POST SCRIPTUM - Wydanie świąteczne - Grudzień 2019
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury. Wydanie specjalne, świąteczne. W numerze m.in: Święta u artystów, ilustracje Ewy Rodriquez, Bombka Krucha - Jarosław Rybski, Święta ateisty - Jarosław Prusiński, Percepcja koła-wystawa, Poezja, Wywiad z Alkiem Rogozińskim, Kawa – Piotr Jastrzębski, Jak spędzają Święta kobiety na emigracji, Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji.
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.
Wydanie specjalne, świąteczne. W numerze m.in:
Święta u artystów, ilustracje Ewy Rodriquez, Bombka Krucha - Jarosław Rybski, Święta ateisty - Jarosław Prusiński, Percepcja koła-wystawa, Poezja, Wywiad z Alkiem Rogozińskim, Kawa – Piotr Jastrzębski, Jak spędzają Święta kobiety na emigracji, Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji.
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
ISSN 2633-1292 2½/<strong>2019</strong> fb:post scriptum<br />
PROZA POEZJA PUBLICYSTYKA SZTUKI WIZUALNE<br />
Percepcja koła<br />
ŚWIĘTA ATEISTY<br />
wywiad z Alkiem Rogozińskim<br />
Wigilijny “DACH”Stowarzyszenia Autorów Polskich<br />
Jak święta spędzają KOBIETY NA EMIGRACJI<br />
Piotr Jastrzębski “KAWA”<br />
Święta święta Bożego Narodzenia we Francji we Francji<br />
Jarosław Rybski “BOMBKA KRUCHA”<br />
Święta u Artystów<br />
Robert Knapik<br />
Recenzja Krótkiej wymiany ognia<br />
nowości wydawnicze<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
1
Serdecznie<br />
zapraszamy!<br />
https://www.facebook.com/slawomirmikawoz/<br />
https://slawomirmikawoz.wordpress.com/<br />
W<br />
lutym otrzymacie do rąk pełny<br />
numer. Sto stron podróży do<br />
świata sztuki, którą odbędziecie ze<br />
wspaniałymi artystami. Będzie fotografka<br />
Monika Cichoszewska, będzie<br />
spotkanie z literaturą Olgi Tokarczuk,<br />
zagości na łamach malarz Sławomir<br />
Mikawoz (którego obraz publikujemy),<br />
piosenkarka Żanna Gierasimowa<br />
i wielu innych niewymienionych,<br />
ale równie wspaniałych artystów.<br />
4 Święta u artystów<br />
12 Ewa Rodriquez – ilustracje<br />
14 Bombka Krucha – Jarosław Rybski<br />
16 Święta ateisty - Jarosław Prusiński<br />
18 Percepcja koła<br />
20 Krótka wymiana ognia – recenzja<br />
24 Gwiazdka spadła na DACH<br />
26 Poezja<br />
30 Wywiad z Alkiem Rogozińskim<br />
34 Kawa – Piotr Jastrzębski<br />
36 Grzegorz Ptak – ilustracje<br />
40 Jak spędzają Święta kobiety na emigracji<br />
44 Przy placu MDM – Piotr Jastrzębski<br />
47 Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji<br />
50 Świąteczne nowości wydawnicze<br />
Drodzy,<br />
W oczekiwaniu na numer lutowy, w którym<br />
znajdziecie wiele smakowitości w postaci<br />
kolejnej dawki ciekawych artykułów,<br />
felietonów, prozy literackiej, poezji<br />
i sztuk wszelakich, w którym wielu<br />
świetnych artystów opowie Wam o swojej<br />
twórczości i zmaganiu się z prozą życia –<br />
oddajemy w Wasze ręce numer świąteczny.<br />
To taki prezent, poza normalnym<br />
cyklem wydawniczym. Chcieliśmy go dla<br />
Was zrobić i... zrobiliśmy. A jest co czytać:<br />
przepytaliśmy Alka Rogozińskiego, artyści<br />
opowiadają o swoich mniej lub bardziej wyjątkowych<br />
świętach, dowiadujemy się jak<br />
Boże Narodzenie spędza się na emigracji,<br />
a na deser – garść wierszy i bajkowych<br />
ilustracji w klimacie świątecznym.<br />
Życzymy przyjemnej lektury i<br />
radosnego świętowania.<br />
Renata Cygan<br />
Redaktor naczelna<br />
ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />
Iwona Niezgoda, Robert Knapik, Jarosław Prusiński, Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska,<br />
Katarzyna Saniewska, Renata Cygan<br />
Skład i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />
NUMER KONTA: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />
fb: post scriptum<br />
2<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
email: postscriptum.mag@gmail.com<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
3
Święta u Artystów<br />
Spotkaliśmy się na tradycyjnym przedwigilijnym śledziku,<br />
popijając go wodą (bo to post w końcu, czas umartwiania) w naszych<br />
skromnych redakcyjnych progach. Literaci pili wodę z literatek,<br />
a inni artyści z kieliszków. Zaprzeczamy kłamliwym pogłoskom, że<br />
w szkle było coś innego niż woda. Była woda, chyba że dokonała się<br />
magiczna jej przemiana w wino. W końcu to święta.<br />
Do stołu z widokiem na Big Bena zasiedli artyści, którzy gościli lub<br />
w najbliższym czasie zagoszczą na naszych łamach - pisarze:<br />
Małgorzata Warda, Elżbieta Sidorowicz-Adamska, Krystyna<br />
Śmigielska, Maciej Siembieda, Jarosław Rybski, Krzysztof Bochus,<br />
malarka – Maja Borowicz, fotografka - Ewa Ćwikła, piosenkarka<br />
i aktorka – Alicja Borkowska, aktorka dramatyczna i pieśniarka –<br />
Żanna Gierasimowa.<br />
Post Scriptum:<br />
Czy któreś święta Bożego Narodzenia szczególnie<br />
zapadły Wam w pamięć? Czy któreś były magiczne?<br />
Małgorzata Warda:<br />
Staram się, aby każde święta były magiczne,<br />
natomiast najcieplej wspominam te obchodzone<br />
w dzieciństwie. Świat widziany oczami dziecka jest<br />
pełen magii i olśnień. Pamiętam moją babcię, przepasaną<br />
fartuchem, nakrywającą do <strong>świąteczne</strong>go<br />
stołu. Mamę i tatę w kuchni, takich młodych,<br />
młodszych niż ja jestem dzisiaj. Przypomina mi się<br />
siostra, jeszcze wtedy nastolatka, widzę siebie,<br />
pospiesznie kończącą pisać rozdział książki w stukartkowym<br />
zeszycie. I widzę nasz dom: blask świec, choinkę,<br />
nastrój oczekiwania, wiarę, że to magia sprawi,<br />
że pod choinką pojawią się prezenty. Mam nadzieję,<br />
że moja córka będzie miała podobne wspomnienia ze<br />
swoich dziecięcych świąt.<br />
Jarosław Rybski:<br />
Świętami, które ja wspominam najcieplej są te liczne,<br />
wielopokoleniowe, kiedy przy wigilijnym stole zasiadały<br />
cztery pokolenia mojej rodziny. Prababcia Maria,<br />
dziadek Wilhelm i babcia Maria, mama Alicja, tato<br />
Bolesław i wujek Leszek. No i ja. Wszyscy zgromadzeni<br />
w jednym pokoju, w kamienicy w jarosławskim rynku.<br />
Dwanaście potraw wigilijnych, sianko pod obrusem<br />
i pachnąca lasem choinka. Za oknem prószył śnieg,<br />
a zapach pyszności przygotowanych przez babcię<br />
zo-stał ze mną na zawsze.<br />
Kolejnymi świętami, które zapamiętałem były te podczas<br />
zimy stulecia w latach 70-tych. Wigilia w podobnym<br />
gronie, choć nieco mniej nas było, bo nie wszyscy<br />
mogli dojechać do Wrocławia. Spałem w czapce<br />
na głowie, bo był dwudziesty któryś stopień zasilania<br />
i w domu było zimno jak w psiarni. Nie muszę<br />
dodawać, że bardzo mi się to podobało.<br />
Teraz spędzamy święta z mamą i moją Dorotką,<br />
bo niemal wszyscy bliscy odeszli. Nie są to jednak<br />
smutne święta. Zawsze dają ciepło i otuchę, nadzieję<br />
na przyszłość.<br />
Elżbieta Sidorowicz-Adamska:<br />
To były święta takie, jak zawsze. Jak zawsze miały<br />
być u mnie, a ja jak zwykle pracowałam do końca,<br />
to znaczy w dzień wigilijny pozwolono nam wyjść<br />
z pracy o 16.00, w drodze wyjątku... Cały poprzedni<br />
tydzień przygotowywaliśmy z mężem wieczorami<br />
kolejne potrawy i sprzątaliśmy dom. W Wigilię byłam<br />
już tak umordowana, że właściwie marzyłam tylko<br />
o tym, żeby się położyć i wypocząć.<br />
Magia świąt? Jaka magia? Na dworze depresyjna plucha,<br />
ani płatka śniegu... Wkurzały mnie te wszystkie<br />
gwiazdkowe reklamy, zasypane magicznym śniegiem.<br />
Wkurzało mnóstwo rzeczy. Przez całą Wigilię latałam<br />
pomiędzy kuchnią a stołem, donosząc, odgrzewając,<br />
pilnując psa i kota, gdyż była to dość złodziejska<br />
i sprytna spółka z o.o., to znaczy odpowiedzialność<br />
zazwyczaj spadała na psa, bo z racji gabarytów trudno<br />
mu było w ciągu sekundy unicestwić się, co kotu<br />
przychodziło bez problemu. I nagle, przy którymś<br />
kolejnym nawrocie, spojrzałam na stół i ludzi przy<br />
nim. Spojrzałam, a potem zatrzymałam się w pędzie.<br />
Siedzieli tu wszyscy. Wszyscy, których kochałam<br />
i którzy byli mi bliscy. Co prawda tata, który miał już<br />
nieźle posuniętego Alzheimera, spytał mnie, dlaczego<br />
mój mąż nie jest w mundurze, bo spodziewał się<br />
dużego zgrupowania wojskowego. Co prawda mojej<br />
mamie trzeba było wszystko kroić na talerzu, bo już<br />
nie dawała sobie z tym rady. Mój brat nie mówił<br />
o niczym innym, tylko o kłopotach z pracownikami,<br />
siostra z postępującą schizofrenią, wyciągnięta cudem<br />
z sanatorium, nie mogła zjeść żadnej potrawy,<br />
bo wszystkie jej szkodziły, córka z bratową rozmawiały<br />
o swoich depresjach, siostra męża do każdego dania<br />
kategorycznie żądała herbaty, koniecznie w dużym<br />
kubku, my z mężem lataliśmy donosząc, pilnując,<br />
krojąc jedzenie, pacyfikując psa i kota, gotując gary<br />
herbaty, ale właśnie - zatrzymałam się. Spojrzałam na<br />
ludzi przy stole - z ich fiołami, chorobami, maniami,<br />
z ich starością - i pomyślałam: jaki to cud. Cud, że udało<br />
nam się spotkać, że udało się ich wszystkich zebrać,<br />
że mam ich tutaj przy sobie - tych wszystkich, których<br />
kocham. Bo przecież nie ma magicznych świąt. Bez<br />
ludzi w ogóle nie ma świąt. A magia? Magia jest<br />
w każdym z nas. To była ostatnia Wigilia, którą<br />
udało mi się spędzić ze wszystkimi. A w tym<br />
roku? Cóż, święta, jak zwykle, będą u nas.<br />
Tylko na stole będą już stały trzy puste talerze.<br />
Krystyna Śmigielska:<br />
Zimowe przesilenie to ważny moment, ciężki<br />
do przetrwania zwłaszcza w naszym klimacie. Od<br />
najmłodszych lat święta Bożego Narodzenia kojarzą<br />
się nam z magią, której będąc dzieckiem nie potrafimy<br />
zdefiniować. W miarę gromadzenia życiowych<br />
doświadczeń zaczynamy rozpoznawać emocje<br />
towarzyszące okresowi przygotowań mających na<br />
celu upamiętnienie przyjścia na świat cudownego<br />
dzieciątka. Świadomie nie przytaczam pięknej opowieści<br />
o narodzinach Bożego Syna, ponieważ jest<br />
ona celebrowana wyłącznie przez chrześcijan, a jak<br />
wiemy magię świąt odczuwają także ludzie niewierzący<br />
lub będący innego wyznania. Szybko zapadający<br />
zmrok, dotkliwy chłód powodują, że bezpiecznie czujemy<br />
się w ciepłym domowym zaciszu, spożywając<br />
w gronie bliskich nam osób obfity posiłek, po którym<br />
możemy spokojnie wypocząć. I ta pierwsza, jaskrawo<br />
świecąca gwiazda… Rodzi się w nas nadzieja<br />
na lepszą przyszłość, wiara, że teraz i my będziemy<br />
mogli pokonać swoje kłopoty, słabości, dolegliwości.<br />
Wzorując się na niezłomności Bożej Rodziny, czujemy<br />
jak wypełnia nas radość, przeświadczenie, że jeżeli<br />
sami nie poradzimy sobie z przeciwnościami losu,<br />
może zdarzyć się cud! I w pewnym sensie mamy<br />
rację. Każdy chociaż jeden, jedyny raz, poczuł to<br />
dotknięcie Bożego palca, wspierającego nas, pomagającego<br />
znaleźć odpowiednią drogę.<br />
Czy rzeczywiście w moim życiu miała miejsce Boska<br />
interwencja, tego nie wiem, ale faktem jest, że wtedy<br />
4 5<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
gotowa byłam w to uwierzyć i z wielkim przejęciem,<br />
głośno odmawiałam dziękczynne pacierze.<br />
Od tej pamiętnej Wigilii minęło już dziesięć lat, a ja<br />
nadal zadaję sobie pytanie, czy magia świąt pomogła<br />
nam w tej karkołomnej jeździe. Pięknych czasów<br />
dożyliśmy, granice przestają mieć znaczenie a ludzie<br />
sami wybierają miejsce, w którym chcą mieszkać<br />
i pracować. Moje dzieci również skorzystały z szansy<br />
osiedlenia się na obcej, ale przyjaznej ziemi. Po<br />
uzyskaniu dyplomów magistra bohemistyki, synowa<br />
i syn rozpoczęli pracę w Brnie. W pierwsze święta<br />
spędzane poza krajem postanowili zaprosić mnie<br />
i męża do pięknej stolicy czeskich Moraw. Jechaliśmy<br />
podekscytowani, w końcu nie tak często spędza się<br />
Boże Narodzenie za granicą. Chociaż nie dzieli nas<br />
znaczna odległość, jednak to zawsze inny klimat, inne<br />
obyczaje. Spokojnie wyjechaliśmy z Polski. Pogoda<br />
na jazdę była wymarzona. Śniegu ani na lekarstwo.<br />
Grudniowe słońce świeciło, w samochodzie dmuchawa<br />
rozprowadzała rozkoszne ciepło, humory nam<br />
dopisywały. Rozłożone na tylnym siedzeniu paczki<br />
z prezentami lekko podskakiwały na nielicznych wybojach.<br />
Od czasu do czasu w słoiku zabulgotał czerwony<br />
barszcz.<br />
Kłopoty zaczęły się po czeskiej stronie. Słońce niepostrzeżenie,<br />
chyłkiem schowało się za widoczne<br />
przed nami góry. Zmrok zapadał szybko, tak jak na<br />
wigilijny dzień przystało. Zaczęliśmy się śpieszyć. Nie<br />
znaliśmy trasy i z trudem orientowaliśmy się,<br />
w którą drogę należy skręcić. Małe znaki drogowe<br />
jedynie migały w blasku świateł samochodu, po czym<br />
pozostawały na miejscach kryjąc przed nami swoje<br />
wskazówki. Nocą, w obcym państwie czuliśmy<br />
się coraz bardziej zagubieni, niepewni, poruszający<br />
się jak ślepcy. Jadąc zgodnie ze wskazaniami GPS-a<br />
zaczęliśmy błądzić. Czechy wydawały nam się wymarłą<br />
krainą. Jadąc przez wioski, nie napotkaliśmy<br />
żywego ducha. W pewnej chwili zauważyliśmy drogowskaz<br />
z napisem Brno. Nie mając czasu na dłuższe<br />
zastanowienie i możliwości, aby zerknąć na mapę,<br />
posłusznie skręciliśmy w lewo i po chwili zaczęliśmy<br />
wspinać się ku górze. Droga była wąska, ale nadal<br />
dobra, asfaltowa. Na GPS-sie pokazały się niebieskie<br />
zygzaki zwiastujące niedalekie serpentyny.<br />
Trochę nas ten obraz zaniepokoił, ale w końcu – niejedną<br />
serpentynę już przejechaliśmy. Co to dla nas?<br />
Pestka! Bułka z masłem! Wyżej i wyżej. Droga stała<br />
się niebezpiecznie wąska. Zakręty następowały jeden<br />
po drugim. Pojawiła się mgła. Mżawka rosiła szyby,<br />
nadal jednak można było dostrzec wierzchołki drzew,<br />
co świadczyło o znajdującym się z prawej strony<br />
stromym urwisku. Do szczytu góry pozostawał spory<br />
kawałek drogi. Mgła gęstniała, a na mokrej jezdni<br />
pokazał się szary śnieg. Im dalej, tym gorzej.<br />
Pocieszaliśmy się, że łatwiej będzie nam zjechać,<br />
a więc – oby na górę – wzajemnie podtrzymywaliśmy<br />
się na duchu. Nie zauważyliśmy, kiedy asfalt stał się<br />
szutrową, zasypaną śniegiem trasą, na powierzchni<br />
której z opadłej mgły powstała gruba warstwa<br />
lodu. Po kolejnych skrętach, czując żołądki w gardle,<br />
zorientowaliśmy się, że prawdopodobnie minęliśmy<br />
wierzchołek góry. Dzięki Bogu – westchnęłam.<br />
Mąż jednak nie podzielał mojej radości. Samochód<br />
powoli zaczął zjeżdżać po oblodzonych serpentynach.<br />
Już nie widzieliśmy drzew, nie było też mowy, abyśmy<br />
mogli dostrzec pierwszą gwiazdkę. Mgła oplotła nas<br />
dokładnie. Pedał hamulca przestał działać. Auto<br />
ślizgało się po szutrowej, pokrytej lodem drodze.<br />
Spojrzałam na męża. Przyciskał do piersi kierownicę,<br />
starając się wyczuć kolejny skręt. Panująca cisza<br />
dzwoniła złowrogo w uszach. Nie było słychać nawet<br />
pracy silnika. Siedzieliśmy jak skamieniali, sunąc<br />
w swojej blaszanej trumnie wprost ku śmierci. Życie<br />
przesuwało się nam przed oczami, jak film puszczony<br />
w przyśpieszonym tempie. Zastanawiałam się nad<br />
tym, jak trudno będzie wydostać nas z tej przepaści.<br />
I już widziałam rozbity słoik po barszczu, dyndające<br />
na drzewach pierogi z grzybowym farszem.<br />
Tak to się skończy. Będziemy wspinać się po tym<br />
urwisku do nieba? – myślałam. – Byleby nie bolało,<br />
byleby nie bolało…<br />
W pewnej chwili przestałam wytężać wzrok. Oparłam<br />
się wygodnie o siedzenie. Już się nie bałam. Przyglądałam<br />
się białej jak mleko szybie i twarzy męża,<br />
na którą nikłe światło rzucał GPS. Poruszaliśmy się<br />
w tym powolnym, przedziwnym tańcu, pokonując<br />
skręt za skrętem, objęci ciemnością w białym kolorze.<br />
Wszystko stało się proste, jasne. Niczego nie oczekiwaliśmy,<br />
nie spodziewaliśmy się niczego tak, jak<br />
nie spodziewaliśmy się końca tej drogi. Wydawało<br />
się nam, że wieczność spędziliśmy na tej górze. Tak<br />
bardzo zapadliśmy w letarg, że długo nie mogliśmy<br />
uwierzyć w rozjaśniającą się mgłę, w nieznaczne poszerzenie<br />
drogi i czubki drzew kłaniające się nam za<br />
oknami. W pewnej chwili lód na szutrze zmienił się<br />
w szary śnieg, a trzy zakręty dalej z radością powitaliśmy<br />
asfaltową nawierzchnię. Kiedy dojechaliśmy do<br />
położonej u stóp góry oświetlonej wioski, zadzwonił<br />
syn.<br />
– Gdybyście zobaczyli kierunkowskaz na Brno i GPS<br />
pokazał wam, żeby skręcić w lewo, nie róbcie tego.<br />
Jedźcie prosto. To droga na paskudną górę. Kiedyś,<br />
w lipcu, wjechaliśmy na nią. Byłem pewny, że nigdy<br />
– My właśnie z niej zjechaliśmy! – zaśmiał się mąż,<br />
a ja głośno odmawiałam pacierz.<br />
Święta Bożego Narodzenia to piękny, magiczny czas.<br />
Czas prawdziwych cudów!<br />
Maciej Siembieda:<br />
Cieszę się, że wyszliście z tego cało. Ja, na szczęście,<br />
takich traumatycznych przeżyć nie miałem. Kiedy zestawiam<br />
we wspomnieniach przymiotnik z rzeczownikiem,<br />
rozpaczliwie szukając „magicznych<br />
świąt”, to przychodzi mi do głowy jedynie biała magia.<br />
Choć wolałbym czarną. Ma więcej emocji, niesamowitości<br />
i nieprawdopodobieństw. Jest bardziej fabularna.<br />
Niestety nie przypominam sobie świąt z udziałem<br />
wróżek i czarnoksiężników, choć mam wrażenie, że<br />
później od innych dzieci przestałem wierzyć w Świętego<br />
Mikołaja i wigilijną okazję pogadania z psami,<br />
z którymi się wychowywałem. Biała magia była prozaicznym<br />
dziełem zimy. Miałem wtedy kilka lat, mieszkałem<br />
u podnóża Gór Świętokrzyskich, gdzie Wigilie<br />
rozstrzygano systemem pucharowym. Raz były u<br />
nas, w przyszłym roku u którejś z ciotek, w następnym<br />
u wujka, i tak dalej aż do kolejnego okrążenia.<br />
Pamiętam, że gdzieś kiedyś na stole pojawił się karp<br />
w galarecie, a ponieważ od wczesnego niemowlęct-<br />
stamtąd nie zjadę.<br />
6 7<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
wa byłem fanem jedzenia, wywarł na mnie piorunujące<br />
wrażenie smakowe i od tej pory czekałem na<br />
Wigilię ze szczególnym, niekoniecznie duchowym natchnieniem.<br />
Od jesieni sporo o tym karpiu myślałem.<br />
A że w latach sześćdziesiątych w kieleckiej Polsce „B”<br />
ryba była rarytasem nie do zdobycia, kolejne Wigilie<br />
zamieniały się w kulinarne ruletki. Będzie karp czy nie<br />
będzie? Któregoś roku okazało się, że będzie. U ciotki<br />
Basi i wujka Dzidka, którzy mieli jakieś tam możliwości<br />
czarnorynkowe. Od połowy grudnia odliczałem<br />
dni do świąt, ale wraz ze mną odliczała je zima, która<br />
serwowała nieludzkie opady śniegu, mrozy i zamiecie.<br />
W dzień Wigilii dała największy popis białej magii<br />
i szanse na przedostanie się z naszego domu przy<br />
ulicy Skalistej do kamienicy na przedmieściu,<br />
w której mieszkało wujostwo, okazały się umiarkowane<br />
a bodaj nawet żadne. I wówczas pojawił się rycerz<br />
w lśniącej zbroi, czyli mój tato, który uznał, że się nie<br />
poddamy. Na wieczerzę wyruszyliśmy z łopatą i na<br />
