magazine by ZBiAM
100 lat Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej Polskiej
Listopad 11/2018
www.zbiam.pl
cena 14,99 zł (w tym 5% VAT )
Vol. IV, nr 11 (37)
Nr 11/2018
ISSN: 2543-5469 INDEKS: 416231
Nakład: 10 000 egzemplarzy
Spis treści
Na okładce: Niszczyciel ORP Grom na mili pomiarowej
oraz fregata ORP Gen. K. Pułaski.
Fot. Beken of Cowes (koloryzacja Mateusz Prociak)/Marcin Chała
Redakcja
Tomasz Grotnik – redaktor naczelny
tomasz.grotnik@zbiam.pl
Andrzej Jaskuła – zastępca redaktora naczelnego
andrzejjaskula@o2.pl
Agnieszka Mac Uchman – redaktor techniczny
amacuchman@gmail.com
Korekta
zespół redakcyjny
Stali współpracownicy
Andrzej S. Bartelski, Jan Bartelski, Mariusz Borowiak,
Marcin Chała, Jarosław Ciślak, Waldemar Danielewicz,
Andrzej Danilewicz, Maksymilian Dura, Adam Fleks,
Michał Glock, Sebastian Hassa, Wojciech Holicki,
Jacek Jarosz, Rafał M. Kaczmarek, Tadeusz Kasperski,
Tadeusz Klimczyk, Michał Kopacz, Witold Koszela,
Jacek Krzewiński, Krzysztof Kubiak, Jerzy Lewandowski,
Wojciech Mazurek, Andrzej Nitka, Grzegorz Nowak,
Łukasz Pacholski, Robert Rochowicz, Krzysztof Stefański,
Lech Trawicki, Marek Twardowski, Władimir Zabłocki
Wydawca
Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.
ul. Anieli Krzywoń 2/155, 01-391 Warszawa
office@zbiam.pl
Biuro
ul. Bagatela 10 lok. 19, 00-585 Warszawa
Dział reklamy i marketingu
Anna Zakrzewska
anna.zakrzewska@zbiam.pl
Dystrybucja i prenumerata
office@zbiam.pl
Reklamacje
office@zbiam.pl
9
49
38
64
Prenumerata
realizowana przez Ruch S.A.:
Zamówienia na prenumeratę w wersji
papierowej i na e-wydania można składać
bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl
Ewentualne pytania prosimy kierować
na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl
lub kontaktując się z Telefonicznym
Biurem Obsługi Klienta pod numerem:
801 800 803 lub 22 717 59 59
– czynne w godzinach 7.00–18.00.
Koszt połączenia wg taryfy operatora.
Copyright by ZBiAM 2015
All Rights Reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone
Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne
rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy
jest zabronione. Materiałów niezamówionych,
nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo
dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów
i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych.
Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie
opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi
odpowiedzialności za treść zamieszczonych
ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz
na naszej nowej stronie:
www.zbiam.pl
Z kraju i ze świata 4
Andrzej Nitka
Holownik Bolko zwodowany 7
Tomasz Grotnik
Marynarka Wojenna A.D. 2018 9
Wojciech Zawadzki
Sto lat Polski na morzu 16
Robert Rochowicz
ODS – polska wizytówka
Część 2 21
Krzysztof Kubiak
Okruchy pamięci w Vaxholm
i Mariefred 35
Mariusz Borowiak
Admirał Józef Unrug
Bezkompromisowy
dowódca Floty 38
Krzysztof Stefański
Dalmor – Pierwszy polski
trawler-przetwórnia 49
Michał Kopacz
USS Hornet – Okręt, który
nie chciał zatonąć. Część 2 54
Tadeusz Kasperski
Najskuteczniejszy okręt
podwodny wojny na Pacyfiku 64
Krzysztof Kubiak
Z ziemi włoskiej do Szwecji
albo… brytyjskie piractwo
państwowe 72
Morskie rozmaitości 82
https://www.facebook.com/miesiecznik.morze/
Tomasz Grotnik
Marynarka Wojenna
A.D. 2018
Stulecie utworzenia współczesnej
Marynarki Wojennej Rzeczypospolitej
Polskiej, to dobry powód do podsumowania
liczebności i stanu sprzętu
morskiego rodzaju Sił Zbrojnych.
Niestety, nie będzie to budująca statystyka.
Od chwili zmian ustrojowych
w naszym kraju i wejścia do NATO, „rozwój”
floty wojennej stał pod znakiem
remontów i modyfikacji kilkudziesięcioletnich
jednostek pływających oraz
„rozwiązań pomostowych”, z których
już dwa dotrwały do czasu złomowania
lub przekształcenia w muzeum, bez
doczekania się nowoczesnych zmienników.
Następne trwają w kolejce. Co
prawda, ostatnio coś drgnęło w kwestii
modernizacji, ale nie łudźmy się – te
skromne zakupy nie powstrzymają degradacji
stuletniej formacji.
Zwieńczeniem likwidacji kolejnych
jednostek wojskowych Marynarki Wojennej
oraz wycofywania okrętów bojowych
i pomocniczych było rozformowanie
Dowództwa Marynarki Wojennej
w Gdyni (DMW). W wyniku reformy
systemu dowodzenia Siłami Zbrojnymi
RP, z dniem 31 grudnia 2013 r. przestały
istnieć dowództwa poszczególnych
rodzajów sił zbrojnych. W ich miejsce
utworzono Dowództwo Operacyjne Rodzajów
Sił Zbrojnych (DORSZ) i Dowództwo
Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych
(DGRSZ). W strukturach DGRSZ utworzono
inspektoraty RSZ, w tym Inspektorat
Marynarki Wojennej, zaś DORSZ podporządkowano
istniejące Centrum Operacji
Morskich – Dowództwo Komponentu
Morskiego w Gdyni. Oba te dowództwa
przejęły zadania rozwiązanego DMW.
