14.02.2021 Views

Głos Polonii w USA | The Voice of Polonia in the USA | Luty 2021

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

LUTY<br />

CIEKAWI POLACY <strong>2021</strong> 7<br />

Ponad 3 miliardy sekund<br />

m<strong>in</strong>ęło jak jeden dzień<br />

Z Panem Henrykiem Komendowskim rozmawia Jacek Szynakiewicz<br />

Jacek Szynakiewicz: Henryku,<br />

m<strong>in</strong>ęło 96 lat Twojego<br />

bogatego życia a kolejne lata<br />

przed Tobą. Gratuluję i życzę<br />

tych następnych lat w pełnym<br />

zdrowiu. Ponad 70 lat temu<br />

emigrowałeś z Niemiec (z amerykańskiej<br />

strefy okupacyjnej)<br />

do Ameryki. To „szmat” czasu.<br />

Od narodz<strong>in</strong> do czasu przekroczenia<br />

Atlantyku, w kierunku<br />

z Europy na Zachód, musiałeś<br />

przeżyć II-gą Wojnę Światową.<br />

A więc nasuwa się pytanie, co<br />

działo się w Twoim życiu przed<br />

wyjazdem do Stanów?<br />

Henryk Komendowski: Tak,<br />

urodziłem się dosyć dawno temu<br />

we wsi Wybranówka, niedaleko<br />

Lwowa i tam się wychowałem.<br />

W burzliwych latach, 1939<br />

i 1941, moje życie koncentrowało<br />

się wokół Lwowa i wsi, gdzie się<br />

urodziłem. Mój Ojciec, Piotr Komendowski,<br />

był szanowanym kolejarzem<br />

i kierownikiem stacji. To<br />

Ojciec zapoznawał mnie z okolicą,<br />

regionem, panującymi tam zwyczajami.<br />

Zaznajamiał mnie z ludźmi,<br />

co w szczególności przydało<br />

się, bardzo zaowocowało, bo mogłem<br />

z tych życiowych zdobyczy<br />

korzystać od samego początku<br />

II-giej Wojny Światowej. Jestem<br />

dumny z tego, co w prezencie wychowawczym<br />

od Ojca za darmo<br />

otrzymałem. Pochodzę z licznej<br />

Rodz<strong>in</strong>y. Była nas dziewiątka,<br />

a ja byłem najmłodszym z pięciu<br />

chłopaków. Wojna, okupacja<br />

niemiecka oraz sowiecka, nas<br />

wszystkich rozproszyła. Jako najmłodszy,<br />

mając zaledwie czternaście<br />

lat w 1939 roku, pozostałem<br />

najbliżej swojej wioski urodzenia<br />

i Lwowa. Idąc śladami Ojca, który<br />

był zagorzałym zwolennikiem lokalnych<br />

partyzantów pracujących<br />

w szeregach kolejowych załóg we<br />

Lwowie, szybko znalazłem drogę,<br />

aby wydajnie im pomagać, służyć,<br />

nawet w moim młodym wieku.<br />

Niesienie pomocy polskiemu<br />

podziemiu stało się „przepisem”<br />

na życie przez kolejne lata. Lwów<br />

to miasto, które mnie wychowało.<br />

Jego siłą i sławą był Polski Patriotyzm<br />

okupiony krwią i walką<br />

„Obrońców Lwowa”. Ci, którzy<br />

polegli do dzisiaj pozostają na<br />

Cmentarzu „Obrońców Lwowa”<br />

(często nazywanym „Orląt Lwowskich”).<br />

W tym miejscu chciałbym<br />

przypomnieć, że 22-go listopada<br />

1920 rok (100 lat temu), Naczelnik<br />

Państwa Polskiego Marszałek<br />

Józef Piłsudski dokonał uroczystej<br />

dekoracji tarczy herbowej<br />

miasta Lwowa Krzyżem Kawalerskim<br />

Orderu Wojennego Virtuti<br />

Militari. Lwów było pierwszym<br />

miastem polskim, które zostało<br />

odznaczone Krzyżem Virtuti<br />

Militari. Miłość do Lwowa jest<br />

wrodzona, pozostaje w genach na<br />

resztę życia.<br />

Pod koniec 1941 roku, już jako<br />

szesnastolatek, życie „wepchnęło”<br />

