POST SCRIPTUM_3_2022_17_
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury
POST SCRIPTUM - Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury
- TAGS
- spiechowich
- jaszczyk
Transform your PDFs into Flipbooks and boost your revenue!
Leverage SEO-optimized Flipbooks, powerful backlinks, and multimedia content to professionally showcase your products and significantly increase your reach.
<strong>POST</strong><br />
NIEZALEŻNY KWARTALNIK<br />
LITERACKO-ARTYSTYCZNY<br />
<strong>SCRIPTUM</strong><br />
P R O Z A P O E Z J A P U B L I C Y S T Y K A S Z T U K I W I Z U A L N E<br />
ŻADEN MALARZ NIE MALUJE W PRÓŻNIĘ<br />
ARTUR SMOŁA<br />
RAMADAN HUSSIEN<br />
Człowiek jest najważniejszy<br />
WOJENNE ANAGNORISIS<br />
MARII PAWLIKOWSKIEJ-JASNORZEWSKIEJ<br />
POWIĄZANA RZECZYWISTOŚĆ<br />
Viola Śpiechowicz<br />
JOHN PORTER<br />
Gość specjalny<br />
YOU LOOK GOOD IN BLACK<br />
gość specjalny<br />
POLSKA SZTUKA NA LITWIE<br />
ARTYSTA ROKU 2021<br />
PIOTR KAMIENIARZ<br />
GRUPPA SIEDEM<br />
ANTARKTYDA<br />
KATARZYNA KOMAROWSKA<br />
fb: post scriptum<br />
fb: 3 post / <strong>2022</strong> scriptum (<strong>17</strong>)<br />
23 / / 2021 (12) (13)<br />
www.postscriptum.uk<br />
fb: post scriptum<br />
Uwaga: bomba zegarowa!<br />
FELIETON JULIUSZA WĄTROBY<br />
AURÈLE RICARD<br />
„LOST DOG” – pies w kolorze nadziei<br />
Barbara Gruszka-Zych: poezja<br />
BRONISŁAW KRZYSZTOF – Jestem wierny sobie<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
1
DRUK NA ŻYCZENIE: 24,95 zł<br />
ZAMÓWIENIA BEZPOŚREDNIO W DRUKARNI:<br />
https://www.wyczerpane.pl/wydawnictwo-post-scriptum,dBA-0io.html<br />
SPIS TREŚCI:<br />
PROZA:<br />
16. Wojenne Anagnorisis Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – prof. Izolda Kiec<br />
48. Esej Renaty Szpunar O szczęściu<br />
66. Lewis-Stempel – Szarak za miedzą. Prywatne życie pola – recenzja – Robert Knapik<br />
78. Lucy – Katarzyna Brus-Sawczuk – OPOWIADANIE<br />
92. Tęsknota – Maja Chałubińska – OPOWIADANIE<br />
98. Wylęgarnia geniuszy – felieton Juliusza Wątroby<br />
102. Barys – Kości, które nosisz w kieszeni – recenzja – Robert Knapik<br />
WERSJA ELEKTRONICZNA DO POBRANIA ZA DARMO:<br />
https://www.yumpu.com/xx/document/<br />
view/66536734/post-scriptum-1-<strong>2022</strong>-15<br />
https://issuu.com/post.scriptum/docs/post_<br />
scriptum_1_<strong>2022</strong>_15_<br />
PARTNERZY MEDIALNI<br />
SZTUKI WIZUALNE:<br />
24. Wywiad z malarzem ARTUREM SMOŁĄ – Renata Cygan<br />
54. Polska sztuka na Litwie – Paweł Krupka<br />
57. Wywiad z malarką DANUTĄ LIPSKĄ – Paweł Krupka<br />
68. GRUPPA SIEDEM – Izabela Winiewicz-Cybulska<br />
82. RAMADAN HUSSIEN – malarstwo<br />
POEZJA:<br />
14. JACEK JASZCZYK– wiersz<br />
23. I zaskrzypiał próg – PROZA POETYCKA – Wanda Dusia Stańczak<br />
38. Proza poetycka – ARTUR DUDZIŃSKI<br />
53. Wiersze – DARIUSZ ZELLER<br />
58. Wiersze – DOROTA NOWAK<br />
76. SATYRA<br />
81. Ojciec – Antologia SAP-u – Wanda Dusia Stańczak<br />
91. JULIUSZ WĄTROBA – aforyzmy<br />
96. Wiersze polecane – MARCIN ZEGADŁO<br />
ROZMAITOŚCI:<br />
4. PIOTR KAMIENIARZ – ARTYSTA ROKU 2021<br />
6. Powiązana rzeczywistość – Anna Maruszeczko rozmawia z VIOLĄ ŚPIECHOWICZ<br />
44. Światło dla poloneza – Wanda Dusia Stańczak<br />
60. JOHN PORTER – gość specjalny – wywiad – Katarzyna Brus-Sawczuk<br />
70. Joanna Nordyńska – Antarktyda – rozmowa z KATARZYNĄ KOMAROWSKĄ<br />
2<br />
ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />
Renata Cygan (redaktor naczelna), Katarzyna Brus-Sawczuk, Joanna Nordyńska, Juliusz Wątroba, Izolda Kiec,<br />
Wanda Dusia-Stańczak, Renata Szpunar-Kubczyk, Robert Knapik, Iza Smolarek, Alex Sławiński,<br />
Anna Maruszeczko, Paweł Krupka, Agnieszka Woźniak, Izabela Winiewicz-Cybulska (gościnnie)<br />
Rysunek satyryczny: Konrad Wieczorkowski, Sergio Palazon<br />
Korekta: Aleksandra Krasińska, Dominika Paluch, Joanna Olszewska i Małgorzata Nowak<br />
Tłumaczenia z języka angielskiego: Renata Cygan<br />
Skład, łamanie i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Obraz na okładce:<br />
Artur Smoła<br />
WSTĘPNIAK<br />
Nasza teraźniejszość jest mocno zapętlona: przesyt bodźców, kłębowisko informacji<br />
(a nazbyt często dezinformacji), kalejdoskop jaskrawych kolorów. Ogólny galimatias.<br />
Jak odnaleźć porządek i spokój w tym chaosie? Jak zatrzymać pędzący na oślep tramwaj,<br />
z którego coraz trudniej wysiąść?<br />
Odpowiedzią na te pytania, swoistym remedium na bolączki współczesnego bytowania,<br />
zawsze były i są literatura i sztuka. Interesująca książka, piękny obraz, poruszający film czy<br />
dobra poezja pomagają odzyskać równowagę, dają wytchnienie i pobudzają do refleksji,<br />
a tym samym wywołują pozytywne zmiany w układzie nerwowym.<br />
Sztuka koi i wzbogaca, i zamienia poplątaną teraźniejszość w powiązaną rzeczywistość.<br />
„Powiązana rzeczywistość” to tytuł bardzo ciekawego i inspirującego wywiadu Anny Maruszeczko<br />
z Violą Śpiechowicz, jedną z czołowych polskich projektantek mody. Viola wiąże<br />
swoją rzeczywistość, m.in. projektując suknie dla księżniczek bhutańskich, szyjąc zimowe<br />
ubranka dla Żubrówki, czy tworząc oryginalne obrazy z rozrzucanych nici, gdzie każda niteczka<br />
ma znaczenie. Jej sztuka to przykład na to, jak z chaosu rodzi się ład.<br />
W rzeczywistość naszego kolejnego gościa wplątują się madonny, konie i sport. Pochodzący<br />
z Pilzna Artur Smoła miał zostać sędzią, ale los napisał dla niego inny scenariusz – został malarzem.<br />
Miłośnik Kory i Fridy kreuje oryginalne, demoniczne, władcze kobiety łączące w sobie to,<br />
co grzeszne i boskie. Unikatowy styl, feeria kolorów, nietypowe formy – to cechy charakterystyczne<br />
twórczości artysty. Zapraszamy do galerii jego zapadających w pamięć obrazów.<br />
Dla wielu punktem odniesienia, a czasem jedynym realnym (nierealnym?) bytem jest muzyka.<br />
Gościem specjalnym tego numeru jest John Porter. Myślę, że nie trzeba go szczególnie<br />
przedstawiać. Walijski muzyk, który swoją rzeczywistość związał na stałe z Polską,<br />
jest ważną postacią naszej rodzimej sceny muzycznej. Katarzynie Brus-Sawczuk udało się<br />
namówić Johna do zwierzeń przy filiżance kawy.<br />
Dorastanie w biedzie, ucieczka przed wojną i emigracja (aktualne obecnie zjawiska –<br />
także za naszą miedzą) odcisnęły piętno na spojrzeniu na świat i ludzi naszego kolejnego<br />
bohatera – syryjskiego malarza Ramadana Hussiena. Jego rzeczywistość nie była różowa,<br />
co objawia się w poruszającej twórczości artysty.<br />
Powiązaliśmy dla Państwa wiele wątków, które składają się w jedną, interesującą całość<br />
w postaci tego numeru „Post Scriptum”.<br />
Zajrzeliśmy także do Wilna, odwiedziliśmy Antarktydę, zatańczyliśmy poloneza. Piszemy<br />
o szczęściu, tęsknocie i konkursowaniu, zaznajamiamy się ze świeżo powstałą Gruppą Siedem<br />
i zamyślamy nad wojennym anagnorisis Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej.<br />
Gorąco zapraszam do lektury i życzę Państwu miłej podróży między słowem a obrazem.<br />
Redaktor Naczelna<br />
www.postscriptum.uk, fb: post scriptum, e-mail: redakcja@postscriptum.uk<br />
Wydawca: Post Scriptum LTD, Watford, UK<br />
NUMER KONTA: IBAN: GB82 LOYD 3096 2657 4181 60<br />
UK: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
3
PIOTR KAMIENIARZ<br />
ARTYSTĄ ROKU 2021<br />
GRATULUJEMY!<br />
4<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
A R T<br />
A K T Y<br />
P O S T<br />
<strong>SCRIPTUM</strong><br />
Już po raz drugi, pod auspicjami „Post Scriptum”, odbył się plebiscyt<br />
na ARTYSTĘ ROKU. W wyścigu o wygraną oraz piękną,<br />
oryginalną statuetkę „ArtAkty Post Scriptum” wzięło udział<br />
20 komisyjnie wybranych artystów, którzy w roku 2021 gościli na<br />
łamach naszego kwartalnika.<br />
Wszyscy nominowani byli absolutnie i bezapelacyjnie godni tego<br />
zaszczytnego tytułu, wszyscy mieli równe szanse. Każda z tych<br />
postaci to osobowość nietuzinkowa, tworząca niezwykłe dzieła<br />
sztuki: piórem, dłutem, pędzlem, ołówkiem, pisząc, rzeźbiąc,<br />
malując, rysując, wystukując teksty na komputerze, mieszając<br />
żółtka z pigmentami, wyskrobując kolejne warstwy ze żmudnie<br />
nałożonych pokładów barwnika, wędrując z głową w chmurach<br />
(bo tam najpiękniej pączkują wiersze), czy biegając z uwieszonym<br />
u szyi ciężkim sprzętem, by nie przegapić „tego” ujęcia.<br />
No, ale zwycięzca może być tylko jeden… Czytelnicy zdecydowali,<br />
że Artystą 2021 roku zostaje Piotr Kamieniarz – malarz<br />
i rysownik, którego niezwykle oryginalne, niesamowite, niepokojące<br />
i emocjonujące obrazy zapadają w pamięć i w serca każdego<br />
odbiorcy jego oryginalnej sztuki.<br />
Miejsce i czas uroczystego wręczenia „ArtAktów Post Scriptum”<br />
ogłosimy na naszej stronie internetowej, Facebooku i Instagramie,<br />
a w następnym (wrześniowym) numerze będą Państwo<br />
mogli przeczytać relację z gali. Przypominamy, że autorem statuetki<br />
jest znany bułgarski rzeźbiarz Ilian Sharkov.<br />
Bardzo serdecznie gratulujemy wszystkim nominowanym, dziękujemy<br />
czytelnikom i przyjaciołom „Post Scriptum” za zainteresowanie<br />
i oddane głosy, ale przede wszystkim chylimy głowy przed Piotrem<br />
Kamieniarzem – za to, że przekonał do swojej sztuki rzesze odbiorców<br />
i za to, że otrzymał zaszczytny tytuł ARTYSTY ROKU 2021.<br />
Wielka to dla nas radość móc obcować z ludźmi tak pięknymi,<br />
obdarzonymi niezwykłym talentem, którzy potrafią uskrzydlać,<br />
uwrażliwiać i napędzać do działania. [PS]
WIOSENNA MIŁOŚĆ<br />
GNIAZDO II<br />
RANDKA W CIEMNO<br />
ROMEO I JULIA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
5
6<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
VIOLA ŚPIECHOWICZ<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
7
Viola Śpiechowicz<br />
Viola Śpiechowicz, projektantka mody. Absolwentka malarstwa na Wydziale<br />
Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. Tworzy tekstylne<br />
obrazy opracowaną przez siebie techniką. Projektuje akcesoria, biżuterię, szkło<br />
i druki na tkaninie.<br />
Od 2006 roku pracuje pod własnym nazwiskiem, projektuje kolekcje wieczorowe<br />
i casual. Jej styl jest konsekwentny i rozpoznawalny, a nowatorskie podejście do<br />
projektowania owocuje oryginalnymi rzeźbiarskimi konstrukcjami. Jest autorką<br />
strojów projektowanych na zamówienie bhutańskiej rodziny królewskiej.<br />
Trzykrotnie otrzymała tytuł Doskonałość Mody magazynu „Twój STYL”, tytuł<br />
Projektant Roku przyznawany przez Krajową Izbę Mody oraz Trofeum magazynu<br />
„ELLE”. Laureatka wielu prestiżowych nagród, w tym nagrody włoskich targów<br />
mody Pitti Immagine.<br />
W 2016 roku na New York Fashion Week odbyła się premiera jej kolekcji „Light<br />
Union”. Twórczość Violi Śpiechowicz została zaprezentowana przez telewizję<br />
CNN w programie opisującym polskie zjawiska innowacyjne pt. „Made in<br />
Poland”. W 20<strong>17</strong> roku na Europejskim Kongresie Gospodarczym otrzymała<br />
statuetkę Wizjonera przyznawaną przez „Dziennik Gazeta Prawna”.<br />
8<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
ozmawia anna maruszeczko<br />
POWIĄZANA RZECZYWISTOŚĆ<br />
W jakich okolicznościach wyświetlił Ci się koncept<br />
„Powiązanej Rzeczywistości”?<br />
Od dawna towarzyszy mi świadomość połączenia i poczucie<br />
przenikania się różnych dziedzin, i to nie tylko w sztuce.<br />
Już w latach 90. ubiegłego wieku, w ramach dyplomu<br />
z malarstwa, pokazałam obrazy i kolekcję ubrań. Ten<br />
koncept miał stanowić całość inspirowaną fazami słońca<br />
i zmieniającym się wraz z nimi światłem. Odważyłam się<br />
na to, choć tym samym, nie wykazałam się szczególnym<br />
rozsądkiem. (śmiech)<br />
Dlaczego to deprecjonujesz?<br />
Ponieważ szkoła nie oczekuje wyjścia poza schemat,<br />
a jeśli się na to decydujesz, nie spodziewaj się poklasku.<br />
Moja praca dyplomowa polegała na aranżacji przestrzeni<br />
malarstwem. Nie chciałam, żeby wystawa sprowadzała<br />
się do ekspozycji obrazów na ścianie. Zwiedzający musiał<br />
poszukać własnego miejsca patrzenia i tym samym – swojego<br />
punktu widzenia. Dodatkowo podczas wernisażu<br />
pojawiły się modelki w mojej kolekcji ubrań. Moda stanowiła<br />
integralny element rzeczywistości, którą stworzyłam.<br />
Wszyscy byli mocno zaskoczeni. Tylko niektórzy<br />
pozytywnie. Myślę, że mieli mnie za wariatkę. Ale jeden<br />
z profesorów powiedział, że ten event powinien się odbyć<br />
w Nowym Jorku! (śmiech)<br />
Bo był prekursorski?<br />
Ja tego wtedy tak nie nazywałam. Interesowało mnie nie<br />
tylko malarstwo, ale także projektowanie ubrań. Nie rozumiałam,<br />
dlaczego miałabym zachowywać jakąś gatunkową<br />
czystość. Łączenie sztuk wydawało mi się naturalne<br />
i oczywiste. Ciekawiło mnie wyjście w przestrzeń, lubiłam<br />
rzeźbę, a ona ma duży związek z konstrukcją ubrania. Kiedy<br />
je projektujesz, wyobrażasz sobie, jak będzie wyglądało<br />
z każdej strony, w ruchu, w różnych okolicznościach<br />
ekspozycyjnych. A więc czułam te połączenia i miałam na<br />
nie ochotę, mimo że moja uczelnia nie była wówczas przygotowana<br />
na taką interdyscyplinarność.<br />
Wrodzona potrzeba transgresji?<br />
Chyba i wrodzona, i nabyta. Ukończyłam malarstwo. Jednak<br />
szybko zmienił się mój główny środek wyrazu. Przerzuciłam<br />
pędzel z płótna malarskiego na tkaninę. Chociaż<br />
nie od razu miałam możliwość projektowania nadruków.<br />
9<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Chyba bardzo „nie od razu”. Jeżeli chodzi o większą skalę,<br />
to możliwość projektowania tak zwanych printów<br />
przez projektantów mody jest zdobyczą ostatnich lat.<br />
Tak. Wcześniej można było kupić tkaniny z nadrukiem<br />
od producentów, u których zaopatrywaliśmy się w materiały,<br />
i nie zawsze to było satysfakcjonujące. Ja rzadko<br />
korzystałam z gotowych druków. Miałam wewnętrzny<br />
opór. Wzór bardzo definiuje projekt. Gdy projektujesz<br />
z nadrukowanej tkaniny, konstrukcja ubrania, pomysł na<br />
nią schodzi na drugi plan. I tych „gotowych danych” jest<br />
tak dużo, że przestajesz czuć związek z powstałym projektem.<br />
To mi przeszkadzało, dlatego zawsze pragnęłam<br />
mieć własne wzory.<br />
10<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
I przyszedł czas, że pojawiły się takie możliwości.<br />
W pewnym momencie stało się to możliwe dla projektantki<br />
i jednoosobowej producentki. Wreszcie mogłam wyprodukować<br />
kilkaset, a nie od razu tysiące metrów nadrukowanej<br />
tkaniny – z myślą o zwykle krótkich seriach swoich kolekcji.<br />
Wróćmy do genezy „Powiązanej Rzeczywistości”.<br />
Tak się złożyło, że byłam w posiadaniu dużej ilości nici<br />
i szukałam dla nich zastosowania. Wpadłam na pomysł, że<br />
mogę tworzyć obrazy z tej niezmierzonej ilości kolorowych<br />
nitek. Pierwotnie miały posłużyć do zrobienia projektów<br />
tkanin – miałam je sfotografować i przetransferować na<br />
tkaninę. Ale okazało się, że powstałe obrazy mają potencjał<br />
dekoracyjny, i może nawet są czymś więcej niż tylko kłębowiskiem<br />
nitek.
Zanim porozmawiamy o technologii, powiedz,<br />
co to znaczy: „dużej ilości nici”?<br />
To był ogrom. Powiedzmy: „tir nici” w różnych kolorach.<br />
Kiedy coś szyję, muszę idealnie dopasować odcień<br />
nici. Ale nie zawsze go w tym „tirze nici” znajduję.<br />
Można by wysnuć wniosek, że do pełni szczęścia tir to<br />
ciągle za mało.<br />
To musi rozpalać wyobraźnię! Ale czym to dla Ciebie<br />
było na samym początku – radością czy brzemieniem?<br />
Cieszyłam się, że będę miała dużo nici w szerokim<br />
spektrum kolorów, ale fakt, trudno było znaleźć na nie<br />
miejsce w mojej przestrzeni życiowej. (śmiech) Jednak<br />
już na starcie traktowałam to jako potencjał. Zdecydowanie.<br />
Ta wielość kolorów dawała możliwość mieszania<br />
i tworzenia barw. Przewidywałam, że laserunkowe,<br />
czyli warstwowe nakładanie na siebie różnych, przenikających<br />
się kolorów nici, może prowadzić do powstania<br />
czegoś atrakcyjnego pod względem strukturalnym<br />
i kolorystycznym.<br />
Zatem pracujesz tak, jak przy klasycznym obrazie,<br />
gdzie nakłada się na podłoże kolejne laserunki, czyli<br />
przezroczyste lub półprzezroczyste warstwy, tylko<br />
że tworzywem nie są nici, a farby?<br />
Dokładnie tak. Tworząc pierwsze prace, myślałam wyłącznie<br />
o tkaninie, ale później nici same zaczęły dryfować<br />
w kierunku bardziej zaawansowanych form artystycznych.<br />
W ten sposób zaczęłaś tworzyć podwaliny pod tkaninę,<br />
a tymczasem…<br />
A tymczasem, gdy patrzyłam na to kłębowisko nici<br />
z oddalenia, stawało się ono malarstwem, za którym<br />
tęskniłam. To były płaskie obrazy przyciśnięte szybą.<br />
Miały swój urok, ale kiedy zrobiłam tych prac więcej<br />
niż kilka, zaczęłam się zastanawiać, co zrobić, by wyjść<br />
z nimi w przestrzeń. Zaczęłam tworzyć obrazy z nici<br />
w ramach 3D. Pozwoliło mi to pokazać nie tylko koloryt, ale<br />
także ekspresyjne pofałdowania materii. Później okazało<br />
się, że można wyjść z nimi w przestrzeń jeszcze bardziej.<br />
Co to znaczy, że wyszłaś w przestrzeń z tymi obrazami?<br />
Robiłam takie próby, że zdejmowałam z podłoża obrazu<br />
nakładane wcześniej warstwy nici. Mam sposób na<br />
ich scalenie. Utrwalam je fiksatywą albo lakierem do<br />
włosów, a później przeszywam, zabezpieczając przed<br />
rozpadem.<br />
Czyli to nie są byty efemeryczne?<br />
Choć staram się je utrwalać, one i tak są skore do<br />
rozpadu. Nie mogę walczyć z ich naturą. Ich delikatność<br />
i ulotność czuje się, zwłaszcza gdy je podniesiesz<br />
z podłoża. Moim kolejnym planem jest pokazanie tej pajęczyny<br />
z nici właśnie po zdjęciu z pierwotnej formy obrazu.<br />
Czym jest dla Ciebie tworzenie „Powiązanej Rzeczywistości”?<br />
W takim obrazie można zawrzeć spore pokłady ekspresji. Mam szansę<br />
się wyładować, dać upust różnym trudnym, targającym człowiekiem<br />
emocjom. Poza tym mam poczucie kontynuacji, ciągle przerywanej<br />
końcem czegoś, co daje początek następnemu.<br />
Ja bym powiedziała, że taka praca to przeżycie egzystencjalne.<br />
Mieszanina kolorów jest wyrazem emocji.<br />
U zarania jest kłębowisko. To splątanie, spętanie, gęstość może być<br />
metaforą czegoś bardzo skomplikowanego – zagubienia, chaosu.<br />
W finale widzę dużo harmonii.<br />
Uderzyłaś w punkt całego procesu. Gdy zaczynam pracę i układam<br />
pierwsze warstwy z pojedynczych nitek rozwijanych ze szpulek albo<br />
z nerwowo rozrywanych kłębów, to one nic nie oznaczają, są nudne.<br />
Długo wyglądają nieciekawie. Na początku jest nic, nic, nic albo chaos,<br />
ale w wyniku żmudnej pracy z tą materią, zaczyna wyłaniać się forma.<br />
Z chaosu wyłania się kosmos. Wiesz, do czego dążysz, gdy zaczynasz<br />
układać nici?<br />
Czasem mam konkretny plan. W jednej z serii tworzyłam sugestię podłoża<br />
organicznego, jak mech czy runo leśne. Później ten koncept sam<br />
mnie opuścił i zaczęłam nakładać nici, nie myśląc o tym, co mam w planie<br />
– żeby rzeczy same się działy. Kiedyś wyłonił mi się taki niciany ogień.<br />
Nie chciałam go, bo był zbyt oczywisty, i próbowałam go zmieniać, ale<br />
pomimo wielu przeróbek ten obraz nie chciał przestać być ogniem.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
11
To nie są miniaturowe formaty. Zwykle 80/100, czasem większe,<br />
więc trzeba się naprawdę długo mocować z tą cieniutką, bezkształtną<br />
materią. Na początku mam bolesne poczucie, że się<br />
z tego wręcz nie wydobędę. Mogę powiedzieć, że to proces przejścia<br />
przez cierpienie do poczucia satysfakcji. Ale to tylko w przypadku,<br />
kiedy przebiegnie pomyślnie. (śmiech)<br />
Jak w życiu, kiedy na początku przeraża nas, że problem, który<br />
nas dotyka, jest nie do rozwiązania.<br />
Tak. To oznacza, że powinniśmy traktować problem jak wyzwanie<br />
i nie poprzestawać na działaniu.<br />
Idąc dalej w metafory związane z moimi nićmi – nakładanie kolejnych<br />
warstw wymaga koncentracji, a to pozwala zauważyć, że nawet<br />
jedna niteczka rzucona we właściwym miejscu ma znacznie.<br />
Rzeczywiście – tak jak w życiu. Pozostawanie w harmonii uwrażliwia<br />
na drobiazgi, które wpływają na całokształt.<br />
Czym zatem jest dla Ciebie ten proces?<br />
Na pewno ma walor medytacyjny. Może nie taki sam jak wtedy,<br />
gdy siedzisz w lotosie, ale koncentracja nad tą subtelną materią<br />
niewątpliwie pozwala się oderwać…<br />
Na przykład od kłębowiska myśli.<br />
Właśnie.<br />
Czy „Powiązana Rzeczywistość” ma związek z ekologią? Szacunek<br />
do natury od zawsze jest obecny w tym, co robisz. Korzystasz<br />
z naturalnych tkanin, nie dajesz zmarnować się ciężarówce<br />
nici, ze skrawków materiałów z poprzednich kolekcji tworzysz<br />
efektowne dodatki do nowych…<br />
Związek człowieka z naturą jest kluczowy dla naszej egzystencji.<br />
Hasło „Powiązana Rzeczywistość” ma zwrócić uwagę na prawo<br />
przyczyny i skutku, na powiązanie naszych działań z istniejącym<br />
stanem rzeczy i z tym, co może wydarzyć się w przyszłości.<br />
W tym, co mówisz, czuję ducha Olgi Tokarczuk. Łączenie to leitmotiv<br />
jej przekazu*.<br />
To nie jest świadome nawiązanie, ale niewątpliwie czuję związek<br />
z przekazem Olgi Tokarczuk. Mamy więc ze sobą związek –<br />
bo wszystko się z czymś wiąże. [AM]<br />
*Fragment mowy noblowskiej Olgi Tokarczuk:<br />
„Całe życie fascynują mnie wzajemne sieci powiązań i wpływów,<br />
których najczęściej nie jesteśmy świadomi, lecz odkrywamy je<br />
przypadkiem, jako zadziwiające zbiegi okoliczności, zbieżności<br />
losu, te wszystkie mosty, śruby, spawy i łączniki, które śledziłam<br />
w Biegunach. Fascynuje mnie kojarzenie faktów, szukanie porządków.<br />
W gruncie rzeczy – jestem o tym przekonana – pisarski<br />
umysł jest umysłem syntetycznym, który z uporem zbiera wszystkie<br />
okruchy, próbując z nich na nowo skleić uniwersum całości”.<br />
Autorka podcastu #Wojowniczki&Wojownicy na Spotify:<br />
12<br />
https://open.spotify.com/show/3RjoeghoM8ZSU9RiAX2cmA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
NAWET JEDNA NITECZKA<br />
RZUCONA<br />
WE WŁAŚCIWYM MIEJSCU<br />
MA ZNACZNIE<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
13
Jacek Jaszczyk<br />
***<br />
Do pustego pokoju, w którym opłakuję tęsknotę twoich ust,<br />
przyszła pocieszyć mnie Pearl Buck, powiedziała:<br />
Prawdziwa miłość to miłość do kogoś,<br />
od kogo nie oczekuje się żadnych korzyści.<br />
W samo południe, przechodząc obok mego domu,<br />
odwiedził mnie Blaise Pascal.<br />
Miał na sobie żółty płaszcz.<br />
Powiedział: Kropla miłości znaczy więcej niż ocean rozumu.<br />
Rozmawialiśmy o samotności Jeana Paula,<br />
który idąc samotnie przez pustynię, wyszeptał:<br />
Wspomnienia są jedynym rajem,<br />
z którego nie możemy zostać wypędzeni.<br />
Żegnając dzień w pajęczynach,<br />
spotkałem Carla Spittelera.<br />
Był staruszkiem.<br />
Klęczał pośród malin, spoglądając w niebo.<br />
Usłyszałem, że płacze nade mną od kilku nocy i dodał:<br />
Znaleźć wrażliwych ludzi, którzy czują to co my,<br />
jest największym szczęściem na ziemi.<br />
14<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
15
Izolda Kiec<br />
PROF. Izolda Kiec<br />
WOJENNE<br />
ANAGNORISIS<br />
Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej<br />
Głupcy robią z ziemi muzeum okropności, mądrzy zrobiliby raj i dzieło sztuki.<br />
(M. Pawlikowska-Jasnorzewska, Notatnik, 24 lipca 1944 roku)<br />
16<br />
I Z O L D A K I E C<br />
26 stycznia 1941 roku poetka i dramatopisarka Maria<br />
Pawlikowska-Jasnorzewska (1891-1945) pisała z Londynu<br />
w liście do Antoniego Słonimskiego: „[…] nie jestem<br />
saturniczną duszą, mam słońce w horoskopie… rozumiesz.<br />
Nie kocham cierpienia. Nie wierzę w krwawe bóstwa<br />
[…]”. Ścieżką wyznaczaną przez Saturna, planetę<br />
wielkiego nieszczęścia, stąpała niepewnie, opuszczona<br />
i przerażona. Jej przeznaczeniem i znakiem rozpoznawczym<br />
poetyckiego słowa była bowiem urodziwa, wiecznie<br />
zakochana Wenus.<br />
Dla dzisiejszego czytelnika pozostała, podobnie jak<br />
dla siostry, Magdaleny Samozwaniec – Zalotnicą Niebieską;<br />
jak dla poety, Juliana Tuwima – staroświecką<br />
młodą panią z Krakowa; jak dla badaczki, Elżbiety Hurnikowej<br />
– Naturą w salonie mody. Ów subtelny, pozbawiony<br />
ciemnych barw i zarysowań portret narodził się<br />
w odległym świecie, tym ze słońcem w horoskopie, który<br />
skończył się 1 września 1939 roku. W następującym<br />
po nim świecie rządzonym przez krwawe bóstwa, czyli<br />
w tym, w którym niegdysiejsza rozpieszczana i kapryś-<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
na Lilka Kossakówna, jedna z trojga dzieci wybitnego<br />
malarza Wojciecha Kossaka, zapisywała epilog swojej<br />
drogi, bezbrzeżnej samotności, trudnej do wyobrażenia<br />
udręki, była – jak sama mówiła o sobie – niepotrzebnym<br />
ślepcem-poetą, podstarzałą kobietą, dziadówką<br />
pod kościół…<br />
Krytyk teatralny Tymon Terlecki, który w 1950 roku<br />
opublikował fragmenty zapisków Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej<br />
z lat 1939-1945, skomentował ów dramatyczny<br />
czas wojny, umierania i śmierci następująco:<br />
„W ostatnich latach jej życia i w twórczości tych lat nie<br />
ma nic z fosforyzacji, fluorescencji, z iskrzenia się i migotania,<br />
które były od początku jej tajemnicą, jej guślarskim,<br />
czarnoksięskim zabiegiem. Te lata przywodzą na<br />
oczy obraz nieustannego krwawienia z otwartej rany.<br />
Szarpał Pawlikowską sprzeciw moralny, dręczyła samotność<br />
i żarła nieuciszona tęsknota. Wszystko to było<br />
w niej tak natężone, że prawie nieuchronnie musiało<br />
się przetłumaczyć na śmiertelną chorobę. Ta choroba<br />
wydaje się metaforą, niejako fizyczną przenośnią tego,<br />
co Pawlikowska wtedy czuła i myślała”.