Tym samym od pięciu lat MW nie dowodzi
już marynarz, ponieważ stanowisko
dowódcy generalnego RSZ piastowali
oficerowie w lądowych i lotniczych
mundurach. COM-DKM stał się jednostką
dowodzącą siłami MW jedynie wydzielanymi
z DGRSZ do działań w czasie
pokoju, kryzysu i wojny. Likwidacja DMW
wpłynęła na zmiany podporządkowania
jednostek jej podległych, których większość
przeszła pod dowództwo 3. Flotylli
Okrętów w Gdyni. Także inny związek
taktyczny MW odczuł to formalnie.
Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej
(BLMW) została podporządkowana dowódcy
generalnemu RSZ, zaś nadzór
merytoryczny nad nią sprawuje Inspektorat
Sił Powietrznych. Obecnie siły MW
podporządkowane DGRSZ tworzą:
Dwie ex-amerykańskie fregaty wciąż stanowią
rdzeń sił nawodnych MW RP. 29 sierpnia
bieżącego roku, Pułaski odpalił dwa pociski
przeciwlotnicze Standard SM-1MR - pierwszy
raz w jego 18-letniej karierze pod biało-
-czerwoną banderą...
- 3. Flotylla Okrętów im. kmdr. Bolesława
Romanowskiego w Gdyni,
- 8. Flotylla Obrony Wybrzeża im. wadm.
Kazimierza Porębskiego w Świnoujściu,
- Gdyńska Brygada Lotnictwa Marynarki
Wojennej im. kmdr. por. pil. Karola
Trzaski-Durskiego w Gdyni Babich
Dołach,
- Centrum Szkolenia Marynarki Wojennej
im. wadm. Józefa Unruga w Ustce,
- 6. Ośrodek Radioelektroniczny Marynarki
Wojennej im. adm. Arendta Dickmana
w Gdyni,
- Biuro Hydrograficzne Marynarki Wojennej
w Gdyni.
Ponadto Centrum Wsparcia Teleinformatycznego
i Dowodzenia Marynarki
Wojennej w Wejherowie podporządkowano
9. Brygadzie Wsparcia Dowodzenia
DGRSZ w Białobrzegach, Ośrodek Szkolenia
Poligonowego w Strzepczu trafił
pod skrzydła Centrum Szkolenia Wojsk
Lądowych w Drawsku, a Pracownia Psychologiczna
Marynarki Wojennej w Gdyni
podlega Centralnej Wojskowej Pracowni
Psychologicznej w Bydgoszczy.
3. Flotylla Okrętów
Flotylla jest uderzeniowym związkiem
taktycznym MW. Jednostki 3.FO
odpowiadają również za ratowanie
życia na morzu, obronę wybrzeża oraz
zabezpieczenie logistyczne swojego rejonu
działań. Dowództwu 3.FO obecnie
podlegają:
- Dywizjon Okrętów Bojowych,
który jest oddziałem taktycznym przeznaczonym
do wykonywania uderzeń
rakietowych na okręty i statki przeciwnika,
zwalczania sił napadu powietrznego,
osłony przeciwokrętowej i przeciwlotniczej
własnych jednostek pływających
oraz patrolowania, ochrony szlaków
komunikacyjnych i wyznaczonych rejonów,
poszukiwania i zwalczania okrętów
podwodnych, a także zapewnienia
ochrony okrętom i statkom w konwojach.
Okręty dOB mogą również wymuszać
przestrzeganie embarga nałożonego
przez organizacje międzynarodowe,
prowadzić ewakuację ludzi z rejonów
objętych walkami, czy też brać udział
w misjach stabilizacyjnych.
- Dywizjon Okrętów Podwodnych
ma za zadanie zwalczanie okrętów nawodnych
i podwodnych, transportowców
i prowadzenie rozpoznania. Okręty
podwodne osłaniają przejścia ważnych
pod względem operacyjnym bojowych
zespołów okrętowych i linie komunika-
MORZE
listopad 2018
9
Wojciech Zawadzki
Sto lat
Polski
na morzu
Setna rocznica naszej Niepodległości,
to także czas świętowania narodzin
polskiej Marynarki Wojennej. Cały
wiek historii na szczęście tylko przez
kilka lat znaczony był koniecznością
przelewania krwi za Ojczyznę. To co
charakterystyczne dla tych ostatnich
100 lat to fakt, że morski rodzaj sił
zbrojnych po 28 listopada 1918 r. odtwarzany
był jeszcze dwukrotnie. I oby
już nigdy więcej.
Marynarze zanim pojawili się na Wybrzeżu
najpierw zajęli koszary w Modlinie,
a pierwsze boje toczyli na Polesiu
w wojnie polsko-bolszewickiej. Dostęp
do morza odrodzonej Polsce był co
prawda obiecany chociażby przez prezydenta
Stanów Zjednoczonych Thomasa
Woodrow Wilsona, jednak o rzeczywisty
skrawek wybrzeża toczyła się
batalia dyplomatyczna podczas rozmów
pokojowych w Paryżu. Dopiero na mocy
traktatu wersalskiego podpisanego 28
czerwca 1919 r. nasz kraj otrzymał 71 km
Pierwszy okręt odrodzonej
Marynarki Wojennej
– OPR Pomorzanin
– na obrazie Adama Werki.
granicy morskiej, co z Półwyspem Helskim
dawało 147 km linii brzegowej. Faktyczne
włączenie przyznanych ziem do
granic tworzącego się państwa odbyło
się w styczniu i lutym 1920 r., a za symboliczny
akt „zaślubin” Polski z morzem
uważana jest uroczystość wrzucenia pierścienia
przez gen. Józefa Hallera do wód
Bałtyku w Pucku 10 lutego 1920 r.
Budowanie od zera
Dzieje naszej nowożytnej floty zaczynają
się z dala od morza. Dwa dni po wydaniu
cytowanego na wstępie dekretu
rozpoczyna się tworzenie pierwszego
Portu Marynarki Wojennej zlokalizowanego
nad Wisłą, w Modlinie. Tu powstaje
także Oddział Zapasowy Marynarzy.
23 grudnia 1918 r. została utworzona
Flotylla Wiślana, i to w jej składzie pojawiła
się pierwsza jednostka pływająca
z biało-czerwoną banderą – statek Wisła.
Kolejnymi jednostkami były 1. Morski Batalion,
Szkoła Marynarzy oraz na wschodzie
tworzącego się państwa Flotylla
Rzeczna Marynarki Wojennej (do 17 października
1931 r. Flotylla Pińska).
