POST SCRIPTUM - PAZDZ 2019
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury W numerze m.in: Pisarka Małgosia Warda, malarka Maja Borowicz, fotografka Ewa Ćwikła, która maluje obiektywem i światłem, pisarz, laureat nagrody Brakująca Litera 2018, Maciek Siembieda, Darek Marszałek, recenzje i reportaż Roberta Knapika, poezja, opowiadanie Renaty Cygan i Jarosława Prusińskiego.
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury
W numerze m.in:
Pisarka Małgosia Warda, malarka Maja Borowicz, fotografka Ewa Ćwikła, która maluje obiektywem i światłem, pisarz, laureat nagrody Brakująca Litera 2018, Maciek Siembieda, Darek Marszałek, recenzje i reportaż Roberta Knapika, poezja, opowiadanie Renaty Cygan i Jarosława Prusińskiego.
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
W numerze gościmy<br />
między innymi:<br />
Maję Borowicz,<br />
Małgorzatę Wardę,<br />
Macieja Siembiedę,<br />
Ewę Ćwikłę<br />
Śmiertelność<br />
z perspektywy artystów<br />
Ciało, jako dzieło sztuki<br />
(performance)
WSTĘPNIAK<br />
Koniecznie, absolutnie, kategorycznie i bezwarunkowo muszę uwolnić się<br />
od roli pisania wstępniaków. Kobiety mnie zmolestowały przy milczącej aprobacie<br />
Roberta. Trudno mi odmawiać kobietom, zwłaszcza ładnym, ale następnym razem<br />
odmówię. Choćby nie wiem co! Będę odporny na uśmiechy i argumenty, żem przecież<br />
pisarz, więc kto jak nie ja. Pisanie prozy to nie to samo, co tworzenie wstępniaków.<br />
Jakby tu porównać? Malarz artysta niekoniecznie dobrze pomaluje pokój. I na odwrót.<br />
Umiejętność pisania nie oznacza, że napisze się wszystko genialnie. Ja wstępniaków<br />
nie lubię pisać, bo jak to zrobić? Jak przedstawić tylu wspaniałych artystów w kilku<br />
zdaniach? Pisarkę Małgosię Wardę, genialną malarkę Maję Borowicz, fotografkę Ewę<br />
Ćwikłę, która nie robi zdjęć, a po prostu maluje obiektywem i światłem, pisarza, laureata<br />
nagrody Brakująca Litera 2018, Maćka Siembiedę? Jak wymienić jednych, a przemilczeć<br />
innych – Darka Marszałka, recenzje i reportaż Roberta Knapika, wzruszającą poezję<br />
wybraną przez Renetę Cygan?<br />
Nie. Absolutnie się nie zgadzam! Ten jeden (a właściwie drugi) raz niech będzie. Ale<br />
w grudniu napisze ktoś inny. Już się nie dam. Koleżanki redaktorki - nawet do mnie<br />
nie dzwońcie i tymi swoimi zmysłowymi głosiskami mi nie kadźcie, żem taki dobry<br />
w pisaniu.<br />
Jak widzicie – niezbyt. Ten tekst najlepiej pokazuje, że nie umiem pisać wstępniaków.<br />
A w grudniu będzie tak samo źle. Będzie Alek Rogoziński i Kasia Groniec, będzie Alicja<br />
Borkowska. Będą sławni i mniej sławni, ale wszyscy absolutnie genialni. No i niech<br />
się moje koleżanki męczą same, jak ich wszystkich we wstępniaku pomieścić. Ja się<br />
zmolestować nie dam! Słowem się nie odezwę. Nie ma mowy. Nie. No way! Niet. Nie.<br />
Jarosław Prusiński<br />
w imieniu grona redakcyjnego PS<br />
Zespół redakcyjny: Jarosław Prusiński, Agnieszka Biardzka, Iwona Niezgoda, Renata Cygan, Robert Knapik.<br />
Informatyk: Robert Kral<br />
Skład: Agnieszka Biardzka<br />
strona internetowa: www.magazynps.com<br />
e-mail: pscriptum96@gmail.com
PROZA I PUBLICYSTYKA<br />
Dwa dni z życia kobiety str. 5<br />
Irenka str. 11<br />
Konkurs na drable str. 14<br />
Tak niedawno... P. Jastrzębski str. 16<br />
Literacko nad morzem str. 18<br />
Feralne dziedzictwo str. 21<br />
Inni ludzie str. 23<br />
Małgorzata Warda - wywiad str. 27<br />
Maciej Siembieda str. 30<br />
POEZJA<br />
POLECANE<br />
Marcin Kurcbuch str. 34<br />
NOWOŚCI WYDAWNICZE<br />
Część urojona str. 40<br />
Juliusz Wątroba str. 42<br />
Błąd w sztuce str. 43<br />
RECENZJE<br />
Danse poeticus A.Sroczyńska str. 44<br />
WIERSZE NADESŁANE str. 45<br />
Festiwal poezji słowiańskiej str. 47<br />
ROZMAITOŚCI<br />
Himalaje J. Nordyńska str. 50<br />
Renata Słomkowska - wywiad str. 57<br />
SZTUKI WIZUALNE<br />
Maja Borowicz str. 62<br />
Darek Marszałek str. 70<br />
Ewa Ćwikła str. 75<br />
Koniec czy początek? K. Saniewska str. 85<br />
okładka: Maja Borowicz. Ostatnia myśl o wolności.
ilustracja Renata Cygan<br />
DWA DNI Z ŻYCIA KOBIETY<br />
Renata Cygan, Jarosław Prusiński<br />
15 lipca<br />
Idę na tych cholernych szczudłach, a nogi wyginają<br />
mi się we wszystkie możliwe i niemożliwe strony. Ze<br />
wszystkich sił staram się nie wyrżnąć mordą o chodnik.<br />
Jezu, dziewczyny, czemu to robicie swoim stopom?<br />
Czuję, jakby je ktoś ściskał w imadle. Kobiety. To<br />
wasze niegasnące pragnienie, żeby pięknie wyglądać<br />
i oburzenie, gdy się waszą urodę dostrzega. Jesteście<br />
takie niespójne, dziwne, niekonkretne. Wszystko źle.<br />
Powiedzieć wam komplement, to już totalna masakra.<br />
Obraza majestatu królowej. Nie powiedzieć, też źle. Bo<br />
wychodzimy na chamów. Jak w ogóle z wami rozmawiać?<br />
O czym? Chcecie, żeby dostrzegać zalety waszego<br />
umysłu, a cały wysiłek wkładacie w upiększanie urody.<br />
Żebyście jakąś książkę czasem przeczytały! To by lepiej<br />
wpłynęło na waszą atrakcyjność niż ta szpachla, która<br />
właśnie zaczyna spływać mi z twarzy. To w ogóle nie<br />
jest ładne. Zatracacie unikalne cechy własnej fizjonomii,<br />
przerabiacie się na manekiny. Woskowe kukły. W dodatku<br />
to jest niesmaczne – jeśli przyjdzie do pocałunku. Tak<br />
bardzo, że się odechciewa wszystkiego. Pożądam was,<br />
ale nie lubię. Nie rozumiem. Bywacie wredne, agresywne,<br />
aroganckie, wyniosłe, niedostępne, zadufane w sobie.<br />
Strażniczki własnych majtek, których zaciekle bronicie<br />
przed zapędami nieokrzesanych facetów, jednocześnie<br />
ich prowokując tymi krótkimi spódniczkami i odkrytymi<br />
cyckami. Kobiety!<br />
Duży, kudłaty pies do mnie doskoczył z zębami,<br />
ale odganiam go torebką. Macham nią jak kiścieniem<br />
5
i w końcu docieram do taksówki. Wciskam się pospiesznie<br />
razem z tymi koturnami, długimi nogami (teraz widzę, że<br />
to ma nie tylko zalety) i dwukilową, modną torebeczką na<br />
tylną kanapę. Ufff. Jestem kobietą od dwóch minut i dwa<br />
razy otarłem się o śmierć! Podaję spoconemu, otyłemu<br />
taksówkarzowi nazwę hotelu.<br />
- Oczywiście, królowo – facet uśmiecha się przebiegle<br />
i włącza silnik.<br />
Nie podoba mi się ta „królowa”, ale nie komentuję.<br />
Cały jestem spocony i w dodatku czuję wilgoć między<br />
nogami. Nie wiem, czy kobiety się tam pocą, czy może<br />
mam, kurwa, okres? Walczę z pokusą, żeby włożyć sobie<br />
w nią palec i sprawdzić. Taksówkarz gapi się na mnie we<br />
wstecznym lusterku. Nerwowo rzucam się do torebki.<br />
Kobiety noszą chyba w nich podpaski w razie czego?<br />
Teraz jest to „w razie czego”. Grzebię, ciągle zawadzając<br />
ramionami o piersi. Kurczę, jakie to niewygodne. Ok,<br />
ładne, ale niewygodne.<br />
- Jaką płeć pan wybiera? - spytała mnie kobieta<br />
podczas rejestracji.<br />
- A to mogę wybrać?!<br />
Kobieta robi minę, jakby dziecko spytało ją o coś<br />
najoczywistszego pod słońcem. Chciałem być młodym<br />
i przystojnym facetem, żeby laski na mnie leciały. Ale po<br />
co ten trud, skoro mogłem mieć wszystko pod ręką? Może<br />
lepiej być lesbijką? Zastanowiłem się...<br />
Nie wiem, czy mam okres. Brzuch mnie chyba nie boli.<br />
Ale może nie musi boleć? Stopy napieprzają mnie tak<br />
bardzo, że brzucha nie czuję. Nie znalazłem podpaski. A<br />
poza tym, jak to się w ogóle zakłada? Te skrzydełka to<br />
do skóry, czy do majtek? Staram się przypomnieć sobie<br />
reklamy i po chwili mam. Do majtek! Dyskretnie podciągam<br />
spódnicę (czy sukienkę? Nigdy nie wiem, co jest czym) i<br />
widzę pierwszy problem. Nie mam majtek! Trzeba będzie<br />
kupić, ale jaki noszę rozmiar? Jasna cholera! Jakie są<br />
rozmiary kobiecych majtek?!<br />
Taksówkarz skręca w prawo, potem znowu w prawo<br />
i jeszcze raz. Robi kółko. Ma mnie za idiotkę? Zatrzymuje<br />
się pod hotelem. Przez tylną szybę widzę miejsce, skąd<br />
mnie zabrał. Ma mnie za kompletną idiotkę! Na liczniku<br />
widzę trzydzieści cztery złote.<br />
- Nie musi pani płacić – uśmiecha się obleśnie, podając<br />
mi swoją wizytówkę. - O osiemnastej kończę pracę. Może<br />
kawka?<br />
Kawka o osiemnastej, idioto? Jestem kobietą od<br />
dziesięciu minut i już stałem się feministką! Czy kobiety<br />
naprawdę stykają się z takimi facetami? Chyba zaczynam<br />
rozumieć, o czym mówiły mi koleżanki, gdy patrzę w jego<br />
rozmazane podnieceniem oczy błądzące po moich udach<br />
i dekolcie. Czuję się wręcz gwałcony w tej cholernej,<br />
dusznej taksówce. Znajome mi opowiadały takie rzeczy,<br />
ale wtedy brałem to za zwykłe babskie fanaberie i ich<br />
brak zdecydowania. Bo jak można jednocześnie chcieć<br />
i nie chcieć? Lubić seks i oburzać się na komplementy ze<br />
strony facetów, którzy chcą im go dać?<br />
- Pani jest taką zajebistą dupcią – taksówkarz właśnie<br />
wyrzygał z siebie komplement. - Jakbym między te nóżki...<br />
Jakbym się między nimi umościł...<br />
- Chciał pan pobzykać za trzydzieści cztery złote? -<br />
podaję mu stówę z grobową miną. - Zwykle biorę tysiąc.<br />
Widzę jak facetowi uśmieszek zamiera na wargach.<br />
- To pani jest z tych.... Rozrzutnych?<br />
Wkurwia mnie, gdy używają słów, których znaczenia<br />
nie rozumieją. Pewnie chciał powiedzieć „rozpustnych”,<br />
ale nie rozróżnia słów.<br />
- A pan z tych oszczędnych, jak widzę. Reszty nie<br />
trzeba – udowadniam tym samym swoją rozrzutność. -<br />
Może panu starczy na coś tańszego? Wódki się pan może<br />
napije? Wspominam coś jeszcze o tirówkach. Zastanawiam<br />
się, czy to przypadkiem nie było seksistowskie. Eee tam!<br />
Jestem kobietą, to mi wolno! Facet obrzuca mnie epitetem,<br />
ale stówę bierze. Nagle stał się chamski, skoro już wie, że<br />
nie pobzyka. Z trudem wyciągam swoje kosmicznie długie<br />
nogi oraz tyłek o zagadkowym rozmiarze z taksówki.<br />
Ruszył zanim zdążyłem zamknąć drzwi. Jak ja nienawidzę<br />
takich kretynów!<br />
W pokoju hotelowym zrzucam ubranie. Irytacja<br />
na taksówkarza opada na podłogę razem z kwiecistą<br />
sukienką. Stoję naga przed lustrem i zdaję się unosić<br />
w powietrzu. Przepełnia mnie radość. Kobiety od zawsze<br />
przeceniają znaczenie wyglądu. A dla nas facetów czasem<br />
takie niedoskonałe ciała są bardziej podniecające. To<br />
jednak jest doskonałe i w dodatku moje! Patrzę na spore,<br />
lekko obwisłe (mmmm) piersi, piękny tyłek i uda. Zanim<br />
jeszcze skończyła się procedura, zanim podłączono mnie<br />
kabelkami i zacząłem śnić, marzyłem o tej chwili. Żeby<br />
rozebrać się do naga i sprawdzić, jak działa kobieca<br />
łechtaczka. Widziałem efekty wiele razy: gęsią skórkę na<br />
całym ciele, jęki wydobywające się z półprzymkniętych<br />
warg, czasem krzyk. A teraz mogłem sprawdzić na sobie<br />
jak to działa. Cudnie! Dotykam jej palcami i czuję... Czuję,<br />
że mi się nie chce. Straciłem ochotę. Ja pierdzielę! Nie<br />
chce mi się! Stałem się kobiecym impotentem! Wchodzę<br />
pod prysznic. Dobry nastrój wypłukuje się ze mnie razem<br />
z potem i kurzem ulicy. Chce mi się płakać. Nad swoją<br />
niechęcią do seksu i nad tym, że sam siebie traktuję<br />
przedmiotowo. A przecież mam, kurwa duszę! Gdzieś<br />
tam, pod cyckami. No i chyba płaczę. Nie wiem na<br />
pewno, bo stoję pod jebanym prysznicem. Dobra, muszę<br />
się ogarnąć. To szok hormonalny. Właśnie przestałem<br />
otrzymywać kolejne dawki testosteronu z jąder, a dostałem<br />
uderzeniową porcję estrogenu. Spokojnie. To<br />
6
się uspokoi. Zakręcam wodę, wycieram się niedbale<br />
hotelowym ręcznikiem, ale moje długie włosy wciąż są<br />
mokre. Trzeba kupić suszarkę do włosów. W sumie te<br />
włosy mi nie przeszkadzają. Jest upał. Rzucam się na<br />
łóżko i staram się nie płakać...<br />
Idę nad morze. Wiem, że Matylda Krzemińska… - Nie.<br />
Krzemieńska - cały ten dzień spędziła na plaży. Za dwa<br />
dni Matylda zniknie, a zrozpaczona rodzina zgłosi ten fakt<br />
na policję osiemnastego lipca rano. W realnym świecie<br />
minął już tydzień, ale nie jestem teraz w realnym świecie.<br />
Śnię wraz z kilkoma innymi pod kontrolą sztucznego,<br />
biologicznego super-mózgu, z którym wszyscy jesteśmy<br />
połączeni neuroprzewodami. Każdy z nas ma nadzieję<br />
odkryć coś pożytecznego dla policji i otrzymać tłustą<br />
premię. Każdy z nas śni swój własny, niezależny sen. Jest<br />
piętnasty lipca.<br />
Czuję już słoną bryzę i mój nastrój gwałtownie się<br />
poprawia. Im bliżej morza, tym jestem bardziej radosny.<br />
Kiedyś miałem węch jak pies, potrafiłem nawet wyczuć<br />
płodne dni u kobiety. Ale to było dawno, a poza tym<br />
teraz dysponuję jej zmysłem powonienia, a nie swoim.<br />
Las powoli się kończy i już widzę w oddali wielki błękit.<br />
Postanawiam jeszcze tylko coś załatwić, korzystając<br />
z osłony drzew. Plażowe toy toy, to ostatnia rzecz, do<br />
której wejdę. Przykucam, podciągam sukienkę do pasa<br />
i robię siku. Niezbyt mi się to udaje, bo trochę poleciało mi<br />
po udzie. Kwestia treningu. Nauczę się. To nie burzy mi<br />
dobrego humoru. Coś innego zajmuje się moim dobrym<br />
nastrojem. Nie mam chusteczek! Facetom to nie jest<br />
potrzebne, więc o tym nie pomyślałem. Co za syf! Liściem<br />
mam to zrobić? Znowu czuję, że chce mi się płakać...<br />
Leżę na piasku z zamkniętymi oczami. Oddycham<br />
słonym, wilgotnym powietrzem, a szum fal kołysze mnie<br />
do snu. Jaka błogość. Gdzieś w pobliżu słyszę palikowców<br />
ogradzających swe grajdołki, jakby zapłacili za te kilka<br />
metrów plaży, jakby należały do nich. W oddali krzyczą<br />
dzieci, gdzieś szczeka pies. Ktoś się nawołuje, a inny<br />
ktoś przebiegł po moim kocyku z latawcem. I to wcale nie<br />
dziecko, a dorosły facet! Jestem lekko wkurzona, a ten od<br />
latawca rzuca mi maślane spojrzenie i odbiega. Dzieciak<br />
z koca obok kopie dół, czuję na piersiach i brzuchu<br />
drobinki piasku. Sypie w moją stronę. Byłoby naprawdę<br />
błogo, gdyby nie ci ludzie. Hałaśliwi, zawłaszczający,<br />
roszczeniowi. Należy im się, bo przecież zasuwali przy<br />
tokarce cały rok, po łokcie w smarze. To teraz im się<br />
należy. Mają zacięte, naburmuszone twarze. Czekają tylko<br />
na pretekst, żeby wybuchnąć, żeby wyładować na kimś<br />
roczną frustrację, która się w nich nagromadziła i tokarkę<br />
„Poręba”, co się zacina i uchwyt się luzuje, przez co roboty<br />
jest więcej niż powinno być. Ojciec chłopaka kopiącego<br />
dół nie patrzy jednak na mnie wrogo. Raczej... Cholera!<br />
Ciągle zapominam, że jestem kobietą. Najwyraźniej facet<br />
gapi mi się na cycki, a na jego gębie zagościł głupawy<br />
uśmieszek. Zaczynam rozumieć, o czym mówiły mi<br />
koleżanki. Faceci bywają tacy, kurwa, napaleni. Z drugiej<br />
strony go rozumiem, ale czemu gapi się akurat na mnie?<br />
Niech się na inne pogapi! I tak nic z tego, bo nie jestem<br />
gejem. Przenoszę wzrok na Matyldę. Leży jak leżała. Jak<br />
martwa. Od razu, gdy tylko o tym pomyślałem zrobiło mi<br />
się nieprzyjemnie. Mam nadzieję, że w realnym świecie<br />
ona jednak żyje i ma się dobrze. Zerkam na ojca chłopaka<br />
od kopania dołu. Już się nie gapi. Smaruje żonie plecy<br />
i coś pokrzykuje do swojego durnego kopacza. Dzieciak<br />
przestaje ryć w piasku. To dobrze, bo jeszcze trochę i by<br />
mnie żywcem pochowali.<br />
Ktoś obserwuje Matyldę. Dość przystojny facet (czy<br />
ja naprawdę o tym pomyślałam?) w pomarańczowych<br />
szortach. Wygląda na ratownika z tego głupiego filmu<br />
z Pamelą Anderson. Stoi i patrzy. Kładę się na brzuchu,<br />
żeby lepiej widzieć, ale właściwie nie ma już na co patrzeć.<br />
Ratownik mnie dostrzegł, uśmiechnął się i poszedł sobie.<br />
Chyba się też do niego wyszczerzyłam. Wyszczerzyłem!<br />
Nie. To obrzydliwe. Czuję przypływ złości. Na siebie, na<br />
gościa w pomarańczowych gaciach i na sąsiada od żony<br />
z plecami i syna, co lubi kopać jak pies.<br />
Przyglądam się Matyldzie. Patrzę na jej lekko<br />
rozchylone, zgrabne, opalone uda i czuję przypływ<br />
pożądania. Całe szczęście, że wciąż jestem hetero.<br />
Choć w tych okolicznościach, to raczej jestem lesbijką.<br />
W każdym razie nadal lubię cipki. Ta myśl mnie uspokaja.<br />
Zamykam oczy i daję się ukołysać szumowi morza. Utulić.<br />
Dzisiaj nic się już nie wydarzy. Odpływam...<br />
16 lipca<br />
Nad ranem pojawiły się znowu. Obezwładniły mnie,<br />
przytłoczyły, zgniotły i wycisnęły jak mokrą szmatę. Sny.<br />
Koszmarne, zatykające dech w piersiach, przenikające<br />
w głąb najbardziej ukrytych zakątków podświadomości.<br />
I ten znajomy strach. Strach o kogoś, o coś, o najbliższą<br />
osobę, o największy skarb. Ten sen wraca do mnie co jakiś<br />
czas, zazwyczaj wtedy, gdy trwam w pozornym ukojeniu,<br />
gdy jestem na granicy poukładania swojego życia. Wtedy<br />
uderza ze zdwojoną siłą. A ja głównie uciekam. Biegnę,<br />
a raczej próbuję biec, bo przebieram nogami stojąc<br />
w miejscu. Wydłużam kroki, próbuję skakać, pomagam<br />
sobie rękoma, opadam na czworaki, zaczynam się<br />
poruszać jak przestraszone zwierzę. Jestem pumą<br />
na łańcuchu, lwicą w klatce, jaskółką z połamanymi<br />
skrzydłami. Posuwam się po milimetrze, a goniący jest<br />
tuż, tuż… W tym momencie zazwyczaj się budzę. Tak też<br />
było dziś rano. Mimo panicznego strachu, spoconego ciała<br />
i walącego serca, chciałam go dośnić. Chciałam zatrzymać<br />
ten obraz, aby w końcu dowiedzieć się co dalej. Znów się<br />
nie udało. Znów się nie dowiedziałam, komu tak zależy na<br />
7
schwytaniu mnie, kto lub co czyha na moje życie, zdrowie,<br />
duszę.<br />
Budzę się jak zwykle przed budzikiem. Hałas dzwonka<br />
zawsze mnie stresował. Jest 7.00 rano, ciepło, choć<br />
jeszcze rześko, ale już daje się odczuć, że będzie upał.<br />
Otwieram oczy, dochodzę do siebie. Wspomnienie sennej<br />
gonitwy powoli się zaciera. Pierwsza myśl: ciągle jestem<br />
kobietą. Jestem kobietą. Powtarzam to sobie jeszcze raz<br />
– jestem kobietą! Z krwi i kości, ze wszystkimi atrybutami<br />
i przypadłościami. Jestem kobietą atrakcyjną, zadbaną<br />
i bardzo kobiecą. Jestem kobietą; niewiastą, dziewczyną,<br />
apetyczną babeczką, bardzo świadomą swojej urody<br />
i mocy. Otacza mnie jakaś tajemnicza aura, czuję, że wiem<br />
jak korzystać z tego, czym mnie natura w swojej niezwykłej<br />
łaskawości obdarowała. To wspaniałe wrażenie. Mam tę<br />
moc, a ona mnie wypełnia pod tymi wszystkimi drogimi<br />
szmatkami, które odkryłam w hotelowej szafie. Jest<br />
dobrze. Wątpliwości mijają, teraz myślę tylko o tym, że<br />
czuję się bardzo seksowna. I dziękuję losowi (?) za to,<br />
że podarował mi taką piękną powłokę. No bo przecież,<br />
równie dobrze, mogłam obudzić się w ciele kobiety<br />
nieatrakcyjnej, z suchymi włosami, złuszczoną skórą<br />
i nieogolonymi nogami. Uśmiecham się do własnych<br />
myśli. Po koszmarach nocnych nie ma śladu.<br />
Idę na tę plażę, ale inaczej. Nie tylko dlatego, że podczas<br />
transformacji straciłam dobrych parę kilogramów. Idę tak<br />
jakoś podnioślej, idę z miłością, jakby sama czynność<br />
stawiania nóg na przemian, była pewnego rodzaju misją.<br />
Tak, jakby to moje chodzenie służyło wyższym celom.<br />
To takie bujanio - kołysanie. Ni to sunięcie z gracją, ni<br />
to taniec. Muszę przyznać, że podoba mi się ta na pozór<br />
prozaiczna czynność. To znaczy prozaiczna to ona była,<br />
gdy byłam facetem. Teraz nabrała pewnej magii. Bawi<br />
mnie ta sytuacja, zaczynam aranżować stopy na piasku,<br />
delikatnie obciągam palce, delektując się perfekcyjnym<br />
pedikiurem, biodra nieznacznie się bujają, okrągleją jakby,<br />
ramiona i ręce współgrają. Szyja się wyciąga, podbródek<br />
wędruje lekko do góry. Cała jestem gracją, czuję się<br />
jak motyl. Jestem lekka i zwiewna. Przyjemna, morska<br />
bryza, bawi się moimi pachnącymi włosami, dodatkowo<br />
potęgując tę zwiewność. Uśmiecham się. Po raz pierwszy,<br />
z pełną świadomością odczuwam, że podoba mi się<br />
bycie kobietą. I to z całkiem zaskakujących względów,<br />
a nie dlatego, że mam nieograniczony dostęp do cycków<br />
(jak ja nienawidzę tego słowa!), czy tego, co poniżej<br />
(czemu nagle mam opory z oczywistym nazewnictwem?).<br />
Mam nadzieję, że nie pójdzie mi to w jakąś pruderyjną<br />
skrajność. Nie nadążam za własnym mózgiem, nie mam<br />
pojęcia cóż on mi tam pod czaszką (i miękkimi, jasnymi<br />
włosami), płata. Myśl o seksie z mężczyzną nie jest już<br />
wcale obrzydliwa, przyjemna jest nawet, mam ochotę<br />
przeciągnąć dłońmi po ciele, od piersi po rozkołysane<br />
biodra. Nie robię tego jednak, ale odczuwam zmysłową<br />
przyjemność na samą myśl. Jestem sensualna, myślę<br />
o jedwabnym kimono pieszczącym moje opalone ciało. Już<br />
samo słowo “sensualizm” ma w sobie coś sensualnego.<br />
Brzmi jak pieszczota, jest rozkwitającą różą, aksamitem<br />
czekoladowego musu na podniebieniu. To słowo -<br />
muśnięcie, budzące niedosyt przy samym wymawianiu.<br />
Skrzydło ważki, morska bryza i obłok. Dżizas, jeszcze<br />
zacznę pisać wiersze!<br />
Zastanawia mnie, czemu czuję się w tej nowej sytuacji<br />
zupełnie normalnie. Skąd u mnie taka znajomość świata<br />
kobiecego? Przecież jeszcze wczoraj przeszkadzały mi<br />
długie włosy, nogi mi się plątały, uwięzione w szpilkach,<br />
pójście do toalety było czynnością pełną zaskakujących<br />
zagadek i pułapek. A oto teraz, mój świat diametralnie się<br />
zmienił, nagle wszystko stało się jasne, jakbym posiadła<br />
jakąś tajemnicę, którą do tej pory ukrywano przede mną,<br />
a która była w zasięgu moich wymanikiurowanych dłoni.<br />
Déjà vu? Axis Mundi? Czuję, że to już kiedyś przerabiałam.<br />
Może to światy równolegle, efekt Mandeli, czy zderzenia<br />
kwantowego? Czy to oznacza, że jestem nieśmiertelna?<br />
Czy jestem częścią multiwersum, zawieszoną w plastycznej<br />
czasoprzestrzeni? Czy jest mnie więcej? Mniekobiet,<br />
mnie-mężczyzn, czy nawet mnie-drzew? Może<br />
te niezliczone, alternatywne wszechświaty zamieszkane<br />
są przez niezliczone kopie mnie samej? Może właśnie tu<br />
i teraz jestem najlepszym przykładem na to, że siostrzany<br />
wszechświat, trzecia strona kartki, czai się tuż obok? Ale<br />
dość tych dywagacji. Nie mam zamiaru zaprzątać sobie<br />
głowy w tym momencie. Wracam do „sprawy”, muszę się<br />
skupić na obserwacji mojej podopiecznej. Idę pewnie,<br />
wiem gdzie ją znaleźć – od kilku dni rozkłada koc w jednym<br />
miejscu, trochę na uboczu, trochę z dala od plażowiczów,<br />
ale nie na tyle, aby być zupełnie odosobnioną.<br />
Już ją widzę. Widzę tę jej bezczelnie, bezpretensjonalnie<br />
młodą, świeżą i zgrabną sylwetkę. Ciało, na widok którego<br />
mężczyznom przyspiesza puls, a kobiety ogarnia podziw<br />
i zazdrość. Ja nie jestem wyjątkiem. Po raz kolejny<br />
stwierdzam, że jest idealna. Idealne jest w niej wszystko<br />
– jędrne ciało, płaski brzuch, krągłe pośladki (bez grama<br />
cellulitu), nie za duży biust, jasne, błyszczące włosy,<br />
proporcjonalna twarz. Nie jest klasyczną pięknością, nie<br />
ma w niej nijakości modelek z magazynów. Rysy twarzy<br />
ma nieco za ostre, co potęgują dodatkowo czarne,<br />
mocno zarysowane brwi. Usta trochę za wąskie, jak<br />
na obowiązującą obecnie modę „rybich ryjków”. Moim<br />
zdaniem są piękne. Wszystko w niej „gra i hula”, nie ma<br />
się do czego przyczepić. I to mnie doprowadza do szału.<br />
Szybko zwalczam jednak ten napad zazdrości, przywołuję<br />
się do porządku i ze stoickim spokojem zajmuję swój<br />
kawałek piasku, z którego to punktu widzę doskonale<br />
moją jasnowłosą obserwowaną, widzę morze, budkę<br />
z piwem i lodami i główną ścieżkę wzdłuż wydm. Mam<br />
8
oko na całokształt. Rozkładam ręcznik, zdejmuję tunikę,<br />
poprawiam stanik, związuję włosy. Smarując ciało kremem<br />
z filtrem, stale obserwuję Matyldę.<br />
Pojawia się ratownik z wczoraj. Wyrasta znikąd, jakby<br />
się gdzieś czaił w pobliżu. Czekał na mnie? Wciąż zabójczo<br />
przystojny i wciąż niezwykle apetyczny. Patrzy na mnie<br />
i nie jest to patrzenie obojętne. Ale miłe też nie jest.<br />
Raczej obłe. Wwierca się we mnie swoim jaszczurczym<br />
wzrokiem. Choć odwróciłam głowę, to czuję intensywność<br />
tego patrzenia. Bo to nie jest tylko niewinne omiatanie.<br />
Czuję, że mnie rozbiera i dotyka. I wcale nie jest to<br />
przyjemne. Jest w tym patrzeniu jakiś element dziwności.<br />
To moje odczucie jest irracjonalne, kompletnie nie umiem<br />
tego wytłumaczyć. Ale czuję, że coś jest nie tak. Kobieca<br />
intuicja. No nie wierzę! Ja naprawdę tego doświadczam! To<br />
o to ten cały rejwach! To to jest ta tajna broń, ta pierwotna,<br />
zwierzęca, niezdefiniowana, irracjonalna umiejętność<br />
towarzysząca kobietom na każdym kroku. Zaczynam<br />
mu się na nowo przyglądać. Jeszcze raz prześlizguję<br />
wzrokiem po tym nienagannym ciele młodego, zdrowego,<br />
atrakcyjnego samca. A ten się dalej gapi, aż skóra<br />
cierpnie, włoski stają dęba na całym ciele, nawet sutki<br />
mi twardnieją. Ale nie przyjemnie, walecznie raczej. Jak<br />
dwa miecze gotowe zaatakować. Czuję niepokój, a to już<br />
jest konkretny znak. Choć wszystko mi w środku wrze jak<br />
w kotle, to staram się zachować spokój i trzeźwe myślenie.<br />
A może za bardzo kombinuję? Może to wszystko<br />
tylko mi się wydaje? To chyba stres. Spięta jestem za<br />
bardzo, muszę się trochę rozluźnić. A czemu nie z nim?<br />
Jeszcze raz rzucam okiem na to opalone, silne, pięknie<br />
wyrzeźbione męskie ciało. I robi mi się tak jakoś błogo.<br />
I miło, bo to przecież mnie wybrał, to na mnie zwrócił<br />
uwagę, gdy wokół tyle pięknych, chętnych i młodszych.<br />
Mniamuśny jest. A ja wolna. Nie miałabym nic przeciwko<br />
bliższemu poznaniu. Choćby tylko kawa albo kino. Daj<br />
Boże, żeby był w miarę inteligentny, bo nie zniosłabym<br />
kretyna. Choćby średnio inteligentny, nie musi specjalnie<br />
błyszczeć erudycją, ani się wymądrzać. Wszystko, czego<br />
chcę, to miła, niezobowiązująca rozmowa. Może być nawet<br />
o niczym. Byle w miarę interesująca. A potem zobaczymy.<br />
Chyba ściągnęłam go wzrokiem. Idzie w moją stronę.<br />
Idzie sprężyście i pewnie. Bardzo pięknie idzie, choć<br />
ciut przesadnie, jakby grał w teledysku. Uśmiecham się<br />
do siebie. Egoistycznie i z satysfakcją. Siada na piasku<br />
obok mnie, podpierając się ręką. Na przedramieniu<br />
ma wytatuowaną niebieską kotwicę. To chyba symbol<br />
marynarzy? Może Ratownik wcześniej pływał na statkach<br />
handlowych albo pasażerskich. To może być bardzo<br />
interesujący człowiek.<br />
-A pani tak tu sama?<br />
No i stało się. Powietrze uleciało, nadzieje zwiędły, kolory<br />
wyblakły, dzień poszarzał. Kretyn, niestety... Idiotyczne<br />
pytanie idioty. Przecież widać. Jego atrakcyjność w mgnieniu<br />
oka przyblakła. Zbladła. Przeminęła z wiatrem.<br />
Spłynęła rynsztokiem. Szkoda... Rozczarowanie do potęgi<br />
entej. Właściwie nie chodziło o samo pytanie, ale o wyraz<br />
jego twarzy. I oczy zdechłej ryby. Nie!<br />
- Tak piękna laseczka nie powinna być sama - Ratownik<br />
nie gasi uśmiechu na ustach. - Niedługo kończę, to może<br />
kawka? Albo lodzik?<br />
Ten lodzik! O Jezu. Serio? I znowu czuję na sobie<br />
oblepiający wzrok jaszczurki. Mam wrażenie, że za chwilę<br />
z impetem wyrzuci w moją stronę, zwinięty w rurkę język<br />
pokryty lepkim śluzem, na który mnie złapie, a potem bez<br />
mrugnięcia okiem, pożre mlaskając. Brr!<br />
-To miłe z pana strony, ale niestety mam plany na dziś.<br />
Jestem już umówiona. Zresztą jutro i pojutrze także. Do<br />
końca turnusu.<br />
Mówię to trochę zbyt wyniośle, za szybko, ale nie<br />
umiem się zmusić do woalowania i grania sympatycznej.<br />
Jestem rozczarowana, zła na siebie, wstyd mi za głupie<br />
myśli i w ogóle szkoda mi czasu. Jak gdyby nigdy nic,<br />
przekręcam się leniwie. Ratownik rzuca jeszcze jedno<br />
gadzie spojrzenie, omiatające moje nogi i odchodzi.<br />
Matylda leży na brzuchu, stanik ma rozpięty, plecy<br />
rozpalone do czerwoności. Jakby rozbić jej na tych<br />
plecach jajko, to by się niewątpliwie ścięło. Przechodzi mi<br />
przez głowę myśl, że po takim opalaniu, za dziesięć lat,<br />
to piękne ciało będzie przypominać suszoną śliweczkę.<br />
Uśmiecham się wewnętrznie, pojawia się delikatny<br />
przebłysk satysfakcji, ale szybko przywołuję się do<br />
porządku. Nachodzą mnie refleksje. Jak to się stało, że<br />
w tak krótkim czasie zdołałam posiąść większość kobiecych<br />
tajemnic? Świetnie poruszam się w tym, tak nowym dla<br />
mnie, świecie, czuję go intuicyjnie, nie musiałam się jakoś<br />
specjalnie spinać i uczyć obsługi. Nie potrzebowałam<br />
żadnych instrukcji, wszystko odbyło się naturalną drogą,<br />
bez zbytnich wstrząsów i przyszło dość łatwo. To duży<br />
bonus, bo miałam obawy, że w nowej sytuacji będę się<br />
musiała uczyć życia na nowo. Ale z jednym wciąż nie mogę<br />
sobie poradzić: sprawy fizjologiczne. Głupie siku urasta<br />
bardzo często do rangi poważnego problemu. Facet, jak go<br />
przyciśnie, to przystaje, znajduje w miarę odludne miejsce<br />
(albo i niezbyt odludne), a potem po prostu to robi. A kobieta<br />
potrzebuje czystego kibelka, chusteczki, bieżącej wody,<br />
mydła, itp. No i właśnie teraz mam ten problem. Jak już<br />
mówiłam, do plażowej toy-toyki nie wejdę, a na samą myśl<br />
o załatwianiu się w morzu dostaję dreszczy. Wyobrażam<br />
sobie te dzikie tłumy, które pluskają się przy brzegu, setki,<br />
tysiące kobiet, mężczyzn i dzieci, wchodzących do wody<br />
głównie po to, żeby uprawiać urynację turystyczną, ludzkie<br />
chmary taplające się gromadnie w tej ciepłej, wspólnej<br />
zupce – brrrr! No więc pozostaje mi lasek za wydmami.<br />
Muszę się przygotować: zabrać ze sobą torebkę, przykryć<br />
9
ęcznikiem ciuchy i kosmetyki, wziąć chusteczki. Pęcherz<br />
aż boli. Czemu zawsze czekam do ostatniej chwili? Tak,<br />
jakbym miała nadzieję, że mi się odechce. Jeszcze tylko<br />
wsuwam stopy w klapki i szybkim krokiem oddalam się<br />
w stronę lasku.<br />
Mocne uderzenie powala mnie na ziemię. Nie rozumiem,<br />
co się dzieje. Gramolę się oszołomiona na kolana, zaplątuję<br />
w pasek od torebki, chcę odwrócić głowę, żeby zobaczyć<br />
skąd ten cios. Policzek pulsuje, włosy przykleiły się do<br />
spoconej twarzy, odgarniam je i… dostaję kolejny raz. Tym<br />
razem w okolice skroni. Lewe oko zaraz mi eksploduje.<br />
Nie widzę, kto mnie zaatakował. Jest z tyłu, za moimi<br />
plecami. Ramieniem ściska mi szyję. Duszę się. Na karku<br />
czuję gorący, przyspieszony oddech o zapachu kiszonych<br />
ogórków. Drugą ręką chwyta mnie za udo. Wdziera się<br />
pod tunikę, wędruje wyżej. Nie widzę napastnika, widzę<br />
