17.03.2020 Views

POST SCRIPTUM - PAZDZ 2019

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury W numerze m.in: Pisarka Małgosia Warda, malarka Maja Borowicz, fotografka Ewa Ćwikła, która maluje obiektywem i światłem, pisarz, laureat nagrody Brakująca Litera 2018, Maciek Siembieda, Darek Marszałek, recenzje i reportaż Roberta Knapika, poezja, opowiadanie Renaty Cygan i Jarosława Prusińskiego.

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury
W numerze m.in:
Pisarka Małgosia Warda, malarka Maja Borowicz, fotografka Ewa Ćwikła, która maluje obiektywem i światłem, pisarz, laureat nagrody Brakująca Litera 2018, Maciek Siembieda, Darek Marszałek, recenzje i reportaż Roberta Knapika, poezja, opowiadanie Renaty Cygan i Jarosława Prusińskiego.

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

W numerze gościmy<br />

między innymi:<br />

Maję Borowicz,<br />

Małgorzatę Wardę,<br />

Macieja Siembiedę,<br />

Ewę Ćwikłę<br />

Śmiertelność<br />

z perspektywy artystów<br />

Ciało, jako dzieło sztuki<br />

(performance)


WSTĘPNIAK<br />

Koniecznie, absolutnie, kategorycznie i bezwarunkowo muszę uwolnić się<br />

od roli pisania wstępniaków. Kobiety mnie zmolestowały przy milczącej aprobacie<br />

Roberta. Trudno mi odmawiać kobietom, zwłaszcza ładnym, ale następnym razem<br />

odmówię. Choćby nie wiem co! Będę odporny na uśmiechy i argumenty, żem przecież<br />

pisarz, więc kto jak nie ja. Pisanie prozy to nie to samo, co tworzenie wstępniaków.<br />

Jakby tu porównać? Malarz artysta niekoniecznie dobrze pomaluje pokój. I na odwrót.<br />

Umiejętność pisania nie oznacza, że napisze się wszystko genialnie. Ja wstępniaków<br />

nie lubię pisać, bo jak to zrobić? Jak przedstawić tylu wspaniałych artystów w kilku<br />

zdaniach? Pisarkę Małgosię Wardę, genialną malarkę Maję Borowicz, fotografkę Ewę<br />

Ćwikłę, która nie robi zdjęć, a po prostu maluje obiektywem i światłem, pisarza, laureata<br />

nagrody Brakująca Litera 2018, Maćka Siembiedę? Jak wymienić jednych, a przemilczeć<br />

innych – Darka Marszałka, recenzje i reportaż Roberta Knapika, wzruszającą poezję<br />

wybraną przez Renetę Cygan?<br />

Nie. Absolutnie się nie zgadzam! Ten jeden (a właściwie drugi) raz niech będzie. Ale<br />

w grudniu napisze ktoś inny. Już się nie dam. Koleżanki redaktorki - nawet do mnie<br />

nie dzwońcie i tymi swoimi zmysłowymi głosiskami mi nie kadźcie, żem taki dobry<br />

w pisaniu.<br />

Jak widzicie – niezbyt. Ten tekst najlepiej pokazuje, że nie umiem pisać wstępniaków.<br />

A w grudniu będzie tak samo źle. Będzie Alek Rogoziński i Kasia Groniec, będzie Alicja<br />

Borkowska. Będą sławni i mniej sławni, ale wszyscy absolutnie genialni. No i niech<br />

się moje koleżanki męczą same, jak ich wszystkich we wstępniaku pomieścić. Ja się<br />

zmolestować nie dam! Słowem się nie odezwę. Nie ma mowy. Nie. No way! Niet. Nie.<br />

Jarosław Prusiński<br />

w imieniu grona redakcyjnego PS<br />

Zespół redakcyjny: Jarosław Prusiński, Agnieszka Biardzka, Iwona Niezgoda, Renata Cygan, Robert Knapik.<br />

Informatyk: Robert Kral<br />

Skład: Agnieszka Biardzka<br />

strona internetowa: www.magazynps.com<br />

e-mail: pscriptum96@gmail.com


PROZA I PUBLICYSTYKA<br />

Dwa dni z życia kobiety str. 5<br />

Irenka str. 11<br />

Konkurs na drable str. 14<br />

Tak niedawno... P. Jastrzębski str. 16<br />

Literacko nad morzem str. 18<br />

Feralne dziedzictwo str. 21<br />

Inni ludzie str. 23<br />

Małgorzata Warda - wywiad str. 27<br />

Maciej Siembieda str. 30<br />

POEZJA<br />

POLECANE<br />

Marcin Kurcbuch str. 34<br />

NOWOŚCI WYDAWNICZE<br />

Część urojona str. 40<br />

Juliusz Wątroba str. 42<br />

Błąd w sztuce str. 43<br />

RECENZJE<br />

Danse poeticus A.Sroczyńska str. 44<br />

WIERSZE NADESŁANE str. 45<br />

Festiwal poezji słowiańskiej str. 47<br />

ROZMAITOŚCI<br />

Himalaje J. Nordyńska str. 50<br />

Renata Słomkowska - wywiad str. 57<br />

SZTUKI WIZUALNE<br />

Maja Borowicz str. 62<br />

Darek Marszałek str. 70<br />

Ewa Ćwikła str. 75<br />

Koniec czy początek? K. Saniewska str. 85<br />

okładka: Maja Borowicz. Ostatnia myśl o wolności.


