Transform your PDFs into Flipbooks and boost your revenue!
Leverage SEO-optimized Flipbooks, powerful backlinks, and multimedia content to professionally showcase your products and significantly increase your reach.
www.zbiam.pl
NUMER SPECJALNY 5/2025
Wrzesień-Październik
cena 28,00 zł (VAT 8%)
INDEX 409138
ISSN 2450-3495
Wołyń 1938
INDEX: 409138
ISSN: 2450-3495
W NUMERZE:
Błędy, wypaczenia
i pomyłki
Kampania polska 1939 r. zakończyła
się porażką II RP. Jakie błędy
popełniono podczas przegotowań
wojennych? Jakich wypaczeń się
dopuszczono? A może były to tylko
pomyłki? Czy jest sens rozróżniać
te kategorie uchybień?
Udział Polaków
w „Bitwie o Anglię”
Historia tak się potoczyła, że żadna
inna z wielkich bitew polskiego
oręża nie miała już wpływu
na to, kto zwycięży w drugiej
wojnie światowej, a co najwyżej
na to, kiedy to nastąpi i na jakich
konkretnie warunkach.
Kampania polska 1939 r. zakończyła
się porażką II RP. Jakie błędy
popełniono podczas przegotowań
wojennych? Jakich wypaczeń się
dopuszczono? A może były to tylko
pomyłki? Czy jest sens rozróżniać
te kategorie uchybień?
Historia tak się potoczyła, że żadna
inna z wielkich bitew polskiego
oręża nie miała już wpływu
na to, kto zwycięży w drugiej
wojnie światowej, a co najwyżej
na to, kiedy to nastąpi i na jakich
konkretnie warunkach.
Vol. XI, nr 5 (59)
www.zbiam.pl
NUMER SPECJALNY 5/2025
Wrzesień-Październik
cena 28,00 zł (VAT 8%)
INDEX 409138
ISSN 2450-3495
NUMER SPECJALNY 5/2025 1
Wołyń 1938
INDEX: 409138
I SN: 2450-3495
W NUMERZE:
Błędy, wypaczenia
i pomyłki
Udział Polaków
w „Bitwie o Anglię”
Na okładce: manewry wołyńskie 1938.
Rys. Jarosław Wróbel
INDEX 409138
ISSN 2450-3495
Nakład: 14,5 tys. egz.
Redaktor naczelny
Jerzy Gruszczyński
jerzy.gruszczynski@zbiam.pl
Redakcja techniczna
Dorota Berdychowska-Zhao
dorota.berdychowska-zhao@zbiam.pl
Korekta
Stanisław Kutnik
Współpracownicy
Michał Fiszer, Tomasz Grotnik,
Andrzej Kiński, Jędrzej Korbal,
Leszek Molendowski, Marek J. Murawski,
Tymoteusz Pawłowski, Tomasz Szlagor
Wydawca
Zespół Badań i Analiz Militarnych Sp. z o.o.
Ul. Anieli Krzywoń 2/155
01-391 Warszawa
office@zbiam.pl
Biuro
Ul. Bagatela 10/17
00-585 Warszawa
Dział reklamy i marketingu
Andrzej Ulanowski
andrzej.ulanowski@zbiam.pl
Dystrybucja i prenumerata
office@zbiam.pl
Reklamacje
office@zbiam.pl
Prenumerata
realizowana przez Ruch S.A:
Zamówienia na prenumeratę w wersji
papierowej i na e-wydania można składać
bezpośrednio na stronie
www.prenumerata.ruch.com.pl
Ewentualne pytania prosimy kierować
na adres e-mail: prenumerata@ruch.com.pl
lub kontaktując się z Telefonicznym
Biurem Obsługi Klienta pod numerem:
801 800 803 lub 22 717 59 59
– czynne w godzinach 7.00–18.00.
Koszt połączenia wg taryfy operatora.
Copyright by ZBiAM 2025
All Rights Reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone
Przedruk, kopiowanie oraz powielanie na inne
rodzaje mediów bez pisemnej zgody Wydawcy
jest zabronione. Materiałów niezamówionych,
nie zwracamy. Redakcja zastrzega sobie prawo
dokonywania skrótów w tekstach, zmian tytułów
i doboru ilustracji w materiałach niezamówionych.
Opinie zawarte w artykułach są wyłącznie
opiniami sygnowanych autorów. Redakcja nie ponosi
odpowiedzialności za treść zamieszczonych
ogłoszeń i reklam. Więcej informacji znajdziesz
na naszej nowej stronie:
www.zbiam.pl
w numerze:
BITWY I KAMPANIE
Jacek Fiszer, Jerzy Gruszczyński
Wojna koreańska: zapomniana i nieznana wojna XX wieku (3) 4
II RZECZPOSPOLITA
Tymoteusz Pawłowski
Polskie przygotowania wojenne przed 1939 r.:
błędy, wypaczenia, pomyłki
WOJNA W POWIETRZU
Robert Gretzyngier, Wojtek Matusiak
Udział Polaków w kampanii brytyjskiej zwanej „Bitwą o Anglię” (1) 38
WOJNA NA MORZU
Tadeusz Kasperski
Polskie niszczyciele eskortowe typu Hunt.
Historia ORP Kujawiak (2)
WOJNA W POWIETRZU
Marek J. Murawski
Luftwaffe w Obronie Rzeszy. Działania dzienne:
czerwiec – październik 1943 r. (3)
II RZECZPOSPOLITA
Jędrzej Korbal
Manewry wołyńskie 1938. Tradycja vs nowoczesność (1) 82
www.facebook.com/wojskoitechnikahistoria
22
52
66
3
Jacek Fiszer, Jerzy Gruszczyński
3
Wojna koreańska:
zapomniana i nieznana wojna XX wieku
Chociaż od wiosny 1951 r. walki na lądzie na Półwyspie Koreańskim
przybrały pozycyjny charakter i zaczęła się wojna
na wyniszczenie, to sama wojna w powietrzu nadal była
bardzo intensywna, dając możliwość wypracowania taktyki
działania samolotów odrzutowych różnych typów. Po stronie
komunistycznej do końca wojny operowały jedynie myśliwce
Mikojan-Gurewicz MiG-15 i MiG-15bis, natomiast po stronie Sił
Powietrznych Stanów Zjednoczonych w walkach wzięły udział
aż cztery typy odrzutowych samolotów myśliwskich: Lockheed
F-80C Shooting Star, Republic F-84D/E/G Thunderjet, North
American F-86A/E/F Sabre i Lockheed F-94B Starfire (opracowany
na bazie samolotu szkolnego T-33, który z kolei został
opracowany na bazie samolotu myśliwskiego F-80 poprzez
wydłużenie kadłuba i dodanie drugiego fotela), nie licząc myśliwców
amerykańskiego lotnictwa morskiego. Ponadto, na koreańskim
niebie operowały brytyjskie Gloster Meteor.
lotnictwa myśliwskiego, 56. PLM i 58. PLM.
Tę ostatnią jednostkę zaczęto szkolić w zwalczaniu
celów naziemnych, bowiem okazało
się, że cztery działka NS-23 kal. 23 mm uzbrojenia
ofensywnego dają większą siłę ognia
w ostrzeliwaniu obiektów na lądzie niż dwa
działka WJa-23 kal. 23 mm i dwa karabiny maszynowe
SzKAS kal. 7,62 mm samolotu szturmowego
Ił-10. Ił-10 zabierał co prawda cztery
niekierowane pociski rakietowe RS-132
kal. 132 mm, ale głównie przeprowadzano
ostrzeliwanie celów z broni pokładowej.
W 56. PLM samoloty Ła-9 służyły razem
z Jak-9P, które jeszcze pozostały w służbie
i które otrzymano z ZSRR jako uzupełnienie.
Ponadto, Ła-9 brały udział w walkach
powietrznych, głównie z tłokowymi myśliwcami
wojsk ONZ, ale nie ma dowodów
4
Jednym z mało znanych epizodów wojny
koreańskiej jest użycie tłokowych
samolotów myśliwskich Ławoczkin Ła-9
w Siłach Powietrznych Koreańskiej Republiki
Ludowo-Demokratycznej (KRLD). W marcu
1951 r. dostarczono pierwszych sześć myśliwców
tego typu do 56. Pułku Lotnictwa
Myśliwskiego jako uzupełnienie w miejsce
utraconych tłokowych samolotów myśliwskich
Jak-9P. Jednocześnie jednak w Chinach
na bazie szkolnej jednostki koreańsko-
-chińskiej (w Korei Północnej znanej jako
58. Pułk Lotnictwa Szkolnego, a w Chińskiej
Republice Ludowej jako 10. Szkoła Lotnicza)
zaczęto formowanie 58. Pułku Lotnictwa
Myśliwskiego, który został wyposażony
w 28 samolotów Ła-9. Historycy we współczesnej
Rosji spierają się co do ilości Ła-9
dostarczonych do KRLD, ale przypuszczalnie
było to 40 samolotów do końca 1951 r.,
ostatecznie wyposażono w nie dwa pułki
Zdjęcie z fotokamery F-86 Sabre dokumentujące zestrzelenie samolotu MiG-15.
