17.03.2020 Views

POST SCRIPTUM - Wydanie świąteczne - Grudzień 2019

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury. Wydanie specjalne, świąteczne. W numerze m.in: Święta u artystów, ilustracje Ewy Rodriquez, Bombka Krucha - Jarosław Rybski, Święta ateisty - Jarosław Prusiński, Percepcja koła-wystawa, Poezja, Wywiad z Alkiem Rogozińskim, Kawa – Piotr Jastrzębski, Jak spędzają Święta kobiety na emigracji, Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji.

POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury.



Wydanie specjalne, świąteczne. W numerze m.in:
Święta u artystów, ilustracje Ewy Rodriquez, Bombka Krucha - Jarosław Rybski, Święta ateisty - Jarosław Prusiński, Percepcja koła-wystawa, Poezja, Wywiad z Alkiem Rogozińskim, Kawa – Piotr Jastrzębski, Jak spędzają Święta kobiety na emigracji, Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji.

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

ISSN 2633-1292 2½/<strong>2019</strong> fb:post scriptum<br />

PROZA POEZJA PUBLICYSTYKA SZTUKI WIZUALNE<br />

Percepcja koła<br />

ŚWIĘTA ATEISTY<br />

wywiad z Alkiem Rogozińskim<br />

Wigilijny “DACH”Stowarzyszenia Autorów Polskich<br />

Jak święta spędzają KOBIETY NA EMIGRACJI<br />

Piotr Jastrzębski “KAWA”<br />

Święta święta Bożego Narodzenia we Francji we Francji<br />

Jarosław Rybski “BOMBKA KRUCHA”<br />

Święta u Artystów<br />

Robert Knapik<br />

Recenzja Krótkiej wymiany ognia<br />

nowości wydawnicze<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

1


Serdecznie<br />

zapraszamy!<br />

https://www.facebook.com/slawomirmikawoz/<br />

https://slawomirmikawoz.wordpress.com/<br />

W<br />

lutym otrzymacie do rąk pełny<br />

numer. Sto stron podróży do<br />

świata sztuki, którą odbędziecie ze<br />

wspaniałymi artystami. Będzie fotografka<br />

Monika Cichoszewska, będzie<br />

spotkanie z literaturą Olgi Tokarczuk,<br />

zagości na łamach malarz Sławomir<br />

Mikawoz (którego obraz publikujemy),<br />

piosenkarka Żanna Gierasimowa<br />

i wielu innych niewymienionych,<br />

ale równie wspaniałych artystów.<br />

4 Święta u artystów<br />

12 Ewa Rodriquez – ilustracje<br />

14 Bombka Krucha – Jarosław Rybski<br />

16 Święta ateisty - Jarosław Prusiński<br />

18 Percepcja koła<br />

20 Krótka wymiana ognia – recenzja<br />

24 Gwiazdka spadła na DACH<br />

26 Poezja<br />

30 Wywiad z Alkiem Rogozińskim<br />

34 Kawa – Piotr Jastrzębski<br />

36 Grzegorz Ptak – ilustracje<br />

40 Jak spędzają Święta kobiety na emigracji<br />

44 Przy placu MDM – Piotr Jastrzębski<br />

47 Osiem cytatów – Boże Narodzenie we Francji<br />

50 Świąteczne nowości wydawnicze<br />

Drodzy,<br />

W oczekiwaniu na numer lutowy, w którym<br />

znajdziecie wiele smakowitości w postaci<br />

kolejnej dawki ciekawych artykułów,<br />

felietonów, prozy literackiej, poezji<br />

i sztuk wszelakich, w którym wielu<br />

świetnych artystów opowie Wam o swojej<br />

twórczości i zmaganiu się z prozą życia –<br />

oddajemy w Wasze ręce numer świąteczny.<br />

To taki prezent, poza normalnym<br />

cyklem wydawniczym. Chcieliśmy go dla<br />

Was zrobić i... zrobiliśmy. A jest co czytać:<br />

przepytaliśmy Alka Rogozińskiego, artyści<br />

opowiadają o swoich mniej lub bardziej wyjątkowych<br />

świętach, dowiadujemy się jak<br />

Boże Narodzenie spędza się na emigracji,<br />

a na deser – garść wierszy i bajkowych<br />

ilustracji w klimacie świątecznym.<br />

Życzymy przyjemnej lektury i<br />

radosnego świętowania.<br />

Renata Cygan<br />

Redaktor naczelna<br />

ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />

Iwona Niezgoda, Robert Knapik, Jarosław Prusiński, Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska,<br />

Katarzyna Saniewska, Renata Cygan<br />

Skład i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />

NUMER KONTA: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />

fb: post scriptum<br />

2<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

email: postscriptum.mag@gmail.com<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