tylko drzewo i krzaki przed sobą. Zielone. Beztroskie. Czy<br />
to będzie ostatni obraz w moim życiu? Kątem oka widzę<br />
tatuaż na przedramieniu mężczyzny. Niebieska kotwica.<br />
Chcę krzyczeć, ale nie mogę już wydobyć głosu, nie mogę<br />
zawołać pomocy, brakuje mi powietrza…<br />
Teraz<br />
Wybudzono nas na dzień przed końcem misji.<br />
17 lipca w prawdziwym świecie, w tym świecie,<br />
Matylda Krzemieńska zniknęła. Mięliśmy dowiedzieć się,<br />
co się z nią stało, kto ją uprowadził. Jestem zaskoczony.<br />
Przypływ testosteronu czuję, jak kopnięcie w jądra. Aż<br />
się kulę. Policjant uśmiecha się ze zrozumieniem. Jego<br />
oczy mówią: „Wiem co czujesz, stary”. Otwiera usta, ale<br />
nie mówi o moich jądrach. Omiata wzrokiem wszystkich<br />
wybudzanych, którzy są równie oszołomieni jak ja. Jego<br />
głos jest donośny i mocny:<br />
- Misja skończona. Matylda Krzemieńska lat 23 została<br />
odnaleziona martwa w lasku, pięćset metrów od plaży.<br />
Została zgwałcona i uduszona. Mamy już podejrzanego,<br />
który przyznał się do winy...<br />
- Ratownik! – mówię odruchowo.<br />
Policjant zamilkł na dłuższą chwilę, a potem wymienił<br />
wymownym spojrzeniem z kolegą.<br />
- Szczegóły sprawy muszą na razie zostać utajnione –<br />
w jego głosie słyszę wahanie. - Dla dobra śledztwa.<br />
- Miał tatuaż na przedramieniu? - dopytuję. - Niebieską<br />
kotwicę?<br />
Policjant kuli się, jakby tym razem to on dostał<br />
kopniaka w jądra. Nie wszyscy wierzą w „Śpiących” i w<br />
nowe metody śledcze. Ten chyba nie wierzy i właśnie<br />
przeżywa dysonans poznawczy. Wiem, że trafiłem celnie.<br />
Wiem nawet, gdzie było ciało, ale nie mówię mu o tym.<br />
Nie ma sensu. Sprawa zamknięta. Koniec. Rozumiem,<br />
dlaczego morderca zaatakował mnie, a nie Matyldę.<br />
Nieoznaczoność Haisenberga. Badanie wpływa na obiekt<br />
badany. W prawdziwym świecie mnie nie było. Upatrzył<br />
sobie Matyldę i to z nią poszedł do lasku. Może pozytywnie<br />
zareagowała na jego podryw, a może tylko poszła siku?<br />
W każdym razie zaatakował ją, a potem przysypał zwłoki<br />
piaskiem. Poszło mu gorzej niż ze mną, bo zrobił to dzień<br />
później. Czekał jak sęp. Krążył wokół niej. Możliwe, że<br />
szesnastego lipca ofiara skorzystała jednak z Toy-Toya.<br />
Albo ktoś go wypłoszył z lasku. Ale czekał cierpliwie<br />
i w końcu ją dopadł. Siedemnastego lipca. Nieważne,<br />
dlaczego to zrobił. Pewnie podnieca go cierpienie kobiet.<br />
Zwykły świr, socjopata, czubek, sadysta. Udusił niewinną<br />
dziewczynę. Matyldę. Mnie. Skurwiel.<br />
Wychodzimy z sali gęsiego. Jeszcze senni, bo<br />
chemikalia wciąż krążą w naszych żyłach, snujemy się<br />
trochę jak zombie. Przepuszczam ją w drzwiach i nasze<br />
spojrzenia się spotykają. Oczy w nieokreślonym kolorze.<br />
I ta twarz! Przecież to… Przecież to ja! To kobiece ja,<br />
oczywiście. Widzę to w jej oczach. Ona też zrozumiała.<br />
Ja śniłem jej sen, a ona mój. Tak się robi zamianę płci.<br />
Zamienia się śpiących krzyżowo. Ludzie z tyłu nas<br />
odpychają i zaczynają przechodzić między nami. A my<br />
wciąż patrzymy na siebie z niedowierzaniem. Wiem, co<br />
ona teraz czuje, bo przecież znam jej ciało. Lekki ucisk w<br />
dole brzucha, a może nawet mrowienie między nogami.<br />
Takie pulsujące, ciepłe. Ona pewnie domyśla się mojej<br />
reakcji. Nadwrażliwości jąder, jakby je delikatnie głaskała<br />
jej dłoń i podniecenia rodzącego się gdzieś w okolicy<br />
prostaty. Zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę z tego<br />
samego co ja. Zastanawiam się, co powiedzieć, ale<br />
moje myśli są coraz bardziej rozbiegane. Jakoś trzeba<br />
zagadać zakłopotanie powstałe z powodu intymnej więzi,<br />
jaka się między nami nawiązała. Z powodu wzajemnej<br />
świadomości fizjologii naszych ciał. A czasu jest mało.<br />
Może trzy sekundy, może pięć? Kiedy sekundy miną, ona<br />
odwróci się i wyjdzie przez te drzwi. Prawdopodobnie<br />
ma męża, dzieci albo chociaż kochanka i kota. Chce i jednocześnie<br />
nie chce ze mną rozmawiać. To też o niej<br />
wiem. A gdyby tak zrobić coś głupiego? Dać krok do<br />
przodu i pocałować ją? Pierwszy i, być może, ostatni raz?<br />
Dotknąć jej warg ustami? Poczuć jej oddech? Nie. Od<br />
razu rezygnuję. Odrzucam tę niedorzeczną myśl. Byłoby<br />
bardzo niezręcznie. Wszyscy już wyszli. Zostaliśmy tylko<br />
my, dwóch policjantów i laborantka, która nas wybudzała,<br />
wstrzykując coś w nasze żyły. Jakieś świństwo. Podobne<br />
do tego, które nam wstrzyknęli, żebyśmy zasnęli. Wiem,<br />
że musimy wyjść. Jeden z policjantów znacząco chrząka,<br />
dając nam do zrozumienia, żebyśmy poszli sobie<br />
w cholerę. Wtedy czuję jej dłoń w swojej. Wychodzimy<br />
razem przez szklane drzwi. Nic nie mówimy. Nie musimy.<br />
10
fot. Sylwia Łakoma<br />
IRENKA<br />
Anna Gratkowska<br />
Jutro nie wstanę z łóżka.<br />
Zostawię swój krzyż w szafie, niech zjedzą go mole.<br />
Przez lata krzyż zrobił się ciężki i nieforemny, a ja stary<br />
i niedołężny. Bóg milczy, chociaż wiem, co to znaczy:<br />
Przymykam oko na twoje grzechy. Możesz grzeszyć,<br />
tylko pamiętaj o bliźnich.<br />
Najbardziej żal mi Irenki. Zawsze jej żałowałem,<br />
bo życie traktowało ją w sposób, w jaki wiejski głupek<br />
zwykł traktować swojego psa. Najpierw mąż zapił się na<br />
śmierć. Potem syn zginął na motorze. Biedna kobieta!<br />
Tyle musiała wycierpieć przez głupich mężczyzn! Żeby<br />
jeszcze los jej jakoś zrekompensował te tragedie! A gdzie<br />
tam! Irenka była schorowana, a ludzie we wsi nazywali<br />
ją czarownicą.<br />
- Wiesz jak o tobie mówią? - zapytałem ją kiedyś,<br />
gdy siedzieliśmy przed gankiem, gapiąc się w niebo<br />
upstrzone gwiazdami, aż od blasku bolały nas oczy.<br />
- Wiem.<br />
- Dlaczego?<br />
- Bo kiedy się złoszczę, to zamiast krzyczeć, wyginam<br />
gałęzie drzewa.<br />
Nie drążyłem czy to prawda. Przed domem Irenki rosło<br />
drzewo, którego członki wykręcały się we wszystkie strony,<br />
jakby cierpiało na reumatyzm. Emocjonalne bonsai.<br />
Przyjąłem, że chodziło jej o te gałęzie. Takiego dziwadła<br />
nie mogła stworzyć matka Natura, na pewno nie tu, nie<br />
w tej wsi, tak bardzo zajęczym łajnem śmierdzącej.<br />
Poza tym fakt, że Irena nigdy nie skarżyła się na<br />
swój parszywy los, nie świadczył, że nie była na niego<br />
wkurzona.<br />
Po cichu liczyłem, że prędzej czy później ułoży sobie<br />
życie u boku mojego brata. Janusz to skończony kretyn,<br />
ale bez nałogów, kredytu i matrymonialnych zobowiązań.<br />
Kawaler znaczy się. Co z tego, że młodszy od Irenki<br />
o dziesięć lat? Ona mu trochę pomatkuje, on będzie jej<br />
przynosił bukiety stokrotek, jakoś się dogadają. Dzieci<br />
z tego nie będzie, ale tak zwany związek - czemu nie?<br />
Nikt nie musi wiedzieć, że ogień namiętności nawet<br />
nie zapłonął, że od razu zaczęło się od przyjaźni i porozumienie<br />
dusz jest ważniejsze niż uniesienia miłosne<br />
i tym podobne bzdety.<br />
Uznałem jednak, że sami się nie zejdą i zdecydowałem,<br />
że muszę ich ze sobą zeswatać. Zaaranżowałem<br />
więc spotkanie i przez dwie godziny wcale dyskretnie<br />
obserwowałem reakcje potencjalnych kochanków.<br />
Irena siedziała sztywna, jakby połknęła kij od szczotki.<br />
Przez ten cały czas wydusiła z siebie może ze trzy zdania.<br />
11
Wszystkie były pojedynczo złożone, a jedno składało się<br />
z dwóch wyrazów: Nie wiem.<br />
Za to Januszowi usta się nie zamykały. Gdybym<br />
niespodziewanie powiedział, że JFK zginął w wyniku<br />
spisku, to mógłby o tym opowiadać tak długo, aż<br />
dalibyśmy wiarę, że widział zabójstwo prezydenta na<br />
własne oczy.<br />
Później zapytałem Irenę, co sądzi na temat Janusza.<br />
W odpowiedzi popatrzyła wzrokiem, jakim nigdy<br />
wcześniej ani nigdy później nie zechciała mnie<br />
obdarzyć: pełnym politowania, zniecierpliwienia, złości i<br />
rozbawienia. Typowo kobieca mieszanka.<br />
- Jest ode mnie niższy - powiedziała w końcu.<br />
- Zgadza się.<br />
- I młodszy.<br />
- Tak.<br />
- Kobiety szybciej się starzeją.<br />
- No cóż…<br />
- Poza tym dużo mówi. Znacznie więcej niż ja.<br />
- Zaręczam jednak, że potrafi też milczeć.<br />
- Myślisz, że byłby ze mną szczęśliwy?<br />
- A Ty? Byłabyś z Januszem szczęśliwa?<br />
Nie odpowiedziała. Durne pytanie, pomyślałem<br />
wtedy. Co szczęście znaczy dla Ireny? Po tym wszystkim<br />
przez co przeszła? Wystarczy jej pragnienie,<br />
aby nie wyginać drzew, nie wyginać palców, nie wyginać<br />
ust w grymasie smutku, ale patrzeć w niebo<br />
i ze spokojem rozmyślać o życiu.<br />
Po tamtej rozmowie zauważyłem, że dwie gałęzie<br />
ze wspomnianego drzewa zaczęły rosnąć pod dziwnym<br />
kątem. A Bóg mi świadkiem, że wcześniej były proste<br />
jak filozofia Janusza. Postanowiłem dać nam wszystkim<br />
szansę. Odłożyłem swój plan na kolejny miesiąc.<br />
- Ona jest wpatrzona w ciebie jak w obrazek - Janusz był<br />
bardziej bezpośredni i od razu mi wyjaśnił, dlaczego się<br />
nie zejdą.<br />
- To dlatego, że być może obrazek jest brzydki… albo<br />
ma jakąś skazę… rysę na szkle… - tłumaczyłem bratu,<br />
dość nieudolnie, zresztą.<br />
Janusz był niemądry, jednak nie do tego stopnia, jak<br />
bym chciał, aby czasami był.<br />
- Och braciszku, to miła kobieta, ale co z tego, skoro<br />
niezainteresowana, czy ty uważasz, że to się da poukładać,<br />
no dosłownie jak cegły, że da się nas ułożyć<br />
jak cegły, jedna obok drugiej, dopasowane, równiutkie,<br />
że będzie z tego coś więcej, że może nawet d o m?<br />
- wyrzucał z siebie kolejne zdania, coraz bardziej<br />
nakręcony, jak katarynka z wiejskiego jarmarku.<br />
12<br />
W końcu trzasnął drzwiami i wyszedł. Po chwili do moich<br />
uszu dotarły pierwsze dźwięki “Toccaty i fugi d-moll”.<br />
Janusz był organistą i swoje uczucia opisywał za pomocą<br />
organowej muzyki. Grał długo i namiętnie, dopóki<br />
proboszcz nie wyciągnął go z kościoła upominając, że<br />
następnym razem wydali go z parafii.<br />
Mój plan sypał się jak dom zbudowany z niedopasowanych<br />
cegieł.<br />
Nie mogłem pozwolić, by Irena cierpiała po moim<br />
odejściu. Musiałem ją do siebie zniechęcić.<br />
- Nigdy nie chciałem m ieć żony - wypaliłem więc któregoś<br />
razu, gdy siedzieliśmy we dwoje na ganku, a sąsiadki<br />
podglądały nas spod falujących firanek.<br />
- Dlaczego?<br />
- Mam paskudny charakter. Raz w życiu kupiłem sobie<br />
psa i on ode mnie uciekł. Nie, nie to, że się zgubił. On<br />
uciekł. Nie wytrzymał. Żona też nie wytrzymałaby ze<br />
mną długo. Jestem o tym przekonany.<br />
-Szkoda.<br />
- Dlaczego? - zapytałem po chwili, choć wiedziałem,<br />
że to może zwiastować kłopoty: Irena zacznie mówić<br />
o sprawach nader osobistych, a ja nie zdołam jej dać<br />
wystarczająco dobrej odpowiedzi.<br />
- Bo może nie byłbyś wtedy taki zgorzkniały.<br />
- O nie, n ie jestem zgorzkniały! - głośno zaprotestowałem<br />
- jestem nudny i przewrażliwiony, ale nie zgorzkniały!<br />
- Przy mądrej żonie miałbyś więcej powodów do radości.<br />
- A przy głupiej?<br />
- Mógłbyś bezkarnie narzekać.<br />
Prawie się wtedy obraziłem na Irenę. Kpiła ze mnie.<br />
Po raz pierwszy od dawna widziałem jak się śmiała. Nie<br />
mogłem oprzeć się wrażeniu, że tamtej nocy razem z nią<br />
śmiały się ze mnie wszystkie bezpańskie koty, wszystkie<br />
ćmy krążące wokół lampy i dzikie kaczki taplające się<br />
w błocie. Niewykluczone, że ja sam dołączyłbym do tego<br />
rozbawionego towarzystwa, ale jak już mówiłem - byłem<br />
przewrażliwiony i na każdą nieprzychylną uwagę na swój<br />
temat reagowałem jak dziecko. Wytarłem rękawem łzę,<br />
potem smarka, Irena ostentacyjnie przewróciła oczami<br />
i tak rozstaliśmy się tej nocy - bez słowa wyjaśnienia, jak<br />
dwójka gówniarzy przyłapana na kłamstwie.<br />
Następnego dnia postanowiłem napisać do niej<br />
list. Chciałem wyjaśnić, co zamierzam i jakie są tego<br />
przyczyny, oraz że zawsze, niezależnie od miejsca do<br />
którego trafię, będę się nią opiekował. W przeciwieństwie<br />
do męża i syna, nie zostawię jej na pastwę losu.<br />
Droga Ireno! - zacząłem - Los jest taki niesprawiedliwy!<br />
Wszystko co najlepsze zdarza się w tak krótkim<br />
czasie! Czy najpiękniejsza miłość nie trwa zaledwie
chwilę? Nie mogę znieść myśli, że to, co szykuje nam<br />
przyszłość, będzie wtórne do tego co już było, że<br />
czas niczym mnie nie zaskoczy i przez to pogrążę się<br />
w marazmie. Nie chcę czekać. Nie mam na co czekać.<br />
Żyję, chociaż równie dobrze mógłbym już odejść. I beze<br />
mnie ta planeta jest skazana na zagładę. Liczę więc, że<br />
zrozumiesz...<br />
Janusz wszedł do pokoju, w chwili, gdy zastanawiałem<br />
się nad pełnym emocji zakończeniem.<br />
Nim zdążyłem zaprotestować, przeczytał całość.<br />
- Idiota - mruknął w końcu przez ramię i zniknął. Jego<br />
komentarz, nader kąśliwy zresztą, utwierdził mnie<br />
w przekonaniu, że bardzo brakuje mu kobiety. Mój brat<br />
był nieczułym kretynem i tylko Irenka mogła go odczarować.<br />
Irena z kolei nie zamierzała udawać, że nic nie wie na<br />
temat moich epistolarnych wypocin.<br />
- Ja też uważam, że wszystko, co najlepsze mam już<br />
za sobą - powiedziała następnego dnia, między drugą<br />
a trzecią pestką czereśni.<br />
W milczeniu skinąłem głową. Byłem ciekaw co jeszcze<br />
powie, choć zarazem bałem się tego jak dziecko.<br />
- Ale wszystko, co najgorsze też już mam za sobą. Nic<br />
nie jest w stanie mnie złamać, co nie znaczy, że obce jest<br />
mi cierpienie. Po prostu wypłakałam wszystkie swoje łzy,<br />
moje oczy są suche i nawet gdybym chciała, nic z nich<br />
nie poleci. Rozumiesz co mam na myśli? - zerknęła na<br />
mnie w taki sposób, że aż ciarki przeszły mi po plecach.<br />
Skinąłem głową, choć jak Boga kocham, nic z tego nie<br />
rozumiałem.<br />
Wywnioskowałem jednak, że muszę odłożyć swój<br />
plan na później, muszę dalej mierzyć się z życiem i żyć -<br />
choćby nie wiem jak nudno i ciężko mi było.<br />
Tyle tylko, że wtedy Irena mnie zaskoczyła.<br />
- Jestem chora - powiedziała, wpatrując się w Wielki<br />
Wóz, jakby chciała do niego wskoczyć i odjechać.<br />
- Tak, wiem, masz reumatyzm i nadciśnienie, i jeszcze…<br />
- Moja pierś. Moja pierś jest chora - przerwała dziwnie<br />
zmienionym głosem - Nie wiem, czy z tego wyjdę.<br />
- Jak to?<br />
- Lekarze nie są dobrej myśli.<br />
- A Ty?<br />
- A ja nie mam siły z nimi polemizować.<br />
Byłem przerażony. Irena planowała ot tak, po prostu<br />
umrzeć? A Janusz? A my? Wkrótce pojechała do szpitala,<br />
a ja zostałem sam jak palec. Każdej kolejnej nocy<br />
wszystkie bezpańskie koty darły się tak, jakby ktoś<br />
zamierzał wyrywać im serca. Janusz grał wyłącznie<br />
“Sonatę księżycową”. Proboszcz udawał, że nie<br />
słyszy. Chciałem odwiedzić Irenę w szpitalu, zawieźć<br />
pomarańcze i biuletyn gospodyń wiejskich, ale kategorycznie<br />
mi zabroniła.<br />
- Nie przyjeżdżaj. Czekaj. Jeśli będziesz czekał, to wrócę.<br />
Zrobiłem tak, jak chciała. Nie pojechałem. Obiecywałem<br />
za to rzeczy niestworzone. Że już nigdy nie<br />
będę na nikogo narzekał. Albo że będę dokarmiać koty,<br />
zamiast straszyć je śpiewaniem “Traviaty”. Byłem gotów<br />
targować się “życie za życie”, co w moim przypadku<br />
oznaczałoby całkowitą rezygnację z planu. Bóg musiał<br />
mieć ze mnie niezły ubaw. Po miesiącu Irena wróciła.<br />
Łysa, wychudzona, blada jak topielica. Znów siedzieliśmy<br />
u niej na ganku, gapiliśmy się w gwiazdy<br />
i jedliśmy robaczywe czereśnie. Drzewo przed domem<br />
Ireny uschło, ale ona żyła.<br />
- I co teraz? - zapytałem w końcu, bo trwanie w niepewności<br />
doprowadzało mnie do szaleństwa.<br />
- Nie wyjdę za Janusza, jeśli o to pytasz.<br />
- A za mnie? Za mnie wyjdziesz? - wyrzuciłem rozdygotany,<br />
bojąc się, że cokolwiek odpowie, ja i tak rozpłaczę<br />
się jak gówniarz.<br />
Irena wzruszyła ramionami.<br />
- Nie wiem. Zastanowię się jeszcze - splunęła czereśnią<br />
w krzaki, aż wyskoczył z nich czarny kot i zniknął w ciemności<br />
nocy.<br />
Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.<br />
Zafalowały firanki u sąsiadki, a ja mógłbym przysiąc,<br />
że Janusz zaczął grać Mendelsona. Co z tego, że była<br />
północ, w dodatku czwartek? Mogliśmy choćby i teraz<br />
iść do proboszcza, poprosić o błogosławieństwo, on<br />
wiedział, że ani ja, ani Janusz nie byliśmy zupełnie<br />
normalni.<br />
Na koniec spadła gwiazda. Przecięła niebo i według<br />
moich wyliczeń wylądowała w ogródku Ireny. Pewnie to<br />
była awaria silnika. A może coś zupełnie innego?<br />
- Bóg właśnie puścił mi oczko - Irena lekko się<br />
uśmiechnęła.<br />
Skinąłem w milczeniu głową. Bóg puszczał nam<br />
oczka… Byłem gotów spalić list i zapomnieć o głupstwach,<br />
które wypisywałem. Nie myślałem o przyszłości.<br />
Nie myślałem o niczym, bo wystarczyło mi siedzenie<br />
na ganku, głaskanie kota i planowanie, co zasadzimy<br />
w miejscu powyginanego drzewa.<br />
Sięgnąłem ręką do torby i wyciągnąłem garść czereśni.<br />
Tamtej nocy smakowały jak nigdy.<br />
13
KONKURS<br />
ROZTRZYGNIĘCIE<br />
ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU NA DRABBLE<br />
Tym razem ciało redakcyjne nie mogło dojść do konsensusu. Choć jest jednym ciałem to ma<br />
kilka głów i one - te głowy - się nie mogły zdecydować, którą z wyróżnionych prac opublikować.<br />
Prezentujemy zatem wszystkie wyróżnione prace, i sami będziecie mogli wybrać najlepszą.<br />
Dodatkowo, poza konkursem, publikujemy piękny tekst Kasi Jamróz, żeby pokazać, jak wiele emocji<br />
można zmieścić zaledwie w czterdziestu słowach.<br />
****<br />
Zgubiłam drogę do ciebie<br />
musiała mi wypaść z kieszeni<br />
razem z pomiętą kartką<br />
z numerem telefonu.<br />
Nie wiem nawet czy był twój.<br />
Nie wiem czy droga była moja.<br />
Może włożyłam nie swój płaszcz.<br />
Wszystko przez deszcz<br />
który spadł tak nagle<br />
nie na nas…<br />
Katarzyna Jamróz<br />
Chyba o kawie<br />
Rano budzisz się kobietą, tego jesteś pewna. Wbijasz wzrok w drewniany sufit przekonana, że to właśnie<br />
z niego pochodzi ciepło. Dłonią sprawdzasz, czy ściana w dalszym ciągu stoi, czy jeden ruch ręką jej nie<br />
zburzy. Z ulgą stwierdzasz, że jest solidna i można na niej polegać albo polec (do wyboru). Potem zwracasz<br />
się do świata z nadzieją, że jeszcze nie dzisiaj odwróci się od ciebie. Parzysz kawę, chwytasz pierwszy łyk<br />
jak pierwszy oddech tuż po narodzinach. Zabielona łagodzi ściśnięty strachem żołądek. Niech zawsze żyje<br />
kawa, ta pierwsza, po której wszystkie myśli ulegają przedawnieniu. I teraz możesz iść żyć :) :)<br />
Anna Swoińska<br />
14
Dylematy mrówek<br />
Biegnie z patyczkiem po ścieżce zapachu, do mrowiska. Nie wie po co. Była kiedyś na końcu łąki, gdzie ta<br />
styka się z lasem, ale nawet o tym nie wiedziała, zapatrzona w swój patyczek, listek, larwę. Nie biegnie bo<br />
chce, biegnie, bo w środku coś do biegu ją zmusza. Właśnie tak, po ścieżce zapachu, do mrowiska. Nie zna<br />
przeznaczenia dla tego patyczka, dla listka ani dla larwy. Nie zna też celu swego istnienia. Zna cel swego<br />
biegu. Do mrowiska.<br />
Łatwo się z niej śmiać, patrząc z góry. A teraz pomyśl czym jest dla niej nieskończoność... czym jest dla<br />
ciebie...<br />
Bartek Lewandowski<br />
Przyszła z kubkiem kawy w dłoniach<br />
Przyszła z kubkiem kawy w dłoniach. Usiadła na schodach z widokiem na ludzi. Zaciągała się jej aromatem<br />
jak papierosem. Lubiła myśleć o swoim nałogu jak o pewnego rodzaju medytacji. Kawa parowała tworząc<br />
mgłę. Codzienność biegła zamyślona, trochę zaspana. Niespodziewanie zrobiło się głośno, to młodość<br />
roześmiana wtargnęła w sam środek poranka, zaszyfrowana w gestach i słowach. Uśmiechnęła się do<br />
dziewczyny po drugiej stronie ulicy… odstawiła kubek i odeszła, najpóźniej jak się dało, wciąż młoda. Ludzie<br />
mówili: jakie to niewłaściwe, umierać na schodach z uśmiechem na ustach i rozwianym włosem. A ona już<br />
z wiatrem tańczyła wesołego Twista.<br />
Małgośka Majkowska<br />
Biuro<br />
O piętnastej zadzwonił telefon. Urzędnik podniósł słuchawkę:<br />
-Dzień dobry, tu Biuro Straconych Szans. W czym mogę pomóc?<br />
- Dzień dobry… rzuciła mnie dziewczyna …<br />
-... rozumiem…<br />
-... popełniłem straszny błąd. Ale chciałbym go naprawić… proszę o pomoc…<br />
Urzędnik ciężko westchnął.<br />
- Niestety, to niemożliwe.<br />
- Dlaczego?<br />
- My tylko spisujemy stracone szanse. Analizujemy każdą sytuację, a pod koniec roku wysyłamy klientowi<br />
wykaz błędów, aby mógł on wyciągnąć wnioski na przyszłość.. Nic więcej.<br />
- Aha… - mężczyzna zawahał się… - czyli nie tutaj…? Czyli ja…? - nie dokończył. W końcu odłożył słuchawkę.<br />
W biurze zapanowała cisza.<br />
Urzędnik zapisał coś w notatniku. Uśmiechnął się z satysfakcją.<br />
Tym razem poszło naprawdę szybko.<br />
Anna Gratkowska<br />
Oszukana<br />
Stoję na progu oparta o framugę drzwi. W półmroku, na wprost mnie, siedzę ja. Opieram łokcie o stylową<br />
toaletkę. Wyciągam szyję do lustra, starannie wklepując w gładką skórę podkład. Wprawnym ruchem<br />
pokrywam powieki grafitowym cieniem. Mocno pociągam czarną kredką wzdłuż dolnej linii rzęs, lśniących<br />
od sadzy tuszu. Czerwień szminki erotycznie przylega do ust. Rozczesuję długie, czarne włosy, starannie<br />
wybieram butelkę orientalnych perfum. Patrzę, jak patrzę w lustro, wspominając ostatni sen. Stałam w nim<br />
na progu i patrzyłam, jak siedząca przede mną ja znika pod warstwą makijażu. Patrzę w swoje oczy, moje<br />
usta kształtują słowa:<br />
- jestem gotowa. Idę cię (o)szukać.<br />
Aleksandra Malarz<br />
15
Tak niedawno,<br />
czyli o zapomnianej erze czytania<br />
Piotr Jastrzębski<br />
Była epoka lodowcowa, polodowcowa, stara era,<br />
nowa era, analfabetyzm, powszechne czytelnictwo<br />
i wtórny analfabetyzm. Wyobraźmy sobie, że siedzi<br />
grupa ludzi przy stoliku w kawiarni, a każdy z nosem<br />
w książce zamiast smartfonie. Nieprawdopodobne, ale<br />
jeszcze niedawno świat niemalże tak właśnie wyglądał.<br />
Książkę odkładało się podczas rozmowy tylko dlatego,<br />
że trudno było się skupić na jednoczesnym czytaniu<br />
i konwersacji, gdyby było to możliwe, wcale nie dziwiłoby<br />
nas, iż turyści w Wenecji płynąc gondolą, zamiast<br />
podziwiać okolice, przeglądają Facebooka. Gdyby<br />
dało się jednocześnie czytać książkę i zachwycać się<br />
architekturą, takie obrazki nie byłyby kuriozalne. Tylko<br />
zamiast papierowych książek, zastąpiły je ebooki.<br />
Ebooki to jeszcze pół biedy, świat zdominowały<br />
plotkarskie portale, gdzie ludzie czytają same tytuły<br />
i na ich podstawie wyrabiają sobie opinię, mimo, że treść<br />
jest zupełnie inna, a gdy przejrzą już nowinki ze świta<br />
celebrytów, przechodzą do Facebooka lub na Instagram.<br />
Wtedy podnoszą wzrok na otoczenie, by wybrać<br />
najlepsze miejsce na selfi.<br />
Czyli epoka selfi. Przed nią była epoka meblościanek.<br />
Mieszkania w blokach były do siebie bliźniaczo podobne.<br />
Taki sam rozkład, podobne wspomniane meblościanki,<br />
różnica polegała tylko na serii książek znajdujących<br />
się na półkach. U jednych były same „Tygrysy”, „BKD”<br />
(Bitwy, Kampanie Dowódcy), czyli historia w pigułce, do<br />
tego kryminały z kluczykiem lub jamnikiem, ale nade<br />
wszystko na głównym miejscu, koniecznie za szybą<br />
czterotomowa encyklopedia PWN. No i „Historia Polski”<br />
w niezliczonej ilości odcinków. W niektórych mieszkaniach<br />
jednak wybór był znacznie szerszy, a ilość książek<br />
przewyższała swą liczbą te, które są obecnie w ostatnich<br />
gminnych bibliotekach publicznych. Te mieszkania były<br />
rajem dla moli książkowych. Ich właściciele gromadzili<br />
je latami, a zdobycie każdej pozycji miało swoją historię.<br />
Pewnie dlatego większość właścicieli decydowało<br />
się na ich podpisywanie. Pożyczanie książek było<br />
pewnym rytuałem, pretekstem by wpaść na herbatę,<br />
a przy okazji pogadać o sąsiadach i książce. Doskonale<br />
bowiem można było połączyć plotki z literaturą popularnonaukową,<br />
kryminałem, albo romansem. Ale nawet<br />
tam, gdzie były tylko serie z kluczykiem, czy same<br />
„Tygryski”, trudno w to uwierzyć, właściciele naprawdę je<br />
- czytali. Wiem, wiem że głupio to brzmi, lecz przeciętny<br />
człowiek PRL miał tak szeroką wiedzę ogólną, że był<br />
w stanie rozmawiać niemalże na każdy temat, nie robiąc<br />
zbyt wielkich błędów merytorycznych.<br />
16
Pomysłem na ten tekst były zapomniane książki sprzed<br />
1990 roku. Czyli te wydane w PRL, gdzie przebijały się<br />
perełki, a i literatura niższych lotów też miała swoich<br />
zwolenników. Potem przyszedł czas Harlequinow,<br />
a następnie rewolucyjny wynalazek zwany Internetem,<br />
zabił nawet i te krótkie romanse.<br />
Wróćmy jednak do mody na czytanie. Było coś<br />
takiego. Ludzie wzajemnie się odwiedzali i wymieniali<br />
informacjami co jest obecnie na topie. Tak poznałem<br />
Cortazara czy Márqueza. Była wówczas moda na<br />
literaturę iberoamerykańską i ktoś, kto nie znał „Gry<br />
w klasy” czy „Stu lat samotności” był mało atrakcyjny<br />
towarzysko. Podstawą dobrego tekstu jest klimat. Jeśli<br />
wywoła jakieś emocje, typu nostalgia, radość, smutek,<br />
złość, przygnębienie, to już dobrze, jeśli śmiech to<br />
bardzo dobrze, ale jeśli potrafi zabrać nas ze sobą<br />
w głąb treści, postawi przy opisywanych postaciach,<br />
to idealnie. Wakacje z młodości pamiętam jedynie<br />
w migawkach. Mając piętnaście lat, nie było specjalnie<br />
istotne gdzie wyjeżdżam. Wystarczyło bajoro, w miarę<br />
czyste, kawałek plaży i kiosk gdzie mogłem kupić „Świat<br />
Młodych”, a potem już inne gazety. Nie było łatwo, bo<br />
nie wszędzie docierały, ale jeśli akurat miejscowy kiosk<br />
miał je w swojej rozpisce, natychmiast zakładałem<br />
teczkę. Tak, kiedyś zakładało się teczki, gdzie pani<br />
kioskarka odkładała zamówione gazety. Potem było<br />
„Razem” i oczywiście „Ekspres reporterów”. Ostatnia<br />
pozycja była rzadkością ze względu na cykl edycyjny.<br />
W popularnych tygodnikach drukowano książki w odcinkach,<br />
a treść i poziom reportaży biły na głowę te<br />
drukowane współcześnie., choćby Kąkolewski. Mimo<br />
obłożenia prasą, gdzie zarówno felietony, jak i reportaże,<br />
jak już wspomniałem, były wciągające i pasjonujące<br />
podobnie jak współczesne filmy, to i tak zawsze leżała<br />
obok książka. Książka nie byle jaka, specjalnie dobrana<br />
do okoliczności. Tak więc zimą w Bieszczadach czytałem<br />
„Całą jaskrawość” Stachury i „Następnego do raju”<br />
Hłaski, wracając do miasta sięgałem po Witkacego,<br />
jednak wyczuwałem fałsz przedwojennej bohemy.<br />
Udawaną sztuczną egzaltację. Jedyna książka z tamtych<br />
czasów, która w jakimś stopniu to obnażyła to<br />
„Ostatnia cyganeria” - autora nie pamiętam. W jesienne<br />
wieczory czytałem, w zasadzie czytam do tej pory,<br />
«Łuny w Bieszczadach» Jana Gerharda. Wydawałoby<br />
się idiotyczne, po co czytać książkę, którą znam już na<br />
pamięć? A nawet książki, ponieważ jest więcej pozycji,<br />
do których wracam przynajmniej raz w roku, ale o tym<br />
później. Tak naprawdę nie wiem, jest jedno zdanie, fraza,<br />
myśl, która sama w sobie, wyrwana z kontekstu nie ma<br />
takiej siły rażenia, jak podczas czytania książki, czyli<br />
wejścia w klimat, by się zatracić i z biernego czytelnika<br />
stać się czynnym uczestnikiem. Jak Alicja w Krainie<br />
Czarów otwierając książkę, przechodzę do innego świata<br />
i biada temu, kto mnie stamtąd wywoła. Zwłaszcza jeśli<br />
będzie to „Zły” Leopolda Tyrmanda, bo zawsze tam<br />
jestem, gotowy na zagrożenia i pełen adrenaliny. Mogę<br />
wiec zareagować impulsywnie zanim zorientuję się, że<br />
już nie jestem pod kioskiem Juliusza Kolodenta, czekając<br />
na oprychów, którym z tramwajarzem mamy obić mordy,<br />
a w swoim mieszkaniu i ktoś chce mi powiedzieć, że ma<br />
nową aplikację na smartfona. Jak można przeszkodzić<br />
mi w czekaniu na morderców Kuby Wirusa, młodego<br />
dziennikarza? Nie jestem fanem kryminałów jako takich,<br />
ale wymieniony wyżej „Zły” jest książką, która łączy wiele<br />
gatunków, a największą jej zaletą jest to, że zawsze<br />
zaczynając ją czytać, ubieram się odpowiednio do pogody<br />
i zabieram ze sobą pałkę albo inne narzędzie - oczywiście<br />
w wyobraźni. Najgorzej gdy trafiam na fragment o tym jak<br />
dwóch kumpli rozpija ćwiartkę goudy w bramie. Głupio się<br />
czuję jako trzeci niepijący. Podobnie czytając Gerharda<br />
zakładam buty, które nadają się w góry, a przy „Całej<br />
jaskrawości” zaopatruję się w pa-pierosy i herbatę. To<br />
rodzaj świadomej schizofrenii, którą również świadomie<br />
karmię. Tak kiedyś działały książki. Mocne prawda?<br />
Chyba żadna gra tak mocno nie działa na wyobraźnię.<br />
Opisałem jedynie ułamek swoich ulubionych książek<br />
sprzed lat. Mimo, że było ich znacznie więcej, to wbrew<br />
pozorom, nie zabierały mi czasu i nie czytałem kosztem<br />
gry w piłkę, wędrówek po górach czy dłuższych wyjazdów.<br />
Otwierając książki, otwierałem drzwi, w które wchodziłem.<br />
Wielokrotnie trafiały się takie, sprawiające, że nie mogłem<br />
pogodzić się z tym, iż mają koniec. Chciałoby się by trwały,<br />
a świat w nich zawarty czekał aż wrócę z rzeczywistości.<br />
Okres PRL był szary tylko dla tych, którzy nie potrafili go<br />
sobie ubarwić literaturą. Dwa kanały w telewizji nie kusiły<br />
by obejrzeć film, to też pewien plus. Teraz napiszę coś,<br />
w co chyba nikt młody mi nie uwierzy. Podczas lekcji,<br />
zajęć czy odrabianiu pracy domowej, by wszyscy byli<br />
przekonani, że się uczę, wkładałem czytaną książkę<br />
w okładkę podręcznika do przedmiotu, który akurat<br />
miałem. Tak kiedyś było, pewnie te czasy nie wrócą, ale<br />
przyznam szczerze, że pisząc ten tekst przeniosłem się<br />
na chwilę w czasie gdzieś do połowy lat osiemdziesiątych.<br />
Życzę młodemu pokoleniu, by choćby otarło się o tamte<br />
wrażenia, których teraz próżno szukać i trudno<br />
odtworzyć. Już nie będę wspominał czytania z latarką<br />
pod kołdrą czy w namiocie, bo pora uruchomić wehikuł<br />
czasu i wrócić, by wysłać ten tekst.<br />
Aha, jeszcze taka konkluzja: większość z książek, tych<br />
najbardziej porywających, nie miałby dzisiaj szans<br />
zaistnieć na rynku wydawniczym. Szkoda, i naprawdę<br />
jest mi żal współczesnego pokolenia. My przynajmniej<br />
mamy wspomnienia.<br />
Piotr Jastrzębski – felietonista, autor książki pt. „Z dna”<br />
17
LITERACKO<br />
nad morzem<br />
Robert Knapik<br />
O ironio losu, spotkać się w nadmorskim kurorcie<br />
