absorbujClcew Polsce Braci Kaznodziejow. Pogl~bienie swiadomosci religijnejwiemych, wzrost ambicji lokalnych stolic biskupich spowcdowalywzrost zainteresowania kultem rodzimych swi~tych, wzbudzilych~e posiadania wlasnego patrona. Sprawa ta lezala tez bardzona sercu zakonom zebraczym, ktore w swym nauczaniu obficieczerpaly przyklady z zycia swi~tych. Przeciez to dominikanin, Jakubdo Voragine, byl autorem Zlotej legendy. Niezwykle waznadla Kr,akowa kanonizacja bi'skupa Stanislawa, kt6ra miala umocnieautorytet tej stolicy ksiCjz~cej i biskupiej, a w konsekwencji mozedopomoc w uzyskaniu korony krolewskiej i godnosci arcybiskupstwa,zwiqzana jest scisle z imieniem dominikanina Wincentegoz Kielc, autora dwoch zywotow Draz tekstow i melodii oficjum liturgicznego0 swi~tym. Wincenty z Kielc, wychowanek krakowskiejszkoly katedral!l1ej, przed W!stClpieniem do zakonu - kapeJan bisku­'pa Iwona i Ikanonik kra,kowski, byl tez blisko zwiqzany z drugimOdrowCjzem !l1a Ikrakowskiej stolicy hiskupiej - Pr~dotCj, Iktory doprowadzildo kanonizacji. W swych dzielach hagiograficZ!l1ych niewniosl do opisu factum sw. Stanislawa niemal nic ponad to, conapisal przed nim mistrz Wincenty Kadlubek, ale za to przedstawilpostae Stanislawa w Inowej perspektywie historycznej. Dziejejego zycia, smierci i posmiertnego tryumfu powiqzal scisle z dziejamidynastii piastowskiej i Polski. J,ak rozsiekane cialo swi~tegorozpadla si~ Polska na dzielnice, i jak zr0810 si~ono pozniej w cu..downy sposob, tak i krolestwo polskie odzyska SWq je-dnose. Takoncepcja miala niezwykle wielki wplyw na Iksztaltowanie religijneji narodowej swiadomosci wspolczesnych mu i nast~pnych pckolenPolla,kow, wspada ich dClzenia zjednoczeniowe. Znalazla tez


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJ107odbicie w dzialalnosci polskich dominikan6w, przede wszystkimw swiadomy;m ogarni~ciu przez prowinicj~ p:dl:S'kq wszystlkieh ziemPolski piastowskiej, a w p6iniejszych wiekach 'w trwalych i skutecznychwysilkach utrzymania przy 'niej k ,lasztor6w na Slqskui Pomorzu, 'co z wielkim uznaniem podkreslal Dlugosz.Mniejsze znaezenie mial 'iywot bt Juty napisany przez jej kierownikacLucho'Wego, biskupa ehellminskiego Henryka, a w lataoh1238-1240 prowincjala dominikan6w polskich. Ten Niemiec z poehodzeniaSWq politykq na stanowisku biskupa nie zasluiyl sobie nawdzi~cwosc krzyiak6w. Mial tei pozostawic zaginionq dziS ,kronik~,w kt6rej odmiennie nii historiografia krzyzacka pr,zedstawil spraw~nadania Konrada oraz byl 'autorem tra'ktatu mistycznego. W procesiekanonizacyjnym sw. Jadwigi ezynny udzial bral inny prowincjal,lektor Szymon. Dominikanie najprawdopodobniej spisali miraculabiskupa Wernera w Ploeku. Wczesnie zatroszezyH si~ ° kultwlasnych slynqcych swi~tosciq brad. J eszcze w XIII wieku w Krakowiezaez~li spisywac miranda sw. Jacka oraz przekazali do og61­noza'konnego spisu swi~tych wiadomosc 0 Jaeku i bracie Wieie,pierwszym biskupie litewskim. Zapiski 0 eudach swiadezq 0 dojrzalychpoj~ciaeh ,religijnych ich tw6rc6w. Swi~ty jestposrednikiem,patronem, sam zas cud dokonuje si~ mOCq ChrystusoWq. Jesl inawet poj~cia te nie tkwily w swiadomosei samyeh wiernyeh, t owskazujq one, w jakim ,kierunku sta-rano si~ t~ swiadomosc formowac.W polowie XIV wieku lektor Stanistaw wy.korzystal wykazyeud6w sw. Jacka w uloionym przez siebie Zywocie.Zainteresowania historiograficzne znalazly swe odbicie w prowadzonychw niekt6rych klasztorach, w Krakowie, Ploeku, na Slqsku,rocznikach. Wczesnie tez ZJacz~to notowac imi,ona Izmarlych braci,kt6re zachowaly si~ w p6zniejszej redakcji w Krakowie, Lwowie,Wroclawiu i Brzegu. Pracujqey w kurii rzymskiej dominikaninMarcin Polak, zmarly w 1278 wku jako arcybiskup nominat gnieznienski,zn'any tez jwko prawni'k, n


108 JAN A. SPIEl OPpisow tych kazan, wsrod nich 4 z bliblioteki dominikanow wroclawskich,a jeden dominilkan6w lwowskich. Przyczyn popularnosci tychkazan trzeba szukac w tym, ze nie odbiegaly one od powszecnnieprzyj~tego wowczas schematu. Prosty wyklad doktryny i moralnoscikatolickiej byl poparty licznymi przykladalIDi zaczerpni!'!tymi zeZlotej legendy i zywot6w polskich swi~tych, nie bmkuje w nichwqtkow apokryficznych, bajkowych. Wszystko to pozwa,}alo kamodzieiubarwic kazanie, uczynie je ciekawym, zrozumialym i latwymdo za .pami~tania dla prostego sluchacza. Kaznodzieja korzystajqcyze zbioru nie tylko musial przelozyc ·kazanie na j~zyk narodowy,ale cz~sto uzupelnial i zmienial jego tekst. Przyklad takiej pracynad kazaniami Peregryna widae w slynnym zbiorze kazan gnieinienskich,ktorych twor.cq by! bye moze inny dominikanin, Piotrz Chomiqza. XIV wiek przyniosl zbiory kazan Jana Sutorka i Peregrynaz Legnicy. Zachowaly si~ tez kazania innych dominikan6wpowstale juz w XV wieku, cz~sto 0 charakterze uczonych mow wyglaszanychdo lepiej przygotowanych sluchaczy, oraz traktaty filozoficznei teologiczne, wsrod ktorych na szczegolmj uwag~ zaslugujqpisma Henryka Bitterfelda z Brzegu. Ten zmarly w 1406 rakudominikanin mimo przynaleznosci do prowincji polskiej byl scislezwiqzany ze srodowiskiem praskim i w jego pismach, podobnie jaku zaprzyjamionego z nim Mateusza z Krakowa dominuje tak charakterystycznadla teolog6w praskich tamtego okresu tendencja reformistyczna.Henryk opowiadaJ: si~ za cz!,!stq komuniq sw., wyst!'!­powa! prze.ciw odpustom i symonii, rozwaza! spraw~ reformy zakonudominikans,kiego. Wyrazem bliskich zwiqzkow z krolowq Jadwigqjest dedykowany jej tra1ktat De contemplatione et vita activa.Z prowincjq polskq zwiqzany byl SWq dzia!alnosciq na stanowiskubakalarza i regensa Studium Generalnego pochodzqcy z prowi-nejisaskiej Jan Falkenberg, znany ze s·wej oszczerczej Satyry wymierzonejprzeciw krolowi Polski. Zresztq cale zycie tego zdolnegoskqdinqd teologa bylo wypelnione nieustannym pasmem zacieklychwalk i polemik. Rozpoczql je wystqpieniem przeciw Mateuszowiz Krakowa, by zakonczyc, po zwolnieniu z wi~zienia w latach trzyilziestych,oskarzeniem swych dawnych mocodawcow, krzyzak6w,o popieranie husytyzmu. Jego skrajne wystqpienia antypolskie niemialy jak si~ wydaje wi~kszego poparcia w klasztorze krakowskim,ktorego przeor, Jan Biskupiec, bez wi~kszych oporow zastqpil Falkenbergana stanowisku regensa. Biskupiec polozyl pozniej olbrzymiezaslugi jako biskup chelminsld (1417-1452). Na czterech synodachdiecezjalnych oglosil znakomicie zredagowane statuty, w ktorychwielki na.cisk polozyl na sprawykaznodziejstwa i liturgii.Wiemy tez, ze zbieral materialy do dziejow Polski.Ambona sluzyla tez do dysput teolog.icznych. Jednym z tematow


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJ109byl spor 0 Niepokalane Poez~eie Maryi. Poisey domini.kanie, jakwi~kszoSe ieh wsp6lbraci opierajqcyeh si~ na nauee sw. Tomaszao powszeehnosci odkupienia, glosili, ze Mary}a nie mogla bye wyj~t3spod zmazy grzechu pierworodnego. Dlugosz zapisal pod rokiem1361 fakt naglej smierci lektora Pawla z klasztoru sw. Trojcy, gdypodczas kazania gloszonego w katedrze na Wawelu wystqpil przeciwnauce 0 Niepokalanym Pocz~eiu. Wyda'rzenie to odbilo si~ szerokimeehem, znalazlo si~ nawet w spisanej ok. 1390 roku ksi~dzept. Defensorium Virginis, gdzie ku przestrodze "makulistow" zebranDprzyklady podobnyeh strasznych kar, jakie spadly na dominikanowz powodu ich stanowiska w sporze.Inny spor, niemniej gwaltowny, toczyli dominikanie z franciszkanami0 n abozenstwo do imienia Jezus w zwiqzku z wprowadzeniemprzez sw. Bernardyna ze Sieny symbolu zlozonego z liter IRS, plomieniaoznaczajq·eeg.o milose Bozq i dwochkol, wyohrazajqcychwiec2Jnose i nieskonczonose. We Wroclawiu nabozenstwo i znakImienia Jezus propag.owal z wielkim powodzeniem gwardian franciszkanow,Mikolaj Turgaw. Z'llak Imienia Jezus zawisl w ratuszuumieszczano go na drzwiach domow, rzemieslniey masowo 'wytwarzaligo z roznych materialow i w roznych odmianach, przeznaczonychdo wieszania na scianie, noszenia na r~ee Iub szyi, zaszywaniaw ubranie. Podobno monogram ten dostawal si~ nawet jako zabawkado rqk dzieci. T~ nOWq form~ kultu gwaltownie .zaatakowal wewtorek wielkanocny 1427 r()lku mistrz dominikanski Piotr Wichman,ktory wczeSniej zdobyl 'Sobie papulamose jako kaznodzieja pasyjny.Az do chwili wyjazdu jesieniq tego roku do Krakowa na stanowisko. regensa studium, z ambony i na pismie prowadzil dysput~, ktorapodzielila Wroclawian na dwa wrogie obozy. Jej przebieg znamyz traktat6w pisanych przez glownych adwersarzy, 'z listow i kazan.Istota stanowis!ka zaj~tego przez dominikanow byla taka sarna jakw sprawie Niepokalanego Pocz~cia, kt6re Piotr takze odrzucal. Dominikaniepodkre-siali znaczenie iffi~ki Chrystusa dia zbawienia wszystkichIudzi. Piotr Wichman nawet twierdzil, ze Chrystus przedewszystkim zbawil swojq Iudzkq natur~, kt6rq przyjql do jednosciz natufq Bozq. Stqd bronil ,kultu 'Samego Chrystusa i m~ki Chrystusowej,przez ktorq dokonalo 'Si~ zbawienie, kultu krzyza, ja,ko narz~dziazbawienia. Obrazy byly dia niego Bibliq ubogich, kt6rzy nieumieli czytae. Poglqdy te wyplywaly z tradycji zakonu, wystarczyprzypomniee, ie wszystkie koscioly, kt6re dominilkanie sami zbudowaIin3. Slqsku, nosily wezwanie sw. Krzyia.W sporach tych dominikanie zajmowaIi pozycj~ konserwatYWllq,podczas gdy naUJk~ 0 Niepokalanym Poez~ciu glosily srodowiskazwiqzane z nowymi prqdami religijnymi i humanizmem. W ,krakowskimkosciele sw. Tr6jcy .znajdowalo si~ retabulum oltarzowe ze