BITWY I KAMPANIE
Głównym bohaterem wojsk ONZ w Korei był samolot
myśliwski North American F-86 Sabre. Widoczne
na końcach skrzydeł żółte szerokie pasy w czarnej
obwódce to znaki szybkiej identyfikacji Sabre,
bowiem z daleka łatwo go było pomylić z MiG-15.
Ponadto, w 4. FIW taki sam pas był umieszczony
na stateczniku pionowym, natomiast w 51. FIW
była to biało-czarna szachownica.
potwierdzających ich zestrzelenia, bowiem
twierdzenia źródeł rosyjskojęzycznych bazujących
na meldunkach północnokoreańskich,
doświadczonych już pilotów z tych pułków
dołączono do grupy pilotów skierowanej
do szkolenia na odrzutowych samolotach
myśliwskich MiG-15. W ten sposób udało się
sformować grupę 70 pilotów do przeszkolenia
na odrzutowce. Grupę tą przeniesiono
do bazy Anshan, która w praktyce była
całkowicie radzieckim lotniskiem w Chinach,
a do której właśnie przybył 196. PLM
ze składu radzieckiej 324. Dywizji Lotnictwa
Myśliwskiego i sam przechodził tu szkolenie
w zastosowaniu bojowym przed skierowa-
itp. W lipcu 1951 r. dalsze szkolenie prowadzono
w Anshan w pozostałych dwóch pułkach
151. DLMGw: 28. PLMGw i 72. PLMGw.
Szkolenie zakończono we wrześniu 1951 r.
i 7 października powstała północnokoreańska
1. DLM w składzie 59. PLM i 60. PLM,
przejmując 54 MiG-15 po obu radzieckich
pułkach, które transportem kolejowym
wróciły do ZSRR. Nową dywizją dowodził
gen. bryg. pil. Kang Dae-Yong. W listopadzie
1951 r. dywizja trafiła do Korei Północnej,
na lotnisko Uiju położone około 15 km
od granicy z Chinami, ale do działań północnokoreańskie
MiG-15 weszły dopiero wiosną
1952 roku. Do połowy 1952 r. nadal główny
ciężar walk nad Półwyspem Koreańskim ponosił
64. Korpus Lotnictwa Myśliwskiego Sił
Powietrznych ZSRR. Jednocześnie z powstaniem
1. DLM, dotychczasową 1. Mieszaną Dywizję
Lotniczą przemianowano na 10. MDL
(10 Jak-9P i 10 Ła-9 w 56. PLM oraz 21 Ła-9
w 58. PLM). Powstała też 11. MDL, w skład
której poza 57. Pułkiem Lotnictwa Sztur-
Tankowanie samolotów F-86E Sabre z 51. Skrzydła Myśliwców Przechwytujących w bazie Suwon;
Kora Południowa, 1952 r.
o strąceniu na przykład dwóch odrzutowych
samolotów myśliwskich F-86 Sabre, nie wydają
się być prawdziwe. Z początkiem 1953 r.
Koreańczycy przenieśli swoje Ła-9 do działań
nocnych (w międzyczasie ich stan przypuszczalnie
uzupełniano używanymi samolotami
tego typu dostarczanymi z ZSRR lub z Chin).
Amerykanie potwierdzają zestrzelenie przez
Ła-9 jednego F4U-5NL Corsair.
KRLD wkracza w erę odrzutową
We wrześniu 1950 r. Siły Powietrzne Koreańskiej
Republiki Ludowo-Demokratycznej
wysłały 119 kandydatów na pilotów do Chin,
do Yanji, gdzie podjęli oni kształcenie teoretyczne
w przedmiotach związanych z lotnictwem.
Nauka była prowadzona codziennie,
z niedzielami włącznie. Po egzaminach w listopadzie
kadeci z KRLD przeszli szkolenie
praktyczne na samolotach szkolenia podstawowego
Jakowlew Jak-18, a od początku
grudnia zaczęli szkolenie zaawansowane
na samolotach szkolenia przejściowego
Jak-11 na lotnisku Jilin. W marcu 1951 r. zakończono
ten etap szkolenia, każdy z koreańskich
kadetów miał wówczas nalot ogólny
w granicach 60 godzin, łącznie na obu typach.
Część z nich skierowano do szkolenia
na tłokowych samolotach bombowych Tupolew
Tu-2 na lotnisko Wozżajewka w Obwodzie
Amurskim ZSRR, a część na lotnisko
Fengcheng w ChRL w celu szkolenia w rozmieszczonej
tu radzieckiej 11. Dywizji Lotnictwa
Szturmowego na samolotach Ił-10.
Pewną liczbę pilotów skierowano do „tłokowych”
pułków lotnictwa myśliwskiego jako
uzupełnienie, gdzie mieli się przeszkolić
na samolotach Ła-9, a jednocześnie część
niem do walki. Właśnie w tym pułku na odrzutowce
MiG-15 przeszkolono koreańskich
pilotów, pod kierunkiem starszego inspektora
dywizji ds. pilotażu, ppłk. Siergieja Wiszniakowa
(zginął w 1958 r. w czasie szkolenia
bułgarskiego pilota na UTI MiG-15 w stopniu
generała majora). Koreańczycy przechodzili
szkolenie poznając samoloty UTI Jak-17 oraz
MiG-15, ale też doszkalano ich na Jak-11,
by zwiększyć nalot ogólny przed przejściem
na MiG-15. W międzyczasie zapadła jednak
decyzja, by 324. DLM skierować do walki,
a do szkolenia Koreańczyków przesunąć
151. DLM Gwardii, która straciła cztery
MiG-15bis zestrzelone przez F-80C i piąty
przez F-86A. Oba pułki ze 151. DLMGw oddały
swoje MiG-15bis do 324. DLM odbierając
w zamian starsze MiG-15, na których uczyli
się latać Koreańczycy. 324. DLM na nowych
maszynach trafiła do Langtao, a w Anshan
została 151. DLMGw.
W połowie kwietnia grupę szkolonych
Koreańczyków przeniesiono na południe,
do baz Tianjin i Qingdao, gdzie miało się
rozpocząć szkolenie na odrzutowcach. Grupę
podzielono na dwa nowe pułki, 59. PLM
i 60. PLM, które miały otrzymać od Rosjan
po 24 MiG-15. Szkoleniem 59. PLM na lotnisku
Qingdao zajął się 139. PLM Gwardii
z 28. DLM, zaś 60. PLM na lotnisku Tianjin
– 67. PLM ze składu 151. DLMGw. W ciągu
maja i czerwca Koreańczycy wylatali po około
cztery godziny na odrzutowych samolotach
szkolno-treningowych UTI Jak-17, by wykonać
pierwsze loty samodzielne na jednomiejscowych
MiG-15, przechodząc do dalszego
szkolenia latając na przemian na UTI Jak-17
i MiG-15 do strefy, po trasach, w szykach
Czołowym amerykańskim asem wojny w Korei
był kpt. Joseph Christopher McConnell Jr. (1922-
1954), który uzyskał 16 zestrzeleń MiG-15. Zginął
w trakcie prób samolotu F-86H Sabre.
mowego (18 Ił-10) wszedł 3. Pułk Nocnych
Bombowców (8 Po-2, 12 Jak-18), a w trakcie
szkolenia była Dywizja Lotnictwa Bombowego
z 36. PLB i 37. PLB szkolącymi się w ZSRR
na bombowcach tłokowych Tu-2. Te ostatnie
zanim zdążyły wejść do akcji jesienią 1952 r.
wymieniono na odrzutowe samoloty bombowe
Ił-28 i szkolenie na nich trwało nadal
do końca wojny.
Mniej więcej w tym czasie w Korei Południowej
Amerykanie zorganizowali skuteczny
system obrony powietrznej z trzema
dywizjonami radiotechnicznymi wystawiającymi
posterunki radiolokacyjne wstępnego
wykrywania i naprowadzania oraz z dyżurami
jednostek myśliwskich na ziemi, w tym
nocnych. W nocy z 23 na 24 września 1951 r.
załoga samolotu F7F-3N Tigercat z Dywizjonu
Myśliwskiego Piechoty Morskiej
VMF(N)-513, mjr Eugene A. Van Gundy i sierż.
sztab. Thomas J. Ullom zdołała dogonić i zestrzelić
Po-2LNB, który zrzucił bomby 50 kg
5
Tymoteusz Pawłowski
Polskie przygotowania wojenne
przed 1939 r.:
błędy, wypaczenia i pomyłki
Kampania polska 1939 roku
zakończyła się porażką Rzeczypospolitej.