ilustracja Renata Cygan<br />

DWA DNI Z ŻYCIA KOBIETY<br />

Renata Cygan, Jarosław Prusiński<br />

15 lipca<br />

Idę na tych cholernych szczudłach, a nogi wyginają<br />

mi się we wszystkie możliwe i niemożliwe strony. Ze<br />

wszystkich sił staram się nie wyrżnąć mordą o chodnik.<br />

Jezu, dziewczyny, czemu to robicie swoim stopom?<br />

Czuję, jakby je ktoś ściskał w imadle. Kobiety. To<br />

wasze niegasnące pragnienie, żeby pięknie wyglądać<br />

i oburzenie, gdy się waszą urodę dostrzega. Jesteście<br />

takie niespójne, dziwne, niekonkretne. Wszystko źle.<br />

Powiedzieć wam komplement, to już totalna masakra.<br />

Obraza majestatu królowej. Nie powiedzieć, też źle. Bo<br />

wychodzimy na chamów. Jak w ogóle z wami rozmawiać?<br />

O czym? Chcecie, żeby dostrzegać zalety waszego<br />

umysłu, a cały wysiłek wkładacie w upiększanie urody.<br />

Żebyście jakąś książkę czasem przeczytały! To by lepiej<br />

wpłynęło na waszą atrakcyjność niż ta szpachla, która<br />

właśnie zaczyna spływać mi z twarzy. To w ogóle nie<br />

jest ładne. Zatracacie unikalne cechy własnej fizjonomii,<br />

przerabiacie się na manekiny. Woskowe kukły. W dodatku<br />

to jest niesmaczne – jeśli przyjdzie do pocałunku. Tak<br />

bardzo, że się odechciewa wszystkiego. Pożądam was,<br />

ale nie lubię. Nie rozumiem. Bywacie wredne, agresywne,<br />

aroganckie, wyniosłe, niedostępne, zadufane w sobie.<br />

Strażniczki własnych majtek, których zaciekle bronicie<br />

przed zapędami nieokrzesanych facetów, jednocześnie<br />

ich prowokując tymi krótkimi spódniczkami i odkrytymi<br />

cyckami. Kobiety!<br />

Duży, kudłaty pies do mnie doskoczył z zębami,<br />

ale odganiam go torebką. Macham nią jak kiścieniem<br />

5


i w końcu docieram do taksówki. Wciskam się pospiesznie<br />

razem z tymi koturnami, długimi nogami (teraz widzę, że<br />

to ma nie tylko zalety) i dwukilową, modną torebeczką na<br />

tylną kanapę. Ufff. Jestem kobietą od dwóch minut i dwa<br />

razy otarłem się o śmierć! Podaję spoconemu, otyłemu<br />

taksówkarzowi nazwę hotelu.<br />

- Oczywiście, królowo – facet uśmiecha się przebiegle<br />

i włącza silnik.<br />

Nie podoba mi się ta „królowa”, ale nie komentuję.<br />

Cały jestem spocony i w dodatku czuję wilgoć między<br />

nogami. Nie wiem, czy kobiety się tam pocą, czy może<br />

mam, kurwa, okres? Walczę z pokusą, żeby włożyć sobie<br />

w nią palec i sprawdzić. Taksówkarz gapi się na mnie we<br />

wstecznym lusterku. Nerwowo rzucam się do torebki.<br />

Kobiety noszą chyba w nich podpaski w razie czego?<br />

Teraz jest to „w razie czego”. Grzebię, ciągle zawadzając<br />

ramionami o piersi. Kurczę, jakie to niewygodne. Ok,<br />

ładne, ale niewygodne.<br />

- Jaką płeć pan wybiera? - spytała mnie kobieta<br />

podczas rejestracji.<br />

- A to mogę wybrać?!<br />

Kobieta robi minę, jakby dziecko spytało ją o coś<br />

najoczywistszego pod słońcem. Chciałem być młodym<br />

i przystojnym facetem, żeby laski na mnie leciały. Ale po<br />

co ten trud, skoro mogłem mieć wszystko pod ręką? Może<br />

lepiej być lesbijką? Zastanowiłem się...<br />

Nie wiem, czy mam okres. Brzuch mnie chyba nie boli.<br />

Ale może nie musi boleć? Stopy napieprzają mnie tak<br />

bardzo, że brzucha nie czuję. Nie znalazłem podpaski. A<br />

poza tym, jak to się w ogóle zakłada? Te skrzydełka to<br />

do skóry, czy do majtek? Staram się przypomnieć sobie<br />

reklamy i po chwili mam. Do majtek! Dyskretnie podciągam<br />

spódnicę (czy sukienkę? Nigdy nie wiem, co jest czym) i<br />

widzę pierwszy problem. Nie mam majtek! Trzeba będzie<br />

kupić, ale jaki noszę rozmiar? Jasna cholera! Jakie są<br />

rozmiary kobiecych majtek?!<br />

Taksówkarz skręca w prawo, potem znowu w prawo<br />

i jeszcze raz. Robi kółko. Ma mnie za idiotkę? Zatrzymuje<br />

się pod hotelem. Przez tylną szybę widzę miejsce, skąd<br />

mnie zabrał. Ma mnie za kompletną idiotkę! Na liczniku<br />

widzę trzydzieści cztery złote.<br />

- Nie musi pani płacić – uśmiecha się obleśnie, podając<br />

mi swoją wizytówkę. - O osiemnastej kończę pracę. Może<br />

kawka?<br />

Kawka o osiemnastej, idioto? Jestem kobietą od<br />

dziesięciu minut i już stałem się feministką! Czy kobiety<br />

naprawdę stykają się z takimi facetami? Chyba zaczynam<br />

rozumieć, o czym mówiły mi koleżanki, gdy patrzę w jego<br />

rozmazane podnieceniem oczy błądzące po moich udach<br />

i dekolcie. Czuję się wręcz gwałcony w tej cholernej,<br />

dusznej taksówce. Znajome mi opowiadały takie rzeczy,<br />

ale wtedy brałem to za zwykłe babskie fanaberie i ich<br />

brak zdecydowania. Bo jak można jednocześnie chcieć<br />

i nie chcieć? Lubić seks i oburzać się na komplementy ze<br />

strony facetów, którzy chcą im go dać?<br />

- Pani jest taką zajebistą dupcią – taksówkarz właśnie<br />

wyrzygał z siebie komplement. - Jakbym między te nóżki...<br />

Jakbym się między nimi umościł...<br />

- Chciał pan pobzykać za trzydzieści cztery złote? -<br />

podaję mu stówę z grobową miną. - Zwykle biorę tysiąc.<br />

Widzę jak facetowi uśmieszek zamiera na wargach.<br />

- To pani jest z tych.... Rozrzutnych?<br />

Wkurwia mnie, gdy używają słów, których znaczenia<br />

nie rozumieją. Pewnie chciał powiedzieć „rozpustnych”,<br />

ale nie rozróżnia słów.<br />

- A pan z tych oszczędnych, jak widzę. Reszty nie<br />

trzeba – udowadniam tym samym swoją rozrzutność. -<br />

Może panu starczy na coś tańszego? Wódki się pan może<br />

napije? Wspominam coś jeszcze o tirówkach. Zastanawiam<br />

się, czy to przypadkiem nie było seksistowskie. Eee tam!<br />

Jestem kobietą, to mi wolno! Facet obrzuca mnie epitetem,<br />

ale stówę bierze. Nagle stał się chamski, skoro już wie, że<br />

nie pobzyka. Z trudem wyciągam swoje kosmicznie długie<br />

nogi oraz tyłek o zagadkowym rozmiarze z taksówki.<br />

Ruszył zanim zdążyłem zamknąć drzwi. Jak ja nienawidzę<br />

takich kretynów!<br />

W pokoju hotelowym zrzucam ubranie. Irytacja<br />

na taksówkarza opada na podłogę razem z kwiecistą<br />

sukienką. Stoję naga przed lustrem i zdaję się unosić<br />

w powietrzu. Przepełnia mnie radość. Kobiety od zawsze<br />

przeceniają znaczenie wyglądu. A dla nas facetów czasem<br />

takie niedoskonałe ciała są bardziej podniecające. To<br />

jednak jest doskonałe i w dodatku moje! Patrzę na spore,<br />

lekko obwisłe (mmmm) piersi, piękny tyłek i uda. Zanim<br />

jeszcze skończyła się procedura, zanim podłączono mnie<br />

kabelkami i zacząłem śnić, marzyłem o tej chwili. Żeby<br />

rozebrać się do naga i sprawdzić, jak działa kobieca<br />

łechtaczka. Widziałem efekty wiele razy: gęsią skórkę na<br />

całym ciele, jęki wydobywające się z półprzymkniętych<br />

warg, czasem krzyk. A teraz mogłem sprawdzić na sobie<br />

jak to działa. Cudnie! Dotykam jej palcami i czuję... Czuję,<br />

że mi się nie chce. Straciłem ochotę. Ja pierdzielę! Nie<br />

chce mi się! Stałem się kobiecym impotentem! Wchodzę<br />

pod prysznic. Dobry nastrój wypłukuje się ze mnie razem<br />

z potem i kurzem ulicy. Chce mi się płakać. Nad swoją<br />

niechęcią do seksu i nad tym, że sam siebie traktuję<br />

przedmiotowo. A przecież mam, kurwa duszę! Gdzieś<br />

tam, pod cyckami. No i chyba płaczę. Nie wiem na<br />

pewno, bo stoję pod jebanym prysznicem. Dobra, muszę<br />

się ogarnąć. To szok hormonalny. Właśnie przestałem<br />

otrzymywać kolejne dawki testosteronu z jąder, a dostałem<br />

uderzeniową porcję estrogenu. Spokojnie. To<br />

6


się uspokoi. Zakręcam wodę, wycieram się niedbale<br />

hotelowym ręcznikiem, ale moje długie włosy wciąż są<br />

mokre. Trzeba kupić suszarkę do włosów. W sumie te<br />

włosy mi nie przeszkadzają. Jest upał. Rzucam się na<br />

łóżko i staram się nie płakać...<br />

Idę nad morze. Wiem, że Matylda Krzemińska… - Nie.<br />

Krzemieńska - cały ten dzień spędziła na plaży. Za dwa<br />

dni Matylda zniknie, a zrozpaczona rodzina zgłosi ten fakt<br />

na policję osiemnastego lipca rano. W realnym świecie<br />

minął już tydzień, ale nie jestem teraz w realnym świecie.<br />

Śnię wraz z kilkoma innymi pod kontrolą sztucznego,<br />

biologicznego super-mózgu, z którym wszyscy jesteśmy<br />

połączeni neuroprzewodami. Każdy z nas ma nadzieję<br />

odkryć coś pożytecznego dla policji i otrzymać tłustą<br />

premię. Każdy z nas śni swój własny, niezależny sen. Jest<br />

piętnasty lipca.<br />

Czuję już słoną bryzę i mój nastrój gwałtownie się<br />

poprawia. Im bliżej morza, tym jestem bardziej radosny.<br />

Kiedyś miałem węch jak pies, potrafiłem nawet wyczuć<br />

płodne dni u kobiety. Ale to było dawno, a poza tym<br />

teraz dysponuję jej zmysłem powonienia, a nie swoim.<br />

Las powoli się kończy i już widzę w oddali wielki błękit.<br />

Postanawiam jeszcze tylko coś załatwić, korzystając<br />

z osłony drzew. Plażowe toy toy, to ostatnia rzecz, do<br />

której wejdę. Przykucam, podciągam sukienkę do pasa<br />

i robię siku. Niezbyt mi się to udaje, bo trochę poleciało mi<br />

po udzie. Kwestia treningu. Nauczę się. To nie burzy mi<br />

dobrego humoru. Coś innego zajmuje się moim dobrym<br />

nastrojem. Nie mam chusteczek! Facetom to nie jest<br />

potrzebne, więc o tym nie pomyślałem. Co za syf! Liściem<br />

mam to zrobić? Znowu czuję, że chce mi się płakać...<br />

Leżę na piasku z zamkniętymi oczami. Oddycham<br />

słonym, wilgotnym powietrzem, a szum fal kołysze mnie<br />

do snu. Jaka błogość. Gdzieś w pobliżu słyszę palikowców<br />

ogradzających swe grajdołki, jakby zapłacili za te kilka<br />

metrów plaży, jakby należały do nich. W oddali krzyczą<br />

dzieci, gdzieś szczeka pies. Ktoś się nawołuje, a inny<br />

ktoś przebiegł po moim kocyku z latawcem. I to wcale nie<br />

dziecko, a dorosły facet! Jestem lekko wkurzona, a ten od<br />

latawca rzuca mi maślane spojrzenie i odbiega. Dzieciak<br />

z koca obok kopie dół, czuję na piersiach i brzuchu<br />

drobinki piasku. Sypie w moją stronę. Byłoby naprawdę<br />

błogo, gdyby nie ci ludzie. Hałaśliwi, zawłaszczający,<br />

roszczeniowi. Należy im się, bo przecież zasuwali przy<br />

tokarce cały rok, po łokcie w smarze. To teraz im się<br />

należy. Mają zacięte, naburmuszone twarze. Czekają tylko<br />

na pretekst, żeby wybuchnąć, żeby wyładować na kimś<br />

roczną frustrację, która się w nich nagromadziła i tokarkę<br />

„Poręba”, co się zacina i uchwyt się luzuje, przez co roboty<br />

jest więcej niż powinno być. Ojciec chłopaka kopiącego<br />

dół nie patrzy jednak na mnie wrogo. Raczej... Cholera!<br />

Ciągle zapominam, że jestem kobietą. Najwyraźniej facet<br />

gapi mi się na cycki, a na jego gębie zagościł głupawy<br />

uśmieszek. Zaczynam rozumieć, o czym mówiły mi<br />

koleżanki. Faceci bywają tacy, kurwa, napaleni. Z drugiej<br />

strony go rozumiem, ale czemu gapi się akurat na mnie?<br />

Niech się na inne pogapi! I tak nic z tego, bo nie jestem<br />

gejem. Przenoszę wzrok na Matyldę. Leży jak leżała. Jak<br />

martwa. Od razu, gdy tylko o tym pomyślałem zrobiło mi<br />

się nieprzyjemnie. Mam nadzieję, że w realnym świecie<br />

ona jednak żyje i ma się dobrze. Zerkam na ojca chłopaka<br />

od kopania dołu. Już się nie gapi. Smaruje żonie plecy<br />

i coś pokrzykuje do swojego durnego kopacza. Dzieciak<br />

przestaje ryć w piasku. To dobrze, bo jeszcze trochę i by<br />

mnie żywcem pochowali.<br />

Ktoś obserwuje Matyldę. Dość przystojny facet (czy<br />

ja naprawdę o tym pomyślałam?) w pomarańczowych<br />

szortach. Wygląda na ratownika z tego głupiego filmu<br />

z Pamelą Anderson. Stoi i patrzy. Kładę się na brzuchu,<br />

żeby lepiej widzieć, ale właściwie nie ma już na co patrzeć.<br />

Ratownik mnie dostrzegł, uśmiechnął się i poszedł sobie.<br />

Chyba się też do niego wyszczerzyłam. Wyszczerzyłem!<br />

Nie. To obrzydliwe. Czuję przypływ złości. Na siebie, na<br />

gościa w pomarańczowych gaciach i na sąsiada od żony<br />

z plecami i syna, co lubi kopać jak pies.<br />

Przyglądam się Matyldzie. Patrzę na jej lekko<br />

rozchylone, zgrabne, opalone uda i czuję przypływ<br />

pożądania. Całe szczęście, że wciąż jestem hetero.<br />

Choć w tych okolicznościach, to raczej jestem lesbijką.<br />

W każdym razie nadal lubię cipki. Ta myśl mnie uspokaja.<br />

Zamykam oczy i daję się ukołysać szumowi morza. Utulić.<br />

Dzisiaj nic się już nie wydarzy. Odpływam...<br />

16 lipca<br />

Nad ranem pojawiły się znowu. Obezwładniły mnie,<br />

przytłoczyły, zgniotły i wycisnęły jak mokrą szmatę. Sny.<br />

Koszmarne, zatykające dech w piersiach, przenikające<br />

w głąb najbardziej ukrytych zakątków podświadomości.<br />

I ten znajomy strach. Strach o kogoś, o coś, o najbliższą<br />

osobę, o największy skarb. Ten sen wraca do mnie co jakiś<br />

czas, zazwyczaj wtedy, gdy trwam w pozornym ukojeniu,<br />

gdy jestem na granicy poukładania swojego życia. Wtedy<br />

uderza ze zdwojoną siłą. A ja głównie uciekam. Biegnę,<br />

a raczej próbuję biec, bo przebieram nogami stojąc<br />

w miejscu. Wydłużam kroki, próbuję skakać, pomagam<br />

sobie rękoma, opadam na czworaki, zaczynam się<br />

poruszać jak przestraszone zwierzę. Jestem pumą<br />

na łańcuchu, lwicą w klatce, jaskółką z połamanymi<br />

skrzydłami. Posuwam się po milimetrze, a goniący jest<br />

tuż, tuż… W tym momencie zazwyczaj się budzę. Tak też<br />

było dziś rano. Mimo panicznego strachu, spoconego ciała<br />

i walącego serca, chciałam go dośnić. Chciałam zatrzymać<br />

ten obraz, aby w końcu dowiedzieć się co dalej. Znów się<br />

nie udało. Znów się nie dowiedziałam, komu tak zależy na<br />

7


schwytaniu mnie, kto lub co czyha na moje życie, zdrowie,<br />

duszę.<br />

Budzę się jak zwykle przed budzikiem. Hałas dzwonka<br />

zawsze mnie stresował. Jest 7.00 rano, ciepło, choć<br />

jeszcze rześko, ale już daje się odczuć, że będzie upał.<br />

Otwieram oczy, dochodzę do siebie. Wspomnienie sennej<br />

gonitwy powoli się zaciera. Pierwsza myśl: ciągle jestem<br />

kobietą. Jestem kobietą. Powtarzam to sobie jeszcze raz<br />

– jestem kobietą! Z krwi i kości, ze wszystkimi atrybutami<br />

i przypadłościami. Jestem kobietą atrakcyjną, zadbaną<br />

i bardzo kobiecą. Jestem kobietą; niewiastą, dziewczyną,<br />

apetyczną babeczką, bardzo świadomą swojej urody<br />

i mocy. Otacza mnie jakaś tajemnicza aura, czuję, że wiem<br />

jak korzystać z tego, czym mnie natura w swojej niezwykłej<br />

łaskawości obdarowała. To wspaniałe wrażenie. Mam tę<br />

moc, a ona mnie wypełnia pod tymi wszystkimi drogimi<br />

szmatkami, które odkryłam w hotelowej szafie. Jest<br />

dobrze. Wątpliwości mijają, teraz myślę tylko o tym, że<br />

czuję się bardzo seksowna. I dziękuję losowi (?) za to,<br />

że podarował mi taką piękną powłokę. No bo przecież,<br />

równie dobrze, mogłam obudzić się w ciele kobiety<br />

nieatrakcyjnej, z suchymi włosami, złuszczoną skórą<br />

i nieogolonymi nogami. Uśmiecham się do własnych<br />

myśli. Po koszmarach nocnych nie ma śladu.<br />

Idę na tę plażę, ale inaczej. Nie tylko dlatego, że podczas<br />

transformacji straciłam dobrych parę kilogramów. Idę tak<br />

jakoś podnioślej, idę z miłością, jakby sama czynność<br />

stawiania nóg na przemian, była pewnego rodzaju misją.<br />

Tak, jakby to moje chodzenie służyło wyższym celom.<br />

To takie bujanio - kołysanie. Ni to sunięcie z gracją, ni<br />

to taniec. Muszę przyznać, że podoba mi się ta na pozór<br />

prozaiczna czynność. To znaczy prozaiczna to ona była,<br />

gdy byłam facetem. Teraz nabrała pewnej magii. Bawi<br />

mnie ta sytuacja, zaczynam aranżować stopy na piasku,<br />

delikatnie obciągam palce, delektując się perfekcyjnym<br />

pedikiurem, biodra nieznacznie się bujają, okrągleją jakby,<br />

ramiona i ręce współgrają. Szyja się wyciąga, podbródek<br />

wędruje lekko do góry. Cała jestem gracją, czuję się<br />

jak motyl. Jestem lekka i zwiewna. Przyjemna, morska<br />

bryza, bawi się moimi pachnącymi włosami, dodatkowo<br />

potęgując tę zwiewność. Uśmiecham się. Po raz pierwszy,<br />

z pełną świadomością odczuwam, że podoba mi się<br />

bycie kobietą. I to z całkiem zaskakujących względów,<br />

a nie dlatego, że mam nieograniczony dostęp do cycków<br />

(jak ja nienawidzę tego słowa!), czy tego, co poniżej<br />

(czemu nagle mam opory z oczywistym nazewnictwem?).<br />

Mam nadzieję, że nie pójdzie mi to w jakąś pruderyjną<br />

skrajność. Nie nadążam za własnym mózgiem, nie mam<br />

pojęcia cóż on mi tam pod czaszką (i miękkimi, jasnymi<br />

włosami), płata. Myśl o seksie z mężczyzną nie jest już<br />

wcale obrzydliwa, przyjemna jest nawet, mam ochotę<br />

przeciągnąć dłońmi po ciele, od piersi po rozkołysane<br />

biodra. Nie robię tego jednak, ale odczuwam zmysłową<br />

przyjemność na samą myśl. Jestem sensualna, myślę<br />

o jedwabnym kimono pieszczącym moje opalone ciało. Już<br />

samo słowo “sensualizm” ma w sobie coś sensualnego.<br />

Brzmi jak pieszczota, jest rozkwitającą różą, aksamitem<br />

czekoladowego musu na podniebieniu. To słowo -<br />

muśnięcie, budzące niedosyt przy samym wymawianiu.<br />

Skrzydło ważki, morska bryza i obłok. Dżizas, jeszcze<br />

zacznę pisać wiersze!<br />

Zastanawia mnie, czemu czuję się w tej nowej sytuacji<br />

zupełnie normalnie. Skąd u mnie taka znajomość świata<br />

kobiecego? Przecież jeszcze wczoraj przeszkadzały mi<br />

długie włosy, nogi mi się plątały, uwięzione w szpilkach,<br />

pójście do toalety było czynnością pełną zaskakujących<br />

zagadek i pułapek. A oto teraz, mój świat diametralnie się<br />

zmienił, nagle wszystko stało się jasne, jakbym posiadła<br />

jakąś tajemnicę, którą do tej pory ukrywano przede mną,<br />

a która była w zasięgu moich wymanikiurowanych dłoni.<br />

Déjà vu? Axis Mundi? Czuję, że to już kiedyś przerabiałam.<br />

Może to światy równolegle, efekt Mandeli, czy zderzenia<br />

kwantowego? Czy to oznacza, że jestem nieśmiertelna?<br />

Czy jestem częścią multiwersum, zawieszoną w plastycznej<br />

czasoprzestrzeni? Czy jest mnie więcej? Mniekobiet,<br />

mnie-mężczyzn, czy nawet mnie-drzew? Może<br />

te niezliczone, alternatywne wszechświaty zamieszkane<br />

są przez niezliczone kopie mnie samej? Może właśnie tu<br />

i teraz jestem najlepszym przykładem na to, że siostrzany<br />

wszechświat, trzecia strona kartki, czai się tuż obok? Ale<br />

dość tych dywagacji. Nie mam zamiaru zaprzątać sobie<br />

głowy w tym momencie. Wracam do „sprawy”, muszę się<br />

skupić na obserwacji mojej podopiecznej. Idę pewnie,<br />

wiem gdzie ją znaleźć – od kilku dni rozkłada koc w jednym<br />

miejscu, trochę na uboczu, trochę z dala od plażowiczów,<br />

ale nie na tyle, aby być zupełnie odosobnioną.<br />

Już ją widzę. Widzę tę jej bezczelnie, bezpretensjonalnie<br />

młodą, świeżą i zgrabną sylwetkę. Ciało, na widok którego<br />

mężczyznom przyspiesza puls, a kobiety ogarnia podziw<br />

i zazdrość. Ja nie jestem wyjątkiem. Po raz kolejny<br />

stwierdzam, że jest idealna. Idealne jest w niej wszystko<br />

– jędrne ciało, płaski brzuch, krągłe pośladki (bez grama<br />

cellulitu), nie za duży biust, jasne, błyszczące włosy,<br />

proporcjonalna twarz. Nie jest klasyczną pięknością, nie<br />

ma w niej nijakości modelek z magazynów. Rysy twarzy<br />

ma nieco za ostre, co potęgują dodatkowo czarne,<br />

mocno zarysowane brwi. Usta trochę za wąskie, jak<br />

na obowiązującą obecnie modę „rybich ryjków”. Moim<br />

zdaniem są piękne. Wszystko w niej „gra i hula”, nie ma<br />

się do czego przyczepić. I to mnie doprowadza do szału.<br />

Szybko zwalczam jednak ten napad zazdrości, przywołuję<br />

się do porządku i ze stoickim spokojem zajmuję swój<br />

kawałek piasku, z którego to punktu widzę doskonale<br />

moją jasnowłosą obserwowaną, widzę morze, budkę<br />

z piwem i lodami i główną ścieżkę wzdłuż wydm. Mam<br />

8


oko na całokształt. Rozkładam ręcznik, zdejmuję tunikę,<br />

poprawiam stanik, związuję włosy. Smarując ciało kremem<br />

z filtrem, stale obserwuję Matyldę.<br />

Pojawia się ratownik z wczoraj. Wyrasta znikąd, jakby<br />

się gdzieś czaił w pobliżu. Czekał na mnie? Wciąż zabójczo<br />

przystojny i wciąż niezwykle apetyczny. Patrzy na mnie<br />

i nie jest to patrzenie obojętne. Ale miłe też nie jest.<br />

Raczej obłe. Wwierca się we mnie swoim jaszczurczym<br />

wzrokiem. Choć odwróciłam głowę, to czuję intensywność<br />

tego patrzenia. Bo to nie jest tylko niewinne omiatanie.<br />

Czuję, że mnie rozbiera i dotyka. I wcale nie jest to<br />

przyjemne. Jest w tym patrzeniu jakiś element dziwności.<br />

To moje odczucie jest irracjonalne, kompletnie nie umiem<br />

tego wytłumaczyć. Ale czuję, że coś jest nie tak. Kobieca<br />

intuicja. No nie wierzę! Ja naprawdę tego doświadczam! To<br />

o to ten cały rejwach! To to jest ta tajna broń, ta pierwotna,<br />

zwierzęca, niezdefiniowana, irracjonalna umiejętność<br />

towarzysząca kobietom na każdym kroku. Zaczynam<br />

mu się na nowo przyglądać. Jeszcze raz prześlizguję<br />

wzrokiem po tym nienagannym ciele młodego, zdrowego,<br />

atrakcyjnego samca. A ten się dalej gapi, aż skóra<br />

cierpnie, włoski stają dęba na całym ciele, nawet sutki<br />

mi twardnieją. Ale nie przyjemnie, walecznie raczej. Jak<br />

dwa miecze gotowe zaatakować. Czuję niepokój, a to już<br />

jest konkretny znak. Choć wszystko mi w środku wrze jak<br />

w kotle, to staram się zachować spokój i trzeźwe myślenie.<br />

A może za bardzo kombinuję? Może to wszystko<br />

tylko mi się wydaje? To chyba stres. Spięta jestem za<br />

bardzo, muszę się trochę rozluźnić. A czemu nie z nim?<br />

Jeszcze raz rzucam okiem na to opalone, silne, pięknie<br />

wyrzeźbione męskie ciało. I robi mi się tak jakoś błogo.<br />

I miło, bo to przecież mnie wybrał, to na mnie zwrócił<br />

uwagę, gdy wokół tyle pięknych, chętnych i młodszych.<br />

Mniamuśny jest. A ja wolna. Nie miałabym nic przeciwko<br />

bliższemu poznaniu. Choćby tylko kawa albo kino. Daj<br />

Boże, żeby był w miarę inteligentny, bo nie zniosłabym<br />

kretyna. Choćby średnio inteligentny, nie musi specjalnie<br />

błyszczeć erudycją, ani się wymądrzać. Wszystko, czego<br />

chcę, to miła, niezobowiązująca rozmowa. Może być nawet<br />

o niczym. Byle w miarę interesująca. A potem zobaczymy.<br />

Chyba ściągnęłam go wzrokiem. Idzie w moją stronę.<br />

Idzie sprężyście i pewnie. Bardzo pięknie idzie, choć<br />

ciut przesadnie, jakby grał w teledysku. Uśmiecham się<br />

do siebie. Egoistycznie i z satysfakcją. Siada na piasku<br />

obok mnie, podpierając się ręką. Na przedramieniu<br />

ma wytatuowaną niebieską kotwicę. To chyba symbol<br />

marynarzy? Może Ratownik wcześniej pływał na statkach<br />

handlowych albo pasażerskich. To może być bardzo<br />

interesujący człowiek.<br />

-A pani tak tu sama?<br />

No i stało się. Powietrze uleciało, nadzieje zwiędły, kolory<br />

wyblakły, dzień poszarzał. Kretyn, niestety... Idiotyczne<br />

pytanie idioty. Przecież widać. Jego atrakcyjność w mgnieniu<br />

oka przyblakła. Zbladła. Przeminęła z wiatrem.<br />

Spłynęła rynsztokiem. Szkoda... Rozczarowanie do potęgi<br />

entej. Właściwie nie chodziło o samo pytanie, ale o wyraz<br />

jego twarzy. I oczy zdechłej ryby. Nie!<br />

- Tak piękna laseczka nie powinna być sama - Ratownik<br />

nie gasi uśmiechu na ustach. - Niedługo kończę, to może<br />

kawka? Albo lodzik?<br />

Ten lodzik! O Jezu. Serio? I znowu czuję na sobie<br />

oblepiający wzrok jaszczurki. Mam wrażenie, że za chwilę<br />

z impetem wyrzuci w moją stronę, zwinięty w rurkę język<br />

pokryty lepkim śluzem, na który mnie złapie, a potem bez<br />

mrugnięcia okiem, pożre mlaskając. Brr!<br />

-To miłe z pana strony, ale niestety mam plany na dziś.<br />

Jestem już umówiona. Zresztą jutro i pojutrze także. Do<br />

końca turnusu.<br />

Mówię to trochę zbyt wyniośle, za szybko, ale nie<br />

umiem się zmusić do woalowania i grania sympatycznej.<br />

Jestem rozczarowana, zła na siebie, wstyd mi za głupie<br />

myśli i w ogóle szkoda mi czasu. Jak gdyby nigdy nic,<br />

przekręcam się leniwie. Ratownik rzuca jeszcze jedno<br />

gadzie spojrzenie, omiatające moje nogi i odchodzi.<br />

Matylda leży na brzuchu, stanik ma rozpięty, plecy<br />

rozpalone do czerwoności. Jakby rozbić jej na tych<br />

plecach jajko, to by się niewątpliwie ścięło. Przechodzi mi<br />

przez głowę myśl, że po takim opalaniu, za dziesięć lat,<br />

to piękne ciało będzie przypominać suszoną śliweczkę.<br />

Uśmiecham się wewnętrznie, pojawia się delikatny<br />

przebłysk satysfakcji, ale szybko przywołuję się do<br />

porządku. Nachodzą mnie refleksje. Jak to się stało, że<br />

w tak krótkim czasie zdołałam posiąść większość kobiecych<br />

tajemnic? Świetnie poruszam się w tym, tak nowym dla<br />

mnie, świecie, czuję go intuicyjnie, nie musiałam się jakoś<br />

specjalnie spinać i uczyć obsługi. Nie potrzebowałam<br />

żadnych instrukcji, wszystko odbyło się naturalną drogą,<br />

bez zbytnich wstrząsów i przyszło dość łatwo. To duży<br />

bonus, bo miałam obawy, że w nowej sytuacji będę się<br />

musiała uczyć życia na nowo. Ale z jednym wciąż nie mogę<br />

sobie poradzić: sprawy fizjologiczne. Głupie siku urasta<br />

bardzo często do rangi poważnego problemu. Facet, jak go<br />

przyciśnie, to przystaje, znajduje w miarę odludne miejsce<br />

(albo i niezbyt odludne), a potem po prostu to robi. A kobieta<br />

potrzebuje czystego kibelka, chusteczki, bieżącej wody,<br />

mydła, itp. No i właśnie teraz mam ten problem. Jak już<br />

mówiłam, do plażowej toy-toyki nie wejdę, a na samą myśl<br />

o załatwianiu się w morzu dostaję dreszczy. Wyobrażam<br />

sobie te dzikie tłumy, które pluskają się przy brzegu, setki,<br />

tysiące kobiet, mężczyzn i dzieci, wchodzących do wody<br />

głównie po to, żeby uprawiać urynację turystyczną, ludzkie<br />

chmary taplające się gromadnie w tej ciepłej, wspólnej<br />

zupce – brrrr! No więc pozostaje mi lasek za wydmami.<br />

Muszę się przygotować: zabrać ze sobą torebkę, przykryć<br />

9


ęcznikiem ciuchy i kosmetyki, wziąć chusteczki. Pęcherz<br />

aż boli. Czemu zawsze czekam do ostatniej chwili? Tak,<br />

jakbym miała nadzieję, że mi się odechce. Jeszcze tylko<br />

wsuwam stopy w klapki i szybkim krokiem oddalam się<br />

w stronę lasku.<br />

Mocne uderzenie powala mnie na ziemię. Nie rozumiem,<br />

co się dzieje. Gramolę się oszołomiona na kolana, zaplątuję<br />

w pasek od torebki, chcę odwrócić głowę, żeby zobaczyć<br />

skąd ten cios. Policzek pulsuje, włosy przykleiły się do<br />

spoconej twarzy, odgarniam je i… dostaję kolejny raz. Tym<br />

razem w okolice skroni. Lewe oko zaraz mi eksploduje.<br />

Nie widzę, kto mnie zaatakował. Jest z tyłu, za moimi<br />

plecami. Ramieniem ściska mi szyję. Duszę się. Na karku<br />

czuję gorący, przyspieszony oddech o zapachu kiszonych<br />

ogórków. Drugą ręką chwyta mnie za udo. Wdziera się<br />

pod tunikę, wędruje wyżej. Nie widzę napastnika, widzę<br />

tylko drzewo i krzaki przed sobą. Zielone. Beztroskie. Czy<br />

to będzie ostatni obraz w moim życiu? Kątem oka widzę<br />

tatuaż na przedramieniu mężczyzny. Niebieska kotwica.<br />

Chcę krzyczeć, ale nie mogę już wydobyć głosu, nie mogę<br />

zawołać pomocy, brakuje mi powietrza…<br />

Teraz<br />

Wybudzono nas na dzień przed końcem misji.<br />

17 lipca w prawdziwym świecie, w tym świecie,<br />

Matylda Krzemieńska zniknęła. Mięliśmy dowiedzieć się,<br />

co się z nią stało, kto ją uprowadził. Jestem zaskoczony.<br />

Przypływ testosteronu czuję, jak kopnięcie w jądra. Aż<br />

się kulę. Policjant uśmiecha się ze zrozumieniem. Jego<br />

oczy mówią: „Wiem co czujesz, stary”. Otwiera usta, ale<br />

nie mówi o moich jądrach. Omiata wzrokiem wszystkich<br />

wybudzanych, którzy są równie oszołomieni jak ja. Jego<br />

głos jest donośny i mocny:<br />

- Misja skończona. Matylda Krzemieńska lat 23 została<br />

odnaleziona martwa w lasku, pięćset metrów od plaży.<br />

Została zgwałcona i uduszona. Mamy już podejrzanego,<br />

który przyznał się do winy...<br />

- Ratownik! – mówię odruchowo.<br />

Policjant zamilkł na dłuższą chwilę, a potem wymienił<br />

wymownym spojrzeniem z kolegą.<br />

- Szczegóły sprawy muszą na razie zostać utajnione –<br />

w jego głosie słyszę wahanie. - Dla dobra śledztwa.<br />

- Miał tatuaż na przedramieniu? - dopytuję. - Niebieską<br />

kotwicę?<br />

Policjant kuli się, jakby tym razem to on dostał<br />

kopniaka w jądra. Nie wszyscy wierzą w „Śpiących” i w<br />

nowe metody śledcze. Ten chyba nie wierzy i właśnie<br />

przeżywa dysonans poznawczy. Wiem, że trafiłem celnie.<br />

Wiem nawet, gdzie było ciało, ale nie mówię mu o tym.<br />

Nie ma sensu. Sprawa zamknięta. Koniec. Rozumiem,<br />

dlaczego morderca zaatakował mnie, a nie Matyldę.<br />

Nieoznaczoność Haisenberga. Badanie wpływa na obiekt<br />

badany. W prawdziwym świecie mnie nie było. Upatrzył<br />

sobie Matyldę i to z nią poszedł do lasku. Może pozytywnie<br />

zareagowała na jego podryw, a może tylko poszła siku?<br />

W każdym razie zaatakował ją, a potem przysypał zwłoki<br />

piaskiem. Poszło mu gorzej niż ze mną, bo zrobił to dzień<br />

później. Czekał jak sęp. Krążył wokół niej. Możliwe, że<br />

szesnastego lipca ofiara skorzystała jednak z Toy-Toya.<br />

Albo ktoś go wypłoszył z lasku. Ale czekał cierpliwie<br />

i w końcu ją dopadł. Siedemnastego lipca. Nieważne,<br />

dlaczego to zrobił. Pewnie podnieca go cierpienie kobiet.<br />

Zwykły świr, socjopata, czubek, sadysta. Udusił niewinną<br />

dziewczynę. Matyldę. Mnie. Skurwiel.<br />

Wychodzimy z sali gęsiego. Jeszcze senni, bo<br />

chemikalia wciąż krążą w naszych żyłach, snujemy się<br />

trochę jak zombie. Przepuszczam ją w drzwiach i nasze<br />

spojrzenia się spotykają. Oczy w nieokreślonym kolorze.<br />

I ta twarz! Przecież to… Przecież to ja! To kobiece ja,<br />

oczywiście. Widzę to w jej oczach. Ona też zrozumiała.<br />

Ja śniłem jej sen, a ona mój. Tak się robi zamianę płci.<br />

Zamienia się śpiących krzyżowo. Ludzie z tyłu nas<br />

odpychają i zaczynają przechodzić między nami. A my<br />

wciąż patrzymy na siebie z niedowierzaniem. Wiem, co<br />

ona teraz czuje, bo przecież znam jej ciało. Lekki ucisk w<br />

dole brzucha, a może nawet mrowienie między nogami.<br />

Takie pulsujące, ciepłe. Ona pewnie domyśla się mojej<br />

reakcji. Nadwrażliwości jąder, jakby je delikatnie głaskała<br />

jej dłoń i podniecenia rodzącego się gdzieś w okolicy<br />

prostaty. Zaczerwieniła się, zdając sobie sprawę z tego<br />

samego co ja. Zastanawiam się, co powiedzieć, ale<br />

moje myśli są coraz bardziej rozbiegane. Jakoś trzeba<br />

zagadać zakłopotanie powstałe z powodu intymnej więzi,<br />

jaka się między nami nawiązała. Z powodu wzajemnej<br />

świadomości fizjologii naszych ciał. A czasu jest mało.<br />

Może trzy sekundy, może pięć? Kiedy sekundy miną, ona<br />

odwróci się i wyjdzie przez te drzwi. Prawdopodobnie<br />

ma męża, dzieci albo chociaż kochanka i kota. Chce i jednocześnie<br />

nie chce ze mną rozmawiać. To też o niej<br />

wiem. A gdyby tak zrobić coś głupiego? Dać krok do<br />

przodu i pocałować ją? Pierwszy i, być może, ostatni raz?<br />

Dotknąć jej warg ustami? Poczuć jej oddech? Nie. Od<br />

razu rezygnuję. Odrzucam tę niedorzeczną myśl. Byłoby<br />

bardzo niezręcznie. Wszyscy już wyszli. Zostaliśmy tylko<br />

my, dwóch policjantów i laborantka, która nas wybudzała,<br />

wstrzykując coś w nasze żyły. Jakieś świństwo. Podobne<br />

do tego, które nam wstrzyknęli, żebyśmy zasnęli. Wiem,<br />

że musimy wyjść. Jeden z policjantów znacząco chrząka,<br />

dając nam do zrozumienia, żebyśmy poszli sobie<br />

w cholerę. Wtedy czuję jej dłoń w swojej. Wychodzimy<br />

razem przez szklane drzwi. Nic nie mówimy. Nie musimy.<br />

10


fot. Sylwia Łakoma<br />

IRENKA<br />

Anna Gratkowska<br />

Jutro nie wstanę z łóżka.<br />

Zostawię swój krzyż w szafie, niech zjedzą go mole.<br />

Przez lata krzyż zrobił się ciężki i nieforemny, a ja stary<br />

i niedołężny. Bóg milczy, chociaż wiem, co to znaczy:<br />

Przymykam​ oko na twoje grzechy. Możesz grzeszyć,<br />

tylko pamiętaj o bliźnich.<br />

Najbardziej żal mi Irenki. Zawsze jej żałowałem,<br />

bo życie traktowało ją w sposób, w jaki wiejski głupek<br />

zwykł traktować swojego psa. Najpierw mąż zapił się na<br />

śmierć. Potem syn zginął na motorze. Biedna kobieta!<br />

Tyle musiała wycierpieć przez głupich mężczyzn! Żeby<br />

jeszcze los jej jakoś zrekompensował te tragedie! A gdzie<br />

tam! Irenka była schorowana, a ludzie we wsi nazywali<br />

ją czarownicą.<br />

- Wiesz jak o tobie mówią? - zapytałem ją kiedyś,<br />

gdy siedzieliśmy przed gankiem, gapiąc się w niebo<br />

upstrzone gwiazdami, aż od blasku bolały nas oczy.<br />

- Wiem.<br />

- Dlaczego?<br />

- Bo kiedy się złoszczę, to zamiast krzyczeć, wyginam<br />

gałęzie drzewa.<br />

Nie drążyłem czy to prawda. Przed domem Irenki rosło<br />

drzewo, którego członki wykręcały się we wszystkie strony,<br />

jakby cierpiało na reumatyzm. Emocjonalne bonsai.<br />

Przyjąłem, że chodziło jej o te gałęzie. Takiego dziwadła<br />

nie mogła stworzyć matka Natura, na pewno nie tu, nie<br />

w tej wsi, tak bardzo zajęczym łajnem śmierdzącej.<br />

Poza tym fakt, że Irena nigdy nie skarżyła się na<br />

swój parszywy los, nie świadczył, że nie była na niego<br />

wkurzona.<br />

Po cichu liczyłem, że prędzej czy później ułoży sobie<br />

życie u boku mojego brata. Janusz to skończony kretyn,<br />

ale bez nałogów, kredytu i matrymonialnych zobowiązań.<br />

Kawaler znaczy się. Co z tego, że młodszy od Irenki<br />

o dziesięć lat? Ona mu trochę pomatkuje, on będzie jej<br />

przynosił bukiety stokrotek, jakoś się dogadają. Dzieci<br />

z tego nie będzie, ale tak zwany związek - czemu nie?<br />

Nikt nie musi wiedzieć, że ogień namiętności nawet<br />

nie zapłonął, że od razu zaczęło się od przyjaźni i porozumienie<br />

dusz jest ważniejsze niż uniesienia miłosne<br />

i tym podobne bzdety.<br />

Uznałem jednak, że sami się nie zejdą i zdecydowałem,<br />

że muszę ich ze sobą zeswatać. Zaaranżowałem<br />

więc spotkanie i przez dwie godziny wcale dyskretnie<br />

obserwowałem reakcje potencjalnych kochanków.<br />

Irena siedziała sztywna, jakby połknęła kij od szczotki.<br />

Przez ten cały czas wydusiła z siebie może ze trzy zdania.<br />

11


Wszystkie były pojedynczo złożone, a jedno składało się<br />

z dwóch wyrazów: Nie​ wiem.<br />

Za to Januszowi usta się nie zamykały. Gdybym<br />

niespodziewanie powiedział, że JFK zginął w wyniku<br />

spisku, to mógłby o tym opowiadać tak długo, aż<br />

dalibyśmy wiarę, że widział zabójstwo prezydenta na<br />

własne oczy.<br />

Później zapytałem Irenę, co sądzi na temat Janusza.<br />

W odpowiedzi popatrzyła wzrokiem, jakim nigdy<br />

wcześniej ani nigdy później nie zechciała mnie<br />

obdarzyć: pełnym politowania, zniecierpliwienia, złości i<br />

rozbawienia. Typowo kobieca mieszanka.<br />

- Jest ode mnie niższy - powiedziała w końcu.<br />

- Zgadza się.<br />

- I młodszy.<br />

- Tak.<br />

- Kobiety szybciej się starzeją.<br />

- No cóż…<br />

- Poza tym dużo mówi. Znacznie więcej niż ja.<br />

- Zaręczam jednak, że potrafi też milczeć.<br />

- Myślisz, że byłby ze mną szczęśliwy?<br />

- A Ty? Byłabyś z Januszem szczęśliwa?<br />

Nie odpowiedziała. Durne pytanie, pomyślałem<br />

wtedy. Co szczęście znaczy dla Ireny? Po tym wszystkim<br />

przez co przeszła? Wystarczy jej pragnienie,<br />

aby nie wyginać drzew, nie wyginać palców, nie wyginać<br />

ust w grymasie smutku, ale patrzeć w niebo<br />

i ze spokojem rozmyślać o życiu.<br />

Po tamtej rozmowie zauważyłem, że dwie gałęzie<br />

ze wspomnianego drzewa zaczęły rosnąć pod dziwnym<br />

kątem. A Bóg mi świadkiem, że wcześniej były proste<br />

jak filozofia Janusza. Postanowiłem dać nam wszystkim<br />

szansę. Odłożyłem swój plan na kolejny miesiąc.<br />

- Ona jest wpatrzona w ciebie jak w obrazek - Janusz był<br />

bardziej bezpośredni i od razu mi wyjaśnił, dlaczego się<br />

nie zejdą.<br />

- To dlatego, że być może obrazek jest brzydki… albo<br />

ma jakąś skazę… rysę na szkle… - tłumaczyłem bratu,<br />

dość nieudolnie, zresztą.<br />

Janusz był niemądry, jednak nie do tego stopnia, jak<br />

bym chciał, aby czasami był.<br />

- Och braciszku, to miła kobieta, ale co z tego, skoro<br />

niezainteresowana, czy ty uważasz, że to się da poukładać,<br />

no dosłownie jak cegły, że da się nas ułożyć<br />

jak cegły, jedna obok drugiej, dopasowane, równiutkie,<br />

że będzie z tego coś więcej, że może nawet d o m?<br />

- wyrzucał z siebie kolejne zdania, coraz bardziej<br />

nakręcony, jak katarynka z wiejskiego jarmarku.<br />

12<br />

W końcu trzasnął drzwiami i wyszedł. Po chwili do moich<br />

uszu dotarły pierwsze dźwięki “Toccaty i fugi d-moll”.<br />

Janusz był organistą i swoje uczucia opisywał za pomocą<br />

organowej muzyki. Grał długo i namiętnie, dopóki<br />

proboszcz nie wyciągnął go z kościoła upominając, że<br />

następnym razem wydali go z parafii.<br />

Mój plan sypał się jak dom zbudowany z niedopasowanych<br />

cegieł.<br />

Nie mogłem pozwolić, by Irena cierpiała po moim<br />

odejściu. Musiałem ją do siebie zniechęcić.<br />

- Nigdy nie chciałem m ieć żony - wypaliłem więc któregoś<br />

razu, gdy siedzieliśmy we dwoje na ganku, a sąsiadki<br />

podglądały nas spod falujących firanek.<br />

- Dlaczego?<br />

- Mam paskudny charakter. Raz w życiu kupiłem sobie<br />

psa i on ode mnie uciekł. Nie, nie to, że się zgubił. On<br />

uciekł. Nie wytrzymał. Żona też nie wytrzymałaby ze<br />

mną długo. Jestem o tym przekonany.<br />

-Szkoda.<br />

- Dlaczego? - zapytałem po chwili, choć wiedziałem,<br />

że to może zwiastować kłopoty: Irena zacznie mówić<br />

o sprawach nader osobistych, a ja nie zdołam jej dać<br />

wystarczająco dobrej odpowiedzi.<br />

- Bo może nie byłbyś wtedy taki zgorzkniały.<br />

- O nie, n ie jestem zgorzkniały! - głośno zaprotestowałem<br />

- jestem nudny i przewrażliwiony, ale nie zgorzkniały!<br />

- Przy mądrej żonie miałbyś więcej powodów do radości.<br />

- A przy głupiej?<br />

- Mógłbyś bezkarnie narzekać.<br />

Prawie się wtedy obraziłem na Irenę. Kpiła ze mnie.<br />

Po raz pierwszy od dawna widziałem jak się śmiała. Nie<br />

mogłem oprzeć się wrażeniu, że tamtej nocy razem z nią<br />

śmiały się ze mnie wszystkie bezpańskie koty, wszystkie<br />

ćmy krążące wokół lampy i dzikie kaczki taplające się<br />

w błocie. Niewykluczone, że ja sam dołączyłbym do tego<br />

rozbawionego towarzystwa, ale jak już mówiłem - byłem<br />

przewrażliwiony i na każdą nieprzychylną uwagę na swój<br />

temat reagowałem jak dziecko. Wytarłem rękawem łzę,<br />

potem smarka, Irena ostentacyjnie przewróciła oczami<br />

i tak rozstaliśmy się tej nocy - bez słowa wyjaśnienia, jak<br />

dwójka gówniarzy przyłapana na kłamstwie.<br />

Następnego dnia postanowiłem napisać do niej<br />

list. Chciałem wyjaśnić, co zamierzam i jakie są tego<br />

przyczyny, oraz że zawsze, niezależnie od miejsca do<br />

którego trafię, będę się nią opiekował. W przeciwieństwie<br />

do męża i syna, nie zostawię jej na pastwę losu.<br />

Droga Ireno! - zacząłem - Los jest taki niesprawiedliwy!<br />

Wszystko co najlepsze zdarza się w tak krótkim<br />

czasie! Czy najpiękniejsza miłość nie trwa zaledwie


chwilę? Nie mogę znieść myśli, że to, co szykuje nam<br />

przyszłość, będzie wtórne do tego co już było, że<br />

czas niczym mnie nie zaskoczy i przez to pogrążę się<br />

w marazmie. Nie chcę czekać. Nie mam na co czekać.<br />

Żyję, chociaż równie dobrze mógłbym już odejść. I beze<br />

mnie ta planeta jest skazana na zagładę. Liczę więc, że<br />

zrozumiesz...<br />

Janusz wszedł do pokoju, w chwili, gdy zastanawiałem<br />

się nad pełnym emocji zakończeniem.<br />

Nim zdążyłem zaprotestować, przeczytał całość.<br />

- Idiota - mruknął w końcu przez ramię i zniknął. Jego<br />

komentarz, nader kąśliwy zresztą, utwierdził mnie<br />

w przekonaniu, że bardzo brakuje mu kobiety. Mój brat<br />

był nieczułym kretynem i tylko Irenka mogła go odczarować.<br />

Irena z kolei nie zamierzała udawać, że nic nie wie na<br />

temat moich epistolarnych wypocin.<br />

- Ja też uważam, że wszystko, co najlepsze mam już<br />

za sobą - powiedziała następnego dnia, między drugą<br />

a trzecią pestką czereśni.<br />

W milczeniu skinąłem głową. Byłem ciekaw co jeszcze<br />

powie, choć zarazem bałem się tego jak dziecko.<br />

- Ale wszystko, co najgorsze też już mam za sobą. Nic<br />

nie jest w stanie mnie złamać, co nie znaczy, że obce jest<br />

mi cierpienie. Po prostu wypłakałam wszystkie swoje łzy,<br />

moje oczy są suche i nawet gdybym chciała, nic z nich<br />

nie poleci. Rozumiesz co mam na myśli? - zerknęła na<br />

mnie w taki sposób, że aż ciarki przeszły mi po plecach.<br />

Skinąłem głową, choć jak Boga kocham, nic z tego nie<br />

rozumiałem.<br />

Wywnioskowałem jednak, że muszę odłożyć swój<br />

plan na później, muszę dalej mierzyć się z życiem i żyć -<br />

choćby nie wiem jak nudno i ciężko mi było.<br />

Tyle tylko, że wtedy Irena mnie zaskoczyła.<br />

- Jestem chora - powiedziała, wpatrując się w Wielki<br />

Wóz, jakby chciała do niego wskoczyć i odjechać.<br />

- Tak, wiem, masz reumatyzm i nadciśnienie, i jeszcze…<br />

- Moja pierś. Moja pierś jest chora - przerwała dziwnie<br />

zmienionym głosem - Nie wiem, czy z tego wyjdę.<br />

- Jak to?<br />

- Lekarze nie są dobrej myśli.<br />

- A Ty?<br />

- A ja nie mam siły z nimi polemizować.<br />

Byłem przerażony. Irena planowała ot tak, po prostu<br />

umrzeć? A Janusz? A my? Wkrótce pojechała do szpitala,<br />

a ja zostałem sam jak palec. Każdej kolejnej nocy<br />

wszystkie bezpańskie koty darły się tak, jakby ktoś<br />

zamierzał wyrywać im serca. Janusz grał wyłącznie<br />

“Sonatę księżycową”. Proboszcz udawał, że nie<br />

słyszy. Chciałem odwiedzić Irenę w szpitalu, zawieźć<br />

pomarańcze i biuletyn gospodyń wiejskich, ale kategorycznie<br />

mi zabroniła.<br />

- Nie przyjeżdżaj. Czekaj. Jeśli będziesz czekał, to wrócę.<br />

Zrobiłem tak, jak chciała. Nie pojechałem. Obiecywałem<br />

za to rzeczy niestworzone. Że już nigdy nie<br />

będę na nikogo narzekał. Albo że będę dokarmiać koty,<br />

zamiast straszyć je śpiewaniem “Traviaty”. Byłem gotów<br />

targować się “życie za życie”, co w moim przypadku<br />

oznaczałoby całkowitą rezygnację z planu. Bóg musiał<br />

mieć ze mnie niezły ubaw. Po miesiącu Irena wróciła.<br />

Łysa, wychudzona, blada jak topielica. Znów siedzieliśmy<br />

u niej na ganku, gapiliśmy się w gwiazdy<br />

i jedliśmy robaczywe czereśnie. Drzewo przed domem<br />

Ireny uschło, ale ona żyła.<br />

- I co teraz? - zapytałem w końcu, bo trwanie w niepewności<br />

doprowadzało mnie do szaleństwa.<br />

- Nie wyjdę za Janusza, jeśli o to pytasz.<br />

- A za mnie? Za mnie wyjdziesz? - wyrzuciłem rozdygotany,<br />

bojąc się, że cokolwiek odpowie, ja i tak rozpłaczę<br />

się jak gówniarz.<br />

Irena wzruszyła ramionami.<br />

- Nie wiem. Zastanowię się jeszcze - splunęła czereśnią<br />

w krzaki, aż wyskoczył z nich czarny kot i zniknął w ciemności<br />

nocy.<br />

Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło.<br />

Zafalowały firanki u sąsiadki, a ja mógłbym przysiąc,<br />

że Janusz zaczął grać Mendelsona. Co z tego, że była<br />

północ, w dodatku czwartek? Mogliśmy choćby i teraz<br />

iść do proboszcza, poprosić o błogosławieństwo, on<br />

wiedział, że ani ja, ani Janusz nie byliśmy zupełnie<br />

normalni.<br />

Na koniec spadła gwiazda. Przecięła niebo i według<br />

moich wyliczeń wylądowała w ogródku Ireny. Pewnie to<br />

była awaria silnika. A może coś zupełnie innego?<br />

- Bóg właśnie puścił mi oczko - Irena lekko się<br />

uśmiechnęła.<br />

Skinąłem w milczeniu głową. Bóg puszczał nam<br />

oczka… Byłem gotów spalić list i zapomnieć o głupstwach,<br />

które wypisywałem. Nie myślałem o przyszłości.<br />

Nie myślałem o niczym, bo wystarczyło mi siedzenie<br />

na ganku, głaskanie kota i planowanie, co zasadzimy<br />

w miejscu powyginanego drzewa.<br />

Sięgnąłem ręką do torby i wyciągnąłem garść czereśni.<br />

Tamtej nocy smakowały jak nigdy.<br />

13


KONKURS<br />

ROZTRZYGNIĘCIE<br />

ROZSTRZYGNIĘCIE KONKURSU NA DRABBLE<br />

Tym razem ciało redakcyjne nie mogło dojść do konsensusu. Choć jest jednym ciałem to ma<br />

kilka głów i one - te głowy - się nie mogły zdecydować, którą z wyróżnionych prac opublikować.<br />

Prezentujemy zatem wszystkie wyróżnione prace, i sami będziecie mogli wybrać najlepszą.<br />

Dodatkowo, poza konkursem, publikujemy piękny tekst Kasi Jamróz, żeby pokazać, jak wiele emocji<br />

można zmieścić zaledwie w czterdziestu słowach.<br />

****<br />

Zgubiłam drogę do ciebie<br />

musiała mi wypaść z kieszeni<br />

razem z pomiętą kartką<br />

z numerem telefonu.<br />

Nie wiem nawet czy był twój.<br />

Nie wiem czy droga była moja.<br />

Może włożyłam nie swój płaszcz.<br />

Wszystko przez deszcz<br />

który spadł tak nagle<br />

nie na nas…<br />

Katarzyna Jamróz<br />

Chyba o kawie<br />

Rano budzisz się kobietą, tego jesteś pewna. Wbijasz wzrok w drewniany sufit przekonana, że to właśnie<br />

z niego pochodzi ciepło. Dłonią sprawdzasz, czy ściana w dalszym ciągu stoi, czy jeden ruch ręką jej nie<br />

zburzy. Z ulgą stwierdzasz, że jest solidna i można na niej polegać albo polec (do wyboru). Potem zwracasz<br />

się do świata z nadzieją, że jeszcze nie dzisiaj odwróci się od ciebie. Parzysz kawę, chwytasz pierwszy łyk<br />

jak pierwszy oddech tuż po narodzinach. Zabielona łagodzi ściśnięty strachem żołądek. Niech zawsze żyje<br />

kawa, ta pierwsza, po której wszystkie myśli ulegają przedawnieniu. I teraz możesz iść żyć :) :)<br />

Anna Swoińska<br />

14


Dylematy mrówek<br />

Biegnie z patyczkiem po ścieżce zapachu, do mrowiska. Nie wie po co. Była kiedyś na końcu łąki, gdzie ta<br />

styka się z lasem, ale nawet o tym nie wiedziała, zapatrzona w swój patyczek, listek, larwę. Nie biegnie bo<br />

chce, biegnie, bo w środku coś do biegu ją zmusza. Właśnie tak, po ścieżce zapachu, do mrowiska. Nie zna<br />

przeznaczenia dla tego patyczka, dla listka ani dla larwy. Nie zna też celu swego istnienia. Zna cel swego<br />

biegu. Do mrowiska.<br />

Łatwo się z niej śmiać, patrząc z góry. A teraz pomyśl czym jest dla niej nieskończoność... czym jest dla<br />

ciebie...<br />

Bartek Lewandowski<br />

Przyszła z kubkiem kawy w dłoniach<br />

Przyszła z kubkiem kawy w dłoniach. Usiadła na schodach z widokiem na ludzi. Zaciągała się jej aromatem<br />

jak papierosem. Lubiła myśleć o swoim nałogu jak o pewnego rodzaju medytacji. Kawa parowała tworząc<br />

mgłę. Codzienność biegła zamyślona, trochę zaspana. Niespodziewanie zrobiło się głośno, to młodość<br />

roześmiana wtargnęła w sam środek poranka, zaszyfrowana w gestach i słowach. Uśmiechnęła się do<br />

dziewczyny po drugiej stronie ulicy… odstawiła kubek i odeszła, najpóźniej jak się dało, wciąż młoda. Ludzie<br />

mówili: jakie to niewłaściwe, umierać na schodach z uśmiechem na ustach i rozwianym włosem. A ona już<br />

z wiatrem tańczyła wesołego Twista.<br />

Małgośka Majkowska<br />

Biuro<br />

O piętnastej zadzwonił telefon. Urzędnik podniósł słuchawkę:<br />

-Dzień dobry, tu Biuro Straconych Szans. W czym mogę pomóc?<br />

- Dzień dobry… rzuciła mnie dziewczyna …<br />

-... rozumiem…<br />

-... popełniłem straszny błąd. Ale chciałbym go naprawić… proszę o pomoc…<br />

Urzędnik ciężko westchnął.<br />

- Niestety, to niemożliwe.<br />

- Dlaczego?<br />

- My tylko spisujemy stracone szanse. Analizujemy każdą sytuację, a pod koniec roku wysyłamy klientowi<br />

wykaz błędów, aby mógł on wyciągnąć wnioski na przyszłość.. Nic więcej.<br />

- Aha… - mężczyzna zawahał się… - czyli nie tutaj…? Czyli ja…? - nie dokończył. W końcu odłożył słuchawkę.<br />

W biurze zapanowała cisza.<br />

Urzędnik zapisał coś w notatniku. Uśmiechnął się z satysfakcją.<br />

Tym razem poszło naprawdę szybko.<br />

Anna Gratkowska<br />

Oszukana<br />

Stoję na progu oparta o framugę drzwi. W półmroku, na wprost mnie, siedzę ja. Opieram łokcie o stylową<br />

toaletkę. Wyciągam szyję do lustra, starannie wklepując w gładką skórę podkład. Wprawnym ruchem<br />

pokrywam powieki grafitowym cieniem. Mocno pociągam czarną kredką wzdłuż dolnej linii rzęs, lśniących<br />

od sadzy tuszu. Czerwień szminki erotycznie przylega do ust. Rozczesuję długie, czarne włosy, starannie<br />

wybieram butelkę orientalnych perfum. Patrzę, jak patrzę w lustro, wspominając ostatni sen. Stałam w nim<br />

na progu i patrzyłam, jak siedząca przede mną ja znika pod warstwą makijażu. Patrzę w swoje oczy, moje<br />