110 JAN A. SPIE2 OPseenq Bozeg-o Narodzenia, naktorym Matka BaSka nie roznila si~ odzwyklyeh poloznic. Przeciw temu wyobl1azeniu wystqpil S~dziwojz Czechla, ikanoni,k regulamy z Klodawy, uezQny i rdy;plomata, w ktc.­I'ego poglqdaeh widae zapowiedzi humanizmu, przyjaeiel Jana Dlugosza.Zazqdal on usuni~cia rzezby, kt6ra razila jeg'o uezueia religijnei estety.ezne. Spraw~:Zll1alIDy z listu S~dziwoja z 1468 roku,w ktorym proPoOnowal prowincjalowi -.Takubowi z Bydgoszczy .publioznqdysput~ na ten temat. Nie wiemy, jak si~ ta sprawa skonezyla,czy rzezb~ usuni~toO. Wiemy za to, ze nowe idee popieraneprzez S~dziwoja znalazly peIne odbide w powstalym wkrotee olta­. rzu maria·ekim Wita Stwosza.W 1532 ~oku powstal w krakowskilID klasztor,ze sw. Trojey kodekszawierajqcy dzis 119 miniatur i objasniajqcyeh je tekst6w. RozmysJaniadominikanskie, jak je nazwano, mialy dopom6c czytelnikowiw rozwazaniu tajemnie M~ki Panskiej. Bye moze mialy one ja'k!szwiqzek z Basjq odgrywanq w6wczas u dominikanow krakowskiehw Wielki.lm Tygodniu. ToO zr6dlo do poznania religijnosei polskieju progu RefoI1macji, do poznania wrailiwosci uczuciowej 6wczesnegaezlowieka nacechowane jest doloryzmem. Anonimowy autor tekstui rownle nieznani dwaj malarze lIDiniatur IIDnOZq sceny tortur zadawanychChrystusowi na wzor tych, jakie dla wymU'szenia zeznanstosowali kaci miejscy i pacholkowie staro.scinsey. Kontrastuje z ni··mi niezwykly liryzm seen Spotkan z Matkq. Te oapisy 0 kraneowejskali uczue lepiej trafialy do wrailiwosci niesknrego do wzruszenczlowieka, kt6ry zgodnie ze starym, sredniowiecznym znaczeniemslowa meditare ezytal je p61glosem, wpatrywal si~ w obrazek i ·kaiderozmyslanie, zgodnie ze wskazowkq autora, konezyl odm6wieniemOjeze nasz, Zdrowas Maria i spiewem suplikacji.Szkoly, biblioteki, pismiennictw.o to wa-rtosci, ktore wnosili dominikaniedo skarbcakultury narodowej. Nie mozna tu tez pominqcdziedziny sztuki, zwlaszcza arehitektury, ktorej najwspanialszymdzielem jest kosciol sw. Jakuba w Sandomierzu. Pozostale budowledominikanskie w:liOrowaly si~ jednak na innych w,zorach, wypracowanychvV K,rakowie, Wroclawiu ·ezy Poznaniu. 0 speeyfice arehitekturykosciolow i klasztor6w, ,dominikanskich, 0 zwiqzku ich z funkcjqliturgicznq i duszpasterskq b~dzie mozna mowie dopier·o pozbadaniu niemal trzydziestu obiektow wzniesionych prrzez domini·kanow 'W sredniowieczu. Sarna zas o'becnosc w sporeezenstwie pol··skim pot~znej instytueji .zakonnej, posiadajqcej doskonaly ustr6jprawny, nasuwa pytanie, jaki byl jej wplyw na roOdzqey si~ ustr6jszla,cheeko-sej.mowy panstwa.Zasadniezym eelem dzialalnosei dominikan6w byro duszpasterstWoO.Dlatego mozaika roznorodnyeh dziel, ktore przedstawilwmyw artykule, b~dzie w pelni mowiqcym oObrazem dopiero wtedy, gdy


DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEJ111uwzglE:dni siE: jej najwa'zniejszy motyw -ksztaHowanie swiadomoscireJigijnej spoleczeilstWia. Obecny stan badan ukazuje jui dosedobrze strulktury organizacyjne i formy dzialalnosci zakoou w Pol­_ceo Za malo jednak wiemy 0 tresciach przekazywany,ch przez dominikan6wwiernym i 0 skutecz.nosci ich nauczania, by ow ohrazwypelnic.Jan Andrzej Spiei OPNOTA BIBLIOGRAFICZNAOgo1ny zarys historii dominikanow na tle sytuacji innych zakonoww Europie i Polsce sredlniow·iecznej dal J. Kloczowski, Wspolnoty'chrzescijaltskie, Krakow 1964; ora z: Zakony na ziemiach polskich w wieleachsrednich, w: Kosci6l w Polsce, t. 1 Krakow 1966. Ten sam aut.ofszerzej zajmuje si~ dominikanami '.'i ksiqzce Dominikanie polscy na Slqskuw XIII-XIV wieku, Lublin 1956. Mozna tam znaleic wykaz stal'sze jlitel'atlU'Y i omowiend.e irode!. Z wydawnictw zrOdlowych wymieni~ tutylko ostat nio wydane Acta Capitulorum. Provinciae Poloniae OrdinisPraedicatorum. Vol. I (1225-1600), ed. R.F. Madura, Roma 1972. Z dose b o­gatej literatury przytooz~ pozyoje najwaimiejsze, kt6rych wynLki niejednokmtniewykoI'zystalem w artykule. Sprawy szkolnictwa i studiowomawiali: P. Kielar, Organizacja szkolnictwa dominikanskiego w XIV W.Studia Philosophiae Christianae, 5 (1969) Z. 1 ; J. Kloczows'ki, Studia w polskiejprowincji dominikaiiskiej za prowincjalatu Jakuba z Bydgoszczy(1447-1478), w: Europa - Slowianszczyzna - Polska, Poznan 1970 ; Tenze,Ze zwiqzkow Polski z krajami zachodnimi u schylku sredniowiecza. Studiacagraniczne dominikanow prowincji polskiej, w : Polska w EUl'Opie, Lublin1968; J. Koralec, Lista lektorow dominikanskich pl'Owincji polskiej w XIII­X IV wieku, Materialy i Studia Zakladu HistOl'ii Filozofii Starozytneji Sredniowiecznej, 2 (1962); Tenze, Lista lektorow i szkol dominikaiiskichw Polsce XV W., tamze 4 (1965): oraz inne artykuly Korolca, M. Markowskiego, W. Senki i Z. Siemiqtkowskiej w tym wydawnictwie. Studia do..min ~kanow na uniwersytetach niemieckich w licznych al'tykulach G. Lohr,m. i.n. Breslauel' Dominikanel' des 15. Jahrhunderts auf auswartigegenHochschulen, Archivum Fratrum Praedicatorum, 13 (1943). W poszozegolnychtomach tego.z periodyku na temat ,piSmiennictwa dominlikanskiegow Polsce pisali: T. Kaeppeli, V. J . Koudelka, G. Meensseman oraz R.-.J.Loenertz. Ten ostatni zajf\l si~ m . in. hagiografiq do.minikanskq w artykule:La vie de S. Hyacinthe au lecteur Stanislas, envisag.ee comme source hist'orique,j. W. 27 (1957) . Na rpodobny temat: K. Dobrowolski, Zywot sw.


112 JAN A. SPIEi OPJacka. Ze studi6w nad pclsku, hagiografiu, sredniowieczna" ROC2nik Krakowski20 (1926); M. Plezi,a, Wincenty z Kielc historyk polski z pierwszejpo!owy XIII wieku, Studia Zr6dloznawcze 7 (1962); G. Labuda, Tw6rczoschagiograficzna i historiograficzna Wincentego z Kielc, tamze 16 (1971); A.Wit lmwska, Miracula ma'opolskie z XIII i XIV wieku, Roczniki Humanistyczne19 (1971) z. 2. Ponadto lila Ij)o.ruszane przez [las itematy piszq : J.Fijalek, Dwaj dominikanie kmkowscy: Jan Biskupiec i Jan Falkenberg,Lw6w 1925,odbitka z Ksi~gi pamiu,tkowej ku czci Oswalda Balzera; Tenze,Nasza nauka krakowska 0 Niepokalanem Pocz~ciu N. P. Maryi w wiekachsrednich, Przeglu,d Polski, 34 (1900) IZ . 408; J. Wolny, Laciiiski zbi6rl~ aza1i Peregryna z Opola i ich zwiu,zek z tzw. "Kazaniami gnieznieiiskimi",Sredniowiecze. Studia 0 kulturze, t. 1, Warszawa 1961; K . G6rski,Uwagi 0 "Rozmyslaniach Dominikaiiskich" na tle poglu,d6w religijnych XVi poczu,tku XVI wieku, tamze t. 2, Wmclaw 1965; P. Kielar, Traktat przeciwbeghardom Henryka Hawrer, Studia Theologica Varsaviensia 8 (1970)z. 2.; A. Swael'k, Fragmenty pi~tnastowiecznego katalogu biblioteki wroclawskichdominikan6w, Sla,ski Kwartalnik Historyczny Sobotka, 21 (l966}ar 4; W poswl~conym historii dominika.now tomie czasop,isma NaszaPrzesz!osc 38 (<strong>1973</strong>) ..w d~uku Z. GDl


ROZMOWA Z OJCEM CONGAREM Instytut Ekumeniczny w Bossey (Szwajcaria), sierpien 1972. OjciecCongar przyjeidia tu z wykladem stanowiqcym cz~sc cykIu na temat"Teologia zmiany i zmiany w teologii". Sluchaczami Sq uczestnicyletniego kursu, studenci i mlodzi teologowie z kiIkunastu krajow i tyluiK03ciolow.Gdy przychodz ~ do sali wykladowej - wczesniej, by zainstalowacmagnetofon - prelegent juz czeka, prosi mnie 0 pomoc w sporzqdzeniun otatek na tablicy. Wyp ,isuj~ cytat z Summy Teologicznej. "Per··ceptio veritatis divinae... " Wspominamy spotkanie Ojca z przedstawicielami<strong>Znak</strong>u w soborowym Rzymie. Otrzymuje, obietnic~, ze powykladzie udzieli krotkiego wywiadu dla <strong>Znak</strong>u, krotkiego, bo niestetyczas ograniczony koniecznosciq wyjazdu.Wyklad wywiera na sluchC>.czach gl~bokie wrazenie. Mimo wiekui ci~zkiej cnoroby, coraz bardziej ograniczajqcej nie tylko moiliwoscchodzenia lecz nawet gestykulacji, Ojciec Cong,ar jest wykladowcqniezwykle dynamicz.nym i sugestywnym, dbalym 0 prostot~ w wyrazaniumysli i ,kont3kt ze sluchaczami. Silniej jeszcze od prezentowanychtresci przemawia jego wlasna osobowosc, bez reszty zharmonizowanaz nimi - wyraznie czuje si~, ze nie tylko przekazujeon teorie teologiczne, lecz przeZ swoje swiadectwo bezposrednio czyninasz udzial 'W rzeczywistosci Bozej czymS doste,pniejszym, bardziejaktualnym.Na tekst, ktory zamieszczamy poniiej, sklada si~ fragment wykladuoraz wlasciwy wywiad. PodstaWq przekladu jest nagranie magnetofonowe.1. TEOLOGIA ZMIANYDia chrzescijail1ina zmiany uwarunko,wane Sq zarowno przez punktQ, poczqtek, hodlo, jak i przez punkt Q,cel, kres eschatologiczny.W peTspektywie Kosciol stale musi si~ reformowac, powracac dofor my odpowiadajqcej prawdzie jego pocz


114 ROZMOWA Z OJCEM CONGAREMbyla rozwijana przede wszystkim w aspekcie antropologii duchowej:chodzilo 0 to, by czlowiek-,chrzescijanin wciCiz od nowa formownlsiebie naobraz Chrystusa... Motyw ten spotykamy cz~sto w liturgii,r6wniei w naszej liturgii lacinskiej. Zwlaszcza w okresie WielkiegoPostu cz~sto powraca mysl 0 koniecznosci upodobnienia si~ do Chrystusa.Jest w tym cala gl~boka teologia obrazu, podobienstwa - OJcowieKosciola rozwijali jq tak na Wschodzie jak na Zachodzie. Drugiernillenium przynosi ide~ reformy juz nie tylko chrzescijanina naplaszczyznie duchowej, lecz samego Kosciola. Jest to wie~ki zwrotw eklezjologii zachodniej. Wyraza si~ on w ref,ormie gregorianskiej,rozpocz~tej zresztq juz przed Grzegorzem Wielkim, Id 6ry stal Sif;jej heroicznym rzecznikiem. W pierwszych wiekach nie m6wionoo refo,rmie Kosciola w jego struktura,ch, choc sobory czp,sto przypominalyzasady, ja.kimi Kosci61 rna sip, rzqdzic. Ter 3Z jednak po 1'a:::pierwszy w historii chodzi 0 reform~ Koociola w jego instytucjach,o reform~ sluzby Kosciola n a rzecz ludzi (diakonia), 0 refo1'm~ gloszeniaslowa i swiadectwa (martyria), 0 'reform~ organizacji wewn~trznej(koinonia), a takze 0 reform~ kultu (liturgia) przez przystosowaniedo'nowych potrzeb . ... Dzi~ki Teformom Kosci61ma upodobrucsi~ na nowo do swego Poczqtku - temu celowi sluzy zar6wnornetanoia, nawr6cenie, na ,kt6re mUSZq si~ zdobyc ezolnkowie Kosciola,jak i reforma struktur Kosciola, nawiqzujq,ca do modelu Kosciorapierwotnego, kt6rego ideal prezentujq Dzieje Apostolskie..: Leczzmiany w Kosciele tTzeba takze - ,a moze przede wszystkim - interpretowacz punktu widzenia Q - mamy tu do czynienia z procesemwychodzenia naprzod ku temu, co eschatologiczne. Tu trzebawziqc pod uwag~ fakt, z ,ktorym katolicka teol-ogia zachod11ia dotqdnie dose si~ liczyla, tak ie dopiero na {kr6tko przed Soborem Watykansk.i:mII zacz~to wysnuwac zen kon:sekwencje; prawda ,rzeczy tkwiw ich kresie - Ia verite des chases est au terme. Mowiqc bibIijnie,pr,awda danej neczy tkwi w jej k resie, w tym do ,czego B6g t~ rzeczprzeznwczyl, do czego jq rpowoluje. Prawda Kosciola - w jego kresie,prawda historii swiata - w jego kresie... U kresu dopiero okaze si~,czym jest hist06a Ducha w swiecie, historia laski. Dzis mysl ta tematyzowanajest na r6ine sposoby przez autor6w takich jak P,annenberg,Moltmann, a wsr6d katoIikow J. B. Metz, BibIijna ideaprawdy, r6zna od greckiej, jest przede wszystkim dynamiczna, Mamyto w Ewangelii Janowej: prawd~ si~ czyni, pnawda jest reaIizowanaprzez zbliianie si~ do eschatologicznego ,eelu, do kt6rego Bogprzeznaczyl sw6j Iud, Na przestrzeni ealej swej historii Ko.sci61i swiat S'l tylko wzgl~dnie prawdziwe - pr awda absolutna lezyu kresu. Zawsze istnieje dystans pomip,dzy tym, czym si~ jest dzisiaj,a tym, do czego jest si~ powolanym. Mi~dzy chwilq obecnqa momentem eschatologicz,nym miesci si~ jeszcze caly przyszly roz"