Jakie błędy
popełniono podczas przegotowań
wojennych? Jakich
wypaczeń się dopuszczono?
A może były to tylko pomyłki?
Czy jest sens rozróżniać
te trzy kategorie uchybień?
Przygotowania wojenne to działania
państwa zapewniające jego sprawne
funkcjonowanie w czasie wojny. Przygotowań
wojennych nie należy rozumieć jako
krótkotrwałej akcji podejmowanej w czasie
bezpośredniego zagrożenia agresją, tylko
jako długotrwały proces, w skład którego
wchodzą przedsięwzięcia dyplomatyczne,
gospodarcze, społeczne i militarne.
Błąd jest kategorią obiektywną: to niezgodność
z obowiązującymi normami, działanie
niespełniające obowiązujących zasad lub założeń.
Wypaczenie z kolei jest kategorią subiektywną:
to zjawisko zniekształcające sprawne
funkcjonowanie, odchylenie od normy. Pomyłka
z kolei to osąd niezgodny z rzeczywistością
lub niewłaściwe postępowanie.
Powyższe definicje nie są niestety wystarczająco
precyzyjne, trudno bowiem o precyzję
w naukach humanistycznych, a takimi
są nauki wojenne. Najmniej precyzyjne
są frazy „zgodnie z obowiązującymi normami”
oraz „odchylenie od normy”, „norma” jest
bowiem terminem wieloznacznym.
Przede wszystkim w latach dwudziestych
i trzydziestych XX wieku normy były różne
i zależały od wielu czynników: głównie
od położenia geograficznego, możliwości
państwa i doświadczeń z Wielkiej Wojny,
jaka miała miejsce w latach 1914-1918.
Co więcej, obecne normy nie są odmienne
od tych sprzed blisko stu lat – bo wciąż zależą
od położenia geograficznego, możliwości
państwa i doświadczeń z poprzednich wojen
– ale odmienne jest nasze postrzeganie
ówczesnych norm. Oceniamy je bowiem
Montażownia „Die Deutsche Wochenschau”: co tydzień rozsyłano po Europie 2000 kopii tej propagandowej
niemieckiej kroniki filmowej.
22
II RZECZPOSPOLITA
Zamiast brygad pancerno-motorowych Wojsko
Polskie dysponowało brygadami kawalerii.
Oczywiście nie była to jazda szarżująca z lancami
na wroga, tylko nowocześnie uzbrojone wojska
szybkie, używające do transportu koni, a nie
samochodów.
ze współczesnej perspektywy, z wiedzą
o tym, co wydarzyło się w 1939 roku. Takie
podejście nazywa się prezentyzmem i przez
historyków uznawane jest za błąd w sztuce.
Dlatego dyskutując o przygotowaniach wojennych
przed 1939 r. lepiej unikać sformułowań
typu „okres międzywojenny” czy „pierwsza
wojna światowa”, bo wprowadzają one
dodatkowe zamieszanie.
Jeśli decyzje podejmowano i realizowano
zgodnie z obowiązującymi normami oraz
zgodnie z posiadanym doświadczeniem i aktualną
wiedzą, nie można określać ich błędami,
nawet jeśli nie były one optymalne.
Wiele decyzji i działań, które dziś postrzegamy
jako błędy, takimi błędami nie było.
Postrzegamy je jako błędy ze względu na wyidealizowaną
wizję drugiej wojny światowej,
ukształtowaną przez massmedia, głównie
przez kino. Wizję, którą prezentują współczesne
filmy fabularne, ale przede wszystkim kroniki
filmowe z epoki – dla Polaków głównym
źródłem wiedzy o tym, jak wyglądała II wojna
światowa były propagandowe niemieckie
kroniki Wochenschau, pokazywane przed
każdym seansem filmowym. Autorów kronik
filmowych – w każdej armii – nie interesował
przeciętny żołnierz piechoty siedzący w okopie
w błocie, któremu jedzenie i amunicję
przywoził wychudzony koń, tylko super-hiper
nowoczesne uzbrojenie: potężny czołg albo
równie potężny odrzutowiec.
Olbrzymie znaczenie dla wizji drugiej
wojny światowej – a szczególnie kampanii
polskiej 1939 r. – miała wewnętrzna propaganda
dyktowana walką o władzę. Zarówno
zwolennicy generała Sikorskiego, jak i komuniści,
zdobyli władzę dzięki klęsce 1939 r.,
w ich interesie leżało więc wyśmianie polskich
starań obronnych i zohydzenie przedwojennej
władzy. Zasoby archiwalne londyńskiego
Instytutu Polskiego i Muzeum (IPiM)
im. gen. Sikorskiego – które mają olbrzymie
znaczenie dla polskiej historii – w dużej mierze
są złożone z „kwitów” zbieranych przez
zwolenników generała Sikorskiego na jego
przeciwników politycznych. Trudno dziś
jest jednoznacznie rozpoznać, które materiały
IPiM im. gen. Sikorskiego są materiałami
politycznymi, a które merytorycznymi.
W powojennej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej
(potocznie Polsce Ludowej) monopol
na przekazywanie wiedzy o kampanii polskiej
1939 r. miał Główny Zarząd Polityczny
Wojska Polskiego (potocznie ludowego Wojska
Polskiego), który narzucił własną – a raczej
moskiewską narrację. Czasami zezwalano
na publikację wspomnień i opracowań
pisanych przez kombatantów, ale czyniono
to niechętnie (chyba że zamiast treści merytorycznych
zawierały one treści politycznie
korzystne dla komunistów).
Większość zdjęć z kampanii polskiej 1939 r. pochodzi ze źródeł niemieckich i pokazuje polski sprzęt
– w tym przypadku 40 mm armaty przeciwlotnicze wz. 36 Boforsa– w nie najlepszym świetle.
Pomimo upływu lat wpływ takiego piśmiennictwa
na kształtowanie opinii wciąż
jest olbrzymi. Żeby nie szukać daleko: bibliografia
hasła „Korpus Interwencyjny” w Wikipedii
zawiera dziewięć pozycji: siedem z nich
powstało przed 1989 r., dwie pozostałe dotyczą
tematu w niewielkim stopniu.
Koniecznie trzeba pamiętać, że najważniejszym
zadaniem rosyjskiej propagandy
wobec Polaków jest zasianie wśród nich
wątpliwości wobec sojuszników. Cel ten realizowany
jest co najmniej od XVIII wieku
i w dużej mierze... został zrealizowany. Powszechne
jest w Polsce przekonanie – także
u ludzi skądinąd światłych – o rzekomej
„zdradzie Zachodu”. Sojusznicza lojalność
Francji i Wielkiej Brytanii wobec Polski doprowadziła
je w 1939 r. do wojny, podczas
której straciły swoje imperia, a która zakończyła
się użyciem broni atomowej. Czy Polska
kiedykolwiek była równie lojalna wobec
swoich sojuszników?
Lotnictwo i samoloty
Szczególnym przykładem jest polskie lotnictwo
wojskowe: błędy, wypaczenia i pomyłki
czyniła nie jego kadra dowódcza, tylko ci, którzy
je po kampanii 1939 r. oceniali i opisywali.
Wynikało to z wielu przyczyn: od nieznajomości
realiów, struktur, a nawet terminologii,
po złą wolę dyktowaną niechęciami personalnymi,
czy polityką. Warto pamiętać, że Lotnictwo
było bardzo młodym rodzajem wojsk
w Polsce, rozwijanym głównie za czasów „sanacji”,
więc po pierwsze, ekipa generała Władysława
Sikorskiego nie miała w nim swoich
ludzi, a po drugie, kompletnie się na nim nie
znała. I na tej nieznajomości – Władysław
Sikorski w napisanej przez siebie książce
„Przyszła wojna” porównuje samoloty bojowe
do krążowników lekkich, okrętów liniowych
i krążowników pomocniczych – oparto
pierwszą ocenę, jeszcze zimą 1939 roku.
Później było tylko gorzej.
Po II wojnie światowej przymiotnik „szturmowy”
kojarzył się z samolotami pola walki,
niszczącymi wojska wroga na pierwszej linii
frontu, zbliżonymi do takich, które przed wojną
nazywano liniowymi (np. PZL-23 Karaś).
W 1939 r. Inspektor Obrony Powietrznej Państwa
(IOPP) generał brygady pilot Józef Zając
rozważał zorganizowanie eskadr szturmowych,
więc wielu powojennych autorów – nie
zwracając uwagi na szczegółowe objaśnienia
gen. Zająca – uznało, że chciał on całkowicie
zmienić rolę polskiego lotnictwa i wyśmiewało
jego pomysł. Tymczasem przed wojną
przymiotnik „szturmowy” oznaczał samolot
przeznaczony do atakowania lotnisk nieprzyjaciela,
i takie zadania widział przed „eskadrami
szturmowymi” IOPP: całkiem słusznie, biorąc
pod uwagę zagrożenie.