zawsze zapamiętam korytarz, który ojciec przekopał<br />
w śniegu abyśmy mogli przejść. Ukrywałem radość,<br />
bo jednak narodziny Pana Jezusa zobowiązywały<br />
i czułem się okropnym grzesznikiem myśląc o karpiu.<br />
Dotarliśmy na miejsce około osiemnastej. Wigilia<br />
była, jak co roku, składkowa i każda z gałęzi rodziny<br />
przynosiła inną potrawę. Telefonów nie mieliśmy,<br />
uzgodnienia poczyniono pod koniec sierpnia, a że<br />
koordynowała je beztroska babcia Julia – wszyscy<br />
uczestnicy Wigilii, łącznie z nami, przynieśli pierogi<br />
z kapustą i grzybami. Nic innego. Żadnych barszczy<br />
czerwonych, zup grzybowych, śledzi i deserów<br />
z makiem. Nic, którego nicość dotkliwie pogłębiał<br />
brak karpia. Nikt go nie wyczarował. Wzięliśmy<br />
zbiorowy udział w festiwalu pierogów, kolęd, których<br />
wykonanie z uwagi na muzykalność rodziny nigdy nie<br />
powinno być udostępniane publiczne i wróciliśmy do<br />
domu odkopując korytarz popsuty już przez zimę.<br />
To było moje pierwsze bolesne zderzenie ze zgubnym<br />
wpływem konsumpcjonizmu na osobowość człowieka.<br />
Czymś, co prędzej czy później przynosi gorycz<br />
rozczarowania. Dlatego co roku, kiedy od początku<br />
listopada widzę obite blachą i zasypane lodem stoły<br />
gdyńskiej Hali Rybnej, a na nich tony karpia, robi mi<br />
się jakoś nieswojo.<br />
Maja Borowicz:<br />
Hmmm... przysłuchuję się Waszym opowiadaniom<br />
i intensywnie próbuje przypomnieć sobie właśnie<br />
te jedyne, wspaniałe święta, o których chciałabym<br />
wspomnieć. I muszę przyznać, że w głowie mam<br />
pustkę. Nie to, żebym w życiu nie przeżyła żadnych<br />
świąt. Problem w tym, że nie były wyjątkowe, warte<br />
zapamiętania, przeżyte tak jak bym chciała. Zawsze<br />
podporządkowane pewnym społecznym rytuałom,<br />
takim jak kupowanie prezentów, sprzątanie, gotowanie,<br />
ubieranie choinki, spotkania, jedzenie,<br />
i tym podobne. I z tymi rytuałami mam problem. Nie<br />
lubię podporządkowywania się, jeśli nie rozumiem<br />
czemu ma to służyć, lub dlatego, że ktoś tak kiedyś<br />
postanowił, bo ludzie tak robią. Zadaję niewygodne<br />
pytania i wszystko analizuję. Jeśli nie znajduję<br />
mądrych i szczerych odpowiedzi, nie potrafię tak po<br />
prostu odpuścić. A święta, wyjątkowo, składają się<br />
z szeregu rytuałów i detali, których nie rozumiem lub<br />
nie znajduję na nie rozsądnego wyjaśnienia. Nie pasuje<br />
mi zamieszanie i chaos związany z wybieraniem<br />
i kupowaniem prezentów. Czuję, że to wszystko służy<br />
tylko nakręcaniu rynku i sprzedaży. Nie rozumiem,<br />
czemu akurat przed świętami należy robić gruntowne<br />
sprzątanie. Przecież sprzątać powinno się wtedy,<br />
kiedy zajdzie potrzeba, a nie wtedy, gdy ktoś wymyśli<br />
że należy... A po tym całym sprzątaniu, brudzi się<br />
choinką. To doprawdy irracjonalne.<br />
Dalej, pracuję wtedy, kiedy czuję potrzebę. Różnie<br />
bywa, ale szczególnie dobrze pracuje się w soboty,<br />
niedziele i święta, gdy nikt mi nie przeszkadza, dlatego<br />
duży dyskomfort sprawia mi społeczne oczekiwanie,<br />
iż 24, 25 czy 26 grudnia porzucę swoje zwyczajne<br />
zajęcia, które lubię i będę gotowa spędzać czas tak,<br />
jak tego się ode mnie oczekuje.<br />
Również jedzenie nie jest specjalną atrakcją. Znika magia<br />
pierników, pierogów, ciast, grzanego wina i innych<br />
rzeczy, gdy okazuje się, że to wszystko nie dla mnie,<br />
bo jako osoba bezglutenowa, jestem ich pozbawiona.<br />
Nie jest zbyt komfortowo siedzieć przy wyznaczonej<br />
porcji pierogów, których nikt nie ma ochoty tknąć,<br />
ponieważ nie są tak dobre jak te normalne, albo dlatego,<br />
że szkoda ich mi odbierać, bo przecież innych<br />
jeść nie mogę... I oczywiście, to niezmiernie miłe, gdy<br />
ktokolwiek fatyguje się przygotować coś specjalnie<br />
dla mnie, ale już dawno przestałam żyć dla jedzenia,<br />
które traktuję tylko jako obowiązek dostarczenia<br />
sobie odpowiedniej ilości kalorii i witamin, więc<br />
przykładanie wagi do szczególnego jedzenia w święta,<br />
to również dla mnie niezrozumiały rytuał.<br />
A do tego jest zimno i ciemno, jak to zimą, dlatego<br />
to doskonały czas, by zakopać się w ciepłą pierzynę<br />
i puścić wodze wyobraźni, wymyślać nowy obraz lub<br />
szwendać się gdzieś po ciepłych rejonach świata.<br />
Ale zamiast tego, trzeba się spiąć i spełnić społeczne<br />
oczekiwania.<br />
Reasumując, wciąż czekam na swoje święta warte<br />
wyrycia w pamięci. Święta, w czasie których nikt<br />
nie będzie niczego ode mnie oczekiwał. Święta pozbawione<br />
przed<strong>świąteczne</strong>go zgiełku i szukania prezentów<br />
oraz napięcia, by wszystko wyszło doskonale,<br />
by było czysto, jedzenie gotowe i by paczki<br />
z prezentami dotarły na czas.<br />
Może to będą święta spędzone w cieple i w słońcu,<br />
a może tylko we dwoje, z dala od rodziny? Może będą<br />
to święta, kiedy namaluję swój najlepszy obraz?<br />
Na te wyjątkowe wciąż czekam.<br />
Alicja Borkowska:<br />
To ja trochę tak jak Maja, choć nie wiem, czy akurat<br />
na wyjątkowe święta czekam. Przyjemne rzeczy<br />
mogą mi się zdarzać cały rok, jestem na nie otwarta<br />
i gotowa. Magia świąt nigdy jakoś na mnie specjalnie<br />
nie działała. Oczywiście jestem uprzejma i nawet<br />
całkiem przekonywająco potrafię udawać, że lubię.<br />
Śpiewam czasem <strong>świąteczne</strong> piosenki, ludzie się<br />
wzruszają, ale mnie samej, to nie rusza za bardzo.<br />
Oczywiście świętuję jak wszyscy, na wigilię tradycyjnie<br />
chodzę do babci, bo przecież by jej serce<br />
pękło, gdybym nie poszła, ale zawsze marzę o tym,<br />
żeby gdzieś wyjechać i się z tego wyłączyć. W dzieciństwie<br />
nie czekałam na żadne prezenty, rzeczy materialne<br />
nigdy nie miały dla mnie znaczenia. To znaczy<br />
chciałam kiedyś móc sobie beztrosko tankować<br />
do pełna paliwo i nie zastanawiać się, czy mam<br />
pieniądze. No i się ziściło, kur...a. Pracę dostałam w<br />
korpo. Miałam samochód służbowy i mogłam sobie<br />
lać do pełna, płacąc służbową kartą. Jakie to życie<br />
bywa złośliwe. Nic tak człowieka nie pogrąży, jak jego<br />
własne pragnienia. Szczerze współczuję mojej byłej<br />
szefowej, bo ona ze mnie rozpaczliwie próbowała<br />
zrobić dobrego korpo-pracownika. Jej starania z góry<br />
były skazane na niepowodzenie. Biedna kobieta.<br />
Zawsze umiałam wić się między paragrafami. Niby<br />
nie było się do czego przyczepić, a jednak nie robiłam<br />
tego, czego szefowa ode mnie chciała. W końcu doszłam<br />
do wniosku, że praca w korpo nie jest dla mnie.<br />
Pełny bak w samochodzie tej konstatacji nie zmienił.<br />
Ze świąt pamiętam jedne, gdy mieszkałam w UK.<br />
Raz się postarałam dla męża. Na uszach stanęłam,<br />
żeby wszystko było na stole własnoręcznie przeze<br />
mnie przygotowane. Nawet barszczyk z uszkami (ale<br />
nie tymi, co na nich stałam, z innymi). Mąż powiedział,<br />
że jego mamusia, to robiła lepszy barszczyk.<br />
8 9<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Ożeż ty, sobie pomyślałam, następne święta sam<br />
będziesz przygotowywał. No i tak jakoś od tamtej<br />
pory mnie nie ciągnęło nigdy, żeby się szczególnie<br />
starać. Bo po co?<br />
Ewa Ćwikła:<br />
Nie potrafię od razu z pełnym przekonaniem jednoznacznie<br />
powiedzieć, które święta utkwiły mi<br />
w pamięci i na czym opiera się ich niezwykłość,<br />
ale jedno wiem na pewno – im jestem starsza, tym<br />
częściej sięgam pamięcią do dziecięcych lat, kiedy<br />
moja mama biegła z kuchni z parującym na talerzu<br />
karpiem, który zresztą do dziś jest moim ulubionym<br />
przysmakiem, ale po przeprowadzce do Holandii<br />
trudno go kupić, a chęci zakupu budzą zaskoczenie.<br />
Na szczęście znaleźliśmy firmę sprzedającą karpie<br />
i mój mąż zawsze jeździ tam i przywozi go na święta.<br />
Jednak wracając do dzieciństwa, pamiętam fajne<br />
powroty z wigilii do domu, którym towarzyszyły<br />
z jednej strony przejedzenie, a z drugiej, wyjątkowy<br />
nastrój i chrzęst śniegu pod butami, ponieważ wtedy<br />
były prawdziwe zimy. Kiedy miałam siedemnaście,<br />
czy osiemnaście lat, powiedzieliśmy rodzicom, że wybieramy<br />
się na Pasterkę, ale tak naprawdę całą noc<br />
całowaliśmy się na ławce w parku. Tej wyjątkowej<br />
Pasterki nie zapomnimy, bo bardzo często ją wspominamy.<br />
Wyjątkowo wspominam także święta w Holandii,<br />
które pierwszy raz spędziliśmy w towarzystwie<br />
naszych córek i zięciów. To były bardzo fajne chwile:<br />
było bardzo sympatycznie i emocjonalnie…tak jak<br />
lubię - prosto i szczerze. Cieszyłam się, że mogliśmy<br />
dzielić się polskimi potrawami z holenderskimi zięciami.<br />
Pamiętam też pierwszy od wielu lat wyjazd<br />
z Holandii do Polski na święta: wtedy też było bardzo<br />
rodzinnie i emocjonalnie. Dzieci były bardzo szczęśliwe.<br />
Był karp i kluski z makiem, które zupełnie inaczej<br />
smakują w ojczyźnie, niż na holenderskim gruncie.<br />
Staram się przekazywać dzieciom wartości, które jednak<br />
coraz częściej są wypierane przez holenderski styl<br />
i nowoczesne życie. Z uwagi na to, że jesteśmy oboje<br />
z mężem, święta dzielimy na spędzone z dziećmi<br />
i z naszymi mamami. W ubiegłym roku byliśmy w<br />
Polsce, a w tym zdecydowaliśmy, że spędzimy je<br />
całą rodziną w holenderskim hotelu. Mam nadzieję,<br />
że moja mama dojedzie. Nie jest to pewne, bo lubi<br />
zmieniać zdanie. Nie mam sił, by przygotowywać<br />
tyle potraw, a poza tym zajmujemy od roku mniejsze<br />
mieszkanie. Choć w Holandii mieszkam dłużej,<br />
to jednak – paradoksalnie, więcej wspomnień wiążę<br />
z Polską odnosząc wrażenie, że można mieszkać<br />
gdziekolwiek na świecie, a serce i tak zostaje przy<br />
kluskach z makiem i karpiu…<br />
Żanna Gierasimowa:<br />
A mój stosunek do jakichkolwiek świąt nie jest jednoznaczny.<br />
Jeśli spojrzeć na nie z punktu widzenia<br />
mego zawodu, to często słowo “święta” mnie denerwuje,<br />
bo notorycznie słyszę, że nie w tym czasie ten<br />
czy tamten spektakl gramy, bo wkrótce święta albo,<br />
że teraz jest krótko po świętach i ludzie nie mają za<br />
co kupować biletów. Dodatkowo aktorzy wyjeżdżają<br />
do swych rodzin jeszcze przed świętami i wracają<br />
nie od razu po. Praca leży. Z drugiej strony – już od<br />
dawna nie mam wśród żywych swoich rodziców i ta<br />
tradycja świętowania Bożego Narodzenia w kręgu<br />
rodziny, którą poznałam dopiero w Polsce, wywołuje<br />
u mnie ciepłe uczucia, bo znajduję się z rodziną mego<br />
męża. Zawsze na moment wspominam dzieciństwo<br />
i własną rodzinę. Los zrządził, że nie zważając na to, iż<br />
nie świętowano w moim kraju Bożego Narodzenia, to<br />
w naszym domu święto odbywało się co roku, bo jest<br />
to dzień... moich urodzin! Tak śmiesznie się zbiegło...<br />
Nie mogę powiedzieć, że któreś z tych świąt zapadło<br />
mi w pamięć najbardziej, bo ani razu ani pies, ani kotka<br />
ze mną nie pogadały, więc po prostu pamiętam<br />
choinkę, podniecony nastrój rodziny i piękne zapachy<br />
z kuchni...<br />
Uważam, że tradycja polska, świętowanie Bożego<br />
Narodzenia w kręgu najbliższych jest wspaniała,<br />
i chętnie do niej się przyłączam. Życzę wszystkim<br />
pogodnych świąt, pełnych miłości...<br />
Krzysztof Bochus:<br />
Mam szczególny stosunek do Świąt Bożego Narodzenia.<br />
To dla mnie najpiękniejsze dni w roku. Może nie<br />
czekam na nie już z taką niecierpliwością jak niegdyś,<br />
gdy byłem małym chłopcem, gdyż pewne emocje<br />
zmieniają się wraz z wiekiem i coraz częściej wydaje<br />
się nam, że kiedyś to było jednak jakoś fajniej… Nadal<br />
jednak są to dla mnie dni magiczne, pełne radości,<br />
refleksji i celebrowania wspólnych chwil z rodziną.<br />
Ciągle też jestem przywiązany do naturalnej choinki:<br />
zawsze dużej, pachnącej igliwiem, którą dekorujemy<br />
wspólnie z moimi wnukami. A najbardziej magiczne<br />
święta? Chyba te sprzed dziesięciu lat, gdy wprowadzaliśmy<br />
się do nowo zbudowanego domu. Wznoszący<br />
go górale, czwórka braci, mieli skończyć budowę<br />
przed świętami. Robota i tak się ślimaczyła. A na dodatek<br />
kilka tygodni wcześniej wyrwali się na jakieś wesele<br />
w rodzinnych stronach. Impreza się przeciągnęła<br />
i to mocno… Wrócili dopiero po kilkunastu dniach, co<br />
sprawiło, że planowane wcześniej terminy zakończenia<br />
budowy wzięły w łeb. Dom był nieukończony.<br />
Dysponowaliśmy tylko prądem budowlanym. Ogrzewanie<br />
zapewniała dmuchawa na ropę, wykorzystywana<br />
wcześniej przez górali. I kominek, jedyna w pełni<br />
ukończona część domu. Nie zrezygnowaliśmy jednak<br />
i to była świetna decyzja. Wigilijny stół zastąpiły nam<br />
deski przykryte białym obrusem. Zapaliliśmy dziesiątki<br />
świec, które zbudowały nastrój. Za oknami było<br />
mroźnie i biało. Pachniała choinka. Wszystkie dania<br />
<strong>świąteczne</strong> przywieźliśmy w bagażniku. Była ryba w<br />
galarecie i barszcz dotransportowany w termosie.<br />
Łamaliśmy się opłatkiem w salonie, w którym jedynymi<br />
meblami były drewniane skrzynki ściągnięte<br />
z placu budowy. Było inaczej: bardziej pierwotnie,<br />
bez blichtru, prawdziwiej. Miałem wrażenie, że<br />
inaczej wybrzmiewały też opłatkowe życzenia: szczere<br />
słowa nie potrzebują prezentów, świecidełek ani rozbuchanej<br />
oprawy. Byliśmy tego wieczoru naprawdę<br />
razem, podnieceni i szczęśliwi, że zrealizowaliśmy<br />
swoje wielkie marzenie w postaci nowego domu,<br />
ciekawi przyszłości i związanych z tym emocji. Tak, to<br />
były niezapomniane święta.<br />
W imieniu redakcji<br />
oraz wszystkich zebranych artystów,<br />
życzymy Wam cudownych, wspaniałych i<br />
co najważniejsze magicznych świąt<br />
Bożego Narodzenia,<br />
czy też Przesilenia Zimowego (co kto woli).<br />
No i przepięknego, idealnego, niezapomnianego,<br />
szczęśliwego Roku 2020!<br />
10 11<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Eva Rodríguez<br />
Zima i Święta okiem<br />
hiszpanskiej ilustratorki<br />
www.artworkbyevarodriguez.com<br />
12 13<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Wiadomo, zimą jest najfajniej. U nas w Jarosławiu jest<br />
zawsze mróz i śniegu po pas. Samochody szurają po jezdni<br />
zostawiając szarobure koleiny i wzniecając fontanny brudnej<br />
brei, a furmanki chybocą się na zakrętach grzechocąc<br />
bańkami na mleko. Zimą można iść na sanki nad stary San.<br />
Tylko trzeba uważać, bo zjazd jarem w dół – z górki na<br />
pazurki – może skończyć się twardym lądowaniem w skutych<br />
lodem tatarakach. Ale nikt nie beczy, bo ja i koledzy<br />
jesteśmy już prawie dorośli. Tak samo w bitwach na śnieżki.<br />
A Franek to nawet znalazł tam tatarski grocik od strzały,<br />
tak powiedziała nasza pani. U nas w klasie prawie każdy<br />
chce zostać rycerzem, ale to jest stary zawód i niestety<br />
rycerzy już nie ma. Franek powiedział, że chciałby zostać<br />
takim Gagarinem i polecieć w kosmos, ale dużo uczyć<br />
się trzeba, a Franek woli hasać po wandołach i łapać do<br />
słoika końskie pijawki. No, znaczy latem, nie zimą. Kiedy<br />
wyszedłem z domu po śmietanę było jeszcze ciemno. Hala<br />
niedaleko, a na dodatek w kieszeni grzał mnie nowiutki<br />
banknot dwudziestozłotowy, co go dostałem od dziadka<br />
Cześka. Na Mikołaja dostałem. I teraz nie wiedziałem, co<br />
z tym szczęściem zrobić. No bo tak – w kiosku przy hali<br />
są plastikowi rycerze, na koniach i piesi. Ale z kolei w hali<br />
jest taki jeden pan, co sprzedaje gumowe pająki i węże.<br />
I muszę teraz wybierać. Ech, ciężkie jest życie chłopaka.<br />
W hali poszedłem do jednej takiej pani, co zawsze<br />
u niej babcia śmietanę bierze. Nalała mi całą bańkę. Taką<br />
małą chochelką. Zamknąłem szczelnie wieczko i szybko<br />
wyszedłem nie patrząc nawet w stronę kosmatych<br />
pająków. Przeszedłem podcieniami kamienicy na rogu.<br />
Mówią, że jest bardzo stara i zabytkowa. Pani też mówiła,<br />
bo Jarosław to starożytne miasto. Zauważyłem coś<br />
dziwnego. Przed ratuszem stał taki jeden pan, co wyglądał<br />
bardzo szykownie. Miał płaszcz z futrzanym kołnierzem<br />
i kapelusz. Przyglądał mi się z uśmiechem, kiedy starałem<br />
się nie wywrócić na ośnieżonym chodniku balansując<br />
dla równowagi bańką ze śmietaną. Otworzyłem ciężkie<br />
drzwi do kamienicy i starannie ostukałem trapery, żeby<br />
nie nanieść śniegu. Jeszcze przejechałem ze dwa razy<br />
podeszwami po skrobaczce. W środku przez prześwit na<br />
dziedzińcu widać było jak wielkie płatki śniegu spadają<br />
niespiesznie na ziemię. Na krużgankach nie było nikogo.<br />
Święta tuż tuż. Wszyscy się szykują. Wszedłem po<br />
schodach. Sąsiadka, pani Imielska znów głośno słuchała<br />
radia i wszystko było słychać w naszej sieni. Wszedłem do<br />
mieszkania. Taty jeszcze nie było. Mama i babcia krzątały<br />
się w kuchni, a dziadek Fryderyk mocował drzewko<br />
w donicy. Wysokie aż pod sufit. Z drewnianego odbiornika<br />
z zielonym oczkiem sączyła się muzyka Mazowsza, a potem<br />
spiker podawał ilość tych, no, kwintali z hektara w tym roku.<br />
– No, Grzesiu. Teraz pójdziemy na strych po bombki.<br />
– powiedział do mnie dziadek mrugając filuternie.<br />
Uwielbiałem ten strych. Wielki, dwupiętrowy z całym<br />
mnóstwem zakamarków i małych schodków. Dziadek<br />
hodował tam gołębie. Babcia zawsze mówiła, że dziadek<br />
jak czegoś nie chce zrobić, to mówi, że ma słaby wzrok,<br />
ale purcla to wypatrzy ze stu metrów. Na strychu pachniało<br />
starocią – nasza kamienica była bardzo zabytkowa<br />
i kryła wiele tajemnic. Stare rakiety tenisowe wyprute<br />
z żyłek wiszące na drewnianych powałach, zardzewiały<br />
rower pamietający austriackie czasy, setki pudeł kryjących<br />
przeróżne skarby – to wszystko można było znaleźć<br />
na strychu. I można by było tu siedzieć całymi dniami,<br />
gdyby dorośli pozwolili, ale bali się, że ktoś zaprószy<br />
ogień i strych był dostępny jedynie na krótko i tylko<br />
w towarzystwie któregoś z nich. Dziadek zabrał ze stychu<br />
wielkie pudła z ozdobami choinkowymi. Były tam lampki<br />
z małymi świeczkami, bombki, papierowe kolorowe łańcuchy<br />
i anielskie włosy. Jeszcze zapas ogni sztucznych,<br />
które zostały z zeszłego roku. Trzeba było mieć dużo<br />
cierpliwości, bo trudno się zapalały, ale jak już złapały<br />
ogień to roziskrzały się i od razu widać było, że są Święta.<br />
Dziadek dał mi kilka pudełek do niesienia. Jedno z nich<br />
skrywało Bardzo Ważne Bombki.<br />
W delikatnej otulinie leżały w nim dwie zielone szyszki<br />
i figurka świętego Mikołaja z sosenką w jednej ręce i workiem<br />
z prezentami zarzuconym na plecy. Były to bombki<br />
jeszcze z Podola, skąd przyjechali dziadkowie i miały<br />
ze sto lat. Z namaszczeniem położyłem to pudełeczko<br />
na większym pudle i poszedłem za dziadkiem na<br />
dół. Pech chciał, że potknąłem się szpetnie na ostatnim<br />
stopniu, zachwiałem się, złapałem równowagę, ale drogocenne<br />
pudełko zsunęło się i spadło na ziemię. Rozległ się<br />
chrupot – najgorszy odgłos jaki słyszałem w życiu. Dziadek<br />
odwrócił się i zobaczył, co się stało. Po otwarciu pudełka<br />
