21.02.2013 Views

galeria_nr_23 Galeria nr 23. - litwa.czest.pl

galeria_nr_23 Galeria nr 23. - litwa.czest.pl

galeria_nr_23 Galeria nr 23. - litwa.czest.pl

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

W NUMERZE:<br />

PO¯EGNANIE:<br />

ANDRZEJ KRZYSZTOF WAŒKIEWICZ (1946 -2012 ... 3<br />

WYDARZENIA:<br />

ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />

PO NOWEMU, ALE KONTYNUUJ¥C ... 8<br />

ROK W£ADYS£AWA SEBY£Y ... 6<br />

W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />

PIÊÆ LAT „CZÊSTOCHOWSKIEGO MAGAZYNU LITERACKIEGO<br />

„GALERIA”i spotkanie z Siergiejem Ponomarenko ... 90<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

LITERACKIEGO TOWARZYSTWA WZAJEMNEJ ADORACJI „Li-TWA”<br />

DLACZEGO IRKUCK? ... 102<br />

NOWY ZARZ¥D TOWARZYSTWA ... 104<br />

FELIETON:<br />

JERZY HUTEK<br />

MILITARYZACJA SUMIEÑ ... 11<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE:<br />

TADEUSZ CHABROWSKI<br />

Œwiat³a i highweje (2) ... 12<br />

WOJCIECH KAJTOCH<br />

Listy z Moskwy 3 (trzeci fragment powieœci<br />

epistolarnej) ...14<br />

EL¯BIETA JEZIOROWSKA-WRÓBEL<br />

ZYTA (fragment powieœci) ... 18<br />

MAREK MACULEWICZ<br />

Cynamon ... 20<br />

IWONA URBAÑCZYK<br />

We dwoje; Biedna ma³a Su ... 21<br />

Nauczyciel; W przestworzach ... 22<br />

PIOTR G£OWACKI<br />

Lekcja ... 34<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE- DEBIUTY:<br />

JACEK RÊBACZ<br />

ROZMÓWKI PRZY KUCHENNYM BLACIE ... 25<br />

MIESZKANIE ... 27<br />

GDZIEKOLWIEK ... 31<br />

CICHA NOC ... 32<br />

MONIKA WOLDAÑSKA<br />

Pierwsze razy, NicoϾ ... 34<br />

Kobieta jest sztuk¹ piêkn¹ ... 35<br />

PREZENTACJE POETYCKIE:<br />

MACIEJ SKALIK<br />

Erotyk miêdzy wersam; Erotyk na ziarnku maku; ... 36<br />

<strong>23</strong><br />

kwiecieñ - lipiec 2012<br />

poezja proza szkice recenzje<br />

eseje felietony humoreski fraszki satyra<br />

TADEUSZ CHABROWSKI<br />

Przedwioœnie; *** (Jeœli smieræ ma nadejœæ i odebraæ mi to); Odistoczenie;<br />

Odciski palców; Sen apokaliptyczny;***(idê i nie chcê wiedzieæ<br />

dok¹d); *** (wybiæ szklane oko losowi, ¿eby metafizyczne) ... 37<br />

WOJCIECH GRABA£OWSKI<br />

*** (Przychodzisz); Muzyka .... 38<br />

GRZEGORZ KÊPIÑSKI<br />

10 wierszy zza Oceanu<br />

Konfesja; Mod<strong>litwa</strong> dla Ciebie; Oczy Boga; Okna; rewolucja;<br />

Supermarket; Symetria; przedwioœnie; Pta-Szyna;Wizyta ... 39<br />

IZABELA KO£DEJ - PTAK<br />

*** (dopad³ mnie strach); Zamiast modlitwy-refleksja; Synkowi<br />

mówiê...; Pieœñ wêdrowca; Mózg poety ... 41<br />

ZDZIS£AW CZOP<br />

¯yciorys; Drzewo dzieciñstwa; Wo³anie do œciany; Ptak drzewo i<br />

chleb; Mój przyjaciel; Przed œcian¹ ostateczn¹; Drugie wo³anie do<br />

Yeti; Lina kolorów; Mówmy o Bogu; Genesis; Wiersz z Heraklitem;<br />

Wyznania Tomasza Morusa; Miejsce przy stole ... 42<br />

MA£GORZATA FRANC<br />

PRZEZ DOLINÊ CIENIA<br />

Po drodze; Nad krawêdzi¹; czas wtedy tylko rani³; Droga bez<br />

powrotu; W ukryciu ... 47<br />

EL¯BIETA GOLA<br />

Na jedn¹ literê<br />

Bal; Czart; Doping; Feta; Pary¿anka; Sio³o; Teraz ... 49<br />

WIES£AWA MACHURA<br />

Z cyklu: Legendy krakowskie<br />

¯YWIA - WANDA ... 50<br />

IRENEUSZ K. KORPYŒ<br />

Wiersze nagrodzone na VI Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im.<br />

W³adys³awa Seby³y<br />

erotyczny traktat o materializmie; *** (upaϾ w pokusie); *** (oddaj mi<br />

biodra) ; *** (dotykam Ciê metafor¹); w stronê politeizmu ... 52<br />

DOROTA NOWICKA<br />

Mojemu ulubionemu poecie Jerzemu Harasymowiczowi<br />

w przededniu kolejnej rocznicy œmierci<br />

JEJ PANTOFEL; IDZIE ŒWIÊTY JERZY; TAK MI SZKODA; JU¯ NIE PRZYJDZIE;<br />

SPOTKAJMY SIÊ; IKONA ... 54<br />

BARBARA STRZELBICKA<br />

PORTRET ARTYSTY; DEMIURG ... 56<br />

AGNIESZKA Z£OTA<br />

Cogito; Konwalie; Poza obiegiem; *** œni¹cy o wszechœwiecie; ***w<br />

atelier ... 57<br />

RYSZARD „SIDOR” SIDORKIEWICZ<br />

NUD¥ EGZYSTENCJI PODYKTOWANA ODPOWIED NORWIDOWI;<br />

NIEUSTAJ¥CY TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA; SNY O POTÊDZE W<br />

CZÊSTOCHOWIE ŒNIONE; LIMERYK Z PRZYPISEM ... 58<br />

HAIKU PRZEZ „CH” ... 59<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

1


2<br />

W NUMERZE:<br />

KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />

WIERSZE DLA STARSZYCH I SENTYMENTALNYCH<br />

Z cyklu: MINIATURY O ZWYCZAJNEJ MI£OŒCI .... 67<br />

OLGA MARIA B¥KOWSKA<br />

S³owo; Do Radnych: Eligiusz hr. Pociej. ... 103<br />

PREZENTACJE POETYCKIE - DEBIUTY:<br />

AGATA GROCHOWSKA<br />

Niepodleg³a; Pamiêæ Niepamiêci ... 63<br />

JUSTYNA LANDER<br />

***(Dziewczynka stoj¹ca przede mn¹); ***(potrzaska³y mi siê myœl);<br />

*** (skry³am siê za kolor b³êkitu); *** (bezgwiezdna noc); *** (Puste<br />

szk³o); *** (siedzê w pajêczynie) *** (D³ugi, jasny korytarz); ***<br />

(Spojrza³a na mnie CZYSTOŒÆ) ... 64<br />

WYWIADY, ROZMOWY:<br />

ROZMOWY NIE KONTROLOWANE<br />

Rozmowy Andrzeja Kalinin z Marianem Pankiem ... 65<br />

Rozmowa z Kazimierzem Kowalczykiem o zasz³oœciach i przesz³oœci<br />

... 92<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY:<br />

RAFA£ SOCHA<br />

Epizod XI: Bardzo porz¹dni ludzie ... 69<br />

Epizod XII: Oleandry ... 73<br />

SZKICE,ESEJE,RECENZJE:<br />

W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />

DWA RAZY NA MARGINESIE ROKU SEBY£Y:<br />

GRUPA LITERACKA IM. W£ADYS£AWA SEBY£Y ... 7<br />

MITY I ... PRZEINACZENIA ALBO NA MARGINESIE ... 8<br />

KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />

Glosy do ksi¹¿ek przeczytanych<br />

Glosa 5: O tomiku poetyckim Agnieszki Z³otej<br />

pt. „Rachunek skupienia” ... 77<br />

TOMASZ „AZTZENTY” BARAÑSKI<br />

WYIMAGINOWANE KRAJOBRAZY (W UPIORNIE NIEPRZYJAZNYM<br />

DLA CZ£OWIEKA ŒRODOWISKU) (POEMAT DYGRESYJNY PROZ¥) ... 80<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Printed in Poland.<br />

Wydawca i druk:<br />

Literackie Towarzystwo<br />

Wzajemnej Adoracji<br />

„ L i - T W A ”<br />

z/s w Czêstochowie<br />

ul. Wilsona 8,<br />

42-200 Czêstochowa<br />

Adres dla korespondencji:<br />

ul. Mireckiego 22 m.43<br />

42-200 Czêstochowa<br />

e-mail:<strong>galeria</strong>.piekarski<br />

@gmail.com<br />

DOROTA NOWICKA<br />

STANIS£AW CZYCZ - PISARZ Z OPOWIADAÑ MOJEGO OJCA ... 82<br />

LECH L. PRZYCHODZKI<br />

Zmienia siê definicja bytu ...85<br />

HISTORIA W GALERII:<br />

JAN £¥CZEWSKI<br />

KRÓTKI ZARYS DZIEJÓW CZÊSTOCHOWY<br />

( w 630 rocznicê przybycia paulinów do Czêstochówki)... 96<br />

KATARZYNA LANCKOROÑSKA ... 99<br />

O emeryturach ... 99<br />

JAK URATOWAÆ „POLSKI LWÓW” ...100<br />

NOTATKI Z PODRÓ¯Y:<br />

OLGA MARIA B¥KOWSKA<br />

S Y B E R I A D A (3)<br />

Na szpilkach przy Kamieniu Czerskiego ... 101<br />

Grzbiet Nadmorski ...102<br />

NOTY O AUTORACH:<br />

IWONA URBAÑCZYK<br />

Nota biograficzna - Jacek Rêbacz ... 33<br />

Nota biograficzna - Monika Woldañska ... 36<br />

ZDZIS£AW CZOP<br />

POETA O SOBIE ... 42<br />

IRENEUSZ K. KORPYŒ<br />

POETA O SOBIE ... 53<br />

Nota biograficzna - Agata Grochowska ... 63<br />

Z NOTATNIKA MA£GORZATY N-K:<br />

MA£GORZATA NOWAKOWSKA-KARCZEWSKA<br />

Emil Zegad³owicz 1888 – 1941... 88<br />

I ZNÓW HRABIA POCIEJ:<br />

ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />

HRABIEGO POCIEJA CZUWANIE NAD SNEM REDAKTORA ... 106<br />

GALERIA<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Copyright © LITERACKIE TOWARZYSTWO WZAJEMNEJ ADORACJI „Li-TWA”z/s w Czêstochowie<br />

Redakcja:<br />

Bogdan Knop, Piotr G³owacki, Aleksandra Keller (Sekretarz redakcji),<br />

Izabela Ko³dej - Ptak, Ireneusz K. Korpyœ, Jan £¹czewski, W³adys³aw<br />

Edward Piekarski (Zastêpca redaktora naczelnego, redaktor prowadz¹cy),<br />

Rafa³ Socha (Z-ca redaktora naczelnego - redaktor prowadz¹cy e-<br />

Galerii), Barbara Strzelbicka, Zbigniew Wo³czyñski (Redaktor naczelny).<br />

Stali wspó³pracownicy: Tadeusz Chabrowski, Ma³gorzata Franc, Wojciech<br />

Graba³owski, Wojciech Kajtoch, Kazimierz Kowalczyk, Ma³gorzata Nowakowska<br />

- Karczewska.<br />

Wolontariusze: Anna Kasperek, Gabriela Krawczyk, Artur Ptak, Maciej Skalik, Iwona<br />

Urbañczk, Kamila WoŸniak.<br />

Krajowy Rejestr S¹dowy <strong>nr</strong>: 0000308140 Regon: 240938341 NIP: 9492090225<br />

Konto: BANK MILLENNIUM 19 1160 2202 0000 0001 1690 1952<br />

ISBN 978- 83 - 63052 - 42 - 3<br />

www <strong>litwa</strong>.<strong>czest</strong>.<strong>pl</strong><br />

czêstochowski magazyn literacki


ANDRZEJ KRZYSZTOF WAŒKIEWICZ (1946 -2012)<br />

Andrzej Krzysztof Waœkiewicz, poeta, krytyk literacki,<br />

edytor, dziennikarz, urodzi³ siê 22 czerwca 1941 w<br />

Warszawie, zmar³ 10 lipca 2012 r. w Gdañsku. Ukoñczy³<br />

polonistykê na UAM w Poznaniu.<br />

Debiutowa³ jako poeta wierszem w „Zarzewiu" w<br />

1961 r., jako krytyk we "Wspó³czesnoœci" w 1962 r.<br />

Pierwszy zbiór poetycki wyda³ w 1963 r. [„Wstêpowanie"],<br />

pierwsz¹ ksi¹¿kê krytyczn¹ w 1973 r. [„Rygor i<br />

marzenie.(Szkice o poetach trzech awangard)"]. Autor<br />

ponad 30 ksi¹¿ek, zbiorów wierszy [wybory: „Horyzont<br />

zdarzeñ. Cztery poematy", 1999; „Widmowe œwiat³o<br />

wspólnoty (wiersze 1962-2001)", 2001; „Sekwencje i inne<br />

doœwiadczenia dawne i nowe", 2005, zbiorów prac krytycznych<br />

[m.in. „Formy obecnoœci «nieobecnego pokolenia»",<br />

1978; „Modele i formu³a. Szkice o m³odej poezji<br />

lat szeœædziesi¹tych”, 1978; „Ósma dekada. O œwiadomoœci<br />

poetyckiej «nowych roczników»", 1982; „W krêgu<br />

«Zwrotnicy». Studia i szkice z dziejów krakowskiej Awangardy",<br />

1983; „W krêgu futuryzmu i awangardy. Studia i<br />

szkice", 2003; „Historia, poezja, los. O nowej poezji polskiej",<br />

2005], prac bibliograficznych, publicystycznych,<br />

popularnych szkiców literackich.<br />

Edytor wierszy Peipera, Sterna, Mili Elin, autor licznych<br />

wyborów i antologii, a tak¿e prac zbiorowych (m.in.<br />

poœwiêconych prasie studenckiej).<br />

Wraz z Jerzym Leszinem-Koperskim by³ redaktorem<br />

serii poetyckich(m.in. „Generacje", „Pokolenie, które<br />

wstêpuje", „Antologia nowej poezji polskiej") antologii<br />

(m.in. serii „Debiuty poetyckie") i wydawnictw dokumentacyjnych.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PO¯EGNANIE<br />

Zwi¹zany z Orientacj¹ Poetyck¹ „Hybrydy", jest autorem<br />

koncepcji poezji formulistycznej.<br />

Pojedyñcze wiersze by³y t³umaczone na jêzyk arabski,<br />

bia³oruski, bu³garski, niemiecki, rosyjski, ukraiñski,<br />

w³oski i publikowane w czasopismach i antologiach.<br />

Pracowa³ w redakcjach „Gazety Ch³opskiej", „Nadodrza"<br />

i w M³odzie¿owej Agencji Wydawniczej (czêstochowskie<br />

przypis od redakcyjny: tam siê zbieg³y z nim<br />

losy Wojciecha Gierymskiego, gdzie debiutuje tomem<br />

„aby s³owo by³o wa¿ne” [1975]; Waldemara M. Gaiñskiego,<br />

gdzie wydano jego pierwsze tom poetyckie<br />

„Rocznik piêædziesi¹ty drugi”[1988]: ”Asfaltowy<br />

blus”[1993] ).<br />

Cz³onek kolegium redakcyjnego „Orientacji" i „M³odej<br />

Sztuki", zastêpca red. naczelnego „Integracji" (czêstochowski<br />

przypis od redakcyjny: tutaj zaœ zbieg³y siê<br />

losy Janusza Orlikowskiego i W³adys³awa E. Piekarskiego,<br />

którzy byli cz³onkami Rady Fundacji „Integracji”, a<br />

na ³amach „Integracji” drukowani byli wspomniany<br />

wy¿ej Waldemar M. Gaiñski [wk³adka „Premiery” – „Poemat<br />

uliczny”1977], Wojciech Gierymski, El¿bieta Jeziorowska-Wróbel,<br />

Jacek Gierasiñski, Janusz Strojec,<br />

Janusz Orlikowski, Marek Maculewicz) .<br />

Redaktor naczelny „Gdañskiego Rocznika Kulturalnego"<br />

i „Autografu".<br />

Sta³y felietonista „G³osu Wybrze¿a".<br />

Laureat nagród „Faktów", „Pióra", nagrody artystycznej<br />

Gdañskiego Towarzystwa Przyjació³ Sztuki, prezydenta<br />

miasta Gdañska, Miêdzynarodowego Festiwalu<br />

Poetyckiego w Poznaniu, im. Ryszarda Milczewskiego-<br />

Bruno, im. Klemensa Janickiego, Miêdzynarodowego Dnia<br />

Poezji 2006.<br />

Mieszka³ w Gdañsku.<br />

Przez wiele lat by³ cz³onkiem w³adz Zwi¹zku Literatów<br />

Polskich, przewodnicz¹cym Komisji Kwalifikacyjnej<br />

ZG ZLP (miêdzy innymi przyjmowa³ do ZLP El¿biêtê<br />

Jeziorowsk¹-Wróbel, Janusza Orlikowskiego, W³adys³awa<br />

E. Piekarskiego, Ryszarda Sidorkiewicza, Barbarê<br />

Rosiek, Arkadiusza Franiê, Rafa³a Kasprzaka, Rafa³a<br />

Sochê, Marka Monikowskiego, Ko<strong>nr</strong>ada Ludwickiego,<br />

Wies³awa Wyszyñskiego, itp.)<br />

Do chwili œmierci pe³ni³ funkcjê Wiceprezesa Zarz¹du<br />

G³ównego Zwi¹zku Literatów Polskich.<br />

Kilkakrotnie odwiedza³ Czêstochowê, a tak¿e czêstochowscy<br />

literaci u<strong>czest</strong>niczyli w spotkaniach warsztatowych<br />

prowadzonych przez niego (np. El¿bieta Jeziorowska-Wróbel;<br />

„Wis³a 86” z udzia³em Janusza Orlikowskiego;<br />

„Dar³owo 88”, Warszawska Jesieñ Poetycka 89,<br />

gdzie u<strong>czest</strong>nikiem by³ W³adys³aw E. Piekarski).<br />

Opracowano przy wykorzystaniu zapisów na<br />

stronie internetowej www literaci.eu.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

3


4<br />

WYDARZENIA<br />

ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />

Po nowemu, ale kontynuj¹c...<br />

Wybrane w³adze Literackiego Towarzystwa Wzajemnego<br />

Adoracji „Li-TWA” powo³a³y mnie uchwa³¹ Zarz¹du<br />

na Redaktora Naczelnego „czêstochowskiego magazynu<br />

literackiego „GALERIA” i zg³osi³y moj¹ kandydaturê<br />

do rejestru s¹dowego. S¹d przychyli siê do wniosku i<br />

wpisa³ w rubryce „redaktor naczelny – Zbigniew Wo³czyñski”.<br />

Poni¿ej dopisa³ „odpowiedzialny z § 49a w myœl<br />

Ustawy „Prawo Prasowe”.<br />

Tak umocowany prawnie oraz dzia³aj¹c na podstawie<br />

uchwa³y Zarz¹du, zasugerowa³em sk³ad zespo³u redakcyjnego<br />

„Galerii”. Osoby te zaprosi³em na spotkanie.<br />

I tak siê sta³o 7 lipca br. Spotkaliœmy siê, ¿eby spojrzeæ<br />

na kszta³t „GALERII” i zastanowiæ siê, co jest w niej<br />

dobre i warte kontynuacji, a co nale¿y zmieniæ.<br />

Wszyscy ci, którzy przybyli na spotkanie, zadeklarowali<br />

chêæ bycia cz³onkami. Co prawda z zaproszonych<br />

nie pojawi³y siê dwie osoby, ale byæ mo¿e w przysz³oœci<br />

pomog¹ w pracach redakcyjnych.<br />

W wielu rozmowach wczeœniejszych, a tak¿e w tej¿e<br />

dyskusji mówiono o tym, ¿e GALERIA jest „workiem”,<br />

do którego wrzuca siê ró¿ne teksty… W jakiejœ czêœci to<br />

prawda, ale trzeba powróciæ do pierwszej czêœci nazwy<br />

czasopisma „czêstochowski magazyn literacki”. Dlaczego<br />

„czêstochowski”, chyba nie trzeba t³umaczyæ… A je-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Fotografia Ireneusz K. Korpyœ<br />

œli, to wiadomo, dlaczego czêstochowski – bo w Czêstochowie,<br />

tworzony przez czêstochowskich twórców. Co<br />

prawda niekiedy spotkaæ mo¿na siê z uœmieszkiem, bo<br />

„rymy czêstochowskie” potocznie maj¹ dwuznaczne<br />

znaczenia (ale maj¹ swoj¹ prawie trzechsetletni¹ tradycjê<br />

i stanowi¹ cz¹stkê tzw. poezji dziadowskiej z prze³omu<br />

XVII i XVIII wieku). Na marginesie – obok 32 cz³onków<br />

naszego Towarzystwa istnieje grupa 8 – 10 twórców<br />

mieszkaj¹cych i tworz¹cych w Czêstochowie oraz<br />

okolicach…<br />

Ale nie tylko „Czêstochowa”, bo mamy przyjació³,<br />

którzy chc¹ na ³amach „Galerii” siê pokazywaæ. Trzeba<br />

dodaæ, ¿e s¹ to postacie nietuzinkowe, a nawet powiedzia³bym<br />

– wybitne.<br />

„Magazyn” czyli miejsce sk³adowania. W magazynach<br />

– tych przemys³owych czy sklepowych (teraz<br />

zwanych marketami, supermarketami) s¹ sk³adowane<br />

produkty na rega³ach… W naszym przypadku te rega³y<br />

s¹ nazywane „dzia³ami” (tyle, ¿e nie strzelaj¹) i zwieraj¹<br />

np. felietony, prezentacje prozatorskie, prezentacje poetyckie,<br />

szkice, eseje, recenzje czy cykle, np. „Œwiat wg<br />

Sochy”, czy „Listy hrabiego Pocieja”… Rega³y z zasady<br />

maj¹ swoje pó³ki… Na najwy¿szych le¿¹ te najlepsze<br />

towary, ni¿ej towary popularne, ale te, które polubili<br />

odbiorcy i z chêci¹ po nie siêgaj¹ (np. do poezji Kazi-<br />

czêstochowski magazyn literacki


mierza Kowalczyka pisanej z rymem i rytmem), jeszcze<br />

ni¿ej to, co tworz¹ adepci…<br />

¯e „literacki” – bo tworz¹ i pisz¹ w nim literaci lub<br />

adepci literatury, a zespó³ redakcyjny dba, ¿eby to by³<br />

poziom, za który nie powinniœmy siê wstydziæ.<br />

No i na koniec „<strong>galeria</strong>”. Potocznie to miejsce, gdzie siê<br />

wstawia i sprzedaje ró¿nego rodzaju dzie³a… Teraz trochê<br />

zdeprecjonowana przez ró¿ne galerie handlowe… Dlatego<br />

mo¿na powiedzieæ, ¿e to worek, w którym jest wszystko<br />

wymieszane… Tak jak w <strong>galeria</strong>ch malarstwa, gdzie<br />

obok aktów wisz¹ krajobrazy, martwe natury czy przys³owiowy<br />

jeleñ na rykowisku lub jakieœ portrety (ostatnio w<br />

modzie s¹ „starzy ¯ydzi”, czy „podrabiani przodkowie”),<br />

koñskie g³owy czy s³ynne „u³any” wg Kossaka.<br />

W sobotê mówiono o tym, by wymieszaæ poszczególne<br />

rodzaje dzia³ów. I jeœliby wzi¹æ obrazowo galeriê z obrazami,<br />

np. aby obok „koñskiej g³owy” powiesiæ „akt” czy<br />

„starego ¯yda”. Jednak¿e w koñcu stanê³o, ¿eby dzia³y<br />

by³y dzia³ami, a czytelnik móg³ siêgaæ do tego, co go interesuje<br />

w danym momencie (chocia¿ móg³by to robiæ, korzystaj¹c<br />

ze spisu treœci). Ale „vox populi… g³os ludu…<br />

Istot¹ spotkania sta³a siê jednak strona edytorska. Od<br />

korekty po technikê druku. Ale… Ale…<br />

Sprawa w tym, ¿e czasopismo nasze jest czasopismem<br />

wolontariuszy… Przygotowywanym przez wolontariuszy,<br />

redagowanym przez wolontariuszy, a nawet na pewnym<br />

etapie by³o drukowane i przygotowywane do introligatorni<br />

na zasadzie wolontariatu. Przez piêæ lat istnienia czasopismo<br />

otrzyma³o jeden grant z Urzêdu Marsza³kowskiego.<br />

Jego wartoœæ to ledwie oko³o 1/6 wartoœci tego, co „aleje<br />

3” dostawa³y na rok przy wydaniu 4 numerów… Dlatego<br />

te¿ uwa¿am, ¿e najwa¿niejszy jest dialog, wspó³praca. I po<br />

prostu wzajemna adoracja.<br />

Mam zaufanie do osób, którym zaproponowa³em wspó³pracê<br />

w sk³adzie redakcji. Spotka³em ich w ró¿nym czasie,<br />

w ró¿nych miejscach. Tak mi siê zdarzy³o poznaæ W³adys³awa<br />

E. Piekarskiego, Bogdana Knopa, Izabelê Ko³dej-Ptak,<br />

dra Jana £¹czewskiego, Piotra G³owackiego, Olgê Wiewiórê<br />

czy Ireneusza K. Korpysia (z tych, ktorych zaproponowa³em<br />

w sk³ad zespo³u redakcyjnego). Nazwiska mo¿na<br />

mno¿yæ. Z ró¿nych miejsc i okresów. Szko³a œrednia, „mini<strong>Galeria</strong>’,<br />

zwi¹zki zawodowe, czy ju¿ samo Towarzystwo.<br />

Mamy ró¿ne doœwiadczenia literackie oraz ¿yciowe.<br />

£¹czy nas literatura. Istotne s¹ mosty pomiêdzy ludŸmi.<br />

Moim zdaniem istotniejsze s¹ dzia³ania i spotkania zespo³u<br />

redakcyjnego oraz wspó³pracowników redakcji a nie obszerne,<br />

monumentalne wizje tego, jak ma byæ czy manifesty.<br />

Gwoli przypomnienia rzadko w zespole, który siê spotka³,<br />

wyg³aszane by³y manifesty... Chocia¿ w okresie „banalistów<br />

czêstochowskich”(Bruszewski, Pruzel, ¯uberek –<br />

zwi¹zanych pocz¹tkowo z „Lamp¹ Bo¿¹”) uknute zosta³o<br />

nawet pojêcie „manifestologia”, która mia³a byæ pocz¹tkiem<br />

nauki pisania manifestów (nie tylko literackich).<br />

Dlatego z zadowoleniem i wielkim uznaniem przyj¹-<br />

³em wizjê elektronicznej wersji „GALERII” zaprezentowanej<br />

przez Rafa³a Sochê, ale zaraz doda³em, ¿e nie bêdzie<br />

jej, jeœli nie zadbamy, ¿eby dok³adaæ do niej to, co uznamy<br />

za wa¿ne. A szczególnie wa¿ne w ¿yciu Towarzystwa.<br />

Œwiadom jestem niedoskona³oœci edytorskich, dlatego<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

WYDARZENIA<br />

ca³¹ powag¹ przyj¹³em deklaracjê Olgi Wiewióry (Aleksandry<br />

Keller), Piotra G³owackiego, Barbary Strzelbickiej,<br />

¿e pomog¹ oprócz udzia³u w pracach zespo³u w korekcie<br />

tekstów, chocia¿ uwa¿am, ¿e sam autor powinien zadbaæ<br />

tak¿e o bezb³êdnoœæ swego tekstu a zauwa¿one b³êdy<br />

korygowaæ na etapie redakcyjnym (wydruku próbnego).<br />

Wreszcie strona techniczna. „Robimy” czasopismo na<br />

zasadzie wolontariatu. Na programach, których u¿yczaj¹<br />

cz³onkowie Towarzystwa. Opieramy siê na ich technicznych<br />

umiejêtnoœciach, przeto chwa³a im… Ale trzeba myœleæ,<br />

¿eby kszta³ciæ wolontariuszy, którzy bêd¹ to umieli<br />

robiæ w przysz³oœci. Trzeba pozyskaæ œrodki na odpowiednie<br />

oprogramowanie i sprzêt. Trzeba znaleŸæ miejsce na<br />

biuro. Robiæ to lepiej, ale zarazem kontynuuj¹c treœci i tradycjê<br />

„GALERII”. Rozwijaæ poziom graficzny przy zachowaniu<br />

jego ascetycznoœci, bowiem nale¿y dbaæ o to, by<br />

nie nast¹pi³ przerost formy nad treœci¹. Czêstochowa i œrodowisko<br />

zna takie przyk³ady i na pewno nie napawaj¹<br />

dum¹. Nie jest to miejsce na „dowalanie” tym, którzy je<br />

tworzyli i tworz¹…<br />

I sprawy bie¿¹ce, czyli dotycz¹ce najnowszego numeru<br />

GALERII – <strong>23</strong> numeru… Przypada mi go zamykaæ, a<br />

zarazem otwieraæ nowy etap w tworzeniu czasopisma…<br />

Tematem przewodnim jest „Rok W³adys³awa Seby³y”. Jemu<br />

poœwiêcamy notkê biograficzn¹, przypominaj¹c jego zwi¹zki<br />

z K³obuckiem i Czêstochow¹… Przypominam o istnieniu<br />

grupy jego imienia i ogólnopolskim konkursie, który<br />

potem zosta³ przeniesiony z K³obucka do Czêstochowy i<br />

sta³ siê Ogólnopolskim Konkursem Poetyckim im. Haliny<br />

Poœwiatowskiej (po drodze zgin¹³ gdzieœ W³adys³aw Seby-<br />

³a, bo na pocz¹tku by³y oba nazwiska w nazwie konkursu).<br />

Po latach K³obuck odnowi³ konkurs poetycki. Zakoñczy³a<br />

siê jego kolejna edycja. Prezentujemy laureata z trzech<br />

kolejnych lat zwi¹zanego z Towarzystwem – Ireneusza K.<br />

Korpysia – i jego wyró¿nione wiersze.<br />

Tradycyjnie - to ok³adka. Bohaterk¹ jest Olga M. B¹kowska,<br />

a na ostatniej stronie kadry z piêciolecia (ci¹g dalszy<br />

nast¹pi)... Na koniec format... Powrót do formatu sprzed<br />

piêciu lat...<br />

Zbigniew Wo³czyñski<br />

Reprodukcja czarno - bia³a obrazy Zas³u¿onego Artysty<br />

Rosyjskiej Fedaracji Witalija Smagina (Irkuck).<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

5


6<br />

WYDARZENIA<br />

ROK W£ADYS£AWA SEBY£Y<br />

ród³o:http://img.naszemiasto.<strong>pl</strong>/grafika2/nowy/6d/b0/<br />

4f6302e3cb117_k5.jpg<br />

W³adys³aw Seby³a, autor takich tomików wierszy jak<br />

„Œmieræ szczuro³apa" czy „Koncert egzotyczny", zosta³ ustanowiony<br />

przez sejm RP jednym z patronów roku 2012.<br />

Poeta zgin¹³ 72 lata temu w Charkowie.<br />

Czes³aw Mi³osz pisa³ o Sebyle w „Traktacie poetyckim":<br />

„Ostatni wiersz epoki by³ w druku./A jego autor,<br />

W³adys³aw Seby³a,/Lubi³ wieczorem wyj¹æ z szafy skrzypce/K³ad¹c<br />

futera³ przy tomach Norwida./Haftki munduru<br />

wtedy mia³ rozpiête /(Bo na kolei pracowa³, na Pradze).<br />

/W tym swoim wierszu, jakby testamencie,/ Do Œwiatowida<br />

przyrówna³ ojczyznê./Zbli¿a siê do niej œwist i werbli<br />

trzask/ Od równin wschodu i równin zachodu/ A ona<br />

œni o brzêku swoich pszczó³,/O popo³udniach w hesperyjskich<br />

sadach. /Czy za to strzel¹ w ty³ g³owy Sebyle/ I<br />

pochowaj¹ go w smoleñskim lesie?". Noblista odbieraj¹c<br />

literackiego Nobla, wymieni³ nazwisko Seby³y, publicznie<br />

podnosz¹c kwestiê polskich literatów zamordowanych<br />

przez NKWD.<br />

W³adys³aw Seby³a urodzi³ siê 6 lutego 1902 r. w K³obucku<br />

ko³o Czêstochowy, ale rodzina wkrótce przenios³a<br />

siê do Sosnowca, gdzie przysz³y poeta siê wychowywa³.<br />

Szczêœliwe dzieciñstwo przerwa³a œmieræ matki. Ojciec<br />

o¿eni³ siê po raz drugi, ale stosunki W³adys³awa i jego<br />

brata z macoch¹ okaza³y siê bardzo trudne. M³odszy z<br />

braci opuœci³ rodzinny dom ju¿ w wieku 14 lat, W³adys³aw<br />

zrobi³ to dopiero po maturze. Z usposobienia wra¿liwy<br />

i introwertyczny Seby³a zacz¹³ pisaæ wiersze jako<br />

oœmiolatek. By³ wszechstronnie uzdolniony, malowa³, gra³<br />

na skrzypcach i fortepianie, komponowa³.<br />

Ironi¹ losu jest fakt, i¿ Seby³a - zdeklarowany pacyfista<br />

- trzy razy zak³ada³ mundur i walczy³. Po raz pierwszy<br />

jako nastolatek, w 1919 roku, kiedy wspólnie z wiêkszoœci¹<br />

kolegów ze swojej klasy wzi¹³ udzia³ w pierwszym<br />

powstaniu œl¹skim. Aby walczyæ sfa³szowa³ œwiadectwo<br />

urodzenia, dodaj¹c sobie dwa lata. W 1920 r. wzi¹³ udzia³<br />

jako ochotnik w wojnie z bolszewick¹ Rosj¹. Maturê zda³<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

dopiero w 1921 r., potem rozpocz¹³ studia na Wydziale<br />

Mechanicznym Politechniki Warðszawskiej, ale po roku<br />

przeniós³ siê na polonistykê na UW. Podczas studiów zarabia³<br />

jako urzêdnik Pocztowej Kasy Oszczêdnoœci.<br />

Seby³a jako poeta zadebiutowa³ stosunkowo póŸno, a<br />

jego kariera zamknê³a siê w okresie ledwie jednej dekady.<br />

Rozg³os zdoby³ tomikami „Pieœñ szczuro³apa" (1930) i „Koncert<br />

egzotyczny" (1934). W 1938 roku ukaza³y siê „Arkusz<br />

poetycki <strong>nr</strong> 6" i „Obrazy myœli", które przynios³y Sebyle<br />

miano poety katastroficznego. W tym samym roku Polska<br />

Akademia Literatury odznaczy³a go Z³otym Wawrzynem Akademickim.<br />

Od 1924 r. zwi¹zany z ko³em literackim „Z³ocieñ",<br />

od 1927 r. Seby³a nale¿a³ do grupy „Kwadryga”.<br />

Przez pewien czas prowadzi³ równie¿ w³asn¹ audycjê<br />

w polskim radiu, która budzi³a spore emocje. Jeden z recenzowanych<br />

poetów poczu³ siê na tyle dotkniêty, i¿ wytoczy³<br />

Sebyle proces. S¹d skaza³ pisarza na dwa tygodnie aresztu<br />

w zawieszeniu i grzywnê w wysokoœci 50 tys. z³otych. Seby³a<br />

przyjaŸni³ siê z Karolem Szymanowskim i Czes³awem<br />

Mi³oszem, w jego domu czêstymi goœæmi byli Konstanty<br />

Ildefons Ga³czyñski, Stanis³aw Ryszard Dobrowolski i Krzysztof<br />

Kamil Baczyñski. Seby³a jest jednym z bohaterów powieœci<br />

„Wspólny pokój" Zbigniewa Uni³owskiego, gdzie<br />

wystêpuje jako Brocki.<br />

Wojciech Bonowicz, który przygotowa³ w zesz³ym roku<br />

wydanie wyboru poezji Seby³y we wroc³awskim Biurze<br />

Literackim (tomik „Dialog w ciemnoœci"), podkreœla we<br />

wstêpie, ¿e wiersze Seby³y wywar³y wp³yw na wczesn¹<br />

twórczoœæ Mi³osza i Baczyñskiego, inspirowa³ siê nim te¿<br />

Gajcy. „Najmocniej przejmuj¹ mnie te jego wiersze, w<br />

których Seby³a jest najbardziej enigmatyczny. Szczytowym<br />

osi¹gniêciem jest tu cykl Osiem nokturnów: wizja<br />

œwiata zmêczonego istnieniem, zapadaj¹cego siê w nienasycon¹<br />

czerñ, w nicoœæ. Co rusz dobiega zeñ jakiœ krzyk,<br />

p³acz - bezradna zapowiedŸ nadci¹gaj¹cego nieszczêœcia.<br />

Katastrofizm Seby³y jest stosunkowo ma³o ekspresyjny,<br />

ale za to totalny: katastrofa jest zasad¹ œwiata. Na tym tle<br />

przejmuj¹co brzmi¹ jego modlitwy i antymodlitwy: "Ojcze<br />

nasz, którego nie ma..." - pisa³ Bonowicz.<br />

Jako podporucznik rezerwy Seby³a zosta³ zmobilizowany<br />

28 sierpnia 1939 r. z przydzia³em do 13. Pu³ku<br />

Piechoty "Dzieci Krakowa" z Pu³tuska w sk³adzie 8. Dywizji<br />

Piechoty Armii "Modlin". Odkomenderowany do<br />

wzmocnienia Korpusu Ochrony Pogranicza w Hancewiczach<br />

ko³o £uniñca, dosta³ siê po 17 wrzeœnia 1939 r. do<br />

niewoli radzieckiej. Internowany w obozie oficerskim w<br />

Starobielsku, w kwietniu 1940 r. zosta³ rozstrzelany przez<br />

NKWD w Charkowie. W 2007 r. poeta zosta³ mianowany<br />

poœmiertnie porucznikiem.<br />

„Tragiczna œmieræ Seby³y zdeterminowa³a potoczny<br />

odbiór jego twórczoœci. Ca³y eschatologiczny patos zosta³<br />

ujêty w nawias katyñskiego mêczeñstwa. Tymczasem<br />

Seby³a zas³uguje na czytanie i poza kontekstem narodowej<br />

martyrologii, jako poeta uniwersalny i sugestywny" -<br />

podsumowuje Wojciech Bonowicz.<br />

P.B., Ÿród³o: instytutksiazki.<strong>pl</strong><br />

czêstochowski magazyn literacki


W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />

DWA RAZY NA MARGINESIE ROKU SEBY£Y<br />

Grupa literacka im. W³adys³awa Seby³y<br />

Grupa Literacka im. W³adys³awa Seby³y powsta³a<br />

w listopadzie 1972 roku (a nie jak w<br />

swoim szkicu napisa³a Wioletta Grzegorzewska<br />

zamieszczonym w Aleja 3).W sk³ad grupy pocz¹tkowo<br />

wchodzili: Longin Kowasz, Jan Lipiñski,<br />

Maksymilian Sieradzki oraz Leszek Wierzchowski.<br />

W miêdzyczasie uzupe³nili jej sk³ad Jan<br />

Musia³ek i Adam Wojtala. Uby³ Leszek Wierzchowski.<br />

Prezesem grupy zosta³ Jan Lipiñski.<br />

Jedynym ¿yj¹cym z tej grupy jest Maksymilian<br />

Flawiusz Sieradzki<br />

Patronat nad ni¹ przyj¹³ Wydzia³ Kultury Urzêdu<br />

Powiatowego w K³obucku. Prawdopodobnie<br />

pierwszym oficjalnym wyst¹pieniem by³ wieczór<br />

poetycki poœwiêcony patronowi grupy.<br />

Przeprowadzono tak¿e konkurs na utwór literacki<br />

poœwiêcony W³adys³awowi Sebyle. To leg³o<br />

u podstaw pomys³u organizacji ogólnopolskiego<br />

konkursu i konfrontacji poetyckich. Grupa<br />

organizowa³a wieczory w Lipiu, K³obucku,<br />

Czêstochowie, Wrêczycy. Twórcy zrzeszeni w<br />

Grupie posiadali w swoim dorobku wiele publikacji<br />

(m. innymi: Tygodniku Kulturalnym, Zielonym<br />

Sztandarze, Kamena, Prometeju, Nadodrze,<br />

Student, G³os M³odzie¿y, Nasz Klub), co sta³o siê<br />

powodem do czynienia starania o bardziej ambitne<br />

zadokumentowanie swego istnienia. W roku<br />

1974 ukaza³ siê poetycki Almanach grupy, którego<br />

recenzjê przygotowa³ Edward Zeman i Alfred<br />

Ligocki. Grupa by³a bardzo aktywna. Na<br />

spotkania zapraszano wybitnych krytyków jak i<br />

poetów. Goœcili w K³obucku m.in.: Jacek Kajtoch,<br />

Tadeusz Mocarski, Tadeusz Œliwiak, Tadeusz<br />

Bochenek, Czes³aw Œl¹zak, Alfred Ligocki.<br />

Systematycznie ukazywa³y siê wzmianki w prasie<br />

o poczynaniach Grupy: „Nad Wart¹”, „¯yciu<br />

Literackim”, „Kamenie”, „Podgl¹dach”, „Wieczóorze”,<br />

„¯yciu Czêstochowy”, „Trybunie Robotniczej”.<br />

Za spraw¹ Edwarda Zemana w almanachu<br />

poezji i prozy „M³ody Œl¹sk Literacki”, który nak³adem<br />

Wydawnictwa „Œl¹sk” ukaza³ siê w 1975<br />

roku, zosta³y opublikowane wiersze lidera grupy<br />

Jana Lipiñskiego (oprócz wierszy J. Lipiñskiego<br />

w tym¿e almanachu ukaza³y siê tak¿e<br />

wiersze Tadeusza Gierymskiego z Klubu Nauczycielskiego<br />

i opowiadanie Jerzego Wawrzaka z<br />

grupy „PROFILE”).<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

W miêdzyczasie nawi¹zano ³¹cznoœæ i œcis³y<br />

potem kontakt z Klubem Nauczycielskim w Czêstochowie,<br />

który reprezentuj¹ tacy poeci jak Krystyna<br />

i Tadeusz Biskup, Tadeusz Gierymski, Janusz<br />

Szmidla. Z czasem weszli oni w sk³ad Grupy.<br />

W almanachu laureatów ogólnopolskich Jarmarków<br />

Poezji o Laur Prometeja znalaz³y siê nagrodzone<br />

wiersze cz³onków Grupy, a w lipcu<br />

1976 s¹ drukowane w „Prometeju”.<br />

Jednak¿e najwa¿niejszym osi¹gniêciem Grupy<br />

jest organizacja Konkursu Poetyckiego i Konfrontacji<br />

Poetyckich (pierwszy w 1972 roku, ale<br />

ju¿ w 1973 roku dostaje przymiotnik „Ogólnopolski”),<br />

który po latach „zaw³aszczy” Czêstochowa<br />

i nada mu imiê Haliny Poœwiatowskiej (od<br />

1979), a ten z kolei stanie siê jedn¹ z najwa¿niejszych<br />

i najstarszych imprez literackich adresowanych<br />

dla mi³oœników poezji w Polsce trwaj¹cy<br />

do dzisiaj (z przerw¹ na „stan wojenny”).<br />

W dwa lat póŸniej grupa rozwi¹zuje siê, a<br />

w³aœciwie przekszta³ca siê w Korespondencyjny<br />

Klub M³odych Pisarzy przy ZW ZSMP w Czêstochowie<br />

zyskuj¹c w ten sposób pomoc finansow¹<br />

i mo¿nego protektora. Motorem tych poczynañ<br />

jest Jan Lipiñski.<br />

Jan Lipiñski w po³owie lat osiemdziesi¹tych<br />

wyje¿d¿a z Czêstochowy i wraca w rodzinne strony,<br />

gdzie publikuje i umiera w 2003 roku.<br />

W³adys³aw E. Piekarski<br />

„Z czêstochowskiej<br />

ziemi na<br />

literacki<br />

Parnas”,<br />

Antologia<br />

wierszy<br />

W³adys³awa<br />

Seby³y, Jerzego<br />

Lieberta,<br />

Haliny<br />

Poœwiatowskiej,<br />

Ludmi³y<br />

Mariañskiej.<br />

Wstêp i wybór<br />

wierszy:<br />

El¿bieta<br />

Hurnikowa,<br />

Wydawca:<br />

Muzeum<br />

Czêstochowskie,Czêstochowa<br />

2006.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

7


8<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

Z zainteresowaniem i nadziej¹ zabra³em siê<br />

za lekturê rozmowy Mariana Panka z Tadeuszem<br />

Gierymskim wydrukowanej w „Aleje 3”. Znam<br />

jednego i drugiego trochê...<br />

Doczyta³em do miejsca, w którym jest zdanie:<br />

„Z Janem Lipiñskim, którego ju¿ nie ma w<br />

Czêstochowie, zorganizowaliœmy konfrontacje<br />

poetyckie i konkurs poetycki im. H. Poœwiatowskiej”...<br />

Tadeusz Gierymski w chwili, gdy to piszê,<br />

prawdopodobnie nie ma pojêcia, ¿e Jan Lipiñski<br />

nie ¿yje od kilku lat....<br />

W innym miejscu Tadeusz Gierymski w<br />

przeds³owiu towarzysz¹cym „wydanemu przez<br />

OPK Gaude Mater w Czêstochowie almanachowi<br />

„Czarno - bia³e rysunki” pisze: „W 1972 r. Jan<br />

Lipiñski (zamieszka³y wówczas w K³obucku) za-<br />

³o¿y³ Grupê Literack¹ im. W³. Seby³y, która organizowa³a<br />

pierwsze Konfrontacje Poetyckie o charakterze<br />

regionalnym. Rok póŸniej mia³y one ju¿<br />

zasiêg ogólnopolski. W roku 1979 towarzysz¹cy<br />

im konkurs poetycki zostaje nazwany imieniem<br />

Haliny Poœwiatowskiej. Z okazji Konfrontacji zaczêto<br />

wydawaæ zespo³owe almanachy miejscowych<br />

twórców i arkusze autorskie.” Jeszcze gdzie<br />

indziej czytam: „Grupa Literacka im. W³adys³awa<br />

Seby³y powsta³a w listopadzie 1972 roku. Patronat<br />

nad ni¹ przyj¹³ Wydzia³ Kultury Urzêdu Powiatowego<br />

w K³obucku. Poniewa¿ posiadano w<br />

swoim dorobku wiele publikacji (m.in.: w Tygodniku<br />

Kulturalnym, Zielonym Sztandarze, Kamenie,<br />

Prometeju, Nadodrzu, Studencie, G³osie M³odzie¿y,<br />

Naszym Klubie) poczyniono starania o<br />

bardziej ambitne zadokumentowanie swego istnienia.<br />

W sk³ad grupy pocz¹tkowo wchodzili: Longin<br />

Kowasz, Jan Lipiñski, Maksymilian Sieradzki<br />

oraz Leszek Wierzchowski. W miêdzyczasie uzupe³nili<br />

jej sk³ad Jan Musia³ek i Adam Wojtala. Uby³<br />

Leszek Wierzchowski. Na spotkania zapraszano<br />

wybitnych krytyków jak i poetów. Goœcili w K³obucku<br />

m.in.: Jacek Kajtoch, Tadeusz Mocarski, Tadeusz<br />

Œliwiak, Tadeusz Bochenek, Czes³aw Œl¹zak,<br />

Alfred Ligocki. W miêdzyczasie nawi¹zano<br />

³¹cznoœæ i œcis³y potem kontakt z Klubem Nauczycielskim<br />

w Czêstochowie, który reprezentuj¹ tacy<br />

poeci jak Krystyna Biskup, Tadeusz Gierymski, Janusz<br />

Szmidla. Weszli oni w sk³ad Grupy. W klubie<br />

tym goœcili tak¿e m.in. Edward Zyman i Alfred Ligocki,<br />

który przygotowa³ recenzjê celem wydania<br />

almanachu grupy. Systematycznie ukazywa³y siê<br />

wzmianki w prasie o poczynaniach Grupy, m.in.:<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Mity i przeinaczenia... albo na marginesie<br />