3


Święta u Artystów<br />

Spotkaliśmy się na tradycyjnym przedwigilijnym śledziku,<br />

popijając go wodą (bo to post w końcu, czas umartwiania) w naszych<br />

skromnych redakcyjnych progach. Literaci pili wodę z literatek,<br />

a inni artyści z kieliszków. Zaprzeczamy kłamliwym pogłoskom, że<br />

w szkle było coś innego niż woda. Była woda, chyba że dokonała się<br />

magiczna jej przemiana w wino. W końcu to święta.<br />

Do stołu z widokiem na Big Bena zasiedli artyści, którzy gościli lub<br />

w najbliższym czasie zagoszczą na naszych łamach - pisarze:<br />

Małgorzata Warda, Elżbieta Sidorowicz-Adamska, Krystyna<br />

Śmigielska, Maciej Siembieda, Jarosław Rybski, Krzysztof Bochus,<br />

malarka – Maja Borowicz, fotografka - Ewa Ćwikła, piosenkarka<br />

i aktorka – Alicja Borkowska, aktorka dramatyczna i pieśniarka –<br />

Żanna Gierasimowa.<br />

Post Scriptum:<br />

Czy któreś święta Bożego Narodzenia szczególnie<br />

zapadły Wam w pamięć? Czy któreś były magiczne?<br />

Małgorzata Warda:<br />

Staram się, aby każde święta były magiczne,<br />

natomiast najcieplej wspominam te obchodzone<br />

w dzieciństwie. Świat widziany oczami dziecka jest<br />

pełen magii i olśnień. Pamiętam moją babcię, przepasaną<br />

fartuchem, nakrywającą do <strong>świąteczne</strong>go<br />

stołu. Mamę i tatę w kuchni, takich młodych,<br />

młodszych niż ja jestem dzisiaj. Przypomina mi się<br />

siostra, jeszcze wtedy nastolatka, widzę siebie,<br />

pospiesznie kończącą pisać rozdział książki w stukartkowym<br />

zeszycie. I widzę nasz dom: blask świec, choinkę,<br />

nastrój oczekiwania, wiarę, że to magia sprawi,<br />

że pod choinką pojawią się prezenty. Mam nadzieję,<br />

że moja córka będzie miała podobne wspomnienia ze<br />

swoich dziecięcych świąt.<br />

Jarosław Rybski:<br />

Świętami, które ja wspominam najcieplej są te liczne,<br />

wielopokoleniowe, kiedy przy wigilijnym stole zasiadały<br />

cztery pokolenia mojej rodziny. Prababcia Maria,<br />

dziadek Wilhelm i babcia Maria, mama Alicja, tato<br />

Bolesław i wujek Leszek. No i ja. Wszyscy zgromadzeni<br />

w jednym pokoju, w kamienicy w jarosławskim rynku.<br />

Dwanaście potraw wigilijnych, sianko pod obrusem<br />

i pachnąca lasem choinka. Za oknem prószył śnieg,<br />

a zapach pyszności przygotowanych przez babcię<br />

zo-stał ze mną na zawsze.<br />

Kolejnymi świętami, które zapamiętałem były te podczas<br />

zimy stulecia w latach 70-tych. Wigilia w podobnym<br />

gronie, choć nieco mniej nas było, bo nie wszyscy<br />

mogli dojechać do Wrocławia. Spałem w czapce<br />

na głowie, bo był dwudziesty któryś stopień zasilania<br />

i w domu było zimno jak w psiarni. Nie muszę<br />

dodawać, że bardzo mi się to podobało.<br />

Teraz spędzamy święta z mamą i moją Dorotką,<br />

bo niemal wszyscy bliscy odeszli. Nie są to jednak<br />

smutne święta. Zawsze dają ciepło i otuchę, nadzieję<br />

na przyszłość.<br />

Elżbieta Sidorowicz-Adamska:<br />

To były święta takie, jak zawsze. Jak zawsze miały<br />

być u mnie, a ja jak zwykle pracowałam do końca,<br />

to znaczy w dzień wigilijny pozwolono nam wyjść<br />

z pracy o 16.00, w drodze wyjątku... Cały poprzedni<br />

tydzień przygotowywaliśmy z mężem wieczorami<br />

kolejne potrawy i sprzątaliśmy dom. W Wigilię byłam<br />

już tak umordowana, że właściwie marzyłam tylko<br />

o tym, żeby się położyć i wypocząć.<br />

Magia świąt? Jaka magia? Na dworze depresyjna plucha,<br />

ani płatka śniegu... Wkurzały mnie te wszystkie<br />

gwiazdkowe reklamy, zasypane magicznym śniegiem.<br />

Wkurzało mnóstwo rzeczy. Przez całą Wigilię latałam<br />

pomiędzy kuchnią a stołem, donosząc, odgrzewając,<br />

pilnując psa i kota, gdyż była to dość złodziejska<br />

i sprytna spółka z o.o., to znaczy odpowiedzialność<br />

zazwyczaj spadała na psa, bo z racji gabarytów trudno<br />

mu było w ciągu sekundy unicestwić się, co kotu<br />

przychodziło bez problemu. I nagle, przy którymś<br />

kolejnym nawrocie, spojrzałam na stół i ludzi przy<br />

nim. Spojrzałam, a potem zatrzymałam się w pędzie.<br />

Siedzieli tu wszyscy. Wszyscy, których kochałam<br />

i którzy byli mi bliscy. Co prawda tata, który miał już<br />

nieźle posuniętego Alzheimera, spytał mnie, dlaczego<br />

mój mąż nie jest w mundurze, bo spodziewał się<br />

dużego zgrupowania wojskowego. Co prawda mojej<br />

mamie trzeba było wszystko kroić na talerzu, bo już<br />

nie dawała sobie z tym rady. Mój brat nie mówił<br />

o niczym innym, tylko o kłopotach z pracownikami,<br />

siostra z postępującą schizofrenią, wyciągnięta cudem<br />

z sanatorium, nie mogła zjeść żadnej potrawy,<br />

bo wszystkie jej szkodziły, córka z bratową rozmawiały<br />

o swoich depresjach, siostra męża do każdego dania<br />

kategorycznie żądała herbaty, koniecznie w dużym<br />

kubku, my z mężem lataliśmy donosząc, pilnując,<br />

krojąc jedzenie, pacyfikując psa i kota, gotując gary<br />

herbaty, ale właśnie - zatrzymałam się. Spojrzałam na<br />

ludzi przy stole - z ich fiołami, chorobami, maniami,<br />

z ich starością - i pomyślałam: jaki to cud. Cud, że udało<br />

nam się spotkać, że udało się ich wszystkich zebrać,<br />

że mam ich tutaj przy sobie - tych wszystkich, których<br />

kocham. Bo przecież nie ma magicznych świąt. Bez<br />

ludzi w ogóle nie ma świąt. A magia? Magia jest<br />

w każdym z nas. To była ostatnia Wigilia, którą<br />

udało mi się spędzić ze wszystkimi. A w tym<br />

roku? Cóż, święta, jak zwykle, będą u nas.<br />

Tylko na stole będą już stały trzy puste talerze.<br />

Krystyna Śmigielska:<br />

Zimowe przesilenie to ważny moment, ciężki<br />

do przetrwania zwłaszcza w naszym klimacie. Od<br />

najmłodszych lat święta Bożego Narodzenia kojarzą<br />

się nam z magią, której będąc dzieckiem nie potrafimy<br />

zdefiniować. W miarę gromadzenia życiowych<br />

doświadczeń zaczynamy rozpoznawać emocje<br />

towarzyszące okresowi przygotowań mających na<br />

celu upamiętnienie przyjścia na świat cudownego<br />

dzieciątka. Świadomie nie przytaczam pięknej opowieści<br />

o narodzinach Bożego Syna, ponieważ jest<br />

ona celebrowana wyłącznie przez chrześcijan, a jak<br />

wiemy magię świąt odczuwają także ludzie niewierzący<br />

lub będący innego wyznania. Szybko zapadający<br />

zmrok, dotkliwy chłód powodują, że bezpiecznie czujemy<br />

się w ciepłym domowym zaciszu, spożywając<br />

w gronie bliskich nam osób obfity posiłek, po którym<br />

możemy spokojnie wypocząć. I ta pierwsza, jaskrawo<br />

świecąca gwiazda… Rodzi się w nas nadzieja<br />

na lepszą przyszłość, wiara, że teraz i my będziemy<br />

mogli pokonać swoje kłopoty, słabości, dolegliwości.<br />

Wzorując się na niezłomności Bożej Rodziny, czujemy<br />

jak wypełnia nas radość, przeświadczenie, że jeżeli<br />

sami nie poradzimy sobie z przeciwnościami losu,<br />

może zdarzyć się cud! I w pewnym sensie mamy<br />

rację. Każdy chociaż jeden, jedyny raz, poczuł to<br />

dotknięcie Bożego palca, wspierającego nas, pomagającego<br />

znaleźć odpowiednią drogę.<br />

Czy rzeczywiście w moim życiu miała miejsce Boska<br />

interwencja, tego nie wiem, ale faktem jest, że wtedy<br />

4 5<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


gotowa byłam w to uwierzyć i z wielkim przejęciem,<br />

głośno odmawiałam dziękczynne pacierze.<br />

Od tej pamiętnej Wigilii minęło już dziesięć lat, a ja<br />

nadal zadaję sobie pytanie, czy magia świąt pomogła<br />

nam w tej karkołomnej jeździe. Pięknych czasów<br />

dożyliśmy, granice przestają mieć znaczenie a ludzie<br />

sami wybierają miejsce, w którym chcą mieszkać<br />

i pracować. Moje dzieci również skorzystały z szansy<br />

osiedlenia się na obcej, ale przyjaznej ziemi. Po<br />

uzyskaniu dyplomów magistra bohemistyki, synowa<br />

i syn rozpoczęli pracę w Brnie. W pierwsze święta<br />

spędzane poza krajem postanowili zaprosić mnie<br />

i męża do pięknej stolicy czeskich Moraw. Jechaliśmy<br />

podekscytowani, w końcu nie tak często spędza się<br />

Boże Narodzenie za granicą. Chociaż nie dzieli nas<br />

znaczna odległość, jednak to zawsze inny klimat, inne<br />

obyczaje. Spokojnie wyjechaliśmy z Polski. Pogoda<br />

na jazdę była wymarzona. Śniegu ani na lekarstwo.<br />

Grudniowe słońce świeciło, w samochodzie dmuchawa<br />

rozprowadzała rozkoszne ciepło, humory nam<br />

dopisywały. Rozłożone na tylnym siedzeniu paczki<br />

z prezentami lekko podskakiwały na nielicznych wybojach.<br />

Od czasu do czasu w słoiku zabulgotał czerwony<br />

barszcz.<br />

Kłopoty zaczęły się po czeskiej stronie. Słońce niepostrzeżenie,<br />

chyłkiem schowało się za widoczne<br />

przed nami góry. Zmrok zapadał szybko, tak jak na<br />

wigilijny dzień przystało. Zaczęliśmy się śpieszyć. Nie<br />

znaliśmy trasy i z trudem orientowaliśmy się,<br />

w którą drogę należy skręcić. Małe znaki drogowe<br />

jedynie migały w blasku świateł samochodu, po czym<br />

pozostawały na miejscach kryjąc przed nami swoje<br />

wskazówki. Nocą, w obcym państwie czuliśmy<br />

się coraz bardziej zagubieni, niepewni, poruszający<br />

się jak ślepcy. Jadąc zgodnie ze wskazaniami GPS-a<br />

zaczęliśmy błądzić. Czechy wydawały nam się wymarłą<br />

krainą. Jadąc przez wioski, nie napotkaliśmy<br />

żywego ducha. W pewnej chwili zauważyliśmy drogowskaz<br />

z napisem Brno. Nie mając czasu na dłuższe<br />

zastanowienie i możliwości, aby zerknąć na mapę,<br />

posłusznie skręciliśmy w lewo i po chwili zaczęliśmy<br />

wspinać się ku górze. Droga była wąska, ale nadal<br />

dobra, asfaltowa. Na GPS-sie pokazały się niebieskie<br />

zygzaki zwiastujące niedalekie serpentyny.<br />

Trochę nas ten obraz zaniepokoił, ale w końcu – niejedną<br />

serpentynę już przejechaliśmy. Co to dla nas?<br />

Pestka! Bułka z masłem! Wyżej i wyżej. Droga stała<br />

się niebezpiecznie wąska. Zakręty następowały jeden<br />

po drugim. Pojawiła się mgła. Mżawka rosiła szyby,<br />

nadal jednak można było dostrzec wierzchołki drzew,<br />

co świadczyło o znajdującym się z prawej strony<br />

stromym urwisku. Do szczytu góry pozostawał spory<br />

kawałek drogi. Mgła gęstniała, a na mokrej jezdni<br />

pokazał się szary śnieg. Im dalej, tym gorzej.<br />

Pocieszaliśmy się, że łatwiej będzie nam zjechać,<br />

a więc – oby na górę – wzajemnie podtrzymywaliśmy<br />

się na duchu. Nie zauważyliśmy, kiedy asfalt stał się<br />

szutrową, zasypaną śniegiem trasą, na powierzchni<br />

której z opadłej mgły powstała gruba warstwa<br />

lodu. Po kolejnych skrętach, czując żołądki w gardle,<br />

zorientowaliśmy się, że prawdopodobnie minęliśmy<br />

wierzchołek góry. Dzięki Bogu – westchnęłam.<br />

Mąż jednak nie podzielał mojej radości. Samochód<br />

powoli zaczął zjeżdżać po oblodzonych serpentynach.<br />

Już nie widzieliśmy drzew, nie było też mowy, abyśmy<br />

mogli dostrzec pierwszą gwiazdkę. Mgła oplotła nas<br />

dokładnie. Pedał hamulca przestał działać. Auto<br />

ślizgało się po szutrowej, pokrytej lodem drodze.<br />

Spojrzałam na męża. Przyciskał do piersi kierownicę,<br />

starając się wyczuć kolejny skręt. Panująca cisza<br />

dzwoniła złowrogo w uszach. Nie było słychać nawet<br />

pracy silnika. Siedzieliśmy jak skamieniali, sunąc<br />

w swojej blaszanej trumnie wprost ku śmierci. Życie<br />

przesuwało się nam przed oczami, jak film puszczony<br />

w przyśpieszonym tempie. Zastanawiałam się nad<br />

tym, jak trudno będzie wydostać nas z tej przepaści.<br />

I już widziałam rozbity słoik po barszczu, dyndające<br />

na drzewach pierogi z grzybowym farszem.<br />

Tak to się skończy. Będziemy wspinać się po tym<br />

urwisku do nieba? – myślałam. – Byleby nie bolało,<br />

byleby nie bolało…<br />

W pewnej chwili przestałam wytężać wzrok. Oparłam<br />

się wygodnie o siedzenie. Już się nie bałam. Przyglądałam<br />

się białej jak mleko szybie i twarzy męża,<br />

na którą nikłe światło rzucał GPS. Poruszaliśmy się<br />

w tym powolnym, przedziwnym tańcu, pokonując<br />

skręt za skrętem, objęci ciemnością w białym kolorze.<br />

Wszystko stało się proste, jasne. Niczego nie oczekiwaliśmy,<br />

nie spodziewaliśmy się niczego tak, jak<br />

nie spodziewaliśmy się końca tej drogi. Wydawało<br />

się nam, że wieczność spędziliśmy na tej górze. Tak<br />

bardzo zapadliśmy w letarg, że długo nie mogliśmy<br />

uwierzyć w rozjaśniającą się mgłę, w nieznaczne poszerzenie<br />

drogi i czubki drzew kłaniające się nam za<br />

oknami. W pewnej chwili lód na szutrze zmienił się<br />

w szary śnieg, a trzy zakręty dalej z radością powitaliśmy<br />

asfaltową nawierzchnię. Kiedy dojechaliśmy do<br />

położonej u stóp góry oświetlonej wioski, zadzwonił<br />

syn.<br />

– Gdybyście zobaczyli kierunkowskaz na Brno i GPS<br />

pokazał wam, żeby skręcić w lewo, nie róbcie tego.<br />

Jedźcie prosto. To droga na paskudną górę. Kiedyś,<br />

w lipcu, wjechaliśmy na nią. Byłem pewny, że nigdy<br />

– My właśnie z niej zjechaliśmy! – zaśmiał się mąż,<br />

a ja głośno odmawiałam pacierz.<br />

Święta Bożego Narodzenia to piękny, magiczny czas.<br />

Czas prawdziwych cudów!<br />

Maciej Siembieda:<br />

Cieszę się, że wyszliście z tego cało. Ja, na szczęście,<br />

takich traumatycznych przeżyć nie miałem. Kiedy zestawiam<br />

we wspomnieniach przymiotnik z rzeczownikiem,<br />

rozpaczliwie szukając „magicznych<br />

świąt”, to przychodzi mi do głowy jedynie biała magia.<br />

Choć wolałbym czarną. Ma więcej emocji, niesamowitości<br />

i nieprawdopodobieństw. Jest bardziej fabularna.<br />

Niestety nie przypominam sobie świąt z udziałem<br />

wróżek i czarnoksiężników, choć mam wrażenie, że<br />

później od innych dzieci przestałem wierzyć w Świętego<br />

Mikołaja i wigilijną okazję pogadania z psami,<br />

z którymi się wychowywałem. Biała magia była prozaicznym<br />

dziełem zimy. Miałem wtedy kilka lat, mieszkałem<br />

u podnóża Gór Świętokrzyskich, gdzie Wigilie<br />

rozstrzygano systemem pucharowym. Raz były u<br />

nas, w przyszłym roku u którejś z ciotek, w następnym<br />

u wujka, i tak dalej aż do kolejnego okrążenia.<br />

Pamiętam, że gdzieś kiedyś na stole pojawił się karp<br />

w galarecie, a ponieważ od wczesnego niemowlęct-<br />

stamtąd nie zjadę.<br />

6 7<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


wa byłem fanem jedzenia, wywarł na mnie piorunujące<br />

wrażenie smakowe i od tej pory czekałem na<br />

Wigilię ze szczególnym, niekoniecznie duchowym natchnieniem.<br />

Od jesieni sporo o tym karpiu myślałem.<br />

A że w latach sześćdziesiątych w kieleckiej Polsce „B”<br />

ryba była rarytasem nie do zdobycia, kolejne Wigilie<br />

zamieniały się w kulinarne ruletki. Będzie karp czy nie<br />

będzie? Któregoś roku okazało się, że będzie. U ciotki<br />

Basi i wujka Dzidka, którzy mieli jakieś tam możliwości<br />

czarnorynkowe. Od połowy grudnia odliczałem<br />

dni do świąt, ale wraz ze mną odliczała je zima, która<br />

serwowała nieludzkie opady śniegu, mrozy i zamiecie.<br />

W dzień Wigilii dała największy popis białej magii<br />

i szanse na przedostanie się z naszego domu przy<br />

ulicy Skalistej do kamienicy na przedmieściu,<br />

w której mieszkało wujostwo, okazały się umiarkowane<br />

a bodaj nawet żadne. I wówczas pojawił się rycerz<br />

w lśniącej zbroi, czyli mój tato, który uznał, że się nie<br />

poddamy. Na wieczerzę wyruszyliśmy z łopatą i na<br />

zawsze zapamiętam korytarz, który ojciec przekopał<br />

w śniegu abyśmy mogli przejść. Ukrywałem radość,<br />

bo jednak narodziny Pana Jezusa zobowiązywały<br />

i czułem się okropnym grzesznikiem myśląc o karpiu.<br />

Dotarliśmy na miejsce około osiemnastej. Wigilia<br />

była, jak co roku, składkowa i każda z gałęzi rodziny<br />

przynosiła inną potrawę. Telefonów nie mieliśmy,<br />

uzgodnienia poczyniono pod koniec sierpnia, a że<br />

koordynowała je beztroska babcia Julia – wszyscy<br />

uczestnicy Wigilii, łącznie z nami, przynieśli pierogi<br />

z kapustą i grzybami. Nic innego. Żadnych barszczy<br />

czerwonych, zup grzybowych, śledzi i deserów<br />

z makiem. Nic, którego nicość dotkliwie pogłębiał<br />

brak karpia. Nikt go nie wyczarował. Wzięliśmy<br />

zbiorowy udział w festiwalu pierogów, kolęd, których<br />

wykonanie z uwagi na muzykalność rodziny nigdy nie<br />

powinno być udostępniane publiczne i wróciliśmy do<br />

domu odkopując korytarz popsuty już przez zimę.<br />

To było moje pierwsze bolesne zderzenie ze zgubnym<br />

wpływem konsumpcjonizmu na osobowość człowieka.<br />

Czymś, co prędzej czy później przynosi gorycz<br />

rozczarowania. Dlatego co roku, kiedy od początku<br />

listopada widzę obite blachą i zasypane lodem stoły<br />

gdyńskiej Hali Rybnej, a na nich tony karpia, robi mi<br />

się jakoś nieswojo.<br />

Maja Borowicz:<br />

Hmmm... przysłuchuję się Waszym opowiadaniom<br />

i intensywnie próbuje przypomnieć sobie właśnie<br />

te jedyne, wspaniałe święta, o których chciałabym<br />

wspomnieć. I muszę przyznać, że w głowie mam<br />

pustkę. Nie to, żebym w życiu nie przeżyła żadnych<br />

świąt. Problem w tym, że nie były wyjątkowe, warte<br />

zapamiętania, przeżyte tak jak bym chciała. Zawsze<br />

podporządkowane pewnym społecznym rytuałom,<br />

takim jak kupowanie prezentów, sprzątanie, gotowanie,<br />

ubieranie choinki, spotkania, jedzenie,<br />

i tym podobne. I z tymi rytuałami mam problem. Nie<br />

lubię podporządkowywania się, jeśli nie rozumiem<br />

czemu ma to służyć, lub dlatego, że ktoś tak kiedyś<br />

postanowił, bo ludzie tak robią. Zadaję niewygodne<br />

pytania i wszystko analizuję. Jeśli nie znajduję<br />

mądrych i szczerych odpowiedzi, nie potrafię tak po<br />

prostu odpuścić. A święta, wyjątkowo, składają się<br />

z szeregu rytuałów i detali, których nie rozumiem lub<br />

nie znajduję na nie rozsądnego wyjaśnienia. Nie pasuje<br />

mi zamieszanie i chaos związany z wybieraniem<br />

i kupowaniem prezentów. Czuję, że to wszystko służy<br />

tylko nakręcaniu rynku i sprzedaży. Nie rozumiem,<br />

czemu akurat przed świętami należy robić gruntowne<br />

sprzątanie. Przecież sprzątać powinno się wtedy,<br />

kiedy zajdzie potrzeba, a nie wtedy, gdy ktoś wymyśli<br />

że należy... A po tym całym sprzątaniu, brudzi się<br />

choinką. To doprawdy irracjonalne.<br />

Dalej, pracuję wtedy, kiedy czuję potrzebę. Różnie<br />

bywa, ale szczególnie dobrze pracuje się w soboty,<br />

niedziele i święta, gdy nikt mi nie przeszkadza, dlatego<br />

duży dyskomfort sprawia mi społeczne oczekiwanie,<br />

iż 24, 25 czy 26 grudnia porzucę swoje zwyczajne<br />

zajęcia, które lubię i będę gotowa spędzać czas tak,<br />

jak tego się ode mnie oczekuje.<br />

Również jedzenie nie jest specjalną atrakcją. Znika magia<br />

pierników, pierogów, ciast, grzanego wina i innych<br />

rzeczy, gdy okazuje się, że to wszystko nie dla mnie,<br />

bo jako osoba bezglutenowa, jestem ich pozbawiona.<br />

Nie jest zbyt komfortowo siedzieć przy wyznaczonej<br />

porcji pierogów, których nikt nie ma ochoty tknąć,<br />

ponieważ nie są tak dobre jak te normalne, albo dlatego,<br />

że szkoda ich mi odbierać, bo przecież innych<br />

jeść nie mogę... I oczywiście, to niezmiernie miłe, gdy<br />

ktokolwiek fatyguje się przygotować coś specjalnie<br />

dla mnie, ale już dawno przestałam żyć dla jedzenia,<br />

które traktuję tylko jako obowiązek dostarczenia<br />

sobie odpowiedniej ilości kalorii i witamin, więc<br />

przykładanie wagi do szczególnego jedzenia w święta,<br />

to również dla mnie niezrozumiały rytuał.<br />

A do tego jest zimno i ciemno, jak to zimą, dlatego<br />

to doskonały czas, by zakopać się w ciepłą pierzynę<br />

i puścić wodze wyobraźni, wymyślać nowy obraz lub<br />

szwendać się gdzieś po ciepłych rejonach świata.<br />

Ale zamiast tego, trzeba się spiąć i spełnić społeczne<br />

oczekiwania.<br />

Reasumując, wciąż czekam na swoje święta warte<br />

wyrycia w pamięci. Święta, w czasie których nikt<br />

nie będzie niczego ode mnie oczekiwał. Święta pozbawione<br />

przed<strong>świąteczne</strong>go zgiełku i szukania prezentów<br />

oraz napięcia, by wszystko wyszło doskonale,<br />

by było czysto, jedzenie gotowe i by paczki<br />

z prezentami dotarły na czas.<br />

Może to będą święta spędzone w cieple i w słońcu,<br />

a może tylko we dwoje, z dala od rodziny? Może będą<br />

to święta, kiedy namaluję swój najlepszy obraz?<br />

Na te wyjątkowe wciąż czekam.<br />

Alicja Borkowska:<br />

To ja trochę tak jak Maja, choć nie wiem, czy akurat<br />

na wyjątkowe święta czekam. Przyjemne rzeczy<br />

mogą mi się zdarzać cały rok, jestem na nie otwarta<br />

i gotowa. Magia świąt nigdy jakoś na mnie specjalnie<br />

nie działała. Oczywiście jestem uprzejma i nawet<br />

całkiem przekonywająco potrafię udawać, że lubię.<br />

Śpiewam czasem <strong>świąteczne</strong> piosenki, ludzie się<br />

wzruszają, ale mnie samej, to nie rusza za bardzo.<br />

Oczywiście świętuję jak wszyscy, na wigilię tradycyjnie<br />

chodzę do babci, bo przecież by jej serce<br />

pękło, gdybym nie poszła, ale zawsze marzę o tym,<br />

żeby gdzieś wyjechać i się z tego wyłączyć. W dzieciństwie<br />

nie czekałam na żadne prezenty, rzeczy materialne<br />

nigdy nie miały dla mnie znaczenia. To znaczy<br />

chciałam kiedyś móc sobie beztrosko tankować<br />

do pełna paliwo i nie zastanawiać się, czy mam<br />

pieniądze. No i się ziściło, kur...a. Pracę dostałam w<br />

korpo. Miałam samochód służbowy i mogłam sobie<br />

lać do pełna, płacąc służbową kartą. Jakie to życie<br />

bywa złośliwe. Nic tak człowieka nie pogrąży, jak jego<br />

własne pragnienia. Szczerze współczuję mojej byłej<br />

szefowej, bo ona ze mnie rozpaczliwie próbowała<br />

zrobić dobrego korpo-pracownika. Jej starania z góry<br />

były skazane na niepowodzenie. Biedna kobieta.<br />

Zawsze umiałam wić się między paragrafami. Niby<br />

nie było się do czego przyczepić, a jednak nie robiłam<br />

tego, czego szefowa ode mnie chciała. W końcu doszłam<br />

do wniosku, że praca w korpo nie jest dla mnie.<br />

Pełny bak w samochodzie tej konstatacji nie zmienił.<br />

Ze świąt pamiętam jedne, gdy mieszkałam w UK.<br />

Raz się postarałam dla męża. Na uszach stanęłam,<br />

żeby wszystko było na stole własnoręcznie przeze<br />

mnie przygotowane. Nawet barszczyk z uszkami (ale<br />

nie tymi, co na nich stałam, z innymi). Mąż powiedział,<br />

że jego mamusia, to robiła lepszy barszczyk.<br />

8 9<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Ożeż ty, sobie pomyślałam, następne święta sam<br />

będziesz przygotowywał. No i tak jakoś od tamtej<br />

pory mnie nie ciągnęło nigdy, żeby się szczególnie<br />

starać. Bo po co?<br />

Ewa Ćwikła:<br />

Nie potrafię od razu z pełnym przekonaniem jednoznacznie<br />

powiedzieć, które święta utkwiły mi<br />

w pamięci i na czym opiera się ich niezwykłość,<br />

ale jedno wiem na pewno – im jestem starsza, tym<br />

częściej sięgam pamięcią do dziecięcych lat, kiedy<br />

moja mama biegła z kuchni z parującym na talerzu<br />

karpiem, który zresztą do dziś jest moim ulubionym<br />

przysmakiem, ale po przeprowadzce do Holandii<br />

trudno go kupić, a chęci zakupu budzą zaskoczenie.<br />

Na szczęście znaleźliśmy firmę sprzedającą karpie<br />

i mój mąż zawsze jeździ tam i przywozi go na święta.<br />

Jednak wracając do dzieciństwa, pamiętam fajne<br />

powroty z wigilii do domu, którym towarzyszyły<br />

z jednej strony przejedzenie, a z drugiej, wyjątkowy<br />

nastrój i chrzęst śniegu pod butami, ponieważ wtedy<br />

były prawdziwe zimy. Kiedy miałam siedemnaście,<br />

czy osiemnaście lat, powiedzieliśmy rodzicom, że wybieramy<br />

się na Pasterkę, ale tak naprawdę całą noc<br />

całowaliśmy się na ławce w parku. Tej wyjątkowej<br />

Pasterki nie zapomnimy, bo bardzo często ją wspominamy.<br />

Wyjątkowo wspominam także święta w Holandii,<br />

które pierwszy raz spędziliśmy w towarzystwie<br />

naszych córek i zięciów. To były bardzo fajne chwile:<br />

było bardzo sympatycznie i emocjonalnie…tak jak<br />

lubię - prosto i szczerze. Cieszyłam się, że mogliśmy<br />

dzielić się polskimi potrawami z holenderskimi zięciami.<br />

Pamiętam też pierwszy od wielu lat wyjazd<br />

z Holandii do Polski na święta: wtedy też było bardzo<br />

rodzinnie i emocjonalnie. Dzieci były bardzo szczęśliwe.<br />

Był karp i kluski z makiem, które zupełnie inaczej<br />

smakują w ojczyźnie, niż na holenderskim gruncie.<br />

Staram się przekazywać dzieciom wartości, które jednak<br />

coraz częściej są wypierane przez holenderski styl<br />

i nowoczesne życie. Z uwagi na to, że jesteśmy oboje<br />

z mężem, święta dzielimy na spędzone z dziećmi<br />

i z naszymi mamami. W ubiegłym roku byliśmy w<br />

Polsce, a w tym zdecydowaliśmy, że spędzimy je<br />

całą rodziną w holenderskim hotelu. Mam nadzieję,<br />

że moja mama dojedzie. Nie jest to pewne, bo lubi<br />

zmieniać zdanie. Nie mam sił, by przygotowywać<br />

tyle potraw, a poza tym zajmujemy od roku mniejsze<br />

mieszkanie. Choć w Holandii mieszkam dłużej,<br />

to jednak – paradoksalnie, więcej wspomnień wiążę<br />

z Polską odnosząc wrażenie, że można mieszkać<br />

gdziekolwiek na świecie, a serce i tak zostaje przy<br />

kluskach z makiem i karpiu…<br />

Żanna Gierasimowa:<br />

A mój stosunek do jakichkolwiek świąt nie jest jednoznaczny.<br />

Jeśli spojrzeć na nie z punktu widzenia<br />

mego zawodu, to często słowo “święta” mnie denerwuje,<br />

bo notorycznie słyszę, że nie w tym czasie ten<br />

czy tamten spektakl gramy, bo wkrótce święta albo,<br />

że teraz jest krótko po świętach i ludzie nie mają za<br />

co kupować biletów. Dodatkowo aktorzy wyjeżdżają<br />

do swych rodzin jeszcze przed świętami i wracają<br />

nie od razu po. Praca leży. Z drugiej strony – już od<br />

dawna nie mam wśród żywych swoich rodziców i ta<br />

tradycja świętowania Bożego Narodzenia w kręgu<br />

rodziny, którą poznałam dopiero w Polsce, wywołuje<br />

u mnie ciepłe uczucia, bo znajduję się z rodziną mego<br />

męża. Zawsze na moment wspominam dzieciństwo<br />

i własną rodzinę. Los zrządził, że nie zważając na to, iż<br />

nie świętowano w moim kraju Bożego Narodzenia, to<br />

w naszym domu święto odbywało się co roku, bo jest<br />

to dzień... moich urodzin! Tak śmiesznie się zbiegło...<br />

Nie mogę powiedzieć, że któreś z tych świąt zapadło<br />

mi w pamięć najbardziej, bo ani razu ani pies, ani kotka<br />

ze mną nie pogadały, więc po prostu pamiętam<br />

choinkę, podniecony nastrój rodziny i piękne zapachy<br />

z kuchni...<br />

Uważam, że tradycja polska, świętowanie Bożego<br />

Narodzenia w kręgu najbliższych jest wspaniała,<br />

i chętnie do niej się przyłączam. Życzę wszystkim<br />

pogodnych świąt, pełnych miłości...<br />

Krzysztof Bochus:<br />

Mam szczególny stosunek do Świąt Bożego Narodzenia.<br />

To dla mnie najpiękniejsze dni w roku. Może nie<br />

czekam na nie już z taką niecierpliwością jak niegdyś,<br />

gdy byłem małym chłopcem, gdyż pewne emocje<br />

zmieniają się wraz z wiekiem i coraz częściej wydaje<br />

się nam, że kiedyś to było jednak jakoś fajniej… Nadal<br />

jednak są to dla mnie dni magiczne, pełne radości,<br />

refleksji i celebrowania wspólnych chwil z rodziną.<br />

Ciągle też jestem przywiązany do naturalnej choinki:<br />

zawsze dużej, pachnącej igliwiem, którą dekorujemy<br />

wspólnie z moimi wnukami. A najbardziej magiczne<br />

święta? Chyba te sprzed dziesięciu lat, gdy wprowadzaliśmy<br />

się do nowo zbudowanego domu. Wznoszący<br />

go górale, czwórka braci, mieli skończyć budowę<br />

przed świętami. Robota i tak się ślimaczyła. A na dodatek<br />

kilka tygodni wcześniej wyrwali się na jakieś wesele<br />

w rodzinnych stronach. Impreza się przeciągnęła<br />

i to mocno… Wrócili dopiero po kilkunastu dniach, co<br />

sprawiło, że planowane wcześniej terminy zakończenia<br />

budowy wzięły w łeb. Dom był nieukończony.<br />

Dysponowaliśmy tylko prądem budowlanym. Ogrzewanie<br />

zapewniała dmuchawa na ropę, wykorzystywana<br />

wcześniej przez górali. I kominek, jedyna w pełni<br />

ukończona część domu. Nie zrezygnowaliśmy jednak<br />

i to była świetna decyzja. Wigilijny stół zastąpiły nam<br />

deski przykryte białym obrusem. Zapaliliśmy dziesiątki<br />

świec, które zbudowały nastrój. Za oknami było<br />

mroźnie i biało. Pachniała choinka. Wszystkie dania<br />

<strong>świąteczne</strong> przywieźliśmy w bagażniku. Była ryba w<br />

galarecie i barszcz dotransportowany w termosie.<br />

Łamaliśmy się opłatkiem w salonie, w którym jedynymi<br />

meblami były drewniane skrzynki ściągnięte<br />

z placu budowy. Było inaczej: bardziej pierwotnie,<br />

bez blichtru, prawdziwiej. Miałem wrażenie, że<br />

inaczej wybrzmiewały też opłatkowe życzenia: szczere<br />

słowa nie potrzebują prezentów, świecidełek ani rozbuchanej<br />

oprawy. Byliśmy tego wieczoru naprawdę<br />

razem, podnieceni i szczęśliwi, że zrealizowaliśmy<br />

swoje wielkie marzenie w postaci nowego domu,<br />

ciekawi przyszłości i związanych z tym emocji. Tak, to<br />

były niezapomniane święta.<br />

W imieniu redakcji<br />

oraz wszystkich zebranych artystów,<br />

życzymy Wam cudownych, wspaniałych i<br />

co najważniejsze magicznych świąt<br />

Bożego Narodzenia,<br />

czy też Przesilenia Zimowego (co kto woli).<br />

No i przepięknego, idealnego, niezapomnianego,<br />

szczęśliwego Roku 2020!<br />

10 11<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Eva Rodríguez<br />

Zima i Święta okiem<br />

hiszpanskiej ilustratorki<br />

www.artworkbyevarodriguez.com<br />

12 13<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Wiadomo, zimą jest najfajniej. U nas w Jarosławiu jest<br />

