You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
cudzy mąż
tom 2
Redakcja
Anna Jeziorska
Anna Seweryn
Projekt okładki
Ewelina Nawara
Fotografia na okładce i grafiki na stronach rozdziałowych
© gstockstudio|stock.adobe.com
Redakcja techniczna, skład i łamanie
Damian Walasek
Korekta
Anna Seweryn
Marketing
Anna Jeziorska
promocja.videograf@gmail.com
Wydanie I, Chorzów 2022
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c
tel. + 48 600 472 609, + 48 664 330 229
office@videograf.pl
www.videograf.pl
Dystrybucja: LIBER SA
05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4
Panattoni Park City Logistics Warsaw I
tel. +48 22-663-98-13, fax +48 22-663-98-12
dystrybucja@liber.pl
dystrybucja.liber.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2021
tekst © Katarzyna Grabowska
ISBN 978-83-7835-924-1
zapraszamy do księgarni internetowej wydawnictwa
www.videograf.pl
Ani Seweryn,
która jako pierwsza dostrzegła to coś
w moich tekstach.
Dziękuję Ci za wszystkie rozmowy,
rady i opiekę redaktorską.
Bardzo się cieszę, że mogłam Cię poznać.
ROZDZIAŁ I
– Jesteś pewna, że sama dasz sobie radę? – Tata po
raz piętnasty w ciągu ostatniej godziny zadał mi to
pytanie. Stanął w otwartych drzwiach do mojego pokoju
i zbolałym wzrokiem popatrzył na mnie. – Jakby
co, to wiesz, zawsze możemy zrezygnować z wyjazdu.
– Już o tym rozmawialiśmy – westchnęłam. – Nie
możesz podporządkowywać swojego życia mnie.
Jestem dorosła i muszę wreszcie zacząć być samodzielna.
– No tak, ale masz przecież malutkie dziecko.
Może ci być naprawdę ciężko ogarnąć wszystko…
– Oj, tato, przesadzasz. Wiele jest samotnych matek,
które mogą polegać tylko na sobie.
– Ty nie jesteś samotna. Masz mnie.
– Tato, już dawno skończyłam osiemnaście lat –
przypomniałam mu z lekkim wyrzutem w gło-
– 7 –
sie. – Ja mam swoje życie i ty też masz swoje. Kochasz
Beatę, chcesz z nią być, więc nie możesz przez
cały czas oglądać się na mnie.
– Beatka da sobie radę sama. To tylko dwa miesiące…
– Właśnie – przerwałam mu. – Tylko dwa miesiące,
więc tym bardziej nie powinieneś mieć wyrzutów
sumienia. Przecież zostaję w domu. W najbezpieczniejszym
miejscu na ziemi. W dodatku pod
opieką pani Maciaszek. Komu jak komu, ale jej chyba
ufasz? – Mrugnęłam porozumiewawczo. – To najlepszy
osiedlowy monitoring, więc w jej obecności
nic mi nie grozi. Za to Beata trafi do Seattle, którego
nie zna i gdzie byłaby zupełnie sama. Wyobrażasz
sobie, jakie niebezpieczeństwa mogą tam na nią
czyhać? I nie chodzi mi tylko o przestępców – dodałam
chytrze – ale przede wszystkim o tych przystojnych
i bogatych Amerykanów, których pozna
na szkoleniu.
– Cholera! Tego się właśnie obawiam.
– No, a jeśli polecisz razem z nią, dopilnujesz, żeby
żaden facet nie zawrócił jej w głowie. A poza tym
Beacie będzie raźniej, gdy będziesz przy niej. Dwa
miesiące szybko miną i ani się obejrzysz, jak wrócicie
na święta do domu.
– Że też akurat teraz postanowili wysłać ją na to
szkolenie. – Westchnął rozdzierająco. – Dopiero zaczęła
pracę, a oni już…
– To chyba dobrze. Jeśli w nią inwestują, to znaczy,
że mają co do niej dalekosiężne plany.
– 8 –
– No nie wiem, nie wiem… – Tata pokręcił głową.