mnie w dorosłość. Wraz z kilkoma<br />

najbliższymi i zaufanymi<br />

przyjaciółmi zgłosiliśmy akces<br />

do oddziałów Wolnej Polskiej Armii<br />

pod dowództwem Draży. Po<br />

złożeniu przysięgi, w oddziałach<br />

Draży, walczyliśmy wokół Lwowa<br />

z wrogami Polski, Niemcami<br />

i Sowietami. Jak to w praktyce<br />

wyglądało, można obejrzeć na filmie<br />

https://www.youtube.com/<br />

watch?v=x2q19j9dLp8<br />

Przez całą wojnę przemieszczaliśmy<br />

się po Wschodniej i Południowo-Wschodniej<br />

Polsce,<br />

współpracując z AK, pracując dla<br />

AK, prowadząc aktywne działania<br />

wojenne w podziemiu na terenie<br />

Bieszczad, w Rejonach Sanoka,<br />

Rzeszowa i Leżajska.<br />

Ostatecznie, po wielu starciach<br />

z wrogami, uczestniczeniu w licznych<br />

niebezpiecznych akcjach<br />

wojennych, krótkich aresztowaniach<br />

i z sukcesem realizowanych<br />

ucieczkach, znalazłem się, na<br />

zakończenie wojny, w amerykańskiej<br />

strefie okupacyjnej w Niemczech,<br />

gdzie włączyłem się do<br />

szeregów polskich jednostek<br />

militarnych, których zadaniem<br />

było likwidowanie pozostałości<br />

nazistowskich komórek na tych<br />

terenach.<br />

Jest połowa 1945 roku, formalny<br />

koniec II-giej Wojny Światowej,<br />

ale w Kraju podziemie nadal<br />

walczy z siłami komunistycznymi.<br />

Ciągnie mnie i Kolegów do<br />

dalszego działania dla dobra Polski,<br />

a więc podejmujemy decyzję<br />

o wyjeździe w kierunku południowej<br />

Europy, aby we Włoszech<br />

włączyć się do oddziałów Generała<br />

Andersa. Proszę dowódców<br />

o zgodę na spotkanie się z moim<br />

starszym Bratem Stanisławem,<br />

aby Go o mojej decyzji powiadomić<br />

osobiście i osobiście się nim<br />

pożegnać. W drodze powrotnej<br />

ze spotkania z Bratem zostaję<br />

zatrzymany przez rejonowe siły<br />

bezpieczeństwa do kontroli, gdzie<br />

przetrzymano mnie do wyjaśnienia,<br />

a w tym czasie mój transport<br />

ruszył już w drogę z kolegami partyzantami<br />

do Włoch. Pozostaję<br />

z Bratem w Amerykańskiej Strefie<br />

Okupacyjnej Niemiec, gdzie<br />

zostaję przyjęty do „WiN’u”, czyli<br />

wstąpiłem do organizacji WOL-<br />

NOŚĆ i NIEPODLEGŁOŚĆ, a w jej<br />

strukturach do Południowej Placówki<br />

Delegatury M<strong>in</strong>isterstwa<br />

Spraw Wewnętrznych, Oddziału<br />

Łączności Radiowej i Kurierskiej.<br />

Tak więc los zadecydował za mnie<br />

i wyznaczył mi <strong>in</strong>ną ścieżkę życia<br />

na kolejnych kilkadziesiąt lat.<br />

JSz: Tak więc dla Ciebie skończyła<br />

się II-ga Wojna Światowa.<br />

Trafiasz do oddziałów amerykańskich,<br />

na terenie Bawarii,<br />

pilnujących niemieckich jeńców<br />

wojennych. W międzyczasie<br />

rząd Stanów Zjednoczonych<br />

wprowadza w życie program<br />

emigracyjny dla osiedlania się<br />

Henryk Komendowski:<br />

6 lat wojny w Polsce zmieniło moje życie ale nie zniszczyło mego<br />

ducha, mej chęci do życia i wiary w lepsze jutro. Jako ten kto przeżył<br />

okrucieństwa wojny, w trwałym związku małżeńskim, życiu rodz<strong>in</strong>nym,<br />

w pr<strong>of</strong>esjonalnej karierze, znalazłem <strong>in</strong>spirację do codziennego zadowolenia,<br />