zobaczyliśmy dwie nietknięte szyszki i pogruchotanego<br />
świętego Mikołaja. Rozpacz. Delikatne, srebrne płatki<br />
z resztkami farby patrzyły na mnie jak wyrzut sumienia.<br />
Dziadek pocieszał mnie jak mógł. Mówił, że nic się nie<br />
stało, ale po przyjściu do mieszkania nie powiedział nic<br />
babci. Zostaliśmy związani tajemnym paktem milczenia.<br />
Jak w książkach przygodowych, które tak lubiliśmy z<br />
dziadkiem czytać. Innych ozdób było multum, więc może<br />
babcia nie zauważy braku Mikołaja? Jutro, w Wigilię, mieliśmy<br />
usiąść wszyscy przy rozłożonym stole i rozpocząć<br />
świętowanie. Ale jak tu świętować bez Mikołaja? Kończył<br />
się już ten przedświąteczny dzień, ale my z dziadkiem dalej<br />
mieliśmy nietęgie miny i prawdopodobnie babcia i mama<br />
zauważą, że coś jest nie tak. Wtedy rozległ się dzwonek<br />
do drzwi.<br />
Spojrzeliśmy z dziadkiem po sobie. Sąsiadka? Często pożyczała<br />
cukier na szklanki. Pewnie zabrakło jej do wypieków.<br />
Poszedłem za dziadkiem do drzwi przez długi przedpokój.<br />
Ku memu zdziwieniu w drzwiach stał ów pan, co go<br />
wcześniej widziałem w rynku. Trzymał kapelusz w ręku<br />
i widać było, że przyszedł w jakiejś ważnej sprawie.<br />
Uśmiechał się życzliwie i wyciągnął do dziadka rękę na<br />
powitanie.<br />
– Pozwoli pan, że się przedstawię. Nazywam się Leon Słupecki<br />
i jestem tu poniekąd przejazdem. Pozwoliłem sobie<br />
niepokoić państwa w pewnej dość istotnej sprawie. Otóż<br />
prowadzę tu pewnego rodzaju badania, a państwa<br />
mieszkanie jest kluczowym elementem tychże. – mówił<br />
w kunsztowny sposób, jak to dziadek później powiedział<br />
Przybysz pocałował babcię i mamę<br />
w dłoń choć ta ostatnia miała całe ręce<br />
w mące. Rozejrzał się po pokoju, pokiwał<br />
głową. Coś tam zapisał w kajecie.<br />
– Widzę, że szykujecie się państwo do Świąt.<br />
Nie będę dłużej zabierał państwu czasu.<br />
– Ale skoro pan przejazdem to pewnie<br />
nie zdąży na Wieczerzę. Zapraszamy<br />
serdecznie jutro z pierwszą gwiazdką.<br />
– pospieszyła z zaproszeniem mama.<br />
- Ależ tak, naturalnie, zawsze jest miejsce<br />
dla wędrowca przy wigilijnym stole. – potwierdziła<br />
babcia.<br />
– Pięknie dziękuję, ale wigilię spędzę we<br />
Wrocławiu. No, na mnie już pora, ale mam coś<br />
jeszcze, co to było…państwo wybaczą, wiek<br />
już nie ten i pamięć czasami szwankuje… Aha.<br />
Sięgnął do skórzanej torby zapinanej na dwa<br />
zamki i wyciągnął z niej tekturowe pudełko.<br />
– Zdaje się, że upuściłeś to kawalerze na<br />
schodach. Znalazłem, odnoszę.<br />
Spojrzałem na dziadka, a dziadek na mnie.<br />
Pod tekturowym wieczkiem w muślinowym<br />
kłębku leżała najspokojniej bombka<br />
w kształcie świętego Mikołaja z drzewkiem i workiem<br />
prezentów. Cała, nienaruszona. Dziadek zbaraniał.<br />
– No, tego, bardzo dziękujemy panu, ale…<br />
– Nie ma sprawy – jest kolegium – zażartował. – Zapewne<br />
pamiątka rodzinna, taki ładny drobiazg. Mam w planach<br />
wrócić do Jarosławia wiosną, to może sobie wtedy<br />
porozmawiamy dłużej, a teraz już czas na mnie.<br />
Zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia państwu<br />
życzę! Moje uszanowanie.<br />
Nieznajomy obrócił się na pięcie i wyszedł do sieni<br />
zostawiając nas wszystkich w całkowitym osłupieniu.<br />
Wybiegłem za nim, ale on już schodził po schodach i po<br />
chwili słychać było stukot podkutych butów na dole<br />
w korytarzu. Spojrzałem w tę stronę, chcąc go odprowadzić<br />
wzrokiem, ale nie dostrzegłem nikogo.<br />
Słyszałem tylko to miarowe stuk, puk.<br />
I tak zaczęła się moja najwspanialsza przygoda w życiu.<br />
tak „przedwojennie”.<br />
14 15<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
KONIEC<br />
Jarosław<br />
Rybski<br />
autor książek<br />
zatytułowanych<br />
“Warkot i Gromił”
Felieton<br />
Jarosława Prusińskiego<br />
Jakieś dwie dekady temu, gdym się nieopatrznie przyznał<br />
pewnej znajomej, że jestem całkowicie niewierzący, ta bez<br />
chwili namysłu odebrała mi prawo do obchodzenia świąt.<br />
Skoroś ateistyczna świnia, to wara ci od Bożego Narodzenia<br />
ŚWIĘTA ATEISTY<br />
dóbr jadalnych, z których będziecie chcieli wyczarować<br />
dwanaście wigilijnych potraw, a potem tych prawdziwych –<br />
mięsnych na święta… Nie ma najmniejszego sensu posyłać<br />
po zakupy męża. Kupi na pewno nie to co trzeba i jeszcze<br />
będzie zadowolony z siebie. Zamiast śmietany trzydziestki<br />
kupi 12%, bo pomyśli, że ze śmietaną jest jak z betonem<br />
– im mniejszy numer tym lepiej. O innych rzeczach lepiej<br />
nie wspominać. Kobiety od niepamiętnych czasów muszą<br />
się użerać z mężami-idiotami. Takie ich brzemię, niestety.<br />
Wyobrażam sobie święta w epoce kamiennej, gdy mąż<br />
wtaszcza do jaskini upolowanego dzika: – Tak żeś tego dzika<br />
maczugą wyklepał, debilu, że co ja teraz z tego mięsa<br />
zrobię? – wrzeszczy niewiasta odziana w skóry – Devolaja,<br />
to z tego nie będzie. Mielone co najwyżej. A buraki<br />
na barszczyk przyniosłeś? To co masz w garści, to myślisz,<br />
że buraki, kretynie jeden? To marchewka! Mówiłam czerwone,<br />
a nie pomarańczowe, daltonisto cholerny! Nie<br />
wiem na ile to pocieszające, drogie Panie, że wcześniej<br />
nie było wcale lepiej, fakt jest jednak taki, że z tymi siatami<br />
będziecie się szamotać same. Same je też wniesiecie<br />
na czwarte piętro, bo Wasz mąż-idiota umie przewidzieć<br />
wyniki spotkań piłkarskich meczów na pół roku do przodu,<br />
ale żeby zejść na dół i Wam pomóc dźwigać, żebyście<br />
od tych siat nie miały rąk jak szympans, to już nie. Tego<br />
przewidzieć nie potrafi, że Wam będzie ciężko. No, dobrze.<br />
Załóżmy optymistycznie, że udało Wam się przeżyć robienie<br />
zakupów wszelkich. Zawlekłyście z trudem, nie tylko<br />
nietrafione prezenty, ale też karkówkę, szynkę, buraki<br />
na barszcz, kapustę kiszoną i sto innych produktów, co to<br />
ich nawet wymieniać nie warto, bo listę macie jeszcze w<br />
głowie. Razem z nieznośnym poczuciem, że czegoś jednak<br />
zabrakło, że o czymś zapomnieliście i Wam się przypomni<br />
na godzinę przez Wigilią, gdy teściowa już będzie dzwonić<br />
do drzwi. Ona dzwoni, a Wam się nagle przypomina – Jezu!<br />
Nie kupiłam, karpia, o rany! A wiadomo, że teściowa bez<br />
karpia, to nawet do stołu nie usiądzie. Nie ma takiej opcji.<br />
Odwróci się na pięcie i pojedzie do innego swojego dziecka,<br />
takiego, co to bardziej ogarnięte jest. A Wasz mąż się na<br />
Was za mamusię obrazi na rok co najmniej. Oby tylko. No<br />
więc macie wszystko na stole z poczuciem, że jednak nie<br />
wszystko (karpia macałyście już ze cztery razy – JEST) i co<br />
dalej? No dalej, to już tylko gorzej. Trzeba wypucować dom<br />
od piwnicy po strych. Ma to swoje zalety, bo zwykle się<br />
wtedy znajdują rzeczy, których szukaliście kiedyś przez trzy<br />
miesiące, i które były Wam wtedy absolutnie niezbędne,<br />
a teraz są po nic. Więc układacie wszystko z powrotem,<br />
po wytarciu z kurzu, starając się zapamiętać, gdzie co<br />
wkładacie. Oczywiście, bezskutecznie. Za miesiąc znowu<br />
będziecie czegoś szukać i za cholerę sobie nie przypomnicie,<br />
gdzie to leżało. Nie ma takiej opcji. Jeśli macie mieszkanie,<br />
to chociaż raz w roku cieszycie się, że macie 54 metry<br />
kwadratowe zamiast 300. Cieszycie się tak aż do chwili, gdy<br />
przygotowane specjały trzeba będzie zmieścić w kuchni,<br />
co ma dwa na dwa metry. Wtedy radość trochę zblaknie.<br />
podobno odnalazła dziecko, co o nim była zapomniała,<br />
a się w jakimś kącie zakurzonym cudownie odnalazło. Nie<br />
bardzo w to wierzę, ale gwoli rzetelności kronikarskiej o<br />
tym też nadmieniam. Po pucowaniu domu na błysk, przychodzi<br />
czas na tradycyjne potrawy <strong>świąteczne</strong> i wypieki.<br />
Zwykle wtedy w całej okolicy wywala prąd i ciasto Wam<br />
oklapuje, jak Wasza radość ze świąt. O ile w ogóle kiedyś<br />
była. W ferworze bitwy o święta wydajecie komendy jak<br />
generał, dyrygując dziećmi i mężem: śmieci wynieś, po<br />
chleb do piekarni leć. Co z tego, że w sklepie taki sam.<br />
Z piekarni lepszy. I po raz kolejny obiecujecie sobie, że następne<br />
święta, to już nie ma mowy. Nikt Was nie namówi<br />
do takiej harówki. W życiu! Na Malediwy se pojedziecie.<br />
A co! Nigdy więcej takiego zapieprzu. No way! Koleżanka<br />
moja, gdym się z nią ideą tego felietonu podzielił powiedziała,<br />
że to powielanie stereotypów, że baba to do garów<br />
tylko. A przecież może być cudownie na odwrót. Kobieta<br />
może się robić na bóstwo w zaprzyjaźnionym salonie kosmetycznym,<br />
a przy garach może siedzieć facet. Jej mąż<br />
podobno siedzi i podobno jest zadowolony. Ależ oczywiście,<br />
że może być na odwrót. Niczego nie powielam, a jedynie<br />
obserwuję rzeczywistość. Za 10 lat, jeśli dożyję, może<br />
napiszę felieton o tym, jak faceci tyrają, a ich leniwe żony<br />
leżą na kanapie. Na razie to jednak nie jest norma. Póki<br />
co jest na odwrót – co jako samiec wstydliwie przyznaję.<br />
Sam, prywatnie, nie mam zdania. Czasy się zmieniają<br />
i role społeczne także. Teraz coraz mniej rzeczy jest oczywistych.<br />
Na przykład: oglądałem niedawno program randkowy,<br />
gdzie facet wybiera partnerkę (oglądając wyłącznie<br />
miejsca intymne kandydatek – reszta schowana w kapsule).<br />
Jedna kapsuła różni się od pozostałych. Prowadząca<br />
tłumaczy zdziwionemu bohaterowi programu, że to jest<br />
kobieta, choć ma penisa. Wygląda na to, że jestem dość<br />
jednak stereotypowy i banalny, bo lubię, gdy kobieta ma<br />
to, co mieć powinna. Co się ma oczywiście nijak do całego<br />
mojego wywodu o świętach. Wyraz „wywód” dziwnie<br />
blisko jest od tego penisa, więc czym prędzej wracam<br />
do świąt. Już jesteście po. Dom wypucowany, karp łypie<br />
na Was z półmiska, w otoczeniu barszczu i klusków.<br />
Są <strong>świąteczne</strong> dekoracje i pozytywny nastrój, który z siebie<br />
wykrzesaliście pomimo przeszkadzania dzieci i męża (lub<br />
żony). Upragniona wigilia rozpoczyna się od wzajemnych<br />
pretensji, a pies szwagierki (jak zwykle), wtyka Wam nos<br />
w krocze pod stołem. Rozpoczynają się tradycyjne spory<br />
polityczne. Wujek Janek w pięć minut zdoła się pokłócić<br />
z ciotką Haliną, że ta opozycja, to sama nie wie, czego chce.<br />
Tak się w swoim zapalczywym wywodzie rozpali i rękami<br />
rozmacha, że barszczyk wyląduje Wam na sukience i resztę<br />
Wigilii przesiedzicie w bluzie siostrzeńca. Z kapturem.<br />
I będziecie marzyć. Nie o prezencie żadnym od Mikołaja<br />
Świętego. Tylko o tym, żeby te cholerne święta się już wreszcie<br />
skończyły. Tylko o tym. Czego i ja Wam oczywiście życzę! [JP]<br />
Do siego roku!<br />
przesilenia zimowego znane są od niepamiętnych czasów<br />
i nasi przodkowie, poganie, obchodzili je jak najbardziej,<br />
w dodatku z choinką, świeczkami, prezentami i tym<br />
wszystkim, co znamy dzisiaj, dostałem po gębie. Nie<br />
potraktowałem tego policzka personalnie, albowiem był<br />
to policzek wymierzony w obronie wiary. A wiadomo, że<br />
w obronie wiary wszystko uchodzi i powstrzymam się od<br />
kąśliwych przykładów. Niech sobie po prostu będzie, że<br />
wolno. Nie był to ostatni policzek, który przy okazji świąt<br />
mi wymierzono. Wymierza mi się go nagminnie. Dość<br />
niezręcznie się czuję, patrząc na wylewające się z każdego<br />
kąta i każdej półki sklepowej symbole religijne. Jeszcze<br />
bardziej niezręcznie, gdy na rodzinnych wigiliach czytają<br />
Biblię. Dość nieswojo, gdy jedzą obowiązkową rybę, pokarm<br />
zakazany u Słowian oraz gdy przeinaczają wymowę<br />
zwyczajów, które przejęli od swoich pogańskich przodków<br />
(na przykład dodatkowe nakrycie nie jest dla żadnego<br />
wędrowca, zbłąkanego czy też niezbłąkanego, ale dla<br />
zmarłych – dla nich też się paliło świeczki na choince, żeby<br />
dusze odnalazły drogę do domu). Rozumiem, że Chrześcijanie<br />
mają prawo do obchodzenia starożytnych świąt<br />
z własną oprawą, podparte własną ideologią i własnymi<br />
wierzeniami. No ich to prawo, jak najbardziej. A jednak,<br />
to agresywne zawłaszczenie jest niczym innym, jak policzkowaniem<br />
ateistów czy Rodzimowierców. Ale dość już<br />
o tym policzkowaniu. Święta w końcu są radosne i na radosnym<br />
aspekcie należałoby się skupić. Radość zaczyna<br />
się od pre-zentów. Trzeba obdarować dzieci, rodziców,<br />
siostrzeńców i bratanków i sto innych osób, którym coś<br />
wypada kupić. Najgorzej z dziećmi, bo z reguły wszystko<br />
mają i prezent poniżej kilku tysięcy, to generalnie chała<br />
i sromota, a nie prezent. Lepiej z byle czym w ogóle nie<br />
startować, bo dobry humor diabli wezmą do przyszłych<br />
świąt, co najmniej. Poniżej smartfona za trzy tysie, to<br />
lepiej do domu nie wchodzić. Dzieci obdarować najgorzej.<br />
A kiedy już dostaną te wypasione telefony, to i tak później<br />
będzie wojna, żeby je od tych phonów odegnać i zapędzić<br />
spać. Skończy się to awanturą i wszyscy zakończą dzień<br />
poobrażani. Na bank. Kolejnym orzechem do zgryzienia<br />
są rodzice i teściowie. Rodzice nie są tak wymagający, ale<br />
zwykle też się nie cieszą. Teściowa po otrzymaniu własnoręcznie<br />
namalowanego obrazka oprawionego w ramy<br />
podziękuje uprzejmie, a potem powie, że brzydki. Jeszcze<br />
Wam każe bezczelnie go do piwnicy wynieść, bo ją nogi<br />
bolą z powodu żylaków. Kosmetyki okażą się śmierdzące,<br />
a poza tym ona uczulenie ma, biżuteria tandetna, a czytnik<br />
ebooków jej się nie przyda, bo i tak nie ma czasu na<br />
lekturę. W dodatku oczy ją bolą. Ale oczywiście za każdy<br />
prezent podziękuje i będzie Wam wdzięczna. A te uwagi<br />
poczyni z sympatii przecież. W rewanżu dostaniecie<br />
kosmetyki te same, co zwykle, co to ich szczerze nienawidzicie<br />
i zaczynacie się zastanawiać, czy tu chodzi aby na<br />
pewno o wymianę prezentów czy przeciwnie – o złośliwości.<br />
Po zakupie niechcianych i nietrafionych prezentów przy-<br />
– powiedziała. A gdym jej próbował tłumaczyć, że święta chodzi czas na zakupy poważniejsze, a mianowicie nabycie<br />
Kiedyś przy takim sprzątaniu pewna gospodyni domowa<br />
16 17<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Percepcja koła,<br />
czyli słów kilka o gdańskiej wystawie<br />
współczesnego MALARSTWA ARTYSTYCZNEGO<br />
Pierwszym projektem, który zachęcił nas do dalszych działań była<br />
wystawa malarstwa z nurtu realizmu magicznego zatytułowana<br />
Metamorfoza (www.metamorfoza.info.pl). Pokazaliśmy<br />
wówczas prace 48 polskich artystów tworzących współcześnie.<br />
Ekspozycja prezentowana była w kilku polskich miastach, gdzie za<br />
każdym razem cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Zachęceni<br />
frekwencją oraz pozytywnymi opiniami, postanowiliśmy udostępnić<br />
kolejną część naszej kolekcji. Zatytułowaliśmy ją Percepcja koła.<br />
Tym razem wspólnym elementem wszystkich zaprezentowanych<br />
36 prac będzie kształt – koło, w sztuce określane mianem tonda.<br />
Niestety, polska szkoła nie uczy wrażliwości na sztukę. W obecnej<br />
rzeczywistości, w której prym wiedzie pogoń za dobrami<br />
materialnymi, brakuje miejsca na chwilę refleksji i dostrzeżenie<br />
wartości ponadczasowych, dlatego cieszymy się, że możemy<br />
mieć niewielki, ale jednak znaczący wkład w popularyzację<br />
polskiej sztuki współczesnej, zwłaszcza wśród ludzi młodych.<br />
Zależy nam, aby jak najwięcej osób mogło zobaczyć na żywo, a nie<br />
tylko w Internecie, co tworzą współcześni artyści. Żywimy również<br />
nadzieję, że kolekcjonerzy skorzy będą wyznawać nasz pogląd na<br />
piękno, będące jedną z tych wartości, które się mnożą, kiedy się<br />
nimi dzielimy i zechcą pokazać swoje kolekcje.<br />
W projekcie Percepcja koła będzie można obejrzeć dzieła artystów<br />
z ugruntowaną pozycją, między innymi: Karola Bąka, Mai Borowicz,<br />
Tomasza Sętowskiego, Jarosława Jaśnikowskiego, Marcina<br />
Kołpanowicza oraz młodych, zdolnych, którzy cieszą się pewnym<br />
już dorobkiem jak: Anna Wypych, Alicja Rekowska, Marzena<br />
Machaj i wielu innych. [MK]<br />
Małgorzata Krużycka<br />
SERDECZNIE<br />
ZAPRASZAMY !<br />
Wstęp<br />
wolny!<br />
Wernisaż pierwszej wystawy<br />
odbędzie się 1 lutego 2020 roku w<br />
Nadbałtyckim Centrum Kultury w<br />
Gdańsku w Ratuszu Staromiejskim<br />
przy ul. Korzennej 33/35<br />
o godz. 17.00<br />
Obraz olejny “METAMORFOZA, autor: TOMASZ ALEN KOPERA<br />
źródło: www.arteclat.com<br />
18 19<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Niedobrzy chłopcy,<br />
czyli o trudnej<br />
pamięci<br />
Chopy to pijaki, brudasy.<br />
Wcześniej czy później zawsze<br />
bez pożytku większego,<br />
bez większego, a w końcu<br />
żadnego,<br />
córucho barbelucho.<br />
Niechlubna pamięć, jedni<br />
twierdzą, że potrzebna, pozwala<br />
nie popełniać tych samych<br />
błędów na przyszłość, inni<br />
znowu, i tu jestem chyba zgodny,<br />
przekonani są o tym, że pamiętanie,<br />
zatrzymanie w bólu i rozpaczy<br />
nie przynosi zbyt wiele dobrego. Złe<br />
doświadczenia zbyt długo chowane<br />
w sobie prowadzą do uprzedzeń,<br />
wycofania, niekiedy nawet wrogości,<br />
bowiem człowiek zamiast przyjaciół,<br />
szuka kolejnego ataku, przygotowany<br />
jest na niespodziewany cios.<br />
O takiej właśnie zahartowanej do<br />
boju niemal siedemdziesięcioletniej<br />
kobiecie pisze Zyta Rudzka w swojej<br />
książce Krótka wymiana ognia.<br />
Nie boję się tego powiedzieć,<br />
to wymagająca literatura, czytelnik<br />
wyniesie dużo, jeśli sam również<br />
wejdzie w interakcję z tekstem, w<br />
prozie tej bowiem pełno odwołań do<br />
literatury, kultury, można by to dzieło<br />
nawet określić jako potężny zbiór<br />
Zyta Rudzka<br />
Krótka wymiana ognia<br />
W.A.B. Warszawa 2018<br />
spojrzeń na rzeczywistość.<br />
Zyta Rudzka znana chociażby z takich<br />
powieści jak Białe klisze, Mykwa<br />
czy Ślicznotka doktora Josefa,<br />
jest również dramatopisarką, (Zimny<br />
bufet). Wielokrotnie nagradzana,<br />
laureatka Europejskiej Nagrody Radia<br />
Deutsche Welle czy Nagrody im.<br />
Jarosława Iwaszkiewicza. Przypadła<br />
jej w udziale również tegoroczna Nagroda<br />
Literacka Gdynia w kategorii<br />
Proza właśnie za Krótką wymianę ognia.<br />
Niewątpliwie jest to literatura oryginalna,<br />
wykorzystująca znane lub<br />
mniej znane tropy kulturowe, odwołująca<br />
się do trudnego losu kobiety,<br />
która za wszelką cenę chce być<br />
RECENZJA<br />
w starszym wieku, gryzie się z myślami<br />
– jak zauważają czytelnicy – blisko<br />
Romie do bohaterek kreowanych<br />
przez Elfriede Jelinek, mowa tu<br />
między innymi o demaskowaniu stereotypów,<br />
kąśliwej, czasem wręcz irytującej<br />
postawie wobec otaczającego<br />
świata. Roma z pewnością nie należy<br />
do kobiet o łagodnym charakterze,<br />
jak twierdzi sama Rudzka w rozmowie<br />
z Justyną Sobolewską: Oddałam głos<br />
kobiecie starej, jest to głos drapieżny,<br />
poraniony, ale głos wolny. Roma<br />
swoją postawą może irytować, ale<br />
jednocześnie uświadamia nas, czytelników,<br />
