17.03.2020 Views

POST SCRIPTUM - LIPIEC 2019

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury. W numerze m.in: Felieton Katrzyny Saniewskiej, fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem, Joanną Morea, poezja Christophera Stone’a, wiersze Renaty Cygan, książkowa recenzja Roberta Knapika.

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.
W numerze m.in:
Felieton Katrzyny Saniewskiej, fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem, Joanną Morea, poezja Christophera Stone’a, wiersze Renaty Cygan, książkowa recenzja Roberta Knapika.

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

wywiad z Joanną Morea<br />

Cristopher Stone<br />

debiut poetycki<br />

Tektografia<br />

nowa technika graficzna


iadając do napisania wstępniaka (bo tym mnie, nie wiedzieć czemu, obarczono) do<br />

Spierwszego numeru Post Scriptum, od razu wiedziałem, że nie będzie lekko. Jest tu tyle<br />

świetnego materiału, że nie sposób wymienić kilku jedynie zachęcających artykułów, jak<br />

to jest przyjęte. Tu trzeba by wymienić wszystko: doskonały, mądry felieton Katrzyny Saniewskiej,<br />

piękne fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem czy Joanną Morea. A przecież<br />

nie wspomniałem jeszcze o niepublikowanej dotąd poezji Christophera Stone’a, o wierszach Renaty<br />

Cygan, o książkowej recenzji Roberta Knapika. Nie da się wymienić kogoś i nie wymienić kogoś<br />

innego, więc zapomnijcie o tym, co napisałem powyżej. Nikogo nie wymieniam. Po prostu zapraszam<br />

do lektury!<br />

Będziemy wdzięczni Wam za wszelkie uwagi i sugestie dotyczące magazynu. To dla Was go<br />

tworzymy i przetrwa tylko z Waszą pomocą. Dziękujemy, że z nami jesteście.<br />

Jarosław Prusiński<br />

w imieniu grona redakcyjnego PS<br />

PROZA I PUBLICYSTYKA<br />

O wydawaniu książek - poradnik dla pisarzy. str. 1<br />

Angelot. Opowiadanie str. 5<br />

Joanna Morea - wywiad str. 7<br />

Krzysztof Bochus - wywiad str. 10<br />

Nie całkiem słodkie błoto. str. 14<br />

POEZJA<br />

Christopher Stone str. 17<br />

Renata Cygan str. 20<br />

Festiwale, zloty, spotkania poetyckie i co z nich wynika. str. 21<br />

SZTUKI WIZUALNE<br />

Tektografia - Grzegorz Stefan Madej. str. 24<br />

Człowiek myślący - pomiędzy naturą a kulturą. str. 29<br />

FOTO - Grafia. Sylwia Łakoma str. 36<br />

MUZYKA<br />

Płyty, które kocham. str. 41<br />

Zespół redakcyjny: Jarosław Prusiński, Agnieszka Biardzka, Iwona Niezgoda, Renata Cygan, Robert Knapik, Artur Sienkiewicz.<br />

Informatyk: Robert Kral<br />

Okładka: Angelika Cieśniarska<br />

strona internetowa: www.magazynps.com<br />

e-mail: pscriptum69@gmail.com


zdj. z portalu pixabay.com.pl<br />

O WYDAWANIU KSIĄŻEK<br />

PORADNIK DLA PISARZY<br />

Jak wydać i wypromować książkę?<br />

Wiele osób zadaje mi to samo pytanie. Pomyślałem, że spiszę te wszystkie informacje,<br />

żeby mogli to sobie przeczytać wszyscy zainteresowani.<br />

Część 1 - Początek<br />

No, więc udało się! Napisaliście książkę i tulicie teraz do<br />

piersi laptopa, głaszcząc go i powtarzając z czułością:<br />

„mój ci on”, a szczęśliwy laptopek mruczy do Was procesorem.<br />

O szalona rozkoszy! Błogości nieokiełznana! Napisaliście<br />

książkę! Teraz się będzie działo. Polonistka z podstawówki<br />

zrozumie w końcu z kim miała do czynienia. Za te pały, które<br />

Wam stawiała z wypracowań, teraz spali się ze wstydu!<br />

Natychmiast wysyłacie książkę do znajomych, którzy nie chcąc<br />

Was wkurzać potwierdzają, że to bezsprzecznie arcydzieło.<br />

A więc jednak! Nie myliliście się! Trzymacie w rękach klucz do<br />

Arkadii, do Edenu i zaraz wszystkie bogactwa tego świata będą<br />

należały do Was. Otworzą się dla Was bramy raju. Sezamie<br />

otwórz się!<br />

Co powinniście teraz zrobić? Przygotować streszczenie, fragment<br />

w .pdf, opis siebie i swoich dokonań pisarskich (klasówki<br />

w podstawówce się nie liczą, nawet te na szóstkę), napisać<br />

jaka jest grupa docelowa odbiorców (najlepiej napisać, że cała<br />

populacja planety Ziemia) i w jakim stylu jest książka (głupie,<br />

ale tego wymagają wydawcy – piszcie więc: „w stylu Greya,<br />

tylko lepsze”). Jak już to wszystko macie zebrane do kupy,<br />

to hajda – wysyłacie cały pakiet do wydawców. I czekacie na<br />

wszystkie te lukratywne propozycje, które mają do Was spłynąć,<br />

nie wyłączając telefonów od reżyserów i producentów<br />

z Hollywood, którzy z niecierpliwością czekali na Waszą książkę,<br />

żeby mogli ją sfilmować.<br />

I tak czekacie i czekacie… i czekacie. Dalej czekacie…<br />

I ciągle nic nie przychodzi. Czasem przyjdzie jakaś miła odmowa.<br />

Najczęściej piszą: „uznaliśmy Pana (Pani) książkę<br />

1


za bardzo (wybitnie) wartościową, niestety jej treść koliduje<br />

z naszymi planami wydawniczymi”. Do mnie, z jednego z największych<br />

wydawnictw, właśnie taka przyszła, więc wzruszony<br />

tym, że tak uprzejmie mi odmawiają, napisałem, że nie szkodzi,<br />

ale dziękuję za zainteresowanie moją książką. W odpowiedzi dostałem:<br />

„dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu<br />

9 miesięcy”. Postanowiłem zaryzykować i wysłałem kolejnego<br />

maila: „Chciałem się dowiedzieć, jaka jest teraz pogoda w Chinach”.<br />

Odpowiedź: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy<br />

się w ciągu 9 miesięcy”. „Pomidor” - „dziękujemy za wysłaną<br />

książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. I to by było na<br />

