POST SCRIPTUM - LIPIEC 2019
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury. W numerze m.in: Felieton Katrzyny Saniewskiej, fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem, Joanną Morea, poezja Christophera Stone’a, wiersze Renaty Cygan, książkowa recenzja Roberta Knapika.
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.
W numerze m.in:
Felieton Katrzyny Saniewskiej, fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem, Joanną Morea, poezja Christophera Stone’a, wiersze Renaty Cygan, książkowa recenzja Roberta Knapika.
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
wywiad z Joanną Morea<br />
Cristopher Stone<br />
debiut poetycki<br />
Tektografia<br />
nowa technika graficzna
iadając do napisania wstępniaka (bo tym mnie, nie wiedzieć czemu, obarczono) do<br />
Spierwszego numeru Post Scriptum, od razu wiedziałem, że nie będzie lekko. Jest tu tyle<br />
świetnego materiału, że nie sposób wymienić kilku jedynie zachęcających artykułów, jak<br />
to jest przyjęte. Tu trzeba by wymienić wszystko: doskonały, mądry felieton Katrzyny Saniewskiej,<br />
piękne fotografie Sylwii Łakomej, spotkanie z Krzysztofem Bochusem czy Joanną Morea. A przecież<br />
nie wspomniałem jeszcze o niepublikowanej dotąd poezji Christophera Stone’a, o wierszach Renaty<br />
Cygan, o książkowej recenzji Roberta Knapika. Nie da się wymienić kogoś i nie wymienić kogoś<br />
innego, więc zapomnijcie o tym, co napisałem powyżej. Nikogo nie wymieniam. Po prostu zapraszam<br />
do lektury!<br />
Będziemy wdzięczni Wam za wszelkie uwagi i sugestie dotyczące magazynu. To dla Was go<br />
tworzymy i przetrwa tylko z Waszą pomocą. Dziękujemy, że z nami jesteście.<br />
Jarosław Prusiński<br />
w imieniu grona redakcyjnego PS<br />
PROZA I PUBLICYSTYKA<br />
O wydawaniu książek - poradnik dla pisarzy. str. 1<br />
Angelot. Opowiadanie str. 5<br />
Joanna Morea - wywiad str. 7<br />
Krzysztof Bochus - wywiad str. 10<br />
Nie całkiem słodkie błoto. str. 14<br />
POEZJA<br />
Christopher Stone str. 17<br />
Renata Cygan str. 20<br />
Festiwale, zloty, spotkania poetyckie i co z nich wynika. str. 21<br />
SZTUKI WIZUALNE<br />
Tektografia - Grzegorz Stefan Madej. str. 24<br />
Człowiek myślący - pomiędzy naturą a kulturą. str. 29<br />
FOTO - Grafia. Sylwia Łakoma str. 36<br />
MUZYKA<br />
Płyty, które kocham. str. 41<br />
Zespół redakcyjny: Jarosław Prusiński, Agnieszka Biardzka, Iwona Niezgoda, Renata Cygan, Robert Knapik, Artur Sienkiewicz.<br />
Informatyk: Robert Kral<br />
Okładka: Angelika Cieśniarska<br />
strona internetowa: www.magazynps.com<br />
e-mail: pscriptum69@gmail.com
zdj. z portalu pixabay.com.pl<br />
O WYDAWANIU KSIĄŻEK<br />
PORADNIK DLA PISARZY<br />
Jak wydać i wypromować książkę?<br />
Wiele osób zadaje mi to samo pytanie. Pomyślałem, że spiszę te wszystkie informacje,<br />
żeby mogli to sobie przeczytać wszyscy zainteresowani.<br />
Część 1 - Początek<br />
No, więc udało się! Napisaliście książkę i tulicie teraz do<br />
piersi laptopa, głaszcząc go i powtarzając z czułością:<br />
„mój ci on”, a szczęśliwy laptopek mruczy do Was procesorem.<br />
O szalona rozkoszy! Błogości nieokiełznana! Napisaliście<br />
książkę! Teraz się będzie działo. Polonistka z podstawówki<br />
zrozumie w końcu z kim miała do czynienia. Za te pały, które<br />
Wam stawiała z wypracowań, teraz spali się ze wstydu!<br />
Natychmiast wysyłacie książkę do znajomych, którzy nie chcąc<br />
Was wkurzać potwierdzają, że to bezsprzecznie arcydzieło.<br />
A więc jednak! Nie myliliście się! Trzymacie w rękach klucz do<br />
Arkadii, do Edenu i zaraz wszystkie bogactwa tego świata będą<br />
należały do Was. Otworzą się dla Was bramy raju. Sezamie<br />
otwórz się!<br />
Co powinniście teraz zrobić? Przygotować streszczenie, fragment<br />
w .pdf, opis siebie i swoich dokonań pisarskich (klasówki<br />
w podstawówce się nie liczą, nawet te na szóstkę), napisać<br />
jaka jest grupa docelowa odbiorców (najlepiej napisać, że cała<br />
populacja planety Ziemia) i w jakim stylu jest książka (głupie,<br />
ale tego wymagają wydawcy – piszcie więc: „w stylu Greya,<br />
tylko lepsze”). Jak już to wszystko macie zebrane do kupy,<br />
to hajda – wysyłacie cały pakiet do wydawców. I czekacie na<br />
wszystkie te lukratywne propozycje, które mają do Was spłynąć,<br />
nie wyłączając telefonów od reżyserów i producentów<br />
z Hollywood, którzy z niecierpliwością czekali na Waszą książkę,<br />
żeby mogli ją sfilmować.<br />
I tak czekacie i czekacie… i czekacie. Dalej czekacie…<br />
I ciągle nic nie przychodzi. Czasem przyjdzie jakaś miła odmowa.<br />
Najczęściej piszą: „uznaliśmy Pana (Pani) książkę<br />
1
za bardzo (wybitnie) wartościową, niestety jej treść koliduje<br />
z naszymi planami wydawniczymi”. Do mnie, z jednego z największych<br />
wydawnictw, właśnie taka przyszła, więc wzruszony<br />
tym, że tak uprzejmie mi odmawiają, napisałem, że nie szkodzi,<br />
ale dziękuję za zainteresowanie moją książką. W odpowiedzi dostałem:<br />
„dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy się w ciągu<br />
9 miesięcy”. Postanowiłem zaryzykować i wysłałem kolejnego<br />
maila: „Chciałem się dowiedzieć, jaka jest teraz pogoda w Chinach”.<br />
Odpowiedź: „dziękujemy za wysłaną książkę, odezwiemy<br />
się w ciągu 9 miesięcy”. „Pomidor” - „dziękujemy za wysłaną<br />
książkę, odezwiemy się w ciągu 9 miesięcy”. I to by było na<br />
tyle, jeśli chodzi o marzenia, że ktoś w ogóle to przeczyta. Ale<br />
nie martwcie się, wciąż macie wiele możliwości wydania swojej<br />
książki:<br />
Wysłaliście książkę do wszystkich dużych wydawnictw, potem<br />
do tych średnich i małych, na koniec nawet do sąsiada-emeryta,<br />
który w stanie wojennym, w piwnicy, drukował ulotki na powielaczu.<br />
Nic z tego. Już wiecie, że nikt Was nie wyda.<br />
W zależności od tego jaki macie charakter sądzicie, że:<br />
• wszyscy dookoła to idioci i się nie znają<br />
• popadacie w depresję i zaczynacie podejrzewać,<br />
że jednak napisaliście gniota<br />
Nie martwcie się! Dalej będzie już tylko lepiej. Właśnie wykosiliście<br />
dwie trzecie konkurencji, która w tym momencie się poddała.<br />
Ale Wy nie rezygnujcie, bo:<br />
• wszyscy dookoła to idioci i się nie znają lub<br />
• napisaliście gniota<br />
W przypadku drugim jesteście bliżej sukcesu niż w pierwszym,<br />
bo najlepiej sprzedają się właśnie gnioty, czyli Wasza książka<br />
ma potencjał sprzedażowy! Teraz tylko trzeba jakoś zaistnieć.<br />
Sposób na znajomości<br />
Z<br />
rozrzewnieniem oglądam czasem w telewizji wynurzenia<br />
dzieci celebrytów, którzy narzekają, że znane nazwisko<br />
tylko im przeszkadza w karierze, bo wszyscy ich porównują<br />
do rodziców. Większość z nich ma taki talent medialny, że<br />
nawet na kasę do spożywczaka by ich nie zatrudnili, co najwyżej<br />
na magazyn do rozładowywania towaru. A tutaj brylują po telewizjach<br />
i narzekają, że im tatuś w karierze przeszkadza. Oczywiście<br />
są wyjątki, gdy dzieci dziedziczą talent po rodzicach, ale to<br />
tylko potwierdza regułę. Jeśli macie znanych rodziców, to reszta<br />
załatwi się sama. Cokolwiek wypocicie, trafi na listy bestsellerów.<br />
Gorzej, jeśli nie macie w rodzinie nikogo, kto Was ustawi w<br />
światku literackim. W tym przypadku znajomości należy zdobyć:<br />
• w sposób opisany w poprzednim rozdziale<br />
• zatrudnić się w dużej gazecie lub telewizji<br />
• ożenić się (wyjść za mąż) z odpowiednią osobą<br />
Okładki poczytnych magazynów pełne są zdjęć osób, które<br />
wspięły się na szczyty popularności za pomocą jednej z tych metod.<br />
Szczególnie skuteczny okazuje się być sposób (b), bo nie<br />
tylko bez trudu znajdziecie wydawnictwo, które Was wyda, ale<br />
dodatkowo dostaniecie reklamę wartą miliony w pakiecie i to całkowicie<br />
gratis. Potem będziecie mogli się do rozpuku naśmiewać<br />
z aspirujących pisarzy, że są kretynami i nie odnoszą sukcesu<br />
wyłącznie z powodu własnej indolencji. Możecie też zacząć mówić<br />
o sobie w trzeciej osobie. Pokażecie wszystkim, że jesteście<br />
tak bardzo godni szacunku, że nawet sami do siebie mówicie per<br />
„pan”. Za to „tykajcie” wszystkich innych, choćby mieli nawet 60<br />
lat. To teraz jest na topie w świecie celebrytów.<br />
Niestety skoro czytacie ten tekst, to najpewniej znajomości nie<br />
macie, dlatego teraz opiszę jak samemu wydać książkę metodą<br />
self-publishingu.<br />
Self-Publishing<br />
Sposób na seks<br />
Ta metoda sprawdza się najlepiej pod każdą szerokością<br />
geograficzną. Nie wymienię nazwisk pisarzy płci obojga,<br />
którzy w ten sposób zaistnieli, bo nie chcę się ciągać po<br />
sądach. A wiadomo, że znajomi autorzy, którzy mi o tym mówili<br />
wyprą się nie tylko tego, że o czymś takim wspomnieli, ale nawet<br />
tego, że w ogóle mnie znają.<br />
Jeśli zdecydujecie się na taką formę, należy jedynie odpowiednio<br />
wybrać cel. Bezsensowne puszczanie się na prawo i lewo<br />
sprawy nie załatwi, bo pewnie zdobędziecie jakąś popularność<br />
w dzielnicy, ale nie taką, o jaką Wam chodziło. Dobry byłby polityk<br />
(nawet lokalny), żeby załatwić Wam mecenat (nie mylić<br />
z patronatem), właściciel dużego wydawnictwa lub inna wpływowa<br />
osoba ze środowiska. Od biedy może być pisarz bardziej<br />
znany od Was, który ma już przetarte ścieżki. Sam chętnie zaoferowałbym<br />
się młodym, początkującym pisarkom, ale uczciwie<br />
wyjaśnię, że niczego to w ich karierze pisarskiej nie zmieni, poza<br />
traumą, która pozostałaby im na całe życie.<br />
Niestety ten sposób działa wyłącznie w przypadku, gdy jesteście<br />
piękni i młodzi. W moim przypadku metoda na seks nie miała<br />
szans na powodzenie. Co stwierdzam z ubolewaniem.<br />
W kolejnej części opiszę sposób na znajomości.<br />
Jeśli macie erotyczny powab kloca drewna (jak autor piszący<br />
te słowa) i nikt Was nie chciał, nikogo wpływowego nie znacie,<br />
to też się nie przejmujcie. Możecie książkę wydać sami!<br />
Na początek zła wiadomość. To, co macie w komputerze to jeszcze<br />
nie książka. To zaledwie surowy tekst, nad którym teraz trzeba<br />
popracować.<br />
• Korekta i redakcja – bez tego nie warto wypuszczać<br />
Waszego dzieła poza krąg znajomych. Prawdopodobnie roi się<br />
w nim od byków, a zdania są finezyjne jakby wyszły spod ręki<br />
tego samego drwala, który wyciosał Waszą twarz. Zabieg jest<br />
bolesny i kosztowny, ale nie bardziej niż kolejna porcja botoksu,<br />
którą wstrzykujecie sobie w wargi, żeby wyglądać bardziej światowo.<br />
Takie jest, niestety, życie gwiazdy.<br />
• Czcionki – niektórzy się zdziwią, ale większość czcionek<br />
nie jest na wolnej licencji i nie możecie ich użyć do swojej<br />
książki, chociaż macie legalnego Worda, czy inny edytor tekstu.<br />
Musicie użyć czcionki darmowej lub wykupić licencję. Darmowe<br />
czcionki to np.: Georgia lub Deja-Vu.<br />
• Okładka – jeśli nie macie żadnego talentu graficznego,<br />
to możecie po prostu zrobić białe litery na czarnym tle (jak np.<br />
cały cykl książek Stanisława Lema) albo zlecić wykonanie okładki<br />
grafikowi. W tym drugim przypadku zapłacicie co najmniej<br />
pięć stów i zapewne będziecie wymieniać z nim coraz bardziej<br />
obraźliwe maile, bo grafik będzie miał swoją własną koncepcję<br />
i wy mu będziecie tylko przeszkadzać w pracy. Okładkę wykona<br />
miesiąc później niż się umawialiście i dostaniecie białe litery<br />
2
na czarnym tle. No, ale wykonane przez profesjonalnego grafika,<br />
a to się liczy.<br />
• Skład, łamanie tekstu, konwersja – to są słowa, które<br />
z pewnością nic wam nie mówią. Najlepiej więc się tym nie przejmować<br />
i nic takiego nie robić. Bo po co?<br />
Po tych wszystkich zabiegach macie w końcu wymarzoną książkę<br />
w rękach (właściwie e-booka w komputerze). Teraz wystarczy<br />
umieścić ją na kilku portalach przeznaczonych dla self-publisherów<br />
i czekać na pieniądze. Ale nie róbcie zbyt dużych planów na<br />
wydanie pieniędzy, które zarobicie, bo Wasz zysk będzie oscylował<br />
w granicach 5 zł (łącznie) minus podatki. Nikt poza autorami<br />
na te strony nie zagląda i raczej niczego tam nie sprzedacie. Na<br />
szczęście jest jeszcze inna możliwość:<br />
Vanity Publishing<br />
Bez trudu znajdziecie wiele wydawnictw, które wmówią<br />
Wam, że po podpisaniu umowy z nimi, książki rozejdą<br />
się jak świeże bułeczki, pod Waszym płotem fanki rozbiją<br />
namioty, a na drzewach dzień i noc będą siedzieli fotoreporterzy.<br />
I wszyscy będą marzyć tylko o jednym – o tym, żeby Was<br />
zobaczyć, choćby w oknie zza firanki. I chociaż czujecie podstęp,<br />
to przecież chcecie w to wierzyć. Płacicie więc od kilku<br />
do kilkunastu tysięcy (a słyszałem też o rekordzistach, którzy<br />
płacili po kilkadziesiąt tysięcy) za wydrukowanie Waszej książki<br />
i wstawienie jej do księgarni. Kupujecie z tuzin nowych kiecek<br />
(w końcu czekacie na zaproszenia na spotkania autorskie –<br />
tak jak było obiecane na stronie Waszego wydawnictwa – nie<br />
pójdziecie przecież na nie ubrane jak bezdomne), codziennie<br />
sprawdzacie pocztę. Sprawdzacie też, czy telefon oby na pewno<br />
działa. Czekacie przez kilka miesięcy, ale telefon i skrzynka<br />
pocztowa wciąż milczą jak zaklęte. W końcu przychodzi pierwsze<br />
zestawienie sprzedaży. O cudzie nad cudami! Jest w końcu!<br />
Zastanawiacie się ile tam jest – 50, 100 tys. złotych? Ile tam<br />
jest?! No ile?!<br />
Nie denerwujcie się za bardzo. Prawdopodobnie sprzedaliście<br />
trzy egzemplarze książki i zarobiliście na tym 12 zł. brutto. Nie<br />
dziennie, tygodniowo ani miesięcznie, ale łącznie za całe pół<br />
roku! Jeśli wcześniej mieliście ochotę zapłakać nad sobą, ale<br />
się wstrzymywaliście, to teraz jest dobry moment. Już możecie<br />
płakać.<br />
Mam dla Was dwie wiadomości. Jedna jest dobra, druga<br />
zła. Ale na początek refleksja. Prawdopodobnie zrozumieliście<br />
już, że wydanie książki, to dopiero początek długiej drogi. Dwa<br />
tysiące sztuk Waszego dzieła leży sobie w kartonach w jakiejś<br />
hurtowni i tam zostanie, chyba że zaczniecie ją promować.<br />
I teraz zła wiadomość – spóźniliście się! Promocję książki należało<br />
zacząć od znalezienia patronów medialnych. Teraz jest już<br />
na to za późno.<br />
Dobra wiadomość jest taka, że i tak nikt by Was nie objął<br />
patronatem. Nie róbcie sobie wyrzutów!<br />
Czy możecie coś jeszcze zrobić? Oczywiście, że tak! Zacznijcie<br />
od wysyłania kilku egzemplarzy do bloggerów książkowych.<br />
Może zechcą przeczytać i napisać kila słów? Dziewczyny<br />
są z reguły miłe i chętnie czytają, więc może zainteresuje ich<br />
także Wasza powieść. Możecie spróbować też promować się<br />
w ramach akcji „Polacy nie gęsi i swoich autorów mają”, wysłać<br />
informację o Waszej książce do kilku niezależnych zinów,<br />
przekazać kilka sztuk na konkursy. Jest cała masa różnych metod,<br />
żeby zaistnieć. Niestety wszystkie są równie nieskuteczne.<br />
Sprzedaż Waszej książki pozostanie jednocyfrowa. Zanim skoczycie<br />
z mostu z kamieniem uwiązanym do szyi, przeczytajcie<br />
tekst poniżej. Są metody skuteczne! Ja tych metod oczywiście<br />
nie znam, a nawet gdybym znał to nie powiem.<br />
Za to powiem, co się nie sprawdza (a czego próbowałem):<br />
- Wykupowanie reklam w dużych portalach internetowych. Liczba<br />
