24.06.2023 Views

POST_SCRIPTUM_2_23_22

POST SCRIPTUM – Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury!

POST SCRIPTUM – Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury!

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

<strong>POST</strong><br />

NIEZALEŻNY KWARTALNIK<br />

LITERACKO-ARTYSTYCZNY<br />

<strong>SCRIPTUM</strong><br />

P R O Z A P O E Z J A P U B L I C Y S T Y K A S Z T U K I W I Z U A L N E<br />

ISSN 2633-1292<br />

Aktorstwo w Ameryce – najtrudniejszy zawód artystyczny<br />

MAREK PROBOSZ<br />

Gość specjalny<br />

TOLA KORIAN<br />

LONDYŃSKI HAJDUCZEK<br />

Prof. Izolda Kiec<br />

RAZ-DWA-TRZY<br />

JOANNA SARAPATA<br />

Sukces motywuje<br />

MARCIN GRABIA<br />

MALINA WIECZOREK<br />

MALARKA AKTYWISTKA<br />

G R U P P A S I E D E M<br />

JAN NORBERT DUBROWIN<br />

Do tworzenia trzeba mieć silne ręce<br />

Andrzej Strumiłło<br />

2 / 20<strong>23</strong> (<strong>22</strong>)<br />

CZŁOWIEK Z POMPEJÓW<br />

VERMEER<br />

www.postscriptum.uk<br />

www.postscriptumfundacja.com<br />

fb: post scriptum<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

1


WERSJA ELEKTRONICZNA DO POBRANIA ZA DARMO:<br />

https://www.yumpu.com/user/postscriptum.mag<br />

DRUK NA ŻYCZENIE: 24,95 zł<br />

ZAMÓWIENIA BEZPOŚREDNIO W DRUKARNI:<br />

https://www.wyczerpane.pl/wydawnictwo-post-scriptum,dBA-0io.html<br />

Prawa do indywidualnych utworów pozostają przy twórcach.<br />

Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych<br />

i zastrzega sobie prawo do redagowania tekstów.<br />

FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />

05-092 Łomianki<br />

ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5,<br />

KRS 0000908539<br />

NIP 118<strong>22</strong>25810,<br />

e-mail: biuro@postscriptumfundacja.com<br />

www.postscriptum.uk postscriptum.mag@gmail.com fb: post scriptum redakcja@postscriptum.uk<br />

SPIS TREŚCI:<br />

PROZA<br />

32 Człowiek z Pompejów – esej Renaty Szpunar<br />

44 MICHAŁ PAWEŁ URBANIAK – opowiadanie (ostatni odcinek)<br />

58 Wywiad z IWONNĄ BUCZKOWSKĄ – Wanda Dusia Stańczak<br />

62 Prof. Izolda Kiec o TOLI KORIAN – esej<br />

68 BOŻENA BOBA-DYGA – opowiadania<br />

82 Dziwki, zdziry, szmaty – recenzja – Robert Knapik<br />

92 Łubudu, pierdut! – felieton Bo Jaroszka<br />

94 Trzy po trzy – felieton Juliusza Wątroby<br />

106 Pasja Jezusa z Nazaretu – recenzja – Jerzy Stasiewicz<br />

UWAGA! UWAGA!<br />

poezja<br />

sztuki wizualne<br />

17 MAREK PORĄBKA – wiersze<br />

36 ALINA ANNA KUBERSKA – wiersze<br />

42 METIN CENGIZ – wiersze<br />

49 PAULINA SACHARCZUK – wiersze<br />

60 JÓZEF BARAN – wiersz<br />

67 ADAM GWARA, RENATA CYGAN – wiersze<br />

70 KĄCIK SATYRYCZNY<br />

81 MICHAŁ KACZMAREK – wiersz<br />

99 WANDA DUSIA STAŃCZAK – wiersz<br />

104 Wiersze polecane – ŁUCJA DUDZIŃSKA<br />

4 Wywiad z malarką JOANNĄ SARAPATĄ – Renata Cygan<br />

18 Wywiad z plakacistą MARCINEM GRABIĄ – Agnieszka Jarzębowska<br />

26 Orapizm – KRZYSZTOF KONOPKA<br />

38 Gruppa Siedem – JAN NORBERT DUBROWIN – Izabela Winiewicz-Cybulska<br />

50 Malarstwo MALINY WIECZOREK – Alicja Meryńska<br />

86 VERMEER – relacja z wystawy w Rijksmuseum – Beata Anna Symołon<br />

100 Wojciech Kass – wspomnienie o ANDRZEJU STRUMILLE<br />

inne<br />

72 Wywiad z aktorem i reżyserem MARKIEM PROBOSZEM – Renata Cygan<br />

110 Relacja z targów książki w Warszawie – Iza Smolarek i Alex Sławiński<br />

111 W duchu Strzeleckiego – konkurs artystyczny – Wanda Dusia Stańczak<br />

ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />

Renata Cygan (redaktor naczelna), Zastepczynie redaktor naczelnej: Joanna Nordyńska i Katarzyna Brus-Sawczuk<br />

Redaktorzy: Juliusz Wątroba, Anna Maruszeczko, Izolda Kiec, Wanda Dusia-Stańczak, Renata Szpunar,<br />

Robert Knapik, Iza Smolarek, Alex Sławiński, Agnieszka Herman, Bo Jaroszek. Rysunek satyryczny: Jarosław Janowski<br />

Gościnnie: Alicja Meryńska, Izabela Winiewicz-Cybulska, Wojciech Kass, Agnieszka Jarzębowska, Jerzy Stasiewicz<br />

Korekta: Aleksandra Krasińska, Joanna Olszewska, Dominika Paluch i Małgorzata Nowak<br />

Tłumaczenia z języka angielskiego: Renata Cygan i Agnieszka Herman<br />

2<br />

Skład, łamanie i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Na okładce:<br />

obraz Joanny Sarapaty<br />

Portrait on the chair<br />

WSTĘPNIAK<br />

Jestem kobietą<br />

Wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie<br />

Wolna jak rzeka<br />

Nigdy, nigdy nie poddam się!<br />

Jakże prawdziwe, mądre i ponadczasowe są słowa Jacka Cygana – jednego z najlepszych tekściarzy<br />

polskich. Ważne i budujące szczególnie teraz, gdy kobiety walczą o swoje prawa, gdy<br />

stały się jedyną poważną szansą na uratowanie świata u progu katastrofy humanitarnej.<br />

W kobiecie jest siła i mądrość – to słowa słynnej malarki polskiej Joanny Sarapaty, której domeną<br />

artystycznej twórczości jest akt żeński. Kobiety na obrazach artystki są nie tylko delikatne, eteryczne,<br />

kruche, lecz także mocne, pewne siebie i ekspresyjne. To matki, żony i kochanki pełne<br />

prastarych instynktów. To wojowniczki, którym Matka Natura przydziela najważniejsze role. Pozornie<br />

statyczne i zastygłe w prostych pozach, zdradzają jednak swoje cechy charakteru poprzez<br />

ułożenie ciała, głowy czy gest, bowiem charakter człowieka tkwi w jego ruchu, a Joanna Sarapata<br />

w mistrzowski sposób potrafi te cechy wychwycić i przelać na płótno, używając oszczędnych<br />

środków przekazu artystycznego.<br />

Kolejną malarką, której sztuka krąży wokół aktu kobiecego, jest Malina Wieczorek. Jej zdaniem<br />

kobiety stają się w pełni sobą wtedy, gdy nikt na nie nie patrzy, gdy należą do samych siebie.<br />

Poprzez swoje wyjątkowe, abstrakcyjne prace, w których niejako z ukrycia podgląda swoje modelki<br />

(wojeryzm), artystka podejmuje trudne tematy, świadomie komunikuje kobiece wartości<br />

i stawia pytania o istotę kobiecości.<br />

Kobiety na obrazach Krzysztofa Konopki są pełne dzikiej ekspresji – nakreślone zdecydowanymi<br />

pociągnięciami pędzla, rozedrgane kolorem i drapaną fakturą, przedstawione przez artystę<br />

w dzikich, energetycznych pląsach. To istoty wyzwolone, pełne nieposkromionych namiętności.<br />

Brak tu ciasnych reguł – największą pożywką dla wyobraźni jest bowiem brak ograniczeń.<br />

Co łączy te trzy tak różne rodzaje malarstwa aktów żeńskich? Otóż mamy tu wspólny mianownik<br />

w postaci siły, energii i mądrości kobiety, a także wielkiej tajemnicy Natury, z którą byt każdej<br />

kobiety jest nierozerwalnie związany od chwili narodzin do śmierci. „Słaba płeć” to niewątpliwie<br />

określenie minionej epoki. A jeśli mowa o minionej epoce, to zachęcam Państwa do przeczytania<br />

relacji Beaty Anny Symołon z wystawy Vermeera w Rijksmuseum. A skoro Vermeer – to<br />

też głównie kobiety (dystyngowane, skąpane w świetle), m.in.: Dziewczyna z perłą, Mleczarka,<br />

Kobieta przy wirginale, Kobieta w błękitnej sukni, Koronczarka.<br />

Dziwki. Zdziry. Szmaty. Opowieści o slut-shamingu – tu mamy do czynienia z zupełnie innym<br />

spojrzeniem na trudne tematy związane z kobiecością, ich seksualnością i miejscem we współczesnym<br />

świecie. Więcej na ten temat w recenzji Roberta Knapika na stronie 82.<br />

Gościem specjalnym tego numeru jest aktor, reżyser, producent filmowy, wykładowca i ambasador<br />

kultury Polski Marek Probosz. Zapraszam do wywiadu (na stronie 74), w którym artysta opowiada<br />

m.in. o emigracji, przekraczaniu granic w sztuce aktorskiej, o trudnej drodze artystycznej<br />

w Hollywood i o tym, jak się gra geniuszy (Polańskiego, Norwida, Pileckiego).<br />

Poza tym polecam: artykuł prof. Izoldy Kiec o Toli Korian, wywiad Agnieszki Jarzębowskiej z plakacistą<br />

Marcinem Grabią, felietony (Juliusza Wątroby i Bo Jaroszka), artykuł o Gruppie Siedem<br />

(tym razem o malarstwie Jana Norberta Dubrowina), wiersze polecane (Łucji Dudzińskiej).<br />

Bardzo serdecznie zapraszam do lektury.<br />

www.postscriptum.uk, fb: post scriptum, e-mail: redakcja@postscriptum.uk<br />

Wydawca: Post Scriptum LTD, Watford, UK<br />

NUMER KONTA: IBAN: GB82 LOYD 3096 2657 4181 60<br />

UK: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

3


4<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Joanna Sarapata<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

5


Joanna<br />

SARAPATA<br />

6<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


RAZ<br />

DWA<br />

TRZY<br />

Porozmawiajmy o początkach: jak to się stało, że studiowała<br />

Pani sztuki piękne w Paryżu?<br />

W 1982 roku nie dostałam się do Łodzi na tamtejsze ASP<br />

z powodu braku punktów. Dawniej istniało coś takiego jak<br />

punkty za pochodzenie. W pierwszej kolejności dostawali je<br />

wtedy studenci pochodzenia robotniczego lub chłopskiego<br />

– takie komunistyczne czasy i zasady… Dziwne, ale tak było.<br />

Zabrakło mi trzech punktów. Tata chciał mi jakoś pomóc,<br />

ale mama wpadła na pomysł, żebym spróbowała swoich<br />

sił w Paryżu. Gdzieś kiedyś usłyszała wywiad ze studentem,<br />

który studiował we Francji, a wyjechał tam przed stanem<br />

wojennym. A że dla mojej mamy nie było rzeczy niemożliwych,<br />

to udałyśmy się do ambasady francuskiej i wszystko<br />

stało się jasne – poradzono mi wysłać obrazy do paryskiej<br />

Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych, a jak przyjmą<br />

teczkę – starać się o paszport, wizę i lecieć na egzaminy.<br />

W 1984 roku dostałam się do École nationale supérieure<br />

des beaux-arts w Paryżu.<br />

Ile lat mieszkała Pani w Paryżu?<br />

W sumie piętnaście lat we Francji (w Paryżu i w Saint-<br />

-Tropez) i dziesięć lat w Barcelonie.<br />

A co Panią wywiało do Barcelony?<br />

Dwa lata, które spędziłam w Warszawie po kilkuletnim<br />

pobycie we Francji, były nie do wytrzymania. Różnica pomiędzy<br />

tymi dwoma światami była tak kolosalna, że bardzo<br />

trudno było mi się przestawić i przyzwyczaić. Miałam wrażenie,<br />

że żyję na prowincji. Źle się wtedy czułam w Polsce.<br />

Zapewne tamto, jak i obecne życie oraz artystyczne doświadczenia<br />

zbierane w różnych światach nie pozostały<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

7


W kobiecie<br />

jest siła i mądrość<br />

8<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


ez wpływu na Pani twórczość. Kto<br />

Panią ukształtował jako artystkę?<br />

Egon Schiele to pierwszy artysta,<br />

który poruszył coś we mnie nieodwracalnie.<br />

Jego kreska, wrażliwość<br />

i delikatność, a jednocześnie jakaś<br />

siła, wprowadziła mnie w zachwyt.<br />

Później był Piero della Francesca<br />

i Modigliani ze swoim wdziękiem i duszą.<br />

Przy Vermeerze poczułam światło,<br />

ale też błękity i szarości. To byli<br />

artyści, którzy kształtowali mnie od<br />

środka, którzy wywarli wpływ na moją<br />

duszę i rozwijali moją wrażliwość.<br />

NAMALOWAĆ RUCH JEDNĄ KRESKĄ<br />

Pani malarstwo charakteryzuje prostota<br />

ekspresji. Używa Pani dość<br />

oszczędnych środków – kilka kresek,<br />

trochę koloru i plama złota –<br />

tylko tyle, by dokopać się do duszy<br />

modelki, ukazać jej charakter i temperament.<br />

To niewątpliwie wyższa<br />

szkoła jazdy. Talent talentem, ale<br />

oczywiście mamy tu do czynienia<br />

z solidnym warsztatem. Proszę opowiedzieć,<br />

jak Pani dochodziła do takiej<br />

wirtuozerii.<br />

Maluję od czterdziestu lat i rysunek<br />

jest u mnie podstawą. Zawsze chciałam<br />

najpierw rysować. Studiowałam<br />

rysunek i szkic. Ale to pan Marek Muszyński,<br />

nasz profesor (w Domu Kultury<br />

na Łazienkowskiej, gdzie przygotowywano<br />

młodych artystów do ASP),<br />

widząc, że fascynuje mnie rysunek<br />

i kreska, zasugerował, że powinnam<br />

malować tancerzy. W naszej szkole,<br />

piętro niżej była szkoła tańca. Chodziłam<br />

tam malować ludzi w tańcu,<br />

używając tylko kilku kresek. Po roku<br />

intensywnej pracy moja kreska była,<br />

jak określił profesor, bardzo dobra.<br />

Kolor dołączył już w Paryżu. Będąc<br />

tam, chodziłam dwa razy w tygodniu<br />

do Luwru – tam mieliśmy zajęcia z kopiowania<br />

obrazów. Później pojawił się<br />

zachwyt impresjonistami w Musée<br />

d’Orsay i błękitami van Gogha.<br />

RAZ, DWA, TRZY…<br />

Jak długo pracuje Pani nad jednym<br />

obrazem?<br />

Może być, że od dwóch do kilku dni.<br />

Wszystko zależy od weny. Jak jest, to<br />

maluję cały dzień. I następny. Jak odchodzi<br />

– to kilka dni.<br />

Spotykamy się ze skrajnymi opiniami<br />

dotyczącymi weny. Jedni uważają,<br />

że to wymówka dla leniwych,<br />

że artysta do tworzenia potrzebuje<br />

tylko dyscypliny, a inni (w tym Pani)<br />

uważają, że bez weny, impulsu, bez<br />

tej szczególnej energii, która otwiera<br />

twórcy „różne jaźnie”, nie da się robić<br />

dobrej sztuki. Co u Pani otwiera<br />

te jaźnie?<br />

To, co mówią ludzie, nie powinno nas<br />

w ogóle interesować. Sami wiemy,<br />

czy jesteśmy leniwi, czy nie. Picasso,<br />

kiedy wybuchła wojna, przez siedem<br />

miesięcy siedział w swoim domu<br />

w Paryżu sparaliżowany tym, co się<br />

dzieje. Nie można tego nazwać lenistwem,<br />

choć są pewnie tacy, którzy<br />

tak zdefiniowaliby ten stan nicnierobienia.<br />

Artysta często przeżywa rzeczy<br />

silniej od innych ludzi. Wynika to<br />

z jego wyobraźni, delikatności, wrażliwości.<br />

Wena, czyli to coś, co nas porusza,<br />

dotyka duszy, napędza – to jest<br />

to, czego potrzebujemy, aby przekroczyć<br />

granice bycia tu i teraz, i wejść<br />

w podświadomość lub nadświadomość<br />

i dotrzeć tam, gdzie bez weny<br />

się nie da, dokąd inni nie mają dostępu<br />

(lub go mają, tylko o tym nie<br />

wiedzą). Dla mnie motywacją twórczą<br />

jest muzyka. Wenę stanowi też<br />

film, który porusza moje wnętrze czy<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

9


serce, no i światło, które jest ogromnie<br />

ważne.<br />

A jak jest z weną, gdy maluje Pani<br />

portret na zamówienie? Bo przecież<br />

modelka przychodzi na sesję konkretnego<br />

dnia, o konkretnej godzinie<br />

i nie ma zmiłuj – trzeba chwytać za<br />

pędzel…<br />

Jest zmiłuj, bo jeżeli nie czuję energii<br />

klienta czy modelki, to nie zapraszam<br />

ich do swojego atelier. Wierzę w moc<br />

energii, bo wszystko jest energią,<br />

a niestety nazbyt często dopuszczamy<br />

do siebie tę gorszą, złą. Jestem termometrem,<br />

jeżeli chodzi o energię,<br />

która wychodzi z ludzi lub miejsc. Lubię<br />

światło w pełnym tego słowa znaczeniu.<br />

Nikt (a tym bardziej ja sama)<br />

mnie do niczego nie przymusza. Mój<br />

sukces to mój czas i moja wolność.<br />

Nadal słucha Pani Mozarta podczas<br />

tworzenia?<br />

Tak, Mozart to codzienność, która<br />

wznosi. Podobno jego utwory to najwyższa<br />

wibracja. Na mojej playliście<br />

są też: Chet Baker, Debussy, Chopin<br />

czy John Barry, który mnie uskrzydla.<br />

Kiedy zaczęła Pani wierzyć w swój<br />

talent?<br />

Nie uwierzy Pani, ale nigdy nie myślę,<br />

że mam talent. Maluję, bo kocham to<br />

robić. Spełniam się zupełnie jako człowiek<br />

tylko wtedy, kiedy jestem sam<br />

na sam z moją sztalugą. To krytycy<br />

twierdzą, że ktoś ma talent lub go nie<br />

ma. Antonio Salieri mówił, że w utworach<br />

Mozarta jest „za dużo nut”. Krytycy<br />

impresjonistów uważali, że dają<br />

oni za dużo światła; a ostatnio Piotr<br />

Sarzyński – polski krytyk sztuki – napisał,<br />

że malowane przez polskich artystów<br />

akty są „za ładne i za zgrabne”.<br />

Salieri wolał mniej nut, Sarzyński woli<br />

brzydotę, i kto im zabroni? Nikt! Artysta<br />

maluje to, co lubi, widzi, czuje.<br />

Wygrywają tylko ci, którzy są wierni<br />

sobie, którzy nie tworzą pod publiczkę.<br />

To jedyna droga.<br />

Kilka lat temu powiedziała Pani, że<br />

społeczeństwo polskie nie jest nauczone<br />

rozumienia sztuki. Czy Pani<br />

zdaniem coś się w tej kwestii zmienia<br />

na lepsze?<br />

Nie widzę zmian na lepsze. W Polsce<br />

znawcami sztuki nie są autorytety.<br />

Nie one piszą o sztuce i nie one kształtują<br />

gusta odbiorców. Galerie lub<br />

10<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

domy aukcyjne często prowadzone są<br />

przez przypadkowych ludzi, którzy nie<br />

mają nic wspólnego ze sztuką, a tylko<br />

z handlem. Aby rozumieć sztukę, trzeba<br />

ją poczuć, nauczyć się jej historii,<br />

trzeba czuć trendy i być na bieżąco<br />

zarówno z potrzebami odbiorców, jak<br />

i artystów. Trzeba bywać na wszystkich<br />

najlepszych wystawach na świecie<br />

i śledzić trendy. Ale trzeba przede<br />

wszystkim mieć to w żyłach i kochać<br />

sztukę i artystów. Jeżeli jesteś zgorzkniałym<br />

człowiekiem po nieudanych<br />

studiach artystycznych i zabierasz się<br />

za krytykę, to nie jesteś autorytetem,<br />

tylko nieudacznikiem.<br />

Zuzanna Łapicka na wernisażu w Pani<br />

galerii powiedziała: „Joanna, jesteś<br />

niezatapialna”, a Andrzej Pągowski<br />

dodał: „Ona jest jak feniks, odradza<br />

się z popiołów”. Sporo strat Pani<br />

w swoim życiu przerobiła, pierwszą<br />

ciążę, dwa małżeństwa, dom, mieszkanie,<br />

obrazy, pieniądze, rodziców.<br />

Co daje Pani siłę w radzeniu sobie<br />

z ekstremalnymi trudnościami?<br />

Mniejsze lub większe straty w życiu<br />

ponoszą wszyscy. Gdy wyciągamy<br />

wnioski z sytuacji, które nam się<br />

przydarzyły w życiu, gdy poddajemy<br />

je analizie i zmieniamy się pod ich<br />

wpływem, nabieramy pokory, to właśnie<br />

to dodaje nam siły. Słowa: „co cię<br />

nie zniszczy, to cię wzmocni” są nieprawdziwe.<br />

Nie zniszczy nas nic, jeżeli<br />

jesteśmy w stanie nabrać dystansu<br />

i jak powiedziałam, wyciągać wnioski,<br />

po czym iść dalej przez życie. Życie<br />

może upodlić człowieka, złamać go<br />

i ugiąć. Czasem nie jest łatwo, ale czy<br />

ktoś nam obiecał, że będzie łatwo?<br />

Jest jedna zasada, której się trzymam:<br />

być dobrym człowiekiem dla siebie<br />

i dla ludzi, dbać o siebie i o tych, którzy<br />

tego potrzebują. Pomagać sobie<br />

i pomagać potrzebującym. Charakter<br />

mi się wzmocnił, choć się do końca<br />

nie zmieniłam. Otaczam się tylko takimi<br />

ludźmi, do których mam zaufanie.<br />

Dla mnie najważniejsze jest pierwsze<br />

wrażenie. Nazywa się ono: intuicja.<br />

Kiedyś ignorowałam to pierwsze odczucie<br />

– teraz jest to ważny wskaźnik<br />

w kontaktach z ludźmi.<br />

Wróćmy do sztuki. Pani portrety<br />

są bardzo sensualne, ocierają się<br />

o erotyzm, ale taki eteryczny, niedopowiedziany,<br />

podany bardzo smacznie.<br />

Domyślam się, że nie wszyst-


kie modelki czują się komfortowo<br />

w roli kobiety wyzwolonej, a przecież<br />

Pani zadaniem jest wydobyć<br />

z nich prawdę, spowodować, by stały<br />

się w pełni sobą, aby tę energię zmaterializować<br />

na płótnie lub kartonie.<br />

Jak im Pani pomaga w pokonywaniu<br />

wstydu, jak je Pani otwiera?<br />

Najpierw jest herbata, rozmowa<br />

o życiu, dzieciach, mężach. W pół godziny<br />

kobieta zupełnie się rozluźnia<br />

i zapomina o samokontroli, i wtedy to<br />

jest ten moment, kiedy proszę, żeby<br />

się nie ruszała, że to jest ta pozycja.<br />

Po krótkim zapoznaniu się reszta już<br />

idzie z łatwością. Nie ma bariery –<br />

jest spokój.<br />

Dlaczego kobiety? Dlaczego portrety?<br />

Zawsze fascynowały mnie kobiety,<br />

piękno ich ciała, ich życie, siła i delikatność<br />

w jednej postaci, w jednym<br />

obrazie. Kocham pejzaże, ale upajam<br />

się nimi, patrząc na nie. Martwa<br />

natura jest wszechobecna i ciągle ją<br />

fotografuję. Kobieta i akty czy portrety<br />

to jest zatrzymanie się w miejscu,<br />

do którego nikt inny nie ma dostępu,<br />

którego nikt inny nie może odkryć,<br />

jeżeli kobieta się nie otworzy przed<br />

artystą.<br />

„Sarapata for Empik” – co to był za<br />

projekt?<br />

Wspominam to jako fajny projekt mający<br />

na celu zapoznanie społeczeństwa<br />

ze sztuką użytkową. Zaproponował<br />

to ówczesny dyrektor Empiku.<br />

Myślę, że to był bardzo mądry i dobry<br />

pomysł. Jedną z osób, które się sprzeciwiły,<br />

była Krystyna Janda, która<br />

uważała, że Empik to nie miejsce na<br />

przedmioty użytkowe, tylko na książki.<br />

Jakoś Francuzi nie mają problemu<br />

z tym, żeby w takich miejscach jak Empik<br />

czy Fnac znajdowały się i książki,<br />

i sztuka użytkowa, i płyty itd. No, ale<br />

tu niektórzy mieli z tym problem. Ludzie<br />

sztuki sprzeciwili się sztuce. Tylko<br />

w Polsce tak bywa. Pomysł był świetny<br />

i sprzedał się doskonale. Pierwsza<br />

produkcja moich rzeczy sprzedała się<br />

w ciągu dwóch tygodni. Wtedy zaczęliśmy<br />

drugą serię. A potem zmienił się<br />

dyrektor, zmienił się Empik i koncept<br />

umarł. Książki, ołówki, papeteria –<br />

i ponownie brak sztuki…<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

11


Charakter człowieka<br />

jest w jego ruchu<br />

12<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


A co to były za przedmioty? O jakim<br />

rodzaju sztuki użytkowej mówimy?<br />

Na przykład filiżanki, talerzyki (z najwyższej<br />

jakości porcelany kostnej),<br />

świece, kalendarze, itp. Na nich znajdowały<br />

się moje obrazy. To były produkty<br />

najlepszego gatunku – prawdziwa<br />

sztuka. Zresztą nie byłam sama,<br />

miałam wyśmienite towarzystwo –<br />

wyszła też kolekcja porcelany z pracami<br />

Andrzeja Pągowskiego i Rafała<br />

Olbińskiego – i to było fantastyczne.<br />

Istotnie, szkoda, że się nie udało, bo<br />

takie rzeczy trafiają jednak do szerszego<br />

odbiorcy. Nie każdy przecież<br />

ma dostęp do obrazów…<br />

Dokładnie tak.<br />

Wyobraźnia i przestrzeń to bardzo<br />

ważne elementy w pracy artystycznej.<br />

Dużo Pani podróżuje, w wielu<br />

miejscach na świecie kotwiczyła Pani<br />

na dłużej, co oczywiście wzbogaciło<br />

Panią jako człowieka i jako artystkę.<br />

Gdzie teraz Pani mieszka? Dokąd Panią<br />

nosi?<br />

Nosi mnie już mniej. Moja dusza uspokoiła<br />

się i zaspokoiła ciągłymi podróżami.<br />

Wiem natomiast dziś, dokąd już<br />

mi się nie chce jechać, dokąd warto,<br />

Jestem dobrym marynarzem.<br />

Wiem, jak zarzucić kotwicę,<br />

żeby móc ją potem<br />

szybko podnieść<br />

a gdzie zostać. Niech to pozostanie<br />

moją tajemnicą, gdzie jestem najczęściej,<br />

a gdzie najchętniej bywam<br />

na dłużej. Mam wiele tajemnic, a to<br />

jedna z nich.<br />

Aż mnie korci, żeby trochę podrążyć.<br />

(śmiech) Ale niech jednak tajemnice<br />

pozostaną tajemnicami.<br />

Studiowała Pani morfopsychologię,<br />

w której bardzo ważne są rysy<br />

twarzy. Pani portrety są tych rysów<br />

pozbawione. Dlaczego?<br />

Chyba właśnie dlatego, że ucząc się<br />

morfopsychologii i ruchu, dowiedziałam<br />

się, że charakter człowieka<br />

jest w jego ruchu, a niekoniecznie<br />

na twarzy. Wolność zachowania<br />

spowodowała, że w naszych ruchach,<br />

w tym, w jaki sposób siedzimy,<br />

stoimy, chodzimy czy układamy<br />

ręce, pokazujemy jak na dłoni nasze<br />

charaktery, zachowanie i myśli. Ciekawa<br />

nauka – polecam wszystkim.<br />

Przydaje się w życiu na co dzień. Od<br />

razu wiesz, czy siedzący naprzeciw<br />

kolega cię słucha, czy go nudzisz, czy<br />

tylko myśli o tym, żeby uciec ze spotkania.<br />

A twarz? Staliśmy się dobrymi<br />

aktorami i dosyć dobrze nauczyliśmy<br />

się poskramiać nasze emocje. Mamy<br />

wszędzie lustra i szyby, w których się<br />

non stop przeglądamy i kontrolujemy<br />

naszą mimikę.<br />

Był też epizod z grafologią…<br />

O, tak – fajny epizod. Niestety dziś<br />

już mało kto pisze ręcznie, prawie<br />

wszyscy używają komputera. Z podpisu<br />

można jednak wiele wnioskować<br />

o charakterze człowieka piszącego.<br />

Choć teraz są także specjaliści, którzy<br />

są w stanie dużo o nas powiedzieć po<br />

sposobie formułowania zdań w komputerze.<br />

No, ale to już inny temat.<br />

Ktoś kiedyś w mediach społecznościowych<br />

skomentował jeden z Pani<br />

obrazów: „Piękne są Pani błękity” –<br />

ja się z tym zgadzam w całej rozciągłości<br />

(a nawet błękitności). Jaki jest<br />

Pani ulubiony kolor?<br />

Ubieram się w czernie i beże. Kocham<br />

brąz czekoladowy i szarości (te ciepłe).<br />

Po 40 latach malowania i obserwacji<br />

ludzi jestem pewna tego, że<br />

wybieramy inne kolory do dekoracji<br />

naszych wnętrz, a w zupełnie inne<br />

kolory się ubieramy. Nasza podświadomość<br />

kieruje doskonale naszymi<br />

wyborami. Podpowiada, co nam<br />

może dodać siły, seksapilu czy odwagi<br />

w ubiorze.<br />

Nie spotkałam się nigdy z sytuacją,<br />

żeby ktoś wybrał obraz (z którym<br />

chce obcować na co dzień) kolorystycznie<br />

pasujący do stylu, w jakim<br />

się ubiera. Ciekawe doświadczenie.<br />

„Tworzymy taką kolorystykę, jakimi<br />

chcielibyśmy być ludźmi, a zakładamy<br />

kolory, w których dobrze się czujemy”<br />

– to Pani słowa. Ja w ubiorze<br />

i wnętrzach otaczam się głównie<br />

13<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


łękitami (czasem zupełnie bezwiednie).<br />

Proszę o diagnozę. (śmiech)<br />

Błękit to zimny kolor, często ludzi z dystansem,<br />

tzw. mało ciepłych. Mój dom<br />

ma wnętrze arabskie – dywany na dywanach,<br />

lustra z Maroka, lampy i kolory<br />

z Baśni tysiąca i jednej nocy. W takim<br />

otoczeniu odpoczywam najlepiej.<br />

Ludzie zamknięci, minimaliści często<br />

mieszkają w apartamentach pozbawionych<br />

koloru i książek. Einstein powiedział<br />

„Jeżeli zabałaganione biurko<br />

świadczy o naszym umyśle, to co oznacza<br />

puste biurko?”. I tu jest odpowiedź.<br />

Powiedz mi, co jesz, a powiem ci, czy<br />

jesteś zdrowy – pokaż mi, jak mieszkasz,<br />

a powiem, co ci w duszy gra.<br />

Do minimalizmu mi bardzo daleko,<br />

książek u mnie dużo, więc chyba nie<br />

jest ze mną aż tak źle. Ale czuję, że to<br />

temat na dłuższą rozmowę…<br />

14<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Usłyszałam ostatnio, że artysta musi<br />

mieć charyzmę i duży pierwiastek bezczelności.<br />

Czy jest Pani przebojowa?<br />

Ludzie tylko mówią, żeby mówić... Nie,<br />

nie jestem przebojowa. Wyznaję zasadę<br />

„powoli, ale pewnie”, jak mówią Francuzi.<br />

I to „powoli” jest najlepszą drogą,<br />

by dotrzeć tam, dokąd chcesz. Ja zawsze<br />

byłam niecierpliwa. Życie mnie zmieniło,<br />

a ja go posłuchałam.<br />

Jest Pani optymistką?<br />

Tak, jestem, bo w życiu wszystko jest<br />

możliwe.<br />

Dużo w internecie informacji o tym,<br />

że pisze Pani książkę biograficzną, która<br />

miała się ukazać w kwietniu 20<strong>22</strong><br />

roku. Czy udało się ją wydać?<br />

Jeszcze nie, gdyż pandemia wszystko<br />

opóźniła. Ale powinna ukazać się<br />

w drugiej połowie roku.<br />

Jeśli Joanna Sarapata nie malowałaby<br />

obrazów, to czym by się zajmowała?<br />

Zajmowałabym się modą, którą<br />

uwielbiam.<br />

Na koniec pytanie, które zadaję każdemu<br />

artyście: Czym jest dla Pani sztuka?<br />

Zgadzam się z tym co mówił Picasso:<br />

„Sztuka zmywa z duszy kurz codzienności”.<br />

Dla mnie sztuka to przetrwanie<br />

w tu i teraz.<br />

W którymś z wywiadów przytoczyła<br />

Pani sentencję kabalistów: „Ci, którzy<br />

mają się spotkać w jakiejkolwiek<br />

sprawie, są połączeni srebrną nitką”.<br />

Ja tę naszą srebrną nitkę dorzucam<br />

do moich skarbów.<br />

Srebrna nitka już między nami... [RC]<br />

ROZMAWIAŁ A


Zdjęcie: Piotr Stokłosa<br />

JOANNA SARAPATA<br />

Polska malarka urodzona w 1962 roku w Warszawie.<br />

W latach 1984-1987 studiowała w L'École nationale superieur<br />

de beaux-arts w Paryżu, gdzie jedenaście jej obrazów<br />

zostało przyjętych do szkolnego archiwum. W czasie studiów<br />

zrealizowała kilka wystaw zbiorowych ze studentami ASP.<br />

W 1986 roku zdobyła główną nagrodę w konkursie studenckim<br />

dla Opery Paryskiej. Po ukończeniu studiów przeniosła się do<br />

Saint-Tropez, gdzie wystawiała i tworzyła przez kolejnych dziesięć<br />

lat. Przez cztery lata pracowała w firmie Cartier, gdzie zaproponowano<br />

jej wystawę w Fundacji Cartiera – tam wystawiono<br />

cztery jej obrazy. Podczas pracy dla Cartiera poznała swoich<br />

przyszłych klientów – Eltona Johna i jego agenta – Johna Reida.<br />

W 1994 roku Telewizja Polska zrealizowała film dokumentalnobiograficzny<br />

Joanna Sarapata o jej twórczości w reżyserii Hanny<br />

Kramarczuk. W 1995 roku wystawiała swoje obrazy w hotelu Carré<br />

d'Or na Polach Elizejskich, a jeden z jej obrazów został zakupiony<br />

przez Michaela Jacksona. Miała swoją pierwszą własną wystawę<br />

w Gustavii na Saint-Barthélemy. W 2001 roku przeprowadziła<br />

się do Barcelony, gdzie mieszkała i pracowała przez kolejnych<br />

dziewięć lat. Obecnie tworzy i mieszka między Polską a Hiszpanią.<br />

Miłośnikami i klientami jej prac są José Carreras, Roger Daltrey<br />

(The Who), Elton John, John Reid, Rémy Grumbach, Rossy<br />

de Palma, Gosia Bela i Gene Gutowski. Oprócz malarstwa w jej<br />

dorobku znajdują się także realizacje z zakresu grafiki, sztuki plakatu<br />

i scenografii.<br />

Od lat domeną twórczości Joanny Sarapaty pozostaje akt kobiecy,<br />

a uznanie zyskała dzięki odkrywczemu podejściu do<br />

sztuki wyrażania kobiecych emocji i pragnień. Artystce udało<br />

się uchwycić zagadkę i tajemnice kobiecej natury. Prace Joanny<br />

Sarapaty powstają zazwyczaj na kartonie. Maluje temperą, gwaszem,<br />

akwarelą, tuszem, pędzlem lub piórkiem, co sprawia, że<br />

jej obrazy są lekkie i ulotne.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

15


ILUSTRACJA: LOUI JOVER<br />

16<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


ZA KAŻDYM<br />

Marek Porąbka<br />

Za każdą rzeźbą<br />

Za każdym obrazem<br />

Za każdym wierszem<br />

Za każdym innym<br />

Jest dotknięcie<br />

Palcem o palec<br />

POWOLI<br />

Liście w wiatru<br />

piruetach<br />

Małe zielone i żółte<br />

tornada<br />

Mieszają jesień z latem<br />

Już czas<br />

Pijemy gorącą herbatę<br />

Powoli<br />

Bo od pośpiechu<br />

nie przybywa<br />

wolnego czasu<br />

TSUNAMI<br />

Kolejne interwały<br />

normalności<br />

Nie zmieniają niczego<br />

Raczej są gwarantem<br />

że przyjdą następne to<br />

fale tego samego morza<br />

Kiedyś uspokajały<br />

Dzisiaj wzmagają napięcie<br />

że przyjdą na pewno<br />

Jak tsunami<br />

Ważne w co uderzy<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

17


18<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


MARCIN GRABIA<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

19


20<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Marcin Grabia<br />

artysta naszych czasów<br />

Marcinie, realizujesz się w różnych<br />

dziedzinach sztuki: malarstwo olejne,<br />

rysunek, fotografia, plakat. Która<br />

z form daje Ci najwięcej satysfakcji?<br />

Przyznam, że nie mam dokładnie<br />

określonej dziedziny spośród wymienionych<br />

przez ciebie, które dają mi<br />

największą satysfakcję. Sądzę, że do<br />

twórczej pracy motywują mnie określone<br />

sytuacje, wydarzenia czy po<br />

prostu wewnętrzna potrzeba, by tworzyć.<br />

Na przykład w czasie lockdownu<br />

powstało ponad dwieście pięćdziesiąt<br />

rysunków, które na obecną chwilę<br />

całkowicie wręcz zarzuciłem, a skupiłem<br />

się na projektowaniu plakatów.<br />

Żywo reagujesz na otaczający świat,<br />

na to, co się dzieje tuż obok i poza<br />

granicami naszego kraju. Co Cię porusza,<br />

denerwuje?<br />

Domyślam się, że pytasz o najgorsze,<br />

co mogło się przytrafić w XXI wieku,<br />

czyli wojnę za naszą wschodnią granicą.<br />

Oczywiście cały czas na świecie<br />

istnieją punkty zapalne, zamknięty<br />

świat nieprzewidywalnej Korei Północnej,<br />

Syria, Afganistan czy ostatnie<br />

wydarzenia dotykające kobiet<br />

w Iranie. Ale chyba najmocniej odczuwalny<br />

jest konflikt wywołany przez<br />

Rosję na Ukrainie. Zdając sobie sprawę,<br />

że jego rozwiązanie nie jest tak<br />

proste, jak mogłoby się wydawać,<br />

staram się z grupą wielu grafików<br />

z całego świata „interweniować”<br />

na swój sposób. Tworzymy plakaty,<br />

które wystawiane są praktycznie<br />

wszędzie na Ziemi po to, żeby<br />

jak największa ilość ludzi zobaczyła<br />

i usłyszała, co dzieje się na Ukrainie,<br />

i jaki sprzeciw budzi ten koszmar<br />

chociażby wśród nas – artystów.<br />

Plakaty eksponowane były m.in.<br />

w Estonii, Hiszpanii, Rumunii, Japonii,<br />

Peru, Tajlandii czy wielokrotnie<br />

w ramach projektu Stand With<br />

Ukraine w kilku miastach USA.<br />

21<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Młode<br />

pokolenie<br />

jest<br />

szczególnie<br />

wyczulone<br />

na<br />

obraz,<br />

przekaz<br />

graficzny<br />

<strong>22</strong><br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

<strong>23</strong>


Myślę, że jako artyści staramy się być trochę takimi<br />

„ambasadorami pokoju”. Młode pokolenie ludzi<br />

jest chyba szczególnie wyczulone na obraz, przekaz<br />

graficzny. A przecież właśnie oni za moment wezmą<br />

w swoje ręce to, co im zostawimy. I niekoniecznie ten<br />

świat ma wyglądać jak Bucza, Irpień czy Azowstal.<br />

Spotkałeś wielu interesujących ludzi. Który człowiek<br />

zaznaczył się najbardziej w Twojej pamięci?<br />

To bardzo trudne pytanie, bo każda osoba, którą<br />

na swojej drodze spotykamy w jakimś momencie<br />

naszego życia, jest na swój sposób zapewne interesująca.<br />

Myślę, że trudno jest wymienić jednego,<br />

konkretnego człowieka. Wiesz, sztuka i kultura<br />

pozwoliła mi spotkać na przestrzeni ostatniej<br />

dekady znakomite postaci ze świata muzyki, filmu<br />

i sztuki.<br />

Jest naprawdę wielu ludzi, z którymi zbudowaliśmy<br />

dobre relacje, oparte przede wszystkim na wzajemnym<br />

zaufaniu, a dziś „spotykamy się” za pośrednictwem<br />

swoich prac na całym świecie podczas wystaw.<br />

Mam tu na myśli na przykład moich profesorów<br />

z czasów studenckich.<br />

24<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Pokazywałeś swoje prace w różnych<br />

miejscach w Polsce i na świecie.<br />

Opowiedz o doświadczeniach z tym<br />

związanych.<br />

Faktycznie ostatnie dwa lata zaskoczyły<br />

mnie bardzo mocno, ale poprzedzone<br />

były intensywną pracą,<br />

projektowaniem i mierzeniem się<br />

z najlepszymi z całego świata. Wiele<br />

wystaw otworzyło artystyczne drzwi<br />

do udziału w kolejnych projektach.<br />

Ponadto zaproponowane mi członkostwo<br />

w CEIDA (China Europe International<br />

Design and Culture Association)<br />

przyjąłem z ogromną satysfakcją. To<br />

stwarza wiele okazji, by dalej rozwijać<br />

swoje umiejętności, nawiązywać<br />

nowe kontakty i przede wszystkim<br />

dzielić się z innymi jak najlepszymi<br />

projektami, choć do mistrzostwa jest<br />

jeszcze przede mną długa droga.<br />

Rok 20<strong>22</strong> był dla Ciebie szczególny.<br />

Masz na swoim koncie parę sukcesów.<br />

Pochwal się nimi.<br />

Każdy sukces<br />

motywuje mnie<br />

do podejmowania kolejnych<br />

twórczych decyzji<br />

Sądzę, że każdy udział w wystawie,<br />

do której spośród np. piętnastu tysięcy<br />

prac z całego świata wybranych<br />

jest sto pięćdziesiąt projektów, jest<br />

sukcesem. Niekoniecznie musi on być<br />

identyfikowany z nagrodą, gratyfikacją<br />

etc. Każdy sukces motywuje mnie<br />

do podejmowania kolejnych twórczych<br />

decyzji. Faktycznie rok 20<strong>22</strong><br />

był szczególny, bo zamknął się ponad<br />

dwudziestoma wystawami na<br />

całym świecie, a tylko styczeń 20<strong>23</strong><br />

przyniósł już pięć kolejnych ekspozycji<br />

moich plakatów.<br />

Masz cięte pióro. Czasem zamieszczasz<br />

w sieci swoje felietony –<br />

świadectwo naszych czasów. Czy<br />

myślisz o zebraniu ich w całość<br />

i publikacji?<br />

Zdarza mi się skomentować to, co<br />

dzieje się wokół nas, choć coraz rzadziej<br />

to robię. Wystarczająco mocno<br />

jesteśmy codziennie zasypywani<br />

„informacyjnymi hasłami”, z których<br />

czasem nic szczególnego nie wynika<br />

w treści. Myślę, że zebranie moich<br />

felietonów, jak je ładnie nazwałaś,<br />

nie ma sensu. Niech te komentarze<br />

pojawiają się na bieżąco.<br />

Grzebanie w przeszłości zostawmy<br />

archeologom, może kiedyś takim<br />

cyfrowym?<br />

Jakich rad udzieliłbyś młodym ludziom,<br />

których spotykasz na co<br />

dzień?<br />

Uczymy się najlepiej na własnych<br />

błędach, puszczając szybko w niepamięć<br />

usłyszane od innych rady<br />

– trafne bądź nie. Myślę, że<br />

życie i nieobliczalny świat szybko<br />

weryfikują wybory, jakich dokonujemy<br />

my wszyscy. [AJ]<br />

ROZMAWIAŁ A<br />

m a r c i n g r a b i a<br />

Absolwent Akademii Sztuk Pięknych im. Wł. Strzemińskiego<br />

w Łodzi. Uzyskał dyplom na Wydziale Grafiki i Malarstwa. Członek<br />

CEIDA (China Europe International Design Association) z siedzibą<br />

w Belgii. Zajmuje się plakatem, fotografią i czasem rysunkiem.<br />

Współpracuje z ogólnopolskimi wydawnictwami, instytucjami kultury<br />

i sztuki w zakresie fotografii i reklamy. Prowadzi zajęcia z zakresu<br />

projektowania graficznego. Współpracuje z kilkoma polskimi<br />

i zagranicznymi muzykami w zakresie fotografii koncertowej. Jego<br />

fotografie znalazły się m.in. na płycie KOMBII „Symfonicznie” oraz<br />

albumach Kuby Płucisza czy zespołu Batalion d’Amour.<br />

Laureat kilkunastu ogólnopolskich i międzynarodowych nagród<br />

oraz wyróżnień z zakresu fotografii i grafiki. Odznaczony m.in.:<br />

Srebrnym Medalem Laude Probus, wręczanym przez Prezydenta<br />

Miasta Płocka, Honorową Odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”<br />

oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej.<br />

foto: Iwona Bolek<br />

Brał udział w blisko stu ogólnopolskich i międzynarodowych wystawach<br />

fotografii, rysunku i grafiki, m.in. w Niemczech, Chorwacji,<br />

Belgii, Hiszpanii, Estonii, Kosowie, Albanii, na Ukrainie, w Peru, Japonii,<br />

