POST_SCRIPTUM_2_23_22
POST SCRIPTUM – Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury!
POST SCRIPTUM – Niezależne pismo artystyczno-literackie tworzone przez polsko-brytyjski zespół entuzjastów, artystów i dziennikarzy. Zapraszamy do lektury!
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
<strong>POST</strong><br />
NIEZALEŻNY KWARTALNIK<br />
LITERACKO-ARTYSTYCZNY<br />
<strong>SCRIPTUM</strong><br />
P R O Z A P O E Z J A P U B L I C Y S T Y K A S Z T U K I W I Z U A L N E<br />
ISSN 2633-1292<br />
Aktorstwo w Ameryce – najtrudniejszy zawód artystyczny<br />
MAREK PROBOSZ<br />
Gość specjalny<br />
TOLA KORIAN<br />
LONDYŃSKI HAJDUCZEK<br />
Prof. Izolda Kiec<br />
RAZ-DWA-TRZY<br />
JOANNA SARAPATA<br />
Sukces motywuje<br />
MARCIN GRABIA<br />
MALINA WIECZOREK<br />
MALARKA AKTYWISTKA<br />
G R U P P A S I E D E M<br />
JAN NORBERT DUBROWIN<br />
Do tworzenia trzeba mieć silne ręce<br />
Andrzej Strumiłło<br />
2 / 20<strong>23</strong> (<strong>22</strong>)<br />
CZŁOWIEK Z POMPEJÓW<br />
VERMEER<br />
www.postscriptum.uk<br />
www.postscriptumfundacja.com<br />
fb: post scriptum<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
1
WERSJA ELEKTRONICZNA DO POBRANIA ZA DARMO:<br />
https://www.yumpu.com/user/postscriptum.mag<br />
DRUK NA ŻYCZENIE: 24,95 zł<br />
ZAMÓWIENIA BEZPOŚREDNIO W DRUKARNI:<br />
https://www.wyczerpane.pl/wydawnictwo-post-scriptum,dBA-0io.html<br />
Prawa do indywidualnych utworów pozostają przy twórcach.<br />
Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych<br />
i zastrzega sobie prawo do redagowania tekstów.<br />
FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
05-092 Łomianki<br />
ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5,<br />
KRS 0000908539<br />
NIP 118<strong>22</strong>25810,<br />
e-mail: biuro@postscriptumfundacja.com<br />
www.postscriptum.uk postscriptum.mag@gmail.com fb: post scriptum redakcja@postscriptum.uk<br />
SPIS TREŚCI:<br />
PROZA<br />
32 Człowiek z Pompejów – esej Renaty Szpunar<br />
44 MICHAŁ PAWEŁ URBANIAK – opowiadanie (ostatni odcinek)<br />
58 Wywiad z IWONNĄ BUCZKOWSKĄ – Wanda Dusia Stańczak<br />
62 Prof. Izolda Kiec o TOLI KORIAN – esej<br />
68 BOŻENA BOBA-DYGA – opowiadania<br />
82 Dziwki, zdziry, szmaty – recenzja – Robert Knapik<br />
92 Łubudu, pierdut! – felieton Bo Jaroszka<br />
94 Trzy po trzy – felieton Juliusza Wątroby<br />
106 Pasja Jezusa z Nazaretu – recenzja – Jerzy Stasiewicz<br />
UWAGA! UWAGA!<br />
poezja<br />
sztuki wizualne<br />
17 MAREK PORĄBKA – wiersze<br />
36 ALINA ANNA KUBERSKA – wiersze<br />
42 METIN CENGIZ – wiersze<br />
49 PAULINA SACHARCZUK – wiersze<br />
60 JÓZEF BARAN – wiersz<br />
67 ADAM GWARA, RENATA CYGAN – wiersze<br />
70 KĄCIK SATYRYCZNY<br />
81 MICHAŁ KACZMAREK – wiersz<br />
99 WANDA DUSIA STAŃCZAK – wiersz<br />
104 Wiersze polecane – ŁUCJA DUDZIŃSKA<br />
4 Wywiad z malarką JOANNĄ SARAPATĄ – Renata Cygan<br />
18 Wywiad z plakacistą MARCINEM GRABIĄ – Agnieszka Jarzębowska<br />
26 Orapizm – KRZYSZTOF KONOPKA<br />
38 Gruppa Siedem – JAN NORBERT DUBROWIN – Izabela Winiewicz-Cybulska<br />
50 Malarstwo MALINY WIECZOREK – Alicja Meryńska<br />
86 VERMEER – relacja z wystawy w Rijksmuseum – Beata Anna Symołon<br />
100 Wojciech Kass – wspomnienie o ANDRZEJU STRUMILLE<br />
inne<br />
72 Wywiad z aktorem i reżyserem MARKIEM PROBOSZEM – Renata Cygan<br />
110 Relacja z targów książki w Warszawie – Iza Smolarek i Alex Sławiński<br />
111 W duchu Strzeleckiego – konkurs artystyczny – Wanda Dusia Stańczak<br />
ZESPÓŁ REDAKCYJNY:<br />
Renata Cygan (redaktor naczelna), Zastepczynie redaktor naczelnej: Joanna Nordyńska i Katarzyna Brus-Sawczuk<br />
Redaktorzy: Juliusz Wątroba, Anna Maruszeczko, Izolda Kiec, Wanda Dusia-Stańczak, Renata Szpunar,<br />
Robert Knapik, Iza Smolarek, Alex Sławiński, Agnieszka Herman, Bo Jaroszek. Rysunek satyryczny: Jarosław Janowski<br />
Gościnnie: Alicja Meryńska, Izabela Winiewicz-Cybulska, Wojciech Kass, Agnieszka Jarzębowska, Jerzy Stasiewicz<br />
Korekta: Aleksandra Krasińska, Joanna Olszewska, Dominika Paluch i Małgorzata Nowak<br />
Tłumaczenia z języka angielskiego: Renata Cygan i Agnieszka Herman<br />
2<br />
Skład, łamanie i opracowanie graficzne: Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Na okładce:<br />
obraz Joanny Sarapaty<br />
Portrait on the chair<br />
WSTĘPNIAK<br />
Jestem kobietą<br />
Wodą, ogniem, burzą, perłą na dnie<br />
Wolna jak rzeka<br />
Nigdy, nigdy nie poddam się!<br />
Jakże prawdziwe, mądre i ponadczasowe są słowa Jacka Cygana – jednego z najlepszych tekściarzy<br />
polskich. Ważne i budujące szczególnie teraz, gdy kobiety walczą o swoje prawa, gdy<br />
stały się jedyną poważną szansą na uratowanie świata u progu katastrofy humanitarnej.<br />
W kobiecie jest siła i mądrość – to słowa słynnej malarki polskiej Joanny Sarapaty, której domeną<br />
artystycznej twórczości jest akt żeński. Kobiety na obrazach artystki są nie tylko delikatne, eteryczne,<br />
kruche, lecz także mocne, pewne siebie i ekspresyjne. To matki, żony i kochanki pełne<br />
prastarych instynktów. To wojowniczki, którym Matka Natura przydziela najważniejsze role. Pozornie<br />
statyczne i zastygłe w prostych pozach, zdradzają jednak swoje cechy charakteru poprzez<br />
ułożenie ciała, głowy czy gest, bowiem charakter człowieka tkwi w jego ruchu, a Joanna Sarapata<br />
w mistrzowski sposób potrafi te cechy wychwycić i przelać na płótno, używając oszczędnych<br />
środków przekazu artystycznego.<br />
Kolejną malarką, której sztuka krąży wokół aktu kobiecego, jest Malina Wieczorek. Jej zdaniem<br />
kobiety stają się w pełni sobą wtedy, gdy nikt na nie nie patrzy, gdy należą do samych siebie.<br />
Poprzez swoje wyjątkowe, abstrakcyjne prace, w których niejako z ukrycia podgląda swoje modelki<br />
(wojeryzm), artystka podejmuje trudne tematy, świadomie komunikuje kobiece wartości<br />
i stawia pytania o istotę kobiecości.<br />
Kobiety na obrazach Krzysztofa Konopki są pełne dzikiej ekspresji – nakreślone zdecydowanymi<br />
pociągnięciami pędzla, rozedrgane kolorem i drapaną fakturą, przedstawione przez artystę<br />
w dzikich, energetycznych pląsach. To istoty wyzwolone, pełne nieposkromionych namiętności.<br />
Brak tu ciasnych reguł – największą pożywką dla wyobraźni jest bowiem brak ograniczeń.<br />
Co łączy te trzy tak różne rodzaje malarstwa aktów żeńskich? Otóż mamy tu wspólny mianownik<br />
w postaci siły, energii i mądrości kobiety, a także wielkiej tajemnicy Natury, z którą byt każdej<br />
kobiety jest nierozerwalnie związany od chwili narodzin do śmierci. „Słaba płeć” to niewątpliwie<br />
określenie minionej epoki. A jeśli mowa o minionej epoce, to zachęcam Państwa do przeczytania<br />
relacji Beaty Anny Symołon z wystawy Vermeera w Rijksmuseum. A skoro Vermeer – to<br />
też głównie kobiety (dystyngowane, skąpane w świetle), m.in.: Dziewczyna z perłą, Mleczarka,<br />
Kobieta przy wirginale, Kobieta w błękitnej sukni, Koronczarka.<br />
Dziwki. Zdziry. Szmaty. Opowieści o slut-shamingu – tu mamy do czynienia z zupełnie innym<br />
spojrzeniem na trudne tematy związane z kobiecością, ich seksualnością i miejscem we współczesnym<br />
świecie. Więcej na ten temat w recenzji Roberta Knapika na stronie 82.<br />
Gościem specjalnym tego numeru jest aktor, reżyser, producent filmowy, wykładowca i ambasador<br />
kultury Polski Marek Probosz. Zapraszam do wywiadu (na stronie 74), w którym artysta opowiada<br />
m.in. o emigracji, przekraczaniu granic w sztuce aktorskiej, o trudnej drodze artystycznej<br />
w Hollywood i o tym, jak się gra geniuszy (Polańskiego, Norwida, Pileckiego).<br />
Poza tym polecam: artykuł prof. Izoldy Kiec o Toli Korian, wywiad Agnieszki Jarzębowskiej z plakacistą<br />
Marcinem Grabią, felietony (Juliusza Wątroby i Bo Jaroszka), artykuł o Gruppie Siedem<br />
(tym razem o malarstwie Jana Norberta Dubrowina), wiersze polecane (Łucji Dudzińskiej).<br />
Bardzo serdecznie zapraszam do lektury.<br />
www.postscriptum.uk, fb: post scriptum, e-mail: redakcja@postscriptum.uk<br />
Wydawca: Post Scriptum LTD, Watford, UK<br />
NUMER KONTA: IBAN: GB82 LOYD 3096 2657 4181 60<br />
UK: SORT CODE: 309626 ACC Number: 57418160<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
3
4<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Joanna Sarapata<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
5
Joanna<br />
SARAPATA<br />
6<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
RAZ<br />
DWA<br />
TRZY<br />
Porozmawiajmy o początkach: jak to się stało, że studiowała<br />
Pani sztuki piękne w Paryżu?<br />
W 1982 roku nie dostałam się do Łodzi na tamtejsze ASP<br />
z powodu braku punktów. Dawniej istniało coś takiego jak<br />
punkty za pochodzenie. W pierwszej kolejności dostawali je<br />
wtedy studenci pochodzenia robotniczego lub chłopskiego<br />
– takie komunistyczne czasy i zasady… Dziwne, ale tak było.<br />
Zabrakło mi trzech punktów. Tata chciał mi jakoś pomóc,<br />
ale mama wpadła na pomysł, żebym spróbowała swoich<br />
sił w Paryżu. Gdzieś kiedyś usłyszała wywiad ze studentem,<br />
który studiował we Francji, a wyjechał tam przed stanem<br />
wojennym. A że dla mojej mamy nie było rzeczy niemożliwych,<br />
to udałyśmy się do ambasady francuskiej i wszystko<br />
stało się jasne – poradzono mi wysłać obrazy do paryskiej<br />
Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych, a jak przyjmą<br />
teczkę – starać się o paszport, wizę i lecieć na egzaminy.<br />
W 1984 roku dostałam się do École nationale supérieure<br />
des beaux-arts w Paryżu.<br />
Ile lat mieszkała Pani w Paryżu?<br />
W sumie piętnaście lat we Francji (w Paryżu i w Saint-<br />
-Tropez) i dziesięć lat w Barcelonie.<br />
A co Panią wywiało do Barcelony?<br />
Dwa lata, które spędziłam w Warszawie po kilkuletnim<br />
pobycie we Francji, były nie do wytrzymania. Różnica pomiędzy<br />
tymi dwoma światami była tak kolosalna, że bardzo<br />
trudno było mi się przestawić i przyzwyczaić. Miałam wrażenie,<br />
że żyję na prowincji. Źle się wtedy czułam w Polsce.<br />
Zapewne tamto, jak i obecne życie oraz artystyczne doświadczenia<br />
zbierane w różnych światach nie pozostały<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
7
W kobiecie<br />
jest siła i mądrość<br />
8<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
ez wpływu na Pani twórczość. Kto<br />
Panią ukształtował jako artystkę?<br />
Egon Schiele to pierwszy artysta,<br />
który poruszył coś we mnie nieodwracalnie.<br />
Jego kreska, wrażliwość<br />
i delikatność, a jednocześnie jakaś<br />
siła, wprowadziła mnie w zachwyt.<br />
Później był Piero della Francesca<br />
i Modigliani ze swoim wdziękiem i duszą.<br />
Przy Vermeerze poczułam światło,<br />
ale też błękity i szarości. To byli<br />
artyści, którzy kształtowali mnie od<br />
środka, którzy wywarli wpływ na moją<br />
duszę i rozwijali moją wrażliwość.<br />
NAMALOWAĆ RUCH JEDNĄ KRESKĄ<br />
Pani malarstwo charakteryzuje prostota<br />
ekspresji. Używa Pani dość<br />
oszczędnych środków – kilka kresek,<br />
trochę koloru i plama złota –<br />
tylko tyle, by dokopać się do duszy<br />
modelki, ukazać jej charakter i temperament.<br />
To niewątpliwie wyższa<br />
szkoła jazdy. Talent talentem, ale<br />
oczywiście mamy tu do czynienia<br />
z solidnym warsztatem. Proszę opowiedzieć,<br />
jak Pani dochodziła do takiej<br />
wirtuozerii.<br />
Maluję od czterdziestu lat i rysunek<br />
jest u mnie podstawą. Zawsze chciałam<br />
najpierw rysować. Studiowałam<br />
rysunek i szkic. Ale to pan Marek Muszyński,<br />
nasz profesor (w Domu Kultury<br />
na Łazienkowskiej, gdzie przygotowywano<br />
młodych artystów do ASP),<br />
widząc, że fascynuje mnie rysunek<br />
i kreska, zasugerował, że powinnam<br />
malować tancerzy. W naszej szkole,<br />
piętro niżej była szkoła tańca. Chodziłam<br />
tam malować ludzi w tańcu,<br />
używając tylko kilku kresek. Po roku<br />
intensywnej pracy moja kreska była,<br />
jak określił profesor, bardzo dobra.<br />
Kolor dołączył już w Paryżu. Będąc<br />
tam, chodziłam dwa razy w tygodniu<br />
do Luwru – tam mieliśmy zajęcia z kopiowania<br />
obrazów. Później pojawił się<br />
zachwyt impresjonistami w Musée<br />
d’Orsay i błękitami van Gogha.<br />
RAZ, DWA, TRZY…<br />
Jak długo pracuje Pani nad jednym<br />
obrazem?<br />
Może być, że od dwóch do kilku dni.<br />
Wszystko zależy od weny. Jak jest, to<br />
maluję cały dzień. I następny. Jak odchodzi<br />
– to kilka dni.<br />
Spotykamy się ze skrajnymi opiniami<br />
dotyczącymi weny. Jedni uważają,<br />
że to wymówka dla leniwych,<br />
że artysta do tworzenia potrzebuje<br />
tylko dyscypliny, a inni (w tym Pani)<br />
uważają, że bez weny, impulsu, bez<br />
tej szczególnej energii, która otwiera<br />
twórcy „różne jaźnie”, nie da się robić<br />
dobrej sztuki. Co u Pani otwiera<br />
te jaźnie?<br />
To, co mówią ludzie, nie powinno nas<br />
w ogóle interesować. Sami wiemy,<br />
czy jesteśmy leniwi, czy nie. Picasso,<br />
kiedy wybuchła wojna, przez siedem<br />
miesięcy siedział w swoim domu<br />
w Paryżu sparaliżowany tym, co się<br />
dzieje. Nie można tego nazwać lenistwem,<br />
choć są pewnie tacy, którzy<br />
tak zdefiniowaliby ten stan nicnierobienia.<br />
Artysta często przeżywa rzeczy<br />
silniej od innych ludzi. Wynika to<br />
z jego wyobraźni, delikatności, wrażliwości.<br />
Wena, czyli to coś, co nas porusza,<br />
dotyka duszy, napędza – to jest<br />
to, czego potrzebujemy, aby przekroczyć<br />
granice bycia tu i teraz, i wejść<br />
w podświadomość lub nadświadomość<br />
i dotrzeć tam, gdzie bez weny<br />
się nie da, dokąd inni nie mają dostępu<br />
(lub go mają, tylko o tym nie<br />
wiedzą). Dla mnie motywacją twórczą<br />
jest muzyka. Wenę stanowi też<br />
film, który porusza moje wnętrze czy<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
9
serce, no i światło, które jest ogromnie<br />
ważne.<br />
A jak jest z weną, gdy maluje Pani<br />
portret na zamówienie? Bo przecież<br />
modelka przychodzi na sesję konkretnego<br />
dnia, o konkretnej godzinie<br />
i nie ma zmiłuj – trzeba chwytać za<br />
pędzel…<br />
Jest zmiłuj, bo jeżeli nie czuję energii<br />
klienta czy modelki, to nie zapraszam<br />
ich do swojego atelier. Wierzę w moc<br />
energii, bo wszystko jest energią,<br />
a niestety nazbyt często dopuszczamy<br />
do siebie tę gorszą, złą. Jestem termometrem,<br />
jeżeli chodzi o energię,<br />
która wychodzi z ludzi lub miejsc. Lubię<br />
światło w pełnym tego słowa znaczeniu.<br />
Nikt (a tym bardziej ja sama)<br />
mnie do niczego nie przymusza. Mój<br />
sukces to mój czas i moja wolność.<br />
Nadal słucha Pani Mozarta podczas<br />
tworzenia?<br />
Tak, Mozart to codzienność, która<br />
wznosi. Podobno jego utwory to najwyższa<br />
wibracja. Na mojej playliście<br />
są też: Chet Baker, Debussy, Chopin<br />
czy John Barry, który mnie uskrzydla.<br />
Kiedy zaczęła Pani wierzyć w swój<br />
talent?<br />
Nie uwierzy Pani, ale nigdy nie myślę,<br />
że mam talent. Maluję, bo kocham to<br />
robić. Spełniam się zupełnie jako człowiek<br />
tylko wtedy, kiedy jestem sam<br />
na sam z moją sztalugą. To krytycy<br />
twierdzą, że ktoś ma talent lub go nie<br />
ma. Antonio Salieri mówił, że w utworach<br />
Mozarta jest „za dużo nut”. Krytycy<br />
impresjonistów uważali, że dają<br />
oni za dużo światła; a ostatnio Piotr<br />
Sarzyński – polski krytyk sztuki – napisał,<br />
że malowane przez polskich artystów<br />
akty są „za ładne i za zgrabne”.<br />
Salieri wolał mniej nut, Sarzyński woli<br />
brzydotę, i kto im zabroni? Nikt! Artysta<br />
maluje to, co lubi, widzi, czuje.<br />
Wygrywają tylko ci, którzy są wierni<br />
sobie, którzy nie tworzą pod publiczkę.<br />
To jedyna droga.<br />
Kilka lat temu powiedziała Pani, że<br />
społeczeństwo polskie nie jest nauczone<br />
rozumienia sztuki. Czy Pani<br />
zdaniem coś się w tej kwestii zmienia<br />
na lepsze?<br />
Nie widzę zmian na lepsze. W Polsce<br />
znawcami sztuki nie są autorytety.<br />
Nie one piszą o sztuce i nie one kształtują<br />
gusta odbiorców. Galerie lub<br />
10<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
domy aukcyjne często prowadzone są<br />
przez przypadkowych ludzi, którzy nie<br />
mają nic wspólnego ze sztuką, a tylko<br />
z handlem. Aby rozumieć sztukę, trzeba<br />
ją poczuć, nauczyć się jej historii,<br />
trzeba czuć trendy i być na bieżąco<br />
zarówno z potrzebami odbiorców, jak<br />
i artystów. Trzeba bywać na wszystkich<br />
najlepszych wystawach na świecie<br />
i śledzić trendy. Ale trzeba przede<br />
wszystkim mieć to w żyłach i kochać<br />
sztukę i artystów. Jeżeli jesteś zgorzkniałym<br />
człowiekiem po nieudanych<br />
studiach artystycznych i zabierasz się<br />
za krytykę, to nie jesteś autorytetem,<br />
tylko nieudacznikiem.<br />
Zuzanna Łapicka na wernisażu w Pani<br />
galerii powiedziała: „Joanna, jesteś<br />
niezatapialna”, a Andrzej Pągowski<br />
dodał: „Ona jest jak feniks, odradza<br />
się z popiołów”. Sporo strat Pani<br />
w swoim życiu przerobiła, pierwszą<br />
ciążę, dwa małżeństwa, dom, mieszkanie,<br />
obrazy, pieniądze, rodziców.<br />
Co daje Pani siłę w radzeniu sobie<br />
z ekstremalnymi trudnościami?<br />
Mniejsze lub większe straty w życiu<br />
ponoszą wszyscy. Gdy wyciągamy<br />
wnioski z sytuacji, które nam się<br />
przydarzyły w życiu, gdy poddajemy<br />
je analizie i zmieniamy się pod ich<br />
wpływem, nabieramy pokory, to właśnie<br />
to dodaje nam siły. Słowa: „co cię<br />
nie zniszczy, to cię wzmocni” są nieprawdziwe.<br />
Nie zniszczy nas nic, jeżeli<br />
jesteśmy w stanie nabrać dystansu<br />
i jak powiedziałam, wyciągać wnioski,<br />
po czym iść dalej przez życie. Życie<br />
może upodlić człowieka, złamać go<br />
i ugiąć. Czasem nie jest łatwo, ale czy<br />
ktoś nam obiecał, że będzie łatwo?<br />
Jest jedna zasada, której się trzymam:<br />
być dobrym człowiekiem dla siebie<br />
i dla ludzi, dbać o siebie i o tych, którzy<br />
tego potrzebują. Pomagać sobie<br />
i pomagać potrzebującym. Charakter<br />
mi się wzmocnił, choć się do końca<br />
nie zmieniłam. Otaczam się tylko takimi<br />
ludźmi, do których mam zaufanie.<br />
Dla mnie najważniejsze jest pierwsze<br />
wrażenie. Nazywa się ono: intuicja.<br />
Kiedyś ignorowałam to pierwsze odczucie<br />
– teraz jest to ważny wskaźnik<br />
w kontaktach z ludźmi.<br />
Wróćmy do sztuki. Pani portrety<br />
są bardzo sensualne, ocierają się<br />
o erotyzm, ale taki eteryczny, niedopowiedziany,<br />
podany bardzo smacznie.<br />
Domyślam się, że nie wszyst-
kie modelki czują się komfortowo<br />
w roli kobiety wyzwolonej, a przecież<br />
Pani zadaniem jest wydobyć<br />
z nich prawdę, spowodować, by stały<br />
się w pełni sobą, aby tę energię zmaterializować<br />
na płótnie lub kartonie.<br />
Jak im Pani pomaga w pokonywaniu<br />
wstydu, jak je Pani otwiera?<br />
Najpierw jest herbata, rozmowa<br />
o życiu, dzieciach, mężach. W pół godziny<br />
kobieta zupełnie się rozluźnia<br />
i zapomina o samokontroli, i wtedy to<br />
jest ten moment, kiedy proszę, żeby<br />
się nie ruszała, że to jest ta pozycja.<br />
Po krótkim zapoznaniu się reszta już<br />
idzie z łatwością. Nie ma bariery –<br />
jest spokój.<br />
Dlaczego kobiety? Dlaczego portrety?<br />
Zawsze fascynowały mnie kobiety,<br />
piękno ich ciała, ich życie, siła i delikatność<br />
w jednej postaci, w jednym<br />
obrazie. Kocham pejzaże, ale upajam<br />
się nimi, patrząc na nie. Martwa<br />
natura jest wszechobecna i ciągle ją<br />
fotografuję. Kobieta i akty czy portrety<br />
to jest zatrzymanie się w miejscu,<br />
do którego nikt inny nie ma dostępu,<br />
którego nikt inny nie może odkryć,<br />
jeżeli kobieta się nie otworzy przed<br />
artystą.<br />
„Sarapata for Empik” – co to był za<br />
projekt?<br />
Wspominam to jako fajny projekt mający<br />
na celu zapoznanie społeczeństwa<br />
ze sztuką użytkową. Zaproponował<br />
to ówczesny dyrektor Empiku.<br />
Myślę, że to był bardzo mądry i dobry<br />
pomysł. Jedną z osób, które się sprzeciwiły,<br />
była Krystyna Janda, która<br />
uważała, że Empik to nie miejsce na<br />
przedmioty użytkowe, tylko na książki.<br />
Jakoś Francuzi nie mają problemu<br />
z tym, żeby w takich miejscach jak Empik<br />
czy Fnac znajdowały się i książki,<br />
i sztuka użytkowa, i płyty itd. No, ale<br />
tu niektórzy mieli z tym problem. Ludzie<br />
sztuki sprzeciwili się sztuce. Tylko<br />
w Polsce tak bywa. Pomysł był świetny<br />
i sprzedał się doskonale. Pierwsza<br />
produkcja moich rzeczy sprzedała się<br />
w ciągu dwóch tygodni. Wtedy zaczęliśmy<br />
drugą serię. A potem zmienił się<br />
dyrektor, zmienił się Empik i koncept<br />
umarł. Książki, ołówki, papeteria –<br />
i ponownie brak sztuki…<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
11
Charakter człowieka<br />
jest w jego ruchu<br />
12<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
A co to były za przedmioty? O jakim<br />
rodzaju sztuki użytkowej mówimy?<br />
Na przykład filiżanki, talerzyki (z najwyższej<br />
jakości porcelany kostnej),<br />
świece, kalendarze, itp. Na nich znajdowały<br />
się moje obrazy. To były produkty<br />
najlepszego gatunku – prawdziwa<br />
sztuka. Zresztą nie byłam sama,<br />
miałam wyśmienite towarzystwo –<br />
wyszła też kolekcja porcelany z pracami<br />
Andrzeja Pągowskiego i Rafała<br />
Olbińskiego – i to było fantastyczne.<br />
Istotnie, szkoda, że się nie udało, bo<br />
takie rzeczy trafiają jednak do szerszego<br />
odbiorcy. Nie każdy przecież<br />
ma dostęp do obrazów…<br />
Dokładnie tak.<br />
Wyobraźnia i przestrzeń to bardzo<br />
ważne elementy w pracy artystycznej.<br />
Dużo Pani podróżuje, w wielu<br />
miejscach na świecie kotwiczyła Pani<br />
na dłużej, co oczywiście wzbogaciło<br />
Panią jako człowieka i jako artystkę.<br />
Gdzie teraz Pani mieszka? Dokąd Panią<br />
nosi?<br />
Nosi mnie już mniej. Moja dusza uspokoiła<br />
się i zaspokoiła ciągłymi podróżami.<br />
Wiem natomiast dziś, dokąd już<br />
mi się nie chce jechać, dokąd warto,<br />
Jestem dobrym marynarzem.<br />
Wiem, jak zarzucić kotwicę,<br />
żeby móc ją potem<br />
szybko podnieść<br />
a gdzie zostać. Niech to pozostanie<br />
moją tajemnicą, gdzie jestem najczęściej,<br />
a gdzie najchętniej bywam<br />
na dłużej. Mam wiele tajemnic, a to<br />
jedna z nich.<br />
Aż mnie korci, żeby trochę podrążyć.<br />
(śmiech) Ale niech jednak tajemnice<br />
pozostaną tajemnicami.<br />
Studiowała Pani morfopsychologię,<br />
w której bardzo ważne są rysy<br />
twarzy. Pani portrety są tych rysów<br />
pozbawione. Dlaczego?<br />
Chyba właśnie dlatego, że ucząc się<br />
morfopsychologii i ruchu, dowiedziałam<br />
się, że charakter człowieka<br />
jest w jego ruchu, a niekoniecznie<br />
na twarzy. Wolność zachowania<br />
spowodowała, że w naszych ruchach,<br />
w tym, w jaki sposób siedzimy,<br />
stoimy, chodzimy czy układamy<br />
ręce, pokazujemy jak na dłoni nasze<br />
charaktery, zachowanie i myśli. Ciekawa<br />
nauka – polecam wszystkim.<br />
Przydaje się w życiu na co dzień. Od<br />
razu wiesz, czy siedzący naprzeciw<br />
kolega cię słucha, czy go nudzisz, czy<br />
tylko myśli o tym, żeby uciec ze spotkania.<br />
A twarz? Staliśmy się dobrymi<br />
aktorami i dosyć dobrze nauczyliśmy<br />
się poskramiać nasze emocje. Mamy<br />
wszędzie lustra i szyby, w których się<br />
non stop przeglądamy i kontrolujemy<br />
naszą mimikę.<br />
Był też epizod z grafologią…<br />
O, tak – fajny epizod. Niestety dziś<br />
już mało kto pisze ręcznie, prawie<br />
wszyscy używają komputera. Z podpisu<br />
można jednak wiele wnioskować<br />
o charakterze człowieka piszącego.<br />
Choć teraz są także specjaliści, którzy<br />
są w stanie dużo o nas powiedzieć po<br />
sposobie formułowania zdań w komputerze.<br />
No, ale to już inny temat.<br />
Ktoś kiedyś w mediach społecznościowych<br />
skomentował jeden z Pani<br />
obrazów: „Piękne są Pani błękity” –<br />
ja się z tym zgadzam w całej rozciągłości<br />
(a nawet błękitności). Jaki jest<br />
Pani ulubiony kolor?<br />
Ubieram się w czernie i beże. Kocham<br />
brąz czekoladowy i szarości (te ciepłe).<br />
Po 40 latach malowania i obserwacji<br />
ludzi jestem pewna tego, że<br />
wybieramy inne kolory do dekoracji<br />
naszych wnętrz, a w zupełnie inne<br />
kolory się ubieramy. Nasza podświadomość<br />
kieruje doskonale naszymi<br />
wyborami. Podpowiada, co nam<br />
może dodać siły, seksapilu czy odwagi<br />
w ubiorze.<br />
Nie spotkałam się nigdy z sytuacją,<br />
żeby ktoś wybrał obraz (z którym<br />
chce obcować na co dzień) kolorystycznie<br />
pasujący do stylu, w jakim<br />
się ubiera. Ciekawe doświadczenie.<br />
„Tworzymy taką kolorystykę, jakimi<br />
chcielibyśmy być ludźmi, a zakładamy<br />
kolory, w których dobrze się czujemy”<br />
– to Pani słowa. Ja w ubiorze<br />
i wnętrzach otaczam się głównie<br />
13<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
łękitami (czasem zupełnie bezwiednie).<br />
Proszę o diagnozę. (śmiech)<br />
Błękit to zimny kolor, często ludzi z dystansem,<br />
tzw. mało ciepłych. Mój dom<br />
ma wnętrze arabskie – dywany na dywanach,<br />
lustra z Maroka, lampy i kolory<br />
z Baśni tysiąca i jednej nocy. W takim<br />
otoczeniu odpoczywam najlepiej.<br />
Ludzie zamknięci, minimaliści często<br />
mieszkają w apartamentach pozbawionych<br />
koloru i książek. Einstein powiedział<br />
„Jeżeli zabałaganione biurko<br />
świadczy o naszym umyśle, to co oznacza<br />
puste biurko?”. I tu jest odpowiedź.<br />
Powiedz mi, co jesz, a powiem ci, czy<br />
jesteś zdrowy – pokaż mi, jak mieszkasz,<br />
a powiem, co ci w duszy gra.<br />
Do minimalizmu mi bardzo daleko,<br />
książek u mnie dużo, więc chyba nie<br />
jest ze mną aż tak źle. Ale czuję, że to<br />
temat na dłuższą rozmowę…<br />
14<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Usłyszałam ostatnio, że artysta musi<br />
mieć charyzmę i duży pierwiastek bezczelności.<br />
Czy jest Pani przebojowa?<br />
Ludzie tylko mówią, żeby mówić... Nie,<br />
nie jestem przebojowa. Wyznaję zasadę<br />
„powoli, ale pewnie”, jak mówią Francuzi.<br />
I to „powoli” jest najlepszą drogą,<br />
by dotrzeć tam, dokąd chcesz. Ja zawsze<br />
byłam niecierpliwa. Życie mnie zmieniło,<br />
a ja go posłuchałam.<br />
Jest Pani optymistką?<br />
Tak, jestem, bo w życiu wszystko jest<br />
możliwe.<br />
Dużo w internecie informacji o tym,<br />
że pisze Pani książkę biograficzną, która<br />
miała się ukazać w kwietniu 20<strong>22</strong><br />
roku. Czy udało się ją wydać?<br />
Jeszcze nie, gdyż pandemia wszystko<br />
opóźniła. Ale powinna ukazać się<br />
w drugiej połowie roku.<br />
Jeśli Joanna Sarapata nie malowałaby<br />
obrazów, to czym by się zajmowała?<br />
Zajmowałabym się modą, którą<br />
uwielbiam.<br />
Na koniec pytanie, które zadaję każdemu<br />
artyście: Czym jest dla Pani sztuka?<br />
Zgadzam się z tym co mówił Picasso:<br />
„Sztuka zmywa z duszy kurz codzienności”.<br />
Dla mnie sztuka to przetrwanie<br />
w tu i teraz.<br />
W którymś z wywiadów przytoczyła<br />
Pani sentencję kabalistów: „Ci, którzy<br />
mają się spotkać w jakiejkolwiek<br />
sprawie, są połączeni srebrną nitką”.<br />
Ja tę naszą srebrną nitkę dorzucam<br />
do moich skarbów.<br />
Srebrna nitka już między nami... [RC]<br />
ROZMAWIAŁ A
Zdjęcie: Piotr Stokłosa<br />
JOANNA SARAPATA<br />
Polska malarka urodzona w 1962 roku w Warszawie.<br />
W latach 1984-1987 studiowała w L'École nationale superieur<br />
de beaux-arts w Paryżu, gdzie jedenaście jej obrazów<br />
zostało przyjętych do szkolnego archiwum. W czasie studiów<br />
zrealizowała kilka wystaw zbiorowych ze studentami ASP.<br />
W 1986 roku zdobyła główną nagrodę w konkursie studenckim<br />
dla Opery Paryskiej. Po ukończeniu studiów przeniosła się do<br />
Saint-Tropez, gdzie wystawiała i tworzyła przez kolejnych dziesięć<br />
lat. Przez cztery lata pracowała w firmie Cartier, gdzie zaproponowano<br />
jej wystawę w Fundacji Cartiera – tam wystawiono<br />
cztery jej obrazy. Podczas pracy dla Cartiera poznała swoich<br />
przyszłych klientów – Eltona Johna i jego agenta – Johna Reida.<br />
W 1994 roku Telewizja Polska zrealizowała film dokumentalnobiograficzny<br />
Joanna Sarapata o jej twórczości w reżyserii Hanny<br />
Kramarczuk. W 1995 roku wystawiała swoje obrazy w hotelu Carré<br />
d'Or na Polach Elizejskich, a jeden z jej obrazów został zakupiony<br />
przez Michaela Jacksona. Miała swoją pierwszą własną wystawę<br />
w Gustavii na Saint-Barthélemy. W 2001 roku przeprowadziła<br />
się do Barcelony, gdzie mieszkała i pracowała przez kolejnych<br />
dziewięć lat. Obecnie tworzy i mieszka między Polską a Hiszpanią.<br />
Miłośnikami i klientami jej prac są José Carreras, Roger Daltrey<br />
(The Who), Elton John, John Reid, Rémy Grumbach, Rossy<br />
de Palma, Gosia Bela i Gene Gutowski. Oprócz malarstwa w jej<br />
dorobku znajdują się także realizacje z zakresu grafiki, sztuki plakatu<br />
i scenografii.<br />
Od lat domeną twórczości Joanny Sarapaty pozostaje akt kobiecy,<br />
a uznanie zyskała dzięki odkrywczemu podejściu do<br />
sztuki wyrażania kobiecych emocji i pragnień. Artystce udało<br />
się uchwycić zagadkę i tajemnice kobiecej natury. Prace Joanny<br />
Sarapaty powstają zazwyczaj na kartonie. Maluje temperą, gwaszem,<br />
akwarelą, tuszem, pędzlem lub piórkiem, co sprawia, że<br />
jej obrazy są lekkie i ulotne.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
15
ILUSTRACJA: LOUI JOVER<br />
16<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
ZA KAŻDYM<br />
Marek Porąbka<br />
Za każdą rzeźbą<br />
Za każdym obrazem<br />
Za każdym wierszem<br />
Za każdym innym<br />
Jest dotknięcie<br />
Palcem o palec<br />
POWOLI<br />
Liście w wiatru<br />
piruetach<br />
Małe zielone i żółte<br />
tornada<br />
Mieszają jesień z latem<br />
Już czas<br />
Pijemy gorącą herbatę<br />
Powoli<br />
Bo od pośpiechu<br />
nie przybywa<br />
wolnego czasu<br />
TSUNAMI<br />
Kolejne interwały<br />
normalności<br />
Nie zmieniają niczego<br />
Raczej są gwarantem<br />
że przyjdą następne to<br />
fale tego samego morza<br />
Kiedyś uspokajały<br />
Dzisiaj wzmagają napięcie<br />
że przyjdą na pewno<br />
Jak tsunami<br />
Ważne w co uderzy<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
17
18<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
MARCIN GRABIA<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
19
20<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Marcin Grabia<br />
artysta naszych czasów<br />
Marcinie, realizujesz się w różnych<br />
dziedzinach sztuki: malarstwo olejne,<br />
rysunek, fotografia, plakat. Która<br />
z form daje Ci najwięcej satysfakcji?<br />
Przyznam, że nie mam dokładnie<br />
określonej dziedziny spośród wymienionych<br />
przez ciebie, które dają mi<br />
największą satysfakcję. Sądzę, że do<br />
twórczej pracy motywują mnie określone<br />
sytuacje, wydarzenia czy po<br />
prostu wewnętrzna potrzeba, by tworzyć.<br />
Na przykład w czasie lockdownu<br />
powstało ponad dwieście pięćdziesiąt<br />
rysunków, które na obecną chwilę<br />
całkowicie wręcz zarzuciłem, a skupiłem<br />
się na projektowaniu plakatów.<br />
Żywo reagujesz na otaczający świat,<br />
na to, co się dzieje tuż obok i poza<br />
granicami naszego kraju. Co Cię porusza,<br />
denerwuje?<br />
Domyślam się, że pytasz o najgorsze,<br />
co mogło się przytrafić w XXI wieku,<br />
czyli wojnę za naszą wschodnią granicą.<br />
Oczywiście cały czas na świecie<br />
istnieją punkty zapalne, zamknięty<br />
świat nieprzewidywalnej Korei Północnej,<br />
Syria, Afganistan czy ostatnie<br />
wydarzenia dotykające kobiet<br />
w Iranie. Ale chyba najmocniej odczuwalny<br />
jest konflikt wywołany przez<br />
Rosję na Ukrainie. Zdając sobie sprawę,<br />
że jego rozwiązanie nie jest tak<br />
proste, jak mogłoby się wydawać,<br />
staram się z grupą wielu grafików<br />
z całego świata „interweniować”<br />
na swój sposób. Tworzymy plakaty,<br />
które wystawiane są praktycznie<br />
wszędzie na Ziemi po to, żeby<br />
jak największa ilość ludzi zobaczyła<br />
i usłyszała, co dzieje się na Ukrainie,<br />
i jaki sprzeciw budzi ten koszmar<br />
chociażby wśród nas – artystów.<br />
Plakaty eksponowane były m.in.<br />
w Estonii, Hiszpanii, Rumunii, Japonii,<br />
Peru, Tajlandii czy wielokrotnie<br />
w ramach projektu Stand With<br />
Ukraine w kilku miastach USA.<br />
21<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Młode<br />
pokolenie<br />
jest<br />
szczególnie<br />
wyczulone<br />
na<br />
obraz,<br />
przekaz<br />
graficzny<br />
<strong>22</strong><br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
<strong>23</strong>
Myślę, że jako artyści staramy się być trochę takimi<br />
„ambasadorami pokoju”. Młode pokolenie ludzi<br />
jest chyba szczególnie wyczulone na obraz, przekaz<br />
graficzny. A przecież właśnie oni za moment wezmą<br />
w swoje ręce to, co im zostawimy. I niekoniecznie ten<br />
świat ma wyglądać jak Bucza, Irpień czy Azowstal.<br />
Spotkałeś wielu interesujących ludzi. Który człowiek<br />
zaznaczył się najbardziej w Twojej pamięci?<br />
To bardzo trudne pytanie, bo każda osoba, którą<br />
na swojej drodze spotykamy w jakimś momencie<br />
naszego życia, jest na swój sposób zapewne interesująca.<br />
Myślę, że trudno jest wymienić jednego,<br />
konkretnego człowieka. Wiesz, sztuka i kultura<br />
pozwoliła mi spotkać na przestrzeni ostatniej<br />
dekady znakomite postaci ze świata muzyki, filmu<br />
i sztuki.<br />
Jest naprawdę wielu ludzi, z którymi zbudowaliśmy<br />
dobre relacje, oparte przede wszystkim na wzajemnym<br />
zaufaniu, a dziś „spotykamy się” za pośrednictwem<br />
swoich prac na całym świecie podczas wystaw.<br />
Mam tu na myśli na przykład moich profesorów<br />
z czasów studenckich.<br />
24<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Pokazywałeś swoje prace w różnych<br />
miejscach w Polsce i na świecie.<br />
Opowiedz o doświadczeniach z tym<br />
związanych.<br />
Faktycznie ostatnie dwa lata zaskoczyły<br />
mnie bardzo mocno, ale poprzedzone<br />
były intensywną pracą,<br />
projektowaniem i mierzeniem się<br />
z najlepszymi z całego świata. Wiele<br />
wystaw otworzyło artystyczne drzwi<br />
do udziału w kolejnych projektach.<br />
Ponadto zaproponowane mi członkostwo<br />
w CEIDA (China Europe International<br />
Design and Culture Association)<br />
przyjąłem z ogromną satysfakcją. To<br />
stwarza wiele okazji, by dalej rozwijać<br />
swoje umiejętności, nawiązywać<br />
nowe kontakty i przede wszystkim<br />
dzielić się z innymi jak najlepszymi<br />
projektami, choć do mistrzostwa jest<br />
jeszcze przede mną długa droga.<br />
Rok 20<strong>22</strong> był dla Ciebie szczególny.<br />
Masz na swoim koncie parę sukcesów.<br />
Pochwal się nimi.<br />
Każdy sukces<br />
motywuje mnie<br />
do podejmowania kolejnych<br />
twórczych decyzji<br />
Sądzę, że każdy udział w wystawie,<br />
do której spośród np. piętnastu tysięcy<br />
prac z całego świata wybranych<br />
jest sto pięćdziesiąt projektów, jest<br />
sukcesem. Niekoniecznie musi on być<br />
identyfikowany z nagrodą, gratyfikacją<br />
etc. Każdy sukces motywuje mnie<br />
do podejmowania kolejnych twórczych<br />
decyzji. Faktycznie rok 20<strong>22</strong><br />
był szczególny, bo zamknął się ponad<br />
dwudziestoma wystawami na<br />
całym świecie, a tylko styczeń 20<strong>23</strong><br />
przyniósł już pięć kolejnych ekspozycji<br />
moich plakatów.<br />
Masz cięte pióro. Czasem zamieszczasz<br />
w sieci swoje felietony –<br />
świadectwo naszych czasów. Czy<br />
myślisz o zebraniu ich w całość<br />
i publikacji?<br />
Zdarza mi się skomentować to, co<br />
dzieje się wokół nas, choć coraz rzadziej<br />
to robię. Wystarczająco mocno<br />
jesteśmy codziennie zasypywani<br />
„informacyjnymi hasłami”, z których<br />
czasem nic szczególnego nie wynika<br />
w treści. Myślę, że zebranie moich<br />
felietonów, jak je ładnie nazwałaś,<br />
nie ma sensu. Niech te komentarze<br />
pojawiają się na bieżąco.<br />
Grzebanie w przeszłości zostawmy<br />
archeologom, może kiedyś takim<br />
cyfrowym?<br />
Jakich rad udzieliłbyś młodym ludziom,<br />
których spotykasz na co<br />
dzień?<br />
Uczymy się najlepiej na własnych<br />
błędach, puszczając szybko w niepamięć<br />
usłyszane od innych rady<br />
– trafne bądź nie. Myślę, że<br />
życie i nieobliczalny świat szybko<br />
weryfikują wybory, jakich dokonujemy<br />
my wszyscy. [AJ]<br />
ROZMAWIAŁ A<br />
m a r c i n g r a b i a<br />
Absolwent Akademii Sztuk Pięknych im. Wł. Strzemińskiego<br />
w Łodzi. Uzyskał dyplom na Wydziale Grafiki i Malarstwa. Członek<br />
CEIDA (China Europe International Design Association) z siedzibą<br />
w Belgii. Zajmuje się plakatem, fotografią i czasem rysunkiem.<br />
Współpracuje z ogólnopolskimi wydawnictwami, instytucjami kultury<br />
i sztuki w zakresie fotografii i reklamy. Prowadzi zajęcia z zakresu<br />
projektowania graficznego. Współpracuje z kilkoma polskimi<br />
i zagranicznymi muzykami w zakresie fotografii koncertowej. Jego<br />
fotografie znalazły się m.in. na płycie KOMBII „Symfonicznie” oraz<br />
albumach Kuby Płucisza czy zespołu Batalion d’Amour.<br />
Laureat kilkunastu ogólnopolskich i międzynarodowych nagród<br />
oraz wyróżnień z zakresu fotografii i grafiki. Odznaczony m.in.:<br />
Srebrnym Medalem Laude Probus, wręczanym przez Prezydenta<br />