Nadal nie pogodził się z tym, że Beata zaledwie
po półrocznym zatrudnieniu w dziale prawnym
prywatnej kliniki zdecydowała się zmienić pracę.
Nowa posada w międzynarodowej korporacji wiązała
się z dużym wzrostem wynagrodzenia, niosła
też jednak ze sobą konieczność odbycia dwumiesięcznego
szkolenia w amerykańskim oddziale
firmy. Ojcu, który po długim okresie samotności
wreszcie ponownie otworzył się na uczucie, rozstanie
z ukochaną kobietą wydawało się czymś okropnym.
Zresztą sama Beata również nie chciała się
rozstawać ani z synem, ani z mężczyzną, z którym
zaczęła układać sobie życie. Była nawet skłonna zrezygnować
z tej niespodziewanej szansy na awans
i wrócić na uprzednio zajmowane stanowisko, jednak
nie mogłam na to pozwolić. Zrozumiałam już,
że nigdy nie wolno rezygnować z marzeń. Jeśli czegoś
pragniesz, sięgaj po to. Szczęście jest tak ulotne,
że nie warto go odrzucać, gdy nieśmiało puka
do naszych drzwi.
To ja zaproponowałam, żeby ojciec pojechał do
Stanów wraz z Beatą i zajął się tam jej synem. W wolnych
od szkolenia chwilach będą mogli spędzać czas
razem, a co ważniejsze – poczują się jak prawdziwa
rodzina, którą w końcu chcieli założyć.
Beata szybko przyklasnęła temu pomysłowi, ale
gorzej było z moim ojcem. Rozdarty pomiędzy miłością
do kobiety a obowiązkami względem córki,
bił się z myślami. Bał się, że sama sobie nie poradzę
– 9 –
w opiece nad Hubertem. Nie przeczę, troszkę się tego
obawiałam, ale chciałam wreszcie spróbować samodzielności.
Po tym, co mnie spotkało, ciągle byłam
pod czyjąś opieką. Ojciec i Beata rozpostarli nade
mną parasol ochronny, chcą ustrzec przed złem tego
świata. Byłam im za to wdzięczna, ale wiedziałam,
że taki stan nie może trwać wiecznie. Potrzebowałam
wreszcie rozwinąć skrzydła.
Mój stan zdrowia wrócił do normy, chociaż wiedziałam,
że nigdy już nie będę tak sprawna jak przed
wypadkiem. Jako pamiątka po nim pozostały mi
utykanie i uraz przed jazdą samochodem. Owszem,
czasem podróżowałam autem, ale nigdy nie siadałam
na fotelu pasażera z przodu, a przed wyprawą
łykałam tabletki uspokajające.
– Tato… – jęknęłam. – Przestań piętrzyć problemy.
To już postanowione. Jedziesz z Beatą i Mateuszkiem.
Bilety kupione. Mieszkanie wynajęte. Stany
na was czekają.
– A ty?
– A co ja? Ja zostanę w domu, gdzie znam każdy
kąt. No i nie zapominaj o pani Maciaszek, która
zgodziła się otoczyć mnie opieką. Naprawdę jestem
już duża i nie musisz ciągle się mną przejmować –
powtórzyłam. – Masz własne problemy i teraz skoncentruj
się na nich.
– Co jednak nie oznacza, że ciebie chcę wykreślić
ze swojego życia – zaznaczył z mocą. – Jesteśmy rodziną
i przede wszystkim zależy mi na twoim dobru.
Schrzaniłem sprawę wtedy, więc…
– 10 –
– Przestań, tato.
Nie chciałam wracać wspomnieniami do tamtych
chwil. Co było, to już nie wróci. Po co rozgrzebywać
stare rany, które zaschły? Pozbyłam się dawnych
demonów na rzecz nowych, może nawet i gorszych.
Jednak czy na świecie jest chociaż jeden człowiek,
który nie ma takowych?
Podeszłam do ojca, a on natychmiast rozpostarł
ramiona i przytulił mnie mocno. Przez chwilę miałam
wrażenie, że zgniecie mnie w uścisku.