odwiedzin tych stron jest zwykle mocno przesadzona i po tygodniowej<br />
reklamie zyskacie pięciu odwiedzających na fejsbuku<br />
i jedną sprzedaną książkę.<br />
- Wciskanie książki znajomym – wkrótce ich liczba znacznie się<br />
zmniejszy (nie książek, które zawalają podłogę w przedpokoju,<br />
ale znajomych).<br />
- Zaczepianie ludzi na portalach społecznościowych.<br />
- Ubranie się w łachmany i sterczenie pod kościołem z nadzieją,<br />
że ktoś kupi Waszą książkę z litości.<br />
- Wciskanie książki rodzinie i znajomym na prezenty z wszelkich<br />
możliwych okazji: komunii, chrztu, wesela, itd. Osiągnięcie tyle,<br />
że wkrótce przestaną Was gdziekolwiek zapraszać.<br />
- Podrzucenie książki do księgarni za rogiem, licząc na to,<br />
że sprzedawca tego nie zauważy.<br />
- Wpychanie jej kobietom do torebek (pogodziliście się już,<br />
że książki nie sprzedacie, chcecie tylko odzyskać przedpokój).<br />
Na koniec Was pocieszę. W Polsce - dzień i noc, w niedzielę<br />
i święta, 24 godziny na dobę – co godzinę jest wydawany nowy<br />
tytuł. Takich nieszczęśników jak Wy jest więcej! Przybywa ich<br />
dwudziestu czterech dziennie.<br />
Drzwi do Edenu<br />
Możliwe, że niektórym z Was się udało. Skusiliście jakieś<br />
duże wydawnictwo swoimi wdziękami albo dzwoniliście<br />
do redaktora naczelnego codziennie o piątej rano i tak<br />
go zmęczyliście psychicznie, że po stu odmowach wreszcie<br />
zmienił zdanie. I teraz trzymacie w spoconych, drżących dłoniach<br />
wymarzoną umowę. Co będzie się działo? Powiem wam<br />
to, o czym wszyscy autorzy milczą jak zaklęci, zasłaniając się<br />
tajemnicą. Oni należą do kręgu wiedzy, wy jesteście dla nich<br />
marnym, w dodatku niedoinformowanym mysim bobkiem. Dzięki<br />
mnie staniecie się dumnym, świadomym mysim bobkiem.<br />
3
Zapisy w umowie<br />
Macie tam pewnie 7% od ceny hurtowej (nie detalicznej)<br />
i dobrowolne zrzeczenie się praw autorskich do Waszej<br />
książki. Wmówią wam, że to tylko na pięć lub siedem<br />
lat, a potem prawa wracają do Was. Prawo własności zgodnie<br />
z Konstytucją jest nieograniczone co do zasady, więc nie podlega<br />
choćby ograniczeniu czasowemu (pięć lat). Takim ograniczeniom<br />
może podlegać jedynie umowa licencyjna. Nabili Was<br />
w butelkę. Właśnie straciliście prawa do swojej powieści i nawet<br />
jeśli wydawca nie wywiąże się ze swojej części umowy, to prawa<br />
do Was nie wracają. One już do Was nie należą!<br />
No dobrze, ale w zamian zarobicie masę pieniędzy, co tam<br />
prawa autorskie. Tak sobie pewnie myślicie. To teraz powiem<br />
coś na ten temat.<br />
Eden<br />
Drzwi do raju zostały wreszcie otwarte. Wydawca wywiązał<br />
się z umowy i wstawił Waszą książkę do licznych<br />
księgarni. Wypiliście już pewnie kilka butelek szampana<br />
i planujecie zakup kolejnych, ale zanim wysiądzie wam wątroba<br />
muszę wam coś powiedzieć. Nakład jaki wydrukowali, to pewnie<br />
około dwa tysiące sztuk, z tego pół tysiąca (o ile Wasza książka<br />
jest dobra) będzie zwrotów. Zarobicie po roku sprzedaży około<br />
trzech tysięcy złotych polskich minus podatek. Przy optymistycznym<br />
założeniu, że wydawca będzie Was promował. Najprawdopodobniej<br />
jednak nie będzie (zwłaszcza, jeśli wkurzaliście<br />
go telefonami) i nie osiągnięcie nawet tego.<br />
Powrót na ziemię<br />
Okazuje się, że z pisania żyć się nie da. Udaje się to jedynie<br />
garstce pisarzy-celebrytów, ale oni zarabiają głównie<br />
dlatego, że są znani, nie ważne co napisali. Kiedyś należało<br />
czegoś dokonać, żeby być sławnym – teraz należy być<br />
sławnym, żeby czegoś dokonać. A sławę dużo łatwiej zyskać,<br />
publicznie pokazując cycki (mogą być sztuczne, jeśli natura poskąpiła),<br />
a nie pisząc książki. Lepiej więc zajmijcie się czymś<br />
innym. Chyba, że macie przemożną, nieprzepartą, obsesyjną<br />
chęć pisania, a Wasz psychiatra odmówił dalszego leczenia.<br />
Jarosław Prusiński<br />
Autor wysoko ocenianych przez Czytelników powieści i zbiorów<br />
opowiadań, między innymi: Szary Mag, Zapomniani Bogowie.<br />
Słowiańska Opowieść, Niedopowiedziane, Isztar.<br />
zdj. z portalu pixabay.com.pl
Angelot<br />
Jarosław Prusiński<br />
Niedopowiedziane - fragment<br />
roczył w ciemności. Pod jego stopami rozciągała<br />
Księ świetlista, wąska ścieżka pnąca się ostro<br />
w górę. Do bramy. Poza nią nie było nic.<br />
Pustka, nicość, czerń. Angelot nie czuł trwogi, szedł pewnie,<br />
dostojnie, tak jak nakazywała jego pozycja. Nie czuł też<br />
zmęczenia, choć powinien czuć. Czułby, gdyby żył. Pamiętał<br />
swoją śmierć. Na szczęście strach i niepokój zniknęły.<br />
Teraz kroczył świetlistą ścieżką ku niebieskiej bramie. Czuł<br />
podekscytowanie i radość. Za sobą usłyszał kroki. Odwrócił<br />
się i zobaczył dziewkę. Ogień spalił jej ubranie i osmalił ciało<br />
tak, że wyglądała jak murzynka. Człapała za nim, zwęglony<br />
wrak człowieka, pogańska wiedźma. Domyślił się, że to na<br />
nią wydał wyrok zanim... Jak ona śmie wspinać się do bram<br />
nieba razem z nim?<br />
‒ Odejdź, dziewko! ‒ krzyknął do niej.<br />
‒ Jeszcze aniołowie pomyślą, że to ja cię tu przywiodłem.<br />
Idź sobie!<br />
Ale ona tylko popatrzyła swoim czarnym okiem. Połowę<br />
twarzy miała zupełnie spaloną, ział z niej pusty oczodół.<br />
Jedynym okiem, które jej zostało wwiercała się w niego jak<br />
sęp. Ten wzrok przeszywał go na wylot, jakby nie patrzyła<br />
na niego tylko gdzieś dalej, w pustkę. Na to, co było poza<br />
nim. A jednak zwolniła kroku. Angelot przyśpieszył. Chciał się<br />
znaleźć przed obliczem aniołów jak najszybciej. Nie chciał,<br />
żeby podeszła zbyt blisko, jakby mogła go skalać swoją winą,<br />
za którą poniosła śmierć na stosie. Aniołowie byli wielcy,<br />
świetliści. Wzrostem przewyższali człowieka dwukrotnie.<br />
Stali przed bramą, lekko poruszając skrzydłami. Mężczyzna<br />
i kobieta. Oboje mieli nagie torsy.<br />
‒ Mogłaby się czymś okryć ‒ powiedział Angelot pod adresem<br />
anielicy na poły przyjacielsko, na poły protekcjonalnie. Nie<br />
patrzył na nią. Patrzył na jasnowłosego mężczyznę - anioła,<br />
jej towarzysza.<br />
‒ Oczywiście nic nie powiem Świętemu Piotrowi, ale te<br />
nagie piersi... Inni mogą być mniej wyrozumiali. Zaśmiał się<br />
nerwowo, nie wiedząc czy nie przesadził. Najpierw trzeba by<br />
się rozeznać w zwyczajach Raju. Może tutaj to normalne?<br />
Aniołowie się nie poruszyli ani nie odezwali. Jakby go nie<br />
było.<br />
‒ Mogę wejść? Znowu milczenie.<br />
Coraz wyraźniej słyszał za plecami bose stopy wiedźmy.<br />
Zbliżała się. Anielica uśmiechnęła się radośnie do dziewczyny<br />
ponad jego głową. Uklękła przed nią, gdy tylko tamta<br />
podeszła do bramy. Wilgotną ścierką zmyła z niej ciemny<br />
osad. Jej skóra znowu była zdrowa, różowa, dziewczęca.<br />
5<br />
Odrosły jej włosy, spalony policzek znowu był cały, ponownie<br />
miała dwoje oczu. Anioł - kobieta klęczała przy niej i cały czas<br />
się uśmiechała. Wiedźma też się uśmiechnęła.<br />
‒ Wejdź ‒ powiedziała anielica, gdy włożyła suknię na nagie<br />
ciało dziewczyny. ‒ Czekają na ciebie.<br />
Czarownica zniknęła za bramą, a Angelot zatrząsł się<br />
z wściekłości.<br />
‒ Wpuściliście ją, a mnie każecie czekać?! Nie wiecie, kim<br />
jestem!<br />
‒ Ależ wiemy, Angelocie ‒ powiedziała kobieta-anioł.<br />
W jej oczach nie było już radości.<br />
‒ To ty nie wiesz, kim jesteś.<br />
A potem Anioły weszły do środka i zamknęły bramę. Biskup<br />
został sam na ścieżce prowadzącej donikąd. Stał przez<br />
chwilę, myśląc, że to żart. Potem kolejną i kolejną, i jeszcze<br />
jedną chwilę. Brama nadal była zamknięta. Odwrócił się więc<br />
i poszedł ścieżką w dół. Muszą być inne ścieżki i inne bramy.<br />
Już on powie kilka słów na temat tych aniołów Świętemu<br />
Piotrowi, gdy tylko przed nim stanie. Oj, powie! Będą mieli się<br />
z pyszna. Szedł żwawym krokiem przez pustkę, aż w końcu<br />
jego stopy stuknęły o bruk. Jakaś ulica. Wreszcie normalna<br />
ulica, zamiast wąskiej ścieżki zrobionej ze światła. Tupnął<br />
nogą kilka razy, żeby się upewnić. Tak, to była brukowana<br />
ulica. Rozejrzał się wokoło. Wszystko spowijała gęsta mgła<br />
i ciemność. Przed sobą ujrzał światełko. Zbliżało się. Usłyszał<br />
kroki, a chwilę później zobaczył postać. Siwy, brodaty starzec<br />
ubrany w szarą, długą szatę przystanął. Trzymał w rękach<br />
laskę wzrostu człowieka zwieńczoną małą lampką. Angelot<br />
padł na kolana.<br />
‒ Czy to ty, Święty Piotrze? ‒ wykrzyknął z nadzieją, składając<br />
ręce.<br />
‒ Nie mam na imię Piotr ‒ odpowiedział starzec. ‒ Zwą mnie<br />
Latarnikiem.<br />
Biskup wstał z kolan lekko zawiedziony i zawstydzony. Krytycznie<br />
ocenił dziurawą, brudną i zniszczoną szatę przybysza.<br />
Jak mógł się tak pomylić? Włóczęgę wziąć za Świętego Piotra.<br />
Szukał w głowie słów, które pozwoliłyby wymazać tę chwilę<br />
słabości, gdy padł na kolana przed włóczęgą, jednocześnie<br />
nie obrażając go za bardzo. Starzec go uprzedził.<br />
‒ Chodź ze mną, Angelocie ‒ powiedział i ruszył wzdłuż<br />
kamiennej ulicy, stukając drewniakami. Wszyscy go tu znali?<br />
W końcu nic w tym dziwnego, przecież nie był byle kim.<br />
Biskup poszedł za nim. Szli długo, przedzierając się przez<br />
mgłę i ciemność. Nie widział już Latarnika, a jedynie<br />
nikłe światełko jego latarni. Szedł za nim coraz bardziej
poirytowany i znużony. Szli godzinami, całymi monotonnymi<br />
godzinami odmierzanymi stukotem drewniaków. Ten dźwięk<br />
brzmiał dziwnie, jakby poza stukotem nie było nic. Tylko<br />
czarna pustka i mgła. W końcu coś się zmieniło. Zauważył,<br />
że dotarli do miasta. Uliczne kamienie były bardziej wyrobione,<br />
wytarte wieloma stopami, wygładzone przez wieki.<br />
Po bokach dostrzegał majaczące w ciemnościach kształty<br />
budynków, gdzieniegdzie paliły się oliwne latarnie. I było tam<br />
coś jeszcze, czego biskup nie widział, ale czuł. Wpatrzone w<br />
siebie oczy, dziesiątki par oczu.<br />
Starzec nie zwolnił, jego latarnia kołysała się w tym samym<br />
tempie co wcześniej. Angelot postanowił zawrócić. Ten<br />
włóczęga wyprowadził go już zbyt daleko od ścieżki do Raju.<br />
Pora była zawracać. Może tym razem aniołowie mu otworzą?<br />
To był z pewnością tylko żart, próba niezłomności jego<br />
charakteru. A przecież on był niezłomny jak skała, uparty jak<br />
stado osłów. Wszystko poświęcił dla wiary. Zwłaszcza takie<br />
„wszystko”, które należało do innych. Sam niczego sobie nie<br />
odmawiał, ale przecież brał tylko to, co Bóg mu podarował.<br />
Należała mu się nagroda za wierną służbę Kościołowi.<br />
Odwrócił się i szybkim krokiem ruszył w przeciwną stronę.<br />
W stronę niebieskiej bramy, tam skąd przybył. Próbował<br />
się modlić, ale nie wiedzieć czemu przyczepił się do niego<br />
niewłaściwy cytat z Pisma. Ten o bogaczu i wielbłądzie. Nie<br />
umiał skupić myśli na niczym innym. W końcu się zirytował<br />
na własne myśli. Co go obchodzi jakiś wielbłąd? Nawet nie<br />
widział takiej bestii na oczy. A przecież dobry był, usłużny.<br />
Czasem nawet dał kilka miedziaków biedocie. Nie za dużo,<br />
bo z pewnością gamonie zaraz by wszystko przepili, ale<br />
jednak dawał. Usiłował przypomnieć sobie, kiedy ostatnio to<br />
zrobił. Latem jakoś. A może jednak zimą? Pot wystąpił mu<br />
na czoło. Chyba jednak nie dał. Chciał dać, ale pomyślał,<br />
że pospólstwo i tak zmarnuje pieniądze w szynku, więc nie<br />
dał. Po co miał dawać? Jakoś się wytłumaczy przed Świętym<br />
Piotrem. Dobre chęci też się przecież liczą!<br />
Nie zdołał zrobić więcej niż stu kroków, gdy się przed nim<br />
pojawili. Bezzębne, zakapturzone kreatury. Przykulone,<br />
jakby przestraszone, ale jednak agresywne. Z każdą chwilą<br />
nabierali pewności siebie. Zdawało się, że wyrastali spod<br />
ziemi. Tam, gdzie stało dwóch zrobiło się czterech, a gdzie<br />
było czterech - ośmiu.<br />
Wyłaniali się ze wszystkich stron. Ludzkie ochłapy o okrutnych<br />
twarzach. Biskup uczynił znak<br />
krzyża, ale tamci nie zareagowali. Krąg<br />
napastników powoli zaczął się wokół<br />
niego zaciskać.<br />
‒ Trzymaj się mnie ‒ powiedział Latarnik.<br />
Angelot odetchnął z ulgą na widok<br />
swojego przewodnika.<br />
‒ Co to za kreatury? ‒ wysapał, gdy<br />
odeszli na tyle daleko, że tamci nie mogli<br />
go usłyszeć.<br />
‒ Ludzie, co do których decyzja nie<br />
została jeszcze podjęta.<br />
‒ A ja? Gdzie mnie prowadzisz, starcze?<br />
‒ Wobec ciebie decyzja została podjęta.<br />
Dalej szli bez słowa. W końcu Latarnik<br />
zatrzymał się przed ciężkimi<br />
drewnianymi drzwiami.<br />
‒ To twoja brama, Angelocie.<br />
Biskup otworzył drzwi i zajrzał.<br />
Za drzwiami była ciemność. Zrobił<br />
ostrożny krok do przodu, potem drugi.<br />
Zauważył przed sobą szparę. Przebijało<br />
przez nią jaskrawe światło. Podszedł<br />
bliżej i włożył w nią głowę...<br />
‒ Jest już główka ‒ powiedziała położna.<br />
‒ Jeszcze trochę. Zaraz będzie po<br />
wszystkim. Oślepiło go światło. Potem<br />
uderzono go w pupę. Chciał coś<br />
krzyczeć, ale z jego ust wydobył się<br />
tylko płacz. Zapomniał jak się mówi,<br />
a po chwili zapomniał też inne rzeczy.<br />
Zapomniał wszystko.<br />
Agnieszka Biardzka<br />
Ofiara<br />
olej na kartonie<br />
70x100 cm<br />
6
JOANNA<br />
MOREA<br />
Słuchając pani muzyki czułem się, jakbym<br />
dostał bilet do innego wymiaru. A jak pani<br />
sama określa swoją muzykę?<br />
Dzisiaj to pytanie złożone. Jeszcze do niedawna<br />
byłam głównie postrzegana jako kobieta uprawiająca<br />
przede wszystkim muzykę swingową, która to muzyka<br />
jak najbardziej może przenieść słuchacza do innego<br />
wymiaru, a to za sprawą odniesień do historii jazzu.<br />
I to jest zrozumiałe bowiem każdy wrażliwy słuchacz<br />
chłonie muzykę z całym jej tłem historycznym.<br />
Ja należę jednak do muzyków poszukujących i dosłownie<br />
za momencik pojawi się moje najnowsze<br />
dziecko muzyczne, (w zeszłym roku pojawiły się dwa<br />
single tego projektu, taki przedsmak) które dość mocno<br />
różni się od poprzednich oraz odbiega od klasycznej<br />
definicji stylowej. Tu łączymy świat standardowego<br />
myślenia jazzowego z nowoczesną elektroniką<br />
i beatami, a takie połączenie może jak najbardziej<br />
przenieść słuchacza w zupełnie nowy wymiar<br />
właśnie dlatego, że trudno w tej muzyce doszukać<br />
się bardzo konkretnych odniesień. Bardzo ciężko<br />
dzisiaj stworzyć coś kompletnie oryginalnego,<br />
dlatego słuchacze będą poszukiwać w tej muzyce<br />
podobnych czy zbliżonych brzmień choćby po to,<br />
żeby klasyfikować tę muzykę, ale bezsprzecznie<br />
właśnie ta instrumentalna, nowoczesna produkcja<br />
może przenosić w inny wymiar.<br />
A jak ja określam swoją muzykę? To otaczający<br />
mnie świat fraz muzycznych, które co jakiś czas łączą<br />
się w utwór muzyczny, w piosenkę, w tło muzyczne.<br />
Nie definiuję, nie klasyfikuję, nie nazywam, nawet nie<br />
mam takich ambicji. Poruszam się pomiędzy stałymi<br />
znakami, jak znakami przy drodze typu – to jest swing,<br />
7
to bossa, to blues, a to ballada, a to funkowy groove...itd.<br />
Najważniejsze, że na etapie tworzenia to, co komponuję,<br />
wydaje mi się interesujące i warte posłuchania.<br />
Jest pani zawodowym muzykiem? Czy w Polsce da<br />