Izolda Kiec<br />
Wygnanie<br />
1 września 1939 roku Maria Pawlikowska-Jasnorzewska<br />
była w Warszawie, zamierzała czas spędzić<br />
przy ulicy Akacjowej na urządzaniu mieszkania, które<br />
otrzymał z przydziału służbowego jej nowo poślubiony<br />
mąż Stefan Jasnorzewski (1901-1970), Lotek, pilot<br />
w stopniu kapitana, zatrudniony w dowództwie lotniczym<br />
w stolicy.<br />
2 września w Teatrze Nowym odbyło się warszawskie<br />
przedstawienie Baby-Dziwo, tragikomedii napisanej<br />
przez Pawlikowską w 1938 roku, wykpiwającej<br />
faszyzm i jej głównego ideologa – kanclerza Adolfa<br />
Hitlera. W zaciemnionym budynku teatru, podczas<br />
obowiązującego już wojennego alarmu, na widowni<br />
zasiadło czternaście osób, w tym najbliższa rodzina<br />
Lilki, rodzice i siostra, którzy specjalnie z okazji premiery<br />
przybyli z Krakowa. Na scenie w roli tytułowej<br />
wystąpiła niezrównana Stanisława Wysocka. „Piękne<br />
przedstawienie i wzniosłe. Wielki wieczór mojego życia”<br />
– zapisała autorka w dzienniku. Czy przeczuwała,<br />
że to ostatnie wielkie i wzniosłe zdarzenie w jej<br />
biografii? Pożegnanie ze światem iluzji.<br />
Nazajutrz bowiem, na rozkaz przełożonych kapitana,<br />
państwo Jasnorzewscy opuścili Warszawę. Udali się<br />
do Lwowa, następnie przez Zaleszczyki do Rumunii,<br />
skąd w styczniu 1940 roku przybyli do Paryża. Dalej<br />
ich droga wiodła przez Lyon i Gibraltar do Londynu,<br />
a wreszcie do Blackpool. Maria Jasnorzewska nie towarzyszyła<br />
mężowi jako charyzmatyczna, podziwiana<br />
poetka, była niechcianym przez wojskowe dowództwo<br />
obciążeniem. „Kobietami pomiatano” – pisała<br />
krótko do Słonimskiego. W prowadzonym na własny<br />
użytek dzienniku była bardziej dosadna, definiując<br />
swój status żony oficera jako „szmelc żeński”. Czuła<br />
się napiętnowana – jako ta, która nie zdecydowała się,<br />
by zostać w domu i jak „prawdziwa Polka” – „urodzić<br />
córę”. Czas spędzała w hotelowych, tanich pokojach,<br />
najczęściej czekając na Lotka wciąż zajętego pracą<br />
w Royal Air Force, izolując się od grupy plotkujących<br />
pań z Polski, unikając emigracyjnych swarów, drżąc<br />
z powodu tęsknoty i niepokoju – o Madzię, o Mamidło<br />
i o Tatkę. Pozbawiona środków do życia, pozbawiona<br />
podziwu otoczenia i męskiej adoracji, odarta<br />
z atrybutów kobiecości. Zrozpaczona wiadomościami<br />
o śmierci obojga rodziców (ojca w 1942, matki w 1943<br />
roku), wreszcie – własną niemocą. Umierała w upokorzeniu,<br />
pokonana przez odbierającą jej siły i godność<br />
chorobę – raka szyjki macicy, który wykryty w połowie<br />
1944 roku błyskawicznie dał przerzuty do kręgosłupa.<br />
Na trzy tygodnie przed śmiercią, w czerwcu 1945 roku,<br />
udręczona kobieta pisała do Terleckiego:<br />
„Leżę w upiornych cierpieniach krzyża, a ciągłe zastrzyki<br />
coraminy i morfiny muszą mnie dobić. Bezwład<br />
mój sięga do pasa i jest jak ciężki opatrunek z gipsu.<br />
Nie mogę pojąć, że mogłam wpaść w t a k i w i l c z y<br />
d ó ł . Chciałabym być wyniesiona do lasu i porzucona<br />
tam pośród paproci i traw, gałęzi osłaniających i całkowitej<br />
samotności, mieć ziemię za jedyną pielęgniarkę<br />
i zapaść się w ten sen, z którego nie budzi nurse<br />
obowiązkowa ze swoją herbatą czy termometrem.<br />
Rozumiem teraz wstyd zwierząt, gdy się kryją z cierpieniem.<br />
[…] Czuję się spalona do połowy. W każdym<br />
razie jestem kompletnie zniszczona”.<br />
Zakończeniem wojennej tułaczki Marii Pawlikowskiej-<br />
-Jasnorzewskiej był Manchester: miejscowy szpital,<br />
gdzie kobieta dwukrotnie była operowana, i gdzie<br />
zmarła 9 lipca 1945 roku, oraz cmentarz przy Barlow<br />
Moor Road, gdzie pochowano ją następnego dnia. Na<br />
pogrzebie, oprócz Stefana Jasnorzewskiego, obecni<br />
byli Tymon Terlecki oraz pisarka i aktorka Teodozja<br />
Lisiewicz. Poza tym kilkoro gapiów. „Staliśmy tam, na<br />
brzegu mogiły zdrętwiali od wewnętrznego zimna –<br />
wspominał Terlecki. – Właściwie tylko my dwaj, my<br />
troje, wiedzieliśmy, co zawiera ta brązowa skrzynka,<br />
dziwnie zmalała, jakby skurczona z bólu. Na okamgnienie<br />
przemknął mi przez głowę obraz tego samego<br />
pochówku w Krakowie matejkowskim, wyspiańskim,<br />
kossakowskim, w Krakowie paradnych, teatralnych<br />
pogrzebów. Nagle zrozumiałem na wskroś to trochę<br />
staromodne, dla nas zbyt patetyczne słowo: wygnanie.<br />
Zdawało mi się, że umarłą jeszcze po śmierci rani<br />
zetknięcie z cudzą, odpychającą ziemią, z nieżyczliwym<br />
niebem, z światłem czarnym od dymu, a może tylko od<br />
żalu. […] Modliliśmy się szeptem, nie chcąc powietrzu<br />
powierzać słów, aby nie zamarzły, jak dech na mrozie<br />
i nie spadły ciężarem na cierpiącą trumnę. Gdy zniżyła<br />
się do naszych oczu, nakryliśmy ją milczeniem”.<br />
<strong>17</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Izolda Kiec<br />
Wojny<br />
25 marca 1941 roku Pawlikowska-Jasnorzewska pisała do<br />
Słonimskiego: „Masę teraz wojen rzuciło się na mnie”.<br />
Dostrzegała bowiem wojnę nie tylko we wszelkich przejawach<br />
funkcjonowania otaczającego ją świata, lecz także<br />
własnego w nim i obok niego istnienia. To, co wokół,<br />
zniszczenie, ruiny i wszechobecna śmierć, było odrażające,<br />
„kuchenne” – jak dowodziła w listach – i miało „kwaśny<br />
zapach służbowego pokoju, gdzie Marysia, moja niańka,<br />
przemądrzała góralka, czytała głośno jakieś groźby św. Malachaisza,<br />
Brońcia cierpiała na zęby, a kucharka na żylaki –<br />
i mówiły, że Pan Jezus kazał cierpieć”. To, co dotknęło ją<br />
osobiście, było rozpadem wszystkiego tego, co utożsamiała<br />
z kobiecością, zalotnością, uwodzeniem – garderoby, biżuterii,<br />
domów mody, a wkrótce stało się prawdziwą walką<br />
toczoną ze starzejącym się i pustoszonym chorobą ciałem.<br />
Najpierw zatem żegnała swoje suknie, tak jak najbliższe<br />
przyjaciółki, a nawet więcej, bo jak dawną siebie – tę ze<br />
słońcem w horoskopie. Ubrania przypominały nie tylko<br />
spotkania, rozmowy i emocje. Były również schronieniem<br />
dla zapachu i dotyku – wspomnieniem t a m t e g o<br />
ciała, powabnego, podziwianego, młodego… „Co się stało,<br />
nie pamiętam już, z moją śliczną suknią jedwabną różowo-zieloną?<br />
– Zapisała poetka we wrześniu 1939 roku<br />
w dzienniku. – Sprzedana była? […] A to cudo lekkości,<br />
gaza szara w drobne kwiaty i do tego peleryna z crepe satin<br />
i mufeczka, jak się tego nigdy nie nosiło […] zmarnowana,<br />
zeszła na psy i zrobiwszy kawałek drogi wojennej sprzedała<br />
się za bezcen w Bukareszcie. I suknie mają swój los, swoje<br />
gwiazdy…” Znakiem nowej, odmienionej wojną Jasnorzewskiej<br />
stawały się jej cudem zdobywane rzeczy, z przydziału,<br />
za wyżebrane kupony albo pożyczone drobniaki,<br />
przypadkowe, coraz bardziej obce, coraz bardziej niemiłe<br />
ciału, przechowujące kuchenny zapach wojny i dotyk wywołujący<br />
cierpienia. „Co mnie uratuje od tej melancholii<br />
i od tego okropnego ubrania, ubabrania, nieubrania. Ile by<br />
to trzeba tysięcy (czego?), aby tę stajnię Augiasza, którą<br />
jest moja garderoba, przewalczyć. Zniszczyć płaszczysko<br />
ponure, suknię głupią niebieską i kapturek-szapturek ordynarny”<br />
– tak w dzienniku datowanym na <strong>17</strong> grudnia 1939<br />
roku notowała swoje wzburzenie.<br />
A przecież już wkrótce owo ubabranie, ponurość i ordynarność<br />
dostrzegła poetka we własnym, zmieniającym się<br />
ciele, które pozbawione oprawy salonu, męskiego spojrzenia<br />
podziwu i kobiecego błysku zazdrości, zaczęło ujawniać<br />
swoje niedoskonałości, zmęczenie i wiek. „Wyglądam<br />
źle… i nie podobam się już stewardom” – skarżyła się podczas<br />
podróży do Wielkiej Brytanii 27 czerwca 1940 roku.<br />
„Dzisiaj w Blackpool, patrząc do lustra drugim lusterkiem<br />
ręcznym zauważyłam, że wyglądam przeraźliwie – pisała<br />
w dzienniku 18 sierpnia 1940 roku. – Twarz chuda, wkoło<br />
ust zmarszczki aktorskie męskie, oczy trochę wysadzone<br />
[…]. Wynędzniała. I to w Anglii, kraju mężczyzn? Ważę o 5<br />
kilo mniej niż w Polsce, ramiona mam chude obrzydliwie,<br />
skórę zwiędłą […]. Język mam szary, twarz bez policzków,<br />
ręce stare, paznokcie połamane”. Niemal pięć lat później,<br />
odchodząc pokonana przez chorobę, nie miała ani odrobiny<br />
litości dla własnego udręczonego ciała, było obce, odrażające,<br />
przynależało do świata kreowanego w opowie-<br />
18<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
ściach czytanych przez nianię Marysię i do podobnego<br />
mu, rozciągającego się wokół: „Najstraszniejsza moja<br />
golgota. Madejowe łoże. Nogi kalwaryjskiego dziada.<br />
Brzuch topielca, klatka piersiowa jak u konia w polu leżącego<br />
– straszliwa carapace [ang. pancerz, skorupa]<br />
o twardości żelaza. Biodro obce. Starczy, duszący kaszel<br />
co się wykaszleć nie może” .<br />
Odczuwane wyraźnie, krwawiące, przepełnione bólem,<br />
zatem boleśnie własne, sponiewierane i odpychające<br />
ciało przestało być schronieniem dla finezyjnych<br />
myśli i poetyckich metafor. Zdradziło, przynależało do<br />
t a m t e g o świata – totalnego zniszczenia. Pawlikowska<br />
nawet nie próbowała oswoić saturniczej rzeczywistości,<br />
tak jak nie próbowała pogodzić się ze starością<br />
i z chorobą. Wszechogarniającej, bo rozgrywającej się<br />
także w jej organizmie wojnie odpowiedziała wszechogarniającą<br />
rezygnacją. Winy upatrując w potężnej<br />
naturze, agresywnej i wojowniczej. Poetka, pacyfistka<br />
i estetka, piewczyni przyrody uległej w ludzkich rękach,<br />
kapitulowała w obliczu zdziczałego żywiołu. Naturalny<br />
porządek świata nie miał w sobie nic z łagodności ani<br />
delikatności. Czas rozpadu nie oszczędził nikogo i niczego:<br />
„Wojna to tylko na ostatnią strzałkę żaru i napięcia przesunięte<br />
życie. Przyśpieszone tempo czasu, który nigdy<br />
nie był pacyfistyczny. Spójrzcie, zważcie: oto sędziwa<br />
jakaś kobieta, drobna, upiorna w swojej białości, która<br />
ją upodabnia do wielkiej przeżartej muchy jesiennej,<br />
brzęczy żałośnie słabym głosikiem, żądając w sklepie<br />
świec, ciemnego papieru, pluskiewek – wszystko to dla<br />
obrony przeciwlotniczej, w myśl ogólnych wskazówek.<br />
A czyż ją sama obronił kto od pocisków starości, od inwazji<br />
tego czy innego wroga, od zniszczenia tych pól<br />
i łąk, tych ogrodów różanych i winnic, tej rozbudowy,<br />
tej instytucji kwitnącej, która stanowiła jej młody orga-<br />
Mężczyźni, czegoż to<br />
szukacie u wojny?
Izolda Kiec<br />
nizm, jej zamknięte w sobie państwo, jedyne w swoim<br />
rodzaju, bo niepowtarzalne?<br />
W gruzach leży ta drobna monarchia, zbombardowana<br />
przez godziny, przez dni, zmotoryzowanymi jednostkami<br />
lat silnie prącymi naprzód, nieubłaganie, do ostatka zajmowana.<br />
Straszliwe naloty czasu, pustoszące piękność i czar miłosny,<br />
wreszcie poddanie się, z podniesieniem w górę suchych,<br />
drżących rąk i opuszczeniem zwiędłych powiek…<br />
Twardość serca, wyrabiana przez wieczystą i nieustającą<br />
wojnę na tym świecie, broni nas przed płonnym płaczem<br />
na widok ruin i bezładnego rumowiska tej oto Kartaginy,<br />
która była kobietą” (Szkicownik poetycki II) .<br />
Powyższy fragment szkicownika poetyckiego Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej<br />
brzmi jak wojenne anagnorisis<br />
wenusjańskiej poetki. Rozpoznanie, po którym nie nastąpi<br />
akt oczyszczenia – katharsis. Nie będzie łez ulgi ani<br />
uspokojenia. Dramat pokonanej przez wojny kobiety polegał<br />
na niemożności dokonania innego wyboru jak tylko<br />
ten: rozpaczliwe wdzieranie się do nieakceptowanego<br />
i brutalnego świata wojowniczej natury, wpisanie się<br />
w cykl jego funkcjonowania przez gorzkie zrozumienie<br />
i opisanie własnej doli, przez uświadamianie bezwzględnej<br />
siły oraz prostej mowy obowiązujących na drodze<br />
Saturna. Matka natura odwróciła swoje czułe oblicze<br />
i zamknęła przed kobietą opiekuńcze ramiona. Ta nie<br />
miała dokąd się zwrócić, bo cywilizowany rzekomo świat<br />
stworzony przez mężczyzn zatrzasnął przed nią drzwi<br />
znacznie wcześniej. Najpierw, już 4 października 1939<br />
roku, sama Pawlikowska obarczyła ich odpowiedzialnością<br />
za wzniecenie wojny: „Mężczyźni, czegoż to szukacie<br />
u wojny? Miłości, nowości, natchnienia, wielkości, postępu,<br />
zmiany losu? Znajdujecie: grozę, kalectwo, niesprawiedliwość,<br />
poniżenie, rozłąkę, znużenie, obrzydzenie<br />
do klęsk i zwycięstw”. Z każdym następnym dniem, przegrywając<br />
własną walkę z oznakami starzenia i choroby,<br />
poetka uświadamiała sobie, że przecież i tamta, przedwojenna,<br />
androcentryczna rzeczywistość nie miałaby<br />
jej, kobiecie boleśnie przemijającej, do zaoferowania<br />
niegdysiejszego zainteresowania, podziwu i adoracji…<br />
„Kobieto podstarzała, czegóż się rzucasz chcąc swoje ja<br />
jeszcze raz, jeszcze wiele razy objawić, olśnić nim ludzi.<br />
Czy nie pamiętasz pogardy Jurka [Jerzego Kossaka, brata<br />
Marii – przyp. aut.] i innych t[ym] p[odobnych] – i nawet<br />
Tatki dla «starych pudeł»? Takich cudów nie ma, aby<br />
starka mogła czymkolwiek zainteresować świat. Podbić<br />
serca” – pisała 10 marca 1945 roku. Wcześniej, 21 lipca<br />
1944 roku, notowała: „Dawniej żałowałaś, że nie masz<br />
Wojna to tylko na ostatnią<br />
strzałkę żaru i napięcia<br />
przesunięte życie.<br />
rzęs na palec długich, czarnych, wyrośniętych – Pociesz<br />
się, że gdybyś je teraz miała, nie znaczyłyby nic. Pudło<br />
ma rzęsy czy nie ma, obojętne”…<br />
Poezja<br />
Wojenna erozja musiała dotknąć także poezji i samego<br />
procesu twórczego autorki Niebieskich migdałów i Różowej<br />
magii. Odstręczało ją lubowanie się publiczności<br />
w tak zwanych ojczyźniakach. Jak długo mogła i potrafiła<br />
– chciała chronić swoją poezję przed „obowiązkiem”<br />
ratowania ojczyzny, podtrzymywania na duchu<br />
uchodźców i pozostałych w okupowanym kraju rodaków,<br />
upowszechniania ducha walki i oficjalnej ideologii<br />
emigracyjnych sfer rządowych. „Spadłam do rzędu<br />
proletariuszki, jąkającej coś z trudem, a moje wartości<br />
leżą w Warszawie pod gruzami, co znaczy na świecie<br />
niejadalna poetka polska, której książek nie będzie nawet<br />
nikt chciał wydać na nowo… Prędzej Pietrkiewicza<br />
retrospektywnego wydadzą niż mnie… Powinnam już<br />
mieć dawno zamówienie i składać nowy gruby tom –<br />
ale kiedy «niewojenny», moda na okropności. Bez tej<br />
przyprawy tłum polskich włóczęgów uzna rzecz za niepotrzebną,<br />
nudną, nieaktualną” – pisała 18 sierpnia<br />
1940 roku.<br />
Oprócz wewnętrznego buntu przeciwko tworzeniu na<br />
zamówienie, obawiała się opinii pierwszego czytelnika<br />
(cenzora?) swoich nowych utworów – męża Stefana<br />
Jasnorzewskiego. Rozżalona, notowała w dzienniku<br />
19<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
15 listopada 1940 roku:<br />
„[…] piszę wiersze do niczego<br />
i bez sensu, bo nie<br />
to, co teraz każdy chce i rozumie<br />
coś. Najlepsze wiersze<br />
mi [Lotek] osądza jako<br />
nic i nie radzi drukować” .<br />
Izolda Kiec<br />
20 lipca 1941 roku Jasnorzewski<br />
listownie upominał<br />
żonę: „A proszę nie<br />
posyłać do druku nic beze<br />
mnie – pamiętaj! […] Nic<br />
z tego, co mi przysłałaś,<br />
nawet nie myśl drukować”.<br />
I tego samego dnia: „Zwracam Ci pierwsze i drugie twoje<br />
wypracowania, lecz z kategorycznym zastrzeżeniem, byś<br />
czasem tego do druku nie posyłała. Nie masz pojęcia,<br />
jak by mi przykro było to przeczytać, gdyby było wydrukowane,<br />
że tak powiem, publicznie. Nie zdajesz sobie<br />
sprawy widać z tego wszystkiego. Ciężar gatunkowy naszych<br />
czasów jest tak wysoki, że to co się dziś pisze, musi<br />
mieć swą «wagę». A Ty Bajbaczku piszesz, że «wojna to<br />
powolne wysuszenie, zanikanie i więdnięcie sklepów…»<br />
Psia krew!!!” .<br />
Wreszcie sama poetka w jednym z listów do męża, zbolała<br />
i przerażona wojną, zapisała wiersz z zastrzeżeniem<br />
„ale nigdy do druku”. Pełna sarkazmu parodia znanej<br />
legionowej piosenki współgrała z sarkastycznym powtórzeniem<br />
zastrzeżeń osobistego cenzora:<br />
Wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani,<br />
Śpiewał żołnierz, aż kulą w łeb trafiony urwał.<br />
Pozwólcie mi błąd jeden sprostować, kochani:<br />
Przede wszystkim nie pani żadna, ale k...a.<br />
20<br />
Mimo wszystko – publikowała. Ogłaszała wiersze<br />
w londyńskich „Wiadomościach” Mieczysława Grydzewskiego,<br />
wydała dwa tomy poetyckie: Róża i lasy płonące<br />
(Londyn 1940) oraz Gołąb ofiarny (Glasgow 1941). Nie<br />
dla sławy i nie dla uhonorowania lirycznego słowa. Dla<br />
pieniędzy. Uciekinierka, bezdomna, starzejąca się i chora<br />
kobieta wyprzedawała to, co łączyło ją z czasem słońca,<br />
salonu i cywilizowanego świata. 3 maja 1941 roku pisała<br />
do Jadwigi Harasowskiej (przed wojną dziennikarki „Ilustrowanego<br />
Kuriera Codziennego”, od 1939 roku mieszkającej<br />
w Glasgow i prowadzącej własną oficynę Książnica<br />
Polska), wydawczyni swojego drugiego wojennego<br />
tomu wierszy: „Droga Pani, posyłam mój zbiór wierszy.<br />
Chcąc być całkiem szczera z Szanowną Panią, powiem,<br />
że wcale a wcale mi nie zależy na wydaniu wierszy. […]<br />
Natomiast chcę coś s p r z e d a ć , po prostu mam za<br />
mało fantastycznie trudnych do zdobycia funtów i to jest<br />
moja, niewysokiego zasięgu, myśl przewodnia, w chwili,<br />
gdy posyłam Pani ten tomik”.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Izolda Kiec<br />
Wśród opublikowanych w tomie z 1941 roku wierszy<br />
znalazł się i ten, zatytułowany Do własnego organizmu.<br />
Wiarygodny tylko wtedy, gdy czytany à rebours:<br />
Leżę<br />
w upiornych<br />
cierpieniach<br />
krzyża,<br />
a ciągłe<br />
zastrzyki<br />
coraminy<br />
i morfiny<br />
muszą<br />
mnie dobić.<br />
Bezwład<br />
mój sięga do<br />
pasa i jest<br />
jak ciężki<br />
opatrunek<br />
z gipsu. Nie<br />
mogę pojąć,<br />
że mogłam<br />
wpaść w taki<br />
wilczy dół.<br />
Nie bądź mi nigdy wrogiem, kapryśnym tyranem,<br />
co się radosnej duszy przeciwstawiać sili!<br />
Noś mnie na rękach, ciało jasne i kochane,<br />
I szanuj mnie nawzajem. A w ostatniej chwili,<br />
Gdy nas ludzie odstąpią, gdy zgaśnie nadzieja,<br />
Wspomnij o mojej prośbie, przyjacielu drogi:<br />
Zgińmy tak lekkomyślnie jak więdnie spirea,<br />
Błaha gwiazda roślinna – jak cichnie piosenka<br />
I jak kochanka serce oddaje – bez trwogi…<br />
***<br />
Nie w objętych mężowską cenzurą opublikowanych<br />
wierszach poobijanej przez wojenną tułaczkę Marii<br />
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej szukam choćby namiastki<br />
prawdy o jej emocjach i przeżyciach. Nawet<br />
nie w listach pisanych do rodziny i znajomych, bo<br />
w nich jest wciąż coś z dawnej Lilki, rozkapryszonej<br />
damy. Szukam i wydaje mi się, że odnajduję płacz,<br />
szept i krzyk osamotnionej, przerażonej wojną kobiety<br />
w jej w notatnikach, szkicownikach i dziennikach<br />
– tych pisanych wyłącznie dla siebie. Izolując<br />
się od ludzi, wśród nieprzyjaznych, cudzych rzeczy<br />
– Pawlikowska tkwiła w absolutnej pustce. W kreślonych<br />
wówczas słowach, brutalnych, bolesnych,<br />
musiała zdobywać się na szczerość z samą sobą.<br />
A skoro tak, to i słowa ulegały destrukcji – tak jak<br />
pozbawione bezpiecznej przestrzeni domu myśli<br />
i jak coraz bardziej niedomagające ciało. Zdania pisane<br />
przez poetkę rwą się tak jak droga, którą przemierza,<br />
nic tu nie jest uporządkowane, spójne ani<br />
zdrowe. Język najpełniej odzwierciedla stan umysłu<br />
i demaskuje erozję organizmu. Nie służy komunikacji<br />
z innymi ludźmi. Jest bezwzględnym narzędziem<br />
samopoznania. „Po prostu trudno być mną. Tyle<br />
kantów. Nie dziw, że czasem trudno mi po prostu<br />
mówić, i dopiero samotność wraca mi przytomność.<br />
Złudzeniem jest, abym mogła utrzymać stosunki<br />
z ludźmi, to się nie da” – przyznała poetka<br />
w notce z dziennika zapisanej 24 maja 1940 roku.<br />
Być może to właśnie ten ostatni etap życia Marii<br />
Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, jej saturnicza droga,<br />
uświadamiają mi jasno wagę słowa, słowa pisanego,<br />
tu: słowa pisanego przez uwielbianą autorkę<br />
eterycznych Pocałunków. Słowa nie-ulotnego, słowa<br />
o wadze życia – świadectwa absolutnej pustki,<br />
studium rozkładu świadomości, duszy i ciała. [IK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
21
22<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Życie to plansza z polami niewiadomych, a los rzuca<br />
kostką i nie da się ubłagać.<br />
I pochłonęła tęczę ciemność płonących zniczy…<br />
I Z A S K R Z Y P I A Ł P R Ó G<br />
Jutro szkicuje kolejne jutra węglem czarniejszym od<br />
smoły. Czas bez znieczulenia rani odłamkami bez prawa<br />
do obrony. Na ścianie wyblakły ślad po wielu kalendarzach.<br />
Nie ma farby na wspomnienia. Nijakie<br />
dni płyną pod prąd bez szansy na odwrócenie biegu.<br />
W labiryncie zaplątanych myśli ani jednej uczesanej.<br />
Szukam kawałka prostej.<br />
Kolejna wiosna rani zapachem kwiecistej sukienki,<br />
muzyką drzew. Powoli rośnie odporność na ból.<br />
Szare dni bez makijażu nie odzierają z kobiecości.<br />
Podnoszę głowę, niepewnie ubieram policzki<br />
w delikatny róż. Zaczynam widzieć, słyszeć, zauważać,<br />
czuć inaczej i…<br />
Bywa taki magiczny dzień, co zmienia zapisane jutro.<br />
Ten był właśnie taki. Po moim prywatnym wymyślonym<br />
tarasie widokowym błądzi niepewność. Otwieram<br />
się na niepokoje. Z głębokiego snu obudziły mnie dziś<br />
jaskółki. Poczułam, że ty jesteś tą najgłośniejszą. I zaskrzypiał<br />
próg obcą podeszwą buta…<br />
Przełamałam się z wczoraj na zgodę jak opłatkiem.<br />
Rozgrzeszona idę dalej. Przepraszam moją pamięć, że<br />
kazałam jej zapomnieć. Jak zachód słońca nad morzem<br />
moje niebo pąsowo trąciło zażenowaniem. Wszystko<br />
do ukrycia „pomiędzy” jest widoczne najbardziej.<br />
Stopniowo wraca czucie. Obce buty ciągle na progu.<br />
Powoli dostawiam jedną czerwoną szpilkę.<br />
Pierwszy przemówił odkurzony wazon delikatnym bukietem<br />
nieśmiałej śmiałości. Magiczna róża sprawiła,<br />
że najwięcej słów zawisło w przestrzeni ciszy. Dłonie<br />
zaszeptały niby przypadkowo i poczułam, że między<br />
słowem a słowem płonie stos najpiękniejszych niedomówień.<br />
Grzeją wyobraźnię do czerwoności, zawstydzają<br />
pragnienia. Na nowo uczę się języka znaczeń.<br />
Słowa, gesty, pragnienia wymykają się z klatki zwyczajowych<br />
prawideł.<br />
Policzek bywa straszną gadułą, mówi kolorami. Teraz<br />
wybrał tylko czerwień. Wiedziałam, że usta szepczą.<br />
Zapomniałam, że najpiękniej dotykiem. Oddech zwykle<br />
spokojem stoi, ale bywa rozgadany, splątany, rozpędzony.<br />
Najbardziej lubię ten, co bywa… Spojrzenie za<br />
siebie budzi uśpione, każe pamiętać i wspominać, ale<br />
już inaczej. Delikatne pastele szkicują tęczę.<br />
I zaskrzypiał próg nową melodią twojej podeszwy.<br />
Dostawiam drugą czerwoną szpilkę… [WDS]<br />
Ilustracje: Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
23
24<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
ARTUR SMOŁA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
25
ARTUR SMOŁA<br />
Żaden malarz nie maluje w próżnię<br />
R o z m a w i a R e n a t a C y g a n<br />
Prawnik z wykształcenia, sportowiec z zamiłowania,<br />
artysta malarz z wyboru – kiedy i dlaczego dokonałeś<br />
takiego wyboru?<br />
Na ostatnim roku aplikacji wiedziałem już, że nie jest to<br />
zawód dla mnie. Mam taką cechę, że lubię stawiać na swoim,<br />
a w tej pracy decyzje ciągle zostają poddawane weryfikacji,<br />
kontroli. W moim przypadku taki stan rzeczy oddziałuje<br />
nie tylko na sferę zawodową, ale i emocjonalną. Chciałem<br />
robić rzeczy, nad którymi mam pełną kontrolę. Wtedy<br />
jeszcze nie uważałem, że musi to być robienie sztuki.<br />
To przyszło z czasem, choć przez cały ten okres zajmowałem<br />
się mniej lub bardziej malowaniem (i robię to już<br />
26<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
od ponad 20 lat). Decyzja o porzuceniu sądu była bardzo<br />
trudna, gdyż wiele pracy włożyłem w to, by się tam znaleźć.<br />
Jednak nie żałuję, ponieważ miałem szczęście spotkać<br />
na swojej drodze wspaniałych ludzi, z którymi do dziś<br />
mam więź. A i nie każdemu jest dane zobaczyć od środka,<br />
jak funkcjonuje praktyka prawnicza. Studia to jednak tylko<br />
ciągle teoria.<br />
Sport jest bardzo ważny w Twoim życiu. Co sprawiło,<br />
że Twoja droga zawodowa nie jest związana ze sportem?<br />
Tu też kwestie wolnościowe grają rolę. Sport jest dla mnie<br />
bardzo ważny. Towarzyszy mi całe życie, ale nie chciałbym,<br />
żeby się stał jego istotą, celem samym w sobie. Biegam,<br />
pływam, jeżdżę na rowerze. Robię to, bo lubię. Z wyboru.
Nie wyobrażam sobie, że musiałbym. Szanuję sport, bo bardzo<br />
dobrze wpływa na moją psychikę. Wielkim bonusem jest<br />
to, iż trzyma w dobrej formie fizycznej. Podchodzę do siebie<br />
w tym względzie dość holistycznie. Sport to energia, dyscyplina,<br />
zdrowie. Kocham pływać. Woda daje wolność totalną,<br />
jak nic innego… No, może jeszcze malowanie. Woda daje też<br />
tę absolutną samotność, której czasem bardzo potrzebuję.<br />
Uważany jesteś za jednego z najlepszych artystów Młodej<br />
Sztuki. Jak zdefiniować Twój styl?<br />
Nie wiem, czy jestem tak postrzegany. Nie skupiam się na<br />
tym. Sztuka jest oceanem – każdy ma tę samą odległość do<br />
brzegu. Moje malowanie opiera się na trzech filarach. Są to:<br />
TREŚĆ, KOMPOZYCJA i MOJA KRESKA / STYL. Reszta może<br />
być, ale nie musi. Nie lubię patosu, dosłowności i popisów.<br />
Nie trzeba pokazywać, oddawać ludziom wszystkiego, na co<br />
nas stać, żeby robić dobrą sztukę. Pewne rzeczy trzeba zachować<br />
tylko dla siebie, żeby ocalić swoje JA. Nie umiem zdefiniować<br />
mojego stylu. Chyba wszystko już było, ale to mnie nie<br />
zniechęca do pracy. Może nawet w pewien sposób napędza.<br />
No właśnie, wielu artystów całe życie poszukuje własnego<br />
stylu. Twoje obrazy są oryginalne i rozpoznawalne. Kiedy<br />
i jak dopracowałeś się własnego języka artystycznego?<br />
Czy (jak większość początkujących malarzy) zaczynałeś od<br />
kopiowania mistrzów?<br />
Miałem mnóstwo fascynacji. Cenię Mistrzów. Nigdy jednak<br />
nikogo nie kopiowałem. Zawsze skupiam się tylko na tym,<br />
co mam w głowie. Pozostawała kwestia środków wyrazu<br />
i możliwości. Praktyka doprowadziła mnie do tego miejsca,<br />
gdzie jestem teraz. Malowałem bez względu na to, czy miałem<br />
z tego pieniądze, czy nie. A bardzo długo ich nie było z<br />
tych moich działań. Zresztą teraz też za wiele o tym nie myślę.<br />
Choć uważam, że dobre pieniądze mają wpływ na szacunek<br />
do pracy. Niestety tak to działa… To jest taki powszechny<br />
miernik, który włącza się ludzkości przy dokonywaniu wartościowania<br />
świata w wielu aspektach. Ciężko chyba z tym<br />
walczyć.<br />
artur smoła<br />
Rocznik 1976<br />
Pochodzi z Pilzna<br />
Od początku lat 90.<br />
związany<br />
na stałe z Tarnowem<br />
Prawnik z wykształcenia<br />
W latach 2005–2008<br />
odbywał aplikację sądową<br />
Większość jego prac<br />
to obrazy olejne<br />
w mniejszym zakresie<br />
grafiki komputerowe<br />
oparte na szkicach<br />
Autor trzech<br />
wystaw malarskich:<br />
„Droga na Meksyk”<br />
„Hotel Tokio” oraz<br />
„Wysoka Wielka Woda”<br />
W jednym z wywiadów wyraziłeś opinię, że artyści tłumaczą<br />
życie. Co Ty tłumaczysz odbiorcom Twojej sztuki?<br />
Przede wszystkim pokazuję świat z mojej perspektywy za<br />
pomocą tych środków, którymi sprawnie operuję. Nie wiem,<br />
czy ten przekaz z założenia jest konkretny. Może to jest tak,<br />
że rzucasz kulą wypełnioną energią i dopiero gdy ona wybucha,<br />
okazuje się, w jaki sposób oddziałuje na otoczenie.<br />
Powiem inaczej: używam dość wyraźnych symboli, które są<br />
dla mnie ważne, i okazuje się, że są też ważne dla innych.<br />
To mnie bardzo buduje. Energia do mnie wraca. To sprawia,<br />
że chcę dalej to robić. Poza tym żaden malarz nie maluje w<br />
próżnię. Mam ogromne szczęście, że moja sztuka skupia wielu<br />
wspaniałych ludzi, z którymi mam przyjemność i zaszczyt<br />
prowadzić w miarę regularny dialog. Może czasem jest mnie<br />
więcej, częściej się pojawiam, ale nie jest to efekt kalkulacji.<br />
Wyłaniam się, gdy mam coś do powiedzenia. Kiedy nie mam<br />
konkretnego przekazu, to sobą nie epatuję. Z drugiej strony<br />
„chcącym nie dzieje się krzywda”. Kiedyś przecież mnie nie<br />
będzie, na zawsze… Jak każdego z nas.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
27
Wyłaniam się,<br />
gdy mam coś do powiedzenia<br />
28<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Podziwiam Twoją serię sportową: Czarne pantery<br />
z Pekinu, Wolno płyną wolno płyną wolno płyną<br />
łodzie, Wielobój klasyczny, Iron Lady, Sobotnie skoki<br />
w wodę, Narciarki, Tajskie sztuczki i in. Na tych<br />
wszystkich obrazach są kobiety. W ogóle malujesz<br />
głównie kobiety: silne, dumne, niezależne, dominujące,<br />
wysportowane. Często w otoczeniu natury<br />
i zwierząt. Nawet jak się pojawia postać męska<br />
(Chłopak Siuksów i zjawy), to jest otoczona wianuszkiem<br />
kobiet. Dlaczego kobiety?<br />
Hmm… U mnie Kobieta/Madonna to już chyba stan<br />
umysłu. (śmiech)<br />
Wszyscy jesteśmy kobietami – trochę żartuję oczywiście,<br />
ale coś w tym jest. Jako facet daję przede wszystkim<br />
sygnał, że jesteśmy bardzo niejednoznaczni we<br />
wszystkich aspektach życia. Kobieta to symbol matki<br />
– najbliższej człowiekowi. Matka może totalnie zrujnować,<br />
ale nikt jak ona nie zbuduje człowieka. To też<br />
Natura… Potężna, łaskawa dla nas. Nie zasługujemy<br />
często na tę łaskę. To ważny teraz symbol – kiedy świat<br />
na naszych oczach pędzi ku katastrofie, ona zastyga<br />
w powietrzu i patrzy. To energia, to życie, to źródło<br />
wszystkiego. To początek i koniec. Nie chcę brzmieć<br />
patetycznie, ale tak właśnie uważam. Poza tym powinna<br />
nastać era kobiet, do czego coraz bardziej się<br />
skłaniam w swoim przekonaniu, patrząc przez okno<br />
i w telewizor. Niepotrzebnie wprowadza się ten ostry<br />
podział na kobietę i mężczyznę – nie lubię tego. Taki<br />
podział zawsze każe nam przyjmować optykę opartą<br />
na stereotypie. Podziwiam też mocne kobiety za to,<br />
że zazwyczaj, za pomocą silnych charakterów, potrafią<br />
kreować świat bez używania przemocy, do której częściej<br />
uciekają się jednak mężczyźni. A Siuks – cóż, to<br />
chyba jednak autoportret bezpośredni, bo niektórzy<br />
widzą mnie w spojrzeniach głównych bohaterek moich<br />
obrazów.<br />
W czasie gdy kształtowałem się jako człowiek, to kobiety<br />
w większym stopniu budowały moje życie. Jego<br />
dekonstrukcja była bardziej udziałem mężczyzn. Możliwe<br />
że przez atawistyczny element rywalizacji. Teraz<br />
już nie daję się wciągać w takie gierki, a chęć nadmiernego<br />
konkurowania, podobnie jak przemoc, uważam<br />
tylko za wyraz słabości. Śmieszy mnie to. Dla mnie<br />
wszystko, co pochodzi z zewnątrz i jest dobrem samym<br />
w sobie, tylko mnie wzbogaca i nigdy nie stanowi<br />
zagrożenia. W tzw. męskim świecie, niestety, często<br />
bierze górę koncepcja wzajemnego zwalczania „przeciwnika”.<br />
Stąd biorą się tylko wojny (choć oczywiście,<br />
chcąc być sprawiedliwym, trzeba pamiętać, że historia<br />
zna przypadki także wielkich okrutnic).<br />
Moje dwa ważne dla mnie obrazy, Karmin na ustach<br />
Czarnej Madonny oraz Madonna z dzieciątkiem, prezentowane<br />
były w ubiegłym roku w ramach wystawy<br />
„Kobiety” w Vinci Art Gallery w Poznaniu. Z tego miejsca<br />
pozdrawiam panią Monikę Pietrzak, sprawczynię<br />
całego przedsięwzięcia. Prace spotkały się z fantastycznym<br />
przyjęciem.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
29
Siłowanie się konia z innymi bytami<br />
na moich obrazach<br />
Swoje kobiety otaczasz naturą, zwierzętami, dużo u Ciebie<br />
koni. Wziąłeś nawet udział w wystawie „Bułane, cisawe,<br />
kasztanki”, której tematem były konie. Lubisz konie?<br />
Czy stanowią dla Ciebie szczególny symbol?<br />
Koń to przede wszystkim piękne zwierzę. Symbol siły i wolności.<br />
To siłowanie się konia z innymi bytami na moich obrazach,<br />
to wieczna walka głównie o wolność. O wolność,<br />
czego uczy nas historia, trzeba walczyć w każdej minucie<br />
życia. Zawsze pojawi się ktoś, kto będzie chciał ją nam<br />
odebrać w taki czy inny sposób. Taka jest natura ludzka.<br />
Oczywiście można pójść na kompromisy, i niekiedy są one<br />
konieczne. Jednak bądźmy zawsze w stanie gotowości.<br />
To nie jest tylko moja paranoja.<br />
Miałem szczęście dorastać w małym miasteczku i widok<br />
koni był codziennością. Jako dziecko totalnie się nimi fascynowałem.<br />
Widokówki, kalendarze i inne fanty musiały być<br />
spod znaku konia. W dni targowe siadałem z moją babcią na<br />
schodach lodziarni moich rodziców i całymi dniami patrzyłem<br />
na konie przemieszczające się ulicą tam i z powrotem…<br />
30<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Co Cię łączy z Meksykiem?<br />
Frida. (śmiech) Kocham ją za ten cały tragizm. Jej sztuka<br />
jest przejmująca. Lubię też ten folklor, podejście do<br />
zagadnienia śmierci, tajemnicę, proste przekazy etc. Nie<br />
byłem jeszcze w Meksyku. To bardziej moja podróż mentalna.<br />
Ja w ogóle nie przepadam za podróżami.<br />
Twoje obrazy są albo bardzo minimalistyczne (czysta<br />
forma, ostre kontury, oszczędność w posługiwaniu się<br />
kolorem), albo bogate, pełne detali, ozdób i odwagi<br />
w zestawianiu kontrastowych barw (co Cię trochę łączy<br />
z Fridą właśnie). Z czego to wynika?<br />
To wyraz podwójnej natury, którą łączy jednak wspólny<br />
ścieg. To dążenie do balansu. Tak już jest, że czasem lubimy<br />
tak, a czasem inaczej. Nie robię tego na postawie<br />
jakichś założeń. To się dzieje, kiedy potrzebuję przejścia<br />
z jednego stanu w drugi. Z czasem te przejścia powodują,<br />
że pojawia się nowa jakość. Dzięki temu nie zastygam<br />
w bursztynie. Malując minimalistyczny obraz, nabieram<br />
właściwej perspektywy wobec innych bogatych form,<br />
przez co, kiedy do nich wracam, nie powstaje efekt kalki.