ROZMOWA Z OJCEM CONGAREM115woj swiata, historii... K osciol musi trwac w Iilapi~ciu ku nigdy nieosiqgniGtemucel{)wi, jakim jest p anowanie Krolestwa Bozego. Tojest prawdq takze w zastosowaniu do doktryny i do teo10gii. Zadendogmat nie moze wyrazic a1bsolutnej ,prawdy taje:mnicy Boga i Jezusa.To nie zna'czy, ze d0,glmaty ,Sq fals,zywe. Mysl~ na pI'zyklad, zechalcedonskie dogmaty chrystologiczne Sq absolutnie prawdziwe ­ale nie wyczerpujq tajemnicy Chryrstusa, mozna jeszcze pojqc z niejcos wi~,cej - ale w s z y s t k 0 p0jmowac zaczniemy dopiero u kresu.Tomaszz Akwinu definiuje dogmat w sposob ba rdzo ciekawy: "perceptiodivi1We veritatis tendens in ipsam" - uj~cie, uchwycerue, zrozumienieprawdy bozejzmierzajqcej ku niej samej... Dogmat niezmierza tylko 1m idei, dog mat zorient.owany jest lku samej rzeczywistosciChrystusa, Ducha, Trojcy, laski... Jest zawsze dystans rmi~dzynami a tq r.zeczywistosciq, dystans, ktory trze'ba wciqz pokQTIywae.I tak bye m usi: Bog jest Bogiem zywym... Znacie na ,peWlno dzisiej­SZq in t erp reta,cj~ wspanialeg0 tekstu biblijnego 0 Mojzeszu przedkrzakiem gorejqcym. "Jestem tymkim jestem" - m6wi Wulgata.Po hebrajsku 111amy tu czas pl'zyszly: "B~d~ t ,YIm, kim b~d~". Bog niepodaje swego imienia, jest zawsze przed nami... Chc~ tu przypomnieewspanialq ,konferencj~ metropolity Latakii wygloswnq prze-dkilku laty w Upsali - p rzypomnial ,on wtedy, ze Bog jest p r zednami, to ~naczy ze jest n ie tyl1ko przyczynq, lecz Wzywajqcym.. .Prawda jest zawsze przed narmi i K osci61 musi stale szukae - a wi~ ctakze akceptowae rkoniecznose, potrzeb~ ustawicznych zmian...Drugij wielkq przy,czynq, dla kt6rej zmiany mUSZq bye akceptowane,jest m is j a. - Po krzyzu, zmartwychwsta'l1iu i zeslaniu Duchasw. lud Bozy n ie jest jednym tylko h!dem skupionym wokolprc:wa, kt6Te ma zachowac. P mtykularyzm IzraeIa, kwestionowanyjuz ,przez prorok6w, zostal rozbity. Lud Bozy ma teraz zye w wielukulturach i musi przyjqc to, co niesie historia tych k ultur, a wi~czmia:ny. Kosciol, wchodzqcy w h istori~ przez ,cud j~zyk6w, odwracahistori~ wiezy Babel: Duch m6wi wszystkimi j~zykami, aby sprowadziewszystkie Iudy do jednosci z a c how u j q c i c hod r ~ b­nos e...2. STUDIUM TEOLOGIIZNAK: TTese wykladu sugeruje pyta'l1ie 0 zmiany w samym uprawi:miuteoIogii dzisiaj. W jakim lderunku powinny one zmierzae?Jakie nasuwajq si~ priorytety?- Tekst soboI'owy 0 formacji kIeru daje tu wyraznq wskaz6wk~:wszystkie kwestie trze'ba studiowae historycznie. Trzeha ustalac, jakdoszlo do postawienia danego zagadnienia, ja'kimi drogami nasi po­


116 ROZMOWA Z OJCEM CONGAREMprzednicy szuk31i rozwiq.zania, chocby bez powodzenia, w czym proponowanedotychczas rozwiqzania Sq niewystarczajqce, a co w nichjest i dzis pozyteczne i aktualne... zawsze wymiar histor yezny doktrynyje.st czyms ogromnie istotnym.Druga uwaga na temat teologii dzisiaj: musi OiUa przede wszystkimrozwijae to, co d{)tyczy ·czlowic·ka - musi bye w wielu sensachtego slowa 1 u d z k a ... Jej tresci przyjmowane Sq dzis nie w imiGautorytetu, leez ze wzgl~du na to czym Sq, co mowiq ezlowiekowi.Dlatego tei to, co tak obehodzi wi~ksz.osc ludzi, chyba prawie wszystkich,i co jest w Ewangelii - wymiar wspolnotowy zyeia, sluiba,milose wzajemna - musi bye jakos obeene i ak.centowane na kazdymkroku i we wszystkich dziedzinaeh teologii. Zresztq rozr6inieniamj~dzy tymi dziedzinami dzis corn bardziej ulegajq zatarciu. Juinie przeciwstawia si~ teologii mornlnej ezy pasto.ralnej dogmatyeei 1e{)logii fundGmentalnej. Cala teologia ma lbyeocl


ROZMOWA Z OJCEM CONGAREM117z naszym swiadectwem do pozostalych 75 procent - do ludzi, ktorzyjui nie przychodzC! do Kosdola, nie sluchajq naszych kazan i nie czytajq:ksiqiek, ktore piszemy. Trzeba wi~c ise do nich - tam gdziepracujq, tam gldzie iyjq... Tego bardzo rady,kaln,ie pragnq mlodzi.A ja wid z ~ w tym wie]'[de zagroienie dla tradycyjnego, klasycznegoiycia dominH


118 ROZMOWA Z OJCEM CONGAREM4. IMPRESJE POLSKIE ZNAK: W Polsce rozpocz~la si~ ostatnio dyskusja nad potrzebCjrozwijania wlasnej oryginalnej mysli teologicznej przepracowuj'lcejnasze rodzime doSwiadczenia historyczne i spoleczne. Inicjatoramitej debaty Sq dwaj mlodzi teologowie, wlasnie dominikanscy. Chcie­1ibysmy wiedziee, co Ojciec sqdzi 0 tym kierunku rozwoju teclogiidzisiejszej - ku rzeczywistosci i pl'Oblemom lokalnym, silnie UW:1­runkowanym historycznie...(W tej chwili slychae na tasmie 'kolatanie dzwonka wzywaj'lcegona lunch, a oczekujqcy na Ojca Congara przyjaciel, dyrektor InstytutuEkumcmi.cznego profesor Nikos Nissiotis zaczyna si~ juz mocnoniecierpliwie. Zakonczenie rozmowy nagrane jest wi~c w drodzedo jadalni).- Niestety,czas nie pozwala naprawdE; odpowiedziee na to trudnepytanie... Wlasciwie odpowiedz zawarta byla implicite w wykladzie,gdy wspominalem 0 darze j~zyk6w i akceptacji r6znychkultur. Ten pToces dopiero si~ rozpoczyno. Gdy chodzi 0 problemypolskie - zamiast odpowiedzi posluzQ si~osobistym wspomnieniem...W okresie niewoli niemieckiej wciqz przebywalem z Polaka mi. Bylotam tei kilku ksi~zy polskich, kt6rych potem odeslano do innegoobozu. Na pozegnanie urzqdzilismy m al'l uroczystose. Mi~dzy innymiw pewnej chwili zanucilismy mi~dzynarod6W'k~.. . Polacy zaprotestowaliwtedy: "My mamy wlasl1q miE;dzynarod6wkE; ... polsk q!" To zabawne- ale coS w tym tkwi: Polacy zawsze musz'l bye inni, widzieei organizowae wszystko po swojemu... To zapewne wply.w waszejhistOTii - wci'lZ musieliscie bmnie swojej toisamosci, s·wojejodr~bnosci w stosunku do pot~znych s'lsiad6w... StC}d tez, jak wiem,VI polskim .charakterze .narodowym to polqczenie przywiqzania denarodowosci z przywiqzaniem do Kesciola katolickiego...ZNAK: To wyraia si~ te'z w typie naszej recepcji zachodnich ideiteologicznych...- Istotnie - stqd plynqe moze ryzyko nie przyj~cia wielu waznychmysli .zrodzonych gdzie indziej... ZdajG sobie oczywiScie spraw~,ze w waszej sytuacji recepcja nowych idei jest trudna - przeszlosemoze wydawae siG jedynq silq, nielatwo podjqe ryzyko otwarciasi~ ku przemiznom wspotczesnym. Ale z drugiej strony wlasnieludzie niech~tni wierze najbardziej pragnq, aby Kosci6l poz{)stalKosciolem XIX-tego wieku i nie podejmowal pytan wsp61czesnosci.A wi~c nie zamkni~cie si~, leez g.otowose krytycznej recepcji pozostajenajwlasciwszq postawq takZe w trudnych chwilach...Yves Congar OProzmawiala Halina Bortnowska


ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIE RELlGIJNOSC WIEJSKA W WARUNKACH URBANIZACJI Sobol' Watykailski II stwierdza: "Dzis rodzaj ludzki przezywa nowyokres swojcj histoI'ii, w kt61'ym gt~bokie przemiany rozprzestrzeniajq si~stopniowo na caly swiat. Wywolane inteligencjq czlowieka i jego tworczymizabiegami, oddzialyw ujq ze swej strony na samego cztowieka, najego sqdy i pragnienia indywidualne i zbiot'Owe, na jego spos6b mysleniai dzialania zarowno w odniesieniu clo. rzeazy, jak i do ludzi, Talc wi~cmozemy juz mowic 0 prawclziwej przemianie spolecznej i kulturalnej,kt6ra wywiera sw6j wplyw r6wniez na zycie reUgijne" (KDK, 4). Ale jakijest ten wptyw i jakie Sq rozmiary tych zmian? Poznatl1ie tego wydaj~ siC)Lonieczne ze wzgl~clu na to, ze aktualna znajomosc z,mieniajqcej si~ sytuacjiokresla lqcznie z niezmiennymi przeslankami objawionymi pl'ocesLJrzeczywistnianLa si~ Kosciota w konkr!='tnych wa'l'unkach. Za wyzej cytowanymstwie!'dzeniem dokumentu sobo,rO'wego kryje sl~ apel 0 poznaniezasi~gu do,koll1ujqcych si~ zmian. Na apel ten od1Jo~viada katolicka socjologia!·eligii. Wsr6cl socjo.log6w religii szezeg61nie zaslu±onym jest ks.Wladyst~w Piwowarski, kt6ry duszpasterstwu w Polsce clostarczyl juzobfitego materialu diagnostycznego a sytuacji reJ.igijnosci. Dla przypomnieniatr:zeba przede wszystkim wymienic: 1. Typologia religijna katolik6wpoludniowej Wormii, SWdia Warminskie, I (1964) 115-197; 2. Z bada1inad pe1'cepcjq ideologii katolickiej na poludniowej Wal'mii, StudioWal'miiiskie, II (1965) 113-169; 3. Moralnose jako sprawdzian zywotnosciTeligijnej katolik6w poludniowej Warmii, Studia Warminskie, III (1966)95-183; 4, Praktyki religijne w diecezJi wal'miiiskiej. Studium socjogra­Ji.czne, Warszawa 1969.Pendant do powyzszych publikacji stanowi wydana osta,tnio pozycja:Religijnose wiejska w warunkach ttl'banizacji. Studium socjo!ogiczne,1Rozprawa jest komple!;:,so\vq monografiq stanu religijnosci w rejonie ' objE;tymintensywnym procesem upr.zemyslowienia: Pulawy k. Lublina. Badaniaprzeprowadzono w latach 1967-1971. Obj~to nimi 59 wsi kOillcen­! Wladyslaw Piwo'Narski, Re!igi.jno§l; wlejska w warunkach IIrbanizacji. StudiU71lsocjO!ogiczne. Biblioteka "Wi


120 ZDARZENIA - KSIA2KI - LUDZIEtrujqcyeh si~ w eztereeh pa:raiiach. W badaniach stosowano r6i,ne metodyi technlki, g16wnie ankiet~, wywiad i obserwacj


.ZOARZENIA - KSIAzKI - LUOZIE121wplywajq nast~pujqce czynniki: silne powiqzanie religii katolickiej z trady,cjqnarodowq (P.olCl!k - katolik), co ozna.oza, ze katolicyzm jak dawniej,tak i obecnie jest symbolem identyf,~kacj ,i narodowej; duszpasterstwo,ktore stosuje tradycyjne metody odd:~i.alywania reU,gijnego i nastawLonejest g16wnie na zachowanie stanu posi·adania.Mimo, ze w badanym rejonie funkcjonuje model reUgjnosm tradycyjned,dO"SUrzega si~ juz pewne zmiany, kt6re Zlnajdujq wyraz w bralkruspojnosd religijnego swiatopoglqdu (okolo jednej trzeciej badanych kwestionujeprawdy wiary, a okolo potowa kwestionuje ,zasady moraIne),spadku praktyk religijny,ch, zwlaszcza paraliturgicznych, a talde praktykobowiqzkowych (stan domill1icantes dla poszczeg61ny,ch pamfii wynosi:28,3%; 30,8%; 34,4%; 37,1'70), w,reszcie w rozluinieniu si~ zwiqzku z parafiqwskurtek dojazd6w do pracy ,poza miej.sce zamieszkania.II. Skutki ewolucj