się wyżyć z muzyki?<br />
Niebezpieczne pytanie. Jestem zawodowym i nawet<br />
wykształconym muzykiem, ale nie tworzę muzyki tzw<br />
głównego nurtu, a właściwie głównego, polskiego nurtu.<br />
Nie będę rozwijać tego tematu. Wciąż gram, śpiewam,<br />
tworzę i działam. I niech to będzie odpowiedzią<br />
Co panią inspiruje? Kim są pani mistrzowie?<br />
Zachwycam się różnymi twórcami i wszelaką muzyką. Na<br />
poszczególnych etapach życia są to różne postaci i style. Mój<br />
zachwyt jest zmienny i nie wynika to z braku przywiązania do<br />
jednej muzyki czy jednej ikony, czy co gorsza z niewierności<br />
do idoli. Wynika to raczej z głodu do muzyki tak najszerzej<br />
najogólniej rzecz ujmując. Mogłabym tu wymieniać twórczość<br />
takich kompozytorów jak Bach, Debussy, Mozart, Chopin czy<br />
Schumann. Kiedyś miesiącami nie mogłam uwolnić się od<br />
muzyki Errica Serry skomponowanej do muzyki Le Grand<br />
Blue. Przechodziłam także przez czas zachwytu muzyką Jana<br />
Garbarka. Potem były Hinduskie ragi i oczywiście niezwykły<br />
Hindus Trilok Gurtu. Uwielbiam to co robi. Zachwyca mnie<br />
folklor. Gamelan muzyka to coś totalnie innego, a fascynowało<br />
przez dość długi czas. Są też wykonawcy, którzy inspirują<br />
mnie interpretacją czy warsztatem wykonawczym. Ella<br />
Fitzgerald, Billie Holiday, Sarah Vaughan, Betty Carter, Nina<br />
Simon, Nancy Wilson czy Beady Belle albo Celia Cruz czy<br />
Macy Gray. Mogłabym tu wymieniać i wymieniać.<br />
Będąc nastolatką wieszała pani plakaty muzyków<br />
na ścianie?<br />
Niestety nie wieszałam plakatów swoich idoli na ścianach.<br />
Za to podśpiewywałam popularne piosenki albo nuciłam<br />
ciekawe motywy.<br />
Gdyby miała pani złotą rybkę i trzy życzenia, jakie by<br />
one były? Chodzi mi wyłącznie o życzenia muzyczne.<br />
Bez standardowych: zdrowia, szczęścia i pomyślności.<br />
Bo to oczywiste.<br />
Tylko trzy życzenia? A ja mam ich tak wiele. A zatem<br />
poprosiłabym złotą rybkę o sprytnego i dbającego o moje<br />
interesy muzyczne managera. Drugie życzenie dotyczyłoby<br />
mojej płyty jazzowej, na którą zbieram pieniądze. Chciałabym,<br />
aby płyta zadziwiła i stałą się wyjątkową w mojej dyskografii.<br />
I wreszcie trzecie marzenie, życzenie. Otóż wchodzę na<br />
rynek z najnowszym projektem, wspomnianym wcześniej,<br />
pt „Joanna Morea with Power” życzę sobie, aby moja<br />
instrumentalna produkcja zarobiła dla mnie tyle forsy, aby<br />
starczyło na spełnienie kolejnych marzeń, których nie mogę<br />
już powierzyć złotej rybce bo mi się limit wyczerpał.<br />
Wielu artystów ucieka się do szokowania<br />
publiczności, żeby zdobyć popularność. Jeden malarz<br />
maluje własną krwią, artystka performance jeździ nago
w metrze, inni artyści na Litwie odkroili kawałki własnego<br />
ciała, usmażyli i zjedli. Czym może szokować muzyk?<br />
Może koncert wykonany nago?<br />
Niestety nie wykorzystuję mojej wyobraźni do wymyślania<br />
sposobów, jakimi mogłabym szokować publiczność. Ja<br />
jestem muzykiem z pasji, pasjonatką muzyki samej w sobie,<br />
a nie showmanką. Nie jestem ekscentryczką, a muzyka nie<br />
ma być dla mnie narzędziem do przyciągania uwagi do mnie<br />
samej. Muzyka jest treścią, którą jak redaguję. Jeśli ktoś<br />
oznajmia mi, że słuchał mojej płyty nad ranem dla poprawy<br />
nastroju, to czyż nie jest to ważniejsze niż granie nago?<br />
Bardziej skupiano by się wtedy na mojej goliźnie niż na<br />
muzyce. Choć istotnie szokowałoby.<br />
Na koniec słowo do fanów, którzy w sypialni powiesili<br />
plakat z Pani podobizną. Czy Joanna Morea jest ciągle<br />
do wzięcia?<br />
Nie jestem pewna, czy obecnie wciąż wiesza się plakaty<br />
swoich idoli w sypialni, ale jeśli już ktoś to zrobił, to owszem<br />
fotografie są do wzięcia.<br />
Dziękuję za rozmowę i życzę, żeby Pani marzenia się<br />
spełniły. Nawet bez złotej rybki.<br />
rozmawiał Jarosław Prusiński<br />
Joanna Morea<br />
- wokalistka, flecistka, saksofonistka, autorka<br />
tekstów, kompozytorka, aranżerka, absolwentka<br />
Królewskiego Konserwatorium w Brukseli na wydziale<br />
jazzu i muzyki rozrywkowej, klasy fletu oraz aranżacji<br />
i kompozycji.<br />
Koncertowała w Belgii (m.in Middleheim Jazz Festival<br />
in Antwerp, Belgium z Marie Schneider Orchestra, jeden<br />
z najbardziej liczących się festiwali w Belgii), Holandii,<br />
Niemczech, Anglii a obecnie, po wieloletniej przerwie,<br />
nie tylko macierzyńskiej, ponownie w Polsce. Aktualnie<br />
współpracuje z wieloma muzykami i formacjami<br />
muzycznymi m.in z Trio Wojtka Kamińskiego, Five<br />
O’Clock Orchestra, Ragtime Jazz Band, Ragtime Duo,<br />
Malmo Jazz Kings (Szwecja). Nagrała i wydała płytę<br />
„Śpiewanki Joanki”, na którą składają się kompozycje<br />
przygotowane dla jej bliźniaków - Nel i Tymonka.<br />
Jest również autorką muzyki do płyty „Będę Mamą”<br />
- z muzyką relaksacyjną dla kobiet w ciąży.<br />
W 2012 roku na rynku pojawiła się płyta<br />
zatytułowana „Swing Is Everything,<br />
Od powrotu na scenę w 2009 roku wystąpiła na<br />
wielu scenach jazzowych oraz festiwalowych.<br />
W 2014 roku zagrała na festiwalu Złota Tarka, jako<br />
gość specjalny z zespołem Ragtime Jazz Band obok<br />
Molly Ryan (USA), Dana Levinsona (USA) i Jacka<br />
Andersona (Szwecja). W 2016 zaprezentowała się<br />
na Złotej Tarce z projektem Polish Scandynavian<br />
Connection.<br />
W czerwcu 2017 wystąpiła w formacji „Dymitr<br />
Markiewicz and His All Stars” u boku takich gwiazd<br />
jak Gunhild Carling(Szwecja), Bent Persson<br />
(Szwecja), Max Björn Valdemar Carling(Szwecja),<br />
Claus Jacobi (Holandia)<br />
podczas Hot Jazz Spring<br />
Festival w Częstochowie. W 2018 roku koncertuje<br />
z takimi gwiazdami jazzu jak Troy Anderson(USA),<br />
z którym tworzy projekt Ella & Louis oraz Carling<br />
Family(Szwecja).<br />
W 2017 roku powstała formacja Joanna Morea and<br />
Her Swinging Boys. W marcu 2017 roku na rynku<br />
pojawia się płyta „Crazy People” nagrana we współpracy<br />
z Urszulą Dudziak, Zbigniewem Namysłowskim i Robertem<br />
Majewskim.<br />
Rok 2018 to powstanie projektu „Joanna Morea with<br />
Power” oraz formacja „Joanna Morea with Swing on<br />
Air”<br />
W <strong>2019</strong> roku w czerwcu (28) pojawia się na rynku<br />
Epka, płyta „Joanna Morea with Power”.<br />
Współpraca z Nieinwazyjnym Instytutem<br />
Osobowości zaowocowała powstaniem cyklu płyt<br />
do nauki języka angielskiego ”Nuć i się ucz”, których<br />
współautorem i wykonawcą jest Joanna Morea. Od<br />
2015 roku Joanna prowadzi autorski program radiowy<br />
w Radio RSC 88.6 FM pt. „Pociąg do Jazzu”.<br />
9
KRZYSZTOF<br />
BOCHUS<br />
(...) warto tworzyć, aby najpierw dotknąć granic<br />
i możliwości własnej wyobraźni, a potem - sprawdzić<br />
czy tej magii ulegają także inni.<br />
Oto nasz <strong>POST</strong><strong>SCRIPTUM</strong>owy gość: wykładowca akademicki,<br />
dziennikarz i publicysta – obyty ze słowem i historią,<br />
pisarz, Krzysztof Bochus.<br />
Biorąc pod uwagę powyższą prezentację, nie mogę nie<br />
zacząć naszej rozmowy od pytania, które w odniesieniu do<br />
ludzi pióra, staje się przedmiotem wielu dyskusji choćby w<br />
Internecie: autor czy pisarz? Jak definiuje siebie Krzysztof<br />
Bochus i dlaczego?<br />
Bardziej podoba mi się określenie: pisarz. Param się przecież<br />
opowiadaniem ludziom zajmujących historii, starając się przykuć<br />
ich uwagę od pierwszej do ostatniej strony. Na własny użytek<br />
określam siebie jako rzemieślnika słowa. Jestem autorem<br />
dojrzałym, po przejściach, który w stosunkowo<br />
późnym wieku zaczął pisać. Zapewne dlatego<br />
przykładam tak wielką wagę do jakości tego,<br />
co tworzę i podpisuję własnym nazwiskiem.<br />
Chcę czerpać satysfakcje, z tego, co robię.<br />
nagrodę Złoty Pocisk dla najlepszej powieści kryminalnohistorycznej<br />
roku 2018. Grand Prix Brakującej Litery ma dla mnie<br />
jednak znaczenie szczególne z uwagi na unikatowy charakter tej<br />
nagrody.<br />
Jury konkursowe doceniło Szkarłatną głębię za historię<br />
w historii, która dominuje nad warstwą kryminalną oraz<br />
język, pięknie dopełniający powieść, przenoszącą odbiorcę<br />
do świata lat minionych. Jak przebiegała praca nad nią i czy<br />
na którymś etapie pisanie było dla Pana szczególnie trudne?<br />
Tworzenie retrokryminałów jest zajęciem bardzo pracochłonnym.<br />
Wymaga dokładnego researchu i żmudnych przygotowań,<br />
tym bardziej że jestem autorem starającym się nie przeinaczać<br />
Bodźcem do naszego spotkania na łamach<br />
pisma stała się nagroda Grand Prix,<br />
którą odebrał Pan, II edycję niezależnego<br />
plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca<br />
Litera 2018. Laur przyznany Szkarłatnej<br />
głębi jest zupełnie inny, bo niszowy. Co<br />
Pan czuł, odbierając go?<br />
Czułem wielką satysfakcję i dumę. To<br />
szczególny moment, kiedy pisarz kreujący<br />
w swojej wyobraźni wymyślony przez siebie<br />
świat – spotyka się później z tak pozytywnym<br />
odbiorem swojej powieści. Tak się złożyło, że<br />
w ostatnim czasie Szkarłatna głębia zdobyła<br />
kilka nagród i wyróżnień, w tym prestiżową<br />
10
faktów historycznych czy topografii opisywanych miejsc. Dbam<br />
też o możliwie wierne odwzorowanie społecznego tła opisywanej<br />
epoki. Jestem bowiem przekonany, że dokładność w tej materii<br />
dobrze służy uwiarygodnieniu całej fabuły. W Szkarłatnej głębi<br />
czytelnik wędruje wraz z moim bohaterem po świecie wyobrażonym|:<br />
dawnym niemieckim Elblągu, Fromborku czy Krynicy Morskiej.<br />
Wokół skuta lodem Mierzeja Wiślana i śledztwo toczone w<br />
zamkniętej, nieufnej wobec obcych wspólnocie mennonitów. To<br />
wyseparowany, zamknięty i zdawałoby się monochromatyczny<br />
świat – w którym aż buzuje od skrytych urazów i namiętności…<br />
Zamordowany zostaje okrutnie przywódca tej wspólnoty. Wkrótce<br />
pojawia się kolejny trup. Wchodzących w rachubę podejrzanych<br />
nie brakuje. Podobnie jak możliwych motywów zbrodni.<br />
Okrutna zemsta po latach, żądza władzy, spór religijny, zwykła<br />
chciwość? Wszystko jest możliwe. Radca Abell nie ma lekko,<br />
bo nikt nie chce z nim współpracować. Mennonici zwykli sami<br />
prać swoje brudy, a radca jest tu obcy. Najtrudniejsze, jak zawsze<br />
przy tego typu powieściach, było<br />
odpowiednie połączenie fikcji literackiej<br />
z faktami historycznymi, które starałem<br />
się wpleść do narracji.<br />
Zwycięzca ubiegłorocznej edycji<br />
Brakującej Litery, Pan Maciej Siembieda,<br />
prezentując w książce 444<br />
obraz pędzla Jana Matejki, Chrzest<br />
Warneńczyka, uczynił go punktem<br />
wyjścia dla opowieści pełnej tajemnic<br />
i niezwykłych zdarzeń, które odkrywamy<br />
niejako przy okazji, gdyż pierwsze<br />
skrzypce gra historia, której, analogicznie<br />
jak u Pana, próżno szukać<br />
na kartach podręczników szkolnych.<br />
Czy właśnie to sprawia, że czytelnicy<br />
chętnie sięgają po Panów książki, czy<br />
jest jakiś inny ku temu powód?<br />
Mam wrażenie, że niektórym czytelnikom<br />
nie wystarcza sama akcja.<br />
Oprócz intrygującej fabuły szukają<br />
czegoś więcej. Dlatego staram się, aby w moich powieściach<br />
czytelnicy odnaleźli jakąś wartość dodatkową. Stąd tak wiele<br />
odniesień do historii, i tak wiele kulturowych szyfrów<br />
i zagadek. Dlaczego historia? Ponieważ często odciska się ona<br />
zbrodniczym piętnem na postępowaniu ludzi żyjących obecnie.<br />
Poza tym - każdy z autorów szuka własnej drogi i wyróżniającego<br />
go stylu. Tworzę dla osób w jakiejś mierze podobnych<br />
do mnie: szukających w kryminałach nie tylko intrygi, ale także<br />
jakiejś prawdy o nas samych. Uważam, że kryminał, chociaż jest<br />
literaturą gatunkową o wyraźnie sprecyzowanych regułach – jest<br />
przy tym gatunkiem bardzo elastycznym, a przez to wdzięcznym<br />
dla pisarzy. To rodzaj dziurki od klucza, przez którą można<br />
ukazać szersze tło i „przemycić” ważne treści społeczne. Wielu<br />
cenionych przeze mnie autorów powieści kryminalnych, jak<br />
Pierre Lemaitre, Hennig Mankell czy Donna Tartt zakotwicza<br />
swoje książki w problematyce społecznej, opowiada o istotnych<br />
problemach współczesności. Na tym polega przecież fenomen<br />
kryminału skandynawskiego. To także powód, dla którego ja sam<br />
wybrałem właśnie kryminał jako środek własnej ekspresji.<br />
Jakiś czas temu pojawiła się informacja, że pracuje Pan<br />
nad kolejnym, czwartym tomem przygód Christiana Abella,<br />
niestrudzonego wojownika, toczącego bój o ludzi i prawdę.<br />
Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć, z jaką zagadką<br />
przyjdzie mu zmierzyć się tym razem? Kiedy możemy<br />
spodziewać się książki na rynku wydawniczym?<br />
Miasto duchów, bo tak nazywać się będzie czwarty tom<br />
z radcą Abellem w roli głównej, ukaże się we wrześniu bieżącego<br />
roku. Mój bohater powróci do Gdańska, aby rozwiązać aż dwie,<br />
wzajemnie się przenikające, zagadki<br />
kryminalne. Akcja powieści toczyć się<br />
będzie jesienią 1944 roku, na kilka miesięcy<br />
przed zagładą tego miasta.<br />
Czy pisze Pan obrazami według<br />
ściśle założonego wcześniej planu,<br />
czy też opowieść sama Pana niesie i<br />
nie wiadomo dokąd zaprowadzi?<br />
Zanim zasiądę do pisania, rozrysowuję<br />
postaci, rozpisuję poszczególne<br />
wątki, pilnując przy tym chronologii<br />
zdarzeń. Ale w każdym akcie twórczym<br />
nadchodzi taki moment, kiedy pióro zaczyna<br />
samo prowadzić. Nigdy nie wiem<br />
do końca, jak rozwinie się dany wątek,<br />
dopóki go nie skończę. I to jest najbardziej<br />
fascynujące w pisaniu, dlatego<br />
właśnie warto tworzyć, aby najpierw<br />
dotknąć granic i możliwości własnej<br />
wyobraźni, a potem – sprawdzić czy tej<br />
magii ulegają także inni.<br />
Niektórzy twórcy traktują swoje książki jak dzieci, które<br />
wypuszczają w świat. Czy Pan też tak do sprawy podchodzi?<br />
Która z czterech dotychczas opublikowanych powieści<br />
jest najbliższa sercu i dlaczego?<br />
Wszystkie dzieci moje są… Gdybym jednak musiał wskazać<br />
tylko jedną z moich książek, to byłby nim chyba Martwy błękit.<br />
Uważam, że w sensie konstrukcyjnym i fabularnym to najbardziej<br />
kompletne z moich dzieł. Z oczywistych powodów szczególne<br />
bliska jest mi także Lista Lucyfera. To moje najmłodsze<br />
dziecko, do tego pierwsza powieść na wskroś współczesna. Nie<br />
bez znaczenia jest także fakt, że Lista Lucyfera została znako-<br />
11
micie przyjęta przez rynek i już po kilku tygodniach dopracowała<br />
się statusu bestsellera.<br />
Można o Panu przeczytać, że jest miłośnikiem dobrej<br />
książki. „Dobrej”, czyli jakiej? Co winno ją wyróżniać na tle<br />
innych?<br />
Lubię powieści erudycyjne i autorów przykładających wagę<br />
nie tylko do konstrukcji i fabuły powieści – ale także do stylu,<br />
w jakim ta historia jest opowiadana. Dlatego jestem miłośnikiem<br />
Umberto Eco. Jego Imię Róży to dla mnie archetyp inteligentnej<br />
powieści kryminalnej. Cenię Stiega Larssona i Javiera Sierra.<br />
Jestem zachwycony Szczygłem Donny Tartt, a Szachownicę<br />
flamandzką Artura Pereza Reverte uważam za wzór powieści<br />
awanturniczo - detektywistycznej. Podziwiam Pierre’a Lemaitre.<br />
Wprowadził kryminał na wyżyny, zbliżone do literackiego Parnasu.<br />