Chinach, Korei Południowej, Malezji, USA i Kanadzie.<br />

Jego prace znajdują się w prywatnych zbiorach w Polsce, Niemczech,<br />

Szwajcarii, USA oraz Egipcie.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

25


KRZYSZTOF KONOPKA<br />

26<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


O R A P I Z M<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

27


Orapizm<br />

styl w malarstwie charakteryzujący<br />

się ekspresją przekazu,<br />

wyrazistością kreski<br />

i energetyzującym kolorytem.<br />

ORA PISMO (teraz pismo)<br />

szkic, rysunek, rytuał –<br />

nowa forma, która analizując<br />

i rozwijając ekspresjonizm<br />

abstrakcyjny, fowizm i malarstwo<br />

informalne – jak piszą<br />

krytycy – daje podstawy do<br />

nowego stylu interpretacji<br />

plastycznej. Egzekucja malarska<br />

jest natychmiastowa<br />

i przedstawia moment dzikiego<br />

wyzwolenia artysty.<br />

(Margherita Blonska-Ciardi)<br />

28<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


tu orapizm („teraz śledzić”) wydaje<br />

się być na miejscu.<br />

Oglądanie tych dwoje podczas ich<br />

drugiego spotkania, we wrześniu<br />

20<strong>22</strong> roku, w świetle weneckiego<br />

słońca przy moście Rialto w Scuola<br />

Grande di San Teodoro, to była uczta<br />

duchowa: niezwykłe doznanie i czysta<br />

przyjemność. Zderzenie oczywistości<br />

z nieoczywistością, kontrast<br />

kunsztownych draperii z charakterystycznym<br />

dla orapizmu drapaniem,<br />

gdzie egzekucja malarska jest<br />

natychmiastowa i przedstawia moment<br />

dzikiego wyzwolenia artysty.<br />

W tyle wspaniała muzyka klasyczna<br />

Mozarta, Vivaldiego i znów dialog<br />

dwóch odległych światów: Łempicka<br />

w swoim Bugatti (autoportret<br />

Tamara in the Green Bugatti) i orapizm<br />

Konopki w Motylu, Weneckich<br />

podróżach i w Tancerkach –<br />

ulotnych zjawach całkowicie pochłoniętych<br />

swoim pląsem. I Wenecja,<br />

pełna kontrastów i trendów. Plaża<br />

na Lido, Festiwal Filmów w Wenecji,<br />

spritz, espresso i tiramisu na tarasie<br />

hotelu Excelsior – dobry czas dla<br />

sztuki tu i teraz.<br />

Dni minęły i znów wielka Polka obok<br />

orapisty Konopki, tym razem w gościnnych<br />

progach Ambasady Polskiej<br />

oraz Instytutu Polskiego w Rzymie,<br />

w nowoczesnej przestrzeni galerii<br />

Micro Arti Visive przy Viale Mazzini.<br />

Adam i Ewa Łempickiej (obraz, który<br />

zdaje się wciąż szokować niepowściągniętą<br />

nagością) i Para Konopki.<br />

Kobiety Łempickiej i Zamyślenie,<br />

Kobieta namiętna, Kobieta wszechświat<br />

wystawiane przez orapistę.<br />

Autor poszukuje i śledzi, nie dopowiada<br />

– pozostawia odbiorcy szerokie<br />

pole do interpretacji. Zwieńczeniem<br />

wystawy dla Krzysztofa Konopki<br />

jest główna nagroda w Rzymie<br />

w konkursie „Tamara Art Award”<br />

Studia Artemisia.<br />

Rzym, Galeria Micro. Consigliore Ambasciata Polacca Roma Anna Kurdziel,<br />

Krzysztof Konopka, dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie Anna Siennicka.<br />

To już trzecie spotkanie słynnej polskiej<br />

malarki art déco Tamary Łempickiej<br />

z orapistą Krzysztofem Konopką na styku<br />

dwóch światów: podświadomości i świadomości,<br />

końca znanego liniowego czasu<br />

i nieograniczonych możliwości. Na pierwszym<br />

– w 2021 roku – Biennale we Florencji<br />

można było podziwiać odważne portrety<br />

okresu rewolucji przemysłowej malowane<br />

wprawną ręką mistrzyni, które zachwycają<br />

do dziś, i kontrastujący z obrazami Łempickiej<br />

tryptyk Konopki Pręgierz, Czakry, Homo<br />

Novo. Mimo iż powstały w odległych odstępach<br />

czasowych, tworzą jednie. Wnuczka<br />

i prawnuczka Łempickiej obecne na Biennale<br />

zmaterializowały zarówno ciągłość linii<br />

czasu, jak i przemijanie stylów i epok – bo<br />

w świecie materii wszystko mija i ulega ciągłej<br />

transformacji. Świadoma kobieta wyzwolona<br />

w zaprogramowanym świecie<br />

zawsze znajdzie się na pręgierzu. Podziwiana,<br />

ale nieakceptowana, musi ulec.<br />

Kobieta-człowiek. Czakralna, energetyczna,<br />

szczęśliwa, acz osamotniona. Homo<br />

Novo, powstały na kilka miesięcy przed<br />

globalną paniką i zarazą, to jedyny obraz<br />

Konopki, na którym twarz postaci jest<br />

przecięta szpachlą. Nie jest to już ani kobieta,<br />

ani mężczyzna – jest to bezpłciowe<br />

połączenie totalnie innej, nowej energii.<br />

Nie wiemy czy dobrej, czy złej, choć tu<br />

nie powinno być dobra i zła, tylko jednia<br />

(TAO). Ego duchowe tu już nie gości. Patrząc<br />

na kontrast z Łempicką, jej elegancją,<br />

obrazy Konopki są obserwacją przemian<br />

i ruchu, są niespokojne i niejednoznaczne –<br />

W rozmowie z Dritą Kessler Kennedy,<br />

partnerką Kizetty de Lempickiej (córki<br />

artystki) posiadającej wyłączność<br />

na serigrafie Łempickiej, Konopka<br />

podkreśla, że orapizm jest sztuką<br />

obserwacji swojego stanu i wykorzystywania<br />

nieograniczonego pola<br />

możliwości do przekazania aktualnego<br />

obrazu swojego wnętrza – co,<br />

wbrew pozorom, nie jest zarezerwowane<br />

wyłącznie dla artystów. Czasy<br />

w jakich żyjemy, blokują jednak ten<br />

szczególny dostęp do świadomości,<br />

a szkoda.<br />

Czy dojdzie do kolejnych spotkań<br />

tego niezwykłego artystycznego<br />

duetu? Miejmy nadzieję, że tak. Na<br />

pewno będziemy śledzić poczynania<br />

Krzysztofa Konopki i jego wciąż świeżego<br />

na rynku sztuki orapizmu. [KK]<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

29


Ilustracja: Renata Cygan<br />

30<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

31


Człowiek<br />

z<br />

Pompejów<br />

Renata Szpunar, esej o utracie<br />

Kατάβασις (zstąpienie w głąb)<br />

Ostatnim rozpaczliwym gestem życia zakrył dłońmi<br />

twarz. I tak pozostał. Chciał osłonić oczy, usta<br />

i nos przed wdzierającym się wszędzie pyłem<br />

o temperaturze trzystu stopni Celsjusza. Jego ciało błyskawicznie<br />

zniknęło. W żarze opadających wszędzie popiołów<br />

ludzie i zwierzęta spalali się w ułamku sekundy. Znikali.<br />

Została po nim pusta komora w zastygłym tufie, precyzyjnie<br />

oddająca kształt jego ciała. I formę tego ostatniego ruchu<br />

mającego ochronić twarz. Okazał się jednak zbyt kruchy,<br />

aby zatrzymać w nim życie. Uleciało w krótkiej chwili,<br />

kiedy na miasto Pompeje spadały rozżarzone popioły.<br />

I zachował się taki na zawsze. Przykucnięty w jednej z ciasnych<br />

piwnic. Zatrzymany w zwyczajnej codzienności. Jakby<br />

tylko na chwilę przysiadł, by odpocząć od trudu znojnego<br />

dnia. A teraz rzeźba jego ciała, dwa tysiące lat później<br />

i dwa tysiące kilometrów od Pompejów – stoi tu, przede<br />

mną, w ciemnym kącie podziemia krakowskiego muzeum<br />

jak milczące świadectwo strasznej apokalipsy.<br />

On nie wiedział, jak niebezpiecznie żył. Źle wybrał swoje<br />

miejsce na ziemi. Ta piękna, wzniosła góra nad miastem<br />

pokryta zielonym lasem – któż mógł przypuszczać, że<br />

kryje w swoim wnętrzu zagładę jego świata. Wtedy nikt<br />

nie mógł przewidzieć, że pewnego dnia szczyt łagodnego<br />

Wezuwiusza rozerwie żywioł ognia i zmieni na zawsze<br />

w rozwarty krater.<br />

A wszystko zaczęło się od łagodnego drżenia. Potem zatrzęsła<br />

się ziemia. Zakołysały się domy. Z dachów posypały<br />

się dachówki. Rozszczekały się psy. Ptaki z krzykiem leciały<br />

w każdym możliwym kierunku, byle dalej od wulkanu.<br />

A ten groźnie mruczał.<br />

I nagle z wielką siłą wystrzeliły wysoko w niebo słupy popiołów<br />

i lapilli. Chmura pyłu rozprzestrzeniała się od krateru<br />

we wszystkie strony szybko jak huragan. Ciemność<br />

spowiła jasny dzień. W harmiderze zniszczenia słychać<br />

było szczekanie psów, rżenie koni, krzyk ludzi biegnących<br />

bezładnie nie wiadomo dokąd. Może do bram miasta.<br />

W kierunku morza i otwartej przestrzeni.<br />

Siedemnastoletni Pliniusz Młodszy stał na wzgórzu w pobliskim<br />

Misenum. Przyglądał się temu końcowi świata. Nie<br />

uciekł jak inni. Patrzył uważnie. Dwadzieścia lat później<br />

napisał do swojego przyjaciela Tacyta:<br />

Zanim się obejrzeliśmy, ogarnęła nas ciemność, nie taka,<br />

jak pozbawiona blasku księżyca lub pochmurna noc, lecz<br />

taka, jak w zamkniętym pomieszczeniu, kiedy zgaszą lampę.<br />

Wtedy rozległ się lament kobiet, płacz dzieci, okrzyki<br />

mężczyzn: jedni nawoływali swych rodziców, drudzy dzieci,<br />

inni zaś małżonków, lub powoli rozpoznawali ich głosy;<br />

niektórzy opłakiwali swoje nieszczęście, drudzy swych<br />

najbliższych; byli i tacy, którzy ze strachu przed śmiercią<br />

błagali o śmierć, wielu wyciągało ramiona do bogów niebieskich,<br />

inni wykrzykiwali, że nie ma już bogów i spadła<br />

na świat ostatnia, wiecznie trwająca noc. Nie brak było<br />

i takich, którzy zmyślonymi i fałszywymi pogłoskami jeszcze<br />

zwiększyli rzeczywiste niebezpieczeństwo. (…) Nieco<br />

się rozjaśniło, lecz my nie myśleliśmy, że to świt lecz, że to<br />

tylko zbliża się do nas ogień. Ogień natomiast zatrzymał<br />

się w sporej odległości, lecz znów spadła na nas ciemność,<br />

znów spadł gęsty deszcz popiołu, coraz gęstszy. Wielokrotnie<br />

też stawaliśmy, aby strząsać go z siebie; inaczej jego<br />

ciężar przykryłby nas lub wręcz nas zmiażdżył. Mogę się<br />

pochwalić, że w tym wielkim niebezpieczeństwie nie padło<br />

ani jedno westchnienie, ani słowo świadczące o tchórzostwie,<br />

najwyżej to było nędzne w mym losie śmiertelnika,<br />

ale jednak bardzo pocieszające, że zginę ze wszystkimi<br />

i wszyscy zginą ze mną.<br />

Obok statycznej rzeźby ciała kucającego mężczyzny leży<br />

przewrócony na grzbiet, napięty w przedśmiertnej konwulsji<br />

pies. Wygięty w łuk tors, łapy zadarte w górę,<br />

32<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


a z otwartego pyska szczerzą się zęby i wysuwa język. Obroża<br />

i łańcuch zatrzymały go na wieczność na progu jego<br />

domu. Bronił się. Szarpał. I próbował wyrwać się śmierci<br />

z jej szponów. Nie był jak ludzie, którzy odchodzili bezszelestnie,<br />

upadając pod ciężarem popiołów jak ścięte kwiaty.<br />

Ale słuchaj wiewu przeciągłego, wieści nieprzerwanej,<br />

która się z ciszy wyłania. To od młodych zmarłych teraz biegnie<br />

ku tobie szum.<br />

Wysoki mężczyzna leży na boku tak miękko, jakby spał.<br />

Głowę wsparł na ramieniu. Jego oczy są zamknięte i twarz<br />

ma spokojną. Światło kładzie się złotą poświatą na jego<br />

głowie i ramionach. Otula woalem. Rozmywa kontur<br />

szczupłej sylwetki. Zdumiewa mnie – kto tak łagodnie<br />

i obojętnie przyjmuje własną śmierć?<br />

Obok młoda kobieta. Spodziewała się dziecka. Jakby chcąc<br />

uratować je dla przyszłości, położyła się na brzuchu i zasłoniła<br />

sobą. Zginęli w tym samym czasie.<br />

W innym miejscu leżą kobieta i mężczyzna, para próbująca<br />

chronić się nawzajem. I razem odeszli, w siebie wtuleni.<br />

Czy w chwili śmierci mniej byli przez to samotni?<br />

Czy lżejsza jest kochającym?<br />

Ach, oni wzajem sobie zakrywają swój los.<br />

Najbardziej logikę świata burzy postać niemowlęcia leżącego<br />

wśród tych wszystkich rzeźb. Nagie, gładkoskóre<br />

i całkiem bezbronne. Ono nie było jeszcze świadome ani<br />

swego istnienia, ani śmierci.<br />

Wreszcie owi przedwcześnie zmarli nie żądają nas więcej<br />

i lekko odwykają od ziemi, tak jak łagodnie odwyka się<br />

od piersi matki.<br />

Wpatruję się długo w zastygłe na zawsze postaci z Pompejów<br />

– w te rzeźby grozy umierania stworzone przez<br />

apokalipsę, jedyne takie w historii ludzkości. Proces, który<br />

zwykle zmienia ciało człowieka w proch i nicość, w tym<br />

jedynym przypadku utrwalił je i zatrzymał wstrząsającą<br />

prawdę o momencie śmierci na wieczność.<br />

My pozostajemy widzami: wciąż, wszędzie<br />

na wszystko patrząc, bez mocy przenikania!<br />

Coś nas przepełnia. Porządkujemy. Rozpada się.<br />

Scalamy znowu i rozpadamy się sami.<br />

Idę ulicami Pompejów. Jest upalny sierpniowy dzień, taki<br />

jaki był wtedy – w 79 r. po Chrystusie. Pies śpi schowany<br />

w cieniu doryckiej arkady otaczającej rozległe forum. Ponad<br />

zachowanymi kolumnami świątyni Jupitera i łukiem triumfalnym<br />

Tyberiusza, na tle błękitnego nieba, w oddali widać<br />

przymglony grzbiet Wezuwiusza zwieńczony kraterem.<br />

Pompeje są szare. Przyprószone pyłem lapili. Są rozległym<br />

grobowcem albo raczej cmentarzyskiem. Mogę tu zajrzeć<br />

w niektóre miejsca, ale część miasta kryje się pod ziemią,<br />

mimo prac archeologów prowadzonych nieustannie od<br />

osiemnastego wieku.<br />

Renata Szpunar, DOMUS AETERNA (Dom Wieczności) akryl/płótno 160x<strong>23</strong>0 cm, 2017<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

33


W południe rozpalone powietrze drży i trudno tu o wytchnienie<br />

od palącego słońca prawie w zenicie. Pozostałości<br />

niskich ruin nie zacieniają ulic, wyłożonych krągłymi kamieniami<br />

prostych przecznic, na których spore głazy służą<br />

za przejścia dla pieszych, a wyżłobione koleiny są wspomnieniem<br />

energii rzymskiego miasta tętniącego życiem.<br />

Niemy kamień jest tu świadkiem. On poznał życie tego<br />

miasta. Widział też jego upadek. A teraz mówi do mnie.<br />

I opowiada o lamencie tych, którzy już nic nie powiedzą.<br />

Fresk, okala pomieszczenie na wszystkich czterech ścianach<br />

jak wstęga. Postaci naturalnej wielkości zatrzymane<br />

w ruchu, w tańcu, są iluzją niekończącego się<br />

tu święta. Porywają mnie z sobą w wir życia, w radość<br />

powracającej wiosny i odradzania na nowo sił natury.<br />

W dionizyjski trans, szalony taniec wiecznego przeplatania<br />

się życia ze śmiercią.<br />

I wiedzie go lekko przez rozległy krajobraz Skarg,<br />

pokazuje filary świątyni lub ruiny<br />

owych zamków, skąd książęta Krainy Skarg<br />

niegdyś mądrze władali. Pokazuje mu<br />

wysokie drzewa płaczu i pola kwitnącego żalu,<br />

(żywym znane jest tylko jego łagodne listowie);<br />

pokazuje mu pasące się zwierzęta smutku – a czasem<br />

spłoszy się ptak i przetnie ich spojrzenie płaskim lotem<br />

w dal wpisując kształt swego samotnego krzyku.<br />

Idę w stronę bramy Herkulańskiej. Drogi do Neapolu. Za<br />

bramą wchodzę w Aleję Grobów. Wszystkie do siebie podobne<br />

– ich wysokie, proste, monumentalne bryły tworzą<br />

zwartą aleję na tle szpaleru ciemnozielonych cyprysów.<br />

Mijam willę Cycerona i willę Diomedesa, a naprzeciw niej<br />

jego murowany grób.<br />

Dalej ścieżka prowadzi mnie pomiędzy wysokimi piniami<br />

na północny zachód od miasta. Dochodzę do podmiejskiej<br />

willi Dei Misteri. Niska, choć rozległa zabudowa schowana<br />

jest na uboczu, za niewielkim wzgórzem, w przyjemnym<br />

chłodnym cieniu rozłożystych pinii.<br />

Tutaj dominuje w powietrzu odurzający zapach żywicy<br />

rozpuszczonej upałem i otwiera się przestrzeń jakby do<br />

innego świata. Wydobyte spod sześciometrowej warstwy<br />

popiołów ściany willi Misteri zachowały kolory wtajemniczenia.<br />

Dojrzałą czerwień i mistyczne złoto. I rozkwitające<br />

bujne życie.<br />

Dziewczęta w zwiewnych materiach przygotowują się do<br />

misteriów na cześć Dionizosa. Sylen gra na harfie. Naga<br />

bachantka tańczy. Jeden z satyrów dotyka ustami fletni<br />

Pana. Nadyma powietrzem policzki. Faun głaska psa.<br />

Kobieta wiruje w tańcu jak rozkwitły kwiat, z uniesionym<br />

wysoko w górę ramieniem i wydętą chustą wypełnioną<br />

wiatrem jak żagiel. Druga, z gałązką lauru na głowie, przygotowuje<br />

olejki i rytualne szaty. A jeszcze inna, niosąca<br />

tacę z poczęstunkiem, spogląda z fresku wprost na mnie.<br />

Jakbym była tu oczekiwanym zaproszonym gościem, który<br />

wchodzi między świętujących dionizyjskie przebudzenie<br />

uśpionego życia.<br />

34<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Któż to nas tak odwrócił, że<br />

Aνάβασις (wyjście)<br />

cokolwiek czynimy, zachowujemy się jak człowiek,<br />

który odchodzi? Jak na ostatnim wzgórzu,<br />

które raz jeszcze ukazuje mu<br />

całą jego dolinę, odwracając się, staje i zwleka –<br />

tak my żyjemy, żegnając się wciąż.<br />

Znów idę przez rozgrzane letnim skwarem południa ruiny<br />

miasta. Stopami wzniecam w powietrze suchy szary<br />

pył drogi. Schodzę w stronę bramy Morskiej. Wychodzę<br />

z Pompejów. Opuszczam Neapol. Odjeżdżam w stronę<br />

błękitnego morza. W dali widzę oślepiające błyski na<br />

zmarszczkach jego fal i cień łagodnej Capri.<br />

A dziś wychodzę z mrocznego budynku muzeum archeologicznego.<br />

Przez moment zupełnie oślepia mnie światło jesiennego<br />

dnia, które gra promieniami na złocistej marimbie<br />

liści starych buków. Siadam na ławce wśród zapachu<br />

kwitnących róż. Październikowe słońce przyjemnie grzeje<br />

twarz. Zamykam oczy. Zapadam w letarg.<br />

W półśnie zanurzam się w iluzjonistyczną plątaninę pędów<br />

roślin z pompejańskiego fresku z domu Sadów. Kolorowe<br />

śpiewające ptaki skaczą między świeżym srebrnozielonym


listowiem. Wiotkie powojniki splatają się w symbiozie<br />

z łodygami mocnych oleandrów i lauru. Szary gołąb<br />

i biało-czarna sroka za chwilę poderwą się z gałęzi<br />

i poszybują w dal.<br />

Nie wiesz tego jeszcze? Próżnię, którą trzymasz w ramionach,<br />

dorzuć przestworzom, którymi oddychamy, być może ptaki<br />

lotem dotykalniejszym poczują obszerniejsze powietrze.<br />

Wysoko nade mną, nad różami, ogrodem, konarami<br />

starych buków i plantami, na bladoniebieskim niebie<br />

Północy kołyszą się wieże i renesansowe kopuły Wawelu.<br />

Srebrzyste dźwięki krakowskich sygnaturek nikną<br />

w leniwym powietrzu.<br />

My jesteśmy tu, by powiedzieć: dom, most,<br />

studnia, brama, dzban, drzewo owocowe, okno –<br />

I wtedy, dwudziestego piątego sierpnia 79 roku n.e.,<br />

znów wstał dzień. Wielka tarcza palącego słońca jak zawsze<br />

uniosła się powoli nad horyzont. Szaroróżowe światło<br />

poranka rozświetliło pusty, księżycowy pejzaż, aż po<br />

horyzont przykryty szarym pyłem. Cichy i martwy.<br />

Ukryte pod sześciometrową warstwą popiołów usnęły<br />

na wieki Pompeje. I na bardzo długo ludzie zapomnieli<br />

gdzie są. [RS]<br />

lub najwyżej kolumna, wieża… ale powiedzieć, zrozum to,<br />

tak powiedzieć, jak nigdy samym rzeczom nie było wiadome,<br />

jakimi we wnętrzu są.<br />

Tekst jest wspomnieniem pobytu w Pompejach w 2007 roku i wystawy w krakowskim Muzeum Archeologicznym pt. Pompeje – życie i śmierć w cieniu Wezuwiusza<br />

w 2019/2020 roku. Wszystkie cytowane w tekście fragmenty poezji pochodzą z Elegii Duinejskich Rainera Marii Rilkego.<br />

Renata Szpunar, ΚΑΙ ΕΣΥ - ΠΟΙΟΣ ΕΙΣΑΙ; (A Ty – kim jesteś?) akryl/płótno 160x<strong>23</strong>0 cm, 2017<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

35


ZAWSZE JEST JAKIEŚ JUTRO<br />

kiedy wchodzę do słonecznego ogrodu<br />

przebywam wśród kolorowych kwiatów<br />

i owoców nabrzmiałych słodyczą<br />

oddycham pełną piersią<br />

mam ochotę ścigać się ze słońcem<br />

może uda mi się złapać swój cień<br />

Alina Anna Kuberska<br />

czerwone porzeczki kuszą jak karminowe usta<br />

nie ugotuję z nich kompotu nie chcę by cierpiały<br />

wiem jak to smakuje<br />

na krzewach rozwieszę samotność<br />

wiatr ją odurzy zapachem jaśminu<br />

za dzień może dwa zakwitną malwy<br />

boję się że niedługo będziemy tylko wspominać<br />

jak piękne były ogrody<br />

gdy w porę człowiek nie opamięta się<br />

niszcząc to co stworzył Bóg<br />

ŻYCIE TO MGNIENIE<br />

była rozdarta między miłością<br />

a pragnieniem by od niej uciec<br />

jej serce tęskniło za dotykiem<br />

jednak nie chciała lizać owocu<br />

tylko wgryźć się w miąższ<br />

nieuchwytne niczym tęcza uczucie<br />

przesiewała codziennie<br />

oddzielając to które uległo erozji<br />

jedyny w swoim rodzaju teatr marzeń<br />

i tęsknota za czymś<br />

czego nie potrafiła dogonić<br />

trzymały ją przy zdrowych zmysłach<br />

pytanie czy była szczęśliwa<br />

żyjąc w ciemności z własnego wyboru<br />

36<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Ilustracja: Joanna Nordyńska<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

37


gruppa siedem<br />

Jestem zahipnotyzowana obrazami<br />

tego artysty i czuję się trochę jak<br />

ta kobieta w długiej, żółtej sukni<br />

na płótnie zatytułowanym Hipnoza<br />

(albo Hipnotyzer). Tytułowy bohater<br />

to czarny kot o zielonkawych, błyszczących<br />

oczach. Kobieta siedzi we<br />

wnętrzu – może jest teleportowana<br />

z Delft, z obrazów Jana Vermeera, i po<br />

długiej drodze odmieniona przez czas?<br />

W jej odsłoniętym ramieniu odbija się<br />

blask zachodzącego słońca, wpadającego<br />

przez okno umieszczone z lewej<br />

strony gdzieś poza obrazem. Czuję to<br />

ciepło promieni odbijających się od<br />

atłasowych fałd sukni. Cisza, spokój,<br />

melancholijna pustka i to coś, czego<br />

nie potrafię zdefiniować – coś, co sprawia,<br />

że chcę być w tych obrazach. Zastanawiam<br />

się, skąd pochodzi siła ich<br />

oddziaływania.<br />

Jan Norbert Dubrowin<br />

Jan Norbert Dubrowin to jeden z artystów współtworzących Gruppę<br />

Siedem, która funkcjonuje już prawie rok i zdążyła zaistnieć na kilku<br />

dobrych wystawach w różnych częściach kraju – od Sopotu po Istebną.<br />

Dubrowin (rocznik 1957) pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego i tu wciąż<br />

aktywnie tworzy. Studiował w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk<br />

Plastycznych (dziś Akademia Sztuk Pięknych), gdzie w 1981 roku uzyskał<br />

dyplom z tkaniny unikatowej i malarstwa. Ma w swoim artystycznym życiorysie<br />

udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za<br />

granicą, jest uczestnikiem wielu plenerów, laureatem nagród i wyróżnień.<br />

Nie mogę znaleźć „w wirtualnej literaturze” (bo do tej dotrzeć najłatwiej)<br />

żadnego obszernego wywiadu, nawet najmniejszej rozmowy z twórcą<br />

i mam wrażenie, że on nie lubi być po prostu na afiszu. Powiedział mi, że<br />

jest trochę jak Yeti – dużo ludzi słyszało, ale niewielu widziało. I pewnie<br />

dlatego, jak Yeti, jest trochę mityczny i niezidentyfikowany do końca; nie<br />

zabiega o sławę, choć jego obrazy potrafią niejednego zahipnotyzować<br />

i zauroczyć. Dobrze, że są dziś wirtualne galerie, facebookowe strony, dzięki<br />

którym sztuka znajduje odbiorców, pasjonatów (i nabywców), i dobrze się<br />

stało, że Gruppa Siedem połączyła twórców, z których każdy, reprezentując<br />

inny sposób w odtwarzaniu świata, dostrzega zło, zagrożenia, obawy…<br />

Może z czasem ci właśnie artyści będą utożsamiani ze sztuką protestu, ale<br />

dziś najważniejsze jest to, że wszyscy postawili na warsztatową rzetelność.<br />

38<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Wciąż się zastanawiam, w czym tkwi<br />

siła oddziaływania obrazów Jana<br />

Norberta Dubrowina i czy można ją<br />

dokładnie określić, opisać, zdefiniować, a może<br />

odnieść się do pierwowzorów i inspiracji. Pod<br />

zewnętrzną powłoką ludzi czy zwierząt kryje się<br />

coś, co trwa poza czasem, co potrafi przenieść<br />

widza w inny świat – w inny wymiar. Na obrazach<br />

nie ma tłoku, nie ma też przesytu narracji.<br />

Widz jest sam na sam z bohaterem malarskiego<br />

płótna. Jest bardzo blisko, przygląda się samotnej<br />

postaci zapatrzonej w bezkresną dal, czuje<br />

lekki powiew wiatru, szum morskich fal albo<br />

dyskretnie obserwuje kobietę w zielonej sukni<br />

w niebieskim salonie przesyconym światłem<br />

tworzącym dziwny, jakby metafizyczny, wymiar.<br />

Postacie szlachetne, dostojne – szczupłe sylwetki<br />

dystyngowanych kobiet, czasem trochę<br />

chłodne, wydają się obojętne, może trochę<br />

samotne. Ich jedynym towarzyszem są charty –<br />

psy o charakterystycznej aerodynamicznej sylwetce.<br />

Dobrze jest oddać się zamyśleniu w tym<br />

pustym wnętrzu albo pochylić się nad lekturą<br />

z dala od zgiełku współczesnego świata.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

39


Obrazy artysty można pogrupować<br />

w cykle, takie jak Prowincja<br />

czy Pasterz wilków.<br />

To zwierzę artysta upodobał sobie<br />

chyba nieprzypadkowo. Drapieżniki<br />

kochające wolność najlepiej czują się<br />

w ciemną, śnieżną noc, gdy wokół wieje<br />

mroźny wiatr. Wilk jest wtedy wolny,<br />

a my patrząc na obrazy, czujemy<br />

tę ich wolność nawet jeśli zwierzęta<br />

nie są tylko we własnym stadzie, lecz<br />

w towarzystwie zjawiskowych postaci.<br />

Dostrzegamy tę ich charakterystyczną<br />

mowę ciała, słyszymy odgłosy, jakie<br />

wydają. Obecność zwierząt na obrazach<br />

może urastać do rangi symbolu,<br />

a te, jak wiadomo, wymykają się jednoznacznej<br />

interpretacji. Jak bardzo<br />

różnią się wilki Jana Norberta Dubrowina<br />

od tych, które znamy powszechnie<br />

z płócien Alfreda Wierusza-<br />

-Kowalskiego.<br />

Choć w tym malarstwie nie ma nadmiaru<br />

narracji, to jednak odnajdujemy<br />

w nim określone wątki – religijne<br />

bądź mitologiczne we własnej interpretacji<br />

autora. Czarny anioł, przed którym<br />

klęczy postać w niebieskiej sukni,<br />

to Thanatos – anioł śmierci. Kuszenie<br />

świętego Antoniego – temat znany od<br />

Hieronima Boscha po Salvadora Dalí –<br />

tu zyskuje zupełnie inny uwspółcześniony<br />

obraz, podobnie jak bliskie nam<br />

i bardzo ludzkie wyobrażenia świętego<br />

40<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Franciszka czy Marii Magdaleny. Dubrowin<br />

ma ten niezwykły dar, że potrafi<br />

sprowadzić na ziemię nawet anioła,<br />

który w złocistym świetle, trzepocząc<br />

skrzydłami, właśnie sfrunął z barokowego<br />

ołtarza. W świecie artysty mogą<br />

dziać się cuda i choć jest on z pozoru<br />

realistyczny, to wypełniają go tajemnicze,<br />

melancholijne postacie. Poprzez<br />

mistrzostwo w operowaniu światłem<br />

i cieniem staje się światem dziwnym,<br />

w którym rzeczywistość splata się z religią<br />

i mitologią w jedną spójną całość.<br />

Ifigenia – kapłanka Artemidy, córka<br />

Agamemnona, znana dzięki Eurypidesowi<br />

i Goethemu – jest wpatrzona<br />

w morze. Nie ma na sobie białej sukni,<br />

lecz czarną, i nie ma też głowy spowitej<br />

welonem. Podobnie jak Penelopa,<br />

jest uwspółcześniona – przeniesiona<br />

w inny wymiar czasu. Wciąż czujemy<br />

powiew wiatru, który porusza fale<br />

w różnych odcieniach błękitu tak charakterystycznego<br />

dla wybrzeży Grecji.<br />

Zapatrzeni w dal mimowolnie uciekamy<br />

spojrzeniem gdzieś w stronę nieskończoności.<br />

Osobną grupę obrazów stanowią portrety<br />

– swoisty obraz przemijania: od<br />

dzieciństwa do późnego czasu, może<br />

tuż na progu odchodzenia. Tu również<br />

z łatwością można zauważyć<br />

tę wyjątkową miękkość malarskiej<br />

materii, wyróżniającą obrazy tego<br />

twórcy – miękkość, która jest jak ciepły<br />

dotyk będący wyrazem stosunku artysty<br />

do portretowanego modela. Bliski<br />

kadr pozwala nam wniknąć w psychikę,<br />

zajrzeć w głąb duszy. Przypadkowość<br />

ujęcia sprawia, że przed oczami<br />

widza przewijają się fotograficzne kadry<br />

– niczym zdjęcia wykonane obiektywem<br />

z filtrem, który potrafi sprawić,<br />

że światło miękko modeluje zarówno<br />

postać, jak i otaczającą ją scenerię.<br />

Magia światła i cienia, miękkość i lekkość<br />

malarskiego tworzywa, a także<br />

swoista oszczędność w doborze wyszukanych<br />

kolorów to tajemnica obrazów<br />

artysty. Obrazów, w których<br />

chce się być, ale jeśli nie można być tą<br />

kobietą odwróconą tyłem do widza,<br />

jak dawniej na romantycznych obrazach<br />

Friedricha, to na te obrazy chce<br />

się chociaż nieustannie patrzeć, bo<br />

emanują spokojem, urzekają lekkością<br />

i fascynują ogromną malarską swobodą.<br />

To obrazy, na podstawie których<br />

można snuć długą opowieść o sztuce,<br />

o życiu, o trwaniu i przemijaniu i oby<br />

ta poetycka opowieść wyrażona światłem<br />

i kolorem trwała jak najdłużej.<br />

[IWC]