to wieczna walka o wolność<br />
Ale za dużo o tym nie rozmyślam. Zauważam po prostu,<br />
że tak się dzieje. Oczywiście oba rodzaje kompozycji łączy<br />
wszystko, co moje. Każdy z nas żyje w gestach i pozach.<br />
Każdy z nas pędzi i przystaje… Ten mechanizm jest wpisany<br />
w naszą naturę. Dodam tylko, że oszczędny obraz często<br />
jest trudniej wykonać. Tam już nie ma pola na błąd. Tam<br />
już nic nie odciągnie uwagi od potknięcia.<br />
Barwy, których używam, są zazwyczaj mocne (dla niektórych<br />
zbyt mocne). Ale to moja energia. Taki jestem i nie<br />
będę tego pudrował. Lubię czasem taką przesadę, teatralny<br />
charakter, a nawet tzw. manierę, z której niektórzy czynią<br />
zarzut. No, ale oni nie czują mojego bluesa. (śmiech)<br />
I nie muszą. Mają do tego pełne prawo.<br />
Lubisz obcować z materiałem (olej, płótno), ale tworzysz<br />
także grafikę komputerową. Czy obydwie te formy sprawiają<br />
Ci jednakową frajdę?<br />
O, to jest dobre pytanie. Przede wszystkim najważniejsza<br />
jest myśl. Jest bezcenna, bo to nośnik całej konkretniej<br />
pracy. Ja zawsze muszę mieć dobry powód do działania.<br />
Olej i płótno jednak pozwalają na obcowanie z obrazem<br />
krok po kroku. Z bliska. Materia wyzwala odpowiednie nastawienie<br />
emocjonalne wobec nowej pracy. To też powoduje,<br />
że człowiek z czasem nabiera szerokiej perspektywy,<br />
bo malowanie olejem to dłuższy proces, który się zawiesza<br />
i do którego się wraca… Cytując Kocham Cię kochanie<br />
moje – to rozstania i powroty.<br />
Lubię swoje grafiki. To są tzw. krótkie piłki, pojedyncze<br />
„strzały”, które zawsze oparte są na odręcznych szkicach,<br />
bo żaden ze mnie komputerowiec. Potrzeba jest jednak<br />
matką wynalazku. Większość grafik to właściwie projekty<br />
do moich obrazów. Po prostu nie wszystkie jestem<br />
w stanie namalować, a co do niektórych, to z czasem tracę<br />
zapał… Pojawia się ciągle coś nowego.<br />
Skrupulatnie katalogujesz swoje obrazy. Dotychczas powstały<br />
cztery albumy Twoich prac: Droga na Meksyk,<br />
Hotel Tokio, Wysoka Wielka Woda, Karmin na ustach<br />
31<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
32<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Róbmy swoje najlepiej, jak potrafimy, bo nie jest wiadome, kiedy nam zgaszą światło<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
33
Tak jak sport<br />
poprawia jakość<br />
mojego życia,<br />
tak sztuka<br />
bez przerwy je ocala<br />
Czarnej Madonny. W jakim celu powstały, kto jest wydawcą<br />
i gdzie można je nabyć?<br />
Tak. Zaczęło się to od mojej pierwszej wystawy w 2008<br />
roku i ta forma wrosła w moje upodobania. Moje katalogi<br />
można dostać w trzech galeriach w Polsce: Vinci Art Gallery<br />
w Poznaniu, Mazowieckim Domu Aukcyjnym w Warszawie<br />
i w Cosma w Sopocie. Jest też dostępny w Gemini Gallery<br />
w Eindhoven w Holandii. Skupiam się na tym czwartym<br />
wydawnictwie, gdyż jest najpełniejsze, w kilku miejscach<br />
retrospektywne. Jest w nim 41 prac, 52 strony. No i jest<br />
dojrzałe, aktualne. Jego treść pokrywa się z moim zaistnieniem<br />
w przestrzeni bardziej publicznej. Wszystkie katalogi<br />
wydawałem własnym sumptem, choć przy dwóch pierwszych<br />
publikacjach kilku sponsorów pokryło część kosztów.<br />
(Odpowiedzi są czasami bardzo zaskakujące). Czym jest<br />
dla Ciebie sztuka?<br />
Moja sztuka to ja. Sztuka w ogóle to ludzie. To encyklopedia<br />
wiedzy o człowieku. To ważny drogowskaz. To wartość dodana<br />
i ciągle dodawana. Wyraz czynnika boskiego w człowieku.<br />
Zaprzeczenie nicości. To dowód na nasze istnienie i na to, że<br />
jest ono jednak dobrem samym w sobie. Sztuka oczywiście ma<br />
więcej znaczeń, ale nie chcę za dużo o tym ględzić. Tak jak sport<br />
poprawia jakość mojego życia, tak sztuka bez przerwy je ocala.<br />
Czuję, że powinnam zapytać o Korę…<br />
Kora to ucieleśnienie Czarnej Madonny. To mój wielki przewodnik.<br />
Jest dla mnie jak święta. To, kim była, co robiła,<br />
jak to czyniła, całkowicie pokrywa się z energią, która jest<br />
mi najbliższa. Kora jest nieoczywista, czasem przesadzona<br />
i manieryczna, ale zawsze prawdziwa. Jest bardzo tajemnicza.<br />
Moja miłość do niej nie była bezkrytyczna, ale zawsze<br />
prawdziwa. Zresztą z czasem chyba zaczynam rozumieć ją<br />
pełniej. Płynący od niej przekaz wpłynął na wiele moich<br />
ważnych decyzji w życiu. Choćby na tę o odejściu z zawodu<br />
prawniczego, by ocalić siebie i być sobą w pełnej zgodzie<br />
z tym, kim tak naprawdę jestem. Życie jest jedno i krótkie.<br />
I tak wiele spraw w nim człowiek spieprzył, niech więc<br />
zawalczy przynajmniej o to, co jest istotą. Poza tym Kora<br />
nie jest jednoznaczna. Nie jest skrajna jako kobieta. No po<br />
prostu anioł! Dużo by mówić. Korze dedykuję mój ostatni<br />
katalog. Jest w nim dużo odniesień. Kto zna, ten wyłapie te<br />
złote rybki. To jest mój hołd dla niej.<br />
A teraz zadam Ci pytanie trochę banalne, ale zadaję je<br />
każdemu artyście, z którym przeprowadzam wywiad.<br />
34<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Warto też przerzucić ciężar w pytaniu<br />
z „czym jest sztuka” na „co nią jest”. Pojawiają<br />
się stwierdzenia, że od dłuższego<br />
czasu żyjemy w postkulturze wobec tego,<br />
że wszystko może być/jest sztuką. Zastanawiam<br />
się ciągle nad tym i nie potrafię sobie<br />
na to pytanie do końca odpowiedzieć.<br />
Co do zasady się z tym nie zgadzam, jednak<br />
uważam, że przy ocenach trzeba wyjść<br />
poza granice własnych upodobań. Chcąc<br />
być sprawiedliwym, nie można zaspokajać<br />
tylko własnych preferencji. Tylko to warunkuje<br />
rozwój. Nie możemy kręcić się w kółko<br />
swojego tzw. gustu. Tu ważna jest intuicja,<br />
emocje. Dla mnie niesłychanie ważny jest<br />
walor wyjątkowości, który oczywiście musi<br />
być podparty czymś jeszcze.<br />
I na koniec: w jakim kierunku przebiega<br />
Twój rozwój?<br />
O! To wielka niewiadoma. Tajemnica, która<br />
mnie przyciąga. Gdybym to wiedział, to nie<br />
wiem, czy bym z takim zapałem zmierzał do<br />
celu. Jestem bardzo ciekawy, kim będę,<br />
jaki będę i gdzie będę. Wiem jednak, że<br />
to, jakie to wszystko będzie, zależy od<br />
tego, co i jak robię teraz. Więc działam<br />
najlepiej, jak potrafię, dobrze się przy<br />
tym bawiąc. Cała reszta to tylko czysta<br />
spekulacja. To dotyczy wszystkiego, nie<br />
tylko malowania. Róbmy swoje najlepiej,<br />
jak potrafimy, bo nie jest wiadome,<br />
kiedy nam zgaszą światło.<br />
Mam nadzieję, że Twoje światło będzie<br />
mocno świecić, a nas, odbiorców Twojej<br />
sztuki, ogrzewać pięknymi obrazami<br />
jeszcze wiele lat. Wierzę, że niejednokrotnie<br />
nas jeszcze zaskoczysz.<br />
Dziękuję. Bardzo fajna rozmowa. Idę<br />
pływać. [RC]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
35
36<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
37
Urodził się w Poznaniu w 1967 roku. Debiutował w 20<strong>17</strong><br />
w „Twórczości”. Publikował dotąd w „Wizjach”, „Wydawnictwie<br />
j”, „Krytyce Literackiej”, „Przeglądzie Prawosławnym”,<br />
„MEGA*ZINE LOST&FOUND”, „Czasie Literatury”,<br />
„Protokole Kulturalnym”, „eleWatorze”, „Akancie” i „Twórczości”.<br />
Jest autorem trzech tomów artystycznej prozy:<br />
Kąty (2018 - Liberum Verbum), Dyptyk wschodni (2018 -<br />
Miniatura), Człekołak (2019 - MaMiKo). Współpracował ze<br />
Sceną Nowej Dramaturgii Teatru w Rzeszowie i z Instytutem<br />
Teatralnym nad sceniczną adaptacją Człekołaka. Z utworów<br />
opublikowanych (20<strong>17</strong>-2020) na uwagę zasługują krótsze<br />
i dłuższe opowieści: Pani Zofia, Mahler, Adela, Kotłownie.<br />
W roku 2019 Pani Zofia otrzymała wyróżnienie w literackim<br />
konkursie im. Bronisława Faca. Rok 2019 zakończył się dla<br />
autora pojawieniem się bardzo pozytywnych recenzji jego<br />
prozy autorstwa Gerarda Ronge („Nowe Książki” 11/2019)<br />
i Leszka Żulińskiego („Twórczość” 11/2019).<br />
Artur Dudziński<br />
DRŻENIE<br />
Odrzucili go literaci Poznania z obawy, że obłędem talenta<br />
im pozaraża. Odrzucili go mieszczanie ze strachu, że maszyny do<br />
pisania potracą. Odrzuciła Krystyna z lęku przed własnym wzrokiem<br />
i pytaniami świata. Jedyny nie odrzucił Andrzeja – most. Andrzej<br />
strącał z ramienia mostu strzępy wierszy, które nie chciały własnych<br />
narodzin. Kiedy Andrzej pytał, most odpowiadał drżeniem. W pewien<br />
majowy wieczór, nieważne którego dnia i roku, Andrzej poprosił, aby<br />
most objął go ramieniem. Ramię mostu zadrżało. Architekci zakuli<br />
je w formę użyteczną, nieczułą. Poeta wspiął się ku ramieniu mostu<br />
i naraz… drżenie ustało – mięśni poety i wierszy, co formą zostaną<br />
bezużyteczną i czułą.<br />
38<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
39
CISZA GÓR<br />
Zegar. Miarowość nadaje równowagę przestrzeni. Cisza staje się słyszalna i widzialna jak ciemność,<br />
gdy miejsca, przedmioty czekają na istnienie. Tymczasem są dźwiękiem. Szumem. Strumieniem<br />
nocy majaczącej na granicy z dniem. Strumieniem przejmującym melodie krzątanin i metrum oddechu.<br />
Mięśniami twarzy miętoszę powieki — wyciskam wyrazistość słyszenia. Szum to? Ton? Zgniatam twarz<br />
dłonią, aby dotarły do mnie motywy przewodnie rur o dominujących strumieniach wód i działaniach<br />
palacza. I naraz z promieniem świetlistej bieli, w wietrznym zawodzeniu, sypie się okienkiem skruszały<br />
lukier. Kruszyny ułamkami szelestu dotykają celofanu. Słodycz zamieci granej przez wiatr, który w szparach,<br />
szczelinach i pęknięciach schroniska uwypukla kontrapunkty brzasku i ciszy.<br />
JEDNONOGI ŁYŻWIARZU<br />
Szukasz żyletki? No, w którymkolwiek kiosku. Zapakowane razem. W pudełeczku. Więc którą?<br />
Wybraną odwijasz z papieru jak kunsztowną porcelanę. Obracasz w palcach jak złotą monetę. Szukasz<br />
własnego odbicia. To głupie. Podciągasz lewy rękaw. Żyletkę trzymasz w prawej. To pewniejsze. Po co<br />
kaleczyć się przed czasem. Podciągasz lewy rękaw i, niczym jednonogi łyżwiarz, badasz taflę przegubu<br />
albo naprężenie membrany skóry. Nabierasz prędkości, hamujesz. Wszystko na jednej płozie.<br />
Ruch w głąb, o którym tyle razy myślałeś, o którym myślało wielu, jest… Możesz teraz uwolnić krew,<br />
pozwolić jej wreszcie zaczerpnąć tchu, ale ty – podziwiasz refleks słońca na płozie i ruch zbocza schodzącego<br />
sosnami…<br />
PTAK<br />
Cud Dziewczynka poczuła w piersi szamoczącego się<br />
ptaka. Cud Dziewczynka wiele myślała o ptaku. Pamiętała,<br />
jak wychodzące z kościoła dzieci i stare kobiety trzymały na<br />
piersiach dłonie. Szły do domów z opuszczonym wzrokiem<br />
i wstydem zapamiętanym z oblicza Madonny. Z twarzami<br />
przenikniętymi tkliwością. Napisanymi od nowa przez błogość<br />
darowaną przez sacrum. Ręce na piersiach starych kobiet<br />
i dzieci wskazywały miejsca, z których Bóg wyrywał ptaka tym,<br />
którzy przyszli Go o to poprosić. Cud Dziewczynka tęskniła<br />
za tajemnicą kościoła, która, jak powtarzała babcia, pozbawia<br />
wiernych ciężaru ich ciał, a z serc zrywa grube i czarne story.<br />
I, co najważniejsze, uwalnia ptaka.<br />
40<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
41
JAŃSKIE ŁAŹNIE<br />
Skwar stygł. Skwer po żołniersku przystrzyżonej trawy,<br />
z klombem krwistoczerwonych centyfolii, okrążały<br />
elektryczne wózki inwalidzkie, pojedyncze bądź połączone<br />
w pary, kuracjusze zdolni poruszać się o własnych siłach,<br />
młode kobiety ze spacerówkami, przebiegające drogę<br />
dzieci, parę zakonnych sióstr, starców, wreszcie — kilku<br />
turystów poszukujących obojętnie, a może dyskretnie,<br />
skrawka wolnego miejsca w szeregach ocienionych dopiero<br />
i okupowanych ławek. „Senna atmosfera uzdrowiska”<br />
— jak czytamy w bedekerze: „na trawiastym rynku gra kapela<br />
ludowa, a w herbaciarni na ławkach dokoła przesiadują<br />
pacjenci”. W zaludnionym ustroniu, jak dopowiadamy<br />
sami, uwaga przybyłych koncentruje się na chwili obecnej,<br />
a najbardziej uprzywilejowanym zmysłem jest wzrok —<br />
poddany zostaje pieszczocie i zarazem estetycznej kuracji:<br />
raz, gdy muska detale, innym razem, gdy obejmuje całość<br />
kształtu secesyjnej hali spacerowej, sali koncertowej, kawiarni<br />
i krytej promenady, zwanej kolonadą, położonej<br />
przez budowniczych u stóp karkonoskich gór. Meisterstück<br />
architektury, perła stylu.<br />
Piękno — to zdrój.<br />
REQUIEM<br />
The Peacocks — wycie zdobione diamentami tonów.<br />
Stan Getz i Bill Evans osiągają jednię i bezkres barw w dialogu<br />
wiążącym ich na wieczność.<br />
Muzyka zatrzymuje się, bo wie o istnieniu końca. Koniec<br />
nie raz w historii wzywał tę sztukę na służbę. Czynił to poprzez<br />
Verdiego, Brittena i innych.<br />
U Evansa brak pustosłowia. Porządek jak u Wolfganga<br />
Amadeusza. Dźwięki kłują jak reflektory. Getz jest wyrazisty<br />
i zwierzęcy niczym godowy samiec. Tańczy i kokietuje. Evans<br />
kładzie plamy gęste i wyrazistsze od witraży Chartres. Wielopoziomowe<br />
egzystencje wibrują kolorami po złudzenie smaku.<br />
Są impresjonistyczne jak Debussy. Pianista stawia w basie<br />
drogowskazy. Zdaje się opuszczać tonację utworu, jak opuszczał<br />
rzeczywistość, otwierając furtkę kluczem kokainy. Akordy<br />
są jak stawiane wolno kroki. Każdy następny nie przypomina<br />
poprzedniego i jest jak nowe spojrzenie z pawiego trenu, jest<br />
płótnem, na tle którego gnie się kobieca szyja saksofonu. Powietrze<br />
z dętego instrumentu jest ze złota.<br />
Saksofon i jego Stan.<br />
Fortepian i jego uśmiech przez łzy. Bill ze spuszczoną<br />
głową i w ciemnych okularach słucha wnętrza i posłusznego<br />
chordofonu.<br />
Oto żałobna msza i katedra końca. Kolumnami fortepianowych<br />
akordów pnie się bluszcz saksofonowej frazy. Muzycy<br />
wznoszą budowlę w dniu urodzin pianisty 16 sierpnia 1974<br />
roku. Jeszcze poprawki, ornamenty, aż zabrzmią życzenia<br />
i brawa. Oto pogrzebowy marsz na fortepian i tenorowy saksofon.<br />
Oto pieśń końca we wzajemnym śpiewie artystów.<br />
42<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Rysunki: Agnieszka Ograszko<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
43
Światło<br />
DLA POLONEZA<br />
Majową niedzielę zdominował w Wieliczce taniec.<br />
I nie taki, co to każdy po swojemu… Ponad<br />
sto par ruszyło na Rynku Górnym do poloneza.<br />
Uroczyście, z gracją, elegancko, z dumą i wzruszeniem.<br />
Tancerze i amatorzy, bardzo młodzi i bardzo dojrzali.<br />
Wszyscy zainaugurowali projekt „Rynek w centrum<br />
kultury <strong>2022</strong>”. Ale ja nie o projekcie, choć na pewno to<br />
ważna inicjatywa dla lokalnej społeczności. Moją uwagę<br />
zwrócił polonez. Taniec, bez którego ważne, uroczyste<br />
wydarzenia nie mogą się obejść. Taniec, który budzi<br />
emocje i wieczny podziw, wprowadza szczególną atmosferę,<br />
jednoczy, zniewala pięknem, a w muzyce odzywa<br />
się echo historii…<br />
4 czerwca <strong>2022</strong> miałam zaszczyt uczestniczyć w uroczystości,<br />
którą również rozpoczął polonez. Wykonali<br />
go, w strojach dalekich od znanych z XXI wieku, członkowie<br />
Zespołu Tańca Historycznego CHOREA ANTIQUA.<br />
W warszawskim Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II (Galeria<br />
Porczyńskich) odbyła się międzynarodowa konferencja,<br />
połączona z debatą „Tożsamość narodowa siłą<br />
pokoleń”. Udział w debacie wzięli: Maria Czerwińska –<br />
prezes Fundacji Przyjaźni Ludzi i Zwierząt CZE-NE-KA,<br />
44<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
kierująca zespołem CHOREA ANTIQUA; Romana Maciuk-<br />
-Agnel – historyk sztuki, choreograf, tancerka, założycielka<br />
jedynego w Polsce Baletu Dworskiego „Cracovia Danza”;<br />
Mirosław Perzyński – prezes Towarzystwa Polsko-Serbołużyckiego,<br />
miłośnik kultury sarmackiej, historii, literatury<br />
i Paweł Świętorecki – śpiewak, znawca i propagator muzyki<br />
klasycznej, bankowiec. I tak właśnie wyglądało… uroczyste<br />
otwarcie VIII Międzynarodowego Festiwalu Poloneza<br />
w Polsce. Okazja do wyjątkowej oprawy spotkania była<br />
szczególna. Taniec ten znalazł się – po długich, wytyczonych<br />
procedurą staraniach – na krajowej liście narodowego<br />
dziedzictwa kulturowego, co daje szansę na wpis na<br />
listę reprezentatywną dziedzictwa kulturowego ludzkości<br />
UNESCO. Narodowy Instytut Dziedzictwa złożył już odpowiedni<br />
wniosek. Procedura jest żmudna, trwa około osiemnastu<br />
miesięcy, ale kompetentni znawcy tematu i zaangażowane<br />
zawodowo osoby są zdania, że pod koniec przyszłego<br />
roku zapadnie decyzja pozytywna i polonez znajdzie się<br />
na liście UNESCO.<br />
Otwarty uroczyście festiwal, który potrwa do 25 czerwca,<br />
nie pozostanie bez wpływu na ocenę złożonego wniosku.<br />
Zaplanowano warsztaty, pokazy, prezentacje w sercu War-
Zdjęcia: Jolanta Bogusławska<br />
szawy, korowody spontaniczne, a wielu aktywnościom przewodzić<br />
będzie m.in. CHOREA ANTIQUA z Marią Czerwińską<br />
na czele. Wystąpią również muzycy oraz śpiewacy. Niektórzy<br />
zachwycili już podczas inauguracyjnego spotkania. Znakomita<br />
pianistka Bożena Sitek zagrała poloneza Stanisława Moniuszki<br />
ze Strasznego dworu, Piotr Latoszyński wykonał poloneza<br />
A-dur op. 40 nr 1 Fryderyka Chopina, a Piotr Chróściak poloneza<br />
Ogińskiego Pożegnanie ojczyzny. Francisco Rodriguez Ortega,<br />
niewidomy muzyk i śpiewak operowy z Meksyku, od 10<br />
lat mieszkający w Polsce, wzruszył utworem Spośród krajów<br />
na świecie, podobnie jak utalentowany śpiewak pochodzący<br />
z Besarabii – Leonid Volodko-Kunicki, który wykonał poloneza<br />
Tollere liberum (Urodzony wolnym). Zespół CHOREA ANTIQUA<br />
zachwycił tańcem i strojami, a na zakończenie wszyscy zaproszeni<br />
zostali do poloneza. I wzruszenie trochę pobrudziło tuszem<br />
policzki pań…<br />
***<br />
Z pewnością w uzyskaniu pozytywnej opinii UNESCO<br />
pomoże każda inicjatywa ukazująca rozpowszechnienie<br />
poloneza we wszystkich dziedzinach nauki, sztuki, kultury,<br />
w tym tworzenie klubików czy uliczne korowody –<br />
oczywiście, nie tylko w Polsce. To niezwykle ważne, by<br />
nasz najważniejszy taniec narodowy trafił na listę niematerialnego<br />
dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO.<br />
Ten numer „PostScriptum” ukazuje się właśnie w czasie<br />
trwania festiwalu. Warto śledzić związane z nim wydarzenia<br />
i w miarę możliwości włączyć się w kampanię, bo<br />
polonez to niezwykły taniec. W nim słychać bicie serc.<br />
Naszych… [WDS]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
45
46 Ilustrcja: Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
47
O szczęściu<br />
R e n a t a S z p u n a r<br />
Dialog z Przyjacielem, który wyjechał w najdalszą podróż…<br />
Czym jest szczęście, za którym tak bardzo tęsknimy na<br />
przekór naszemu fatum? Na przekór każdym czasom,<br />
zarazom, wojnom i wszelkim przeciwnym wiatrom?<br />
Może najłatwiej jest odpowiedzieć poetom, bo lekkość ich<br />
myśli odnajduje najbardziej celne i pojemne słowa…<br />
Szczęście<br />
Jorge Luis Borges<br />
Ten, co obejmuje kobietę, jest Adamem. Kobieta jest Ewą.<br />
Wszystko zdarza się po raz pierwszy.<br />
Zobaczyłem coś białego na niebie. Mówią mi, że to księżyc, ale<br />
cóż mam począć z tym słowem i z całą tą mitologią.<br />
Drzewa budzą we mnie jakiś lęk. Są takie piękne.<br />
Spokojne zwierzęta podchodzą, abym nazwał je po imieniu.<br />
Nie ma liter w księgach biblioteki. Lecz, kiedy je otworzę, wynurzają się.<br />
Kartkując atlas, wymyślam kształt Sumatry.<br />
Ten, co w ciemności rozpala zapałkę, właśnie wynalazł ogień.<br />
W głębi lustra jest ktoś inny, zaczajony.<br />
Ten, co patrzy na morze, widzi Anglię.<br />
Ten, co wygłasza wiersz Liliencrona, rozpoczyna bitwę.<br />
Śniłem o Kartaginie i o legionach, które pognębiły Kartaginę.<br />
Śniłem o mieczu i o wadze.<br />
Pochwalona niech będzie miłość, w której nie ma strony<br />
posiadającej i posiadanej, bo tych dwoje oddaje się sobie.<br />
Pochwalone niech będą koszmary senne, albowiem dzięki nim możemy<br />
uwierzyć w piekło.<br />
Ten, co wchodzi do rzeki, zanurza się w Gangesie.<br />
Ten, co patrzy na piaskową klepsydrę, widzi, jak rozsypuje się imperium.<br />
Ten, co sztyletem się bawi, śmierć Cezara przeczuwa.<br />
Ten, co śpi, jest wszystkimi ludźmi.<br />
Na pustyni ujrzałem młodego Sfinksa<br />
o dopiero co wyrzeźbionych kształtach.<br />
Nic dawnego pod słońcem.<br />
Wszystko zdarza się po raz pierwszy, ale na modłę wieczności.<br />
Ten, co mnie czyta, stwarza moje słowa.<br />
Odnajdujemy szczęście w akcie kreacji. W każdym podniosłym<br />
momencie, gdy czujemy, że stwarzamy nowy byt, lub<br />
gdy sami nadajemy pierwsze znaczenie temu, co istnieje,<br />
i co napotykamy. Uskrzydla nas moment stawania się. Czujemy<br />
się wtedy silni. Podobni bogom. Zdolni do tworzenia<br />
rzeczywistości. Posiadamy na nią wpływ. A kiedy posiadamy<br />
wpływ – nie czujemy lęku i wymykamy się fatum. Ogarnia<br />
nas spokój i zadowolenie. Radość z samego faktu życia<br />
i możliwości bycia na tym fascynującym świecie.<br />
Lecz to jeszcze nie wszystko. Do szczęścia potrzebny nam drugi<br />
człowiek. Potrzebna nam wzajemna opowieść. Ktoś, kto słucha<br />
– i milczy, lub sam opowiada. A czasem wystarcza sama<br />
obecność, poczucie, że ktoś po prostu jest. Wtedy już nie jesteśmy<br />
sami, bo wokół są inni – tacy sami samotni, jak my.<br />
48<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Dawno temu napisałam w jednym z esejów:<br />
Szukam porozumienia. Nie tego najoczywistszego, tego<br />
złudnego, które odbywa się w rozmowie, z pomocą słów.<br />
Nawet nie tego, które nawiązuje się we współobecności.<br />
Pragnę porozumienia, które przychodzi samo. W ciszy,<br />
w milczeniu, we wspólnocie jednego losu…
Szukałam kogoś, z kim mogłabym<br />
nawiązać dialog o najważniejszych<br />
ziemskich sprawach. Los okazał się<br />
dla mnie łaskawy – zesłał mi Przyjaciela,<br />
z którym potoczyła się moja<br />
rozmowa. Okazało się to szczęśliwą<br />
okolicznością, nie przypadkiem spotykamy<br />
niekiedy właściwych ludzi na<br />
drodze swojego życia. Takich, którzy<br />
dają możliwość zajrzenia w głąb samych<br />
siebie i są jak otwarte przestrzenie<br />
dla naszych swobodnych<br />
myśli, które odbijają się w nich jak<br />
w kryształowym zwierciadle. Ponieważ<br />
w rzeczywistości dialog z drugim<br />
człowiekiem bywa dialogiem<br />
z samymi sobą. Bywa drogą dochodzenia<br />
do własnej wewnętrznej<br />
prawdy. Do odnajdywania siebie samych<br />
w duszy drugiego człowieka.<br />
Stanisław Lem pisał o tym w Solaris<br />
tak: Nie szukamy nikogo oprócz ludzi.<br />
Nie potrzeba nam innych światów.<br />
Potrzeba nam luster.<br />
Wszyscy jesteśmy podobni w naszych<br />
najgłębszych pragnieniach. A kiedy<br />
to odkrywamy – czujemy prawdziwą<br />
więź z własnym wnętrzem, z drugim<br />
człowiekiem, z innymi ludźmi,<br />
z całą planetą i bezkresnym wszechświatem.<br />
Rozpływamy się wówczas<br />
w swoim zaspokojeniu podstawowej<br />
potrzeby uśmierzenia naszej egzystencjalnej<br />
samotności. Na moment<br />
znika cały ludzki lęk. To chwile szczęścia.<br />
Błogości. Chwile pozbawione<br />
cierpienia. Mistycy mówią wtedy<br />
o spotkaniu z Bogiem.<br />
W swojej ostatniej powieści pt. Noc<br />
w Lizbonie Erich Maria Remarque<br />
opisał sytuację, gdy człowiek oddaje<br />
bilety na statek, który może<br />
zawieźć go do wolności i bezpieczeństwa<br />
– za cenę możliwości opowiedzenia<br />
przypadkowemu towarzyszowi<br />
swojej historii. Może uciec<br />
przed wojną za ocean – a jednak<br />
zostaje na brzegu Hiszpanii – pozbywając<br />
się balastu własnego życia.<br />
Nieprzyjemne wspomnienia mają<br />
jedną dobrą stronę i przekonują człowieka,<br />
że jest szczęśliwy, choć jeszcze<br />
przed chwilą nie był. Szczęście to<br />
kwestia porównania. Myślałem nad<br />
tym, że powinienem czuć się bardzo<br />
szczęśliwy, a jednak nie było tak.<br />
(Noc w Lizbonie, E. M. Remarque)<br />
Wszystko, co się nam przydarza, za<br />
moment staje się wspomnieniem.<br />
Bywa, że przytłaczającym bagażem.<br />
Możliwość zaufania drugiemu człowiekowi<br />
i powierzenia mu słowem<br />
własnej opowieści, jak dobrowolna<br />
spowiedź, bywa szczęściem. Niekiedy,<br />
oprócz katharsis daje to również<br />
poczucie, że zostało się utrwalonym<br />
na wieczność, i że cierpienie miało<br />
sens, a własna historia nie przepada<br />
w mroku niepamięci. A czegóż pragniemy<br />
bardziej niż nieśmiertelności?<br />
I tego, by nasze cierpienie, nasze<br />
życie nie minęło bezsensownie?<br />
Pragniemy wplecenia siebie w nurt<br />
rzeki zdarzeń, w której będziemy jej<br />
ważnym elementem. Każdy z nas jest<br />
istotną częścią historii, nasze bycie<br />
oddziałuje na każde inne istnienie,<br />
które napotykamy. Jesteśmy połączonymi<br />
naczyniami – nasze słowa, obrazy<br />
– wpływają na siebie nawzajem.<br />
Podobnie jak bohater Remarque’a<br />
w obliczu ostateczności zachowuje<br />
się rycerz Antonius Block w filmie<br />
Siódma pieczęć Ingmara Bergmana.<br />
Gra w szachy ze śmiercią, żeby zyskać<br />
czas potrzebny do odpowiedzenia<br />
sobie na najważniejsze pytania:<br />
czy istnieje Bóg? i jaki sens ma życie?<br />
Nie znalazł ani obiecanego Boga, ani<br />
szczęścia przez dziesięć lat wojennej<br />
wyprawy krzyżowej w Ziemi Świętej.<br />
Jak ma więc teraz umrzeć – czując,<br />
że strawił swoje życie, służąc iluzji?<br />
Czy został oszukany? Jak Odyseusz z<br />
Troi wraca do swojego domu, do czekającej<br />
na niego wiernej mu kobiety<br />
– po to tylko, żeby na krótki moment<br />
poczuć szczęście i spokój własnego<br />
miejsca na ziemi – i zaraz umrzeć.<br />
Czy żeby odnaleźć swoje szczęście<br />
w najprostszym byciu, trzeba przewędrować<br />
całe swoje życie? Jak napisał<br />
w wierszu Itaka Konstandinos Kawafis:<br />
Itaka dała ci tę piękną podróż,<br />
bez Itaki nie wyruszyłbyś w drogę.<br />
Niczego więcej już ci dać nie może.<br />
I choćbyś ujrzał, że jest biedna - nie<br />
oszukała cię Itaka.<br />
Wróciwszy tak mądry, po tylu doświadczeniach,<br />
zrozumiesz prawdziwie, co to jest<br />
Itaka.<br />
Film Siódma pieczęć rozpoczyna się<br />
czarno-białym przejmującym kadrem<br />
nocnego nieba, z chmurami prześwietlonymi<br />
jasnym światłem księżyca.<br />
Do dramatycznej muzyki dołącza<br />
rozdzierający śpiew – Dies irae – wykonywany<br />
na najwyższych, przejmujących<br />
tonach. Kolejnym kadrem<br />
jest obraz ptaka, który jak uwolniona<br />
z ciała dusza szybuje wysoko na<br />
nieboskłonie. A potem pojawia się<br />
czarny wysoki klif z przestrzenią<br />
rozświetlonego nieba i skrawkiem<br />
morza. Wtedy odzywa się głos narratora<br />
czytającego fragment Apokalipsy,<br />
mówiący o Siedmiu Aniołach<br />
Zagłady… A potem widzimy<br />
śpiącego na kamieniach rycerza<br />
i słońce, które powoli wstaje ponad<br />
morski horyzont. Na jednej ze<br />
skał leży plansza szachownicy, na<br />
której za chwilę rycerz rozpocznie<br />
swój ostatni pojedynek ze śmiercią…<br />
Serce mam puste. Pustka jest zwierciadłem<br />
zwróconym ku mej twarzy.<br />
Widzę w niej siebie, i ogarnia mnie<br />
odraza i strach. Obojętność wobec<br />
ludzi sprawiła, że żyję teraz samotnie.<br />
Jedynie pośród zjaw. Zamknięty<br />
w snach i fantazjach – wyznaje rycerz<br />
na spowiedzi, nie zauważając, że<br />
mówi do Śmierci. Straszne musi być<br />
takie odkrycie w sobie pustki w obliczu<br />
końca własnego życia. Życie każdego<br />
człowieka domaga się wypełnienia<br />
treścią, sensem, uczuciami.<br />
Dlaczego nie mogę zabić Boga<br />
w sobie? – pyta rycerz Śmierci. – Dlaczego<br />
ciągle żyje we mnie tak boleśnie<br />
i tak upokarzająco, mimo że złorzeczę<br />
Mu i pragnę wyrwać z serca? Dlaczego,<br />
mimo wszystko, jest On tą złudną<br />