To tylko kilku ulubieńców z listy „kryminalnej”. Chcę jednak<br />
powiedzieć, że moi ulubieńcy to niekoniecznie autorzy kryminałów.<br />
Moimi mistrzami są Vladimir Nabokow i Umberto Eco.<br />
Poza beletrystyką czytuję głównie fachowe książki i opracowania<br />
historyczne. Sam jestem współautorem kilku pozycji o profilu<br />
historycznym. Zgłębiam dzieje mojego rodzinnego Pomorza,<br />
mimo iż od czasów studiów jestem warszawskim słoikiem.<br />
Czy dobre pisanie to kwestia daru bogów, talentu, czy<br />
ciężkiej pracy nad warsztatem – a może wszystkiego po trosze,<br />
bądź czegoś innego?<br />
sama pracowitość nie zapewni powodzenia. Jestem zdania, że<br />
aby pisać dobre książki trzeba mieć rodzaj słuchu literackiego.<br />
Porównałbym literaturę do bliźniaczej muzy, czyli muzyki. Nie da<br />
się skomponować dobrej piosenki bez słuchu muzycznego. W literaturze<br />
jest podobnie: albo się posiada dar opowiadania historii,<br />
albo się jest tego daru pozbawionym, a wtedy lepiej poszukać<br />
sobie innego zajęcia.<br />
Czy zgadza się Pan ze stwierdzeniem, że aby dobrze pisać,<br />
trzeba dużo czytać? Jak to, Pańskim zdaniem, przekłada<br />
się na malejące zainteresowanie czytelnictwem? Czy istnieje<br />
obawa, że wkrótce zaleje nas twórczość grafomańska,<br />
a może to już się stało?<br />
Zawsze dużo czytałem, lektura w jakim sensie mnie ukształtowała:<br />
moją wrażliwość, ciekawość świata, wreszcie mój gust<br />
i smak artystyczny. Ktoś powiedział kiedyś, że jesteśmy tym, co<br />
przeczytaliśmy. Sądzę, że jest to prawda szczególnie istotna<br />
właśnie dla pisarza. Swoje literackie DNA na pewno zawdzięczam<br />
setkom książek, które są we mnie. Nie jestem w stanie<br />
ocenić skali grafomanii w dzisiejszej literaturze. Być może dlatego,<br />
że czytam tylko to, co mnie interesuje i tylko tych autorów,<br />
którzy są tego warci. Książki nieudane odkładam po kilkunastu,<br />
góra kilkudziesięciu stronach.<br />
Którą książkę zabrałby Pan ze sobą na bezludną wyspę?<br />
Chyba wszystkiego po trosze. Sam talent na pewno nie wystarczy,<br />
pisanie książek wymaga także pracowitości, dyscypliny<br />
umysłowej i wytężonej uwagi, tak aby nie popełnić jakiegoś błędu,<br />
który czytelnicy natychmiast by wychwycili. Z drugiej strony<br />
Nie potrafiłbym wybrać jednej książki. Gdyby w szalupie<br />
zmieściły się trzy, to wybrałbym Imię róży Umberto Eco, Łaskawe<br />
Jonathana Littella i Przezroczyste przedmioty Vladimira<br />
Nabokova.<br />
12
Ktoś powiedział, że czytanie to odkrywanie nas samych<br />
poprzez myśli innych. Czego możemy się o sobie dowiedzieć,<br />
sięgając po Pańskie książki?<br />
W swoich książkach – poza intrygą kryminalną – staram się<br />
ukazywać ludzkie dylematy i postawy w czasach przełomowych<br />
lub mało komfortowych. I tak fabuła moich retrokryminałów rozgrywa<br />
się w trudnych latach 30. Myślę, że kostiumy historyczne<br />
się zmieniają. Ale ludzie – ze swoją mroczną naturą i słabościami<br />
– pozostają ciągle tacy sami. Tak samo wieczna i nieuleczalna<br />
jest żądza władzy czy też fascynacja obłąkańczymi ideami.<br />
O tym także są moje książki.<br />
Poza tym literatura jest pewnego rodzaju zwierciadłem: rozpoznajemy<br />
w nim własne słabości, demony i lęki. Zło, które wyziera<br />
ze stronic Listy Lucyfera, jest wszechobecne, może zdarzyć<br />
się wszędzie, ma banalną twarz sąsiada zza ściany. Akcja<br />
rozgrywa się w moim ulubionym Trójmieście. Nie interesowało<br />
mnie jednak wykorzystywanie tej aglomeracji jako landrynkowej<br />
scenerii, znanej turystom. Znam Gdańsk czy Sopot z trochę innej<br />
strony. Zwłaszcza wieczorową porą Trójmiasto pokazuje inne<br />
oblicze, bardziej gwałtowne, pełne kontrastów, atawistyczne<br />
i groźne. W przypadku tej powieści ważne było dla mnie wykreowanie<br />
takiej postaci mordercy, która nie jest oczywista. W życiu<br />
tak nie ma, że mordercy są zawsze brudni, źli, wstrętni i kierują<br />
się tylko jednym rodzajem motywacji. Często za takim okrutnym<br />
czynem, jakim jest morderstwo, kryją się bardziej złożone namiętności<br />
i stany ducha. Takie jak pustka, która alienuje, a jeśli<br />
równocześnie człowiek traci w życiu coś ważnego, to zaczyna<br />
się w nim budzić niechęć, a nawet wrogość wobec innych, bardziej<br />
łaskawie potraktowanych przez los. I ta niechęć może się<br />
przerodzić w zbrodniczy instynkt. Dlatego bardzo się starałem,<br />
żeby tytułowy Lucyfer, był człowiekiem z pewną tajemną przeszłością<br />
i własną, bardzo złożoną motywacją, która powinna zaintrygować<br />
czytelników.<br />
Właśnie Lista Lucyfera, o której Pan mówi, opublikowana<br />
w tym roku jest zgoła inną historią od tych z serii z Christianem<br />
Abellem. Czy możemy spodziewać się kolejnych tomów<br />
obrazujących szatańską moc tajemniczego mordercy?<br />
Pracuję właśnie nad drugim tomem z redaktorem Adamem<br />
Bergiem w roli głównej. Powieść powinna ukazać się wiosną<br />
przyszłego roku nakładem wydawnictwa Skarpa Warszawska.<br />
Sukces Listy Lucyfera sprawił, że odczuwam ciążącą na mnie<br />
presje, aby kontynuacja była równie udana. Jeszcze w czerwcu<br />
zabieram się ponownie do pracy.<br />
Co robi Krzysztof Bochus kiedy nie pisze i nie czyta? Ma<br />
Pan jeszcze jakieś pasje, którym z przyjemnością się oddaje?<br />
Poza dobrą lekturą lubię dalekie podróże. Zwiedziłem już<br />
kawał świata, ostatnio największą przyjemność sprawiają mi wyprawy<br />
do Włoch, skarbnicy zabytków. Dopóki zdrowie mi pozwalało,<br />
ambitnie grywałem w tenisa. Teraz pozostały mi już tylko<br />
sporty rowerowe. Zresztą to podczas jazdy na rowerze przychodzą<br />
mi do głowy najlepsze pomysły, podobnie jak czasami podczas<br />
snu. Należę bowiem do osobników onirycznych, podobnie<br />
jak moi bohaterowie, radca Abell z trylogii kryminalnej oraz Adam<br />
Berg z Listy Lucyfera. Jestem również typem zbieracza. Kolekcjonuję<br />
przeróżne przedmioty, od obrazów ulubionych mistrzów,<br />
poprzez monety i piękne przedmioty, po czarne t-shirty (mam ich<br />
kilkadziesiąt).<br />
Jaki ma Pan stosunek do ekranizacji? Czy gdyby zaproponowano,<br />
zgodziłby się Pan na przeniesienie książek na<br />
ekran, tak jak zrobił to na przykład Remigiusz Mróz?<br />
Nie znam pisarza, który by o tym nie marzył. Nie jestem tu<br />
wyjątkiem. A Remkowi Mrozowi gratuluję udanej ekranizacji.<br />
Czego można by Panu życzyć prywatnie i zawodowo?<br />
Przede wszystkim zdrowia, sympatii czytelników i dobrych<br />
pomysłów na kolejne książki.<br />
Zatem właśnie tego Panu najserdeczniej życzę dziękując<br />
za miłą rozmowę i poświęcony czas.<br />
Z Krzysztofem Bochusem rozmawiała Iwona Niezgoda<br />
– pomysłodawczyni i współorganizatorka niezależnego<br />
plebiscytu na polską Książkę Roku Brakująca Litera, prowadząca<br />
bloga Góralka Czyta.<br />
biurko K.Bochusa<br />
13
Robert Knapik<br />
Nie całkiem<br />
słodkie błoto,<br />
o reportażu<br />
Małgorzaty Rejmer<br />
„Błoto słodsze niż miód.<br />
Głosy komunistycznej<br />
Albanii”.<br />
Robert Knapik<br />
Niczego niespodziewający się czytelnik podejdzie<br />
do tej lektury bez wcześniejszych podejrzeń, sam<br />
zresztą otwierając pierwsze strony książki nie<br />
byłem gotowy aż na takie sceny okrucieństwa. Wracałem<br />
do czytania kilkukrotnie, trudno bowiem znieść przemoc,<br />
co można zaobserwować w historiach niektórych ofiar. Nie<br />
jest to bynajmniej ich wina, srogi był po prostu reżim, który<br />
doprowadził do scen żywcem wyjętych z „Roku 1984” George’a<br />
Orwella. Będzie o świadkach dziejowych zbrodni, zanim to<br />
jednak nastąpi, przyda się kilka słów o samym systemie, który<br />
niósł za sobą ludzkie cierpienia, pogardę czy zwykłą podłość.<br />
Enver Hoxha, przywódca albańskiego imperium, przez jednych<br />
wielbiony i ubóstwiany, przez innych natomiast znienawidzony<br />
do szpiku kości, nazywany dobrotliwie „Wujaszkiem Enverem”,<br />
za czasów jego rządów dokonały się w Albanii najkrwawsze<br />
przewroty, sztuka i kultura miały być zgodne z wzorcami<br />
socrealizmu, a wyjazdy za granicę traktowane były jako zdrada,<br />
pojawiły się w Albanii więzienia „obozy pracy”, gdzie na<br />
porządku dziennym były tortury psychiczne oraz fizyczne. Do<br />
więzienia można było trafić za nieodpowiednie wypowiadanie<br />
się o rządzących, kulturze, zastanej rzeczywistości. Albania<br />
za rządów Hoxhy była odcięta od świata, propagandowe<br />
media faszerowały obywateli kłamliwymi treściami, dawały<br />
sztuczne poczucie bezpieczeństwa w świecie pełnym lęku.<br />
Lęk to słowo klucz, nie można ufać nikomu, najlepiej też nie<br />
ufać sobie. „Już wtedy wiedziałem, że im mniej ludzie o tobie<br />
wiedzą, tym lepiej.”(s. 78). Kraj był na wiecznym podsłuchu,<br />
dbały o to służby bezpieczeństwa Sigurimi. Do tajnych służb<br />
bezpieki mógł należeć każdy, trzeba było pomyśleć pięć razy,<br />
zanim skrytykowało się władzę i otwarcie wydało się swój<br />
osąd. Tutaj kłania nam się George Orwell i jego jednomyślnie,<br />
warto mieć jednak świadomość, że taka rzeczywistość istniała,<br />
gdzieś całkiem niedaleko. Świat bez przyjaciół, za to z całym<br />
mnóstwem potencjalnych wrogów, „przezroczyste ściany”, brak<br />
prywatności, obywatele stają się aktorami mimo woli, pionkami<br />
w grze, gdzie tak naprawdę ich życie nic nie znaczy.<br />
Opowieści tych, którzy przeżyli piekło różnią się<br />
od siebie, ale też w pewnych kwestiach mają ze sobą coś<br />
wspólnego. Nie wszyscy na przykład wprost krytykują słusznie<br />
miniony ustrój. Xhemal Turishta, rybak z wioski Zogai,<br />
jakoś sobie radził, nie narzekał, ale widział też okrucieństwo<br />
14
nad tymi, którzy próbowali się zbuntować, uciec z przeklętej<br />
ziemi. Problem tkwi chyba też w tym, że sami Albańczycy<br />
nie za bardzo widzą dla siebie miejsce poza krajem, swoisty<br />
paradoks, uciec od przemocy i lęku, ale jednocześnie wrócić<br />
do miejsca skąd się pochodzi, do swojej ojczyzny. Chociaż<br />
wszyscy zgodnie przyznają, że dzisiejsza Albania nie jest krainą<br />
mlekiem i miodem płynącą, no a co widać na pierwszy rzut oka<br />
to właśnie rozpad, zagubieni ludzie, którzy na nowo uczą się<br />
relacji międzyludzkich, zaufanie to wartość deficytowa, nikogo<br />
to zresztą specjalnie nie dziwi. Pomimo otrzymanej wolności,<br />
rozmówcy Małgorzaty Rejmer upewniają się czy przypadkiem<br />
ktoś ich nie śledzi, a może gdzieś zamontowany jest podsłuch.<br />
Zgniły duch przeszłości jest ciągle obecny, stare nawyki trudno<br />
wyplenić.<br />
Ludzie prześladowani przez system do końca życia nie<br />
odzyskują wewnętrznego spokoju, Małgorzata Rejmer oddaje<br />
głos tym, którzy przez długie, gorzkie i krwawe lata byli tego<br />
głosu pozbawieni. Zła dziewczyna, chłopiec ze „złą biografią”,<br />
tego rodzaju określenia często padają w relacjach ofiar, odwraca<br />
się od nich rodzina, przyjaciele, człowiek jest zaszczuty, powoli<br />
też zaraża się lękiem, życie staje się ciężarem, ciężkim do przetrzymania<br />
brzemieniem.<br />
Cokolwiek złego się dzieje, jest na tej gliniastej,<br />
błotnistej ziemi nadzieja. Jedną z bardziej poruszających relacji,<br />
głosem z perspektywy lat jest historia życia Ridvana Dibry,<br />
współczesnego pisarza albańskiego ( rozdział „Piękno zawsze<br />
znajdzie drogę”). Już jako dziecko prezentował swój oportunizm,<br />
pewną nieprzystawalność, odstępstwo od ustalonych przez<br />
reżim norm, zachłannie czytał, był też nagradzany w konkursach<br />
literackich, odczuwał jednak sztuczność i sztywność wszystkich<br />
pochwalnych pieśni. Z jego ust pada stwierdzenie, iż życie<br />
w kłamstwie jest nic nie warte, myśl ta w różnych konfiguracjach<br />
powraca w opowieściach innych świadków albańskiego terroru.<br />
Z uwagi na leworęczność, Ridvan Dibra był niejednokrotnie<br />
szykanowany, nie było to w zgodzie z ogólnie przyjętym<br />
wzorcem, starano się nawrócić go na praworęczność. Warto<br />
zwrócić uwagę, że nawet w języku leworęczność traktowana jest<br />
co najmniej z lekkim lekceważeniem, niefortunnie kojarzona<br />
z „lewizną”, „lewymi sprawami”. Kiedyś zresztą osoby leworęczne<br />
posądzane były o kontakty z demonami, zajmowanie się<br />
czarami itp. Nie wspominam o tym bez przyczyny, unaocznia<br />
to pewien problem z otwarciem na inność, na coś co odstaje od<br />
ogólnie przyjętych norm, zachowań, zwyczajów czy skłonności.<br />
Leworęczność to w znacznej większości cecha wrodzona,<br />
nie należy tego zmieniać, a jednak niektórzy chcą dyktować,<br />
posuwają się do tego, aby mówić, co jest zgodne z programem<br />
partii i naczelnego wodza. Leworęczność tępiona, jest w szkole,<br />
dyrektor: „Pisać lewą się nie godzi”, to właśnie przedstawia<br />
w prosty sposób, czym jest system autorytarny i jak „nawraca”<br />
on krnąbrne jednostki.<br />
Ridvan Dibra ostatecznie nie poddał się, literatura<br />
pozwoliła mu przeżyć, studia oraz poszerzanie horyzontów<br />
literackich dały nadzieję, co niezwykle ważne, w świecie, którym<br />
rządzi pogarda wobec człowieka. Pośród wielu smutnych,<br />
przejmujących historii, opowieść Ridvana Dibry jest jak piękny<br />
kwiat wzrastający wokół pożogi, ludzkiej rzezi. Nie wolno się<br />
poddawać, w obliczu trudności trzeba trwać przy marzeniach,<br />
ta nauka powinna pozostać dla potomnych, dzisiaj w rozlewie<br />
krwi i wszechobecnej pogardy szczególnie ważna.<br />
Oprócz relacji świadków dokumentujących minioną<br />
epokę w albańskiej historii, nie brak też tęsknoty za Zachodem.<br />
Niedostępny świat kusił „kolorowymi papierkami”, nie<br />
wolno było nawet o nim marzyć, chociaż to właśnie tęsknota<br />
zapoczątkowała ważne dla Albanii zmiany. Znamienna jest<br />
chociażby opowieść o butach, raz zatopionych w błotnistej<br />
ziemi, innym razem dumnie kroczących po miejskich deptakach.<br />
Wymarzone adidasy stały się niejako symbolem normalności,<br />
synonimem dążeń współczesnego pokolenia Albańczyków.<br />
Zachodni blichtr nie okazał się jednak tak cudowny, po triumfie<br />
i radości, przyszła kolej na rozczarowania. Cały ten mariaż<br />
emocji i pasji wspaniale oddała Małgorzata Rejmer w swoim<br />
reportażu, literacki obraz pełen ironii, goryczy, tęsknoty, ale<br />
też zapału i wytrwałości, nie byłby tak silny i sugestywny bez<br />
literackiego kunsztu, którego autorce z pewnością nie można<br />
odmówić.<br />
Poprzez historie swoich bohaterów Małgorzata Rejmer<br />
zabiera nas do Albanii, takiej, o której wolelibyśmy zapomnieć,<br />
rzucić w przepaść historii. Przychodzi jednak moment, by na nowo<br />
odczytać ponure dzieje komunistycznego reżimu rządzonego<br />
przez Envera Hoxhę, doprowadzić do względnego oczyszczenia.<br />
Czy oczyszczenie jest możliwe, część pokrzywdzonych przez<br />
bestialski reżim zdaje się mówić, że obecna rzeczywistość wcale<br />
nie jest lepsza, łapówkarstwo, przepychanki, odziedziczony<br />
z poprzedniego systemu brak zaufania. Andrzej Stasiuk mówi<br />
na to „bałkański bajzel’. Co tak naprawdę wydarzyło się na tej<br />
gliniastej ziemi i co później pozostanie w pamięci, dowiemy<br />
się z reportażu Małgorzaty Rejmer. „Błoto słodsze niż miód.<br />
Głosy komunistycznej Albanii.” nominowanym do Nagrody im.<br />
Ryszarda Kapuścińskiego oraz Literackiej Nagrody Nike.<br />