122 ZDARZENIA - KSIP,tKI - LUDZIErow omawianej pracy, - poza walorem poznawczym, dotyczqcym przrostawLonegotematu. Jak z>wykle u ks. W. Piwowal'skiego, ro zpraw~ nlniej­SZq cechuje "vielka rzetelnose warsztatowa. Bar~o uzyteczny dla czytelnika-dusiZpasterzajest ogolny wst~p teoretyozny. Najwi~kszq natomiastwartDsciq tej publikacji jest to, ze stanowi ana pierwszq w Polscepr6b~ caloSciowego uj~cia rehgijnosci na tle ewolucji srodowiskaw iejs.k;iego. Jej w artose pod tyro wzgl~dem jesz-c.ze wzrosnie, gdy po pewnymokfesie czasu te same badania bE:dq mogly bye powt6rzone w uprzemyslowionymrejonie Pulaw.JliZ teraz jednak trzeba stwierdzie, ze material zebrany przez Autoraw t.ej i w wyzej wymienionych pra'cach dotyczqcych religijnosci w Polsce,jest bardz.o obfity. Moze daje to juz pod5taw~ do wypra.cowania teorii socjologicznejwlasciwej dla nasz2 j, polskiej rzeczywistosci spolecz.nej ?Byloby r6wniez wielkq szkodq, zeby wszystkie te publ:ikacje i wieleim podobnych, powstalych w innych srodowi'skach, pozostaly tylko pazycjamibibliJograficznymi. Jest sprawq teolog6w-rpastoralistow, abyw oparciu 0 zasady objawione z tego nagromc:.dzonego mater:i.alu wyprc:.­eowall dyrektywy dla dzialalnosci Kokiola w naszych specyficznych warunkach.ks. Benedykt Woinica"ROZWOJ A ZBAWIENIE"CZVLI 0 TEOLOGII ROZWOJUR ENE LA U R E N TIN. ROZWOJ A ZBAW IENIE_ TL. ZOFIA WLOu­KOWA. WARSZAWA 1972, INSTYTUT WYDAWNICZY "PAX"_Carl Werner Heisenberg, wielki fi1zyk, tworca zasa:dy nieoznaczonoscl,w pracy pt . The Physicist's Conception of Nature przy,tacza chiilskq przypowiese0 starym m~rcu, ktory w imi~ wewnE:trznej uczciwosci nie korzystalz zadny.ch zdobyczy t.echniki i nie ule,gal zadnym prqdom rozwojui post~pu. "Nie zebym nie znal takich urzqdzen, ja brzyd~ si~ ich . liZywaniem"- Iwyjasnial swojq post 3.IW~ s,tarzec (por. M. Me Luhan, Karkolomnezadanie czyli Nemezis tw6rcy, Poezja 1972, nr 7, s. 6-7). Pogl


,ZDARlENIA - KSIAiKI - WDllE 123mOCq Ducha Sw. w r6zne glosy wsp6lczesnosci" i interpretowac je"w swietle slo>wa Bozego" (KDK 44), teolodzy wsp6lczesni dokonujll, takichkarkolomnych i "gorszqcych" pr6b. Przykl:adem tego jest pracaR. L a u r e n tin a.W r. 1969 w paryskim wydawnictwie SeuiZ ukazala si~ k'Sill,zka Developpementet Salut. Jej autor, Rene LaUirentin, jest stosunkowo malo znanypolskiemu czytelnikowi. Z wi~ks.zych pozycji wydano w Polsce dotll,ddwie: Czy Bog umarl? (Warszawa 1969) oraz Maryja, Matka Boga i nasztl(w dziele zbiorowym: Wprowadzenie do zagadnien teologicznych. DogmatykaPoznan 1969). Tymczasem R. Laurenbim. nalezy do najwybibniejszychteolog6w XX wieku. Autor szeregu dziel teologicznych wsla,wi! si~ w swoimcUlsie krytyoznymi pracami z za~resu mariologii, z kt6rych La questionmariale (Poois 1963) byla bardzo dyskutowana. Jako ekspert soborowyjest R. Laurentin autorem wielu ksill,zek z zakresu teologii soborowej(L'Enjeu du Concile. Pal'ts 1962 L'Enjeu du Synode, suite du Concile,Paris 1967; Le premier Synode, histoire et bilan, Parlis 1968).KsiqZka Developpement et Salut, ktorq czyte1nik polski otrzymuje pt.Hozw6j a zbawienie, wzi~la sw6j poczll,tek - jak wyjasnia sam aut.orw przedmowie (s. 5-6) - z odczytu, jak;i w r. 1968 wyg10sil autor na sesjiMeksykanskiiego Towarz}"stwa Teologicznego, przygo


124 ZOARZENIA - KSI~KI - LUOZIENatomiast pionierami tego ruchu okazali si~ M. Lavrayn, jeden z chi!lijskichbiskupow, oraz L. Lebret, wsp6lredaktor encykliki Populorumprogressio, 0' kt6rym /pisal F. PeImOux, ze "jest czlowiekiem 0 wymiamchi znaczeruu rustoryce;nym" (s. 37), a kt6rego zylOiowq dewilzq bylo zdanie,wypowiedziane przed smier:ciq : "Zycie jest pi~kne, tTZeba wakzyc z falamiza innych; jest to spos6b pokazania OJ


• ZDARZENIA - KSIAlKI - LUDZIE125rzyli struktury lub sluiyli t,akim s1lrukturom, w kt6rych ludzie mogq si


126 ZDARZENIA - KSII\lKI - LUDZIEWcielenia, ktore jest tu klucz.em" (s, 244). W wymim'ach praktycznyehcywilizacja moze bye warunkiem ewangelizacji, bowiem "nie moznamowic 0 Bogu do ludzi, ktorzy ginq z glodu lub zyjq w nieludzkich warunkach"(5. 247).W zakonczeniu swej ksiqzki R. LaUl'entin podk!l:eSla, ze "zaJl'ysowujqcysi~ ruch jest dLa Kosei·ola .i dla swiata szansq i ryzykiem" (5. 251). "Zestrony ehrzeScijan rozwoj wymaga zaangaZo'wania si~ takiego, w kt6rymby si~ dokonalo scale-nie wiary i p.raktyki, slowa i oZY'llU, wedlug tej jednosei,kt6rej poszukii'Wal Sob6r zvvraoajq.c si~ do jej :Zr6del - do Wcielenia"(s, 252).Zamies2lczona 'lla koneu praey bibliografia przedmiotu Qbejmuje pozycjena temat rozwoju, a Izwlaszcza teologili rozwoju, z okresu ostatniehdwudziestu lat. Szkoda' tylko, ze Wyd'l.lWlIlictwo nie uzupelnilo wykazubibliografkmego pozycjami w j~zyku pol:skim. Pozwoliloby to ezytelnik-owipolSikiemu na ewe-nrtuaJne pogl~bienie i'llteresujqcych go zagadnieIi.Ksiqzka R. LaurelIlti'na jest napisana w spos6b przy'st~pny, j~zykiemzr-ozumialym takze dLa nie-teologa, ehociaz zachowuje walory pracy naulwwej.Zastuga w tym takze i tlumacza. Moina miee tylko peWille zastrzezeniaco do kom.pozY('ji i ukladu poszczeg61nych rozdzia16w i podrozdzia16w,ktore nie zaws.ze od7.maczajq si~ adel{)wa,tnoseiq podzia16wi powodujq wiele n.iepotrzebnych p:OlWt6rzen. Ponadrto w niekt6rych miejscachpracy uwidacznia si~ brak precyzj,i termin6w.Pisal wielki pisarz i poeta argentynski Jorge LWls Borges w Alefie.interesujq,cej ksiqzce wydanej niedawno po polsku w seIii "Nike" (Wal'''szawa 1972), ze "w dziedzJnie teologti wszelka nowose jest ryzykowna"(s, 41). Problem "rozw6j i :,>;bawienie" jest problemem nowym \v teologiii dlatego nalezy si~ uznanie R. Laurenti:nowi, ze podjql si~ ryzyka. Ogolnienalezy ocenic prac~ R. Laurentina jako dzielo udane, ba.dzo wartosciowei nieslychani,e aktualne. Szezeg61nie dla czl{)wieka swieckiegow KosC'ieLe jest ks,iqzka fl'ancuskJiego teologa dosl{lonalym komentarzem dodokument6w soborowY'ch, m6willey;eh 0 poslanniDtwie chrzescijanina wewsp6lczesnym swi,ecie i wy.karzujqcyeh, :i.e zaangailowanie w sp,rawy sVviat.ai jego rozwoju nie jeS't dla chl'zescij.ansbwa czyms dodanym z zewnqtrz,ale wyplY'wa z jego itstotmy,ch zalozen, pO'lliev,raz "ro:,>;woj czlowiielm jestwolq Bozq" (s. 254). Z tych zasadniJczyeh wzgl~6w polsk,i pr,zeklad pracyR. Laurentitna, b~dqey drugq po Teologii postt:pu ludzkiego J. Alfaro(Watrszawa 1971) pozycjll w j~zyku polskim na pod-obny temat, naJe±y powitaez czadowoleniem i a,probatq. Wydaje si~ bawi!'m, ze obok powyzszyehraeji "pro", 0 charakterze og61:nym, ksiqzka R. Laurentina posiadaszczeg6lnq wal'tose dla swjeckiego katolika w Polsce, poniewaZ PT6bujew spos6b wlasciwy odpowiedziec wlasnie polskiemu czytelnikowi na szeregpytan specyjiicznie polskich. Nalezy w,i~e przypuszczac - ale i jednoezesniezyczye autoro-wi ksiqZlci i jej przyszlym ezytelnikom - ze Rozw6.1


.ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIE127a zbawienie znaj-cLzie si~ w r~u wielu swieokich katolikow w Polsce.Ale -,. nie tylko katoJ.iJkow, bowiem pmblemy poruszane przez R. Lauren­Lina majll charakter ogoIno.ludzki.Ks. Roman RogowskiASZRAM W SZANTIWANAMAszram Szantiwanam (Gaj Pokoju) albo Sacchidananda (Byt-Wiedml:­Szc z~Sliwosc), zostal zalozony w roku 1951 przez o. Jules Monchaniri,I-tory przyj1l1 imi~ Swami Ar ubi Ananda (Blogoslawieiistwo i szcz~sliwoscNajwyzszego Duoha), OJ"art: p!'zez o. Le Soux, benedy:kityna, ktory P'l'zyja,limi~ Abhlshiktananda (BlogosIawierusitlwo i Szcz~sliw.osc Chrystusa). Byluto pienvsza pionierska pr6ba, by na terenie Indii dostosowac zycie monastycznedo ·tradycyjnych w zorow hinduskich i do charakteru zycia w Indiach,wedlug zwyczajow przyj~tych w hinduskich aszramach. Nies·tetyw roku 1957 o. Monchan~n 'llInCllI'I, zanim aszram tzdotal ustalic sw6jcharakter. O. Le Saux pozostal tam jeszcze przez 10 lat, potem jednakopuscil Szantiwanam decydujllc siE: na zycie pustelnicze w PolnocnychIndiach. Na jego rprosb~ aszram w Szantiwanam przej~li mnisi z aszramuKuriszumala w Keralii, zyjllcy wedlug tych samych zasad i ideaIow.Celem aszramu, od pierwszej chwi1i istnienia, byIo ustalenie formy zyciakOillterriplacyjnego opar,tego =OW1IlO na tradycji monastycyzmu chrzescijaiiskiego,jak i na lradycji ideal,u hinduistycznej "Sannyasa". Sannyasaoznacza wyrzeczenie si~ swiata dla odnruezienia Boga, hindusi nazywajqto "Wyzwolenie" . Tradycja "Sannyasy" istniala na wiele wiekow przedNarodzeniem Chrystusa i byla stale kontynuowana az do dnia dzisiejszegoCelem naszym jest zjednoczyc t~ tradycj~ z naszll, by u.foI1ffiowacchrzeScijaiiskich salli!lyasinow. Nasz sposob zycia oplera si~ na regule sw.Benedykta i na tradycji monastycznej Ojc6w Kosciola Wschodnie.go, jednakrowl1oczesnie studiujemy doktryne i metody modlitwy i kontemplacjihinduizrnu. Sqdzimy, ze w ten sposob wzbogaci si~ nasze zycie skarbamidoktry,ny i duchowosci hinduizrnu, a w ten sposob dokona siE: spotkanietych dwu wielkich religijnych tradycji na l1ajgl~bszej baz·ie modlitwyi kontemplacji. Takie spotkanie jest jednll z l1ajwi~szych potrzeb Ko:;­ciola w naszych czasoch.Nasza wsp61nota zakonna, jesli chodzi 0 formy zewn~trZl1e, stosuje zwy­(czaje hi'nduiskJego aS21"amu. Nosimy habity soonyas.iJn6w koloru sza£ranu,zwane KAWI, chodzimy boso, siadamy wprost na ziemi, nie uzywamymebli, jemy r~kami, bez zadnych sztuccow. W ten sposob staramy si~stworzyc atmosfer~ prostoty i ubostwa, kt6ra w zyciu sannyas1na jestczyms normalnym i stalym. KaZdy mnich mieszka osobno. Jego cela, to


128 ZDARZENIA - KSIAZKI - LUDZIEmalenka chatka, kryta strzechq - ulatwia to samotnosc na modlitwiei medytacji. Dwie pory dnia Sq W spos6b szczeg6lny przeznaczone na medytacj~:czas wschodu i zachodu slonca. Sq one w Indiach tradycyjnqporq poswi~c o nq rozmyslaniu.T,rzy razy dzioonie mnisi spotykajq si~ na wsp61nej modHtwie: ranG pomedytacji, wtedy nast~puje po niej msza swi~ta, w poludnie i wieczorem.Kaplica zbudowana jest na wz6r swiqtyni hinduskiej. Sklada si~ z tzw.Madapam czyli dziedzinca odkrytego, gdzie gromadzq si~ wiemi i z sanktuariumzamkni~tego, w kt61:ego wn~trzu przechowuje si~ Najswi~tszySakrament. Podczas modlitwy siedzimy z nogami skrzyzowanymi. Kaiden~boi:enstwo konczy si~ tak zw. arabi to znaczy poruszaniem, (powiewaniem)swiatel (zwyczaj hinduski) przed NajswiE:tszym Sakramentem. Podczasmodlitwy spiewamy "slokas" z Upaniszad i czytamy urywki takz Bhagawd Gity jak z Upaniszad, z klasyk6w tamilu i z innych swi~tychksiqg hinduskich. W ten spos6b rozbudowujemy liturgi~ hinduskq, poslugujqCsi~ sanskrytem (j~zyk klasyczny Indii) i tamilem (j~zyk PoludniowychIndii, gdzi.e mieszkamy). Podstawowq bazq jest jednak angielski,jako wsp61ny j~zyk calych lndii i gosci z zewnqtrz, w nim odmawiamypodstawowe modlitvJy skladajqce si~ z psalm6w i czytan z Biblii.Poza wsp61nymi mo