23
Robert Gretzyngier, Wojtek Matusiak
Udział Polaków w kampanii
brytyjskiej zwanej
„Bitwą o Anglię”
1
Jeśli zapytamy o najważniejsze z polskiego punktu widzenia
bitwy i kampanie II wojny światowej, to zapewne najczęstszą
odpowiedzią będzie Powstanie Warszawskie, a zaraz potem
bitwa o Monte Cassino. Jak wiemy, to pierwsze zakończyło się
klęską militarną i śmiercią bądź tułaczką setek tysięcy ludzi,
a jego wydźwięk propagandowy na arenie międzynarodowej
był nikły. Na Monte Cassino Polacy kosztem wielkich strat
odnieśli zwycięstwo militarne, ale i jego znaczenie zarówno dla
przebiegu wojny, jak i dla nagłośnienia sprawy polskiej w świecie
nie było wielkie – przyćmiła je przeprowadzona kilka tygodni
później inwazja w Normandii. W opinii większości Polaków
najważniejsze bitwy II wojny światowej to te, które przyniosły
ogromną daninę krwi, nie dając znaczących korzyści politycznych
ani militarnych, a wiedza o nich nie przebiła się do świadomości
innych narodów. A przecież były podczas tej wojny bitwy
i całe kampanie, w których Polacy odnosili wspaniałe zwycięstwa
kosztem niewielkich strat, a bojowe osiągnięcia zyskiwały
im sławę i wdzięczność wśród innych narodów. Wystarczy
tu wspomnieć szlak bojowy 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława
Maczka, do dziś pamiętany w wyzwolonych przez nią miastach
i państwach, ale praktycznie nieznany wśród ogółu Polaków.
jeśli się o nim wspomina, to jako o ciekawym
acz mało istotnym epizodzie.
A przecież nazistowskie Niemcy poniosły
swoją pierwszą strategiczną porażkę w II wojnie
światowej właśnie latem i jesienią 1940 r.
nad Wyspami Brytyjskimi, a nie w 1941 r. pod
Moskwą czy w 1943 r. pod Stalingradem. Gdyby
w 1940 r. udało im się podbić Wielką Brytanię
– ostatnie walczące z nimi wolne i demokratyczne
państwo w Europie – albo nawet
jedynie zmusić ją do zawarcia pokoju, to dalszy
konflikt toczyłyby już tylko hitlerowskie Niemcy
38
Była też taka bitwa – czy raczej kampania
– która nie tylko zyskała Polakom
pamięć i wdzięczność w innym kraju,
ale która miała też przełomowe znaczenie
dla całej historii II wojny światowej. Jest niesłychanie
smutne, że to świetne zwycięstwo
jest ignorowane przez naszych historyków
i specjalistów od polityki historycznej. Nawet
WOJNA W POWIETRZU
Latający współcześnie Hurricane bazujący na historycznym
lotnisku Duxford, które dziś pełni
funkcje muzealne. Samolot ten od 2015 r. latał
w barwach Dywizjonu 303, natomiast od kilku
lat ma oznaczenia Dywizjonu 302, w czasie Bitwy
o Anglię startującego m.in. właśnie z Duxford.
Hurricane to typ samolotu, na którym
odniesione zostały największe sukcesy bojowe
w całej historii polskich skrzydeł. To smutne,
że żadne muzeum w Polsce nie ma egzemplarza
takiego myśliwca, a organizatorzy imprez lotniczych
w Polsce od kilkunastu lat ignorują inicjatywy
związane z udziałem Hurricane’a w pokazach
w naszym kraju. (© Robert Gretzyngier)
ze stalinowską Rosją, a Polska niepodległość
nie przetrwałaby ani realnie – nad Wisłą, ani
jako emigracyjna idea – w Londynie.
Historia tak się potoczyła, że żadna inna
z wielkich bitew polskiego oręża nie miała
już wpływu na to, kto zwycięży w II wojnie
światowej, a co najwyżej na to, kiedy to nastąpi
i na jakich konkretnie warunkach. Bitwa
o Anglię była jedyną podczas tamtej wojny,
której stawką były losy całego konfliktu w sensie
globalnym, a Polacy wnieśli decydujący
wkład w zwycięstwo. A co nie mniej istotne,
nie była to krwawa jatka toczona przez tysiące
prostych żołnierzy tracących życie jako mięso
armatnie. Bitwa o Anglię została stoczona
i wygrana – przy znaczącym udziale Polaków
– w sposób godny XXI wieku: przez stosunkowo
nieliczne grono świetnie wykształconych
fachowców posługujących się najnowocześniejszymi
dostępnymi wtedy narzędziami
walki połączonymi w złożony system. Niestety,
wciąż brak nam zrozumienia tego faktu i świadomości,
że Polacy nie byli w II wojnie światowej
naiwnymi romantykami, co to „z szabelką
na czołgi” albo „prosto do nieba czwórkami
szli”, tylko światowej klasy ekspertami w nowoczesnej
broni technicznej.
Inwazja?
W latach 1939 i 1940 r. armia niemiecka podbiła
większość państw europejskich, mając przez cały
The 1939-1945 Star (Gwiazda 1939–1945) jest
jednym z wielu brytyjskich odznaczeń pamiątkowych
za udział w II wojnie światowej, nadawanym
we wszystkich rodzajach sił zbrojnych (kolory
wstążki oznaczają: granatowy – marynarkę,
czerwony – armię, a jasnoniebieski – lotnictwo)
za udział w działaniach bojowych od 3 września
1939 do 2 września 1945 r. Odznaczenie
powstało w 1943 r. (jako Gwiazda 1939–1943)
i już w 1944 r. liczba nadań przekroczyła półtora
miliona. W lotnictwie Gwiazdę 1939–1945 nadawano
członkom personelu latającego za minimum
60 dni służby z przynajmniej jednym
lotem operacyjnym, a personelu naziemnego
– za minimum 180 dni służby. Lotnicy, którzy
wykonali przynajmniej jeden lot operacyjny
w jednostce myśliwskiej w okresie od 10 lipca
do 31 października 1940 r. mieli prawo do noszenia
na wstążce okucia z napisem „Battle
of Britain”. Przyjęło się uznawać fakt odznaczenia
gwiazdą z tym okuciem za równoznaczny
z oficjalnym tytułem uczestnika Bitwy o Anglię.
Por. Jerzy Jankiewicz jako jeden z nielicznych polskich lotników dobrze znał angielski kiedy przybył
na Wyspy Brytyjskie. Już latem 1939 r. przeszedł w Anglii przeszkolenie na Hurricane’ach, po czym
miał szkolić na nich w Polsce innych pilotów. Ostatecznie nie dotarły one do naszego kraju, a Jankiewicz
spotkał się Hurricane’ami ponownie dopiero podczas Bitwy o Anglię, kiedy od sierpnia do października
1940 r. latał bojowo w 601 Dywizjonie RAF. W październiku 1940 r. został przeniesiony
do Dywizjonu 303, kilka miesięcy później został jego dowódcą, a w maju 1942 r. jako pierwszy Polak
objął dowództwo dywizjonu RAF. Ten wybitny lotnik jest dziś niemal kompletnie zapomniany, a prezentowane
tu zdjęcie (pokazujące go w Dywizjonie 303 w październiku 1940 r.) krąży po Internecie
(również w wersji pokolorowanej) z podpisem głoszącym, że widnieje na nim „Jan Zumbach”.
czas parasol ochronny swojego lotnictwa. Zwłaszcza
triumf nad Francją, niepokonanym przeciwnikiem
z I wojny światowej, wyzwolił przekonanie
o niezwyciężoności niemieckich wojsk.
Według ówczesnych niemieckich analiz,
III Rzesza miała w tym czasie sześć opcji dalszego
postępowania wobec Wielkiej Brytanii:
1. inwazja i zbrojne opanowanie jej
terytorium;
2. wymuszenie kapitulacji przez zajęcie
kluczowych brytyjskich baz śródziemnomorskich,
odcinające ją od posiadłości zamorskich
w Afryce i Azji;
3. wymuszenie kapitulacji przez terrorystyczne
naloty na miasta Wysp Brytyjskich;
4. wymuszenie kapitulacji przez blokadę
morską odcinającą wszelkie zaopatrzenie
spoza Wysp Brytyjskich;
5. wynegocjowanie zawieszenia broni
na warunkach korzystnych dla III Rzeszy pod
groźbą działań wymienionych powyżej;
6. ograniczenie się do obrony wybrzeży
Europy Zachodniej przed ewentualnymi atakami
z Wysp Brytyjskich.
Ten ostatni wariant nie wchodził w rachubę,
bo triumfujący Hitler nie miał zamiaru
39
Tadeusz Kasperski
Polskie niszczyciele
eskortowe typu Hunt
Historia ORP Kujawiak
2
52
Wojenna kariera niszczyciela
eskortowego ORP Kujawiak
była najkrótsza spośród
wszystkich trzech polskich
Huntów, bo biało-czerwona
bandera powiewała nad
okrętem 382 dni do chwili,
gdy w połowie czerwca
1942 r. okręt zatonął na minie
niedaleko brzegów Malty.