Po objęciu wybrzeża morskiego nie od
razu państwo mogło z należytą uwagą
poświęcić się rozwojowi tego regionu.
Wpierw trzeba było obronić nasz narodowy
byt. W wojnie polsko-bolszewickiej
żołnierze w marynarskich mundurach
brali czynny udział. Niestety, wobec naporu
nieprzyjaciela 4 sierpnia 1920 r. Flotylla
Rzeczna po zatopieniu posiadanych
jednostek została czasowo rozwiązana,
ale za to do walk przystąpiła Flotylla Wiślana.
Na front skierowano także jako zwykłą
piechotę dwa bataliony Pułku Morskiego.
Odparcie bolszewickiego naporu uratowało
naszą świeżo odzyskaną niepodległość.
Można było rozpocząć budowanie
kraju w wywalczonych i przyznanych decyzjami
politycznymi granicach.
Bardzo szybko jednak okazało się,
że budowa floty jest niezwykle kosztowna.
Ponadto dochodził jeszcze jeden
poważny problem. Polska nie dysponowała
przecież portem morskim. Puck był
portem rybackim, jednak przez kilka lat
musiał pomieścić także pierwsze podnoszące
biało-czerwoną banderę okręty.
Nie było ich niestety zbyt wiele.
Rada Ambasadorów dzieląca m.in.
floty pokonanych Niemiec nie przyjęła
argumentów, że Polacy – obywatele
cesarstwa – także łożyli na ich budowę
i przyznała rodzącej się flocie tylko
16 listopad 2018 MORZE
Polska Marynarka Wojenna
ORP Budziszyn projektu 771 desantuje
transportery pływające TOPAS
z 7. Dywizji Desantowej.
Fot. zbiory Muzeum Marynarki Wojennej
Robert Rochowicz
ODS
– polska wizytówka
Część 2
W 1956 r. zapoczątkowano w Polsce
prace koncepcyjne m.in. nad nowym
typem okrętu desantowego. Miał
on być następcą ówcześnie używanych
jednostek, których czas służby
szybko zbliżał się do końca 1 . Zebrane
1
Flotylla Okrętów Desantowych (FOD), która bazowała
w Świnoujściu, miała na stanie jednostki
poniemieckie i kupione z demobilu amerykańskiego.
Ich wartość bojowa była problematyczna,
doświadczenia z dość krótkiej służby
dużych, średnich i małych barek
desantowych unaoczniły decydentom
w mundurach skalę wymagań
jakie będą musiały spełniać te nowo
projektowane.
a najwięcej kłopotów w codziennej eksploatacji
przysparzały ich różnorodne systemy napędowe.
Nieudany Orkan
Pod koniec 1956 r. gotowe były pierwotne,
wstępne założenia taktyczno-
-techniczne na okręt desantowy. Chciano,
aby w ładowni mieściły się albo
4 czołgi ciężkie, albo 6 średnich wraz
z 40 t dodatkowego ładunku bojowego
(w tym liczono np. 100 żołnierzy desantu
z wyposażeniem osobistym). Zamiast
czołgów miało się znaleźć miejsce dla
MORZE
listopad 2018
21
Polska Marynarka Wojenna
Krzysztof Kubiak
Okruchy pamięci
w Vaxholm i Mariefred
17 września 1939 r. na szwedzkie
wody terytorialne, na wysokości miejscowości
Nynäshamn, wszedł ORP Sęp,
nazajutrz to samo stało się udziałem
ORP Ryś, a 25 września dołączył do
nich ORP Żbik. Okoliczności tych wydarzeń
są dobrze przedstawione w literaturze
i to z wielu punktów widzenia.
Spór o ocenę działalności wszystkich
polskich okrętów podwodnych był,
i nadal jest, niezwykle zażarty, a formułowane
są w tej materii opinię skrajnie
odmienne, od afirmacji do całkowitego
potępienia. Co charakterystyczne,
w miarę upływu czasu polemika nie tylko
nie traci na temperaturze, ale nabiera
nowych barw. Bardzo często nie chodzi
przy tym już o dociekanie prawdy i próbę
ustalenia przebiegu wydarzeń, lecz
o zamanifestowanie stosunku do września
1939 r., a nawet polskiej historii en
bloc. Trudno przy tym nie dostrzec,
że sytuacja, w której jeden z kluczowych
elementów bojowego komponentu
floty (czyli okręty podwodne) nie odnosi
większych sukcesów, a trzy z pięciu
posiadanych jednostek kończą kampanię
w państwie neutralnym i zostają
internowane, takim dyskusjom sprzyja.
Intencją autora niniejszego artykułu
ORP Sęp internowany w Szwecji. Przy burcie polskiego okrętu
zacumowano patrolowiec V 52 (w latach 1909-1928 Pollux,
klasyfikowany wówczas jako torpedowiec I klasy, 105 t, 39,0x4,4x
2,7 m, 23-24 w., 2x 57 mm, 2 wyrzutnie torped kal. 450 mm
prawdopodobnie już zdjęto). Jednostkę wycofano w 1940 r.
Fot. Sjöhistoriska museet
nie jest jednak zabieranie głosu w owej
materii, a jedynie proste przypomnienia
i odświeżenie w pamięci ludzkiej śladów,
które pobyt polskich okrętów podwodnych
pozostawił na terytorium naszego
północnego sąsiada.
Wejście polskich okrętów podwodnych
na szwedzkie wody terytorialne
było dla władz w Sztokholmie zaskoczeniem
i do tego zaskoczeniem wielce
nieprzyjemnym. Cała sytuacja była bowiem
nie tylko kłopotliwa, ale również
niebezpieczna politycznie. Wojna dopiero
się zaczynała, a imperatywem skandynawskiego
królestwa było zachowanie
neutralności, i za to Szwecja (jak pokazał
czas) była gotowa zapłacić wysoką
cenę. Jej sytuacja była przy tym bardzo
złożona. Z jednej strony stali Niemcy, importujący
znaczną część wydobywanej
w Szwecji rudy żelaza 1 , z drugiej strony
Związek Sowiecki, który rozpoczynając
17 września inwazję na wschodnią Polskę
pokazał, że ma własną wizję Europy,
a za morzem Albion niechętny szwedzkiej
polityce neutralności, zaś przede
wszystkim dostawom do Niemiec kluczowego
surowca strategicznego. Od
początku zmagania się z „polskim problemem”
Szwedzi stanęli więc na stanowisku
literalnego przestrzegania prawa
międzynarodowego i wszystkie pod-
Polscy marynarze schodzą z okrętów w Vaxholm.