Miasta Płocka, Honorową Odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”<br />
oraz Medalem Komisji Edukacji Narodowej.<br />
foto: Iwona Bolek<br />
Brał udział w blisko stu ogólnopolskich i międzynarodowych wystawach<br />
fotografii, rysunku i grafiki, m.in. w Niemczech, Chorwacji,<br />
Belgii, Hiszpanii, Estonii, Kosowie, Albanii, na Ukrainie, w Peru, Japonii,<br />
Chinach, Korei Południowej, Malezji, USA i Kanadzie.<br />
Jego prace znajdują się w prywatnych zbiorach w Polsce, Niemczech,<br />
Szwajcarii, USA oraz Egipcie.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
25
KRZYSZTOF KONOPKA<br />
26<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
O R A P I Z M<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
27
Orapizm<br />
styl w malarstwie charakteryzujący<br />
się ekspresją przekazu,<br />
wyrazistością kreski<br />
i energetyzującym kolorytem.<br />
ORA PISMO (teraz pismo)<br />
szkic, rysunek, rytuał –<br />
nowa forma, która analizując<br />
i rozwijając ekspresjonizm<br />
abstrakcyjny, fowizm i malarstwo<br />
informalne – jak piszą<br />
krytycy – daje podstawy do<br />
nowego stylu interpretacji<br />
plastycznej. Egzekucja malarska<br />
jest natychmiastowa<br />
i przedstawia moment dzikiego<br />
wyzwolenia artysty.<br />
(Margherita Blonska-Ciardi)<br />
28<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
tu orapizm („teraz śledzić”) wydaje<br />
się być na miejscu.<br />
Oglądanie tych dwoje podczas ich<br />
drugiego spotkania, we wrześniu<br />
20<strong>22</strong> roku, w świetle weneckiego<br />
słońca przy moście Rialto w Scuola<br />
Grande di San Teodoro, to była uczta<br />
duchowa: niezwykłe doznanie i czysta<br />
przyjemność. Zderzenie oczywistości<br />
z nieoczywistością, kontrast<br />
kunsztownych draperii z charakterystycznym<br />
dla orapizmu drapaniem,<br />
gdzie egzekucja malarska jest<br />
natychmiastowa i przedstawia moment<br />
dzikiego wyzwolenia artysty.<br />
W tyle wspaniała muzyka klasyczna<br />
Mozarta, Vivaldiego i znów dialog<br />
dwóch odległych światów: Łempicka<br />
w swoim Bugatti (autoportret<br />
Tamara in the Green Bugatti) i orapizm<br />
Konopki w Motylu, Weneckich<br />
podróżach i w Tancerkach –<br />
ulotnych zjawach całkowicie pochłoniętych<br />
swoim pląsem. I Wenecja,<br />
pełna kontrastów i trendów. Plaża<br />
na Lido, Festiwal Filmów w Wenecji,<br />
spritz, espresso i tiramisu na tarasie<br />
hotelu Excelsior – dobry czas dla<br />
sztuki tu i teraz.<br />
Dni minęły i znów wielka Polka obok<br />
orapisty Konopki, tym razem w gościnnych<br />
progach Ambasady Polskiej<br />
oraz Instytutu Polskiego w Rzymie,<br />
w nowoczesnej przestrzeni galerii<br />
Micro Arti Visive przy Viale Mazzini.<br />
Adam i Ewa Łempickiej (obraz, który<br />
zdaje się wciąż szokować niepowściągniętą<br />
nagością) i Para Konopki.<br />
Kobiety Łempickiej i Zamyślenie,<br />
Kobieta namiętna, Kobieta wszechświat<br />
wystawiane przez orapistę.<br />
Autor poszukuje i śledzi, nie dopowiada<br />
– pozostawia odbiorcy szerokie<br />
pole do interpretacji. Zwieńczeniem<br />
wystawy dla Krzysztofa Konopki<br />
jest główna nagroda w Rzymie<br />
w konkursie „Tamara Art Award”<br />
Studia Artemisia.<br />
Rzym, Galeria Micro. Consigliore Ambasciata Polacca Roma Anna Kurdziel,<br />
Krzysztof Konopka, dyrektor Instytutu Polskiego w Rzymie Anna Siennicka.<br />
To już trzecie spotkanie słynnej polskiej<br />
malarki art déco Tamary Łempickiej<br />
z orapistą Krzysztofem Konopką na styku<br />
dwóch światów: podświadomości i świadomości,<br />
końca znanego liniowego czasu<br />
i nieograniczonych możliwości. Na pierwszym<br />
– w 2021 roku – Biennale we Florencji<br />
można było podziwiać odważne portrety<br />
okresu rewolucji przemysłowej malowane<br />
wprawną ręką mistrzyni, które zachwycają<br />
do dziś, i kontrastujący z obrazami Łempickiej<br />
tryptyk Konopki Pręgierz, Czakry, Homo<br />
Novo. Mimo iż powstały w odległych odstępach<br />
czasowych, tworzą jednie. Wnuczka<br />
i prawnuczka Łempickiej obecne na Biennale<br />
zmaterializowały zarówno ciągłość linii<br />
czasu, jak i przemijanie stylów i epok – bo<br />
w świecie materii wszystko mija i ulega ciągłej<br />
transformacji. Świadoma kobieta wyzwolona<br />
w zaprogramowanym świecie<br />
zawsze znajdzie się na pręgierzu. Podziwiana,<br />
ale nieakceptowana, musi ulec.<br />
Kobieta-człowiek. Czakralna, energetyczna,<br />
szczęśliwa, acz osamotniona. Homo<br />
Novo, powstały na kilka miesięcy przed<br />
globalną paniką i zarazą, to jedyny obraz<br />
Konopki, na którym twarz postaci jest<br />
przecięta szpachlą. Nie jest to już ani kobieta,<br />
ani mężczyzna – jest to bezpłciowe<br />
połączenie totalnie innej, nowej energii.<br />
Nie wiemy czy dobrej, czy złej, choć tu<br />
nie powinno być dobra i zła, tylko jednia<br />
(TAO). Ego duchowe tu już nie gości. Patrząc<br />
na kontrast z Łempicką, jej elegancją,<br />
obrazy Konopki są obserwacją przemian<br />
i ruchu, są niespokojne i niejednoznaczne –<br />
W rozmowie z Dritą Kessler Kennedy,<br />
partnerką Kizetty de Lempickiej (córki<br />
artystki) posiadającej wyłączność<br />
na serigrafie Łempickiej, Konopka<br />
podkreśla, że orapizm jest sztuką<br />
obserwacji swojego stanu i wykorzystywania<br />
nieograniczonego pola<br />
możliwości do przekazania aktualnego<br />
obrazu swojego wnętrza – co,<br />
wbrew pozorom, nie jest zarezerwowane<br />
wyłącznie dla artystów. Czasy<br />
w jakich żyjemy, blokują jednak ten<br />
szczególny dostęp do świadomości,<br />
a szkoda.<br />
Czy dojdzie do kolejnych spotkań<br />
tego niezwykłego artystycznego<br />
duetu? Miejmy nadzieję, że tak. Na<br />
pewno będziemy śledzić poczynania<br />
Krzysztofa Konopki i jego wciąż świeżego<br />
na rynku sztuki orapizmu. [KK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
29
Ilustracja: Renata Cygan<br />
30<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
31
Człowiek<br />
z<br />
Pompejów<br />
Renata Szpunar, esej o utracie<br />
Kατάβασις (zstąpienie w głąb)<br />
Ostatnim rozpaczliwym gestem życia zakrył dłońmi<br />
twarz. I tak pozostał. Chciał osłonić oczy, usta<br />
i nos przed wdzierającym się wszędzie pyłem<br />
o temperaturze trzystu stopni Celsjusza. Jego ciało błyskawicznie<br />
zniknęło. W żarze opadających wszędzie popiołów<br />
ludzie i zwierzęta spalali się w ułamku sekundy. Znikali.<br />
Została po nim pusta komora w zastygłym tufie, precyzyjnie<br />
oddająca kształt jego ciała. I formę tego ostatniego ruchu<br />
mającego ochronić twarz. Okazał się jednak zbyt kruchy,<br />
aby zatrzymać w nim życie. Uleciało w krótkiej chwili,<br />
kiedy na miasto Pompeje spadały rozżarzone popioły.<br />
I zachował się taki na zawsze. Przykucnięty w jednej z ciasnych<br />
piwnic. Zatrzymany w zwyczajnej codzienności. Jakby<br />
tylko na chwilę przysiadł, by odpocząć od trudu znojnego<br />
dnia. A teraz rzeźba jego ciała, dwa tysiące lat później<br />
i dwa tysiące kilometrów od Pompejów – stoi tu, przede<br />
mną, w ciemnym kącie podziemia krakowskiego muzeum<br />
jak milczące świadectwo strasznej apokalipsy.<br />
On nie wiedział, jak niebezpiecznie żył. Źle wybrał swoje<br />
miejsce na ziemi. Ta piękna, wzniosła góra nad miastem<br />
pokryta zielonym lasem – któż mógł przypuszczać, że<br />
kryje w swoim wnętrzu zagładę jego świata. Wtedy nikt<br />
nie mógł przewidzieć, że pewnego dnia szczyt łagodnego<br />
Wezuwiusza rozerwie żywioł ognia i zmieni na zawsze<br />
w rozwarty krater.<br />
A wszystko zaczęło się od łagodnego drżenia. Potem zatrzęsła<br />
się ziemia. Zakołysały się domy. Z dachów posypały<br />
się dachówki. Rozszczekały się psy. Ptaki z krzykiem leciały<br />
w każdym możliwym kierunku, byle dalej od wulkanu.<br />
A ten groźnie mruczał.<br />
I nagle z wielką siłą wystrzeliły wysoko w niebo słupy popiołów<br />
i lapilli. Chmura pyłu rozprzestrzeniała się od krateru<br />
we wszystkie strony szybko jak huragan. Ciemność<br />
spowiła jasny dzień. W harmiderze zniszczenia słychać<br />
było szczekanie psów, rżenie koni, krzyk ludzi biegnących<br />
bezładnie nie wiadomo dokąd. Może do bram miasta.<br />
W kierunku morza i otwartej przestrzeni.<br />
Siedemnastoletni Pliniusz Młodszy stał na wzgórzu w pobliskim<br />
Misenum. Przyglądał się temu końcowi świata. Nie<br />
uciekł jak inni. Patrzył uważnie. Dwadzieścia lat później<br />
napisał do swojego przyjaciela Tacyta:<br />
Zanim się obejrzeliśmy, ogarnęła nas ciemność, nie taka,<br />
jak pozbawiona blasku księżyca lub pochmurna noc, lecz<br />
taka, jak w zamkniętym pomieszczeniu, kiedy zgaszą lampę.<br />
Wtedy rozległ się lament kobiet, płacz dzieci, okrzyki<br />
mężczyzn: jedni nawoływali swych rodziców, drudzy dzieci,<br />
inni zaś małżonków, lub powoli rozpoznawali ich głosy;<br />
niektórzy opłakiwali swoje nieszczęście, drudzy swych<br />
najbliższych; byli i tacy, którzy ze strachu przed śmiercią<br />
błagali o śmierć, wielu wyciągało ramiona do bogów niebieskich,<br />
inni wykrzykiwali, że nie ma już bogów i spadła<br />
na świat ostatnia, wiecznie trwająca noc. Nie brak było<br />
i takich, którzy zmyślonymi i fałszywymi pogłoskami jeszcze<br />
zwiększyli rzeczywiste niebezpieczeństwo. (…) Nieco<br />
się rozjaśniło, lecz my nie myśleliśmy, że to świt lecz, że to<br />
tylko zbliża się do nas ogień. Ogień natomiast zatrzymał<br />
się w sporej odległości, lecz znów spadła na nas ciemność,<br />
znów spadł gęsty deszcz popiołu, coraz gęstszy. Wielokrotnie<br />
też stawaliśmy, aby strząsać go z siebie; inaczej jego<br />
ciężar przykryłby nas lub wręcz nas zmiażdżył. Mogę się<br />
pochwalić, że w tym wielkim niebezpieczeństwie nie padło<br />
ani jedno westchnienie, ani słowo świadczące o tchórzostwie,<br />
najwyżej to było nędzne w mym losie śmiertelnika,<br />
ale jednak bardzo pocieszające, że zginę ze wszystkimi<br />
i wszyscy zginą ze mną.<br />
Obok statycznej rzeźby ciała kucającego mężczyzny leży<br />
przewrócony na grzbiet, napięty w przedśmiertnej konwulsji<br />
pies. Wygięty w łuk tors, łapy zadarte w górę,<br />
32<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
a z otwartego pyska szczerzą się zęby i wysuwa język. Obroża<br />
i łańcuch zatrzymały go na wieczność na progu jego<br />
domu. Bronił się. Szarpał. I próbował wyrwać się śmierci<br />
z jej szponów. Nie był jak ludzie, którzy odchodzili bezszelestnie,<br />
upadając pod ciężarem popiołów jak ścięte kwiaty.<br />
Ale słuchaj wiewu przeciągłego, wieści nieprzerwanej,<br />
która się z ciszy wyłania. To od młodych zmarłych teraz biegnie<br />
ku tobie szum.<br />
Wysoki mężczyzna leży na boku tak miękko, jakby spał.<br />
Głowę wsparł na ramieniu. Jego oczy są zamknięte i twarz<br />
ma spokojną. Światło kładzie się złotą poświatą na jego<br />
głowie i ramionach. Otula woalem. Rozmywa kontur<br />
szczupłej sylwetki. Zdumiewa mnie – kto tak łagodnie<br />
i obojętnie przyjmuje własną śmierć?<br />
Obok młoda kobieta. Spodziewała się dziecka. Jakby chcąc<br />
uratować je dla przyszłości, położyła się na brzuchu i zasłoniła<br />
sobą. Zginęli w tym samym czasie.<br />
W innym miejscu leżą kobieta i mężczyzna, para próbująca<br />
chronić się nawzajem. I razem odeszli, w siebie wtuleni.<br />
Czy w chwili śmierci mniej byli przez to samotni?<br />
Czy lżejsza jest kochającym?<br />
Ach, oni wzajem sobie zakrywają swój los.<br />
Najbardziej logikę świata burzy postać niemowlęcia leżącego<br />
wśród tych wszystkich rzeźb. Nagie, gładkoskóre<br />
i całkiem bezbronne. Ono nie było jeszcze świadome ani<br />
swego istnienia, ani śmierci.<br />
Wreszcie owi przedwcześnie zmarli nie żądają nas więcej<br />
i lekko odwykają od ziemi, tak jak łagodnie odwyka się<br />
od piersi matki.<br />
Wpatruję się długo w zastygłe na zawsze postaci z Pompejów<br />
– w te rzeźby grozy umierania stworzone przez<br />
apokalipsę, jedyne takie w historii ludzkości. Proces, który<br />
zwykle zmienia ciało człowieka w proch i nicość, w tym<br />
jedynym przypadku utrwalił je i zatrzymał wstrząsającą<br />
prawdę o momencie śmierci na wieczność.<br />
My pozostajemy widzami: wciąż, wszędzie<br />
na wszystko patrząc, bez mocy przenikania!<br />
Coś nas przepełnia. Porządkujemy. Rozpada się.<br />
Scalamy znowu i rozpadamy się sami.<br />
Idę ulicami Pompejów. Jest upalny sierpniowy dzień, taki<br />
jaki był wtedy – w 79 r. po Chrystusie. Pies śpi schowany<br />
w cieniu doryckiej arkady otaczającej rozległe forum. Ponad<br />
zachowanymi kolumnami świątyni Jupitera i łukiem triumfalnym<br />
Tyberiusza, na tle błękitnego nieba, w oddali widać<br />
przymglony grzbiet Wezuwiusza zwieńczony kraterem.<br />
Pompeje są szare. Przyprószone pyłem lapili. Są rozległym<br />
grobowcem albo raczej cmentarzyskiem. Mogę tu zajrzeć<br />
w niektóre miejsca, ale część miasta kryje się pod ziemią,<br />
mimo prac archeologów prowadzonych nieustannie od<br />
osiemnastego wieku.<br />
Renata Szpunar, DOMUS AETERNA (Dom Wieczności) akryl/płótno 160x<strong>23</strong>0 cm, 2017<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
33
W południe rozpalone powietrze drży i trudno tu o wytchnienie<br />
od palącego słońca prawie w zenicie. Pozostałości<br />
niskich ruin nie zacieniają ulic, wyłożonych krągłymi kamieniami<br />
prostych przecznic, na których spore głazy służą<br />
za przejścia dla pieszych, a wyżłobione koleiny są wspomnieniem<br />
energii rzymskiego miasta tętniącego życiem.<br />
Niemy kamień jest tu świadkiem. On poznał życie tego<br />
miasta. Widział też jego upadek. A teraz mówi do mnie.<br />
I opowiada o lamencie tych, którzy już nic nie powiedzą.<br />
Fresk, okala pomieszczenie na wszystkich czterech ścianach<br />
jak wstęga. Postaci naturalnej wielkości zatrzymane<br />
w ruchu, w tańcu, są iluzją niekończącego się<br />
tu święta. Porywają mnie z sobą w wir życia, w radość<br />
powracającej wiosny i odradzania na nowo sił natury.<br />
W dionizyjski trans, szalony taniec wiecznego przeplatania<br />
się życia ze śmiercią.<br />
I wiedzie go lekko przez rozległy krajobraz Skarg,<br />
pokazuje filary świątyni lub ruiny<br />
owych zamków, skąd książęta Krainy Skarg<br />
niegdyś mądrze władali. Pokazuje mu<br />
wysokie drzewa płaczu i pola kwitnącego żalu,<br />
(żywym znane jest tylko jego łagodne listowie);<br />
pokazuje mu pasące się zwierzęta smutku – a czasem<br />
spłoszy się ptak i przetnie ich spojrzenie płaskim lotem<br />
w dal wpisując kształt swego samotnego krzyku.<br />
Idę w stronę bramy Herkulańskiej. Drogi do Neapolu. Za<br />
bramą wchodzę w Aleję Grobów. Wszystkie do siebie podobne<br />
– ich wysokie, proste, monumentalne bryły tworzą<br />
zwartą aleję na tle szpaleru ciemnozielonych cyprysów.<br />
Mijam willę Cycerona i willę Diomedesa, a naprzeciw niej<br />
jego murowany grób.<br />
Dalej ścieżka prowadzi mnie pomiędzy wysokimi piniami<br />
na północny zachód od miasta. Dochodzę do podmiejskiej<br />
willi Dei Misteri. Niska, choć rozległa zabudowa schowana<br />
jest na uboczu, za niewielkim wzgórzem, w przyjemnym<br />
chłodnym cieniu rozłożystych pinii.<br />
Tutaj dominuje w powietrzu odurzający zapach żywicy<br />
rozpuszczonej upałem i otwiera się przestrzeń jakby do<br />
innego świata. Wydobyte spod sześciometrowej warstwy<br />
popiołów ściany willi Misteri zachowały kolory wtajemniczenia.<br />
Dojrzałą czerwień i mistyczne złoto. I rozkwitające<br />
bujne życie.<br />
Dziewczęta w zwiewnych materiach przygotowują się do<br />
misteriów na cześć Dionizosa. Sylen gra na harfie. Naga<br />
bachantka tańczy. Jeden z satyrów dotyka ustami fletni<br />
Pana. Nadyma powietrzem policzki. Faun głaska psa.<br />
Kobieta wiruje w tańcu jak rozkwitły kwiat, z uniesionym<br />
wysoko w górę ramieniem i wydętą chustą wypełnioną<br />
wiatrem jak żagiel. Druga, z gałązką lauru na głowie, przygotowuje<br />
olejki i rytualne szaty. A jeszcze inna, niosąca<br />
tacę z poczęstunkiem, spogląda z fresku wprost na mnie.<br />
Jakbym była tu oczekiwanym zaproszonym gościem, który<br />
wchodzi między świętujących dionizyjskie przebudzenie<br />
uśpionego życia.<br />
34<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Któż to nas tak odwrócił, że<br />
Aνάβασις (wyjście)<br />
cokolwiek czynimy, zachowujemy się jak człowiek,<br />
który odchodzi? Jak na ostatnim wzgórzu,<br />
które raz jeszcze ukazuje mu<br />
całą jego dolinę, odwracając się, staje i zwleka –<br />
tak my żyjemy, żegnając się wciąż.<br />
Znów idę przez rozgrzane letnim skwarem południa ruiny<br />
miasta. Stopami wzniecam w powietrze suchy szary<br />
pył drogi. Schodzę w stronę bramy Morskiej. Wychodzę<br />
z Pompejów. Opuszczam Neapol. Odjeżdżam w stronę<br />
błękitnego morza. W dali widzę oślepiające błyski na<br />
zmarszczkach jego fal i cień łagodnej Capri.<br />
A dziś wychodzę z mrocznego budynku muzeum archeologicznego.<br />
Przez moment zupełnie oślepia mnie światło jesiennego<br />
dnia, które gra promieniami na złocistej marimbie<br />
liści starych buków. Siadam na ławce wśród zapachu<br />
kwitnących róż. Październikowe słońce przyjemnie grzeje<br />
twarz. Zamykam oczy. Zapadam w letarg.<br />
W półśnie zanurzam się w iluzjonistyczną plątaninę pędów<br />
roślin z pompejańskiego fresku z domu Sadów. Kolorowe<br />
śpiewające ptaki skaczą między świeżym srebrnozielonym
listowiem. Wiotkie powojniki splatają się w symbiozie<br />
z łodygami mocnych oleandrów i lauru. Szary gołąb<br />
i biało-czarna sroka za chwilę poderwą się z gałęzi<br />
i poszybują w dal.<br />
Nie wiesz tego jeszcze? Próżnię, którą trzymasz w ramionach,<br />
dorzuć przestworzom, którymi oddychamy, być może ptaki<br />
lotem dotykalniejszym poczują obszerniejsze powietrze.<br />
Wysoko nade mną, nad różami, ogrodem, konarami<br />
starych buków i plantami, na bladoniebieskim niebie<br />
Północy kołyszą się wieże i renesansowe kopuły Wawelu.<br />
Srebrzyste dźwięki krakowskich sygnaturek nikną<br />
w leniwym powietrzu.<br />
My jesteśmy tu, by powiedzieć: dom, most,<br />
studnia, brama, dzban, drzewo owocowe, okno –<br />
I wtedy, dwudziestego piątego sierpnia 79 roku n.e.,<br />
znów wstał dzień. Wielka tarcza palącego słońca jak zawsze<br />
uniosła się powoli nad horyzont. Szaroróżowe światło<br />
poranka rozświetliło pusty, księżycowy pejzaż, aż po<br />
horyzont przykryty szarym pyłem. Cichy i martwy.<br />
Ukryte pod sześciometrową warstwą popiołów usnęły<br />
na wieki Pompeje. I na bardzo długo ludzie zapomnieli<br />
gdzie są. [RS]<br />
lub najwyżej kolumna, wieża… ale powiedzieć, zrozum to,<br />
tak powiedzieć, jak nigdy samym rzeczom nie było wiadome,<br />
jakimi we wnętrzu są.<br />
Tekst jest wspomnieniem pobytu w Pompejach w 2007 roku i wystawy w krakowskim Muzeum Archeologicznym pt. Pompeje – życie i śmierć w cieniu Wezuwiusza<br />
w 2019/2020 roku. Wszystkie cytowane w tekście fragmenty poezji pochodzą z Elegii Duinejskich Rainera Marii Rilkego.<br />
Renata Szpunar, ΚΑΙ ΕΣΥ - ΠΟΙΟΣ ΕΙΣΑΙ; (A Ty – kim jesteś?) akryl/płótno 160x<strong>23</strong>0 cm, 2017<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
35
ZAWSZE JEST JAKIEŚ JUTRO<br />
kiedy wchodzę do słonecznego ogrodu<br />
przebywam wśród kolorowych kwiatów<br />
i owoców nabrzmiałych słodyczą<br />
oddycham pełną piersią<br />
mam ochotę ścigać się ze słońcem<br />
może uda mi się złapać swój cień<br />
Alina Anna Kuberska<br />
czerwone porzeczki kuszą jak karminowe usta<br />
nie ugotuję z nich kompotu nie chcę by cierpiały<br />
wiem jak to smakuje<br />
na krzewach rozwieszę samotność<br />
wiatr ją odurzy zapachem jaśminu<br />
za dzień może dwa zakwitną malwy<br />
boję się że niedługo będziemy tylko wspominać<br />
jak piękne były ogrody<br />
gdy w porę człowiek nie opamięta się<br />
niszcząc to co stworzył Bóg<br />
ŻYCIE TO MGNIENIE<br />
była rozdarta między miłością<br />
a pragnieniem by od niej uciec<br />
jej serce tęskniło za dotykiem<br />
jednak nie chciała lizać owocu<br />
tylko wgryźć się w miąższ<br />
nieuchwytne niczym tęcza uczucie<br />
przesiewała codziennie<br />
oddzielając to które uległo erozji<br />
jedyny w swoim rodzaju teatr marzeń<br />
i tęsknota za czymś<br />
czego nie potrafiła dogonić<br />
trzymały ją przy zdrowych zmysłach<br />
pytanie czy była szczęśliwa<br />
żyjąc w ciemności z własnego wyboru<br />
36<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Ilustracja: Joanna Nordyńska<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
37
gruppa siedem<br />
Jestem zahipnotyzowana obrazami<br />
tego artysty i czuję się trochę jak<br />
ta kobieta w długiej, żółtej sukni<br />
na płótnie zatytułowanym Hipnoza<br />
(albo Hipnotyzer). Tytułowy bohater<br />
to czarny kot o zielonkawych, błyszczących<br />
oczach. Kobieta siedzi we<br />
wnętrzu – może jest teleportowana<br />
z Delft, z obrazów Jana Vermeera, i po<br />
długiej drodze odmieniona przez czas?<br />
W jej odsłoniętym ramieniu odbija się<br />
blask zachodzącego słońca, wpadającego<br />
przez okno umieszczone z lewej<br />
strony gdzieś poza obrazem. Czuję to<br />
ciepło promieni odbijających się od<br />
atłasowych fałd sukni. Cisza, spokój,<br />
melancholijna pustka i to coś, czego<br />
nie potrafię zdefiniować – coś, co sprawia,<br />
że chcę być w tych obrazach. Zastanawiam<br />
się, skąd pochodzi siła ich<br />
oddziaływania.<br />
Jan Norbert Dubrowin<br />
Jan Norbert Dubrowin to jeden z artystów współtworzących Gruppę<br />
Siedem, która funkcjonuje już prawie rok i zdążyła zaistnieć na kilku<br />
dobrych wystawach w różnych częściach kraju – od Sopotu po Istebną.<br />
Dubrowin (rocznik 1957) pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego i tu wciąż<br />
aktywnie tworzy. Studiował w łódzkiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk<br />
Plastycznych (dziś Akademia Sztuk Pięknych), gdzie w 1981 roku uzyskał<br />
dyplom z tkaniny unikatowej i malarstwa. Ma w swoim artystycznym życiorysie<br />
udział w licznych wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za<br />
granicą, jest uczestnikiem wielu plenerów, laureatem nagród i wyróżnień.<br />
Nie mogę znaleźć „w wirtualnej literaturze” (bo do tej dotrzeć najłatwiej)<br />
żadnego obszernego wywiadu, nawet najmniejszej rozmowy z twórcą<br />
i mam wrażenie, że on nie lubi być po prostu na afiszu. Powiedział mi, że<br />
jest trochę jak Yeti – dużo ludzi słyszało, ale niewielu widziało. I pewnie<br />
dlatego, jak Yeti, jest trochę mityczny i niezidentyfikowany do końca; nie<br />
zabiega o sławę, choć jego obrazy potrafią niejednego zahipnotyzować<br />
i zauroczyć. Dobrze, że są dziś wirtualne galerie, facebookowe strony, dzięki<br />
którym sztuka znajduje odbiorców, pasjonatów (i nabywców), i dobrze się<br />
stało, że Gruppa Siedem połączyła twórców, z których każdy, reprezentując<br />
inny sposób w odtwarzaniu świata, dostrzega zło, zagrożenia, obawy…<br />
Może z czasem ci właśnie artyści będą utożsamiani ze sztuką protestu, ale<br />
dziś najważniejsze jest to, że wszyscy postawili na warsztatową rzetelność.<br />
38<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Wciąż się zastanawiam, w czym tkwi<br />
siła oddziaływania obrazów Jana<br />
Norberta Dubrowina i czy można ją<br />
dokładnie określić, opisać, zdefiniować, a może<br />
odnieść się do pierwowzorów i inspiracji. Pod<br />
zewnętrzną powłoką ludzi czy zwierząt kryje się<br />
coś, co trwa poza czasem, co potrafi przenieść<br />
widza w inny świat – w inny wymiar. Na obrazach<br />
nie ma tłoku, nie ma też przesytu narracji.<br />
Widz jest sam na sam z bohaterem malarskiego<br />
płótna. Jest bardzo blisko, przygląda się samotnej<br />
postaci zapatrzonej w bezkresną dal, czuje<br />
lekki powiew wiatru, szum morskich fal albo<br />
dyskretnie obserwuje kobietę w zielonej sukni<br />
w niebieskim salonie przesyconym światłem<br />
tworzącym dziwny, jakby metafizyczny, wymiar.<br />
Postacie szlachetne, dostojne – szczupłe sylwetki<br />
dystyngowanych kobiet, czasem trochę<br />
chłodne, wydają się obojętne, może trochę<br />
samotne. Ich jedynym towarzyszem są charty –<br />
psy o charakterystycznej aerodynamicznej sylwetce.<br />
Dobrze jest oddać się zamyśleniu w tym<br />
pustym wnętrzu albo pochylić się nad lekturą<br />
z dala od zgiełku współczesnego świata.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
39
Obrazy artysty można pogrupować<br />
w cykle, takie jak Prowincja<br />
czy Pasterz wilków.<br />
To zwierzę artysta upodobał sobie<br />
chyba nieprzypadkowo. Drapieżniki<br />
kochające wolność najlepiej czują się<br />
w ciemną, śnieżną noc, gdy wokół wieje<br />
mroźny wiatr. Wilk jest wtedy wolny,<br />
a my patrząc na obrazy, czujemy<br />
tę ich wolność nawet jeśli zwierzęta<br />
nie są tylko we własnym stadzie, lecz<br />
w towarzystwie zjawiskowych postaci.<br />
Dostrzegamy tę ich charakterystyczną<br />
mowę ciała, słyszymy odgłosy, jakie<br />
wydają. Obecność zwierząt na obrazach<br />
może urastać do rangi symbolu,<br />
a te, jak wiadomo, wymykają się jednoznacznej<br />
interpretacji. Jak bardzo<br />
różnią się wilki Jana Norberta Dubrowina<br />
od tych, które znamy powszechnie<br />
z płócien Alfreda Wierusza-<br />
-Kowalskiego.<br />
Choć w tym malarstwie nie ma nadmiaru<br />
narracji, to jednak odnajdujemy<br />
w nim określone wątki – religijne<br />
bądź mitologiczne we własnej interpretacji<br />
autora. Czarny anioł, przed którym<br />
klęczy postać w niebieskiej sukni,<br />
to Thanatos – anioł śmierci. Kuszenie<br />
świętego Antoniego – temat znany od<br />
Hieronima Boscha po Salvadora Dalí –<br />
tu zyskuje zupełnie inny uwspółcześniony<br />
obraz, podobnie jak bliskie nam<br />
i bardzo ludzkie wyobrażenia świętego<br />
40<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Franciszka czy Marii Magdaleny. Dubrowin<br />
ma ten niezwykły dar, że potrafi<br />
sprowadzić na ziemię nawet anioła,<br />
który w złocistym świetle, trzepocząc<br />
skrzydłami, właśnie sfrunął z barokowego<br />
ołtarza. W świecie artysty mogą<br />
dziać się cuda i choć jest on z pozoru<br />
realistyczny, to wypełniają go tajemnicze,<br />
melancholijne postacie. Poprzez<br />
mistrzostwo w operowaniu światłem<br />
i cieniem staje się światem dziwnym,<br />
w którym rzeczywistość splata się z religią<br />
i mitologią w jedną spójną całość.<br />
Ifigenia – kapłanka Artemidy, córka<br />
Agamemnona, znana dzięki Eurypidesowi<br />
i Goethemu – jest wpatrzona<br />
w morze. Nie ma na sobie białej sukni,<br />
lecz czarną, i nie ma też głowy spowitej<br />
welonem. Podobnie jak Penelopa,<br />
jest uwspółcześniona – przeniesiona<br />
w inny wymiar czasu. Wciąż czujemy<br />
powiew wiatru, który porusza fale<br />
w różnych odcieniach błękitu tak charakterystycznego<br />
dla wybrzeży Grecji.<br />
Zapatrzeni w dal mimowolnie uciekamy<br />
spojrzeniem gdzieś w stronę nieskończoności.<br />
Osobną grupę obrazów stanowią portrety<br />
– swoisty obraz przemijania: od<br />
dzieciństwa do późnego czasu, może<br />
tuż na progu odchodzenia. Tu również<br />
z łatwością można zauważyć<br />
tę wyjątkową miękkość malarskiej<br />
materii, wyróżniającą obrazy tego<br />
twórcy – miękkość, która jest jak ciepły<br />
dotyk będący wyrazem stosunku artysty<br />
do portretowanego modela. Bliski<br />
kadr pozwala nam wniknąć w psychikę,<br />
zajrzeć w głąb duszy. Przypadkowość<br />
ujęcia sprawia, że przed oczami<br />
widza przewijają się fotograficzne kadry<br />
– niczym zdjęcia wykonane obiektywem<br />
z filtrem, który potrafi sprawić,<br />
że światło miękko modeluje zarówno<br />
postać, jak i otaczającą ją scenerię.<br />
Magia światła i cienia, miękkość i lekkość<br />
malarskiego tworzywa, a także<br />
swoista oszczędność w doborze wyszukanych<br />
kolorów to tajemnica obrazów<br />
artysty. Obrazów, w których<br />
chce się być, ale jeśli nie można być tą<br />
kobietą odwróconą tyłem do widza,<br />
jak dawniej na romantycznych obrazach<br />
Friedricha, to na te obrazy chce<br />
się chociaż nieustannie patrzeć, bo<br />
emanują spokojem, urzekają lekkością<br />
i fascynują ogromną malarską swobodą.<br />
To obrazy, na podstawie których<br />
można snuć długą opowieść o sztuce,<br />
o życiu, o trwaniu i przemijaniu i oby<br />
ta poetycka opowieść wyrażona światłem<br />
i kolorem trwała jak najdłużej.<br />
[IWC]
JAN NORBERT DUBROWIN<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
41
PUSTKA<br />
O KTÓREJ GODZINIE MÓWIMY<br />
Jak ślimak,<br />
Zostawiający ślady na suchych liściach,<br />
Czas prześlizguje się przeze mnie<br />
Miałem swój udział w tym świecie -<br />
Smutki, które przychodzą z błotem, smołą i falą,<br />
Nie zostawiają miejsca na miłość.<br />
Czyim więc jestem synem -<br />
Wokół mnie ciemność jak piasek<br />
I słońce i lodowa pustynia<br />
Dach słów pęka<br />
Góry, którym się powierzyłem, runęły<br />
Jakbym był jaskinią pełną wątpliwości<br />
Wiatr we mnie wyje.<br />
Poeci słowami chwytają czas<br />
Jest wrzesień, jest luty, jest maj.<br />
Ożywiają glebę zimowym słońcem<br />
Kolce upraw wychodzą z ziemi<br />
Sadzą drzewo na jałowej ziemi<br />
staje się zagajnikiem, staje się lasem<br />
Wyciągam do ciebie gałązkę<br />
Chwytasz ją smukłymi palcami<br />
Zapuszcza korzenie w sercu, staje się miłością<br />
Wołam do ciebie ze ścieżek, którymi wędruję,<br />
trzymając niebo silną dłonią.<br />
W wiosennych powiewach<br />
Unosisz się jak pióro<br />
Ziemia płynie pod tobą,<br />
Kiedy jak akrobatka łapiesz równowagę na linie.<br />
Wrzesień przychodzi i odchodzi, mija luty.<br />
Zimowe słońce wydaje niespotykane owoce<br />
Z ziaren ludzie robią gorący chleb<br />
Idziesz ramię w ramię z lasem<br />
Jak źrebak przechodzisz przez liście<br />
Czas otwiera się szeroko: niebieski,<br />
Jestem ziemią, po której chodzisz.<br />
Powitaj mnie - wołam z pszczołami<br />
Jestem drzewem, powiewem liści na drzewach.<br />
Jestem ornamentem wieków na kamieniach.<br />
Literami ozdabiam bieg rzek<br />
Jestem falą na wodach, powitaj mnie.<br />
Ciemnoniebieska pustka między nami<br />
Powitaj mnie z tą pustką.<br />
42<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Metin Cengiz<br />
NOC<br />
Drgający obraz życia, noc<br />
Rozlewająca się poprzez oddech Ziemi<br />
Oddałem się jej czułemu przepływowi<br />
W fali, gdzie spadają gwiazdy by zasnąć<br />
Rozsiewa się jak złoty pył<br />
Napina srebrny łańcuch nad dalekim brzegiem<br />
METIN CENGIZ (1953), turecki poeta,<br />
krytyk, tłumacz, wydawca. Absolwent<br />
Języka i Literatury Francuskiej na Uniwersytecie<br />
Atatürka w Erzurum oraz Romanistyki<br />
Uniwersytetu Marmara w Stambule.<br />
Opublikował 16 zbiorów wierszy,<br />
<strong>23</strong> książki krytyczno-literackie. Jego wiersze<br />
przetłumaczono na 32 języki.<br />
W 17 krajach ukazało się 18 tomików poezji<br />
(wybrane wiersze lub przekład jednej<br />
z jego książek). Przetłumaczył na język turecki<br />
i opublikował utwory 19 zagranicznych<br />
poetów. Przygotował, przetłumaczył<br />
i wydał dwie antologie poezji francuskiej,<br />
włoską i hiszpańską.<br />
Wielokrotnie nagradzany w Turcji i w innych<br />
krajach na całym świecie. Poeta ceniony<br />
i omawiany w licznych międzynarodowych<br />
pracach krytycznych.<br />
Wyciągam rękę do jej twarzy<br />
Słońce wraca do jaskiń<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
43
Cz. 3<br />
Jakaś złuda. Jakiś los<br />
Michał Paweł Urbaniak<br />
Justyna z Kaliną siedziały w pomieszczeniu<br />
na piętrze – małym pokoju ze<br />
stolikiem i wąskim łóżkiem zaścielonym<br />
kocem. Pod ścianą ktoś ustawił<br />
wiadro z wysuszonym mopem. Pokój<br />
przypominał trochę klitki wynajmowane<br />
w nadbałtyckich pensjonatach za Peerelu.<br />
Na pewno nie był udostępniony dla weselników,<br />
ale Kalina nie zwykła się przejmować<br />
takimi drobnostkami. Kończyła kolejnego<br />
drinka, rozluźniona, ale nie podchmielona.<br />
Miała mocną głowę. Poruszała szklanką,<br />
a kolorowy płyn wznosił się i opadał.<br />
– Przytyłam, co? – odezwała się. – Jestem<br />
już osiem miesięcy i cztery kilosy po ślubie.<br />
Tycie to skutek uboczny małżeństwa.<br />
– Ale dobrze ci z tym.<br />
Justyna miała nadzieję, że ominą ją te<br />
zbędne poślubne kilogramy.<br />
– Pryskamy stąd? – spytała Kalina.<br />
– I tak nie powinnyśmy tu siedzieć.<br />
– Nie mówię o tej norze, mówię o imprezie<br />
– zachichotała. – Z takiej imprezy nie<br />
można już wyjść – dodała, jakby odpowiadała<br />
samej sobie.<br />
Justyna pomyślała o tylu czekających<br />
ją godzinach, o jeszcze dalekiej Afryce,<br />
o bogatym programie zwiedzania, szczepieniach<br />
i moskitierach. Wolałaby SPA,<br />
nawet w Polsce. Harowała w pracy, harowała<br />
przy weselu, a teraz jeszcze harówka<br />
w podróży poślubnej, jakby wesele ciągnęło<br />
się całymi tygodniami.<br />
– Z nas dwóch to ja zawsze byłam wariatką<br />
– podjęła Kalina. – Ty byłaś wyważona,<br />
taka… zachowawcza. Nawet jak się buntowałaś,<br />
to jakoś na grzecznie. A tu teraz<br />
ślub po kilku tygodniach.<br />
– Miesiącach.<br />
– Które za łatwo da się przeliczyć na tygodnie.<br />
– Kalina machnęła ręką. Gdyby<br />
miała w szklance więcej drinka, to by go<br />
rozlała. – Nie podejrzewałam cię o taką<br />
odwagę! Nie znasz gościa, a wiążesz się<br />
z nim na resztę życia.<br />
44<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
– Wy ze Zbyszkiem też pobraliście się na<br />
szybko.<br />
– Tak, ale myśmy chodzili cztery lata ze sobą,<br />
mieliśmy rok przerwy, a potem już tylko ślub<br />
nam został. Mogłaś wyjść za Irka, ale wyście<br />
przechodzili ten związek i się zużył.<br />
– Może pogadajmy o Nikim, zamiast<br />
o Irku?– Justyna zapragnęła znaleźć się<br />
znów w weselnej wrzawie. To był zdumiewająco<br />
ciężki dzień.<br />
– Jak gadałyśmy o Nikim, nie chciałaś mnie<br />
słuchać. Coś mi od początku w nim nie grało.<br />
Tobie się wydaje, że patriarchat to już<br />
muzeum, a trafił ci się żywy okaz. On jest<br />
jak ktoś, kto bardzo chce coś ukryć, przynajmniej<br />
na jakiś czas. – Dopiła resztę i postawiła<br />
szklankę obok łóżka. – I te niepozałatwiane<br />
sprawy z tą jakąś dziewoją, wiesz, że ja<br />
w kulki nie lecę, podpytałam go. Mówiłam<br />
ci, że to za szybko, że wcale go nie znasz,<br />
a rozwody są kosztowne. Ale na tę jego siostrę<br />
uważaj, z gęby to taka wydra. Znam ten<br />
typ. A jak z tymi lampionami? – zmieniła temat.<br />
– Podobno nie dojadą.<br />
– Nie dojadą. Faceta okradli.<br />
– A widzisz! – odpowiedziała, jakby to<br />
wszystko wyjaśniało.<br />
Siedziały obok siebie, wrogie i obce.<br />
– Kalina, ty mi po prostu zazdrościsz!<br />
– Czego bym ci miała zazdrościć?<br />
Pytanie zawisło w powietrzu, ale kłótnia się<br />
rozpłynęła. Justyna była niesprawiedliwa. To<br />
ona dusiła w sobie zazdrość, gdy Kalina brała<br />
ślub – co prawda tylko cywilny. Uwierało ją<br />
wrażenie, że została gdzieś z tyłu. Zastanawiała<br />
się nawet, czy nie przywabić do siebie<br />
z powrotem Irka, ale było za późno. Wreszcie<br />
i ona miała ten swój dzień, z białą suknią,<br />
szampanem, lampionami (nie, bez lampionów),<br />
a myślała o facecie, który twierdził, że<br />
jest jej synem z przyszłości. Cholera jasna!<br />
Opowiedziała Kalinie o Jacku.<br />
– Ale numer! Pewnie to jakaś ukryta kamera,<br />
teraz są takie różne programy, ludzi<br />
wrabiają, a inni ludzie się śmieją! Ale na<br />
weselu? – Pokręciła głową. – Wypytałaś go<br />
o przyszłość?<br />
– Nie! – wzdrygnęła się.<br />
– Ja bym wypytała. Choćby po to, żeby się<br />
dowiedzieć, jakie bajki mi gość naopowiada.<br />
Zapytam w twoim imieniu. Musisz mi<br />
go pokazać! – rzuciła, tak jak wtedy, gdy<br />
parę lat temu chodziły po imprezach i czaiły<br />
się na co przystojniejszych facetów, jakby<br />
szukały czterolistnych koniczynek.<br />
Zeszły na dół. Nie musiały szukać Jacka.<br />
Czekał na nie przy schodach. Wyłamywał<br />
sobie palce. Już nie starał się o uśmiech.<br />
– Mamo, niedługo będę musiał iść! Proszę,<br />
porozmawiajmy! Zrób to dla mnie, ja<br />
chcę coś zrozumieć, muszę…<br />
Kalina wcisnęła się między nich.<br />
– No, no, prawdopodobny syn Justki! A ja<br />
jestem Kalina! Twoja ciocia?<br />
– Od kilku lat mówimy sobie po imieniu –<br />
odparł Jacek, zmieszany.<br />
Poprosiła go do tańca, nie miał jak odmówić.<br />
Odwrócił się i rzucił Justynie rozżalone<br />
spojrzenie. Poczuła się tak, jakby<br />
kopnęła psa, który chciał od niej wyżebrać<br />
kawałek kanapki z wędliną. Nigdy nie zrobiłaby<br />
czegoś takiego.<br />
*<br />
Znalazła schronienie u cioci Ludki przy<br />
bocznym stoliku. Traktowała ją jak drugą<br />
matkę. Przychodziła do niej z problemami<br />
delikatniejszej materii. Mama była jak<br />
czołg, zawsze gotowa do działania, ciocia<br />
Ludka potrafiła lepiej się wsłuchać i więcej<br />
zrozumieć. To ona pożyczała Justynie<br />
najpiękniejsze książki, nauczyła ją haftu,<br />
aromaterapii i miłości do ręcznie malowanego<br />
szkła. Pokazała jej wibrujące wahadełko<br />
i karty anielskie (ale nie pozwoliła<br />
się nimi bawić). Prowadziła zeszyty<br />
z aforyzmami. W domu miała dwie papużki<br />
nierozłączki o oczach jak ze skrawków<br />
sukienki w grochy. Nie piła alkoholu. Dziś<br />
wtopiła się w weselny tłum i nie różniła się<br />
niczym od innych ciotek – ale dla Justyny<br />
pozostała wyjątkowa.<br />
– Przypomniałaś sobie swoje wróżby, Kasandro?<br />
– spytała. Wpatrzyła się ze smutkiem<br />
w filiżankę kawy jak w mały czarny<br />
staw.