Załoga niszczyciela zapisała
jednak wyjątkowo chwalebne
karty w historii Polskiej
Marynarki Wojennej, odnosząc
liczne sukcesy bojowe
i biorąc udział w wyjątkowo
niebezpiecznych operacjach
bojowych.
Budowę niszczyciela rozpoczęto 22 listopada
1939 r. w stoczni Vickers-Armstrong
Ltd. w Newcastle upon Tyne.
Pierwotnie planowano dla okrętu nazwę
HMS Oakley, ale gdy Brytyjczycy zdecydowali
o przekazaniu jednostki Polakom, ta nazwa
przeszła w 1942 r. na inny niszczyciel typu
Hunt. Gdy jednak okręt wodowano 30 października
1940 r., planowana pierwotnie brytyjska
nazwa pozostała na dzwonie okrętowym
wiszącym przy wejściu do maszynowni
i później jej nie przerobiono. Polska załoga
oficjalnie przejęła okręt od Brytyjczyków
30 maja 1941 r. w końcowym etapie prac
wyposażeniowych 1 . Niszczyciel eskortowy
otrzymał nazwę ORP Kujawiak i znak taktyczny
L 72. Dowódcą okrętu został 37-letni kpt.
mar. Ludwik Lichodziejewski, który walczył
na niszczycielach od początku wojny. Wcześniej
był zastępcą dowódcy na niszczycielach
OORP Grom, Burza i Piorun. Część załogi była
złożona z weteranów, oddelegowanych z innych
polskich niszczycieli. W połowie jednak
załogę skompletowano z ochotników, którzy
pochodzili z Francji, Stanów Zjednoczonych,
Kanady i nawet Argentyny, dlatego spory
procent z nich nie mówił zbyt dobrze po polsku
i dopiero podczas służby poznali język
ojczysty znacznie lepiej.
Wydarzenie z początku służby okrętu mogło
zwiastować, że nie będzie to tak szczęśliwy
okręt, jak jego „bliźniak” ORP Krakowiak.
18 czerwca niszczyciel wyruszył ze stoczni
z rozkazem udania się do bazy Scapa Flow
na Orkadach, gdzie załoga miała przejść
wyznaczony cykl ćwiczeń, by przygotować
się odpowiednio do działań bojowych. Gdy
okręt w swoim rejsie znalazł się na wysokości
zatoki Firth of Forth (przybliżona pozycja
56°14’N, 02°22’E) o 11:34 został niespodziewanie
zaatakowany od strony dziobu przez
niemiecki samolot z dużej wysokości. Jego
sylwetki w ogóle nie zauważono, ani nikt
nie usłyszał odgłosu jego silników 2 , dlatego
to co się wydarzyło chwilę później, było
dużym zaskoczeniem dla załogi polskiego
niszczyciela. Doszło do dwóch eksplozji
w parkach amunicyjnych działa nr 2 i pożaru
w nadbudówce rufowej oraz uszkodzenia
Kpt. mar. Ludwik Lichodziejewski (fotografia
z okresu służby na ORP Piorun) awansowany
w maju 1942 r. do stopnia komandora
podporucznika, jedyny dowódca Kujawiaka.
Fot. ze zbiorów Waldemara Góralskiego
zamka podwójnej armaty kal. 102 mm. Pożar
ugaszono bardzo szybko i wyrzucono z parku
amunicyjnego za burtę część rozgrzanej
amunicji, która nie zdążyła detonować.
Z początku dowódca podejrzewał, że załoga
działka kal. 40 mm pomyłkowo wystrzeliła
serię, która trafiła w anteny i dodatkowo
WOJNA NA MORZU
Najbardziej znane i zarazem jedno z nielicznych
zdjęć niszczyciela eskortowego ORP Kujawiak.
spowodowała uszkodzenia, ale inne szkody
(np. znalezione przestrzelenia tratw, dwóch
zbiorników z wodą) potwierdzały, że ostrzał
nastąpił z broni maszynowej i z góry od strony
dziobu. W wyniku wybuchu amunicji
zginął mar. Stanisław Trybulski (pochowano
go w Dundee) a rany odnieśli bosman Mikołaj
Dmitruk, mat Wacław Bogacki, st. mar.
Leonard Grzegułowski i st. mar. Jerzy Christ.
Wrócili wszyscy do służby po okresie półtora
tygodnia (Dmitruk i Christ dużo szybciej).
Okręt zawinął do Dundee, gdzie szybko
usunięto szkody i w ciągu dwóch dni wykonano
dla niszczyciela nowe parki amunicyjne.
Kujawiak wznowił przerwany rejs
do Scapa Flow i tam dołączył do bliźniaczego
Krakowiaka. Tam rozpoczęto szkolenie załogi,
a 9 lipca 1941 r. okręt otrzymał pierwsze
zadanie bojowe jeszcze przed ukończeniem
oficjalnego szkolenia. Wraz z niszczycielami
HMSS Antelope i Echo eskortował lotniskowiec
HMS Victorious, który również przeprowadzał
ćwiczenia (strzelania z broni przeciwlotniczej,
starty i lądowania 33 samolotów
typu Fairey Fulmar i Swordfish). Dwa dni później
Kujawiak z Krakowiakiem i niszczycielem
HMS Lightning eskortował do Greenock
pancernik HMS Nelson, który zmierzał do Gibraltaru,
gdzie miał działać w Force H. Niszczyciel
12 lipca rozpoczął drogę powrotną
do Scapa Flow. Bardzo dobre wyniki osiągane
w trakcie ćwiczeń przez artylerzystów,
operatorów azdyku i marynarzy innych specjalności
sprawiły, że szkolenie zakończono
znacznie szybciej i 23 lipca Kujawiak udał
się do Plymouth, gdzie dwa dni później
wcielono go (tak jak Krakowiaka) do składu
15. Flotylli Niszczycieli.
27 lipca Kujawiak osłaniał pierwszy konwój
o kryptonimie WP 10 (na trasie z Falmouth
do Milford Haven). To był początek prawie
półrocznego okresu osłaniania konwojów
przybrzeżnych, które w zachodniej części kanału
La Manche i u południowo-zachodnich
wybrzeży Wielkiej Brytanii stale były narażone
na ataki niemieckich ścigaczy i samolotów.
8 sierpnia 1941 r. dowódca Kujawiaka pierwszy
raz objął dowództwo nad eskortą konwoju
na trasie Falmouth – Dortmouth.
Do pierwszej walki załogi Kujawiaka z samolotami
Luftwaffe w obronie konwoju doszło
w nocy z 12 na 13 sierpnia 1941 roku.
Niszczyciel osłaniał wtedy konwój WP 34
na trasie z Milford Haven do Falmouth, a kpt.
Lichodziejewski dowodził eskortą złożoną
dodatkowo z trzech uzbrojonych trawlerów;
Reine de Flottes 3 (FY 343), Victrix (FY 244)
i Ellesmere (FY 204). O nadlatujących samolotach
w porę eskortę konwoju powiadomili
brytyjscy operatorzy radaru z lądu. O 1:14
najsilniej uzbrojony Kujawiak ustawiony
w porę pomiędzy statkami a zbliżającymi się
maszynami przywitał zaporą ogniową pierwsze
dwie zbliżające się maszyny bombowo-
-torpedowe typu Heinkel He 115. Po tych
samolotach atakowały kolejne. Walka miała
trwać od 1,5 do 2,5 godziny (różnie podawano
czas walki w raportach). Wszystkie niemieckie
ataki zostały odparte i konwój bez
strat dotarł do Falmouth. Służba patrolowa
i eskortowa niekiedy miała przerwy, konieczne
na okresowe krótkie remonty i czyszczenie
kotłów. Kujawiak miał taką pauzę np. pomiędzy
1 a 8 października 1941 r.
21 października Krakowiak i Kujawiak
otrzymały rozkaz poszukiwań U-Boota wykrytego
na przybliżonej pozycji 49°52’N,
12°02’E. Podjęte na tym akwenie poszukiwania
od 14:45 już 22 października były jednak
bezskuteczne i po kilku godzinach oba polskie
Hunty skierowano do osłony konwoju
atlantyckiego SL 89, który z Freetown zmierzał
do Liverpoolu. Najpierw polskie okręty
spotkały się z brytyjskimi niszczycielami
HMSS Vith i Vanquisher, a w południe 23 października
ze statkami konwoju, który eskortowały
wzdłuż irlandzkich wybrzeży jeszcze
w dniu następnym, gdy Kujawiak otrzymał
rozkaz powrotu do Plymouth (Krakowiak
do Milford Haven).