i rozmawiać o literaturze, marzenie, w obliczu całego<br />
mnóstwa spotkań, rozmaitych propozycji spędzenia<br />
czasu w doborowym towarzystwie, morze nie jest takie<br />
samotne, plaże nie są odludne, wręcz przeciwnie, pełne<br />
miłośników słowa pisanego i pochłaniaczy kultury.<br />
Emocji i ekscytacji literackich mogliśmy doświadczyć<br />
w dniach od 15 do 18 sierpnia w Sopocie.<br />
Przechadzając się „monciakiem” zastanawiam się,<br />
co rzeczywiście przyciąga ludzi do Sopotu, podejrzewam,<br />
że to nie tylko literatura, w epoce wiecznego pośpiechu,<br />
nieodłącznych telefonów, życia w blasku i poklasku.<br />
Jest tutaj unikalny klimat, światowy gwar, różne języki,<br />
zapach gofrów i smażonych ryb, przeczucie, że z Sopotu<br />
otwierają się bramy ku niecodziennej przecież, magicznej<br />
rzeczywistości literatury. Miasto w czasie festiwalu tętni<br />
życiem, we dnie i w nocy, zakochane pary przesiadujące<br />
w kawiarniach, grajkowie, panie sprzedające kwiaty,<br />
uliczni performerzy, artyści prezentujący swoje pasje.<br />
Wśród ogromu kulturalnych przedsięwzięć, nie da się nie<br />
zauważyć atrakcji festiwalowych, już na samym dworcu<br />
witają nas zwisające dekoracje informujące o trwającym<br />
w Sopocie święcie literatury.<br />
Tegoroczna edycja festiwalu wzorem poprzednich<br />
poświęcona jest konkretnej strefie geograficzno-językowej,<br />
tym razem padło na literaturę brytyjską i w związku<br />
z tym w przeróżnych sopockich włościach można było<br />
spotkać się z uznanymi i nagradzanymi pisarzami,<br />
którzy piszą w języku angielskim, reprezentują Wielką<br />
Brytanię, oddają kulturę i mentalność tego regionu.<br />
Popularnym brytyjskim twórcom poświęcony był cykl<br />
rozmów „Londyn calling”, w ramach, którego można było<br />
poznać między innymi Katie Green, Sarah Perry czy<br />
Sarah Hall. Literackim dyskusjom towarzyszyło spore<br />
18
zainteresowanie, uczestnicy<br />
spotkań zadawali pytania,<br />
dzielili się swoimi odczuciami<br />
dotyczącymi prezentowanych<br />
książek.<br />
Na festiwalu szczególnie<br />
reprezentowane były kobiety,<br />
cytując też hasło Literackiego<br />
Sopotu, „sufrażystki, pisarki,<br />
aktywistki”, mogliśmy uświadomić<br />
sobie, jak dużo zawdzięczamy<br />
dokonaniom kobiet,<br />
ich niezwykle znaczący<br />
wkład w kulturę, literaturę,<br />
politykę, równouprawnienie,<br />
świadomość społeczną.<br />
Podążając tym tropem, organizatorzy przygotowali<br />
dla uczestników cykl rozmów „Kobiety piszą przyszłość”,<br />
spotkania z Reni Eddo-Lodgge i jej twórczością<br />
z literatury faktu, Ntailan Lolkoki piszącej o przemocy<br />
wobec kobiet oraz brytyjską korespondentką z Chin Lijlą<br />
Zhang.<br />
Oprócz dyskusji z konkretnymi pisarzami, Literacki<br />
Sopot jest również bogaty w debaty panelowe, tematy<br />
literackie „Wokół Frankensteina Mary Shelley” czy żywo<br />
dotyczące współczesności „Obywatelstwo w epoce<br />
brexitu i swobodnego przepływu osób i towarów”. Wielka<br />
uczta intelektualna, nie tylko dla miłośników literatury<br />
i kultury brytyjskiej, ale również wszystkich chętnych<br />
i ciekawych świata. Oczywiście ciekawi świata są również<br />
polscy autorzy, których na festiwalowych spotkaniach nie<br />
mogło zabraknąć. Gościła w Sopocie Małgorzata Rejmer,<br />
opowiadając o reportażu „Błoto słodsze niż miód. Głosy<br />
komunistycznej Albanii”. W czasie dyskusji pojawiła się<br />
refleksja nad współczesną Albanią, trudem transformacji,<br />
zmian społecznych, które ciągle można zaobserwować<br />
w tym niewielkim kraju. Na plaży przepytywał swych gości<br />
Michał Nogaś, między innymi Łukasza Orbisowskiego na<br />
temat świeżej powieści „Kult” czy pisarkę Barbarę Klicką,<br />
mowa była o „Zdroju”, debiucie powieściowym autorki.<br />
Zaskakuje mnie każdego roku rozmach wydarzeń,<br />
o które pieczołowicie zadbali organizatorzy, i o dziwo,<br />
nieustannie pozostaję w tej fascynacji. Spotkania<br />
z autorami w wielu lokalizacjach na terenie Sopotu.<br />
Uczestnictwo w tym pięknym<br />
przedsięwzięciu przekonuje<br />
mnie, że kultura to splot różnych<br />
inspiracji, pomysłów i tradycji.<br />
Dlatego literatura koresponduje<br />
tutaj z innymi dziedzinami twórczych<br />
działań, wskutek czego<br />
na festiwalu znajdą coś dla<br />
siebie miłośnicy filmu (klasyka<br />
brytyjskiej kinematografii z prelekcjami<br />
Mateusza Wernera).<br />
Literacki Sopot ma też odsłonę<br />
muzyczną, a to dzięki IV<br />
Nieformalnemu Festiwalowi Piosenki<br />
Aktorskiej. Czytanie performatywne<br />
„Egzemplarza” Caryl<br />
Churchill w reżyserii Małgorzaty<br />
19
Brajner to z kolei ukłon w stronę teatru.<br />
Dla dzieci swe wrota otwiera Sopocka<br />
Szkoła Magii, warsztaty ilustratorskie,<br />
do tego jeszcze warsztaty kreatywnego<br />
pisania, które prowadził Jan Carson.<br />
Nie sposób wszystkiego wymienić, trzeba<br />
po prostu przyjechać nad morze<br />
i poczuć prawdziwy kulturalny ferment.<br />
Tym bardziej, że Sopot pojawił<br />
się nawet w jednym z opowiadań<br />
popularnej pisarki Zadie Smith, i jak tu<br />
nie wierzyć w siłę literatury.<br />
Urokliwy nadmorski klimat i wątpliwości,<br />
w czym tkwi siła festiwali<br />
literackich, które przecież w okresie<br />
letnim proponują gościom niezliczoną ilość atrakcji.<br />
Niektórzy określają to zjawisko mianem turystyki<br />
kulturalnej, można miło spędzić czas, pozwiedzać, a przy<br />
okazji spotkać się z uznanymi twórcami oraz „doświadczać”<br />
kultury na żywo. Pojawia się jednak uzasadniona obawa o<br />
to, że kultura, literatura, całe spektrum ludzkich dokonań<br />
w tym zakresie zostanie pomniejszone, potraktowane<br />
przedmiotowo, uznane jako towar, wycenione i podane<br />
na tacy przypadkowemu turyście, który być może<br />
przejdzie obojętnie, bo przyznać trzeba, że spore grono<br />
osób przyjechało do Sopotu aktywnie wypocząć, a na<br />
literackie dysputy reagują mimowolnie machnięciem<br />
ręki czy ironicznym uśmieszkiem. Czyżby literatura i<br />
czytelnictwo stawało się po trochę czymś elitarnym,<br />
niedostępnym, wyjątkowym, tylko dla wybranych? To<br />
niestety dość pesymistyczna prognoza, mając też na<br />
uwadze, że statystycznie mniej niż 40 procent Polaków<br />
czyta w ciągu roku przynajmniej jedną książkę. A cała<br />
reszta być może podaje w wątpliwość wszelkie próby<br />
i zamierzenia, aby ten stan rzeczy zmienić. Nie chcę być<br />
zbyt krytyczny, ale chyba jest to swego rodzaju pozytywny<br />
snobizm, promocja literatury, przy okazji też metoda<br />
na przyciągnięcie do miasta co bardziej wybrednych<br />
plażowiczów. Jaką wagę mają w tym wszystkim gadżety<br />
(torby, smycze, ulotki, wszelkiego rodzaju przypinki),<br />
nadmorska aura, czy to rzeczywiste pragnienie poznania<br />
literatury, możliwość zajrzenia do „kuchni” pisarzy, innych<br />
tajemniczych zakamarków? Niebagatelne znaczenie ma<br />
tu ekonomiczna strona przedsięwzięcia, wydarzenie tego<br />
rodzaju nie odbyłoby się bez wsparcia sponsorów, nie<br />
łudźmy się, tak ogromną ilość gości trzeba przenocować<br />
oraz zapewnić im godny pobyt w czasie festiwalu. Nie<br />
wystarczą jedynie humanistyczne pobudki, szlachetne<br />
idee, chociaż to właściwie od nich wszystko się zaczyna.<br />
Gra jest jednak warta świeczki, a nóż wśród balonów,<br />
bursztynowych naszyjników i cukrowej waty ktoś sięgnie<br />
po książkę, po raz pierwszy od dłuższego czasu, pójdzie<br />
do biblioteki, włączy się do rozmowy o ważnych dla<br />
świata sprawach, odnajdzie w literaturze samego siebie,<br />
spokój i wyciszenie. Literatura pozwala przeżyć w tych<br />
trudnych, zabieganych czasach.<br />
Kolejna edycja festiwalu Literacki Sopot odbędzie<br />
w dniach 20 -23 sierpnia 2020 roku.<br />
20
PATRONAT<br />
Feralne<br />
dziedzictwo,<br />
o „Pokurczu”<br />
Krystyny Śmigielskiej<br />
A gdy się zejdą, raz i drugi,<br />
kobieta po przejściach, mężczyzna<br />
z przeszłością,<br />
bardzo się męczą, męczą przez czas<br />
długi,<br />
co zrobić, co zrobić z tą miłością<br />
(sł. Agnieszka Osiecka)<br />
Krystyna Śmigielska, „Pokurcz”, seria „Ukryte Światy”, powieść dla dorosłych,<br />
opublikowana pod patronatem medialnym m.in. Post Scriptum, Wydawnictwo<br />
Bibliotekarium, Bydgoszcz <strong>2019</strong>.<br />
Jedna z tych historii, które podsłuchało się<br />
gdzieś na dworcu albo z okna przy poobiednich<br />
rozmówkach. Swojska opowieść, bliskie losy, no<br />
i niepowtarzalny urok nadmorskiego kurortu, to wszystko<br />
znajdziemy w powieści „Pokurcz” Krystyny Śmigielskiej,<br />
Jest to trzynasta z rzędu publikacja, powieść autorki,<br />
która z równym entuzjazmem pisze dla dorosłych jak<br />
i dla dzieci.<br />
Miłym zaskoczeniem był dla mnie sam tytuł.<br />
Z określeniem „pokurcz” już się spotkałem, natomiast<br />
nie uświadamiałem sobie tak naprawdę znaczenia tego<br />
słowa. Termin określa osobę brzydką, niezdarną, pokrakę.<br />
W powieści dostajemy taki właśnie portret niedojdy, nie<br />
jestem tylko pewien, czy jest on aż tak jednoznaczny,<br />
czy czasem nie wymyka się sztywnej kategoryzacji.<br />
Bohater powieści, Kacper Rawicz od samego początku<br />
budzi we mnie niepokój, te jego piwne oczy, długie<br />
włosy, broda, oraz to, że wzbudza zainteresowanie<br />
kobiet jest w pewnym stopniu wskaźnikiem dla dalszych<br />
wydarzeń. To on ,tajemniczy gość w nadmorskim<br />
kurorcie, pracuje jako kelner, poznaje tam Olgę, córkę<br />
właściciela, w której się zakochuje, z początku bez<br />
wzajemności, z czasem lody topnieją, chociaż czujemy,<br />
że z tą wzajemnością jest coś nie tak. Kochankowie<br />
przyrzekają sobie seks bez zobowiązań, relacje typu<br />
sexfriends bez wikłania się w tzw. miłość romantyczną.<br />
Olga ma przewagę, to ona gra pierwsze skrzypce,<br />
jest dla Rawicza wybawieniem w całym kłamstwie,<br />
w którym na dobre utkwił, ale czy w tej relacji Rawicz się<br />
odnajdzie? Śmiem w to wątpić. Młody mężczyzna razi<br />
swoją postawą, nie potrafię zrozumieć jego poczynań,<br />
miłość jest silniejsza od niego. Maska pozwala<br />
Rawiczowi zachować pozory bezpieczeństwa, dzięki<br />
uczuciu wyzwala się w nim jednak jakaś autentyczność,<br />
szkoda, że to tylko chwilowa przemiana. Ta sytuacja<br />
nie jest dla niego specjalnie wygodna. Taka giętkość,<br />
elastyczność, mógłbym rzec nawet - swego rodzaju<br />
oportunizm, nie jestem do końca przekonany, co tak<br />
naprawdę rządzi tytułowym „pokurczem”, poczucie<br />
bezsilności, zagubienia, próba odnalezienia prawdy, być<br />
może jednak wyrachowanie i zimna kalkulacja. Kacper<br />
Rawicz to człowiek zagadka.<br />
21
Niezwykle istotnym składnikiem powieści są trudne,<br />
„rwane”, poszarpane relacje, w dużej mierze nieprzepracowane<br />
traumy z dzieciństwa i odziedziczona po<br />
przodkach bezsilność, przekonanie o własnej niemocy.<br />
Postacią, która stanowi niejako osnowę dla wydarzeń<br />
opisanych w powieści, nadając im jednocześnie logiczny<br />
ciąg, jest Maciej Zamber, bohater tragiczny, którego<br />
samobójcza śmierć generuje całą serię dramatycznych<br />
wypadków. Nad całą rodziną Zambrów wisi nieokreślone<br />
bliżej piętno, z którego pozostali członkowie chcieliby<br />
się uwolnić, ale od feralnego dziedzictwa nie sposób<br />
uciec. Można przekroczyć granice kontynentów, można<br />
zdobyć wykształcenie, spróbować wyjść naprzeciw<br />
oczekiwaniom, wyrwać się z monotonii, ale piętno<br />
pozostanie. Jest jak wypalony znak na skórze i jak<br />
trucizna dla umysłu.<br />
Pętla samobójcy to coś więcej niż kawałek sznura,<br />
to krzyk z ciemności, przeczucie, że nie ma nadziei, to<br />
ustawiczny lęk i wizja nieuchronnej katastrofy. Wszyscy<br />
wtajemniczeni w to mrożące krew w żyłach wydarzenie<br />
są też uczestnikami, zabierają ze sobą coś z tej śmierci.<br />
Dlatego też losy Włodka Zambra są tak trudne i pełne<br />
wewnętrznego rozdarcia. Powoli wychodzi on z niewoli<br />
świadomości, zostawia za sobą gorzką przeszłość,<br />
by całkiem wyzbyć się siebie, pozwolić sobie na<br />
oczyszczenie ze złych emocji. Wdowa po Macieju,<br />
Alicja Zamber jest właśnie w takiej malignie, poczuciu<br />
skończoności i chyba z demonów przeszłości nigdy się<br />
nie uwolni. Alicja jest kobietą o luźnych obyczajach,<br />
zmienia partnerów życiowych jak rękawiczki, można<br />
by to tłumaczyć pragnieniem bliskości, poszukiwaniem<br />
otuchy po tragicznych chwilach. Alicja Zamber jest swego<br />
rodzaju symbolem powolnego obumierania, przekonania,<br />
że nie ma nic dobrego na tym świecie. Odejścia i powroty<br />
jej kochanków uwidaczniają niedostatki emocjonalne,<br />
samotność, życie na odludziu, bagaż doświadczeń,<br />
wieczną stratę. To strata, której nic nie zdoła zatrzeć.<br />
Włodek, czerpiący złe wzorce z zachowań matki nie jest<br />
w stanie stworzyć szczęśliwego związku. Podobnie też<br />
Kacper w objęciach Olgi jest tylko igraszką, zabawką,<br />
którą można dowolnie sterować. Ten miłosny witraż,<br />
ułuda, stwarzają pozorne poczucie bezpieczeństwa,<br />
dla którego Kacper zrobiłby wszystko, pytanie tylko, czy<br />
warto, być może Olga to kobieta, której najważniejszymi<br />
przymiotami są wyrachowanie, interesowność i chęć<br />
władzy. Zaślepienie mija, chwilowa fascynacja czy<br />
prawdziwe uczucie, trudno o szczerą odpowiedź,<br />
szczególnie teraz, kiedy blask i nieustanne afiszowanie się<br />
własnym ego wyznaczają rytm codziennych znajomości.<br />
Samobójcza ofiara Macieja Zambra przyniosła cierpienie<br />
wszystkim jego bliskim, coś pękło, szczęście na dłuższą<br />
metę nie jest tam możliwe do spełnienia, zresztą nie<br />
jest chyba w ogóle obecne, to raczej zapomnienie przy<br />
kolejnym alkoholowym odurzeniu. Warto wspomnieć<br />
jeszcze o postaci starego Zambra, to swoista baza dla<br />
całej historii o „pokurczu”, jego natchnienie poetyckie,<br />
wizje, jakieś przeczucie śmierci, życiowe „zawieszenie”,<br />
ale też czarna wyrocznia, to bardzo cenne dla wymowy<br />
całej powieści.<br />
Przemawia do mnie, przeszywa dreszczami, ale<br />
też wywołuje jakieś uczucie niepokoju, usilna walka,<br />
przekomarzanie się ze śmiercią, która jest obok, czai się,<br />
nie daje wytchnienia. Kacper Rawicz jest nieustannie<br />
podczas takiego wewnętrznego rozchwiania, wyjściem<br />
z trudności jest dla niego śmierć, rozrysowuje to przecież<br />
w swoim „labiryncie”. To bardzo niebezpieczna gra,<br />
Rawicz nie potrafi uwolnić się z dręczących go więzów.<br />
Przeszłość pozostawiła mu przeczucie o własnym<br />
znikomym losie, w którym cokolwiek by się działo, i tak nie<br />
zmieni niczego, dalej pozostanie właśnie „pokurczem”.<br />
Jest to przykład osoby, która przepracowuje traumy<br />
z dzieciństwa. DDA albo DDD to skróty oznaczające<br />
dorosłych dzieci alkoholików lub dorosłych dzieci z rodzin<br />
dysfunkcyjnych. No właśnie, skąd to określenie<br />
„dorosłe dzieci” Żyjąc w poczuciu ciągłego lęku, braku<br />
poczucia bezpieczeństwa, dorośli ludzie opuszczając<br />
rodzinne domy, nie są w stanie stworzyć harmonijnych<br />
relacji z innymi, mając po części przekonanie, że ktoś<br />
chce ich oszukać, zniszczyć, mierzą się z przekleństwem<br />
przeszłości, jest to swego rodzaju projekcja<br />
niedobrych wzorców, które zachowali od nie umiejących<br />
stworzyć dobrych relacji rodziców. Życie takich osób<br />
przypomina taniec na topniejącej tafli lodu, towarzyszy<br />
im nieustanny stan alarmu, przeczucie o nieuchronnej<br />
katastrofie Próby samobójcze, często niestety udane<br />
to wynik zupełnego wycieńczenia, stania na straży<br />
zbyt długo, osobom z syndromem DDA nikt nie<br />
wyłączył przycisku „czuwania”, lawina śnieżna w końcu<br />
spada, organizm odmawia posłuszeństwa, jest<br />
za późno. Dlatego też tak ważne jest, aby osoby z lękiem,<br />
stanem beznadziei wyrwać ze środowiska, które<br />
przepełnione jest frustracją i gniewem. W obliczu<br />
mediów społecznościowych, kontaktu, który umożliwia<br />
pomoc w nagłych sytuacjach, jest możliwość, aby<br />
zadziałać, zagreagować na trudności, dlaczego więc tak<br />
dużo dramatów, historii, które nie znajdują szczęśliwego<br />
rozwiązania, to z samotności wśród ludzi, największej<br />
gangreny naszych czasów.<br />
Być może nieco trąci myszką, ale też zachęca do<br />
dyskusji, obraz pięknego uczucia, w gruncie rzeczy<br />
22
jednak mit romantycznej miłości, który w postaciach<br />
resztkowych ostał się do naszych czasów. Na początku<br />
seks bez zobowiązań, erotyka, bezpieczna oaza,<br />
w której Kacper chciałby się schować, odizolować od<br />
reszty świata. Ułuda, wszystko na tym świecie niestety jest<br />
pozorne, Olga ze swą trywialna gierką zaczyna irytować,<br />
chociaż Kacper zrobiłby dla niej wszystko. Odzywa się<br />
gorzka przeszłość, która przestrzega przed nadmiernym<br />
zaufaniem, drugi człowiek potrafi przecież skrzywdzić,<br />
zadać następny cios. Ile ciosów, ile straconych marzeń,<br />
a ile prawdy kłującej w oczy, nie pozostaje nic innego jak<br />
tylko zajrzeć do „Pokurcza” Krystyny Śmigielskiej.<br />
Robert Knapik<br />
INNI LUDZIE<br />
MAJĄ GORSZE RZECZY<br />
Gdzie jest klucz, szukam go, mam już pewność,<br />
po chwili zostają ledwo opary. Skąd taki wybór,<br />
chyba zostałem zaczarowany, „Masłoska<br />
jest BOSKA”, „słuch absolutny”, „demaskatorka<br />
współczesności”, „wizjonerka”. Tam gdzie świat kiczu<br />
i pozorów zaczyna przypominać tragifarsę, od razu<br />
intuicja podpowiada mi, że maczała w tym palce<br />
Dorota Masłowska, laureatka między innymi Paszportu<br />
„Polityki” czy Nagrody Literackiej Nike. Każdy nowy<br />
literacki przysmak od mistrzyni kuchennych melanży<br />
wyczekiwany jest przez wielu czytelników. Jest tak<br />
zresztą i tym razem, „Innych ludzi” wydano w zeszłym<br />
roku, nieustająco jednak powracają w różnorakich<br />
dyskusjach, mówi się o tej niebagatelnej literaturze,<br />
nowomowie, języku potocznym, ekspresji, ale też<br />
swoistym połączeniu różnych gatunków literackich,<br />
możliwości ujęcia współczesności w ramach dzieła<br />
literackiego.<br />
Dorota Masłowska, „Inni ludzie”, Wydawnictwo Literackie,<br />
Kraków 2018.<br />
Zaskakuje szata graficzna, którą dla książki<br />
przygotował Maciej Chorąży. Podobnie rzecz się ma<br />
przy „Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc<br />
z domu”, zbiorze felietonów Masłowskiej, który ukazał<br />
się w Wydawnictwie Literackim. Każda z tych pozycji<br />
ma ustalony kształt, literacki zapis dopełnia warstwa<br />
ilustratorska, nie są to jednakże ilustracje mające jakiś<br />
szczególny wymiar estetyczny, kwestia smaku jest<br />
dość luźno potraktowana. Obrazy, kolaże, ale też forma<br />
wydania umożliwiają pełniejszą interpretację, dają do<br />
myślenia, ale też sprawiają, że kontakt z książką jest<br />
23
czymś niezwykłym, niepowtarzalnym, jedynym w swoim<br />
rodzaju. „Inni ludzie” to książka przypominająca swoim<br />
wyglądem album muzyczny, w dodatku zafoliowany.<br />
Na okładce widoczne jest pęknięcie, to metafora<br />
niespełnionego, wyjątkowego losu artysty, przynajmniej<br />
wynika to w pewien sposób z odczytania „Innych ludzi”<br />
jako opowieści, piosenki o trudnym losie człowieka<br />
w mieście, który próbuje poradzić sobie z piętnem<br />
samotności wśród ludzi. Sam utwór jest w swej istocie<br />
nowatorski, z czym może się kojarzyć, być może to<br />
piosenka, tak zresztą widzi to sama Masłowska, to<br />
hiphopowa nawijka, gdzie slang, mowa potoczna miesza<br />
się z bluzgami, językiem nienawiści oraz „plastikiem”<br />
trawiącym ludzkie relacje. Po trosze jest to też prawie,<br />
że gotowy tekst dramatyczny, gotowy do przedstawienia<br />
na deskach teatru, sceny dialogowe rozpisane na<br />
konkretne głosy. Dlatego też adaptacją „Innych ludzi”<br />
dość szybko zajęły się instytucje teatralne, spektakl<br />
„Inni ludzie” w reżyserii Grzegorza Jarzyny miał swoją<br />
premierę w Teatrze Rozmaitości. To właśnie dla Teatru<br />
Rozmaitości tłumaczył na angielski na potrzeby sztuki<br />
teatralnej „Innych ludzi” Marek Kaźmierski. Książka<br />
Masłowskiej wywarła na nim niebagatelne wrażenie,<br />
szczególnie w warstwie językowej, natomiast nie była<br />
jakimś wielkim zaskoczeniem, mając między innymi<br />
na uwadze to, że Kaźmierski jest czytelnikiem, który<br />
wykładał między innymi na Uniwersytecie w Cambridge.<br />
Na co słusznie zwrócił uwagę tłumacz „Innych ludzi”,<br />
Masłowska napisała tę książkę raczej nie po to,<br />
aby zachwycić krytyków, jak wielu sądzi, ale w celu<br />
zwrócenia się do osób, które nie mają w nawyku czytać<br />
literatury na co dzień, posługując się też językiem<br />
zwyczajnych ludzi („ordinary folks”).Niezwykłą szansą<br />
dla Marka Kaźmierskiego była możliwość tłumaczenia<br />
„Innych ludzi” na potrzeby spektaklu Grzegorza Jarzyny,<br />
Kaźmierski uwielbia bowiem pracować nad rymami<br />
w poszczególnych wersach, tak jak w oryginalnej polskiej<br />
wersji językowej 1 .<br />
Za co można cenić albo na odwrót nie cierpieć<br />
twórczości Doroty Masłowskiej? Nie ma w tym pisaniu<br />
patyczkowania się z czytelnikiem, świat, który zostaje<br />
przedstawiony na łamach „Innych ludzi” to nie kraina<br />
z baśni, a szare blokowiska wielkich miast, rzeczywistość<br />
pełna uprzedzeń, wyzwisk, poniżenia i pogardy.<br />
To świat przedmiotów, w którym ludzi traktuje się<br />
z lekceważeniem. Zaintrygowało mnie nieco nazwanie<br />
tej smutnej opowieści „Panem Tadeuszem XXI wieku”,<br />
jest rzeczywiście coś ujmującego w takim podejściu,<br />
sugestywny obraz współczesnej Polski. Kamil Janik<br />
mieszka razem z matką i młodszą siostrą Sandrą, marzy<br />
o karierze muzyka, pragnie nagrać płytę, no i chyba te<br />
kolejne zwrotki miejskiej piosenki można traktować jako<br />
jego słowa, taką gorzko-śmieszną piosenkę o Polsce.<br />
Nikt go nie rozumie, w jego rodzinie nadużywano<br />
alkoholu, ojciec zginął tragicznie, matka natomiast<br />
spowodowała, że Kamil w życiu dorosłym ma wiele<br />
uprzedzeń do kobiet. Znamienny jest kompletny brak<br />
komunikacji, ludzie wymieniają komunikaty, ale ze sobą<br />
nie rozmawiają, czyżby to nasz język współczesności?<br />
„Lepiej powiedz, co z pracą”. „Kurwa, mama.<br />
Mówiłem, że lipa”.<br />
„Bo, co?” Bo się pytasz. „Gówno tam nagrasz, ty<br />
i twoja płyta”.<br />
Zdarta płyta. Jak zwykle skrzydła mu obcina. Wyszedł.<br />
Zawołał windę… (s.31)<br />
Rodzice nie potrafią rozmawiać z dziećmi, zamiast<br />
poświęcić im więcej czasu, zalewają potokiem krytyki<br />
i upokorzenia. Jak to zresztą u Masłowskiej, ton wypowiedzi<br />
jest nieco prześmiewczy, chociaż w gruncie<br />
rzeczy to sprawa bardzo poważna i należy ten temat<br />
nagłaśniać jak najczęściej. Dziecko od najmłodszych<br />
lat skonfrontowane jest z powszechnym systemem<br />
oceniania: oceniają nauczyciele, rodzice, rodzina,<br />
znajomi, często też sama ocena wynika z nie do końca<br />
jasnych pobudek i należy uświadamiać młodych ludzi,<br />
aby wszelkich form oceny czy krytyki nie brano wprost<br />
do siebie.<br />
Cała klasa się śmieje, włącznie z panią,<br />
on w ostatniej ławce, z downem i Cyganem, co<br />
śmierdzi zbutwiałym praniem,<br />
córka nauczycielki, córka kierowniczki stołówki –<br />
szóstka, szóstka z kwiatkiem,<br />
a Janik Kamil? jedynka z minusem, jedyna z brudnymi<br />
uszami i starą kanapką,<br />
z samą musztardą, wstań i przyjdź z matką (s.21).<br />
Polski system oświaty jest wadliwy, są tak zwani<br />
bardziej uprzywilejowani, uczniom z niedostatkami<br />
pomaga się, niestety tylko w teorii, praktyka jest już<br />
bardziej bolesna, przylepia się etykietki, „bez potencjału”,<br />
„mierny”, „próżniak”. Dzieci potrzebują więcej uwagi, ale<br />
też wzorców do naśladowania od innych, lepiej radzących<br />
sobie w szkole. Zamiast tego mamy podział na „lepszych”<br />
i „gorszych”. Mało mówi się o różnorodności, odstępstwa<br />
od reguły traktowane są z góry jako wypaczenie.<br />
Wyzywanie, przemoc wśród dzieci bierze się właśnie<br />
stąd, że nie są one w pełni uwrażliwione na potrzeby<br />
innych, odmienny wygląd, zachowanie wywołuje lęk,<br />
1. Tłumaczenie własne z języka angielskiego.<br />
24
skutkuje to oczywiście odruchem obronnym, w ten<br />
sposób rodzi się niszcząca społeczeństwo nienawiść<br />
pogarda dla tych, którzy nie wbijają się w szkolny rygor.<br />
Raczej z przymrużeniem oka pojawia się tu nawiązanie<br />
do programów typu „Trudne sprawy” czy „Ukryta<br />
prawda”, „polski bigos” w sosie własnym można by<br />
powiedzieć. Rzeczywistość pełna uprzedzeń, plotek,<br />
przemocy i nienawiści, wzajemnego oskarżania, nieraz<br />
wprowadza jednak efekt komiczny, w „Innych ludziach”<br />
jest to taka przyśpiewka, swego rodzaju kiepski film<br />
klasy B., ludzie się nie słuchają, krzyczą, ciągłe awantury<br />
i wyzwiska niczym z wiejskiego folwarku wypełniają<br />
skrzętnie każdy dzień.<br />
Trudne sprawy, sprawy trudne, sprawy ciężkie,<br />
z chujem nie wygrasz, jak na jakąś się uweźmie,<br />
wiesz, że jeszcze niezła kaszana może z tego będzie,<br />
a poradzić nic nie możesz. To naprawdę trudne<br />
sprawy (s.22).<br />
Do stanu wiecznego napięcia, zupełnej egzaltacji<br />
należy dopisać jeszcze wspomniany wcześniej brak<br />
komunikacji, na pewno absurd ludzkich odruchów oraz<br />
naturalnie pojawiający się wówczas komizm.<br />
Ale słuchała, co mówi i śmiała się z jego żartów<br />
(BOCHOŃ: Ha, ha, ha!”).<br />
MACIEJ: „Kobiety są głupie, Murzyni są czarni.<br />
Pedały to pedały”, BOCHOŃ: „Ha, ha, ha!”).<br />
Na to Iwona nie wpadnie. Że dla kogoś może być<br />
ciekawy, być obiektem fascynacji (s.96).<br />
Pozorność, komunikacja pozbawiona sensu, maski,<br />
poczucie, że życie to gotowy szablon, „airmaxy” na każdą<br />
okazję, zamiast autentyzmu coraz większa sztuczność.<br />
Maciej jest już w drugim związku z Iwoną, Klaudia<br />
Bochoń to jego kochanka. Właściwie nie ma tu uczuć,<br />
relacje są nastawione na praktycyzm. Ludzi nie łączy<br />
uczucie i wspólna troska, a raty kredytu. Iwona chętnie<br />
rozwiodłaby się z Maciejem, ale żal jej mieszkania, „to<br />
mój projekt”. Przekonanie, że „naprawdę dobrze jeszcze<br />
może, dzieciak, być”, które płynie z reklamowych haseł,<br />
daje jakieś fałszywe poczucie nadziei. Ludzie otaczają<br />
się przedmiotami, miłość do materii wypełnia im całe<br />
życie. To przestawienie jest na pewno łatwiejsze, miłość<br />
do ludzi czasem bywa niewdzięczna. Świat przytłacza,<br />
chwilowy blask, krótkotrwałe szczęście z posiadania<br />
kończy się, plastikowe postacie wymieniają się<br />
zwrotami niczym z wyuczonej jednoaktówki. Bilboardy,<br />
prawdopodobnie część jakiejś kampanii społecznej,<br />
wpędzają nas w przekonanie, że tak właściwie, nic złego<br />
się nie dzieje, zmowa milczenia, ot takie sobie rodzinne<br />
wojenki.<br />
POKAWAŁKOWANY BOBAS Z BILBOARDU: „Moi<br />
rodzice też kiedyś żarli się jak psy. Moja Mama też<br />
żarła xanax jak kartofle, popijała winem, ale teraz jest<br />
całkiem znośnie” (s.102).<br />
Aktualny stan rzeczy jest utrzymywany w rodzinach,<br />
ale w gruncie rzeczy w ogóle między ludźmi nie ma<br />
rozmów, są wzajemne utarczki, przeciąganie liny na swoją<br />
stronę, później zostaje poczucie winy, straumatyzowane<br />
społeczeństwo, frustracje, brzemię, dojrzewający ropień<br />
pełen uprzedzeń i wrogości. Zachowania mające na celu<br />
ukryć bezradność, zwątpienie i rozpacz to po prostu<br />
teatr masek, kurtuazja, nic nieznacząca wyuczona<br />
grzeczność - przykładem jest Maciej, który naciąga swój<br />
uśmiech parapogodny. Wielokrotnie w trakcie całego<br />
utworu pojawiają się określenia typu „żal mu jej”, albo<br />
„Kurwa, to przykre”. I wcale nie chodzi tutaj o żal, to<br />
zwykła maska, emocje nie mają tu znaczenia. Iwona wie,<br />
że Maciej nie kocha Klaudii Bochoń, zapewne to tylko<br />
chwilowy skok w bok, natomiast Leonka, syna Iwony<br />
Maciej też nie kocha, nie wiadomo czy kogokolwiek<br />
kocha. W spotkaniu z córką Leną z poprzedniego<br />
związku dochodzi do uszczypliwości i wzajemnego<br />
obrażania, ojciec obraża córkę, w odwecie to samo<br />
robi Lena, współczesne życie to nieustanny poligon<br />
bojowy, krzywdę, pogardę, poniżanie traktuje się jako<br />
zwykłą nieuprzejmość. Wartości nie istnieją, w zamian<br />
za to szablony, lajki, ustawiczne poczucie winy, że być<br />
może nie sprosta się czyimś oczekiwaniom, spadnie się<br />
w rankingu popularności, tak czy siak, pozostaje kamienna<br />
twarz. Syndrom chińskiego domu, gdzie przedmioty<br />
zabrały szczęście, a ludzie w pogoni za pieniądzem nie<br />
zauważyli nawet, że kruchy świat zaczyna się rozpadać.<br />
Przekonuje się o tym Iwona:<br />
Ale sama pani widzi, my niby mamy lepiej w tej Polsce,<br />
a też są ludzie nieszczęśliwi. I nic im nie pomogą tu<br />
pieniądze czy niepieniądze (s.130).<br />
Podskórny ropień niestety nie chce pęknąć, tężeje<br />
można by powiedzieć atmosfera wrogości, winni wszystkiemu<br />
są cudzoziemcy, Ukraińcy zabierają Polakom<br />
pracę, oddychają „naszym” powietrzem. Winne są też<br />
kobiety, nie są dość miłe, czyhają tylko na to, by usidlić<br />
mężczyzn, a potem wydawać ich pieniądze. Z łatwością<br />
identyfikuje się homoseksualność z brakiem moralności,<br />
zupełną rozpustą czy prymitywizmem, pojawia się<br />
przekaz jak gdyby to geje i lesbijki okupowały Warszawę,<br />
25
niewytłumaczalna analogia z Powstaniem Warszawskim.<br />
Myli się porządki, homoseksualizm łączy się na<br />
przykład z chwilowym odruchem, czymś niezrozumiałym,<br />
z gruntu przynoszącym zło i zepsucie.<br />
Moralny rozkład, poczucie pustki, bezużyteczności<br />
to z pewnością jedna z idei przewodnich „Innych<br />
ludzi”, zaryzykowałbym nawet, że wiodącą. Świadczy<br />
o tym szata graficzna: strony książki wypełnione są<br />
przedmiotami, śmieciami, drobiazgami, wprost ujmując,<br />
jest to obraz relacji między ludźmi, oparty na tzw.<br />
jednorazowości, marności. Nie szanuje się ludzi, traktuje<br />
się ich przedmiotowo, ale nie szanuje się również<br />
przedmiotów, wzorem jest symbolicznie ukazana<br />
choinka. Z jednej strony ozdoba świąteczna, mile się<br />
kojarząca, dająca niepowtarzalny nastrój, z drugiej jednak<br />
część wystroju, ewidentnie oddaje szablon, pewien<br />
schemat, święta to po prostu obrazek, gotowy zestaw<br />
zachowań i zwyczajów, coraz mniej w tym wszystkim<br />
realności i prawdziwych uczuć. Tak samo jak choinkę,<br />
tak i życie traktujemy jednorazowo, bez udziału, bez<br />
zaangażowania emocjonalnego. Przygotowania, kupowanie<br />
prezentów, fizyczny aspekt świąt wypełnia całą<br />
pustkę, natomiast okres świętowania przypomina<br />