tyle, jeśli chodzi o marzenia, że ktoś w ogóle to przeczyta. Ale<br />

nie martwcie się, wciąż macie wiele możliwości wydania swojej<br />

książki:<br />

Wysłaliście książkę do wszystkich dużych wydawnictw, potem<br />

do tych średnich i małych, na koniec nawet do sąsiada-emeryta,<br />

który w stanie wojennym, w piwnicy, drukował ulotki na powielaczu.<br />

Nic z tego. Już wiecie, że nikt Was nie wyda.<br />

W zależności od tego jaki macie charakter sądzicie, że:<br />

• wszyscy dookoła to idioci i się nie znają<br />

• popadacie w depresję i zaczynacie podejrzewać,<br />

że jednak napisaliście gniota<br />

Nie martwcie się! Dalej będzie już tylko lepiej. Właśnie wykosiliście<br />

dwie trzecie konkurencji, która w tym momencie się poddała.<br />

Ale Wy nie rezygnujcie, bo:<br />

• wszyscy dookoła to idioci i się nie znają lub<br />

• napisaliście gniota<br />

W przypadku drugim jesteście bliżej sukcesu niż w pierwszym,<br />

bo najlepiej sprzedają się właśnie gnioty, czyli Wasza książka<br />

ma potencjał sprzedażowy! Teraz tylko trzeba jakoś zaistnieć.<br />

Sposób na znajomości<br />

Z<br />

rozrzewnieniem oglądam czasem w telewizji wynurzenia<br />

dzieci celebrytów, którzy narzekają, że znane nazwisko<br />

tylko im przeszkadza w karierze, bo wszyscy ich porównują<br />

do rodziców. Większość z nich ma taki talent medialny, że<br />

nawet na kasę do spożywczaka by ich nie zatrudnili, co najwyżej<br />

na magazyn do rozładowywania towaru. A tutaj brylują po telewizjach<br />

i narzekają, że im tatuś w karierze przeszkadza. Oczywiście<br />

są wyjątki, gdy dzieci dziedziczą talent po rodzicach, ale to<br />

tylko potwierdza regułę. Jeśli macie znanych rodziców, to reszta<br />

załatwi się sama. Cokolwiek wypocicie, trafi na listy bestsellerów.<br />

Gorzej, jeśli nie macie w rodzinie nikogo, kto Was ustawi w<br />

światku literackim. W tym przypadku znajomości należy zdobyć:<br />

• w sposób opisany w poprzednim rozdziale<br />

• zatrudnić się w dużej gazecie lub telewizji<br />

• ożenić się (wyjść za mąż) z odpowiednią osobą<br />

Okładki poczytnych magazynów pełne są zdjęć osób, które<br />

wspięły się na szczyty popularności za pomocą jednej z tych metod.<br />

Szczególnie skuteczny okazuje się być sposób (b), bo nie<br />

tylko bez trudu znajdziecie wydawnictwo, które Was wyda, ale<br />

dodatkowo dostaniecie reklamę wartą miliony w pakiecie i to całkowicie<br />

gratis. Potem będziecie mogli się do rozpuku naśmiewać<br />

z aspirujących pisarzy, że są kretynami i nie odnoszą sukcesu<br />

wyłącznie z powodu własnej indolencji. Możecie też zacząć mówić<br />

o sobie w trzeciej osobie. Pokażecie wszystkim, że jesteście<br />

tak bardzo godni szacunku, że nawet sami do siebie mówicie per<br />

„pan”. Za to „tykajcie” wszystkich innych, choćby mieli nawet 60<br />

lat. To teraz jest na topie w świecie celebrytów.<br />

Niestety skoro czytacie ten tekst, to najpewniej znajomości nie<br />

macie, dlatego teraz opiszę jak samemu wydać książkę metodą<br />

self-publishingu.<br />

Self-Publishing<br />

Sposób na seks<br />

Ta metoda sprawdza się najlepiej pod każdą szerokością<br />

geograficzną. Nie wymienię nazwisk pisarzy płci obojga,<br />

którzy w ten sposób zaistnieli, bo nie chcę się ciągać po<br />

sądach. A wiadomo, że znajomi autorzy, którzy mi o tym mówili<br />

wyprą się nie tylko tego, że o czymś takim wspomnieli, ale nawet<br />

tego, że w ogóle mnie znają.<br />

Jeśli zdecydujecie się na taką formę, należy jedynie odpowiednio<br />

wybrać cel. Bezsensowne puszczanie się na prawo i lewo<br />

sprawy nie załatwi, bo pewnie zdobędziecie jakąś popularność<br />

w dzielnicy, ale nie taką, o jaką Wam chodziło. Dobry byłby polityk<br />

(nawet lokalny), żeby załatwić Wam mecenat (nie mylić<br />

z patronatem), właściciel dużego wydawnictwa lub inna wpływowa<br />

osoba ze środowiska. Od biedy może być pisarz bardziej<br />

znany od Was, który ma już przetarte ścieżki. Sam chętnie zaoferowałbym<br />

się młodym, początkującym pisarkom, ale uczciwie<br />

wyjaśnię, że niczego to w ich karierze pisarskiej nie zmieni, poza<br />

traumą, która pozostałaby im na całe życie.<br />

Niestety ten sposób działa wyłącznie w przypadku, gdy jesteście<br />

piękni i młodzi. W moim przypadku metoda na seks nie miała<br />

szans na powodzenie. Co stwierdzam z ubolewaniem.<br />

W kolejnej części opiszę sposób na znajomości.<br />

Jeśli macie erotyczny powab kloca drewna (jak autor piszący<br />

te słowa) i nikt Was nie chciał, nikogo wpływowego nie znacie,<br />

to też się nie przejmujcie. Możecie książkę wydać sami!<br />

Na początek zła wiadomość. To, co macie w komputerze to jeszcze<br />

nie książka. To zaledwie surowy tekst, nad którym teraz trzeba<br />

popracować.<br />

• Korekta i redakcja – bez tego nie warto wypuszczać<br />

Waszego dzieła poza krąg znajomych. Prawdopodobnie roi się<br />

w nim od byków, a zdania są finezyjne jakby wyszły spod ręki<br />

tego samego drwala, który wyciosał Waszą twarz. Zabieg jest<br />

bolesny i kosztowny, ale nie bardziej niż kolejna porcja botoksu,<br />

którą wstrzykujecie sobie w wargi, żeby wyglądać bardziej światowo.<br />

Takie jest, niestety, życie gwiazdy.<br />

• Czcionki – niektórzy się zdziwią, ale większość czcionek<br />

nie jest na wolnej licencji i nie możecie ich użyć do swojej<br />

książki, chociaż macie legalnego Worda, czy inny edytor tekstu.<br />

Musicie użyć czcionki darmowej lub wykupić licencję. Darmowe<br />

czcionki to np.: Georgia lub Deja-Vu.<br />

• Okładka – jeśli nie macie żadnego talentu graficznego,<br />

to możecie po prostu zrobić białe litery na czarnym tle (jak np.<br />

cały cykl książek Stanisława Lema) albo zlecić wykonanie okładki<br />

grafikowi. W tym drugim przypadku zapłacicie co najmniej<br />

pięć stów i zapewne będziecie wymieniać z nim coraz bardziej<br />

obraźliwe maile, bo grafik będzie miał swoją własną koncepcję<br />

i wy mu będziecie tylko przeszkadzać w pracy. Okładkę wykona<br />

miesiąc później niż się umawialiście i dostaniecie białe litery<br />

2


na czarnym tle. No, ale wykonane przez profesjonalnego grafika,<br />

a to się liczy.<br />

• Skład, łamanie tekstu, konwersja – to są słowa, które<br />

z pewnością nic wam nie mówią. Najlepiej więc się tym nie przejmować<br />

i nic takiego nie robić. Bo po co?<br />

Po tych wszystkich zabiegach macie w końcu wymarzoną książkę<br />

w rękach (właściwie e-booka w komputerze). Teraz wystarczy<br />

umieścić ją na kilku portalach przeznaczonych dla self-publisherów<br />

i czekać na pieniądze. Ale nie róbcie zbyt dużych planów na<br />

wydanie pieniędzy, które zarobicie, bo Wasz zysk będzie oscylował<br />

w granicach 5 zł (łącznie) minus podatki. Nikt poza autorami<br />

na te strony nie zagląda i raczej niczego tam nie sprzedacie. Na<br />

szczęście jest jeszcze inna możliwość:<br />

Vanity Publishing<br />

Bez trudu znajdziecie wiele wydawnictw, które wmówią<br />

Wam, że po podpisaniu umowy z nimi, książki rozejdą<br />

się jak świeże bułeczki, pod Waszym płotem fanki rozbiją<br />

namioty, a na drzewach dzień i noc będą siedzieli fotoreporterzy.<br />

I wszyscy będą marzyć tylko o jednym – o tym, żeby Was<br />

zobaczyć, choćby w oknie zza firanki. I chociaż czujecie podstęp,<br />

to przecież chcecie w to wierzyć. Płacicie więc od kilku<br />

do kilkunastu tysięcy (a słyszałem też o rekordzistach, którzy<br />

płacili po kilkadziesiąt tysięcy) za wydrukowanie Waszej książki<br />

i wstawienie jej do księgarni. Kupujecie z tuzin nowych kiecek<br />

(w końcu czekacie na zaproszenia na spotkania autorskie –<br />

tak jak było obiecane na stronie Waszego wydawnictwa – nie<br />

pójdziecie przecież na nie ubrane jak bezdomne), codziennie<br />

sprawdzacie pocztę. Sprawdzacie też, czy telefon oby na pewno<br />

działa. Czekacie przez kilka miesięcy, ale telefon i skrzynka<br />

pocztowa wciąż milczą jak zaklęte. W końcu przychodzi pierwsze<br />

zestawienie sprzedaży. O cudzie nad cudami! Jest w końcu!<br />

Zastanawiacie się ile tam jest – 50, 100 tys. złotych? Ile tam<br />

jest?! No ile?!<br />

Nie denerwujcie się za bardzo. Prawdopodobnie sprzedaliście<br />

trzy egzemplarze książki i zarobiliście na tym 12 zł. brutto. Nie<br />

dziennie, tygodniowo ani miesięcznie, ale łącznie za całe pół<br />

roku! Jeśli wcześniej mieliście ochotę zapłakać nad sobą, ale<br />

się wstrzymywaliście, to teraz jest dobry moment. Już możecie<br />

płakać.<br />

Mam dla Was dwie wiadomości. Jedna jest dobra, druga<br />

zła. Ale na początek refleksja. Prawdopodobnie zrozumieliście<br />

już, że wydanie książki, to dopiero początek długiej drogi. Dwa<br />

tysiące sztuk Waszego dzieła leży sobie w kartonach w jakiejś<br />

hurtowni i tam zostanie, chyba że zaczniecie ją promować.<br />

I teraz zła wiadomość – spóźniliście się! Promocję książki należało<br />

zacząć od znalezienia patronów medialnych. Teraz jest już<br />

na to za późno.<br />

Dobra wiadomość jest taka, że i tak nikt by Was nie objął<br />

patronatem. Nie róbcie sobie wyrzutów!<br />

Czy możecie coś jeszcze zrobić? Oczywiście, że tak! Zacznijcie<br />

od wysyłania kilku egzemplarzy do bloggerów książkowych.<br />

Może zechcą przeczytać i napisać kila słów? Dziewczyny<br />

są z reguły miłe i chętnie czytają, więc może zainteresuje ich<br />

także Wasza powieść. Możecie spróbować też promować się<br />

w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”, wysłać<br />

informację o Waszej książce do kilku niezależnych zinów,<br />

przekazać kilka sztuk na konkursy. Jest cała masa różnych metod,<br />

żeby zaistnieć. Niestety wszystkie są równie nieskuteczne.<br />

Sprzedaż Waszej książki pozostanie jednocyfrowa. Zanim skoczycie<br />

z mostu z kamieniem uwiązanym do szyi, przeczytajcie<br />

tekst poniżej. Są metody skuteczne! Ja tych metod oczywiście<br />

nie znam, a nawet gdybym znał to nie powiem.<br />

Za to powiem, co się nie sprawdza (a czego próbowałem):<br />

- Wykupowanie reklam w dużych portalach internetowych. Liczba<br />

odwiedzin tych stron jest zwykle mocno przesadzona i po tygodniowej<br />

reklamie zyskacie pięciu odwiedzających na fejsbuku<br />

i jedną sprzedaną książkę.<br />

- Wciskanie książki znajomym – wkrótce ich liczba znacznie się<br />

zmniejszy (nie książek, które zawalają podłogę w przedpokoju,<br />

ale znajomych).<br />

- Zaczepianie ludzi na portalach społecznościowych.<br />

- Ubranie się w łachmany i sterczenie pod kościołem z nadzieją,<br />

że ktoś kupi Waszą książkę z litości.<br />

- Wciskanie książki rodzinie i znajomym na prezenty z wszelkich<br />

możliwych okazji: komunii, chrztu, wesela, itd. Osiągnięcie tyle,<br />

że wkrótce przestaną Was gdziekolwiek zapraszać.<br />

- Podrzucenie książki do księgarni za rogiem, licząc na to,<br />

że sprzedawca tego nie zauważy.<br />

- Wpychanie jej kobietom do torebek (pogodziliście się już,<br />

że książki nie sprzedacie, chcecie tylko odzyskać przedpokój).<br />

Na koniec Was pocieszę. W Polsce - dzień i noc, w niedzielę<br />

i święta, 24 godziny na dobę – co godzinę jest wydawany nowy<br />

tytuł. Takich nieszczęśników jak Wy jest więcej! Przybywa ich<br />

dwudziestu czterech dziennie.<br />

Drzwi do Edenu<br />

Możliwe, że niektórym z Was się udało. Skusiliście jakieś<br />

duże wydawnictwo swoimi wdziękami albo dzwoniliście<br />

do redaktora naczelnego codziennie o piątej rano i tak<br />

go zmęczyliście psychicznie, że po stu odmowach wreszcie<br />

zmienił zdanie. I teraz trzymacie w spoconych, drżących dłoniach<br />

wymarzoną umowę. Co będzie się działo? Powiem wam<br />

to, o czym wszyscy autorzy milczą jak zaklęci, zasłaniając się<br />

tajemnicą. Oni należą do kręgu wiedzy, wy jesteście dla nich<br />

marnym, w dodatku niedoinformowanym mysim bobkiem. Dzięki<br />

mnie staniecie się dumnym, świadomym mysim bobkiem.<br />

3


Zapisy w umowie<br />

Macie tam pewnie 7% od ceny hurtowej (nie detalicznej)<br />

i dobrowolne zrzeczenie się praw autorskich do Waszej<br />

książki. Wmówią wam, że to tylko na pięć lub siedem<br />

lat, a potem prawa wracają do Was. Prawo własności zgodnie<br />

z Konstytucją jest nieograniczone co do zasady, więc nie podlega<br />

choćby ograniczeniu czasowemu (pięć lat). Takim ograniczeniom<br />

może podlegać jedynie umowa licencyjna. Nabili Was<br />

w butelkę. Właśnie straciliście prawa do swojej powieści i nawet<br />

jeśli wydawca nie wywiąże się ze swojej części umowy, to prawa<br />

do Was nie wracają. One już do Was nie należą!<br />

No dobrze, ale w zamian zarobicie masę pieniędzy, co tam<br />

prawa autorskie. Tak sobie pewnie myślicie. To teraz powiem<br />

coś na ten temat.<br />

Eden<br />

Drzwi do raju zostały wreszcie otwarte. Wydawca wywiązał<br />

się z umowy i wstawił Waszą książkę do licznych<br />

księgarni. Wypiliście już pewnie kilka butelek szampana<br />

i planujecie zakup kolejnych, ale zanim wysiądzie wam wątroba<br />

muszę wam coś powiedzieć. Nakład jaki wydrukowali, to pewnie<br />

około dwa tysiące sztuk, z tego pół tysiąca (o ile Wasza książka<br />

jest dobra) będzie zwrotów. Zarobicie po roku sprzedaży około<br />

trzech tysięcy złotych polskich minus podatek. Przy optymistycznym<br />

założeniu, że wydawca będzie Was promował. Najprawdopodobniej<br />

jednak nie będzie (zwłaszcza, jeśli wkurzaliście<br />

go telefonami) i nie osiągnięcie nawet tego.<br />

Powrót na ziemię<br />

Okazuje się, że z pisania żyć się nie da. Udaje się to jedynie<br />

garstce pisarzy-celebrytów, ale oni zarabiają głównie<br />

dlatego, że są znani, nie ważne co napisali. Kiedyś należało<br />

czegoś dokonać, żeby być sławnym – teraz należy być<br />

sławnym, żeby czegoś dokonać. A sławę dużo łatwiej zyskać,<br />

publicznie pokazując cycki (mogą być sztuczne, jeśli natura poskąpiła),<br />

a nie pisząc książki. Lepiej więc zajmijcie się czymś<br />

innym. Chyba, że macie przemożną, nieprzepartą, obsesyjną<br />

chęć pisania, a Wasz psychiatra odmówił dalszego leczenia.<br />

Jarosław Prusiński<br />

Autor wysoko ocenianych przez Czytelników powieści i zbiorów<br />

opowiadań, między innymi: Szary Mag, Zapomniani Bogowie.<br />

Słowiańska Opowieść, Niedopowiedziane, Isztar.<br />

zdj. z portalu pixabay.com.pl


Angelot<br />

Jarosław Prusiński<br />

Niedopowiedziane - fragment<br />

roczył w ciemności. Pod jego stopami rozciągała<br />

Księ świetlista, wąska ścieżka pnąca się ostro<br />

w górę. Do bramy. Poza nią nie było nic.<br />

Pustka, nicość, czerń. Angelot nie czuł trwogi, szedł pewnie,<br />

dostojnie, tak jak nakazywała jego pozycja. Nie czuł też<br />

zmęczenia, choć powinien czuć. Czułby, gdyby żył. Pamiętał<br />

swoją śmierć. Na szczęście strach i niepokój zniknęły.<br />

Teraz kroczył świetlistą ścieżką ku niebieskiej bramie. Czuł<br />

podekscytowanie i radość. Za sobą usłyszał kroki. Odwrócił<br />

się i zobaczył dziewkę. Ogień spalił jej ubranie i osmalił ciało<br />

tak, że wyglądała jak murzynka. Człapała za nim, zwęglony<br />

wrak człowieka, pogańska wiedźma. Domyślił się, że to na<br />

nią wydał wyrok zanim... Jak ona śmie wspinać się do bram<br />

nieba razem z nim?<br />

‒ Odejdź, dziewko! ‒ krzyknął do niej.<br />

‒ Jeszcze aniołowie pomyślą, że to ja cię tu przywiodłem.<br />

Idź sobie!<br />

Ale ona tylko popatrzyła swoim czarnym okiem. Połowę<br />

twarzy miała zupełnie spaloną, ział z niej pusty oczodół.<br />

Jedynym okiem, które jej zostało wwiercała się w niego jak<br />

sęp. Ten wzrok przeszywał go na wylot, jakby nie patrzyła<br />

na niego tylko gdzieś dalej, w pustkę. Na to, co było poza<br />

nim. A jednak zwolniła kroku. Angelot przyśpieszył. Chciał się<br />

znaleźć przed obliczem aniołów jak najszybciej. Nie chciał,<br />

żeby podeszła zbyt blisko, jakby mogła go skalać swoją winą,<br />

za którą poniosła śmierć na stosie. Aniołowie byli wielcy,<br />

świetliści. Wzrostem przewyższali człowieka dwukrotnie.<br />

Stali przed bramą, lekko poruszając skrzydłami. Mężczyzna<br />

i kobieta. Oboje mieli nagie torsy.<br />

‒ Mogłaby się czymś okryć ‒ powiedział Angelot pod adresem<br />

anielicy na poły przyjacielsko, na poły protekcjonalnie. Nie<br />

patrzył na nią. Patrzył na jasnowłosego mężczyznę - anioła,<br />

jej towarzysza.<br />

‒ Oczywiście nic nie powiem Świętemu Piotrowi, ale te<br />

nagie piersi... Inni mogą być mniej wyrozumiali. Zaśmiał się<br />

nerwowo, nie wiedząc czy nie przesadził. Najpierw trzeba by<br />

się rozeznać w zwyczajach Raju. Może tutaj to normalne?<br />

Aniołowie się nie poruszyli ani nie odezwali. Jakby go nie<br />

było.<br />

‒ Mogę wejść? Znowu milczenie.<br />

Coraz wyraźniej słyszał za plecami bose stopy wiedźmy.<br />

Zbliżała się. Anielica uśmiechnęła się radośnie do dziewczyny<br />

ponad jego głową. Uklękła przed nią, gdy tylko tamta<br />

podeszła do bramy. Wilgotną ścierką zmyła z niej ciemny<br />

osad. Jej skóra znowu była zdrowa, różowa, dziewczęca.<br />

5<br />

Odrosły jej włosy, spalony policzek znowu był cały, ponownie<br />

miała dwoje oczu. Anioł - kobieta klęczała przy niej i cały czas<br />

się uśmiechała. Wiedźma też się uśmiechnęła.<br />

‒ Wejdź ‒ powiedziała anielica, gdy włożyła suknię na nagie<br />

ciało dziewczyny. ‒ Czekają na ciebie.<br />

Czarownica zniknęła za bramą, a Angelot zatrząsł się<br />

z wściekłości.<br />

‒ Wpuściliście ją, a mnie każecie czekać?! Nie wiecie, kim<br />

jestem!<br />

‒ Ależ wiemy, Angelocie ‒ powiedziała kobieta-anioł.<br />

W jej oczach nie było już radości.<br />

‒ To ty nie wiesz, kim jesteś.<br />

A potem Anioły weszły do środka i zamknęły bramę. Biskup<br />

został sam na ścieżce prowadzącej donikąd. Stał przez<br />

chwilę, myśląc, że to żart. Potem kolejną i kolejną, i jeszcze<br />

jedną chwilę. Brama nadal była zamknięta. Odwrócił się więc<br />

i poszedł ścieżką w dół. Muszą być inne ścieżki i inne bramy.<br />

Już on powie kilka słów na temat tych aniołów Świętemu<br />

Piotrowi, gdy tylko przed nim stanie. Oj, powie! Będą mieli się<br />

z pyszna. Szedł żwawym krokiem przez pustkę, aż w końcu<br />

jego stopy stuknęły o bruk. Jakaś ulica. Wreszcie normalna<br />

ulica, zamiast wąskiej ścieżki zrobionej ze światła. Tupnął<br />

nogą kilka razy, żeby się upewnić. Tak, to była brukowana<br />

ulica. Rozejrzał się wokoło. Wszystko spowijała gęsta mgła<br />

i ciemność. Przed sobą ujrzał światełko. Zbliżało się. Usłyszał<br />

kroki, a chwilę później zobaczył postać. Siwy, brodaty starzec<br />

ubrany w szarą, długą szatę przystanął. Trzymał w rękach<br />

laskę wzrostu człowieka zwieńczoną małą lampką. Angelot<br />

padł na kolana.<br />

‒ Czy to ty, Święty Piotrze? ‒ wykrzyknął z nadzieją, składając<br />

ręce.<br />

‒ Nie mam na imię Piotr ‒ odpowiedział starzec. ‒ Zwą mnie<br />

Latarnikiem.<br />

Biskup wstał z kolan lekko zawiedziony i zawstydzony. Krytycznie<br />

ocenił dziurawą, brudną i zniszczoną szatę przybysza.<br />

Jak mógł się tak pomylić? Włóczęgę wziąć za Świętego Piotra.<br />

Szukał w głowie słów, które pozwoliłyby wymazać tę chwilę<br />

słabości, gdy padł na kolana przed włóczęgą, jednocześnie<br />

nie obrażając go za bardzo. Starzec go uprzedził.<br />

‒ Chodź ze mną, Angelocie ‒ powiedział i ruszył wzdłuż<br />

kamiennej ulicy, stukając drewniakami. Wszyscy go tu znali?<br />

W końcu nic w tym dziwnego, przecież nie był byle kim.<br />

Biskup poszedł za nim. Szli długo, przedzierając się przez<br />

mgłę i ciemność. Nie widział już Latarnika, a jedynie<br />

nikłe światełko jego latarni. Szedł za nim coraz bardziej


poirytowany i znużony. Szli godzinami, całymi monotonnymi<br />

godzinami odmierzanymi stukotem drewniaków. Ten dźwięk<br />

brzmiał dziwnie, jakby poza stukotem nie było nic. Tylko<br />

czarna pustka i mgła. W końcu coś się zmieniło. Zauważył,<br />

że dotarli do miasta. Uliczne kamienie były bardziej wyrobione,<br />

wytarte wieloma stopami, wygładzone przez wieki.<br />

Po bokach dostrzegał majaczące w ciemnościach kształty<br />

budynków, gdzieniegdzie paliły się oliwne latarnie. I było tam<br />

coś jeszcze, czego biskup nie widział, ale czuł. Wpatrzone w<br />

siebie oczy, dziesiątki par oczu.<br />

Starzec nie zwolnił, jego latarnia kołysała się w tym samym<br />

tempie co wcześniej. Angelot postanowił zawrócić. Ten<br />

włóczęga wyprowadził go już zbyt daleko od ścieżki do Raju.<br />

Pora była zawracać. Może tym razem aniołowie mu otworzą?<br />

To był z pewnością tylko żart, próba niezłomności jego<br />

charakteru. A przecież on był niezłomny jak skała, uparty jak<br />

stado osłów. Wszystko poświęcił dla wiary. Zwłaszcza takie<br />

„wszystko”, które należało do innych. Sam niczego sobie nie<br />

odmawiał, ale przecież brał tylko to, co Bóg mu podarował.<br />

Należała mu się nagroda za wierną służbę Kościołowi.<br />

Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę.<br />

W stronę niebieskiej bramy, tam skąd przybył. Próbował<br />

się modlić, ale nie wiedzieć czemu przyczepił się do niego<br />

niewłaściwy cytat z Pisma. Ten o bogaczu i wielbłądzie. Nie<br />

umiał skupić myśli na niczym innym. W końcu się zirytował<br />

na własne myśli. Co go obchodzi jakiś wielbłąd? Nawet nie<br />

widział takiej bestii na oczy. A przecież dobry był, usłużny.<br />

Czasem nawet dał kilka miedziaków biedocie. Nie za dużo,<br />

bo z pewnością gamonie zaraz by wszystko przepili, ale<br />

jednak dawał. Usiłował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio to<br />