usta kształtują słowa:<br />

- jestem gotowa. Idę cię (o)szukać.<br />

Aleksandra Malarz<br />

15


Tak niedawno,<br />

czyli o zapomnianej erze czytania<br />

Piotr Jastrzębski<br />

Była epoka lodowcowa, polodowcowa, stara era,<br />

nowa era, analfabetyzm, powszechne czytelnictwo<br />

i wtórny analfabetyzm. Wyobraźmy sobie, że siedzi<br />

grupa ludzi przy stoliku w kawiarni, a każdy z nosem<br />

w książce zamiast smartfonie. Nieprawdopodobne, ale<br />

jeszcze niedawno świat niemalże tak właśnie wyglądał.<br />

Książkę odkładało się podczas rozmowy tylko dlatego,<br />

że trudno było się skupić na jednoczesnym czytaniu<br />

i konwersacji, gdyby było to możliwe, wcale nie dziwiłoby<br />

nas, iż turyści w Wenecji płynąc gondolą, zamiast<br />

podziwiać okolice, przeglądają Facebooka. Gdyby<br />

dało się jednocześnie czytać książkę i zachwycać się<br />

architekturą, takie obrazki nie byłyby kuriozalne. Tylko<br />

zamiast papierowych książek, zastąpiły je ebooki.<br />

Ebooki to jeszcze pół biedy, świat zdominowały<br />

plotkarskie portale, gdzie ludzie czytają same tytuły<br />

i na ich podstawie wyrabiają sobie opinię, mimo, że treść<br />

jest zupełnie inna, a gdy przejrzą już nowinki ze świta<br />

celebrytów, przechodzą do Facebooka lub na Instagram.<br />

Wtedy podnoszą wzrok na otoczenie, by wybrać<br />

najlepsze miejsce na selfi.<br />

Czyli epoka selfi. Przed nią była epoka meblościanek.<br />

Mieszkania w blokach były do siebie bliźniaczo podobne.<br />

Taki sam rozkład, podobne wspomniane meblościanki,<br />

różnica polegała tylko na serii książek znajdujących<br />

się na półkach. U jednych były same „Tygrysy”, „BKD”<br />

(Bitwy, Kampanie Dowódcy), czyli historia w pigułce, do<br />

tego kryminały z kluczykiem lub jamnikiem, ale nade<br />

wszystko na głównym miejscu, koniecznie za szybą<br />

czterotomowa encyklopedia PWN. No i „Historia Polski”<br />

w niezliczonej ilości odcinków. W niektórych mieszkaniach<br />

jednak wybór był znacznie szerszy, a ilość książek<br />

przewyższała swą liczbą te, które są obecnie w ostatnich<br />

gminnych bibliotekach publicznych. Te mieszkania były<br />

rajem dla moli książkowych. Ich właściciele gromadzili<br />

je latami, a zdobycie każdej pozycji miało swoją historię.<br />

Pewnie dlatego większość właścicieli decydowało<br />

się na ich podpisywanie. Pożyczanie książek było<br />

pewnym rytuałem, pretekstem by wpaść na herbatę,<br />

a przy okazji pogadać o sąsiadach i książce. Doskonale<br />

bowiem można było połączyć plotki z literaturą popularnonaukową,<br />

kryminałem, albo romansem. Ale nawet<br />

tam, gdzie były tylko serie z kluczykiem, czy same<br />

„Tygryski”, trudno w to uwierzyć, właściciele naprawdę je<br />

- czytali. Wiem, wiem że głupio to brzmi, lecz przeciętny<br />

człowiek PRL miał tak szeroką wiedzę ogólną, że był<br />

w stanie rozmawiać niemalże na każdy temat, nie robiąc<br />

zbyt wielkich błędów merytorycznych.<br />

16


Pomysłem na ten tekst były zapomniane książki sprzed<br />

1990 roku. Czyli te wydane w PRL, gdzie przebijały się<br />

perełki, a i literatura niższych lotów też miała swoich<br />

zwolenników. Potem przyszedł czas Harlequinow,<br />

a następnie rewolucyjny wynalazek zwany Internetem,<br />

zabił nawet i te krótkie romanse.<br />

Wróćmy jednak do mody na czytanie. Było coś<br />

takiego. Ludzie wzajemnie się odwiedzali i wymieniali<br />

informacjami co jest obecnie na topie. Tak poznałem<br />

Cortazara czy Márqueza. Była wówczas moda na<br />

literaturę iberoamerykańską i ktoś, kto nie znał „Gry<br />

w klasy” czy „Stu lat samotności” był mało atrakcyjny<br />

towarzysko. Podstawą dobrego tekstu jest klimat. Jeśli<br />

wywoła jakieś emocje, typu nostalgia, radość, smutek,<br />

złość, przygnębienie, to już dobrze, jeśli śmiech to<br />

bardzo dobrze, ale jeśli potrafi zabrać nas ze sobą<br />

w głąb treści, postawi przy opisywanych postaciach,<br />

to idealnie. Wakacje z młodości pamiętam jedynie<br />

w migawkach. Mając piętnaście lat, nie było specjalnie<br />

istotne gdzie wyjeżdżam. Wystarczyło bajoro, w miarę<br />

czyste, kawałek plaży i kiosk gdzie mogłem kupić „Świat<br />

Młodych”, a potem już inne gazety. Nie było łatwo, bo<br />

nie wszędzie docierały, ale jeśli akurat miejscowy kiosk<br />

miał je w swojej rozpisce, natychmiast zakładałem<br />

teczkę. Tak, kiedyś zakładało się teczki, gdzie pani<br />

kioskarka odkładała zamówione gazety. Potem było<br />

„Razem” i oczywiście „Ekspres reporterów”. Ostatnia<br />

pozycja była rzadkością ze względu na cykl edycyjny.<br />

W popularnych tygodnikach drukowano książki w odcinkach,<br />

a treść i poziom reportaży biły na głowę te<br />

drukowane współcześnie., choćby Kąkolewski. Mimo<br />

obłożenia prasą, gdzie zarówno felietony, jak i reportaże,<br />

jak już wspomniałem, były wciągające i pasjonujące<br />

podobnie jak współczesne filmy, to i tak zawsze leżała<br />

obok książka. Książka nie byle jaka, specjalnie dobrana<br />

do okoliczności. Tak więc zimą w Bieszczadach czytałem<br />

„Całą jaskrawość” Stachury i „Następnego do raju”<br />

Hłaski, wracając do miasta sięgałem po Witkacego,<br />

jednak wyczuwałem fałsz przedwojennej bohemy.<br />

Udawaną sztuczną egzaltację. Jedyna książka z tamtych<br />

czasów, która w jakimś stopniu to obnażyła to<br />

„Ostatnia cyganeria” - autora nie pamiętam. W jesienne<br />

wieczory czytałem, w zasadzie czytam do tej pory,<br />

«Łuny w Bieszczadach» Jana Gerharda. Wydawałoby<br />

się idiotyczne, po co czytać książkę, którą znam już na<br />

pamięć? A nawet książki, ponieważ jest więcej pozycji,<br />

do których wracam przynajmniej raz w roku, ale o tym<br />

później. Tak naprawdę nie wiem, jest jedno zdanie, fraza,<br />

myśl, która sama w sobie, wyrwana z kontekstu nie ma<br />

takiej siły rażenia, jak podczas czytania książki, czyli<br />

wejścia w klimat, by się zatracić i z biernego czytelnika<br />

stać się czynnym uczestnikiem. Jak Alicja w Krainie<br />

Czarów otwierając książkę, przechodzę do innego świata<br />

i biada temu, kto mnie stamtąd wywoła. Zwłaszcza jeśli<br />

będzie to „Zły” Leopolda Tyrmanda, bo zawsze tam<br />

jestem, gotowy na zagrożenia i pełen adrenaliny. Mogę<br />

wiec zareagować impulsywnie zanim zorientuję się, że<br />

już nie jestem pod kioskiem Juliusza Kolodenta, czekając<br />

na oprychów, którym z tramwajarzem mamy obić mordy,<br />

a w swoim mieszkaniu i ktoś chce mi powiedzieć, że ma<br />

nową aplikację na smartfona. Jak można przeszkodzić<br />

mi w czekaniu na morderców Kuby Wirusa, młodego<br />

dziennikarza? Nie jestem fanem kryminałów jako takich,<br />

ale wymieniony wyżej „Zły” jest książką, która łączy wiele<br />

gatunków, a największą jej zaletą jest to, że zawsze<br />

zaczynając ją czytać, ubieram się odpowiednio do pogody<br />

i zabieram ze sobą pałkę albo inne narzędzie - oczywiście<br />

w wyobraźni. Najgorzej gdy trafiam na fragment o tym jak<br />

dwóch kumpli rozpija ćwiartkę goudy w bramie. Głupio się<br />

czuję jako trzeci niepijący. Podobnie czytając Gerharda<br />

zakładam buty, które nadają się w góry, a przy „Całej<br />

jaskrawości” zaopatruję się w pa-pierosy i herbatę. To<br />

rodzaj świadomej schizofrenii, którą również świadomie<br />

karmię. Tak kiedyś działały książki. Mocne prawda?<br />

Chyba żadna gra tak mocno nie działa na wyobraźnię.<br />

Opisałem jedynie ułamek swoich ulubionych książek<br />

sprzed lat. Mimo, że było ich znacznie więcej, to wbrew<br />

pozorom, nie zabierały mi czasu i nie czytałem kosztem<br />

gry w piłkę, wędrówek po górach czy dłuższych wyjazdów.<br />

Otwierając książki, otwierałem drzwi, w które wchodziłem.<br />

Wielokrotnie trafiały się takie, sprawiające, że nie mogłem<br />

pogodzić się z tym, iż mają koniec. Chciałoby się by trwały,<br />

a świat w nich zawarty czekał aż wrócę z rzeczywistości.<br />

Okres PRL był szary tylko dla tych, którzy nie potrafili go<br />

sobie ubarwić literaturą. Dwa kanały w telewizji nie kusiły<br />

by obejrzeć film, to też pewien plus. Teraz napiszę coś,<br />

w co chyba nikt młody mi nie uwierzy. Podczas lekcji,<br />

zajęć czy odrabianiu pracy domowej, by wszyscy byli<br />

przekonani, że się uczę, wkładałem czytaną książkę<br />

w okładkę podręcznika do przedmiotu, który akurat<br />

miałem. Tak kiedyś było, pewnie te czasy nie wrócą, ale<br />

przyznam szczerze, że pisząc ten tekst przeniosłem się<br />

na chwilę w czasie gdzieś do połowy lat osiemdziesiątych.<br />

Życzę młodemu pokoleniu, by choćby otarło się o tamte<br />

wrażenia, których teraz próżno szukać i trudno<br />

odtworzyć. Już nie będę wspominał czytania z latarką<br />

pod kołdrą czy w namiocie, bo pora uruchomić wehikuł<br />

czasu i wrócić, by wysłać ten tekst.<br />

Aha, jeszcze taka konkluzja: większość z książek, tych<br />

najbardziej porywających, nie miałby dzisiaj szans<br />

zaistnieć na rynku wydawniczym. Szkoda, i naprawdę<br />

jest mi żal współczesnego pokolenia. My przynajmniej<br />

mamy wspomnienia.<br />

Piotr Jastrzębski – felietonista, autor książki pt. „Z dna”<br />

17


LITERACKO<br />

nad morzem<br />

Robert Knapik<br />

O ironio losu, spotkać się w nadmorskim kurorcie<br />

i rozmawiać o literaturze, marzenie, w obliczu całego<br />

mnóstwa spotkań, rozmaitych propozycji spędzenia<br />

czasu w doborowym towarzystwie, morze nie jest takie<br />

samotne, plaże nie są odludne, wręcz przeciwnie, pełne<br />

miłośników słowa pisanego i pochłaniaczy kultury.<br />

Emocji i ekscytacji literackich mogliśmy doświadczyć<br />

w dniach od 15 do 18 sierpnia w Sopocie.<br />

Przechadzając się „monciakiem” zastanawiam się,<br />

co rzeczywiście przyciąga ludzi do Sopotu, podejrzewam,<br />

że to nie tylko literatura, w epoce wiecznego pośpiechu,<br />

nieodłącznych telefonów, życia w blasku i poklasku.<br />

Jest tutaj unikalny klimat, światowy gwar, różne języki,<br />

zapach gofrów i smażonych ryb, przeczucie, że z Sopotu<br />

otwierają się bramy ku niecodziennej przecież, magicznej<br />

rzeczywistości literatury. Miasto w czasie festiwalu tętni<br />

życiem, we dnie i w nocy, zakochane pary przesiadujące<br />

w kawiarniach, grajkowie, panie sprzedające kwiaty,<br />

uliczni performerzy, artyści prezentujący swoje pasje.<br />

Wśród ogromu kulturalnych przedsięwzięć, nie da się nie<br />

zauważyć atrakcji festiwalowych, już na samym dworcu<br />

witają nas zwisające dekoracje informujące o trwającym<br />

w Sopocie święcie literatury.<br />

Tegoroczna edycja festiwalu wzorem poprzednich<br />

poświęcona jest konkretnej strefie geograficzno-językowej,<br />

tym razem padło na literaturę brytyjską i w związku<br />

z tym w przeróżnych sopockich włościach można było<br />

spotkać się z uznanymi i nagradzanymi pisarzami,<br />

którzy piszą w języku angielskim, reprezentują Wielką<br />

Brytanię, oddają kulturę i mentalność tego regionu.<br />

Popularnym brytyjskim twórcom poświęcony był cykl<br />

rozmów „Londyn calling”, w ramach, którego można było<br />

poznać między innymi Katie Green, Sarah Perry czy<br />

Sarah Hall. Literackim dyskusjom towarzyszyło spore<br />

18


zainteresowanie, uczestnicy<br />

spotkań zadawali pytania,<br />

dzielili się swoimi odczuciami<br />

dotyczącymi prezentowanych<br />

książek.<br />

Na festiwalu szczególnie<br />

reprezentowane były kobiety,<br />

cytując też hasło Literackiego<br />

Sopotu, „sufrażystki, pisarki,<br />

aktywistki”, mogliśmy uświadomić<br />

sobie, jak dużo zawdzięczamy<br />

dokonaniom kobiet,<br />

ich niezwykle znaczący<br />

wkład w kulturę, literaturę,<br />

politykę, równouprawnienie,<br />

świadomość społeczną.<br />

Podążając tym tropem, organizatorzy przygotowali<br />

dla uczestników cykl rozmów „Kobiety piszą przyszłość”,<br />

spotkania z Reni Eddo-Lodgge i jej twórczością<br />

z literatury faktu, Ntailan Lolkoki piszącej o przemocy<br />

wobec kobiet oraz brytyjską korespondentką z Chin Lijlą<br />

Zhang.<br />

Oprócz dyskusji z konkretnymi pisarzami, Literacki<br />

Sopot jest również bogaty w debaty panelowe, tematy<br />

literackie „Wokół Frankensteina Mary Shelley” czy żywo<br />

dotyczące współczesności „Obywatelstwo w epoce<br />

brexitu i swobodnego przepływu osób i towarów”. Wielka<br />

uczta intelektualna, nie tylko dla miłośników literatury<br />

i kultury brytyjskiej, ale również wszystkich chętnych<br />

i ciekawych świata. Oczywiście ciekawi świata są również<br />

polscy autorzy, których na festiwalowych spotkaniach nie<br />

mogło zabraknąć. Gościła w Sopocie Małgorzata Rejmer,<br />

opowiadając o reportażu „Błoto słodsze niż miód. Głosy<br />

komunistycznej Albanii”. W czasie dyskusji pojawiła się<br />

refleksja nad współczesną Albanią, trudem transformacji,<br />

zmian społecznych, które ciągle można zaobserwować<br />

w tym niewielkim kraju. Na plaży przepytywał swych gości<br />

Michał Nogaś, między innymi Łukasza Orbisowskiego na<br />

temat świeżej powieści „Kult” czy pisarkę Barbarę Klicką,<br />

mowa była o „Zdroju”, debiucie powieściowym autorki.<br />

Zaskakuje mnie każdego roku rozmach wydarzeń,<br />

o które pieczołowicie zadbali organizatorzy, i o dziwo,<br />

nieustannie pozostaję w tej fascynacji. Spotkania<br />

z autorami w wielu lokalizacjach na terenie Sopotu.<br />

Uczestnictwo w tym pięknym<br />

przedsięwzięciu przekonuje<br />

mnie, że kultura to splot różnych<br />

inspiracji, pomysłów i tradycji.<br />

Dlatego literatura koresponduje<br />

tutaj z innymi dziedzinami twórczych<br />

działań, wskutek czego<br />

na festiwalu znajdą coś dla<br />

siebie miłośnicy filmu (klasyka<br />

brytyjskiej kinematografii z prelekcjami<br />

Mateusza Wernera).<br />

Literacki Sopot ma też odsłonę<br />

muzyczną, a to dzięki IV<br />

Nieformalnemu Festiwalowi Piosenki<br />

Aktorskiej. Czytanie performatywne<br />

„Egzemplarza” Caryl<br />

Churchill w reżyserii Małgorzaty<br />

19


Brajner to z kolei ukłon w stronę teatru.<br />

Dla dzieci swe wrota otwiera Sopocka<br />

Szkoła Magii, warsztaty ilustratorskie,<br />

do tego jeszcze warsztaty kreatywnego<br />

pisania, które prowadził Jan Carson.<br />

Nie sposób wszystkiego wymienić, trzeba<br />

po prostu przyjechać nad morze<br />

i poczuć prawdziwy kulturalny ferment.<br />

Tym bardziej, że Sopot pojawił<br />

się nawet w jednym z opowiadań<br />

popularnej pisarki Zadie Smith, i jak tu<br />

nie wierzyć w siłę literatury.<br />

Urokliwy nadmorski klimat i wątpliwości,<br />

w czym tkwi siła festiwali<br />

literackich, które przecież w okresie<br />

letnim proponują gościom niezliczoną ilość atrakcji.<br />

Niektórzy określają to zjawisko mianem turystyki<br />

kulturalnej, można miło spędzić czas, pozwiedzać, a przy<br />

okazji spotkać się z uznanymi twórcami oraz „doświadczać”<br />

kultury na żywo. Pojawia się jednak uzasadniona obawa o<br />

to, że kultura, literatura, całe spektrum ludzkich dokonań<br />

w tym zakresie zostanie pomniejszone, potraktowane<br />

przedmiotowo, uznane jako towar, wycenione i podane<br />

na tacy przypadkowemu turyście, który być może<br />

przejdzie obojętnie, bo przyznać trzeba, że spore grono<br />

osób przyjechało do Sopotu aktywnie wypocząć, a na<br />

literackie dysputy reagują mimowolnie machnięciem<br />

ręki czy ironicznym uśmieszkiem. Czyżby literatura i<br />

czytelnictwo stawało się po trochę czymś elitarnym,<br />

niedostępnym, wyjątkowym, tylko dla wybranych? To<br />

niestety dość pesymistyczna prognoza, mając też na<br />

uwadze, że statystycznie mniej niż 40 procent Polaków<br />

czyta w ciągu roku przynajmniej jedną książkę. A cała<br />

reszta być może podaje w wątpliwość wszelkie próby<br />

i zamierzenia, aby ten stan rzeczy zmienić. Nie chcę być<br />

zbyt krytyczny, ale chyba jest to swego rodzaju pozytywny<br />

snobizm, promocja literatury, przy okazji też metoda<br />

na przyciągnięcie do miasta co bardziej wybrednych<br />

plażowiczów. Jaką wagę mają w tym wszystkim gadżety<br />

(torby, smycze, ulotki, wszelkiego rodzaju przypinki),<br />

nadmorska aura, czy to rzeczywiste pragnienie poznania<br />

literatury, możliwość zajrzenia do „kuchni” pisarzy, innych<br />

tajemniczych zakamarków? Niebagatelne znaczenie ma<br />

tu ekonomiczna strona przedsięwzięcia, wydarzenie tego<br />

rodzaju nie odbyłoby się bez wsparcia sponsorów, nie<br />

łudźmy się, tak ogromną ilość gości trzeba przenocować<br />

oraz zapewnić im godny pobyt w czasie festiwalu. Nie<br />

wystarczą jedynie humanistyczne pobudki, szlachetne<br />

idee, chociaż to właściwie od nich wszystko się zaczyna.<br />

Gra jest jednak warta świeczki, a nóż wśród balonów,<br />

bursztynowych naszyjników i cukrowej waty ktoś sięgnie<br />

po książkę, po raz pierwszy od dłuższego czasu, pójdzie<br />

do biblioteki, włączy się do rozmowy o ważnych dla<br />

świata sprawach, odnajdzie w literaturze samego siebie,<br />

spokój i wyciszenie. Literatura pozwala przeżyć w tych<br />

trudnych, zabieganych czasach.<br />

Kolejna edycja festiwalu Literacki Sopot odbędzie<br />

w dniach 20 -23 sierpnia 2020 roku.<br />

20


PATRONAT<br />

Feralne<br />

dziedzictwo,<br />

o „Pokurczu”<br />

Krystyny Śmigielskiej<br />

A gdy się zejdą, raz i drugi,<br />

kobieta po przejściach, mężczyzna<br />

z przeszłością,<br />

bardzo się męczą, męczą przez czas<br />

długi,<br />

co zrobić, co zrobić z tą miłością<br />

(sł. Agnieszka Osiecka)<br />

Krystyna Śmigielska, „Pokurcz”, seria „Ukryte Światy”, powieść dla dorosłych,<br />