zawsze mróz i śniegu po pas. Samochody szurają po jezdni<br />

zostawiając szarobure koleiny i wzniecając fontanny brudnej<br />

brei, a furmanki chybocą się na zakrętach grzechocąc<br />

bańkami na mleko. Zimą można iść na sanki nad stary San.<br />

Tylko trzeba uważać, bo zjazd jarem w dół – z górki na<br />

pazurki – może skończyć się twardym lądowaniem w skutych<br />

lodem tatarakach. Ale nikt nie beczy, bo ja i koledzy<br />

jesteśmy już prawie dorośli. Tak samo w bitwach na śnieżki.<br />

A Franek to nawet znalazł tam tatarski grocik od strzały,<br />

tak powiedziała nasza pani. U nas w klasie prawie każdy<br />

chce zostać rycerzem, ale to jest stary zawód i niestety<br />

rycerzy już nie ma. Franek powiedział, że chciałby zostać<br />

takim Gagarinem i polecieć w kosmos, ale dużo uczyć<br />

się trzeba, a Franek woli hasać po wandołach i łapać do<br />

słoika końskie pijawki. No, znaczy latem, nie zimą. Kiedy<br />

wyszedłem z domu po śmietanę było jeszcze ciemno. Hala<br />

niedaleko, a na dodatek w kieszeni grzał mnie nowiutki<br />

banknot dwudziestozłotowy, co go dostałem od dziadka<br />

Cześka. Na Mikołaja dostałem. I teraz nie wiedziałem, co<br />

z tym szczęściem zrobić. No bo tak – w kiosku przy hali<br />

są plastikowi rycerze, na koniach i piesi. Ale z kolei w hali<br />

jest taki jeden pan, co sprzedaje gumowe pająki i węże.<br />

I muszę teraz wybierać. Ech, ciężkie jest życie chłopaka.<br />

W hali poszedłem do jednej takiej pani, co zawsze<br />

u niej babcia śmietanę bierze. Nalała mi całą bańkę. Taką<br />

małą chochelką. Zamknąłem szczelnie wieczko i szybko<br />

wyszedłem nie patrząc nawet w stronę kosmatych<br />

pająków. Przeszedłem podcieniami kamienicy na rogu.<br />

Mówią, że jest bardzo stara i zabytkowa. Pani też mówiła,<br />

bo Jarosław to starożytne miasto. Zauważyłem coś<br />

dziwnego. Przed ratuszem stał taki jeden pan, co wyglądał<br />

bardzo szykownie. Miał płaszcz z futrzanym kołnierzem<br />

i kapelusz. Przyglądał mi się z uśmiechem, kiedy starałem<br />

się nie wywrócić na ośnieżonym chodniku balansując<br />

dla równowagi bańką ze śmietaną. Otworzyłem ciężkie<br />

drzwi do kamienicy i starannie ostukałem trapery, żeby<br />

nie nanieść śniegu. Jeszcze przejechałem ze dwa razy<br />

podeszwami po skrobaczce. W środku przez prześwit na<br />

dziedzińcu widać było jak wielkie płatki śniegu spadają<br />

niespiesznie na ziemię. Na krużgankach nie było nikogo.<br />

Święta tuż tuż. Wszyscy się szykują. Wszedłem po<br />

schodach. Sąsiadka, pani Imielska znów głośno słuchała<br />

radia i wszystko było słychać w naszej sieni. Wszedłem do<br />

mieszkania. Taty jeszcze nie było. Mama i babcia krzątały<br />

się w kuchni, a dziadek Fryderyk mocował drzewko<br />

w donicy. Wysokie aż pod sufit. Z drewnianego odbiornika<br />

z zielonym oczkiem sączyła się muzyka Mazowsza, a potem<br />

spiker podawał ilość tych, no, kwintali z hektara w tym roku.<br />

– No, Grzesiu. Teraz pójdziemy na strych po bombki.<br />

– powiedział do mnie dziadek mrugając filuternie.<br />

Uwielbiałem ten strych. Wielki, dwupiętrowy z całym<br />

mnóstwem zakamarków i małych schodków. Dziadek<br />

hodował tam gołębie. Babcia zawsze mówiła, że dziadek<br />

jak czegoś nie chce zrobić, to mówi, że ma słaby wzrok,<br />

ale purcla to wypatrzy ze stu metrów. Na strychu pachniało<br />

starocią – nasza kamienica była bardzo zabytkowa<br />

i kryła wiele tajemnic. Stare rakiety tenisowe wyprute<br />

z żyłek wiszące na drewnianych powałach, zardzewiały<br />

rower pamietający austriackie czasy, setki pudeł kryjących<br />

przeróżne skarby – to wszystko można było znaleźć<br />

na strychu. I można by było tu siedzieć całymi dniami,<br />

gdyby dorośli pozwolili, ale bali się, że ktoś zaprószy<br />

ogień i strych był dostępny jedynie na krótko i tylko<br />

w towarzystwie któregoś z nich. Dziadek zabrał ze stychu<br />

wielkie pudła z ozdobami choinkowymi. Były tam lampki<br />

z małymi świeczkami, bombki, papierowe kolorowe łańcuchy<br />

i anielskie włosy. Jeszcze zapas ogni sztucznych,<br />

które zostały z zeszłego roku. Trzeba było mieć dużo<br />

cierpliwości, bo trudno się zapalały, ale jak już złapały<br />

ogień to roziskrzały się i od razu widać było, że są Święta.<br />

Dziadek dał mi kilka pudełek do niesienia. Jedno z nich<br />

skrywało Bardzo Ważne Bombki.<br />

W delikatnej otulinie leżały w nim dwie zielone szyszki<br />

i figurka świętego Mikołaja z sosenką w jednej ręce i workiem<br />

z prezentami zarzuconym na plecy. Były to bombki<br />

jeszcze z Podola, skąd przyjechali dziadkowie i miały<br />

ze sto lat. Z namaszczeniem położyłem to pudełeczko<br />

na większym pudle i poszedłem za dziadkiem na<br />

dół. Pech chciał, że potknąłem się szpetnie na ostatnim<br />

stopniu, zachwiałem się, złapałem równowagę, ale drogocenne<br />

pudełko zsunęło się i spadło na ziemię. Rozległ się<br />

chrupot – najgorszy odgłos jaki słyszałem w życiu. Dziadek<br />

odwrócił się i zobaczył, co się stało. Po otwarciu pudełka<br />

zobaczyliśmy dwie nietknięte szyszki i pogruchotanego<br />

świętego Mikołaja. Rozpacz. Delikatne, srebrne płatki<br />

z resztkami farby patrzyły na mnie jak wyrzut sumienia.<br />

Dziadek pocieszał mnie jak mógł. Mówił, że nic się nie<br />

stało, ale po przyjściu do mieszkania nie powiedział nic<br />

babci. Zostaliśmy związani tajemnym paktem milczenia.<br />

Jak w książkach przygodowych, które tak lubiliśmy z<br />

dziadkiem czytać. Innych ozdób było multum, więc może<br />

babcia nie zauważy braku Mikołaja? Jutro, w Wigilię, mieliśmy<br />

usiąść wszyscy przy rozłożonym stole i rozpocząć<br />

świętowanie. Ale jak tu świętować bez Mikołaja? Kończył<br />

się już ten przedświąteczny dzień, ale my z dziadkiem dalej<br />

mieliśmy nietęgie miny i prawdopodobnie babcia i mama<br />

zauważą, że coś jest nie tak. Wtedy rozległ się dzwonek<br />

do drzwi.<br />

Spojrzeliśmy z dziadkiem po sobie. Sąsiadka? Często pożyczała<br />

cukier na szklanki. Pewnie zabrakło jej do wypieków.<br />

Poszedłem za dziadkiem do drzwi przez długi przedpokój.<br />

Ku memu zdziwieniu w drzwiach stał ów pan, co go<br />

wcześniej widziałem w rynku. Trzymał kapelusz w ręku<br />

i widać było, że przyszedł w jakiejś ważnej sprawie.<br />

Uśmiechał się życzliwie i wyciągnął do dziadka rękę na<br />

powitanie.<br />

– Pozwoli pan, że się przedstawię. Nazywam się Leon Słupecki<br />

i jestem tu poniekąd przejazdem. Pozwoliłem sobie<br />

niepokoić państwa w pewnej dość istotnej sprawie. Otóż<br />

prowadzę tu pewnego rodzaju badania, a państwa<br />

mieszkanie jest kluczowym elementem tychże. – mówił<br />

w kunsztowny sposób, jak to dziadek później powiedział<br />

Przybysz pocałował babcię i mamę<br />

w dłoń choć ta ostatnia miała całe ręce<br />

w mące. Rozejrzał się po pokoju, pokiwał<br />

głową. Coś tam zapisał w kajecie.<br />

– Widzę, że szykujecie się państwo do Świąt.<br />

Nie będę dłużej zabierał państwu czasu.<br />

– Ale skoro pan przejazdem to pewnie<br />

nie zdąży na Wieczerzę. Zapraszamy<br />

serdecznie jutro z pierwszą gwiazdką.<br />

– pospieszyła z zaproszeniem mama.<br />

- Ależ tak, naturalnie, zawsze jest miejsce<br />

dla wędrowca przy wigilijnym stole. – potwierdziła<br />

babcia.<br />

– Pięknie dziękuję, ale wigilię spędzę we<br />

Wrocławiu. No, na mnie już pora, ale mam coś<br />

jeszcze, co to było…państwo wybaczą, wiek<br />

już nie ten i pamięć czasami szwankuje… Aha.<br />

Sięgnął do skórzanej torby zapinanej na dwa<br />

zamki i wyciągnął z niej tekturowe pudełko.<br />

– Zdaje się, że upuściłeś to kawalerze na<br />

schodach. Znalazłem, odnoszę.<br />

Spojrzałem na dziadka, a dziadek na mnie.<br />

Pod tekturowym wieczkiem w muślinowym<br />

kłębku leżała najspokojniej bombka<br />

w kształcie świętego Mikołaja z drzewkiem i workiem<br />

prezentów. Cała, nienaruszona. Dziadek zbaraniał.<br />

– No, tego, bardzo dziękujemy panu, ale…<br />

– Nie ma sprawy – jest kolegium – zażartował. – Zapewne<br />

pamiątka rodzinna, taki ładny drobiazg. Mam w planach<br />

wrócić do Jarosławia wiosną, to może sobie wtedy<br />

porozmawiamy dłużej, a teraz już czas na mnie.<br />

Zdrowych i wesołych Świąt Bożego Narodzenia państwu<br />

życzę! Moje uszanowanie.<br />

Nieznajomy obrócił się na pięcie i wyszedł do sieni<br />

zostawiając nas wszystkich w całkowitym osłupieniu.<br />

Wybiegłem za nim, ale on już schodził po schodach i po<br />

chwili słychać było stukot podkutych butów na dole<br />

w korytarzu. Spojrzałem w tę stronę, chcąc go odprowadzić<br />

wzrokiem, ale nie dostrzegłem nikogo.<br />

Słyszałem tylko to miarowe stuk, puk.<br />

I tak zaczęła się moja najwspanialsza przygoda w życiu.<br />

tak „przedwojennie”.<br />

14 15<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

KONIEC<br />

Jarosław<br />

Rybski<br />

autor książek<br />

zatytułowanych<br />

“Warkot i Gromił”


Felieton<br />

Jarosława Prusińskiego<br />

Jakieś dwie dekady temu, gdym się nieopatrznie przyznał<br />

pewnej znajomej, że jestem całkowicie niewierzący, ta bez<br />

chwili namysłu odebrała mi prawo do obchodzenia świąt.<br />

Skoroś ateistyczna świnia, to wara ci od Bożego Narodzenia<br />

ŚWIĘTA ATEISTY<br />

dóbr jadalnych, z których będziecie chcieli wyczarować<br />

dwanaście wigilijnych potraw, a potem tych prawdziwych –<br />

mięsnych na święta… Nie ma najmniejszego sensu posyłać<br />

po zakupy męża. Kupi na pewno nie to co trzeba i jeszcze<br />

będzie zadowolony z siebie. Zamiast śmietany trzydziestki<br />

kupi 12%, bo pomyśli, że ze śmietaną jest jak z betonem<br />

– im mniejszy numer tym lepiej. O innych rzeczach lepiej<br />

nie wspominać. Kobiety od niepamiętnych czasów muszą<br />

się użerać z mężami-idiotami. Takie ich brzemię, niestety.<br />

Wyobrażam sobie święta w epoce kamiennej, gdy mąż<br />

wtaszcza do jaskini upolowanego dzika: – Tak żeś tego dzika<br />

maczugą wyklepał, debilu, że co ja teraz z tego mięsa<br />

zrobię? – wrzeszczy niewiasta odziana w skóry – Devolaja,<br />

to z tego nie będzie. Mielone co najwyżej. A buraki<br />

na barszczyk przyniosłeś? To co masz w garści, to myślisz,<br />

że buraki, kretynie jeden? To marchewka! Mówiłam czerwone,<br />

a nie pomarańczowe, daltonisto cholerny! Nie<br />

wiem na ile to pocieszające, drogie Panie, że wcześniej<br />

nie było wcale lepiej, fakt jest jednak taki, że z tymi siatami<br />

będziecie się szamotać same. Same je też wniesiecie<br />

na czwarte piętro, bo Wasz mąż-idiota umie przewidzieć<br />

wyniki spotkań piłkarskich meczów na pół roku do przodu,<br />

ale żeby zejść na dół i Wam pomóc dźwigać, żebyście<br />

od tych siat nie miały rąk jak szympans, to już nie. Tego<br />

przewidzieć nie potrafi, że Wam będzie ciężko. No, dobrze.<br />

Załóżmy optymistycznie, że udało Wam się przeżyć robienie<br />

zakupów wszelkich. Zawlekłyście z trudem, nie tylko<br />

nietrafione prezenty, ale też karkówkę, szynkę, buraki<br />

na barszcz, kapustę kiszoną i sto innych produktów, co to<br />

ich nawet wymieniać nie warto, bo listę macie jeszcze w<br />

głowie. Razem z nieznośnym poczuciem, że czegoś jednak<br />

zabrakło, że o czymś zapomnieliście i Wam się przypomni<br />

na godzinę przez Wigilią, gdy teściowa już będzie dzwonić<br />

do drzwi. Ona dzwoni, a Wam się nagle przypomina – Jezu!<br />

Nie kupiłam, karpia, o rany! A wiadomo, że teściowa bez<br />

karpia, to nawet do stołu nie usiądzie. Nie ma takiej opcji.<br />

Odwróci się na pięcie i pojedzie do innego swojego dziecka,<br />

takiego, co to bardziej ogarnięte jest. A Wasz mąż się na<br />

Was za mamusię obrazi na rok co najmniej. Oby tylko. No<br />

więc macie wszystko na stole z poczuciem, że jednak nie<br />

wszystko (karpia macałyście już ze cztery razy – JEST) i co<br />

dalej? No dalej, to już tylko gorzej. Trzeba wypucować dom<br />

od piwnicy po strych. Ma to swoje zalety, bo zwykle się<br />

wtedy znajdują rzeczy, których szukaliście kiedyś przez trzy<br />

miesiące, i które były Wam wtedy absolutnie niezbędne,<br />

a teraz są po nic. Więc układacie wszystko z powrotem,<br />

po wytarciu z kurzu, starając się zapamiętać, gdzie co<br />

wkładacie. Oczywiście, bezskutecznie. Za miesiąc znowu<br />

będziecie czegoś szukać i za cholerę sobie nie przypomnicie,<br />

gdzie to leżało. Nie ma takiej opcji. Jeśli macie mieszkanie,<br />

to chociaż raz w roku cieszycie się, że macie 54 metry<br />

kwadratowe zamiast 300. Cieszycie się tak aż do chwili, gdy<br />

przygotowane specjały trzeba będzie zmieścić w kuchni,<br />

co ma dwa na dwa metry. Wtedy radość trochę zblaknie.<br />

podobno odnalazła dziecko, co o nim była zapomniała,<br />

a się w jakimś kącie zakurzonym cudownie odnalazło. Nie<br />

bardzo w to wierzę, ale gwoli rzetelności kronikarskiej o<br />

tym też nadmieniam. Po pucowaniu domu na błysk, przychodzi<br />

czas na tradycyjne potrawy <strong>świąteczne</strong> i wypieki.<br />

Zwykle wtedy w całej okolicy wywala prąd i ciasto Wam<br />

oklapuje, jak Wasza radość ze świąt. O ile w ogóle kiedyś<br />

była. W ferworze bitwy o święta wydajecie komendy jak<br />

generał, dyrygując dziećmi i mężem: śmieci wynieś, po<br />

chleb do piekarni leć. Co z tego, że w sklepie taki sam.<br />

Z piekarni lepszy. I po raz kolejny obiecujecie sobie, że następne<br />

święta, to już nie ma mowy. Nikt Was nie namówi<br />

do takiej harówki. W życiu! Na Malediwy se pojedziecie.<br />

A co! Nigdy więcej takiego zapieprzu. No way! Koleżanka<br />

moja, gdym się z nią ideą tego felietonu podzielił powiedziała,<br />

że to powielanie stereotypów, że baba to do garów<br />

tylko. A przecież może być cudownie na odwrót. Kobieta<br />

może się robić na bóstwo w zaprzyjaźnionym salonie kosmetycznym,<br />

a przy garach może siedzieć facet. Jej mąż<br />

podobno siedzi i podobno jest zadowolony. Ależ oczywiście,<br />

że może być na odwrót. Niczego nie powielam, a jedynie<br />

obserwuję rzeczywistość. Za 10 lat, jeśli dożyję, może<br />

napiszę felieton o tym, jak faceci tyrają, a ich leniwe żony<br />

leżą na kanapie. Na razie to jednak nie jest norma. Póki<br />

co jest na odwrót – co jako samiec wstydliwie przyznaję.<br />

Sam, prywatnie, nie mam zdania. Czasy się zmieniają<br />

i role społeczne także. Teraz coraz mniej rzeczy jest oczywistych.<br />

Na przykład: oglądałem niedawno program randkowy,<br />

gdzie facet wybiera partnerkę (oglądając wyłącznie<br />

miejsca intymne kandydatek – reszta schowana w kapsule).<br />

Jedna kapsuła różni się od pozostałych. Prowadząca<br />

tłumaczy zdziwionemu bohaterowi programu, że to jest<br />

kobieta, choć ma penisa. Wygląda na to, że jestem dość<br />

jednak stereotypowy i banalny, bo lubię, gdy kobieta ma<br />

to, co mieć powinna. Co się ma oczywiście nijak do całego<br />

mojego wywodu o świętach. Wyraz „wywód” dziwnie<br />

blisko jest od tego penisa, więc czym prędzej wracam<br />

do świąt. Już jesteście po. Dom wypucowany, karp łypie<br />

na Was z półmiska, w otoczeniu barszczu i klusków.<br />

Są <strong>świąteczne</strong> dekoracje i pozytywny nastrój, który z siebie<br />

wykrzesaliście pomimo przeszkadzania dzieci i męża (lub<br />

żony). Upragniona wigilia rozpoczyna się od wzajemnych<br />

pretensji, a pies szwagierki (jak zwykle), wtyka Wam nos<br />

w krocze pod stołem. Rozpoczynają się tradycyjne spory<br />

polityczne. Wujek Janek w pięć minut zdoła się pokłócić<br />

z ciotką Haliną, że ta opozycja, to sama nie wie, czego chce.<br />

Tak się w swoim zapalczywym wywodzie rozpali i rękami<br />

rozmacha, że barszczyk wyląduje Wam na sukience i resztę<br />

Wigilii przesiedzicie w bluzie siostrzeńca. Z kapturem.<br />

I będziecie marzyć. Nie o prezencie żadnym od Mikołaja<br />

Świętego. Tylko o tym, żeby te cholerne święta się już wreszcie<br />

skończyły. Tylko o tym. Czego i ja Wam oczywiście życzę! [JP]<br />

Do siego roku!<br />

przesilenia zimowego znane są od niepamiętnych czasów<br />

i nasi przodkowie, poganie, obchodzili je jak najbardziej,<br />

w dodatku z choinką, świeczkami, prezentami i tym<br />

wszystkim, co znamy dzisiaj, dostałem po gębie. Nie<br />

potraktowałem tego policzka personalnie, albowiem był<br />

to policzek wymierzony w obronie wiary. A wiadomo, że<br />

w obronie wiary wszystko uchodzi i powstrzymam się od<br />

kąśliwych przykładów. Niech sobie po prostu będzie, że<br />

wolno. Nie był to ostatni policzek, który przy okazji świąt<br />

mi wymierzono. Wymierza mi się go nagminnie. Dość<br />

niezręcznie się czuję, patrząc na wylewające się z każdego<br />

kąta i każdej półki sklepowej symbole religijne. Jeszcze<br />

bardziej niezręcznie, gdy na rodzinnych wigiliach czytają<br />

Biblię. Dość nieswojo, gdy jedzą obowiązkową rybę, pokarm<br />

zakazany u Słowian oraz gdy przeinaczają wymowę<br />

zwyczajów, które przejęli od swoich pogańskich przodków<br />

(na przykład dodatkowe nakrycie nie jest dla żadnego<br />

wędrowca, zbłąkanego czy też niezbłąkanego, ale dla<br />

zmarłych – dla nich też się paliło świeczki na choince, żeby<br />

dusze odnalazły drogę do domu). Rozumiem, że Chrześcijanie<br />

mają prawo do obchodzenia starożytnych świąt<br />

z własną oprawą, podparte własną ideologią i własnymi<br />

wierzeniami. No ich to prawo, jak najbardziej. A jednak,<br />

to agresywne zawłaszczenie jest niczym innym, jak policzkowaniem<br />

ateistów czy Rodzimowierców. Ale dość już<br />

o tym policzkowaniu. Święta w końcu są radosne i na radosnym<br />

aspekcie należałoby się skupić. Radość zaczyna<br />

się od pre-zentów. Trzeba obdarować dzieci, rodziców,<br />

siostrzeńców i bratanków i sto innych osób, którym coś<br />

wypada kupić. Najgorzej z dziećmi, bo z reguły wszystko<br />

mają i prezent poniżej kilku tysięcy, to generalnie chała<br />

i sromota, a nie prezent. Lepiej z byle czym w ogóle nie<br />

startować, bo dobry humor diabli wezmą do przyszłych<br />

świąt, co najmniej. Poniżej smartfona za trzy tysie, to<br />

lepiej do domu nie wchodzić. Dzieci obdarować najgorzej.<br />

A kiedy już dostaną te wypasione telefony, to i tak później<br />

będzie wojna, żeby je od tych phonów odegnać i zapędzić<br />

spać. Skończy się to awanturą i wszyscy zakończą dzień<br />

poobrażani. Na bank. Kolejnym orzechem do zgryzienia<br />

są rodzice i teściowie. Rodzice nie są tak wymagający, ale<br />

zwykle też się nie cieszą. Teściowa po otrzymaniu własnoręcznie<br />

namalowanego obrazka oprawionego w ramy<br />

podziękuje uprzejmie, a potem powie, że brzydki. Jeszcze<br />

Wam każe bezczelnie go do piwnicy wynieść, bo ją nogi<br />

bolą z powodu żylaków. Kosmetyki okażą się śmierdzące,<br />

a poza tym ona uczulenie ma, biżuteria tandetna, a czytnik<br />

ebooków jej się nie przyda, bo i tak nie ma czasu na<br />

lekturę. W dodatku oczy ją bolą. Ale oczywiście za każdy<br />

prezent podziękuje i będzie Wam wdzięczna. A te uwagi<br />

poczyni z sympatii przecież. W rewanżu dostaniecie<br />

kosmetyki te same, co zwykle, co to ich szczerze nienawidzicie<br />

i zaczynacie się zastanawiać, czy tu chodzi aby na<br />

pewno o wymianę prezentów czy przeciwnie – o złośliwości.<br />

Po zakupie niechcianych i nietrafionych prezentów przy-<br />

– powiedziała. A gdym jej próbował tłumaczyć, że święta chodzi czas na zakupy poważniejsze, a mianowicie nabycie<br />

Kiedyś przy takim sprzątaniu pewna gospodyni domowa<br />

16 17<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Percepcja koła,<br />

czyli słów kilka o gdańskiej wystawie<br />

współczesnego MALARSTWA ARTYSTYCZNEGO<br />

Pierwszym projektem, który zachęcił nas do dalszych działań była<br />

wystawa malarstwa z nurtu realizmu magicznego zatytułowana<br />

Metamorfoza (www.metamorfoza.info.pl). Pokazaliśmy<br />

wówczas prace 48 polskich artystów tworzących współcześnie.<br />

Ekspozycja prezentowana była w kilku polskich miastach, gdzie za<br />

każdym razem cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Zachęceni<br />

frekwencją oraz pozytywnymi opiniami, postanowiliśmy udostępnić<br />

kolejną część naszej kolekcji. Zatytułowaliśmy ją Percepcja koła.<br />

Tym razem wspólnym elementem wszystkich zaprezentowanych<br />

36 prac będzie kształt – koło, w sztuce określane mianem tonda.<br />

Niestety, polska szkoła nie uczy wrażliwości na sztukę. W obecnej<br />

rzeczywistości, w której prym wiedzie pogoń za dobrami<br />

materialnymi, brakuje miejsca na chwilę refleksji i dostrzeżenie<br />

wartości ponadczasowych, dlatego cieszymy się, że możemy<br />

mieć niewielki, ale jednak znaczący wkład w popularyzację<br />

polskiej sztuki współczesnej, zwłaszcza wśród ludzi młodych.<br />

Zależy nam, aby jak najwięcej osób mogło zobaczyć na żywo, a nie<br />

tylko w Internecie, co tworzą współcześni artyści. Żywimy również<br />

nadzieję, że kolekcjonerzy skorzy będą wyznawać nasz pogląd na<br />

piękno, będące jedną z tych wartości, które się mnożą, kiedy się<br />

nimi dzielimy i zechcą pokazać swoje kolekcje.<br />

W projekcie Percepcja koła będzie można obejrzeć dzieła artystów<br />

z ugruntowaną pozycją, między innymi: Karola Bąka, Mai Borowicz,<br />

Tomasza Sętowskiego, Jarosława Jaśnikowskiego, Marcina<br />

Kołpanowicza oraz młodych, zdolnych, którzy cieszą się pewnym<br />

już dorobkiem jak: Anna Wypych, Alicja Rekowska, Marzena<br />

Machaj i wielu innych. [MK]<br />

Małgorzata Krużycka<br />

SERDECZNIE<br />

ZAPRASZAMY !<br />

Wstęp<br />

wolny!<br />

Wernisaż pierwszej wystawy<br />

odbędzie się 1 lutego 2020 roku w<br />

Nadbałtyckim Centrum Kultury w<br />

Gdańsku w Ratuszu Staromiejskim<br />

przy ul. Korzennej 33/35<br />

o godz. 17.00<br />

Obraz olejny “METAMORFOZA, autor: TOMASZ ALEN KOPERA<br />

źródło: www.arteclat.com<br />

18 19<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Niedobrzy chłopcy,<br />

czyli o trudnej<br />

pamięci<br />

Chopy to pijaki, brudasy.<br />

Wcześniej czy później zawsze<br />

bez pożytku większego,<br />

bez większego, a w końcu<br />

żadnego,<br />

córucho barbelucho.<br />

Niechlubna pamięć, jedni<br />

twierdzą, że potrzebna, pozwala<br />

nie popełniać tych samych<br />

błędów na przyszłość, inni<br />

znowu, i tu jestem chyba zgodny,<br />

przekonani są o tym, że pamiętanie,<br />

zatrzymanie w bólu i rozpaczy<br />

nie przynosi zbyt wiele dobrego. Złe<br />

doświadczenia zbyt długo chowane<br />

w sobie prowadzą do uprzedzeń,<br />

wycofania, niekiedy nawet wrogości,<br />

bowiem człowiek zamiast przyjaciół,<br />

szuka kolejnego ataku, przygotowany<br />

jest na niespodziewany cios.<br />

O takiej właśnie zahartowanej do<br />

boju niemal siedemdziesięcioletniej<br />

kobiecie pisze Zyta Rudzka w swojej<br />

książce Krótka wymiana ognia.<br />

Nie boję się tego powiedzieć,<br />

to wymagająca literatura, czytelnik<br />

wyniesie dużo, jeśli sam również<br />

wejdzie w interakcję z tekstem, w<br />

prozie tej bowiem pełno odwołań do<br />

literatury, kultury, można by to dzieło<br />

nawet określić jako potężny zbiór<br />

Zyta Rudzka<br />

Krótka wymiana ognia<br />

W.A.B. Warszawa 2018<br />

spojrzeń na rzeczywistość.<br />

Zyta Rudzka znana chociażby z takich<br />

powieści jak Białe klisze, Mykwa<br />

czy Ślicznotka doktora Josefa,<br />

jest również dramatopisarką, (Zimny<br />

bufet). Wielokrotnie nagradzana,<br />

laureatka Europejskiej Nagrody Radia<br />

Deutsche Welle czy Nagrody im.<br />

Jarosława Iwaszkiewicza. Przypadła<br />

jej w udziale również tegoroczna Nagroda<br />

Literacka Gdynia w kategorii<br />

Proza właśnie za Krótką wymianę ognia.<br />

Niewątpliwie jest to literatura oryginalna,<br />

wykorzystująca znane lub<br />

mniej znane tropy kulturowe, odwołująca<br />

się do trudnego losu kobiety,<br />

która za wszelką cenę chce być<br />

RECENZJA<br />

w starszym wieku, gryzie się z myślami<br />

– jak zauważają czytelnicy – blisko<br />

Romie do bohaterek kreowanych<br />

przez Elfriede Jelinek, mowa tu<br />

między innymi o demaskowaniu stereotypów,<br />

kąśliwej, czasem wręcz irytującej<br />

postawie wobec otaczającego<br />

świata. Roma z pewnością nie należy<br />

do kobiet o łagodnym charakterze,<br />

jak twierdzi sama Rudzka w rozmowie<br />

z Justyną Sobolewską: Oddałam głos<br />

kobiecie starej, jest to głos drapieżny,<br />

poraniony, ale głos wolny. Roma<br />

swoją postawą może irytować, ale<br />

jednocześnie uświadamia nas, czytelników,<br />

że portret starej kobiety wcale<br />

nie musi być utkany z szalików robionych<br />

na drutach przez babcie dla<br />

które możemy czytać na popularnych<br />

kalendarzach, zdzierakach. Być może<br />

Rudzka szuka nowej narracji, w pełni<br />

kobiecej, wyzwolonej z opresji patriarchatu,<br />

gdzie kobieta nie musi być<br />

jedynie podporą dla mężczyzny. Roma<br />

Dąbrowska sama wybiera sobie partnerów,<br />

później ich porzuca, czasami<br />

też sama jest porzucana – wojenna<br />

i miłosna gra toczy się nieustannie,<br />

pomimo tego, że życie Romy obfituje<br />

w wiele porażek, nie jest to w stanie<br />

zachwiać jej poczucia niezależności<br />

i szacunku do samej siebie.<br />

Pierwsze pobieżne czytanie<br />

Krótkiej wymiany ognia pozwoliło mi<br />

dojrzeć niezwykły kunszt językowy,<br />

żonglerkę różnymi skojarzeniami<br />

czy dialogi wycelowane jak strzały<br />

z karabinu. Drugie podejście, próba<br />

zrozumienia trudnego losu Romy,<br />

zachwiało moim poczuciem bezpieczeństwa.<br />

Literatura spod pióra Zyty<br />

Rudzkiej nie usypia, drąży, podaje<br />

w wątpliwość, zadaje niewygodne pytania.<br />

Być może z tego powodu książka<br />

ta ma skrajne opinie czytelników, od<br />

zachwytu, po rozczarowanie. Raczej<br />

nie jest to pisanie lekkostrawne, jeśli<br />

miałbym użyć kulinarnych metafor.<br />

Roma żyje w poczuciu wiecznej straty,<br />

na okrągło odchodzą od niej bliscy,<br />

doznaje również wielu niesprawiedliwych<br />

uwag od swojej matki, no na<br />

przykład na temat pisania: Wierszyki.<br />

Wierszyki i wierszyki. Po co to komu?<br />

Roma nie jest taka, jaką chciałaby ją<br />

widzieć jej matka, od tego narasta w<br />

niej poczucie winy, złość i frustracja.<br />

Chora zależność od matki nie ma<br />

końca, trzeba też stwierdzić, że Roma<br />

ma zapewne syndrom DDD (Dorosłe<br />

Dzieci z Rodzin Dysfunkcyjnych), zabrakło<br />

jej troski i wsparcia ze strony<br />

rodzica. Stąd zresztą wynikają nieudane<br />

związki, bezskuteczne poszukiwanie<br />

oparcia w drugim człowieku.<br />

Moglibyśmy ulec złudzeniu, że Roma<br />

poszukuje tylko przygodnego seksu,<br />

kusi ją męski prymitywizm, seks w<br />

najbardziej zwierzęcej formie, pojawia<br />

się skądinąd skojarzenie z Kochankiem<br />

lady Chatterley Davida Herberta<br />

Lawrence’a, tam też przecież<br />

anegdot, ciętych dialogów, mocnych sobą. Roma Dąbrowska to poetka wnucząt. Daleko tam także do porad,<br />