do codziennej radości, do życia w <strong>USA</strong>., do życia i spełniania się<br />

w kraju wypełnionym tak pięknymi miejscami jak Kolorado.<br />

Pozdrawiam z Copper Mounta<strong>in</strong>.<br />

„bezpaństwowców” w Stanach<br />

Zjednoczonych. Chodzi o tych,<br />

którzy w wyniku WW II zostali<br />

poza swoimi krajami stałego<br />

osiedlenia. Prezydent Truman<br />

z Kongresem wyznaczają liczbę<br />

2 miliony. Tyle „bezpaństwowców”<br />

zostanie, w najbliższych<br />

latach, przyjętych do Ameryki.<br />

Korzystasz z tego międzynarodowego<br />

programu pomocy i zapisujesz<br />

się na wyjazd do U.S.A.,<br />

co dalej?<br />

HK: Jest początek 1950 roku.<br />

Wyjeżdżam do Ameryki, wówczas,<br />

zupełnie nieznanego mi<br />

kraju, gdzie mam rozpocząć nowe<br />

życie. Na pokładzie USS Sturgis<br />

z Bremen statek rusza w drogę do<br />

Nowego Jorku. Kapitan zapowiada<br />

siedmiodniową podróż przez<br />

Atlantyk, ale trafiamy na sztormowo-burzową<br />

pogodę w środku<br />

Atlantyku i rejs wydłuża się o trzy<br />

dodatkowe dni, bo musimy opłynąć<br />

tę niepogodę. Statek dociera<br />

do Ellis Island w Nowym Jorku.<br />

22-go lutego 1950 roku moje<br />

stopy stają „śmiało” i pewnie na<br />

gośc<strong>in</strong>nej amerykańskiej ziemi.<br />

Na siedem dni zatrzymuję się<br />

w Nowym Jorku, aby spędzić ten<br />

czas z Kolegą, który, jako wyswobodzony<br />

z Oświęcimia, wcześniej<br />

przybył do Ameryki.<br />

Po siedmiu adaptacyjnych<br />

dniach w Nowym Jorku żegnam<br />

to miasto, wsiadam do pociągu<br />

i ruszam w drogę do Chicago, aby<br />

od samego początku marca 1950<br />

roku rozpocząć amerykańskie<br />

życie w moim nowym miejscu<br />

osiedlenia. W Chicago płacę jednego<br />

dolara za dzień wspólnego<br />

zamieszkiwania z Kolegą w dzierżawionym<br />

apartamencie.<br />

W tym „Wietrznym Mieście”<br />

szybko spotykam się z Bratem<br />

Stanisławem, a także, w kolejnych<br />

latach, zakładam Rodz<strong>in</strong>ę; Żona<br />

Jadwiga oraz Dzieci [Piotr, Stanisław<br />

i Al<strong>in</strong>a].<br />

JSz: Chicago, gigantyczne<br />

miasto w porównaniu z europejskimi<br />

i, aby pokierować<br />

losami Rodz<strong>in</strong>y na kolejnych<br />

kilkadziesiąt lat, musisz podjąć<br />

strategiczne, życiowe, decyzje.<br />

Jedną z nich na pewno jest decyzja,<br />

jak opanować szybko język<br />

angielski, aby włączyć się<br />

w tutejsze życie.<br />

Dokładnie tak. Zapisuję się<br />

na wieczorowe kursy językowe.<br />

Wnoszę opłatę w wysokości 5-ciu<br />

dolarów za trzy miesięczny kurs,<br />

trzy razy w tygodniu, po trzy godz<strong>in</strong>y<br />

dziennie. Na koniec kursu<br />

dostaję pełen zwrot wniesionej<br />

opłaty, jako nagrodę za nieopuszczenie<br />

nawet jednej godz<strong>in</strong>y kursu.<br />

Ale również zaraz podejmuję<br />

pracę jako mechanik-narzędziowca,<br />

w zakładzie produkującym<br />

wysoko wyspecjalizowane narzędzia<br />

i matryce do narzędzi, z płacą<br />

98 centów za godz<strong>in</strong>ę. Moim<br />

szefem jest Niemiec z pochodzenia,<br />

a więc nie mamy problemu,<br />

aby komunikować się w języku<br />

niemieckim. Jestem również biegły<br />

w językach polskim, ukraińskim<br />