– Córeczko, bardzo się o ciebie martwię. Tyle
ostatnio przeszłaś…
– Nie możesz chronić mnie całe życie. Może
i upadłam, ale nadal mam chęci, aby się podnieść
i iść dalej. To chyba najważniejsze, prawda?
– Prawda – przyznał niechętnie. – Uważam jednak,
że za szybko rzucam cię na głęboką wodę.
– Na jaką znowu głęboką wodę? To jest życie,
tato. Ptaki też wypychają swoje młode z gniazda,
aby wreszcie poznały świat. Bez tego nigdy
by się nie odważyły opuścić bezpiecznego schronienia.
– Ale to jeszcze za wcześnie…
– Zrozum, tato. – Wyswobodziłam się z jego
objęć. – Chcę zacząć wszystko od nowa. Chcę
przestać wracać myślami do tego, co było. Nie
ułatwiasz, gdy ciągle mi nadskakujesz, oferując
pomoc. Jestem już zdrowa. Muszę spróbować
żyć, dla Huberta… Za bardzo go kocham, żeby
się poddać.
– 11 –
– Pokićkane jest to życie. Dlaczego nie może być
prostsze?
– Wiem, ale nic na to nie poradzimy. Po prostu zaakceptujmy
to, co życie nam daje i żyjmy najlepiej,
jak potrafimy. Dam sobie radę. Uwierz mi. Naprawdę
ze mną jest już wszystko w porządku.
– No dobrze, ale gdybyś jednak mnie potrzebowała,
to dzwoń natychmiast – przestrzegł. – To tylko
kilkanaście godzin lotu.
– Zobaczysz, że wszystko się ułoży.
– Moja mała córeczka… – Łzy zakręciły się
w oczach ojca. – Dopiero co uczyłem cię chodzić,
a teraz już sama masz dziecko…
– O właśnie – podchwyciłam. – Uczyłeś mnie chodzić,
więc teraz mi pozwól na samodzielne stawianie
kroków.
– Dobrze. – Skinął głową. – Chociaż cholernie się
boję. Byłbym spokojniejszy, gdybyś miała przy swoim
boku kogoś, kto by o ciebie zadbał.
– Kobieta nie musi być teraz zależna od faceta.
Mamy dwudziesty pierwszy wiek – przypomniałam
z wyrzutem.
Czasem nie podobało mi się podejście mojego
taty. Niby nowoczesny mężczyzna, ale niektóre jego
poglądy były jak rodem z głębokiego średniowiecza.
– Ale jednak lepiej by było… – uparł się. – Byłbym
spokojniejszy, gdybym wiedział, że zostajesz
z jakimś porządnym młodym mężczyzną.
– Bo i zostaję. – Zaśmiałam się cicho. – Z Hubertem.
– 12 –
– Och, nie żartuj – zezłościł się odrobinę. – Wiesz,
o czym mówię. Ten Adam… Porządny z niego chłopak,
szkoda, że obrał taką drogę życia. Bylibyście ładną
parą. Nawet przez chwilę, gdy zjawił się po narodzinach
Hubercika, miałem nadzieję, że jednak nie przyjmie
ostatnich święceń. Wyglądał na zakochanego w tobie.
– Nie rozmawiajmy o tym – poprosiłam.
Adam, który rozbudził w moim sercu nadzieję,
okazał się zwykłym tchórzem. Dokonanie wyboru
pomiędzy mną a Bogiem jednak go przerosło.
– Jasne, córeczko. Przepraszam. – Tata zrozumiał,
że wspomnienie Adama sprawiło mi ból. – To ja już
lepiej nic nie mówię.
– Dziękuję. – Uśmiechnęłam się do niego i chciałam
coś jeszcze powiedzieć, ale w tej chwili rozległ
się płacz Huberta.
Natychmiast podeszłam do stojącego pod ścianą
łóżeczka i wyjęłam z niego mojego synka, który
przestał płakać, gdy tylko wzięłam go na ręce. Mrużył
oczka, przyglądając mi się z uwagą.