że portret starej kobiety wcale<br />
nie musi być utkany z szalików robionych<br />
na drutach przez babcie dla<br />
które możemy czytać na popularnych<br />
kalendarzach, zdzierakach. Być może<br />
Rudzka szuka nowej narracji, w pełni<br />
kobiecej, wyzwolonej z opresji patriarchatu,<br />
gdzie kobieta nie musi być<br />
jedynie podporą dla mężczyzny. Roma<br />
Dąbrowska sama wybiera sobie partnerów,<br />
później ich porzuca, czasami<br />
też sama jest porzucana – wojenna<br />
i miłosna gra toczy się nieustannie,<br />
pomimo tego, że życie Romy obfituje<br />
w wiele porażek, nie jest to w stanie<br />
zachwiać jej poczucia niezależności<br />
i szacunku do samej siebie.<br />
Pierwsze pobieżne czytanie<br />
Krótkiej wymiany ognia pozwoliło mi<br />
dojrzeć niezwykły kunszt językowy,<br />
żonglerkę różnymi skojarzeniami<br />
czy dialogi wycelowane jak strzały<br />
z karabinu. Drugie podejście, próba<br />
zrozumienia trudnego losu Romy,<br />
zachwiało moim poczuciem bezpieczeństwa.<br />
Literatura spod pióra Zyty<br />
Rudzkiej nie usypia, drąży, podaje<br />
w wątpliwość, zadaje niewygodne pytania.<br />
Być może z tego powodu książka<br />
ta ma skrajne opinie czytelników, od<br />
zachwytu, po rozczarowanie. Raczej<br />
nie jest to pisanie lekkostrawne, jeśli<br />
miałbym użyć kulinarnych metafor.<br />
Roma żyje w poczuciu wiecznej straty,<br />
na okrągło odchodzą od niej bliscy,<br />
doznaje również wielu niesprawiedliwych<br />
uwag od swojej matki, no na<br />
przykład na temat pisania: Wierszyki.<br />
Wierszyki i wierszyki. Po co to komu?<br />
Roma nie jest taka, jaką chciałaby ją<br />
widzieć jej matka, od tego narasta w<br />
niej poczucie winy, złość i frustracja.<br />
Chora zależność od matki nie ma<br />
końca, trzeba też stwierdzić, że Roma<br />
ma zapewne syndrom DDD (Dorosłe<br />
Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych), zabrakło<br />
jej troski i wsparcia ze strony<br />
rodzica. Stąd zresztą wynikają nieudane<br />
związki, bezskuteczne poszukiwanie<br />
oparcia w drugim człowieku.<br />
Moglibyśmy ulec złudzeniu, że Roma<br />
poszukuje tylko przygodnego seksu,<br />
kusi ją męski prymitywizm, seks w<br />
najbardziej zwierzęcej formie, pojawia<br />
się skądinąd skojarzenie z Kochankiem<br />
lady Chatterley Davida Herberta<br />
Lawrence’a, tam też przecież<br />
anegdot, ciętych dialogów, mocnych sobą. Roma Dąbrowska to poetka wnucząt. Daleko tam także do porad,<br />
chodziło o męski, prymitywny in-<br />
dla niej niechciane dziecko. Poetka ka wielką poetką była, i w takiej<br />
20 21<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
stynkt. Nie chcę już żadnych lekarzy,<br />
tłumaczy, polonistów. Rozumiesz.<br />
Tylko prości chłopcy. Chcę się rozbierać<br />
przed konduktorami, leśnikami,<br />
technikami obróbki skrawaniem, gdyż<br />
afekt mnie dobije. (s. 46). Nie jestem<br />
jednak pewny, czy to najważniejsze,<br />
niebywałą satysfakcję daje Romie<br />
ogrywanie przeciwnika, tak jak w<br />
miłosnej grze. Przy krupniku zapytał<br />
mnie o imię, przy mielonym o stosunek<br />
pracy, po kompocie byliśmy<br />
już umówieni na stosunek (s. 89).<br />
Miłość ze Stefanem skończyła się<br />
tak jak inne: Stefan pragnął miłości<br />
dozgonnej, a moją filozofią była<br />
fizjologia (s. 92). Oprócz wojennej<br />
retoryki, jest nieprzerwanie u Rudzkiej<br />
swoista gra słów. Nic się nie wydarzyło.<br />
Nic nie było. Każdy wskoczył<br />
do swojego okopu. Żadnych śladów<br />
walki. Tylko rany wylotowe (s. 62).<br />
Takie ubieranie miłosnych wzlotów<br />
i upadków w kostium wojenny być<br />
może pomaga Romie niejako zdystansować<br />
się do poczucia odrzucenia,<br />
które ku utrapieniu, towarzyszy jej<br />
bez przerwy. Roma nie ma szczęścia<br />
do związków, kolejne próby kończą<br />
się niewypałem, żeby użyć tej wojennej<br />
metaforyki. Związek z Mateuszem<br />
kończy się, na horyzoncie pojawia się<br />
rywalka Manuela, dzielnie wpisująca<br />
się w patriarchalny obrazek. Tam<br />
właśnie Manuela będzie sprzątać,<br />
piec, wekować, czekać na podjeździe,<br />
mocować się z wiecznie zacinającą<br />
się bramą, tam będzie rozkładać uda<br />
i pobierać pożądany materiał genetyczny<br />
(s. 27). Takiego życia prawdopodobnie<br />
nie chce Roma, powiedzmy<br />
szczerze, bądź co bądź niezależna poetka,<br />
kobieta przejmująca ster, sama<br />
dostarczająca sobie pokus i podniet.<br />
Warto mieć jednak na uwadze, że to<br />
jej partner Mateusz odchodzi i znajduje<br />
chwile ukojenia przy innej kobiecie<br />
- Roma w tej sytuacji mogłaby mieć<br />
realne powody do tego, by zadręczyć<br />
się takim obrotem spraw. Przeżywa<br />
bardzo, chociaż maska przyzwoitości<br />
nie pozwala jej na uzewnętrznienie<br />
wszystkich odczuć. Żeby tego było<br />
mało, jest jeszcze Mamulka, Roma to<br />
wykreowana przez Rudzką egzystuje<br />
w negacji, jej wartość jest cały czas<br />
umniejszana. Córka Romy, Zuzanna,<br />
po osiągnięciu dojrzałości, ucieka<br />
z domu, Roma nieustająco poszukuje<br />
córki, wynajmuje nawet detektywa.<br />
Wspomina jej próby – Zuzanna to wybitna<br />
pianistka, chociaż wspomnienia<br />
te nie przynoszą nic dobrego. Rudzka<br />
przyznała, że tworzy nas brak, z braku<br />
możemy się wyłonić, ukształtować,<br />
dlatego też Romie brakuje dosłownie<br />
wszystkiego: drugiego człowieka,<br />
wsparcia. Roma żyje w roztrzaskanym<br />
świecie, o dziwo, nie brak jej pewności<br />
siebie, wiele kobiet załamałoby<br />
się w połowie drogi, Roma jest<br />
tutaj trochę pomnikowa, ze spiżu.<br />
Swoistym paradoksem<br />
w Krótkiej wymianie ognia jest to, że<br />
Roma będąc poetką stwarza światy<br />
równoległe, korzysta z pamięci, ale<br />
jednocześnie łapie się na wspominaniu,<br />
bolą te powroty. To kokon, z<br />
którego nie potrafi się wydrzeć. Tak<br />
prezentowana jest Roma na spotkaniu<br />
autorskim: Poetka. Podglądaczka<br />
istnienia. Doskonała w anatomii<br />
przedmiotów. Sekcji rzeczy. Odgrzebywaniu<br />
istnień. Dmucha w popiół.<br />
Wychwytuje fragment. Ukryty zarys.<br />
Nieważny detal. Schowany szczegół.<br />
Nieśmiały ślad. Zatartą poszlakę.<br />
Zapomniany trop (s. 33). Pisanie,<br />
a już szczególnie pisanie poezji, spełnia<br />
tu funkcję terapeutyczną, tylko<br />
w jaki sposób Roma ma się otrząsnąć<br />
z ciężaru przeszłości, powiedziałbym<br />
nawet teraźniejszości, poszukuje<br />
córki, spotyka się z byłym partnerem<br />
po samobójczej śmierci Manueli.<br />
Działalność twórcza chyba nie za<br />
wiele dobrego wnosi, samej postaci<br />
Romy dodaje za to jakiś koturn,<br />
w tym swoim poetyckim przedstawieniu<br />
Roma jest groteskowa. Mówię<br />
niezbornie. Lubią to. Kobieta, która<br />
pisze wiersze nie może być normalna.<br />
Tworzę legendę i nie pękam. Chociaż<br />
nacięcie jak stąd do dzieciństwa<br />
(s. 34). Groteskowość, klisze w<br />
przedstawianiu poetyckich tematów,<br />
pięknie, poetycko, obrazkowo. Można<br />
by powiedzieć, Roma Dąbrows-
pozie ory i splendory, chyba zastygła, życie prywatne jest jednak to jednak<br />
koślawość, życie publiczne, niezdarność, honory deforlogi<br />
celne jak pociski w samo serce, dla siebie. Jak dobrze jednak wiemy,<br />
Językowa różnorodność, diadziczoną<br />
pamięcią, starością, obca<br />
pozie chyba zastygła, jest jednak<br />
rozdźwięk,<br />
rozdźwięk, życie publiczne, honory i<br />
i splendory, macja, matka życie mówi prywatne do Romy to córucho jednak teatralna stylizacja, Roma jest tekturowa,<br />
nakręcana jak pozytywka, jest świadoma starości, nie jest to<br />
przed sobą uciec się nie da. Kobieta<br />
splendory, życie prywatne to jednak<br />
koślawość, barbelucho. niezdarność, Ta sama kobieta, deformacja, zgoła<br />
koślawość, niezdarność, deformacja,<br />
matka odmienne mówi sposoby do Romy kreacji, córucho trochę barbelucho.<br />
lustro zmieniające Ta sama kobieta, proporcje, zgoła które od-<br />
język ma to wszystko roznieść od język, deformacja wykoślawienie, od-<br />
jak sztuczność, odnosi się wrażenie, że dla niej naturalny stan – pokazuje to<br />
matka mówi do Romy córucho barbelucho.<br />
Ta sama kobieta, zgoła odmienne<br />
sposoby kreacji, trochę jak<br />
mienne można spotkać sposoby w kreacji, lunaparku. trochę jak środka. Kobieta ma nawet wizję swojego<br />
pogrzebu, dalej jest tam jednak że cielesność, erotyka w Krótkiej wywołania<br />
do mięsa, rzekłbym nawet,<br />
lustro Chociaż zmieniające jest pokusa, proporcje, aby na które chwilę<br />
lustro zmieniające proporcje, które<br />
można odpocząć spotkać od Romy, w lunaparku. nie schodzi ona koturn, szablon, okrągłe pochwalne mianie ognia jest jakaś taka mięsna,<br />
można spotkać w lunaparku.<br />
jednak Chociaż z pierwszego jest pokusa, planu, aby narracja<br />
pieśni na cześć zmarłej poetki, w podtytuł powieści mógłby brzmieć<br />
Chociaż jest pokusa, aby na chwilę odpocząć<br />
od Romy, nie schodzi ona jed-<br />
chwilę jest w odpocząć zasadzie od dwutorowa, Romy, nie schodzi<br />
gwałtowny ona jednak potok z pierwszego myśli oraz Mamul-<br />
planu, nieuświadomiony być może głód świadoma śmierci, chociażby przez<br />
Roma, tym poczuciu pustki jest ogromny, Opowieść o mięsie. Roma jest również<br />
nak z pierwszego planu, narracja jest<br />
narracja ka i jej jest nawoływania w zasadzie do studzienki, dwutorowa,<br />
powrót Roma, do tragicznych gwałtowny czasów potok myśli wojny. Mateusza za męża, tak jak się bierze ki, która zresztą stwierdza: Przeżyłam<br />
miłości. Brak miłości. Wzięłam sobie okrutne doświadczenia swojej mat-<br />
w zasadzie dwutorowa, Roma, gwałtowny<br />
potok myśli oraz Mamulka i jej<br />
oraz Deficyt Mamulka fabuły, i wątki jej nawoływania gubią się, dialogi,<br />
cięte riposty, powrót widoczne tragicznych elementy zastanowienia (s. 119). Widoczna jest związana z wysiedleniami Niemców<br />
do coś z głodu – szybko, zachłannie, bez i zgniłam. Pojawia się tu trauma<br />
nawoływania do studzienki, powrót<br />
studzienki,<br />
do tragicznych czasów wojny. Deficyt<br />
czasów niczym wojny. ze sztuki Deficyt teatralnej. fabuły, Niebywałym<br />
gubią walorem się, dialogi, tej prozy cięte jest riposty, język, w Roma dąży do tego bezustannie, powie<br />
obumieranie, Roma, wprost<br />
wątki<br />
tutaj potrzeba bliskości, akceptacji, z ziem odzyskanych. Życie to właści-<br />
fabuły, wątki gubią się, dialogi, cięte<br />
riposty, widoczne elementy niczym<br />
widoczne moim odczuciu elementy na tym niczym zresztą ze sztuki polega tyka się o przeciwności, odrzucenie, ujmując, pakuje się na śmierć, przeżywa<br />
śmierć swojej matki, powraca to<br />
ze sztuki teatralnej. Niebywałym walorem<br />
tej prozy jest język, w moim<br />
teatralnej. koncept tej Niebywałym powieści - na walorem krótkich zdaniach,<br />
jest które język, jak w przyznaje moim odczuciu sama Rudz-<br />
na dałam mu serce, a on zwrócił mi je znamienite ubranie na śmierć, temat<br />
tej w końcu o samą siebie. Kiedyś od-<br />
prozy<br />
odczuciu na tym zresztą polega koncept<br />
tej powieści - na krótkich zdani-<br />
tym ka, zresztą pisze się polega najdłużej. koncept Wyznaczają tej powieści<br />
one krótki – na krótkich oddech zdaniach, bohaterki, które rytm dawał resztę; teraz zaszedł mi drogę śmiercią jest chyba też oswajaniem<br />
tak niechlujnym gestem, jakby wy-<br />
tabu w wielu domach. Oswajanie ze<br />
ach, które jak przyznaje sama Rudzka,<br />
pisze się najdłużej. Wyznaczają<br />
jak wielkiego przyznaje miasta. sama Czasem Rudzka, trudno pisze się nadążyć<br />
za Wyznaczają Romą, błyskawiczne one krótki dialogi, od- Miłość, dlaczego z czasem przeradza a raczej wiecznej straty. Wracam do<br />
(s. 137).<br />
z przegraną, bilansem zysków i strat,<br />
najdłużej.<br />
one krótki oddech bohaterki, rytm<br />
dech gra skojarzeń bohaterki, i aluzji, rytm wielkiego niespodziewane miasta.<br />
puenty, Czasem szermierka trudno nadążyć słowna: za Romą, jowniczka, są niezagojone rany, do uszu, proszków na sen, czopków na<br />
się w ból i cierpienie? Roma to wo-<br />
miasta, do mieszkania, do zatyczek<br />
wielkiego miasta. Czasem trudno nadążyć<br />
za Romą, błyskawiczne dialogi,<br />
błyskawiczne Całe noce z jąkającym dialogi, gra się skojarzeń radiem. stygmat, teatralne pozy, brak poczucia<br />
zakotwiczenia, Roma wiecznie mowy detronizacyjnej, złożonych na<br />
hemoroidy, tych wszystkich insygniów<br />
gra skojarzeń i aluzji, niespodziewane<br />
i aluzji, Głos spikera: niespodziewane puenty, szermierka<br />
To brzydki słowna: kraj z piękną historią. ucieka, nie może oswoić się z dzie-<br />
krzyż w szafce nocnej (s.132).<br />
puenty, szermierka słowna:<br />
Całe noce z jąkającym się radiem.<br />
To piękny kraj z brzydką historią, odpowiadam<br />
Całe noce z (s. jąkającym 100). się radiem. Pogodzenie ze śmiercią, zawieszona To brzydki kraj wojna, z piękną na historią. szali po-<br />
Głos spikera:<br />
Głos spikera:<br />
nad zwierzęcym instynktem To piękny przeważył kraj z brzydką rozsądek. historią, Czy odpowiadam<br />
(s. 100).<br />
Takich To brzydki „smaczków” kraj z piękną jest historią. w tekście o<br />
wiele To piękny więcej kraj - mam z brzydką nawet wrażenie, historią, pamięć musi aż tak boleć? Człowiek z czasem przyzwyczaja<br />
się do straty, ubywania, miałkości rzeczy do-<br />
że odpowiadam to sposób na (s. obronę 100). nie tyle przed<br />
Takich „smaczków” jest w tekście o<br />
ludźmi, chociaż Roma została wiele czesnych.<br />
wiele więcej - mam nawet wrażenie,<br />
razy zraniona, Takich „smaczków” co przed gorzką jest rzeczywistością,<br />
o wiele życiem, więcej które – mam okazało nawet się<br />
w<br />
że to sposób na obronę nie tyle przed<br />
tekście<br />
ludźmi, chociaż Roma została wiele<br />
wrażenie, pasmem klęsk że to i rozczarowań. sposób na obronę Krótkie, Kiedyś chciałam się zabić, ale tylko podarłam swoje<br />
razy zraniona, co przed gorzką rzeczywistością,<br />
życiem, które okazało się<br />
nie błyskawiczne tyle przed ludźmi, hasła, niczym chociaż strzały Roma z wiersze. Teraz bardziej wspominam, niż oddycham.<br />
została pistoletu, wiele w jakiejś razy mierze zraniona, utrzymują<br />
równowagę gorzką rzeczywistością, psychiczną, pozwalają ży-<br />
co Częściej skreślam, niż zapisuję. pasmem Backspace klęsk i rozczarowań. jest Krótkie, moją<br />
przed<br />
ojczyzną (s. 53).<br />
błyskawiczne hasła, niczym strzały z<br />
ciem, na potrzebny które okazało dystans. się pasmem Zapewne klęsk to<br />
pistoletu, w jakiejś mierze utrzymują<br />
równowagę psychiczną, pozwalają<br />
i też rozczarowań. kreacja, ta Krótkie, proza aż błyskawiczne<br />
kipi od wyrazistych<br />
niczym uwag o strzały świecie z i pistoletu, ludziach, Jednoznacznie wynika z tego, że Roma nie chce odzie-<br />
hasła,<br />
na potrzebny dystans. Zapewne to<br />
w nie jakiejś wiadomo, mierze czy utrzymują to życie w równowagę<br />
a może psychiczną, poezja w pozwalają życiu, przepis na po-<br />
na<br />
poezji, dziczonej pamięci. Traumy, też urazy, kreacja, pogarda ta proza i aż odrzucenie<br />
kipi wyrazistych<br />
uwag o świecie i ludziach,<br />
trzebny zdrowy, dystans. potrzebny Zapewne balans, harmonię to też i bolą, pamięć jest przytłaczającym balastem – zamiast<br />
nie wiadomo, czy to życie w poezji,<br />
kreacja, spokój - ta za tym proza Roma aż kipi tęskni, od ciągle wyrazistych<br />
tego brakuje. uwag o świecie i ludziach, dzi, uczy podejrzliwości i nienawiści. zdrowy, potrzebny Z trudną balans, pamięcią harmonię<br />
jej pokazywać nowe lepsze rozwiązania – izoluje od lu-<br />
a może poezja w życiu, przepis na<br />
nie Językowa wiadomo, różnorodność, czy to życie dialogi w poezji, celne<br />
trudno się pogodzić. Trudno i spokój żyć, dlatego - za tym Roma życie tęskni, Romy ciągle to<br />
a jak może pociski poezja w samo w życiu, serce, przepis teatralna<br />
jej tego brakuje.<br />
zdrowy, stylizacja, potrzebny Roma jest balans, tekturowa, harmonię nakręcana<br />
- jak za tym pozytywka, Roma tęskni, sztuczność, ciągle drogi chyba nie ma.<br />
nieustanne wymazywanie, pozbywanie się siebie. Innej<br />
Językowa różnorodność, dialogi celne<br />
i spokój<br />
jak pociski w samo serce, teatralna<br />
jej tego brakuje.<br />
Robert Knapik<br />
22 Renata Cygan<br />
23<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Gwiazdka<br />
spadła na<br />
Takiej kumulacji „trzynastek” na poetycko-muzycznym<br />
„DACHU”, jaki organizowany jest od ponad 8 lat<br />
w klubie „Ona” – jeszcze nie było. Spotkanie – 113,<br />
odbyło się 13-go ( w dodatku w piątek), odbieraliśmy<br />
trzynastą międzynarodową antologię „Poplątane<br />
ścieżki”, która właśnie przyjechała z drukarni.<br />
Powinien pech wyzierać z każdego kąta. Tymczasem…<br />
Było pięknie. Uroczyście, poetycko,<br />
muzycznie, świątecznie, mikołajkowo,<br />
wesoło.<br />
A w pigułce wyglądało to tak: Pan Paweł Wesołowski<br />
z Departamentu Mecenatu Państwa Ministerstwa<br />
Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorował<br />
dwóch naszych kolegów. Eugeniusz Orłow, prezes<br />
Rady Głównej SAP, otrzymał Brązowy Medal<br />
“Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Kazimierz<br />
Linda (Stalowa Wola) otrzymał odznakę<br />
honorową “Zasłużony dla Kultury Polskiej”.<br />
I oto kolejny wigilijny<br />
„DACH” ocieplił magią i<br />
przeszedł do albumu, jak<br />
minione.<br />
Uroczysty wieczór petów,<br />
muzyków, pisarzy, atystów<br />
o różnych pasjach, przytulonych<br />
do galerii „Ona”<br />
w Warszawie, wieńczący<br />
kolejny rok spotkań.<br />
Spotkań pod parasolem<br />
Stowarzyszenia Autorów<br />
Polskich (O/Warszawski II),<br />
skupiającego twórców<br />
z całej Polski i wielu krajów<br />
takich jak: Anglia, Niemcy,<br />
Litwa, Szwecja, Dania,<br />
Holandia, Australia.<br />
Było zatem niecodziennie. Promowaliśmy naszą<br />
XII antologię – „ZADUMA”. Wszystko odbyło się w<br />
całkowitych ciemnościach, utwory recytowało ponad<br />
20 autorów – jednym ciągiem, był to szczególny<br />
poetycki spektakl. Całkowicie inny odbiór<br />
poezji, w skupieniu, bez bodźców zewnętrznych.<br />
No i…znakomite ćwiczenie pamięci.<br />
Muzycznie ubarwili wieczór bardowie – Joanna<br />
Jagiełło, Wojciech Gęsicki i Marek Korzemski,<br />
a kiedy pojawił się Mikołaj z workiem pełnym<br />
prezentów (do którego każdy miał obowiązek<br />
przedtem coś przynieść) – obudziło się w biesiadujących<br />
dziecko i świąteczna aura zapanowała<br />
do końca spotkania. Spotkania, urozmaiconego –<br />
zgodnie z „DACHOWĄ” tradycją.<br />
Wyśmienite potrawy, serwowane przez gospodarzy<br />
– Grażynę Dąbrowską i Dariusza Kowalskiego,<br />
zawsze zaskakuja pomysłowością, smakiem, wyglądem.<br />
Na dobranoc – były życzenia, życzenia, jak<br />
w zżytej, szanującej się i szczęśliwej rodzinie…<br />
DACH<br />
Wanda Dusia Stańczak<br />
Prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich O/<br />
Warszawski II<br />
24 25<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Anioł zmarznięty<br />
Pstryk!<br />
Pastorałka klubowa<br />
deszcz już nie kapie ścisnął mróz srogi<br />
porozrzucała zima puch biały<br />
zmarznięty Anioł pogubił drogi<br />