, ZDARZENIA - KSIAiKI - LUDZIE 129otwarty dla wszystkich ludzi, dla chrzescijan i niechrzescijan, ktorzyw jakikolwiek sposob szukajq Boga.Obecnie mamy w aszramie ,trzech mnich6w i nie przewidujemy wi~ce Jniz pi~ciu , najwyzej szesciu. Ale mieszkajq z nami inni ludzie, ktorzynalezq do naszej wspolnoty. Od pant lat mieszka z nami. pewna rodzina ra osta1mio dQ1qczy1 si~ sv,,·ie.ckli kaplan. Oczekujemy innych ludzi, ktorzychcieHby rok, czy dluzej brae udzial w monastycznym zyciu, bez podj~ciadefinitywnych zobowiqzan. Sqdzimy, ze w ten sposob wok61 kom6rkizlozonej z mnich6w-sannyasi.now rozrosnie si~ jakas ws.polnota abejmujqcam~zczyzn i kobiety, zonatych i niezonatych, ksi~zy i swieckich, chrzescijani nie-chrzescijan. Jedni mogq si~ zWliqzae z zyciem w aszramie n a.cale zycie, inni mogq pozostae na okres miesi~cy czy lat, bez zobowiqzan.Poza bezposrednim lu~giem aszramu Sq jeszcze ludzie zwiqzani bliskOoz naszymi idealami i zyciem. Od jakiegos czasu mamy zazyle stosunki z Sqsiednimiwsiq i miasteczlGem (Kannirpalli i Kulirttl)lai). Zalozylismy tamSpoldzielni~ R~cznych Tkaczy. W tych sqsiadujqcych z nami rejonachmieszka oko1o pi~ciuset rodzin, Sq to dobrze wyszkoleni tkacze, mimo toz braku dobrej organizacji trudno im bylo zarobie na zycie. Mamy nadziej~,ze na~z aszram pomoze im w uzyskaniu przyzvvoitego standardu:zycia i pomoze w ogolnym podn.iesieniu poziomu gospodarki komunalnejcal ego rejonu. W Tannirpalli zalozylismy wlasnie ;przedszkole dla dzieci(od 3 do 5 lat) i Zwiqzek Kobiet organizujqcy wspolnq pomoc, obejmujqcytez dziewcz~ta. Dziala tez grupa mlodych ludzi prowadzona przezuzdolnionych leaderow. Pracujq z zapalem, zalozyli klub mlodziezy i podj~liprac~ i zobowiqzania w zakresie rozwoju gospodarczego. Robimy towszystkoprzy scislej wspolpracy z admi


130 ZDAItZENIA - KSI...,ZKI - LUDZIE\vanam, ktoremu o. Monehanin i o. Le Saux po s wi~eili tak wiele, statsi~ takim wlasnie centrum modlit,vy i spelnil ich zamierzenie, kt6remuposwi~cili swe zycie.O. Bede GriffithsAszram Szantiwanam, wiosna 1972 r.tlum. Janina MroczkowskaSWIECCY W ROZWOJU KOSCIOtA AFRYKANSKIEGO Kalendarioum posoborowej reformy zawiera wiele dowodow swiadczqcych,0 wizrast,ajqcej swiadomosci i roli sw'ieckich w zyciu Kosciola w Afryee:Paidziernik 1968 - KonfereTIc:ja Biskup6w Konga omawia zagaonieniewS'polpracy hierarchili i laiokatu. P,ostawiono wlqm;yc swieckkb. do pracJwmisji biskupich dZi,alajqcych w ramaeh Konfereneji Biskup6w.Maj 1969 - w Ruanda i Burundi Kongregaeja Biskup6w uchwalautworzenie Kmjowej Rady S\Niecki-ch w kazdym z t Yich kr ajow .Czer",..iec 1969 - w Tanzanii ueh·walono konsty , buej~ dla Rad SWi eckiehna p1aszczyinie parafiaJnej, diecezjalnej i k:raj-owej . Kraj·o,wa Rada Sw,ieckid1zbiera si~ raz do roku. Jej .prz€iwodniezqcym jest swiecki.8-10 luty 1970 - posiedzenie plename komisji bi'skup ~ej do spra1w apostolstwaswieekieh w Poludniowej Afryce. Stwierdwno, ze komitety p a ­rafialil1e Sq ulwnstytuowane i dz,ialajq prawie w co drugiej parafii. Omawianomozliwosc dokooptowania ludvi swieckkh do komisj1 biskupichoraz potrzeb~ utworzenia Krajowej Rady Sw ieeki-ch.Rok 1971 - na Madagaska!l'ze w ramach komisji biskupiej do sprawapostolstwa swieekich dzialajq swieccy w podkomisjach dla doroslych.mlod:aiezy i dzieei. W parafiach istniejq komitety swieckieh, ktore podejmujqodpowiedzialnosc za admj.nistracj~ oraz oz~en.ie dzialalil10sci apostolskiej.Rok 1971 - w Zambii dziala K!l'ajowa Rada Swieoki,ch. Delegaoi wybieraniSq przez rozne srodowiska ludzi swiecJti,ch ~Styczen 1972 - w Bretorii w Republice Poludniowej Afryk~ powstalaRada Swieckkh, w sklad kt orej wchodzq przedstawid eJe wie~"I1ych z RepublikiPoludnio,wej A:liryk.i, Lesotho i Botswany. W Radzie uczestniczy90 delegatow reprezentujqeych dwa miliony katoli;kovv. Na swojej pierw­SZE:j sesji Rada opraeowala statut,Rok 1972 obchodz()Iny jest w Malawi jako rok l-aikatu. I'n:"ogram obchoclowdotyczy odnowy ruchu apostolatu swiec~kh, zwlaszcza dzialajqcych


• ZDARZENIA -KSIJ\2:KI """\ LUDllE131w diecezjaLnych i paraiialnych radach duszpasterskich. Jest to wstl;'pnyetap utwo1'zenia w 1'o~u nasb~pnym Kl'ajowej Rady Sw,ieckkh 1.W kontekscie tych fakt6w plasuje si~ pierwszy Panafry'kanski KongresKat01ikow SWieckich, kt6ry odbyl g.l~ w Akrze (Ghana) w dniach 11-18sierpnia 1971 r. z udzialem okolo 300 os6b reprezentujqcych 36 lQ'aj6wAfryki.Dokumentac;ja tego kongresu jest zawarta w ksiqce, kt6rq stanowi specjalnynumer czasopisma Laics aujourd'hui organu prasowego RadyS\~ ' ieokich - Consi1ium de Laici6 2.Temat kongresu brzmial: Udzial swieckich w rozwoju Kosciola i pelnymrozwoju ALryki. Zajmo:wano si~ m. in. spr'Cl1wami rozwoju spolecznegoAfiryki, problemami rodziny i wychowania oraz przyszlosciq kontynentuafrykanskiego. Celem tego og61noafrykanskiego spotkania, jak tostwiel'dza we wst~pie redakcja ksiqzki, byIo:1. Podzielenie sil;' doswiadozen-iami przez swieckich dzialaczy katoIickichze wszystkich kraj6w Afrylti i Madagaskaru.2. Opracowal1ie .nowych srodk6w i sposob6w do w2lffiozenia udzialu laikutuw roz.woju Kosdola aJirykanskiego (Ziwlaszcza formacja swiecltichoraz ich wsp6lpraca z ducho,wienstwem i zalw.nami).Akta PanaLrytkans'kiego Spotl{ani,a Swieokich skladajq si~ z trzech cz~sci,M6re Sq poprzedwne or~OOiem papieza Pawla VI skie,rowanym z Watylcanudo uczestmik6w Zja:


132ZDARZENIA - KSIAtKI - LUDZIEmiastach Afrylti tak.1mi pl'Oblemami Sq: mieszkania, hiegiena, bezrooocie,przestEWczosC. W srooowiskach zaS wiejskich wyst~puje koniecz.nosc zaradzenian~dzy pnzez p()wi~~zenie ilosciowe i jakoociowe produkcji rolnej.Trzcba tez pomnoi;yc skutecme wysilki w celu likwddowania analfabetyzmu,prawnego i f.aktYicmego respektowania rownosci ludzi.Po roZ'Wazeniu udz1alu i znaczenia chrnescijalIl w integralnym rozwojuAfryki uczestnicy Kongresu zaj~li si~ przestudiowaniem roli swieckich. Afry;kailczykuw we ws!)olnocie eklezjalillej. Kongres dal tez wytyozne dlaformacji laikatu afirykanskiego. Wskazano, ze zadne ramy organirzacyjneapostolatu swieckich rue mO'gq uprzedzac i zastqpic swiadectwa wiarychrzesoijanskiej, dawanego w i;yciu codziennym (por. ,\.vyklad R. Huchaxdaz Senegalu, sUr. 189) . Podkreslano tez niejedno~rotlliie o,bowiqzek wsp61­pracy duchowuensbwa, za!kon6w ~ swieclcich omz o;bowiqzek dalszego tworzeniaorganizacji dla mlodziezy i dorasly,ch, l~t6re mialyby wyrazne celea postolskie i ekumeniczne. Stw.ierdzono r6wniei: po ·trzeb~ wsp61pracyog61noafrykanskiej w dziedz1nie ClIpostoJ..stwa swiedcich. Owocnosc zas tejwsp6lpra.cy oka.:ie si~ dopiero w skutkach, kt6re przyniesie kongres laikatuAfryki, ktory mial: miejsce w Akrze.Ks. Antoni MlotekANTVPROWINCJAtKITRZECI LISTPISANY 00 MIESZKANCA PROWINCJI 00 PRZYJACIELAListopad 1972 rokuPrawd~ powiedziawszy odczuwam od pewnego czasu brak sp o­row etycmych. Bodaj po raz ostatni by/em wplqtany w spor prawd1!iwieetyczny tui po wojnie. Spierali si~ ucmiowie gimnazjalni,ktorzy u nas mieszkali. No coi, g/odno bylo wtedy. W dodatkuw kuchni internatowej zagnieidzi/y si~ karaluchy. Bardziej przed ­si~biorczy chlopcy wykryli sposob dostawania si~ do kuchni nocqprzez male okienko w Scianie, poprzez ktore podawalo si~ posilki.W kuchni byly zmagazynowone chleb i marmolada. Powstat problem:ile trzeba zabic karaluchow, ieby miec stuszne prawo dokromki chleba z marmoladq. Zaznoczam, ie chtopcy nie znajdowalisi~ w stonie "ostatecznej koniecznosci". Stanu karaluchown ie znatem. Wyglqdato no to, ie cierpiq na przeludnienie. Byl to,zdaniem moim, spor prawdziwie etyczny. Bo spor etyczny dotyczypytonia: jest grzech, czy nie rna grzechu? Tak albo nie. Innekwestie sq bogatelq.


• ANTYPROWINCJAl KI133Powiedz mi, czy w naszej naukowej literaturze mielismy chocraz do czynienia ze sporem prawdziwie etycznym? leby jeden powiedzial: grzech, a drugi: nie grzech? Czy wok61 tego pytania powstalyjakies obozy, jakies grupy, zwalczajqce si~ kliki? 80 ja niepami~tam. Moie jednak czegos nie zauwaiylem, do mnie no prowincj~nie wszystko dochodzi. A tymczasem wystarczy, ieby czlowiekposzedl do spowiedzi. Ten sam rejestr grzechow (bo przecieigrzechy si~ czlowiekowi powtarzajq), a ... jezuici troch~ inaczej, dominikanietroch~ inaczej, kapucyni inaczej, reformaci tei niecoinaczej a swieccy ksi~ia jeszcze inaczej, bo ci zawsze si~ gdziesspieszq. Wierzymy, jak nom nasza wiara nakazuje, ie przynajmniejodpuszczenie b~dzie tcikie samo.No, wi~c co Ty no to?Bardzo si~ u nos ostatnio rozszerzylo znaczenie slowka "etyko".Co wi~cej, wyrugowalo Q1no prawie zupelnie slowo "moralnosc".Dzis jui nikt nie jest "niemoralny", natomiast kaidy woli byc (jeslijui musi) .. nieetyczny". To bordziej eleganckie. Mamy zatem etyk~opisujqcq, mamy metaetyk~, mamy meta- metaetyk~, mamy aksjologi~(to nawet nieile diwi~czy), mamy etyk~ normatywnq (ole tejjest niewiele), mamy implikacje etyczne, mamy empirycznq etyk~i mamy to, co najwainiejsze: starania, ieby "etyka" byla naukowa,co wynika ni mniej ni wi~cej tylko w,prost z uch-wal ostatniegoSoboru.Musz~ przyznac, ie najbardziej zaciekawia mnie to ostatnie sta ­ranie: ieby etyka byla naukowa. Mniejszo 0 to, kto no tym zyska:nauka czy etyka. Najwainiejsze sq przejawy owej troski czyli to,jak Dna si~ w praktyce urzeczywistnia. Wczoraj wieczorem wlasniezoczq/em przeglqdac stos ksiqiek i artykulow no ten temat a dzisiajdziel~ si~ z Tobq no gorqco moimi refleksjami. Ot6i, jak zauwaiylempo przejrzeniu 9 prac, rzeczq najwainiejszq w naucejest to, od czego zoczqc. Podohnie jak bylo u nos no maturze.Jeden z nos wyznawal: "nie wiedzialem, od czego zaczqc. Gdybymzoczql, reszta jakos by poszla ... " A zaczqc w przypadku etyki,to znaczy znaleic kamien w~gielny ewentualnie w~gielnq cegl~,no ktorej moina by budowac caly dom. Kamienie i cegly bywajqroine. Ale ich sumo jest przeciei skonczona. Co wi~c dla jednych