– Co, głodny jesteś? – Pogłaskałam go po główce
porośniętej gęstą ciemną czuprynką, taką samą jaką
miał jego ojciec. Z każdym dniem przypominał mi
go coraz bardziej. – Zaraz mamusia da ci papu. Tatku,
przygotujesz butelkę z mlekiem?
– Jasne. – Tata od razu udał się do kuchni.
Usiadłam na fotelu i przytuliłam czule synka.
Wpatrywałam się w niego z miłością. Był jedyną pamiątką,
która pozostała mi po Rafale. Cudownym
darem życia, które przedwcześnie zgasło.
– 13 –
***
Beata wraz z Mateuszem zjawili się pod wieczór.
Zmęczeni, ale bardzo podekscytowani. Zwłaszcza
Mateusz, który po raz pierwszy w życiu miał lecieć
samolotem.
– Coś długo was nie było – zauważył z wyrzutem
tata. – Już zaczynałem się martwić.
– No mieliśmy trochę biegania, ale wszystko załatwione.
Jeszcze podjechaliśmy na Lublinek, żeby
Mateuszek popatrzył na samoloty.
– To sobie raczej za dużo nie popatrzył. – Tata pokręcił
głową. – Tyle kasy wywalone na budowę lotniska
i teraz stoi puste.
– Coś tam lata…
– Tak, coś tam – zadrwił. – Nawet zrezygnowali
z połączeń do Warszawy. Do stolicy można polecieć
z Łodzi przez Kijów lub przez Rzeszów i Dublin.
Czyż to nie absurd?
– Patrz, wujek, co mama mi kupiła. – Mateusz
podniósł pudełko klocków Lego, na którym widniał
duży boeing. – Niedługo takim polecę.
– I nie będziesz się bał? – Mój ojciec podszedł do
chłopca i wziął od niego pudełko.
– Nie! – zapewnił dzieciak. – Będzie superzabawa.
Mama mówiła, że na pokładzie są telewizory
z mnóstwem filmów i dużo gier. Wujek, pograsz ze
mną, prawda?
– Jasne, ale może najpierw ułożymy te klocki?
– Tak! – zapiszczał uradowany Mateusz.
– 14 –
– Podgrzeję wam obiad – zaproponowałam.
– Pomogę ci. – Beata pobiegła do łazienki, aby
umyć ręce.
Mateusz wraz z moim ojcem usiedli przy stole.
Obaj pochylili się nad otwartym już pudełkiem
i z uwagą studiowali kolorową obrazkową instrukcję.
W tej chwili, mimo iż dzieliła ich spora różnica
wieku, obaj byli małymi chłopcami. Cóż, klocki
Lego łączą pokolenia.
Przeszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki garnek
z zupą. Czekając, aż się zagrzeje, przyszykowałam
talerze i łyżki. Obrałam i pokroiłam na części
ugotowane wcześniej jajka. Właśnie rozkładałam je
do talerzy, gdy do kuchni weszła Beata.
– Biały barszcz? – zapytała, zerkając, co robię.
– Tak. Z kiełbaską, jajkiem i chlebem.
– Czyli tak jak uwielbiam. – Sięgnęła do chlebaka
i wyjęła z niego bochenek. – Wiesz, ta zupa przypomina
mi dzieciństwo. Moja babcia gotowała najlepszy
barszcz pod słońcem. Mówiła, że nie wystarczy
dodać składniki z przepisu. Aby potrawa była smaczna,
trzeba w nią włożyć trochę serca. Kiedyś tego nie
rozumiałam, ale teraz już wiem, co miała na myśli.
Dlatego zawsze gdy jem barszcz, wspominam babcię
i jej słowa. Czuję wtedy, że jest gdzieś blisko mnie.
– To miłe – przyznałam. – Wspomnienia to nasz
największy skarb. Czasami to jedyna rzecz, która
nam pozostaje.
Zauważyłam, że Beata pobladła. Dopiero teraz
zdała sobie sprawę, że to, co powiedziała, mogłam
– 15 –
odnieść do swojej sytuacji. A przecież razem z ojcem
starali się przez cały czas, bym nie wracała pamięcią
do niedawnych zdarzeń. Żebym, chociaż to niemożliwe,
zapomniała o tym, co się stało.