Małgorzata Rejmer, „Błoto słodsze niż miód. Głosy<br />
komunistycznej Albanii”, Wydawnictwo Czarne, Kołowiec 2018<br />
15
CHRISTOPHER STONE<br />
fot. pixabay.com/pl<br />
Cristopher Stone tworzy poezję od ponad dwudziestu lat ... „do szuflady”. Nigdy i nigdzie do tej pory nie publikował swoich<br />
wierszy. Jakimś cudem udało mi się namówić go na pierwszą premierową publikację w Post Scriptum, czym czuję się zaszczycona.<br />
Cristopher Stone to pseudonim artystyczny niezwykłego człowieka, który nie szukając sławy ani poklasku tworzy z potrzeby<br />
serca i duszy. Wrażliwy i arogancki, anarchista szukający piękna we wszystkim czego doświadcza, włóczykij i niespokojny duch.<br />
Cristopher jest Polakiem, ale od ponad dwudziestu lat żyje na emigracji, obecnie w Wielkiej Brytanii. Wiersze, które tu<br />
prezentujemy są z lat 1998 - 2003. Mam nadzieję, że poruszą one Wasze serca i wyobraźnię.<br />
Agnieszka Biardzka<br />
okular<br />
patrzeć na świat przez okular<br />
nie brązowy i nie czarny<br />
lecz ogromny w swej jasności<br />
widzieć ciało i istotę rzeczy różnych<br />
głębie jezior gór szpiczastość<br />
nosić w sercu męskość jasność<br />
po to sięgam mego pióra<br />
dacie wiarę mym spojrzeniom?<br />
Częściej dziwnych częściej trudnych<br />
kolorowych bardzo różnych<br />
lecz prawdziwych w swych<br />
wyznaniach<br />
niekłamanych<br />
pożądanych<br />
słów znaczenie bardzo różne<br />
rano smutne jutro nudne<br />
lecz gdy przyjdzie ci ochota<br />
sięgnij znowu stronic kilka<br />
po to właśnie jest bibułka<br />
by zapłakać starcze ciało<br />
i od nowa myśleć zacząć<br />
przez okular wielki jasny<br />
***<br />
nie szperaj we mnie<br />
zgaszone świece i gwiazdy<br />
nie wyciągaj dłoni<br />
martwe me ciało i wyschnięta krew<br />
nie całuj mnie<br />
życie jak pergamin, skóra<br />
i nie mów do mnie<br />
zamilcz niczym ciemność nocy<br />
I włóż spodnie czarne cmentarne<br />
i zanieś mnie tam<br />
gdzie wydrążony ludzką nienawiścią świat<br />
kończy się<br />
i zaczyna<br />
I postaw na krawędzi<br />
i rzuć w przepaść<br />
i zakop głęboko w ciszy<br />
Niech tajemnica zgaśnie<br />
17
***<br />
stracone me lata najlepsze<br />
stracone te dni i noce całe<br />
przegrałeś a chwile zostały<br />
i męczą kiedy wkońcu zasypiałeś<br />
I chciałem mieć ciebie wreszcie<br />
i chciałem być tobie wierny<br />
zabrakło mi tylko czasu<br />
i chyba tak być musiało<br />
więc zrób to ze mną nareszcie<br />
zrób dzisiaj noc taka cudna<br />
niech ciemność ogrzeje me ciało<br />
a spokój ogarnie jak chciałem<br />
cudowna ma chwilo pachnąca<br />
jesienią kolorów odejdźmy<br />
zróbmy to razem nareszcie<br />
a jutro zostanie fantazją<br />
***<br />
Muzyko wieczornej ciszy<br />
szumiących traw melodio<br />
ukołysz mnie do snu<br />
łagodną swą rapsodią<br />
I przytul blaskiem gwiazdy<br />
i muśnij wiatrem chłodnym<br />
i daj wreszcie odpocząć<br />
i pozwól być łagodnym<br />
I zatańcz ze mną krótko<br />
i czerni pozwól dotknąć<br />
i popłyń ze mną łódką<br />
tam pozwól lekko krzyknąć<br />
Gdy już będziemy razem<br />
ty nocą ja nicością<br />
mą duszę zatruj gazem<br />
a ciało spal miłością<br />
***<br />
powrócę tu kiedyś raz jeszcze<br />
do mojej samotni dębowych desek<br />
popatrzeć okiem niemłodym jak rośnie<br />
mój krzyk w ogrodzie samotny<br />
usiadę na pieńku w cieniu spokojny<br />
rozpalę ogień wzniosą się gwiazdy<br />
jak wczoraj uśmiechnę się młody<br />
raz jeszcze powącham jałowce<br />
przytule jak dziecko pluszową zabawkę<br />
guziki pledu zapne pod szyję<br />
i zamknę oczy wzlecę nad rzekę<br />
hadesu przyszło przekroczyć granice<br />
i wrocę tutaj raz jeszcze<br />
***<br />
Czy mnie jeszcze pamiętasz<br />
czy tęsknisz gdy zachodzi słońce<br />
czy wiesz gdzie leży ten cmentarz<br />
czy chodzisz tam czasem<br />
w swej błękitnej jesionce<br />
czy mnie jeszcze pamiętasz<br />
czy szlochasz gdy pada deszcz<br />
czy siedzisz tam czasem na ławce<br />
w tej alejce pełnej naszych łez<br />
czy mnie jeszcze pamiętasz<br />
czy przyjdziesz raz kiedyś<br />
by przytulić mnie nareszcie<br />
tak jak to było kiedyś<br />
fot. pixabay.com/pl
fot. pixabay.com/pl<br />
***<br />
Blady świt słodką nocą przychodzi<br />
dzień nowy ty musisz już wstać<br />
zabierasz swe piękne ciało i wodą<br />
pachnąca nagle odchodzisz<br />
zostały tylko oczy czerwone<br />
skrawek twej czarnej sukienki<br />
obraz twych młodych piersi<br />
i jeden chiński cukierek, owoc kuszący<br />
pójdę za tobą jak wtedy na spacer<br />
aleją ciemną chodnikiem w dół<br />
tam gdzie mieszka wciąz twój brudny cień<br />
i zdejmę starą koszulę<br />
i krzykiem rozerwę przestrzeń<br />
i ziemię ciepłą tobą wciąż jeszcze przytulę<br />
by poczuć to wszystko raz jeszcze<br />
ten sen<br />
***<br />
dzisiaj nic nie napisze<br />
ktoś zabrał mi słowa<br />
mysli zostały daleko<br />
od nowa od nowa od nowa<br />
te same obrazy i dzwięki<br />
tysiące twarzy tych samych<br />
zegar swój czas toczy<br />
od nowa od nowa od nowa<br />
składam obrazy i dzwięki<br />
może ktos odda mi słowa<br />
zacznę pisać i mysleć<br />
od nowa od nowa od nowa<br />
***<br />
A teraz jestem sam<br />
i ciężkie me ciało<br />
żelazem oblane – stal!<br />
A teraz jestem sam<br />
i lekkie me ciało<br />
tanim winem zalane - żal!<br />
A teraz jestem sam<br />
i gdzie moje ciało<br />
ona zabrała hen w dal!<br />
A teraz jestem sam<br />
i sam będę już zawsze<br />
i ona też jest tam<br />
gdzie życie to nie tani kram!<br />
19
RENATA CYGAN<br />
Jestem wszechświatem<br />
Jestem wszechświatem błądzę w przestworzach<br />
zbieram przestrogi rozwiewam lęki<br />
wypiętrzam góry napełniam morza<br />
ujarzmiam ledwo poznane dźwięki<br />
pilnuję ognia tworzę iluzje<br />
wiatr trzymam w dłoniach pławię się w dziwach<br />
zbieram decyzje jedynie słuszne<br />
przygarniam księżyc tęskniąc w odpływach<br />
schadzam manowce ciągle bezkresne<br />
przejmuję stery migoczę w zbożu<br />
niechciana znikam w potrzebie jestem<br />
korzeniem w ziemi a rybą w morzu<br />
żyję jak mrówka ludzkim porządkiem<br />
nucę ballady trąbię na vivat<br />
bywam prząśniczką chmurą przylądkiem<br />
lecz tylko w twoich oczach ożywam<br />
Będzie dobrze<br />
Głowa pełna motyli, ręce pełne chęci,<br />
fontanny pełne monet, żagle pełne wiatru,<br />
zapach młodych jaśminów w szufladach pamięci<br />
i taniec białych koni wśród chabrów i bratków.<br />
Zeszyty pełne wierszy, a struny drżeń miękkich<br />
i ciało roztęsknione w draperiach sukienki.<br />
Nagle oczy łez pełne, a listy pożegnań,<br />
myśli - pełznące cienie. Wosk kapie na dywan.<br />
Choć księżyc bladym światłem pusty dom wysrebrza,<br />
to twarz przybrana w uśmiech w lustrze znów zastyga.<br />
Brzoza, wciąż przy nadziei, rozkrzewia gałęzie.<br />
Będzie dobrze.<br />
Z pewnością.<br />
Nie dzisiaj, lecz będzie.<br />
Niewinny erotyk o jabłku<br />
Chcę cię po kęsie, makintoszu chrupać<br />
z wdziękiem,<br />
wbijać siekacze, po korzenie, w słodkie miąższe.<br />
Nie dla mnie gruszki, (choć też w smaku nie najgorsze),<br />
ja wolę jabłkiem mamić zmysły, aż mózg mięknie.<br />
Mega ochoty na twój smak bezwstydnie prężę,<br />
(czyś papierówką, jonatanem, czy kosztelą).<br />
Jabłuszko pełne snów zdobędę przed niedzielą,<br />
bo mi nie straszne hesperydy ani węże.<br />
Bez ciebie mgły u stóp się ścielą siwym smutkiem,<br />
tęsknoty jęczą i zwisają w snach pomiędzy.<br />
Dojrzewaj w słońcu. Ja się zjawię jak pink lady,<br />
aż zatracimy się, ząb w ząb, w poezji chrupnięć.<br />
Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre<br />
Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre.<br />
Tylko, niestety, brzydnę nazbyt często.<br />
Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />
Ogromne niebo w błękicie swym szczodre,<br />
drzewa śpiewają, a kwiaty nie więdną.<br />
Tyle mnie ładnej, ile w tym, co dobre.<br />
W zdawkowe życie wwikłana, by dobrzmieć,<br />
kroczę osobna. Pacierze się międlą.<br />
Choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />
Czas grubą zmarszczką szkicuje mój portret,<br />
na chybił-trafił oddaję się zemstom.<br />
A nie powinnam - bo ładne, co dobre.<br />
Worki obietnic - fałszywe melodie,<br />
świdrują dźwiękiem duszącej mgły gęstość,<br />
choć zimy lekkie, a wiosny zasobne.<br />
Ozdobię ścieżkę, by choć na odchodne,<br />
wypięknić w końcu tę szpetną przyziemskość.<br />
Wszak bywam ładna tylko w tym, co dobre,<br />
przez lekkie zimy, po wiosny zasobne.<br />
20
Festiwale, zloty, spotkania<br />
poetyckie i co z nich wynika.<br />
Renata Cygan<br />
Często słyszę pytanie, czy takie „spędy” poetów coś komuś<br />
dają, czy służą jakiejś większej sprawie (poza łechtaniem<br />
ego organizatorów i uczestników), czy są w ogóle potrzebne.<br />
Ja należę do osób, które uważają, że tak. Na festiwalach<br />
poetyckich w Polsce i za granicą (nierzadko odległą) bywam<br />
regularnie. Już od kilku ładnych lat.<br />
No więc czemu te spotkania służą? Ano przede wszystkim<br />
temu, aby zaprezentować swoją twórczość w innym wymiarze<br />
geograficznym, podzielić się nią z ludźmi (no bo przecież nie<br />
tworzymy tylko dla siebie), zaczerpnąć trochę egzotycznego<br />
powietrza, wymienić się dobrą energią. Dla mnie najważniejsi<br />
są ludzie, nowe kontakty, cenne znajomości, nieoczekiwane<br />
przyjaźnie. Bo nie o klepanie własnych wierszy tu idzie, a o interakcje<br />
i integracje właśnie. Z takich spotkań wynika też często<br />
dalsza współpraca artystyczna – tłumaczymy swoje wiersze na<br />
różne języki, wydajemy wspólne tomy poezji, antologie, itp. No<br />
i jeszcze sprawa ważna i poważna – propagowanie polskiej<br />
poezji poza granicami kraju. Brzmi jak misja, bo misją w istocie<br />
jest.<br />
Z Rozalią Aleksandrową znamy się już od wielu lat; bywała<br />
na festiwalach poetyckich w Londynie i w Polsce, nasze<br />
ścieżki przecinały się to tu, to tam. Aż któregoś razu dostałam<br />
zaproszenie na międzynarodowy<br />
festiwal „Duchowość bez granic”<br />
w Płowdiwie, w Bułgarii. Spiritus<br />
movens tego wydarzenia to właśnie<br />
Rozalia. „Duchowość bez granic” to<br />
na pierwszy rzut oka nazwa nieco<br />
dziwna i trącąca lekkim patosem,<br />
ale zrozumie się o co chodzi, gdy<br />
się pozna genezę.<br />
Rozalia jest pracownikiem<br />
Uniwersytetu Medycznego w Pło-<br />
wdiwie i należy do prężnie dzia-<br />
łającej tam grupy poetów kwanstowych.<br />
Tak, tak – też się<br />
zdziwiłam. Cóż to za twór ta poezja<br />
kwantowa? Proces kształtowania<br />
idei tego gatunku poetyckiego<br />
rozpoczął się w 2003 roku, a<br />
w marcu 2006 r. zawiązała się<br />
nieformalna grupa nazwana „Kwant<br />
i przyjaciele”. Skupia ona poetów, fizyków, muzyków i ar-tystów.<br />
Poezja kwantowa jest według luźnej definicji poezją Ducha,<br />
poezją aniołów, poezją dobroci, miłości i światła. Rodzi się<br />
spontanicznie w chwili jedności autora ze wszechświatem. Bo<br />
przecież fizyczny wszechświat złożony jest z czystej energii,<br />
którą można zamienić na inną formę energii czy materii, bez<br />
żadnych strat podczas transformacji. To tak w skrócie.<br />
Miejsce geograficzne jest nie bez znaczenia, gdyż Płowdiw<br />
ma niezwykle ciekawą i bogatą historię – to jedno z najstarszych<br />
miast w Europie (a niektóre źródła podają, że najstarsze),<br />
położone wśród siedmiu wzgórz, a jak wiadomo siódemka jest<br />
cyfrą magiczną. To po pierwsze. Poza tym, pod właściwym<br />
miastem, pod stopami przechodniów, kilka metrów pod ziemią,<br />
znajduje się antyczne miasto stworzone przez Traków, którego<br />
początki sięgają sześciu tysięcy lat przed Chrystusem. Ten fakt<br />
nie może być obojętny dla atmosfery i energii tego miejsca,<br />
jak i dla samej poezji kwantowej, a i sztuki w ogóle. Dosłownie<br />
czuje się potęgę dawnych czasów, na styku współczesności<br />
i antyku, siłę zamierzchłej historii Tracji i jej starożytnego<br />
ducha. Z Tracji pochodził prawdopodobnie Spartakus, Traków<br />
spotykamy w poezji Homera jako lud sprzymierzony z Trojanami<br />
i im pokrewny.<br />
21 Belozem, Mihaella Stoikova i Samuil Gelev. Foto: Renata Cygan
Mieszkańcy Płowdiwu pielęgnują pamięć o wielkości Tracji<br />
i Traków, którzy stworzyli podwaliny pod naszą kulturę łacińską.<br />
W zetknięciu z dawną cywilizacją, w Płowdiwie możemy<br />
dotknąć kruchych resztek świata antycznego. Dodajmy do tego<br />
odurzający zapach lip i akacji, kamienne uliczki starego miasta,<br />
małe kawiarenki, róże przynoszące Bułgarii sławę i przyjazny<br />
klimat, a obrazek sam się rysuje. W tym otoczeniu rodzi się<br />
poezja, w tym otoczeniu tworzą i pławią się artyści, tam rodzi<br />
się magia. Po krzywych chodnikach wspinają się wiersze, słońce<br />
szeroko się uśmiecha malując obrazy, a czereśnie tryskają<br />
słodyczą.<br />
W <strong>2019</strong> r. Płowdiw otrzymał tytuł Europejskiej Stolicy Kultury<br />
w duecie z innym tysiącletnim miastem, włoską Materą. To także<br />
dodało smaku i wyjątkowości naszym poetyckim spotkaniom.<br />
Poszczególne imprezy tegorocznego festiwalu „Duchowość bez<br />
granic” odbywały się w magicznych miejscach: gala festiwalowa<br />
w Centrum Kultury Trakart, pełnym skarbów sprzed tysięcy lat,<br />
niezwykły koncert Mihaelli Stoikovej i Samuila Geleva (o bogowie,<br />
jak on grał!) w Belozem – cudownej mekkce artystów,<br />
której właścicielem jest Ganu Ganev Ghandi. Nie będę nawet<br />
próbować opisać słowami na czym polega magia tego miejsca,<br />
tam trzeba być, żeby ją poczuć na własnej skórze. W takim<br />
entourage czytaliśmy wiersze, oszołomieni wyjątkowością<br />
zakamarków pełnych historii, obrazów i muzyki, integrowaliśmy<br />
się z poetami i artystami bułgarskimi, a wszędzie przyjmowano<br />
nas z niezwykłą gościnnoscią.<br />
Cieszę się, że mogłam być częścią tego niecodziennego<br />
wydarzenia. W tym miejscu pozwolę sobie na odrobinę<br />
prywaty, bo dla mnie tegoroczny festiwal w Płowdiwie był<br />
wyjątkowy jeszcze z jednego względu – otrzymałam piękną<br />
statuetkę (wykonał ją płowdiwski artysta-rzeźbiarz Rangel<br />
Stoilow Bacho), najważniejszą nagrodę; Grand Prix festiwalu<br />
„Duchowość bez granic”. Za moje wiersze (które poeci kwantowi<br />
uznali za kwantowe), tłumaczone na język bułgarski przez<br />
Rozalię Aleksandrową i Teresę Moszczyńską-Lazarową (dobrą<br />
wróżkę festiwali), ale także za wieloletnią współpracę m.in<br />
w przygotowaniach festiwalowych almanachów. Projektowałam<br />
do nich okładki i tworzyłam ilustracje. Duży zaszczyt i ogromne<br />
wyróżnienie.<br />
Moje następne poetyckie wyjazdy to festiwale w Indiach,<br />
Rosji i w Polsce. A za rok – znowu Płowdiw, bo tam jeżdżę<br />
po słońce. Jest na co czekać, jest dla kogo pisać wiersze.<br />
W Belozem<br />
Pan Bóg na niebie słońce rozświecił<br />
w domu wśród maków i pól kapusty<br />
na starych ławach siedzą poeci<br />
gadają wierszem i piją wino<br />
rozdają uśmiech ciemnym szczelinom<br />
hołdując sprawom jedynie słusznym<br />
wśród strof i gestów plącze się szczeniak<br />
chudy kundelek – smutne ma oczy<br />
pewnie psie w łebku chowa marzenia<br />
i choć się boi – błaga o dotyk<br />
dźwięki gitary gonią się z echem<br />
poeci głaszczą psinę po grzbiecie<br />
a on dziękuje kundlim uśmiechem<br />
bo oto znalazł się w lepszym świecie<br />
Renata Cygan 30/05/2017<br />