opublikowana pod patronatem medialnym m.in. Post Scriptum, Wydawnictwo<br />

Bibliotekarium, Bydgoszcz <strong>2019</strong>.<br />

Jedna z tych historii, które podsłuchało się<br />

gdzieś na dworcu albo z okna przy poobiednich<br />

rozmówkach. Swojska opowieść, bliskie losy, no<br />

i niepowtarzalny urok nadmorskiego kurortu, to wszystko<br />

znajdziemy w powieści „Pokurcz” Krystyny Śmigielskiej,<br />

Jest to trzynasta z rzędu publikacja, powieść autorki,<br />

która z równym entuzjazmem pisze dla dorosłych jak<br />

i dla dzieci.<br />

Miłym zaskoczeniem był dla mnie sam tytuł.<br />

Z określeniem „pokurcz” już się spotkałem, natomiast<br />

nie uświadamiałem sobie tak naprawdę znaczenia tego<br />

słowa. Termin określa osobę brzydką, niezdarną, pokrakę.<br />

W powieści dostajemy taki właśnie portret niedojdy, nie<br />

jestem tylko pewien, czy jest on aż tak jednoznaczny,<br />

czy czasem nie wymyka się sztywnej kategoryzacji.<br />

Bohater powieści, Kacper Rawicz od samego początku<br />

budzi we mnie niepokój, te jego piwne oczy, długie<br />

włosy, broda, oraz to, że wzbudza zainteresowanie<br />

kobiet jest w pewnym stopniu wskaźnikiem dla dalszych<br />

wydarzeń. To on ,tajemniczy gość w nadmorskim<br />

kurorcie, pracuje jako kelner, poznaje tam Olgę, córkę<br />

właściciela, w której się zakochuje, z początku bez<br />

wzajemności, z czasem lody topnieją, chociaż czujemy,<br />

że z tą wzajemnością jest coś nie tak. Kochankowie<br />

przyrzekają sobie seks bez zobowiązań, relacje typu<br />

sexfriends bez wikłania się w tzw. miłość romantyczną.<br />

Olga ma przewagę, to ona gra pierwsze skrzypce,<br />

jest dla Rawicza wybawieniem w całym kłamstwie,<br />

w którym na dobre utkwił, ale czy w tej relacji Rawicz się<br />

odnajdzie? Śmiem w to wątpić. Młody mężczyzna razi<br />

swoją postawą, nie potrafię zrozumieć jego poczynań,<br />

miłość jest silniejsza od niego. Maska pozwala<br />

Rawiczowi zachować pozory bezpieczeństwa, dzięki<br />

uczuciu wyzwala się w nim jednak jakaś autentyczność,<br />

szkoda, że to tylko chwilowa przemiana. Ta sytuacja<br />

nie jest dla niego specjalnie wygodna. Taka giętkość,<br />

elastyczność, mógłbym rzec nawet - swego rodzaju<br />

oportunizm, nie jestem do końca przekonany, co tak<br />

naprawdę rządzi tytułowym „pokurczem”, poczucie<br />

bezsilności, zagubienia, próba odnalezienia prawdy, być<br />

może jednak wyrachowanie i zimna kalkulacja. Kacper<br />

Rawicz to człowiek zagadka.<br />

21


Niezwykle istotnym składnikiem powieści są trudne,<br />

„rwane”, poszarpane relacje, w dużej mierze nieprzepracowane<br />

traumy z dzieciństwa i odziedziczona po<br />

przodkach bezsilność, przekonanie o własnej niemocy.<br />

Postacią, która stanowi niejako osnowę dla wydarzeń<br />

opisanych w powieści, nadając im jednocześnie logiczny<br />

ciąg, jest Maciej Zamber, bohater tragiczny, którego<br />

samobójcza śmierć generuje całą serię dramatycznych<br />

wypadków. Nad całą rodziną Zambrów wisi nieokreślone<br />

bliżej piętno, z którego pozostali członkowie chcieliby<br />

się uwolnić, ale od feralnego dziedzictwa nie sposób<br />

uciec. Można przekroczyć granice kontynentów, można<br />

zdobyć wykształcenie, spróbować wyjść naprzeciw<br />

oczekiwaniom, wyrwać się z monotonii, ale piętno<br />

pozostanie. Jest jak wypalony znak na skórze i jak<br />

trucizna dla umysłu.<br />

Pętla samobójcy to coś więcej niż kawałek sznura,<br />

to krzyk z ciemności, przeczucie, że nie ma nadziei, to<br />

ustawiczny lęk i wizja nieuchronnej katastrofy. Wszyscy<br />

wtajemniczeni w to mrożące krew w żyłach wydarzenie<br />

są też uczestnikami, zabierają ze sobą coś z tej śmierci.<br />

Dlatego też losy Włodka Zambra są tak trudne i pełne<br />

wewnętrznego rozdarcia. Powoli wychodzi on z niewoli<br />

świadomości, zostawia za sobą gorzką przeszłość,<br />

by całkiem wyzbyć się siebie, pozwolić sobie na<br />

oczyszczenie ze złych emocji. Wdowa po Macieju,<br />

Alicja Zamber jest właśnie w takiej malignie, poczuciu<br />

skończoności i chyba z demonów przeszłości nigdy się<br />

nie uwolni. Alicja jest kobietą o luźnych obyczajach,<br />

zmienia partnerów życiowych jak rękawiczki, można<br />

by to tłumaczyć pragnieniem bliskości, poszukiwaniem<br />

otuchy po tragicznych chwilach. Alicja Zamber jest swego<br />

rodzaju symbolem powolnego obumierania, przekonania,<br />

że nie ma nic dobrego na tym świecie. Odejścia i powroty<br />

jej kochanków uwidaczniają niedostatki emocjonalne,<br />

samotność, życie na odludziu, bagaż doświadczeń,<br />

wieczną stratę. To strata, której nic nie zdoła zatrzeć.<br />

Włodek, czerpiący złe wzorce z zachowań matki nie jest<br />

w stanie stworzyć szczęśliwego związku. Podobnie też<br />

Kacper w objęciach Olgi jest tylko igraszką, zabawką,<br />

którą można dowolnie sterować. Ten miłosny witraż,<br />

ułuda, stwarzają pozorne poczucie bezpieczeństwa,<br />

dla którego Kacper zrobiłby wszystko, pytanie tylko, czy<br />

warto, być może Olga to kobieta, której najważniejszymi<br />

przymiotami są wyrachowanie, interesowność i chęć<br />

władzy. Zaślepienie mija, chwilowa fascynacja czy<br />

prawdziwe uczucie, trudno o szczerą odpowiedź,<br />

szczególnie teraz, kiedy blask i nieustanne afiszowanie się<br />

własnym ego wyznaczają rytm codziennych znajomości.<br />

Samobójcza ofiara Macieja Zambra przyniosła cierpienie<br />

wszystkim jego bliskim, coś pękło, szczęście na dłuższą<br />

metę nie jest tam możliwe do spełnienia, zresztą nie<br />

jest chyba w ogóle obecne, to raczej zapomnienie przy<br />

kolejnym alkoholowym odurzeniu. Warto wspomnieć<br />

jeszcze o postaci starego Zambra, to swoista baza dla<br />

całej historii o „pokurczu”, jego natchnienie poetyckie,<br />

wizje, jakieś przeczucie śmierci, życiowe „zawieszenie”,<br />

ale też czarna wyrocznia, to bardzo cenne dla wymowy<br />

całej powieści.<br />

Przemawia do mnie, przeszywa dreszczami, ale<br />

też wywołuje jakieś uczucie niepokoju, usilna walka,<br />

przekomarzanie się ze śmiercią, która jest obok, czai się,<br />

nie daje wytchnienia. Kacper Rawicz jest nieustannie<br />

podczas takiego wewnętrznego rozchwiania, wyjściem<br />

z trudności jest dla niego śmierć, rozrysowuje to przecież<br />

w swoim „labiryncie”. To bardzo niebezpieczna gra,<br />

Rawicz nie potrafi uwolnić się z dręczących go więzów.<br />

Przeszłość pozostawiła mu przeczucie o własnym<br />

znikomym losie, w którym cokolwiek by się działo, i tak nie<br />

zmieni niczego, dalej pozostanie właśnie „pokurczem”.<br />

Jest to przykład osoby, która przepracowuje traumy<br />

z dzieciństwa. DDA albo DDD to skróty oznaczające<br />

dorosłych dzieci alkoholików lub dorosłych dzieci z rodzin<br />

dysfunkcyjnych. No właśnie, skąd to określenie<br />

„dorosłe dzieci” Żyjąc w poczuciu ciągłego lęku, braku<br />

poczucia bezpieczeństwa, dorośli ludzie opuszczając<br />

rodzinne domy, nie są w stanie stworzyć harmonijnych<br />

relacji z innymi, mając po części przekonanie, że ktoś<br />

chce ich oszukać, zniszczyć, mierzą się z przekleństwem<br />

przeszłości, jest to swego rodzaju projekcja<br />

niedobrych wzorców, które zachowali od nie umiejących<br />

stworzyć dobrych relacji rodziców. Życie takich osób<br />

przypomina taniec na topniejącej tafli lodu, towarzyszy<br />

im nieustanny stan alarmu, przeczucie o nieuchronnej<br />

katastrofie Próby samobójcze, często niestety udane<br />

to wynik zupełnego wycieńczenia, stania na straży<br />

zbyt długo, osobom z syndromem DDA nikt nie<br />

wyłączył przycisku „czuwania”, lawina śnieżna w końcu<br />

spada, organizm odmawia posłuszeństwa, jest<br />

za późno. Dlatego też tak ważne jest, aby osoby z lękiem,<br />

stanem beznadziei wyrwać ze środowiska, które<br />

przepełnione jest frustracją i gniewem. W obliczu<br />

mediów społecznościowych, kontaktu, który umożliwia<br />

pomoc w nagłych sytuacjach, jest możliwość, aby<br />

zadziałać, zagreagować na trudności, dlaczego więc tak<br />

dużo dramatów, historii, które nie znajdują szczęśliwego<br />

rozwiązania, to z samotności wśród ludzi, największej<br />

gangreny naszych czasów.<br />

Być może nieco trąci myszką, ale też zachęca do<br />

dyskusji, obraz pięknego uczucia, w gruncie rzeczy<br />

22


jednak mit romantycznej miłości, który w postaciach<br />

resztkowych ostał się do naszych czasów. Na początku<br />

seks bez zobowiązań, erotyka, bezpieczna oaza,<br />

w której Kacper chciałby się schować, odizolować od<br />

reszty świata. Ułuda, wszystko na tym świecie niestety jest<br />

pozorne, Olga ze swą trywialna gierką zaczyna irytować,<br />

chociaż Kacper zrobiłby dla niej wszystko. Odzywa się<br />

gorzka przeszłość, która przestrzega przed nadmiernym<br />

zaufaniem, drugi człowiek potrafi przecież skrzywdzić,<br />

zadać następny cios. Ile ciosów, ile straconych marzeń,<br />

a ile prawdy kłującej w oczy, nie pozostaje nic innego jak<br />

tylko zajrzeć do „Pokurcza” Krystyny Śmigielskiej.<br />

Robert Knapik<br />

INNI LUDZIE<br />

MAJĄ GORSZE RZECZY<br />

Gdzie jest klucz, szukam go, mam już pewność,<br />

po chwili zostają ledwo opary. Skąd taki wybór,<br />

chyba zostałem zaczarowany, „Masłoska<br />

jest BOSKA”, „słuch absolutny”, „demaskatorka<br />

współczesności”, „wizjonerka”. Tam gdzie świat kiczu<br />

i pozorów zaczyna przypominać tragifarsę, od razu<br />

intuicja podpowiada mi, że maczała w tym palce<br />

Dorota Masłowska, laureatka między innymi Paszportu<br />

„Polityki” czy Nagrody Literackiej Nike. Każdy nowy<br />

literacki przysmak od mistrzyni kuchennych melanży<br />

wyczekiwany jest przez wielu czytelników. Jest tak<br />

zresztą i tym razem, „Innych ludzi” wydano w zeszłym<br />

roku, nieustająco jednak powracają w różnorakich<br />

dyskusjach, mówi się o tej niebagatelnej literaturze,<br />

nowomowie, języku potocznym, ekspresji, ale też<br />

swoistym połączeniu różnych gatunków literackich,<br />

możliwości ujęcia współczesności w ramach dzieła<br />

literackiego.<br />

Dorota Masłowska, „Inni ludzie”, Wydawnictwo Literackie,<br />

Kraków 2018.<br />

Zaskakuje szata graficzna, którą dla książki<br />

przygotował Maciej Chorąży. Podobnie rzecz się ma<br />

przy „Jak przejąć kontrolę nad światem nie wychodząc<br />

z domu”, zbiorze felietonów Masłowskiej, który ukazał<br />

się w Wydawnictwie Literackim. Każda z tych pozycji<br />

ma ustalony kształt, literacki zapis dopełnia warstwa<br />

ilustratorska, nie są to jednakże ilustracje mające jakiś<br />

szczególny wymiar estetyczny, kwestia smaku jest<br />

dość luźno potraktowana. Obrazy, kolaże, ale też forma<br />

wydania umożliwiają pełniejszą interpretację, dają do<br />

myślenia, ale też sprawiają, że kontakt z książką jest<br />

23


czymś niezwykłym, niepowtarzalnym, jedynym w swoim<br />

rodzaju. „Inni ludzie” to książka przypominająca swoim<br />

wyglądem album muzyczny, w dodatku zafoliowany.<br />

Na okładce widoczne jest pęknięcie, to metafora<br />

niespełnionego, wyjątkowego losu artysty, przynajmniej<br />

wynika to w pewien sposób z odczytania „Innych ludzi”<br />

jako opowieści, piosenki o trudnym losie człowieka<br />

w mieście, który próbuje poradzić sobie z piętnem<br />

samotności wśród ludzi. Sam utwór jest w swej istocie<br />

nowatorski, z czym może się kojarzyć, być może to<br />

piosenka, tak zresztą widzi to sama Masłowska, to<br />

hiphopowa nawijka, gdzie slang, mowa potoczna miesza<br />

się z bluzgami, językiem nienawiści oraz „plastikiem”<br />

trawiącym ludzkie relacje. Po trosze jest to też prawie,<br />

że gotowy tekst dramatyczny, gotowy do przedstawienia<br />

na deskach teatru, sceny dialogowe rozpisane na<br />

konkretne głosy. Dlatego też adaptacją „Innych ludzi”<br />

dość szybko zajęły się instytucje teatralne, spektakl<br />

„Inni ludzie” w reżyserii Grzegorza Jarzyny miał swoją<br />

premierę w Teatrze Rozmaitości. To właśnie dla Teatru<br />

Rozmaitości tłumaczył na angielski na potrzeby sztuki<br />

teatralnej „Innych ludzi” Marek Kaźmierski. Książka<br />

Masłowskiej wywarła na nim niebagatelne wrażenie,<br />

szczególnie w warstwie językowej, natomiast nie była<br />

jakimś wielkim zaskoczeniem, mając między innymi<br />

na uwadze to, że Kaźmierski jest czytelnikiem, który<br />

wykładał między innymi na Uniwersytecie w Cambridge.<br />

Na co słusznie zwrócił uwagę tłumacz „Innych ludzi”,<br />

Masłowska napisała tę książkę raczej nie po to,<br />

aby zachwycić krytyków, jak wielu sądzi, ale w celu<br />

zwrócenia się do osób, które nie mają w nawyku czytać<br />

literatury na co dzień, posługując się też językiem<br />

zwyczajnych ludzi („ordinary folks”).Niezwykłą szansą<br />

dla Marka Kaźmierskiego była możliwość tłumaczenia<br />

„Innych ludzi” na potrzeby spektaklu Grzegorza Jarzyny,<br />

Kaźmierski uwielbia bowiem pracować nad rymami<br />

w poszczególnych wersach, tak jak w oryginalnej polskiej<br />

wersji językowej 1 .<br />

Za co można cenić albo na odwrót nie cierpieć<br />

twórczości Doroty Masłowskiej? Nie ma w tym pisaniu<br />

patyczkowania się z czytelnikiem, świat, który zostaje<br />

przedstawiony na łamach „Innych ludzi” to nie kraina<br />

z baśni, a szare blokowiska wielkich miast, rzeczywistość<br />

pełna uprzedzeń, wyzwisk, poniżenia i pogardy.<br />

To świat przedmiotów, w którym ludzi traktuje się<br />

z lekceważeniem. Zaintrygowało mnie nieco nazwanie<br />

tej smutnej opowieści „Panem Tadeuszem XXI wieku”,<br />

jest rzeczywiście coś ujmującego w takim podejściu,<br />

sugestywny obraz współczesnej Polski. Kamil Janik<br />

mieszka razem z matką i młodszą siostrą Sandrą, marzy<br />

o karierze muzyka, pragnie nagrać płytę, no i chyba te<br />

kolejne zwrotki miejskiej piosenki można traktować jako<br />

jego słowa, taką gorzko-śmieszną piosenkę o Polsce.<br />

Nikt go nie rozumie, w jego rodzinie nadużywano<br />

alkoholu, ojciec zginął tragicznie, matka natomiast<br />

spowodowała, że Kamil w życiu dorosłym ma wiele<br />

uprzedzeń do kobiet. Znamienny jest kompletny brak<br />

komunikacji, ludzie wymieniają komunikaty, ale ze sobą<br />

nie rozmawiają, czyżby to nasz język współczesności?<br />

„Lepiej powiedz, co z pracą”. „Kurwa, mama.<br />

Mówiłem, że lipa”.<br />

„Bo, co?” Bo się pytasz. „Gówno tam nagrasz, ty<br />

i twoja płyta”.<br />

Zdarta płyta. Jak zwykle skrzydła mu obcina. Wyszedł.<br />

Zawołał windę… (s.31)<br />

Rodzice nie potrafią rozmawiać z dziećmi, zamiast<br />

poświęcić im więcej czasu, zalewają potokiem krytyki<br />

i upokorzenia. Jak to zresztą u Masłowskiej, ton wypowiedzi<br />

jest nieco prześmiewczy, chociaż w gruncie<br />

rzeczy to sprawa bardzo poważna i należy ten temat<br />

nagłaśniać jak najczęściej. Dziecko od najmłodszych<br />

lat skonfrontowane jest z powszechnym systemem<br />

oceniania: oceniają nauczyciele, rodzice, rodzina,<br />

znajomi, często też sama ocena wynika z nie do końca<br />

jasnych pobudek i należy uświadamiać młodych ludzi,<br />

aby wszelkich form oceny czy krytyki nie brano wprost<br />

do siebie.<br />

Cała klasa się śmieje, włącznie z panią,<br />

on w ostatniej ławce, z downem i Cyganem, co<br />

śmierdzi zbutwiałym praniem,<br />

córka nauczycielki, córka kierowniczki stołówki –<br />

szóstka, szóstka z kwiatkiem,<br />

a Janik Kamil? jedynka z minusem, jedyna z brudnymi<br />

uszami i starą kanapką,<br />

z samą musztardą, wstań i przyjdź z matką (s.21).<br />

Polski system oświaty jest wadliwy, są tak zwani<br />

bardziej uprzywilejowani, uczniom z niedostatkami<br />

pomaga się, niestety tylko w teorii, praktyka jest już<br />

bardziej bolesna, przylepia się etykietki, „bez potencjału”,<br />

„mierny”, „próżniak”. Dzieci potrzebują więcej uwagi, ale<br />

też wzorców do naśladowania od innych, lepiej radzących<br />

sobie w szkole. Zamiast tego mamy podział na „lepszych”<br />

i „gorszych”. Mało mówi się o różnorodności, odstępstwa<br />

od reguły traktowane są z góry jako wypaczenie.<br />

Wyzywanie, przemoc wśród dzieci bierze się właśnie<br />

stąd, że nie są one w pełni uwrażliwione na potrzeby<br />

innych, odmienny wygląd, zachowanie wywołuje lęk,<br />

1. Tłumaczenie własne z języka angielskiego.<br />

24


skutkuje to oczywiście odruchem obronnym, w ten<br />

sposób rodzi się niszcząca społeczeństwo nienawiść<br />

pogarda dla tych, którzy nie wbijają się w szkolny rygor.<br />

Raczej z przymrużeniem oka pojawia się tu nawiązanie<br />

do programów typu „Trudne sprawy” czy „Ukryta<br />

prawda”, „polski bigos” w sosie własnym można by<br />

powiedzieć. Rzeczywistość pełna uprzedzeń, plotek,<br />

przemocy i nienawiści, wzajemnego oskarżania, nieraz<br />

wprowadza jednak efekt komiczny, w „Innych ludziach”<br />

jest to taka przyśpiewka, swego rodzaju kiepski film<br />

klasy B., ludzie się nie słuchają, krzyczą, ciągłe awantury<br />

i wyzwiska niczym z wiejskiego folwarku wypełniają<br />

skrzętnie każdy dzień.<br />

Trudne sprawy, sprawy trudne, sprawy ciężkie,<br />

z chujem nie wygrasz, jak na jakąś się uweźmie,<br />

wiesz, że jeszcze niezła kaszana może z tego będzie,<br />

a poradzić nic nie możesz. To naprawdę trudne<br />

sprawy (s.22).<br />

Do stanu wiecznego napięcia, zupełnej egzaltacji<br />

należy dopisać jeszcze wspomniany wcześniej brak<br />

komunikacji, na pewno absurd ludzkich odruchów oraz<br />

naturalnie pojawiający się wówczas komizm.<br />

Ale słuchała, co mówi i śmiała się z jego żartów<br />

(BOCHOŃ: Ha, ha, ha!”).<br />

MACIEJ: „Kobiety są głupie, Murzyni są czarni.<br />

Pedały to pedały”, BOCHOŃ: „Ha, ha, ha!”).<br />

Na to Iwona nie wpadnie. Że dla kogoś może być<br />

ciekawy, być obiektem fascynacji (s.96).<br />

Pozorność, komunikacja pozbawiona sensu, maski,<br />

poczucie, że życie to gotowy szablon, „airmaxy” na każdą<br />

okazję, zamiast autentyzmu coraz większa sztuczność.<br />

Maciej jest już w drugim związku z Iwoną, Klaudia<br />

Bochoń to jego kochanka. Właściwie nie ma tu uczuć,<br />

relacje są nastawione na praktycyzm. Ludzi nie łączy<br />

uczucie i wspólna troska, a raty kredytu. Iwona chętnie<br />

rozwiodłaby się z Maciejem, ale żal jej mieszkania, „to<br />

mój projekt”. Przekonanie, że „naprawdę dobrze jeszcze<br />

może, dzieciak, być”, które płynie z reklamowych haseł,<br />

daje jakieś fałszywe poczucie nadziei. Ludzie otaczają<br />

się przedmiotami, miłość do materii wypełnia im całe<br />

życie. To przestawienie jest na pewno łatwiejsze, miłość<br />

do ludzi czasem bywa niewdzięczna. Świat przytłacza,<br />

chwilowy blask, krótkotrwałe szczęście z posiadania<br />

kończy się, plastikowe postacie wymieniają się<br />

zwrotami niczym z wyuczonej jednoaktówki. Bilboardy,<br />

prawdopodobnie część jakiejś kampanii społecznej,<br />

wpędzają nas w przekonanie, że tak właściwie, nic złego<br />

się nie dzieje, zmowa milczenia, ot takie sobie rodzinne<br />

wojenki.<br />

POKAWAŁKOWANY BOBAS Z BILBOARDU: „Moi<br />

rodzice też kiedyś żarli się jak psy. Moja Mama też<br />

żarła xanax jak kartofle, popijała winem, ale teraz jest<br />

całkiem znośnie” (s.102).<br />

Aktualny stan rzeczy jest utrzymywany w rodzinach,<br />

ale w gruncie rzeczy w ogóle między ludźmi nie ma<br />

rozmów, są wzajemne utarczki, przeciąganie liny na swoją<br />

stronę, później zostaje poczucie winy, straumatyzowane<br />

społeczeństwo, frustracje, brzemię, dojrzewający ropień<br />

pełen uprzedzeń i wrogości. Zachowania mające na celu<br />

ukryć bezradność, zwątpienie i rozpacz to po prostu<br />

teatr masek, kurtuazja, nic nieznacząca wyuczona<br />

grzeczność - przykładem jest Maciej, który naciąga swój<br />

uśmiech parapogodny. Wielokrotnie w trakcie całego<br />

utworu pojawiają się określenia typu „żal mu jej”, albo<br />

„Kurwa, to przykre”. I wcale nie chodzi tutaj o żal, to<br />

zwykła maska, emocje nie mają tu znaczenia. Iwona wie,<br />

że Maciej nie kocha Klaudii Bochoń, zapewne to tylko<br />

chwilowy skok w bok, natomiast Leonka, syna Iwony<br />

Maciej też nie kocha, nie wiadomo czy kogokolwiek<br />

kocha. W spotkaniu z córką Leną z poprzedniego<br />

związku dochodzi do uszczypliwości i wzajemnego<br />

obrażania, ojciec obraża córkę, w odwecie to samo<br />

robi Lena, współczesne życie to nieustanny poligon<br />

bojowy, krzywdę, pogardę, poniżanie traktuje się jako<br />

zwykłą nieuprzejmość. Wartości nie istnieją, w zamian<br />

za to szablony, lajki, ustawiczne poczucie winy, że być<br />

może nie sprosta się czyimś oczekiwaniom, spadnie się<br />

w rankingu popularności, tak czy siak, pozostaje kamienna<br />

twarz. Syndrom chińskiego domu, gdzie przedmioty<br />

zabrały szczęście, a ludzie w pogoni za pieniądzem nie<br />

zauważyli nawet, że kruchy świat zaczyna się rozpadać.<br />

Przekonuje się o tym Iwona:<br />

Ale sama pani widzi, my niby mamy lepiej w tej Polsce,<br />

a też są ludzie nieszczęśliwi. I nic im nie pomogą tu<br />

pieniądze czy niepieniądze (s.130).<br />

Podskórny ropień niestety nie chce pęknąć, tężeje<br />

można by powiedzieć atmosfera wrogości, winni wszystkiemu<br />

są cudzoziemcy, Ukraińcy zabierają Polakom<br />

pracę, oddychają „naszym” powietrzem. Winne są też<br />

kobiety, nie są dość miłe, czyhają tylko na to, by usidlić<br />

mężczyzn, a potem wydawać ich pieniądze. Z łatwością<br />

identyfikuje się homoseksualność z brakiem moralności,<br />

zupełną rozpustą czy prymitywizmem, pojawia się<br />

przekaz jak gdyby to geje i lesbijki okupowały Warszawę,<br />

25


niewytłumaczalna analogia z Powstaniem Warszawskim.<br />

Myli się porządki, homoseksualizm łączy się na<br />

przykład z chwilowym odruchem, czymś niezrozumiałym,<br />

z gruntu przynoszącym zło i zepsucie.<br />

Moralny rozkład, poczucie pustki, bezużyteczności<br />

to z pewnością jedna z idei przewodnich „Innych<br />

ludzi”, zaryzykowałbym nawet, że wiodącą. Świadczy<br />

o tym szata graficzna: strony książki wypełnione są<br />

przedmiotami, śmieciami, drobiazgami, wprost ujmując,<br />

jest to obraz relacji między ludźmi, oparty na tzw.<br />

jednorazowości, marności. Nie szanuje się ludzi, traktuje<br />

się ich przedmiotowo, ale nie szanuje się również<br />

przedmiotów, wzorem jest symbolicznie ukazana<br />

choinka. Z jednej strony ozdoba świąteczna, mile się<br />

kojarząca, dająca niepowtarzalny nastrój, z drugiej jednak<br />

część wystroju, ewidentnie oddaje szablon, pewien<br />

schemat, święta to po prostu obrazek, gotowy zestaw<br />

zachowań i zwyczajów, coraz mniej w tym wszystkim<br />

realności i prawdziwych uczuć. Tak samo jak choinkę,<br />

tak i życie traktujemy jednorazowo, bez udziału, bez<br />

zaangażowania emocjonalnego. Przygotowania, kupowanie<br />

prezentów, fizyczny aspekt świąt wypełnia całą<br />

pustkę, natomiast okres świętowania przypomina<br />

raczej festiwal obżarstwa, moralne gnicie i nadaje temu<br />

wszystkiemu formę przetrwalnikową, tzn., pojawiają się<br />

lęki czy aby ktoś nie wypadnie z roli, nie zburzy nastroju<br />

świątecznego jarmarku. Ostatecznie wszystko trafia do<br />

kosza.<br />

MATKA: „W Oszołomie są po milionie!”. Sandra: „Po<br />

sto”, KAMIL: „To nawet za więcej. Albo się Sandra w<br />

klasie zapyta, czy ktoś odkupić nie chce”.<br />

SANDRA: „Ej, weź się, ja się nie będę pytać.”<br />

KAMIL: „Będziesz!”,<br />

SANDRA: „Ty chyba pojebany jesteś”.<br />

KAMIL: „To ja sam sprzedam i całą kasę sam dla<br />

siebie”.<br />

MATKA: A dla mnie?”, KAMIL: „I dla matki weznę”.<br />

Taki był plan generalnie, ale tak jak postawiłem ją<br />

w łazience, tak bez wody, to zaraz obschła i na<br />

śmietnik matka zwiozła… (s.39).<br />

Igły z choinki nieprzypadkowo zapełniają kolejne<br />

stronice książki, to próba uświadomienia tego, jaka<br />

pustka towarzyszy dzisiejszym świątecznym obrzędom,<br />

jak bardzo atmosfera wspólnoty przemieniła się w zupełne<br />

obumieranie, gnicie, świat bez uczuć. Kontrolę<br />

nad ludźmi przejęły gotowe wzorce, modele zachowań,<br />

utarte pozy i maski, zastawy stołowe, diety pudełkowe,<br />

sztuczne piersi, piękne samochody, wyretuszowane<br />

w photoshopie zdjęcia profilowe na Facebooku. Tak<br />

samo jednorazowo potraktowana została choinka,<br />

kupiona nadmiarowo, później obeschła, wyrzucona na<br />

śmietnik. Jednorazowo traktuje się też ludzi. To bardzo<br />

istotne przesłanie ekologiczne, bowiem podobnie jest<br />

z żywnością, którą kupuje się bez umiaru, a po świętach<br />

wyrzuca nie zważając nawet na to, że wiele osób<br />

potrzebujących chętnie skorzystałoby z takiej pomocy.<br />

Może niektórzy zrozumieją fałsz w powiedzeniu:<br />

„Zastaw się, a postaw się”. Okres świąteczny to nie<br />

żadne szczęście, a koszmar dla wielu osób trudny do<br />

zniesienia. Święta stały się przekleństwem.<br />

Tak właściwie, kim są inni ludzie, skąd ta inność, brak<br />

zrozumienia i wspólnoty?<br />

Dziś każdy kumpel na Wyspach zapierdala i udaje<br />

szczęście, w mieszkaniach inni ludzie mieszkają,<br />

a przez ściany cienkie dobrze słychać, jak więź<br />

międzyludzka pęka. Się rozpada, śnieg zaczyna<br />

padać i coś tam, coś tam… (s. 82).<br />

Określenie „inni ludzie” pada w utworze przynajmniej<br />

kilka razy, zawsze towarzyszy temu pewna tajemniczość,<br />

nie do końca wiadomo czy to o nas ta piosenka, czy<br />

to o nas ta melodia. I chyba w takich momentach<br />

przynajmniej na chwilę znika gdzieś ironia, cały maskowy<br />

festyn, przychodzi rozpacz, zagubienie i jakaś<br />

beznadzieja. Chyba nie o to wszystkim chodziło, mimo to<br />

czarna diagnoza bardzo boli. Jesteśmy dla siebie obcy,<br />

życie mija na lansowaniu, przeganianiu się w trendach,<br />

markach, nowościach. Utwór można by odczytać jako<br />

taki wielki przekaz reklamowy z drwiną w tle. Zamiast<br />

uczuć jest obsesja ciałem, tak jak w przypadku relacji<br />

Kamila i Anety. Zachwyt nad jednorazowym plastikiem,<br />

być może pora się przebudzić. Warto dodać, że adaptację<br />

na podstawie utworu przygotowuje znane studio<br />

Warner Bros. I chociaż brak „Innych ludzi” Doroty<br />

Masłowskiej w finałowej siódemce Literackiej Nagrody<br />

Nike, to z pewnością długo jeszcze będziemy wracać do<br />

tej miejskiej samotni, w końcu Inni Ludzie to My.<br />

Robert Knapik<br />

26


MAŁGORZATA WARDA<br />

Moim przesłaniem jest, by ludzie częściej patrzyli wokół siebie<br />

i dostrzegali osoby, które potrzebują pomocy.<br />

Która z pasji jest najbliższa Twojemu sercu?<br />

Co Cię motywuje, a co wycisza?<br />

Malarstwo i rzeźba dają mi radość, ale tylko<br />

pisząc, wiem, że robię coś ważnego. Oczywiście<br />

uwielbiam układać kolory na płótnie, brudzić dłonie<br />

gliną albo odgadywać człowieka, rysując jego<br />

portret. Książki zabierają mnie jednak w bardziej<br />

niezwykłą podróż: mogę być każdą z postaci, którą<br />

tworzę, więc żyję wieloma historiami, wypowiadam<br />

się w najważniejszych dla mnie kwestiach<br />

i to mnie pochłania, sprawia, że czuję się spełniona.<br />

Kiedy patrzę na Twoje zdjęcia, widzę pogodzoną<br />

ze sobą, szczęśliwą, romantyczną optymistkę.<br />

Zgadzasz się z tym?<br />

Do optymistki, w dodatku romantycznej jest<br />

mi daleko (śmiech). W powieściach poruszam<br />

trudne, emocjonalnie tematy, takie jak: porwania<br />

dzieci, zaginięcia bliskich, przemoc domowa czy<br />

skomplikowana miłość pomiędzy ojcem i córką.<br />

Pracując nad takimi historiami, robię głęboki<br />

research: wyszukuję osób, które mają podobne<br />

doświadczenia do bohaterów mojej książki, pracuję<br />

z policją, z psychologami. Kiedy rozmawia się ze<br />

zgwałconymi kobietami albo z chłopakiem, który<br />

mieszkał w domu, gdzie panowała przemoc,<br />

trudno o optymizm. Praca z policją też otwiera<br />

mi oczy na statystyki zbrodni i zaginięć w Polsce.<br />

27


Aby zachować równowagę staram się dostrzegać<br />

więc rzeczy piękne, skupiam się na nich i dużo się<br />

śmieję.<br />

Prowadzisz kursy twórczego pisania dla<br />

początkujących. Czy łatwo pokierować uczestnikiem,<br />

aby nauczył się operować słowem?<br />

Pochodzę z rodziny nauczycieli, więc pewnie mam<br />

to we krwi. Moja mama uczyła języka łacińskiego,<br />

a tata był wychowawcą młodzieży trudnej. Nauczanie<br />

kreatywnego pisania jest dla mnie przyjemnością,<br />

uwielbiam rozpalać wyobraźnię kursantów, dzielić<br />

się z nimi moją wiedzą, wywracać im teksty do góry<br />

nogami i wskazywać łatwiejsze ścieżki. Kiedy moje<br />

porady doprowadzają do tego, że powstaje dobra<br />

książka czy opowiadanie, autentycznie się tym<br />

cieszę.<br />

Przyznam, że z uwagą śledzę Twoją stronę<br />

autorską na Facebooku i miło mi widzieć, że w<br />

bibliotekach prowadzisz warsztaty twórczego<br />

pisania. Jak na Twoje działania reaguje<br />

młodzież?<br />

Młodzież jest fantastyczna. W pracy z nimi mam<br />

już doświadczenie, ponieważ dawniej uczyłam<br />

sztuki w gimnazjum i liceum. Już wtedy udawało<br />

mi się zarazić ich chęcią tworzenia i na naszych<br />

zajęciach powstawały bardzo twórcze prace.<br />

Na warsztaty przychodzą gotowi do działania,<br />

z otwartymi umysłami. Często nie są jednak<br />

przekonani do swoich pomysłów albo wstydzą się<br />

o nich rozmawiać w grupie. Pracuję wtedy nad<br />

tym, by uświadomić im, że nie ma czegoś takiego,<br />

jak „pomysły złe”, wszystkie mogą być dobre,<br />

jeśli dobrze je opracujemy. Miło jest patrzeć, jak<br />

nieśmiałe osoby przełamują się, otwierają, a pod<br />

koniec zajęć błyszczą im oczy, bo stworzyły coś<br />

naprawdę fajnego.<br />

Czy lubisz spotkania autorskie i Targi Książki,<br />

gdzie masz bezpośredni kontakt z Czytelnikiem?<br />

Uwielbiam! Spotkania z czytelnikami dają mi<br />

energię do tworzenia, i pomagają uwierzyć,<br />

że idę właściwą drogą. Miałam w przeszłości<br />

kilka momentów, kiedy zastanawiałam się, czy<br />

to, co robię, ma sens, i to właśnie Czytelnicy<br />

pomogli mi podjąć słuszne decyzje. Na Targach,<br />

wiadomo, jest mniej czasu na rozmowę z każdym,<br />

ale i tak nawiązałam przy nich przyjaźnie<br />

z Czytelnikami, które trwają do dzisiaj.<br />

Co Cię uszczęśliwia? Czym jest dla Ciebie<br />

szczęście?<br />

Szczęście to moja rodzina, która – dzięki Bogu –<br />

wciąż jest w komplecie. Szczęściem są podróże,<br />

które staram się realizować pomimo napiętych<br />

terminów. I moje książki, kocham je pisać, więc<br />

sprawia mi wielką radość, gdy słyszę, że czytelnicy<br />

na nie czekają.<br />

Czy masz swoje motto życiowe, którym się<br />

kierujesz?<br />

Będzie brzmiało banalnie: rób swoje!<br />

Co próbujesz przekazać Czytelnikom? Jakie<br />

przesłanie mogą odnaleźć w Twoich książkach?<br />

Każda powieść to inny temat i oddzielny świat.<br />

Zdecydowanie pragnę wypowiadać się w imieniu<br />

skrzywdzonych dzieci, ludzi doświadczonych przez<br />

los, albo wykluczonych. Moim przesłaniem jest, by<br />

ludzie częściej patrzyli wokół siebie i dostrzegali<br />

osoby, które potrzebują pomocy. Nie chcę jednak,<br />

by moje powieści czytało się trudniej, więc ubieram<br />

je w formę powieści obyczajowej albo thrillera.<br />

W jakich sytuacjach „dopada” Cię natchnienie?<br />

Skąd czerpiesz pomysły?<br />

Pomysły czerpię z pierwszych stron gazet albo<br />

podsuwają mi je spotkane osoby. Zdarzyło się<br />

przy powieści Ta, którą znam, że historia zrodziła<br />

się ze spotkania kobiety, która została zgwałcona<br />

i wówczas nie zdecydowała się o tym mówić, a po<br />

latach okazało się, że nikt już nie chce jej słuchać.<br />

Powieść Dziewczyna z gór, tak ciepło przyjęta<br />

przez Czytelników, że obecnie piszę jej drugą<br />

część, opowiada o porwanym dziecku i zrodziła się<br />

w mojej głowie dawno temu, kiedy obejrzałam<br />

wywiad z Nataschą Kampusch, dziewczynką<br />

przez wiele lat przetrzymywaną przez porywacza.<br />

Jeśli temat mnie porwie, nie mam problemów ze<br />

złapaniem natchnienia.<br />

Czy masz swoje ulubione miejsce do pisania<br />

i czy towarzyszą Ci jakieś przyzwyczajenia np.:<br />

filiżanka herbaty, muzyka w tle, czy jest Ci to<br />

absolutnie obojętne?<br />

28


Zdarzyło mi się, że sceny akcji w powieści<br />

młodzieżowej 5 sekund do Io tworzyłam przy<br />

głośnej muzyce. Zdecydowanie jednak wolę<br />

ciszę. Absolutną. Żadnego radia, żadnych rozmów<br />

w tle i… litości, moi drodzy sąsiedzi,<br />

ale żadnego wiercenia w ścianach też mi nie<br />

potrzeba! (śmiech). Filiżanka kawy jest niezbędna.<br />

Do tego laptop, ulubione biurko i…<br />

Uwielbiasz sporty zimowe, prawda? Świetnie<br />

jeździsz na nartach. Czy poza nimi jakieś inne<br />

dyscypliny Cię interesują?<br />

Oj, w tym roku pierwszy raz spróbowałam<br />

narciarstwa z moją przyjaciółką pisarką, Mariolą<br />

Zaczyńską i to było świetne przeżycie!<br />

Jednocześnie już wiem na pewno, że narciarstwo<br />

mnie nie „kręci”. Czym innym jest dla mnie<br />

zdobywanie szczytów w górach – to prawdziwa<br />

przyjemność. Niedawno byłam z mężem pod masywem<br />

Olimpu w Grecji i przyznam, że to właśnie<br />

szczyt Olimpu, na który wówczas nie byliśmy<br />

przygotowani, by wejść, teraz krąży mi po głowie,<br />

zamiast uroczych greckich plaż.<br />

O czym marzy Małgorzata Warda?<br />

Zdradź, proszę, co dla Czytelników przygotowujesz?<br />

Może jakąś książkę świąteczną lub<br />

opowiadanie?<br />

Pod koniec października ukaże się moja najnowsza<br />

powieść dla dzieci, Sylwia i Planeta Trzech<br />

Słońc, którą pisałam przy współpracy z moją jedenastoletnią<br />

córeczką. To ważna dla mnie rzecz<br />

i bardzo na nią czekam, szczególnie, że powieść<br />

porusza trudny temat. W grudniu natomiast mam<br />

nadzieję skończyć drugi tom Dziewczyny z gór<br />

i posłać ją w świat. Natomiast w najbliższym<br />

czasie ukaże się bajka dla dzieci, mojego<br />

autorstwa, ilustrowana przez zdolną ilustratorkę,<br />

Asię Grudnik – napisanie jej zamówił Urząd Miasta<br />

Gdyni, a historia dotyczy pięknego pomnika,<br />

stojącego na placu Kaszubskim.<br />

Ślicznie dziękuję za rozmowę i poświęcony<br />

czas. Życzę, Małgosiu dalszych sukcesów w realizacji<br />

wszystkich pasji.<br />

Z pisarką Małgorzatą Wardą rozmawiała Ewelina<br />

Kwiatkowska - Tabaczyńska prowadząca bloga Zaczytana<br />

Ewelka<br />

Żebym miała święty spokój. Od wielu spraw, które<br />

niepotrzebnie zaprzątają mi głowę.<br />

Czy planujesz trasy autorskie? Jest szansa, że<br />

odwiedzisz Łódź, w której mieszkam?<br />

Na trasie w Łodzi byłam w zeszłym roku i bardzo<br />

miło wspominam tamte spotkania. W tym roku<br />

będę wędrować na Podlasie i po województwie<br />

Pomorskim, mam też w planach Kutno i Braniewo.<br />

Spotkań ciągle przybywa więc zapowiada się fajny<br />

rok.<br />

Gdybyś miała możliwość zdecydować o wyborze<br />

swojej książki do ekranizacji, którą byś wybrała<br />

i dlaczego?<br />

Bardzo chciałabym zobaczyć na ekranie Dziewczynę<br />

z gór i Miasto z lodu – to powieści, które w opinii<br />

wielu osób, wyglądają jak gotowy scenariusz. Moim<br />

marzeniem byłaby też ekranizacja 5 sekund do Io,<br />

ale nie wiem, czy w Polsce dysponujemy technologią<br />

i pieniędzmi na tak duże przedsięwzięcie.<br />

29


Maciej<br />

Siembieda<br />

Oto nasz <strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>owy gość: dziennikarz<br />

i publicysta parający się reportażem, śledztwami<br />

historycznymi i powieściami powstającymi na ich<br />

kanwie. Nagrodzony trzykrotnie laurami Stowarzyszenia<br />

Dziennikarzy Polskich, ponad dwudziestokrotnie za<br />

reportaż oraz główną nagrodą I edycji niezależnego plebiscytu<br />

na polską Książkę Roku Brakująca Litera 2017,<br />

słowem – bezmiernie zanurzony w słowie, pisarz Maciej<br />

Siembieda.<br />

Z uwagi na niniejszą prezentację, nie mogę nie zacząć<br />

naszej rozmowy od pytania, które nasuwa się samo: jacy<br />

ludzie i które książki Pana ukształtowały wpływając na<br />

wybór niełatwej, dziennikarsko – pisarskiej drogi? Czy<br />

od najmłodszych lat zamierzał Pan nią kroczyć?<br />

Pomysł na pisanie powieści po południu życia miałem<br />

od bardzo dawna. Przez ponad dwadzieścia lat pracy<br />

reporterskiej trafiłem na wiele zagadek i tajemnic, które<br />

miały się w tych powieściach przydać lub wręcz stać<br />

się ich tematem. Niektóre opisałem w reportażach, inne<br />

udokumentowałem lub zaznaczyłem w notesie. Te lokaty<br />

procentowały przez lata i teraz z nich korzystam zamieniając<br />

historie napisane przez życie w kapitał fabularny.<br />

Chciałbym konsekwentnie pisać o rzeczach bardzo interesujących<br />

i bardzo nieznanych, najchętniej takich, które<br />

udało mi się odkryć.<br />

Co do drogowskazów pisania to było ich sporo. Zaczynałem<br />

pisać reportaże zahipnotyzowany Krzysztofem<br />

Kąkolewskim, potem przyszła Hanna Krall, jeszcze później<br />

Ryszard Kapuściński. W literaturze pięknej najwyżej<br />

cenię Hrabala i Marqueza, w beletrystyce Folletta i Pereza-Reverte.<br />

Z fascynacji książkowych najchętniej pamiętam<br />

świeże lektury, czyli Poświatę Chabona i Maga<br />

Fowlesa (przeczytane po raz któryś, bo lubię wracać do<br />

książek).<br />

30<br />

W mediach społecznościowych jakiś czas temu pojawiło<br />

się zdjęcie przedstawiające odręczny zapis fragmentu<br />

powieści nad którą Pan pracuje. W dobie komputerów<br />

to dość nietypowe. Czy to znaczy, że stara szkoła<br />

pisania najlepiej się sprawdza?<br />

Pisanie na papierze to nie rycie w kamieniu. Można<br />

skreślać, robić odnośniki i notatki – bez konieczności<br />

uruchamiania jakichś elektronicznych zakładek czy budowania<br />

pudełek na słowa. Bardzo lubię i bardzo cenię<br />

pisanie na brudno, bo bez niego nie ma pisania na czysto.<br />

Komputer służy mi do przepisywania i utrwalania<br />

tekstu, choć parę razy zjadł spore kawałki bez ostrzeżenia<br />

i bez przyczyny. Poza tym pomaga mi prowadzić<br />

research w Internecie i zerkać do mojej ulubionej lektury:<br />

Słownika synonimów. Tylko w tym zakresie zapraszam<br />

go do pisania.<br />

Czy mógłby Pan zdradzić reportażysty przepis na<br />

sukces? Reporterskie pióro bowiem w Pana przypadku<br />

wpływa znacząco na fabułę pisanych powieści…<br />

Pióro w reportażu ma znaczenie, ale drugorzędne.<br />

Najważniejsze jest zbieranie materiału. Instynkt ciekawości,<br />

szacunek do ludzi i umiejętność rozmowy z nimi,<br />

pokora wobec prawdy, anielska cierpliwość i mrówcza<br />

praca przy dokumentowaniu. Można mieć talent Kapuścińskiego,<br />

ale bez dobrze zebranego materiału na nic<br />

się on nie przyda.


Określa się Pana polskim Danem Brownem z czym<br />

jednak polemizowałabym, ponieważ w moim odczuciu<br />

bliżej Panu, jakkolwiek przewrotnie to zabrzmi – do Carli<br />

Montero, która nakreśliła Szmaragdową tablicę. Zna Pan<br />

tę książkę? Na jej kartach odnalazłam kilka podobieństw<br />

do 444, bowiem hiszpańska pisarka zgłębia sekrety zaginionego<br />

Astrologa - obrazu Giorgioni’ego, skrywającego<br />

intrygującą zagadkę, tak samo jak Pan odkrywa tajemnice<br />

dzieła mistrza Jana… Skąd u pisarzy owa fascynacja<br />

malarstwem? Nie są to przecież sztuki pokrewne. Czy<br />

występowanie analogii w literaturze współczesnej jest<br />

częstym zjawiskiem?<br />

Niestety nie znam Szmaragdowej tablicy ale z apetytem<br />

ją przeczytam. Motyw obrazu, kodu ukrytego przez<br />

malarza, tajemnicy i przesłania jest popularny na tyle, że<br />

mógłby stać się tematem dobrego doktoratu z literatury.<br />

„Mój” Matejko nie wynikał z jakichkolwiek fascynacji, bo<br />

na malarstwie znam się umiarkowanie, a bodaj nawet<br />

wcale. Odbieram je z beztroską szczerością: podoba mi<br />

się lub nie. Na Chrzest Warneńczyka trafiłem przypadkiem,<br />

podobnie jak na inne fascynujące historie, które<br />

miałem szczęście zamienić w osobiste przygody.<br />

Wiele lat poświęcił Pan Chrztowi Warneńczyka pędzla<br />

Jana Matejki. Wiedzy na jego temat przydał niedawno<br />

wyemitowany dokument pod tytułem Obraz, w którym<br />

Pan zajmująco dzielił się z widzami posiadanymi informacjami<br />

wykorzystanymi w pracy nad Czwórkami. Popuśćmy<br />

więc wodze fantazji zakładając, że ma Pan możliwość<br />

spotkania z malarzem. O co by Pan go zapytał?<br />

Mogłem się na to zgodzić i napisać, że palił cygaretki,<br />

ale w czasach reporterskich wpojono mi zasadę<br />

Jak ci własna matka powie kocham cię – sprawdź to.<br />

Zacząłem szperać. Najpierw dotarłem do informacji, że<br />

cygaretki były używką dla bogatych. Palili je, ale żeby<br />

nie poparzyć palców, wyrzucali dość duże niedopałki na<br />

ulicę. Biedniejsi je zbierali, odkrajali brzytwą nadpaloną<br />

część, a resztę tytoniu siekali i zawijali w bibułki. I tak się<br />

zaczęła zabawa, która zabiła więcej ludzi niż niejedna<br />

wojna. Kiedy Matejko malował Chrzest w 1881 w Krakowie<br />

działała już fabryka papierosów.<br />

Z niniejszym powieściowym debiutem zapoznałam<br />

się w związku z niezależnym plebiscytem na polską<br />

Książkę Roku Brakująca Litera 2017, w którym Pan, ku<br />

mojej ogromnej uciesze, zdobył główną nagrodę. Jak<br />

z perspektywy czasu wspomina Pan moment wręczenia<br />

statuetki?<br />

Byłem wzruszony i szczęśliwy. Nagrody smakują<br />

naprawdę dopiero wtedy, gdy są niespodziewane. Nie<br />

rozumiem zjawiska kolekcjonowania nagród, zabiegania<br />

o nie, urządzania konkursów, w których z góry wiadomo<br />

kto wygra. Wszelka chciwość sukcesu mnie odpycha, bo<br />

jest bezrozumna. Im bardziej się za czymś goni, tym bardziej<br />

to coś ucieka.<br />

Kadr filmu Obraz autorstwa Dagmary Spolniak, który<br />

powstał na kanwie powieści 444 wyemitowany<br />

w TVP Historia<br />

Trzy lata temu zapytałbym Jana Matejkę czy palił papierosy,<br />

bo pisząc „czwórki” miałem z tym kłopot. Gdzieś<br />

trafiłem na informację, że malarz miał palce zażółcone<br />

od tytoniu, ale jeden z ekspertów, którzy czytali książkę<br />

na etapie redakcji uparł się, że Matejko nie mógł palić<br />

papierosów, bo ich jeszcze nie było. To od czego miał<br />

zażółcone palce? – pytam. No właśnie – ekspert na to<br />

– od cygaretek. Skręcanych z liści tytoniu, bez bibułek.<br />

W usta Jakuba Kani włożył Pan słowa: Historię tworzą<br />

nie jej uczestnicy, ale ci, którzy ją piszą. Czy należałoby<br />

więc traktować przemycanie historii między wersy<br />

powieściowe jako misję?<br />

Za duże słowo. Po prostu mam olbrzymi sentyment<br />

do historii, Dlatego zapraszam ją do książek. Poza tym<br />

jest mądra i ma wiele ciekawego do powiedzenia.<br />

Kontynuację powieści 444 stanowi Miejsce i imię,<br />

gdzie były już prokurator, Jakub Kania poznaje świat holenderskich<br />

szlifierzy diamentów więzionych podczas II<br />

wojny w obozie pracy na Górze świętej Anny. To bolesny<br />

temat, z którym zapewne trudno było się mierzyć…<br />

To również, identycznie jak 444, pamiątka czasów reporterskich.<br />

Temat oczywiście bolesny – jak cała wojna<br />

31


i zagłada, ale niesłychanie frapujący. O wojnie i obozach<br />

napisano setki tysięcy, może nawet miliony stron. Dlatego<br />

natrafienie na nieznaną odsłonę tamtych czasów<br />

w postaci historii z Góry św. Anny było jak odnalezienie<br />

skarbu. Gdybym miał do wyboru znaleźć tę historię lub<br />

opisany w niej brylant, bez wahania wybrałbym pierwszą<br />

opcję.<br />

Mógłby Pan uchylić rąbka tajemnicy, zdradzając, co<br />

czeka Jakuba Kanię w trzecim tomie pod tytułem Wotum,<br />

który ukaże się, jeśli wierzyć zapowiedzi, w 2020<br />

roku?<br />

Przykro mi, ale naprawdę nie mogę.<br />

Czas oczekiwania umilił Pan odbiorcom publikując<br />

w tym roku Gambit, opowieść skrywającą pod płaszczem<br />

szachowego manewru arcyciekawe losy pokolenia,<br />

które przemija. Czy mógłby się Pan pokusić o sportretowanie<br />

go? Czego pokolenie ludzi takich jak ja, czyli<br />

30+ mogłoby się od niego nauczyć?<br />

Nie wiem czy to możliwe ze względów cywilizacyjnych.<br />

Pokolenie dzisiejszych trzydziestoparolatków podlega warunkom<br />

życia, których nigdy nie zrozumieliby tamci ludzie<br />

i odwrotnie. Trudno wyobrazić sobie współczesnego<br />

młodego człowieka, który znalazłby się w okupowanej<br />

Warszawie i pewnie najpierw zauważyłby brak wi-fi. Jakby<br />

się zachował bez systemu wygód, uproszczeń, wyręczeń,<br />

wzorów i ułatwień, które go definiują? Wiemy?<br />

Nie wiemy. Równie trudno byłoby przenieść w nasze realia<br />

jego rówieśnika z tamtych czasów. To nie dwa inne<br />

światy, to dwa inne kosmosy. Poza nimi istnieją wartości<br />

ponadczasowe: przyzwoitość, uczciwość, patriotyzm,<br />

honor. I nie marnowanie żadnej okazji aby uczynić coś<br />

dobrego. To są poręcze, których trzeba się trzymać<br />

w każdych czasach.<br />

Pańskie książki można przyswoić sobie także w formie<br />

audio dzięki uprzejmości Panów: Marcina Perchucia<br />

i Mariusza Bonaszewskiego. Zapytam więc nieco przewrotnie:<br />

czy słuchanie to także czytanie, i czy Pańskim<br />

zdaniem podyktowane jest ono pędem życia i wygodą<br />

człowieka, który dzięki temu nie musi podejmować się<br />

trudu samodzielnej lektury?<br />

Audiobooki są suplementami czasu. Idealnymi<br />

wtedy, gdy nie możemy czytać, chociażby w czasie<br />

kilkugodzinnego prowadzenia samochodu. Poza<br />

tym to interpretacja tekstu w wykonaniu świetnych<br />

aktorów to też komplement dla pisarza. Nie zapomnę<br />

jak się cieszyłem, gdy pan Marcin Perchuć<br />

w prywatnych wiadomościach uznał „czwórki” i Miejsce<br />

i imię za książki, które dobrze się czyta. To w jego ocenie<br />

to komplement i certyfikat.<br />

Jak postrzega Pan kondycję współczesnej literatury?<br />

Czy autorzy tworzą w pogoni za trendami i pieniądzem,<br />

czy przyświeca im poczucie głębszej wartości słowa pisanego?<br />

Zacząłem działalność pisarską prawie trzy lata temu<br />

z naiwnym przekonaniem, że to przemiłe środowisko<br />

ujmujących ludzi, którzy tworzą literaturę, wydają ją<br />

i rozmawiają o niej uśmiechając się do siebie. No cóż…<br />

Pogląd szybko uległ weryfikacji. Często mówi się, że<br />

w Polsce więcej osób pisze niż czyta, a to psuje wydawców.<br />

Z drugiej strony trzeba ich zrozumieć. Ich działalność<br />

to biznes. Promują to co się sprzedaje i takie są<br />

twarde prawa rynku. Nie da się prowadzić działalności<br />

gospodarczej dla przyjemności, a zwłaszcza cudzej<br />

przyjemności.<br />

Tworzy Pan powieści oparte na prawdziwych wydarzeniach,<br />

ale czy byłby Pan w stanie odnaleźć się również<br />

w innym gatunku – jeśli tak, to w jakim, a jeśli nie,<br />

to dlaczego?<br />

Chyba jestem za stary na eksperymenty. Poza tym<br />

warto robić swoje, coś, do czego przyzwyczaja się Czytelnika.<br />

Po co namawiać ludzi, żeby poszli na pizzę do<br />

chińskiej restauracji? Dla oryginalności i zwrócenia na<br />

siebie uwagi? Nie, nie sądzę abym zmienił gatunek. To<br />

sięganie lewą ręką do prawej kieszeni.<br />

Otrzymując propozycję napisania książki na cztery<br />

ręce przyjąłby ją Pan? Jeśli tak, to z kim najchętniej podjąłby<br />

się tego wyzwania?<br />

Istnieje kilka polskich nazwisk, które niezwykle cenię,<br />

odnosząc się do ich warsztatu z olbrzymią pokorą<br />

i podziwem. Oczywiście fajnie byłoby się znaleźć w ich<br />

pobliżu na okładce, choć byłoby to świecenie światłem<br />

odbitym. O wiele większą trudność sprawiłoby pisanie<br />

w duecie. Bo niby jak? Ty pierwszy rozdział, ja drugi?<br />

Albo poprawianie w nieskończoność zdań tej drugiej<br />

osoby, które mi nie leżą, bo nie są w moim stylu? Brrr…<br />

Strach pomyśleć. Z euforyczną radością przeżyłbym burzę<br />

mózgów ze znakomitą autorką lub autorem, zabawę<br />

w konstruowanie planu, scen, bohaterów, pomysłów.<br />

O, to tak. Ale pisanie na cztery ręce chyba nie.<br />

Czy poza literaturą ma Pan jakieś pasje, którym<br />

z przyjemnością się oddaje, kiedy nie czyta i nie pisze?<br />

Tak. Spanie.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>, czyli w ostatnim słowie do Czytelników<br />

magazynu chciałbym powiedzieć jeszcze…<br />

W audycjach radiowych można pozdrawiać. Jeśli u Was<br />

też to pozdrawiam – o ile jest to jakaś nagroda za przeczytanie<br />

tej rozmowy.<br />

Bardzo za nią dziękuję jak również za poświęcony<br />

czas.<br />

Z Maciejem Siembiedą rozmawiała Iwona Niezgoda<br />

– inicjatorka niezależnego plebiscytu na polską Książkę Roku<br />

Brakująca Litera prowadząca bloga Góralka Czyta<br />

32


POLECANE<br />

MARCIN KURCBUCH<br />

Kochani, dziś w kąciku poetyckim błyszczy Marcin Kurcbuch. Poznałam go w 2018 roku, na spotkaniu poetyckim<br />

w Krakowie – była to promocja antologii, w której miał swój udział. Podczas wieczorku wysłuchałam wierszy<br />

lepszych i słabszych, ale to właśnie poezja Marcina wyprostowała mi plecy, poruszyła i zaostrzyła zmysły. Było<br />

to niewątpliwie coś innego, coś dobrego. Pogratulowałam mu po spotkaniu, mówiąc, że był gwiazdą wieczoru i zakupiłam<br />

jego ostatni tomik „Nasilenie wiosenne”. Uważam, że były to dobrze wydane pieniądze.<br />