– O matko, Alu, ja cię tak bardzo przepraszam.
– Złapała mnie za dłoń i ścisnęła. – Nie chciałam.
Jestem tak podekscytowana wyjazdem, że zupełnie
nie myślę o tym, co mówię. Plotę, co mi ślina
na język przyniesie.
– Nic się nie stało – pocieszyłam ją. – Naprawdę
nie musisz uważać przy mnie na każde słowo. Pogodziłam
się już z losem, chociaż… Nie! – Potrząsnęłam
zdecydowanie głową. – Nie pogodziłam się,
ale muszę zacząć normalnie żyć z tą świadomością,
że co się stało, to się nie odstanie. Żebym nie wiem
jak rozpaczała, złorzeczyła i zaprzeczała, czasu już
się nie cofnie. On idzie wciąż do przodu, a ja muszę
poddać się temu rytmowi. Rafała już nie ma, ale ja
żyję nadal i muszę zadbać o naszego syna. Wiem, że
Rafał by tego chciał.
Beata objęła mnie i przytuliła. Westchnęła ciężko.
– Jesteś bardzo dzielna.
– Nie jestem. Boję się tego, co przyniesie przyszłość,
ale mimo tego nie chcę się kryć i unikać życia.
Do niedawna bałam się wszystkiego. Miałam
kompleksy i obwiniałam się za wiele rzeczy… Rafał
sprawił, że otworzyłam się na świat. Zaakceptowałam
samą siebie i odrzuciłam bolesną przeszłość.
Drugi raz nie zamknę się w skorupie. Gdziekolwiek
Rafał teraz jest, na pewno patrzy na mnie,
– 16 –
więc chcę, aby był ze mnie dumny. Aby wiedział,
że to on uczynił ze mnie pewną swojej wartości
kobietę. Kiedyś byłam szarą Alą, nigdy więcej już
nią nie będę.
ROZDZIAŁ II
– Odezwiemy się zaraz po przylocie – zapewnił
tata, całując mnie w policzek. – A ty dbaj o siebie
i Huberta.
– Oczywiście, że będę dbała.
– No i jakby się coś działo… Gdybyś potrzebowała
pomocy albo…
– Będzie dobrze – przerwałam mu. – Teraz skoncentruj
się na podróży. Rób dużo zdjęć, żebym później
miała co oglądać.
– Ja zrobię, ciociu! – krzyknął wesoło Mateusz.
– I będę przez Skype’a do ciebie dzwonił. Nawet
nie poczujesz, że nas nie ma.
– Pa, kochana. – Beata niemalże siłą odciągnęła
ojca i sama mnie przytuliła. – Dwa miesiące szybko
miną.
– Wiem o tym. Za chwilę znowu będziemy razem
i jeszcze będziecie mieć dość mojego towarzystwa
– zażartowałam.
– 18 –
– W życiu! – zaprzeczyła Beata. – Zawsze chciałam
mieć dużą rodzinę, chociaż przyznaję, że nie
planowałam tak szybko zostać babcią.
– No idźcie, idźcie – ponagliłam ich, gdyż pod powiekami
wzbierały mi łzy, a nie chciałam się przy
nich rozkleić. – Taksówka czeka, licznik bije, a wy
się żegnacie ze mną tak, jakbyście się wybierali na
koniec świata.
– Bo się wybieramy – westchnął tata.
Mateusz pierwszy wybiegł z mieszkania. Z przerzuconym
przez ramię plecakiem popędził po schodach,
pokrzykując:
– Do zobaczenia, ciociu!
– Na pewno dasz sobie radę? – Tata, zanim przekroczył
próg, postanowił jeszcze raz się upewnić.
– Dam.
