Wojsko i Technika Historia 6/2024
by ZBiAM
by ZBiAM
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
www.zbiam.pl
Grupy Pancerno-Motorowe
6/2024
Listopad-Grudzień
cena 25,00 (VAT 8%)
INDEX 407739
ISSN 2450-2480
ISSN 2450-2480 Index 407739
W NUMERZE:
Czołg podstawowy
Centurion
Centurion był czołgiem podstawowym
armii brytyjskiej, wprowadzonym
w 1945 r. Jest powszechnie uważany
za jeden z najbardziej udanych
powojennych projektów czołgów,
pozostając w produkcji do lat 60.
i biorąc udział w walkach do lat 80…
Wojna francusko-
-pruska 1870-1871
Francuski plan wojny zakładał
błyskawiczną koncentrację czynnej
armii nad Renem i natychmiastowe
uderzenie na drugą stronę rzeki.
W zależności od sytuacji politycznej
i tempa pruskiej mobilizacji możliwe
były dwa kierunki uderzeń…
N O W A P R E N U M E R A T A 2 0 2 5
Z A M Ó W P R E N U M E R A T Ę P A P I E R O W Ą I U Z Y S K A J
D O S T Ę P D O E - W Y D A Ń A R C H I W A L N Y C H
Wojsko i Technika
Prenumerata roczna: 288 zł | 12 numerów
Obejmuje numery od 1/2025 do numeru 12/2025.
Lotnictwo Aviation International
Prenumerata roczna: 258 zł | 12 numerów
Obejmuje numery od 1/2025 do numeru 12/2025.
Wojsko i Technika Historia
+ numery specjalne (6+6)
Prenumerata roczna: 336 zł | 12 numerów
Obejmuje 6 numerów regularnych i 6 numerów
specjalnych wydawanych w 2025 roku.
Prenumeratę zamów najpóźniej do końca lutego 2025 r. na naszej stronie internetowej www.zbiam.pl
lub dokonaj wpłaty na konto bankowe nr 70 1240 6159 1111 0010 6393 2976
1
Centurion był czołgiem podstawowym
armii brytyjskiej, wprowadzonym
w 1945 r. Jest powszechnie uważany
za jeden z najbardziej udanych
powojennych projektów czołgów,
pozostając w produkcji do lat 60.
i biorąc udział w walkach do lat 80…
Francuski plan wojny zakładał
błyskawiczną koncentrację czynnej
armii nad Renem i natychmiastowe
uderzenie na drugą stronę rzeki.
W zależności od sytuacji politycznej
i tempa pruskiej mobilizacji możliwe
były dwa kierunki uderzeń…
Vol. IX, nr 6 (54)
Listopad-Grudzień 2024; Nr 6
www.zbiam.pl
Grupy Pancerno-Motorowe
6/2024
Listopad-Grudzień
cena 25,00 (VAT 8%)
INDEX 407739
ISSN 2450-2480
6/2024
ISSN 2450-2480 Index 407739
W NUMERZE:
Czołg podstawowy
Centurion
Wojna francusko-
-pruska 1870-1871
Na okładce: Vickers Mark E.
Rys. Arkadiusz Wróbel
INDEX 407739
ISSN 2450-2480
Nakład: 14,5 tys. egz.
Redaktor naczelny
Jerzy Gruszczyński
jerzy.gruszczynski@zbiam.pl
Redakcja techniczna
Dorota Berdychowska
dorota.berdychowska@zbiam.pl
Korekta
Stanisław Kutnik
Współpracownicy
Władimir Bieszanow, Michał Fiszer,
Tomasz Grotnik, Andrzej Kiński,
Jędrzej Korbal, Marek J. Murawski,
Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor
Wydawca
Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.
Ul. Anieli Krzywoń 2/155
01-391 Warszawa
office@zbiam.pl
Biuro
Ul. Bagatela 10/17
00-585 Warszawa
Dział reklamy i marketingu
Andrzej Ulanowski
andrzej.ulanowski@zbiam.pl
Dystrybucja i prenumerata
office@zbiam.pl
Reklamacje
office@zbiam.pl
Prenumerata
realizowana przez Ruch S.A:
Zamówienia na prenumeratę w wersji
papierowej i na e-wydania można składać
bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl
Ewentualne pytania prosimy kierować
na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl
lub kontaktując się z Telefonicznym
Biurem Obsługi Klienta pod numerem:
801 800 803 lub 22 717 59 59
– czynne w godzinach 7.00–18.00.
Koszt połączenia wg taryfy operatora.
Copyright by ZBiAM 2024
All Rights Reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone
Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne
rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy
jest zabronione. Materiałów niezamówionych,
nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo
dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów
i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych.
Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie
opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi
odpowiedzialności za treść zamieszczonych
ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz
na naszej nowej stronie:
www.zbiam.pl
w numerze:
BROŃ PANCERNA
Jędrzej Korbal
Grupy Pancerno-Motorowe: organizacja, użycie, działanie 4
WOJNA W POWIETRZU
Tomasz Szlagor
Bitwa o Zagłębie Ruhry 1943-1945 (2) 18
MONOGRAFIA PANCERNA
Jacek Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Centurion: pierwszy brytyjski czołg podstawowy (1) 36
WOJNA W POWIETRZU
Krzysztof Janowicz
Bitwa Stalingradzka. Działania w powietrzu (5) 54
MONOGRAFIA MORSKA
Grzegorz Nowak
Amerykańskie krążowniki lekkie typu Omaha (1) 68
HISTORIA
Tymoteusz Pawłowski
Wojna francusko-pruska 1870-1871 82
www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria 3
Jędrzej Korbal
Grupy pancerno-motorowe:
organizacja, użycie, działanie
Rozwój broni technicznych
przełomu trzeciej i czwartej
dekady XX wieku wymusił
rewizję dotychczas obowiązujących
poglądów na temat
prowadzenia wojny i wykorzystania
poszczególnych
broni. Zwiększenie głębokości
pola walki, wskutek jego
nasycenia bronią o dużej
szybkostrzelności i donośności
oraz rozszerzenie zasięgu
działania lotnictwa, uzasadniały
potrzebę zmian. Wyrażać
się one miały wpisaniem
w organizację wielkich jednostek
piechoty i kawalerii
oddziałów pancerno-motorowych
zdolnych do szybkiego
pokonywania odległości
bez wydatnego zmniejszania
swojej masy uderzeniowej
w skutek strat marszowych.