Belozem, Bułgaria<br />
Renata Cygan ze statuetką<br />
22
TEKTOGRAFIA<br />
GRZEGORZ STEFAN MADEJ
Wiele lat temu oglądałam wystawę w Bielsku-Białej i tam pierwszy raz zobaczyłam Twoje tektografie, absolutnie<br />
zachwycajace delikatnoscią, precyzja i wdziękiem. Tektografia to technika, którą sam wymyśliłeś. Opowiedz naszym<br />
czytelnikom czym jest ta technika i co zainspirowało Cie do jej stworzenia.<br />
W liceum dzięki wspaniałemu nauczycielowi Tadeuszowi Królowi poznałem szerokie spektrum warsztatu grafika. Pasja<br />
z jaką oddałem się tej dziedzinie sztuki, pozwoliła mi zgłębić wszystkie tajniki technik metalowych (akwaforta, akwatinta, odprysk,<br />
ruletka, miękki werniks, mezzotinta itp.), nie zabrakło również wprawek w takich technik jak fluoroforta i cliche – verre. Już wtedy<br />
próbowałem eksperymentować z poznanymi technikami, tworząc suchą igłę w celuloidzie. Do drukowania z gotowej już matrycy<br />
używałem suchej pasteli, uzyskując niebywale miękki rysunek o efekcie zbliżonym do rysunków renesansowych.<br />
W trakcie edukacji w Studium Animacji Filmowej przy Studiu Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej (trwało to zaledwie kilka<br />
miesięcy), wzbudziły moje zainteresowanie zużyte płyty duraluminiowe ze starego typu powielaczy, na których starałem się tworzyć<br />
suchą igłę. Tutaj, zacząłem kserokopiarki nowszego typu używać jako warsztatu graficznego. Powielałem własne rysunki na celuloid,<br />
który po zadrukowaniu traktowałem jako niezależną pracę, lub używałem jako matrycy do naświetlania papieru światłoczułego na<br />
wzór cliche – verre. W tym też okresie miałem okazję poznawać rozmaite nowinki i zawiłości graficzne, odwiedzając na ASP w<br />
Krakowie swego przyjaciela, wówczas studiującego grafikę.<br />
Po kilkuletniej przerwie, podejmując kształcenie w Instytucie Sztuki w Cieszynie, nie zastanawiałem się nad wyborem<br />
kierunku, padło oczywiście na grafikę. Tu zetknąłem się z użyciem jako podłoża graficznego grubej tektury, powszechnie uprawiano<br />
tu technikę frotaż, mistrzostwa dokonywał w tej dziedzinie Grzegorz Hańderek (broniliśmy swe prace dyplomowe w tym samym<br />
dniu). Po realizacji kilku linorytów i technik metalowych, na drugim roku studiów zwróciłem swą uwagę na ów materiał, jakim była<br />
gruba tektura. Nie satysfakcjonowało mnie zajmowanie się gotową strukturą jaką dawały naklejane tkaniny, pióra, sznurki. To<br />
przerabiałem już w liceum, używając tych efektów do wykonywania plakatu artystycznego. Zauważyłem, że w tekturze można<br />
pozostawiać głębokie cięcia, które po zagruntowaniu lakierami dawały w druku piękną mięsistą linię druku wklęsłego, którą spokojnie<br />
mogłem wykorzystać przekładając na grafikę swój warsztat rysunkowy. Równocześnie zacząłem dostrzegać iż sama powierzchnia<br />
zagruntowanej tektury daje specyficzny efekt tinty. Używając metod zbliżonych do monotypii byłem w stanie używać delikatnych<br />
światłocieni budujących klimat i przestrzeń bryły zbudowanej z wyciętych linii. Nauczyłem się również w sposób właściwy sobie,<br />
uzyskiwać dodatkowe efekty zlewanego lakieru na płycie i reliefów uzyskiwanych punktowo grubymi warstwami farby emulsyjnej,<br />
która po wyschnięciu tworzy wypukłości na matrycy, w to wszystko wplotłem wydrapywanie – wycinanie większych powierzchni<br />
miąższu tektury.<br />
25
To wszystko w harmonijnym połączeniu pozwoliło mi na tworzenie tematów, którym oddawałem się zawsze z pasją, był<br />
to portret. Pierwszą pracą, która dała mi wyjście do dzisiejszego stanu mojej techniki była kompozycja portretowa „Afrodyta”.<br />
Przystępując do pracy dyplomowej, byłem już w pełni świadomy swego autorskiego warsztatu, jaki wypracowałem w trakcie tych<br />
studiów. To nakazało mi myśleć o ochrzczeniu własnego tworu. Stanęło na neologizmie TEKTOGRAFIA, od tektura, nie chciałem by<br />
była to tekturografia, jakoś to było mniej lotne.<br />
TEKTOGRAFIA potrafi sprawiać wiele uciążliwości warsztatowych niewprawnemu osobnikowi w warsztacie graficznym,<br />
pozbawionemu benedyktyńskiej cierpliwości, której wymaga zwłaszcza ta technika. Dla tego też, pozwalam sobie na wyrażenie<br />
satysfakcji obserwując, jak w mojej macierzystej uczelni w Cieszynie oraz na terenie Śląska, rozwija się technika, do której istnienia<br />
przyczyniłem się swoją pracą. Oczywiście, nie pomijam zasług wykładowców, moich ówczesnych mistrzów, dra Józefa Knopka<br />
oraz prof. Eugeniusza Delekty, służących wartościowymi radami i dających mi wolną rękę w eksperymentowaniu, inspirują Oni<br />
nieustannie kolejne roczniki moją pracą dyplomową i ugruntowują stworzoną przeze mnie nazwę „tektografia”.<br />
Grzegorz Madej<br />
Historyk, muzealnik, kolekcjoner, artysta grafik i malarz (aktualna kolejność)<br />
Urodził się 3 lutego 1970 r. w kaplicy pałacowej w Kozach koło Bielska-Białej, dzieciństwo spędził w Jaworzu pod Bielskiem, jednak jego przodkowie wywodzą się ze<br />
Świętokrzyskiego i Drohobycza.<br />
W 1990 r. ukończył wystawiennictwo w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Bielsku-Białej (dyplom otrzymał wyróżnienie). Następnie przez rok uczęszczał do<br />
Studia Animacji Filmowej w Bielsku-Białej. W roku 1997 podjął studia w Instytucie Sztuki Uniwersytetu Śląskiego Filia w Cieszynie na kierunku pedagogiczno-artystycznym<br />
(specjalność: grafika). Pracę magisterską z zakresu kulturoznawstwa oraz grafiki warsztatowej (tektografia) obronił w roku 2002 (dyplom otrzymał wyróżnienie). W roku<br />
2013 podjął studia doktoranckie w Instytucie Historii na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Trzy lata później obronił z wyróżnieniem<br />
dysertację zatytułowaną Bielska linia książęcego rodu Sułkowskich (1786–1918).<br />
W latach 1991–2009 pracował na stanowisku marszanda w bielskiej galerii Sztuka i Antyki wybitnego antykwariusza, Leszka Wąsa. Od roku 2009 pracuje w Muzeum<br />
Historycznym w Bielsku-Białej, gdzie osiągnął stanowisko kustosza dyplomowanego (<strong>2019</strong>), obecnie jest kierownikiem Działu Historii. Zajmuje się badaniami nad historią<br />
bielskiej linii książęcego rodu Sułkowskich. W dorobku naukowym posiada 14 wydawnictw zwartych, napisał teksty do 9 publikacji pokonferencyjnych, 15 wydawnictw<br />
ciągłych oraz 10 do czasopism. Jest pomysłodawcą i redaktorem periodyku „Zeszyty Sułkowskich”. Powołał do życia Stowarzyszenie na Rzecz Odnowienia Kaplicy<br />
Zamkowej w Bielsku-Białej, którego jest przewodniczącym. Zorganizował ponad trzydzieści wydarzeń muzealnych, był kuratorem oraz współ kuratorem ponad 20 wystaw,<br />
z których najistotniejsze to: Andrzej Strumiłło. Dzieła wybrane, Roma Ligocka. Obrazy i słowa, Zakony rycerskie. Historia i współczesność, Starodruki ze zbiorów Muzeum<br />
26
w Bielsku-Białej, 260. rocznica nabycia państwa bielskiego przez A.J. Sułkowskiego, Bielscy książęta Sułkowscy jakich nie znacie, By księga była piękniejsza o duszę<br />
właściciela. 500-lecie polskiego ekslibrisu, Pod znakiem róży nad Białą. 500 lat Reformacji. W swoim dorobku ma również projekt wystawienniczy Hodie mihi, cras tibi,<br />
prezentujący prywatne zbiory dzieł sztuki i rzemiosła artystycznego (cztery wystawy). Był pomysłodawcą i współorganizatorem międzynarodowej konferencji Książęta<br />
Sułkowscy, jakich nie znacie oraz stworzył cykliczne wydarzenie Zaduszki dla Sułkowskich.<br />
W dorobku artystycznym posiada 11 wystaw indywidualnych oraz udział w ponad 30 zbiorowych. Od 2002 r. pod szyldem G.M. Elzewir wydał 14 druków bibliofilskich. W<br />
2005 r. zrealizował dekoracje malarskie parapetu chóru muzycznego do kościoła w Będkowicach oraz projekty wystroju malarskiego tejże świątyni. Prace artysty znajdują<br />
się m.in. w zbiorach Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej, Muzeum w Sandomierzu, Bibliotece Jagiellońskiej, Muzeum Książki we Wrocławiu oraz wielu zbiorach<br />
prywatnych. Do niedawne jego prace można było nabyć w Bator Art Galery w Szczyrku i Galerii Zamkowej Muzeum Historycznego w Bielsku-Białej. Obecnie, ze względu<br />
na liczne obowiązki naukowe, zawiesił działalność artystyczną.<br />
Za swą działalność muzealniczą otrzymał w 2016 r. wyróżnienie Marszałka Województwa Śląskiego za Wydarzenie Muzealne Roku 2015 w kategorii „publikacje<br />
książkowe”. W 2017 r. został nominowany do Ikar 2016 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki za wybitną dotychczasową działalność<br />
naukową i wystawienniczą, a w roku 2018 otrzymał nominację i zdobył nagrodę główną Ikar 2017 – Nagroda Prezydenta Miasta Bielska-Białej w dziedzinie kultury i sztuki<br />
za szczególne osiągnięcie kulturalne.<br />
Za osiągnięcia artystyczne był wyróżniony w 1990 r. medalem za dyplom artystyczny w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych. W 2002 r. otrzymał wyróżnienie za<br />
pracę dyplomową z grafiki w Instytucie Sztuki w Cieszynie. W 2005 r. otrzymał wyróżnienie za pracę malarską w konkursie Misterium cierpienia misterium odkupienia<br />
zorganizowanym przez Bielskie Centrum Kultury Bielsko-Biała, a w 2006 r. za pracę graficzną zdobył nominację do nagrody V Triennale Autoportretu w Radomiu.<br />
Portfolio www.madejbb.pl<br />
27
CZŁOWIEK MYŚLĄCY<br />
(POMIĘDZY NATURĄ A KULTURĄ)<br />
z cyklu O SZTUCE<br />
Katarzyna Saniewska<br />
Po tym, jak 3 tysiące osób zadeklarowało swój udział<br />
w grupowym jedzeniu bananów przed Muzeum Narodowym<br />
w Warszawie, w akcie protestu przeciwko<br />
cenzurze w sztuce, po usunięciu z ekspozycji stałej w Galerii<br />
XX i XXI wieku prac Natalii LL, Grupy Sędzia Główny<br />
i Katarzyny Kozyry, nie pozostaje nic innego, niż zajadając<br />
kusząco wygięty owoc, zastanowić się nad wizjami człowieka<br />
w sztuce współczesnej. Zwłaszcza w odniesieniu do przedstawień<br />
ukazywanych w nurcie sztuki krytycznej...ale nie<br />
tylko.<br />
Natłok pytań wydaje sie trudny do uporządkowania. Wydaje<br />
się jednak, że warto byłoby się zastanowić, nad wizją<br />
nas samych, w sztuce, w kontekście trwania pomiędzy kulturą<br />
a naturą. Szczególnie teraz, gdy coraz bardziej zdajemy<br />
sobie sprawę z naszego, wpływu na funkcjonowanie planety.<br />
Co ciekawe jednak, choć dajemy sobie prawo do nazywania<br />
siebie samych twórcami ( jakże blisko temu słowu, do słowa<br />
„Stwórca”), często bezrefleksyjnie przyczyniamy się do wymazania<br />
z powierzchni Ziemi kolejnych gatunków czy całych<br />
ekosystemów. Uważamy, że mamy prawo do decyzji i do<br />
rozwoju. Między innymi dlatego, że jako jedyny gatunek tworzymy...kulturę<br />
i sztukę. A tak „Bogiem a prawdą” nie odrobiliśmy<br />
nawet podstawowej pracy domowej, zadanej nam<br />
w swoim czasie przez Stwórcę. Polegać ona miała na nazywaniu<br />
gatunków...a my nie potrafimy nawet po imieniu nazwać<br />
tego, co degradujemy.<br />
„Człowiek podbił i udomowił naturę, i zmienił planetę<br />
w wielki ogród, ale jest to ogród barbarzyńców. Trudno w nim<br />
29<br />
odróżnić to, co naturalne, od tego co przynależy do kultury.<br />
Trudno odnaleźć naturalny porządek rzeczy.” jak pisze Grzegorz<br />
Dziamski. 1 Czy istnieje w ogóle, w dzisiejszym pojmowaniu<br />
pojęcie naturalności? Co tak naprawdę jest naturalne,<br />
skoro kultura stara się cenzurować naturę, aby nadać jej<br />
w pewnych aspektach rys nie godzący w naszą estetykę,<br />
a w innych okolicznościach także w naszą etykę?<br />
Jeżeli spojrzeć na to zagadnienie szerzej, istnieje tu<br />
sprzeczność, ponieważ o naturze nie da sie powiedzieć, ani<br />
że jest dobra, ani że jest zła. Kultura natomiast, stara się<br />
ukazać kontrast, wyznaczyć linię graniczną, pomiędzy sferą<br />
dobra a zła, światła i ciemności. Natura nie podlega tym samym<br />
zasadom, co kultura, choć cywilizacja rości sobie prawo,<br />
by próbować ją w takie karby wtłoczyć. Natura jednak,<br />
w swej żywej, czystej postaci, rządzi się absolutnie innymi<br />
prawami.<br />
Nie można w jej przypadku dyskutować o moralności, czy<br />
niemoralności, chociaż z kulturowego punktu widzenia wiele<br />
spraw, procesów i zachowań, mnogość postaw powszechnie<br />
występujących w nieucywilizowanej naturze, w nas, zanurzonych<br />
w kulturze, budzi głęboki sprzeciw. Od człowieka bowiem,<br />
jako istoty predestynowanej biblijnym, boskim prawem<br />
do panowania nad naturą, wymaga się stosowania pewnych<br />
zasad. Przede wszystkim zaś, wymaga się „bycia moralnym”.<br />
W encyklice Pawła VI czytamy, ze :”Zwierzę i natura to<br />
jedno. Człowiek i natura, to dwa.” 2<br />
1. G.Dziamski, Sztuka u progu XX wieku, tekst: Zwrot ku naturze w sztuce<br />
współczesnej, Wydawnictwo Humaniora, Poznań 2002, s.141.<br />
2. Paweł VI, Humanae Vitae, 1968.
To jednak tylko jeden z punktów widzenia. Pomimo bowiem<br />
przekonania o swojej wywyższonej pozycji jesteśmy,<br />
jako gatunek, bezradni wobec niektórych procesów i mechanizmów<br />
biologicznych, jakimi rządzi się natura.<br />
Przede wszystkim jesteśmy niezbyt obficie wyposażeni<br />
w cały arsenał środków mechanicznych, czy chemicznych,<br />
jakimi przyroda obdarzyła pewne gatunki. Nie posiadamy<br />
doskonałego wzroku, czy słuchu. Nie dysponujemy zbyt<br />
czułym węchem, ani zdolnością do orientacji w terenie. Nasza<br />
odporność na warunki zewnętrzne, zmiany temperatury,<br />
czy wilgotności jest dość słaba. Nie otrzymaliśmy też kłów,<br />
czy pazurów, które pozwalały by nam skutecznie bronić się<br />
w bezpośredniej walce o życie. Ponadto, rodzimy się absolutnie<br />
bezradni i bezbronni...a jednak stoimy na szczycie łańcucha<br />
pokarmowego na Ziemi. 3 A tak nam się przynajmniej<br />
wydaje.<br />
organizmy żywe? W naturze bowiem, występują te same<br />
zespoły zachowań, co w społeczeństwach, tak zwanych cywilizowanych.<br />
Odnajdujemy zarówno monogamię, jak i poligamię.<br />
Spotykamy związki i społeczności matriarchalne i patriarchalne.<br />
Obserwujemy sytuacje, gdy oboje rodzice LUB<br />
tylko jedno z rodziców opiekuje się potomstwem. Mamy do<br />
czynienia z przypadkami, gdy potomstwo to jest zostawiane<br />
samo sobie, bądź zabijane. Znajdziemy heteroseksualizm<br />
i homoseksualizm, kazirodztwo, gwałty, zabójstwa, aborcje.<br />
Może zatem chęć wywyższania sie ponadgatunkowego<br />
ma raczej związek z chęcią dociekania początków gatunku<br />
ludzkiego, z religią, wiarą w boga, czy bogów, demiurga, lub<br />
inną siłę sprawczą? Kto tak naprawdę stanowi potęgę na Ziemi?<br />
Czy mimo wszystko nie świadczy o naszym wpisywaniu<br />
sie w tłum, w bycie jednymi z wielu, fakt że wciąż traktujemy<br />
naturę, jako wielką nauczycielkę i inspiratorkę?<br />
Jeżeli bowiem spojrzymy przez szkło mikroskopu, lub powściągając<br />
wstręt, przyjrzymy się na przykład czarnej zbroi<br />
karalucha, zobaczymy, że wszystko to jest kwestią skali<br />
i punktu odniesienia. Być może to nie my zarządzamy czymkolwiek<br />
w tym świecie, a jesteśmy jedynie platformą dla grzybów<br />
i bakterii, które decydują o losach wszechświata, nas<br />
traktując jedynie użytkowo, jako posłusznych niewolników,<br />
podległych ich poleceniom? Zanim jednak zabrniemy w tego<br />
rodzaju dywagacje, zajmijmy się próbą sformułowania odpowiedzi<br />
na pytanie, z jakich właściwie powodów traktujemy<br />
nasz ludzki gatunek, jako wywyższony i decyzyjny i jak na to<br />
odpowiada sztuka?<br />
Niewątpliwie mamy pewną zdolność, która daje nam wyjątkowe<br />