Wyszłam z nimi na korytarz i stałam u szczytu
schodów, odprowadzając ich wzrokiem. Tata taszczył
dwie wielkie torby podróżne, a Beata mocowała
się z elegancką walizką na kółkach, która z łoskotem
obijała się o stopnie, robiąc przy tym sporo
hałasu. Beata zatrzymała się na moment, aby poprawić
chwyt na rączce walizki, i odwróciła się w moją
stronę. Uśmiechnęła się leciutko. Również odpowiedziałam
jej uśmiechem, po czym wycofałam się do
mieszkania.
Stojąc za drzwiami, wsłuchiwałam się stukot cichnących
kroków i dźwięk wydawany przez walizkę.
W końcu do moich uszu doleciał trzask zamykanych
drzwi od klatki i zapadła cisza.
– 19 –
Nie chciałam podchodzić do okna i obserwować,
jak moi bliscy wsiadają do taksówki. Do tej pory trzymałam
się dzielnie, teraz jednak pozwoliłam sobie
wreszcie na trochę łez.
Nie tak miało wyglądać moje życie. Miałam być
szczęśliwa u boku Rafała. Tak bardzo czekałam na
ten moment, gdy wreszcie nie będziemy musieli kryć
się z naszą miłością. A gdy ten moment nadszedł,
wszystko się skopało.
Przeszłam do pokoju gościnnego i usiadłam na
kanapie. Ukryłam twarz w dłoniach. Mogłam udawać
silną, mogłam starać się normalnie żyć, jednak
to wszystko było tylko pozą. Nie chciałam przysparzać
zmartwień bliskim. Chociaż na pozór wydawałam
się pogodzona z losem, w głębi duszy byłam
w totalnej rozsypce.
Od wypadku minął prawie rok. Dwanaście długich
miesięcy bez Hartmana. Bez jego głosu, dotyku,
pocałunków. Bez nadziei, że jeszcze kiedyś się
spotkamy. Nie wiem, czy dałabym radę przetrwać,
gdybym nie miała Huberta. Mój synek, świadectwo
miłości Rafała, został ze mną, aby osłodzić mi pełne
samotności dni. Dla niego, tylko dla niego, żyłam
dalej i siliłam się na uśmiech. Chciałam, by dorastał
w szczęśliwej atmosferze.
Przez chwilę łudziłam się, że tę okropną samotność
zapełni Adam. Chłopak, który przez lata był
moim przyjacielem, w ciszy czekając, aż dostrzegę
w nim kogoś więcej. Niestety, nie dostrzegłam.
Przekonana o własnej nieatrakcyjności, obwiniają-
– 20 –
ca się o śmierć matki, nie zwracałam uwagi na facetów.
W dodatku ta przeklęta studniówka… Gdyby
wtedy nie wydarzyło się to wszystko… To mogła
być najpiękniejsza noc w moim życiu, stała się jednak
koszmarem, który sprawił, że jeszcze bardziej
zamknęłam się w sobie. Skoncentrowana na własnym
bólu, odepchnęłam Adama.
Czego się spodziewałam? Że mimo odrzucenia
będzie dzielnie trwał przy mnie i czekał, aż wszystko
się zmieni? Że zawalczy o mnie niczym prawdziwy
rycerz? Pomyliłam się, bo odrzucenie podziałało
na Adama w zupełnie inny sposób. Po prostu znalazł
sobie kogoś, kto go nie odepchnął. Kogoś, komu
mógł zawierzyć. Boga…
Nasze przypadkowe spotkanie po latach, w Budapeszcie,
zakrawało na cud. Rozdarta pomiędzy miłością
do Rafała a poczuciem moralności, liczyłam
na jakiś znak od losu. Gdy wtedy, na moście, zobaczyłam
Adama, zrozumiałam, że to, co przez cały
czas brałam za przyjaźń, było, przynajmniej z jego
strony, silniejszym uczuciem. Pierwsza, platoniczna
miłość. Romantyczna i niespełniona, której nigdy
nie nazwaliśmy miłością.
Adam nie zabiegał o mnie, nie używał podniosłych
słów, aby opowiedzieć o swoim uczuciu. Zamiast
tego zawsze stał obok mnie, gotowy nieść pomoc.
Cichy, spokojny, obdarzony artystyczną duszą.