26 października ORP Kujawiak eskortował
nowo zbudowany krążownik lekki typu Fiji
– HMS Trynidad, który zmierzał z Plymouth
do Greenock na próby zdawczo-odbiorcze.
30 października namierzono U 81 (typ VIIC)
kpt. mar. Friedricha Guggenbergera na pozycji
48°20’N, 09°21’W, który nadawał sygnały
radiowe, bo został uszkodzony po ataku
Cataliny z 253 Sqn. RAF i Kujawiaka wysłano
na poszukiwania tego okrętu podwodnego
wraz z niszczycielem eskortowym HMS
Atherstone. Choć do poszukiwań dołączył
wodnosamolot typu Catalina w następnym
dniu, uszkodzonego U-Boota nie udało
się przechwycić i dotarł 31 października
do Brestu. Kujawiak przerwał poszukiwania
o 21:00 i na rozkaz udał się do Milford Haven,
gdzie znalazł się 1 listopada późnym popołudniem.
2 listopada znów osłaniał konwój
zmierzający do Falmouth. Trzy dni później
odnalazł polski frachtowiec Chorzów, który
zgubił konwój i mógł być łatwo zaatakowany
przez okręty podwodne. Kujawiak odprowadził
statek do Plymouth. Dzień później
niszczyciel przeszedł do Devonport na czyszczenie
kotłów i krótki remont, a od 10 listopada
przeprowadzał na morzu ćwiczenia
artyleryjskie. Po 16 listopada doszło także
w porcie do pierwszej istotnej modernizacji,
bo w miejsce karabinów maszynowych Lewisa
kal. 7,7 mm na okręcie zainstalowano dwa
pojedyncze działka kal. 20 mm i dodano dwa
pojedyncze miotacze Thornycrofta, a niedoskonały
radar typu 286 zastąpiono nowszym
modelem typu 290 z obrotową anteną, który
pozwalał śledzić echa radarowe wokół całego
okrętu, a nie tylko w sektorach przed
dziobem, do tego echa wykrytych jednostek
obserwowano jak „z lotu ptaka”. Zmieniono
także kamuflaż – w miejsce jasnoszarego
okręt otrzymał kolory według schematu
Reserved Western Approaches (burty pomalowano
na kolory niebieski i jasnoszary
lub całkiem biały).
Po tych zmianach Kujawiak otrzymał 24 listopada
ważniejsze zadanie – osłaniał wraz
W końcu października 1941 r. ORP Kujawiak bez powodzenia poszukiwał uszkodzonego w ataku
alianckiego samolotu, niemieckiego okrętu podwodnego U 81.
z niszczycielem eskortowym HMS Berkeley
pancernik HMS Resolution podczas przejścia
z Plymouth do Scapa Flow. 27 listopada
dzięki czujności polskiej załogi brytyjski
pancernik uniknął wejścia na skalisty brzeg
w rejonie latarni Tor Ness w północnej Szkocji
i do bazy na Orkadach cały zespół wszedł
jeszcze tego samego dnia. Kujawiak po pobraniu
paliwa i zapasu wody szybko ruszył
w drogę powrotną i 29 listopada dołączył
w Milford Haven do Krakowiaka.
W trakcie służby patrolowej w ciągu drugiego
półrocza 1941 r. kilka razy azdyk wykrywał
podejrzane echa i niektóre miejsca
obrzucano bombami głębinowymi, lecz bez
efektu, poszukiwano też zestrzelonych lotników
i rozstrzeliwano napotykane miny morskie.
4 grudnia w Devonport zginął tragicznie
(i tam został pochowany) st. bosman Władysław
Gwiaździński z załogi Kujawiaka (wcześniej
służył na słynnym okręcie podwodnym
ORP Orzeł). Osiem dni później okręt wyruszył
z Plymouth i dotarł 14 grudnia do Greenock,
gdzie musiał dość długo czekać na pobranie
ropy z powodu silnego wiatru i śnieżycy,
która ograniczała widoczność do minimum.
Dopiero wieczorem tankowanie
zakończono pomyślnie.
53
Marek J. Murawski
3
Luftwaffe w Obronie Rzeszy.
Działania dziennie czerwiec – październik 1943
25 czerwca 1943 r. 8. USAAF,
nie zważając na pełne zachmurzenie
i trudne warunki
atmosferyczne nad północnymi
Niemcami, wysłała nad
porty Bremen i Hamburg
275 bombowców B-17 osłanianych
nad Morzem Północnym
przez 130 myśliwców
P-47. Nad wybrzeże niemieckie
dotarło tylko 176 bombowców,
które wskutek niskiej
dolnej podstawy chmur nie
odnalazły celu i bez większego
efektu zbombardowały dwa
konwoje przepływające w pobliżu
Wysp Fryzyjskich.
Tymczasem na polu walki pojawiły się
niemieckie myśliwce. Dowódca 3./
JG 11, Oblt. Hans Pancritius pilotujący
Fw 190 A zgłosił HSS, jednak ostrzelany przez
niego B-17, 42-30154, BG•Z z 334th BS pomimo
ciężkich uszkodzeń zdołał wrócić do Anglii.
Jako następni zaatakowali piloci 5./JG 11,
jak wspomina Oblt. Heinz Knoke:
Godzina 08.11. Start. Roje startują jeden
po drugim, w sumie 44 maszyny. Chmury zaczynają
się na wysokości 1800 m. Przelatujemy
przez nie, gdy jesteśmy nad linią brzegową.
Od czasu do czasu udaje nam się dostrzec ziemię
przez przerwy w pokrywie chmur. Na wysokości
4500 m przebijamy kolejną warstwę
chmur. Na 6000 m w słuchawkach panuje cisza.
Słychać tylko komunikaty o pozycjach wroga.
Na wysokości 6600 m w każdej chwili możemy
dostrzec wroga. Sprawdzam swoją broń pokładową.
Maska tlenowa uciska mnie nieprzyjemnie.
Poluzowuję ją i dopasowuję. Lecimy pomiędzy
kłębiastymi chmurami. Wysoko nad nami
rozciąga się trzecia warstwa lodowych chmur.
Przelatujemy przez doliny i jaskinie, ponad gigantycznymi
górami pary wodnej. Nasze samoloty
wydają się absurdalnie małe, przytłoczone
tym majestatycznym tłem. „Tam są!”
Latające Fortece znajdują się prawie 900 m
poniżej. Nie lecą dziś w zwartej formacji, ale
przemieszczają się przez ten bajeczny krajobraz
stworzony przez kłęby chmur pojedynczo
lub w grupach po trzy, cztery samoloty. Wykonujemy
wiraż i nurkujemy w dół.
„Za nimi!” Zaczyna się pościg. Zaskoczenie jest
pełne. Nasz atak wprawia Amerykanów w stan
kompletnego chaosu. Próbując uciec przed nami
zawracają, skręcają i nurkują szukając schronienia
w chmurach. Niemożliwe jest oszacowanie,
ilu ich tam jest. To tak, jakby odwrócono
ul do góry dnem. Wołamy do siebie przez radio,
wskazując najlepsze pozycje do strzału. Nasi piloci
w parach atakują poszczególne grupy Fortec.
Moim skrzydłowym jest dzisiaj młody Unteroffizier,
który leci ze mną po raz pierwszy. To jego
chrzest bojowy w walce powietrznej. Jeśli zachowa
zimną krew istnieje duża szansa, że może
również odnieść swoje pierwsze zwycięstwo
Messerschmitt Bf 109 G-6/R6, który pilotował dowódca 6./JG 11, Oblt. Hermann Hintzen (trzeci
z lewej). Na osłonie silnika godło eskadry.
66
WOJNA W POWIETRZU
Samolot myśliwski Messerschmitt Bf 109 G-1
wyposażony w podskrzydłowe wyrzutnie
niekierowanych pocisków rakietowych W.Gr.
kal. 210 mm.
powietrzne. Wybieram dwa ciężkie bombowce
lecące skrzydło w skrzydło i schodzimy w dół, aby
zaatakować je od tyłu.
„Dolling, weź tego po lewej!” Wołam do niego,
ale on wciąż leci w prawo i nie zwraca uwagi
na moje wezwanie. „Zbliż się, człowieku!
Druga strona – w lewo! Podleć i atakuj!” Otwieram
ogień z bliskiej odległości. Moje pociski
z działka trafiają idealnie w środek kadłuba.
Tylny strzelec uporczywie odpowiada ogniem.
Spokojnie się zbliżam, nie przestając strzelać.
Tymczasem w prawym skrzydle mojego samolotu
pojawiają się dziury. Ten cholerny tylny
strzelec! Nie daje mi spokoju — musi mieć
sporo odwagi. Jeszcze bliżej, wciąż strzelam
do Fortecy, koncentrując się na tylnej wieżyczce.
Rozpada się pod salwami mojego działka.
Kolejne burzące pociski unieszkodliwiają również
górną wieżyczkę.