zrobił. Latem jakoś. A może jednak zimą? Pot wystąpił mu<br />

na czoło. Chyba jednak nie dał. Chciał dać, ale pomyślał,<br />

że pospólstwo i tak zmarnuje pieniądze w szynku, więc nie<br />

dał. Po co miał dawać? Jakoś się wytłumaczy przed Świętym<br />

Piotrem. Dobre chęci też się przecież liczą!<br />

Nie zdołał zrobić więcej niż stu kroków, gdy się przed nim<br />

pojawili. Bezzębne, zakapturzone kreatury. Przykulone,<br />

jakby przestraszone, ale jednak agresywne. Z każdą chwilą<br />

nabierali pewności siebie. Zdawało się, że wyrastali spod<br />

ziemi. Tam, gdzie stało dwóch zrobiło się czterech, a gdzie<br />

było czterech - ośmiu.<br />

Wyłaniali się ze wszystkich stron. Ludzkie ochłapy o okrutnych<br />

twarzach. Biskup uczynił znak<br />

krzyża, ale tamci nie zareagowali. Krąg<br />

napastników powoli zaczął się wokół<br />

niego zaciskać.<br />

‒ Trzymaj się mnie ‒ powiedział Latarnik.<br />

Angelot odetchnął z ulgą na widok<br />

swojego przewodnika.<br />

‒ Co to za kreatury? ‒ wysapał, gdy<br />

odeszli na tyle daleko, że tamci nie mogli<br />

go usłyszeć.<br />

‒ Ludzie, co do których decyzja nie<br />

została jeszcze podjęta.<br />

‒ A ja? Gdzie mnie prowadzisz, starcze?<br />

‒ Wobec ciebie decyzja została podjęta.<br />

Dalej szli bez słowa. W końcu Latarnik<br />

zatrzymał się przed ciężkimi<br />

drewnianymi drzwiami.<br />

‒ To twoja brama, Angelocie.<br />

Biskup otworzył drzwi i zajrzał.<br />

Za drzwiami była ciemność. Zrobił<br />

ostrożny krok do przodu, potem drugi.<br />

Zauważył przed sobą szparę. Przebijało<br />

przez nią jaskrawe światło. Podszedł<br />

bliżej i włożył w nią głowę...<br />

‒ Jest już główka ‒ powiedziała położna.<br />

‒ Jeszcze trochę. Zaraz będzie po<br />

wszystkim. Oślepiło go światło. Potem<br />

uderzono go w pupę. Chciał coś<br />

krzyczeć, ale z jego ust wydobył się<br />

tylko płacz. Zapomniał jak się mówi,<br />

a po chwili zapomniał też inne rzeczy.<br />

Zapomniał wszystko.<br />

Agnieszka Biardzka<br />

Ofiara<br />

olej na kartonie<br />

70x100 cm<br />

6


JOANNA<br />

MOREA<br />

Słuchając pani muzyki czułem się, jakbym<br />

dostał bilet do innego wymiaru. A jak pani<br />

sama określa swoją muzykę?<br />

Dzisiaj to pytanie złożone. Jeszcze do niedawna<br />

byłam głównie postrzegana jako kobieta uprawiająca<br />

przede wszystkim muzykę swingową, która to muzyka<br />

jak najbardziej może przenieść słuchacza do innego<br />

wymiaru, a to za sprawą odniesień do historii jazzu.<br />

I to jest zrozumiałe bowiem każdy wrażliwy słuchacz<br />

chłonie muzykę z całym jej tłem historycznym.<br />

Ja należę jednak do muzyków poszukujących i dosłownie<br />

za momencik pojawi się moje najnowsze<br />

dziecko muzyczne, (w zeszłym roku pojawiły się dwa<br />

single tego projektu, taki przedsmak) które dość mocno<br />

różni się od poprzednich oraz odbiega od klasycznej<br />

definicji stylowej. Tu łączymy świat standardowego<br />

myślenia jazzowego z nowoczesną elektroniką<br />

i beatami, a takie połączenie może jak najbardziej<br />

przenieść słuchacza w zupełnie nowy wymiar<br />

właśnie dlatego, że trudno w tej muzyce doszukać<br />

się bardzo konkretnych odniesień. Bardzo ciężko<br />

dzisiaj stworzyć coś kompletnie oryginalnego,<br />

dlatego słuchacze będą poszukiwać w tej muzyce<br />

podobnych czy zbliżonych brzmień choćby po to,<br />

żeby klasyfikować tę muzykę, ale bezsprzecznie<br />

właśnie ta instrumentalna, nowoczesna produkcja<br />

może przenosić w inny wymiar.<br />

A jak ja określam swoją muzykę? To otaczający<br />

mnie świat fraz muzycznych, które co jakiś czas łączą<br />

się w utwór muzyczny, w piosenkę, w tło muzyczne.<br />

Nie definiuję, nie klasyfikuję, nie nazywam, nawet nie<br />

mam takich ambicji. Poruszam się pomiędzy stałymi<br />

znakami, jak znakami przy drodze typu – to jest swing,<br />

7


to bossa, to blues, a to ballada, a to funkowy groove...itd.<br />

Najważniejsze, że na etapie tworzenia to, co komponuję,<br />

wydaje mi się interesujące i warte posłuchania.<br />

Jest pani zawodowym muzykiem? Czy w Polsce da<br />

się wyżyć z muzyki?<br />

Niebezpieczne pytanie. Jestem zawodowym i nawet<br />

wykształconym muzykiem, ale nie tworzę muzyki tzw<br />

głównego nurtu, a właściwie głównego, polskiego nurtu.<br />

Nie będę rozwijać tego tematu. Wciąż gram, śpiewam,<br />

tworzę i działam. I niech to będzie odpowiedzią<br />

Co panią inspiruje? Kim są pani mistrzowie?<br />

Zachwycam się różnymi twórcami i wszelaką muzyką. Na<br />

poszczególnych etapach życia są to różne postaci i style. Mój<br />

zachwyt jest zmienny i nie wynika to z braku przywiązania do<br />

jednej muzyki czy jednej ikony, czy co gorsza z niewierności<br />

do idoli. Wynika to raczej z głodu do muzyki tak najszerzej<br />

najogólniej rzecz ujmując. Mogłabym tu wymieniać twórczość<br />

takich kompozytorów jak Bach, Debussy, Mozart, Chopin czy<br />

Schumann. Kiedyś miesiącami nie mogłam uwolnić się od<br />

muzyki Errica Serry skomponowanej do muzyki Le Grand<br />

Blue. Przechodziłam także przez czas zachwytu muzyką Jana<br />

Garbarka. Potem były Hinduskie ragi i oczywiście niezwykły<br />

Hindus Trilok Gurtu. Uwielbiam to co robi. Zachwyca mnie<br />

folklor. Gamelan muzyka to coś totalnie innego, a fascynowało<br />

przez dość długi czas. Są też wykonawcy, którzy inspirują<br />

mnie interpretacją czy warsztatem wykonawczym. Ella<br />

Fitzgerald, Billie Holiday, Sarah Vaughan, Betty Carter, Nina<br />

Simon, Nancy Wilson czy Beady Belle albo Celia Cruz czy<br />

Macy Gray. Mogłabym tu wymieniać i wymieniać.<br />

Będąc nastolatką wieszała pani plakaty muzyków<br />

na ścianie?<br />

Niestety nie wieszałam plakatów swoich idoli na ścianach.<br />

Za to podśpiewywałam popularne piosenki albo nuciłam<br />

ciekawe motywy.<br />

Gdyby miała pani złotą rybkę i trzy życzenia, jakie by<br />

one były? Chodzi mi wyłącznie o życzenia muzyczne.<br />

Bez standardowych: zdrowia, szczęścia i pomyślności.<br />

Bo to oczywiste.<br />

Tylko trzy życzenia? A ja mam ich tak wiele. A zatem<br />

poprosiłabym złotą rybkę o sprytnego i dbającego o moje<br />

interesy muzyczne managera. Drugie życzenie dotyczyłoby<br />

mojej płyty jazzowej, na którą zbieram pieniądze. Chciałabym,<br />

aby płyta zadziwiła i stałą się wyjątkową w mojej dyskografii.<br />

I wreszcie trzecie marzenie, życzenie. Otóż wchodzę na<br />

rynek z najnowszym projektem, wspomnianym wcześniej,<br />

pt „Joanna Morea with Power” życzę sobie, aby moja<br />

instrumentalna produkcja zarobiła dla mnie tyle forsy, aby<br />

starczyło na spełnienie kolejnych marzeń, których nie mogę<br />

już powierzyć złotej rybce bo mi się limit wyczerpał.<br />

Wielu artystów ucieka się do szokowania<br />

publiczności, żeby zdobyć popularność. Jeden malarz<br />

maluje własną krwią, artystka performance jeździ nago


w metrze, inni artyści na Litwie odkroili kawałki własnego<br />

ciała, usmażyli i zjedli. Czym może szokować muzyk?<br />

Może koncert wykonany nago?<br />

Niestety nie wykorzystuję mojej wyobraźni do wymyślania<br />

sposobów, jakimi mogłabym szokować publiczność. Ja<br />

jestem muzykiem z pasji, pasjonatką muzyki samej w sobie,<br />

a nie showmanką. Nie jestem ekscentryczką, a muzyka nie<br />

ma być dla mnie narzędziem do przyciągania uwagi do mnie<br />

samej. Muzyka jest treścią, którą jak redaguję. Jeśli ktoś<br />

oznajmia mi, że słuchał mojej płyty nad ranem dla poprawy<br />

nastroju, to czyż nie jest to ważniejsze niż granie nago?<br />

Bardziej skupiano by się wtedy na mojej goliźnie niż na<br />

muzyce. Choć istotnie szokowałoby.<br />

Na koniec słowo do fanów, którzy w sypialni powiesili<br />

plakat z Pani podobizną. Czy Joanna Morea jest ciągle<br />

do wzięcia?<br />

Nie jestem pewna, czy obecnie wciąż wiesza się plakaty<br />

swoich idoli w sypialni, ale jeśli już ktoś to zrobił, to owszem<br />

fotografie są do wzięcia.<br />

Dziękuję za rozmowę i życzę, żeby Pani marzenia się<br />

spełniły. Nawet bez złotej rybki.<br />

rozmawiał Jarosław Prusiński<br />

Joanna Morea<br />

- wokalistka, flecistka, saksofonistka, autorka<br />

tekstów, kompozytorka, aranżerka, absolwentka<br />

Królewskiego Konserwatorium w Brukseli na wydziale<br />

jazzu i muzyki rozrywkowej, klasy fletu oraz aranżacji<br />

i kompozycji.<br />

Koncertowała w Belgii (m.in Middleheim Jazz Festival<br />

in Antwerp, Belgium z Marie Schneider Orchestra, jeden<br />

z najbardziej liczących się festiwali w Belgii), Holandii,<br />

Niemczech, Anglii a obecnie, po wieloletniej przerwie,<br />

nie tylko macierzyńskiej, ponownie w Polsce. Aktualnie<br />

współpracuje z wieloma muzykami i formacjami<br />

muzycznymi m.in z Trio Wojtka Kamińskiego, Five<br />

O’Clock Orchestra, Ragtime Jazz Band, Ragtime Duo,<br />

Malmo Jazz Kings (Szwecja). Nagrała i wydała płytę<br />

„Śpiewanki Joanki”, na którą składają się kompozycje<br />

przygotowane dla jej bliźniaków - Nel i Tymonka.<br />

Jest również autorką muzyki do płyty „Będę Mamą”<br />

- z muzyką relaksacyjną dla kobiet w ciąży.<br />

W 2012 roku na rynku pojawiła się płyta<br />

zatytułowana „Swing Is Everything,<br />

Od powrotu na scenę w 2009 roku wystąpiła na<br />

wielu scenach jazzowych oraz festiwalowych.<br />

W 2014 roku zagrała na festiwalu Złota Tarka, jako<br />

gość specjalny z zespołem Ragtime Jazz Band obok<br />

Molly Ryan (USA), Dana Levinsona (USA) i Jacka<br />

Andersona (Szwecja). W 2016 zaprezentowała się<br />

na Złotej Tarce z projektem Polish Scandynavian<br />

Connection.<br />

W czerwcu 2017 wystąpiła w formacji „Dymitr<br />

Markiewicz and His All Stars” u boku takich gwiazd<br />

jak Gunhild Carling(Szwecja), Bent Persson<br />

(Szwecja), Max Björn Valdemar Carling(Szwecja),<br />

Claus Jacobi (Holandia)<br />

podczas Hot Jazz Spring<br />

Festival w Częstochowie. W 2018 roku koncertuje<br />

z takimi gwiazdami jazzu jak Troy Anderson(USA),<br />

z którym tworzy projekt Ella & Louis oraz Carling<br />

Family(Szwecja).<br />

W 2017 roku powstała formacja Joanna Morea and<br />

Her Swinging Boys. W marcu 2017 roku na rynku<br />

pojawia się płyta „Crazy People” nagrana we współpracy<br />

z Urszulą Dudziak, Zbigniewem Namysłowskim i Robertem<br />

Majewskim.<br />

Rok 2018 to powstanie projektu „Joanna Morea with<br />

Power” oraz formacja „Joanna Morea with Swing on<br />

Air”<br />

W <strong>2019</strong> roku w czerwcu (28) pojawia się na rynku<br />

Epka, płyta „Joanna Morea with Power”.<br />

Współpraca z Nieinwazyjnym Instytutem<br />

Osobowości zaowocowała powstaniem cyklu płyt<br />

do nauki języka angielskiego ”Nuć i się ucz”, których<br />

współautorem i wykonawcą jest Joanna Morea. Od<br />

2015 roku Joanna prowadzi autorski program radiowy<br />

w Radio RSC 88.6 FM pt. „Pociąg do Jazzu”.<br />

9


KRZYSZTOF<br />

BOCHUS<br />

(...) warto tworzyć, aby najpierw dotknąć granic<br />

i możliwości własnej wyobraźni, a potem - sprawdzić<br />

czy tej magii ulegają także inni.<br />

Oto nasz <strong>POST</strong><strong>SCRIPTUM</strong>owy gość: wykładowca akademicki,<br />