w „Nad Wart¹”, „¯yciu Literackim”, „Kamenie”,<br />

„Podgl¹dach”, „Wieczorze”, „¯yciu Czêstochowy”,<br />

„Trybunie Robotniczej”. W almanachu „M³ody<br />

Œl¹sk Literacki”, który nak³adem Wydawnictwa<br />

„Œl¹sk” uka¿e siê w przysz³ym roku, wykorzystane<br />

zostan¹ wiersze Tadeusza Gierymskiego i Jana<br />

Lipiñskiego. Jak wieœæ niesie jeden z cz³onków<br />

Grupy winien niebawem (1976 r.) zaprezentowaæ<br />

siê indywidualnym tomikiem nak³adem Wydawnictwa<br />

„Œl¹sk”. Jedno z nazwisk winno tak¿e<br />

znaleŸæ „siê w almanachu laureatów ogólnopolskich<br />

Jarmarków Poezji o Laur Prometeja. Numer<br />

lipcowy „Prometeja” przyniesie wiersze Grupy.....*”<br />

- Tekst ten znaleziony w postaci niepodpisanego<br />

maszynopisu w Almanachu Grupy im.<br />

Seby³y - jest to prawdopodobnie tekst napisany<br />

przez Jan Lipiñskiego, który nie móg³ siê przebiæ<br />

z niektórymi informacjami do prasy.<br />

To prawdopodobnie leg³o u podstaw jego<br />

decyzji o powrocie do Krosna i tak siê sta³o na<br />

pocz¹tku 1980 roku. Zreszt¹ sama postaæ Jana<br />

Lipiñskiego wydaje siê byæ warta w tym momencie<br />

przypomnienia. Urodzony w 1940 roku<br />

w Kroœnie n/Wis³¹. Z zawodu technik elektroradiologii.<br />

Wiele lat pracowa³ w K³obucku w Zespole<br />

Opieki Zdrowotnej. W latach 1972-1974<br />

przewodniczy³ grupie poetyckiej im. W³adys³awa<br />

Seby³y. Wspó³organizator Ogólnopolskich<br />

Konfrontacji Poetyckich Czêstochowa-K³obuck,<br />

które potem stan¹ siê Ogólnopolskim Konkursem<br />

Poetyckim im. Haliny Poœwiatowskiej i towarzysz¹cych<br />

mu Konfrontacji jej imienia (najstarszy,<br />

najbardziej masowy i najbardziej presti-<br />

¿owy ogólnopolski konkurs poetycki). Pisa³ wiersze,<br />

fraszki i aforyzmy. Publikowa³ je m.in. w<br />

„Tygodniku Kulturalnym”, „Karuzeli”, „Kamenie”,<br />

„Prometeju”, „Studencie”, „Sigmie”, „Nadodrzu”,<br />

„Zielonym Sztandarze”,”Nowym Medyku”, „S³u¿bie<br />

Zdrowia”, „Nad Wart¹”, „Trybunie Robotniczej”<br />

oraz w almanachu „M³ody Œl¹sk Literacki”<br />

„Spektrum”. Ok. 1980 r. wróci³ do stron rodzinnych<br />

(do Krosna), gdzie publikuje wiersze, aforyzmy,<br />

fraszki. Po wydanym w Czêstochowie „U<br />

progu: [wiersze]” w Kroœnie ukazuj¹ siê jego:<br />

„Drobiny” [arkusz poetycki] (1983), „Wchodzê<br />

w twoje jarzmo” [wiersze] (1983), w Rzeszowie<br />

„Obrêcze ognia:” [poezje] (1986), Mam ten gest:<br />

[aforyzmy] 1996 czy w Krakowie „Wszystko dla<br />

idei!” (1989). Prócz tego w edycjach zbiorowych<br />

takich jak Almanach £ódzkiej Grupy Unii Polskich<br />

Pisarzy Medyków, Antologi „Fraszki pol-<br />

czêstochowski magazyn literacki


skie”, w Antologi „Ksiêga aforystyki polskiej XXI<br />

wieku: potêga myœli” ukazywa³y siê jego wiersze<br />

i aforyzmy i fraszki. By³ cz³onkiem ZLP, a<br />

tak¿e cz³onkiem Unii Polskich Pisarzy Medyków.<br />

Zmar³ w 2003 roku.<br />

Jego œmieræ przesz³a w Czêstochowie niezauwa¿ona,<br />

a podczas Konfrontacji nawet nie<br />

wspomniano o tym, ¿e odszed³ ten, dziêki któremu<br />

owe Konfrontacje zaistnia³y.<br />

Byæ mo¿e, dlatego, ¿e mit twórcy konfrontacji<br />

zaw³aszczy³ sobie ktoœ inny ni¿ on. Dzisiaj jak<br />

mi wiadomo ¿yj¹ jeszcze cz³onkowie Grupy Poetyckiej<br />

im. W³. Seby³y i niektóre fakty s¹ do<br />

sprawdzenia.<br />

Jeden ze znanych mi cz³onków tej grupy powiedzia³,<br />

¿e w tamtym czasie dobrze by³o dopisywaæ<br />

do listy zas³u¿onych „zas³u¿onych z klucza”,<br />

a takim w tamtych latach by³ Tadeusz Gierymski.<br />

Tadeusz Gierymski jest dziœ zas³u¿onym<br />

z racji wieku. Jeœli ktoœ uwa¿nie czyta³ informacje<br />

o Grupie Poetyckiej im. W³. Seby³y to zauwa¿y,<br />

¿e nie pada tam wœród cz³onków grupy<br />

nazwisko „Gierymskiego” i to jest grzech tworzenia<br />

mitu lub przeinaczeniu (nie nazywaj¹c tego<br />

inaczej)...<br />

Gdzie indziej czytamy „Na pocz¹tku roku<br />

1972 w K³obucku zaczyna dzia³aæ GRUPA LITE-<br />

RACKA IM. W£. SEBY£Y. Prezesem grupy zosta³<br />

Jan Lipiñski. Pierwszym oficjalnym wyst¹pieniem<br />

by³ wieczór poetycki poœwiêcony patronowi grupy.<br />

Przeprowadzono tak¿e konkurs na utwór literacki<br />

poœwiêcony W³adys³awowi Sebyle. Grupa<br />

organizowa³a wieczory w Lipiu, K³obucku, Czêstochowie,<br />

Wrêczycy. Wspólnie z Klubem Nauczycielskim<br />

w Czêstochowie by³a inicjatorem Ogólnopolskich<br />

Konfrontacji Poetyckich organizowanych<br />

w K³obucku. PóŸniej Grupa zwi¹za³a siê z<br />

czasopismem „Nad Wart¹”.” Zatem mo¿na stwierdziæ,<br />

¿e wspó³organizatoratorem by³ Klub Nauczycielski,<br />

a nie Tadeusz Gierymski. Grupie<br />

Literackiej im. W³. Seby³y prezesowa³ w tym<br />

czasie Jan Lipiñski, a Klubowi Nauczycielskiemu<br />

Tadeusz Biskup...<br />

Zas³ug¹ Tadeusza Gierymskiego odnoœnie<br />

Konfrontacji jest jego d³ugoletni udzia³ w pracach<br />

jury konkursu jako jego etatowy sekretarz...<br />

„Z drugiej strony coroczne Konfrontacje Poetyckie<br />

uros³y do wa¿nego wydarzenia w ¿yciu kulturalnym<br />

miasta, tym bardziej, ¿e im towarzyszy³<br />

Ogólnopolski Konkurs Poetycki, od 1979 r.<br />

nazwany imieniem Haliny Poœwiatowskiej. Od tej<br />

pory rok rocznie œci¹gaj¹ do Czêstochowy m³odzi<br />

twórcy z ca³ego kraju. Zaproszeni s¹ te¿ starsi,<br />

uznani pisarze, krytycy, artyœci. Z okazji Kon-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

frontacji teksty literackie wydawane bywaj¹ wspólnie,<br />

w postaci almanachów.” - przeczyta³em w<br />

innym opracowaniu.<br />

I tak Konfrontacje, które w zamiarze mia³y<br />

promowaæ poetyck¹ Czêstochowê wraz z okolic¹,<br />

sta³y siê Konfrontacjami, które s¹ „pokazówk¹”<br />

dla ca³ego kraju i coraz bardziej marginalny<br />

jest niestety udzia³ twórców z regionu w<br />

Konfrontacjach. Nie mówi¹c o tym, ¿e nie znajduje<br />

zrozumienia potrzeba wprowadzenie kategorii<br />

regionalnej (dla twórców z Ziemi Czêstochowskiej)<br />

w Konkursie Poetyckim im. H. Poœwiatowskiej.<br />

I tak mity przenikaj¹ siê z przeinaczeniami.<br />

W³adys³aw E. Piekarski, Czêstochowa 2003<br />

Przypisy:<br />

*) Bibliografia Jana Lipiñskiego<br />

Publikacje ksi¹¿kowe:<br />

U progu: [wiersze] / Jan Lipiñski. - Czêstochowa: Zarz¹d<br />

Wojewódzki ZSMP, 1976. - 12 s. ; 21 cm<br />

Drobiny [arkusz poetycki] / Jan Stanis³aw Lipiñski. -<br />

Krosno KDK 1983<br />

Wchodzê w twoje jarzmo [wiersze] / Jan Stanis³aw Lipiñski.<br />

- Krosno, Korespondencyjny Klub M³odych Pisarz<br />

Pogórze, 1983<br />

Obrêcze ognia: poezje / Jan Stanis³aw Lipiñski; oprac.<br />

graf. Zbigniew Hibsz. - Rzeszów: KAW, 1986 – 37, [3] s.; il.;<br />

20 cm<br />

Mam ten gest: [aforyzmy] / Jan Stanis³aw Lipiñski. - Rzeszów:<br />

”Raf”, 1996 . – 35 s.; 15 cm<br />

Wszystko dla idei! Jan Stanis³aw Lipiñski; z rysunkami<br />

Zygmunta Pytlika. - Kraków; Krosno: „Miniatura” nak³. Wydzia³u<br />

Kultury Urzêdu Wojewódzkiego, 1989. – 47 s. : il.; 12<br />

cm<br />

Publikacje w edycjach zbiorowych:<br />

Aforyzmy / Jan Lipiñski // Spektrum - Almanach £ódzkiej<br />

Grupy Unii Polskich Pisarzy Medyków 1978 red. J. Poradecki<br />

s.103-105<br />

Antologia: „Fraszki polskie” oprac. Józef Bu³atowicz,<br />

Kêty, Antyk 2002<br />

Antologia „Ksiêga aforystyki polskiej XXI wieku: potêga<br />

myœli” oprac. Danuta i W³odzimierz Mas³owscy, Katowice,<br />

Videograf II Sp. z o.o 2002<br />

pomnik; swat; wesele; [wiersze] / Jan Lipiñski // w M³ody<br />

Œl¹sk Literacki. Almanach poezji i prozy; Wydawnictwo<br />

„Œl¹sk” 1975 s. 57-59<br />

*** (ponios³y mnie chmury); W têtnicach moich; [wiersze]<br />

/ Jan Lipiñski //. - Spektrum - Almanach £ódzkiej<br />

Grupy Unii Polskich Pisarzy Medyków 1978 red. J. Poradecki<br />

s.101-102<br />

Wiersze. Konfrontacje. Czêstochowa 1978 s. 20-21<br />

Wiersze. Almanach poezji m³odych. Czêstochowa 1982<br />

r s.20 -<strong>23</strong><br />

[wiersze] Poetycka Czêstochowa (wraz z okolicami)<br />

1945-2005 Cz. 2 / red. W³adys³aw Edward Piekarski. -<br />

Czêstochowa 2006 (w druku)<br />

Publikacje prasowe:<br />

Aforyzmy / Jan Lipiñski // Kamena. - 1975, <strong>nr</strong> 10, s. 16<br />

Czas przemijania; Pytam; Droga: [wiersze] / Jan Lipiñski<br />

// Nad Wart¹. - 1973, <strong>nr</strong> 6, s. 6<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

9


10<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

Droga; Nic daremnym nie by³o w tej drodze: [ wiersze] /<br />

Jan Lipiñski // Tygodnik Kulturalny. - 1973, <strong>nr</strong> 29, s. 7<br />

Gdzie siê dwóch bije...; Na ¿yciowy teatr; A szkoda; Wieñczonemu:<br />

[wiersze] / Jan Lipiñski // Student. - 1973, <strong>nr</strong> 10, s.<br />

16<br />

Granica [wiersz]. / Jan Lipiñski // G³os Nauczycielski. -<br />

1971, <strong>nr</strong> 29, s. 12<br />

Muzyka : [wiersz] / Jan Lipiñski // Nadodrze. - 1972, <strong>nr</strong><br />

17, s. 8<br />

Myœli nieczyste: [aforyzmy] / Jan Lipiñski // Informator<br />

Kulturalny Województwa Czêstochowskiego. - 1981, <strong>nr</strong> 1, s.<br />

13-16<br />

Myœli podkasane / Jan Lipiñski // S³u¿ba Zdrowia. -<br />

1976, <strong>nr</strong> 28, s. 6<br />

Myœli takie sobie / Jan Lipiñski // G³os Nauczycielski. -<br />

1976, <strong>nr</strong> 3, s. 12<br />

O pomnikach; Nagrobek utalentowanego; Myœli: [wiersze]<br />

/ Jan Lipiñski // S³u¿ba Zdrowia. - 1976, <strong>nr</strong> 20, s. 6<br />

Pewnik; Firmowy znak; Przestroga; Gdzie siê dwóch<br />

bije...; Kto daje i odbiera; Na chirurga: [wiersze] / Jan Lipiñski<br />

// S³u¿ba Zdrowia. - 1973, <strong>nr</strong> 32, s. 6<br />

Pod Mokr¹: [wiersz] / Jan Lipiñski // Nad Wart¹. - 1972,<br />

<strong>nr</strong> 4, s. 3<br />

Pomnik: [wiersz] / Jan Lipiñski // S³u¿ba Zdrowia. -<br />

1976, <strong>nr</strong> 47, s. 6<br />

Przyczyna; Pewnik: [wiersz] / Jan Lipiñski // Barwy. -<br />

1978, <strong>nr</strong> 11, s. 16<br />

Pytanie; O Ewie; O pomnikach: [wiersze] / Jan Lipiñski //<br />

Barwy - 1979, <strong>nr</strong> 2, s. 16<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Z³udzenie; Erotyk; Do przyjació³; Moja poezja; Fraszki :<br />

[wiersze] / Jan Lipiñski // Informator Kulturalny Województwa<br />

Czêstochowskiego.- 1978, <strong>nr</strong> 3, s. 13-15<br />

Znak firmowy; Teatr; Wieñczonemu: [wiersze] / Jan Lipiñski<br />

// Nadodrze. - 1973, <strong>nr</strong> 10, s. 16<br />

*** (znów ci, których dzieli);*** (moja rzeka umiejscowiona<br />

w przestrzeni): [wiersze] / Jan Lipiñski // Nad Wart¹.<br />

- 1977, <strong>nr</strong> 12, s. 6<br />

Ponadto w niektórych bibliografiach podaje siê, ¿e<br />

publikowa³ m.in. w „Karuzeli”, „Prometeju”, „Studencie”,<br />

„Sigmie”, „Zielonym Sztandarze”,,,Nowym Medyku”, „Trybunie<br />

Robotniczej”, lecz nie dokumentuje siê tytu³ami i<br />

datami.<br />

Opracowania i wybrane teksty o twórczoœci autora:<br />

Literaci zwi¹zani z Ziemi¹ Czêstochowsk¹ S³ownik Bibliograficzny<br />

/ Halina Swaton // Kwartalnik Metodyczny<br />

WiMBP im. dr W³. Biegañskiego Nr.1-2(37-38) 1985<br />

Proza. / Tadeusz Gierymski // Informator Kulturalny<br />

Województwa Czêstochowskiego 1981 <strong>nr</strong> 1.<br />

S³ownik biobibliograficzny twóræow literatury zwi¹zanych<br />

z Ziemi¹ Czêstochowsk¹ (wraz z okolicami) / W³adys³aw<br />

Edward Piekarski, Zbigniew Stañczyk // Wydawnictwo<br />

„Wikstan” Czêstochowa 2006.<br />

W³adys³aw E. Piekarski<br />

Od Autora<br />

Jest to fragment przygotowywanej do druku ksi¹¿ki<br />

pt. „Czêstochowskie grupy i grupki literackie XX i pierwszej<br />

dekady XXI wieku”.<br />

Pomnik W³adys³awa Seby³y w K³obucku -<br />

g³az z tablic¹ upamiêtniaj¹cy W³adys³awa Seby³ê, poetê, ¿o³nierza Wrzeœnia`39, wiêŸnia Starobielska.<br />

Zgin¹³ w Piatichatkach w kwietniu 1940 roku. G³az ods³oniêty w 80 rocznicê jego urodzin.<br />

czêstochowski magazyn literacki


JERZY HUTEK<br />

Militaryzacja sumieñ<br />

Jerzy Hutek - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />

Od kilku lat wszyscy, bez wyj¹tku, jesteœmy poddawani<br />

wielkiej obróbce sumieñ. I choæ ma³o kto zwraca<br />

na to uwagê, powoli acz systematycznie s¹czy siê do<br />

naszych mózgów i serc potworna propaganda wojny<br />

czyli zabijania bliŸniego. Przesadzam? Nie myœlê ¿e tak –<br />

jak mawia zaprzyjaŸniona ze mn¹ Angielka.<br />

Zwróæmy uwagê, ¿e w naszych domowych telwizorach<br />

codziennie na kilku kana³ach Discovery, ale nie tylko<br />

na Discovery, pokazywane s¹ filmy i programy o<br />

uzbrojeniu czyli o narzêdziach uœmiercania. Oto co i rusz<br />

jakiœ facet postury wykidaj³y pokazuje nam nowe karabiny,<br />

rêczne granatniki przeciwpancerne, informuj¹c nas<br />

tkliwie, ¿e demonstrowane urz¹dzenie: „likwiduje cel<br />

przy pierwszym strzale”. Ale nie mówi, ¿e tym celem<br />

jest cz³owiek czyli bliŸni, czyli ka¿dy z nas. Dla niedowiarków<br />

nastêpuje demonstracja. Prezenter-wikidaj³o zasadza<br />

siê do karabinu i strzela do du¿ych betonowych<br />

bloczków, które rozbryzguj¹ siê na kawa³ki. ¯eby zaœ<br />

przekonaæ upartych pacyfistów, wikidaj³o-prezenter strzela<br />

do arbuza, z którego zostaje jedynie œmieszny kawa-<br />

³eczek.<br />

Nastêpnego dnia mamy program o po¿ytkach p³yn¹cych<br />

z u¿ycia ma³ej rakietki i zaraz widzimy jak to<br />

maleñstwo wystrzelone z helikoptera przebija masywny<br />

czo³g - jak wyka³aczka przebija kandyzowan¹ wisienkê.Wtedy<br />

prowadz¹cy program uœmiecha sie dwuznacznie<br />

i mówi, ¿e je¿eli w czo³gu s¹ jacyœ ¿o³nierze, to<br />

oczywiœcie zostan¹ unieszkodliwieni. Zwróæmy uwagê:<br />

nie zabici, nie zmasakrowani ale unieszkodliwieni...<br />

S¹ te¿ programy zajmuj¹ce siê rankigiem najlepszych<br />

czo³gów, ³odzi podwodnych, samolotów, torped i wielu<br />

innych fajnych zabawek za miliardy.<br />

Ostatnio mo¿na by³o obejrzeæ na Discovery najnowszy<br />

film o wojnie polsko - niemieckiej 1939 roku. Ale<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

FELIETONY<br />

jego autorzy nie skupili siê na niemieckiej agresji, nie<br />

interesowa³a ich potwornoœæ niemieckich bombardowañ<br />

polskich miast i wsi. Skupili siê na strategii i taktyce. I<br />

opowiadali jakie to manewry wykonywali Niemcy a jakie<br />

Polacy. Beznamiêtnie, spokojnie, jakby to by³ film o<br />

wojnach punickich albo o wojnie tzrydziestoletniej.<br />

S¹ zatem programy o zabijaniu ale nie ma ¿adnego<br />

programu jak chroniæ siê przed kul¹, rakietk¹, helikopterem<br />

czy bomb¹ penetruj¹c¹.<br />

Dlaczego tak? Bo chodzi o to, ¿eby œwiat przesta³ baæ<br />

siê wojny. Mo¿ni tego œwiata chc¹, aby zwyk³y cz³owiek<br />

wojny siê nie ba³ a nawet polubi³ j¹. To dlatego Amerykanie<br />

ostro cenzuruj¹ zdjêcia, filmy i teksty o tym jak<br />

zostaj¹ okaleczeni lub zabici ich ¿o³nierze w Iraku i Afganistanie.<br />

Wojna staje siê powoli dobrowolnym zajêciem<br />

fajnych ch³opaków, którzy za ma³e pieni¹dze daleko od<br />

domu gotowi s¹ zabijaæ i gin¹æ w obronie interesów amerykañskich<br />

koncernów.<br />

To siê nazywa militaryzm, a telewizje s¹ jego s³ugusami.<br />

Czy czyni¹ to za pieni¹dze czy ze zwyk³ej g³upoty<br />

jest ju¿ spraw¹ drugorzêdn¹.<br />

Najwy¿sza ju¿ pora zakazaæ propagandy militaryzmu.<br />

Czas, aby pos³owie (najpeweniej lewicy) wnieœli pod<br />

obrady Sejmu ustawê zakazuj¹c¹ propagandy zabijania,<br />

tak jak zakazana jest propaganda alkoholu, papierosów,<br />

narkotyków i p³atnego seksu.<br />

Jerzy Hutek<br />

Fotografia: Monika Psiuk<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

11


12<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

TADEUSZ CHABROWSKI<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Œwiat³a i highweje (2)<br />

Pierwszy poranek w Pensylwanii by³ pe³en niespodzianek.<br />

Wsta³em ze wszystkimi o szóstej rano, ale tych „wszystkich”<br />

by³a ma³a garstka, tylko trzech ojców i trzech braci.<br />

By³em wiêc siódemk¹, magiczn¹ cyfr¹. Czy mia³o to coœ<br />

oznaczaæ? Zwiastowaæ? Podczas rozmyœlania w ma³ej ka<strong>pl</strong>iczce,<br />

przerobionej z jednej z szeœciu sypialni farmerskiego<br />

domu, rozwa¿a³em znaczenie tego symbolu. Z Apoka<strong>pl</strong>isy<br />

œw. Jana pamiêta³em siedem koœcio³ów, do których Aposto³<br />

adresowa³ swój tajemniczy dokument; siedem pieczêci, którymi<br />

ksiêga zosta³a zapieczêtowana; siedem darów Ducha<br />

œw., które mog¹ upiêkszyæ nasze wnêtrze; siedem cnót teologicznych,<br />

do których scholastycy do³¹czyli wiarê, nadziejê<br />

i mi³oœæ; siedem grzechów g³ównych, ³¹cznie z pych¹, chciwoœci¹,<br />

gniewem i lenistwem i siedem sakramentów Koœcio³a,<br />

z których piêæ nacechowa³o ju¿ moje ¿ycie: chrzest,<br />

bierzmowanie, sakarament o³tarza, sakrament pokuty i kap³añstwo.<br />

Przeorem klasztoru by³ ojciec Stanis³aw Nowak, brat ojca<br />

Ludwika Nowaka, genera³a zakonu. Nie mog³em sobie wyobraziæ<br />

wiêkszego kontrastu miêdzy rodzeñstwem. Ojciec<br />

Stanis³aw, starszy od swego brata o siedem lat, drobnej budowy<br />

i niskiego wzrostu by³ w porównaniu ze swoim bratem<br />

ma³¹ kruszynk¹. Lekko przygarbiony, ze szpakowatymi w³osami,<br />

wygl¹da³ jak œredniowieczny asceta ¿ywcem wyjêty z<br />

koœcielnego drzeworytu. Budz¹c zarazem sympatiê i nieokreœlony<br />

lêk jednoczeœnie promieniowa³ czymœ, co maj¹ w<br />

sobie potencjalni kandydaci na o³tarze. Ojciec Ludwik, jego<br />

brat, by³ prawie dwukrotnie wy¿szy. Zbudowany atletycznie,<br />

z potê¿n¹ wyd³u¿on¹ g³ow¹ na mocnym karku i bardzo<br />

charakterystyczn¹ górn¹ warg¹, przykrywaj¹c¹ szcz¹tkow¹<br />

doln¹ szczêkê te¿ odznacza³ siê ascetycznym wygl¹dem,<br />

ale inaczej. Gêste siwe ³uki brwiowe i stalowy, przenikaj¹cy<br />

na wylot wzrok budzi³y respekt i trudno by³o z nim prowadziæ<br />

dyskusje na tematy zwi¹zane z Koœcio³em, paragrafami<br />

regu³ zakonnych lub wiar¹. By³ twardy i apodyktyczny.<br />

Moim idea³em, gdy by³em jeszcze ministrantem na Jasnej<br />

Górze, sta³ siê ich trzeci brat, Euzebiusz. By³ zupe³nym<br />

przeciwieñstwem obu braci. Na jego twarzy b³¹ka³ siê zawsze<br />

przyjazny uœmiech. Pomaga³ bliŸnim, potrafi³ znaleŸæ<br />

krzepi¹ce s³owo dla ka¿dego. Kiedy podczas fatalnej wycieczki<br />

do Oporowa utopi³ siê w tamtejszym jeziorze, w<br />

klasztorze przez kilka tygodni trwa³a ¿a³oba, a wielu ojców<br />

i braci nie mog³o pogodziæ sie z kapryœnym wydarzeniem<br />

losu. Oboje z matk¹ p³akaliœmy po nim jak po bliskim i<br />

kochanym krewnym.<br />

Tymczasem mój pierwszy dzieñ w Pensylwanii nabiera³<br />

tempa i mog³em po raz pierwszy rzuciæ okiem na miejsce, w<br />

którym siê nagle znalaz³em. By³a to ma³a dolinka, zagospodarowana<br />

przed laty przez amerykañskiego farmera Moylana (Gery)<br />

Chew. Jego przodkowie brali udzia³ w rewolucji i wielce zas³u-<br />

¿yli siê dla Filadelfii. Posiad³oœæ w powiecie Bucks County rozwi-<br />

Tadeusz Chabrowski - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />

ja³a siê w miarê jak „Geremu” przybywa³o potomstwa. Kilka<br />

zabudowañ by³o rozproszonych tu i tam, na u¿ytek œrednio<br />

zamo¿nego gospodarstwa. Teraz w szeœciopokojowym domu<br />

by³ego w³aœciciela mieszka³ ojciec przeor, ojciec Micha³ Zembrzuski<br />

i ojciec Piotr Zagrodzki. Ten ostatni by³ kap³anem z diecezji<br />

krakowskiej i podczas wojny wywieziono go do obozu w Dachau.<br />

Po wyzwoleniu obozu wyjecha³ do USA, pracowa³ w<br />

Nowym Jorku, a potem zamieszka³ w charakterze oblata w<br />

Doylestown.<br />

Dwaj bracia, Kazimierz i Marek, przyjechali za ojcem<br />

Micha³em z Wêgier, odbywszy przedtem dwuletni¹ kwarantannê<br />

w Rzymie. Brat Marek pe³ni³ funkcje koœcielnego, organisty<br />

i domowego chowu mechanika. Od razu zauwa¿y-<br />

³em, ¿e pali³ po cichu papierosy, ale swojej s³aboœci nie próbowa³<br />

maskowaæ przede mn¹. Czasami zbiera³o mu siê na<br />

dowcipy, z których sam œmia³ siê najg³oœniej. Mieszka³ z bratem<br />

Kazimierzem w s¹siednim domku, w którym mieœci³a<br />

siê te¿ przyklasztorna ka<strong>pl</strong>ica. Wszystkich, z wyj¹tkiem ojca<br />

Micha³a, spotyka³em tu po raz pierwszy. Stara³em siê zamieniæ<br />

z ka¿dym kilka s³ów i bardzo chcia³em sprawiæ jak najlepsze<br />

wra¿enie.<br />

Nowe okolicznoœci z miejsca przypad³y mi do gustu. To,<br />

¿e trzeba by³o chodziæ do jednego budynku na obiad, a jeszcze<br />

do innego na modlitwy, a jeszcze do trzeciego, by odprawiæ<br />

Mszê œwiêt¹, powodowa³o, ¿e mniej mi ci¹¿y³a monotonia<br />

¿ycia klasztornego. To absolutna rozkosz - wczesnym<br />

porankiem przejœæ dwieœcie czy trzysta metrów po<br />

œwie¿ym powietrzu, dotkn¹æ butem œniegu i spojrzeæ w niebo<br />

jak dnieje – myœla³em.<br />

Do ojca przeora musia³em siê zg³osiæ po habit i ksiê¿owski<br />

wystrój. Rano na rozmyœlaniu by³em w cywilnym ubra-<br />

czêstochowski magazyn literacki


niu. Ojciec Stanis³aw nie móg³ siê nadziwiæ, ¿e przyjecha³em<br />

bez habitu i bez osobistego baga¿u. Wypytywa³ na ró¿ne<br />

sposoby, jak to siê sta³o, ¿e nie zapakowa³em do walizki<br />

tuniki, szka<strong>pl</strong>erza i kaptura. W koñcu, marszcz¹c srogo czo³o,<br />

powiedzia³:<br />

- Mnich bez habitu, to tak jak zaj¹c w polu bez sierœci.<br />

Nie mia³em ochoty psuæ mu nastroju, spuœci³em po sobie<br />

uszy. Wkrótce mia³em siê dowiedzieæ, ¿e materia³ na<br />

habity w Stanach by³ tkany z cienkiej syntetycznej nitki zmieszanej<br />

z bawe³n¹. Taki habit by³ lekki, ³atwy do prania i noszenia.<br />

Wk³ada³o siê go tylko do mszy jak albê, podczas<br />

wspólnych modlitw w chórze i podczas posi³ku w refektarzu,<br />

ale te¿ nie zawsze. Ojciec przeor nie mia³ ¿adnego habitu<br />

w zapasie, skierowa³ mnie do brata Kazimierza.<br />

Ten okaza³ siê prawdziwym mnichem, umia³ szybko<br />

ustosunkowaæ siê do potrzeby bliŸniego.<br />

- U¿yczê ojcu jeden z moich habitów, za dwa, trzy dni<br />

Mary uszyje ojcu nowy.<br />

Zaskoczony jego ¿yczliwoœci¹ i bezpoœrednioœci¹, spyta³em:<br />

- A kto jest Mary?<br />

- Ach, to nasza kucharka, która gdy trzeba, umie te¿ szyæ<br />

i reperowaæ bieliznê – wyjaœni³.<br />

Przymierzy³em habit brata Kazimierza, ale bêd¹c niemal<br />

o g³owê od niego wy¿szy, wygl¹da³em w nim kuso i zabawnie.<br />

Podczas obiadu zwrócono na to uwagê i sta³em siê przedmiotem<br />

krotochwilnych dowcipów. Bawi³o mnie takie obmacywanie<br />

jêzykiem. By³em dla nich kimœ nieznanym, próbowali<br />

dopasowaæ mnie do siebie, nie zdawali sobie sprawy,<br />

¿e za tydzieñ lub dwa, kiedy oswojê siê z sytuacj¹, bêdê<br />

tryska³ w ich kierunku równie zabawanymi ripostami. Jako<br />

poeta mog³em dobrze na<strong>pl</strong>¹taæ w rozmowach prowadzonych<br />

przy stole.<br />

Po obiedzie pozna³em bli¿ej kucharkê Mary. By³a Irlandk¹<br />

z pochodzenia, dobrze ju¿ po piêdziesi¹tce, z twarz¹ i d³oñmi<br />

usianymi piegami i rudymi w³osami. Zwróci³em uwagê<br />

na jej szkliste oczy, wygl¹da³y jak po nieprzespanej nocy.<br />

Uœmiecha³a siê czêsto, darz¹c nas intensywn¹ kobiec¹ sympati¹.<br />

Sprawia³a wra¿enie, jakby ka¿dym z nas by³a zauroczona.<br />

By³a pierwsz¹ Irlandk¹, któr¹ spotka³em. Nie wiedzia³em<br />

jeszcze, dlaczego zwróci³em przede wszystkim uwagê na<br />

jej pochodzenie, a nie na to, ¿e urodzi³a siê w Ameryce i<br />

mówi poprawnie po angielsku.<br />

Chcia³em zobaczyæ jak najwiêcej z tego, co woko³o naszego<br />

„klasztoru” siê dzia³o, wiêc jeszcze tego samego dnia<br />

pojecha³em na ochotnika z bratem Markiem na pocztê.<br />

JeŸdzi³ starym gruchotem, granatowym fordem z 1952<br />

r., który musia³ ci¹gle reperowaæ i dolewaæ do niego oleju.<br />

Do Doylestown, powiatowego miasteczka Bucks County,<br />

by³o oko³o czterech mil. Poczta mieœci³a siê przy Broad Street,<br />

g³ównej ulicy, blisko stacji kolejowej, z której w ci¹gu<br />

godziny i siedmiu minut mo¿na by³o dojechaæ do Filadelfii.<br />

Po odbiór korespondencji poszliœmy z du¿ym workiem jak<br />

po m¹kê lub ziemniaki. Czêœæ listów, gazet, czasopism, reklam<br />

by³o upchniêto w skrytce pocztowej, (P.O. Box 151)<br />

a po paczki i listy polecone trzeba by³o zg³osiæ siê do urzêdnika<br />

w okienku.<br />

W powrotnej drodze zahaczyliœmy o centrum handlowe<br />

w Doylestown. Tam brat Marek zaopatrzy³ siê w paczkê<br />

Marlboro, ¿yletki i wazelinê do r¹k. W samochodzie wypali-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

liœmy po papierosie. Mój towarzysz by³ wyraŸnie zadowolony,<br />

¿e „puszczam dymka” i ¿e machorka z Cowboyem przypad³a<br />

mi go gustu.<br />

Worek z napisem US Mail, który przywieŸliœmy ze sob¹<br />

by³ tym razem zape³niony tylko do po³owy. Teraz nale¿a³o<br />

dokonaæ selekcji korespondencji, polegaj¹cej na tym, ¿e<br />

wszystkie personalne listy do ojców i braci sz³y do ojca przeora,<br />

a listy zaadresowane na sanktuarium do pani Heleny. Ta<br />

mia³a je przejrzeæ i wyj¹æ z nich pieni¹dze przeznaczone na<br />

msze œwiête, na klasztor i na inne wznios³e cele.<br />

Nastêpn¹ noc przespa³em ju¿ w domku farmerskim, w<br />

którym mieszkali koledzy z Polski, ojcowie Bazylii i Leon.<br />

Nie by³o ich jednak w domu, bo oboje zastêpowali przebywaj¹cych<br />

na wakcjach proboszczów w polskich parafiach w<br />

Shenandoah. Mieli pojawiæ siê z powrotem dopiero w poniedzia³ek<br />

lub we wtorek. Taka forma zatrudnienia zakonników,<br />

którzy nie maj¹ w³asnych parafii, jest czêsto praktykowana<br />

w Koœciele katolickim. Mog¹ zarobiæ w ten sposób na<br />

swoje utrzymanie.<br />

Dom, w którym spa³em teraz sam, sta³ na uboczu, strze-<br />

¿ony przez piêæ du¿ych drzew, trzy dwudziestometrowe<br />

k³uj¹ce œwierki i dwa rozlo¿yste graby. Ze wzglêdu na podmok³y<br />

teren i czêste deszcze do g³ównego wejœcia poprowadzono<br />

œcie¿kê wy³o¿on¹ p³askimi p³ytami z kamienia. Pod<br />

oknami ros³y krzewy, których nie potrafi³em zidentyfikowaæ.<br />

W pokojach panowa³ pó³mrok i wiejska cisza, przerywana<br />

tylko bzykaniem grzejnika upuszczaj¹cego z rur nadmiar pary.<br />

Pod³ogi by³y wys³ane grubymi dywanami, w których gromadzi³<br />

siê kurz. W ca³ym domu unosi³ siê md³awy zapach baraniej<br />

we³ny.<br />

Mia³em idealn¹ okazjê, ¿eby sprawdziæ jak to jest, kiedy<br />

siê siedzi i nic nie robi. Kiedy mo¿na zmusiæ swoje lenistwo<br />

do leniuchowania. Kiedy w oderwaniu od tego, co pozostawi³em<br />

za sob¹ w kraju, mog³em próbowaæ dostosowaæ siê<br />

do czegoœ nowego, zupe³nie nieokreœlonego, co by³o zwyk³¹<br />

ludzk¹ kro<strong>pl</strong>¹ potu kilku osób, do których przyjecha³em.<br />

Takiego stanu doskona³ej pró¿ni nie by³em jednak w stanie<br />

osi¹gn¹æ.<br />

Po kilku minutach mrocznej i bezdusznej ciszy moja<br />

wyobraŸnia, pozostawiona samej sobie, zaczê³a reagowaæ<br />

na szmery za oknem. P³oszy³y j¹ szelesty koszul ludzi dawno<br />

umar³ych, którzy kiedyœ tu mieszkali. Usiad³em w drewnianym<br />

fotelu, oszo³omiony zwyk³ym faktem, ¿e œciany które<br />

powinny mnie os³aniaæ, by³y mi obce. Mog³em mruczeæ lub<br />

wydzieraæ siê na ca³y g³os w ich drêtwym towarzystwie, nie<br />

unios³yby kotary, nie uchyli³y okna. Podbieg³em do drewnianych<br />

drzwi i z ca³ej si³y waln¹³em je piêœci¹ na wysokoœci<br />

mojej g³owy, tak dla zabawy, dla zaczepki, ¿eby spróbowa³y<br />

siê ze mn¹ podroczyæ. Skrzypnê³y w zawiasach, ale bez wiêkszego<br />

entuzjazmu do rozmowy ze mn¹.<br />

Przypomnia³em sobie powiedzenie Wittgensteina: Widzisz<br />

to, co chcesz zobaczyæ. I zacz¹³em sam z siebie œmiaæ<br />

siê, g³oœno, coraz g³oœniej. Okaza³o siê, ¿e rzeczywistoœæ, która<br />

mnie otacza³a, by³a cicha, uk³ada³a siê bezszelestnie do<br />

snu. To tylko mój umys³ by³ niespokojny, poszukiwa³ optycznych<br />

iluzji, ³owi³ zwidy, szuka³ cieni, których nie by³o.<br />

Tadeusz Chabrowski<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

13


14<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

WOJCIECH KAJTOCH<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Listy z Moskwy (3)<br />

Wojciech Kajtoch - foto Marek Lasyk.<br />

18.03.1986<br />

Przez ostatnie kilka dni wiod³em bardzo spokojny tryb<br />

¿ycia: gotowa³em, czyta³em ksi¹¿ki Strugackich (w sumie<br />

jakieœ 300 stron po rosyjsku), a gdy mi siê nudzi³o,<br />

szed³em pogadaæ do znajomych Rosjan itd. Wielce tu<br />

wspó³czuj¹ naszym przygodom z zaproszeniami i wyjazdami<br />

(rozpuœci³em ozór, gdzie mog³em). Mo¿e na skutek<br />

tego rozpuszczenia, a mo¿e na skutek wy¿szych decyzji<br />

oznajmiono nam, ¿e mo¿emy jednak was zaprosiæ. [...]<br />

A propos - wiesz jak nas nazywaj¹? - "dekabryœci"', bo<br />

siedzimy tu i ani wyjechaæ, ani zaprosiæ.<br />

Ze zdrowiem jest lepiej. Warzê sobie kaszki, kupi³em<br />

owsiankê, gotujê miêsiwo, staram siê nie denerwowaæ.<br />

W wyniku czego mnie nie boli. Ze zdenerwowaniem<br />

niestety tak znowu dobrze nie jest. Ci¹g³e wisi sprawa<br />

ksi¹¿ki. Byliœmy ostatnio u P. (by³ tam równie¿ W., Misiorny<br />

i jeszcze jeden goœæ z Polski. W. uderzy³a do g³owy<br />

sodowa woda po wyborze na wiceprezesa. Trudno - by³<br />

ch. i ch. pozostanie. Tylko Antolek pozosta³ z utartym<br />

nosem, myœla³, ¿e W. to nadal jego kumpel z redakcji i<br />

bêdzie z nim normalnie, nie "oficjalnie” rozmawia³). Sprawa<br />

stanê³a na takim punkcie, ¿e niestety wycofaæ siê nie<br />

mogê. Trzeba bêdzie rzecz robiæ na podstawie materia³u<br />

moskiewskiego... Za to poszerzy³a siê formu³a - sprawa<br />

ma byæ bardziej ogólna, ot, opis, jak tu ludzie ¿yj¹. Za<strong>pl</strong>anowa³em<br />

zrobiæ dwa du¿e reporta¿e po 20 stron. O<br />

polonistyce moskiewskiej i o takiej spó³dzielni fotograficznej,<br />

gdzie wprowadzaj¹ w ¿ycie tzw. "eksperyment<br />

ekonomiczny". W zwi¹zku z tym przygotowujê sobie listê<br />

¿¹dañ dla P. I tak w tym roku za Strugackich siê nie<br />

(trzeci fragment powieœci epistolarnej)<br />

wezmê.<br />

No i có¿ - po trzytygodniowym "drzemaniu" budzê<br />

siê do ¿ycia. Trzeba zadzwoniæ do znajomych, zrobiæ<br />

notatkê do "Pisma...", ruszyæ wszystkie sprawy. Zamierzam<br />

ruszyæ z kopyta, bo liczê na to, ¿e za³atwisz mi<br />

ma³y urlopik.<br />

I to na razie tyle. Przepraszam za zwiêz³oœæ, ale zale¿y<br />

mi na czasie, list wysy³am ekspresem.<br />

22.03.1986<br />

Ano wszystko wraca do normy. Przez ten tydzieñ przeczyta³em<br />

powieœæ Strugackich, zadzwoni³em do wszystkich<br />

znajomych, z którymi przerwa³em kontakty, pobada³em siê<br />

w poliklinice, sporo obcowa³em towarzysko, poszukuj¹c<br />

kontaktów, no i uda³o mi siê przekonaæ siebie do koniecznoœci<br />

robienia tych reporta¿y i u³o¿yæ <strong>pl</strong>an postêpowania.<br />

Ale zacznijmy od pocz¹tku:<br />

1) Sprawy naszych kontaktów maja siê nastêpuj¹co.<br />

Otó¿ wiadomoœæ o mo¿liwoœci zaproszenia do Moskwy<br />

okaza³a siê fa³szywa, niestety odmówiono nam jednak i<br />

to z zaznaczeniem, ¿e do koñca roku akademickiego to<br />

niemo¿liwe? Natomiast ju¿ ok. 25 kwietnia bêdê w domu<br />

i to na ca³e dwa tygodnie. [...] Dowiedzia³em siê tak¿e, ¿e<br />

mam mo¿liwoœæ krótkich wyjazdów piêciodniowych (w<br />

czasie wolnym od nauki)! Tylko, ¿e koszt jednego wyniesie<br />

ok. stu rubli (trzeba wtedy lecieæ samolotem). List<br />

zatem znowu wyœlê ekspresem. Przypominam równie¿<br />

o sprawach handlowych<br />

2) Co jest z tymi reporta¿ami. Otó¿ zaznaczy³em Ci<br />

w poprzednim liœcie, ¿e wymiganie siê okaza³o siê niemo¿ebnym.<br />

Kiedy w trakcie rozmowy z W. i P. bardzo,<br />

bardzo delikatnie b¹kn¹³em, ¿e jestem chory i dopóki siê<br />

nie wyleczê nie bêdê móg³ jeŸdziæ, a wyleczê siê nieprêdko<br />

- gêba P. przybra³a na mgnienie oka taki wyraz,<br />

który mo¿na porównaæ chyba tylko z wyrazem mordy<br />

wœciek³ego buldoga. Uczciwszy, ¿e parê zdañ wczeœniej<br />

dowiedzia³em siê oficjalnie, ¿e rzecz za³atwiono na szczeblu<br />

wydzia³u Kultury KC i ambasady (wiêc i ministerstwa)<br />

nie pozosta³o mi nic innego, ni¿ dodaæ, ¿e mogê<br />

przecie¿ braæ udzia³ w imprezie nie wyje¿d¿aj¹c z Moskwy.<br />

No i co zrobiê: po pierwsze napiszê o tutejszej<br />

polonistyce, potem o takiej ma³ej spó³dzielni fotograficznej,<br />

o najm³odszych poetach z pomoc¹ B. (zaniepokojony<br />

moim przed³u¿aj¹cym siê milczeniem, przys³a³ mi w<br />

koñcu karteczkê z zapytaniem, co siê dzieje) mo¿e te¿<br />

uda mi siê pojechaæ do fabryki "Kamazów" (wielkie ciê-<br />

¿arówy) na Bia³orusi. Pozna³em bowiem jednego in¿yniera,<br />

który studiuje u nas zaocznie.<br />

Popatrz jaki to typ - pochodzi z Kaukazu, na wsi siê<br />

czêstochowski magazyn literacki


urodzi³. W rodzinie ich by³o szeœcioro - trzy siostry i trzech<br />

braci. Matka by³a córk¹ znanego wioskowego ku³aka, a<br />

ojciec przekonanym komunist¹ - jako 12-letniego, g³oduj¹cego<br />

ch³opaka spotka³ tego ojca w polu oddzia³ czerwonych<br />

partyzantów i odstêpuj¹c przed ko³czakowcami<br />

po prostu z sob¹ wzi¹³. Wróci³ on potem do rodzinnej<br />

wioski. Przeprowadza³ kolektywizacjê, wsi¹k³ w 37-mym.<br />

Maksym opowiada³ mi, jak ¿yje przeciêtny in¿ynier -<br />

tj. on. Maj¹c lat 24 o¿eni³ siê. ¯ona by³a na pierwszym<br />

roku. Ukoñczy³ wkrótce politechnikê, od razu dosta³ skierowanie<br />

do zak³adu pracy i pokój w „obszcze¿iti”. Potem,<br />

po trzech miesi¹cach zakwaterowanie w „rodzinnym"<br />

hotelu (¿ona przenios³a siê na wydzia³ zaoczny).<br />

Po trzech latach - dwupokojowe mieszkanie. ¯yj¹ sobie<br />

spokojnie z dwójk¹ dzieci, zarabiaj¹ razem ok. 350 - 400<br />

rubli. ¯onka jest dyrektorem przedszkola. Maksym ostatnio<br />

zacz¹³ pisaæ do gazety zak³adowej, potem napisa³<br />

sztukê, no i studiuje w Instytucie.<br />

Chce napisaæ wielk¹ powieœæ o historii swojej rodziny.<br />

Zosta³a w wiêkszoœci na wsi, na Kaukazie - s¹ lekarzami,<br />

nauczycielami itd. Opowiada³ bardzo ciekawe rzeczy.<br />

Np. jak siê u nich buduje domy (ko³choz daje materia³<br />

i maszyny praktycznie za darmo, a potem rodzina<br />

w 6-8 ch³opa w ci¹gu paru miesiêcy stawia piêtrowego<br />

murowañca), albo jak wygl¹da praca w takim „Kamazie",<br />

jak to zak³ad organizuje sobie gospodarstwo rolne, buduje<br />

w ko³chozach domy (poniewa¿ ludzie masowo odchodziliby,<br />

teraz proponuje siê wszystko - ³¹cznie z domem,<br />

krow¹, dzia³k¹), wykorzystuj¹c ludzi zbêdnych w<br />

produkcji. Potem - jakie by³y u nich porz¹dki przed Gorbaczowem<br />

(np. wystarczy³o wykonaæ tylko finansowy<br />

<strong>pl</strong>an produkcji, bez przestrzegania asortymentu; ³atwo<br />

sobie wyobraziæ skutki) i jak jest teraz. No i obieca³, ¿e<br />

jak przyjadê, to nie tylko mi wszystko na miejscu poka-<br />

¿e, ale i ugoœci kaszk¹ i gotowanym miêsem. Napali³em<br />

siê do wyjazdu.<br />

Prócz tego pozna³em drugiego interesuj¹cego faceta,<br />

z Nalczika, z Kaukazu. Pracuje tam w ministerstwie kultury<br />

i sztuki, równie¿ da³ adres i obieca³ wiele rzeczy<br />

pokazaæ. Jakoœ to mo¿e pójdzie? Ju¿ dziœ zaczynam konkretn¹<br />

pracê, nad pierwszym reporta¿em - bêdê ods³uchiwa³<br />

co ciekawsze fragmenty nagranej dyskusji ze studentami.<br />

3) Zrobi³em sobie te¿ dalsze <strong>pl</strong>any. Po pierwsze mam<br />

coraz to wiêcej nowych ksi¹¿ek Strugackich. Kosztuje<br />

mnie to grosze (wymieniam na powieœci historyczne,<br />

zakupione w "Kni¿noj ³awkie"), no i czytam te ksi¹¿ki<br />

praktycznie bez trudnoœci jêzykowych. Bardzo mnie to<br />

cieszy. Tylko, czy zd¹¿ê potem zebraæ pozosta³y materia³?<br />

Nie wiem. W poniedzia³ek zaproponujê P., ¿eby czêœæ<br />

prac czysto technicznych wykona³a za mnie biblioteka<br />

Zwi¹zku, (bibliografia wycinki...). Je¿eli to wyjdzie, mogê<br />

byæ dobrej myœli. Ostatnio dosta³em wiadomoœæ o nowych<br />

kilku ksi¹¿kach. W tym o kom<strong>pl</strong>ecie czasopisma "Znanje-<br />

Si³a", z którym mia³em kiedyœ tyle przygód. Ubi³em równie¿<br />

trochê interesów z kolegami, których ksi¹¿ki zostan¹<br />

przet³umaczone w Polsce. Zaproponowa³em, ¿e w zamian<br />

za kom<strong>pl</strong>et ksi¹¿ek i wa¿niejszych wycinków prasowych<br />

s³u¿ê artyku³em ogólnym, albo nawet s³owem wstêpnym<br />

(o ile uda siê za³atwiæ z wydawnictwem). Zobaczymy i to.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