„Ty dzisiaj jesteś szczęśliwą,<br />
panno młoda – zaproś gości<br />
tych, którym gdzie złe wciórności<br />
dopiekają – którym źle –<br />
których bieda, Piekło dręczy”.<br />
Stanisław Wyspiański, Wesele, Warszawa 2002.<br />
– Już wiesz?<br />
– Wszyscy już wiedzą. Plotki szybko się<br />
rozchodzą, a jeszcze takie…<br />
– Dziwna sprawa, ciociu.<br />
– Dziwne jest dla nas to, co nie ma wyjaśnienia,<br />
skarbie. – Upiła łyk kawy. – Gdy<br />
się wyjaśnia, okazuje się, że nigdy dziwne<br />
nie było.<br />
Justyna rozglądała się po sali. Szukała Jacka.<br />
Siedział między Sebkiem, a wujkiem<br />
Zygmuntem. Klepnął się w czoło. Pewnie<br />
znów powiedział za dużo.<br />
– Nie mów mi, ciociu, że wierzysz w to<br />
jego gadanie. Niki miał wcześniej dziewczynę,<br />
to jej sprawka. Niech psuje nam<br />
ślub, my i tak się nie damy.<br />
Ciocia długo się nie odzywała, jakby<br />
chciała wyczytać odpowiedź w kawie.<br />
– Rozmawiałam z tym Jackiem – ostrożnie<br />
dobierała słowa. – Mówi, że jest z lat<br />
czterdziestych… Dużo ciekawych rzeczy<br />
się podzieje. Szkoda, że tych czasów nie<br />
dożyję!<br />
– Każdy może powiedzieć, że przyszłość<br />
to podróże w czasie!<br />
Nie wiedziała, co zirytowało ją bardziej:<br />
to, że Jacek werbował sojuszników za<br />
jej plecami, czy to, że ciocia Ludka miała<br />
umrzeć. Powiedział jej o tym? Nawet jak<br />
na okrutny żart to przesada! Igrać sobie<br />
z uczuciami cioci, z jej strachem!<br />
– Justynko, znam cię. – Odłożyła filiżankę<br />
z cichym brzękiem. – Jesteś wrażliwym,<br />
dobrym człowiekiem. On też taki jest.<br />
– To krętacz!<br />
– W głębi serca przecież wiesz, że on<br />
mówi prawdę – zignorowała jej uwagę. –<br />
Wierzysz mu, ale boisz się przyznać, bo to<br />
by oznaczało za dużo. Rodziłoby tyle pytań.<br />
Strasznych pytań, prawda?<br />
– Na razie mam tylko jedno pytanie, ciociu!<br />
A gdyby powiedział, że jest Napoleonem<br />
albo którąś z twoich świętej pamięci<br />
papużek, też byś mu uwierzyła?<br />
Mierzyły się wzrokiem. Justyna pomyślała,<br />
że ciocia Ludka rzeczywiście jest trochę<br />
śmieszna. Nic dziwnego, że nikt nie<br />
traktował jej poważnie. Te wahadełka,<br />
karty, papużki!<br />
– Naprawdę myślisz, że wszystko zostało<br />
już wyjaśnione? Wszystko wynalezione?<br />
Bo jest tylko jeden świat i już nie ma tajemnic?<br />
Nawet Boga i jego świętych dało<br />
się poukładać, po prostu są i już, niedziela<br />
w kościele, w grudniu Boże Narodzenie.<br />
Świat zrobił się przejrzysty jak galaretka<br />
owocowa. A duchy, a Trójkąt Bermudzki,<br />
a prorocze sny, przeczucia, a reinkarnacja?<br />
Ciocia pochyliła się w jej stronę. Czuć<br />
było od niej kawę i paczulę. Justyna miała<br />
wrażenie, że muzyka ucichła, a goście<br />
znieruchomieli – tymczasem one musiały<br />
doprowadzić tę rozmowę do końca.<br />
– Świat jest pełen krzywizn i cieni, ale ma<br />
też przesmyki. A za nimi utknęły te inne<br />
światy, ciemne, jeszcze nieoswojone. Można<br />
je dostrzec, tylko trzeba chcieć. To wymaga<br />
odwagi. Stać cię na nią, kochanie?<br />
Kalina chwaliła ją dziś za odwagę – ale<br />
to była mieszczańska odwaga, wpisana<br />
w konteksty, odwaga rozcieńczona strachem.<br />
Justyna nie chciała być starą panną.<br />
Może tylko o ten strach chodziło –<br />
i dlatego tak łatwo pokochała Nikiego.<br />
– O, tu jesteś, Justka! – Kalina, uzbrojona<br />
w potężnego drinka, zajęła sąsiednie<br />
krzesło. – Jacek cię szuka.<br />
– Ciągle mnie szuka! Potańczyliście sobie?<br />
Wypytałaś go o moją przyszłość?<br />
– Wypytałam. – Uśmiechnęła się krzywo.<br />
– No i?<br />
– Justka, zawsze stawiam na szczerość.<br />
Nigdy cię nie okłamałam. Nie kuś mnie,<br />
abym teraz złamała swoje zasady. Zdrowie!<br />
– Uniosła szklankę i zaczęła chłeptać.<br />
– Ale co on ci powiedział? Coś się stanie?–Justyna<br />
i ciocia Ludka wymieniły<br />
zaniepokojone spojrzenia.<br />
– Jeśli coś się stanie, i tak się o tym dowiesz!<br />
Zresztą zapytaj jego. On jest<br />
taki jak mój ojciec! Najpierw dużo gada,<br />
potem krótko myśli o tym, co powiedział,<br />
a w końcu długo przeprasza i prosi, żeby zapomnieć<br />
o tym, co gadał, nie rozpowiadać.<br />
Justyna poczuła ciepłą dłoń na ramieniu.<br />
To był Sebek, już trochę pijany.<br />
– Dżusta, on chce z tobą porozmawiać.<br />
Nie możesz go tak traktować, cały czas<br />
przed nim zwiewasz, a jemu jest przykro.<br />
Jak byś ty się czuła, gdyby twoja własna<br />
matka cię odpychała?<br />
– Na miłość boską, nie jestem jego matką!<br />
Jeśli natychmiast stąd nie wybiegnie, zwariuje!<br />
– Wiadomo, że nie – odparł z ociąganiem.<br />
– Ale to trochę jak z tym zakładem<br />
Kartezjusza, czy kto się tam zakładał… Nie,<br />
to nie Kartezjusz. Sokrates? Jeden pies!<br />
Chodzi o to, że lepiej wierzyć na wszelki<br />
wypadek. To odjechane, ale… on jest nieźle<br />
zorientowany.<br />
– Dużo wie! – wtrąciła Kalina.<br />
– Mówił ci o tym, że podłożą bombę<br />
w Pałacu Kultury? Tyle ludzi zginie!<br />
W dwudziestym szóstym czy siódmym…<br />
– Mój Boże! – Ciocia Ludka zakryła dłonią<br />
usta.<br />
– Nie, mówił mi o innych bombach! Prywatnych!<br />
– Kalina znów się napiła. Nawet<br />
przy swojej mocnej głowie była na najlepszej<br />
drodze do tego, żeby urwał jej się<br />
film. – Co mnie tam obchodzi jakiś Pałac<br />
Kultury? Pytałam o siebie, o Justkę… Ty się<br />
nie przejmuj – powiedziała do niej. – Byłyśmy<br />
już u wróżki, nic się nie sprawdziło!<br />
Pamiętała – a może raczej pamiętała samą<br />
kulę, jakoś bała się patrzeć na wróżkę, na<br />
jej gabinet. Pewnie pytały karty o bzdury,<br />
bo nawet ta odkryta przyszłość uleciała jej<br />
z pamięci. Miały po szesnaście lat i za dużo<br />
kieszonkowego. Kiedy były starsze, na tej<br />
samej zasadzie kupowały sobie testy ciążowe,<br />
sikały na nie i czekając na wynik,<br />
wpadały w panikę. Co prawda, wówczas<br />
seks znały tylko ze swoich marzeń, ale to<br />
im nie przeszkadzało histeryzować.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
45
foto: Pixabay<br />
– Mamo… przepraszam, Justyno! – Jacek<br />
stanął przy jej krześle, skruszony i smutny.<br />
Przy dyskretnym stoliku nagle zrobiło się<br />
tłoczno. – Możesz mi nie wierzyć, ale ja<br />
mam coś, co cię przekona. Nie powinienem<br />
ci tego pokazywać, ale trudno, zapłacę<br />
karę.<br />
Położył przed nią zaproszenie na dzisiejszy<br />
ślub – identyczne jak to, które rozsyłała<br />
kilka miesięcy temu. W środku także<br />
wyglądało tak samo. Jednak było przybrudzone,<br />
na górze lekko naddarte. Po<br />
wewnętrznej stronie biegła brunatna linia<br />
w kształcie półokręgu – jakby ktoś położył<br />
tam kubek z kawą. Nie było imienia – ona<br />
i Niki zdecydowali się na taki wariant, żeby<br />
nie tracić czasu na wypisywanie. Spieszyli<br />
się. Bo musieli się oczywiście pobrać już,<br />
natychmiast!<br />
– Skąd to masz?<br />
– Żeby udać się w podróż w czasie, trzeba<br />
mieć tak zwany artefakt. Chcesz przenieść<br />
się w czasy wojenne, to wystarczy<br />
guzik munduru. Chcesz do dziewiętnastego<br />
wieku, więc daje się jakiś zabytek,<br />
muzea i skanseny wypożyczają, to słono<br />
kosztuje, trzeba dać duży zastaw, ale to<br />
niebezpieczne, bo na wojnie czy w takich<br />
latach dawnych, łatwo się ginie! Człowiek<br />
się naraża i…<br />
– Pytałam, skąd to masz! – Uderzyła pięścią<br />
w stół, zabrzęczała filiżanka cioci Ludki.<br />
46<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
– Znalazłem w listach Isi, siostry babci. Jak<br />
umarła, to mi je dały jej dzieci, bo nie wiedzieli,<br />
co z nimi zrobić, a że ja piszę, więc…<br />
Patrzyła na zaproszenie, które parę tygodni<br />
temu musiała trzymać w dłoniach. Przejechała<br />
palcem po obwódce po kawie. Ten<br />
ślad miał czas, aby zadomowić się między<br />
stronami zaproszenia.<br />
– Powiedz, że jesteś od niej! Ile ci zapłaciła?<br />
Miałeś nam zepsuć wesele? Sprawić,<br />
żebym zwariowała, żeby mnie pogotowie<br />
na sygnale wywiozło do czubków? Jeszcze<br />
udekorowane balonami, wstęgami! Ile ci<br />
dała za fatygę? Ja ci dam więcej, przebiję<br />
ją! Moi rodzice ci dadzą, mają restauracje,<br />
oszczędności, polisy! Ile ci dała?! Powiedz,<br />
że jesteś od Cindy!<br />
– Od Cindy? – nagle zrobił się wściekły.<br />
Wystarczyła sekunda, żeby kochany synek<br />
zamienił się w bachora. – Żartujesz! Ja<br />
miałbym mieć coś wspólnego z tą kurwą?!<br />
Z tą, z którą ojciec… – Walnął się w czoło. –<br />
Przepraszam, mamo, zawsze coś chlapnę!<br />
*<br />
Stali w tym wąskim pokoju, który odkryła<br />
Kalina. Facet z obsługi zwrócił uwagę, że tu<br />
nie wolno, ale posłała go do diabła. Z dołu<br />
dochodziły odgłosy weselnego rwetesu.<br />
Wodzirej zapraszał do zabawy, wywoływał<br />
pannę młodą. A niech woła! Stała naprzeciwko<br />
Jacka. Było ciasno. Ilekroć robiła<br />
krok, musiała się obić albo o kanapę, albo<br />
o stolik, albo o wiadro.<br />
– Musisz mi powiedzieć wszystko, co<br />
wiesz!<br />
Powtórzyła to trzeci raz, ale i on powtarzał<br />
swoje „nie”. Taki był chętny do zwierzeń,<br />
skarżył się Kalinie i Sebkowi, a teraz się<br />
zaciął!<br />
– Nie! I tak już za dużo powiedziałem!<br />
Mamo, proszę!<br />
– Nie mów do mnie „mamo”!<br />
– Będę tak do ciebie mówił, bo jesteś<br />
moją matką! Kremowałaś mi tyłek pupkosoftem!<br />
– Nie ma czegoś takiego!<br />
– Widać tego jeszcze nie wprowadzili! Macie<br />
tu dopiero dwa tysiące trzynasty, nie?!<br />
Kiedy tu szła, sądziła, że już wygrała.<br />
Wnerwił ją tak, że musiała z niego wszystko<br />
wydostać – ale i on był wściekły.<br />
– Po co ja to robiłem? – Kopnął wiadro,<br />
mop się zachwiał. – Tak chciałem cię zobaczyć!<br />
Kochałem cię bardziej niż Gosię!<br />
Dlatego się rozstaliśmy, bo nie odciąłem<br />
pępowiny, ciągle się o ciebie zamartwiałem,<br />
bo po tym, jak on cię… Znowu za<br />
dużo mówię!<br />
Przytuliła go, może za mocno.<br />
– Syneczku, powiedz mi, powiedz mi, co<br />
się stanie, ostrzeż mnie, ślub można unieważnić!<br />
– Nie mogę ci nic powiedzieć, mamo! Ty<br />
byś się z ojcem rozwiodła i co? Nie byłoby<br />
mnie na świecie, ani Moniki i Wicka! Jezu,
nawet nie byłoby mojej Zosi, a ona teraz<br />
poszła do przedszkola! Oni jeszcze z tym<br />
eksperymentują, to jest bardzo kontrowersyjne!<br />
Mamo…<br />
Zaczął płakać. Dorosły facet i się mazał!<br />
Miała ochotę go trzepnąć.<br />
– Dobrze, powiem tylko jedno! Od pięciu<br />
lat jestem na terapii. Monika też poszła, ale<br />
później, ja przetarłem szlaki. Po tym, co się<br />
tobie stało, myśmy już dłużej nie mogli…<br />
Znów za dużo powiedziałem! – Uniósł ręce<br />
w obronnym geście. Na jego policzkach<br />
błyszczały łzy. – Nie, nie każ mi tego mówić!<br />
Nie obarczajcie mnie jeszcze tym!<br />
Nagle zamilkł i nasłuchiwał. Nie odezwała<br />
się. Stali się jak zwierzęta, które zwietrzyły<br />
niebezpieczeństwo. Dotarł do nich podniesiony<br />
głos Nikiego.<br />
– Gdzie ona jest?! Justyna, do cholery!<br />
Znów miała wrażenie, że tylko śni, że jeszcze<br />
nie było ślubu, nikt się nie wydziera,<br />
nie przeklina, będą lampiony, ciepły rosół<br />
i żadnych nieoczekiwanych gości. Zeszła<br />
na dół, a Jacek – a jakże! – za nią.<br />
Wszystko potoczyło się bardzo szybko.<br />
Były krzyki, wyzwiska, szarpanina, ale<br />
skończyło się na kilku szturchnięciach<br />
i podbitym oku. Justyna stanęła w obronie<br />
Jacka, przerażona. Nie znała Nikiego od takiej<br />
strony. Może to tylko kwestia wódki?<br />
Muzyka ucichła, wodzirej chciał zachęcać<br />
do zabawy, ale się zamknął w pół zdania.<br />
Parkiet zamienił się w ring. Na środku,<br />
otoczony przez weselników, stał Jacek,<br />
w już teraz zmiętym garniturze i z ciemniejącym<br />
śladem pod prawym okiem.<br />
– To twój sposób, nie?! – Niemal splunął<br />
na Nikiego. – Siła, jak zwykle! Tylko słabi<br />
ludzie używają siły, tatuśku! Widzę, że zawsze<br />
taki byłeś! Co ona w tobie widziała?!<br />
– Coś ty ćpał, gnoju? Kto ci pozwolił rozpierdzielać<br />
moje wesele?!<br />
– On jest od Cindy! – zawołała Żaneta.<br />
– Zaraz, porozmawiajmy spokojnie! –<br />
Mama wkroczyła między nich. Sprawdzała<br />
się w sytuacjach kryzysowych. Z ringu<br />
zrobiła salę konferencyjną. – Pan twierdzi,<br />
że jest synem mojej córki?<br />
– Tak, jestem nim. Ja mam zaproszenie,<br />
artefakt, ja mogę wszystko…<br />
Uciszyła go jednym gestem. Justyna pomyślała,<br />
że jej samej zabrakło autorytetu.<br />
– Jak pan się tu dostał w takim razie?<br />
– Przez podróż w czasie. Firma się nazywa<br />
Vehikulos.<br />
– Aha! Poza tym święty Mikołaj roznosi<br />
prezenty, wróżki zębuszki kolekcjonują<br />
mleczaki, a Yeti zszedł z gór i kupuje<br />
brukselkę w jarzynowym!<br />
– Nie! To nie tak! – Jacek znów się nakręcał.<br />
– To jest oparte na najnowszych<br />
technologiach, odkryciach! Coś<br />
z fizyką kwantową, ja bym to wyjaśnił,<br />
ale to pogmatwane, a ja zawsze byłem<br />
humanistą! Musieliście mi płacić<br />
korepetycje z fizyki, z matematyki, aż<br />
do matury! – zwrócił się do Justyny. –<br />
Z chemii było trochę lepiej, mieliśmy<br />
przynajmniej normalnego chemika, bo<br />
facet od fizyki to był terrorysta pieprzony,<br />
pisaliśmy nawet petycje, prosiliśmy,<br />
ale był lowelasem dyrektorki, więc…<br />
– Stop! – przerwała mama. – Z którego<br />
pan niby przybył roku?<br />
– Czterdziestego siódmego!<br />
– A mnie mówiłeś, że z czterdziestego<br />
ósmego! – wtrąciła Justyna.<br />
– Mnie też – dodała z żalem ciocia Ludka.<br />
Klepnął się w czoło.<br />
– A tak, ósmego! U nas jest styczeń, jeszcze<br />
się nie przestawiłem! Pomyliło mi się<br />
z tego wszystkiego! – Wyłamywał palce.<br />
– Niech pan powie, jak mam na imię?<br />
Jak ona ma na imię! – Mama wskazała<br />
ciocię Isię. – Kiedy się urodziła Justyna,<br />
a kiedy Mikołaj! Jak się nazywają nasze<br />
restauracje! – wystrzeliwała z siebie kolejne<br />
pytania.<br />
– Wiem wszystko, ale nie będę brał<br />
udziału w takim przesłuchaniu, nie jestem<br />
tresowaną papugą! Mamo, nie<br />
pozwól mnie tak dręczyć! Mówiłaś, że<br />
jestem twoim ukochanym synem!<br />
Chwycił ją za ręce i uklęknął, jakby miał<br />
zamiar się oświadczyć.<br />
– Zabieraj łapska od mojej córki, bo wezwę<br />
policję! – Mama sięgnęła po telefon.<br />
Wstał z uniesionymi rękami, jakby mierzyła<br />
do niego z pistoletu.<br />
– Żadnej policji, babciu! Nie masz pojęcia,<br />
jakie odsetki będę musiał bulić, jeśli<br />
to się otrze o policję!<br />
– Odsetki, akurat! Prędzej mandat! Musieliby<br />
cię wylegitymować! O właśnie!<br />
Pokaż dokumenty! Jakiś dowód osobisty,<br />
prawo jazdy! Tyle możesz!<br />
– Nie pokażę wam, bo jesteście złymi<br />
ludźmi! Jesteście podli! Nienawidzę<br />
was! Dobrze, że mi się tu czas kończy!<br />
A tak w ogóle, to już nie ma dowodów<br />
osobistych, robią skany twarzy!<br />
Udał się w stronę wyjścia, odprowadzany<br />
dziesiątkami spojrzeń. Nikt za<br />
nim nie ruszył, nikt nie próbował go<br />
zatrzymać. Justyna nie doznała ulgi.<br />
Przeczuwała, że dzieje się coś bardzo<br />
złego – tak jakby patrzyła na człowieka,<br />
który wchodzi prosto w pożar.<br />
– Jacek! – wyrzuciła z siebie.<br />
Zawrócił. Podszedł do niej. Zdołał się<br />
uśmiechnąć. Podała mu rękę, ale jej<br />
nie przyjął. Zamiast tego pocałował ją<br />
w policzek.<br />
– Mamo, ciebie i tak będę kochać,<br />
bo bardzo mi cię żal…<br />
Przebył jeszcze raz tę samą trasę<br />
do wyjścia. Już nie zawrócił.<br />
– Pozdrów Cindy! – rzuciła za nim Żaneta.<br />
– Niech do mnie zadzwoni!<br />
Justyna chciała zawołać jeszcze raz, ale<br />
nie zdobyła się na to. Przycisnęła dłoń<br />
do policzka, jakby mogła w ten sposób<br />
zatrzymać tamten ostatni pocałunek.<br />
Przecież jeszcze się spotkają. Powie<br />
mu: „Pamiętasz, jak wpadłeś na nasze<br />
wesele?”. Weźmie ją za wariatkę! Nie,<br />
to ściema… Chyba. Tak. Nie. Dość! Całe<br />
życie jej zejdzie na zastanawianiu się<br />
nad tym?!<br />
To mogło potoczyć się inaczej, gdyby<br />
tylko wybrał inny dzień, jakąś środę,<br />
czwartek, najlepiej pod wieczór. Przyszedłby<br />
do niej, usiedliby, pogadaliby<br />
na spokojnie. A tu, na weselu? Była<br />
zestresowana, zmęczona, dookoła siedemdziesiąt<br />
osób, a on się napatoczył<br />
i ścigał ją jak stalker. Faktycznie był trochę<br />
niepozbierany. Niektórzy tak już<br />
mają – wysyłają puste prezentacje bez<br />
zapisania zmian, niechcący rozdeptują<br />
robaki, pełni najlepszych intencji zapraszają<br />
na górski wypad ludzi z lękiem<br />
wysokości albo zamawiają lampiony,<br />
których nikt nie dowiezie.<br />
Niedługo wesele się skończy, a potem<br />
skończy się też podróż poślubna. Ona<br />
i Niki wrócą prosto w dni zwykłe, takie,<br />
których nie zaznacza się w kalendarzu,<br />
bo nie ma po co. Pozostanie im już tylko<br />
żyć. [MPU]<br />
KONIEC<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
47
48<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
ILUSTRACJA: LOUI JOVER
DWADZIEŚCIA TYSIĘCY ODDECHÓW MNIEJ<br />
ŻELBETOWE BAGNA<br />
wśród betonowych ścian zamknięta<br />
kurczysz się w sobie<br />
trucizna metropolii rozpływa się leniwie<br />
jak atrament<br />
na drżącej dłoni<br />
patrzysz z pogardą<br />
jak brudzi paznokcie<br />
i zostawia ślady<br />
mijają lata<br />
a Ty wciąż błądzisz<br />
i grzęźniesz w miejskich<br />
żelbetowych bagnach<br />
ale zobacz<br />
kałamarz już niemal pusty<br />
zbliża się zatem kres tej wędrówki<br />
niechlubny rozdział za sobą zostawiasz<br />
zrywasz atramentowe płótna<br />
które latami malowałaś<br />
zapominając<br />
jak wiele kolorów jest wokół<br />
promień słońca<br />
niczym nowy świt<br />
wdziera się śmiało<br />
do żył ponurych jaskiń<br />
kurtyna opadła<br />
stoisz oniemiała<br />
dostrzegasz nagle<br />
że zagajnik który niegdyś zasiałaś<br />
razem z Tobą wzrastał<br />
by dziś<br />
właściwy kierunek wskazać<br />
dwadzieścia tysięcy oddechów mniej<br />
zagłuszyło dziś stukot<br />
jednej pary sztućców przy kolacji<br />
zabrało czubkami nosów czułe tulenie<br />
tuż przez zaśnięciem<br />
i objęcia które ratują po nocnym koszmarze<br />
dwadzieścia tysięcy oddechów mniej<br />
ściska boleśnie serce<br />
odbierając w płucach powietrze<br />
dwadzieścia tysięcy oddechów mniej<br />
zbudziło nagłą ciszą<br />
ciszą w której rozbrzmiewa modlitwa<br />
moich oczu<br />
o twój rychły powrót<br />
UNIESIENIE W CYRKU<br />
wysoko<br />
pod cyrku nieboskłonem<br />
wspaniałe robisz akrobacje<br />
siła i spokój<br />
karmią Cię kolejnymi sukcesami<br />
dzięki nim na codzienności huśtawce<br />
kołyszesz się lekko<br />
ale pamiętaj<br />
ci na dole patrzą nieustannie<br />
nie pozwól im się rozproszyć<br />
ich oczy skierowane ku górze<br />
cierpliwie wyczekują<br />
twojego rychłego upadku<br />
Paulina Sacharczuk<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
49
MALARSTWO ZAANGAŻOWANE SPOŁECZNIE<br />
Sztuka<br />
Maliny Wieczorek<br />
50<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Sztuka nie powinna<br />
być tylko ozdobą.<br />
Powinna wywoływać emocje.<br />
Skłaniać do dialogu<br />
na ważne społecznie<br />
i ideologicznie tematy.<br />
Angażować<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
51
Malarka aktywistka<br />
Malina Wieczorek studiowała w Akademii Sztuk Pięknych<br />
w Krakowie, w 1996 roku otrzymała dyplom z wyróżnieniem.<br />
Wystawia od 1994 roku, a jej obrazy znajdują się w prestiżowych<br />
kolekcjach na całym świecie. Malarstwo artystki zalicza się do<br />
sztuki konceptualnej, w której eksponuje się prymat idei nad<br />
samym przedmiotem, akcentując silnie intelektualny charakter<br />
twórczości. Termin ten został użyty po raz pierwszy przez Guillaume’a<br />
Apollinaire’a w nawiązaniu do kubizmu (jednak właściwy<br />
nurt sztuki konceptualnej ukształtował się na przełomie lat<br />
50. i 60. XX wieku). W opinii Maliny sztuka – mimo czysto dekoracyjnych<br />
walorów – powinna zachęcać do zadawania ważnych<br />
pytań, szczególnie w obecnych czasach, pełnych dynamizmu<br />
i niejednoznaczności.<br />
Jej abstrakcyjne obrazy to świadomy manifest. Artystka nie boi<br />
się bowiem przełamywania tabu, krytyki ogólnie przyjętych<br />
norm w kulturze patriarchatu i zadawania trudnych społecznie<br />
pytań. Zaangażowane malarstwo Maliny przywodzi na myśl artystów<br />
takich jak chociażby kontrowersyjna japońska artystka<br />
Yayoi Kusama, która łączy ideę minimalizmu i psychodelii. Odnosząc<br />
się w swoich pracach do cielesności, tworzy ze sztuki<br />
pewnego rodzaju terapię w związku z fobią seksualną, która wykształciła<br />
się w niej na kanwie doświadczeń z dzieciństwa oraz<br />
przepracowuje traumę, bowiem przez poważną chorobę psychiczną<br />
stała się więźniem własnego ciała.<br />
52<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
53
Sztuka<br />
wojeryzmu<br />
Prace Maliny Wieczorek to minimalistyczne,<br />
intymne akty kobiet. Rodzą<br />
złudzenie podglądania, tak jakby obserwator<br />
przyglądał się im z ukrycia.<br />
Wojeryzm (inaczej oglądactwo) polegający<br />
na podglądaniu nagich osób czy<br />
też praktyk seksualnych osób, które nie<br />
są tego świadome, jest silne widoczny<br />
w każdej z prac Maliny. Sama artystka<br />
zastanawia się, kiedy kobiety stają się<br />
w pełni sobą? Kiedy są najpiękniejsze?<br />
Jej zdaniem właśnie wtedy, gdy nikt na<br />
nie patrzy lub gdy nie są tego świadome.<br />
Gdy mogą odłożyć na bok wszelkie<br />
normy społeczne, zapomnieć o przypisywanej<br />
im roli i sztucznie ustalonych<br />
regułach. Gdy należą do samych siebie.<br />
Akty nie tylko cielesne, ale też duchowe<br />
Kobiety ukazywane przez artystkę są nagie<br />
nie tylko w sensie cielesnym, lecz także<br />
duchowym. Nieświadome obecności i obserwacji<br />
kogoś z zewnątrz, mogą porzucić<br />
narzucane im w teatrze codzienności obowiązki<br />
i zachowania, by być po prostu sobą.<br />
Cielesność ukazana jest w sposób nieagresywny,<br />
nienachalny, subtelnie odsłania kobiece<br />
wdzięki. Nie widzimy jednak twarzy<br />
żadnej z kobiet, co może rodzić pytanie<br />
o to, czym właściwie jest kobiecość? Czy<br />
emanacją atrakcyjnych fizycznie walorów?<br />
Idealnymi wymiarami, do których obsesyjnie<br />
dążą kobiety pod wpływem programów<br />
telewizyjnych czy „ideałów” serwowanych<br />
w mediach społecznościowych? Malina<br />
skłania do zastanowienia się, dlaczego tak<br />
usilnie dążymy do norm sztucznie narzucanych<br />
przez innych. Celowo pozbawia bohaterki<br />
swoich prac twarzy i poddaje ich ciała<br />
deformacjom, aby ukazać, że prawdziwe<br />
piękno pochodzi z wnętrza. Nie ogranicza<br />
się do cielesności. Kobiecość to bowiem<br />
siła ich natury, harmonia duszy z ciałem,<br />
pielęgnacja wewnętrznych wartości.<br />
54<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Malarstwo emocji<br />
Malina Wieczorek odważnie zadaje pytania<br />
o ideę kobiecości, a jej malarstwo udziela na<br />
nie odpowiedzi poprzez emocje. To w nich<br />
możemy odnaleźć, czym jest tak naprawdę.<br />
Emocje wzbudzają nie tylko sylwetki kobiecych,<br />
zdeformowanych ciał, sugerowane<br />
sceny z teatru codzienności, lecz także stosowane<br />
przez malarkę kolory, w tym soczyste<br />
odcienie czerwieni i pomarańczy.<br />
Akty wychodzą z wnętrza duszy malarki,<br />
która silnie angażuje się w działalność charytatywną.<br />
Nie da się pominąć tego wątku,<br />
opisując jej aktywną postawę artystyczną,<br />
bowiem spoglądając na całość jej aktywności,<br />
również zawodowej, zyskujemy szerszy<br />
kontekst, który pomaga głębiej zrozumieć jej<br />
przekaz.<br />
Malina od lat silnie angażuje się w pomoc<br />
społeczną, o czym świadczy chociażby<br />
pełniona przez nią funkcja fundatorki<br />
i prezeski Fundacji SM – WALCZ O SIE-<br />
BIE. U artystki wykryto w przeszłości chorobę<br />
SM [stwardnienie rozsiane – przyp.<br />
red.] – wówczas z pomocą przyjaciół zebrała<br />
pieniądze na leczenie, które nie było refundowane<br />
w Polsce. Jej zaangażowanie i oddanie<br />
się pracy zawodowej, pomimo trudności,<br />
przyczyniło się do zdobycia wyróżnienia<br />
w kategorii działalność gospodarcza w publikacji<br />
Fundacji Integracja pt. „Lista Mocy. 100<br />
najbardziej wpływowych Polek i Polaków<br />
z niepełnosprawnością”.<br />
Malina tworzy także agencję Telescope,<br />
w której zrealizowała ponad sto kampanii<br />
społecznych, dotyczących nie tylko osób<br />
z niepełnosprawnościami ruchowymi i intelektualnymi,<br />
lecz także przemocy wobec<br />
dzieci. Całość jej działalności i twórczości<br />
to podejmowanie trudnych tematów<br />
i zmiana postrzegania kwestii, które dotychczas<br />
wydawały nam się znane.<br />
Na podstawie trudnych doświadczeń<br />
życiowych powstają obrazy z silnie intelektualnym<br />
przekazem. Prace Maliny<br />
Wieczorek stanowią więc świadomy, tworzony<br />
konsekwentnie od wielu lat dialog<br />
z widzem, uczestnikiem teatru wydarzeń<br />
– każdym z osobna, jak i z całym społeczeństwem,<br />
w którym każdy funkcjonuje<br />
na co dzień i może stać się podglądaczem.<br />
Mamy dziś przyjemność podziwiać dojrzałą,<br />
ukształtowaną na kanwie prywatnych<br />
zmagań i niemal trzydziestoletniego doświadczenia,<br />
pełną emocji sztukę, która<br />
świadomie komunikuje kobiece wartości<br />
i stawia pytania o naturę kobiecości. Tworzone<br />
przez cały okres twórczości abstrakcyjne<br />
akty okazują się wyłącznie przyczynkiem<br />
do szerszej dyskusji. [AM]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
55
Obraz: Malina Wieczorek<br />
56<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
57
„Co za czasy”… Gustaw włożył kapcie<br />
I w o n n a B u c z k o w s k a<br />
Kończyłam już pisać Co za czasy, gdy<br />
w rozmowie o konkursie koleżanka zapytała,<br />
czy jest to tekst rymowany. Nie<br />
był. I wtedy pomyślałam: faktycznie, jak<br />
w stylu Fredry, to powinien być rym!<br />
I napisałam drugi scenariusz – jedenastozgłoskowcem.<br />
Postanowiłam bohaterom<br />
Ślubów panieńskich dopisać<br />
dalsze losy. Dziesięć lat po ślubie charaktery<br />
Klary i Anieli niewiele się zmieniły,<br />
jednak wesoły, skory do psot Gustaw<br />
założył kapcie, a wiecznie smutny<br />
Albin szuka wrażeń „na mieście”. Panie<br />
obmyślają więc intrygę, aby odzyskać<br />
swych „dawnych” mężów. Natomiast<br />
nagrodzony tekst jest współczesny, ale<br />
– jak oceniło jury – udało mi się w nim<br />
uchwycić fredrowski typ humoru.<br />
Obudziłaś we mnie Fredrę, chyba<br />
odkurzę górną półkę biblioteki. Ale<br />
intryguje mnie utwór z podium…<br />
Wiem, że nie rozpędzisz się w jednoaktówce,<br />
a jednocześnie musisz tak<br />
skonstruować całość, żeby w ciągu,<br />
powiedzmy, pół godziny skupić uwagę,<br />
zainteresować, rozbawić i zasłużyć<br />
na brawa.<br />
Lubię pisać scenariusze teatralne, bardzo<br />
pasuje mi ta forma opowiedzenia<br />
jakiejś historii. Właśnie uświadomiłam<br />
sobie, że Co za czasy to już trzeci<br />
scenariusz, którego akcja rozgrywa się<br />
w barze. Jest więc barman, który jest<br />
nie tylko – jak się okaże – barmanem,<br />
jest też kobieta, dziewczyna i chłopak.<br />
Więcej nie zdradzę. Zapraszam<br />
w czerwcu na premierę.<br />
Pozwól, że wymienię jeszcze pozostałe<br />
laureatki, których utwory otrzymały<br />
wyróżnienia: Niespodzianka Czesławy<br />
Haładyn oraz Puzzle się nie ułożą Ewy<br />
Lachnit. Również gratulacje.<br />
Ja również gratuluję obu paniom.<br />
Z Iwonną Buczkowską, podwójną fredrowską laureatką, rozmawia Wanda Dusia Stańczak<br />
Niemałe wyzwanie obiegło środowisko<br />
ludzi pióra: napisanie<br />
na konkurs jednoaktówki,<br />
inspirowanej twórczością Aleksandra<br />
Fredry z okazji 300. rocznicy urodzin<br />
komediopisarza. Drugi powód to ogłoszenie<br />
przez Sejm RP tego twórcy patronem<br />
roku 20<strong>23</strong>. Niejeden pióro<br />
chwycił, niejeden wypuścił. Trafienie<br />
w klimat tego szczególnego poczucia<br />
humoru tylko z pozoru wydaje się proste.<br />
A jednak…<br />
Konkurs ogłosiło Stowarzyszenie Twórców<br />
Nieinstytucjonalnych STeN, które<br />
w przyszłym roku obchodzić będzie<br />
srebrny jubileusz. Jego prezeską jest<br />
aktorka, reżyserka, wykładowczyni<br />
krakowskiej PWST – Ziuta Zającówna.<br />
Okazało się, że wyzwanie podjęło<br />
wielu autorów, którym nieobce jest<br />
zabarwienie komediowe. Nagrodą jest<br />
wystawienie jednoaktówki 20 czerwca<br />
20<strong>23</strong> roku, o godz. 19 w Krakowie przy<br />
ul. Kanonicznej 1 – w ramach Teatralnego<br />
Hyde Parku, który jest artystycznym<br />
projektem Teatru Proscenium.<br />
58<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Pora na przedstawienie Iwonny Buczkowskiej,<br />
podwójnej laureatki konkursu.<br />
Za tekst Co za czasy, napisany prozą<br />
nierymowaną, uhonorowana została<br />
nagrodą główną. Pokusiła się na napisanie<br />
także tekstu rymowanym jedenastozgłoskowcem,<br />
utrzymanym konsekwentnie<br />
w klimacie fredrowskim. Są<br />
to Śluby małżeńskie – czyli – 10 lat po<br />
Ślubach panieńskich. Ten utwór otrzymał<br />
wyróżnienie…<br />
Gratuluję. Nie znam utworów, ale<br />
przyznam, że już krótki fragment<br />
wyróżnionej jednoaktówki rozbawił<br />
mnie szczerze, nawet zdziwiło mnie<br />
trochę, że to nie z nim staniesz na podium.<br />
Wiem, że napisałaś już sporo scenariuszy.<br />
Szczególnie dla dzieci, w zasadzie<br />
są to musicale. Dużo piosenek.<br />
A pomysły?<br />
Myślę, że zarówno książki, jak i przedstawienia<br />
dla dzieci powinny zawierać<br />
jakieś przesłanie i nieraz właśnie od<br />
niego zaczynam tworzyć historię.<br />
Występujesz też z satyrycznymi programami<br />
autorskimi, piszesz monologi.<br />
Czy też z przesłaniem?<br />
Staram się, aby tekst dla dorosłych<br />
miał puentę. Ale nie zawsze ona jest<br />
zaczynem wiersza. Ostatnio na przykład<br />
wpadło mi do głowy takie zdanie:<br />
„Trema go żarła jak kornik antyk”. Wydało<br />
mi się ciekawe, więc dopisałam do<br />
niego paręnaście linijek – i tak powstał<br />
monolog.<br />
Dziękuję i zatem do czerwca w Krakowie.<br />
[WDS]
ŚLUBY MAŁŻEŃSKIE<br />
czyli<br />
10 lat po<br />
Ślubach panieńskich<br />
Aleksandra Fredry<br />
Fragment<br />
Miejsce:<br />
Salonik w mieszkaniu Anieli i Gustawa.<br />
SCENA 1<br />
Około południa.<br />
ANIELA (chodzi nerwowo po pokoju)<br />
ANIELA<br />
Dwunasta zaraz, a pan mąż jak co dzień<br />
z gazetą drzemie w fotelu w ogrodzie.<br />
Mój Gustaw, który bawił się tak chętnie,<br />
dziś milczy albo powie coś półgębkiem<br />
i ponad wszystkie uroki na ziemi<br />
dobre jedzenie oraz drzemkę ceni.<br />
Chcę bal urządzić – już nadęta mina.<br />
Dobrze, że chociaż Klarę i Albina<br />
starym zwyczajem zgadza się ugościć<br />
i z rzadka grono nieco większe sprosić.<br />
SCENA 2<br />
ANIELA, GUSTAW (GUSTAW przechodzi<br />
przez salonik w bonżurce)<br />
GUSTAW<br />
Dzień dobry, Duszko!<br />
ANIELA<br />
Witaj, mój Gustawie.<br />
Ty wciąż w bonżurce? Już południe<br />
prawie.<br />
GUSTAW<br />
A czy to, Duszko moja, wadzi komu,<br />
że ja się lubię czuć swobodnie w domu?<br />
Siądę czy leżę – to wygodnie przecie,<br />
gdy nie uwiera nic mnie i nie gniecie.<br />
I nie zaleta to, a raczej wada,<br />
gdy kto do stroju zbytnio się przykłada.<br />
ANIELA<br />
Ale dziś gości mamy na obiedzie.<br />
GUSTAW<br />
Ach, te obiady! Znów się ich najedzie<br />
i trzeba z każdym mówić, słuchać,<br />
chwalić! Wszystkich nakarmić –<br />
diabli to nadali!<br />
ANIELA<br />
Ależ Gustawie, wszak lubiłeś bale!<br />
GUSTAW<br />
Lubiłem kiedyś. Dziś nie lubię wcale.<br />
ANIELA<br />
I skąd u ciebie, Guciu, takie słowa?<br />
GUSTAW<br />
Idę, bo kłótnia widzę już gotowa.<br />
ANIELA<br />
Kłócić się nie chcę, lecz by było ładnie,<br />
aby pan domu raz był punktualnie.<br />
Zresztą dziś wieczór będzie małe grono.<br />
GUSTAW<br />
Im mniej, tym lepiej dla mnie, moja<br />
żono.<br />
ANIELA<br />
Będzie wuj Radost, Klara oraz Albin<br />
i ciotka Klary. Barscy wyjechali.<br />
Miał być Ochocki z bratem oficerem,<br />
ale przysłali przeprosiny szczere,<br />
żywiąc nadzieję na rychłe spotkanie.<br />
GUSTAW (wychodząc)<br />
Rychłe, nierychłe – ja nie pójdę na nie.<br />
SCENA 3<br />
ANIELA, KLARA (Wchodzi KLARA)<br />
KLARA<br />
Witaj, Anielo! Wpadłam na chwileczkę…<br />
Ale co widzę, ty wzburzona jesteś!<br />
ANIELA<br />
Ach, droga Klaro! W samą porę przyszłaś,<br />
bo ja tu biedna gubię się w domysłach,<br />
co też mam robić, jaką obrać drogę,<br />
bo jak dotychczas, dłużej żyć nie mogę!<br />
KLARA<br />
Mów więc, Anielo, co za straszna<br />
sprawa?<br />
ANIELA<br />
Chodzi, ma Klaro… chodzi o Gustawa.<br />
Bardzo ostatnio zmienił się, niestety!<br />
KLARA<br />
Zmienił się? Jak to? Nie mów, że<br />
kobiety…<br />
ANIELA<br />
Nie, bo ku temu nie ma sposobności,<br />
gdy w domu siedzi. Ale to mnie złości,<br />
że tak skapcaniał i unika ludzi.<br />
Bal czy opera – wszystko to go nudzi.<br />
Prawie od roku nie bywamy nigdzie.<br />
Jak jakiej mniszce wkrótce żyć mi<br />
przyjdzie.<br />
Czułości dawnej nie ma między<br />
nami. Chcę, by całował, objął choć<br />
czasami,<br />
by o miłości szepnął jednym<br />
słowem. On nic! Ja dłużej już tak żyć<br />
mogę!<br />
KLARA<br />
Och, biedna jesteś!<br />