dziennikarz i publicysta – obyty ze słowem i historią,<br />

pisarz, Krzysztof Bochus.<br />

Biorąc pod uwagę powyższą prezentację, nie mogę nie<br />

zacząć naszej rozmowy od pytania, które w odniesieniu do<br />

ludzi pióra, staje się przedmiotem wielu dyskusji choćby w<br />

Internecie: autor czy pisarz? Jak definiuje siebie Krzysztof<br />

Bochus i dlaczego?<br />

Bardziej podoba mi się określenie: pisarz. Param się przecież<br />

opowiadaniem ludziom zajmujących historii, starając się przykuć<br />

ich uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Na własny użytek<br />

określam siebie jako rzemieślnika słowa. Jestem autorem<br />

dojrzałym, po przejściach, który w stosunkowo<br />

późnym wieku zaczął pisać. Zapewne dlatego<br />

przykładam tak wielką wagę do jakości tego,<br />

co tworzę i podpisuję własnym nazwiskiem.<br />

Chcę czerpać satysfakcje, z tego, co robię.<br />

nagrodę Złoty Pocisk dla najlepszej powieści kryminalnohistorycznej<br />

roku 2018. Grand Prix Brakującej Litery ma dla mnie<br />

jednak znaczenie szczególne z uwagi na unikatowy charakter tej<br />

nagrody.<br />

Jury konkursowe doceniło Szkarłatną głębię za historię<br />

w historii, która dominuje nad warstwą kryminalną oraz<br />

język, pięknie dopełniający powieść, przenoszącą odbiorcę<br />

do świata lat minionych. Jak przebiegała praca nad nią i czy<br />

na którymś etapie pisanie było dla Pana szczególnie trudne?<br />

Tworzenie retrokryminałów jest zajęciem bardzo pracochłonnym.<br />

Wymaga dokładnego researchu i żmudnych przygotowań,<br />

tym bardziej że jestem autorem starającym się nie przeinaczać<br />

Bodźcem do naszego spotkania na łamach<br />

pisma stała się nagroda Grand Prix,<br />

którą odebrał Pan, II edycję niezależnego<br />

plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca<br />

Litera 2018. Laur przyznany Szkarłatnej<br />

głębi jest zupełnie inny, bo niszowy. Co<br />

Pan czuł, odbierając go?<br />

Czułem wielką satysfakcję i dumę. To<br />

szczególny moment, kiedy pisarz kreujący<br />

w swojej wyobraźni wymyślony przez siebie<br />

świat – spotyka się później z tak pozytywnym<br />

odbiorem swojej powieści. Tak się złożyło, że<br />

w ostatnim czasie Szkarłatna głębia zdobyła<br />

kilka nagród i wyróżnień, w tym prestiżową<br />

10


faktów historycznych czy topografii opisywanych miejsc. Dbam<br />

też o możliwie wierne odwzorowanie społecznego tła opisywanej<br />

epoki. Jestem bowiem przekonany, że dokładność w tej materii<br />

dobrze służy uwiarygodnieniu całej fabuły. W Szkarłatnej głębi<br />

czytelnik wędruje wraz z moim bohaterem po świecie wyobrażonym|:<br />

dawnym niemieckim Elblągu, Fromborku czy Krynicy Morskiej.<br />

Wokół skuta lodem Mierzeja Wiślana i śledztwo toczone w<br />

zamkniętej, nieufnej wobec obcych wspólnocie mennonitów. To<br />

wyseparowany, zamknięty i zdawałoby się monochromatyczny<br />

świat – w którym aż buzuje od skrytych urazów i namiętności…<br />

Zamordowany zostaje okrutnie przywódca tej wspólnoty. Wkrótce<br />

pojawia się kolejny trup. Wchodzących w rachubę podejrzanych<br />

nie brakuje. Podobnie jak możliwych motywów zbrodni.<br />

Okrutna zemsta po latach, żądza władzy, spór religijny, zwykła<br />

chciwość? Wszystko jest możliwe. Radca Abell nie ma lekko,<br />

bo nikt nie chce z nim współpracować. Mennonici zwykli sami<br />

prać swoje brudy, a radca jest tu obcy. Najtrudniejsze, jak zawsze<br />

przy tego typu powieściach, było<br />

odpowiednie połączenie fikcji literackiej<br />

z faktami historycznymi, które starałem<br />

się wpleść do narracji.<br />

Zwycięzca ubiegłorocznej edycji<br />

Brakującej Litery, Pan Maciej Siembieda,<br />

prezentując w książce 444<br />

obraz pędzla Jana Matejki, Chrzest<br />

Warneńczyka, uczynił go punktem<br />

wyjścia dla opowieści pełnej tajemnic<br />

i niezwykłych zdarzeń, które odkrywamy<br />

niejako przy okazji, gdyż pierwsze<br />

skrzypce gra historia, której, analogicznie<br />

jak u Pana, próżno szukać<br />

na kartach podręczników szkolnych.<br />

Czy właśnie to sprawia, że czytelnicy<br />

chętnie sięgają po Panów książki, czy<br />

jest jakiś inny ku temu powód?<br />

Mam wrażenie, że niektórym czytelnikom<br />

nie wystarcza sama akcja.<br />

Oprócz intrygującej fabuły szukają<br />

czegoś więcej. Dlatego staram się, aby w moich powieściach<br />

czytelnicy odnaleźli jakąś wartość dodatkową. Stąd tak wiele<br />

odniesień do historii, i tak wiele kulturowych szyfrów<br />

i zagadek. Dlaczego historia? Ponieważ często odciska się ona<br />

zbrodniczym piętnem na postępowaniu ludzi żyjących obecnie.<br />

Poza tym - każdy z autorów szuka własnej drogi i wyróżniającego<br />

go stylu. Tworzę dla osób w jakiejś mierze podobnych<br />

do mnie: szukających w kryminałach nie tylko intrygi, ale także<br />

jakiejś prawdy o nas samych. Uważam, że kryminał, chociaż jest<br />

literaturą gatunkową o wyraźnie sprecyzowanych regułach – jest<br />

przy tym gatunkiem bardzo elastycznym, a przez to wdzięcznym<br />

dla pisarzy. To rodzaj dziurki od klucza, przez którą można<br />

ukazać szersze tło i „przemycić” ważne treści społeczne. Wielu<br />

cenionych przeze mnie autorów powieści kryminalnych, jak<br />

Pierre Lemaitre, Hennig Mankell czy Donna Tartt zakotwicza<br />

swoje książki w problematyce społecznej, opowiada o istotnych<br />

problemach współczesności. Na tym polega przecież fenomen<br />

kryminału skandynawskiego. To także powód, dla którego ja sam<br />

wybrałem właśnie kryminał jako środek własnej ekspresji.<br />

Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że pracuje Pan<br />

nad kolejnym, czwartym tomem przygód Christiana Abella,<br />

niestrudzonego wojownika, toczącego bój o ludzi i prawdę.<br />

Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, z jaką zagadką<br />

przyjdzie mu zmierzyć się tym razem? Kiedy możemy<br />

spodziewać się książki na rynku wydawniczym?<br />

Miasto duchów, bo tak nazywać się będzie czwarty tom<br />

z radcą Abellem w roli głównej, ukaże się we wrześniu bieżącego<br />

roku. Mój bohater powróci do Gdańska, aby rozwiązać aż dwie,<br />

wzajemnie się przenikające, zagadki<br />

kryminalne. Akcja powieści toczyć się<br />

będzie jesienią 1944 roku, na kilka miesięcy<br />

przed zagładą tego miasta.<br />

Czy pisze Pan obrazami według<br />

ściśle założonego wcześniej planu,<br />

czy też opowieść sama Pana niesie i<br />

nie wiadomo dokąd zaprowadzi?<br />

Zanim zasiądę do pisania, rozrysowuję<br />

postaci, rozpisuję poszczególne<br />

wątki, pilnując przy tym chronologii<br />

zdarzeń. Ale w każdym akcie twórczym<br />

nadchodzi taki moment, kiedy pióro zaczyna<br />

samo prowadzić. Nigdy nie wiem<br />

do końca, jak rozwinie się dany wątek,<br />

dopóki go nie skończę. I to jest najbardziej<br />

fascynujące w pisaniu, dlatego<br />

właśnie warto tworzyć, aby najpierw<br />

dotknąć granic i możliwości własnej<br />

wyobraźni, a potem – sprawdzić czy tej<br />

magii ulegają także inni.<br />

Niektórzy twórcy traktują swoje książki jak dzieci, które<br />

wypuszczają w świat. Czy Pan też tak do sprawy podchodzi?<br />

Która z czterech dotychczas opublikowanych powieści<br />

jest najbliższa sercu i dlaczego?<br />

Wszystkie dzieci moje są… Gdybym jednak musiał wskazać<br />

tylko jedną z moich książek, to byłby nim chyba Martwy błękit.<br />

Uważam, że w sensie konstrukcyjnym i fabularnym to najbardziej<br />

kompletne z moich dzieł. Z oczywistych powodów szczególne<br />

bliska jest mi także Lista Lucyfera. To moje najmłodsze<br />

dziecko, do tego pierwsza powieść na wskroś współczesna. Nie<br />

bez znaczenia jest także fakt, że Lista Lucyfera została znako-<br />

11


micie przyjęta przez rynek i już po kilku tygodniach dopracowała<br />

się statusu bestsellera.<br />

Można o Panu przeczytać, że jest miłośnikiem dobrej<br />

książki. „Dobrej”, czyli jakiej? Co winno ją wyróżniać na tle<br />

innych?<br />

Lubię powieści erudycyjne i autorów przykładających wagę<br />

nie tylko do konstrukcji i fabuły powieści – ale także do stylu,<br />

w jakim ta historia jest opowiadana. Dlatego jestem miłośnikiem<br />

Umberto Eco. Jego Imię Róży to dla mnie archetyp inteligentnej<br />

powieści kryminalnej. Cenię Stiega Larssona i Javiera Sierra.<br />

Jestem zachwycony Szczygłem Donny Tartt, a Szachownicę<br />

flamandzką Artura Pereza Reverte uważam za wzór powieści<br />

awanturniczo - detektywistycznej. Podziwiam Pierre’a Lemaitre.<br />

Wprowadził kryminał na wyżyny, zbliżone do literackiego Parnasu.<br />

To tylko kilku ulubieńców z listy „kryminalnej”. Chcę jednak<br />

powiedzieć, że moi ulubieńcy to niekoniecznie autorzy kryminałów.<br />

Moimi mistrzami są Vladimir Nabokow i Umberto Eco.<br />

Poza beletrystyką czytuję głównie fachowe książki i opracowania<br />

historyczne. Sam jestem współautorem kilku pozycji o profilu<br />

historycznym. Zgłębiam dzieje mojego rodzinnego Pomorza,<br />

mimo iż od czasów studiów jestem warszawskim słoikiem.<br />

Czy dobre pisanie to kwestia daru bogów, talentu, czy<br />

ciężkiej pracy nad warsztatem – a może wszystkiego po trosze,<br />

bądź czegoś innego?<br />

sama pracowitość nie zapewni powodzenia. Jestem zdania, że<br />

aby pisać dobre książki trzeba mieć rodzaj słuchu literackiego.<br />

Porównałbym literaturę do bliźniaczej muzy, czyli muzyki. Nie da<br />

się skomponować dobrej piosenki bez słuchu muzycznego. W literaturze<br />

jest podobnie: albo się posiada dar opowiadania historii,<br />

albo się jest tego daru pozbawionym, a wtedy lepiej poszukać<br />

sobie innego zajęcia.<br />

Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że aby dobrze pisać,<br />

trzeba dużo czytać? Jak to, Pańskim zdaniem, przekłada<br />

się na malejące zainteresowanie czytelnictwem? Czy istnieje<br />

obawa, że wkrótce zaleje nas twórczość grafomańska,<br />

a może to już się stało?<br />

Zawsze dużo czytałem, lektura w jakim sensie mnie ukształtowała:<br />

moją wrażliwość, ciekawość świata, wreszcie mój gust<br />

i smak artystyczny. Ktoś powiedział kiedyś, że jesteśmy tym, co<br />

przeczytaliśmy. Sądzę, że jest to prawda szczególnie istotna<br />

właśnie dla pisarza. Swoje literackie DNA na pewno zawdzięczam<br />

setkom książek, które są we mnie. Nie jestem w stanie<br />

ocenić skali grafomanii w dzisiejszej literaturze. Być może dlatego,<br />

że czytam tylko to, co mnie interesuje i tylko tych autorów,<br />

którzy są tego warci. Książki nieudane odkładam po kilkunastu,<br />

góra kilkudziesięciu stronach.<br />

Którą książkę zabrałby Pan ze sobą na bezludną wyspę?<br />

Chyba wszystkiego po trosze. Sam talent na pewno nie wystarczy,<br />

pisanie książek wymaga także pracowitości, dyscypliny<br />

umysłowej i wytężonej uwagi, tak aby nie popełnić jakiegoś błędu,<br />

który czytelnicy natychmiast by wychwycili. Z drugiej strony<br />

Nie potrafiłbym wybrać jednej książki. Gdyby w szalupie<br />

zmieściły się trzy, to wybrałbym Imię róży Umberto Eco, Łaskawe<br />

Jonathana Littella i Przezroczyste przedmioty Vladimira<br />

Nabokova.<br />

12


Ktoś powiedział, że czytanie to odkrywanie nas samych<br />

poprzez myśli innych. Czego możemy się o sobie dowiedzieć,<br />

sięgając po Pańskie książki?<br />

W swoich książkach – poza intrygą kryminalną – staram się<br />

ukazywać ludzkie dylematy i postawy w czasach przełomowych<br />

lub mało komfortowych. I tak fabuła moich retrokryminałów rozgrywa<br />

się w trudnych latach 30. Myślę, że kostiumy historyczne<br />

się zmieniają. Ale ludzie – ze swoją mroczną naturą i słabościami<br />

– pozostają ciągle tacy sami. Tak samo wieczna i nieuleczalna<br />

jest żądza władzy czy też fascynacja obłąkańczymi ideami.<br />

O tym także są moje książki.<br />

Poza tym literatura jest pewnego rodzaju zwierciadłem: rozpoznajemy<br />

w nim własne słabości, demony i lęki. Zło, które wyziera<br />

ze stronic Listy Lucyfera, jest wszechobecne, może zdarzyć<br />

się wszędzie, ma banalną twarz sąsiada zza ściany. Akcja<br />

rozgrywa się w moim ulubionym Trójmieście. Nie interesowało<br />

mnie jednak wykorzystywanie tej aglomeracji jako landrynkowej<br />

scenerii, znanej turystom. Znam Gdańsk czy Sopot z trochę innej<br />

strony. Zwłaszcza wieczorową porą Trójmiasto pokazuje inne<br />

oblicze, bardziej gwałtowne, pełne kontrastów, atawistyczne<br />

i groźne. W przypadku tej powieści ważne było dla mnie wykreowanie<br />

takiej postaci mordercy, która nie jest oczywista. W życiu<br />

tak nie ma, że mordercy są zawsze brudni, źli, wstrętni i kierują<br />

się tylko jednym rodzajem motywacji. Często za takim okrutnym<br />

czynem, jakim jest morderstwo, kryją się bardziej złożone namiętności<br />

i stany ducha. Takie jak pustka, która alienuje, a jeśli<br />

równocześnie człowiek traci w życiu coś ważnego, to zaczyna<br />

się w nim budzić niechęć, a nawet wrogość wobec innych, bardziej<br />

łaskawie potraktowanych przez los. I ta niechęć może się<br />

przerodzić w zbrodniczy instynkt. Dlatego bardzo się starałem,<br />

żeby tytułowy Lucyfer, był człowiekiem z pewną tajemną przeszłością<br />

i własną, bardzo złożoną motywacją, która powinna zaintrygować<br />

czytelników.<br />

Właśnie Lista Lucyfera, o której Pan mówi, opublikowana<br />

w tym roku jest zgoła inną historią od tych z serii z Christianem<br />

Abellem. Czy możemy spodziewać się kolejnych tomów<br />

obrazujących szatańską moc tajemniczego mordercy?<br />

Pracuję właśnie nad drugim tomem z redaktorem Adamem<br />

Bergiem w roli głównej. Powieść powinna ukazać się wiosną<br />

przyszłego roku nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska.<br />

Sukces Listy Lucyfera sprawił, że odczuwam ciążącą na mnie<br />

presje, aby kontynuacja była równie udana. Jeszcze w czerwcu<br />

zabieram się ponownie do pracy.<br />

Co robi Krzysztof Bochus kiedy nie pisze i nie czyta? Ma<br />

Pan jeszcze jakieś pasje, którym z przyjemnością się oddaje?<br />

Poza dobrą lekturą lubię dalekie podróże. Zwiedziłem już<br />

kawał świata, ostatnio największą przyjemność sprawiają mi wyprawy<br />

do Włoch, skarbnicy zabytków. Dopóki zdrowie mi pozwalało,<br />

ambitnie grywałem w tenisa. Teraz pozostały mi już tylko<br />

sporty rowerowe. Zresztą to podczas jazdy na rowerze przychodzą<br />

mi do głowy najlepsze pomysły, podobnie jak czasami podczas<br />

snu. Należę bowiem do osobników onirycznych, podobnie<br />

jak moi bohaterowie, radca Abell z trylogii kryminalnej oraz Adam<br />

Berg z Listy Lucyfera. Jestem również typem zbieracza. Kolekcjonuję<br />

przeróżne przedmioty, od obrazów ulubionych mistrzów,<br />

poprzez monety i piękne przedmioty, po czarne t-shirty (mam ich<br />

kilkadziesiąt).<br />

Jaki ma Pan stosunek do ekranizacji? Czy gdyby zaproponowano,<br />

zgodziłby się Pan na przeniesienie książek na<br />

ekran, tak jak zrobił to na przykład Remigiusz Mróz?<br />

Nie znam pisarza, który by o tym nie marzył. Nie jestem tu<br />

wyjątkiem. A Remkowi Mrozowi gratuluję udanej ekranizacji.<br />

Czego można by Panu życzyć prywatnie i zawodowo?<br />

Przede wszystkim zdrowia, sympatii czytelników i dobrych<br />

pomysłów na kolejne książki.<br />

Zatem właśnie tego Panu najserdeczniej życzę dziękując<br />

za miłą rozmowę i poświęcony czas.<br />

Z Krzysztofem Bochusem rozmawiała Iwona Niezgoda<br />

– pomysłodawczyni i współorganizatorka niezależnego<br />

plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca<br />

bloga Góralka Czyta.<br />

biurko K.Bochusa<br />

13


Robert Knapik<br />

Nie całkiem<br />

słodkie błoto,<br />

o reportażu<br />

Małgorzaty Rejmer<br />

„Błoto słodsze niż miód.<br />

Głosy komunistycznej<br />

Albanii”.<br />

Robert Knapik<br />

Niczego niespodziewający się czytelnik podejdzie<br />

do tej lektury bez wcześniejszych podejrzeń, sam<br />

zresztą otwierając pierwsze strony książki nie<br />

byłem gotowy aż na takie sceny okrucieństwa. Wracałem<br />

do czytania kilkukrotnie, trudno bowiem znieść przemoc,<br />

co można zaobserwować w historiach niektórych ofiar. Nie<br />

jest to bynajmniej ich wina, srogi był po prostu reżim, który<br />

doprowadził do scen żywcem wyjętych z „Roku 1984” George’a<br />

Orwella. Będzie o świadkach dziejowych zbrodni, zanim to<br />

jednak nastąpi, przyda się kilka słów o samym systemie, który<br />

niósł za sobą ludzkie cierpienia, pogardę czy zwykłą podłość.<br />

Enver Hoxha, przywódca albańskiego imperium, przez jednych<br />

wielbiony i ubóstwiany, przez innych natomiast znienawidzony<br />

do szpiku kości, nazywany dobrotliwie „Wujaszkiem Enverem”,<br />

za czasów jego rządów dokonały się w Albanii najkrwawsze<br />

przewroty, sztuka i kultura miały być zgodne z wzorcami<br />

socrealizmu, a wyjazdy za granicę traktowane były jako zdrada,<br />

pojawiły się w Albanii więzienia „obozy pracy”, gdzie na<br />

porządku dziennym były tortury psychiczne oraz fizyczne. Do<br />

więzienia można było trafić za nieodpowiednie wypowiadanie<br />

się o rządzących, kulturze, zastanej rzeczywistości. Albania<br />

za rządów Hoxhy była odcięta od świata, propagandowe<br />

media faszerowały obywateli kłamliwymi treściami, dawały<br />

sztuczne poczucie bezpieczeństwa w świecie pełnym lęku.<br />

Lęk to słowo klucz, nie można ufać nikomu, najlepiej też nie<br />

ufać sobie. „Już wtedy wiedziałem, że im mniej ludzie o tobie<br />

wiedzą, tym lepiej.”(s. 78). Kraj był na wiecznym podsłuchu,<br />

dbały o to służby bezpieczeństwa Sigurimi. Do tajnych służb<br />

bezpieki mógł należeć każdy, trzeba było pomyśleć pięć razy,<br />

zanim skrytykowało się władzę i otwarcie wydało się swój<br />

osąd. Tutaj kłania nam się George Orwell i jego jednomyślnie,<br />

warto mieć jednak świadomość, że taka rzeczywistość istniała,<br />

gdzieś całkiem niedaleko. Świat bez przyjaciół, za to z całym<br />

mnóstwem potencjalnych wrogów, „przezroczyste ściany”, brak<br />

prywatności, obywatele stają się aktorami mimo woli, pionkami<br />

w grze, gdzie tak naprawdę ich życie nic nie znaczy.<br />

Opowieści tych, którzy przeżyli piekło różnią się<br />

od siebie, ale też w pewnych kwestiach mają ze sobą coś<br />

wspólnego. Nie wszyscy na przykład wprost krytykują słusznie<br />

miniony ustrój. Xhemal Turishta, rybak z wioski Zogai,<br />

jakoś sobie radził, nie narzekał, ale widział też okrucieństwo<br />

14


nad tymi, którzy próbowali się zbuntować, uciec z przeklętej<br />

ziemi. Problem tkwi chyba też w tym, że sami Albańczycy<br />

nie za bardzo widzą dla siebie miejsce poza krajem, swoisty<br />

paradoks, uciec od przemocy i lęku, ale jednocześnie wrócić<br />

do miejsca skąd się pochodzi, do swojej ojczyzny. Chociaż<br />

wszyscy zgodnie przyznają, że dzisiejsza Albania nie jest krainą<br />

mlekiem i miodem płynącą, no a co widać na pierwszy rzut oka<br />

to właśnie rozpad, zagubieni ludzie, którzy na nowo uczą się<br />

relacji międzyludzkich, zaufanie to wartość deficytowa, nikogo<br />

to zresztą specjalnie nie dziwi. Pomimo otrzymanej wolności,<br />

rozmówcy Małgorzaty Rejmer upewniają się czy przypadkiem<br />

ktoś ich nie śledzi, a może gdzieś zamontowany jest podsłuch.<br />

Zgniły duch przeszłości jest ciągle obecny, stare nawyki trudno<br />

wyplenić.<br />

Ludzie prześladowani przez system do końca życia nie<br />

odzyskują wewnętrznego spokoju, Małgorzata Rejmer oddaje<br />

głos tym, którzy przez długie, gorzkie i krwawe lata byli tego<br />

głosu pozbawieni. Zła dziewczyna, chłopiec ze „złą biografią”,<br />

tego rodzaju określenia często padają w relacjach ofiar, odwraca<br />

się od nich rodzina, przyjaciele, człowiek jest zaszczuty, powoli<br />

też zaraża się lękiem, życie staje się ciężarem, ciężkim do przetrzymania<br />

brzemieniem.<br />

Cokolwiek złego się dzieje, jest na tej gliniastej,<br />

błotnistej ziemi nadzieja. Jedną z bardziej poruszających relacji,<br />

głosem z perspektywy lat jest historia życia Ridvana Dibry,<br />

współczesnego pisarza albańskiego ( rozdział „Piękno zawsze<br />

znajdzie drogę”). Już jako dziecko prezentował swój oportunizm,<br />

pewną nieprzystawalność, odstępstwo od ustalonych przez<br />

reżim norm, zachłannie czytał, był też nagradzany w konkursach<br />

literackich, odczuwał jednak sztuczność i sztywność wszystkich<br />

pochwalnych pieśni. Z jego ust pada stwierdzenie, iż życie<br />

w kłamstwie jest nic nie warte, myśl ta w różnych konfiguracjach<br />

powraca w opowieściach innych świadków albańskiego terroru.<br />

Z uwagi na leworęczność, Ridvan Dibra był niejednokrotnie<br />

szykanowany, nie było to w zgodzie z ogólnie przyjętym<br />

wzorcem, starano się nawrócić go na praworęczność. Warto<br />

zwrócić uwagę, że nawet w języku leworęczność traktowana jest<br />

co najmniej z lekkim lekceważeniem, niefortunnie kojarzona<br />

z „lewizną”, „lewymi sprawami”. Kiedyś zresztą osoby leworęczne<br />

posądzane były o kontakty z demonami, zajmowanie się<br />

czarami itp. Nie wspominam o tym bez przyczyny, unaocznia<br />

to pewien problem z otwarciem na inność, na coś co odstaje od<br />

ogólnie przyjętych norm, zachowań, zwyczajów czy skłonności.<br />

Leworęczność to w znacznej większości cecha wrodzona,<br />

nie należy tego zmieniać, a jednak niektórzy chcą dyktować,<br />

posuwają się do tego, aby mówić, co jest zgodne z programem<br />

partii i naczelnego wodza. Leworęczność tępiona, jest w szkole,<br />

dyrektor: „Pisać lewą się nie godzi”, to właśnie przedstawia<br />

w prosty sposób, czym jest system autorytarny i jak „nawraca”<br />

on krnąbrne jednostki.<br />

Ridvan Dibra ostatecznie nie poddał się, literatura<br />

pozwoliła mu przeżyć, studia oraz poszerzanie horyzontów<br />

literackich dały nadzieję, co niezwykle ważne, w świecie, którym<br />

rządzi pogarda wobec człowieka. Pośród wielu smutnych,<br />

przejmujących historii, opowieść Ridvana Dibry jest jak piękny<br />

kwiat wzrastający wokół pożogi, ludzkiej rzezi. Nie wolno się<br />

poddawać, w obliczu trudności trzeba trwać przy marzeniach,<br />

ta nauka powinna pozostać dla potomnych, dzisiaj w rozlewie<br />

krwi i wszechobecnej pogardy szczególnie ważna.<br />

Oprócz relacji świadków dokumentujących minioną<br />

epokę w albańskiej historii, nie brak też tęsknoty za Zachodem.<br />

Niedostępny świat kusił „kolorowymi papierkami”, nie<br />

wolno było nawet o nim marzyć, chociaż to właśnie tęsknota<br />

zapoczątkowała ważne dla Albanii zmiany. Znamienna jest<br />

chociażby opowieść o butach, raz zatopionych w błotnistej<br />

ziemi, innym razem dumnie kroczących po miejskich deptakach.<br />

Wymarzone adidasy stały się niejako symbolem normalności,<br />

synonimem dążeń współczesnego pokolenia Albańczyków.<br />

Zachodni blichtr nie okazał się jednak tak cudowny, po triumfie<br />

i radości, przyszła kolej na rozczarowania. Cały ten mariaż<br />

emocji i pasji wspaniale oddała Małgorzata Rejmer w swoim<br />

reportażu, literacki obraz pełen ironii, goryczy, tęsknoty, ale<br />

też zapału i wytrwałości, nie byłby tak silny i sugestywny bez<br />

literackiego kunsztu, którego autorce z pewnością nie można<br />

odmówić.<br />

Poprzez historie swoich bohaterów Małgorzata Rejmer<br />

zabiera nas do Albanii, takiej, o której wolelibyśmy zapomnieć,<br />

rzucić w przepaść historii. Przychodzi jednak moment, by na nowo<br />

odczytać ponure dzieje komunistycznego reżimu rządzonego<br />

przez Envera Hoxhę, doprowadzić do względnego oczyszczenia.<br />

Czy oczyszczenie jest możliwe, część pokrzywdzonych przez<br />

bestialski reżim zdaje się mówić, że obecna rzeczywistość wcale<br />

nie jest lepsza, łapówkarstwo, przepychanki, odziedziczony<br />

z poprzedniego systemu brak zaufania. Andrzej Stasiuk mówi<br />

na to „bałkański bajzel’. Co tak naprawdę wydarzyło się na tej<br />

gliniastej ziemi i co później pozostanie w pamięci, dowiemy<br />

się z reportażu Małgorzaty Rejmer. „Błoto słodsze niż miód.<br />

Głosy komunistycznej Albanii.” nominowanym do Nagrody im.<br />

Ryszarda Kapuścińskiego oraz Literackiej Nagrody Nike.<br />

Małgorzata Rejmer, „Błoto słodsze niż miód. Głosy<br />

komunistycznej Albanii”, Wydawnictwo Czarne, Kołowiec 2018<br />

15


CHRISTOPHER STONE<br />

fot. pixabay.com/pl<br />

Cristopher Stone tworzy poezję od ponad dwudziestu lat ... „do szuflady”. Nigdy i nigdzie do tej pory nie publikował swoich<br />

wierszy. Jakimś cudem udało mi się namówić go na pierwszą premierową publikację w Post Scriptum, czym czuję się zaszczycona.<br />

Cristopher Stone to pseudonim artystyczny niezwykłego człowieka, który nie szukając sławy ani poklasku tworzy z potrzeby<br />

serca i duszy. Wrażliwy i arogancki, anarchista szukający piękna we wszystkim czego doświadcza, włóczykij i niespokojny duch.<br />

Cristopher jest Polakiem, ale od ponad dwudziestu lat żyje na emigracji, obecnie w Wielkiej Brytanii. Wiersze, które tu<br />

prezentujemy są z lat 1998 - 2003. Mam nadzieję, że poruszą one Wasze serca i wyobraźnię.<br />