JAN NORBERT DUBROWIN<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

41


PUSTKA<br />

O KTÓREJ GODZINIE MÓWIMY<br />

Jak ślimak,<br />

Zostawiający ślady na suchych liściach,<br />

Czas prześlizguje się przeze mnie<br />

Miałem swój udział w tym świecie -<br />

Smutki, które przychodzą z błotem, smołą i falą,<br />

Nie zostawiają miejsca na miłość.<br />

Czyim więc jestem synem -<br />

Wokół mnie ciemność jak piasek<br />

I słońce i lodowa pustynia<br />

Dach słów pęka<br />

Góry, którym się powierzyłem, runęły<br />

Jakbym był jaskinią pełną wątpliwości<br />

Wiatr we mnie wyje.<br />

Poeci słowami chwytają czas<br />

Jest wrzesień, jest luty, jest maj.<br />

Ożywiają glebę zimowym słońcem<br />

Kolce upraw wychodzą z ziemi<br />

Sadzą drzewo na jałowej ziemi<br />

staje się zagajnikiem, staje się lasem<br />

Wyciągam do ciebie gałązkę<br />

Chwytasz ją smukłymi palcami<br />

Zapuszcza korzenie w sercu, staje się miłością<br />

Wołam do ciebie ze ścieżek, którymi wędruję,<br />

trzymając niebo silną dłonią.<br />

W wiosennych powiewach<br />

Unosisz się jak pióro<br />

Ziemia płynie pod tobą,<br />

Kiedy jak akrobatka łapiesz równowagę na linie.<br />

Wrzesień przychodzi i odchodzi, mija luty.<br />

Zimowe słońce wydaje niespotykane owoce<br />

Z ziaren ludzie robią gorący chleb<br />

Idziesz ramię w ramię z lasem<br />

Jak źrebak przechodzisz przez liście<br />

Czas otwiera się szeroko: niebieski,<br />

Jestem ziemią, po której chodzisz.<br />

Powitaj mnie - wołam z pszczołami<br />

Jestem drzewem, powiewem liści na drzewach.<br />

Jestem ornamentem wieków na kamieniach.<br />

Literami ozdabiam bieg rzek<br />

Jestem falą na wodach, powitaj mnie.<br />

Ciemnoniebieska pustka między nami<br />

Powitaj mnie z tą pustką.<br />

42<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Metin Cengiz<br />

NOC<br />

Drgający obraz życia, noc<br />

Rozlewająca się poprzez oddech Ziemi<br />

Oddałem się jej czułemu przepływowi<br />

W fali, gdzie spadają gwiazdy by zasnąć<br />

Rozsiewa się jak złoty pył<br />

Napina srebrny łańcuch nad dalekim brzegiem<br />

METIN CENGIZ (1953), turecki poeta,<br />

krytyk, tłumacz, wydawca. Absolwent<br />

Języka i Literatury Francuskiej na Uniwersytecie<br />

Atatürka w Erzurum oraz Romanistyki<br />

Uniwersytetu Marmara w Stambule.<br />

Opublikował 16 zbiorów wierszy,<br />

<strong>23</strong> książki krytyczno-literackie. Jego wiersze<br />

przetłumaczono na 32 języki.<br />

W 17 krajach ukazało się 18 tomików poezji<br />

(wybrane wiersze lub przekład jednej<br />

z jego książek). Przetłumaczył na język turecki<br />

i opublikował utwory 19 zagranicznych<br />

poetów. Przygotował, przetłumaczył<br />

i wydał dwie antologie poezji francuskiej,<br />

włoską i hiszpańską.<br />

Wielokrotnie nagradzany w Turcji i w innych<br />

krajach na całym świecie. Poeta ceniony<br />

i omawiany w licznych międzynarodowych<br />

pracach krytycznych.<br />

Wyciągam rękę do jej twarzy<br />

Słońce wraca do jaskiń<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

43


Cz. 3<br />

Jakaś złuda. Jakiś los<br />

Michał Paweł Urbaniak<br />

Justyna z Kaliną siedziały w pomieszczeniu<br />

na piętrze – małym pokoju ze<br />

stolikiem i wąskim łóżkiem zaścielonym<br />

kocem. Pod ścianą ktoś ustawił<br />

wiadro z wysuszonym mopem. Pokój<br />

przypominał trochę klitki wynajmowane<br />

w nadbałtyckich pensjonatach za Peerelu.<br />

Na pewno nie był udostępniony dla weselników,<br />

ale Kalina nie zwykła się przejmować<br />

takimi drobnostkami. Kończyła kolejnego<br />

drinka, rozluźniona, ale nie podchmielona.<br />

Miała mocną głowę. Poruszała szklanką,<br />

a kolorowy płyn wznosił się i opadał.<br />

– Przytyłam, co? – odezwała się. – Jestem<br />

już osiem miesięcy i cztery kilosy po ślubie.<br />

Tycie to skutek uboczny małżeństwa.<br />

– Ale dobrze ci z tym.<br />

Justyna miała nadzieję, że ominą ją te<br />

zbędne poślubne kilogramy.<br />

– Pryskamy stąd? – spytała Kalina.<br />

– I tak nie powinnyśmy tu siedzieć.<br />

– Nie mówię o tej norze, mówię o imprezie<br />

– zachichotała. – Z takiej imprezy nie<br />

można już wyjść – dodała, jakby odpowiadała<br />

samej sobie.<br />

Justyna pomyślała o tylu czekających<br />

ją godzinach, o jeszcze dalekiej Afryce,<br />

o bogatym programie zwiedzania, szczepieniach<br />

i moskitierach. Wolałaby SPA,<br />

nawet w Polsce. Harowała w pracy, harowała<br />

przy weselu, a teraz jeszcze harówka<br />

w podróży poślubnej, jakby wesele ciągnęło<br />

się całymi tygodniami.<br />

– Z nas dwóch to ja zawsze byłam wariatką<br />

– podjęła Kalina. – Ty byłaś wyważona,<br />

taka… zachowawcza. Nawet jak się buntowałaś,<br />

to jakoś na grzecznie. A tu teraz<br />

ślub po kilku tygodniach.<br />

– Miesiącach.<br />

– Które za łatwo da się przeliczyć na tygodnie.<br />

– Kalina machnęła ręką. Gdyby<br />

miała w szklance więcej drinka, to by go<br />

rozlała. – Nie podejrzewałam cię o taką<br />

odwagę! Nie znasz gościa, a wiążesz się<br />

z nim na resztę życia.<br />

44<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

– Wy ze Zbyszkiem też pobraliście się na<br />

szybko.<br />

– Tak, ale myśmy chodzili cztery lata ze sobą,<br />

mieliśmy rok przerwy, a potem już tylko ślub<br />

nam został. Mogłaś wyjść za Irka, ale wyście<br />

przechodzili ten związek i się zużył.<br />

– Może pogadajmy o Nikim, zamiast<br />

o Irku?– Justyna zapragnęła znaleźć się<br />

znów w weselnej wrzawie. To był zdumiewająco<br />

ciężki dzień.<br />

– Jak gadałyśmy o Nikim, nie chciałaś mnie<br />

słuchać. Coś mi od początku w nim nie grało.<br />

Tobie się wydaje, że patriarchat to już<br />

muzeum, a trafił ci się żywy okaz. On jest<br />

jak ktoś, kto bardzo chce coś ukryć, przynajmniej<br />

na jakiś czas. – Dopiła resztę i postawiła<br />

szklankę obok łóżka. – I te niepozałatwiane<br />

sprawy z tą jakąś dziewoją, wiesz, że ja<br />

w kulki nie lecę, podpytałam go. Mówiłam<br />

ci, że to za szybko, że wcale go nie znasz,<br />

a rozwody są kosztowne. Ale na tę jego siostrę<br />

uważaj, z gęby to taka wydra. Znam ten<br />

typ. A jak z tymi lampionami? – zmieniła temat.<br />

– Podobno nie dojadą.<br />

– Nie dojadą. Faceta okradli.<br />

– A widzisz! – odpowiedziała, jakby to<br />

wszystko wyjaśniało.<br />

Siedziały obok siebie, wrogie i obce.<br />

– Kalina, ty mi po prostu zazdrościsz!<br />

– Czego bym ci miała zazdrościć?<br />

Pytanie zawisło w powietrzu, ale kłótnia się<br />

rozpłynęła. Justyna była niesprawiedliwa. To<br />

ona dusiła w sobie zazdrość, gdy Kalina brała<br />

ślub – co prawda tylko cywilny. Uwierało ją<br />

wrażenie, że została gdzieś z tyłu. Zastanawiała<br />

się nawet, czy nie przywabić do siebie<br />

z powrotem Irka, ale było za późno. Wreszcie<br />

i ona miała ten swój dzień, z białą suknią,<br />

szampanem, lampionami (nie, bez lampionów),<br />

a myślała o facecie, który twierdził, że<br />

jest jej synem z przyszłości. Cholera jasna!<br />

Opowiedziała Kalinie o Jacku.<br />

– Ale numer! Pewnie to jakaś ukryta kamera,<br />

teraz są takie różne programy, ludzi<br />

wrabiają, a inni ludzie się śmieją! Ale na<br />

weselu? – Pokręciła głową. – Wypytałaś go<br />

o przyszłość?<br />

– Nie! – wzdrygnęła się.<br />

– Ja bym wypytała. Choćby po to, żeby się<br />

dowiedzieć, jakie bajki mi gość naopowiada.<br />

Zapytam w twoim imieniu. Musisz mi<br />

go pokazać! – rzuciła, tak jak wtedy, gdy<br />

parę lat temu chodziły po imprezach i czaiły<br />

się na co przystojniejszych facetów, jakby<br />

szukały czterolistnych koniczynek.<br />

Zeszły na dół. Nie musiały szukać Jacka.<br />

Czekał na nie przy schodach. Wyłamywał<br />

sobie palce. Już nie starał się o uśmiech.<br />

– Mamo, niedługo będę musiał iść! Proszę,<br />

porozmawiajmy! Zrób to dla mnie, ja<br />

chcę coś zrozumieć, muszę…<br />

Kalina wcisnęła się między nich.<br />

– No, no, prawdopodobny syn Justki! A ja<br />

jestem Kalina! Twoja ciocia?<br />

– Od kilku lat mówimy sobie po imieniu –<br />

odparł Jacek, zmieszany.<br />

Poprosiła go do tańca, nie miał jak odmówić.<br />

Odwrócił się i rzucił Justynie rozżalone<br />

spojrzenie. Poczuła się tak, jakby<br />

kopnęła psa, który chciał od niej wyżebrać<br />

kawałek kanapki z wędliną. Nigdy nie zrobiłaby<br />

czegoś takiego.<br />

*<br />

Znalazła schronienie u cioci Ludki przy<br />

bocznym stoliku. Traktowała ją jak drugą<br />

matkę. Przychodziła do niej z problemami<br />

delikatniejszej materii. Mama była jak<br />

czołg, zawsze gotowa do działania, ciocia<br />

Ludka potrafiła lepiej się wsłuchać i więcej<br />

zrozumieć. To ona pożyczała Justynie<br />

najpiękniejsze książki, nauczyła ją haftu,<br />

aromaterapii i miłości do ręcznie malowanego<br />

szkła. Pokazała jej wibrujące wahadełko<br />

i karty anielskie (ale nie pozwoliła<br />

się nimi bawić). Prowadziła zeszyty<br />

z aforyzmami. W domu miała dwie papużki<br />

nierozłączki o oczach jak ze skrawków<br />

sukienki w grochy. Nie piła alkoholu. Dziś<br />

wtopiła się w weselny tłum i nie różniła się<br />

niczym od innych ciotek – ale dla Justyny<br />

pozostała wyjątkowa.<br />

– Przypomniałaś sobie swoje wróżby, Kasandro?<br />

– spytała. Wpatrzyła się ze smutkiem<br />

w filiżankę kawy jak w mały czarny<br />

staw.


„Ty dzisiaj jesteś szczęśliwą,<br />

panno młoda – zaproś gości<br />

tych, którym gdzie złe wciórności<br />

dopiekają – którym źle –<br />

których bieda, Piekło dręczy”.<br />

Stanisław Wyspiański, Wesele, Warszawa 2002.<br />

– Już wiesz?<br />

– Wszyscy już wiedzą. Plotki szybko się<br />

rozchodzą, a jeszcze takie…<br />

– Dziwna sprawa, ciociu.<br />

– Dziwne jest dla nas to, co nie ma wyjaśnienia,<br />

skarbie. – Upiła łyk kawy. – Gdy<br />

się wyjaśnia, okazuje się, że nigdy dziwne<br />

nie było.<br />

Justyna rozglądała się po sali. Szukała Jacka.<br />

Siedział między Sebkiem, a wujkiem<br />

Zygmuntem. Klepnął się w czoło. Pewnie<br />

znów powiedział za dużo.<br />

– Nie mów mi, ciociu, że wierzysz w to<br />

jego gadanie. Niki miał wcześniej dziewczynę,<br />

to jej sprawka. Niech psuje nam<br />

ślub, my i tak się nie damy.<br />

Ciocia długo się nie odzywała, jakby<br />

chciała wyczytać odpowiedź w kawie.<br />

– Rozmawiałam z tym Jackiem – ostrożnie<br />

dobierała słowa. – Mówi, że jest z lat<br />

czterdziestych… Dużo ciekawych rzeczy<br />

się podzieje. Szkoda, że tych czasów nie<br />

dożyję!<br />

– Każdy może powiedzieć, że przyszłość<br />

to podróże w czasie!<br />

Nie wiedziała, co zirytowało ją bardziej:<br />

to, że Jacek werbował sojuszników za<br />

jej plecami, czy to, że ciocia Ludka miała<br />

umrzeć. Powiedział jej o tym? Nawet jak<br />

na okrutny żart to przesada! Igrać sobie<br />

z uczuciami cioci, z jej strachem!<br />

– Justynko, znam cię. – Odłożyła filiżankę<br />

z cichym brzękiem. – Jesteś wrażliwym,<br />

dobrym człowiekiem. On też taki jest.<br />

– To krętacz!<br />

– W głębi serca przecież wiesz, że on<br />

mówi prawdę – zignorowała jej uwagę. –<br />

Wierzysz mu, ale boisz się przyznać, bo to<br />

by oznaczało za dużo. Rodziłoby tyle pytań.<br />

Strasznych pytań, prawda?<br />

– Na razie mam tylko jedno pytanie, ciociu!<br />

A gdyby powiedział, że jest Napoleonem<br />

albo którąś z twoich świętej pamięci<br />

papużek, też byś mu uwierzyła?<br />

Mierzyły się wzrokiem. Justyna pomyślała,<br />

że ciocia Ludka rzeczywiście jest trochę<br />

śmieszna. Nic dziwnego, że nikt nie<br />

traktował jej poważnie. Te wahadełka,<br />

karty, papużki!<br />

– Naprawdę myślisz, że wszystko zostało<br />

już wyjaśnione? Wszystko wynalezione?<br />

Bo jest tylko jeden świat i już nie ma tajemnic?<br />

Nawet Boga i jego świętych dało<br />

się poukładać, po prostu są i już, niedziela<br />

w kościele, w grudniu Boże Narodzenie.<br />

Świat zrobił się przejrzysty jak galaretka<br />

owocowa. A duchy, a Trójkąt Bermudzki,<br />

a prorocze sny, przeczucia, a reinkarnacja?<br />

Ciocia pochyliła się w jej stronę. Czuć<br />

było od niej kawę i paczulę. Justyna miała<br />

wrażenie, że muzyka ucichła, a goście<br />

znieruchomieli – tymczasem one musiały<br />

doprowadzić tę rozmowę do końca.<br />

– Świat jest pełen krzywizn i cieni, ale ma<br />

też przesmyki. A za nimi utknęły te inne<br />

światy, ciemne, jeszcze nieoswojone. Można<br />

je dostrzec, tylko trzeba chcieć. To wymaga<br />

odwagi. Stać cię na nią, kochanie?<br />

Kalina chwaliła ją dziś za odwagę – ale<br />

to była mieszczańska odwaga, wpisana<br />

w konteksty, odwaga rozcieńczona strachem.<br />

Justyna nie chciała być starą panną.<br />

Może tylko o ten strach chodziło –<br />

i dlatego tak łatwo pokochała Nikiego.<br />

– O, tu jesteś, Justka! – Kalina, uzbrojona<br />

w potężnego drinka, zajęła sąsiednie<br />

krzesło. – Jacek cię szuka.<br />

– Ciągle mnie szuka! Potańczyliście sobie?<br />

Wypytałaś go o moją przyszłość?<br />

– Wypytałam. – Uśmiechnęła się krzywo.<br />

– No i?<br />

– Justka, zawsze stawiam na szczerość.<br />

Nigdy cię nie okłamałam. Nie kuś mnie,<br />

abym teraz złamała swoje zasady. Zdrowie!<br />

– Uniosła szklankę i zaczęła chłeptać.<br />

– Ale co on ci powiedział? Coś się stanie?–Justyna<br />

i ciocia Ludka wymieniły<br />

zaniepokojone spojrzenia.<br />

– Jeśli coś się stanie, i tak się o tym dowiesz!<br />

Zresztą zapytaj jego. On jest<br />

taki jak mój ojciec! Najpierw dużo gada,<br />

potem krótko myśli o tym, co powiedział,<br />

a w końcu długo przeprasza i prosi, żeby zapomnieć<br />

o tym, co gadał, nie rozpowiadać.<br />

Justyna poczuła ciepłą dłoń na ramieniu.<br />

To był Sebek, już trochę pijany.<br />

– Dżusta, on chce z tobą porozmawiać.<br />

Nie możesz go tak traktować, cały czas<br />

przed nim zwiewasz, a jemu jest przykro.<br />

Jak byś ty się czuła, gdyby twoja własna<br />

matka cię odpychała?<br />

– Na miłość boską, nie jestem jego matką!<br />

Jeśli natychmiast stąd nie wybiegnie, zwariuje!<br />

– Wiadomo, że nie – odparł z ociąganiem.<br />

– Ale to trochę jak z tym zakładem<br />

Kartezjusza, czy kto się tam zakładał… Nie,<br />

to nie Kartezjusz. Sokrates? Jeden pies!<br />

Chodzi o to, że lepiej wierzyć na wszelki<br />

wypadek. To odjechane, ale… on jest nieźle<br />

zorientowany.<br />

– Dużo wie! – wtrąciła Kalina.<br />

– Mówił ci o tym, że podłożą bombę<br />

w Pałacu Kultury? Tyle ludzi zginie!<br />

W dwudziestym szóstym czy siódmym…<br />

– Mój Boże! – Ciocia Ludka zakryła dłonią<br />

usta.<br />

– Nie, mówił mi o innych bombach! Prywatnych!<br />

– Kalina znów się napiła. Nawet<br />

przy swojej mocnej głowie była na najlepszej<br />

drodze do tego, żeby urwał jej się<br />

film. – Co mnie tam obchodzi jakiś Pałac<br />

Kultury? Pytałam o siebie, o Justkę… Ty się<br />

nie przejmuj – powiedziała do niej. – Byłyśmy<br />

już u wróżki, nic się nie sprawdziło!<br />

Pamiętała – a może raczej pamiętała samą<br />

kulę, jakoś bała się patrzeć na wróżkę, na<br />

jej gabinet. Pewnie pytały karty o bzdury,<br />

bo nawet ta odkryta przyszłość uleciała jej<br />

z pamięci. Miały po szesnaście lat i za dużo<br />

kieszonkowego. Kiedy były starsze, na tej<br />

samej zasadzie kupowały sobie testy ciążowe,<br />

sikały na nie i czekając na wynik,<br />

wpadały w panikę. Co prawda, wówczas<br />

seks znały tylko ze swoich marzeń, ale to<br />

im nie przeszkadzało histeryzować.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

45


foto: Pixabay<br />

– Mamo… przepraszam, Justyno! – Jacek<br />

stanął przy jej krześle, skruszony i smutny.<br />

Przy dyskretnym stoliku nagle zrobiło się<br />

tłoczno. – Możesz mi nie wierzyć, ale ja<br />

mam coś, co cię przekona. Nie powinienem<br />

ci tego pokazywać, ale trudno, zapłacę<br />

karę.<br />

Położył przed nią zaproszenie na dzisiejszy<br />

ślub – identyczne jak to, które rozsyłała<br />

kilka miesięcy temu. W środku także<br />

wyglądało tak samo. Jednak było przybrudzone,<br />

na górze lekko naddarte. Po<br />

wewnętrznej stronie biegła brunatna linia<br />

w kształcie półokręgu – jakby ktoś położył<br />

tam kubek z kawą. Nie było imienia – ona<br />

i Niki zdecydowali się na taki wariant, żeby<br />

nie tracić czasu na wypisywanie. Spieszyli<br />

się. Bo musieli się oczywiście pobrać już,<br />

natychmiast!<br />

– Skąd to masz?<br />

– Żeby udać się w podróż w czasie, trzeba<br />

mieć tak zwany artefakt. Chcesz przenieść<br />

się w czasy wojenne, to wystarczy<br />

guzik munduru. Chcesz do dziewiętnastego<br />

wieku, więc daje się jakiś zabytek,<br />

muzea i skanseny wypożyczają, to słono<br />

kosztuje, trzeba dać duży zastaw, ale to<br />

niebezpieczne, bo na wojnie czy w takich<br />

latach dawnych, łatwo się ginie! Człowiek<br />

się naraża i…<br />

– Pytałam, skąd to masz! – Uderzyła pięścią<br />

w stół, zabrzęczała filiżanka cioci Ludki.<br />

46<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

– Znalazłem w listach Isi, siostry babci. Jak<br />

umarła, to mi je dały jej dzieci, bo nie wiedzieli,<br />

co z nimi zrobić, a że ja piszę, więc…<br />

Patrzyła na zaproszenie, które parę tygodni<br />

temu musiała trzymać w dłoniach. Przejechała<br />

palcem po obwódce po kawie. Ten<br />

ślad miał czas, aby zadomowić się między<br />

stronami zaproszenia.<br />

– Powiedz, że jesteś od niej! Ile ci zapłaciła?<br />

Miałeś nam zepsuć wesele? Sprawić,<br />

żebym zwariowała, żeby mnie pogotowie<br />

na sygnale wywiozło do czubków? Jeszcze<br />

udekorowane balonami, wstęgami! Ile ci<br />

dała za fatygę? Ja ci dam więcej, przebiję<br />

ją! Moi rodzice ci dadzą, mają restauracje,<br />

oszczędności, polisy! Ile ci dała?! Powiedz,<br />

że jesteś od Cindy!<br />

– Od Cindy? – nagle zrobił się wściekły.<br />

Wystarczyła sekunda, żeby kochany synek<br />

zamienił się w bachora. – Żartujesz! Ja<br />

miałbym mieć coś wspólnego z tą kurwą?!<br />

Z tą, z którą ojciec… – Walnął się w czoło. –<br />

Przepraszam, mamo, zawsze coś chlapnę!<br />

*<br />

Stali w tym wąskim pokoju, który odkryła<br />

Kalina. Facet z obsługi zwrócił uwagę, że tu<br />

nie wolno, ale posłała go do diabła. Z dołu<br />

dochodziły odgłosy weselnego rwetesu.<br />

Wodzirej zapraszał do zabawy, wywoływał<br />

pannę młodą. A niech woła! Stała naprzeciwko<br />

Jacka. Było ciasno. Ilekroć robiła<br />

krok, musiała się obić albo o kanapę, albo<br />

o stolik, albo o wiadro.<br />

– Musisz mi powiedzieć wszystko, co<br />

wiesz!<br />

Powtórzyła to trzeci raz, ale i on powtarzał<br />

swoje „nie”. Taki był chętny do zwierzeń,<br />

skarżył się Kalinie i Sebkowi, a teraz się<br />

zaciął!<br />

– Nie! I tak już za dużo powiedziałem!<br />

Mamo, proszę!<br />

– Nie mów do mnie „mamo”!<br />

– Będę tak do ciebie mówił, bo jesteś<br />

moją matką! Kremowałaś mi tyłek pupkosoftem!<br />

– Nie ma czegoś takiego!<br />

– Widać tego jeszcze nie wprowadzili! Macie<br />

tu dopiero dwa tysiące trzynasty, nie?!<br />

Kiedy tu szła, sądziła, że już wygrała.<br />

Wnerwił ją tak, że musiała z niego wszystko<br />

wydostać – ale i on był wściekły.<br />

– Po co ja to robiłem? – Kopnął wiadro,<br />

mop się zachwiał. – Tak chciałem cię zobaczyć!<br />

Kochałem cię bardziej niż Gosię!<br />

Dlatego się rozstaliśmy, bo nie odciąłem<br />

pępowiny, ciągle się o ciebie zamartwiałem,<br />

bo po tym, jak on cię… Znowu za<br />

dużo mówię!<br />

Przytuliła go, może za mocno.<br />

– Syneczku, powiedz mi, powiedz mi, co<br />

się stanie, ostrzeż mnie, ślub można unieważnić!<br />

– Nie mogę ci nic powiedzieć, mamo! Ty<br />

byś się z ojcem rozwiodła i co? Nie byłoby<br />

mnie na świecie, ani Moniki i Wicka! Jezu,


nawet nie byłoby mojej Zosi, a ona teraz<br />

poszła do przedszkola! Oni jeszcze z tym<br />

eksperymentują, to jest bardzo kontrowersyjne!<br />

Mamo…<br />

Zaczął płakać. Dorosły facet i się mazał!<br />

Miała ochotę go trzepnąć.<br />

– Dobrze, powiem tylko jedno! Od pięciu<br />

lat jestem na terapii. Monika też poszła, ale<br />

później, ja przetarłem szlaki. Po tym, co się<br />

tobie stało, myśmy już dłużej nie mogli…<br />

Znów za dużo powiedziałem! – Uniósł ręce<br />

w obronnym geście. Na jego policzkach<br />

błyszczały łzy. – Nie, nie każ mi tego mówić!<br />

Nie obarczajcie mnie jeszcze tym!<br />

Nagle zamilkł i nasłuchiwał. Nie odezwała<br />

się. Stali się jak zwierzęta, które zwietrzyły<br />

niebezpieczeństwo. Dotarł do nich podniesiony<br />

głos Nikiego.<br />

– Gdzie ona jest?! Justyna, do cholery!<br />

Znów miała wrażenie, że tylko śni, że jeszcze<br />

nie było ślubu, nikt się nie wydziera,<br />

nie przeklina, będą lampiony, ciepły rosół<br />

i żadnych nieoczekiwanych gości. Zeszła<br />

na dół, a Jacek – a jakże! – za nią.<br />

Wszystko potoczyło się bardzo szybko.<br />

Były krzyki, wyzwiska, szarpanina, ale<br />

skończyło się na kilku szturchnięciach<br />

i podbitym oku. Justyna stanęła w obronie<br />

Jacka, przerażona. Nie znała Nikiego od takiej<br />

strony. Może to tylko kwestia wódki?<br />

Muzyka ucichła, wodzirej chciał zachęcać<br />

do zabawy, ale się zamknął w pół zdania.<br />

Parkiet zamienił się w ring. Na środku,<br />

otoczony przez weselników, stał Jacek,<br />

w już teraz zmiętym garniturze i z ciemniejącym<br />

śladem pod prawym okiem.<br />

– To twój sposób, nie?! – Niemal splunął<br />

na Nikiego. – Siła, jak zwykle! Tylko słabi<br />

ludzie używają siły, tatuśku! Widzę, że zawsze<br />

taki byłeś! Co ona w tobie widziała?!<br />

– Coś ty ćpał, gnoju? Kto ci pozwolił rozpierdzielać<br />

moje wesele?!<br />

– On jest od Cindy! – zawołała Żaneta.<br />

– Zaraz, porozmawiajmy spokojnie! –<br />

Mama wkroczyła między nich. Sprawdzała<br />

się w sytuacjach kryzysowych. Z ringu<br />

zrobiła salę konferencyjną. – Pan twierdzi,<br />

że jest synem mojej córki?<br />

– Tak, jestem nim. Ja mam zaproszenie,<br />

artefakt, ja mogę wszystko…<br />

Uciszyła go jednym gestem. Justyna pomyślała,<br />

że jej samej zabrakło autorytetu.<br />

– Jak pan się tu dostał w takim razie?<br />

– Przez podróż w czasie. Firma się nazywa<br />

Vehikulos.<br />

– Aha! Poza tym święty Mikołaj roznosi<br />

prezenty, wróżki zębuszki kolekcjonują<br />

mleczaki, a Yeti zszedł z gór i kupuje<br />

brukselkę w jarzynowym!<br />

– Nie! To nie tak! – Jacek znów się nakręcał.<br />

– To jest oparte na najnowszych<br />

technologiach, odkryciach! Coś<br />

z fizyką kwantową, ja bym to wyjaśnił,<br />

ale to pogmatwane, a ja zawsze byłem<br />

humanistą! Musieliście mi płacić<br />

korepetycje z fizyki, z matematyki, aż<br />

do matury! – zwrócił się do Justyny. –<br />

Z chemii było trochę lepiej, mieliśmy<br />

przynajmniej normalnego chemika, bo<br />

facet od fizyki to był terrorysta pieprzony,<br />

pisaliśmy nawet petycje, prosiliśmy,<br />

ale był lowelasem dyrektorki, więc…<br />

– Stop! – przerwała mama. – Z którego<br />

pan niby przybył roku?<br />

– Czterdziestego siódmego!<br />

– A mnie mówiłeś, że z czterdziestego<br />

ósmego! – wtrąciła Justyna.<br />

– Mnie też – dodała z żalem ciocia Ludka.<br />

Klepnął się w czoło.<br />

– A tak, ósmego! U nas jest styczeń, jeszcze<br />

się nie przestawiłem! Pomyliło mi się<br />

z tego wszystkiego! – Wyłamywał palce.<br />

– Niech pan powie, jak mam na imię?<br />

Jak ona ma na imię! – Mama wskazała<br />

ciocię Isię. – Kiedy się urodziła Justyna,<br />

a kiedy Mikołaj! Jak się nazywają nasze<br />

restauracje! – wystrzeliwała z siebie kolejne<br />

pytania.<br />

– Wiem wszystko, ale nie będę brał<br />

udziału w takim przesłuchaniu, nie jestem<br />

tresowaną papugą! Mamo, nie<br />

pozwól mnie tak dręczyć! Mówiłaś, że<br />

jestem twoim ukochanym synem!<br />

Chwycił ją za ręce i uklęknął, jakby miał<br />

zamiar się oświadczyć.<br />

– Zabieraj łapska od mojej córki, bo wezwę<br />

policję! – Mama sięgnęła po telefon.<br />

Wstał z uniesionymi rękami, jakby mierzyła<br />

do niego z pistoletu.<br />

– Żadnej policji, babciu! Nie masz pojęcia,<br />

jakie odsetki będę musiał bulić, jeśli<br />

to się otrze o policję!<br />

– Odsetki, akurat! Prędzej mandat! Musieliby<br />

cię wylegitymować! O właśnie!<br />

Pokaż dokumenty! Jakiś dowód osobisty,<br />

prawo jazdy! Tyle możesz!<br />

– Nie pokażę wam, bo jesteście złymi<br />

ludźmi! Jesteście podli! Nienawidzę<br />

was! Dobrze, że mi się tu czas kończy!<br />

A tak w ogóle, to już nie ma dowodów<br />

osobistych, robią skany twarzy!<br />

Udał się w stronę wyjścia, odprowadzany<br />

dziesiątkami spojrzeń. Nikt za<br />

nim nie ruszył, nikt nie próbował go<br />

zatrzymać. Justyna nie doznała ulgi.<br />

Przeczuwała, że dzieje się coś bardzo<br />

złego – tak jakby patrzyła na człowieka,<br />

który wchodzi prosto w pożar.<br />

– Jacek! – wyrzuciła z siebie.<br />

Zawrócił. Podszedł do niej. Zdołał się<br />

uśmiechnąć. Podała mu rękę, ale jej<br />

nie przyjął. Zamiast tego pocałował ją<br />

w policzek.<br />

– Mamo, ciebie i tak będę kochać,<br />

bo bardzo mi cię żal…<br />

Przebył jeszcze raz tę samą trasę<br />

do wyjścia. Już nie zawrócił.<br />

– Pozdrów Cindy! – rzuciła za nim Żaneta.<br />

– Niech do mnie zadzwoni!<br />

Justyna chciała zawołać jeszcze raz, ale<br />

nie zdobyła się na to. Przycisnęła dłoń<br />

do policzka, jakby mogła w ten sposób<br />

zatrzymać tamten ostatni pocałunek.<br />

Przecież jeszcze się spotkają. Powie<br />

mu: „Pamiętasz, jak wpadłeś na nasze<br />

wesele?”. Weźmie ją za wariatkę! Nie,<br />

to ściema… Chyba. Tak. Nie. Dość! Całe<br />

życie jej zejdzie na zastanawianiu się<br />

nad tym?!<br />

To mogło potoczyć się inaczej, gdyby<br />

tylko wybrał inny dzień, jakąś środę,<br />

czwartek, najlepiej pod wieczór. Przyszedłby<br />

do niej, usiedliby, pogadaliby<br />

na spokojnie. A tu, na weselu? Była<br />

zestresowana, zmęczona, dookoła siedemdziesiąt<br />

osób, a on się napatoczył<br />

i ścigał ją jak stalker. Faktycznie był trochę<br />

niepozbierany. Niektórzy tak już<br />

mają – wysyłają puste prezentacje bez<br />

zapisania zmian, niechcący rozdeptują<br />

robaki, pełni najlepszych intencji zapraszają<br />

na górski wypad ludzi z lękiem<br />

wysokości albo zamawiają lampiony,<br />

których nikt nie dowiezie.<br />

Niedługo wesele się skończy, a potem<br />

skończy się też podróż poślubna. Ona<br />

i Niki wrócą prosto w dni zwykłe, takie,<br />

których nie zaznacza się w kalendarzu,<br />

bo nie ma po co. Pozostanie im już tylko<br />

żyć. [MPU]<br />

KONIEC<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

47


48<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

ILUSTRACJA: LOUI JOVER


DWADZIEŚCIA TYSIĘCY ODDECHÓW MNIEJ<br />

ŻELBETOWE BAGNA<br />

wśród betonowych ścian zamknięta<br />

kurczysz się w sobie<br />

trucizna metropolii rozpływa się leniwie<br />

jak atrament<br />

na drżącej dłoni<br />

patrzysz z pogardą<br />

jak brudzi paznokcie<br />

i zostawia ślady<br />

mijają lata<br />

a Ty wciąż błądzisz<br />

i grzęźniesz w miejskich<br />

żelbetowych bagnach<br />

ale zobacz<br />

kałamarz już niemal pusty<br />

zbliża się zatem kres tej wędrówki<br />

niechlubny rozdział za sobą zostawiasz<br />

zrywasz atramentowe płótna<br />

które latami malowałaś<br />

zapominając<br />

jak wiele kolorów jest wokół<br />

promień słońca<br />

niczym nowy świt<br />

wdziera się śmiało<br />

do żył ponurych jaskiń<br />

kurtyna opadła<br />

stoisz oniemiała<br />

dostrzegasz nagle<br />

że zagajnik który niegdyś zasiałaś<br />

razem z Tobą wzrastał<br />

by dziś<br />

właściwy kierunek wskazać<br />

dwadzieścia tysięcy oddechów mniej<br />

zagłuszyło dziś stukot<br />

jednej pary sztućców przy kolacji<br />

zabrało czubkami nosów czułe tulenie<br />

tuż przez zaśnięciem<br />

i objęcia które ratują po nocnym koszmarze<br />

dwadzieścia tysięcy oddechów mniej<br />

ściska boleśnie serce<br />

odbierając w płucach powietrze<br />

dwadzieścia tysięcy oddechów mniej<br />

zbudziło nagłą ciszą<br />

ciszą w której rozbrzmiewa modlitwa<br />

moich oczu<br />

o twój rychły powrót<br />

UNIESIENIE W CYRKU<br />

wysoko<br />

pod cyrku nieboskłonem<br />

wspaniałe robisz akrobacje<br />

siła i spokój<br />

karmią Cię kolejnymi sukcesami<br />

dzięki nim na codzienności huśtawce<br />

kołyszesz się lekko<br />

ale pamiętaj<br />

ci na dole patrzą nieustannie<br />

nie pozwól im się rozproszyć<br />

ich oczy skierowane ku górze<br />

cierpliwie wyczekują<br />

twojego rychłego upadku<br />

Paulina Sacharczuk<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

49


MALARSTWO ZAANGAŻOWANE SPOŁECZNIE<br />

Sztuka<br />

Maliny Wieczorek<br />

50<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Sztuka nie powinna<br />

być tylko ozdobą.<br />

Powinna wywoływać emocje.<br />

Skłaniać do dialogu<br />

na ważne społecznie<br />

i ideologicznie tematy.<br />

Angażować<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

51


Malarka aktywistka<br />

Malina Wieczorek studiowała w Akademii Sztuk Pięknych<br />

w Krakowie, w 1996 roku otrzymała dyplom z wyróżnieniem.<br />

Wystawia od 1994 roku, a jej obrazy znajdują się w prestiżowych<br />

kolekcjach na całym świecie. Malarstwo artystki zalicza się do<br />

sztuki konceptualnej, w której eksponuje się prymat idei nad<br />

samym przedmiotem, akcentując silnie intelektualny charakter<br />

twórczości. Termin ten został użyty po raz pierwszy przez Guillaume’a<br />

Apollinaire’a w nawiązaniu do kubizmu (jednak właściwy<br />

nurt sztuki konceptualnej ukształtował się na przełomie lat<br />

50. i 60. XX wieku). W opinii Maliny sztuka – mimo czysto dekoracyjnych<br />

walorów – powinna zachęcać do zadawania ważnych<br />

pytań, szczególnie w obecnych czasach, pełnych dynamizmu<br />

i niejednoznaczności.<br />

Jej abstrakcyjne obrazy to świadomy manifest. Artystka nie boi<br />

się bowiem przełamywania tabu, krytyki ogólnie przyjętych<br />

norm w kulturze patriarchatu i zadawania trudnych społecznie<br />

pytań. Zaangażowane malarstwo Maliny przywodzi na myśl artystów<br />

takich jak chociażby kontrowersyjna japońska artystka<br />

Yayoi Kusama, która łączy ideę minimalizmu i psychodelii. Odnosząc<br />

się w swoich pracach do cielesności, tworzy ze sztuki<br />

pewnego rodzaju terapię w związku z fobią seksualną, która wykształciła<br />

się w niej na kanwie doświadczeń z dzieciństwa oraz<br />

przepracowuje traumę, bowiem przez poważną chorobę psychiczną<br />

stała się więźniem własnego ciała.<br />

52<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

53


Sztuka<br />

wojeryzmu<br />

Prace Maliny Wieczorek to minimalistyczne,<br />

intymne akty kobiet. Rodzą<br />

złudzenie podglądania, tak jakby obserwator<br />

przyglądał się im z ukrycia.<br />

Wojeryzm (inaczej oglądactwo) polegający<br />

na podglądaniu nagich osób czy<br />

też praktyk seksualnych osób, które nie<br />

są tego świadome, jest silne widoczny<br />

w każdej z prac Maliny. Sama artystka<br />

zastanawia się, kiedy kobiety stają się<br />

w pełni sobą? Kiedy są najpiękniejsze?<br />

Jej zdaniem właśnie wtedy, gdy nikt na<br />

nie patrzy lub gdy nie są tego świadome.<br />

Gdy mogą odłożyć na bok wszelkie<br />

normy społeczne, zapomnieć o przypisywanej<br />

im roli i sztucznie ustalonych<br />

regułach. Gdy należą do samych siebie.<br />

Akty nie tylko cielesne, ale też duchowe<br />

Kobiety ukazywane przez artystkę są nagie<br />

nie tylko w sensie cielesnym, lecz także<br />

duchowym. Nieświadome obecności i obserwacji<br />

kogoś z zewnątrz, mogą porzucić<br />

narzucane im w teatrze codzienności obowiązki<br />

i zachowania, by być po prostu sobą.<br />

Cielesność ukazana jest w sposób nieagresywny,<br />

nienachalny, subtelnie odsłania kobiece<br />

wdzięki. Nie widzimy jednak twarzy<br />

żadnej z kobiet, co może rodzić pytanie<br />

o to, czym właściwie jest kobiecość? Czy<br />

emanacją atrakcyjnych fizycznie walorów?<br />

Idealnymi wymiarami, do których obsesyjnie<br />

dążą kobiety pod wpływem programów<br />

telewizyjnych czy „ideałów” serwowanych<br />

w mediach społecznościowych? Malina<br />

skłania do zastanowienia się, dlaczego tak<br />

usilnie dążymy do norm sztucznie narzucanych<br />

przez innych. Celowo pozbawia bohaterki<br />

swoich prac twarzy i poddaje ich ciała<br />

deformacjom, aby ukazać, że prawdziwe<br />

piękno pochodzi z wnętrza. Nie ogranicza<br />

się do cielesności. Kobiecość to bowiem<br />

siła ich natury, harmonia duszy z ciałem,<br />

pielęgnacja wewnętrznych wartości.<br />

54<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Malarstwo emocji<br />

Malina Wieczorek odważnie zadaje pytania<br />

o ideę kobiecości, a jej malarstwo udziela na<br />

nie odpowiedzi poprzez emocje. To w nich<br />

możemy odnaleźć, czym jest tak naprawdę.<br />

Emocje wzbudzają nie tylko sylwetki kobiecych,<br />

zdeformowanych ciał, sugerowane<br />

sceny z teatru codzienności, lecz także stosowane<br />

przez malarkę kolory, w tym soczyste<br />

odcienie czerwieni i pomarańczy.<br />

Akty wychodzą z wnętrza duszy malarki,<br />

która silnie angażuje się w działalność charytatywną.<br />

Nie da się pominąć tego wątku,<br />

opisując jej aktywną postawę artystyczną,<br />

bowiem spoglądając na całość jej aktywności,<br />

również zawodowej, zyskujemy szerszy<br />

kontekst, który pomaga głębiej zrozumieć jej<br />

przekaz.<br />

Malina od lat silnie angażuje się w pomoc<br />

społeczną, o czym świadczy chociażby<br />

pełniona przez nią funkcja fundatorki<br />

i prezeski Fundacji SM – WALCZ O SIE-<br />

BIE. U artystki wykryto w przeszłości chorobę<br />

SM [stwardnienie rozsiane – przyp.<br />

red.] – wówczas z pomocą przyjaciół zebrała<br />

pieniądze na leczenie, które nie było refundowane<br />

w Polsce. Jej zaangażowanie i oddanie<br />

się pracy zawodowej, pomimo trudności,<br />

przyczyniło się do zdobycia wyróżnienia<br />

w kategorii działalność gospodarcza w publikacji<br />

Fundacji Integracja pt. „Lista Mocy. 100<br />

najbardziej wpływowych Polek i Polaków<br />

z niepełnosprawnością”.<br />

Malina tworzy także agencję Telescope,<br />

w której zrealizowała ponad sto kampanii<br />

społecznych, dotyczących nie tylko osób<br />

z niepełnosprawnościami ruchowymi i intelektualnymi,<br />

lecz także przemocy wobec<br />

dzieci. Całość jej działalności i twórczości<br />

to podejmowanie trudnych tematów<br />

i zmiana postrzegania kwestii, które dotychczas<br />

wydawały nam się znane.<br />

Na podstawie trudnych doświadczeń<br />

życiowych powstają obrazy z silnie intelektualnym<br />

przekazem. Prace Maliny<br />

Wieczorek stanowią więc świadomy, tworzony<br />

konsekwentnie od wielu lat dialog<br />

z widzem, uczestnikiem teatru wydarzeń<br />

– każdym z osobna, jak i z całym społeczeństwem,<br />

w którym każdy funkcjonuje<br />

na co dzień i może stać się podglądaczem.<br />

Mamy dziś przyjemność podziwiać dojrzałą,<br />

ukształtowaną na kanwie prywatnych<br />

zmagań i niemal trzydziestoletniego doświadczenia,<br />

pełną emocji sztukę, która<br />

świadomie komunikuje kobiece wartości<br />

i stawia pytania o naturę kobiecości. Tworzone<br />

przez cały okres twórczości abstrakcyjne<br />

akty okazują się wyłącznie przyczynkiem<br />

do szerszej dyskusji. [AM]<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

55


Obraz: Malina Wieczorek<br />

56<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

57


„Co za czasy”… Gustaw włożył kapcie<br />

I w o n n a B u c z k o w s k a<br />

Kończyłam już pisać Co za czasy, gdy<br />

w rozmowie o konkursie koleżanka zapytała,<br />

czy jest to tekst rymowany. Nie<br />

był. I wtedy pomyślałam: faktycznie, jak<br />

w stylu Fredry, to powinien być rym!<br />

I napisałam drugi scenariusz – jedenastozgłoskowcem.<br />

Postanowiłam bohaterom<br />

Ślubów panieńskich dopisać<br />

dalsze losy. Dziesięć lat po ślubie charaktery<br />

Klary i Anieli niewiele się zmieniły,<br />

jednak wesoły, skory do psot Gustaw<br />

założył kapcie, a wiecznie smutny<br />

Albin szuka wrażeń „na mieście”. Panie<br />

obmyślają więc intrygę, aby odzyskać<br />

swych „dawnych” mężów. Natomiast<br />

nagrodzony tekst jest współczesny, ale<br />

– jak oceniło jury – udało mi się w nim<br />

uchwycić fredrowski typ humoru.<br />

Obudziłaś we mnie Fredrę, chyba<br />

odkurzę górną półkę biblioteki. Ale<br />

intryguje mnie utwór z podium…<br />

Wiem, że nie rozpędzisz się w jednoaktówce,<br />

a jednocześnie musisz tak<br />

skonstruować całość, żeby w ciągu,<br />

powiedzmy, pół godziny skupić uwagę,<br />

zainteresować, rozbawić i zasłużyć<br />

na brawa.<br />

Lubię pisać scenariusze teatralne, bardzo<br />

pasuje mi ta forma opowiedzenia<br />

jakiejś historii. Właśnie uświadomiłam<br />

sobie, że Co za czasy to już trzeci<br />

scenariusz, którego akcja rozgrywa się<br />

w barze. Jest więc barman, który jest<br />

nie tylko – jak się okaże – barmanem,<br />

jest też kobieta, dziewczyna i chłopak.<br />

Więcej nie zdradzę. Zapraszam<br />

w czerwcu na premierę.<br />

Pozwól, że wymienię jeszcze pozostałe<br />

laureatki, których utwory otrzymały<br />

wyróżnienia: Niespodzianka Czesławy<br />

Haładyn oraz Puzzle się nie ułożą Ewy<br />

Lachnit. Również gratulacje.<br />

Ja również gratuluję obu paniom.<br />

Z Iwonną Buczkowską, podwójną fredrowską laureatką, rozmawia Wanda Dusia Stańczak<br />