Fot. Vaxholms Fästnings Museum
1
W 1939 r. zapotrzebowanie niemieckiej gospodarki
na rudę żelaza wyniosło około 15,0 mln t. Ze
złóż krajowych pozyskano 31,7%, zaś z importu
68,3%, z czego 41,2% przypadło na Szwecję.
Oznacza to, że w roku wybuchu II wojny światowej
Szwecja wyeksportowała do Niemiec około
6,18 mln t rudy żelaza. Z kolei z danych przytaczanych
przez szwedzki państwowy koncern wydobywczy
LKAB (Luossavaara-Kiirunavaara Aktiebolag)
wynika, że eksport do Niemiec wyniósł
w 1939 r. 6,51 mln t, co stanowić miało około
71% całości szwedzkiego eksportu tego surowca.
MORZE
listopad 2018
35
Mariusz Borowiak
Admirał Józef Unrug
Bezkompromisowy dowódca Floty
Od młodości związany z morzem,
najaktywniejsze lata swego życia przeżył
w odrodzonej Polsce. Jako dowódca
Floty – twardy i bezkompromisowy.
Osobiście wziął na siebie odpowiedzialność
za decyzję o kapitulacji Helu
2 października 1939 r.
Dyscyplina, obowiązkowość, lojalność,
godność osobista – dla niego nie były
to frazesy. Wymagał tych cech zarówno
od podwładnych, jak i przede wszystkim
od siebie. Niezłomność swego nieposzlakowanego
charakteru potrafił wpoić swym
podwładnym, a swe doświadczenie i zalety
marynarskie przekazać młodszym pokoleniom
naszych marynarzy. Bez admirała Unruga
nie byłaby nasza Marynarka Wojenna,
taka, jaką poznali ją nasi sprzymierzeńcy,
a odczuli nasi wrogowie w drugiej wojnie
światowej, tak się wyraził o swoim przełożonym
kmdr por. Ludwik Lichodziejewski,
były dowódca niszczyciela eskortowego
Kujawiak i niszczyciela Błyskawica
w latach 1941-1945. Kim był ten niezwykły
człowiek, człowiek, którego imię
z szacunkiem wymawiał każdy marynarz,
a jego postawa podczas obrony Wybrzeża
w 1939 r., a przede wszystkim w niewoli
budzi podziw?
Dlaczego Unrug pokochał morze?
Józef Michał Hubert Unrug urodził się
7 października 1884 r. w Brandenburgu
nad rzeką Hawelą, jako długo oczekiwane
dziecko gen. mjr. Tadeusza Gustawa
Unruga (1834-1907) i hrabianki Izydory
von Bünau (1851-1923), w rodzinie kochających
i szanujących się nawzajem rodziców.
Miał niecodzienne dzieciństwo
– z matką mówił po niemiecku, z obojgiem
rodziców po francusku, a języka
polskiego uczył się od ojca. Chociaż Unrugowie
wywodzili się ze starego rodu
niemieckich baronów, generał królewskiej
pruskiej gwardii nie ukrywał swej
polskiej tożsamości. Jego starsi bracia
– Ludwig i Kazimierz brali wszak udział
w powstaniach narodowych w 1848
(pod Miłosławiem k. Wrześni) i 1863 r.
(pod Kołem), walcząc pod biało-czerwonym
sztandarem. Mimo bliskich kontaktów
z bratem kajzera Wilhelma I, także
Tadeusz Unrug (był wieloletnim adiutantem
brata cesarza, stąd bliskie kontakty
z dworem w Berlinie) nie wyrzekł się
polskości.
Chłonny wiedzy kilkuletni Józek z wypiekami
na twarzy oglądał albumy z rycinami
polskich żołnierzy w mundurach
Księstwa Warszawskiego i Królestwa
Polskiego oraz przysłuchiwał się opowieściom
ojca o losach stryjów, którzy
zginęli w imię obrony polskości. Podczas
tych spotkań nie brakowało okazji
do rozmów o historii polskiego oręża.
W domowej biblioteczce, która była
obficie zaopatrzona w polską literaturę,
było też wiele polskich książek historycznych.
Z intencją zaszczepienia chłopcu
poczucia przynależności do polskiego
narodu i przywiązania do ojczystej
mowy, ojciec posyłał syna na lekcje języka
do znajomych polskich emigrantów
w Dreźnie. Miało to uchronić syna przez
zniemczeniem. W tym to czasie generał
został przeniesiony z brandenburskiego
garnizonu do Drezna, stolicy Saksonii
leżącej we wschodniej (dziś, wtedy środkowej)
części Niemiec nad Łabą.
Józef Unrug rozpoczął edukację w 1891 r.,
gdy w wieku 7 lat zaczął uczęszczać do
szkoły elementarnej (podstawowej) Müller-Gelinekschen
Realschule w Dreźnie.
W rodzinnym domu odebrał chrześcijańskie
wychowanie, dorastając wśród niemieckich
rówieśników. Wyrósł na chłopca
karnego, zdyscyplinowanego, powściągliwego
i małomównego. Procentowało
surowe wychowanie – wyrobiony
w dzieciństwie charakter wzmocnił jego
psychikę. Trzy lata później Józef rozpoczął
trwającą od 1894 do 1904 r. naukę
w Vitzthumschen Gymnasium (Gimnazjum
im. Vitzthuma von Eckstadta,
szlachcica z Turyngii) w Dreźnie. Tam zdał
maturę, a za postępy w nauce języka francuskiego
otrzymał w nagrodę książkę.