Marcin Kurcbuch, pomimo młodego wieku ma już własny język poetycki, świetne wyczucie słowa, którym<br />

sprawnie operuje, potrafi się nim bawić i doskonale zna jego potęgę. Ślizga się, zahacza, przeskakuje,<br />

płynie, po to, by robić nieoczywiste zwroty. Jego wiersze dotykają różnorodnej problematyki,<br />

a cechują je między innymi: lekkość, dojrzałość i empatia. Lubi przyłożyć, nie boi się kontrowersji, ale - choć często<br />

bywa soczyście, a nawet siarczyście, to nigdy nie jest niesmacznie.<br />

Twórca w swoich wierszach zaciska i puszcza, żongluje, goni króliczka, po to, by go za chwilę wypuścić do lasu. I o to<br />

chodzi. Właśnie tego szukam w poezji i tego oczekuję od poetów, a i od szeroko rozumianych artystów. Niby obecnie<br />

w poezji nie ma mód, nie obowiązują żadne ramy czy trendy, ale (niestety) i tak przytłaczająca większość pisze tak<br />

samo, albo przynajmniej bardzo podobnie – ogólny brak zadziwienia, niedosyt wstrząsów. Rzadko zdarza się sytuacja<br />

nagłego olśnienia, oniemienia czy zaskoczenia. A tu, taka sytuacja, (moim zdaniem), właśnie ma miejsce.<br />

Polecam poezję Marcina, bo choć młody, to pisze dojrzale, przemyślanie i z polotem. I niewątpliwie wciąż się rozwija,<br />

więc jest potencjał i jest na co czekać. Czekam na więcej.<br />

Renata Cygan<br />

Marcin Kurcbuch - poeta, z wykształcenia filolog polski, urodzony w Łodzi 3.12.1990 roku.<br />

Napisał i wydał cztery tomiki: Oczyszczenia, Przyglądam się, Operację niebo oraz Nasilenie wiosenne.<br />

Miłośnik psychologii i jej praktycznych zastosowań w życiu. Prowadzi swój profil na Instagramie,<br />

ponadto będąc pasjonatem fotografii.<br />

kiedy się uśmiechasz<br />

kiedy się uśmiechasz<br />

słońce zaokrągla się we mnie<br />

kiedy się uśmiecham<br />

drzewo w tobie szybciej kwitnie<br />

podziel się uśmiechem<br />

obdziel miasto wieś przystanek biuro<br />

niech autobus też nie jeździ głodny<br />

34


operacja niebo<br />

zerwij dach<br />

niech zapachnie górą<br />

to jedyna nadzieja<br />

dla stłoczonych zmysłów<br />

dla problemów bez rozwiązań<br />

zerwij ze mnie dach<br />

chmury mogą być strychem<br />

a komety dachówkami<br />

to dopiero początek<br />

kosmosu wielkiej budowli<br />

którą zamierzam wznieść<br />

przebiję atmosferę<br />

stratuję stratosferę<br />

czubkiem marzeń wyjrzę<br />

poza słońce<br />

zerwij ze mnie dach<br />

by gwiazdy mogły swobodnie<br />

wpadać<br />

historia nieocenzurowana<br />

Adam kusił Ewę<br />

przecież wiadomo<br />

penisem dojrzewającymi w słońcu jądrami<br />

ona jabłkami<br />

którym nie po drodze było do koszyka.<br />

owoce w ustach dopiero<br />

rozbrzmiewają melodie<br />

gdy do ucha wpadną.<br />

kusi i kołysze się ich raj<br />

kołysze się Adam na łonie Ewy<br />

kołysze się Ewa na piersi Adama<br />

kołysze się ich raj<br />

ziemia też nerwowo się kołysze.<br />

obce mandarynki z czasem zawitają<br />

do ogrodu inny wąż podąży<br />

oplatając sny nektarem.<br />

jest kuszenie w pewnym momencie<br />

lędźwie i strzały. z kuszy<br />

prosto w serce.<br />

35


universe<br />

nazywam się niebo<br />

mam wszystko co trzeba<br />

to ja jestem księżyc i słońce<br />

Natalia Przybysz<br />

mam słowo tak pojemne by zmieściło wszystkie planety<br />

w oczach tyle przestrzeni by dostrzec każde uczucie<br />

i roztańczony pył gwiezdny co zostaje po człowieku<br />

mam głowę bez granic przepływa przez nią droga mleczna<br />

wszczepiłem sobie słońce i kocham nim wszystkich<br />

najbardziej ziemian. to nic że miłość spala<br />

bo za sześć miliardów lat odetchnę chłodem<br />

stanę się surowym bogiem<br />

żądnym krwi przy narodzinach gwiazdy<br />

nic nie będzie piękne ale to nie szkodzi<br />

przecież was estetów pióra miłośników filmu koneserów sztuki<br />

dawno już nie będzie<br />

wrażliwość i chlorofeel<br />

Bo trawnik zdeptany, jak cześć lub uczucie,<br />

jak krew pozostawi chlorofil na bucie.<br />

Jeremi Przybora, Nie deptać trawników<br />

jeśli chcesz poznać tajemnicę trawnika<br />

wsłuchaj się w popołudniowy wiatr<br />

lub w poranną mrówkę. zajrzyj źdźbłem<br />

w swoim oku głębiej niech zakłuje w płucach<br />

ta modlitwa o drobinę wrażliwości<br />

i symetrię między polem a tym co dziś jeszcze<br />

nazywamy człowiekiem.<br />

niech popłynie w tobie krew zielona<br />

a poczujesz miętę do każdego. pocałujesz krzewinki<br />

biedne staruszki ledwo stojące o własnych siłach<br />

dodasz im miłości. na kolanach będziesz<br />

płakać i podlewać trawnik<br />

gdy zrozumiesz wszechświat jaki w sobie kryje.<br />

obyś się zachwycał małym skrawkiem ziemi<br />

niepozornym rajem który wyrósł tuż przed tobą.<br />

teraz powstań<br />

idź i odtąd nie depcz więcej.


alkohole<br />

alko ​hole<br />

gdy wpadasz w<br />

a po drugiej stronie<br />

wyrwa w kosmosie lub<br />

nie ma drugiej strony<br />

jest tylko wyprute tło<br />

i napruty<br />

człowiek<br />

wrześniowe. artyterroryzm<br />

czasem muszę rzucić liryczną kurwą<br />

to lepsze niż rzucanie granatem lepsze niż<br />

wrześniowe zamachy<br />

wolę zamachnąć się na jakiś wiersz<br />

urżnąć mu co trzeba i gdzie trzeba<br />

targnąć się na kilka metafor<br />

zrobić spustoszenie w krajobrazie literackim<br />

czasem mam ochotę niszczyć światy<br />

wtedy sięgam po środki ostateczne<br />

ostatecznie stylistyczne<br />

stylistycznie ostateczne<br />

głowy wieżowce ludzi<br />

lista produktów zakazanych<br />

nie wiem co znowu jesz że ci opada powieka<br />

że znowu masz problemy z zasypianiem<br />

że uskarżasz się na rozdrażnienie<br />

że świeże powietrze powoduje u ciebie duszności<br />

że krwawisz w te dni bez umiaru<br />

że masz raka piersi<br />

za mało magnezu w organizmie<br />

za mało suplementów śmierci na półce<br />

wciąż musisz wzmacniać się pamiętaj o tym<br />

nie wiem i nie chcę wiedzieć jakie świństwo<br />

kupujesz w tych osiedlowych sklepikach<br />

w bardziej ekskluzywnych dyskontach<br />

na zdrowym poziomie utrzymujesz niewolnictwo<br />

gdyby zbadać wszystko co sprzedają<br />

pewnie okazałoby się że tylko książki nadają się<br />

do spożycia i może prezerwatywy<br />

tak więc kształć się i zakładaj gumki<br />

bo inaczej twoje dzieci też będą zjadać<br />

na śniadanie apokalipsę<br />

37


dlaczego. głodny wiersz<br />

dlaczego poezja karmi się<br />

głodnymi wierszami a ludzi karmią<br />

słowa bez liter. czy to taka nasza słowiańska karma<br />

by pokarmu szukać w spiżarniach opuszczonych<br />

do których nie dochodzi światło. ani mysz ich nie kąsa.<br />

od lat tak rzadko jemy na ciepło. zachowujemy się<br />

jak inteligenci mówimy jak oni i chcemy rozbić<br />

zamrożony schab z kością.<br />

siedzimy na kamieniach rozprawiamy o szczęśliwym życiu Sokratesa<br />

o zadumie Marka Aureliusza o prawie boskim u Sofoklesa.<br />

czerpiemy przyjemność z rozsypanego koszyka malin<br />

i cierpienia poetów na emigracji<br />

tego nauczamy i do takiego życia prowadzimy<br />

do życia na śmierć.<br />

polityka<br />

to nie jest tak że nie mam własnych poglądów<br />

staram się po prostu słuchać i wyciągać wnioski<br />

w chwili gdy akurat nie trzęsie się ziemia<br />

wychodzę na ulicę korzystam z wolnego powietrza<br />

i ptaków przesuwanych na przezroczystych żyłkach<br />

do tych trzech sekund opóźnienia można się nawet przyzwyczaić<br />

do sztuczności już jednak nie<br />

rozmawiam ze sobą i odważnie<br />

wycofuję poprzednie poglądy<br />

mając pewność że między nami<br />

nie padło żadne ważne słowo<br />

nigdy nie wyjawiłem w rozmowie w co wierzę<br />

i za co nie jestem gotów oddać życia<br />

nie jestem gotów oddać czegoś za nic<br />

razi mnie śmierć milionów która nie zmienia<br />

bo nigdy nie istniała i nie będzie istnieć taka zmienna<br />

a znak równości to fantazjomat rysowany na globusie<br />

kolorowymi kredkami<br />

razi mnie oburzenie na ten dyspatriotyzm<br />

dyshonor w literaturze dysproporcje w doborze barw<br />

i brak wartości edukacyjnych<br />

bo (czyż) człowiek nie rodzi się po to by umrzeć<br />

38


depresja. kilka uwag o męskości<br />

statystyki są przerażające<br />

facetom trzydzieści pięć plus wiotczeje i kurczy się.<br />

wiotczeje słońce nad horyzontem<br />

kurczy się pasja do życia.<br />

depresja męska przychodzi na czarno<br />

suka kostucha odbiera zainteresowania<br />

jak zła opiekunka słodycze dziecku<br />

od cukierków robią się dziury w zębach.<br />

to jest problem gdy młodemu facetowi opada<br />

poziom zachwytu nad światem. może nigdy nie był<br />

dostatecznie dobrze ukrwiony przez poezję i inne<br />

podniety.<br />

depresja męska to dziwka nosi małą czarną torebkę<br />

i płytę chodnikową wewnątrz.<br />

niejednego pod sobą miała<br />

wyczołgiwali się na sterydach i w strzępach.<br />

przykre gdy taki młody gość nie dochodzi<br />

do wniosku że przed nim wiele<br />

wyzwań wiele zwycięstw. widzi szare niebo chmury<br />

nie przywodzą na myśl żadnych kształtów.<br />

radziłbym mu jedno. weź do ręki<br />

swoje życie. spuść<br />

z łańcucha wolność. sapiąc ze spełnieniem krzycz<br />

życie jest piękne.


NOWOŚCI WYDAWNICZE<br />

CZĘŚĆ<br />

UROJONA<br />

Paweł Biliński<br />

Wydawnictwo: Fundacja Duży Format<br />

Projekt okładki: Daria K Kompf<br />

Obraz na okładce: Andrzej Biliński<br />

Paweł Biliński - laureat Połowu Poetyckiego (2016),<br />

dwukrotny finalista Konkursu Fundacji Duży<br />

Format na tomik wierszy (2017 i <strong>2019</strong>). Laureat<br />

kilku innych ogólnopolskich konkursów poetyckich.<br />

Wielokrotnie wyróżniany i nagradzany w turniejach<br />

jednego wiersza.<br />

Na przestrzeni lat jego wiersze były publikowane w sieci i drukiem w antologiach.<br />

Administrator i jeden z redaktorów - założycieli portalu poetyckiego poemax.pl.<br />

Zawodowo związany z branżą nowoczesnych technologii. Warszawiak z pochodzenia i zamiłowania, obecnie<br />

zamieszkuje w sąsiedztwie lasów i pól w podwarszawskiej gminie Piaseczno.<br />

przemarzanie<br />

najokrutniejszy miesiąc to jednak grudzień<br />

jeśli wierzyć słowom piosenki i korzeniom drzew<br />

kurczowo wczepionym w martwe trzewia ogrodu<br />

w grudniu miłość jest prawie monochromatyczna<br />

tak mówi widok za oknem i twoje chłodne oczy<br />

gdy padają pytania o początek i koniec<br />

zwłaszcza o koniec<br />

40<br />

a przecież mamy jeszcze w sobie ciepłe miejsca<br />

więc podejdź przyłóż rękę i spróbujmy uwierzyć<br />

że można zostać tak jeszcze przez chwilę<br />

zanim przysypie nas zima<br />

przykryje ziemia


twoje miasto<br />

lubię zwiedzać twoje miasto<br />

godzinami niespiesznie poznawać<br />

łagodne linie rozwidlonych ulic<br />

błądzić po gładkich placach<br />

wzgórzach i wilgotnych zaułkach<br />

w twoim mieście mam ulubione miejsca<br />

dobrze mi znane dzielnice<br />

których długie sine arterie<br />

w godzinach wieczornego szczytu<br />

tętnią od słów i płytkich oddechów<br />

o tej porze twoje miasto<br />

jest pełne drżenia i krzyku<br />

głęboko w ciemnych korytarzach<br />

szybka jazda pociągami metra<br />

trwa aż do świtu przebudzenia<br />

rozprysku światła na końcu tunelu<br />

credo<br />

wierzę w błogość oka wciąż mogącego<br />

w twoim ciele widzieć ślady nieba i ziemi<br />

rzeczy niewidzialne czynić widzialnymi<br />

wiedząc że co już było może zdarzyć się znów<br />

bo ty byłaś pierwsza i ty będziesz ostatnia<br />

dla ciebie są przedświty i wycieki światła<br />

w nasze noce zdyszane pozbawione snów<br />

jak światłość ze światłości wyłaniaj się z mroku<br />

zamieszkaj w moich ustach dotykaj do boku<br />

odbieraj uwielbienie mów mi przez proroków<br />

dziel ze mną chwile które pozostały<br />

spróbujmy ocalić resztki naszej wiary<br />

w ciała dopieszczenie<br />

śniętych obcowanie<br />

grzechów powtórzenie<br />

żywot<br />

wieczny zamęt<br />

zgrzeszyłem<br />

wiem, zgrzeszyłem<br />

treścią<br />

strofą<br />

przecinkiem<br />

i rymowaniem<br />

moja wina, ale niestety<br />

nie żałuję<br />

ciekawe, jak wygląda<br />

piekło poetów<br />

41


Juliusz Wątroba<br />

Juliusz Wątroba ur. w 1954 w Rudzicy, na Śląsku Cieszyńskim. Ukończył Politechnikę<br />

Łódzką. Poeta, prozaik, satyryk, kabareciarz… Debiut liryczny w RADARZE<br />

(1977), satyryczny w SZPILKACH (1977), książkowy w WYDAWNICTWIE ŚLĄSK<br />

(Chwila przemienienia – Katowice 1983.) Opublikował 48 książek (wiersze lityczne<br />

i satyryczne, fraszki, felietony, opowiadania, reportaże, aforyzmy). Autor musicali,<br />

spektakli, programów kabaretowych, tekstów pieśni i piosenek, felietonów…<br />

Setki jego wierszy ukazało się w pismach literackich, kulturalnych, satyrycznych<br />

i w edycjach zbiorowych. Laureat około stu konkursów literackich. W latach 1989<br />

– 2004 współpracował z Polskim Radiem, gdzie jego utwory interpretowali najwybitniejsi<br />

autorzy. Członek kabaretu TON, założyciel i autor kabaretu FANaberie…<br />

Za twórczość literacką otrzymał wiele nagród i wyróżnień, m. in. medal Zasłużony<br />

Kulturze Gloria Artis (2016). Członek ZLP, ZAiKS-u, SAP-u.<br />

Wydawca: Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej. Okładki i ilustracje: Marek Mosor Widget.<br />