Niemałe wyzwanie obiegło środowisko<br />

ludzi pióra: napisanie<br />

na konkurs jednoaktówki,<br />

inspirowanej twórczością Aleksandra<br />

Fredry z okazji 300. rocznicy urodzin<br />

komediopisarza. Drugi powód to ogłoszenie<br />

przez Sejm RP tego twórcy patronem<br />

roku 20<strong>23</strong>. Niejeden pióro<br />

chwycił, niejeden wypuścił. Trafienie<br />

w klimat tego szczególnego poczucia<br />

humoru tylko z pozoru wydaje się proste.<br />

A jednak…<br />

Konkurs ogłosiło Stowarzyszenie Twórców<br />

Nieinstytucjonalnych STeN, które<br />

w przyszłym roku obchodzić będzie<br />

srebrny jubileusz. Jego prezeską jest<br />

aktorka, reżyserka, wykładowczyni<br />

krakowskiej PWST – Ziuta Zającówna.<br />

Okazało się, że wyzwanie podjęło<br />

wielu autorów, którym nieobce jest<br />

zabarwienie komediowe. Nagrodą jest<br />

wystawienie jednoaktówki 20 czerwca<br />

20<strong>23</strong> roku, o godz. 19 w Krakowie przy<br />

ul. Kanonicznej 1 – w ramach Teatralnego<br />

Hyde Parku, który jest artystycznym<br />

projektem Teatru Proscenium.<br />

58<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Pora na przedstawienie Iwonny Buczkowskiej,<br />

podwójnej laureatki konkursu.<br />

Za tekst Co za czasy, napisany prozą<br />

nierymowaną, uhonorowana została<br />

nagrodą główną. Pokusiła się na napisanie<br />

także tekstu rymowanym jedenastozgłoskowcem,<br />

utrzymanym konsekwentnie<br />

w klimacie fredrowskim. Są<br />

to Śluby małżeńskie – czyli – 10 lat po<br />

Ślubach panieńskich. Ten utwór otrzymał<br />

wyróżnienie…<br />

Gratuluję. Nie znam utworów, ale<br />

przyznam, że już krótki fragment<br />

wyróżnionej jednoaktówki rozbawił<br />

mnie szczerze, nawet zdziwiło mnie<br />

trochę, że to nie z nim staniesz na podium.<br />

Wiem, że napisałaś już sporo scenariuszy.<br />

Szczególnie dla dzieci, w zasadzie<br />

są to musicale. Dużo piosenek.<br />

A pomysły?<br />

Myślę, że zarówno książki, jak i przedstawienia<br />

dla dzieci powinny zawierać<br />

jakieś przesłanie i nieraz właśnie od<br />

niego zaczynam tworzyć historię.<br />

Występujesz też z satyrycznymi programami<br />

autorskimi, piszesz monologi.<br />

Czy też z przesłaniem?<br />

Staram się, aby tekst dla dorosłych<br />

miał puentę. Ale nie zawsze ona jest<br />

zaczynem wiersza. Ostatnio na przykład<br />

wpadło mi do głowy takie zdanie:<br />

„Trema go żarła jak kornik antyk”. Wydało<br />

mi się ciekawe, więc dopisałam do<br />

niego paręnaście linijek – i tak powstał<br />

monolog.<br />

Dziękuję i zatem do czerwca w Krakowie.<br />

[WDS]


ŚLUBY MAŁŻEŃSKIE<br />

czyli<br />

10 lat po<br />

Ślubach panieńskich<br />

Aleksandra Fredry<br />

Fragment<br />

Miejsce:<br />

Salonik w mieszkaniu Anieli i Gustawa.<br />

SCENA 1<br />

Około południa.<br />

ANIELA (chodzi nerwowo po pokoju)<br />

ANIELA<br />

Dwunasta zaraz, a pan mąż jak co dzień<br />

z gazetą drzemie w fotelu w ogrodzie.<br />

Mój Gustaw, który bawił się tak chętnie,<br />

dziś milczy albo powie coś półgębkiem<br />

i ponad wszystkie uroki na ziemi<br />

dobre jedzenie oraz drzemkę ceni.<br />

Chcę bal urządzić – już nadęta mina.<br />

Dobrze, że chociaż Klarę i Albina<br />

starym zwyczajem zgadza się ugościć<br />

i z rzadka grono nieco większe sprosić.<br />

SCENA 2<br />

ANIELA, GUSTAW (GUSTAW przechodzi<br />

przez salonik w bonżurce)<br />

GUSTAW<br />

Dzień dobry, Duszko!<br />

ANIELA<br />

Witaj, mój Gustawie.<br />

Ty wciąż w bonżurce? Już południe<br />

prawie.<br />

GUSTAW<br />

A czy to, Duszko moja, wadzi komu,<br />

że ja się lubię czuć swobodnie w domu?<br />

Siądę czy leżę – to wygodnie przecie,<br />

gdy nie uwiera nic mnie i nie gniecie.<br />

I nie zaleta to, a raczej wada,<br />

gdy kto do stroju zbytnio się przykłada.<br />

ANIELA<br />

Ale dziś gości mamy na obiedzie.<br />

GUSTAW<br />

Ach, te obiady! Znów się ich najedzie<br />

i trzeba z każdym mówić, słuchać,<br />

chwalić! Wszystkich nakarmić –<br />

diabli to nadali!<br />

ANIELA<br />

Ależ Gustawie, wszak lubiłeś bale!<br />

GUSTAW<br />

Lubiłem kiedyś. Dziś nie lubię wcale.<br />

ANIELA<br />

I skąd u ciebie, Guciu, takie słowa?<br />

GUSTAW<br />

Idę, bo kłótnia widzę już gotowa.<br />

ANIELA<br />

Kłócić się nie chcę, lecz by było ładnie,<br />

aby pan domu raz był punktualnie.<br />

Zresztą dziś wieczór będzie małe grono.<br />

GUSTAW<br />

Im mniej, tym lepiej dla mnie, moja<br />

żono.<br />

ANIELA<br />

Będzie wuj Radost, Klara oraz Albin<br />

i ciotka Klary. Barscy wyjechali.<br />

Miał być Ochocki z bratem oficerem,<br />

ale przysłali przeprosiny szczere,<br />

żywiąc nadzieję na rychłe spotkanie.<br />

GUSTAW (wychodząc)<br />

Rychłe, nierychłe – ja nie pójdę na nie.<br />

SCENA 3<br />

ANIELA, KLARA (Wchodzi KLARA)<br />

KLARA<br />

Witaj, Anielo! Wpadłam na chwileczkę…<br />

Ale co widzę, ty wzburzona jesteś!<br />

ANIELA<br />

Ach, droga Klaro! W samą porę przyszłaś,<br />

bo ja tu biedna gubię się w domysłach,<br />

co też mam robić, jaką obrać drogę,<br />

bo jak dotychczas, dłużej żyć nie mogę!<br />

KLARA<br />

Mów więc, Anielo, co za straszna<br />

sprawa?<br />

ANIELA<br />

Chodzi, ma Klaro… chodzi o Gustawa.<br />

Bardzo ostatnio zmienił się, niestety!<br />

KLARA<br />

Zmienił się? Jak to? Nie mów, że<br />

kobiety…<br />

ANIELA<br />

Nie, bo ku temu nie ma sposobności,<br />

gdy w domu siedzi. Ale to mnie złości,<br />

że tak skapcaniał i unika ludzi.<br />

Bal czy opera – wszystko to go nudzi.<br />

Prawie od roku nie bywamy nigdzie.<br />

Jak jakiej mniszce wkrótce żyć mi<br />

przyjdzie.<br />

Czułości dawnej nie ma między<br />

nami. Chcę, by całował, objął choć<br />

czasami,<br />

by o miłości szepnął jednym<br />

słowem. On nic! Ja dłużej już tak żyć<br />

mogę!<br />

KLARA<br />

Och, biedna jesteś!<br />

ANIELA<br />

Jeszcze jaka, Klaro!<br />

Przecież nie jestem szpetną ani starą!<br />

Kiedyś mój Gustaw do umizgów chętny,<br />

dziś na me wdzięki zimny, obojętny.<br />

Do spania tylko już nam służy łóżko.<br />

I mówi do mnie, wiesz jak? „Moja<br />

Duszko”!<br />

Iwonna Buczkowska<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

59


HYMN DO SŁOŃCA<br />

Józef Baran<br />

Wielkie nieba<br />

co za spotkanie<br />

na leśnej polanie<br />

oko w oko<br />

ze Słońcem<br />

gdy brzozy i jarzębiny<br />

i rosy na listkach kaliny<br />

w jednej chwili rozkwitają promiennie:<br />

Sołnce Die sonne<br />

El sol Le soleil!<br />

Ty zbliżasz się że bliżej się nie da<br />

do mnie siedzącego na kamieniu<br />

by mi objawić<br />

po deszczowych dniach<br />

twarzą w twarz<br />

że nie jestem sam<br />

i że życie warte jest życia<br />

Tyś źródełkiem miłości bez granic<br />

gorejącym ponad drzewami<br />

Bandażem na nasze rany<br />

Gdy je okładasz<br />

przychylnością nieba<br />

prawie wierzę<br />

żeś przepłynęło morze<br />

byśmy się mogli nacieszyć sobą<br />

na tej leśnej polanie<br />

Które oświecasz<br />

wszystkich i wszystko<br />

na przekór mrocznym postmodernistom<br />

i nikt nie jest o ciebie zazdrosny<br />

Naucz nas czystej sztuki miłości<br />

bez roszczenia sobie prawa<br />

do czego<br />

i kogokolwiek<br />

60<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

61


TOLA KORIAN<br />

Korianka.<br />

Londyński<br />

hajduczek<br />

łączący<br />

w sobie<br />

poznańską<br />

akuratność<br />

z wdziękiem<br />

paryżanki<br />

62<br />

PROF. Izolda Kiec<br />

Zapamiętano ją jako Tolę. Tolę Korian. Mówiono,<br />

że jest „artystyczną sensacją”, jedyną godną<br />

następczynią legendarnej Yvette Guilbert.<br />

Wróżono międzynarodową karierę. Pod koniec lat<br />

dwudziestych ubiegłego wieku zachwyciła publiczność<br />

berlińskiego Kabarett der Komiker, jednej<br />

z najlepszych kabaretowych scen w międzywojennej<br />

Europie, interpretacją songów z Opery za trzy<br />

grosze Bertolta Brechta i Kurta Weilla.<br />

Jej marzenia o światowych salach koncertowych legły<br />

w gruzach we wrześniu 1939 roku. Tola podjęła<br />

wówczas decyzję, której pozostała wierna do końca<br />

życia: nigdy nie zaśpiewa w języku niemieckim,<br />

w którym wyrosła i który był językiem najwspanialszych<br />

kabaretów – Karla Valentina, Kurta Tucholsky’ego,<br />

Claire Waldoff, nowych teatrów – Maxa<br />

Reinhardta i Erwina Piscatora, wielkiej Marleny<br />

Dietrich… Ale był też językiem najeźdźców, którzy<br />

zniszczyli jej dom i skazali na wieczną tęsknotę przeżywaną<br />

w obcym, londyńskim świecie.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Antonina Kopczyńska (1911-1983) była<br />

córką śpiewaczki operowej Marii<br />

Janowskiej-Kopczyńskiej i aktora oraz reżysera<br />

Kajetana Kopczyńskiego. Przez sporą część<br />

swojego zawodowego życia państwo Kopczyńscy<br />

byli związani z Poznaniem – Maria z tutejszą<br />

operą, Kajetan – z Teatrem Polskim. Gdy jednak<br />

w 1921 roku Janowska otrzymała angaż do<br />

opery w Lipsku, na dziesięć lat opuściła stolicę<br />

Wielkopolski, zabierając ze sobą córkę.<br />

Dziewczynka uczyła się w szkołach niemieckich,<br />

świetnie mówiła w kilku europejskich<br />

językach, zatem po ukończeniu Szkoły Dramatycznej<br />

przy Teatrze Miejskim w Lipsku zatrudnienia<br />

zaczęła szukać na niemieckich scenach,<br />

przeżywających pod koniec lat dwudziestych<br />

ubiegłego wieku prawdziwy rozkwit. Oprócz<br />

stałej pracy w teatrze dramatycznym (w Stadttheater<br />

w Zwickau, a następnie w Kleines Theater<br />

w Kassel), młodziutka Tola (występująca<br />

w Niemczech pod nazwiskiem matki – Janowska)<br />

– zdecydowała się już wówczas na pierwsze<br />

solowe występy pieśniarskie. Wkrótce,<br />

zachęcona entuzjastycznym przyjęciem przez<br />

publiczność, poświęciła się im całkowicie,<br />

rezygnując ze sceny dramatycznej na rzecz<br />

estrady. Być może jedną z przyczyn tej decyzji<br />

była uroda artystki: niski wzrost, szczupła<br />

sylwetka, nieregularne rysy twarzy, co w tradycyjnym<br />

teatrze powodowało obsadzanie jej<br />

wyłącznie w rolach charakterystycznych, a to<br />

nie zaspokajało ambicji aktorki. Mogła je zrealizować<br />

jedynie we własnym teatrze piosenki,


łączącym jej zamiłowanie do liryki, do tragicznej ekspresji,<br />

z pasją muzyczną oraz zainteresowaniami intelektualnymi.<br />

Ów jednoosobowy teatr skupiał uwagę wyłącznie na niej –<br />

jedynej interpretatorce i odtwórczyni wszystkich ról!<br />

Na początku 1931 roku Tola wróciła do Poznania i – już pod<br />

pseudonimem Korjan (później Korian), utworzonym od<br />

pierwszych sylab nazwisk rodziców (z podmianą liter „p” na<br />

„r” w sylabie „kop”) – natychmiast zatrudniła się w tutejszych<br />

rewiach, jednak bez powodzenia. Jesienią zatem zdecydowała<br />

się na pracę w objazdowym zespole pod nazwą<br />

Teatr Poznański, któremu dyrektorował Władysław Bracki.<br />

Niezadowolona z angażu, myślała o zmianie zawodu – gdy<br />

pojawiła się niespodziewana propozycja: występów w powołanym<br />

do życia przez krakowskiego rzeźbiarza Ludwika<br />

Pugeta, czasowo przebywającego w stolicy Wielkopolski,<br />

kabarecie Różowa Kukułka. I już po premierze pierwszego<br />

programu nowej scenki miejscowa prasa pisała: „Ci, którzy<br />

słyszeli pieśniarkę i recytatorkę Różowej Kukułki, rokują<br />

tej wschodzącej gwieździe europejską sławę”. Później było<br />

jeszcze bardziej entuzjastycznie: „Śpiewa (ale jak!), deklamuje<br />

(ale jak!) pani Tola Korian, która jest perłą Kukułki,<br />

obsypywaną kwiatami nieskończonych braw i oklasków!”.<br />

W Różowej Kukułce Tola Korian – ubrana w suknie projektowane<br />

przez Maję Berezowską! – śpiewała tradycyjne<br />

pieśni niemieckie, francuskie i angielskie, coraz częściej<br />

sięgała do polskiego repertuaru, wykonując między<br />

innymi pieśni śląskie oraz piosenki pisane specjalnie<br />

dla niej przez duet kompozytorsko-autorski<br />

Jerzy Młodziejowski – Artur Maria Swinarski. Już wtedy<br />

ujawniła również swoje zainteresowania badawcze<br />

– wyszukiwała na własną rękę, podczas żmudnych<br />

kwerend w archiwach i bibliotekach, zapisy<br />

nutowe i teksty tradycyjnych utworów różnych narodów.<br />

Śpiewała swobodnie w kilku językach europejskich.<br />

Wyróżniała się wyjątkową kulturą muzyczną,<br />

a jednocześnie ujmowała skromnością.<br />

W 1936 roku Jan Maklakiewicz następująco podsumowywał<br />

w „Kurierze Porannym” ów pierwszy, zdominowany<br />

przez Poznań i niemiecką oraz paryską<br />

edukację, etap kariery Toli Korian:<br />

„Stare legendy francuskie w wykonaniu Korianówny<br />

stały się nam bardzo bliskie i zrozumiałe, ludowe piosenki<br />

polskie nabrały swoistej wagi i głębi, a niemieckie<br />

Kästnera Nitha zarysowały przed nami w pełnym<br />

wyrazie dramatycznym – nową formę pieśniarską.<br />

Korianówna oszczędnie i bardzo celowo posługuje<br />

się mimiką i gestem. Nie ma w niej śladu tzw. „zgrywania<br />

się”, sztucznej afektacji tak często obserwowanych<br />

u ludowej popularnej diseuse’y. Cała ekspresja<br />

utworu koncentruje się w modulacji – niewielkiego<br />

zresztą głosu i w spojrzeniu. Podkreślić należy również<br />

nieskazitelną dykcję artystki”.<br />

Wieść o nowej poznańskiej gwieździe dotarła i do stolicy;<br />

musiała zelektryzować tamtejszą cyganerię: rozbudziła<br />

apetyty łowców atrakcji, dyrektorów i autorów<br />

tutejszych teatrzyków, którzy za wszelką cenę chcieli<br />

dostarczać publiczności coraz to nowych doznań, oraz<br />

zaniepokoić diwy – z gatunku Ordonki – niechętnie<br />

dzielące się swoją sławą z prowincjuszkami. Ale i tak<br />

decydowali najwięksi. Sam Julian Tuwim 9 czerwca<br />

1932 roku pisał w prywatnym liście do Toli Korian:<br />

„Adres Pani zawdzięczam uprzejmości p. Swinarskiego,<br />

pierwszą zaś (pełną zachwytu) wiadomość<br />

o talencie Pani otrzymałem od p. Połczyńskiego<br />

[Aleksander Janta-Połczyński był kolegą Toli Kopczyńskiej<br />

z dzieciństwa, razem uczyli się klasie dla dzieci<br />

przy Konserwatorium Muzycznym w Poznaniu – I.K.].<br />

Powołując się tedy na powyższych informatorów,<br />

proszę najuprzejmiej o łaskawe zawiadomienie mnie,<br />

czy będzie Pani w najbliższym czasie (dniach? – tygodniach?<br />

– czy też miesiącach?) w Polsce, ewentualnie<br />

nawet w Warszawie? Chodzi o to, że chciałbym<br />

prosić Panią o danie audycji (dla kierownictwa Bandy).<br />

W przyszłym sezonie prowadzić będziemy wraz<br />

z dyrektorem Szyfmanem (Teatr Polski i Mały) cały<br />

szereg imprez: 1. komedię muzyczną, rewię, operetkę,<br />

2. kabaret literacki, 3. komedię, 4. dramat – nie<br />

wątpię więc, że współpraca z Szan. Panią byłaby dla<br />

obu stron b. korzystna”.<br />

Tuwim z Fryderykiem Jàrosym zjechali wkrótce do<br />

Poznania, a jedyną ponoć uwagą krytyczną wygłoszoną<br />

pod adresem pieśniarki było rozczarowanie konstatujące<br />

jej zbyt wąskie biodra. Poza tym – nie było<br />

wątpliwości – że to artystka europejskiego formatu!<br />

Tola Korian 5 lipca 1932 roku podpisała kontrakt<br />

z warszawską Bandą, a właściwie z połączonymi scenami:<br />

Bandą Hemara, Tuwima i Jàrosy’ego oraz Teatrem<br />

Polskim Arnolda Szyfmana. Tuwim wymyślił<br />

formę nazwiska nowo przybyłej do stolicy pieśniarki –<br />

Korianka (na wzór pseudonimu Ordonka, trochę żartując<br />

z recenzentów piszących o „Korianównie”, którym<br />

dowcipny poeta tłumaczył, że skoro nie ma pana<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

63


64<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

W londyńskim POSK-u<br />

Tola Korian<br />

wypracowała<br />

nieznany<br />

warszawskim<br />

gwiazdom<br />

styl<br />

interpretacji<br />

słowa<br />

i dźwięku<br />

Koriana, tylko tata Kopczyński, to i nie może być Korianówny!).<br />

Co ciekawe, w Warszawie Tola znacznie lepiej<br />

czuła się na scenie teatru dramatycznego aniżeli w kabarecie.<br />

Decydowała o tym atmosfera pełna zawiści<br />

i plotek, jakie otaczały utalentowaną poznaniankę za<br />

kulisami Bandy, w odróżnieniu od akceptacji i gotowości<br />

do współpracy, z jaką artystka spotkała się w teatrze<br />

Szyfmana. Swój Epizod z Bandy opisała po latach sama<br />

wykonawczyni:<br />

„W Bandzie znalazłam się nagle w świecie całkowicie<br />

odmiennym i obcym. Już po rozpoczęciu sezonu jakaś<br />

„przyjazna” dusza podszepnęła mi, że zostałam zaangażowana<br />

jedynie jako „bicz” na Ordonkę i inne „gwiazdy”,<br />

dla pokazania, że jest w zanadrzu nowy narybek. Sympatia,<br />

jaką mnie darzyli Jàrosy i Tuwim, nieuchronnie<br />

usposobiła koleżanki do mnie wrogo. Ordonka po prostu<br />

zjawiała się w godzinach wyznaczonych dla moich prób<br />

na scenie, pozbawiając mnie nie tylko sceny, ale i akompaniatora.<br />

Podejrzewam, że dlatego w drugim i trzecim<br />

programie dano mi do wykonania wiersze. Ułatwiło to<br />

wszystkim sprawę.<br />

Po krótkim czasie czołowe „gwiazdy” zorientowały się,<br />

że nic im z mojej strony nie grozi, bo nie miałam i nie<br />

mam żadnych skłonności wojowniczych, więc mnie ignorowały.<br />

Młodsze zaś, „drugorzędne”, traktowały mnie po<br />

prostu z ironią, wyśmiewając za plecami koleżankę, która<br />

w czasie przerw między występami czytała książki, i to<br />

w obcych językach! Nacisk jaki kobiety kładły na stroje,<br />

rozrzutność, z jaką wszyscy wydawali pieniądze, zamiłowanie<br />

do alkoholu u niektórych, a już zupełnie niepojęta<br />

pasja hazardu, która u jednych wyrażała się stawianiem<br />

ogromnych stawek na konie, a u innych w przegrywaniu<br />

równie niesamowitych sum w karty, przerażały mnie<br />

i wpędzały w samotność, która mi bardzo ciążyła”.<br />

Z ulgą zapewne żegnała Tola Korian w kwietniu 1934<br />

roku nieprzyjazną stolicę, by po raz drugi spróbować sił<br />

na scenach niemieckich i francuskich, ale też by rozwijać<br />

wokalne umiejętności i poszukiwać wartościowego<br />

repertuaru. Ponownie wystąpiła w Kabarett der Komiker<br />

w Berlinie i w Kabarett der Humoristen w Monachium,<br />

w Petit Casino i w Caveau des Oubliettes w Paryżu. Doskonaliła<br />

swój pieśniarski i aktorski warsztat, między innymi<br />

pod opieką Yvette Guilbert, której uczennicą, później zaś<br />

asystentką podczas kursów interpretacji prowadzonych<br />

przez diseuse, była w 1935 roku (dekadę później napisała<br />

obszerny szkic poświęcony wybitnej poprzedniczce<br />

i nauczycielce, tytułując go La Grande Yvette). Innym<br />

jej promotorem, współpracownikiem i przewodnikiem<br />

w świecie francuskiej literatury oraz pieśni był znany<br />

pisarz Jacques Audiberti, który nie tylko recenzował jej<br />

działania artystyczne, lecz także pisał teksty piosenek.<br />

W Polsce pojawiała się gościnnie, między innymi: w poznańskim<br />

Bazarze i w nowym kabarecie Klub Szyderców<br />

Pod Kaktusem Artura Marii Swinarskiego, a w stolicy na<br />

scenie Teatru 13 Rzędów, w kabarecie Małe Qui Pro Quo<br />

oraz w kawiarni Zodiak.<br />

Wypracowała nieznany warszawskim gwiazdom styl interpretacji<br />

słowa i dźwięku, potrafiła – w zależności od<br />

utworu – albo wcielać się w rolę, przeżywać, albo budować<br />

prawdziwie epicki dystans, opowiadać o swoich bohaterach<br />

z empatią bądź ironią, z sympatią bądź pełnym<br />

potępieniem. W swoim kameralnym teatrze piosenki<br />

sama była reżyserką, inscenizatorką i choreografką. Artystką<br />

totalną. W 1937 roku recenzent jednego z występów<br />

Toli Korian w Kabarett der Humoristen pisał:<br />

„Urocza Polka, Tola Korian, uczennica Yvette Guilbert,<br />

wzbudza wspomnienie z czasów rozkwitu kabaretu literackiego.<br />

Na początku śpiewa niemiecką ludową pieśń<br />

z Górnego Śląska, następnie polskie, francuskie i an-


Rys. F. Konarski<br />

gielskie pieśni i piosenki. Ich treść<br />

uprzednio opowiada po niemiecku<br />

w sposób pełny ekspresji, choć<br />

można byłoby je zrozumieć nawet<br />

bez znajomości języka i streszczenia,<br />

tak wyrazisty w tonie i mimicznym<br />

układzie jest jej występ”.<br />

W Różowej Kukułce<br />

Wszystko zmieniło się we wrześniu<br />

1939 roku. Tola Korian wybrała<br />

jednoznacznie – odmówiła<br />

występów w Berlinie, w Paryżu<br />

zaś zgłosiła się do powstających<br />

oddziałów Armii Polskiej. Nie<br />

chciała śpiewać. W języku niemieckim i w Niemczech – już nigdy.<br />

Początkowo pracowała jako tłumaczka w nasłuchu Polskiej<br />

Agencji Telegraficznej we Francji. Od 1940 do 1946 roku była<br />

sekretarką w redakcji tygodnika „Polska Walcząca” ukazującego<br />

się na Wyspach Brytyjskich pod redakcją Tymona Terleckiego,<br />

krytyka teatralnego. Jeśli występowała, to sporadycznie, na<br />

koncertach czołówek rewiowych i teatralnych organizowanych<br />

dla polskich żołnierzy. Nie tylko wykonywała wtedy polskie pieśni,<br />

także recytowała wiersze poetów, zwłaszcza tych, z którymi<br />

dzieliła emigracyjny los. „Co mam powiedzieć, napisać, jakich<br />

słów dobrać, żeby wyrazić mój zachwyt i moją wdzięczność –<br />

zwracał się do recytatorki po jednym ze spotkań w Ognisku<br />

Polskim w Londynie Stanisław Baliński. – Na wieczorze wtorkowym<br />

mówiła Pani moje wiersze cudownie. Wzruszająco. Nikt<br />

tak pięknie nie mówi wierszy (m.in. moich) jak Pani”.<br />

Po wojnie Tola Korian wyszła za mąż za Terleckiego i wraz z nim<br />

osiedliła się w Londynie. Pracowała zarobkowo w sekcji kanadyjskiej<br />

(później polskiej) Radia BBC. Ale występowała też dla<br />

Polonii – w kabaretach Mariana Hemara, Wiktora Budzyńskiego<br />

i Feliksa Konarskiego (Ref-Rena), na scenie dramatycznej<br />

Ogniska Polskiego i w audycjach radiowych Hemara w Radiu<br />

Wolna Europa. Tworzyła swój nowy teatr, który do walorów artystycznych<br />

dodawał etos służby – tworzony był bowiem dla rodaków,<br />

którzy po zakończeniu drugiej wojny ojczyznę przenieśli<br />

nad Tamizę. W tych zmienionych warunkach, w amatorskim<br />

teatrze, na ubogiej scenie Tola zawsze dbała – tak jak o słuchaczy<br />

– o wysoki poziom swoich programów. Służebność sztuki<br />

rozumiała po swojemu. Jako budzenie wrażliwości na sztukę,<br />

odkrywanie ponadczasowego piękna muzyki i poezji. Pisarz<br />

i dziennikarz londyński Antoni Bogusławski nie chciał widzieć<br />

w niej jedynie wykonawczyni odtwarzającej cudze dzieła, podkreślał<br />

jej rolę współtwórczyni wszystkich prezentowanych na<br />

scenie utworów, mówił o zjawisku artystycznym, „któremu na<br />

imię – Tola Korian”. Stanisław Baliński postrzegał jej jednoosobowy<br />

teatr jako kontynuację sztuki średniowiecznych mimów,<br />

wciąż w drodze, wciąż sam na sam ze sztuką – szlachetnego<br />

słowa, czystego dźwięku, oszczędnego gestu.<br />

W latach 1965-1978 państwo Terleccy,<br />

w związku z objęciem przez<br />

Tymona Terleckiego posady uniwersyteckiej,<br />

mieszkali w Chicago.<br />

Tola pojawiała się na miejscowej<br />

polonijnej scenie sporadycznie.<br />

To wtedy zaczęła nazywać siebie<br />

„niedzielną artystką”. Poświęciła<br />

się studiom i poszukiwaniom archiwalnym.<br />

W 1969 roku Antonina<br />

Terlecka ukończyła romanistykę,<br />

a w latach 1972-1978 wykładała<br />

w St. Xavier’s College literaturę<br />

i język francuski. W 1977 roku<br />

w University of Chicago obroniła<br />

pracę doktorską na temat dramatów<br />

symbolicznych Stephane’a<br />

Mallarmé’ego, Hugona von<br />

Hofmannstahla i Stanisława Wyspiańskiego.<br />

Po powrocie do Londynu występowała<br />

bardzo rzadko, po raz ostatni<br />

uświetniła swoją obecnością<br />

koncert z okazji czterdziestolecia<br />

Związku Artystów Scen Polskich za<br />

Granicą, który odbył się w londyńskim<br />

Teatrze Polskim w 1982 roku.<br />

Zaśpiewała Piosenkę Maryli Mariana<br />

Hemara. Zmarła rok później.<br />

Głos<br />

o jasnym<br />

wejrzeniu<br />

„Gdy myślę o Toli – pisał po śmierci artystki pisarz i krytyk Drugiej<br />

Emigracji Tadeusz Nowakowski – słyszę jej głos. Chciałoby<br />

się powiedzieć: głos o jasnym wejrzeniu. I widzę jej uśmiechniętą<br />

twarz […]. Przypominam sobie jej sylwetkę i rezolutny,<br />

dziewczęcy krok. Rzekłbyś: hajduczek, łączący w sobie poznańską<br />

akuratność z wdziękiem paryżanki”. [IK]<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

65


SPLEEN<br />

66<br />

Foto: Pixabay<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


SPLEEN<br />

Spleen mnie dopadł i dusi<br />

Dusia dziś u mamusi<br />

groźbę w końcu zmieniła na czyn<br />

jaka zimna podusia<br />

spleen na piersi mi usiadł<br />

ach jak dusi mnie spleen sukinsyn<br />

tyle wiem o gadzinie<br />

że mi szybko nie minie<br />

tylko gapić się w ścianę i wyć<br />

mógłbym wprawdzie się napić<br />

zamiast w ścianę się gapić<br />

mógłbym lecz nawet nie mam co pić<br />

wprawdzie mógłbym zakupy<br />

zrobić potem się upić<br />

kupiłbym byle co nawet dżin<br />

cóż to życie jest warte<br />

zostawiła mi kartę<br />

chociaż się nie obyło bez min<br />

mógłbym ale nie mogę<br />

patrzę tępo w podłogę<br />

to nie byle smuteczek to spleen<br />

byle czym nie przegonisz<br />

może kiedyś zadzwoni<br />

jeszcze do mnie<br />

i poda mi pin?<br />

Adam Gwara<br />

SPLEEN<br />

Spleen mnie dopadł i mierzi,<br />

trzyma moc na uwięzi.<br />

Dobry humor wywiało na szrot!<br />

Nic się nie chce. Zaległam.<br />

Spleen – gadzina przebiegła<br />

drwi wprost w oczy. Zbój. Drań. Sukinkot.<br />

W myślach flaszkę odkręcam<br />

w obłąkaniu szaleńca,<br />

a ten nic – tylko szydzi i lży.<br />

Chcę pod włos go wziąć zatem:<br />

ciut flirtuję z nim, a ten<br />

nuci dumki na głosy i rży.<br />

Resztką woli pion trzymam,<br />

a gadzina się ima<br />

nowych sztuczek, by zżąć mnie i zmóc.<br />

Ja wciąż walczę jak lwica,<br />

słaniam się z niedopicia<br />

w półoddechu zwątlonych już płuc.<br />

Spleen się rozsiadł na żerdzi,<br />

je kapustę i pierdzi<br />

popijając prosecco i dżin.<br />

Spleenie, zlituj się deczko<br />

nad spragnioną dzieweczką.<br />

Się zlitował.<br />

Polewa!<br />

Cin cin!<br />

Renata Cygan<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

67


Maiki wyrósł z Bohumila jak z fryzury z kucykiem. Na fejsbuku,<br />

w fotografiach licealnych królują długie włosy. Prawie każdy<br />

facet zaliczył fazę długich włosów. Uprzywilejowani przez naturę<br />

byli dumnymi posiadaczami – prócz tłustych strąków – kucyków.<br />

Jorge nie wyrósł z Diego, to Diego wyrosło z Jorge.<br />

Diego<br />

i Bohumil<br />

Diego i Bohumil – zbiór dziwnych przyjaciół, których połączył przypadek.<br />

Mieli onegdaj knajpki na tej samej ulicy. Wychodzili razem<br />

na papierosa i zgadali się. Postanowili sprząc siły i stworzyć wspólny<br />

lokal łączący ich upodobania do przyjmowania w domu gości,<br />

za ich własne pieniądze. Knajpa – styl życia, knajpa dla przyjaciół,<br />

knajpa hobby.<br />

Inwestowali z zapałem czas i co kto miał, przebiedowali kolejne<br />

puste zimy, kiedy zaciskając zęby, czekali na ogródkowy sezon.<br />

Stworzyli ducha z argentyńskich teledysków tango, playlist<br />

argentyńsko-czeskich piosenek, kuchni łączącej Hrabala z Maradoną.<br />

Było ich nierozsądnie dużo. W dodatku po drodze zdarzyły się<br />

ożenki. Kłopoty z zarządzaniem i tworzeniem przychodów ratowali<br />

kolejnymi wspólnikami, którzy tylko procentowo pomniejszali zyski.<br />

A skłonność do imprez i częstowania przyjaciół knajpowym alkoholem<br />

i muzyką (znakomite płyty!) dobijała do reszty. Mylili klientów<br />

z gośćmi. Może w Argentynie tak jest? Może w Czechach podobnie?<br />

Może na Rynku Głównym albo na Placu Żydowskim w Krakowie<br />

też by się udało? Albo napływ turystów skurczyłby przestrzeń<br />

dla nierentownych stałych bywalców? Niestety nie w tej lokalizacji.<br />

Tu wieczorami tłumy przyjaciół nie rekompensowały same siebie,<br />

a co dopiero pustych popołudni, kiedy kuchnia dymiła w oczekiwaniu<br />

i bił licznik czynszu.<br />

68<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Ronaldo, Messi – jednym z rytuałów były mecze. Nie, nie takie<br />

oglądanie na zimno jak w pizzerii In Vito. Tu ciśnienie rosło naprawdę.<br />

Jakby Diego było wyspą gorących temperamentów w zimnym<br />

Krakowie. Emocje. Podobnie imprezy z każdej nieokazji. Wszyscy<br />

bywalcy trwali w oczekiwaniu na porę oficjalnego zamknięcia lokalu,<br />

po której zaczynała się pora prawdziwego życia. Przychodziło<br />

się tu jak do domu z bajki. Takiego, w którym nie ma zniechęcenia,<br />

smutku, nudy. Domu idealnego, otwartego, serdecznego. Naturalnie<br />

obowiązkowe były uściski i całusy. Brzmiała muzyka nierzadko<br />

live, bo właściciele sami muzykowali i schodzili się do nich inni muzykanci.<br />

Właściciele pili z barmanami i kucharzami, sami też gotowali,<br />

kelnerowali i zmywali podłogę. Nikt też nie przejmował się<br />

zbytnio, jeśli w kiblu było lepko. Hierarchia odstawiona na boczny<br />

tor, niepotrzebna w tej atmosferze rozochocenia i wesołości. Korzyści<br />

finansowe zepchnięte na odległy plan. To nie mogło przetrwać,<br />

ale pamięć tej bajki pozostaje święta. Szklany dom, który jednak<br />

został zbudowany, a życie w nim brzmiało… Lata jak w ulu. [BBD]


Jest zimny, pogodny, jesienny dzień. W Pałacu<br />

Sztuki w Krakowie zebrali się dziennikarze<br />

i ci, którzy ich udają, bo chcą zażyć nieco<br />

celebry. Wszystko kręci się wokół stu dwudziestu<br />

lat, które właśnie mijają od powstania tej<br />

budowli. Okazały budynek wyróżnia spośród<br />

wielu innych złocony fryz, który zaprojektował<br />

symbolista Jacek Malczewski. Na fryzie przedstawiony<br />

jest los artysty. Od strony ulicy św. Tomasza,<br />

na tyłach budowli, rodzi się malec, którego<br />

weźmie pod swoje skrzydła muza. Co było<br />

pierwsze: jajko czy kura? Ktoś rodzi się artystą,<br />

czy się nim staje? Co przynosi ze sobą – talent<br />

czy tylko imperatyw do działania i nadzieję, czy<br />

raczej upór? A może to odpowiednie okoliczności<br />

z każdego uformowałyby artystę?<br />

Pałacowa Rusałka<br />

Od strony placu Szczepańskiego artyście<br />

sprzyja los, od strony plant raczej jest kapryśny<br />

– zsyła rozczarowania i niedocenienie. Nie<br />

wiadomo, czy artysta spełniony zasłużył na<br />

swój wieniec laurowy, a ten przegrany – na<br />

swoją palmę męczeństwa. Może po latach, jak<br />

w przypadku Van Gogha, los wszystko odwróci?<br />

Tak czy siak, teraz je dostają i ten fakt jest<br />

„odrzeźbiony” na froncie dumnego Pałacu.<br />

Goście wchodzą do sali posiedzeń zarządu<br />

Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, jednego<br />

z dwóch najstarszych Towarzystw w Krakowie<br />

(obok Towarzystwa Miłośników Historii<br />

i Zabytków Krakowa), ale również jednego<br />

z najdłużej działających w Polsce i w świecie.<br />

Sala to małe, lecz bogate muzeum, pełne dzieł<br />

niegdysiejszych członków towarzystwa, znamienitych<br />

i drogich artystów. Ze ścian patrzą<br />

na nas twarze z portretów m.in. Malczewskiego<br />

czy Hoffmana. Pod ścianami rzeźby Laszczki<br />

i Dunikowskiego. Pokój wypełniony meblami<br />

projektu Mehoffera. Za stołem prezydialnym,<br />

na którym pod psem z brązu leży zawsze kilka<br />

gotowych do użycia długopisów, zasiadają<br />

kurator wystawy jubileuszowej, która zawisła<br />

w Świetlicy Wyspiańskiego, i artysta – bohater<br />

swojej wystawy retrospektywnej, rozgaszczającej<br />

się w pozostałych salach Górnego Pałacu.<br />

Obok stoi prezes Towarzystwa i z lubością opowiada<br />

o szacownym jubilacie.<br />

Nagle nad głowami zebranych zaczyna fruwać<br />

motyl. Wiruje i tańczy, wzlatuje i opada,<br />

zatacza okręgi. Przysiada to na oknach, to<br />

na sprzętach, z dala od osób. Rusałka pawik,<br />

z krakowskim motywem pawich oczek na<br />

wierzchu skrzydeł, a czarną żałobą pod nimi.<br />

Kogo może zaciekawić ten dzień? Kto kibicuje<br />

Towarzystwu i bohaterom Tego Dnia, a chciałby<br />

niepoznany być tu z nami? Czy uwolniona<br />

z ciała dusza może przybrać inne kształty? Kto<br />

gustował w eleganckich, aksamitnych<br />

czerniach? Kto był bardzo krakowski?<br />

Wyraźna myśl przeszywa wyobraźnię.<br />

Skupiam się silnie na pytaniu – jeśli to<br />

Ty, to przyleć i usiądź tu koło mnie…<br />

Motyl podnosi skrzydła i rozpoczyna<br />

ponowne szybowanie, znów tańczy<br />

nad głowami. Wszyscy zauważają już<br />

jego obecność i podnoszą nie tylko<br />

wzrok, ale i głowy. Prezes już włącza go<br />

w treść przemówienia. A ja skupiona<br />

jak promień lasera nadaję myśl. Motyl<br />

okrąża prezesa, zniża lot, bada stosy<br />

wydawnictw, jakby czytał świeże tytuły<br />

i mylił trop, a potem już leci wprost<br />

do mnie. Nie, nie tylko leci, zasiada<br />

ze swoją lekkością drobiny pudru na<br />

udzie. Bliżej niż kiedykolwiek. Tak lubiłeś<br />

całować, myślę, nie w dłoń jak inni<br />

panowie z tamtej epoki, ale w przedramię,<br />

inaczej, oryginalnie i bliżej serca.<br />

Teraz możesz opanować inne miejsca.<br />

Wolnością motyla. [BBD]<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

ILUSTRACJE: LOUI JOVER<br />

69


Satyra zabija, nie obraża – Stanisław Jerzy Lec<br />

70<br />

ADAMOWI RZEKŁ PAN<br />

Adamowi rzekł Pan w raju, że<br />

chciałby żebro. Na chwilę, bądź dwie.<br />

Panie! Spełnię Twą wolę.<br />

Zauważyć pozwolę<br />

sobie jednak... Przeczucia mam złe.<br />

Zaraz potem zapytał go Bóg,<br />

czy ocenić to dzieło by mógł,<br />

które stoi pod drzewem.<br />

Adam spojrzał na Ewę.<br />

Skrzywił się. Nie zwaliło go z nóg.<br />

Rzecze Pan do Adama, że „mężem<br />

tej kobiety masz zostać i mężnie<br />

będziesz spędzać z nią noce”.<br />

Ewa pędzi z owocem.<br />

Adam wije się, jakby był wężem.<br />

Mimo jej niebanalnych krągłości,<br />

chciał się rozstać z kobietą bez złości.<br />

Opowiadał, że jabłka<br />

je niechętnie i z rzadka.<br />

A na pewno nie dzisiaj, bo pości.<br />

Zawiedziona kobieta odrzekła:<br />

Nigdy w życiu nie byłam tak wściekła!<br />

Tak traktujesz swą madam?<br />

Przechlapane masz, Adam!<br />

I w ten sposób człek poznał smak piekła.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Adam Gwara<br />

Rysunki: Jarosław Janowski<br />

Mam dla was prawdę (choć z pieprzykiem),<br />

co jest przemyśleń mych wynikiem;<br />

lepiej być znanym pijakiem<br />

niźli bezbarwnie nijakim<br />

anonimowym alkoholikiem.<br />

RC<br />

PORZUCONA<br />

Siadał ze mną na kanapie lub w fotelu,<br />

figlowaliśmy w ubraniu i w piżamach.<br />

Był pogodny i wymagań nie miał wielu,<br />

ale odszedł. Dziś zostałam całkiem sama.<br />

Dzień bez niego, to doprawdy wieczność cała.<br />

Czas się wlecze niczym ślimak, pomalutku.<br />

Czemu odszedł? Przecież ja go tak kochałam!<br />

Teraz nurzam się w kałuży mega smutku.<br />

W radiu Sting piosenkę naszą znowu nuci,<br />

ja łkam przysłuchując się gitary strunom,<br />

bo on wyszedł i dotychczas nie powrócił.<br />

Mój codzienny, mój kochany… dobry humor.<br />

Ewa Jowik


adam gwara<br />

LIMERYKI<br />

***<br />

Tuż przed sauną Amanda z Kuusamo<br />

rzęsy tuszem przyczernia wraz z mamą.<br />

W chwilę potem Amanda<br />

już wygląda jak panda.<br />

Zresztą mama dokładnie tak samo.<br />

***<br />

Spytał pacjent doktora z Kerkrade,<br />

gdy uzyskał już płatną poradę<br />

i receptę mu dali:<br />

Na co to jest? – Na Bali!<br />

Odrzekł doktor – Sto takich i jadę.<br />

***<br />

W synagodze madame z Drohobycza,<br />

wymodliła dla siebie hrabicza.<br />

Słabo wyszło to jej.<br />

Miał być „goj”, a jest „gej”!<br />

Drugi raz niech się nie przejęzycza.<br />

***<br />

Namówiła bacę Jagna,<br />

żeby popił wodą z bagna<br />

owoc kiwi<br />

i się dziwi,<br />

gdzie to teraz bacę tak gna?<br />

Dżesika łkała rzewnie w Stróży.<br />

Och, Brajan! Wstydź się! To źle wróży.<br />

Poznałam cię na swoją zgubę.<br />

Rozdziewiczyłeś mnie przed ślubem.<br />

Rzekł: To się więcej nie powtórzy.<br />

***<br />

Jest miły lokal w mieście Ur.<br />

Codziennie jada Żan tu żur,<br />

a Żana córa<br />

woli amura<br />

wołając: Garsą, mą amur!…<br />

LAURA I FILON<br />

(wersja współczesna)<br />

Jawor<br />

A pod nim Laura i Filon<br />

Laura nie dała<br />

Filon miał bilon<br />

Lecz gdyby Filon miał mercedesa<br />

willę z basenem i konta dwa<br />

to wtedy Laura w mig się podnieca<br />

i Laura da<br />

Chociaż miał Filon serduszko złote<br />

duszyczkę białą bez śladu cienia<br />

oraz na Laurę wielką ochotę<br />

jednak szans nie miał<br />

Cóż robi Filon?<br />

Wierszyki skrobie<br />

Świeczki nie warta ta durna gra<br />

Z Filona tylko trzeźwości probierz<br />

pożytek ma<br />

A Laura miała powabów morza<br />

(cóż – woli boskiej nie sposób pojąć)<br />

oraz rotację wielką u łoża<br />

tudzież wianuszek<br />

sytych playboyów...<br />

Westchnij głęboko czuły człowieku<br />

widząc jak Filon niknie i gaśnie<br />

bowiem i w naszym zdziczałym wieku<br />

można się także zakochać<br />

na śmierć…<br />

Dzisiaj tak smutno choć letnia pora<br />

Nie ma Filona<br />

Laury<br />

jawora<br />

Bo ścięty jawor w leśnych niebiesiech<br />

Zaś Laura w Stanach za dolce rżnie się<br />

A – mimo postów i modłów mnisich –<br />

zsiniały Filon na świerku wisi…<br />

Juliusz Wątroba<br />

***<br />

Zauważył uczony pod Żednią,<br />

że część tylną ma bardziej niż przednią.<br />

Ale, o paradoksie!<br />

kiedy cofnął o krok się,<br />

jeszcze bardziej ją miał niż poprzednio…<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

71


M arek<br />

PROBOSZ<br />

72<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Bycie ambasadorem<br />

kultury Polski<br />

stało się moją<br />

misją<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

73


Są role,<br />

w których<br />

przekraczam<br />

granice<br />

Kilka tygodni temu odebrał Pan z rąk Wicemarszałek<br />

Sejmu RP prestiżową nagrodę w konkursie organizowanym<br />

przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego<br />

„Teraz Polska” – Wybitny Polak w USA 20<strong>23</strong><br />

w kategorii Kultura. Na początku roku został Pan<br />

uhonorowany przez Klub Kultury im. Heleny Modrzejewskiej<br />

w Los Angeles nagrodą za całokształt<br />

twórczości dla najwybitniejszych aktorów polskich<br />

i polsko-amerykańskich Modjeska Prize 20<strong>22</strong>.<br />

W 2018 diaspora polska uhonorowała Pana w Wiedniu<br />

polonijnym Oskarem – Złotą Sową w kategorii<br />

Film, w ubiegłym roku otrzymał Pan za całokształt<br />

osiągnięć w filmie i w teatrze w Polsce i w Ameryce<br />

nagrodę im. Poli Negri – Polityka 20<strong>22</strong> w Lipnie,<br />

odsłonięto także Pana tablicę na Bulwarze Gwiazd.<br />

Trzeba przyznać, że jest to imponujący dorobek. Powiedział<br />

Pan, że nagrody i wyróżnienia to zaszczyt,<br />

ale również i zobowiązanie. Do czego zobowiązują?<br />

marek probosz<br />

74<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Każda nagroda w tym najtrudniejszym z zawodów<br />

artystycznych, jakim niewątpliwie jest aktorstwo<br />

w Ameryce, to potwierdzenie słuszności wyboru życiowej<br />

drogi. Audaces fortuna iuvat (Odważnym los<br />

sprzyja) – mówi łacińskie przysłowie. Nagród jest<br />

coraz więcej – to niewątpliwie spełnienie i satysfakcja,<br />

ale również mobilizacja do jeszcze bardziej<br />

wytężonej pracy w tworzeniu bezkompromisowych<br />

dzieł sztuki i niezłomności w walce o kolejne mistrzowskie<br />

wykonania swoich projektów, które poruszą<br />

serca i umysły publiczności na świecie. Bycie<br />

ambasadorem kultury Polski stało się moją misją.<br />

Powołując do życia kolejnych geniuszy i bohaterów<br />

historii, wykonuję najbardziej zaszczytny rodzaj artystycznej<br />

działalności.