Natomiast mam pewien, niepokoj¹cy sygna³ z "Literatury<br />

Radzieckiej”. Moja interpretacja jednego z opowiadañ<br />

(Rasputina) siê nie spodoba³a. Ale to przecie¿ nie moja<br />

wina, ¿e goœæ opowiada w gruncie rzeczy historiê spróbowania<br />

jab³ka, i naprawdê nie moja to wina, ¿e oni tutaj<br />

"walcz¹ z religi¹"? To niech cholera dobieraj¹ inne opowiadania.<br />

Ale to na razie tylko przypuszczenia. Zobaczê w<br />

poniedzia³ek, kiedy zadzwoniê. Ale chyba na pewno chodzi<br />

o to. Kiepsko i z Wysockim.<br />

I co tam dalej?<br />

Przede wszystkim w Moskwie piêkna pogoda. S³oñce<br />

œwieci ju¿ ca³y tydzieñ, zimowe rzeczy zatem wypra-<br />

³em i z³o¿y³em w szafie i przeszed³em na ubiór wiosenno-letni.<br />

W³osy mi wyros³y jeszcze bardziej, zapuœci³em<br />

têgie bakenbardy, mówi³, mi Pietia K., ¿e wygl¹dam jak<br />

angielski marynarz z XVIII wieku. Zdrowie œrednio - k³opotów<br />

z ¿o³¹dkiem i bólów w¹troby ostatnio (jak na pocz¹tku<br />

zaznaczy³em) - nie mam. Za to trochê boli mnie<br />

gard³o.<br />

Rozchwieruta³o siê i poczucie czasu. Ja zwykle œpiê<br />

w dzieñ, a pracujê b¹dŸ gadam w nocy. Np. ostatni¹ spêdzi³em<br />

na szeœciogodzinnej dyskusji z Baszyrowem: najpierw<br />

o teorii wiersza, potem o wymienianiu siê ksi¹¿kami,<br />

co jest tutaj ca³¹ sztuk¹, i pasj¹. Baszyrow opowiada³<br />

z rozanielon¹ gêb¹, jak to w domu siedzi sobie w pokoju<br />

obstawionym ksi¹¿kami (ma samych s³owników 40 tomów<br />

- jego ¿ona zajmuje siê artystycznym robieniem na<br />

drutach i mo¿e zarobiæ ok. 1000 rubli miesiêcznie, jest<br />

wiêc za co kupowaæ ksi¹¿ki) i od czasu do czasu sobie je<br />

przestawia. Na koñcu przeszliœmy do roli jednostki w historii<br />

i zastanowiliœmy siê, czy Polska by³aby w stanie spolonizowaæ<br />

Ukrainê, jeœli by nie by³o rozbiorów. Prócz tego<br />

ostatnio znajomi (zw³aszcza zaocznicy wykorzystuj¹ mnie<br />

w roli psychoterapeuty. Przychodz¹, zwierzaj¹ siê, a ja<br />

psia koœæ muszê s³uchaæ, bo przecie¿ nie wypada mi przerwaæ<br />

dyskusji. I tak, siê ¿yje powoluteñku. Bardzo zmartwi³em<br />

siê wiadomoœci¹ o podwy¿ce cen, bo obliczy³em,<br />

¿e braknie Ci do pierwszego dwa tysi¹ce z³otych. Niezbyt<br />

to - w naszej sytuacji – pocieszaj¹ce.<br />

26.03.1986<br />

Piszê do Ciebie o dosyæ dziwnej porze (jest 3-cia w<br />

nocy) i list jest w nietypowej kopercie — ale tak siê z³o¿y³o,<br />

¿e jutro dam go panu W., ¿eby go z sob¹ zabra³, a zaczyta-<br />

³em siê nieco. Innych nierosyjskich kopert nie posiadam.<br />

Co nowego - ano niewiele. Niedzielê spêdzi³em nad<br />

reporta¿em o studentach. Rzuci³em na papier to, co mia-<br />

³em na taœmie, u³o¿y³em sobie spis problemów do dodatkowego<br />

rozstrzygniêcia, zadzwoni³em póŸniej we wszystkie<br />

miejsca, gdzie powinienem, poumawia³em siê. Prócz tego<br />

przeczyta³em nastêpn¹ powieœæ Strugackich. Pokupowa-<br />

³em tak¿e nieco ksi¹¿ek, odebra³em pieni¹dze. Postanowi-<br />

³em od³o¿yæ na ksi¹¿eczkê 100 rubli, w wyniku czego na<br />

jedzenie pozostanie mi 60, co powinno starczyæ, bo niewiele<br />

w ogóle jem.<br />

Bra³em te¿ udzia³ w tzw. knigoobmienie. Ksi¹¿ek tutaj<br />

drukuj¹ - w stosunku do potrzeb - niewiele. Spekulacja jest<br />

zabroniona, wiêc wiara na potêgê wymienia posiadane<br />

wydania. Zauwa¿y³em na wystawie ksi¹¿kê Strugackich,<br />

której nie mia³em, wszed³em tam, gdzie siê odbywa ów<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

15


16<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

proceder razem z przyjació³mi i siê zaczê³o. Powoli wyci¹gasz<br />

z teczki posiadane dobra i proponujesz sprzedawczyni.<br />

Ta krêci g³ow¹ - dodajesz jeszcze. Potem siê nie zgadzasz<br />

- to ona spuszcza z tonu, a wko³o stoj¹ kibice i doradzaj¹:<br />

„Riebiata, czto¿ wy die³ajetie! Wied’ nie odin magazin<br />

w Maskwie!” (to, jeœli robisz g³upstwo), albo uœmiechaj¹ siê,<br />

jeœli g³upstwo robi sprzedawczyni. Przy okazji pozna³em siê<br />

z jednym typkiem – knigolubem. S¹dzê, ¿e do koñca tego<br />

roku akademickiego bêdê mia³ zebrane wszystkie wa¿niejsze<br />

ksi¹¿ki Strugackich.<br />

Wyjaœni³a siê te¿ sprawa w "Literaturze Radzieckiej". Nic<br />

powa¿nego, nie kapnêli siê, tylko jedna z redaktorek nie<br />

zna³a tradycji Rousseau i nie rozumia³a, w czym rzecz w<br />

przeciwstawieniu Natury i Kultury.<br />

Ze zdrowiem nieŸle. Co prawda ciê¿ko prze¿y³em znowu<br />

zjedzenie œwie¿ej bu³ki, ale oby³o siê bez bólu.<br />

27.03.1986<br />

W ci¹gu ostatnich dwu dni odby³em dwa wa¿ne rozmowy<br />

po których uzyska³em jasnoœæ co do swojej sytuacji.<br />

Po pierwsze z lekarzem. Otó¿ po bardzo dok³adnym<br />

obmacaniu mnie i bardzo dok³adnym wypytaniu siê o<br />

historie moich wszystkich chorób stwierdzi³, co nastêpuje.<br />

Po pierwsze mam zapalenie woreczka ¿ó³ciowego<br />

(cholecistid - w tej chwili w stadium chronicznym chyba,<br />

bo nie boli). Po drugie jest jakiœ stan zapalny w w¹trobie,<br />

bo jest powiêkszona. A - cholera - wszyscy mówili, ¿e<br />

nie. Po trzecie naznaczy³ mi olbrzymi¹ iloœæ ró¿nych dziwnych<br />

badañ (np. ultradŸwiêkami) i zaproponowa³ pobyt<br />

w szpitalu celem przeprowadzenia dok³adniejszych. Ma<br />

to trwaæ do jakiœ trzech tygodni i chyba siê zdecydujê w<br />

maju, bo po raz pierwszy ktoœ potraktowa³ mnie powa¿nie.<br />

[...] Tak wiêc "¿yciowy" program pobytu siê okreœli³.<br />

Po prostu bêdê siê leczy³.<br />

Co do programu "merytorycznego" te¿ uzyska³em jasnoœæ.<br />

Gada³em mianowicie z P. Uœwiadomi³em mu mój stan zdrowia,<br />

a przede wszystkim dowiedzia³em siê, ¿e na reporta¿ach<br />

zale¿y stronie polskiej i ¿e to jest w ogóle nasz pomys³. Oczywiœcie<br />

zmienia to sytuacjê. Nasi nie p³ac¹, wiêc mog¹ mnie w<br />

d. poca³owaæ. Przy czym s¹dzê, ¿e Zygmuntowi W. bêdzie<br />

³atwo wyt³umaczyæ, ¿e nie jestem dziennikarzem, a krytykiem.<br />

W dodatku jeœli zale¿y na tym stronie polskiej, to ca³kiem inaczej<br />

wygl¹da sprawa honorarium, mo¿liwoœci druku itd. Z czystym<br />

sumieniem zatem sprawê olewam i biorê siê za Strugackich,<br />

których sprzedaæ mi bêdzie ³atwiutko.<br />

Szkoda tylko, ¿e traci³em miesi¹c czasu na choroby (to<br />

niestety by³o niezale¿ne) i korowody. Ju¿ za to, ¿e nie porozmawiano<br />

ze mn¹ normalnie i po ludzku, i za to, ¿e w³aœciwym<br />

rozmówc¹ by³ P. nale¿y siê im ca³usek tam, gdzie<br />

"me <strong>pl</strong>ecy szlachetne swoje miano trac¹". Pytanie. Czy P.,<br />

mówi¹c wprost, kto jest tu pomys³odawc¹ - nie k³ama³? Otó¿<br />

nie s¹dzê. W trakcie rozmowy bowiem zaproponowa³em<br />

aby „w zamian" w czasie, gdy ja bêdê pracowa³ nad reporta¿ami,<br />

udzielono mi pomocy przy wykonywaniu czysto<br />

technicznych przygotowañ do pracy nad Strugackimi (bibliografia,<br />

wycinki) – P. siê nie zgodzi³. Gdyby mu zale¿a³o,<br />

to by siê zgodzi³.<br />

I to by by³o najwa¿niejsze. Prócz tego podziêbi³em siê<br />

trochê, koñczê czytaæ ju¿ pi¹t¹ (jak wyliczy³em) powieœæ<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Strugackich w oryginale, czyli mogê powiedzieæ, ¿e nabra³em<br />

ju¿ o nich zielonego pojêcia. O ile tylko bêdê siê<br />

dobrze czu³, od poniedzia³ku zacznê pracê w bibliotece.<br />

Wynika st¹d, z tego wszystkiego, jeszcze jedno. Poniewa¿<br />

nie bêdê robi³ tych reporta¿y, mogê spokojnie uznaæ<br />

swój czas za mniej naprê¿ony. A wiêc - mogê przyjechaæ<br />

do domu na d³u¿ej. (Oczywiœcie pod warunkiem, ¿e znajdziesz<br />

lekarza, który potwierdzi telegram, albo - gdy ju¿<br />

bêdê na miejscu - da zaœwiadczenie, ¿e jestem chory, gwoli<br />

przed³u¿enia normalnego pobytu). Walerek siedzi w Warszawie<br />

ju¿ drugi tydzieñ, dlaczego nie braæ z niego przyk³adu?<br />

02.04.1986<br />

Dzisiaj przyjecha³ Walerek i przywióz³ listy. Bardzo<br />

dziêkujê i od razu odpowiadam.<br />

A wiêc po pierwsze rozpraszam swoje w¹t<strong>pl</strong>iwoœci.<br />

Pijê ma³o, z chwil¹, gdy siê dowiedzia³em, ¿e choroba ma<br />

pod³o¿e somatyczne - w ogóle. To¿ i z paleniem. Wcale<br />

nie jestem samobójc¹. Szkoda, ¿e nie dowiedzia³aœ siê o<br />

instrumenty. Poda³em nawet, gdzie mo¿na spytaæ. W ten<br />

sposób zmuszony jestem ryzykowaæ. Ale s¹dzê, ¿e na<br />

pewno nie stracê.<br />

A teraz, co porabiam.<br />

Je¿eli chodzi o zdrowie, to z w¹trob¹ i ¿o³¹dkiem raczej<br />

bez zmian, tyle tylko, ¿e zrobi³em ju¿ wiêksz¹ czêœæ<br />

badañ. W ogóle czujê siê nieŸle, ale trudno inaczej, skoro<br />

trzymam bardzo œcis³¹ dietê. Ciekawym, co by by³o, gdybym<br />

zacz¹³ jeœæ normalnie. Natomiast przeziêbi³em siê i<br />

siedzê w domu zamiast chodziæ do biblioteki. W pi¹tek<br />

idê do dentysty.<br />

Praca idzie jako tako. Znowu zdoby³em dwie ksi¹¿ki<br />

Strugackich (jednej nie ma nawet biblioteka Lenina) i nagromadzi³em<br />

ju¿ tyle wiedzy, ¿e mogê przystêpowaæ do konkretnej<br />

roboty. Okreœli³em sobie t³o (tj. ksi¹¿ki i artyku³y,<br />

które gwoli stworzenia sobie obrazu trzeba by przejrzeæ,<br />

aby móc Strugackich z czymœ porównaæ), na którym trzeba<br />

rozpatrzeæ ich m³od¹, jeszcze nieoryginaln¹ twórczoœæ. Martwiê<br />

siê, bo ksi¹¿ek i artyku³ów wypada przejrzeæ z piêtnaœcie,<br />

ale liczê, ¿e czêœci nie dostan¹, jak i nie dostaj¹ ¿¹daj¹cy<br />

literatury sprzed 1954 roku. Na szczêœcie ju¿ póŸniej to<br />

Strugaccy zaczêli wodziæ rej i œci¹gano z nich - wiêc dalej<br />

nad "t³em" pracowaæ nie bêdzie trzeba. Granic¹ jest rok 1964ty.<br />

Szkoda tylko, ¿e zapewne nie zd¹¿ê zebraæ ca³ego materia³u<br />

przed wakacjami (wtedy bym w wakacje zacz¹³ pisaæ).<br />

Przeklête choroby. W ogóle to prawdziwa ironia losu. ¿eby z<br />

chwil¹, gdy sta³em siê jêzykowo zdolny do pracy i wytworzy³em<br />

sobie jakiœ obraz - trzeba by³o chorowaæ, traciæ czas<br />

itd. Przeœladuje mnie widmo takiego rozwoju wypadków:<br />

zapoznajê siê ze wszystkim, co mi potrzeba, wszystko wiem,<br />

ale nie zd¹¿y³em zebraæ materia³u - a tu wypada wracaæ do<br />

Polski i ca³a mêka idzie na marne... Tfu... odpukaæ w niemalowane.<br />

Z innej beczki i dziedziny! Znów by³em u C. Poprosi-<br />

³em j¹ o uzupe³nienie niektórych wiadomoœci do reporta-<br />

¿u. Da³a mi ksi¹¿kê, dwie nadbitki, obieca³a ksi¹¿kê Ch.,<br />

który po zapoznaniu siê z moim przegl¹dem nie zgodzi³<br />

siê co prawda z moimi tezami nt. wymowy swojego artyku³u,<br />

ale ksi¹¿kê mi przygotowa³. Biedaczka choruje - ale<br />

przyczyna choroby mi zaimponowa³a. Pracowa³a po dwa-<br />

czêstochowski magazyn literacki


naœcie godzin dziennie i przemêczy³a siê. Te¿ bym cholera<br />

tak chcia³. Przygotowa³em sobie ankietê do przeprowadzenia<br />

wœród studentów (Przyda³o siê to abecad³o socjologii).<br />

A w ¿yciu? Ano znowu mnie poobra¿ano. WyobraŸ<br />

sobie: jest w Moskwie pieciu cudzoziemców - s³uchaczy<br />

W£K, z tego chodzi do ksiêgarni Zwi¹zku Pisarzy ZSRR<br />

jeden (czyli ja) i specjalnie wymyœlono, ¿e bêd¹ nas (tj.<br />

mnie) obs³ugiwaæ bez prawa wejœcia na za<strong>pl</strong>ecze (ono<br />

tylko dla cz³onków zwi¹zku Pisarzy ZSRR). A niech ich<br />

szlag trafi z tym przyzwyczajeniem do reglamentacji.<br />

Antolek chleje jak zwykle. W czasie w ostatnich dniach<br />

by³o go trudno spotkaæ trzeŸwym. Walerek przyniós³<br />

wieœci, ¿e wieœæ o jego pijañstwie dotar³a do Warszawy,<br />

ale Antolek nie wierzy. Ja natomiast zyskujê s³awê filozofa<br />

i psychoterapeuty. W wolnych chwilach rozprawiam o<br />

¿yciu, ludziach i mi³oœci, w<strong>pl</strong>ataj¹c w to od czasu do czasu<br />

wiadomoœci z dziedziny socjologii i psychologii spo-<br />

³ecznej. Jest to zgodne z moim melancho-lijnym nastrojem.<br />

Du¿o rozmawiam z Baszyrowem. Bardzo mi pomaga.<br />

Bez niego nie mia³bym ani jednej ksi¹¿ki Strugackich.<br />

W ten sposób równowa¿y sam jeden tworz¹ce siê we<br />

mnie poczucie z³oœci. O k...! Powinno byæ tak, ¿e na drugi<br />

dzieñ po przyjeŸdzie na moim biurku zjawiæ siê winny<br />

wszystkie ksi¹¿ki Strugackich i pe³ne teczki wycinków.<br />

No, ale s¹siedzi myœl¹, ¿e jak siê ma tyle, a tyle si³y ¿ywej<br />

i sprzêtu, to mo¿na sobie pozwoliæ na indolencjê i lekcewa¿enie.<br />

12.04.1986<br />

To ju¿ zapewne ostatni list przed moim przyjazdem<br />

(25-ego chyba bêdê) niestety nie bêdzie to przyjazd tak<br />

d³ugi, jakby siê wydawa³o. Mówiono o 15-tym maja, a<br />

teraz mowa o 6-tym. Mam jednak nadziejê, ¿e jakoœ przed-<br />

³u¿ê. Jakieœ zwolnienie, wszystko jedno, jaki papier – byle<br />

z piecz¹tk¹. W istocie przyjazd tak krótki nie pozwoli mi<br />

za³atwiæ ¿adnych spraw w kraju, a te siê zapewne zbieraj¹.<br />

Na razie wyzdrowia³em z grypy, zacz¹³em chodziæ na<br />

zajêcia, na których smacznie œpiê. Chodziæ jednak trzeba.<br />

Wszyscy zaczêli tak olewaæ, ¿e w koñcu postanowiono<br />

zwo³aæ zebranie celem uzdrowienia sytuacji. No i odby³<br />

siê cyrk, w czasie którego znany z pijackich "tygodniówek”<br />

sekretarz naszego „POP” nawo³ywa³ do wzmo¿enia<br />

dyscy<strong>pl</strong>iny, znany donosiciel i "deszowyj podchlibywatiel”<br />

wyg³osi³ samokrytykê pt. "Ja ¿yjê na rachunek<br />

robotnika i ch³opa", rektor wrza³ gniewem i podjêto uchwa-<br />

³ê. Oczywiœcie wszystko to nic nie da - no bo nikomu siê<br />

nie chce na zajêcia chodziæ.<br />

Ale tydzieñ min¹³ przede wszystkim na sporach<br />

"mieszkaniowych”. Donosi³em Ci, ¿e wymieni³em pokój<br />

z nijakim Wiktorem Paw³owiczem. Teraz okaza³o siê, ¿e<br />

nie by³ to jego pokój, tylko nijakiego S., by³ego górnika<br />

w kopalni z³ota, sybiraka i doœæ wziêtego prozaika. Sukinkot<br />

pok³óci³ siê z ¿on¹, która wyrzuci³a go z mieszkania<br />

w Moskwie, gdzie mieszkali i za¿¹da³ swojego pokoju,<br />

który mu by³ tak cholernie potrzebny, ¿e ¿yczy³ siê<br />

przenieœæ natychmiast, po czym trzeci¹ dobê ju¿ nie zachodzi.<br />

Oczywiœcie ja nie mia³em zamiaru siê przenosiæ,<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

ale przysz³o (do pokoju obok) na miejsce o - ¿e siê tak<br />

wyra¿ê - ni¿szym standardzie.<br />

Mo¿na sobie wyobraziæ, jak to prze¿y³a moja ambicja.<br />

Ma³o co siê nie pochorowa³em ze z³oœci. Mia³em do<br />

wyboru albo rozpocz¹æ robienie wielkich skandali, które<br />

i tak nic by nie da³y, bo skurwiel Paw³owicz oszuka³ mnie<br />

autentycznie, albo siedzieæ cicho. Wybra³em przenosiny,<br />

ale gêby nie zamkn¹³em, tylko wszêdzie, gdzie mogê,<br />

rozg³aszam "kto podliec", na co mam niezbite argumenty.<br />

Po drugie, dokona³em zakupu: mianowicie maszyny<br />

dziewiarskiej marki "Siewierianka" za dwieœcie rubli. Mam<br />

sp³aciæ d³ug (po¿yczy³em te dwieœcie rubli.) „w naturze",<br />

przy czym jeszcze mi siê sprawa - jak s¹dzê - op³aci. Na<br />

wszelki wypadek - je¿eli sama nie masz ochoty robiæ<br />

swetrów itp. - szukaj kupca. Nie powinno byæ k³opotów<br />

ze zbytem, bo jest to narzêdzie pracy.<br />

Nastêpnie dalej poszukujê ksi¹¿ek Strugackich. Jutro<br />

mam otrzymaæ nastêpn¹, a dalszych 8 mam przyobiecane.<br />

Do wakacji zatem bêdê posiada³ kom<strong>pl</strong>et jego twórczoœci.<br />

Pozwoli mi to przeczytaæ ich twórczoœæ jednym<br />

ci¹giem w czasie wakacji i napisaæ szkic do "Literatury<br />

Radzieckiej", o którym zamierzam porozmawiaæ w poniedzia³ek.<br />

Ze zdrowiem jako tako. Skoñczy³a siê grypa, zaczê³y<br />

zêby. Wyniki analiz s¹ pozytywne (na ogó³). Mo¿e jeszcze<br />

przed wyjazdem przypisz¹ mi kuracjê. Mo¿e obejdzie siê<br />

bez szpitala w maju? ¯yczy³bym tego sobie gor¹co, bo przez<br />

maj i czerwiec mam szansê zebraæ w Lenince materia³y<br />

rozproszone po czasopismach (przynajmniej w zakresie, w<br />

którym mam bibliografiê).<br />

Wiêcej wydarzeñ konkretnych nie by³o, ale w ogóle<br />

moje samopoczucie nie jest doskona³e. Wiosna, wiosna...<br />

Zmêczenie jest wielkie, co nie pozwala mi normalnie<br />

pracowaæ. Np. skonspektowa³em pó³ ksi¹¿ki Rewicza, a<br />

drugiej po³owy za cholerê nie mogê zakoñczyæ. Bo tu<br />

zmêczenie, tu chandra, tu awantura o pokój, która po¿ar-<br />

³a mi si³ sporo. Dalej k³opoty z kole¿kami: Walerkowi<br />

sperma na mózg uderza i mêczy mnie wielce pikantnymi<br />

opowieœciami, Antolek ostatnio siê uspokoi³, mniej<br />

pije (zaniepokoi³y go wieœci z Warszawy) - za to z wrodzon¹<br />

sobie przenikliwoœci¹ orzek³, ¿e go Walerek w<br />

Warszawie podpierdoli³.<br />

No i ostatnia "deseczka do trumny". Czy wyobra¿asz<br />

sobie, ¿e w ambasadzie nadal nie ma naszych pieniêdzy?!<br />

Od trzech miesiêcy powinny przychodziæ z Warszawy<br />

przekazy na pieni¹dze do wyp³acenia dla nas. A<br />

nie przychodz¹. Radca W. przy nas telefonowa³ w tej<br />

sprawie - ale echa z ministerstwa nadal brak. To przechodzi<br />

ludzkie pojêcie.<br />

Wojciech Kajtoch<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

17


18<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

EL¯BIETA JEZIOROWSKA - WRÓBEL<br />

El¿bieta Jeziorowska-Wróbel - fotografia Ireneusz K. Korpyœ.<br />

Nie zna³am swojej matki, tej biologicznej oczywiœcie.<br />

Wprawdzie nie wypad³am sroce spod ogona jak to mówi¹<br />

z³oœliwi, ale z tego o czym poinformowano mnie póŸniej<br />

wynika³o, ¿e by³am podrzutkiem. Podrzutkiem, którego<br />

ktoœ zapakowa³ do kosza po ziemniakach i najspokojniej<br />

w œwiecie postawi³ pod koœcielnymi drzwiami. ZnaleŸæ<br />

mnie mia³a gospodyni ksiêdza proboszcza, ponoæ dobra<br />

i litoœciwa kobieta. I chocia¿ bardzo chcia³a zatrzymaæ mnie<br />

przy sobie, to z racji przepisów prawa nie by³o to mo¿liwe.<br />

Trafi³am wiêc do Domu Dziecka. Stamt¹d w wieku<br />

piêciu lat zabra³o mnie ma³¿eñstwo w œrednim wieku.<br />

Ona by³a lekarzem, on in¿ynierem. Aby nie wzbudzaæ<br />

niezdrowych sensacji, a tym samym unikn¹æ niepotrzebnych<br />

komentarzy i <strong>pl</strong>otek, tu¿ po mojej adopcji przenieœli<br />

siê z ma³ej miejscowoœci, w której mieszkali, do niewiele<br />

wiêkszego miasteczka.<br />

Dorastaj¹c miewa³am dziwaczne sny, w których wci¹¿<br />

by³am g³odna. W snach zakrada³am siê do du¿ej kuchni,<br />

¿eby wy¿ebraæ kromkê chleba z d¿emem. By³a tam mi³a<br />

kobieta w bia³ym fartuchu, która bra³a mnie na kolana, przytula³a<br />

i g³aska³a po g³owie ka¿dorazowo powtarzaj¹c, ¿e mam<br />

piêkne anielskie w³osy. Nigdy nie widzia³am ¿adnego anio-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Z y t a<br />

(fragment powieœci)<br />

³a, oprócz tych na koœcielnych malowid³ach, ale skoro tak<br />

mówi³a, to musia³a byæ tego pewna.<br />

Moja przyszywana matka, któr¹ do pewnego czasu<br />

uwa¿a³am za najprawdziwsz¹ z prawdziwych, by³a kobiet¹<br />

wyj¹tkowej urody;i dobroci. Chucha³a na mnie i<br />

dmucha³a. A mój tatulo, jej prawowity ma³¿onek, uszczêœliwia³<br />

mnie a¿ do znudzenia, spe³niaj¹c wszystkie moje<br />

zachcianki.<br />

- Zytuniu - przemawia³ do mnie piêknie, najczulej jak<br />

tylko potrafi³, uœmiechaj¹c siê przy tym s³odko.- Chcesz<br />

do zoo? A mo¿e na ³ódeczki pojedziemy, albo na karuzelê?<br />

No, gdzie?<br />

On szepta³, pyta³} a ja przewraca³am swoimi b³êkitnymi<br />

oczkami, marszczy³am piegowaty nosek i kombinowa³am<br />

jakby tu najszybciej uciec spod tej jego mêcz¹cej<br />

kurateli.<br />

- Daj jej spokój - matka zawsze wiedzia³a kiedy mi<br />

przyjœæ z pomoc¹ - Nie widzisz, ¿e Zytunia zmêczona?<br />

Mo¿e Zytunia chce siê po³o¿yæ? Mo¿e chce odpocz¹æ? - i<br />

kucaj¹c przed tatulem wspiera³a siê d³oñmi o jego kolana<br />

na których trzyma³ mnie kurczowo obejmuj¹c, i uœmiecha³a<br />

siê wyrozumiale .<br />

- O, tak, zmêcona - se<strong>pl</strong>eni³am cudacznie, chocia¿ ju¿<br />

doskonale opanowa³am sztukê poprawnej wymowy.<br />

- Ciê spaæ - rzuca³am niedbale i przeci¹ga³am siê sennie.<br />

Zwykle w takiej sytuacji tatulo uwalnia³ mnie z objêæ<br />

a ja ziewaj¹c, niby to od niechcenia, tak na wszelki wypadek,<br />

drepta³am do swojego pokoju. Sz³am spokojnie,<br />

ale mia³am ochotê biec, uciekaæ jak najdalej od tego miodu,<br />

s³odzonych s³ówek i czasem mêcz¹cych pieszczot,<br />

którymi mnie zasypywali.<br />

Moi rodzice byli jedyni w swoim rodzaju. Oboje mocno<br />

kocha³am i nie wyobra¿a³am sobie ¿ycia bez nich tym<br />

bardziej, i¿ jeszcze wówczas nie mia³am bladego pojêcia,<br />

¿e matka nie jest moj¹ prawdziw¹ matk¹, a ojciec nie jest<br />

ojcem z krwi, i koœci. Do g³owy by mi nie przysz³o, ¿e<br />

urodzi³a mnie inna kobieta, sp³odzi³ inny mê¿czyzna, ¿e<br />

byæ mo¿e nigdy ich nie poznam, i nie zobaczê. Mo¿e<br />

nawet nie dowiem siê kim byli, jakimi otaczali siê ludŸmi,<br />

co lubili, jak ¿yli i gdzie.<br />

Patrz¹c na to z jednej strony, to dobrze, bo na co<br />

by³aby mi znajomoœæ z kimœ takim kto nosi³ mnie pod<br />

sercem przez dziewiêæ miesiêcy a póŸniej wpakowa³ do<br />

zafajdanego kosza po ziemniakach. Z drugiej zaœ strony<br />

trochê ¿al, bo brak znajomoœci prawdziwej matki w ka¿dym<br />

mo¿e zasiaæ niepokój i pustkê, której niczym nie da<br />

siê zape³niæ. Ale gdyby nie fakt, ¿e poinformowano mnie,<br />

i¿ nie jestem prawdziwym dzieckiem moich rodziców,<br />

czêstochowski magazyn literacki


¿adnej pustki nigdy bym nie odczu³a. A tak có¿, sta³o siê.<br />

Co tam, niezbadane s¹ wyroki boskie i widaæ by³o mi<br />

pisane poznaæ prawdê, bo wraz z up³ywem czasu moja<br />

psotna pamiêæ skutecznie zaciera³a czas pobytu w bidulu,<br />

jedynie sygnalizuj¹c mi o nim w snach do których nie<br />

przywi¹zywa³am zbytniej wagi.<br />

Patrz¹c z perspektywy lat moje dzieciñstwo uzna³am<br />

za bardzo udane. Niczego mi nie brakowa³o, zawsze mia-<br />

³am ³adne zabawki, kolorowe sukienki i bluzeczki, posiada³am<br />

rower i ³y¿wy, a wakacje spêdza³am w wielu ciekawych<br />

miejscach. Dzieciaki z okolicy mówi³y o mnie<br />

"bogaczka- tupaczka", bo na ka¿de tupniêcie nog¹ dostawa³am<br />

co chcia³am .<br />

Spokojnie, bez zbytniego wysi³ku przesz³am podstawówkê<br />

a ¿e by³am pojêtna, i jak mawia³ tatulo inteligentna<br />

ponad przeciêtnoœæ, ³agodnie przebrnê³am najlepszego<br />

ogólniaka w naszym miasteczku. I to w³aœnie po wielkiej<br />

fecie na czeϾ zdanej matury matka i tatulo, uznawszy,<br />

¿e ju¿ nadesz³a odpowiednia pora, obwieœcili mi tê<br />

piorunuj¹c¹ wiadomoœæ.<br />

- Zyto - g³os matki by³ powa¿ny jak nigdy dot¹dmusimy<br />

ci coœ powiedzieæ.- Matka usiad³a obok mnie na<br />

kanapie i ujê³a za rêkê. Z drugiej strony przysiad³ tatulo.<br />

- Zyto ...- odezwa³ siê i g³os mu siê za³ama³.<br />

- Bo¿e kochany, o co chodzi? - wytrzeszczy³am oczy.-<br />

Co siê sta³o ? Nigdy tak do nie mówiliœcie. Zawsze by³am<br />

Zytuni¹.<br />

-To prawda, Zyto - matka mocno podkreœli³a moje<br />

imiê.- By³aœ, ale teraz jesteœ ju¿ doros³a, wiêc....<br />

-Akurat, doros³a - pomyœla³am.- Nagle, tak z dnia na<br />

dzieñ wydoroœla³am? Co tu jest grane?<br />

- A wiêc - ci¹gnê³a matka, mocno œciskaj¹c moj¹ d³oñ<br />

-powinnaœ wiedzieæ, ¿e my...- urwa³a nagle jakby coœ j¹<br />

przydusi³o, zamruga³a powiekami i ku mojemu zaskoczeniu,<br />

rozp³aka³a siê.<br />

- My nie jesteœmy twoimi prawdziwymi rodzicami,<br />

wziêliœmy ciê z Domu Dziecka - w sukurs matce natychmiast<br />

przyszed³ tatulo i to bez w¹tpienia trudne dla niego<br />

wyznanie wyrzuci³ z siebie jednym tchem.<br />

- Co takiego? - zerwa³am siê z kanapy jak oblana wrz¹tkiem.<br />

- Z Domu Dziecka? - sta³am przed nimi patrz¹c og³upia³ym,<br />

baranim wzrokiem. Nagle oboje wydawali mi<br />

siê tacy bezradni, malutcy, skuleni w sobie jak biedne<br />

sierotki z bidula na porannym apelu, które w tym samym<br />

momencie, jako ¿ywe, stanê³y mi przed oczyma.-<br />

A wiêc moje senne wêdrówki do wielkiej kuchni nie<br />

by³y wytworem wyobraŸni, one istnia³y naprawdê! -<br />

pomyœla³am z niedowierzaniem.- I ta kobieta, zapewne<br />

jedna z kucharek, tak¿e nie by³a tworem sennych majaczeñ.<br />

- Zyto, usi¹dŸ, proszê - matka po chwili milczenia<br />

odzyska³a g³os, wziê³a g³êboki oddech i otar³a ³zy rozmazuj¹c<br />

ca³y, tak pieczo³owicie wykonany, makija¿. Ba, kto<br />

by w takiej chwili zwraca³ na to uwagê. Ani tatulo, ani ja<br />

nie mieliœmy g³owy do takich dupereli. I kogo niby mia³a<br />

obchodziæ teraz twarz mojej matki, bardziej przypominaj¹ca<br />

oblicze dzikiej Indianki ni¿ eleganckiej damy.<br />

- Zyto - tatulo wsta³ i zupe³nie nieoczekiwanie zapyta³<br />

- czy ty nas za to nie znienawidzisz?<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

- O, nie! - pomyœla³am. - Tego, jak dla mnie, zbyt<br />

wiele!<br />

- Powiedz, Zyto - tatulo patrzy³ mi prosto w oczy,<br />

dr¿¹c na ca³ym ciele.<br />

- Mamo, tatulo, ja nie rozumiem... ja...i jak to tak, przecie¿...-<br />

be³kota³am coœ bez ³adu i sk³adu, i nie wiedz¹c co<br />

ze sob¹ pocz¹æ, usiad³am a raczej opad³am z g³oœnym klapniêciem<br />

na pod³ogê. Mocno walnê³am w ni¹ poœladkami,<br />

ale, o dziwo, nawet nic mnie nie zabola³o.<br />

Oboje natychmiast znaleŸli siê obok mnie. Otulili ramionami<br />

o ma³o nie udusiwszy na œmieræ z tej czu³oœci.<br />

Trwaliœmy tak wtuleni w siebie dobre kilka minut.<br />

Matka pochlipywa³a, tatulo wzdycha³ a ja wyci¹ga³am<br />

g³owê najwy¿ej jak mog³am, bo zaczê³o brakowaæ mi<br />

powietrza .<br />

Wreszcie matka przesta³a p³akaæ a tatulo wzdychaæ, a<br />

ich rêce przypomnia³y sobie o w³asnych cia³ach i mog³am<br />

wstaæ. Podnios³am siê, ale nogi wci¹¿ mi dr¿a³y i<br />

by³y jakieœ dziwnie chwiejne, miêkkie w kolanach i w<br />

ogóle do niczego. Po przejœciu dwóch kroków usiad³am<br />

na krzeœle. Tak na wszelki wypadek, ¿ebym czasem<br />

powtórnie nie grzmotnê³a na te swoje cztery litery. Po<br />

chwili tatulo, najszybciej jak móg³, opowiedzia³ mi jak<br />

trafi³am pod ich dach. I wszystko sta³o siê jasne. Ale mnie<br />

drêczy³o jedno pytanie: - dlaczego tak d³ugo zwlekali z<br />

tym wyznaniem? Zapyta³am wiêc o to.<br />

- Baliœmy siê - odpowiedzieli jednoczeœnie .<br />

- Baliœcie siê? Czego? - stara³am siê zachowaæ spokój,<br />

ale wszystko we mnie dr¿a³o, trzês³o siê i dygota³o jak<br />

zimne nó¿ki niesione na talerzyku przez energicznego<br />

kelnera. Cia³o dr¿a³o, serce wali³o niczym pneumatyczny<br />

m³ot a w g³owie hucza³o jak po du¿ym kieliszku alkoholu,<br />

który uda³o mi siê wypiæ na balu maturalnym, oczywiœcie<br />

w szkolnej toalecie.<br />

- Baliœmy siê, ¿e tego nie zrozumiesz, ¿e mo¿e bêdziesz<br />

siê buntowa³a - z rozbrajaj¹c¹ szczeroœci¹ wyzna³<br />

tatulo.<br />

- I ¿e przestaniesz nas kochaæ, bo przecie¿ jesteœmy<br />

obcy...- szybko doda³a matka i rozrycza³a siê jak syrena<br />

stra¿ackiego samochodu pêdz¹cego do po¿aru. Bucza³a<br />

tak przez dobre kilka minut i ani ja, ani tatulo nie mieliœmy<br />

odwagi jej przeszkadzaæ. Trudno, taka jej wola. Chce<br />

p³akaæ, niech p³acze. Wreszcie przesta³a. Makija¿ do reszty<br />

sp³yn¹³ po jej g³adkich policzkach i wygl¹da³a przeokropnie,<br />

przypominaj¹c mi teraz niejak¹ Florciê mieszkaj¹c¹<br />

nieopodal, która nie stroni³a od niczego co mia³o<br />

procenty. Wprawdzie matka ró¿ni³a siê od niej pod ka¿dym<br />

wzglêdem, ale teraz twarz mia³a równie opuchniêt¹<br />

jak owa Florcia, mocno zaczerwienione oczy i napêcznia³y<br />

nos.<br />

El¿bieta Jeziorowska-Wróbel<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

19


20<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

MAREK MACULEWICZ<br />

Cynamon<br />

Pewnego popo³udnia, gdy wraca³em spokojnie z pracy<br />

swoim autem œredniej klasy, zapika³a mi znajomym<br />

pikniêciem moja nieod³¹czna komóreczka. Puœci³em nerwowo<br />

kierownicê, aby j¹ wydostaæ z futeraliku na pasku.<br />

Zacz¹³em siê trochê miotaæ, ale spokojnie... mój samochód<br />

œredniej klasy zna drogê do domu. Tylko pro forma<br />

chwyci³em z powrotem kierownicê, kiedy mój silny pojazd<br />

stratowa³ kosz na œmieci. "Ka¿demu siê mo¿e zdarzyæ"<br />

- pomyœla³em z wyrozumia³oœci¹ i odczyta³em komunikat<br />

na wyœwietlaczu komóreczki. "Kup cynamon!" -<br />

brzmia³ rozkaz od mojej ¿ony.<br />

Po drodze mia³em jeszcze chyba ze siedem super i<br />

hipermarketów, wiêc problemu nie widzia³em najmniejszego.<br />

Postanowi³em zatrzymaæ siê w pierwszym lepszym,<br />

bo w koñcu i tak wszêdzie jest to samo.<br />

Kiedy ju¿ wkroczy³em z tym obszernym wózkiem<br />

na jasno oœwietlon¹ halê sklepu, uœwiadomi³em sobie, ¿e<br />

chyba zbyt du¿y wzi¹³em œrodek transportu po to, ¿eby<br />

kupiæ zaledwie tak¹ ma³¹ paczuszkê z przypraw¹. "Có¿,<br />

taka jest si³a odruchów" - oceni³em i bez g³êbszego namys³u<br />

ruszy³em miêdzy rega³y.<br />

Zanim siê zd¹¿y³em rozpêdziæ, zagadnê³o mnie drobne<br />

dziewczê z kucykami, czêstuj¹c <strong>pl</strong>asterkami boczku<br />

nabitymi na wyka³aczki. Chwyci³em wyka³aczkê odruchowo<br />

i przytka³em sobie usta t³ustym <strong>pl</strong>astrem. Jaszcze<br />

go nawet dobrze nie pogryz³em, gdy m³odzieniec w czerwonym<br />

kombinezonie la³ mi ju¿ jakiœ ciemny, mocno<br />

gazowany napój do zaskoczonych i bezradnych ust, jednoczeœnie<br />

wstawiaj¹c ca³¹ zgrzewkê dwulitrowych ciemnych<br />

napojów do mojego wózka; <strong>pl</strong>us pó³ litra gratis.<br />

Plastykowy kubeczek chrzêœci³ mi jeszcze miêdzy zêbami,<br />

gdy uœmiechniêta blondyneczka w miniówce pakowa³a<br />

mi miêdzy wargi powid³a firmy "D¿emmy ciotki<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Marek<br />

Maculewicz -<br />

fotografia z<br />

Facebooku<br />

wykorzystana<br />

za zgod¹<br />

Autora.<br />

Emmy", a stwór w kszta³cie kangura la³ ju¿ we mnie napoje<br />

firmy "Sami we dwoje". Nie mia³em ju¿ nawet si³y,<br />

by pchaæ pe³en ró¿nych towarów wózek, ale jakiœ instynkt<br />

samozachowawczy zacz¹³ mi podpowiadaæ, aby<br />

koniecznie wyrwaæ siê z tej matni. Z trudem, bo z trudem,<br />

ale zacz¹³em biec. Najpierw powoli, jak ¿ó³w ociê-<br />

¿ale... To chyba cytat, ale w³aœnie tak siê czu³em.<br />

Gdy czo³o zrosi³ mi pot, to dziewczêta z dzia³u drogeryjnego<br />

spryskiwa³y mnie rewelacyjnymi antyperspirantami;<br />

gdy dosta³em zadyszki, poczu³em w tchawicy rzeœki<br />

zefirek najskuteczniejszych inhalatorów; gdy w koñcu<br />

w trakcie tej panicznej ucieczki pogubi³em buty, dwaj<br />

przystojni osi³kowie wstawili mnie w modne, spiczaste i<br />

lœni¹ce pantofle renomowanej marki, razem ze skarpetkami,<br />

te¿ spiczastymi.<br />

By³em u kresu si³, gdy w oddali zamajaczy³y mi kontury<br />

boksów kasowych. Pojawi³a siê szansa i nadzieja na<br />

rych³y fina³ tej nierównej gry. Wówczas jednak ró¿owy<br />

królik zagra³ bardzo ostro: pod³o¿y³ mi nogê, a ja wyci¹gn¹³em<br />

siê jak d³ugi na œliskiej posadzce. Wszyscy pozostali<br />

przebierañcy dopadli mnie ju¿ wtedy w parterze<br />

bezbronnego i poszli na ca³oœæ. Pingwiny karmi³y mnie<br />

ró¿nosmakowymi lodami, cza<strong>pl</strong>a przymierza³a garnitury,<br />

motyle balsamowa³y mi skórê, a kret penetrowa³ otwory.<br />

Na szczêœcie te ró¿owe króliki okaza³y siê nie takie<br />

z³e do koñca, bo to w³aœnie one otworzy³y mi jak¹œ klapkê,<br />

chyba gdzieœ w okolicach grzbietu i zainstalowa³y mi<br />

tam kom<strong>pl</strong>et najnowszej generacji baterii "Super ekstra<br />

hi fi <strong>pl</strong>us granda banda power". Dziêki tej energii zdo³a-<br />

³em siê jakoœ pozbieraæ.<br />

Jednak kiedy przepakowywa³em swoje jak zwykle<br />

obfite zakupy z wózka marketowego do baga¿nika mojego<br />

auta œredniej klasy, nagle przeszy³ mnie lêk. Wœród<br />

sterty barwnie popakowanych towarów zacz¹³em rozpaczliwie<br />

poszukiwaæ ma³ej zielono-z³otej torebeczki... z<br />

cynamonem. Tym razem mia³em du¿o szczêœcia: by³a<br />

pomiêdzy zestawem kina domowego a kom<strong>pl</strong>etem gumowych<br />

mebli kuchennych z gratisowym dodatkiem<br />

papierowego czajnika i patelni.<br />

Poczu³em ulgê, bo skoro jednak kupi³em cynamon,<br />

to ¿ona bêdzie musia³a mi wybaczyæ, ¿e znowu zrobi³em<br />

debet na koncie.<br />

Marek Maculewicz<br />

Marek Maculewicz - osoba niezwykle spokojna i skromna<br />

(a¿ do przesady) poinformowa³a nas, ¿e przysporzy³a<br />

nam s<strong>pl</strong>endoru poprzez uzyskanie wyró¿nienia na Festiwalu<br />

Literatury Niezale¿nej w Krakowie (2 - 3.06.2012).<br />

Wyró¿niony tekst to "Cynamon", bêd¹cy fragmentem jego<br />

najnowszej ksi¹¿ki pt. „Zapiski barmana”. A co do „Zapisków<br />

bramana” - trzeba myœleæ nad ich upublicznieniem.<br />

czêstochowski magazyn literacki


- Rybko moja – powiedzia³ i zamilk³, bo wcale nie<br />

s³ucha³ tej pa<strong>pl</strong>aniny, wiedzia³ jedynie, ¿e ton jej g³osu<br />

zdradza zdenerwowanie.<br />

- Znów ma jakieœ pretensje. Pragnie uwagi, jak znudzona<br />

kotka. Bêdzie prychaæ i d¹saæ siê póki nie ofiarujê jej swego<br />

zainteresowania – myœli sobie, przechylaj¹c wolno ciê¿k¹<br />

szklankê whisky.<br />

Tylko, ¿e on te¿ ma ju¿ tego doœæ. Jej fryzura, choæ<br />

zadbana, przesta³a mu siê podobaæ. Perfumy, których<br />

u¿ywa, mdl¹ go, tyle razy ju¿ wdycha³ je, kiedyœ namiêtnie,<br />

teraz macha rêk¹ przed nosem, staraj¹c siê odepchn¹æ<br />

zbyt znajomy, pretensjonalny aromat poza zasiêg swego<br />

powonienia. Czuje niemoc w ca³ym ciele. Kom<strong>pl</strong>etny<br />

bezw³ad. Brzêczy mu w uszach, zniecier<strong>pl</strong>iwienie siêga<br />

zenitu, by znów opaœæ leniwie na fotel, który zajmuje<br />

ca³ym brzemieniem swego mêskiego autorytetu.<br />

Kolejna furiatka chce go mieæ dla siebie, zamkn¹æ w<br />

dusznym pokoju, podstawiaæ papkê z warzyw i chudego<br />

miêsa, podawaæ kapcie, opowiadaæ o zakupach i<br />

sprzeczkach s¹siadów. Cholera, ile¿ mo¿na zajmowaæ siê<br />

takimi bzdurami? Patrzeæ maœlanymi, psimi oczyma, w<br />

których pochwa³a wiernoœci trwa tylko tê s³odk¹ sekundê,<br />

kiedy jej samej wydaje siê, ¿e potrafi, chce oddaæ siê<br />

jedynie jemu. Jakie¿ to wszystko przebrzmia³e, wyolbrzymione<br />

w swych proporcjach, a¿ do wyja³owienia sensu<br />

bycia razem.<br />

- Dlaczego mnie nie s³uchasz? Ignorujesz? Czujê siê<br />

taka samotna. Nikt mnie nie rozumie – p³acze, lamentuje,<br />

ha³aœliwie rzuca swoj¹ godnoœæ pod jego nogi. Potrzebuje<br />

czuæ siê zdradzona i wykorzystana, a on wie o tym<br />

doskonale. Przecie¿ ca³y czas jej w tym pomaga. Pomaga<br />

jak umie najlepiej. Litoœciwy jest. Jest.<br />

Ju¿ mnie nie kochasz! - krzyczy, wyrzuca mu. Kolejny<br />

paroksyzm obejmuje jej wiotkie jeszcze cia³o.<br />

Robi³a wra¿enie zadumanej. Na jej bladej, zmêczonej<br />

twarzy b³¹dzi³y cienie niepewnoœci. Jeszcze nie wiedzia³a<br />

co siê z ni¹ stanie. Jeszcze nie próbowa³a zapanowaæ<br />

nad sytuacj¹, która wymusi³a na niej zastanowienie<br />

i chwilow¹, byæ mo¿e, pokorê. Niby coœ mówi³a, co chwilê<br />

jakiœ dŸwiêk wydobywa³ siê z jej w¹skich ust, które coraz<br />

mocniej têskni³y za, nieod³¹cznym niegdyœ, papierosem.<br />

Niby s³ucha³a argumentów, które jej przedstawia³,<br />

szczegó³owo, analitycznie, t³umacz¹c jak dziecku, ¿e tak<br />

bêdzie lepiej, ¿e przecie¿ nie mo¿na tak ¿yæ. Potakiwa³a<br />

w odpowiednich momentach, wiêc pojmowa³a co chce<br />

jej oznajmiæ. Owszem, jest œwiadoma tego, co siê dzieje<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