W
świetle ówczesnych poglądów
do tego typu zadań najbardziej
nadawały się dyspozycyjne oddziały
broni pancernej działające w dywizjach
piechoty i brygadach kawalerii 1 . W oparciu
o wyniki realizowanych w Polsce od początku
lat 30. ćwiczeń doświadczalnych stwierdzano,
że powyższą rolę spełniała dyspozycyjna
Grupa Pancerno-Motorowa (GP-M) współdziałająca
z organicznymi kompaniami/
szwadronami broni pancernej istniejącymi
w ramach wielkich jednostek Wojska Polskiego
2 . Funkcjonujący w ramach WP i mający
na początku dekady charakter wybitnie eksperymentalny
silnikowy związek taktyczny
miał występować jako jednostka powołana
do realizacji działań samodzielnych. Jej organizacji,
zasadom użycia i działania na polu
walki poświęcono interesujący elaborat z jesieni
1933 roku 3 .
Grupa Pancerno-Motorowa
– rok 1933
10 maja 1933 r. Biuro Ogólno-Organizacyjne
MSWojsk. poleciło przeprowadzenie ćwiczeń
doświadczalnych z udziałem broni
pancernej według określonych wytycznych 4 .
Szefowie departamentów i broni zostali zobowiązani
do przygotowania wszystkich nakazanych
tabelami zasobów pozwalających
na zorganizowanie ćwiczeń oznaczonych
numerami 37 i 38.
Naturalnie najbardziej obciążonym organizacją
podmiotem było w tym przypadku
Dowództwo Broni Pancernych (DowBr-
Panc.), które zobowiązano do wystawienia
dla potrzeb pierwszego z ćwiczeń: kompanii
czołgów lekkich Vickers, batalionu czołgów
wolnobieżnych Renault (2 kompanie),
plutonu działek przeciwpancernych (samobieżnych,
TKD), związku pancerno-motorowego
wraz z organami zaopatrzeniowymi
i naprawczymi.
Jako cel ćwiczenia wskazywano:
ustalenie możliwości taktyczno-technicznych
czołgów Vickers 6,5 t ze szczególnym
uwzględnieniem parametrów marszowych,
zdolności przekraczania przeszkód
czy warunków prowadzenia ognia. Ponadto
wymieniano konieczność ustalenia zasad
działania plutonu i kompanii w polu oraz wykonania
studium ich organizacji;
organizację i wykorzystanie w walce
batalionu czołgów Renault wraz z dowództwem,
plutonami reparacyjnymi i kompanią
reparacyjną (naprawczą);
Ciągnik Citroën-Kegresse P17 (1. pam) holujący armatę wz. 97 na kołach szprychowych. Na początku
lat 30. działon w tej formie był jeszcze wyznacznikiem nowoczesności.
4
BROŃ PANCERNA
Jesienią 1933 r. rozpatrywano dwie koncepcje wykorzystania Grupy Pancerno-Motorowej. Pierwsza zakładała jej samodzielność i ewentualne wzmocnienie,
druga zaś, była oparta o ścisłe przyporządkowanie GP-M do dywizji piechoty/brygad kawalerii.
Natarcie na niezorganizowaną pozycję
umocnioną to kolejny z typów działań
przewidziany dla GP-M. Przewaga lekkich
elementów pancernych oznaczała jednak,
że w pierwszym rzędzie wysiłek należy kierować
na nieprzyjacielskie pozycje jeszcze nie
w pełni przygotowane – brak ustalonej sieci
rowów strzeleckich i rozwiniętych pasów
z drutu kolczastego. Zalecano, aby dążyć
do związania nieprzyjaciela od frontu poprzez
zmotoryzowaną piechotę, przy równoczesnym
poszukiwaniu i uderzeniu na jego
skrzydło bronią pancerną (optymalnie natarcie
zbieżne na oba skrzydła). Zdawano sobie
sprawę, że w tego typu działaniach, gdy
nieprzyjaciel ugrupował się w głąb i nasycił
teren bronią przeciwpancerną i maszynową
należało się liczyć ze stratami w sprzęcie
pancernym. Dlatego też, chcąc dojść uderzeniem
aż do stanowisk artylerii przeciwnika,
czołgi winny operować w dwóch rzutach.
Walka czołgów wewnątrz ugrupowania
przeciwnika miała trwać do momentu podejścia
własnej piechoty, po czym oddziały
pancerne winny kontynuować akcję na tyły
nieprzyjaciela. W toku ćwiczeń doświadczalnych
GP-M nie uczestniczyła jako całość
w natarciu na już zorganizowaną pozycję
obronną nieprzyjaciela. Podczas walk w rejonie
Szczekocin kompanię czołgów Vickers
wykorzystano do bezpośredniego wsparcia
Na tle samochodów pancernych wz. 28 czołgi TK prezentowały się bardzo dobrze, np. w rozpoznaniu.
Niewielkie wozy bojowe nie sprawdzały się jednak w natarciu.
DP uderzającej na umocnione pozycje przeciwnika
w obrębie Koniecpola, a gros GP-M
użyto równocześnie do działania na skrzydło.
Tylko ten jeden przykład wykazał jasno,
że opisywany związek taktyczny nie jest
przygotowany do uderzenia na pozycję
zorganizowaną.
Pościg, to drugi po boju spotkaniowym
typ działań, odpowiadający strukturze i wyposażeniu
materiałowemu GP-M. By wykorzystać
wszystkie walory sprzętu szybkobieżnego
należało rozpoznać możliwe kierunki
i drogi odwrotu wojsk nieprzyjacielskich,
a następnie nie rozpraszając własnych sił
przystąpić do zuchwałego uderzenia od czoła,
przebić ugrupowanie przeciwnika i przeniknąć
w głąb. Ten typ walki omówiono jednak
wybitnie skrótowo.