chodziło o męski, prymitywny in-<br />

dla niej niechciane dziecko. Poetka ka wielką poetką była, i w takiej<br />

20 21<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

stynkt. Nie chcę już żadnych lekarzy,<br />

tłumaczy, polonistów. Rozumiesz.<br />

Tylko prości chłopcy. Chcę się rozbierać<br />

przed konduktorami, leśnikami,<br />

technikami obróbki skrawaniem, gdyż<br />

afekt mnie dobije. (s. 46). Nie jestem<br />

jednak pewny, czy to najważniejsze,<br />

niebywałą satysfakcję daje Romie<br />

ogrywanie przeciwnika, tak jak w<br />

miłosnej grze. Przy krupniku zapytał<br />

mnie o imię, przy mielonym o stosunek<br />

pracy, po kompocie byliśmy<br />

już umówieni na stosunek (s. 89).<br />

Miłość ze Stefanem skończyła się<br />

tak jak inne: Stefan pragnął miłości<br />

dozgonnej, a moją filozofią była<br />

fizjologia (s. 92). Oprócz wojennej<br />

retoryki, jest nieprzerwanie u Rudzkiej<br />

swoista gra słów. Nic się nie wydarzyło.<br />

Nic nie było. Każdy wskoczył<br />

do swojego okopu. Żadnych śladów<br />

walki. Tylko rany wylotowe (s. 62).<br />

Takie ubieranie miłosnych wzlotów<br />

i upadków w kostium wojenny być<br />

może pomaga Romie niejako zdystansować<br />

się do poczucia odrzucenia,<br />

które ku utrapieniu, towarzyszy jej<br />

bez przerwy. Roma nie ma szczęścia<br />

do związków, kolejne próby kończą<br />

się niewypałem, żeby użyć tej wojennej<br />

metaforyki. Związek z Mateuszem<br />

kończy się, na horyzoncie pojawia się<br />

rywalka Manuela, dzielnie wpisująca<br />

się w patriarchalny obrazek. Tam<br />

właśnie Manuela będzie sprzątać,<br />

piec, wekować, czekać na podjeździe,<br />

mocować się z wiecznie zacinającą<br />

się bramą, tam będzie rozkładać uda<br />

i pobierać pożądany materiał genetyczny<br />

(s. 27). Takiego życia prawdopodobnie<br />

nie chce Roma, powiedzmy<br />

szczerze, bądź co bądź niezależna poetka,<br />

kobieta przejmująca ster, sama<br />

dostarczająca sobie pokus i podniet.<br />

Warto mieć jednak na uwadze, że to<br />

jej partner Mateusz odchodzi i znajduje<br />

chwile ukojenia przy innej kobiecie<br />

- Roma w tej sytuacji mogłaby mieć<br />

realne powody do tego, by zadręczyć<br />

się takim obrotem spraw. Przeżywa<br />

bardzo, chociaż maska przyzwoitości<br />

nie pozwala jej na uzewnętrznienie<br />

wszystkich odczuć. Żeby tego było<br />

mało, jest jeszcze Mamulka, Roma to<br />

wykreowana przez Rudzką egzystuje<br />

w negacji, jej wartość jest cały czas<br />

umniejszana. Córka Romy, Zuzanna,<br />

po osiągnięciu dojrzałości, ucieka<br />

z domu, Roma nieustająco poszukuje<br />

córki, wynajmuje nawet detektywa.<br />

Wspomina jej próby – Zuzanna to wybitna<br />

pianistka, chociaż wspomnienia<br />

te nie przynoszą nic dobrego. Rudzka<br />

przyznała, że tworzy nas brak, z braku<br />

możemy się wyłonić, ukształtować,<br />

dlatego też Romie brakuje dosłownie<br />

wszystkiego: drugiego człowieka,<br />

wsparcia. Roma żyje w roztrzaskanym<br />

świecie, o dziwo, nie brak jej pewności<br />

siebie, wiele kobiet załamałoby<br />

się w połowie drogi, Roma jest<br />

tutaj trochę pomnikowa, ze spiżu.<br />

Swoistym paradoksem<br />

w Krótkiej wymianie ognia jest to, że<br />

Roma będąc poetką stwarza światy<br />

równoległe, korzysta z pamięci, ale<br />

jednocześnie łapie się na wspominaniu,<br />

bolą te powroty. To kokon, z<br />

którego nie potrafi się wydrzeć. Tak<br />

prezentowana jest Roma na spotkaniu<br />

autorskim: Poetka. Podglądaczka<br />

istnienia. Doskonała w anatomii<br />

przedmiotów. Sekcji rzeczy. Odgrzebywaniu<br />

istnień. Dmucha w popiół.<br />

Wychwytuje fragment. Ukryty zarys.<br />

Nieważny detal. Schowany szczegół.<br />

Nieśmiały ślad. Zatartą poszlakę.<br />

Zapomniany trop (s. 33). Pisanie,<br />

a już szczególnie pisanie poezji, spełnia<br />

tu funkcję terapeutyczną, tylko<br />

w jaki sposób Roma ma się otrząsnąć<br />

z ciężaru przeszłości, powiedziałbym<br />

nawet teraźniejszości, poszukuje<br />

córki, spotyka się z byłym partnerem<br />

po samobójczej śmierci Manueli.<br />

Działalność twórcza chyba nie za<br />

wiele dobrego wnosi, samej postaci<br />

Romy dodaje za to jakiś koturn,<br />

w tym swoim poetyckim przedstawieniu<br />

Roma jest groteskowa. Mówię<br />

niezbornie. Lubią to. Kobieta, która<br />

pisze wiersze nie może być normalna.<br />

Tworzę legendę i nie pękam. Chociaż<br />

nacięcie jak stąd do dzieciństwa<br />

(s. 34). Groteskowość, klisze w<br />

przedstawianiu poetyckich tematów,<br />

pięknie, poetycko, obrazkowo. Można<br />

by powiedzieć, Roma Dąbrows-


pozie ory i splendory, chyba zastygła, życie prywatne jest jednak to jednak<br />

koślawość, życie publiczne, niezdarność, honory deforlogi<br />

celne jak pociski w samo serce, dla siebie. Jak dobrze jednak wiemy,<br />

Językowa różnorodność, diadziczoną<br />

pamięcią, starością, obca<br />

pozie chyba zastygła, jest jednak<br />

rozdźwięk,<br />

rozdźwięk, życie publiczne, honory i<br />

i splendory, macja, matka życie mówi prywatne do Romy to córucho jednak teatralna stylizacja, Roma jest tekturowa,<br />

nakręcana jak pozytywka, jest świadoma starości, nie jest to<br />

przed sobą uciec się nie da. Kobieta<br />

splendory, życie prywatne to jednak<br />

koślawość, barbelucho. niezdarność, Ta sama kobieta, deformacja, zgoła<br />

koślawość, niezdarność, deformacja,<br />

matka odmienne mówi sposoby do Romy kreacji, córucho trochę barbelucho.<br />

lustro zmieniające Ta sama kobieta, proporcje, zgoła które od-<br />

język ma to wszystko roznieść od język, deformacja wykoślawienie, od-<br />

jak sztuczność, odnosi się wrażenie, że dla niej naturalny stan – pokazuje to<br />

matka mówi do Romy córucho barbelucho.<br />

Ta sama kobieta, zgoła odmienne<br />

sposoby kreacji, trochę jak<br />

mienne można spotkać sposoby w kreacji, lunaparku. trochę jak środka. Kobieta ma nawet wizję swojego<br />

pogrzebu, dalej jest tam jednak że cielesność, erotyka w Krótkiej wywołania<br />

do mięsa, rzekłbym nawet,<br />

lustro Chociaż zmieniające jest pokusa, proporcje, aby na które chwilę<br />

lustro zmieniające proporcje, które<br />

można odpocząć spotkać od Romy, w lunaparku. nie schodzi ona koturn, szablon, okrągłe pochwalne mianie ognia jest jakaś taka mięsna,<br />

można spotkać w lunaparku.<br />

jednak Chociaż z pierwszego jest pokusa, planu, aby narracja<br />

pieśni na cześć zmarłej poetki, w podtytuł powieści mógłby brzmieć<br />

Chociaż jest pokusa, aby na chwilę odpocząć<br />

od Romy, nie schodzi ona jed-<br />

chwilę jest w odpocząć zasadzie od dwutorowa, Romy, nie schodzi<br />

gwałtowny ona jednak potok z pierwszego myśli oraz Mamul-<br />

planu, nieuświadomiony być może głód świadoma śmierci, chociażby przez<br />

Roma, tym poczuciu pustki jest ogromny, Opowieść o mięsie. Roma jest również<br />

nak z pierwszego planu, narracja jest<br />

narracja ka i jej jest nawoływania w zasadzie do studzienki, dwutorowa,<br />

powrót Roma, do tragicznych gwałtowny czasów potok myśli wojny. Mateusza za męża, tak jak się bierze ki, która zresztą stwierdza: Przeżyłam<br />

miłości. Brak miłości. Wzięłam sobie okrutne doświadczenia swojej mat-<br />

w zasadzie dwutorowa, Roma, gwałtowny<br />

potok myśli oraz Mamulka i jej<br />

oraz Deficyt Mamulka fabuły, i wątki jej nawoływania gubią się, dialogi,<br />

cięte riposty, powrót widoczne tragicznych elementy zastanowienia (s. 119). Widoczna jest związana z wysiedleniami Niemców<br />

do coś z głodu – szybko, zachłannie, bez i zgniłam. Pojawia się tu trauma<br />

nawoływania do studzienki, powrót<br />

studzienki,<br />

do tragicznych czasów wojny. Deficyt<br />

czasów niczym wojny. ze sztuki Deficyt teatralnej. fabuły, Niebywałym<br />

gubią walorem się, dialogi, tej prozy cięte jest riposty, język, w Roma dąży do tego bezustannie, powie<br />

obumieranie, Roma, wprost<br />

wątki<br />

tutaj potrzeba bliskości, akceptacji, z ziem odzyskanych. Życie to właści-<br />

fabuły, wątki gubią się, dialogi, cięte<br />

riposty, widoczne elementy niczym<br />

widoczne moim odczuciu elementy na tym niczym zresztą ze sztuki polega tyka się o przeciwności, odrzucenie, ujmując, pakuje się na śmierć, przeżywa<br />

śmierć swojej matki, powraca to<br />

ze sztuki teatralnej. Niebywałym walorem<br />

tej prozy jest język, w moim<br />

teatralnej. koncept tej Niebywałym powieści - na walorem krótkich zdaniach,<br />

jest które język, jak w przyznaje moim odczuciu sama Rudz-<br />

na dałam mu serce, a on zwrócił mi je znamienite ubranie na śmierć, temat<br />

tej w końcu o samą siebie. Kiedyś od-<br />

prozy<br />

odczuciu na tym zresztą polega koncept<br />

tej powieści - na krótkich zdani-<br />

tym ka, zresztą pisze się polega najdłużej. koncept Wyznaczają tej powieści<br />

one krótki – na krótkich oddech zdaniach, bohaterki, które rytm dawał resztę; teraz zaszedł mi drogę śmiercią jest chyba też oswajaniem<br />

tak niechlujnym gestem, jakby wy-<br />

tabu w wielu domach. Oswajanie ze<br />

ach, które jak przyznaje sama Rudzka,<br />

pisze się najdłużej. Wyznaczają<br />

jak wielkiego przyznaje miasta. sama Czasem Rudzka, trudno pisze się nadążyć<br />

za Wyznaczają Romą, błyskawiczne one krótki dialogi, od- Miłość, dlaczego z czasem przeradza a raczej wiecznej straty. Wracam do<br />

(s. 137).<br />

z przegraną, bilansem zysków i strat,<br />

najdłużej.<br />

one krótki oddech bohaterki, rytm<br />

dech gra skojarzeń bohaterki, i aluzji, rytm wielkiego niespodziewane miasta.<br />

puenty, Czasem szermierka trudno nadążyć słowna: za Romą, jowniczka, są niezagojone rany, do uszu, proszków na sen, czopków na<br />

się w ból i cierpienie? Roma to wo-<br />

miasta, do mieszkania, do zatyczek<br />

wielkiego miasta. Czasem trudno nadążyć<br />

za Romą, błyskawiczne dialogi,<br />

błyskawiczne Całe noce z jąkającym dialogi, gra się skojarzeń radiem. stygmat, teatralne pozy, brak poczucia<br />

zakotwiczenia, Roma wiecznie mowy detronizacyjnej, złożonych na<br />

hemoroidy, tych wszystkich insygniów<br />

gra skojarzeń i aluzji, niespodziewane<br />

i aluzji, Głos spikera: niespodziewane puenty, szermierka<br />

To brzydki słowna: kraj z piękną historią. ucieka, nie może oswoić się z dzie-<br />

krzyż w szafce nocnej (s.132).<br />

puenty, szermierka słowna:<br />

Całe noce z jąkającym się radiem.<br />

To piękny kraj z brzydką historią, odpowiadam<br />

Całe noce z (s. jąkającym 100). się radiem. Pogodzenie ze śmiercią, zawieszona To brzydki kraj wojna, z piękną na historią. szali po-<br />

Głos spikera:<br />

Głos spikera:<br />

nad zwierzęcym instynktem To piękny przeważył kraj z brzydką rozsądek. historią, Czy odpowiadam<br />

(s. 100).<br />

Takich To brzydki „smaczków” kraj z piękną jest historią. w tekście o<br />

wiele To piękny więcej kraj - mam z brzydką nawet wrażenie, historią, pamięć musi aż tak boleć? Człowiek z czasem przyzwyczaja<br />

się do straty, ubywania, miałkości rzeczy do-<br />

że odpowiadam to sposób na (s. obronę 100). nie tyle przed<br />

Takich „smaczków” jest w tekście o<br />

ludźmi, chociaż Roma została wiele czesnych.<br />

wiele więcej - mam nawet wrażenie,<br />

razy zraniona, Takich „smaczków” co przed gorzką jest rzeczywistością,<br />

o wiele życiem, więcej które – mam okazało nawet się<br />

w<br />

że to sposób na obronę nie tyle przed<br />

tekście<br />

ludźmi, chociaż Roma została wiele<br />

wrażenie, pasmem klęsk że to i rozczarowań. sposób na obronę Krótkie, Kiedyś chciałam się zabić, ale tylko podarłam swoje<br />

razy zraniona, co przed gorzką rzeczywistością,<br />

życiem, które okazało się<br />

nie błyskawiczne tyle przed ludźmi, hasła, niczym chociaż strzały Roma z wiersze. Teraz bardziej wspominam, niż oddycham.<br />

została pistoletu, wiele w jakiejś razy mierze zraniona, utrzymują<br />

równowagę gorzką rzeczywistością, psychiczną, pozwalają ży-<br />

co Częściej skreślam, niż zapisuję. pasmem Backspace klęsk i rozczarowań. jest Krótkie, moją<br />

przed<br />

ojczyzną (s. 53).<br />

błyskawiczne hasła, niczym strzały z<br />

ciem, na potrzebny które okazało dystans. się pasmem Zapewne klęsk to<br />

pistoletu, w jakiejś mierze utrzymują<br />

równowagę psychiczną, pozwalają<br />

i też rozczarowań. kreacja, ta Krótkie, proza aż błyskawiczne<br />

kipi od wyrazistych<br />

niczym uwag o strzały świecie z i pistoletu, ludziach, Jednoznacznie wynika z tego, że Roma nie chce odzie-<br />

hasła,<br />

na potrzebny dystans. Zapewne to<br />

w nie jakiejś wiadomo, mierze czy utrzymują to życie w równowagę<br />

a może psychiczną, poezja w pozwalają życiu, przepis na po-<br />

na<br />

poezji, dziczonej pamięci. Traumy, też urazy, kreacja, pogarda ta proza i aż odrzucenie<br />

kipi wyrazistych<br />

uwag o świecie i ludziach,<br />

trzebny zdrowy, dystans. potrzebny Zapewne balans, harmonię to też i bolą, pamięć jest przytłaczającym balastem – zamiast<br />

nie wiadomo, czy to życie w poezji,<br />

kreacja, spokój - ta za tym proza Roma aż kipi tęskni, od ciągle wyrazistych<br />

tego brakuje. uwag o świecie i ludziach, dzi, uczy podejrzliwości i nienawiści. zdrowy, potrzebny Z trudną balans, pamięcią harmonię<br />

jej pokazywać nowe lepsze rozwiązania – izoluje od lu-<br />

a może poezja w życiu, przepis na<br />

nie Językowa wiadomo, różnorodność, czy to życie dialogi w poezji, celne<br />

trudno się pogodzić. Trudno i spokój żyć, dlatego - za tym Roma życie tęskni, Romy ciągle to<br />

a jak może pociski poezja w samo w życiu, serce, przepis teatralna<br />

jej tego brakuje.<br />

zdrowy, stylizacja, potrzebny Roma jest balans, tekturowa, harmonię nakręcana<br />

- jak za tym pozytywka, Roma tęskni, sztuczność, ciągle drogi chyba nie ma.<br />

nieustanne wymazywanie, pozbywanie się siebie. Innej<br />

Językowa różnorodność, dialogi celne<br />

i spokój<br />

jak pociski w samo serce, teatralna<br />

jej tego brakuje.<br />

Robert Knapik<br />

22 Renata Cygan<br />

23<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Gwiazdka<br />

spadła na<br />

Takiej kumulacji „trzynastek” na poetycko-muzycznym<br />

„DACHU”, jaki organizowany jest od ponad 8 lat<br />

w klubie „Ona” – jeszcze nie było. Spotkanie – 113,<br />

odbyło się 13-go ( w dodatku w piątek), odbieraliśmy<br />

trzynastą międzynarodową antologię „Poplątane<br />

ścieżki”, która właśnie przyjechała z drukarni.<br />

Powinien pech wyzierać z każdego kąta. Tymczasem…<br />

Było pięknie. Uroczyście, poetycko,<br />

muzycznie, świątecznie, mikołajkowo,<br />

wesoło.<br />

A w pigułce wyglądało to tak: Pan Paweł Wesołowski<br />

z Departamentu Mecenatu Państwa Ministerstwa<br />

Kultury i Dziedzictwa Narodowego uhonorował<br />

dwóch naszych kolegów. Eugeniusz Orłow, prezes<br />

Rady Głównej SAP, otrzymał Brązowy Medal<br />

“Zasłużony Kulturze Gloria Artis”. Kazimierz<br />

Linda (Stalowa Wola) otrzymał odznakę<br />

honorową “Zasłużony dla Kultury Polskiej”.<br />

I oto kolejny wigilijny<br />

„DACH” ocieplił magią i<br />

przeszedł do albumu, jak<br />

minione.<br />

Uroczysty wieczór petów,<br />

muzyków, pisarzy, atystów<br />

o różnych pasjach, przytulonych<br />

do galerii „Ona”<br />

w Warszawie, wieńczący<br />

kolejny rok spotkań.<br />

Spotkań pod parasolem<br />

Stowarzyszenia Autorów<br />

Polskich (O/Warszawski II),<br />

skupiającego twórców<br />

z całej Polski i wielu krajów<br />

takich jak: Anglia, Niemcy,<br />

Litwa, Szwecja, Dania,<br />

Holandia, Australia.<br />

Było zatem niecodziennie. Promowaliśmy naszą<br />

XII antologię – „ZADUMA”. Wszystko odbyło się w<br />

całkowitych ciemnościach, utwory recytowało ponad<br />

20 autorów – jednym ciągiem, był to szczególny<br />

poetycki spektakl. Całkowicie inny odbiór<br />

poezji, w skupieniu, bez bodźców zewnętrznych.<br />

No i…znakomite ćwiczenie pamięci.<br />

Muzycznie ubarwili wieczór bardowie – Joanna<br />

Jagiełło, Wojciech Gęsicki i Marek Korzemski,<br />

a kiedy pojawił się Mikołaj z workiem pełnym<br />

prezentów (do którego każdy miał obowiązek<br />

przedtem coś przynieść) – obudziło się w biesiadujących<br />

dziecko i świąteczna aura zapanowała<br />

do końca spotkania. Spotkania, urozmaiconego –<br />

zgodnie z „DACHOWĄ” tradycją.<br />

Wyśmienite potrawy, serwowane przez gospodarzy<br />

– Grażynę Dąbrowską i Dariusza Kowalskiego,<br />

zawsze zaskakuja pomysłowością, smakiem, wyglądem.<br />

Na dobranoc – były życzenia, życzenia, jak<br />

w zżytej, szanującej się i szczęśliwej rodzinie…<br />

DACH<br />

Wanda Dusia Stańczak<br />

Prezes Stowarzyszenia Autorów Polskich O/<br />

Warszawski II<br />

24 25<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Anioł zmarznięty<br />