Wyjechał Pan do Ameryki u szczytu<br />

kariery, ponieważ w Polsce nie czuł<br />

się Pan wolny. Czy znalazł Pan wymarzoną<br />

wolność w Los Angeles?<br />

„Pytasz, dlaczego z kraju wyjechałem?<br />

Wyjechałem, bo artysta musi być wolny,<br />

aby tworzyć. Wyjechałem z kraju<br />

zniewolonego” – Norwid.<br />

Należę do pokolenia emigrantów, ryzykantów,<br />

którzy postawili na wolność.<br />

Wyjechałem w 1987 r., kiedy komuna<br />

rządziła Polską i nierealną mrzonką<br />

było wyobrazić sobie upadek berlińskiego<br />

muru! Byłem u szczytu kariery<br />

w Europie Wschodniej, ale ona pozostawała<br />

pod panowaniem zbrodniczego<br />

systemu. Po krwawej pacyfikacji<br />

w kopalni „Wujek”, po zamordowaniu<br />

kapelana Solidarności Jerzego Popiełuszki<br />

zdałem sobie sprawę, że nie<br />

kariera jest najważniejsza. Wybrałem<br />

wolność. Cena była wysoka, to był bilet<br />

w jedną stronę, wylot w nieznane,<br />

zaczynanie życia od nowa. Za oceanem<br />

kontakt z krajem się urywał, nie było<br />

Internetu, komórek, a cenzura przechwytywała<br />

wysyłane listy. Ameryka<br />

była „ziemią obiecaną”, utożsamiała<br />

się z wolnością i demokracją. W Mieście<br />

Aniołów oślepił mnie blask reflektorów<br />

Hollywood – tutaj w świetlnej<br />

aureoli znalazłem swojego anioła,<br />

żonę Gosię, z którą jestem od 34 lat,<br />

tutaj założyliśmy szczęśliwą rodzinę.<br />

Jak torreador stanąłem do walki<br />

o swoje miejsce z bestią Hollywood,<br />

nic nie przyszło mi łatwo. Góralskim<br />

genom, pracowitości i niezłomności<br />

zawdzięczam to, co udało mi się osiągnąć.<br />

Ameryka i jej brak litości, emigracja<br />

rozwinęły mnie pod wieloma<br />

względami i wzbogaciły wewnętrznie.<br />

Dzisiaj nie jestem już tylko znanym aktorem,<br />

ale również nagradzanym na<br />

festiwalach reżyserem, wykładowcą<br />

prestiżowych uczelni, scenarzystą, dramaturgiem,<br />

autorem i producentem.<br />

A hero from zero – długo przebijał się<br />

Pan za oceanem?<br />

Przysłowiowa kwarantanna trwa około<br />

trzech lat. Los Angeles to wielka metropolia,<br />

wieża Babel kultur, języków<br />

i temperamentów – samo opanowanie<br />

języka to kilkuletnia katorżnicza praca.<br />

Jednak największym wyzwaniem<br />

jest pozostanie sobą w Hollywood,<br />

utrzymanie swojej indywidualności<br />

i tożsamości. Niezatracenie głębi, pasji,<br />

kolorytu i sensu tworzenia tego,<br />

co się kocha. To największa ze sztuk!<br />

Należę do pokolenia<br />

emigrantów,<br />

ryzykantów, którzy<br />

postawili na<br />

WOLNOŚĆ<br />

Jak hartowała Pana Ameryka?<br />

Uległem metamorfozie. Wrzucony<br />

byłem w sam środek oceanu i żarłocznych<br />

rekinów. Wiedziałem jednak,<br />

że każde „nie” Hollywood, przybliżało<br />

mnie do „tak!”. Uodporniłem się,<br />

zwiększyłem wytrzymałość i cierpliwość.<br />

Mieszkam nad oceanem w Santa<br />

Monica, gdzie woda przypomina<br />

mi o giętkości, przypomina, jak należy<br />

przekształcić wewnętrzny ogień.<br />

Hollywood wciąż szokuje i zaskakuje<br />

– tutaj nigdy nie masz poczucia, że<br />

już wszystko w życiu poznałeś! Emigracji<br />

nie zrozumie nikt, kto jej nie<br />

przeżył. Trzeba „umrzeć” i narodzić<br />

się na nowo. Niewielu odnosi wielkie<br />

sukcesy, ale każdy emigrant wie i ceni<br />

tych, którym się „udało”, bo wie, jaką<br />

cenę trzeba było zapłacić. Bez herkulesowej<br />

wytrzymałości, zapału i wiary<br />

lepiej siedzieć w domu.<br />

Wystąpił Pan w telewizyjnym show<br />

„How to Survive in Hollywood?”. Jak<br />

udało się przebić i przetrwać w tej<br />

amerykańskiej dżungli, gdzie przecież<br />

takich artystów jak Pan było, jest i będzie<br />

tysiące?<br />

Tysiące to mało powiedziane! Co<br />

roku przybywają z całego świata nowi<br />

śmiałkowie, marzyciele chcący zdobyć<br />

Miasto Aniołów. Determinacja, pewność<br />

siebie, odwaga to cechy, które<br />

trzeba wcielać w życie codzienne.<br />

DNA moich przodków dawało mi siłę,<br />

mój dziadek Jerzy Probosz w 1938 r.<br />

za swoją twórczość literacką odznaczony<br />

był Srebrnym Wawrzynem<br />

Akademickim przez Polską Akademię<br />

Literatury w Warszawie. W 1939 r.<br />

został aresztowany przez Niemców<br />

za to, że był duchowym liderem, artystą<br />

i patriotą – zamordowano go<br />

w obozie koncentracyjnym w Dachau<br />

w 1942 r. Jego ostatnie słowa napisane<br />

do przyjaciela, z którym wiedział,<br />

że już nigdy się nie zobaczy, stały się<br />

moim życiowym mottem:<br />

„Życzę ci z serca mocy<br />

Abyś co dzień i w nocy<br />

Wytrwał! Wytrwał!! Wytrwał!!!<br />

Choćbyś miał ziemskie ciało<br />

w proch spalić<br />

Musisz ducha ocalić!”<br />

Mieszka Pan na emigracji, ale nie<br />

pożegnał się Pan z Polską na dobre.<br />

Wciąż zapraszany jest Pan do polskich<br />

produkcji. To chyba idealny stan rzeczy,<br />

bo czerpie Pan z dwóch światów.<br />

75<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Wymiana<br />

energii<br />

z publicznością<br />

jest jak<br />

narkotyk<br />

Rozumiem, że w takiej sytuacji nie może<br />

być mowy o tęsknocie za krajem? Gdzie<br />

jest Pana miejsce na ziemi?<br />

„Bóg mieszka w języku” – Norwid.<br />

Jednak Bóg mieszka również w naturze.<br />

Wolałbym mieć jednoznaczną odpowiedź,<br />

bo wciąż rozerwany jestem na dwa<br />

kontynenty, dwa domy, dwie rodziny. Być<br />

może to właśnie moje jin i jang, ten dualizm<br />

rzeczywistości, daje mi równowagę<br />

i porządkuje mój wewnętrzny świat.<br />

Tęsknota za krajem i ludźmi, z którymi<br />

się wyrosło, nie przechodzi jak katar.<br />

Pozostaje na zawsze w sercu, w snach,<br />

w smakach, w fotografiach… Technologia<br />

XXI wieku ułatwia nam kontakty ze światem,<br />

ale nostalgia przyciąga człowieka do<br />

domu, do czystego strumienia i źródła miłości,<br />

do rosnących w lesie grzybów – tam<br />

gdzie byliśmy niewinni, beztroscy, wolni<br />

od dorosłych ułomności. Miejsce na ziemi?<br />

Może raczej ślad na ziemi.<br />

O łódzkiej filmówce powiedział Pan, że<br />

to był dla Pana zarazem najlepszy i najgorszy<br />

czas. Dlaczego?<br />

Dostałem się do filmówki w 1980 r., kiedy<br />

Polskę ogarnął ruch Solidarności –<br />

w całym kraju strajki, maszerujące demonstracje<br />

domagające się wolności<br />

słowa, prasy, uwolnienia więźniów politycznych.<br />

Duch walki o wolność udzielił<br />

się studentom. Rozwiązaliśmy partyjną<br />

organizację, Związek Socjalistycznej Młodzieży<br />

Polskiej, i założyliśmy własny – Nie-<br />

76<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

zależne Zrzeszenie Studentów. Był to<br />

czas buntu, euforii, zmiany myślenia o<br />

własnej samorządności, podejściu do<br />

nauki i sztuki, zwolniliśmy profesorów<br />

aparatczyków, wybraliśmy nowych.<br />

Kiedy zerwano negocjacje, zrobiliśmy<br />

strajk okupacyjny w murach szkoły.<br />

Niestety wkroczyły czołgi, aresztowano<br />

naszych studenckich liderów.<br />

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. komunistyczne<br />

władze wprowadziły stan<br />

wojenny. Polała się krew, przy użyciu<br />

siły i brutalnych metod zaczęto tłumić<br />

ruch Solidarności. Ten okres wywarł<br />

na mnie i na pokoleniu naszej studenckiej<br />

braci ogromne piętno.<br />

Gra Pan geniuszy, ikony sztuki, artystów<br />

ekstremalnych, a jak wiemy,<br />

wielcy bohaterowie wymagają potężnego<br />

wysiłku.<br />

„Im sroższy los nas nęka, tym mężniej<br />

stać mu trzeba” mawiał ojciec teatru<br />

polskiego Wojciech Bogusławski. Od<br />

dziecka pasjonowałem się historią<br />

i losami największych bohaterów:<br />

Odyseusza, Aleksandra Wielkiego,<br />

Napoleona, Kościuszki, potem zachłysnąłem<br />

się literaturą Dostojewskiego,<br />

Kafki, Witkacego, w teatrze natchnął<br />

mnie Słowacki, Wyspiański, Genet,<br />

Gombrowicz…, w filmie Chaplin, Welles,<br />

Pasolini, Bergman, Kurosawa…<br />

Lista mistrzów jest długa. Czasami wystarczy<br />

jednak chwila, jedno spotkanie,<br />

które odmienia całe nasze życie.<br />

Geniuszy cechuje jeden wspólny mianownik:<br />

tajemnica. Noszą oni w sobie<br />

wizje niedostępne zwykłym śmiertelnikom.<br />

To prawda, spalam się na stosie<br />

sztuki, nie oszczędzam, wcielając się w<br />

kolejnych bohaterów. Na scenie, przed<br />

kamerą, nie przemawiam jako aktor,<br />

tam już swoje słowa głoszę. Stany<br />

ekstremalnego natchnienia rodzą się<br />

w bólach. Czasami trudno jest mi wyjść<br />

z roli – rotmistrz Pilecki „mieszka” we<br />

mnie do dzisiaj, również Norwid. Żona<br />

mówi: „To twój autobiograficzny monodram”.<br />

Alchemia zupełnego przeistaczania<br />

się w odgrywaną postać,<br />

nie naśladownictwo, dostępna jest<br />

wybranej garstce. Przed rozpoczęciem<br />

spektaklu, przed kamerowym ujęciem<br />

często medytuję, staram się nawiązać<br />

kontakt z duchem bohatera, w którego<br />

się wcielam.<br />

No właśnie, Pana żona powiedziała<br />

również, że to wielcy bohaterowie<br />

wybierają Pana, a nie odwrotnie.<br />

Chyba coś w tym jest?<br />

Żona wie najlepiej. Zna mnie, widzi na<br />

co dzień – nie będę więc zaprzeczał.<br />

Ostatnio zadzwoniła z Londynu kobieta<br />

i powiedziała: „Zostałeś powołany,<br />

ci bohaterowie zamieszkują w tobie<br />

i przez ciebie przemawiają do nas”.<br />

Kiedy Ryszard Bugajski wysłał mi do<br />

Los Angeles scenariusz Śmierci rotmistrza<br />

Pileckiego, napisał: „Znalazłem<br />

dla Ciebie idealną rolę. Mam nadzieję,<br />

że po przeczytaniu nie powiesz „NIE!”.<br />

Od tamtej chwili, czyli od 18 lat, jestem<br />

ambasadorem rotmistrza Pileckiego<br />

na świecie. Mistrz czeskiego kina František<br />

Vláčil obsadził mnie w głównej<br />

roli do filmu Cień paproci. Wyznał mi:<br />

„Przez 30 lat próbowałem nakręcić ten<br />

film, wielu aktorów obsadziłem przed<br />

tobą, ale to miałeś być ty, szukałem kogoś,<br />

kto ma czyste serce i ręce”. Profesor<br />

Kazimierz Braun, podczas spotkania<br />

w jego domu w Bufallo powiedział:<br />

„Jesteś współczesnym Norwidem, napisałem<br />

dla ciebie sztukę Powrót Norwida,<br />

musisz go zagrać”. W przerwie<br />

zdjęć do Pileckiego, w więzieniu na Rakowieckiej,<br />

Bugajski przedstawił mnie<br />

przedstawicielowi IPN, który twierdził,<br />

że nie znajdzie aktora do roli Pileckiego.<br />

Po zobaczeniu mnie na ekranie<br />

powiedział reżyserowi: „A skąd ty go<br />

wytrzasnąłeś?”. Rysiu odpowiedział:<br />

„Z Hollywood, tam mają wszystko!”. No<br />

i jak tu nie wierzyć w przeznaczenie!<br />

Czy bywa Pan wypalony jako artysta?<br />

Co Panu pomaga powracać do rzeczywistości<br />

po trudnych wyzwaniach aktorskich?<br />

„By zacząć sztukę, stworzyć dzieło, potrzeba<br />

męki, trudu, pasji, bólu, żalu,<br />

smętku, lęku, grozy, litości…” – Wyspiański.


Sztuka to powołanie, twórczy akt,<br />

któremu służę bez reszty<br />

marek probosz<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

77


Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum Marka Probosza<br />

Są role, w których przekraczam granice,<br />

wchodzę za głęboko w postać, spalam<br />

się i muszę odrodzić niczym Feniks<br />

z popiołów. W regeneracji najbardziej<br />

pomaga mi odcięcie się od świata,<br />

powrót do natury, rodziny, która jak<br />

latarnia w ciemności, oświetla mi drogę<br />

do spokojnego domu. Tam, gdzie<br />

bezpiecznie jest wyłączyć bezpieczniki,<br />

odciąć prąd i biologicznie, psychicznie,<br />

duchowo się odnowić. Joga z żoną na<br />

tropikalnej wyspie to świetny sposób<br />

na odcięcie pamięci emocjonalnej poprzedniego<br />

„wcielenia”.<br />

Helter Skelter i Pana niezwykle trudna)<br />

rola Romana Polańskiego: Krytyka<br />

w „The New York Times”, „Hollywood<br />

Reporter” czy „Variety” uznała Pana<br />

kreację za najlepszą w całym filmie.<br />

Długo nie mógł Pan wyjść z tej roli…<br />

Po zagraniu Romana Polańskiego<br />

przez pół roku miałem senne koszmary<br />

o Mansonie i jego bandzie.<br />

W końcu żona usunęła z domu kostiumy,<br />

które zachowałem, obcięła mi<br />

78<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

włosy i powiedziała: „Nie będę więcej<br />

spała z Polańskim!”. W czasie zdjęć do<br />

Helter Skelter podszedł do mnie producent<br />

i autor książki Vincent Bugliosi<br />

mówiąc: „Wiedziałem, że znajdziemy<br />

aktora do każdej roli, tylko nie Polańskiego,<br />

udowodniłeś, że się myliłem!”.<br />

Podczas zamkniętego pokazu w studio<br />

Disneya reżyser John Gray wziął mnie<br />

na stronę i powiedział: „Muszę dać<br />

ci największy komplement, jaki aktor<br />

może w życiu usłyszeć. Wyświetliłem<br />

twoją scenę konferencji prasowej<br />

Polańskiego studentom reżyserii na<br />

Uniwersytecie Południowej Kalifornii<br />

w Los Angeles. Po pokazie przybiegli<br />

do mnie, pytając ile musiałem zapłacić<br />

za użycie oryginalnych zdjęć archiwalnych<br />

z Polańskim w swoim filmie!”.<br />

Faktycznie, trudno wyobrazić sobie<br />

lepszy komplement.<br />

Powrót Norwida grany jest po polsku,<br />

ale zadbał Pan o to, aby były napisy<br />

angielskie. Monodram Ochotnik do<br />

Auschwitz: Rotmistrz Witold Pilecki<br />

grał Pan na Broadway’u po angielsku.<br />

I w jednym, i w drugim przypadku odniósł<br />

Pan ogromne sukcesy, zwyciężając<br />

w największym na świecie festiwalu<br />

jednego aktora – United Solo.<br />

Jak obcojęzyczna publiczność reagowała<br />

na Pana z widowni? Czy czuł Pan<br />

ich energię?<br />

Po każdym spektaklu były oszałamiające<br />

długie owacje na stojąco. Krytycy<br />

przydzielili mi maksymalną liczbę pięciu<br />

gwiazdek. Gazety po Pileckim pisały<br />

„Trzęsienie ziemi w Nowym Jorku!”.<br />

Po Norwidzie „Jękły głuche kamienie<br />

na broadwayowskiej scenie!”. Monodram<br />

to najtrudniejsza forma sztuki<br />

aktorskiej. Tutaj nie ma się gdzie ani<br />

za kogo schować. To „nagi” maraton<br />

po rozgrzanych węglach, w transie,<br />

z wiarą w zwycięstwo. Wymiana energii<br />

z publicznością jest jak narkotyk,<br />

transcendentalne doświadczenie. Kiedy<br />

wracam do rzeczywistości, zlany<br />

potem, oszołomiony wrzawą braw, to<br />

jakbym budził się z narkozy po operacji<br />

przeszczepu serca.


Różnice między polskim i amerykańskim<br />

aktorstwem?<br />

Amerykanów cechuje wrodzony optymizm<br />

i spontaniczność. Mentalność<br />

zwycięzcy. Tutaj nikt nie oczekuje porażki,<br />

kiedy przystępuje do walki –<br />

oczekuje powodzenia. W Polsce remis<br />

albo małą porażkę uznaje się za dobry<br />

wynik, a narzekanie, kłótliwość i pesymizm<br />

to cechy narodowe. Mamy obdarzonych<br />

talentem światowej klasy<br />

artystów, jednak często zaprzepaszczamy<br />

to, co jest nam dane w genach.<br />

Wielonarodowość, mieszanka kultur,<br />

temperamentów motywują Amerykanów<br />

do zdrowej konkurencji, wytwarzają<br />

energię. Inność nikogo tutaj nie<br />

dziwi, nie wprawia w kompleksy, zakłopotanie.<br />

Jest walorem, powiewem<br />

świeżości, inspiracją i wyzwaniem do<br />

poszerzania swoich możliwości. Aktor<br />

emanujący pewnością siebie inaczej<br />

staje przed kamerą niż ten, który ciągle<br />

się waha. W Ameryce studenci aktorstwa<br />

są jak wojownicy, nie poddają<br />

w wątpliwość autorytetu, który chce<br />

poprowadzić ich do zwycięskiego boju,<br />

z dyscypliną i respektem podchodzą do<br />

czekającego ich doświadczenia.<br />

Jest Pan zodiakalnym baranem, do<br />

tego góralem (powiedziałabym, że<br />

jest to mieszanka piorunująca). Czy<br />

nigdy się Pan nie poddaje?<br />

Mój śp. wspaniały ojciec Stanisław<br />

Probosz, góral z Istebnej, powtarzał:<br />

„To musi być bardzo wyjątkowa sytuacja,<br />

aby góral się poddał”. Charakter<br />

górala jest niezwykle twardy, charakteryzuje<br />

go upór i siła w pokonywaniu<br />

przeszkód. Ojciec przyjaźnił się z himalaistą<br />

z Istebnej, Jurkiem Kukuczką,<br />

zdobywcą wszystkich ośmiotysięczników.<br />

Nasze góry wydały na świat wielu<br />

niezwyczajnych, wybitnych, „współczesnych<br />

nieśmiertelnych”. W moich<br />

żyłach z dziada pradziada płynie<br />

w 100% góralska krew. Zagrałem polskiego<br />

zbója Satorę w filmie Janosik:<br />

prawdziwa historia Agnieszki Holland<br />

i Kasi Adamik. Kocham góry, na grobie<br />

mojego dziadka wyryte są jego słowa<br />

„Istebno, co za urok w Tobie, o Tobie<br />

góral i w grobie”.<br />

Jest Pan aktorem, reżyserem, scenarzystą,<br />

producentem filmowym,<br />

wykładowcą, autorem (dwie książki:<br />

Eldorado i Zadzwoń, jak cię zabiją).<br />

Która z tych ról jest Panu najbliższa?<br />

„Sztuka – to wielkie oko i wielkie ucho<br />

świata” – Conrad.<br />

Mieszkam nad oceanem<br />

w Santa Monica,<br />

gdzie woda<br />

przypomina mi,<br />

jak należy przekształcić<br />

wewnętrzny ogień<br />

Nie ma dla mnie znaczenia, który rodzaj<br />

sztuki wykonuję – najważniejsze,<br />

aby wypływała z autentycznej potrzeby<br />

ducha. To musi być prawdziwa miłość,<br />

a nie przelotne zauroczenie. Grać<br />

w natchnieniu na sercach ludzi jak<br />

wirtuoz na instrumencie, wzbogacać<br />

świat, odgrywając sztukę wielkich mistrzów,<br />

przenikać ich genialnymi wizjami<br />

współczesną publiczność, nie tracąc<br />

przy tym zawartości duszy polskiej<br />

na emigracji – to wyzwanie, zaszczyt<br />

i wielka satysfakcja. Z każdym nowym<br />

projektem – czy to jest Norwid, Pilecki,<br />

Polański, Hłasko, Sienkiewicz, Paderewski<br />

– czuję, że wzbogacam się<br />

o nowe istnienie, o wartości, które<br />

sobą reprezentowali. Inspirują mnie<br />

one do wytyczania sobie coraz większych,<br />

trudniejszych celów. Kocham<br />

dawać ludziom możliwość przeżywania<br />

niezapomnianych wzruszeń, oderwania<br />

się od przeciętności. Sztuka to<br />

powołanie, twórczy akt, któremu służę<br />

bez reszty.<br />

Lista Pana wcieleń aktorskich, aktywności<br />

artystycznych (na wielu polach),<br />

zasług, nagród jest niezwykle imponująca<br />

– jest Pan w ciągłym ruchu. Jak<br />

Pan odpoczywa?<br />

Odpocznę w grobie. Mój charakter<br />

najlepiej sprawdza się w akcji, w walce,<br />

w tworzeniu. Jako dziecko nazywano<br />

mnie „wiergaczka”, „wierci<br />

chwostek”, nie mogłem usiedzieć na<br />

miejscu. Ojciec zamiast lania za przewinienie,<br />

sadzał mnie na krześle i kazał<br />

się nie ruszać przez kilka minut – ta<br />

kara była najskuteczniejsza. Z wiekiem<br />

trochę wyhamowałem. Zamiast biegać<br />

– spaceruję, zanim się odezwę –<br />

sprawdzam, czy mam coś ważnego do<br />

powiedzenia, słucham ciszy, medytuję,<br />

wpatruję się w gwiazdy, sadzę drzewa<br />

i wącham kwiaty, głęboko oddycham<br />

i wzdycham, bawię się i śmieję jak<br />

dziecko.<br />

„Nasiąkałem sztuką i tworzyłem własny<br />

świat, ucząc się od największych<br />

mistrzów” – kto jest Pana najważniejszym<br />

mistrzem?<br />

Nad moim biurkiem w Santa Monica<br />

wiszą w ramkach mistrzowie, którzy<br />

odkryli we mnie Samsona zdolnego<br />

do zaduszenia lwa. Spoglądają na<br />

mnie z fotografii i przypominają, by<br />

nie spoczywać na laurach, mobilizują<br />

codziennie, by wspinać się na szczyt<br />

swoich możliwości. Każdy z nich pomógł<br />

mi w otwarciu nowej wewnętrznej<br />

przestrzeni prawdy. Słyszę ich myśli<br />

od szeptu do grzmotu: „Praca, praca,<br />

usilna, wytrwała, mozolna praca<br />

prowadzi do sukcesu… pozbawia lęku<br />

w rozmowie z wulkanem, w zderzeniu<br />

z okiem cyklonu”.<br />

Powiedział Pan: „Moje sny i marzenia<br />

są przyczyną mojej przyszłości” –<br />

o czym obecnie marzy Marek Probosz?<br />

„Bo nie jest światło, by pod korcem stało,<br />

Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,<br />

Bo piękno na to jest, by zachwycało<br />

Do pracy – praca,<br />

by się zmartwychwstało…” – Norwid.<br />

Dopełnić przeznaczenia to wielkie<br />

szczęście. A kiedy człowiek jest szczęśliwy,<br />

to sobie tego pytania nie musi<br />

zadawać. [RC]<br />

ROZMAWIAŁ A<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

79


Foto: Tatiana Averina<br />

80<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


RELACJA Z ODDANIA WŁADZY<br />

najpierw przyszli barbarzyńcy<br />

którzy jak sądzimy<br />

działali w dobrej wierze<br />

Michał Kaczmarek<br />

bombardowanie sierocińców<br />

ostrzeliwanie cywilów<br />

miało uzasadnienie<br />

w postaci przerażenia<br />

potrzebnego do osiągnięcia celu<br />

strach kryjących się w schronach<br />

koczujących na stacjach metra<br />

gdy kończy się woda i słoiczki dla dzieci<br />

osłabia wroga prowadzi agresora<br />

nie odmówią logicznego rozumowania<br />

sędziowie trybunału<br />

zagraniczni obserwatorzy<br />

zwycięża pragmatyka<br />

triumfuje filozofia<br />

jak woda wlana do naczynia<br />

poddajemy się kształtowi zdarzeń<br />

pomagamy w montażu nadajników<br />

telewizji przekazującej rzetelne informacje<br />

przynosimy najeźdźcom pożywienie<br />

cerujemy ubrania<br />

gdy przez przypadek spojrzymy na ciało<br />

rozszarpanego w czasie prewencyjnych ostrzałów<br />

brzuch rozpruty przez kule<br />

otwarte płuca oderwane kończyny<br />

pojawia się uczucie<br />

niezgodne z wcześniejszymi założeniami<br />

zwracamy się do przywódców z prośbą o wsparcie<br />

bełkoczemy we łzach wybuchamy gniewem<br />

kto nam pomoże<br />

jeśli nie oni<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

81


Jak zostać szmatą<br />

Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak, Kamila Raczyńska-Chomyn<br />

Dziwki. Zdziry. Szmaty. Opowieści o slut-shamingu<br />

R o b e r t K n a p i k<br />

Patrycja Wonatowska: Marzy mi się taki świat,<br />

w którym pytanie: „Czy masz ochotę na seks?”<br />

będzie miało taką samą wagę jak: „Czy masz<br />

ochotę na kawę?”. Świat, w którym każda osoba<br />

ma prawo do wolności, także tej seksualnej,<br />

bez względu na to z kim, w jakiej konstelacji i czy<br />

w ogóle chce uprawiać seks. Świat, w którym<br />

żadna z odpowiedzi, które padną, nie sprowokuje<br />

ani oceny, ani agresji. Czy nie można po<br />

prostu dać sobie i innym ludziom prawa do przyjemności<br />

i podejmowania własnych wyborów?<br />

Z<br />

zewsząd docierają do nas komunikaty, slogany<br />

reklamowe, koncepty wizualne podszyte treścią<br />

seksualną lub wręcz wprost mówiące o seksie niekoniecznie<br />

jako intymnym zbliżeniu z poszanowaniem<br />

godności ludzkiej, ale bardziej jako o sportowych wyczynach,<br />

gdzie liczą się wyniki, liczba partnerów czy bycie<br />

cały czas w gotowości do rozpoczęcia współżycia. Dożyliśmy<br />

takiej sytuacji, że owa seksualność staje się często<br />

towarem przetargowym, można ją obrócić w żart, zrobić<br />

karierę przez łóżko. Wizerunki kobiet, ale również mężczyzn<br />

w bezpruderyjnych pozach towarzyszą już właściwie<br />

każdej branży. To najlepiej się sprzedaje, więc tak zachęca<br />

się potencjalnych kupujących. Z jednej strony nie<br />

mamy się tej seksualności wstydzić. Seks ma być wyzwalający.<br />

W spamie znalazłem maile zatytułowane: „Seks<br />

po czterdziestce”, „Jak zwiększyć intensywność doznań”,<br />

„Sposoby na zwiększenie libido”. Poleceń, dobrych rad<br />

jest całe mnóstwo. Tylko zastanawiam się, jak się w tym<br />

odnaleźć. Nadawcy wiadomości przyjmują, że po prostu<br />

ma się partnera (partnerkę) lub partnerów. A rzeczywistość<br />

wygląda w ten sposób, że nie każdy wygląda jak<br />

wysportowany typ z reklamy. Media stwarzają fałszywy<br />

obraz rzeczywistości, gdzie króluje powab i smukłość,<br />

a ludzi ułomnych po prostu nie ma.<br />

Niedawno zauważyłem, że w telewizji pojawiły się spoty<br />

Fundacji SEXEDPL pod wspólnym szyldem "Wszyscy jesteśmy<br />

seksualni". W jednym z nich występuje pływaczka,<br />

medalistka mistrzostw świata i Europy, paraolimpijka<br />

Karolina Hamer, na co dzień poruszająca się na wózku,<br />

która akcentuje fakt, iż w seksie ważna jest świadoma<br />

zgoda, konsensualność. Tak, osoby z niepełnosprawnościami<br />

również są seksualne. Niestety w związku z tym,<br />

iż kult konsumpcjonizmu wyżej stawia powierzchowność<br />

i sztuczność, nie każdy ma możliwość realizowania swo-<br />

82<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

ich potrzeb seksualnych. Dodajmy, realizowania w poszanowaniu<br />

i obopólnej zgodzie. Trenerka, coach, psycholog<br />

zachęcają – uprawiaj seks, samo zdrowie, uwalniają<br />

się endorfiny. Intencje zapewne są dobre, ale ten rodzaj<br />

mentoringu może wprawić w zakłopotanie. Jeśli ktoś<br />

ma partnera (partnerkę), to świetnie. Są jednak i tacy,<br />

którzy nie mają i nie jest to być może ich wina, że żyją<br />

w seksualnym poście. Własnej cielesności, seksualności<br />

nie należy się wstydzić, ale też – o czym za chwilę więcej<br />

– nie należy zawstydzać nią innych. Zadatkiem do<br />

snucia plotek dla otoczenia może być zarówno zbyt duża<br />

aktywność seksualna, jak i zbyt mała. Bierze się to najczęściej<br />

z patriarchalnej kultury gwałtu. Krótko mówiąc,<br />

kobieta swym ubiorem, zachowaniem sama prosi się<br />

o gwałt. Sama chciała. Sama jest sobie winna.<br />

Czy można zawstydzić ludzi ich seksualnością i czemu<br />

w rezultacie to zawstydzanie ma służyć? Na te pytania<br />

starają się odpowiedzieć wspólnie z rozmówczyniami<br />

(i jednym rozmówcą) Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak<br />

oraz Kamila Raczyńska-Chomyn w publikacji Dziwki.<br />

Zdziry. Szmaty. Opowieści o slut-shamingu. Trzeba<br />

zwrócić uwagę na budujące zaangażowanie autorek<br />

w zrozumienie i pomoc w przyswojeniu czytelnikom trudnych<br />

społecznie kwestii. Samo pojęcie „slut-shaming”<br />

(ang. slut – szmata, shaming – zawstydzanie) nie ma niestety<br />

polskiego odpowiednika, zresztą podobnie jak inne<br />

zjawiska, na przykład „victim-blaming” (obwinianie ofiary)<br />

czy „revenge porn” (porno zemsta). O czym to świadczy?<br />

Ten rodzaj narracji nie przebił się jeszcze do polskiej<br />

świadomości. Patriarchat kwitnie. To kobiety, ofiary gwałtów,<br />

przemocy seksualnej muszą się tłumaczyć. Sprawcy<br />

pozostają bezkarni. Bezsilność w działaniach, aby dosięgła<br />

ich ręka sprawiedliwości, kończy się zazwyczaj jeszcze<br />

większym poczuciem winy i wstydu u ofiar. Victim-<br />

-blaming to właśnie nic innego jak wtórna wiktymizacja,<br />

kiedy to poszkodowana (poszkodowany) musi się tłumaczyć<br />

po raz kolejny i kolejny przed służbami czy na sali<br />

sądowej. W jednej z rozmów zostaje przytoczony przykład,<br />

kiedy to funkcjonariusze w czasie śledztwa zwrócili<br />

uwagę na fakt, iż ofiara gwałtu miała na sobie koronkowe<br />

majtki. W ich rozumieniu ma być to zaproszenie do gwałtu.<br />

Kobieta kusicielka, niczym biblijna Ewa, sprowadza<br />

mężczyznę na złą drogę. To mężczyzna musi usilnie walczyć<br />

ze swoją chucią i pożądaniem, jego wysiłek jest tutaj<br />

na pierwszym miejscu. Właśnie na tym założeniu opiera<br />

się patriarchalna kultura gwałtu. Kobieta ma się kontrolować<br />

– co jest często przytaczane w książce – ma się również<br />

„szanować”. Kontrola dotyczy sposobu ubierania się,<br />

nie może być ono nazbyt wyzywające. Społeczna kontrola<br />

kobiet to również zarządzanie płodnością, w publikacji<br />

jest mowa o tym, jak ważny w dzisiejszym świecie jest<br />

powszechny dostęp do aborcji. Warto tu wspomnieć<br />

o sprawie, w której kobieta za pomoc innej kobiecie


w dokonaniu aborcji została skazana na osiem miesięcy<br />

prac społecznych. O tym niedorzecznym wyroku informowały<br />

również światowe media. W patriarchalnym świecie<br />

kobieta jest po prostu żywym inkubatorem, nie ma możliwości<br />

decydowania o własnym ciele. Ojciec dziecka może<br />

się nie interesować, być nieobecny w jego życiu, zalegać<br />

w płaceniu alimentów, ale to wszak kobieta jest obarczona<br />

całą odpowiedzialnością za współżycie. I jak wspomniałem<br />

wcześniej, nie ma nawet możliwości decydowania o tym,<br />

czy chce urodzić dziecko. Kwestię tzw. moralności i takiego,<br />

a nie innego prowadzenia się kobiety pozostawiam samej<br />

zainteresowanej. Sytuacja wygląda tak, że w patriarchalnej<br />

kulturze gwałtu narzędziem kontroli jest plotka, obmawianie<br />

i właśnie zawstydzanie, a nawet więcej, upokarzanie.<br />

Jest to zwyczajnie mowa nienawiści, rodzaj przemocy. Łatwo<br />

tutaj zademonstrować, jak przykładowa sytuacja zawstydzania<br />

może wyglądać. Kobieta w czyichś oczach ubiera<br />

się jak dziwka, zbyt „wyzywająco” (cokolwiek miałoby to<br />

znaczyć), no i spotyka ją kara w postaci gwałtu. „Należało<br />

się jej”, „Sama chciała”, „Prosiła się, prowokowała”. Nie potrafię<br />

zrozumieć, jak można osądzać innych i jeszcze przy<br />

okazji przyklaskiwać takiemu wymierzaniu sprawiedliwości.<br />

A co jest w tym wypadku najsmutniejsze to fakt, że najbardziej<br />

zagorzałymi strażniczkami patriarchatu są kobiety<br />

(matki, teściowe). Autorki nie raz podkreślają, że w intencjach<br />

leży zapewne dobro kobiet, tzn. ich „ochrona” przed<br />

potencjalnym gwałtem, ale jak dobrze wiemy, intencjami<br />

jest całe piekło wybrukowane. Tak dobrze chcę, a ty nie<br />

potrafisz być wdzięczna (wdzięczny). Kontrola równa się<br />

tutaj manipulacji. Zarówno dla strażników patriarchatu, jak<br />

i oprawców sytuacja jest co najmniej korzystna. Kobieta<br />

jest w ryzach, musi się pilnować, ewentualnie można ją<br />

jeszcze trochę porazić poczuciem winy i wstydu. Ma być<br />

uległa i potulna. O wychowaniu ku uległości i kobiecym<br />

przystosowaniu śpiewa chociażby Ava Max w utworze My<br />

Way czy Katarzyna Nosowska w piosence Do czasu. Kobieta<br />

ma się wygodnie ułożyć w roli ofiary, zwabia mężczyzn<br />

z samego faktu, że jest po prostu łatwą zdobyczą. <strong>22</strong>-letnia<br />