ANIELA<br />
Jeszcze jaka, Klaro!<br />
Przecież nie jestem szpetną ani starą!<br />
Kiedyś mój Gustaw do umizgów chętny,<br />
dziś na me wdzięki zimny, obojętny.<br />
Do spania tylko już nam służy łóżko.<br />
I mówi do mnie, wiesz jak? „Moja<br />
Duszko”!<br />
Iwonna Buczkowska<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
59
HYMN DO SŁOŃCA<br />
Józef Baran<br />
Wielkie nieba<br />
co za spotkanie<br />
na leśnej polanie<br />
oko w oko<br />
ze Słońcem<br />
gdy brzozy i jarzębiny<br />
i rosy na listkach kaliny<br />
w jednej chwili rozkwitają promiennie:<br />
Sołnce Die sonne<br />
El sol Le soleil!<br />
Ty zbliżasz się że bliżej się nie da<br />
do mnie siedzącego na kamieniu<br />
by mi objawić<br />
po deszczowych dniach<br />
twarzą w twarz<br />
że nie jestem sam<br />
i że życie warte jest życia<br />
Tyś źródełkiem miłości bez granic<br />
gorejącym ponad drzewami<br />
Bandażem na nasze rany<br />
Gdy je okładasz<br />
przychylnością nieba<br />
prawie wierzę<br />
żeś przepłynęło morze<br />
byśmy się mogli nacieszyć sobą<br />
na tej leśnej polanie<br />
Które oświecasz<br />
wszystkich i wszystko<br />
na przekór mrocznym postmodernistom<br />
i nikt nie jest o ciebie zazdrosny<br />
Naucz nas czystej sztuki miłości<br />
bez roszczenia sobie prawa<br />
do czego<br />
i kogokolwiek<br />
60<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
61
TOLA KORIAN<br />
Korianka.<br />
Londyński<br />
hajduczek<br />
łączący<br />
w sobie<br />
poznańską<br />
akuratność<br />
z wdziękiem<br />
paryżanki<br />
62<br />
PROF. Izolda Kiec<br />
Zapamiętano ją jako Tolę. Tolę Korian. Mówiono,<br />
że jest „artystyczną sensacją”, jedyną godną<br />
następczynią legendarnej Yvette Guilbert.<br />
Wróżono międzynarodową karierę. Pod koniec lat<br />
dwudziestych ubiegłego wieku zachwyciła publiczność<br />
berlińskiego Kabarett der Komiker, jednej<br />
z najlepszych kabaretowych scen w międzywojennej<br />
Europie, interpretacją songów z Opery za trzy<br />
grosze Bertolta Brechta i Kurta Weilla.<br />
Jej marzenia o światowych salach koncertowych legły<br />
w gruzach we wrześniu 1939 roku. Tola podjęła<br />
wówczas decyzję, której pozostała wierna do końca<br />
życia: nigdy nie zaśpiewa w języku niemieckim,<br />
w którym wyrosła i który był językiem najwspanialszych<br />
kabaretów – Karla Valentina, Kurta Tucholsky’ego,<br />
Claire Waldoff, nowych teatrów – Maxa<br />
Reinhardta i Erwina Piscatora, wielkiej Marleny<br />
Dietrich… Ale był też językiem najeźdźców, którzy<br />
zniszczyli jej dom i skazali na wieczną tęsknotę przeżywaną<br />
w obcym, londyńskim świecie.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Antonina Kopczyńska (1911-1983) była<br />
córką śpiewaczki operowej Marii<br />
Janowskiej-Kopczyńskiej i aktora oraz reżysera<br />
Kajetana Kopczyńskiego. Przez sporą część<br />
swojego zawodowego życia państwo Kopczyńscy<br />
byli związani z Poznaniem – Maria z tutejszą<br />
operą, Kajetan – z Teatrem Polskim. Gdy jednak<br />
w 1921 roku Janowska otrzymała angaż do<br />
opery w Lipsku, na dziesięć lat opuściła stolicę<br />
Wielkopolski, zabierając ze sobą córkę.<br />
Dziewczynka uczyła się w szkołach niemieckich,<br />
świetnie mówiła w kilku europejskich<br />
językach, zatem po ukończeniu Szkoły Dramatycznej<br />
przy Teatrze Miejskim w Lipsku zatrudnienia<br />
zaczęła szukać na niemieckich scenach,<br />
przeżywających pod koniec lat dwudziestych<br />
ubiegłego wieku prawdziwy rozkwit. Oprócz<br />
stałej pracy w teatrze dramatycznym (w Stadttheater<br />
w Zwickau, a następnie w Kleines Theater<br />
w Kassel), młodziutka Tola (występująca<br />
w Niemczech pod nazwiskiem matki – Janowska)<br />
– zdecydowała się już wówczas na pierwsze<br />
solowe występy pieśniarskie. Wkrótce,<br />
zachęcona entuzjastycznym przyjęciem przez<br />
publiczność, poświęciła się im całkowicie,<br />
rezygnując ze sceny dramatycznej na rzecz<br />
estrady. Być może jedną z przyczyn tej decyzji<br />
była uroda artystki: niski wzrost, szczupła<br />
sylwetka, nieregularne rysy twarzy, co w tradycyjnym<br />
teatrze powodowało obsadzanie jej<br />
wyłącznie w rolach charakterystycznych, a to<br />
nie zaspokajało ambicji aktorki. Mogła je zrealizować<br />
jedynie we własnym teatrze piosenki,
łączącym jej zamiłowanie do liryki, do tragicznej ekspresji,<br />
z pasją muzyczną oraz zainteresowaniami intelektualnymi.<br />
Ów jednoosobowy teatr skupiał uwagę wyłącznie na niej –<br />
jedynej interpretatorce i odtwórczyni wszystkich ról!<br />
Na początku 1931 roku Tola wróciła do Poznania i – już pod<br />
pseudonimem Korjan (później Korian), utworzonym od<br />
pierwszych sylab nazwisk rodziców (z podmianą liter „p” na<br />
„r” w sylabie „kop”) – natychmiast zatrudniła się w tutejszych<br />
rewiach, jednak bez powodzenia. Jesienią zatem zdecydowała<br />
się na pracę w objazdowym zespole pod nazwą<br />
Teatr Poznański, któremu dyrektorował Władysław Bracki.<br />
Niezadowolona z angażu, myślała o zmianie zawodu – gdy<br />
pojawiła się niespodziewana propozycja: występów w powołanym<br />
do życia przez krakowskiego rzeźbiarza Ludwika<br />
Pugeta, czasowo przebywającego w stolicy Wielkopolski,<br />
kabarecie Różowa Kukułka. I już po premierze pierwszego<br />
programu nowej scenki miejscowa prasa pisała: „Ci, którzy<br />
słyszeli pieśniarkę i recytatorkę Różowej Kukułki, rokują<br />
tej wschodzącej gwieździe europejską sławę”. Później było<br />
jeszcze bardziej entuzjastycznie: „Śpiewa (ale jak!), deklamuje<br />
(ale jak!) pani Tola Korian, która jest perłą Kukułki,<br />
obsypywaną kwiatami nieskończonych braw i oklasków!”.<br />
W Różowej Kukułce Tola Korian – ubrana w suknie projektowane<br />
przez Maję Berezowską! – śpiewała tradycyjne<br />
pieśni niemieckie, francuskie i angielskie, coraz częściej<br />
sięgała do polskiego repertuaru, wykonując między<br />
innymi pieśni śląskie oraz piosenki pisane specjalnie<br />
dla niej przez duet kompozytorsko-autorski<br />
Jerzy Młodziejowski – Artur Maria Swinarski. Już wtedy<br />
ujawniła również swoje zainteresowania badawcze<br />
– wyszukiwała na własną rękę, podczas żmudnych<br />
kwerend w archiwach i bibliotekach, zapisy<br />
nutowe i teksty tradycyjnych utworów różnych narodów.<br />
Śpiewała swobodnie w kilku językach europejskich.<br />
Wyróżniała się wyjątkową kulturą muzyczną,<br />
a jednocześnie ujmowała skromnością.<br />
W 1936 roku Jan Maklakiewicz następująco podsumowywał<br />
w „Kurierze Porannym” ów pierwszy, zdominowany<br />
przez Poznań i niemiecką oraz paryską<br />
edukację, etap kariery Toli Korian:<br />
„Stare legendy francuskie w wykonaniu Korianówny<br />
stały się nam bardzo bliskie i zrozumiałe, ludowe piosenki<br />
polskie nabrały swoistej wagi i głębi, a niemieckie<br />
Kästnera Nitha zarysowały przed nami w pełnym<br />
wyrazie dramatycznym – nową formę pieśniarską.<br />
Korianówna oszczędnie i bardzo celowo posługuje<br />
się mimiką i gestem. Nie ma w niej śladu tzw. „zgrywania<br />
się”, sztucznej afektacji tak często obserwowanych<br />
u ludowej popularnej diseuse’y. Cała ekspresja<br />
utworu koncentruje się w modulacji – niewielkiego<br />
zresztą głosu i w spojrzeniu. Podkreślić należy również<br />
nieskazitelną dykcję artystki”.<br />
Wieść o nowej poznańskiej gwieździe dotarła i do stolicy;<br />
musiała zelektryzować tamtejszą cyganerię: rozbudziła<br />
apetyty łowców atrakcji, dyrektorów i autorów<br />
tutejszych teatrzyków, którzy za wszelką cenę chcieli<br />
dostarczać publiczności coraz to nowych doznań, oraz<br />
zaniepokoić diwy – z gatunku Ordonki – niechętnie<br />
dzielące się swoją sławą z prowincjuszkami. Ale i tak<br />
decydowali najwięksi. Sam Julian Tuwim 9 czerwca<br />
1932 roku pisał w prywatnym liście do Toli Korian:<br />
„Adres Pani zawdzięczam uprzejmości p. Swinarskiego,<br />
pierwszą zaś (pełną zachwytu) wiadomość<br />
o talencie Pani otrzymałem od p. Połczyńskiego<br />
[Aleksander Janta-Połczyński był kolegą Toli Kopczyńskiej<br />
z dzieciństwa, razem uczyli się klasie dla dzieci<br />
przy Konserwatorium Muzycznym w Poznaniu – I.K.].<br />
Powołując się tedy na powyższych informatorów,<br />
proszę najuprzejmiej o łaskawe zawiadomienie mnie,<br />
czy będzie Pani w najbliższym czasie (dniach? – tygodniach?<br />
– czy też miesiącach?) w Polsce, ewentualnie<br />
nawet w Warszawie? Chodzi o to, że chciałbym<br />
prosić Panią o danie audycji (dla kierownictwa Bandy).<br />
W przyszłym sezonie prowadzić będziemy wraz<br />
z dyrektorem Szyfmanem (Teatr Polski i Mały) cały<br />
szereg imprez: 1. komedię muzyczną, rewię, operetkę,<br />
2. kabaret literacki, 3. komedię, 4. dramat – nie<br />
wątpię więc, że współpraca z Szan. Panią byłaby dla<br />
obu stron b. korzystna”.<br />
Tuwim z Fryderykiem Jàrosym zjechali wkrótce do<br />
Poznania, a jedyną ponoć uwagą krytyczną wygłoszoną<br />
pod adresem pieśniarki było rozczarowanie konstatujące<br />
jej zbyt wąskie biodra. Poza tym – nie było<br />
wątpliwości – że to artystka europejskiego formatu!<br />
Tola Korian 5 lipca 1932 roku podpisała kontrakt<br />
z warszawską Bandą, a właściwie z połączonymi scenami:<br />
Bandą Hemara, Tuwima i Jàrosy’ego oraz Teatrem<br />
Polskim Arnolda Szyfmana. Tuwim wymyślił<br />
formę nazwiska nowo przybyłej do stolicy pieśniarki –<br />
Korianka (na wzór pseudonimu Ordonka, trochę żartując<br />
z recenzentów piszących o „Korianównie”, którym<br />
dowcipny poeta tłumaczył, że skoro nie ma pana<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
63
64<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
W londyńskim POSK-u<br />
Tola Korian<br />
wypracowała<br />
nieznany<br />
warszawskim<br />
gwiazdom<br />
styl<br />
interpretacji<br />
słowa<br />
i dźwięku<br />
Koriana, tylko tata Kopczyński, to i nie może być Korianówny!).<br />
Co ciekawe, w Warszawie Tola znacznie lepiej<br />
czuła się na scenie teatru dramatycznego aniżeli w kabarecie.<br />
Decydowała o tym atmosfera pełna zawiści<br />
i plotek, jakie otaczały utalentowaną poznaniankę za<br />
kulisami Bandy, w odróżnieniu od akceptacji i gotowości<br />
do współpracy, z jaką artystka spotkała się w teatrze<br />
Szyfmana. Swój Epizod z Bandy opisała po latach sama<br />
wykonawczyni:<br />
„W Bandzie znalazłam się nagle w świecie całkowicie<br />
odmiennym i obcym. Już po rozpoczęciu sezonu jakaś<br />
„przyjazna” dusza podszepnęła mi, że zostałam zaangażowana<br />
jedynie jako „bicz” na Ordonkę i inne „gwiazdy”,<br />
dla pokazania, że jest w zanadrzu nowy narybek. Sympatia,<br />
jaką mnie darzyli Jàrosy i Tuwim, nieuchronnie<br />
usposobiła koleżanki do mnie wrogo. Ordonka po prostu<br />
zjawiała się w godzinach wyznaczonych dla moich prób<br />
na scenie, pozbawiając mnie nie tylko sceny, ale i akompaniatora.<br />
Podejrzewam, że dlatego w drugim i trzecim<br />
programie dano mi do wykonania wiersze. Ułatwiło to<br />
wszystkim sprawę.<br />
Po krótkim czasie czołowe „gwiazdy” zorientowały się,<br />
że nic im z mojej strony nie grozi, bo nie miałam i nie<br />
mam żadnych skłonności wojowniczych, więc mnie ignorowały.<br />
Młodsze zaś, „drugorzędne”, traktowały mnie po<br />
prostu z ironią, wyśmiewając za plecami koleżankę, która<br />
w czasie przerw między występami czytała książki, i to<br />
w obcych językach! Nacisk jaki kobiety kładły na stroje,<br />
rozrzutność, z jaką wszyscy wydawali pieniądze, zamiłowanie<br />
do alkoholu u niektórych, a już zupełnie niepojęta<br />
pasja hazardu, która u jednych wyrażała się stawianiem<br />
ogromnych stawek na konie, a u innych w przegrywaniu<br />
równie niesamowitych sum w karty, przerażały mnie<br />
i wpędzały w samotność, która mi bardzo ciążyła”.<br />
Z ulgą zapewne żegnała Tola Korian w kwietniu 1934<br />
roku nieprzyjazną stolicę, by po raz drugi spróbować sił<br />
na scenach niemieckich i francuskich, ale też by rozwijać<br />
wokalne umiejętności i poszukiwać wartościowego<br />
repertuaru. Ponownie wystąpiła w Kabarett der Komiker<br />
w Berlinie i w Kabarett der Humoristen w Monachium,<br />
w Petit Casino i w Caveau des Oubliettes w Paryżu. Doskonaliła<br />
swój pieśniarski i aktorski warsztat, między innymi<br />
pod opieką Yvette Guilbert, której uczennicą, później zaś<br />
asystentką podczas kursów interpretacji prowadzonych<br />
przez diseuse, była w 1935 roku (dekadę później napisała<br />
obszerny szkic poświęcony wybitnej poprzedniczce<br />
i nauczycielce, tytułując go La Grande Yvette). Innym<br />
jej promotorem, współpracownikiem i przewodnikiem<br />
w świecie francuskiej literatury oraz pieśni był znany<br />
pisarz Jacques Audiberti, który nie tylko recenzował jej<br />
działania artystyczne, lecz także pisał teksty piosenek.<br />
W Polsce pojawiała się gościnnie, między innymi: w poznańskim<br />
Bazarze i w nowym kabarecie Klub Szyderców<br />
Pod Kaktusem Artura Marii Swinarskiego, a w stolicy na<br />
scenie Teatru 13 Rzędów, w kabarecie Małe Qui Pro Quo<br />
oraz w kawiarni Zodiak.<br />
Wypracowała nieznany warszawskim gwiazdom styl interpretacji<br />
słowa i dźwięku, potrafiła – w zależności od<br />
utworu – albo wcielać się w rolę, przeżywać, albo budować<br />
prawdziwie epicki dystans, opowiadać o swoich bohaterach<br />
z empatią bądź ironią, z sympatią bądź pełnym<br />
potępieniem. W swoim kameralnym teatrze piosenki<br />
sama była reżyserką, inscenizatorką i choreografką. Artystką<br />
totalną. W 1937 roku recenzent jednego z występów<br />
Toli Korian w Kabarett der Humoristen pisał:<br />
„Urocza Polka, Tola Korian, uczennica Yvette Guilbert,<br />
wzbudza wspomnienie z czasów rozkwitu kabaretu literackiego.<br />
Na początku śpiewa niemiecką ludową pieśń<br />
z Górnego Śląska, następnie polskie, francuskie i an-
Rys. F. Konarski<br />
gielskie pieśni i piosenki. Ich treść<br />
uprzednio opowiada po niemiecku<br />
w sposób pełny ekspresji, choć<br />
można byłoby je zrozumieć nawet<br />
bez znajomości języka i streszczenia,<br />
tak wyrazisty w tonie i mimicznym<br />
układzie jest jej występ”.<br />
W Różowej Kukułce<br />
Wszystko zmieniło się we wrześniu<br />
1939 roku. Tola Korian wybrała<br />
jednoznacznie – odmówiła<br />
występów w Berlinie, w Paryżu<br />
zaś zgłosiła się do powstających<br />
oddziałów Armii Polskiej. Nie<br />
chciała śpiewać. W języku niemieckim i w Niemczech – już nigdy.<br />
Początkowo pracowała jako tłumaczka w nasłuchu Polskiej<br />
Agencji Telegraficznej we Francji. Od 1940 do 1946 roku była<br />
sekretarką w redakcji tygodnika „Polska Walcząca” ukazującego<br />
się na Wyspach Brytyjskich pod redakcją Tymona Terleckiego,<br />
krytyka teatralnego. Jeśli występowała, to sporadycznie, na<br />
koncertach czołówek rewiowych i teatralnych organizowanych<br />
dla polskich żołnierzy. Nie tylko wykonywała wtedy polskie pieśni,<br />
także recytowała wiersze poetów, zwłaszcza tych, z którymi<br />
dzieliła emigracyjny los. „Co mam powiedzieć, napisać, jakich<br />
słów dobrać, żeby wyrazić mój zachwyt i moją wdzięczność –<br />
zwracał się do recytatorki po jednym ze spotkań w Ognisku<br />
Polskim w Londynie Stanisław Baliński. – Na wieczorze wtorkowym<br />
mówiła Pani moje wiersze cudownie. Wzruszająco. Nikt<br />
tak pięknie nie mówi wierszy (m.in. moich) jak Pani”.<br />
Po wojnie Tola Korian wyszła za mąż za Terleckiego i wraz z nim<br />
osiedliła się w Londynie. Pracowała zarobkowo w sekcji kanadyjskiej<br />
(później polskiej) Radia BBC. Ale występowała też dla<br />
Polonii – w kabaretach Mariana Hemara, Wiktora Budzyńskiego<br />
i Feliksa Konarskiego (Ref-Rena), na scenie dramatycznej<br />
Ogniska Polskiego i w audycjach radiowych Hemara w Radiu<br />
Wolna Europa. Tworzyła swój nowy teatr, który do walorów artystycznych<br />
dodawał etos służby – tworzony był bowiem dla rodaków,<br />
którzy po zakończeniu drugiej wojny ojczyznę przenieśli<br />
nad Tamizę. W tych zmienionych warunkach, w amatorskim<br />
teatrze, na ubogiej scenie Tola zawsze dbała – tak jak o słuchaczy<br />
– o wysoki poziom swoich programów. Służebność sztuki<br />
rozumiała po swojemu. Jako budzenie wrażliwości na sztukę,<br />
odkrywanie ponadczasowego piękna muzyki i poezji. Pisarz<br />
i dziennikarz londyński Antoni Bogusławski nie chciał widzieć<br />
w niej jedynie wykonawczyni odtwarzającej cudze dzieła, podkreślał<br />
jej rolę współtwórczyni wszystkich prezentowanych na<br />
scenie utworów, mówił o zjawisku artystycznym, „któremu na<br />
imię – Tola Korian”. Stanisław Baliński postrzegał jej jednoosobowy<br />
teatr jako kontynuację sztuki średniowiecznych mimów,<br />
wciąż w drodze, wciąż sam na sam ze sztuką – szlachetnego<br />
słowa, czystego dźwięku, oszczędnego gestu.<br />
W latach 1965-1978 państwo Terleccy,<br />
w związku z objęciem przez<br />
Tymona Terleckiego posady uniwersyteckiej,<br />
mieszkali w Chicago.<br />
Tola pojawiała się na miejscowej<br />
polonijnej scenie sporadycznie.<br />
To wtedy zaczęła nazywać siebie<br />
„niedzielną artystką”. Poświęciła<br />
się studiom i poszukiwaniom archiwalnym.<br />
W 1969 roku Antonina<br />
Terlecka ukończyła romanistykę,<br />
a w latach 1972-1978 wykładała<br />
w St. Xavier’s College literaturę<br />
i język francuski. W 1977 roku<br />
w University of Chicago obroniła<br />
pracę doktorską na temat dramatów<br />
symbolicznych Stephane’a<br />
Mallarmé’ego, Hugona von<br />
Hofmannstahla i Stanisława Wyspiańskiego.<br />
Po powrocie do Londynu występowała<br />
bardzo rzadko, po raz ostatni<br />
uświetniła swoją obecnością<br />
koncert z okazji czterdziestolecia<br />
Związku Artystów Scen Polskich za<br />
Granicą, który odbył się w londyńskim<br />
Teatrze Polskim w 1982 roku.<br />
Zaśpiewała Piosenkę Maryli Mariana<br />
Hemara. Zmarła rok później.<br />
Głos<br />
o jasnym<br />
wejrzeniu<br />
„Gdy myślę o Toli – pisał po śmierci artystki pisarz i krytyk Drugiej<br />
Emigracji Tadeusz Nowakowski – słyszę jej głos. Chciałoby<br />
się powiedzieć: głos o jasnym wejrzeniu. I widzę jej uśmiechniętą<br />
twarz […]. Przypominam sobie jej sylwetkę i rezolutny,<br />
dziewczęcy krok. Rzekłbyś: hajduczek, łączący w sobie poznańską<br />
akuratność z wdziękiem paryżanki”. [IK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
65
SPLEEN<br />
66<br />
Foto: Pixabay<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
SPLEEN<br />
Spleen mnie dopadł i dusi<br />
Dusia dziś u mamusi<br />
groźbę w końcu zmieniła na czyn<br />
jaka zimna podusia<br />
spleen na piersi mi usiadł<br />
ach jak dusi mnie spleen sukinsyn<br />
tyle wiem o gadzinie<br />
że mi szybko nie minie<br />
tylko gapić się w ścianę i wyć<br />
mógłbym wprawdzie się napić<br />
zamiast w ścianę się gapić<br />
mógłbym lecz nawet nie mam co pić<br />
wprawdzie mógłbym zakupy<br />
zrobić potem się upić<br />
kupiłbym byle co nawet dżin<br />
cóż to życie jest warte<br />
zostawiła mi kartę<br />
chociaż się nie obyło bez min<br />
mógłbym ale nie mogę<br />
patrzę tępo w podłogę<br />
to nie byle smuteczek to spleen<br />
byle czym nie przegonisz<br />
może kiedyś zadzwoni<br />
jeszcze do mnie<br />
i poda mi pin?<br />
Adam Gwara<br />
SPLEEN<br />
Spleen mnie dopadł i mierzi,<br />
trzyma moc na uwięzi.<br />
Dobry humor wywiało na szrot!<br />
Nic się nie chce. Zaległam.<br />
Spleen – gadzina przebiegła<br />
drwi wprost w oczy. Zbój. Drań. Sukinkot.<br />
W myślach flaszkę odkręcam<br />
w obłąkaniu szaleńca,<br />
a ten nic – tylko szydzi i lży.<br />
Chcę pod włos go wziąć zatem:<br />
ciut flirtuję z nim, a ten<br />
nuci dumki na głosy i rży.<br />
Resztką woli pion trzymam,<br />
a gadzina się ima<br />
nowych sztuczek, by zżąć mnie i zmóc.<br />
Ja wciąż walczę jak lwica,<br />
słaniam się z niedopicia<br />
w półoddechu zwątlonych już płuc.<br />
Spleen się rozsiadł na żerdzi,<br />
je kapustę i pierdzi<br />
popijając prosecco i dżin.<br />
Spleenie, zlituj się deczko<br />
nad spragnioną dzieweczką.<br />
Się zlitował.<br />
Polewa!<br />
Cin cin!<br />
Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
67
Maiki wyrósł z Bohumila jak z fryzury z kucykiem. Na fejsbuku,<br />
w fotografiach licealnych królują długie włosy. Prawie każdy<br />
facet zaliczył fazę długich włosów. Uprzywilejowani przez naturę<br />
byli dumnymi posiadaczami – prócz tłustych strąków – kucyków.<br />
Jorge nie wyrósł z Diego, to Diego wyrosło z Jorge.<br />
Diego<br />
i Bohumil<br />
Diego i Bohumil – zbiór dziwnych przyjaciół, których połączył przypadek.<br />
Mieli onegdaj knajpki na tej samej ulicy. Wychodzili razem<br />
na papierosa i zgadali się. Postanowili sprząc siły i stworzyć wspólny<br />
lokal łączący ich upodobania do przyjmowania w domu gości,<br />
za ich własne pieniądze. Knajpa – styl życia, knajpa dla przyjaciół,<br />
knajpa hobby.<br />
Inwestowali z zapałem czas i co kto miał, przebiedowali kolejne<br />
puste zimy, kiedy zaciskając zęby, czekali na ogródkowy sezon.<br />
Stworzyli ducha z argentyńskich teledysków tango, playlist<br />
argentyńsko-czeskich piosenek, kuchni łączącej Hrabala z Maradoną.<br />
Było ich nierozsądnie dużo. W dodatku po drodze zdarzyły się<br />
ożenki. Kłopoty z zarządzaniem i tworzeniem przychodów ratowali<br />
kolejnymi wspólnikami, którzy tylko procentowo pomniejszali zyski.<br />
A skłonność do imprez i częstowania przyjaciół knajpowym alkoholem<br />
i muzyką (znakomite płyty!) dobijała do reszty. Mylili klientów<br />
z gośćmi. Może w Argentynie tak jest? Może w Czechach podobnie?<br />
Może na Rynku Głównym albo na Placu Żydowskim w Krakowie<br />
też by się udało? Albo napływ turystów skurczyłby przestrzeń<br />
dla nierentownych stałych bywalców? Niestety nie w tej lokalizacji.<br />
Tu wieczorami tłumy przyjaciół nie rekompensowały same siebie,<br />
a co dopiero pustych popołudni, kiedy kuchnia dymiła w oczekiwaniu<br />
i bił licznik czynszu.<br />
68<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Ronaldo, Messi – jednym z rytuałów były mecze. Nie, nie takie<br />
oglądanie na zimno jak w pizzerii In Vito. Tu ciśnienie rosło naprawdę.<br />
Jakby Diego było wyspą gorących temperamentów w zimnym<br />
Krakowie. Emocje. Podobnie imprezy z każdej nieokazji. Wszyscy<br />
bywalcy trwali w oczekiwaniu na porę oficjalnego zamknięcia lokalu,<br />
po której zaczynała się pora prawdziwego życia. Przychodziło<br />
się tu jak do domu z bajki. Takiego, w którym nie ma zniechęcenia,<br />
smutku, nudy. Domu idealnego, otwartego, serdecznego. Naturalnie<br />
obowiązkowe były uściski i całusy. Brzmiała muzyka nierzadko<br />
live, bo właściciele sami muzykowali i schodzili się do nich inni muzykanci.<br />
Właściciele pili z barmanami i kucharzami, sami też gotowali,<br />
kelnerowali i zmywali podłogę. Nikt też nie przejmował się<br />
zbytnio, jeśli w kiblu było lepko. Hierarchia odstawiona na boczny<br />
tor, niepotrzebna w tej atmosferze rozochocenia i wesołości. Korzyści<br />
finansowe zepchnięte na odległy plan. To nie mogło przetrwać,<br />
ale pamięć tej bajki pozostaje święta. Szklany dom, który jednak<br />
został zbudowany, a życie w nim brzmiało… Lata jak w ulu. [BBD]
Jest zimny, pogodny, jesienny dzień. W Pałacu<br />
Sztuki w Krakowie zebrali się dziennikarze<br />
i ci, którzy ich udają, bo chcą zażyć nieco<br />
celebry. Wszystko kręci się wokół stu dwudziestu<br />
lat, które właśnie mijają od powstania tej<br />
budowli. Okazały budynek wyróżnia spośród<br />
wielu innych złocony fryz, który zaprojektował<br />
symbolista Jacek Malczewski. Na fryzie przedstawiony<br />
jest los artysty. Od strony ulicy św. Tomasza,<br />
na tyłach budowli, rodzi się malec, którego<br />
weźmie pod swoje skrzydła muza. Co było<br />
pierwsze: jajko czy kura? Ktoś rodzi się artystą,<br />
czy się nim staje? Co przynosi ze sobą – talent<br />
czy tylko imperatyw do działania i nadzieję, czy<br />
raczej upór? A może to odpowiednie okoliczności<br />
z każdego uformowałyby artystę?<br />
Pałacowa Rusałka<br />
Od strony placu Szczepańskiego artyście<br />
sprzyja los, od strony plant raczej jest kapryśny<br />
– zsyła rozczarowania i niedocenienie. Nie<br />
wiadomo, czy artysta spełniony zasłużył na<br />
swój wieniec laurowy, a ten przegrany – na<br />
swoją palmę męczeństwa. Może po latach, jak<br />
w przypadku Van Gogha, los wszystko odwróci?<br />
Tak czy siak, teraz je dostają i ten fakt jest<br />
„odrzeźbiony” na froncie dumnego Pałacu.<br />
Goście wchodzą do sali posiedzeń zarządu<br />
Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, jednego<br />
z dwóch najstarszych Towarzystw w Krakowie<br />
(obok Towarzystwa Miłośników Historii<br />
i Zabytków Krakowa), ale również jednego<br />
z najdłużej działających w Polsce i w świecie.<br />
Sala to małe, lecz bogate muzeum, pełne dzieł<br />
niegdysiejszych członków towarzystwa, znamienitych<br />
i drogich artystów. Ze ścian patrzą<br />
na nas twarze z portretów m.in. Malczewskiego<br />
czy Hoffmana. Pod ścianami rzeźby Laszczki<br />
i Dunikowskiego. Pokój wypełniony meblami<br />
projektu Mehoffera. Za stołem prezydialnym,<br />
na którym pod psem z brązu leży zawsze kilka<br />
gotowych do użycia długopisów, zasiadają<br />
kurator wystawy jubileuszowej, która zawisła<br />
w Świetlicy Wyspiańskiego, i artysta – bohater<br />
swojej wystawy retrospektywnej, rozgaszczającej<br />
się w pozostałych salach Górnego Pałacu.<br />
Obok stoi prezes Towarzystwa i z lubością opowiada<br />
o szacownym jubilacie.<br />
Nagle nad głowami zebranych zaczyna fruwać<br />
motyl. Wiruje i tańczy, wzlatuje i opada,<br />
zatacza okręgi. Przysiada to na oknach, to<br />
na sprzętach, z dala od osób. Rusałka pawik,<br />
z krakowskim motywem pawich oczek na<br />
wierzchu skrzydeł, a czarną żałobą pod nimi.<br />
Kogo może zaciekawić ten dzień? Kto kibicuje<br />
Towarzystwu i bohaterom Tego Dnia, a chciałby<br />
niepoznany być tu z nami? Czy uwolniona<br />
z ciała dusza może przybrać inne kształty? Kto<br />
gustował w eleganckich, aksamitnych<br />
czerniach? Kto był bardzo krakowski?<br />
Wyraźna myśl przeszywa wyobraźnię.<br />
Skupiam się silnie na pytaniu – jeśli to<br />
Ty, to przyleć i usiądź tu koło mnie…<br />
Motyl podnosi skrzydła i rozpoczyna<br />
ponowne szybowanie, znów tańczy<br />
nad głowami. Wszyscy zauważają już<br />
jego obecność i podnoszą nie tylko<br />
wzrok, ale i głowy. Prezes już włącza go<br />
w treść przemówienia. A ja skupiona<br />
jak promień lasera nadaję myśl. Motyl<br />
okrąża prezesa, zniża lot, bada stosy<br />
wydawnictw, jakby czytał świeże tytuły<br />
i mylił trop, a potem już leci wprost<br />
do mnie. Nie, nie tylko leci, zasiada<br />
ze swoją lekkością drobiny pudru na<br />
udzie. Bliżej niż kiedykolwiek. Tak lubiłeś<br />
całować, myślę, nie w dłoń jak inni<br />
panowie z tamtej epoki, ale w przedramię,<br />
inaczej, oryginalnie i bliżej serca.<br />
Teraz możesz opanować inne miejsca.<br />
Wolnością motyla. [BBD]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
ILUSTRACJE: LOUI JOVER<br />
69
Satyra zabija, nie obraża – Stanisław Jerzy Lec<br />
70<br />
ADAMOWI RZEKŁ PAN<br />
Adamowi rzekł Pan w raju, że<br />
chciałby żebro. Na chwilę, bądź dwie.<br />
Panie! Spełnię Twą wolę.<br />
Zauważyć pozwolę<br />
sobie jednak... Przeczucia mam złe.<br />
Zaraz potem zapytał go Bóg,<br />
czy ocenić to dzieło by mógł,<br />
które stoi pod drzewem.<br />
Adam spojrzał na Ewę.<br />
Skrzywił się. Nie zwaliło go z nóg.<br />
Rzecze Pan do Adama, że „mężem<br />
tej kobiety masz zostać i mężnie<br />
będziesz spędzać z nią noce”.<br />
Ewa pędzi z owocem.<br />
Adam wije się, jakby był wężem.<br />
Mimo jej niebanalnych krągłości,<br />
chciał się rozstać z kobietą bez złości.<br />
Opowiadał, że jabłka<br />
je niechętnie i z rzadka.<br />
A na pewno nie dzisiaj, bo pości.<br />
Zawiedziona kobieta odrzekła:<br />
Nigdy w życiu nie byłam tak wściekła!<br />
Tak traktujesz swą madam?<br />
Przechlapane masz, Adam!<br />
I w ten sposób człek poznał smak piekła.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Adam Gwara<br />
Rysunki: Jarosław Janowski<br />
Mam dla was prawdę (choć z pieprzykiem),<br />
co jest przemyśleń mych wynikiem;<br />
lepiej być znanym pijakiem<br />
niźli bezbarwnie nijakim<br />
anonimowym alkoholikiem.<br />
RC<br />
PORZUCONA<br />
Siadał ze mną na kanapie lub w fotelu,<br />
figlowaliśmy w ubraniu i w piżamach.<br />
Był pogodny i wymagań nie miał wielu,<br />
ale odszedł. Dziś zostałam całkiem sama.<br />
Dzień bez niego, to doprawdy wieczność cała.<br />
Czas się wlecze niczym ślimak, pomalutku.<br />
Czemu odszedł? Przecież ja go tak kochałam!<br />
Teraz nurzam się w kałuży mega smutku.<br />
W radiu Sting piosenkę naszą znowu nuci,<br />
ja łkam przysłuchując się gitary strunom,<br />
bo on wyszedł i dotychczas nie powrócił.<br />
Mój codzienny, mój kochany… dobry humor.<br />
Ewa Jowik
adam gwara<br />
LIMERYKI<br />
***<br />
Tuż przed sauną Amanda z Kuusamo<br />
rzęsy tuszem przyczernia wraz z mamą.<br />
W chwilę potem Amanda<br />
już wygląda jak panda.<br />
Zresztą mama dokładnie tak samo.<br />
***<br />
Spytał pacjent doktora z Kerkrade,<br />
gdy uzyskał już płatną poradę<br />
i receptę mu dali:<br />
Na co to jest? – Na Bali!<br />
Odrzekł doktor – Sto takich i jadę.<br />
***<br />
W synagodze madame z Drohobycza,<br />
wymodliła dla siebie hrabicza.<br />
Słabo wyszło to jej.<br />
Miał być „goj”, a jest „gej”!<br />
Drugi raz niech się nie przejęzycza.<br />
***<br />
Namówiła bacę Jagna,<br />
żeby popił wodą z bagna<br />
owoc kiwi<br />
i się dziwi,<br />
gdzie to teraz bacę tak gna?<br />
Dżesika łkała rzewnie w Stróży.<br />
Och, Brajan! Wstydź się! To źle wróży.<br />
Poznałam cię na swoją zgubę.<br />
Rozdziewiczyłeś mnie przed ślubem.<br />
Rzekł: To się więcej nie powtórzy.<br />
***<br />
Jest miły lokal w mieście Ur.<br />
Codziennie jada Żan tu żur,<br />
a Żana córa<br />
woli amura<br />
wołając: Garsą, mą amur!…<br />
LAURA I FILON<br />
(wersja współczesna)<br />
Jawor<br />
A pod nim Laura i Filon<br />
Laura nie dała<br />
Filon miał bilon<br />
Lecz gdyby Filon miał mercedesa<br />
willę z basenem i konta dwa<br />
to wtedy Laura w mig się podnieca<br />
i Laura da<br />
Chociaż miał Filon serduszko złote<br />
duszyczkę białą bez śladu cienia<br />
oraz na Laurę wielką ochotę<br />
jednak szans nie miał<br />
Cóż robi Filon?<br />
Wierszyki skrobie<br />
Świeczki nie warta ta durna gra<br />
Z Filona tylko trzeźwości probierz<br />
pożytek ma<br />
A Laura miała powabów morza<br />
(cóż – woli boskiej nie sposób pojąć)<br />
oraz rotację wielką u łoża<br />
tudzież wianuszek<br />
sytych playboyów...<br />
Westchnij głęboko czuły człowieku<br />
widząc jak Filon niknie i gaśnie<br />
bowiem i w naszym zdziczałym wieku<br />
można się także zakochać<br />
na śmierć…<br />
Dzisiaj tak smutno choć letnia pora<br />
Nie ma Filona<br />
Laury<br />
jawora<br />
Bo ścięty jawor w leśnych niebiesiech<br />
Zaś Laura w Stanach za dolce rżnie się<br />
A – mimo postów i modłów mnisich –<br />
zsiniały Filon na świerku wisi…<br />
Juliusz Wątroba<br />
***<br />
Zauważył uczony pod Żednią,<br />
że część tylną ma bardziej niż przednią.<br />
Ale, o paradoksie!<br />
kiedy cofnął o krok się,<br />
jeszcze bardziej ją miał niż poprzednio…<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
71
M arek<br />
PROBOSZ<br />
72<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Bycie ambasadorem<br />
kultury Polski<br />
stało się moją<br />
misją<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
73
Są role,<br />
w których<br />
przekraczam<br />
granice<br />
Kilka tygodni temu odebrał Pan z rąk Wicemarszałek<br />
Sejmu RP prestiżową nagrodę w konkursie organizowanym<br />
przez Fundację Polskiego Godła Promocyjnego<br />
„Teraz Polska” – Wybitny Polak w USA 20<strong>23</strong><br />
w kategorii Kultura. Na początku roku został Pan<br />
uhonorowany przez Klub Kultury im. Heleny Modrzejewskiej<br />
w Los Angeles nagrodą za całokształt<br />
twórczości dla najwybitniejszych aktorów polskich<br />
i polsko-amerykańskich Modjeska Prize 20<strong>22</strong>.<br />
W 2018 diaspora polska uhonorowała Pana w Wiedniu<br />
polonijnym Oskarem – Złotą Sową w kategorii<br />
Film, w ubiegłym roku otrzymał Pan za całokształt<br />
osiągnięć w filmie i w teatrze w Polsce i w Ameryce<br />
nagrodę im. Poli Negri – Polityka 20<strong>22</strong> w Lipnie,<br />
odsłonięto także Pana tablicę na Bulwarze Gwiazd.<br />
Trzeba przyznać, że jest to imponujący dorobek. Powiedział<br />
Pan, że nagrody i wyróżnienia to zaszczyt,<br />
ale również i zobowiązanie. Do czego zobowiązują?<br />
marek probosz<br />
74<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Każda nagroda w tym najtrudniejszym z zawodów<br />
artystycznych, jakim niewątpliwie jest aktorstwo<br />
w Ameryce, to potwierdzenie słuszności wyboru życiowej<br />
drogi. Audaces fortuna iuvat (Odważnym los<br />
sprzyja) – mówi łacińskie przysłowie. Nagród jest<br />
coraz więcej – to niewątpliwie spełnienie i satysfakcja,<br />
ale również mobilizacja do jeszcze bardziej<br />
wytężonej pracy w tworzeniu bezkompromisowych<br />
dzieł sztuki i niezłomności w walce o kolejne mistrzowskie<br />
wykonania swoich projektów, które poruszą<br />
serca i umysły publiczności na świecie. Bycie<br />
ambasadorem kultury Polski stało się moją misją.<br />
Powołując do życia kolejnych geniuszy i bohaterów<br />
historii, wykonuję najbardziej zaszczytny rodzaj artystycznej<br />
działalności.