Pstryk!<br />

Pastorałka klubowa<br />

deszcz już nie kapie ścisnął mróz srogi<br />

porozrzucała zima puch biały<br />

zmarznięty Anioł pogubił drogi<br />

błądził po świecie boży dzień cały<br />

ujrzał na niebie gwiazdę pod wieczór<br />

która nowinę światu głosiła<br />

poszedł za światłem choć nóg już nie czuł<br />

gwiazda go do nas przyprowadziła<br />

r:<br />

usiądź aniele tu między nami<br />

gorącym barszczem ogrzej swe ręce<br />

wspomóż w kolędzie, otul skrzydłami –<br />

nas gdy śpiewamy o dziecinie w stajence<br />

posiedział Anioł kolędę nucił<br />

ogrzał się wreszcie najadł do syta<br />

cieszył się widząc gdzie okiem rzucił<br />

jak świat małego Jezusa wita<br />

kiedy odpoczął Panu na chwałę<br />

poszedł, lecz przedtem obiecał szczerze<br />

że będzie czuwać nad nami stale<br />

słowa dotrzyma, mocno w to wierzę<br />

Przemysław Wróblewski<br />

świątecznie<br />

miasto skapuje w dłonie snu<br />

gęstym syropem<br />

aromatem gorzkiej czekolady<br />

kolędą wspomnień<br />

ciepłem świateł<br />

za zimowymi oknami<br />

obraz choinki<br />

wracającej dzieciństwem<br />

obwieszonej radością<br />

ulotnością kolorów<br />

bielą lukrowanych życzeń<br />

opłatkiem najpierwszym słowa<br />

milknie na koniuszkach rzęs<br />

słodyczą chwili<br />

szeptem lampek na śniegu<br />

ciszą ciemności<br />

mocnym iglastym zapachem<br />

na obrzeżach płomienia<br />

Małgorzata T. Skwarek-Gałęska<br />

Tryska radością pachnący grudzień<br />

świerkowym światłem grzeje prezenty<br />

dłonie udają serdeczność wielką<br />

tylu szczęśliwych i wniebowziętych<br />

Życzeń lawina wszystko zalewa<br />

I nie omija wiedźmy sąsiadki<br />

Nie są zdradzane ni zapomniane<br />

kochane żony kochane matki<br />

Usta opłatek zamyka szczelnie<br />

Kłamstwom obelgom i prawdzie wszelkiej<br />

Wielkie wyzwania kurczą się w ciszy<br />

A małe słówka stają się wielkie<br />

Tryska radością pachnący grudzień<br />

Świerkowym światłem grzeje prezenty<br />

tyle w nas dobra co życia w lampce<br />

pstryk i znikniemy ze świata świętych<br />

Wanda Dusia Stańczak<br />

Cicha noc<br />

Rodzinne Święta<br />

Te rodzinne święta są o tym,<br />

jak wypełniać bliskością tęsknoty<br />

na Szyndzielni, Magórce czy Błatniej<br />

jest dziś jaśniej – tak dziwnie jaśniej,<br />

jakby niebo trącało ziemię,<br />

więc się ziemio na lepszą przemień<br />

i rozkwitaj dobrocią, rozkwitaj,<br />

na ulicach, w parkach i w błękitach,<br />

i w uśmiechach… Nie tylko od święta<br />

zapamiętaj ten czas – zapamiętaj,<br />

kiedy błądzisz po krętych ulicach,<br />

to zachwycaj się pięknem, zachwycaj,<br />

które w bliźnich, w drzewach, w kamieniach…<br />

I przemieniaj się w dobroć… Przemieniaj,<br />

gdy Dziecina na ziemię przychodzi,<br />

by się lepszy człowiek w nas rodził<br />

i marzenie odwieczne ziścił<br />

o Miłości – bez nienawiści…<br />

Juliusz Wątroba<br />

Cicha noc<br />

Polskie dzieci umierają<br />

ze śmiechu<br />

przed telewizorami<br />

Cicha noc<br />

Afrykańskie dzieci umierają<br />

z głodu<br />

przed pustymi miskami<br />

Marek Porąbka<br />

Kolęda<br />

Jezusek maluśki<br />

nam grzesznym odpuści,<br />

bo kocha nas wszystkich<br />

i ładnych i brzydkich.<br />

I wszystkie dzieci<br />

o białych buziach,<br />

o czarnych buziach,<br />

o śniadych buziach,<br />

ślepych, kalekich,<br />

w cierniach i w różach.<br />

Jezusek naguśki,<br />

zrodzony w stajence,<br />

zimniutkie ma nóżki,<br />

gorące ma serce.<br />

Do serca tuli<br />

dzieci z in vitro,<br />

starców w jarmułkach,<br />

duchownych z mitrą,<br />

tych, co kochają<br />

w innych wymiarach,<br />

konie na stepach,<br />

robaki w szparach,<br />

biednych, bogatych,<br />

gładkich, tęczowych,<br />

wesołków w kratkę<br />

i smutne wdowy<br />

głodnych za stołem,<br />

rannych z Aleppo,<br />

tych pod kościołem<br />

i tych pod mekką.<br />

Czci cyrylicą,<br />

kocha abdżadem,<br />

wielbi jidyszem,<br />

świeci przykładem.<br />

Jezusek-dziecina<br />

dygocze, jak trzcina,<br />

z nadzieją że w ludziach<br />

współczucie obudzi.<br />

Renata Cygan<br />

26 27<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Próżna pastorałka<br />

wśród nocnej ciszy<br />

nikt jej nie słyszy<br />

może bezkarnie<br />

do reszty zmarnieć<br />

wieść o tym niosę<br />

by się jej losem<br />

ktoś jednak wzruszył<br />

śnieg sobie prószy<br />

Weneckie myśli…<br />

wywiesiłem myśli<br />

białe<br />

pstrokate<br />

czyste<br />

proste<br />

jak pranie<br />

na sznurze<br />

po samobójstwie<br />

bez pętli<br />

luźno<br />

jak w Wenecji<br />

pomiędzy oknami nienawiści<br />

miłości<br />

one w słońcu<br />

odbijają się<br />

kolorowym dywanem<br />

na wodzie<br />

ocierają się<br />

o krawędzie<br />

domów<br />

łodzi<br />

ludzi<br />

Grzegorz Spis<br />

dzisiaj w betlejem<br />

tyle się dzieje<br />

a ja na skróty<br />

psu szyję buty<br />

Agnieszka Smugła<br />

Mała<br />

syryjska dziewczynka<br />

czeka na<br />

Pierwszy Znak<br />

z Nieba<br />

zielone drzewko<br />

w Jej myślach<br />

spełnia<br />

najskrytsze życzenia<br />

Chciałaby lalkę,<br />

sukienkę...<br />

Dorodny kawałek chleba<br />

I Pokój,<br />

spokój i ciszę<br />

Zaklętą w bombce<br />

tęsknotę<br />

pustynny wiatr<br />

ciągle zwiewa<br />

Anna Czachorowska<br />

28 Renata Cygan<br />

29<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


(…) mam ze swoimi książkami<br />

tak, jak kobiety z dziećmi -<br />

najpierw długa ciąża,<br />

a potem poród,<br />

Kiedyś wpisywano zawód do dowodu osobistego.<br />

Co Ty miałbyś wpisane? Pisarz?<br />

Chyba miałbym wymowną kreskę. Żeby nazwać<br />

się pisarzem, trzeba chyba należeć<br />

do jakiejś organizacji zrzeszającej literatów,<br />

a ja nawet nie wiem, jak się ona nazywa.<br />

Niektórzy autorzy, gdy zaczynają pisać<br />

nową powieść, rozpisują wszystko na kartkach,<br />

robią plan, a dopiero potem skrupulatnie<br />

zapełniają strony tekstem. Inni piszą<br />

chaotycznie, a później głowią się, żeby z tego<br />

zrobić powieść. Zaliczam się do tej drugiej<br />

grupy, a jak jest u Ciebie?<br />

Zawsze się śmieję, że mam ze swoimi<br />

książkami tak, jak kobiety z dziećmi – najpierw<br />

długa ciąża, a potem poród, czasem<br />

bardziej, a czasem mniej bolesny. Zbieranie<br />

pomysłów, opracowanie fabuły, elementów<br />

akcji, stworzenie postaci trwają<br />

całymi tygodniami. Zapisuję wtedy miliony<br />

karteczek, w których potem z reguły nie potrafię<br />

się połapać. Kiedy uznam, że pora<br />

przelać ten cały chaos na papier, zasiadam<br />

do komputera i wtedy już nie ma przebacz<br />

– piszę codziennie, choćby nawet kilka zdań.<br />

Napisałeś książkę z Magdą Witkiewicz.<br />

Prawdę mówiąc ja bym chyba nie potrafił<br />

pracować z kimś do spółki. Pisanie to mój<br />

świat, moja przestrzeń. Nie umiałbym ich z<br />

kimś dzielić. Jak Tobie się to udało? Dzięki<br />

wyjątkowości Magdy, czy po prostu<br />

potrafisz wpuścić kogoś do swojego świata?<br />

czasem<br />

bardziej,<br />

a czasem<br />

mniej bolesny<br />

Nie jestem egoistą i lubię się dzielić. Poza tym na etapie,<br />

kiedy tworzyliśmy z Magdą Pudełko z marzeniami i Biuro M,<br />

nasze światy miały zbiór wspólny. Na tyle duży, że dało się<br />

z niego wykreować także ten powieściowy. Pisanie to<br />

bardzo samotna robota – jesteś ty, komputer, w moim<br />

przypadku też szklanka z mocną, czarną herbatą i mieszanka<br />

orzechów, które ponoć dobrze wpływają na pracę mózgu.<br />

I tyle. A kiedy piszesz z kimś, to masz wrażenie, że nawet<br />

jeśli jest daleko, a w przypadku Magdy dzieliło nas pół<br />

Polski, to i tak ci w jakiś magiczny sposób towarzyszy. Lubię<br />

to uczucie i dlatego jestem otwarty na dalszą współpracę.<br />

Czy zdarza Ci się być utożsamianym ze swoimi bohaterami?<br />

Nie zaatakowała Cię na przykład jakaś starsza pani na<br />

spotkaniu autorskim tekstem typu: „Wstydziłby się Pan.<br />

Jak pan mógł porzucić tę dziewczynę?”<br />

Nie pamiętam, żeby ktoś u mnie kogoś rzucał.<br />

Moi bohaterowie raczej mordują i nie, raczej<br />

nikt mnie nie podejrzewał o dokonanie jakiejś zbrodni.<br />

Myślę, że to jest domena aktorów. To oni dają granym<br />

przez siebie postaciom swoją twarz, głos, sylwetkę<br />

i inne charakterystyczne cechy. A pisarze są na<br />

szczęście ukryci za klawiaturą. Może to i lepiej? Rynek<br />

pisarski w Polsce jest trudny. Wielu świetnych autorów<br />

latami wysiaduje pod drzwiami wydawnictw.<br />

wywiad z<br />

Marzeniem Alka jest<br />

objechać cały świat,<br />

a na stare lata<br />

zamieszkać na<br />

jednej z wysp<br />

Morza Śródziemnego.<br />

A tam już tylko pisać, i<br />

pisać, i pisać, i pisać…<br />

Alkiem Rogozińskim<br />

Twórca powieści kryminalnych i obyczajowych. W swoich powieściach<br />

morduje zawsze z przymrużeniem oka i uśmiechem na twarzy. Zadebiutował<br />

w marcu 2015 roku komedią kryminalną Ukochany z piekła<br />

rodem, która zdobyła pierwsze miejsce na liście kryminalnych bestsellerów<br />

księgarni Empik.com. Jednak prawdziwą popularność przyniosła mu komedia<br />

sensacyjna Jak Cię zabić, kochanie?, nominowana przez portal Lubimy<br />

Czytać w 2016 roku w plebiscycie Książka roku (kryminał, sensacja, thriller).<br />

Rok później podobną nominację zdobyła powieść Do trzech razy śmierć.<br />

Dwie jego książki - Lustereczko, powiedz przecie i Zbrodnia w wielkim mieście<br />

– zdobyły pierwsze miejsca w plebiscycie internetowym Zbrodnia z<br />

przymrużeniem oka, a w <strong>2019</strong> roku powieść Raz, dwa, trzy... giniesz ty!<br />

doczekała się inscenizacji teatralnej. Nakład napisanych przez niego powieści<br />

przekroczył już ćwierć miliona egzemplarzy.<br />

30 31<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


a bardziej obyczajowa. Pozwalam sobie<br />

czasem na takie skoki w bok. Poprzednio miało<br />

to miejsce w Jak Cię zabić, kochanie? i Zbrodni<br />

w wielkim mieście. Oczywiście, jest tam<br />

wątek kryminalny, ale tym razem nie będzie<br />

on najważniejszy. Na pierwszym planie<br />

znalazła się kwestia wierności małżeńskiej,<br />

zdrady, ukrywania swoich żądz<br />

i problem, czy niewierność można wybaczyć.<br />

A jeśli nie, to jak ją najlepiej ukarać.<br />

Będzie się dużo działo, to mogę obiecać.<br />

Magiczne święta Bożego Narodzenia<br />

Alka Rogozińskiego. Które wspominasz<br />

najczęściej?<br />

Mam nadzieję, że takie jeszcze ciągle przede<br />

mną. Ale wykorzystam tę okazję, aby złożyć<br />

życzenia Czytelniczkom i Czytelnikom. Dużo<br />

miłości, zrozumienia, zdrowia, marzeń,<br />

które będą się spełniały nie tylko przy<br />

pierwszej gwiazdce na niebie oraz, oczywiście,<br />

samych tylko pasjonujących lektur!<br />

Jeśli coś wam w<br />

duszy gra i macie<br />

przekonanie, że<br />

jest to dobre,<br />

po prostu<br />

przelewajcie to<br />

na papier<br />

i czekajcie na<br />

„swój<br />

moment”<br />

Jak Tobie udało się je wyważyć? Szczęście czy talent?<br />

Trudno mi to rozstrzygnąć. Swój debiut zawdzięczam<br />

pani Bogusi Genczelewskiej z Wydawnictwa Melanż,<br />

która dostrzegła potencjał w powieści, którą<br />

jej wysłałem i postanowiła dać mi szansę, za co jestem<br />

jej niezmiernie wdzięczny. Plik z pierwszą powieścią<br />

wysłałem w sumie do sześciu wydawnictw,<br />

w tym jednego, które oferowało wydawanie książek<br />

w trybie tradycyjnym albo za pieniądze autora.<br />

Otrzymałem stamtąd wiadomość, że powieść im<br />

się bardzo podoba, w związku z tym wydadzą ją<br />

za… i w tym miejscu była odpowiednia kwota, którą<br />

miałbym im zapłacić. Dzisiaj wiem, że za tę sumę<br />

można było wydrukować dwa razy więcej egzemplarzy<br />

niż mi zaproponowano i jeszcze by starczyło<br />

na jakąś małą promocję. Dlatego przestrzegam<br />

początkujących twórców: zastanówcie się, zanim<br />

się na coś takiego zdecydujecie. Czasem lepiej<br />

poczekać i wydać książkę w tradycyjny sposób, niż<br />

eksperymentować. Nie mam nic przeciw self-pubishingowi,<br />

ale widzę w nim sens tylko wtedy, kiedy<br />

ma się już wyrobioną markę i swoją grupę czytelników.<br />

Doskonałym przykładem jest tu Katarzyna Michalak,<br />

której książki kupują tysiące wielbicielek i która<br />

może sobie pozwolić na samodzielne ich wydawanie,<br />

bo po prostu lepiej na tym zarobi. W przypadku młodego<br />

pisarza nie ma to sensu. No chyba, że wydawnictwa<br />

self-publishingowe zaczną przeznaczać większe nakłady<br />

na promocję autorów. O, proszę, w ten sposób<br />

zamiast odpowiedzieć na pytanie, wygłosiłem<br />

przemowę na temat rynku księgarskiego. Cały ja!<br />

Masz jakąś radę dla początkujących pisarzy?<br />

Tak naprawdę tylko jedną: piszcie i się nie zniechęcajcie.<br />

Ani odmowami ze strony wydawnictw, ani<br />

złymi recenzjami, ani tym, że nie od razu sprzedacie<br />

sto tysięcy egzemplarzy powieści. Jeśli coś wam<br />

w duszy gra i macie przekonanie, że jest to dobre, po<br />

prostu przelewajcie to na papier i czekajcie na „swój<br />

moment”.<br />

Wiem, że interesujesz się historią Starożytnego<br />

Rzymu. Kiedy napiszesz książkę o tej tematyce?<br />

Zaplanowałem ją na 2021 rok. I choć zdaję sobie<br />

sprawę, że jak człowiek coś planuje, to gdzieś tam<br />

wysoko w Królestwie Niebieskim wszyscy mają<br />

ubaw, to jednak postaram się zrobić wszystko, aby<br />

tak się stało i powieść ujrzała wtedy światło dzienne.<br />

Powiesz Czytelnikom kilka słów o swoim najnowszym<br />

projekcie, nad którym teraz pracujesz?<br />

Moja nowa powieść będzie mniej kryminalna,<br />

Dziękuję za rozmowę!<br />

Rozmawiał: Jarosław Prusiński<br />

32 33<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Po kilkutygodniowej, zawodowej<br />