We dwoje<br />

Biedna ma³a Su<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

IWONA URBAÑCZYK<br />

- Znalaz³eœ sobie kogoœ! Wiem to, nie myœl, ¿e jestem<br />

taka g³upia! - oznajmia, przekonana, ¿e zna jego myœli i<br />

uczynki. Wszystkie. Pomaga mu w rachunku sumienia,<br />

pierze brudy. To dobra kobieta.<br />

A przecie¿ on nie jest winny temu, ¿e takie sceny<br />

wydaj¹ mu siê nadmuchanymi tragediami, przy ca³ej swojej<br />

banalnoœci, powtarzalnoœci, kolejne staj¹ siê kalkami poprzednich.<br />

I tak do ob³êdu.<br />

- Jakie to smutne – ocenia.<br />

- Dlaczego milczysz? Móg³byœ przynajmniej mieæ odwagê<br />

siê przyznaæ! - wypowiada kolejne zdanie, które<br />

zna na pamiêæ, gatunkow¹, pokoleniow¹ – przecie¿ matka<br />

dobrze j¹ wychowa³a.<br />

- Wiesz, ¿e kocham tylko ciebie – odpowiada jej. Widzi<br />

jak jej oczy robi¹ siê wielkie, lekko tylko zaskoczone.<br />

Drgaj¹ce ramiona opadaj¹ z rezygnacj¹. Zakoñczy³a na<br />

dziœ swoj¹ bataliê. Zaraz przybli¿y siê, by j¹ uœciskaæ,<br />

mocno przytrzymuj¹c w pasie, wtuliæ w siln¹ pierœ, udobruchaæ.<br />

Potem uœmiechnie siê lekko zak³opotana i pójdzie<br />

do kuchni przygotowaæ wykwintn¹ kolacjê z winem.<br />

Wieczorem bêdzie oczekiwa³a namiêtnoœci i czu-<br />

³ych s³ów.<br />

- Jest tylko sob¹ – zamyœla siê on. - Zawsze i wci¹¿<br />

tylko sob¹. Kobiet¹. Tak¹ sam¹ jak inne.<br />

No wiêc g³aszcze jej poœladki, przykryte wytart¹, domow¹<br />

sukienk¹. Ten gest one uznaj¹ za znaczenie przez<br />

faceta swego terytorium. Czuje siê jego w³asnoœci¹, jest<br />

bezpieczna.<br />

- Kochanie – szepcze czule. - No, idŸ po wino, a ja<br />

zrobiê nam coœ pysznego – proponujê, a on uœmiecha<br />

ironicznie. Zak³ada marynarkê, siêga po kapelusz. Przy<br />

drzwiach ogl¹da siê jeszcze czy niczego nie zapomnia³.<br />

Nie. Nie ma tu ju¿ niczego, co chcia³by ze sob¹ zabraæ.<br />

Niczego nie zostawi³. Idzie.<br />

wokó³, co dzieje siê z ni¹ sam¹. Przecie¿ nie ma pretensji,<br />

cieszy siê, ¿e tak siê o ni¹ troszcz¹, pragn¹ jej dobra.<br />

Wszak musi wreszcie wyzdrowieæ, zgadza siê, jak najbardziej.<br />

No có¿, dalej¿e, dalej, pakujcie moje rzeczy,<br />

myœli z pewnoœci¹. Albo nie, albo zastanawia siê jak tam<br />

bêdzie. Czy bêd¹ dla niej mili, czy siê zaaklimatyzuje,<br />

dostosuje do wymogów leczenia? Jest rozs¹dna i pragmatyczna,<br />

tylko ostatnio miewa³a te swoje napady, dziwne<br />

stany, kiedy niemo¿liwoœci¹ by³o dogadaæ siê z ni¹,<br />

uspokoiæ, powstrzymaæ przed robieniem g³upstw. Biedna<br />

ma³a Su, taka zagubiona w tym wszystkim, taka zdezorientowana.<br />

Tam jej wszystko jeszcze raz pouk³adaj¹<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

21


22<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

na nowo, wska¿¹ odpowiednie metody terapii, u³o¿¹.<br />

Biedna ma³a. Tak.<br />

- S³yszysz mnie Su? Kochanie co ci jest? Skarbie odpowiedz,<br />

przecie¿ wszystko rozumiesz.<br />

Pokaza³ nam trochê inn¹ stronê ludzkiej natury. Trochê<br />

inaczej patrzy³ na nas ni¿ inni, oczami wype³nionymi<br />

nami, nie naszymi brakami, ale Nami. Coœ podszeptywa-<br />

³o z nieznanego dot¹d miejsca w naszej g³owie, ¿e jemu<br />

mo¿emy zaufaæ. W³aœnie jemu, nikomu innemu. Pe³en<br />

by³ natchnienia, prawdziwego, autentycznego zachwytu<br />

¿yciem, witalnoœci¹, moc¹ cz³owieka. To udziela³o siê<br />

wszystkim, wszyscyœmy pragnêli zatkn¹æ sporne miejsca<br />

w duszy takim spoiwem, które ³agodzi³o niepokój,<br />

pozwalaj¹c walczyæ z wrogim nastawieniem, z obezw³adniaj¹c¹<br />

moc¹ zaprzeczania jedynym ideom, jakie by³y<br />

rzeczywiœcie coœ warte. On potrafi³ pokazaæ nam jak to<br />

zrobiæ. Chcia³ byœmy pod¹¿yli jedynym s³usznym szlakiem<br />

– szlakiem wiary, w siebie, w swoje si³y, rozwój,<br />

œwiadomoœæ kierowania w³asnym losem. Powiedzia³ kiedyœ:<br />

„Nie bójcie siê strachu, on te¿ stanowi o waszym cz³owieczeñstwie.<br />

Jedyne co prawdziwe i s³uszne, to nie ulegaæ<br />

mu, pamiêtaj¹c przy tym, ¿e bez niego bylibyœmy<br />

zaledwie mechanicznymi wytworami determinizmu, jaki<br />

natura wykazuje, tak samo jak my, dzia³aj¹c na swoj¹<br />

niekorzyœæ.”<br />

Iwona Urbañczyk - fotografia udostêpniona przez<br />

Autorkê.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Nauczyciel<br />

W przestworzach<br />

Nie podchodŸ do tej komody! Nie wolno! Czemu<br />

tak dziwnie patrzysz? Co masz w rêku? Przecie¿ ojciec<br />

zabroni³ ci go ruszaæ, pamiêtasz? Jeszcze zrobisz sobie<br />

krzywdê. Nie b¹dŸ szalona. Nie b¹dŸ szalona. Zooooostaw<br />

Suuuuuuu...<br />

A wiêc akceptowaliœmy wszystko, co siê z nami dzia³o.<br />

Poznawaliœmy siebie, rozmawiaj¹c o wszystkich zmianach,<br />

jakie u siebie dostrzegliœmy. By³y pierwsze odkrycia<br />

i duma, z myœli, ¿e dorastamy, ¿e widzimy, czujemy<br />

coraz wiêcej. By³a cicha, acz namiêtna wspólnota wszelkich<br />

porywów, które zagoœci³y w naszych duszach, odk¹d<br />

on pojawi³ siê miêdzy nami. Nie by³o za to w¹t<strong>pl</strong>iwoœci,<br />

tego czegoœ, co mog³oby nas uratowaæ na czas.<br />

Tego jednego nie by³o.<br />

Potem ju¿ wszystko sta³o siê mêtne. Z ka¿dym kolejnym<br />

dniem, morze krwi uœwiadamia³o nam, ¿e uwierzyliœmy<br />

na œlepo, pêdz¹c na z³amanie karku w czeluœæ<br />

bez dna. Jak barany, jak otêpione swêdem spalenizny,<br />

szakale. Nasze stado dokona³o tej rzezi. Sk¹pa³o siê w<br />

ludzkim lamencie i ¿alu. Kiedyœmy, przera¿eni, zaczêli<br />

ogl¹daæ nasze zbroczone win¹ d³onie, on rozp³yn¹³ siê<br />

jak sen, znikn¹³ w podziemiach swej jamy. Mówili, ¿e<br />

zgin¹³ z w³asnej rêki. Tak mówi¹. Zostawi³ nas z ca³¹<br />

ogromn¹ spuœcizn¹ pokolenia zabójców, byœmy na stosach<br />

koœci budowali lepszy œwiat. By³ dobrym nauczycielem<br />

¿ycia. Najlepszym.<br />

Sine cienie œcieli³y siê na jego wychudzonych ¿ebrach.<br />

Ranki zawsze by³y najgorsze. Spod porzuconego, pierwszym<br />

uniesieniem dnia, przeœcierad³a wystawa³y jego<br />

zwiotcza³e cz³onki. Niemal¿e czu³ jak umiera, stara³ siê<br />

walczyæ o ka¿dy oddech, choæ przecie¿ jeszcze wieczorem<br />

wydawa³o mu siê, ¿e takie ¿ycie nie ma sensu. Studiowa³<br />

w³asn¹ niemoc, wciela³ siê w ni¹ coraz intensywniej<br />

i czulej, odszukuj¹c w niej nadrzêdny motyw swego<br />

istnienia.<br />

Mia³ napiêt¹ skórê. ¯aglami roz³o¿one p³aty bia³awego<br />

okrycia koœci emanowa³y w pó³mroku upiorn¹ podobizn¹<br />

zw³ok. Mia³y fakturê roztopionej œwiecy. Zwisa³y,<br />

gdy opada³o mu ramiê, gdy niezdolny by³ ju¿ nawet<br />

okryæ siê, cuchn¹cym starym potem i wczorajszym p³aczem,<br />

rêcznikiem. I jakby w obronnym odruchu, znów<br />

przymkn¹³ powieki, z ca³ych si³, jak potrafi³ najmocniej.<br />

- To ja - powtarza³ w myœlach – To moje cia³o. Jak to<br />

mo¿liwe? Jak to siê sta³o? - Przecie¿ nie chcia³ skakaæ,<br />

namówili go. On tylko ba³ siê ich drwin, ich odrzucenia.<br />

¯aden z nich nie przyszed³ go odwiedziæ. Oni ¿yj¹,<br />

<strong>pl</strong>anuj¹ sw¹ przysz³oœæ, kochaj¹, nienawidz¹, marz¹. A<br />

on? On jest. Jedynie jest.<br />

W po³udnie szeroko otworzy³ oczy, wytrzeszczy³ je,<br />

³api¹c wyostrzonym spojrzeniem ca³¹ bladoœæ czterech<br />

czêstochowski magazyn literacki


œcian, które przytrzymywa³y jego odruchy antyprzestrzenne.<br />

Zbli¿a³y siê do niego odrapane, schorowane emalie,<br />

przygwa¿d¿a³y do zmiêtej poduszki. Powoli uczy³ siê siebie,<br />

boj¹c siê wci¹¿, codziennie trac¹c wczeœniejsze z³udzenia,<br />

odpychaj¹c wszelkie myœli, które zakotwicza³y o<br />

tamto ¿ycie. Otworzy³ usta, zach³ysn¹³ siê powietrzem<br />

jak ryba porzucona przez morze, drgn¹³. Walczy³. Nad¹³<br />

siê, a¿ ca³y poczerwienia³, niby ze wstydu jakiegoœ, ostat-<br />

PIOTR G£OWACKI<br />

Piotr G³owacki - fotografia ze zbiorów Autora.<br />

Aster czêsto myœla³ o tym co go spotka³o od ca³ego<br />

szkolnego œrodowiska, ale przecie¿ nie tylko od niego.<br />

Niemal wci¹¿ powraca³ w myœlach i analizowa³ wszelkie<br />

fakty. Chodzi³ do zawodowej szko³y z liczn¹ rzesz¹<br />

uczniów i kadry. Rozmyœla³ i rozmyœla³, dlaczego prosta<br />

rzecz potrafi³a wywo³aæ tak wrogie i jakby skoordynowane<br />

reakcje jego bezpoœredniego otoczenia, nie tylko jego<br />

tak¿e dalszego, które z pozoru powinno siê cechowaæ<br />

wiêkszym obiektywizmem. Sk¹d ten mur jednoœci i niechêtnego<br />

nastawienia? Zatem jakaœ zwyk³a prozaiczna<br />

wrêcz szko³a w tym mieœcie, rutynowy cykl zajêæ i œwi¹t...a<br />

jednak.<br />

Na elewacji budynku tej¿e szko³y zainstalowany by³<br />

dwa lata temu kwadratowy niedu¿y nie wiêcej ni¿ piêædziesi¹t<br />

na piêædziesi¹t centymetrów zegar elektryczny.<br />

Kiedy go zainstalowano dyrektor wspomnia³ o tym na<br />

akademii otwieraj¹cej nowy rok szkolny, w sposób podnios³y<br />

i dumny mówi³ o organizacyjnym wyzwaniu i wkraczaniu<br />

cywilizacji, jej nieuchronnoœci i jej pomocy w egzekwowaniu<br />

skrupulatnej dyscy<strong>pl</strong>iny dnia nauki i pracy,<br />

ca³odobowego, œcis³ego harmonogramu zajêæ. Nie trzeba<br />

dodawaæ, i¿ p³ynne oratorskie pe³ne rutyny wyst¹pienie<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Lekcja<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

nim odruchem wolnej woli, si³y, która nie pozwala³a mu<br />

tak rozpaczaæ, oderwa³ od siebie ca³¹ aparaturê.<br />

Jedna ³za zalœni³a na nieruchomej rzêsie. Jedna ona<br />

¿egna³a siê z wykrzywionym grymasem policzkiem ch³opca.<br />

Okno pobiela³o, powiêkszy³o siê do rozmiarów nieba.<br />

Sp³ynê³o na niego lekkim ca³unem œwiat³a. Mocno objê³o.<br />

Unios³o.<br />

Iwona Urbañczyk<br />

dyrektora przyjête by³o burzliwymi, jak zwyk³o siê okreœlaæ,<br />

rzêsistymi oklaskami.<br />

Rzecz w tym, ¿e przychodz¹c co dziennie rano do<br />

szko³y od d³u¿szego czasu zdecydowana wiêkszoœæ<br />

uczniów, kadry i personelu musia³a widzieæ stan zegara,<br />

który wskazywa³ wci¹¿ godzinê za piêtnaœcie siódma.<br />

Astera znu¿y³o ju¿ to ci¹g³e obci¹¿enie, bior¹ce siê z drêczenia<br />

samego siebie dlaczego nikt poza nim tego nie<br />

tylko, ¿e nie widzi ale i nie reaguje. Nie chcia³ d³u¿ej<br />

ulegaæ powszechnemu mniemaniu jakoby wszyscy byli<br />

próbowani poprzez sondowanie ich cier<strong>pl</strong>iwoœci i granic<br />

mo¿liwoœci psychicznego wycofania poprzez rezygnacjê<br />

z asertywnoœci. Mia³ w g³owie tezy o spo³eczeñstwie<br />

obywatelskim, rozumia³ je w ten sposób, ¿e wszystko<br />

mo¿na powiedzieæ i bêdzie to rzeczowo analizowane w<br />

debacie, by wybraæ konkluzjê najlepsz¹ z mo¿liwych.<br />

Oczywiste, ¿e ta mia³aby byæ, a dyskurs obywatelski mia³<br />

siê dalej potoczyœcie i narracyjnie snuæ raz wielo - innym<br />

razem przy ogólnej zgodzie jedno-nurtowo. Wirusem takiego<br />

spo³eczeñstwa by³oby zatem jak mniema³ obywatelskie<br />

niepos³uszeñstwo, jakaœ anarchia i destrukcyjnosabota¿owe<br />

sobiepañstwo. To wszystko s³ysza³ od œrodowiska<br />

gazety, ale tak¿e od ojca Piotra wci¹¿ rozprawiaj¹cego<br />

o uniwersalnych wartoœciach etyki i dodatkowo<br />

transcendencji, o Bogu, wierze, wartoœciach pañstwa... Sam<br />

uwa¿a³, ¿e ma to wszystko bardzo powa¿nie traktowaæ i<br />

nie umia³ inaczej. Co gorsza dla niego. Jak siê mia³o okazaæ.<br />

W³¹czy³ telewizor, pojawia³ siê stopniowo obraz nieruchomej<br />

twarzy i beznamiêtny dŸwiêk g³osu prezentera:<br />

na drodze 342 ko³o Œwiecia rozbi³ siê samochód, rozszarpa³o<br />

kilka osób w tym jednego Polaka, w Szczelinie<br />

ko³o Czarnej poci¹g zderzy³ siê z ciê¿arówk¹, w Sanocku<br />

pod K³obuckiem cysterna zabi³a rowerzystê i spowodowa³a<br />

po¿ar gaszony przez piêæ jednostek...Z trudem musia³<br />

odci¹gaæ siê od migotliwego ekranu, by zebraæ siê do<br />

lekcji. Przed oczami mia³ jednak te¿ nieruchom¹ tarczê<br />

zegara szkolnego. Pewnie dlatego, ¿e je¿eli czeka³ na<br />

coœ w telewizji zawsze dominowa³y, odliczaj¹ce ostatnie<br />

chwile do celebracji spektaklu, wskazówki.<br />

- Aster! Odezwa³a siê matka czuwaj¹ca zazwyczaj, by<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

<strong>23</strong>


24<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />

syn odrobi³ lekcje, teraz jedynie powiedzia³a, pora na sen.<br />

Po zabiegach w ³azience, odczu³ b³ogoœæ mo¿liwoœci<br />

wyci¹gniêcia siê wzd³u¿ ³ó¿ka. Najpierw gwa³townie odczu³,<br />

¿e spada. PóŸniej b³¹dzi³ po niekoñcz¹cych siê korytarzach,<br />

bieg³, bez wytchnienia ucieka³ w lesie i bezgranicznych<br />

dziwacznie pokrzywionych perspektywicznie<br />

przestrzeniach. Patrzy³y na niego twarze, jedne uœmiecha-<br />

³y siê do niego, jednak o wiele liczniejsze zimne i obce<br />

z³orzeczy³y mu i puszcza³y siê za nim w nie do opanowania<br />

gonitwê. Przenika³a go groza i œmiertelny lêk. Koszmarny<br />

harmider, pandemonium koñczy³y siê nad ranem<br />

tym samym, znajomym g³osem matki. - Aster œniadanie.<br />

Tego dnia postanowi³ w koñcu i jak mniema³ po prostu<br />

poinformowaæ w³adze szko³y o nienormalnej sytuacji<br />

z zegarem. Jego klasa mia³a lekcjê z wychowawczyni¹ i<br />

poinformowa³ uczniowskie gremium i jego liderkê o tym,<br />

¿e jest zdziwiony dlaczego szkolny zegar jest zepsuty od<br />

chyba ju¿ kilkunastu miesiêcy. I ¿e w zwi¹zku z tym<br />

z³o¿y³ podanie w sekretariacie z proœb¹ o jego naprawê.<br />

Reakcja pani Adeli zaskoczy³a go ca³kowicie, nie tylko,<br />

¿e poczu³ siê nieswojo ale nawet poni¿ony i upokorzony.<br />

Niemal wrzeszcza³a na niego.<br />

- Jakim prawem œmiesz wtr¹caæ siê do nie swoich<br />

spraw, pomin¹³eœ drogê s³u¿bow¹ bo najpierw, jak coœ,<br />

to powinieneœ porozmawiaæ ze mn¹ i to na osobnoœci. A<br />

ty smarkaczu od razu wyje¿d¿asz z problemem do zajêtego<br />

dyrektora, który ma powa¿niejsze sprawy na g³owie<br />

i wywlekasz wszystko na forum klasowym. Tego<br />

tolerowaæ nie bêdziemy.<br />

Tym wprowadzeniem zainspirowa³a do wypowiedzi<br />

kolegów.<br />

- Proszê pani odzywa³ siê g³os po g³osie, on zawsze<br />

jest taki, ¿e musi mieæ swoje zdanie. Nam to nie odpowiada,<br />

ci¹gle siê dochodzi, denerwuje nas jego ci¹g³a ingerencja<br />

niemal we wszystko.<br />

Zapad³a wspólna decyzja – musimy go ukróciæ, musimy<br />

coœ z nim zrobiæ.<br />

W domu Aster niczym nie móg³ siê zaj¹æ, ba³ siê kolejnych<br />

reakcji, przepe³nia³ go niepokój. Niczym nie móg³<br />

sobie wyt³umaczyæ w³asnej odmiennoœci ale jeszcze bardziej<br />

jej budz¹cej niechêæ i nienawiœæ percepcji u innych. W najlepszym<br />

razie spotyka³o go groteskowe niezrozumienie. On<br />

bra³ wszystko na powa¿nie, œmiertelnie powa¿nie. Rozumia³,<br />

¿e do takiego stawiania sprawy jakie reprezentowa³ swoj¹<br />

postaw¹ zachêcano go na lekcjach przysposobienia do ¿ycia<br />

w spo³eczeñstwie i rodzinie, w domu, na religii. Pyta³ siê co<br />

tak naprawdê ró¿ni go od innych, ¿e w koñcu bez takiego<br />

zamiaru wywo³ywa³ czasami wrêcz agresjê. A czêsto te¿ kierowano<br />

pod jego adresem jakiegoœ rodzaju groŸby o ró¿nym<br />

stopniu zawoalowania.<br />

- Demokracja szkolna, zwróci³ siê do Astera dyrektor<br />

nazajutrz w swoim gabinecie i przy asyœcie wicedyrektorki<br />

i wychowawczyni, jest dobrem najwy¿szym, przyznaje ona<br />

bowiem tak¿e prawa i uczniom, ale ty jej nadu¿y³eœ. Twoje<br />

zachowanie po raz kolejny obra¿a kadrê, tak byæ nie mo¿e,<br />

tego nie mogê tolerowaæ. Je¿eli podnosisz problem zegara<br />

to mo¿e najpierw zainteresowa³byœ siê sytuacj¹ szko³y, która<br />

ma bardzo niski bud¿et i musi oszczêdzaæ. Dozorcy praktycznie<br />

nie ma, pracuje jedynie na pó³ etatu, ma zmieniony<br />

zakres obowi¹zków i choruje na serce.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Aster gotowa³ siê w sobie, nie mia³ si³ tego s³uchaæ ale<br />

te¿ duszna atmosfera wyssa³a ca³¹ przestrzeñ, tak, ¿e prawie<br />

zablokowa³a mo¿liwoœæ wydobycia z siebie i usytuowania<br />

w niej jakiegoœ s³owa, wiedzia³, ¿e jest przegrany<br />

nie rozumia³ tylko dlaczego.<br />

- Musisz pamiêtaæ w³¹czy³a siê wicedyrektorka, ¿e w<br />

szkole nie jesteœ tylko ty i ¿e nie mo¿esz swoim zachowaniem<br />

i wypowiedziami szkalowaæ dobrego imienia nas<br />

wszystkich i naszej instytucji.<br />

Gorycz przepe³ni³a go ca³kowicie kiedy Gazeta Wasza jednoznacznie<br />

pochwali³a dyrekcjê i zgodne zachowanie uczniów,<br />

a nawet poda³a kajaj¹ce siê s³owa, które mia³ sam wypowiedzieæ.<br />

Zastanawia³ siê jak enigmatycznie dzia³a ta gazeta, skoro<br />

nikt z nim nawet o tym wszystkim nie rozmawia³.<br />

Mija³y miesi¹ce. Uczucie pogr¹¿enia zmienia³o siê u<br />

Astera w przykr¹ do zniesienia obojêtnoœæ, poczucie odepchniêcia.<br />

Jak móg³by myœleæ o porozumieniu z otoczeniem,<br />

kiedy zabroniono mu mówiæ, wrêcz jakby to by³o<br />

mo¿liwe nawet zabroniono by mu myœleæ. Zegar uparcie<br />

siê zatrzyma³...dziwne pomyœla³, ale ju¿ wiem, ¿e tylko<br />

dla mnie. A mo¿e to nie ten (w swej naturze martwy)<br />

przedmiot tylko refleksjê zatrzymano w miejscu, które<br />

ma uczyæ samodzielnego myœlenia, pamiêta³ przecie¿ te<br />

dydaktyczne slogany. . .<br />

Po tym wszystkim Aster jak tylko móg³ omija³ ludzi<br />

na chodniku, za ka¿dym razem schodzi³ im z drogi, a na<br />

przejœciach czeka³ a¿ ulica na chwilê ca³kowicie siê opró¿ni.<br />

I nigdy nie zagl¹da³ na strony szko³y, a tym bardziej do<br />

naszej klasy, maj¹c spokój i wytchnienie bez koniecznoœci<br />

ogl¹dania w istocie ponurych postaci o z pozoru tylko<br />

g³adkich fizjonomiach.<br />

Podczas nieobecnoœci syna matka nawykowo w³¹czy-<br />

³a telewizor, dobywaj¹cy siê tym razem srogi g³os oznajmia³,<br />

i¿ Front Globalnej Jednoœci Myœlenia musia³ izolowaæ<br />

kolejny przypadek groŸnego wirusa umys³u, tym razem u<br />

Astera K. Wiedzia³a ju¿ o innych takich przypadkach i o<br />

tym, ¿e nie ma w nich mo¿liwoœci odwo³añ w trybie administracyjnym.<br />

W najg³êbszych zakamarkach serca i swej<br />

pobo¿nej duszy liczy³a tylko na nieuchronnoœæ kary boskiej<br />

dla wszechnomenklatury Partii Poprawnych.<br />

Piotr G³owacki<br />

Autonota biograficzna Piotr G³owacki<br />

Urodzony w 1954 roku w Czêstochowie. Magister<br />

historii sztuki na Uniwersytecie Jagielloñskim. By³y pracownik<br />

Miejskiej Galerii Sztuki w Czêstochowie i by³y<br />

prezes Zachêty w Czêstochowie. Publikowa³ m.in. w<br />

MiniGalerii, Aleje 3, Zeszyty Artystyczno-Naukowe<br />

„Dyskurs” i Pismo Artystyczne „Format”. W „Galerii”<br />

opublikowa³ do tej pory recenzje ksi¹¿ek Aleksandry<br />

Keller i Ko<strong>nr</strong>ada Ludwickiego oraz opowiadania.<br />

czêstochowski magazyn literacki


czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

JACEK RÊBACZ<br />

Rozmówki przy kuchennym blacie<br />

Ciach, ciach, ciach.<br />

Odsuwa³em rytmicznie palce przed ostrzem no¿a.<br />

Prawie jak jeden z tych kulinarnych geniuszy na ekranie<br />

TV. By³em z siebie dumny. Cebulka by³a za³atwiona. Teraz<br />

ogórek, pomidor, przyda siê te¿ rzodkiewka. Sa³ata<br />

ods¹cza³a siê w sitku.<br />

Czas oczekiwania mo¿na zabijaæ na ró¿ne sposoby.<br />

Tak¿e przy kuchennym blacie. Sposób równie dobry, jak<br />

ka¿dy inny.<br />

Z g³êbi mieszkania dolecia³ jakiœ rumor.<br />

Oczekiwanie dobieg³o koñca...<br />

Odetchn¹³em. Nienawidzê czekania na nieuniknione.<br />

Strzeli³em sobie ³yk kawusi. £ee...wystyg³a. Nie doœæ,<br />

¿e na czczo, to jeszcze zimna.<br />

Do kuchnie wesz³a moja lepsza po³owa. Bardzo zamaszyœcie.<br />

Dla dociekliwych pozosta³a do rozwi¹zania<br />

kwestia, gdzie spêdzi³a noc. W zoo, czy po prostu na<br />

leœnej polanie. Z jednej strony w³osy wskazywa³y na atak<br />

nietoperza, z drugiej coœ najwyraŸniej uwi³o sobie w nich<br />

gniazdko.Nie nale¿a³em do dociekliwych.<br />

Ju¿ od dawna.<br />

Pod jednym z oczu pojawi³o siê coœ sinego.<br />

To te¿ ciekawe. Limo, czy pozosta³oœæ wyjœciowych<br />

barw ozdobnych. A mówi¹, ¿e te specyfiki robi¹ teraz<br />

wodoodporne. Nie bêdê siê m¹drzy³, nie znam siê na<br />

tym. Tak jak i na kobietach.<br />

- Chryste, ale mi siê chce piæ... - wymamrota³a przybyszka.<br />

- Te¿ siê cieszê, ¿e ciê widzê - pe³na kultura.<br />

Ogarnê³a na sobie podomkê, zakrêci³a siê wokó³ bez<br />

wyraŸnego celu.<br />

Zajrza³a do lodówki. Spojrza³a krytycznie na moj¹<br />

partaninkê. Nala³a sobie wody do szklanki, przy okazji<br />

zraszaj¹c obficie, moj¹ ods¹czon¹ sa³atê. Nic to. Wyschnie.<br />

Czeka³em spokojnie na pierwszy etap.<br />

- S³uchaj, skocz do sklepu. Kup mi æwiartkê.<br />

Uuu...Tym razem obesz³o siê bez próbnych baloników.<br />

Przypuœci³a atak bezpoœredni. Sytuacja musia³a byæ<br />

krytyczna.<br />

Odsun¹³em sprzed oczu wielkie, miêsiste liœcie doniczkowej<br />

roœlinki. By³a tu potrzebna jak wrzód na dupie.<br />

Zabra³em siê do dziabania rzodkiewki.<br />

- Da³a ci Bozia nó¿ki?<br />

- Zobacz jak wygl¹dam, nie mogê tak wyjœæ na miasto.<br />

- Nie na miasto, tylko do sklepu na dole, poza tym<br />

przed paroma godzinami twój wygl¹d ci nie przeszkadza³.<br />

Pociera³a nerwowo usta. £yknê³a wody, skrzywi³a siê<br />

z obrzydzeniem. Jasne, nie na takie p³yny oczekiwa³ organizm.<br />

- To pójdziesz, czy nie?<br />

Spojrza³em na ni¹ niechêtnie. Co za upierdliwa baba...<br />

Poszed³em do lodówki. Wyj¹³em musztardê. Dijon. Popatrzy³em<br />

po pustawych pó³kach kuchennej szafki. Nie<br />

by³o Ÿle. Znalaz³em bazyliê, oregano, no i pieprz, rzecz<br />

Jacek Rêbacz - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />

jasna. Wróci³em na swoje miejsce delektuj¹c siê pe³n¹<br />

napiêcia cisz¹. Cisz¹ oczekiwania.<br />

Sypn¹³em po ³y¿eczce przyniesionego dobra do michy<br />

i zaprawi³em solidn¹ porcj¹ musztardy. Poliza³em<br />

³y¿kê. Mocna. Dobra. Do³o¿y³em, co sobie bêdê ¿a³owa³.<br />

- Nie.<br />

Szklanki zagra³y na suszarce, poruszone fal¹ uderzeniow¹,<br />

wzbudzon¹ przez zatrzaœniête drzwi kuchni. Spokojnie.<br />

To dopiero pierwsza runda. Na ci¹g dalszy nie bêdê<br />

musia³ d³ugo czekaæ.<br />

Nala³em trochê wody do miseczki. Mieszaj¹c zawziêcie<br />

z³apa³em ³yk kawy. Wystyg³a zupe³nie.<br />

O, ju¿ jest.<br />

Usiad³a na taborecie. Wysup³a³a papierosa z paczki.<br />

Zaci¹gnê³a siê g³êboko. Nie smakowa³ jej. Spogl¹da³a na<br />

mnie co i raz, macha³a nerwowo za³o¿on¹ na kolano nog¹.<br />

Czeka³em, z której mañki zaatakuje.<br />

- Wiesz co? Nie mogê ju¿ na ciebie patrzeæ - aha,<br />

czas na konkluzje estetyczne.<br />

- Popatrz sobie przez okno.<br />

- Rzygaæ mi siê chce, jak widzê ta twoj¹ œwiêt¹ gêbê.<br />

Pos¹g bez skazy.<br />

Myœla³by kto...<br />

Wyci¹gn¹³em z lodówki piersi. Kurze. £adne by³y,<br />

du¿e. Za du¿e. Po³o¿y³em je na desce. Wzi¹³em nowiutki,<br />

b³yszcz¹cy, ostry jak brzytwa, nó¿ do miêsa. S³onecz-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

25


26<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

ne œwiat³o piêknie zagra³o na nierdzewnym ostrzu. Bez<br />

oporu rozcina³ miêciutkie tkanki. Podoba³ mi siê.<br />

Naprawdê dobry zakup.Razem z nim naby³em zgrabniutki,<br />

ma³y tasaczek. W³aœciwie, nie wiem po co. Ostatecznie<br />

nie æwiartowa³em tu wo³ów. Wisia³ sobie nad<br />

kuchenk¹ i mruga³ zalotnie. Z trudem oderwa³em od niego<br />

wzrok. Poci¹³em piersi na mniejsze kawa³ki.<br />

- ¯ebyœ czasami potrafi³ coœ z siebie wykrzesaæ.<br />

- Na przyk³ad? - pracowicie oblepia³em miêso swoj¹<br />

marynat¹.<br />

Cholerny kwiatek pcha³ mi liœcie w oczy. Ma³a ta kuchenka.<br />

To nie oran¿eria, coœ bêdê musia³ zrobiæ z tym<br />

zielskiem.<br />

- Nie wiem. Coœ. Nie mogê tu ci¹gle siedzieæ, wygl¹daæ<br />

przez okno, jak sobie tego ¿yczysz. Jestem jeszcze<br />

m³oda, chcê ¿yæ! Chcê siê bawiæ! Oddychaæ pe³n¹ piersi¹...<br />

- Mo¿e spróbujesz iœæ do jakiejœ pracy?<br />

Gdyby spojrzenia mog³y zabijaæ, le¿a³bym ju¿ pod<br />

sto³em wij¹c siê w œmiertelnych skurczach.<br />

- To twoja jedyna propozycja?<br />

- Przynios³abyœ parê z³otych, móg³bym wiêcej z siebie<br />

wykrzesaæ - mówi³em ju¿ do pustego sto³ka. Koniec<br />

rundy drugiej.<br />

Powróci³a gdy zacz¹³em rozgrzewaæ na patelni oliwê.<br />

Extra virgin. A co! Jak szaleæ to szaleæ.<br />

S³ysza³em jak zajmuje swoje miejsce. Napi¹³em siê<br />

ca³y. Cholera, tyle lat, a nadal brak mi luzu i dystansu. Nie<br />

mog³em siê powstrzymaæ.<br />

- Gdzie by³aœ tym razem?<br />

Rozeœmia³a siê, doœæ obrzydliwie. Wyczu³em w jej<br />

rechocie spor¹ dawkê satysfakcji. Psiakrew, mia³em ju¿<br />

nigdy nie zadawaæ tego pytania. To by³o silniejsze ode<br />

mnie.<br />

- Co ciê to obchodzi?<br />

- Trochê enigmatyczna odpowiedŸ - no có¿, brnijmy<br />

w to bagno dalej.<br />

- Tak samo mi odpowiedzia³eœ, gdy pieprzy³eœ t¹<br />

zo³zê.<br />

- Jedyn¹ zo³z¹, jak¹ pieprzy³em przez ostatnie dwadzieœcia<br />

lat, jesteœ ty. Ale myœlê, ¿e chodzi ci o twoj¹<br />

przyjació³kê - Bo¿enê.<br />

- O moj¹ przyjació³kê - kurwê.<br />

T³uszcz by³ ju¿ dobrze rozgrzany.<br />

- Wiesz co? Odk¹d zaczê³aœ opowiadaæ swoim kole-<br />

¿ankom o mê¿u nieudaczniku, wykazuj¹ zadziwiaj¹ce zainteresowanie<br />

moj¹ osob¹.<br />

Znów zaœmia³a siê paskudnie.<br />

- Mo¿e chc¹ sprawdziæ co mo¿na zdzia³aæ takim<br />

dwunastocentymetrowym instrumencikiem.<br />

Gor¹cy t³uszcz powoduje paskudne oparzenia. S³ysza³em,<br />

¿e takie rany mog¹ spowodowaæ œmieræ tylko z<br />

powodu szoku. Zwa¿y³em lekko patelniê w d³oni.<br />

Ka¿da kobieta wie, ¿e dotykaj¹c tego tematu ruszy<br />

faceta. Matki je tego ucz¹, czy jak? Ale ja z tych, którzy<br />

lubi¹ mieæ ostatnie s³owo.<br />

- Wola³abyœ, ¿eby wyros³a mi tam szyjka od butelki.<br />

Dopiero byœ sobie poci¹gnê³a.<br />

Kubek z fusami min¹³ mnie o cal. Rozbi³ siê o glazurê.<br />

Na szczêœcie szk³o wyl¹dowa³o daleko od patelni.<br />

- Pieprzony cham!<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Rundê erotyczno - seksualn¹ mieliœmy za sob¹.<br />

Delikatnie k³ad³em kawa³ki kurczaka na olej. Bosko<br />

pachnia³.Tym razem przerwa trwa³a d³u¿ej.<br />

Czas by³ na etap powrotu córki marnotrawnej.<br />

Spojrza³em k¹tem oka. Siedzia³a bez ruchu. Opar³a<br />

g³owê na d³oni. W³osy rozsypa³y jej siê na twarzy. Zrobi-<br />

³o mi siê jej trochê ¿al. Tylko trochê. Obróci³em piersi.<br />

Nabiera³y ³adnego z³ocistego koloru.<br />

- Proszê ciê, kup mi coœ, bo umrê. Nie mo¿esz tego<br />

zrozumieæ?<br />

Mówi³a cichutko, g³osem pe³nym skruchy. Boziu,<br />

gdybym jej tak dobrze nie zna³...Mo¿e bym siê da³ nabraæ.<br />

- Wiesz, ¿e nie. Czas ju¿ wyhamowaæ.<br />

- B³agam ciê. Napijê siê i idê spaæ. To ostatni raz,<br />

przysiêgam. Jutro ju¿ nawet nie pow¹cham.<br />

Chryste, chyba mia³a nawet ³zy w oczach. Zmarnowany<br />

talent.<br />

- Powiedz po prostu, ¿e nie masz kasy, a w "aptece"<br />

dro¿yzna.<br />

- Nie mam.<br />

- Na mnie nie licz.<br />

Wœciek³a siê. Zasycza³a zupe³nie jak mój kurczaczek<br />

po prze³o¿eniu na drug¹ stronê.<br />

- Nigdy nie mog³am na ciebie liczyæ! Dwadzieœcia<br />

zmarnowanych lat. Jak myœlisz przez kogo pijê? Na trzeŸwo<br />

twój widok jest zupe³nie nie do przyjêcia.<br />

Przykrêci³em gaz do minimum. Chocia¿ s³ysza³em<br />

to nie po raz pierwszy, zawsze udawa³o siê jej tym tekstem,<br />

zasiaæ we mnie ziarno niepewnoœci. W³aœciwie có¿<br />

takiego jej da³em przez ten czas. Parê mi³ych chwil, parê<br />

radosnych chwil. Du¿o beznadziejnych momentów.<br />

- Czemu nic nie mówisz? Trafi³am w sedno?<br />

Chwila s³aboœci minê³a. Po¿al siê Bo¿e odkrywczyni.<br />

Te¿ zapali³em. Mmm... Ambrozja. Raptowne zerwanie<br />

z na³ogiem rzadko przynosi dobre efekty. W tym<br />

punkcie moja ¿ona na pewno przyzna³aby mi racjê.<br />

- I co? Spakujesz swoj¹ nieœmierteln¹ torbê i wyniesiesz<br />

siê do mamusi? Spierdalaj i nie wracaj - ku³a ¿elazo<br />

póki gor¹ce.<br />

Nie odzywa³em siê. Te ¿a³osne przedstawienia zaczyna³y<br />

mnie nudziæ. Du¿o ciekawsze by³y procesy zachodz¹ce<br />

na patelni. Obudzi³ siê we mnie duch eksperymentatora.<br />

Sypn¹³em szczypt¹ curry. Cejloñskiej.<br />

Ostrej. Ciekawe co z tego wyjdzie? Poczu³em siê trochê<br />

niczym chemik na przednówku wielkiego odkrycia.<br />

Rezultat najwiêkszych odkryæ zale¿y czêsto od znalezienia<br />

odpowiedniego katalizatora. Niektórzy twierdz¹,<br />

¿e uczucia to te¿ wynik chemicznych procesów. Mi³oœæ…<br />

I tu potrzebny jest przyspieszacz. Uœmiech, barwa g³osu,<br />

zapach skóry. Co kogo krêci.Jeszcze inni mówi¹, ¿e<br />

mi³oœæ i nienawiœæ mieszaj¹ siê w tej samej retorcie i<br />

tylko odpowiedni katalizator decyduje o tym, co sp³ynie<br />

do probówki. Co jeœli bêdzie nim etanol?<br />

Zanim znowu sobie posz³a, zd¹¿y³em siê spytaæ.<br />

- Bêdziesz jad³a?<br />

- ¯ebym chodzi³a z takim bêbnem jak ty? - zawaha-<br />

³a siê. - Mogê zjeœæ trochê tej sa³atki.<br />

Pokiwa³em g³ow¹. No w³aœnie, trzeba wreszcie wzi¹æ<br />

siê za sa³atê. Wyci¹gn¹³em j¹ z sitka i wymiesza³em z<br />

reszt¹ warzyw. Przeklêta kuchenna ozdoba znów mi prze-<br />

czêstochowski magazyn literacki


szkadza³a. Popatrzy³em na ni¹ ze z³oœci¹. W³aœciwie...<br />

Mia³a miêsiste zielone liœcie. Drobno posiekane wygl¹da³yby<br />

jak zielona papryka. Kotek s¹siadki, na³ogowy<br />

skubacz roœlinek, ledwo prze¿y³ kontakt z tym przedstawicielem<br />

egzotycznej flory.<br />

Zerwa³em kilka liœci, zacz¹³em je siekaæ swym piêknym,<br />

nowym no¿em.<br />

Zaszczypa³y mnie rêce. Powinienem za³o¿yæ rêkawiczki.<br />

Sok diffenbachi podra¿nia³ nawet skórê. Naprawdê<br />

trzeba byæ popapranym, ¿eby trzymaæ w kuchni truj¹ce<br />

roœliny. A mo¿e to znak...<br />

Zaci¹gn¹³em siê, a¿ do ostatniego pêcherzyka w p³ucach.<br />

Miodzio...<br />

Wrzuci³em posiekane listki do pó³miska z sa³at¹.Psiakrew,<br />

poczuje. Pokombinujmy... Winegret powinien tro-<br />

- Masz pan tu klucze! Nasze rzeczy zabierzemy w<br />

ci¹gu kilku dni. Cz³owieku! Tu siê nie da mieszkaæ! - grubasek<br />

niemal eks<strong>pl</strong>odowa³.<br />

- Dobrze Jasiu, ¿e nie przela³eœ zadatku - równie korpulentna<br />

jak ma³¿onek po³owica krzykacza, mimo i¿<br />

wyraŸnie wystraszona, nie zapomnia³a o praktycznej stronie<br />

zerwania umowy.<br />

- Wszystko siê tu sypie. Nawet pr¹du nie ma w ³azience,<br />

trzeba sobie przyœwiecaæ latarkami.<br />

Andrzej by³ znudzony. Podobna sytuacja powtarza³a<br />

siê za ka¿dym razem.<br />

- Przecie¿ mówi³em, ¿e mieszkanie jest do remontu.<br />

Meble s¹ stare, mo¿e je pan spokojnie wyrzuciæ.<br />

- Co mi pan tu z remontami! To, ¿e s¹ stare to ma³e<br />

piwo, gorzej, ¿e siê same ruszaj¹! Cz³owieku! Tu straszy!<br />

Tak, dobra, OK. Jêdrek zmêczony przymkn¹³ oczy.<br />

Nie s³ucha³ ju¿ t³uœciocha. Nie by³ zaskoczony. By³by nawet<br />

zdziwiony, gdyby siê wreszcie uda³o. Machinalnie<br />

schowa³ klucze do kieszeni. Zamkn¹³ drzwi za wystraszona<br />

par¹. S³ysza³ ich cichn¹ce kroki na schodach. Ciekawe<br />

dlaczego nie zjechali wind¹? Mo¿e jej te¿ siê bali.<br />

Nawiedzony blok z upiornym dŸwigiem osobowym...Wszed³<br />

do pokoju. Wszêdzie widaæ by³o œlady<br />

niemal panicznej ucieczki. Rozbebeszone œpiwory na<br />

³ó¿ku, nie wypita kawa w szklankach, jakieœ pokruszone<br />

ciasteczka. W k¹cie dwie otwarte turystyczne torby. W<br />

kuchni by³o nie lepiej. Zaczêli chyba jeœæ œniadanie. Na<br />

stole le¿a³y jednorazowe talerzyki i sztuæce, otwarte konserwy<br />

i s³oik z ogórkami.<br />

Niez³y bajzel.<br />

Sprawa œwiat³a w ³azience rzeczywiœcie by³a irytuj¹ca.<br />

Ilekroæ zmienia³ ¿arówkê - przepala³a siê. Widaæ gdzieœ<br />

w instalacji by³o zwarcie. Para grubasów poradzi³a sobie<br />

zbieraj¹c z ca³ego domu lampki i ³¹cz¹c je istn¹ <strong>pl</strong>¹tanin¹<br />

kabli i przed³u¿aczy.<br />

Andrzej ma³o siê nie zabi³ zahaczaj¹c o jeden z nich.<br />

Zacz¹³ sprz¹taæ.<br />

Mieszkanie faktycznie by³o zaniedbane. Mo¿e nie tyle<br />

zaniedbane, co wymagaj¹ce inwestycji. Problem le¿a³ w<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Mieszkanie<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

chê zamaskowaæ ewentualny, niepo¿¹dany smak. Nala-<br />

³em obficie. Lubi³a jeœæ kwaœno.<br />

Mo¿e jeszcze j¹ trochê znieczulê...<br />

Wyci¹gn¹³em spod sto³u butelkê wina. Z tego wszystkiego<br />

zapomnia³em podlaæ nim swojego kurczaczka.<br />

- S³uchaj, nie chcê siê wiecznie k³óciæ. Mam tu trochê<br />

wina, chcesz?<br />

Na odzew nie musia³em czekaæ d³ugo. Us³ysza³em<br />

jak kolejny raz zwleka siê z wyra.<br />

Uœmiechn¹³em siê. Niech mi jeszcze raz powie, ¿e<br />

jestem pozbawiony inwencji. Dorzuci³em jeszcze trochê<br />

jadowicie zielonych listków do sa³atki.<br />

Smacznego.<br />

tym, ¿e Andrzej chcia³by raczej zarobiæ na nim parê groszy,<br />

ni¿ te grosze, na których mu zreszt¹ nie zbywa³o, w<br />

nie ³adowaæ. Meble pamiêta³y lata piêædziesi¹te, a w najlepszym<br />

przypadku tr¹ca³y nastêpn¹ dekad¹.<br />

Œciany pokrywa³y archaiczne, wzorzyste papierowe<br />

tapety, jakimœ cudem prezentuj¹c siê nie gorzej ni¿ w<br />

latach swej œwietnoœci. Andrzejowi to nie przeszkadza³o.<br />

Uwa¿a³ nawet, ¿e ów wystrój mia³ specyficzny styl. Bez<br />

przykroœci spogl¹da³ na ciê¿kie kredensy i komody, okr¹g³y<br />

stó³ na prawdziwie s³oniowych nogach. Nieco mniej<br />

sentymentu czu³ do ogromnej, rozchwierutanej szafy,<br />

ofornirowanej na wysoki po³ysk. To mieszkanie mia³o po<br />

prostu swój niepowtarzalny, naftalinowy charakter. Odziedziczy³<br />

je po ciotce Leokadii. By³o to dosyæ zaskakuj¹ce<br />

wydarzenie. W³aœciwie nie by³a to jego prawdziwa ciotka.<br />

By³a dalek¹ kuzynk¹ babki, pi¹t¹ wod¹ po kisielu.<br />

Leokadia straci³a mê¿a i prawie ca³¹ rodzinê w powstaniu,<br />

jedyna córka umar³a m³odo. Osamotniona kobieta<br />

bardzo przywi¹za³a siê do przyszywanych krewnych.<br />

I vice versa.<br />

Jêdrek uwielbia³ przesiadywaæ u "ciotki Lodki". Spêdzi³<br />

niezliczone godziny w mieszkaniu z widokiem na<br />

zielone wa³y i fosê Cytadeli. W³aœciwie nie powinien siê<br />

dziwiæ, ¿e trafi³ mu siê nieoczekiwany spadek. Kocha³ago<br />

jak w³asne dziecko, a po za nim chyba rzeczywiœcie<br />

nie mia³a komu zostawiæ swego ¿yciowego dorobku.<br />

Westchn¹³ ciê¿ko.<br />

Fajnie, ¿e ciotka o nim pamiêta³a, ale mia³ z tego<br />

powodu wiêcej k³opotów ni¿ po¿ytku. Próbowa³ wynaj¹æ<br />

lub sprzedaæ dar, ale wszystkie próby koñczy³y siê<br />

mniej wiêcej tak jak dzisiejsza. Nie bardzo wiedzia³ co o<br />

tym myœleæ. Coœ musia³o byæ na rzeczy, wszyscy chêtni<br />

po najwy¿ej kilku dniach lub nocach, uciekali gdzie pieprz<br />

roœnie. Niestety administrator nie chcia³ czekaæ na czynsz<br />

do czasu znalezienia podnajemcy. Andrzeja nie staæ by³o<br />

na utrzymywanie dwóch mieszkañ.<br />

Pozbiera³ dobytek niedosz³ych lokatorów w jedno<br />

miejsce.<br />

Poszed³ do kuchni. Wstawi³ wodê. Po¿yczy³ sobie<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