Jako nastolatek – wzorem wielu młodzieńców
– zaczytywał się powieściami
podróżniczymi i awanturniczymi. Nauka
geografii oraz lektury rozpostarły przed
chłopięcą wyobraźnią mapę wielkiego
świata. Opisy oceanicznych rejsów oraz
fascynujące przygody ludzi morza na pokładach
żaglowców, coraz mocniej skłaniały
Józefa do realizacji młodzieńczych
marzeń. Postanowił zostać marynarzem.
Pierwszy impuls przyszedł już w wieku
11 lat, zaraz po lekturze francuskiej książki
morskiej Claire-Julie Pascalis de Nanteuil –
„Capitaine” (Paris 1888), w której główny
bohater, chłopiec okrętowy podróżował
po świecie. Pokaz modeli statków na
basenie w Dreźnie zauroczył kilkunastoletniego
gimnazjalistę światem żagli
i pary. Kolejnym bodźcem, który popchnął
Unruga na morze były barwne
opowieści starszego kuzyna, Tadeusza
Swinarskiego, który służył na statkach
handlowych.
Szansą pracy na morzu była dla Józefa
Unruga służba w Kaiserliche Marine. Od
kilku lat dokonywał się jej niezwykły szybki
rozwój. W latach 1898 i 1900 Reichstag
uchwalił dwie ustawy przewidujące
Kontradmirał Józef Unrug.
Fot. zbiory Horacego Unruga
38 listopad 2018 MORZE
Z polskich stoczni
Krzysztof Stefański
Dalmor
Pierwszy polski trawler-przetwórnia
Polską flotę rybacką zaczęto odbudowywać
wkrótce po zakończeniu II
wojny światowej. Przystosowywano
do połowów wydobyte i wyremontowane
wraki, kupowano statki za granicą
i w końcu zaczęto budować je także
u nas. Wypływały więc one na łowiska
mórz Bałtyckiego i Północnego,
a wracając przywoziły w beczkach
ryby zasolone lub też świeże, przysypane
tylko lodem. Z czasem jednak
ich sytuacja zaczęła się komplikować,
ponieważ pobliskie rejony połowowe
pustoszały, a te bogate w ryby były daleko.
Zwykłe trawlery rybackie niewiele
tam zdziałały, bo nie mogły na miejscu
przetwarzać złowionego towaru
ani przechowywać go przez długi czas
w chłodzonych ładowniach.
Na świecie produkowano już takie
nowoczesne jednostki w Wielkiej Brytanii,
Japonii, Niemczech i Związku Radzieckim.
W Polsce ich jeszcze nie było
i dlatego też w latach 60. nasze stocznie
postanowiły rozpocząć budowę trawlerów-przetwórni.
Na podstawie założeń
otrzymanych od armatora radzieckiego
projekt owych jednostek opracował
w latach 1955-1959 zespół specjalistów
z Centralnego Biura Konstrukcji Okrętowych
nr 1 w Gdańsku. Magister inż.
Włodzimierz Piltz kierował zespołem,
w skład którego wchodzili m.in. inżynierowie:
Jan Pająk, Michał Stec, Edward
Świetlicki, Augustyn Wasiukiewicz, Tadeusz
Wejchert, Norbert Zieliński i Alfons
Znaniecki.
Pierwszy trawler-przetwórnia dla Polski
miał trafić do gdyńskiego Przedsiębiorstwa
Połowów Dalekomorskich
„Dalmor”, wielce zasłużonego dla polskiego
rybołówstwa. Jesienią 1958 r. na
radzieckich trawlerach-przetwórniach
przebywało kilku specjalistów z tego
zakładu i zapoznawało się z ich eksploatacją.
W następnym roku wyjechali do
Murmańska przyszli kierownicy działów
na budowanym statku: kapitanowie Zbigniew
Dzwonkowski, Czesław Gajewski,
Stanisław Piórkowski, mechanik Ludwik
Ślaz i technolog Tadeusz Ściuba. Na
przetwórni Siewiernoje Sijanije odbyli oni
rejs na łowiska Nowej Fundlandii.
Umowę pomiędzy „Dalmorem” a Stocznią
Gdańską o budowie jednostki tej
klasy podpisano 10 grudnia 1958 r., natomiast
8 maja następnego roku na pochylni
Wydziału K-4 odbyło się położenie
jej stępki. Budowniczymi trawlera-przetwórni
byli: Janusz Belcarz, Zbigniew
Bujajski, Witold Szerszeń oraz starszy budowniczy
Kazimierz Beer.
Najtrudniejsze przy produkcji tej i podobnych
jednostek było wprowadzenie
nowych technik w dziedzinach: przetwórstwa
rybnego, chłodnictwa – szybkie
zamrażanie ryb i niskie temperatury
w ładowniach, urządzeń połowowych
– inne ich rodzaje i sposoby łowienia
niż na trawlerach burtowych, siłowni –
duża moc napędu głównego i zespołów
prądotwórczych wraz ze zdalnym sterowaniem
i automatyką. Duże i nieustanne
problemy stocznia miała również
z licznymi dostawcami i kooperantami.
Wiele urządzeń i mechanizmów tam
montowanych było prototypami i nie
można ich było zastąpić importowanymi
ze względu na wyznaczone ścisłe limity
dewizowe.
Statki owe były znacznie większe od
dotychczas budowanych, a poziomem
technicznym dorównywały lub nawet
przewyższały inne w skali światowej. Te
bardzo uniwersalne trawlery-przetwórnie
typu B-15, były prawdziwą rewelacją
w polskim rybołówstwie. Mogły
łowić nawet w najbardziej oddalonych
łowiskach na głębokości do 600 m
i przebywać na nich przez długi okres.
Wpłynęło na to zwiększenie wielkości
Matka chrzestna Damoru Zenaida Wójcik.
Trawler-przetwórnia Dalmor
na morzu.
MORZE
listopad 2018
49
II wojna światowa
Michał Kopacz
USS Hornet
Część 2
Okręt, który nie chciał zatonąć
Udana akcja ratownicza
O 10:25 lotniskowiec stał w dryfie
spowity dymem z przechyłem na prawą
burtę. Cały atak trwał zaledwie kwadrans.