Jesteśmy między chmurami, w głębokim
wąwozie, z mlecznymi ścianami wznoszącymi
się wysoko po obu stronach. To wspaniały widok.
Dolling wciąż uparcie trzyma się na moim
prawym skrzydle, spokojnie obserwując strzelaninę.
Dlaczego nie pędzi za drugim bombowcem?
Teraz tracę do niego cierpliwość: „Atakuj,
cholerny głupcze, atakuj!” On nadal nie reaguje.
Bum! Bum! Bum! Wpadłem pod silny ostrzał
z boku. Strzelają do mnie z prawego bocznego
stanowiska drugiej Fortecy. Znajduję się blisko
od jej boku. Górny strzelec również strzela
do mnie ze swoich dwóch karabinów maszynowych.
Pociski smugowe przelatują tuż obok
mojej głowy. Bum! Czuję kolejne trafienie. Przelatujemy
przez kłęby chmur. Moje okna zaparowują,
więc odsuwam boczne okienko osłony
kabiny. W mojej Fortecy płonie grzbiet kadłuba
i lewy wewnętrzny silnik. Dwóch strzelców
z drugiej Fortecy nadal nie przestaje do mnie
strzelać. Są tylko 30 m ode mnie.
Kontynuuję ostrzał swojej ofiary. Ten drań
musi spaść, nawet jeśli mam przypłacić to własnym
życiem. Utrzymuję odległość 45 do 60 m
za jego ogonem. Ogień teraz rozprzestrzenia
się na jego prawe skrzydło. Na chwilę puszczam
drążek sterowy i próbuję zwrócić uwagę Dollinga,
machając i wskazując na drugą Fortecę.
Nagle widzę błysk przed oczami i czuję, jak moja
machająca ręka gwałtownie uderza w prawą
burtę samolotu. Przerażony, sięgam po drążek,
ale natychmiast go puszczam. Moja prawa
rękawica jest w strzępach, a krew sączy się
na zewnątrz. Nie czuję bólu. Jeszcze raz chwytam
drążek sterowy zranioną ręką i namierzam
w celowniku mojego przeciwnika, a następnie
opróżniam magazynek w jednej długiej serii.
W końcu Forteca spada, lecąc w chmury jak płonąca
pochodnia. Schodzę w dół za nią, śledząc
ją aż do samego morza. Tam na powierzchni
wody z bombowca pozostała tylko duża plama
płonącego oleju. W tym momencie ręka zaczyna
mnie boleć. Przekładam drążek do lewej dłoni
i widzę, że jest umazana krwią. Strzępy skóry
zwisają z podartej rękawicy.
Straciłem orientację już jakiś czas temu podczas
strzelaniny ponad chmurami. Jednak lecąc
na południe, muszę dotrzeć do lądu. To cud,
że mój silnik nie został trafiony. To wielkie szczęście,
że strzelcy z tamtej Fortecy nie byli dobrymi
snajperami. Ból w mojej dłoni staje się coraz gorszy.
Tracę dużo krwi. Mój kombinezon wygląda,
jakbym tarzał się w rzeźni. Jak mogę być jeszcze
daleko od brzegu? Minuty dłużą się, a wciąż nie
ma śladu tego przeklętego wybrzeża. Zaczynam
odczuwać dziwne, gorące, mdlące uczucie, chyba
tracę przytomność. Ten okropny ból w dłoni!
Na horyzoncie pojawia się wyspa Norderney.
Jeszcze tylko siedem lub osiem minut, a potem
mogę wylądować. Czas wydaje się ciągnąć
w nieskończoność. W końcu jestem nad Jever.
Pomimo pulsującego bólu w dłoni, nurkuję nisko
nad płytą lotniska i ogłaszam swój sukces
wykonując beczkę zwycięstwa.
Mechanicy machają rękami i czapkami, zachwyceni
jak dzieci. Ale teraz potrzebuję obydwu
rąk do lądowania. Zaciskam zęby. Moja prawa
ręka jest całkowicie zdrętwiała. Mój główny
mechanik jest przerażony na widok mojej dłoni
i krwi na kombinezonie lotniczym. Mechanicy
tłoczą się wokół mojego samolotu. Szef został
ranny! W punkcie pierwszej pomocy na stacji
lekarz dyżurny zdejmuje rękawicę i zakłada opatrunek
awaryjny na moją rękę. Dostaję też profilaktyczny
zastrzyk przeciwtężcowy. 1
W sumie piloci II./JG 11 zgłosili 6 zwycięstw
powietrznych, w tym po jednym dowódca
dywizjonu Hptm. Günther Specht
i dowódca 5./JG 11 Oblt. Heinz Knoke.
Formacja 379th BG zaatakowana została
przez III./JG 1. Jako pierwszy zestrzelony został
samolot bombowy B-17, FR•X z 526th BS.
Jego uszkodzenie, a co za tym idzie HSS zapisał
na swoje konto Oblt. Friedrich Hardt
ze Stab III./JG 1, który chwilę później zestrzelony
został przez strzelców pokładowych innych
Fortec. Niemiecki pilot zginął we wraku swojej
maszyny, Messerschmitta Bf 109 G-6, W.Nr.
15394. Ostateczne zestrzelenie tej Fortecy zaliczył
Ofw. Fritz Husser ze Stab III./JG 1. Kolejnego
B-17, 42-29892, FO•N z 527th BS strącił
dowódca III./JG 1, Hptm. Anton Hackl.
Wkrótce do walki włączyli się również
piloci III./JG 54. Ofw. Eugen-Ludwig Zweigart
z 9./JG 54 zestrzelił B-17, 42-29864,
FR•E z 525th BS.
W rejonie Groningen piloci Fw 190 A z I./
JG 1: Hptm. Schnoor i Ofw. Laun (Ekdo./JG 1)
strącili po jednym bombowcu B-17. Ponownie
oba zwycięstwa powietrzne uzyskane zostały
bez strat własnych. W tym samym czasie myśliwce
Fw 190 A należące do I./JG 11 zgłosiły
zestrzelenie 5 Latających Fortec przy stracie
Boeing B-17F z 366th BS z 305th BG w locie nad Niemcami pod koniec czerwca 1943 r.
dwóch samolotów i jednego pilota. Również
piloci Fw 190 A z 2./JG 26 zgłosili zestrzelenie
dwóch B-17 bez strat własnych.
Amerykanie raz jeszcze ponieśli ciężkie
straty, zestrzelonych zostało 18 bombowców,
a 61 odniosło uszkodzenia, straty osobowe
wyniosły 187 lotników (84 zabitych, 89 dostało
się do niewoli, a 14 odniosło rany). Tym
razem jednak straty Luftwaffe również były
spore, zniszczonych zostało 12 myśliwców,
8 pilotów zginęło, a 4 zostało rannych.
W ciągu pierwszego półrocza 8. USAAF
przeprowadziła 5903 loty bojowe, z czego
3394 na cele położone w Europie Zachodniej
oraz 2509 na cele znajdujące się
na terytorium Rzeszy. Utraconych zostało
239 samolotów bombowych, co stanowiło
około 4% całości użytych sił. Nad Zachodnią
Europą straconych zostało 98 bombowców
(2,8% użytych sił), a nad Niemcami 141
(5,6%). Znacznie niższe straty ponoszone nad
Zachodnią Europą spowodowane były stałą
obecnością myśliwców eskortowych, które
towarzyszyły bombowcom niemal przez cały
czas trwania operacji. Jednakże nawet wyższe
straty ponoszone nad Rzeszą stanowiły
wartość całkowicie akceptowalną przez dowództwo,
które stwierdziwszy, że formacja
67
Jędrzej Korbal
1
Manewry wołyńskie 1938
Tradycja vs nowoczesność
15 marca 1939 r. Inspektor
Armii gen. Kazimierz Fabrycy
wydał sprawozdanie z ćwiczenia
międzydywizyjnego
na Wołyniu, jakie rozegrano
między 15 a 18 września
poprzedniego roku. Można
przyjąć, że półroczne opóźnienie
w przygotowaniu
powyższego dokumentu wynikało
m.in. z zaangażowania
wielu jednostek jak i kierowniczych
organów Wojska
Polskiego w jesienną operację
rewindykacyjną na Śląsku
Cieszyńskim, Spiszu i Orawie.
Z tego też względu ćwiczenie
wołyńskie pozostaje nieco
w tle wydarzeń z przełomu
października i listopada
1938 r., choć jego przebieg
dostarczył wielu ważnych
dla przyszłego kształtu WP
informacji.
wcześniej w ramach manewrów pomorskich,
gdzie również eksperymentowano z wielkimi
jednostkami kawalerii. Drugim celem manewrów
było wypróbowanie możliwości użycia
w walce związku o charakterze zaporowym,
określanego pierwotnie jako Oddział Motorowy,
a ostatecznie przybierającego formę
brygady pancerno-motorowej (10. Brygada
Kawalerii). Naczelne władze wojskowe
zamierzały sprawdzić czy i jak dywizje piechoty
lub brygady, względnie dywizje, kawalerii
są w stanie podjąć walkę z wielką
jednostką motorową wyposażoną w broń
pancerną, artylerię itd 2 .