Dręczące pytanie<br />

Jeśli wszyscy są od Boga,<br />

skąd dokoła tylu pogan?<br />

Beztalencie<br />

Że był marnym aktorzyną<br />

w polityce grywał jeno.<br />

Dieta cud<br />

O, ty mój biedny świecie,<br />

bądź na bezkrwawej diecie.<br />

Nieprzemakalny<br />

Po impregnacjach prawdoodpornych<br />

kandydat do wyborów zdolny.<br />

44<br />

Zagubiony<br />

W pięknych kobietach<br />

zatracam się stale,<br />

a potem nie wiem<br />

jak mam się odnaleźć.<br />

Grzeszne szczęście<br />

Z propozycji niemoralnych<br />

mamy przyrost naturalny.<br />

Wymarzony prezent<br />

Święty Mikołaj to będzie świętym,<br />

gdy spłacić zdoła me alimenty.<br />

Niewierny opad<br />

Grad<br />

zdrad.<br />

Marzenie nabożnej Bożeny<br />

W niebo ruszę z wikariuszem,<br />

bo z proboszczem tylko poszczę.<br />

Balonik<br />

Śmiał się do rozpuku<br />

póki się nie ukłuł.<br />

Władza idealna<br />

Czy doczekam takiej władzy,<br />

co się sama w areszt wsadzi???<br />

Ambitny plan<br />

Przeciwników zaorać<br />

po wygranych wyborach.<br />

Populista<br />

Kiedy w tłumie<br />

szczekać umie.<br />

Na szczęście<br />

Żadna dyktatura<br />

nie powstrzyma pióra.<br />

To jasne<br />

Świetlanej przyszłości<br />

mrokiem nie wymościsz<br />

W samą porę<br />

Pan Bóg będzie sponsorem,<br />

gdy się w niebo wybiorę…


BŁĄD W SZTUCE<br />

Mariusz S. Kusion<br />

Drugi plan<br />

zbudowano już zegarek z meteorytu<br />

chronologia koroduje w bezimienne dni<br />

po niewidzialnym deszczu<br />

trzeba zdrapywać kałuże<br />

po samą motywację<br />

ostre krople drążą konstrukcję nośną<br />

życiodajna wilgoć pochłania elektronikę<br />

aż fabuła się rozpuści zgęstnieją materie<br />

baterie trzeba ładować – tak mawiają<br />

ci co traktują siebie dość przedmiotowo<br />

wyd. FONT, Poznań <strong>2019</strong>,<br />

red. Łucja Dudzińska, ilustracje Renata Cygan<br />

Mariusz S. Kusion – publicysta, poeta,<br />

animator kultury, działacz organizacji<br />

pozarządowych. Jego wiersze były<br />

publikowane w pismach literackich, antologiach,<br />

wydawnictwach pokonkursowych,<br />

na poetyckich pocztówkach oraz prezentowane<br />

na wystawach w wielu polskich<br />

miastach. Były także tłumaczone<br />

na język angielski i włoski oraz prezentowane<br />

na wystawach. Zainteresowany<br />

fenomenem syntezy sztuk, w swojej<br />

poezji inspiruje się mocno muzyką<br />

i malarstwem. Swoje wiersze o tańcu<br />

określa jako choreopoezja. Pisze teksty<br />

piosenek, a dla higieny psychicznej<br />

również artykuły naukowe. Nagradzany<br />

w konkursach poetyckich, prozatorskich<br />

i recenzenckich, także o zasięgu międzynarodowym.<br />

Zainteresowania dzieli między<br />

literaturę, fotografię, międzynarodowe stosunki<br />

polityczne oraz poznawanie ludzi<br />

i (zwłaszcza współczesnej) historii.<br />

Moje dwumiasto<br />

urodziłem się w mieście przechodnim<br />

nawet Chopin wyjechał tędy za granicę<br />

Zegadłowicz urodził się tutaj w drodze<br />

gdy rodzice wracali po sekretnym ślubie<br />

zawsze była tu rzeka i jakaś granica<br />

nawet pierwsza linia kolejowa w Polsce<br />

gdy Polski nie było na mapie<br />

może dlatego emigruję z siebie<br />

Niezbędnik<br />

bankowe love story skończyło się nagle<br />

wraz z drobną czcionką w kolejnym aneksie<br />

kupiłem instrukcję montażu rzeczywistości<br />

jak mebli z Ikei (aby żyło się lepiej)<br />

łatwiej je sprowadzić niż cud gospodarczy<br />

do państwa nadopiekuńczego<br />

gdzie złote żyły prowadzą donikąd<br />

orientalne bogactwa wylewają się<br />

z serialu w najlepszym czasie antenowym<br />

można spotkać siebie prawie na żywo<br />

dzięki tanim lotom do światów równoległych<br />

umysł powoli przeżuwa i przeżywa od nowa<br />

każde słowa które nie padły choć powinny<br />

podczas publicznej debaty o nowelizacji<br />

w prawie pracy dla zbędnych inteligentów<br />

43


RECENZJA<br />

Danse poeticus<br />

Recenzja tomu poetyckiego Mariusza S. Kusiona<br />

pt. Błąd w sztuce.<br />

Agnieszka Sroczyńska<br />

Mariusz S. Kusion w swoim drugim tomie Błąd<br />

w sztuce wkręca nas w niezłe tango epoki<br />

antropocenu. A zaczyna… mocnym obuchem w głowę<br />

(szczególnie w głowę pisarza), przywołując słowa<br />

osoby prowadzącej spotkanie autorskie: “Jesteśmy<br />

dinozaurami”. Czyli w najbardziej pozytywnej interpretacji<br />

– pisarze (w tym poeci) są gatunkiem<br />

wymierającym. Następnie stawia gorzką tezę, że:<br />

„sztuka/ dawno temu przedawkowała nadzieję” i pozostał<br />

nam pop show 24 h na dobę, co gorsza z aktywnym<br />

naszym udziałem. Rządzą nim prawa rynku.<br />

Przykazanie pierwsze na drodze do odniesienia sukcesu<br />

(również literackiego) brzmi – „sprzedaj siebie”.<br />

„nie od dziś znamy podstawy przedsiębiorczości/<br />

personalny coach wiedzie online przez barykady/<br />

prorok lajfstajlu radzi na blogu – nie pracuj długo/ tylko<br />

wydajnie łap balans lans hajs hejt fejm show” (XYZ).<br />

Poeta, zanurzony po uszy (po przepisy) w tym<br />

świecie „sprzedaj-kup”, wyciąga ironię jak ostatnią broń<br />

w walce o treści. Wylewa się ona z tych wierszy obficie<br />

i pozostawia posmak goryczy. „Kwaśniejemy”, czytając<br />

znajome treści: „demony piszą pamiętniki w wysokich<br />

nakładach” (kwaśnEgo); „rapperzy mamroczą przez<br />

diamentowe zęby/ na temat zasiłku i ojczyzny w szarej<br />

strefie” (Korespondencje); „tańczymy/ społecznościowo<br />

w tańcach indywidualnych” (XYZ).<br />

Poeta zaprzęga do wyrażenia swoich – niemainstreamowych<br />

myśli – rymy. Ale nie stosuje ich regularnie,<br />

tylko podrzuca je to tu, to tam, oddając nimi klimat<br />

top-życia „szybko, łatwo i przyjemnie”. Styl narracji<br />

– ironiczno-rymowany – jest dla mnie najbardziej<br />

wyrazistą cechą tego tomu. Tyle, że nie chce mi się ani<br />

śmiać, ani tańczyć z autorem, bo ten taniec coraz bardziej<br />

kojarzy się z danse macabre. Szczególnie po takich<br />

frazach jak te: „umrzemy jak tarocista po festynie disco/<br />

zanim stworzymy dzieło na umowę zlecenie” (XYZ);<br />

„nie zabijam czasu, zrobił to sam” (Skrót myślowy).<br />

Za to chętnie usiadłabym z poetą gdzieś w ciszy,<br />

z dala od medialno-miejskich szumów (czasem bombardowań),<br />

które opisuje, i porozmawiała z nim.<br />

I chyba właśnie tego ode mnie, jako czytelniczki,<br />

oczekuje. Zaprasza bardziej do dialogu niż do tańca<br />

(indywidualnego czy zbiorowego), kiedy stawia czytelnikowi<br />

pytania: „za co przehandlujesz ostatnią<br />

niedzielę/ z którą twarzą umówisz się na dziewiątą”<br />

(Stopklatka). W innym miejscu pyta bardziej ogólnie:<br />

„czy ktoś jeszcze (p)oszukuje treści”? (Nadrealizm).<br />

Czasem zwraca się wprost z gotową radą: „przytul<br />

kicz poluzuj wąskie horyzonty/ zawsze dostajemy coś<br />

kosztem czegoś” (Nadrealizm).<br />

Punktem zwrotnym w tym „tańcu szaleńców”<br />

staje się dla poety ona – „skomplikowana i bliska jak<br />

Bliski Wschód” (XYZ). Wiersze poświęcone kobiecie<br />

są jedynymi, w których poeta pozwala sobie na trochę<br />

subtelnego liryzmu, ale nie rezygnuje do końca z poprzedniego,<br />

lekkiego tonu: „bądź moim natchnieniem/<br />

spisem treści dobrych wieści/ zachętą obłędną puentą<br />

czasem/ dokonanym nad ranem cichym/ przekonaniem<br />

ramię w ramię” (XYZ). Wiersz kończy się piękną puentą:<br />

„pokaż mi/ swój labirynt”. Poeta przypomina nam, że<br />

w świecie wszechobecnych kamer, podsłuchów, satelit,<br />

które znajdą nas wszędzie, istnieją jeszcze miejsca<br />

dla nich niewidoczne – głęboko w nas. Tylko miłość,<br />

bliskość otwiera do nich drzwi.<br />

„piszę w tobie nowe narracje/ znaczenia umykają<br />

z dreszczem/ po krzywiznach i liniach papilarnych”<br />

(Przeciwległe kontury).<br />

44


WIERSZE NADESŁANE<br />

PRZECIEŻ JESTEM<br />

przyfrunęłaś w moje życie<br />

i zmieniłaś świat mój cały<br />

gdy zbudziłem się o świcie<br />

twoje oczy spoglądały<br />

przyfrunęłaś lotem ptaka<br />

rozjaśniona gwiezdnym pyłem<br />

tak spokojna ufna taka<br />

przecież jestem<br />

przecież byłem<br />

gwiezdny pył wciąż jeszcze świeci<br />

światłem srebrnym i wesołym<br />

wokół rozbawione dzieci<br />

wokół ptaki wokół pszczoły<br />

i ten spokój w sercu w duszy<br />

wyrażany każdym gestem<br />

nic ufności tej nie skruszy<br />

przecież jestem<br />

przecież jestem<br />

nie obawiaj się jesieni<br />

że coś zniszczy że coś zmieni<br />

nie obawiaj się agonii<br />

zaciśniętych mocno dłoni<br />

wspólne modły odczynimy<br />

przed starością i obłędem<br />

nie obawiaj się złej zimy<br />

przecież jestem<br />

przecież będę<br />

---<br />

Tadeusz Knyziak “Coobus” (CHWILE)<br />

GDY PADA<br />

Za oknem ziąb<br />

a komórka<br />

prawie parzy<br />

rozmawiamy<br />

tylko o deszczu<br />

że pada i mokro<br />

a wiatr chłodny<br />

nas w słowach<br />

nie ma<br />

i nagle mówisz<br />

„ubierz się ciepło”<br />

i czuję jak rośnie<br />

odporność<br />

na wszystkie<br />

odległości świata<br />

Wanda „Dusia” Stańczak,<br />

z tomiku „Biała koszula”<br />

45


***<br />

wiesz jak się całuje i ja wiem<br />

chyba to robiłam w życiu najlepiej<br />

choć wydawało mi się że więcej piszę<br />

tony papieru ze szlaczkami liter<br />

coraz bardziej dalekich<br />

rozbiegających się jak mrówki<br />

z rozgrzebanego mrowiska<br />

ktoś włożył do niego kij żeby<br />

przepłoszyć słowa a może to ja<br />

lepsze są żywe pocałunki<br />

usta i tak się kiedyś zamkną<br />

nie tylko nie wpuszczą ciebie<br />

ale ani jednego słowa<br />

które przywoływałam<br />

żeby opisać miłość<br />

bo przecież o nią chodzi<br />

kiedy siedzę naprzeciw i czekam<br />

aż ktoś zdmuchnie kartkę<br />

i zniknie cały świat oprócz nas<br />

przecież po coś z tych pocałunków<br />

zeszliśmy na ziemię<br />

Barbara Gruszka-Zych<br />

TYMCZASEM<br />

Nie znając innych alternatyw<br />

Nie wierząc w lepsze możliwości<br />

Żyjemy w biegu i na raty<br />

Nie rozumiejąc za czym pościg<br />

Dni popręgami wiążą myśli<br />

Gdy gniew zbyt częstym bywa gościem<br />

Bo trzeba wygrać każdy wyścig<br />

Podobno żyć jest wtedy prościej<br />

Lecz w karuzeli ważkich zdarzeń<br />

Jak mucha w sieci gubiąc wątki<br />

Zmieniamy prostą na wiraże<br />

Myśląc – za późno na początki..<br />

Tymczasem w prawie grawitacji<br />

I eugenicznej woli wielkich<br />

Jest zaprzeczenie wyższej racji<br />

I wciąż zapada błędny werdykt<br />

Czas jest wartością drugorzędną<br />

Jakbyśmy mieli go w nadmiarze<br />

A przecież nie jest wszystko jedno<br />

Z jaką nadzieją lgniesz do marzeń<br />

Danuta Zasada „D@Nuta” (Szwecja)<br />

46


FESTIWAL<br />

POEZJI SŁOWIAŃSKIEJ<br />

CZECHOWICE-DZIEDZICE <strong>2019</strong><br />

Renata Cygan<br />

Wrzesień i październik były bogate w wydarzenia<br />

poetyckie. Wśród nich - trzy wyjątkowe<br />

festiwale poezji, w których miałam przyjemność<br />

uczestniczyć. Pierwszy, to festiwal w<br />

Londynie, pod nazwą „Słowiańska Brosza”,<br />

organizowany już od 7 lat, przez Grupę Artystyczną<br />

KaMPe, którą założył i kieruje Aleksy<br />

Wróbel. Drugi, wyjątkowy i niezwykle egzotyczny,<br />

międzynarodowy festiwal poezji odbył<br />

się w Indiach. Teraz tylko króciutka wzmianka,<br />

bo tak wyjątkowe wydarzenie zasługuje na oddzielną,<br />

rzetelną relację, która ukaże się w następnym<br />

numerze Post Scriptum. A dziś parę<br />

słów, na świeżo, z głową pełną wrażeń, o Festiwalu<br />

Poezji Słowiańskiej w Czechowicach-<br />

-Dziedzicach. Była to już piąta edycja. Aura<br />

nam sprzyjała, w pięknych okolicznościach kolorowej,<br />

jesiennej przyrody mogliśmy poczuć<br />

się jeszcze bardziej poetycko i melancholijnie.<br />

Festiwale poezji słowiańskiej na Podbeskidziu<br />

zawdzięczamy Ryszardowi Grajkowi - poecie,<br />

prezesowi SAP-u (oddz. Bielsko-Biała), wspaniałemu<br />

koledze, znakomitemu organizatorowi.<br />

Dał tego dowód po raz kolejny w tym roku. Program<br />

był bogaty, zjechali zacni goście z kraju<br />

i zagranicy. Zaszczycił nas swoją obecnością<br />

znany krakowski poeta Józef Baran, którego<br />

zachwyciła niezwykle rodzinna atmosfera festiwalu,<br />

a nas zachwyciła jego obecność. Z<br />

Bułgarii przyleciał Ganu Ganev (poeta, artysta,<br />

właściciel bajkowej galerii w Belozem, niedaleko<br />

Płowdiwu) i Teresa Moszczyńska-Lazarowa<br />

(tłumaczka). Z Ukrainy dojechali Mykoła<br />

Martyniuk – poeta, prozaik, dziennikarz, krytyk<br />

literacki oraz profesor Dmytro Chystiak,<br />

który czarował śpiewną interpretacją swoich<br />

wierszy. Mnie przypominało to mantrowe recytacje<br />

Josifa Brodskiego (którego nota bene<br />

uwielbiam). Z Anglii dofrunęli Błażej Szuman<br />

i Dorota Gorczynska-Bacik – poetka, aktorka,<br />

malarka i animatorka kultury polskiej w UK,<br />

z Włoch – Joanna Kalinowska, a z Polski cała<br />

plejada pięknych, utalentowanych, cudownych<br />

poetów i poetek, nie sposób ich wszystkich tutaj<br />

wymienić.<br />

Festiwal trwał trzy dni. Było intensywnie, było<br />

gęsto od interesujących spotkań, było ciekawie.<br />

W trzech szkołach w Czechowicach-Dziedzicach<br />

i w Bielsku-Białej uczniowie reagowali<br />

na poezję zaskakująco pozytywnie. Dla<br />

takich chwil warto pisać i pokazuje, że poeci<br />

i poezja wciąż podejmują dialog ze światem.<br />

Młodzież (zachęcona przez nas w poprzednich<br />

latach) nabrała odwagi do pisania wierszy,<br />

ujarzmiania własnych emocji, do wyjścia<br />

z ukrycia, do pokonania własnych barier. To<br />

niezwykłe uczucie, gdy można się przekonać,<br />

że to nasze poezjowanie służy także innym,<br />

szczytnym celom. I tutaj pojawia się refleksja:<br />

nawet dla jednej osoby warto pisać.<br />

Zwieńczeniem festiwalu, przysłowiową wisienką<br />

na torcie, była możliwość zaprezentowania<br />

47


własnej twórczości w legendarnej i magicznej<br />

Piwnicy pod Baranami. Trudno słowami<br />

opisać wyjątkowość tego miejsca. Wciąż<br />

czuje się ducha wspaniałych piwnicznych<br />

artystów, z Piotrem Skrzyneckim na czele.<br />

Mówi się, że poeta poecie wilkiem, że jest to<br />

środowisko hermetyczne, napuszone i nadmuchane,<br />

że dwóch poetów nie może iść<br />

tą samą stroną ulicy. Wisława Szymborska<br />

w odczycie noblowskim napisała: „Dzisiejszy<br />

poeta jest sceptyczny i podejrzliwy<br />

nawet, a może przede wszystkim, wobec<br />

samego siebie”. My na tych spotkaniach<br />

udowadniamy, że wcale tak nie musi być.<br />

Że poeci mogą się ze sobą przyjaźnić,<br />

a nawet pracować przy wspólnych projektach,<br />

że nie są chmurni i nadęci, umieją się<br />

śmiać i czerpać radość z bycia razem.<br />

I tego właśnie, na koniec, życzę wszystkim<br />

środowiskom literackim.<br />

48


16


Himalaje... najwyższe dosłownie i w przenośni<br />

wyzwanie dla wielu ludzi. Szczyty marzeń,<br />

szczyty wzruszeń, szczyty zuchwałości. Dla tych, którym<br />

się udało je zdobyć - również szczyty szczęścia<br />

i satysfakcji.<br />

Moja fascynacja górami zaczęła się, podobnie jak<br />

większość innych, we wczesnym dzieciństwie, gdy<br />

tylko posiadłam umiejętność czytania. Wychowywał<br />

mnie Tata, który był dla mnie największym autorytetem<br />

i guru w wielu dziedzinach, z artystyczną oczywiście<br />

na czele, jako że sam był artystą. On kształtował moją<br />

wrażliwość na piękno i naturę, ale także uczył pokory<br />

wobec losu i umiejętności psychicznego radzenia sobie<br />

w trudnych sytuacjach. Z domu wyniosłam przekonanie,<br />

że niezależnie od sytuacji dam sobie radę. Zapewne<br />

wielką zasługą Taty w rozpalaniu mojej wyobraźni<br />

było podsuwanie mi odpowiednich książek, nie tylko<br />

artystycznych, ale i przyrodniczych czy historycznych.<br />

W domu sporo było też książek podarowanych przez<br />

zaprzyjaźnionych autorów - żeglarzy, podróżników, alpinistów.<br />

Były wśród nich takie pozycje jak Ludzie przed<br />

ścianą, Śniegi pokutujące i Każdemu według marzeń<br />

Andrzeja Wilczkowskiego - inżyniera mechanika, wykładowcy<br />

PŁ, wynalazcy, taternika i alpinisty (między<br />

innymi kierownika wypraw w góry Etiopii i w Hindukusz)<br />

i współtwórcy Studenckiego Teatru Satyry Pstrąg,<br />

z którym związani byli też moi rodzice. Pamiętam rozmowy<br />

o wyprawach Wilczkowskiego oraz innych<br />

znajomych z Łódzkiego Klubu Wysokogórskiego.<br />

Dodam, że rodzice sami też byli ludźmi o sportowym<br />

zacięciu, co siłą rzeczy przechodzi z pokolenia na<br />

pokolenie. Suma opowieści, przeczytanych książek<br />

i obejrzanych filmów, w tym reportaży Jerzego Surdela<br />

i Szymona Wdowiaka dała fajny konglomerat<br />

zainteresowań. Był nawet taki moment, że pod wpływem<br />

tych reportaży zapragnęłam zostać operatorem wypraw<br />

- dość irracjonalne wówczas marzenie. Tata, który sam<br />

zaczynał karierę jako operator, dość szybko mnie od tego<br />

pomysłu odwiódł. W tamtych czasach byłaby to długa<br />

i całkiem niepewna droga do celu, szczególnie trudna dla<br />

kobiety. Poddałam się.<br />

Dla człowieka z nizin kontakt z górami jest zwykle<br />

sporadyczny, więc nie było żadnej naturalnej pokusy, by<br />

po nich chodzić, ani się wskrabywać. Jeśli jeździliśmy<br />

w góry, to raczej zimą na narty. Jednak kiedyś zdarzyło<br />

się, że Tata wysłał mnie na zimowisko w rejon Jury<br />

Krakowsko - Częstochowskiej. Tam „poczułam zew”.<br />

Dziecięca wyobraźnia, jak wiadomo, podpowiada<br />

czasami głupie pomysły.<br />

Pewnego razu wraz z trzema koleżankami oddaliłyśmy<br />

się niepostrzeżenie od grupy chcąc spenetrować<br />

grotę w ścianie skalnej. Powiązałyśmy ze sobą cztery<br />

robione na drutach szaliki (modne były wtedy takie<br />

dłuuuuugie), i użyłyśmy takiego zestawu jako liny<br />

zabezpieczającej. Cud, że nikomu nic się nie stało. Ja na<br />

dodatek chwilę później obsunęłam się na małym piargu<br />

i rozpędziłam się na tyle niebezpiecznie, że oczami<br />

wyobraźni ujrzałam swój marny koniec w kamiennej<br />

szczelinie. I tym razem szaliki się przydały. To zdarzenie<br />

było dla mnie tak emocjonujące, że utkwiło w pamięci na<br />

długo jako ostrzeżenie. Przez wiele lat góry oglądałam<br />

przez cudzy obiektyw, albo z tras narciarskich. Na<br />

chodzenie po górach właściwie nie było czasu, bo latem<br />

zwykle się żeglowało. Naczytałam, się, naoglądałam,<br />

ale nie miałam wystarczającej determinacji, by góry<br />

zdobywać. W końcu przyszedł czas i na nie, jednak<br />

w wysokich górach raczej już wspinać się nie będę.<br />

Nie mam takiego imperatywu i odstrasza mnie konieczność<br />

bardzo dobrego przygotowania, a także wiele<br />

niedogodności, choćby zimno. Natomiast niższe partie<br />

są na pewno nadal w zasięgu możliwości i chęci.<br />

Właśnie wróciliśmy z mężem z Dolomitów, gdzie jest<br />

sporo górskich tras o różnym stopniu trudności. Mamy<br />

też następne plany. Prawdopodobnie Ladakh.<br />

Wracając do Himalajów...<br />

Rokrocznie kilkaset osób próbuje swoich sił w najwyższych<br />

górach świata.<br />

Dotychczas na 14 najwyższych szczytów (10 z nich<br />

znajduje się w Himalajach), wdrapało się w przybliżeniu<br />

25 tys. osób, z czego tylko na Mount Everest - 5 tys.<br />

Od pierwszego udanego wejścia w 1953 roku góra ta<br />

pochłonęła jednak około 300 ofiar. Góra gór przyciąga<br />

coraz więcej śmiałków, a w tej grupie jest niestety sporo<br />

osób, które nie znają tak naprawdę granicy swoich<br />

możliwości. Inne szczyty również są celem wspinaczy<br />

i także ich zdobywanie dla wielu skończyło się tragicznie.<br />

Trudno ocenić, gdzie jest granica rozsądku, jeśli agencja<br />

zapewnia, że oferuje wszystko, co będzie potrzebne, aby<br />

zdobyć szczyt - tragarzy, jedzenie, tlen, pomoc medyczną<br />

itd. Oczywiście nawet najlepszym zdarzają się tragiczne<br />

wypadki, ale ich liczba szybko rośnie wśród osób słabo<br />

przygotowanych. Co odważniejsi wstają zza biurka i po<br />

uiszczeniu stosownej kwoty ustawiają się w kolejce do<br />

wejścia. Takich to praktycznie wnoszą na szczyt (jeśli<br />

jakimś cudem organizm wytrzyma), ale się nazywa, że<br />

był. Góry są bezlitosne, należy im się najwyższy respekt.<br />

Ciężko jest wyobrazić sobie wspinaczkę w tak trudnych<br />

47


warunkach siedząc w ciepłym domu. Żaden film, ani tym<br />

bardziej zdjęcia nie oddadzą do końca potęgi gór, ani<br />

warunków tam panujących. Tego trzeba doświadczyć<br />

osobiście. Jeśli jest to pasja rozwijana latami, to zapewne<br />

przechodzi się przez kolejne stopnie wtajemniczenia<br />

i jest się przygotowanym do zmierzenia się z najwyższymi<br />

górami, ale jeśli nie... to najlepszą metodą zbliżenia<br />

się do nich jest wybór wariantu „szczebel niżej”, czyli<br />

trekkingu.<br />

Najbardziej popularną trasą jest przejście do bazy<br />

pod Everestem. Obecnie pokonują ją już tłumy turystów,<br />

choć biorąc pod uwagę specyfikę himalajskiego klimatu<br />

(najlepszymi porami trekkingowymi są miesiące kwiecień<br />

i październik), to i tak jest to ułamek procenta ludzkości.<br />

Jest to trasa stosunkowo prosta, nie wymagająca<br />

niczego więcej poza dobrą kondycją fizyczną, a jedyną<br />

prawdziwą przeszkodą zdrowotną staje się tu wysokość.<br />

Choroba z nią związana zwykle objawia się powyżej


3,5 tys. metrów, ale niektórym może dokuczać nawet już<br />

powyżej 2 tys., co w praktyce oznacza, że od początku,<br />

albowiem lotnisko w Lukli znajduje się na wys. 2 860m.<br />

Należy tu dodać, że samo lotnisko już w pewnym<br />

stopniu weryfikuje odwagę delikwenta, jako że jest ono<br />

na I miejscu w rankingu najbardziej niebezpiecznych<br />

lotnisk świata z powodu usytuowania pomiędzy górami<br />

i, co jest z tym także związane, krótkiego pasa startowego<br />

(zaledwie 400 m, nachylonego pod kątem 12 stopni).<br />

Jest w tym trochę przesady moim zdaniem, bo przy złych<br />

warunkach pogodowych samoloty po prostu nie latają.<br />

Cóż wtedy? Są trzy opcje. Jedna to przeczekać, ale<br />

nikt nie zagwarantuje, że się załapiesz na jakiś lot, bo<br />

wszystkie są zwykle w całości wykupione, a ty trafiasz<br />

na koniec kolejki. Druga -helikopterem, które choć próg<br />

pogodowy mają nieco wyższy, to i cenę zdecydowanie<br />

też, a trzecia - pokonać trasę lądem, co zajmuje ok. 4 dni<br />

- częściowo jeepami, ale spory fragment jednak pieszo.<br />

Jeśli już dotarliśmy do naszego punktu wyjścia, czyli<br />

początku kilku tras trekkingowych możemy pozbierać<br />

ostatnie praktyczne rady od powracających i chętnie<br />

dzielących się wrażeniami turystów. Naładowani dobrymi<br />

emocjami wyruszamy na trasę i już po 2 dniach stajemy<br />

oko w oko z jedną z najpiękniejszych gór świata - Ama<br />

Dablam, co w tłumaczeniu z sanskrytu oznacza klejnotnaszyjnik<br />

matki, w domyśle matki gór. Od tego momentu<br />

idziemy wśród ośnieżonych gór, których urok i potęga...<br />

no właśnie... chciałoby się powiedzieć, że zapierają<br />

dech, ale za to jest odpowiedzialne coraz bardziej wraz<br />

z wysokością rozrzedzone powietrze. Trasa do Base<br />

Camp w obie strony zajmuje średnio 14 dni, w tym 2 dni<br />

aklimatyzacyjne. Jeśli nie chcemy wracać tą samą<br />

drogą, możemy zrobić pętlę wokół doliny Solo Khumbu<br />

wybierając na przykład trasę przez trzy przełęcze to<br />

jest Kongma La (5535m), Cho La (5420m) i Renjo La<br />

(4790m), ponoć najbardziej spektakularną na świecie,<br />

ale i dość trudną. Może nie technicznie, raczej chodzi<br />

o wytrzymałość. Kto wszedł na Zawrat - może być spokojny.<br />

Na tę trasę należy przeznaczyć trzy tygodnie, ale<br />

będą to niewątpliwie jedne z najpiękniejszych tygodni<br />

w życiu. Trasę można pokonać w obydwu kierunkach.<br />

Pamiętajmy jednak, że wejście to dopiero połowa sukcesu,<br />

bo zejście bywa równie trudne. Dodatkowo może nas<br />

zaskoczyć „własne życie” gór, a dokładniej lodowców.<br />

Chcąc przejść przez lodowiec może nas zdziwić powstanie<br />

nowego jeziorka, które uniemożliwi dalszy marsz<br />

wybraną trasą i będziemy musieli nadłożyć drogi, by<br />

je okrążyć. Zdarzyło nam się to po zejściu z przełęczy<br />

Kongma La, gdy trawersowaliśmy lodowiec Khumbu.<br />

Wioska Lobuche wydawała się już na wyciągnięcie ręki.<br />

Poszliśmy skrótem, ale w rezultacie napotkania wody<br />

i konieczności powrotu na właściwy szlak dotarliśmy<br />

53


dużo później, niż planowaliśmy. Są też miejsca, w których<br />

trzeba szczególnie uważać, bowiem roztapiający<br />

się w ciągu dnia lód przestaje być spoiwem dla kamieni<br />

i mogą one się przesuwać lub spadać. Tak jest na<br />

przykład na przełęczy Cho La, gdzie powinno się być<br />

w miarę wcześnie z tego właśnie powodu. Mała<br />

dygresja a propos wejść i zejść: nawet jeśli mamy do<br />

pokonania w ciągu dnia niewielką różnicę wysokości,<br />

to zanim dotrzemy z punktu A do B, de facto zrobimy<br />

2-3 razy tyle, choć przewodnik powiedział, że będzie<br />

almost flat. No i oczywiście kiedy nam się wydaje, że już<br />

docieramy na upragniony szczyt wzniesienia, za chwilę<br />

pokazują się za nim następne, często jeszcze wyższe.<br />

W niższych partiach gór musimy jeszcze uwzględnić<br />

częste postoje wymuszane<br />

przez kawalkady mułów i jaków.<br />

Spotkanie z takim obładowanym<br />

zwierzęciem może<br />

być bardzo bolesne, dlatego<br />

lepiej zejść im z drogi. Zasadą<br />

jest, że puszczamy je „po<br />

zewnętrznej”, aby nie zostać<br />

strąconym. Bezwzględne<br />

pierwszeństwo należy im<br />

się także na niezliczonych<br />

wąskich wiszących mostach.<br />

Przyciśnięcie do poręczy<br />

grozi na przykład pogruchotaniem<br />

żeber. Trzeba<br />

sobie przy tym uświadomić<br />

skalę tego transportu. Wszystko,<br />

co jest potrzebne<br />

do życia w górach, poza<br />

54


niewielkimi plonami, jest wnoszone przez tragarzy<br />

i zwierzęta, ewentualnie przywożone helikopterem,<br />

co jest niestety bardzo drogie. Do tego dochodzi ca-ły<br />

ekwipunek wszystkich wypraw. Ponadto paliwo i zaopatrzenie<br />

dla coraz większej ilości turystów. TONY! Te<br />

3 tygodnie wiążą się z jeszcze jednym wyzwaniem, dla<br />

niektórych całkiem poważnym. Jest to brak toalet na<br />

trasie i kiepskie zaopatrzenie w bieżącą wodę, o ciepłej<br />

nawet nie wspominając. Wody wokół w zasadzie pod<br />

dostatkiem, jest jednak pewien szkopuł - zamarza. Bywa,<br />

że w schroniskach zwanych z angielska lodżami, nawet<br />

woda stojąca w beczkach wewnątrz pomieszczenia<br />

zamarza. Pewnego dnia rano sięgnęłam do plecaka<br />

po bidon z piciem...pragnienia jednak nie zaspokoiłam.<br />

Spojrzałam w okno, a na szybach od wewnątrz piękne<br />

mroźne witraże. Należy przy okazji docenić hart ducha<br />

mieszkających tu Sherpów, żyjących w niezwykle trudnych<br />

warunkach, a mimo to miłych i uśmiechniętych. To<br />

jednak jest temat na odrębną opowieść. Zatem, wracając<br />

do higieny, często ogranicza się ona do mokrych<br />

chusteczek. No to teraz wyobraźcie sobie spanie w namiocie<br />

i siusianie przy -40°C, a często i wichurze, albo<br />

śnieżycy. Prysznic jest odległym marzeniem, a samo<br />

zaśnięcie w takich warunkach stanowi wyczyn.<br />

Naprawdę podziwiam wszystkich, którzy idą jeszcze<br />

wyżej, niezależnie od tego, czy z miłości do gór<br />

i niepohamowanego imperatywu zdobycia szczytu,<br />

czy z nieświadomości i chęci sprawdzenia się. W tym<br />

momencie mogę jedynie zaprosić do obejrzenia paru<br />

zdjęć, które mogą rozbudzić wyobraźnię, ale, jak wcześniej<br />

wspomniałam, nigdy nie oddadzą one wrażeń<br />

z osobistego kontaktu z tymi przepięknymi górami.<br />

Fotografie wykorzystane w reportażu wykonała Joanna Nordyńska<br />

18


„Nie biorę za to kasy”<br />

- rozmowa z Renatą Słomkowską,<br />

managerką zespołów rockowych<br />

Renata Słomkowska urodzona w latach siedemdziesiątych (w drugiej<br />

połowie) we Włocławku, gdzie też obecnie mieszka i pracuje. Na co dzień jest<br />

pedagogiem, psychologiem i logopedą. Muzyka towarzyszy jej od dzieciństwa -<br />

w domu zawsze jakaś rozbrzmiewała. Jako mała dziewczynka rozpoczęła naukę<br />

gry na pianinie i dość długo w tym trwała. Potem przyszła kolej na flet, a po nim<br />