prawdą, z którą nie potrafię się rozstać?<br />
Pytasz dlaczego? Bo próbujesz wyrwać<br />
ze swojego serca Miłość, rycerzu<br />
Antoniusie Blocku… A wtedy<br />
twoje serce umarłoby. Stałoby<br />
się nieczułe, lodowate i obojętne.<br />
Choćbyś jeszcze chodził po tym<br />
świecie – byłbyś martwy za życia.<br />
Nie stawiałbyś już sobie, ani innym,<br />
tych ważnych dla ciebie pytań, nie<br />
czułbyś rozpaczy braku odpowiedzi<br />
– te sprawy byłyby już dla ciebie<br />
obojętne. Cierpisz, bo czujesz<br />
jeszcze życie całym swoim sercem.<br />
49<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Nie zniszczyły cię ostatecznie długie<br />
lata bezsensownej wojny, dlatego teraz<br />
widzisz swoją wewnętrzną pustkę.<br />
Ona cię przeraża, ale to dobrze i bardzo<br />
szczęśliwie, że ją jeszcze czujesz… Nie<br />
jesteś obojętny, nie jesteś zimny. Jest<br />
w tobie jeszcze żar wielkiej namiętności<br />
poszukiwania prawdy. Mimo całego<br />
twojego niepokoju – jesteś szczęśliwy,<br />
bo doznajesz pełni życia, nawet na<br />
dnie swojej rozpaczy, poczucia bezsensu<br />
i wewnętrznej próżni. Twoje życie<br />
jest wypełnione emocjami, w twojej<br />
piersi bije serce, które czuje. Ten milczący<br />
Bóg, jakkolwiek pojmować Jego<br />
istnienie i rozumieć Jego istotę, nadal<br />
w tobie żyje, dopóki twoje serce jest<br />
gorące. Zachować w sobie ten niegasnący<br />
żar – jest szczęściem.<br />
50<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Przyjaciel zapytał mnie kiedyś w liście,<br />
czy jestem szczęśliwa – nie bał<br />
się stawiać trudnych pytań i otrzymywać<br />
skomplikowanych odpowiedzi.<br />
A kiedy moja poszukująca myśl zmierzała<br />
w mrok, kierował ją ku Światłu.<br />
Zmarł pół roku później, z powodu<br />
współczesnej pandemii, podobnie<br />
jak rycerz Antonius Block w średniowieczu.<br />
Czytał na koniec, jeszcze nie<br />
wiedząc, że dopadnie go podstępna<br />
choroba, Kres istnienia Franco De<br />
Masi i Gdy rozerwą się więzy czasu…<br />
Michała Hellera, zadając sobie<br />
pytania o ostateczność… Na koniec<br />
widział czarne tunele śmierci,<br />
a w nich świetliste anioły rozjaśniające<br />
Jego obezwładniającą trwogę.<br />
Pytam teraz ja Ciebie, Przyjacielu, czy<br />
po tamtej stronie śmierci napotkałeś<br />
nicość? Przecież tam już nie ma cierpienia<br />
i nie błądzi się w ciemności<br />
niewiedzy… Znasz już wszelkie odpowiedzi<br />
na wszystkie ważne pytania.<br />
Czy jesteś teraz szczęśliwy? Może<br />
ostateczne szczęście jest powrotem<br />
do pramaterii świata? Powrotem<br />
do początku, do źródła… Wejściem<br />
w Światło, w Miłość – i zespolenie<br />
z Nią na wieczność…?<br />
Jednym z ulubionych filmów mojego<br />
Przyjaciela był wzruszający biograficzny<br />
dramat Maudie, wyreżyserowany<br />
przez Aislinga Walsha. To<br />
niewątpliwe arcydzieło opowiada<br />
o znanej kanadyjskiej malarce naiwnej<br />
– Maud Lewis. Bardzo skromne<br />
było życie tej niepełnosprawnej<br />
artystki, w którym jedynym jasnym<br />
promieniem światła wydaje się być<br />
ogromna radość z malowania kwiatów<br />
na ścianach ubogiego domku<br />
i spoglądanie przez jego maleńkie<br />
okno na świat… Na pytanie przyjaciółki<br />
– co daje Ci siłę? – krucha, odrzucona<br />
przez rodzinę, schorowana<br />
na artretyzm, kaleka, bardzo uboga<br />
i nieszczęśliwie zakochana w gburowatym<br />
człowieku Maudie odpowiada:<br />
Nie wiem. Chyba po prostu<br />
nie potrzeba mi wiele. Tak długo,<br />
jak mam pędzel w ręku i mogę malować<br />
– jest dobrze… Okno – uwielbiam<br />
przez nie patrzeć. Czasem<br />
przeleci ptak… czasem trzmiel… co<br />
dzień coś innego. I to jest całe życie...<br />
całe życie oprawione w ramę… Tak.<br />
Może szczęściem jest więc po prostu<br />
żyć, móc tworzyć, czuć głęboko i kochać,<br />
mieć wątpliwości, poszukiwać<br />
i zadawać sobie pytania – by na koniec,<br />
na dnie własnego serca odnaleźć<br />
najprostsze z możliwych odpowiedzi…<br />
Esej poświęcony pamięci przedwcześnie<br />
zmarłego na covid-19 artysty<br />
malarza, literata, krytyka sztuki i barda<br />
– Stanisława Tabisza.<br />
Kraków, kwiecień <strong>2022</strong> rok<br />
[RS]
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
51
52<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
***<br />
A WOKÓŁ MNIE PŁONIE<br />
pozostań ze mną arlekinie<br />
w przyblakłym świetle ogarków<br />
choćby na trochę<br />
lub ciut dłużej<br />
niech klepsydrze ubywa w ciszy<br />
a chwile płyną przez palce<br />
ku deltom zapomnienia<br />
bądź<br />
leżę taki na wpół<br />
kłęby wizji zarosły powietrze<br />
od samego progu<br />
staczam me żródło w przeciągu<br />
lżejszym od nadciężaru<br />
bytuję w świadomości<br />
dom zajął się słowami<br />
spalam sie mimowoli<br />
o brzasku<br />
głucha satysfakcja chwili<br />
pozostała w martwym punkcie<br />
pieszcząc ulotność<br />
naszej niezłomnej postawy<br />
jesteśmy niewidzialni<br />
ubodzy w doskonałość<br />
bardzo niemi<br />
a jednak bliscy<br />
POZOSTAŁYM<br />
a na koniec wszyscy spłyną z płócien<br />
rozejdą sie po drogach<br />
zmierzając ku horyzontom<br />
pozostań proszę<br />
zanim dosięgnie nas powaga<br />
i ulotny ciężar przeznaczenia<br />
w drodze ku słońcu<br />
chciałbym napisać o pozostaniu<br />
ale ich już nie będzie<br />
nie będzie świtów pełnych natchnienia<br />
i słów na wiatr<br />
KIEDY KOT ŚPI<br />
Na zaciszu<br />
zalęgły się ogrody<br />
Wdzięczą się nieskromnie<br />
kontrastując z otoczeniem<br />
Wyszukują krwistoczerwonej róży<br />
żebrząc o zmysły<br />
Dariusz Zeller<br />
cudne manowce zbieleją w ramach<br />
złuszczy się pozostałość<br />
i pozostaną jedynie spojrzenia<br />
niewinnie bezpowrotne<br />
chciałbym przekazać sens<br />
ale spływam farbą<br />
ku źródłom<br />
autorzy pozostaną wierni kolorom<br />
pomimo i na przekór<br />
z improwizacją na ustach<br />
niechcianego namaszczenia<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
53
Polska sztuka na Litwie<br />
Już w poprzednim numerze „Post Scriptum”, przedstawiając<br />
polską literaturę tworzoną obecnie na Litwie, zwróciłem<br />
uwagę, że nasi rodacy stanowią w tym sąsiednim kraju najliczniejszą<br />
mniejszość narodową, dobrze zorganizowaną w zakresie<br />
edukacji oraz życia społeczno-kulturalnego. Należałoby<br />
więc nazwać truizmem stwierdzenie, że w każdej dziedzinie<br />
twórczości Polacy na Litwie mają wiele do powiedzenia, a ich<br />
obecność jest zauważalna i ceniona przez publiczność i krytykę.<br />
(Dotyczy to, oczywiście, także sztuk plastycznych). Od wielu pokoleń<br />
czynni są tam polscy plastycy tworzący w różnych dziedzinach<br />
sztuk wizualnych. Zawsze ceniono tam polskich grafików,<br />
ilustratorów, fotografów i rzeźbiarzy. Jednak to malarstwo pozostaje<br />
ulubioną i najczęściej uprawianą gałęzią sztuki naszych<br />
rodaków znad Wilii.<br />
Malarze od kilku pokoleń stanowią najliczniejszą grupę wśród<br />
polskich plastyków na Litwie i w tej dziedzinie nasi rodacy odnoszą<br />
od lat największe sukcesy. Obecnie kilkoro z nich liczy się<br />
w ogólnokrajowym życiu artystycznym. Robert Bluj, Ryszard Filistowicz,<br />
Czesław Połoński – to artyści, którzy w opinii krytyki<br />
należą do czołówki litewskich twórców, a ich dzieła są wystawiane<br />
w najbardziej prestiżowych galeriach i ośrodkach wystawienniczych<br />
Wilna, Kowna, a także mniejszych miast.<br />
Od niemal trzydziestolecia działa też na Litwie Twórczy Związek<br />
Polskich Artystów Malarzy „Elipsa”. Działalność tego stowarzyszenia<br />
skupia się głównie na integracji środowiskowej polskich<br />
twórców na Litwie i tworzeniu oferty kulturalnej dla polskiej<br />
mniejszości narodowej. „Elipsa” regularnie organizuje wystawy<br />
indywidualne i zbiorowe swoich członków w ośrodkach kultury<br />
w miejscach, gdzie znaczny odsetek ludności stanowią Polacy.<br />
Do związku należą zarówno artyści o wykształceniu akademickim,<br />
jak i uzdolnieni amatorzy samoucy.<br />
Mimo zdecydowanej dominacji malarstwa sztalugowego, polscy<br />
twórcy z Litwy liczą się także w innych sztukach wizualnych.<br />
Jednym z najbardziej utalentowanych artystów fotografii, od<br />
kilku lat zauważanym w konkursach i docenianym przez publiczność,<br />
jest pochodzący ze Szczecina mieszkaniec Wilna Bartosz<br />
Frątczak. W grafice wydawniczej solidną pozycję zdobył sobie<br />
młody wileński twórca Daniel Samulewicz. W filmie krótkometrażowym<br />
i multimediach skutecznie konkurują z litewskimi kolegami<br />
Romuald Ławrynowicz i Bartosz Połoński, syn uznanego<br />
malarza i czołowego konserwatora sztuki Czesława.<br />
Polskie sztuki plastyczne na Litwie rozwijają się dynamicznie,<br />
a życie artystyczne w każdym pokoleniu ujawnia wiele młodych<br />
talentów. Godne podkreślenia jest zaangażowanie<br />
większości zdolnych młodych artystów w rozwój kontaktów<br />
i współpracy artystycznej między Litwą i Polską. [PK]<br />
Czesław Połoński<br />
Danuta Lipska<br />
54<br />
Mirosław <strong>POST</strong> Bryżys<strong>SCRIPTUM</strong><br />
Stanisław Plawgo
ROBERT<br />
B L U J<br />
gwiazda<br />
litewskich<br />
galerii sztuki<br />
Robert Bluj<br />
W<br />
całkiem licznym gronie polskich malarzy<br />
działających na Litwie na szczególną uwagę<br />
zasługuje Robert Bluj. Absolwent warszawskiej<br />
ASP od wielu lat nie tylko odnosi sukcesy<br />
w litewskich i polskich galeriach sztuki, ale swą<br />
działalnością dydaktyczną oraz promocyjną rozwija<br />
polskie życie artystyczne na Litwie i łączy środowiska<br />
plastyczne obu krajów.<br />
Bluj zyskał pozycję i renomę zarówno solidnym<br />
warsztatem malarskim, elegancją twórczości i oryginalnością<br />
stylu, jak również aktywną postawą działacza<br />
i społecznika. Tworzy głównie akty i pejzaże<br />
charakteryzujące się dokładnością rysunku, plastycznością<br />
formy, przejrzystością kompozycji i efektownym<br />
kolorytem opartym na czystych, podstawowych<br />
barwach. Dekoracyjny, nieco monumentalny styl<br />
sprawia wrażenie dojrzałej klasyki dzięki bardzo starannemu<br />
warsztatowi. Powyższe walory sprawiły,<br />
że Robert już w młodym wieku zapewnił sobie poczesne<br />
miejsce wśród litewskich kolegów, choć należy<br />
do mniejszości narodowej i bynajmniej nie ukrywa<br />
swej polskości. Przeciwnie, szczyci się nią i wykorzystuje<br />
kontakty w obu krajach na rzecz wspólnych inicjatyw<br />
artystycznych.<br />
Malarz debiutował wystawą indywidualną w wileńskiej<br />
galerii „Lietuvos Aido” u progu nowego tysiąclecia.<br />
Przez minione dwie dekady objechał z wystawami<br />
swej twórczości całą Litwę i Polskę. Uczestniczył<br />
też w licznych wystawach zbiorowych malarzy litewskich<br />
i polskich w najbardziej prestiżowych galeriach<br />
i ośrodkach wystawienniczych obu krajów. Ukoronowaniem<br />
jego dotychczasowej kariery plastycznej<br />
jest udział w otwartym właśnie renomowanym pawilonie<br />
polskim NordArt w Büdelsdorfie, gdzie znalazł<br />
się wśród 25 polskich twórców jako członek sześcioosobowej<br />
grupy reprezentującej polską diasporę<br />
z całego świata.<br />
Równie ważna jak<br />
twórczość własna<br />
jest dla Roberta<br />
praca dydaktyczna.<br />
Od 2000<br />
roku prowadzi<br />
w swej pracowni<br />
w Domu Kultury<br />
Polskiej w Wilnie<br />
studium rysunku<br />
i malarstwa,<br />
gdzie uczy adeptów<br />
sztuki w każdym wieku. Wśród uczęszczających<br />
na zajęcia dominuje młodzież (co dość oczywiste),<br />
ale przychodzi też niemało osób w dojrzałym wieku.<br />
Wysokie kwalifikacje i doświadczenie pedagogiczne<br />
Bluja zostały docenione przez jego macierzystą uczelnię.<br />
Przed dwoma laty uzyskał na warszawskiej ASP<br />
stopień doktora habilitowanego sztuki.<br />
Bogactwa działalności wileńskiego artysty dopełnia<br />
jego praca promocyjna na rzecz polskiej sztuki.<br />
Od kilku lat w podziemiach wspomnianego Domu Kultury<br />
Polskiej Robert prowadzi Galerię 008, nazwaną<br />
tak od numeru jego pracowni, położonej nieopodal.<br />
Regularnie organizuje w niej wystawy prac liczących<br />
się malarzy i grafików z Polski, w większości zasłużonych<br />
pedagogów z uczelni plastycznych.<br />
Robert Bluj to postać barwna i nietuzinkowa. Ten utalentowany<br />
artysta, oddany społecznik, świetny sportowiec<br />
i pasjonat wędkarstwa, spędzający chętnie<br />
każdą wolną chwilę na łonie dzikiej natury, zasługuje<br />
z pewnością na miano gwiazdy, która świeci jasno na<br />
litewskim firmamencie sztuki. [PK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
55<br />
fot. Bartosz Frątczak
SZKOŁA<br />
MALARSTWA<br />
I GRAFIKI<br />
WILEŃSKIEJ<br />
Danuta Lipska<br />
DANUTA LIPSKA<br />
Danuta Lipska<br />
56<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
GRUPA ELIPSA
Wywiad z polską malarką z Wilna Danutą Lipską,<br />
prezeską związku malarzy polskich na Litwie „Elipsa”<br />
Jak powstał związek „Elipsa”?<br />
Twórczy Związek Polskich Artystów Malarzy „Elipsa” powstał<br />
w 1993 roku. Znaliśmy się już wcześniej, mieliśmy wspólne<br />
wystawy w domach kultury i nie tylko. Również indywidualne<br />
– ja miałam pierwszą dużą wystawę w Domu Kultury przy<br />
Zakładzie Aparatury Paliwowej w Wilnie. W skład naszego<br />
związku weszli artyści mieszkający w Wilnie i jego okolicach,<br />
których oprócz pasji malarskiej łączyło poczucie przynależności<br />
do polskiej kultury oraz miłość do ojczystego kraju. Założycielami<br />
„Elipsy” byli Władysław Ławrynowicz – jej pierwszy<br />
prezes, Stanisław Kaplewski, Lilia Miłto, Anna Kudriaszowa<br />
i ja, która przejęłam funkcję prezesa po śmierci kolegi. Później<br />
do „Elipsy” dołączyli inni malarze.<br />
Jakie są Wasze osiągnięcia i recepcja Waszej działalności?<br />
„Elipsa” jest dobrze znana nie tylko na Litwie, lecz także<br />
w Polsce, gdzie tematyka wileńska i prace autorów z grodu<br />
nad Wilią cieszą się niezmiennym zainteresowaniem.<br />
Wystawy „Elipsy” były eksponowane na Litwie, Białorusi,<br />
w Polsce, Niemczech, Francji, Izraelu, Włoszech,<br />
Szwajcarii, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i USA. Uczestniczymy<br />
w międzynarodowych plenerach i wystawach tematycznych.<br />
W 1998 roku na 200-lecie urodzin Adama Mickiewicza,<br />
który w młodości mieszkał w Wilnie, malarze „Elipsy”<br />
współorganizowali konkurs i wystawę w Celi Konrada<br />
w Wilnie. Później była ona prezentowana w Lidzbarku Warmińskim.<br />
„Elipsa” przedstawiała swoje prace na Światowych<br />
Dniach Poezji na Wileńszczyźnie w latach 2008–2013.<br />
Uczestniczyliśmy w wystawach Festiwalu Kultury Kresowej<br />
w Mrągowie w latach 1994–2021. W 2007 roku staraniem<br />
samorządu Wilna odbyła się nasza wspólna ekspozycja<br />
z malarzami z Ukrainy. „Elipsa” wraz z innymi malarzami<br />
Europy brała udział w malowaniu Drogi Krzyżowej do meksykańskiego<br />
sanktuarium w Guadalupe. Wisi tam nadal obraz<br />
Władysława Ławrynowicza. Staliśmy się współtwórcami<br />
międzynarodowych projektów organizowanych przez galerię<br />
ADI ART w Łodzi: Wilno pokoju (1999), Charlie Czaplin<br />
w sztuce (2001) i Golf w sztuce (2008). W 2010 roku „Elipsa”<br />
przygotowała wystawę prac artystów z mniejszości narodowych<br />
Litwy w Domu Kultury Polskiej w Wilnie.<br />
Ilu Was było na początku, a ilu jest teraz?<br />
Na początku była nas piątka. Potem malarze przychodzili<br />
i odchodzili. Obecnie „Elipsa” zrzesza siedemnastkę artystów<br />
z Wilna i Wileńszczyzny.<br />
Co wyróżnia członków „Elipsy” pod względem warsztatu<br />
i tematyki twórczości?<br />
Malarze „Elipsy” są wszechstronni – malują, śpiewają,<br />
piszą muzykę, zajmują się ilustracją książek dla dzieci<br />
i dorosłych. Wydają zbiory swojej poezji. Niepowtarzalny<br />
urok Wilna i okolic są często tematem ich prac, a poprzez<br />
swoją twórczość starają się kontynuować i rozwijać tradycje<br />
szeroko znanej szkoły malarstwa i grafiki wileńskiej.<br />
Jak „Elipsa” pomaga swoim członkom w promocji<br />
ich twórczości?<br />
Reklamujemy nasze wystawy indywidualne i zbiorowe<br />
w środkach przekazu, w miarę możliwości drukujemy<br />
katalogi, pomagamy w znajdowaniu sal wystawowych,<br />
organizujemy wyjazdy i plenery.<br />
W jaki sposób współpracujecie z innymi litewskimi stowarzyszeniami<br />
twórczymi?<br />
Malarze „Elipsy” od lat współpracują z polskimi literatami,<br />
zespołami pieśni i tańca, muzykami i organizacjami<br />
dobroczynnymi z Litwy, a także z twórcami litewskimi<br />
oraz z malarzami polskiego pochodzenia na Białorusi<br />
i Ukrainie. Upiększają swymi pracami rożne imprezy poetycko-muzyczne<br />
w całym kraju. Łączy nas m. in. stała ścisła<br />
współpraca z Centrum Kultury Polskiej im. Stanisława<br />
Moniuszki, z Instytutem Polskim w Wilnie, z Akademią<br />
Trzeciego Wieku i z Muzeum Etnograficznym w Niemenczynie,<br />
a także ze szkołami Wileńszczyzny. Uczestniczymy<br />
w warsztatach malarskich na Litwie i w innych państwach<br />
Europy. Bierzemy też udział w festiwalach, na Litwie<br />
i w Polsce.<br />
W przyszłym roku „Elipsa” będzie obchodziła piękny<br />
jubileusz 30 lat działalności. Jak zamierzacie go uczcić?<br />
Chcemy wydać okazały katalog z reprodukcjami naszych<br />
prac i poezją oraz zorganizować wielką wystawę w Domu<br />
Kultury Polskiej. To ogromne koszty, będzie trudno zdobyć<br />
na to wszystko pieniądze. Może udałoby się znaleźć<br />
sponsora np. w Wielkiej Brytanii?<br />
Co w działalności „Elipsy” najbardziej cenisz?<br />
Jesteśmy dumni, że język pędzla i ołówka jest językiem<br />
uniwersalnym, który potrafi łączyć ludzi rożnych narodowości.<br />
Szczególnie zaś napawa mnie dumą to, że mam<br />
wokół siebie tylu fantastycznych zakochanych w sztuce<br />
ludzi, szczególnie moją kochaną młodzież! Stale ich<br />
wspieram radą, rozmową i miłością… [PK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
57
ILUZJA<br />
miałam pięć lat<br />
oraz pewność że jeśli zdołam<br />
wspiąć się na mur i wyciągnąć rękę<br />
to złapię księżyc i zamknę go w dłoni<br />
że wtedy zdarzy się wszystko – główna<br />
rola w jeziorze łabędzim i każda miłość<br />
również ta od pierwszego wejrzenia<br />
dzisiaj trzymam księżyc w dłoni<br />
zadziwiające ile światła można wydobyć<br />
z popiołu<br />
ODMIENNY STAN<br />
Dorota Nowak<br />
W<br />
I<br />
E<br />
R<br />
S<br />
Z<br />
E<br />
pamiętam skrzypiącą podłogę w schronisku<br />
akurat próbowaliśmy zaczerpnąć powietrza<br />
gdy poruszyłeś głową w tak nieziemski sposób<br />
że jezioro wyrzuciło na brzeg mgławice<br />
połknięte przez dwuczube perkozy i rybitwy<br />
do płuc dostał się obłok kosmicznego pyłu<br />
leżeliśmy w środku bukowego lasu historia<br />
zapisywała się na korze drzew przyrastały słoje<br />
trzymałeś mnie za rękę czuliśmy jak molekuły<br />
gęstnieją warunkując przebieg nowego życia<br />
SPOKÓJ<br />
wstaliśmy późno woda pod prysznicem była<br />
wyjątkowo chłodna pomidory smakowały pleśnią<br />
i niedzielnym brakiem subordynacji sroki podkradały<br />
kocią karmę sąsiedzi prześcigali się w kształtowaniu<br />
swoich dzieci – na ich głowy padał perłowy deszcz<br />
nie wiem dlaczego właśnie wtedy przypomniał mi się<br />
wieczór gdy nasze nastoletnie ciała zanurzyły się<br />
w zimnym nurcie a ty w ciemnościach okryłeś mnie<br />
ramieniem obiecując że zimno zahartuje nas na zawsze<br />
58<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
RANO OTWIERAM OCZY<br />
znajomy widok drewnianego okna<br />
upewnia mnie że oczy dzikich<br />
zwierząt i zimna woda z rzeki<br />
które usiłowały zamieszkać we mnie<br />
to nawracający sen – za dnia światło<br />
pojawia się i gaśnie na przemian<br />
ciemność ze snu i jasność za oknem<br />
mają tak pozazmysłową intensywność<br />
że opowiadanie się po którejkolwiek<br />
stronie przestaje mieć znaczenie<br />
DZIKOŚĆ<br />
od czasu gdy lekarz powiedział<br />
trzeba poczekać na wyniki badań<br />
w środku nocy budzi ją natarczywe ujadanie<br />
nie wie czy to głos dzikiego zwierzęcia<br />
które tego lata przychodzi do ogrodu<br />
czy wilka próbującego w niej zamieszkać<br />
nieokiełznane oczy ze snu nad ranem<br />
wydają się mniejsze szczekanie zastępuje<br />
warkot silników odsłanianych okien<br />
porannych odgłosów a jego ciche krzątanie<br />
łagodzi lęk – znów wszystko w rękach<br />
Boga który jest miłością która jest
o b r a z : S e r g i o P a l a z o n<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
59
60<br />
YOU<br />
LOOK<br />
GOOD<br />
IN<br />
BLACK<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
foto: Katarzyna Idzkowska<br />
rozmawia<br />
katarzyna brus-sawczuk<br />
JOHN<br />
PORTER<br />
John Frederick Porter – walijski muzyk,<br />
kompozytor i tekściarz, członek Akademii<br />
Fonograficznej ZPAV. Studiował politologię,<br />
już wtedy grał na gitarze w klubach muzycznych<br />
i pubach. Po hippisowskich zmianach<br />
wyjechał za granicę, jak wielu mu współczesnych<br />
Brytyjczyków. Mieszkał i pracował w<br />
Berlinie Zachodnim oraz Australii. Od 1976<br />
żyje w Polsce, gdzie zaczął tworzyć, komponować,<br />
robić karierę jako muzyk. Z Markiem<br />
Jackowskim i Korą stworzyli pod koniec lat<br />
siedemdziesiątych trio o nazwie Maanam-<br />
-Elektryczny Prysznic, późniejszy Maanam.<br />
Współpraca trwała dwa lata, Porter grał tam<br />
głównie na gitarze akustycznej i wraz z Markiem<br />
Jackowskim towarzyszył wokalnie Korze.<br />
W 1979 roku John założył Porter Band.<br />
Z grupą nagrał słynny, grany przez wiele lat,<br />
utwór Helicopters. Zapoczątkował on erę nowoczesnej<br />
muzyki rockowej w Polsce. Artysta<br />
jest cały czas aktywny, ma na swoim koncie<br />
wiele dostrzeżonych i nagradzanych płyt<br />
i współpracę z wieloma uznanym wokalistami<br />
i muzykami.<br />
Na spotkanie – po kilku próbach i „oswajaniu”<br />
tematu – umawiam się z legendarnym<br />
Johnem Porterem w miejscu, które na mapie<br />
Warszawy jest mekką dobrego jedzenia<br />
i dobrej muzyki. Wpada odrobinę spóźniony,<br />
ze słowami na ustach: „Nienawidzę wywiadów!”.<br />
W czerni od stóp do głów, szczupły,<br />
jednak zdecydowanie silny. „Nie będzie<br />
łatwo” – myślę, ale w miarę jak mija czas,<br />
rozmowa układa się w zgrabną całość, a na<br />
twarzy Johna pojawia się uśmiech.
foto: Katarzyna Idzkowska<br />
John, pewnie każdy zadawał Ci pytanie: „Jak znalazłeś<br />
się w Polsce?”. Ja chcę zapytać: dlaczego nie wyjechałeś<br />
z Polski?<br />
Myślę, że nie wyjechałem pewnie dlatego, że w pewnym<br />
momencie miałem już ułożone swoje życie, znalazłem swoje<br />
miejsce. Miałem przyjaciół. Mam. Jeśli jest Ci dobrze,<br />
nie masz wewnętrznej potrzeby, aby wszystko zmieniać.<br />
Nie było tu dla Ciebie „czarno”?<br />
Masz na myśli czasy zaraz po przyjeździe, kiedy Polska była<br />
częścią reżimowego ustroju? Tu nie było „czarno”, było raczej<br />
bardzo, bardzo ciemno-szaro. (śmiech)<br />
Ale we wszystkich odcieniach szarości, czy to był jednostajny<br />
szary?<br />
Rzeczywistość była bardzo szara, ale za to ludzie – kolorowi,<br />
ciekawi. Teraz na świecie często jest na odwrót. Miałem<br />
bardzo duże szczęście do ludzi, których spotykałem<br />
na swojej drodze. Już na samym początku mojego życia<br />
w Polsce poznałem Macieja Zembatego, to on wprowadził<br />
mnie w świat warszawskiej bohemy. Poznałem mnóstwo<br />
ciekawych artystów: Małgorzatę Braunek, Jacka Kleyffa<br />
i wielu innych. Myślę, że w Londynie nie miałbym możliwości<br />
poznania tak wielu znanych w kręgach artystycznych ludzi.<br />
Ja byłem pod wrażeniem, oni też byli pod wrażeniem.<br />
Tak zawiązywały się moje przyjaźnie.<br />
Z Maciejem Zembatym wykonywaliście utwory Cohena.<br />
To była planowana przygoda czy spontaniczny projekt?<br />
Tak spontanicznie wyszło, przez dłuższy czas byliśmy<br />
z Maciejem w zażyłej znajomości, lubiliśmy się. Maciej miał<br />
w planach nagrywanie Cohena, ja nie byłem wtedy wielkim<br />
fanem jego muzyki. Byłem natomiast fanem jego poezji.<br />
Od słowa do słowa projekt jednak powstał, zająłem<br />
się aranżacją, akordami. Maciej nie miał bardzo dobrego<br />
poczucia rytmu, czego miał świadomość. (śmiech) Jednak<br />
wspólnymi siłami udało się stworzyć piosenki, i graliśmy je.<br />
Mówisz, że cenisz poezję Cohena. Ja chciałabym zadać<br />
pytanie o Twoją poezję. Czy słowa, które piszesz, wykorzystujesz<br />
jako pomysły do swoich piosenek i aranżacji?<br />
Czy może piszesz jedynie do szuflady? A jeżeli tak, to<br />
czy Twoja poezja ujrzy któregoś dnia światło dzienne?<br />
Wydasz książkę poetycką?<br />
Czy to jest poezja? Nie wiem. Owszem, czasem napisane<br />
słowa służą jako baza do powstających piosenek. Piszę bardzo<br />
dużo. Czasami konfesyjnie. To tak, jak malarze często<br />
w tym, co tworzą, pokazują swój portret. Jeśli w mojej głowie<br />
powstają słowa, które zapisuję, nie zakładam z góry,<br />
że to będą piosenki czy poezja, są różne inspiracje. Dużo<br />
czytam, w taki sposób także powstają pomysły na słowa.<br />
Do wydania książki poetyckiej jednak, uważam, jest daleko.<br />
Może „Post Scriptum” obejmie kiedyś patronat artystyczny<br />
nad wydaniem Twoich wierszy… John, w jakim<br />
języku piszesz poezję?<br />
Po angielsku. Myślę, że najbardziej zrozumiałe jest pisanie<br />
w swoim oryginalnym języku. Poezję trudno tłumaczyć, zawsze<br />
są niuanse, można łatwo stracić sens. Wśród nazwisk<br />
poetów, którzy mieli wpływ na to, jak postrzegam świat<br />
61<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Muzą<br />
jest<br />
moje<br />
życie<br />
foto: Katarzyna Idzkowska<br />
JOHN PORTER JOHN PORTER JOHN PORTER JOHN PORTER J<br />
i jak piszę, należy wymienić na pewno Charlesa Bukowskiego,<br />
Johna Coopera Clarke’a, Johna Berrymana czy Dylana<br />
Thomasa.<br />
A teraz nie chciałbyś wyjechać z Polski? Przy tym wszystkim,<br />
co dzieje się naokoło?<br />
Prawdę mówiąc, nieraz były takie dyskusje, nieraz się zastanawiałem.<br />
Jednak teraz nie zrobię tego. Mam swój dorobek<br />
tutaj w Polsce i siedemdziesiąt jeden lat. Trzeba robić<br />
swoje. W wielu miejscach na świecie, również w Wielkiej<br />
Brytanii, rzeczywistość nie jest do końca różowa i dzieje<br />
się wiele niepokojących rzeczy. Mechanizmy polityki i brak<br />
odpowiedzialności wszędzie są podobne.<br />
Jaka była Twoja współpraca z Nergalem (pseudonim<br />
sceniczny Adama Darskiego – przyp. red.)? Twórczość<br />
zespołu Behemoth, którego Nergal był współzałożycielem,<br />
stała się niejednokrotnie przedmiotem dyskusji medialnej<br />
i społecznej, angażując przedstawicieli zarówno<br />
mediów, duchowieństwa, jak i polityki. Nie spotkałeś się<br />
z ostracyzmem?<br />
Nigdy nie miałem takiego problemu, poza tak zwaną branżą<br />
– ludzie mnie lubią. Z Nergalem połączyła mnie muzyka<br />
62<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
i komponowanie. Mieliśmy w życiu epizod, kiedy pokłóciliśmy<br />
się, ale ostatecznie zagraliśmy razem na koncertach<br />
w europejskiej trasie Nergala z zespołem Me and That<br />
Man. Mimo iskier w przeszłości, teraz nie naruszamy nawzajem<br />
własnej suwerenności. Jest wręcz „miło”.<br />
Czy John Porter ma swoją filozofię?<br />
Filozofię? Żyję codziennie tak, jak uważam, że jest dobrze.<br />
Bliskie mi są buddyjskie zasady. Ważne, żeby nie robić nikomu<br />
krzywdy. Przynajmniej, dopóki nikt nie robi mi krzywdy.<br />
(śmiech)<br />
Masz charyzmatyczną, charakterystyczną twarz.<br />
Mam wadę wzroku, która w przeszłości była dużym problemem<br />
i wiązała się z wieloma cierpieniami i bólem.<br />
Być może dlatego moja twarz jest charakterystyczna.<br />
Która piosenka w Twoim dorobku jest dla Ciebie najważniejsza?<br />
A może takiej jeszcze nie ma?<br />
Każdy artysta ma nadzieję, że stworzy coś nowego, lepszego,<br />
niepowtarzalnego. Ktoś zapytał się mnie, czego żałowałbym<br />
przed śmiercią. Następnej płyty. Więc mam nadzieję,<br />
że najlepsza kompozycja jest jeszcze ciągle przede mną.