raczej festiwal obżarstwa, moralne gnicie i nadaje temu<br />
wszystkiemu formę przetrwalnikową, tzn., pojawiają się<br />
lęki czy aby ktoś nie wypadnie z roli, nie zburzy nastroju<br />
świątecznego jarmarku. Ostatecznie wszystko trafia do<br />
kosza.<br />
MATKA: „W Oszołomie są po milionie!”. Sandra: „Po<br />
sto”, KAMIL: „To nawet za więcej. Albo się Sandra w<br />
klasie zapyta, czy ktoś odkupić nie chce”.<br />
SANDRA: „Ej, weź się, ja się nie będę pytać.”<br />
KAMIL: „Będziesz!”,<br />
SANDRA: „Ty chyba pojebany jesteś”.<br />
KAMIL: „To ja sam sprzedam i całą kasę sam dla<br />
siebie”.<br />
MATKA: A dla mnie?”, KAMIL: „I dla matki weznę”.<br />
Taki był plan generalnie, ale tak jak postawiłem ją<br />
w łazience, tak bez wody, to zaraz obschła i na<br />
śmietnik matka zwiozła… (s.39).<br />
Igły z choinki nieprzypadkowo zapełniają kolejne<br />
stronice książki, to próba uświadomienia tego, jaka<br />
pustka towarzyszy dzisiejszym świątecznym obrzędom,<br />
jak bardzo atmosfera wspólnoty przemieniła się w zupełne<br />
obumieranie, gnicie, świat bez uczuć. Kontrolę<br />
nad ludźmi przejęły gotowe wzorce, modele zachowań,<br />
utarte pozy i maski, zastawy stołowe, diety pudełkowe,<br />
sztuczne piersi, piękne samochody, wyretuszowane<br />
w photoshopie zdjęcia profilowe na Facebooku. Tak<br />
samo jednorazowo potraktowana została choinka,<br />
kupiona nadmiarowo, później obeschła, wyrzucona na<br />
śmietnik. Jednorazowo traktuje się też ludzi. To bardzo<br />
istotne przesłanie ekologiczne, bowiem podobnie jest<br />
z żywnością, którą kupuje się bez umiaru, a po świętach<br />
wyrzuca nie zważając nawet na to, że wiele osób<br />
potrzebujących chętnie skorzystałoby z takiej pomocy.<br />
Może niektórzy zrozumieją fałsz w powiedzeniu:<br />
„Zastaw się, a postaw się”. Okres świąteczny to nie<br />
żadne szczęście, a koszmar dla wielu osób trudny do<br />
zniesienia. Święta stały się przekleństwem.<br />
Tak właściwie, kim są inni ludzie, skąd ta inność, brak<br />
zrozumienia i wspólnoty?<br />
Dziś każdy kumpel na Wyspach zapierdala i udaje<br />
szczęście, w mieszkaniach inni ludzie mieszkają,<br />
a przez ściany cienkie dobrze słychać, jak więź<br />
międzyludzka pęka. Się rozpada, śnieg zaczyna<br />
padać i coś tam, coś tam… (s. 82).<br />
Określenie „inni ludzie” pada w utworze przynajmniej<br />
kilka razy, zawsze towarzyszy temu pewna tajemniczość,<br />
nie do końca wiadomo czy to o nas ta piosenka, czy<br />
to o nas ta melodia. I chyba w takich momentach<br />
przynajmniej na chwilę znika gdzieś ironia, cały maskowy<br />
festyn, przychodzi rozpacz, zagubienie i jakaś<br />
beznadzieja. Chyba nie o to wszystkim chodziło, mimo to<br />
czarna diagnoza bardzo boli. Jesteśmy dla siebie obcy,<br />
życie mija na lansowaniu, przeganianiu się w trendach,<br />
markach, nowościach. Utwór można by odczytać jako<br />
taki wielki przekaz reklamowy z drwiną w tle. Zamiast<br />
uczuć jest obsesja ciałem, tak jak w przypadku relacji<br />
Kamila i Anety. Zachwyt nad jednorazowym plastikiem,<br />
być może pora się przebudzić. Warto dodać, że adaptację<br />
na podstawie utworu przygotowuje znane studio<br />
Warner Bros. I chociaż brak „Innych ludzi” Doroty<br />
Masłowskiej w finałowej siódemce Literackiej Nagrody<br />
Nike, to z pewnością długo jeszcze będziemy wracać do<br />
tej miejskiej samotni, w końcu Inni Ludzie to My.<br />
Robert Knapik<br />
26
MAŁGORZATA WARDA<br />
Moim przesłaniem jest, by ludzie częściej patrzyli wokół siebie<br />
i dostrzegali osoby, które potrzebują pomocy.<br />
Która z pasji jest najbliższa Twojemu sercu?<br />
Co Cię motywuje, a co wycisza?<br />
Malarstwo i rzeźba dają mi radość, ale tylko<br />
pisząc, wiem, że robię coś ważnego. Oczywiście<br />
uwielbiam układać kolory na płótnie, brudzić dłonie<br />
gliną albo odgadywać człowieka, rysując jego<br />
portret. Książki zabierają mnie jednak w bardziej<br />
niezwykłą podróż: mogę być każdą z postaci, którą<br />
tworzę, więc żyję wieloma historiami, wypowiadam<br />
się w najważniejszych dla mnie kwestiach<br />
i to mnie pochłania, sprawia, że czuję się spełniona.<br />
Kiedy patrzę na Twoje zdjęcia, widzę pogodzoną<br />
ze sobą, szczęśliwą, romantyczną optymistkę.<br />
Zgadzasz się z tym?<br />
Do optymistki, w dodatku romantycznej jest<br />
mi daleko (śmiech). W powieściach poruszam<br />
trudne, emocjonalnie tematy, takie jak: porwania<br />
dzieci, zaginięcia bliskich, przemoc domowa czy<br />
skomplikowana miłość pomiędzy ojcem i córką.<br />
Pracując nad takimi historiami, robię głęboki<br />
research: wyszukuję osób, które mają podobne<br />
doświadczenia do bohaterów mojej książki, pracuję<br />
z policją, z psychologami. Kiedy rozmawia się ze<br />
zgwałconymi kobietami albo z chłopakiem, który<br />
mieszkał w domu, gdzie panowała przemoc,<br />
trudno o optymizm. Praca z policją też otwiera<br />
mi oczy na statystyki zbrodni i zaginięć w Polsce.<br />
27
Aby zachować równowagę staram się dostrzegać<br />
więc rzeczy piękne, skupiam się na nich i dużo się<br />
śmieję.<br />
Prowadzisz kursy twórczego pisania dla<br />
początkujących. Czy łatwo pokierować uczestnikiem,<br />
aby nauczył się operować słowem?<br />
Pochodzę z rodziny nauczycieli, więc pewnie mam<br />
to we krwi. Moja mama uczyła języka łacińskiego,<br />
a tata był wychowawcą młodzieży trudnej. Nauczanie<br />
kreatywnego pisania jest dla mnie przyjemnością,<br />
uwielbiam rozpalać wyobraźnię kursantów, dzielić<br />
się z nimi moją wiedzą, wywracać im teksty do góry<br />
nogami i wskazywać łatwiejsze ścieżki. Kiedy moje<br />
porady doprowadzają do tego, że powstaje dobra<br />
książka czy opowiadanie, autentycznie się tym<br />
cieszę.<br />
Przyznam, że z uwagą śledzę Twoją stronę<br />
autorską na Facebooku i miło mi widzieć, że w<br />
bibliotekach prowadzisz warsztaty twórczego<br />
pisania. Jak na Twoje działania reaguje<br />
młodzież?<br />
Młodzież jest fantastyczna. W pracy z nimi mam<br />
już doświadczenie, ponieważ dawniej uczyłam<br />
sztuki w gimnazjum i liceum. Już wtedy udawało<br />
mi się zarazić ich chęcią tworzenia i na naszych<br />
zajęciach powstawały bardzo twórcze prace.<br />
Na warsztaty przychodzą gotowi do działania,<br />
z otwartymi umysłami. Często nie są jednak<br />
przekonani do swoich pomysłów albo wstydzą się<br />
o nich rozmawiać w grupie. Pracuję wtedy nad<br />
tym, by uświadomić im, że nie ma czegoś takiego,<br />
jak „pomysły złe”, wszystkie mogą być dobre,<br />
jeśli dobrze je opracujemy. Miło jest patrzeć, jak<br />
nieśmiałe osoby przełamują się, otwierają, a pod<br />
koniec zajęć błyszczą im oczy, bo stworzyły coś<br />
naprawdę fajnego.<br />
Czy lubisz spotkania autorskie i Targi Książki,<br />
gdzie masz bezpośredni kontakt z Czytelnikiem?<br />
Uwielbiam! Spotkania z czytelnikami dają mi<br />
energię do tworzenia, i pomagają uwierzyć,<br />
że idę właściwą drogą. Miałam w przeszłości<br />
kilka momentów, kiedy zastanawiałam się, czy<br />
to, co robię, ma sens, i to właśnie Czytelnicy<br />
pomogli mi podjąć słuszne decyzje. Na Targach,<br />
wiadomo, jest mniej czasu na rozmowę z każdym,<br />
ale i tak nawiązałam przy nich przyjaźnie<br />
z Czytelnikami, które trwają do dzisiaj.<br />
Co Cię uszczęśliwia? Czym jest dla Ciebie<br />
szczęście?<br />
Szczęście to moja rodzina, która – dzięki Bogu –<br />
wciąż jest w komplecie. Szczęściem są podróże,<br />
które staram się realizować pomimo napiętych<br />
terminów. I moje książki, kocham je pisać, więc<br />
sprawia mi wielką radość, gdy słyszę, że czytelnicy<br />
na nie czekają.<br />
Czy masz swoje motto życiowe, którym się<br />
kierujesz?<br />
Będzie brzmiało banalnie: rób swoje!<br />
Co próbujesz przekazać Czytelnikom? Jakie<br />
przesłanie mogą odnaleźć w Twoich książkach?<br />
Każda powieść to inny temat i oddzielny świat.<br />
Zdecydowanie pragnę wypowiadać się w imieniu<br />
skrzywdzonych dzieci, ludzi doświadczonych przez<br />
los, albo wykluczonych. Moim przesłaniem jest, by<br />
ludzie częściej patrzyli wokół siebie i dostrzegali<br />
osoby, które potrzebują pomocy. Nie chcę jednak,<br />
by moje powieści czytało się trudniej, więc ubieram<br />
je w formę powieści obyczajowej albo thrillera.<br />
W jakich sytuacjach „dopada” Cię natchnienie?<br />
Skąd czerpiesz pomysły?<br />
Pomysły czerpię z pierwszych stron gazet albo<br />
podsuwają mi je spotkane osoby. Zdarzyło się<br />
przy powieści Ta, którą znam, że historia zrodziła<br />
się ze spotkania kobiety, która została zgwałcona<br />
i wówczas nie zdecydowała się o tym mówić, a po<br />
latach okazało się, że nikt już nie chce jej słuchać.<br />
Powieść Dziewczyna z gór, tak ciepło przyjęta<br />
przez Czytelników, że obecnie piszę jej drugą<br />
część, opowiada o porwanym dziecku i zrodziła się<br />
w mojej głowie dawno temu, kiedy obejrzałam<br />
wywiad z Nataschą Kampusch, dziewczynką<br />
przez wiele lat przetrzymywaną przez porywacza.<br />
Jeśli temat mnie porwie, nie mam problemów ze<br />
złapaniem natchnienia.<br />
Czy masz swoje ulubione miejsce do pisania<br />
i czy towarzyszą Ci jakieś przyzwyczajenia np.:<br />
filiżanka herbaty, muzyka w tle, czy jest Ci to<br />
absolutnie obojętne?<br />
28
Zdarzyło mi się, że sceny akcji w powieści<br />
młodzieżowej 5 sekund do Io tworzyłam przy<br />
głośnej muzyce. Zdecydowanie jednak wolę<br />
ciszę. Absolutną. Żadnego radia, żadnych rozmów<br />
w tle i… litości, moi drodzy sąsiedzi,<br />
ale żadnego wiercenia w ścianach też mi nie<br />
potrzeba! (śmiech). Filiżanka kawy jest niezbędna.<br />
Do tego laptop, ulubione biurko i…<br />
Uwielbiasz sporty zimowe, prawda? Świetnie<br />
jeździsz na nartach. Czy poza nimi jakieś inne<br />
dyscypliny Cię interesują?<br />
Oj, w tym roku pierwszy raz spróbowałam<br />
narciarstwa z moją przyjaciółką pisarką, Mariolą<br />
Zaczyńską i to było świetne przeżycie!<br />
Jednocześnie już wiem na pewno, że narciarstwo<br />
mnie nie „kręci”. Czym innym jest dla mnie<br />
zdobywanie szczytów w górach – to prawdziwa<br />
przyjemność. Niedawno byłam z mężem pod masywem<br />
Olimpu w Grecji i przyznam, że to właśnie<br />
szczyt Olimpu, na który wówczas nie byliśmy<br />
przygotowani, by wejść, teraz krąży mi po głowie,<br />
zamiast uroczych greckich plaż.<br />
O czym marzy Małgorzata Warda?<br />
Zdradź, proszę, co dla Czytelników przygotowujesz?<br />
Może jakąś książkę świąteczną lub<br />
opowiadanie?<br />
Pod koniec października ukaże się moja najnowsza<br />
powieść dla dzieci, Sylwia i Planeta Trzech<br />
Słońc, którą pisałam przy współpracy z moją jedenastoletnią<br />
córeczką. To ważna dla mnie rzecz<br />
i bardzo na nią czekam, szczególnie, że powieść<br />
porusza trudny temat. W grudniu natomiast mam<br />
nadzieję skończyć drugi tom Dziewczyny z gór<br />
i posłać ją w świat. Natomiast w najbliższym<br />
czasie ukaże się bajka dla dzieci, mojego<br />
autorstwa, ilustrowana przez zdolną ilustratorkę,<br />
Asię Grudnik – napisanie jej zamówił Urząd Miasta<br />
Gdyni, a historia dotyczy pięknego pomnika,<br />
stojącego na placu Kaszubskim.<br />
Ślicznie dziękuję za rozmowę i poświęcony<br />
czas. Życzę, Małgosiu dalszych sukcesów w realizacji<br />
wszystkich pasji.<br />
Z pisarką Małgorzatą Wardą rozmawiała Ewelina<br />
Kwiatkowska - Tabaczyńska prowadząca bloga Zaczytana<br />
Ewelka<br />
Żebym miała święty spokój. Od wielu spraw, które<br />
niepotrzebnie zaprzątają mi głowę.<br />
Czy planujesz trasy autorskie? Jest szansa, że<br />
odwiedzisz Łódź, w której mieszkam?<br />
Na trasie w Łodzi byłam w zeszłym roku i bardzo<br />
miło wspominam tamte spotkania. W tym roku<br />
będę wędrować na Podlasie i po województwie<br />
Pomorskim, mam też w planach Kutno i Braniewo.<br />
Spotkań ciągle przybywa więc zapowiada się fajny<br />
rok.<br />
Gdybyś miała możliwość zdecydować o wyborze<br />
swojej książki do ekranizacji, którą byś wybrała<br />
i dlaczego?<br />
Bardzo chciałabym zobaczyć na ekranie Dziewczynę<br />
z gór i Miasto z lodu – to powieści, które w opinii<br />
wielu osób, wyglądają jak gotowy scenariusz. Moim<br />
marzeniem byłaby też ekranizacja 5 sekund do Io,<br />
ale nie wiem, czy w Polsce dysponujemy technologią<br />
i pieniędzmi na tak duże przedsięwzięcie.<br />
29
Maciej<br />
Siembieda<br />
Oto nasz <strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>owy gość: dziennikarz<br />
i publicysta parający się reportażem, śledztwami<br />
historycznymi i powieściami powstającymi na ich<br />
kanwie. Nagrodzony trzykrotnie laurami Stowarzyszenia<br />
Dziennikarzy Polskich, ponad dwudziestokrotnie za<br />
reportaż oraz główną nagrodą I edycji niezależnego plebiscytu<br />
na polską Książkę Roku Brakująca Litera 2017,<br />
słowem – bezmiernie zanurzony w słowie, pisarz Maciej<br />
Siembieda.<br />
Z uwagi na niniejszą prezentację, nie mogę nie zacząć<br />
naszej rozmowy od pytania, które nasuwa się samo: jacy<br />
ludzie i które książki Pana ukształtowały wpływając na<br />
wybór niełatwej, dziennikarsko – pisarskiej drogi? Czy<br />
od najmłodszych lat zamierzał Pan nią kroczyć?<br />
Pomysł na pisanie powieści po południu życia miałem<br />
od bardzo dawna. Przez ponad dwadzieścia lat pracy<br />
reporterskiej trafiłem na wiele zagadek i tajemnic, które<br />
miały się w tych powieściach przydać lub wręcz stać<br />
się ich tematem. Niektóre opisałem w reportażach, inne<br />
udokumentowałem lub zaznaczyłem w notesie. Te lokaty<br />
procentowały przez lata i teraz z nich korzystam zamieniając<br />
historie napisane przez życie w kapitał fabularny.<br />
Chciałbym konsekwentnie pisać o rzeczach bardzo interesujących<br />
i bardzo nieznanych, najchętniej takich, które<br />
udało mi się odkryć.<br />
Co do drogowskazów pisania to było ich sporo. Zaczynałem<br />
pisać reportaże zahipnotyzowany Krzysztofem<br />
Kąkolewskim, potem przyszła Hanna Krall, jeszcze później<br />
Ryszard Kapuściński. W literaturze pięknej najwyżej<br />
cenię Hrabala i Marqueza, w beletrystyce Folletta i Pereza-Reverte.<br />
Z fascynacji książkowych najchętniej pamiętam<br />
świeże lektury, czyli Poświatę Chabona i Maga<br />
Fowlesa (przeczytane po raz któryś, bo lubię wracać do<br />
książek).<br />
30<br />
W mediach społecznościowych jakiś czas temu pojawiło<br />
się zdjęcie przedstawiające odręczny zapis fragmentu<br />
powieści nad którą Pan pracuje. W dobie komputerów<br />
to dość nietypowe. Czy to znaczy, że stara szkoła<br />
pisania najlepiej się sprawdza?<br />
Pisanie na papierze to nie rycie w kamieniu. Można<br />
skreślać, robić odnośniki i notatki – bez konieczności<br />
uruchamiania jakichś elektronicznych zakładek czy budowania<br />
pudełek na słowa. Bardzo lubię i bardzo cenię<br />
pisanie na brudno, bo bez niego nie ma pisania na czysto.<br />
Komputer służy mi do przepisywania i utrwalania<br />
tekstu, choć parę razy zjadł spore kawałki bez ostrzeżenia<br />
i bez przyczyny. Poza tym pomaga mi prowadzić<br />
research w Internecie i zerkać do mojej ulubionej lektury:<br />
Słownika synonimów. Tylko w tym zakresie zapraszam<br />
go do pisania.<br />
Czy mógłby Pan zdradzić reportażysty przepis na<br />
sukces? Reporterskie pióro bowiem w Pana przypadku<br />
wpływa znacząco na fabułę pisanych powieści…<br />
Pióro w reportażu ma znaczenie, ale drugorzędne.<br />
Najważniejsze jest zbieranie materiału. Instynkt ciekawości,<br />
szacunek do ludzi i umiejętność rozmowy z nimi,<br />
pokora wobec prawdy, anielska cierpliwość i mrówcza<br />
praca przy dokumentowaniu. Można mieć talent Kapuścińskiego,<br />
ale bez dobrze zebranego materiału na nic<br />
się on nie przyda.
Określa się Pana polskim Danem Brownem z czym<br />
jednak polemizowałabym, ponieważ w moim odczuciu<br />
bliżej Panu, jakkolwiek przewrotnie to zabrzmi – do Carli<br />
Montero, która nakreśliła Szmaragdową tablicę. Zna Pan<br />
tę książkę? Na jej kartach odnalazłam kilka podobieństw<br />
do 444, bowiem hiszpańska pisarka zgłębia sekrety zaginionego<br />
Astrologa - obrazu Giorgioni’ego, skrywającego<br />
intrygującą zagadkę, tak samo jak Pan odkrywa tajemnice<br />
dzieła mistrza Jana… Skąd u pisarzy owa fascynacja<br />
malarstwem? Nie są to przecież sztuki pokrewne. Czy<br />
występowanie analogii w literaturze współczesnej jest<br />
częstym zjawiskiem?<br />
Niestety nie znam Szmaragdowej tablicy ale z apetytem<br />
ją przeczytam. Motyw obrazu, kodu ukrytego przez<br />
malarza, tajemnicy i przesłania jest popularny na tyle, że<br />
mógłby stać się tematem dobrego doktoratu z literatury.<br />
„Mój” Matejko nie wynikał z jakichkolwiek fascynacji, bo<br />
na malarstwie znam się umiarkowanie, a bodaj nawet<br />
wcale. Odbieram je z beztroską szczerością: podoba mi<br />
się lub nie. Na Chrzest Warneńczyka trafiłem przypadkiem,<br />
podobnie jak na inne fascynujące historie, które<br />
miałem szczęście zamienić w osobiste przygody.<br />
Wiele lat poświęcił Pan Chrztowi Warneńczyka pędzla<br />
Jana Matejki. Wiedzy na jego temat przydał niedawno<br />
wyemitowany dokument pod tytułem Obraz, w którym<br />
Pan zajmująco dzielił się z widzami posiadanymi informacjami<br />
wykorzystanymi w pracy nad Czwórkami. Popuśćmy<br />
więc wodze fantazji zakładając, że ma Pan możliwość<br />
spotkania z malarzem. O co by Pan go zapytał?<br />
Mogłem się na to zgodzić i napisać, że palił cygaretki,<br />
ale w czasach reporterskich wpojono mi zasadę<br />
Jak ci własna matka powie kocham cię – sprawdź to.<br />
Zacząłem szperać. Najpierw dotarłem do informacji, że<br />
cygaretki były używką dla bogatych. Palili je, ale żeby<br />
nie poparzyć palców, wyrzucali dość duże niedopałki na<br />
ulicę. Biedniejsi je zbierali, odkrajali brzytwą nadpaloną<br />
część, a resztę tytoniu siekali i zawijali w bibułki. I tak się<br />
zaczęła zabawa, która zabiła więcej ludzi niż niejedna<br />
wojna. Kiedy Matejko malował Chrzest w 1881 w Krakowie<br />
działała już fabryka papierosów.<br />
Z niniejszym powieściowym debiutem zapoznałam<br />
się w związku z niezależnym plebiscytem na polską<br />
Książkę Roku Brakująca Litera 2017, w którym Pan, ku<br />
mojej ogromnej uciesze, zdobył główną nagrodę. Jak<br />
z perspektywy czasu wspomina Pan moment wręczenia<br />
statuetki?<br />
Byłem wzruszony i szczęśliwy. Nagrody smakują<br />
naprawdę dopiero wtedy, gdy są niespodziewane. Nie<br />
rozumiem zjawiska kolekcjonowania nagród, zabiegania<br />
o nie, urządzania konkursów, w których z góry wiadomo<br />
kto wygra. Wszelka chciwość sukcesu mnie odpycha, bo<br />
jest bezrozumna. Im bardziej się za czymś goni, tym bardziej<br />
to coś ucieka.<br />
Kadr filmu Obraz autorstwa Dagmary Spolniak, który<br />
powstał na kanwie powieści 444 wyemitowany<br />
w TVP Historia<br />
Trzy lata temu zapytałbym Jana Matejkę czy palił papierosy,<br />
bo pisząc „czwórki” miałem z tym kłopot. Gdzieś<br />
trafiłem na informację, że malarz miał palce zażółcone<br />
od tytoniu, ale jeden z ekspertów, którzy czytali książkę<br />
na etapie redakcji uparł się, że Matejko nie mógł palić<br />
papierosów, bo ich jeszcze nie było. To od czego miał<br />
zażółcone palce? – pytam. No właśnie – ekspert na to<br />
– od cygaretek. Skręcanych z liści tytoniu, bez bibułek.<br />
W usta Jakuba Kani włożył Pan słowa: Historię tworzą<br />
nie jej uczestnicy, ale ci, którzy ją piszą. Czy należałoby<br />
więc traktować przemycanie historii między wersy<br />
powieściowe jako misję?<br />
Za duże słowo. Po prostu mam olbrzymi sentyment<br />
do historii, Dlatego zapraszam ją do książek. Poza tym<br />
jest mądra i ma wiele ciekawego do powiedzenia.<br />
Kontynuację powieści 444 stanowi Miejsce i imię,<br />
gdzie były już prokurator, Jakub Kania poznaje świat holenderskich<br />
szlifierzy diamentów więzionych podczas II<br />
wojny w obozie pracy na Górze świętej Anny. To bolesny<br />
temat, z którym zapewne trudno było się mierzyć…<br />
To również, identycznie jak 444, pamiątka czasów reporterskich.<br />
Temat oczywiście bolesny – jak cała wojna<br />
31
i zagłada, ale niesłychanie frapujący. O wojnie i obozach<br />
napisano setki tysięcy, może nawet miliony stron. Dlatego<br />
natrafienie na nieznaną odsłonę tamtych czasów<br />
w postaci historii z Góry św. Anny było jak odnalezienie<br />
skarbu. Gdybym miał do wyboru znaleźć tę historię lub<br />
opisany w niej brylant, bez wahania wybrałbym pierwszą<br />
opcję.<br />
Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy, zdradzając, co<br />
czeka Jakuba Kanię w trzecim tomie pod tytułem Wotum,<br />
który ukaże się, jeśli wierzyć zapowiedzi, w 2020<br />
roku?<br />
Przykro mi, ale naprawdę nie mogę.<br />
Czas oczekiwania umilił Pan odbiorcom publikując<br />
w tym roku Gambit, opowieść skrywającą pod płaszczem<br />
szachowego manewru arcyciekawe losy pokolenia,<br />
które przemija. Czy mógłby się Pan pokusić o sportretowanie<br />
go? Czego pokolenie ludzi takich jak ja, czyli<br />
30+ mogłoby się od niego nauczyć?<br />
Nie wiem czy to możliwe ze względów cywilizacyjnych.<br />
Pokolenie dzisiejszych trzydziestoparolatków podlega warunkom<br />
życia, których nigdy nie zrozumieliby tamci ludzie<br />
i odwrotnie. Trudno wyobrazić sobie współczesnego<br />
młodego człowieka, który znalazłby się w okupowanej<br />
Warszawie i pewnie najpierw zauważyłby brak wi-fi. Jakby<br />
się zachował bez systemu wygód, uproszczeń, wyręczeń,<br />
wzorów i ułatwień, które go definiują? Wiemy?<br />
Nie wiemy. Równie trudno byłoby przenieść w nasze realia<br />
jego rówieśnika z tamtych czasów. To nie dwa inne<br />
światy, to dwa inne kosmosy. Poza nimi istnieją wartości<br />
ponadczasowe: przyzwoitość, uczciwość, patriotyzm,<br />
honor. I nie marnowanie żadnej okazji aby uczynić coś<br />
dobrego. To są poręcze, których trzeba się trzymać<br />
w każdych czasach.<br />
Pańskie książki można przyswoić sobie także w formie<br />
audio dzięki uprzejmości Panów: Marcina Perchucia<br />
i Mariusza Bonaszewskiego. Zapytam więc nieco przewrotnie:<br />
czy słuchanie to także czytanie, i czy Pańskim<br />
zdaniem podyktowane jest ono pędem życia i wygodą<br />
człowieka, który dzięki temu nie musi podejmować się<br />
trudu samodzielnej lektury?<br />
Audiobooki są suplementami czasu. Idealnymi<br />
wtedy, gdy nie możemy czytać, chociażby w czasie<br />
kilkugodzinnego prowadzenia samochodu. Poza<br />
tym to interpretacja tekstu w wykonaniu świetnych<br />
aktorów to też komplement dla pisarza. Nie zapomnę<br />
jak się cieszyłem, gdy pan Marcin Perchuć<br />
w prywatnych wiadomościach uznał „czwórki” i Miejsce<br />
i imię za książki, które dobrze się czyta. To w jego ocenie<br />
to komplement i certyfikat.<br />
Jak postrzega Pan kondycję współczesnej literatury?<br />
Czy autorzy tworzą w pogoni za trendami i pieniądzem,<br />
czy przyświeca im poczucie głębszej wartości słowa pisanego?<br />
Zacząłem działalność pisarską prawie trzy lata temu<br />
z naiwnym przekonaniem, że to przemiłe środowisko<br />
ujmujących ludzi, którzy tworzą literaturę, wydają ją<br />
i rozmawiają o niej uśmiechając się do siebie. No cóż…<br />
Pogląd szybko uległ weryfikacji. Często mówi się, że<br />
w Polsce więcej osób pisze niż czyta, a to psuje wydawców.<br />
Z drugiej strony trzeba ich zrozumieć. Ich działalność<br />
to biznes. Promują to co się sprzedaje i takie są<br />
twarde prawa rynku. Nie da się prowadzić działalności<br />
gospodarczej dla przyjemności, a zwłaszcza cudzej<br />
przyjemności.<br />
Tworzy Pan powieści oparte na prawdziwych wydarzeniach,<br />
ale czy byłby Pan w stanie odnaleźć się również<br />
w innym gatunku – jeśli tak, to w jakim, a jeśli nie,<br />
to dlaczego?<br />
Chyba jestem za stary na eksperymenty. Poza tym<br />
warto robić swoje, coś, do czego przyzwyczaja się Czytelnika.<br />
Po co namawiać ludzi, żeby poszli na pizzę do<br />
chińskiej restauracji? Dla oryginalności i zwrócenia na<br />
siebie uwagi? Nie, nie sądzę abym zmienił gatunek. To<br />
sięganie lewą ręką do prawej kieszeni.<br />
Otrzymując propozycję napisania książki na cztery<br />
ręce przyjąłby ją Pan? Jeśli tak, to z kim najchętniej podjąłby<br />
się tego wyzwania?<br />
Istnieje kilka polskich nazwisk, które niezwykle cenię,<br />
odnosząc się do ich warsztatu z olbrzymią pokorą<br />
i podziwem. Oczywiście fajnie byłoby się znaleźć w ich<br />
pobliżu na okładce, choć byłoby to świecenie światłem<br />
odbitym. O wiele większą trudność sprawiłoby pisanie<br />
w duecie. Bo niby jak? Ty pierwszy rozdział, ja drugi?<br />
Albo poprawianie w nieskończoność zdań tej drugiej<br />
osoby, które mi nie leżą, bo nie są w moim stylu? Brrr…<br />
Strach pomyśleć. Z euforyczną radością przeżyłbym burzę<br />
mózgów ze znakomitą autorką lub autorem, zabawę<br />
w konstruowanie planu, scen, bohaterów, pomysłów.<br />
O, to tak. Ale pisanie na cztery ręce chyba nie.<br />
Czy poza literaturą ma Pan jakieś pasje, którym<br />
z przyjemnością się oddaje, kiedy nie czyta i nie pisze?<br />
Tak. Spanie.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>, czyli w ostatnim słowie do Czytelników<br />
magazynu chciałbym powiedzieć jeszcze…<br />
W audycjach radiowych można pozdrawiać. Jeśli u Was<br />
też to pozdrawiam – o ile jest to jakaś nagroda za przeczytanie<br />
tej rozmowy.<br />
Bardzo za nią dziękuję jak również za poświęcony<br />
czas.<br />
Z Maciejem Siembiedą rozmawiała Iwona Niezgoda<br />
– inicjatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku<br />
Brakująca Litera prowadząca bloga Góralka Czyta<br />
32
POLECANE<br />
MARCIN KURCBUCH<br />
Kochani, dziś w kąciku poetyckim błyszczy Marcin Kurcbuch. Poznałam go w 2018 roku, na spotkaniu poetyckim<br />
w Krakowie – była to promocja antologii, w której miał swój udział. Podczas wieczorku wysłuchałam wierszy<br />
lepszych i słabszych, ale to właśnie poezja Marcina wyprostowała mi plecy, poruszyła i zaostrzyła zmysły. Było<br />
to niewątpliwie coś innego, coś dobrego. Pogratulowałam mu po spotkaniu, mówiąc, że był gwiazdą wieczoru i zakupiłam<br />
jego ostatni tomik „Nasilenie wiosenne”. Uważam, że były to dobrze wydane pieniądze.<br />
Marcin Kurcbuch, pomimo młodego wieku ma już własny język poetycki, świetne wyczucie słowa, którym<br />
sprawnie operuje, potrafi się nim bawić i doskonale zna jego potęgę. Ślizga się, zahacza, przeskakuje,<br />
płynie, po to, by robić nieoczywiste zwroty. Jego wiersze dotykają różnorodnej problematyki,<br />
a cechują je między innymi: lekkość, dojrzałość i empatia. Lubi przyłożyć, nie boi się kontrowersji, ale - choć często<br />
bywa soczyście, a nawet siarczyście, to nigdy nie jest niesmacznie.<br />
Twórca w swoich wierszach zaciska i puszcza, żongluje, goni króliczka, po to, by go za chwilę wypuścić do lasu. I o to<br />
chodzi. Właśnie tego szukam w poezji i tego oczekuję od poetów, a i od szeroko rozumianych artystów. Niby obecnie<br />
w poezji nie ma mód, nie obowiązują żadne ramy czy trendy, ale (niestety) i tak przytłaczająca większość pisze tak<br />
samo, albo przynajmniej bardzo podobnie – ogólny brak zadziwienia, niedosyt wstrząsów. Rzadko zdarza się sytuacja<br />
nagłego olśnienia, oniemienia czy zaskoczenia. A tu, taka sytuacja, (moim zdaniem), właśnie ma miejsce.<br />
Polecam poezję Marcina, bo choć młody, to pisze dojrzale, przemyślanie i z polotem. I niewątpliwie wciąż się rozwija,<br />
więc jest potencjał i jest na co czekać. Czekam na więcej.<br />
Renata Cygan<br />
Marcin Kurcbuch - poeta, z wykształcenia filolog polski, urodzony w Łodzi 3.12.1990 roku.<br />
Napisał i wydał cztery tomiki: Oczyszczenia, Przyglądam się, Operację niebo oraz Nasilenie wiosenne.<br />
Miłośnik psychologii i jej praktycznych zastosowań w życiu. Prowadzi swój profil na Instagramie,<br />
ponadto będąc pasjonatem fotografii.<br />
kiedy się uśmiechasz<br />
kiedy się uśmiechasz<br />
słońce zaokrągla się we mnie<br />
kiedy się uśmiecham<br />
drzewo w tobie szybciej kwitnie<br />
podziel się uśmiechem<br />
obdziel miasto wieś przystanek biuro<br />
niech autobus też nie jeździ głodny<br />
34
operacja niebo<br />
zerwij dach<br />
niech zapachnie górą<br />
to jedyna nadzieja<br />
dla stłoczonych zmysłów<br />
dla problemów bez rozwiązań<br />
zerwij ze mnie dach<br />
chmury mogą być strychem<br />
a komety dachówkami<br />
to dopiero początek<br />
kosmosu wielkiej budowli<br />
którą zamierzam wznieść<br />
przebiję atmosferę<br />
stratuję stratosferę<br />
czubkiem marzeń wyjrzę<br />
poza słońce<br />
zerwij ze mnie dach<br />
by gwiazdy mogły swobodnie<br />
wpadać<br />
historia nieocenzurowana<br />
Adam kusił Ewę<br />
przecież wiadomo<br />
penisem dojrzewającymi w słońcu jądrami<br />
ona jabłkami<br />
którym nie po drodze było do koszyka.<br />
owoce w ustach dopiero<br />
rozbrzmiewają melodie<br />
gdy do ucha wpadną.<br />
kusi i kołysze się ich raj<br />
kołysze się Adam na łonie Ewy<br />
kołysze się Ewa na piersi Adama<br />
kołysze się ich raj<br />
ziemia też nerwowo się kołysze.<br />
obce mandarynki z czasem zawitają<br />
do ogrodu inny wąż podąży<br />
oplatając sny nektarem.<br />
jest kuszenie w pewnym momencie<br />
lędźwie i strzały. z kuszy<br />
prosto w serce.<br />
35
universe<br />
nazywam się niebo<br />
mam wszystko co trzeba<br />
to ja jestem księżyc i słońce<br />
Natalia Przybysz<br />
mam słowo tak pojemne by zmieściło wszystkie planety<br />
w oczach tyle przestrzeni by dostrzec każde uczucie<br />
i roztańczony pył gwiezdny co zostaje po człowieku<br />
mam głowę bez granic przepływa przez nią droga mleczna<br />
wszczepiłem sobie słońce i kocham nim wszystkich<br />
najbardziej ziemian. to nic że miłość spala<br />
bo za sześć miliardów lat odetchnę chłodem<br />
stanę się surowym bogiem<br />
żądnym krwi przy narodzinach gwiazdy<br />
nic nie będzie piękne ale to nie szkodzi<br />
przecież was estetów pióra miłośników filmu koneserów sztuki<br />
dawno już nie będzie<br />
wrażliwość i chlorofeel<br />
Bo trawnik zdeptany, jak cześć lub uczucie,<br />
jak krew pozostawi chlorofil na bucie.<br />
Jeremi Przybora, Nie deptać trawników<br />
jeśli chcesz poznać tajemnicę trawnika<br />
wsłuchaj się w popołudniowy wiatr<br />
lub w poranną mrówkę. zajrzyj źdźbłem<br />
w swoim oku głębiej niech zakłuje w płucach<br />
ta modlitwa o drobinę wrażliwości<br />
i symetrię między polem a tym co dziś jeszcze<br />
nazywamy człowiekiem.<br />
niech popłynie w tobie krew zielona<br />
a poczujesz miętę do każdego. pocałujesz krzewinki<br />
biedne staruszki ledwo stojące o własnych siłach<br />
dodasz im miłości. na kolanach będziesz<br />
płakać i podlewać trawnik<br />
gdy zrozumiesz wszechświat jaki w sobie kryje.<br />
obyś się zachwycał małym skrawkiem ziemi<br />
niepozornym rajem który wyrósł tuż przed tobą.<br />
teraz powstań<br />
idź i odtąd nie depcz więcej.