Krążowniki i niszczyciele utworzyły
wokół Horneta pierścień ochrony i krążyły
w kierunku przeciwnym do ruchu
wskazówek zegara z prędkością 23 w.,
oczekując na dalszy rozwój sytuacji.
Główne ogniska pożarów znajdowały
się na pomoście sygnałowym i pokładzie
lotniczym w miejscu upadku bombowca
nurkującego Aichi D3A Val, w dziobowych
pomieszczeniach załogowych,
w szybie podnośnika nr 1 (gdzie płonął
drugi japoński bombowiec), w hangarze
na śródokręciu oraz w mesie starszych
bosmanów. Natychmiast do akcji ruszyły
drużyny przeciwawaryjne. Na okręcie rozlokowano
7 drużyn przeciwawaryjnych
(liczących do 40 ludzi): drużyna I (pokładowa)
na pokładzie lotniczym, drużyny
II, III i IV (podpokładowe) na pokładzie
trzecim odpowiednio w części dziobowej,
rufowej oraz śródokręciu, drużyna
V (inżynieryjna) w rejonie maszynowni,
drużyna VI (uzbrojenia) w tylnej części
nadbudówki i drużyna VII (benzynowa)
na pokładzie hangarowym. Ich działania
miały być koordynowane z centralnego
stanowiska sterowania na trzecim pokładzie
przez oficera kontroli uszkodzeń,
kmdr. por. H. G. Morana.
W czasie ataku bombowców nurkujących
Moran odczuł dwie eksplozje:
jedną bardzo bliską i silną oraz drugą
słabszą, gdzieś w okolicach rufy. Poprzez
system wentylacji do pomieszczenia
zaczął wdzierać się dym (zamknięcie
wszystkich szybów na niewiele pomogło).
Wysiadły wszystkie zasilane
elektrycznie obwody telefoniczne. Po
uruchomieniu agregatu prądotwórczego
część łączności udało się odzyskać.
Automatyczny system alarmowy wskazywał
pożary w wielu miejscach okrętu,
jednak Moran podejrzewał, że został
on uszkodzony pierwszym wstrząsem.
Bezskutecznie starano się skontaktować
za pomocą serwisowych telefonów
z drużyną IV, ulokowaną prawdopodobnie
najbliżej miejsca pierwszej eksplozji.
Po około dwóch minutach ktoś z zewnątrz
usiłował dostać się do pomieszczenia.
Po otwarciu drzwi ukazały się
spalone twarze personelu z przedziału
dziobowych turbogeneratorów. W końcu
udało się nawiązać połączenie z drużyną
II, od której dowiedziano się, iż bomba
prawdopodobnie eksplodowała w pobliżu
lokalizacji drużyny IV, oraz że istnieje
ryzyko dotarcia pożarów do magazynów
amunicyjnych z grupy 4 (trzy komory na
I pokładzie platformowym (częściowym)
z bombami i amunicją kal. 28 mm) oraz
grup 5 i 6 (3 komory bombowe na II
pokładzie platformowym). Ponieważ nie
miały one lokalnych instalacji samozatapiających,
zadanie to Moran powierzył
drużynie II.
W tym czasie do akcji ruszyły już
wszystkie drużyny przeciwawaryjne
(z wyjątkiem drużyny IV). Drużyna I została
podzielona na 3 sekcje: dwie stacjonowały
na pokładzie lotniczym, trzecią
ulokowano w hangarze. Jej personel
przystąpił do rozciągania węży przeciwpożarowych
w celu gaszenia ognia
wydostającego się z dziury, którą wybiła
w pokładzie hangarowym przelatująca
bomba przeciwpancerna. Drużyna
II miała pełne ręce roboty. Dowodzący
jedną z jej grup por. P. Bond wysłał
marynarza by sprawdził uszkodzenia
wywołane pierwszym trafieniem oraz
zorientował się w sytuacji drużyny IV.
Nie zdołał on jednak dotrzeć do mesy
załogowej ze względu na zakleszczone
włazy. Wkrótce nadszedł rozkaz zatopienia
magazynów amunicyjnych z grup 4,
5 i 6. W przedniej części hangaru szalały
potężne pożary wywołane benzyną
z rozbitego Vala, który wpadł do szybu
dziobowego podnośnika. Co gorsza,
odbywało się to w akompaniamencie
eksplodującej amunicji z jego karabinów
maszynowych. Jedna z sekcji (drużyna
IIA) szybko rozwinęła węże i przystąpiła
do walki z żywiołem. W początkowej
fazie przez 7 minut działała jeszcze dziobowa
kurtyna wodna nr 1 i dwa spryskiwacze
sufitowe. Ciśnienie w instalacji
wodnej szybko jednak spadło do zera.
Bond nakazał utworzenie łańcucha ludzi
z wiadrami i gaszenie wodą zaburtową.
Hangar zaczął wypełniać dym
i wszyscy musieli pracować w maskach
przeciwgazowych. Część personelu III
drużyny walczyła na rufie z pożarami
w pomieszczeniach załogowych na
trzecim pokładzie za pomocą przenośnych
gaśnic CO 2
(śniegowych) i wody
zaburtowej. Pozostali marynarze utworzyli
kilka patroli poszukujących uszkodzeń
i ognisk pożarów od wręgu 130
w kierunku rufy.
Ocalali z drużyny IV znaleźli jedyną
niezniszczoną drabinę przy prawej burcie
(była ona osłonięta od wybuchu szybem
podnośnika bomb) i przy jej użyciu
wydostali się na pokład drugi i dalej do
stanowiska kontrolnego hangaru (ulokowane
pod nadbudówką, ponad pokładem
hangarowym).
Drużyna VI (uzbrojenia) obserwowała atak
bombowców nurkujących z pomieszczenia
warsztatu optycznego w nadbudówce.
Później gaszono pożary łatwopalnych
elementów na lewoburtowej platformie
dziobowych armat kal. 127 mm. Sprawnych
pozostawało 29 pojedynczych Oerlikonów
(z 32), wszystkie 5 poczwórnych stanowisk
działek kal. 28 mm (z wyjątkiem jednej lufy)
oraz 7 z 8 armat kal. 127 mm.