Wyśmiewany przez wszystkich za swoją łagodną
naturę. Jak wyglądałoby moje życie, gdybym wtedy
dojrzała w jego oczach to, czego nie szukałam?
– 21 –
Jak wyglądałoby moje życie, gdybym wpuściła go
do mojego serca?
Czasu nie można cofnąć, jednak spotkanie w Budapeszcie
sprawiło, że po raz pierwszy inaczej spojrzałam
na Adama, a wykonany na serwetce rysunek
stał się dowodem, że kiedyś, gdy nawet nie zdawałam
sobie z tego sprawy, byłam dla kogoś centrum
wszechświata.
Kiedy po śmierci Rafała i narodzinach Huberta
Adam zadzwonił do mnie, pomyślałam, że powinnam
odebrać Bogu to, co on mi zabrał. Zachowałam
się egoistycznie, ale byłam bardzo rozżalona
i chciałam zemścić się w jakikolwiek sposób na
Stwórcy. Przecież jeśli Bóg istnieje i zsyła na mnie
same nieszczęścia, to czy powinnam przyjmować
je z pokorą, czy też wystąpić przeciwko niemu?
Przez długie lata znosiłam wszystko z rezygnacją,
lecz moja cierpliwość wreszcie się wyczerpała.
Tym razem nie zamierzałam stać jak pokorne cielę.
Bóg może zawiadywać naszymi losami i bawić
się nami niczym szmacianymi lalkami? Już dość!
Nie chciałam być tylko zwierzątkiem doświadczalnym.
Ojciec powinien dbać o swoje dzieci, a jeśli
tego nie robi, to takie dziecko ma prawo wystąpić
przeciwko niemu.
Jakże naiwna byłam, myśląc, że wygram ze Stwórcą!
Łudziłam się, że odbiorę mu Adama i załatam
dziurę, która powstała w moim sercu po stracie Rafała.
Nie wzięłam jednak pod uwagę, że jestem tylko
malutkim pionkiem na planszy życia.
– 22 –
Przez chwilę grzałam się w blasku swojego zwycięstwa,
gdy Adam odwiedzał mnie każdego dnia,
pomagał przy przewijaniu i kąpaniu Huberta, wychodził
z nami na spacer. Dużo rozmawialiśmy, również
o uczuciach, i naprawdę doskonale się rozumieliśmy.
Wiedziałam, że nadal mnie kocha, i byłam
pewna, że mamy podstawy, aby stworzyć szczęśliwą
rodzinę. Wprawdzie Adam nie był Rafałem, ale
był jedynym mężczyzną, u którego boku się widziałam.
Tym bardziej zabolała mnie wiadomość, że nie
potrafi zrezygnować z obranej drogi.
– Starałem się. Uwierz, że chciałbym być z tobą.
Zawsze o tym marzyłem. Tyle razy wyobrażałem sobie,
jak by to mogło wyglądać, ale…
– Jakie ale? Przecież możesz porzucić kapłaństwo.
– Mogę – przyznał ze spokojem. – Właściwie przez
cały czas studiów biłem się z własnymi myślami.
Ciągle mi się wydawało, że nie jestem godzien służyć
Bogu. Twoja twarz przesłaniała mi święte obrazy
i towarzyszyła podczas modlitw. Zrozumiałem,
że muszę wrócić i spotkać się z tobą jeszcze raz. Próbowałem
nawiązać kontakt, ale ty mnie unikałaś.
Skinęłam głową, pamiętając te wszystkie próby
z jego strony. Przez lata uciekałam przed nim, uważając
go za zdrajcę.
– Gdy ujrzałem cię na moście w Budapeszcie…
To był dla mnie znak od Boga. Dał mi możliwość
sprawdzenia się. Zawiodłem go, bo zrozumiałem, że
moje serce nadal mocniej bije na twój widok. A gdy
się pocałowaliśmy… Dla ciebie byłem gotowy na
– 23 –
wszystko. Gdybyś powiedziała wtedy, żebym zostawił
Boga, zrobiłbym to – zapewnił z mocą. – Ty jednak
odepchnęłaś mnie po raz drugi.