134 ANTYPROWIN CJAlKIjest kamieniem w~gielnym, dla innych jest ceg/q w srodku domua jeszcze dla innych - jesli jui pozostac przy metaforze d omu ­ceg/q w kominie. Spor mi~dzy uczonymi etykami jest zotem sporemo to, gdzie danq ceg/~ umiescic. Do t ego, aby by/ spor, potrzebnesq takie argumenty. T e sq roine.Najcz~sciej jednak stosuje si~chwyt nast~pujqcy: jesli od tego - mowi si~ - nie zaczniesz, nieudowodnisz tamtego... Co tym "tamtym" jest? Alei to nie ma znaczenia,bo to zaleiy od tego, co jest "tym". Najwainiejsze, iebyudowodnic, to znaczy znaleic wiqiqce spoiwo, metafizyczne wapnoi piach.Naliczy/em pi~c takich g/ownych kamieni w~gielnych. I pi~cwywodzqcych si~ stqd kierunkow myslowy~h. Podejrzewam, ie onewyczerpujq ca/osc naszej rozkwitajqcej ostatnio mysli etycznej. Nokaidy z przypadkow wymyslono u nos jakqs obcq nazw~. Te jednaktylko zaciemniajq spraw~. Zada/em sobie zotem trud prze/oieniaobcych nazw na nazwy polskie. Moie si~ przyjmq.1. T rzeba wyjse od etycznego zjawiska, fenomenu. Tak mowlq"fenomenologowie", czyli po mojemu "zjawoznawcy". Zjawiskiemtakim jest doswiadczenie etyczne. Od tego trzeba zoczqc.Ale propozycja to troch~ mnie niepokoi. Czyi bowiem nie matom jakiegos ukrytego przyzwolenia na ma/y, choeby jeden grzech?No bo jakie doswiadczenie etyczne bez grzechu! Wiadomo, ieniepe/ne. Nie jest jednak chyba dobrze zoczynae etyk~ od popadaniaz niq na samym poczqtku w konflikt. Choc moie w tymmiejscu jakis zjawoznawiec powiedzia/by mi : przeciei jak nie maetyki, to nie ma zakazu, a jak nie ma zakazu, to nie ma i grzechu.Jakie zatem moie bye konflikt? Rzeczywikie. No ole jak nie maetyki, to jak moie byc doswiadczenie etyczne? Jesli jest doswiadczenieetyczne, widocznie jest takie etyka. Ale jeieli jui jest. to poco jq budowac? Ta,k wi~c musz~ wymae, ie to droga dla mn iealbo prowadzi do grzechu (jako eksperymentu), alba ukazuje, ienie potrzeba budowae etyki, bo ona jui jest. Pisz~ 0, ie tak misi~ wydaje, ot tak sobie 0 tym mysl~. Nie podejrzewaj mnie, i e pobiegn~zaraz rozpoczynac ......2. Trzeba wyjsc od "prawa natury". Natura znaczy po polsku :to, co przyrodzone. Zaczynamy od tego, co przyrodzone. No ole


ANTYPROWINCJAlKI135z tym, jok czytom, sq kolosolne kfopoty. Jedni mowiq (egzystencjolisci),ie nie mo niczego tokiego, co jest przyrodzone. Inni, ie to,cp przyrodzone, owszem jest, ale tego zoboczyc siE: nie do. Jokmoino budowoc no czyms. co jest niewidzialne? Inni jeszcze sqdzq,ie z tego. co przyrodzone, nie wynika nic konkretnego. Inniwreszcie, ie tego, co zawiera to, co przyrodzone, nie wszyscy uznajq,bo np. w Afryce sq tacy, co zjadajq ludzi i no dodatek uwoiajq,ie sq niewinni, jok niemowlE:ta. Wielu doszfo do wniosku,ie uznowanie tego, co przyrodzone, jest mafo ekumenicz.ne (z egzystencjali~memsiE: nie dogodamy). Sprawa wyglqdo no milczqcoodfoionq "ad acta". Nie mowi siE:, ie nie ma takiego prawajok prawo przyrodzone, ale iyje siE: i pracuje tok, jakby takiegoprawa nie byfo. W ten sposob przyrodzeniowcy nie chcq siE: dotego, co przyrodzone otworcie przyznae. Tokie przynajmniej odnoszE:wraienie....3. Trzebo wyjse od zasody, ktorq prof. Tatarkiewicz przypisofnojpierw i przede wszystkim E. Kantowi z Krolewca (dzis Koliningrad):czfowiek ma bye celem a nie srodkiem twoich dziofon (cytuj~z pomi~ci, wi~c moie cos przekr~cam, ale sens jest toki).Ale ja znow mam klopoty. Osoba, czfowiek to cel i wortosc.Zgoda. Skoro jednak jedna osoba jest wartosciq. to dwie sq dwiemawartosciami, a trzy, a pi~e... To jak pi~c osob b~dzie chcialozabic mojq osob~, to co? Mam si~ dae? Po drugie: gdy np. OJciecReginald mowi do mnie, abym mu przyniosl ksiqik~, to przecieiwiadomo, ie nie ja jestem celem jego dzialania, tylko ksiqika,a ja srodkiem i narz~dziem. To on chyba grzeszy ... A jednakzupelnie nie ma wyrzutow sumienia. Ale najbardzie( dol mi domys lenia j ed en celowiec (teleolog). ktorego spotkafem jeszczew wojsku. Powiedziaf roz do nos: "celujcie dobrze, waszym celemjest czfowiek". Chodzilo mu 0 to. ie nieprzyjacielski sprz~t bordziejs i ~ moie nom przydac nii wz i ~ci do niewoli iofnierze. Tewszystkie okolicznosci wprawily mnie w stan duiych wqtpliwosci.4. Zaczqe od woli Boiej. No to wyjscie mom cytat: "Odwolywaniesi~ do woli Boiej jest dla moralnosei chrzescijanskiej czymszwyczajnym ; wydaje si~ wprost oczywiste ... Cz/owiek wi~c rea/izujedobro moraIne, wlasciwie uk/ada swoje iycie, ezyny, zamierze­


136 ANTYPROWINCJAlKInio, wtedy, gdy spelnio wo/~ Boiq, kiedy docieko jej znoczen;o; dostosowuje s;~ do niej w swym post~powon;u".Jui wydawalo mi si~, ie jestem no najwlasciwszej drodze. Aliscizastanowily mnie dwie neczY. Najpie'liW sloWlko: ..wydaje si~"w pierwszym zaraz zdaniu. A wi~e tylko wydaje si~. Po drugie ZO'intrygowalymnie przypisy. U tkonca ,zdani,a znalazl si~ odnosnik,ktary mial wskazae no autoraw popierajqcy,ehowo zdanie. Wymieniamtych autor6w: jest kh razem pi~ciu. Tylko tpi~oiu. Otooni: J. Mausbaeh, G . Ermecke, O. Schilling, H. NoldtilO, G. Heinzel.Ich praee ukazaly si~ w ostatnich latach. No dobrze, a gdziereszta? Gdzie sw. Tomasz, sw. Augustyn, sw. Bonawentura, DunsScot, gdzie m6j umilowany Ludwik de Molina? Czyiby oni bylizdania, ie jest inaezej? Dlaczego tylko pi~ciu popiera to zdanie?Zrozumialem jednak, dlaczego musialo bye powiedziane ..wydajesi~ ... " Tak wi~c te kilka zdan sprawilo to, ie cien zostal rzucony:no Oje6w KOSciola a nawet no wol~ Boiq. ZgubHem si~.5. Rozpoczynae od Soboru. T ok sugerujq soborowey czyli dziecisoboru (zwaiywszy no to, kto sq 0 jeowie Soboru). T rzeba zobaczye,co nakazal Sob6r. Jest to droga, zdawaloby si~, najpewniejszo.Atoli sq klopoty. Bo jedni sqdzq, ie Sob6r zolecil oparcie si~no Pismie sw., a inni, ie no bardziej konkretnych ideach. Wylaniasi~ sp6r. W sporze tym pierwsi zarzucajq drug1im niedocen'ianietego, co oni doceniajq, a drudzy pierwszy.m niedocen,i,anie odwrotf'le.Jako trzeei zarzut stosowany z poiytkiem przez obie stronypojalWia si~ mysl, ie .. jesteScie w sprzeeznoSci z Sobor~m". W tensposob dzieci sobo,ru robiq pr,zykry ha,r.mider.Jak w i ~c widzisz, bogactwo poozqtkow jest olbrzymie. Trzebajednak zauwaiye, ie im bardziej roznorodny jest sam poczqtek,tym bardziej jednolity koniec. Sporu 0 to, ezy jest grzech, czy niema grzechu, nie uswiadczysz. Gdyby mnie dzisiaj gimnazjalnichlopcy zapytali 0 ten chleb z marmoladq, noprawd~ n


ANTYPROWINCJAlKI137moina, dla odwrocenia go od tego, wskazac mu poszczegolnie jakqsosob~ bogatq, aby jq okradl w miejsce tamtej". Wiadomoprzynajmniej, 0 co chodzi. iyciowo i konkretnie. Dodalbym tylko,ieby nieco zaktualizowae rozstrzygni~cie, ii jesliby okradzionymbye mialo jakies spoleczne przedsi~biorstwo a nie osoba, to poudzieleniu rady, naleiy czym pr~dzej doniese, komu potrzeba.Ale braki teorii nadrabia u nos praktyka. Ostatnio nasz dziennikdoni6sl, ie wciqi zdarzajq si~ u nos wypadki utoni~e w jeziorachi rzekach, bo wyplywajq no nie tacy, co ani plywae nie potrafiq,ani nie majq kart plywackich. Dziennikarz i zarazem autor no­. tatki wzywa milicj~, by zaostrzyla sankcje i by kandydat6w no topielc6wprzekazywae do ukamnia kolegiom orzekajqcym.To mnie gl~boko wzruszylo. Dlaczego? No bo nareszcie ktoswzywa milicj~, by otwarcie przystqpila do walki z grzechem. Dlaczegoz grzechem? Bo utopienie si~ nie figuruje w kodeksie karnymjako przest~pstwo, ale przeciei wiadomo, ie jest to ci~ikigrzech. Poniewai nie dziala u nos iadne wodne ochotnicze pogotowieratunkowe (no wz6r g6rskiego), do walki z samob6jcamimuszq bye zaangaiowani ci sami, ktorzy sq przeznaczeni do walkiz p rzest~pstwami . Gdyby okazalo si~, ie sil jest za malo, trzebawezwae wojska pancerne. Bo choe nie przest~pstwo, to jednak jaknos poucza swi~ta wiara, grzech. Brawo dziennikarz! Niestetynie podol swego nazwiska, bo bym Ci je przekazal. My b~dziemywalczye z g.rzechem a nas,i etycy niech sobie nodal ukladajqswoje cegielki!Zanim jednak to si~ stanie, dam ci rad~ . Chodzi 0 kwesti~utoni~cia. Musisz sam si~ zaczqe strzec, ieby nie chodzie potemno kolegium. W tym celu podaj~ Ci przepis, jaki zaczerpnqlemze starej ksi~gi pt. Moce tajemne kamieni. Oto rada: nos zawszeprzy sobie jaspis. A oto cytat : .. Jaspis. Filozof powiada, iejeS/iby kto na/azl jaspis zie/ony, a w nim by byl krzyi, tedy matakq moc, iie kto by ji przy sobie nosil, tedy takowy nigdy niemoie utonqc".Kresl~si~Tw6j Molinista


ledenasta wieczoremHIERONIM SAVONAROLAOSTATNIE ROIMYSLANIE*(oparte na psalmie "In Te Domine speravi")OkrCjza mnie smutek; oblega mnie swojC! pot~znCj armiq, pcxibijamO'je ser,ce, dzien i nO'c nie przestaje wznO'sic przeciwlw mnie swoichkrzyk6w i swoich machin. MO'i przyjaciele przeszli na jego stronGi stali si~ moimi nieprzyjaci61mi. Wszystko, co widz~ i wszystko, coslysz~, dochodzi do mnie pod jegO' zl1akiem. Imiona mokh przyjH­.ci6l zas~piaj'l mnie, mysl 0 moich synach napawamnie utrapieniem,gn~bi mnie obraz mojegO' klas.ztoru i mojej celi; rani mnie wspomnieniemoich zaj~c, a pami~c 0 moich grzecha,ch miazdzy mnie.Temu, kt6ry ma gorC!czk~, rzeczy slodkie zdajCj si~ gO'rzkimi: taki ila mnie wszystko zamienia si~ w gorycz i smutek. .J,a'kimze jeston ci~:i:arem moojemu sercu! Jak jad zmii, jak niesz;czE;'sna zaraza.Szemrze przeciwko Bogu, nie przestaje bluznie, pcha ku rozpaczy.'0, ja nieszcz~sriy,kt6z mnie wyzwoli O'd tych swi~tokradztw? J ezellwszystkie rzeczy, kt6re widz~ i kt6re slysz~ , ustawily si~ pod znakiemsmutku i gwaltownie zn~caj'l si~ nade mn'l, ktO' b~dzie moimO'brOl}C'l? Gdzie znajd~ pomoc? Dok'ld p6jd~? Jak uciekn~? Wiem, cO'uczyni~. Zwr6c~ si~ ,ku rzeczO'm niewidzialnym, aby je zmobilizowacprzeciwko rzeczom wi,dzialnym. Ale jak pokierowac tCj niewidzialn'l sil'l talc wznioslC! i tak pot~znC!? Nadzieja, kt6ra zwraca si ~ku rze~zom niewidzialnym, ona podniesie si~ przeciwko smutko\vi,aby go zniweczye. Kt6z jej si~ oprze? Sluchaj, cO' m6wi prO'rok: Ty,o Panie, jestes mojq nadziejq, umiesciles si~ PO'nad wszystkim! Ktoodwazy si~ powstac przeciwlw Panu? Kto Go moze dosi~gnCjc? B~d~Go wi~c wzywal, bez w'ltpienia przyjdzie i nie zawstydzi mnie. Aleoto On juz jest. Przynosi mi radose, u czy, jak walczyc, m6wi do• Rozmyslanie to zaczql pisac Savonarola w wi~zieniu maja 1498 r. Doszedldo czwartego wersetu psalmu. kiedy we srOOE:. 23 maja, w wigili~ Wniebowstqpieniawyprowadzono go z celi do kaplicy w Palacu Signor;; na ostatniq msz~ sw..a potem na miejsce stracenia.