Trzecie z założeń specjalnych to ocena
sprawności działania dywizji piechoty
w trudnym terenie o słabo rozwiniętej drożni
przy równoczesnym wyposażeniu wielkiej
jednostki w komplet służb i organów tyłowych.
Czwartym z grupy dodatkowych celów
ćwiczenia wołyńskiego było przestudiowanie
użycia i dowodzenia w symulowanej
walce większego zgrupowania lotniczego.
Działania, jakie na większą skalę prowadziło
na Wołyniu lotnictwo stanowią i interesujące
zagadnienie, szczególnie w kontekście
innych ćwiczeń prowadzonych przez Dowództwo
Lotnictwa Ministerstwa Spraw Wojskowych
(DowLotn. MSWojsk.) i Inspektora
Obrony Powietrznej Państwa (IOPP). Ostatnie,
piąte, założenie to analiza specjalnych
prac saperskich.
Jednym z celów dodatkowych manewrów wołyńskich była ocena zdolności piechoty wyposażonej
w nowoczesne uzbrojenie do przeciwstawienia się wielkiej jednostce pancerno-motorowej.
82
Przygotowania
Poza normalnymi zagadnieniami wyszkoleniowymi
przyświecającymi każdemu
ćwiczeniu wspólnemu wielkich jednostek
w przebieg działań realizowanych między
Równem a Łuckiem wpisano kilka założeń
dodatkowych 1 . Pierwszym z nich była weryfikacja
organizacji i zdolności do działań
dwubrygadowej dywizji kawalerii (DK).
Można przyjąć, że powyższe studia stanowiły
kontynuację prac prowadzonych rok
II RZECZPOSPOLITA
W ramach manewrów wołyńskich skoncentrowano
łącznie pięć wielkich jednostek piechoty,
przy czym tylko 21. DP była w pełni ukompletowana
i bliska liczebnie organizacji wojennej.
Poza ww. celami wpisanymi do oficjalnych
dokumentów regulujących przebieg
manewrów należy dodać, że obecni w trakcie
ćwiczenia Inspektorzy Armii, szefowie
departamentów czy dowódcy broni, realizowali
w ramach niego również właściwe
im studia doświadczalne. Przykładem tych
prac mogą być oddziały rozpoznawcze piechoty
wyposażone w prototypowe radiostacje
N3, których pracę w terenie oceniał
gen. Stefan Dąb-Biernacki, studia z zakresu
dozorowania przeciwlotniczego, ćwiczenia
artylerii przeciwlotniczej w Łucku, czy
desant spadochronowy wysadzony pod
Klewaniem. Wszystkie te działania mające
drugoplanowy charakter względem głównych
założeń manewrów, warte są jednak
odrębnego omówienia.
Organizując ćwiczenie przyjęto określone
wytyczne. W pierwszej fazie zamierzano
stworzyć sytuację, w której po jednej stronie
występować miała samodzielnie tzw. ćwiczebna
DK mając przed sobą znacznie silniejszego
przeciwnika. Natomiast w rękach
nieprzyjaciela zamierzano skoncentrować
zasadnicze siły broni pancernej oraz lotnictwa.
W drugiej fazie ćwiczenia chodziło
o postawienie jednej ze stron w wyraźnie
trudnej sytuacji i przestudiowanie możliwości
i zdolności do prowadzenia walki z przeciwnikiem
dysponującym zdecydowaną
przewagą sił. Ćwiczenie poprzedzone zostało
grą wojenną, prowadzoną przez gen.
bryg. Edmunda Knoll-Kownackiego. Wprowadzenie
miało na celu zaprawienie i zgranie
sztabów, jako przygotowanie do pracy
w ćwiczeniu międzydywizyjnym. Ponieważ
temat samej gry nie wiązał się bezpośrednio
z sytuacją rozgrywaną w czasie ćwiczeń
to jego skrótowe omówienie zwarto odrębnie,
w formie załącznika do głównego sprawozdania.
Autor dysponuje również pełnym
sprawozdaniem z ww. gry trwającej w Równem
między 11 a 13 września, które zostanie
opisane szerzej w przyszłości 3 . Na marginesie
dodajmy, że zarówno grą gen. Knoll-Kownackiego
jak i ćwiczeniami gen. dyw. Stanisława
Burchardt-Bukackiego interesowali się Niemcy
po przejęciu części polskich dokumentów
wojskowych we wrześniu 1939 roku. Świadczą
o tym zachowane odpisy i tłumaczenia
sporządzone przez Akten-Sammelstelle des
Chefs der Heeresarchive Danzig.
Sam dokument podsumowujący działania
Wołyniu skonstruowano w ten sposób, aby
większość uwagi poświęcić pracy wyższych
szczebli dowodzenia – dowództwom grup
operacyjnych wielkich jednostek, oddziałów
wydzielonych itd. Wszystkie zagadnienia
dotyczące najważniejszych działań, błędów
i niedomagań odnotowanych w trakcie
w pracy oddziałów szczebla taktycznego
omówiono w ramach sporządzonej odrębnie
oceny poszczególnych broni. Jednostki
Na Wołyniu, inaczej niż podczas manewrów z poprzednich lat, o przewadze WJ miało decydować
działanie lotnictwa bombowego, a nie jak dotychczas artyleria ciężka.
biorące udział w ćwiczeniu zajęły nakazane
rejony 14 września. Przyjęta przez kierownictwo
sytuacja wyjściowa była wynikową
wcześniejszych działań wojennych, których
przebieg, w formie wprowadzenia, przedstawiono
dowódcom wielkich jednostek. Im też
pozostawiono decyzję dotyczącą przyjęcia
ugrupowania podległych im oddziałów ograniczonych
jedynie ukształtowaniem terenu.
Siły obu stron narastały w miarę rozwoju akcji,
szczególnie po stronie niebieskiej, której
trzon stanowiła ukierunkowana na działania
samodzielne ćwiczebna dywizja kawalerii
określana jako 5. Dywizja Kawalerii.
Na kierownika manewrów wołyńskich
wyznaczono gen. dyw. Stanisława Burchardt-
-Bukackiego, którego sztab (kierownictwo
ćwiczeń) ulokowano już 10 września w budynkach
koszarowych 24. pułku piechoty
w Łucku. Głównym rozjemcą ćwiczeń został
prowadzący wcześniej grę wojenną, gen.
bryg. E. Knoll-Kownacki, wieloletni dowódca
13. DP stacjonującej w Równem, dobrze znający
teren manewrów. Dla potrzeb sprawnego
i czytelnego przebiegu całego przedsięwzięcia
powołano 12 zespołów rozjemców
terenowych, każdy w składzie rozjemca oraz
2-3 pomocników. Odpowiednia odprawa
dla rozjemców terenowych miała miejsce
w Łucku 13 września. Dowódcą strony czerwonej
mianowano gen. bryg. Kazimierza
Orlik-Łukoskiego, ówczesnego dowódcę
11. DP. Miejsce postoju sztabu – Równe. Pod
jego rozkazami znalazły się: 13. DP (Równe),
27. DP (Kowel), Wołyńska BK (Równe, podczas
ćwiczeń jako „1. BK”) oraz zmotoryzowana
10. BK (Rzeszów, podczas ćwiczeń jako
„Bryg.Panc.Mot.”). Ponadto wybrane jednostki
artylerii, łączności itd. Niebieskimi dowodził
gen. bryg. Franciszek Wład, z miejscem
postoju we wsi Demidówka na południe
od Łucka. Pod jego rozkazami znalazły się:
3. DPLeg (Zamość, podczas ćwiczeń „3. DP”),
21. DPG (Bielsko, podczas ćwiczeń „21. DP”) 4 ,
zbiorcza DP (podczas ćwiczeń „30. DP”) 5 oraz
zbiorcza DK (podczas ćwiczeń „5. DK”) 6 . Ponadto
gen. Wład dysponował pułkiem kawalerii
KOP (zbiorczy) oraz pułkiem piechoty
KOP (właściwie pułkiem piechoty KOP „Zdołbunów”)
7 . Ogółem dla potrzeb manewrów
zaangażowano dziewięć wielkich jednostek
– pięć DP, trzy BK i jedną BK (zmot.).
Poza piechotą, kawalerią i szczególnie
bliską autorowi kawalerią zmotoryzowaną,
wymienić należy znaczne zgrupowanie
broni pancernej jaką skoncentrowano
W ramach operującej na Wołyniu piechoty działały patrole dalekiego rozpoznania wyposażone
w radiostacje N3 do przekazywania aktualnych informacji o ruchach nieprzyjaciela.
83