podróży, wszedł wreszcie do<br />

mieszkania. Od kiedy pamięta, zawsze<br />

zacinał się klucz drzwi od domofonu,<br />

czasami wystarczało kilkanaście<br />

sekund mocowania z zamkiem,<br />

a niekiedy już był bliski kapitulacji<br />

i miał ochotę zadzwonić do któregoś<br />

z sąsiadów. Tym razem zastanawiał<br />

się już nad tym od kiedy wysiadł<br />

z pociągu. Niby nic, ale pogoda<br />

była dosyć nieprzyjemna.<br />

Zaczął padać pierwszy grudniowy<br />

śnieg. Trochę przedwcześnie<br />

i byłoby nawet uroczo, gdyby<br />

nie przeraźliwie zimny i silny<br />

wiatr. Dlatego kwestia zamka<br />

wydawała się tak istotna i urosła<br />

w głowie do niewyobrażalnego<br />

problemu. Poszło jednak gładko,<br />

za pierwszym przekręceniem.<br />

Może wreszcie naprawili – pomyślał<br />

wspinając się na czwarte piętro.<br />

Jeszcze tylko drzwi do mieszkania i już<br />

czuł się podobnie jak większość ludzi<br />

na wczasach. Od zawsze lubił ten moment.<br />

Zamykając drzwi, zostawiał za<br />

nimi wszelkie sprawy. Wtedy opadała<br />

adrenalina, przychodziła ulga i nieodparta<br />

ochota nacieszenia własnym<br />

azylem. Wprawdzie przyjechał tylko<br />

na kilka dni, ale na początku nigdy<br />

nie myśli się o tym, że pojutrze trzeba<br />

będzie znowu przekręcić zamki z drugiej<br />

strony na kolejne dwa, trzy tygodnie.<br />

Jeszcze nie pora by o tym myśleć.<br />

Zresztą za niecałe dwa tygodnie<br />

znowu przyjedzie i akurat będą święta.<br />

Pomieszka trochę dłużej. Może<br />

jeden, może dwa dni dłużej. Zobaczymy,<br />

nie wykluczone, że wytarguje<br />

ze zlecającym cały tydzień. Wchodząc<br />

do mieszkania, od lat powtarzał<br />

wszystko – buty zaraz po wejściu,<br />

wierzchnie ciuchy z rozmachem na<br />

krzesło. Nieważne jak się ułożą, grunt<br />

by nie spadły. Robił to w pośpiechu,<br />

więc i tak lądowały na podłodze.<br />

Zrobione po drodze szybkie zakupy<br />

i korespondencję wyjętą ze skrzynki<br />

wrzucał na blat kuchenny. Przechodził<br />

do pokoju, siadał w wygodnym<br />

fotelu, włączał kanał informacyjny<br />

telewizji, od której przez ostatnie kilkanaście<br />

dni był odcięty i czekał, aż<br />

włączony po drodze czajnik zasygnalizuje<br />

głośnym wrzeniem, że można<br />

już zalewać kawę. Zwykłą tradycyjną<br />

plujkę z fusami, za którą tęsknił<br />

bardziej niż za żywymi obrazami<br />

kanałów informacyjnych. W podróżach<br />

skazany był na dworcowe automaty,<br />

sieciowe kawiarnie z dobrym,<br />

mocnym espresso i hotelowe zestawy,<br />

gdzie też zwykle serwowano jakąś opcję<br />

z ekspresu. Bardzo je lubił, lecz domowa<br />

zalewajka zasypana fusami do<br />

poziomu jednej czwartej kubka – czyli<br />

dawny popularny “szatan”, była już<br />

rytuałem powrotów i biła na głowę<br />

najlepsze espresso świata. Oczywiście,<br />

w jego subiektywnej skali. Jeśli<br />

się tak zdarzało to po kilkunastu<br />

dokładnie ten sam rytuał. Zrzucał dniach braku zleceń, ponownie tęs-<br />

autor książki pt. “Z dna”.<br />

34 35<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

knił za espresso, ale teraz, ten moment<br />

należał do tej zwykłej “małej<br />

czarnej”. Nawet jeśli wracał późno,<br />

co wielokrotnie się zdarzało, to i tak<br />

nie zmieniał kolejności. Zresztą organizm<br />

tak przywykł do tego trunku,<br />

że nie miał najmniejszych kłopotów,<br />

by wypić ją tuż przed snem. Gorzej<br />

byłoby, gdyby trafił w miejsce, gdzie<br />

o poranku nie może tego zrobić. Tym<br />

razem jednak nie włączył telewizora.<br />

W ciszy czekał aż się zagotuje<br />

woda. Kilka tygodni temu rozstał się<br />

z Klaudyną. Do tej pory nie mógł się<br />

pozbierać, nie mógł przestać myśleć,<br />

czemu odeszła, czemu bez słowa. Po<br />

prostu. Gdy wpadł poprzednim razem<br />

– doskonale to pamięta, był szósty<br />

grudnia – niezły “Mikołaj” - pomyślał<br />

zdejmując ze ścian wszystkie jej<br />

zdjęcia. Pięknie oprawione portrety,<br />

z rożnych etapów ich pięcioletniego<br />

związku. To było tak<br />

trudne, jakby chował do grobu<br />

kogoś najbliższego. Mimo,<br />

że dwa lata wcześniej zrobił<br />

kapitalny remont mieszkania,<br />

z wymianą tynków i malowaniem<br />

ścian, to pomimo świeżości<br />

ściany, kontury po jej portretach<br />

zostały. Przeraźliwie zabolały<br />

swą pustką, w każdym<br />

widział jej twarz i na każdym inną<br />

minę; udawaną srogość, śmiech, usta<br />

ułożone w pocałunek, gdy siedzi za<br />

biurkiem w pracy, śpi wtulona w poduszkę,<br />

czy to gdy pokazała mu język.<br />

Nawet gdy jej nie ma, to jest – pomyślał<br />

– trzeba będzie zamalować te<br />

fragmenty, puste obrysy ramki bolały<br />

bardziej, niż niedawne fotografie.<br />

Obracał w palcach wyjętego z paczki<br />

papierosa. Zapalniczka leżała tuż<br />

przed nim, ale zapobiegliwy palacz,<br />

ma porozkładane pudełka zapałek<br />

po całym mieszkaniu. Kiedy to się<br />

zaczęło? – pomyślał, kiedy zaczął<br />

się upadek, czegoś tak pięknego?<br />

Wzrok zatrzymał na leżących nieopodal<br />

zapałkach. Kłóciliśmy się często,<br />

ale to były spory personalne, nikt<br />

nikomu niczego nie wytykał. Jeśli już<br />

to eufemistycznie można to nazwać<br />

zaciętą wymianą poglądów. Bardzo<br />

to w niej cenił, dyskutowała na argumenty,<br />

merytoryczne nie personalnie,<br />

a spierali się o wszystko. Od<br />

polityki do klimatu. Daleko im było<br />

jednak do powszechnie rozumianych<br />

sporów politycznych. Pasjonował ich<br />

cały świat, wiec i polityka w kłótniach<br />

była szersza niż granice kraju. Oczywiście<br />

nie udało się uciec od kłótni<br />

o ich własnej przeszłości. Marcin<br />

nie był święty, mimo dobrego<br />

wykształcenia, spędził jakiś czas w<br />

więzieniu, popadł w nałogi, alkohol,<br />

narkotyki. To ona wyciągnęła go<br />

za uszy z tego bagna. Była z nim w<br />

najtrudniejszych momentach. Może<br />

to ją przerosło? Znowu poczuł ukłucie,<br />

to czuły punkt – zabolała tęsknota.<br />

Ta, którą tak wypierał. Akurat ten<br />

mechanizm miał opanowany, jako<br />

trzeźwy nałogowiec wiedział jak<br />

wyrzucić z pamięci bolesne zdarzenia.<br />

Jak “wymazać” z pamięci wszystko,<br />

co niewygodne. Ale tego nie potrafił.<br />

Wzrok zawiesił się na pudełku<br />

zapałek. Zaczęło świtać mu w głowie.<br />

Nie, ona nie przestała go kochać,<br />

ale wiedziała, że z jego podejściem do<br />

świata, nie mają przyszłości. Fakt, był<br />

lekkoduchem i mimo, że już dawno<br />

przekroczył czterdziestkę, to wciąż<br />

chodził w krótkich spodenkach.<br />

Nieodpowiedzialny, duży chłopiec.<br />

Odchodziła powoli, dopiero teraz to<br />

zauważył przyglądając się zapałkom.<br />

Odbierała mu siebie, podobnie jak<br />

wyciąga się je z pudełka. Z początku<br />

nie widać, nikt nie jest w stanie<br />

zorientować się, że kilku ubyło.<br />

A to rzadsze spotkania, wizyty, telefony.<br />

Potem w wirze pracy, któremu<br />

oddał się całkowicie, zaprzepaścił<br />

szansę. Nie zwracał uwagi, gdy zostało<br />

ich już kilka na dnie. Zwalał to,<br />

na obowiązki, zarówno swoje jak<br />

i jej. Był pewien, że gdy skończy terminowy<br />

projekt, to uda się wszystko<br />

odbudować. Przecież to właśnie<br />

dla niej podjął się tej pracy, chciał<br />

już budować powoli zręby bytowej<br />

pewności. Mieli swój święty rytuał.<br />

Zawsze rano i wieczorem, tuż przed<br />

snem,wysyłali sobie pewne symbole,<br />

znaki wiadome tylko im. Pierwszy<br />

oznaczał “miłego dnia kochany”<br />

drugi “śpij dobrze”, każde zawierały<br />

wyznanie. Wszystkie nadzieje prysły,<br />

gdy wyjęła ostatnią zapałkę. Pewnego<br />

wieczoru nie przyszła wiadomość,<br />

nie było też rano. Następnego dnia<br />

już wiedział, że to koniec…<br />

To był bolesny moment, którego<br />

nie dało się nie zauważyć, nie<br />

dało zrzucić na karb pracy, zajęć<br />

i jej zobowiązań. Spojrzał jeszcze na<br />

ususzone róże wiszące wokół jednej<br />

z lamp w rogu pokoju. Za każdym<br />

razem, gdy przychodziła, witał ją<br />

tymi kwiatami, zawsze w tym samym<br />

kolorze. Nie zawsze mogła je jednak<br />

zabrać, wtedy zostawały i je suszył<br />

zdobiąc nimi jednocześnie lampkę.<br />

Pięć lat wspólnego życia, równie<br />

dziwnego, jak dziwny i niespotykany<br />

był ten związek. Woda w czajniku<br />

zaczynała coraz głośniej bulgotać,<br />

znak, że zaraz się wyłączy i najwyższa<br />

pora zalać kawę. Poszedł do kuchni<br />

– sypiąc ją dostrzegł – w stercie<br />

urzędowej korespondencji – tradycyjną<br />

kopertę, inną od pozostałych.<br />

Odstawił filiżankę, czajnik już się<br />

wyłączył, czuł że to od niej. Po prostu<br />

wiedział. Szybkim ruchem wyciągnął<br />

ją spod pism urzędowych i tych z administracji.<br />

Poznał jej charakter pisma.<br />

Rozerwał w pośpiechu kopertę,<br />

przeczytał i ogarnęła go radość. Były<br />

tam tylko cztery słowa: “Czekaj na<br />

mnie, wrócę”, a pod spodem dopisek:<br />

“PS - Kocham Cię...” [PJ]<br />

Piotr Jastrzębski


Wybrane przez Dianę Żarów –<br />

Mariola i Grzegorz,<br />

to dwie barwne, artystyczne<br />

dusze, które połączyła miłość<br />

do sztuki i do siebie nawzajem.<br />

Malują, prowadzą teatr<br />

Księżyc i Latarnia Magiczna<br />

oraz Teatr Tańca Marioli Ptak.<br />

W jednym z najbliższych numerów<br />

rozmowa z nimi, a teraz kilka<br />

baśniowych obrazów autorstwa<br />

Grzegorza Ptaka.<br />

Więcej informacji na:<br />

www.ptak.art.pl<br />

36 37<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Grzegorz Ptak<br />

38 39<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Święta Bożego Narodzenia coraz bliżej,<br />