27


28<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

herbatê od uciekinierów. Zapali³ papierosa. Wróci³ do<br />

pokoju. Popatrzy³ na œciany obwieszone zdjêciami w<br />

ozdobnych ramkach. To by³o wszystko, co z pozosta³o<br />

ciotce z przesz³oœci.<br />

W honorowym miejscu na komodzie, sta³o zdjêcie mê¿a,<br />

tu¿ obok ich ukochanej córki, Magdy. Andrzej podniós³ fotografiê<br />

do oczu. Ta sama. Ogl¹da³ j¹ milion razy. £adna.<br />

Wróci³ do kuchni. W przedpokoju potkn¹³ siê o swoje w³asne<br />

buty. Jak zwykle zostawi³ je tam gdzie zdj¹³. Jeden z<br />

kawalerskich nawyków. Dla porz¹dku pchn¹³ je nog¹ pod<br />

œcianê. Siêgn¹³ do popielniczki. Papieros zgas³. Przyjrza³ mu<br />

siê z bliska. Nie zgas³. By³ zgaszony. Bardzo dok³adnie. Wrêcz<br />

po³amany. Co jest...Wczesne objawy mia¿d¿ycy?<br />

Pos³odzi³ herbatê. Podszed³ do okna. Popatrzy³ ma<br />

soczyst¹ zieleñ Cytadeli.<br />

Kiedy by³ ma³y lubi³ obserwowaæ wojskowe samochody,<br />

pojawiaj¹ce siê i znikaj¹ce w tunelu Bramy Pow¹zkowskiej.<br />

Kiedyœ na jej terenie znajdowa³ siê wysokiego<br />

szczebla sztab wojskowy. PóŸniej miano tu przenieœæ<br />

Muzeum Wojska Polskiego, ale jak zwykle te <strong>pl</strong>any<br />

gdzieœ siê rozmy³y.<br />

Napi³ siê herbaty. Tfu!<br />

Skrzywi³ siê z obrzydzeniem. Cholera, jaka s³odka! Nie<br />

przypomina³ sobie by j¹ dwa razy pos³odzi³. Jednak skleroza.<br />

Odstawi³ szklankê na stó³. Diabli nadali! Uda³o mu siê<br />

rozlaæ trochê p³ynu na blat.<br />

Bezwzglêdnie musia³ zapaliæ.Wy<strong>pl</strong>u³ ulepek do doniczki.<br />

Po chwili namys³u tak samo post¹pi³ z reszt¹ naparu.<br />

Mia³ nadziejê, ¿e fikus prze¿yje t¹ gor¹c¹ s³odycz.<br />

Coœ cicho stuknê³o w przedpokoju. Kogó¿ tam niesie?<br />

Nie spodziewa³ siê goœci. Od³o¿y³ papierosa na krawêdŸ<br />

doniczki. Wyjrza³. Nic nie by³o s³ychaæ. Mo¿e ktoœ<br />

za drzwiami... Nacisn¹³ klamkê. By³y zamkniête. Zdziwi³<br />

siê. By³ prawie pewien, ¿e nie przekrêca³ zamka. Wyjrza³<br />

przez wizjer. Klatka by³a pusta. Posta³ chwilê pod drzwiami.<br />

Wzruszy³ ramionami. Odwróci³ siê i os³upia³. Mog³o<br />

siê zdarzyæ, ¿e zamkn¹³ wejœciowe drzwi odruchowo, ale<br />

z ca³¹ pewnoœci¹ nie postawi³ butów tak schludnie w<br />

szafeczce. Nigdy tego nie robi³.<br />

Drgn¹³ nerwowo. K¹tem oka zarejestrowa³ jakiœ ruch.<br />

Jakby szybki cieñ odci¹³ na chwilê dop³yw œwiat³a wpadaj¹cego<br />

z pokoju na korytarz.<br />

Zamar³ na moment. Nas³uchiwa³. Nic. Oprócz szumu<br />

lodówki, st³umionego œpiewu ptaków za oknem i g³oœniejszego<br />

ni¿ zwykle stukotu serca, panowa³a zupe³na<br />

cisza. Nie by³o co tak staæ. Wkroczy³ ostro¿nie do pokoju.<br />

Wszystko wygl¹da³o normalnie. Chyba dostawa³ g³upawki<br />

z tego gor¹ca.Otar³ d³oni¹ czo³o. By³o nieludzko duszno.<br />

Skierowa³ siê w stronê balkonowych drzwi. Prawie do<br />

nich dochodzi³, gdy zahaczy³ o coœ stop¹. Polecia³ bezw³adnie<br />

do przodu. Na szczêœcie balkon by³ ma³y. Gdyby<br />

nie to, najbli¿sze tygodnie spêdzi³by u protetyka, a tak,<br />

przyj¹³ energiê zderzenia z barierk¹ na ³okcie.<br />

Przez chwilê zawis³ do po³owy wychylony na zewn¹trz.<br />

Psiakrew, wysoko. Malowniczo wygl¹da³by rozmazany<br />

na betonowym podjeŸdzie, otoczony klombami<br />

usianymi kolorowym kwieciem. Masuj¹c ³okieæ poszukiwa³<br />

wzrokiem winowajcy. Znalaz³. Stary antenowy<br />

przewód. Sam go têdy poprowadzi³ ca³e wieki temu.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Odbiór by³ tu zawsze kiepski, ale ciotka i tak rzadko ogl¹da³a<br />

telewizjê. Dostawa³ sza³u próbuj¹c uzyskaæ jakiœ w<br />

miarê przyzwoity obraz.<br />

Dziwne. By³ pewien, ¿e od³¹czy³ go od telewizora.<br />

Psiakrew, chyba naprawdê siê starza³. Dobra, co z t¹ herbat¹.<br />

Piæ mu siê chcia³o. Masuj¹c ³okieæ popatrzy³ na stó³...<br />

Przez moment mia³ zamiar za³o¿yæ buty i wyjœæ. Po chwili<br />

jednak postanowi³ podj¹æ wyzwanie. Rozlana herbata zosta³a<br />

pieczo³owicie wytarta, a szklanka sta³a na spodeczku<br />

u¿ycie którego nawet nie przysz³oby mu do g³owy. Gdzieœ<br />

znikn¹³ te¿ papieros zostawiony w doniczce.<br />

A, jest. Le¿a³ grzecznie obok brata bliŸniaka, w popielniczce.<br />

OK, trzeba bêdzie coœ z tym zrobiæ - pomyœla³.<br />

Postanowi³ nie wracaæ do domu. Robi³o siê póŸno, a<br />

do pracy mia³ st¹d nawet bli¿ej. Bezceremonialnie zepchn¹³<br />

na pod³ogê œpiwory strachliwej pary. Znalaz³ poduszkê<br />

i parê koców.<br />

Zapadaj¹cy letni zmierzch pogr¹¿a³ w cieniu coraz<br />

wiêksze fragmenty pokoju.<br />

Przez chwile zastanawia³ siê, czy nie zostawiæ gdzieœ<br />

zapalonego œwiat³a, ale w koñcu postanowi³ po mêsku<br />

stawiæ czo³a nieznanemu. Zagrzeba³ siê w swoim bar³ogu.<br />

Myœla³, ¿e nie bêdzie móg³ usn¹æ, lecz ju¿ po chwili<br />

poczu³ jak ci¹¿¹ mu powieki. Na granicy snu us³ysza³ dobiegaj¹cy<br />

z ³azienki ha³as.<br />

Uœmiechn¹³ siê rozbawiony. Zna³ ten odg³os. By³o to<br />

uderzenie opadaj¹cej deski klozetowej. Nigdy jej nie<br />

opuszcza³. To kolejny z przywilejów kawalerskiego ¿ycia.<br />

Obudzi³y go szepty. Ws³uchiwa³ siê w nie, nie do koñca<br />

obudzony, oszo³omiony snem. Otworzy³ oczy. Obserwowa³<br />

sufit przez pó³przymkniête powieki. P³ywa³y po nim<br />

niewyraŸne, ruchliwe cienie. Przez d³u¿sz¹ chwilê próbowa³<br />

siê zorientowaæ gdzie jest.<br />

Aha, ju¿ wiedzia³... Zmarz³.<br />

Podci¹gn¹³ koc pod brodê. Od balkonu ci¹gn¹³ zimny<br />

podmuch. Andrzej zostawi³ otwarte drzwi przed snem;<br />

wtedy by³o duszno i gor¹co. Nie chcia³o mu siê wstaæ by<br />

je zamkn¹æ. Wiatr szarpa³ firank¹. Podfruwa³a niemal pod<br />

powa³ê. Podœwietlane ulicznymi latarniami, targane podmuchami<br />

liœcie, rzuca³y migotliwe refleksy na œciany.<br />

Zamkn¹³ oczy. Przetaczaj¹c siê leniwie na bok, spojrza³<br />

przelotnie w kierunku balkonu. Zamar³.<br />

Firana przesta³a siê szarpaæ. Falowa³a lekko. Mimo<br />

hulaj¹cego wiatru zwisa³a ca³kiem pionowo. Dziwne...<br />

Zaniepokoi³ siê naprawdê, gdy zobaczy³ jak wybrzusza<br />

siê i uk³ada w sposób zupe³nie nienaturalny. Wygl¹da³a<br />

jakby ciasno opina³a cia³o ukrytego za ni¹ cz³owieka.<br />

Szepty zaczê³y siê wzmagaæ. Nie by³y ju¿ subtelne, raczej<br />

natarczywe i niepokoj¹ce. Stawa³y siê g³oœniejsze<br />

ni¿ odg³osy wiatru z zewn¹trz. Nagle a¿urowy materia³<br />

uniós³ siê, jakby zsun¹³ siê po ukrytej pod nim sylwetce.<br />

Zimno sta³o siê wrêcz przenikliwe. Andrzej zdumiony<br />

obserwowa³ chmurkê pary wydobywaj¹c¹ mu siê z ust.<br />

Firanka opad³a, nie widzia³ jej teraz wyraŸnie. Mrugn¹³<br />

oczami. W szczycie ³ó¿ka coœ sta³o.<br />

Ciemny, zwiewny kszta³t, stworzony z mglistych k³êbów,<br />

p³ywaj¹cych ³agodnie w zimnych podmuchach.<br />

Migotliwe œwiat³a ulicy przeœwieca³y przez niego, delikatnie<br />

przyæmione. Fantom zbli¿y³ siê posuwiœcie donóg<br />

czêstochowski magazyn literacki


Andrzeja. Sta³ przez chwilê, po czym zacz¹³ p³yn¹æ nad<br />

³ó¿kiem w jego stronê. Jêdrek nie by³ przestraszony, raczej<br />

by³ pewien, ¿e w³aœnie siwieje w skrajnym przera-<br />

¿eniu. Schowa³ twarz pod koc.<br />

Gdy po chwili wyjrza³, niemal wrzasn¹³ w panice. Tu¿<br />

nad jego twarz¹ p³ywa³o i falowa³o...No w³aœnie...<br />

Coœ. Szara masa, k³êbi¹ca siê jak delikatnie wydychany<br />

dym papierosowy.<br />

Przymru¿y³ oczy. Nie, nie zdawa³o mu siê. Na granicy<br />

widzialnoœci b³yska³y w niej maleñkie, prawie niedostrzegalne<br />

ogniki.<br />

Nie wiedzieæ czemu te rozb³yski zupe³nie go uspokoi³y.<br />

By³o w nich coœ wyciszaj¹cego, rozkosznie koj¹cego.<br />

Niemal hipnotyzuj¹cego.<br />

Bezkszta³t powoli osun¹³ siê na niego. Ogarn¹³ go<br />

natychmiast nieznoœny ch³ód; czu³ jak szron osiada mu<br />

na brwiach i rzêsach.<br />

Zacz¹³ siê trz¹œæ. Naraz z lodowatej chmury wyp³yn¹³<br />

ma³y, strzêpiasty kosmyk; palec. Przenikn¹³ przez materiê<br />

koca tak jakby jej nie by³o. Dotkn¹³ nagiego cia³a Andrzeja.<br />

Dla odmiany by³ gor¹cy. Nie ciep³ot¹ która parzy,<br />

ale tak¹ która jest bliska tej bolesnej granicy.<br />

Kontrast z dotychczasowym zimnem by³ tak du¿y,<br />

¿e Andrzej poderwa³ siê gwa³townie niczym ra¿ony pr¹dem.<br />

Gor¹cy punkt przesuwa³ siê po jego czole, dotkn¹³<br />

policzków i muœniêciem skrzyde³ motyla przemkn¹³ po<br />

wargach. Rozpraszaj¹c ch³ód pope³zn¹³ w dó³ po napiêtym<br />

ciele, rozbudzi³ sutki, musn¹³ naprê¿one miêœnie klatki<br />

piersiowej, op³yn¹³ biodra. Ognik dotar³ do nóg, przemkn¹³<br />

po wewnêtrznej powierzchni ud, pop³yn¹³ w górê<br />

i ...znikn¹³. Andrzej niemal jêkn¹³ w rozpaczy. Otworzy³<br />

oczy. Dymny ob³ok rozb³yskiwa³ gwa³townie b³yskami o<br />

najprzeró¿niejszym natê¿eniu. Jêdrek nie wiadomo dlaczego,<br />

pewien by³, ¿e zjawa siê... œmieje. Momentami<br />

wydawa³o mu siê, ze zauwa¿a ledwo czytelne rysy twarzy,<br />

¿e spostrzega rozwiane misterne niczym pajêczyna<br />

w³osy. Uniós³ powoli rêkê. Chcia³ dotkn¹æ po³yskuj¹cej<br />

mgie³ki. Œwietliki rozbieg³y siê pospiesznie przed jego<br />

palcami. Pulsuj¹ce smugi zawirowa³y jak szalone w miejscu,<br />

gdzie wniknê³a w nie d³oñ Andrzeja.<br />

Znów us³ysza³ radosny chichot. Powróci³y chwilowo<br />

nieobecne, a mo¿e nie s³yszane w napiêciu szepty.<br />

Natrêtnie powtarza³y jedno s³owo. Ws³uchiwa³ siê w<br />

nie z niemal bolesnym natê¿eniem. A¿ zrozumia³.<br />

"Œpij, œpij, spij". Pos³ucha³.<br />

Pi³ porann¹ kawê analizuj¹c nocny sen. To znaczy<br />

mia³ nadziejê, ¿e to by³ sen. Zgl¹da³ podejrzliwie po k¹tach,<br />

ale w mieszkaniu panowa³ zupe³ny spokój.<br />

Psiakoœæ, co jest? Zmêczy³a siê zmora nieczysta? Odsypia?<br />

Zgasi³ papierosa, jednego z nielicznych, którego<br />

uda³o mu siê od wczoraj wypaliæ. Jedno by³o pewne.<br />

Palacze nie byli tu mile widziani. Trzeba siê by³o zbieraæ<br />

do roboty. Wsta³ od sto³u. Rozejrza³ siê, uœmiechn¹³ z³oœliwie<br />

i rozla³ resztkê kawy na jego blat. Gdy wychodz¹c<br />

zajrza³ do pokoju, radosny uœmiech zmieni³ mu siê na<br />

lekko kwaœny. W <strong>pl</strong>amie rozlanej kawy le¿a³a dobrze<br />

nasi¹kniêta brunatnym p³ynem paczka jego fajek. Ha,<br />

jednak jest.<br />

Jak tak dalej pójdzie, nie zarobi nawet na palenie.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

Dociera³ ju¿ do koñca ulicy i mia³ wspinaæ siê po<br />

schodkach na wiadukt nad Dworcem Gdañskim, gdy<br />

zabrzêcza³ mu w kieszeni telefon. Spojrza³ na wyœwietlacz.<br />

Brak numeru. Zazwyczaj nie odbiera³ takich po³¹czeñ,<br />

ale…<br />

- S³ucham?<br />

- Dzieñ dobry panu - odezwa³ siê nieœmia³y kobiecy<br />

g³os. - Dzwoniê w sprawie pañskiego og³oszenia. Czy<br />

mo¿e jeszcze jest aktualne?<br />

Andrzej westchn¹³ zrezygnowany. Dlaczego to nie<br />

jakaœ tajemnicza nieznajoma zapraszaj¹ca go na szalone<br />

nocne harce. No có¿...<br />

- Jak najbardziej. Rozumiem, ¿e jest pani zainteresowana.<br />

Chodzi pani o wynajem czy kupno?<br />

- Chodzi mi pozyskanie tego lokalu na sta³e. Przepraszam<br />

za porê, ale<br />

by³am w okolicy i w³aœnie stojê pod pañskimi drzwiami.<br />

Moglibyœmy siê teraz spotkaæ? Proszê. Bardzo mi zale¿y...<br />

Andrzej skrzywi³ siê niechêtnie.<br />

- Spieszê siê do pracy. Nie moglibyœmy siê umówiæ<br />

po po³udniu?<br />

- Niestety póŸniej nie bêdê mog³a tu byæ. Obliguj¹<br />

mnie bardzo wa¿ne obowi¹zki. Naprawdê, bardzo pana<br />

proszê...<br />

Andrzej zawróci³ zrezygnowany.<br />

- O.K. Bêdê tam za parê minut. Niech pani ³askawie<br />

poczeka.<br />

- Jestem panu bardzo wdziêczna.<br />

By³ z³y na siebie. Dlaczego zawsze tak szybko miêk³<br />

w kontaktach z kobietami? Nie cieszy³ siê wielkim powodzeniem<br />

u p³ci przeciwnej. Nawet nie mia³ o to wielkich<br />

pretensji. Zdawa³ sobie sprawê, ¿e by³ nieciekawy zarówno<br />

wizualnie, jak i towarzysko. Ciut nie przystawa³ do<br />

teraŸniejszoœci. Guzik go obchodzi³y nowoczesne uk³ady<br />

wtrysku paliwa, w dupie mia³ wy¿szoœæ Visty nad XPkiem,<br />

polityków rozró¿nia³ z trudem, nawet nie wiedzia³<br />

z jakich partii pochodzili. Jego noga nie posta³a w modnym<br />

klubie, nie wiedzia³ co to house, trance i inne tajemnicze<br />

terminy. Uwielbia³ za to Millera, Goodmana i Arti<br />

Shawa, tañczy³ rocka jak szatan, a motoryzacyjnym szczytem<br />

marzeñ by³ Chevrolet Bel Air. Có¿, urodzi³ siê nieco<br />

za póŸno.<br />

Na klatce schodowej nie by³o nikogo. Trochê siê zdenerwowa³.<br />

Kopniêta baba. Chcia³ iœæ, zobaczy³ jednak, ¿e<br />

drzwi do mieszkania by³y nie domkniête. Wszed³ ostro¿nie<br />

do œrodka. Nikogo.<br />

Oczekuj¹c w ka¿dej chwili morderczego ciosu, wsun¹³<br />

siê do pokoju. Nikt nie chcia³ go napaœæ.<br />

- Tu jestem - ten sam ciep³y g³os.<br />

Drgn¹³ przestraszony. W ciemnym rogu pokoju sta³a<br />

m³oda kobieta. Uœmiecha³a siê nieœmia³o.<br />

- Przepraszam, ¿e pana przestraszy³am. Drzwi by³y<br />

otwarte, pozwoli³am sobie wejœæ. Wiem, ¿e to nie w porz¹dku...<br />

- Dobrze, dobrze, nic siê nie sta³o. Nawet cieszê siê,<br />

¿e to pani wesz³a, przynajmniej nikt niepo¿¹dany tu nie<br />

harcowa³ - tylko niby co mia³by r¹bn¹æ, pomyœla³. Podszed³<br />

do dziewczyny.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

29


30<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

- Nazywam siê Nowakowski, albo po prostu Andrzej.<br />

- Magdalena - nie us³ysza³ nazwiska.<br />

Jego wyci¹gniêta d³oñ zawis³a w powietrzu. W porz¹dku,<br />

nie ka¿dy lubi siê obœciskiwaæ. Zapad³a k³opotliwa<br />

cisza.<br />

Andrzej odchrz¹kn¹³ nerwowo.<br />

- Mo¿e chce pani obejrzeæ mieszkanie?<br />

- Trochê ju¿ widzia³am, ale chêtnie obejrzê je dok³adniej.<br />

Wysz³a z cienia, Andrzej spojrza³ na ni¹ z zaciekawieniem.<br />

Nie by³a osza³amiaj¹co efektowna, ale w oryginalny<br />

sposób ³adna i poci¹gaj¹ca. Niebanalna. Ubrana<br />

te¿ by³a niestereotypowo. Mia³a na sobie sukienkê! Kiecka<br />

by³a rozkloszowana do³em, górê mia³a zawi¹zana z<br />

ty³u szyi. Ca³a w piêkne bia³e grochy i tego¿ odcienia<br />

ko³nierzyk. Nagie ramiona okrywa³a rodzajem szala czy<br />

chusty. Na nogach nosi³a czó³enka o niebotycznych obcasach.<br />

Sz³a na nich pewnie, bez jednego zachwiania.<br />

Ciemne w³osy, u³o¿one w lekkie fale sp³ywa³y na ramiona.<br />

Cudo...<br />

Niespodziewanie poruszony Jêdrek oprowadza³ j¹ po<br />

mieszkaniu. Trzyma³a siê nieco z ty³u, wyraŸnie unikaj¹c<br />

jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Wcale mu to nie<br />

przeszkadza³o. By³a jak marzenie. W dodatku wszystko<br />

jej siê podoba³o, choæ zamiast obserwowaæ nabywany<br />

ponoæ lokal, wlepia³a wielkie piwne oczy w twarz Andrzeja.<br />

Podeszli do balkonu. Stali obok siebie. Popatrzy³<br />

na ni¹ k¹tem oka. Wpatrywa³a siê w morze zieleni porastaj¹cej<br />

wa³y Cytadeli. Wydawa³o mu siê, ¿e dziewczyna<br />

zna ten widok doskonale, jakby by³ dla niej czymœ<br />

codziennym i œwietnie znanym. Co dziwne, jej twarz<br />

te¿ wyda³a mu siê znajoma. Nie wiedzia³ tylko sk¹d...<br />

Odwróci³a ku niemu g³owê. Nie uœmiecha³a siê ju¿.<br />

Sprawia³a wra¿enie osoby podejmuj¹cej ciê¿k¹ decyzjê.<br />

Nie ma siê co dziwiæ, pomyœla³. Cena nie by³a zbyt<br />

wygórowana, ale to jednak kupa forsy. Odezwa³a siê<br />

wyrywaj¹c go z zamyœlenia.<br />

- Przepraszam, ale chyba woda leje siê w ³azience.<br />

Sta³ przez chwilê z otwartymi ustami, tak absurdalna<br />

wyda³a mu siê ta uwaga. Ockn¹³ siê. Faktycznie s³ychaæ<br />

by³o szum wody wpadaj¹cej do wanny. Nie teraz, jêkn¹³<br />

w duchu.<br />

- Niestety ci¹gle tu coœ nawala - zaj¹kn¹³ siê speszony.<br />

- Zamieœci³em w og³oszeniu informacjê, ze remont<br />

jest niezbêdny. Dlatego cena...<br />

- Tak, wiem - uœmiechnê³a siê jakoœ smutno.<br />

Jêdrek popêdzi³ do ³azienki. Zapali³ przedziwn¹ oœwietleniow¹<br />

konstrukcjê grubasów. No, jeszcze brakowa³o<br />

¿eby zobaczy³a ten ba³agan...Wanna by³a prawie pe³na.<br />

Diabli nadali. Chcia³ wyci¹gn¹æ korek przy pomocy doczepionego<br />

doñ ³añcuszka, ale ten znikn¹³. Psiakrew.<br />

Jeszcze rano, gdy siê k¹pa³ na pewno tu by³. Rozejrza³<br />

siê, a¿ w koñcu zniecier<strong>pl</strong>iwiony podwin¹³ rêkaw koszuli.Zanurzy³<br />

rêkê w wodzie.<br />

By³ pewien, ¿e nie zahaczy³ o przewód, ani nie potr¹ci³<br />

pó³ki.Obserwowa³ niczym w zwolniony tempie jak<br />

lampka spada do wanny. Nie zobaczy³ przed oczami<br />

ca³ego ¿ycia. By³ tylko zdziwiony.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Z niebytu wydoby³ siê bez ¿adnego uprzedzenia.<br />

Zwyczajnie nie by³o nic i nagle sta³ znów w ³azience.<br />

Otoczenie trochê rozmazywa³o siê, razi³o nadmiern¹<br />

ostroœci¹ barw i szczegó³ów. By³o to tym bardziej dziwne,<br />

¿e oœwietlenie nie dzia³a³o i w³aœciwie powinno byæ<br />

zupe³nie ciemno. Pomyœla³, ¿e to musz¹ byæ skutki szoku.<br />

Nie co dzieñ cz³owieka trzepie pr¹d.<br />

Wtedy zobaczy³ mê¿czyznê zanurzonego ca³¹ górn¹<br />

po³ow¹ cia³a w wannie.<br />

Nie rusza³ siê. Dziwne. Facet ma tak¹ sam¹ koszulê<br />

jak ja, spodnie...i buty - pomyœla³. Jeden zsun¹³ siê ze<br />

stopy. Nagle b³ysnê³a mu myœl. Utopi siê kretyn! Co on<br />

robi!? Chcia³ z³apaæ mê¿czyznê w pasie.Krzykn¹³ przestraszony.<br />

Jego d³onie wesz³y bez ¿adnego oporu w cia³o topielca.<br />

- Andrzej zostaw, nie mo¿esz podnieœæ samego siebie.<br />

Przynajmniej na razie. Odwróci³ siê zaskoczony. W<br />

drzwiach ³azienki sta³a dziewczyna z jego snów. Jej postaæ<br />

migota³a i nieco siê rozmazywa³a, zupe³nie jak otoczenie.<br />

Uœmiecha³a siê przepiêknie, choæ bez radoœci.<br />

- To przejdzie. Musisz siê przyzwyczaiæ do wielu<br />

rzeczy - jej g³os rozbrzmiewa³ gdzieœ w œrodku jego g³owy.<br />

DŸwiêk by³ nieskoordynowany z ruchem jej warg,<br />

niczym w pierwszych dŸwiêkowych filmach.<br />

Spojrza³ ponownie na nieruchomego mê¿czyznê.<br />

Nagle do g³owy przysz³a mu prosta, a tak trudna do zaakceptowania<br />

myœl.<br />

- Ja nie ¿yjê...- wypowiedzia³ j¹ na g³os.<br />

- Tak bêd¹ mówiæ ci, którzy przyjd¹ po cia³o - dziewczyna<br />

wpatrywa³a siê w niego intensywnie. - Popatrz<br />

jednak na mnie. Jestem taka ju¿ tyle lat...<br />

Andrzej dozna³ olœnienia.<br />

- Ju¿ wiem sk¹d ciê znam. Ty jesteœ Magd¹, córk¹<br />

cioci Leokadii. T¹ ze zdjêcia.<br />

Uœmiechnê³a siê.<br />

- Nie odesz³am st¹d. Mama tak bardzo rozpacza³a.<br />

Musia³am przy niej zostaæ. Mieszka³yœmy tu razem, a potem<br />

ty zacz¹³eœ przychodziæ. By³eœ takim zabawnym dzieciakiem,<br />

patrzy³am jak dojrzewasz, jak dorastasz.Lubi³eœ tu<br />

bywaæ, prawda? Tylko, ¿e by³eœ inny ni¿ rówieœnicy, taki<br />

samotny. Pamiêtasz swoja niewidzialn¹ przyjació³kê?<br />

- To by³aœ ty? - zawsze k³ad³ swoje zabawy z ni¹ na<br />

karb dzieciêcej wyobraŸni.<br />

- Mhm...W koñcu wyros³eœ na takiego przystojniaka.<br />

Zakocha³am siê. Sta³o siê. Nie mog³am pozwoliæ, by<br />

ktoœ obcy tu zamieszka³, przesta³byœ siê tu zjawiaæ. Ja<br />

mogê istnieæ tylko tutaj.<br />

- Czy ty mnie zabi³aœ..?.- szepn¹³ cichutko.<br />

Nic nie odpowiedzia³a. Spuœci³a twarz.<br />

- Patrzy³am. Czeka³am, a¿ u³o¿ysz sobie ¿ycie, ale<br />

lata mija³y, a ty ci¹gle by³eœ sam. A ja wiem wszystko o<br />

samotnoœci....Wybacz...<br />

Znowu umilk³a.<br />

Mia³ wybaczyæ?! Jak œmia³a! Egoistka, morderczyni!<br />

Tyle tylko, ¿e... taka s³odka, taka dziewczêca, taka<br />

smutna. Taka wymarzona...<br />

Stali nieznoœnie d³ug¹ chwilê. Andrzej podszed³ do<br />

niej. Uj¹³ za d³oñ. Nie poczu³ jej dotyku, tylko rozkoszne<br />

czêstochowski magazyn literacki


ciep³o, takie jakie pozna³ poprzedniej nocy. Wyczuwa³<br />

kszta³t, choæ inaczej ni¿ siê spodziewa³.. To doznanie<br />

by³o du¿o subtelniejsze. Œrodek d³oni promieniowa³ przyjemnym<br />

koj¹cym ciep³em. Palce by³y wyraŸnie ch³odniejsze.<br />

Ich rêce z³¹czy³y siê i stopi³y w bezcielesnym<br />

uœcisku. Unios³a g³owê. Czeka³a. Andrzej nie da³ jej tego<br />

Patryk dotar³ do ich ³aweczki. Strz¹sn¹³ z niej kilka<br />

martwych liœci. Usiad³. Zdj¹³ czapkê. Wiatr natychmiast<br />

zainteresowa³ siê jego w³osami. Mê¿czyzna przyg³adzi³ je<br />

niecier<strong>pl</strong>iwie. Podmuch zostawi³ go w spokoju, poszuka³<br />

³atwiejszej ofiary. Zakrêci³ zwa³ami jesiennego suszu w<br />

alejkach. Wpad³ miêdzy sêdziwe klony, szarpn¹³ bajecznie<br />

kolorowymi liœæmi. Zaszumia³y do siebie ostrzegawczo.<br />

Nic im to nie pomog³o. Pogodzone z losem bezg³oœnie<br />

spada³y pod nogi przechodz¹cych ludzi.<br />

Œcie¿kami spacerowa³o mnóstwo osób. Listopadowy<br />

ch³ód przegra³ tego dnia z ³agodnym blaskiem jesiennego<br />

s³oñca.<br />

Patryk rozejrza³ siê wokó³. Trochê dra¿ni³a go obecnoœæ<br />

tylu ludzi. Zawsze denerwowa³ siê przed spotkaniami<br />

z Mari¹. Po³o¿y³ obok siebie przyniesiony bukiet kwiatów.<br />

Kupi³ takie, jakie lubi³a, czerwono - ¿ó³te. Wszêdzie<br />

wokó³ pyszni³y siê, wcale nie jesiennymi kolorami: dalie,<br />

astry, chryzantemy. Komponowa³y siê idealnie z barwami<br />

liœci rozes³anych w alejkach.<br />

To by³ piêkny dzieñ.<br />

Niecier<strong>pl</strong>iwie pstryka³ zapalniczk¹. Ci¹gle j¹ nosi³, choæ<br />

ju¿ od dawna nie pali³.<br />

Czasami siê przydawa³a.<br />

Jak zwykle zaskoczy³a go. Podskoczy³ przestraszony<br />

s³ysz¹c tu¿ ko³o ucha pe³en satysfakcji chichot. Spojrza³<br />

w bok. Maria uœmiecha³a siê ze zwyk³¹ dla siebie doz¹<br />

z³oœliwoœci.<br />

- Czeœæ - powiedzia³a tak, jakby widzieli siê wczoraj.<br />

- Przynios³eœ kwiaty, to mi³e...<br />

Patryk nic nie mówi³. Serce za³opota³o mu gdzieœ w<br />

gardle. Zupe³nie jak wtedy, gdy spotkali siê po raz pierwszy.<br />

I tak samo jak za ka¿dym, nastêpnym razem.<br />

- Nic siê nie zmieni³aœ - bezwiednie dotkn¹³ swych<br />

siwiej¹cych skroni.<br />

Wygl¹da³a bardzo szykownie i...seksownie. Niezmiennie<br />

filigranowa i drobniutka, podrygiwa³a z³¹czonymi nogami,<br />

jakby by³o jej zimno. Popatrzy³ na ni¹ z czu³oœci¹.<br />

Gdy ich córka by³a ma³a œmia³ siê, ¿e móg³by na ka¿dym<br />

rêku bujaæ jedn¹ z nich.<br />

Wiatr delikatnie porusza³ jej puszystymi, rudymi loczkami.<br />

Jak zwykle paradowa³a z go³¹ g³owa. Mówi³a, ¿e<br />

pod czapk¹ poc¹ jej siê w³osy.<br />

- Naprawdê? - ucieszy³a siê szczerze. Popatrzy³a uwa¿nie<br />

na Patryka. - Ty te¿ nie najgorzej siê trzymasz.<br />

Przesunê³a d³oni¹ po p³atkach kwiatów.<br />

- Jak ci siê wiedzie?<br />

- Nic nowego. Praca, dom, praca. Teraz, gdy Gabrysia<br />

siê wyprowadzi³a, to g³ównie praca. Za du¿y jest dla<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Gdziekolwiek<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

d³ugo robiæ. Gdy ich usta spotka³y siê ze sob¹ zrozumia³,<br />

co to znaczystaæ siê z kimœ jednoœci¹.<br />

Oderwali siê od siebie niechêtnie. Trzymaj¹c siê za<br />

rêce weszli do pokoju. Byli u siebie w domu.<br />

mnie ten pa³ac. Taki pusty...Czujê siê w nim jak w rodzinnym<br />

grobowcu.<br />

Maria rozeœmia³a siê.<br />

- Nie przesadzaj. Sprzedaj go i kup sobie coœ mniejszego.<br />

Wiesz, ¿e nie bêdê ¿¹da³a swojej czêœci.<br />

Patryk równie¿ siê uœmiechn¹³.<br />

- Ca³y czas liczê, ¿e gdy pojawi¹ siê dzieci Gabi wróci<br />

do niego .<br />

Kobieta poruszy³a siê zaciekawiona.<br />

- Wiesz coœ? Bêdê babci¹?<br />

- Chyba ¿artujesz. Nic nie wiem. Od dawna niewiele<br />

mi mówi na swój temat.<br />

Tak sobie rozmyœlam. Ci¹gle mam nadziejê, ¿e ten<br />

dom siê wype³ni. To wielka chata dla wielkiej rodziny,<br />

nie dla samotnego, starego piernika.<br />

- Dlaczego sobie kogoœ nie znajdziesz ? - pozornie<br />

obojêtnym g³osem spyta³a Maria.<br />

Patryk rozeœmia³ siê na ca³y g³os.<br />

- Wyobra¿asz sobie mnie teraz podczas zalotów. Daj<br />

spokój, mój czas min¹³.<br />

Chyba nie wiedzia³bym ju¿, jak siê do tego zabraæ.<br />

- No, a z tym...wiesz…Cholera, zawsze mia³eœ nieograniczone<br />

potrzeby - spojrza³a na Patryka z figlarnym<br />

b³yskiem w oku.<br />

- Przygadywa³ kocio³ garnkowi - mrukn¹³ pod nosem<br />

dziwnie za¿enowany. -<br />

Przecie¿ s¹ filmy, gazety, internet. Jakoœ dajê sobie<br />

radê.<br />

- Œwintuch - zachichota³a Maria.<br />

Alejk¹ powolnie wêdrowa³a biednie odziana babina.<br />

Bezg³oœnie porusza³a wargami.<br />

Patryk pomyœla³, ¿e tylko ma³e dzieci i starcy rozmawiaj¹<br />

z niewidzialnymi przyjació³mi.<br />

- Szkoda, ¿e nie mog³aœ byæ na œlubie Gabrysi.<br />

- Chcia³am. To nie takie proste. Nie zawsze mogê siê<br />

wyrwaæ. To tak strasznie daleko - pochyli³a g³owê, jakby<br />

nie chcia³a by widzia³ jej twarz. - Chcia³am siê z ni¹ zobaczyæ,<br />

ale odnios³am wra¿enie, ¿e nie ¿yczy sobie tego.<br />

Chyba boi siê takiego spotkania.<br />

Schyli³a g³owê jeszcze ni¿ej.<br />

- To boli. Nie rozmawia³am z ni¹ tyle czasu...<br />

Patryk poczu³ jak w jednym spazmatycznym skurczu<br />

œciska mu siê serce.<br />

- By³a taka ma³a gdy odesz³aœ. Chyba nigdy ci tego<br />

nie wybaczy³a. Bo¿e, ona nic nie rozumia³a...<br />

Maria poderwa³a twarz do góry.<br />

- Myœlisz, ¿e chcia³am ¿eby tak wysz³o!? To nie moja<br />

wina. Nikt inny, tylko ty wiesz o tym najlepiej!<br />

Patryk otar³ czo³o, zachcia³o mu siê p³akaæ.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

31


32<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

- Wiem - wychrypia³. - To wszystko przeze mnie.<br />

- Tak! Przez ciebie! - Maria niemal krzyknê³a.<br />

Czu³ jak jedna, jedyna ³za sp³ynê³a mu z k¹cika oka.<br />

Jak zawsze poczucie winy przygniot³o go ciê¿arem nie<br />

do zniesienia. Us³ysza³ jej szept.<br />

- Przestañ, przecie¿ ch³opaki nie p³acz¹.<br />

- Nigdy mi nie wybaczysz, prawda!<br />

Znów musnê³a delikatnie kolorowe p³atki.<br />

- G³upi. Dawno ci wybaczy³am. Inaczej by mnie tu<br />

nie by³o. Zreszt¹ jakie to ma teraz znaczenie...<br />

Starowina zatrzyma³a siê dok³adnie naprzeciw nich. Z<br />

k¹cika pó³otwartych warg sp³ywa³a stru¿ka œliny. Patryk<br />

pomyœla³, ¿e staroœæ jest tym nieznanym, którego nie ma<br />

chêci odkrywaæ.<br />

Odwróci³ g³owê. Maria mia³a zamkniête oczy, wystawi-<br />

³a twarz na delikatne liŸniêcia listopadowego s³oñca.<br />

- Nigdy nie mówisz co u ciebie...Jak ci siê tam wiedzie?<br />

Otworzy³a jedno oko, wzruszy³a ramionami.<br />

- Po staremu, nie dzieje siê zupe³nie nic nowego i nie<br />

s¹dzê, ¿eby wiele siê zmieni³o. Myœla³am, ¿e bêdzie inaczej,<br />

ale oczekiwania nieczêsto siê sprawdzaj¹, prawda?<br />

Pokiwa³ g³ow¹. W przeciwieñstwie do obaw oczekiwania<br />

realizuj¹ siê rzadko. Znów poczu³ na sobie intensywne<br />

spojrzenie. Poszuka³ wzrokiem Ÿród³a. No, tak.<br />

Staruszka nadal wpatrywa³a siê w niego bez ruchu.<br />

Zez³oœci³a go. Pokaza³ jej jêzyk, wywróci³ oczy, a¿ ukaza-<br />

³y siê ich bia³ka. Zawarcza³ groŸnie. Babina drgnê³a wystraszona.<br />

Prze¿egna³a siê pospiesznie. Potykaj¹c siê odesz³a<br />

tak szybko, na ile pozwala³ jej wiek.<br />

- Wariacie, co robisz? - znów us³ysza³ beztroski chichot<br />

Marii. Uwielbia³ go. Kiedyœ dosta³by pewnie jeszcze,<br />

wcale nie subtelnego, kuksañca w ¿ebra.<br />

Wiele by da³, ¿eby go znowu poczuæ w boku. Nic z<br />

tego, nie dotknêli siê od wiadomego czasu.<br />

Pogoda zaczê³a siê zmieniaæ. S³oñce traci³o ¿ywoœæ<br />

blasku. Cienie rzucane przez przechodniów stawa³y siê<br />

coraz bladsze. Spojrza³ na Mariê. Nie œmia³a siê ju¿. Wygl¹da³a<br />

na smutn¹, zmêczon¹, samotn¹. Chcia³ j¹ obj¹æ,<br />

przytuliæ. Nie odwa¿y³ siê.<br />

- Kocham ciê...- jak¿e rzadko mówi³ jej to, gdy by³a<br />

obok na co dzieñ.<br />

Obrzuci³a go ³agodnym spojrzeniem.<br />

- Wiem - powiedzia³a krótko. Jej oczy dopowiedzia-<br />

³y resztê. - Muszê iœæ...<br />

- Ju¿? Tak prêdko? - wiedzia³, ¿e na nic nie zdadz¹ siê<br />

Œwiêta zawsze kojarzy³y mu siê z zapachami. Igliwie,<br />

grzyby i ciasto. Trzy aromaty, które mo¿e nie by³y<br />

kwintesencj¹ Bo¿ego Narodzenia, ale z pewnoœci¹ ich<br />

symbolem. Gdyby tak jeszcze sypn¹³ œnieg...<br />

Cichy puch, bez zawieruchy i zasp przez które nastêpnego<br />

dnia trzeba by siê przekopywaæ. Taki, w którym<br />

zdawa³o siê s³yszeæ dzwonki u sanek najbardziej<br />

wyczekiwanego ze œwiêtych.<br />

Nie by³ religijny. Bo¿e Narodzenie nie by³o dla niego<br />

prze¿yciem duchowym.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Cicha noc<br />

jego protesty. Zawsze ucieka³a tak szybko.<br />

- Pozdrów ode mnie Gabi - g³os jej siê za³ama³ -<br />

Albo nie...Mog³aby to Ÿle zrozumieæ...<br />

W takich chwilach Patryk czu³, ¿e oddycha, chodzi,<br />

mówi, ale tak naprawdê jest martwy.<br />

- Pos³uchaj. Spotkamy siê u ciebie!<br />

Maria popatrzy³a na niego z niepokojem. Zmarszczy³a<br />

brwi.<br />

- Wybij sobie to z g³owy! - kontynuowa³a ³agodniej -<br />

Uwierz mi, takie decyzje Ÿle siê koñcz¹. Poczekaj jeszcze<br />

trochê...<br />

Patryk patrzy³ przed siebie, s³oñce zasz³o, zrobi³o siê<br />

zimno. Wiatr oœmielony zapad³¹ nagle szarówk¹ rozhula³<br />

siê bezczelnie.<br />

- Czeœæ, b¹dŸ za rok, jak zwykle...<br />

Jej s³owa wyrwa³y go z zamyœlenia. Spojrza³ szybko<br />

w jej stronê.Nie by³o jej ju¿. Na deskach ³aweczki le¿a³<br />

tylko pozostawiony bukiet i przywiany suchy liœæ. Ko³ysa³<br />

siê lekko w podmuchach wiatru, jakby niepewny<br />

czy mo¿e tu zostaæ.<br />

Patryk dotkn¹³ d³oni¹ siedziska, chcia³ poczuæ œlad<br />

ciep³a pozostawiony przez cia³o Marii, ale drewno by³o<br />

zimne i wilgotne. Coœ zaszeleœci³o obok w krzakach. Patryk,<br />

pe³en nadziei, spojrza³ bystro w ich stronê. Zobaczy³<br />

siedz¹c¹ s³upka wiewiórkê. Wpatrywa³a siê w niego<br />

czarnymi paciorkami oczu. Doœæ bezczelnie. Widaæ<br />

przyzwyczajona by³a do otrzymywania goœciny. Wiatr<br />

powiewa³ puszystymi rudymi w³oskami na jej kicie. Patryk<br />

uœmiechn¹³ siê do zwierz¹tka. Wiewiórka zniecier<strong>pl</strong>iwiona<br />

zaskrzecza³a pogardliwie i prysnê³a miêdzy<br />

ga³êzie z niedoœcignion¹ sprawnoœci¹. Zniknê³a jakby<br />

nigdy jej nie by³o. Jak Maria...<br />

Podniós³ siê ciê¿ko z ³aweczki. Zatrzeszcza³a. Trzeba<br />

by³o by j¹ naprawiæ. Wspar³ siê na lasce. Od czasu wypadku<br />

mia³ problemy z chodzeniem. Nie móg³ te¿ ju¿<br />

prowadziæ. I nie pi³...<br />

Po³o¿y³ chryzantemy na nagrobku. Wygrzeba³ z kieszeni<br />

zapalniczkê. Zapali³ ma³y znicz.Sta³ przez chwilê<br />

mijany przez odwiedzaj¹cych groby ludzi.<br />

S³oñce zupe³nie schowa³o siê za chmury. Dla niego<br />

zasz³o ju¿ dawno. Postawi³ ko³nierz p³aszcza. Przeci¹gn¹³<br />

d³oni¹ po marmurowej p³ycie.<br />

Spotkaj¹ siê znów za rok. Tutaj lub gdziekolwiek indziej.<br />

To by³ czas wyciszenia, godzin mijaj¹cych w rytmie<br />

opadaj¹cych p³atków œniegu, tykania wielkiego œciennego<br />

zegara. Czas rozmów o niczym, trzaskania dziadka do<br />

orzechów i liczenia wyd³ubanych z ciasta rodzynek.<br />

Z zapachów zosta³o tylko igliwie. Œniegu nie by³o nawet<br />

na lekarstwo. Nie umia³ gotowaæ, a rozmawiaæ ju¿ nie<br />

mia³ z kim.<br />

Siedzia³ i patrzy³ w mrugaj¹ce spomiêdzy igie³ lampki.<br />

Œwiate³ka odbija³y siê tysi¹ckrotnymi iskierkami na<br />

wypolerowanych czaszach bombek. To dobrze. Dziêki<br />

czêstochowski magazyn literacki


temu nie musia³ patrzeæ na swe ¿a³osne odbicie.<br />

El¿bieta odesz³a dwa dni temu. Oby³o siê bez bezsensownych<br />

scen i szekspirowskich tyrad. Po prostu<br />

powiedzia³a, ¿e ma doœæ. Niczego konkretnego. Samotnych<br />

poranków bez niego, samotnych popo³udni z nim,<br />

wieczorów z telewizorem i nocy z marzeniami. Nie by³o<br />

go w nich...<br />

Nic nie odpowiedzia³. Nigdy nie wiedzia³ co ma robiæ<br />

w takich sytuacjach, a mo¿e zwyczajnie odebra³o<br />

mu mowê. Dalej by³o tylko gorzej. Znalaz³a faceta swojego<br />

¿ycia, zdecydowa³a siê odejœæ i wyjechaæ jak najdalej<br />

st¹d. Wtedy naprawdê go zatka³o. Chyba coœ wyczu-<br />

³a, bo g³os jej z³agodnia³. Szybko doda³a, ¿e nie ma do<br />

niego ¿adnych pretensji, nic od niego nie chce i zawsze<br />

bêdzie go pamiêta³a.<br />

Takie tam pierdo³y.Zosta³ sam na sam z Bo¿ym<br />

Narodzeniem.<br />

Œwiêta mia³y te¿ swoje gorsze strony. Porz¹dki.<br />

Oto coœ, co potrafi³o wyprowadziæ z równowagi<br />

nawet takiego stoika jak on.El¿bieta by³a pedantk¹. Samotne<br />

godziny w wielkim domu zabija³a bezustannym<br />

porz¹dkowaniem dobytku. Œwi¹teczny okres zwiêksza³<br />

tylko natê¿enie prac .Udawa³o jej siê wci¹gaæ w nie równie¿<br />

jego. Poddawa³ siê tym przykrym czynnoœciom ze<br />

zwyk³¹ dla siebie cier<strong>pl</strong>iwoœci¹. Kocha³ j¹...<br />

Teraz myœla³, ¿e czasami widzia³ z³oœæ w jej oczach,<br />

jakby chcia³a, ¿eby siê sprzeciwi³, roz³o¿y³ na kanapie z<br />

gazet¹, albo nawet wys³a³ j¹ do diab³a...<br />

Nigdy siê to nie zdarzy³o, wiêcej, to sprz¹tanie wesz³o<br />

mu w krew. Szybko przyzwyczaja³ siê do nowych<br />

zadañ, cenili go za to w pracy.Wygl¹da³o na to, ¿e tylko<br />

w pracy...<br />

Zacz¹³ sprz¹taæ od pokojów. Beznamiêtnie œciera³<br />

warstwy kurzu z pó³ek i rega³ów. Odk³ada³ niezliczone<br />

gad¿ety na bok. Nie wiedzia³ jeszcze czy je wyrzuciæ,<br />

czy mo¿e inaczej poustawiaæ. Po swojemu.<br />

Zdejmowa³ i odkurza³ ksi¹¿ki. Dziesi¹tki, a pewnie i<br />

setki romansów, które<br />

czyta³a niemal bezustannie. Dotyka³ ich, wdycha³<br />

zapach jej perfum i kremu do r¹k.Œlad jej obecnoœci.<br />

Œlad przesz³oœci.<br />

Na korytarzu przy drzwiach sypialni zobaczy³ walizki.<br />

Jego nastêpca przyjecha³ po ni¹ pod wieczór. Wcale<br />

nie wygl¹da³ na macho, ani na herosa. Szczerze mówi¹c<br />

bardzo go to zabola³o. By³ o niebo mniej przystojny ni¿<br />

siê spodziewa³,o dwa nieba mniej przystojny ni¿ on sam.<br />

Czeka³a ubrana do wyjœcia. Nie by³o d³ugich po¿egnañ.<br />

Wszystko potoczy³o siê bardzo szybko. Nie by³o<br />

te¿ specjalnie przykro. Ma³o przystojny facet zachowywa³<br />

siê przyzwoicie, chyba nie czu³ siê komfortowo w<br />

tej sytuacji. Zabra³ jej podrêczn¹ torbê, po resztê baga¿u<br />

mieli przyjechaæ po œwiêtach. Pokrywa³ go ju¿ kurz. Star³<br />

go machinalnie.<br />

Wszed³ do sypialni. Popatrzy³ na wielkie ma³¿eñskie<br />

³o¿e. Pokiwa³ g³ow¹. Pewnie za ma³o by³o tych uniesieñ.<br />

By³a œwietn¹ kochank¹. Tak myœla³. Czy on by³ równie<br />

dobry? Tak mu siê wydawa³o... Do przedwczoraj.<br />

Pog³aska³ idealnie naci¹gniêt¹ narzutê. Mia³ nadziejê,<br />

¿e tu tego nie... Zerwa³ j¹!<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