Sylwia z okolic Legnicy po siedmiu latach milczenia oskarżyła<br />

o gwałt trenerów łucznictwa. Za jej przykładem poszły<br />

też inne poszkodowane. I jak to przystało w patriarchalnym<br />

świecie, to ona, ofiara przemocy, musi się tłumaczyć.<br />

A trenerzy łucznictwa występują w telewizji z zamazanymi<br />

twarzami, niespecjalnie nawet przejęci całą sytuacją.<br />

Cała sprawa jest bardzo wyrazistym przykładem slut-shamingu,<br />

bowiem to Sylwii dotyka ostracyzm społeczny,<br />

w sieci padają oskarżenia, że jak to, po tylu latach dopiero<br />

jej się przypomniało. A może sama chciała? Przemoc przechodzi<br />

tutaj gwałtownie w żart i kpinę. A tak w ogóle, jak<br />

ona śmiała, przecież ci trenerzy robią karierę, mają rodziny.<br />

A może chce się wybić na tle tej afery. Swoją drogą, już samo<br />

słowo „afera” kieruje całą sprawę w stronę skandalu i sensacji.<br />

A przemoc to nie skandal ani sensacja. To cierpienie.<br />

P. Klepacz, A. Nowak, K. Raczyńska-Chomyn, Dziwki, zdziry, szmaty.<br />

Opowieści o slut-shamingu, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2021.<br />

Opowieści o slut-shamingu otworzyły puszkę Pandory.<br />

Czytając kolejne rozmowy, da się odczuć ferment, nową<br />

perspektywę, próby nazwania zjawisk do tej pory nieobecnych<br />

w języku, nakreślić ich ramy, występowanie.<br />

Oprócz samego slut-shamingu (zawstydzania poprzez<br />

seksualność) pojawiają się w tekstach nieznane pewnie<br />

bliżej określenia dotyczące sfery seksualnej, chociażby<br />

„vanilla-shaming” czy „kink-shaming” – dotyczą one bardziej<br />

wyrafinowanych praktyk seksualnych. W polskim<br />

zaścianku nie mówi się o tym, przynajmniej nie mówi<br />

się bez zawstydzenia czy zażenowania. Jeśli w debacie<br />

rozpoczniemy dyskurs o tym, jak postrzegamy seksualność,<br />

co nas zawstydza, krępuje, jak się z tym czujemy, to<br />

w efekcie zmniejszy się presja patriarchalnej kontroli. Jak<br />

wspomniałem, wstyd to jej narzędzie, można nim manipulować<br />

do woli i osiągać przy tym zamierzone cele.<br />

Nie da się zawstydzić kobiety jej seksualnością, jeżeli ona<br />

sama się jej nie wstydzi – tak jest zatytułowana jedna<br />

z rozmów. Zresztą manipulowanie wstydem występuje<br />

właściwie w każdym rodzaju przemocy. Ilustracją do<br />

tego mogą być słowa partnera, który mówi do partnerki:<br />

„Spójrz na siebie, wyglądasz jak szmata” – w podtekście<br />

nie dbasz o siebie, mam prawo, żeby ciebie poniżać, nie<br />

jesteś dla mnie człowiekiem. Najpierw następuje uprzedmiotowienie,<br />

reifikacja, etykietowanie. Kobieta „szmata”<br />

nie ma już godności. Dochodzi do przemocy, bo przecież<br />

gwałci się już nieludzką istotę. Podobny sposób działania<br />

obowiązuje przy zwierzętach, które zabija się dla mięsa,<br />

futra, przy testowaniu kosmetyków, w badaniach laboratoryjnych<br />

itp. Świnia to nie tylko nieczłowiek, ale zwyczajne<br />

wyzwisko, którego używa się po to, aby kogoś upokorzyć.<br />

Mięsożercy łatwiej jest przełknąć fakt, że zjada nie<br />

pełnowartościowe zwierzę, ale rzecz niegodną dobrego<br />

traktowania.<br />

Cała dyskusja dotycząca slut-shamingu zapewne nie zyskałaby<br />

takiego rozpędu, gdyby nie słowa pewnego oficera<br />

policji z Toronto, Michaela Sanguinettiego, który<br />

stwierdził, że jeśli kobiety nie chcą być zgwałcone, nie<br />

powinny ubierać się jak puszczalskie. Czara goryczy się<br />

przelała, w 2011 roku w Toronto miał miejsce pierwszy<br />

Marsz Szmat (SlutWalk). Tego rodzaju manifestacje odbywają<br />

się również w Polsce, pierwsza – w 2013 roku.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

83


DZIWKI, ZDZIRY, SZMATY<br />

Celem protestów jest zwrócenie uwagi na nieskrępowaną<br />

swobodę seksualną, możliwość wyrażania się w sferze<br />

seksualnej czy zwyczajnie w kwestii ubioru. W książce<br />

historia slut-shamingu jest naszkicowana również nieco<br />

anegdotycznie, jednak to właśnie Marsz Szmat, całkiem<br />

niedawna inicjatywa, jest wydarzeniem przełomowym.<br />

Sama charakterystyka zjawiska, próba oderwania się od<br />

patriarchalnej nomenklatury pokazuje jasno, że droga<br />

do równouprawnienia jest jeszcze daleka. Trzeba całkowicie<br />

przedefiniować chore standardy piękna, konkursy<br />

piękności, które miast pomagać w rozwoju, zostawiają kobiety<br />

z mnóstwem kompleksów. Ekspresja w sferze ciała<br />

i seksualności to również wołanie o edukację seksualną<br />

z prawdziwego zdarzenia, bynajmniej nie po to, aby siać<br />

zgorszenie, ale zwyczajnie by być świadomym zagrożeń<br />

i móc przygotować się do konstruktywnej rozmowy<br />

o sprawach intymnych.<br />

Niezaprzeczalnym faktem jest to, iż wszyscy jesteśmy seksualni,<br />

mamy związane z tym potrzeby. Sfera seksualna,<br />

a szczególnie dotyczące jej deficyty wpływają na pozostałe<br />

sfery życia. Przykro, że edukacja seksualna pod nazwą<br />

„wychowanie do życia w rodzinie” to jeden wielki żart.<br />

Młodzi ludzie czerpią informacje z sieci, spotykając tam<br />

sporo przeinaczeń i nieprawdy. Patriarchalny monolit powoli<br />

zaczyna pękać. Kobiety w Iranie zdejmują hidżaby,<br />

jednak grożą im za to poważne represje. Co prawda to<br />

mały krok, ale w tak autorytarnych środowiskach, gdzie<br />

kobieca niezależność jest piętnowana, to bardzo wymowny<br />

przekaz. Widać tutaj też obraz kobiecej solidarności<br />

(współdziałanie zamiast rywalizacji), z powodzeniem<br />

wykorzystywany w reklamach, kampaniach społecznych.<br />

O siostrzeństwie, wierze w kobiecą moc mówi też Natalia<br />

de Barbaro w Czułej przewodniczce, o której z pewnością<br />

nie omieszkam napisać innym razem kilku słów.<br />

Cieszę się, jestem wdzięczny autorkom za to, że ujawniły<br />

tę górę lodową przeciwności związaną z ujawnianiem się<br />

kobiecej seksualności. Opowieści o slut-shamingu to zbiór<br />

wywiadów z działaczkami, aktywistkami, niestety w dużej<br />

mierze feministycznymi. Brakuje tutaj innej perspektywy.<br />

Jest wywiad z mężczyzną, ale w ogólnym obrazie nie za<br />

wiele to zmienia. Na początku byłem wprost urzeczony<br />

erudycją, zaangażowaniem i wiedzą autorek. Nie zawsze<br />

spotyka się bowiem interlokutorów (w tym przypadku<br />

interolokutorki), którzy są tak zafascynowani tematem.<br />

Kolejne zadawane pytania nie są jedynie wyświechtanym<br />

odpytywaniem, a raczej dociekaniem istoty problemu, zauważeniem<br />

istotnych odstępstw i odmienności. W szczególności<br />

polecam rozmowę z Agatą Araszkiewicz, która<br />

pokazuje slut-shaming w perspektywie humanistycznej –<br />

to swoista podróż poprzez wieki. Problemem jest jednak<br />

to, że w spisie treści nie ma podanych konkretnych rozmówczyń,<br />

co w dużej mierze utrudnia późniejsze korzystanie<br />

z książki. Same rozmowy nierzadko naszpikowane<br />

są specjalistycznym słownictwem, dla niezorientowanych<br />

może stanowić to pewną trudność. Jednak, uwaga, na<br />

końcu książki jest słowniczek – wyśmienite rozwiązanie.<br />

Autorki tłumaczą również w przypisach trudne pojęcia,<br />

na przykład „mansplaining”, polski odpowiednik to<br />

„panjaśnienie”, a dotyczy to sytuacji, w których mężczyźni<br />

objaśniają kobietom świat – w podtekście kobiety<br />

nie są dość inteligentne, rozumne i tak dalej.<br />

Z przykrością stwierdzam, że rozmów w książce jest<br />

stanowczo za dużo, doświadczyłem przesytu. Brakuje<br />

redakcji i selekcji – wątki w kolejnych rozmowach się<br />

powtarzają, odnosi się wrażenie, że czyta się wciąż to<br />

samo o tym, jak kobiety doświadczają slut-shamingu,<br />

dlaczego to zjawisko nie jest widoczne, jak to zmienić.<br />

Zmieniają się tylko osoby odpowiadające. Części teoretyczne<br />

są umieszczone w środku publikacji (sic!). Lepiej,<br />

gdyby były na początku. A już kompletnie nie rozumiem<br />

dodatku Sekstorie, gdzie kobiety opowiadają o swoich<br />

przygodach seksualnych – chyba ma być to jakaś wspólna<br />

narracja o wyzwalającej sile seksu. Wielokrotnie<br />

pojawia się nawiązanie do podziału na święte i dziwki<br />

zakorzenionego w polskiej kulturze. No i jeśli kobiety<br />

odzyskują to pejoratywne określenie „dziwki” i przejmują<br />

broń, to wszelakie epitety będą dla nich mniej bolesne.<br />

Jak się okazuje, takie wyzwiska można odzyskać<br />

i obudować wokół nich własną narrację – analogia do<br />

Marszu Szmat. Dla wyznawców patriarchatu kobieta<br />

zawsze będzie miała za dużo lub za mało partnerów –<br />

w podtekście jesteś albo świętą, albo dziwką. Autorki<br />

i rozmówczynie starają się pokazać nieskrępowaną seksualną<br />

wolność, natomiast, co z tymi, które nie mają<br />

partnerów albo mają ich za mało. O tych kobietach<br />

w książce mówi się zdawkowo. Co z osobami demiseksualnymi,<br />

dla których sfera intymna łączy się również<br />

z więzami emocjonalnymi? Autorki przekonują, że nie<br />

trzeba się przywiązywać, relacja romantyczna nie jest<br />

istotna, a to przecież tylko jedna ze stron medalu. Zabrakło<br />

mi tej drugiej. Wreszcie, co jest bardzo irytujące,<br />

ciągłe zawężanie tematu, rozmawiamy, omawiamy, ale<br />

trzymajmy się slut-shamingu. A sam największą radość<br />

czerpię właśnie z tych odstępstw od tematu, bo przecież<br />

zawstydzanie nie dotyczy jedynie seksualności. Zawstydza<br />

się osoby homoseksualne, chore psychicznie,<br />

niepełnosprawne. Zawstydza się w końcu osoby doznające<br />

jakiejkolwiek, nie tylko seksualnej przemocy („coś<br />

jej się przywidziało, histeryczka”). Przyczyną takiego<br />

stanu rzeczy jest brak edukacji oraz nieudolne działanie<br />

służb, policji, sądów, pomocy społecznej. Slut-shaming<br />

jest tutaj częścią większej całości, o tym zapomniano.<br />

[RK]<br />

84<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Obraz: Małgorzata Borsukiewicz<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

85


86<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


RIJKSMUSEUM<br />

vermeer<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

87


Odkrywanie<br />

Vermeera<br />

beata anna symołon<br />

Nie chciałam pisać o vermeeromanii,<br />

a jednak piszę. Jest to<br />

bowiem pewne uproszczenie,<br />

w dodatku domagające się uzasadnienia,<br />

które niełatwo przedstawić – choć<br />

przecież można znaleźć wiele diagnoz<br />

dotyczących przyczyn zaciekawienia<br />

zarówno malarstwem Vermeera, jak<br />

i nim samym oraz jego rodziną. Pojęcie<br />

vermeeromanii nie ma dla mnie negatywnych<br />

konotacji, wręcz przeciwnie –<br />

fascynacji Vermeerem, niegasnącej po<br />

dziś dzień, uległam dawno temu. Mam<br />

świadomość, że dzięki temu narastającemu<br />

zainteresowaniu spuścizną malarza<br />

i prowadzonym badanom naukowym<br />

dokonywane są odkrycia, które<br />

przybliżają i pozwalają lepiej zrozumieć<br />

twórczość mistrza z Delft nie tylko specjalistom,<br />

lecz także laikom.<br />

Bilety na amsterdamską wystawę wyprzedały<br />

się na długo przed jej otwarciem.<br />

Gdy ogłoszono dodatkowe godziny<br />

zwiedzania (w czwartki, piątki<br />

i soboty do <strong>22</strong>.00), rozpoczęło się międzynarodowe<br />

polowanie. Ożywił się też<br />

czarny rynek. Takie wystawy jak ta poszerzają<br />

znaczenie pojęcia blockbuster<br />

o przebój muzealny. A to już przecież<br />

kultura wysoka!<br />

88<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Amsterdamskie wydarzenie jest największą<br />

– jak dotąd – wystawą dzieł<br />

Vermeera. Dwie wystawy w Waszyngtonie<br />

i Hadze w latach 1995 i 1996,<br />

na których zaprezentowanych zostało<br />

21 obrazów, z dzisiejszej perspektywy<br />

można nazwać uwerturą do roku 20<strong>23</strong>.<br />

Teraz zgromadzono 28 (27 + jeden + jedno<br />

wytłumaczenie) obrazów sprowadzonych<br />

z Europy, USA i Japonii. Wiele<br />

spośród nich powróciło po raz pierwszy<br />

do holenderskiego domu po ponad 200<br />

latach peregrynacji. Najlepszym wprowadzeniem<br />

do wystawy jest około półtoragodzinny<br />

film dokumentalny Vermeer.<br />

Blisko mistrza. Jego narratorami<br />

są jej twórcy, którym kamera towarzyszy<br />

od początku przygotowań w różnych<br />

miejscach Europy i USA. Ten dokument<br />

zmontowany z poczuciem humoru<br />

oraz dystansem, ale i napięciem,<br />

chwilami pełnymi emocji, a nawet silnymi<br />

wzruszeniami, można zobaczyć<br />

obok albo zamiast wystawy. Wielbicieli<br />

Vermeera zainteresować mogą poruszane<br />

problemy, które zmieniają dotychczasową<br />

wiedzę na<br />

temat obrazów twórcy<br />

Widoku Delft. Jednym<br />

z narratorów filmu jest<br />

kurator wystawy Georg<br />

J. M. Webber.<br />

LICZBA OBRAZÓW.<br />

Vermeer namalował<br />

jakieś 45, może 50.<br />

Znanych jest obecnie<br />

około 35. Do Amsterdamu<br />

dotarły te,<br />

które zgodzono się wypożyczyć. Nie<br />

wszystkie do końca trwania wystawy<br />

– Dziewczyna z perłą wróciła do<br />

haskiego muzeum Mauritshuis już na<br />

początku kwietnia. W czasie przygotowań<br />

– w wyniku badań promieniami<br />

Roentgena i analiz porównawczych –<br />

zakwestionowano autentyczność<br />

Dziewczyny z fletem. Dostrzeżono<br />

m.in.: zbyt wiele zieleni tworzącej przesadnie<br />

cienie na szyi, powtórzone – bez<br />

wprowadzenia nowej interpretacji, jak<br />

to zawsze czynił mistrz – motywy (np.<br />

Mistrz kreuje wizerunek kobiet<br />

zamożnych, ubranych w jedwabie,<br />

sobolowe futra, perły<br />

rozchylone wilgotne wargi), nietypowe<br />

dla Vermeera ukazanie twarzy w półcieniu,<br />

uproszczenie postaci, przypadkowość<br />

chińskiego kapelusza… Jednakże<br />

dyrektor zbiorów malarskich<br />

Rijksmuseum, kurator oraz inni pracownicy<br />

amsterdamskiej placówki,<br />

nie do końca byli przekonani o tym, że<br />

do Europy przywieziony zostanie nie-<br />

-Vermeer. Mimo zawirowań amsterdamska<br />

prezentacja jest największą<br />

wystawą mistrza z Delft! Tylu obrazów<br />

Vermeera nie zgromadził jego największy<br />

mecenas Pieter Claeszoonvan<br />

Ruijven, nawet on sam nie miał ich tylu<br />

jednocześnie w swojej pracowni.<br />

ODMIENNOŚĆ. Badania potwierdziły<br />

natomiast autentyczność płótna,<br />

na którym namalowana została Kobie-<br />

ta przy wirginale – jedyny obraz znajdujący<br />

się obecnie w rękach prywatnych.<br />

Namalowany został na płótnie pochodzącym<br />

z tej samej beli co Koronczarka.<br />

Wątpliwości – ciągle nierozwiązane<br />

– budzi natomiast namalowany<br />

w sposób zbyt uproszczony żółty szal<br />

dziewczyny. W 1979 roku badaniom<br />

promieniami Roentgena poddano<br />

Dziewczynę czytającą list przy otwartym<br />

oknie, eksponowaną w Galerii Drezdeńskiej,<br />

i odkryto postać Kupidyna, namalowanego<br />

przez samego Vermeera,<br />

zaś w 2018 roku dyrekcja muzeum podjęła<br />

decyzję o renowacji obrazu i odsłonięciu<br />

tego elementu, czemu towarzyszył<br />

szmer wielbicieli holenderskiego<br />

mistrza. Na Dziewczynę czytającą list<br />

przy otwartym oknie nie tylko patrzymy<br />

jak na inny obraz, bowiem amorek<br />

z kołczanem i strzałami wypełnia prawie<br />

całą pustą dotąd ścianę, ale również<br />

interpretujemy go inaczej – jego<br />

obecność może mieć znaczenie w kontekście<br />

treści listu. Kupidyn – obecny<br />

także na innych pracach prezentowanych<br />

na wystawie – gwarantuje miłość<br />

wierną. Promienie ujawniły również<br />

domalowaną w okresie późniejszym<br />

klatkę na ptaki w Przerwanej lekcji<br />

muzyki i zamalowane przez Vermeera<br />

na obrazie Pijana dziewczyna śpiąca<br />

przy stole figury mężczyzny i psa…


<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

89


Odkryły wielowarstwowość i niejednolitość<br />

kolorystyczną tła, przesunięcia<br />

przedmiotów w przestrzeni i postacie,<br />

wskazały na drobinki farby, które widziane<br />

z oddalenia, powodują ich świetlistość…<br />

Pokazały, jak przy pomocy<br />

zieleni mistrz tworzył delikatne cienie<br />

pod oczami i na szyjach malowanych<br />

osób. Niektóre z rentgenowskich zdjęć<br />

zostały opisane i zaprezentowane na<br />

wystawie. Interesującym doświadczeniem<br />

jest potwierdzenie i pokazanie<br />

działania camery obscury w portretowaniu<br />

twarzy. W bliskim sąsiedztwie<br />

domu Vermeerów znajdował się klasztor<br />

oo. jezuitów, w których posiadaniu<br />

była camera obscura właśnie. Malujący<br />

bracia korzystali z niej i zachowały<br />

się portrety z tego okresu, wykonane<br />

na cienkim pergaminie. Analizy<br />

porównawcze wykazały, że mistrz<br />

z Delft pracując nad rozmytymi konturami<br />

twarzy, cieniowaniami czy oczami<br />

malowanymi przy użyciu koloru, a nie<br />

kreski, wspomagał się pośrednictwem<br />

tego urządzenia. Po amsterdamskiej<br />

wystawie należy przeglądać albumy<br />

obrazów Vermeera z ostrożnością i dodatkową<br />

wiedzą. Odkrywca „van der<br />

Meera” Étienne Joseph Théofile Thoré<br />

„zagarniał” najciekawsze prace holenderskich<br />

XVII-wiecznych mistrzów<br />

i przypisywał je Vermeerowi dochodząc<br />

do liczby 66. Obecnie można<br />

odrzucić około 30 z nich – niemniej<br />

ostrożnie.<br />

90<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Kobieta ważąca perły<br />

UKŁAD. Georg J. M. Webber swoją<br />

pożegnalną wystawę w Rijksmuseum<br />

planował niezwykle precyzyjnie. Tworzył<br />

ze zdjęć kolaż marzeń. Zmieniający<br />

się dynamicznie. Ale najważniejsza<br />

była praca wewnętrzna: pisanie tekstów<br />

do obszernego wielojęzycznego<br />

katalogu (współautorstwo), tworzenie<br />

własnej (już trzeciej) książki o Vermeerze<br />

zatytułowanej Wiara, światło<br />

i refleksje, przygotowywanie opowieści<br />

i rozmieszczenia obrazów w poszczególnych<br />

salach muzealnych… Staranność<br />

przygotowań była odczuwana od<br />

chwili zakupu biletów, sprzedawanych<br />

na wejścia zaplanowane co 15 minut.<br />

Potem: opaski „vermeerowskie”;<br />

niebieski szlak na posadzce prowadzący<br />

do wystawy; barierki pozwalające<br />

zbliżyć się na tyle blisko, by móc<br />

dojrzeć szczegóły, ale nie za blisko.<br />

Po vermeerowskich salach wędrowało<br />

jednocześnie tyle osób, by sobie<br />

nie przeszkadzały, a każda – w pochodzie<br />

– miała swoją chwilę na przyjrzenie<br />

się Mleczarce, Koronczarce, Dziewczynie<br />

czytającej list… I to się udawało!<br />

Ale to wynik nie tylko liczb i precyzji,<br />

lecz również poczucia uczestnictwa<br />

w czymś niezwykłym, brania udziału<br />

w niepowtarzalnym święcie, które<br />

drugi raz w naszym życiu może się nie<br />

powtórzyć. Każda z sal miała swój temat<br />

przewodni. Mistrz z Delft bardzo<br />

ułatwił badaczom i entuzjastom taki<br />

podział, bowiem poruszał się w wąskim<br />

kręgu domu, jego mieszkańców, gości<br />

i najbliższego otoczenia. W podobnych<br />

tematach. I wśród znajomych przedmiotów.<br />

Toaleta Diany<br />

Kobieta przy wirginale<br />

Dziewczyna czytająca list przy otwartym oknie<br />

DZIEWCZYNA Z PERŁĄ<br />

Koronczarka<br />

Alegoria malarstwa<br />

Dlatego właśnie Widok Delft i Uliczka<br />

witają amsterdamskich gości… w kolejności<br />

odwrotnej. Najpierw to, co bliskie<br />

– widok z domu na ulicę. A potem<br />

miasto, w którym malarz spędził całe<br />

życie. Obrazy wprowadzają spokój,<br />

zachwyt i kontemplację każdego namalowanego<br />

fragmentu, takiego jak<br />

choćby żółta ściana z Widoku…, której<br />

Marcel Proust poświęcił fragment opisujący<br />

chwilę przed śmiercią Bergotte’a<br />

w Uwięzionej, 5. tomie W poszukiwaniu<br />

straconego czasu, albo czerwona<br />

okiennica domu, która zamyka całą<br />

kompozycję. Widok…, celowo niedokładny<br />

w proporcjach budynków, „[…]<br />

jest prawdopodobnie najbardziej niezapomnianą<br />

wedutą w sztuce zachodniej”<br />

(M. Westermann).<br />

Znając miasto, można przejść do portretów<br />

grupowych Vermeera, które<br />

należą do rzadkich oraz do malarstwa<br />

religijnego. Te ostatnie były najchętniej<br />

fałszowane (np. przez najsłynniejszego<br />

z fałszerzy Hana van Meegerena, właściwie<br />

Henricusa Anthoniusa van Meegerena).<br />

Młody Johannes, wstępując<br />

w związek małżeński z Cathariną Bolnes,<br />

z protestantyzmu przeszedł na katolicyzm.<br />

To nietypowa zmiana. Odkrył<br />

wówczas na użytek malarstwa religijne


obrazy i tematy, obrazy świętych… Tym<br />

odkryciom zawdzięczamy Świętą Praksedę<br />

– męczennicę z początków chrześcijaństwa.<br />

Zaczynam od niej, bowiem to mój<br />

pierwszy – zobaczony na żywo – Vermeer.<br />

Ekscytacji, która towarzyszyła wawelskiej<br />

prezentacji zaraz po zakupieniu dzieła<br />

przez Barbarę Piasecką Johnson, nic już<br />

nie powtórzy. Obraz jest obecnie w posiadaniu<br />

konsorcjum z Tokio. Dalej Chrystus<br />

w domu Marii i Marty (Jezus zaskakującym<br />

gestem wskazuje na Martę, bliższą<br />

protestanckiemu rozumieniu wartości<br />

pracy), wreszcie krwawa bogini łowów –<br />

Toaleta Diany… I drezdeńska Kuplerka, od<br />

której malarz zaczyna tworzyć techniką<br />

mieszaną (z dodatkiem jaj do farb olejnych).<br />

Po lewej stronie obrazu stoi młody<br />

mężczyzna ubrany w czarny surdut z dużym<br />

białym haftowanym kołnierzem. Ma<br />

kręcone długie włosy i kapelusz. Prawdopodobnie<br />

to jedyny autoportret Vermeera.<br />

Ale tylko prawdopodobnie. (Odbicie<br />

lustrzane w Lekcji muzyki czy plecy malarza<br />

na nieobecnej Alegorii malarstwa – to<br />

już inne opowieści). Tematy związane ze<br />

stręczycielkami były obecne na obrazach<br />

holenderskich XVII wieku. Dzieła takie<br />

znajdowały się także w domu w Delftach,<br />

bowiem Vermeer był nie tylko malarzem,<br />

lecz także marszandem.<br />

Osobne miejsca wyznaczono drezdeńskiej<br />

Dziewczynie czytającej list – obrazowi<br />

w dominującej oliwkowej zieleni<br />

Widok z Delft<br />

Święta Prakseda<br />

Alegoria wiary<br />

Kobieta z wagą<br />

Mleczarka<br />

oraz Mleczarce. Studia ciszy, skupienia,<br />

światła… Pewności, że tak będzie już<br />

zawsze. Po tym wyciszeniu – następują<br />

sceny z udziałem kobiety i mężczyzny,<br />

z winem, listem, nie-vermeerowską<br />

klatką na ptaki… Na tym etapie można<br />

dostrzec przedmioty: krzesła tapicerowane<br />

skórą z lwimi główkami, kobierce,<br />

zasłony, mapy, obrazy, szkatułki,<br />

które wędrują z jednej do drugiej kompozycji.<br />

Umieszczone w innym miejscu,<br />

opowiadające już różne historie, rzucające<br />

inne cienie… I okno umieszczone<br />

po lewej stronie obrazu. Okno dające<br />

tajemnicze światło. Najbardziej rozpoznawalny<br />

punkt Vermeerowskich kompozycji,<br />

którego kwintesencję stanowi<br />

obraz Pisząca list.<br />

Do obrazów dwóch uczonych<br />

(Vermeer często tworzył parami)<br />

– Astronoma i Geografa – pozował<br />

ten sam młody mężczyzna.<br />

Skupiony na poszukiwaniach dróg<br />

do Nowego Świata. Niezwykłym<br />

doświadczeniem jest analiza cykli<br />

obrazów kobiet z listami – pisanymi,<br />

czytanymi i właśnie doręczanymi.<br />

Każdy to inny czas, inne emocje,<br />

wyczulające na to, co nastąpi<br />

po otwarciu czy wysłaniu<br />

listu... Mistrz kreuje wizerunek<br />

kobiet zamożnych,<br />

ubranych w jedwabie, sobolowe<br />

futra, perły (które<br />

nie zawsze jednak perłami<br />

były)… Kobiet mających<br />

wpływ na przyszłość swoją<br />

i rodziny.<br />

Portrety kobiet w kapeluszach.<br />

Znowu dwa. Nowojorskie.<br />

W czerwonym<br />

kapeluszu i chińskim (autorstwo<br />

tego obrazu opatrzone<br />

zostało znakiem zapytania).<br />

Dalej Dziewczyna<br />

z perłą, którą można było<br />

oglądać w Amsterdamie<br />

tylko do końca marca. Nie<br />

służąca, nie córka, a najprawdopodobniej<br />

studium twarzy (tronies),<br />

niejedno w dorobku mistrza. Do<br />

niewielkich kobiecych portretów<br />

Uliczka<br />

DZIEWCZYNA Z FLETEM<br />

Kobieta w błękitnej sukni<br />

Astronom i Geograf<br />

Kuplerka<br />

zaliczyć można paryską Koronczarkę<br />

i amerykańską Kobietę przy wirginale.<br />

Obie, jak wspominałam, namalowane<br />

na tej samej beli płótna. Na amsterdamskiej<br />

wystawie dzieliła je niewielka odległość.<br />

Spotkanie bardzo bliskie… Pierwsza<br />

w skupieniu przeplata na niebieskim<br />

płótnie delikatne nitki. Druga trzyma<br />

ręce na klawiaturze, ale patrzy w stronę<br />

widza, uśmiechając się zalotnie.<br />

Obrazy muzyczne… Instrumenty – gitary,<br />

lutnie, cytry, viola da gamba,<br />

wirginały i klawesyn – są albo odłożone,<br />

albo czekają na kolejne uderzenie<br />

palców. To potęguje ciszę i napięcie.<br />

I nierzadko wyraża skrajne emocje.<br />

Zdjęcia obrazów pochodzą z oficjalnej strony Rijskmuseum (Press)<br />

W ostatniej sali, na małych ikonach<br />

wszystkich prac Vermeera, można było<br />

odnaleźć umieszczone w porządku<br />

chronologicznym obejrzane obrazy oraz<br />

te, które nie zostały zaprezentowane<br />

w Rijksmuseum. Nieobecności wielu –<br />

szkoda. Nawet bardzo… Ale wędrówki<br />

tropem obrazów Vermeera po muzeach<br />

Europy, Ameryki i obecnie Japonii to jeden<br />

z praktykowanych od dawna sposobów<br />

poznawania dorobku mistrza z Delft.<br />

Zawsze aktualny i ekscytujący.<br />

Johannes Vermeer jest jednym z najbardziej<br />

inspirujących mistrzów pędzla.<br />

Nie tylko dla malarzy. W dorobku wielu<br />

autorów znajdziemy wiersze, ekfrazy,<br />

opisy... O Widoku Delft pisał Zagajewski,<br />

Szymborska od przelewanego przez<br />

Mleczarkę mleka uzależnia istnienie<br />

świata, o samym malarzu pisał Herbert...<br />

A to tylko najbardziej znane przykłady<br />

z polskiej literatury, których jest<br />

mnóstwo. Czasami odnoszę wrażenie,<br />

że historia percepcji jego obrazów pisana<br />

przez historyków sztuki i krytyków<br />

jest inna niż ta, którą można by napisać<br />

w oparciu o utwory literackie wydane<br />

w Polsce i na świecie w ciągu ostatnich<br />

170, a może i więcej lat… Wszystkich<br />

zapewne łączy Dziewczyna z perłą<br />

– film Petera Webbera z 2003 roku<br />

i książka Tracy Chevalier (Londyn 1999<br />

rok). Ja najpierw obejrzałam film, ale to<br />

książka mnie zaskoczyła. Pozytywnie.<br />

Z filmu wyniosłam piękne krajobrazy<br />

i nastrojowe wnętrza, natomiast Tracy<br />

Chevalier pokazuje, jak powoli można<br />

uczyć się malarstwa Vermeera. Dopiero<br />

w trakcie lektury widać choćby sens pokazywanych<br />

dłużej w filmie przedmiotów,<br />

kompozycji, obrazów... I dostrzec<br />

ogromny materiał aktorski – właściwie<br />

zmarnowany.<br />

Vermeeromania? W moim życiu trwa<br />

od dawna. [BAS]<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

91


92<br />

Teoria mniejszego zła w pigułce w czopkach<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Łubudu, pierdut!<br />

W<br />

ten oto sposób opowieść o powstaniu Wszechświata mamy za sobą.<br />

Następne circa about trzynaście miliardów lat trzasnęło jak z bicza<br />

strzelił. Niezauważenie. Bo niby kto miałby to zauważyć? Działo się<br />

i już. A poza tym gorąco było, więc trzeba było poczekać, aż trochę ostygnie.<br />

Gdzieniegdzie. A jak już ostygło, to za kolejną chwilę: mała gwiazda, planeta,<br />

oceany, aminokwasy, pierwsze białka, a później to już z górki było. I tak ni stąd,<br />

ni zowąd, powstała tkanka mózgowa. No i zaczęły wypełniać ją myśli. Tę tkankę<br />

mózgową, że niby.<br />

Niestety nie u każdego, ale my tu nie o brzozach, a o zdrowych dębach i bukach.<br />

A skoro już zahaczyliśmy o buki, wypada wspomnieć, że w dalszej kolejności bogowie<br />

się nam różni namnożyli, a jak bogowie to i religie, których ponad cztery<br />

tysiące na tym świecie jest, żeby zarządcy sacrum wyjaśniali nam, owieczkom,<br />

co to je oni niby pasą (albo baranom, co to je oni strzygą), jak mamy żyć, żeby<br />

było dobrze*. Tak to się zaczęło… Religie, władza, pieniądze i używki – cztery<br />

nierozdzielne elementy, aby życie takim przyziemnym, a później przytapczannym<br />

nie było.<br />

I tak się kręci w tym burdlu nakręcanym przez nasze usilne starania, co by tu<br />

jeszcze spieprzyć panowie, panie i przedstawiciele pozostałych opcji płciowych.<br />

A jak już spieprzyliśmy wystarczająco dużo (choć oczywiście nie wszystko,<br />

nie – tyle jeszcze zostało do spieprzenia, że ho, ho!, a może i więcej), to zaczęliśmy<br />

naprawiać świat. Nie tak od razu, że my, ale ci, którzy wiedzą lepiej od nas,<br />

gdzie leżą konfitury… co to my je im robimy, a później oni mogą je – w swojej<br />

mądrości i hojności – dawać jako swoje.<br />

Bo wiadomo – dawanie jest dobre. Oprócz dawania w mordę. Nawet dawanie<br />

nogi, choć już oddawanie ręki – niekoniecznie.<br />

No ale, jeśli to, co się daje, nie ma cudownych możliwości autorozmnażania się,<br />

to, jeśli komuś się da, to komuś innemu trzeba zabrać, albo dać mniej, a to już<br />

z perspektywy persony, która otrzymała mniej lub nic – jest złem. Czyli, że ta<br />

sama czynność (lub jej brak) jest równocześnie dobrem i złem. I tutaj pojawia<br />

się Teoria Mniejszego Zła, którą z matematyczną precyzją będziemy udowadniali.<br />

Jeśli osobnik (lub tzw. „system”) mogący coś dać zatai, że coś jest do dania, to:<br />

1. Po pierwsze primo – ten, kto miał dostać, a nie dostał, nie wie, że nie dostał,<br />

a miał dostać, więc w tej swojej niewiedzy i nieświadomości jest neutralny<br />

szczęśliwościowo.<br />

2. Po drugie primo – ten, kto nie miał dostać i nie dostał, nie wie, że nie dostał,<br />

bo nie miał dostać wtedy, kiedy ktoś inny miał dostać, więc w tej swojej niewiedzy<br />

i nieświadomości jest neutralny szczęśliwościowo również.<br />

3. Po trzecie primo – ten, kto miał moc dać komuś więcej, a komuś mniej albo nic:<br />

a) po „a” – wie, że to, co było do dania, nie zostało dane,<br />

b) po „be” – wie, że jeśli coś było do dania, a nikt nie wie, że coś było do dania,<br />

to jeśli weźmie to sobie (albo da swoim), nikt nie będzie miał mu tego za złe,<br />

ponieważ nikt nie będzie miał pojęcia, że mógłby komuś mieć coś za złe,<br />

c) po „ce” – z jednej strony wie, że nie zadał szczęścia komuś (choć to marna<br />

świadomość, jako że ci, co dostają – według nich najczęściej za mało – to pe-<br />

* im


anów nie wydają z siebie, a raczej malkontenckie, kurza twarz, pomruki, co najwyżej),<br />

ale z drugiej strony uniknął o wiele bardziej niebezpiecznej sytuacji – możliwej<br />

konfrontacji z tym, kto nie dostał (lub dostał mniej), a wiedział, że dlatego on nie<br />

dostał, ponieważ inny dostał, tak więc w tej swojej wiedzy i świadomości jest szczęśliwy<br />

szczęśliwościowo, a ponadto…<br />

d) po „de” – mając świadomość, że o czymś, co było do dania, nie wie nikt oprócz<br />

niego, to może całość tego, co było do dania, dać sobie (albo swoim).<br />

Po przeprowadzeniu powyższego dowodu – za przeproszeniem – rozumowego, należałoby<br />

wygenerować wzór Zasady Mniejszego Zła. Otóż i on – opisowo: mniejsze<br />

zło, to większe zło, o którym nikt nie wie.<br />

Zaś matematycznie:<br />

c > z = c < z • (0 - ∞)<br />

gdzie:<br />

z – zło,<br />

∞ – wiedza,<br />

c – stała odczuciowa, która jest zmienną (albo prędkością światła w próżni). Zauważmy,<br />

że znaczącym, wręcz kluczowym, elementem wzoru jest wiedza, ukryta<br />

w swym kontrapunkcie, czyli niewiedzy. Dzieje się tak, dlatego że wiedza wymaga<br />

wysiłku i umiejętności, natomiast w przypadku niewiedzy, nie wymaga się żadnych<br />

umiejętności niewiedzy. Nie można posiąść niewiedzy nawet w wyniku długoletnich<br />

studiów i dogłębnej analizy tematu, albowiem głównym narzędziem, którym<br />

posługuje się niewiedza, jest właśnie brak dogłębnej analizy tematu. Błędem byłoby<br />

jednak traktowanie niewiedzy jako zbędnego elementu utrudniającego lub<br />

uniemożliwiającego posiadanie wiedzy. Dzieje się tak dlatego, iż kluczowym elementem<br />

wiedzy nie jest jej posiadanie, ale niewiedza właśnie. Istnienie niewiedzy<br />

nie deprecjonuje wiedzy, wręcz przeciwnie – wiedza nie istniałaby bez niewiedzy,<br />

bo kto wiedziałby, że coś wie, jeśli nie byłoby kogoś, kto nie wie? Od zawsze niewiedza<br />

była motocyklem postępu, ponieważ co to byłby za postęp, jeśli opierałby<br />

się na tym, co wiemy, kiedy to dopiero borykanie się z brakiem wiedzy roztacza<br />

nowe horyzonty i pozwala na wciąż nowe odkrycia, które były wcześniej<br />

zamotane przez niewiedzę i/lub przez zarządców sacrum. Stąd możemy<br />

wyprowadzić wzór, który – co udowodniliśmy powyżej – mówi, że<br />

zamotem (ergo motocyklem) postępu jest niewiedza:<br />

Þ = 0 - ∞<br />

gdzie:<br />

Þ – zamot, oznaczony starogrecką literą kici<br />

Łącząc obydwa dotychczas ustalone matematyczne wzory,<br />

otrzymujemy:<br />

c > z = c < z • Þ<br />

czyli – opisowo: mniejsze zło, to zamotane większe zło.<br />

∎ cbdu. **<br />

… a nawet jeśli nie, to…<br />

Bo<br />

co było do udowodnienia<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

93


J u l i u s z W ą t r o b a<br />

TRZY PO TRZY<br />

1Żyjemy w trudnych czasach: prawdziwa<br />

wojna za wschodnią granicą,<br />

a i w naszym kraju permanentna kampania<br />

wyborcza przypominająca wojnę,<br />

na szczęście jeszcze tylko na słowa,<br />

obelgi, pomówienia, kłamstwa…<br />

Żyjemy w trudnych czasach braku surowców<br />

energetycznych, lekarzy itd.<br />

oraz… zdrowego rozsądku! Zanurzeni<br />

w brudnej rzece czasu, z zatrutym powietrzem,<br />

chorą żywnością nafaszerowaną<br />

czym się tylko da, by było więcej<br />

– od antybiotyków, hormonów i sterydów<br />

anabolicznych w nieszczęsnych<br />

kurczakopodobnych stworzeniach, po<br />

uprawy GMO, które też nie wiadomo,<br />

co za sobą niosą. Nawet genialni naukowcy,<br />

tak zafascynowani i omotani<br />

chęcią poznania i wynalezienia czegoś,<br />

czego jeszcze świat nie widział, nie zastanawiają<br />

się nad konsekwencjami<br />

swoich wynalazków, choć część z nich<br />

ma służyć do unicestwiania całych narodów.<br />

To tak, jakby się niemowlak bawił<br />

odbezpieczonym granatem!<br />

Ale nie narzekajmy tyle, bo kolejną<br />

zmorą, już nie w sferze globalnej, na<br />

którą nie mamy wpływu, ale i naszej<br />

krajowej, lokalnej czy rodzinnej, jest<br />

narzekanie właśnie. Połączone z czarnowidztwem<br />

totalnym, jak totalna<br />

władza i opozycja. Każdy temat, każda<br />

sytuacja jest wdzięcznym obiektem<br />

narzekań, a ludziska stają się wronami,<br />

jak w tej piosence dziecięcej, w której:<br />

„Czarne wrony czarno kraczą, w czarnych<br />

barwach widzą świat i na próżno<br />

im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat…”.<br />

94<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Jednak choćby i mądrzy ludzie tłumaczyli<br />