Agnieszka Biardzka<br />

okular<br />

patrzeć na świat przez okular<br />

nie brązowy i nie czarny<br />

lecz ogromny w swej jasności<br />

widzieć ciało i istotę rzeczy różnych<br />

głębie jezior gór szpiczastość<br />

nosić w sercu męskość jasność<br />

po to sięgam mego pióra<br />

dacie wiarę mym spojrzeniom?<br />

Częściej dziwnych częściej trudnych<br />

kolorowych bardzo różnych<br />

lecz prawdziwych w swych<br />

wyznaniach<br />

niekłamanych<br />

pożądanych<br />

słów znaczenie bardzo różne<br />

rano smutne jutro nudne<br />

lecz gdy przyjdzie ci ochota<br />

sięgnij znowu stronic kilka<br />

po to właśnie jest bibułka<br />

by zapłakać starcze ciało<br />

i od nowa myśleć zacząć<br />

przez okular wielki jasny<br />

***<br />

nie szperaj we mnie<br />

zgaszone świece i gwiazdy<br />

nie wyciągaj dłoni<br />

martwe me ciało i wyschnięta krew<br />

nie całuj mnie<br />

życie jak pergamin, skóra<br />

i nie mów do mnie<br />

zamilcz niczym ciemność nocy<br />

I włóż spodnie czarne cmentarne<br />

i zanieś mnie tam<br />

gdzie wydrążony ludzką nienawiścią świat<br />

kończy się<br />

i zaczyna<br />

I postaw na krawędzi<br />

i rzuć w przepaść<br />

i zakop głęboko w ciszy<br />

Niech tajemnica zgaśnie<br />

17


***<br />

stracone me lata najlepsze<br />

stracone te dni i noce całe<br />

przegrałeś a chwile zostały<br />

i męczą kiedy wkońcu zasypiałeś<br />

I chciałem mieć ciebie wreszcie<br />

i chciałem być tobie wierny<br />

zabrakło mi tylko czasu<br />

i chyba tak być musiało<br />

więc zrób to ze mną nareszcie<br />

zrób dzisiaj noc taka cudna<br />

niech ciemność ogrzeje me ciało<br />

a spokój ogarnie jak chciałem<br />

cudowna ma chwilo pachnąca<br />

jesienią kolorów odejdźmy<br />

zróbmy to razem nareszcie<br />

a jutro zostanie fantazją<br />

***<br />

Muzyko wieczornej ciszy<br />

szumiących traw melodio<br />

ukołysz mnie do snu<br />

łagodną swą rapsodią<br />

I przytul blaskiem gwiazdy<br />

i muśnij wiatrem chłodnym<br />

i daj wreszcie odpocząć<br />

i pozwól być łagodnym<br />

I zatańcz ze mną krótko<br />

i czerni pozwól dotknąć<br />

i popłyń ze mną łódką<br />

tam pozwól lekko krzyknąć<br />

Gdy już będziemy razem<br />

ty nocą ja nicością<br />

mą duszę zatruj gazem<br />

a ciało spal miłością<br />

***<br />

powrócę tu kiedyś raz jeszcze<br />

do mojej samotni dębowych desek<br />

popatrzeć okiem niemłodym jak rośnie<br />

mój krzyk w ogrodzie samotny<br />

usiadę na pieńku w cieniu spokojny<br />

rozpalę ogień wzniosą się gwiazdy<br />

jak wczoraj uśmiechnę się młody<br />

raz jeszcze powącham jałowce<br />

przytule jak dziecko pluszową zabawkę<br />

guziki pledu zapne pod szyję<br />

i zamknę oczy wzlecę nad rzekę<br />

hadesu przyszło przekroczyć granice<br />

i wrocę tutaj raz jeszcze<br />

***<br />

Czy mnie jeszcze pamiętasz<br />

czy tęsknisz gdy zachodzi słońce<br />

czy wiesz gdzie leży ten cmentarz<br />

czy chodzisz tam czasem<br />

w swej błękitnej jesionce<br />

czy mnie jeszcze pamiętasz<br />

czy szlochasz gdy pada deszcz<br />

czy siedzisz tam czasem na ławce<br />

w tej alejce pełnej naszych łez<br />

czy mnie jeszcze pamiętasz<br />

czy przyjdziesz raz kiedyś<br />

by przytulić mnie nareszcie<br />

tak jak to było kiedyś<br />

fot. pixabay.com/pl


fot. pixabay.com/pl<br />

***<br />

Blady świt słodką nocą przychodzi<br />

dzień nowy ty musisz już wstać<br />

zabierasz swe piękne ciało i wodą<br />

pachnąca nagle odchodzisz<br />

zostały tylko oczy czerwone<br />

skrawek twej czarnej sukienki<br />

obraz twych młodych piersi<br />

i jeden chiński cukierek, owoc kuszący<br />

pójdę za tobą jak wtedy na spacer<br />

aleją ciemną chodnikiem w dół<br />

tam gdzie mieszka wciąz twój brudny cień<br />

i zdejmę starą koszulę<br />

i krzykiem rozerwę przestrzeń<br />

i ziemię ciepłą tobą wciąż jeszcze przytulę<br />

by poczuć to wszystko raz jeszcze<br />

ten sen<br />

***<br />

dzisiaj nic nie napisze<br />

ktoś zabrał mi słowa<br />

mysli zostały daleko<br />

od nowa od nowa od nowa<br />

te same obrazy i dzwięki<br />

tysiące twarzy tych samych<br />

zegar swój czas toczy<br />

od nowa od nowa od nowa<br />

składam obrazy i dzwięki<br />

może ktos odda mi słowa<br />

zacznę pisać i mysleć<br />

od nowa od nowa od nowa<br />

***<br />

A teraz jestem sam<br />

i ciężkie me ciało<br />

żelazem oblane – stal!<br />

A teraz jestem sam<br />

i lekkie me ciało<br />

tanim winem zalane - żal!<br />

A teraz jestem sam<br />

i gdzie moje ciało<br />

ona zabrała hen w dal!<br />

A teraz jestem sam<br />

i sam będę już zawsze<br />

i ona też jest tam<br />

gdzie życie to nie tani kram!<br />

19


RENATA CYGAN<br />

Jestem wszechświatem<br />

Jestem wszechświatem błądzę w przestworzach<br />

zbieram przestrogi rozwiewam lęki<br />

wypiętrzam góry napełniam morza<br />

ujarzmiam ledwo poznane dźwięki<br />

pilnuję ognia tworzę iluzje<br />

wiatr trzymam w dłoniach pławię się w dziwach<br />

zbieram decyzje jedynie słuszne<br />

przygarniam księżyc tęskniąc w odpływach<br />

schadzam manowce ciągle bezkresne<br />

przejmuję stery migoczę w zbożu<br />

niechciana znikam w potrzebie jestem<br />

korzeniem w ziemi a rybą w morzu<br />

żyję jak mrówka ludzkim porządkiem<br />

nucę ballady trąbię na vivat<br />

bywam prząśniczką chmurą przylądkiem<br />

lecz tylko w twoich oczach ożywam<br />

Będzie dobrze<br />

Głowa pełna motyli, ręce pełne chęci,<br />

fontanny pełne monet, żagle pełne wiatru,<br />

zapach młodych jaśminów w szufladach pamięci<br />

i taniec białych koni wśród chabrów i bratków.<br />

Zeszyty pełne wierszy, a struny drżeń miękkich<br />

i ciało roztęsknione w draperiach sukienki.<br />

Nagle oczy łez pełne, a listy pożegnań,<br />

myśli - pełznące cienie. Wosk kapie na dywan.<br />

Choć księżyc bladym światłem pusty dom wysrebrza,<br />

to twarz przybrana w uśmiech w lustrze znów zastyga.<br />

Brzoza, wciąż przy nadziei, rozkrzewia gałęzie.<br />

Będzie dobrze.<br />

Z pewnością.<br />

Nie dzisiaj, lecz będzie.<br />

Niewinny erotyk o jabłku<br />

Chcę cię po kęsie, makintoszu chrupać<br />

z wdziękiem,<br />

wbijać siekacze, po korzenie, w słodkie miąższe.<br />

Nie dla mnie gruszki, (choć też w smaku nie najgorsze),<br />

ja wolę jabłkiem mamić zmysły, aż mózg mięknie.<br />

Mega ochoty na twój smak bezwstydnie prężę,<br />

(czyś papierówką, jonatanem, czy kosztelą).<br />

Jabłuszko pełne snów zdobędę przed niedzielą,<br />

bo mi nie straszne hesperydy ani węże.<br />

Bez ciebie mgły u stóp się ścielą siwym smutkiem,<br />

tęsknoty jęczą i zwisają w snach pomiędzy.<br />

Dojrzewaj w słońcu. Ja się zjawię jak pink lady,<br />

aż zatracimy się, ząb w ząb, w poezji chrupnięć.<br />

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre<br />

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre.<br />

Tylko, niestety, brzydnę nazbyt często.<br />

Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />

Ogromne niebo w błękicie swym szczodre,<br />

drzewa śpiewają, a kwiaty nie więdną.<br />

Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre.<br />

W zdawkowe życie wwikłana, by dobrzmieć,<br />

kroczę osobna. Pacierze się międlą.<br />

Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />

Czas grubą zmarszczką szkicuje mój portret,<br />

na chybił-trafił oddaję się zemstom.<br />

A nie powinnam - bo ładne, co dobre.<br />

Worki obietnic - fałszywe melodie,<br />

świdrują dźwiękiem duszącej mgły gęstość,<br />

choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />

Ozdobię ścieżkę, by choć na odchodne,<br />

wypięknić w końcu tę szpetną przyziemskość.<br />

Wszak bywam ładna tylko w tym, co dobre,<br />

przez lekkie zimy, po wiosny zasobne.<br />

20


Festiwale, zloty, spotkania<br />

poetyckie i co z nich wynika.<br />

Renata Cygan<br />

Często słyszę pytanie, czy takie „spędy” poetów coś komuś<br />

dają, czy służą jakiejś większej sprawie (poza łechtaniem<br />

ego organizatorów i uczestników), czy są w ogóle potrzebne.<br />

Ja należę do osób, które uważają, że tak. Na festiwalach<br />

poetyckich w Polsce i za granicą (nierzadko odległą) bywam<br />

regularnie. Już od kilku ładnych lat.<br />

No więc czemu te spotkania służą? Ano przede wszystkim<br />

temu, aby zaprezentować swoją twórczość w innym wymiarze<br />

geograficznym, podzielić się nią z ludźmi (no bo przecież nie<br />

tworzymy tylko dla siebie), zaczerpnąć trochę egzotycznego<br />

powietrza, wymienić się dobrą energią. Dla mnie najważniejsi<br />

są ludzie, nowe kontakty, cenne znajomości, nieoczekiwane<br />

przyjaźnie. Bo nie o klepanie własnych wierszy tu idzie, a o interakcje<br />

i integracje właśnie. Z takich spotkań wynika też często<br />

dalsza współpraca artystyczna – tłumaczymy swoje wiersze na<br />

różne języki, wydajemy wspólne tomy poezji, antologie, itp. No<br />

i jeszcze sprawa ważna i poważna – propagowanie polskiej<br />

poezji poza granicami kraju. Brzmi jak misja, bo misją w istocie<br />

jest.<br />

Z Rozalią Aleksandrową znamy się już od wielu lat; bywała<br />

na festiwalach poetyckich w Londynie i w Polsce, nasze<br />

ścieżki przecinały się to tu, to tam. Aż któregoś razu dostałam<br />

zaproszenie na międzynarodowy<br />

festiwal „Duchowość bez granic”<br />

w Płowdiwie, w Bułgarii. Spiritus<br />

movens tego wydarzenia to właśnie<br />

Rozalia. „Duchowość bez granic” to<br />

na pierwszy rzut oka nazwa nieco<br />

dziwna i trącąca lekkim patosem,<br />

ale zrozumie się o co chodzi, gdy<br />

się pozna genezę.<br />

Rozalia jest pracownikiem<br />

Uniwersytetu Medycznego w Pło-<br />

wdiwie i należy do prężnie dzia-<br />

łającej tam grupy poetów kwanstowych.<br />

Tak, tak – też się<br />

zdziwiłam. Cóż to za twór ta poezja<br />

kwantowa? Proces kształtowania<br />

idei tego gatunku poetyckiego<br />

rozpoczął się w 2003 roku, a<br />

w marcu 2006 r. zawiązała się<br />

nieformalna grupa nazwana „Kwant<br />

i przyjaciele”. Skupia ona poetów, fizyków, muzyków i ar-tystów.<br />

Poezja kwantowa jest według luźnej definicji poezją Ducha,<br />

poezją aniołów, poezją dobroci, miłości i światła. Rodzi się<br />

spontanicznie w chwili jedności autora ze wszechświatem. Bo<br />

przecież fizyczny wszechświat złożony jest z czystej energii,<br />

którą można zamienić na inną formę energii czy materii, bez<br />

żadnych strat podczas transformacji. To tak w skrócie.<br />

Miejsce geograficzne jest nie bez znaczenia, gdyż Płowdiw<br />

ma niezwykle ciekawą i bogatą historię – to jedno z najstarszych<br />

miast w Europie (a niektóre źródła podają, że najstarsze),<br />

położone wśród siedmiu wzgórz, a jak wiadomo siódemka jest<br />

cyfrą magiczną. To po pierwsze. Poza tym, pod właściwym<br />

miastem, pod stopami przechodniów, kilka metrów pod ziemią,<br />

znajduje się antyczne miasto stworzone przez Traków, którego<br />

początki sięgają sześciu tysięcy lat przed Chrystusem. Ten fakt<br />

nie może być obojętny dla atmosfery i energii tego miejsca,<br />

jak i dla samej poezji kwantowej, a i sztuki w ogóle. Dosłownie<br />

czuje się potęgę dawnych czasów, na styku współczesności<br />

i antyku, siłę zamierzchłej historii Tracji i jej starożytnego<br />

ducha. Z Tracji pochodził prawdopodobnie Spartakus, Traków<br />

spotykamy w poezji Homera jako lud sprzymierzony z Trojanami<br />

i im pokrewny.<br />

21 Belozem, Mihaella Stoikova i Samuil Gelev. Foto: Renata Cygan


Mieszkańcy Płowdiwu pielęgnują pamięć o wielkości Tracji<br />

i Traków, którzy stworzyli podwaliny pod naszą kulturę łacińską.<br />

W zetknięciu z dawną cywilizacją, w Płowdiwie możemy<br />

dotknąć kruchych resztek świata antycznego. Dodajmy do tego<br />

odurzający zapach lip i akacji, kamienne uliczki starego miasta,<br />

małe kawiarenki, róże przynoszące Bułgarii sławę i przyjazny<br />

klimat, a obrazek sam się rysuje. W tym otoczeniu rodzi się<br />

poezja, w tym otoczeniu tworzą i pławią się artyści, tam rodzi<br />

się magia. Po krzywych chodnikach wspinają się wiersze, słońce<br />

szeroko się uśmiecha malując obrazy, a czereśnie tryskają<br />

słodyczą.<br />

W <strong>2019</strong> r. Płowdiw otrzymał tytuł Europejskiej Stolicy Kultury<br />

w duecie z innym tysiącletnim miastem, włoską Materą. To także<br />

dodało smaku i wyjątkowości naszym poetyckim spotkaniom.<br />

Poszczególne imprezy tegorocznego festiwalu „Duchowość bez<br />

granic” odbywały się w magicznych miejscach: gala festiwalowa<br />

w Centrum Kultury Trakart, pełnym skarbów sprzed tysięcy lat,<br />

niezwykły koncert Mihaelli Stoikovej i Samuila Geleva (o bogowie,<br />

jak on grał!) w Belozem – cudownej mekkce artystów,<br />

której właścicielem jest Ganu Ganev Ghandi. Nie będę nawet<br />

próbować opisać słowami na czym polega magia tego miejsca,<br />

tam trzeba być, żeby ją poczuć na własnej skórze. W takim<br />

entourage czytaliśmy wiersze, oszołomieni wyjątkowością<br />

zakamarków pełnych historii, obrazów i muzyki, integrowaliśmy<br />

się z poetami i artystami bułgarskimi, a wszędzie przyjmowano<br />

nas z niezwykłą gościnnoscią.<br />

Cieszę się, że mogłam być częścią tego niecodziennego<br />

wydarzenia. W tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę<br />

prywaty, bo dla mnie tegoroczny festiwal w Płowdiwie był<br />

wyjątkowy jeszcze z jednego względu – otrzymałam piękną<br />

statuetkę (wykonał ją płowdiwski artysta-rzeźbiarz Rangel<br />

Stoilow Bacho), najważniejszą nagrodę; Grand Prix festiwalu<br />

„Duchowość bez granic”. Za moje wiersze (które poeci kwantowi<br />

uznali za kwantowe), tłumaczone na język bułgarski przez<br />

Rozalię Aleksandrową i Teresę Moszczyńską-Lazarową (dobrą<br />

wróżkę festiwali), ale także za wieloletnią współpracę m.in<br />

w przygotowaniach festiwalowych almanachów. Projektowałam<br />

do nich okładki i tworzyłam ilustracje. Duży zaszczyt i ogromne<br />

wyróżnienie.<br />

Moje następne poetyckie wyjazdy to festiwale w Indiach,<br />

Rosji i w Polsce. A za rok – znowu Płowdiw, bo tam jeżdżę<br />

po słońce. Jest na co czekać, jest dla kogo pisać wiersze.<br />

W Belozem<br />

Pan Bóg na niebie słońce rozświecił<br />

w domu wśród maków i pól kapusty<br />

na starych ławach siedzą poeci<br />

gadają wierszem i piją wino<br />

rozdają uśmiech ciemnym szczelinom<br />

hołdując sprawom jedynie słusznym<br />

wśród strof i gestów plącze się szczeniak<br />

chudy kundelek – smutne ma oczy<br />

pewnie psie w łebku chowa marzenia<br />

i choć się boi – błaga o dotyk<br />

dźwięki gitary gonią się z echem<br />

poeci głaszczą psinę po grzbiecie<br />

a on dziękuje kundlim uśmiechem<br />

bo oto znalazł się w lepszym świecie<br />

Renata Cygan 30/05/2017<br />

Belozem, Bułgaria<br />

Renata Cygan ze statuetką<br />

22


TEKTOGRAFIA<br />

GRZEGORZ STEFAN MADEJ


Wiele lat temu oglądałam wystawę w Bielsku-Białej i tam pierwszy raz zobaczyłam Twoje tektografie, absolutnie<br />

zachwycajace delikatnoscią, precyzja i wdziękiem. Tektografia to technika, którą sam wymyśliłeś. Opowiedz naszym<br />

czytelnikom czym jest ta technika i co zainspirowało Cie do jej stworzenia.<br />

W liceum dzięki wspaniałemu nauczycielowi Tadeuszowi Królowi poznałem szerokie spektrum warsztatu grafika. Pasja<br />

z jaką oddałem się tej dziedzinie sztuki, pozwoliła mi zgłębić wszystkie tajniki technik metalowych (akwaforta, akwatinta, odprysk,<br />

ruletka, miękki werniks, mezzotinta itp.), nie zabrakło również wprawek w takich technik jak fluoroforta i cliche – verre. Już wtedy<br />

próbowałem eksperymentować z poznanymi technikami, tworząc suchą igłę w celuloidzie. Do drukowania z gotowej już matrycy<br />

używałem suchej pasteli, uzyskując niebywale miękki rysunek o efekcie zbliżonym do rysunków renesansowych.<br />

W trakcie edukacji w Studium Animacji Filmowej przy Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej (trwało to zaledwie kilka<br />

miesięcy), wzbudziły moje zainteresowanie zużyte płyty duraluminiowe ze starego typu powielaczy, na których starałem się tworzyć<br />

suchą igłę. Tutaj, zacząłem kserokopiarki nowszego typu używać jako warsztatu graficznego. Powielałem własne rysunki na celuloid,<br />

który po zadrukowaniu traktowałem jako niezależną pracę, lub używałem jako matrycy do naświetlania papieru światłoczułego na<br />

wzór cliche – verre. W tym też okresie miałem okazję poznawać rozmaite nowinki i zawiłości graficzne, odwiedzając na ASP w<br />

Krakowie swego przyjaciela, wówczas studiującego grafikę.<br />

Po kilkuletniej przerwie, podejmując kształcenie w Instytucie Sztuki w Cieszynie, nie zastanawiałem się nad wyborem<br />

kierunku, padło oczywiście na grafikę. Tu zetknąłem się z użyciem jako podłoża graficznego grubej tektury, powszechnie uprawiano<br />

tu technikę frotaż, mistrzostwa dokonywał w tej dziedzinie Grzegorz Hańderek (broniliśmy swe prace dyplomowe w tym samym<br />

dniu). Po realizacji kilku linorytów i technik metalowych, na drugim roku studiów zwróciłem swą uwagę na ów materiał, jakim była<br />

gruba tektura. Nie satysfakcjonowało mnie zajmowanie się gotową strukturą jaką dawały naklejane tkaniny, pióra, sznurki. To<br />

przerabiałem już w liceum, używając tych efektów do wykonywania plakatu artystycznego. Zauważyłem, że w tekturze można<br />

pozostawiać głębokie cięcia, które po zagruntowaniu lakierami dawały w druku piękną mięsistą linię druku wklęsłego, którą spokojnie<br />

mogłem wykorzystać przekładając na grafikę swój warsztat rysunkowy. Równocześnie zacząłem dostrzegać iż sama powierzchnia<br />

zagruntowanej tektury daje specyficzny efekt tinty. Używając metod zbliżonych do monotypii byłem w stanie używać delikatnych<br />