błądził po świecie boży dzień cały<br />
ujrzał na niebie gwiazdę pod wieczór<br />
która nowinę światu głosiła<br />
poszedł za światłem choć nóg już nie czuł<br />
gwiazda go do nas przyprowadziła<br />
r:<br />
usiądź aniele tu między nami<br />
gorącym barszczem ogrzej swe ręce<br />
wspomóż w kolędzie, otul skrzydłami –<br />
nas gdy śpiewamy o dziecinie w stajence<br />
posiedział Anioł kolędę nucił<br />
ogrzał się wreszcie najadł do syta<br />
cieszył się widząc gdzie okiem rzucił<br />
jak świat małego Jezusa wita<br />
kiedy odpoczął Panu na chwałę<br />
poszedł, lecz przedtem obiecał szczerze<br />
że będzie czuwać nad nami stale<br />
słowa dotrzyma, mocno w to wierzę<br />
Przemysław Wróblewski<br />
świątecznie<br />
miasto skapuje w dłonie snu<br />
gęstym syropem<br />
aromatem gorzkiej czekolady<br />
kolędą wspomnień<br />
ciepłem świateł<br />
za zimowymi oknami<br />
obraz choinki<br />
wracającej dzieciństwem<br />
obwieszonej radością<br />
ulotnością kolorów<br />
bielą lukrowanych życzeń<br />
opłatkiem najpierwszym słowa<br />
milknie na koniuszkach rzęs<br />
słodyczą chwili<br />
szeptem lampek na śniegu<br />
ciszą ciemności<br />
mocnym iglastym zapachem<br />
na obrzeżach płomienia<br />
Małgorzata T. Skwarek-Gałęska<br />
Tryska radością pachnący grudzień<br />
świerkowym światłem grzeje prezenty<br />
dłonie udają serdeczność wielką<br />
tylu szczęśliwych i wniebowziętych<br />
Życzeń lawina wszystko zalewa<br />
I nie omija wiedźmy sąsiadki<br />
Nie są zdradzane ni zapomniane<br />
kochane żony kochane matki<br />
Usta opłatek zamyka szczelnie<br />
Kłamstwom obelgom i prawdzie wszelkiej<br />
Wielkie wyzwania kurczą się w ciszy<br />
A małe słówka stają się wielkie<br />
Tryska radością pachnący grudzień<br />
Świerkowym światłem grzeje prezenty<br />
tyle w nas dobra co życia w lampce<br />
pstryk i znikniemy ze świata świętych<br />
Wanda Dusia Stańczak<br />
Cicha noc<br />
Rodzinne Święta<br />
Te rodzinne święta są o tym,<br />
jak wypełniać bliskością tęsknoty<br />
na Szyndzielni, Magórce czy Błatniej<br />
jest dziś jaśniej – tak dziwnie jaśniej,<br />
jakby niebo trącało ziemię,<br />
więc się ziemio na lepszą przemień<br />
i rozkwitaj dobrocią, rozkwitaj,<br />
na ulicach, w parkach i w błękitach,<br />
i w uśmiechach… Nie tylko od święta<br />
zapamiętaj ten czas – zapamiętaj,<br />
kiedy błądzisz po krętych ulicach,<br />
to zachwycaj się pięknem, zachwycaj,<br />
które w bliźnich, w drzewach, w kamieniach…<br />
I przemieniaj się w dobroć… Przemieniaj,<br />
gdy Dziecina na ziemię przychodzi,<br />
by się lepszy człowiek w nas rodził<br />
i marzenie odwieczne ziścił<br />
o Miłości – bez nienawiści…<br />
Juliusz Wątroba<br />
Cicha noc<br />
Polskie dzieci umierają<br />
ze śmiechu<br />
przed telewizorami<br />
Cicha noc<br />
Afrykańskie dzieci umierają<br />
z głodu<br />
przed pustymi miskami<br />
Marek Porąbka<br />
Kolęda<br />
Jezusek maluśki<br />
nam grzesznym odpuści,<br />
bo kocha nas wszystkich<br />
i ładnych i brzydkich.<br />
I wszystkie dzieci<br />
o białych buziach,<br />
o czarnych buziach,<br />
o śniadych buziach,<br />
ślepych, kalekich,<br />
w cierniach i w różach.<br />
Jezusek naguśki,<br />
zrodzony w stajence,<br />
zimniutkie ma nóżki,<br />
gorące ma serce.<br />
Do serca tuli<br />
dzieci z in vitro,<br />
starców w jarmułkach,<br />
duchownych z mitrą,<br />
tych, co kochają<br />
w innych wymiarach,<br />
konie na stepach,<br />
robaki w szparach,<br />
biednych, bogatych,<br />
gładkich, tęczowych,<br />
wesołków w kratkę<br />
i smutne wdowy<br />
głodnych za stołem,<br />
rannych z Aleppo,<br />
tych pod kościołem<br />
i tych pod mekką.<br />
Czci cyrylicą,<br />
kocha abdżadem,<br />
wielbi jidyszem,<br />
świeci przykładem.<br />
Jezusek-dziecina<br />
dygocze, jak trzcina,<br />
z nadzieją że w ludziach<br />
współczucie obudzi.<br />
Renata Cygan<br />
26 27<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Próżna pastorałka<br />
wśród nocnej ciszy<br />
nikt jej nie słyszy<br />
może bezkarnie<br />
do reszty zmarnieć<br />
wieść o tym niosę<br />
by się jej losem<br />
ktoś jednak wzruszył<br />
śnieg sobie prószy<br />
Weneckie myśli…<br />
wywiesiłem myśli<br />
białe<br />
pstrokate<br />
czyste<br />
proste<br />
jak pranie<br />
na sznurze<br />
po samobójstwie<br />
bez pętli<br />
luźno<br />
jak w Wenecji<br />
pomiędzy oknami nienawiści<br />
miłości<br />
one w słońcu<br />
odbijają się<br />
kolorowym dywanem<br />
na wodzie<br />
ocierają się<br />
o krawędzie<br />
domów<br />
łodzi<br />
ludzi<br />
Grzegorz Spis<br />
dzisiaj w betlejem<br />
tyle się dzieje<br />
a ja na skróty<br />
psu szyję buty<br />
Agnieszka Smugła<br />
Mała<br />
syryjska dziewczynka<br />
czeka na<br />
Pierwszy Znak<br />
z Nieba<br />
zielone drzewko<br />
w Jej myślach<br />
spełnia<br />
najskrytsze życzenia<br />
Chciałaby lalkę,<br />
sukienkę...<br />
Dorodny kawałek chleba<br />
I Pokój,<br />
spokój i ciszę<br />
Zaklętą w bombce<br />
tęsknotę<br />
pustynny wiatr<br />
ciągle zwiewa<br />
Anna Czachorowska<br />
28 Renata Cygan<br />
29<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
(…) mam ze swoimi książkami<br />
tak, jak kobiety z dziećmi -<br />
najpierw długa ciąża,<br />
a potem poród,<br />
Kiedyś wpisywano zawód do dowodu osobistego.<br />
Co Ty miałbyś wpisane? Pisarz?<br />
Chyba miałbym wymowną kreskę. Żeby nazwać<br />
się pisarzem, trzeba chyba należeć<br />
do jakiejś organizacji zrzeszającej literatów,<br />
a ja nawet nie wiem, jak się ona nazywa.<br />
Niektórzy autorzy, gdy zaczynają pisać<br />
nową powieść, rozpisują wszystko na kartkach,<br />
robią plan, a dopiero potem skrupulatnie<br />
zapełniają strony tekstem. Inni piszą<br />
chaotycznie, a później głowią się, żeby z tego<br />
zrobić powieść. Zaliczam się do tej drugiej<br />
grupy, a jak jest u Ciebie?<br />
Zawsze się śmieję, że mam ze swoimi<br />
książkami tak, jak kobiety z dziećmi – najpierw<br />
długa ciąża, a potem poród, czasem<br />
bardziej, a czasem mniej bolesny. Zbieranie<br />
pomysłów, opracowanie fabuły, elementów<br />
akcji, stworzenie postaci trwają<br />
całymi tygodniami. Zapisuję wtedy miliony<br />
karteczek, w których potem z reguły nie potrafię<br />
się połapać. Kiedy uznam, że pora<br />
przelać ten cały chaos na papier, zasiadam<br />
do komputera i wtedy już nie ma przebacz<br />
– piszę codziennie, choćby nawet kilka zdań.<br />
Napisałeś książkę z Magdą Witkiewicz.<br />
Prawdę mówiąc ja bym chyba nie potrafił<br />
pracować z kimś do spółki. Pisanie to mój<br />
świat, moja przestrzeń. Nie umiałbym ich z<br />
kimś dzielić. Jak Tobie się to udało? Dzięki<br />
wyjątkowości Magdy, czy po prostu<br />
potrafisz wpuścić kogoś do swojego świata?<br />
czasem<br />
bardziej,<br />
a czasem<br />
mniej bolesny<br />
Nie jestem egoistą i lubię się dzielić. Poza tym na etapie,<br />
kiedy tworzyliśmy z Magdą Pudełko z marzeniami i Biuro M,<br />
nasze światy miały zbiór wspólny. Na tyle duży, że dało się<br />
z niego wykreować także ten powieściowy. Pisanie to<br />
bardzo samotna robota – jesteś ty, komputer, w moim<br />
przypadku też szklanka z mocną, czarną herbatą i mieszanka<br />
orzechów, które ponoć dobrze wpływają na pracę mózgu.<br />
I tyle. A kiedy piszesz z kimś, to masz wrażenie, że nawet<br />
jeśli jest daleko, a w przypadku Magdy dzieliło nas pół<br />
Polski, to i tak ci w jakiś magiczny sposób towarzyszy. Lubię<br />
to uczucie i dlatego jestem otwarty na dalszą współpracę.<br />
Czy zdarza Ci się być utożsamianym ze swoimi bohaterami?<br />
Nie zaatakowała Cię na przykład jakaś starsza pani na<br />
spotkaniu autorskim tekstem typu: „Wstydziłby się Pan.<br />
Jak pan mógł porzucić tę dziewczynę?”<br />
Nie pamiętam, żeby ktoś u mnie kogoś rzucał.<br />
Moi bohaterowie raczej mordują i nie, raczej<br />
nikt mnie nie podejrzewał o dokonanie jakiejś zbrodni.<br />
Myślę, że to jest domena aktorów. To oni dają granym<br />
przez siebie postaciom swoją twarz, głos, sylwetkę<br />
i inne charakterystyczne cechy. A pisarze są na<br />
szczęście ukryci za klawiaturą. Może to i lepiej? Rynek<br />
pisarski w Polsce jest trudny. Wielu świetnych autorów<br />
latami wysiaduje pod drzwiami wydawnictw.<br />
wywiad z<br />
Marzeniem Alka jest<br />
objechać cały świat,<br />
a na stare lata<br />
zamieszkać na<br />
jednej z wysp<br />
Morza Śródziemnego.<br />
A tam już tylko pisać, i<br />
pisać, i pisać, i pisać…<br />
Alkiem Rogozińskim<br />
Twórca powieści kryminalnych i obyczajowych. W swoich powieściach<br />
morduje zawsze z przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy. Zadebiutował<br />
w marcu 2015 roku komedią kryminalną Ukochany z piekła<br />
rodem, która zdobyła pierwsze miejsce na liście kryminalnych bestsellerów<br />
księgarni Empik.com. Jednak prawdziwą popularność przyniosła mu komedia<br />
sensacyjna Jak Cię zabić, kochanie?, nominowana przez portal Lubimy<br />
Czytać w 2016 roku w plebiscycie Książka roku (kryminał, sensacja, thriller).<br />
Rok później podobną nominację zdobyła powieść Do trzech razy śmierć.<br />
Dwie jego książki - Lustereczko, powiedz przecie i Zbrodnia w wielkim mieście<br />
– zdobyły pierwsze miejsca w plebiscycie internetowym Zbrodnia z<br />
przymrużeniem oka, a w <strong>2019</strong> roku powieść Raz, dwa, trzy... giniesz ty!<br />
doczekała się inscenizacji teatralnej. Nakład napisanych przez niego powieści<br />
przekroczył już ćwierć miliona egzemplarzy.<br />
30 31<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
a bardziej obyczajowa. Pozwalam sobie<br />
czasem na takie skoki w bok. Poprzednio miało<br />
to miejsce w Jak Cię zabić, kochanie? i Zbrodni<br />
w wielkim mieście. Oczywiście, jest tam<br />
wątek kryminalny, ale tym razem nie będzie<br />
on najważniejszy. Na pierwszym planie<br />
znalazła się kwestia wierności małżeńskiej,<br />
zdrady, ukrywania swoich żądz<br />
i problem, czy niewierność można wybaczyć.<br />
A jeśli nie, to jak ją najlepiej ukarać.<br />
Będzie się dużo działo, to mogę obiecać.<br />
Magiczne święta Bożego Narodzenia<br />
Alka Rogozińskiego. Które wspominasz<br />
najczęściej?<br />
Mam nadzieję, że takie jeszcze ciągle przede<br />
mną. Ale wykorzystam tę okazję, aby złożyć<br />
życzenia Czytelniczkom i Czytelnikom. Dużo<br />
miłości, zrozumienia, zdrowia, marzeń,<br />
które będą się spełniały nie tylko przy<br />
pierwszej gwiazdce na niebie oraz, oczywiście,<br />
samych tylko pasjonujących lektur!<br />
Jeśli coś wam w<br />
duszy gra i macie<br />
przekonanie, że<br />
jest to dobre,<br />
po prostu<br />
przelewajcie to<br />
na papier<br />
i czekajcie na<br />
„swój<br />
moment”<br />
Jak Tobie udało się je wyważyć? Szczęście czy talent?<br />
Trudno mi to rozstrzygnąć. Swój debiut zawdzięczam<br />
pani Bogusi Genczelewskiej z Wydawnictwa Melanż,<br />
która dostrzegła potencjał w powieści, którą<br />
jej wysłałem i postanowiła dać mi szansę, za co jestem<br />
jej niezmiernie wdzięczny. Plik z pierwszą powieścią<br />
wysłałem w sumie do sześciu wydawnictw,<br />
w tym jednego, które oferowało wydawanie książek<br />
w trybie tradycyjnym albo za pieniądze autora.<br />
Otrzymałem stamtąd wiadomość, że powieść im<br />
się bardzo podoba, w związku z tym wydadzą ją<br />
za… i w tym miejscu była odpowiednia kwota, którą<br />
miałbym im zapłacić. Dzisiaj wiem, że za tę sumę<br />
można było wydrukować dwa razy więcej egzemplarzy<br />
niż mi zaproponowano i jeszcze by starczyło<br />
na jakąś małą promocję. Dlatego przestrzegam<br />
początkujących twórców: zastanówcie się, zanim<br />
się na coś takiego zdecydujecie. Czasem lepiej<br />
poczekać i wydać książkę w tradycyjny sposób, niż<br />
eksperymentować. Nie mam nic przeciw self-pubishingowi,<br />
ale widzę w nim sens tylko wtedy, kiedy<br />
ma się już wyrobioną markę i swoją grupę czytelników.<br />
Doskonałym przykładem jest tu Katarzyna Michalak,<br />
której książki kupują tysiące wielbicielek i która<br />
może sobie pozwolić na samodzielne ich wydawanie,<br />
bo po prostu lepiej na tym zarobi. W przypadku młodego<br />
pisarza nie ma to sensu. No chyba, że wydawnictwa<br />
self-publishingowe zaczną przeznaczać większe nakłady<br />
na promocję autorów. O, proszę, w ten sposób<br />
zamiast odpowiedzieć na pytanie, wygłosiłem<br />
przemowę na temat rynku księgarskiego. Cały ja!<br />
Masz jakąś radę dla początkujących pisarzy?<br />
Tak naprawdę tylko jedną: piszcie i się nie zniechęcajcie.<br />
Ani odmowami ze strony wydawnictw, ani<br />
złymi recenzjami, ani tym, że nie od razu sprzedacie<br />
sto tysięcy egzemplarzy powieści. Jeśli coś wam<br />
w duszy gra i macie przekonanie, że jest to dobre, po<br />
prostu przelewajcie to na papier i czekajcie na „swój<br />
moment”.<br />
Wiem, że interesujesz się historią Starożytnego<br />
Rzymu. Kiedy napiszesz książkę o tej tematyce?<br />
Zaplanowałem ją na 2021 rok. I choć zdaję sobie<br />
sprawę, że jak człowiek coś planuje, to gdzieś tam<br />
wysoko w Królestwie Niebieskim wszyscy mają<br />
ubaw, to jednak postaram się zrobić wszystko, aby<br />
tak się stało i powieść ujrzała wtedy światło dzienne.<br />
Powiesz Czytelnikom kilka słów o swoim najnowszym<br />
projekcie, nad którym teraz pracujesz?<br />
Moja nowa powieść będzie mniej kryminalna,<br />
Dziękuję za rozmowę!<br />
Rozmawiał: Jarosław Prusiński<br />
32 33<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Po kilkutygodniowej, zawodowej<br />
podróży, wszedł wreszcie do<br />
mieszkania. Od kiedy pamięta, zawsze<br />
zacinał się klucz drzwi od domofonu,<br />
czasami wystarczało kilkanaście<br />
sekund mocowania z zamkiem,<br />
a niekiedy już był bliski kapitulacji<br />
i miał ochotę zadzwonić do któregoś<br />
z sąsiadów. Tym razem zastanawiał<br />
się już nad tym od kiedy wysiadł<br />
z pociągu. Niby nic, ale pogoda<br />
była dosyć nieprzyjemna.<br />
Zaczął padać pierwszy grudniowy<br />
śnieg. Trochę przedwcześnie<br />
i byłoby nawet uroczo, gdyby<br />
nie przeraźliwie zimny i silny<br />
wiatr. Dlatego kwestia zamka<br />
wydawała się tak istotna i urosła<br />
w głowie do niewyobrażalnego<br />
problemu. Poszło jednak gładko,<br />
za pierwszym przekręceniem.<br />
Może wreszcie naprawili – pomyślał<br />
wspinając się na czwarte piętro.<br />
Jeszcze tylko drzwi do mieszkania i już<br />
czuł się podobnie jak większość ludzi<br />
na wczasach. Od zawsze lubił ten moment.<br />
Zamykając drzwi, zostawiał za<br />
nimi wszelkie sprawy. Wtedy opadała<br />
adrenalina, przychodziła ulga i nieodparta<br />
ochota nacieszenia własnym<br />
azylem. Wprawdzie przyjechał tylko<br />
na kilka dni, ale na początku nigdy<br />
nie myśli się o tym, że pojutrze trzeba<br />
będzie znowu przekręcić zamki z drugiej<br />
strony na kolejne dwa, trzy tygodnie.<br />
Jeszcze nie pora by o tym myśleć.<br />
Zresztą za niecałe dwa tygodnie<br />
znowu przyjedzie i akurat będą święta.<br />
Pomieszka trochę dłużej. Może<br />
jeden, może dwa dni dłużej. Zobaczymy,<br />
nie wykluczone, że wytarguje<br />
ze zlecającym cały tydzień. Wchodząc<br />
do mieszkania, od lat powtarzał<br />
wszystko – buty zaraz po wejściu,<br />
wierzchnie ciuchy z rozmachem na<br />
krzesło. Nieważne jak się ułożą, grunt<br />
by nie spadły. Robił to w pośpiechu,<br />
więc i tak lądowały na podłodze.<br />
Zrobione po drodze szybkie zakupy<br />
i korespondencję wyjętą ze skrzynki<br />
wrzucał na blat kuchenny. Przechodził<br />
do pokoju, siadał w wygodnym<br />
fotelu, włączał kanał informacyjny<br />
telewizji, od której przez ostatnie kilkanaście<br />
dni był odcięty i czekał, aż<br />
włączony po drodze czajnik zasygnalizuje<br />
głośnym wrzeniem, że można<br />
już zalewać kawę. Zwykłą tradycyjną<br />
plujkę z fusami, za którą tęsknił<br />
bardziej niż za żywymi obrazami<br />
kanałów informacyjnych. W podróżach<br />
skazany był na dworcowe automaty,<br />
sieciowe kawiarnie z dobrym,<br />
mocnym espresso i hotelowe zestawy,<br />
gdzie też zwykle serwowano jakąś opcję<br />
z ekspresu. Bardzo je lubił, lecz domowa<br />
zalewajka zasypana fusami do<br />
poziomu jednej czwartej kubka – czyli<br />
dawny popularny “szatan”, była już<br />
rytuałem powrotów i biła na głowę<br />
najlepsze espresso świata. Oczywiście,<br />
w jego subiektywnej skali. Jeśli<br />
się tak zdarzało to po kilkunastu<br />
dokładnie ten sam rytuał. Zrzucał dniach braku zleceń, ponownie tęs-<br />
autor książki pt. “Z dna”.<br />
34 35<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
knił za espresso, ale teraz, ten moment<br />
należał do tej zwykłej “małej<br />
czarnej”. Nawet jeśli wracał późno,<br />
co wielokrotnie się zdarzało, to i tak<br />
nie zmieniał kolejności. Zresztą organizm<br />
tak przywykł do tego trunku,<br />
że nie miał najmniejszych kłopotów,<br />
by wypić ją tuż przed snem. Gorzej<br />
byłoby, gdyby trafił w miejsce, gdzie<br />
o poranku nie może tego zrobić. Tym<br />
razem jednak nie włączył telewizora.<br />
W ciszy czekał aż się zagotuje<br />
woda. Kilka tygodni temu rozstał się<br />
z Klaudyną. Do tej pory nie mógł się<br />
pozbierać, nie mógł przestać myśleć,<br />
czemu odeszła, czemu bez słowa. Po<br />
prostu. Gdy wpadł poprzednim razem<br />
– doskonale to pamięta, był szósty<br />
grudnia – niezły “Mikołaj” - pomyślał<br />
zdejmując ze ścian wszystkie jej<br />
zdjęcia. Pięknie oprawione portrety,<br />
z rożnych etapów ich pięcioletniego<br />
związku. To było tak<br />
trudne, jakby chował do grobu<br />
kogoś najbliższego. Mimo,<br />
że dwa lata wcześniej zrobił<br />
kapitalny remont mieszkania,<br />
z wymianą tynków i malowaniem<br />
ścian, to pomimo świeżości<br />
ściany, kontury po jej portretach<br />
zostały. Przeraźliwie zabolały<br />
swą pustką, w każdym<br />
widział jej twarz i na każdym inną<br />
minę; udawaną srogość, śmiech, usta<br />
ułożone w pocałunek, gdy siedzi za<br />
biurkiem w pracy, śpi wtulona w poduszkę,<br />
czy to gdy pokazała mu język.<br />
Nawet gdy jej nie ma, to jest – pomyślał<br />
– trzeba będzie zamalować te<br />
fragmenty, puste obrysy ramki bolały<br />
bardziej, niż niedawne fotografie.<br />
Obracał w palcach wyjętego z paczki<br />
papierosa. Zapalniczka leżała tuż<br />
przed nim, ale zapobiegliwy palacz,<br />
ma porozkładane pudełka zapałek<br />
po całym mieszkaniu. Kiedy to się<br />
zaczęło? – pomyślał, kiedy zaczął<br />
się upadek, czegoś tak pięknego?<br />
Wzrok zatrzymał na leżących nieopodal<br />
zapałkach. Kłóciliśmy się często,<br />
ale to były spory personalne, nikt<br />
nikomu niczego nie wytykał. Jeśli już<br />
to eufemistycznie można to nazwać<br />
zaciętą wymianą poglądów. Bardzo<br />
to w niej cenił, dyskutowała na argumenty,<br />
merytoryczne nie personalnie,<br />
a spierali się o wszystko. Od<br />
polityki do klimatu. Daleko im było<br />
jednak do powszechnie rozumianych<br />
sporów politycznych. Pasjonował ich<br />
cały świat, wiec i polityka w kłótniach<br />
była szersza niż granice kraju. Oczywiście<br />
nie udało się uciec od kłótni<br />
o ich własnej przeszłości. Marcin<br />
nie był święty, mimo dobrego<br />
wykształcenia, spędził jakiś czas w<br />
więzieniu, popadł w nałogi, alkohol,<br />