alkohole<br />
alko hole<br />
gdy wpadasz w<br />
a po drugiej stronie<br />
wyrwa w kosmosie lub<br />
nie ma drugiej strony<br />
jest tylko wyprute tło<br />
i napruty<br />
człowiek<br />
wrześniowe. artyterroryzm<br />
czasem muszę rzucić liryczną kurwą<br />
to lepsze niż rzucanie granatem lepsze niż<br />
wrześniowe zamachy<br />
wolę zamachnąć się na jakiś wiersz<br />
urżnąć mu co trzeba i gdzie trzeba<br />
targnąć się na kilka metafor<br />
zrobić spustoszenie w krajobrazie literackim<br />
czasem mam ochotę niszczyć światy<br />
wtedy sięgam po środki ostateczne<br />
ostatecznie stylistyczne<br />
stylistycznie ostateczne<br />
głowy wieżowce ludzi<br />
lista produktów zakazanych<br />
nie wiem co znowu jesz że ci opada powieka<br />
że znowu masz problemy z zasypianiem<br />
że uskarżasz się na rozdrażnienie<br />
że świeże powietrze powoduje u ciebie duszności<br />
że krwawisz w te dni bez umiaru<br />
że masz raka piersi<br />
za mało magnezu w organizmie<br />
za mało suplementów śmierci na półce<br />
wciąż musisz wzmacniać się pamiętaj o tym<br />
nie wiem i nie chcę wiedzieć jakie świństwo<br />
kupujesz w tych osiedlowych sklepikach<br />
w bardziej ekskluzywnych dyskontach<br />
na zdrowym poziomie utrzymujesz niewolnictwo<br />
gdyby zbadać wszystko co sprzedają<br />
pewnie okazałoby się że tylko książki nadają się<br />
do spożycia i może prezerwatywy<br />
tak więc kształć się i zakładaj gumki<br />
bo inaczej twoje dzieci też będą zjadać<br />
na śniadanie apokalipsę<br />
37
dlaczego. głodny wiersz<br />
dlaczego poezja karmi się<br />
głodnymi wierszami a ludzi karmią<br />
słowa bez liter. czy to taka nasza słowiańska karma<br />
by pokarmu szukać w spiżarniach opuszczonych<br />
do których nie dochodzi światło. ani mysz ich nie kąsa.<br />
od lat tak rzadko jemy na ciepło. zachowujemy się<br />
jak inteligenci mówimy jak oni i chcemy rozbić<br />
zamrożony schab z kością.<br />
siedzimy na kamieniach rozprawiamy o szczęśliwym życiu Sokratesa<br />
o zadumie Marka Aureliusza o prawie boskim u Sofoklesa.<br />
czerpiemy przyjemność z rozsypanego koszyka malin<br />
i cierpienia poetów na emigracji<br />
tego nauczamy i do takiego życia prowadzimy<br />
do życia na śmierć.<br />
polityka<br />
to nie jest tak że nie mam własnych poglądów<br />
staram się po prostu słuchać i wyciągać wnioski<br />
w chwili gdy akurat nie trzęsie się ziemia<br />
wychodzę na ulicę korzystam z wolnego powietrza<br />
i ptaków przesuwanych na przezroczystych żyłkach<br />
do tych trzech sekund opóźnienia można się nawet przyzwyczaić<br />
do sztuczności już jednak nie<br />
rozmawiam ze sobą i odważnie<br />
wycofuję poprzednie poglądy<br />
mając pewność że między nami<br />
nie padło żadne ważne słowo<br />
nigdy nie wyjawiłem w rozmowie w co wierzę<br />
i za co nie jestem gotów oddać życia<br />
nie jestem gotów oddać czegoś za nic<br />
razi mnie śmierć milionów która nie zmienia<br />
bo nigdy nie istniała i nie będzie istnieć taka zmienna<br />
a znak równości to fantazjomat rysowany na globusie<br />
kolorowymi kredkami<br />
razi mnie oburzenie na ten dyspatriotyzm<br />
dyshonor w literaturze dysproporcje w doborze barw<br />
i brak wartości edukacyjnych<br />
bo (czyż) człowiek nie rodzi się po to by umrzeć<br />
38
depresja. kilka uwag o męskości<br />
statystyki są przerażające<br />
facetom trzydzieści pięć plus wiotczeje i kurczy się.<br />
wiotczeje słońce nad horyzontem<br />
kurczy się pasja do życia.<br />
depresja męska przychodzi na czarno<br />
suka kostucha odbiera zainteresowania<br />
jak zła opiekunka słodycze dziecku<br />
od cukierków robią się dziury w zębach.<br />
to jest problem gdy młodemu facetowi opada<br />
poziom zachwytu nad światem. może nigdy nie był<br />
dostatecznie dobrze ukrwiony przez poezję i inne<br />
podniety.<br />
depresja męska to dziwka nosi małą czarną torebkę<br />
i płytę chodnikową wewnątrz.<br />
niejednego pod sobą miała<br />
wyczołgiwali się na sterydach i w strzępach.<br />
przykre gdy taki młody gość nie dochodzi<br />
do wniosku że przed nim wiele<br />
wyzwań wiele zwycięstw. widzi szare niebo chmury<br />
nie przywodzą na myśl żadnych kształtów.<br />
radziłbym mu jedno. weź do ręki<br />
swoje życie. spuść<br />
z łańcucha wolność. sapiąc ze spełnieniem krzycz<br />
życie jest piękne.
NOWOŚCI WYDAWNICZE<br />
CZĘŚĆ<br />
UROJONA<br />
Paweł Biliński<br />
Wydawnictwo: Fundacja Duży Format<br />
Projekt okładki: Daria K Kompf<br />
Obraz na okładce: Andrzej Biliński<br />
Paweł Biliński - laureat Połowu Poetyckiego (2016),<br />
dwukrotny finalista Konkursu Fundacji Duży<br />
Format na tomik wierszy (2017 i <strong>2019</strong>). Laureat<br />
kilku innych ogólnopolskich konkursów poetyckich.<br />
Wielokrotnie wyróżniany i nagradzany w turniejach<br />
jednego wiersza.<br />
Na przestrzeni lat jego wiersze były publikowane w sieci i drukiem w antologiach.<br />
Administrator i jeden z redaktorów - założycieli portalu poetyckiego poemax.pl.<br />
Zawodowo związany z branżą nowoczesnych technologii. Warszawiak z pochodzenia i zamiłowania, obecnie<br />
zamieszkuje w sąsiedztwie lasów i pól w podwarszawskiej gminie Piaseczno.<br />
przemarzanie<br />
najokrutniejszy miesiąc to jednak grudzień<br />
jeśli wierzyć słowom piosenki i korzeniom drzew<br />
kurczowo wczepionym w martwe trzewia ogrodu<br />
w grudniu miłość jest prawie monochromatyczna<br />
tak mówi widok za oknem i twoje chłodne oczy<br />
gdy padają pytania o początek i koniec<br />
zwłaszcza o koniec<br />
40<br />
a przecież mamy jeszcze w sobie ciepłe miejsca<br />
więc podejdź przyłóż rękę i spróbujmy uwierzyć<br />
że można zostać tak jeszcze przez chwilę<br />
zanim przysypie nas zima<br />
przykryje ziemia
twoje miasto<br />
lubię zwiedzać twoje miasto<br />
godzinami niespiesznie poznawać<br />
łagodne linie rozwidlonych ulic<br />
błądzić po gładkich placach<br />
wzgórzach i wilgotnych zaułkach<br />
w twoim mieście mam ulubione miejsca<br />
dobrze mi znane dzielnice<br />
których długie sine arterie<br />
w godzinach wieczornego szczytu<br />
tętnią od słów i płytkich oddechów<br />
o tej porze twoje miasto<br />
jest pełne drżenia i krzyku<br />
głęboko w ciemnych korytarzach<br />
szybka jazda pociągami metra<br />
trwa aż do świtu przebudzenia<br />
rozprysku światła na końcu tunelu<br />
credo<br />
wierzę w błogość oka wciąż mogącego<br />
w twoim ciele widzieć ślady nieba i ziemi<br />
rzeczy niewidzialne czynić widzialnymi<br />
wiedząc że co już było może zdarzyć się znów<br />
bo ty byłaś pierwsza i ty będziesz ostatnia<br />
dla ciebie są przedświty i wycieki światła<br />
w nasze noce zdyszane pozbawione snów<br />
jak światłość ze światłości wyłaniaj się z mroku<br />
zamieszkaj w moich ustach dotykaj do boku<br />
odbieraj uwielbienie mów mi przez proroków<br />
dziel ze mną chwile które pozostały<br />
spróbujmy ocalić resztki naszej wiary<br />
w ciała dopieszczenie<br />
śniętych obcowanie<br />
grzechów powtórzenie<br />
żywot<br />
wieczny zamęt<br />
zgrzeszyłem<br />
wiem, zgrzeszyłem<br />
treścią<br />
strofą<br />
przecinkiem<br />
i rymowaniem<br />
moja wina, ale niestety<br />
nie żałuję<br />
ciekawe, jak wygląda<br />
piekło poetów<br />
41
Juliusz Wątroba<br />
Juliusz Wątroba ur. w 1954 w Rudzicy, na Śląsku Cieszyńskim. Ukończył Politechnikę<br />
Łódzką. Poeta, prozaik, satyryk, kabareciarz… Debiut liryczny w RADARZE<br />
(1977), satyryczny w SZPILKACH (1977), książkowy w WYDAWNICTWIE ŚLĄSK<br />
(Chwila przemienienia – Katowice 1983.) Opublikował 48 książek (wiersze lityczne<br />
i satyryczne, fraszki, felietony, opowiadania, reportaże, aforyzmy). Autor musicali,<br />
spektakli, programów kabaretowych, tekstów pieśni i piosenek, felietonów…<br />
Setki jego wierszy ukazało się w pismach literackich, kulturalnych, satyrycznych<br />
i w edycjach zbiorowych. Laureat około stu konkursów literackich. W latach 1989<br />
– 2004 współpracował z Polskim Radiem, gdzie jego utwory interpretowali najwybitniejsi<br />
autorzy. Członek kabaretu TON, założyciel i autor kabaretu FANaberie…<br />
Za twórczość literacką otrzymał wiele nagród i wyróżnień, m. in. medal Zasłużony<br />
Kulturze Gloria Artis (2016). Członek ZLP, ZAiKS-u, SAP-u.<br />
Wydawca: Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej. Okładki i ilustracje: Marek Mosor Widget.<br />
Dręczące pytanie<br />
Jeśli wszyscy są od Boga,<br />
skąd dokoła tylu pogan?<br />
Beztalencie<br />
Że był marnym aktorzyną<br />
w polityce grywał jeno.<br />
Dieta cud<br />
O, ty mój biedny świecie,<br />
bądź na bezkrwawej diecie.<br />
Nieprzemakalny<br />
Po impregnacjach prawdoodpornych<br />
kandydat do wyborów zdolny.<br />
44<br />
Zagubiony<br />
W pięknych kobietach<br />
zatracam się stale,<br />
a potem nie wiem<br />
jak mam się odnaleźć.<br />
Grzeszne szczęście<br />
Z propozycji niemoralnych<br />
mamy przyrost naturalny.<br />
Wymarzony prezent<br />
Święty Mikołaj to będzie świętym,<br />
gdy spłacić zdoła me alimenty.<br />
Niewierny opad<br />
Grad<br />
zdrad.<br />
Marzenie nabożnej Bożeny<br />
W niebo ruszę z wikariuszem,<br />
bo z proboszczem tylko poszczę.<br />
Balonik<br />
Śmiał się do rozpuku<br />
póki się nie ukłuł.<br />
Władza idealna<br />
Czy doczekam takiej władzy,<br />
co się sama w areszt wsadzi???<br />
Ambitny plan<br />
Przeciwników zaorać<br />
po wygranych wyborach.<br />
Populista<br />
Kiedy w tłumie<br />
szczekać umie.<br />
Na szczęście<br />
Żadna dyktatura<br />
nie powstrzyma pióra.<br />
To jasne<br />
Świetlanej przyszłości<br />
mrokiem nie wymościsz<br />
W samą porę<br />
Pan Bóg będzie sponsorem,<br />
gdy się w niebo wybiorę…
BŁĄD W SZTUCE<br />
Mariusz S. Kusion<br />
Drugi plan<br />
zbudowano już zegarek z meteorytu<br />
chronologia koroduje w bezimienne dni<br />
po niewidzialnym deszczu<br />
trzeba zdrapywać kałuże<br />
po samą motywację<br />
ostre krople drążą konstrukcję nośną<br />
życiodajna wilgoć pochłania elektronikę<br />
aż fabuła się rozpuści zgęstnieją materie<br />
baterie trzeba ładować – tak mawiają<br />
ci co traktują siebie dość przedmiotowo<br />
wyd. FONT, Poznań <strong>2019</strong>,<br />
red. Łucja Dudzińska, ilustracje Renata Cygan<br />
Mariusz S. Kusion – publicysta, poeta,<br />
animator kultury, działacz organizacji<br />
pozarządowych. Jego wiersze były<br />
publikowane w pismach literackich, antologiach,<br />
wydawnictwach pokonkursowych,<br />
na poetyckich pocztówkach oraz prezentowane<br />
na wystawach w wielu polskich<br />
miastach. Były także tłumaczone<br />
na język angielski i włoski oraz prezentowane<br />
na wystawach. Zainteresowany<br />
fenomenem syntezy sztuk, w swojej<br />
poezji inspiruje się mocno muzyką<br />
i malarstwem. Swoje wiersze o tańcu<br />
określa jako choreopoezja. Pisze teksty<br />
piosenek, a dla higieny psychicznej<br />
również artykuły naukowe. Nagradzany<br />
w konkursach poetyckich, prozatorskich<br />
i recenzenckich, także o zasięgu międzynarodowym.<br />
Zainteresowania dzieli między<br />
literaturę, fotografię, międzynarodowe stosunki<br />
polityczne oraz poznawanie ludzi<br />
i (zwłaszcza współczesnej) historii.<br />
Moje dwumiasto<br />
urodziłem się w mieście przechodnim<br />
nawet Chopin wyjechał tędy za granicę<br />
Zegadłowicz urodził się tutaj w drodze<br />
gdy rodzice wracali po sekretnym ślubie<br />
zawsze była tu rzeka i jakaś granica<br />
nawet pierwsza linia kolejowa w Polsce<br />
gdy Polski nie było na mapie<br />
może dlatego emigruję z siebie<br />
Niezbędnik<br />
bankowe love story skończyło się nagle<br />
wraz z drobną czcionką w kolejnym aneksie<br />
kupiłem instrukcję montażu rzeczywistości<br />
jak mebli z Ikei (aby żyło się lepiej)<br />
łatwiej je sprowadzić niż cud gospodarczy<br />
do państwa nadopiekuńczego<br />
gdzie złote żyły prowadzą donikąd<br />
orientalne bogactwa wylewają się<br />
z serialu w najlepszym czasie antenowym<br />
można spotkać siebie prawie na żywo<br />
dzięki tanim lotom do światów równoległych<br />
umysł powoli przeżuwa i przeżywa od nowa<br />
każde słowa które nie padły choć powinny<br />
podczas publicznej debaty o nowelizacji<br />
w prawie pracy dla zbędnych inteligentów<br />
43
RECENZJA<br />
Danse poeticus<br />
Recenzja tomu poetyckiego Mariusza S. Kusiona<br />
pt. Błąd w sztuce.<br />
Agnieszka Sroczyńska<br />
Mariusz S. Kusion w swoim drugim tomie Błąd<br />
w sztuce wkręca nas w niezłe tango epoki<br />
antropocenu. A zaczyna… mocnym obuchem w głowę<br />
(szczególnie w głowę pisarza), przywołując słowa<br />
osoby prowadzącej spotkanie autorskie: “Jesteśmy<br />
dinozaurami”. Czyli w najbardziej pozytywnej interpretacji<br />
– pisarze (w tym poeci) są gatunkiem<br />
wymierającym. Następnie stawia gorzką tezę, że:<br />
„sztuka/ dawno temu przedawkowała nadzieję” i pozostał<br />
nam pop show 24 h na dobę, co gorsza z aktywnym<br />
naszym udziałem. Rządzą nim prawa rynku.<br />
Przykazanie pierwsze na drodze do odniesienia sukcesu<br />
(również literackiego) brzmi – „sprzedaj siebie”.<br />
„nie od dziś znamy podstawy przedsiębiorczości/<br />
personalny coach wiedzie online przez barykady/<br />
prorok lajfstajlu radzi na blogu – nie pracuj długo/ tylko<br />
wydajnie łap balans lans hajs hejt fejm show” (XYZ).<br />
Poeta, zanurzony po uszy (po przepisy) w tym<br />
świecie „sprzedaj-kup”, wyciąga ironię jak ostatnią broń<br />
w walce o treści. Wylewa się ona z tych wierszy obficie<br />
i pozostawia posmak goryczy. „Kwaśniejemy”, czytając<br />
znajome treści: „demony piszą pamiętniki w wysokich<br />
nakładach” (kwaśnEgo); „rapperzy mamroczą przez<br />
diamentowe zęby/ na temat zasiłku i ojczyzny w szarej<br />
strefie” (Korespondencje); „tańczymy/ społecznościowo<br />
w tańcach indywidualnych” (XYZ).<br />
Poeta zaprzęga do wyrażenia swoich – niemainstreamowych<br />
myśli – rymy. Ale nie stosuje ich regularnie,<br />
tylko podrzuca je to tu, to tam, oddając nimi klimat<br />
top-życia „szybko, łatwo i przyjemnie”. Styl narracji<br />
– ironiczno-rymowany – jest dla mnie najbardziej<br />
wyrazistą cechą tego tomu. Tyle, że nie chce mi się ani<br />
śmiać, ani tańczyć z autorem, bo ten taniec coraz bardziej<br />
kojarzy się z danse macabre. Szczególnie po takich<br />
frazach jak te: „umrzemy jak tarocista po festynie disco/<br />
zanim stworzymy dzieło na umowę zlecenie” (XYZ);<br />
„nie zabijam czasu, zrobił to sam” (Skrót myślowy).<br />
Za to chętnie usiadłabym z poetą gdzieś w ciszy,<br />
z dala od medialno-miejskich szumów (czasem bombardowań),<br />
które opisuje, i porozmawiała z nim.<br />
I chyba właśnie tego ode mnie, jako czytelniczki,<br />
oczekuje. Zaprasza bardziej do dialogu niż do tańca<br />
(indywidualnego czy zbiorowego), kiedy stawia czytelnikowi<br />
pytania: „za co przehandlujesz ostatnią<br />
niedzielę/ z którą twarzą umówisz się na dziewiątą”<br />
(Stopklatka). W innym miejscu pyta bardziej ogólnie:<br />
„czy ktoś jeszcze (p)oszukuje treści”? (Nadrealizm).<br />
Czasem zwraca się wprost z gotową radą: „przytul<br />
kicz poluzuj wąskie horyzonty/ zawsze dostajemy coś<br />
kosztem czegoś” (Nadrealizm).<br />
Punktem zwrotnym w tym „tańcu szaleńców”<br />
staje się dla poety ona – „skomplikowana i bliska jak<br />
Bliski Wschód” (XYZ). Wiersze poświęcone kobiecie<br />
są jedynymi, w których poeta pozwala sobie na trochę<br />
subtelnego liryzmu, ale nie rezygnuje do końca z poprzedniego,<br />
lekkiego tonu: „bądź moim natchnieniem/<br />
spisem treści dobrych wieści/ zachętą obłędną puentą<br />
czasem/ dokonanym nad ranem cichym/ przekonaniem<br />
ramię w ramię” (XYZ). Wiersz kończy się piękną puentą:<br />
„pokaż mi/ swój labirynt”. Poeta przypomina nam, że<br />
w świecie wszechobecnych kamer, podsłuchów, satelit,<br />
które znajdą nas wszędzie, istnieją jeszcze miejsca<br />
dla nich niewidoczne – głęboko w nas. Tylko miłość,<br />
bliskość otwiera do nich drzwi.<br />
„piszę w tobie nowe narracje/ znaczenia umykają<br />
z dreszczem/ po krzywiznach i liniach papilarnych”<br />
(Przeciwległe kontury).<br />
44
WIERSZE NADESŁANE<br />
PRZECIEŻ JESTEM<br />
przyfrunęłaś w moje życie<br />
i zmieniłaś świat mój cały<br />
gdy zbudziłem się o świcie<br />
twoje oczy spoglądały<br />
przyfrunęłaś lotem ptaka<br />
rozjaśniona gwiezdnym pyłem<br />
tak spokojna ufna taka<br />
przecież jestem<br />
przecież byłem<br />
gwiezdny pył wciąż jeszcze świeci<br />
światłem srebrnym i wesołym<br />
wokół rozbawione dzieci<br />
wokół ptaki wokół pszczoły<br />
i ten spokój w sercu w duszy<br />
wyrażany każdym gestem<br />
nic ufności tej nie skruszy<br />
przecież jestem<br />
przecież jestem<br />
nie obawiaj się jesieni<br />
że coś zniszczy że coś zmieni<br />
nie obawiaj się agonii<br />
zaciśniętych mocno dłoni<br />
wspólne modły odczynimy<br />
przed starością i obłędem<br />
nie obawiaj się złej zimy<br />
przecież jestem<br />
przecież będę<br />
---<br />
Tadeusz Knyziak “Coobus” (CHWILE)<br />
GDY PADA<br />
Za oknem ziąb<br />
a komórka<br />
prawie parzy<br />
rozmawiamy<br />
tylko o deszczu<br />
że pada i mokro<br />
a wiatr chłodny<br />
nas w słowach<br />
nie ma<br />
i nagle mówisz<br />
„ubierz się ciepło”<br />
i czuję jak rośnie<br />
odporność<br />
na wszystkie<br />
odległości świata<br />
Wanda „Dusia” Stańczak,<br />
z tomiku „Biała koszula”<br />
45
***<br />
wiesz jak się całuje i ja wiem<br />
chyba to robiłam w życiu najlepiej<br />
choć wydawało mi się że więcej piszę<br />
tony papieru ze szlaczkami liter<br />
coraz bardziej dalekich<br />
rozbiegających się jak mrówki<br />
z rozgrzebanego mrowiska<br />
ktoś włożył do niego kij żeby<br />
przepłoszyć słowa a może to ja<br />
lepsze są żywe pocałunki<br />
usta i tak się kiedyś zamkną<br />
nie tylko nie wpuszczą ciebie<br />
ale ani jednego słowa<br />
które przywoływałam<br />
żeby opisać miłość<br />
bo przecież o nią chodzi<br />
kiedy siedzę naprzeciw i czekam<br />
aż ktoś zdmuchnie kartkę<br />
i zniknie cały świat oprócz nas<br />
przecież po coś z tych pocałunków<br />
zeszliśmy na ziemię<br />
Barbara Gruszka-Zych<br />
TYMCZASEM<br />
Nie znając innych alternatyw<br />
Nie wierząc w lepsze możliwości<br />
Żyjemy w biegu i na raty<br />
Nie rozumiejąc za czym pościg<br />
Dni popręgami wiążą myśli<br />
Gdy gniew zbyt częstym bywa gościem<br />
Bo trzeba wygrać każdy wyścig<br />
Podobno żyć jest wtedy prościej<br />
Lecz w karuzeli ważkich zdarzeń<br />
Jak mucha w sieci gubiąc wątki<br />
Zmieniamy prostą na wiraże<br />
Myśląc – za późno na początki..<br />
Tymczasem w prawie grawitacji<br />
I eugenicznej woli wielkich<br />
Jest zaprzeczenie wyższej racji<br />
I wciąż zapada błędny werdykt<br />
Czas jest wartością drugorzędną<br />
Jakbyśmy mieli go w nadmiarze<br />
A przecież nie jest wszystko jedno<br />
Z jaką nadzieją lgniesz do marzeń<br />
Danuta Zasada „D@Nuta” (Szwecja)<br />
46
FESTIWAL<br />
POEZJI SŁOWIAŃSKIEJ<br />
CZECHOWICE-DZIEDZICE <strong>2019</strong><br />
Renata Cygan<br />
Wrzesień i październik były bogate w wydarzenia<br />
poetyckie. Wśród nich - trzy wyjątkowe<br />
festiwale poezji, w których miałam przyjemność<br />
uczestniczyć. Pierwszy, to festiwal w<br />
Londynie, pod nazwą „Słowiańska Brosza”,<br />
organizowany już od 7 lat, przez Grupę Artystyczną<br />
KaMPe, którą założył i kieruje Aleksy<br />
Wróbel. Drugi, wyjątkowy i niezwykle egzotyczny,<br />
międzynarodowy festiwal poezji odbył<br />
się w Indiach. Teraz tylko króciutka wzmianka,<br />
bo tak wyjątkowe wydarzenie zasługuje na oddzielną,<br />
rzetelną relację, która ukaże się w następnym<br />
numerze Post Scriptum. A dziś parę<br />
słów, na świeżo, z głową pełną wrażeń, o Festiwalu<br />
Poezji Słowiańskiej w Czechowicach-<br />
-Dziedzicach. Była to już piąta edycja. Aura<br />
nam sprzyjała, w pięknych okolicznościach kolorowej,<br />
jesiennej przyrody mogliśmy poczuć<br />
się jeszcze bardziej poetycko i melancholijnie.<br />
Festiwale poezji słowiańskiej na Podbeskidziu<br />
zawdzięczamy Ryszardowi Grajkowi - poecie,<br />
prezesowi SAP-u (oddz. Bielsko-Biała), wspaniałemu<br />
koledze, znakomitemu organizatorowi.<br />
Dał tego dowód po raz kolejny w tym roku. Program<br />
był bogaty, zjechali zacni goście z kraju<br />
i zagranicy. Zaszczycił nas swoją obecnością<br />
znany krakowski poeta Józef Baran, którego<br />
zachwyciła niezwykle rodzinna atmosfera festiwalu,<br />
a nas zachwyciła jego obecność. Z<br />
Bułgarii przyleciał Ganu Ganev (poeta, artysta,<br />
właściciel bajkowej galerii w Belozem, niedaleko<br />
Płowdiwu) i Teresa Moszczyńska-Lazarowa<br />
(tłumaczka). Z Ukrainy dojechali Mykoła<br />
Martyniuk – poeta, prozaik, dziennikarz, krytyk<br />
literacki oraz profesor Dmytro Chystiak,<br />
który czarował śpiewną interpretacją swoich<br />
wierszy. Mnie przypominało to mantrowe recytacje<br />
Josifa Brodskiego (którego nota bene<br />
uwielbiam). Z Anglii dofrunęli Błażej Szuman<br />
i Dorota Gorczynska-Bacik – poetka, aktorka,<br />
malarka i animatorka kultury polskiej w UK,<br />
z Włoch – Joanna Kalinowska, a z Polski cała<br />
plejada pięknych, utalentowanych, cudownych<br />
poetów i poetek, nie sposób ich wszystkich tutaj<br />
wymienić.<br />
Festiwal trwał trzy dni. Było intensywnie, było<br />
gęsto od interesujących spotkań, było ciekawie.<br />
W trzech szkołach w Czechowicach-Dziedzicach<br />
i w Bielsku-Białej uczniowie reagowali<br />
na poezję zaskakująco pozytywnie. Dla<br />
takich chwil warto pisać i pokazuje, że poeci<br />
i poezja wciąż podejmują dialog ze światem.<br />
Młodzież (zachęcona przez nas w poprzednich<br />
latach) nabrała odwagi do pisania wierszy,<br />
ujarzmiania własnych emocji, do wyjścia<br />
z ukrycia, do pokonania własnych barier. To<br />
niezwykłe uczucie, gdy można się przekonać,<br />
że to nasze poezjowanie służy także innym,<br />
szczytnym celom. I tutaj pojawia się refleksja:<br />
nawet dla jednej osoby warto pisać.<br />
Zwieńczeniem festiwalu, przysłowiową wisienką<br />
na torcie, była możliwość zaprezentowania<br />
47
własnej twórczości w legendarnej i magicznej<br />
Piwnicy pod Baranami. Trudno słowami<br />
opisać wyjątkowość tego miejsca. Wciąż<br />
czuje się ducha wspaniałych piwnicznych<br />
artystów, z Piotrem Skrzyneckim na czele.<br />
Mówi się, że poeta poecie wilkiem, że jest to<br />
środowisko hermetyczne, napuszone i nadmuchane,<br />
że dwóch poetów nie może iść<br />
tą samą stroną ulicy. Wisława Szymborska<br />
w odczycie noblowskim napisała: „Dzisiejszy<br />
poeta jest sceptyczny i podejrzliwy<br />
nawet, a może przede wszystkim, wobec<br />
samego siebie”. My na tych spotkaniach<br />
udowadniamy, że wcale tak nie musi być.<br />
Że poeci mogą się ze sobą przyjaźnić,<br />
a nawet pracować przy wspólnych projektach,<br />
że nie są chmurni i nadęci, umieją się<br />
śmiać i czerpać radość z bycia razem.<br />
I tego właśnie, na koniec, życzę wszystkim<br />
środowiskom literackim.<br />
48
16
Himalaje... najwyższe dosłownie i w przenośni<br />
wyzwanie dla wielu ludzi. Szczyty marzeń,<br />
szczyty wzruszeń, szczyty zuchwałości. Dla tych, którym<br />
się udało je zdobyć - również szczyty szczęścia<br />
i satysfakcji.<br />
Moja fascynacja górami zaczęła się, podobnie jak<br />
większość innych, we wczesnym dzieciństwie, gdy<br />
tylko posiadłam umiejętność czytania. Wychowywał<br />
mnie Tata, który był dla mnie największym autorytetem<br />
i guru w wielu dziedzinach, z artystyczną oczywiście<br />
na czele, jako że sam był artystą. On kształtował moją<br />
wrażliwość na piękno i naturę, ale także uczył pokory<br />
wobec losu i umiejętności psychicznego radzenia sobie<br />
w trudnych sytuacjach. Z domu wyniosłam przekonanie,<br />
że niezależnie od sytuacji dam sobie radę. Zapewne<br />
wielką zasługą Taty w rozpalaniu mojej wyobraźni<br />
było podsuwanie mi odpowiednich książek, nie tylko<br />
artystycznych, ale i przyrodniczych czy historycznych.<br />
W domu sporo było też książek podarowanych przez<br />
zaprzyjaźnionych autorów - żeglarzy, podróżników, alpinistów.<br />
Były wśród nich takie pozycje jak Ludzie przed<br />
ścianą, Śniegi pokutujące i Każdemu według marzeń<br />
Andrzeja Wilczkowskiego - inżyniera mechanika, wykładowcy<br />
PŁ, wynalazcy, taternika i alpinisty (między<br />
innymi kierownika wypraw w góry Etiopii i w Hindukusz)<br />
i współtwórcy Studenckiego Teatru Satyry Pstrąg,<br />
z którym związani byli też moi rodzice. Pamiętam rozmowy<br />
o wyprawach Wilczkowskiego oraz innych<br />
znajomych z Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego.<br />
Dodam, że rodzice sami też byli ludźmi o sportowym<br />
zacięciu, co siłą rzeczy przechodzi z pokolenia na<br />
pokolenie. Suma opowieści, przeczytanych książek<br />
i obejrzanych filmów, w tym reportaży Jerzego Surdela<br />
i Szymona Wdowiaka dała fajny konglomerat<br />
zainteresowań. Był nawet taki moment, że pod wpływem<br />
tych reportaży zapragnęłam zostać operatorem wypraw<br />
- dość irracjonalne wówczas marzenie. Tata, który sam<br />
zaczynał karierę jako operator, dość szybko mnie od tego<br />
pomysłu odwiódł. W tamtych czasach byłaby to długa<br />
i całkiem niepewna droga do celu, szczególnie trudna dla<br />
kobiety. Poddałam się.<br />
Dla człowieka z nizin kontakt z górami jest zwykle<br />
sporadyczny, więc nie było żadnej naturalnej pokusy, by<br />
po nich chodzić, ani się wskrabywać. Jeśli jeździliśmy<br />
w góry, to raczej zimą na narty. Jednak kiedyś zdarzyło<br />
się, że Tata wysłał mnie na zimowisko w rejon Jury<br />
Krakowsko - Częstochowskiej. Tam „poczułam zew”.<br />
Dziecięca wyobraźnia, jak wiadomo, podpowiada<br />
czasami głupie pomysły.<br />
Pewnego razu wraz z trzema koleżankami oddaliłyśmy<br />
się niepostrzeżenie od grupy chcąc spenetrować<br />
grotę w ścianie skalnej. Powiązałyśmy ze sobą cztery<br />
robione na drutach szaliki (modne były wtedy takie<br />
dłuuuuugie), i użyłyśmy takiego zestawu jako liny<br />
zabezpieczającej. Cud, że nikomu nic się nie stało. Ja na<br />
dodatek chwilę później obsunęłam się na małym piargu<br />
i rozpędziłam się na tyle niebezpiecznie, że oczami<br />
wyobraźni ujrzałam swój marny koniec w kamiennej<br />
szczelinie. I tym razem szaliki się przydały. To zdarzenie<br />
było dla mnie tak emocjonujące, że utkwiło w pamięci na<br />
długo jako ostrzeżenie. Przez wiele lat góry oglądałam<br />
przez cudzy obiektyw, albo z tras narciarskich. Na<br />
chodzenie po górach właściwie nie było czasu, bo latem<br />
zwykle się żeglowało. Naczytałam, się, naoglądałam,<br />
ale nie miałam wystarczającej determinacji, by góry<br />
zdobywać. W końcu przyszedł czas i na nie, jednak<br />
w wysokich górach raczej już wspinać się nie będę.<br />
Nie mam takiego imperatywu i odstrasza mnie konieczność<br />
bardzo dobrego przygotowania, a także wiele<br />
niedogodności, choćby zimno. Natomiast niższe partie<br />
są na pewno nadal w zasięgu możliwości i chęci.<br />
Właśnie wróciliśmy z mężem z Dolomitów, gdzie jest<br />
sporo górskich tras o różnym stopniu trudności. Mamy<br />
też następne plany. Prawdopodobnie Ladakh.<br />
Wracając do Himalajów...<br />
Rokrocznie kilkaset osób próbuje swoich sił w najwyższych<br />
górach świata.<br />
Dotychczas na 14 najwyższych szczytów (10 z nich<br />
znajduje się w Himalajach), wdrapało się w przybliżeniu<br />
25 tys. osób, z czego tylko na Mount Everest - 5 tys.<br />
Od pierwszego udanego wejścia w 1953 roku góra ta<br />
pochłonęła jednak około 300 ofiar. Góra gór przyciąga<br />
coraz więcej śmiałków, a w tej grupie jest niestety sporo<br />
osób, które nie znają tak naprawdę granicy swoich<br />
możliwości. Inne szczyty również są celem wspinaczy<br />
i także ich zdobywanie dla wielu skończyło się tragicznie.<br />
Trudno ocenić, gdzie jest granica rozsądku, jeśli agencja<br />
zapewnia, że oferuje wszystko, co będzie potrzebne, aby<br />
zdobyć szczyt - tragarzy, jedzenie, tlen, pomoc medyczną<br />
itd. Oczywiście nawet najlepszym zdarzają się tragiczne<br />
wypadki, ale ich liczba szybko rośnie wśród osób słabo<br />
przygotowanych. Co odważniejsi wstają zza biurka i po<br />
uiszczeniu stosownej kwoty ustawiają się w kolejce do<br />
wejścia. Takich to praktycznie wnoszą na szczyt (jeśli<br />
jakimś cudem organizm wytrzyma), ale się nazywa, że<br />
był. Góry są bezlitosne, należy im się najwyższy respekt.<br />
Ciężko jest wyobrazić sobie wspinaczkę w tak trudnych<br />
47
warunkach siedząc w ciepłym domu. Żaden film, ani tym<br />
bardziej zdjęcia nie oddadzą do końca potęgi gór, ani<br />
warunków tam panujących. Tego trzeba doświadczyć<br />
osobiście. Jeśli jest to pasja rozwijana latami, to zapewne<br />
przechodzi się przez kolejne stopnie wtajemniczenia<br />
i jest się przygotowanym do zmierzenia się z najwyższymi<br />
górami, ale jeśli nie... to najlepszą metodą zbliżenia<br />
się do nich jest wybór wariantu „szczebel niżej”, czyli<br />
trekkingu.<br />
Najbardziej popularną trasą jest przejście do bazy<br />
pod Everestem. Obecnie pokonują ją już tłumy turystów,<br />
choć biorąc pod uwagę specyfikę himalajskiego klimatu<br />
(najlepszymi porami trekkingowymi są miesiące kwiecień<br />
i październik), to i tak jest to ułamek procenta ludzkości.<br />
Jest to trasa stosunkowo prosta, nie wymagająca<br />
niczego więcej poza dobrą kondycją fizyczną, a jedyną<br />
prawdziwą przeszkodą zdrowotną staje się tu wysokość.<br />
Choroba z nią związana zwykle objawia się powyżej
3,5 tys. metrów, ale niektórym może dokuczać nawet już<br />
powyżej 2 tys., co w praktyce oznacza, że od początku,<br />
albowiem lotnisko w Lukli znajduje się na wys. 2 860m.<br />
Należy tu dodać, że samo lotnisko już w pewnym<br />
stopniu weryfikuje odwagę delikwenta, jako że jest ono<br />
na I miejscu w rankingu najbardziej niebezpiecznych<br />
lotnisk świata z powodu usytuowania pomiędzy górami<br />
i, co jest z tym także związane, krótkiego pasa startowego<br />
(zaledwie 400 m, nachylonego pod kątem 12 stopni).<br />
Jest w tym trochę przesady moim zdaniem, bo przy złych<br />
warunkach pogodowych samoloty po prostu nie latają.<br />
Cóż wtedy? Są trzy opcje. Jedna to przeczekać, ale<br />
nikt nie zagwarantuje, że się załapiesz na jakiś lot, bo<br />
wszystkie są zwykle w całości wykupione, a ty trafiasz<br />