światłocieni budujących klimat i przestrzeń bryły zbudowanej z wyciętych linii. Nauczyłem się również w sposób właściwy sobie,<br />

uzyskiwać dodatkowe efekty zlewanego lakieru na płycie i reliefów uzyskiwanych punktowo grubymi warstwami farby emulsyjnej,<br />

która po wyschnięciu tworzy wypukłości na matrycy, w to wszystko wplotłem wydrapywanie – wycinanie większych powierzchni<br />

miąższu tektury.<br />

25


To wszystko w harmonijnym połączeniu pozwoliło mi na tworzenie tematów, którym oddawałem się zawsze z pasją, był<br />

to portret. Pierwszą pracą, która dała mi wyjście do dzisiejszego stanu mojej techniki była kompozycja portretowa „Afrodyta”.<br />

Przystępując do pracy dyplomowej, byłem już w pełni świadomy swego autorskiego warsztatu, jaki wypracowałem w trakcie tych<br />

studiów. To nakazało mi myśleć o ochrzczeniu własnego tworu. Stanęło na neologizmie TEKTOGRAFIA, od tektura, nie chciałem by<br />

była to tekturografia, jakoś to było mniej lotne.<br />

TEKTOGRAFIA potrafi sprawiać wiele uciążliwości warsztatowych niewprawnemu osobnikowi w warsztacie graficznym,<br />

pozbawionemu benedyktyńskiej cierpliwości, której wymaga zwłaszcza ta technika. Dla tego też, pozwalam sobie na wyrażenie<br />

satysfakcji obserwując, jak w mojej macierzystej uczelni w Cieszynie oraz na terenie Śląska, rozwija się technika, do której istnienia<br />

przyczyniłem się swoją pracą. Oczywiście, nie pomijam zasług wykładowców, moich ówczesnych mistrzów, dra Józefa Knopka<br />

oraz prof. Eugeniusza Delekty, służących wartościowymi radami i dających mi wolną rękę w eksperymentowaniu, inspirują Oni<br />

nieustannie kolejne roczniki moją pracą dyplomową i ugruntowują stworzoną przeze mnie nazwę „tektografia”.<br />

Grzegorz Madej<br />

Historyk, muzealnik, kolekcjoner, artysta grafik i malarz (aktualna kolejność)<br />

Urodził się 3 lutego 1970 r. w kaplicy pałacowej w Kozach koło Bielska-Białej, dzieciństwo spędził w Jaworzu pod Bielskiem, jednak jego przodkowie wywodzą się ze<br />

Świętokrzyskiego i Drohobycza.<br />

W 1990 r. ukończył wystawiennictwo w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Bielsku-Białej (dyplom otrzymał wyróżnienie). Następnie przez rok uczęszczał do<br />

Studia Animacji Filmowej w Bielsku-Białej. W roku 1997 podjął studia w Instytucie Sztuki Uniwersytetu Śląskiego Filia w Cieszynie na kierunku pedagogiczno-artystycznym<br />

(specjalność: grafika). Pracę magisterską z zakresu kulturoznawstwa oraz grafiki warsztatowej (tektografia) obronił w roku 2002 (dyplom otrzymał wyróżnienie). W roku<br />

2013 podjął studia doktoranckie w Instytucie Historii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Trzy lata później obronił z wyróżnieniem<br />

dysertację zatytułowaną Bielska linia książęcego rodu Sułkowskich (1786–1918).<br />

W latach 1991–2009 pracował na stanowisku marszanda w bielskiej galerii Sztuka i Antyki wybitnego antykwariusza, Leszka Wąsa. Od roku 2009 pracuje w Muzeum<br />

Historycznym w Bielsku-Białej, gdzie osiągnął stanowisko kustosza dyplomowanego (<strong>2019</strong>), obecnie jest kierownikiem Działu Historii. Zajmuje się badaniami nad historią<br />

bielskiej linii książęcego rodu Sułkowskich. W dorobku naukowym posiada 14 wydawnictw zwartych, napisał teksty do 9 publikacji pokonferencyjnych, 15 wydawnictw<br />

ciągłych oraz 10 do czasopism. Jest pomysłodawcą i redaktorem periodyku „Zeszyty Sułkowskich”. Powołał do życia Stowarzyszenie na Rzecz Odnowienia Kaplicy<br />

Zamkowej w Bielsku-Białej, którego jest przewodniczącym. Zorganizował ponad trzydzieści wydarzeń muzealnych, był kuratorem oraz współ kuratorem ponad 20 wystaw,<br />

z których najistotniejsze to: Andrzej Strumiłło. Dzieła wybrane, Roma Ligocka. Obrazy i słowa, Zakony rycerskie. Historia i współczesność, Starodruki ze zbiorów Muzeum<br />

26


w Bielsku-Białej, 260. rocznica nabycia państwa bielskiego przez A.J. Sułkowskiego, Bielscy książęta Sułkowscy jakich nie znacie, By księga była piękniejsza o duszę<br />

właściciela. 500-lecie polskiego ekslibrisu, Pod znakiem róży nad Białą. 500 lat Reformacji. W swoim dorobku ma również projekt wystawienniczy Hodie mihi, cras tibi,<br />

prezentujący prywatne zbiory dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego (cztery wystawy). Był pomysłodawcą i współorganizatorem międzynarodowej konferencji Książęta<br />

Sułkowscy, jakich nie znacie oraz stworzył cykliczne wydarzenie Zaduszki dla Sułkowskich.<br />

W dorobku artystycznym posiada 11 wystaw indywidualnych oraz udział w ponad 30 zbiorowych. Od 2002 r. pod szyldem G.M. Elzewir wydał 14 druków bibliofilskich. W<br />

2005 r. zrealizował dekoracje malarskie parapetu chóru muzycznego do kościoła w Będkowicach oraz projekty wystroju malarskiego tejże świątyni. Prace artysty znajdują<br />

się m.in. w zbiorach Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, Muzeum w Sandomierzu, Bibliotece Jagiellońskiej, Muzeum Książki we Wrocławiu oraz wielu zbiorach<br />

prywatnych. Do niedawne jego prace można było nabyć w Bator Art Galery w Szczyrku i Galerii Zamkowej Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej. Obecnie, ze względu<br />

na liczne obowiązki naukowe, zawiesił działalność artystyczną.<br />

Za swą działalność muzealniczą otrzymał w 2016 r. wyróżnienie Marszałka Województwa Śląskiego za Wydarzenie Muzealne Roku 2015 w kategorii „publikacje<br />

książkowe”. W 2017 r. został nominowany do Ikar 2016 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki za wybitną dotychczasową działalność<br />

naukową i wystawienniczą, a w roku 2018 otrzymał nominację i zdobył nagrodę główną Ikar 2017 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki<br />

za szczególne osiągnięcie kulturalne.<br />

Za osiągnięcia artystyczne był wyróżniony w 1990 r. medalem za dyplom artystyczny w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. W 2002 r. otrzymał wyróżnienie za<br />

pracę dyplomową z grafiki w Instytucie Sztuki w Cieszynie. W 2005 r. otrzymał wyróżnienie za pracę malarską w konkursie Misterium cierpienia misterium odkupienia<br />

zorganizowanym przez Bielskie Centrum Kultury Bielsko-Biała, a w 2006 r. za pracę graficzną zdobył nominację do nagrody V Triennale Autoportretu w Radomiu.<br />

Portfolio www.madejbb.pl<br />

27


CZŁOWIEK MYŚLĄCY<br />

(POMIĘDZY NATURĄ A KULTURĄ)<br />

z cyklu O SZTUCE<br />

Katarzyna Saniewska<br />

Po tym, jak 3 tysiące osób zadeklarowało swój udział<br />

w grupowym jedzeniu bananów przed Muzeum Narodowym<br />

w Warszawie, w akcie protestu przeciwko<br />

cenzurze w sztuce, po usunięciu z ekspozycji stałej w Galerii<br />

XX i XXI wieku prac Natalii LL, Grupy Sędzia Główny<br />

i Katarzyny Kozyry, nie pozostaje nic innego, niż zajadając<br />

kusząco wygięty owoc, zastanowić się nad wizjami człowieka<br />

w sztuce współczesnej. Zwłaszcza w odniesieniu do przedstawień<br />

ukazywanych w nurcie sztuki krytycznej...ale nie<br />

tylko.<br />

Natłok pytań wydaje sie trudny do uporządkowania. Wydaje<br />

się jednak, że warto byłoby się zastanowić, nad wizją<br />

nas samych, w sztuce, w kontekście trwania pomiędzy kulturą<br />

a naturą. Szczególnie teraz, gdy coraz bardziej zdajemy<br />

sobie sprawę z naszego, wpływu na funkcjonowanie planety.<br />

Co ciekawe jednak, choć dajemy sobie prawo do nazywania<br />

siebie samych twórcami ( jakże blisko temu słowu, do słowa<br />

„Stwórca”), często bezrefleksyjnie przyczyniamy się do wymazania<br />

z powierzchni Ziemi kolejnych gatunków czy całych<br />

ekosystemów. Uważamy, że mamy prawo do decyzji i do<br />

rozwoju. Między innymi dlatego, że jako jedyny gatunek tworzymy...kulturę<br />

i sztukę. A tak „Bogiem a prawdą” nie odrobiliśmy<br />

nawet podstawowej pracy domowej, zadanej nam<br />

w swoim czasie przez Stwórcę. Polegać ona miała na nazywaniu<br />

gatunków...a my nie potrafimy nawet po imieniu nazwać<br />

tego, co degradujemy.<br />

„Człowiek podbił i udomowił naturę, i zmienił planetę<br />

w wielki ogród, ale jest to ogród barbarzyńców. Trudno w nim<br />

29<br />

odróżnić to, co naturalne, od tego co przynależy do kultury.<br />

Trudno odnaleźć naturalny porządek rzeczy.” jak pisze Grzegorz<br />

Dziamski. 1 Czy istnieje w ogóle, w dzisiejszym pojmowaniu<br />

pojęcie naturalności? Co tak naprawdę jest naturalne,<br />

skoro kultura stara się cenzurować naturę, aby nadać jej<br />

w pewnych aspektach rys nie godzący w naszą estetykę,<br />

a w innych okolicznościach także w naszą etykę?<br />

Jeżeli spojrzeć na to zagadnienie szerzej, istnieje tu<br />

sprzeczność, ponieważ o naturze nie da sie powiedzieć, ani<br />

że jest dobra, ani że jest zła. Kultura natomiast, stara się<br />

ukazać kontrast, wyznaczyć linię graniczną, pomiędzy sferą<br />

dobra a zła, światła i ciemności. Natura nie podlega tym samym<br />

zasadom, co kultura, choć cywilizacja rości sobie prawo,<br />

by próbować ją w takie karby wtłoczyć. Natura jednak,<br />

w swej żywej, czystej postaci, rządzi się absolutnie innymi<br />

prawami.<br />

Nie można w jej przypadku dyskutować o moralności, czy<br />

niemoralności, chociaż z kulturowego punktu widzenia wiele<br />

spraw, procesów i zachowań, mnogość postaw powszechnie<br />

występujących w nieucywilizowanej naturze, w nas, zanurzonych<br />

w kulturze, budzi głęboki sprzeciw. Od człowieka bowiem,<br />

jako istoty predestynowanej biblijnym, boskim prawem<br />

do panowania nad naturą, wymaga się stosowania pewnych<br />

zasad. Przede wszystkim zaś, wymaga się „bycia moralnym”.<br />

W encyklice Pawła VI czytamy, ze :”Zwierzę i natura to<br />

jedno. Człowiek i natura, to dwa.” 2<br />

1. G.Dziamski, Sztuka u progu XX wieku, tekst: Zwrot ku naturze w sztuce<br />

współczesnej, Wydawnictwo Humaniora, Poznań 2002, s.141.<br />

2. Paweł VI, Humanae Vitae, 1968.


To jednak tylko jeden z punktów widzenia. Pomimo bowiem<br />

przekonania o swojej wywyższonej pozycji jesteśmy,<br />

jako gatunek, bezradni wobec niektórych procesów i mechanizmów<br />

biologicznych, jakimi rządzi się natura.<br />

Przede wszystkim jesteśmy niezbyt obficie wyposażeni<br />

w cały arsenał środków mechanicznych, czy chemicznych,<br />

jakimi przyroda obdarzyła pewne gatunki. Nie posiadamy<br />

doskonałego wzroku, czy słuchu. Nie dysponujemy zbyt<br />

czułym węchem, ani zdolnością do orientacji w terenie. Nasza<br />

odporność na warunki zewnętrzne, zmiany temperatury,<br />

czy wilgotności jest dość słaba. Nie otrzymaliśmy też kłów,<br />

czy pazurów, które pozwalały by nam skutecznie bronić się<br />

w bezpośredniej walce o życie. Ponadto, rodzimy się absolutnie<br />

bezradni i bezbronni...a jednak stoimy na szczycie łańcucha<br />

pokarmowego na Ziemi. 3 A tak nam się przynajmniej<br />

wydaje.<br />

organizmy żywe? W naturze bowiem, występują te same<br />

zespoły zachowań, co w społeczeństwach, tak zwanych cywilizowanych.<br />

Odnajdujemy zarówno monogamię, jak i poligamię.<br />

Spotykamy związki i społeczności matriarchalne i patriarchalne.<br />

Obserwujemy sytuacje, gdy oboje rodzice LUB<br />

tylko jedno z rodziców opiekuje się potomstwem. Mamy do<br />

czynienia z przypadkami, gdy potomstwo to jest zostawiane<br />

samo sobie, bądź zabijane. Znajdziemy heteroseksualizm<br />

i homoseksualizm, kazirodztwo, gwałty, zabójstwa, aborcje.<br />

Może zatem chęć wywyższania sie ponadgatunkowego<br />

ma raczej związek z chęcią dociekania początków gatunku<br />

ludzkiego, z religią, wiarą w boga, czy bogów, demiurga, lub<br />

inną siłę sprawczą? Kto tak naprawdę stanowi potęgę na Ziemi?<br />

Czy mimo wszystko nie świadczy o naszym wpisywaniu<br />

sie w tłum, w bycie jednymi z wielu, fakt że wciąż traktujemy<br />

naturę, jako wielką nauczycielkę i inspiratorkę?<br />

Jeżeli bowiem spojrzymy przez szkło mikroskopu, lub powściągając<br />

wstręt, przyjrzymy się na przykład czarnej zbroi<br />

karalucha, zobaczymy, że wszystko to jest kwestią skali<br />

i punktu odniesienia. Być może to nie my zarządzamy czymkolwiek<br />

w tym świecie, a jesteśmy jedynie platformą dla grzybów<br />

i bakterii, które decydują o losach wszechświata, nas<br />

traktując jedynie użytkowo, jako posłusznych niewolników,<br />

podległych ich poleceniom? Zanim jednak zabrniemy w tego<br />

rodzaju dywagacje, zajmijmy się próbą sformułowania odpowiedzi<br />

na pytanie, z jakich właściwie powodów traktujemy<br />

nasz ludzki gatunek, jako wywyższony i decyzyjny i jak na to<br />

odpowiada sztuka?<br />

Niewątpliwie mamy pewną zdolność, która daje nam wyjątkowe<br />

miejsce na drabinie ewolucyjnej, jako że opisane<br />

powyżej braki w „naturalnym wyposażeniu” staramy się nadrobić<br />

za pomocą rozmaitych wynalazków technicznych i naukowych.<br />

Czy nam się to udaje? To kolejne niewygodne pytanie,<br />

na które boimy się, jako gatunek, usłyszeć odpowiedzi.<br />

Druga cechą wyróżniająca nas zdecydowanie w świecie<br />

przyrody jest właśnie umiejętność tworzenia sztuki. Ewoluuje<br />

ona razem z nami i wraz z naszym rozwojem intelektualnym,<br />

sama staje się coraz bardziej wymagająca. W miarę<br />

rozwoju zaczyna zadawać coraz bardziej skomplikowane<br />

pytania. Między innymi to, które tutaj nas zajmuje: Czy istotnie<br />

mamy jakiekolwiek prawo, aby wynosić się ponad inne<br />

3. Pomimo, że to co dała nam natura jest niedoskonałe, nasza zdolność do<br />

naprawiania jej niedociągnięć, sytuuje nas ponad naturą - co w swej działalności<br />