i rosyjskim, a więc mam<br />

znacznie szerszy zakres kontaktowy<br />

w firmie, która zatrudniała<br />

wielu uchodźców z tych krajów.<br />

Dodatkowo wolny czas przy maszynie<br />

wykorzystuję na powtarzanie<br />

dziesięciu słówek każdego<br />

dnia. Ponadto, aby doszlifowywać<br />

język angielski zapisuję się na<br />

kursy wieczorowe organizowane<br />

w polskim Klubie Sokół. Po<br />

trzech miesiącach mam opanowane<br />

ponad osiemset słówek, co<br />

daje mi możliwość zapisania się<br />

na kurs <strong>in</strong>żynieryjnego języka<br />

angielskiego. Praktycznie w piątym<br />

- szóstym miesiącu staję się<br />

w pełni językowo samowystarczalny.<br />

Ambicje moje sięgają jednak<br />

wyżej i zapisuję się na studia<br />

<strong>in</strong>żynieryjne. Na dwóch - trzech<br />

zmianach doświadczam życia, bo<br />

muszę pracować, aby zarabiać na<br />

życie, muszę studiować, aby zapewnić<br />

sobie lepszą zawodową<br />

przyszłość, a także muszę wypełniać<br />

rodz<strong>in</strong>ne obowiązki. Czasu<br />

na wypoczynek nie starcza, czyli<br />

doświadczam na własnej skórze<br />

rzeczywistości powiedzenia,<br />

że „Ameryka to hotel i fabryka”.<br />

Ukończenie studiów wprowadza<br />

mnie w nowy zawodowy światek<br />

pr<strong>of</strong>esjonalnego mechanika<br />

<strong>in</strong>żyniera. Pracuję bardzo dużo<br />

i na wyniki nie trzeba było długo<br />

wyczekiwać. Innowacje w branży<br />

medyczno-farmaceutycznej wciągnęły<br />

mnie do takiego stopnia, że<br />

nazwisko moje szybko zaczęło się<br />

pojawiać na kolejnych patentach<br />

mechanicznych, aż nazbierało<br />

się tych patentowych świadectw<br />

ponad dwadzieścia. Niektóre<br />

z moich patentów mogłyby być<br />

przedmiotem samodzielnych artykułów,<br />

ale to może na jakąś kolejną<br />

okazję.<br />

JSz: Ale samą pracą człowiek<br />

żyć nie może, nie potrafi. Życie<br />

rodz<strong>in</strong>ne, wypoczynek, poza<br />

zawodowe za<strong>in</strong>teresowania też<br />

są częścią, często najwspanialszą,<br />

codziennego żywota.<br />

HK: Jasne, uczestniczyłem szeroko<br />

i owocnie w poza zawodowym<br />

życiu. Rodz<strong>in</strong>nie wyjeżdżaliśmy<br />

całą „ferajną” na wakacje,<br />

weekendy również spędzaliśmy<br />

w plenerze, na świeżym powietrzu.<br />

Brat Stanisław był w pobliżu,<br />

a więc wspólnie udzielaliśmy<br />

się w łowiectwie - łowienie taaaaakich<br />

ryb bywało na porządku<br />

dziennym - polowania, wędrówki,<br />

grzyby, gra w tenisa, a także kontynuowanie<br />

narciarstwa, które<br />

rozpocząłem jeszcze jako sze-<br />

Dokończenie na stronie 13<br />

Jacek Szynakiewicz<br />

Urodzony nad Notecią. Absolwent Politechniki Gdańskiej oraz<br />

UAM w Poznaniu. „Z krwi i kości” przeciwnik powojennego politycznego<br />

porządku w Polsce, działacz opozycyjny i dlatego<br />

ląduje w „<strong>in</strong>ternacie” w dn. 13-go grudnia 1981 r. Emigracja<br />

pozwala rozpocząć nowe rodz<strong>in</strong>ne życie w Colorado od marca<br />

1983 r. Jedną z przygód w Colorado było „prezesowanie”<br />

Polskiemu Klubowi w Denver. Podróże, narty, brydż, wędkowanie<br />

i Kochane Wnuczki trzymają emeryta przy siłach.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!