(a są niestety w mniejszości), to<br />

narzekacze i tak wiedzą swoje. I mają<br />

świętą rację: jeśli ktoś jest majętny –<br />

to oczywiście złodziej, krętacz, kombinator!<br />

Jeżeli ktoś jest docentem albo,<br />

co jeszcze gorsze, profesorem – to w<br />

stu procentach załatwiał tytuł, popełniając<br />

plagiat, a słyszałem nawet od<br />

znajomego (nawet bez matury!), że<br />

jeden obronił habilitację za… pyszne<br />

ciasto, które upiekła jego żona! Aktorka<br />

zrobiła karierę, oczywiście, przez<br />

łóżko! Pisarz, bo pisze, co mu ślina na<br />

język przyniesie! Pianista przez znajomości<br />

i złośliwość, bo ćwiczył dniami,<br />

nocami i latami, by uprzykrzać życie<br />

sąsiadom! Itd., itp.<br />

A prawda jest bardziej prozaiczna: praprzyczyną<br />

sukcesów w różnych dziedzinach<br />

jest talent, z którym przychodzi się<br />

na świat. Jest to wprawdzie warunek<br />

konieczny, ale nie wystarczający – by<br />

osiągnąć szczyty, niezbędne są jeszcze:<br />

ogromna pracowitość, samozaparcie,<br />

niezrażanie się trudnościami (a nawet<br />

kłodami rzucanymi pod nogi przez zazdrośników!),<br />

systematyczność, dążenie<br />

do tego, by gonić marzenia, które<br />

się ziszczają… Choć i to nie wystarcza,<br />

bo potrzeba jeszcze… szczęścia…<br />

Narzekacze wolą jednak, choć często<br />

mają talent, narzekać niż pracować tak,<br />

żeby nie trwonić czasu na narzekanie!<br />

Narzekanie zaś, w przeciwieństwie do<br />

poczynań „ludzi sukcesu”, nie wymaga<br />

wysiłku, jest bezpieczne, rozgrzeszają-<br />

ce z lenistwa, zawiści i małości. Można<br />

więc podsycać ognik czarnowidztwa,<br />

by się ogrzewać w jego ciepełku, takim<br />

nijakim, szarym i brudnym, durnym<br />

i nudnym, jak te tasiemcowe seriale<br />

z importu, sprowadzane ku pokrzepieniu<br />

smętnych duszyczek.<br />

Coraz częściej też narzekacze przekształcają<br />

się w pieniaczy i fanatyków,<br />

a to już jest niebezpieczniejsze, aż<br />

strach o tym pisać!!! By jednak nie narzekać,<br />

nawet na narzekaczy, pożeglujmy<br />

gnani wiatrem bieżących zdarzeń<br />

w inne pogodniejsze rejony.<br />

2<br />

Ale nie pożeglujemy. Nie mogę się skupić,<br />

skoncentrować, gdyż zwielokrotniony<br />

warkot kosiarek spalinowych<br />

mąci ciszę, odgłosy przyrody, a nawet<br />

moje myśli, które rażone kakofonią<br />

wielodecybelowych dźwięków więdną<br />

jak w osamotnieniu niekochane kobiety,<br />

usychają jak z tęsknoty za swoimi<br />

panami porzucone psy…<br />

Mogłoby być pięknie, z rozpasaną<br />

zielenią, rozbuchaniem pędów zmierzających<br />

ku światłu; kwiatami, które<br />

jeszcze nie zdążyły się uśmiechnąć do<br />

słońca, a i z tymi rozkwitającymi z godziny<br />

na godzinę, które nieboraczki<br />

jeszcze nieświadome, że im za chwilę<br />

pościna kolorowe łebki szalony właściciel<br />

działki czy ogródka z kosiarką w<br />

ręku. Taki posiadacz poletka nie może<br />

przeżyć spokojnie i pojąć w swojej<br />

ograniczoności, że trawa jest po to,<br />

żeby rosła; kwiatki są po to, by kwi-


tły i cieszyły się życiem oraz karmiły<br />

nasze głodne oczy, o pszczołach<br />

w nich baraszkujących, by zbierać pyłki<br />

kwiatowe na naturalny (nie sztuczny!)<br />

miód, nie wspominając. Jednak nasi<br />

rodacy, zapatrzeni w rozpieszczane<br />

ogrody i pola golfowe, strzygą na potęgę<br />

wszystko, co zielone i odważy się<br />

pokazać z ziemi… Warczą więc dookoła<br />

z czterech stron świata, kosiarki naraz<br />

i naprzemiennie, przynajmniej raz w<br />

tygodniu mącąc spokój i dodatkowo<br />

zanieczyszczając i tak już zanieczyszczone<br />

powietrze, którego nie mogą oczyścić<br />

nawet drzewa, bo już zostały albo<br />

zostaną w najbliższym czasie wycięte!<br />

Choć jak powszechnie wiadomo już<br />

dzieciom ze szkoły podstawowej, nawet<br />

po kolejnej reformie, liście pochłaniają<br />

dwutlenek węgla, a oddają tlen,<br />

którym ludzie jeszcze oddychają. Może<br />

kiedyś przerzucą się na inny rodzaj jego<br />

wprowadzania do swych alergicznych<br />

i zdechlakopodobnych organizmów?<br />

Aż roi się w moim, zapewne chorym<br />

i przewrażliwionym, umyśle rewolucyjno-ewolucyjna<br />

myśl: nasz światły<br />

parlament powinien w ciągu dnia,<br />

maksimum dwóch albo najlepiej<br />

pod osłoną nocy przepchnąć ustawę<br />

(wszak ma w tym doświadczenie!),<br />

w myśl której pod karą wieloletniego<br />

więzienia zakazuje się strzyżenia trawy<br />

spalinowymi czy elektrycznymi kosiarkami<br />

(z wyjątkiem oczywiście stadionów!).<br />

By kosić ogródki, poletka,<br />

skwery i klombiki można legalnie jedynie<br />

używać tradycyjnego, piastowskiego,<br />

poczciwego, prozdrowotnego<br />

i ekologicznego… SIERPA! I to dwa razy<br />

w roku, jak to drzewiej bywało. Ileż<br />

byłoby korzyści… Aż nie będę wyliczał,<br />

bo miejsca zbraknie.<br />

Ale odpędźmy, choć na chwilę, smętne<br />

myśli, ufając naiwnie, że ludzie, sami<br />

sobie kręcący pętle na szyje, jednak<br />

przejrzą na oczy i serca. By nasz zielony<br />

świat przetrwał, corocznie zachwycał<br />

swą jedyną niepowtarzalnością, by radować<br />

oczy i dusze wszystkim, niezależnie<br />

od poglądów i zacietrzewień, bo<br />

dla wszystkich został stworzony, na obraz<br />

i podobieństwo prawdziwego raju<br />

po to, aby przetrwał i niósł Życie – to<br />

prawdziwe, to najpiękniejsze, którego<br />

powinniśmy być godni i głodni.<br />

3<br />

Jak jednak odpędzić natrętne i smutne<br />

myśli, gdy przy mojej drodze wycięto<br />

250 drzew! Mimo szlochu płaczących<br />

wierzb, które otulały czule pobocza<br />

urokliwą obecnością. Odkąd sięgam<br />

pamięcią, zawsze były, wrosły w pejzaż,<br />

zdało się na zawsze. Nie ma już tych<br />

wierzb z dziuplami, z wydrążonymi<br />

czasem pustymi wnętrzami służącymi<br />

za kryjówki dzieciom. Zostało po nich<br />

jękliwe zawodzenie wiatru jak i po wiekowych<br />

jaworach i klonach. Wycięto<br />

wszystkie, jak leci, żeby przypadkiem<br />

choć jedno się nie ostało! Bo taki odgórny<br />

nakaz: poszerzyć drogę, wyciąć<br />

drzewa, które są winne wszystkim wypadkom,<br />

jakby ktoś nakazał szalonym<br />

wariatom pędzącym na łeb, na szyję<br />

celować w tych stojących nieruchomo<br />

i nie mających szans na ucieczkę zielonych<br />

przyjaciół. Droga jest ważniejsza,<br />

powie ktoś ważny. Pewnie i tak. Ale<br />

czy nie można było poszerzyć drogi<br />

pozostawiając choć z jednej strony<br />

szumiące piękno? Można było… Wycięto<br />

wszystkie, co do jednego drzewa,<br />

nawet te kilkusetletnie stojące w bezpiecznej,<br />

kilkumetrowej odległości od<br />

już poszerzonej drogi!<br />

– Jak mogłeś pozwolić wyciąć taki piękny,<br />

wiekowy klon, który szumiał nad<br />

twoim domem całe pokolenia? – pytam<br />

kolegę, z którym chodziłem do<br />

jednej klasy w podstawówce.<br />

– Chłopie, nie miałem nic do gadania!<br />

Zdążyli mnie tylko poinformować<br />

pracownicy, że takie mają polecenie<br />

i koniec! A i warkot potwora zagłuszył<br />

moje wołanie. Co miałem zrobić? Rzucić<br />

się pod piłę?<br />

Po tym drzewie jest jeszcze pień wołający<br />

o pomstę do nieba. Zrobiłem<br />

zdjęcie na smutną pamiątkę. Ale niebo<br />

nierychliwe, drogowcy obrotniejsi – już<br />

zdążyli usunąć pnie i korzenie wymordowanych<br />

wierzb.<br />

Byłem niegdyś na południu Europy,<br />

gdzie zmieniono bieg drogi w wielkim<br />

mieście, tylko dlatego by zachować<br />

jedno kilkusetletnie drzewo! U nas nie<br />

byłoby po nim śladu.<br />

– O, jak ładnie teraz widać góry! Nie są<br />

zasłonięte tymi drzewami – zachwyca<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

95


utach, w rozkroku, z dubeltówkami<br />

wycelowanymi w niebo, jakby celowali<br />

w samego Pana Boga, w towarzystwie<br />

agresywnych psów czekających tylko,<br />

aż nieszczęsny ptak wpadnie rażony<br />

śrutem do wody, by przywlec go panu<br />

myśliwemu, panu stworzenia i życia,<br />

a raczej śmierci tych niewinnych, fruwających<br />

braci mniejszych.<br />

Krzyżówki nie mają żadnych szans, bo<br />

uzbrojeni faceci bez serc, otaczają kordonem<br />

wybrany staw i rozpoczynają<br />

krwawą zabawę. Współcześni bohaterowie…<br />

Nie wiem czemu, ale kojarzą<br />

się z oprawcami w Auschwitz. Niestety,<br />

ludzie nie dbają o Naturę…<br />

się ogołoconą przestrzenią pani pchająca<br />

wózek z niemowlakiem. Słowa grzęzną<br />

mi w gardle. Czy zastanawiała się,<br />

czym będzie oddychać jej dziecko???<br />

4W moim mieście stał się cud! Prawdziwy,<br />

nie domniemany! Po latach, tocząca<br />

martwą i wielobarwną ciecz rzeka na<br />

nowo odżyła! A była martwa przez całe<br />

dziesięciolecia. Jeszcze w technikum<br />

kupiliśmy śledzie w sklepie rybnym,<br />

przywiązaliśmy je do wędek, siedli nad<br />

martwą rzeką i udawali, że udało nam<br />

się je złowić w kolorowym ścieku. Nie<br />

muszę opisywać, jaką wzbudziliśmy<br />

sensację i jaki mieliśmy ubaw!<br />

Na szczęście rzeka dzisiaj zmartwychwstała,<br />

żyje, nie śmierdzi! Nie muszę<br />

już naRZEKAĆ! Przynajmniej na rzekę,<br />

a raczej jej wody, bo z betonowych brzegów<br />

wieje przygnębienie. Na szczęście<br />

dna jeszcze nie zdążono zabetonować,<br />

a ze żwirku, z piasku i kamieni cieszą<br />

się najbardziej ryby, które ławicami (te<br />

mniejsze) lub pojedynczo, parami czy<br />

w niewielkich grupach (te pokaźniejsze)<br />

poruszają się majestatycznie pod<br />

prąd. Ryby zachowują się taktownie,<br />

nie są nachalne, krzykliwe, narzucające<br />

96<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

się swoją podwodną obecnością. Czego<br />

nie można powiedzieć o kaczkach<br />

krzyżówkach, baraszkujących w przejrzystej<br />

wodzie. Czasem zachowują się<br />

tak, jak klienci w hipermarkecie, obok<br />

którego płynie rzeka. Piękne są te kaczki,<br />

gdy wiosłami pomarańczowych nóg<br />

rozpędzają się, nurkują, a mieniące się<br />

w słońcu piórka odbijają się w wodzie.<br />

Szczególnie piękne są kaczory, wiodące<br />

prym w krzyżówkowym towarzystwie,<br />

z zielono opalizującymi głowami i karkami.<br />

W przeciwieństwie do samców<br />

i pań samice nie są tak wyzywające,<br />

a skromniejsze, nie rzucające się w<br />

oczy. O ile jednak panie poprawiają<br />

swoją atrakcyjność rozlicznymi zabiegami,<br />

staraniami, preparatami, lancetami,<br />

fatałaszkami, to o atrakcyjność<br />

kaczych panów zadbała sama natura<br />

w długim procesie ewolucyjnym. To zastanawiające…<br />

A jednak mi smutno, gdy patrzę na te<br />

prawie dzikie kaczki, bo w Polsce to gatunek<br />

łowny od pierwszego września<br />

do trzydziestego pierwszego grudnia,<br />

a wtedy na pobliskich stawach odbywa<br />

się prawdziwa jatka. Dzielni panowie<br />

myśliwi, bohaterowie w wysokich<br />

Wracam do rzeczywistości. Jak to się<br />

stało, że rzeka ożyła? Czyżby ludzie się<br />

opamiętali i przejrzeli? Nic z tych rzeczy!<br />

Rzeka ożyła, bo… zdechł przemysł!<br />

Po siedmiu wiekach rozwoju, rozkwitu,<br />

dający zatrudnienie całym pokoleniom,<br />

a miastu sławę z wyjątkowej jakości<br />

wyjątkowych wyrobów na całym<br />

świecie, w ciągu dziesięciu lat przestał<br />

istnieć. I z czego się bardziej cieszyć?<br />

5<br />

Nie wiem, skąd wzięły się te dziwne,<br />

a kosztowne upodobania, by zalewać<br />

betonem wszystko, co się tylko da. Betonoza<br />

to takie brzydkie określenie, kojarzące<br />

się ze sklerozą. Może decydujący<br />

o wyglądzie naszych miast już są naznaczeni<br />

tą chorobą? Przykładów miliony,<br />

a miliony Polaków (którzy cierpią<br />

z powodu braku tysięcy złotych). Pokazano<br />

rynek w Kutnie, gdzie wyszarpano<br />

z ziemi całą zieleń i zalano szarą, szybko<br />

stygnącą mazią dokumentnie całą<br />

przestrzeń! Urzędnicy głupkowato się<br />

tłumaczyli przed kamerami, bo mądrze<br />

przecież tego nie da się wytłumaczyć.<br />

W moim mieście nie lepiej. Rewitalizując<br />

park, zrobiono betonowe alejki tak<br />

szerokie (kosztem drzew oczywiście),<br />

że mogą się na nich mijać dwa potężne<br />

tiry, gdy starczyłyby w zupełności metrowej<br />

szerokości ścieżki do spacerów<br />

zakochanym parkom czy rozwiedzionym<br />

singlom w poszukiwaniu nowego,<br />

lepszego modelu.<br />

Rynek starego miasta też ogołocono<br />

z drzew, w cieniu których podziwiałem,<br />

za wrednej komuny, architekturę stylowych<br />

kamieniczek i klombów, gdy siedziałem<br />

na ławeczce i wąchałem kwiaty<br />

– jeszcze nie od spodu. Na płycie,<br />

już nie skalanej zielenią, ustawiono jakieś<br />

dziwaczne konstrukcje: weneckie<br />

mostki nad urojoną rzeczką, kamienne<br />

kaskady, rzeźby. Namiastką zieleni są<br />

doniczki z kwiatami i ogródki… piwne!


Gdy zaczęto grzebać przy drugim rynku,<br />

zasłoniwszy szczelnym parkanem<br />

to, co w środku się dzieje, drżałem, co<br />

też tam wykombinują najmądrzejsze<br />

głowy w mieście. Gnany bezsilną ciekawością<br />

i obywatelską odpowiedzialnością<br />

wydłubałem dziurkę w ogrodzeniu<br />

i przez tak zrobionego „judasza” ujrzałem<br />

dziejące się spustoszenie. Zzieleniałem<br />

ze złości (jak zieleń, której już<br />

tam nie było), resztki włosów stanęły<br />

mi dęba (to od kilkusetletnich dębów,<br />

które z kolei wycięto przy cmentarzu),<br />

a co pomyślałem, to nie zacytuję, bo<br />

się nie godzi… Całość wyłożona wielkimi<br />

płytami, pewnie zagranicznymi!<br />

Lecz nagle stał się CUD. PRAWDZIWY!<br />

Oto przywieziono podrośnięte, pięcio-<br />

metrowej wysokości czerwone klony<br />

kanadyjskie, które prawdopodobnie<br />

nie uschną! I to aż dwadzieścia drzewek<br />

z zagranicy! Dlaczego klony czerwone?<br />

Bo choć się będą rumienić ze<br />

wstydu, to nie będzie widać. Dlaczego<br />

kanadyjskie, a nie polskie? Bo w kraju<br />

takiej odmiany nie ma! Bo TE klony<br />

rosną tylko do dziesięciu metrów i nie<br />

trzeba ich obcinać, wycinać czy wyrywać<br />

z korzeniami, w przeciwieństwie<br />

do naszych, piastowskich, pełnych<br />

megalomanii, co to nie mają umiaru<br />

i rosną, że ho, ho i jeszcze wyżej! A potem<br />

tylko kłopoty!<br />

Cieszę się, jakbym był niespełna rozumu,<br />

z tych niespodziewanych drzewek.<br />

Wprawdzie jedna jaskółka wio-<br />

sny nie czyni, ale dwadzieścia kloników<br />

już chyba lato tak! Bo jedno jest pewne<br />

w tych niepewnych czasach: zieleni nigdy<br />

za wiele!<br />

Dlaczego ja tak o moim mieście, mojej<br />

rzece, moich placach, moich drzewach?<br />

Bo każdy ma swoje miasto (albo wieś),<br />

swoją rzekę (albo chociaż strumyczek),<br />

które łączą jednakowe zagrożenia ze<br />

strony osobników o ptasich móżdżkach<br />

(wybaczcie fruwający przyjaciele) decydujących<br />

o ich losie. Zanurzeni jesteśmy<br />

w swoim czasie, swoich miejscach,<br />

dziwnie podobnych, choć nieraz tak<br />

odległych, ale połączonych bliźniaczymi<br />

problemami, niepokojami, lecz i radościami,<br />

zachwytami, których coraz mniej.<br />

A z jałowego gadania o zagrożeniach<br />

i w tej materii nic nie wynika. Tak jak<br />

z problemami hałd śmieci rosnących<br />

w postępie geometrycznym. Tak jak<br />

z mnożeniem się (przez pączkowanie?)<br />

urzędników. Choć takie proste odpowiedzi:<br />

przyrody nie niszczyć! Śmieci<br />

nie produkować! Zbędnych urzędników<br />

nie zatrudniać! Wystarczy tylko chłopski<br />

rozum i zdrowy rozsądek! Ale chłopów<br />

już nie ma, co najwyżej rolnicy, a zdrowy<br />

rozsądek chory na choroby cywilizacyjne<br />

wynikające z jego braku… [JW]<br />

Zdjęcia:RC<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

97


98<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Ilustracja: R.C.


NA ZAWSZE…<br />

Wanda Dusia Stańczak<br />

Byłaś jesteś będziesz<br />

już zawsze<br />

ze mną we mnie w uśmiechu<br />

we łzach i świątecznie<br />

w codzienności i marzeniach<br />

w troskach bólu cierpieniu<br />

i po słonecznej stronie życia<br />

w gestach i echu dni minionych<br />

wyprowadzasz dyskretnie<br />

na ścieżki proste bezpieczne<br />

usuwasz kamienie co ranią<br />

i dbasz by róża kolce zgubiła<br />

byłaś jesteś będziesz<br />

już zawsze<br />

bo matki nigdy nie odchodzą<br />

a najbardziej są<br />

gdy ich już nie ma<br />

W TEATRZE CIENI<br />

Rozświetlone okna<br />

w czerni nocy<br />

udają bezpieczeństwo<br />

i spokój<br />

teatr cieni<br />

odsłania nieprawdę<br />

ludzkie dramaty<br />

wdrapują się na parapety<br />

przenikają przez<br />

najmniejszą szparę<br />

sporem krzykiem<br />

biedą zdradą głodem<br />

rozstaniem agresją<br />

odczłowieczeniem<br />

dzieci uwikłane w spektakl<br />

nie rozumieją<br />

seansu dla dorosłych<br />

trwa dramat za zasłoną<br />

także milczenia<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

99


„ALEŻ DLACZEGO TO”<br />

WOJCIECH KASS<br />

1 Gdyby nasze istnienie pozbawiono<br />

funkcji, procesów, historyczności,<br />

symboli, a przede wszystkim teorii,<br />

które są jak betonowe płyty przygniatające<br />

to, co żywe i pragnie oddychać, zobaczylibyśmy<br />

jego istotę, którą jest zjawiskowość.<br />

Po prostu, coś lub ktoś zjawia się<br />

i znika, zarówno w skali dziejów ludzkości,<br />

jak i egzystencji pojedynczego człowieka.<br />

Exemplum – w chwili opuszczenia pokoju<br />

znika sprzed oczu ten, a nie inny stół, kiedy<br />

jednak powracasz do pokoju, znów ten<br />

przedmiot wy-jawia się, z-jawia, bardzo<br />

rzadko zaś ob-jawia, a więc wynurza się ze<br />

swojej anonimowości i matowości. Artysta<br />

jest tym, który anonimowości rzeczy, zwierząt,<br />

osób nadaje imię, a ich matowości –<br />

blask. Słowem, na co dzień patrzone, lecz<br />

niewidziane, zostaje ujrzane, zobaczone,<br />

niejako trącone spojrzeniem pochodzącym<br />

wprost z wewnętrznego, tego ukrytego<br />

oka, w unerwieniu którego nastąpił<br />

wstrząs. W oku ślad po wstrząsie pozostaje<br />

niewidzialnym, ale jego efekt widać w fakturze<br />

obrazu, kształcie rzeźby czy literze<br />

wiersza. Widać, gdyż ów wstrząs zrósł się<br />

z ręką malującą, rzeźbiącą czy piszącą.<br />

100<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

był sobie<br />

i tworzył raz<br />

jeden od początku<br />

do końca świa-<br />

2Żył<br />

ta Andrzej Strumiłło.<br />

Ilekroć pomyślę<br />

o tym artyście, zawsze<br />

odczuwam ten<br />

rodzaj zachwytu i bezradności,<br />

jaki na ogół<br />

towarzyszy nam, gdy<br />

napotykamy fenomen<br />

artystyczny czy<br />

metafizyczny, który<br />

nie podlega łatwym<br />

ustaleniom, wymyka<br />

się regułom oraz sieciom<br />

teorii. Tę samą<br />

bezradność dostrzegam<br />

w rozmaitych<br />

gremiach i wśród<br />

tych, którzy spotkali<br />

się z Andrzejem<br />

Strumiłłą na wernisażach<br />

czy w pracowni,<br />

w galerii czy na progu<br />

modrzewiowego<br />

dworu w Maćkowej<br />

Rudzie. Słowa, którymi komentowano<br />

to artystyczne i osobowe „zjawisko”<br />

ślizgały się, raczej je zamazując, niż<br />

podkreślając, odpadały od niego jak<br />

tynk, zamiast jak ździebełko przywierać<br />

do jego skali. Jak dotąd „zjawisko Strumiłło”<br />

nie zostało należycie opisane, co<br />

więcej – ono jest wyjątkowo krnąbrne<br />

wobec tego opisu. Lekcja ze Strumiłły<br />

nie została przerobiona, a tym bardziej<br />

– odrobiona. Mamy ją przed sobą<br />

jak horyzont, po który warto, a nawet<br />

trzeba sięgnąć. Artysta jako osoba zjawiła<br />

się i zniknęła, była i jej nie ma, żyła<br />

i umarła, ale rozległe sensy i znaczenia<br />

pozostawionego dzieła są nadal przed<br />

nami wraz z ukrytym w tym dziele metafizycznym<br />

gestem, jednym z najbardziej<br />

zamaszystych jakie znam; czerpiącym<br />

ze starych form, a jednocześnie<br />

przeobrażającym je w inne, porzucającym<br />

te formy po to, aby je odnaleźć<br />

w innym położeniu i wymiarze, wreszcie<br />

otwierający tym gestem zamknięte<br />

światło i zamykającym nim otwartą<br />

ciemność.<br />

3W jednej<br />

z telewizyjnych rozmów<br />

Andrzej Strumiłło wyznał, że<br />

dość wcześniej unaocznił sobie,<br />

że jest tylko i wyłącznie człowiekiem,<br />

i nie jest mu pisana żadna inna kondycja<br />

i żaden los, który nie byłby ludzkim. Stąd<br />

chciał doświadczyć wszystkiego, czego<br />

ziemi doznająca istota może zaznać, zarówno<br />

tego, co człowieka odżywia, jak i<br />

tego, co go truje, każdego zajęcia, przedsięwzięcia<br />

oraz położenia, przejawiającego<br />

się w postaci bolesnych upadków i ekstatycznych<br />

wzlotów, w przygodzie i podróżowaniu,<br />

przytłaczającej codzienności<br />

i dokuczliwej nudzie, pracy i modlitwie.<br />

U źródeł tej postawy tkwiło jakieś pierwotne<br />

łaknienie oraz zachłanność na złożone<br />

i bogate pokarmy nieobjętego bytu,<br />

jego nieprzewidywalności, niepowtarzalności,<br />

niespójności i – co ważne – nieodwracalności<br />

oraz metafizyczny głód,<br />

w którego zaspokojeniu kryje się tajemnica<br />

odchodzenia z tego świata, odbywającego<br />

się w spełnieniu lub niespełnieniu.<br />

Rozprzęgał swoje zmysły, napinał wolę,<br />

wytężał percepcję do granic daleko wykraczających<br />

poza przeciętną normę po<br />

to, żeby objąć i uchwycić te ukryte i jawne<br />

złoża całego stworzenia. Spotykamy<br />

się bowiem ze światem, czyli światujemy,<br />

tylko raz, do czego – oprócz przebłysków<br />

geniuszu – była potrzebna artyście siła<br />

charakteru, zew odwagi, zdolność do<br />

artystycznego ryzyka i rozpoznanie jego<br />

zmyślnych podstępów oraz instynkt nie-<br />

4bezpiecznego życia.<br />

„[…] i nie da się otworzyć świata szerzej<br />

niż ludzkich ramion” – zapisał Tymoteusz<br />

Karpowicz. Ramiona Andrzeja Strumiłły<br />

były jak dźwigary, ciężkie i mocne, a przy<br />

tym hojnie oraz szeroko otwierające się<br />

na świat, na jego Wschód i Zachód. Któż<br />

nie pamięta sylwetki artysty, kiedy rozwierał<br />

ramiona do nadchodzące gościa?<br />

Otwierał je do koni na wybiegu, na płynącą<br />

nieopodal Hańczę, na nieboskłon.<br />

Do tworzenia trzeba mieć silne ręce,<br />

a Andrzej Strumiłło takie miał; były jak<br />

wypieczone bochny, jak wypalone cegły,<br />

były żywym świadectwem udziału<br />

człowieka i artysty w bycie oraz jego<br />

zmagań z materią, z którą mierzył się jak<br />

zapaśnik posiadający instynkt nieomylnego<br />

chwytu. I któż nie słyszał o tym,


Zdjęcia pochodzą z prywatnej kolekcji Wojciecha Kassa. Zdjęcia obrazów: oficjalna strona Andrzeja Strumiłły.<br />

A. Strumiłło w podziemiach klasztoru pokamedulskiego na Wigrach, 2018. Fot. Wiesław Szumiński<br />

jak wynosił głazy z jeziora Śniardwy na<br />

fundament swojego mazurskiego domu<br />

w Niedźwiedzim Rogu, o kamieniach rok<br />

w rok znoszonych z pola obsiewanego pod<br />

owies dla koni, które z biegiem lat stały<br />

się jednym z najpiękniejszych, żywych akcentów<br />

krajobrazu podwórca i obejścia<br />

dworu w Maćkowej Rudzie? Wśród słyszących<br />

są również ci, którzy widzieli, jak<br />

artysta schylał się po ten czy inny, większy<br />

lub mniejszy kamień i jak – po obtarciu<br />

z piachu i zabrudzeń – kładł go na kamienne<br />

schody, ławkę, ganek, słupki u bramy,<br />

murek czy na parapet. Giął i kształtował<br />

organiczną materię, jednocześnie czule<br />

ją głaskał, bo była starsza niż on sam;<br />

chociażby z tego powodu należał się tej<br />

materii szacunek i solidarny gest, gdyż zarówno<br />

ona, jak i człowiek wrzuceni zostali<br />

w czas i przestrzeń.<br />

5W nagradzanym filmie Miloša<br />

Formana Amadeusz z 1984<br />

roku jest scena, na pozór nieistotna,<br />

ale według mnie kluczowa, gdyż<br />

oddająca coś z istoty daru, jakim jest<br />

tworzenie, nad którym twórca panuje<br />

i zarazem nie panuje, a jednym z przejawów<br />

tego daru jest rytm, w jakim żyje<br />

i pracuje. Z jednej strony ów rytm posiada<br />

przedwieczny charakter, z drugiej – podlega<br />

ustaleniom godziny epoki, w której<br />

artyście przychodzi tworzyć. Demoniczną<br />

cechą naszej godziny, a tym samym<br />

urodzonego w Wilnie przed drugą wojną<br />

światową Andrzeja Strumiłły, jest przyprawiające<br />

o zawrót głowy tempo zmian<br />

obracające wniwecz tradycyjne kanony,<br />

hierarchie oraz formy życia duchowego.<br />

Tempo to sprawia, że niewiele rzeczy<br />

i zjawisk może się ukorzenić, ustalić,<br />

okrzepnąć, pozostając strukturą płynną,<br />

więcej – rozcieńczającą istotę życia<br />

i człowieczeństwa, owo Miłoszowe TO,<br />

które zabłąkana rozpacz ludzka usiłuje<br />

po omacku pochwycić. Stąd bierze się<br />

narastające poczucie istnieniowego cha-<br />

A. Strumiłło i W. Kass na schodach modrzewiowego dworu<br />

artysty w Maćkowej Rudzie, 2018. Fot. J. Perlikiewicz Kass<br />

Do tworzenia trzeba mieć silne ręce.<br />

Ramiona Andrzeja Strumiłły<br />

były jak dźwigary.<br />

osu, świata jako bezładnego wiru oderwanych<br />

od źródła sensów i znaczeń, którym<br />

na imię dysonans, asymetria, niespójność.<br />

Złowieszczą cechą tempa zmian, dyktowanych<br />

przez technologie, jest już całkowicie<br />

jawna inżyniera antropologiczna, dążąca<br />

do przemodelowania człowieka, a tym<br />

samym istoty oraz pojęcia człowieczeństwa.<br />

Te cechy godziny epoki wzbudzały<br />

ciekawość Andrzeja Strumiłły (a ciekawość<br />

i cierpliwość są warunkiem tego, jak szeroko<br />

rozwarte są nasze człowiecze i artystyczne<br />

„ramiona”), ale i bolały go oraz<br />

zatrważały, były powodem nadmiernej<br />

ilości wstrząsów egzystencjalnych, którym<br />

podlega – jeśli takowa jeszcze istnieje<br />

– dusza nowoczesno-ponowoczesnego<br />

człowieka. Był ciekawy, a jednocześnie<br />

nie ukrywał swoich niepokojów, czy aby<br />

sztuka nie zmierza ku własnemu samounicestwieniu<br />

i czy aby to elektroniczny<br />

cyborg, a nie człowiek z krwi i kości,<br />

zostanie koroną stworzenia. Scena<br />

z filmu Amadeusz nie tylko ilustruje rytm<br />

pracy twórczej wielkiego Mozarta, lecz<br />

także jest metaforą większej harmonii,<br />

tych rozległych, utajonych sfer, wiązań,<br />

którym poddawany zostaje los artysty.<br />

Oto ta scena – pochylony nad bilardem<br />

Amadeusz dysponuje czterema przedmiotami:<br />

kulą bilardową, kielichem wypełnionym<br />

winem, gęsim piórem i papierem<br />

nutowym. Rzuca kulę, ta odbita od<br />

lewego boku stołu bilardowego zmierza<br />

do przeciwległego, od którego odbija się<br />

i podąża do lewego boku, skąd po odbiciu<br />

wraca pod lewą rękę kompozytora<br />

po to, aby ta ponownie wyprawiła kulę<br />

na tę samą trajektorię. W czasie, kiedy<br />

kula obiega stół jak orbitę, odbijając się<br />

od trzech boków jak od trzech wymiarów,<br />

prawa ręka zapisuje nutę i podnosi<br />

kielich do ust. Lewa ręka – jeden gest,<br />

kula – trzy odbicia, prawa ręka – dwa gesty,<br />

co przekłada się na liczbę rytmów: jeden/<br />

trzy/dwa. Ten filmowy obraz jest jedną<br />

z najświetniejszych, bo widzialnych, map<br />

państwa rytmu i jego ustroju, w przypadku<br />

kompozytora – muzycznego, poety –<br />

gramatycznego, malarza – graficznego.<br />

W odniesieniu zaś do samego Mozarta<br />

ewokuje ona harmoniczny rytm, połączony<br />

z dozą dezynwoltury, niemniej<br />

nacechowany skupieniem, ale i tym<br />

wewnętrznym szelmowsko-anielskim<br />

uśmiechem, wskazującym na szczególny<br />

rys duszy, jakim jest z lekka przybrudzona<br />

pogodność. Spróbujmy siatkę tej<br />

ruchomej sceny, tego symbolu twórczego<br />

istnienia, przełożyć na konstelację<br />

dworskiego założenia Andrzeja Strumiłły<br />

w Maćkowej Rudzie, które zaczął przysposabiać<br />

do zamieszkania w pierwszej<br />

połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego<br />

wieku, a więc bez mała czterdzieści lat<br />

temu. W konstelacji budynków i podwórców<br />

granice między sferami prywatną<br />

i publiczną, gospodarczą i artystyczną<br />

podlegają zatarciu, zamazaniu,<br />

niemniej akcentują tę konstelację wyraziste<br />

„boki” – galerii, pracowni, dworu<br />

mieszczącego archiwum, nazywane<br />

przez artystę „stajnią Augiasza”, biblio-<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

101


Andrzej Strumiłło<br />

Artysta wszechstronny, który pracował<br />

w dziedzinie malarstwa, rysunku, grafiki<br />

książkowej, plakatu, rzeźby, wystawiennictwa,<br />

scenografii i fotografii. Urodził się<br />

w Wilnie w 1927 roku. Studiował w Państwowej<br />

Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi pod<br />

kierunkiem Władysława Strzemińskiego. Ukończył<br />

wydział malarstwa Akademii Sztuk Pięknych<br />

w Krakowie (1950). Odbył liczne podróże do krajów<br />

azjatyckich. W latach 1982–1984 prowadził<br />

Pracownię Grafiki w Organizacji Narodów Zjednoczonych<br />

w Nowym Jorku. Wykładał malarstwo<br />

i historię sztuki na kilku uczelniach. Swoją twórczość<br />

prezentował w wielu miejscach na świecie.<br />

Opublikował kilka autorskich książek. Działał na<br />

rzecz ochrony przyrody i dóbr kultury. Otrzymał<br />

wiele nagród, odznaczeń i orderów, m.in.: Krzyż<br />

Kawalerski, Oficerski i Komandorski Orderu Odrodzenia<br />

Polski, złoty medal "Zasłużony Kulturze<br />

Gloria Artis" oraz tytuły Honorowego Obywatela<br />

Miasta Suwałk oraz Ambasadora Kultury Podlasia.<br />

Mieszkał w Maćkowej Rudzie na Suwalszczyźnie.<br />

Zmarł 9 kwietnia 2020 w Suwałkach.<br />

Urodziny A. Strumiłło w Maćkowej Rudzie, 2019.<br />

Fot. Wiesław Szumiński<br />

Żródło: Oficjalna strona Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.<br />

Opracowanie biografii: Anna Strumiłło.<br />

teki i małego warsztatu oraz budynków<br />

gospodarczych ze stajniami włącznie;<br />

są to „boki”, acz nie dosłownie, stołu<br />

bilardowego z opisanej sceny filmu czeskiego<br />

reżysera. Pomimo demonicznych<br />

cech godziny naszej epoki, na przekór, na<br />

pohybel tej godzinie, Andrzej Strumiłło<br />

włączał się w Maćkowej Rudzie w rozmowę<br />

z Wielkimi Cieniami (by posłużyć<br />

się formułą Josipa Brodskiego w odniesieniu<br />

do Wystana H. Audena), która odbywa<br />

się od zawsze, jakby poza „czasem<br />

i przestrzenią”, w rytmie wykraczającym<br />

poza ziemską szarpaninę, trwożność<br />

i dygot. Kto wie, czy Mozartowskiego<br />

stołu bilardowego, a i Strumiłłowego<br />

gniazda w Maćkowej Rudzie nie zaczęły<br />

z wolna wchłaniać tajne warsztaty pracowitego<br />

mitu i czy wybite z kontekstu<br />

swojej epoki, nie zaczną obracać się one<br />

w godzinie innej jak gwiazdy, symbole<br />

oświetlające dawny sposób istnienia artysty<br />

w świecie. Ilekroć zaglądałem do<br />

Maćkowej Rudy, tej doliny łez i pagóra<br />

radości, tylekroć z zachwytem podziwiałem<br />

ów niespieszny i uspokojony, a także<br />

przydymiony łagodnością, rytm pracy<br />

i życia, który uosabiał Andrzej Strumiłło.<br />

Podglądałem, jak jego zajęcia, te błahe<br />

i ważkie, gospodarskie i artystyczne, mają<br />

swoją drugą stronę – medytację o układach<br />

rzeczy i zjawisk naszego świata. Jednocześnie<br />

rozglądałem się, co dzieje się<br />

102<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Miał swój<br />

bezmiar,<br />

który za nim<br />

podążał.<br />

z tymi rzeczami na tutejszym pagórze<br />

i w tutejszej dolince, czy nadal są na<br />

swoim miejscu, bo gdy rzeczy tracą<br />

swoje miejsca, oznacza to, że kultura<br />

zaczyna się wiercić i gotować do kolejnego,<br />

nie wiadomo co mającego<br />

przynieść, obrotu lub więcej – wolty.<br />

Widziałem więc, jak artysta w gospodarskim<br />

uniformie, wyłoniwszy<br />

się ze stajni, gdzie doglądał koni i gadał<br />

z nimi, udawał się do pracowni,<br />

w której na niedługo spotykał się ze<br />

swoim dziełem, ale trudno dociec,<br />

czy detal na obrazie poprawił, domalował<br />

lub całkowicie starł, czy też<br />

jedynie głęboko wejrzał w ten obraz<br />

i nic więcej, po czym wyszedł z pracowni,<br />

uważnie zlustrował obejście<br />

i wszedł po kamiennych schodkach na<br />

werandę dworu; tam czekał na niego<br />

interesant, który przyjechał z Suwałk,<br />

lecz zanim podjął go przy stole<br />

w kuchni, wszedł do archiwum i skreślił<br />

odręcznie dwa zdania do listu zaczętego<br />

wczoraj z wieczora. I tak krążył<br />

Andrzej Strumiłło w Maćkowej Rudzie<br />

na co dzień, w odwiecznym rytmie<br />

pór roku, z jednej do drugiej sfery<br />

posiadłości-pracowni, przechodząc,<br />

ot naturalnie i zwyczajnie, z jednego<br />

do drugiego zajęcia, znikał z pracowni,<br />

zjawiał się na brzegiem Hańczy, znikał


znad biurka, przy którym zapisywał<br />

plan wystawy, pojawiał się w szopie,<br />

gdzie wyszukiwał materiał pod stelaż,<br />

tworząc i medytując po to, żeby istnieć<br />

i wzmacniać racje istnienia – nigdy<br />

odwrotnie; od rana do wieczora<br />

z przerwami na wyjazdy i podróże<br />

oraz sprawunki w urzędzie świata.<br />

6<br />

Miał swój bezmiar, który za<br />

nim podążał. Z tego bezmiaru,<br />

niczym niewolnik swojego<br />

powołania, z trudem wydobywał<br />

na światło dzienne gruz i miał, ale<br />

i najszlachetniejszy kruszec swojego<br />

dzieła. Do tego bezmiaru nieustępliwie<br />

i konsekwentnie przykładał, będące<br />

w zasięgu szerokiej natury jego<br />

talentu, miary – tworzyw i narzędzi<br />

oraz form wyrazu, którymi dysponował<br />

bez liku, jak magik. W rezultacie<br />

powstała katedra z budulca tak niewiarygodnie<br />

różnorodnego, że aż<br />

dziw bierze, że stoi. Zobaczylibyśmy<br />

ją naocznie, gdyby możliwym było<br />

zebrać ze wszystkich frontów działalności<br />

artysty całe jego opus powstałe<br />

w ciągu kilkudziesięciu lat, zarówno<br />

to zadaniowe i użytkowe, jak i to wynikające<br />

z impulsów, których dostar-<br />

czał mu jego własny bezmiar. Byłaby<br />

to katedra wielowątkowa, wielopiętrowa,<br />

wielostronna, wielowarstwowa,<br />

wielowymiarowa, skonstruowana<br />

z tworzywa i form, które podtykały<br />

pod rękę artysty awangardy, kierunki,<br />

style i szkoły XX wieku. W sumie byłaby<br />

wyrazistą bryłą synkretyczną, nie<br />

od razu do objęcia, nie od razu mierzalną,<br />

za to samo się objaśniającą<br />

i autokomentującą poprzez literę licznych<br />

wywiadów, dziennika, wierszy,<br />

a może także listów.<br />

7<br />

Nie chcę snuć analogii, tę robotę<br />

zostawiam krytykom,<br />

historykom, koneserom<br />

czy marszandom sztuki, niemniej –<br />

i nie ma w tym porównaniu nadużycia<br />

– wielodziedzinowość swoich<br />

artystycznych przedsięwzięć<br />

i dokonań Strumiłło dziedziczy po<br />

Leonardzie da Vinci, zaś aktywność<br />

w sięganiu po różnorodne środki oraz<br />

formy artystycznego wyrazu i wręcz<br />

organiczną potrzebę płodozmianu<br />

oraz metamorfoz po Pablu Picassie.<br />

Poza tym artysta swojego czasu ostatecznie<br />

porzucił urbis i metropolis na<br />

rzecz miejsca przestronnego i zara-<br />

Miał swój bezmiar,<br />

który za nim podążał.<br />

A. Strumiłło i W. Kass na ganku Dworu<br />

Miłoszów w Krasnogrudzie, 2018.<br />

Fot. J. Perlikiewicz Kass<br />

zem ustronnego; to był głęboki zew ciągnący<br />

go ku krainie przyrody, do której<br />

lgną ludzie legitymujący się paszportem<br />

opatrzonym godłem wolności i niezależności.<br />

W tym względzie, w nawiązaniu<br />

do archetypu polskiego poety i pisarza<br />

prowadzącego swoje gospodarstwo i zamieszkującego<br />

we dworze, był Strumiłło<br />

w sensie zamieszkiwania świata dalekim<br />

echem Kochanowskiego albo Reja,<br />

a Maćkowa Ruda jego rzeczą czarnoleską,<br />

tudzież nagłowicką.<br />

8W liście<br />

do Czesława Miłosza, który<br />

we wrześniu 1989 roku podczas<br />

swojego pierwszego powrotu<br />

na Suwalszczyznę odwiedził wraz<br />

z bratem Andrzejem dwór w Maćkowej<br />

Rudzie i zamieszkującego w nim gospodarza<br />

artystę, Józef Czapski zapisał m.in.<br />

niezwykle celnie pochwycone, głębokie<br />

rozpoznanie: „Można i trzeba kierować<br />

swoją nauką (nauka trwa zawsze), ale<br />

wizja, mówiąc ściślej i ciszej – to ten głuchy<br />

szok w nas (szept: »to maluj« – »ależ<br />

dlaczego to« – »nie twoja rzecz wiedzieć,<br />

dowiesz się później i to nie na pewno«)”.<br />

Andrzej Strumiłło uczył się do końca, był<br />

zdolnym i pojętnym odbiorcą nauk rzemiosła,<br />

także tego praktycznego i użytkowego,<br />

ale przede wszystkim był artystą<br />

najwyższych wzlotów, które dyktowała<br />

mu wewnętrzna wizja, ów „bezimienny<br />

głos”, „głuchy szok” czy „wzniosły wtręt”.<br />

A zniżając głos, jakby chciał Józef Czapski<br />

– t a j e m n i c a. Andrzej Strumiłło<br />

już się dowiedział, dlaczego tworzył TO<br />

i dlaczego taką katedrę z TEGO. Ale czy<br />

na pewno? [WK]<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

103


POEZJA<br />

Polecane<br />

ŁUCJA DUDZIŃSKA – poetka, wydawczyni, redaktorka<br />

ok. siedemdziesięciu książek poetyckich i dwóch serii wydawniczych,<br />

a także jurorka, animatorka kultury – inicjatorka,<br />

pomysłodawczyni wielu autorskich spotkań, prezentacji,<br />

wystaw, warsztatów, akcji literackich, konkursów<br />

poetyckich. Autorka dziesięciu tomów poetyckich<br />

(w tym trzech dwujęzycznych), tłumaczona na dwanaście<br />

języków. Ostatnio wydała tom Samotność kinomana.<br />

Geneza (Poznań 20<strong>22</strong>). Nagradzana i wyróżniana na<br />

wielu konkursach literackich m.in. na książkę poetycką<br />

roku (2013, 2016, 2018). Na motywach jej wierszy odbył<br />

się spektakl teatralno-muzyczny Jestem Julia w Teatrze<br />

Rondo w Słupsku.<br />

Członkini Zarządu Głównego i Komisji Kwalifikacyjnej<br />

Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Warszawie. Prezes<br />

Oddziału Wielkopolskiego SPP w Poznaniu i Fundacji<br />

Otwartych Na Twórczość (akronim FONT). Wśród<br />

otrzymanych nagród i medali ceni sobie wyróżnienie<br />

w Konkursie Urzędu Miasta Poznania jako Wolontariusz<br />

roku 2021 w dziedzinie kultury.<br />

104<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


KAŻDY MA (JAKIEŚ) STYGMATY. SZTUKA MYŚLENIA<br />

Wyobraź sobie, że jesteś otwartą raną, która pamięta los,<br />

cios zadany z premedytacją, satysfakcją. Czujesz wtedy<br />

ze zdwojoną siłą podmuch wiatru niosący kurz i ziarenka<br />

nasion. Chcesz znów stać się embrionem, a możesz tylko<br />

przykryć ranę i podnieść głowę albo schować się przed ludźmi.<br />

Myślisz: o modlitwie, drugim policzku, niegojących się znakach.<br />

Myślisz: o podaniu ręki i uzdrawiającym uśmiechu.<br />

Myślisz: broń się, szanuj się, czas nie uleczy skaleczenia.<br />

POEZJA<br />

***<br />

tak mocno wrosnąć w serce<br />

aby nie można było wyrwać<br />

a jeśli kiedyś los zetnie zieleń<br />

korzenie zawsze będą żywe<br />

Radzisz sobie z bólem – do wszystkiego można się przyzwyczaić.<br />

Zastanawiasz się kim jest i kim może stać się człowiek dla<br />

innego człowieka. W imię czego: upokarza, rani, dręczy, zabija.<br />

Myślisz: wybujałe ego, kompleksy, wynaturzenie.<br />

Myślisz: wojna, zaborczość, władza i rywalizacja.<br />

Myślisz: pokój, a dziecko z bagnetem staje naprzeciwko ciebie,<br />

bez usprawiedliwienia – ponieważ nie wszystko można zrozumieć.<br />

***<br />

wykuj mnie z kamienia<br />

bez względu na delikatność tkanki<br />

powoli oddam słabość.<br />

poczuję wdzięczność<br />

ten moment dostrzegania ważnych chwil<br />

***<br />

potrzeba dobrej myśli aby wykrzesać ogień.<br />

w szczelinie nabrzmiałe światło<br />

zrywa się do lotu<br />

nie wierzę w nadzieję<br />

to ona ma we mnie uwierzyć<br />

LINA. MASKI<br />

Wyobraź sobie smutek i radość, jak się siłują i przeciągają<br />

linę raz w jedną stronę, raz w drugą. Jesteś klaunem<br />

z namalowanymi łzami na policzkach, pokazujesz pełne<br />

uzębienie. Czy tak wygląda uśmiech? Parodia radości życia.<br />

Łzy skraplają się w brzuchu.<br />

Musi być pojemny jak u wieloryba. Próbuje płynąć<br />

w słodkiej wodzie pod prąd. Zastanawiasz się, ile radości<br />

spotkało cię w życiu. Uśmiechać się trzeba mieć do kogo,<br />

więc działo się to w ciągu dnia. Na smutek pozwalasz sobie<br />

KAMIENIE MILOWE<br />

Leżymy obok siebie jak kamienne tablice<br />

z przykazaniami. Nie mogę zasnąć. Liczę.<br />

Wnikam do twojego snu o potędze normalności.<br />

Odlatujemy na ulubioną wyspę, zanim obudzi się<br />

zwykłe ludzkie istnienie i cywilizacja miasta.<br />

Tyle w nas chaosu, mięsa, kolców, krwi i kości.<br />

I znów leżę obok ciebie, jak taka naga prawda<br />

o miłości. Razem wyobrażamy sobie inne życie,<br />

a łóżko się kołysze, zmienia w łódź, przewozi<br />

na inny brzeg, gdzie jest tylko nasza sfera bycia.<br />

Kochaj bliźniego jak siebie samego.<br />

w nocy. Lepiej wsiąka. Wgryza się w czarne powietrze –<br />

bez świadków jak żałoba po marzeniach.<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