miejsce na drabinie ewolucyjnej, jako że opisane<br />
powyżej braki w „naturalnym wyposażeniu” staramy się nadrobić<br />
za pomocą rozmaitych wynalazków technicznych i naukowych.<br />
Czy nam się to udaje? To kolejne niewygodne pytanie,<br />
na które boimy się, jako gatunek, usłyszeć odpowiedzi.<br />
Druga cechą wyróżniająca nas zdecydowanie w świecie<br />
przyrody jest właśnie umiejętność tworzenia sztuki. Ewoluuje<br />
ona razem z nami i wraz z naszym rozwojem intelektualnym,<br />
sama staje się coraz bardziej wymagająca. W miarę<br />
rozwoju zaczyna zadawać coraz bardziej skomplikowane<br />
pytania. Między innymi to, które tutaj nas zajmuje: Czy istotnie<br />
mamy jakiekolwiek prawo, aby wynosić się ponad inne<br />
3. Pomimo, że to co dała nam natura jest niedoskonałe, nasza zdolność do<br />
naprawiania jej niedociągnięć, sytuuje nas ponad naturą - co w swej działalności<br />
performerskiej stara się udowodnić Stelarc. Chociaż „nasze ciała<br />
są formami przestarzałymi, które wymagają udoskonalenia i dostosowania<br />
do zmieniającej się, industrialnej rzeczywistości”.<br />
Przekonanie o niesamowitej sile natury i naszym duchowym<br />
z nią związku odnajdujemy, między innymi w pracy<br />
Macieja Awiakisa, który nie wstydzi się przyznać do swojego<br />
wręcz paranormalnego sposobu odczuwania natury.<br />
Za pośrednictwem jego pracy zatytułowanej „Stado” ( 2004)<br />
uczestniczymy wręcz w rodzaju seansu spirytystycznego,<br />
którego głównymi bohaterami są duchy zwierząt ze starej<br />
stajni w Dreźnie, z której progu pochodzi wykorzystany do<br />
wykonania rzeźby kamień. Można to przyrównać do odczuwania<br />
obecności osoby zmarłej, z którą byliśmy emocjonalnie<br />
związani, a która w niewyjaśniony sposób nadal emanuje jakąś<br />
energią, którą my, szóstym zmysłem wyczuwamy. Praca<br />
Awiakisa to poszukiwanie energii „pozwierzęcych” zaklętych<br />
w kamieniu. Ta biologiczna abstrakcja dowodzi, że można<br />
być ze zwierzęciem, a tym samym z naturą, związanym na<br />
poziomie duchowym, odrzucając tym samym chrześcijańska<br />
koncepcję, ze zwierzęta nie posiadają duszy. Jest to raczej<br />
przybliżenie się do teorii bliskich reinkarnacji, gdzie w pewien<br />
sposób podświadomie wyczuwamy duchowe powinowactwo<br />
z innymi bytami, czy to zwierzęcymi, czy to roślinnymi.<br />
Istnieje wewnętrzne przeświadczenie, że przyszło nam się<br />
już kiedyś spotkać. Koło Samsary sprawia, że jesteśmy pokrewnymi<br />
bytami, tylko na różnych stopniach duchowego<br />
rozwoju.<br />
Można to porównać ze sposobami postrzeganiem natury<br />
i siebie, jako równorzędnych elementów wszechświata,<br />
charakterystycznych dla twórczości Olega Kulika. Podobnie,<br />
jak u Awiakisa, w takim postrzeganiu natury i siebie w niej,<br />
niektórzy dostrzegają wręcz nutę szaleństwa. Istnieje jednak<br />
30
Obraz Stefan Keller, źrodło www.pixabay.com/pl<br />
cieniutka, ale bardzo ważna granica. Kulik w swoich działaniach,<br />
w których sprowadza siebie do roli psa, a raczej zachowując<br />
sie jak pies, w naszych oczach staje sie psem. Wyraźnie<br />
jednak rozgranicza pojęcia: bycia psem” i „bycia jak pies”.<br />
Traktuje zwierzę, jako swoiste „alter ego istoty ludzkiej”. Czy<br />
jest w tym pewne odniesienie do Kartezjańskiego dualizmu<br />
istoty ludzkiej? To chyba raczej podświadome wyczuwanie<br />
pewnego powinowactwa na zasadzie duchowej i cielesnej.<br />
Poświęcony jest temu cały projekt artysty zatytułowany<br />
„Zoofrnia”. Kulik zastanawia się ile zwierzęcości nosimy<br />
w sobie my, ludzie. To tak, jakby zastanawiać sie ile procentowo<br />
mamy wspólnego w kodzie genetycznym. Artysta<br />
wcielając sie w zwierzęta, usiłuje odpowiedzieć na pytanie,<br />
o skuteczne środki komunikowania wewnątrz gatunku. Powiązany<br />
z nurtem Deep Ecology artysta zakłada, ze zwierzęta<br />
powinny być traktowane na równi z człowiekiem, we<br />
wszystkich aspektach życia. Może to wydawać sie nieco<br />
szokujące, jeżeli odniesiemy to do jego pracy zatytułowanej<br />
„Rodzina przyszłości”, pokazywanej na Biennale w Wenecji<br />
i Istambule w 1997 roku. Praca ukazuje mieszkanie,<br />
w pierwszym momencie niczym się nie wyróżniające. Jednak<br />
drugi rzut oka pozwala dostrzec zupełnie inną skalę<br />
niektórych przedmiotów i sprzętów. Trzecie spojrzenie przyciąga<br />
tapeta, na której ukazane sceny z Kamasutry, których<br />
bohaterami są człowiek i pies. Kolejną pracą, która skłania<br />
do zastanowienia sie nad komunikowaniem się wewnątrz<br />
gatunku i pomiędzy gatunkami jest performance przeprowadzony<br />
w Stanach Zjednoczonych. Praca ta zatytułowana<br />
„I Like America and America Likes Me”, nawiązuje do „kanonicznego”<br />
już performance przeprowadzonego w roku<br />
1974 przez Josepha Beuysa pod tytułem „Ja gryzę Amerykę,<br />
Ameryka gryzie mnie”. Beuys pojechawszy bezpośrednio<br />
z lotniska do galerii mieszkał w niej przez trzy tygodnie wspólnie<br />
z kojotem. Natomiast Kulik już na lotnisku przeistoczył<br />
się w psa. Zrzucił ubranie i opadł na czworaki. W obroży<br />
i kagańcu tydzień spędził w galerii zamknięty w klatce, niczym<br />
dzikie zwierzę. Jego zachowanie było zresztą wzorowane na<br />
zachowaniu dzikiego zwierzęcia, komunikował się bowiem<br />
z publicznością wyłącznie za pomocą warczenia i szczekania.<br />
Kulik umożliwia ludziom spojrzenie z zupełnie innej perspektywy,<br />
gdy to człowiek musi opaść na cztery łapy i z tego<br />
poziomu obserwować świat, dając się nawet prowadzić na<br />
smyczy - jak to widzieliśmy przy okazji pracy „Pavlov’s Dog”<br />
( Rotterdam, Manifesta 1). Nasuwa sie tu pytanie -przez kogo<br />
jesteśmy na tej smyczy prowadzeni? Czy przez naturę, czy<br />
przez kulturę? Biolodzy ewolucyjni z pewnością uświadomią<br />
nam naszą małość. Podczas gdy socjologowie i specjaliści<br />
od tak zwanych zachowań konsumenckich, ukażą nam możliwe<br />
warianty strategii unikania oraz sposobów na zakuwanie<br />
w rozmaite kagańce.<br />
31<br />
Chodzi o uświadomienie ludzkiej pozycji we wszechświe-
cie, ale także pozycji człowieka wewnątrz swego własnego<br />
gatunku. Przede wszystkim wtedy, gdy uświadomimy sobie,<br />
że nasze ludzkie działania wcale nie różnią się w swoich<br />
mechanizmach od tych wyzwalających się u dzikich zwierząt.<br />
Spojrzeć tu należy na prace Kulika z lat 90-tych, nawiązujące<br />
do rzeczywistości rosyjskiej tamtego okresu, na której<br />
agresja i porachunki mafijne odcisnęły swoje ogromne piętno.<br />
Na szczególną uwagę zasługuje performance, który miał<br />
miejsce w Moskwie w 1994 roku, zatytułowany „Mad Dog”.<br />
Artysta całkiem nagi, uwiązany na solidnym łańcuchu, niczym<br />
psy wystawiane do walk, rzuca się wściekle na zgromadzoną<br />
publiczność, szczeka i warczy. Ciekawie patrzy się<br />
na tę pracę teraz, z perspektywy czasu, zwłaszcza po obejrzeniu<br />
filmu „The Square” Rubena Ostlunda - gdzie reżyser<br />
w znakomity sposób zadaje niekomfortowe pytania dotyczące<br />
systemu rządzącego rynkiem sztuki i fantastycznie<br />
parafrazuje prace rozmaitych performerów, miedzy innymi<br />
właśnie Kulika oraz reakcje tak zwanych „namaszczonych”<br />
krytyków i tak zwanych „świadomych” odbiorców sztuki.<br />
i wyższość zaczęła chwiać się w posadach?<br />
Czym/Kim zatem jest Homo Sapiens w tym znaczeniu?<br />
Czy przypadkiem nie trybikiem w wielkiej maszynie plotącej<br />
wątek, składający się na przetrwanie gatunków? Oprócz<br />
posiadania wielkiego Ego, mamy jeszcze szczęśliwie umiejętność<br />
refleksji. Choć ta w dobie powszechnej globalizacji<br />
zdaje się niestety ulegać stopniowej atrofii. Nie popadając<br />
jednak w niepotrzebny cynizm, należy uchwycić się nadziei,<br />
że to właśnie umiejętność zastanawiania się nad światem,<br />
chęć dociekania przyczyny, jest tą iskierką wyjątkowości, którą<br />
niektórzy nazywają duszą.<br />
Skoro stworzyliśmy kulturę, wbrew naturze ( która stworzyła<br />
nas), to może czas teraz pozwolić , aby to kultura zaczęła<br />
stwarzać nas...nas, jako nowe byty lepsze i doskonalsze,<br />
niezależne od instynktów i wyabstrahowane z tego, co<br />
jest tylko zlepkiem rozmaitych rodzajów białek...<br />
W tym miejscu należałoby zastanowić się nad rzeczywistą<br />
pozycją człowieka w świecie. Kulik w swojej sztuce zrównuje<br />
człowieka ze zwierzęciem. Oznaczałoby to zrównanie<br />
kultury i natury. Jeżeli jednak zamyślimy się przez kilka chwil<br />
nad wielością inspiracji, jakich natura dostarcza człowiekowi,<br />
czy nie okaże się że to jednak ona stoi na znacznie wyższej<br />
niż człowiek pozycji?<br />
Czy sztuka mimetyczna i nieustanne uczenie się rozwiązań<br />
przez naturę już „wynalezionych” nie potwierdza przypadkiem<br />
jej wyższości nad nami? Czym jest bowiem lepsza<br />
architektura naszych wieżowców od nowatorskich rozwiązań<br />
stosowanych chociażby w termitierach? W czym gorsza jest<br />
społeczność ula, rój tworzący jeden precyzyjnie działający<br />
organizm, od społeczeństw Chin czy Japonii, gdzie rola jednostki<br />
jest postrzegana niezwykle podobnie i nie bierze się<br />
pod uwagę jej nadrzędnego dobra, z racji tego, ze najmocniejsze<br />
jest tam pojęcie podmiotu zbiorowego „My”. Wszelkie<br />
działanie podyktowane jest dobrem ogółu.<br />
Jeżeli korzystając z nawiązania do świata owadów, chciałoby<br />
się, nieco cynicznie , podsumować związki natury i kultury<br />
w kontekście odniesień do religii, można posłużyć się<br />
słowami biologa ewolucyjnego Johna Burdona Sandersona<br />
Haldane’a, który mówi: „(...) gdybyśmy mieli wnioskować coś<br />
o Bogu na podstawie badań przyrody, to wynikałoby z nich<br />
niesłychane upodobanie Stwórcy do chrząszczy.” 4 Czy potrzeba<br />
dużo więcej, aby nasza wiara we własną wyjątkowość<br />
4. Cyt.za: A.M .Potocka, Sztuka Aktualia.<br />
Czy mamy prawo do aż takiego indywidualizmu? Co<br />
więcej, wbrew „politycznej poprawności” oznaczałoby to, ni<br />
mniej ni więcej, tylko zróżnicowanie na lepszą i gorszą część<br />
ludzkości, a wyznaczane byłoby to według stopnia rozwoju<br />
wytworzonej kultury. De facto dzieje się tak od momentu,<br />
gdy powstała pierwsza cywilizacja. Wraca zatem pytanie<br />
o rolę sztuki. Ponieważ sztuka jest jednym z ważniejszych<br />
wytworów kultury. Czy fakt, że jesteśmy jedynym gatunkiem<br />
na ziemi, który tworzy sztukę daje nam prawo, aby to za jej<br />
pomocą, wypowiadać się na temat tego, czym jesteśmy, jakie<br />
zajmujemy miejsce w świecie i dlaczego tkwi w nas ta bezustanna<br />
potrzeba dociekania? Umiejętność zadawania pytań,<br />
zastanawiania się nad swoim miejscem w świecie, poszukiwanie<br />
rytmów i porządków, wyznaczanie sfery świętości,<br />
uciekanie od sfery ciemności...<br />
Wydaje mi się, że to jest odpowiedź, chociaż przewrotnie<br />
to, co staje się naszą mocą, czyli wiedza, staje sie także przyczyną<br />
naszej słabości. Po pierwsze wciąż chcemy więcej,<br />
a po drugie zdajemy sobie sprawę z własnej kruchości...<br />
Sztuka stawia znaki zapytania, ponieważ mimo refleksji<br />
na temat natury i deklaracji chęci powrotu do niej, do pierwotnego<br />
stanu, nieskalanego cywilizacyjnym piętnem, znajdujemy<br />
się w takim punkcie, że dla własnego bezpieczeństwa,<br />
musimy pozostawać „na zewnątrz” natury. To wyznaczanie<br />
sfery tabu sprawia, że musimy chronić się przed naturą.<br />
dotyczy to wszystkich sfer życia ludzkiego, od poczęcia aż<br />
32
fot.: pixabay.com/pl<br />
do śmierci. Pojawiają sie tu kwestie etyczne i estetyczne,<br />
które powodują, że nasze deklaracje powrotu do natury, wymagałyby<br />
absolutnego wyrzeczenia się dekalogu, całkowitej<br />
rezygnacji z jakichkolwiek praw i zakazów. Raz uwikłani<br />
w kulturę, nie jesteśmy już do tego zdolni.<br />
Co ciekawe, wrażenie że kultura zdaje się dzielić świat<br />
na strefę sacrum i profanum, nie do końca odpowiada prawdzie.<br />
Tak naprawdę kultura to kontekstowość. To uzależnienie<br />
od werdyktu, od tego w jakim świetle przedstawimy<br />
dane argumenty. Tak naprawdę to natura właśnie w swej<br />
absolutnej a-moralności nie pozostawia miejsca na sferę<br />
szarości, sferę relatywizmu, 256 odcieni szarości. Tutaj priorytetem<br />
jest zero jedynkowość, dyktowana przez chęć przetrwania<br />
i nie ma zachowań zakazanych, przesądów i przykazań.<br />
Gdzie zatem autentyzm? Dlaczego wciąż uważamy,<br />
że jesteśmy czymś lepszym, skoro przepełnia na przede<br />
wszystkim strach...przed naturą. Boimy się naturalnych instynktów,<br />
przeraża nas bezwzględność w dążeniu do celu,<br />
gwałtowność, dzikość, brak kontroli. Boimy się naturalnych<br />
odruchów, wstrętne nam są naturalne zapachy, naturalne,<br />
a nieuchronne procesy. Estetyzacja narzucona życiu oddala<br />
nas od natury, a pozostałą w nas jej cząstkę , usiłujemy<br />
za wszelką cenę poddać absolutnej kontroli.<br />
To co naturalne dla nas samych, jako ludzi,<br />
uważamy za prymitywne, nieprzyjemne,<br />
brzydkie, odstręczające, „zezwierzęcające”.<br />
W ramach tego uruchamiamy zadziwiający<br />
proces naturalizacji kultury. Wytwarzamy pewne<br />
standardy,<br />
33<br />
z którymi tak spajamy<br />
nasze życie<br />
i zachowania, że<br />
wydają się odwieczne,<br />
a tym samym<br />
naturalne. W pewnym<br />
momencie dochodzimy<br />
do tego,<br />
że chcąc pokazać<br />
naturę, jako coś<br />
pięknego,<br />
ciepłego<br />
i niegroźnego,<br />
po to aby siebie<br />
umiejscowić,<br />
jako<br />
jej część, wplątujemy ją w odniesienia kulturowe. Aby siebie<br />
umieścić pomiędzy elementami natury, narzucamy im swoje<br />
kulturowe uwarunkowania.<br />
Przykładem niech będzie sztuka krakowskiego artysty<br />
Piotra Lutyńskiego, który tworzy, jak sam twierdzi, głównie dla<br />
zwierząt. Mimo głębokiego szacunku wobec nich, twierdząc<br />
że doskonale wyczuwa, jaką one lubią sztukę. Przyjrzyjmy<br />
się pracy z 2003 roku, pokazywanej w krakowskim Bunkrze<br />
Sztuki, zatytułowanej „Ptasia kolumna” 5 . Prezentowana<br />
przez Lutyńskiego praca ma szereg odwołań. Forma ko-<br />
lumny, postawionej w centrum sali wystawowej, nawiązuje<br />
do koncepcji axis mundi oraz drzewa życia. Artysta<br />
nawiązuje do kulturowego archetypu, do chrześcijańskiej<br />
legendy, według której krzyż, na którym umiera Zbawiciel,<br />
przemienia się w żyjące drzewo, wypuszczające gałązki.<br />
Tak też jest często przedstawiany w ikonografii.<br />
Nasza myśl wykonuje zatem zastanawiająca woltę.<br />
Widzimy naturę ukrzyżowaną przez kulturę.<br />
Widomym<br />
tego znakiem jest otaczająca „Ptasia kolumnę” siatka,<br />
symbol ograniczeń stawianych naturze przez kulturę. Jeżeli<br />
pójdziemy z nasza myślą dalej, możemy zastanawiać<br />
się, czy zatem natura, jako umęczona i ukrzyżowana<br />
przez kulturę ma moc zbawczą? Żywe ptaki krążące wokół<br />
„Ptasiej kolumny” są niczym zrozpaczone po ukrzyżowaniu<br />
Chrystusa Cherubinki w obrazach Giotta.<br />
Warto<br />
jednak przypomnieć sobie, że oprócz ptaków kolumnę<br />
otaczają też przez pewien czas jeszcze inni przedstawiciele<br />
fauny, między innymi kozy. Świadczyć to może o dwoistości<br />
zastosowanej przez Lutyńskiego symboliki zwierzę-<br />
5. Cyt.za: teksty ze strony Bunkra sztuki, z recenzji Juliusza Gałkowskiego,<br />
www.bunkier.com.pl. Kuratorką wystawy była Bożena Gajewska.