Wyjechał Pan do Ameryki u szczytu<br />
kariery, ponieważ w Polsce nie czuł<br />
się Pan wolny. Czy znalazł Pan wymarzoną<br />
wolność w Los Angeles?<br />
„Pytasz, dlaczego z kraju wyjechałem?<br />
Wyjechałem, bo artysta musi być wolny,<br />
aby tworzyć. Wyjechałem z kraju<br />
zniewolonego” – Norwid.<br />
Należę do pokolenia emigrantów, ryzykantów,<br />
którzy postawili na wolność.<br />
Wyjechałem w 1987 r., kiedy komuna<br />
rządziła Polską i nierealną mrzonką<br />
było wyobrazić sobie upadek berlińskiego<br />
muru! Byłem u szczytu kariery<br />
w Europie Wschodniej, ale ona pozostawała<br />
pod panowaniem zbrodniczego<br />
systemu. Po krwawej pacyfikacji<br />
w kopalni „Wujek”, po zamordowaniu<br />
kapelana Solidarności Jerzego Popiełuszki<br />
zdałem sobie sprawę, że nie<br />
kariera jest najważniejsza. Wybrałem<br />
wolność. Cena była wysoka, to był bilet<br />
w jedną stronę, wylot w nieznane,<br />
zaczynanie życia od nowa. Za oceanem<br />
kontakt z krajem się urywał, nie było<br />
Internetu, komórek, a cenzura przechwytywała<br />
wysyłane listy. Ameryka<br />
była „ziemią obiecaną”, utożsamiała<br />
się z wolnością i demokracją. W Mieście<br />
Aniołów oślepił mnie blask reflektorów<br />
Hollywood – tutaj w świetlnej<br />
aureoli znalazłem swojego anioła,<br />
żonę Gosię, z którą jestem od 34 lat,<br />
tutaj założyliśmy szczęśliwą rodzinę.<br />
Jak torreador stanąłem do walki<br />
o swoje miejsce z bestią Hollywood,<br />
nic nie przyszło mi łatwo. Góralskim<br />
genom, pracowitości i niezłomności<br />
zawdzięczam to, co udało mi się osiągnąć.<br />
Ameryka i jej brak litości, emigracja<br />
rozwinęły mnie pod wieloma<br />
względami i wzbogaciły wewnętrznie.<br />
Dzisiaj nie jestem już tylko znanym aktorem,<br />
ale również nagradzanym na<br />
festiwalach reżyserem, wykładowcą<br />
prestiżowych uczelni, scenarzystą, dramaturgiem,<br />
autorem i producentem.<br />
A hero from zero – długo przebijał się<br />
Pan za oceanem?<br />
Przysłowiowa kwarantanna trwa około<br />
trzech lat. Los Angeles to wielka metropolia,<br />
wieża Babel kultur, języków<br />
i temperamentów – samo opanowanie<br />
języka to kilkuletnia katorżnicza praca.<br />
Jednak największym wyzwaniem<br />
jest pozostanie sobą w Hollywood,<br />
utrzymanie swojej indywidualności<br />
i tożsamości. Niezatracenie głębi, pasji,<br />
kolorytu i sensu tworzenia tego,<br />
co się kocha. To największa ze sztuk!<br />
Należę do pokolenia<br />
emigrantów,<br />
ryzykantów, którzy<br />
postawili na<br />
WOLNOŚĆ<br />
Jak hartowała Pana Ameryka?<br />
Uległem metamorfozie. Wrzucony<br />
byłem w sam środek oceanu i żarłocznych<br />
rekinów. Wiedziałem jednak,<br />
że każde „nie” Hollywood, przybliżało<br />
mnie do „tak!”. Uodporniłem się,<br />
zwiększyłem wytrzymałość i cierpliwość.<br />
Mieszkam nad oceanem w Santa<br />
Monica, gdzie woda przypomina<br />
mi o giętkości, przypomina, jak należy<br />
przekształcić wewnętrzny ogień.<br />
Hollywood wciąż szokuje i zaskakuje<br />
– tutaj nigdy nie masz poczucia, że<br />
już wszystko w życiu poznałeś! Emigracji<br />
nie zrozumie nikt, kto jej nie<br />
przeżył. Trzeba „umrzeć” i narodzić<br />
się na nowo. Niewielu odnosi wielkie<br />
sukcesy, ale każdy emigrant wie i ceni<br />
tych, którym się „udało”, bo wie, jaką<br />
cenę trzeba było zapłacić. Bez herkulesowej<br />
wytrzymałości, zapału i wiary<br />
lepiej siedzieć w domu.<br />
Wystąpił Pan w telewizyjnym show<br />
„How to Survive in Hollywood?”. Jak<br />
udało się przebić i przetrwać w tej<br />
amerykańskiej dżungli, gdzie przecież<br />
takich artystów jak Pan było, jest i będzie<br />
tysiące?<br />
Tysiące to mało powiedziane! Co<br />
roku przybywają z całego świata nowi<br />
śmiałkowie, marzyciele chcący zdobyć<br />
Miasto Aniołów. Determinacja, pewność<br />
siebie, odwaga to cechy, które<br />
trzeba wcielać w życie codzienne.<br />
DNA moich przodków dawało mi siłę,<br />
mój dziadek Jerzy Probosz w 1938 r.<br />
za swoją twórczość literacką odznaczony<br />
był Srebrnym Wawrzynem<br />
Akademickim przez Polską Akademię<br />
Literatury w Warszawie. W 1939 r.<br />
został aresztowany przez Niemców<br />
za to, że był duchowym liderem, artystą<br />
i patriotą – zamordowano go<br />
w obozie koncentracyjnym w Dachau<br />
w 1942 r. Jego ostatnie słowa napisane<br />
do przyjaciela, z którym wiedział,<br />
że już nigdy się nie zobaczy, stały się<br />
moim życiowym mottem:<br />
„Życzę ci z serca mocy<br />
Abyś co dzień i w nocy<br />
Wytrwał! Wytrwał!! Wytrwał!!!<br />
Choćbyś miał ziemskie ciało<br />
w proch spalić<br />
Musisz ducha ocalić!”<br />
Mieszka Pan na emigracji, ale nie<br />
pożegnał się Pan z Polską na dobre.<br />
Wciąż zapraszany jest Pan do polskich<br />
produkcji. To chyba idealny stan rzeczy,<br />
bo czerpie Pan z dwóch światów.<br />
75<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Wymiana<br />
energii<br />
z publicznością<br />
jest jak<br />
narkotyk<br />
Rozumiem, że w takiej sytuacji nie może<br />
być mowy o tęsknocie za krajem? Gdzie<br />
jest Pana miejsce na ziemi?<br />
„Bóg mieszka w języku” – Norwid.<br />
Jednak Bóg mieszka również w naturze.<br />
Wolałbym mieć jednoznaczną odpowiedź,<br />
bo wciąż rozerwany jestem na dwa<br />
kontynenty, dwa domy, dwie rodziny. Być<br />
może to właśnie moje jin i jang, ten dualizm<br />
rzeczywistości, daje mi równowagę<br />
i porządkuje mój wewnętrzny świat.<br />
Tęsknota za krajem i ludźmi, z którymi<br />
się wyrosło, nie przechodzi jak katar.<br />
Pozostaje na zawsze w sercu, w snach,<br />
w smakach, w fotografiach… Technologia<br />
XXI wieku ułatwia nam kontakty ze światem,<br />
ale nostalgia przyciąga człowieka do<br />
domu, do czystego strumienia i źródła miłości,<br />
do rosnących w lesie grzybów – tam<br />
gdzie byliśmy niewinni, beztroscy, wolni<br />
od dorosłych ułomności. Miejsce na ziemi?<br />
Może raczej ślad na ziemi.<br />
O łódzkiej filmówce powiedział Pan, że<br />
to był dla Pana zarazem najlepszy i najgorszy<br />
czas. Dlaczego?<br />
Dostałem się do filmówki w 1980 r., kiedy<br />
Polskę ogarnął ruch Solidarności –<br />
w całym kraju strajki, maszerujące demonstracje<br />
domagające się wolności<br />
słowa, prasy, uwolnienia więźniów politycznych.<br />
Duch walki o wolność udzielił<br />
się studentom. Rozwiązaliśmy partyjną<br />
organizację, Związek Socjalistycznej Młodzieży<br />
Polskiej, i założyliśmy własny – Nie-<br />
76<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
zależne Zrzeszenie Studentów. Był to<br />
czas buntu, euforii, zmiany myślenia o<br />
własnej samorządności, podejściu do<br />
nauki i sztuki, zwolniliśmy profesorów<br />
aparatczyków, wybraliśmy nowych.<br />
Kiedy zerwano negocjacje, zrobiliśmy<br />
strajk okupacyjny w murach szkoły.<br />
Niestety wkroczyły czołgi, aresztowano<br />
naszych studenckich liderów.<br />
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. komunistyczne<br />
władze wprowadziły stan<br />
wojenny. Polała się krew, przy użyciu<br />
siły i brutalnych metod zaczęto tłumić<br />
ruch Solidarności. Ten okres wywarł<br />
na mnie i na pokoleniu naszej studenckiej<br />
braci ogromne piętno.<br />
Gra Pan geniuszy, ikony sztuki, artystów<br />
ekstremalnych, a jak wiemy,<br />
wielcy bohaterowie wymagają potężnego<br />
wysiłku.<br />
„Im sroższy los nas nęka, tym mężniej<br />
stać mu trzeba” mawiał ojciec teatru<br />
polskiego Wojciech Bogusławski. Od<br />
dziecka pasjonowałem się historią<br />
i losami największych bohaterów:<br />
Odyseusza, Aleksandra Wielkiego,<br />
Napoleona, Kościuszki, potem zachłysnąłem<br />
się literaturą Dostojewskiego,<br />
Kafki, Witkacego, w teatrze natchnął<br />
mnie Słowacki, Wyspiański, Genet,<br />
Gombrowicz…, w filmie Chaplin, Welles,<br />
Pasolini, Bergman, Kurosawa…<br />
Lista mistrzów jest długa. Czasami wystarczy<br />
jednak chwila, jedno spotkanie,<br />
które odmienia całe nasze życie.<br />
Geniuszy cechuje jeden wspólny mianownik:<br />
tajemnica. Noszą oni w sobie<br />
wizje niedostępne zwykłym śmiertelnikom.<br />
To prawda, spalam się na stosie<br />
sztuki, nie oszczędzam, wcielając się w<br />
kolejnych bohaterów. Na scenie, przed<br />
kamerą, nie przemawiam jako aktor,<br />
tam już swoje słowa głoszę. Stany<br />
ekstremalnego natchnienia rodzą się<br />
w bólach. Czasami trudno jest mi wyjść<br />
z roli – rotmistrz Pilecki „mieszka” we<br />
mnie do dzisiaj, również Norwid. Żona<br />
mówi: „To twój autobiograficzny monodram”.<br />
Alchemia zupełnego przeistaczania<br />
się w odgrywaną postać,<br />
nie naśladownictwo, dostępna jest<br />
wybranej garstce. Przed rozpoczęciem<br />
spektaklu, przed kamerowym ujęciem<br />
często medytuję, staram się nawiązać<br />
kontakt z duchem bohatera, w którego<br />
się wcielam.<br />
No właśnie, Pana żona powiedziała<br />
również, że to wielcy bohaterowie<br />
wybierają Pana, a nie odwrotnie.<br />
Chyba coś w tym jest?<br />
Żona wie najlepiej. Zna mnie, widzi na<br />
co dzień – nie będę więc zaprzeczał.<br />
Ostatnio zadzwoniła z Londynu kobieta<br />
i powiedziała: „Zostałeś powołany,<br />
ci bohaterowie zamieszkują w tobie<br />
i przez ciebie przemawiają do nas”.<br />
Kiedy Ryszard Bugajski wysłał mi do<br />
Los Angeles scenariusz Śmierci rotmistrza<br />
Pileckiego, napisał: „Znalazłem<br />
dla Ciebie idealną rolę. Mam nadzieję,<br />
że po przeczytaniu nie powiesz „NIE!”.<br />
Od tamtej chwili, czyli od 18 lat, jestem<br />
ambasadorem rotmistrza Pileckiego<br />
na świecie. Mistrz czeskiego kina František<br />
Vláčil obsadził mnie w głównej<br />
roli do filmu Cień paproci. Wyznał mi:<br />
„Przez 30 lat próbowałem nakręcić ten<br />
film, wielu aktorów obsadziłem przed<br />
tobą, ale to miałeś być ty, szukałem kogoś,<br />
kto ma czyste serce i ręce”. Profesor<br />
Kazimierz Braun, podczas spotkania<br />
w jego domu w Bufallo powiedział:<br />
„Jesteś współczesnym Norwidem, napisałem<br />
dla ciebie sztukę Powrót Norwida,<br />
musisz go zagrać”. W przerwie<br />
zdjęć do Pileckiego, w więzieniu na Rakowieckiej,<br />
Bugajski przedstawił mnie<br />
przedstawicielowi IPN, który twierdził,<br />
że nie znajdzie aktora do roli Pileckiego.<br />
Po zobaczeniu mnie na ekranie<br />
powiedział reżyserowi: „A skąd ty go<br />
wytrzasnąłeś?”. Rysiu odpowiedział:<br />
„Z Hollywood, tam mają wszystko!”. No<br />
i jak tu nie wierzyć w przeznaczenie!<br />
Czy bywa Pan wypalony jako artysta?<br />
Co Panu pomaga powracać do rzeczywistości<br />
po trudnych wyzwaniach aktorskich?<br />
„By zacząć sztukę, stworzyć dzieło, potrzeba<br />
męki, trudu, pasji, bólu, żalu,<br />
smętku, lęku, grozy, litości…” – Wyspiański.
Sztuka to powołanie, twórczy akt,<br />
któremu służę bez reszty<br />
marek probosz<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
77
Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum Marka Probosza<br />
Są role, w których przekraczam granice,<br />
wchodzę za głęboko w postać, spalam<br />
się i muszę odrodzić niczym Feniks<br />
z popiołów. W regeneracji najbardziej<br />
pomaga mi odcięcie się od świata,<br />
powrót do natury, rodziny, która jak<br />
latarnia w ciemności, oświetla mi drogę<br />
do spokojnego domu. Tam, gdzie<br />
bezpiecznie jest wyłączyć bezpieczniki,<br />
odciąć prąd i biologicznie, psychicznie,<br />
duchowo się odnowić. Joga z żoną na<br />
tropikalnej wyspie to świetny sposób<br />
na odcięcie pamięci emocjonalnej poprzedniego<br />
„wcielenia”.<br />
Helter Skelter i Pana niezwykle trudna)<br />
rola Romana Polańskiego: Krytyka<br />
w „The New York Times”, „Hollywood<br />
Reporter” czy „Variety” uznała Pana<br />
kreację za najlepszą w całym filmie.<br />
Długo nie mógł Pan wyjść z tej roli…<br />
Po zagraniu Romana Polańskiego<br />
przez pół roku miałem senne koszmary<br />
o Mansonie i jego bandzie.<br />
W końcu żona usunęła z domu kostiumy,<br />
które zachowałem, obcięła mi<br />
78<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
włosy i powiedziała: „Nie będę więcej<br />
spała z Polańskim!”. W czasie zdjęć do<br />
Helter Skelter podszedł do mnie producent<br />
i autor książki Vincent Bugliosi<br />
mówiąc: „Wiedziałem, że znajdziemy<br />
aktora do każdej roli, tylko nie Polańskiego,<br />
udowodniłeś, że się myliłem!”.<br />
Podczas zamkniętego pokazu w studio<br />
Disneya reżyser John Gray wziął mnie<br />
na stronę i powiedział: „Muszę dać<br />
ci największy komplement, jaki aktor<br />
może w życiu usłyszeć. Wyświetliłem<br />
twoją scenę konferencji prasowej<br />
Polańskiego studentom reżyserii na<br />
Uniwersytecie Południowej Kalifornii<br />
w Los Angeles. Po pokazie przybiegli<br />
do mnie, pytając ile musiałem zapłacić<br />
za użycie oryginalnych zdjęć archiwalnych<br />
z Polańskim w swoim filmie!”.<br />
Faktycznie, trudno wyobrazić sobie<br />
lepszy komplement.<br />
Powrót Norwida grany jest po polsku,<br />
ale zadbał Pan o to, aby były napisy<br />
angielskie. Monodram Ochotnik do<br />
Auschwitz: Rotmistrz Witold Pilecki<br />
grał Pan na Broadway’u po angielsku.<br />
I w jednym, i w drugim przypadku odniósł<br />
Pan ogromne sukcesy, zwyciężając<br />
w największym na świecie festiwalu<br />
jednego aktora – United Solo.<br />
Jak obcojęzyczna publiczność reagowała<br />
na Pana z widowni? Czy czuł Pan<br />
ich energię?<br />
Po każdym spektaklu były oszałamiające<br />
długie owacje na stojąco. Krytycy<br />
przydzielili mi maksymalną liczbę pięciu<br />
gwiazdek. Gazety po Pileckim pisały<br />
„Trzęsienie ziemi w Nowym Jorku!”.<br />
Po Norwidzie „Jękły głuche kamienie<br />
na broadwayowskiej scenie!”. Monodram<br />
to najtrudniejsza forma sztuki<br />
aktorskiej. Tutaj nie ma się gdzie ani<br />
za kogo schować. To „nagi” maraton<br />
po rozgrzanych węglach, w transie,<br />
z wiarą w zwycięstwo. Wymiana energii<br />
z publicznością jest jak narkotyk,<br />
transcendentalne doświadczenie. Kiedy<br />
wracam do rzeczywistości, zlany<br />
potem, oszołomiony wrzawą braw, to<br />
jakbym budził się z narkozy po operacji<br />
przeszczepu serca.
Różnice między polskim i amerykańskim<br />
aktorstwem?<br />
Amerykanów cechuje wrodzony optymizm<br />
i spontaniczność. Mentalność<br />
zwycięzcy. Tutaj nikt nie oczekuje porażki,<br />
kiedy przystępuje do walki –<br />
oczekuje powodzenia. W Polsce remis<br />
albo małą porażkę uznaje się za dobry<br />
wynik, a narzekanie, kłótliwość i pesymizm<br />
to cechy narodowe. Mamy obdarzonych<br />
talentem światowej klasy<br />
artystów, jednak często zaprzepaszczamy<br />
to, co jest nam dane w genach.<br />
Wielonarodowość, mieszanka kultur,<br />
temperamentów motywują Amerykanów<br />
do zdrowej konkurencji, wytwarzają<br />
energię. Inność nikogo tutaj nie<br />
dziwi, nie wprawia w kompleksy, zakłopotanie.<br />
Jest walorem, powiewem<br />
świeżości, inspiracją i wyzwaniem do<br />
poszerzania swoich możliwości. Aktor<br />
emanujący pewnością siebie inaczej<br />
staje przed kamerą niż ten, który ciągle<br />
się waha. W Ameryce studenci aktorstwa<br />
są jak wojownicy, nie poddają<br />
w wątpliwość autorytetu, który chce<br />
poprowadzić ich do zwycięskiego boju,<br />
z dyscypliną i respektem podchodzą do<br />
czekającego ich doświadczenia.<br />
Jest Pan zodiakalnym baranem, do<br />
tego góralem (powiedziałabym, że<br />
jest to mieszanka piorunująca). Czy<br />
nigdy się Pan nie poddaje?<br />
Mój śp. wspaniały ojciec Stanisław<br />
Probosz, góral z Istebnej, powtarzał:<br />
„To musi być bardzo wyjątkowa sytuacja,<br />
aby góral się poddał”. Charakter<br />
górala jest niezwykle twardy, charakteryzuje<br />
go upór i siła w pokonywaniu<br />
przeszkód. Ojciec przyjaźnił się z himalaistą<br />
z Istebnej, Jurkiem Kukuczką,<br />
zdobywcą wszystkich ośmiotysięczników.<br />
Nasze góry wydały na świat wielu<br />
niezwyczajnych, wybitnych, „współczesnych<br />
nieśmiertelnych”. W moich<br />
żyłach z dziada pradziada płynie<br />
w 100% góralska krew. Zagrałem polskiego<br />
zbója Satorę w filmie Janosik:<br />
prawdziwa historia Agnieszki Holland<br />
i Kasi Adamik. Kocham góry, na grobie<br />
mojego dziadka wyryte są jego słowa<br />
„Istebno, co za urok w Tobie, o Tobie<br />
góral i w grobie”.<br />
Jest Pan aktorem, reżyserem, scenarzystą,<br />
producentem filmowym,<br />
wykładowcą, autorem (dwie książki:<br />
Eldorado i Zadzwoń, jak cię zabiją).<br />
Która z tych ról jest Panu najbliższa?<br />
„Sztuka – to wielkie oko i wielkie ucho<br />
świata” – Conrad.<br />
Mieszkam nad oceanem<br />
w Santa Monica,<br />
gdzie woda<br />
przypomina mi,<br />
jak należy przekształcić<br />
wewnętrzny ogień<br />
Nie ma dla mnie znaczenia, który rodzaj<br />
sztuki wykonuję – najważniejsze,<br />
aby wypływała z autentycznej potrzeby<br />
ducha. To musi być prawdziwa miłość,<br />
a nie przelotne zauroczenie. Grać<br />
w natchnieniu na sercach ludzi jak<br />
wirtuoz na instrumencie, wzbogacać<br />
świat, odgrywając sztukę wielkich mistrzów,<br />
przenikać ich genialnymi wizjami<br />
współczesną publiczność, nie tracąc<br />
przy tym zawartości duszy polskiej<br />
na emigracji – to wyzwanie, zaszczyt<br />
i wielka satysfakcja. Z każdym nowym<br />
projektem – czy to jest Norwid, Pilecki,<br />
Polański, Hłasko, Sienkiewicz, Paderewski<br />
– czuję, że wzbogacam się<br />
o nowe istnienie, o wartości, które<br />
sobą reprezentowali. Inspirują mnie<br />
one do wytyczania sobie coraz większych,<br />
trudniejszych celów. Kocham<br />
dawać ludziom możliwość przeżywania<br />
niezapomnianych wzruszeń, oderwania<br />
się od przeciętności. Sztuka to<br />
powołanie, twórczy akt, któremu służę<br />
bez reszty.<br />
Lista Pana wcieleń aktorskich, aktywności<br />
artystycznych (na wielu polach),<br />
zasług, nagród jest niezwykle imponująca<br />
– jest Pan w ciągłym ruchu. Jak<br />
Pan odpoczywa?<br />
Odpocznę w grobie. Mój charakter<br />
najlepiej sprawdza się w akcji, w walce,<br />
w tworzeniu. Jako dziecko nazywano<br />
mnie „wiergaczka”, „wierci<br />
chwostek”, nie mogłem usiedzieć na<br />
miejscu. Ojciec zamiast lania za przewinienie,<br />
sadzał mnie na krześle i kazał<br />
się nie ruszać przez kilka minut – ta<br />
kara była najskuteczniejsza. Z wiekiem<br />
trochę wyhamowałem. Zamiast biegać<br />
– spaceruję, zanim się odezwę –<br />
sprawdzam, czy mam coś ważnego do<br />
powiedzenia, słucham ciszy, medytuję,<br />
wpatruję się w gwiazdy, sadzę drzewa<br />
i wącham kwiaty, głęboko oddycham<br />
i wzdycham, bawię się i śmieję jak<br />
dziecko.<br />
„Nasiąkałem sztuką i tworzyłem własny<br />
świat, ucząc się od największych<br />
mistrzów” – kto jest Pana najważniejszym<br />
mistrzem?<br />
Nad moim biurkiem w Santa Monica<br />
wiszą w ramkach mistrzowie, którzy<br />
odkryli we mnie Samsona zdolnego<br />
do zaduszenia lwa. Spoglądają na<br />
mnie z fotografii i przypominają, by<br />
nie spoczywać na laurach, mobilizują<br />
codziennie, by wspinać się na szczyt<br />
swoich możliwości. Każdy z nich pomógł<br />
mi w otwarciu nowej wewnętrznej<br />
przestrzeni prawdy. Słyszę ich myśli<br />
od szeptu do grzmotu: „Praca, praca,<br />
usilna, wytrwała, mozolna praca<br />
prowadzi do sukcesu… pozbawia lęku<br />
w rozmowie z wulkanem, w zderzeniu<br />
z okiem cyklonu”.<br />
Powiedział Pan: „Moje sny i marzenia<br />
są przyczyną mojej przyszłości” –<br />
o czym obecnie marzy Marek Probosz?<br />
„Bo nie jest światło, by pod korcem stało,<br />
Ani sól ziemi do przypraw kuchennych,<br />
Bo piękno na to jest, by zachwycało<br />
Do pracy – praca,<br />
by się zmartwychwstało…” – Norwid.<br />
Dopełnić przeznaczenia to wielkie<br />
szczęście. A kiedy człowiek jest szczęśliwy,<br />
to sobie tego pytania nie musi<br />
zadawać. [RC]<br />
ROZMAWIAŁ A<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
79
Foto: Tatiana Averina<br />
80<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
RELACJA Z ODDANIA WŁADZY<br />
najpierw przyszli barbarzyńcy<br />
którzy jak sądzimy<br />
działali w dobrej wierze<br />
Michał Kaczmarek<br />
bombardowanie sierocińców<br />
ostrzeliwanie cywilów<br />
miało uzasadnienie<br />
w postaci przerażenia<br />
potrzebnego do osiągnięcia celu<br />
strach kryjących się w schronach<br />
koczujących na stacjach metra<br />
gdy kończy się woda i słoiczki dla dzieci<br />
osłabia wroga prowadzi agresora<br />
nie odmówią logicznego rozumowania<br />
sędziowie trybunału<br />
zagraniczni obserwatorzy<br />
zwycięża pragmatyka<br />
triumfuje filozofia<br />
jak woda wlana do naczynia<br />
poddajemy się kształtowi zdarzeń<br />
pomagamy w montażu nadajników<br />
telewizji przekazującej rzetelne informacje<br />
przynosimy najeźdźcom pożywienie<br />
cerujemy ubrania<br />
gdy przez przypadek spojrzymy na ciało<br />
rozszarpanego w czasie prewencyjnych ostrzałów<br />
brzuch rozpruty przez kule<br />
otwarte płuca oderwane kończyny<br />
pojawia się uczucie<br />
niezgodne z wcześniejszymi założeniami<br />
zwracamy się do przywódców z prośbą o wsparcie<br />
bełkoczemy we łzach wybuchamy gniewem<br />
kto nam pomoże<br />
jeśli nie oni<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
81
Jak zostać szmatą<br />
Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak, Kamila Raczyńska-Chomyn<br />
Dziwki. Zdziry. Szmaty. Opowieści o slut-shamingu<br />
R o b e r t K n a p i k<br />
Patrycja Wonatowska: Marzy mi się taki świat,<br />
w którym pytanie: „Czy masz ochotę na seks?”<br />
będzie miało taką samą wagę jak: „Czy masz<br />
ochotę na kawę?”. Świat, w którym każda osoba<br />
ma prawo do wolności, także tej seksualnej,<br />
bez względu na to z kim, w jakiej konstelacji i czy<br />
w ogóle chce uprawiać seks. Świat, w którym<br />
żadna z odpowiedzi, które padną, nie sprowokuje<br />
ani oceny, ani agresji. Czy nie można po<br />
prostu dać sobie i innym ludziom prawa do przyjemności<br />
i podejmowania własnych wyborów?<br />
Z<br />
zewsząd docierają do nas komunikaty, slogany<br />
reklamowe, koncepty wizualne podszyte treścią<br />
seksualną lub wręcz wprost mówiące o seksie niekoniecznie<br />
jako intymnym zbliżeniu z poszanowaniem<br />
godności ludzkiej, ale bardziej jako o sportowych wyczynach,<br />
gdzie liczą się wyniki, liczba partnerów czy bycie<br />
cały czas w gotowości do rozpoczęcia współżycia. Dożyliśmy<br />
takiej sytuacji, że owa seksualność staje się często<br />
towarem przetargowym, można ją obrócić w żart, zrobić<br />
karierę przez łóżko. Wizerunki kobiet, ale również mężczyzn<br />
w bezpruderyjnych pozach towarzyszą już właściwie<br />
każdej branży. To najlepiej się sprzedaje, więc tak zachęca<br />
się potencjalnych kupujących. Z jednej strony nie<br />
mamy się tej seksualności wstydzić. Seks ma być wyzwalający.<br />
W spamie znalazłem maile zatytułowane: „Seks<br />
po czterdziestce”, „Jak zwiększyć intensywność doznań”,<br />
„Sposoby na zwiększenie libido”. Poleceń, dobrych rad<br />
jest całe mnóstwo. Tylko zastanawiam się, jak się w tym<br />
odnaleźć. Nadawcy wiadomości przyjmują, że po prostu<br />
ma się partnera (partnerkę) lub partnerów. A rzeczywistość<br />
wygląda w ten sposób, że nie każdy wygląda jak<br />
wysportowany typ z reklamy. Media stwarzają fałszywy<br />
obraz rzeczywistości, gdzie króluje powab i smukłość,<br />
a ludzi ułomnych po prostu nie ma.<br />
Niedawno zauważyłem, że w telewizji pojawiły się spoty<br />
Fundacji SEXEDPL pod wspólnym szyldem "Wszyscy jesteśmy<br />
seksualni". W jednym z nich występuje pływaczka,<br />
medalistka mistrzostw świata i Europy, paraolimpijka<br />
Karolina Hamer, na co dzień poruszająca się na wózku,<br />
która akcentuje fakt, iż w seksie ważna jest świadoma<br />
zgoda, konsensualność. Tak, osoby z niepełnosprawnościami<br />
również są seksualne. Niestety w związku z tym,<br />
iż kult konsumpcjonizmu wyżej stawia powierzchowność<br />
i sztuczność, nie każdy ma możliwość realizowania swo-<br />
82<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
ich potrzeb seksualnych. Dodajmy, realizowania w poszanowaniu<br />
i obopólnej zgodzie. Trenerka, coach, psycholog<br />
zachęcają – uprawiaj seks, samo zdrowie, uwalniają<br />
się endorfiny. Intencje zapewne są dobre, ale ten rodzaj<br />
mentoringu może wprawić w zakłopotanie. Jeśli ktoś<br />
ma partnera (partnerkę), to świetnie. Są jednak i tacy,<br />
którzy nie mają i nie jest to być może ich wina, że żyją<br />
w seksualnym poście. Własnej cielesności, seksualności<br />
nie należy się wstydzić, ale też – o czym za chwilę więcej<br />
– nie należy zawstydzać nią innych. Zadatkiem do<br />
snucia plotek dla otoczenia może być zarówno zbyt duża<br />
aktywność seksualna, jak i zbyt mała. Bierze się to najczęściej<br />
z patriarchalnej kultury gwałtu. Krótko mówiąc,<br />
kobieta swym ubiorem, zachowaniem sama prosi się<br />
o gwałt. Sama chciała. Sama jest sobie winna.<br />
Czy można zawstydzić ludzi ich seksualnością i czemu<br />
w rezultacie to zawstydzanie ma służyć? Na te pytania<br />
starają się odpowiedzieć wspólnie z rozmówczyniami<br />
(i jednym rozmówcą) Paulina Klepacz, Aleksandra Nowak<br />
oraz Kamila Raczyńska-Chomyn w publikacji Dziwki.<br />
Zdziry. Szmaty. Opowieści o slut-shamingu. Trzeba<br />
zwrócić uwagę na budujące zaangażowanie autorek<br />
w zrozumienie i pomoc w przyswojeniu czytelnikom trudnych<br />
społecznie kwestii. Samo pojęcie „slut-shaming”<br />
(ang. slut – szmata, shaming – zawstydzanie) nie ma niestety<br />
polskiego odpowiednika, zresztą podobnie jak inne<br />
zjawiska, na przykład „victim-blaming” (obwinianie ofiary)<br />
czy „revenge porn” (porno zemsta). O czym to świadczy?<br />
Ten rodzaj narracji nie przebił się jeszcze do polskiej<br />
świadomości. Patriarchat kwitnie. To kobiety, ofiary gwałtów,<br />
przemocy seksualnej muszą się tłumaczyć. Sprawcy<br />
pozostają bezkarni. Bezsilność w działaniach, aby dosięgła<br />
ich ręka sprawiedliwości, kończy się zazwyczaj jeszcze<br />
większym poczuciem winy i wstydu u ofiar. Victim-<br />
-blaming to właśnie nic innego jak wtórna wiktymizacja,<br />
kiedy to poszkodowana (poszkodowany) musi się tłumaczyć<br />
po raz kolejny i kolejny przed służbami czy na sali<br />
sądowej. W jednej z rozmów zostaje przytoczony przykład,<br />
kiedy to funkcjonariusze w czasie śledztwa zwrócili<br />
uwagę na fakt, iż ofiara gwałtu miała na sobie koronkowe<br />
majtki. W ich rozumieniu ma być to zaproszenie do gwałtu.<br />
Kobieta kusicielka, niczym biblijna Ewa, sprowadza<br />
mężczyznę na złą drogę. To mężczyzna musi usilnie walczyć<br />
ze swoją chucią i pożądaniem, jego wysiłek jest tutaj<br />
na pierwszym miejscu. Właśnie na tym założeniu opiera<br />
się patriarchalna kultura gwałtu. Kobieta ma się kontrolować<br />
– co jest często przytaczane w książce – ma się również<br />
„szanować”. Kontrola dotyczy sposobu ubierania się,<br />
nie może być ono nazbyt wyzywające. Społeczna kontrola<br />
kobiet to również zarządzanie płodnością, w publikacji<br />
jest mowa o tym, jak ważny w dzisiejszym świecie jest<br />
powszechny dostęp do aborcji. Warto tu wspomnieć<br />
o sprawie, w której kobieta za pomoc innej kobiecie
w dokonaniu aborcji została skazana na osiem miesięcy<br />
prac społecznych. O tym niedorzecznym wyroku informowały<br />
również światowe media. W patriarchalnym świecie<br />
kobieta jest po prostu żywym inkubatorem, nie ma możliwości<br />
decydowania o własnym ciele. Ojciec dziecka może<br />
się nie interesować, być nieobecny w jego życiu, zalegać<br />
w płaceniu alimentów, ale to wszak kobieta jest obarczona<br />
całą odpowiedzialnością za współżycie. I jak wspomniałem<br />
wcześniej, nie ma nawet możliwości decydowania o tym,<br />
czy chce urodzić dziecko. Kwestię tzw. moralności i takiego,<br />
a nie innego prowadzenia się kobiety pozostawiam samej<br />
zainteresowanej. Sytuacja wygląda tak, że w patriarchalnej<br />
kulturze gwałtu narzędziem kontroli jest plotka, obmawianie<br />
i właśnie zawstydzanie, a nawet więcej, upokarzanie.<br />
Jest to zwyczajnie mowa nienawiści, rodzaj przemocy. Łatwo<br />
tutaj zademonstrować, jak przykładowa sytuacja zawstydzania<br />
może wyglądać. Kobieta w czyichś oczach ubiera<br />
się jak dziwka, zbyt „wyzywająco” (cokolwiek miałoby to<br />
znaczyć), no i spotyka ją kara w postaci gwałtu. „Należało<br />
się jej”, „Sama chciała”, „Prosiła się, prowokowała”. Nie potrafię<br />
zrozumieć, jak można osądzać innych i jeszcze przy<br />
okazji przyklaskiwać takiemu wymierzaniu sprawiedliwości.<br />
A co jest w tym wypadku najsmutniejsze to fakt, że najbardziej<br />
zagorzałymi strażniczkami patriarchatu są kobiety<br />
(matki, teściowe). Autorki nie raz podkreślają, że w intencjach<br />
leży zapewne dobro kobiet, tzn. ich „ochrona” przed<br />
potencjalnym gwałtem, ale jak dobrze wiemy, intencjami<br />
jest całe piekło wybrukowane. Tak dobrze chcę, a ty nie<br />
potrafisz być wdzięczna (wdzięczny). Kontrola równa się<br />
tutaj manipulacji. Zarówno dla strażników patriarchatu, jak<br />
i oprawców sytuacja jest co najmniej korzystna. Kobieta<br />
jest w ryzach, musi się pilnować, ewentualnie można ją<br />
jeszcze trochę porazić poczuciem winy i wstydu. Ma być<br />
uległa i potulna. O wychowaniu ku uległości i kobiecym<br />
przystosowaniu śpiewa chociażby Ava Max w utworze My<br />
Way czy Katarzyna Nosowska w piosence Do czasu. Kobieta<br />
ma się wygodnie ułożyć w roli ofiary, zwabia mężczyzn<br />
z samego faktu, że jest po prostu łatwą zdobyczą. <strong>22</strong>-letnia<br />
Sylwia z okolic Legnicy po siedmiu latach milczenia oskarżyła<br />
o gwałt trenerów łucznictwa. Za jej przykładem poszły<br />
też inne poszkodowane. I jak to przystało w patriarchalnym<br />
świecie, to ona, ofiara przemocy, musi się tłumaczyć.<br />
A trenerzy łucznictwa występują w telewizji z zamazanymi<br />
twarzami, niespecjalnie nawet przejęci całą sytuacją.<br />
Cała sprawa jest bardzo wyrazistym przykładem slut-shamingu,<br />
bowiem to Sylwii dotyka ostracyzm społeczny,<br />
w sieci padają oskarżenia, że jak to, po tylu latach dopiero<br />
jej się przypomniało. A może sama chciała? Przemoc przechodzi<br />
tutaj gwałtownie w żart i kpinę. A tak w ogóle, jak<br />
ona śmiała, przecież ci trenerzy robią karierę, mają rodziny.<br />
A może chce się wybić na tle tej afery. Swoją drogą, już samo<br />
słowo „afera” kieruje całą sprawę w stronę skandalu i sensacji.<br />
A przemoc to nie skandal ani sensacja. To cierpienie.<br />
P. Klepacz, A. Nowak, K. Raczyńska-Chomyn, Dziwki, zdziry, szmaty.<br />
Opowieści o slut-shamingu, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2021.<br />
Opowieści o slut-shamingu otworzyły puszkę Pandory.<br />
Czytając kolejne rozmowy, da się odczuć ferment, nową<br />
perspektywę, próby nazwania zjawisk do tej pory nieobecnych<br />
w języku, nakreślić ich ramy, występowanie.<br />
Oprócz samego slut-shamingu (zawstydzania poprzez<br />
seksualność) pojawiają się w tekstach nieznane pewnie<br />
bliżej określenia dotyczące sfery seksualnej, chociażby<br />
„vanilla-shaming” czy „kink-shaming” – dotyczą one bardziej<br />
wyrafinowanych praktyk seksualnych. W polskim<br />
zaścianku nie mówi się o tym, przynajmniej nie mówi<br />
się bez zawstydzenia czy zażenowania. Jeśli w debacie<br />
rozpoczniemy dyskurs o tym, jak postrzegamy seksualność,<br />
co nas zawstydza, krępuje, jak się z tym czujemy, to<br />
w efekcie zmniejszy się presja patriarchalnej kontroli. Jak<br />
wspomniałem, wstyd to jej narzędzie, można nim manipulować<br />
do woli i osiągać przy tym zamierzone cele.<br />
Nie da się zawstydzić kobiety jej seksualnością, jeżeli ona<br />
sama się jej nie wstydzi – tak jest zatytułowana jedna<br />
z rozmów. Zresztą manipulowanie wstydem występuje<br />
właściwie w każdym rodzaju przemocy. Ilustracją do<br />
tego mogą być słowa partnera, który mówi do partnerki:<br />
„Spójrz na siebie, wyglądasz jak szmata” – w podtekście<br />
nie dbasz o siebie, mam prawo, żeby ciebie poniżać, nie<br />
jesteś dla mnie człowiekiem. Najpierw następuje uprzedmiotowienie,<br />
reifikacja, etykietowanie. Kobieta „szmata”<br />
nie ma już godności. Dochodzi do przemocy, bo przecież<br />
gwałci się już nieludzką istotę. Podobny sposób działania<br />
obowiązuje przy zwierzętach, które zabija się dla mięsa,<br />
futra, przy testowaniu kosmetyków, w badaniach laboratoryjnych<br />
itp. Świnia to nie tylko nieczłowiek, ale zwyczajne<br />
wyzwisko, którego używa się po to, aby kogoś upokorzyć.<br />
Mięsożercy łatwiej jest przełknąć fakt, że zjada nie<br />
pełnowartościowe zwierzę, ale rzecz niegodną dobrego<br />
traktowania.<br />
Cała dyskusja dotycząca slut-shamingu zapewne nie zyskałaby<br />
takiego rozpędu, gdyby nie słowa pewnego oficera<br />
policji z Toronto, Michaela Sanguinettiego, który<br />
stwierdził, że jeśli kobiety nie chcą być zgwałcone, nie<br />
powinny ubierać się jak puszczalskie. Czara goryczy się<br />
przelała, w 2011 roku w Toronto miał miejsce pierwszy<br />
Marsz Szmat (SlutWalk). Tego rodzaju manifestacje odbywają<br />
się również w Polsce, pierwsza – w 2013 roku.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
83
DZIWKI, ZDZIRY, SZMATY<br />
Celem protestów jest zwrócenie uwagi na nieskrępowaną<br />
swobodę seksualną, możliwość wyrażania się w sferze<br />
seksualnej czy zwyczajnie w kwestii ubioru. W książce<br />
historia slut-shamingu jest naszkicowana również nieco<br />
anegdotycznie, jednak to właśnie Marsz Szmat, całkiem<br />