bas. Prócz muzyki zgłębia szeroko rozumiany rozwój duchowy.<br />

RENATA SŁOMKOWSKA<br />

57


Jak się zostaje menagerem zespołów rockowych?<br />

Hmm … zapewne trzeba być znanym z obrotności<br />

i gadulstwa (śmiech). U mnie przebiegało<br />

to trochę inaczej. W październiku 2017 roku<br />

zobaczyłam ogłoszenie, że pewien chłopak<br />

– Dawid, szuka basisty, aby stworzyć zespół.<br />

Akurat miałam „na stanie” jednego basowego,<br />

więc odezwałam się. Szybko, bo tego samego<br />

dnia, przyjechali we trzech: Dawid wokal,<br />

Przemo - gitara i Kamil perka. No i się zaczęło<br />

(śmiech). Przemaglowałąm ich w jaki sposób<br />

chcą ten zespół tworzyć, co chcą grać, skąd<br />

teksty itd. Oni chcieli tylko grać. Więc ja<br />

zajęłam się tworzeniem - od nazwy zespołu,<br />

poprzez logo, repertuar, no i oczywiście teksty.<br />

Przychodzi mi to, bo od zawsze pisałam wiersze.<br />

Tak powstał Now We. Oczywiście jestem zołzą<br />

(śmiech) i mocno zagoniłam panów do roboty.<br />

Po miesiącu zagraliśmy pierwszy koncert i to<br />

z sukcesem. Potem w ciągu następnych miesięcy<br />

dochodziło do wymiany składu, ponieważ<br />

chłopaki mieli swoje życie, które kolidowało<br />

z bardzo częstymi próbami. Skład całkowicie<br />

się zmienił. Drugi zespół powstał na prośbę<br />

znajomego. Chciał śpiewać Niemena. Jednak<br />

wśród naszych włocławskich młodych muzyków<br />

to nie te klimaty. Powstał za to Heaven Rock,<br />

zespół coverowy, gdzie gramy dobre kawałki<br />

rockowe typu Lady Punk, Wanda i Banda,<br />

Perfrct, Oddział Zamknięty, Bajm i Manaam,<br />

który równie szybko wypuściłam na rynek.<br />

W obu zespołach grają młodzi ludzie, a mają<br />

takie przyłożenie, że ludziom dech zapiera<br />

(śmiech). Po drodze miałam jeszcze kilka<br />

propozycji bycia menagerem znanych już<br />

zespołów w Polsce, ale to nie jest to, na czym<br />

chcę się skupić. Cieszy mnie pomaganie<br />

młodym, utalentowanym, którzy potrzebują tej<br />

pomocy. Niestety, jeśli nie mają osoby, która<br />

wypchnie ich w świat - większość będzie grała<br />

w garażu.<br />

Czy z tego da się wyżyć?<br />

A z czego w Polsce da się godnie żyć? Nie,<br />

myślę, że nie da się. Menager bierze 20-30%<br />

z zarobku, z koncertu. Pomijając disco polo,<br />

zobacz po ile chodzą bilety znanych<br />

zespołów, takich jak Kobranocka, Sztywny Pal<br />

Azji, Proletaryat i inne - przecież to na nich<br />

wzrastaliśmy. W Polsce nie ceni się artystów.<br />

Ludzie myślą, że to bogaci, nieodpowiedzialni<br />

ludzie, a niestety realia są dość brutalne. Taki<br />

miłośnik rocka niechętnie chce zapłacić 50 zł<br />

za bilet, ale już disco polo bierze nawet i 200 zł.<br />

A ja? Nie, nie jest to dla mnie forma zarobkowa.<br />

Nie biorę za to kasy, dla mnie ważna jest<br />

satysfakcja, że ci młodzi ludzie mają szansę<br />

zaistnieć. Oni często protestują, a ja się wtedy<br />

śmieję, że jak będą gwiazdami zarabiającymi<br />

dużooo, to wtedy ich podliczę (śmiech).<br />

Moja stajnia?<br />

Jest jak rodzina. Oba zespoły przyjaźnią<br />

się ze sobą i spędzają dużo czasu. Jak już<br />

wspomniałam na początku Now We to zespół,<br />

który gra autorskiego rocka. Jak to się odbywa?<br />

Chłopaki przyjeżdżają, rozstawiają instrumenty,<br />

oczywiście u mnie w domu, i zaczynają grać.<br />

Jeden zapoda jakiś rif, drugi podłapuje potem<br />

dołączają kolejni i powstaje muzyka. A ja<br />

piszę teksty. Nieraz podkładamy tekst, który<br />

jest gotowy pod muzykę, a nieraz - jak to<br />

w przypadku barowej dziewczyny, czy<br />

grzecznych chłopców i niegrzecznych dziewczynek<br />

- słyszę muzę, rify i zapala mi się<br />

lampka. Biorę papier, ołówek i piszę na biegu,<br />

w trakcie, kiedy oni grają. Inaczej jest z Heaven<br />

Rock. Tam gramy covery rockowe. Zespół nie<br />

wymaga aż takiej inicjatywy z mojej strony,<br />

choć lubią, gdy jestem z nimi (śmiech).<br />

Na to, że mogę dobrze spełniać się w roli<br />

menagera, wpływa to, iż znam się z wieloma<br />

już obytymi muzykami i zespołami, a przy tym<br />

58


mam zdolności komunikacyjne i jak to na kobietę<br />

przystało - gdzie wypchną mnie drzwiami, tam<br />

wejdę przez dziurkę od klucza.<br />

Ekscesy muzyków?<br />

Oj to temat rzeka, a jednocześnie bardzo<br />

kontrowersyjny. Mogłabym przytoczyć setki ekscesów<br />

różnych zespołów. Ale wbrew opiniom,<br />

z wiekiem wszyscy dorośleją i większość<br />

tych niegrzecznych chłopców dorasta i po<br />

koncertach grzecznie wraca do rodzin. Jak<br />

się odnajduję? Wcale. Nie bawi mnie to. Może<br />

już nie ten wiek, może wysoka świadomość...<br />

I inna kultura. Mam duży szacunek do siebie<br />

i nie przebywam w takim towarzystwie.<br />

Jestem oczywiście tolerancyjna i jeśli ktoś<br />

ma potrzebę takiego spędzania czasu po<br />

koncertach - rozumiem, ale ja nie muszę<br />

w tym uczestniczyć. U nas to się odbywa inaczej.<br />

Od początku dbam o to, aby moi podopieczni<br />

wiedzieli, że do tworzenia i świętowania<br />

sukcesu nie potrzebne są używki w nadmiarze.<br />

Próby zawsze są bezalkoholowe - to warunek<br />

konieczny i bezdyskusyjny, zresztą oni sami<br />

wiedzą, jak się kończy koncert pod wpływem.<br />

Często ich zabieram na różne koncerty innych<br />

zespołów i tych, gdzie muzycy wychodzą na


scenę pod mniejszym lub większym wpływem.<br />

To widać i słychać. Moi muzycy są dalecy od tego<br />

i wierzę, że te lekcje zachowają na przyszłość.<br />

Inaczej sprawa się ma po koncertach. Tak,<br />

świętujemy, ale delikatnie - oczywiście ci pełnoletni.<br />

Robimy wtedy after party u mnie lub<br />

zostajemy w swoim gronie tam, gdzie gramy.<br />

Małe piwko i omawiamy koncert, co było dobre,<br />

co zawalone. Na bieżąco, pod wpływem emocji.<br />

Ha! Sprostowanie – oni piją piwko, ja wodę, bo<br />

zwykle prowadzę busa (śmiech).<br />

Moje marzenie?<br />

Hmm, zawodowe, oczywiście dotyczy zespołów.<br />

Chcę, aby byli rozpoznawalni, aby<br />

osiągnęli sukces, ale też, by przy tym nie zgubili<br />

zdrowego rozsądku. A prywatnie ...To ciężkie<br />

pytanie. Moje życie prywatne od jakiegoś<br />

czasu nie istnieje. Smutne to, ale takie są realia<br />

- 24h na dobę jestem na łączach, sprawy<br />

z zespołami, załatwianie koncertów, nagrywanie<br />

płyt itp. Kontakty z innymi ludźmi z branży,<br />

gdzie zazwyczaj to mężczyźni, jak wiesz, nie<br />

ułatwiają życia prywatnego. Tak - marzę o stabilizacji<br />

i spokojnej przystani. Dlatego też nie<br />

podejmuję się innego zespołu. Moje „dzieci” są<br />

już na etapie samodzielności i wkrótce będę<br />

mogła ich opuścić. Znaleźć swoją przystań.<br />

Hahaha! Zdradzić coś pikantnego, mówisz?<br />

Ależ nie ma takich rzeczy. Jestem zimna jak<br />

lód i twarda jak skała. A tak poważnie, nie<br />

pozwalam sobie na pikanterię. Jeśli ktoś z racji<br />

tego, że jestem kobietą nie traktuje mnie<br />

poważnie i stosuje jakieś umizgi, szybko sprowadzam<br />

go na ziemię. Widzisz, nie jestem<br />

zabawna. Ale jest anegdotka, która krąży po<br />

sieci, a którą często przytaczam. Jak ktoś<br />

pyta, co robi taki menager zespołu, to zawsze<br />

odpowiadam: załatwi koncert, zbiera kasę<br />

i ucieka z dziewczyną frontmena (śmiech).<br />

Oczywiście wielu nie rozumie, bo owa<br />

anegdota tyczy się menegerów płci męskiej.<br />

Talent?<br />

Talent mają nieliczni. Wielu młodych muzyków<br />

jest zafascynowanych życiem gwiazd,<br />

które pokazują w sieci i TV. Nie znają realiów.<br />

Biorą instrument, uczą się grać, tworzą zespoły<br />

i myślą, że im też się uda. No i niektórym się<br />

udaje. Czemu? Właśnie tu chodzi o znajomości,<br />

zarówno po stronie ich samych, jak i menagera.<br />

Tak powstają zespoły jednego sezonu. Nagłe<br />

buuum, a potem cisza w eterze. Ja wolę powoli,<br />

krok po kroku a do celu długotrwałego. Jestem<br />

świadoma, że przed moimi muzykami jeszcze<br />

sporo zgrania, ćwiczenia i obycia.<br />

Jak wygląda mój dzień?<br />

To zazwyczaj praca zawodowa, a po niej<br />

jest „maneger”. Choć często się zdarzało,<br />

że musiałam załatwiać coś na biegu, maile,<br />

telefony. Ale nie jest źle, wbrew pozorom mam<br />

dużo czasu też dla siebie. Jestem dobrze<br />

zorganizowana. Moi synowie na tym nie<br />

cierpią - chyba. Sprawy muzyczne załatwiam<br />

między innymi czynnościami. Wymaga to<br />

oczywiście stałego kontaktu z telefonem<br />

lub laptopem, ale da się wszystko pogodzić,<br />

trzeba tylko chcieć. Najwięcej czasu<br />

zajmują próby i pisanie tekstów. Tu już muszę<br />

być na wyłączność. Ciężko jest też w sezonie<br />

z jakimikolwiek wyjazdami prywatnymi. Akurat<br />

ten sezon był obfity, miałam oddech<br />

raptem jeden weekend. Jednak przede mną<br />

perspektywa długiego wypoczynku. A co potem?<br />

Czas pokaże.<br />

Dziękuję za rozmowę.<br />

Z Renatą Słomkowsk rozmawiał Jarosław Prusiński.<br />

60


Robiłam wiele,<br />

żeby nie zostać artystką<br />

– wywiad z Mają Borowicz<br />

Maja Borowicz jest malarką, grafikiem, artystką.<br />

Maluje obrazy techniką olejną wpisujące się w nurt<br />

surrealizmu, na granicy realizmu magicznego i realizmu<br />

emocjonalnego. Wszystkie dzieła powstają z połączenia<br />

wyobraźni, talentu i tradycyjnego rzemiosła malarskiego.<br />

Widzowie oprócz doskonałego kunsztu dostrzegają w jej<br />

pracach głęboki mistycyzm i emocjonalność odnosząc<br />

wrażenie, że ich dusze zostają zabrane w wędrówkę<br />

w czasie i przestrzeni, gdzie mogą przeżywać historię<br />

bohaterów ukazanych na obrazach artystki.<br />

Na swoim koncie ma wiele wystaw indywidualnych<br />

I zbiorowych w Polsce i zagranicą. Jest laureatką licznych<br />

międzynarodowych konkursów artystycznych,<br />

między innymi Art Revolution Tajpej 2014 na Tajwanie<br />

oraz Spectrum Miami 2018, USA.<br />

Przyznam, że bardzo zależało mi na tym, żebyś<br />

zagościła na naszych łamach. Noszę w sobie obrazy,<br />

które staram się malować słowami. Niektóre z Twoich<br />

dzieł są tym, co jest w mojej głowie, w moim sercu.<br />

Ty te obrazy jakimś cudem odnalazłaś i wydobyłaś.<br />

Przyjmij wyrazy mojego absolutnego podziwu dla<br />

talentu i wra-żliwości, którymi obdarzyła Cię Natura.<br />

Bardzo dziękuję za zaproszenie i uznanie. Z tym,<br />

że ja wcale nie uważam, że mam jakiś szczególny<br />

talent. Bo czym tak naprawdę jest talent? Ty już kiedyś<br />

o tym pisałeś, ja uważam bardzo podobnie. To wektor,<br />

składający się z drobnych cech, jak cierpliwość, sposób<br />

myślenia, zdolności manualne, no i może ta wrażliwość,<br />

o której wspomniałeś. Ja tę wrażliwość u siebie często<br />

62


porównuję do fal tsunami. Takie fale przychodzą, suną<br />

powoli przez morza i oceany, nabierają wysokości<br />

i prędkości, a docierając do lądu niszczą wszystko na<br />

swojej drodze. Nie ma takiej zapory, zbudowanej przez<br />

człowieka, która zatrzymałaby tsunami… i ja też jej nie<br />

mam. Ta wrażliwość, może być darem lub przekleństwem.<br />

Zatem tymi cechami obdarzyła mnie Natura, ale tak<br />

naprawdę to nieprzychylność środowiska sprawiła,<br />

że całość objawiła się w taki sposób. I wcale mnie nie<br />

dziwi, że to, co maluję, to obrazy, które również Ty nosisz<br />

w sobie. Ponieważ los rzucił nas w podobne kulturowo<br />

i historycznie miejsce. Nie raz obcowałam z twórczością<br />

artystów z różnych rejonów świata i doszłam do<br />

wniosku, iż twórcy z naszego kręgu kulturowego są<br />

obdarzeni wyjątkową w skali światowej wrażliwością,<br />

umiejętnością kreowania symboli, tworzenia, wymyślania,<br />

opowiadania nieprzeciętnych treści. Jedyny kłopot jaki<br />

mamy, to to, że z tymi niezwykłymi przekazami, nie<br />

wpisujemy się w ogólnie panujący nurt światowy. Wobec<br />

tego, mówię: “trudno, inaczej nie potrafię, co poradzić na<br />

to, że cały świat się myli…” Był taki człowiek, nazywał się<br />

Kopernik. Jego przykład pokazuje, że czasem cały świat<br />

się myli, a jedna osoba może mieć rację.<br />

Z tym Kopernikiem, to bym nie przesadzał. Już<br />

starożytni Grecy, a nawet wcześniejsze cywilizacje<br />

wiedziały to, co Kopernik ogłosił tysiące lat później.<br />

Epikur w listach do Herodota (w IV wieku przed naszą<br />

erą) wyraził pogląd o nieskończoności wszechświata.<br />

Dla astronoma z Torunia kończył się on na Układzie<br />

Słonecznym. Ale z pewnością Mikołaj Kopernik<br />

miał odwagę iść pod prąd głównego, obowiązującego<br />

wówczas nurtu.<br />

Dostałaś tak wiele międzynarodowych nagród, że<br />

trudno je wszystkie wymienić. Która z nich jest dla<br />

Ciebie najważniejsza?<br />

To prawda, trochę się uzbierało. Najważniejsza jest<br />

ta, dzięki której odbiorcy w ogóle mogli zapoznać się<br />

z moim malarstwem. To był Art Revolution Taipei, Tajwan,<br />

2014 rok. Pierwszy raz, gdy pokazałam publicznie to, co<br />

maluję i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to właśnie<br />

się ludziom podoba. Do tego czasu żyłam w przekonaniu,<br />

że to, co tworzę, to nic wielkiego, że przecież każdy<br />

może sobie coś takiego wymyślić i namalować. Poza<br />

tym ten moment był specyficzny, bo wywrócił moje<br />

życie o 180 stopni. Wcześniej wiele robiłam, by nie<br />

zostać artystą, a wydarzenia i ludzie, którzy mnie<br />

otaczali utwierdzali mnie w tym, że bycie artystką to<br />

nie jest dobra droga. Bo artyści są dziwni, bo sobie nie<br />

radzą w życiu, bo najważniejsze to mieć stałą pracę<br />

i założyć rodzinę! Zmarnowałam na to piękniejszą połowę<br />

swojego życia i nic mi z tego nie wyszło. Z perspektywy<br />

czasu mogę przyznać, że to postępowanie było wbrew<br />

Naturze. Widząc główne ulice wielomilionowego Taipei<br />

udekorowane flagami z moim obrazem, plakaty, bilbordy,<br />

osoby wzruszające się nad moimi obrazami i czekające<br />

w kolejce po autograf, musiałam przyznać, że jednak<br />

jestem artystką. Ten zwrot w moim życiu dał mi poczucie<br />

wolności. Przestałam próbować wpasowywać się w cokolwiek,<br />

zaczęłam otwarcie zadawać trudne pytania<br />

i negować rzeczy narzucane przez kogokolwiek. Ponad<br />

to na Tajwanie miałam przyjemność poznać trochę<br />

kulturę Tajwańczyków. Okazała się ona tak wysoka, że<br />

wbiła mnie w osłupienie. Wzbudziło to mój ogromny<br />

podziw. Było jak powiew świeżej bryzy znad oceanu –<br />

zrozumiałam, że moja dotychczasowa wiedza o świecie<br />

jest niczym. Od tej pory zaczęłam poznawać zupełnie<br />

inne osoby, niż przez całe moje dotychczasowe życie.<br />

Poczułam się jak słodkowodna ryba, którą właśnie<br />

wyjęto ze słonego oceanu i wpuszczono do mazurskiego<br />

jeziora.<br />

Na swojej stronie pisałaś, że Natura nie tylko<br />

obdarzyła Cię dobrymi rzeczami. Jak to zwykle z Naturą<br />

bywa, okazała się wredna. Powiesz coś o swojej<br />

chorobie?<br />

Czy Natura jest wredna? Raczej nie użyłabym<br />

tego sformułowania, to ludzie potrafią być wredni, nie<br />

Natura. Natura jest… przypadkowa, ale czysta w swoich<br />

intencjach. Natura próbuje różnych form i kombinacji,<br />

by przetrwać. Jeśli mielibyśmy rozmawiać o chorobach<br />

i moim życiu, to musielibyśmy poświęcić na to raczej całą<br />

książkę. Nie będę zatem rozwodzić się nad wszystkimi<br />

diagnozami, jakie usłyszałam i wpływem, jakie one miały<br />

na moje życie. Choć miały podstawowe i ogromne.<br />

Ale jedną z najważniejszych rzeczy, jakie dostałam od<br />

Natury, to wrodzona nietolerancja na gluten. Ponieważ<br />

jednak urodziłam się w mrocznych czasach zacofania,<br />

nikt nie potrafił tego zdiagnozować. Więc życie poznawałam<br />

od szpitali, przychodni, sanatoriów, bólu<br />

i nieustających kłopotów ze zdrowiem. Jeśli dorzucimy<br />

do tego okres socjalizmu i przemian po 89 roku, czyli<br />

niedouczonych lekarzy, którym i tak pensja się należy,<br />

szpitali i sanatoriów przypominających bardziej zakład<br />

poprawczy niż instytucje ratujące życie dzieci - mamy<br />

gotowy scenariusz na dobry dramat filmowy. Gdyby nie<br />

fakt, że to chodziło o moje życie, może nawet chętnie<br />

bym ten film obejrzała. Czasem się śmieję, że jestem kolejnym<br />

ogniwem ewolucji między człowiekiem a czymś,<br />

co jest przyszłością człowieka. Mój organizm traktuje<br />

gluten jak arszenik, jak truciznę nawet w śladowych<br />

ilościach. Mało kto wie, że aktualnie gluten (czyli cząstki<br />

mąki pszennej) jest dodawany prawie do wszystkiego<br />

jako “ulepszacz”, np.: do serów, galaretek, soków, wędlin,<br />

63


przypraw, itp. Wobec czego zmuszona jestem odrzucać<br />

niemal wszystkie produkty, które można znaleźć na<br />

półkach w supermarketach, więc na pewno nie dam się<br />

wykończyć firmom produkującym żywność.<br />

W dzisiejszych czasach, dobie niby dostępu do<br />

wszelkich dobrodziejstw, takie restrykcyjne ograniczenia<br />

uczą pokory. Odkryłam, że jem po to by przeżyć, a nie żyję<br />

po to by jeść. Odkryłam też, że nie ma czegoś<br />

takiego, jak równość i sprawiedliwość. Odkryłam również,<br />

że jedyną słuszną i najlepszą drogą jest branie<br />

odpowiedzialności za siebie i swoje czyny. Moje potrzeby<br />

są tak niecodzienne i indywidualne, że nie ma takiego<br />

programu socjalnego, którym ktokolwiek byłby w stanie<br />

mnie przekupić. Z tego jestem dumna. Wiem też, że to<br />

ludzie (a nie Natura) i systemy przez nich stworzone<br />

zafundowali mi ogrom przykrych doświadczeń oraz<br />

napiętnowali mnie dziwnymi etykietami, które ciężko<br />

zliczyć. Większość życia spędziłam na terapiach,<br />

ucząc się patrzeć na świat oczami otaczających mnie<br />

ludzi. Tę lekcję też odrobiłam, niejednokrotnie zyskując<br />

zachwyt nad moją osobą (osobowiścią), jakobym była<br />

najnormalniejszą osobą na świecie, z którą chce się<br />

przebywać i przyjaźnić! Zawsze mnie to bardzo bawi,<br />

ponieważ osobiście nie znam osoby z większym bagażem<br />

doświadczeń w dziedzinie zdrowia psychicznego niż ja<br />

sama.<br />

Rozmawialiśmy jakiś czas temu o tym, że Twoja<br />

droga do profesjonalnego malowania nie była usłana<br />

różami. Starałaś się o jakieś granty z Ministerstwa<br />

Kultury?<br />

Moja droga do profesjonalnego malowania zaczęła<br />

się dosyć wcześnie, gdy nie zostałam przyjęta do liceum<br />

plastycznego. Wtedy zrozumiałam, że bycie artystką,<br />

to coś więcej niż talent. To sztuka spełniania pewnych<br />

ról społecznych, umiejętność wpisywania się w pewne<br />

ramy. Zrozumiałam też, że nie wpiszę się w te ramy,<br />

a tym samym zrozumiałam, że nie będę nigdy artystką.<br />

Potem już robiłam wszystko, by nią nie zostać. No<br />

i prawie mi się udało. Gdyby nie to, że pewnego dnia w<br />

2014 roku odbiorcy pokochali moje obrazy. I tu jest jedna<br />

z rzeczy, których nigdy nie zrozumiem w społeczeństwie<br />

- dużo osób daje mi wsparcie, chcą oglądać moje obrazy,<br />

chcą żebym malowała. Ale z drugiej strony - stworzyliśmy<br />

system społeczeństwa, w którym odrzuca się takie<br />

jednostki jak ja. Odrzuca się je za nasze ciężko<br />

zarobione podatki, czyli sami sponsorujemy to, że ludzie<br />

są odrzucani, segregowani i spisywani na straty. To jest<br />

dla mnie niezrozumiałe, to się po prostu nie składa. Tak.<br />

Wiele razy poszukiwałam wsparcia w systemie dla moich<br />

artystycznych działań. Szczególnie przy wygranych<br />

konkursach, czy w kontakcie z innymi artystami i or-<br />

64


ganizacjami. Zarówno na poziomie lokalnym, jak i na<br />

najwyższym (mam na myśli Urząd Prezydenta II RP).<br />

Niezależnie od zdobytych wyróżnień, wystaw i jakości,<br />

którą tworzę, nigdy nie otrzymałam wsparcia od<br />

żadnej państwowej instytucji dedykowanej działaniom<br />

artystycznym, a było tego co najmniej kilkanaście prób.<br />

To nauczyło mnie, że jedyną wartością jest wsparcie<br />

od osób i inicjatyw indywidualnych. Na przykład mam<br />

zaprzyjaźnioną Fundację Twoje Dziedzictwo, która<br />

zajmuje się unikatową Kulturą Polską i która mnie<br />

wspiera w miarę możliwości. Mam też rosnące grono<br />

kolekcjonerów, właścicieli galerii oraz odbiorców, którzy<br />

również okazują mi ogromne wsparcie. W ten sposób<br />

zrozumiałam, że ważniejsi są indywidualni ludzie niż<br />

instytucje, które zmuszani jesteśmy sponsorować w podatkach.<br />

I życzyłbym sobie, by w przyszłości pieniądze,<br />

za które sponsorujemy owe instytucje, zostawały<br />

w naszych kieszeniach. Wierzę w mądrość i wolność<br />

ludzi. Wierzę, że odbiorcy sami wiedzą, co im się podoba,<br />

co chcą czytać i oglądać i nie potrzebują do tego żadnych<br />

odgórnych instytucji, które wskażą im, czym mają się<br />

zachwycać, a czym nie.<br />

Zanim usiądę do pisania układam sobie w głowie<br />

sceny. Właściwie one same do mnie przychodzą, a ja<br />

staram się je tylko zapamiętać, potem opisać. A jak<br />

to jest u Ciebie?<br />

Myślę, że jest podobnie tylko ja nie muszę ich<br />

opisywać. Jest taka teoria, na temat tego, jak każdy<br />

z nas widzi świat. Niektórzy ludzie “widzą” go za pomocą<br />

słów, inni obrazów, a jeszcze inni jako ciąg zdarzeń,<br />

czy według tego, co usłyszą, itp. Ja każdą rzecz widzę<br />

za pomocą obrazu, np. jak czuję złość, to w głowie<br />

wyświetla mi się obraz, jak widzę jakiś napis, np.: „koń”,<br />

to od razu w głowie wkleja mi się zdjęcie konia - bez<br />

tego obrazu samo słowo nic nie znaczy. Więc mam<br />

w głowie same obrazy, umysł wypełniony zdjęciami<br />

i ilustracjami na wszystko. Tak jak mówisz, one same<br />

przychodzą. Tyle tylko, że już nie muszę ich opisywać.<br />

Muszę je za to wydobyć na światło dzienne, malując…<br />

i tu jest zderzenie z rzeczywistością, bo ciągle uważam,<br />

że moje umiejętności manualne są zbyt niedoskonałe, by<br />

oddać to, co mam w głowie. Zdaje mi się, że Ty również<br />

tak pisałeś o swojej twórczości. Z pokorą przyjmuję to<br />

i wciąż się uczę, jak malować lepiej.<br />

65


Poza tradycyjnym malarstwem olejnym próbujesz<br />

też innych technik. Co to jest Giclee?<br />

Giclee nie jest jakąś szczególną techniką. W skrócie<br />

polega na powielaniu za pomocą farb pigmentowych<br />

danego obrazu na płótnie przy użyciu odpowiedniego<br />

plotera. Przeważnie artyści stosują tę metodę do uzyskiwania<br />

limitowanych serii odbitek swoich obrazów. Ale<br />

tym przede wszystkim zajmują się wyspecjalizowane<br />

drukarnie.<br />

To co mnie zajmowało i zajmuje wśród wszystkich<br />

technik tradycyjnych, to najbardziej ukochane przeze<br />

mnie szkice ołówkiem lub tuszem, tłuste pastele i malarstwo<br />

akrylowe aerografem, pozwalające na uzyskanie<br />

idealnych przejść tonalnych. Natomiast miałam w życiu<br />

przyjemność pracy przy filmach animowanych i fabularnych.<br />

Tam to dopiero jest przestrzeń na nowe<br />

techniki! By pracować przy filmach musiałam nauczyć<br />

się posługiwać wyspecjalizowanymi narzędziami takimi<br />

jak: tablet graficzny wacom oraz skomplikowanymi<br />

programami służącymi do rysowania, modelowania,<br />

generowania efektów specjalnych, składania i ożywiania<br />

rysunków w formie nagrań, itp. Świat filmowy i to, co<br />

tam się tworzy na potrzeby zachwycenia widza, to<br />

dopiero przygoda! Ale, by w niej uczestniczyć trzeba<br />

mieć ogromną wyobraźnię, widzieć obrazy zanim one<br />

powstaną na ekranie, mieć wyrobioną rękę i oko oraz<br />

posługiwać się tak wyspecjalizowanymi programami,<br />

o których istnieniu wiedzą tylko osoby z branży. To<br />

dopiero nazywam innymi technikami.<br />

Są malarze, którzy w celu szokowania malują<br />

własną krwią albo odchodami. Co Maja Borowicz<br />

mogłaby zrobić, żeby zaszokować? Czy w ogóle<br />

warto iść tą drogą? Sztuka w zasadzie powinna<br />

szokować, ale czy za wszelką cenę?<br />

Nie zgodzę się z Tobą, że sztuka powinna szokować.<br />

Dużo nad tym myślałam (zresztą zawsze nad wszystkim<br />

długo myślę, analizuję i uważam, że to jest jedyny<br />

słuszny sposób postępowania) i doszłam do wniosku, że<br />

rolą sztuki nie jest szokowanie. Rolą sztuki jest mówienie<br />

o rzeczach ważnych i istotnych, uczyć, sprawić, by<br />

odbiorca zatrzymał się na chwilę i zastanowił. Rolą<br />

sztuki jest poruszyć najczulsze struny uczuć odbiorcy<br />

tak, by zapamiętał to, co przeczytał lub obejrzał,<br />

najlepiej do końca życia. W czasach, w których żyjemy<br />

ludziom wydaje się, że zapamiętamy to, co nas szokuje.


I zewsząd, kto tylko może, stara się nas szokować:<br />

reklamy, nagłówki gazet, tak zwani celebryci. Zatem<br />

szokowanie jest już tylko starym, wytartym schematem,<br />

do którego większość ludzi się już przyzwyczaiła. Ale<br />

świat idzie do przodu, według mnie trzeba czegoś więcej,<br />

by poruszyć ludzkie serca i umysły.<br />

Co do “malowania” własną krwią czy odchodami,<br />

to nie jest nic nadzwyczajnego. Od tysięcy lat ludzie<br />

to robią, od czasów prehistorycznych nasza planeta<br />

jest przepełniona krwią, rozlewaną w ten czy w inny<br />

sposób, podobnie jak naszymi odchodami. I jakoś nasi<br />

mądrzy przodkowie nie musieli nazywać tego sztuką. Na<br />

drodze do swojej twórczości spotkałam kilka osób, które<br />

zwróciły mi uwagę na pewne rzeczy. Jedną z nich jest<br />

taka prawda: „Nigdy nie twórz rzeczy, którą może zrobić<br />

ktoś inny, nie twórz rzeczy, które już dawno były”. I tym<br />

się kieruję, ponieważ widzę, że to ma wartość - po co<br />

mam malować własną krwią, skoro może to zrobić każdy<br />

i to już było nawet robione tysiące lat temu?<br />

Przykładów tego typu na całym świecie jest pełno.<br />

Staram się trzymać z boku i zawsze zadawać sobie<br />

pytanie: “Po co ktoś robi to, co robi?“ Jeśli autor może<br />

opowiedzieć o swojej sztuce tyle, że “chce szokować”, to<br />

nie jest to żadna odpowiedź, bo takiej mogę oczekiwać<br />

od reżysera taniej reklamy, ale nie od twórcy, który<br />

aspiruje do tego by jego nazwisko było wymawiane<br />

w jednej linijce z Michałem Aniołem czy Leonardo da<br />

Vinci.<br />

Zatem staram się nie szokować, nie być dostawcą<br />

taniej rozrywki. Moje myśli i moje życie jest dla mnie<br />

za cenne na takie banały. Staram się stworzyć za to<br />

bezpieczną przestrzeń dla siebie i odbiorców, w której<br />

będziemy mogli przeżywać i odkrywać podstawowe, ale<br />

i najważniejsze wartości w naszych życiach.<br />

Są pomysły, którym nie pozwalam wyjść na światło<br />

dzienne, np. druga część opowieści o Sumerach,<br />

która pokazywałaby bardziej szczegółowo ich<br />

podejście do erotyki. Czy Ty nosisz w głowie jakiś<br />

obraz, którego nie masz odwagi namalować?<br />

Tak, noszę w sobie obrazy, których nie namalowałam<br />

i nie wiem, czy kiedykolwiek je namaluję. Ale nie jest to<br />

kwestia odwagi, tylko tego, że nie znalazłam jeszcze<br />

najlepszej formuły na przekazanie tego. Na przykład:<br />

mam w sobie obrazy przedstawiające trudne uczucia<br />

frustracji, złości lub gniewu. Ale te obrazy oceniam jako<br />

banalne. Nie znalazłam jeszcze sposobu na finezyjne,<br />

piękne, mądre, nieoczywiste przedstawienie tych uczuć.<br />

Więc daleka jestem od ich malowania. To dotyczy naszej<br />

rozmowy powyżej – nie sztuka nabazgrać coś krwią na<br />

czerwono, bo czujemy się rozdrażnieni w danej chwili.<br />

Sztuka - ubrać to w taką formę, by mimo niepokoju<br />

odbiorcy nie mogli oderwać wzroku od tego obrazu. By<br />

patrząc na niego mogli przeżywać te trudne uczucia<br />

w bezpieczny sposób. By nie pobudzał ich do przykrych<br />

67


czynów, ale żeby zobaczyli, że nie tylko oni przeżywają<br />

trudne uczucia, że każdy ma do tego prawo i że tu mają na<br />

to bezpieczną przestrzeń, przyzwolenie, by przeżyć je w<br />

piękny sposób nie czyniąc nikomu krzywdy, nie szokując<br />

i nie obrażając. Myślę, że to bardzo trudne wyzwanie, bo<br />

w dzisiejszych czasach nie ma przyzwolenia na bunt, na<br />

złość, na agresję. A to są też normalne, ludzkie uczucia,<br />

które potrzebują przestrzeni na swoją ekspresję.<br />

Pogubiliśmy się gdzieś w tym, że trzeba wszystko<br />

tolerować tak bardzo, że wstydzimy się przyznawać do<br />

trudnych uczuć z obawy, że kogoś obrazimy i zostaniemy<br />

napiętnowani społecznie. Stworzyć piękną przystań dla<br />

takich uczuć i emocji odbiorcy to mega wyzwanie dla<br />

mnie, któremu nie wiem, czy podołam. Natomiast swoją<br />

drogą uważam, że erotyka to nie jest nic niezwykłego, nic<br />

czego ludzie nie znają i czego należałoby się obawiać,<br />

wręcz przeciwnie. Piękna erotyka to sztuka. I być może<br />

sztuką jest zatrzymać się na tej cienkiej granicy między<br />

erotyką a zwykłym seksem, i tu zgodzę się, że może to<br />

stanowić nie lada wyzwanie dla twórcy.<br />

Kim jest Maja Borowicz prywatnie? Wybacz, ale<br />

Czytelnicy zabiliby mnie, gdybym o to nie spytał.<br />

Jaki jest Twój ideał partnera? Poza głównym<br />

wymaganiem, żeby nie pękał.<br />

Ha! Doskonałe pytanie, na które próbuje odpowiedzieć<br />

od jakiś…30 lat. Myślę, że moja prywatność ma<br />

znaczenie o tyle, o ile wpływa na moje malarstwo.<br />

Czyli bardzo duże. Nie byłoby obrazów, gdyby nie<br />

moje prywatne doświadczenia. Na co dzień staram się<br />

być zwykłym człowiekiem, któremu jednak nie udaje<br />

się spełniać ról społecznych. Przez większość życia<br />

próbowałam być normalna, jakoś się wpasować w różne<br />

grupy, instytucje, mieć pracę na etat, przyjaciół, dom,<br />

rodzinę itp. Ale ta droga zawsze doprowadzała mnie<br />

do rozpaczy i na stan załamania. Długo nie mogłam<br />

zrozumieć, czemu tak bardzo się staram i tak bardzo mi<br />

nie wychodzi. I pewnego dnia, tuż po wygraniu konkursu<br />

na Tajwanie, pomyślałam, że może po prostu nie jestem<br />

normalna i dlatego mi nie wychodzi. Tak po prostu. Gdy<br />

dopuściłam takie myśli, dziwnym zbiegiem okoliczności<br />

poznałam mojego męża, który jest niewątpliwie artystą<br />

(o zgrozo!) i wyjątkową osobą będącą w stanie mnie<br />

zrozumieć jak nikt inny. On też jest moim ideałem<br />

i najlepszym przyjacielem. Nie wymaga, bym była matką,<br />

kucharką, sprzątaczką, piękną, bogatą ani normalną.<br />

A ilekroć tego potrzebuję, cierpliwie tłumaczy mi mnóstwo<br />

niezrozumiałych dla mnie zachowań. Nie miałam nigdy<br />

wymagań, by nie pękał i jako człowiek doświadczony nosi<br />

w sobie blizny z całego życia, podobnie jak bohaterowie<br />

moich obrazów.<br />

Jak długo malujesz jeden obraz? Czy to zależy<br />

od weny, czy po prostu masz to we krwi i nawet<br />

rozbudzona w środku nocy potrafisz namalować<br />

takie cudeńka, jak choćby te zamieszczone obok?<br />

Słyszałem, że klienci długo czekają na Twoje obrazy.<br />

68<br />

“Wena to nagłe uczucie inspiracji i ochoty do<br />

zrobienia czegoś” - podążając za tą definicją, to u mnie<br />

jest inaczej. Owszem, jako dziecko, ciągle miałam<br />

ochotę coś narysować. I to faktycznie przychodziło<br />

nagle, malowałam i rysowałam wszystko, różnymi<br />

technikami: ludzi, zwierzęta, martwe natury, kwiaty,<br />

architekturę, itp. Najgorzej było na lekcjach w szkole,<br />

bo rysowanie kompletnie wyłączało mnie ze świata<br />

zewnętrznego, zawsze i wszędzie. Nie umiałam<br />

nad tym zapanować. Jednak w miarę upływu czasu,<br />

zaczęłam wartościować, budować hierarchię rzeczy<br />

ważnych i mniej ważnych. Nauczyłam się analizować,<br />

świadomie wybierać, decydować i brać za te decyzje<br />

odpowiedzialność. To z kolei pozwoliło mi wypracować<br />

pewien system polegający na weryfikowaniu tego, co<br />

warto namalować.<br />

Noszę w wyobraźni obrazy, którym się przyglądam<br />

i analizuję ich emocje i przesłanie. Poddaję je surowej<br />

ocenie, czy są one na tyle wartościowe, by pokazać je<br />

światu? Jeśli odpowiedź brzmi: “tak”, to ze spokojem<br />

przyjmuję wtedy swoją rolę rzemieślnika, który mozolnie<br />

dzień po dniu wydobywa na światło dzienne dany obraz


z umysłu artysty. I jako rzemieślnik muszę spać w nocy,<br />

by móc pracować w ciągu dnia. Jeden obraz maluję od<br />

4 do 8 tygodni, zależy od wielkości obrazu, tematyki, itp.<br />

Trudno znajduje się kompromis między rzemieślnikiem<br />

a artystą, który wciąż jest spragniony ujrzeć doskonałość,<br />

pomimo braku doskonałych narzędzi do pracy.<br />

A gdybyś dostała zamówienie np. z Watykanu, namalowałabyś<br />

obraz religijny? Michał Anioł nie byłby<br />

znany, gdyby nie poszedł w sztukę sakralną. Za to<br />

wielu wybitnych artystów zostało zapomnianych, bo<br />

chcieli być wierni tylko sobie. Jaki jest Twój stosunek<br />

do zawierania kompromisu pomiędzy sztuką, a<br />

sponsoringiem? Two-rzyłabyś dla przypodobania<br />

się władzy, tak jak to robił np. Majakowski?<br />

Ha, ha! Z pewnych źródeł już dowiedziałam się,<br />

że maluję obrazy religijne. Co oczywiście trochę mnie<br />

zszokowało, ponieważ nigdy nie było to moją intencją. Ale<br />

pokornie przyjmuję interpretację odbiorców. Natomiast<br />

rozumiem, że nie chodzi tu akurat o religię, ale w ogóle<br />

o malowanie na zlecenie. Generalnie staram się tego<br />

nie robić. Zwykle, jeśli pozwolę, by umysł sam generował<br />

wizje tego, co chcę namalować, to takie obrazy łatwiej<br />

i szybciej się maluje. Ale znajduję czas i przestrzeń<br />

na pewien kompromis, na który i druga strona musi<br />

się zgadzać. Choć w zasadzie określenie kompromis<br />

tu nie pasuje, ponieważ wtenczas obie strony muszą<br />

z czegoś zrezygnować i obie trochę tracą i obie wychodzą<br />

z tego niezadowolone. Tu nie ma na to miejsca. Dlatego<br />

nazwałabym to raczej pewnymi granicami. Określam na<br />

co mogę się zgodzić w granicach mojego malarstwa,<br />

a osoba zamawiająca zgadza się na to lub nie. To są<br />

czyste i jasne zasady. Granice nie wymagają rezygnacji<br />

z czegokolwiek.<br />

A czy tworzyłabym dla przypodobania się władzy?<br />

(śmiech) Dla mnie liczą się jedynie poszczególni ludzie:<br />

marszandzi, kolekcjonerzy, prywatne inicjatywy, jak<br />

wspomniana fundacja, którzy zamieniają swój czas<br />

i pracę na mój obraz, czym dają mi przestrzeń do życia<br />

oraz wszyscy ci, którzy chcą powiesić moje prace na<br />

ścianie albo przyjść do galerii, żeby je zobaczyć. Ci ludzie<br />

zasługują na mój szacunek i na każde uderzenie<br />

pędzla na moim obrazie. Ale nawet im nie umiem się<br />

przypodobać. Tworzę w harmonii z własną duszą. To, że<br />

czasem udaje mi się podbić ich serca, to tylko bonus od<br />

losu.<br />

Chyba częściej niż czasem, Maju. Dziękuję za rozmowę.<br />

Dziękuję również.<br />

Z Mają Borowicz rozmawiał Jarosław Prusiński<br />

Wybrane wystawy i wyróżnienia:<br />

12.2018 – Wystawa i wyróżnienie The best of the Show Expo Spectrum Miami, USA;<br />

05.2018 - Wystawa zbiorowa, Muzeum im. J. Malczewskiego w Radomiu, Polska;<br />

04.2018 - I miejsce w międzynarodowym konkursie Artavita, USA;<br />

12.2017 - Wystawa zbiorowa, Parlament Europejski, Bruksela, Belgia;<br />

12.2017 - Palm Art Award 2017 - Certificate of Exellence, Niemcy;<br />

09.2017 - „Ostatnie iskry nadziei” - I miejsce w kategorii Futurism, „Policzony czas” - I miejsce w kategorii Surrealism,<br />

American Art Award, „Czułość przeznaczenia” - II miejsce w kategorii Male, American Art Award, Hollywood, USA;<br />

07.2017 - „Policzony czas” - III miejsce w międzynarodowym konkursie artystycznym „Femininity”,Toronto, Kanada;<br />

09.2016 - Wystawa indywidualna, Festiwal Fantastyki Twierdza w Giżycku, Polska;<br />

06.2016 - Wystawa indywidualna, Międzynarodowy Festiwal Fantastyki w Nidzicy, Polska;<br />

05.2016 - “Kuźnia” - I miejsce w międzynarodowym konkursie artystycznym „All scapes”, Toronto, Kanada;<br />

04.2016 - Wystawa zborowa na międzynarodowym „Expo Art New York”, USA;<br />

10.2015 - Wyróżnienie, międzynarodowy konkurs “Mind, Spirit & Emotion II”, USA;<br />

05.2015 - Wystawa zborowa na międzynarodowym „Expo Art Revolution Taipei”, Taiwan;<br />

04.2014 - I miejsce i wystawa zbiorowa na międzynarodowym konkursie artystycznym Art. Revolution Taipei, Taiwan;<br />

69


DAREK MARSZAŁEK<br />

Być artystą znaczy być sobą,<br />

być kreatorem własnego życia.<br />

Darek Marszałek - grafik komputerowy, artysta malarz,<br />

poeta, performer. Która z tych ról jest Ci najbliższa<br />

i dlaczego?<br />

Grafika komputerowa (autorskie obrazy cyfrowe oraz<br />

współpraca z agencjami fotograficzno-reklamowymi) jest<br />

na tę chwilę moim podstawowym źródłem utrzymania.<br />

atomiast ukochana forma ekspresji artystycznej, to malarstwo<br />

- życiowe powołanie.<br />

Obecnie nie rozgraniczam już życia na tak zwaną codzienność<br />

i sztukę. Dla mnie wszystko stanowi integralną<br />

całość i mogę powiedzieć o sobie, że „uprawiam” sztukę<br />

życia. Ktoś kiedyś pięknie powiedział: “Myślę, że wszystko<br />

w życiu jest sztuką”. To, co robisz, jak się ubierasz,<br />

sposób w jaki mówisz, piszesz, pijesz herbatę i jak kochasz.<br />

Jak dekorujesz swój dom, czym się otaczasz i jak<br />

odczuwasz wszystko. Życie jest Sztuką.<br />

A co znaczy być artystą? To znaczy być sobą, być<br />

kreatorem własnego życia.<br />

Twórczość – czym jest dla Ciebie? Co<br />

dla Ciebie znaczy „być artystą”?<br />

Co jest inspiracją w Twoim procesie twórczym?<br />

Duchowe doznania, emocjonalne wzruszenia<br />

czy przyziemna doczesność?<br />

70


Inspirację stanowi dla mnie nieograniczona wyobraźnia<br />

oraz życie jako takie, wraz z tym wszystkim, co przynosi<br />

w każdej chwili. W poetycki sposób ująłem to kiedyś tak:<br />

„Dotykaj gwiazd, stąpając po ziemi. Niech twoje myśli,<br />

jak kolorowe motyle, piją magiczną rosę z kwiatów codzienności”.<br />

Jeśli powyższe brzmi zbyt ogólnikowo, to powiem,<br />

że największą inspirację stanowią dla mnie ludzie,<br />

którzy pojawiają się w mojej przestrzeni: znajomi, przyjaciele,<br />

rodzina, artyści, szamani, jogini. A jeszcze konkretniej:<br />

Martyna - miłość mojego życia, Salvador Dali, Alex<br />

Grey oraz Bob Marley.<br />

dzień. Materiał zrealizowaliśmy w intrygujących zakamarkach<br />

i na ulicach głównych Bielska- Białej, a początkowe<br />

i ostatnie sekwencje, to widoki na Lipową - malowniczą<br />

miejscowość koło Żywca, gdzie wychowywałem się<br />

do jedenastego roku życia. Szerzej o samym projekcie<br />

oraz kwestiach przesłania i DMT (dimetylotryptaminy)<br />

napisałem w artykule:<br />

http://www.taraka.pl/dmtwalker_bohater_tysiacu_<br />

twarzy, do lektury którego serdecznie zapraszam.<br />

Jakie jest Twoje artystyczne marzenie?<br />

Poruszyła mnie Twoja akcja artystyczna DMT WALK-<br />

ER. Obejrzałam film z zapisem tego projektu. Jest<br />

niezwykle poruszający i dramatyczny. Ty, jako żywy<br />

obraz pełen barwnej obfitości, spacerujący wśród zabieganych,<br />

szarych ludzi zajętych swoim przyziemnym<br />

życiem. Poruszający kontrast!<br />

DMT WALKER to projekt multimedialny, alchemiczny<br />

tygiel łączący elementy malarstwa, performance, sztuki<br />

ciała, szamańskiego rytuału, fotografii, wideo oraz muzyki.<br />

To swoisty autoportret - opowieść o pasji życia, miłości<br />

do sztuki i miejsc bliskich mojemu sercu. Kiedy przygotowywałem<br />

się do realizacji projektu, pewni znajomi zaproponowali<br />

mi abym udał się gdzieś daleko na Wschód,<br />

znalazł tak zwane Miejsca Mocy i tam nakręcił wideo.<br />

Dla mnie Miejsce Mocy to miejsce, gdzie żyję na co<br />

Artystyczne marzenia, to jednocześnie konkretne plany<br />

na najbliższe lata: wideo-projekt AURATUS (taniec,<br />

bodypainting i muzyka), wystawa malarstwa w ENTHE-<br />

ON - Sanktuarium Sztuki Wizyjnej - które Alex Grey (www.<br />

alexgrey.com) wznosi na terenie swojej posiadłości pod<br />

Nowym Jorkiem oraz cykl wizyjnych obrazów WIELKIE<br />

ARKANA & PODRÓŻ BOHATERA (moja własna wersja<br />

22 pierwszych kart Tarota).<br />

Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i życzę nieustannego<br />

wzrostu artystycznego. Dla naszych Czytelników, którzy<br />

zechcą zapoznać się z twórczością Darka, podajemy<br />

adres strony na której można obejrzeć film z akcji DMT<br />

WALKERS www.valcari-art.com<br />

rozmawiała Agnieszka Biardzka


EWA ĆWIKŁA


Ewa Ćwikła<br />

Z pochodzenia Polka, lecz od wczesnych lat 80-tych mieszkająca i pracująca w Holandii. Jej pierwsze<br />

doświadczenia z fotografią sięgają nastoletnich lat, kiedy mieszkała w Polsce. Znaleziony w domu<br />

stary aparat fotograficzny Zenith, gdy miała 15 lat, pozwolił na eksperymentowanie podczas pozalekcyjnego,<br />

licealnego kursu fotograficznego. W ten sposób powoli, ale zdecydowanie rozwinęła się jej<br />

wizja fotografii.<br />

Kiedy Ewa miała 22 lat wyprowadziła się z Polski do Holandii, gdzie rozpoczęła pracę w sklepie fotograficznym<br />

w Schagen. W roku 1985 podjęła decyzję przypłaconą trzema bezsennymi nocami, aby<br />

kupić sklep i studio fotograficzne od lokalnego fotografa. Podczas kolejnych lat, Ewa doskonaliła<br />

warsztat, stając się nadzwyczajnym fotografem. W 2014 roku zakończyła działalność handlową i skupiła<br />

się wyłącznie na pracy w studiu i fotografii. Ewa Ćwikła skupia się przede wszystkim na pracy<br />

twórczej. Pracy w jej unikalnym stylu, kreując własną, niepowtarzalną atmosferę.<br />