Mo¿e powinno byæ tak, mo¿e powinien wykrzesaæ<br />

trochê wiêcej ognia. Sta³ przez chwilê nieruchomo. U³o-<br />

¿y³ wszystko z powrotem. Takby³o dobrze. Porz¹dnie<br />

Podszed³ do okna. Z domu naprzeciwko patrzy³a w<br />

jego stronê kobieta. Zna³ j¹ z widzenia, czêsto wygl¹da³a<br />

przez okno. Jad³a coœ. Przycisn¹³ nos do zimnej szyby.<br />

Ma³e br¹zowe kawa³ki. Chyba czekolada...Poczu³ g³ód.<br />

Nic nie zjad³, za to zacz¹³ sprz¹taæ kuchniê. Nie bêdzie<br />

œwi¹tecznych zapachów, bêdzie œwi¹teczny porz¹dek.<br />

Czyœci³ i polerowa³ lœni¹ce garnki, choæ nikt nie<br />

mia³by szansy znaleŸæ na nich œladu brudu. Wyciera³ je<br />

wpatruj¹c siê w zniekszta³cone odbicia w³asnej twarzy.<br />

Twarzy, któr¹ uczy³ siê ju¿ nienawidziæ.<br />

Wieczór zbli¿a³ siê posuwistymi krokami. Wróci³ do<br />

salonu, do œwiat³a swojej choinki. Wci¹gn¹³ g³êboko aromat<br />

drzewka. To jednak by³y œwiêta, trochê inne ni¿<br />

dot¹d, ale zawsze. Przynajmniej w domu jest porz¹dek,<br />

El¿bieta by³aby zadowolona. Nagle przypomnia³ sobie o<br />

piwnicy...Skrzywi³ siê...<br />

Piwnica zawsze nale¿a³a do niego. El¿bieta ba³a siê<br />

panicznie paj¹ków i innych stworzeñ, które mia³y siê<br />

tam na ni¹ czaiæ. No trudno, trzeba by³o i tam przywróciæ<br />

³ad. A nazbiera³o siê kupê rupieci.<br />

Wyszed³ na zewn¹trz. Przez chwilê popatrywa³ w<br />

niebo. Ju¿ by³ chyba czas na pierwsz¹ gwiazdkê. W domu<br />

obok nadal œwieci³o siê œwiat³o. G³owê s¹siadki wci¹¿<br />

widaæ by³o w oknie. Nie widzia³ st¹d, czy patrzy³a w<br />

jego stronê. Mo¿e te¿ by³a sama? Mo¿e zaprosiæ j¹ na<br />

wigiliê? Jak¹ wigiliê? Zaœmia³ siê w duchu szyderczo.<br />

G³êboko odetchn¹³ mroŸnym powietrzem. "Stille<br />

Nacht''...<br />

Wszed³ do gara¿u. St¹d te¿ mo¿na by³o zejœæ do<br />

piwnicy, a przy okazji zabraæ parê potrzebnych rzeczy.<br />

Znalaz³ kilka du¿ych foliowych worków, wzi¹³ te¿ siekierê.<br />

Niektóre graty trudno by³oby mu samemu wyrzuciæ<br />

w ca³oœci. Skrzywi³ siê, poczu³ wcale nie œwi¹teczny<br />

zaduch. Od czego by tu zacz¹æ? Chyba od najwiêkszych<br />

ramot.Odsun¹³ le¿¹cy w k¹cie stary dywan.<br />

Przez chwilê popatrzy³ prosto w nieruchome oczy<br />

El¿biety....<br />

Potem spojrza³ na niego. Zwa¿y³ w rêku siekierê.<br />

To jednak by³ kawa³ ch³opa. Trzeba bêdzie zacz¹æ<br />

od niego.<br />

Jacek Rêbacz<br />

Nota biograficzna - Jacek Rêbacz<br />

Jacek Rêbacz – urodzi³ siê 1 marca 1964 roku.<br />

Od dzieciñstwa zwi¹zany jest z Warszaw¹.<br />

Skoñczy³ tam szko³ê podstawow¹ i technikum<br />

mechaniczne. Pracowa³ w ró¿nych zawodach, zawsze<br />

zwi¹zanych z przemys³em. Ostatnio zajmuje siê obs³ug¹<br />

i programowaniem obrabiarek numerycznych.<br />

Od kilku lat pisze amatorsko. Stworzy³ kilkadziesi¹t<br />

opowiadañ, które publikowa³ wy³¹cznie na literackich<br />

portalach internetowych. Od ponad dwudziestu<br />

lat jest ¿onaty. Ma doros³ego syna.<br />

Iwona Urbañczyk<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

33


34<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

MONIKA WOLDAÑSKA<br />

Monika Woldañska - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />

Po raz kolejny spotka³a siê z nimi. Po raz kolejny w<br />

zadymionym miejscu, wype³nionym zapachem potu. Ilekroæ<br />

wchodzi³a, ³zawi³y jej oczy. Przeciera³a je zimn¹ d³oni¹,<br />

jak gdyby chcia³a oddaliæ ten obrazek wy³aniaj¹cy siê<br />

zza zas³ony dymu. Po raz kolejny zamówi³a szklankê ze<br />

sokiem i usiad³a. Leniwie b³¹dz¹c wzrokiem po otoczeniu,<br />

po znajomych twarzach pozwala³a swoim myœlom<br />

swobodnie przep³ywaæ. Mózg wyobra¿a³a sobie jako zagêszczony<br />

akwen, do którego wpuszcza³a wszystkie myœli.<br />

Ba³a siê, ¿e stanie siê zbyt zanieczyszczony. Jej wargi<br />

otwiera³y siê, gdy odpowiada³a na zadane pytania. Gwar<br />

g³oœnych rozmów, œmiechy. Uœmiecha siê do roziskrzonych<br />

oczu, poruszaj¹cych siê ust. Drobnymi ³yczkami<br />

dopija swój sok i rozgl¹da siê wokó³ siebie. Ma nadziejê<br />

Lubiê ten lokal. Jest w nim esencja sennej, leniwej<br />

atmosfery, która moim zdaniem - ka¿demu jest potrzebna.<br />

Mo¿e i nie ka¿demu. Albo i ka¿demu, tylko niektórzy<br />

nie zdaj¹ sobie z tego sprawy. Ale od pocz¹tku. To miejsce,<br />

ni bar, ni klub, ma wdziêczn¹ nazwê - Nicoœæ. Nicoœæ<br />

jest usytuowana z dala od wœcibskich oczu i uszu. Jest<br />

wciœniêta pomiêdzy wiej¹ce ch³odem kamienice, przeznaczone<br />

zreszt¹ ju¿ do rozbiórki. Nicoœæ na zewn¹trz<br />

wydaje siê nijaka. Wejœcie do niej prowadzi przez ma³e,<br />

pomalowane na czerwono drzwi. S¹ naprawdê ciasne,<br />

ka¿dy schyla g³owê przed wejœciem do œrodka. Pod sto-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Pierwsze razy<br />

NicoϾ<br />

na coœ nowego. S³yszy pytanie, odpowiada, czuje d³oñ<br />

na swoim udzie. Odwraca siê i widzi. Po raz kolejny. Przekrwione<br />

oczy, nienaturalnie wykrzywiony uœmiech. S³owa<br />

wyp³ywaj¹ z ust, mielone przez ruchliwy jêzyk. Zbli-<br />

¿a siê do niej w zwolnionym tempie. Wstaje z pust¹<br />

szklank¹. Spaceruje pomiêdzy rozfalowanym t³umem,<br />

ludzkimi g³owami pochylaj¹cymi siê nad sto³ami. Do jej<br />

uszu docieraj¹ przyciszone dŸwiêki tr¹bki. Wola³aby perkusjê.<br />

Wariacje, napiêcia. Dygresje, pasa¿e. Pulsuj¹cy rytm.<br />

Dotyka palcami zimnego szk³a. Przegryza kostkê. Zimno<br />

chrupie, przenikaj¹c zêby. Wraca na swoje miejsce. Bierze<br />

udzia³ w rozmowie, przed oczami maj¹c obrazy Chagall’a.<br />

Nie zna siê na sztuce, ale jego malarstwo rozumia-<br />

³a. Czerwony akt. Ucho wychwytuje znajom¹ melodiê,<br />

bierze ciep³¹ d³oñ i lawiruje miêdzy sto³ami. Na œrodku<br />

sali pozwala cia³u dopasowaæ siê do muzyki. Czuje mokre<br />

d³onie na swojej talii. Zamyka oczy. Pozwala cia³u<br />

przywrzeæ szczelnie. Czuje w ustach jego miêtowy smak.<br />

Koniuszkiem jêzyka liczy swoje zêby. Stara siê odprê¿yæ<br />

i ws³uchaæ w g³os swojego rozs¹dku. Wie, ¿e po kolejnym<br />

razie ten g³os bêdzie cichszy. Przy swoim uchu czuje<br />

wargi. Urywane zdania, przechodz¹ce w nagl¹cy szept.<br />

Zak³ada na zmêczone cia³o p³aszczyk. W jego samochodzie<br />

czuje zapach leœnego odœwie¿acza. Z twarz¹ przy<br />

szybie, widzi surrealistyczny œwiat oczyma jej ulubionego<br />

malarza. Po raz kolejny wchodzi w cudz¹ przestrzeñ.<br />

Kroczy niepewnie, zaledwie stopami dotykaj¹c ziemi.<br />

Nauczy³a siê chodziæ na samych palcach, piêty odrywaj¹<br />

j¹ od zimnej pod³ogi. Po raz kolejny zamyka oczy i poddaje<br />

siê natarczywym ¿¹daniom. Te ciep³e d³onie wdzieraj¹<br />

siê do jej cia³a. Wydzieraj¹. Nad ranem powoli siê<br />

wybudza. Pod powiekami ma kolorowe krainy chagallowskiej<br />

baœni i mi³oœci. Czy moja dusza nadal jest œwiêta,<br />

myœli. Ta jedna myœl ko³acze siê niestrudzenie, a ona nadal<br />

nie otwiera oczu. Po raz pierwszy.<br />

pami zauwa¿ymy jeszcze jedn¹ z tych œmiesznych wycieraczek<br />

z napisem: "Witamy piêknie". Jakiœ dowcipniœ,<br />

dopisa³ pod s³owem piêknie - sennie. Jeœli spojrzymy w<br />

górê, zobaczymy napis z br¹zu. Nicoœæ. Okolica ponura,<br />

obdrapane klatki, nic karmi¹cego nasze poczucie estetyki.<br />

Bardzo wa¿ne jest pierwsze przekroczenie progu. Jeœli<br />

nas nie uderza obuchem w g³owê wyj¹tkowoœæ tego<br />

miejsca, najlepiej wykonajmy w ty³ zwrot. To siê czuje<br />

od pierwszej chwili. Atmosfery tego miejsca nie mo¿na<br />

opisaæ prostymi s³owami. Pewnie i by mo¿na, ale nie o to<br />

chodzi. Mo¿e spróbujê opisaæ na zasadzie skojarzeñ. At-<br />

czêstochowski magazyn literacki


mosfera tego miejsca to nic innego, jak faktura, substancja<br />

rodem z naszych snów. Sny s¹ zniekszta³cone, ziarniste<br />

i kliszowe. W snach u<strong>czest</strong>niczymy, jednoczeœnie jesteœmy<br />

jakby w oddali. W tym miejscu mo¿emy odnaleŸæ<br />

to wra¿enie snu. Nierealnoœci. Nicoœæ wype³nia gêste<br />

powietrze. I ten zapach. Zapach starych ksi¹¿ek i -<br />

wierzcie mi lub nie - œwie¿ego piernika. Wype³nia nozdrza<br />

i powoduje to oniryczne otêpienie. Ten ca³y lokal<br />

wype³nia ciep³o. Jak czasem przebudzacie siê w œrodku<br />

nocy, odkrywacie specyficzne ciep³o kokonu poœcieli.<br />

Wype³nia was wtedy rozrzewnienie i to mi³e uczucie<br />

przebywania we w³asnym ³ó¿ku, a nie poza nim. Tak<br />

samo jest w tym miejscu. Pojawiaj¹ siê czasem inni, ale<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />

Kobieta jest sztuk¹ piêkn¹<br />

Raz w tygodniu wchodzi³ do muzeum, po ma³ych<br />

schodkach, które za ka¿dym razem liczy³. Czterdzieœci<br />

cztery. Przeskakiwa³ je po dwa, by nie straciæ cennego<br />

czasu, szybko, by dostaæ siê jak najprêdzej. Im bli¿ej by³<br />

upragnionego miejsca, tym bardziej rozpiera³a go energia,<br />

wlewaj¹c mu w duszê ciep³e szczêœcie. Mia³ j¹ przed<br />

oczyma wyobraŸni, widzia³ j¹ wyraŸnie. Nie móg³ doczekaæ<br />

siê jej prawdziwej, namacalnej. Otworzy³ ciê¿kie drzwi,<br />

a do jego nozdrzy doszed³ zapach zakurzonych ciê¿kich<br />

zas³on i sztucznych roœlin. Wyj¹³ z kieszeni wczeœniej przygotowane<br />

drobniaki, rzuci³ na ladê i spojrza³ nagl¹co w<br />

kierunku ma³ego okienka. Siedz¹cy przed nim bileciarz<br />

by³ tu od zawsze, zakurzony i z mokrymi d³oñmi. Zawsze<br />

ten sam, z niebiesk¹ czapeczk¹ i staroœci¹ rozci¹gniêt¹<br />

wokó³ niego jak pajêczyna. Znudzony, przeliczy³<br />

pieni¹dze, leniwie przedar³ bilet i po³o¿y³ na ladzie, nie<br />

taksuj¹c nawet wzrokiem swojego klienta. Ten poczuwszy<br />

œliski papier w d³oni, uœmiechn¹³ siê szeroko. Sp³ynê-<br />

³a na niego szybko fala podniecenia i niecier<strong>pl</strong>iwoœci. Wyprostowa³<br />

siê i wolnym krokiem pod¹¿y³ znanym sobie<br />

korytarzem. Mija³ co tydzieñ te same oprawione rysunki,<br />

których treœci przyswoiæ nie móg³. Nie interesowa³y go.<br />

Korytarz by³ d³ugi, nie przedostawa³ siê do niego ¿aden<br />

promieñ s³oñca. Powietrze by³o ciê¿kie jak znienacka zrzucona<br />

mg³a. Nie móg³ siê doczekaæ. Automatycznie skrêci³,<br />

by zatrzymaæ siê po raz kolejny w toalecie dla mê¿czyzn.<br />

Potrzebowa³ jak zwykle dokonaæ ostatecznych<br />

poprawek. Wczeœniej, w swoim ma³ym mieszkaniu wyprasowa³<br />

garnitur, ogoli³ siê dok³adnie, pokropi³ wod¹ lawendow¹<br />

swoj¹ twarz i szyjê. Za³o¿y³ bia³¹ jak œnieg koszulê<br />

i b³êkitny krawat. Wyczyœci³ tak¿e buty, s<strong>pl</strong>uwaj¹c<br />

obficie œlin¹, tak jak go nauczy³ ojciec. By³ dobrym pucybutem.<br />

W ³azience w muzeum wyj¹³ swoj¹ kosmetyczkê, do<br />

której zapakowa³ grzebieñ i krem do r¹k o kokosowym<br />

zapachu. Namoczy³ swe kêdzierzawe w³osy wod¹ i energicznie<br />

zacz¹³ przeczesywaæ je do ty³u. Nie chcia³ wygl¹daæ<br />

na niesfornego ch³opczyka. Chcia³ poczuæ siê interesuj¹cym<br />

mê¿czyzn¹ i takie wra¿enie sprawiaæ. Przygl¹da³<br />

siê uwa¿nie swojemu blademu odbiciu w lustrze i wykrzywia³<br />

usta w mi³ym uœmiechu. Æwiczy³ to po raz kolejny,<br />

chc¹c wypaœæ dobrze w jej oczach. Wzi¹³ tubkê i wyci-<br />

nie odczuwa siê ich obecnoœci. Siedzimy w tym razem i<br />

wiemy. Wiemy, a zatem milczymy. Czasami mo¿na odnieœæ<br />

wra¿enie, ¿e istnienie jest czymœ lekkim i kosmicznym.<br />

Mo¿na palcami dotkn¹æ po¿¹danego przez nas spokoju,<br />

poczuæ harmoniê cia³a i duszy. Wype³niamy siê od<br />

zewn¹trz efemeryczn¹ substancj¹, która czyni z nas –<br />

wbrew pozorom - nie ulotnych lecz œwiadomych. To<br />

zniewalaj¹ce uczucie, wynieœæ siê na chwilê ponad brudne<br />

chodniki, budynki i przyziemnoœæ rozci¹gniêt¹ do granic<br />

mo¿liwoœci. Balansujemy na granicy - wierzcie mi lub<br />

nie – to wcale nie jest takie z³e. Polecam ka¿demu spróbowaæ<br />

przejœæ przez w¹skie drzwi Nicoœci...<br />

sn¹wszy krem, delikatnie rozsmarowywa³ go po ca³ej d³oni.<br />

Po czym wycisn¹³ drug¹ grudkê, i z t¹ sam¹ precyzj¹<br />

namaœci³ drug¹ d³oñ. Chcia³ by zapach dobrze przenikn¹³ i<br />

wch³on¹³ siê w skórê. Zamkn¹³ oczy, delektuj¹c siê czekaniem,<br />

œwiadomoœci¹, ¿e zaraz przejdzie przez ostatnie drzwi<br />

i dotrze do niej. A ona bêdzie staæ uœmiechniêta, z kocim<br />

spojrzeniem, skierowanym prosto na niego. Ca³y tydzieñ<br />

czeka na ten moment, myœli o tym, stara siê u³o¿yæ nowe<br />

scenariusze, by jej w koñcu zaimponowaæ. Nie mo¿e jej<br />

siê znudziæ, tego by nie przebola³. Stara siê za ka¿dym<br />

razem wygl¹daæ inaczej, dodaje sobie jakiœ nowy szczegó³.<br />

Kupuje krawaty, kremy do r¹k z nowym zapachem,<br />

wtyka w kieszeñ œwie¿e kwiaty w nadziei, ¿e w koñcu<br />

jakiœ siê jej spodoba i go zauwa¿y. Chcia³by sprawiæ jej<br />

du¿o przyjemnoœci, tak by uœmiechnê³a siê do niego z<br />

sympati¹. Poprawi³ wystaj¹c¹ z ma³ej kieszonki konwalijkê.<br />

Taka subtelna i piêkna, pomyœla³. Rzuci³ ostatnie spojrzenie<br />

swojemu odbiciu i ruszy³ do swojej sali. Wkroczy³<br />

bez poœpiechu, chc¹c sprawiaæ wra¿enie cz³owieka enigmatycznego.<br />

Rozgl¹da siê spokojnie wokó³, b³¹dz¹c wzrokiem<br />

ponad g³ow¹ przewodniczki i t³umem zwiedzaj¹cych.<br />

Poc¹ mu siê rêce, które œciska w kieszeni spodni.<br />

Zaraz j¹ zobaczy, oœlepi go piêkno i pos¹gowoœæ ca³ej jej<br />

postaci. Kiedy zobaczy³ j¹ pierwszy raz, wyda³a mu siê w<br />

ka¿dym calu dopracowana. Nigdy nie dozna³ takiego uczucia<br />

na widok kobiety. Odt¹d chcia³ ch³on¹æ ka¿dym zmys³em<br />

jej urodê i delektowaæ siê wyobra¿eniem o niej.<br />

Kroczy w pobli¿u, bacznie siê jej przygl¹da. Nie zauwa¿y³<br />

¿adnej zmiany, odk¹d j¹ widzia³ ostatnim razem.<br />

Odetchn¹³ z ulg¹. Zastanawia siê co zrobiæ, by mog³a byæ<br />

skupiona tylko na nim, i byæ tylko dla niego. Wolnymi<br />

krokami okr¹¿a salê, zupe³nie ignoruj¹c wywieszone w<br />

niej eksponaty. Gdy zbli¿a siê w jej kierunku, serce zaczyna<br />

mu biæ jak oszala³e. Nie wie co powiedzieæ, co<br />

zrobiæ, przeczuwa, ¿e tak jak zwykle - stchórzy. Poczu³<br />

jak sp³ywa na niego znu¿enie. Myœli, ¿e mo¿e kobieta<br />

powinna pozostaæ tylko marzeniem i nie mo¿na niszczyæ<br />

tej idei. Przemyka siê obok niej dyskretnie, zrzucaj¹c<br />

tu¿ za ni¹ przeznaczony dla niej prezent. Wychodzi w<br />

poœpiechu, biegn¹c przez d³ugi korytarz, wyrzucaj¹c po<br />

drodze krawat i krem do kosza. Biegnie przez ulicê, wymijaj¹c<br />

przechodniów. S³oñce mocno go oœlepia, zama-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

35


36<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

zuj¹c obraz bladolicej wybranki. Upada na gor¹cy chodnik,<br />

zrzucaj¹c z siebie mi³oœæ, któr¹ tyle czasu pielêgnowa³<br />

i razem z ni¹ swoje szaleñstwo.<br />

Gasz¹ œwiat³a w jego w muzeum. Sprz¹taczka po raz<br />

ostatni ogarnia wzrokiem przestrzeñ. Podchodzi do rzeŸby<br />

kobiety i zauwa¿a kolejny kwiat. W jej gipsowych<br />

palcach tkwi kolejna wiêdn¹ca konwalijka. Bia³y uœmiech<br />

kobiety i jej bia³e oczy nie wyra¿aj¹ nic, poza obojêtnoœci¹<br />

i marmurowym zimnem.<br />

MACIEJ SKALIK<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Erotyk miêdzy wersami<br />

noc skry³a wiatr w ramiona<br />

jak arkady bazyliki œw Piotra w Rzymie<br />

dŸwiêczne smyczki<br />

na zakoñczenie œwiata<br />

spokojne brzmienie wieczoru<br />

g³aszczê miêkkie w³osy<br />

przypominam sobie<br />

jak b³ogos³awiona mo¿e byæ chwila<br />

patrzê w górê<br />

chmury deszczem<br />

jak ³zami<br />

jak wdowim groszem<br />

Monika Woldañska<br />

Nota biograficzna -<br />

Monika Woldañska<br />

Monika Woldañska – ur. 09.08.1989 r. w Kaliszu.<br />

Studentka polonistyki na Politechnice Wroc³awskiej.<br />

Myœli i czuje poprzez poezjê, zw³aszcza Mirona Bia³oszewskiego,<br />

porusza j¹ cyniczna refleksja filozofii Emila<br />

Ciorana, szuka natchnieñ wokó³ siebie, w zielonej trawie,<br />

jesiennych liœciach, powiewie wiatru, czasem w<br />

ludziach. Najchêtniej kontem<strong>pl</strong>uje ciszê w towarzystwie<br />

rudego kota – Franka.<br />

Iwona Urbañczyk<br />

Erotyk na ziarnku maku<br />

robisz siê ma³a<br />

malutka<br />

maluteñka<br />

pod moimi palcami<br />

nieistotne czy kwitniesz<br />

czy roœniesz jak ³odyga<br />

ale jakie dajesz odurzenie<br />

robisz siê czerwona<br />

jak piekielne sierpniowe<br />

s³oñce o zachodzie<br />

tylko mi nie mów<br />

¿e nie masz w g³owie<br />

tysi¹ca ziarenek<br />

na których siê spotykaliœmy...<br />

Maciej Skalik<br />

czêstochowski magazyn literacki


Przedwioœnie<br />

W chmurze, której przestraszy³y siê wróble<br />

i szpaki, od kilku godzin rozbrzmiewa³ Twój g³os:<br />

ws³uchiwa³em siê w bañki mydlane pêkaj¹ce na wietrze,<br />

wpatrywa³em w œciegi zdañ zszywane b³yskawicami,<br />

w pokaleczony do krwi jêzyk.<br />

Œwiêty Szymon S³upnik wyjaœnia³ w kazaniu<br />

wyg³aszanym w d¿d¿ystym powietrzu, ¿e w ten sposób<br />

na przedwioœniu u¿yŸniasz pola, lasy i powietrze,<br />

¿e ryby, jaszczurki, ¿ó³wie i rozgwiazdy<br />

bardzo dok³adnie odczytuj¹ z ruchu Twoich palców<br />

nastroje nieba, chwile Twojego wejœcia w morze.<br />

A co bêdzie jeœli nie u¿yŸnisz mojej wiary,<br />

uczuæ, które upijaj¹ siê mrocznym winem nastrojów<br />

przed domem z ceg³y dawno nie odnawianym?<br />

doœwiadczê g³odu, którgo nigdy nie zasyci ¿ycie,<br />

ka¿da rzecz, któr¹ dotknê bêdzie mniej wieczna,<br />

ni¿ Twoje zbawienie, motyl bêdzie bardziej szczeœliwy<br />

ni¿ moje sumienie.<br />

* * *<br />

Jeœli smieræ ma nadejœæ i odebraæ mi to,<br />

co ju¿ raz prze¿y³em, co by³o moje,<br />

to wolê, ¿eby moja pamiêæ b³¹dzi³a ze mn¹,<br />

gubi³a fragmenty z ¿ycia, znajdywa³a je<br />

pomylone z krzes³ami, ukryte w rozszerzonej<br />

Ÿrenicy kota, przykryte kapeluszem-budk¹,<br />

przylepione na œcianie, spadaj¹ce z ob³oku,<br />

- bym nie odszed³ na zawsze,<br />

przysypany rudym mrokiem nicoœci,<br />

jak ca³y nasz œwiat.<br />

Odistoczenie<br />

nawet nie wiem czy to by³a sala operacyjna<br />

czy klasztorna ka<strong>pl</strong>ica, czeka³em na cud<br />

uzdrowienia, zroœniêcie siê chrz¹stek krêgos³upa<br />

jedzonych przez raka, z chrz¹stakami nadziei i wiary,<br />

na pogodzenie szaleñstwa i rozs¹dku,<br />

na ciep³y deszcz ³aski, na nie ostudzon¹ jeszcze<br />

gwiazdê z nieba; ale cudu nie by³o,<br />

obudzi³em siê na cmentarzu Œw. Rocha,<br />

z hortêzj¹ œwie¿o zakopan¹ w nogach,<br />

z <strong>pl</strong>ikiem gazet pod g³ow¹, w zatêch³ych<br />

suterynach nierzeczywistoœci – odistoczony,<br />

obok pokaleczonych palców rêki bo¿ej,<br />

w któlestwie pêdraków i d¿d¿ownic.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

TADEUSZ CHABROWSKI<br />

Tadeusz Chabrowski - fotografia udostêpniona<br />

przez Autora.<br />

Odciski palców<br />

Czy na moich marzeniach etnograf rozpozna<br />

odciski palców, oponê traktoru który przejecha³<br />

mi po brzuchu, odarte liœcie ze skrzyde³ jak próbowa³em<br />

z dachu remizy odlecieæ do s³oñca?<br />

¯y³em jak kornik przyczajony pod kor¹,<br />

teraz kiedy muszê odejœæ wszyscy szukaj¹ œladów krwi<br />

na dnie rzeki, w której rozci¹³em sobie stopê o szk³o<br />

z butelki.<br />

Czemu a¿ tyle myœli rozproszonych w powietrzu,<br />

skoro ¿adna z nich nie potrafi wytrwaæ<br />

na d³ugo przy jednym przedmiocie.<br />

Mniemanie Kartezjusza, ¿e skoro myœlê, wiêc powiniem<br />

gdzieœ istnieæ, jest fa³szywe;<br />

istnieæ mo¿na tylko w swoim ciele,<br />

a cia³o jeœli nawet myœli, wybiera mi³oœæ i po¿¹danie,<br />

wbrew logice, cieszy siê, ¿e jest cia³em.<br />

Sen apokaliptyczny<br />

Przyt³umiaæ grzech, oddaæ wszystko czym siê jest<br />

- cnocie, wierzyæ w Boga na niebie piêæ razy<br />

ogromniejszego ni¿ s³oñce, krêciæ siê do oko³a osi<br />

w³asnego pêpka, migaæ oczami jak karetka pogotowaia<br />

i wierzyæ w meteory przypadków nawiedzaj¹ce<br />

od czasu do czasu ziemiê;<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

37


38<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

nagimi kolanami dotykaæ posadzkê w koœciele<br />

za ko³ob³êdne pytania o Pierwsz¹ Przyczynê,<br />

za zsypywanie do do³u wielkich marzeñ `i uczuæ<br />

przed œmierci¹ ob³askawiaæ ³by g³azów<br />

jeszcze niezbeszczeszczone, wybieraæ miêdzy prawd¹<br />

a tym, co zostanie z rozsypanych prochów;<br />

potem do grobu ledwie przyklepanego ³opat¹<br />

zaprzegn¹æ apokaliptyczne zwierzêta,<br />

¿eby rozwlek³y to, co przesta³o ju¿ istnieæ.<br />

* * *<br />

idê i nie chcê wiedzieæ dok¹d,<br />

jestem za stary, ¿eby pytaæ o drogê<br />

jeszcze 200 metrów, mo¿e kilometr<br />

i droga siê skoñczy, nogi oducz¹ siê chodziæ;<br />

rêce przestan¹ siê ko³ysaæ jak ga³êzie<br />

WOJCIECH GRABA£OWSKI<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Fotografia udostêpniona przez Autora.<br />

* * *<br />

Przychodzisz....<br />

w sennej zjawie<br />

w têsknocie<br />

zamyœleniu<br />

promykiem s³oñca<br />

jasnym<br />

co b³ysn¹³<br />

w cieniu<br />

uœmiechem<br />

zapachem<br />

wiatrem<br />

dotykiem d³oni<br />

gdy przychodzisz<br />

odarte z liœci; nie wiem ju¿,<br />

gdzie podzia³y siê s³owa<br />

które mia³em napisaæ w testamencie,<br />

co siê stanie na prawdê, jak minie mój ob³êd.<br />

* * *<br />

wybiæ szklane oko losowi, ¿eby metafizyczne<br />

oko lepiej widzia³o to, co ledwie dostrzegalne,<br />

¿eby œciana naprzeciwko zaczê³a siê cofaæ,<br />

bo nie rusza siê z miejsca,<br />

muszê przecie¿ dojœæ do mety<br />

gdzie na mnie niecier<strong>pl</strong>iwie czekaj¹.<br />

gdy przymknê<br />

oczy........<br />

przychodzisz<br />

i mówisz....<br />

jestem<br />

Muzyka<br />

Tadeusz Chabrowski<br />

Czym jest ?<br />

Dlaczego pozwala odpocz¹æ ? U³adziæ myœli ? Oderwaæ<br />

je od codziennoœci ? Dlaczego cieszy ?<br />

Oparta na sekwencji oœmiu tonów (gama) pozwala<br />

je powielaæ, wêdruj¹c w górê i w dó³, a¿ do granic s³yszalnoœci.<br />

Mno¿yæ. Dzieliæ. Dodawaæ i odejmowaæ. Potêgowaæ.<br />

£¹czyæ. Wyznaczaæ i zmieniaæ rytm, tempo, intensywnoœæ,<br />

soczystoœæ, g³oœnoœæ, barwy, smaki. Potrafi<br />

dra¿niæ. Droczyæ siê. Zapisywaæ tajemnymi znaki. Pozwala<br />

wznosiæ konstrukcje niebywale piêkne i urzekaj¹ce. Solo<br />

i w zespole.<br />

Gasi pragnienie piêkna, ³adu, harmonii.<br />

Jest czysta.<br />

Pozwala wyraziæ wszystko. Zilustrowaæ wszystko. Pozwala<br />

tañczyæ. Porusza s³owo.<br />

S³ychaæ j¹ równie¿ wówczas, gdy jej nie s³ychaæ. Jest<br />

w ciszy w szumie i w ha³asie. W drewnie i w metalu.<br />

Jest mow¹ ludzi, ptaków, owadów, innych zwierz¹t,<br />

roœlin. Œwiata. Wszechœwiata.<br />

Czêsto tak¿e ich radoœci¹.<br />

Muzyka.<br />

Matematyka któr¹ s³ychaæ.<br />

Wojciech Graba³owski<br />

czêstochowski magazyn literacki


Konfesja<br />

Tak, nigdy ciê nie zapomnê...<br />

Dni przechodz¹, s³oñce wschodzi...<br />

Wczoraj, jutro i od œwiêta,<br />

W t³oku wiosen, w pustce miasta<br />

Zawsze ciê bêdê pamiêta³<br />

Tak, nie wiem czy ciê nie zapomnê,<br />

Dni przechodz¹, s³oñce wschodzi...<br />

Dzisiaj, jutro i od œwiêta, w t³oku œwiata, w pustce lata<br />

Nie wiem... czy bêdê pamiêta³?<br />

Tak, wiem, ¿e ciê zapomnê,<br />

Dni odchodz¹, s³oñce wschodzi...<br />

Œwiêto dzisiaj, jutro Œwiêto,<br />

w t³oku piêkna, w pe³ni s³oñca<br />

Wiem ¿e nie bêdê pamiêta³<br />

January 28, 2009 New York<br />

Mod<strong>litwa</strong> dla Ciebie<br />

Ojcze mój,<br />

Czy zawsze jesteœ nad nami...<br />

Czy zawsze bêdziesz z nami...<br />

Czy Wola Twoja mnie zbawi...<br />

Matko moja,<br />

Czy zdrowaœ Ty...<br />

Czyœ zawsze ³aski pe³na ...<br />

Czy owoc ¿ywota Twego siê zbawi...<br />

Ojcze mój, Matko moja,<br />

Czy odpuœcisz swe Winy.<br />

Czy zbawisz j¹ ode Z³ego ...<br />

Czy Twój Winowajca mnie zbawi...<br />

Stró¿u mój,<br />

Ty przy nim zawsze stój...<br />

Czy jestem zdolny do pomocy ...<br />

Obroniê Ciê od Z³ego ...<br />

Nie pragn¹c Niczego, ¯ywota wiecznego ...<br />

Amen<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

October 3, 2009 New York<br />

GRZEGORZ KÊPIÑSKI<br />

10 wierszy zza Oceanu<br />

Oczy Boga<br />

Potrzebujê boskich oczu,<br />

aby ze szczêœcia nie oœlepn¹æ,<br />

aby widzieæ œwiat wielki<br />

z zamkniêtymi oczami<br />

Zazdroszczê oczu zakochanym,<br />

bo nie boj¹ siê nigdy<br />

œwiatu ca³emu kocham powiedzieæ<br />

z zamkniêtymi oczami<br />

Potrzebujê twoich oczu,<br />

ja sam niewiele widzê,<br />

bo œwiatu kochaæ niebo pomog¹<br />

z zamkniêtymi oczami<br />

Okna<br />

Okna w Domu moim<br />

na palcach zliczyæ mogê,<br />

Wschód, Zachód, Po³udnie.<br />

Cztery na Niebosk³on...<br />

W nich siê Noc odbija,<br />

W nich Dzieñ siê rodzi,<br />

W nich Cienia Blaski,<br />

w nich Ogieñ i Woda...<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

February 22, 2010<br />

Okna w Œwiecie moim<br />

ich zliczyæ nie mogê<br />

Trzy, Milion, Dwadzieœcia<br />

Parê na Niebosk³on...<br />

W nich siê Noc odbija,<br />

W nich siê Œwiat³o rodzi,<br />

W nich Blaski Cienia, w nich Ogieñ i Woda...<br />

Okna w Niebie moim,<br />

Ich liczyæ nie trzeba W Nich Dobre siê rodzi<br />

W Nich ZawiϾ umiera...<br />

August 15 2006 / April 15 2010, New York<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

39


40<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

rewolucja<br />

To noworoczne przyrzeczenie,<br />

trzynasto miesiêczny rok<br />

Tam rewolucja p³onie, tonie<br />

dwadzieœcia piêæ godzin mia³ dzieñ<br />

Prezenty odda³em czerni i bieli,<br />

jeden zosta³ dla dwa <strong>pl</strong>us piêæ<br />

Czas p³onie, tonie, mi³oœæ szalona<br />

dwadzieœcia piêæ godzin ma dzieñ<br />

To noworoczne przyrzeczenie<br />

rewolucja bez koñca<br />

Czas szaleje, p³onie, mi³oœæ tonie<br />

dwadzieœcia piêæ godzin ma dzieñ<br />

Ty cicho jutro przyjdziesz,<br />

pomyjesz okna w moich snach<br />

December 31, 2010 New York<br />

Supermarket<br />

Wielkie strachy, Niebezpiecznie,<br />

Wojuj¹ wokó³...Wyprzeda¿...<br />

Pó³ki pe³ne, kupisz wszystko<br />

Zupy w puszkach, sztuczne kwiaty<br />

Co wybraæ gwóŸdŸ czy pomidorow¹,<br />

Coœ kupiæ trzeba! Przecena wielka!<br />

Czy wreszcie przyjdziesz, czy ciê poznam<br />

Tu na pó³ce stojê, mnie wybierz<br />

Za pó³ ceny, za pó³ darmo<br />

Ju¿ za tob¹ têskniê...<br />

Choæ nigdy ciê jeszcze nie spotka³em<br />

February 20, 2008 / 2012, New York<br />

Symetria<br />

upi³eœ siê, tak mi powiedzia³aœ<br />

œmiesznie, rozmaza³y nam siê wszystkie linie<br />

œmiesznie... symetria opuœci³a swe pozycje<br />

upi³eœ siê, tak mi powiedzia³aœ<br />

fakt, nie zauwa¿y³em drugiej dnia po³owy<br />

fakt... nie zauwa¿y³em, ¿e ods³oni³aœ drug¹ zas³onê<br />

upi³eœ siê, tak... marzysz, jak zwykle... œmieszne<br />

fakt, po drugiej stronie rozpocz¹³ siê nowy dzieñ<br />

fakt... po drugiej stronie, w symetrii z twoim poca³unkiem<br />

November 19, 2011, New York<br />

przedwioœnie<br />

czy jest ju¿ jaœniej<br />

chyba nie, to s³oñcu tak wypada<br />

ptakom cie<strong>pl</strong>ej bezmyœlnie œpiewaæ<br />

tak je nauczy³o ¿ycie w nieba szkole<br />

g³os podnosiæ, krzyczeæ, o nic nie prosiæ<br />

budziæ z cieni uœmiechy, zaspane marzenia,<br />

¿onkile, których jeszcze nie ma<br />

lecz ju¿ nas s³odko kusz¹<br />

w przydomowych ogródkach<br />

March 8, 2011, New York<br />

Pta-Szyna<br />

Rankiem spa³em, snów szuka³em<br />

w œnie siê œmia³em, snom k³ama³em<br />

nie s³ysza³em zgie³ku ciszy...<br />

nie s³ysza³em, tej ptaszyny<br />

¿e dziœ jego urodziny<br />

Rano gra³em... potem spa³em,<br />

w œnie œpiewa³em, œni¹c kona³em<br />

to hipnoza... tak myœla³em,<br />

na czym gra³em? na wspomnieniach,<br />

na marzeniach, na zakrêtach, tam... zwalnia³em<br />

Kiedyœ wsta³em, póŸno wsta³em.,<br />

czy ziewa³em? nie, kocha³em...<br />

œwiat kocha³em i w niebiosa polecia³em<br />

tak, pta-Szynê pokocha³em,<br />

tak, Anio³y przeklina³em...<br />

Hymn pta-Szyny, lot Pta-szyny...<br />

bez rodziny... narodziny !!!!<br />

(...dla Edwarda Stachury)<br />

February 8, 2012 / December 6, 2011<br />

Wizyta<br />

Zapomnia³em kluczy dzisiaj<br />

W poœcigu za tym co m¹dre<br />

Chcia³em czas pog³askaæ,<br />

Daæ sekundom wytchnienie...<br />

S³ysza³em, ¿e tak trzeba<br />

S³ysza³em dawno temu,<br />

Od gwiazd spadaj¹cych,<br />

Ze skrzyde³ anielskich...<br />

S³ysza³em, ¿e warto<br />

W podziwie znajdowaæ<br />

PrzyjdŸ wreszcie,<br />

Kluczy nie trzeba,<br />

Otwarte na oœcie¿.<br />

PrzyjdŸ proszê, a czasem...<br />

Nie pukaj... zostañ na zawsze<br />

Grzegorz Kêpiñski<br />

czêstochowski magazyn literacki


Pieœñ wêdrowca<br />

Wieczny wêdrowiec,<br />

ba - nawet tu³acz,<br />

wyruszam w³aœnie<br />

w kolejn¹ m¹ drogê.<br />

Dok¹d - powiedzieæ<br />

niestety nie mogê.<br />

Wieczny wêdrowiec,<br />

ba - nawet tu³acz,<br />

zmierzam do baœni,<br />

choæ uœmiech dojrza³y.<br />

Dok¹d? Ja nie wiem.<br />

Robaczek - zbyt ma³y.<br />

Illiada to bêdzie,<br />

czy te¿ Odyseja<br />

tor mego ¿ycia<br />

na nowo wci¹¿<br />

zmienia.<br />

* * *<br />

dopad³ mnie strach<br />

na zakrêcie<br />

bojê siê<br />

klêczysz<br />

po mojej stronie<br />

w cieniu<br />

gotyckich ³uków<br />

uwznioœleni<br />

(jak czupryny drzew)<br />

a¿ po chmury<br />

milczymy<br />

zbyt wielu gada<br />

£amiesz granice<br />

i bariery<br />

boleœnie<br />

po skurcz miêsni<br />

leniwych wczoraj<br />

£amiesz co mo¿na<br />

i co siê da<br />

by wczeœnie<br />

Synkowi mówiê...<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

25.6.2012<br />

Czêstochowa, 30.05.2012<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

IZABELA KO£DEJ - PTAK<br />

Izabela Ko³dej-Ptak - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />

radoœæ ¿ycia<br />

uj¹æ w d³onie<br />

szczup³e<br />

Mózg poety<br />

A jeœli nie ma poezji?<br />

Jeœli nie ma prozy?<br />

Jest tylko ...czyœciec<br />

zawieszony POMIÊDZY<br />

-chory stan umys³u,<br />

który ju¿ nie walczy,<br />

nie d¹¿y do nik¹d<br />

zawieszony w pró¿ni<br />

jak mucha<br />

w<strong>pl</strong>eciona<br />

w pajêczynê<br />

nieruchoma<br />

Zamiast modlitwy-refleksja<br />

A jeœli nie ma SENSU<br />

to nasze ¿ycie?<br />

Przypadek najczystszy, jak<br />

woda Ÿródlana?<br />

Tylko parcie do przodu<br />

-œlepy, g³uchy LOS.<br />

Zaprzecz- Panie Bo¿ejeœli<br />

chcesz.<br />

20.06.2012<br />

21.06.2012<br />

Izabela Ko³dej- Ptak<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

41


42<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

ZDZIS£AW CZOP<br />

Zdzis³aw Czop - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

¯yciorys<br />

W ogromie wszechœwiata jestem przecinkiem czasu<br />

Moje cia³o nie jest uszyte na miarê mojej wagi<br />

DŸwigam epokê dziejów i wszystkie wojny ludzkoœci<br />

Moje rêce ³¹cz¹ siê z korzeniami z których wyrastam<br />

Ci¹gle pojedynczy chocia¿ stanowiê naród<br />

Ci¹gle zapiêty w skórê zmieniam j¹ z porami roku<br />

Czujê proch w œlinie i ból przemijania gdy patrzê<br />

lustro<br />

Jestem dzieckiem mimo ¿e chodzê o lasce<br />

Jestem starcem z zamkniêt¹ dusz¹ dziecka<br />

Okreœlony w teorii ewolucji i statystykach urzêdów<br />

Niepowtarzalny a jednak powszechny<br />

Zamkniêty i otwarty jak przeczytana ksi¹¿ka<br />

J e s t e m<br />

Drzewo dzieciñstwa<br />

Gdy sp³onê³o drzewo<br />

Na dnie popio³u zosta³a drzazga<br />

Która by³a wiar¹ tego drzewa<br />

i si³¹ w walce z wiatrem<br />

Od drzazgi drzewo budowa³o swoje korzenie<br />

Od drzazgi rozros³y siê jego ga³êzie<br />

Teraz<br />

W upalne po³udnie<br />

Stojê w miejscu gdzie drzewo zakreœla³o kr¹g cienia<br />

Pochylam siê nad popio³em i szukam drzazgi<br />

Aby wbiæ j¹ w palec<br />

Aby pamiêæ o drzewie nosiæ stale<br />

Gdy drzewo ros³o ja ros³em cieniem wokó³ drzewa<br />

Gdy drzewo sp³onê³o – mój cieñ maleje<br />

Wo³anie do œciany<br />

Wo³am do œciany w imieniu w³asnym<br />

I mogê wo³aæ do œciany w imieniu cudzym<br />

S¹ tacy co uciekali od œciany w czasie egzekucji<br />

I s¹ ci co przeszli przez œcianê po egzekucji<br />

Mogê wo³aæ do œciany w jêzyku zmar³ych i zapaliæ<br />

œwieczkê<br />

I mogê wo³aæ do œciany w imieniu tych co ¿yj¹<br />

Tych co w ogrodach œwiata oddychaj¹<br />

Œciana jest przede mn¹ i za mn¹<br />

Obok mnie<br />

PrzeŸroczysta i szklana<br />

Jak oddech dziecka widzialna i niewidzialna<br />

Ja<br />

Wspó³czesny Hiob<br />

Wo³am do œciany<br />

A œciana nie zna mojego imienia<br />

Ptak drzewo i chleb<br />

Poeto<br />

Jesteœ jak kobieta rodz¹ca<br />

Która nie zazna spokoju w bólu rodzenia<br />

Jak matka niechcianych dzieci<br />

Józefowi Kurylakowi<br />

Ca³e ¿ycie dŸwigasz siebie w garœci popio³u<br />

Twój g³os<br />

Jak w¹t³e nitki<br />

Coraz s³abiej zszywa niebo z ziemi¹<br />

Odbija siê od murów z fotografiami zmar³ych<br />

I jako prawda<br />

Oblepiona b³otem i œmierci¹ echem powraca<br />

Tutaj jest woda która ciebie zrodzi³a<br />

Oto twój chrzest s³owa<br />

Pocz¹tek i koniec zwi¹zany w supe³ istnienia<br />

W tej wodzie obmyj rêce<br />

W tej wodzie obmyj palce i dotknij rzeczy<br />

I od pocz¹tku nazwij ptaka drzewo czy chleb<br />

czêstochowski magazyn literacki


Mój przyjaciel<br />

Wymyœli³em siebie z w³asnej potrzeby bycia<br />

Aby byæ wœród drzew i dotkn¹æ drzewa<br />

Aby o ostry kant drzewa skaleczyæ palec<br />

Aby dotkn¹æ ognia i poparzyæ palec<br />

Aby w bólu odkryæ piêkno istnienia<br />

W pejza¿u tylko chwilê jestem w œwietle promieni<br />

Omijam strefê cienia – noc wiêksz¹ od mojego<br />

wzrostu<br />

Jak bezdomny szukam swego domu miêdzy œcianami<br />

Tylko woda jest moim przyjacielem<br />

Zabiera mnie z sob¹ w odp³yw i odp³ywam<br />

Przed œcian¹ ostateczn¹<br />

Przez œcianê ostateczn¹ przejdê sam<br />

Do niej doprowadzi mnie mój nienarodzony syn<br />

Moja nienarodzona córka bêdzie sz³a za mn¹ i nios³a<br />

zapalon¹ œwiêcê<br />

Bêdzie to o zmierzchu<br />

Kiedy zmêczone s³oñce ostatnimi promieniami ogrzeje<br />

moje cia³o<br />

A wszystkie dzwony œwiata bêd¹ dzwoni³y mszê<br />

¿a³obn¹<br />

W garœci bêdê niós³ popió³ – czyli samego siebie<br />

A moje bezbarwne ¿ycie odbije siê jasnym cieniem<br />

w studniach<br />

Blask s³oñca po³¹czy siê z ciemnoœci¹ nocy w wiecznym<br />

ucisku<br />

Koniec stanie siê pocz¹tkiem a pocz¹tek stanie siê<br />

koñcem<br />

Mimo wszystko bêdzie to dzieñ radosny<br />

Za œcian¹ któr¹ przeniknê jak duch zostanie nie<br />

pewnoϾ<br />

Drugie wo³anie do Yeti<br />

Mierzê górê w Himalajach<br />

To jest góra Yeti<br />

Góra nade mn¹<br />

wysoka<br />

i œlady Yeti<br />

nieobecne na œniegu góry<br />

- tylko<br />

odbite ma³e stopy ptaków<br />

A jednak<br />

mimo to wierzê<br />

¿e Yeti istnieje i s³yszy mnie<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

Idê dalej w góry i szukam<br />

A wiêc<br />

to s¹ Himalaje<br />

góry zatrzymane w marszu do nieba<br />

W tych górach<br />

WO£AM<br />

Yeti mój bo¿e<br />

w czterech œcianach œnie¿nej ciszy<br />

- proszê o spowiedŸ<br />

Us³ysz mnie<br />

wiekuisty Yeti<br />

Tylko wy¿ej<br />

mog¹ byæ chóry anielskie<br />

milcz¹ce i g³uche na lawinê moich s³ów<br />

Wiatr<br />

wiatr wieje w <strong>pl</strong>ecy<br />

Na szczycie góry<br />

stan¹³em<br />

Jestem blisko nieba<br />

Ja nie nazywam siê Szymborska<br />

Nazywam siê Zdzis³aw Czop<br />

Przed tob¹ Yeti<br />

chcê siê wyspowiadaæ<br />

szczerze i ostatecznie<br />

na wieki wieków amen<br />

Noszê epokê dziejów<br />

i wszystkie wojny ludzkoœci<br />

- Yeti<br />

Szekspira mam ze sob¹<br />

Ludzie ludziom zgotowali ten los<br />

ale cz³owiek jest dobry<br />

Jesteœ moim bratem<br />

trochê przez ewolucjê innym<br />

ale bratem i zawsze zrozumiesz brata<br />

- Wœród<br />

g³uchych murów œniegu<br />

przystopujê z nogi na nogê na mrozie<br />

- Yeti ³uskê nam na grzbiecie z zimna<br />

Czy moj¹ siostr¹ jest ryba<br />

Czy ca³e ¿ycie œcieram ³uskê ryby z <strong>pl</strong>eców<br />

i zapominam ¿e by³em ryb¹ -<br />

Nie s³ucha mnie<br />

i nie widzê jego zdziwionej miny<br />

- Maczugi w rêce nie mam<br />

ogona na siedzeniu<br />

i wielu innych rzeczy które<br />

mog³y mi przydarzyæ<br />

po drodze<br />

Na œniegu<br />

odcisn¹³em tylko swoje œlady cz³owieka<br />

Moja wyobraŸnia w Himalajach<br />

kreœli patykiem na œniegu<br />

twój kszta³t i owal twarzy<br />

Czujê twój zapach<br />

za ekranem telewizora<br />

gdy z nieodbytej wyprawy<br />

ogl¹dam reporta¿<br />

Mam dowód<br />

- jesteœ ¿ywy<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

43


44<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

i dotykalny Yeti<br />

i widzia³y ciebie dzieci<br />

(poda³a telewizja info)<br />

Oni przyszli wczeœniej<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Lina kolorów<br />

