28 ROZMOWA iAuto do rajdów i fotografii, której wówczas jeszcze nie traktowałem w kategoriach zawodowych. Punkt zwrotny nastąpił kiedy straciłem pracę, a zmęczony korporacyjnym trybem życia nawet nie szukałem kolejnej. Musiałem się jednak jakoś utrzymać, łatwo nie było. Ten konkurs dał mi pewność siebie na tyle dużą, że odważyłem się odbitki zdjęć sprzedawać zawodnikom. Z tego były całkiem przyzwoite pieniądze, do tego znajomy podarował mi uszkodzonego Nikona F401, którego naprawiłem i to był skok jakościowy. Robert Herba polecił mnie Marcinowi Kwiatkowskiemu, który wziął mnie do swojej ekipy telewizyjnej. Jeździłem z nimi przez kilka sezonów. Już jako akredytowany na zawodach miałem dużo
ROZMOWA iAuto łatwiej. Dawałem zdjęcia do galerii w autoklub.pl, powstał magazyn OES, w którym też publikowałem zdjęcia. Jakiś czas później Piotr Frankowski zaproponował mi redagowanie działu sportu w Motorze. To był trudny moment, redagowanie mi nie sprawiało frajdy i szybko przejął to Mikołaj Sokół, ja pozostałem przy zdjęciach. Zdjęcia zdjęciami, ale wychodzi na to, że było w tym wiele przypadku... Bez moich zdjęć nikt by mnie nie zauważył. Taki przykład z 2001 roku z Rajdu Elmot. Naświetlone filmy dawałem kurierowi, który wiózł materiały telewizyjne ekipy Marcina Kwiatkowskiego. W Warszawie filmy były wywoływane i koledzy umieszczali zdjęcia w galerii Autoklubu. Zadzwonił do mnie kolega, który pierwszy je zobaczył i mówi – Domino, zrobiłeś zdjęcie życia. Nie wiedziałem o co chodzi. To zdjęcie poszło do Focusa, a Janusz (Kulig – red.) zamówił u mnie powiększenie 70 na 110 cm. Na Rajdzie Wisły udało mi się dotrzeć do Janusza dopiero w czasie uroczystej kolacji z ekipą i sponsorami. Wziął zdjęcie, po chwili wrócił i powiedział, że mam zamówienie na 10 powiększeń kolekcjonerskich. Dziś jedno wisi u Malcolma Wilsona, drugie w Lozannie w siedzibie Marlboro, co z pozostałymi nie wiem. Jeśli to przypadek, to tak, wiele było przypadku. Mówiono o Panu „złodziej”... Tak, kolorów. Zawsze lubiłem podkreślać i grać kolorem w swoich pracach, czasem aż zanadto. Być może stąd to określenie, ale kto to powiedział nie wiem. Zna Pan rajdy duże i małe, nasze krajowe, europejskie i na innych kontynentach. Jaka jest przyszłość tej dyscypliny sportu? Słabo to widzę, czasem wydaje się, że idzie ku upadkowi. Koszty są ogromne, sport, rywalizacja przestaje być pasją i rajdy, zresztą cały sport samochodowy, zmieniają się w jedną wielką akcję marketingową. Zawodników wykorzystuje się jako narzędzia. Kiedy zaczynałem, rajdy, także i te światowe, miały atmosferę pikniku, teraz rządzi pieniądz. Przyjaźnie i rodzinna atmosfera w tym światku są coraz rzadsze, o bezinteresownej pomocy nawet nie ma co marzyć. 29 Czyżby człowiek sukcesu był rozgoryczony? Nie, nie. Ale widzę co się dzieje. Pogoń i tempo życia powoduje zrywanie więzi między ludźmi. Technologie, łączność, komputery... Wielu ludzi tego nie ogarnia. Brak wartości innych niż kasa, ludzie bez przerwy walczą, aby utrzymać się na powierzchni, a i tak tracą pracę. Myślę, że nie poradzimy sobie z tym. Wszystko razem jest dość przerażające. Przecież nowe technologie są właśnie dla ludzi, aby było łatwiej, milej. Co w tym złego? Zalewa nas tandeta. W fotografii też. Technologia cyfrowa stała się przekleństwem fotografii, życie zdjęcia jest bardzo krótkie, prawdziwe dzieła giną w masie tandety. Rzadko szuka się klimatu, duszy w fotografii. To tempo wywiera presję nieustannej obecności i ciężko jest utrzymać właściwy poziom. Trzeba dyscypliny i techniki, aby pokazywać rzeczy bez skazy, aby nie wyszła chałtura. Ja jestem perfekcjonistą, zdjęcie ma być trafione, ostre, nienaganne technicznie. A odbiorcy są zatruwani bałaganem estetycznym, jaki mamy na każdym kroku. Festyn reklamowy w miastach, byle jakie obrazki w gazetach, chłam w internecie, to wszystko nie napawa optymizmem. Świat jest coraz brzydszy, ludzie się od siebie oddalają, to może rodzina jest jakąś szansą? Niby jaką? Szansą na co? No właśnie o to pytam. Żona, dziecko, dom, szczęście... Jak Pan to widzi? Nie lubię zaglądać komuś w jego osobiste życie, niespecjalnie też chcę opowiadać o swoim. Ale OK, jestem naprawdę bardzo szczęśliwym ojcem, z matką córki mamy świetne relacje. Mam gdzie mieszkać. Fakt, jestem dzieckiem szczęścia. Robię to, co kocham, każdy dzień jest odkrywaniem nowych możliwości. Spełniać się, to znaczy być szczęśliwym. I tak u mnie jest zawodowo i w sferze osobistej. Mogę powiedzieć, że jestem spełnionym, szczęśliwym człowiekiem, ale jeszcze wiele przede mną. I oby tak pozostało. Dziękuję za rozmowę.