foto: Katarzyna Idzkowska<br />
JOHN PORTER JOHN PORTER JOHN PORTER JOHN PORTER<br />
Zanim powstał Porter Band, współpracowałeś z Korą<br />
i muzykami przyszłego zespołu Maanam. Nie żałujesz, że<br />
ta współpraca skończyła się, że nie nagrałeś z Korą już<br />
niczego innego?<br />
(śmiech)<br />
Nie żałuję. Współpraca z Korą nie była najłatwiejsza. Kora<br />
nie była najłatwiejsza! Pewnie w końcu zabilibyśmy się nawzajem,<br />
gdybyśmy chcieli kontynuować wspólnie muzykę.<br />
Na początku zespół nie był sławny, ale w miarę jak jego<br />
muzyka nabierała popularności, Kora stała się bardzo pewna<br />
siebie i czasem wręcz, hm, nieznośna? Ba, też na pewno<br />
miałem swoje za uszami. (śmiech) W sposób naturalny poszedłem<br />
własną drogą. Założyłem Porter Band. W zespole<br />
(który miał kilkuletnią przerwę) grali przez lata różni artyści.<br />
Powstało bardzo dużo wartościowej muzyki.<br />
Jakie książki czyta John Porter?<br />
Czytam bardzo różne książki. Jeden z moich ulubionych gatunków<br />
to literatura amerykańska noir np. Harry Crews czy<br />
Brian Evenson – to także szalony pisarz, bardzo go cenię.<br />
Lubię prozę Daniela Woodrella, Kevina Barry’ego, Jamesa<br />
Ellroya. Jednak mam w swoim życiu takie okresy: albo dużo<br />
komponuję i wtedy nie czytam, albo dużo czytam i wtedy<br />
trudniej z komponowaniem.<br />
Książki czytasz po angielsku?<br />
Tak. Stanowczo. Było kilka tłumaczeń, które próbowałem<br />
przeczytać po polsku, ale to nie to samo.<br />
Sięgasz także po literaturę polską?<br />
Tak, staram się czytać również książki polskich autorów.<br />
Może rzadziej niż po tytuły anglojęzyczne, ale sięgam.<br />
Również noir?<br />
Nie, chociaż prawie wszystko polskie jest noir… (śmiech)<br />
Czytanie inspiruje. Pobudza mózg. Mam w swojej bibliotece<br />
również serię tytułów pisarzy chińskich – Mo Yan, Gao<br />
Xingjian (noblistów), a także Ha Jin i Eileen Chang. To jest<br />
zupełnie inna niż znana nam w Europie literatura.<br />
Wielu ludzi uważa, że ktoś kto nie czyta, nie jest nigdy<br />
w stanie napisać wiersza…<br />
Ja tak nie uważam. To zależy, czym jest poezja. Jaką nadamy<br />
jej definicję.<br />
Tym, co w duszy gra…?<br />
Kiedyś poezja nie była słowem pisanym. Były to opowieści.<br />
Przekazywane, mówione, powtarzane. Potem przyjęły<br />
formę pisaną.<br />
63<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
foto: Katarzyna Idzkowska<br />
T a l e n t u n i e d a s i ę u k r y ć<br />
Opowiesz mi o swoich muzach?<br />
Nie mam… (śmiech) Muzą jest moje życie i wspomnienia.<br />
Hm, czy mam napisać, że muzy są wspomnieniem Johna<br />
Portera?<br />
Właściwie tak, bo muzy potrzebują bardzo dużo energii, siły<br />
i cierpliwości. Aby być inspiracją, wymagają nieustannego zainteresowania.<br />
A ponadto, potrafią być bardzo wybredne…<br />
Czyli muzy obecnie gdzieś tam fruwają… Siłą rzeczy, powrócę<br />
do Twojego muzycznego i życiowego związku<br />
z Anetą Lipnicką. Tamten czas zaowocował trzema wspólnymi<br />
płytami i mnóstwem przebojów. Utwór Bones of<br />
love utrzymywał się wiele tygodni na listach przebojów.<br />
Powiedz mi, gdybyś teraz miał nagrać z Anitą muzykę, to<br />
co mogłoby to być?<br />
Byłaby to podobna muzyka, historia czasem lubi się powtarzać.<br />
Muzycznie jesteśmy w innych miejscach, nie jesteśmy<br />
też razem, ale przyjaźnimy się bardzo i szanujemy. Poza<br />
tym, wychowujemy nasze wspólne dziecko. Ja w swoim życiu<br />
nieustająco mam dużo inspiracji.<br />
64<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Rozumiem, że muza też może być muzyką…<br />
Nie… (śmiech) To nie jest to samo.<br />
Też potrzebuje przecież dużo energii… Powiedz mi,<br />
w której sali koncertowej chciałbyś zagrać, gdybyś miał<br />
możliwość?<br />
Moim marzeniem byłaby trasa koncertowa w Stanach Zjednoczonych.<br />
Jest tam kilka miejsc, w których chciałbym wystąpić.<br />
Inny jest też odbiór muzyki. Nawet kiedy gościnnie<br />
z Nergalem robiliśmy trasę i serię koncertów w Europie, publiczność<br />
była zupełnie inna, i kontakt z nią zupełnie inny.<br />
Zrobiło na mnie wrażenie to, że ludzie jednoczą się na koncertach,<br />
znają się, wiedzą, po co na nie przychodzą. Zupełnie<br />
inna atmosfera. Nie myślę o konkretnej sali koncertowej<br />
czy miejscu, ale o trasie koncertowej, o możliwości zagrania<br />
w tej atmosferze, która powoduje ogromne emocje.<br />
John, w ostatnich kilku latach świat nas nie rozpieszczał.<br />
Najpierw pandemia, mnóstwo konfliktów na całym<br />
świecie, teraz tocząca się tuż obok wojna. Jak przeżyłeś
GRAVEYARD<br />
Once we placed stones on our dead children's eyes<br />
Burnt crosses in deep anguish<br />
The winds battered our tormented and fatigued souls<br />
We cried tears of blood<br />
That's what they told us ...<br />
Barbarien punks we were<br />
Without a home, without love<br />
Built our own personal churches,<br />
Our brave insurrection<br />
Within our vanquished hearts<br />
We played that rebel music<br />
To celebrate the impossibility of Life<br />
Forever against, never for …<br />
The night runs slowly now<br />
A jeans shirt stuffed inside an acoustic guitar<br />
Moonlight trudge, a memory nudge<br />
Running out of miles, running out of road<br />
Running out of running …<br />
Forever against, never for …<br />
i zawiozła mnie tam po odczytaniu mojego wyniku na pulsoksymetrze.<br />
Protestowałem, bo tego dnia był mecz Ligi<br />
Mistrzów, który chciałem obejrzeć. Wszystko skończyło się<br />
szczęśliwie, lekarze uświadomili mi jednak, że byłem bardzo<br />
blisko śpiączki… W szpitalu dokonałem swoistego rodzaju<br />
podsumowań, był to, można powiedzieć, pewnego<br />
rodzaju reset. Słuchałem muzyki, miałem dużo czasu. Tak,<br />
że mimo okoliczności, ten czas nie był zły.<br />
W jakim języku śnisz?<br />
To zależy. Mam sny zarówno w języku angielskim, jak<br />
i polskim. Jest to dziwne, ale tak się to naturalnie dzieje.<br />
Ja mam sny jak w Netflixie, trochę akcji, potem budzę się<br />
i śnię następny odcinek.<br />
Wrócę do najsłynniejszej piosenki zespołu Porter Band –<br />
Helicopters. Dla nas, Polaków, to był prawie hymn, uczucie<br />
nadchodzącej zmiany.<br />
Masz rację. Piosenka miała takie przesłanie. W czarno-szarej<br />
rzeczywistości nadlatujące helikoptery miały zaniepokoić,<br />
poderwać, zmienić ją. Może jednak, gdyby powstała<br />
gdzie indziej i była promowana na świecie, rozmawialibyśmy<br />
w zupełnie innych okolicznościach i innym miejscu.<br />
Powiedziałeś: „Talentu nie da się ukryć”…<br />
Ja powiedziałem?<br />
Tak!<br />
Może mówiłem o sobie. (śmiech) Z talentem tak jest, rzeczywiście.<br />
Jeśli masz, to masz. Ja mam bardzo dobre wyczucie.<br />
Zresztą, z komponowaniem jest tak samo, jak z pisaniem<br />
poezji. Musisz być nieustannie czujny.<br />
Gorąco wierzę, że Twoja poezja ujrzy światło dzienne<br />
i zostanie wydana.<br />
Ja jestem trochę ousiderem. Poezja – być może, chociaż<br />
uważam, że na to jest za wcześnie. Wiem natomiast<br />
na pewno, że nie będzie biografii o mnie, bo nie chcę.<br />
ten czas zamknięcia? Pamiętam, że codziennie na Facebooku<br />
zamieszczałeś swoje kompozycje, śpiewałeś,<br />
akompaniując sobie na gitarze. Twoje posty stały się<br />
bardzo popularne, miałeś wielu słuchaczy i wiele odsłon.<br />
Czy to był sposób na odreagowanie izolacji?<br />
Był to sposób na funkcjonowanie w tym, pozbawionym<br />
wydarzeń kulturalnych, smutnym i samotnym, czasie. Dawałem<br />
sobie powód, żeby wstać i przynajmniej raz dziennie<br />
coś zrobić. Zmotywować siebie do działania. Czasem,<br />
nawet kiedy nie chciało mi się grać, słuchacze odzywali<br />
się: „Dlaczego Cię nie ma, czekamy…”. W tym czasie zaśpiewałem<br />
sto piosenek; moich własnych kompozycji.<br />
Może powstanie płyta?<br />
Ludzie proszą o to, ja sam również myślę o takim projekcie.<br />
Zobaczymy. Na koniec covidowej historii niestety<br />
zachorowałem. Myślałem, że minie. Znajomy lekarz<br />
przestrzegał, że mam regularnie mierzyć sobie utlenowanie<br />
krwi. Właściwie żyję dzięki Anicie. To ona zmusiła<br />
mnie, a w zasadzie znalazła dla mnie miejsce w szpitalu<br />
Najbliższe plany, marzenie do zrealizowania?<br />
Staram się żyć jak najlepiej i robić to, na co mam ochotę.<br />
Obecnie zaangażowałem się w projekt realizowany<br />
z Agatą Karczewską – młodą, niesamowicie zdolną piosenkarką<br />
country. Kiedy zaprosiła mnie, powiedziałem, że ja<br />
nie śpiewam muzyki country, ale skomponowałem utwór,<br />
a ona napisała słowa, i tak to się zaczęło. W jej tekstach<br />
są uczucia, jest sporo tragizmu i realizmu, nie ma bzdur.<br />
Cierpisz – śpiewasz o tym. Jesteś szczęśliwy – śpiewasz<br />
o tym. Nie sprzedajesz kitu. Chociaż doświadczając smutku,<br />
pewnie śpiewa się lepiej. Zaproponowałem wspólne<br />
nagranie płyty.<br />
To jasne, talentu nie da się ukryć. Dziękuję za rozmowę<br />
i trzymam kciuki za Twoje dalsze projekty i Twoje wiersze.<br />
[KBS]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
65
Ostatni mak na Flinders<br />
John Lewis-Stempel Szarak za miedzą<br />
Noga mi drży, z trudem dociskam pedał gazu. Dlaczego<br />
zwierzęta nie uciekają przed kombajnem? Królik wylatuje<br />
w górę i dostaje się między ostrza, zabarwiając sztuczną<br />
chmurę burzową tryskającym szkarłatem.<br />
Po jednym przebiegu wzdłuż iście kanadyjskiego bezkresu Olly<br />
mnie zmienia. Na szczęście nie ja prowadzę kombajn, kiedy to<br />
się staje.<br />
Teriery przyszły z nami na pole, bo ich ulubioną rozrywką<br />
jest uganianie za szczurami wyskakującymi ze zboża. Jeden<br />
szary szczur decyduje się na szybki nawrót, skręca w kierunku<br />
kombajnu. A Bella, brązowo-biała terierka, siedzi mu na<br />
łuskowatym ogonie.<br />
Wrzeszczymy z Olliem jak szaleni: „Bella!”.<br />
Ale Bella nie słyszy, łoskot maszyny wszystko zagłusza. Jej ucięta<br />
głowa leci prosto na nas, oczy ma szeroko otwarte ze zdumienia.<br />
Pamiętam, że zwymiotowałem. Pamiętam, jak Olly rozpaczliwie<br />
walił ręką w barierkę. Bella to pies mojej kuzynki Alys, ktoś<br />
będzie jej musiał powiedzieć, kiedy wrócimy na farmę. Nie<br />
zatrzymujemy się, nie wyłączamy silnika, bo massey może już<br />
nie zrestartować. Zostawiamy za sobą dużo sprasowanych bel.<br />
Za drugim przebiegiem kombajnu widzę belę słomy z kłakami<br />
brązowego i białego futra oraz kawałki mięsa koloru ochry, jak<br />
w rzeźni.<br />
Są książki, w przypadku których trudno powiedzieć, co<br />
w nich jest – łatwiej za to wyszczególnić braki, puste<br />
miejsca. Czytelnik daje drugą, trzecią szansę, bo jest<br />
potencjał, coś się zaczyna, lecz później historia zaczyna<br />
emigrować w dobrze znane ścieżki i staje się oklepana.<br />
Niech autor wskoczy na głęboką wodę, rzuci się w wir skojarzeń<br />
oddalonych od głównego nurtu, byleby to nie była<br />
kolejna znana melodia. Najgorszym możliwym wyjściem<br />
w tej sytuacji jest potraktowanie książki jako zadania do<br />
wykonania i odhaczenia. Polot znika, a ktoś, kto dostaje<br />
do ręki ów materiał, ma czasami wrażenie, jakby czytał<br />
rozkład jazdy pociągów, tyle że może bardziej rozbudowany<br />
i przeplatany mniej istotnymi uwagami. I tak się dzieje<br />
w przypadku publikacji Szarak za miedzą. Prywatne życie<br />
pola Johna Lewisa-Stempela. Brytyjski przyrodnik obmyślił<br />
sobie plan, scenerię – pole, które wcześniej wydzierżawił,<br />
aby eksperymentalnie obsiać je zbożem oraz różnymi roślinami.<br />
Na bazie obserwacji stworzył dziennik, są bowiem<br />
w książce daty dzienne. Jest to swego rodzaju rok z życia<br />
pola w pigułce. Problem w tym, że z samego opisu tego,<br />
co się na nim działo, nie wynikają jeszcze walory literackie.<br />
Jeden z czytelników ujął to dość zgrabnie w swoim<br />
komentarzu, traktując Prywatne życie pola jako „produkcyjniak<br />
podpinający się pod modne trendy”. Skąd się wzięły?<br />
66<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Otóż można by potraktować książkę Lewisa-Stempela jako<br />
swego rodzaju emanację idei slow life, wracanie do korzeni,<br />
obrzędów, obserwowanie ptaków, polnych gryzoni oraz<br />
igraszki życia ze śmiercią. Skądinąd, jest w publikacji konkretny<br />
opis prac rolniczych: orka, siewy, żniwa. Po skróceniu<br />
niektórych fragmentów Prywatne życie pola mogłoby<br />
posłużyć za elementarz, opowiastkę pokazującą przemiany<br />
pór roku, zmiany w przyrodzie.<br />
Lewis-Stempel poszedł jednak w zupełnie innym kierunku.<br />
Poprzeplatał swój dziennik wypisami z poezji angielskiej,<br />
załączył, co prawda, ciekawe opisy obrzędów, ale przynajmniej<br />
moją motywacją do lektury było to, by dowiedzieć<br />
się czegoś więcej o współczesności na wsi. Z uwagi na to,<br />
że miałem do czynienia z pracami polowymi, łatwiej jest mi<br />
odnaleźć nutkę fałszu. Lewis-Stempel stara się być wnikliwy<br />
w tym, co opisuje, ale gdzie jest antropocen, wizja człowieka<br />
królującego nad stworzeniem, śmieci walające się<br />
w przydrożach, gwałtowne zjawiska pogodowe, susza, wichury?<br />
Czytając Szaraka za miedzą, ma się w głowie obraz<br />
z gatunku „wieś tańczy i śpiewa”. Autor pokazuje mechaniczną<br />
rewolucję, wyniszczenie przyrody przez brutalną obróbkę<br />
ziemi, intensywne nawożenie, pestycydy oraz opryskiwanie<br />
środkami ochrony roślin. Gdzieś tam przemykają<br />
motywy rodzinne, być może wciska się też nienachalny<br />
sentymentalizm, jednak są to ozdoby mało istotne.<br />
Równolegle do opowieści o „prywatnym życiu pola” przewijają<br />
się informacje o sąsiadujących włościach należących<br />
do Chemical Brothers1. To właśnie tam widać monokulturę,<br />
zupełny brak różnorodności. Nie ma owadów, ptaków, borsuków,<br />
zajęcy oraz reszty wiejskiej gromady. Lewis-Stempel<br />
stara się unaocznić problem nadmiernej eksploatacji<br />
w rolnictwie, niepotrzebnej, w gruncie rzeczy, ekspansji<br />
tylko wybranych gatunków roślin, a zagłady innych okazów<br />
flory. Do tego celu służą zestawienia zgromadzone w tabelkach.<br />
Materiał poglądowy unaocznia, jak wiele złego wyrządziła<br />
masowa uprawa i do czego zdolny jest człowiek, aby<br />
mieć jak największy zysk ze zbiorów. Pisarz przynajmniej<br />
kilka razy podkreśla, że zbiory z pola obsianego rozmaitymi<br />
polnymi roślinami oraz niepotraktowanego chemią nie są<br />
wcale mniejsze, a przynoszą o wiele więcej korzyści dla dobrostanu<br />
ziemi i zamieszkujących ją stworzeń.<br />
Wspomniałem o zającach – one chyba najbardziej wyróżniają<br />
się na polnej arenie pośród innych zwierząt, przede<br />
wszystkim zwinnością. Wedle ludowych wierzeń są to czarownice,<br />
które zmieniły nieco swój wygląd2. Szarak za mie-<br />
1 Chemical Brothers (ang.) – Chemiczni Bracia.<br />
2 Czarownice. Odczarujmy Czarownicę, by kobiety zaczęły<br />
oddychać pełnią… [online] https://czarownice.com/zajac-krolik/<br />
(10.02.<strong>2022</strong>).
Prywatne życie pola<br />
dzą z tytułu to ten jeden z wielu zajęcy, o które autor się<br />
troszczy i zabiega, aby nie zabrakło ich przypadkiem na<br />
polu. Zające, co prawda, pojawiają się na ilustracjach, ale<br />
borsuków czy jeży już nie ma. Nie ma zdjęcia pola, o którym<br />
pisze nierzadko w czułym tonie. Nie mówiąc już o taszniku<br />
pospolitym, który ozdobiony jest „sakiewkami”, trybuli<br />
leśnej pleniącej się w szybkim tempie czy kąkolu, którego<br />
nasiona zanieczyszczały niegdyś zboże. Książka nie zawiera<br />
ilustracji czy rycin, oprócz tego Lewis-Stempel podaje czasami<br />
informacje rodem z Wikipedii. Te same obawy pojawiły<br />
się w przypadku Jej wysokości gęsi Jacka Karczewskiego.<br />
Lewis-Stempel idzie jednak o krok dalej. Mówi o doświadczeniu,<br />
scholastyce, możliwości pełnego zrozumienia omawianych<br />
zagadnień. Doświadczenie jest istotne – unaocznia<br />
je ustęp zamieszczony w książce. Chodzi nie tylko o to, aby<br />
prezentować gatunki roślin, ale doświadczać ich właściwości<br />
na własnej skórze, pokazywać przyrodę i ludzi w jednym<br />
wspólnym ujęciu. Choćbyśmy opisywali nie wiadomo jak<br />
urocze krajobrazy leśnych rezerwatów czy parków narodowych,<br />
będzie to w sprzeczności z ogólnym przesłaniem,<br />
na miarę możliwości zgodnym z prawdą. Na zboczach leśnych<br />
ostępów, pośród łąk, jezior czy morskich pejzaży,<br />
wszędzie są ludzie, nie zawsze postępujący w godny naśladowania<br />
sposób. Ten postulat ukazywania rzeczywistości<br />
w szerszym aspekcie, bo przecież przyroda to też człowiek,<br />
wydaje się jak najbardziej uzasadniony. Lewis-Stempel jednak<br />
nie do końca podąża tym tropem. Czegoś o życiu na<br />
roli się dowiedziałem, natomiast o samym autorze wiem raczej<br />
niewiele. Za jego sprawą dowiadujemy się, jak wygląda<br />
dzień z życia rolnika. I to nie jest raczej rozrywkowy obraz,<br />
mając w pamięci takie programy jak „Rolnicy. Podlasie”<br />
czy „Rolnik szuka żony”. Swoją drogą, zajęcia rolnicze mają<br />
mało wspólnego z rozrywką. Media spłycają, pokazując tylko<br />
wycinek z całości (pars pro toto). Książka Lewisa-Stempela<br />
jednak tego obrazka za bardzo nie poszerza. Pojawia<br />
się wątpliwość, czy przepisywanie Internetu w książce nie<br />
czyni z niej podręcznika, no i czy nie lepiej zajrzeć do sieci,<br />
tym bardziej że jak już wspomniałem, Szarak za miedzą.<br />
Prywatne życie pola nie ma żadnych załączonych zdjęć.<br />
Tańce kuropatw, patrole gawronów, wróbli i grzywaczy<br />
w poszukiwaniu pożywienia nieco przypominają teatralne<br />
umizgi. Scenerią jest zachodzące słońce, deszcz, wichura<br />
albo szary mróz. W łanach zboża starają się ukryć kuropatwy,<br />
przenoszą się z jednego miejsca w drugie, chcą zmylić<br />
drapieżnika. Lewis-Stempel jednak niejednokrotnie pokazuje,<br />
jak króluje śmierć: wypatroszony jeż czy wrona wydłubująca<br />
oko z padłego zająca. Nie da się uniknąć strat. Bilans<br />
w naturze następuje samoistnie. Prawo karmy, najpierw<br />
ptak zjada robaka, potem robaki zjadają ptaka. Oprócz tego<br />
mozolne naprawianie maszyn w czasie żniw, bo niestety,<br />
niejedno zwierzę wpadnie w tryby kombajnu. Prywatne życie<br />
pola w ogólnym rozrachunku nie oddaje aury pracy na<br />
roli, być może specyfika tego zajęcia zapodziała się podczas<br />
tłumaczenia książki. Jeśli John Lewis-Stempel da kolejne<br />
zaproszenie, aby zaznać prywatnego życia lasu, sadu czy<br />
sadzawki, raczej podziękuję.<br />
John Lewis-Stempel, Szarak za miedzą. Prywatne życie<br />
pola, przeł. Hanna Jankowska, Wydawnictwo Poznańskie,<br />
Poznań 2021.<br />
JOHN LEWIS-STEMPEL<br />
Jest pisarzem i rolnikiem. Pisywał dla „Sunday Express”<br />
oraz magazynu „Country Life”. Dwukrotnie zdobył prestiżową<br />
brytyjską nagrodę The Wainwright Prize, przyznawaną<br />
autorom książek przyrodniczych i podróżniczych<br />
– w 2015 roku za Szaraka za miedzą. Prywatne<br />
życie pola.<br />
Napisał kilka innych książek przyrodniczych i historycznych,<br />
za które otrzymał wiele nominacji i nagród oraz<br />
tytuł jednego z najlepiej sprzedających się autorów według<br />
gazety „The Sunday Times”.<br />
Mieszka na pograniczu Anglii i Walii wraz z żoną i dwójką<br />
dzieci. [RK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
67
PIOTR JAKUBCZAK<br />
Artyści wywodzą się z różnych środowisk i uczelni. Niektórzy mają<br />
już za sobą udział w tworzeniu artystycznych formacji, jak na przykład<br />
Leszek Żegalski i Jan Szpyt – współtwórcy nieistniejącej Grupy<br />
Trzech czy Dariusz Miliński – współtwórca grupy artystycznej<br />
Pławna 689. Malarstwo jest dziedziną sztuki im najbliższą, choć nie-<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
którzy wypowiadają się również w malarstwie ściennym, scenografii<br />
czy plakacie. Jan Dubrowin realizował dyplom z tkaniny unikatowej,<br />
a Piotr Jakubczak ma za sobą bogate teatralne doświadczenia.<br />
Monika Ślósarczyk zajmuje się też wystrojem i dekoracją wnętrz,<br />
a Jan Żyrek – rzeźbą. Wszystkich łączy jednak malarstwo, w którym<br />
głównym motywem jest człowiek – jego postać w świecie rzeczywistym<br />
albo widziana przez pryzmat religii, mitologii czy tak jak<br />
u Dariusza Milińskiego – przez pryzmat bajkowej ilustracji, trochę<br />
w stylu Boscha i Bruegla. Człowiek w portrecie, rodzajowej scenie czy<br />
religijnej wizji, jest w tym malarstwie w kręgu rzeczywistym (akt, portret)<br />
albo w ezoterycznym świecie realizmu magicznego (Robert Heczko).<br />
Może być wpisany w określoną sytuację, zainspirowany malarstwem<br />
barokowym, jak na przykład w obrazach Janusza Szpyta, albo<br />
osnuty tajemniczą tenebrosą – jak u Jana Dubrowina. W dorobku artystów<br />
znajdziemy obrazy inspirowane klasyką sztuki – romantyzmem<br />
czy postimpresjonistycznym koloryzmem – nieco uproszczone, zbliżające<br />
się do ekspresjonizmu. Jednak przede wszystkim czytelna jest inspiracja<br />
rzeczywistością, bo to ona podsuwa te najciekawsze tematy,<br />
które malarz pokazuje przez pryzmat własnej wyobraźni, uciekając<br />
się do lekkiej deformacji czy decydując się na drastyczną prowokację<br />
(Żyrek, Jakubczak).<br />
GRUPPASIEDEM<br />
Artyści identyfikują własne życie ze swoim dziełem, bo ich życiem<br />
jest przede wszystkim malarstwo, którego nie można uprawiać<br />
ot tak – z doskoku. Sztuka nie jest ozdobą takiego życia, jest celem<br />
i sensem i zapewne jest też po to – jak powiedziałby Picasso – aby<br />
zmyć z duszy kurz codzienności. Czasem przydaje się do rozliczenia<br />
z przeszłością, do wyrażenia buntu wobec obowiązującego porządku,<br />
jest niezgodą na rzeczywistość i jest też po to, by pomóc widzowi<br />
rozwikłać osobiste, wewnętrzne dylematy w poszukiwaniu własnej<br />
tożsamości. Sztuka dotyka rzeczywistości i możemy odnaleźć<br />
w niej prawdę o nas samych, pod warunkiem, że spróbujemy dzieło<br />
sztuki odczytać, zrozumieć zawartą metaforę i ukryty sens. Do tego<br />
potrzebna jest odpowiednia forma. Doświadczenie w jej tworzeniu<br />
artyści nabierają przez lata, a jeśli średnia wieku grupy twórców<br />
zbliża się do sześćdziesięciu (i w artystycznych życiorysach są liczne<br />
wystawy, plenery, prezentacje), to takiej malarskiej formie można<br />
z powodzeniem przypisać warsztatową rzetelność, choć każdy<br />
z twórców ma swój własny styl, wypowiada się w różnych technikach<br />
i ma również swoje ulubione gatunki malarstwa, w których<br />
przez lata się wyspecjalizował.<br />
Zwyczaj łączenia się w artystyczne grupy znany jest od dawna.<br />
Twórcy wybierają określony cel, mają potrzebę spotkania – potrzebę<br />
dialogu w języku, w którym rozumieją się bez słów. Co tak<br />
naprawdę będzie artystycznym credo grupy malarzy, którzy prezentują<br />
swoje prace na wspólnej wystawie? Czy będą tworzyć<br />
artystyczne manifesty? Czy o ich spotkaniu zadecydował przypadek,<br />
a może świadomy wybór, i czy ten wspólny pokaz stanie się<br />
początkiem czegoś nowego? Odpowiedzi na te pytania być może<br />
przyniesie czas.<br />
Sztuka nie wyznacza granic, daje swobodę w interpretacji rzeczywistości,<br />
nie musi też kapać od metaforycznych znaczeń, choć każde<br />
dzieło jest wyzwaniem i za każdym razem widz może zadać pytanie:<br />
o co tu właściwie chodzi? Sztuka ma ukryty sens. Wydaje się, że dla<br />
grupy tych właśnie twórców optymizm nie jest w wysokiej cenie, a ich<br />
prace – tworzone na przestrzeni lat – czasem nie są zbyt jednoznaczne<br />
w odbiorze, choć są i takie, które dostarczają bezsprzecznie estetycznych,<br />
optymistycznych doznań (w końcu sztuka ma zaspokajać potrzebę<br />
piękna). Bezpiecznym tematem na pewno pozostanie pejzaż, bez<br />
zbędnego patosu i filozofii. W Gruppie Siedem (bo prawdopodobnie<br />
artyści zdecydują się na taką nazwę) widzimy podejście do malarstwa<br />
poważne, zaangażowane, a znakomity warsztat malarski może z powodzeniem<br />
ułatwiać dotarcie do prawdy w sztuce, skłonić do refleksji<br />
i głębokich przeżyć. Artyści nie uciekają w stronę wieloznacznej abstrakcji,<br />
a podstawą ich sztuki wydaje się rzetelny realizm, choć figuracja<br />
jest czasem bardzo osobistą wersją. Nie ma tu zbyt wiele symboliki<br />
i może dlatego właśnie symbol zawiera się w nazwie grupy – wzmocniona<br />
litera „p” i liczba „siedem” (taka miała być na początku liczba<br />
członków) to swoisty związek czasu i przestrzeni i przede wszystkim<br />
synonim doskonałości.<br />
Wszyscy mamy wrażenie, że nasz świat trwa w złym czasie. Czy sztuka,<br />
choć daje wolność, jest teraz w ogóle potrzebna, czy może jest tylko<br />
dla wąskiego grona koneserów i krytyków? Czy dobre i rzetelne malarstwo<br />
nie utopi się w masowej kulturze? Malarze będą istnieć jednak<br />
zawsze. A może teraz właśnie powinni mówić najgłośniej? Może to<br />
malarstwo odrodzi wrażliwość, ocali największe wartości? Ale w obrazie<br />
nie można powiedzieć za dużo, bo… się go zabije – powiedział<br />
nasz polski kolorysta Artur Nacht-Samborski – i miał rację. Trzeba zostawić<br />
coś widzowi, mimo wszystko, i skłonić go do głębokiej refleksji<br />
za wszelką cenę. [IWC]
JAN ŻYREK<br />
MONIKA ŚLÓSARCZYK<br />
LESZEK ŻEGALSKI<br />
JAN DUBROWIN<br />
DAREK MILIŃSKI<br />
JANUSZ SZPYT<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
ROBERT HECZKO<br />
69
ANTARKTYDA<br />
Foto: K. Komarowska – Antarktyda widziana z Wyspy Króla Jerzego<br />
Z Katarzyną Komarowską ROZMAWIA JOANNA NORDYŃSKA<br />
Polska Stacja Antarktyczna im. Henryka Arctowskiego to całoroczna stacja naukowo-badawcza położona nad Zatoką<br />
Admiralicji na Wyspie Króla Jerzego w archipelagu Szetlandów Południowych, jedna z kilkudziesięciu w tym rejonie.<br />
Nazwano ją na cześć badacza Antarktyki, Henryka Arctowskiego. Stacja działa od 26 lutego 1977 roku. Składa się z 14<br />
budynków położonych między Zatokami Arctowskiego i Półksiężycową a Klifem Wydrzyków oraz 2 baz terenowych<br />
(Lions Rump i Demay). Jest kierowana przez Zakład Biologii Antarktyki wchodzący w skład Instytutu Biochemii i Biofizyki<br />
PAN i prowadzi badania w takich dziedzinach, jak: oceanografia, geologia, geomorfologia, glacjologia, meteorologia,<br />
klimatologia, sejsmologia, magnetyzm oraz ekologia. Rokrocznie zespół stacji zmienia się rotacyjnie podczas dwóch<br />
zmian. Grupa zimowa pracująca w stacji przez okres całego roku (od października do listopada kolejnego roku) składa się<br />
maksymalnie z 12 osób, natomiast liczniejsza grupa letnia to maksymalnie 40 osób. W roku 2023 planowane jest oddanie<br />
do użytku nowego obiektu stacji, co podyktowane jest m.in. zagrożeniem zalania starego budynku wskutek podwyższenia<br />
poziomu wód. Rozmawiam z jedną z całorocznych rezydentek stacji, Katarzyną Komarowską:<br />
Czym urzekła Cię Antarktyda? Kiedy<br />
w Twojej głowie pojawił się pomysł<br />
odwiedzenia tego odludnego lądu?<br />
A może był to przypadek? Który<br />
sezon z kolei tu spędzasz?<br />
Antarktyda urzekła mnie przede<br />
wszystkim surowym klimatem oraz<br />
fauną. Kocham zarówno ptaki, jak<br />
i walenie, więc miejsca takie jak<br />
Wyspa Króla Jerzego są moim naturalnym<br />
wyborem. Pomysł pracy w<br />
stacji antarktycznej chodził za mną<br />
od 20<strong>17</strong> roku. Postanowiłam wtedy<br />
wyprowadzić się na studia do Cambridge<br />
i próbować potem zyskać<br />
miejsce w stacji British Antarctic<br />
Survey na Georgii Południowej. Jeszcze<br />
nie zdążyłam skończyć studiów,<br />
70<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
gdy udało mi się dostać po raz pierwszy<br />
do Polskiej Stacji Antarktycznej<br />
im. H. Arctowskiego, znajdującej się<br />
na Szetlandach Południowych. Teraz,<br />
już po studiach, jestem tu na pełen rok<br />
i mimo że nie jest to stacja brytyjska,<br />
to czuję, że jestem we właściwym<br />
miejscu i mój pobyt tutaj nie jest<br />
przypadkowy. Aktualnie jestem po<br />
drugim sezonie letnim. Pierwszy zaczęłam<br />
w 2019 roku. Na drugi wróciłam<br />
tu pod koniec 2021 roku, a teraz<br />
zaczynam zimowanie.<br />
Jakiego rodzaju wiedzy specjalistycznej<br />
oraz szczególnych predyspozycji<br />
wymaga udział w misji<br />
antarktycznej?<br />
Specjalistyczna wiedza z danej dziedziny<br />
to warunek konieczny, żeby<br />
móc pracować w naszej stacji. Oczywiście<br />
predyspozycje do pracy w małych<br />
i zamkniętych grupach również<br />
należą do cech poszukiwanych przez<br />
pracodawcę.<br />
Czy trudno było Ci się odnaleźć w tak<br />
elitarnym zespole?<br />
Na początku tak, ale to dlatego, że<br />
mamy tu zwykle po jednym specjaliście<br />
z danej dziedziny i wspólnych tematów<br />
trzeba szukać na innych płaszczyznach<br />
niż własne ukierunkowanie.<br />
Z czasem łatwiej jest się zintegrować<br />
z pozostałymi polarnikami, ponieważ<br />
wspólne posiłki, imprezy urodzino-
Foto: K. Komarowska –Stacja<br />
Antarktyda urzekła mnie surowym klimatem<br />
we i wieczory w mesie zbliżają ludzi<br />
niezależnie od stanowiska, na którym<br />
pracują w stacji.<br />
Czy nigdy nie korciło Cię, żeby<br />
wyrwać się na biegun? Jesteś<br />
przecież tak blisko (przynajmniej<br />
z naszej perspektywy).<br />
Szczerze powiedziawszy, nie, nigdy<br />
mnie nie korciło. Nie jestem typem<br />
zdobywczyni, która musi wejść na<br />
najwyższy szczyt w okolicy, postawić<br />
stopę na każdym kontynencie czy być<br />
w najbardziej niedostępnych miejscach.<br />
Zależy mi na tym, żeby mieć<br />
święty spokój i móc obserwować<br />
zwierzęta w ich naturalnym środowisku<br />
w ramach swojej pracy. Dlatego<br />
właśnie w pełni świadomie wybrałam<br />
pracę w Polskiej Stacji Antarktycznej<br />
im. H. Arctowskiego, gdzie nie ma takiej<br />
możliwości, żeby się „wyrwać na<br />
biegun” czy nawet podpłynąć w okolice<br />
Półwyspu Antarktycznego.<br />
A jak daleko od stacji podążyłaś za<br />
antarktyczną fauną?<br />
Najdalej dokąd udało mi się dotychczas<br />
dotrzeć to na Wyspę Pingwina,<br />
która jest zlokalizowana około 40 km<br />
na południowy wschód od stacji. Jednym<br />
z moich zadań było rozstawienie<br />
fotopułapek rejestrujących tamtejszą<br />
faunę.<br />
Jak wygląda życie codzienne w stacji?<br />
Życie w stacji uzależnione jest od pogody.<br />
Jeśli warunki atmosferyczne<br />
są odpowiednie, tj. wiatr nie wieje<br />
i nie ma opadów, to praktycznie<br />
wszyscy uczestnicy wychodzą w teren<br />
i zajmują się swoimi monitoringami.<br />
Natomiast jeśli pogoda nie sprzyja,<br />