niedawna inicjatywa, jest wydarzeniem przełomowym.<br />
Sama charakterystyka zjawiska, próba oderwania się od<br />
patriarchalnej nomenklatury pokazuje jasno, że droga<br />
do równouprawnienia jest jeszcze daleka. Trzeba całkowicie<br />
przedefiniować chore standardy piękna, konkursy<br />
piękności, które miast pomagać w rozwoju, zostawiają kobiety<br />
z mnóstwem kompleksów. Ekspresja w sferze ciała<br />
i seksualności to również wołanie o edukację seksualną<br />
z prawdziwego zdarzenia, bynajmniej nie po to, aby siać<br />
zgorszenie, ale zwyczajnie by być świadomym zagrożeń<br />
i móc przygotować się do konstruktywnej rozmowy<br />
o sprawach intymnych.<br />
Niezaprzeczalnym faktem jest to, iż wszyscy jesteśmy seksualni,<br />
mamy związane z tym potrzeby. Sfera seksualna,<br />
a szczególnie dotyczące jej deficyty wpływają na pozostałe<br />
sfery życia. Przykro, że edukacja seksualna pod nazwą<br />
„wychowanie do życia w rodzinie” to jeden wielki żart.<br />
Młodzi ludzie czerpią informacje z sieci, spotykając tam<br />
sporo przeinaczeń i nieprawdy. Patriarchalny monolit powoli<br />
zaczyna pękać. Kobiety w Iranie zdejmują hidżaby,<br />
jednak grożą im za to poważne represje. Co prawda to<br />
mały krok, ale w tak autorytarnych środowiskach, gdzie<br />
kobieca niezależność jest piętnowana, to bardzo wymowny<br />
przekaz. Widać tutaj też obraz kobiecej solidarności<br />
(współdziałanie zamiast rywalizacji), z powodzeniem<br />
wykorzystywany w reklamach, kampaniach społecznych.<br />
O siostrzeństwie, wierze w kobiecą moc mówi też Natalia<br />
de Barbaro w Czułej przewodniczce, o której z pewnością<br />
nie omieszkam napisać innym razem kilku słów.<br />
Cieszę się, jestem wdzięczny autorkom za to, że ujawniły<br />
tę górę lodową przeciwności związaną z ujawnianiem się<br />
kobiecej seksualności. Opowieści o slut-shamingu to zbiór<br />
wywiadów z działaczkami, aktywistkami, niestety w dużej<br />
mierze feministycznymi. Brakuje tutaj innej perspektywy.<br />
Jest wywiad z mężczyzną, ale w ogólnym obrazie nie za<br />
wiele to zmienia. Na początku byłem wprost urzeczony<br />
erudycją, zaangażowaniem i wiedzą autorek. Nie zawsze<br />
spotyka się bowiem interlokutorów (w tym przypadku<br />
interolokutorki), którzy są tak zafascynowani tematem.<br />
Kolejne zadawane pytania nie są jedynie wyświechtanym<br />
odpytywaniem, a raczej dociekaniem istoty problemu, zauważeniem<br />
istotnych odstępstw i odmienności. W szczególności<br />
polecam rozmowę z Agatą Araszkiewicz, która<br />
pokazuje slut-shaming w perspektywie humanistycznej –<br />
to swoista podróż poprzez wieki. Problemem jest jednak<br />
to, że w spisie treści nie ma podanych konkretnych rozmówczyń,<br />
co w dużej mierze utrudnia późniejsze korzystanie<br />
z książki. Same rozmowy nierzadko naszpikowane<br />
są specjalistycznym słownictwem, dla niezorientowanych<br />
może stanowić to pewną trudność. Jednak, uwaga, na<br />
końcu książki jest słowniczek – wyśmienite rozwiązanie.<br />
Autorki tłumaczą również w przypisach trudne pojęcia,<br />
na przykład „mansplaining”, polski odpowiednik to<br />
„panjaśnienie”, a dotyczy to sytuacji, w których mężczyźni<br />
objaśniają kobietom świat – w podtekście kobiety<br />
nie są dość inteligentne, rozumne i tak dalej.<br />
Z przykrością stwierdzam, że rozmów w książce jest<br />
stanowczo za dużo, doświadczyłem przesytu. Brakuje<br />
redakcji i selekcji – wątki w kolejnych rozmowach się<br />
powtarzają, odnosi się wrażenie, że czyta się wciąż to<br />
samo o tym, jak kobiety doświadczają slut-shamingu,<br />
dlaczego to zjawisko nie jest widoczne, jak to zmienić.<br />
Zmieniają się tylko osoby odpowiadające. Części teoretyczne<br />
są umieszczone w środku publikacji (sic!). Lepiej,<br />
gdyby były na początku. A już kompletnie nie rozumiem<br />
dodatku Sekstorie, gdzie kobiety opowiadają o swoich<br />
przygodach seksualnych – chyba ma być to jakaś wspólna<br />
narracja o wyzwalającej sile seksu. Wielokrotnie<br />
pojawia się nawiązanie do podziału na święte i dziwki<br />
zakorzenionego w polskiej kulturze. No i jeśli kobiety<br />
odzyskują to pejoratywne określenie „dziwki” i przejmują<br />
broń, to wszelakie epitety będą dla nich mniej bolesne.<br />
Jak się okazuje, takie wyzwiska można odzyskać<br />
i obudować wokół nich własną narrację – analogia do<br />
Marszu Szmat. Dla wyznawców patriarchatu kobieta<br />
zawsze będzie miała za dużo lub za mało partnerów –<br />
w podtekście jesteś albo świętą, albo dziwką. Autorki<br />
i rozmówczynie starają się pokazać nieskrępowaną seksualną<br />
wolność, natomiast, co z tymi, które nie mają<br />
partnerów albo mają ich za mało. O tych kobietach<br />
w książce mówi się zdawkowo. Co z osobami demiseksualnymi,<br />
dla których sfera intymna łączy się również<br />
z więzami emocjonalnymi? Autorki przekonują, że nie<br />
trzeba się przywiązywać, relacja romantyczna nie jest<br />
istotna, a to przecież tylko jedna ze stron medalu. Zabrakło<br />
mi tej drugiej. Wreszcie, co jest bardzo irytujące,<br />
ciągłe zawężanie tematu, rozmawiamy, omawiamy, ale<br />
trzymajmy się slut-shamingu. A sam największą radość<br />
czerpię właśnie z tych odstępstw od tematu, bo przecież<br />
zawstydzanie nie dotyczy jedynie seksualności. Zawstydza<br />
się osoby homoseksualne, chore psychicznie,<br />
niepełnosprawne. Zawstydza się w końcu osoby doznające<br />
jakiejkolwiek, nie tylko seksualnej przemocy („coś<br />
jej się przywidziało, histeryczka”). Przyczyną takiego<br />
stanu rzeczy jest brak edukacji oraz nieudolne działanie<br />
służb, policji, sądów, pomocy społecznej. Slut-shaming<br />
jest tutaj częścią większej całości, o tym zapomniano.<br />
[RK]<br />
84<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Obraz: Małgorzata Borsukiewicz<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
85
86<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
RIJKSMUSEUM<br />
vermeer<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
87
Odkrywanie<br />
Vermeera<br />
beata anna symołon<br />
Nie chciałam pisać o vermeeromanii,<br />
a jednak piszę. Jest to<br />
bowiem pewne uproszczenie,<br />
w dodatku domagające się uzasadnienia,<br />
które niełatwo przedstawić – choć<br />
przecież można znaleźć wiele diagnoz<br />
dotyczących przyczyn zaciekawienia<br />
zarówno malarstwem Vermeera, jak<br />
i nim samym oraz jego rodziną. Pojęcie<br />
vermeeromanii nie ma dla mnie negatywnych<br />
konotacji, wręcz przeciwnie –<br />
fascynacji Vermeerem, niegasnącej po<br />
dziś dzień, uległam dawno temu. Mam<br />
świadomość, że dzięki temu narastającemu<br />
zainteresowaniu spuścizną malarza<br />
i prowadzonym badanom naukowym<br />
dokonywane są odkrycia, które<br />
przybliżają i pozwalają lepiej zrozumieć<br />
twórczość mistrza z Delft nie tylko specjalistom,<br />
lecz także laikom.<br />
Bilety na amsterdamską wystawę wyprzedały<br />
się na długo przed jej otwarciem.<br />
Gdy ogłoszono dodatkowe godziny<br />
zwiedzania (w czwartki, piątki<br />
i soboty do <strong>22</strong>.00), rozpoczęło się międzynarodowe<br />
polowanie. Ożywił się też<br />
czarny rynek. Takie wystawy jak ta poszerzają<br />
znaczenie pojęcia blockbuster<br />
o przebój muzealny. A to już przecież<br />
kultura wysoka!<br />
88<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Amsterdamskie wydarzenie jest największą<br />
– jak dotąd – wystawą dzieł<br />
Vermeera. Dwie wystawy w Waszyngtonie<br />
i Hadze w latach 1995 i 1996,<br />
na których zaprezentowanych zostało<br />
21 obrazów, z dzisiejszej perspektywy<br />
można nazwać uwerturą do roku 20<strong>23</strong>.<br />
Teraz zgromadzono 28 (27 + jeden + jedno<br />
wytłumaczenie) obrazów sprowadzonych<br />
z Europy, USA i Japonii. Wiele<br />
spośród nich powróciło po raz pierwszy<br />
do holenderskiego domu po ponad 200<br />
latach peregrynacji. Najlepszym wprowadzeniem<br />
do wystawy jest około półtoragodzinny<br />
film dokumentalny Vermeer.<br />
Blisko mistrza. Jego narratorami<br />
są jej twórcy, którym kamera towarzyszy<br />
od początku przygotowań w różnych<br />
miejscach Europy i USA. Ten dokument<br />
zmontowany z poczuciem humoru<br />
oraz dystansem, ale i napięciem,<br />
chwilami pełnymi emocji, a nawet silnymi<br />
wzruszeniami, można zobaczyć<br />
obok albo zamiast wystawy. Wielbicieli<br />
Vermeera zainteresować mogą poruszane<br />
problemy, które zmieniają dotychczasową<br />
wiedzę na<br />
temat obrazów twórcy<br />
Widoku Delft. Jednym<br />
z narratorów filmu jest<br />
kurator wystawy Georg<br />
J. M. Webber.<br />
LICZBA OBRAZÓW.<br />
Vermeer namalował<br />
jakieś 45, może 50.<br />
Znanych jest obecnie<br />
około 35. Do Amsterdamu<br />
dotarły te,<br />
które zgodzono się wypożyczyć. Nie<br />
wszystkie do końca trwania wystawy<br />
– Dziewczyna z perłą wróciła do<br />
haskiego muzeum Mauritshuis już na<br />
początku kwietnia. W czasie przygotowań<br />
– w wyniku badań promieniami<br />
Roentgena i analiz porównawczych –<br />
zakwestionowano autentyczność<br />
Dziewczyny z fletem. Dostrzeżono<br />
m.in.: zbyt wiele zieleni tworzącej przesadnie<br />
cienie na szyi, powtórzone – bez<br />
wprowadzenia nowej interpretacji, jak<br />
to zawsze czynił mistrz – motywy (np.<br />
Mistrz kreuje wizerunek kobiet<br />
zamożnych, ubranych w jedwabie,<br />
sobolowe futra, perły<br />
rozchylone wilgotne wargi), nietypowe<br />
dla Vermeera ukazanie twarzy w półcieniu,<br />
uproszczenie postaci, przypadkowość<br />
chińskiego kapelusza… Jednakże<br />
dyrektor zbiorów malarskich<br />
Rijksmuseum, kurator oraz inni pracownicy<br />
amsterdamskiej placówki,<br />
nie do końca byli przekonani o tym, że<br />
do Europy przywieziony zostanie nie-<br />
-Vermeer. Mimo zawirowań amsterdamska<br />
prezentacja jest największą<br />
wystawą mistrza z Delft! Tylu obrazów<br />
Vermeera nie zgromadził jego największy<br />
mecenas Pieter Claeszoonvan<br />
Ruijven, nawet on sam nie miał ich tylu<br />
jednocześnie w swojej pracowni.<br />
ODMIENNOŚĆ. Badania potwierdziły<br />
natomiast autentyczność płótna,<br />
na którym namalowana została Kobie-<br />
ta przy wirginale – jedyny obraz znajdujący<br />
się obecnie w rękach prywatnych.<br />
Namalowany został na płótnie pochodzącym<br />
z tej samej beli co Koronczarka.<br />
Wątpliwości – ciągle nierozwiązane<br />
– budzi natomiast namalowany<br />
w sposób zbyt uproszczony żółty szal<br />
dziewczyny. W 1979 roku badaniom<br />
promieniami Roentgena poddano<br />
Dziewczynę czytającą list przy otwartym<br />
oknie, eksponowaną w Galerii Drezdeńskiej,<br />
i odkryto postać Kupidyna, namalowanego<br />
przez samego Vermeera,<br />
zaś w 2018 roku dyrekcja muzeum podjęła<br />
decyzję o renowacji obrazu i odsłonięciu<br />
tego elementu, czemu towarzyszył<br />
szmer wielbicieli holenderskiego<br />
mistrza. Na Dziewczynę czytającą list<br />
przy otwartym oknie nie tylko patrzymy<br />
jak na inny obraz, bowiem amorek<br />
z kołczanem i strzałami wypełnia prawie<br />
całą pustą dotąd ścianę, ale również<br />
interpretujemy go inaczej – jego<br />
obecność może mieć znaczenie w kontekście<br />
treści listu. Kupidyn – obecny<br />
także na innych pracach prezentowanych<br />
na wystawie – gwarantuje miłość<br />
wierną. Promienie ujawniły również<br />
domalowaną w okresie późniejszym<br />
klatkę na ptaki w Przerwanej lekcji<br />
muzyki i zamalowane przez Vermeera<br />
na obrazie Pijana dziewczyna śpiąca<br />
przy stole figury mężczyzny i psa…
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
89
Odkryły wielowarstwowość i niejednolitość<br />
kolorystyczną tła, przesunięcia<br />
przedmiotów w przestrzeni i postacie,<br />
wskazały na drobinki farby, które widziane<br />
z oddalenia, powodują ich świetlistość…<br />
Pokazały, jak przy pomocy<br />
zieleni mistrz tworzył delikatne cienie<br />
pod oczami i na szyjach malowanych<br />
osób. Niektóre z rentgenowskich zdjęć<br />
zostały opisane i zaprezentowane na<br />
wystawie. Interesującym doświadczeniem<br />
jest potwierdzenie i pokazanie<br />
działania camery obscury w portretowaniu<br />
twarzy. W bliskim sąsiedztwie<br />
domu Vermeerów znajdował się klasztor<br />
oo. jezuitów, w których posiadaniu<br />
była camera obscura właśnie. Malujący<br />
bracia korzystali z niej i zachowały<br />
się portrety z tego okresu, wykonane<br />
na cienkim pergaminie. Analizy<br />
porównawcze wykazały, że mistrz<br />
z Delft pracując nad rozmytymi konturami<br />
twarzy, cieniowaniami czy oczami<br />
malowanymi przy użyciu koloru, a nie<br />
kreski, wspomagał się pośrednictwem<br />
tego urządzenia. Po amsterdamskiej<br />
wystawie należy przeglądać albumy<br />
obrazów Vermeera z ostrożnością i dodatkową<br />
wiedzą. Odkrywca „van der<br />
Meera” Étienne Joseph Théofile Thoré<br />
„zagarniał” najciekawsze prace holenderskich<br />
XVII-wiecznych mistrzów<br />
i przypisywał je Vermeerowi dochodząc<br />
do liczby 66. Obecnie można<br />
odrzucić około 30 z nich – niemniej<br />
ostrożnie.<br />
90<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Kobieta ważąca perły<br />
UKŁAD. Georg J. M. Webber swoją<br />
pożegnalną wystawę w Rijksmuseum<br />
planował niezwykle precyzyjnie. Tworzył<br />
ze zdjęć kolaż marzeń. Zmieniający<br />
się dynamicznie. Ale najważniejsza<br />
była praca wewnętrzna: pisanie tekstów<br />
do obszernego wielojęzycznego<br />
katalogu (współautorstwo), tworzenie<br />
własnej (już trzeciej) książki o Vermeerze<br />
zatytułowanej Wiara, światło<br />
i refleksje, przygotowywanie opowieści<br />
i rozmieszczenia obrazów w poszczególnych<br />
salach muzealnych… Staranność<br />
przygotowań była odczuwana od<br />
chwili zakupu biletów, sprzedawanych<br />
na wejścia zaplanowane co 15 minut.<br />
Potem: opaski „vermeerowskie”;<br />
niebieski szlak na posadzce prowadzący<br />
do wystawy; barierki pozwalające<br />
zbliżyć się na tyle blisko, by móc<br />
dojrzeć szczegóły, ale nie za blisko.<br />
Po vermeerowskich salach wędrowało<br />
jednocześnie tyle osób, by sobie<br />
nie przeszkadzały, a każda – w pochodzie<br />
– miała swoją chwilę na przyjrzenie<br />
się Mleczarce, Koronczarce, Dziewczynie<br />
czytającej list… I to się udawało!<br />
Ale to wynik nie tylko liczb i precyzji,<br />
lecz również poczucia uczestnictwa<br />
w czymś niezwykłym, brania udziału<br />
w niepowtarzalnym święcie, które<br />
drugi raz w naszym życiu może się nie<br />
powtórzyć. Każda z sal miała swój temat<br />
przewodni. Mistrz z Delft bardzo<br />
ułatwił badaczom i entuzjastom taki<br />
podział, bowiem poruszał się w wąskim<br />
kręgu domu, jego mieszkańców, gości<br />
i najbliższego otoczenia. W podobnych<br />
tematach. I wśród znajomych przedmiotów.<br />
Toaleta Diany<br />
Kobieta przy wirginale<br />
Dziewczyna czytająca list przy otwartym oknie<br />
DZIEWCZYNA Z PERŁĄ<br />
Koronczarka<br />
Alegoria malarstwa<br />
Dlatego właśnie Widok Delft i Uliczka<br />
witają amsterdamskich gości… w kolejności<br />
odwrotnej. Najpierw to, co bliskie<br />
– widok z domu na ulicę. A potem<br />
miasto, w którym malarz spędził całe<br />
życie. Obrazy wprowadzają spokój,<br />
zachwyt i kontemplację każdego namalowanego<br />
fragmentu, takiego jak<br />
choćby żółta ściana z Widoku…, której<br />
Marcel Proust poświęcił fragment opisujący<br />
chwilę przed śmiercią Bergotte’a<br />
w Uwięzionej, 5. tomie W poszukiwaniu<br />
straconego czasu, albo czerwona<br />
okiennica domu, która zamyka całą<br />
kompozycję. Widok…, celowo niedokładny<br />
w proporcjach budynków, „[…]<br />
jest prawdopodobnie najbardziej niezapomnianą<br />
wedutą w sztuce zachodniej”<br />
(M. Westermann).<br />
Znając miasto, można przejść do portretów<br />
grupowych Vermeera, które<br />
należą do rzadkich oraz do malarstwa<br />
religijnego. Te ostatnie były najchętniej<br />
fałszowane (np. przez najsłynniejszego<br />
z fałszerzy Hana van Meegerena, właściwie<br />
Henricusa Anthoniusa van Meegerena).<br />
Młody Johannes, wstępując<br />
w związek małżeński z Cathariną Bolnes,<br />
z protestantyzmu przeszedł na katolicyzm.<br />
To nietypowa zmiana. Odkrył<br />
wówczas na użytek malarstwa religijne
obrazy i tematy, obrazy świętych… Tym<br />
odkryciom zawdzięczamy Świętą Praksedę<br />
– męczennicę z początków chrześcijaństwa.<br />
Zaczynam od niej, bowiem to mój<br />
pierwszy – zobaczony na żywo – Vermeer.<br />
Ekscytacji, która towarzyszyła wawelskiej<br />
prezentacji zaraz po zakupieniu dzieła<br />
przez Barbarę Piasecką Johnson, nic już<br />
nie powtórzy. Obraz jest obecnie w posiadaniu<br />
konsorcjum z Tokio. Dalej Chrystus<br />
w domu Marii i Marty (Jezus zaskakującym<br />
gestem wskazuje na Martę, bliższą<br />
protestanckiemu rozumieniu wartości<br />
pracy), wreszcie krwawa bogini łowów –<br />
Toaleta Diany… I drezdeńska Kuplerka, od<br />
której malarz zaczyna tworzyć techniką<br />
mieszaną (z dodatkiem jaj do farb olejnych).<br />
Po lewej stronie obrazu stoi młody<br />
mężczyzna ubrany w czarny surdut z dużym<br />
białym haftowanym kołnierzem. Ma<br />
kręcone długie włosy i kapelusz. Prawdopodobnie<br />
to jedyny autoportret Vermeera.<br />
Ale tylko prawdopodobnie. (Odbicie<br />
lustrzane w Lekcji muzyki czy plecy malarza<br />
na nieobecnej Alegorii malarstwa – to<br />
już inne opowieści). Tematy związane ze<br />
stręczycielkami były obecne na obrazach<br />
holenderskich XVII wieku. Dzieła takie<br />
znajdowały się także w domu w Delftach,<br />
bowiem Vermeer był nie tylko malarzem,<br />
lecz także marszandem.<br />
Osobne miejsca wyznaczono drezdeńskiej<br />
Dziewczynie czytającej list – obrazowi<br />
w dominującej oliwkowej zieleni<br />
Widok z Delft<br />
Święta Prakseda<br />
Alegoria wiary<br />
Kobieta z wagą<br />
Mleczarka<br />
oraz Mleczarce. Studia ciszy, skupienia,<br />
światła… Pewności, że tak będzie już<br />
zawsze. Po tym wyciszeniu – następują<br />
sceny z udziałem kobiety i mężczyzny,<br />
z winem, listem, nie-vermeerowską<br />
klatką na ptaki… Na tym etapie można<br />
dostrzec przedmioty: krzesła tapicerowane<br />
skórą z lwimi główkami, kobierce,<br />
zasłony, mapy, obrazy, szkatułki,<br />
które wędrują z jednej do drugiej kompozycji.<br />
Umieszczone w innym miejscu,<br />
opowiadające już różne historie, rzucające<br />
inne cienie… I okno umieszczone<br />
po lewej stronie obrazu. Okno dające<br />
tajemnicze światło. Najbardziej rozpoznawalny<br />
punkt Vermeerowskich kompozycji,<br />
którego kwintesencję stanowi<br />
obraz Pisząca list.<br />
Do obrazów dwóch uczonych<br />
(Vermeer często tworzył parami)<br />
– Astronoma i Geografa – pozował<br />
ten sam młody mężczyzna.<br />
Skupiony na poszukiwaniach dróg<br />
do Nowego Świata. Niezwykłym<br />
doświadczeniem jest analiza cykli<br />
obrazów kobiet z listami – pisanymi,<br />
czytanymi i właśnie doręczanymi.<br />
Każdy to inny czas, inne emocje,<br />
wyczulające na to, co nastąpi<br />
po otwarciu czy wysłaniu<br />
listu... Mistrz kreuje wizerunek<br />
kobiet zamożnych,<br />
ubranych w jedwabie, sobolowe<br />
futra, perły (które<br />
nie zawsze jednak perłami<br />
były)… Kobiet mających<br />
wpływ na przyszłość swoją<br />
i rodziny.<br />
Portrety kobiet w kapeluszach.<br />
Znowu dwa. Nowojorskie.<br />
W czerwonym<br />
kapeluszu i chińskim (autorstwo<br />
tego obrazu opatrzone<br />
zostało znakiem zapytania).<br />
Dalej Dziewczyna<br />
z perłą, którą można było<br />
oglądać w Amsterdamie<br />
tylko do końca marca. Nie<br />
służąca, nie córka, a najprawdopodobniej<br />
studium twarzy (tronies),<br />
niejedno w dorobku mistrza. Do<br />
niewielkich kobiecych portretów<br />
Uliczka<br />
DZIEWCZYNA Z FLETEM<br />
Kobieta w błękitnej sukni<br />
Astronom i Geograf<br />
Kuplerka<br />
zaliczyć można paryską Koronczarkę<br />
i amerykańską Kobietę przy wirginale.<br />
Obie, jak wspominałam, namalowane<br />
na tej samej beli płótna. Na amsterdamskiej<br />
wystawie dzieliła je niewielka odległość.<br />
Spotkanie bardzo bliskie… Pierwsza<br />
w skupieniu przeplata na niebieskim<br />
płótnie delikatne nitki. Druga trzyma<br />
ręce na klawiaturze, ale patrzy w stronę<br />
widza, uśmiechając się zalotnie.<br />
Obrazy muzyczne… Instrumenty – gitary,<br />
lutnie, cytry, viola da gamba,<br />
wirginały i klawesyn – są albo odłożone,<br />
albo czekają na kolejne uderzenie<br />
palców. To potęguje ciszę i napięcie.<br />
I nierzadko wyraża skrajne emocje.<br />
Zdjęcia obrazów pochodzą z oficjalnej strony Rijskmuseum (Press)<br />
W ostatniej sali, na małych ikonach<br />
wszystkich prac Vermeera, można było<br />
odnaleźć umieszczone w porządku<br />
chronologicznym obejrzane obrazy oraz<br />
te, które nie zostały zaprezentowane<br />
w Rijksmuseum. Nieobecności wielu –<br />
szkoda. Nawet bardzo… Ale wędrówki<br />
tropem obrazów Vermeera po muzeach<br />
Europy, Ameryki i obecnie Japonii to jeden<br />
z praktykowanych od dawna sposobów<br />
poznawania dorobku mistrza z Delft.<br />
Zawsze aktualny i ekscytujący.<br />
Johannes Vermeer jest jednym z najbardziej<br />
inspirujących mistrzów pędzla.<br />
Nie tylko dla malarzy. W dorobku wielu<br />
autorów znajdziemy wiersze, ekfrazy,<br />
opisy... O Widoku Delft pisał Zagajewski,<br />
Szymborska od przelewanego przez<br />
Mleczarkę mleka uzależnia istnienie<br />
świata, o samym malarzu pisał Herbert...<br />
A to tylko najbardziej znane przykłady<br />
z polskiej literatury, których jest<br />
mnóstwo. Czasami odnoszę wrażenie,<br />
że historia percepcji jego obrazów pisana<br />
przez historyków sztuki i krytyków<br />
jest inna niż ta, którą można by napisać<br />
w oparciu o utwory literackie wydane<br />
w Polsce i na świecie w ciągu ostatnich<br />
170, a może i więcej lat… Wszystkich<br />
zapewne łączy Dziewczyna z perłą<br />
– film Petera Webbera z 2003 roku<br />
i książka Tracy Chevalier (Londyn 1999<br />
rok). Ja najpierw obejrzałam film, ale to<br />
książka mnie zaskoczyła. Pozytywnie.<br />
Z filmu wyniosłam piękne krajobrazy<br />
i nastrojowe wnętrza, natomiast Tracy<br />
Chevalier pokazuje, jak powoli można<br />
uczyć się malarstwa Vermeera. Dopiero<br />
w trakcie lektury widać choćby sens pokazywanych<br />
dłużej w filmie przedmiotów,<br />
kompozycji, obrazów... I dostrzec<br />
ogromny materiał aktorski – właściwie<br />
zmarnowany.<br />
Vermeeromania? W moim życiu trwa<br />
od dawna. [BAS]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
91
92<br />
Teoria mniejszego zła w pigułce w czopkach<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Łubudu, pierdut!<br />
W<br />
ten oto sposób opowieść o powstaniu Wszechświata mamy za sobą.<br />
Następne circa about trzynaście miliardów lat trzasnęło jak z bicza<br />
strzelił. Niezauważenie. Bo niby kto miałby to zauważyć? Działo się<br />
i już. A poza tym gorąco było, więc trzeba było poczekać, aż trochę ostygnie.<br />
Gdzieniegdzie. A jak już ostygło, to za kolejną chwilę: mała gwiazda, planeta,<br />
oceany, aminokwasy, pierwsze białka, a później to już z górki było. I tak ni stąd,<br />
ni zowąd, powstała tkanka mózgowa. No i zaczęły wypełniać ją myśli. Tę tkankę<br />
mózgową, że niby.<br />
Niestety nie u każdego, ale my tu nie o brzozach, a o zdrowych dębach i bukach.<br />
A skoro już zahaczyliśmy o buki, wypada wspomnieć, że w dalszej kolejności bogowie<br />
się nam różni namnożyli, a jak bogowie to i religie, których ponad cztery<br />
tysiące na tym świecie jest, żeby zarządcy sacrum wyjaśniali nam, owieczkom,<br />
co to je oni niby pasą (albo baranom, co to je oni strzygą), jak mamy żyć, żeby<br />
było dobrze*. Tak to się zaczęło… Religie, władza, pieniądze i używki – cztery<br />
nierozdzielne elementy, aby życie takim przyziemnym, a później przytapczannym<br />
nie było.<br />
I tak się kręci w tym burdlu nakręcanym przez nasze usilne starania, co by tu<br />
jeszcze spieprzyć panowie, panie i przedstawiciele pozostałych opcji płciowych.<br />
A jak już spieprzyliśmy wystarczająco dużo (choć oczywiście nie wszystko,<br />
nie – tyle jeszcze zostało do spieprzenia, że ho, ho!, a może i więcej), to zaczęliśmy<br />
naprawiać świat. Nie tak od razu, że my, ale ci, którzy wiedzą lepiej od nas,<br />
gdzie leżą konfitury… co to my je im robimy, a później oni mogą je – w swojej<br />
mądrości i hojności – dawać jako swoje.<br />
Bo wiadomo – dawanie jest dobre. Oprócz dawania w mordę. Nawet dawanie<br />
nogi, choć już oddawanie ręki – niekoniecznie.<br />
No ale, jeśli to, co się daje, nie ma cudownych możliwości autorozmnażania się,<br />
to, jeśli komuś się da, to komuś innemu trzeba zabrać, albo dać mniej, a to już<br />
z perspektywy persony, która otrzymała mniej lub nic – jest złem. Czyli, że ta<br />
sama czynność (lub jej brak) jest równocześnie dobrem i złem. I tutaj pojawia<br />
się Teoria Mniejszego Zła, którą z matematyczną precyzją będziemy udowadniali.<br />
Jeśli osobnik (lub tzw. „system”) mogący coś dać zatai, że coś jest do dania, to:<br />
1. Po pierwsze primo – ten, kto miał dostać, a nie dostał, nie wie, że nie dostał,<br />
a miał dostać, więc w tej swojej niewiedzy i nieświadomości jest neutralny<br />
szczęśliwościowo.<br />
2. Po drugie primo – ten, kto nie miał dostać i nie dostał, nie wie, że nie dostał,<br />
bo nie miał dostać wtedy, kiedy ktoś inny miał dostać, więc w tej swojej niewiedzy<br />
i nieświadomości jest neutralny szczęśliwościowo również.<br />
3. Po trzecie primo – ten, kto miał moc dać komuś więcej, a komuś mniej albo nic:<br />
a) po „a” – wie, że to, co było do dania, nie zostało dane,<br />
b) po „be” – wie, że jeśli coś było do dania, a nikt nie wie, że coś było do dania,<br />
to jeśli weźmie to sobie (albo da swoim), nikt nie będzie miał mu tego za złe,<br />
ponieważ nikt nie będzie miał pojęcia, że mógłby komuś mieć coś za złe,<br />
c) po „ce” – z jednej strony wie, że nie zadał szczęścia komuś (choć to marna<br />
świadomość, jako że ci, co dostają – według nich najczęściej za mało – to pe-<br />
* im
anów nie wydają z siebie, a raczej malkontenckie, kurza twarz, pomruki, co najwyżej),<br />
ale z drugiej strony uniknął o wiele bardziej niebezpiecznej sytuacji – możliwej<br />
konfrontacji z tym, kto nie dostał (lub dostał mniej), a wiedział, że dlatego on nie<br />
dostał, ponieważ inny dostał, tak więc w tej swojej wiedzy i świadomości jest szczęśliwy<br />
szczęśliwościowo, a ponadto…<br />
d) po „de” – mając świadomość, że o czymś, co było do dania, nie wie nikt oprócz<br />
niego, to może całość tego, co było do dania, dać sobie (albo swoim).<br />
Po przeprowadzeniu powyższego dowodu – za przeproszeniem – rozumowego, należałoby<br />
wygenerować wzór Zasady Mniejszego Zła. Otóż i on – opisowo: mniejsze<br />
zło, to większe zło, o którym nikt nie wie.<br />
Zaś matematycznie:<br />
c > z = c < z • (0 - ∞)<br />
gdzie:<br />
z – zło,<br />
∞ – wiedza,<br />
c – stała odczuciowa, która jest zmienną (albo prędkością światła w próżni). Zauważmy,<br />
że znaczącym, wręcz kluczowym, elementem wzoru jest wiedza, ukryta<br />
w swym kontrapunkcie, czyli niewiedzy. Dzieje się tak, dlatego że wiedza wymaga<br />
wysiłku i umiejętności, natomiast w przypadku niewiedzy, nie wymaga się żadnych<br />
umiejętności niewiedzy. Nie można posiąść niewiedzy nawet w wyniku długoletnich<br />
studiów i dogłębnej analizy tematu, albowiem głównym narzędziem, którym<br />
posługuje się niewiedza, jest właśnie brak dogłębnej analizy tematu. Błędem byłoby<br />
jednak traktowanie niewiedzy jako zbędnego elementu utrudniającego lub<br />
uniemożliwiającego posiadanie wiedzy. Dzieje się tak dlatego, iż kluczowym elementem<br />
wiedzy nie jest jej posiadanie, ale niewiedza właśnie. Istnienie niewiedzy<br />
nie deprecjonuje wiedzy, wręcz przeciwnie – wiedza nie istniałaby bez niewiedzy,<br />
bo kto wiedziałby, że coś wie, jeśli nie byłoby kogoś, kto nie wie? Od zawsze niewiedza<br />
była motocyklem postępu, ponieważ co to byłby za postęp, jeśli opierałby<br />
się na tym, co wiemy, kiedy to dopiero borykanie się z brakiem wiedzy roztacza<br />
nowe horyzonty i pozwala na wciąż nowe odkrycia, które były wcześniej<br />
zamotane przez niewiedzę i/lub przez zarządców sacrum. Stąd możemy<br />
wyprowadzić wzór, który – co udowodniliśmy powyżej – mówi, że<br />
zamotem (ergo motocyklem) postępu jest niewiedza:<br />
Þ = 0 - ∞<br />
gdzie:<br />
Þ – zamot, oznaczony starogrecką literą kici<br />
Łącząc obydwa dotychczas ustalone matematyczne wzory,<br />
otrzymujemy:<br />
c > z = c < z • Þ<br />
czyli – opisowo: mniejsze zło, to zamotane większe zło.<br />
∎ cbdu. **<br />
… a nawet jeśli nie, to…<br />
Bo<br />
co było do udowodnienia<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
93
J u l i u s z W ą t r o b a<br />
TRZY PO TRZY<br />
1Żyjemy w trudnych czasach: prawdziwa<br />
wojna za wschodnią granicą,<br />
a i w naszym kraju permanentna kampania<br />
wyborcza przypominająca wojnę,<br />
na szczęście jeszcze tylko na słowa,<br />
obelgi, pomówienia, kłamstwa…<br />
Żyjemy w trudnych czasach braku surowców<br />
energetycznych, lekarzy itd.<br />
oraz… zdrowego rozsądku! Zanurzeni<br />
w brudnej rzece czasu, z zatrutym powietrzem,<br />
chorą żywnością nafaszerowaną<br />
czym się tylko da, by było więcej<br />
– od antybiotyków, hormonów i sterydów<br />
anabolicznych w nieszczęsnych<br />
kurczakopodobnych stworzeniach, po<br />
uprawy GMO, które też nie wiadomo,<br />
co za sobą niosą. Nawet genialni naukowcy,<br />
tak zafascynowani i omotani<br />
chęcią poznania i wynalezienia czegoś,<br />
czego jeszcze świat nie widział, nie zastanawiają<br />
się nad konsekwencjami<br />
swoich wynalazków, choć część z nich<br />
ma służyć do unicestwiania całych narodów.<br />
To tak, jakby się niemowlak bawił<br />
odbezpieczonym granatem!<br />
Ale nie narzekajmy tyle, bo kolejną<br />
zmorą, już nie w sferze globalnej, na<br />
którą nie mamy wpływu, ale i naszej<br />
krajowej, lokalnej czy rodzinnej, jest<br />
narzekanie właśnie. Połączone z czarnowidztwem<br />
totalnym, jak totalna<br />
władza i opozycja. Każdy temat, każda<br />
sytuacja jest wdzięcznym obiektem<br />
narzekań, a ludziska stają się wronami,<br />
jak w tej piosence dziecięcej, w której:<br />
„Czarne wrony czarno kraczą, w czarnych<br />
barwach widzą świat i na próżno<br />
im tłumaczą mądrzy ludzie już od lat…”.<br />
94<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Jednak choćby i mądrzy ludzie tłumaczyli<br />
(a są niestety w mniejszości), to<br />
narzekacze i tak wiedzą swoje. I mają<br />
świętą rację: jeśli ktoś jest majętny –<br />
to oczywiście złodziej, krętacz, kombinator!<br />
Jeżeli ktoś jest docentem albo,<br />
co jeszcze gorsze, profesorem – to w<br />
stu procentach załatwiał tytuł, popełniając<br />
plagiat, a słyszałem nawet od<br />
znajomego (nawet bez matury!), że<br />
jeden obronił habilitację za… pyszne<br />
ciasto, które upiekła jego żona! Aktorka<br />
zrobiła karierę, oczywiście, przez<br />
łóżko! Pisarz, bo pisze, co mu ślina na<br />
język przyniesie! Pianista przez znajomości<br />
i złośliwość, bo ćwiczył dniami,<br />
nocami i latami, by uprzykrzać życie<br />
sąsiadom! Itd., itp.<br />
A prawda jest bardziej prozaiczna: praprzyczyną<br />
sukcesów w różnych dziedzinach<br />
jest talent, z którym przychodzi się<br />
na świat. Jest to wprawdzie warunek<br />
konieczny, ale nie wystarczający – by<br />
osiągnąć szczyty, niezbędne są jeszcze:<br />
ogromna pracowitość, samozaparcie,<br />
niezrażanie się trudnościami (a nawet<br />
kłodami rzucanymi pod nogi przez zazdrośników!),<br />
systematyczność, dążenie<br />
do tego, by gonić marzenia, które<br />
się ziszczają… Choć i to nie wystarcza,<br />
bo potrzeba jeszcze… szczęścia…<br />
Narzekacze wolą jednak, choć często<br />
mają talent, narzekać niż pracować tak,<br />
żeby nie trwonić czasu na narzekanie!<br />
Narzekanie zaś, w przeciwieństwie do<br />
poczynań „ludzi sukcesu”, nie wymaga<br />
wysiłku, jest bezpieczne, rozgrzeszają-<br />
ce z lenistwa, zawiści i małości. Można<br />
więc podsycać ognik czarnowidztwa,<br />
by się ogrzewać w jego ciepełku, takim<br />
nijakim, szarym i brudnym, durnym<br />
i nudnym, jak te tasiemcowe seriale<br />
z importu, sprowadzane ku pokrzepieniu<br />
smętnych duszyczek.<br />
Coraz częściej też narzekacze przekształcają<br />
się w pieniaczy i fanatyków,<br />
a to już jest niebezpieczniejsze, aż<br />
strach o tym pisać!!! By jednak nie narzekać,<br />
nawet na narzekaczy, pożeglujmy<br />
gnani wiatrem bieżących zdarzeń<br />
w inne pogodniejsze rejony.<br />
2<br />
Ale nie pożeglujemy. Nie mogę się skupić,<br />
skoncentrować, gdyż zwielokrotniony<br />
warkot kosiarek spalinowych<br />
mąci ciszę, odgłosy przyrody, a nawet<br />
moje myśli, które rażone kakofonią<br />
wielodecybelowych dźwięków więdną<br />
jak w osamotnieniu niekochane kobiety,<br />
usychają jak z tęsknoty za swoimi<br />
panami porzucone psy…<br />
Mogłoby być pięknie, z rozpasaną<br />
zielenią, rozbuchaniem pędów zmierzających<br />
ku światłu; kwiatami, które<br />
jeszcze nie zdążyły się uśmiechnąć do<br />
słońca, a i z tymi rozkwitającymi z godziny<br />
na godzinę, które nieboraczki<br />
jeszcze nieświadome, że im za chwilę<br />
pościna kolorowe łebki szalony właściciel<br />
działki czy ogródka z kosiarką w<br />
ręku. Taki posiadacz poletka nie może<br />
przeżyć spokojnie i pojąć w swojej<br />
ograniczoności, że trawa jest po to,<br />