na koniec kolejki. Druga -helikopterem, które choć próg<br />
pogodowy mają nieco wyższy, to i cenę zdecydowanie<br />
też, a trzecia - pokonać trasę lądem, co zajmuje ok. 4 dni<br />
- częściowo jeepami, ale spory fragment jednak pieszo.<br />
Jeśli już dotarliśmy do naszego punktu wyjścia, czyli<br />
początku kilku tras trekkingowych możemy pozbierać<br />
ostatnie praktyczne rady od powracających i chętnie<br />
dzielących się wrażeniami turystów. Naładowani dobrymi<br />
emocjami wyruszamy na trasę i już po 2 dniach stajemy<br />
oko w oko z jedną z najpiękniejszych gór świata - Ama<br />
Dablam, co w tłumaczeniu z sanskrytu oznacza klejnotnaszyjnik<br />
matki, w domyśle matki gór. Od tego momentu<br />
idziemy wśród ośnieżonych gór, których urok i potęga...<br />
no właśnie... chciałoby się powiedzieć, że zapierają<br />
dech, ale za to jest odpowiedzialne coraz bardziej wraz<br />
z wysokością rozrzedzone powietrze. Trasa do Base<br />
Camp w obie strony zajmuje średnio 14 dni, w tym 2 dni<br />
aklimatyzacyjne. Jeśli nie chcemy wracać tą samą<br />
drogą, możemy zrobić pętlę wokół doliny Solo Khumbu<br />
wybierając na przykład trasę przez trzy przełęcze to<br />
jest Kongma La (5535m), Cho La (5420m) i Renjo La<br />
(4790m), ponoć najbardziej spektakularną na świecie,<br />
ale i dość trudną. Może nie technicznie, raczej chodzi<br />
o wytrzymałość. Kto wszedł na Zawrat - może być spokojny.<br />
Na tę trasę należy przeznaczyć trzy tygodnie, ale<br />
będą to niewątpliwie jedne z najpiękniejszych tygodni<br />
w życiu. Trasę można pokonać w obydwu kierunkach.<br />
Pamiętajmy jednak, że wejście to dopiero połowa sukcesu,<br />
bo zejście bywa równie trudne. Dodatkowo może nas<br />
zaskoczyć „własne życie” gór, a dokładniej lodowców.<br />
Chcąc przejść przez lodowiec może nas zdziwić powstanie<br />
nowego jeziorka, które uniemożliwi dalszy marsz<br />
wybraną trasą i będziemy musieli nadłożyć drogi, by<br />
je okrążyć. Zdarzyło nam się to po zejściu z przełęczy<br />
Kongma La, gdy trawersowaliśmy lodowiec Khumbu.<br />
Wioska Lobuche wydawała się już na wyciągnięcie ręki.<br />
Poszliśmy skrótem, ale w rezultacie napotkania wody<br />
i konieczności powrotu na właściwy szlak dotarliśmy<br />
53
dużo później, niż planowaliśmy. Są też miejsca, w których<br />
trzeba szczególnie uważać, bowiem roztapiający<br />
się w ciągu dnia lód przestaje być spoiwem dla kamieni<br />
i mogą one się przesuwać lub spadać. Tak jest na<br />
przykład na przełęczy Cho La, gdzie powinno się być<br />
w miarę wcześnie z tego właśnie powodu. Mała<br />
dygresja a propos wejść i zejść: nawet jeśli mamy do<br />
pokonania w ciągu dnia niewielką różnicę wysokości,<br />
to zanim dotrzemy z punktu A do B, de facto zrobimy<br />
2-3 razy tyle, choć przewodnik powiedział, że będzie<br />
almost flat. No i oczywiście kiedy nam się wydaje, że już<br />
docieramy na upragniony szczyt wzniesienia, za chwilę<br />
pokazują się za nim następne, często jeszcze wyższe.<br />
W niższych partiach gór musimy jeszcze uwzględnić<br />
częste postoje wymuszane<br />
przez kawalkady mułów i jaków.<br />
Spotkanie z takim obładowanym<br />
zwierzęciem może<br />
być bardzo bolesne, dlatego<br />
lepiej zejść im z drogi. Zasadą<br />
jest, że puszczamy je „po<br />
zewnętrznej”, aby nie zostać<br />
strąconym. Bezwzględne<br />
pierwszeństwo należy im<br />
się także na niezliczonych<br />
wąskich wiszących mostach.<br />
Przyciśnięcie do poręczy<br />
grozi na przykład pogruchotaniem<br />
żeber. Trzeba<br />
sobie przy tym uświadomić<br />
skalę tego transportu. Wszystko,<br />
co jest potrzebne<br />
do życia w górach, poza<br />
54
niewielkimi plonami, jest wnoszone przez tragarzy<br />
i zwierzęta, ewentualnie przywożone helikopterem,<br />
co jest niestety bardzo drogie. Do tego dochodzi ca-ły<br />
ekwipunek wszystkich wypraw. Ponadto paliwo i zaopatrzenie<br />
dla coraz większej ilości turystów. TONY! Te<br />
3 tygodnie wiążą się z jeszcze jednym wyzwaniem, dla<br />
niektórych całkiem poważnym. Jest to brak toalet na<br />
trasie i kiepskie zaopatrzenie w bieżącą wodę, o ciepłej<br />
nawet nie wspominając. Wody wokół w zasadzie pod<br />
dostatkiem, jest jednak pewien szkopuł - zamarza. Bywa,<br />
że w schroniskach zwanych z angielska lodżami, nawet<br />
woda stojąca w beczkach wewnątrz pomieszczenia<br />
zamarza. Pewnego dnia rano sięgnęłam do plecaka<br />
po bidon z piciem...pragnienia jednak nie zaspokoiłam.<br />
Spojrzałam w okno, a na szybach od wewnątrz piękne<br />
mroźne witraże. Należy przy okazji docenić hart ducha<br />
mieszkających tu Sherpów, żyjących w niezwykle trudnych<br />
warunkach, a mimo to miłych i uśmiechniętych. To<br />
jednak jest temat na odrębną opowieść. Zatem, wracając<br />
do higieny, często ogranicza się ona do mokrych<br />
chusteczek. No to teraz wyobraźcie sobie spanie w namiocie<br />
i siusianie przy -40°C, a często i wichurze, albo<br />
śnieżycy. Prysznic jest odległym marzeniem, a samo<br />
zaśnięcie w takich warunkach stanowi wyczyn.<br />
Naprawdę podziwiam wszystkich, którzy idą jeszcze<br />
wyżej, niezależnie od tego, czy z miłości do gór<br />
i niepohamowanego imperatywu zdobycia szczytu,<br />
czy z nieświadomości i chęci sprawdzenia się. W tym<br />
momencie mogę jedynie zaprosić do obejrzenia paru<br />
zdjęć, które mogą rozbudzić wyobraźnię, ale, jak wcześniej<br />
wspomniałam, nigdy nie oddadzą one wrażeń<br />
z osobistego kontaktu z tymi przepięknymi górami.<br />
Fotografie wykorzystane w reportażu wykonała Joanna Nordyńska<br />
18
„Nie biorę za to kasy”<br />
- rozmowa z Renatą Słomkowską,<br />
managerką zespołów rockowych<br />
Renata Słomkowska urodzona w latach siedemdziesiątych (w drugiej<br />
połowie) we Włocławku, gdzie też obecnie mieszka i pracuje. Na co dzień jest<br />
pedagogiem, psychologiem i logopedą. Muzyka towarzyszy jej od dzieciństwa -<br />
w domu zawsze jakaś rozbrzmiewała. Jako mała dziewczynka rozpoczęła naukę<br />
gry na pianinie i dość długo w tym trwała. Potem przyszła kolej na flet, a po nim<br />
bas. Prócz muzyki zgłębia szeroko rozumiany rozwój duchowy.<br />
RENATA SŁOMKOWSKA<br />
57
Jak się zostaje menagerem zespołów rockowych?<br />
Hmm … zapewne trzeba być znanym z obrotności<br />
i gadulstwa (śmiech). U mnie przebiegało<br />
to trochę inaczej. W październiku 2017 roku<br />
zobaczyłam ogłoszenie, że pewien chłopak<br />
– Dawid, szuka basisty, aby stworzyć zespół.<br />
Akurat miałam „na stanie” jednego basowego,<br />
więc odezwałam się. Szybko, bo tego samego<br />
dnia, przyjechali we trzech: Dawid wokal,<br />
Przemo - gitara i Kamil perka. No i się zaczęło<br />
(śmiech). Przemaglowałąm ich w jaki sposób<br />
chcą ten zespół tworzyć, co chcą grać, skąd<br />
teksty itd. Oni chcieli tylko grać. Więc ja<br />
zajęłam się tworzeniem - od nazwy zespołu,<br />
poprzez logo, repertuar, no i oczywiście teksty.<br />
Przychodzi mi to, bo od zawsze pisałam wiersze.<br />
Tak powstał Now We. Oczywiście jestem zołzą<br />
(śmiech) i mocno zagoniłam panów do roboty.<br />
Po miesiącu zagraliśmy pierwszy koncert i to<br />
z sukcesem. Potem w ciągu następnych miesięcy<br />
dochodziło do wymiany składu, ponieważ<br />
chłopaki mieli swoje życie, które kolidowało<br />
z bardzo częstymi próbami. Skład całkowicie<br />
się zmienił. Drugi zespół powstał na prośbę<br />
znajomego. Chciał śpiewać Niemena. Jednak<br />
wśród naszych włocławskich młodych muzyków<br />
to nie te klimaty. Powstał za to Heaven Rock,<br />
zespół coverowy, gdzie gramy dobre kawałki<br />
rockowe typu Lady Punk, Wanda i Banda,<br />
Perfrct, Oddział Zamknięty, Bajm i Manaam,<br />
który równie szybko wypuściłam na rynek.<br />
W obu zespołach grają młodzi ludzie, a mają<br />
takie przyłożenie, że ludziom dech zapiera<br />
(śmiech). Po drodze miałam jeszcze kilka<br />
propozycji bycia menagerem znanych już<br />
zespołów w Polsce, ale to nie jest to, na czym<br />
chcę się skupić. Cieszy mnie pomaganie<br />
młodym, utalentowanym, którzy potrzebują tej<br />
pomocy. Niestety, jeśli nie mają osoby, która<br />
wypchnie ich w świat - większość będzie grała<br />
w garażu.<br />
Czy z tego da się wyżyć?<br />
A z czego w Polsce da się godnie żyć? Nie,<br />
myślę, że nie da się. Menager bierze 20-30%<br />
z zarobku, z koncertu. Pomijając disco polo,<br />
zobacz po ile chodzą bilety znanych<br />
zespołów, takich jak Kobranocka, Sztywny Pal<br />
Azji, Proletaryat i inne - przecież to na nich<br />
wzrastaliśmy. W Polsce nie ceni się artystów.<br />
Ludzie myślą, że to bogaci, nieodpowiedzialni<br />
ludzie, a niestety realia są dość brutalne. Taki<br />
miłośnik rocka niechętnie chce zapłacić 50 zł<br />
za bilet, ale już disco polo bierze nawet i 200 zł.<br />
A ja? Nie, nie jest to dla mnie forma zarobkowa.<br />
Nie biorę za to kasy, dla mnie ważna jest<br />
satysfakcja, że ci młodzi ludzie mają szansę<br />
zaistnieć. Oni często protestują, a ja się wtedy<br />
śmieję, że jak będą gwiazdami zarabiającymi<br />
dużooo, to wtedy ich podliczę (śmiech).<br />
Moja stajnia?<br />
Jest jak rodzina. Oba zespoły przyjaźnią<br />
się ze sobą i spędzają dużo czasu. Jak już<br />
wspomniałam na początku Now We to zespół,<br />
który gra autorskiego rocka. Jak to się odbywa?<br />
Chłopaki przyjeżdżają, rozstawiają instrumenty,<br />
oczywiście u mnie w domu, i zaczynają grać.<br />
Jeden zapoda jakiś rif, drugi podłapuje potem<br />
dołączają kolejni i powstaje muzyka. A ja<br />
piszę teksty. Nieraz podkładamy tekst, który<br />
jest gotowy pod muzykę, a nieraz - jak to<br />
w przypadku barowej dziewczyny, czy<br />
grzecznych chłopców i niegrzecznych dziewczynek<br />
- słyszę muzę, rify i zapala mi się<br />
lampka. Biorę papier, ołówek i piszę na biegu,<br />
w trakcie, kiedy oni grają. Inaczej jest z Heaven<br />
Rock. Tam gramy covery rockowe. Zespół nie<br />
wymaga aż takiej inicjatywy z mojej strony,<br />
choć lubią, gdy jestem z nimi (śmiech).<br />
Na to, że mogę dobrze spełniać się w roli<br />
menagera, wpływa to, iż znam się z wieloma<br />
już obytymi muzykami i zespołami, a przy tym<br />
58
mam zdolności komunikacyjne i jak to na kobietę<br />
przystało - gdzie wypchną mnie drzwiami, tam<br />
wejdę przez dziurkę od klucza.<br />
Ekscesy muzyków?<br />
Oj to temat rzeka, a jednocześnie bardzo<br />
kontrowersyjny. Mogłabym przytoczyć setki ekscesów<br />
różnych zespołów. Ale wbrew opiniom,<br />
z wiekiem wszyscy dorośleją i większość<br />
tych niegrzecznych chłopców dorasta i po<br />
koncertach grzecznie wraca do rodzin. Jak<br />
się odnajduję? Wcale. Nie bawi mnie to. Może<br />
już nie ten wiek, może wysoka świadomość...<br />
I inna kultura. Mam duży szacunek do siebie<br />
i nie przebywam w takim towarzystwie.<br />
Jestem oczywiście tolerancyjna i jeśli ktoś<br />
ma potrzebę takiego spędzania czasu po<br />
koncertach - rozumiem, ale ja nie muszę<br />
w tym uczestniczyć. U nas to się odbywa inaczej.<br />
Od początku dbam o to, aby moi podopieczni<br />
wiedzieli, że do tworzenia i świętowania<br />
sukcesu nie potrzebne są używki w nadmiarze.<br />
Próby zawsze są bezalkoholowe - to warunek<br />
konieczny i bezdyskusyjny, zresztą oni sami<br />
wiedzą, jak się kończy koncert pod wpływem.<br />
Często ich zabieram na różne koncerty innych<br />
zespołów i tych, gdzie muzycy wychodzą na
scenę pod mniejszym lub większym wpływem.<br />
To widać i słychać. Moi muzycy są dalecy od tego<br />
i wierzę, że te lekcje zachowają na przyszłość.<br />
Inaczej sprawa się ma po koncertach. Tak,<br />
świętujemy, ale delikatnie - oczywiście ci pełnoletni.<br />
Robimy wtedy after party u mnie lub<br />
zostajemy w swoim gronie tam, gdzie gramy.<br />
Małe piwko i omawiamy koncert, co było dobre,<br />
co zawalone. Na bieżąco, pod wpływem emocji.<br />
Ha! Sprostowanie – oni piją piwko, ja wodę, bo<br />
zwykle prowadzę busa (śmiech).<br />
Moje marzenie?<br />
Hmm, zawodowe, oczywiście dotyczy zespołów.<br />
Chcę, aby byli rozpoznawalni, aby<br />
osiągnęli sukces, ale też, by przy tym nie zgubili<br />
zdrowego rozsądku. A prywatnie ...To ciężkie<br />
pytanie. Moje życie prywatne od jakiegoś<br />
czasu nie istnieje. Smutne to, ale takie są realia<br />
- 24h na dobę jestem na łączach, sprawy<br />
z zespołami, załatwianie koncertów, nagrywanie<br />
płyt itp. Kontakty z innymi ludźmi z branży,<br />
gdzie zazwyczaj to mężczyźni, jak wiesz, nie<br />
ułatwiają życia prywatnego. Tak - marzę o stabilizacji<br />
i spokojnej przystani. Dlatego też nie<br />
podejmuję się innego zespołu. Moje „dzieci” są<br />
już na etapie samodzielności i wkrótce będę<br />
mogła ich opuścić. Znaleźć swoją przystań.<br />
Hahaha! Zdradzić coś pikantnego, mówisz?<br />
Ależ nie ma takich rzeczy. Jestem zimna jak<br />
lód i twarda jak skała. A tak poważnie, nie<br />
pozwalam sobie na pikanterię. Jeśli ktoś z racji<br />
tego, że jestem kobietą nie traktuje mnie<br />
poważnie i stosuje jakieś umizgi, szybko sprowadzam<br />
go na ziemię. Widzisz, nie jestem<br />
zabawna. Ale jest anegdotka, która krąży po<br />
sieci, a którą często przytaczam. Jak ktoś<br />
pyta, co robi taki menager zespołu, to zawsze<br />
odpowiadam: załatwi koncert, zbiera kasę<br />
i ucieka z dziewczyną frontmena (śmiech).<br />
Oczywiście wielu nie rozumie, bo owa<br />
anegdota tyczy się menegerów płci męskiej.<br />
Talent?<br />
Talent mają nieliczni. Wielu młodych muzyków<br />
jest zafascynowanych życiem gwiazd,<br />
które pokazują w sieci i TV. Nie znają realiów.<br />
Biorą instrument, uczą się grać, tworzą zespoły<br />
i myślą, że im też się uda. No i niektórym się<br />
udaje. Czemu? Właśnie tu chodzi o znajomości,<br />
zarówno po stronie ich samych, jak i menagera.<br />
Tak powstają zespoły jednego sezonu. Nagłe<br />
buuum, a potem cisza w eterze. Ja wolę powoli,<br />
krok po kroku a do celu długotrwałego. Jestem<br />
świadoma, że przed moimi muzykami jeszcze<br />
sporo zgrania, ćwiczenia i obycia.<br />
Jak wygląda mój dzień?<br />
To zazwyczaj praca zawodowa, a po niej<br />
jest „maneger”. Choć często się zdarzało,<br />
że musiałam załatwiać coś na biegu, maile,<br />
telefony. Ale nie jest źle, wbrew pozorom mam<br />
dużo czasu też dla siebie. Jestem dobrze<br />
zorganizowana. Moi synowie na tym nie<br />
cierpią - chyba. Sprawy muzyczne załatwiam<br />
między innymi czynnościami. Wymaga to<br />
oczywiście stałego kontaktu z telefonem<br />
lub laptopem, ale da się wszystko pogodzić,<br />
trzeba tylko chcieć. Najwięcej czasu<br />
zajmują próby i pisanie tekstów. Tu już muszę<br />
być na wyłączność. Ciężko jest też w sezonie<br />
z jakimikolwiek wyjazdami prywatnymi. Akurat<br />
ten sezon był obfity, miałam oddech<br />
raptem jeden weekend. Jednak przede mną<br />
perspektywa długiego wypoczynku. A co potem?<br />
Czas pokaże.<br />
Dziękuję za rozmowę.<br />
Z Renatą Słomkowsk rozmawiał Jarosław Prusiński.<br />
60
Robiłam wiele,<br />
żeby nie zostać artystką<br />
– wywiad z Mają Borowicz<br />
Maja Borowicz jest malarką, grafikiem, artystką.<br />
Maluje obrazy techniką olejną wpisujące się w nurt<br />
surrealizmu, na granicy realizmu magicznego i realizmu<br />
emocjonalnego. Wszystkie dzieła powstają z połączenia<br />
wyobraźni, talentu i tradycyjnego rzemiosła malarskiego.<br />
Widzowie oprócz doskonałego kunsztu dostrzegają w jej<br />
pracach głęboki mistycyzm i emocjonalność odnosząc<br />
wrażenie, że ich dusze zostają zabrane w wędrówkę<br />
w czasie i przestrzeni, gdzie mogą przeżywać historię<br />
bohaterów ukazanych na obrazach artystki.<br />
Na swoim koncie ma wiele wystaw indywidualnych<br />
I zbiorowych w Polsce i zagranicą. Jest laureatką licznych<br />
międzynarodowych konkursów artystycznych,<br />
między innymi Art Revolution Tajpej 2014 na Tajwanie<br />
oraz Spectrum Miami 2018, USA.<br />
Przyznam, że bardzo zależało mi na tym, żebyś<br />
zagościła na naszych łamach. Noszę w sobie obrazy,<br />
które staram się malować słowami. Niektóre z Twoich<br />
dzieł są tym, co jest w mojej głowie, w moim sercu.<br />
Ty te obrazy jakimś cudem odnalazłaś i wydobyłaś.<br />
Przyjmij wyrazy mojego absolutnego podziwu dla<br />
talentu i wra-żliwości, którymi obdarzyła Cię Natura.<br />
Bardzo dziękuję za zaproszenie i uznanie. Z tym,<br />
że ja wcale nie uważam, że mam jakiś szczególny<br />
talent. Bo czym tak naprawdę jest talent? Ty już kiedyś<br />
o tym pisałeś, ja uważam bardzo podobnie. To wektor,<br />
składający się z drobnych cech, jak cierpliwość, sposób<br />
myślenia, zdolności manualne, no i może ta wrażliwość,<br />
o której wspomniałeś. Ja tę wrażliwość u siebie często<br />
62
porównuję do fal tsunami. Takie fale przychodzą, suną<br />
powoli przez morza i oceany, nabierają wysokości<br />
i prędkości, a docierając do lądu niszczą wszystko na<br />
swojej drodze. Nie ma takiej zapory, zbudowanej przez<br />
człowieka, która zatrzymałaby tsunami… i ja też jej nie<br />
mam. Ta wrażliwość, może być darem lub przekleństwem.<br />
Zatem tymi cechami obdarzyła mnie Natura, ale tak<br />
naprawdę to nieprzychylność środowiska sprawiła,<br />
że całość objawiła się w taki sposób. I wcale mnie nie<br />
dziwi, że to, co maluję, to obrazy, które również Ty nosisz<br />
w sobie. Ponieważ los rzucił nas w podobne kulturowo<br />
i historycznie miejsce. Nie raz obcowałam z twórczością<br />
artystów z różnych rejonów świata i doszłam do<br />
wniosku, iż twórcy z naszego kręgu kulturowego są<br />
obdarzeni wyjątkową w skali światowej wrażliwością,<br />
umiejętnością kreowania symboli, tworzenia, wymyślania,<br />
opowiadania nieprzeciętnych treści. Jedyny kłopot jaki<br />
mamy, to to, że z tymi niezwykłymi przekazami, nie<br />
wpisujemy się w ogólnie panujący nurt światowy. Wobec<br />
tego, mówię: “trudno, inaczej nie potrafię, co poradzić na<br />
to, że cały świat się myli…” Był taki człowiek, nazywał się<br />
Kopernik. Jego przykład pokazuje, że czasem cały świat<br />
się myli, a jedna osoba może mieć rację.<br />
Z tym Kopernikiem, to bym nie przesadzał. Już<br />
starożytni Grecy, a nawet wcześniejsze cywilizacje<br />
wiedziały to, co Kopernik ogłosił tysiące lat później.<br />
Epikur w listach do Herodota (w IV wieku przed naszą<br />
erą) wyraził pogląd o nieskończoności wszechświata.<br />
Dla astronoma z Torunia kończył się on na Układzie<br />
Słonecznym. Ale z pewnością Mikołaj Kopernik<br />
miał odwagę iść pod prąd głównego, obowiązującego<br />
wówczas nurtu.<br />
Dostałaś tak wiele międzynarodowych nagród, że<br />
trudno je wszystkie wymienić. Która z nich jest dla<br />
Ciebie najważniejsza?<br />
To prawda, trochę się uzbierało. Najważniejsza jest<br />
ta, dzięki której odbiorcy w ogóle mogli zapoznać się<br />
z moim malarstwem. To był Art Revolution Taipei, Tajwan,<br />
2014 rok. Pierwszy raz, gdy pokazałam publicznie to, co<br />
maluję i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to właśnie<br />
się ludziom podoba. Do tego czasu żyłam w przekonaniu,<br />
że to, co tworzę, to nic wielkiego, że przecież każdy<br />
może sobie coś takiego wymyślić i namalować. Poza<br />
tym ten moment był specyficzny, bo wywrócił moje<br />
życie o 180 stopni. Wcześniej wiele robiłam, by nie<br />
zostać artystą, a wydarzenia i ludzie, którzy mnie<br />
otaczali utwierdzali mnie w tym, że bycie artystką to<br />
nie jest dobra droga. Bo artyści są dziwni, bo sobie nie<br />
radzą w życiu, bo najważniejsze to mieć stałą pracę<br />
i założyć rodzinę! Zmarnowałam na to piękniejszą połowę<br />
swojego życia i nic mi z tego nie wyszło. Z perspektywy<br />
czasu mogę przyznać, że to postępowanie było wbrew<br />
Naturze. Widząc główne ulice wielomilionowego Taipei<br />
udekorowane flagami z moim obrazem, plakaty, bilbordy,<br />
osoby wzruszające się nad moimi obrazami i czekające<br />
w kolejce po autograf, musiałam przyznać, że jednak<br />
jestem artystką. Ten zwrot w moim życiu dał mi poczucie<br />
wolności. Przestałam próbować wpasowywać się w cokolwiek,<br />
zaczęłam otwarcie zadawać trudne pytania<br />
i negować rzeczy narzucane przez kogokolwiek. Ponad<br />
to na Tajwanie miałam przyjemność poznać trochę<br />
kulturę Tajwańczyków. Okazała się ona tak wysoka, że<br />
wbiła mnie w osłupienie. Wzbudziło to mój ogromny<br />
podziw. Było jak powiew świeżej bryzy znad oceanu –<br />
zrozumiałam, że moja dotychczasowa wiedza o świecie<br />
jest niczym. Od tej pory zaczęłam poznawać zupełnie<br />
inne osoby, niż przez całe moje dotychczasowe życie.<br />
Poczułam się jak słodkowodna ryba, którą właśnie<br />
wyjęto ze słonego oceanu i wpuszczono do mazurskiego<br />
jeziora.<br />
Na swojej stronie pisałaś, że Natura nie tylko<br />
obdarzyła Cię dobrymi rzeczami. Jak to zwykle z Naturą<br />
bywa, okazała się wredna. Powiesz coś o swojej<br />
chorobie?<br />
Czy Natura jest wredna? Raczej nie użyłabym<br />
tego sformułowania, to ludzie potrafią być wredni, nie<br />
Natura. Natura jest… przypadkowa, ale czysta w swoich<br />
intencjach. Natura próbuje różnych form i kombinacji,<br />
by przetrwać. Jeśli mielibyśmy rozmawiać o chorobach<br />
i moim życiu, to musielibyśmy poświęcić na to raczej całą<br />
książkę. Nie będę zatem rozwodzić się nad wszystkimi<br />
diagnozami, jakie usłyszałam i wpływem, jakie one miały<br />
na moje życie. Choć miały podstawowe i ogromne.<br />
Ale jedną z najważniejszych rzeczy, jakie dostałam od<br />
Natury, to wrodzona nietolerancja na gluten. Ponieważ<br />
jednak urodziłam się w mrocznych czasach zacofania,<br />
nikt nie potrafił tego zdiagnozować. Więc życie poznawałam<br />
od szpitali, przychodni, sanatoriów, bólu<br />
i nieustających kłopotów ze zdrowiem. Jeśli dorzucimy<br />
do tego okres socjalizmu i przemian po 89 roku, czyli<br />
niedouczonych lekarzy, którym i tak pensja się należy,<br />
szpitali i sanatoriów przypominających bardziej zakład<br />
poprawczy niż instytucje ratujące życie dzieci - mamy<br />
gotowy scenariusz na dobry dramat filmowy. Gdyby nie<br />
fakt, że to chodziło o moje życie, może nawet chętnie<br />
bym ten film obejrzała. Czasem się śmieję, że jestem kolejnym<br />
ogniwem ewolucji między człowiekiem a czymś,<br />
co jest przyszłością człowieka. Mój organizm traktuje<br />
gluten jak arszenik, jak truciznę nawet w śladowych<br />
ilościach. Mało kto wie, że aktualnie gluten (czyli cząstki<br />
mąki pszennej) jest dodawany prawie do wszystkiego<br />
jako “ulepszacz”, np.: do serów, galaretek, soków, wędlin,<br />
63
przypraw, itp. Wobec czego zmuszona jestem odrzucać<br />
niemal wszystkie produkty, które można znaleźć na<br />
półkach w supermarketach, więc na pewno nie dam się<br />
wykończyć firmom produkującym żywność.<br />
W dzisiejszych czasach, dobie niby dostępu do<br />
wszelkich dobrodziejstw, takie restrykcyjne ograniczenia<br />
uczą pokory. Odkryłam, że jem po to by przeżyć, a nie żyję<br />
po to by jeść. Odkryłam też, że nie ma czegoś<br />
takiego, jak równość i sprawiedliwość. Odkryłam również,<br />
że jedyną słuszną i najlepszą drogą jest branie<br />
odpowiedzialności za siebie i swoje czyny. Moje potrzeby<br />
są tak niecodzienne i indywidualne, że nie ma takiego<br />
programu socjalnego, którym ktokolwiek byłby w stanie<br />
mnie przekupić. Z tego jestem dumna. Wiem też, że to<br />
ludzie (a nie Natura) i systemy przez nich stworzone<br />
zafundowali mi ogrom przykrych doświadczeń oraz<br />
napiętnowali mnie dziwnymi etykietami, które ciężko<br />
zliczyć. Większość życia spędziłam na terapiach,<br />
ucząc się patrzeć na świat oczami otaczających mnie<br />
ludzi. Tę lekcję też odrobiłam, niejednokrotnie zyskując<br />
zachwyt nad moją osobą (osobowiścią), jakobym była<br />
najnormalniejszą osobą na świecie, z którą chce się<br />
przebywać i przyjaźnić! Zawsze mnie to bardzo bawi,<br />
ponieważ osobiście nie znam osoby z większym bagażem<br />
doświadczeń w dziedzinie zdrowia psychicznego niż ja<br />
sama.<br />
Rozmawialiśmy jakiś czas temu o tym, że Twoja<br />
droga do profesjonalnego malowania nie była usłana<br />
różami. Starałaś się o jakieś granty z Ministerstwa<br />
Kultury?<br />
Moja droga do profesjonalnego malowania zaczęła<br />
się dosyć wcześnie, gdy nie zostałam przyjęta do liceum<br />
plastycznego. Wtedy zrozumiałam, że bycie artystką,<br />
to coś więcej niż talent. To sztuka spełniania pewnych<br />
ról społecznych, umiejętność wpisywania się w pewne<br />
ramy. Zrozumiałam też, że nie wpiszę się w te ramy,<br />
a tym samym zrozumiałam, że nie będę nigdy artystką.<br />
Potem już robiłam wszystko, by nią nie zostać. No<br />
i prawie mi się udało. Gdyby nie to, że pewnego dnia w<br />
2014 roku odbiorcy pokochali moje obrazy. I tu jest jedna<br />
z rzeczy, których nigdy nie zrozumiem w społeczeństwie<br />
- dużo osób daje mi wsparcie, chcą oglądać moje obrazy,<br />
chcą żebym malowała. Ale z drugiej strony - stworzyliśmy<br />
system społeczeństwa, w którym odrzuca się takie<br />
jednostki jak ja. Odrzuca się je za nasze ciężko<br />
zarobione podatki, czyli sami sponsorujemy to, że ludzie<br />
są odrzucani, segregowani i spisywani na straty. To jest<br />
dla mnie niezrozumiałe, to się po prostu nie składa. Tak.<br />
Wiele razy poszukiwałam wsparcia w systemie dla moich<br />
artystycznych działań. Szczególnie przy wygranych<br />
konkursach, czy w kontakcie z innymi artystami i or-<br />
64
ganizacjami. Zarówno na poziomie lokalnym, jak i na<br />
najwyższym (mam na myśli Urząd Prezydenta II RP).<br />
Niezależnie od zdobytych wyróżnień, wystaw i jakości,<br />
którą tworzę, nigdy nie otrzymałam wsparcia od<br />
żadnej państwowej instytucji dedykowanej działaniom<br />
artystycznym, a było tego co najmniej kilkanaście prób.<br />
To nauczyło mnie, że jedyną wartością jest wsparcie<br />
od osób i inicjatyw indywidualnych. Na przykład mam<br />
zaprzyjaźnioną Fundację Twoje Dziedzictwo, która<br />
zajmuje się unikatową Kulturą Polską i która mnie<br />
wspiera w miarę możliwości. Mam też rosnące grono<br />
kolekcjonerów, właścicieli galerii oraz odbiorców, którzy<br />
również okazują mi ogromne wsparcie. W ten sposób<br />
zrozumiałam, że ważniejsi są indywidualni ludzie niż<br />
instytucje, które zmuszani jesteśmy sponsorować w podatkach.<br />
I życzyłbym sobie, by w przyszłości pieniądze,<br />
za które sponsorujemy owe instytucje, zostawały<br />
w naszych kieszeniach. Wierzę w mądrość i wolność<br />
ludzi. Wierzę, że odbiorcy sami wiedzą, co im się podoba,<br />
co chcą czytać i oglądać i nie potrzebują do tego żadnych<br />
odgórnych instytucji, które wskażą im, czym mają się<br />
zachwycać, a czym nie.<br />
Zanim usiądę do pisania układam sobie w głowie<br />
sceny. Właściwie one same do mnie przychodzą, a ja<br />
staram się je tylko zapamiętać, potem opisać. A jak<br />
to jest u Ciebie?<br />
Myślę, że jest podobnie tylko ja nie muszę ich<br />
opisywać. Jest taka teoria, na temat tego, jak każdy<br />
z nas widzi świat. Niektórzy ludzie “widzą” go za pomocą<br />
słów, inni obrazów, a jeszcze inni jako ciąg zdarzeń,<br />
czy według tego, co usłyszą, itp. Ja każdą rzecz widzę<br />
za pomocą obrazu, np. jak czuję złość, to w głowie<br />
wyświetla mi się obraz, jak widzę jakiś napis, np.: „koń”,<br />
to od razu w głowie wkleja mi się zdjęcie konia - bez<br />
tego obrazu samo słowo nic nie znaczy. Więc mam<br />
w głowie same obrazy, umysł wypełniony zdjęciami<br />
i ilustracjami na wszystko. Tak jak mówisz, one same<br />
przychodzą. Tyle tylko, że już nie muszę ich opisywać.<br />
Muszę je za to wydobyć na światło dzienne, malując…<br />
i tu jest zderzenie z rzeczywistością, bo ciągle uważam,<br />
że moje umiejętności manualne są zbyt niedoskonałe, by<br />
oddać to, co mam w głowie. Zdaje mi się, że Ty również<br />
tak pisałeś o swojej twórczości. Z pokorą przyjmuję to<br />
i wciąż się uczę, jak malować lepiej.<br />
65
Poza tradycyjnym malarstwem olejnym próbujesz<br />
też innych technik. Co to jest Giclee?<br />
Giclee nie jest jakąś szczególną techniką. W skrócie<br />
polega na powielaniu za pomocą farb pigmentowych<br />
danego obrazu na płótnie przy użyciu odpowiedniego<br />
plotera. Przeważnie artyści stosują tę metodę do uzyskiwania<br />
limitowanych serii odbitek swoich obrazów. Ale<br />
tym przede wszystkim zajmują się wyspecjalizowane<br />
drukarnie.<br />
To co mnie zajmowało i zajmuje wśród wszystkich<br />
technik tradycyjnych, to najbardziej ukochane przeze<br />
mnie szkice ołówkiem lub tuszem, tłuste pastele i malarstwo<br />
akrylowe aerografem, pozwalające na uzyskanie<br />
idealnych przejść tonalnych. Natomiast miałam w życiu<br />
przyjemność pracy przy filmach animowanych i fabularnych.<br />
Tam to dopiero jest przestrzeń na nowe<br />
techniki! By pracować przy filmach musiałam nauczyć<br />
się posługiwać wyspecjalizowanymi narzędziami takimi<br />
jak: tablet graficzny wacom oraz skomplikowanymi<br />
programami służącymi do rysowania, modelowania,<br />
generowania efektów specjalnych, składania i ożywiania<br />
rysunków w formie nagrań, itp. Świat filmowy i to, co<br />
tam się tworzy na potrzeby zachwycenia widza, to<br />
dopiero przygoda! Ale, by w niej uczestniczyć trzeba<br />
mieć ogromną wyobraźnię, widzieć obrazy zanim one<br />
powstaną na ekranie, mieć wyrobioną rękę i oko oraz<br />
posługiwać się tak wyspecjalizowanymi programami,<br />
o których istnieniu wiedzą tylko osoby z branży. To<br />
dopiero nazywam innymi technikami.<br />
Są malarze, którzy w celu szokowania malują<br />
własną krwią albo odchodami. Co Maja Borowicz<br />
mogłaby zrobić, żeby zaszokować? Czy w ogóle<br />
warto iść tą drogą? Sztuka w zasadzie powinna<br />
szokować, ale czy za wszelką cenę?<br />
Nie zgodzę się z Tobą, że sztuka powinna szokować.<br />
Dużo nad tym myślałam (zresztą zawsze nad wszystkim<br />
długo myślę, analizuję i uważam, że to jest jedyny<br />
słuszny sposób postępowania) i doszłam do wniosku, że<br />
rolą sztuki nie jest szokowanie. Rolą sztuki jest mówienie<br />
o rzeczach ważnych i istotnych, uczyć, sprawić, by<br />
odbiorca zatrzymał się na chwilę i zastanowił. Rolą<br />
sztuki jest poruszyć najczulsze struny uczuć odbiorcy<br />
tak, by zapamiętał to, co przeczytał lub obejrzał,<br />
najlepiej do końca życia. W czasach, w których żyjemy<br />
ludziom wydaje się, że zapamiętamy to, co nas szokuje.