performerskiej stara się udowodnić Stelarc. Chociaż „nasze ciała<br />

są formami przestarzałymi, które wymagają udoskonalenia i dostosowania<br />

do zmieniającej się, industrialnej rzeczywistości”.<br />

Przekonanie o niesamowitej sile natury i naszym duchowym<br />

z nią związku odnajdujemy, między innymi w pracy<br />

Macieja Awiakisa, który nie wstydzi się przyznać do swojego<br />

wręcz paranormalnego sposobu odczuwania natury.<br />

Za pośrednictwem jego pracy zatytułowanej „Stado” ( 2004)<br />

uczestniczymy wręcz w rodzaju seansu spirytystycznego,<br />

którego głównymi bohaterami są duchy zwierząt ze starej<br />

stajni w Dreźnie, z której progu pochodzi wykorzystany do<br />

wykonania rzeźby kamień. Można to przyrównać do odczuwania<br />

obecności osoby zmarłej, z którą byliśmy emocjonalnie<br />

związani, a która w niewyjaśniony sposób nadal emanuje jakąś<br />

energią, którą my, szóstym zmysłem wyczuwamy. Praca<br />

Awiakisa to poszukiwanie energii „pozwierzęcych” zaklętych<br />

w kamieniu. Ta biologiczna abstrakcja dowodzi, że można<br />

być ze zwierzęciem, a tym samym z naturą, związanym na<br />

poziomie duchowym, odrzucając tym samym chrześcijańska<br />

koncepcję, ze zwierzęta nie posiadają duszy. Jest to raczej<br />

przybliżenie się do teorii bliskich reinkarnacji, gdzie w pewien<br />

sposób podświadomie wyczuwamy duchowe powinowactwo<br />

z innymi bytami, czy to zwierzęcymi, czy to roślinnymi.<br />

Istnieje wewnętrzne przeświadczenie, że przyszło nam się<br />

już kiedyś spotkać. Koło Samsary sprawia, że jesteśmy pokrewnymi<br />

bytami, tylko na różnych stopniach duchowego<br />

rozwoju.<br />

Można to porównać ze sposobami postrzeganiem natury<br />

i siebie, jako równorzędnych elementów wszechświata,<br />

charakterystycznych dla twórczości Olega Kulika. Podobnie,<br />

jak u Awiakisa, w takim postrzeganiu natury i siebie w niej,<br />

niektórzy dostrzegają wręcz nutę szaleństwa. Istnieje jednak<br />

30


Obraz Stefan Keller, źrodło www.pixabay.com/pl<br />

cieniutka, ale bardzo ważna granica. Kulik w swoich działaniach,<br />

w których sprowadza siebie do roli psa, a raczej zachowując<br />

sie jak pies, w naszych oczach staje sie psem. Wyraźnie<br />

jednak rozgranicza pojęcia: bycia psem” i „bycia jak pies”.<br />

Traktuje zwierzę, jako swoiste „alter ego istoty ludzkiej”. Czy<br />

jest w tym pewne odniesienie do Kartezjańskiego dualizmu<br />

istoty ludzkiej? To chyba raczej podświadome wyczuwanie<br />

pewnego powinowactwa na zasadzie duchowej i cielesnej.<br />

Poświęcony jest temu cały projekt artysty zatytułowany<br />

„Zoofrnia”. Kulik zastanawia się ile zwierzęcości nosimy<br />

w sobie my, ludzie. To tak, jakby zastanawiać sie ile procentowo<br />

mamy wspólnego w kodzie genetycznym. Artysta<br />

wcielając sie w zwierzęta, usiłuje odpowiedzieć na pytanie,<br />

o skuteczne środki komunikowania wewnątrz gatunku. Powiązany<br />

z nurtem Deep Ecology artysta zakłada, ze zwierzęta<br />

powinny być traktowane na równi z człowiekiem, we<br />

wszystkich aspektach życia. Może to wydawać sie nieco<br />

szokujące, jeżeli odniesiemy to do jego pracy zatytułowanej<br />

„Rodzina przyszłości”, pokazywanej na Biennale w Wenecji<br />

i Istambule w 1997 roku. Praca ukazuje mieszkanie,<br />

w pierwszym momencie niczym się nie wyróżniające. Jednak<br />

drugi rzut oka pozwala dostrzec zupełnie inną skalę<br />

niektórych przedmiotów i sprzętów. Trzecie spojrzenie przyciąga<br />

tapeta, na której ukazane sceny z Kamasutry, których<br />

bohaterami są człowiek i pies. Kolejną pracą, która skłania<br />

do zastanowienia sie nad komunikowaniem się wewnątrz<br />

gatunku i pomiędzy gatunkami jest performance przeprowadzony<br />

w Stanach Zjednoczonych. Praca ta zatytułowana<br />

„I Like America and America Likes Me”, nawiązuje do „kanonicznego”<br />

już performance przeprowadzonego w roku<br />

1974 przez Josepha Beuysa pod tytułem „Ja gryzę Amerykę,<br />

Ameryka gryzie mnie”. Beuys pojechawszy bezpośrednio<br />

z lotniska do galerii mieszkał w niej przez trzy tygodnie wspólnie<br />

z kojotem. Natomiast Kulik już na lotnisku przeistoczył<br />

się w psa. Zrzucił ubranie i opadł na czworaki. W obroży<br />

i kagańcu tydzień spędził w galerii zamknięty w klatce, niczym<br />

dzikie zwierzę. Jego zachowanie było zresztą wzorowane na<br />

zachowaniu dzikiego zwierzęcia, komunikował się bowiem<br />

z publicznością wyłącznie za pomocą warczenia i szczekania.<br />

Kulik umożliwia ludziom spojrzenie z zupełnie innej perspektywy,<br />

gdy to człowiek musi opaść na cztery łapy i z tego<br />

poziomu obserwować świat, dając się nawet prowadzić na<br />

smyczy - jak to widzieliśmy przy okazji pracy „Pavlov’s Dog”<br />

( Rotterdam, Manifesta 1). Nasuwa sie tu pytanie -przez kogo<br />

jesteśmy na tej smyczy prowadzeni? Czy przez naturę, czy<br />

przez kulturę? Biolodzy ewolucyjni z pewnością uświadomią<br />

nam naszą małość. Podczas gdy socjologowie i specjaliści<br />

od tak zwanych zachowań konsumenckich, ukażą nam możliwe<br />

warianty strategii unikania oraz sposobów na zakuwanie<br />

w rozmaite kagańce.<br />

31<br />

Chodzi o uświadomienie ludzkiej pozycji we wszechświe-


cie, ale także pozycji człowieka wewnątrz swego własnego<br />

gatunku. Przede wszystkim wtedy, gdy uświadomimy sobie,<br />

że nasze ludzkie działania wcale nie różnią się w swoich<br />

mechanizmach od tych wyzwalających się u dzikich zwierząt.<br />

Spojrzeć tu należy na prace Kulika z lat 90-tych, nawiązujące<br />

do rzeczywistości rosyjskiej tamtego okresu, na której<br />

agresja i porachunki mafijne odcisnęły swoje ogromne piętno.<br />

Na szczególną uwagę zasługuje performance, który miał<br />

miejsce w Moskwie w 1994 roku, zatytułowany „Mad Dog”.<br />

Artysta całkiem nagi, uwiązany na solidnym łańcuchu, niczym<br />

psy wystawiane do walk, rzuca się wściekle na zgromadzoną<br />

publiczność, szczeka i warczy. Ciekawie patrzy się<br />

na tę pracę teraz, z perspektywy czasu, zwłaszcza po obejrzeniu<br />

filmu „The Square” Rubena Ostlunda - gdzie reżyser<br />

w znakomity sposób zadaje niekomfortowe pytania dotyczące<br />

systemu rządzącego rynkiem sztuki i fantastycznie<br />

parafrazuje prace rozmaitych performerów, miedzy innymi<br />

właśnie Kulika oraz reakcje tak zwanych „namaszczonych”<br />

krytyków i tak zwanych „świadomych” odbiorców sztuki.<br />

i wyższość zaczęła chwiać się w posadach?<br />

Czym/Kim zatem jest Homo Sapiens w tym znaczeniu?<br />

Czy przypadkiem nie trybikiem w wielkiej maszynie plotącej<br />

wątek, składający się na przetrwanie gatunków? Oprócz<br />

posiadania wielkiego Ego, mamy jeszcze szczęśliwie umiejętność<br />

refleksji. Choć ta w dobie powszechnej globalizacji<br />

zdaje się niestety ulegać stopniowej atrofii. Nie popadając<br />

jednak w niepotrzebny cynizm, należy uchwycić się nadziei,<br />

że to właśnie umiejętność zastanawiania się nad światem,<br />

chęć dociekania przyczyny, jest tą iskierką wyjątkowości, którą<br />

niektórzy nazywają duszą.<br />

Skoro stworzyliśmy kulturę, wbrew naturze ( która stworzyła<br />

nas), to może czas teraz pozwolić , aby to kultura zaczęła<br />

stwarzać nas...nas, jako nowe byty lepsze i doskonalsze,<br />

niezależne od instynktów i wyabstrahowane z tego, co<br />

jest tylko zlepkiem rozmaitych rodzajów białek...<br />

W tym miejscu należałoby zastanowić się nad rzeczywistą<br />

pozycją człowieka w świecie. Kulik w swojej sztuce zrównuje<br />

człowieka ze zwierzęciem. Oznaczałoby to zrównanie<br />

kultury i natury. Jeżeli jednak zamyślimy się przez kilka chwil<br />

nad wielością inspiracji, jakich natura dostarcza człowiekowi,<br />

czy nie okaże się że to jednak ona stoi na znacznie wyższej<br />

niż człowiek pozycji?<br />

Czy sztuka mimetyczna i nieustanne uczenie się rozwiązań<br />

przez naturę już „wynalezionych” nie potwierdza przypadkiem<br />

jej wyższości nad nami? Czym jest bowiem lepsza<br />

architektura naszych wieżowców od nowatorskich rozwiązań<br />

stosowanych chociażby w termitierach? W czym gorsza jest<br />

społeczność ula, rój tworzący jeden precyzyjnie działający<br />

organizm, od społeczeństw Chin czy Japonii, gdzie rola jednostki<br />

jest postrzegana niezwykle podobnie i nie bierze się<br />

pod uwagę jej nadrzędnego dobra, z racji tego, ze najmocniejsze<br />

jest tam pojęcie podmiotu zbiorowego „My”. Wszelkie<br />

działanie podyktowane jest dobrem ogółu.<br />

Jeżeli korzystając z nawiązania do świata owadów, chciałoby<br />

się, nieco cynicznie , podsumować związki natury i kultury<br />

w kontekście odniesień do religii, można posłużyć się<br />

słowami biologa ewolucyjnego Johna Burdona Sandersona<br />

Haldane’a, który mówi: „(...) gdybyśmy mieli wnioskować coś<br />

o Bogu na podstawie badań przyrody, to wynikałoby z nich<br />

niesłychane upodobanie Stwórcy do chrząszczy.” 4 Czy potrzeba<br />

dużo więcej, aby nasza wiara we własną wyjątkowość<br />

4. Cyt.za: A.M .Potocka, Sztuka Aktualia.<br />

Czy mamy prawo do aż takiego indywidualizmu? Co<br />

więcej, wbrew „politycznej poprawności” oznaczałoby to, ni<br />

mniej ni więcej, tylko zróżnicowanie na lepszą i gorszą część<br />

ludzkości, a wyznaczane byłoby to według stopnia rozwoju<br />

wytworzonej kultury. De facto dzieje się tak od momentu,<br />

gdy powstała pierwsza cywilizacja. Wraca zatem pytanie<br />

o rolę sztuki. Ponieważ sztuka jest jednym z ważniejszych<br />

wytworów kultury. Czy fakt, że jesteśmy jedynym gatunkiem<br />

na ziemi, który tworzy sztukę daje nam prawo, aby to za jej<br />

pomocą, wypowiadać się na temat tego, czym jesteśmy, jakie<br />

zajmujemy miejsce w świecie i dlaczego tkwi w nas ta bezustanna<br />

potrzeba dociekania? Umiejętność zadawania pytań,<br />

zastanawiania się nad swoim miejscem w świecie, poszukiwanie<br />

rytmów i porządków, wyznaczanie sfery świętości,<br />

uciekanie od sfery ciemności...<br />

Wydaje mi się, że to jest odpowiedź, chociaż przewrotnie<br />

to, co staje się naszą mocą, czyli wiedza, staje sie także przyczyną<br />

naszej słabości. Po pierwsze wciąż chcemy więcej,<br />

a po drugie zdajemy sobie sprawę z własnej kruchości...<br />

Sztuka stawia znaki zapytania, ponieważ mimo refleksji<br />

na temat natury i deklaracji chęci powrotu do niej, do pierwotnego<br />

stanu, nieskalanego cywilizacyjnym piętnem, znajdujemy<br />

się w takim punkcie, że dla własnego bezpieczeństwa,<br />

musimy pozostawać „na zewnątrz” natury. To wyznaczanie<br />

sfery tabu sprawia, że musimy chronić się przed naturą.<br />

dotyczy to wszystkich sfer życia ludzkiego, od poczęcia aż<br />

32


fot.: pixabay.com/pl<br />

do śmierci. Pojawiają sie tu kwestie etyczne i estetyczne,<br />

które powodują, że nasze deklaracje powrotu do natury, wymagałyby<br />

absolutnego wyrzeczenia się dekalogu, całkowitej<br />

rezygnacji z jakichkolwiek praw i zakazów. Raz uwikłani<br />

w kulturę, nie jesteśmy już do tego zdolni.<br />

Co ciekawe, wrażenie że kultura zdaje się dzielić świat<br />

na strefę sacrum i profanum, nie do końca odpowiada prawdzie.<br />

Tak naprawdę kultura to kontekstowość. To uzależnienie<br />

od werdyktu, od tego w jakim świetle przedstawimy<br />

dane argumenty. Tak naprawdę to natura właśnie w swej<br />

absolutnej a-moralności nie pozostawia miejsca na sferę<br />

szarości, sferę relatywizmu, 256 odcieni szarości. Tutaj priorytetem<br />

jest zero jedynkowość, dyktowana przez chęć przetrwania<br />

i nie ma zachowań zakazanych, przesądów i przykazań.<br />

Gdzie zatem autentyzm? Dlaczego wciąż uważamy,<br />

że jesteśmy czymś lepszym, skoro przepełnia na przede<br />

wszystkim strach...przed naturą. Boimy się naturalnych instynktów,<br />

przeraża nas bezwzględność w dążeniu do celu,<br />

gwałtowność, dzikość, brak kontroli. Boimy się naturalnych<br />

odruchów, wstrętne nam są naturalne zapachy, naturalne,<br />

a nieuchronne procesy. Estetyzacja narzucona życiu oddala<br />

nas od natury, a pozostałą w nas jej cząstkę , usiłujemy<br />

za wszelką cenę poddać absolutnej kontroli.<br />

To co naturalne dla nas samych, jako ludzi,<br />

uważamy za prymitywne, nieprzyjemne,<br />

brzydkie, odstręczające, „zezwierzęcające”.<br />

W ramach tego uruchamiamy zadziwiający<br />

proces naturalizacji kultury. Wytwarzamy pewne<br />

standardy,<br />

33<br />

z którymi tak spajamy<br />

nasze życie<br />

i zachowania, że<br />

wydają się odwieczne,<br />

a tym samym<br />

naturalne. W pewnym<br />

momencie dochodzimy<br />

do tego,<br />

że chcąc pokazać<br />

naturę, jako coś<br />

pięknego,<br />

ciepłego<br />

i niegroźnego,<br />

po to aby siebie<br />

umiejscowić,<br />

jako<br />

jej część, wplątujemy ją w odniesienia kulturowe. Aby siebie<br />

umieścić pomiędzy elementami natury, narzucamy im swoje<br />

kulturowe uwarunkowania.<br />

Przykładem niech będzie sztuka krakowskiego artysty<br />

Piotra Lutyńskiego, który tworzy, jak sam twierdzi, głównie dla<br />

zwierząt. Mimo głębokiego szacunku wobec nich, twierdząc<br />

że doskonale wyczuwa, jaką one lubią sztukę. Przyjrzyjmy<br />

się pracy z 2003 roku, pokazywanej w krakowskim Bunkrze<br />

Sztuki, zatytułowanej „Ptasia kolumna” 5 . Prezentowana<br />

przez Lutyńskiego praca ma szereg odwołań. Forma ko-<br />

lumny, postawionej w centrum sali wystawowej, nawiązuje<br />

do koncepcji axis mundi oraz drzewa życia. Artysta<br />

nawiązuje do kulturowego archetypu, do chrześcijańskiej<br />

legendy, według której krzyż, na którym umiera Zbawiciel,<br />

przemienia się w żyjące drzewo, wypuszczające gałązki.<br />

Tak też jest często przedstawiany w ikonografii.<br />

Nasza myśl wykonuje zatem zastanawiająca woltę.<br />

Widzimy naturę ukrzyżowaną przez kulturę.<br />

Widomym<br />

tego znakiem jest otaczająca „Ptasia kolumnę” siatka,<br />

symbol ograniczeń stawianych naturze przez kulturę. Jeżeli<br />

pójdziemy z nasza myślą dalej, możemy zastanawiać<br />

się, czy zatem natura, jako umęczona i ukrzyżowana<br />

przez kulturę ma moc zbawczą? Żywe ptaki krążące wokół<br />

„Ptasiej kolumny” są niczym zrozpaczone po ukrzyżowaniu<br />

Chrystusa Cherubinki w obrazach Giotta.<br />

Warto<br />

jednak przypomnieć sobie, że oprócz ptaków kolumnę<br />

otaczają też przez pewien czas jeszcze inni przedstawiciele<br />

fauny, między innymi kozy. Świadczyć to może o dwoistości<br />

zastosowanej przez Lutyńskiego symboliki zwierzę-<br />

5. Cyt.za: teksty ze strony Bunkra sztuki, z recenzji Juliusza Gałkowskiego,<br />

www.bunkier.com.pl. Kuratorką wystawy była Bożena Gajewska.