Kilkukrotne uczestnictwo w walkach
opóźniających m.in. w rejonie Buczacza
wraz z BK gen. Kleeberga, czy samodzielnie
pod Szczekocinami, dostarczyło ciekawych
wniosków. W studium odnotowano, że zestawienie
tych działań doprowadza do wniosku,
że GP-M w przyjętym składzie nie może
prowadzić samodzielnych i długotrwałych
walk opóźniających. Optymalną formą działania
było trzymanie terenu przez piechotę
zmotoryzowaną i równoczesny manewr oddziału
pancernego na skrzydło wiązanego
od frontu wroga. Czynnik szybko zużywającej
się w walce piechoty sprawiał, że powyższy
manewr można było powtórzyć w ciągu
dobry 2-3 razy. Skuteczne uderzenie własnych
czołgów dawało piechocie czas na odpoczynek
i reorganizację. Jednakże nawet
przy sprzyjającemu walkom opóźniającym
ukształtowaniu terenu pozostawanie przez
przedmiotowy związek taktyczny w dłuższym
kontakcie z nieprzyjacielem było niemożliwe.
Inaczej sprawy miały się, gdy GP-M
współdziałała z inną wielką jednostką mogącą
szybko odciążyć oddziały motorowe
od trwania w przynoszącej straty obronie.
Wtedy też całość wysiłków można było skoncentrować
na manewrze i wyszukiwaniu słabych
miejsc w skrzydłach nieprzyjacielskiego
ugrupowania. W działaniach obronnych
w czasie ćwiczeń doświadczalnych GP-M nie
brała udziału. Nie zrealizowano również zadań
w zakresie realizacji zagonu.
Zagadnieniem odrębnym, które stanowiło
jeden z głównych celów działań doświadczalnych
z roku 1933 była obrona przeciwpancerna.
Z uwagi na brak dedykowanej broni
służącej niszczeniu czołgów i równocześnie
skromnym zasobom artylerii dywizyjnej i pułkowej,
tworzenie skutecznej obrony ppanc.
stawało się niemożliwe. Nadmierne szafowanie
sprzętem i wysuwanie dział do przodu
jako elementu walki przeciwpancernej
doprowadziło do odczuwalnego spadku
wsparcia ogniowego udzielanego przez artylerię
piechocie i kawalerii. Bez wyposażenia
oddziałów w nowoczesny sprzęt przeciwpancerny,
tj. szybkostrzelne armaty kalibru
37-47 mm, dyskusja nad obroną ppanc. stawała
się czysto teoretyczna. Tutaj jednak ponownie
na pierwszy plan wychodził pluton
TKD, który już wielokrotnie wykazał się jako
skuteczny odwód przeciwpancerny zdolny
do marszu w trudnym terenie:
Co do użycia taktycznego TK z działkami
przeciwpancernymi wydaje się niewłaściwe
ich użycie na równi z czołgami, jak to miało
nieraz miejsce w czasie ćwiczeń tegorocznych.
Szybkość i ruchliwość w terenie jakie działka
posiadają dzięki przewożeniu ich na półpancernych
podwoziach TK służą do szybkiego
przerzucania działek przez dowódcę na kierunki
skąd nieprzyjaciel może zagrozić swą bronią
13
Tomasz Szlagor
Bitwa o Zagłębie Ruhry
1943-1945
2
18
RAF próbował bombardować
główne centrum przemysłu
ciężkiego III Rzeszy już
od maja 1940 roku. Pierwsze
lata tej kampanii były jednak
pasmem niepowodzeń
i frustracji. Brakowało rozwiązań
technologicznych
umożliwiających dokładną
nawigację i precyzyjny zrzut
bomb na cele skryte w mrokach
nocy, pod permanentną
zawiesiną smogu, a często
również pod warstwą chmur.
Przełom nastąpił pod koniec 1942 r., gdy
RAF wprowadził do użycia nowy system
nawigacji Oboe, który umożliwiał zlokalizowanie
celu bez widoczności ziemi z dokładnością
do około 300 m. W Oboe wyposażono
wielozadaniowe samoloty Mosquito
z PFF (Pathfinder Force) – formacji specjalnej,
której zadaniem było odnaleźć cel i oznaczyć
go świetlnymi markerami przed przybyciem
właściwej wyprawy bombowej.
Precyzja pierwszych nalotów na Essen
z pomocą systemu Oboe wstrząsnęła Niemcami.
Zakłady zbrojeniowe Kruppa po raz
pierwszy odnotowały poważne przestoje,
a w samym mieście bez dachu nad głową zostało
105 000 ludzi, w tym 15 000 pracowników
Kruppa. Na ich szczęście, z powodu marnej
pogody RAF wrócił nad Zagłębie Ruhry
dopiero blisko dwa tygodnie później, nocą
26/27 marca 1943 r., tym razem biorąc na cel
Duisburg. Wyprawa liczyła 455 samolotów:
173 Wellingtony, 157 Lancasterów, 114 Halifaxów,
dziewięć Mosquito i dwa Stirlingi.
Nalot okazał się nieudany, ponieważ
z dziewięciu Mosquito, które miały oznaczyć
cel, aż pięć nie doleciało z powodu usterek,
a jeden zaginął nad Morzem Północnym.
Co gorsza, Niemcy po raz pierwszy, w celu
zmylenia przeciwnika, użyli własnych flar
– na tyle skutecznie, że około 100 bombowców
dokonało zrzutu we wskazanym przez
nich miejscu. W efekcie, na Duisburg spadło
niewiele bomb. Zabiły 11 osób i zniszczyły
15 budynków. Straty RAF były niewielkie:
sześć samolotów (1,3% sił) – głównie dlatego,
że tamtej nocy gruba warstwa chmur
i silny wiatr nad Holandią tak utrudniły działania
nocnych myśliwców Luftwaffe, że te nie
dokonały niczego.
Mimo że pogoda wciąż nie dopisywała,
następnej nocy RAF przeprowadził, w dużej
mierze nieudany, nalot na Berlin. Powtórzył
go, z podobnym skutkiem, dwie doby później,
nocą 29/30 marca. W tym samym czasie
stosunkowo niewielka wyprawa, złożona
ze 149 Wellingtonów i ośmiu Mosquito PFF,
wyruszyła nad Bochum, jedno z większych
miast Zagłębia Ruhry, położone na wschód
od Essen. Po drodze z powodu oblodzenia
musiało zawrócić około 40 bombowców.
Co gorsza, załogi Mosquito nie zdołały utrzymać
ścisłego harmonogramu kolejnych
przelotów nad celem, by zapewnić jego
stałą iluminację, w efekcie czego większość
Wellingtonów opróżniła komory bombowe
na chybił trafił. W Bochum zostały zniszczone
cztery budynki; zginęło 28 osób. Na domiar
złego, trasa przelotu wyprawy częściowo
przebiegała w pobliżu tej, którą bombowce
czterosilnikowe zmierzały nad Berlin. Poderwane
przeciwko nim załogi NJG 1 zestrzeliły
połowę z 13 Wellingtonów, które tej nocy nie
wróciły do Anglii.