Drużyna VII (hangarowa) gasiła ogień
w dziobowym podnośniku samolotów
wraz z częścią drużyny II. Komandor
ppor. Smith utrzymywał kontakt z pomostem
bojowym (łączność z centralnym
stanowiskiem sterowania została
szybko utracona) i bezskutecznie prosił
o skierowanie lotniskowca pod wiatr by
oczyścić hangar z dymu. Ten dość szybko
rozwiał się jednak samoistnie.
Niszczyciel Russell podejmuje z wody
ostatnich rozbitków z lotniskowca Hornet.
Fot. NHHC
54 listopad 2018 MORZE
II wojna światowa
Tadeusz Kasperski
Najskuteczniejszy
okręt podwodny
wojny na Pacyfiku
Niedługo po zakończeniu II wojny
światowej mylnie sądzono, że amerykańskim
okrętem podwodnym, który
zatopił największą liczbę jednostek
pełnomorskich w wojnie z Japonią był
USS Tautog (SS 199, przyznano mu ich
26 1 ), a tym, który miał uzyskać największy
zatopiony tonaż był USS Flasher
(SS 249, mógł się poszczycić 21 jednostkami
o łącznym tonażu 100 231 2 ).
W świetle dokładniejszych badań historycznych
wynika jednak, że ustalenia
powojenne komisji JANAC 3 z 1947 r.
były niepełne i przez to niedokładne.
Okazuje się bowiem, że najlepszy
wynik ilościowy w wojnie na Pacyfiku
osiągnął USS Tang (SS 306) dowodzony
przez najlepszego amerykańskiego
podwodniaka – kmdr. ppor. Richarda
Hetheringtona „Dicka” O’Kane`a, odznaczonego
po wojnie Kongresowym
Medalem Honoru.
Narodziny groźnego „rekina”
USS Tang (SS 306) był okrętem typu
Balao, zbudowanym w stoczni Mare
Island w Vallejo (Kalifornia). Stępkę położono
14 stycznia 1943, zwodowano go
1
Z tych 26 zatopionych przez Tautoga jednostek 7
to okręty wojenne lub pomocnicze (3 niszczyciele,
okręt podwodny, patrolowiec, desantowy i okręt-
-baza) o wyporności 10 272 t plus 19 statków handlowych
o pojemności 62 050 BRT. Istotne także,
że nazwa jednego z przyznanych statków pozostała
nieznana, natomiast zatopione przez USS Tang
jednostki japońskie są wszystkie zidentyfikowane
jeśli chodzi o ich nazwy i pojemność.
2 Dokładniej 81 437 BRT zatopionych 15 statków
handlowych i 18 794 t sześciu okrętów wojennych
lub pomocniczych (byłych wojennych). Co więcej,
zatopienie 2100-tonowego niszczyciela Iwanami
należy odjąć, bo taka jednostka we flocie wojennej
nie istniała.
3
JANAC – Joint Army-Navy Commitee Japanese
Naval and Merchant Shipping Losses World War II,
1947.
17 sierpnia 1943, a do służby wszedł 15
października 1943 r.
Typ Balao różnił się od poprzedzającego
go typu Gato głównie tym, że kadłub
sztywny wykonano ze stali HTS (high
tensile steel) o większej wytrzymałości
na rozciąganie, co sprawiało, że jednostki
takie jak Tang zanurzały się znacznie
głębiej. W trakcie testów zanurzeniowych
Tang zszedł na głębokość 612 stóp,
czyli ponad 183 m. Okręt o wymiarach
kadłuba 95,05 x 8,33 x 5,13 m miał wyporność
1525 t na powierzchni i 2415 t
w zanurzeniu.
Układ napędowy stanowiły 4 silniki
elektryczne General Electric o łącznej
mocy 5400 KM, które poprzez przekładnie
redukcyjne napędzały dwie linie
wałów ze śrubami. Silniki elektryczne
zasilano energią z dwóch baterii akumulatorów
kwasowo-ołowiowych (każda
zawierała po 126 ogniw). Akumulatory
były ładowane przez 4 generatory spalinowoelektryczne
Fairbanks-Morse Model
38D8-1/8 o mocy 4 MW. Jednostki
typu Balao mogły rozwinąć maksymalną
prędkość 20,25 w. na powierzchni i 8,75
w. poruszając się w zanurzeniu – podobnie
jak wcześniejsze okręty typu Gato.
Zasięg nawodny jednostki wynosił
11 800 Mm przy prędkości 10 w., natomiast
w zanurzeniu przy prędkości 3 w.
okręt pokonywał dystans około 100 Mm.
Teoretycznie mógł poruszać się pod
wodą z prędkością 2 w. przez 48 godzin,
choć w praktyce nikt oczywiście nie ryzykowałby
tak długiego zanurzenia 4 .
Jednostka dysponowała 10 wyrzutniami
torped kal. 533 mm, 6 w części dziobowej
i 4 na rufie. W rejs zabierano 24 torpedy.
4
W trakcie wojny na Pacyfiku USS Puffer 9 października
1943 r. przetrwał ataki bombami głębinowymi,
zmuszony do pobytu pod wodą przez
37 godzin i 45 minut.
Mogły to być parogazowe Mk 14 lub elektryczne
(nie pozostawiające śladu na powierzchni)
Mk 18. Przed rejsem bojowym
często ładowano torpedy obu typów.
Celność podczas ataków torpedowych
ułatwiał TDC (Torpedo Data Computer)
– urządzenie przetwarzające uzyskane
z namiarów peryskopowych albo
sonarowych dane o odległości, kącie ruchu
celu i jego prędkości. TDC wyliczając
kurs jednostki przeciwnika w relacji do
aktualnego kursu okrętu podwodnego,
jednocześnie obliczał i ustawiał kąty odchylenia
żyroskopu każdej torpedy, która
miała być odpalona. Dzięki szybkim
obliczeniom dokonywanym przez TDC
można było w jednym ataku ostrzelać
i więcej jednostek – nawet kilka.
Oprócz tego okręt wyposażono
w uzbrojenie artyleryjskie, złożone z armaty
morskiej kal. 127 mm, działka plot. Bofors
kal. 40 mm i działka Oerlikon kal. 20 mm.