Po spopieleniu cia³a<br />

po spopieleniu koœci i krwi<br />

s¹ we mgle<br />

we wiecznej mgle<br />

Mamo przecie¿ by³em grzeczny<br />

sk¹d ta mg³a i tylko mg³a<br />

nic nie widzê<br />

Pytam dziecko<br />

jaki by³ kolor ognia<br />

w czasie wojny ró¿ewicza<br />

Czy by³ ró¿owy jak odebrana i spalona<br />

dziecku lalka w p³omieniach cia³<br />

Czy w wojnie by³ kolor niebieski<br />

siêgaj¹cy nieba z chórami anielskiego œpiewa<br />

br¹zowy szary fioletowy<br />

kolor z obrazów Beksiñskiego<br />

Kolor który jest w dotyku<br />

który pali siê na obrazach Goyi<br />

- saturn po¿eraj¹cy swoje dzieci -<br />

i popió³ tylko w d³oniach<br />

i posypmy g³owy popio³em<br />

- pamiêci¹ o tym dziecku<br />

Gdy dwoma rêkami<br />

czepiam siê nieba w warkoczu<br />

koloru dymu nie znam<br />

Od sadzy w powietrzu<br />

uchroñ mnie<br />

œwiêty Michale Archaniele<br />

- Od szatana<br />

wiecznej niewoli ognia i piek³a na ziemi<br />

Od mojej rêki po¿¹dliwej i jej ognia<br />

od cia³a mojego po¿¹dliwego<br />

… ani ¿adnej rzeczy która jego jest …<br />

W pokorze - wspinam siê<br />

po linie warkocza dymu<br />

bli¿ej i bli¿ej nieba<br />

- przede mn¹ zmarli uchwyceni<br />

coraz bli¿ej i bli¿ej<br />

s¹du ostatecznego<br />

Posypcie g³owy swoim cia³em<br />

mówi œwiêty Piotr<br />

otwieraj¹c bramy czyœca<br />

Prochem jesteœ<br />

i w proch siê obrócisz<br />

ale Pan siê odnowi<br />

w dniu ostatecznym<br />

wspinam siê<br />

po linie kolorów<br />

coraz wy¿ej<br />

i wy¿ej<br />

i nie czujê lekkoœci ziemi<br />

Mówmy o Bogu<br />

Teraz<br />

Kiedy milczymy<br />

Mo¿emy porozmawiaæ o Bogu<br />

Po drugiej stronie œciany jesteœ -<br />

siedzimy odwróceni do siebie -<br />

Ty patrzysz na po³udnie -<br />

ja patrzê w odwrotn¹ stronê<br />

na ¿ycie doczesne<br />

Ja w rêce mam kamieñ<br />

ty trzymasz kawa³ek chleba -<br />

Czy szatan<br />

zamieni³ mój chleb<br />

w z³ocisty kamieñ<br />

aby zdenerwowaæ ciebie<br />

Rzeszów. 30.03.2012 r.<br />

Œwiêtej pamiêci<br />

Ksiêdza pra³ata Mariana Pi¹tkowskiego<br />

Patrz<br />

Pogoda jest wredna -<br />

Jak siwy Bóg wstanie<br />

deszcz zmieni w pogodê dla bogaczy<br />

Ola ma œlubnego Jasia<br />

Ola œpi z Tadeuszem<br />

I chwali Boga<br />

Powiedz o córce<br />

Czy Bóg mi³osierny<br />

bêdzie dla niej krzy¿em mi³oœci<br />

czy mi³oœci¹ krzy¿a<br />

Bóg ostoj¹ jej i b³ogos³awieñstwem<br />

Przez Krzy¿ Chrystusa<br />

W Bogu Ojcu<br />

Z Duchem Œwiêtym<br />

Amen.<br />

Có¿ mo¿na<br />

powiedzieæ na koniec wiersza<br />

Jest œciana<br />

a w œcianie szczelina œwiat³a -<br />

warkocz œwiat³a sp³ywaj¹cy na ziemiê<br />

IdŸ do nas przez to œwiat³o<br />

czêstochowski magazyn literacki


Genesis<br />

To jest proch<br />

z mojej koœci i z mojej krwi<br />

Pochylam siê nad swoim cia³em<br />

i mówiê do prochu by³eœ moj¹ twarz¹<br />

by³eœ ruchem mojej rêki<br />

Ca³e ¿ycie chodzi³em z tob¹<br />

jak z narzeczon¹ któr¹ poœlubi³em przy œmierci<br />

Wo³am wiecznoœæ ustami których nie mam<br />

proch w modlitwie sk³ada rêce<br />

- stwórz mnie<br />

Bo¿e od ziarenka<br />

od wapna moich koœci<br />

od iskierki z moich oczu<br />

W œwiêtej komunii z Tob¹ po³¹cz<br />

wodê z moim prochem<br />

z prochu<br />

stwórz moj¹ krew<br />

i koœci i ¿ebro w³ó¿ w miêkkie moje cia³o<br />

Oto cz³owiek powiedz<br />

Na obraz mój i podobieñstwo<br />

ulepiony na nowo z prochu rajskiego drzewa<br />

Wiosenna rosa wówczas<br />

opadnie na moje spopielone koœci<br />

i obmyje mnie z grzechu ziemi<br />

pierworodnego<br />

obmyje<br />

moj¹ ¿onê Ewê<br />

i jab³ko które trzyma w d³oni<br />

W wiosennym rajskim powiewie<br />

poczujê oddech w p³ucach<br />

lekki i b³ogos³awiony jak przy porodzie<br />

dotknê swojej rêki<br />

poczujê smak i zapach<br />

zrobiê krok w przód<br />

i ¿ycie powstanie<br />

z kolan<br />

na wieki wieków Amen<br />

Rozwiejê swój proch na wietrze<br />

i zapomnê ¿e kiedyœ by³em prochem<br />

i zgrzeszy³em<br />

To jest ogieñ<br />

który bada³eœ Heraklicie<br />

dotkn¹³eœ ognia<br />

i nie poparzy³eœ palców<br />

Heraklit odwraca g³owê<br />

Wiersz z Heraklitem<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

w moj¹ stronê<br />

Wtedy -<br />

mu mówiê<br />

W objêciach ognia<br />

wielbiê noc jak cia³o mojej ¿ony<br />

Zgorszy³ siê<br />

Przepraszam<br />

wracam do wiersza<br />

- szczerze wyznajê<br />

dotkn¹³em ognia mój bracie<br />

i czujê swój proch w palcach<br />

jakbym przemin¹³<br />

W kro<strong>pl</strong>i wody ze chrztu<br />

topiê siê ca³y z cia³em i dusz¹<br />

Kro<strong>pl</strong>¹ wody ze chrztu<br />

obmywam z prochu<br />

swoje kolana i resztê cia³a<br />

i modlê siê od przeznaczenia<br />

od przemijania<br />

uchroñ mnie<br />

Wieczny<br />

Mówiê sobie<br />

wyniki lekarskie<br />

s¹ dobre<br />

to nieprawda ¿e umrê<br />

w czasie bli¿ej nieokreœlonym<br />

Z dnia na dzieñ<br />

z nocy na noc<br />

wstajê z ³ó¿ka<br />

prostujê koœci<br />

przy otwartym oknie<br />

- oto zwyciê¿y³em noc<br />

jestem teraz jestem<br />

pójdê do pracy<br />

i zjem kanapkê<br />

Wyznania Tomasza Morusa<br />

Tower, noc przed œmierci¹<br />

pukam<br />

do œciany<br />

gdzie s¹ drzwi<br />

czy bêd¹ otwarte<br />

gdy jako duch<br />

wyjdê i stanê<br />

przed Bogiem<br />

Kiedy Bóg<br />

mnie powo³a<br />

na wiecznoϾ nawet<br />

przez œciêcie g³owy<br />

bez g³owy stanê przed<br />

Nim w niebie<br />

samym tu³owiem<br />

powiem jestem<br />

G³owê<br />

na tacy zaniosê<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

45


46<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

na o³tarz wieczny<br />

A przy podniesieniu cia³a i krwi<br />

skapnie kro<strong>pl</strong>a z mojej krwi<br />

do krwi Chrystusa<br />

do kielicha ofiary<br />

za zbawienie oprawców<br />

i kata<br />

Widzê przez kraty nocy<br />

moj¹ œmieræ jutrzejsz¹<br />

- Panie<br />

g³owê mi zetn¹<br />

a Ciebie ukrzy¿owali<br />

Ja Tomas More<br />

w œcianach wiêzienia<br />

w krzyczê cicho do nieba<br />

g³osem bez wody<br />

i mury pêkaj¹<br />

\Modlê siê<br />

za He<strong>nr</strong>yka VIII<br />

coraz ciszej i ciszej modlê siê<br />

a¿ do szeptu<br />

a¿ do ruchu tylko warg<br />

G³os na wodzie<br />

za murami<br />

cichnie i cichnie<br />

jakbym<br />

by³ ju¿ g³uchy na œwiat<br />

i odp³ywa³ dalej i dalej<br />

Wo³am jeszcze córkê<br />

zamkniêtymi ustami<br />

Odchodzê -<br />

- moja Ma³gorzato<br />

prowadŸ mnie œlepego córko<br />

do œwiat³a za œcian¹<br />

Gdzie jest okno moja córko<br />

- kwadrat b³êkitny<br />

widzê po zamkniêciu oczu<br />

Z otwartymi oczami œpiê tej nocy<br />

czuwam przy œmierci<br />

Kraty i tylko kraty<br />

w œcianie<br />

By³em królowi wierny<br />

W rêce czujê<br />

uœcisk He<strong>nr</strong>yka<br />

- Bóg jest<br />

a król to tylko proch<br />

proch po spaleniu grzechu<br />

prochem z prochu proch siê rodzi<br />

i prochem jest mój król<br />

na posypanie g³owy wiecznoœci<br />

Ja twój ojciec<br />

moja córko Ma³gorzato<br />

- Tomasz Morus<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

do raju pukam z wiêzienia<br />

tu i teraz pukam do drzwi<br />

Przysz³aœ córko<br />

na ostatni¹ godzin¹<br />

aby mnie pocieszyæ<br />

realna jak duch<br />

przeniknê³aœ mury wiêzienia<br />

Ty jesteœ pierwsza<br />

Za tob¹ id¹ w ¿a³obie<br />

pod Tower<br />

bezrobotni ch³opi<br />

- ziemiê im odebrano<br />

a za nimi ich owce id¹<br />

wielkie stado owiec Anglii<br />

W procesji ¿a³obnej owce<br />

ogon za ogonem<br />

za sob¹ id¹ pos³uszne<br />

Wed³ug niewiernych<br />

id¹ na wieczn¹ rze¿<br />

w marszu do nieba<br />

wraz ze mn¹<br />

nie by³o krzes³a<br />

na którym usi¹dê<br />

nie by³o miejsca<br />

przy stole<br />

szymanowicz<br />

jak zwykle m³ody<br />

patrzy z lustra<br />

Miejsce przy stole<br />

nie zabiorê wam niczego<br />

ani ¿adnej rzeczy która wasz¹ jest<br />

nigdy mnie nie by³o<br />

tylko wymyœli³em siebie<br />

na chwilê<br />

aby was trochê zdenerwowaæ<br />

Odchodzê przez zamkniête drzwi<br />

POETA O SOBIE<br />

Rzeszów, 31.03.2012<br />

Zdzis³aw Czop<br />

Urodzi³em siê w 1963 r. Jestem autorem jednego<br />

tomiku poetyckiego „Nie ma mnie” wydanego przez<br />

Oficynê Konfraterni Poetów w Krakowie w roku 1991<br />

i laureatem konkursów poetyckich m.in. otrzyma³em<br />

II nagrodê w XVI Ogólnopolskim Konkursie im. Haliny<br />

Poœwiatowskiej. Drukowa³em w pismach ogólnopolskich<br />

(Res Publica, Poezja dzisiaj i innych).<br />

czêstochowski magazyn literacki


czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

MA£GORZATA FRANC<br />

PRZEZ DOLINÊ CIENIA<br />

„Chocia¿bym chodzi³ ciemn¹ dolin¹,<br />

z³a siê nie ulêknê, bo Ty jesteœ ze mn¹.”<br />

Psalm <strong>23</strong> za Bibli¹ Tysi¹clecia<br />

Po drodze<br />

Po drodze<br />

czasem przez kamienie<br />

rzucane czêsto<br />

ciê¿k¹ rêk¹<br />

i pogmatwanym<br />

trosk strumieniem<br />

który omija³ losu dary<br />

p³ynê³o ¿ycie<br />

tak jak rzeka<br />

a w wodzie ciemnej<br />

lub przejrzystej<br />

mo¿na siê by³o<br />

jeszcze przejrzeæ<br />

nim up³yw czasu<br />

zmieni³ wszystko.<br />

I nie zabrak³o<br />

gromkiej wrzawy<br />

w m³odoœci cudnych<br />

trudnych latach<br />

kiedy siê œmiech ze ³zami<br />

brata³ w wojennym<br />

zgie³ku i poœpiechu<br />

we wszystkim tym<br />

co bez grzechu<br />

tylko w bolesnym<br />

skurczu wspomnieñ<br />

nigdy nie da³o siê<br />

zapomnieæ.<br />

Po drodze<br />

trwa³ej jak ze spi¿u<br />

gdy tamte lata odp³ynê³y<br />

i serce bi³o jakby<br />

s³abiej ramiona<br />

giê³y siê ku ziemi<br />

a przecie¿ kwiaty,<br />

te w ogrodzie<br />

które od œwiêta<br />

i na co dzieñ<br />

przyozdabia³y zwyk³e<br />

chwile choæ ¿y³y krótko<br />

jak motyle piêkne i jasne<br />

Pamiêci mojej Babci<br />

Fotografia Autorki - foto E. Grzebielucha.<br />

niby lœnienie które<br />

za chwilê czas odmieni³.<br />

Wszystko to by³o<br />

jak po drodze<br />

która tajemne<br />

daje znaki by zmyliæ sens<br />

dla niepoznaki gdy<br />

tu jesteœmy tylko<br />

chwilê która wygl¹da<br />

jak z³udzenie<br />

i walka pró¿na bo<br />

z tym cieniem<br />

¿adne uk³ady<br />

nie pomog¹ i ju¿ kroczymy<br />

tamt¹ drog¹ której<br />

bieg nigdy siê nie zmieni<br />

spacerem przez Dolinê Cieni.<br />

Nad krawêdzi¹<br />

Tej wiosny<br />

przysz³o nam stan¹æ<br />

nad krawêdzi¹<br />

i zmierzyæ siê<br />

z nieskoñczonoœci¹<br />

Nikt nie obiecywa³,<br />

¿e to bêdzie proste.<br />

Jednak nie<br />

nie byliœmy<br />

na to przygotowani bo<br />

14.06.2012r.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

47


48<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

czas wtedy tylko rani³<br />

i nie by³o ju¿<br />

nadziei ¿e los<br />

jeszcze coœ odmieni<br />

Tej wiosny<br />

przysz³o nam stan¹æ<br />

nad krawêdzi¹<br />

Jesteœmy tam ci¹gle<br />

Sami …<br />

Droga bez powrotu<br />

Pora nigdy<br />

nie jest dobra<br />

czasu zawsze<br />

jest za ma³o<br />

nikt z nas nigdy<br />

nie jest gotów<br />

do tej drogi<br />

bez powrotu.<br />

Ale kiedyœ<br />

ruszyæ trzeba<br />

Z tym biletem<br />

w jedn¹ stronê<br />

tamt¹ drog¹<br />

bez powrotu<br />

gdy to co tu<br />

ju¿ stracone.<br />

Nie ma<br />

dzisiaj ani jutra<br />

na tej drodze<br />

14.06.2012 r.<br />

bez powrotu<br />

tylko ciemna<br />

zimna pustka<br />

w której nic<br />

ju¿ siê nie zmieni.<br />

Tu i tam<br />

wci¹¿ siê krêcimy<br />

poœród nag³ych<br />

¿ycia zwrotów<br />

by siê znaleŸæ<br />

w jednej chwili<br />

na tej drodze<br />

bez powrotu.<br />

W ukryciu<br />

Kiedy chowam twarz<br />

w d³oniach w ukryciu<br />

myœlê czy siê jeszcze spotkamy<br />

gdzieœ kiedyœ w innym ¿yciu.<br />

I w ukryciu sp³ywaj¹<br />

³zy po policzkach<br />

gdy ju¿ wiem ¿e nie wrócisz<br />

i nigdzie nie wysz³aœ.<br />

Do ogrodu jest ca³y w deszczu<br />

na spacer dziœ nie ma s³oñca<br />

i tak ju¿ pewnie zostanie w ukryciu<br />

na zawsze i do koñca.<br />

14.06.2012 r.<br />

14.06.2012 r.<br />

Ma³gorzata Franc<br />

Krajobraz nadbajkalski - reprodukcja czarno-bia³a obrazu olejnego Witalija Smagina (Irkuck)<br />

- Zas³u¿onego Artysty Federacji Rosyjskiej.<br />

czêstochowski magazyn literacki


EL¯BIETA GOLA<br />

Na jedn¹ literê<br />

El¿bieta Gola - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />

Czart<br />

Cieñ czarnow³osej czeka³,<br />

cier<strong>pl</strong>iwy czart czarowa³,<br />

ciska³ czupryn¹,<br />

czerpa³ cudze ciep³o<br />

cudzo³o¿¹c codziennie.<br />

Ci¹gle coœ czymœ ciekawi³o,<br />

czas czasami cyka³...<br />

Czy ceni³ ciszê?<br />

Czy czeka³ cudu?<br />

Czart, czy czort?<br />

Doping<br />

Dla doskona³ego dnia:<br />

dwanaœcie du<strong>pl</strong>ikatów<br />

dobrej duszy!<br />

Du¿o delikatnych dŸwiêków,<br />

dziesiêæ dziwacznych dañ.<br />

Drobnych detali dwoistoϾ.<br />

Dysputy, dawne dywagacje,<br />

dzieñ do dnia.<br />

Do dna, do dna!<br />

Doros³ych doping.<br />

Feta<br />

Fantazja Filemona,<br />

fochy Funi -<br />

familiarna fuzja<br />

filuternych futrzaków.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Fanfaronada Feliksa,<br />

fantasmagoria Fiony -<br />

fatalny filmowy fast-food.<br />

Fortepianowe fortissimo,<br />

furia falban<br />

feeria fioletów,<br />

full fidryga³ków<br />

fanatstyczna feta!<br />

Pary¿anka<br />

Pod p³askim parasolem<br />

ponêtna pary¿anka<br />

pieœci³a pekiñczyka.<br />

Pudrowa³a policzki,<br />

puszy³a pukle,<br />

polerowa³a paznokcie.<br />

Ponad poezjê<br />

przedk³ada³a ponadczasow¹ prozê.<br />

Preferowa³a pogawêdki<br />

pe³ne pikanterii,<br />

ponadto<br />

pos¹gow¹ postaæ<br />

pewnego przystojnego poligloty.<br />

Paradowa³a po <strong>pl</strong>a¿y,<br />

pasiaste parawany<br />

przykrywa³y<br />

podnieconych pomys³ami.<br />

Powa¿ne panny<br />

przyci¹ga³y przenikliwych.<br />

Pêd powietrza<br />

porywa³ panamy,<br />

przewraca³ podchmielonych.<br />

Pamiêæ przypomina³apiêkno<br />

przemija.<br />

Teraz<br />

Tak trudno<br />

tesknotê t³umiæ,<br />

tylko tulipany tuliæ.<br />

T³umacz¹c tekst<br />

toczyæ tezy,<br />

teoretyzowaæ.<br />

Ty tokujeszteraz<br />

tak trzeba...<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

El¿bieta Gola<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

49


50<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

WIES£AWA MACHURA<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Z cyklu: Legendy krakowskie<br />

Obraz M. Piotrowskiego „Œmieræ Wandy” - ilustracja<br />

z ksi¹¿ki „Dzieje Polski” z 1909 roku.<br />

¯YWIA - WANDA<br />

Przyjmuj¹c zaproszenie<br />

Od Popielidów - Krak<br />

Gra³ ze swym przeznaczeniem<br />

Choæ wcale nie zna³ kart<br />

Dziewczyna w³osy mia³a<br />

Jasne jak piasek <strong>pl</strong>a¿<br />

W oczach - zielone chochliki<br />

Co cukrowa³y œwiat?<br />

Krak - choæ ju¿ w sile wieku<br />

Poprosi³ o jej rêkê<br />

A ¯ywia - dumna z siebie<br />

¯e prze³ama³a - wdziêkiem<br />

Jego dotychczasow¹<br />

Niechêæ do ma³¿eñstwa<br />

Z radoœci¹ siê zgodzi³a<br />

Uznaæ w nim swego mê¿a<br />

Kraków - nie mniej szczêœliwy<br />

Od zakochanej pary<br />

Przywita³ ich gromkimi<br />

Wesela wiwatami<br />

Tutaj te¿ - w tym grodzie ¯ywia otrzyma³a<br />

Jak gdyby drugie imiê?<br />

"Wened¹" nazwana<br />

Od miana swego rodu<br />

Potem - krócej - "Wend¹"<br />

Ostatecznie zosta³a<br />

Dla Krakowa - Wand¹<br />

Mi³oœæ podszy³a b³êkitem<br />

Codzienne zwyk³e czynnoœci<br />

Dnie i miesi¹ce stroj¹c<br />

W swe suknie rzadkiej piêknoœci<br />

A¿ zazdroœæ gryŸæ poczê³a<br />

Zawistne serca z³ych mocy<br />

Z ich podszeptu - koñ ksiêcia<br />

Tak nieszczêœliwie skoczy³<br />

Do jamy zamaskowanej<br />

Ga³êziami i liœæmi<br />

¯e przygniót³ jeŸdŸca ciê¿arem<br />

Pêk³y w dwóch miejscach koœci<br />

Guœlarz Zych nogê opatrzy³<br />

Ob³o¿y³ ³upkami z dêbiny<br />

I aby wygnaæ z³e moce<br />

Okadzi³ rannego dymem<br />

¯ywia czuwa³a nad mê¿em<br />

Czuwa³ i ca³y Wawel<br />

Krak nie traci³ nadziei<br />

Wydawa³o siê, ¿e...<br />

Niespodziewana gor¹czka<br />

W trzynastym dniu choroby<br />

Odjê³a ksiêciu przytomnoœæ<br />

Œmieræ - jeszcze tej samej doby<br />

Czarnym ¿a³oby szalem<br />

Opasa³a miasto<br />

Z rozpacz¹ w sercu i ¿alem<br />

Zaczêto budowaæ stos<br />

Obyczaj nakazywa³<br />

By obok Kraka - na stosie<br />

Stanê³a tak¿e Wanda<br />

Dru¿yna jego, psy, konie<br />

Lecz ¯ywia, zwo³awszy Radê<br />

Zapoznaje wszystkich<br />

Ze swym postanowieniem<br />

"Nie umrze wiêcej nikt"<br />

¯yciem swym, bowiem lepiej<br />

Ni¿ œmierci¹ bez celu<br />

S³awiæ bêd¹ Kraka<br />

W przysz³ym pokoleniu<br />

Skromny pogrzeb ksiêcia<br />

Wzbudzi³ zrozumia³e<br />

Wœród swoich i obcych<br />

Zainteresowanie<br />

Rydygier z ciekawoœci<br />

Przyby³ do Krakowa<br />

A zobaczywszy Wandê<br />

Gwa³townie pokocha³<br />

Namiêtnoœæ desperack¹<br />

czêstochowski magazyn literacki


Myœl¹ go natchnê³a<br />

Odmowa bêdzie znaczyæ<br />

¯e jedynie - si³a<br />

(Zbrojne zajêcie miasta)<br />

Zwyciê¿y oporn¹<br />

Rada - jednomyœlnie<br />

G³osuje za zgod¹<br />

Prosz¹c ¯ywiê, by rêkê<br />

Odda³a Niemcowi<br />

Zapewniaj¹c tym samym<br />

Spokój Krakowowi...<br />

Ale Wanda przerywa<br />

Miasta bezpieczeñstwo<br />

Nie ucierpi: Rydygier<br />

Nie bêdzie zwyciêzc¹<br />

Zniknie powód najazdu<br />

Gdy i jej nie stanie<br />

Ona zaœ chêtnie ¿ycie<br />

Za mi³oœæ oddaje<br />

Za mi³oœæ, jak¹ Kraków<br />

Przypis odredekcyjny na podstawie Wikipedii:<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

Darzy³ j¹ przez lata.<br />

A tak¿e udowodni<br />

¯e na stosie Kraka<br />

Nie stanê³a nie z braku<br />

Odwagi, czy si³y, lecz by zwyczaje okrutne<br />

W ludzkie siê zmieni³y<br />

Noc rozkaza³a gwiazdom<br />

Przebraæ siê w suknie nowe<br />

"Mo¿e Wanda - czu³a na piêkno<br />

Zaniecha swych postanowieñ?”<br />

Ksiê¿yc w³o¿y³ koszulkê<br />

W której mu bardzo do twarzy<br />

"Popatrz Wando, dziœ pe³nia<br />

Czy nie chcesz trochê pomarzyæ?"<br />

Wis³a szepnê³a: „Córeczko<br />

Jesteœ jeszcze tak m³oda<br />

Moje ramiona - to spokój, lecz<br />

Ÿyciem jest niepogoda"<br />

Wies³awa Machura<br />

Z kopcem w Mogile zwi¹zana jest legenda o Wandzie, m³odej i piêknej w³adczyni Krakowa (czêsto podaje siê, ¿e<br />

by³a córk¹ samego Kraka). Wed³ug jednej wersji legendy Wanda, która s³ynê³a ze sprawiedliwoœci i m¹droœci,<br />

wzbudzi³a mi³oœæ Rydygiera, niemieckiego ksiêcia. Og³osi³, ¿e je¿eli Wanda nie przyjmie jego rêki – on napadnie<br />

Kraków. Wanda, nie chc¹c nara¿aæ miasta na niebezpieczeñstwo, wybra³a œmieræ zamiast ma³¿eñstwa z ksiêciem<br />

(wed³ug innej wersji, Rydygier odst¹pi³ od swego zamiaru, zaœ Wanda musia³a z³o¿yæ ofiarê dziêkczynn¹ bogom i<br />

oddaæ swe ¿ycie). Rzuci³a siê w toñ Wis³y, a cia³o jej znaleziono w³aœnie w Mogile. Chc¹c uczciæ bohaterstwo<br />

ksiê¿niczki, naród usypa³ jej wysoki kurhan. W 1890 roku postawiono na nim pomnik zaprojektowany przez samego<br />

Jana Matejkê.<br />

Panorama Urbino -<br />

Transferred from it.wikipedia; transferred to Commons by User:Wikinade using Commons Helper. Autor:Original<br />

u<strong>pl</strong>oader was Pietro il Grande at it.wikipedia<br />

Wp³ynê³a oferta udzia³u w projekcie przygotowywanym przez Prowincjê Pesaro Urbino – W£OCHY w ramah<br />

Programu UE Kultura 2007-2013. G£ÓWNE CELE: utworzenie europejskiej sieci "pejza¿y artystycznych i literackich"<br />

jako miêdzynarodowej trasy innowacji kulturowych i krajobrazowych, testowania nowych narzêdzi promocyjnych dla<br />

wielu dzie³ sztuki. Cele szczegó³owe programu s¹ nastêpuj¹ce: promowanie ponadnarodowej mobilnoœci osób pracuj¹cych<br />

w sektorze kultury; wsparcie dla ponadnarodowego obiegu dóbr kultury i dzie³ oraz wyrobów artystycznych, a<br />

tak¿e promocja dialogu miêdzykulturowego.<br />

Myœlê, ¿e mo¿na by zastanowiæ siê nad powy¿sz¹ ofert¹ i zobaczyæ, co do niej mo¿emy wnieœæ oprócz pejza¿y<br />

jurajskich i zespo³u klasztornego z Jasnej Góry.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

51


52<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

IRENEUSZ K. KORPYŒ<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Ireneusz K. Korpyœ - laureat III nagrody - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />

WIERSZE NAGRODZONE<br />

NA VI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE POETYCKIM<br />

erotyczny traktat o materializmie<br />

g³óg pachnie do granic wytrzyma³oœci<br />

zrywaj¹ siê synapsy<br />

zrywa siê jêzyk<br />

do metafory<br />

œmia³ej<br />

która œlin¹ upada<br />

na jej kolana<br />

dziêcio³ w parku<br />

rozbi³ g³owê<br />

a ja zszywam zerwane synapsy<br />

klêcz¹c przed konfesjona³em<br />

jej wcielonego cia³a<br />

materia przeros³a ducha<br />

* * *<br />

upaϾ w pokusie<br />

ze skrzyd³ami z³o¿onymi w geœcie wyczekiwania<br />

i o potêpienie<br />

b³agalnym g³osem modlitwy<br />

do jednej jedynej bogini<br />

choæby wiara <strong>pl</strong>emienna<br />

i zup nie by³o<br />

b³ogos³awieni<br />

g³odni grzechu<br />

IM. W£ADYS£AWA SEBY£Y<br />

b³ogos³awieni<br />

otwarci na nuty sfer nadziemskich b³ogos³awieni<br />

g³oœni pieszczotami<br />

b³ogos³awieni<br />

a niebo posi¹dzie<br />

kto upada<br />

upaœæ ni¿ej<br />

pod stopy<br />

którym w swej pysze pragnê rozwi¹zaæ rzemyki<br />

i upaœæ z anio³em rozbitym o owoc leszczyny<br />

w ramiona które b³ogos³awi¹<br />

sacrum<br />

od S³oñca i Ksiê¿yca<br />

tam gdzie wróble relikwie gubi¹<br />

symbol œwi¹t<br />

czasu œwiêtego<br />

i na powrót<br />

powroty pokusy trzeszcz¹cej<br />

* * *<br />

oddaj mi biodra<br />

ale usta zachowaj<br />

one mi³oœæ zwiastuj¹<br />

b¹dŸ dzika<br />

œlad <strong>pl</strong>emienia œwiêtej wiary<br />

tu rozchodzisz siê i schodzisz<br />

czêstochowski magazyn literacki


pod powiekami i w mojej g³owie<br />

gryŸ do krwi<br />

i wydrap zawziêcie<br />

swoje imiê na korze skóry<br />

w miejscu nie odwiedzanym<br />

przez przyk³adne dziewczêta<br />

omijamy koœcio³y<br />

zbyt wiele ich<br />

ws¹czy³o siê nam<br />

w krwioobieg<br />

nocny egzorcyzm<br />

os³abi sumienie<br />

upite krwi¹<br />

i dok³adnie zaprojektowanymi ruchami<br />

oddawaj siê po kawa³ku<br />

co noc<br />

ca³ej ciê nie zechcê<br />

a¿ zatrut¹ krew<br />

wys¹czysz<br />

z poœwiêconej ¿y³y<br />

* * *<br />

dotykam Ciê metafor¹<br />

zbyt wulgarn¹<br />

abym usta<br />

sk³ada³ w ofierze na krzy¿u<br />

groŸnie pomrukuj¹ mury<br />

Bo¿e poetów<br />

który str¹casz ptaki<br />

wybaczam ¿e palcem<br />

wyganiasz mnie z koœcio³a<br />

podpalam œwiece na swoim o³tarzu<br />

z woskiem<br />

topi¹ siê sumienia tak ciê¿kie<br />

jak mury z ziemi<br />

i sufit z nieba<br />

wznios³em ka<strong>pl</strong>icê<br />

dla Twojej chwa³y<br />

chropowaty dym piór<br />

nie zaskarbi wdziêcznoœci<br />

jak¹ cieszy³a siê ofiara Abla<br />

tak blisko<br />

dr¿¹ mury zabytkowego koœció³ka<br />

w którym ko³ysa³em siê<br />

do którego zabroni³eœ mi wchodziæ<br />

czujê Twój dotyk<br />

gdy mnie wyganiasz i str¹casz<br />

jak nisko upaœæ mo¿na spadaj¹c z ziemi?<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Bo¿e któremu zbudowa³em ka<strong>pl</strong>icê<br />

z metafory zbyt odwa¿nej<br />

by pozostaæ niewinnym<br />

dotknij mnie<br />

i str¹æ dotykiem przedwczesnym<br />

w stronê politeizmu<br />

pozwoli³em tobie na wiêksz¹<br />

rozwi¹z³oœæ jêzyka<br />

œlina wspó³istoczy siê<br />

z bia³ym cia³em hostii<br />

œwiêtoœci przybywa<br />

w uniesieniu<br />

promieni nowo odpalonej œwiecy<br />

rozlewasz wino na o³tarzu<br />

s³owem<br />

po<strong>pl</strong>¹tanym i grzesznym<br />

chwalisz Pana<br />

i nadal œlinisz hostiê cia³a<br />

Pan ociera rozmok³¹ pierœ<br />

odchodzi<br />

na tacy obfita ofiara<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

szeptem<br />

i poœwiêcanymi ustami<br />

czekasz na kolejnego Boga<br />

a¿ uginaj¹ siê mury<br />

od modlitw<br />

i poœciel przed hosti¹ rozstêpuje siê<br />

Morze Czerwone wysycha - efekt globalizacji<br />

POETA O SOBIE<br />

Ireneusz K. Korpyœ<br />

Ireneusz K. Korpyœ – 22 V 1982 r. Ukoñczy³ studia wy¿sze<br />

w zakresie: historii, teologii, zarz¹dzania i marketingu oraz<br />

filozofii. Nauczyciel akademicki na stanowisku asystent w<br />

Instytucie Filozofii Socjologii i Psychologii Akademii im.<br />

Jana D³ugosza w Czêstochowie. Cz³onek Literackiego<br />

Towarzystwa Wzajemnej Adoracji „Li-TWA”cz³onek<br />

Janowskiego Klubu Literackiego.<br />

Publikowa³ w pismach o zasiêgu lokalnym, ogólnopolskim<br />

oraz miêdzynarodowym. Jego wiersze ukazywa³y siê<br />

równie¿ w antologiach i wyborach poezji. Jest autorem<br />

bajki dla dzieci „Imiê dla Pajacyka” (Czêstochowa 2002),<br />

ksi¹¿ek poetyckich: „Pocztówki z Czêstochowy” (Czêstochowa<br />

2006), „Antyerotyki” (Czêstochowa 2008), „Traktat o<br />

piêknie i naiwnoœci” (Czêstochowa 2008), „niesakralne<br />

przechadzki z bogami” (Czêstochowa 2011), opracowañ<br />

krytyczno-literackich „Szkice czêstochowskie 2007 – 2008”<br />

(Czêstochowa 2009).<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

53


54<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

DOROTA NOWICKA<br />

Mojemu ulubionemu poecie<br />

Jerzemu Harasymowiczowi<br />

w przededniu kolejnej rocznicy œmierci<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

JEJ PANTOFEL<br />

Ty<br />

Dla swojej Barbary<br />

Sk³ada³eœ<br />

Wyszukane rymy<br />

Wprost do gwiazd<br />

Wznosi³eœ<br />

Cerkwi peany<br />

Piórem malowa³eœ<br />

Poematu zawilce<br />

I w nowe szaty<br />

Ubiera³eœ irysy<br />

Ty jeden<br />

Posadzi³eœ j¹<br />

Na diamentowym<br />

Tronie metafor<br />

W z³ote warkocze<br />

W<strong>pl</strong>ata³eœ<br />

Bukowe liœcie<br />

A £emków domy<br />

Schowa³eœ<br />

W jej turkusowe oczy<br />

Nawet jej pantofel<br />

Napisa³eœ<br />

Zgubiony kiedyœ<br />

W b³ocie<br />

IDZIE ŒWIÊTY JERZY<br />

Przez bieszczadzk¹ po³oninê<br />

Kroczy Œwiêty Jerzy<br />

Pok³ony mu bij¹<br />

Dziewanny<br />

Barwinków zastêpy<br />

K³aniaj¹ siê<br />

Brzuchate cerkwie<br />

I ³emkowskie domy<br />

Srebrzyste jod³y<br />

Sêkate klony<br />

Jaskó³ki ma<br />

We w³osach<br />

Na nogach<br />

Traw sanda³y<br />

W kieszeniach<br />

Poezjê<br />

I rude kasztany<br />

Dorota Nowicka - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />

A w krzewie ja³owca<br />

Gdzieœ w oddali<br />

S³owik cicho œpiewa<br />

Ruski bóg<br />

Otwiera<br />

Ikonostas nieba<br />

TAK MI SZKODA<br />

Za szaro - burym woalem mgie³<br />

Stoj¹ rzêdem<br />

Rosochate wierzby<br />

Prastare lipy<br />

¯a³oœnie nuc¹ strofy<br />

Harasymowiczowskich wierszy<br />

Ju¿ dawno sp³onê³y<br />

Bukowe lasy<br />

Opad³y kiœcie<br />

Purpurowych jarzêbin<br />

Wyblak³y ³¹ki<br />

Pe³ne macierzanki<br />

I kopu³y ³emkowskich cerkwi<br />

Odjecha³ wóz wêdrownej pieœni<br />

czêstochowski magazyn literacki


Tak mi szkoda - Panie Jerzy<br />

¯e ju¿ nigdy<br />

Nie napiszesz<br />

Tak piêknych wierszy<br />

JU¯ NIE PRZYJDZIE<br />

Perlistych kropel<br />

Szkliste korowody<br />

Sun¹ po twarzy Barbary<br />

Jak wêdrowna karawana<br />

Barbara niegdyœ m³oda<br />

Rozeœmiana<br />

Dzisiaj jest smutna<br />

Zadumana<br />

Na biurku przywiêd³e<br />

Stoj¹ s³oneczniki<br />

W glinianym<br />

Starym dzbanie<br />

Biblioteki ch³ód<br />

I zwiêd³e kwiaty<br />

Przypominaj¹<br />

Z bliskimi rozstanie<br />

Ju¿ nie odwiedzi jej<br />

Œwiêty Jerzy<br />

Nie przyniesie<br />

Nasturcji ani dzwonków<br />

Mo¿e ze smokiem<br />

Toczy boje<br />

W Krainie<br />

Wiecznych £owów<br />

SPOTKAJMY SIÊ<br />

Spotkajmy siê mi³y w wierszu<br />

Jak kiedyœ Jerzy i Barbara<br />

Mo¿e i nas tak¿e skryje<br />

Grabina s³ów zielona<br />

Bo taki nam pisany los<br />

Taka ju¿ od niebios wola<br />

Przed ludzkich oczu sztyletem<br />

Musimy siê dziœ schowaæ<br />

Mo¿e i nam siê uda jakoœ<br />

Przechytrzyæ rytm i rym<br />

Bia³¹ kartkê wywieœæ w pole<br />

Z³¹ dolê rozbiæ w py³<br />

Spotkajmy siê w wierszu mi³y<br />

Bo tak nam tylko wolno<br />

Bêdziemy razem spacerowaæ<br />

Poezji œcie¿k¹ poln¹<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

IKONA<br />

Z oszronion¹ g³ow¹ w chmurach<br />

Z sêkatym kosturem lat u nogi<br />

Szed³ górami wêdrowiec - poeta<br />

Szuka³ poezji co nieopatrznie<br />

Wymknê³a mu siê spod pióra<br />

W oczy zagl¹da³ pêkatym cerkwiom<br />

W ³emkowskich domów ponure sienie<br />

Spotkanym ludziom patrz¹c prosto w serca<br />

Pyta³ g³oœno sam siebie<br />

Czy czasem jej tu nie ma<br />

Lecz zamiast garœci niepos³usznych wierszy<br />

Co atramentu granatowym kleksem siê rozprys³y<br />

W bibliotece wiejskiej obok t³ustych tomów<br />

Dziewczynê ujrza³ z warkoczem pszenicznym<br />

Porcelanow¹ twarz¹ - madonny<br />

I gdy zapatrzy³ siê w ni¹ jak w cudo<br />

Odzian¹ w s³oneczników z³otych wota<br />

Pomyœla³ wielce zadziwiony<br />

Czy to zaiste - kobieta jest<br />

Czy mo¿e tylko - ikona<br />

Zakocha³ siê w niej poeta<br />

Jak soból jary w m³odej dziewczynie<br />

Konwalii tak œwie¿ej jak majowy poranek<br />

Na ziemi i w niebie œlubuj¹c sw¹ mi³oœæ<br />

O rêkê jej prosi³ buki stare<br />

W bezsenne noce<br />

Sk³ada³ czu³e dla niej rymy<br />

Dniem pod stopy rzuca³ kwiatów poematy<br />

Lecz gdy ksiê¿niczka bucik w lesie zgubi³a<br />

Z innej bajki ksi¹¿ê znalaz³ go - niestety<br />

I jak to zwykle w poetów ¿yciu bywa<br />

Szczêœcie z mi³oœci¹ nie idzie w parze<br />

Sercem poety wzgardzi³a Barbara<br />

Nie spod znaku lutni kochanka wybra³a<br />

Lecz - Eskulapa<br />

A choæ miêdzy nimi<br />

W œrodku mroŸnej zimy<br />

Drzewo mi³oœci kwiatem zakwit³o<br />

Nie pojê³a za mê¿a Jerzego Barbara<br />

Za ¿onê Barbary nie wzi¹³ Jerzy<br />

Barbara na zawsze<br />

Ikon¹ zosta³a<br />

Œwiêtym na wieki pozosta³ - Jerzy<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

Dorota Nowicka<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

55


56<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

BARBARA STRZELBICKA<br />

Barbara Strzelbicka -fotografia udostêpniona przez<br />

Autorkê.<br />

artysta to cz³owiek<br />

jak ka¿dy<br />

musi chodziæ do pracy<br />

bo wy¿yæ ze sztuki<br />

mog¹ zaledwie nieliczni<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Fotografia udostêpniona przez Autorkê<br />

PORTRET ARTYSTY<br />

artysta musi jeϾ<br />

idzie rano po bu³ki<br />

czasem po miêso<br />

i tylko wolno mu zapomnieæ<br />

ile czego ma kupiæ<br />

nie zap³aciæ<br />

zostawiæ<br />

zgubiæ<br />

jak to artyœcie<br />

¿eby podró¿owaæ<br />

artysta kupuje bilet<br />

albo paliwo<br />

palcem na mapie wyznacza trasê<br />

co zajmuje mu du¿o czasu<br />

bo miêdzy przesiadkami<br />

skrzy¿owaniami<br />

i zjazdami z autostrady<br />

myœli o kosmosie<br />

artysta p³aci rachunki<br />

za mieszkanie pr¹d<br />

i wywóz nieczystoœci<br />

kupuje te¿ ubranie<br />

bogaci przedsiêbiorcy<br />

rzadko zostaj¹ mecenasami<br />

sztuki<br />

a jeœli ju¿<br />

to artyœci i tak<br />

szybko trwoni¹ pieni¹dze<br />

za portret kochanki<br />

albo za zredagowanie pamiêtników<br />

artyœcie psuj¹ siê zêby<br />

wyrodnieje krêgos³up<br />

ubywa sprawnoœci<br />

powinien wiêc dbaæ o siebie<br />

uprawiaæ sport<br />

chodziæ do dentysty<br />

przyjmowaæ lekarstwa i su<strong>pl</strong>ementy<br />

mo¿e tak¿e<br />

pogr¹¿yæ siê w bezczasie<br />

zostaæ dziwakiem<br />

albo<br />

uporczywie szukaæ<br />

innej drogi<br />

DEMIURG<br />

w zagraconym pokoju<br />

z ma³ym oknem<br />

bo s³oñce<br />

mo¿e zniekszta³ciæ obraz œwiata<br />

na monitorach<br />

palcem<br />

zmienia konstelacje<br />

bo tylko on zna has³o<br />

stwórca<br />

dostarcza informacji<br />

monitoruje zainteresowanie<br />

bada poziom satysfakcji<br />

przeprowadza ankiety i sonda¿e<br />

analizuje<br />

podejmuje dzia³ania naprawcze<br />

by produkt by³<br />

najwy¿szej jakoœci<br />

wychodzi na krótko<br />

gdy brakuje budulca<br />

którym mo¿e byæ wszystko<br />

przyciête migawk¹<br />

do potrzeb<br />

reszta jest odpadem<br />

jego kolega po fachu<br />

choæ nieœmiertelny<br />

stworzy³ tylko banalny œwiat<br />

do którego maj¹ dostêp<br />

amatorzy<br />

Barbara Strzelbicka<br />

czêstochowski magazyn literacki


AGNIESZKA Z£OTA<br />

Agnieszka Z³ota - fotografia Ireneusz K. Korpyœ..<br />

Cogito<br />

Rozproszone jak fotony - myœli<br />

próbujê skupiæ w wi¹zkê œwiat³a<br />

uduchowiæ materialnoœci¹ obmierz³e<br />

zd³awiæ te, które tê¿ej¹ niechciane<br />

utopiæ w ³y¿ce zachwytu<br />

kro<strong>pl</strong>ê esencji cogito<br />

na po³y dwuznaczne<br />

sprecyzowaæ<br />

Konwalie<br />

Przeczyste dzbanuszki<br />

otoczone aureol¹ zawstydzenia<br />

krystalicznie doskona³e w swej skromnoœci<br />

roztopione w bieli œnie¿nego zachwytu<br />

pogr¹¿one w refleksji<br />

odmawiaj¹ brewiarze w cichoœci serca<br />

na skraju lasu<br />

wznosz¹ tajemne modlitwy do demiurga<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Ma³gosi Franc<br />

Agnieszka Z³ota zosta³a oz³ocona przez Prezydenta<br />

Miasta Czêstochowy z³otymi w postaci stypendium na napisanie<br />

kolejnego tomiku poezji. „Kawa³ki” najnowszego<br />

tomiku poczytaæ mo¿na na stronach GALERII 22 i <strong>23</strong> oraz<br />

o jej poezji w „Glosie” Kazimierza Kowalczyka na str. 77.<br />

by zes³a³ dla nich kilka kropel rosy<br />

z roztopionej duszy Wszechœwiata<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

Poza obiegiem<br />

W rozszarpanym sercu<br />

rozdeptanym przez s³owa ciê¿kie jak dzia³a<br />

krew wylewa siê<br />

i brudzi buty oprawców<br />

przedsionki skapitulowa³y<br />

prawa komora podda³a siê ca³kiem<br />

lewa broni³a siê lawin¹ erytrocytów<br />

jak desantem wojska<br />

leukocyty przesz³y do konspiracji<br />

a p³ytki krwi na darmo usi³uj¹<br />

zabliŸniæ krwawi¹c¹ ranê<br />

w koñcu zosta³y pojmane do niewoli<br />

krew s¹czy siê poza obiegiem<br />

zmieniaj¹c barwê na b³êkitn¹<br />

ponoæ szlachetniejsz¹<br />

zupe³nie jak u œlimaków<br />

*** œni¹cy o wszechœwiecie<br />

U stóp nocy<br />

ptaki œpiewaj¹ psa³terze<br />

koty mrucz¹ brewiarze<br />

a cz³owiek œpi uko³ysany…<br />

melodi¹ oswojonych dŸwiêków<br />

utkanych krzy¿ykami gwiazd<br />

na kanwie znu¿onych sfer nieba<br />

w¹t³y, niebaczny - œni¹cy o wszechœwiecie<br />

***w atelier<br />

W koronach drzew<br />

mieszkaj¹ nimfy leœne<br />

przy akompaniamencie ³agodnego wiatru<br />

graj¹ce na harfach<br />

utkanych z nici babiego lata<br />

a my niedoroœli<br />

stoimy pod drzewem jak dzieci<br />

czekaj¹c na bilet<br />

w postaci spadaj¹cego liœcia<br />

nic nie s³yszymy<br />

a w atelier na górze<br />

nieustanny koncert<br />

tylko dla wtajemniczonych<br />

Agnieszka Z³ota<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

57


58<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

RYSZARD „SIDOR” SIDORKIEWICZ<br />

Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz - fotografia udostêpniona<br />

przez Autora.<br />

NUD¥ EGZYSTENCJI PODYKTOWANA<br />

ODPOWIED NORWIDOWI<br />

ani proza ¿ycia<br />

ani poezja œmierci<br />

DRAMAT<br />

z kur¹ w rosole<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Czy pisaæ prozê, czy wiersze?<br />