Nocą 3/4 kwietnia w nalocie na Zagłębie
Ruhry po raz pierwszy wzięły udział wyłącznie
ciężkie bombowce czterosilnikowe
– 225 Lancasterów i 113 Halifaxów – którym
towarzyszyło dziesięć Mosquito PFF. W Essen
bomby zniszczyły 635 budynki; zginęło
118 osób. Bezksiężycowa, ale pogodna
noc ułatwiła zadanie przeciwnikowi. Snopy
światła reflektorów przeciwlotniczych, nieograniczone
warstwą chmur, sięgały wysoko,
a załogi myśliwców mogły dostrzec z większej
niż zwykle odległości ciemne sylwetki
bombowców przesuwające się na tle rozgwieżdżonego
nieba. Piloci NJG 1 wykonali
około 25 lotów bojowych, atakując nad Holandią
lecące nad Zagłębie Ruhry i wracające
stamtąd bombowce. Zgłosili 17 zestrzeleń
(w tym trzy Maj. Werner Streib, Kommandeur
I./NJG 1), a OPL siedem. Faktyczne straty RAF
były niewiele lżejsze – 12 Halifaxów i dziewięć
Lancasterów (6% użytych sił). Ponadto
42 samoloty wróciły uszkodzone.
Jacek Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Centurion: pierwszy
brytyjski czołg podstawowy
1
Centurion był pierwszym brytyjskim
czołgiem uniwersalnym,
marzeniem, którego nie
udało się zrealizować w okresie
II wojny światowej. Wówczas
podział na czołgi wsparcia
piechoty zorganizowane
w samodzielne brygady czołgów
(potem – brygady pancerne)
oraz na czołgi szybkie
lub jak kto woli krążownicze,
przeznaczone do operacji głębokich
sił zmechanizowanych,
zgromadzonych w brygadach
pancernych dywizji pancernych,
był mocno zakorzeniony.
I choć w drugiej połowie
wojny podejmowano próby
połączenia obu tych funkcji
w jednym opancerzonym
wozie bojowym, to jednak
udało się to osiągnąć dopiero
po zakończeniu wojny.
Do 1943 r. Ministerstwo Zaopatrzenia
(Ministry of Supply), a w jego ramach
Departament Projektowania Czołgów
(Directorate of Tank Design – DTD), który
od początku 1943 r. był kierowany przez inżyniera
Sir Claude Gibb, było skupione na produkcji
dotychczasowych typów, starając się
ograniczyć wprowadzanie do uzbrojenia
nowych czołgów. Już w toku wojny pojawiły
się w uzbrojeniu dwa nowe typy czołgów
piechoty, Valentine i Churchill oraz dwa
nowe czołgi szybkie, Covenanter i Crusader.
W 1943 r. wzrosły dostawy udanych amerykańskich
czołgów średnich M4 Sherman.
Sherman w zasadzie był czołgiem uniwersalnym,
mogącym wspierać piechotę dzięki
odpowiedniemu uzbrojeniu i relatywnie
silnemu opancerzeniu oraz mógł pełnić rolę
czołgu szybkiego, dysponując odpowiednią
mobilnością i uzbrojeniem pozwalającym
też na walkę z opancerzonymi wozami bojowymi
wroga. Prowadzono też prace nad
własnym czołgiem szybkim, który miał już
pewne cechy wozu uniwersalnego, w którym
docelowo postanowiono wykorzystać nowy
silnik – dostosowany do potrzeb czołgowych
lotniczy, benzynowy 12-cylindrowy silnik
widlasty Rolls-Royce Merlin, który w odmianie
czołgowej bez sprężarki, z odlewanymi
tłokami w miejsce frezowanych, z odwróconym
kierunkiem obrotów, otrzymał nazwę
Meteor. W odróżnieniu od doładowanego
silnika lotniczego mógł on pracować na zwykłym
paliwie samochodowym o minimalnej
liczbie oktanowej 74.
Silnik ten w dopracowanej, gotowej
do masowej produkcji wersji Meteor Mk. IV,
był dostępny w 1945 roku. Silnik rozwijał
moc maksymalną 550 KM przy 2400 obrotów
na minutę. Szybko pojawiła się odmiana
Meteor Mk. IVA, w której zwiększono stopień
sprężania z 6:1 do 7:1, dzięki czemu moc przy
tych samych obrotach wzrosła do 600 KM.
Wybiegając nieco w przyszłość należy dodać,
że czołg Centurion III wyprodukowany w największej
liczbie był napędzany silnikiem
Rolls-Royce Meteor Mk. IVB, w którym poprawiono
napęd wentylatora i zastosowano lepsze
iskrowniki, dzięki czemu uzyskano moc
Pierwszy prototyp A41 Centurion, widoczna charakterystyczna wieża z działkiem Polsten kal. 20 mm
obok armaty kal. 76,2 mm (17-funtowej).
36
MONOGRAFIA PANCERNA
Centurion 7, co zdradzają podwójne reflektory z przodu. Zasadnicza różnica byłaby jednak widoczna z tyłu, gdzie wydłużony tył kadłuba pozwalał
na zamontowanie trzeciego wewnętrznego zbiornika paliwowego. Późna wersja działa kal. 84 mm (20-funtowego) z przedmuchiwaczem lufy.
46
celownikiem, który odpracowywał poprawki
na balistykę armaty na podstawie odległości
do celu i rodzaju pocisku (odległość
była oceniana na oko lub według odległości
do znanych punktów terenowych i wprowadzana
przez celowniczego pokrętłem),
a także na prędkość celu, pod warunkiem
jego 2-4-sekundowego śledzenia celownikiem.
Całość nosiła nazwę FVGCE (Fighting
Vehicle Gun Control Equipment) No I Mk. 3/I.
Dzięki temu, choć sam czołg nieco bardziej
się skomplikował, to jednak kosztem niewielkiego
spadku niezawodności wzrastała
wyraźnie celność strzelania z działa. Panowała
opinia, że działo 17-funtowe jest niecelne
na dużych odległościach, a to nie tak.