I zewsząd, kto tylko może, stara się nas szokować:<br />
reklamy, nagłówki gazet, tak zwani celebryci. Zatem<br />
szokowanie jest już tylko starym, wytartym schematem,<br />
do którego większość ludzi się już przyzwyczaiła. Ale<br />
świat idzie do przodu, według mnie trzeba czegoś więcej,<br />
by poruszyć ludzkie serca i umysły.<br />
Co do “malowania” własną krwią czy odchodami,<br />
to nie jest nic nadzwyczajnego. Od tysięcy lat ludzie<br />
to robią, od czasów prehistorycznych nasza planeta<br />
jest przepełniona krwią, rozlewaną w ten czy w inny<br />
sposób, podobnie jak naszymi odchodami. I jakoś nasi<br />
mądrzy przodkowie nie musieli nazywać tego sztuką. Na<br />
drodze do swojej twórczości spotkałam kilka osób, które<br />
zwróciły mi uwagę na pewne rzeczy. Jedną z nich jest<br />
taka prawda: „Nigdy nie twórz rzeczy, którą może zrobić<br />
ktoś inny, nie twórz rzeczy, które już dawno były”. I tym<br />
się kieruję, ponieważ widzę, że to ma wartość - po co<br />
mam malować własną krwią, skoro może to zrobić każdy<br />
i to już było nawet robione tysiące lat temu?<br />
Przykładów tego typu na całym świecie jest pełno.<br />
Staram się trzymać z boku i zawsze zadawać sobie<br />
pytanie: “Po co ktoś robi to, co robi?“ Jeśli autor może<br />
opowiedzieć o swojej sztuce tyle, że “chce szokować”, to<br />
nie jest to żadna odpowiedź, bo takiej mogę oczekiwać<br />
od reżysera taniej reklamy, ale nie od twórcy, który<br />
aspiruje do tego by jego nazwisko było wymawiane<br />
w jednej linijce z Michałem Aniołem czy Leonardo da<br />
Vinci.<br />
Zatem staram się nie szokować, nie być dostawcą<br />
taniej rozrywki. Moje myśli i moje życie jest dla mnie<br />
za cenne na takie banały. Staram się stworzyć za to<br />
bezpieczną przestrzeń dla siebie i odbiorców, w której<br />
będziemy mogli przeżywać i odkrywać podstawowe, ale<br />
i najważniejsze wartości w naszych życiach.<br />
Są pomysły, którym nie pozwalam wyjść na światło<br />
dzienne, np. druga część opowieści o Sumerach,<br />
która pokazywałaby bardziej szczegółowo ich<br />
podejście do erotyki. Czy Ty nosisz w głowie jakiś<br />
obraz, którego nie masz odwagi namalować?<br />
Tak, noszę w sobie obrazy, których nie namalowałam<br />
i nie wiem, czy kiedykolwiek je namaluję. Ale nie jest to<br />
kwestia odwagi, tylko tego, że nie znalazłam jeszcze<br />
najlepszej formuły na przekazanie tego. Na przykład:<br />
mam w sobie obrazy przedstawiające trudne uczucia<br />
frustracji, złości lub gniewu. Ale te obrazy oceniam jako<br />
banalne. Nie znalazłam jeszcze sposobu na finezyjne,<br />
piękne, mądre, nieoczywiste przedstawienie tych uczuć.<br />
Więc daleka jestem od ich malowania. To dotyczy naszej<br />
rozmowy powyżej – nie sztuka nabazgrać coś krwią na<br />
czerwono, bo czujemy się rozdrażnieni w danej chwili.<br />
Sztuka - ubrać to w taką formę, by mimo niepokoju<br />
odbiorcy nie mogli oderwać wzroku od tego obrazu. By<br />
patrząc na niego mogli przeżywać te trudne uczucia<br />
w bezpieczny sposób. By nie pobudzał ich do przykrych<br />
67
czynów, ale żeby zobaczyli, że nie tylko oni przeżywają<br />
trudne uczucia, że każdy ma do tego prawo i że tu mają na<br />
to bezpieczną przestrzeń, przyzwolenie, by przeżyć je w<br />
piękny sposób nie czyniąc nikomu krzywdy, nie szokując<br />
i nie obrażając. Myślę, że to bardzo trudne wyzwanie, bo<br />
w dzisiejszych czasach nie ma przyzwolenia na bunt, na<br />
złość, na agresję. A to są też normalne, ludzkie uczucia,<br />
które potrzebują przestrzeni na swoją ekspresję.<br />
Pogubiliśmy się gdzieś w tym, że trzeba wszystko<br />
tolerować tak bardzo, że wstydzimy się przyznawać do<br />
trudnych uczuć z obawy, że kogoś obrazimy i zostaniemy<br />
napiętnowani społecznie. Stworzyć piękną przystań dla<br />
takich uczuć i emocji odbiorcy to mega wyzwanie dla<br />
mnie, któremu nie wiem, czy podołam. Natomiast swoją<br />
drogą uważam, że erotyka to nie jest nic niezwykłego, nic<br />
czego ludzie nie znają i czego należałoby się obawiać,<br />
wręcz przeciwnie. Piękna erotyka to sztuka. I być może<br />
sztuką jest zatrzymać się na tej cienkiej granicy między<br />
erotyką a zwykłym seksem, i tu zgodzę się, że może to<br />
stanowić nie lada wyzwanie dla twórcy.<br />
Kim jest Maja Borowicz prywatnie? Wybacz, ale<br />
Czytelnicy zabiliby mnie, gdybym o to nie spytał.<br />
Jaki jest Twój ideał partnera? Poza głównym<br />
wymaganiem, żeby nie pękał.<br />
Ha! Doskonałe pytanie, na które próbuje odpowiedzieć<br />
od jakiś…30 lat. Myślę, że moja prywatność ma<br />
znaczenie o tyle, o ile wpływa na moje malarstwo.<br />
Czyli bardzo duże. Nie byłoby obrazów, gdyby nie<br />
moje prywatne doświadczenia. Na co dzień staram się<br />
być zwykłym człowiekiem, któremu jednak nie udaje<br />
się spełniać ról społecznych. Przez większość życia<br />
próbowałam być normalna, jakoś się wpasować w różne<br />
grupy, instytucje, mieć pracę na etat, przyjaciół, dom,<br />
rodzinę itp. Ale ta droga zawsze doprowadzała mnie<br />
do rozpaczy i na stan załamania. Długo nie mogłam<br />
zrozumieć, czemu tak bardzo się staram i tak bardzo mi<br />
nie wychodzi. I pewnego dnia, tuż po wygraniu konkursu<br />
na Tajwanie, pomyślałam, że może po prostu nie jestem<br />
normalna i dlatego mi nie wychodzi. Tak po prostu. Gdy<br />
dopuściłam takie myśli, dziwnym zbiegiem okoliczności<br />
poznałam mojego męża, który jest niewątpliwie artystą<br />
(o zgrozo!) i wyjątkową osobą będącą w stanie mnie<br />
zrozumieć jak nikt inny. On też jest moim ideałem<br />
i najlepszym przyjacielem. Nie wymaga, bym była matką,<br />
kucharką, sprzątaczką, piękną, bogatą ani normalną.<br />
A ilekroć tego potrzebuję, cierpliwie tłumaczy mi mnóstwo<br />
niezrozumiałych dla mnie zachowań. Nie miałam nigdy<br />
wymagań, by nie pękał i jako człowiek doświadczony nosi<br />
w sobie blizny z całego życia, podobnie jak bohaterowie<br />
moich obrazów.<br />
Jak długo malujesz jeden obraz? Czy to zależy<br />
od weny, czy po prostu masz to we krwi i nawet<br />
rozbudzona w środku nocy potrafisz namalować<br />
takie cudeńka, jak choćby te zamieszczone obok?<br />
Słyszałem, że klienci długo czekają na Twoje obrazy.<br />
68<br />
“Wena to nagłe uczucie inspiracji i ochoty do<br />
zrobienia czegoś” - podążając za tą definicją, to u mnie<br />
jest inaczej. Owszem, jako dziecko, ciągle miałam<br />
ochotę coś narysować. I to faktycznie przychodziło<br />
nagle, malowałam i rysowałam wszystko, różnymi<br />
technikami: ludzi, zwierzęta, martwe natury, kwiaty,<br />
architekturę, itp. Najgorzej było na lekcjach w szkole,<br />
bo rysowanie kompletnie wyłączało mnie ze świata<br />
zewnętrznego, zawsze i wszędzie. Nie umiałam<br />
nad tym zapanować. Jednak w miarę upływu czasu,<br />
zaczęłam wartościować, budować hierarchię rzeczy<br />
ważnych i mniej ważnych. Nauczyłam się analizować,<br />
świadomie wybierać, decydować i brać za te decyzje<br />
odpowiedzialność. To z kolei pozwoliło mi wypracować<br />
pewien system polegający na weryfikowaniu tego, co<br />
warto namalować.<br />
Noszę w wyobraźni obrazy, którym się przyglądam<br />
i analizuję ich emocje i przesłanie. Poddaję je surowej<br />
ocenie, czy są one na tyle wartościowe, by pokazać je<br />
światu? Jeśli odpowiedź brzmi: “tak”, to ze spokojem<br />
przyjmuję wtedy swoją rolę rzemieślnika, który mozolnie<br />
dzień po dniu wydobywa na światło dzienne dany obraz
z umysłu artysty. I jako rzemieślnik muszę spać w nocy,<br />
by móc pracować w ciągu dnia. Jeden obraz maluję od<br />
4 do 8 tygodni, zależy od wielkości obrazu, tematyki, itp.<br />
Trudno znajduje się kompromis między rzemieślnikiem<br />
a artystą, który wciąż jest spragniony ujrzeć doskonałość,<br />
pomimo braku doskonałych narzędzi do pracy.<br />
A gdybyś dostała zamówienie np. z Watykanu, namalowałabyś<br />
obraz religijny? Michał Anioł nie byłby<br />
znany, gdyby nie poszedł w sztukę sakralną. Za to<br />
wielu wybitnych artystów zostało zapomnianych, bo<br />
chcieli być wierni tylko sobie. Jaki jest Twój stosunek<br />
do zawierania kompromisu pomiędzy sztuką, a<br />
sponsoringiem? Two-rzyłabyś dla przypodobania<br />
się władzy, tak jak to robił np. Majakowski?<br />
Ha, ha! Z pewnych źródeł już dowiedziałam się,<br />
że maluję obrazy religijne. Co oczywiście trochę mnie<br />
zszokowało, ponieważ nigdy nie było to moją intencją. Ale<br />
pokornie przyjmuję interpretację odbiorców. Natomiast<br />
rozumiem, że nie chodzi tu akurat o religię, ale w ogóle<br />
o malowanie na zlecenie. Generalnie staram się tego<br />
nie robić. Zwykle, jeśli pozwolę, by umysł sam generował<br />
wizje tego, co chcę namalować, to takie obrazy łatwiej<br />
i szybciej się maluje. Ale znajduję czas i przestrzeń<br />
na pewien kompromis, na który i druga strona musi<br />
się zgadzać. Choć w zasadzie określenie kompromis<br />
tu nie pasuje, ponieważ wtenczas obie strony muszą<br />
z czegoś zrezygnować i obie trochę tracą i obie wychodzą<br />
z tego niezadowolone. Tu nie ma na to miejsca. Dlatego<br />
nazwałabym to raczej pewnymi granicami. Określam na<br />
co mogę się zgodzić w granicach mojego malarstwa,<br />
a osoba zamawiająca zgadza się na to lub nie. To są<br />
czyste i jasne zasady. Granice nie wymagają rezygnacji<br />
z czegokolwiek.<br />
A czy tworzyłabym dla przypodobania się władzy?<br />
(śmiech) Dla mnie liczą się jedynie poszczególni ludzie:<br />
marszandzi, kolekcjonerzy, prywatne inicjatywy, jak<br />
wspomniana fundacja, którzy zamieniają swój czas<br />
i pracę na mój obraz, czym dają mi przestrzeń do życia<br />
oraz wszyscy ci, którzy chcą powiesić moje prace na<br />
ścianie albo przyjść do galerii, żeby je zobaczyć. Ci ludzie<br />
zasługują na mój szacunek i na każde uderzenie<br />
pędzla na moim obrazie. Ale nawet im nie umiem się<br />
przypodobać. Tworzę w harmonii z własną duszą. To, że<br />
czasem udaje mi się podbić ich serca, to tylko bonus od<br />
losu.<br />
Chyba częściej niż czasem, Maju. Dziękuję za rozmowę.<br />
Dziękuję również.<br />
Z Mają Borowicz rozmawiał Jarosław Prusiński<br />
Wybrane wystawy i wyróżnienia:<br />
12.2018 – Wystawa i wyróżnienie The best of the Show Expo Spectrum Miami, USA;<br />
05.2018 - Wystawa zbiorowa, Muzeum im. J. Malczewskiego w Radomiu, Polska;<br />
04.2018 - I miejsce w międzynarodowym konkursie Artavita, USA;<br />
12.2017 - Wystawa zbiorowa, Parlament Europejski, Bruksela, Belgia;<br />
12.2017 - Palm Art Award 2017 - Certificate of Exellence, Niemcy;<br />
09.2017 - „Ostatnie iskry nadziei” - I miejsce w kategorii Futurism, „Policzony czas” - I miejsce w kategorii Surrealism,<br />
American Art Award, „Czułość przeznaczenia” - II miejsce w kategorii Male, American Art Award, Hollywood, USA;<br />
07.2017 - „Policzony czas” - III miejsce w międzynarodowym konkursie artystycznym „Femininity”,Toronto, Kanada;<br />
09.2016 - Wystawa indywidualna, Festiwal Fantastyki Twierdza w Giżycku, Polska;<br />
06.2016 - Wystawa indywidualna, Międzynarodowy Festiwal Fantastyki w Nidzicy, Polska;<br />
05.2016 - “Kuźnia” - I miejsce w międzynarodowym konkursie artystycznym „All scapes”, Toronto, Kanada;<br />
04.2016 - Wystawa zborowa na międzynarodowym „Expo Art New York”, USA;<br />
10.2015 - Wyróżnienie, międzynarodowy konkurs “Mind, Spirit & Emotion II”, USA;<br />
05.2015 - Wystawa zborowa na międzynarodowym „Expo Art Revolution Taipei”, Taiwan;<br />
04.2014 - I miejsce i wystawa zbiorowa na międzynarodowym konkursie artystycznym Art. Revolution Taipei, Taiwan;<br />
69
DAREK MARSZAŁEK<br />
Być artystą znaczy być sobą,<br />
być kreatorem własnego życia.<br />
Darek Marszałek - grafik komputerowy, artysta malarz,<br />
poeta, performer. Która z tych ról jest Ci najbliższa<br />
i dlaczego?<br />
Grafika komputerowa (autorskie obrazy cyfrowe oraz<br />
współpraca z agencjami fotograficzno-reklamowymi) jest<br />
na tę chwilę moim podstawowym źródłem utrzymania.<br />
atomiast ukochana forma ekspresji artystycznej, to malarstwo<br />
- życiowe powołanie.<br />
Obecnie nie rozgraniczam już życia na tak zwaną codzienność<br />
i sztukę. Dla mnie wszystko stanowi integralną<br />
całość i mogę powiedzieć o sobie, że „uprawiam” sztukę<br />
życia. Ktoś kiedyś pięknie powiedział: “Myślę, że wszystko<br />
w życiu jest sztuką”. To, co robisz, jak się ubierasz,<br />
sposób w jaki mówisz, piszesz, pijesz herbatę i jak kochasz.<br />
Jak dekorujesz swój dom, czym się otaczasz i jak<br />
odczuwasz wszystko. Życie jest Sztuką.<br />
A co znaczy być artystą? To znaczy być sobą, być<br />
kreatorem własnego życia.<br />
Twórczość – czym jest dla Ciebie? Co<br />
dla Ciebie znaczy „być artystą”?<br />
Co jest inspiracją w Twoim procesie twórczym?<br />
Duchowe doznania, emocjonalne wzruszenia<br />
czy przyziemna doczesność?<br />
70
Inspirację stanowi dla mnie nieograniczona wyobraźnia<br />
oraz życie jako takie, wraz z tym wszystkim, co przynosi<br />
w każdej chwili. W poetycki sposób ująłem to kiedyś tak:<br />
„Dotykaj gwiazd, stąpając po ziemi. Niech twoje myśli,<br />
jak kolorowe motyle, piją magiczną rosę z kwiatów codzienności”.<br />
Jeśli powyższe brzmi zbyt ogólnikowo, to powiem,<br />
że największą inspirację stanowią dla mnie ludzie,<br />
którzy pojawiają się w mojej przestrzeni: znajomi, przyjaciele,<br />
rodzina, artyści, szamani, jogini. A jeszcze konkretniej:<br />
Martyna - miłość mojego życia, Salvador Dali, Alex<br />
Grey oraz Bob Marley.<br />
dzień. Materiał zrealizowaliśmy w intrygujących zakamarkach<br />
i na ulicach głównych Bielska- Białej, a początkowe<br />
i ostatnie sekwencje, to widoki na Lipową - malowniczą<br />
miejscowość koło Żywca, gdzie wychowywałem się<br />
do jedenastego roku życia. Szerzej o samym projekcie<br />
oraz kwestiach przesłania i DMT (dimetylotryptaminy)<br />
napisałem w artykule:<br />
http://www.taraka.pl/dmtwalker_bohater_tysiacu_<br />
twarzy, do lektury którego serdecznie zapraszam.<br />
Jakie jest Twoje artystyczne marzenie?<br />
Poruszyła mnie Twoja akcja artystyczna DMT WALK-<br />
ER. Obejrzałam film z zapisem tego projektu. Jest<br />
niezwykle poruszający i dramatyczny. Ty, jako żywy<br />
obraz pełen barwnej obfitości, spacerujący wśród zabieganych,<br />
szarych ludzi zajętych swoim przyziemnym<br />
życiem. Poruszający kontrast!<br />
DMT WALKER to projekt multimedialny, alchemiczny<br />
tygiel łączący elementy malarstwa, performance, sztuki<br />
ciała, szamańskiego rytuału, fotografii, wideo oraz muzyki.<br />
To swoisty autoportret - opowieść o pasji życia, miłości<br />
do sztuki i miejsc bliskich mojemu sercu. Kiedy przygotowywałem<br />
się do realizacji projektu, pewni znajomi zaproponowali<br />
mi abym udał się gdzieś daleko na Wschód,<br />
znalazł tak zwane Miejsca Mocy i tam nakręcił wideo.<br />
Dla mnie Miejsce Mocy to miejsce, gdzie żyję na co<br />
Artystyczne marzenia, to jednocześnie konkretne plany<br />
na najbliższe lata: wideo-projekt AURATUS (taniec,<br />
bodypainting i muzyka), wystawa malarstwa w ENTHE-<br />
ON - Sanktuarium Sztuki Wizyjnej - które Alex Grey (www.<br />
alexgrey.com) wznosi na terenie swojej posiadłości pod<br />
Nowym Jorkiem oraz cykl wizyjnych obrazów WIELKIE<br />
ARKANA & PODRÓŻ BOHATERA (moja własna wersja<br />
22 pierwszych kart Tarota).<br />
Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę nieustannego<br />
wzrostu artystycznego. Dla naszych Czytelników, którzy<br />
zechcą zapoznać się z twórczością Darka, podajemy<br />
adres strony na której można obejrzeć film z akcji DMT<br />
WALKERS www.valcari-art.com<br />
rozmawiała Agnieszka Biardzka
EWA ĆWIKŁA
Ewa Ćwikła<br />
Z pochodzenia Polka, lecz od wczesnych lat 80-tych mieszkająca i pracująca w Holandii. Jej pierwsze<br />
doświadczenia z fotografią sięgają nastoletnich lat, kiedy mieszkała w Polsce. Znaleziony w domu<br />
stary aparat fotograficzny Zenith, gdy miała 15 lat, pozwolił na eksperymentowanie podczas pozalekcyjnego,<br />
licealnego kursu fotograficznego. W ten sposób powoli, ale zdecydowanie rozwinęła się jej<br />
wizja fotografii.<br />
Kiedy Ewa miała 22 lat wyprowadziła się z Polski do Holandii, gdzie rozpoczęła pracę w sklepie fotograficznym<br />
w Schagen. W roku 1985 podjęła decyzję przypłaconą trzema bezsennymi nocami, aby<br />
kupić sklep i studio fotograficzne od lokalnego fotografa. Podczas kolejnych lat, Ewa doskonaliła<br />
warsztat, stając się nadzwyczajnym fotografem. W 2014 roku zakończyła działalność handlową i skupiła<br />
się wyłącznie na pracy w studiu i fotografii. Ewa Ćwikła skupia się przede wszystkim na pracy<br />
twórczej. Pracy w jej unikalnym stylu, kreując własną, niepowtarzalną atmosferę.<br />
Witaj Ewo, niedawno poznałam Twoją twórczość.<br />
Urzekł mnie klimat Twoich fotografii i zapragnęłam<br />
przybliżyć go naszym Czytelnikom. Na początku<br />
opowiedz nam proszę: skąd wzięła się Twoja miłość<br />
do fotografii? I kiedy rozpoczęłaś swoją przygodę<br />
z fotografią artystyczną?<br />
W 2014 roku postanowilam zrezygnować z komercji,<br />
zerwać ze sprzedawaniem aparatów fotograficznych.<br />
Zwolniłam personel, zamknęłam sklep i powiedziałam<br />
sobie: „robię tylko fotografie dla siebie”. Teraz 90%<br />
tego, co tworzę jest dla mnie, a tylko 10% to zlecenia<br />
dla klientów. I sprawia mi to ogromną przyjemność. Nie<br />
wyobrażam sobie pracy bez ludzi, codziennie muszę<br />
mieć z nimi kontakt. Chciałabym non-stop być w studiu<br />
z drugim człowiekiem, to dla mnie taka uczta! Takie święto!<br />
Bardzo lubię to robić. Mam mnóstwo niedokończonych<br />
pomysłów. Teraz czytam biografię Leonarda da Vinci, on<br />
też miał 20 projektów rozpoczętych naraz.<br />
Czemu portret jest głównym tematem Twoich<br />
prac? Co Cię inspiruje, ciało czy dusza?<br />
Jak widzę modela, to inspiruje mnie jego wygląd,<br />
aparycja. A kiedy zaczynam robić zdjęcia, to zajmuję się<br />
bardziej duszą. Nigdy nie było tak, że zrobiłam do końca<br />
to, co miałam zaplanowane. Chyba, że model przychodzi<br />
drugi raz, to już wtedy czuję jego energię.<br />
U mnie wszystko odbywa się na poziomie czucia, a nie<br />
tylko widzenia. Bardzo jest to ciężkie czasami, bo modele<br />
przychodzą w różnych stanach psychicznych, a ja to<br />
wyczuwam. Przez to, że jest taki kontakt między mną<br />
a modelem, wydaje mi się, że moje portrety mają duszę.<br />
Bo ta dusza jest obecna wtedy, gdy te zdjęcia robię. Tak<br />
więc ostatecznie inspiruję się duszą.<br />
Twoje fotografie są jak obrazy XVII-wiecznych mistrzów<br />
holenderskiego malarstwa: Vermeera i Rembrandta.<br />
Czy wybór takiej stylistyki ma jakiś związek<br />
z tym, że mieszkasz i tworzysz w Holandii?<br />
Zajmuję się fotografią od 25 lat, ale dopiero kiedy<br />
odkryłam światło Rembrandta i Vermeera zaczęłam się<br />
czuć „u siebie”. Gdy patrzę na swoje fotografie z przeszłości,<br />
z perspektywy czasu widzę, że to była fotografia<br />
komercyjna. Cieszę się, że moim klientom podobały się<br />
moje prace i byli nimi zachwyceni, ale dopiero teraz,<br />
kiedy przestałam zarabiać na fotografii, przyjmując<br />
klientów, tworząc fotografie światłem Rembrandta i Vermeera<br />
czuję się spełniona. Kiedy spojrzę na modela<br />
w moim studio, widzę każdy fragment światła, wszystkie<br />
szczegóły. I to jest dla mnie niezwykle piękne. Fakt, że<br />
mieszkam w Holandii ma może tylko takie znaczenie,<br />
że szybciej zetknęłam się z malarstwem holenderskich<br />
mistrzów. Ale marzę też o tym, żeby robić fotografie<br />
w stylistyce Jana Matejki. Bardzo bym chciała to zrealizować.<br />
Ostatnio otrzymałam książkę od Pani Zofii<br />
Weiss o malarstwie jej dziadka Wojciecha Weissa.<br />
On malował takie piękne obrazy! Jak tylko nadgonię<br />
zaległości w obróbce zdjęć, to biorę się właśnie za<br />
malarstwo Wojciecha Weissa. No więc nie wiem czy to,<br />
że mieszkam w Holandii ma wpływ na moja sztukę. Nie<br />
wiem, co by było, gdybym mieszkała w Polsce.<br />
76
Jak długo mieszkasz w Holandii? Jak to się stało,<br />
że właśnie tam się osiedliłaś? Czy atmosfera tego<br />
kraju sprzyja twórczości artystycznej?<br />
W Holandii mieszkam już ponad 33 lata....długo.<br />
Wyjechałam z kraju w poszukiwaniu lepszego życia.<br />
Gdyby mi ktoś kazał zrobić to jeszcze raz, to bym tego<br />
nie zrobiła, bo było bardzo ciężko. Jestem w Holandii<br />
bardzo szczęśliwa, uwielbiam ten naród. Czuję się tu<br />
bardzo wolna i mam mnóstwo przyjaciół. Chociaż, gdy<br />
jestem w Polsce, to też dobrze się czuję. Myślę, że to, co<br />
człowiek dookoła siebie tworzy, robi niezależnie od kraju.<br />
Na pewno Holandia pozwoliła mi być bardziej wolną<br />
i swobodną. Holendrzy są niezwykle bezpośredni, ja też<br />
jestem bezpośrednia. Taka zawsze byłam w Polsce, co<br />
niestety nie było mile widziane. A tu jest to tak normalne,<br />
że ja się czuję jak ryba w wodzie. Mówię to, co myślę,<br />
zwracając oczywiście uwagę na to, żeby nikogo nie
zranić i nie być niegrzeczną. Czy atmosfera tego kraju<br />
sprzyja twórczości artystycznej? Nie wiem. Myślę, że to<br />
nie ma znaczenia. Wydaje mi się, że w Polsce mieszka<br />
więcej wspaniałych fotografów i artystów niż w Holandii.<br />
Może tu jest łatwiejszy dostęp do pewnych rzeczy, może<br />
Holendrzy mają więcej pieniędzy na płatne pokazy i wy-<br />
stawy czy zamawianie dużych odbitek. W Polsce nie<br />
każdego na to stać. Ale czasami myślę, że gdybym<br />
była w Polsce, to osiagnęłabym więcej. Myślę, że to nie<br />
ma znaczenia, gdzie się mieszka i gdzie tworzy. Moim<br />
zdaniem oczywiście.<br />
81
Czy często robisz wystawy swoich prac?<br />
Dopiero od tego roku zaczęłam pokazywać swoje prace<br />
na wystawach, bo uważałam, że nie mam takich prac,<br />
które mogłabym pokazać.Tak więc wystawy to świeży<br />
temat. Wystawiałam swoje prace: w Paryżu, w Londynie,<br />
w Polsce - oczywiście w Krakowie w galerii Zofii Weiss,<br />
a teraz w Szczyrku, w galerii Bator Art. Jestem w trakcie<br />
rozmów z galeriami: w Warszawie, Berlinie i Hamburgu.<br />
Zaczyna się coś w tej materii dziać. Bardzo bym chciała<br />
wystawić swoje prace w Nowym Yorku.<br />
Jesteś mistrzynią w swojej dziedzinie, czy w związku<br />
z tym prowadzisz czasem warsztaty dla fotografów?<br />
Za słowa, że jestem mistrzynią w swojej dziedzinie<br />
chciałam Ci serdecznie podziękować, bo sama tego nie<br />
czuję. Zawsze uważałam, że jeszcze muszę dużo się<br />
nauczyć. Tak jak każdy artysta mam dni, gdy wydaje mi<br />
się, że wszystko potrafię i jestem super, a innym razem,<br />
że nic nie potrafię i w ogóle, co za nędza . Ale słyszę od<br />
swoich znajomych artystów fotografów, że też tak mają,<br />
więc … zdrowa jestem w sposobie myślenia o swojej
pracy (śmiech). To co umiem, przekazuję na warsztatach.<br />
Warsztaty lubię robić 1 na 1, dlatego że mam wtedy<br />
bardzo fajny kontakt z taką osobą. Wyjątek robię tylko<br />
raz w roku, gdy jadę do Złodziejewa, to miejscowość<br />
koło Bydgoszczy. Jest tam piękny pałac, który prowadzi<br />
Marcelina Oczkowska. To miejsce eteryczne, w którym ja<br />
też kiedyś byłam na warsztatach i pozostał mi sentyment<br />
do tego miejsca. W Złodziejewie jestem raz do roku.<br />
Tym razem będę 4-6 maja przyszłego roku. Można się<br />
jeszcze zgłaszać na warsztaty.<br />
Gdybym chciała kupić jedną z Twoich prac, gdzie<br />
mogłabym ją nabyć?<br />
Moje prace można kupić bezpośrednio u mnie. Mam<br />
też agentów w Polsce i Holandii, których skieruję do<br />
zainteresowanych i oni załatwią wszystko, co niezbędne.<br />
Prace można też kupić w galerii TON w Holandii.<br />
W Polsce nie ma jeszcze galerii, która zajmowałaby się<br />
sprzedażą moich prac, ale jesteśmy w trakcie rozmów<br />
i być może wkrótce to się zmieni.<br />
Dziękuję Ci Ewo serdecznie za rozmowę i poświęcony<br />
czas. Życzę sukcesów artystycznych i spełnienia<br />
marzeń.<br />
z Ewą Ćwikłą rozmawiała Agnieszka Biardzka
Koniec czy początek?<br />
Śmiertelność z perspektywy wybranych<br />
realizacji sztuki współczesnej - wybór<br />
subiektywny<br />
z cyklu O SZTUCE<br />
Katarzyna Saniewska<br />
- Patrz, jakie te muchy mają piękne kolory! - wykrzyknął<br />
z zachwytem, mój pięcioipółletni syn, dopadłszy rozparcelowanego<br />
na chodniku gołębiego truchła, które w upale<br />
aż kipiało od wezbranego w nim „mikro życia”, przykryte<br />
ruchliwą kołdrą metalicznie połyskujących much.<br />
Ta niespodziewana refleksja estetyczna nieco mnie<br />
zaskoczyła głównie z racji tego, że większość ludzi,<br />
automatycznie, odbiera wszelkie kwestie związane<br />
z «materialnie» postrzeganą śmiertelnością, jako raczej<br />
odstręczające niż piękne. Ponadto, zaczęłam zastanawiać<br />
się, z czysto biologicznego punktu widzenia,<br />
nad tak zwanym „końcem i początkiem”. Nad momentem,<br />
gdy kres jednego organizmu staje się wręcz<br />
miodowym okresem dla miliardów innych, które będą się<br />
w jego wykreślonym z rejestru żywych ciele, w swoich<br />
rytmach i cyklach, mnożyć i budować swoje mikroświaty.<br />
Spojrzenie człowieka, uzbrojonego dodatkowo<br />
w okular estetyzacji, nie wychwyci w tym raczej nic<br />
pięknego. Zwłaszcza, jeżeli uruchomimy prócz zmysłu<br />
wzroku, również zmysł węchu. Poza tym, stajemy<br />
przed pytaniem, rozważanym przez najtęższe umysły,<br />
z perspektywy filozoficznej, ale i etycznej: gdzie właściwie<br />
przebiega granica między tym, co ożywione,<br />
a nieożywione? W którym punkcie możemy wyznaczyć<br />
cezurę pomiędzy tym, co piękne i obrzydliwe? Myślę,<br />
że wybrane wizje człowieka śmiertelnego w sztuce,<br />
mogą, jeżeli nie dać odpowiedzi, to przynajmniej wyrwać<br />
z automatycznego przyporządkowywania śmierci, trupa<br />
i rozkładu, wyłącznie do kategorii „obrzydliwości”...<br />
i zaryzykuję stwierdzenie: dać trupowi nowe życie.<br />
Według jednego z wariantów mitologii, śmierć to<br />
moment odwrotny niż wykluwanie się. Nie pęka żadna<br />
skorupa, aby życie mogło wydobyć się na zewnątrz.<br />
To raczej moment implozji, zapadania się w sobie,<br />
powrotu do wnętrza, do głębi. Akt mający w sobie coś<br />
z wężowej wylinki, kiedy to zewnętrzna skorupa,<br />
czyli ciało pozostaje niczym pusta wydmuszka, która<br />
niebawem ulegnie destrukcji. Śmierć to dziwny twór,<br />