105


Pasja Jezusa z Nazaretu<br />

GŁOS URSZULI M. BENKI ZAGUBIONEJ… W ROZWYDRZONYM TŁUMIE<br />

J e r z y S t a s i e w i c z<br />

Niewidocznej… Dziwić się nie ma<br />

czemu? Zawsze wyobrażałem<br />

sobie Urszulę M. Benkę jako kobietę<br />

w moim guście. To wynikało z dziesiątków<br />

esejów i wstępów do książek czytanych<br />

namiętnie. Język i wiedza odpowiadały<br />

mojej percepcji. Mojemu widzeniu<br />

świata. W dodatku gdzieś słyszałem:<br />

intrygująca, tajemnicza, autorka książek<br />

poetyckich, wbijająca kij w mrowisko,<br />

znajdująca żywy oddźwięk wśród czytelników.<br />

Jakich…? Oprócz smakoszy poezji?<br />

Tu przychodzi mi na myśl czternaście nazwisk<br />

– jak czternaście stacji drogi krzyżowej.<br />

Ale może się mylę? Poezja trafiła<br />

w szklane blokowiska. Daj Boże. Pora wrócić<br />

do korzeni. W dodatku okazjonalnie<br />

rysuje i maluje. Po stypendium literackim<br />

Sorbony mieszkała we Francji i USA. A to<br />

lata osiemdziesiąte. Świat był zamkniętą<br />

bramą. Młodzi tego nie rozumieją.<br />

Szósty kwietnia dwa tysiące dwudziestego<br />

drugiego roku. Dom Muzyki i Literatury,<br />

Wrocław. Wiosenne czytanie poezji.<br />

Miałem nie jechać. Bo zawsze coś, proza<br />

życia. Jednak los miał swój cel. Swoje nazajutrz.<br />

Opadającą mgłę. Skowyt płaczki.<br />

Sala wypełniona ludźmi po brzegi, aż<br />

dziw, że tylu spragnionych mowy wiązanej.<br />

Znajomi: Kazio Burnat w formie–<br />

choć zmieniony – zadeptał chorobę. Szymon<br />

Koprowski jakby wyższy. Zbyszek Rawicz<br />

trochę szczuplejszy. Darek Pawlicki<br />

z przystrzyżoną brodą. Romana Więcaszek<br />

repatriantka z Brzegu z jakąś maleńką<br />

osóbką i maruderzy z Kępna (podobno<br />

„literaci”???). Leszek Antoni Nowak<br />

z prozatorską cegłą pod pachą i pies bohater<br />

jego testów na kolanach młodziutkiej<br />

sąsiadki. Powitania, strzępy rozmów.<br />

Prezent od Wiesławy Bartyńskiej: wszystkie<br />

książki i płyty Andrzeja.<br />

– Jurku, jak się cieszę, że cię widzę w tym<br />

świętym dla literatury miejscu. Tyle twoich<br />

tekstów po czasopismach. Staram się być<br />

na bieżąco. Ale wiesz, wnuki. A… to moja<br />

koleżanka ze studiów Urszula Benka.<br />

Miałem coś powiedzieć, podać rękę,<br />

choćby ukłon… Stanowczy głos Kazia nakazał<br />

ciszę i zajęcie miejsc.<br />

Filigranowa postać nijak nie pasowała<br />

mi do autorki – zagłębionej w filozofii –<br />

esejów, rzeczowych wstępów i posłów do<br />

książek. Co najważniejsze – wybitnej polskiej<br />

poetki. Ale czy inteligencję można/<br />

trzeba mierzyć w… gabarytach?<br />

W trakcie spotkania odważyłem się wręczyć<br />

jej Powróciłem z dedykacją. Obdarowana<br />

z marszu przystąpiła do studiowania<br />

tekstów – z głęboką zadumą. Na co zwróciłem<br />

– nie powiem, że dyskretnie – uwagę.<br />

A po zakończeniu oględzin podeszła do<br />

mnie, podziękowała za tom i zacytowała<br />

króciutki fragment mojego wiersza.<br />

– Ja to wykorzystam w pisanym eseju. –<br />

I wręczyła mi Pasję Jezusa z Nazaretu!!!<br />

Poczułem, jak z tej niewielkiej, białej książeczki<br />

przechodzi – jak to wyrazić? – prąd,<br />

kłucie, cierpnięcie całej ręki, strach… niemoc…<br />

uderzenie gorąca w ciele?!<br />

Urszula M. Benka nie prezentowała, jak<br />

wszyscy, wiersza. Nawet na prośbę Kazia.<br />

Była prawdziwym poławiaczem słowa.<br />

Na odchodnym z kilkoma osobami: Darkiem<br />

Pawlickim, Janem Szczurkiem, Romaną<br />

Więcaszek, Andrzejem Bieńkowskim,<br />

by pogadać, usiedliśmy w przytulnej<br />

kafejce przy espresso, lampce wina,<br />

szklaneczce „ognia”. Pani Urszula mówiła<br />

niewiele – w przeciwieństwie do Bieńkowskiego<br />

– ale z wielkim zaciekawieniem<br />

i uwagą wsłuchiwała się w naszą<br />

dysputę. Czasem zadając tylko pytanie.<br />

A z odpowiedzi pragnęła przyswoić jak<br />

najwięcej (może wszystko?). Ale czy ja<br />

nie przekazuję tutaj fałszywego obrazu?<br />

Może to sposób bycia autorki Dziwnej<br />

rozkoszy, mocno trzymającej Kielich Orfeusza.<br />

Obserwującej dyskretnie poetycko<br />

Perwersyjne dziewczynki w 1984 roku.<br />

*<br />

Dwie noce – weekendowe – zajęło mi<br />

przyswojenie Pasji Jezusa z Nazaretu.<br />

Przyswojenie, ale czy zrozumienie? Wydaje<br />

mi się, że stanąłem na bardzo grząskim<br />

gruncie i nie wiem, gdzie twarde podłoże.<br />

W dodatku jestem zasysany. Czy mamy<br />

do czynienia tutaj z mitem? (Powtarzany<br />

przez stulecia dla wielu stał się prawdą).<br />

Z baśnią? Wszystko „inne”, niewytłumaczalne,<br />

owiane mgłą przeszłości jest/<br />

staje się baśnią. A może… Znalezienie się<br />

w miejscu – cielesne, duchowe, wyimaginowane<br />

– tak ważnym historycznie dla<br />

świata i chrześcijan zaświadcza o dryfie<br />

poetki w tajemnicę poznania głębi światła<br />

ludzkiej nadświadomości, zamkniętej<br />

dla większości śmiertelników. A istniejącej<br />

na linii poznania reinkarnacyjnego<br />

bytu. Pasja to poetycki opis „naocznego<br />

świadka” wydarzeń – Urszuli M. Beneki<br />

– ostatnich dwunastu godzin życia cieśli<br />

z Nazaretu. Mamy tutaj modlitwę po<br />

ostatniej wieczerzy w ogrodzie Getsemani<br />

i oparcie się pokusom Szatana. Przejście<br />

Chrystusa ulicami Jerozolimy z pretorium<br />

Piłata – miejsca wyroku – aż na<br />

Golgotę, gdzie dopełniła się Jego męka.<br />

Odległość, jaką przebył Jezus, została<br />

w późniejszych wiekach przeniesiona na<br />

Ratusz (miejsce władzy) – Cmentarz Jerozolimski<br />

(poza miastem, często wzgórze<br />

trzech krzyży) i wynosiła 1602 kroki (przeszedłem<br />

w Nysie dwukrotnie i wynik się<br />

powtórzył, ciekawym innych miast). Ale<br />

to żaden pewnik. Skazany przecież nie<br />

był mojego wzrostu. Popychany, z balem<br />

wzdłuż ramion, raczej truchtał obolałymi<br />

nogami od pobocza do pobocza. Szarej,<br />

wzniecającej kurz drogi. Niewiele widział.<br />

Krew i pot zalewały oczy. Więc była o wiele<br />

dłuższa. Niekończąca się. Ta droga przedłużała<br />

życie i niosła w sercu nadzieję przed<br />

nieuchronnym zapisanym w księgach. Głoszonym<br />

przez proroków. I wyczekiwanym<br />

zgodnie z przepowiednią. Tak… doskonale<br />

pamiętam tę drogę i czas.<br />

106<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


*<br />

Tutaj trzeba otwarcie powiedzieć: Urszula<br />

M. Benka jest osobnym bytem poetyckim.<br />

Całość tomu łączy filozofia znaku.<br />

Akt twórczy staje się aktem badawczym,<br />

a zarazem odkrywczym. Jest tu rzeczywistość<br />

ponad czasem. Z ciemną stroną<br />

ludzkiej natury ujawnianej w stanach zagrożenia,<br />

ale i korzyści.<br />

Poetka jako bierny obserwator – to dostrzegłem<br />

w kafejce – opowiada zdarzenie<br />

po zdarzeniu, scena po scenie, każdy<br />

szczegół. Będąc tu i teraz w samym kotle<br />

wydarzeń. W dodatku w wielu miejscach<br />

naraz! Przekaz jest wielowarstwowy,<br />

wielopłaszczyznowy. Bez emocji ogłupiałego<br />

tłumu, tak podatnego na bodźce<br />

zewnętrzne. Nie ma ściśniętego gardła,<br />

kobiecej płaczliwości. Staje się nieuniknione<br />

– wie z ksiąg, słuchała kaznodziejów<br />

po emigracyjnej drodze – z bodźcem<br />

(siłą sprawczą) tworzącą/wymuszającą<br />

zapis emocjonalnych drgań; kiedy się pisze<br />

całym sobą – wręcz bebechami. Będąc<br />

osadzoną w kulturze łacińskiej i zasiedziałą<br />

(dom rodzinny) w polskim katolicyzmie<br />

tradycji, odczuwa potrzebę wejścia,<br />

i wchodzi w baśniową mityczność chrześcijańskiego<br />

(radix) misterium paschalnego.<br />

Z tą jakże płynną alchemiczną przemianą<br />

maksymy we własne słowo, które<br />

działa na czytelnika jak strumień zimnej,<br />

źródlanej wody. Budząc wątpliwości<br />

i strach. Czy moje miasto i jego mieszkańcy<br />

przypominają Judeę i jej mieszkańców?<br />

Aby zrozumieć? – nie wszystko trzeba<br />

rozumieć – należałoby na kartach szkicu<br />

przytoczyć cały tekst Pasji Jezusa z Nazaretu.<br />

Ale rozważania powinny sięgać jądra<br />

sztuki i sycić się jego płomieniem. Tutaj<br />

płomieniem są wszystkie stacje – dwanaście…<br />

Mrok/skowyt ciszy na długie zastanowienie…<br />

i stacja ostatnia.<br />

Siłą monitora włączają mi się przed oczyma<br />

artystyczne realizacje stacji Męki<br />

Pańskiej, te od średniowiecza. – Kult<br />

jest bardzo dawny, bierze swój początek<br />

w Jerozolimie. Obraz Umęczonego Pana<br />

umieszczony w ołtarzu bądź na łuku tęczy,<br />

zawsze w centrum świątyni. Zaś<br />

w czasach nowożytnych na kontynencie<br />

i w Polsce rozpowszechnia się trend zakładania/budowy<br />

odrębnych Dróg Krzyżowych;<br />

pierwsze w kościołach zakonów<br />

franciszkanów, z czasem w większości<br />

świątyń parafialnych. Najbardziej rozbudowaną<br />

formę mają specjalne kaplice<br />

wznoszone w rozległych lasach/parkach<br />

kalwaryjnych (przeszedłem – wprawdzie<br />

nie na klęczkach – w Kalwarii Zebrzydowskiej,<br />

w Wambierzycach, w Jeřetinie<br />

pod Jedlovou w Czechach). I te malarskie,<br />

rzeźbiarskie (przestrzeń, płaskorzeźba)<br />

grafiki ułożone w cykle o różnej liczbie<br />

scen – tu konkretne epizody z Pasji Chrystusa.<br />

Zawieszane na ścianach wewnątrz<br />

kościołów – tu moja pamięć wygrzebuje<br />

z dawnych mistrzów późnobarokowego<br />

malarza weneckiego Giovanniego Battistę<br />

Tiepola. W XVIII wieku tworzył Polak<br />

Szymon Czechowicz. Artyści nowocześni:<br />

Francuz Henri Matisse. U nas Józef Mehoffer,<br />

Jerzy Nowosielski. Ale wydaje mi<br />

się, że umysłem i wyobraźnią Urszuli M.<br />

Benki zawładnęło osiemnaście obrazów –<br />

stacji Drogi Krzyżowej Jerzego Dudy Gracza<br />

– powstałych na początku trzeciego<br />

tysiąclecia chrześcijaństwa. Wielkoformatowych<br />

(rozmiary większości: 185 cm<br />

wysokości na 117 cm szerokości, a Stacja<br />

XII Jezus na krzyżu umiera 185 cm na <strong>23</strong>4<br />

cm), namalowanych farbami olejnymi na<br />

płytach pilśniowych z charakterystycznym<br />

romańskim łukiem. Usytułowanych<br />

w jasnogórskim sanktuarium, w obrębie<br />

kaplicy Matki Bożej, na piętrze tzw. przybudówki,<br />

wzniesionej w latach 1929-<br />

1933 pod czujnym okiem Adolfa Szyszki-<br />

-Bohusza w miejsce dawnych krużganków<br />

poprzedzających kaplicę.<br />

Jerzy Duda Gracz, wybitny polski malarz<br />

(1941-2004) urodzony w Częstochowie,<br />

na stałe zamieszkały w Katowicach, od<br />

dziecka związany z klasztorem, ale i obecny<br />

poprzez obrazy (plenery jasnogórskie<br />

1982, 1983 i 1987) postanowił dawno –<br />

o czym wielokrotnie wspominał – złożyć<br />

na Jasnej Górze dar swego serca i talentu.<br />

Temat Pasji Chrystusa zalegał jego<br />

umysł, a na płótnie podejmował go wielokrotnie.<br />

Z balastem wieloletnich wnikliwych<br />

przemyśleń, poszukiwań i studiów<br />

w kwietniu 2000 roku rozpoczął pracę<br />

(ponoć cały czas konsultowaną z paulinami)<br />

nad Golgotą Jasnogórską, by w marcu<br />

2001 roku ją ukończyć. Artysta – będący<br />

do szpiku kości realistą – odtworzył czytelnie<br />

Jezusa i świadków Jego męki. Korzystając<br />

z tradycji dawnego malarstwa,<br />

na świadków powołał w wielu scenach<br />

współcześnie żyjących ludzi (Polaków).<br />

Stworzył „reportaż” sugestywny i zarazem<br />

niezwykły. Ten zamysł twórczy wymaga<br />

rzeczowego objaśnienia. Tu trzeba<br />

mieć odwagę zadawania pytań mistrzowi.<br />

Jerzy Duda Gracz ujął to tak:<br />

Właściwie wszystkie te prace łączy jedna<br />

idea wywodząca się z mojego Najnowszego<br />

Testamentu. To idea samotności<br />

i niezrozumienie Chrystusa wśród i przez<br />

swoich wyznawców. Fascynuje mnie<br />

takie podejście do tego tematu. Samotność<br />

Boga, samotność człowieka wśród<br />

najbliższych (…) samotność w tłumie.<br />

Jerzy Duda-Gracz<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

107


Pora teraz sięgnąć w głęboką świadomość intelektualną poetki<br />

– dziś wrocławskiej – i przywołać Stację I według Jakuba:<br />

Usnąć.<br />

W słabość ciała się wtulić jak w nicość sprzed narodzenia.<br />

Ujrzałem tylko zarys kielicha:<br />

W zielonych płomieniach ogrodu i w niepojętych językach<br />

Tańczył nocą w oliwniku.<br />

Tylko to pozostało<br />

Pośród ciszy.<br />

Odgrodzić się snem jak od bestii<br />

Od modlitwy.<br />

Usnąć – wyraz klucz, balast zalegający komorę pamięci. Martwy<br />

czas – płaszcz okrywający wszystkie myśli ludzkie. Oskarżeni<br />

niesłusznie, sprawcy kolizji drogowych, nieuleczalnie<br />

chorzy czekający na przeczącą diagnozę utożsamiają się ze<br />

snem jako przeniesieniem ścieżki życia do chwilowego bytu<br />

poza czasem, przeczekaniem – wprawdzie w stresie, ale z nadzieją.<br />

Sen wcale nie musi być bratem śmierci, nie wierzmy<br />

Atalii. Tu autorytetem Daniel i sen Nebukadnesara o złotym<br />

posągu [Księga Daniela – przyp. red.]. Z retrospekcją:<br />

Ta księga pełna jadu. Jej karty szeleszczą<br />

Jak słomy wiecheć, co buchnie pożarem<br />

Za jedną iskrą.<br />

A powiadają, że serce twarde<br />

Krzesać potrafi ogień? – Musi być taki ogień ciężki, ciemny<br />

Jak ziemia.<br />

Wielki wirujący płomień<br />

Zbarczony garbem kamiennym<br />

Niby górą,<br />

A na niej płaskim grymaśliwym szczycie w mroku<br />

Jak róg mądrości –<br />

Cokół.<br />

Stoję na tej ziemi upalnej.<br />

– wyznaje poetka w Stacji II według Judasza. Ten straszliwy<br />

widok minionych tysiącleci: wojny, krew, pożary. Pakty.<br />

Wojny, krew, pożary. Gaz. Miliony, setki milionów trupów,<br />

morze krwi w imię słusznego. Historię piszą zwycięzcy. Tylko<br />

głupiec schylony nad serca krawędzią nie przeczuł,<br />

Że śpiew okaże się za trudny,<br />

Że te płomienie w dole poruszą się tylko jak węże<br />

Albo robactwo w grobie: ruchliwe, pojętne,<br />

A choć ziemią uwalane – przecież takie jasne.<br />

A ONA reinkarnacyjną przemianą dowodzi:<br />

Ogień mojego serca spadnie tu, na tę kartę,<br />

Raczej już duchem ziemi.<br />

Ciało wiersza w błoto się zamieni<br />

(…)<br />

Taka jest moja pasja, moja ewangelia!<br />

Wie, że zło się odradza, zło wpisane w człowieka.<br />

Zło – napęd postępu. „Z pychy pono ta nowa ziemia<br />

Wstała<br />

Obca, twarda, nieurodzajna.<br />

Ale nie pusta”.<br />

Kurhan na jej szczycie<br />

A w bruzdach<br />

Czaszki skrzą się z każdym deszczu akordem –<br />

Czaszki milionów,<br />

Tej ziemi majątek.<br />

Oplecione robaczywą koroną<br />

Drgają z konwulsjami mojej harfy.<br />

I ja –<br />

Uśmiechnięty bard<br />

W godzinie ekshumacji.<br />

Przywołam Requiem:<br />

Noc była<br />

W nudzie wskrzeszania<br />

I w pustce prawdy poznawania.<br />

Pochylając się nad aktem tworzenia Urszuli M. Benki – tym<br />

palcem Bożym, cieniem wiatru, oddechem kosmosu – czytałem/studiowałem<br />

dziesiątki razy Pole Judaszowe, chcąc z tego<br />

skrawka (gruntu) wiersza wydobyć/zrozumieć postępowanie<br />

człowieka. Jego złożoność, psychikę? Cel życia jaki wyznaczyła<br />

mu Opatrzność. I do jakiej twarzy/maski jest mi bliżej? Myślę,<br />

że Judasz to człowiek prawdziwy w każdym calu. Członek rodziny/korporacji,<br />

który zbłądził, zdradził – tu: wysłannikom Sanhedrynu<br />

– ale umownie: konkurencji, grupie interesu. Zobaczywszy<br />

swe zło, zdjęty żalem oddał pieniądze, odszedł i popełnił<br />

samobójstwo. Wieszając się na osice, która po dzień dzisiejszy<br />

drży. Ale czy ten postępek wymagał aż takiej kary? Przecież<br />

sąd – w tym wypadku Piłat – mógł Jezusa uniewinnić. Poetka<br />

zadaje fundamentalne pytania, w centrum stawiając każdego<br />

z nas. Proszę przemyśleć każde słowo cytowanego tekstu:<br />

Świt błyska w martwym bezkresie<br />

Swego diabła jak krzyż każdy niesie.<br />

Swego diabła jak umęczonego syna<br />

Jedynego wydanego za życia.<br />

Z grzbietem zgiętym po błocie<br />

Swój owoc złożyć w prostocie.<br />

108<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Wszystkie cytaty pochodzą z książki: U. M. Benka, Pasja Jezusa z Nazaretu, Wrocław 2020.


Każdy wyrok ma zwolenników, przeciwników i prześmiewców.<br />

Prześmiewcy są zwolennikami o niewinnej – bardzo zmiennej –<br />

twarzy. Tu Stacja IV według tłuszczy. Wymowne (przekonujące)<br />

postacie: grubasa, baby, przechodnia, handlarki, młokosa, faryzeusza,<br />

kupca, praczki, to dryf poetki – jak pisałem na początku –<br />

w tajemnicę poznania głębi światła ludzkiej nadświadomości. Naocznych<br />

świadków z wędrowną duszą poetki. Pragnącej tamtymi<br />

wydarzeniami – dziś jakże świątecznymi – pobudzić do refleksji<br />

nas ogłupiałych natłokiem przekazu medialnego. Uzależnionych od<br />

jazgotu wszelakich przekaźników/odbiorników/zasięgu. Postacie<br />

zbudowane słowem – środki artystyczne – wierne ideałom poetycko<br />

pojętego realizmu, może specyficznie widzianego przez pryzmat<br />

emigracyjnego życia Benki pod różnymi szerokościami geograficznymi.<br />

Zwłaszcza Stany Zjednoczone z tyglem kulturowym i dolarem<br />

jako bogiem. Z wielkim wyobcowaniem przybyszów (Europa<br />

Wschodnia, Ameryka Łacińska), marzących o amerykańskim śnie<br />

bogactwa. A tu brudne, szare niebo sufitu piwnicznej, wieloosobowej<br />

noclegowni. I brak nadziei (funduszy) na powrót do ojczystego<br />

kraju. Do własnej, nie takiej biedy, jak się przed wyjazdem wydawało.<br />

Wolność staje się więzieniem. Stąd czuję tutaj, jak u Dudy Gracza,<br />

groteskę, zarys karykatury. Ci „realni” ludzie z tłumu są gorsi,<br />

śmieszni, żałośni. Ale i Herod ze słowami:<br />

Mnie oprócz Judasza fascynuje postać Józefa z Arymatei, tu<br />

stacja X. Ewangelia wg Mateusza 27,57-60: „Jeden z potajemnych<br />

uczniów Chrystusa, członek Sanhedrynu, wyjednał u Piłata<br />

zezwolenie zdjęcia ciała Jezusa z krzyża i złożył je w swoim<br />

nowym grobie”.<br />

Cóż Bogu w nieznane idącemu<br />

Dać? – Grób<br />

Zawalony granitowym głazem<br />

Grób Bogu na jego miarę.<br />

Świec nie trzeba – piekła jak monstrancje<br />

W nim migocą.<br />

Grób ogromny jak ziemia<br />

Wędruje otchłaniami kosmosu.<br />

Ten grób miał być mój –<br />

Nic więcej nie miałem.<br />

Wypełniłem go<br />

Samym Bożym ciałem.<br />

Ty ilu uczniów masz? Dwunastu?<br />

I co? – pokryli się po kątach.<br />

Plebs gwarzy o ożenkach, o podatkach.<br />

Wołano cię mesjaszem po lat czterech tysiącach<br />

Objawionym – a nikt coś nie sarka,<br />

Że zostałeś zatrzymany jak zbrodniarz?<br />

Dam ci pewniejszych uczniów. Zbrojnych apostołów<br />

kohorty.<br />

Karnych.<br />

W mojej mocy. I strażom każę ludzi biczami<br />

spędzić<br />

I w biały dzień<br />

Plac przed Świątynią się zapełni<br />

I – tobie<br />

Oddadzą cześć.<br />

Sięgnijmy po Święty Graal, starofrancuski sławny talizman,<br />

przedstawiany jako kamień, półmisek, kielich albo puchar<br />

(do którego wspomniany Józef miał zebrać krew z przebitego<br />

boku Chrystusa, spływającą z grota lancy). Z czasem stał się<br />

osnową licznych legend i alegorii średniowiecznych. Poszukiwany<br />

(jako kielich) przez rycerzy legendarnego króla Artura,<br />

a zwłaszcza przez Lancelota, Parsifala z Walii i Galahada. A ze<br />

współczesnych – Indianę Jonesa (słynna adaptacja filmowa<br />

Stevena Spielberga). Legendę o Graalu podsycało naczynie<br />

(sądzono, że jest wykute z jednego wielkiego szmaragdu, kiedy<br />

się stłukło, ku rozpaczy stwierdzono antyczne szkło) zrabowane<br />

przez Genueńczyków w 1001 r. z meczetu Cezarei<br />

w Palestynie. Włosi przechowują je do dziś w skarbcu katedry<br />

św. Wawrzyńca w Genui i nazywają sacro catino – święta misa.<br />

Gdy gonimy za mitycznym Graalem, w codziennym bytowaniu<br />

brakuje miejsca dla Boga – zwykłej refleksji. A jaka jest<br />

reakcja Boga? Bóg kocha wszystkich ludzi bez wyjątku. Szuka<br />

sposobu spotkania. Gdy nas nie odnajduje, obarcza ciężarem<br />

krzyża. Cierpieniem. Wówczas szarpiemy się, próbujemy wyrwać<br />

spod dębowej kłody, czując bezsilność, przypominamy<br />

sobie o Bogu. Cierpienie, krzyż to zazwyczaj jedyna szczelina,<br />

przez którą Bóg może wejść – czasem ponownie – w nasze życie.<br />

I oto chodziło Urszuli M. Bence mimo masek, kostiumów,<br />

dowodów tożsamości, reinkarnacyjnej podróży. Przypomina<br />

chleb na ziemi – to Jezus rzucony w błoto.<br />

Dla mnie nie był to tom łatwy. A przestudiowałem w życiu<br />

wiele wybitnej poezji. Tu budziłem się zlany potem, próbując<br />

rozumieć stację ostatnią, kiedy nie wszystko jest do zrozumienia.<br />

W dodatku akreistyczna dyscyplina mimo tekstów<br />

długich. Nieprzypadkowo wstęp Piotra Lamprechta (augustianina,<br />

poety, okrzykniętego pierwszym polskim akreistą) –<br />

z niespotykaną dotąd wyobraźnią poetycką – sięgającą praźródła<br />

– wypełnioną rdzeniem metafory. Ta poezja potrzebuje<br />

czytelnika wyrafinowanego, odważnie pytającego o sens.[JS]<br />

Ilustracja: Renata Cygan<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

109


Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie<br />

110<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

Warszawskie obrazki z wystawy<br />

Zdjęcie z oficjalnej strony Targów<br />

Koniec maja 20<strong>23</strong> roku to dla naszej stolicy<br />

bardzo gorący okres. Nie tylko jeśli chodzi<br />

o wiosenną pogodę, która była wyjątkowo<br />

łaskawa dla wystawców Międzynarodowych<br />

Targów Książki w Warszawie. Ale przede wszystkim<br />

dla niezliczonej rzeszy moli książkowych,<br />

którzy pomiędzy 25 i 28 maja pojawili się przy<br />

licznych stoiskach wydawców oraz organizacji<br />

literackich, prezentujących swoje książki w Pałacu<br />

Kultury, a także w namiotach z książkami,<br />

czasopismami i merchandisingiem na zewnątrz<br />

budynku, przy Placu Defilad.<br />

Do Warszawy pojechaliśmy na zaproszenie<br />

Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Na stoisku<br />

Związku mieliśmy przyjemność podpisywać swoje<br />

książki w piątek i sobotę. Związek prezentował<br />

książki polonijnych twórców (głównie mieszkających<br />

oraz tworzących w Wielkiej Brytanii) oraz<br />

wydawany w Londynie magazyn „Pamiętnik<br />

Literacki”. Z kolei w niedzielę pojawiliśmy się na<br />

stoisku Fundacji Duży Format, wydawcy najnowszego<br />

tomu poetyckiego Izy Smolarek – [przyp.<br />

red.]. Jednak – jako redaktorzy „Post Scriptum” –<br />

staraliśmy się jak najpełniej uchwycić atmosferę<br />

Targów. Impreza jest jednym z największych wydarzeń<br />

literackich w Europie.<br />

Gościem honorowym tegorocznego wydarzenia<br />

była Ukraina. I rzeczywiście, mieliśmy możliwość<br />

gruntownie zapoznać się z literaturą ukraińską,<br />

zarówno klasyczną, jak i nowoczesną,<br />

a nawet z ukraińskim komiksem prezentowanymi<br />

na licznych stoiskach. Spore wrażenie robiły<br />

również stoliki niezależnych wydawców z Białorusi.<br />

Jednym z bardziej interesujących stoisk<br />

byli wystawcy literatury koreańskiej, znajdujący<br />

się niedaleko stoiska Związku Pisarzy Polskich<br />

na Obczyźnie. Gdy jedna z koreańskich pisarek<br />

zaczęła podpisywać swoje tomy, na korytarzu<br />

ustawiła się gigantyczna kolejka złożona z młodych<br />

czytelników, którzy na dłuższy czas praktycznie<br />

zablokowali dojście do naszego okienka.


Warszawa<br />

da się lubić.<br />

Warszawa<br />

da się kochać.<br />

Co więcej –<br />

Warszawa<br />

da się<br />

przeczytać<br />

Alex Sławiński, stoisko Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie<br />

Katarzyna Brus-Sawczuk (zastępczyni redaktor<br />

naczelnej PS) i poetka Barbara Gruszka-Zych<br />

Zdjęcie z oficjalnej strony Targów<br />

Jeszcze dłuższy ogonek ujrzeliśmy kolejnego dnia na<br />

zewnątrz. Liczba zwiedzających, a przede wszystkim<br />

kupujących książki, przeczy tezie, jakoby Polacy nie<br />

czytali. Przeczy również tezie, że młodzież nie garnie<br />

się do literatury: wśród dziesiątek tysięcy osób odwiedzających<br />

Targi każdego dnia przeważali bardzo młodzi<br />

ludzie. W wielu miejscach trudno było się przecisnąć<br />

wzdłuż korytarzy pomiędzy poszczególnymi stoiskami.<br />

Duże wrażenie zrobiły na nas kioski, w których wystawiały<br />

się instytucje publiczne i organizacje. Wydawnictwo<br />

IPN, Ministerstwa Kultury, Wydawnictwo Sejmowe,<br />

a także wydawnictwa uniwersyteckie, reprezentujące<br />

liczne placówki dydaktyczne z całej Polski,<br />

prezentowały materiały o bardzo wysokiej wartości<br />

merytorycznej. Obok nich znajdowały się publikacje<br />

z zupełnie innej bajki. I to literalnie. Znaleźliśmy mnóstwo<br />

stoisk z komiksami, grami planszowymi, literaturą<br />

dla dzieci, tłumaczeniami (wszakże to Międzynarodowe<br />

Targi Książki), a nawet z gadżetami promującymi<br />

czytelnictwo.<br />

Spotkania z czytelnikami mieli między innymi profesor<br />

Jerzy Bralczyk, Justyna Kopińska, Aneta Kamińska (zasłużona<br />

tłumaczka literatury ukraińskiej) czy pisząca<br />

o młodzieży Justyna Suchecka. Panel komiksowy poprowadził<br />

Marcin Bałczewski ze Stowarzyszenia Pisarzy<br />

Polskich w Łodzi.<br />

Jubileusz świętowało wydawnictwo Anagram, prowadzone<br />

przez Magdalenę Koperską, która z powodzeniem<br />

kontynuuje wieloletnią pracę swojego ojca<br />

Jerzego.<br />

Oprócz wielkiej walizy z książkami i magazynami literackimi<br />

z Targów wywieźliśmy nie tylko fantastyczne<br />

wrażenia oraz mnóstwo inspiracji, ale przede wszystkim<br />

– jak to na Targach bywa – udało nam się nawiązać<br />

oraz odświeżyć mnóstwo kontaktów z twórcami,<br />

wystawcami, wydawcami… Międzynarodowe Targi<br />

Książki w Warszawie pozostaną w nas na długo. Wierzymy,<br />

że już wkrótce zaowocują zarówno kolejnymi<br />

publikacjami, jak i spotkaniami z ludźmi kultury na łamach<br />

„Post Scriptum”. [IS,AS]<br />

Iza Smolarek, stoisko Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

111


W duchu<br />

Strzeleckiego<br />

„W duchu Strzeleckiego” planują przeżyć przedstawiciele<br />

australijskiej Polonii najbliższe miesiące, a echem te plany<br />

mają odbić się na całym świecie. Pod takim właśnie hasłem<br />

ogłoszony został międzynarodowy konkurs w kategoriach<br />

poezji, muzyki i sztuk plastycznych. Do udziału zapraszają:<br />

Organizacja Kościuszko Heritage Inc. w Sydney, Ambasada<br />

RP w Canberze, Polska Fundacja Kościuszkowska w Warszawie,<br />

Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu, Komitet Kopca Kościuszki<br />

w Krakowie i Federacja Organizacji Polskich w Nowej<br />

Południowej Walii. Na laureatów czekają nagrody w wysokości<br />

25 tysięcy dolarów australijskich. Koordynatorem konkursu<br />

jest Ernestyna Skurjat-Kozek, prezes Kościuszko Heritage<br />

Inc., redaktor naczelna portalu Puls Polonii, dziennikarka,<br />

autorka filmów dokumentalnych. Prace oceniać będzie<br />

dziesięciu jurorów, artystów z różnych dziedzin sztuki (m.in.<br />

pisarze, poeci, muzycy) – nie tylko z Australii.<br />

DO<br />

POETÓW ,<br />

ARTYSTÓW<br />

MUZYKÓW<br />

,<br />

Skontaktowaliśmy się z Ernestyną Skurjat-Kozek w Australii.<br />

„Post Scriptum” to coraz potężniejsza tuba na kulturalnej<br />

mapie świata. Pani Ernestyna liczy, że wśród czytelników<br />

naszego kwartalnika znajdą się uczestnicy konkursu. A my<br />

trzymamy kciuki za piękne zbudowanie pomnika pamięci<br />

bohaterowi wydarzenia przesłanymi pracami.<br />

Materiały na konkurs można przesyłać do 20 lipca 20<strong>23</strong><br />

roku. Link zamieszczony na plakacie prowadzi do wszelkich<br />

niezbędnych informacji. Uroczyste zakończenie konkursu<br />

odbędzie się na gali w Sydney 6 października 20<strong>23</strong> roku,<br />

w 150. rocznicę śmierci Pawła Edmunda Strzeleckiego. Zaplanowano<br />

bezpośrednią transmisję internetową imprezy,<br />

na której zaprezentowane zostaną nagrodzone piosenki.<br />

Paweł Edmund Strzelecki, wielkiego formatu badacz, odkrywca,<br />

podróżnik zostawił wiele bezcennych śladów na<br />

mapie świata, m.in. właśnie na australijskiej ziemi. Zbadał<br />

Wielkie Góry Wododziałowe. Na cześć przywódcy insurekcji<br />

z 1794 roku ich najwyższy szczyt nazwał Górą Kościuszki.<br />

Odkrył i nazwał Gippsland – bardzo żyzny region rolniczy<br />

Australii. Wydał dzieło zawierające opracowanie naukowe<br />

z wynikami badań i informacji m.in. o historii, faunie, florze,<br />

klimacie Australii i Tasmanii, trwale wpisując się w ich dzieje.<br />

Ta postać – bardzo bliska mieszkańcom kontynentu, a Polonii<br />

szczególnie – ogłoszona została przez Sejm RP patronem<br />

roku 20<strong>23</strong>. To hołd dla rozlicznych zasług pierwszego Polaka,<br />

który indywidualnie okrążył kulę ziemską jako odkrywca<br />

i naukowiec.<br />

112<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>


Foto: R.C.<br />

p a r t n e r z y m e d i a l n i :<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />

113


FUNDACJA „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />

Oprócz dzielenia się z czytelnikami aktualnościami w dziedzinie sztuki oraz literatury pragniemy<br />

wspierać młode talenty. W tym celu stworzyliśmy Fundację Wspierania Kultury<br />

„Post Scriptum”. Darowizny dla fundacji będą służyły szeroko pojętej promocji młodych artystów<br />

zarówno na łamach kwartalnika, jak i w formie pomocy w organizacji wystaw, warsztatów<br />

czy wydawaniu książek. Jeśli chcesz przekazać datek na działalność naszej fundacji,<br />

możesz zrobić to za pośrednictwem strony internetowej www.postscriptumfundacja.com<br />

lub wpłacić darowiznę bezpośrednio na konto fundacji: 75114020040000310281956333.<br />

Dane kontaktowe: FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />

05-092 Łomianki ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5, KRS 0000908539 NIP 118<strong>22</strong>25810, e-mail:<br />

biuro@postscriptumfundacja.com<br />

114<br />

<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!