Strzelanie na duże odległości za pomocą
prostych przyrządów celowniczych nie było
bardzo celne z samego swojego założenia.
Poprawiono więc celność, a działo jak działo
– duża prędkość początkowa pocisku
gwarantowała dość krótki czas przelotu.
Średnia prędkość pocisku podkalibrowego
w granicach 1000-1200 m/s powodowała,
że do celu odległego o kilometr leciał on sekundę,
a o dwa – dwie sekundy. Jeśli boczny
wiatr wynosił 5 m/s to wiatr odnosił pocisk
na 10 m w bok na odległości 2 km, co można
było uwzględnić, pod warunkiem że znało
się choć w przybliżeniu siłę i kierunek
wiatru. Pocisk burzący odnosiło bardziej,
ponieważ leciał on wolniej.
Z innych zmian w Centurionie III wprowadzono
jeszcze silnik Meteor IVB, w którym dodano
wiele drobnych ulepszeń. Przy prędkości
obrotowej 2550 obr./min osiągał on moc
650 KM. Na tym silniku zamontowano też
wytrzymalszy pasek klinowy do napędu akcesoriów
oraz drugą prądnicę, która była zapasowa
w stosunku do pierwszej, jeśli doszło
do awarii jednej a silnik pracował to druga wystarczała
do ładowania akumulatorów.
Poza wymienionymi elementami czołgi
Centurion III były identyczne z Centurion II,
miały dokładnie to samo opancerzenie, zawieszenie
i transmisję. Podjęto jeszcze raz
Centurion 7 w czasie ćwiczeń. W późniejszym okresie eksploatacji nad włazem dowódcy montowano
drugi karabin maszynowy Browning M1919A4 kal. 7,62 mm obsługiwany ręcznie.
próbę zamontowania łatwiejszej w obsłudze
przez kierowcę półautomatycznej skrzyni
biegów Sinclair-Meadows Powerflow SSS,
ale ta okazała się być o wiele bardziej zawodna
od standardowej więc z rozwiązania
tego zrezygnowano. Ostatecznie do końca
produkcji czołgi Centurion miały transmisję
Merrit-Brown Z51R (pięć biegów do przodu
i dwa wsteczne), która okazała się być relatywnie
niezawodna.
Dla czołgów Centurion III wykonano też
25 wież w zasadzie podobnych do oryginalnych,
ale składały się one z trzech odlewanych
części spawanych ze sobą. Okazało się
jednak, że spawanie tak grubego pancerza
przy skomplikowanych dość kształtach było
trudne i pracochłonne, więc nie było to żadne
ułatwienie. Wszystkie kolejne wieże Centurionów
były odlewane w jednym kawałku, a następnie
były odpowiednio wyposażane, jedynie
sam płaski dach w środku dospawywano
do całej odlanej skorupy wieży. Miał on kształt
trapezowy, szerszy w przedniej części.
W końcu 1947 r. zmieniono system oznaczeń
czołgów i wówczas zniknęło oznaczenie
A41, a Centurion został sklasyfikowany jako
FV4007 (FV – Fightning Vehicle czyli pojazd
bojowy). Jednocześnie rzymskie cyfry
w oznaczeniu wersji zamieniono na arabskie,
dlatego opisywane tu wersje stały się teraz
czołgami Centurion 3 i Centurion 5.
Mniej więcej w tym samym czasie pracowano
nad czołgiem oznaczonym jako A45,
który miał być następcą Centuriona jako już
w pełni uniwersalny czołg do wszelkich zadań
bojowych przewidzianych dla czołgu
podstawowego (choć to pojęcie pojawiło się
później), teraz ten wóz sklasyfikowano jako
FV200. Jego ostateczną wersją rozwojową
był pojazd FV214 Conqueror uzbrojony w armatę
kal. 120 mm, mającą być przeciwwagą
dla kolejnych sowieckich czołgów. Jednakże
ostatecznie ciężki Conqueror nie wszedł
do produkcji wielkoseryjnej. Był za duży
Krzysztof Janowicz
Bitwa Stalingradzka.
Działania w powietrzu
5
54
O świcie 24 grudnia 1942 r. zagon pancerny 2. Armii Gwardii
skierował się na lotnisko Tazinskaja (Tazi), gdzie znajdowała się
jedna z głównych baz zaopatrzeniowych dla wojsk okrążonych
w Stalingradzie. Czołgi T-34 zbliżyły się do lotniska i przez mgłę
zaczęły prowadzić ogień w jego kierunku. Już pierwsze strzały
zniszczyły kilka samolotów transportowych Ju 52 i przekaźnik
radiowy. Dowódca VIII. Fliegerkorps, General Martin Fiebig
wziął na siebie całkowitą odpowiedzialność i rozkazał ewakuację
bazy. Dzięki temu uratowano 108 Ju 52 i 16 Ju 86, które
przeleciały na inne lotniska, głównie w Nowoczerkasku. Poza
20 Ju 52, 24 Ju 86 i czterema Ju 88 Luftwaffe porzuciła tam
całe wyposażenie techniczne, w tym urządzenia do podgrzewania
silników, nie mówiąc już o kilkuset tonach żywności, amunicji
i różnorodnym sprzęcie specjalnym oraz 300 t benzyny i oleju.
W
tym samym czasie 25. Korpus Pancerny
ruszył w stronę lotniska Morozowskaja
(Moro). Dowódca KG 55,
Oberst Ernst Kühl nie wahał się ani chwili
i kiedy tylko został poinformowany o zbliżaniu
się rosyjskich czołgów, wydał rozkaz ewakuacji
He 111 i Ju 87 do Nowoczerkaska. Dramatyczną
ucieczkę z Moro wspomina Hptm.
Hans-Georg Bätcher z 1./KG 100:
Chmury były nisko i wiał lodowaty wiatr,
unosząc w górę mnóstwo śniegu, ale rozdzieliliśmy
nasz personel naziemny pomiędzy zdatne
do lotu samoloty i wystartowaliśmy pomimo
mgły. Sztuczny horyzont mojego samolotu
zawiódł podczas startu i wyszliśmy z chmur ze
stromym przechyłem. Czas lotu w chmurach
wydawał mi się wiecznością, lecz nikt poza
moim obserwatorem nie zauważył nieszczęścia.
Dzięki Bogu, nad miejscem lądowania była
przerwa w chmurach.