narkotyki. To ona wyciągnęła go<br />
za uszy z tego bagna. Była z nim w<br />
najtrudniejszych momentach. Może<br />
to ją przerosło? Znowu poczuł ukłucie,<br />
to czuły punkt – zabolała tęsknota.<br />
Ta, którą tak wypierał. Akurat ten<br />
mechanizm miał opanowany, jako<br />
trzeźwy nałogowiec wiedział jak<br />
wyrzucić z pamięci bolesne zdarzenia.<br />
Jak “wymazać” z pamięci wszystko,<br />
co niewygodne. Ale tego nie potrafił.<br />
Wzrok zawiesił się na pudełku<br />
zapałek. Zaczęło świtać mu w głowie.<br />
Nie, ona nie przestała go kochać,<br />
ale wiedziała, że z jego podejściem do<br />
świata, nie mają przyszłości. Fakt, był<br />
lekkoduchem i mimo, że już dawno<br />
przekroczył czterdziestkę, to wciąż<br />
chodził w krótkich spodenkach.<br />
Nieodpowiedzialny, duży chłopiec.<br />
Odchodziła powoli, dopiero teraz to<br />
zauważył przyglądając się zapałkom.<br />
Odbierała mu siebie, podobnie jak<br />
wyciąga się je z pudełka. Z początku<br />
nie widać, nikt nie jest w stanie<br />
zorientować się, że kilku ubyło.<br />
A to rzadsze spotkania, wizyty, telefony.<br />
Potem w wirze pracy, któremu<br />
oddał się całkowicie, zaprzepaścił<br />
szansę. Nie zwracał uwagi, gdy zostało<br />
ich już kilka na dnie. Zwalał to,<br />
na obowiązki, zarówno swoje jak<br />
i jej. Był pewien, że gdy skończy terminowy<br />
projekt, to uda się wszystko<br />
odbudować. Przecież to właśnie<br />
dla niej podjął się tej pracy, chciał<br />
już budować powoli zręby bytowej<br />
pewności. Mieli swój święty rytuał.<br />
Zawsze rano i wieczorem, tuż przed<br />
snem,wysyłali sobie pewne symbole,<br />
znaki wiadome tylko im. Pierwszy<br />
oznaczał “miłego dnia kochany”<br />
drugi “śpij dobrze”, każde zawierały<br />
wyznanie. Wszystkie nadzieje prysły,<br />
gdy wyjęła ostatnią zapałkę. Pewnego<br />
wieczoru nie przyszła wiadomość,<br />
nie było też rano. Następnego dnia<br />
już wiedział, że to koniec…<br />
To był bolesny moment, którego<br />
nie dało się nie zauważyć, nie<br />
dało zrzucić na karb pracy, zajęć<br />
i jej zobowiązań. Spojrzał jeszcze na<br />
ususzone róże wiszące wokół jednej<br />
z lamp w rogu pokoju. Za każdym<br />
razem, gdy przychodziła, witał ją<br />
tymi kwiatami, zawsze w tym samym<br />
kolorze. Nie zawsze mogła je jednak<br />
zabrać, wtedy zostawały i je suszył<br />
zdobiąc nimi jednocześnie lampkę.<br />
Pięć lat wspólnego życia, równie<br />
dziwnego, jak dziwny i niespotykany<br />
był ten związek. Woda w czajniku<br />
zaczynała coraz głośniej bulgotać,<br />
znak, że zaraz się wyłączy i najwyższa<br />
pora zalać kawę. Poszedł do kuchni<br />
– sypiąc ją dostrzegł – w stercie<br />
urzędowej korespondencji – tradycyjną<br />
kopertę, inną od pozostałych.<br />
Odstawił filiżankę, czajnik już się<br />
wyłączył, czuł że to od niej. Po prostu<br />
wiedział. Szybkim ruchem wyciągnął<br />
ją spod pism urzędowych i tych z administracji.<br />
Poznał jej charakter pisma.<br />
Rozerwał w pośpiechu kopertę,<br />
przeczytał i ogarnęła go radość. Były<br />
tam tylko cztery słowa: “Czekaj na<br />
mnie, wrócę”, a pod spodem dopisek:<br />
“PS - Kocham Cię...” [PJ]<br />
Piotr Jastrzębski
Wybrane przez Dianę Żarów –<br />
Mariola i Grzegorz,<br />
to dwie barwne, artystyczne<br />
dusze, które połączyła miłość<br />
do sztuki i do siebie nawzajem.<br />
Malują, prowadzą teatr<br />
Księżyc i Latarnia Magiczna<br />
oraz Teatr Tańca Marioli Ptak.<br />
W jednym z najbliższych numerów<br />
rozmowa z nimi, a teraz kilka<br />
baśniowych obrazów autorstwa<br />
Grzegorza Ptaka.<br />
Więcej informacji na:<br />
www.ptak.art.pl<br />
36 37<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Grzegorz Ptak<br />
38 39<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej,<br />
dlatego myślimy już o ozdobach, prezentach, kolacji<br />
wigilijnej i spotkaniach z rodziną.<br />
Jak ten świąteczny, magiczny czas spędzają<br />
kobiety na emigracji ?<br />
By się tego dowiedzieć do zwierzeń nakłoniłam<br />
pięć przedstawicielek płci pięknej, mieszkających<br />
poza granicami naszego kraju. Oto one:<br />
Daria Skiba – od ponad trzech lat przebywa w Irlandii.<br />
Autorka, blogerka, pracownik polskiego sklepu, a prywatnie<br />
szczęśliwa narzeczona i mama uśmiechniętej Leny.<br />
Agata Kelso-Burzyńska – od 1992 roku przebywa<br />
na emigracji. Wychowała dwoje dzieci. Spędziła<br />
dziesięć lat w Londynie, a od 2000 roku mieszka<br />
w Holandii z ukochanym partnerem i kotem imieniem<br />
Lennon, pracując w ISE (Międzynarodowej Szkole Średniej).<br />
Jolanta Kosowska – od czternastu lat mieszka<br />
w Niemczech. Jest lekarką od jedenastu lat praktykującą<br />
w drezdeńskiej przychodni przyjaznej dla cudzoziemców.<br />
Lubi pisać, fotografować i podróżować. Prywatnie mama<br />
trójki dzieci, w tym najmłodszego, niepełnosprawnego<br />
Piotrusia. Do „rodziny” należy jeszcze: koń Celta, kot Beza<br />
i Burunduk Rojber.<br />
Agnieszka Zakrzewska – od ponad siedemnastu<br />
lat mieszka na emigracji w Królestwie Niderlandow.<br />
Lubi nazywać Holandię Krainą Tulipanów i Wiatraków,<br />
albo jeszcze zabawniej, Deszczowców. Niedoszły prawnik.<br />
Z zamiłowania polonistka, z wyboru rekruterka. Jej życiowe<br />
motto brzmi: „Im dłużej czekasz na przyszłość, tym będzie<br />
krótsza”, dlatego nie czeka, działa i spełnia marzenia.<br />
WITAM SERDECZNIE DROGIE PANIE!<br />
Ciekawi mnie bardzo jak organizujecie<br />
i spędzacie Święta Bożego Narodzenia?<br />
Czy zachowujecie polskie tradycje typu: czekanie<br />
na pierwszą gwiazdkę i przygotowywanie<br />
dwunastu potraw?<br />
I w końcu: czy tęsknicie za Polską?<br />
Daria:<br />
Święta Bożego Narodzenia zawsze były moimi ulubionymi.<br />
Pierwsze spędzone w Irlandii były bardzo trudne, chociaż<br />
i kolejne do łatwych nie należały. W tym roku Gwiazdkę<br />
spędzamy sami i czuję, że to będą najtrudniejsze święta –<br />
tylko nasza trójka: ja, narzeczony i nasza córeczka.<br />
W Irlandii ciężko jest czekać na pierwszą Gwiazdkę,<br />
a to za sprawą mało sprzyjającej aury za oknem – zazwyczaj<br />
wtedy pada i niestety nie jest to śnieg, a deszcz.<br />
Na wigilijnym stole nie może u mnie zabraknąć czerwonego<br />
barszczu z uszkami (wersja z kapustą i grzybami),<br />
smażonego karpia, sałatek jarzynowej i śledziowej<br />
w śmietanie, bigosu i gołąbków (to na pierwszy dzień<br />
świąt). Również zawsze w moim domu jadło się białą<br />
kiełbasę z chrzanem lub ćwikłami, a do tego coś słodkiego<br />
- piernik, makowiec, albo i karpatka. Zależy na co<br />
naszła nas ochota. Kilka dni przed świętami przygotowujemy<br />
z córką szybkie pierniczki: Mała uwielbia wycinać<br />
kształty foremkami, a później godzinami je dekorować.<br />
W Irlandii bardzo szybko rodziny ubierają choinki<br />
i przystrajają domy. W domu rodzinnym zawsze w Wigilię<br />
ubierałyśmy z siostrą choinkę. Tutaj jednak robimy<br />
to wcześniej, bo dłużej można nią nacieszyć oczy.<br />
Obchodzimy Święta tak, jak w Polsce, a przynajmniej staramy<br />
się: słuchamy kolęd, spotykamy się z bliskimi, dzielimy<br />
się opłatkiem i zawsze mamy przy stole dodatkowe miejsce.<br />
Irlandczycy z kolei świętują zupełnie inaczej niż my.<br />
Wigilia tam to normalny dzień. Mieszkańcy idą do pracy,<br />
choć zazwyczaj wtedy pracują krócej. W domach<br />
zapalają świece, a wieczorem zasiadają do postnej kolacji.<br />
Potrawy rybne są wtedy bardzo mile widziane.<br />
W nocy Mikołaj zakrada się do domów i zostawia prezenty.<br />
Najważniejszy dla Irlandczyków jest pierwszy dzień świąt.<br />
Tego dnia dzieci budzą się zadziwiająco wcześnie, bo pod<br />
choinką czekają już na nich upominki. Irlandczycy świętują<br />
rodzinnie – spożywają wspólny świąteczny obiad, gdzie<br />
na stole nie może zabraknąć pieczonego indyka, szynki<br />
i irlandzkiego puddingu. To jedyny dzień (o ile się nie mylę),<br />
gdy pozamykane są praktycznie wszystkie sklepy i nawet<br />
puby! Drugiego dnia świąt do domów mogą zapukać<br />
irlandzcy kolędnicy – Wrenboys. Zbierają oni datki na cele<br />
dobroczynne, a według tradycji, jeśli nie przekaże się im<br />
pieniędzy – sprowadzi się na siebie nieszczęście w nowym<br />
roku.<br />
Agnieszka Ciach – od dziewięciu lat mieszka w UK i<br />
pracuje jako facilitator w National Star College, a po godzinach<br />
dodatkowo wciela się w rolę Network marketera Prywatnie<br />
matka oraz właścicielka kota o imieniu Mruczek.<br />
Również po kolacji wigilijnej obdarowujemy się prezentami.<br />
40 41<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Agata:<br />
Moja rodzina żyje w rozsypce: mama w Polsce, syn w Londynie<br />
więc Wigilia jest dla nas ważną okazją do spotkania<br />
się… Mam kuku na punkcie choinki: co roku zmieniam<br />
projekt i kolor dekoracji. Ostatnio zamieniłam zieloną<br />
choinkę na białą. Do wigilijnej kolacji w Holandii zasiadamy<br />
o zmroku, o Gwiazdce nie ma co marzyć – zazwyczaj<br />
o tej porze roku jest tu bardzo pochmurno… Jeśli<br />
chodzi o nasze wigilijne menu, to dwunastu dań raczej<br />
nie ma, ale potraw z pewnością tyle się nazbiera: kilka<br />
rodzajów śledzika na przekąskę, zupka (często dwie, jeśli<br />
są goście): grzybowa i barszczyk z uszkami. Rybka – różna,<br />
w zależności co się kupi. Z karpia dawno zrezygnowaliśmy:<br />
poza Polską nikt chyba nie sprzedawał żywego,<br />
teraz być może by się znalazł, ale w naszej rodzinie nikt<br />
nie ma ochoty go mordować. Poza tym obowiązkowo kapusta<br />
z grochem, mistrzowsko przygotowana przez moją<br />
mamę, ziemniaczki, sałatki... z tradycyjnych deserów<br />
czasem robimy makuchę (tak się chyba nazywa): deser<br />
z mielonego maku, bułeczki i bakalii, lub – jeśli uda się<br />
kupić – dobry sernik. Sama nie mam talentu do pieczenia.<br />
Próbowałam, wierzcie mi…, ale zawsze kończyło się<br />
łzami.<br />
Jolanta:<br />
Mieszkam w Niemczech od 2006 roku i jak do tej<br />
pory tylko raz spędziłam święta tutaj, bowiem zawsze<br />
wtedy jedziemy do Polski, do domu, do swoich. Zresztą<br />
nie tylko my. Jak Święta to u siebie, w domu,<br />
w Polsce, z tradycyjną wigilią, z dwunastoma potrawami,<br />
z nakryciem dla niespodziewanego gościa, z sianem pod<br />
obrusem, opłatkiem, ciepłymi życzeniami, prezentami<br />
pod choinką, pasterką i kolędami. Tak było u prababci,<br />
babci i mamy…W tym roku znowu pojadę na święta<br />
do Polski. W Saksonii święta i okres przedświąteczny wyglądają<br />
odrobinę inaczej niż w Polsce. Saksończycy cieszą<br />
się nie ze świąt, a na święta. Przeżywają i świętują każdą<br />
niedzielę adwentu. Ta radość oczekiwania jest dla nich<br />
najważniejsza. Czasami mam wrażenie, że ważniejsza
niż same święta. Czterotygodniowy czas adwentu obfituje<br />
w zwyczaje i symbole. Już od pierwszego dnia palą<br />
się w oknach łuki adwentowe. Na stołach goszczą wieńce<br />
wykonane z gałązek świerku lub sosny, z czterema świecami,<br />
które przypominają cztery niedziele adwentu.<br />
W pierwszym tygodniu zapala się jedną świecę, w drugim<br />
dwie i tak dalej, a obok wieńców stoją piramidy bożonarodzeniowe.<br />
Saksończycy ubierają choinki na początku<br />
adwentu i rozbierają je zaraz po świętach. Bardzo<br />
znana jest drezdeńska Stolla – strucla bożonarodzeniowa:<br />
drożdżowe ciasto z rodzynkami i marcepanem.<br />
Na saksońskiej wigilii je się sałatkę kartoflaną, różnego<br />
rodzaju pieczone kiełbasy i potrawy z kapusty kiszonej.<br />
Nie je się karpia. Tradycyjnym daniem w pierwszy dzień<br />
Świąt Bożego Narodzenia jest pieczona gęś. Życzenia<br />
są składane bez dzielenia się opłatkiem. Nie ma przy<br />
stole miejsca dla niespodziewanego gościa. Pod talerze<br />
kładzione są monety, co ma zapewnić dostatek przez<br />
cały nadchodzący rok. Muzykuje się wspólnie śpiewając<br />
kolędy i pastorałki. Najczęściej słychać „Cichą noc, świętą<br />
noc”. („Stille Nacht, Heilige Nacht!”) i „Kling Glöckchen<br />
klingelingeling”.<br />
Agnieszka:<br />
Najbardziej brakuje mi w Holandii polskich świąt. Boże<br />
Narodzenie tutaj ma zupełnie inną oprawę i inny smak<br />
niż w Polsce. Holendrzy nie celebrują Wigilii i nie dzielą<br />
się opłatkiem. Śpiewanie kolęd i Pasterka są im nieznane.<br />
Najważniejszym wydarzeniem w grudniu jest przybycie<br />
do kraju świętego Mikołaja, zwanego Sinterklaasem.<br />
Nie pojawia się on bynajmniej na saniach zaprzężonych<br />
w renifery, a na statku przypływającym z.. gorącej Hiszpanii.<br />
Wieczorem cała rodzina spotyka się przy kolacji, dzieci<br />
śpiewają i recytują specjalnie napisane na tę okazję<br />
wierszyki, za które dostają drobne prezenty. Zwykle są to<br />
czekoladowe literki (zwyczajowo pierwsza literka imienia<br />
obdarowanego), malutkie okrągłe ciasteczka Kruidnootjes<br />
i korzenne lub anyżowe kosteczki zwane Pepernoten.<br />
Na święta nie przygotowuje się specjalnych potraw. Staram<br />
się zawsze zapraszać moich holenderskich przyjaciół<br />
w pierwszy dzień Bożego Narodzenia i przyrządzam im ulubione<br />
pierogi z kapustą i grzybami oraz czerwony barszcz.<br />
W takie dni tęsknię najbardziej. Za zapachem choinki,<br />
skrzypieniem śniegu pod butami w drodze do kościoła,<br />
za bliskością i kolędami. Lulajże Jezuniu to jedna z moich<br />
ulubionych…<br />
Agnieszka Ciach:<br />
„To już?!” – tym pytaniem – zdziwieniem, większość<br />
ludzi rozpoczyna sezon świąteczny w UK, który wypada<br />
coraz wcześniej: w tym roku już końcem sierpnia można<br />
było kupić pierwsze bombki czy łańcuchy na choinkę.<br />
Anglicy uwielbiają<br />
kartki.<br />
Wypisują je namiętnie,<br />
dlatego w ich domach<br />
zobaczycie całe<br />
wystawki.<br />
Saksończycy cieszą się<br />
nie ze świąt,<br />
a na święta.<br />
Holendrzy<br />
nie celebrują<br />
Wigilii i nie dzielą się<br />
opłatkiem.<br />
a czasami całe alejki zachęcające do kupowania. Obsesja<br />
zakupowa czas start! Ozdoby, światełka, renifery,<br />
dziadki do orzechów… Anglicy bardzo chętnie poddają<br />
się duchowi konsumpcjonizmu. Znam osoby, które biorą<br />
pożyczki, by kupić WSZYSTKO z dziecięcej listy prezentów,<br />
a po całej imprezie zostają tylko sterty kartonów i śmieci<br />
wylewające się z koszy i wzmożony ruch na grupach<br />
sprzedażowych, gdzie można pozbyć się niechcianych<br />
upominków. Wymiar duchowy świąt widoczny jest głównie<br />
u starszych, którzy stanowią większość obecnych na angielskiej<br />
Mszy świętej, albo u imigrantów z krajów katolickich.<br />
Młodsze pokolenie raczej nie wybierze się do kościoła<br />
i nie podzieli opłatkiem.<br />
Jak zatem wyglądają Święta w angielskiej rodzinie?<br />
Większość domów już na początku grudnia, odwiedza Elf<br />
on The Shelf, który szpieguje dla Mikołaja i robi psikusy:<br />
rozwija rolkę papieru toaletowego czy rozsypuje mąkę.<br />
Elf znika zaraz po świętach, by wrócić następnego roku.<br />
Kreatywniejsze mamy robią z dziećmi gingerbread house,<br />
czyli domki z piernika przybrane lukrem. Słuchanie kolęd<br />
to raczej rzadkość, ale za to hity takie jak All I Want For<br />
Christmas Is You w wykonaniu Mariah Carey, czy A Holly<br />
Jolly Christmas Michaela Buble, rozbrzmiewają wszędzie.<br />
Nie można zapomnieć o sweterkach świątecznych,<br />
noszonych bardzo chętnie przez wszystkich, nie tylko<br />
przez dzieci. Są one obowiązkowym strojem na imprezach<br />
firmowych, które stanowią przyczynek do tego, żeby<br />
się zrelaksować i dobrze bawić.<br />
Przygotowania do Bożego Narodzenia to głownie zakupy,<br />
zakupy i jeszcze raz zakupy. Anglicy uwielbiają kartki.<br />
Wypisują je namiętnie, dlatego w ich domach zobaczycie<br />
całe wystawki. Na zewnątrz też musi się dziać: światełka,<br />
renifery, dmuchany Mikołaj… Im więcej, tym lepiej, jednak<br />
niekoniecznie ładniej. Dzień wigilijny spędzany jest<br />
w pidżamach, a nowy trend Christmas Eve Box staje się<br />
coraz bardziej popularny. W tym „pudełku wigilijnym”<br />
znajdują się istne atrakcje: słodkości, gorąca czekolada,<br />
film na DVD (Grinch lub Chichitty Chitty Bang Bang<br />
u starszego pokolenia), a także jedzenie dla renifera<br />
i, oczywiście, pidżama! Dzieci przed pójściem spać, szykują<br />
ciasteczka oraz mleczko dla Santy i jedzonko dla Rudolfa.<br />
W Boże Narodzenie czeka wszystkich otwieranie prezentów<br />
i obiad w gronie rodziny. Na stole, zamiast dwunastu<br />
dań, króluje wielki faszerowany indyk, podawany<br />
z pieczonymi ziemniakami, brukselką, marchewką i korzeniem<br />
pietruszki, a także sos żurawinowy, który jest<br />
przepyszny!<br />
Na deser Christmas pudding, czyli ciasto z bakaliami, orzechami,<br />
czekoladą i rumem.<br />
Podczas obiadu często mocno zakrapianego alkoholem,<br />
członkowie rodziny dzielą się Christmas Crackers, czyli<br />
strzelającą niespodzianką świąteczną. Jest nią kolorowa<br />
papierowa tubka z umieszczoną w środku niespodzianką,<br />
eksplodująca podczas otwierania. W środku zawsze<br />
znajduje się papierowa korona, którą każdy zakłada na<br />
głowę. W drugi dzień świąt, czyli Boxing Day, wszyscy idą<br />
na wielkie zakupy. Sklepy robią tak olbrzymie przeceny,<br />
że nawet korki na ulicach nie zdołają odstraszyć Anglików.<br />
Po świętach czas na odpoczynek: przeliczenie zawartości<br />
portfela i czekanie na Nowy Rok. Niektórzy biorą urlopy<br />
i jadą w ciepłe miejsca, inni odwiedzają rodzinę. Może<br />
się wydawać, że w tym szale zakupów Anglicy zagubili<br />
religijny wydźwięk Bożego Narodzenia, jednak jedno<br />
muszę im przyznać – wszyscy, nawet największe angielskie<br />
marudy zaczynają się w tym czasie uśmiechać i są po<br />
prostu milsi.<br />
Boże Narodzenie<br />
tutaj ma zupełnie<br />
inną oprawę i<br />
inny smak niż w<br />
Polsce.<br />
Dziękuję serdecznie za podzielenie się<br />
z nami Waszymi historiami. Muszę przyznać,<br />
że się wzruszyłam i poczułam tę tęsknotę…<br />
Przyjmijcie od redakcji Post Scriptum<br />
życzenia zdrowych, wesołych i pełnych<br />
miłości Świąt Bożego Narodzenia.<br />
Rozmawiała: Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska<br />
prowadząca bloga Zaczytana Ewelka.<br />
Po Halloween już istny szał. Wszędzie stawiane są półki,<br />
42 43<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Przy Placu MDM<br />
Choć brzmi to jak bajka, to nią nie jest, wiem, bo<br />
tak się składa, że poniższa historia<br />
przydarzyła się akurat mnie, ale zapewne niewielu<br />
z Was w nią uwierzy…<br />
Zdarzyło się to blisko dwadzieścia lat temu, gdy<br />
po powrocie z niedawno zakończonej wojny w byłej już<br />
Jugosławii, na jakiś czas zrezygnowałem z pracy w dziennikarskim<br />
zawodzie. Wspomnienia z tej wojny, tego co<br />
tam widziałem, niekiedy uczestniczyłem, były tak mocne,<br />
że wszelkie krajowe tematy, pomysły czy reportaże wydawały<br />
się niewarte uwagi, a co dopiero pisania o nich.<br />
Jedyne, co udało mi się jeszcze zrobić to napisać i w<br />
miarę sprawnie wydać książkę traktującą o tym konflikcie.<br />
<strong>Wydanie</strong>m i dystrybucją zajęło się jedno z bardziej<br />
prestiżowych wydawnictw, co nie powiem, napawało<br />
mnie pewną dumą. Doprowadziliśmy sprawy do końca<br />
– książka poszła w świat i zaczęła żyć własnym życiem,<br />