cej. Z drugiej strony słup otoczony siatką przywodzi na myśl<br />

raczej ptaszarnię lub ogród zoologiczny, a siatka staje się<br />

nieprzekraczalną granicą.<br />

Artysta chcąc ukazać swoją jedność z naturą, przenosi<br />

ją do sali wystawowej i zamyka za ogrodzeniem. Pomimo<br />

dobrych intencji, wydźwięk staje się raczej negatywny. Lutyński<br />

stając przy siatce, gra zwierzętom na skrzypcach, jednak<br />

przez ten gest zamiast zjednoczyć się z naturą, jeszcze<br />

mocniej ukazuje swoje zdystansowanie i spojrzenie z wywyższonej<br />

pozycji.<br />

Jednak Lutyński stara się pokazać swoje posłannictwo,<br />

swoją jedność ze światem natury i fakt, że bezsprzecznie<br />

czuje się jej równorzędna częścią. Mówi o tym wystawa „Narodziny”<br />

6 . Można ją określić, jako koncepcyjne zestawienie<br />

wielu elementów, które symbolicznie są związane z momentem<br />

przyjścia na świat. Jest to jednak fragment większego<br />

przedsięwzięcia zatytułowanego „Muzyka dla ryb” 7 , które ma<br />

ukazywać nawiązanie bezpośredniego dialogu z naturą.<br />

Można tu oczywiście uczynić dygresję, dotyczącą propozycji<br />

dialogu z naturą w wykonaniu Zbigniewa Warpechowskiego<br />

(1973), którego interlokutorka ryba, staje się raczej<br />

jego ofiarą niż istota mającą prawo do zabrania głosu. Warpechowski<br />

wypijając wodę wraz z pływającą w niej rybką,<br />

udowadnia bezsprzecznie, że ryby głosu nie mają.<br />

U Lutyńskiego, w dialogu pomiędzy naturą a kulturą,<br />

mimo wszystko chodzi o wzajemne zrozumienie swoich potrzeb<br />

i swojej wyjątkowości, o wzajemną troskę. Wystawa<br />

podzielona jest na dwie części. Pierwsza przedstawia rozmaite<br />

obiekty i skłania nas do szukania rozmaitych odniesień<br />

do kwestii narodzin. Jest lekka i poetycka. Może oprócz<br />

części, gdzie całe pomieszczenie zapełnione jest porożami<br />

zwierząt, co sam Lutyński określa mianem „rozmowy z duchami”.<br />

W środku sali ekspozycyjnej znajduje się między<br />

innymi inkubator z jajami , z których 10 kwietnia wykluły się<br />

pisklęta. Artysta wcielił się tutaj w matkę nowych obywateli<br />

świata natury. Ubrany w sweter obszyty piórami, zagrał<br />

specjalnie dla wyklutych kurcząt, koncert muzyczny. Złośliwcy<br />

odnajdą tu co prawda skojarzenia literackie, z postacią<br />

głównego bohatera powieści „Ptasiek” Williama Whartona.<br />

Ci poważni natomiast powołają się na teorię, według której<br />

pierwsza istota, jaką nowonarodzone stworzenie ujrzy tuż<br />

po otwarciu oczu, jest przez nie uważane za matkę. Mamy<br />

6. Galeria Starmach, Kraków, 21.04 - 28.05.2006r.<br />

7. Klub Alchemia, Kraków 2004r.<br />

tu więc niezwykle mocne ukazanie związku artysty z naturą.<br />

Najsilniej działającym z ukazanych na tej wystawie obiektów<br />

jest, surrealistyczny w pierwotnym odbiorze, twór obrazujący<br />

pół człowieka pół gniazdo. Ukazana zostaje jedność człowieka<br />

z naturą. Jednak to człowiek nosi w sobie zalążek<br />

wszechświata, nie zaś wszechświat zalążek człowieka.<br />

W pytaniu o naturę i odniesienia kulturowe w obrębie samoidentyfikacji,<br />

oraz tego co faktycznie oznacza „naturalne<br />

bycie człowiekiem” ważne jest zaobserwowanie momentu<br />

przejścia i pewnej płynności ,pomiędzy biologizmem a kulturą.<br />

Ukazuje to w ciekawy sposób praca Katarzyny Kozyry,<br />

zatytułowana „Ragazzi” („Chłopcy”). Praca ta jest serią<br />

trzech filmów, pokazywanych jako tryptyk, a jej bezwzględną<br />

wartością jest uchwycenie momentu pewnego prymitywnego<br />

„owadziego” biologizmu, jaki po pewnym czasie obserwacji<br />

zaczynamy dostrzegać w zachowaniu filmowanych postaci.<br />

Artystka zaaranżowała sesję zdjęciową na schodach warszawskiej<br />

Zachęty. Przeprowadziła tym samym swoisty eksperyment<br />

na żywych, ludzkich organizmach, niczym entomolog<br />

obserwujący nabitego na szpilkę żywego jeszcze motyla.<br />

Zebrała spore grono atrakcyjnych młodzieńców, chętnych<br />

do pozowania nago i nie informując ich dokładnie, na czym<br />

owo pozowanie będzie polegać, zostawiła ich samych sobie.<br />

Ciekawym kluczem interpretacyjnym jest tu minimalistyczny<br />

kostium - rekwizyt, jaki każdy z uczestników sesji otrzymał.<br />

Był to bowiem rodzaj okrycia na genitalia, którego głównym<br />

zadaniem było nie tyle okrycie penisa, ile przemienienie go<br />

w zupełnie inny, trudny do zidentyfikowania organ, będący<br />

pomieszaniem waginy i kwiatu. Kozyra odbiera tym samym<br />

swoim modelom tożsamość narzucaną automatycznie przez<br />

wizualne atrybuty płciowości. Przez pierwszy okres oczekiwania<br />

grupa młodzieńców, nie mając żadnych wytycznych,<br />

odnośnie wymaganego od nich zachowania zaczyna kręcić<br />

sie i przemieszczać dość chaotycznie , niczym robaki wypuszczone<br />

na dno pudełka. W chwili gdy orientują się, że<br />

są juz filmowani, początkowo przybierają różne niezbyt naturalne,<br />

wystudiowane pozy. Nie mogą sobie jednak znaleźć<br />

miejsca, podwójnie skrępowani przez pozbawiające ich atrybutów<br />

seksualności dziwne rekwizyty. W pewnym momencie,<br />

po długich poszukiwaniach właściwego klucza zachowań,<br />

zwijają w rulony leżące na schodach Zachęty dywany<br />

i zaczynają za ich pomocą walczyć. Dopiero wówczas mija<br />

widoczne poprzednio skrępowanie. Odzywa sie ich ukryty<br />

biologizm, ten prawdziwy, niezafałszowany żadnym kostiumem.<br />

Czy ładny w naszym kulturowym i kulturalnym podejściu,<br />

to już inna sprawa.<br />

34


Tutaj można sobie zadawać pytanie, czy faktycznie lgniemy<br />

do tego co niezafałszowane i naturalne, „nieprzypudrowane”<br />

przez kulturę? Czy to co biologiczne, często w swym<br />

biologizmie, z naszego punktu widzenia, brutalne i gwałtowne,<br />

faktycznie jesteśmy w stanie znieść, bez zakrywania oczu<br />

i zatykania nosów? Czy to z tego powodu Mona Hatoum<br />

i jej instalacja „Głębokie gardło” z jednej strony nas odstręcza,<br />

gdy już uświadomimy sobie, co tak naprawdę przedstawia,<br />

z drugiej zaś strony zachwyca. Przypomnijmy, że chodzi<br />

o obserwację obrazów rejestrowanych za pomocą połkniętej<br />

przez artystkę kamery. Pracę tę można uznać za ilustracje<br />

zależności powstałej pomiędzy natura a kulturą. Cały zaś<br />

biologizm tej instalacji nie ma w sobie, tak naprawdę, niczego<br />

drastycznego. Wszystko, co drastyczne istnieć zaczyna za<br />

pomocą konotacji, które wytwarza nasz ukształtowany przez<br />

kulturę umysł.<br />

Pojawia sie tu pytanie o stwórcę. Pojawia sie ponownie<br />

kwestia sacrum i profanum, sfera zakrytego i odkrytego.<br />

Dlaczego zawsze chcemy wiedzieć: Co jest w środku? Dlaczego<br />

w dziwny sposób pragniemy tego, co nas odrzuca?<br />

Z jakiego powodu o gęsią skórkę przyprawia nas praca Polony<br />

Tratnik „37*C”?<br />

Tytułowe 37*C to wymagana temperatura, aby ludzki<br />

materiał genetyczny mógł sie swobodnie rozwijać. Taka<br />

była też wymagana temperatura ekspozycji. Artystka z pobranych<br />

własnych tkanek wyhodowała skórę. z otrzymanego<br />

w ten sposób materiału uszyła koszulkę. Dlaczego<br />

wydaje nam sie to w jakiś sposób wstrętne i niestosowne?<br />

Może z tego względu, że pokazuje, iż my sami jesteśmy zbudowani<br />

z tego samego typu materiału, jak i cała reszta organizmów<br />

żywych?<br />

Odnosi sie to bezpośrednio do pozostałych dzieł artystki.<br />

Między innymi projektu „Microkosmos” i „Private Bowls”,<br />

gdzie wkraczając w świat mikroorganizmów, za pomocą<br />

szkiełka mikroskopu przekraczając kolejną barierę stawianą<br />

przez kulturę, wchodzi w zupełnie inny wymiar. Zastanawia<br />

się, czym komórki naszej, ludzkiej skóry, różnią się od innych<br />

organizmów hodowanych na szalkach Petriego? Jeżeli wejrzymy<br />

w swoje wnętrza jesteśmy pokarmem dla kolonii grzybów,<br />

bakterii i wirusów. Oczywiście możemy także powiedzieć,<br />

że jesteśmy ich mikrokosmosem, ze wraz z naszym<br />

końcem, nastąpi koniec ich świata. jednak chodzi przede<br />

wszystkim o fakt współzamieszkiwania planety, oraz o to że<br />

to nie skala decyduje o rzeczywistej potędze. To, ze czegoś<br />

pozornie nie widać, nie oznacza, że nie istnieje.<br />

Bardzo prawdopodobne, że my, jako ludzie także jesteśmy<br />

niewidoczni z punktu widzenia wielu mieszkańców naszego<br />

globu. Natomiast nasza sztuka i kultura, z których<br />

wyjątkowości jesteśmy tak dumni, ma znaczenie tak nikłe,<br />

jak dla większości z nas problemy adaptacyjne krewetki bezwłosej<br />

albo jednowłosej, zamieszkującej jakieś oceaniczne<br />

odległe akweny. Nad tym jednak mam zamiar pogdybać<br />

w następnym odcinku cyklu o wizjach człowieka w sztuce.<br />

Katarzyna Saniewska<br />

Jako artysta plastyk od ponad 13 lat związana z Ośrodkiem Kultury Ochoty i Magazynem Sztuk.<br />

Jest Instruktorką malarstwa i rysunku. Prowadzi zajęcia z dziedziny technologii malarstwa, studium postaci oraz<br />

spotkania tematyczne, związane ze sztuką współczesną.<br />

Zajmuje się także projektowaniem i aranżacjami wnętrz mieszkalnych i publicznych, a także projektowaniem oraz<br />

wykonawstwem dekoracji i scenografii.<br />

Jako Kulturoznawca, prowadzi bezustanne badania rzeczywistości otaczającej - tej medialnej i niemedialnej.<br />

Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Stowarzyszenia Akademia Kontaktów Społecznych AKOS.<br />

Brała udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą oraz w krajowych i międzynarodowych<br />

plenerach malarskich.<br />

Ekspert ds. Edukacji kulturalnej i sztuk wizualnych przy Biurze Kultury m.st. Warszawy.<br />

Ukończyła Europejską Akademię Sztuk oraz zdobyła doktorat z kulturoznawstwa na Uniwersytecie SWPS.<br />

35


SYLWIA ŁAKOMA<br />

FOTO GRAFIA


Sylwio, Twoje prace mają w sobie klimat niezwykle nostalgiczny, sentymentalny i są bardzo delikatne w swojej<br />

poetyce. Powiedz mi co jest dla Ciebie inspiracją w tworzeniu obrazu? Uczucie, przeżycie jakieś czy sam obraz,<br />

który przykuwa twoja uwagę?<br />

Tworzenie obrazu u mnie nie odbywa się drogą inspiracji. Owszem bywają zdjęcia, które zostały zainspirowane np.<br />

muzyką, czyimiś słowami, obrazami które poruszyły... ale większość została stworzona na podstawie wyobraźni i w oparciu<br />

o emocjonalność, które to dzięki swej sile często podają mi już gotowe obrazy, albo ich zarys. Nierzadko też zdjęcia moje<br />

biorą się zwyczajnie ze snów i z przetworzenia rzeczywistości. Kiedyś pisałam poezję, a teraz poezją są moje zdjęcia.To<br />

taki zamiennik, który nastąpił w naturalny sposób. Nie miałam takiego planu. To się stało samo.<br />

Twoje obrazy to połaczenie fotografii i grafiki komputerowej. UzyWasz tych narzędzi z takim wyczuciem, że śmiało<br />

można powiedzieć, że środki wyrazu wspierają i podkreślaja treść pracy. Twoje prace opowiadają...<br />

...o życiu, o ukrytych w nas pragnieniach, o ludziach, o naszych relacjach, opowiadają też czasem i o trudnych<br />

sprawach takich jak samotność, szukanie swego. Właściwie trudno mnie chyba zakwalifikować pod dany rodzaj fotografii,<br />

bo w moim portfolio znajdują się zarówno portrety, jak i pejzaże. Zarówno zdjęcia będące wierną kopią rzeczywistości, jak<br />

i obrazy odrealnione, które przypominają bajki i jakiś świat magiczny, a zarazem bardzo nam bliski. Jest w nich<br />

melancholia, ale też i zwariowanie pozytywna radość. Najbardziej lubię w fotografii portrety, ale pejzaze, czy surrealizm też<br />

nie są mi obce.<br />

Skąd pomysł na takie właśnie połączenie technik?<br />

Pomysł wziął się z lenistwa, ale i z zachwytu nad pewnym zdjęciem. Wiem że z tym lenistwem brzmi to niedorzecznie<br />

i dziwnie, ale taka jest prawda. Kiedyś wiele czasu spędzałam na malowaniu, szkicowaniu, rysowaniu. Wszelkie<br />

plastyczne formy wyrazu nie były mi obce. Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcie koleżanki, która zastosowała w nim technikę<br />

nakładania faktur. Spodobało mi się to tak bardzo, że postanowiłam zapytać ją o to. Pamiętam jak dziś, że umówiłyśmy się<br />

wtedy przez internet na wspólny czas, w którym ona krok po kroku tłumaczyła mi jak nakłada tekstury na zdjęcia. Nauczyła<br />

mnie tego i od tamtej pory zaczęłam się w to bawić. Niekiedy wykreowanie jednego zdjęcia potrafiło zająć mi kilka godzin!<br />

Lubiłam to, nieprzesypiałam przez to nocy czasami, ale mimo zmęczenia nigdy takich zarwanych nocy z powodu zdjęć nie<br />

żałowałam. Odkryłam wtedy, że zdjęcia też mogą być rodzajem malarstwa, o tyle lepszym, że pochłaniającym mniej czasu.<br />

Że efekty końcowe są szybciej osiągalne niż np. w malarstwie olejnym. Dlatego mówię, że taka droga kreowania zdjęć<br />

wzięła się też z lenistwa. Nie chciałam już malować, wolałam tworzyć obrazy szybciej. Fotografia zatem wyparła mi poezję<br />

i malarstwo. Był to łagodny proces przejścia z jednego w drugie bez żalu za tym, co było kiedyś.


Jak długo zajmujesz się fotografią? Co sprawiło, że sięgnełaś po te technikę artystyczną?<br />

W fotografii „siedzę” tak mocniej od 2008 roku.<br />

Natomiast pierwszy kontakt z aparatem miałam w wieku lat około 15. Wtedy to biegałam po wsi, w której po części się<br />

wychowałam, z rosyjskim aparatem Smiena na szyi i fotografowałam ludzi na polach, domy sąsiadów, pasące się zwierzęta na<br />

łąkach, życie wiejskie... aparat był na klisze, ale żadnej z klisz nie wywołałam.<br />

Oglądałam twój film stworzony ze zdjęć, które są Twojego autorstwa. To była poruszająca opowieść o kobiecości,<br />

tęsknocie i samotności. Pałna cichej pokory i zgody na rzeczywistość. Odbiór Twoich prac jest bardzo pozytywny. Ludzie<br />

reagują emocjonalnie na Twoja twórczość. A jednak tworzysz do szuflady...dlaczego?<br />

Na te chwilę muszę odłożyć pasję fotografowania, bo zwyczajnie nie mam na nią czasu. Moja fotografia teraz ogranicza się<br />

tylko do fotografii rodzinnej, ktorą w większości chowam do szuflady z uwagi na... albumowy jej charakter (zdjęcia rodzinne mniej<br />

albumowe pokazuję czasem). W sieci można znaleźć kilka moich portfolii, więc to nie jest tak, że tworzę tylko do szuflady. Faktem<br />

jest natomiast, że się z tym nigdy nie reklamowałam i nie reklamuję, nigdy też nie uczyniłam z fotografii źródła zarobku. Gdy<br />

poznaję nowych ludzi nawet nie mówię im o tym, że fotografia miała i ma w moim życiu jakieś tam znaczenie, że mam jakieś z jej<br />

udziałem osiągnięcia, że poczyniłam tysiące obrazów, które zostały przez niektórych ludzi dobrze zapamiętane..


i może dlatego wydaje się jakbym ukrywała ją przed światem. Nie ukrywam, ale na obecny czas mocno dozuję, gdyż<br />

zakres jej tworzenia mam ograniczony. Najpiękniejsze jest to, że „ograniczenie” to nie daje mi absolutnie żadnego<br />

poczucia żalu, że odłożona pasja wcale się o nic nie dopomina, że siedzi sobie cicho, przygląda się i czeka... to też jest<br />

jakiś proces, jakaś przemiana. Odbywa się to wszystko w sposób naturalny<br />

i dobry dla mnie.<br />

Dziękuję Sylwio za rozmowę i życzę Ci spełnienia artystycznego a nam odbiorcom jeszcze wielu wzruszeń dzięki Twoim<br />

pracom.ę ci bardzo za rozmowę i życzę spełnienia artystycznego w takim wymiarze o jakim marzysz, a nam odbiorcom<br />

życzę abyśmy mogli długo i często wzruszać się twoimi pracami.


Sylwia Łakoma<br />

- matka, nauczycielka j. polskiego, poetka, artystka. Uczestniczka wystaw zbiorowych i indywidualnych. Urodzona w Tczewie koło<br />

Gdańska. Mieszkanka Bristolu (Wielka Brytania) od 2009 roku. Absolwentka Uniwersytetu Bydgoskiego na kierunku filologii polskiej<br />

oraz Policealnej Szkoly Architektonicznej. Uczęszczała na zajęcia prowadzone na ASP w Gdańsku, gdzie pod okiem prof. Janusza<br />

Akermanna uczyła się rysunku i malarstwa. Pierwsza indywidualna wystawa jej prac odbyla sie w 2001 roku. Na swej drodze<br />

spotykała wielu ciekawych ludzi, o których mowi: ‘’pomogli mnie ukształtować’’. Wsród nich znalezli się m.in Leszek Madzik (znany<br />

scenograf , reżyser teatralny i profesor sztuk pięknych) oraz Michal Juszczakiewicz (główny prowadzący program ‘’Od przedszkola<br />

do Opola’’), u których uczęszczała na zajęcia plastyczno-teatralne. Oprócz sztuk plastycznych interesuje się również fotografią<br />

(zdobyla kilkanaście wyróżnień), a także literaturą (debiut poetycki w 2005 roku i ukazanie się jej utworów w Antologii Poezji Polskiej).


Płyty, które<br />

słucham<br />

muzyczna podróż<br />

z Arturem Sienkiewiczem<br />

Na pierwszy ogień album,<br />

który przez chyba każdego<br />

krytyka muzycznego i fana jazzu<br />

jest uznawany za najlepsze<br />

osiągniecie tego gatunku. Mowa<br />

o płycie „Kind of Blue”, nagranej<br />

2 marca i 22 kwietna 1959<br />

roku w Columbia 30th Street<br />

Studio w Nowym Jorku przez<br />

najwybitniejszego trębacza<br />

jazzowego Milesa Davisa. Do sprzedaży ten krążek trafił 17<br />

sierpnia 1959 roku a wydała go Columbia Records. Materiał<br />

muzyczny został nagrany przez sextet Milesa Davisa w składzie:<br />

Miles Davis – trąbka<br />

John Coltrane – saksofon tenorowy<br />

Julian “Cannonball” Adderley – saksofon altowy<br />

Bill Evans – fortepian<br />

Wynton Kelly – fortepian w utworze “Freddie Freeloader”<br />

Paul Chambers – kontrabas<br />

Jimmy Cobb – perkusja<br />

Pod koniec roku 1958 roku Miles Davis miał w swoim<br />

składzie najlepszy i przynoszący największe dochody zespół<br />

jazzowy grający w stylu hard bop. Jednak długoletnie granie<br />

w tym stylu zaczynało Davisa nużyć i postanowił poszukać<br />

nowych form artystycznej wypowiedzi. Znalazł ją w publikacji<br />

z zakresu teorii muzyki, pianisty Georga Russella, zatytułowanej<br />

„Lydian Chromatic Concept of Tonal Organization”. Nie<br />

będę tu za bardzo wnikał w tę teorię, ponieważ jest ona<br />

raczej przeznaczona dla<br />

profesjonalnych muzyków, niż<br />

dla zwykłych zjadaczy chleba,<br />

do których siebie zaliczam. W<br />

ogólnym zarysie chodzi o to,<br />

żeby stosowane do tej pory<br />

komponowanie muzyki oparte<br />

na zmieniających się akordach<br />

w tradycyjnych tonacjach<br />

durowych i molowych, zastąpić<br />

muzyką opartą na tra-ktowaniu akordów i skali jako<br />

równoprawnych elementów, które należy stosować w poziomej<br />

zależności. Ten sposób traktowania jazzu zyskał na-zwę<br />

jazzu modalnego. Po raz pierwszy tego rodzaju podejście do<br />

komponowania, Davis za-stosował w jednym utworze na płycie<br />

„Milestones” z 1958 roku. Zadowolony z efektu, postanowił w<br />

taki sam sposób nagrać cały album. W wyniku tych przemyśleń i<br />

eksperymentów, powstał album „Kind of Blue”.<br />

Płyta wywarła I wciąż wywiera wpływ na wielu artystów<br />

z kręgów jazzu, rocka a także muzyki klasycznej i jest uznawana<br />

za najbardziej wpływowy album jaki kiedykolwiek został nagrany.<br />

Był inspiracją dla późniejszych płyta Davisa, Johna Coltrane’a<br />

„My Favourite Things” z 1961 roku oraz „A Love Supreme”<br />

1965. Gitarzysta Duane Allman z zespołu The Allman Brothers<br />

Band przyznał, że płyta „Kind of Blue” zainspirowała go do sola<br />

w utworze „In Memory of Elizabeth Reed”. Klawiszowiec zespołu<br />

Pink Floyd Richard Wright wyznał, że te nagrania przyczyniły<br />

się w znacznym stopniu do powstania utworu „Breathe” ze<br />

41


słynnej płyty „The Dark Side of the Moon”.<br />

Nie będę już przytaczał innych przykładów,<br />

bo lista artystów, którzy czerpali inspirację<br />

z tych nagrań jest bardzo długa.<br />

W 2002 roku Biblioteka Kongresu USA<br />

umieściła „Kind of Blue” w zestawie 50 płyt<br />

National Recording Registry, czyli zestawu<br />

albumów muzycznych, które są kulturowo,<br />

historycznie lub artystycznie ważne dla życia<br />

w Stanach Zjednoczonych. Rok później<br />

magazyn Rolling Stone umieszcza ten album<br />

na 12 miejscu 500 najlepszych albumów<br />

wszechczasów. W 2008 roku płyta otrzymała<br />

certyfikat poczwórnie platynowej płyty,<br />

przyznany przez Amerykańskie Stowarzyszenie<br />

Przemysłu Płytowego (RIAA).<br />

Płyta na przestrzeni tych wszystkich lat<br />

była wielokrotnie wznawiana i każde jej kolejne<br />

ukazanie się powodowało, że ten album wracał<br />

do notowań najlepiej sprzedawanych płyt wg<br />

magazynu Billboard! Tak w było w 1977 roku<br />

(37 miejsce na liście Jazz Albums), w 1987 roku<br />

(10 miejsce na liście Top Jazz Albums), w 2001<br />

roku (14 miejsce na liście Top Internet Albums)<br />

oraz ostatnio w 2015 roku (3 miejsce na liście<br />

Vinyl Albums). Właśnie to wydanie winylowe<br />

z 2015 roku mam swoich zbiorach, ale mam<br />

też na CD wydania z 1997 roku oraz z 2009<br />

roku. Pewnie jeszcze nie raz okaże się, że moja<br />

pasja kolekcjonowania płyt przekracza wszelkie<br />

normy znane przeciętnemu człowiekowi. Nic na<br />

to nie poradzę, bo to jest jak uzależnienie, które<br />

zawładnęło moim życiem i tego okruchy, raz na<br />

jakiś czas spróbuję Wam podrzucać.<br />

42

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!