Tymczasem do godziny 16 Rosjanie
oczyścili z nieprzyjaciela Tazi zgłaszając potem
ujęcie lub zabicie 1719 żołnierzy, w tym
jednego generała-majora Luftwaffe. Rosjanie
zniszczyli zdobyte samoloty rozjeżdżając ich
ogony gąsienicami czołgów, po czym zaczęli
się umacniać i tworzyć stanowiska obronne.
Teraz to im brakowało paliwa, a paliwo lotnicze
zdobyte na lotnisku nie nadawało się
do czołgów T-34.
W Nowoczerkasku znajdowały się uratowane
z Tazi 124 samoloty, ale 75% z nich
nie było na razie gotowych do lotu. Do tego
trzeba było od nowa zorganizować most
powietrzny do Stalingradu, a nowy sprzęt
trzeba było jak najszybciej sprowadzić
z Niemiec. Od teraz He 111 miały operować
z lotniska w Nowoczerkasku, a Ju 52 z Salska.
Obie te bazy były oddalone od Stalingradu
o 350 km, co spowodowało wydłużenie
lotu w obie strony o 200 km. Co gorsza
loty z zaopatrzeniem dla Stalingradu i tak
w znacznym stopniu ustały z powodu lodowatych
burz śnieżnych i gęstej mgły.
Jeden z takich lotów wspomina Oblt.
Hans-Ulrich Rudel:
Przy przejmującym chłodzie o poranku
panowały mgły, często jednak pojawiały się
dopiero, gdy byliśmy w powietrzu. Jednego
razu polecieliśmy nad linię frontu nad rzeką
Czir, po walce wracaliśmy, gdy nagle powietrze
zrobiło się gęste i nic nie było widać. Natychmiast
wylądowałem wraz z moją Staffel
na dużym polu. Wokoło nie widać ani jednego
oddziału. Henschel [strzelec Rudla – przyp. KJ]
zabrał część strzelców i udali się na przeszukanie
okolicy. Wrócili po trzech godzinach,
ostatnie kilkaset metrów przebyli ciągle nas
nawołując; mgła była tak gęsta, że trudno
było nawet dostrzec własne ręce. Krótko
przed południem zaczęło się nieco przejaśniać
i trochę później bezpiecznie wylądowaliśmy
na naszym lotnisku.
Jednak oficerowie w sztabie Luftflotte 4
nie przejmowali się takimi nieprzewidzianymi
sytuacjami. Teraz Ju 52 nie tylko musiały
działać ze znacznie dalej niż dotychczas położonych
baz, ale także wykorzystywać dla
siebie część zapasów paliwa przeznaczonych
dotąd dla otoczonej armii. To nie ułatwiało
działania myśliwcom, które musiały działać
na granicy swojego zasięgu. Sowieci wzmocnili
artylerię OPL wzdłuż korytarza, którym
latały niemieckie transportowce, kierowane
przez radiolatarnię z lotniska Pitomnik. Ich
załogi były zmuszone teraz do korzystania
z dłuższych tras, a nawet zygzakowania,
co zwiększało zużycie paliwa.
W „kotle” święta wyglądały bardzo skromnie.
Podwójna racja żywnościowa była wręcz symboliczna:
100 gramów czarnego chleba! Nieliczni
uprzywilejowani mogli otworzyć przemyconą
przez lotników butelkę sznapsa.
Grzegorz Nowak
1
Amerykańskie
krążowniki lekkie typu Omaha
68
Seria 10 okrętów o archaicznej już na okres II wojny światowej,
czterokominowej sylwetce, czyli amerykańskie krążowniki lekkie
typu Omaha okazała się być niezwykle użyteczną grupą jednostek
a przeprowadzane na nich kolejne modernizacje sprawiły,
że nawet po 20 latach od wejścia do służby były bardzo
przydatne US Navy, która wykorzystywała je na wszystkich
teatrach działań wojennych, gdzie Amerykanie walczyli z Niemcami,
Włochami lub Japonią. Z artylerią w kazamatach były
bez wątpienia reliktem minionej epoki w latach czterdziestych
XX wieku, jednak dzięki wysokiej prędkości oraz solidnemu
dozbrojeniu w artylerię przeciwlotniczą stanowiły bardzo cenne
wsparcie w charakterze jednostek eskortowych. Ciekawostką
jest także fakt, że nie utracono ani jednego krążownika tego
typu w czasie działań wojennych a jeden z okrętów przekazano
czasowo flocie Związku Radzieckiego.
Chociaż po wojnie hiszpańsko-amerykańskiej
(25 kwietnia – 12 sierpnia
1898 r.) nowa marynarka wojenna USA
ponownie przystąpiła do budowy krążowników,
to projektowane przez Amerykanów
okręty tej klasy bardziej przypominały pancerniki,
a większość z nich najlepiej można
opisać jako szybkie pancerniki. Jednakże
od 1903 r. zaczęto coraz uważniej przyglądać
się trendom występującym w europejskich
flotach, szczególnie w Royal Navy, gdzie
pojawiły się okręty nowej klasy nazywane
Scouts, czyli zwiadowca.
W 1902 r. kwestie zwiadu morskiego stały
się przedmiotem specjalnie zorganizowanych
ćwiczeń floty, którymi kierował admirał
George Dewey, przewodniczący General
Board (Zarządu Głównego) US Navy. Amerykańska
flota składała się wówczas z eskadry
europejskiej, południowoatlantyckiej i północnoatlantyckiej.
Głównym rozgrywanym
problemem było utworzenie i utrzymanie
bazy operacyjnej oddalonej o 1500 Mm
od źródeł zaopatrzenia oraz miejsc stałego
bazowania, w których gromadziła się flota
macierzysta, oraz oddalonej o 3000 Mm
lub więcej od punktów spotkań innych eskadr
biorących udział w ćwiczeniach. Flota
ta miała przechwycić wysunięty oddział
morskich sił agresora, zgodnie z ówczesnym
głównym scenariuszem wojennym Stanów
Zjednoczonych, w którym spodziewano się
umieszczenia przez jedno z mocarstw europejskich
bazy na Karaibach lub w Ameryce
Łacińskiej jako odskocznię do zdobycia
władzy w obu Amerykach.
Szybkie zlokalizowanie wysuniętego oddziału
morskich sił agresora przez US Navy
było niezwykle istotne, bowiem pozwoliłoby
pokonać flotę przeciwnika na akwenach
w znacznej odległości od baz amerykańskich.