to zostajemy w Stacji i planujemy<br />
kolejne monitoringi, przygotowujemy<br />
sprzęt naukowy i zajmujemy się<br />
pracami komputerowymi, takimi jak<br />
wprowadzanie do tabelek danych zebranych<br />
w terenie.<br />
Czy będąc w tak odległym od<br />
domu zakątku świata, czujesz<br />
się wyobcowana (to zapewne<br />
szczególna sytuacja dla osoby w<br />
tak młodym wieku)? Pewnie nie,<br />
bo jest wi-fi, telefon satelitarny,<br />
ponadto absorbująca praca, książki,<br />
ale czy jednak nie doskwiera Ci brak<br />
bezpośredniego kontaktu z bliskimi?<br />
Jak długo trwa jednorazowy angaż?<br />
Właściwie nie odczuwam, żebym była<br />
wyobcowana. Mam stały kontakt z rodziną<br />
i przyjaciółmi przez WhatsApp<br />
i Messenger, a poza tym trafiła mi się<br />
naprawdę znakomita grupa zimująca,<br />
w której czuję się bardzo dobrze. Zimą<br />
będziemy tu w zaledwie 9 osób, ale<br />
ani mnie to nie przeraża, ani nie martwi.<br />
Mogłabym nawet rzec, że taki<br />
stan rzeczy mnie nawet cieszy, gdyż<br />
na co dzień będąc w Europie, czuję<br />
się „przebodźcowana” i przygnieciona<br />
obecnością tłumów. Poza tym miałam<br />
ogromne szczęście, że mogłam<br />
tu przyjechać z bliską osobą – z moim<br />
chłopakiem. Długość pobytu zależy<br />
od stanowiska i dostępności środków<br />
transportu. Jedni przyjeżdżają tu na<br />
rok, drudzy na pół roku, a jeszcze inni<br />
tylko na parę miesięcy. Ja najpewniej<br />
będę tu do końca roku kalendarzowego.<br />
Kiedy dokładnie wracam? Tego<br />
jeszcze nie wiem. Mogę przypuszczać,<br />
że pod koniec tego roku, ale to<br />
w dużej mierze zależy od możliwości<br />
transportowych oraz dyspozycyjności<br />
mojego następcy.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
71
Foto: K. Komarowska – Pingwiny białobrewe<br />
Czy coś Cię tu zaskoczyło, czy raczej<br />
„wszystko zgodnie z planem”?<br />
Wybierając się na stację polarną w dobie<br />
covidu i niekiedy nieprzewidywalnej<br />
sytuacji politycznej w krajach, które<br />
pomagają nam przy zaopatrzeniu<br />
i transporcie, wręcz należy spodziewać<br />
się, że coś nas zaskoczy. Dlatego, gdy<br />
występują zmiany organizacyjne tego<br />
typu, nie jestem zdziwiona. Przyjmuję<br />
to raczej ze spokojem i zrozumieniem.<br />
Niestety niełatwo było mi zachować<br />
spokój, gdy kilka dni przed przypłynięciem<br />
ostatniego statku w tym sezonie<br />
mój chłopak, który miał tu ze mną zostać<br />
na cały rok, dostał mail z wypowiedzeniem<br />
umowy o pracę. Wśród<br />
argumentów znalazła się m.in. trudna<br />
sytuacja geopolityczna. Było mi bardzo<br />
przykro, że musieliśmy się rozstać,<br />
ale jestem też wdzięczna, że mogliśmy<br />
spędzić tu razem okres letni.<br />
Co porabiasz w tzw. wolnym czasie?<br />
Tak naprawdę to dopiero teraz, pod<br />
koniec kwietnia, powoli dowiaduję<br />
się, czym jest czas wolny w stacji.<br />
Latem było bardzo dużo pracy w terenie<br />
i przy komputerze, więc brakowało<br />
czasu na rozwój jakichś wyszukanych<br />
zainteresowań. Cieszyłam się,<br />
kiedy znalazłam chwilę na obejrzenie<br />
filmu czy poczytanie książki. Odkąd<br />
zaczęła się zima, nieznacznie zmniejszyła<br />
nam się lista prac terenowych,<br />
ale przez fakt, że zostaliśmy tu tylko<br />
w 9 osób, nadal jesteśmy bardzo zajęci.<br />
Nie mamy tu na zimę kucharza,<br />
więc dyżurujemy w kuchni i na zmianę<br />
sprzątamy poszczególne pomieszczenia<br />
stacyjne. Jednak myślę, że<br />
gdy już oswoimy się z życiem w stacji<br />
w czasie zimy, to zaznamy więcej czasu<br />
wolnego, w którym będziemy mogli<br />
realizować swoje pasje. Ja na pewno<br />
zamierzam zrobić kilka internetowych<br />
kursów, do których dostęp wykupiłam<br />
sobie przed przyjazdem tutaj.<br />
Co urzekło Cię najbardziej w tym<br />
odludnym miejscu?<br />
Całkiem sporo rzeczy. Myślę, że jedną<br />
z nich było właśnie to, że to miejsce<br />
rzeczywiście jest odludne, szczególnie<br />
dla osoby takiej jak ja, która sporo<br />
czasu spędza w terenie i czasem<br />
nocuje nawet w bazach terenowych<br />
z dala od stacji. Poza tym nigdy nie<br />
zapomnę swojej pierwszej wizyty<br />
w kolonii pingwinów białobrewych,<br />
pierwszej obserwacji lodowej góry<br />
stołowej czy górzystego widoku Półwyspu<br />
Antarktycznego na dalekim<br />
horyzoncie. Takie widoki i przeżycia<br />
na długo zostają w pamięci.<br />
Jak często zdarzają się wizyty<br />
ciekawskich turystów?<br />
Przed pandemią zdarzały się sporadycznie,<br />
zwykle w okresie letnim (na<br />
Antarktydzie to grudzień i styczeń).<br />
Aktualnie nie odwiedzają nas żadni<br />
turyści ze względu na covidowe obostrzenia.<br />
Zdarzają się awarie systemów,<br />
brak prądu itp.? Czym wówczas się<br />
zajmujecie?<br />
Czasami, gdy bardzo mocno wieje,<br />
mamy problem z dostępem do internetu,<br />
ale poza tym awarie raczej się<br />
Współczuję zapewne obopólnego<br />
rozczarowania, ale tak w życiu bywa.<br />
Tym razem to kobieta występuje<br />
w roli „marynarza”… Czy mimo<br />
to chciałabyś ponownie znaleźć<br />
się w ekipie antarktycznej? Czy to<br />
zazwyczaj zgrana grupa?<br />
Myślę, że tak. Nie jestem jeszcze pewna,<br />
czy miałabym ochotę wrócić na tę<br />
samą stację, ale na pewno chciałabym<br />
się znaleźć jeszcze w jakiejś ekipie antarktycznej.<br />
Naturalnie, nigdy nie wiadomo<br />
w jakiej grupie się wyląduje, ale<br />
jeśli trafi się na dobrych ludzi, tak jak<br />
ja trafiłam teraz, to ma się motywację<br />
do podjęcia kolejnego ryzyka.<br />
72<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Foto: M. Kowalski – Monitoring fenologiczny
Foto: M. Kowalski – Zbieranie materiału do badań<br />
KATARZYNA KOMAROWSKA<br />
Pasjonatka ornitologii, od najmłodszych<br />
lat zainteresowana<br />
przyrodą. Od 2015 roku obrączkarka<br />
ptaków, szkoląca się m.in.<br />
na obozach ornitologicznych<br />
w Polsce, Anglii i Palestynie.<br />
Ukończyła zoologię na Anglia<br />
Ruskin University w Cambridge<br />
w 2021 roku. Zwyciężczyni ogólnoangielskiego<br />
konkursu 2020 ASET<br />
Student Competion na najlepszy<br />
opis stażu studenckiego. Współtwórczyni<br />
bloga przyrodniczego<br />
„Ornithoholics”. W Polskiej Stacji<br />
Antarktycznej im. H. Arctowskiego<br />
spędziła już łącznie 12 miesięcy.<br />
W chwilach wolnych od pracy tańczy,<br />
czyta na temat antynatalizmu<br />
oraz składów kosmetyków, a także<br />
podróżuje w poszukiwaniu ptaków,<br />
spokoju i bioróżnorodnych miejsc<br />
do snorkelingu. Interesuje się także<br />
malarstwem akwarelowym.<br />
Foto: M. Kowalski – Ciekawski młody wydrzyk brunatny<br />
Foto: M. Kowalski – Z tablicą pamiątkową Stacji<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
73
Foto: M. Kowalski – Pokój prywatny K. Komarowskiej<br />
Foto: K. Komarowska – Wydrzyk brunatny<br />
nie zdarzają. Zbyt dużo zależy od kondycji<br />
i funkcjonalności tutejszego sprzętu, żebyśmy<br />
mogli dopuścić do jakiejkolwiek<br />
awarii. Wszelkie urządzenia są regularnie<br />
bardzo dobrze sprawdzane, aby<br />
uniknąć tego typu niespodzianek.<br />
Czy śnią Ci się ciepłe kraje?<br />
W zasadzie nie za wiele mi się tu śni, ale<br />
gdy już o czymś śnię, to na pewno nie<br />
są to ciepłe kraje. (śmiech) Nie lubię gorąca,<br />
którego zwykle w takich krajach<br />
doświadczałam. Dużo bardziej wolę<br />
chłód. Lepiej mi się wtedy oddycha, myśli<br />
i pracuje. Oczywiście nie lubię marznąć,<br />
ale dzięki puchowej kurtce i puchowym<br />
spodniom czuję się komfortowo nawet<br />
74<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
przy temperaturze odczuwalnej -20<br />
stopni Celsjusza (dzisiaj mieliśmy taką<br />
temperaturę).<br />
Jaki wpływ na Twoje późniejsze<br />
życie może mieć obecny pobyt na<br />
Antarktydzie? Czy to jakiś rozdział w<br />
Twojej naukowej karierze, czy tylko<br />
tzw. fanaberia? Mam na myśli dalsze<br />
plany.<br />
Praca w stacji polarnej to genialny<br />
punkt do wpisania w CV. Jestem<br />
przekonana, że doświadczenie, które<br />
tu zdobywam, pomoże mi kiedyś<br />
w dostaniu się na inne terenowe stanowiska,<br />
takie jak na przykład strażnik<br />
parku narodowego. Do tego dochodzi<br />
jeszcze kwestia przyszłości z perspektywą,<br />
że zrealizowało się swój życiowy cel<br />
już w młodym wieku. Przyznam szczerze,<br />
że jestem z siebie niesamowicie dumna,<br />
że udało mi się tu dostać, i to dwukrotnie.<br />
Czuję się spełniona i niezależnie od<br />
tego, co się wydarzy dalej w moim życiu,<br />
myślę, że będę zadowolona. Wynika<br />
to głównie z tego, że nie odczuwam już<br />
presji, że muszę się ciągle starać, żeby coś<br />
osiągnąć, bo właściwie już to zrobiłam.<br />
Czasem nawet myślę, że gdybym miała<br />
jutro umrzeć, to nie czułabym dzisiaj żalu,<br />
że czegoś nie udało mi się dokonać. Praca<br />
w stacji polarnej to nie jest łatwe zadanie,<br />
ale uważam, że dla takiego poczucia<br />
warto było się jej podjąć. Na pewno jest<br />
to jakiś rozdział w życiu, ale z racji tego, że<br />
nie uznaję siebie za naukowca, nie jest on<br />
częścią kariery naukowej. Jestem raczej<br />
pasjonatką przyrody, która szuka świętego<br />
spokoju, tak więc pogoń za kolejnymi<br />
publikacjami kłóci się z moim sensem życia.<br />
Wolę być tutaj i zarabiać zbieraniem<br />
danych dla kogoś innego, kto potrzebuje<br />
ich do celów naukowych.<br />
Zatem gratuluję Ci osiągnięcia celu,<br />
o którym wielu śmiałków zapewne może<br />
tylko pomarzyć, i życzę, aby kolejne<br />
lata przyniosły Ci zadowolenie z pracy<br />
i szczęście w życiu prywatnym. Dziękuję<br />
za rozmowę. [JN]
Foto: K. Komarowska – Pierzące się pingwiny maskowe<br />
Jestem<br />
pasjonatką<br />
przyrody<br />
Foto: K. Komarowska – Kolonia pingwinów białobrewych<br />
Foto: M. Kowalski – Monitoring ekologiczny<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
75
Satyra prawdę mówi, względów się wyrzeka – Ignacy Krasicki<br />
DOBRA GOSPODYNI DOM<br />
WESOŁYM CZYNI - MAKATKA<br />
Satyra zabija, nie obraża – Stanisław Jerzy Lec<br />
Rysunek: Konrad Wieczorkowski<br />
BANALNA HISTORIA<br />
Historia banalna w istocie,<br />
choć trudno ją będzie powtórzyć.<br />
Kwiat róży zakochał się w kocie,<br />
kot w nocy, a noc w płatkach róży.<br />
Kot oczy miał złote, jak mika.<br />
Kwiat płatki szkarłatne jak rana.<br />
Noc czarna jak sadza z piecyka.<br />
Ach, jaki banalny to dramat!<br />
Tak trwali w absurdu impasie,<br />
aż czas te relacje uprościł.<br />
Kot zaczął do róży się łasić,<br />
a noc umierała z zazdrości.<br />
Od czego są jednak poeci,<br />
szczęśliwych zakończeń prorocy?<br />
Złotymi oczami noc świeci.<br />
Kot w końcu się zmienił w czerń nocy.<br />
A róża? Co z różą w ogrodzie?<br />
Czy jej w tej historii nie było?<br />
Na śmierć zakochała się w sobie.<br />
Historia banalna, jak miłość.<br />
Rozbudziłam w sobie pychę<br />
diabeł nie śpi trzeba działać<br />
tusz na rzęsach cnoty liche<br />
wstyd doprawdy kim się stałam<br />
i choć dużo z tego forsy<br />
nie przystoi praca w korpo<br />
dziś studiuję mulier fortis<br />
na piedestał wznosząc skromność<br />
buzia w ciup a rączki w małdrzyk<br />
kupię harfę by mężowi<br />
strudzonemu grać w nostalgii<br />
stać się żoną co się zowie<br />
niechaj płoche cnoty gaszą<br />
ja przestaję w mrzonkach błąkać<br />
zająć haftem (jak raz) zda się<br />
być ostoją dla małżonka<br />
wstawać kiedy noc za oknem<br />
by domowi rozdać żywność<br />
bać się pana wieść byt godny<br />
zmieść jak brud tę całą inność<br />
świerzop buja się za płotem<br />
dzięcielina wzrok mój pieści<br />
splatam warkocz klnąc egotyzm<br />
w gruntowaniu cnót niewieścich.<br />
Renata Cygan<br />
Adam Gwara<br />
76<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
***<br />
Jest wspólnota zakonnic z Bogoty,<br />
której progów, pomimo ochoty,<br />
nie przekroczy mężczyzna,<br />
jeśli wcześniej nie wyzna,<br />
że się zgadza być członkiem wspólnoty.<br />
***<br />
Pewien człowiek nieszczęsny z Madery,<br />
chcąc odpocząć od żony megiery,<br />
uciekł aż do Profumo,<br />
gdzie zaraził się dżumą,<br />
lecz przynajmniej się pozbył cholery.<br />
***<br />
Ślimakowi rzekł dzięcioł w Bergamo -<br />
Od tygodnia powtarzam to samo,<br />
gdy z uporem, dzień w dzień,<br />
stukasz głową o pień,<br />
że z adopcji cię wzięliśmy z mamą!<br />
Rysunek: Sergio Palazon<br />
***<br />
Moja głowa stała się hipermarketem<br />
Wszystko w niej głupie tanie<br />
łatwo dostępne nic nie warte<br />
Chodzi tylko o to by ruch był w interesie<br />
a interes w ruchu<br />
Moja głowa pracuje<br />
dwadzieścia cztery godziny na dobę<br />
Jest w niej wszystko czego mi<br />
nie potrzeba<br />
Juliusz Wątroba<br />
***<br />
Pewien biedak, co żonę wziął z Nędzy,<br />
doszedł z nią do ogromnych pieniędzy<br />
i wyjaśniał na blogach –<br />
Sukces kryje się w nogach<br />
mojej żony, a zwłaszcza pomiędzy.<br />
***<br />
Pewien audytor z Małdyt<br />
chciał przeprowadzić audyt<br />
pani Bożeny.<br />
Lecz do oceny<br />
narzędzie wątłe miał zbyt.<br />
***<br />
Pewien gangster, co mieszkał na Bronxksie,<br />
stracił twarz, bo rozniosło tam w krąg się,<br />
że gdy trafił na szezlong<br />
u psychiatry, to się zląkł,<br />
a psychiatra gangstera nie zląkł się.<br />
***<br />
Godzinami pan pewien w Chartumie<br />
balansuje na linie i w sumie<br />
to jest przykre. Być może,<br />
gdyby lin był węgorzem,<br />
ten pan zszedłby. A z lina nie umie.<br />
Adam Gwara<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
77
Lucy<br />
Katarzyna Brus-Sawczuk<br />
Mama spojrzała niespokojnie w stronę palm.<br />
Na Sri Lance biały człowiek na plaży oznacza coś<br />
do jedzenia i ciepłą, przyjazną dłoń. Mama mówi,<br />
że jak nie ma sezonu, można policzyć na niej wszystkie żebra.<br />
Jej piersi nie mają mleka, ale ja i tak jestem już za duża<br />
na mleko. Niepokoję się, bo mama mówi, że sezonu nie<br />
było dawno i nikt nie wie, co się stało. Myślę, że to może<br />
mieć coś wspólnego z wielkimi żelaznymi ptakami, które<br />
przestały latać. A przynajmniej nie widziałam ich bardzo<br />
długo. Wielka, gruba Lankijka przed sklepem, do którego<br />
czasem chodzimy, mówiła, że na świecie umierają ludzie.<br />
I że to za karę, bo rozgniewali bogów. Nie wiem, czy to<br />
prawda. Koty na wyspie mają jeszcze gorzej. Im nikt nawet<br />
nie chce niczego rzucić do jedzenia i wszyscy się od nich<br />
oganiają. Psy też ich nie poważają. Kilka dni temu ocean<br />
wyrzucił małego kota i żaden pies go nie ruszył, chociaż<br />
kot był najprawdopodobniej nieżywy. Mama kazała mi<br />
się trzymać z daleka. Podziwiam ją, bo jest sprytna. Kilka<br />
razy ukradła rybę z kutra, który przypływa tu zawsze<br />
o 6 rano. Raz rzucali za nią kamieniami, ale zdążyła uciec.<br />
Nie lubię ryby, jednak byłam już bardzo głodna i zostałam<br />
zmuszona, aby przekonać się do tego oślizłego, zimnego<br />
mięsa. Tydzień temu przyplątał się tu pies Rodiego, naszego<br />
sąsiada. Chyba chciał coś od mamy, ale przegoniła go<br />
warczeniem. Ostatecznie Rodi dał mu kopniaka. Ocean był<br />
głośny dzisiejszego dnia, ale słońce stało w zenicie. Byłam<br />
bardzo głodna. Zresztą nie po raz pierwszy. Mama zastrzygła<br />
uszami.<br />
Wtedy na plaży pojawił się anioł. Byłam pewna, że one muszą<br />
tak właśnie wyglądać. W jasnej, potarganej przez wiatr<br />
sukience, z rozsypanymi włosami i bosymi stopami. Anioł<br />
śmiał się perliście i śpiewał melodię, którą kiedyś słyszałyśmy<br />
z mamą od białych ludzi.<br />
– Maleństwo… Czy mogę mówić do ciebie Lucy? – zapytał<br />
anioł.<br />
Spojrzałam na mamę, ale chyba nie miała nic przeciwko,<br />
bo zamerdała radośnie ogonem. Zaraz potem pojawiła się<br />
delikatna, ciepła w dotyku ręka i coś jeszcze… Wspaniale<br />
pachnąca parówka.<br />
„Bogini, możesz mówić do mnie jak chcesz… Lucy. Nigdy<br />
jeszcze nie zostałam nazwana, bo mama mówiła, że żadne<br />
z imion do mnie nie pasuje”.<br />
– Lucy… piękna jesteś.<br />
Chyba się zaczerwieniłam.<br />
Od tego czasu wiele spraw potoczyło się inaczej. Mój anioł<br />
78<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
pojawiał się codziennie. Za każdym razem przynosił coś dobrego,<br />
ostatnio nawet coś, co przypominało kolorem mleko,<br />
ale zupełnie mi nie smakowało. Któregoś dnia mama<br />
poszła gdzieś przed wschodem słońca. Byłam jeszcze bardzo<br />
śpiąca, więc nie wstałam. Potem mijały godziny. Ona<br />
jednak nie wracała. Moj anioł przyszedł trochę później<br />
i wszystko znów miało się zmienić. Pojechałyśmy strasznie<br />
śmierdzącym pojazdem do miasta. Wtedy również okazało<br />
się, że można kąpać się w czymś innym niż Ocean Indyjski,<br />
było to o wiele mniejsze, ale przyjemnie ciepła woda spowodowała,<br />
że wcale nie chciałam stamtąd wyjść. Szorstka<br />
szmata, którą mój anioł usiłował mnie wytrzeć, zupełnie<br />
mi się nie podobała. Przecież wystarczy się dobrze otrzepać,<br />
a potem wytarzać w czymś intensywnie pachnącym,<br />
na przykład trawie, no fakt, czasem nawet w czymś bardziej<br />
śmierdzącym. Okazało się też, że anioły wcale nie<br />
śpią w powietrzu czy na jakimś obłoku, tylko służy im do<br />
tego bardzo wygodna i ciepła skrzynka, dodatkowo jest na<br />
niej dużo miękkich przedmiotów, które całkiem przyjemnie<br />
można wykorzystać. Usnęłam natychmiast. Następnego<br />
dnia mój anioł, a zrozumiałam, że na imię ma Marie, rozmawiał<br />
z kimś, kogo nie było, a służył mu do tego płaski<br />
i czarny przedmiot, z którego wydobywały się dźwięki. Domyśliłam<br />
się, że Marie tłumaczy komuś coś na mój temat.<br />
Mówi też o tym, że popiskiwałam przez sen. To oczywiste.<br />
Musiało śnić mi się coś bardzo kolorowego, i to było stanowczo<br />
miłe. Normalnie nie rozróżniam kolorów, ale na<br />
pewno każdy z nich ma odrębny zapach. Nie wiedziałam,<br />
jak zapytać o mamę, ale po kilku dniach jej wspomnienie<br />
zaczęło ulatywać. A może to Marie jest moją prawdziwą<br />
mamą, chociaż wygląda zupełnie inaczej i na dodatek chyba<br />
ma ciemne włosy, a ja zupełnie jasne. Zaakceptowałam,<br />
że Marie jest moją mamą. Zabrała mnie do kogoś przerażającego,<br />
nie chciałabym więcej tam trafić. Miejsce cuchnęło<br />
nieznanym mi, nieprzyjemnym zapachem i na dodatek,<br />
mimo iż Marie głaskała mnie cały czas, to coś, co biały<br />
człowiek w długim ubraniu mi zrobił – bardzo bolało. Nawet<br />
chciałam go ugryźć, ale mój anioł stanowczo mi na to<br />
nie pozwolił. Potem zaczęły się dobre czasy. Nie wiem, ile<br />
trwały. Któregoś dnia Marie wróciła zapłakana do naszego<br />
wspólnego miejsca (nazywała to domem). Powiedziała, że<br />
musimy się rozstać. Czułam przez skórę, że to nic dobrego.<br />
– Pieprzony covid! – krzyknęła wściekle. Nie zabrzmiało,<br />
jakby mówił to anioł.<br />
***<br />
O każdej pełnej godzinie wszystkie stacje radiowe na Sri<br />
Lance podawały informacje krajowego ministerstwa zdro-
foto: Pixabay<br />
wia. Ze względu na rosnącą ilość chorych na nową odmianę<br />
wirusa na kontynencie wszyscy obcokrajowcy przebywający<br />
czasowo na wyspie muszą bezwzględnie ją opuścić.<br />
Marie – młoda Szwajcarka z bagażem dwudziestu pięciu<br />
lat, rozpoczętymi w Europie studiami oraz facetem, który<br />
ją rzucił – kilka miesięcy temu uznała, że na rany serca najlepsza<br />
będzie podróż. Kolega pomógł znaleźć wolontariat<br />
na egzotycznej wyspie. Wyspie łzie. Pomyślała, że łzy są<br />
oczyszczające.<br />
Początki były trudne. Kiedy po wyjściu z samolotu po raz<br />
pierwszy postawiła stopę na cejlońskiej ziemi, w Kolombo<br />
ogłuszył ją kolorowy tłum, a wilgotne, egzotyczne powietrze<br />
nie pozwalało oddychać. Luksus lotniska szybko<br />
zamienił się we wszechogarniający brud i bałagan, choć<br />
wyspa, w przeciwieństwie do kontynentalnych Indii, była<br />
zaskakująco zielona. Po czasie pomyślała, że to jednak dobry<br />
wybór, i tak mijały jej dni dyktowane pracą w schronisku<br />
dla biednych lokalsów, a potem nieziemską, białą plażą<br />
i oczyszczającymi duszę i umysł falami oceanu. Powoli wyciszała<br />
się.<br />
Ocean Indyjski fascynował, swoimi płucami dawał schronienie<br />
roślinom, skorupiakom i rybom. Plaża przyciągała<br />
bezpańskie psy. W Europie pies stoi na piedestale, przyjaciel<br />
człowieka, istota inteligentna i czująca. Oddająca<br />
miłość i zaufanie. Psy na Sri Lance były wychudzone, zapchlone,<br />
odganianie kopniakami przez tubylców. Szukały<br />
dobrego słowa i pożywienia u ludzi, którzy z zupełnie<br />
innych przyczyn znajdowali na cejlońskiej plaży odpoczynek.<br />
Czy tak jak ona – swoją mekkę. Zawsze miała ze sobą<br />
coś dla nich do zjedzenia. Koty na Sri Lance miały jeszcze<br />
gorzej. Nikt ich nie chciał. Bezpańskie, co raz ginęły pod<br />
kołami tuk tuków, czasem nie były w stanie umknąć głodnemu<br />
waranowi. Ludzie kotów nie poważali. Chociaż był<br />
w schronisku jeden rudy Lankijczyk, okaleczony w czasie<br />
wojny domowej1, który przygarnął kota. W styczniu 2008,<br />
kiedy armia lankijska chciała przełamać ostatnie linie<br />
obronne rebeliantów w północnej części wyspy, niechcący<br />
znalazł się na linii ognia. Nagły wystrzał pozbawił go nóg.<br />
Kelum opiekował się kotem, który początkowo przychodził<br />
do schroniska i wychodził, ale potem Kelum przemycił go<br />
do dzielonego z drugim Lankijczykiem pomieszczenia. Kiedy<br />
Marie zorientowała się, że jest tam zwierzę, przynosiła<br />
jedzenie nie tylko Kelumowi i Hiwrze, lecz także kotu. Nazwała<br />
go Budek, choć Kelum protestował, bo twierdził, że<br />
kot nie jest istotą boską. Przy okazji Marie uczyła mężczyzn<br />
angielskiego, jej przodkowie pochodzili z miasta pomarańczy<br />
– Nagpur [miasto w środkowej części Indii – przyp.<br />
red.]; kolor skóry o ton ciemniejszy niż mieli turyści przybywający<br />
na Sri Lankę i czarne jak węgiel oczy Marie budziły<br />
1 Wojny domowej pomiędzy wojskami Sri Lanki a tamilskimi separatystami.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
79
w nich zaufanie. Kota musieli się pozbyć, kiedy w schronisku<br />
pojawił się pierwszy przypadek nowej choroby i ilość<br />
miejsc dla bezdomnych została zredukowana do połowy.<br />
Nawet kiedy Kelum umarł z powodu niewydolności nerek<br />
(chociaż jako przyczynę śmierci wpisano co innego),<br />
a kot z uporem przychodził, Marie wystawiała mu miseczkę<br />
z jedzeniem w miejscu niewidocznym dla władz schroniska.<br />
Tamtego dnia po pracy poznała Lucy. A w zasadzie obie<br />
się poznały. Nie pamięta dokładnie, czy to ona zawołała,<br />
czy jasnowłosy wychudzony szczeniak podbiegł do niej<br />
pierwszy.<br />
– Ślicznotko, jestem Marie – powiedziała.<br />
Od tej chwili codziennie spotykały się na plaży. Znajomość<br />
stopniowo przeradzała się w przyjaźń.<br />
– Ty jesteś Lucy, prawda?<br />
Suczka zareagowała.<br />
Koło szczeniaka w pewnej odległości siedziała matka. Najpierw<br />
była nieufna, ale potem pozwoliła kobiecie dotykać<br />
jej dziecka, z czasem sama zaczęła podchodzić. Pewnego<br />
dnia Marie zastała na plaży tylko Lucy. Przez kilka wcześniejszych<br />
dni nie mogła przyjść, ponieważ wprowadzali<br />
nowe procedury higieniczne. Maseczki, których obowiązek<br />
noszenia był czymś, do czego ludzie mieli dopiero się<br />
przyzwyczaić. I to na długi czas. Posiłki i utylizacja śmieci.<br />
Zasady ruchu w schronisku, postępowania na wypadek<br />
choroby lub czyjejś śmierci.<br />
Oczy Lucy zdawały się płakać. To niemożliwe. Przecież psy<br />
nie płaczą. Marie postanowiła zabrać przyjaciółkę do siebie.<br />
Właściciel pokoju, który wynajmowała, początkowo<br />
nie chciał się zgodzić, ale argument w postaci kilku banknotów<br />
w nominałach innych niż rupie okazał się najwyraźniej<br />
skuteczny. Marie przeliczyła swoje oszczędności.<br />
Zanim pojawił się covid (choć na wyspie nadal było stosunkowo<br />
mało odnotowanych zakażonych, a może media<br />
kłamały), dorabiała w weekendy w barze dla surfingowców<br />
w Weligamie. Ruch turystyczny jednak wyraźnie się<br />
zmniejszył i właściciel baru – wielki, wytatuowany Holender<br />
– potrzebował jej coraz rzadziej. Zaczął przebąkiwać<br />
też o potencjalnej ewakuacji do Europy. Z ciężkim sercem<br />
wyjęła z zakamuflowanej skrytki dwa banknoty. Lucy<br />
spojrzała na nią z wyrzutem.<br />
– Mała, będzie dobrze. Zarobię coś znowu.<br />
Ich związek stał się niezwykły – wdzięczność w oczach<br />
suczki była bezcenna. Marie miała wrażenie, jakby tamta<br />
rozumiała każde jej słowo. Dziewczyna nigdy nie myślała<br />
o dziecku, ba, nie była nawet przez sekundę gotowa, żeby<br />
mieć dziecko z Xavierem. Zresztą Xavier to przeszłość.<br />
Do Lucy czuła coś niezwykłego. Może po prostu była jej<br />
aniołem. Suczka nabierała mięśni i siły. Razem biegały na<br />
plażę – zarówno inne psy, jak i mieszkańcy wyspy czuli<br />
przed nimi respekt.<br />
W chwili, kiedy wsiadała do samolotu, walczyła ze łzami.<br />
Gdy usiadła, pozwoliła im popłynąć. Większą część<br />
zarobionych na wyspie pieniędzy zostawiła właścicielom<br />
mieszkania, aby zajęli się psem. Rinke – Holender z baru<br />
80<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
w Weligamie – zobowiązał się pojechać raz na jakiś czas<br />
do nich, zobaczyć, czy dbają o Lucy. Przynajmniej, dopóki<br />
będzie na wyspie.<br />
***<br />
Kiedy w lankijskiej ambasadzie telefon zadzwonił po raz<br />
dwutysięczny pierwszy, Noe Müller był mocno zmęczony.<br />
Był również wściekły. Zamierzał obejrzeć mecz, w którym<br />
grała jego ulubiona drużyna, i zjeść w końcu ulubionego<br />
burgera zamówionego na wynos (dlaczego, kurwa, zamknęli<br />
te restauracje!!!). Miał dość pytań tych głupich<br />
ludzi, którzy domagali się możliwości wjazdu na wyspę.<br />
Ile można powtarzać, że sytuacja epidemiologiczna itd.,<br />
przekazywać link – w końcu, kurwa, oficjalnie opublikowany<br />
na stronie ministerstwa zdrowia. Noe nienawidził<br />
swojego imienia. I swojego koloru skóry. Nazwisko lubił<br />
bardziej. Dzięki Bogu, że przynajmniej jego ojciec Baduge<br />
Deepal Kumar jakimś cudem nabył nazwisko kolonizatorów.<br />
Matka, która oszalała dla lankijskiego lekarza w<br />
trakcie jednej z podróży jakiejś z tych, pierdu-pierdu, organizacji<br />
bez granic, wmawiała mu, że Noe to wybraniec,<br />
który ocalił ludzkość przed zagładą w czasie Wielkiego Potopu,<br />
gdy Bóg chciał ukarać ją za grzechy. Czyj Bóg? Noe<br />
nigdy nie odważył się zadać tego pytania.<br />
Niechętnie podniósł słuchawkę.<br />
– Co…???!!! Czy Pani oszalała…???!!! Co Pani chce???!!!<br />
Mało wam bezdomnych kundli w Europie…???!!!<br />
Tak. Wiedziała. Utrudniony ruch lotniczy. Wymogi epidemiologiczne.<br />
Kwarantanna, w obie strony dla podróżujących.<br />
Obowiązujące obostrzenia i testy. A co dopiero<br />
pies. Wywieźć psa z jednego kraju do drugiego, zwłaszcza<br />
gdy nie należą one do jednolitej Europy, nie było łatwo<br />
i bez pandemii.<br />
– Czy Pan mnie słucha? To proste. Chcę przywieźć psa ze<br />
Sri Lanki do Szwajcarii – powiedziała zimnym, zdecydowanym<br />
głosem.<br />
Pixabay
Od kilku dni wszystko wyglądało inaczej. Marie<br />
przynosiła różne rzeczy na środek pokoju. Jej<br />
anioł wcześniej nigdy czegoś takiego nie robił.<br />
Było to niepokojące. Z wielkiego czarnego pudła,<br />
którego Lucy nie cierpiała, wydobywały się<br />
dźwięki. Jedno ze słów pojawiało się szczególnie<br />
często: „śmierć”. Lucy miała poczucie, że<br />
poznała kiedyś to słowo. Nie było przyjemne.<br />
Po tym, kiedy Marie wyszła i zamknęła za sobą<br />
drzwi, Lucy zwinęła się w kłębek na jej poduszce.<br />
Czy anioły znikają w taki sposób?<br />
– Jak ma pan, kurwa, na imię??? Noe??? No to<br />
ma pan, kurwa, szansę się wykazać!!!<br />
Tylko jeden raz Lucy usłyszała głos Marie. Dobiegał<br />
z małego czarnego przedmiotu.<br />
– Piesku, obiecuję ci.<br />
***<br />
Osiem miesięcy później.<br />
„Na świecie w wyniku pandemii umarło… Największa<br />
ilość zakażeń… Sri Lanka… Kraje europejskie…<br />
Stany Zjednoczone… W Indiach…”<br />
Samolot linii Fly Emirates z Dubaju wylądował<br />
na Bandaranaike International Airport punktualnie<br />
o trzeciej w nocy lokalnego czasu. Wśród<br />
obłożonego – z powodów epidemiologicznych<br />
– jedynie w połowie lotu, wyszła młoda pasażerka.<br />
Po długim czasie oczekiwania odebrała<br />
swoją walizkę i – na taśmie bagaży niestandardowych,<br />
po godzinnym oczekiwaniu – dużą,<br />
plastikową skrzynkę. Jeszcze tylko dwa tygodnie<br />
kwarantanny w hotelu niedaleko Ahangamy.<br />
Za pieprzony luksus w niewoli musiała<br />
zapłacić siedemdziesiąt pięć dolarów za dobę.<br />
Następnie długi lot z przesiadką i trzy miesiące<br />
kwarantanny Lucy. A potem będzie już normalnie.<br />
Anioł nie miał rozwianych włosów ani sukienki<br />
potarganej przez wiatr. Ale Lucy poczuła znajomy<br />
zapach.<br />
PS Główne bohaterki opowiadania istnieją<br />
naprawdę, pozostałe postacie są fikcyjne,<br />
a pewne okoliczności zostały zmienione i napisane<br />
wyobraźnią autorki. Marie, która pod koniec<br />
marca 2021 roku przyleciała na wyspę po<br />
swoją przyjaciółkę, zgodziła się, aby w historii<br />
zachować prawdziwe imię, wiek i narodowość.<br />
PPS Po pandemii wydawałoby się, że nic gorszego<br />
nie może się wydarzyć. 24 lutego <strong>2022</strong><br />
roku rozpoczęła się inwazja Rosji na Ukrainę.<br />
Na wyspie codziennie wyłączają prąd. Nie ma<br />
ropy. [KBS]<br />
To nie była łatwa<br />
książka do napisania.<br />
To nie jest łatwa<br />
książka do czytania.<br />
Ale to jest książka<br />
pełniąca wielowymiarową<br />
rolę. Jak<br />
każda dostarcza lektury,<br />
lecz 90 odsłon<br />
zaskakuje, wzrusza,<br />
budzi, intryguje –<br />
każda inaczej. Tak,<br />
właśnie odsłon, bo<br />
pokazują, piórem 90<br />
autorów ze świata,<br />
często ukryte albo<br />
nieodkryte relacje<br />
z ojcem. I obnażają<br />
prawdy, do których<br />
sami autorzy dochodzili<br />
z wielkim zaskoczeniem, po latach zdając sobie sprawę, jak<br />
duży wpływ na życie ma kontakt albo jego brak, kiedy „ojciec<br />
był, a jakby go nie było…” .<br />
Ojciec to XVIII międzynarodowa antologia pod auspicjami Stowarzyszenia<br />
Autorów Polskich O/Warszawski II. Każda była tematyczna,<br />
każda ważna, ale ta okazała się najtrudniejsza. Dla<br />
wielu autorów bolesna, dla niektórych oczyszczająca, bo przez<br />