a ja powoli i o tym zapominałem. Gdy nie pamiętałem już<br />
o niczym, całkowicie się zatraciłem. Dałem się ponieść<br />
nałogom. Bez hamulców i asekuracji. Byłem już po<br />
rozwodzie i było mi wszystko jedno. Włóczyłem się wiec po<br />
świecie, pijąc na umór w rożnych miastach u znajomych<br />
w hotelach lub melinach. Póki były pieniądze, wszystko<br />
wydawało się w porządku. Bardziej chcąc niż nie<br />
chcąc, zapijałam się na śmierć. Marzyłem, by któregoś<br />
razu nie ocknąć się po libacji. Nie piszę obudzić, bo zatraciłem<br />
pory dnia i nocy. Budziłem się i piłem, piłem<br />
tak długo, póki nie zasnąłem. Wylądowałem w końcu<br />
w Warszawie - po kilku dniach ostrego melanżu w stolicy<br />
spłukałem się wreszcie do zera. Popłynęły wszystkie<br />
zarobione wcześniej pieniądze. A nie było ich mało.<br />
W końcu stałem wraz z dwoma kumplami na placu MDM<br />
bez grosza i patrzyłem z chodnika w okna jakiejś drogiej,<br />
eleganckiej restauracji. Pruszył lekki śnieg, nawet miło było<br />
popatrzeć, jak ludzie dźwigają zapakowane <strong>świąteczne</strong><br />
prezenty. Nie znałem dokładnej daty, ale według tego,<br />
co widziałem, nadchodziły święta. Ktoś niósł choinkę,<br />
w licznych butikach wzmożony ruch, a prawie każdy wychodził<br />
z czymś w ładnie zapakowanym pudełku, lub<br />
specjalnej torbie z Mikołajami, gwiazdką i tym wszystkim,<br />
z czym kojarzą się święta Bożego Narodzenia. Przeszywało<br />
mnie upiorne zimno będące konsekwencją zarówno<br />
niskiej temperatury, mroźnego wiatru, ale – przede<br />
wszystkim – ulatującego z organizmu alkoholu. Gapiłem<br />
się na tę restaurację przypominając sobie, że jeszcze nie<br />
tak dawno sam bywałem w niej gościem. Wpadałem<br />
na obiad, albo zapraszałem znajomych. Niedaleko stąd była<br />
jedna z kilku redakcji, w której pracowałem, zaliczanych<br />
do najbardziej opiniotwórczych, a zarobki przewyższały<br />
moje potrzeby. Życie układało się pięknie. Wojna jednak<br />
skutecznie przerwała tę sielankę. Nie czułem ani żalu, ani<br />
rozczarowania. Tylko ten przenikliwy ziąb. Nie miałem też<br />
pomysłu dokąd pójść i kogo odwiedzić. Zresztą i tak, jeśli<br />
nie było to pijackim złudzeniem, trafiłem na termin tuż<br />
przedświąteczny, co zdawały się potwierdzać pootwierane<br />
sklepy, wystrój miasta i ci ludzie z prezentami.<br />
Jedyne, co czułem to lekką zazdrość, że mają gdzie<br />
pójść, ten obraz w mojej głowie wyidealizował ich rodziny.<br />
Taka projekcja własnych pragnień.. Tak czy inaczej,<br />
nie był to dobry moment składania niezapowiedzianych<br />
wizyt niedawnym znajomym. Tym bardziej, że było nas<br />
trzech, przecież nie zostawię kumpli na łasce najbliższej<br />
ławki. Galerie handlowe dopiero raczkowały i najbliższa<br />
to chyba była Promenada. To też nie miało znaczenia,<br />
bo nawet gdyby już funkcjonowały, to i tak nie miałbym<br />
o tym pojęcia. Jedyne co nam zostało to dworzec centralny.<br />
“Poratuje pan złotówką?” – zapytał mijający mnie żebrak.<br />
Popatrzyłem na niego chyba lekko rozbawionym<br />
wzrokiem, przecież widać było, że sam jestem mocno<br />
skacowany, zżulony, i nie wyglądałem jakbym wyskoczył<br />
spod prysznica. Fakt, miałem na sobie markowe ubrania,<br />
ale były już mocno zapuszczone po tych wszystkich<br />
wcześniejszych podróżach, pociągach, autobusach<br />
i melinach. Zdziwił mnie, ale ponieważ zwykle odpowiadam,<br />
gdy ktoś się domnie zwraca, to i jemu odpowiedziałem<br />
– “Chłopie, nie widzisz, że ledwo się na nogach<br />
trzymam? Przecież dałbym sobie rękę obciąć za ćwiartkę,<br />
a za piwo palca”. Zatrzymał się i przeszył mnie<br />
wzrokiem – “Nie masz pieniędzy?” – zapytał –“Ani grosza”<br />
– odpowiedziałem. “To masz” wcisnął mi w dłoń<br />
Włóczyłem się więc po świecie,<br />
pijąc na umór w rożnych miastach u znajomych<br />
w hotelach lub melinach.<br />
monetę i poszedł dalej. Nie było tego dużo, odebrałem<br />
to jako symboliczny gest. W otwartej dłoni przyglądałem<br />
się dwudziestogroszówce, którą mi wręczył. Nie wiedziałem,<br />
śmiać się, płakać czy pójść do lombardu zastawić<br />
ostatnią cenną rzecz jaka mi została, czyli telefon.<br />
W trakcie podejmowania decyzji, gdy już byłem skłonny<br />
ruszyć jak najszybciej do znanego mi lombardu przy ulicy<br />
Emilii Plater, telefon ten zadzwonił. Oczywiście, odebrałem<br />
natychmiast. Był to dyrektor wydawnictwa, które<br />
wydało moją książkę. Powiedział, że hurtownie przesłały<br />
mu część pieniędzy i chciałby się ze mną na bieżąco rozliczyć.<br />
Zapytał, kiedy będę w Warszawie, ewentualnie<br />
czy wolę przekazem, czy na konto. Niemalże krzyknąłem<br />
z wrażenia: powiedziałem mu, że jestem w centrum<br />
i w ciągu pół godziny dotrę. Po tym rozliczeniu, kupiłem<br />
sobie ćwiartkę wódki, by jakoś dojść do siebie zostawiając<br />
część kasy kolegom, którzy cierpieli jak ja, po czym<br />
wsiadłem w pociąg i pojechałem do domu, by następnego<br />
dnia zgłosić się na odtrucie. To był przełom. Bez trudu<br />
odbudowałem pozycję i finansową stabilizację, jednak<br />
do zawodu dziennikarza wróciłem dopiero po dziesięciu<br />
latach, a po odtruciu i pierwszej terapii zająłem się<br />
handlem obrazami. Otworzyłem galerię w Kazimierzu Dolnym.<br />
Trafiłem na złoty okres tej branży i naprawdę szybko<br />
zarobiłem niewielką fortunę. Ale to już temat na osobne<br />
opowiadanie…<br />
Piotr Jastrzębski – autor książki pt. “Z dna”<br />
44 45<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Osiem cytatów,<br />
dzięki którym lepiej poznasz<br />
Francuzów<br />
oraz święta Bożego Narodzenia<br />
we Francji<br />
46 47<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
1. « Quand un Français dit du<br />
mal de lui, ne le croyez pas, il se<br />
vante ! » Edouard Pailleron<br />
1. „Kiedy Francuz mówi o sobie złe rzeczy,<br />
nie wierz mu, chwali się!” Edouard Pailleron<br />
Pierwsza sztandarowa zasada, jeżeli chodzi o kontakty<br />
z Francuzami brzmi: nawet, gdy w Twoim życiu jest wiele<br />
nieprzyjemności, to i tak na pytanie: co u Ciebie słychać?,<br />
odpowiesz: wszystko w porządku. Gdybyś powiedział,<br />
że coś jest nie tak, wówczas uznano by to za coś nietaktownego.<br />
Wyjątkiem od tej reguły jest rozmowa z rodziną,<br />
gdzie możemy pozwolić sobie na całkowitą szczerość– bez<br />
żadnych półprawd i kłamstw.<br />
2. « Connaître une langue à fond<br />
cela signifie connaître à fond le<br />
peuple qui la parle. » Georg<br />
Christoph Lichtenberg<br />
2. „Dokładne poznanie języka oznacza<br />
dokładne poznanie ludzi, którzy nim się<br />
porozumiewają”.<br />
Georg Christoph Lichtenberg<br />
Jadąc do Francji, przygotuj się na to, że nie każdy Francuz<br />
będzie chciał rozmawiać z Tobą po angielsku – po prostu<br />
nie zna tego języka. Nawet, jeśli kaleczysz język francuski<br />
to i tak go używaj. Pomogło mi to w sytuacji, gdy<br />
niesłusznie miałam zapłacić mandat. Francuzi doceniają<br />
fakt, że posługujesz się ich językiem, zgłębiając przy tym<br />
tamtejszą kulturę jak i pewne zachowania.<br />
3. « Les Français croient qu’ils<br />
parlent bien le français parce<br />
qu’ils ne parlent aucune langue<br />
étrangère. » Tristan Bernard<br />
3. „Francuzi uważają, że dobrze mówią po<br />
francusku, ponieważ nie znają żadnego języka<br />
obcego”. Tristan Bernard<br />
To zdanie stanowi kontynuację poprzedniego cytatu.<br />
Prawdą jest, że Francuzi uważają swój język za najpiękniejszy<br />
na świecie, ale który naród twierdzi inaczej? Motto<br />
zawiera więc ziarno prawdy, bowiem starsze pokolenie<br />
Francuzów posługuje się wyłącznie językiem ojczystym,<br />
natomiast młodzież uczy się języków obcych, nie<br />
przykładając jednak do tego zajęcia zbyt wielkiej uwagi.<br />
4. « Ne mettez jamais en<br />
doute le courage des Français,<br />
ce sont eux qui ont découvert<br />
que les escargots étaient comestibles.<br />
» Doug Larson<br />
4. „Nigdy nie kwestionuj odwagi Francuzów:<br />
to oni odkryli, że ślimaki są jadalne.”<br />
Doug Larson<br />
Francuzi są odważni w jednej, fundamentalnej kwestii:<br />
w obronie własnego kraju i jego kultury. Jak każdy naród,<br />
nie lubią, gdy wytyka się im błędy, ale są mistrzami<br />
w celebrowaniu posiłków. Dzień podporządkowują trzem<br />
głównym, podawanym o stałych porach (lekkie spóźnienie<br />
też się zdarza, gdy gospodyni potrzebuje trochę czasu na<br />
ich przygotowanie). Celebracja jedzenia może trwać nawet<br />
kilka godzin (sama tego doświadczyłam). Kolacja spożywana<br />
dwie godziny jest chlebem powszednim, podczas której<br />
trwają rozmowy połączone z delektowaniem się posiłkiem.<br />
5. « Les français parlent vite et<br />
agissent lentement. » Voltaire<br />
5. „Francuzi mówią szybko i działają powoli.”<br />
Wolter<br />
Będąc we Francji starałeś się zrozumieć rodowitego Francuza,<br />
ale nic z tego nie wyszło? Główną przyczyną jest to,<br />
że tamtejsi ludzie mówią bardzo szybko. Na pocieszenie<br />
powiem, że mnie również na początku przygody z tym językiem,<br />
było bardzo ciężko. Przeciwieństwem do szybkiej<br />
sztuki mówienia jest powolne życie. Najczęściej można<br />
tego doświadczyć na wsi. Droga do piekarni, która zajmuje<br />
około 15 minut przedłuża się do godziny z uwagi na spotkania<br />
wielu osób, które chcą porozmawiać, by dowiedzieć<br />
się, co nowego się u ciebie wydarzyło.<br />
6. « Noël est là, Ce joyeux Noël, des<br />
cadeaux plein les bras, Qui réchauffe<br />
nos coeurs et apporte la joie, Jour<br />
des plus beaux souvenirs, Plus beau<br />
jour de l’année. » Washington Irving<br />
6. „Boże Narodzenie jest tutaj Te święta<br />
Bożego Narodzenia pełne prezentów, Ogrzewają<br />
nasze serca i przynoszą radość, Dzień<br />
najpiękniejszych wspomnień, Najpiękniejszy<br />
dzień w roku ”. Washington Irving<br />
Podczas Świąt Bożego Narodzenia Francuzi obdarowują<br />
się wieczorem dwudziestego czwartego grudnia. Nasze<br />
dzieci nie mogą doczekać się rozpakowywania prezentów<br />
podczas wigilijnej kolacji, natomiast francuskie, muszą<br />
poczekać na nie trochę dłużej – nawet do północy.<br />
7. « Ce qui compte à Noël, ce<br />
n’est pas de décorer le sapin,<br />
c’est d’être tous réunis. » Kevin<br />
Bright<br />
7. „W Boże Narodzenie nie jest ważne ozdabianie<br />
choinki, ale bycie razem”. Kevin Bright<br />
Francuzi, tak jak Polacy, bardzo dbają o relacje rodzinne.<br />
Większość więc kolację wigilijną spożywa z najbliższymi,<br />
natomiast pozostałe dni <strong>świąteczne</strong>, poświęca na<br />
Francuzi<br />
są odważni w jednej,<br />
fundamentalnej kwestii:<br />
w obronie własnego kraju<br />
i jego kultury<br />
spotkania z dalszą rodziną, przyjaciółmi czy sąsiadami.<br />
Polacy nie są aż tak skorzy do utrzymywania kontaktów<br />
z sąsiadami, natomiast Francuzi bardzo cenią sobie tego<br />
typu stosunki – starają się być dla nich zawsze mili, podtrzymując<br />
rozmowę nie tylko w <strong>świąteczne</strong>, ale przede<br />
wszystkim w powszednie dni.<br />
8. « Noël est la seule fête où les<br />
enfants reçoivent des cadeaux<br />
sans être obligés de dire<br />
merci. » Daniel Marchiolli<br />
8. „Święta Bożego Narodzenia to jedyne święta,<br />
kiedy dzieci otrzymują prezenty bez<br />
konieczności podziękowania za nie”.<br />
Daniel Marchiolli<br />
Temat sztuki wychowania młodych jest studnią bez dna.<br />
Chciałabym zaznaczyć jednak, że francuskim dzieciom<br />
nie przypomina się za każdym razem podstawowych<br />
zasad kultury, w tym dotyczących podziękowań za otrzymany<br />
prezent, bowiem wyrażają je same wręcz automatycznie,<br />
co jest efektem nauki savoir-vivre od najmłodszych lat,<br />
tak jak mówienie dzień dobry do sąsiadów – francuskie<br />
dzieci przywitają się, często zanim dorośli je zauważą.<br />
Aleksandra Duszeńko<br />
autorka bloga Francuski przy kawie<br />
48 49<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Świąteczne<br />
NOWOŚCI<br />
Wydawnicze<br />
20 grudnia <strong>2019</strong> roku, piątek<br />
Rozdział II<br />
największej szopki, która witała<br />
gości przy wejściu. Była ogromna,<br />
każda figurka nosiła ręcznie uszyty<br />
strój. Dopracowano najdrobniejsze<br />
detale: guziki, marszczenia, łaty<br />
i przydeptane buty. Oprócz centralnych<br />
postaci Jezusa, Maryi i Józefa,<br />
było także kilkunastu świętych<br />
oraz ogromny targ, na którym sześciocentymetrowe<br />
postaci wykonywały<br />
swoje codzienne zajęcia. Był<br />
rzeźnik, handlarz win, muzykanci,<br />
sprzedawca serów, stragan z warzywami<br />
i owocami. Połyskiwały sterty<br />
pomarańczy, kusiły różowe plastry<br />
salami, wino miało nawet napisy<br />
na butelkach. To było dzieło sztuki,<br />
które Melania co roku uzupełniała<br />
o nowe figurki.<br />
Arkadiusz lubił tę szopkę. Z całego<br />
<strong>świąteczne</strong>go wystroju uważał ją za<br />
najlepiej oddającą prowansalski klimat.<br />
Wszystkie inne zabiegi Melanii<br />
postrzegał jako komercyjne ukłony<br />
w stronę klientów, jedynie szopkę<br />
odbierał jako „prawdziwą”.<br />
Ucieszył się, że jest rozstawiona,<br />
choć właściwie nie powinno go<br />
to dziwić. Zgodnie z tradycją rozstawiana<br />
była każdego roku czwartego<br />
grudnia, i co roku kontynuowano<br />
dyskusję o tym, że nie mieści się już<br />
w całkiem przestronnym hallu przy<br />
wejściu do restauracji. Co roku się<br />
mieściła, pomimo nowych figurek.<br />
Co kilka lat Melania decydowała<br />
się na zupełnie nową szopkę. Coraz<br />
rzadziej, ze względu na zajmowane<br />
przez nie miejsce. Szopka powinna<br />
jednocześnie nie mogła przeszkadzać<br />
gościom. Dlatego też ostatnie zamówienia<br />
zwykle ograniczały się tylko<br />
do figurek. Jednak w wy-obraźni Melanii<br />
wciąż pojawiały się nowe obrazy.<br />
Pracowała nad nimi całymi miesiącami,<br />
latami nawet, rysowała rozkład,<br />
obmyślała postaci, kolory, całe rodzajowe<br />
sceny. Figurki i wszelkie inne<br />
elementy były drogie, bo gustowała<br />
wyłącznie w ręcznie robionych i pochodzących<br />
od renomowanych rzemieślników.<br />
Każdorazowo był to jej<br />
autorski projekt, przemyślany w najdrobniejszym<br />
szczególe. Aż do wyrazu<br />
twarzy sprzedawcy mięsa na targu<br />
i koloru spódnicy mieszczki prowadzącej<br />
za rękę kilkuletniego chłopca.<br />
Postaci wyglądały jak żywe, a każda<br />
szopka miała swój indywidualny<br />
rys. Opowiadała historię. A gdy już<br />
Melania ją wymyśliła – przed Bożym<br />
Narodzeniem pojawiała się nowa<br />
szopka, która zawsze sprawiała kłopot,<br />
choć Melania teoretycznie wiedziała,<br />
gdzie chce ją postawić. W tym<br />
roku też złożyła duże zamówienie, nie<br />
na kilka zwyczajowych figurek, ale na<br />
całą, dużą szopkę. Przewoźnik jednak<br />
się opóźniał, jeszcze nie można było<br />
zobaczyć nowego projektu Melanii.<br />
Klemens poprowadził przyjaciela do<br />
przygotowanego stolika, Melania<br />
szybko znikła na zapleczu. Zanim<br />
panowie zdecydowali się na aperitif,<br />
dołączył Michał.<br />
– Zimno – powiedział, otrzepując<br />
głowę ze śniegu.<br />
– Gdybym był twoją mamą, po-<br />
powiedział Arkadiusz po przywitaniu.<br />
– Pamiętasz to? – Michał się zaśmiał.<br />
– Zawsze tak mówiła. Do każdego<br />
z nas – wtrącił Klemens. – I to już we<br />
wrześniu.<br />
– Odpuszczała tylko w wakacje – uzupełnił<br />
Arkadiusz. – Trudno nie pamiętać.<br />
– To chyba był jej sposób na miłość<br />
– odpowiedział Michał. – Nie nacieszyłem<br />
się nią.<br />
Raczej na okazanie miłości – sprecyzował<br />
w duchu Arkadiusz, ale nie<br />
powiedział tego głośno.<br />
– Doprowadziła cię aż do matury –<br />
powiedział Klemens.<br />
– Nawet do studiów – zgodził się<br />
Michał. – Ale i tak mi jej czasami brakuje.<br />
– Zakładaj czapkę, będzie ci się wydawało,<br />
że jest z tobą – rzucił Arkadiusz.<br />
– Może masz rację. Zamawiamy coś?<br />
– Michał odszedł kilka kroków, by odwiesić<br />
kurtkę przy drzwiach. Wieszak<br />
też był niezwykły, jak niemal wszystko<br />
w tej restauracji. Melania zobaczyła<br />
go w pewnej galerii podczas wakacji<br />
spędzanych niedaleko Grasse.<br />
Wieszak był ogromny. Jego ścianę<br />
zrobiono z polerowanego orzecha,<br />
a mosiężne haki wykuto w kształty<br />
roślinne, typowe dla tego regionu<br />
świata. Wymagał przytwierdzenia<br />
do ściany, miał dwa metry wysokości<br />
i trzy szerokości, a co gorsza – był<br />
już sprzedany. Właściciel galerii nie<br />
chciał nawet rozmawiać o odstąpieniu<br />
przedmiotu Melanii. Otrzymał<br />
Umówili się w restauracji Klemensa.<br />
Tak naprawdę tylko zwykli tak to<br />
nazywać. Restauracja należała do<br />
Melanii, żony Klemensa, wysokiej,<br />
chudej kobiety o władczym sposobie<br />
bycia. Miała trochę sardoniczne, inteligentne<br />
poczucie humoru, które<br />
skrzętnie ukrywała przed otoczeniem,<br />
sama nie wiedząc dlaczego.<br />
Z tego powodu Arkadiusz wysoce ją<br />
cenił, ale nie lubił przebywać w jej<br />
towarzystwie. Zawsze obawiał się, że<br />
Melania nie mówi tego, co naprawdę<br />
myśli, a przede wszystkim – że<br />
w głębi ducha naśmiewa się z niego<br />
tak samo, jak z reszty otoczenia.<br />
Elegancki lokal nosił miano:<br />
Mokotowska Prowansja. Jej wystrój<br />
wpisywał się w modny nurt etno,<br />
trochę naturalistyczny, trochę ludyczny.<br />
Lniane obrusy w kratę,<br />
pola lawendy na rozwieszonych artystycznych<br />
fotografiach, przecierane<br />
nierówno ściany – wszystko to<br />
tworzyło przyjazny klimat, zachęcający<br />
do spędzania tu czasu. Melania<br />
uwielbiała Prowansję, wielokrotnie<br />
odwiedzała fabrykę perfum w Grasse<br />
i ślady tej fascynacji można było<br />
dostrzec na ścianach, w obrazach<br />
przywiezionych prosto z południa<br />
Francji. Pola lawendy były oczywistym<br />
akcentem, sporo jednak było także<br />
czarno-białych zdjęć flakonów perfum,<br />
fiolek z zapachowymi ekstraktami,<br />
tłoków do olejów roślinnych<br />
i innych perfumiarskich akcesoriów.<br />
Klimat klimatem, Melania wraz<br />
z projektantem wnętrz nie zapomnieli<br />
także o komforcie klientów. Ba!<br />
Zadbali o luksus. A w temacie eleganckiego<br />
luksusu Melania była mistrzynią.<br />
Tak więc kraciaste obrusy<br />
wyglądały na lniane, ale materiał miał<br />
domieszkę jedwabiu. Sztućce były ze<br />
stali polerowanej, pokrytej specjalną<br />
warstwą utwardzającą, dzięki czemu<br />
przy nakryciach prezentowały się jak<br />
małe lustra. Krzesła obito materiałem<br />
sprowadzonym z Prowansji, kanapy<br />
zrobiono na zamówienie. Świeczniki,<br />
serwetki, stroje kelnerów – najmniejszy<br />
detal był dopracowany.<br />
Melania miała wyśmienity gust i nie<br />
liczyła się z groszem. Efekt był imponujący.<br />
Szczególnie o tej porze<br />
roku. Mokotowska Prowansja wpisała<br />
się w ogólnoświatowy trend bożonarodzeniowych<br />
ozdób. Chwilowo<br />
elegancja ustąpiła miejsca przytulności,<br />
którą w okresie świątecznym<br />
Melania uznawała za ważniejszą.<br />
Światełka, migotanie, odblaski, błyski.<br />
Czerwone i lawendowe kokardy.<br />
Nie było choinek, za to kilka efektownych,<br />