W ćwiczeniach tych agresor (eskadry
europejska i południowoatlantycka) odniósł
całkowity sukces, kierując się do Puerto Rico.
Biuro Marynarki w swoim podsumowaniu
podkreśliło kilka istotnych punktów: brak
szybkich „zwiadowców” w wystarczającej
liczbie, duże różnice w prędkości efektywnej
między okrętami działającymi wspólnie oraz
problemy z komunikacją, zarówno między
okrętami, jak i między okrętami a lądem.
Wskazano również na potrzebę dokładnego
przestudiowania podstawowych zasad związanych
z kwestią zwiadu morskiego. Podsumowując,
ćwiczenia te wykazały potrzebę
reorganizacji floty i ukształtowania jej w postaci
jednorodnych eskadr złożonych z jednostek
lub zgrupowań taktycznych, składających
się z czterech okrętów każde. Na tej
podstawie General Board w lutym 1903 r. zainicjowała
projektowanie krążowników zwiadowczych
jako części długoterminowego
programu morskiego.
Tymoteusz Pawłowski
Wojna francusko-pruska
82
1870-1871
Francja i Niemcy przed długi czas miały wspólną historię. I wspólną
nazwę: Regnum Francorum, czyli królestwo Franków. Jego
oficjalna historia zaczyna się w 496 r., na gruzach Imperium
Rzymskiego, gdy król przyjął chrzest. Król znany jest pod dwoma
imionami: Chlodwig albo Clovis. W 800 r. na cesarza tego
państwa rozciągającego się od Atlantyku po Łabę koronowany
został kolejny władca, również znany pod dwoma imionami: Karl
der Grosse albo Charlemagne. W 843 r. jego trzej wnukowie podzielili
cesarstwo na części: Karol Łysy wziął zachód, czyli dzisiejszą
Francję; Ludwik Niemiecki – wschód, czyli dzisiejsze Niemcy;
a Lotar wziął środek, czyli Lotaryngię i okolice, o które przez
kolejne setki lat będą się zabijali Niemcy i Francuzi.
W
1648 r. zakończyła się wojna 30-letnia,
a podpisany pokój westfalski
wyznaczył niemiecko-francuską
granicę. Francuzi byli górą, bowiem Niemcy
rezygnowali ze swoich posiadłości na zachodnim
brzegu Renu i zgadzali się na niepodległość
Szwajcarii. Pod pojęciem „Niemcy”
rozumiano w tym czasie Cesarstwo Rzymskie
Narodu Niemieckiego, czyli państwo Habsburgów
ze stolicą w Wiedniu. Habsburgom
wyrastał jednak konkurent – dynastia Hohenzollernów,
rządzących w Szwabii, Brandenburgii
i Prusach Wschodnich.
Wojny napoleońskie być może przegrała
Francja, ale nie wygrali ich Niemcy: nad Dolnym
Renem – w północnych prowincjach
średniowiecznego dziedzictwa Lotara – zorganizowano
Zjednoczone Królestwo Niderlandów.
Niderlandy były niegdyś niemieckie, tak
bardzo, że nawet niemiecka nazwa Niemiec
– Deutschland – oznacza... kraj Holendrów
(lepiej rozumieją to Anglicy, którzy Holendrów
nazywają Dutch). W 1830 r. Zjednoczone Królestwo
Niderlandów rozpadło się na Belgię
i Holandię, co nie tylko powoduje problemy
lingwistyczne – Holendrzy chcą pozbawić Belgów
niderlandzkiego dziedzictwa i domagają
się, aby tylko ich państwo nazywać Niderlandami
– ale również polityczne. Niepodległość
Belgii gwarantowały bowiem inne państwa,
w związku z tym jej granice pod groźbą ogólnoeuropejskiej
wojny nie mogły zostać pogwałcone
ani w 1870, ani w 1914 r.
W połowie XIX wieku niepewne były losy
jedynie południowych, włoskich prowincji
średniowiecznego dziedzictwa Lotara.
Co prawda kongres wiedeński hegemonem
Włoch pozostawiał Niemców (Austriaków),
ale hegemonia była podważana. W 1859 r.
Królestwo Sardynii wspólnie z Francuzami
pokonało Austriaków, następnie zajęło
południe Półwyspu Apenińskiego i Sycylię,
doprowadzając tym do powstania 17 marca
1861 r. Królestwa Włoch. Rzym i okolice pozostawały
pod władzą papieża wspieranego
przez Francuzów. Nie podobało się to Włochom,
tak samo, jak wynagrodzenie Francji
oddaniem jej Sabaudii i Nicei.
Prusy mocarstwem trzeciej
kategorii
Pierwsza wojna nowoczesnych Prus została
przez nie przegrana. Toczona była przeciwko
Danii, a zaczęła się w marcu 1848 roku. Trwała
trzy lata, podczas których Duńczycy bronili
się przed przeważającymi wojskami Związku
Niemieckiego pod przewodnictwem Prus.
Niemcy mieli problemy nie tylko na polach
bitew, ale również w polityce i dyplomacji.
Trwała właśnie wiosna ludów, a poza tym
żadne państwo europejskie nie było zainteresowane
upadkiem Danii i wzmocnieniem
Prus, więc Kopenhagę popierali nie tylko
Brytyjczycy, Francuzi, Szwedzi i Rosjanie, ale
nawet Austriacy.
Wojna ta jest interesująca z kilku powodów.
Przyczyną konfliktu było prawo salickie,
obowiązujące w każdym państwie czującym
się spadkobiercą Chlodwiga: zabraniało ono
dziedziczenia korony – i wielu innych rzeczy
także – przez kobiety. Prawo salickie było
przyczyną olbrzymiej liczby wojen, także
prusko-francuskiej, w 1870 roku. Istotne
były również duńsko-niemieckie zabawy
z nazwami, które staną się później typowe
dla polityki XIX i XX wieku: sporną prowincję
Niemcy nazywali Schleswig, czyli Szlezwik;
a Duńczycy – Sønderjylland, czyli Południowa
Jutlandia (zabawa trwa: w Vojens istnieje
żużlowy klub Sønderjylland Elite Speedway).