lata coś uwierało, gniotło, a tu znalazło furtkę do zrzucenia balastu.<br />
Jest też i wielka miłość ojcowska, i do ojca, i tęsknota<br />
za szmacianą lalką, którą sam dziecku uszył. Nie sądzę, żeby<br />
suchym okiem udało się prześledzić losy, spisane na prawie<br />
300 stronach. A mówiąc o wielowymiarowej roli Ojca, jestem<br />
naprawdę szczera. Okazało się, że czytelnicy – a z wieloma każdy<br />
z nas, współautorów się spotkał – otworzyli szufladki, stare<br />
albumy, w zadumaniu odtwarzali minione, niedocenione,<br />
przeoczone nieodwracalnie chwile, o niedostrzeżonej wadze.<br />
Wiem też o ojcach, u których odezwały się dawno niesłyszane<br />
dzwonki wyczekiwanych telefonów, i przytuleń przybyło, tego<br />
jestem pewna.<br />
Niezwykłą okładkę stworzyła Renata Cygan, bez której od wielu<br />
lat nie wyobrażam sobie książek, które mam przyjemność redagować.<br />
Swoją wrażliwością maluje klimat okładki, daleki od<br />
wszelkich banałów, oczywistości, zawsze zostawia przestrzeń<br />
interpretacyjną dla odbiorcy. I zawsze jej okładka jest opowieścią<br />
samą w sobie, związaną z tytułem. I zawsze zatrzymuje…<br />
90 autorów z Australii, Belgii, Białorusi, Holandii, Niemiec,<br />
USA, Wielkiej Brytanii i Polski pozwoliło zajrzeć do domów<br />
wierszem, zwierzeniem, opowiadaniem, obejrzeć wspólne fotografie<br />
z ojcem. Chodzimy ścieżkami ojców pod kwitnącymi<br />
jabłoniami w sadzie i pod kulami wroga, spacerujemy ścieżkami,<br />
z których zniknęli ojcowie. Prawda wzrusza, boli, zatrzymuje.<br />
Redakcją techniczną zajął się – tradycyjnie, jak poprzednimi<br />
książkami – Kazimierz Linda, za ogrom pracy należy mu się<br />
duże uznanie. On czuł, że ta książka nie wślizgnie się obojętnie<br />
na półki bibliotek. I miał rację… [WDS]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
81
82<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Ramadan Hussien<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
83
84<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
RAMADAN HUSSIEN urodził się w 1972 roku w mieście Serê Kaniyê, w północno-wschodniej<br />
Syrii (zachodni Kurdystan). Pochodzi z biednej rodziny, dorastał w bardzo trudnych warunkach politycznych,<br />
społecznych i ekonomicznych. Jego ojciec, żeby utrzymać rodzinę, latem pracował jako<br />
rolnik, a zimą jako robotnik. Ramadan od najmłodszych lat interesował się sztuką rysunku i malowania,<br />
odtwarzał na papierze otaczającą go przyrodę i ludzi przygniecionych problemami dnia codziennego.<br />
Gdy miał szesnaście lat, ojciec wysłał go do portowego miasta Latakia, aby podjął studia<br />
w szkole rolniczej. To był pierwszy krok w dorosłość. W tej nowej rzeczywistości, z dala od domu<br />
rodzinnego, Ramadan zrobił duży postęp w samodoskonaleniu się w sztukach pięknych: poznawał<br />
ciekawych artystów, brał udział w plenerach i odwiedzał galerie. Tak zaczął szukać własnego ja<br />
i swojego indywidualnego języka artystycznego. Dwa razy w tygodniu przemieszczał się pociągiem<br />
z Latakii do oddalonego o 400 kilometrów Aleppo, aby ćwiczyć się w rzemiośle. Studiował i rysował<br />
twarze śpiących ludzi zmęczonych ciężką pracą i trudnym życiem. W ten sposób, jak sam mówi, poznawał<br />
ich dusze, rysy wewnętrzne, szczegóły ich pomarszczonych twarzy spalonych promieniami<br />
słonecznymi i zmęczenie, które czas wbił w policzki. Ten temat przewija się w jego twórczości do<br />
dziś. Po ukończeniu studiów rolniczych Ramadan przeniósł się do Damaszku, gdzie kontynuował<br />
pracę artysty, biorąc udział w wielu wystawach w Syrii i za granicą. W 2011 roku rozpoczęła się syryjska<br />
rewolucja: mordy, aresztowania i łamanie praw człowieka. Ramadan w obawie o życie swoje<br />
i swojej rodziny, postanowił wyjechać do Turcji. Z Turcji trafił do Grecji, potem do Macedonii, Serbii,<br />
na Węgry i ostatecznie do Austrii. W kraju zostawił wiele swoich obrazów, które niestety zostały<br />
zniszczone. Ucierpiały dokładnie tak, jak ludzie, których na nich przedstawiał. Ramadan nie ma<br />
oficjalnego wykształcenia artystycznego, nie studiował malarstwa w żadnej akademii sztuk pięknych.<br />
Malowania nauczył się sam, ciężko pracując i ćwicząc, by dojść do perfekcji. Obecnie mieszka<br />
w Wiedniu. Kontynuuje malowanie sylwetek i twarzy ludzi zachowanych w jego pamięci oraz tych,<br />
z którymi obecnie żyje na wygnaniu. Bliskie jest mu przesłanie, że człowiek jest najważniejszy bez<br />
względu na to, kim jest i gdzie się znajduje. [PS]<br />
85<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
86<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
87
88<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
89
90<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
RAMADAN HUSSIEN
J u l i u s z W ą t r o b a A f o r y z m y<br />
* Dzisiaj nawet złote myśli są w cenie złomu.<br />
* Z kompleksów szalonych jednostek dramaty milionów.<br />
* Nasze życie to czas oszukiwania czasu.<br />
* Niespełniona miłość jest jak szara tęcza.<br />
* Psia wierność nie zależy od rasy.<br />
* Za psie pieniądze nie kupuj budy.<br />
* Prawo ciążenia nie obejmuje ulotnych chwil.<br />
* Lepiej być gorzkim niż przesłodzonym.<br />
* Karierowicz pnie się do celu po drabinie, której szczeblami są podeptani konkurenci.<br />
* Uwaga! Nie zbliżać się do niego! Zaraża głupotą!<br />
* Niektóre za chwileńkę sławy oddadzą ostatnie majtki!<br />
* Władza ma zawsze rację. Dopóki jest władzą.<br />
* Czasem z wielu kłamstw święta prawda.<br />
* Dyktanda życia nigdy nie napiszesz bezbłędnie.<br />
* Ze szczytów władzy najbliżej do dna.<br />
* Władza bez donosicieli jak donosiciele bez władzy.<br />
* Marzenia niespełnieniami wybrukowane.<br />
* Życie to umieranie na raty.<br />
* Prawa natury nie wymagają nowelizacji.<br />
* Dylemat: lepiej świecić przykładem czy sztabką złota?<br />
* Szczyt nadużycia władzy: mandat dla ślimaka za przekroczenie prędkości.<br />
* Co lepsze: gorzka prawda czy słodkie kłamstwo?<br />
* Głowa – kasa pancerna na pomysły.<br />
* Ze spalonych mostów nie zbudujesz drabin.<br />
* Szczęściem głupca jest nieświadomość własnej głupoty.<br />
* Czasem trzeba wnikliwiej spojrzeć w Ziemię, by dostrzec niebo.<br />
* Jeśliś żabą, to z bocianem się zaprzyjaźnij.<br />
* Łodzią pustyni nie przepłyniesz. Kłamstwem życia nie oszukasz.<br />
* Że też jeszcze nikt nie wymyślił zniszczarki na poronione pomysły!<br />
* To dobrze, jeśli potykasz się o wyrzuty sumienia.<br />
* Pechowiec ma szczęście do nieszczęść.<br />
* Leń robi wszystko, by nic nie robić.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
91
Tęsknota<br />
M a j a C h a ł u b i ń s k a<br />
Jestem samotny.<br />
Byłem samotny, jestem samotny<br />
i pewnie już zawsze pozostanę samotny.<br />
Trwam w tym pozbawionym<br />
życia świecie sam jeden, od czasów,<br />
które już przestałem pamiętać. Nie<br />
pamiętam swojego początku i pewnie<br />
nigdy nie poznam końca. Będę<br />
trwać tak całą wieczność. Nie przeraża<br />
mnie to, tylko unieszczęśliwia.<br />
Mój świat jest piękny. Pełno tu zieleni<br />
i błękitów wód. Otaczają mnie ciepłe<br />
promienie słońca, a w powietrzu<br />
czuję ciągły zapach kwiatów. Czasami<br />
widuję zwierzęta. Nigdy do mnie nie<br />
podchodzą, ale i tak cieszy mnie ich<br />
widok. Nie są w stanie zastąpić mi<br />
prawdziwego towarzystwa, ale są dobre.<br />
I pewnie szczęśliwsze ode mnie.<br />
Mogą łączyć się w pary, być ze sobą,<br />
przemieszczać się w grupach, wspólnie<br />
kroczyć przez życie… Właśnie koło<br />
mnie przebiega para. Wystukują raciczkami<br />
jakiś znany tylko sobie rytm,<br />
w którym swobodnie biegną przed<br />
siebie. Gdzieś w górze słyszę harmonijne<br />
ćwierkanie ptaków, a obok<br />
mnie brzęczy owad.<br />
– A więc twierdzisz, że jesteś samotny?<br />
– Słyszę głos. Do kogo on należy?<br />
Co się dzieje? Nie potrafię tego pojąć.<br />
Odwracam się. Nikogo nie widzę.<br />
Czy tylko mi się zdawało?<br />
– Halo? Słyszysz mnie? Kim jesteś? –<br />
Mój głos brzmi dziwnie. Chyba nigdy<br />
go nie używałem.<br />
– Nieważne, kim jestem. Chcę ci pomóc.<br />
Czuję narastające we mnie podniecenie.<br />
Drżę. Nie umiem uspokoić bicia<br />
serca. Coś się dzieje.<br />
– Pomóc? Chcesz mi pomóc? W takim<br />
razie pokaż mi się. Chcę cię zobaczyć.<br />
To będzie prawdziwa pomoc.<br />
Słyszę śmiech.<br />
92<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
– Niestety, nie mogę ci się pokazać.<br />
Ale mam lek na twoją samotność.<br />
– Lek? Jaki lek? Chcesz mi zesłać towarzystwo?<br />
– Moje drżące serce niemal<br />
wyrywa się z piersi. Myśl o towarzyszu.<br />
Drugiej osobie, innej istocie…<br />
Nie. Nie mogę sobie robić nadziei.<br />
Dopiero co pogodziłem się ze swoim<br />
losem, niemożliwe jest, by mógł się<br />
on zmienić. Ktoś się bawi moim kosztem.<br />
Sam nie chce mi się pokazać, ale<br />
obiecuje coś nierealnego. Nie. Nie<br />
zgadzam się na to.<br />
– Nie zgadzasz się? Chcę dla ciebie jak<br />
najlepiej, nie opieraj się więc. Proszę,<br />
zamknij oczy.<br />
Zamknąć oczy? Mam się skazać na<br />
tę chwilę ciemności, zrezygnować ze<br />
światła, bo być może czeka mnie za to<br />
jakaś nagroda? Dla kogoś, komu nie<br />
ufam? Ale to robię. Zamykam oczy.<br />
Budzę się. Czy to był sen? Chyba<br />
straciłem przytomność. Dziwne. Próbuję<br />
się ruszyć, ale przychodzi mi to<br />
z trudem. Czuję się ciężko, jakbym<br />
cały był zesztywniały. Boli mnie<br />
wszystko. Tak namacalnie, tak strasznie<br />
mocno odczuwam każdy fragment<br />
własnego ciała. W głowie mi<br />
dudni. Zimno mi. Czuję ssanie w żołądku,<br />
mam sucho w gardle. Koszmar.<br />
Otwieram zlepione oczy. Gdzie się<br />
podziało słońce? Czemu tu jest ciemno?<br />
Wstaję. Rozglądam się. Przeżywam<br />
szok. Mój świat został odarty<br />
ze światła. Trawa pod moimi stopami<br />
wydaje się szara. Zniknęły drzewa.<br />
Zostały z nich tylko ścięte pieńki. Czuję<br />
ostry zapach dymu i czegoś jeszcze.<br />
Gdzie są kwiaty i ptaki? Gdzie są<br />
wszystkie zwierzęta?<br />
– Co to wszystko ma znaczyć?! –<br />
Krzyk mnie osłabia, chwieję się. Nikt<br />
mi nie odpowiada. Gdzie jest ten,<br />
który mnie oszukał? Mogłem się tego<br />
spodziewać. Sam sobie jestem winny.<br />
Oddałem mu swój raj, aby w zamian<br />
dostać piekło. Pozostało mi tylko czekać<br />
na koniec. Koniec? Jaki koniec?<br />
Ja nie miałem mieć końca.<br />
Słyszę szmer. Głosy. Ktoś tu idzie.<br />
Moje serce znowu zaczyna drżeć.<br />
A więc jednak! Jednak mnie nie<br />
oszukał! Dał mi towarzystwo! Co<br />
tam zmęczenie, wyjdę im naprzeciw.<br />
Nieco chwiejącym się krokiem zaczynam<br />
powoli biec. Upadam tylko raz,<br />
szybko się podnoszę. Głosy są coraz<br />
donośniejsze. W mroku widzę rysujące<br />
się sylwetki. To oni! Idą! Są podobni<br />
do mnie! Śmieją się do siebie.<br />
Ich krok również jest chwiejny. Jeden<br />
z nich trzyma w dłoni jakiś przedmiot,<br />
podłużny, zwężający się ku górze.<br />
Z płynem w środku. Och, może<br />
ugaszą moje pragnienie? Zauważają<br />
mnie. Patrzą na siebie. Tak! Jestem<br />
tutaj! Chodźcie do mnie. Idą. Wyciągam<br />
do nich ramiona, chcę ich objąć,<br />
ale jeden z nich popycha mnie na<br />
ziemię. Trochę za mocno. Próbuję się<br />
podnieść. Wyciąga nogę i kopie mnie.<br />
Dwukrotnie. Próbuję się opierać, ale<br />
wtedy dołącza do niego drugi. Kopią<br />
mnie w brzuch, twarz, w krocze,<br />
w nogi. Kiedy się budziłem, myślałem,<br />
że osiągnąłem swój próg bólu,<br />
że bardziej się nie da. Myliłem się.<br />
Teraz boli mnie mocniej. Dręczą<br />
mnie. Pluję krwią. Ciężko mi krzyczeć<br />
i oddychać.<br />
– Zostawcie mnie! – stękam tylko, ale<br />
to nic nie daje. Nie mam się jak obronić.<br />
Jestem słaby. Boję się.<br />
Tortury w końcu ustają. Moi dręczyciele,<br />
niedoszli przyjaciele, zatrzymują<br />
się. Jeden mówi coś do drugiego.<br />
Chyba jest zaniepokojony. Słyszę, że<br />
zaczynają biec. Nie wiem, co się stało,<br />
ale cieszę się, że poszli. Nie takiego<br />
towarzystwa szukałem.
Nie wiem, kim są, ale nie byli wcale<br />
podobni do mnie. Byli źli. Skrzywdzili<br />
mnie. Zadali ból. O, Nieznajomy, który<br />
do mnie przemówiłeś, dlaczego mi<br />
ich zesłałeś? Czy to była jakaś próba?<br />
Wstrząsają mną silne torsje. Przestaję<br />
kontrolować własne ciało. Łapię<br />
się za posiniały brzuch, z moich ust<br />
automatycznie wylewa się śmierdząca<br />
breja. Obrzydliwe. Nie jestem<br />
w stanie przy tym leżeć. Na czworakach<br />
przemieszczam się gdzie indziej.<br />
Chcę się położyć i odpocząć, ale znowu<br />
kogoś widzę.<br />
Siedzi w kuckach, opierając się<br />
o pień drzewa. Głowę ma schowaną<br />
w dłoniach. Nieco mniej otwarcie,<br />
ale podchodzę do niego. Nie reaguje.<br />
Siadam naprzeciw, wyciągam rękę<br />
w jego stronę. Dotykam ramienia.<br />
A on porusza się gwałtownie, sięga<br />
ręką za siebie i wyciąga coś zza pleców.<br />
To chyba jest broń. Celuje we<br />
mnie. Odsuwam się odruchowo.<br />
Nagle obaj słyszymy huk… Wybuch,<br />
coś płonie. Podnosimy głowy. Nad<br />
nami coś leci. Jakiś wielki, dziwny<br />
ptak. Mężczyzna wstaje, zaczyna<br />
biec przed siebie, nieptasi ptak leci<br />
za nim. Coś z niego zlatuje. Uderza<br />
w ziemię. Tuż przed nim. Znowu eksplozja.<br />
Wybuch. Wstrząsa mną. Ciało<br />
nieznajomego zostaje odrzucone na<br />
bok. Ptak leci dalej i ginie gdzieś na<br />
szarym niebie. Podbiegam do mężczyzny.<br />
Ale jego już tam nie ma. Tylko<br />
szczątki. Porozrzucane na boki. Nie<br />
ma go. To mnie przeraża. Krzyk więźnie<br />
mi w gardle. Ja też muszę uciekać.<br />
Muszę biec przed siebie. Chociaż<br />
nie mam sił, biegnę. Ten świat jest<br />
straszny, przerażający. To nie jest mój<br />
świat. Zbyt intensywnie, zbyt mocno…<br />
Gdzie moi prawdziwi przyjaciele?<br />
Chyba jeszcze nigdy nie czułem<br />
się tak samotny.<br />
Inni. Znowu są tu ze mną inni. Idą<br />
w moją stronę. Niosą coś wszyscy razem.<br />
Unoszą to do góry. Zawiniątko.<br />
Porusza się. To również ktoś. Mniejszy<br />
od nich. Dziecko. Zatrzymują się<br />
przede mną. Stawiają dziecko na ziemi,<br />
jest czymś obwiązane. Jego oczy<br />
błądzą w panice. Zatrzymują się na<br />
mnie. Dziecko krzyczy. Otaczają je<br />
w półkręgu, bym mógł to widzieć.<br />
A potem wszyscy razem zatapiają<br />
w nim coś ostrego. Mój krzyk miesza<br />
się z krzykiem dziecka. Z jego ciała<br />
tryska krew. Jego cierpienie ustaje,<br />
moje nie. Kobiety i mężczyźni zaczynają<br />
coś śpiewać, biorą się za ręce,<br />
mnie też chcą za nie złapać. Wyrywam<br />
się im. Oni tańczą.<br />
Biegnę dalej. Muszę ich zgubić. Sam<br />
już nie jestem pewien, czy aby na<br />
pewno chcę mieć towarzysza. Oni są<br />
straszni. Nie ma tu nikogo podobnego<br />
do mnie. Są same potwory, z którymi<br />
nie potrafiłbym się zaprzyjaźnić.<br />
Boję się, że znowu do mnie podejdą.<br />
Chcę wrócić do siebie! Chcę być sam!<br />
Zapomnieć, że to wszystko przeżyłem.<br />
Chcę przestać odczuwać swoją<br />
bolesną fizyczność, chcę przestać odczuwać<br />
cokolwiek, chcę z powrotem<br />
do swojego raju!<br />
– Błagam, zabierz mnie stąd! – Krzyczę<br />
w niebo, ale boję się, że jego już<br />
tam nie ma. Zapomniał o mnie. Zrobił<br />
to celowo. Czuję się złamany. Mam<br />
dość.<br />
Nie zauważam, kiedy ktoś do mnie<br />
podchodzi, żal zalewa mnie zbyt<br />
mocno. Reaguję, dopiero gdy mnie<br />
dotyka. Moja reakcja jest podobna<br />
do reakcji tego siedzącego pod drzewem<br />
mężczyzny, gwałtowna i przerażająca.<br />
Wyciągam pięści w stronę<br />
napastnika. Ale zamiast ataku czuję<br />
dłoń, która delikatnie łapie mnie za<br />
nadgarstek. Maleńka dłoń. Podnoszę<br />
wzrok. To dziewczynka. Dotyka mojej<br />
ręki, a potem ją opuszcza. Siada<br />
koło mnie. Uśmiecha się delikatnie.<br />
Trzyma coś w drugiej dłoni. Wyciąga<br />
ją w moją stronę. Jedzenie. Kawałki<br />
pokrojonego owocu. Mój głód znowu<br />
daje o sobie znać, ale boję się<br />
sięgnąć po owoc. Nie wiem dlaczego.<br />
– Nie – szepczę, czując, że coś we<br />
mnie pęka. Jakieś dziwne wzruszenie,<br />
jeszcze większa słabość. Moja<br />
tęsknota powróciła. Łzy zalewają mi<br />
oczy. Nigdy dotąd nie płakałem.<br />
– Nie – powtarzam, ale dziewczynka<br />
wkłada mi kawałek pożywienia<br />
do ust. Zamykam oczy. Zaraz coś się<br />
stanie. Kładę się na plecach, a ona<br />
przytula się do mnie. Przez tę jedną<br />
chwilę czuję radość. Przez tę jedną<br />
chwilę nie jestem samotny.<br />
Ale i to zostaje mi odebrane. Nieznajomy<br />
wysłuchał mojej prośby. Znowu<br />
nastaje ciemność i nie ma już nic.<br />
Budzę się, tym razem nie czuję bólu.<br />
Widzę światło. Znowu jestem w jasności,<br />
znowu jestem w raju. Nie potrafię<br />
się jednak uśmiechnąć, czyżby<br />
moje pragnienie powrotu nie było<br />
tak silne, jak myślałem?<br />
Ciągle widzę jej twarz. Delikatne,<br />
kręcone loczki okalające drobną twarzyczkę.<br />
Ubrudzony zadarty nosek,<br />
podarta sukienka. Moja tęsknota<br />
nabrała koloru. Zacząłem tęsknić za<br />
czymś, czego wcześniej nie umiałem<br />
określić – za kimś realnym.<br />
– Czy dalej pragniesz obcować z ludźmi?<br />
Nie sądzę. – Słyszę głos. Aha.<br />
– A więc wciąż tam jesteś. Myślałem,<br />
że teraz już mnie zostawisz. Czego<br />
jeszcze mógłbyś ode mnie chcieć?<br />
– Nie mógłbym cię zostawić. Nigdy<br />
cię nie zostawię.<br />
– W takim razie pokaż mi się.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
93
– Przejrzyj się w tafli, a mnie zobaczysz.<br />
Jestem częścią ciebie.<br />
Nie wierzę. To nie jest możliwe.<br />
On nie może być częścią mnie. Jak?<br />
Ostrożnie podchodzę do strumienia.<br />
Zatrzymuję się. Przyglądam się sobie.<br />
Pierwszy raz widzę swoje odbicie.<br />
Ostatnio tyle rzeczy dzieje się po<br />
raz pierwszy… A więc tak wyglądam?<br />
A więc ty tak wyglądasz? Jestem<br />
piękny, doskonały… Nic dziwnego, że<br />
nie mogłem znaleźć nikogo, kto byłby<br />
do mnie podobny. Jestem ideałem.<br />
W moim wyglądzie jest jednak coś…<br />
– Jestem skazą na twoim obrazie,<br />
widzisz to, prawda? Stworzyła mnie<br />
twoja samotność, a dzięki twojemu<br />
bólowi i cierpieniu urosłem w siłę.<br />
Teraz jestem nieśmiertelny, bo już zawsze<br />
pozostanie w tobie ta tęsknota,<br />
ten żal, pamięć o tym, co widziałeś.<br />
To byli ludzie. Zamieniliby twój Eden<br />
w piekło. Nie myśl więc, że jestem<br />
egoistą i pokazałem ci to tylko dla<br />
własnych korzyści. To jest przestroga.<br />
Ty jesteś Twórcą swojego raju i ty<br />
masz zdolność tworzenia ludzi… Ale<br />
po tym, co widziałeś, chyba zgodzisz<br />
się ze mną, że to zły pomysł?<br />
Nie odpowiadam. To za dużo. Za dużo<br />
naraz. Za dużo tego wszystkiego. To<br />
wszystko brzmi tak nierealnie, ale<br />
z drugiej strony wydaje się prawdziwe.<br />
Pewnie dlatego, że jest prawdą.<br />
Mogę stworzyć ludzi. To ja mam władzę,<br />
by pobudzić te istoty do życia.<br />
Ale to ja byłbym wtedy odpowiedzialny<br />
za te wszystkie wybuchy, morderstwa<br />
i ofiary. To na moich ramionach<br />
spoczywałby ciężar Istnienia. Drżę<br />
na wspomnienie tego, co czuło moje<br />
ciało. Czy byłbym gotów to znieść?<br />
Dla kogo? Dla tych, co wycinają drzewa<br />
mojego raju? Dla potworów mordujących<br />
dzieci? Dla powietrznych<br />
demonów zrzucających bomby na<br />
złamanych od dźwięku wystrzałów<br />
ludzi? Dla bezmyślnych gadów, którzy<br />
dla własnej przyjemności są gotowi<br />
dręczyć słabszych? Dla nich mam to<br />
znosić?<br />
Widzę jej twarz. Delikatna, niewinna…<br />
Podaje mi rękę, uśmiecha się.<br />
W tym strasznym świecie odnalazłem<br />
pierwiastek miłości.<br />
– Chcę stworzyć ludzi. [MC]<br />
94<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
MAJA CHAŁUBIŃSKA, rocznik 2001,<br />
studentka twórczego pisania na Wydziale<br />
Filologicznym Uniwersytetu<br />
Łódzkiego. Pisze od dzieciństwa.<br />
W 2014 r. swoim wierszem Do Kłusownika<br />
zdobyła wyróżnienie w międzynarodowym<br />
konkursie poetyckim<br />
organizowanym we Włoszech<br />
– Concorso Internazionale di Poesia<br />
e Teatro Castello di Duino X Edizione.<br />
W 20<strong>17</strong> r. opowiadaniem Tajemnica<br />
Miłości zajęła I miejsce<br />
w ogólnopolskim konkursie organizowanym<br />
przez Wyższe Seminarium<br />
Towarzystwa Chrystusowego<br />
dla Polonii Zagranicznej<br />
w Poznaniu. W 2019 r. jej opowiadanie<br />
W jednostajnym rytmie serca trafiło<br />
do antologii II edycji Ogólnopolskiego<br />
Konkursu im. Bolesława Prusa<br />
na opowiadanie młodzieży. W roku<br />
2020 wzięła udział w Olimpiadzie<br />
Literatury i Języka Polskiego, gdzie<br />
swoją pracą Powieść fantastyczna<br />
jako kontynuacja motywów sacrum<br />
w eposie antycznym i nowożytnym<br />
dostała się do II etapu. Najbardziej<br />
lubi pisać prozę, w której zawiera<br />
motywy duchowe, religijne lub etyczno-filozoficzne.<br />
Codzienność przełamuje<br />
szczyptą fantazji. Jej ulubionym<br />
pisarzami są Yann Martel, Ursula<br />
K. Le Guin i dawni klasycy: Oscar Wilde<br />
i Fiodor Dostojewski.
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
95
POEZJA<br />
Polecane<br />
foto: Jarek Juszczak<br />
MARCIN ZEGADŁO (ur. 1977) - poeta, publicysta,<br />
recenzent. Wydał sześć zbiorów<br />
wierszy: Monotonne Rewolucje, Stowarzyszenie<br />
Literackie im. K.K. Baczyńskiego,<br />
Łódź 2003, Nawyki Ciał Śpiących, Zielona<br />
Sowa, Biblioteka Studium, Kraków 2006,<br />
Światło powrotne, Wydawnictwo Kwadratura,<br />
Łódź 2010, Cały w słońcu, SPP Oddział<br />
w Łodzi, Łódź 2014, Hermann Brunner<br />
i jego rzeźnia, Wydawnictwo Forma,<br />
Szczecin 2015, Zawsze Ziemia, SPP Oddział<br />
w Łodzi, Łódź, 2018. Prowadzi bloga Księgozbiry,<br />
gdzie recenzuje prozę i poezję.<br />
Pisuje również o książkach do „Gazety<br />
Wyborczej” Mieszka w Częstochowie.<br />
96<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
M. ODPOWIADA NA ZARZUTY<br />
I wtedy on powiedział: „takich wierszy<br />
nie pisze się w naszym pokoleniu”. Nie<br />
wiem, jakie wiersze pisze się w naszym<br />
pokoleniu – odpowiedziałem – ale wiem,<br />
że gdybym chciał napisać wiersz<br />
pokoleniowy, napisałbym o pustym<br />
mieszkaniu w wielkiej płycie, w którym<br />
stajesz u progu i krzyczysz: już jestem!<br />
A tam cisza. Ale taka podszyta grozą,<br />
że aż śmierć się dziwi, a jak śmierć się dziwi,<br />
to milkną ptaki i sąsiad zamiera<br />
z papierosem w ustach oparty o krawędź<br />
balkonu. „Nie dziw się, nie dziw, kochana!”<br />
– śpiewają nasze dzieci i kruszą się<br />
ich kostki, języczki i kręcone włoski.<br />
M. SKŁADA JEDNO Z LICZNYCH OŚWIADCZEŃ<br />
Niczego od ciebie nie chcę.<br />
Nie chcę mocnej złotówki<br />
i nie chcę śmierci powstańców<br />
o twarzach rozbrykanych dzieci.<br />
Nie chcę dziewcząt, których ciała<br />
nie zdążą dojrzeć i nie chcę palić<br />
świeczek na ich błyszczących<br />
kościach. Nie chcę miasta<br />
jasnego jak listopadowy cmentarz,<br />
gdzie kamień został na kamieniu,<br />
a reszta to jest wojskowa piosenka,<br />
to są szable marszałków, srebrnych jak<br />
sen o przedwojniu, jak podróż na księżyc,<br />
łańcuszek ze świętym. Nie chcę ginąć<br />
tutaj bez wieści, czekając na przelew,<br />
na świadczenie rodzinne, na pracę.<br />
Nie chcę od ciebie nic na pocieszenie.<br />
Żadnej nagrody, żadnego międzymorza,<br />
międzyrzecza, międzygórza.<br />
Żadnej nadziei.<br />
M. PISZE WIERSZ O DRODZE<br />
„Trzeba się teraz pomodlić” – mówi matka.<br />
A w pościeli gałganek jak lalka wystrugana<br />
z wosku. Gdyby to wydarzyło się w słońcu<br />
odbitym od śniegu lub w promieniach<br />
innego księżyca, można by zabrać gałganek<br />
nad rzekę, cisnąć go w nurt i powiedzieć:<br />
Płyń! Ten strupek, który skubiesz,<br />
to jest umieranie. A to są twoje niepotrzebne<br />
dłonie i szponiaste palce. Płyń!<br />
I niech się nad tobą zamkną lustra jak<br />
powierzchnia wody. Ale to się wydarza tutaj,<br />
dlatego mówi się: Trzeba się teraz pomodlić<br />
i cisza nastaje jakby miał się zjawić anioł<br />
z ulotką o luksusach i dobrostanie.<br />
Tylko że takie rzeczy dzieją się w pustych<br />
pokojach albo w ciemności, bo anioł<br />
to nie jest ćma i czeka aż wszystko zgaśnie,<br />
a dopiero później stroszy piórka.<br />
POEZJA<br />
M. PISZE POWSTAŃCZĄ PIOSENKĘ<br />
Jestem użytkownikiem z pretensjami do mainstreamu.<br />
Możesz mnie teraz pocałować w malinowe usta.<br />
Jestem mieszkańcem republiki, przylądka bez nadziei.<br />
Możesz mnie teraz przytulić do odsłoniętej piersi,<br />
żeby zrobiło się miękko jak w bandażach<br />
wszystkich rannych łączniczek, harcerek, żeby<br />
zrobiło się słodko jak w piosence. I niech to będzie<br />
nasz pałacyk, nasza Żytnia, Wola.<br />
Jestem użytkownikiem z pretensjami do mainstreamu.<br />
Możesz mnie teraz pocałować w rumiane policzki.<br />
Spali nas ogień, który się palił w serduszkach<br />
chłopców od Parasola, spod klosza, z rad nadzorczych<br />
spółek skarbu państwa, z partyjnej młodzieżówki,<br />
z wysokiej półki, z wysokiego konia.<br />
Jestem użytkownikiem z pretensjami do mainstreamu.<br />
Palącą potrzebą zmiany. Jestem prezydentem<br />
wszystkich Polek i wszystkich Polaków,<br />
który nigdy nie był pijany, który mówi do ciebie<br />
o czystkach – a mówi z ekranu.<br />
Możesz mnie teraz przytulić – harcerko, harcerzyku,<br />
łączniczko i ty tęczowa panienko, chłopczyku<br />
z malinami w ustach.<br />
Tak to ustawiłem. Tak to ustaw.<br />
ZBAWIONY<br />
Zastanawiałem się, czy poszedł do nieba,<br />
bo żaden był z niego święty.<br />
A ja byłem chłopcem promiennym<br />
jak widmo i kiedy posyłał po mnie<br />
słowa w psich sforach, kiedy mnie<br />
tulił w bajkach o paleniu dzieci<br />
w czarodziejskich piecach,<br />
topniałem jak płatek śniegu<br />
na otwartej dłoni, a topniałem<br />
z miłości. Więc teraz mam prawo<br />
wiedzieć, czy poszedł do nieba,<br />
a na jego łysą głowę jakiś bóg<br />
założył wieniec z brzozowych witek<br />
i przez wieczność słyszał będzie,<br />
jak krzyczymy do niego:<br />
„Pobaw się z nami w wojnę,<br />
pobaw się w wojnę, dziadku!”<br />
I chmury rozstąpią się,<br />
a on nam odpowie,<br />
głosem miękkim jak śmierć<br />
w gęsim puchu.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
97
Wylęgarnia geniuszy?<br />
J u l i u s z W ą t r o b a<br />
1. Do napisania tego felietoniku<br />
upoważniają mnie teoria i praktyka,<br />
wnikliwa obserwacja od środka<br />
i z zewnątrz, zaangażowanie emocjonalne,<br />
a jednocześnie zimne i wyrachowane<br />
spojrzenie na to ekscytujące<br />
i frapujące zjawisko z pogranicza<br />
groteski (współcześnie) i literatury<br />
(niegdyś), zapewne mogące zainteresować<br />
psychologów, a nawet psychiatrów!<br />
Sprzyjającą okolicznością<br />
dla ględziołka pospolitego, w którego<br />
właśnie się wcielam, jest czas. Zwykle<br />
psioczymy, że tak szybko upływa, ale<br />
niekiedy wyostrza spojrzenie i pozwala<br />
dostrzec to, co wcześniej umykało<br />
uwadze.<br />
Rzecz będzie o konkursach. Literackich,<br />
ze szczególnym uwzględnieniem<br />
tych poezji (?) pełnych. Mają one<br />
w naszym kraju długą tradycję. Zmieniały<br />
się ich regulaminy, wysokości<br />
nagród (od mamony po świstek, czyli<br />
dyplomik), prestiż i znaczenie. Ostało<br />
się jeszcze, na szczęście, kilka znaczących<br />
konkursów, które promują<br />
prawdziwych twórców.<br />
Bo zwycięstwo w konkursie poezji<br />
to pierwszy i bezpieczny krok do literackiego<br />
(pół)światka. Wszak nic<br />
prostszego, jak tylko napisać, przepisać,<br />
wysłać i… czekać, aż przyfrunie<br />
wspaniała wiadomość, że jest się laureatem!<br />
Bo konkursy literackie kuszą.<br />
Już wprawdzie nie nagrodami, za które<br />
można postawić willę (jako bywało<br />
drzewiej, w przedwojennej Polsce),<br />
ale samym faktem bycia laureatem,<br />
czyli kimś lepszym, ważniejszym,<br />
docenianym, a czasem nawet podziwianym<br />
i… wzbudzającym zazdrość<br />
mniej utalentowanej konkurencji.<br />
98<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
2. Ach, jakie to przyjemne i wspaniałe!<br />
Dostać informację, że właśnie<br />
zostało się laureatem konkursu<br />
poetyckiego! Przecież to jakby taki<br />
mały, malusieńki, tyciuteńki Nobelek,<br />
Noblątko, Noblusio! Trzeba<br />
go tulić, dlatego że właśnie to jest<br />
szczęście wytęsknione, oczekiwane,<br />
o którym tyle się myśli, a nawet śni!<br />
Gdy już nie ma, prócz erotycznych,<br />
atrakcyjniejszych pomysłów na sny.<br />
Ekscytacja! Uniesienie z elementami<br />
egoizmu, pychy i narcyzmu, że oto<br />
jest się laureatem, który fruwa nad<br />
tym światem na skrzydłach pegazich,<br />
a jak z nimi do twarzy… Więc może na<br />
to konto winka lub wódeczki? Jeszcze<br />
tylko raz sprawdzić, czy to pewna<br />
informacja, czy prawdziwa, przecież<br />
tyle nieprawdy spływa w każdej chwili,<br />
chwileńce… Ale tak, to jednak ta<br />
epokowa chwila, całe szczęście, gdy<br />
się poetka albo poeta dowiaduje, że<br />
jest! Naprawdę jest! Zauważonym!<br />
Docenionym! Nagrodzonym! Czasem<br />
przez samego pana prezydenta, częściej<br />
przez pomniejszych urzędników,<br />
ale przecież zawsze to nobilitacja<br />
i odlot w piękniejsze rejony…<br />
Ach, jakie piękne jest życie (czasem<br />
przecież nie do życia) w takiej chwili…<br />
Później w mediach społecznościowych<br />
wystarczy zamieścić fotkę<br />
wniebowziętego autora albo samiuśkiego<br />
dyplomu, albo pozowaną<br />
razem z rozanielonym artystą, który<br />
właśnie chwycił samego Pana Boga<br />
za nogi. Szczęśliwy jest taki delikwent<br />
jako dziecko, które dostało upragnioną<br />
zabawkę albo staruszek, któremu<br />
podnieśli właśnie rentę czy polityk,<br />
co to w końcu dochrapał się stanowiska…<br />
By zwielokrotnić szczęście<br />
i przyjmować zasłużone gratulacje<br />
lub jeszcze wymowniejsze milczenie,<br />
trzeba dopilnować, aby wieść o tym<br />
niebotycznym sukcesie dotarła jak<br />
najszerzej i jak najdalej… I nieważne,<br />
że w konkursie brało udział pięciu<br />
uczestników, a wręczono, bardziej<br />
lub mniej uroczyście (a często nawet<br />
zaocznie), sześć nagród!<br />
3. Byłem nagradzany w rozlicznych<br />
literackich zawodach, poczynając od<br />
Tatr (w ramach „Tatrzańskiej Jesieni”,<br />
konkursu na wiersz o tematyce<br />
górskiej), a kończąc nad morzem,<br />