HIERONIM SAVONAROLA - OSTATNIE ROZMY$LANIE 139mnie: "Krzyez na eale gardlo, nie przestawaj!" (1z 58, 1). Zapytalem:Co mam krzy.czec? i rzekl mi: Krzyez z ufnosciq z calego ser


140JEDENASTA WIECZOREMw ezasie, ale nie na wieki. Nadzieja bowiem, wprowadzajqe Inniew najwyzsze miejsee sehronienia - w Ciebie - nauezyla mnie pragnqcrzeezy wieeznyeh, a lIlie czasowyeh. Nadzieja dotycCzy rzeezyniewidzialnyeh. Rzeezy widzialne przemijajq, niewidzialne trwajqwieeznie (2 Kor 4 18). Na diwi~k slow nadziei, wyrywajq·eyeh mniez rqk smutku, zaufalem Tobie, Panie, pragnqe nade wszystko uwolnieniaod moieh grzeehow oraz dost~pu - dzi~ki Twojemu milosierdziui }asee - do rzeezy wieeznyeh, ktore Sq niewidzialne. Takiejest moje pierwsze zyezenie. Moje najwi~ksze utrapienie stanowiqgrzeehy, przy nim wszystkie inne znikajq. Zabie.rz mi, Panie, mojegrzochy, a b~d~ wol'ny od wszelkiego utrapienia. [...] Zabierz miwi~e, Panie, moje grzeehy, zabierz mi je Twojq laskq! Jak nie koehacCi~ z realego serea, jak nie gard'zic proznosciq tego, co przemija?Skoro posiadam Ci~ przez wiarE!, skoro oezekuj~ od Ciebierzeczy, ktorych ani oko nie widzialo, ani ucho nie slyszalo, ani serce·czlowieka nie zdolalo pojqC (1 Kor 2 9), to ktoz moze mnie zaniepokoic?Traeqc to, eo nie jest Tobq, strac~ to, rczego juz nie kocham.Tobie, Panie, zaufalem wedIug tego, ja'k nauczyla rnnie nadzieja;i nie doznam zawodu na wieki, bo Ty mi dasz Tzeczy wieczne.Ten tylko dozna wiecznego ,zawodu, kto siebie powie.rza nie Tobie,ale swojej proi:nosci. Mog~wi~c - wiem 0 tym - doznac zawoduchwilowo, od Ciebie i ,od wszystkkh ludzi; ale nie doznam go n awieki. Doznam go od Ciebie chwilowo, jesli :nie wysluchasz mojejprosby 0 wybinvienie mnie ad obeenej trwogi; a nie wysluehasz dlatego,ze tak nie byloby dobrze dla mnie oraz dlatego, ze sila rodzisi~ w slabosci (2 Kor 12 9); ale nie zawiedziesz mnie na wield. Zawiodqmnie ludzie chwilowo, pobijq mnie, Jdedy si ~ na mnie rozwscieczq.Dopuscis·z nawet to - abym nie doznal zawodu n a wieki.Bo w Twoieh oczaeh lat tysiqe jest jak wezorajszy dzien, ktory min'll[Ps 89 (90) 4]; ch~tnie znios~ ehwilowe kl~ski, aby nie przegrac nawieki. B~d~ ufal Panu, tak jak ·mnie nauczyla nadzieja, i wkr6tcezostan~ u\'wlniony od utrapienia.Dla jakieh zaslug? Nie dla .rookh, Panie. N i e c h m n i e u w 0-1­niT w 0 j asp Taw i e d 1 i w 0 s c! Mowi~ Twoja sprawiedliwosc,nie moja. Mojq rzeCZq jest p.rosic 0 Twoje milosierdzie, a nie n a­rzucac si~ ze swojq sprawiedliwosciq. Ale jezeli Twoja laska czynimnie sprawiedJiwym, posiadam Twojq sprawiedliwosc. Jest niqTwoja laska w nas. Faryzeusze polegali na uczyn1(ach sprawiedliwosci,polegali na swojej sprawiedlivvosci, dlatego nie otrzymalisprawiedliwosci Bozej, jako ze z uczynkow Prawa zaden czlowieknie moze dostq.pic usprawiedliwienia w Jegooczach (Rzym 3 20).Sprawiedliwosc ,Boza ulmzala si~ przez !ask~ Jezusa Chrystusa (Tt2 11), nie przez uczyn'ki Prawa. FiIozof.owie IChlubi'l si~ swojq sprawiedliwosciq- ta·kze i oni nie znalezIi Twojej sprawiedliwosci;


HIERONIM SAVONAROLA - OSTATNIE ROZMYSLANIE 141nie wchodzili bramq, byli jak :zlodzieje i zb6jcy, kt6rzy przyszli, nieaby ocalie owce, lecz aby je izgubie i zabie (J 10 1). Panie, sprawiedliwosciqTwojq jest przeto laska Twoja. Przestalaby bye laskq,gdybys jq dawal dla zaslug. Wyzw6l mnie od moich grzech6w niew mojej lecz w Twojej sprawiedliwosci. To znaczyw Twoim Synu,kt6ry, sam pomi~dzy ludzmi okazal si~ sprawiedliwym. Kimze bowiemOn jest, jesli nie samq Sprawiedliwosci,,!, przez ktOCq ludzieSq usprawiedliwiani? W tej Sprawiedliwosci usprawiedliwij mniei wyzw6l od moich grzech6w. Wtedy tez zostan~ wyzwolony odinnych utrapien, kt6re grzechy na mnie sciqgn~ly - z przyczynqbowiem zniknq i skutki. Nauczyla mnie tego nadzieja. Radooe przyszla.Nie doznam zawodu na wieki, poniewaz Tobie zaufalem. [...]Pospiesz mnie wybawie, skr6e dni, pchnij czas. Naklon Twego uch:1.tak, abym m agI bye szybko wysluchany. Dla Ciebie, ,kt6ry zamieszkujeszwieczrtlose, czas jest zawsze kr6tki: Wiecznose, dana cala n araz r6wnoczesnie obejmuje w sobie oraz przekracza nieskoitczeniecalose czasu. Ale dla mnie kazdy dzieit jest dlugi. Czas bowiemstanowi "liczba ruchu": zaleznie od tego, czy si~ closwiadcza albonie doswiadcza ruchu, doswiadcza si~ albo nie dciwiadcza czasu.Tym bardziej zas doSwiadcza si~ ruchu, im bardziej liczy si~ jegoelementy. ,Ta, kt6ry licz~ dni i godziny, ja dobrze wiem, co to jestczas. Jezeli d'la Cie'bie tysiqc Jat jest ja>k dzien wczorajszy, ,kt6ryjuz min'll, to dla mnie jeden dzien jest ja'k tysiqc lat, kt6re majqdopiero nadejse. Pospiesz wi~c, Panie, wyzwolie mme od moichgrzech6w i n~dz. Smiere bowiem si~ spieszy, oczekuje mnie nakazdym miejscu. Pospiesz wi~c, Panie, Z obawy, ze zaskoczony przezniq nie m6glbym znaleze czasu na zal. "\Vyzw6l mnie, Panie, z rqkZlego, WYlrwij mnie z wi~z6w grzechu i z sidel smierci, wydobqdzmnie z ,czelusci piekla, wybaw mnie ad ucisku i okrutnej tyraniismu1!ku, aby moja dusza mogla si ~ podnieSe i cieszye w Tobie, Tobieblogoslawie przez wszystkie clni mojego zycia. [...JZatrwozyla si~ moja dusza, bo oto znowu smutek ze sztandaremsprawiedliwosci zaczyna wczorajszq walk~ ale ip..llymi srodkami.Dzisiaj przyszedl, by wyrwae mi mojq bron i oddae jq swoim zoldakom.C6z uczyni~ rozbrojony i slaby? Jakaz zuchwa~ose w jegokrzylku, jalka zacieklose w jego ataku, jaka pewnose zwyd~stw C\ !Gdziez jest - wola - tw6j ·obroitca? gdzie twoje schronienie? gdziezbawienie? .Trwasz nadal w twojej daremnej UfilloSci? Pocieszasz sip,iluzjami, tworzysz i)·obie Boga laskawego, kt6ry bylby twoim obron­Cq i twoim schronieniem. Myslisz, ze juz wstq,piles do nieba, a jestesjedynie zabawk'l w r~kach twoich marzen, ludzisz si~ pr6znqnadziejq. Czyzbys i ty zostal porwany do trzeciego nieba? Co za


142JEDENASTA WIECZOREMbzdury! Przypomnij sobie, prosz~ ci~, wielkosc 'Diewdzi~c znosc i .Czyz nie wysusza ona zr6dlCl. mHosierdzia? Z'bawiciel, placzqc nadJerozolimq, przepowiedzial jej nieszcz~scia: Pirzyjdq na ciebie dni,gdy twoi nieprzyjacielE' otoczq ci~ walem, oblegnq ci~ i scisnq zewszqd.Powalq 'Da ziemi~ ciebie i twoje dzieci z tobq, i nie zostawiqw tobie kamienia n a Ikamieniu (Lk 19 43~4) . Nie przemilczaltez przyczyny tych nieszcz~sc: 'za to, zes nie rozpoznalo ,czasunawiedzenia twego. Przypatrz si~ zatem, co zostalo .powiedzianec niewdzi~c znosci; nie tylko pozbawia ona wszelkiej nagrody, aletakle sciqga najgorsze kary. Czyz ,'Die b~dzie tak sarno i z twojqduszq? Jerozolima z Ewangelii to dusza ludzka; kiedy nie rozpoznajeczasu nawiedzenia s'wego, otaczajq jq i sciskajq demony i pokusy,upada na ziemi~ i nie pozostaje w 'niej zadna cnota, zadendobry czyn - wszystko ulega zniszczeniu. Opuszcza jq wszelkalaska. I nigdy juz nie b~dzie odbudowana, dlatego ze 'Die poznalnczasu nawiedzenia swego. Tym miastem, kt6re Bog napelnil tylomadobrami, jestes ty. Nie umiales tego zrozumiec, okazales si~niewdzi~czny . On ci~ stworzyl na swoj obraz; sprawil, ze urodrilessi~ w Jego Kosciele, a nie w ziemi niewiernych. Dal ci za ojczyzn~ziemi~ ukwieconq [f1.orida - co moze oznaiczac Florencj~, alboF~rraT~l . Uswi~cil ci~ Wooq chr:ztu 8wi~tego, sprawil, ze wzrastalesw domu zakonnym. A ty? Ty biegales za swoimi marzeniami, szedlesz proznymi myslami (Ef 4 17), utonqles 'W g·rzechach. Wzywalcj~ Pan - nie odpowiadales; przestrzegal ci~ - nie zwracaleS uwagina Jego rady. Ilei razy ci~ oswiecal, zwracal ku twojemu wlasnemusercu, wyrywal ze snow. Zapraszal ci~, a ty si~ wymawialES;ciqgnql ' ci~, a ty si~ opierales. W ikoncu pewnego dnia Jego n iewypowiedzianai bezgraniczna lagodnose zatryumfowala nad tobq:zgrzeszyles, a On ci~ nawiedzil; upadles, a On d~ podniosl; zylesw niffiwiadomosci, On ci~ pouczyl; byles slepy, On ci przywr6cilwzrok. To wtedy wlasnie pomogl ci przeplynqez burzliweg,o miejscena swiecie do spokojnego portu zakonnego zycia. Dal ci s wi~tyhabit, uczynil ci~ swoim kaplanem, oddal ci~ do szkoly mqdrosci.Ty odpowiedziales tylko niewdzi~cznosciq, ·bowiem widziano ci p'nie(lbalym w sluibie Bozej, a jest napisane: przekl~ty, co sperniagnuSnie dzielo Jahwe (Jer 48 10). A ,przeciez ollie opuScita ci~ do'brocBoza ale prowadzila .c i~ dalej; obdarzyla ci~ znaj


H IERONIM SAVONAROLA - OSTATNIE ROZMYSLANIE 143wol~ swego pana, ale jej nie ezyni, otrzyma naIeiyte kije (por. Lk12 47)? Czyi nie wiesz, ie Bog sprzeciwia si~ pysznym? Jak bardzoupadles, ty gwiazdQ blyszezqea, synu jutrzenki, ty niszezyeielu narodow,mowiqey w ser·eu swoim: wstqpi~ az do niebios! A oto zszedIesw miejsee eiemne, w gl~bin~ otehlani. Robaetwo jest twoim poslaniem,roba