USS Tang posiadał także urządzenia do
śledzenia wykrywanych celów: radar obserwacji
przestrzeni powietrznej SD, centymetrowy
radar obserwacji powierzchni
SJ oraz peryskopowy radar ST. Pod wodą
cele śledziły sonary JP, JK, QC i QB.
Niespełna 33-letni dowódca okrętu –
kmdr ppor. Richard „Dick” O’Kane, służył
na początku wojny na USS Argonaut (SS
166), stał się bardziej znany dzięki patrolom
jako zastępca u boku sławnego
kmdr. ppor. Dudleya Walkera Mortona
na USS Wahoo (SS 238). W trakcie patrolu
III, IV i V tej jednostki, O’Kane w istotnym
stopniu przyczynił się największych
sukcesów Mortona, bo wypełniając wolę
dowódcy – to on dokonywał wszelkich
namiarów peryskopowych przed atakami
na japońskie jednostki, podczas gdy
Morton zajmował się podejściem do celu
i odpalaniem torped na komendę zastępcy.
Ponieważ obaj oficerowie doskonale
ze sobą współpracowali – ten system
sprawdzał się znakomicie. O’Kane dzięki
temu nabrał wielkiego doświadczenia
w atakach na japońskie okręty wojenne
i statki. Jego pojedynek stoczony 24
stycznia 1943 r. z niszczycielem Harusame
pod Wewak (dziś w Papui-Nowej
Gwinei), któremu przyszły dowódca
Tanga posyłał wówczas torpedy „prosto
w dziób” 5 – świadczył o tym, że miał ner-
5
W tym ataku cztery strzały oddano w burtę
niszczyciela, zanim wykonał zwrot, ruszając prosto
na okręt podwodny. Dwie ostatnie torpedy
64 listopad 2018 MORZE
II wojna światowa
Krzysztof Kubiak
Z ziemi włoskiej do Szwecji
albo… brytyjskie piractwo państwowe
Pod koniec lat 30. XX wieku, kiedy
Europę sparaliżowała groza zbliżającej
się wojny, Królewska Marynarka
Wojenna Szwecji miała 65 okrętów,
w tym osiem pancerników obrony
wybrzeża i 16 okrętów podwodnych.
Pokaźna liczba jednostek bojowych
nie odzwierciedlała jednak rzeczywistego
potencjału bojowego floty. Około
połowa spośród nich była bowiem
przestarzała i nie spełniała wymogów
ówczesnego pola walki.
Przykładowo obok trzech względnie
nowoczesnych pancerników typu
Drottning Victoria do 1940 r., w służbie
pozostawał zwodowany w 1901 pancernik
obrony wybrzeża Vasa. Końca wojny
w składzie Eskadry Sztokholmskiej doczekał
również inny okręt tej podklasy,
noszący nazwę Tapperheten (zwodowany
w 1901). Dodatkowo szwedzkie siły morskie
osłabiała ich struktura. Marynarka
tego skandynawskiego królestwa miała
tylko dwa szczególnie przydatne do prowadzenia
działań w szkierach ścigacze
torpedowe i dwa nowoczesne trałowce.
Wyjątkowo dotkliwy był brak okrętów
przeciwminowych i nowoczesnych
niszczycieli. Już bowiem doświadczenia
Wielkiej Wojny wykazały, że broń minowa
była na Bałtyku stosowana masowo,
a ochrona szwedzkiej neutralności będzie
wymagać znacznej liczby okrętów
eskortowych. W przypadku trałowców
problem rozwiązano dość prosto. Szwedzi
dysponowali pewnym doświadczeniem
w ich budowie, a przekazane
flocie w latach 1937-1939 okręty Arholma
i Landsort, zbudowane w Örlogsvarvet
w Karlskronie zebrały dobre opinie,
wobec czego zdecydowano, że część
środków uzyskanych z subskrypcji narodowej
pożyczki obronnej przeznaczona
zostanie na zbudowanie w rodzimych
stoczniach 12 kolejnych trałowców.
Mobilizacja przemysłu stoczniowego
szybko przyniosła założone efekty.
Od 12 grudnia 1940 do 29 kwietnia
roku następnego flota otrzymała tuzin
trałowców. Okręty budowane były
w stoczniach: Eriksberg, Lindholmen,
Oskarshamn, Finnboda, Götaverken
i Öresundvarvet. Otrzymały one, wzorem
poprzedzającej pary, również nazwy
szwedzkich latarń morskich. Były to:
Bremön, Holmön, Sandön, Ulvön, Bredskär,
Grönskär, Ramskär, Örskär, Koster, Kullen,
Vinga i Ven.
W przypadku okrętów eskortowych
i ścigaczy torpedowych sytuacja była
zgoła odmienna. W Szwecji zbudowano
w latach 1932-1935 cztery duże patrolowce
typu Jägaren (Jägaren, Kaparen,
Snapphanen i Väktaren), ale przy wyporności
pełnej 310 t mogły one skutecznie
operować co najwyższej w szkierach.
W grupie torpedowców i niszczycieli
Szwedzi dysponowali dostarczonym
flocie w 1908 r. torpedowcem Wale
(zbudowanym przez Kockums Mekaniska
Verkstads w Karlskronie, w oparciu
o analizę torpedowców proweniencji
brytyjskiej Mode i Magne) oraz 5 bardzo
podobnymi jednostkami, z których
Ragnar, Sigurd i Vidar, dostarczone przez
Kockumsa w latach 1908-1909, należały
do typu Ragnar, a Hugin i Munin,
z tej samej stoczni 1 , w służbie od 1910,
do typu Hugin. Pod koniec lat 30. były
1
Drobna pomyłka, Sigurd pochodził ze stoczni
Lindholmen, zaś Hugin z Götaverken – sprost red.
72 listopad 2018 MORZE
Szwedzkie niszczyciele już
po przybyciu do Göteborga.
Fot. Sjöhistoriska museet
Zakłady Mechaniczne Tarnów SA
ul. Kochanowskiego 30, 33-100 Tarnów
tel. (48-14) 6306 200, fax (48-14) 6306 204
e-mail zmt@zmt.tarnow.pl
www.zmt.tarnow.pl