Wreszcie Niemcy uzasadniali swoje pretensje
HISTORIA
Napoleon III i Otto von Bismarck w rozmowie po bitwie pod Sedanem; 2 września 1870 r.
„Ostatnie naboje” obraz Adolpha de Neuville’a ilustrujący znany wśród Francuzów epizod z Bazailles
pod Sedanem, czyli wspólną walkę różnych formacji zakończoną porażką nie ze względu na brak
odwagi, tylko brak amunicji. Po bitwie zwycięzcy rozstrzelali wielu francuskich cywilów – udokumentowano
39 takich ofiar.
składały się z trzech – czasem więcej – dywizji
piechoty, dywizji kawalerii oraz odwodu
artylerii. Dywizje piechoty miały z reguły
cztery pułki piechoty w dwóch brygadach
oraz batalion lekkiej piechoty i grupę artylerii:
dwie baterie dział 4-funtowych oraz baterię
mitraliez. Dywizje kawalerii miały z reguły
cztery pułki kawalerii w dwóch brygadach
i baterię artylerii konnej. Korpusom podporządkowywano
z reguły odwód artyleryjski,
z kilkoma bateriami armat 4-funtowych
oraz 12-funtowych oraz kilka baterii artylerii
konnej. Francuskie korpusy były formacjami
zdolnymi do samodzielnych działań.
Wodzem naczelnym Armii Pruskiej był
król Wilhelm, a jego szefem sztabu generał
Helmuth von Moltke. Pruskie korpusy składały
się z dwóch – rzadko trzech – dywizji
piechoty oraz artylerii korpuśnej. Dywizje
piechoty miały z reguły cztery pułki piechoty
w dwóch brygadach oraz przydzielony pułk
kawalerii, batalion lekkiej piechoty i artylerię
z reguły liczącą cztery baterie: dwie lekkie
i dwie ciężkie. Dywizje kawalerii występowały
na szczeblu armijnym, miały z reguły sześć
pułków kawalerii w dwóch brygadach oraz
baterię artylerii konnej. Artyleria korpuśna
z reguły składała się z dwóch baterii lekkich,
dwóch ciężkich i dwóch konnych. Pruskie
korpusy były formacjami taktycznymi, działającymi
w ramach armii.
Obie armie dysponowały korpusami
gwardii, silniejszymi i lepiej wyszkolonymi
niż pozostałe formacje. Prusy i ich południowoniemieccy
sojusznicy zmobilizowali
latem 1870 r. dwanaście korpusów i korpus
gwardii. Trzy z nich pozostawiono na
wschodzie do obrony granicy austriackiej,
wybrzeży Bałtyku i wybrzeży Morza Północnego,
ale zostało to wyrównane oddaniem
pod pruskie dowództwo trzech korpusów
południowoniemieckich. Francuzi zmobilizowali
latem dziesięć korpusów. Nad Ren
wysunęli komponent czynny swojej armii,
świadomie decydując, że dla skrócenia czasu
reakcji jego pokojowe stany osobowe nie zostaną
podwyższone do stanów wojennych.
W głębi kraju mobilizowały się formacje oparte
na poborze, które kierowano do obozu
Châlons-sur-Marne (od niedawna Châlons-
-en-Champagne), leżącym w połowie
300 km drogi pomiędzy Paryżem a stykiem
granic Francji, Luksemburga i Prus.
Francuska Armia Renu składała się z siedmiu
korpusów rozdzielonych na pół Wogezami,
z korpusem gwardii w odwodzie. Jej stan
– regulowany stratami i napływającymi uzupełnieniami
– oscylował wokół 250 000 żołnierzy
wspartych artylerią. Etatowo powinno
być to blisko 800 dział i mitraliez, ich faktyczna
liczba nie przekraczała raczej 500.
Wojska pruskie nad Renem – a dokładniej:
wojska Związku Północnoniemieckiego oraz
monarchii południowoniemieckich – składały
się z trzech armii. 1. Armią dowodził
generał Karl Friedrich von Steinmetz, stary
wiekiem i doświadczeniem oficer zawodowy,
który zaimponował królowi odwagą w poprzedniej
wojnie, 2. Armią dowodził bratanek
króla książę Fryderyk Karol, a 3. Armią dowodził
brat króla książę Fryderyk Wilhelm. Przybrały
one szyk czołowy wzdłuż granicy: najbardziej
wysunięta na zachód była 1. Armia
z dwoma korpusami, licząca 85 000 żołnierzy
z 250 działami. Na wschodnim skrzydle
stała 3. Armia z pięcioma korpusami (w tym
dwoma bawarskimi i jednym badeńsko-
-wirtemberskim), licząca 175 000 żołnierzy
z 550 działami. W centrum zorganizowano
2. Armię z sześcioma korpusami (w tym
Gwardii oraz saskim), licząca 210 000 żołnierzy
z 650 działami. W planach połowa tych
wojsk miała należeć do odwodowej 4. Armii,
ale w zamieszaniu mobilizacyjnym nie zdołano
sformować tego dowództwa.
W ostatnich dniach lipca żadna z wojujących
stron nie miała ani planu operacji, ani
też nie była w pełni skoncentrowana. Francuskie
plany stały się nieaktualne w związku
z porażkami dyplomatycznymi, Napoleon
III zdecydował się jednak na ograniczoną
ofensywę na zachodnim skrzydle – na styku
pruskiej 1. oraz 2. Armii – aby zająć Zagłębie
Saary, zaakcentować ofensywny duch Francuzów
i stoczyć bitwę obronną na ziemiach
wroga. Plan pruski był prostszy: „odszukać
główne siły nieprzyjaciela i zaatakować
je, gdziekolwiek będą”. Według wspomnień
Helmutha von Moltke zamierzał on doprowadzić
do wielkiej bitwy okrążającej, w której
centralna 2. Armia będzie kowadłem, a dwie
armie skrzydłowe będą młotami. Przy niemal
dwukrotnej przewadze Prusaków wydawało
się to łatwe do zrealizowania.
Bitwy graniczne
Francuska ofensywa ruszyła 31 lipca, 2 sierpnia
zajęła Saarbrücken i zatrzymała się, nie
przekraczając rzeki Saary. Francuskie dowództwo
doszło do wniosku, że pozycja jest zbyt
wysunięta i rozpoczęło powolne wycofywanie
się. 4 sierpnia do kontrofensywy ruszyły
dwie niemieckie armie zamierzając okrążyć
89