prowansalskich szopek<br />
porozstawianych na stołach przy<br />
ścianach. Klimat bardzo sprzyjał<br />
miłemu spędzaniu czasu. Z<br />
tym że wyłącznie przez tych,<br />
którzy po dwudziestym piątym<br />
nie wypatrywali tęsknie wypłaty.<br />
Melania z Klemensem przywitała Arkadiusza<br />
niemal przy drzwiach. Wspólnie<br />
skomentowali rozmieszczenie<br />
być odpowiednio wyeksponowana, wiedziałbym, że zapomniałeś czapki – już zadatek i handlowa godność nie<br />
50 51<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
pozwalała mu na żadne targi. „A wydawałoby<br />
się, że za pieniądze można<br />
wszystko” – po- wiedziała wtedy Melania,<br />
wychodząc niepocieszona<br />
ze sklepu.<br />
Przeprowadziła śledztwo. Jak domorosły<br />
detektyw poczekała, aż do<br />
galerii wszedł klient, który dyskutował<br />
z właścicielem o wieszaku. Nikt inny<br />
nie kręcił się wokół tego mebla, to musiał<br />
być kupujący. Ten człowiek. Gdy<br />
niewysoki mężczyzna w letnim kapeluszu<br />
wyszedł ze sklepu, zaczepiła go,<br />
przedstawiła sprawę. Opisała swoją<br />
restaurację, miejsce, które właściwie<br />
czeka na ten mebel, i robiła mnóstwo<br />
proszących min. Wypili razem<br />
kawę, a mężczyzna zgodził się na odsprzedanie<br />
wieszaka bez specjalnych<br />
oporów. Mebel mu się nie podobał,<br />
zażyczyła go sobie jego żona. Chętnie<br />
go odstąpił, chociaż nie zrobiłby tego,<br />
gdyby wiedział, jakie piekło urządzi<br />
z tego powodu jego ślubna. Widocznie<br />
wieszak działał przyciągająco na kobiety.<br />
Michał jednak o tym nie wiedział.<br />
Po prostu odwiesił kurtkę, nie<br />
przerywając konwersacji.<br />
– Coś na rozgrzewkę – odpowiedział<br />
Arkadiusz.<br />
– Specjalnie przyjechałem taksówką.<br />
– Michał się zaśmiał.<br />
– Pastis? – zaproponował Klemens.<br />
– Jasne – potwierdził Arkadiusz,<br />
a Michał kiwnął głową.<br />
Kelner uwinął się z zamówieniem<br />
w kilka minut. Restauracja była<br />
jeszcze pusta, dopiero za dwie godziny<br />
spodziewano się natłoku gości.<br />
– Polecam sałatkę nicejską, bouillabaisse,<br />
małże, a na deser calisson<br />
d’Aix. Lub smażone figi – powiedział<br />
młody chłopak zawinięty w fartuch<br />
z logo restauracji.<br />
– Wolałbym coś mięsnego – odpowiedział<br />
Michał.<br />
– Wołowina? – zasugerował kelner.<br />
– Może stek? – bardziej zapytał, niż<br />
stwierdził Michał. Kelner kiwnął<br />
głową.<br />
– Ja z zupy rezygnuję. A na deser<br />
crème brûlée – zażyczył sobie Arkadiusz.<br />
– Małże mogą być, za to migdały<br />
koniecznie.<br />
dopytywał Klemens.<br />
– Z dorsza, halibuta, łososia i owoców<br />
morza – odpowiedział młodzian. Klemens<br />
zadał pytanie przede wszystkim<br />
po to, by pochwalić się przygotowaniem<br />
obsługi.<br />
– Dla mnie sałatka i zupa. I obydwa<br />
desery dla nas wszystkich, plus crème<br />
brûlée dla pana – powiedział Klemens.<br />
– Nie protestujcie, będziecie<br />
zadowoleni.<br />
– W winach zdajemy się na ciebie –<br />
powiedział Michał, patrząc na Klemensa.<br />
– Wolicie delikatniej czy mocniej?<br />
– Wolimy tak, jak wybierzesz.<br />
– Do zupy sugeruję kieliszek sherry<br />
Fino. Jest mocne, wzmacniane,<br />
jego słoność i wytrawność będzie się<br />
doskonale komponowała z rybami.<br />
Ma lekko wyczuwalną nutę prażonych<br />
migdałów, zapach morskości, niektórzy<br />
mówią nawet, że czuć w nim<br />
morską bryzę…<br />
– Klemens, wyluzuj. Wypijemy, co<br />
zaproponujesz! – Michał mu przerwał.<br />
– Poza tym uważam, że morska bryza<br />
nie bardzo kojarzy się z dobrą sherry,<br />
a prażone migdały mają smak, nie<br />
zapach – dodał Arkadiusz.<br />
– Co wy wiecie – westchnął Klemens.<br />
– Wszystko ma zapach. A bakłażan<br />
w słońcu? Taki świeży, wprost z krzaka?<br />
Albo na porannym targu? Morska<br />
bryza o poranku, gdy mgła unosi<br />
się nad przypływem? Wszystko czuć<br />
w winach. Sherry Fino, najjaśniejsza<br />
i najbardziej wytrawna ze wszystkich<br />
rodzajów sherry, pochodzi z Andaluzji…<br />
– Bierzemy! – zadecydował Michał.<br />
– Ale masz także inne, z Francji? Nie<br />
tylko z Prowansji? Co z Alzacją? – powiedział<br />
Arkadiusz, mrużąc odrobinę<br />
oczy. Być może wpadł mu w źrenicę<br />
promień słońca, które akurat postanowiło<br />
upiększyć dość pochmurne<br />
grudniowe południe w Warszawie.<br />
A właściwie w Mokotowskiej Prowansji.<br />
– Mam różne. – Klemens się zaśmiał.<br />
Dość nerwowo, co odnotował Arkadiusz,<br />
ale tego nie skomentował. – Do<br />
Michała, a dla ciebie różowe Côtes de<br />
Provence.<br />
– Pozostanę przy sherry Fino. Piłem je<br />
już kiedyś u ciebie, mam całkiem romantyczne<br />
wspomnienia. – Arkadiusz<br />
przerwał Klemensowi.<br />
– Romantyczne? – zdziwił się Michał.<br />
– Jakbym się w puchową pierzynę<br />
zapadał.<br />
– Cóż, to chyba najlepsza rekomendacja,<br />
jaką słyszałem. – Klemens się<br />
zaśmiał. – W takim razie Bandol dla<br />
Michała. Jest hodowane w okolicach<br />
Marsylii, dość wytrawne, o pięknym<br />
głębokim kolorze. Dominuje w nim<br />
aromat trufli i leśnego runa, ale wyczuć<br />
też można odrobinę pieprzu. Będzie<br />
idealne do steku. A na deser dla nas<br />
wszystkich Beaumes de Venise, prawie<br />
likierowe, idealne do deseru.<br />
Aromatyczne tak, że doprawdy warte<br />
grzechu, zobaczycie. Będzie idealne,<br />
choć niektórzy bardziej polecają je do<br />
serów z niebieską pleśnią.<br />
W tym czasie kelner przyniósł im po<br />
kieliszku pastis.<br />
– Dawno nie piłem anyżówki. – Arkadiusz<br />
się zamyślił.<br />
– Właściwie to powinniśmy wstać –<br />
wtrącił Klemens.<br />
– Bo? – zainteresował się Michał.<br />
– Bo aperitif pije się na stojąco.<br />
Arkadiusz odsunął krzesło.<br />
– W takim razie na stojąco! – Uśmiechnął<br />
się.<br />
– Pamiętacie anyżówkę mojego ojca?<br />
– zapytał Michał.<br />
– Tego się nie da zapomnieć. – Arkadiusz<br />
się skrzywił. – Tak pijany nie<br />
byłem potem nigdy w życiu.<br />
– Chyba zatruty – wtrącił Klemens.<br />
– Na to samo wychodzi – odpowiedział<br />
Arkadiusz.<br />
– To były czasy – westchnął Klemens.<br />
– Młodzi, przystojni i z przyszłością.<br />
Z tego wszystkiego tylko przyszłość<br />
się przeterminowała – powiedział<br />
Michał.<br />
– Sugerujesz, że nie ma już dla nas<br />
przyszłości? – zareagował Klemens<br />
z dość zagadkowym wyrazem twarzy.<br />
– Żartuję. – Michał się uśmiechnął. –<br />
Możemy ją sobie wciąż wyobrażać.<br />
A jaka będzie? – Wzruszył ramionami.<br />
– W opozycji do tego, co mówiła nasza<br />
polonistka. Jak ona się nazywała?<br />
– Piątkowska – powiedział Michał.<br />
– Chyba już nie żyje. – Arkadiusz znów<br />
się zamyślił.<br />
– To było ponad czterdzieści lat temu!<br />
– powiedział Klemens.<br />
– Nie lubiłem jej – wtrącił Michał. –<br />
Postawiła mi kiedyś dwóję, pierwszą<br />
w moim życiu. Nie zapomnę tego do<br />
końca moich dni.<br />
– Przecież na nią zasłużyłeś – odpowiedział<br />
Arkadiusz zasadniczo. –<br />
Doskonale to pamiętam. Uprzedzała<br />
cię kilka razy.<br />
– Za gadanie? Zasłużyłem na dwóję?<br />
– Oczywiście. Odpytała cię wtedy<br />
z poprzedniego tematu, czego nigdy<br />
nie robiła.<br />
– Odpytała, bo gadałem!<br />
– Właśnie.<br />
– Przestańcie. Arkadiusz, nie bądź taki<br />
zasadniczy.<br />
– A poza tym to było pięćdziesiąt lat<br />
temu, mój drogi, pięćdziesiąt. Ale<br />
nie chodzi o wiek. Jeszcze niedawno<br />
widywałem ją na ulicy. Chodziła na<br />
spacery, najczęściej pod rękę z jakimś<br />
młodym człowiekiem. Ostatnio już jej<br />
nie widuję.<br />
– Wszystkich nas to czeka – sentencjonalnie<br />
stwierdził Klemens, zadowolony,<br />
że wymiana zdań nie<br />
rozwinęła się w kłótnię.<br />
– To była ostatnia osoba, która mówiła<br />
do mnie „Arku”.<br />
– Faktycznie! Nigdy nie słyszałem, by<br />
ktoś mówił do ciebie inaczej niż „Arkadiuszu”.<br />
– No właśnie. Stary już za młodu. –<br />
Arkadiusz się uśmiechnął. – Nawet<br />
w domu tak mówią.<br />
– Słuchaj, a wiesz, w łóżku? Podczas<br />
bara bara? – zainteresował się Michał.<br />
– A pamiętacie Francuzkę? – Klemens<br />
zmienił temat. – Ja od niej regularnie<br />
dostawałem dwóje.<br />
– Przecież po francusku gadałeś jak<br />
Anzavour – zdziwił się Michał.<br />
– Nie pamiętasz? Tępiła mnie, bo<br />
kiedyś wytknąłem jej jakiś błąd.<br />
Chyba.<br />
– I tak miałeś piątki. – Arkadiusz<br />
wzruszył ramionami.<br />
– Z jakich ryb dzisiaj bouillabaisse? – drugiego dania proponuję Bandol dla<br />
– Świetlana – wtrącił Arkadiusz. – Bo jakby mi postawiła czwórkę,<br />
52 53<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
to moja matka zażądałaby komisu. A ten zdałbym w<br />
podskokach, wolała się nie ośmieszać. A Aznavoura uwielbiała.<br />
Jakby mogła, to uczyłaby nas francuskiego na jego<br />
piosenkach.<br />
– Co w sumie nie byłoby takie złe. Tego dawało się słuchać<br />
– powiedział Michał.<br />
– Chyba dzisiaj daje się słuchać – skomentował Klemens.<br />
– Postarzeliśmy się, to i muzyka się wokół nas postarzała.<br />
Być może nasze dzieci też będą kiedyś słuchały<br />
The Beatles.<br />
– Już słuchają.<br />
– Jak ona się nazywała? – zastanowił się Michał. – Ta<br />
od francuskiego?<br />
– Starkowska – powiedział Arkadiusz.<br />
– Starecka – równocześnie powiedział Klemens.<br />
Michał wzruszył jednak ramionami, gdyż w tym samym<br />
momencie pojawił się w drzwiach kelner z butelką.<br />
– A te wina z twojej winnicy? – zainteresował się.<br />
Klemens pokręcił głową.<br />
– Ja mam winnicę na północy, w Alzacji. W najbardziej<br />
wysuniętym na wschód północnym zakątku Francji.<br />
– Ale podajesz hiszpańskie i prowansalskie? – zdziwił<br />
się Michał.<br />
– Melania tak sobie życzy. Prowansalska kuchnia, prowansalskie<br />
wino. Hiszpanię ledwie akceptuje, smak jej<br />
nie podchodzi.<br />
– Klimat faktycznie jest tu fantastyczny. A co z twoimi<br />
winami?<br />
– Jest w karcie kilka, a trochę sprzedaję w innych sklepach.<br />
– Ja bym chętnie kupił – zadeklarował Michał, a i Arkadiusz<br />
skinął głową.<br />
– Pomyślimy – wymijająco powiedział Klemens. – Polacy<br />
wolą wina ciut tęższe, głębokie burgundy na przykład.<br />
Świetnie się sprzedaje Châteauneuf-du-Pape, wytrawne<br />
czerwone króluje. U mnie głównie produkujemy rieslingi,<br />
pinot blanc i muscat, sylvaner, trochę pinot gris.<br />
W ogóle zrezygnowaliśmy z uprawy pinot noir, ten szczep<br />
nie lubi się z tamtymi glebami. Mamy więc wina białe,<br />
raczej krzepkie, chłodne w smaku. Mnie zachwycają delikatnością,<br />
rozlewają się po języku jak kropla aksamitu,<br />
ale Polacy doceniają trunki mocniejsze. Czasem myślę,<br />
że gdybym produkował wódki z mirabelek w sąsiedniej Lotaryngii,<br />
byłoby lepiej. Nasze wina są znakowane oczywiście<br />
jako Alsace Grand Cru, tylko pięćdziesiąt jeden winnic<br />
jest na tej liście, ale to w Polsce nie pomaga. Podwyższa<br />
cenę, a Polacy są bardzo czuli na pieniądze.<br />
– Tutaj tego nie widać. – Michał rozejrzał się po wnętrzu<br />
restauracji.<br />
– A widzisz tłum?<br />
– Jest piątek przed świętami…<br />
– Tak, ludzie dopiero przyjdą. Jest sporo rezerwacji,<br />
nie narzekamy. Interes się toczy, nie będę udawał. Ale<br />
w winach chciałbym więcej. Zresztą… – Klemens się zawahał.<br />
– Co tam będę narzekał. Nasze jedzenie nadchodzi.<br />
Sałatki zjedli w milczeniu, popijając winem. Pierwsza butelka<br />
znikła w okamgnieniu.<br />
– Masz genialnego kucharza – pochwalił Michał przy<br />
drugim daniu.<br />
– Melania dogląda kuchni.<br />
– Widać jej perfekcjonizm.<br />
– Taaak – powiedział Klemens, pochylając się nad<br />
jedzeniem.<br />
– Dawno tak dobrze nie jadłem – pochwalił ponownie<br />
Michał, odsuwając pusty talerz.<br />
– Wołowina z rekomendowanych hodowli. Małże dziś<br />
nad ranem przyleciały do Polski, a bouillabaiss bardziej<br />
traktuję jak duszoną rybę niż tylko zupę, jest tak intensywna,<br />
gęsta i dobrze przyprawiona. Bagietka do twoich<br />
małż też jest pieczona tutaj.<br />
– Naprawdę Prowansja w Warszawie – skwitował<br />
Michał.<br />
– Na Mokotowie – uściślił Klemens. – Lubię to miejsce.<br />
– Zupełnie ci się nie dziwię – odparł Arkadiusz.<br />
– Aczkolwiek chętnie bym sobie przypomniał, jak smakują<br />
cynaderki w twoim wykonaniu!<br />
– Ty gotujesz? – zwrócił się Michał do Arkadiusza.<br />
– Oj tam, bez przesady. Nauczyłem się od Barbary.<br />
Ona to umie gotować!<br />
– A co u niej? – ostrożnie zapytał Michał.<br />
– Dobrze. – Arkadiusz wzruszył ramionami. – Ułożyła<br />
swoje sprawy. Podróżuje. Dostaję od niej zawsze jakiś<br />
upominek i co najmniej dwie kartki pocztowe. Wiecie,<br />
która się zrobiła godzina?<br />
– Wpół do trzeciej! – Michał aż podskoczył, zerkając<br />
na zegarek. – Umówiłem się z rodziną w centrum handlowym,<br />
ledwo zdążę! Dziękuję. Rachunek? – pytająco<br />
spojrzał na Klemensa.<br />
– No chyba żartujecie – obruszył się ten ostatni. – Byliście<br />
moimi gośćmi!<br />
Pożegnali się szybko, choć bardzo serdecznie. Michał<br />
i Arkadiusz wyszli razem. Szli wzdłuż Puławskiej spacerowym<br />
krokiem.<br />
– Śpieszyłeś się? – mało taktowanie zapytał Arkadiusz.<br />
– Centrum handlowego nie zamkną, a dziewczyny beze<br />
mnie znakomicie sobie poradzą. Nie ma znaczenia,<br />
czy będę kwadrans później.<br />
Szli w milczeniu kilka minut.<br />
– Nie zastanowiła cię opowieść Klemensa o winnicy?<br />
– Nie. Dlaczego by miała? – zdziwił się Arkadiusz.<br />
– Bo… mimo wszystko… jeśli miałbym winnicę,<br />
sprzedawałbym we własnej knajpie własne wina. Inne<br />
mogą być dostępne, ale polecałbym własne.<br />
– To restauracja Melanii.<br />
– Czyli jego żony! Winnica jest także jej, przecież to ich<br />
wspólne pieniądze!<br />
Arkadiusz milczał. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej.<br />
– Wiesz, w sumie winnica nigdy nie była tematem<br />
naszych rozmów. Odziedziczył, to ma. Od zawsze kochał<br />
– Wskazał ręką drzwi od kuchni.<br />
wina, i zresztą wszelkie alkohole, całe szczęście, że po-<br />
54 55<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
szedł w winiarstwo, nie w degustację.<br />
– Wszyscy mieliśmy ku temu tendencje w młodości. –<br />
Michał się zaśmiał. – Pewnie jak większość nastolatków.<br />
– Pewnie tak – surowo odparł Arkadiusz. W jego tonie<br />
słychać jednak było, że nie widzi usprawiedliwienia dla<br />
nadmiernego spożywania alkoholu w żadnym wieku.<br />
Zresztą, nie przyznając się do tego, uważał, że współczesna<br />
młodzież powinna wysnuć wnioski z młodości<br />
wcześniejszych pokoleń i już wiedzieć, że pić nie należy.<br />
Zupełnie przy tym nie zwracał uwagi, że jego czas<br />
młodzieńczy powinien rządzić się tymi samymi prawami.<br />
– Klemens jednak pozostał wierny upodobaniom.<br />
Wina są jego specjalnością, zresztą odbył przecież kurs<br />
sommelierski.<br />
– Pamiętam, to było jego marzenie.<br />
Milczenie zaczynało im ciążyć.<br />
– Złapię tutaj taksówkę – powiedział Michał.<br />
Pożegnali się krótkim uściskiem dłoni.<br />
– Trzeba to powtórzyć – powiedział Michał na pożegnanie.<br />
Nie widzieli się wiele lat. Teraz rozmawiało im się dobrze.<br />
Miło było się zobaczyć – pomyślał Arkadiusz. –<br />
Nie jestem jednak pewien, czy chciałbym je szybko<br />
powtórzyć. Bo właściwie po co? Nie do końca rozumiał,<br />
po co było to spotkanie. Dlaczego Michał do niego dążył?<br />
Fragment powieści Agnieszki Lis Zapach Goździków
Świąteczne<br />
NOWOŚCI<br />
Wydawnicze<br />
Uwierz w Mikołaja<br />
MAGDALENA WITKIEWICZ<br />
To nie będą zwyczajne Święta…<br />
Agnieszka kocha Święta i zawsze spędza je z babcią. Jednak<br />
w tym roku starsza pani ma zupełnie inne plany.<br />
Nie zważając na nic, rusza do domu babci, położonego<br />
w samym środku lasu. Śnieżyca sprawia, że droga do<br />
cywilizacji zostaje odcięta. Sytuacji nie ułatwia fakt,<br />
że z szopy wprost na nią wychodzi… święty Mikołaj.<br />
Pięcioletnia Zosia marzy o choince tak ogromnej jak<br />
w centrum handlowym. Jednak tym razem jej Wigilia<br />
zapowiada się zupełnie inaczej… Robert, policjant,<br />
przyjmuje służbę w Święta, bo jest samotny, więc może<br />
się poświęcić. Sam jest też pewien starszy pan z długą<br />
siwą brodą, ale jemu to w ogóle nie przeszkadza. Jego<br />
żona natomiast ma aż nadto towarzystwa zwariowanych<br />
pensjonariuszy pewnego domu opieki Happy End. I choć<br />
zdaje się, że nic tych ludzi nie łączy, to magia wigilijnej<br />
nocy przyniesie wiele niespodzianek. Jedna świąteczna<br />
opowieść, wielu bohaterów. I wiele marzeń do spełnienia.<br />
Bo może żeby pięknie spędzić Święta, trzeba uwierzyć<br />
w Mikołaja? Czytelnik znajdzie w tej wzruszającej powieści<br />
to, co w Świętach jest najpiękniejsze i najważniejsze: miłość,<br />
radość i nadzieję. Jest to powieść o potrzebie bliskości, która<br />
żyje w każdym z nas. Nawet jeśli się do tego nie przyznajemy.<br />
Każdy z nas ma marzenia. Czasem<br />
by je spełnić, wystarczy otworzyć<br />
serce na innych.<br />
Kiedy świat wypełnia magiczna atmosfera,<br />
a w powietrzu unosi się zapach świerku<br />
i pierników, mieszkańcy nadmorskiego<br />
Niechorza rozpoczną <strong>świąteczne</strong> przygotowania.<br />
Przeszkodzą im tajemnice z przeszłości,<br />
które wyjdą na jaw w najmniej odpowiednim<br />
momencie, oraz kilka niespodziewanych<br />
zdarzeń. Czy mimo to wspólne spotkanie przy<br />
stole pogodzi ich i sprawi, że miłość<br />
zatriumfuje?<br />
Wigilijna przystań<br />
SYLWIA TROJANOWSKA<br />
Fragment z „Wigilijnej przystani”:<br />
Wyszła na dwór. Śniegu było po kostki. Lekki<br />
wiatr rozwiewał jej włosy, a mróz kłuł maleńkimi<br />
igiełkami w policzki. Nic jej jednak nie przeszkadzało.<br />
Nawet to, że znowu ktoś zastawił jej<br />
wjazd do garażu. Spojrzała na lewo, w stronę<br />
żywej szopki, dumy jej sąsiada, księdza Pawła,<br />
i zobaczyła sporą grupkę rumianych jak jabłuszka<br />
dzieci ekscytujących się zwierzętami. Wyglądały<br />
na bardzo rozemocjonowane.<br />
Niektórzy ludzie czekają na święta przez<br />
cały rok. Mówią, że na Boże Narodzenie dzieją<br />
się cuda, że dobro wlewa się do serc i z serc tych<br />
się wylewa. Klaudia w te cuda nie wierzyła, do<br />
dziś. Bo właśnie dziś zdarzył się cud! I to nie jeden!<br />
Poczuła prawdziwe dobro!<br />
Zatrzymała się na skrzyżowaniu z Aleją<br />
Bursztynową, która wyglądała naprawdę uroczo<br />
o tej porze roku. Niczym wyjęta z amerykańskich<br />
żurnali, promieniała niezliczoną ilością świetlnych<br />
sznurów, jaśniejących aniołków i reniferów.<br />
Atmosferę dopełniały kolędy, rozbrzmiewające<br />
ze sklepowych i restauracyjnych głośników. Turyści<br />
to uwielbiali. Widziała to po ich uśmiechniętych<br />
minach. I ona chyba też polubiła. Teraz,<br />
w tym roku.<br />
„To będą prawdziwe święta” –<br />
prze-mknęło jej przez myśl. Uśmiechnęła się i<br />
dotknęła pierścionka zaręczynowego.<br />
– „Na pewno!”<br />
Świąteczne<br />
NOWOŚCI<br />
Wydawnicze<br />
56 57<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Ania Ania Cygan Cygan<br />
Wesołych Świąt<br />
Ania Cygan<br />
58<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>