zrodzony przez węża Uroborosa, który połykając własny<br />
ogon, zamyka czas, niczym ósemka zakreślająca<br />
nieskończoność.<br />
Jak mówi pewna z legend melanezyjskich, był w historii<br />
ludzkości taki czas, kiedy nie znano śmierci.<br />
Ludzie zamiast starzeć się i umierać, niczym węże<br />
zrzucali swoją zniszczoną przez czas skórę i powracali<br />
do młodzieńczego wyglądu i formy. Zdarzyło się jednak<br />
raz, że matka wracając do domu po takiej transformacji,<br />
nie chciała przestraszyć dziecka, które mogłoby jej nie<br />
rozpoznać w nowej postaci. Przed wejściem do domu<br />
włożyła zatem z powrotem swoją starą skórę. Podobno,<br />
od tej właśnie pory, ludzie zaczęli starzeć się i umierać.<br />
Według mitologii babilońskiej jednak, umieramy dlatego,<br />
że wąż kradnie nam ziele nieśmiertelności 1 . Wężem<br />
pożerającym to ziele jest czas.<br />
W większości znanych mitologii śmierć i narodziny<br />
przenikają się w swoich znaczeniach. Są momentami<br />
granicznymi, bramami prowadzącymi z jednej na drugą<br />
stronę życia. Według freudowskiej psychoanalizy,<br />
pierwotny lęk przed śmiercią wywodzi się z tego samego<br />
źródła, co lęk przed opuszczeniem bezpiecznego łona<br />
1. W. Kopaliński, Słownik symboli, Wydawnictwo Wiedza powszechna, 1990.<br />
85
matki. Tam trwamy w błogiej nieświadomości a przez<br />
śmierć wracamy do tego stanu. Łączenie symboliki<br />
porodu z symboliką śmierci ma też swoje źródło w tym,<br />
że śmierć często wyobrażana jest jako kobieta. Tym<br />
samym trup staje się jej dzieckiem, a zatem Ziemia,<br />
mająca przyporządkowane wszystkie atrybuty żeńskości:<br />
płodna, dająca życie i zarazem chowająca z powrotem<br />
do swojego wnętrza ciała swych dzieci, również<br />
pokazuje podwójną symbolikę śmierci i porodu. Stąd<br />
prawdopodobnie rozpowszechniony w wielu kulturach<br />
zwyczaj grzebania zwłok w pozycji płodowej 2 .<br />
Chciałabym w tym miejscu odwołać się do twórczości<br />
niemieckiej artystki Claudii Böhme, fotograficzki<br />
operującej symboliką śmierci rozumianej, jako owoc<br />
związków Erosa i Thanatosa. Zwłaszcza jej praca<br />
zatytułowana „Leibesfrucht”, ukazująca niemowlę mające<br />
zamiast buzi trupią czaszkę, przywołuje symbolikę<br />
wręcz średniowieczną i ukazuje bezpośrednią łączność<br />
pomiędzy symboliką narodzin i śmierci. Co więcej,<br />
odnaleźć można w pracach artystki wątek ostatecznej<br />
ekstazy. Symbolika ekstazy i agonii spaja się w jedno,<br />
szczególnie mocno w pracy zatytułowanej „Gib mir deinen<br />
Hönig”, ukazującej postać kobiecą, upozowaną niczym<br />
zwłoki złożone na marach, z trupią czaszką ułożoną na<br />
wzgórku łonowym, zdającą się być źródłem wiecznej<br />
rozkoszy. Nie na darmo zatem orgazm porównywany<br />
jest ze śmiercią, skoro w obydwu przypadkach przestaje<br />
istnieć orbita czasu. Ta estetyka rodem z filmu „Zimny<br />
pocałunek” 3 najbardziej symbolicznie oddziałuje w pracy<br />
pod tytułem «Milch und Hönig”, ukazującej kruka, symbol<br />
śmierci, chcącego skosztować mleka z piersi kobiecej.<br />
Kruk jest karmiony przez śmierć - tu jako symbol,<br />
w naturze jako padlinożerca.<br />
Taki eschatologiczny deser to również praca Aliny<br />
Szapocznikow, zatytułowana „Deser III” (1971) w dość<br />
surrealistycznej manierze ukazująca paterę wypełnioną<br />
poukładanymi na niej, niczym ciastka, obciętymi,<br />
kobiecymi piersiami. Jedne mają żywą, zdrową barwę,<br />
inne przywołują na myśl chorobę i rozkład. Nasze oczy<br />
mogą skosztować śmierci. Trudno oprzeć się wrażeniu, że<br />
podziwiając twórczość Aliny Szapocznikow uprawiamy<br />
rodzaj wzrokowego kanibalizmu. Przekraczamy tym<br />
samym barierę tego, co dozwolone. Artystka bezustannie<br />
żongluje pojęciami takimi, jak cielesność, erotyzm,<br />
zjadanie, choroba, śmiertelność, kanibalizm. Kanibalizm<br />
zaś, to jedna z tych form posługiwania się ciałem, która<br />
budzi jakiś pierwotny lęk i wstręt. To coś gorszego od<br />
samej śmierci. W swojej książce zatytułowanej „Praktyki<br />
cielesne”, Jacek Maria Kurczewski uznaje kanibalizm<br />
za przeciwieństwo porodu 4 . Kanibalizm jest bowiem<br />
wchłanianiem w siebie drugiego człowieka, czynienia<br />
go częścią siebie, jednak w akcie unicestwienia, nie zaś<br />
kreacji.<br />
W wypadku prac Szapocznikow kanibalizm ma<br />
znaczenie podwójne. Artystka chorując na raka, tworzy<br />
niejako swój nowotwór, karmi go własnym ciałem i sama<br />
jest przez niego pożerana. Tym samym personifikując i<br />
portretując swojego raka, daje widzom do skonsumowania<br />
kawałki swojego ciała. Zaklina w ten sposób swoją<br />
chorobę ukazując ją w serii prac „Nowotwory”. Jak<br />
pisze Susan Sontag: „Choroba jest nocną półkulą życia,<br />
naszym bardziej uciążliwym obywatelstwem. Od dnia<br />
narodzin każdy z nas posiada jakby dwa paszporty,<br />
przynależy zarówno do świata zdrowych, jak do świata<br />
chorych. I choć wszyscy wolimy przyznawać się tylko<br />
do pierwszego z tych światów, prędzej czy później,<br />
chociażby na krótko, musimy uznać nasz związek<br />
z tym drugim” 5 . Szczególnie dojmujące wrażenie<br />
robi praca pod tytułem „Krużlowa”(1971), będąca<br />
wstrząsającym przykładem nadawania przez artystkę<br />
tożsamości guzom nowotworowym. Ukazuje ona na poły<br />
abstrakcyjne, obłe formy, budujące kształt symbolizujący<br />
tkankę nowotworową. W każdej z tych form - guzów<br />
zatopiona jest twarz Pięknej Madonny z Krużlowej. W<br />
żywicy, z której wykonana jest praca, zanurzone zostały<br />
również skrawki gazy opatrunkowej, które nabierają tu<br />
wręcz symboliki całunu. Wszystko poprzerastane jest<br />
formami piersi, które zdają się skapywać niczym łzy,<br />
płacząc same po sobie. Szapocznikow przełamując<br />
tabu choroby, częstuje widzów niesamowitymi obrazami,<br />
spajającymi w jakiś przedziwnie afirmujący<br />
życie sposób: wszystko to, co w ciele ludzkim piękne i<br />
straszne, śmiertelne i nieśmiertelne. Jej twórczość od<br />
samego początku wiązała się z ukazywaniem kruchości<br />
bytu. Było to częściowo zdeterminowane przez biografię<br />
artystki, która dzieciństwo i wczesną młodość spędziła<br />
najpierw w hitlerowskich gettach w Pabianicach i Łodzi,<br />
następnie w hitlerowskich obozach koncentracyjnych<br />
w Auschwitz, Bergen - Belsen i Teresinie. Takie prace, jak<br />
„Ekshumowany” (1955), czy powstający niedługo przed<br />
śmiercią artystki „Zielnik” (1972 -73) są w pewien sposób<br />
autobiograficzne. Opowiadają o różnych obrazach, jakimi<br />
2. L.V. Thomas, Trup, przeł. J. Kocjan, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź, 1991.<br />
3. Zimny pocałunek, reż. L. Stopkiewich, Kanada, 1997.<br />
4. J.M. Kurczewski, Praktyki cielesne, Trio, Warszawa, 2006.<br />
5. S. Sontag, Choroba, jako metafora. Aids i jego metafory, przeł. J. Anders, Warszawa, 1999, s.7.<br />
86
nasiąkała jej pamięć i stanowią dowód niesamowitego<br />
wyczulenia na kwestie pomiędzy jeszcze-bytem a...<br />
już-nie-bytem. Iza Kowalczyk widzi w pracach Aliny<br />
Szapocznikow oswajanie abjectu (rozumianego w sensie<br />
pojęcia, zaproponowanego przez Julię Kristevę) 6 . Abject<br />
to coś, co jest odrzucająco wstrętne i odpychające.<br />
Lata 50-te w twórczości Szapocznikow to ukazywanie<br />
ciała i uświadamianie sobie siebie w nim. To okres<br />
odlewów i odwzorowań przy użyciu żywic syntetycznych.<br />
Natomiast lata 60-te i 70-te to czas znikania i zapadania<br />
się w sobie. Widać to w zanikaniu form ciała w masie<br />
użytego poliuretanu. Takie prace, jak seria „Fetysze”<br />
(1972), czy gigantyczne nałożone na siebie odlewy<br />
brzuchów, niczym zawieszone w przestrzeni uśmiechy<br />
Buddy („Grand Ventres,” 1968), bądź multiplikacje ust<br />
(„Autoportret dwukrotny”, 1967) to bezustanna afirmacja<br />
życia ukazanego w nieuchronnie powiększającym<br />
się cieniu śmierci. Afirmacja ciała w wykonaniu Szapocznikow<br />
przywodzi na myśl jakiś przewrotny kult<br />
religijny, ma w sobie wręcz pierwiastek magiczny.<br />
Artystka tworzy rodzaj relikwiarzy w kształcie swojego,<br />
skazanego na pewną zagładę, ciała. To zakochanie się<br />
w swoim ciele przywodzi na myśl mit o Narcyzie, który<br />
ujrzał swoje odbicie w nurtach Styksu. Jacek Waltoś<br />
pisze tak: „Trudno jest nie kojarzyć jej wyobraźni<br />
z procederami barokowymi XVII wieku. Przypominają<br />
się dewocjonalne rzeźby-lalki, przykłady rozpadu<br />
ciała i marności ziemskiego piękna. Przypominają się<br />
wota: srebrne i złote serca, nogi, ręce. Przypomina się<br />
kult relikwii” 7 .Co więcej, przypomina się kult świętych<br />
umierających męczeńską śmiercią. Śmiercią, która znów<br />
przedziwnie stawała się symbolem życia, gwarantowała<br />
bowiem życie wieczne. Warto zauważyć, że cechą<br />
wspólną wszystkich hagiografii jest przecież zaczynanie<br />
ich od końca... to znaczy od końca ziemskiego żywota.<br />
Koniec jest jednocześnie początkiem. Odlewy piersi Aliny<br />
Szapocznikow to nic innego, jak ukazane na tacy<br />
obcięte piersi świętej Agaty, stanowiące atrybuty jej<br />
męczeństwa.<br />
Pozostając przy temacie relikwii, chciałabym nawiązać<br />
do serii fotografii autorstwa Andresa Serrano,<br />
zatytułowanej „Kostnice”. Zdjęcia wykonane zostały<br />
w amerykańskich kostnicach i przedstawiają wykadrowane<br />
fragmenty martwych ciał ludzkich. Patrząc nie można<br />
odnieść wrażenie kontynuowania tematyki związanej<br />
z relikwiami, z tym, że przeniesionej w czasy<br />
współczesności, gdzie zamiast katowskiego topora, na<br />
czyjąś głowę spada grad policyjnych kul. Wyjątkowość<br />
ciał pokazanych przez Serrano definiowana jest nie<br />
przez samą śmierć, lecz przez jej rodzaj. Tak samo, jak<br />
w wypadku świętych, którzy określani są w ikonografii<br />
poprzez atrybuty męczeństwa.<br />
W odwiedzonej przez Serrano kostnicy widzimy:<br />
spuchnięty fragment ciała topielca, o skórze pokrytej<br />
wybroczynami; oglądamy stopę z okropnym, wykonanym<br />
skalpelem, nacięciem, która przypomina ranę sondowaną<br />
paluchem niewiernego Tomasza, należącą do osoby<br />
otrutej strychniną; patrzymy na pokryty zwęgloną skórą<br />
łokieć osoby, która zginęła w pożarze. W taki sam sposób<br />
spoglądając na średniowieczne ołtarze szafowe widzimy:<br />
Świętego Wawrzyńca upieczonego na ruszcie, Świętą<br />
Apolonię trzymającą w obcęgach swoje wyrwane zęby<br />
czy Świętego Bartłomieja trzymającego własną skórę,<br />
z której go obdarto. Wśród fotografii Serrano jedno zdjęcie<br />
zwłaszcza wryło mi się w pamięć. Chodzi o fotografię<br />
twarzy, zastrzelonej przez policję Jane Doe 8 , której głowa<br />
wygląda niczym fragment strzaskanego posągu<br />
z brązu. Śmierć i plamy opadowe nie odebrały jej urody,<br />
a raczej - paradoksalnie, przydały pewnej szlachetności.<br />
Chciałabym w tym momencie zastanowić się nad<br />
dualizmem reakcji wywoływanych przez ludzkie szczątki,<br />
czy wydzieliny. Z jednej strony potrafią budzić niesłychane<br />
kontrowersje natury estetycznej, a z drugiej szacunek, czy<br />
wręcz uwielbienie. Można zaryzykować sformułowanie<br />
tezy, że skoro życie ludzkie jest świętością, to żadne<br />
ludzkie części, czy płyny nie powinny budzić odrazy.<br />
Kultura popularna uczyniła z ciała przedmiot kultu,<br />
wręcz relikwię. Kultura popularna pasożytuje na ciele,<br />
rozmnaża się i przeobraża dzięki temu, że zamieszkuje<br />
w ciele, niczym larwa i w najlepsze żywi się ciałem.<br />
Warto w tym kontekście wspomnieć o pracy Joanny<br />
Rajkowskiej z serii „Satysfakcja gwarantowana” (2000).<br />
Możemy tam doszukać się nawiązań do rytualnego<br />
kanibalizmu w odniesieniu do kanibalizm kulturowego.<br />
Rajkowska pokazuje zamknięte, w kojarzących się<br />
z masową produkcją spożywczą opakowaniach, opatrzonych<br />
etykietami, ze szczegółową informacją o składzie,<br />
ludzkie (swoje) płyny ustrojowe.<br />
Wracając jednak do tematu męczeństwa, można<br />
zaryzykować stwierdzenie, że ono samo i łączące się<br />
z nim skupienie na maksymalizacji doznań dręczonego<br />
i patrzącego, miało w sobie jakiś perwersyjny, wręcz<br />
6. Magazyn Artmix, dostęp: www.obieg.pl<br />
7. Cyt. za: A. Krzysztofiak, Alina Szapocznikow i deformacja ciała, Aorta Magazine.<br />
8. Warto wspomnieć, że kobiece nazwisko Jane Doe, bądź jego męski odpowiednik John Doe to w amerykańskiej terminologii policyjnej i sądowej synonim polskiego<br />
NN, bądź w mniej kryminalnym kontekście, Jana Kowalskiego.<br />
87
orgiastyczny pierwiastek. Wyczuwamy<br />
bliskość Erosa i Thanathosa,<br />
obecnych<br />
na miejscu kaźni. Jak<br />
pisze Morawski, mamy<br />
w tym momencie do czynienia<br />
z przekroczeniem dwóch rodzajów<br />
tabu: śmierci i seksualności.<br />
Obydwa zawieszane<br />
są tylko w trakcie ofiary albo<br />
w trakcie orgii. Mieszając się<br />
ze sobą sprawiają, że ofiara<br />
staje się orgią 9 . Każdy akt<br />
okrucieństwa jest w istocie<br />
głęboko erotyczny, jego<br />
opis zaś i epatowanie<br />
okrucieństwem są na wskroś<br />
pornograficzne. Powracamy zatem<br />
do motywu połączenia<br />
agonii i ekstazy. Takie myśli<br />
przywołuje praca Aliny Szapocznikow<br />
zatytułowana «Wielki<br />
Nowotwór I”(1969). Bryła guza<br />
ma twarz artystki, wykrzywionej<br />
w grymasie, trudno powiedzieć<br />
bólu, czy rozkoszy.<br />
Czy istnieje zatem coś<br />
takiego jak piękno śmierci?<br />
Czy też odseparowanie od<br />
bezpośredniego kontaktu ze<br />
śmiercią, z umierającym, (wynikające<br />
z całkowitego zmedykalizowania<br />
całego procesu i wyrugowania go ze sfery<br />
domowej) w kulturze ponowoczesnej, zaszło już tak daleko,<br />
że jesteśmy w stanie widzieć, jedynie... trupa. Trupa w<br />
znaczeniu, jakie opisuje Louis Vincent Thomas, czyli w<br />
postaci ochłapu materii toczonej przez skomplikowane<br />
procesy rozkładu. Trupa w po-staci dalekiej od wzniosłości,<br />
a bliższej raczej kategoriom obrzydliwości i zagrożenia.<br />
Jak pisze Kundera: „Śmierć ma dwie postaci: Po<br />
pierwsze oznacza niebyt. Po drugie zaś oznacza<br />
przerażający, materialny byt trupa (...) Jeszcze przed<br />
chwilą bronił człowieka wstyd, świętość nagości<br />
i życia prywatnego, a potem wystarczy sekunda<br />
i oto po śmierci ciało wydane zostaje na łaskę kogokolwiek.<br />
Mogą je obnażać, oglądać jego wnętrzności, zatykać<br />
z obrzydzenia nos przed jego smrodem, wrzucać do<br />
lodówki, albo i do ognia” 10 .<br />
Z przyjęciem do wiadomości faktu bycia śmiertelnymi<br />
oraz tak materialnie nietrwałymi, ludzie zanurzeni w kulturze<br />
współczesnej mają pewien problem. Co<br />
zastanawiające, nie mieli go artyści osiemnastowieczni,<br />
czy dziewiętnastowieczni, o czym świadczyć<br />
może notatka sporządzona ręką francuskiego<br />
rzeźbiarza Jean-Marie Bonasieux: „(...) dzielę się<br />
z doktorem Terasse obiektami, za które płacimy po 3-4<br />
franki. On bierze tułów, ja zaś członki” 11 .<br />
9. P. Morawski, Corona Martyrii, Corona Vitae, Punkt po punkcie. Koniec. Zeszyt siódmy, Stowarzyszenie pisarzy polskich, Wydawnictwo Słowo/Obraz/Teryrytoria,<br />
Gdańsk, 2006, s.20.<br />
10. M. Kundera, Księga śmiechu i zapomnienia, przeł. P. Godlewski, A. Jagodziński, Warszawa 1983, cyt.za: W. Kuligowski, P. Zwierzchowski, Śmierć jako norma,<br />
śmierć jako skandal, Wydawnictwo Akademii Bydgoskiej, Bydgoszcz 2004, s.11.<br />
11. Cyt.za: A. Pingeot (red.), La sculpture francaise au XIX siecle, Paris, q986 (katalog wystawy), s.29, [w:] A. Pieńkos, Okropności sztuki, Wydawnictwo Słowo/<br />
Obraz, Terytoria, Gdańsk, 2006, s.129.<br />
88
Podobnym przykładem może być Theodore Gericault,<br />
który w swojej pracowni układał prawdziwie martwe<br />
natury, złożone z odciętych ludzkich kończyn, czego<br />
dowodem jest obraz zatytułowany po prostu „Odcięte<br />
kończyny” (Montepelier, Musee Fabre). Natomiast przygotowując<br />
szkice do swojego sztandarowego dzieła<br />
„Tratwa meduzy”, wynajął specjalne pomieszczenie na<br />
tyłach szpitala, w którym nie zważając na trupi odór,<br />
niestrudzenie szkicował studia zwłok 12 .<br />
W dzisiejszej dobie umieranie staje się czymś<br />
wysoce nieprzyzwoitym, wstydliwym i kłopotliwym. Chociaż<br />
obecnie śmierci uporczywie nakłada się czapkę<br />
niewidkę, a zwłoki oddala z pola widzenia, oddając<br />
je w ręce wyspecjalizowanych fachowców, trudno o-<br />
przeć się wrażeniu, że takie traktowanie umierania<br />
i martwego ciała, w pewien sposób godzi w nas samych.<br />
Śmiertelność traktowana jest jako frontalny atak na ludzką<br />
wszechmoc 13 . Co więcej, odbiera się śmierci prawo do<br />
jej właściwego imienia, tak jakby wypowiedzenie na głos<br />
słowa „Śmierć”, mogło ją przywołać, niczym złego ducha.<br />
Śmiertelność jest na wszelkie sposoby eufemizowana.<br />
Dzieli się ją na drobne puzzle chorób, które można<br />
zwalczyć, czy zmian, które można skorygować.<br />
Śmierć jako moment ostateczny, wykraczający<br />
poza nasze pojmowanie i możliwość interwencji, jest<br />
nieustannie odsuwana z pola naszej świadomości<br />
i wymazywana z publicznego dyskursu. Zapominamy<br />
o tym, o czym mówi praca Katarzyny Kozyry „Święto<br />
wiosny”. Jest ona ilustracją faktu, że śmierć wszystko<br />
i wszystkich sprowadza ostatecznie do wspólnego<br />
mianownika. Instalacja „Święto wiosny” stanowi<br />
przedziwną parafrazę baletu Igora Strawińskiego, o tym<br />
samym tytule. Rytuał przywołania wiosny, czyli budzenia<br />
świata do życia, zostaje tutaj przemieniony w Danse<br />
Macabre, odtańczony przez zasuszone ciała starców.<br />
marionetkowy. W pracy Kozyry symbolika śmierci,<br />
jako źródła życia i ofiary, jako odrodzenia, zostaje pokazana<br />
niczym w gabinecie krzywych luster. Artystka<br />
w swojej instalacji wideo ukazuje wyschnięte ciała,<br />
uchwycone w konwulsyjnych, agonalnych pozach, fotografowane<br />
na leżąco, na gładkich tłach. Dodatkowo,<br />
niczym nieubłagana dłoń czasu, zabiera ciałom płeć,<br />
zamienia przynależne jej atrybuty. Pokazuje to, co czyni<br />
starość, odcinając dobroczynny dopływ hormonów,<br />
sprawiając że ciała kobiet i mężczyzn stają się do siebie<br />
podobne... można rzec - powoli tracą atrybuty dorosłości<br />
postrzeganej przez pryzmat cech płciowych.<br />
Jak daleko jesteśmy od traktowania śmierci, jako<br />
jedynego zjawiska, co do wystąpienia którego możemy<br />
mieć stuprocentową pewność, dowodzi fakt, że<br />
w latach 70-tych XX wieku, w szkołach amerykańskich<br />
koniecznością okazało się wprowadzenie zajęć o nazwie»<br />
Starość i umieranie» 14 .<br />
Rozluźnienie więzów rodzinnych, brak kontaktu<br />
z osobami starszymi, brak możliwości obserwacji naturalnej<br />
przemiany pokoleń, spowodowały, że zupełnie<br />
niezrozumiały stał się eufemizm : „to pass away”. Nie<br />
mówiąc już o tym, że czasownik „to die” w zasadzie<br />
w ogóle nie funkcjonował, słownie niedotykalny, niczym<br />
imię demona. Nasuwa się tutaj pytanie, czy owo<br />
wyparcie śmierci ze świadomości nie jest kolejnym<br />
krokiem stawiania się człowieka ponad naturą? Czy nie<br />
jest również postawieniem się człowieka ponad stwórcą?<br />
W zadziwiający sposób zmieniła się kategoryzacja<br />
śmierci we współczesnej kulturze. Umieranie stało się<br />
czymś niewygodnym i kłopotliwym. Żałoba natomiast,<br />
niczym więcej niż krępującym otoczenie epatowaniem<br />
prywatnymi odczuciami. Wszystko to w proteście przeciwko<br />
publicznemu uświadamianiu kruchości ludzkiego<br />
życia.<br />
Strawiński tworząc „Święto wiosny”, inspirował się<br />
prasłowiańskim rytuałem, podczas którego starszyzna<br />
wioski wybierała młodą dziewczynę, polecając jej<br />
poświęcić życie po to, by mogło się odrodzić życie<br />
przyrody. Innymi słowy, aby rytuał mógł się wypełnić,<br />
dziewczyna miała tańczyć do upadłego, do utraty<br />
zmysłów i sił. Wacław Niżyński w swojej pracy nad<br />
tym baletem kładł nacisk na to, by uwidocznić wysiłek<br />
i znużenie, ostateczne wyczerpanie tym tańcem tak,<br />
aby prawie słychać było jęk pracujących mięśni. Taniec<br />
staje się więc finalnie sztywny, konwulsyjny, wręcz<br />
Chciałabym w tym miejscu odnieść się do twórczości<br />
Konrada Kuzyszyna, a szczególnie do przejmującego<br />
cyklu fotograficznego, zatytułowanego „Kondycja ludzka”<br />
(1983-85). W pracach tych przemyślenia dotyczące<br />
przemijania i kruchości życia zilustrowane zostały za<br />
pomocą obrazów utrwalonych w Collegium Anatomicum<br />
łódzkiej Akademii Medycznej. Kuzyszyn prezentuje<br />
„portrety” ludzkie w różnym stopniu wypreparowania<br />
skłaniając do zastanowienia się nad tym, kim jest człowiek<br />
w obliczu śmierci, i co dzieje się, gdy ta już nastąpi.<br />
Skłania do refleksji nad tym, czym staje się człowiek, czy<br />
12. A. Pieńkos, op. cit.<br />
13. Z. Bauman, Śmierć i nieśmiertelność o wielości strategii życia, rozdz.4, Nowoczesność czyli dekonstruowanie śmiertelności, PWN, Warszawa, 199<br />
14 E. Kuryluk, Podróż do granic sztuki, rozdz. Studiować śmierć, Warszawa, 2005, s.92.<br />
89
aczej już tylko ciało ludzkie, w rękach nauki. Którędy<br />
przebiega granica między tym, co święte, a tym, co<br />
obrzydliwe? Jak to się dzieje, że relikwiarz w kształcie<br />
głowy świętego (prawdopodobnie zawierający szczątki<br />
tejże głowy), nie przejmuje nas dreszczem obrzydzenia,<br />
podczas gdy głowa anonimowego męczennika nauki,<br />
zanurzona w formalinie, niezmiernie nas zniesmacza?<br />
Kiedyś śmierć, podobnie jak narodziny, celebrowano<br />
i uważano za niezwykle doniosły moment w trwaniu<br />
każdej jednostki - początek i koniec pewnego etapu. Były<br />
to chwile, gdy najzwyklejszy człowiek zyskiwał absolutną<br />
uwagę otoczenia. Umieranie, odchodzenie w wieczny<br />
sen odbywało się we własnym łóżku, w otoczeniu osób,<br />
z którymi konający chciał się pożegnać, bądź wydać im<br />
ostatnie dyspozycje. Obecnie umierający, umieszczony<br />
w szpitalnym łóżku, staje się petentem, który musi<br />
podporządkować się procedurom administracyjnym.<br />
Jak twierdzi Elisabeth Köbler-Ross, wyizolowanie i samotność<br />
są dodatkowymi źródłami cierpienia dla<br />
umierających 15 . Co więcej - proceduralne podejście<br />
do choroby i umierania odziera je z aury wyjątkowości<br />
i jednostkowości. Odbiera to śmierci rangę ostatecznej<br />
przemiany w życiu człowieka. Wpisuje go za to w obraz<br />
niczym z fabryki Forda, gdzie pracowano metoda<br />
taśmową. W szpitalu również istnieje pewna taśmowość<br />
postępowania. Umierający przeszkadza i wybija z rytmu,<br />
zatem powinien dokonać żywota w miarę dyskretnie.<br />
Także żałoba powinna być w miarę nienachalna. Jak<br />
pisze Tomasz Sahaj: „Dziś widok kobiet w czerni kojarzy<br />
się bardziej z islamskim fundamentalizmem niż ze<br />
śmiercią, czy żałobą” 16 . Trudno również zaprzeczyć 17<br />
słowom Aries, który stwierdza:”(...) teraz łzy żałoby<br />
upodobniono do wydzielin chorego. Jedne i drugie są<br />
obrzydliwe”.<br />
Zagadnienia te porusza Grzegorz Klaman w swojej<br />
pracy zatytułowanej „Emblematy”. Wieloelementowa<br />
instalacja składa się z podświetlonych gablot-relikwiarzy<br />
prezentujących fragmenty ludzkiej anatomii:<br />
między innymi mózg, czy jelita. Cała wystawa była<br />
eksponowa-na w częściowo działającym a częściowo<br />
zdesakralizowanym kościele, przy czym wiele prac<br />
znalazło się w nawie głównej. To, co proponuje Klaman, to<br />
całkowicie obca czasom współczesnym kontemplacyjna<br />
poetyka śmierci. Na tyle obca, że tego typu sztuka,<br />
musi czasem stawać się spiskiem. Aby możliwa była<br />
zagraniczna ekspozycja wszystkich elementów wystawy<br />
związana z artystą, Aneta Szyra, bardzo ceniona<br />
polska kuratorka sztuki, musiała we własnej torebce<br />
przemycać niektóre eksponaty.<br />
W charakterze podsumowania moich rozważań,<br />
chciałabym zaproponować refleksję nad pracą „Widziałam<br />
własną śmierć» Zuzanny Janin. Artystka przeprowadza<br />
eksperyment artystyczny na własnym życiu, aranżując<br />
fotografie ukazujące rozmaite okoliczności, w jakich<br />
mógłby nastąpić jej zgon. Widzimy zatem Janin -<br />
samobójczynię, z podciętymi żyłami, leżącą w wannie.<br />
Oglądamy Janin - martwą - narkomankę, zwiniętą gdzieś<br />
na dworcowym korytarzu. Możemy przeczytać nekrologi,<br />
które faktycznie ukazały się 5 kwietnia 2003 roku w „Gazecie<br />
Wyborczej”, zamieszczone przez jej krewnych<br />
oraz pewną galerię niezależną. Dowiadujemy się z nich,<br />
że artystka „odeszła”, a pogrzeb odbędzie się 7 kwietnia<br />
2003 roku na Warszawskich Powązkach. Przede wszystkim<br />
jednak, możemy obejrzeć film z jej pogrzebu,<br />
w której to uroczystości Zuzanna Janin wzięła udział,<br />
jednak nie jako główna bohaterka, ale postronny widz.<br />
Praca Zuzanny Janin to opowiadanie o doświadczeniu<br />
niemożliwego. Dokumentacja doświadczenia własnej<br />
nieobecności. Pokazanie momentu nieodwracalnego<br />
zamknięcia się, przynależnych nam ram czasowych, tu<br />
i teraz.<br />
Prawdopodobnie tylko sztuka daje możliwość spojrzenia<br />
na własny pogrzeb. Jak to wygląda już z innej<br />
perspektywy, tej realnej, dowiemy się...”w swoim czasie”.<br />
Teraz należałoby zapytać: Co jest po drugiej stronie?<br />
Chciałabym, aby moje rozważania poświęcone wizjom<br />
człowieka w sztuce zakończyły się próbą przedstawienia<br />
kilku wizji ukazujących figurę, która stoi na pograniczu<br />
świata ludzkiego i boskiego, będąc jednocześnie jednym<br />
z uniwersalnych wzorców kobiecości. Czy jest nim<br />
naprawdę? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie<br />
w następnym numerze Post Scriptum.<br />
15. E. Kübler -Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu, przeł. .J. Doleżał - Nowicka, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1979, s.43-105.<br />
16. T. Sahaj, Człowiek istota śmiertelna. Filozofia. religia. Medycyna. Sport, rozdz, Wiek XX i XXI. Perypetie współczesnego człowieka ze śmiercią,<br />
Poznań, 2004, s.201.<br />
17. P. Aries, Człowiek i śmierć, przeł. E. Bąkowska, Warszawa, s.569.<br />
90