dlatego myślimy już o ozdobach, prezentach, kolacji<br />

wigilijnej i spotkaniach z rodziną.<br />

Jak ten świąteczny, magiczny czas spędzają<br />

kobiety na emigracji ?<br />

By się tego dowiedzieć do zwierzeń nakłoniłam<br />

pięć przedstawicielek płci pięknej, mieszkających<br />

poza granicami naszego kraju. Oto one:<br />

Daria Skiba – od ponad trzech lat przebywa w Irlandii.<br />

Autorka, blogerka, pracownik polskiego sklepu, a prywatnie<br />

szczęśliwa narzeczona i mama uśmiechniętej Leny.<br />

Agata Kelso-Burzyńska – od 1992 roku przebywa<br />

na emigracji. Wychowała dwoje dzieci. Spędziła<br />

dziesięć lat w Londynie, a od 2000 roku mieszka<br />

w Holandii z ukochanym partnerem i kotem imieniem<br />

Lennon, pracując w ISE (Międzynarodowej Szkole Średniej).<br />

Jolanta Kosowska – od czternastu lat mieszka<br />

w Niemczech. Jest lekarką od jedenastu lat praktykującą<br />

w drezdeńskiej przychodni przyjaznej dla cudzoziemców.<br />

Lubi pisać, fotografować i podróżować. Prywatnie mama<br />

trójki dzieci, w tym najmłodszego, niepełnosprawnego<br />

Piotrusia. Do „rodziny” należy jeszcze: koń Celta, kot Beza<br />

i Burunduk Rojber.<br />

Agnieszka Zakrzewska – od ponad siedemnastu<br />

lat mieszka na emigracji w Królestwie Niderlandow.<br />

Lubi nazywać Holandię Krainą Tulipanów i Wiatraków,<br />

albo jeszcze zabawniej, Deszczowców. Niedoszły prawnik.<br />

Z zamiłowania polonistka, z wyboru rekruterka. Jej życiowe<br />

motto brzmi: „Im dłużej czekasz na przyszłość, tym będzie<br />

krótsza”, dlatego nie czeka, działa i spełnia marzenia.<br />

WITAM SERDECZNIE DROGIE PANIE!<br />

Ciekawi mnie bardzo jak organizujecie<br />

i spędzacie Święta Bożego Narodzenia?<br />

Czy zachowujecie polskie tradycje typu: czekanie<br />

na pierwszą gwiazdkę i przygotowywanie<br />

dwunastu potraw?<br />

I w końcu: czy tęsknicie za Polską?<br />

Daria:<br />

Święta Bożego Narodzenia zawsze były moimi ulubionymi.<br />

Pierwsze spędzone w Irlandii były bardzo trudne, chociaż<br />

i kolejne do łatwych nie należały. W tym roku Gwiazdkę<br />

spędzamy sami i czuję, że to będą najtrudniejsze święta –<br />

tylko nasza trójka: ja, narzeczony i nasza córeczka.<br />

W Irlandii ciężko jest czekać na pierwszą Gwiazdkę,<br />

a to za sprawą mało sprzyjającej aury za oknem – zazwyczaj<br />

wtedy pada i niestety nie jest to śnieg, a deszcz.<br />

Na wigilijnym stole nie może u mnie zabraknąć czerwonego<br />

barszczu z uszkami (wersja z kapustą i grzybami),<br />

smażonego karpia, sałatek jarzynowej i śledziowej<br />

w śmietanie, bigosu i gołąbków (to na pierwszy dzień<br />

świąt). Również zawsze w moim domu jadło się białą<br />

kiełbasę z chrzanem lub ćwikłami, a do tego coś słodkiego<br />

- piernik, makowiec, albo i karpatka. Zależy na co<br />

naszła nas ochota. Kilka dni przed świętami przygotowujemy<br />

z córką szybkie pierniczki: Mała uwielbia wycinać<br />

kształty foremkami, a później godzinami je dekorować.<br />

W Irlandii bardzo szybko rodziny ubierają choinki<br />

i przystrajają domy. W domu rodzinnym zawsze w Wigilię<br />

ubierałyśmy z siostrą choinkę. Tutaj jednak robimy<br />

to wcześniej, bo dłużej można nią nacieszyć oczy.<br />

Obchodzimy Święta tak, jak w Polsce, a przynajmniej staramy<br />

się: słuchamy kolęd, spotykamy się z bliskimi, dzielimy<br />

się opłatkiem i zawsze mamy przy stole dodatkowe miejsce.<br />

Irlandczycy z kolei świętują zupełnie inaczej niż my.<br />

Wigilia tam to normalny dzień. Mieszkańcy idą do pracy,<br />

choć zazwyczaj wtedy pracują krócej. W domach<br />

zapalają świece, a wieczorem zasiadają do postnej kolacji.<br />

Potrawy rybne są wtedy bardzo mile widziane.<br />

W nocy Mikołaj zakrada się do domów i zostawia prezenty.<br />

Najważniejszy dla Irlandczyków jest pierwszy dzień świąt.<br />

Tego dnia dzieci budzą się zadziwiająco wcześnie, bo pod<br />

choinką czekają już na nich upominki. Irlandczycy świętują<br />

rodzinnie – spożywają wspólny świąteczny obiad, gdzie<br />

na stole nie może zabraknąć pieczonego indyka, szynki<br />

i irlandzkiego puddingu. To jedyny dzień (o ile się nie mylę),<br />

gdy pozamykane są praktycznie wszystkie sklepy i nawet<br />

puby! Drugiego dnia świąt do domów mogą zapukać<br />

irlandzcy kolędnicy – Wrenboys. Zbierają oni datki na cele<br />

dobroczynne, a według tradycji, jeśli nie przekaże się im<br />

pieniędzy – sprowadzi się na siebie nieszczęście w nowym<br />

roku.<br />

Agnieszka Ciach – od dziewięciu lat mieszka w UK i<br />

pracuje jako facilitator w National Star College, a po godzinach<br />

dodatkowo wciela się w rolę Network marketera Prywatnie<br />

matka oraz właścicielka kota o imieniu Mruczek.<br />

Również po kolacji wigilijnej obdarowujemy się prezentami.<br />

40 41<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Agata:<br />

Moja rodzina żyje w rozsypce: mama w Polsce, syn w Londynie<br />

więc Wigilia jest dla nas ważną okazją do spotkania<br />

się… Mam kuku na punkcie choinki: co roku zmieniam<br />

projekt i kolor dekoracji. Ostatnio zamieniłam zieloną<br />

choinkę na białą. Do wigilijnej kolacji w Holandii zasiadamy<br />

o zmroku, o Gwiazdce nie ma co marzyć – zazwyczaj<br />

o tej porze roku jest tu bardzo pochmurno… Jeśli<br />

chodzi o nasze wigilijne menu, to dwunastu dań raczej<br />

nie ma, ale potraw z pewnością tyle się nazbiera: kilka<br />

rodzajów śledzika na przekąskę, zupka (często dwie, jeśli<br />

są goście): grzybowa i barszczyk z uszkami. Rybka – różna,<br />

w zależności co się kupi. Z karpia dawno zrezygnowaliśmy:<br />

poza Polską nikt chyba nie sprzedawał żywego,<br />

teraz być może by się znalazł, ale w naszej rodzinie nikt<br />

nie ma ochoty go mordować. Poza tym obowiązkowo kapusta<br />

z grochem, mistrzowsko przygotowana przez moją<br />

mamę, ziemniaczki, sałatki... z tradycyjnych deserów<br />

czasem robimy makuchę (tak się chyba nazywa): deser<br />

z mielonego maku, bułeczki i bakalii, lub – jeśli uda się<br />

kupić – dobry sernik. Sama nie mam talentu do pieczenia.<br />

Próbowałam, wierzcie mi…, ale zawsze kończyło się<br />

łzami.<br />

Jolanta:<br />

Mieszkam w Niemczech od 2006 roku i jak do tej<br />

pory tylko raz spędziłam święta tutaj, bowiem zawsze<br />

wtedy jedziemy do Polski, do domu, do swoich. Zresztą<br />

nie tylko my. Jak Święta to u siebie, w domu,<br />

w Polsce, z tradycyjną wigilią, z dwunastoma potrawami,<br />

z nakryciem dla niespodziewanego gościa, z sianem pod<br />

obrusem, opłatkiem, ciepłymi życzeniami, prezentami<br />

pod choinką, pasterką i kolędami. Tak było u prababci,<br />

babci i mamy…W tym roku znowu pojadę na święta<br />

do Polski. W Saksonii święta i okres przedświąteczny wyglądają<br />

odrobinę inaczej niż w Polsce. Saksończycy cieszą<br />

się nie ze świąt, a na święta. Przeżywają i świętują każdą<br />

niedzielę adwentu. Ta radość oczekiwania jest dla nich<br />

najważniejsza. Czasami mam wrażenie, że ważniejsza


niż same święta. Czterotygodniowy czas adwentu obfituje<br />

w zwyczaje i symbole. Już od pierwszego dnia palą<br />

się w oknach łuki adwentowe. Na stołach goszczą wieńce<br />

wykonane z gałązek świerku lub sosny, z czterema świecami,<br />

które przypominają cztery niedziele adwentu.<br />

W pierwszym tygodniu zapala się jedną świecę, w drugim<br />

dwie i tak dalej, a obok wieńców stoją piramidy bożonarodzeniowe.<br />

Saksończycy ubierają choinki na początku<br />

adwentu i rozbierają je zaraz po świętach. Bardzo<br />

znana jest drezdeńska Stolla – strucla bożonarodzeniowa:<br />

drożdżowe ciasto z rodzynkami i marcepanem.<br />

Na saksońskiej wigilii je się sałatkę kartoflaną, różnego<br />

rodzaju pieczone kiełbasy i potrawy z kapusty kiszonej.<br />

Nie je się karpia. Tradycyjnym daniem w pierwszy dzień<br />

Świąt Bożego Narodzenia jest pieczona gęś. Życzenia<br />

są składane bez dzielenia się opłatkiem. Nie ma przy<br />

stole miejsca dla niespodziewanego gościa. Pod talerze<br />

kładzione są monety, co ma zapewnić dostatek przez<br />

cały nadchodzący rok. Muzykuje się wspólnie śpiewając<br />

kolędy i pastorałki. Najczęściej słychać „Cichą noc, świętą<br />

noc”. („Stille Nacht, Heilige Nacht!”) i „Kling Glöckchen<br />

klingelingeling”.<br />

Agnieszka:<br />

Najbardziej brakuje mi w Holandii polskich świąt. Boże<br />

Narodzenie tutaj ma zupełnie inną oprawę i inny smak<br />

niż w Polsce. Holendrzy nie celebrują Wigilii i nie dzielą<br />

się opłatkiem. Śpiewanie kolęd i Pasterka są im nieznane.<br />

Najważniejszym wydarzeniem w grudniu jest przybycie<br />

do kraju świętego Mikołaja, zwanego Sinterklaasem.<br />

Nie pojawia się on bynajmniej na saniach zaprzężonych<br />

w renifery, a na statku przypływającym z.. gorącej Hiszpanii.<br />

Wieczorem cała rodzina spotyka się przy kolacji, dzieci<br />

śpiewają i recytują specjalnie napisane na tę okazję<br />

wierszyki, za które dostają drobne prezenty. Zwykle są to<br />

czekoladowe literki (zwyczajowo pierwsza literka imienia<br />

obdarowanego), malutkie okrągłe ciasteczka Kruidnootjes<br />

i korzenne lub anyżowe kosteczki zwane Pepernoten.<br />

Na święta nie przygotowuje się specjalnych potraw. Staram<br />

się zawsze zapraszać moich holenderskich przyjaciół<br />

w pierwszy dzień Bożego Narodzenia i przyrządzam im ulubione<br />

pierogi z kapustą i grzybami oraz czerwony barszcz.<br />

W takie dni tęsknię najbardziej. Za zapachem choinki,<br />

skrzypieniem śniegu pod butami w drodze do kościoła,<br />

za bliskością i kolędami. Lulajże Jezuniu to jedna z moich<br />

ulubionych…<br />

Agnieszka Ciach:<br />

„To już?!” – tym pytaniem – zdziwieniem, większość<br />

ludzi rozpoczyna sezon świąteczny w UK, który wypada<br />

coraz wcześniej: w tym roku już końcem sierpnia można<br />

było kupić pierwsze bombki czy łańcuchy na choinkę.<br />

Anglicy uwielbiają<br />

kartki.<br />

Wypisują je namiętnie,<br />

dlatego w ich domach<br />

zobaczycie całe<br />

wystawki.<br />

Saksończycy cieszą się<br />

nie ze świąt,<br />

a na święta.<br />

Holendrzy<br />

nie celebrują<br />

Wigilii i nie dzielą się<br />

opłatkiem.<br />

a czasami całe alejki zachęcające do kupowania. Obsesja<br />

zakupowa czas start! Ozdoby, światełka, renifery,<br />

dziadki do orzechów… Anglicy bardzo chętnie poddają<br />

się duchowi konsumpcjonizmu. Znam osoby, które biorą<br />

pożyczki, by kupić WSZYSTKO z dziecięcej listy prezentów,<br />

a po całej imprezie zostają tylko sterty kartonów i śmieci<br />

wylewające się z koszy i wzmożony ruch na grupach<br />

sprzedażowych, gdzie można pozbyć się niechcianych<br />

upominków. Wymiar duchowy świąt widoczny jest głównie<br />

u starszych, którzy stanowią większość obecnych na angielskiej<br />

Mszy świętej, albo u imigrantów z krajów katolickich.<br />

Młodsze pokolenie raczej nie wybierze się do kościoła<br />

i nie podzieli opłatkiem.<br />

Jak zatem wyglądają Święta w angielskiej rodzinie?<br />

Większość domów już na początku grudnia, odwiedza Elf<br />

on The Shelf, który szpieguje dla Mikołaja i robi psikusy:<br />

rozwija rolkę papieru toaletowego czy rozsypuje mąkę.<br />

Elf znika zaraz po świętach, by wrócić następnego roku.<br />

Kreatywniejsze mamy robią z dziećmi gingerbread house,<br />

czyli domki z piernika przybrane lukrem. Słuchanie kolęd<br />

to raczej rzadkość, ale za to hity takie jak All I Want For<br />

Christmas Is You w wykonaniu Mariah Carey, czy A Holly<br />

Jolly Christmas Michaela Buble, rozbrzmiewają wszędzie.<br />

Nie można zapomnieć o sweterkach świątecznych,<br />

noszonych bardzo chętnie przez wszystkich, nie tylko<br />

przez dzieci. Są one obowiązkowym strojem na imprezach<br />

firmowych, które stanowią przyczynek do tego, żeby<br />

się zrelaksować i dobrze bawić.<br />

Przygotowania do Bożego Narodzenia to głownie zakupy,<br />

zakupy i jeszcze raz zakupy. Anglicy uwielbiają kartki.<br />

Wypisują je namiętnie, dlatego w ich domach zobaczycie<br />

całe wystawki. Na zewnątrz też musi się dziać: światełka,<br />

renifery, dmuchany Mikołaj… Im więcej, tym lepiej, jednak<br />

niekoniecznie ładniej. Dzień wigilijny spędzany jest<br />

w pidżamach, a nowy trend Christmas Eve Box staje się<br />

coraz bardziej popularny. W tym „pudełku wigilijnym”<br />

znajdują się istne atrakcje: słodkości, gorąca czekolada,<br />

film na DVD (Grinch lub Chichitty Chitty Bang Bang<br />

u starszego pokolenia), a także jedzenie dla renifera<br />

i, oczywiście, pidżama! Dzieci przed pójściem spać, szykują<br />

ciasteczka oraz mleczko dla Santy i jedzonko dla Rudolfa.<br />

W Boże Narodzenie czeka wszystkich otwieranie prezentów<br />

i obiad w gronie rodziny. Na stole, zamiast dwunastu<br />

dań, króluje wielki faszerowany indyk, podawany<br />

z pieczonymi ziemniakami, brukselką, marchewką i korzeniem<br />

pietruszki, a także sos żurawinowy, który jest<br />

przepyszny!<br />

Na deser Christmas pudding, czyli ciasto z bakaliami, orzechami,<br />

czekoladą i rumem.<br />

Podczas obiadu często mocno zakrapianego alkoholem,<br />

członkowie rodziny dzielą się Christmas Crackers, czyli<br />

strzelającą niespodzianką świąteczną. Jest nią kolorowa<br />

papierowa tubka z umieszczoną w środku niespodzianką,<br />

eksplodująca podczas otwierania. W środku zawsze<br />

znajduje się papierowa korona, którą każdy zakłada na<br />

głowę. W drugi dzień świąt, czyli Boxing Day, wszyscy idą<br />

na wielkie zakupy. Sklepy robią tak olbrzymie przeceny,<br />

że nawet korki na ulicach nie zdołają odstraszyć Anglików.<br />

Po świętach czas na odpoczynek: przeliczenie zawartości<br />

portfela i czekanie na Nowy Rok. Niektórzy biorą urlopy<br />

i jadą w ciepłe miejsca, inni odwiedzają rodzinę. Może<br />

się wydawać, że w tym szale zakupów Anglicy zagubili<br />

religijny wydźwięk Bożego Narodzenia, jednak jedno<br />

muszę im przyznać – wszyscy, nawet największe angielskie<br />

marudy zaczynają się w tym czasie uśmiechać i są po<br />

prostu milsi.<br />

Boże Narodzenie<br />

tutaj ma zupełnie<br />

inną oprawę i<br />

inny smak niż w<br />

Polsce.<br />

Dziękuję serdecznie za podzielenie się<br />

z nami Waszymi historiami. Muszę przyznać,<br />

że się wzruszyłam i poczułam tę tęsknotę…<br />

Przyjmijcie od redakcji Post Scriptum<br />

życzenia zdrowych, wesołych i pełnych<br />

miłości Świąt Bożego Narodzenia.<br />

Rozmawiała: Ewelina Kwiatkowska-Tabaczyńska<br />

prowadząca bloga Zaczytana Ewelka.<br />

Po Halloween już istny szał. Wszędzie stawiane są półki,<br />

42 43<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Przy Placu MDM<br />

Choć brzmi to jak bajka, to nią nie jest, wiem, bo<br />

tak się składa, że poniższa historia<br />

przydarzyła się akurat mnie, ale zapewne niewielu<br />

z Was w nią uwierzy…<br />

Zdarzyło się to blisko dwadzieścia lat temu, gdy<br />

po powrocie z niedawno zakończonej wojny w byłej już<br />

Jugosławii, na jakiś czas zrezygnowałem z pracy w dziennikarskim<br />

zawodzie. Wspomnienia z tej wojny, tego co<br />

tam widziałem, niekiedy uczestniczyłem, były tak mocne,<br />

że wszelkie krajowe tematy, pomysły czy reportaże wydawały<br />

się niewarte uwagi, a co dopiero pisania o nich.<br />

Jedyne, co udało mi się jeszcze zrobić to napisać i w<br />

miarę sprawnie wydać książkę traktującą o tym konflikcie.<br />

<strong>Wydanie</strong>m i dystrybucją zajęło się jedno z bardziej<br />

prestiżowych wydawnictw, co nie powiem, napawało<br />

mnie pewną dumą. Doprowadziliśmy sprawy do końca<br />

– książka poszła w świat i zaczęła żyć własnym życiem,<br />

a ja powoli i o tym zapominałem. Gdy nie pamiętałem już<br />

o niczym, całkowicie się zatraciłem. Dałem się ponieść<br />

nałogom. Bez hamulców i asekuracji. Byłem już po<br />

rozwodzie i było mi wszystko jedno. Włóczyłem się wiec po<br />

świecie, pijąc na umór w rożnych miastach u znajomych<br />

w hotelach lub melinach. Póki były pieniądze, wszystko<br />

wydawało się w porządku. Bardziej chcąc niż nie<br />

chcąc, zapijałam się na śmierć. Marzyłem, by któregoś<br />

razu nie ocknąć się po libacji. Nie piszę obudzić, bo zatraciłem<br />

pory dnia i nocy. Budziłem się i piłem, piłem<br />

tak długo, póki nie zasnąłem. Wylądowałem w końcu<br />

w Warszawie - po kilku dniach ostrego melanżu w stolicy<br />

spłukałem się wreszcie do zera. Popłynęły wszystkie<br />

zarobione wcześniej pieniądze. A nie było ich mało.<br />

W końcu stałem wraz z dwoma kumplami na placu MDM<br />

bez grosza i patrzyłem z chodnika w okna jakiejś drogiej,<br />

eleganckiej restauracji. Pruszył lekki śnieg, nawet miło było<br />

popatrzeć, jak ludzie dźwigają zapakowane <strong>świąteczne</strong><br />

prezenty. Nie znałem dokładnej daty, ale według tego,<br />

co widziałem, nadchodziły święta. Ktoś niósł choinkę,<br />

w licznych butikach wzmożony ruch, a prawie każdy wychodził<br />

z czymś w ładnie zapakowanym pudełku, lub<br />

specjalnej torbie z Mikołajami, gwiazdką i tym wszystkim,<br />

z czym kojarzą się święta Bożego Narodzenia. Przeszywało<br />

mnie upiorne zimno będące konsekwencją zarówno<br />

niskiej temperatury, mroźnego wiatru, ale – przede<br />

wszystkim – ulatującego z organizmu alkoholu. Gapiłem<br />

się na tę restaurację przypominając sobie, że jeszcze nie<br />

tak dawno sam bywałem w niej gościem. Wpadałem<br />

na obiad, albo zapraszałem znajomych. Niedaleko stąd była<br />

jedna z kilku redakcji, w której pracowałem, zaliczanych<br />

do najbardziej opiniotwórczych, a zarobki przewyższały<br />

moje potrzeby. Życie układało się pięknie. Wojna jednak<br />

skutecznie przerwała tę sielankę. Nie czułem ani żalu, ani<br />

rozczarowania. Tylko ten przenikliwy ziąb. Nie miałem też<br />

pomysłu dokąd pójść i kogo odwiedzić. Zresztą i tak, jeśli<br />

nie było to pijackim złudzeniem, trafiłem na termin tuż<br />

przedświąteczny, co zdawały się potwierdzać pootwierane<br />

sklepy, wystrój miasta i ci ludzie z prezentami.<br />

Jedyne, co czułem to lekką zazdrość, że mają gdzie<br />

pójść, ten obraz w mojej głowie wyidealizował ich rodziny.<br />

Taka projekcja własnych pragnień.. Tak czy inaczej,<br />

nie był to dobry moment składania niezapowiedzianych<br />

wizyt niedawnym znajomym. Tym bardziej, że było nas<br />

trzech, przecież nie zostawię kumpli na łasce najbliższej<br />

ławki. Galerie handlowe dopiero raczkowały i najbliższa<br />

to chyba była Promenada. To też nie miało znaczenia,<br />

bo nawet gdyby już funkcjonowały, to i tak nie miałbym<br />

o tym pojęcia. Jedyne co nam zostało to dworzec centralny.<br />

“Poratuje pan złotówką?” – zapytał mijający mnie żebrak.<br />

Popatrzyłem na niego chyba lekko rozbawionym<br />

wzrokiem, przecież widać było, że sam jestem mocno<br />

skacowany, zżulony, i nie wyglądałem jakbym wyskoczył<br />

spod prysznica. Fakt, miałem na sobie markowe ubrania,<br />

ale były już mocno zapuszczone po tych wszystkich<br />

wcześniejszych podróżach, pociągach, autobusach<br />

i melinach. Zdziwił mnie, ale ponieważ zwykle odpowiadam,<br />

gdy ktoś się domnie zwraca, to i jemu odpowiedziałem<br />

– “Chłopie, nie widzisz, że ledwo się na nogach<br />

trzymam? Przecież dałbym sobie rękę obciąć za ćwiartkę,<br />

a za piwo palca”. Zatrzymał się i przeszył mnie<br />

wzrokiem – “Nie masz pieniędzy?” – zapytał –“Ani grosza”<br />

– odpowiedziałem. “To masz” wcisnął mi w dłoń<br />

Włóczyłem się więc po świecie,<br />

pijąc na umór w rożnych miastach u znajomych<br />

w hotelach lub melinach.<br />

monetę i poszedł dalej. Nie było tego dużo, odebrałem<br />

to jako symboliczny gest. W otwartej dłoni przyglądałem<br />

się dwudziestogroszówce, którą mi wręczył. Nie wiedziałem,<br />

śmiać się, płakać czy pójść do lombardu zastawić<br />

ostatnią cenną rzecz jaka mi została, czyli telefon.<br />

W trakcie podejmowania decyzji, gdy już byłem skłonny<br />

ruszyć jak najszybciej do znanego mi lombardu przy ulicy<br />

Emilii Plater, telefon ten zadzwonił. Oczywiście, odebrałem<br />

natychmiast. Był to dyrektor wydawnictwa, które<br />

wydało moją książkę. Powiedział, że hurtownie przesłały<br />

mu część pieniędzy i chciałby się ze mną na bieżąco rozliczyć.<br />

Zapytał, kiedy będę w Warszawie, ewentualnie<br />

czy wolę przekazem, czy na konto. Niemalże krzyknąłem<br />

z wrażenia: powiedziałem mu, że jestem w centrum<br />

i w ciągu pół godziny dotrę. Po tym rozliczeniu, kupiłem<br />

sobie ćwiartkę wódki, by jakoś dojść do siebie zostawiając<br />

część kasy kolegom, którzy cierpieli jak ja, po czym<br />

wsiadłem w pociąg i pojechałem do domu, by następnego<br />

dnia zgłosić się na odtrucie. To był przełom. Bez trudu<br />

odbudowałem pozycję i finansową stabilizację, jednak<br />

do zawodu dziennikarza wróciłem dopiero po dziesięciu<br />

latach, a po odtruciu i pierwszej terapii zająłem się<br />

handlem obrazami. Otworzyłem galerię w Kazimierzu Dolnym.<br />

Trafiłem na złoty okres tej branży i naprawdę szybko<br />

zarobiłem niewielką fortunę. Ale to już temat na osobne<br />

opowiadanie…<br />

Piotr Jastrzębski – autor książki pt. “Z dna”<br />

44 45<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Osiem cytatów,<br />

dzięki którym lepiej poznasz<br />

Francuzów<br />

oraz święta Bożego Narodzenia<br />

we Francji<br />

46 47<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


1. « Quand un Français dit du<br />

mal de lui, ne le croyez pas, il se<br />

vante ! » Edouard Pailleron<br />

1. „Kiedy Francuz mówi o sobie złe rzeczy,<br />

nie wierz mu, chwali się!” Edouard Pailleron<br />

Pierwsza sztandarowa zasada, jeżeli chodzi o kontakty<br />

z Francuzami brzmi: nawet, gdy w Twoim życiu jest wiele<br />

nieprzyjemności, to i tak na pytanie: co u Ciebie słychać?,<br />

odpowiesz: wszystko w porządku. Gdybyś powiedział,<br />

że coś jest nie tak, wówczas uznano by to za coś nietaktownego.<br />

Wyjątkiem od tej reguły jest rozmowa z rodziną,<br />

gdzie możemy pozwolić sobie na całkowitą szczerość– bez<br />

żadnych półprawd i kłamstw.<br />

2. « Connaître une langue à fond<br />

cela signifie connaître à fond le<br />

peuple qui la parle. » Georg<br />

Christoph Lichtenberg<br />

2. „Dokładne poznanie języka oznacza<br />

dokładne poznanie ludzi, którzy nim się<br />

porozumiewają”.<br />

Georg Christoph Lichtenberg<br />

Jadąc do Francji, przygotuj się na to, że nie każdy Francuz<br />

będzie chciał rozmawiać z Tobą po angielsku – po prostu<br />

nie zna tego języka. Nawet, jeśli kaleczysz język francuski<br />

to i tak go używaj. Pomogło mi to w sytuacji, gdy<br />

niesłusznie miałam zapłacić mandat. Francuzi doceniają<br />

fakt, że posługujesz się ich językiem, zgłębiając przy tym<br />

tamtejszą kulturę jak i pewne zachowania.<br />

3. « Les Français croient qu’ils<br />

parlent bien le français parce<br />

qu’ils ne parlent aucune langue<br />

étrangère. » Tristan Bernard<br />

3. „Francuzi uważają, że dobrze mówią po<br />

francusku, ponieważ nie znają żadnego języka<br />

obcego”. Tristan Bernard<br />

To zdanie stanowi kontynuację poprzedniego cytatu.<br />

Prawdą jest, że Francuzi uważają swój język za najpiękniejszy<br />

na świecie, ale który naród twierdzi inaczej? Motto<br />

zawiera więc ziarno prawdy, bowiem starsze pokolenie<br />

Francuzów posługuje się wyłącznie językiem ojczystym,<br />

natomiast młodzież uczy się języków obcych, nie<br />

przykładając jednak do tego zajęcia zbyt wielkiej uwagi.<br />

4. « Ne mettez jamais en<br />

doute le courage des Français,<br />

ce sont eux qui ont découvert<br />

que les escargots étaient comestibles.<br />

» Doug Larson<br />

4. „Nigdy nie kwestionuj odwagi Francuzów:<br />

to oni odkryli, że ślimaki są jadalne.”<br />

Doug Larson<br />

Francuzi są odważni w jednej, fundamentalnej kwestii:<br />

w obronie własnego kraju i jego kultury. Jak każdy naród,<br />

nie lubią, gdy wytyka się im błędy, ale są mistrzami<br />

w celebrowaniu posiłków. Dzień podporządkowują trzem<br />

głównym, podawanym o stałych porach (lekkie spóźnienie<br />

też się zdarza, gdy gospodyni potrzebuje trochę czasu na<br />

ich przygotowanie). Celebracja jedzenia może trwać nawet<br />

kilka godzin (sama tego doświadczyłam). Kolacja spożywana<br />

dwie godziny jest chlebem powszednim, podczas której<br />

trwają rozmowy połączone z delektowaniem się posiłkiem.<br />

5. « Les français parlent vite et<br />

agissent lentement. » Voltaire<br />

5. „Francuzi mówią szybko i działają powoli.”<br />

Wolter<br />

Będąc we Francji starałeś się zrozumieć rodowitego Francuza,<br />

ale nic z tego nie wyszło? Główną przyczyną jest to,<br />

że tamtejsi ludzie mówią bardzo szybko. Na pocieszenie<br />

powiem, że mnie również na początku przygody z tym językiem,<br />

było bardzo ciężko. Przeciwieństwem do szybkiej<br />

sztuki mówienia jest powolne życie. Najczęściej można<br />

tego doświadczyć na wsi. Droga do piekarni, która zajmuje<br />

około 15 minut przedłuża się do godziny z uwagi na spotkania<br />

wielu osób, które chcą porozmawiać, by dowiedzieć<br />

się, co nowego się u ciebie wydarzyło.<br />

6. « Noël est là, Ce joyeux Noël, des<br />

cadeaux plein les bras, Qui réchauffe<br />

nos coeurs et apporte la joie, Jour<br />

des plus beaux souvenirs, Plus beau<br />

jour de l’année. » Washington Irving<br />

6. „Boże Narodzenie jest tutaj Te święta<br />

Bożego Narodzenia pełne prezentów, Ogrzewają<br />

nasze serca i przynoszą radość, Dzień<br />

najpiękniejszych wspomnień, Najpiękniejszy<br />

dzień w roku ”. Washington Irving<br />

Podczas Świąt Bożego Narodzenia Francuzi obdarowują<br />

się wieczorem dwudziestego czwartego grudnia. Nasze<br />

dzieci nie mogą doczekać się rozpakowywania prezentów<br />

podczas wigilijnej kolacji, natomiast francuskie, muszą<br />

poczekać na nie trochę dłużej – nawet do północy.<br />

7. « Ce qui compte à Noël, ce<br />

n’est pas de décorer le sapin,<br />

c’est d’être tous réunis. » Kevin<br />

Bright<br />

7. „W Boże Narodzenie nie jest ważne ozdabianie<br />

choinki, ale bycie razem”. Kevin Bright<br />

Francuzi, tak jak Polacy, bardzo dbają o relacje rodzinne.<br />

Większość więc kolację wigilijną spożywa z najbliższymi,<br />

natomiast pozostałe dni <strong>świąteczne</strong>, poświęca na<br />

Francuzi<br />

są odważni w jednej,<br />

fundamentalnej kwestii:<br />

w obronie własnego kraju<br />

i jego kultury<br />

spotkania z dalszą rodziną, przyjaciółmi czy sąsiadami.<br />

Polacy nie są aż tak skorzy do utrzymywania kontaktów<br />

z sąsiadami, natomiast Francuzi bardzo cenią sobie tego<br />

typu stosunki – starają się być dla nich zawsze mili, podtrzymując<br />

rozmowę nie tylko w <strong>świąteczne</strong>, ale przede<br />

wszystkim w powszednie dni.<br />

8. « Noël est la seule fête où les<br />

enfants reçoivent des cadeaux<br />

sans être obligés de dire<br />

merci. » Daniel Marchiolli<br />

8. „Święta Bożego Narodzenia to jedyne święta,<br />

kiedy dzieci otrzymują prezenty bez<br />

konieczności podziękowania za nie”.<br />

Daniel Marchiolli<br />

Temat sztuki wychowania młodych jest studnią bez dna.<br />

Chciałabym zaznaczyć jednak, że francuskim dzieciom<br />

nie przypomina się za każdym razem podstawowych<br />

zasad kultury, w tym dotyczących podziękowań za otrzymany<br />

prezent, bowiem wyrażają je same wręcz automatycznie,<br />

co jest efektem nauki savoir-vivre od najmłodszych lat,<br />

tak jak mówienie dzień dobry do sąsiadów – francuskie<br />

dzieci przywitają się, często zanim dorośli je zauważą.<br />

Aleksandra Duszeńko<br />

autorka bloga Francuski przy kawie<br />

48 49<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Świąteczne<br />

NOWOŚCI<br />

Wydawnicze<br />

20 grudnia <strong>2019</strong> roku, piątek<br />

Rozdział II<br />

największej szopki, która witała<br />

gości przy wejściu. Była ogromna,<br />

każda figurka nosiła ręcznie uszyty<br />

strój. Dopracowano najdrobniejsze<br />

detale: guziki, marszczenia, łaty<br />

i przydeptane buty. Oprócz centralnych<br />

postaci Jezusa, Maryi i Józefa,<br />

było także kilkunastu świętych<br />

oraz ogromny targ, na którym sześciocentymetrowe<br />

postaci wykonywały<br />

swoje codzienne zajęcia. Był<br />

rzeźnik, handlarz win, muzykanci,<br />

sprzedawca serów, stragan z warzywami<br />

i owocami. Połyskiwały sterty<br />

pomarańczy, kusiły różowe plastry<br />

salami, wino miało nawet napisy<br />

na butelkach. To było dzieło sztuki,<br />

które Melania co roku uzupełniała<br />

o nowe figurki.<br />

Arkadiusz lubił tę szopkę. Z całego<br />

<strong>świąteczne</strong>go wystroju uważał ją za<br />

najlepiej oddającą prowansalski klimat.<br />

Wszystkie inne zabiegi Melanii<br />

postrzegał jako komercyjne ukłony<br />

w stronę klientów, jedynie szopkę<br />

odbierał jako „prawdziwą”.<br />

Ucieszył się, że jest rozstawiona,<br />

choć właściwie nie powinno go<br />

to dziwić. Zgodnie z tradycją rozstawiana<br />

była każdego roku czwartego<br />

grudnia, i co roku kontynuowano<br />

dyskusję o tym, że nie mieści się już<br />

w całkiem przestronnym hallu przy<br />

wejściu do restauracji. Co roku się<br />

mieściła, pomimo nowych figurek.<br />

Co kilka lat Melania decydowała<br />

się na zupełnie nową szopkę. Coraz<br />

rzadziej, ze względu na zajmowane<br />

przez nie miejsce. Szopka powinna<br />

jednocześnie nie mogła przeszkadzać<br />

gościom. Dlatego też ostatnie zamówienia<br />

zwykle ograniczały się tylko<br />

do figurek. Jednak w wy-obraźni Melanii<br />

wciąż pojawiały się nowe obrazy.<br />

Pracowała nad nimi całymi miesiącami,<br />

latami nawet, rysowała rozkład,<br />

obmyślała postaci, kolory, całe rodzajowe<br />

sceny. Figurki i wszelkie inne<br />

elementy były drogie, bo gustowała<br />

wyłącznie w ręcznie robionych i pochodzących<br />

od renomowanych rzemieślników.<br />

Każdorazowo był to jej<br />

autorski projekt, przemyślany w najdrobniejszym<br />

szczególe. Aż do wyrazu<br />

twarzy sprzedawcy mięsa na targu<br />

i koloru spódnicy mieszczki prowadzącej<br />

za rękę kilkuletniego chłopca.<br />

Postaci wyglądały jak żywe, a każda<br />

szopka miała swój indywidualny<br />

rys. Opowiadała historię. A gdy już<br />

Melania ją wymyśliła – przed Bożym<br />

Narodzeniem pojawiała się nowa<br />

szopka, która zawsze sprawiała kłopot,<br />

choć Melania teoretycznie wiedziała,<br />

gdzie chce ją postawić. W tym<br />

roku też złożyła duże zamówienie, nie<br />

na kilka zwyczajowych figurek, ale na<br />

całą, dużą szopkę. Przewoźnik jednak<br />

się opóźniał, jeszcze nie można było<br />

zobaczyć nowego projektu Melanii.<br />

Klemens poprowadził przyjaciela do<br />

przygotowanego stolika, Melania<br />

szybko znikła na zapleczu. Zanim<br />

panowie zdecydowali się na aperitif,<br />

dołączył Michał.<br />

– Zimno – powiedział, otrzepując<br />

głowę ze śniegu.<br />

– Gdybym był twoją mamą, po-<br />

powiedział Arkadiusz po przywitaniu.<br />

– Pamiętasz to? – Michał się zaśmiał.<br />

– Zawsze tak mówiła. Do każdego<br />

z nas – wtrącił Klemens. – I to już we<br />

wrześniu.<br />

– Odpuszczała tylko w wakacje – uzupełnił<br />

Arkadiusz. – Trudno nie pamiętać.<br />

– To chyba był jej sposób na miłość<br />

– odpowiedział Michał. – Nie nacieszyłem<br />

się nią.<br />

Raczej na okazanie miłości – sprecyzował<br />

w duchu Arkadiusz, ale nie<br />

powiedział tego głośno.<br />

– Doprowadziła cię aż do matury –<br />

powiedział Klemens.<br />

– Nawet do studiów – zgodził się<br />

Michał. – Ale i tak mi jej czasami brakuje.<br />

– Zakładaj czapkę, będzie ci się wydawało,<br />

że jest z tobą – rzucił Arkadiusz.<br />

– Może masz rację. Zamawiamy coś?<br />

– Michał odszedł kilka kroków, by odwiesić<br />

kurtkę przy drzwiach. Wieszak<br />

też był niezwykły, jak niemal wszystko<br />

w tej restauracji. Melania zobaczyła<br />

go w pewnej galerii podczas wakacji<br />

spędzanych niedaleko Grasse.<br />

Wieszak był ogromny. Jego ścianę<br />

zrobiono z polerowanego orzecha,<br />

a mosiężne haki wykuto w kształty<br />

roślinne, typowe dla tego regionu<br />

świata. Wymagał przytwierdzenia<br />

do ściany, miał dwa metry wysokości<br />

i trzy szerokości, a co gorsza – był<br />

już sprzedany. Właściciel galerii nie<br />

chciał nawet rozmawiać o odstąpieniu<br />

przedmiotu Melanii. Otrzymał<br />

Umówili się w restauracji Klemensa.<br />

Tak naprawdę tylko zwykli tak to<br />

nazywać. Restauracja należała do<br />

Melanii, żony Klemensa, wysokiej,<br />

chudej kobiety o władczym sposobie<br />

bycia. Miała trochę sardoniczne, inteligentne<br />

poczucie humoru, które<br />

skrzętnie ukrywała przed otoczeniem,<br />

sama nie wiedząc dlaczego.<br />

Z tego powodu Arkadiusz wysoce ją<br />

cenił, ale nie lubił przebywać w jej<br />

towarzystwie. Zawsze obawiał się, że<br />

Melania nie mówi tego, co naprawdę<br />

myśli, a przede wszystkim – że<br />

w głębi ducha naśmiewa się z niego<br />

tak samo, jak z reszty otoczenia.<br />

Elegancki lokal nosił miano:<br />

Mokotowska Prowansja. Jej wystrój<br />

wpisywał się w modny nurt etno,<br />

trochę naturalistyczny, trochę ludyczny.<br />

Lniane obrusy w kratę,<br />

pola lawendy na rozwieszonych artystycznych<br />

fotografiach, przecierane<br />

nierówno ściany – wszystko to<br />

tworzyło przyjazny klimat, zachęcający<br />

do spędzania tu czasu. Melania<br />

uwielbiała Prowansję, wielokrotnie<br />

odwiedzała fabrykę perfum w Grasse<br />

i ślady tej fascynacji można było<br />

dostrzec na ścianach, w obrazach<br />

przywiezionych prosto z południa<br />

Francji. Pola lawendy były oczywistym<br />

akcentem, sporo jednak było także<br />

czarno-białych zdjęć flakonów perfum,<br />

fiolek z zapachowymi ekstraktami,<br />

tłoków do olejów roślinnych<br />

i innych perfumiarskich akcesoriów.<br />

Klimat klimatem, Melania wraz<br />

z projektantem wnętrz nie zapomnieli<br />

także o komforcie klientów. Ba!<br />

Zadbali o luksus. A w temacie eleganckiego<br />

luksusu Melania była mistrzynią.<br />

Tak więc kraciaste obrusy<br />

wyglądały na lniane, ale materiał miał<br />

domieszkę jedwabiu. Sztućce były ze<br />

stali polerowanej, pokrytej specjalną<br />

warstwą utwardzającą, dzięki czemu<br />

przy nakryciach prezentowały się jak<br />

małe lustra. Krzesła obito materiałem<br />

sprowadzonym z Prowansji, kanapy<br />

zrobiono na zamówienie. Świeczniki,<br />

serwetki, stroje kelnerów – najmniejszy<br />

detal był dopracowany.<br />

Melania miała wyśmienity gust i nie<br />

liczyła się z groszem. Efekt był imponujący.<br />

Szczególnie o tej porze<br />

roku. Mokotowska Prowansja wpisała<br />

się w ogólnoświatowy trend bożonarodzeniowych<br />

ozdób. Chwilowo<br />

elegancja ustąpiła miejsca przytulności,<br />

którą w okresie świątecznym<br />

Melania uznawała za ważniejszą.<br />

Światełka, migotanie, odblaski, błyski.<br />

Czerwone i lawendowe kokardy.<br />

Nie było choinek, za to kilka efektownych,<br />

prowansalskich szopek<br />

porozstawianych na stołach przy<br />

ścianach. Klimat bardzo sprzyjał<br />

miłemu spędzaniu czasu. Z<br />

tym że wyłącznie przez tych,<br />

którzy po dwudziestym piątym<br />

nie wypatrywali tęsknie wypłaty.<br />

Melania z Klemensem przywitała Arkadiusza<br />

niemal przy drzwiach. Wspólnie<br />

skomentowali rozmieszczenie<br />

być odpowiednio wyeksponowana, wiedziałbym, że zapomniałeś czapki – już zadatek i handlowa godność nie<br />