144 JEDENASTA WIECZOREMnowie Bozy potrzebujq ,Bozego miloOsierdzia. I jeszcze napisano:Sprawiedliwy upada siedem razy na dzien (Przysl 24 16). MHosierdzie.nie rna wi~c gra.nic i za kazdym razem, kiedy grzesznik ialuje- przychodzi [liezaleznie od tego, czy ,grzechy Sq male czywielkie. [... ] Za kazdym razem milosierdzie nie bE)dzie mialo 'kOllca.Dlaczeg,o wi~c smutku, ty naj,goOrsza z istoOt, wy,rzucasz mu otrzymanedobrodziejstwa? Czyz najwi~kszy .z prorokow, Dawid, nie otrzymallicznych doObrodziejstw, czyi nie byl czlowiekiem Boiym? A mirnoto i on upadl rci~z


HIERONIM SAVONAf


Lis t Y do Redakc;Wsrod wspomnien 0 Sp. lVIal'zenie Pollak6wnJ'e oglos:wnych w <strong>Znak</strong>unr 219 zabraJdo glosu z P oznania, gdzie byl jej dom, gdnie najwi~ejpracowal~, gdzie wycier:piala najci~z8zy etap swojej choroby, by st q c1wejse w br·am~ smierd. Nie pomn~, kiedy si~ poznalysmy, byl0 to\V kaidym razie tuz po ukonczeniu studiow, w Seminrurium HistorycznymUniwersytetu Poznanskiego, dokqd jako absolwentka Uniwel'syt.etuWau'3zawSlklego zglosila si~ po temat pracy dokitorskiej. Na promotorawybrala profesora Henryka Lowmianskiego, moim byl profesor Kazimierz Tymieniecki. SpotyJmlysmy siE: na seminal'iach . POTIliewaz wtedyLylo we zwyczaju racze j pozost.awianie doktorantow sam nn sam z trudemdopracowY'\o\'ani'a si ~ wlasaiwych metod badawczych, a nasi mistJ.1ZOwiereprezentowali odr~bne ialdyw.idualln(lsci (a na tym si~ to w Poznaniunie konczylo) - Marzena wlracala do domu z cgniem w oczachi wypiekami. Zdawalam sobj.e spr3J"v~, ze jej sciejjka naukowa zaczynalas i~ w miejscu wszechstronniej uprawionym historycznie niz moja: imponowalomi, ze miala jui: za sobq i objazdy po kil'


LlSTY DO REDAKCJI147swoim ci~zarem, bo nie umiala tworzyc sobie zadnych ulatwien i licencji.Kiedy s ta;n~la oko w ako z gl'Oznq chorobq, nagle wszystkie Spl'aIWY uzy ­skaly inny wymiar. Zachowalam w pami~ci powag~ na jej twarzy(a byla to buzia 0 rzadkim wdzi~I{U), gdy mi 0 tym po raa: pierwszy powiedziala.Bylo to w foye.r Opery Poonanskiej, mi~dzy jednym aktema drugim - bodaj na wyst~;pie Comedie Fran~aise. Za


148 L1STY DO REDAKCJIuczo.nych w stosunku do. Bo.ga usiluje sto.so.wae lUdzkq miar~, czego. wyrazem(drobnym) jest uzywanie ,przez nich w sto.sunku do. BDga OIkreslenia"istnieje". Chyba tylko. filo.zof.ia, zwlaszcza klasyczna mDze WYiPo.­wiadae si~ w sprawie Bo.ga, ,gdyz usiluje o.na umiescie uklad Ddniesieniaswych badan na zel\vJlqtrz swiata i pDsluguje si~ samq lo.gikq(0. ile o.na mo.ze tu bye kompetentna), jakkDlwiek Po.lem jej badan mo.gqbye r6zne dziedziny nauk empirycznych. Do.tychcza.s filDzofia wYiPmco.­wala kiIka do.Wo.d6w na "istnienie" Boga, z ktorych najbardziej przekDnywajqcewypro.wadzo.ne Sq z przyczynowo.sci i Celo.WDSci w swiecie Drazz psych~ki czlowieka. Do.Wo.dy te Dparte Sq na podstawo.wych za.sadachIDgiki stDsowanych bez zastrzezen we wszyshltich dziedzinach nauki.Dzi~ki pro.stej ko.nstruikcji zro.zumiale Sq przez wszystkich myslqcych1udzi bez w,zg1~du na wyksztalcenie. Jezeli mimD wszyslikD nie Po.siadajqabso.lutnej sHy przekDnywania, to. dlatego., ze dotyczq BDga, tj. z brakuzaufania do. ro.zumu lud~ie:gD, gdy cho.dzi 0. zagadnienie w)"kraczajq:cepoza ramy swiata. W zyciu obs€Il,vujemy wiele przykiadow rDzbieZno.scimi~dzy odczuciem a dDswiadczeniem. W1adDmo. na przyklad, ze wszyscyludzie praguq SzczE;scia, lecz kojar-zenie go. ze standardem zy,cia jest nie­Po.ro.zumieniem, bo. gdyby tak bylD, to. nie bylo.by na swiecie biedakow,gdyz wcze.sniej Ddebraliby sobie zycie z ro.~paczy (skrajny brak szc~sci«l),zas miliO:nerzy p~kali:by ze SZczE;scia. Do.swiadczenie zas mowi, ze pla­SZCZYZlla przebiegu sz~scia nie rna ruc w~poLnego. z plaszczyznq przebieguZamo.mDsci. Dowodem tegD jest znacznie wi~kszy proce.nt samDb6jstl\vw sferach zamo.znych niz w sfel'ach UbDgi:ch. (Mowi 0. tym 1egenda0. nieszcz~sJi,wym k!r61uposzukujqcym koszuli ze szcz~sHwego. czlo.­wieka). Na wszysikich pDziomach nauki i filo.ZDficznej wnglerlti znajdujemyprzedstawtcieIi zarowno. wierzqcych jak i niewierzqcych, CD PDtwierdzaniead~watnose nauki w zakresie spraw bDzych. Czy istniejllinne mo.zli.wo.sci pDznania Bo.ga? Stwierdzajllc bezsilno.se czlowieika WDbectajemnicy swiata, w celu ro.zszerzenia wiedzy 0. swiecie nalei:y wlqczyedo. badan milDse i reUgiE;. TegD zdania jest wielu wybi,tny,ch przedstawicielirowych dziedzin nauki. Jedno., co na pewno. w tej sprawiemDzemy pDwiedziee, to. to., ze Bog sam decyduje 0. zak.res,ie i spDsobiepDznania Go. przez czlowieka, i ze nie mo.ze to. bye sprawq przypadko.­wego. o.


LlSTY DO REDAKCJI149Otaczajq nas Iudzie, Morych kontakt z Bogiem jeSt tak konkretny, zenajwytsze autorytety naukowe nie potraiilyby tu niczego wniefic. Najakiej podstawie mozna zakwestionowac pl'awdziwosc takiego poznania'!Nie moZemy oczekiwac od nauki defin ~tywnego rozstrzygni~cia w tej zasadniczejdia nas sprawie. Ozy to dobrze czy iIe? Chyba nie maj1\ sensudramatyczne apele pod adresem teologow i filOzof6w 0 ratowanie naszegoBoga, tym bardziej, ze z zasady teologia nie zajmuje si~ udowodnieniembytu Boga a j~zyk fUozoficzny zrozumialy jest tylko dla filozofow,a co z reszt1\ Iudzi? Gdy chodzi 0 Boga,


150 LlSTY DO REDAKCJIad. 3. Wydaje mi si~, ze muzykologiem winien bye muzyk, natomiastW omawianym wypadku bylo inaczej. Czy Jung nie nalezy do tych uczonych,ktorzy "w ciemno" stosujq miar~ ludz:kq do Boga? Jungw celuwybrni~cia z beznadziejnej sytuacji, jaikq napotkal w swoich badaniach,ustawil plaszczyzn~ kontaktu Boga z czlowiekiem w miejscu dla niegonajwygodniejszym t. j. adaptowal do tych celow pla,szczyzn~ kontaktuczlowieka z cztowiekiem. W~zel lqcznooci Boga z czlowiekiem jest rownietrudny do ujarzmienia, jak sam Bog, gdyz te same trudnosci ttl wchodZqw gr~. W~zlow tych chyba nie moina szukae na zadnej z wyobrazalnychprzez nas plaszczyzn. Wszystko, z czym czlowiek spotyka si~ w swieciejest w pewnym stop:niu jego wlasnq cz~sciq. Dlatego sposob, w jakiJung szuka tych w~zlow, jest podobny do szukania zguby w jasnym pokojube."- wzgl~du na miejsce dokonania zguby. W milosci dwojga ludzikazdy z parinerow przezywa samego siebie, lecz nie mozna twierdzie, zeprzezycia te zawdzi~czajq wylqcznie samym sobie. W kontakcie Bogaz czlowiekiem odczucia "partnerow" zapewne b~q roine, przy czym stronqemitujqcq jest Bog a czlowiek przyjmujqcq, dlatego efekt kontaktub~dzie dostosow·a:ny do czlowieka. Po prostu Bog w kontakcie z czlowiekiemwywoluje taki obraz, jaki uwaza za stosolwny.A oto zdanie na ten temat wschodnich m~dre6w z XVw.:,,0 pi~lmy Boze!Wielu glupcow szuka Cit'; w niebie, szuka na Ziemi,Ty w samym sercu wiernych sit'; znajdujesz" (Piesii 0 gorqcym Dum­Tu.le,214 nr <strong>Znak</strong>u.).ad. 4. Wg Junga z faktu, ze struktura dogmatyczna chrzescijanstwaJest dostosowana do psychicZinych potrzeb czlo,w ieka, wynika, ze stw orzy­Ii jq ludzie. Innymi slowy Bog nie potrafilby talk doskonale tego uczynk.Mozna do tego dodae, ze tcn sposob myslenia wynika z wyobrazeniaBoga p'rzez Junga.Kazimierz JarzqbKrosno nod Wislokiem


SommaireAbbe Marian Jaworski: La personn e humaine comme fondement des relations avec Dieu .Jozef Tischner: Philosophie et 10 con dition humaine .Irena Kroriska: Les atomes et les hommes. L'anthropologie d' Ep icure .Wieslaw Szymona OP: Yves Congar, un theologien au service du people de Dieu .Ludmila Grygiel: Girolamo Savon arola .Jan Andrzej Spiei OP: La contribution des dominicains dans 10 'culture du moyen-age polonaisInterview avec Ie Pere Congar .1 18 31 41' 62 ?4 113 ChroniqueAbbe Benedykt Woinica: Compte-rendu du livre de Wladyslaw Piwoworski,Rdigiinosc wiejska w warunkach urbanizacii ("La religiositerurale dans les conditions de I'urbanisation"). Studium socjologiczne.Biblioteka "WiElzi", Warszowa 1971 . 119·Abbe Roman Rogowski: Rene Laurentin sur 10 theologie du progres 122 Bede Griffiths: Ashram 6 Shantiwanam127 Abbe Antoni Mlotek: Le laicat africai·n130' Les • Anti p rovi'ncia les133 Girolamo Savonarola: La dem-iere meditation. 138­Lettres 6 10 Redaction.146·


TRESe ZESZVTUKS. MARIAN JAWORSKI: OSOBA LUDZKA JAKO PODSTAWA STOSUN­KU DO BOGA . JOZEF TlSCHNER: FILOZOFIA I LUDZKIE SPRAWY CZlOWIEKA .18 IRENA KRONSKA: ATOMY I LUDZIE. ANTROPOLOGIA W FIZYCE EPI­KURA . 31 WIESlAW SZYMONA OP: YVES CON GAR - TEOLOG W StUiBIE LU­DU BOiEGO . 47 LUDMilA GRYGIEL: HIERONIM SAVONAROLA.62 JAN ANORZEJ SPIEi OP: DOMINIKANIE W KULTURZE POLSKIEGO SREDNIOWIECZA . 94 HALINA BORTNOWSKA: ROZMOWA Z OJCE,M CONGAREM113 ZOARZENIA - KSI.6tZKI - LUOZIEKS. BENEDYKT WOZNICA: RELlGIJNOSC WI·EJSKA W WARUNKACH URBANIZACJI . 119 KS. ROMAN ROGOWSKI: "ROZWCJ A ZBAWIENIE" CZYLI 0 TEOLOGII ROZWOJU .122 O. BEDE GRIFFITHS: ASZRAM ' W SZANTIWANAM . 127 KS. ANTONI MlOTEK: SWIECCY W ROZWOJU KO$CIOtA AFRYKAN­SKIEGO.130 ANTYPROWINCJAtKI - TRZECI LIST PISANY OD MIESZKANCA PRO­WINCJI DO PRZYJACIELA. L1STOPAD 1972 ROKU .JEDENASTA WIECZOR'EM:HIERONIM SAVONAROLA: OSTATNIE ROZMYSLANIE (OPARTENA PSALMIE "IN TE DOMINE SPERAVI") .LlSTY DO REDAKCJISOM-MAIRE133 138 146 151


W NUMERZE: Dominikanie w Polsce i no swiecie - Zakon podtrzymuje swq wielkqtradycj~ intelektualnq.• Ks. Marian Jaworski ukazuje, jak osoba ludzka, stosunek "ja-ty"otwierajq nowe perspektywy widzenia problemu religijnej wi~ziz Bogiem, bogatsze aniieli te, ktore dawalo tradycyjne, kosmolagicznepodejscie do rzeczywistosci stworzonej.• W wielu dyskusjach wciqi powracajq nazwiska Bergsona, Sartre'a.Husserla, Heideggera czy Ricoeura. Ks. Tischner pokazuje. naczym polega ich wklad w filozofi. cziowieka, czyli poszukiwanie"cziowieczenstwa w czlowieku".Prof. Irena Kronska ukazuje mysl•Epikuraod strony zarowno maloznanej jak gl~boko aktualnej.Jedenasta wieczorem: Przedsmiertne• rozwaiania Savonaroli.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!