cej. Z drugiej strony słup otoczony siatką przywodzi na myśl<br />
raczej ptaszarnię lub ogród zoologiczny, a siatka staje się<br />
nieprzekraczalną granicą.<br />
Artysta chcąc ukazać swoją jedność z naturą, przenosi<br />
ją do sali wystawowej i zamyka za ogrodzeniem. Pomimo<br />
dobrych intencji, wydźwięk staje się raczej negatywny. Lutyński<br />
stając przy siatce, gra zwierzętom na skrzypcach, jednak<br />
przez ten gest zamiast zjednoczyć się z naturą, jeszcze<br />
mocniej ukazuje swoje zdystansowanie i spojrzenie z wywyższonej<br />
pozycji.<br />
Jednak Lutyński stara się pokazać swoje posłannictwo,<br />
swoją jedność ze światem natury i fakt, że bezsprzecznie<br />
czuje się jej równorzędna częścią. Mówi o tym wystawa „Narodziny”<br />
6 . Można ją określić, jako koncepcyjne zestawienie<br />
wielu elementów, które symbolicznie są związane z momentem<br />
przyjścia na świat. Jest to jednak fragment większego<br />
przedsięwzięcia zatytułowanego „Muzyka dla ryb” 7 , które ma<br />
ukazywać nawiązanie bezpośredniego dialogu z naturą.<br />
Można tu oczywiście uczynić dygresję, dotyczącą propozycji<br />
dialogu z naturą w wykonaniu Zbigniewa Warpechowskiego<br />
(1973), którego interlokutorka ryba, staje się raczej<br />
jego ofiarą niż istota mającą prawo do zabrania głosu. Warpechowski<br />
wypijając wodę wraz z pływającą w niej rybką,<br />
udowadnia bezsprzecznie, że ryby głosu nie mają.<br />
U Lutyńskiego, w dialogu pomiędzy naturą a kulturą,<br />
mimo wszystko chodzi o wzajemne zrozumienie swoich potrzeb<br />
i swojej wyjątkowości, o wzajemną troskę. Wystawa<br />
podzielona jest na dwie części. Pierwsza przedstawia rozmaite<br />
obiekty i skłania nas do szukania rozmaitych odniesień<br />
do kwestii narodzin. Jest lekka i poetycka. Może oprócz<br />
części, gdzie całe pomieszczenie zapełnione jest porożami<br />
zwierząt, co sam Lutyński określa mianem „rozmowy z duchami”.<br />
W środku sali ekspozycyjnej znajduje się między<br />
innymi inkubator z jajami , z których 10 kwietnia wykluły się<br />
pisklęta. Artysta wcielił się tutaj w matkę nowych obywateli<br />
świata natury. Ubrany w sweter obszyty piórami, zagrał<br />
specjalnie dla wyklutych kurcząt, koncert muzyczny. Złośliwcy<br />
odnajdą tu co prawda skojarzenia literackie, z postacią<br />
głównego bohatera powieści „Ptasiek” Williama Whartona.<br />
Ci poważni natomiast powołają się na teorię, według której<br />
pierwsza istota, jaką nowonarodzone stworzenie ujrzy tuż<br />
po otwarciu oczu, jest przez nie uważane za matkę. Mamy<br />
6. Galeria Starmach, Kraków, 21.04 - 28.05.2006r.<br />
7. Klub Alchemia, Kraków 2004r.<br />
tu więc niezwykle mocne ukazanie związku artysty z naturą.<br />
Najsilniej działającym z ukazanych na tej wystawie obiektów<br />
jest, surrealistyczny w pierwotnym odbiorze, twór obrazujący<br />
pół człowieka pół gniazdo. Ukazana zostaje jedność człowieka<br />
z naturą. Jednak to człowiek nosi w sobie zalążek<br />
wszechświata, nie zaś wszechświat zalążek człowieka.<br />
W pytaniu o naturę i odniesienia kulturowe w obrębie samoidentyfikacji,<br />
oraz tego co faktycznie oznacza „naturalne<br />
bycie człowiekiem” ważne jest zaobserwowanie momentu<br />
przejścia i pewnej płynności ,pomiędzy biologizmem a kulturą.<br />
Ukazuje to w ciekawy sposób praca Katarzyny Kozyry,<br />
zatytułowana „Ragazzi” („Chłopcy”). Praca ta jest serią<br />
trzech filmów, pokazywanych jako tryptyk, a jej bezwzględną<br />
wartością jest uchwycenie momentu pewnego prymitywnego<br />
„owadziego” biologizmu, jaki po pewnym czasie obserwacji<br />
zaczynamy dostrzegać w zachowaniu filmowanych postaci.<br />
Artystka zaaranżowała sesję zdjęciową na schodach warszawskiej<br />
Zachęty. Przeprowadziła tym samym swoisty eksperyment<br />
na żywych, ludzkich organizmach, niczym entomolog<br />
obserwujący nabitego na szpilkę żywego jeszcze motyla.<br />
Zebrała spore grono atrakcyjnych młodzieńców, chętnych<br />
do pozowania nago i nie informując ich dokładnie, na czym<br />
owo pozowanie będzie polegać, zostawiła ich samych sobie.<br />
Ciekawym kluczem interpretacyjnym jest tu minimalistyczny<br />
kostium - rekwizyt, jaki każdy z uczestników sesji otrzymał.<br />
Był to bowiem rodzaj okrycia na genitalia, którego głównym<br />
zadaniem było nie tyle okrycie penisa, ile przemienienie go<br />
w zupełnie inny, trudny do zidentyfikowania organ, będący<br />
pomieszaniem waginy i kwiatu. Kozyra odbiera tym samym<br />
swoim modelom tożsamość narzucaną automatycznie przez<br />
wizualne atrybuty płciowości. Przez pierwszy okres oczekiwania<br />
grupa młodzieńców, nie mając żadnych wytycznych,<br />
odnośnie wymaganego od nich zachowania zaczyna kręcić<br />
sie i przemieszczać dość chaotycznie , niczym robaki wypuszczone<br />
na dno pudełka. W chwili gdy orientują się, że<br />
są juz filmowani, początkowo przybierają różne niezbyt naturalne,<br />
wystudiowane pozy. Nie mogą sobie jednak znaleźć<br />
miejsca, podwójnie skrępowani przez pozbawiające ich atrybutów<br />
seksualności dziwne rekwizyty. W pewnym momencie,<br />
po długich poszukiwaniach właściwego klucza zachowań,<br />
zwijają w rulony leżące na schodach Zachęty dywany<br />
i zaczynają za ich pomocą walczyć. Dopiero wówczas mija<br />
widoczne poprzednio skrępowanie. Odzywa sie ich ukryty<br />
biologizm, ten prawdziwy, niezafałszowany żadnym kostiumem.<br />
Czy ładny w naszym kulturowym i kulturalnym podejściu,<br />
to już inna sprawa.<br />
34
Tutaj można sobie zadawać pytanie, czy faktycznie lgniemy<br />
do tego co niezafałszowane i naturalne, „nieprzypudrowane”<br />
przez kulturę? Czy to co biologiczne, często w swym<br />
biologizmie, z naszego punktu widzenia, brutalne i gwałtowne,<br />
faktycznie jesteśmy w stanie znieść, bez zakrywania oczu<br />
i zatykania nosów? Czy to z tego powodu Mona Hatoum<br />
i jej instalacja „Głębokie gardło” z jednej strony nas odstręcza,<br />
gdy już uświadomimy sobie, co tak naprawdę przedstawia,<br />
z drugiej zaś strony zachwyca. Przypomnijmy, że chodzi<br />
o obserwację obrazów rejestrowanych za pomocą połkniętej<br />
przez artystkę kamery. Pracę tę można uznać za ilustracje<br />
zależności powstałej pomiędzy natura a kulturą. Cały zaś<br />
biologizm tej instalacji nie ma w sobie, tak naprawdę, niczego<br />
drastycznego. Wszystko, co drastyczne istnieć zaczyna za<br />
pomocą konotacji, które wytwarza nasz ukształtowany przez<br />
kulturę umysł.<br />
Pojawia sie tu pytanie o stwórcę. Pojawia sie ponownie<br />
kwestia sacrum i profanum, sfera zakrytego i odkrytego.<br />
Dlaczego zawsze chcemy wiedzieć: Co jest w środku? Dlaczego<br />
w dziwny sposób pragniemy tego, co nas odrzuca?<br />
Z jakiego powodu o gęsią skórkę przyprawia nas praca Polony<br />
Tratnik „37*C”?<br />
Tytułowe 37*C to wymagana temperatura, aby ludzki<br />
materiał genetyczny mógł sie swobodnie rozwijać. Taka<br />
była też wymagana temperatura ekspozycji. Artystka z pobranych<br />
własnych tkanek wyhodowała skórę. z otrzymanego<br />
w ten sposób materiału uszyła koszulkę. Dlaczego<br />
wydaje nam sie to w jakiś sposób wstrętne i niestosowne?<br />
Może z tego względu, że pokazuje, iż my sami jesteśmy zbudowani<br />
z tego samego typu materiału, jak i cała reszta organizmów<br />
żywych?<br />
Odnosi sie to bezpośrednio do pozostałych dzieł artystki.<br />
Między innymi projektu „Microkosmos” i „Private Bowls”,<br />
gdzie wkraczając w świat mikroorganizmów, za pomocą<br />
szkiełka mikroskopu przekraczając kolejną barierę stawianą<br />
przez kulturę, wchodzi w zupełnie inny wymiar. Zastanawia<br />
się, czym komórki naszej, ludzkiej skóry, różnią się od innych<br />
organizmów hodowanych na szalkach Petriego? Jeżeli wejrzymy<br />
w swoje wnętrza jesteśmy pokarmem dla kolonii grzybów,<br />
bakterii i wirusów. Oczywiście możemy także powiedzieć,<br />
że jesteśmy ich mikrokosmosem, ze wraz z naszym<br />
końcem, nastąpi koniec ich świata. jednak chodzi przede<br />
wszystkim o fakt współzamieszkiwania planety, oraz o to że<br />
to nie skala decyduje o rzeczywistej potędze. To, ze czegoś<br />
pozornie nie widać, nie oznacza, że nie istnieje.<br />
Bardzo prawdopodobne, że my, jako ludzie także jesteśmy<br />
niewidoczni z punktu widzenia wielu mieszkańców naszego<br />
globu. Natomiast nasza sztuka i kultura, z których<br />
wyjątkowości jesteśmy tak dumni, ma znaczenie tak nikłe,<br />
jak dla większości z nas problemy adaptacyjne krewetki bezwłosej<br />
albo jednowłosej, zamieszkującej jakieś oceaniczne<br />
odległe akweny. Nad tym jednak mam zamiar pogdybać<br />
w następnym odcinku cyklu o wizjach człowieka w sztuce.<br />
Katarzyna Saniewska<br />
Jako artysta plastyk od ponad 13 lat związana z Ośrodkiem Kultury Ochoty i Magazynem Sztuk.<br />
Jest Instruktorką malarstwa i rysunku. Prowadzi zajęcia z dziedziny technologii malarstwa, studium postaci oraz<br />
spotkania tematyczne, związane ze sztuką współczesną.<br />
Zajmuje się także projektowaniem i aranżacjami wnętrz mieszkalnych i publicznych, a także projektowaniem oraz<br />
wykonawstwem dekoracji i scenografii.<br />
Jako Kulturoznawca, prowadzi bezustanne badania rzeczywistości otaczającej - tej medialnej i niemedialnej.<br />
Należy do Związku Polskich Artystów Plastyków oraz Stowarzyszenia Akademia Kontaktów Społecznych AKOS.<br />
Brała udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą oraz w krajowych i międzynarodowych<br />
plenerach malarskich.<br />
Ekspert ds. Edukacji kulturalnej i sztuk wizualnych przy Biurze Kultury m.st. Warszawy.<br />
Ukończyła Europejską Akademię Sztuk oraz zdobyła doktorat z kulturoznawstwa na Uniwersytecie SWPS.<br />
35
SYLWIA ŁAKOMA<br />
FOTO GRAFIA
Sylwio, Twoje prace mają w sobie klimat niezwykle nostalgiczny, sentymentalny i są bardzo delikatne w swojej<br />
poetyce. Powiedz mi co jest dla Ciebie inspiracją w tworzeniu obrazu? Uczucie, przeżycie jakieś czy sam obraz,<br />
który przykuwa twoja uwagę?<br />
Tworzenie obrazu u mnie nie odbywa się drogą inspiracji. Owszem bywają zdjęcia, które zostały zainspirowane np.<br />
muzyką, czyimiś słowami, obrazami które poruszyły... ale większość została stworzona na podstawie wyobraźni i w oparciu<br />
o emocjonalność, które to dzięki swej sile często podają mi już gotowe obrazy, albo ich zarys. Nierzadko też zdjęcia moje<br />
biorą się zwyczajnie ze snów i z przetworzenia rzeczywistości. Kiedyś pisałam poezję, a teraz poezją są moje zdjęcia.To<br />
taki zamiennik, który nastąpił w naturalny sposób. Nie miałam takiego planu. To się stało samo.<br />
Twoje obrazy to połaczenie fotografii i grafiki komputerowej. UzyWasz tych narzędzi z takim wyczuciem, że śmiało<br />
można powiedzieć, że środki wyrazu wspierają i podkreślaja treść pracy. Twoje prace opowiadają...<br />
...o życiu, o ukrytych w nas pragnieniach, o ludziach, o naszych relacjach, opowiadają też czasem i o trudnych<br />
sprawach takich jak samotność, szukanie swego. Właściwie trudno mnie chyba zakwalifikować pod dany rodzaj fotografii,<br />
bo w moim portfolio znajdują się zarówno portrety, jak i pejzaże. Zarówno zdjęcia będące wierną kopią rzeczywistości, jak<br />
i obrazy odrealnione, które przypominają bajki i jakiś świat magiczny, a zarazem bardzo nam bliski. Jest w nich<br />
melancholia, ale też i zwariowanie pozytywna radość. Najbardziej lubię w fotografii portrety, ale pejzaze, czy surrealizm też<br />
nie są mi obce.<br />
Skąd pomysł na takie właśnie połączenie technik?<br />
Pomysł wziął się z lenistwa, ale i z zachwytu nad pewnym zdjęciem. Wiem że z tym lenistwem brzmi to niedorzecznie<br />
i dziwnie, ale taka jest prawda. Kiedyś wiele czasu spędzałam na malowaniu, szkicowaniu, rysowaniu. Wszelkie<br />
plastyczne formy wyrazu nie były mi obce. Pewnego dnia zobaczyłam zdjęcie koleżanki, która zastosowała w nim technikę<br />
nakładania faktur. Spodobało mi się to tak bardzo, że postanowiłam zapytać ją o to. Pamiętam jak dziś, że umówiłyśmy się<br />
wtedy przez internet na wspólny czas, w którym ona krok po kroku tłumaczyła mi jak nakłada tekstury na zdjęcia. Nauczyła<br />
mnie tego i od tamtej pory zaczęłam się w to bawić. Niekiedy wykreowanie jednego zdjęcia potrafiło zająć mi kilka godzin!<br />
Lubiłam to, nieprzesypiałam przez to nocy czasami, ale mimo zmęczenia nigdy takich zarwanych nocy z powodu zdjęć nie<br />
żałowałam. Odkryłam wtedy, że zdjęcia też mogą być rodzajem malarstwa, o tyle lepszym, że pochłaniającym mniej czasu.<br />
Że efekty końcowe są szybciej osiągalne niż np. w malarstwie olejnym. Dlatego mówię, że taka droga kreowania zdjęć<br />
wzięła się też z lenistwa. Nie chciałam już malować, wolałam tworzyć obrazy szybciej. Fotografia zatem wyparła mi poezję<br />
i malarstwo. Był to łagodny proces przejścia z jednego w drugie bez żalu za tym, co było kiedyś.
Jak długo zajmujesz się fotografią? Co sprawiło, że sięgnełaś po te technikę artystyczną?<br />
W fotografii „siedzę” tak mocniej od 2008 roku.<br />
Natomiast pierwszy kontakt z aparatem miałam w wieku lat około 15. Wtedy to biegałam po wsi, w której po części się<br />
wychowałam, z rosyjskim aparatem Smiena na szyi i fotografowałam ludzi na polach, domy sąsiadów, pasące się zwierzęta na<br />
łąkach, życie wiejskie... aparat był na klisze, ale żadnej z klisz nie wywołałam.<br />
Oglądałam twój film stworzony ze zdjęć, które są Twojego autorstwa. To była poruszająca opowieść o kobiecości,<br />
tęsknocie i samotności. Pałna cichej pokory i zgody na rzeczywistość. Odbiór Twoich prac jest bardzo pozytywny. Ludzie<br />
reagują emocjonalnie na Twoja twórczość. A jednak tworzysz do szuflady...dlaczego?<br />
Na te chwilę muszę odłożyć pasję fotografowania, bo zwyczajnie nie mam na nią czasu. Moja fotografia teraz ogranicza się<br />
tylko do fotografii rodzinnej, ktorą w większości chowam do szuflady z uwagi na... albumowy jej charakter (zdjęcia rodzinne mniej<br />
albumowe pokazuję czasem). W sieci można znaleźć kilka moich portfolii, więc to nie jest tak, że tworzę tylko do szuflady. Faktem<br />
jest natomiast, że się z tym nigdy nie reklamowałam i nie reklamuję, nigdy też nie uczyniłam z fotografii źródła zarobku. Gdy<br />
poznaję nowych ludzi nawet nie mówię im o tym, że fotografia miała i ma w moim życiu jakieś tam znaczenie, że mam jakieś z jej<br />
udziałem osiągnięcia, że poczyniłam tysiące obrazów, które zostały przez niektórych ludzi dobrze zapamiętane..
i może dlatego wydaje się jakbym ukrywała ją przed światem. Nie ukrywam, ale na obecny czas mocno dozuję, gdyż<br />
zakres jej tworzenia mam ograniczony. Najpiękniejsze jest to, że „ograniczenie” to nie daje mi absolutnie żadnego<br />
poczucia żalu, że odłożona pasja wcale się o nic nie dopomina, że siedzi sobie cicho, przygląda się i czeka... to też jest<br />
jakiś proces, jakaś przemiana. Odbywa się to wszystko w sposób naturalny<br />
i dobry dla mnie.<br />
Dziękuję Sylwio za rozmowę i życzę Ci spełnienia artystycznego a nam odbiorcom jeszcze wielu wzruszeń dzięki Twoim<br />
pracom.ę ci bardzo za rozmowę i życzę spełnienia artystycznego w takim wymiarze o jakim marzysz, a nam odbiorcom<br />
życzę abyśmy mogli długo i często wzruszać się twoimi pracami.
Sylwia Łakoma<br />
- matka, nauczycielka j. polskiego, poetka, artystka. Uczestniczka wystaw zbiorowych i indywidualnych. Urodzona w Tczewie koło<br />
Gdańska. Mieszkanka Bristolu (Wielka Brytania) od 2009 roku. Absolwentka Uniwersytetu Bydgoskiego na kierunku filologii polskiej<br />
oraz Policealnej Szkoly Architektonicznej. Uczęszczała na zajęcia prowadzone na ASP w Gdańsku, gdzie pod okiem prof. Janusza<br />
Akermanna uczyła się rysunku i malarstwa. Pierwsza indywidualna wystawa jej prac odbyla sie w 2001 roku. Na swej drodze<br />
spotykała wielu ciekawych ludzi, o których mowi: ‘’pomogli mnie ukształtować’’. Wsród nich znalezli się m.in Leszek Madzik (znany<br />
scenograf , reżyser teatralny i profesor sztuk pięknych) oraz Michal Juszczakiewicz (główny prowadzący program ‘’Od przedszkola<br />
do Opola’’), u których uczęszczała na zajęcia plastyczno-teatralne. Oprócz sztuk plastycznych interesuje się również fotografią<br />
(zdobyla kilkanaście wyróżnień), a także literaturą (debiut poetycki w 2005 roku i ukazanie się jej utworów w Antologii Poezji Polskiej).
Płyty, które<br />
słucham<br />
muzyczna podróż<br />
z Arturem Sienkiewiczem<br />
Na pierwszy ogień album,<br />
który przez chyba każdego<br />
krytyka muzycznego i fana jazzu<br />
jest uznawany za najlepsze<br />
osiągniecie tego gatunku. Mowa<br />
o płycie „Kind of Blue”, nagranej<br />
2 marca i 22 kwietna 1959<br />
roku w Columbia 30th Street<br />
Studio w Nowym Jorku przez<br />
najwybitniejszego trębacza<br />
jazzowego Milesa Davisa. Do sprzedaży ten krążek trafił 17<br />
sierpnia 1959 roku a wydała go Columbia Records. Materiał<br />
muzyczny został nagrany przez sextet Milesa Davisa w składzie:<br />
Miles Davis – trąbka<br />
John Coltrane – saksofon tenorowy<br />
Julian “Cannonball” Adderley – saksofon altowy<br />
Bill Evans – fortepian<br />
Wynton Kelly – fortepian w utworze “Freddie Freeloader”<br />
Paul Chambers – kontrabas<br />
Jimmy Cobb – perkusja<br />
Pod koniec roku 1958 roku Miles Davis miał w swoim<br />
składzie najlepszy i przynoszący największe dochody zespół<br />
jazzowy grający w stylu hard bop. Jednak długoletnie granie<br />
w tym stylu zaczynało Davisa nużyć i postanowił poszukać<br />
nowych form artystycznej wypowiedzi. Znalazł ją w publikacji<br />
z zakresu teorii muzyki, pianisty Georga Russella, zatytułowanej<br />
„Lydian Chromatic Concept of Tonal Organization”. Nie<br />
będę tu za bardzo wnikał w tę teorię, ponieważ jest ona<br />
raczej przeznaczona dla<br />
profesjonalnych muzyków, niż<br />
dla zwykłych zjadaczy chleba,<br />
do których siebie zaliczam. W<br />
ogólnym zarysie chodzi o to,<br />
żeby stosowane do tej pory<br />
komponowanie muzyki oparte<br />
na zmieniających się akordach<br />
w tradycyjnych tonacjach<br />
durowych i molowych, zastąpić<br />
muzyką opartą na tra-ktowaniu akordów i skali jako<br />
równoprawnych elementów, które należy stosować w poziomej<br />
zależności. Ten sposób traktowania jazzu zyskał na-zwę<br />
jazzu modalnego. Po raz pierwszy tego rodzaju podejście do<br />
komponowania, Davis za-stosował w jednym utworze na płycie<br />
„Milestones” z 1958 roku. Zadowolony z efektu, postanowił w<br />
taki sam sposób nagrać cały album. W wyniku tych przemyśleń i<br />
eksperymentów, powstał album „Kind of Blue”.<br />
Płyta wywarła I wciąż wywiera wpływ na wielu artystów<br />
z kręgów jazzu, rocka a także muzyki klasycznej i jest uznawana<br />
za najbardziej wpływowy album jaki kiedykolwiek został nagrany.<br />
Był inspiracją dla późniejszych płyta Davisa, Johna Coltrane’a<br />
„My Favourite Things” z 1961 roku oraz „A Love Supreme”<br />
1965. Gitarzysta Duane Allman z zespołu The Allman Brothers<br />
Band przyznał, że płyta „Kind of Blue” zainspirowała go do sola<br />
w utworze „In Memory of Elizabeth Reed”. Klawiszowiec zespołu<br />
Pink Floyd Richard Wright wyznał, że te nagrania przyczyniły<br />
się w znacznym stopniu do powstania utworu „Breathe” ze<br />
41
słynnej płyty „The Dark Side of the Moon”.<br />
Nie będę już przytaczał innych przykładów,<br />
bo lista artystów, którzy czerpali inspirację<br />
z tych nagrań jest bardzo długa.<br />
W 2002 roku Biblioteka Kongresu USA<br />
umieściła „Kind of Blue” w zestawie 50 płyt<br />
National Recording Registry, czyli zestawu<br />
albumów muzycznych, które są kulturowo,<br />
historycznie lub artystycznie ważne dla życia<br />
w Stanach Zjednoczonych. Rok później<br />
magazyn Rolling Stone umieszcza ten album<br />
na 12 miejscu 500 najlepszych albumów<br />
wszechczasów. W 2008 roku płyta otrzymała<br />
certyfikat poczwórnie platynowej płyty,<br />
przyznany przez Amerykańskie Stowarzyszenie<br />
Przemysłu Płytowego (RIAA).<br />
Płyta na przestrzeni tych wszystkich lat<br />
była wielokrotnie wznawiana i każde jej kolejne<br />
ukazanie się powodowało, że ten album wracał<br />
do notowań najlepiej sprzedawanych płyt wg<br />
magazynu Billboard! Tak w było w 1977 roku<br />
(37 miejsce na liście Jazz Albums), w 1987 roku<br />
(10 miejsce na liście Top Jazz Albums), w 2001<br />
roku (14 miejsce na liście Top Internet Albums)<br />
oraz ostatnio w 2015 roku (3 miejsce na liście<br />
Vinyl Albums). Właśnie to wydanie winylowe<br />
z 2015 roku mam swoich zbiorach, ale mam<br />
też na CD wydania z 1997 roku oraz z 2009<br />
roku. Pewnie jeszcze nie raz okaże się, że moja<br />
pasja kolekcjonowania płyt przekracza wszelkie<br />
normy znane przeciętnemu człowiekowi. Nic na<br />
to nie poradzę, bo to jest jak uzależnienie, które<br />
zawładnęło moim życiem i tego okruchy, raz na<br />
jakiś czas spróbuję Wam podrzucać.<br />
42