50 51<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


pozwalała mu na żadne targi. „A wydawałoby<br />

się, że za pieniądze można<br />

wszystko” – po- wiedziała wtedy Melania,<br />

wychodząc niepocieszona<br />

ze sklepu.<br />

Przeprowadziła śledztwo. Jak domorosły<br />

detektyw poczekała, aż do<br />

galerii wszedł klient, który dyskutował<br />

z właścicielem o wieszaku. Nikt inny<br />

nie kręcił się wokół tego mebla, to musiał<br />

być kupujący. Ten człowiek. Gdy<br />

niewysoki mężczyzna w letnim kapeluszu<br />

wyszedł ze sklepu, zaczepiła go,<br />

przedstawiła sprawę. Opisała swoją<br />

restaurację, miejsce, które właściwie<br />

czeka na ten mebel, i robiła mnóstwo<br />

proszących min. Wypili razem<br />

kawę, a mężczyzna zgodził się na odsprzedanie<br />

wieszaka bez specjalnych<br />

oporów. Mebel mu się nie podobał,<br />

zażyczyła go sobie jego żona. Chętnie<br />

go odstąpił, chociaż nie zrobiłby tego,<br />

gdyby wiedział, jakie piekło urządzi<br />

z tego powodu jego ślubna. Widocznie<br />

wieszak działał przyciągająco na kobiety.<br />

Michał jednak o tym nie wiedział.<br />

Po prostu odwiesił kurtkę, nie<br />

przerywając konwersacji.<br />

– Coś na rozgrzewkę – odpowiedział<br />

Arkadiusz.<br />

– Specjalnie przyjechałem taksówką.<br />

– Michał się zaśmiał.<br />

– Pastis? – zaproponował Klemens.<br />

– Jasne – potwierdził Arkadiusz,<br />

a Michał kiwnął głową.<br />

Kelner uwinął się z zamówieniem<br />

w kilka minut. Restauracja była<br />

jeszcze pusta, dopiero za dwie godziny<br />

spodziewano się natłoku gości.<br />

– Polecam sałatkę nicejską, bouillabaisse,<br />

małże, a na deser calisson<br />

d’Aix. Lub smażone figi – powiedział<br />

młody chłopak zawinięty w fartuch<br />

z logo restauracji.<br />

– Wolałbym coś mięsnego – odpowiedział<br />

Michał.<br />

– Wołowina? – zasugerował kelner.<br />

– Może stek? – bardziej zapytał, niż<br />

stwierdził Michał. Kelner kiwnął<br />

głową.<br />

– Ja z zupy rezygnuję. A na deser<br />

crème brûlée – zażyczył sobie Arkadiusz.<br />

– Małże mogą być, za to migdały<br />

koniecznie.<br />

dopytywał Klemens.<br />

– Z dorsza, halibuta, łososia i owoców<br />

morza – odpowiedział młodzian. Klemens<br />

zadał pytanie przede wszystkim<br />

po to, by pochwalić się przygotowaniem<br />

obsługi.<br />

– Dla mnie sałatka i zupa. I obydwa<br />

desery dla nas wszystkich, plus crème<br />

brûlée dla pana – powiedział Klemens.<br />

– Nie protestujcie, będziecie<br />

zadowoleni.<br />

– W winach zdajemy się na ciebie –<br />

powiedział Michał, patrząc na Klemensa.<br />

– Wolicie delikatniej czy mocniej?<br />

– Wolimy tak, jak wybierzesz.<br />

– Do zupy sugeruję kieliszek sherry<br />

Fino. Jest mocne, wzmacniane,<br />

jego słoność i wytrawność będzie się<br />

doskonale komponowała z rybami.<br />

Ma lekko wyczuwalną nutę prażonych<br />

migdałów, zapach morskości, niektórzy<br />

mówią nawet, że czuć w nim<br />

morską bryzę…<br />

– Klemens, wyluzuj. Wypijemy, co<br />

zaproponujesz! – Michał mu przerwał.<br />

– Poza tym uważam, że morska bryza<br />

nie bardzo kojarzy się z dobrą sherry,<br />

a prażone migdały mają smak, nie<br />

zapach – dodał Arkadiusz.<br />

– Co wy wiecie – westchnął Klemens.<br />

– Wszystko ma zapach. A bakłażan<br />

w słońcu? Taki świeży, wprost z krzaka?<br />

Albo na porannym targu? Morska<br />

bryza o poranku, gdy mgła unosi<br />

się nad przypływem? Wszystko czuć<br />

w winach. Sherry Fino, najjaśniejsza<br />

i najbardziej wytrawna ze wszystkich<br />

rodzajów sherry, pochodzi z Andaluzji…<br />

– Bierzemy! – zadecydował Michał.<br />

– Ale masz także inne, z Francji? Nie<br />

tylko z Prowansji? Co z Alzacją? – powiedział<br />

Arkadiusz, mrużąc odrobinę<br />

oczy. Być może wpadł mu w źrenicę<br />

promień słońca, które akurat postanowiło<br />

upiększyć dość pochmurne<br />

grudniowe południe w Warszawie.<br />

A właściwie w Mokotowskiej Prowansji.<br />

– Mam różne. – Klemens się zaśmiał.<br />

Dość nerwowo, co odnotował Arkadiusz,<br />

ale tego nie skomentował. – Do<br />

Michała, a dla ciebie różowe Côtes de<br />

Provence.<br />

– Pozostanę przy sherry Fino. Piłem je<br />

już kiedyś u ciebie, mam całkiem romantyczne<br />

wspomnienia. – Arkadiusz<br />

przerwał Klemensowi.<br />

– Romantyczne? – zdziwił się Michał.<br />

– Jakbym się w puchową pierzynę<br />

zapadał.<br />

– Cóż, to chyba najlepsza rekomendacja,<br />

jaką słyszałem. – Klemens się<br />

zaśmiał. – W takim razie Bandol dla<br />

Michała. Jest hodowane w okolicach<br />

Marsylii, dość wytrawne, o pięknym<br />

głębokim kolorze. Dominuje w nim<br />

aromat trufli i leśnego runa, ale wyczuć<br />

też można odrobinę pieprzu. Będzie<br />

idealne do steku. A na deser dla nas<br />

wszystkich Beaumes de Venise, prawie<br />

likierowe, idealne do deseru.<br />

Aromatyczne tak, że doprawdy warte<br />

grzechu, zobaczycie. Będzie idealne,<br />

choć niektórzy bardziej polecają je do<br />

serów z niebieską pleśnią.<br />

W tym czasie kelner przyniósł im po<br />

kieliszku pastis.<br />

– Dawno nie piłem anyżówki. – Arkadiusz<br />

się zamyślił.<br />

– Właściwie to powinniśmy wstać –<br />

wtrącił Klemens.<br />

– Bo? – zainteresował się Michał.<br />

– Bo aperitif pije się na stojąco.<br />

Arkadiusz odsunął krzesło.<br />

– W takim razie na stojąco! – Uśmiechnął<br />

się.<br />

– Pamiętacie anyżówkę mojego ojca?<br />

– zapytał Michał.<br />

– Tego się nie da zapomnieć. – Arkadiusz<br />

się skrzywił. – Tak pijany nie<br />

byłem potem nigdy w życiu.<br />

– Chyba zatruty – wtrącił Klemens.<br />

– Na to samo wychodzi – odpowiedział<br />

Arkadiusz.<br />

– To były czasy – westchnął Klemens.<br />

– Młodzi, przystojni i z przyszłością.<br />

Z tego wszystkiego tylko przyszłość<br />

się przeterminowała – powiedział<br />

Michał.<br />

– Sugerujesz, że nie ma już dla nas<br />

przyszłości? – zareagował Klemens<br />

z dość zagadkowym wyrazem twarzy.<br />

– Żartuję. – Michał się uśmiechnął. –<br />

Możemy ją sobie wciąż wyobrażać.<br />

A jaka będzie? – Wzruszył ramionami.<br />

– W opozycji do tego, co mówiła nasza<br />

polonistka. Jak ona się nazywała?<br />

– Piątkowska – powiedział Michał.<br />

– Chyba już nie żyje. – Arkadiusz znów<br />

się zamyślił.<br />

– To było ponad czterdzieści lat temu!<br />

– powiedział Klemens.<br />

– Nie lubiłem jej – wtrącił Michał. –<br />

Postawiła mi kiedyś dwóję, pierwszą<br />

w moim życiu. Nie zapomnę tego do<br />

końca moich dni.<br />

– Przecież na nią zasłużyłeś – odpowiedział<br />

Arkadiusz zasadniczo. –<br />

Doskonale to pamiętam. Uprzedzała<br />

cię kilka razy.<br />

– Za gadanie? Zasłużyłem na dwóję?<br />

– Oczywiście. Odpytała cię wtedy<br />

z poprzedniego tematu, czego nigdy<br />

nie robiła.<br />

– Odpytała, bo gadałem!<br />

– Właśnie.<br />

– Przestańcie. Arkadiusz, nie bądź taki<br />

zasadniczy.<br />

– A poza tym to było pięćdziesiąt lat<br />

temu, mój drogi, pięćdziesiąt. Ale<br />

nie chodzi o wiek. Jeszcze niedawno<br />

widywałem ją na ulicy. Chodziła na<br />

spacery, najczęściej pod rękę z jakimś<br />

młodym człowiekiem. Ostatnio już jej<br />

nie widuję.<br />

– Wszystkich nas to czeka – sentencjonalnie<br />

stwierdził Klemens, zadowolony,<br />

że wymiana zdań nie<br />

rozwinęła się w kłótnię.<br />

– To była ostatnia osoba, która mówiła<br />

do mnie „Arku”.<br />

– Faktycznie! Nigdy nie słyszałem, by<br />

ktoś mówił do ciebie inaczej niż „Arkadiuszu”.<br />

– No właśnie. Stary już za młodu. –<br />

Arkadiusz się uśmiechnął. – Nawet<br />

w domu tak mówią.<br />

– Słuchaj, a wiesz, w łóżku? Podczas<br />

bara bara? – zainteresował się Michał.<br />

– A pamiętacie Francuzkę? – Klemens<br />

zmienił temat. – Ja od niej regularnie<br />

dostawałem dwóje.<br />

– Przecież po francusku gadałeś jak<br />

Anzavour – zdziwił się Michał.<br />

– Nie pamiętasz? Tępiła mnie, bo<br />

kiedyś wytknąłem jej jakiś błąd.<br />

Chyba.<br />

– I tak miałeś piątki. – Arkadiusz<br />

wzruszył ramionami.<br />

– Z jakich ryb dzisiaj bouillabaisse? – drugiego dania proponuję Bandol dla<br />

– Świetlana – wtrącił Arkadiusz. – Bo jakby mi postawiła czwórkę,<br />

52 53<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


to moja matka zażądałaby komisu. A ten zdałbym w<br />

podskokach, wolała się nie ośmieszać. A Aznavoura uwielbiała.<br />

Jakby mogła, to uczyłaby nas francuskiego na jego<br />

piosenkach.<br />

– Co w sumie nie byłoby takie złe. Tego dawało się słuchać<br />

– powiedział Michał.<br />

– Chyba dzisiaj daje się słuchać – skomentował Klemens.<br />

– Postarzeliśmy się, to i muzyka się wokół nas postarzała.<br />

Być może nasze dzieci też będą kiedyś słuchały<br />

The Beatles.<br />

– Już słuchają.<br />

– Jak ona się nazywała? – zastanowił się Michał. – Ta<br />

od francuskiego?<br />

– Starkowska – powiedział Arkadiusz.<br />

– Starecka – równocześnie powiedział Klemens.<br />

Michał wzruszył jednak ramionami, gdyż w tym samym<br />

momencie pojawił się w drzwiach kelner z butelką.<br />

– A te wina z twojej winnicy? – zainteresował się.<br />

Klemens pokręcił głową.<br />

– Ja mam winnicę na północy, w Alzacji. W najbardziej<br />

wysuniętym na wschód północnym zakątku Francji.<br />

– Ale podajesz hiszpańskie i prowansalskie? – zdziwił<br />

się Michał.<br />

– Melania tak sobie życzy. Prowansalska kuchnia, prowansalskie<br />

wino. Hiszpanię ledwie akceptuje, smak jej<br />

nie podchodzi.<br />

– Klimat faktycznie jest tu fantastyczny. A co z twoimi<br />

winami?<br />

– Jest w karcie kilka, a trochę sprzedaję w innych sklepach.<br />

– Ja bym chętnie kupił – zadeklarował Michał, a i Arkadiusz<br />

skinął głową.<br />

– Pomyślimy – wymijająco powiedział Klemens. – Polacy<br />

wolą wina ciut tęższe, głębokie burgundy na przykład.<br />

Świetnie się sprzedaje Châteauneuf-du-Pape, wytrawne<br />

czerwone króluje. U mnie głównie produkujemy rieslingi,<br />

pinot blanc i muscat, sylvaner, trochę pinot gris.<br />

W ogóle zrezygnowaliśmy z uprawy pinot noir, ten szczep<br />

nie lubi się z tamtymi glebami. Mamy więc wina białe,<br />

raczej krzepkie, chłodne w smaku. Mnie zachwycają delikatnością,<br />

rozlewają się po języku jak kropla aksamitu,<br />

ale Polacy doceniają trunki mocniejsze. Czasem myślę,<br />

że gdybym produkował wódki z mirabelek w sąsiedniej Lotaryngii,<br />

byłoby lepiej. Nasze wina są znakowane oczywiście<br />

jako Alsace Grand Cru, tylko pięćdziesiąt jeden winnic<br />

jest na tej liście, ale to w Polsce nie pomaga. Podwyższa<br />

cenę, a Polacy są bardzo czuli na pieniądze.<br />

– Tutaj tego nie widać. – Michał rozejrzał się po wnętrzu<br />

restauracji.<br />

– A widzisz tłum?<br />

– Jest piątek przed świętami…<br />

– Tak, ludzie dopiero przyjdą. Jest sporo rezerwacji,<br />

nie narzekamy. Interes się toczy, nie będę udawał. Ale<br />

w winach chciałbym więcej. Zresztą… – Klemens się zawahał.<br />

– Co tam będę narzekał. Nasze jedzenie nadchodzi.<br />

Sałatki zjedli w milczeniu, popijając winem. Pierwsza butelka<br />

znikła w okamgnieniu.<br />

– Masz genialnego kucharza – pochwalił Michał przy<br />

drugim daniu.<br />

– Melania dogląda kuchni.<br />

– Widać jej perfekcjonizm.<br />

– Taaak – powiedział Klemens, pochylając się nad<br />

jedzeniem.<br />

– Dawno tak dobrze nie jadłem – pochwalił ponownie<br />

Michał, odsuwając pusty talerz.<br />

– Wołowina z rekomendowanych hodowli. Małże dziś<br />

nad ranem przyleciały do Polski, a bouillabaiss bardziej<br />

traktuję jak duszoną rybę niż tylko zupę, jest tak intensywna,<br />

gęsta i dobrze przyprawiona. Bagietka do twoich<br />

małż też jest pieczona tutaj.<br />

– Naprawdę Prowansja w Warszawie – skwitował<br />

Michał.<br />

– Na Mokotowie – uściślił Klemens. – Lubię to miejsce.<br />

– Zupełnie ci się nie dziwię – odparł Arkadiusz.<br />

– Aczkolwiek chętnie bym sobie przypomniał, jak smakują<br />

cynaderki w twoim wykonaniu!<br />

– Ty gotujesz? – zwrócił się Michał do Arkadiusza.<br />

– Oj tam, bez przesady. Nauczyłem się od Barbary.<br />

Ona to umie gotować!<br />

– A co u niej? – ostrożnie zapytał Michał.<br />

– Dobrze. – Arkadiusz wzruszył ramionami. – Ułożyła<br />

swoje sprawy. Podróżuje. Dostaję od niej zawsze jakiś<br />

upominek i co najmniej dwie kartki pocztowe. Wiecie,<br />

która się zrobiła godzina?<br />

– Wpół do trzeciej! – Michał aż podskoczył, zerkając<br />

na zegarek. – Umówiłem się z rodziną w centrum handlowym,<br />

ledwo zdążę! Dziękuję. Rachunek? – pytająco<br />

spojrzał na Klemensa.<br />

– No chyba żartujecie – obruszył się ten ostatni. – Byliście<br />

moimi gośćmi!<br />

Pożegnali się szybko, choć bardzo serdecznie. Michał<br />

i Arkadiusz wyszli razem. Szli wzdłuż Puławskiej spacerowym<br />

krokiem.<br />

– Śpieszyłeś się? – mało taktowanie zapytał Arkadiusz.<br />

– Centrum handlowego nie zamkną, a dziewczyny beze<br />

mnie znakomicie sobie poradzą. Nie ma znaczenia,<br />

czy będę kwadrans później.<br />

Szli w milczeniu kilka minut.<br />

– Nie zastanowiła cię opowieść Klemensa o winnicy?<br />

– Nie. Dlaczego by miała? – zdziwił się Arkadiusz.<br />

– Bo… mimo wszystko… jeśli miałbym winnicę,<br />

sprzedawałbym we własnej knajpie własne wina. Inne<br />

mogą być dostępne, ale polecałbym własne.<br />

– To restauracja Melanii.<br />

– Czyli jego żony! Winnica jest także jej, przecież to ich<br />

wspólne pieniądze!<br />

Arkadiusz milczał. Nie zastanawiał się nad tym wcześniej.<br />

– Wiesz, w sumie winnica nigdy nie była tematem<br />

naszych rozmów. Odziedziczył, to ma. Od zawsze kochał<br />

– Wskazał ręką drzwi od kuchni.<br />

wina, i zresztą wszelkie alkohole, całe szczęście, że po-<br />

54 55<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

szedł w winiarstwo, nie w degustację.<br />

– Wszyscy mieliśmy ku temu tendencje w młodości. –<br />

Michał się zaśmiał. – Pewnie jak większość nastolatków.<br />

– Pewnie tak – surowo odparł Arkadiusz. W jego tonie<br />

słychać jednak było, że nie widzi usprawiedliwienia dla<br />

nadmiernego spożywania alkoholu w żadnym wieku.<br />

Zresztą, nie przyznając się do tego, uważał, że współczesna<br />

młodzież powinna wysnuć wnioski z młodości<br />

wcześniejszych pokoleń i już wiedzieć, że pić nie należy.<br />

Zupełnie przy tym nie zwracał uwagi, że jego czas<br />

młodzieńczy powinien rządzić się tymi samymi prawami.<br />

– Klemens jednak pozostał wierny upodobaniom.<br />

Wina są jego specjalnością, zresztą odbył przecież kurs<br />

sommelierski.<br />

– Pamiętam, to było jego marzenie.<br />

Milczenie zaczynało im ciążyć.<br />

– Złapię tutaj taksówkę – powiedział Michał.<br />

Pożegnali się krótkim uściskiem dłoni.<br />

– Trzeba to powtórzyć – powiedział Michał na pożegnanie.<br />

Nie widzieli się wiele lat. Teraz rozmawiało im się dobrze.<br />

Miło było się zobaczyć – pomyślał Arkadiusz. –<br />

Nie jestem jednak pewien, czy chciałbym je szybko<br />

powtórzyć. Bo właściwie po co? Nie do końca rozumiał,<br />

po co było to spotkanie. Dlaczego Michał do niego dążył?<br />

Fragment powieści Agnieszki Lis Zapach Goździków


Świąteczne<br />

NOWOŚCI<br />

Wydawnicze<br />

Uwierz w Mikołaja<br />

MAGDALENA WITKIEWICZ<br />

To nie będą zwyczajne Święta…<br />

Agnieszka kocha Święta i zawsze spędza je z babcią. Jednak<br />

w tym roku starsza pani ma zupełnie inne plany.<br />

Nie zważając na nic, rusza do domu babci, położonego<br />

w samym środku lasu. Śnieżyca sprawia, że droga do<br />

cywilizacji zostaje odcięta. Sytuacji nie ułatwia fakt,<br />

że z szopy wprost na nią wychodzi… święty Mikołaj.<br />

Pięcioletnia Zosia marzy o choince tak ogromnej jak<br />

w centrum handlowym. Jednak tym razem jej Wigilia<br />

zapowiada się zupełnie inaczej… Robert, policjant,<br />

przyjmuje służbę w Święta, bo jest samotny, więc może<br />

się poświęcić. Sam jest też pewien starszy pan z długą<br />

siwą brodą, ale jemu to w ogóle nie przeszkadza. Jego<br />

żona natomiast ma aż nadto towarzystwa zwariowanych<br />

pensjonariuszy pewnego domu opieki Happy End. I choć<br />

zdaje się, że nic tych ludzi nie łączy, to magia wigilijnej<br />

nocy przyniesie wiele niespodzianek. Jedna świąteczna<br />

opowieść, wielu bohaterów. I wiele marzeń do spełnienia.<br />

Bo może żeby pięknie spędzić Święta, trzeba uwierzyć<br />

w Mikołaja? Czytelnik znajdzie w tej wzruszającej powieści<br />

to, co w Świętach jest najpiękniejsze i najważniejsze: miłość,<br />

radość i nadzieję. Jest to powieść o potrzebie bliskości, która<br />

żyje w każdym z nas. Nawet jeśli się do tego nie przyznajemy.<br />

Każdy z nas ma marzenia. Czasem<br />

by je spełnić, wystarczy otworzyć<br />

serce na innych.<br />

Kiedy świat wypełnia magiczna atmosfera,<br />

a w powietrzu unosi się zapach świerku<br />

i pierników, mieszkańcy nadmorskiego<br />

Niechorza rozpoczną <strong>świąteczne</strong> przygotowania.<br />

Przeszkodzą im tajemnice z przeszłości,<br />

które wyjdą na jaw w najmniej odpowiednim<br />

momencie, oraz kilka niespodziewanych<br />

zdarzeń. Czy mimo to wspólne spotkanie przy<br />

stole pogodzi ich i sprawi, że miłość<br />

zatriumfuje?<br />

Wigilijna przystań<br />

SYLWIA TROJANOWSKA<br />

Fragment z „Wigilijnej przystani”:<br />

Wyszła na dwór. Śniegu było po kostki. Lekki<br />

wiatr rozwiewał jej włosy, a mróz kłuł maleńkimi<br />

igiełkami w policzki. Nic jej jednak nie przeszkadzało.<br />

Nawet to, że znowu ktoś zastawił jej<br />

wjazd do garażu. Spojrzała na lewo, w stronę<br />

żywej szopki, dumy jej sąsiada, księdza Pawła,<br />

i zobaczyła sporą grupkę rumianych jak jabłuszka<br />

dzieci ekscytujących się zwierzętami. Wyglądały<br />

na bardzo rozemocjonowane.<br />

Niektórzy ludzie czekają na święta przez<br />

cały rok. Mówią, że na Boże Narodzenie dzieją<br />

się cuda, że dobro wlewa się do serc i z serc tych<br />

się wylewa. Klaudia w te cuda nie wierzyła, do<br />

dziś. Bo właśnie dziś zdarzył się cud! I to nie jeden!<br />

Poczuła prawdziwe dobro!<br />

Zatrzymała się na skrzyżowaniu z Aleją<br />

Bursztynową, która wyglądała naprawdę uroczo<br />

o tej porze roku. Niczym wyjęta z amerykańskich<br />

żurnali, promieniała niezliczoną ilością świetlnych<br />

sznurów, jaśniejących aniołków i reniferów.<br />

Atmosferę dopełniały kolędy, rozbrzmiewające<br />

ze sklepowych i restauracyjnych głośników. Turyści<br />

to uwielbiali. Widziała to po ich uśmiechniętych<br />

minach. I ona chyba też polubiła. Teraz,<br />

w tym roku.<br />

„To będą prawdziwe święta” –<br />

prze-mknęło jej przez myśl. Uśmiechnęła się i<br />

dotknęła pierścionka zaręczynowego.<br />

– „Na pewno!”<br />

Świąteczne<br />

NOWOŚCI<br />

Wydawnicze<br />

56 57<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Ania Ania Cygan Cygan<br />

Wesołych Świąt<br />

Ania Cygan<br />

58<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!