skąd wracałem z nagrodą prezydenta<br />
Gdyni, „Grudą Bursztynu”, o którą<br />
kruszyliśmy satyryczne kopie w walce<br />
o laury, a także z… kacem. Przejechałem,<br />
wodzony za nos telegramami<br />
informującymi o sukcesach, Polskę<br />
wzdłuż (od gór do morza), wszerz (od<br />
Bugu po Odrę przez Łódź, Poznań,<br />
Konin i Katowice), a nawet w poprzek<br />
(od siedleckiego „Sympozjonu Satyry”<br />
po „Turniej Łgarzy” w Bogatyni).<br />
Nie tylko przyjemność wynikająca<br />
z otrzymywania nagród była ważna.<br />
Jeszcze większą, choć niewymierną<br />
wartością były spotkania z organizatorami,<br />
z rozpromienionymi, a czasem<br />
jeszcze przed uroczystym podsumowaniem<br />
skacowanymi, pozostałymi<br />
laureatami, a nade wszystko<br />
z jurorami. Najczęściej w skład jury<br />
wchodziły wybitne osobowości, znani<br />
literaci, z którymi rozmowy były<br />
prawdziwą ucztą intelektualną.<br />
Jednak gdy po raz setny zostałem laureatem,<br />
to zapaliło się w moim rozpalonym<br />
łebku już nie żółte ostrzegawcze,<br />
a czerwone światełko: kategoryczny<br />
zakaz konkursowania! Bo<br />
to już nie wypada, nie uchodzi, nie
przystoi. Bo to i moralnie wątpliwe,<br />
i już w żaden sposób nie przyczynia<br />
się do mojego twórczego rozwoju –<br />
zakładając optymistycznie, że przed<br />
laty, gdy zaniechałem tego procederu,<br />
jeszcze się rozwijałem! Oczywiście,<br />
nie mam też żadnej pewności,<br />
czy wiersze napisane później byłyby<br />
również zauważane.<br />
Może ktoś słusznie zapytać: po co<br />
się tak uzewnętrzniam? Czy po to,<br />
by się chwalić i reklamować? Żyjemy<br />
przecież w epoce chwalipiętów (jak<br />
to niegdyś by się pogardliwie powiedziało)<br />
i w dobrym tonie, wręcz obowiązkowa,<br />
jest autokreacja, zachwyt<br />
nad swoimi urojonymi i prawdziwymi<br />
sukcesami. Zaradni „twórcy” nachalnie<br />
się lansują, zresztą jak wszyscy<br />
wokół, bo taki stał się ten świat.<br />
To jest dramat współczesności: zachwalanie<br />
tandety. Karykaturki wynoszą<br />
się na piedestał, aby rozwiewać<br />
mroki sentymentalnymi wspomnieniami<br />
o niby-sukcesach, które<br />
mają uwznioślić upływający czas. Bo<br />
już nikt cię nie znajdzie, jak niegdyś<br />
w przysłowiu, gdy będziesz stał w kącie,<br />
bo kątów już chyba też nie ma.<br />
Przyszło nam żyć w cyrku z okrągłą<br />
areną, gdzie wszyscy pokazują nawet<br />
to, co winni wstydliwie ukrywać! Nic<br />
z tych rzeczy, żadnej autoreklamy,<br />
piszę o tym dlatego, by uwiarygodnić<br />
ten felietonik, byście państwo,<br />
którzy w swojej łaskawości czytacie<br />
ten tekścik, uwierzyli mi na Słowo,<br />
to dosłowne i metaforyczne, że<br />
wiem, o czym piszę…<br />
4. Są tacy nawiedzeni twórcy, którzy<br />
wpadli w nałóg konkursowania.<br />
Ulegli, gnani niepohamowaną chęcią<br />
mnożenia nagród we wszelakich<br />
konkursach i konkursikach. Stało się<br />
to ich receptą na życie, spełnieniem<br />
i satysfakcją, i dążeniem, dążeniem,<br />
dążeniem do kolejnych laurów i zaszczytów.<br />
Nałogi, czyli uzależnienia,<br />
jak powszechnie wiadomo, są ciężkimi<br />
do wyleczenia chorobami, z których<br />
wychodzi zaledwie kilka procent<br />
nieszczęśników. Znam poetkę, dobiegającą<br />
sześćdziesiątki, już z lekką zadyszką,<br />
spowodowaną przez jeszcze<br />
jeden, też wyniszczający nałóg (palenie!).<br />
Otóż zapowiadała się ona na<br />
znakomitą następczynię naszej Wisławy,<br />
gdy już jako kilkunastoletnie<br />
dziewczę zdobyła pierwszą nagrodę<br />
w sołeckim konkursie na wiersz<br />
o miejscowym kole gospodyń wiejskich.<br />
Zapowiadała się także, gdy jako<br />
dojrzała kobieta wygrywała ogólnopolskie<br />
konkursy, i dalej się zapowiada<br />
(choć nie jest spikerką, bo to już<br />
wymarły zawód) na świetną poetkę.<br />
Jest aktualnie żoną (o kochankach<br />
nic nie wiem), matką, a nawet babcią,<br />
ale zachowuje się tak, jak tamta<br />
dziewczynka sprzed dziesięcioleci.<br />
„Konkursuje” namiętnie, emocjonalnie<br />
i chorobliwie, kolekcjonując poetyckie<br />
laury, a poza regulaminami<br />
kolejnych zmagań nie dostrzega już<br />
niczego i nikogo, oprócz… wrednych<br />
konkurentów, którzy mają czelność<br />
i chcą ją ubiec w wyścigu szczurów<br />
po następne wyróżnienia. Do tej<br />
pory nie wydała ani jednego tomiku,<br />
ale za to nagradzano ją w bodaj trzystu<br />
konkursach! I tak ją te konkursy<br />
omotały, jak nieszczęsną muchę sieć<br />
pajęcza, że już nie jest w stanie z tych<br />
omotań się wymotać i tylko sama się<br />
zadręcza.<br />
Dzień rozpoczyna od poszukiwania<br />
regulaminów najbliższych konkursów.<br />
Znaleziska analizuje wnikliwie<br />
pod kątem tematyki i składu jurorskiego,<br />
by nie przeoczyć żadnej przeszkody,<br />
która mogłaby stanąć na drodze<br />
do zdobycia kolejnego lauru. Jest<br />
na tyle inteligentna, że znając nawet<br />
gusty oceniających, dobiera pod nie<br />
utwory, często będące kompilacją już<br />
wcześniej napisanych. Podobnie nagina<br />
swe arcydzieła tematycznie, bo<br />
czasem wystarczy zmienić kilka słów<br />
w wierszu, by pasował jak ulał do myśli<br />
przewodniej konkursu!<br />
5. Żądni sławy i chwały konkursowicze,<br />
zaślepieni i omotani wizją kolejnych<br />
nagród i zaszczytów, często<br />
z premedytacją i perfidnie obsyłają<br />
tymi samymi wierszami wszelkie<br />
możliwe konkursy, choć w regulaminach<br />
większości stoi wyraźnie, że<br />
oceniane będą tylko „wiersze nigdzie<br />
niepublikowane i nienagradzane<br />
w innych konkursach”.<br />
Skąd o tym wiem? Bo sam kilkakrotnie<br />
zdyskwalifikowałem cwanych<br />
uczestników tych wyścigów, przeczytawszy<br />
te same wiersze, którymi<br />
uszczęśliwiali rozliczne gremia jurorów.<br />
Tak się bowiem składa, że od<br />
trzech dziesięcioleci jestem zapraszany<br />
do wydawania werdyktów przez<br />
organizatorów konkursów – pewnie<br />
nieświadomych tego, co czynią.<br />
A posiedzenia komisji konkursowych<br />
to oddzielny, barwny temat, bo często<br />
są one pełne emocji i ciekawsze<br />
niż imprezy finałowe. Optymistyczne<br />
zaś jest to, że tylko raz spotkałem<br />
się z próbą wywierania nacisku<br />
przez bezczelnych organizatorów na<br />
(obiektywnych w swojej subiektywności)<br />
jurorów, by nagrodzić lokalne<br />
beztalencie!<br />
Jeżeli już o patologicznych sytuacjach<br />
wspominam, to dotyczą one także<br />
(o zgrozo!) tych, którzy winni strzec<br />
czystości i uczciwości tej bezkrwawej<br />
bitwy na słowa. Spotkałem niegdyś<br />
dwóch jurorów różnych konkursów,<br />
niezłych poetów, którzy (nie mieściło<br />
mi się to wcześniej w głowie!) nagradzali<br />
SWOJE WŁASNE wiersze, wysyłane<br />
na podstawione osoby!!!<br />
Znów może paść pytanie: skąd o tym<br />
wiem i jak mogę kogoś o coś tak paskudnego<br />
posądzać? Odpowiedź jest<br />
prosta – zdradzili się sami uczestnicy<br />
tego przestępstwa, publikując po<br />
kilku latach tamte nagrodzone przez<br />
siebie swoje wiersze, już pod własnymi<br />
nazwiskami, w swoich nowych tomikach!<br />
Nie do wiary, a jednak wierzyć<br />
trzeba, bo to niestety prawda!<br />
6. By jednak wyrwać się z patologicznych<br />
zachowań niektórych uzdolnionych<br />
uczestników, a nawet jurorów,<br />
zatrzymać się wypada nad większością<br />
namiętnie konkursujących, wysyłających<br />
całymi latami mizerne plony<br />
zasiewów z jałowej gleby, którzy<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
99
mimo starań, uporu, pracowitości,<br />
zaklęć i modłów nigdy nie zostali nagrodzeni<br />
w żadnym konkursie. Takich<br />
mi żal, autentycznie, boć są przecie<br />
wrażliwymi istotami, a że rozumek<br />
nie ten, to przecież wina nie ich,<br />
a niesprawiedliwej i niedemokratycznej,<br />
okrutnej i wyrodnej matki natury,<br />
która mniejszość obdarzyła talentem,<br />
a znakomitą większość zignorowała,<br />
wtrącając w piekło przeciętności.<br />
Choć nic za darmo, bo nieliczni wybrańcy<br />
za swoją oryginalność muszą<br />
płacić wysoką, czasem nawet najwyższą<br />
cenę. Bo radości i spełnienia<br />
przeżywają stokrotnie, a cierpienia,<br />
z których często rodzi się prawdziwa<br />
sztuka, tysiąckroć intensywniej…<br />
100<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Pochylę się jednak nad tą przewrażliwioną<br />
większością rekompensującą<br />
sobie losowe niedostatki hałaśliwością,<br />
rozpychaniem się łokciami.<br />
Często jest ona bardzo operatywna,<br />
o zdolnościach i talentach… organizacyjnych,<br />
stadnie wydaje koszmarne<br />
tomiki zaczynające się od notek biograficznych<br />
(politowania godnych),<br />
organizuje spotkania we własnym<br />
gronie, połączone z ogłaszaniem wewnętrznych<br />
konkursików, by jednak,<br />
choć raz w życiu, symboliczny wieniec<br />
laurowy ozdobił im siwe albo<br />
już wyłysiałe głowy. To z myślą o nich<br />
piszę ten wiersz – receptę na konkursowy<br />
sukces:<br />
PRZEPIS<br />
Na konkursy poezji wysyłaj wiersze<br />
łatwe lekkie i przyjemne<br />
– jurorzy nie lubią smętnych wynurzeń<br />
o zalanym robaczku twojego sumienia<br />
czy o miłości która wystrychnęła cię<br />
znowu na SMUTKA<br />
Musisz więc zrobić<br />
lekkostrawny przekładaniec<br />
błyskotliwy jak kolia z tombaku<br />
na obfitym biuście pani Zosi<br />
w którym ironia i seks<br />
(np. jurny piec napalił się na zimną izbę)<br />
będą przeplatane twoją niewątpliwą<br />
znajomością malarstwa różnych epok<br />
(np. Van Gogh nadstawił puste miejsce<br />
po uchu i usłyszał żółcień słoneczników)<br />
muzyki najlepiej klasycznej<br />
(np. słuchając Vivaldiego wiem na pewno<br />
i że rok składa się co najmniej z ośmiu pór)<br />
oraz koniecznie kultury antycznej<br />
(np. macicą Zeusa była głowa<br />
stąd Pallas Atena taka mądra choć baba)<br />
A jeśli to wszystko połączysz klamerkami<br />
plastikowych metaforyczne<br />
(np. ciemność ssie mleko światła<br />
z nabrzmiałych żarówek)<br />
to będziesz miał wreszcie szansę<br />
na szansę zostania laureatem!<br />
Już gratuluję!!!<br />
Zaznaczam, że to mój oryginalny<br />
wiersz, i proszę nie próbować go<br />
wysyłać jako swój na kolejne konkursy,<br />
bo plagiaty też się zdarzają!<br />
7. Czyż więc konkursy poezji to wylęgarnie<br />
geniuszy czy samo zło wcielone,<br />
trwonienie czasu i środków,<br />
które można by przeznaczyć na coś<br />
wartościowszego? Nic z tych rzeczy –<br />
wręcz przeciwnie. Szczególnie w<br />
tych czasach, gdy profesjonalne czasopisma<br />
ukazują się w szczątkowych<br />
ilościach, gdy nie ma obiektywnej<br />
krytyki, gdy z jednej skrajności wpadliśmy<br />
w drugą. Publikować można<br />
teraz wszystko, co się tylko chce, bo<br />
takie są możliwości techniczne –<br />
grafomańskie wypociny leją się ze<br />
wszystkich stron, a serwują je megalomańscy<br />
„poeci”, którzy powinni<br />
robić prawie wszystko oprócz<br />
pisania wierszydeł i zaśmiecania<br />
umysłów wrażliwym istotom chcącym<br />
jeszcze czytać poezję. Poezję<br />
autentyczną, czyli pisaną przez ludzi<br />
do tego powołanych, z talentem!<br />
Cóż – na naiwności, również tej wynikającej<br />
z przemożnej chęci zaistnienia,<br />
wzbogacają się też różnego<br />
rodzaju „wydawnictwa”, drukujące<br />
dla mamony „co popadnie, nawet<br />
ładnie”, jako ten grafomański rym-<br />
-cym-cym!
Jednak by młody, wrażliwy, poszukujący<br />
miejsca w życiu człowiek mógł<br />
się przekonać, czy jego próby pisarskie<br />
mają sens i są coś warte, konkursy<br />
poezji są jak najbardziej potrzebne,<br />
mobilizujące i inspirujące.<br />
Bo jeśli zostaje się zauważanym po<br />
wielokroć w tym „literackim przedszkolu”,<br />
jest to sygnał dla piszącego,<br />
że jednak warto dzielić się sobą, swoją<br />
oryginalnością, kreatywnością, by<br />
wzbogacać ten świat o nowe odcienie,<br />
których tak brakuje w zabieganej<br />
szarzyźnie współczesności. Tym bardziej<br />
że oceniają nadesłane utwory<br />
zwykle ludzie czujący poezję, często<br />
o różnych osobowościach, gustach literackich,<br />
ale dochodzący do dziwnej<br />
zgodności, wydając odpowiedzialnie<br />
i z najlepszymi intencjami werdykty.<br />
Ale, na Boga, do końca życia nie można<br />
biegać i fikać w krótkich majteczkach<br />
przedszkolaka!<br />
Zaś ci, którzy mimo wielokrotnych prób<br />
nie zaistnieli w żadnym konkursie, powinni<br />
się zastanowić nad swoimi wrodzonymi<br />
predyspozycjami, by dojść do<br />
słusznego wniosku, że może są powołani<br />
do czegoś innego niż „uszczęśliwiania”<br />
świata na siłę swoimi nic nie<br />
wartymi tekstami. Choć przecież pisać<br />
każdy może, to czy powinien?<br />
Sumując: konkursy tak! tak! tak! Ale<br />
dla młodych, poszukujących, potrzebujących<br />
potwierdzenia swojego<br />
powołania. Dla młodych, których nagrody<br />
konkursowe uskrzydlają, inspirują,<br />
wzbogacają, rozwijają – są potrzebne…<br />
Dla młodych! I nie idzie tu<br />
o wiek metrykalny, bo pisanie to taka<br />
dziedzina, gdzie młodym może być<br />
i stulatek, byle z talentem! A że w sędziwym<br />
wieku można pisać genialne<br />
wiersze, dał przykład choćby Jarosław<br />
Iwaszkiewicz, który u schyłku życia<br />
wzniósł się na szczyty lirycznych dokonań<br />
Mapą pogody!<br />
8. Ale po co się czepiam, jak rzep psiego<br />
ogona albo kleszcz skóry, tych konkursów<br />
i konkursików, a co gorsza, ich<br />
uczestników! Jeśli komuś potrzebne<br />
to konkursowanie jak rybie woda czy<br />
nimfomance seks, to niechaj sobie<br />
wysyła do końca świata wiersze po<br />
nagrody. Dla poprawy samopoczucia,<br />
podnoszenia własnej wartości, spełniania<br />
się w tak niegroźny sposób,<br />
choć jednak blokujący miejsca tym,<br />
dla których konkursy winny być skierowane.<br />
A może to namiastka życia literackiego,<br />
takie radosne disco polo na rymy<br />
albo, nowocześniej, brak rymów. Taki<br />
niegroźny bzik, konik na biegunach<br />
dla dorosłych dzieciaczków, które<br />
przez całe życie noszą śliniaczki tkane<br />
marzeniami i ssą mleczko natchnień<br />
z brzemiennych chmur, podglądane<br />
przez ciekawski księżyc, zza którego<br />
mrugają zalotnie gwiazdki pomyślności?<br />
Jedno wszak pewne: z prawdziwą<br />
literaturą nie ma to nic, ale to absolutnie<br />
nic wspólnego…<br />
Cokolwiek złego można by o konkursach<br />
poezji powiedzieć, to jest<br />
w nich jedna rzecz nie do przecenienia:<br />
spotkania z podobnymi nienormalnym<br />
odmieńcami. Na żywo, twarzą<br />
w twarz, uśmiech w uśmiech, słowo<br />
w słowo, zachwyt w zachwyt, a czasem<br />
nawet zazdrość w zazdrość! Nie<br />
ekran w ekran, na odległość i zaocznie,<br />
ale realna i namacalna wymiana spojrzeń,<br />
myśli, słów, gestów, a czasem nawet…<br />
tomików, w których na papierze<br />
(wy)czerpanym (co to wszystko wytrzyma)<br />
przycupnęły marzenia i urojenia<br />
– czy to o nieszczęśliwej miłości, czy<br />
o szczęśliwej nienawiści, a już na pewno<br />
o trwałym miejscu na Parnasie!<br />
A że czasem, a nawet często, są to spotkania<br />
towarzystw wzajemnej adoracji,<br />
geriatryczne zjazdy ludzi, którzy upływający<br />
bezlitośnie czas wypełnić chcą<br />
złudnym (bo nieprawdziwym) wyobrażeniem<br />
o własnej, urojonej wielkości?<br />
Zakończmy te dywagacje z przymrużeniem<br />
oka (?), poważnie, podpierając<br />
się niekwestionowanym autorytetem<br />
mądrości Księgi Koheleta ze Starego<br />
Testamentu, w której napisano:<br />
Wszystko ma swój czas (…)<br />
Jest czas rodzenia i czas umierania (…)<br />
czas płaczu i czas śmiechu (…)<br />
czas szukania i czas tracenia (…)<br />
czas milczenia i czas mówienia (…)<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
(Koh 3, 1. 2. 4. 6. 7)<br />
Więc zamilknę (na jakiś czas), by<br />
przemówić, uzupełniając ową Księgę<br />
na potrzeby tego tekściku już nienatchnionymi<br />
wersami:<br />
Jest czas wysyłania wierszy na konkursy<br />
i kategoryczny zakaz tego czynienia,<br />
bacz więc byś wiedział,<br />
gdy ten czas nastanie… [JW]<br />
101
Nasza Tereska z Pabianic<br />
K o ś c i , k t ó r e n o s i s z w k i e s z e n i Ł u k a s z B a r y s<br />
Generalnie babcia kibicowała Elly – tak nakazywał rozsądek.<br />
Biednej, niekochanej Elly, która męczyła się przez całe<br />
życie z kobieciarzem, skandalistą i alkoholikiem Erwinem,<br />
kpiącym z małżonki przy każdej okazji, zdradzającym ją na<br />
prawo i lewo z kurtyzanami, kuzynkami oraz kuzynami,<br />
co szczególnie przerażało babcię. Mówiła często, że<br />
współczuje Elly, a Erwin wywołuje u niej odruch wymiotny.<br />
Jednak wiedziałam dobrze, że prawda jest inna – a pan<br />
Fulde wywołuje u babci coś zupełnie innego niż ochotę na<br />
rzyganie w krzakach, bo to robiła babci szpitalna chemia.<br />
Tak naprawdę pociągały ją nonszalancja, lekkość gestów,<br />
szelmowski uśmiech – cechy, które biły z niemieckiego<br />
pomnika na kilometr. Babcia nocami marzyła o Erwinie<br />
Fuldem – gasiła w sobie te marzenia, zażarcie modląc<br />
się o niebiański odpoczynek dla Elly. Czułam sympatię<br />
do Familie Fulde, ale bałam się Erwina i uważałam go za<br />
wstrętnego typa. Naprawdę, kochasz tę paskudę? Jednak<br />
babcia widziała w panu Fuldem ucieleśnienie piękna, do<br />
którego tęskniła całe życie.<br />
Na portyku widniał wytarty przez czas i deszcze, złocony<br />
niegdyś napis: Ruhen in Gott. Choć nie wiedziałam, co<br />
znaczy ruhen, to domyślałam, że nie „ruchać”, a potem<br />
sprawdziłam w słowniku, że „leżeć”. Zrozumiałam,<br />
że Niemcy to nacja delikatna i elegancka, a skądinąd<br />
wiedziałam, że eleganckie prawie zawsze znaczy kłamliwe.<br />
„Kompletny wzrusz”, nieco ironiczne. A może inaczej,<br />
bez zadęcia, tak żeby nie bolało za bardzo. Jak można<br />
pisać o miasteczkach, wsiach, rozmazanych granicach<br />
i marginesach? Temat, wydawałoby się, już dość<br />
dobrze opracowany, sam go również podnosiłem przy<br />
okazji Domu dziennego, domu nocnego Olgi Tokarczuk.<br />
A jednak do tej przybliżonej już formuły wkrada się coś<br />
nowego, bowiem co pewien czas autorzy przekomarzają<br />
się z tym, jak ugryźć biedę, zwyczajność, ale również<br />
absurd w codziennym życiu. Przyznam, że Łukasz Barys<br />
w tym względzie nie popełnia przynajmniej błędów<br />
102<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
poprzedników, tzn. nie multiplikuje wątków, korzysta<br />
z wcześniej zaprezentowanych artefaktów w ściśle<br />
odtworzonej scenerii. Kolejny raz pojawia się motyw<br />
rodziny dysfunkcyjnej. Twórcy, niestety, nie do końca<br />
zgodnie z prawdą stwarzają rzeczywistość, w której<br />
szczęśliwe zakończenie nie tyle nawet jest możliwe, co<br />
wręcz konieczne dla wywołania poczucia bezpieczeństwa<br />
czytelnika. Jest to wtórny dydaktyzm, a co za tym idzie –<br />
pseudocoaching w czystej postaci. Do owych pojęć jeszcze<br />
wrócę przy innej okazji, są one szkodliwe, przyczyniają<br />
się bowiem do uznawania obiegowych prawd za znak<br />
jakości. Powiedzmy otwarcie: z rodziny dysfunkcyjnej nie<br />
da się wyjść suchą stopą i nie dotyczy to tylko zespołu<br />
zachowań będących metaforyczną kulą u nogi. Nie jest<br />
możliwe całkowite zerwanie toksycznych relacji, bo<br />
rodzina borykająca się z niedostatkiem w jakiejś mierze<br />
stwarza tych ludzi, którzy się z niej wywodzą. Potem<br />
przychodzi czas na nauczenie się nowych, nieniszczących<br />
wzorców, pod warunkiem jednak, że uświadomimy sobie<br />
nieprawidłowość zachowań i reakcji na bodźce.<br />
Narratorką Kości, które nosisz w kieszeni jest Ula –<br />
nastolatka, która po szkole zajmuje się swoim młodszym<br />
rodzeństwem. Matka w tym czasie pracuje na kasie<br />
w Biedronce. Jest jeszcze babcia, która niedomaga,<br />
można powiedzieć, że podupada na zdrowiu, aż w końcu<br />
umiera. W zamyśle autora, książka miała być skierowana<br />
do młodzieży, rezultat jednak przerósł oczekiwania.<br />
Historia ta ma bardzo skrupulatnie wpleciony wątek<br />
społeczny. Barys uświadamia, że transformacja jest cały<br />
czas w toku, ponieważ są przecież ludzie pozostawieni na<br />
marginesie, starający się wiązać koniec z końcem, ale też<br />
wyczerpani psychicznie na skraju załamania nerwowego.<br />
Matka Uli zmienia partnerów jak rękawiczki, nie ma tutaj<br />
właściwego męskiego wzorca. Kobiety starają się być<br />
silne, samostanowiące, jednak również pełne wątpliwości<br />
i kruche. Taka aura stwarza potencjalnym towarzyszom<br />
życia pole do dezercji. Jeśli wspólne egzystowanie staje się<br />
areną konfrontacji, to któraś ze stron w końcu zrezygnuje.<br />
Można dać sobie pomóc, ale najpierw trzeba się otworzyć,
wiedzieli, że to był ten Baranowski Fabian, od tych<br />
zamożnych jaśnie państwa Baranowskich. Zabiegi słowne<br />
pomagają w zrozumieniu tej małomiasteczkowej, dusznej<br />
zaściankowości. I Barys znalazł pomysł na to, jak ukazać<br />
gadulstwo i ciekawstwo mieszkańców, którzy nawzajem<br />
się oczerniają czy ekscytują prasowymi skandalami.<br />
w miejsce ostrza krytyki postawić na współpracę. Babcia<br />
krytykuje matkę, a matka swoje frustracje wylewa na Ulę.<br />
W prozie Barysa szczególny rys ma małomiasteczkowość,<br />
życie pozorne, życie na rupieciach, łączenie nowego ze<br />
starym. Wkrada się tu duch poniemiecki nie za bardzo<br />
pasujący do współczesnej obyczajowości. Moglibyśmy<br />
rzec dobitnie, że Łukasz Barys opowiada o biedzie, chociaż<br />
sam ująłbym to delikatniej jako niedostatek, skromne życie<br />
bez pejoratywnego zabarwienia. Stanowi to niebywały<br />
ekwiwalent tej, niezbyt zresztą, opasłej opowieści. Jeśli<br />
autorzy dotykający obszaru nizin społecznych szafują<br />
nazywaniem, ruganiem, rzucaniem wyzwisk, łącznie<br />
z przerobionym już na wskroś dydaktyzmem, jak kto ma<br />
nie żyć, to Barys w tym miejscu sięga po humor, absurd,<br />
dziecinną zabawę i jakże też konieczną uważność. Samo<br />
patrzenie, przyglądanie się bez siłowania się na używanie<br />
górnolotnych słów czy epitafium ku czci ludzkości odgrywa<br />
zasadniczą rolę. Pisanie bez konieczności uświadamiania.<br />
Laureat Paszportu Polityki przyznał zresztą w rozmowie<br />
z Justyną Sobolewską dla „Polityki”, iż nie chciał stworzyć<br />
manifestu. W Kościach… nie ma przegadania, wartością<br />
jest za to ukazywanie całego spektrum życia na uboczu,<br />
które być może nie jest takie najgorsze. „Życie na kościach”,<br />
jak to ujmuje twórca. Sensacją może być samobójstwo,<br />
które popełnił niejaki Baranowski Fabian. Ula zakochała<br />
się w nim, był dla niej symbolem statusu, wszak jeździł<br />
z rodzicami w Alpy. Słowem – niczego mu nie brakowało.<br />
Poniekąd celowe jest tu przekazanie najpierw informacji<br />
o nazwisku, a potem imieniu. Nie wiem, jak jest teraz,<br />
ale dawniej ludzie pytali: „A od kogo ty jesteś?”. Coś,<br />
co pozwala na rozpoznanie. Baranowski Fabian istnieje<br />
w jakimś katalogu, gdzie odszukamy go po nazwisku.<br />
Informacja w prasie będzie czytelna, tylko jeśli będziemy<br />
Ten duszny światek został w pabianickiej historii<br />
poszerzony o cmentarz. W powieści czytamy, że cmentarze<br />
to kina dla biedaków. Są pewną alternatywą spędzenia<br />
wolnego czasu dla osób mniej zamożnych, ale również<br />
starszych, nieodnajdujących się w innych rozrywkach.<br />
Niekiedy można tam znaleźć „korzonki”, tzw. antenatów,<br />
dawnych mieszkańców, od których biorą się losy danej<br />
rodziny. Na cmentarzach jest las aniołków, członkowie<br />
rodziny pomniejszeni do rozmiaru ogrodowych krasnali.<br />
Ludowość i baśniowość mieszają się z powszedniością.<br />
Ma tam miejsce inne życie, któremu trzeba się tylko<br />
uważnie przyjrzeć. Sama narratorka spędza tam sporo<br />
czasu, zaprzyjaźniając się ze zmarłymi. Jedną z nich jest<br />
Marianna Kindler. Dziewczynka nawet wyśniła sobie<br />
Mariannę. Obcowanie ze zmarłymi jednak nie przynosi jej<br />
pełnego zadowolenia. Z dzisiejszej perspektywy pomyśleć<br />
by można, że Ula wybrała sobie dość specyficzne<br />
zainteresowanie. Spacerowanie cmentarnymi alejkami,<br />
stwarzanie świata być może bezpieczniejszego niż ten<br />
realny, przyglądanie się temu, co niematerialne, ale<br />
jednocześnie owijanie tego w pewnego rodzaju możliwą<br />
do opisania całość. Barys udowadnia, że granica między<br />
życiem a śmiercią jest płynna. Babcia Uli mówi o tym, jak<br />
chce być pochowana. Ze względu na małe środki zamiast<br />
pomnika dostaje plastikową wanienkę. Na cmentarzu<br />
również widać różnice w statusie społecznym, podział na<br />
bogatszych i biedniejszych. Marianna Kindler jest przecież<br />
w pewnym sensie postacią, do której Ula aspiruje. Jest to<br />
też Niemka, konfrontacja dwóch światów przynosi więc<br />
w rezultacie to, co dzisiaj możemy nazywać poniemieckim.<br />
Nierówności społeczne i związana z nimi bezsilność oraz<br />
życie w matni, to mniej lub bardziej starał się nakreślić<br />
w Kościach… Łukasz Barys.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
103
Kości, które nosisz w kieszeni<br />
Jestem świadom, jak trudno pisać o kwestiach społecznych<br />
i jednocześnie nie popaść w dydaktyzm, populizm, patos,<br />
tanią publicystykę, a ostatecznie banał i tendencyjność. Ula<br />
nie jest przerysowana, za to, mam wrażenie, momentami<br />
nazbyt wnikliwa w swoich sądach. Rozumiem, że jest<br />
pewnie bardzo wrażliwa, ale gdy osoba mówiąca w tekście<br />
to dziecko lub nastolatka, trzeba uważać, gdyż nietrudno<br />
o fałszywą nutę. Z tego też względu pisanie utworów dla<br />
dzieci lub młodzieży versus o dzieciach lub młodzieży<br />
jest ewidentnie trudniejsze od pisania, powiedzmy,<br />
kryminału, gdzie mamy gotową foremkę na ciasto (tekst)<br />
i wedle wzoru rozwijamy fabułę. Daleko w Kościach…<br />
do lansiarstwa i gadżeciarstwa, Barys nie stara się na<br />
siłę uatrakcyjniać utworu. Zdania są, jak czasami ujmują<br />
czytelnicy, ciągnące się, mozolne, bo też ciągnąca się<br />
i szara jest rzeczywistość, w której żyje Ula wraz ze swoją<br />
rodziną. Koncepcję na to, jak mają wyglądać Kości,<br />
wziął Barys zapewne z filmu Cześć, Tereska w reżyserii<br />
Roberta Glińskiego z 2000 roku. Filmowa Tereska (właśc.<br />
Aleksandra Gietner) pochodzi z Pabianic. Namacalna,<br />
rzeczywista nastolatka z poprawczaka, której losem,<br />
zresztą, przejęli się widzowie w Polsce i za granicą. Ola w<br />
filmie zagrała zwyczajnie samą siebie. Według Katarzyny<br />
Taras Cześć, Tereska jest jednym z najczarniejszych<br />
obrazów polskiej rzeczywistości po roku 1989. Najbardziej<br />
dobijająca bezsilność matki, która chce lepszego życia<br />
dla córki od tego, które zafundowała sobie przy mężu<br />
alkoholiku. Ola pojawia się również w Kościach… Barysa,<br />
to nasza Tereska z Pabianic. Reprezentuje więc niejako te<br />
szarobure Pabianice, albo raczej jest ich identyfikacją.<br />
„Dzieci w szambach, szamba w dzieciach”, Łukasz Barys<br />
skonstruował pabianicki poniemiecki światek od środka,<br />
i wcale nie ma tam pogardy, a raczej próba zrozumienia,<br />
bieda, która niekoniecznie niesie za sobą poczucie winy<br />
i piętno porażki. Ula przecież czyta książki, można by<br />
powiedzieć, że to niekoniecznie dzisiaj modny sposób<br />
na spędzanie czasu, ale jakże wartościowy i wyjątkowy.<br />
Tytułowe kości, które nosimy w kieszeni, są niczym innym,<br />
jak właśnie traumami, programami, skryptami, które<br />
odziedziczyliśmy po przodkach. Traumy transgeneracyjne<br />
(pokoleniowe) stanowią jeden z istotnych wątków<br />
w prozie najnowszej, jednak ujmowane zbyt<br />
schematycznie jedynie powielają znany już wzór. Barys<br />
nie pisze o życiu „na kościach” po to, aby piętnować,<br />
tworzyć sfery wykluczenia, piętrzyć wszelkiego rodzaju<br />
patologie, a raczej przygląda się, naświetlając szersze<br />
zjawisko zagubienia się w pokiereszowanym świecie. Mam<br />
jednak obawy, czy taki sposób opowiadania, ciągnący się<br />
i przewlekły, przyjmie się w dłuższej historii, bo przypomnę,<br />
że Kości… to książka licząca niespełna 150 stron. Tak czy<br />
siak, czy tego chcemy czy nie, nie uwolnimy się od<br />
piętna kości, pamięci przodków tętniącej w naszym<br />
krwioobiegu.<br />
Słowa uznania, przy okazji, należą się również<br />
wydawnictwu Cyranka za intrygujący format i szatę<br />
graficzną książki.<br />
Łukasz Barys, Kości, które nosisz w kieszeni,<br />
Wydawnictwo Cyranka, Warszawa 2021.<br />
ŁUKASZ BARYS – absolwent filologii polskiej i student<br />
prawa na Uniwersytecie Łódzkim. Opublikował<br />
tomik poezji Wysokie słońce (Instytut Literatury<br />
/ SPP Oddział w Łodzi), za którą otrzymał nagrodę<br />
w konkursie Złoty Środek Poezji. Opowiadania zamieszczał<br />
m.in. w magazynie „Wizje”. Laureat wielu<br />
konkursów literackich, m.in. Grand Prix konkursu im.<br />
Rainera Marii Rilkego, konkursu im. Krzysztofa Kamila<br />
Baczyńskiego, konkursu im. Rafała Wojaczka, Międzynarodowego<br />
Konkursu im. Siegfrieda Lenza, konkursu<br />
Krajobrazy Słowa oraz konkursu im. Leopolda<br />
Tyrmanda – Inspirowani Tyrmandem.<br />
Jego powieść Kości, które nosisz w kieszeni okazała<br />
się bestsellerem Empiku. Otrzymał za tę książkę<br />
Paszport Polityki w kategorii Literatura za rok 2021.<br />
[RK]<br />
104<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Foto:Renata Cygan<br />
Tu jest<br />
miejsce<br />
na twoją<br />
REKLAMĘ<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
105
-<br />
FUNDACJA <strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Oprócz dzielenia się aktualnościami z czytelnikami w dziedzinie sztuki oraz literatury pragniemy wspierać<br />
młode talenty. W tym celu stworzyliśmy Fundację Wspierania Kultury „Post Scriptum”. Darowizny dla<br />
fundacji będą służyły szeroko pojętej promocji młodych artystów, zarówno na łamach kwartalnika, jak<br />
i w formie pomocy w organizacji wystaw, warsztatów czy wydawaniu książek.<br />
Jeśli chcesz przekazać datek na działalność naszej fundacji, możesz zrobić to za pośrednictwem strony<br />
internetowej www.postscriptumfundacja.com lub wpłacając darowiznę bezpośrednio na konto fundacji:<br />
75114020040000310281956333 Dane kontaktowe: FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
05-092, Łomianki ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5, KRS 0000908539 NIP 1182225810 e-mail: biuro@<br />
postscriptumfundacja.com<br />
106<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>