żeby rosła; kwiatki są po to, by kwi-
tły i cieszyły się życiem oraz karmiły<br />
nasze głodne oczy, o pszczołach<br />
w nich baraszkujących, by zbierać pyłki<br />
kwiatowe na naturalny (nie sztuczny!)<br />
miód, nie wspominając. Jednak nasi<br />
rodacy, zapatrzeni w rozpieszczane<br />
ogrody i pola golfowe, strzygą na potęgę<br />
wszystko, co zielone i odważy się<br />
pokazać z ziemi… Warczą więc dookoła<br />
z czterech stron świata, kosiarki naraz<br />
i naprzemiennie, przynajmniej raz w<br />
tygodniu mącąc spokój i dodatkowo<br />
zanieczyszczając i tak już zanieczyszczone<br />
powietrze, którego nie mogą oczyścić<br />
nawet drzewa, bo już zostały albo<br />
zostaną w najbliższym czasie wycięte!<br />
Choć jak powszechnie wiadomo już<br />
dzieciom ze szkoły podstawowej, nawet<br />
po kolejnej reformie, liście pochłaniają<br />
dwutlenek węgla, a oddają tlen,<br />
którym ludzie jeszcze oddychają. Może<br />
kiedyś przerzucą się na inny rodzaj jego<br />
wprowadzania do swych alergicznych<br />
i zdechlakopodobnych organizmów?<br />
Aż roi się w moim, zapewne chorym<br />
i przewrażliwionym, umyśle rewolucyjno-ewolucyjna<br />
myśl: nasz światły<br />
parlament powinien w ciągu dnia,<br />
maksimum dwóch albo najlepiej<br />
pod osłoną nocy przepchnąć ustawę<br />
(wszak ma w tym doświadczenie!),<br />
w myśl której pod karą wieloletniego<br />
więzienia zakazuje się strzyżenia trawy<br />
spalinowymi czy elektrycznymi kosiarkami<br />
(z wyjątkiem oczywiście stadionów!).<br />
By kosić ogródki, poletka,<br />
skwery i klombiki można legalnie jedynie<br />
używać tradycyjnego, piastowskiego,<br />
poczciwego, prozdrowotnego<br />
i ekologicznego… SIERPA! I to dwa razy<br />
w roku, jak to drzewiej bywało. Ileż<br />
byłoby korzyści… Aż nie będę wyliczał,<br />
bo miejsca zbraknie.<br />
Ale odpędźmy, choć na chwilę, smętne<br />
myśli, ufając naiwnie, że ludzie, sami<br />
sobie kręcący pętle na szyje, jednak<br />
przejrzą na oczy i serca. By nasz zielony<br />
świat przetrwał, corocznie zachwycał<br />
swą jedyną niepowtarzalnością, by radować<br />
oczy i dusze wszystkim, niezależnie<br />
od poglądów i zacietrzewień, bo<br />
dla wszystkich został stworzony, na obraz<br />
i podobieństwo prawdziwego raju<br />
po to, aby przetrwał i niósł Życie – to<br />
prawdziwe, to najpiękniejsze, którego<br />
powinniśmy być godni i głodni.<br />
3<br />
Jak jednak odpędzić natrętne i smutne<br />
myśli, gdy przy mojej drodze wycięto<br />
250 drzew! Mimo szlochu płaczących<br />
wierzb, które otulały czule pobocza<br />
urokliwą obecnością. Odkąd sięgam<br />
pamięcią, zawsze były, wrosły w pejzaż,<br />
zdało się na zawsze. Nie ma już tych<br />
wierzb z dziuplami, z wydrążonymi<br />
czasem pustymi wnętrzami służącymi<br />
za kryjówki dzieciom. Zostało po nich<br />
jękliwe zawodzenie wiatru jak i po wiekowych<br />
jaworach i klonach. Wycięto<br />
wszystkie, jak leci, żeby przypadkiem<br />
choć jedno się nie ostało! Bo taki odgórny<br />
nakaz: poszerzyć drogę, wyciąć<br />
drzewa, które są winne wszystkim wypadkom,<br />
jakby ktoś nakazał szalonym<br />
wariatom pędzącym na łeb, na szyję<br />
celować w tych stojących nieruchomo<br />
i nie mających szans na ucieczkę zielonych<br />
przyjaciół. Droga jest ważniejsza,<br />
powie ktoś ważny. Pewnie i tak. Ale<br />
czy nie można było poszerzyć drogi<br />
pozostawiając choć z jednej strony<br />
szumiące piękno? Można było… Wycięto<br />
wszystkie, co do jednego drzewa,<br />
nawet te kilkusetletnie stojące w bezpiecznej,<br />
kilkumetrowej odległości od<br />
już poszerzonej drogi!<br />
– Jak mogłeś pozwolić wyciąć taki piękny,<br />
wiekowy klon, który szumiał nad<br />
twoim domem całe pokolenia? – pytam<br />
kolegę, z którym chodziłem do<br />
jednej klasy w podstawówce.<br />
– Chłopie, nie miałem nic do gadania!<br />
Zdążyli mnie tylko poinformować<br />
pracownicy, że takie mają polecenie<br />
i koniec! A i warkot potwora zagłuszył<br />
moje wołanie. Co miałem zrobić? Rzucić<br />
się pod piłę?<br />
Po tym drzewie jest jeszcze pień wołający<br />
o pomstę do nieba. Zrobiłem<br />
zdjęcie na smutną pamiątkę. Ale niebo<br />
nierychliwe, drogowcy obrotniejsi – już<br />
zdążyli usunąć pnie i korzenie wymordowanych<br />
wierzb.<br />
Byłem niegdyś na południu Europy,<br />
gdzie zmieniono bieg drogi w wielkim<br />
mieście, tylko dlatego by zachować<br />
jedno kilkusetletnie drzewo! U nas nie<br />
byłoby po nim śladu.<br />
– O, jak ładnie teraz widać góry! Nie są<br />
zasłonięte tymi drzewami – zachwyca<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
95
utach, w rozkroku, z dubeltówkami<br />
wycelowanymi w niebo, jakby celowali<br />
w samego Pana Boga, w towarzystwie<br />
agresywnych psów czekających tylko,<br />
aż nieszczęsny ptak wpadnie rażony<br />
śrutem do wody, by przywlec go panu<br />
myśliwemu, panu stworzenia i życia,<br />
a raczej śmierci tych niewinnych, fruwających<br />
braci mniejszych.<br />
Krzyżówki nie mają żadnych szans, bo<br />
uzbrojeni faceci bez serc, otaczają kordonem<br />
wybrany staw i rozpoczynają<br />
krwawą zabawę. Współcześni bohaterowie…<br />
Nie wiem czemu, ale kojarzą<br />
się z oprawcami w Auschwitz. Niestety,<br />
ludzie nie dbają o Naturę…<br />
się ogołoconą przestrzenią pani pchająca<br />
wózek z niemowlakiem. Słowa grzęzną<br />
mi w gardle. Czy zastanawiała się,<br />
czym będzie oddychać jej dziecko???<br />
4W moim mieście stał się cud! Prawdziwy,<br />
nie domniemany! Po latach, tocząca<br />
martwą i wielobarwną ciecz rzeka na<br />
nowo odżyła! A była martwa przez całe<br />
dziesięciolecia. Jeszcze w technikum<br />
kupiliśmy śledzie w sklepie rybnym,<br />
przywiązaliśmy je do wędek, siedli nad<br />
martwą rzeką i udawali, że udało nam<br />
się je złowić w kolorowym ścieku. Nie<br />
muszę opisywać, jaką wzbudziliśmy<br />
sensację i jaki mieliśmy ubaw!<br />
Na szczęście rzeka dzisiaj zmartwychwstała,<br />
żyje, nie śmierdzi! Nie muszę<br />
już naRZEKAĆ! Przynajmniej na rzekę,<br />
a raczej jej wody, bo z betonowych brzegów<br />
wieje przygnębienie. Na szczęście<br />
dna jeszcze nie zdążono zabetonować,<br />
a ze żwirku, z piasku i kamieni cieszą<br />
się najbardziej ryby, które ławicami (te<br />
mniejsze) lub pojedynczo, parami czy<br />
w niewielkich grupach (te pokaźniejsze)<br />
poruszają się majestatycznie pod<br />
prąd. Ryby zachowują się taktownie,<br />
nie są nachalne, krzykliwe, narzucające<br />
96<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
się swoją podwodną obecnością. Czego<br />
nie można powiedzieć o kaczkach<br />
krzyżówkach, baraszkujących w przejrzystej<br />
wodzie. Czasem zachowują się<br />
tak, jak klienci w hipermarkecie, obok<br />
którego płynie rzeka. Piękne są te kaczki,<br />
gdy wiosłami pomarańczowych nóg<br />
rozpędzają się, nurkują, a mieniące się<br />
w słońcu piórka odbijają się w wodzie.<br />
Szczególnie piękne są kaczory, wiodące<br />
prym w krzyżówkowym towarzystwie,<br />
z zielono opalizującymi głowami i karkami.<br />
W przeciwieństwie do samców<br />
i pań samice nie są tak wyzywające,<br />
a skromniejsze, nie rzucające się w<br />
oczy. O ile jednak panie poprawiają<br />
swoją atrakcyjność rozlicznymi zabiegami,<br />
staraniami, preparatami, lancetami,<br />
fatałaszkami, to o atrakcyjność<br />
kaczych panów zadbała sama natura<br />
w długim procesie ewolucyjnym. To zastanawiające…<br />
A jednak mi smutno, gdy patrzę na te<br />
prawie dzikie kaczki, bo w Polsce to gatunek<br />
łowny od pierwszego września<br />
do trzydziestego pierwszego grudnia,<br />
a wtedy na pobliskich stawach odbywa<br />
się prawdziwa jatka. Dzielni panowie<br />
myśliwi, bohaterowie w wysokich<br />
Wracam do rzeczywistości. Jak to się<br />
stało, że rzeka ożyła? Czyżby ludzie się<br />
opamiętali i przejrzeli? Nic z tych rzeczy!<br />
Rzeka ożyła, bo… zdechł przemysł!<br />
Po siedmiu wiekach rozwoju, rozkwitu,<br />
dający zatrudnienie całym pokoleniom,<br />
a miastu sławę z wyjątkowej jakości<br />
wyjątkowych wyrobów na całym<br />
świecie, w ciągu dziesięciu lat przestał<br />
istnieć. I z czego się bardziej cieszyć?<br />
5<br />
Nie wiem, skąd wzięły się te dziwne,<br />
a kosztowne upodobania, by zalewać<br />
betonem wszystko, co się tylko da. Betonoza<br />
to takie brzydkie określenie, kojarzące<br />
się ze sklerozą. Może decydujący<br />
o wyglądzie naszych miast już są naznaczeni<br />
tą chorobą? Przykładów miliony,<br />
a miliony Polaków (którzy cierpią<br />
z powodu braku tysięcy złotych). Pokazano<br />
rynek w Kutnie, gdzie wyszarpano<br />
z ziemi całą zieleń i zalano szarą, szybko<br />
stygnącą mazią dokumentnie całą<br />
przestrzeń! Urzędnicy głupkowato się<br />
tłumaczyli przed kamerami, bo mądrze<br />
przecież tego nie da się wytłumaczyć.<br />
W moim mieście nie lepiej. Rewitalizując<br />
park, zrobiono betonowe alejki tak<br />
szerokie (kosztem drzew oczywiście),<br />
że mogą się na nich mijać dwa potężne<br />
tiry, gdy starczyłyby w zupełności metrowej<br />
szerokości ścieżki do spacerów<br />
zakochanym parkom czy rozwiedzionym<br />
singlom w poszukiwaniu nowego,<br />
lepszego modelu.<br />
Rynek starego miasta też ogołocono<br />
z drzew, w cieniu których podziwiałem,<br />
za wrednej komuny, architekturę stylowych<br />
kamieniczek i klombów, gdy siedziałem<br />
na ławeczce i wąchałem kwiaty<br />
– jeszcze nie od spodu. Na płycie,<br />
już nie skalanej zielenią, ustawiono jakieś<br />
dziwaczne konstrukcje: weneckie<br />
mostki nad urojoną rzeczką, kamienne<br />
kaskady, rzeźby. Namiastką zieleni są<br />
doniczki z kwiatami i ogródki… piwne!
Gdy zaczęto grzebać przy drugim rynku,<br />
zasłoniwszy szczelnym parkanem<br />
to, co w środku się dzieje, drżałem, co<br />
też tam wykombinują najmądrzejsze<br />
głowy w mieście. Gnany bezsilną ciekawością<br />
i obywatelską odpowiedzialnością<br />
wydłubałem dziurkę w ogrodzeniu<br />
i przez tak zrobionego „judasza” ujrzałem<br />
dziejące się spustoszenie. Zzieleniałem<br />
ze złości (jak zieleń, której już<br />
tam nie było), resztki włosów stanęły<br />
mi dęba (to od kilkusetletnich dębów,<br />
które z kolei wycięto przy cmentarzu),<br />
a co pomyślałem, to nie zacytuję, bo<br />
się nie godzi… Całość wyłożona wielkimi<br />
płytami, pewnie zagranicznymi!<br />
Lecz nagle stał się CUD. PRAWDZIWY!<br />
Oto przywieziono podrośnięte, pięcio-<br />
metrowej wysokości czerwone klony<br />
kanadyjskie, które prawdopodobnie<br />
nie uschną! I to aż dwadzieścia drzewek<br />
z zagranicy! Dlaczego klony czerwone?<br />
Bo choć się będą rumienić ze<br />
wstydu, to nie będzie widać. Dlaczego<br />
kanadyjskie, a nie polskie? Bo w kraju<br />
takiej odmiany nie ma! Bo TE klony<br />
rosną tylko do dziesięciu metrów i nie<br />
trzeba ich obcinać, wycinać czy wyrywać<br />
z korzeniami, w przeciwieństwie<br />
do naszych, piastowskich, pełnych<br />
megalomanii, co to nie mają umiaru<br />
i rosną, że ho, ho i jeszcze wyżej! A potem<br />
tylko kłopoty!<br />
Cieszę się, jakbym był niespełna rozumu,<br />
z tych niespodziewanych drzewek.<br />
Wprawdzie jedna jaskółka wio-<br />
sny nie czyni, ale dwadzieścia kloników<br />
już chyba lato tak! Bo jedno jest pewne<br />
w tych niepewnych czasach: zieleni nigdy<br />
za wiele!<br />
Dlaczego ja tak o moim mieście, mojej<br />
rzece, moich placach, moich drzewach?<br />
Bo każdy ma swoje miasto (albo wieś),<br />
swoją rzekę (albo chociaż strumyczek),<br />
które łączą jednakowe zagrożenia ze<br />
strony osobników o ptasich móżdżkach<br />
(wybaczcie fruwający przyjaciele) decydujących<br />
o ich losie. Zanurzeni jesteśmy<br />
w swoim czasie, swoich miejscach,<br />
dziwnie podobnych, choć nieraz tak<br />
odległych, ale połączonych bliźniaczymi<br />
problemami, niepokojami, lecz i radościami,<br />
zachwytami, których coraz mniej.<br />
A z jałowego gadania o zagrożeniach<br />
i w tej materii nic nie wynika. Tak jak<br />
z problemami hałd śmieci rosnących<br />
w postępie geometrycznym. Tak jak<br />
z mnożeniem się (przez pączkowanie?)<br />
urzędników. Choć takie proste odpowiedzi:<br />
przyrody nie niszczyć! Śmieci<br />
nie produkować! Zbędnych urzędników<br />
nie zatrudniać! Wystarczy tylko chłopski<br />
rozum i zdrowy rozsądek! Ale chłopów<br />
już nie ma, co najwyżej rolnicy, a zdrowy<br />
rozsądek chory na choroby cywilizacyjne<br />
wynikające z jego braku… [JW]<br />
Zdjęcia:RC<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
97
98<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Ilustracja: R.C.
NA ZAWSZE…<br />
Wanda Dusia Stańczak<br />
Byłaś jesteś będziesz<br />
już zawsze<br />
ze mną we mnie w uśmiechu<br />
we łzach i świątecznie<br />
w codzienności i marzeniach<br />
w troskach bólu cierpieniu<br />
i po słonecznej stronie życia<br />
w gestach i echu dni minionych<br />
wyprowadzasz dyskretnie<br />
na ścieżki proste bezpieczne<br />
usuwasz kamienie co ranią<br />
i dbasz by róża kolce zgubiła<br />
byłaś jesteś będziesz<br />
już zawsze<br />
bo matki nigdy nie odchodzą<br />
a najbardziej są<br />
gdy ich już nie ma<br />
W TEATRZE CIENI<br />
Rozświetlone okna<br />
w czerni nocy<br />
udają bezpieczeństwo<br />
i spokój<br />
teatr cieni<br />
odsłania nieprawdę<br />
ludzkie dramaty<br />
wdrapują się na parapety<br />
przenikają przez<br />
najmniejszą szparę<br />
sporem krzykiem<br />
biedą zdradą głodem<br />
rozstaniem agresją<br />
odczłowieczeniem<br />
dzieci uwikłane w spektakl<br />
nie rozumieją<br />
seansu dla dorosłych<br />
trwa dramat za zasłoną<br />
także milczenia<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
99
„ALEŻ DLACZEGO TO”<br />
WOJCIECH KASS<br />
1 Gdyby nasze istnienie pozbawiono<br />
funkcji, procesów, historyczności,<br />
symboli, a przede wszystkim teorii,<br />
które są jak betonowe płyty przygniatające<br />
to, co żywe i pragnie oddychać, zobaczylibyśmy<br />
jego istotę, którą jest zjawiskowość.<br />
Po prostu, coś lub ktoś zjawia się<br />
i znika, zarówno w skali dziejów ludzkości,<br />
jak i egzystencji pojedynczego człowieka.<br />
Exemplum – w chwili opuszczenia pokoju<br />
znika sprzed oczu ten, a nie inny stół, kiedy<br />
jednak powracasz do pokoju, znów ten<br />
przedmiot wy-jawia się, z-jawia, bardzo<br />
rzadko zaś ob-jawia, a więc wynurza się ze<br />
swojej anonimowości i matowości. Artysta<br />
jest tym, który anonimowości rzeczy, zwierząt,<br />
osób nadaje imię, a ich matowości –<br />
blask. Słowem, na co dzień patrzone, lecz<br />
niewidziane, zostaje ujrzane, zobaczone,<br />
niejako trącone spojrzeniem pochodzącym<br />
wprost z wewnętrznego, tego ukrytego<br />
oka, w unerwieniu którego nastąpił<br />
wstrząs. W oku ślad po wstrząsie pozostaje<br />
niewidzialnym, ale jego efekt widać w fakturze<br />
obrazu, kształcie rzeźby czy literze<br />
wiersza. Widać, gdyż ów wstrząs zrósł się<br />
z ręką malującą, rzeźbiącą czy piszącą.<br />
100<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
był sobie<br />
i tworzył raz<br />
jeden od początku<br />
do końca świa-<br />
2Żył<br />
ta Andrzej Strumiłło.<br />
Ilekroć pomyślę<br />
o tym artyście, zawsze<br />
odczuwam ten<br />
rodzaj zachwytu i bezradności,<br />
jaki na ogół<br />
towarzyszy nam, gdy<br />
napotykamy fenomen<br />
artystyczny czy<br />
metafizyczny, który<br />
nie podlega łatwym<br />
ustaleniom, wymyka<br />
się regułom oraz sieciom<br />
teorii. Tę samą<br />
bezradność dostrzegam<br />
w rozmaitych<br />
gremiach i wśród<br />
tych, którzy spotkali<br />
się z Andrzejem<br />
Strumiłłą na wernisażach<br />
czy w pracowni,<br />
w galerii czy na progu<br />
modrzewiowego<br />
dworu w Maćkowej<br />
Rudzie. Słowa, którymi komentowano<br />
to artystyczne i osobowe „zjawisko”<br />
ślizgały się, raczej je zamazując, niż<br />
podkreślając, odpadały od niego jak<br />
tynk, zamiast jak ździebełko przywierać<br />
do jego skali. Jak dotąd „zjawisko Strumiłło”<br />
nie zostało należycie opisane, co<br />
więcej – ono jest wyjątkowo krnąbrne<br />
wobec tego opisu. Lekcja ze Strumiłły<br />
nie została przerobiona, a tym bardziej<br />
– odrobiona. Mamy ją przed sobą<br />
jak horyzont, po który warto, a nawet<br />
trzeba sięgnąć. Artysta jako osoba zjawiła<br />
się i zniknęła, była i jej nie ma, żyła<br />
i umarła, ale rozległe sensy i znaczenia<br />
pozostawionego dzieła są nadal przed<br />
nami wraz z ukrytym w tym dziele metafizycznym<br />
gestem, jednym z najbardziej<br />
zamaszystych jakie znam; czerpiącym<br />
ze starych form, a jednocześnie<br />
przeobrażającym je w inne, porzucającym<br />
te formy po to, aby je odnaleźć<br />
w innym położeniu i wymiarze, wreszcie<br />
otwierający tym gestem zamknięte<br />
światło i zamykającym nim otwartą<br />
ciemność.<br />
3W jednej<br />
z telewizyjnych rozmów<br />
Andrzej Strumiłło wyznał, że<br />
dość wcześniej unaocznił sobie,<br />
że jest tylko i wyłącznie człowiekiem,<br />
i nie jest mu pisana żadna inna kondycja<br />
i żaden los, który nie byłby ludzkim. Stąd<br />
chciał doświadczyć wszystkiego, czego<br />
ziemi doznająca istota może zaznać, zarówno<br />
tego, co człowieka odżywia, jak i<br />
tego, co go truje, każdego zajęcia, przedsięwzięcia<br />
oraz położenia, przejawiającego<br />
się w postaci bolesnych upadków i ekstatycznych<br />
wzlotów, w przygodzie i podróżowaniu,<br />
przytłaczającej codzienności<br />
i dokuczliwej nudzie, pracy i modlitwie.<br />
U źródeł tej postawy tkwiło jakieś pierwotne<br />
łaknienie oraz zachłanność na złożone<br />
i bogate pokarmy nieobjętego bytu,<br />
jego nieprzewidywalności, niepowtarzalności,<br />
niespójności i – co ważne – nieodwracalności<br />
oraz metafizyczny głód,<br />
w którego zaspokojeniu kryje się tajemnica<br />
odchodzenia z tego świata, odbywającego<br />
się w spełnieniu lub niespełnieniu.<br />
Rozprzęgał swoje zmysły, napinał wolę,<br />
wytężał percepcję do granic daleko wykraczających<br />
poza przeciętną normę po<br />
to, żeby objąć i uchwycić te ukryte i jawne<br />
złoża całego stworzenia. Spotykamy<br />
się bowiem ze światem, czyli światujemy,<br />
tylko raz, do czego – oprócz przebłysków<br />
geniuszu – była potrzebna artyście siła<br />
charakteru, zew odwagi, zdolność do<br />
artystycznego ryzyka i rozpoznanie jego<br />
zmyślnych podstępów oraz instynkt nie-<br />
4bezpiecznego życia.<br />
„[…] i nie da się otworzyć świata szerzej<br />
niż ludzkich ramion” – zapisał Tymoteusz<br />
Karpowicz. Ramiona Andrzeja Strumiłły<br />
były jak dźwigary, ciężkie i mocne, a przy<br />
tym hojnie oraz szeroko otwierające się<br />
na świat, na jego Wschód i Zachód. Któż<br />
nie pamięta sylwetki artysty, kiedy rozwierał<br />
ramiona do nadchodzące gościa?<br />
Otwierał je do koni na wybiegu, na płynącą<br />
nieopodal Hańczę, na nieboskłon.<br />
Do tworzenia trzeba mieć silne ręce,<br />
a Andrzej Strumiłło takie miał; były jak<br />
wypieczone bochny, jak wypalone cegły,<br />
były żywym świadectwem udziału<br />
człowieka i artysty w bycie oraz jego<br />
zmagań z materią, z którą mierzył się jak<br />
zapaśnik posiadający instynkt nieomylnego<br />
chwytu. I któż nie słyszał o tym,
Zdjęcia pochodzą z prywatnej kolekcji Wojciecha Kassa. Zdjęcia obrazów: oficjalna strona Andrzeja Strumiłły.<br />
A. Strumiłło w podziemiach klasztoru pokamedulskiego na Wigrach, 2018. Fot. Wiesław Szumiński<br />
jak wynosił głazy z jeziora Śniardwy na<br />
fundament swojego mazurskiego domu<br />
w Niedźwiedzim Rogu, o kamieniach rok<br />
w rok znoszonych z pola obsiewanego pod<br />
owies dla koni, które z biegiem lat stały<br />
się jednym z najpiękniejszych, żywych akcentów<br />
krajobrazu podwórca i obejścia<br />
dworu w Maćkowej Rudzie? Wśród słyszących<br />
są również ci, którzy widzieli, jak<br />
artysta schylał się po ten czy inny, większy<br />
lub mniejszy kamień i jak – po obtarciu<br />
z piachu i zabrudzeń – kładł go na kamienne<br />
schody, ławkę, ganek, słupki u bramy,<br />
murek czy na parapet. Giął i kształtował<br />
organiczną materię, jednocześnie czule<br />
ją głaskał, bo była starsza niż on sam;<br />
chociażby z tego powodu należał się tej<br />
materii szacunek i solidarny gest, gdyż zarówno<br />
ona, jak i człowiek wrzuceni zostali<br />
w czas i przestrzeń.<br />
5W nagradzanym filmie Miloša<br />
Formana Amadeusz z 1984<br />
roku jest scena, na pozór nieistotna,<br />
ale według mnie kluczowa, gdyż<br />
oddająca coś z istoty daru, jakim jest<br />
tworzenie, nad którym twórca panuje<br />
i zarazem nie panuje, a jednym z przejawów<br />
tego daru jest rytm, w jakim żyje<br />
i pracuje. Z jednej strony ów rytm posiada<br />
przedwieczny charakter, z drugiej – podlega<br />
ustaleniom godziny epoki, w której<br />
artyście przychodzi tworzyć. Demoniczną<br />
cechą naszej godziny, a tym samym<br />
urodzonego w Wilnie przed drugą wojną<br />
światową Andrzeja Strumiłły, jest przyprawiające<br />
o zawrót głowy tempo zmian<br />
obracające wniwecz tradycyjne kanony,<br />
hierarchie oraz formy życia duchowego.<br />
Tempo to sprawia, że niewiele rzeczy<br />
i zjawisk może się ukorzenić, ustalić,<br />
okrzepnąć, pozostając strukturą płynną,<br />
więcej – rozcieńczającą istotę życia<br />
i człowieczeństwa, owo Miłoszowe TO,<br />
które zabłąkana rozpacz ludzka usiłuje<br />
po omacku pochwycić. Stąd bierze się<br />
narastające poczucie istnieniowego cha-<br />
A. Strumiłło i W. Kass na schodach modrzewiowego dworu<br />
artysty w Maćkowej Rudzie, 2018. Fot. J. Perlikiewicz Kass<br />
Do tworzenia trzeba mieć silne ręce.<br />
Ramiona Andrzeja Strumiłły<br />
były jak dźwigary.<br />
osu, świata jako bezładnego wiru oderwanych<br />
od źródła sensów i znaczeń, którym<br />
na imię dysonans, asymetria, niespójność.<br />
Złowieszczą cechą tempa zmian, dyktowanych<br />
przez technologie, jest już całkowicie<br />
jawna inżyniera antropologiczna, dążąca<br />
do przemodelowania człowieka, a tym<br />
samym istoty oraz pojęcia człowieczeństwa.<br />
Te cechy godziny epoki wzbudzały<br />
ciekawość Andrzeja Strumiłły (a ciekawość<br />
i cierpliwość są warunkiem tego, jak szeroko<br />
rozwarte są nasze człowiecze i artystyczne<br />
„ramiona”), ale i bolały go oraz<br />
zatrważały, były powodem nadmiernej<br />
ilości wstrząsów egzystencjalnych, którym<br />
podlega – jeśli takowa jeszcze istnieje<br />
– dusza nowoczesno-ponowoczesnego<br />
człowieka. Był ciekawy, a jednocześnie<br />
nie ukrywał swoich niepokojów, czy aby<br />
sztuka nie zmierza ku własnemu samounicestwieniu<br />
i czy aby to elektroniczny<br />
cyborg, a nie człowiek z krwi i kości,<br />
zostanie koroną stworzenia. Scena<br />
z filmu Amadeusz nie tylko ilustruje rytm<br />
pracy twórczej wielkiego Mozarta, lecz<br />
także jest metaforą większej harmonii,<br />
tych rozległych, utajonych sfer, wiązań,<br />
którym poddawany zostaje los artysty.<br />
Oto ta scena – pochylony nad bilardem<br />
Amadeusz dysponuje czterema przedmiotami:<br />
kulą bilardową, kielichem wypełnionym<br />
winem, gęsim piórem i papierem<br />
nutowym. Rzuca kulę, ta odbita od<br />
lewego boku stołu bilardowego zmierza<br />
do przeciwległego, od którego odbija się<br />
i podąża do lewego boku, skąd po odbiciu<br />
wraca pod lewą rękę kompozytora<br />
po to, aby ta ponownie wyprawiła kulę<br />
na tę samą trajektorię. W czasie, kiedy<br />
kula obiega stół jak orbitę, odbijając się<br />
od trzech boków jak od trzech wymiarów,<br />
prawa ręka zapisuje nutę i podnosi<br />
kielich do ust. Lewa ręka – jeden gest,<br />
kula – trzy odbicia, prawa ręka – dwa gesty,<br />
co przekłada się na liczbę rytmów: jeden/<br />
trzy/dwa. Ten filmowy obraz jest jedną<br />
z najświetniejszych, bo widzialnych, map<br />
państwa rytmu i jego ustroju, w przypadku<br />
kompozytora – muzycznego, poety –<br />
gramatycznego, malarza – graficznego.<br />
W odniesieniu zaś do samego Mozarta<br />
ewokuje ona harmoniczny rytm, połączony<br />
z dozą dezynwoltury, niemniej<br />
nacechowany skupieniem, ale i tym<br />
wewnętrznym szelmowsko-anielskim<br />
uśmiechem, wskazującym na szczególny<br />
rys duszy, jakim jest z lekka przybrudzona<br />
pogodność. Spróbujmy siatkę tej<br />
ruchomej sceny, tego symbolu twórczego<br />
istnienia, przełożyć na konstelację<br />
dworskiego założenia Andrzeja Strumiłły<br />
w Maćkowej Rudzie, które zaczął przysposabiać<br />
do zamieszkania w pierwszej<br />
połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego<br />
wieku, a więc bez mała czterdzieści lat<br />
temu. W konstelacji budynków i podwórców<br />
granice między sferami prywatną<br />
i publiczną, gospodarczą i artystyczną<br />
podlegają zatarciu, zamazaniu,<br />
niemniej akcentują tę konstelację wyraziste<br />
„boki” – galerii, pracowni, dworu<br />
mieszczącego archiwum, nazywane<br />
przez artystę „stajnią Augiasza”, biblio-<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
101
Andrzej Strumiłło<br />
Artysta wszechstronny, który pracował<br />
w dziedzinie malarstwa, rysunku, grafiki<br />
książkowej, plakatu, rzeźby, wystawiennictwa,<br />
scenografii i fotografii. Urodził się<br />
w Wilnie w 1927 roku. Studiował w Państwowej<br />
Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi pod<br />
kierunkiem Władysława Strzemińskiego. Ukończył<br />
wydział malarstwa Akademii Sztuk Pięknych<br />
w Krakowie (1950). Odbył liczne podróże do krajów<br />
azjatyckich. W latach 1982–1984 prowadził<br />
Pracownię Grafiki w Organizacji Narodów Zjednoczonych<br />
w Nowym Jorku. Wykładał malarstwo<br />
i historię sztuki na kilku uczelniach. Swoją twórczość<br />
prezentował w wielu miejscach na świecie.<br />
Opublikował kilka autorskich książek. Działał na<br />
rzecz ochrony przyrody i dóbr kultury. Otrzymał<br />
wiele nagród, odznaczeń i orderów, m.in.: Krzyż<br />
Kawalerski, Oficerski i Komandorski Orderu Odrodzenia<br />
Polski, złoty medal "Zasłużony Kulturze<br />
Gloria Artis" oraz tytuły Honorowego Obywatela<br />
Miasta Suwałk oraz Ambasadora Kultury Podlasia.<br />
Mieszkał w Maćkowej Rudzie na Suwalszczyźnie.<br />
Zmarł 9 kwietnia 2020 w Suwałkach.<br />
Urodziny A. Strumiłło w Maćkowej Rudzie, 2019.<br />
Fot. Wiesław Szumiński<br />
Żródło: Oficjalna strona Muzeum Podlaskiego w Białymstoku.<br />
Opracowanie biografii: Anna Strumiłło.<br />
teki i małego warsztatu oraz budynków<br />
gospodarczych ze stajniami włącznie;<br />
są to „boki”, acz nie dosłownie, stołu<br />
bilardowego z opisanej sceny filmu czeskiego<br />
reżysera. Pomimo demonicznych<br />
cech godziny naszej epoki, na przekór, na<br />
pohybel tej godzinie, Andrzej Strumiłło<br />
włączał się w Maćkowej Rudzie w rozmowę<br />
z Wielkimi Cieniami (by posłużyć<br />
się formułą Josipa Brodskiego w odniesieniu<br />
do Wystana H. Audena), która odbywa<br />
się od zawsze, jakby poza „czasem<br />
i przestrzenią”, w rytmie wykraczającym<br />
poza ziemską szarpaninę, trwożność<br />
i dygot. Kto wie, czy Mozartowskiego<br />
stołu bilardowego, a i Strumiłłowego<br />
gniazda w Maćkowej Rudzie nie zaczęły<br />
z wolna wchłaniać tajne warsztaty pracowitego<br />
mitu i czy wybite z kontekstu<br />
swojej epoki, nie zaczną obracać się one<br />
w godzinie innej jak gwiazdy, symbole<br />
oświetlające dawny sposób istnienia artysty<br />
w świecie. Ilekroć zaglądałem do<br />
Maćkowej Rudy, tej doliny łez i pagóra<br />
radości, tylekroć z zachwytem podziwiałem<br />
ów niespieszny i uspokojony, a także<br />
przydymiony łagodnością, rytm pracy<br />
i życia, który uosabiał Andrzej Strumiłło.<br />
Podglądałem, jak jego zajęcia, te błahe<br />
i ważkie, gospodarskie i artystyczne, mają<br />
swoją drugą stronę – medytację o układach<br />
rzeczy i zjawisk naszego świata. Jednocześnie<br />
rozglądałem się, co dzieje się<br />
102<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Miał swój<br />
bezmiar,<br />
który za nim<br />
podążał.<br />
z tymi rzeczami na tutejszym pagórze<br />
i w tutejszej dolince, czy nadal są na<br />
swoim miejscu, bo gdy rzeczy tracą<br />
swoje miejsca, oznacza to, że kultura<br />
zaczyna się wiercić i gotować do kolejnego,<br />
nie wiadomo co mającego<br />
przynieść, obrotu lub więcej – wolty.<br />
Widziałem więc, jak artysta w gospodarskim<br />
uniformie, wyłoniwszy<br />
się ze stajni, gdzie doglądał koni i gadał<br />
z nimi, udawał się do pracowni,<br />
w której na niedługo spotykał się ze<br />
swoim dziełem, ale trudno dociec,<br />
czy detal na obrazie poprawił, domalował<br />
lub całkowicie starł, czy też<br />
jedynie głęboko wejrzał w ten obraz<br />
i nic więcej, po czym wyszedł z pracowni,<br />
uważnie zlustrował obejście<br />
i wszedł po kamiennych schodkach na<br />
werandę dworu; tam czekał na niego<br />
interesant, który przyjechał z Suwałk,<br />
lecz zanim podjął go przy stole<br />
w kuchni, wszedł do archiwum i skreślił<br />
odręcznie dwa zdania do listu zaczętego<br />
wczoraj z wieczora. I tak krążył<br />
Andrzej Strumiłło w Maćkowej Rudzie<br />
na co dzień, w odwiecznym rytmie<br />
pór roku, z jednej do drugiej sfery<br />
posiadłości-pracowni, przechodząc,<br />
ot naturalnie i zwyczajnie, z jednego<br />
do drugiego zajęcia, znikał z pracowni,<br />
zjawiał się na brzegiem Hańczy, znikał
znad biurka, przy którym zapisywał<br />
plan wystawy, pojawiał się w szopie,<br />
gdzie wyszukiwał materiał pod stelaż,<br />
tworząc i medytując po to, żeby istnieć<br />
i wzmacniać racje istnienia – nigdy<br />
odwrotnie; od rana do wieczora<br />
z przerwami na wyjazdy i podróże<br />
oraz sprawunki w urzędzie świata.<br />
6<br />
Miał swój bezmiar, który za<br />
nim podążał. Z tego bezmiaru,<br />
niczym niewolnik swojego<br />
powołania, z trudem wydobywał<br />
na światło dzienne gruz i miał, ale<br />
i najszlachetniejszy kruszec swojego<br />
dzieła. Do tego bezmiaru nieustępliwie<br />
i konsekwentnie przykładał, będące<br />
w zasięgu szerokiej natury jego<br />
talentu, miary – tworzyw i narzędzi<br />
oraz form wyrazu, którymi dysponował<br />
bez liku, jak magik. W rezultacie<br />
powstała katedra z budulca tak niewiarygodnie<br />
różnorodnego, że aż<br />
dziw bierze, że stoi. Zobaczylibyśmy<br />
ją naocznie, gdyby możliwym było<br />
zebrać ze wszystkich frontów działalności<br />
artysty całe jego opus powstałe<br />
w ciągu kilkudziesięciu lat, zarówno<br />
to zadaniowe i użytkowe, jak i to wynikające<br />
z impulsów, których dostar-<br />
czał mu jego własny bezmiar. Byłaby<br />
to katedra wielowątkowa, wielopiętrowa,<br />
wielostronna, wielowarstwowa,<br />
wielowymiarowa, skonstruowana<br />
z tworzywa i form, które podtykały<br />
pod rękę artysty awangardy, kierunki,<br />
style i szkoły XX wieku. W sumie byłaby<br />
wyrazistą bryłą synkretyczną, nie<br />
od razu do objęcia, nie od razu mierzalną,<br />
za to samo się objaśniającą<br />
i autokomentującą poprzez literę licznych<br />
wywiadów, dziennika, wierszy,<br />
a może także listów.<br />
7<br />
Nie chcę snuć analogii, tę robotę<br />
zostawiam krytykom,<br />
historykom, koneserom<br />
czy marszandom sztuki, niemniej –<br />
i nie ma w tym porównaniu nadużycia<br />
– wielodziedzinowość swoich<br />
artystycznych przedsięwzięć<br />
i dokonań Strumiłło dziedziczy po<br />
Leonardzie da Vinci, zaś aktywność<br />
w sięganiu po różnorodne środki oraz<br />
formy artystycznego wyrazu i wręcz<br />
organiczną potrzebę płodozmianu<br />
oraz metamorfoz po Pablu Picassie.<br />
Poza tym artysta swojego czasu ostatecznie<br />
porzucił urbis i metropolis na<br />
rzecz miejsca przestronnego i zara-<br />
Miał swój bezmiar,<br />
który za nim podążał.<br />
A. Strumiłło i W. Kass na ganku Dworu<br />
Miłoszów w Krasnogrudzie, 2018.<br />
Fot. J. Perlikiewicz Kass<br />
zem ustronnego; to był głęboki zew ciągnący<br />
go ku krainie przyrody, do której<br />
lgną ludzie legitymujący się paszportem<br />
opatrzonym godłem wolności i niezależności.<br />
W tym względzie, w nawiązaniu<br />
do archetypu polskiego poety i pisarza<br />
prowadzącego swoje gospodarstwo i zamieszkującego<br />
we dworze, był Strumiłło<br />
w sensie zamieszkiwania świata dalekim<br />
echem Kochanowskiego albo Reja,<br />
a Maćkowa Ruda jego rzeczą czarnoleską,<br />
tudzież nagłowicką.<br />
8W liście<br />
do Czesława Miłosza, który<br />
we wrześniu 1989 roku podczas<br />
swojego pierwszego powrotu<br />
na Suwalszczyznę odwiedził wraz<br />
z bratem Andrzejem dwór w Maćkowej<br />
Rudzie i zamieszkującego w nim gospodarza<br />
artystę, Józef Czapski zapisał m.in.<br />
niezwykle celnie pochwycone, głębokie<br />
rozpoznanie: „Można i trzeba kierować<br />
swoją nauką (nauka trwa zawsze), ale<br />
wizja, mówiąc ściślej i ciszej – to ten głuchy<br />
szok w nas (szept: »to maluj« – »ależ<br />
dlaczego to« – »nie twoja rzecz wiedzieć,<br />
dowiesz się później i to nie na pewno«)”.<br />
Andrzej Strumiłło uczył się do końca, był<br />
zdolnym i pojętnym odbiorcą nauk rzemiosła,<br />
także tego praktycznego i użytkowego,<br />
ale przede wszystkim był artystą<br />
najwyższych wzlotów, które dyktowała<br />
mu wewnętrzna wizja, ów „bezimienny<br />
głos”, „głuchy szok” czy „wzniosły wtręt”.<br />
A zniżając głos, jakby chciał Józef Czapski<br />
– t a j e m n i c a. Andrzej Strumiłło<br />
już się dowiedział, dlaczego tworzył TO<br />
i dlaczego taką katedrę z TEGO. Ale czy<br />
na pewno? [WK]<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
103
POEZJA<br />
Polecane<br />
ŁUCJA DUDZIŃSKA – poetka, wydawczyni, redaktorka<br />