Witaj Ewo, niedawno poznałam Twoją twórczość.<br />

Urzekł mnie klimat Twoich fotografii i zapragnęłam<br />

przybliżyć go naszym Czytelnikom. Na początku<br />

opowiedz nam proszę: skąd wzięła się Twoja miłość<br />

do fotografii? I kiedy rozpoczęłaś swoją przygodę<br />

z fotografią artystyczną?<br />

W 2014 roku postanowilam zrezygnować z komercji,<br />

zerwać ze sprzedawaniem aparatów fotograficznych.<br />

Zwolniłam personel, zamknęłam sklep i powiedziałam<br />

sobie: „robię tylko fotografie dla siebie”. Teraz 90%<br />

tego, co tworzę jest dla mnie, a tylko 10% to zlecenia<br />

dla klientów. I sprawia mi to ogromną przyjemność. Nie<br />

wyobrażam sobie pracy bez ludzi, codziennie muszę<br />

mieć z nimi kontakt. Chciałabym non-stop być w studiu<br />

z drugim człowiekiem, to dla mnie taka uczta! Takie święto!<br />

Bardzo lubię to robić. Mam mnóstwo niedokończonych<br />

pomysłów. Teraz czytam biografię Leonarda da Vinci, on<br />

też miał 20 projektów rozpoczętych naraz.<br />

Czemu portret jest głównym tematem Twoich<br />

prac? Co Cię inspiruje, ciało czy dusza?<br />

Jak widzę modela, to inspiruje mnie jego wygląd,<br />

aparycja. A kiedy zaczynam robić zdjęcia, to zajmuję się<br />

bardziej duszą. Nigdy nie było tak, że zrobiłam do końca<br />

to, co miałam zaplanowane. Chyba, że model przychodzi<br />

drugi raz, to już wtedy czuję jego energię.<br />

U mnie wszystko odbywa się na poziomie czucia, a nie<br />

tylko widzenia. Bardzo jest to ciężkie czasami, bo modele<br />

przychodzą w różnych stanach psychicznych, a ja to<br />

wyczuwam. Przez to, że jest taki kontakt między mną<br />

a modelem, wydaje mi się, że moje portrety mają duszę.<br />

Bo ta dusza jest obecna wtedy, gdy te zdjęcia robię. Tak<br />

więc ostatecznie inspiruję się duszą.<br />

Twoje fotografie są jak obrazy XVII-wiecznych mistrzów<br />

holenderskiego malarstwa: Vermeera i Rembrandta.<br />

Czy wybór takiej stylistyki ma jakiś związek<br />

z tym, że mieszkasz i tworzysz w Holandii?<br />

Zajmuję się fotografią od 25 lat, ale dopiero kiedy<br />

odkryłam światło Rembrandta i Vermeera zaczęłam się<br />

czuć „u siebie”. Gdy patrzę na swoje fotografie z przeszłości,<br />

z perspektywy czasu widzę, że to była fotografia<br />

komercyjna. Cieszę się, że moim klientom podobały się<br />

moje prace i byli nimi zachwyceni, ale dopiero teraz,<br />

kiedy przestałam zarabiać na fotografii, przyjmując<br />

klientów, tworząc fotografie światłem Rembrandta i Vermeera<br />

czuję się spełniona. Kiedy spojrzę na modela<br />

w moim studio, widzę każdy fragment światła, wszystkie<br />

szczegóły. I to jest dla mnie niezwykle piękne. Fakt, że<br />

mieszkam w Holandii ma może tylko takie znaczenie,<br />

że szybciej zetknęłam się z malarstwem holenderskich<br />

mistrzów. Ale marzę też o tym, żeby robić fotografie<br />

w stylistyce Jana Matejki. Bardzo bym chciała to zrealizować.<br />

Ostatnio otrzymałam książkę od Pani Zofii<br />

Weiss o malarstwie jej dziadka Wojciecha Weissa.<br />

On malował takie piękne obrazy! Jak tylko nadgonię<br />

zaległości w obróbce zdjęć, to biorę się właśnie za<br />

malarstwo Wojciecha Weissa. No więc nie wiem czy to,<br />

że mieszkam w Holandii ma wpływ na moja sztukę. Nie<br />

wiem, co by było, gdybym mieszkała w Polsce.<br />

76


Jak długo mieszkasz w Holandii? Jak to się stało,<br />

że właśnie tam się osiedliłaś? Czy atmosfera tego<br />

kraju sprzyja twórczości artystycznej?<br />

W Holandii mieszkam już ponad 33 lata....długo.<br />

Wyjechałam z kraju w poszukiwaniu lepszego życia.<br />

Gdyby mi ktoś kazał zrobić to jeszcze raz, to bym tego<br />

nie zrobiła, bo było bardzo ciężko. Jestem w Holandii<br />

bardzo szczęśliwa, uwielbiam ten naród. Czuję się tu<br />

bardzo wolna i mam mnóstwo przyjaciół. Chociaż, gdy<br />

jestem w Polsce, to też dobrze się czuję. Myślę, że to, co<br />

człowiek dookoła siebie tworzy, robi niezależnie od kraju.<br />

Na pewno Holandia pozwoliła mi być bardziej wolną<br />

i swobodną. Holendrzy są niezwykle bezpośredni, ja też<br />

jestem bezpośrednia. Taka zawsze byłam w Polsce, co<br />

niestety nie było mile widziane. A tu jest to tak normalne,<br />

że ja się czuję jak ryba w wodzie. Mówię to, co myślę,<br />

zwracając oczywiście uwagę na to, żeby nikogo nie


zranić i nie być niegrzeczną. Czy atmosfera tego kraju<br />

sprzyja twórczości artystycznej? Nie wiem. Myślę, że to<br />

nie ma znaczenia. Wydaje mi się, że w Polsce mieszka<br />

więcej wspaniałych fotografów i artystów niż w Holandii.<br />

Może tu jest łatwiejszy dostęp do pewnych rzeczy, może<br />

Holendrzy mają więcej pieniędzy na płatne pokazy i wy-<br />

stawy czy zamawianie dużych odbitek. W Polsce nie<br />

każdego na to stać. Ale czasami myślę, że gdybym<br />

była w Polsce, to osiagnęłabym więcej. Myślę, że to nie<br />

ma znaczenia, gdzie się mieszka i gdzie tworzy. Moim<br />

zdaniem oczywiście.<br />

81


Czy często robisz wystawy swoich prac?<br />

Dopiero od tego roku zaczęłam pokazywać swoje prace<br />

na wystawach, bo uważałam, że nie mam takich prac,<br />

które mogłabym pokazać.Tak więc wystawy to świeży<br />

temat. Wystawiałam swoje prace: w Paryżu, w Londynie,<br />

w Polsce - oczywiście w Krakowie w galerii Zofii Weiss,<br />

a teraz w Szczyrku, w galerii Bator Art. Jestem w trakcie<br />

rozmów z galeriami: w Warszawie, Berlinie i Hamburgu.<br />

Zaczyna się coś w tej materii dziać. Bardzo bym chciała<br />

wystawić swoje prace w Nowym Yorku.<br />

Jesteś mistrzynią w swojej dziedzinie, czy w związku<br />

z tym prowadzisz czasem warsztaty dla fotografów?<br />

Za słowa, że jestem mistrzynią w swojej dziedzinie<br />

chciałam Ci serdecznie podziękować, bo sama tego nie<br />

czuję. Zawsze uważałam, że jeszcze muszę dużo się<br />

nauczyć. Tak jak każdy artysta mam dni, gdy wydaje mi<br />

się, że wszystko potrafię i jestem super, a innym razem,<br />

że nic nie potrafię i w ogóle, co za nędza . Ale słyszę od<br />

swoich znajomych artystów fotografów, że też tak mają,<br />

więc … zdrowa jestem w sposobie myślenia o swojej


pracy (śmiech). To co umiem, przekazuję na warsztatach.<br />

Warsztaty lubię robić 1 na 1, dlatego że mam wtedy<br />

bardzo fajny kontakt z taką osobą. Wyjątek robię tylko<br />

raz w roku, gdy jadę do Złodziejewa, to miejscowość<br />

koło Bydgoszczy. Jest tam piękny pałac, który prowadzi<br />

Marcelina Oczkowska. To miejsce eteryczne, w którym ja<br />

też kiedyś byłam na warsztatach i pozostał mi sentyment<br />

do tego miejsca. W Złodziejewie jestem raz do roku.<br />

Tym razem będę 4-6 maja przyszłego roku. Można się<br />

jeszcze zgłaszać na warsztaty.<br />

Gdybym chciała kupić jedną z Twoich prac, gdzie<br />

mogłabym ją nabyć?<br />

Moje prace można kupić bezpośrednio u mnie. Mam<br />

też agentów w Polsce i Holandii, których skieruję do<br />

zainteresowanych i oni załatwią wszystko, co niezbędne.<br />

Prace można też kupić w galerii TON w Holandii.<br />

W Polsce nie ma jeszcze galerii, która zajmowałaby się<br />

sprzedażą moich prac, ale jesteśmy w trakcie rozmów<br />

i być może wkrótce to się zmieni.<br />

Dziękuję Ci Ewo serdecznie za rozmowę i poświęcony<br />

czas. Życzę sukcesów artystycznych i spełnienia<br />

marzeń.<br />

z Ewą Ćwikłą rozmawiała Agnieszka Biardzka


Koniec czy początek?<br />

Śmiertelność z perspektywy wybranych<br />

realizacji sztuki współczesnej - wybór<br />

subiektywny<br />

z cyklu O SZTUCE<br />

Katarzyna Saniewska<br />

- Patrz, jakie te muchy mają piękne kolory! - wykrzyknął<br />

z zachwytem, mój pięcioipółletni syn, dopadłszy rozparcelowanego<br />

na chodniku gołębiego truchła, które w upale<br />

aż kipiało od wezbranego w nim „mikro życia”, przykryte<br />

ruchliwą kołdrą metalicznie połyskujących much.<br />

Ta niespodziewana refleksja estetyczna nieco mnie<br />

zaskoczyła głównie z racji tego, że większość ludzi,<br />

automatycznie, odbiera wszelkie kwestie związane<br />

z «materialnie» postrzeganą śmiertelnością, jako raczej<br />

odstręczające niż piękne. Ponadto, zaczęłam zastanawiać<br />

się, z czysto biologicznego punktu widzenia,<br />

nad tak zwanym „końcem i początkiem”. Nad momentem,<br />

gdy kres jednego organizmu staje się wręcz<br />

miodowym okresem dla miliardów innych, które będą się<br />

w jego wykreślonym z rejestru żywych ciele, w swoich<br />

rytmach i cyklach, mnożyć i budować swoje mikroświaty.<br />

Spojrzenie człowieka, uzbrojonego dodatkowo<br />

w okular estetyzacji, nie wychwyci w tym raczej nic<br />

pięknego. Zwłaszcza, jeżeli uruchomimy prócz zmysłu<br />

wzroku, również zmysł węchu. Poza tym, stajemy<br />

przed pytaniem, rozważanym przez najtęższe umysły,<br />

z perspektywy filozoficznej, ale i etycznej: gdzie właściwie<br />

przebiega granica między tym, co ożywione,<br />

a nieożywione? W którym punkcie możemy wyznaczyć<br />

cezurę pomiędzy tym, co piękne i obrzydliwe? Myślę,<br />

że wybrane wizje człowieka śmiertelnego w sztuce,<br />

mogą, jeżeli nie dać odpowiedzi, to przynajmniej wyrwać<br />

z automatycznego przyporządkowywania śmierci, trupa<br />

i rozkładu, wyłącznie do kategorii „obrzydliwości”...<br />

i zaryzykuję stwierdzenie: dać trupowi nowe życie.<br />

Według jednego z wariantów mitologii, śmierć to<br />

moment odwrotny niż wykluwanie się. Nie pęka żadna<br />

skorupa, aby życie mogło wydobyć się na zewnątrz.<br />

To raczej moment implozji, zapadania się w sobie,<br />

powrotu do wnętrza, do głębi. Akt mający w sobie coś<br />

z wężowej wylinki, kiedy to zewnętrzna skorupa,<br />

czyli ciało pozostaje niczym pusta wydmuszka, która<br />

niebawem ulegnie destrukcji. Śmierć to dziwny twór,<br />

zrodzony przez węża Uroborosa, który połykając własny<br />

ogon, zamyka czas, niczym ósemka zakreślająca<br />

nieskończoność.<br />

Jak mówi pewna z legend melanezyjskich, był w historii<br />

ludzkości taki czas, kiedy nie znano śmierci.<br />

Ludzie zamiast starzeć się i umierać, niczym węże<br />

zrzucali swoją zniszczoną przez czas skórę i powracali<br />

do młodzieńczego wyglądu i formy. Zdarzyło się jednak<br />

raz, że matka wracając do domu po takiej transformacji,<br />

nie chciała przestraszyć dziecka, które mogłoby jej nie<br />

rozpoznać w nowej postaci. Przed wejściem do domu<br />

włożyła zatem z powrotem swoją starą skórę. Podobno,<br />

od tej właśnie pory, ludzie zaczęli starzeć się i umierać.<br />

Według mitologii babilońskiej jednak, umieramy dlatego,<br />

że wąż kradnie nam ziele nieśmiertelności 1 . Wężem<br />

pożerającym to ziele jest czas.<br />

W większości znanych mitologii śmierć i narodziny<br />

przenikają się w swoich znaczeniach. Są momentami<br />

granicznymi, bramami prowadzącymi z jednej na drugą<br />

stronę życia. Według freudowskiej psychoanalizy,<br />

pierwotny lęk przed śmiercią wywodzi się z tego samego<br />

źródła, co lęk przed opuszczeniem bezpiecznego łona<br />

1. W. Kopaliński, Słownik symboli, Wydawnictwo Wiedza powszechna, 1990.<br />

85


matki. Tam trwamy w błogiej nieświadomości a przez<br />

śmierć wracamy do tego stanu. Łączenie symboliki<br />

porodu z symboliką śmierci ma też swoje źródło w tym,<br />

że śmierć często wyobrażana jest jako kobieta. Tym<br />

samym trup staje się jej dzieckiem, a zatem Ziemia,<br />

mająca przyporządkowane wszystkie atrybuty żeńskości:<br />

płodna, dająca życie i zarazem chowająca z powrotem<br />

do swojego wnętrza ciała swych dzieci, również<br />

pokazuje podwójną symbolikę śmierci i porodu. Stąd<br />

prawdopodobnie rozpowszechniony w wielu kulturach<br />

zwyczaj grzebania zwłok w pozycji płodowej 2 .<br />

Chciałabym w tym miejscu odwołać się do twórczości<br />

niemieckiej artystki Claudii Böhme, fotograficzki<br />

operującej symboliką śmierci rozumianej, jako owoc<br />

związków Erosa i Thanatosa. Zwłaszcza jej praca<br />

zatytułowana „Leibesfrucht”, ukazująca niemowlę mające<br />

zamiast buzi trupią czaszkę, przywołuje symbolikę<br />

wręcz średniowieczną i ukazuje bezpośrednią łączność<br />

pomiędzy symboliką narodzin i śmierci. Co więcej,<br />

odnaleźć można w pracach artystki wątek ostatecznej<br />

ekstazy. Symbolika ekstazy i agonii spaja się w jedno,<br />

szczególnie mocno w pracy zatytułowanej „Gib mir deinen<br />

Hönig”, ukazującej postać kobiecą, upozowaną niczym<br />

zwłoki złożone na marach, z trupią czaszką ułożoną na<br />

wzgórku łonowym, zdającą się być źródłem wiecznej<br />

rozkoszy. Nie na darmo zatem orgazm porównywany<br />

jest ze śmiercią, skoro w obydwu przypadkach przestaje<br />

istnieć orbita czasu. Ta estetyka rodem z filmu „Zimny<br />

pocałunek” 3 najbardziej symbolicznie oddziałuje w pracy<br />

pod tytułem «Milch und Hönig”, ukazującej kruka, symbol<br />

śmierci, chcącego skosztować mleka z piersi kobiecej.<br />

Kruk jest karmiony przez śmierć - tu jako symbol,<br />

w naturze jako padlinożerca.<br />

Taki eschatologiczny deser to również praca Aliny<br />

Szapocznikow, zatytułowana „Deser III” (1971) w dość<br />

surrealistycznej manierze ukazująca paterę wypełnioną<br />

poukładanymi na niej, niczym ciastka, obciętymi,<br />

kobiecymi piersiami. Jedne mają żywą, zdrową barwę,<br />

inne przywołują na myśl chorobę i rozkład. Nasze oczy<br />

mogą skosztować śmierci. Trudno oprzeć się wrażeniu, że<br />

podziwiając twórczość Aliny Szapocznikow uprawiamy<br />

rodzaj wzrokowego kanibalizmu. Przekraczamy tym<br />

samym barierę tego, co dozwolone. Artystka bezustannie<br />

żongluje pojęciami takimi, jak cielesność, erotyzm,<br />

zjadanie, choroba, śmiertelność, kanibalizm. Kanibalizm<br />

zaś, to jedna z tych form posługiwania się ciałem, która<br />

budzi jakiś pierwotny lęk i wstręt. To coś gorszego od<br />

samej śmierci. W swojej książce zatytułowanej „Praktyki<br />

cielesne”, Jacek Maria Kurczewski uznaje kanibalizm<br />

za przeciwieństwo porodu 4 . Kanibalizm jest bowiem<br />

wchłanianiem w siebie drugiego człowieka, czynienia<br />

go częścią siebie, jednak w akcie unicestwienia, nie zaś<br />

kreacji.<br />

W wypadku prac Szapocznikow kanibalizm ma<br />

znaczenie podwójne. Artystka chorując na raka, tworzy<br />

niejako swój nowotwór, karmi go własnym ciałem i sama<br />

jest przez niego pożerana. Tym samym personifikując i<br />

portretując swojego raka, daje widzom do skonsumowania<br />

kawałki swojego ciała. Zaklina w ten sposób swoją<br />

chorobę ukazując ją w serii prac „Nowotwory”. Jak<br />

pisze Susan Sontag: „Choroba jest nocną półkulą życia,<br />

naszym bardziej uciążliwym obywatelstwem. Od dnia<br />

narodzin każdy z nas posiada jakby dwa paszporty,<br />

przynależy zarówno do świata zdrowych, jak do świata<br />

chorych. I choć wszyscy wolimy przyznawać się tylko<br />

do pierwszego z tych światów, prędzej czy później,<br />

chociażby na krótko, musimy uznać nasz związek<br />

z tym drugim” 5 . Szczególnie dojmujące wrażenie<br />

robi praca pod tytułem „Krużlowa”(1971), będąca<br />

wstrząsającym przykładem nadawania przez artystkę<br />

tożsamości guzom nowotworowym. Ukazuje ona na poły<br />

abstrakcyjne, obłe formy, budujące kształt symbolizujący<br />

tkankę nowotworową. W każdej z tych form - guzów<br />

zatopiona jest twarz Pięknej Madonny z Krużlowej. W<br />

żywicy, z której wykonana jest praca, zanurzone zostały<br />

również skrawki gazy opatrunkowej, które nabierają tu<br />

wręcz symboliki całunu. Wszystko poprzerastane jest<br />

formami piersi, które zdają się skapywać niczym łzy,<br />

płacząc same po sobie. Szapocznikow przełamując<br />

tabu choroby, częstuje widzów niesamowitymi obrazami,<br />

spajającymi w jakiś przedziwnie afirmujący<br />

życie sposób: wszystko to, co w ciele ludzkim piękne i<br />

straszne, śmiertelne i nieśmiertelne. Jej twórczość od<br />

samego początku wiązała się z ukazywaniem kruchości<br />

bytu. Było to częściowo zdeterminowane przez biografię<br />

artystki, która dzieciństwo i wczesną młodość spędziła<br />

najpierw w hitlerowskich gettach w Pabianicach i Łodzi,<br />

następnie w hitlerowskich obozach koncentracyjnych<br />

w Auschwitz, Bergen - Belsen i Teresinie. Takie prace, jak<br />

„Ekshumowany” (1955), czy powstający niedługo przed<br />

śmiercią artystki „Zielnik” (1972 -73) są w pewien sposób<br />

autobiograficzne. Opowiadają o różnych obrazach, jakimi<br />

2. L.V. Thomas, Trup, przeł. J. Kocjan, Wydawnictwo Łódzkie, Łódź, 1991.<br />

3. Zimny pocałunek, reż. L. Stopkiewich, Kanada, 1997.<br />

4. J.M. Kurczewski, Praktyki cielesne, Trio, Warszawa, 2006.<br />

5. S. Sontag, Choroba, jako metafora. Aids i jego metafory, przeł. J. Anders, Warszawa, 1999, s.7.<br />

86


nasiąkała jej pamięć i stanowią dowód niesamowitego<br />

wyczulenia na kwestie pomiędzy jeszcze-bytem a...<br />

już-nie-bytem. Iza Kowalczyk widzi w pracach Aliny<br />

Szapocznikow oswajanie abjectu (rozumianego w sensie<br />

pojęcia, zaproponowanego przez Julię Kristevę) 6 . Abject<br />

to coś, co jest odrzucająco wstrętne i odpychające.<br />

Lata 50-te w twórczości Szapocznikow to ukazywanie<br />

ciała i uświadamianie sobie siebie w nim. To okres<br />

odlewów i odwzorowań przy użyciu żywic syntetycznych.<br />

Natomiast lata 60-te i 70-te to czas znikania i zapadania<br />

się w sobie. Widać to w zanikaniu form ciała w masie<br />

użytego poliuretanu. Takie prace, jak seria „Fetysze”<br />

(1972), czy gigantyczne nałożone na siebie odlewy<br />

brzuchów, niczym zawieszone w przestrzeni uśmiechy<br />

Buddy („Grand Ventres,” 1968), bądź multiplikacje ust<br />

(„Autoportret dwukrotny”, 1967) to bezustanna afirmacja<br />

życia ukazanego w nieuchronnie powiększającym<br />

się cieniu śmierci. Afirmacja ciała w wykonaniu Szapocznikow<br />

przywodzi na myśl jakiś przewrotny kult<br />

religijny, ma w sobie wręcz pierwiastek magiczny.<br />

Artystka tworzy rodzaj relikwiarzy w kształcie swojego,<br />

skazanego na pewną zagładę, ciała. To zakochanie się<br />

w swoim ciele przywodzi na myśl mit o Narcyzie, który<br />

ujrzał swoje odbicie w nurtach Styksu. Jacek Waltoś<br />

pisze tak: „Trudno jest nie kojarzyć jej wyobraźni<br />

z procederami barokowymi XVII wieku. Przypominają<br />

się dewocjonalne rzeźby-lalki, przykłady rozpadu<br />

ciała i marności ziemskiego piękna. Przypominają się<br />

wota: srebrne i złote serca, nogi, ręce. Przypomina się<br />

kult relikwii” 7 .Co więcej, przypomina się kult świętych<br />

umierających męczeńską śmiercią. Śmiercią, która znów<br />

przedziwnie stawała się symbolem życia, gwarantowała<br />

bowiem życie wieczne. Warto zauważyć, że cechą<br />

wspólną wszystkich hagiografii jest przecież zaczynanie<br />

ich od końca... to znaczy od końca ziemskiego żywota.<br />

Koniec jest jednocześnie początkiem. Odlewy piersi Aliny<br />

Szapocznikow to nic innego, jak ukazane na tacy<br />

obcięte piersi świętej Agaty, stanowiące atrybuty jej<br />

męczeństwa.<br />

Pozostając przy temacie relikwii, chciałabym nawiązać<br />

do serii fotografii autorstwa Andresa Serrano,<br />

zatytułowanej „Kostnice”. Zdjęcia wykonane zostały<br />

w amerykańskich kostnicach i przedstawiają wykadrowane<br />

fragmenty martwych ciał ludzkich. Patrząc nie można<br />

odnieść wrażenie kontynuowania tematyki związanej<br />

z relikwiami, z tym, że przeniesionej w czasy<br />

współczesności, gdzie zamiast katowskiego topora, na<br />

czyjąś głowę spada grad policyjnych kul. Wyjątkowość<br />

ciał pokazanych przez Serrano definiowana jest nie<br />

przez samą śmierć, lecz przez jej rodzaj. Tak samo, jak<br />

w wypadku świętych, którzy określani są w ikonografii<br />

poprzez atrybuty męczeństwa.<br />

W odwiedzonej przez Serrano kostnicy widzimy:<br />

spuchnięty fragment ciała topielca, o skórze pokrytej<br />

wybroczynami; oglądamy stopę z okropnym, wykonanym<br />

skalpelem, nacięciem, która przypomina ranę sondowaną<br />

paluchem niewiernego Tomasza, należącą do osoby<br />

otrutej strychniną; patrzymy na pokryty zwęgloną skórą<br />

łokieć osoby, która zginęła w pożarze. W taki sam sposób<br />

spoglądając na średniowieczne ołtarze szafowe widzimy:<br />

Świętego Wawrzyńca upieczonego na ruszcie, Świętą<br />

Apolonię trzymającą w obcęgach swoje wyrwane zęby<br />

czy Świętego Bartłomieja trzymającego własną skórę,<br />

z której go obdarto. Wśród fotografii Serrano jedno zdjęcie<br />

zwłaszcza wryło mi się w pamięć. Chodzi o fotografię<br />

twarzy, zastrzelonej przez policję Jane Doe 8 , której głowa<br />

wygląda niczym fragment strzaskanego posągu<br />

z brązu. Śmierć i plamy opadowe nie odebrały jej urody,<br />

a raczej - paradoksalnie, przydały pewnej szlachetności.<br />

Chciałabym w tym momencie zastanowić się nad<br />

dualizmem reakcji wywoływanych przez ludzkie szczątki,<br />

czy wydzieliny. Z jednej strony potrafią budzić niesłychane<br />

kontrowersje natury estetycznej, a z drugiej szacunek, czy<br />

wręcz uwielbienie. Można zaryzykować sformułowanie<br />

tezy, że skoro życie ludzkie jest świętością, to żadne<br />

ludzkie części, czy płyny nie powinny budzić odrazy.<br />

Kultura popularna uczyniła z ciała przedmiot kultu,<br />

wręcz relikwię. Kultura popularna pasożytuje na ciele,<br />

rozmnaża się i przeobraża dzięki temu, że zamieszkuje<br />

w ciele, niczym larwa i w najlepsze żywi się ciałem.<br />

Warto w tym kontekście wspomnieć o pracy Joanny<br />

Rajkowskiej z serii „Satysfakcja gwarantowana” (2000).<br />

Możemy tam doszukać się nawiązań do rytualnego<br />

kanibalizmu w odniesieniu do kanibalizm kulturowego.<br />

Rajkowska pokazuje zamknięte, w kojarzących się<br />

z masową produkcją spożywczą opakowaniach, opatrzonych<br />

etykietami, ze szczegółową informacją o składzie,<br />

ludzkie (swoje) płyny ustrojowe.<br />

Wracając jednak do tematu męczeństwa, można<br />

zaryzykować stwierdzenie, że ono samo i łączące się<br />

z nim skupienie na maksymalizacji doznań dręczonego<br />

i patrzącego, miało w sobie jakiś perwersyjny, wręcz<br />

6. Magazyn Artmix, dostęp: www.obieg.pl<br />

7. Cyt. za: A. Krzysztofiak, Alina Szapocznikow i deformacja ciała, Aorta Magazine.<br />

8. Warto wspomnieć, że kobiece nazwisko Jane Doe, bądź jego męski odpowiednik John Doe to w amerykańskiej terminologii policyjnej i sądowej synonim polskiego<br />

NN, bądź w mniej kryminalnym kontekście, Jana Kowalskiego.<br />

87


orgiastyczny pierwiastek. Wyczuwamy<br />

bliskość Erosa i Thanathosa,<br />

obecnych<br />

na miejscu kaźni. Jak<br />

pisze Morawski, mamy<br />

w tym momencie do czynienia<br />

z przekroczeniem dwóch rodzajów<br />

tabu: śmierci i seksualności.<br />

Obydwa zawieszane<br />

są tylko w trakcie ofiary albo<br />

w trakcie orgii. Mieszając się<br />

ze sobą sprawiają, że ofiara<br />

staje się orgią 9 . Każdy akt<br />

okrucieństwa jest w istocie<br />

głęboko erotyczny, jego<br />

opis zaś i epatowanie<br />

okrucieństwem są na wskroś<br />

pornograficzne. Powracamy zatem<br />

do motywu połączenia<br />

agonii i ekstazy. Takie myśli<br />

przywołuje praca Aliny Szapocznikow<br />

zatytułowana «Wielki<br />

Nowotwór I”(1969). Bryła guza<br />

ma twarz artystki, wykrzywionej<br />

w grymasie, trudno powiedzieć<br />

bólu, czy rozkoszy.<br />

Czy istnieje zatem coś<br />

takiego jak piękno śmierci?<br />

Czy też odseparowanie od<br />

bezpośredniego kontaktu ze<br />

śmiercią, z umierającym, (wynikające<br />

z całkowitego zmedykalizowania<br />

całego procesu i wyrugowania go ze sfery<br />

domowej) w kulturze ponowoczesnej, zaszło już tak daleko,<br />

że jesteśmy w stanie widzieć, jedynie... trupa. Trupa w<br />

znaczeniu, jakie opisuje Louis Vincent Thomas, czyli w<br />

postaci ochłapu materii toczonej przez skomplikowane<br />

procesy rozkładu. Trupa w po-staci dalekiej od wzniosłości,<br />

a bliższej raczej kategoriom obrzydliwości i zagrożenia.<br />

Jak pisze Kundera: „Śmierć ma dwie postaci: Po<br />

pierwsze oznacza niebyt. Po drugie zaś oznacza<br />

przerażający, materialny byt trupa (...) Jeszcze przed<br />

chwilą bronił człowieka wstyd, świętość nagości<br />

i życia prywatnego, a potem wystarczy sekunda<br />

i oto po śmierci ciało wydane zostaje na łaskę kogokolwiek.<br />

Mogą je obnażać, oglądać jego wnętrzności, zatykać<br />

z obrzydzenia nos przed jego smrodem, wrzucać do<br />

lodówki, albo i do ognia” 10 .<br />

Z przyjęciem do wiadomości faktu bycia śmiertelnymi<br />

oraz tak materialnie nietrwałymi, ludzie zanurzeni w kulturze<br />

współczesnej mają pewien problem. Co<br />

zastanawiające, nie mieli go artyści osiemnastowieczni,<br />

czy dziewiętnastowieczni, o czym świadczyć<br />

może notatka sporządzona ręką francuskiego<br />

rzeźbiarza Jean-Marie Bonasieux: „(...) dzielę się<br />

z doktorem Terasse obiektami, za które płacimy po 3-4<br />

franki. On bierze tułów, ja zaś członki” 11 .<br />

9. P. Morawski, Corona Martyrii, Corona Vitae, Punkt po punkcie. Koniec. Zeszyt siódmy, Stowarzyszenie pisarzy polskich, Wydawnictwo Słowo/Obraz/Teryrytoria,<br />

Gdańsk, 2006, s.20.<br />

10. M. Kundera, Księga śmiechu i zapomnienia, przeł. P. Godlewski, A. Jagodziński, Warszawa 1983, cyt.za: W. Kuligowski, P. Zwierzchowski, Śmierć jako norma,<br />

śmierć jako skandal, Wydawnictwo Akademii Bydgoskiej, Bydgoszcz 2004, s.11.<br />

11. Cyt.za: A. Pingeot (red.), La sculpture francaise au XIX siecle, Paris, q986 (katalog wystawy), s.29, [w:] A. Pieńkos, Okropności sztuki, Wydawnictwo Słowo/<br />

Obraz, Terytoria, Gdańsk, 2006, s.129.<br />

88


Podobnym przykładem może być Theodore Gericault,<br />

który w swojej pracowni układał prawdziwie martwe<br />

natury, złożone z odciętych ludzkich kończyn, czego<br />

dowodem jest obraz zatytułowany po prostu „Odcięte<br />

kończyny” (Montepelier, Musee Fabre). Natomiast przygotowując<br />

szkice do swojego sztandarowego dzieła<br />

„Tratwa meduzy”, wynajął specjalne pomieszczenie na<br />

tyłach szpitala, w którym nie zważając na trupi odór,<br />

niestrudzenie szkicował studia zwłok 12 .<br />

W dzisiejszej dobie umieranie staje się czymś<br />

wysoce nieprzyzwoitym, wstydliwym i kłopotliwym. Chociaż<br />

obecnie śmierci uporczywie nakłada się czapkę<br />

niewidkę, a zwłoki oddala z pola widzenia, oddając<br />

je w ręce wyspecjalizowanych fachowców, trudno o-<br />

przeć się wrażeniu, że takie traktowanie umierania<br />

i martwego ciała, w pewien sposób godzi w nas samych.<br />

Śmiertelność traktowana jest jako frontalny atak na ludzką<br />

wszechmoc 13 . Co więcej, odbiera się śmierci prawo do<br />

jej właściwego imienia, tak jakby wypowiedzenie na głos<br />

słowa „Śmierć”, mogło ją przywołać, niczym złego ducha.<br />

Śmiertelność jest na wszelkie sposoby eufemizowana.<br />

Dzieli się ją na drobne puzzle chorób, które można<br />

zwalczyć, czy zmian, które można skorygować.<br />

Śmierć jako moment ostateczny, wykraczający<br />

poza nasze pojmowanie i możliwość interwencji, jest<br />

nieustannie odsuwana z pola naszej świadomości<br />

i wymazywana z publicznego dyskursu. Zapominamy<br />

o tym, o czym mówi praca Katarzyny Kozyry „Święto<br />

wiosny”. Jest ona ilustracją faktu, że śmierć wszystko<br />

i wszystkich sprowadza ostatecznie do wspólnego<br />

mianownika. Instalacja „Święto wiosny” stanowi<br />

przedziwną parafrazę baletu Igora Strawińskiego, o tym<br />

samym tytule. Rytuał przywołania wiosny, czyli budzenia<br />

świata do życia, zostaje tutaj przemieniony w Danse<br />

Macabre, odtańczony przez zasuszone ciała starców.<br />

marionetkowy. W pracy Kozyry symbolika śmierci,<br />

jako źródła życia i ofiary, jako odrodzenia, zostaje pokazana<br />

niczym w gabinecie krzywych luster. Artystka<br />

w swojej instalacji wideo ukazuje wyschnięte ciała,<br />

uchwycone w konwulsyjnych, agonalnych pozach, fotografowane<br />

na leżąco, na gładkich tłach. Dodatkowo,<br />

niczym nieubłagana dłoń czasu, zabiera ciałom płeć,<br />

zamienia przynależne jej atrybuty. Pokazuje to, co czyni<br />

starość, odcinając dobroczynny dopływ hormonów,<br />

sprawiając że ciała kobiet i mężczyzn stają się do siebie<br />

podobne... można rzec - powoli tracą atrybuty dorosłości<br />

postrzeganej przez pryzmat cech płciowych.<br />

Jak daleko jesteśmy od traktowania śmierci, jako<br />

jedynego zjawiska, co do wystąpienia którego możemy<br />

mieć stuprocentową pewność, dowodzi fakt, że<br />

w latach 70-tych XX wieku, w szkołach amerykańskich<br />

koniecznością okazało się wprowadzenie zajęć o nazwie»<br />

Starość i umieranie» 14 .<br />

Rozluźnienie więzów rodzinnych, brak kontaktu<br />

z osobami starszymi, brak możliwości obserwacji naturalnej<br />

przemiany pokoleń, spowodowały, że zupełnie<br />

niezrozumiały stał się eufemizm : „to pass away”. Nie<br />

mówiąc już o tym, że czasownik „to die” w zasadzie<br />

w ogóle nie funkcjonował, słownie niedotykalny, niczym<br />

imię demona. Nasuwa się tutaj pytanie, czy owo<br />

wyparcie śmierci ze świadomości nie jest kolejnym<br />

krokiem stawiania się człowieka ponad naturą? Czy nie<br />

jest również postawieniem się człowieka ponad stwórcą?<br />

W zadziwiający sposób zmieniła się kategoryzacja<br />

śmierci we współczesnej kulturze. Umieranie stało się<br />

czymś niewygodnym i kłopotliwym. Żałoba natomiast,<br />

niczym więcej niż krępującym otoczenie epatowaniem<br />

prywatnymi odczuciami. Wszystko to w proteście przeciwko<br />

publicznemu uświadamianiu kruchości ludzkiego<br />

życia.<br />

Strawiński tworząc „Święto wiosny”, inspirował się<br />

prasłowiańskim rytuałem, podczas którego starszyzna<br />

wioski wybierała młodą dziewczynę, polecając jej<br />

poświęcić życie po to, by mogło się odrodzić życie<br />

przyrody. Innymi słowy, aby rytuał mógł się wypełnić,<br />

dziewczyna miała tańczyć do upadłego, do utraty<br />

zmysłów i sił. Wacław Niżyński w swojej pracy nad<br />

tym baletem kładł nacisk na to, by uwidocznić wysiłek<br />

i znużenie, ostateczne wyczerpanie tym tańcem tak,<br />

aby prawie słychać było jęk pracujących mięśni. Taniec<br />

staje się więc finalnie sztywny, konwulsyjny, wręcz<br />

Chciałabym w tym miejscu odnieść się do twórczości<br />

Konrada Kuzyszyna, a szczególnie do przejmującego<br />

cyklu fotograficznego, zatytułowanego „Kondycja ludzka”<br />

(1983-85). W pracach tych przemyślenia dotyczące<br />

przemijania i kruchości życia zilustrowane zostały za<br />

pomocą obrazów utrwalonych w Collegium Anatomicum<br />

łódzkiej Akademii Medycznej. Kuzyszyn prezentuje<br />

„portrety” ludzkie w różnym stopniu wypreparowania<br />

skłaniając do zastanowienia się nad tym, kim jest człowiek<br />

w obliczu śmierci, i co dzieje się, gdy ta już nastąpi.<br />

Skłania do refleksji nad tym, czym staje się człowiek, czy<br />

12. A. Pieńkos, op. cit.<br />

13. Z. Bauman, Śmierć i nieśmiertelność o wielości strategii życia, rozdz.4, Nowoczesność czyli dekonstruowanie śmiertelności, PWN, Warszawa, 199<br />

14 E. Kuryluk, Podróż do granic sztuki, rozdz. Studiować śmierć, Warszawa, 2005, s.92.<br />

89


aczej już tylko ciało ludzkie, w rękach nauki. Którędy<br />

przebiega granica między tym, co święte, a tym, co<br />

obrzydliwe? Jak to się dzieje, że relikwiarz w kształcie<br />

głowy świętego (prawdopodobnie zawierający szczątki<br />

tejże głowy), nie przejmuje nas dreszczem obrzydzenia,<br />

podczas gdy głowa anonimowego męczennika nauki,<br />

zanurzona w formalinie, niezmiernie nas zniesmacza?<br />

Kiedyś śmierć, podobnie jak narodziny, celebrowano<br />

i uważano za niezwykle doniosły moment w trwaniu<br />

każdej jednostki - początek i koniec pewnego etapu. Były<br />

to chwile, gdy najzwyklejszy człowiek zyskiwał absolutną<br />

uwagę otoczenia. Umieranie, odchodzenie w wieczny<br />

sen odbywało się we własnym łóżku, w otoczeniu osób,<br />

z którymi konający chciał się pożegnać, bądź wydać im<br />

ostatnie dyspozycje. Obecnie umierający, umieszczony<br />

w szpitalnym łóżku, staje się petentem, który musi<br />

podporządkować się procedurom administracyjnym.<br />

Jak twierdzi Elisabeth Köbler-Ross, wyizolowanie i samotność<br />

są dodatkowymi źródłami cierpienia dla<br />

umierających 15 . Co więcej - proceduralne podejście<br />

do choroby i umierania odziera je z aury wyjątkowości<br />

i jednostkowości. Odbiera to śmierci rangę ostatecznej<br />

przemiany w życiu człowieka. Wpisuje go za to w obraz<br />

niczym z fabryki Forda, gdzie pracowano metoda<br />

taśmową. W szpitalu również istnieje pewna taśmowość<br />

postępowania. Umierający przeszkadza i wybija z rytmu,<br />

zatem powinien dokonać żywota w miarę dyskretnie.<br />

Także żałoba powinna być w miarę nienachalna. Jak<br />

pisze Tomasz Sahaj: „Dziś widok kobiet w czerni kojarzy<br />

się bardziej z islamskim fundamentalizmem niż ze<br />

śmiercią, czy żałobą” 16 . Trudno również zaprzeczyć 17<br />

słowom Aries, który stwierdza:”(...) teraz łzy żałoby<br />

upodobniono do wydzielin chorego. Jedne i drugie są<br />

obrzydliwe”.<br />

Zagadnienia te porusza Grzegorz Klaman w swojej<br />

pracy zatytułowanej „Emblematy”. Wieloelementowa<br />

instalacja składa się z podświetlonych gablot-relikwiarzy<br />

prezentujących fragmenty ludzkiej anatomii:<br />

między innymi mózg, czy jelita. Cała wystawa była<br />

eksponowa-na w częściowo działającym a częściowo<br />

zdesakralizowanym kościele, przy czym wiele prac<br />

znalazło się w nawie głównej. To, co proponuje Klaman, to<br />

całkowicie obca czasom współczesnym kontemplacyjna<br />

poetyka śmierci. Na tyle obca, że tego typu sztuka,<br />

musi czasem stawać się spiskiem. Aby możliwa była<br />

zagraniczna ekspozycja wszystkich elementów wystawy<br />

związana z artystą, Aneta Szyra, bardzo ceniona<br />

polska kuratorka sztuki, musiała we własnej torebce<br />

przemycać niektóre eksponaty.<br />

W charakterze podsumowania moich rozważań,<br />

chciałabym zaproponować refleksję nad pracą „Widziałam<br />

własną śmierć» Zuzanny Janin. Artystka przeprowadza<br />

eksperyment artystyczny na własnym życiu, aranżując<br />

fotografie ukazujące rozmaite okoliczności, w jakich<br />

mógłby nastąpić jej zgon. Widzimy zatem Janin -<br />

samobójczynię, z podciętymi żyłami, leżącą w wannie.<br />

Oglądamy Janin - martwą - narkomankę, zwiniętą gdzieś<br />

na dworcowym korytarzu. Możemy przeczytać nekrologi,<br />

które faktycznie ukazały się 5 kwietnia 2003 roku w „Gazecie<br />

Wyborczej”, zamieszczone przez jej krewnych<br />

oraz pewną galerię niezależną. Dowiadujemy się z nich,<br />

że artystka „odeszła”, a pogrzeb odbędzie się 7 kwietnia<br />

2003 roku na Warszawskich Powązkach. Przede wszystkim<br />

jednak, możemy obejrzeć film z jej pogrzebu,<br />

w której to uroczystości Zuzanna Janin wzięła udział,<br />

jednak nie jako główna bohaterka, ale postronny widz.<br />

Praca Zuzanny Janin to opowiadanie o doświadczeniu<br />

niemożliwego. Dokumentacja doświadczenia własnej<br />

nieobecności. Pokazanie momentu nieodwracalnego<br />

zamknięcia się, przynależnych nam ram czasowych, tu<br />

i teraz.<br />

Prawdopodobnie tylko sztuka daje możliwość spojrzenia<br />

na własny pogrzeb. Jak to wygląda już z innej<br />

perspektywy, tej realnej, dowiemy się...”w swoim czasie”.<br />

Teraz należałoby zapytać: Co jest po drugiej stronie?<br />

Chciałabym, aby moje rozważania poświęcone wizjom<br />

człowieka w sztuce zakończyły się próbą przedstawienia<br />

kilku wizji ukazujących figurę, która stoi na pograniczu<br />

świata ludzkiego i boskiego, będąc jednocześnie jednym<br />

z uniwersalnych wzorców kobiecości. Czy jest nim<br />

naprawdę? Postaram się odpowiedzieć na to pytanie<br />

w następnym numerze Post Scriptum.<br />

15. E. Kübler -Ross, Rozmowy o śmierci i umieraniu, przeł. .J. Doleżał - Nowicka, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa, 1979, s.43-105.<br />

16. T. Sahaj, Człowiek istota śmiertelna. Filozofia. religia. Medycyna. Sport, rozdz, Wiek XX i XXI. Perypetie współczesnego człowieka ze śmiercią,<br />

Poznań, 2004, s.201.<br />

17. P. Aries, Człowiek i śmierć, przeł. E. Bąkowska, Warszawa, s.569.<br />

90

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!