– Ja… – Poczułam, że robi mi się słabo. Pamiętałam
tamto spotkanie i to, jak się zachowałam.
– Nie musisz się tłumaczyć – przerwał mi. – Byłaś
zakochana w kimś innym. – Wymownie spojrzał
na śpiącego w wózeczku Huberta. – Wybrałaś swoją
drogę życia, tak jak i ja. Każde z nas ma własny los
i chyba nie po drodze nam do siebie.
– Dlaczego więc zjawiłeś się wtedy? – Zatrzymałam
się na środku parkowej alejki i popatrzyłam
Adamowi prosto w oczy. – Dlaczego znowu chciałeś
się spotkać?
– Mój spowiednik mi kazał – przyznał.
– Co? – Aż mnie zatrzęsło z oburzenia. – Spowiednik?
O czym ty pieprzysz, chłopie?
– Wyznałem spowiednikowi, co do ciebie czuję
i jakie mam wątpliwości, a on powiedział, że każdy
musiał kogoś zostawić. Pan Jezus przykazał swoim
uczniom, aby opuścili domy i bliskich, i poszli
za nim. To nasz prywatny krzyż. Musimy zostawić
tych, których kochamy.
– Jesteś obłąkany! – Odepchnęłam go od wózka.
– Czy ty się w ogóle słyszysz? Ja mam być twoim
krzyżem?
– Najcięższym, który przyszło mi dźwigać. Nie
sądziłem, że podjęcie decyzji będzie dla mnie aż
tak trudne. Jest mi ciężko, ale wiem, że to cierpienie
mnie uświęci i sprawi, że…
– 24 –
– Nie chcę być twoim cierpieniem! – krzyknęłam,
nie zważając na to, że mogę obudzić drzemiącego
Huberta. – Zjawiłeś się tylko po to, aby się uświęcić?
To spieprzaj do tego swojego Boga! Nie potrzebuję
ciebie ani twojego chorego uczucia! Jesteś dla
mnie zwykłym obcym facetem, którego nie chcę widzieć
już nigdy więcej!
Zostawiłam go samego w parkowej alejce. Nawet
nie próbował mnie zatrzymywać. Stał bez ruchu, patrząc,
jak odchodzę.
Nie płakałam. Obiecałam sobie, że nie uronię po
Adamie ani jednej łzy. Nie był tego wart. Przegrałam
z Bogiem! Stwórca wygrał kolejny raz, udowadniając
mi dobitnie, jak maluczką istotą jestem.
– A gdzie podziałaś Adama? – zapytał tata, gdy
zadzwoniłam domofonem, aby pomógł mi wnieść
wózek.
– Proszę, żebyś nigdy więcej nie wspominał przy
mnie tego człowieka. Adama nie ma i nie będzie –
odpowiedziałam. – I lepiej by było, gdyby go nigdy
nie było.
– Co się stało? – Nie zdołał powstrzymać ciekawości.
Ledwie zszedł na dół, zarzucił mnie pytaniami.
– Posprzeczaliście się? O co? Adam coś
odstawił czy ty? Nie martw się, pogodzicie się raz-
-dwa…
– Nie! – oświadczyłam z mocą. – Adam wybrał
Boga, więc nie mamy już o czym rozmawiać.
Faktycznie, więcej się nie zobaczyliśmy. Dwa
dni później zadzwonił do mnie, ale nie odebrałam,
– 25 –
a w lipcu tata spotkał jego ojca i dowiedział się, że
Adam przyjął ostatnie święcenia.
Czyż to nie jakiś absurd? Kochałam dwóch mężczyzn,
z których żaden nie mógł należeć do mnie.
Jeden, zanim umarł, był mężem innej kobiety, a drugi
oddał swoje życie Bogu. Nad moją głową zawisło
chyba jakieś fatum. Czyżbym już zawsze miała być
samotna i zgorzkniała? Czyżbym miała stać się
w przyszłości wierną kopią pani Maciaszek, która,
nie mając nikogo bliskiego, żyje życiem innych ludzi?