ok. siedemdziesięciu książek poetyckich i dwóch serii wydawniczych,<br />
a także jurorka, animatorka kultury – inicjatorka,<br />
pomysłodawczyni wielu autorskich spotkań, prezentacji,<br />
wystaw, warsztatów, akcji literackich, konkursów<br />
poetyckich. Autorka dziesięciu tomów poetyckich<br />
(w tym trzech dwujęzycznych), tłumaczona na dwanaście<br />
języków. Ostatnio wydała tom Samotność kinomana.<br />
Geneza (Poznań 20<strong>22</strong>). Nagradzana i wyróżniana na<br />
wielu konkursach literackich m.in. na książkę poetycką<br />
roku (2013, 2016, 2018). Na motywach jej wierszy odbył<br />
się spektakl teatralno-muzyczny Jestem Julia w Teatrze<br />
Rondo w Słupsku.<br />
Członkini Zarządu Głównego i Komisji Kwalifikacyjnej<br />
Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Warszawie. Prezes<br />
Oddziału Wielkopolskiego SPP w Poznaniu i Fundacji<br />
Otwartych Na Twórczość (akronim FONT). Wśród<br />
otrzymanych nagród i medali ceni sobie wyróżnienie<br />
w Konkursie Urzędu Miasta Poznania jako Wolontariusz<br />
roku 2021 w dziedzinie kultury.<br />
104<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
KAŻDY MA (JAKIEŚ) STYGMATY. SZTUKA MYŚLENIA<br />
Wyobraź sobie, że jesteś otwartą raną, która pamięta los,<br />
cios zadany z premedytacją, satysfakcją. Czujesz wtedy<br />
ze zdwojoną siłą podmuch wiatru niosący kurz i ziarenka<br />
nasion. Chcesz znów stać się embrionem, a możesz tylko<br />
przykryć ranę i podnieść głowę albo schować się przed ludźmi.<br />
Myślisz: o modlitwie, drugim policzku, niegojących się znakach.<br />
Myślisz: o podaniu ręki i uzdrawiającym uśmiechu.<br />
Myślisz: broń się, szanuj się, czas nie uleczy skaleczenia.<br />
POEZJA<br />
***<br />
tak mocno wrosnąć w serce<br />
aby nie można było wyrwać<br />
a jeśli kiedyś los zetnie zieleń<br />
korzenie zawsze będą żywe<br />
Radzisz sobie z bólem – do wszystkiego można się przyzwyczaić.<br />
Zastanawiasz się kim jest i kim może stać się człowiek dla<br />
innego człowieka. W imię czego: upokarza, rani, dręczy, zabija.<br />
Myślisz: wybujałe ego, kompleksy, wynaturzenie.<br />
Myślisz: wojna, zaborczość, władza i rywalizacja.<br />
Myślisz: pokój, a dziecko z bagnetem staje naprzeciwko ciebie,<br />
bez usprawiedliwienia – ponieważ nie wszystko można zrozumieć.<br />
***<br />
wykuj mnie z kamienia<br />
bez względu na delikatność tkanki<br />
powoli oddam słabość.<br />
poczuję wdzięczność<br />
ten moment dostrzegania ważnych chwil<br />
***<br />
potrzeba dobrej myśli aby wykrzesać ogień.<br />
w szczelinie nabrzmiałe światło<br />
zrywa się do lotu<br />
nie wierzę w nadzieję<br />
to ona ma we mnie uwierzyć<br />
LINA. MASKI<br />
Wyobraź sobie smutek i radość, jak się siłują i przeciągają<br />
linę raz w jedną stronę, raz w drugą. Jesteś klaunem<br />
z namalowanymi łzami na policzkach, pokazujesz pełne<br />
uzębienie. Czy tak wygląda uśmiech? Parodia radości życia.<br />
Łzy skraplają się w brzuchu.<br />
Musi być pojemny jak u wieloryba. Próbuje płynąć<br />
w słodkiej wodzie pod prąd. Zastanawiasz się, ile radości<br />
spotkało cię w życiu. Uśmiechać się trzeba mieć do kogo,<br />
więc działo się to w ciągu dnia. Na smutek pozwalasz sobie<br />
KAMIENIE MILOWE<br />
Leżymy obok siebie jak kamienne tablice<br />
z przykazaniami. Nie mogę zasnąć. Liczę.<br />
Wnikam do twojego snu o potędze normalności.<br />
Odlatujemy na ulubioną wyspę, zanim obudzi się<br />
zwykłe ludzkie istnienie i cywilizacja miasta.<br />
Tyle w nas chaosu, mięsa, kolców, krwi i kości.<br />
I znów leżę obok ciebie, jak taka naga prawda<br />
o miłości. Razem wyobrażamy sobie inne życie,<br />
a łóżko się kołysze, zmienia w łódź, przewozi<br />
na inny brzeg, gdzie jest tylko nasza sfera bycia.<br />
Kochaj bliźniego jak siebie samego.<br />
w nocy. Lepiej wsiąka. Wgryza się w czarne powietrze –<br />
bez świadków jak żałoba po marzeniach.<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
105
Pasja Jezusa z Nazaretu<br />
GŁOS URSZULI M. BENKI ZAGUBIONEJ… W ROZWYDRZONYM TŁUMIE<br />
J e r z y S t a s i e w i c z<br />
Niewidocznej… Dziwić się nie ma<br />
czemu? Zawsze wyobrażałem<br />
sobie Urszulę M. Benkę jako kobietę<br />
w moim guście. To wynikało z dziesiątków<br />
esejów i wstępów do książek czytanych<br />
namiętnie. Język i wiedza odpowiadały<br />
mojej percepcji. Mojemu widzeniu<br />
świata. W dodatku gdzieś słyszałem:<br />
intrygująca, tajemnicza, autorka książek<br />
poetyckich, wbijająca kij w mrowisko,<br />
znajdująca żywy oddźwięk wśród czytelników.<br />
Jakich…? Oprócz smakoszy poezji?<br />
Tu przychodzi mi na myśl czternaście nazwisk<br />
– jak czternaście stacji drogi krzyżowej.<br />
Ale może się mylę? Poezja trafiła<br />
w szklane blokowiska. Daj Boże. Pora wrócić<br />
do korzeni. W dodatku okazjonalnie<br />
rysuje i maluje. Po stypendium literackim<br />
Sorbony mieszkała we Francji i USA. A to<br />
lata osiemdziesiąte. Świat był zamkniętą<br />
bramą. Młodzi tego nie rozumieją.<br />
Szósty kwietnia dwa tysiące dwudziestego<br />
drugiego roku. Dom Muzyki i Literatury,<br />
Wrocław. Wiosenne czytanie poezji.<br />
Miałem nie jechać. Bo zawsze coś, proza<br />
życia. Jednak los miał swój cel. Swoje nazajutrz.<br />
Opadającą mgłę. Skowyt płaczki.<br />
Sala wypełniona ludźmi po brzegi, aż<br />
dziw, że tylu spragnionych mowy wiązanej.<br />
Znajomi: Kazio Burnat w formie–<br />
choć zmieniony – zadeptał chorobę. Szymon<br />
Koprowski jakby wyższy. Zbyszek Rawicz<br />
trochę szczuplejszy. Darek Pawlicki<br />
z przystrzyżoną brodą. Romana Więcaszek<br />
repatriantka z Brzegu z jakąś maleńką<br />
osóbką i maruderzy z Kępna (podobno<br />
„literaci”???). Leszek Antoni Nowak<br />
z prozatorską cegłą pod pachą i pies bohater<br />
jego testów na kolanach młodziutkiej<br />
sąsiadki. Powitania, strzępy rozmów.<br />
Prezent od Wiesławy Bartyńskiej: wszystkie<br />
książki i płyty Andrzeja.<br />
– Jurku, jak się cieszę, że cię widzę w tym<br />
świętym dla literatury miejscu. Tyle twoich<br />
tekstów po czasopismach. Staram się być<br />
na bieżąco. Ale wiesz, wnuki. A… to moja<br />
koleżanka ze studiów Urszula Benka.<br />
Miałem coś powiedzieć, podać rękę,<br />
choćby ukłon… Stanowczy głos Kazia nakazał<br />
ciszę i zajęcie miejsc.<br />
Filigranowa postać nijak nie pasowała<br />
mi do autorki – zagłębionej w filozofii –<br />
esejów, rzeczowych wstępów i posłów do<br />
książek. Co najważniejsze – wybitnej polskiej<br />
poetki. Ale czy inteligencję można/<br />
trzeba mierzyć w… gabarytach?<br />
W trakcie spotkania odważyłem się wręczyć<br />
jej Powróciłem z dedykacją. Obdarowana<br />
z marszu przystąpiła do studiowania<br />
tekstów – z głęboką zadumą. Na co zwróciłem<br />
– nie powiem, że dyskretnie – uwagę.<br />
A po zakończeniu oględzin podeszła do<br />
mnie, podziękowała za tom i zacytowała<br />
króciutki fragment mojego wiersza.<br />
– Ja to wykorzystam w pisanym eseju. –<br />
I wręczyła mi Pasję Jezusa z Nazaretu!!!<br />
Poczułem, jak z tej niewielkiej, białej książeczki<br />
przechodzi – jak to wyrazić? – prąd,<br />
kłucie, cierpnięcie całej ręki, strach… niemoc…<br />
uderzenie gorąca w ciele?!<br />
Urszula M. Benka nie prezentowała, jak<br />
wszyscy, wiersza. Nawet na prośbę Kazia.<br />
Była prawdziwym poławiaczem słowa.<br />
Na odchodnym z kilkoma osobami: Darkiem<br />
Pawlickim, Janem Szczurkiem, Romaną<br />
Więcaszek, Andrzejem Bieńkowskim,<br />
by pogadać, usiedliśmy w przytulnej<br />
kafejce przy espresso, lampce wina,<br />
szklaneczce „ognia”. Pani Urszula mówiła<br />
niewiele – w przeciwieństwie do Bieńkowskiego<br />
– ale z wielkim zaciekawieniem<br />
i uwagą wsłuchiwała się w naszą<br />
dysputę. Czasem zadając tylko pytanie.<br />
A z odpowiedzi pragnęła przyswoić jak<br />
najwięcej (może wszystko?). Ale czy ja<br />
nie przekazuję tutaj fałszywego obrazu?<br />
Może to sposób bycia autorki Dziwnej<br />
rozkoszy, mocno trzymającej Kielich Orfeusza.<br />
Obserwującej dyskretnie poetycko<br />
Perwersyjne dziewczynki w 1984 roku.<br />
*<br />
Dwie noce – weekendowe – zajęło mi<br />
przyswojenie Pasji Jezusa z Nazaretu.<br />
Przyswojenie, ale czy zrozumienie? Wydaje<br />
mi się, że stanąłem na bardzo grząskim<br />
gruncie i nie wiem, gdzie twarde podłoże.<br />
W dodatku jestem zasysany. Czy mamy<br />
do czynienia tutaj z mitem? (Powtarzany<br />
przez stulecia dla wielu stał się prawdą).<br />
Z baśnią? Wszystko „inne”, niewytłumaczalne,<br />
owiane mgłą przeszłości jest/<br />
staje się baśnią. A może… Znalezienie się<br />
w miejscu – cielesne, duchowe, wyimaginowane<br />
– tak ważnym historycznie dla<br />
świata i chrześcijan zaświadcza o dryfie<br />
poetki w tajemnicę poznania głębi światła<br />
ludzkiej nadświadomości, zamkniętej<br />
dla większości śmiertelników. A istniejącej<br />
na linii poznania reinkarnacyjnego<br />
bytu. Pasja to poetycki opis „naocznego<br />
świadka” wydarzeń – Urszuli M. Beneki<br />
– ostatnich dwunastu godzin życia cieśli<br />
z Nazaretu. Mamy tutaj modlitwę po<br />
ostatniej wieczerzy w ogrodzie Getsemani<br />
i oparcie się pokusom Szatana. Przejście<br />
Chrystusa ulicami Jerozolimy z pretorium<br />
Piłata – miejsca wyroku – aż na<br />
Golgotę, gdzie dopełniła się Jego męka.<br />
Odległość, jaką przebył Jezus, została<br />
w późniejszych wiekach przeniesiona na<br />
Ratusz (miejsce władzy) – Cmentarz Jerozolimski<br />
(poza miastem, często wzgórze<br />
trzech krzyży) i wynosiła 1602 kroki (przeszedłem<br />
w Nysie dwukrotnie i wynik się<br />
powtórzył, ciekawym innych miast). Ale<br />
to żaden pewnik. Skazany przecież nie<br />
był mojego wzrostu. Popychany, z balem<br />
wzdłuż ramion, raczej truchtał obolałymi<br />
nogami od pobocza do pobocza. Szarej,<br />
wzniecającej kurz drogi. Niewiele widział.<br />
Krew i pot zalewały oczy. Więc była o wiele<br />
dłuższa. Niekończąca się. Ta droga przedłużała<br />
życie i niosła w sercu nadzieję przed<br />
nieuchronnym zapisanym w księgach. Głoszonym<br />
przez proroków. I wyczekiwanym<br />
zgodnie z przepowiednią. Tak… doskonale<br />
pamiętam tę drogę i czas.<br />
106<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
*<br />
Tutaj trzeba otwarcie powiedzieć: Urszula<br />
M. Benka jest osobnym bytem poetyckim.<br />
Całość tomu łączy filozofia znaku.<br />
Akt twórczy staje się aktem badawczym,<br />
a zarazem odkrywczym. Jest tu rzeczywistość<br />
ponad czasem. Z ciemną stroną<br />
ludzkiej natury ujawnianej w stanach zagrożenia,<br />
ale i korzyści.<br />
Poetka jako bierny obserwator – to dostrzegłem<br />
w kafejce – opowiada zdarzenie<br />
po zdarzeniu, scena po scenie, każdy<br />
szczegół. Będąc tu i teraz w samym kotle<br />
wydarzeń. W dodatku w wielu miejscach<br />
naraz! Przekaz jest wielowarstwowy,<br />
wielopłaszczyznowy. Bez emocji ogłupiałego<br />
tłumu, tak podatnego na bodźce<br />
zewnętrzne. Nie ma ściśniętego gardła,<br />
kobiecej płaczliwości. Staje się nieuniknione<br />
– wie z ksiąg, słuchała kaznodziejów<br />
po emigracyjnej drodze – z bodźcem<br />
(siłą sprawczą) tworzącą/wymuszającą<br />
zapis emocjonalnych drgań; kiedy się pisze<br />
całym sobą – wręcz bebechami. Będąc<br />
osadzoną w kulturze łacińskiej i zasiedziałą<br />
(dom rodzinny) w polskim katolicyzmie<br />
tradycji, odczuwa potrzebę wejścia,<br />
i wchodzi w baśniową mityczność chrześcijańskiego<br />
(radix) misterium paschalnego.<br />
Z tą jakże płynną alchemiczną przemianą<br />
maksymy we własne słowo, które<br />
działa na czytelnika jak strumień zimnej,<br />
źródlanej wody. Budząc wątpliwości<br />
i strach. Czy moje miasto i jego mieszkańcy<br />
przypominają Judeę i jej mieszkańców?<br />
Aby zrozumieć? – nie wszystko trzeba<br />
rozumieć – należałoby na kartach szkicu<br />
przytoczyć cały tekst Pasji Jezusa z Nazaretu.<br />
Ale rozważania powinny sięgać jądra<br />
sztuki i sycić się jego płomieniem. Tutaj<br />
płomieniem są wszystkie stacje – dwanaście…<br />
Mrok/skowyt ciszy na długie zastanowienie…<br />
i stacja ostatnia.<br />
Siłą monitora włączają mi się przed oczyma<br />
artystyczne realizacje stacji Męki<br />
Pańskiej, te od średniowiecza. – Kult<br />
jest bardzo dawny, bierze swój początek<br />
w Jerozolimie. Obraz Umęczonego Pana<br />
umieszczony w ołtarzu bądź na łuku tęczy,<br />
zawsze w centrum świątyni. Zaś<br />
w czasach nowożytnych na kontynencie<br />
i w Polsce rozpowszechnia się trend zakładania/budowy<br />
odrębnych Dróg Krzyżowych;<br />
pierwsze w kościołach zakonów<br />
franciszkanów, z czasem w większości<br />
świątyń parafialnych. Najbardziej rozbudowaną<br />
formę mają specjalne kaplice<br />
wznoszone w rozległych lasach/parkach<br />
kalwaryjnych (przeszedłem – wprawdzie<br />
nie na klęczkach – w Kalwarii Zebrzydowskiej,<br />
w Wambierzycach, w Jeřetinie<br />
pod Jedlovou w Czechach). I te malarskie,<br />
rzeźbiarskie (przestrzeń, płaskorzeźba)<br />
grafiki ułożone w cykle o różnej liczbie<br />
scen – tu konkretne epizody z Pasji Chrystusa.<br />
Zawieszane na ścianach wewnątrz<br />
kościołów – tu moja pamięć wygrzebuje<br />
z dawnych mistrzów późnobarokowego<br />
malarza weneckiego Giovanniego Battistę<br />
Tiepola. W XVIII wieku tworzył Polak<br />
Szymon Czechowicz. Artyści nowocześni:<br />
Francuz Henri Matisse. U nas Józef Mehoffer,<br />
Jerzy Nowosielski. Ale wydaje mi<br />
się, że umysłem i wyobraźnią Urszuli M.<br />
Benki zawładnęło osiemnaście obrazów –<br />
stacji Drogi Krzyżowej Jerzego Dudy Gracza<br />
– powstałych na początku trzeciego<br />
tysiąclecia chrześcijaństwa. Wielkoformatowych<br />
(rozmiary większości: 185 cm<br />
wysokości na 117 cm szerokości, a Stacja<br />
XII Jezus na krzyżu umiera 185 cm na <strong>23</strong>4<br />
cm), namalowanych farbami olejnymi na<br />
płytach pilśniowych z charakterystycznym<br />
romańskim łukiem. Usytułowanych<br />
w jasnogórskim sanktuarium, w obrębie<br />
kaplicy Matki Bożej, na piętrze tzw. przybudówki,<br />
wzniesionej w latach 1929-<br />
1933 pod czujnym okiem Adolfa Szyszki-<br />
-Bohusza w miejsce dawnych krużganków<br />
poprzedzających kaplicę.<br />
Jerzy Duda Gracz, wybitny polski malarz<br />
(1941-2004) urodzony w Częstochowie,<br />
na stałe zamieszkały w Katowicach, od<br />
dziecka związany z klasztorem, ale i obecny<br />
poprzez obrazy (plenery jasnogórskie<br />
1982, 1983 i 1987) postanowił dawno –<br />
o czym wielokrotnie wspominał – złożyć<br />
na Jasnej Górze dar swego serca i talentu.<br />
Temat Pasji Chrystusa zalegał jego<br />
umysł, a na płótnie podejmował go wielokrotnie.<br />
Z balastem wieloletnich wnikliwych<br />
przemyśleń, poszukiwań i studiów<br />
w kwietniu 2000 roku rozpoczął pracę<br />
(ponoć cały czas konsultowaną z paulinami)<br />
nad Golgotą Jasnogórską, by w marcu<br />
2001 roku ją ukończyć. Artysta – będący<br />
do szpiku kości realistą – odtworzył czytelnie<br />
Jezusa i świadków Jego męki. Korzystając<br />
z tradycji dawnego malarstwa,<br />
na świadków powołał w wielu scenach<br />
współcześnie żyjących ludzi (Polaków).<br />
Stworzył „reportaż” sugestywny i zarazem<br />
niezwykły. Ten zamysł twórczy wymaga<br />
rzeczowego objaśnienia. Tu trzeba<br />
mieć odwagę zadawania pytań mistrzowi.<br />
Jerzy Duda Gracz ujął to tak:<br />
Właściwie wszystkie te prace łączy jedna<br />
idea wywodząca się z mojego Najnowszego<br />
Testamentu. To idea samotności<br />
i niezrozumienie Chrystusa wśród i przez<br />
swoich wyznawców. Fascynuje mnie<br />
takie podejście do tego tematu. Samotność<br />
Boga, samotność człowieka wśród<br />
najbliższych (…) samotność w tłumie.<br />
Jerzy Duda-Gracz<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
107
Pora teraz sięgnąć w głęboką świadomość intelektualną poetki<br />
– dziś wrocławskiej – i przywołać Stację I według Jakuba:<br />
Usnąć.<br />
W słabość ciała się wtulić jak w nicość sprzed narodzenia.<br />
Ujrzałem tylko zarys kielicha:<br />
W zielonych płomieniach ogrodu i w niepojętych językach<br />
Tańczył nocą w oliwniku.<br />
Tylko to pozostało<br />
Pośród ciszy.<br />
Odgrodzić się snem jak od bestii<br />
Od modlitwy.<br />
Usnąć – wyraz klucz, balast zalegający komorę pamięci. Martwy<br />
czas – płaszcz okrywający wszystkie myśli ludzkie. Oskarżeni<br />
niesłusznie, sprawcy kolizji drogowych, nieuleczalnie<br />
chorzy czekający na przeczącą diagnozę utożsamiają się ze<br />
snem jako przeniesieniem ścieżki życia do chwilowego bytu<br />
poza czasem, przeczekaniem – wprawdzie w stresie, ale z nadzieją.<br />
Sen wcale nie musi być bratem śmierci, nie wierzmy<br />
Atalii. Tu autorytetem Daniel i sen Nebukadnesara o złotym<br />
posągu [Księga Daniela – przyp. red.]. Z retrospekcją:<br />
Ta księga pełna jadu. Jej karty szeleszczą<br />
Jak słomy wiecheć, co buchnie pożarem<br />
Za jedną iskrą.<br />
A powiadają, że serce twarde<br />
Krzesać potrafi ogień? – Musi być taki ogień ciężki, ciemny<br />
Jak ziemia.<br />
Wielki wirujący płomień<br />
Zbarczony garbem kamiennym<br />
Niby górą,<br />
A na niej płaskim grymaśliwym szczycie w mroku<br />
Jak róg mądrości –<br />
Cokół.<br />
Stoję na tej ziemi upalnej.<br />
– wyznaje poetka w Stacji II według Judasza. Ten straszliwy<br />
widok minionych tysiącleci: wojny, krew, pożary. Pakty.<br />
Wojny, krew, pożary. Gaz. Miliony, setki milionów trupów,<br />
morze krwi w imię słusznego. Historię piszą zwycięzcy. Tylko<br />
głupiec schylony nad serca krawędzią nie przeczuł,<br />
Że śpiew okaże się za trudny,<br />
Że te płomienie w dole poruszą się tylko jak węże<br />
Albo robactwo w grobie: ruchliwe, pojętne,<br />
A choć ziemią uwalane – przecież takie jasne.<br />
A ONA reinkarnacyjną przemianą dowodzi:<br />
Ogień mojego serca spadnie tu, na tę kartę,<br />
Raczej już duchem ziemi.<br />
Ciało wiersza w błoto się zamieni<br />
(…)<br />
Taka jest moja pasja, moja ewangelia!<br />
Wie, że zło się odradza, zło wpisane w człowieka.<br />
Zło – napęd postępu. „Z pychy pono ta nowa ziemia<br />
Wstała<br />
Obca, twarda, nieurodzajna.<br />
Ale nie pusta”.<br />
Kurhan na jej szczycie<br />
A w bruzdach<br />
Czaszki skrzą się z każdym deszczu akordem –<br />
Czaszki milionów,<br />
Tej ziemi majątek.<br />
Oplecione robaczywą koroną<br />
Drgają z konwulsjami mojej harfy.<br />
I ja –<br />
Uśmiechnięty bard<br />
W godzinie ekshumacji.<br />
Przywołam Requiem:<br />
Noc była<br />
W nudzie wskrzeszania<br />
I w pustce prawdy poznawania.<br />
Pochylając się nad aktem tworzenia Urszuli M. Benki – tym<br />
palcem Bożym, cieniem wiatru, oddechem kosmosu – czytałem/studiowałem<br />
dziesiątki razy Pole Judaszowe, chcąc z tego<br />
skrawka (gruntu) wiersza wydobyć/zrozumieć postępowanie<br />
człowieka. Jego złożoność, psychikę? Cel życia jaki wyznaczyła<br />
mu Opatrzność. I do jakiej twarzy/maski jest mi bliżej? Myślę,<br />
że Judasz to człowiek prawdziwy w każdym calu. Członek rodziny/korporacji,<br />
który zbłądził, zdradził – tu: wysłannikom Sanhedrynu<br />
– ale umownie: konkurencji, grupie interesu. Zobaczywszy<br />
swe zło, zdjęty żalem oddał pieniądze, odszedł i popełnił<br />
samobójstwo. Wieszając się na osice, która po dzień dzisiejszy<br />
drży. Ale czy ten postępek wymagał aż takiej kary? Przecież<br />
sąd – w tym wypadku Piłat – mógł Jezusa uniewinnić. Poetka<br />
zadaje fundamentalne pytania, w centrum stawiając każdego<br />
z nas. Proszę przemyśleć każde słowo cytowanego tekstu:<br />
Świt błyska w martwym bezkresie<br />
Swego diabła jak krzyż każdy niesie.<br />
Swego diabła jak umęczonego syna<br />
Jedynego wydanego za życia.<br />
Z grzbietem zgiętym po błocie<br />
Swój owoc złożyć w prostocie.<br />
108<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Wszystkie cytaty pochodzą z książki: U. M. Benka, Pasja Jezusa z Nazaretu, Wrocław 2020.
Każdy wyrok ma zwolenników, przeciwników i prześmiewców.<br />
Prześmiewcy są zwolennikami o niewinnej – bardzo zmiennej –<br />
twarzy. Tu Stacja IV według tłuszczy. Wymowne (przekonujące)<br />
postacie: grubasa, baby, przechodnia, handlarki, młokosa, faryzeusza,<br />
kupca, praczki, to dryf poetki – jak pisałem na początku –<br />
w tajemnicę poznania głębi światła ludzkiej nadświadomości. Naocznych<br />
świadków z wędrowną duszą poetki. Pragnącej tamtymi<br />
wydarzeniami – dziś jakże świątecznymi – pobudzić do refleksji<br />
nas ogłupiałych natłokiem przekazu medialnego. Uzależnionych od<br />
jazgotu wszelakich przekaźników/odbiorników/zasięgu. Postacie<br />
zbudowane słowem – środki artystyczne – wierne ideałom poetycko<br />
pojętego realizmu, może specyficznie widzianego przez pryzmat<br />
emigracyjnego życia Benki pod różnymi szerokościami geograficznymi.<br />
Zwłaszcza Stany Zjednoczone z tyglem kulturowym i dolarem<br />
jako bogiem. Z wielkim wyobcowaniem przybyszów (Europa<br />
Wschodnia, Ameryka Łacińska), marzących o amerykańskim śnie<br />
bogactwa. A tu brudne, szare niebo sufitu piwnicznej, wieloosobowej<br />
noclegowni. I brak nadziei (funduszy) na powrót do ojczystego<br />
kraju. Do własnej, nie takiej biedy, jak się przed wyjazdem wydawało.<br />
Wolność staje się więzieniem. Stąd czuję tutaj, jak u Dudy Gracza,<br />
groteskę, zarys karykatury. Ci „realni” ludzie z tłumu są gorsi,<br />
śmieszni, żałośni. Ale i Herod ze słowami:<br />
Mnie oprócz Judasza fascynuje postać Józefa z Arymatei, tu<br />
stacja X. Ewangelia wg Mateusza 27,57-60: „Jeden z potajemnych<br />
uczniów Chrystusa, członek Sanhedrynu, wyjednał u Piłata<br />
zezwolenie zdjęcia ciała Jezusa z krzyża i złożył je w swoim<br />
nowym grobie”.<br />
Cóż Bogu w nieznane idącemu<br />
Dać? – Grób<br />
Zawalony granitowym głazem<br />
Grób Bogu na jego miarę.<br />
Świec nie trzeba – piekła jak monstrancje<br />
W nim migocą.<br />
Grób ogromny jak ziemia<br />
Wędruje otchłaniami kosmosu.<br />
Ten grób miał być mój –<br />
Nic więcej nie miałem.<br />
Wypełniłem go<br />
Samym Bożym ciałem.<br />
Ty ilu uczniów masz? Dwunastu?<br />
I co? – pokryli się po kątach.<br />
Plebs gwarzy o ożenkach, o podatkach.<br />
Wołano cię mesjaszem po lat czterech tysiącach<br />
Objawionym – a nikt coś nie sarka,<br />
Że zostałeś zatrzymany jak zbrodniarz?<br />
Dam ci pewniejszych uczniów. Zbrojnych apostołów<br />
kohorty.<br />
Karnych.<br />
W mojej mocy. I strażom każę ludzi biczami<br />
spędzić<br />
I w biały dzień<br />
Plac przed Świątynią się zapełni<br />
I – tobie<br />
Oddadzą cześć.<br />
Sięgnijmy po Święty Graal, starofrancuski sławny talizman,<br />
przedstawiany jako kamień, półmisek, kielich albo puchar<br />
(do którego wspomniany Józef miał zebrać krew z przebitego<br />
boku Chrystusa, spływającą z grota lancy). Z czasem stał się<br />
osnową licznych legend i alegorii średniowiecznych. Poszukiwany<br />
(jako kielich) przez rycerzy legendarnego króla Artura,<br />
a zwłaszcza przez Lancelota, Parsifala z Walii i Galahada. A ze<br />
współczesnych – Indianę Jonesa (słynna adaptacja filmowa<br />
Stevena Spielberga). Legendę o Graalu podsycało naczynie<br />
(sądzono, że jest wykute z jednego wielkiego szmaragdu, kiedy<br />
się stłukło, ku rozpaczy stwierdzono antyczne szkło) zrabowane<br />
przez Genueńczyków w 1001 r. z meczetu Cezarei<br />
w Palestynie. Włosi przechowują je do dziś w skarbcu katedry<br />
św. Wawrzyńca w Genui i nazywają sacro catino – święta misa.<br />
Gdy gonimy za mitycznym Graalem, w codziennym bytowaniu<br />
brakuje miejsca dla Boga – zwykłej refleksji. A jaka jest<br />
reakcja Boga? Bóg kocha wszystkich ludzi bez wyjątku. Szuka<br />
sposobu spotkania. Gdy nas nie odnajduje, obarcza ciężarem<br />
krzyża. Cierpieniem. Wówczas szarpiemy się, próbujemy wyrwać<br />
spod dębowej kłody, czując bezsilność, przypominamy<br />
sobie o Bogu. Cierpienie, krzyż to zazwyczaj jedyna szczelina,<br />
przez którą Bóg może wejść – czasem ponownie – w nasze życie.<br />
I oto chodziło Urszuli M. Bence mimo masek, kostiumów,<br />
dowodów tożsamości, reinkarnacyjnej podróży. Przypomina<br />
chleb na ziemi – to Jezus rzucony w błoto.<br />
Dla mnie nie był to tom łatwy. A przestudiowałem w życiu<br />
wiele wybitnej poezji. Tu budziłem się zlany potem, próbując<br />
rozumieć stację ostatnią, kiedy nie wszystko jest do zrozumienia.<br />
W dodatku akreistyczna dyscyplina mimo tekstów<br />
długich. Nieprzypadkowo wstęp Piotra Lamprechta (augustianina,<br />
poety, okrzykniętego pierwszym polskim akreistą) –<br />
z niespotykaną dotąd wyobraźnią poetycką – sięgającą praźródła<br />
– wypełnioną rdzeniem metafory. Ta poezja potrzebuje<br />
czytelnika wyrafinowanego, odważnie pytającego o sens.[JS]<br />
Ilustracja: Renata Cygan<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
109
Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie<br />
110<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
Warszawskie obrazki z wystawy<br />
Zdjęcie z oficjalnej strony Targów<br />
Koniec maja 20<strong>23</strong> roku to dla naszej stolicy<br />
bardzo gorący okres. Nie tylko jeśli chodzi<br />
o wiosenną pogodę, która była wyjątkowo<br />
łaskawa dla wystawców Międzynarodowych<br />
Targów Książki w Warszawie. Ale przede wszystkim<br />
dla niezliczonej rzeszy moli książkowych,<br />
którzy pomiędzy 25 i 28 maja pojawili się przy<br />
licznych stoiskach wydawców oraz organizacji<br />
literackich, prezentujących swoje książki w Pałacu<br />
Kultury, a także w namiotach z książkami,<br />
czasopismami i merchandisingiem na zewnątrz<br />
budynku, przy Placu Defilad.<br />
Do Warszawy pojechaliśmy na zaproszenie<br />
Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie. Na stoisku<br />
Związku mieliśmy przyjemność podpisywać swoje<br />
książki w piątek i sobotę. Związek prezentował<br />
książki polonijnych twórców (głównie mieszkających<br />
oraz tworzących w Wielkiej Brytanii) oraz<br />
wydawany w Londynie magazyn „Pamiętnik<br />
Literacki”. Z kolei w niedzielę pojawiliśmy się na<br />
stoisku Fundacji Duży Format, wydawcy najnowszego<br />
tomu poetyckiego Izy Smolarek – [przyp.<br />
red.]. Jednak – jako redaktorzy „Post Scriptum” –<br />
staraliśmy się jak najpełniej uchwycić atmosferę<br />
Targów. Impreza jest jednym z największych wydarzeń<br />
literackich w Europie.<br />
Gościem honorowym tegorocznego wydarzenia<br />
była Ukraina. I rzeczywiście, mieliśmy możliwość<br />
gruntownie zapoznać się z literaturą ukraińską,<br />
zarówno klasyczną, jak i nowoczesną,<br />
a nawet z ukraińskim komiksem prezentowanymi<br />
na licznych stoiskach. Spore wrażenie robiły<br />
również stoliki niezależnych wydawców z Białorusi.<br />
Jednym z bardziej interesujących stoisk<br />
byli wystawcy literatury koreańskiej, znajdujący<br />
się niedaleko stoiska Związku Pisarzy Polskich<br />
na Obczyźnie. Gdy jedna z koreańskich pisarek<br />
zaczęła podpisywać swoje tomy, na korytarzu<br />
ustawiła się gigantyczna kolejka złożona z młodych<br />
czytelników, którzy na dłuższy czas praktycznie<br />
zablokowali dojście do naszego okienka.
Warszawa<br />
da się lubić.<br />
Warszawa<br />
da się kochać.<br />
Co więcej –<br />
Warszawa<br />
da się<br />
przeczytać<br />
Alex Sławiński, stoisko Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie<br />
Katarzyna Brus-Sawczuk (zastępczyni redaktor<br />
naczelnej PS) i poetka Barbara Gruszka-Zych<br />
Zdjęcie z oficjalnej strony Targów<br />
Jeszcze dłuższy ogonek ujrzeliśmy kolejnego dnia na<br />
zewnątrz. Liczba zwiedzających, a przede wszystkim<br />
kupujących książki, przeczy tezie, jakoby Polacy nie<br />
czytali. Przeczy również tezie, że młodzież nie garnie<br />
się do literatury: wśród dziesiątek tysięcy osób odwiedzających<br />
Targi każdego dnia przeważali bardzo młodzi<br />
ludzie. W wielu miejscach trudno było się przecisnąć<br />
wzdłuż korytarzy pomiędzy poszczególnymi stoiskami.<br />
Duże wrażenie zrobiły na nas kioski, w których wystawiały<br />
się instytucje publiczne i organizacje. Wydawnictwo<br />
IPN, Ministerstwa Kultury, Wydawnictwo Sejmowe,<br />
a także wydawnictwa uniwersyteckie, reprezentujące<br />
liczne placówki dydaktyczne z całej Polski,<br />
prezentowały materiały o bardzo wysokiej wartości<br />
merytorycznej. Obok nich znajdowały się publikacje<br />
z zupełnie innej bajki. I to literalnie. Znaleźliśmy mnóstwo<br />
stoisk z komiksami, grami planszowymi, literaturą<br />
dla dzieci, tłumaczeniami (wszakże to Międzynarodowe<br />
Targi Książki), a nawet z gadżetami promującymi<br />
czytelnictwo.<br />
Spotkania z czytelnikami mieli między innymi profesor<br />
Jerzy Bralczyk, Justyna Kopińska, Aneta Kamińska (zasłużona<br />
tłumaczka literatury ukraińskiej) czy pisząca<br />
o młodzieży Justyna Suchecka. Panel komiksowy poprowadził<br />
Marcin Bałczewski ze Stowarzyszenia Pisarzy<br />
Polskich w Łodzi.<br />
Jubileusz świętowało wydawnictwo Anagram, prowadzone<br />
przez Magdalenę Koperską, która z powodzeniem<br />
kontynuuje wieloletnią pracę swojego ojca<br />
Jerzego.<br />
Oprócz wielkiej walizy z książkami i magazynami literackimi<br />
z Targów wywieźliśmy nie tylko fantastyczne<br />
wrażenia oraz mnóstwo inspiracji, ale przede wszystkim<br />
– jak to na Targach bywa – udało nam się nawiązać<br />
oraz odświeżyć mnóstwo kontaktów z twórcami,<br />
wystawcami, wydawcami… Międzynarodowe Targi<br />
Książki w Warszawie pozostaną w nas na długo. Wierzymy,<br />
że już wkrótce zaowocują zarówno kolejnymi<br />
publikacjami, jak i spotkaniami z ludźmi kultury na łamach<br />
„Post Scriptum”. [IS,AS]<br />
Iza Smolarek, stoisko Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
111
W duchu<br />
Strzeleckiego<br />
„W duchu Strzeleckiego” planują przeżyć przedstawiciele<br />
australijskiej Polonii najbliższe miesiące, a echem te plany<br />
mają odbić się na całym świecie. Pod takim właśnie hasłem<br />
ogłoszony został międzynarodowy konkurs w kategoriach<br />
poezji, muzyki i sztuk plastycznych. Do udziału zapraszają:<br />
Organizacja Kościuszko Heritage Inc. w Sydney, Ambasada<br />
RP w Canberze, Polska Fundacja Kościuszkowska w Warszawie,<br />
Biblioteka Raczyńskich w Poznaniu, Komitet Kopca Kościuszki<br />
w Krakowie i Federacja Organizacji Polskich w Nowej<br />
Południowej Walii. Na laureatów czekają nagrody w wysokości<br />
25 tysięcy dolarów australijskich. Koordynatorem konkursu<br />
jest Ernestyna Skurjat-Kozek, prezes Kościuszko Heritage<br />
Inc., redaktor naczelna portalu Puls Polonii, dziennikarka,<br />
autorka filmów dokumentalnych. Prace oceniać będzie<br />
dziesięciu jurorów, artystów z różnych dziedzin sztuki (m.in.<br />
pisarze, poeci, muzycy) – nie tylko z Australii.<br />
DO<br />
POETÓW ,<br />
ARTYSTÓW<br />
MUZYKÓW<br />
,<br />
Skontaktowaliśmy się z Ernestyną Skurjat-Kozek w Australii.<br />
„Post Scriptum” to coraz potężniejsza tuba na kulturalnej<br />
mapie świata. Pani Ernestyna liczy, że wśród czytelników<br />
naszego kwartalnika znajdą się uczestnicy konkursu. A my<br />
trzymamy kciuki za piękne zbudowanie pomnika pamięci<br />
bohaterowi wydarzenia przesłanymi pracami.<br />
Materiały na konkurs można przesyłać do 20 lipca 20<strong>23</strong><br />
roku. Link zamieszczony na plakacie prowadzi do wszelkich<br />
niezbędnych informacji. Uroczyste zakończenie konkursu<br />
odbędzie się na gali w Sydney 6 października 20<strong>23</strong> roku,<br />
w 150. rocznicę śmierci Pawła Edmunda Strzeleckiego. Zaplanowano<br />
bezpośrednią transmisję internetową imprezy,<br />
na której zaprezentowane zostaną nagrodzone piosenki.<br />
Paweł Edmund Strzelecki, wielkiego formatu badacz, odkrywca,<br />
podróżnik zostawił wiele bezcennych śladów na<br />
mapie świata, m.in. właśnie na australijskiej ziemi. Zbadał<br />
Wielkie Góry Wododziałowe. Na cześć przywódcy insurekcji<br />
z 1794 roku ich najwyższy szczyt nazwał Górą Kościuszki.<br />
Odkrył i nazwał Gippsland – bardzo żyzny region rolniczy<br />
Australii. Wydał dzieło zawierające opracowanie naukowe<br />
z wynikami badań i informacji m.in. o historii, faunie, florze,<br />
klimacie Australii i Tasmanii, trwale wpisując się w ich dzieje.<br />
Ta postać – bardzo bliska mieszkańcom kontynentu, a Polonii<br />
szczególnie – ogłoszona została przez Sejm RP patronem<br />
roku 20<strong>23</strong>. To hołd dla rozlicznych zasług pierwszego Polaka,<br />
który indywidualnie okrążył kulę ziemską jako odkrywca<br />
i naukowiec.<br />
112<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>
Foto: R.C.<br />
p a r t n e r z y m e d i a l n i :<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong><br />
113
FUNDACJA „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
Oprócz dzielenia się z czytelnikami aktualnościami w dziedzinie sztuki oraz literatury pragniemy<br />
wspierać młode talenty. W tym celu stworzyliśmy Fundację Wspierania Kultury<br />
„Post Scriptum”. Darowizny dla fundacji będą służyły szeroko pojętej promocji młodych artystów<br />
zarówno na łamach kwartalnika, jak i w formie pomocy w organizacji wystaw, warsztatów<br />
czy wydawaniu książek. Jeśli chcesz przekazać datek na działalność naszej fundacji,<br />
możesz zrobić to za pośrednictwem strony internetowej www.postscriptumfundacja.com<br />
lub wpłacić darowiznę bezpośrednio na konto fundacji: 75114020040000310281956333.<br />
Dane kontaktowe: FUNDACJA WSPIERANIA KULTURY „<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>”<br />
05-092 Łomianki ul. STANISŁAWA STASZICA 14/5, KRS 0000908539 NIP 118<strong>22</strong>25810, e-mail:<br />
biuro@postscriptumfundacja.com<br />
114<br />
<strong>POST</strong> <strong>SCRIPTUM</strong>