C. K. Norwid<br />

- Niech ³za siê w okach krêci!<br />

NIEUSTAJ¥CY TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA<br />

Mateuszowi Marsza³kowi<br />

jeden autor<br />

z emocji<br />

ogryza paznokcie<br />

jeden s³uchacz<br />

s³uchaj¹c<br />

je s³one paluszki<br />

jednoosobowe jury<br />

ci¹gle obraduje<br />

i dopóki<br />

nie ma rozstrzygniêcia<br />

i nie ma laureata<br />

jest sens<br />

SNY O POTÊDZE<br />

W CZÊSTOCHOWIE ŒNIONE<br />

zasn¹³em i mnie budz¹<br />

powiedzmy<br />

po trzech latach<br />

(takie sny siê zdarzaj¹<br />

zw³aszcza w Mieœcie Cudów)<br />

no wiêc budz¹ mnie wybudzaj¹<br />

tytu³ami gazet:<br />

PIWOWARSKI MA NOBLA!<br />

WYLʯA£EK – OSCARA!!<br />

POSPIESZALSKI MA GRAMMY!!!<br />

LITERAT K. – TALENT!!!!<br />

mój Bo¿e, myœlê sobie<br />

a gdybym spa³ d³u¿ej?<br />

to Irek Bieleninik…<br />

to pi³karze Rakowa…<br />

huta… województwo…<br />

to TO! i to TAMTO!<br />

. . .nie wolno budziæ poetów!<br />

oby œnili wiecznie!!!<br />

LIMERYK Z PRZYPISEM<br />

poetessê z Chorobowa<br />

od trzech dni nie boli g³owa!<br />

lekarz lecz¹c j¹ ze stresu<br />

zaleci³ zmianê adresu<br />

teraz mieszka ko³o Zdrowia *<br />

Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz<br />

* I, jak donosi brukowa prasa, pisze coraz gorsze wiersze.<br />

Ale czy to w ogóle mo¿liwe?<br />

Krajobraz jurajski - foto z archiwum Galerii.<br />

czêstochowski magazyn literacki


czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

HAIKU PRZEZ „CH”<br />

s³owa - Jerzy Nawrocki<br />

rysunek - Dominik Nawrocki<br />

loop&button<br />

Tylko niechêæ do angielszczyzny mo¿e t³umaczyæ<br />

tak pokrêtne t³umaczenie tych drobiazgów.<br />

O wiele trafniej by³oby nazywaæ je haiku<br />

przez „u”, ale wspomniane ju¿ uprzedzenia,<br />

poprawnoϾ (czy jak kto woli РkorektnoϾ)<br />

polityczna, niechêæ do epatowania i jeszcze inne<br />

wzglêdy zdecydowa³y, ¿e bêdzie „ch”, a nie „u”.<br />

Dwóch m³odych autorów (w tym jeden<br />

m³ody duchem) o tym samym nazwisku, wiêc<br />

pewnie ze sob¹ spokrewnionych, tworzy dobran¹<br />

spó³kê. Niestety jeden tworzy, a drugi nie<br />

nad¹¿a, a haiku bez rysunku, to jest zaledwie<br />

haiku – no mo¿e huiku czytane z angielska, ale<br />

dla prawdziwego chaiku (jak i dla chuiku) potrzebny<br />

jest rysunek. Dlatego ta próbka jest tak<br />

skromna, choæ w zanadrzu czekaj¹ nieprzebrane<br />

zapasy tej oryginalnej sztuki poetycko-graficznej.<br />

Bogdan Knop – w lipcu 2012 r.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

59


60<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />

Wiersze dla starszych i sentymentalnych<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

I.<br />

Z cyklu: miniatury o zwyczajnej mi³oœci<br />

¯onie<br />

Jeszcze co najlepszego i jeszcze co czyste,<br />

To do nas przywêdruje, jeszcze w nas zagoœci,<br />

Wbrew porywom niechêci i wbrew ludzkiej z³oœci,<br />

Nic siê nie zakoñczy³o – to jest oczywiste.<br />

Za oknami widoki – znu¿one, te same,<br />

One siê mog¹ znudziæ, lecz nie Twoje oczy,<br />

Ciep³e i oprawione w mego serca ramê,<br />

To co, ¿e czas ucieka... tak siê ¿ycie toczy.<br />

Powracam do tej bramy, z której widaæ okno<br />

Z tw¹ twarz¹ rozeœmian¹ poœród pelargonii,<br />

Nie na d³ugo, na chwilê bo deszcz mnie przegoni,<br />

Ulew¹ a wspomnienia nawet w bramie mokn¹.<br />

A jak¿esz wówczas la³o, d³ugie czarne w³osy,<br />

Wykrêca³aœ starannie z ciep³ej, letniej burzy<br />

W tej bramie stoj¹c ze mn¹, po kostki w ka³u¿y,<br />

Za nic maj¹c wichurê i grzmotów odg³osy.<br />

II.<br />

Kazimierz Kowalczyk - fotografia z<br />

zak³adu fotograficznego Wiœniewscy.<br />

III.<br />

Tamten srebrny pierœcionek, z oczkiem koralowym,<br />

By³ jak zapowiedŸ jutra. To dla mnie? – spyta³aœ,<br />

Szeptaliœmy co wieczór serdeczne rozmowy,<br />

I tliæ siê w nas poczê³a iskiereczka ma³a.<br />

I rozgorza³a z iskry mi³oœæ taka œwie¿a,<br />

Niczym s³oñce po burzy, niczym bia³a chmurka,<br />

Która zorzy porannej przysz³oœæ sw¹ powierza,<br />

A tamten Twój pierœcionek nosi m³odsza córka.<br />

IV.<br />

Ten maj by³ taki ciep³y a sesja za pasem,<br />

Kiedy Twe oczy wziê³y seledyn od wiosny<br />

To wtedy napisa³em pierwszy list mi³osny,<br />

Pisa³em i targa³em na wyœcigi z czasem.<br />

Bo jakich tu s³ów u¿yæ, by nie deptaæ tego,<br />

Co jeszcze nie nazwane a ju¿ s³odkie takie,<br />

Kiedy dr¿¹cy niepokój najlepszym koleg¹<br />

A Twe usta dziewczêce zapytania znakiem.<br />

czêstochowski magazyn literacki


V.<br />

MroŸny wieczór – bajkowy, ca³y w p³atkach œniegu,<br />

Có¿ jest w tym banalnego? Takim go pamiêtam.<br />

I nas dwoje wtulonych – od z³ych oczu zbiegów,<br />

Roz¿alonych rozstaniem. Zbli¿a³y siê œwiêta.<br />

Lecz zanim st¹d odejdê w swe rodzinne strony,<br />

To wiedz, ¿eœ moim szczêœciem i moim ratunkiem,<br />

Za wszystkie skarby œwiata nie chcê innej ¿ony,<br />

Ty, zamknê³aœ mi usta d³ugim poca³unkiem.<br />

VI.<br />

Zw¹tpienie jak gor¹czka, znienacka przychodzi,<br />

I w³azi nieproszone przez serce do g³owy,<br />

I same z sob¹ co noc prowadzi rozmowy,<br />

A zw¹tpienie przejœæ musz¹ ponoæ wszyscy m³odzi.<br />

Mnie dopad³o w chorobie a w szpitalu Ciebie,<br />

I wyrok nam pisa³o skazuj¹cy, twardy,<br />

I deptaæ nas poczê³o s³owami pogardy,<br />

Jesteœcie do niczego i ju¿ nie dla siebie.<br />

VII.<br />

Ostatni dzieñ i wyjazd z „ziemi obiecanej”,<br />

Czas min¹³ nieuchronnie i tak beznamiêtnie<br />

A wczoraj by³a radoœæ i by³o odœwiêtnie,<br />

A dziœ smutek witaj¹ oczy zap³akane,<br />

Bo ten œwiat Twój odje¿d¿a³, skry³ siê za zakrêtem<br />

Zosta³o nieco spalin w powietrzu lipcowym,<br />

I Twoje przekonanie – co z oczu to z g³owy.<br />

Nie z mojej i nie z serca, choæ by³o pêkniête.<br />

VIII.<br />

Pokocha³em poci¹gi, nawet te obskurne,<br />

I te w czapkach œniegowych i te w deszczu strugach,<br />

Wozi³em nimi przysz³oœæ, to¿ serce nie s³uga,<br />

Choæ czasem bywa œlepe, naiwne i durne,<br />

Tê troskê udawan¹ i z³ego pomruki,<br />

Zostawi³em na zawsze gdzieœ tam na rozjazdach,<br />

Bo uwierzy³em w szczêœcie zapisane w gwiazdach,<br />

I mia³em gdzieœ „¿yczliwych” i te ich nauki.<br />

IX.<br />

Nie przesz³o Ci przez usta s³owo zniechêcenia.<br />

„Uwierz mi, dobrze bêdzie, bo dobrze byæ musi”,<br />

Tak mówi³aœ gdy inni pozostali g³usi,<br />

Na moje ciche proœby z ¿yciowego cienia,<br />

I trwa³aœ przy mnie stale i dziœ to doceniam,<br />

Znam Twe zak³opotania gdy skubiesz paznokcie,<br />

I ciê¿ar poœwiêcenia a¿ po same ³okcie,<br />

Dostrzegalny gdy oczy mru¿ysz ze zmêczenia.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

X.<br />

Dostrzegalnym siê zrobi³ pergamin na d³oniach,<br />

A oczy nam o<strong>pl</strong>ot³a zmartwieñ pajêczyna,<br />

I ka¿dy przesz³y k³opot posrebrza³ na skroniach,<br />

Lecz radoœæ w nas zosta³a, niczym z czasu kpina.<br />

Pozostaniesz na zawsze ta sama i m³oda,<br />

Ze swoj¹ ¿yw¹ wiar¹ i z ciep³ym uœmiechem,<br />

Zanurzonym w dobroci i w ¿ycia przygodach,<br />

Mnie na chwile zw¹tpienia, wnuczce na pociechê.<br />

XI.<br />

Gdybym mia³ tyle z³ota, co Ty masz dobroci,<br />

Któr¹ mi okazujesz stale i na nowo,<br />

I która aureol¹ œwieci nad Tw¹ g³ow¹,<br />

To bym nam resztê ¿ycia kupi³ i oz³oci³.<br />

Gdybym mia³ tyle srebra co Ty cier<strong>pl</strong>iwoœci,<br />

Która sta³a siê œwiêt¹ jeszcze za ¿ywota,<br />

Która nie wzdycha ciê¿ko, nie grzêŸnie w k³opotach,<br />

To bym nim bez wahania drogi Ci wymoœci³.<br />

XII.<br />

Ta ³awka na balkonie jest nasz¹ przystani¹,<br />

Na niej œciel¹ nam spokój majowe wieczory,<br />

Tylko z niej mo¿na s³yszeæ ³¹kowe nieszpory,<br />

Na niej sadza nas mi³oœæ i wytchnienia anio³.<br />

Jak statki poszarpane przez burze i szkwa³y,<br />

Chcemy na niej odpocz¹æ, zostawiæ frasunek,<br />

By mieæ si³y pop³yn¹æ dzieciom na ratunek,<br />

Bo nie straszne nam ¿ycie i podwodne ska³y.<br />

XIII.<br />

Co byœ chcia³a Kochanie ju¿ za to, ¿e jesteœ.<br />

Czym¿e Ci wynagrodzê te wszystkie z³e sprawki,<br />

Mo¿e Ciê ca³ym sob¹ os³oniê przed deszczem,<br />

Mo¿e ksiê¿yc Ci œci¹gnê, ot tak dla zabawki.<br />

Albo têczy ukradnê wszystkie jej kolory,<br />

By zrobiæ z nich dla Ciebie diadem cesarzowej,<br />

I z wielkim namaszczeniem w³o¿yæ Ci na g³owê,<br />

Wiem co powiesz – przestañ <strong>pl</strong>eœæ, pewnie<br />

jesteœ chory.<br />

XIV.<br />

Mocno wierzysz w anio³y, w ich dobr¹ opiekê.<br />

Choæby jednego wieziesz z odpustu, co roku,<br />

Takiego drewnianego o pobo¿nym wzroku,<br />

Który nie ma nic z ducha, bardziej jest cz³owiekiem.<br />

I stoj¹ w d³ugim rzêdzie te rzeŸbione œwi¹tki,<br />

Niczym niebiañskie chóry w œpiewaniu zastyg³e.<br />

W swym œwiêtym majestacie, piêkne, bia³oskrzyd³e,<br />

Strzeg¹ Twojego domu w niedzielê i w pi¹tki.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

61


62<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

XV.<br />

Córki, choæ ju¿ doros³e, to m³ode dziewczyny,<br />

W krwi których p³ynie mi³oœæ tylko im oddana,<br />

Czuwaniem przy ³ó¿eczkach do bia³ego rana,<br />

Dalej trzeba je tuliæ jak ma³e ptaszyny.<br />

Bo ktoœ je srodze zawiód³ a œwiat bywa pod³y,<br />

I wcale nie podobny do mamy i taty,<br />

Zamiast pochwa³ i kwiatów œlepo daje baty,<br />

Wystarczy siê przytuliæ – to lepsze ni¿ mod³y.<br />

XVI.<br />

Nikt nam wiary nie dawa³ a wzruszenie ramion,<br />

By³o gorzk¹ prognoz¹ naszych szans na ¿ycie,<br />

W s³owach bliskich nie by³o dobrej woli znamion,<br />

A ich czyny pali³y jak po twarzy bicie.<br />

Prawie im siê uda³o pchn¹æ nas na rozdro¿e,<br />

Brak³o im wyobraŸni, brak³o ¿yczliwoœci,<br />

Nie pytaj¹c nikogo, kto nam pomóc mo¿e,<br />

Broniliœmy jak ¿ycia raz danej mi³oœci.<br />

XVII.<br />

Samotna grusza w polu trwa na posterunku,<br />

Wbrew wichrom i zamieciom strze¿e prawa miedzy,<br />

Niez³omna dziêki sile i ¿yciowej wiedzy<br />

Liczy tylko na siebie bo znik¹d ratunku.<br />

Byliœmy jak to drzewo, œwiadomi swej roli,<br />

Uk³adaliœmy ¿ycie powoli, z mozo³em,<br />

Na przekór ¿yczliwoœci tych z miedzianym czo³em,<br />

Nie pytaj¹c nikogo czy zechce pozwoliæ.<br />

XVIII.<br />

Kochanie, mamy wiosnê – któr¹? Zliczyæ trudno,<br />

Ona nas po³¹czy³a w zamierzch³ej przesz³oœci,<br />

Przez to jest dla nas tak¹ jedyn¹ i cudn¹,<br />

Wpisanym w nasz¹ pamiêæ symbolem mi³oœci,<br />

I choæ czasem przychodzi w szaroburym szalu,<br />

Powa¿na, bez uœmiechu, ze zmarszczonym czo³em,<br />

Bo ju¿ drugi raz z rzêdu witam j¹ w szpitalu,<br />

To rozczuli nas bzami i œwi¹tecznym sto³em.<br />

XIX.<br />

Wnuki to s¹ iskierki przez los zapalone,<br />

W sam¹ porê bo lêki le¿¹ ze znu¿enia,<br />

Pierwsze pe³ne s¹ obaw, drugie zniechêcenia,<br />

I drêcz¹ nas wmawianiem, ¿e wszystko stracone.<br />

A tu nic nie stracone, œwieci nowym blaskiem,<br />

¯ywy p³omieñ radoœci iskierk¹ wzniecony,<br />

I znowu sens ¿ywota wieszcz¹ srebrne dzwony,<br />

Dziêkuj¹ce z serc g³êbi za tê wielk¹ ³askê.<br />

XX.<br />

Gdzieœ tam w mg³ach rzedniej¹cych majaczy ta brama,<br />

I ku s³oñcu wystawia potê¿ne kontury,<br />

Ka¿dy przez ni¹ przejœæ musi w niej koñczy siê dramat<br />

Lub komedia ¿ywota – akcentem ponurym.<br />

Co dzieñ bli¿ej nam do niej, lecz nie ma poœpiechu,<br />

I myœli nie przes³ania cieñ ostatecznoœci,<br />

Nawet tam mnie rozpoznasz po ciep³ym uœmiechu,<br />

Nawet tam nie s¹ w stanie zniszczyæ tej mi³oœci.<br />

Kazimierz Kowalczyk<br />

Czêstochowa, 20-30 marca 2012 r., w Szpitalu Hutniczym.<br />

Fotografia: Monika Psiuk<br />

Od autora<br />

To s¹ ostatnie „Wiersze dla starszych i sentymentalnych”.<br />

Wiem, ¿e wiersze te zyska³y sobie grono czytelników,<br />

które t¹ informacj¹ mo¿e poczuæ siê zawiedzione. Có¿,<br />

wszystko co wymyœlili ludzie, ma swój pocz¹tek i koniec.<br />

Mo¿e kiedyœ Literackie Towarzystwo Wzajemnej Adoracji<br />

„Li-TWA” podejmie decyzjê o zebraniu „Wierszy dla<br />

starszych i sentymentalnych” w jeden tomik. Mo¿e...<br />

Mocno liczê na to, ¿e Redakcja GALERII pozwoli<br />

mi na publikowanie nowego, sta³ego, poetyckiego bloku,<br />

pocz¹wszy od numeru 24. Mo¿e bêdzie mniej lirycznie<br />

i sentymentalnie, ale na pewno bêd¹ to wiersze z rymem,<br />

rytmem i konsekwentnie stosowan¹ œredniówk¹.<br />

Tak sobie marzê, by ten nowy blok poetycki mia³<br />

przynajmniej tylu czytelników, co „Wiersze dla starszych i<br />

sentymentalnych”.<br />

K³aniam siê Pañstwu.<br />

Kazimierz Kowalczyk<br />

Czêstochowa, dnia 21 czerwca 2012 r.<br />

czêstochowski magazyn literacki


AGATA GROCHOWSKA<br />

Niepodleg³a<br />

Letni¹ por¹ w czerwonej sukience<br />

Bia³ym wiankiem spowite me skronie<br />

Matka ludów w dostatki obfita<br />

Obcym kol¹ca w oczy<br />

Nadesz³a jesieñ z drzew spada³y liœcie<br />

Pchane przez wichry z trzech stron wiej¹ce<br />

Pad³am na ziemiê daremne me ¿ale<br />

Szary wór okry³ me ramiona<br />

Zimow¹ por¹ spêtana lodem<br />

Dr¿a³am przeszyta zimnem zapomnienia<br />

Krzycza³am – g³usi<br />

Wo³a³am – drwina<br />

Spoczê³y nade mn¹ trzy ciê¿kie kamienie<br />

Lecz przysz³a wiosna – trzaskiem pêkaj¹cej kry<br />

Na b³oniach rozkwit³y pierwiosnki<br />

Znów mogê u<strong>pl</strong>eœæ wianek zwyciêstwa<br />

Przyozdobiæ poorane czo³o<br />

Pamiêæ Niepamiêci<br />

Pamiêtam jasne ³¹ki<br />

kwiaty pachn¹ce ¿ycia szczêœciem<br />

morze blasku s³oñca<br />

zalewaj¹ce ziemiê swoj¹ ¿yciodajn¹ wolnoœci¹<br />

w lesie gnij¹cym samotnoœci¹<br />

widzê tylko szare drzewa<br />

wygl¹daj¹ce jak pochylone p³acz¹ce duchy<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

PREZENTACJE POETYCKIE- DEBIUTY<br />

Agata Grochowska - fotografia udostêpniona<br />

przez Autorkê..<br />

s³yszê stukot butów morderców<br />

strza³y pistoletu<br />

przeszywaj¹ gwa³townie stêch³e powietrze<br />

las samotnoœci cierpienia œmierci niesprawiedliwoœci<br />

widzê czarny dó³<br />

st¹d nie ma ucieczki<br />

s³yszê strza³<br />

i ciszê<br />

jedyn¹ towarzyszkê ostatnich chwil ¿ycia<br />

grób<br />

wielki samotny<br />

poœród nieczu³ego lasu<br />

na nim wyrosn¹ drzewa<br />

Agata Grochowska<br />

Nota biograficzna<br />

Urodzona w 1997 roku.<br />

Uczennica Gimnazjum Dwujêzycznego <strong>nr</strong> 59 im.<br />

Tadeusza Reytana w Warszawie. Mi³oœniczka ka¿dej<br />

dobrej ksi¹¿ki - od klasycznej, polskiej poezji, po<br />

krymina³y swojej imienniczki - Agaty Christie. Jak ka¿da<br />

m³oda osoba, Agata marzy o dalekich podró¿ach,<br />

poznawaniu ciekawych miejsc i ludzi. Dlatego uczy siê<br />

trzech jêzyków obcych.<br />

Jej pierwsze powa¿ne próby poetyckie zosta³y nagrodzone<br />

w konkursach „Katyñ - Prawda i Pamiêæ”(wiersz<br />

„Pamiêæ Niepamiêci”, 2011 r.) i „Niepodleg³a” (organizator:<br />

Muzeum Niepodleg³oœci w Warszawie, wiersz<br />

„Niepodleg³a”, 2011 r.)<br />

W bie¿¹cym roku, cykl liryków opartych na wspomnieniach<br />

swojego dziadka – lwowiaka, przyniós³ Agacie<br />

specjalne wyró¿nienie w konkursie „Kresowe Portrety”.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

63


64<br />

PREZENTACJE POETYCKIE- DEBIUTY<br />

JUSTYNA LANDER<br />

***<br />

Dziewczynka stoj¹ca przede mn¹<br />

w lustrze, ma w oczach<br />

³zy nieœwiadomoœci<br />

- kocha lalki<br />

Dziewczyna stoj¹ca przede mn¹<br />

w lustrze, ma w oczach<br />

³zy rozczarowañ<br />

- kocha lalki<br />

Kobieta stoj¹ca przede mn¹<br />

w lustrze, ma w oczach<br />

³zy nieustaj¹cego niespe³nienia<br />

- kocha lalki<br />

Staruszka stoj¹ca przede mn¹<br />

w lustrze, ma w oczach<br />

³zy przeklêtego mijania<br />

- Kocha lalki.<br />

***<br />

potrzaska³y mi siê myœli<br />

rozsypa³y s³owa<br />

z rzês sp³ywa poranna rosa<br />

Dzieñ zaczyna siê ...<br />

Dzieñ siê zaczyna ... .<br />

***<br />

skry³am siê za kolor b³êkitu<br />

nadci¹gaj¹ce zewsz¹d z³o,<br />

- zaczerwieni³o moj¹ szyjê.<br />

***<br />

bezgwiezdna noc<br />

daleko za horyzontem<br />

fruwaj¹ce anio³y<br />

licz¹ ile pozosta³o jeszcze<br />

minut, godzin<br />

dni<br />

mo¿e, zanim jej nadgarstek<br />

zapragnie purpury<br />

spe³ni¹ trzy ¿yczenia<br />

***<br />

Puste szk³o,<br />

lustro,<br />

nastêpna kolejka, ¿yletka<br />

mój facet zlizuj¹cy œlinê z jêzyka<br />

przypadkowo spotkanej dziewczyny noc,<br />

deszcz - on chocia¿ œwiece i ja<br />

jeszcze raz<br />

Puste szk³o,<br />

lustro,<br />

nastêpna kolejka ¿yletka<br />

mój facet r¿n¹cy przypadkowo spotkan¹<br />

dziewczynê<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

noc,<br />

deszcz - on chocia¿<br />

œwiece i chyba ja<br />

i raz jeszcze<br />

Puste szk³o,<br />

lustro,<br />

nastêpna kolejka ¿yletka<br />

mój facet doznaj¹cy orgazmu<br />

w przypadkowo spotkanej dziewczynie œwit,<br />

deszcz - on chocia¿<br />

wypalone œwiece i<br />

schowana do kieszeni<br />

¿yletka<br />

***<br />

siedzê w pajêczynie<br />

utkanej z gwiazd<br />

czekam a¿ paj¹k<br />

wstrzyknie mi jad<br />

potem bêdzie mnie gryz³<br />

powoli, powoli<br />

to nic - to przecie¿ nie boli<br />

min¹³ czas i drugi czas<br />

teraz jestem<br />

jedn¹ z pajêczych gwiazd<br />

***<br />

D³ugi, jasny korytarz<br />

sale i ³ó¿ka<br />

nad ka¿dymi drzwiami<br />

przybity do krzy¿a<br />

Jezus<br />

patrzy na pod³¹czonych<br />

do kro<strong>pl</strong>ówek<br />

grzeszników<br />

***<br />

Spojrza³a na mnie CZYSTOŒÆ<br />

z litoœci wyci¹gnê³a<br />

silne d³onie i<br />

wydosta³a z dna skoñczenia.<br />

Otulaj¹c b³êkitnym p³aszczem z nieba,<br />

zak³adaj¹c kapelusz ze s³oñca<br />

i buty z trawy<br />

zawiesi³a na mojej szyi naszyjnik<br />

z pope³nionych b³êdów.<br />

Teraz jestem gotowa na spotkanie z ¿yciem.<br />

Justyna Lander*<br />

* Wiersze rekomendowane przez Mariana Panka.<br />

czêstochowski magazyn literacki


Maria Panek: Drogi Andrzeju, wszyscy wiemy, ¿e<br />

jesteœ wspania³ym rozmówc¹, niezwyk³ym gawêdziarzem,<br />

jurajskim – czêstochowskim Saba³¹. Masz w sobie<br />

dar przyci¹gania swoim, jak¿e swoistym sposobem<br />

opowiadania historii z ¿ycia wziêtych. Czy jest to dar<br />

od Pana Boga czy te¿ umiejêtnoœæ oparta na dociekliwym<br />

zmyœle obserwacji, logice myœlenia, Twoim ludycznym<br />

charakterze osobowoœci po³¹czonym z warsztatem<br />

pisarza, który potrafi „wyjmowaæ” z ¿ycia i formowaæ<br />

istotne „pointy” pokazuj¹ce nasz¹ ma³oœæ i wielkoœæ.<br />

Jak rodzi siê – opowiadacz, pisarz?<br />

Andrzej Kalinin: W³aœciwie nie wiem jak na to pytanie<br />

odpowiedzieæ. Wydaje mi siê, ¿e literatura oparta<br />

jest w ogóle na opowiadaniu wszystkiego tego, co jest w<br />

nas i tego co dzieje siê wokó³. Jest jednak coœ w tym<br />

pytaniu prawdziwego skoro Jowita Pieñkiewicz, znany<br />

krytyk literacki i teatralny napisa³a kiedyœ w „Odrze” wroc³awskiej,<br />

¿e Kalinin jest ostatnim po Melchiorze Wañkowiczu<br />

pisarzem opowiadaj¹cym. Je¿eli tak jest rzeczywiœcie,<br />

to wynika to zapewne z faktu i¿ wszystko co od<br />

najm³odszych lat czyta³em i s³ysza³em by³o w³aœnie litera-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

ROZMOWY NIEKONTROLOWANE<br />

ROZMOWA ANDRZEJA KALININA<br />

Z MARIANEM PANKIEM<br />

Andrzej Kalinin w zaciszu swojego pokoju - foto W³adys³aw E. Piekarski.<br />

tur¹ narracyjn¹, piêknie opowiadaj¹c¹ o tym co by³o i co<br />

bêdzie, zarówno ku pokrzepieniu serc jak i wiedzy tej o<br />

ludziach i œwiecie.<br />

Dziœ, szczególnie na spotkaniach z m³odzie¿¹ w szko-<br />

³ach, gdy mówiê o swoich fascynacjach czytelniczych podkreœlam<br />

te¿ tezê o nieprzemijaj¹cym i niezast¹pionym<br />

znaczeniu ksi¹¿ki w naszym ¿yciu, zarówno w sensie wychowawczym,<br />

estetycznym jak i edukacyjnym. Ja pochodzê<br />

z domu gdzie ksi¹¿ki czyta³o siê na g³os. Mama co<br />

wieczór siada³a ko³o pieca, a my dzieci wokó³ i zaczyna³o<br />

siê ca³e takie kulturalne misterium. Nigdy potem w ¿yciu<br />

nie ogl¹da³em tak piêknych i jedynych w swoim rodzaju<br />

filmów jakie wówczas wytwarza³a moja wyobraŸnia. W<br />

tamtych czasach nie by³o przecie¿ telewizora, a radio mieli<br />

tylko nieliczni. Z kinem by³o podobnie: prawdziwi Polacy<br />

do kina nie chodzili. To g³oœne czytanie ksi¹¿ek by³o wiêc<br />

ca³¹ nasz¹ kultur¹: teatrem, szko³¹, wychowaniem, patriotyzmem.<br />

Ja na przyk³ad wczeœniej jeszcze nim nauczy³em<br />

siê pisaæ i czytaæ obcowa³em ju¿ z literatur¹ piêkn¹. Ksi¹¿ka<br />

by³a najwa¿niejsza i do dziœ wiem, ¿e nic nie jest w<br />

stanie jej zast¹piæ.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

65


66<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

Pytasz mnie jak rodzi siê pisarz opowiadacz? OdpowiedŸ<br />

w³aœciwie jest jedna. Z czytania dobrych ksi¹¿ek,<br />

takich jakie tworzyli kiedyœ wielcy pisarze, choæby: Sienkiewicz,<br />

¯eromski, Kraszewski, Balzak, Haszek, Cronin,<br />

To³stoj, Hemingway i inni.<br />

Ju¿ na koniec, dla zrekapitulowania tego tematu,<br />

dodam jeszcze, ¿e ju¿ w czasach dzisiejszych kiedy prowadzi³em<br />

w „Gazecie Czêstochowskiej” „K¹cik Literacki”,<br />

przyniós³ mi do redakcji swoj¹ ksi¹¿kê jeden z czytelników<br />

z proœb¹ o recenzjê. Przeczyta³em. By³a koszmarna.<br />

Spyta³em go wiêc co ostatnio czyta³?<br />

Odpowiedzia³, ¿e nic, bo woli pisaæ ni¿ czytaæ (sic!).<br />

O! I taka jest nasza wspó³czesna literatura. Z niewielkimi<br />

wyj¹tkami oczywiœcie.<br />

M.P: Jesteœ laureatem literackiej nagrody Czes³awa<br />

Mi³osza. Noblista by³ u Ciebie w domu, w Kusiêtach.<br />

Jest tablica. ZdradŸ pewne jeszcze nieznane kulisy spotkania<br />

- oprócz tych wa¿nych ju¿ znanych, opowiedz<br />

równie¿ o tamtych. Co dla Ciebie jest ujmuj¹cego w<br />

postaci i poezji Mi³osza? Ró¿nie o jego karierze literackiej<br />

mówiono…<br />

A.K.: Czes³awa Mi³osza pozna³em osobiœcie dopiero<br />

w drzwiach swojego domu w Kusiêtach. By³em ju¿ wtedy<br />

laureatem Jego Nagrody literackiej. Pan Czes³aw nie<br />

móg³ niestety osobiœcie wrêczyæ mi nagrody na uroczystej<br />

gali w „Domu Literatury” w Warszawie, gdy¿ rozchorowa³a<br />

siê Jego ¿ona Corell. Sk³ada³ mi gratulacje przez<br />

telefon i wtedy zapowiedzia³, ¿e gdy przyjedzie do Polski<br />

to na pewno siê spotkamy. Gdy w maju zjecha³ do Krakowa,<br />

jego brat Andrzej Mi³osz zatelefonowa³ do mnie z<br />

informacj¹, ¿e Noblista jest ju¿ w kraju. Zadzwoni³em wiêc<br />

do niego, On zaœ jeszcze raz pogratulowa³ mi nagrody i<br />

zapewni³, ¿e chêtnie pozna mnie osobiœcie. Gdzie wiêc i<br />

kiedy siê spotkamy?<br />

Nie wiem, co mnie wtedy podkusi³o, ale powiedzia-<br />

³em tak:<br />

- Panie profesorze (bo tak kazano mi go tytu³owaæ),<br />

a gdyby Pan tak zechcia³ przyjechaæ do mnie, do Kusi¹t?<br />

W s³uchawce zapad³a cisza.<br />

Bo¿e wielki, dotar³o wtedy do mnie - „Co ja zrobi-<br />

³em? Zamiast natychmiast osobiœcie stawiæ siê u wielkiego<br />

Noblisty Mistrza w Krakowie, mam - mizerny debiutant<br />

z Kusi¹t - czelnoœæ zaprosiæ go do siebie na wieœ”...<br />

a tu nagle s³yszê:<br />

- W³aœciwie to czemu nie?<br />

No i tak zaczê³a siê nasza znajomoœæ. Kusiêta mia³y<br />

wtedy swoje wielkie kilka godzin.<br />

Sta³o siê wtedy tak, ¿e kierowca autobusiku, którym<br />

jecha³ Czes³aw Mi³osz wraz z prezydentem Czêstochowy,<br />

Tadeuszem Wron¹ pomyli³ drogi i zamiast skrêciæ w<br />

stronê Kusi¹t, pojecha³ na wprost, gdzie drogê zamyka³<br />

kolejowy szlaban. Stanêli wtedy i bezradnie rozejrzeli<br />

siê wokó³. Akurat z leœnego duktu wyje¿d¿a³ jakiœ cz³owiek<br />

furmank¹ za³adowan¹ drzewem. By³ to, jak siê<br />

póŸniej okaza³o, pan Jakubowski, mieszkaniec pobliskiego<br />

Odrzykonia. Jego wiêc zapytano o drogê:<br />

- Wie pan mo¿e, jak dojechaæ st¹d do Kusi¹t?<br />

- To zale¿y do których Kusi¹t, nowych czy starych?<br />

- Do pana Kalinina.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

- A, tego pisarza.<br />

- Tak.<br />

- To musicie zawróciæ i zaraz za górk¹ bêdzie jego<br />

dom. Stoi tam teraz samochód policyjny, bo dzisiaj do<br />

niego ma przyjechaæ drugi taki wielki pisarz z Ameryki,<br />

Czes³aw Mi³osz siê nazywa.<br />

Wtedy otworzy³y siê boczne drzwi autobusiku z jad¹cymi<br />

goœæmi i wychyli³ siê z nich pan Czes³aw Mi³osz.<br />

- To w³aœnie jestem ja – powiedzia³.<br />

Pan Jakubowski post¹pi³ wtedy krok do przodu, zdj¹³<br />

czapkê z g³owy i nisko, po staropolsku pok³oni³ siê Nobliœcie.<br />

- Witamy pana na naszej ziemi jak naj³adniej potrafimy<br />

– powiedzia³. - Witamy.<br />

Tê piêkn¹ scenê zapamiêtaæ musia³ równie¿ Czes³aw<br />

Mi³osz, skoro w parê lat potem przypomnia³ mi j¹ na jubileuszu<br />

swojego 90 – lecia w krakowskiej siedzibie Stowarzyszenia<br />

Pisarzy Polskich.<br />

Pierwsza wizyta by³a taka ca³kowicie oficjalna. Druga<br />

zaœ by³a ju¿ zupe³nie prywatna. Noblista chcia³ zobaczyæ<br />

tablicê na moim domu upamiêtniaj¹c¹ Jego tu pobyt.<br />

Poszliœmy potem zwiedziæ ruiny zamku w Olsztynie.<br />

By³em, przyznajê, i jestem do dziœ zachwycony Mi³oszem,<br />

jego wiedz¹, erudycj¹ i twórczoœci¹.<br />

Tak siê z³o¿y³o, ¿e ja te¿ dwa lub trzy razy by³em w<br />

domu Pañstwa Mi³oszów w Krakowie, bowiem w tym<br />

mieœcie mieszka pan Jerzy Kuliœ, pisarz i poeta, który<br />

jednoczeœnie jest w³aœcicielem kawiarenki „Jama Michalika”,<br />

a tak¿e w³aœcicielem domu wczasowego „Fortuna”<br />

w Krynicy. Przez kilka lat w paŸdzierniku lub listopadzie<br />

robi³ on tam „Zjazdy pisarzy wschodu i zachodu”. By³em<br />

na nie zapraszany i raz nawet przywioz³em tam swoim<br />

samochodem z Krakowa Czes³awa Mi³osza.<br />

Pogrzeb Noblisty odby³ siê na Ska³ce w Krakowie.<br />

U<strong>czest</strong>niczy³em w nim oczywiœcie. Powiedzia³em nawet<br />

kilka s³ów po¿egnania w imieniu laureatów jego nagrody.<br />

By³ to bowiem cz³owiek, który wyró¿niaj¹c moj¹<br />

ksi¹¿kê, odmieni³ tym ca³e moje ¿ycie.<br />

M. P.: Ciekawi mnie jak Ty, cz³owiek bywa³y, zapoznany<br />

z ró¿nymi œrodowiskami, widzisz Czêstochowê<br />

z bliska i jurajskiej dali. Co siê wed³ug ciebie obecnie<br />

„dzieje” wa¿nego w Naszym Mieœcie? Postaw szerok¹<br />

swoj¹ diagnozê o mo¿liwych powik³aniach w rozwoju<br />

b¹dŸ niedorozwoju cywilizacyjnym tego szczególnego<br />

na mapie Polski miasta. Dlaczego my, czêstochowianie,<br />

mamy ci¹gle „pod górkê”, a nigdy „z górki”. Mo¿e<br />

siê mylê?<br />

A.K.:Z nasz¹, czêstochowsk¹ kultur¹ (tak mi siê<br />

wydaje) wcale nie jest gorzej ni¿ w ca³ej Polsce. Wszêdzie<br />

bowiem panuje taki marazm twórczy i artystyczny<br />

z wyraŸnymi tendencjami zni¿kowymi. W telewizji na<br />

przyk³ad wa¿niejsza jest ogl¹dalnoœæ niŸli poziom artystyczny<br />

widowisk czy koncertów. Teatry goni¹ za<br />

udziwnieniami formy i treœci, a muzyka ta tak zwana popularna,<br />

z wyj¹tkiem filharmonii, to jeden wielki wrzask i<br />

³omot. Brakuje piosenek do s³uchania, z dobrym tekstem i<br />

muzyk¹. Zapomniano zupe³nie ju¿ o kabaretach literackich<br />

(bo to za trudne) czy wieczorach poetyckich. Kultura<br />

czêstochowski magazyn literacki


sta³a siê taka permanentnie <strong>pl</strong>ebejska i masowa. Ka¿dy<br />

teraz przecie¿ mo¿e nagraæ sobie p³ytê ze swoimi piosenkami,<br />

wydaæ ksi¹¿kê, czy w zaprzyjaŸnionej knajpie wywiesiæ<br />

w³asne malunki.<br />

Oczywiœcie takie udogodnienia nie s¹ z³e, z t¹ tylko ró¿nic¹,<br />

¿e kiedyœ istnia³ taki naturalny podzia³ na sztukê - tê<br />

artystycznie wysok¹ i tê zwyczajn¹ zwi¹zan¹ z folklorem<br />

miejskim czy wiejskim.<br />

Trzeba by³o byæ twórc¹ wysokiej próby, ¿eby zostaæ<br />

artyst¹.<br />

Piszê o tym wszystkim z pewnej odleg³oœci czasowej.<br />

Jestem ju¿ przecie¿ stary grzmot i ten wspó³czesny<br />

œwiat kultury wcale jakoœ nie pasuje do moich wyobra-<br />

¿eñ o wysokiej sztuce.<br />

Myœlê, ¿e za jakiœ czas wszystko to wróci do normy i<br />

powróci moda na dobre, estetyczne wzorce. Telewizja<br />

zacznie wartoœciowaæ programy. Teatry znów bêd¹ graæ<br />

dla zwyczajnych ludzi, a piosenki bêd¹ do s³uchania i<br />

œpiewania. Bo prawdziwa sztuka i tak zwyciê¿y.<br />

M.P.: Likwidacja „aleji 3” - pisma wa¿nego dla wielu<br />

czytelników, opiniotwórczego, z siedemnastoletni¹<br />

tradycj¹ wydawnicz¹, buduj¹cego literack¹ historiê naszego<br />

artystycznego, kulturalnego i inteligenckiego œrodowiska<br />

– jest œwiadectwem g³upoty, obskurantyzmu i<br />

politycznej niemocy obecnych w³adz miasta. Tendencyjna<br />

polityczna „znieczulica” i niechêtne spojrzenia<br />

na sprawy kultury wy¿szej opartej o niebanalne sprawdzone<br />

wartoœci, ukazuj¹ce szerok¹ panoramê kulturowych<br />

odniesieñ, uwik³añ osobistych i wspólnych losów<br />

czêstochowian (równie¿ obecnych w tym piœmie) jest<br />

nie tylko zauwa¿alne, a te¿ bez w¹tpienia programowe<br />

dla dzisiejszych „sterników” ¿ycia publicznego. Postawiono<br />

na zabawê i artystyczne dzia³ania „frytkowej”<br />

m³odzie¿y. Proszê odnieœ siê do tych moich konstatacji.<br />

A.K:Trochê ju¿ na ten temat napisa³em powy¿ej.<br />

Musi min¹æ moda na to, co nazywamy frytkow¹ kultur¹<br />

masow¹. Zaœ z pismami typu „aleje 3” czy nasza „<strong>Galeria</strong>”<br />

sprawa wygl¹da kiepsko, bo nikomu ze sterników<br />

naszej lokalnej kulturalnych nie zale¿y, ¿eby miejscowi<br />

twórcy mieli swoje artystyczne forum. Dla po¿ytku czytelników<br />

równie¿.<br />

Jeœli mimo wszystko w Czêstochowie istnieje taki<br />

periodyk w postaci „Galerii” to jest to w³aœciwie zas³uga<br />

niesamowitego W³adka Piekarskiego. Gdyby nie On,<br />

który w pojedynkê i uparcie zabiega o finanse na ka¿dy<br />

kolejny numer pisma, a swój dom zamieni³ w redakcjê,<br />

pakowniê i centrum dystrybucyjne, to w³aœciwie nikt z<br />

czêstochowskich twórców nie móg³by zaistnieæ publicznie.<br />

Kultura taka wy¿szych lotów nie jest teraz w modzie.<br />

M.P.:Oczekujê od Ciebie szczeroœci „a¿ do bólu”.<br />

Pytanie jest proste. Jaki wp³yw na Twoj¹ twórczoœæ mia³y<br />

kobiety? Opowiadaj jak chcesz – ze szczegó³ami, b¹dŸ<br />

uogólniaj i syntetyzuj.<br />

A.K:Nie mia³y ¿adnego. W ¿yciu napisa³em jeden tyl-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

WYWIDY, ROZMOWY<br />

ko wiersz mi³osny do swojej obecnej ¿ony, bo nie chcia³a<br />

jakoœ potraktowaæ na serio moich amorów i ten wiersz odczytany<br />

w trakcie Jej imienin w obecnoœci rodziny dopiero<br />

j¹ z³ama³.<br />

A brzmia³ on tak:<br />

Trzy razy ksiê¿yc obróci siê zadkiem<br />

Jeœli mnie mi³a zostawisz przypadkiem<br />

Jeœli mnie zmienisz na innego ch³opa<br />

Bo w³aœnie taka najdzie ciê ochota<br />

To ja siê zemszczê, zobaczysz<br />

Wstydu Ci narobiê<br />

Donosicielem tajnym zostanê jak czyni ju¿ wielu<br />

Albo siê zapiszê do PZPR-u<br />

I po nocach bêdê Ciê straszy³<br />

w ZOMO-skim mundurze<br />

I pa³ê milicyjn¹ trzymaæ bêdê w górze<br />

A¿ tym wszystkim tak Ciê omamiê<br />

W sposób doskona³y<br />

¯e per towarzysze bêdziesz mówiæ<br />

Do taty i mamy<br />

A ludzie na twój widok szeptaæ bêd¹ szpetnie<br />

Zobacz: to przez ni¹ facet zidiocia³ doszczêtnie.<br />

Tak Ciê za³atwiê, zobaczysz Kasiu moja z³ota<br />

Jeœli bêdziesz mnie chcia³a zamieniæ na innego ch³opa.<br />

No i poskutkowa³o. Ma³¿eñstwem jesteœmy ju¿ prawie<br />

30 lat<br />

MP: Jesteœ znawc¹ teatru, prozy, poezji, muzyki,<br />

malarstwa. Jakie zjawiska w przemianach tych muz<br />

inspiruj¹ Ciê w twoje twórczoœci pisarskiej. Myœlê, ¿e<br />

jeœli nie znajduje u Ciebie wspó³czesnego przestrzennego<br />

jêzyka obrazów jego ró¿norodnych monta¿y to<br />

widzê, ¿e odnalaz³eœ istotny „sposób” na styl swojej<br />

narracji . Jest to wed³ug mnie umiejêtne i barwne pokazywanie,<br />

wyœwietlanie przemian duchowych i intelektualnych<br />

twoich literackich bohaterów w swoim historycznym<br />

czasie. Robisz z tego rozwoju, przemiany<br />

ró¿nych postaci, znakomity pisarski majstersztyk. Znakomite<br />

przyk³ady mo¿na znaleŸæ w „Ze sztambucha<br />

Widok z podwórka Andrzeja Kalinina w Kusiêtach - foto<br />

W³adys³aw E. Piekarski.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

67


68<br />

WYWIDY, ROZMOWY<br />

starego komucha” . Opowiedz nam trochê o tych warsztatowych<br />

stylistycznych praktykach. Jakie „aury” i wydarzenia<br />

towarzyszy³y powstawaniu Twoich kolejnych<br />

ksi¹¿ek. Sk¹d przychodzi³y pomys³y? Czy te tematy by³y<br />

jak „imperatyw kategoryczny”?<br />

A.K:Nie potrafiê na to odpowiedzieæ. W pytaniu jest<br />

w³aœciwie wszystko to, o czym mnie samemu nie wypada<br />

mówiæ.<br />

M.P: Opowiedz o swoim dzieciñstwie, m³odoœci,<br />

zainteresowaniach literatur¹. Jak stawa³eœ siê pisarzem?<br />

Na jakich autorach siê wychowa³eœ? Jak ich twórczoœæ<br />

postrzegasz po latach? Co teraz czytasz? Czy czytasz<br />

poezjê?<br />

A.K: Moje dzieciñstwo przypad³o na czasy okupacji<br />

niemieckiej i pierwsze lata po wojnie. Okres bardzo biedny<br />

i tragiczny. Mój ojciec jako ¿o³nierz wrzeœnia by³ najpierw<br />

w sowieckim ³agrze a potem w armii gen. Andersa.<br />

Zosta³ ciê¿ko ranny w bitwie pod Monte Cassino.<br />

Przez ca³y czas wojny moja mama pochodz¹ca ze starego,<br />

ziemiañskiego rodu Woynarowskich, pieczêtuj¹cego<br />

siê herbem „Strzemiê”, utrzymywa³a rodzinê, co jakiœ<br />

czas wyprzedaj¹c ró¿ne, rodzinne precjoza, obrazy, czy<br />

mniej u¿ywan¹ garderobê. Nie wystarcza³o to oczywiœcie<br />

na jakieœ normalne ¿ycie, bieda wiêc doskwiera³a<br />

bardzo. Pomimo to dom by³ bardzo patriotyczny. Pamiêtam,<br />

¿e moja babka Woynarowska zaraz po napaœci<br />

Niemców na Polskê w 39 roku, ubra³a czarn¹ sukniê, tê<br />

sam¹, jak¹ nosi³a jej matka, na znak ¿a³oby po upadku<br />

powstania styczniowego. Ojciec zaœ W³odzimierz Kalinin,<br />

walczy³ w obu polskich wojnach, a za tê z bolszewikami<br />

w 20 - tym roku, otrzyma³ od Marsza³ka Pi³sudskiego<br />

Krzy¿ Walecznych, na rewersie którego widnieje napis:<br />

Polska Swojemu Obroñcy. Powie ktoœ, ¿e wielu legionistów<br />

otrzyma³o wtedy takie odznaczenia. To prawda.<br />

Ale to dla mojego ojca mia³o znaczenie wyj¹tkowe.<br />

Dosta³ je przecie¿ wnuk carskiego genera³a, ciemiê¿cy i<br />

zaborcy. Dowodzi to, jak bardzo pogmatwane s¹ historie<br />

nas, Polaków. Medal ów wisi teraz wraz z innymi<br />

rodzinnymi pami¹tkami na takiej specjalnej macie w<br />

moim domu w Kusiêtach.<br />

Mówi³em ju¿, ¿e ksi¹¿ki u nas w domu czyta³o siê od<br />

zawsze. Do dziœ zreszt¹ tak jest. W ró¿nych te¿ okresach<br />

¿ycia mia³em swoje ulubione ksi¹¿ki.<br />

Gdy patrzê teraz na nie œciœniête na pó³kach mojej<br />

domowej biblioteki, myœlê sobie, ¿e do wielu z nich nie<br />

zd¹¿ê ju¿ zajrzeæ powtórnie, a pomimo to nie chcia³bym<br />

siê z nimi rozstawaæ. Ka¿dej z nich coœ tam przecie¿<br />

zawdziêczam, a niektóre w znacznym stopniu<br />

ukszta³towa³y mój umys³, osobowoœæ i charakter. ¯ywiê<br />

wiêc dla nich szacunek najwiêkszy, podobnie zreszt¹,<br />

jak do ich autorów, tych zw³aszcza, którzy potrafili mn¹<br />

zaw³adn¹æ. Do nich to czujê do dziœ coœ w rodzaju mi³oœci<br />

dozgonnej. To przecie¿ dziêki nim, wyprawia³em siê<br />

w m³odoœci na dzikie pola. W czterdzieœci dni objecha-<br />

³em œwiat dooko³a. By³em w klubie pana Pickwicka,<br />

kolegowa³em z czterema muszkieterami, zna³em dobrze<br />

doktora Judyma i Lorda Jima. I móg³bym tak godzinami.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Do dziœ przecie¿ wêdrujê tak samo, tyle ¿e z coraz innym<br />

pisarzem, z którym zaprzyjaŸni³em siê, czytaj¹c<br />

akurat jego ksi¹¿kê. W ten sposób zawsze obraca³em<br />

siê w najlepszym towarzystwie nieœmiertelnych, których<br />

stworzy³a literatura i intelekt ludzi.<br />

Dotyczy to równie¿ poezji. Mam tak¹ manierê wyniesion¹<br />

jeszcze z dzieciñstwa, ¿e wiersze czytam na<br />

g³os. A gdy wiersz swoim brzmieniem, piêknem i muzyk¹<br />

mnie urzeknie, to czytam go od nowa po raz wtóry<br />

i wtóry. St¹d ca³¹ masê wierszy tych dawnych i tych<br />

nowych znam na pamiêæ. Z tych wspó³czesnych to wiersze<br />

Ludmi³y Marjañskiej na przyk³ad albo Ewy Lipskiej<br />

lub Sidorkiewicza Ryœka. Móg³bym tak wymieniaæ i wymieniaæ.<br />

Znam przecie¿ wielu znakomitych poetów.<br />

MP: Powiedz krytycznie, jak postrzegasz nasz¹ „Galeriê”<br />

i dlaczego nic w niej obecnie nie publikujesz?<br />

A.K: Ale¿ publikujê, jeœli mam co. A „<strong>Galeria</strong>” wymaga<br />

tylko dobrej korekty, no i forsy, ¿eby fotografie<br />

by³y ostre i kolorowe.<br />

MP: Jakie masz <strong>pl</strong>any twórcze? Nad czym obecnie<br />

pracujesz? Co bêdziesz wydawaæ czy niedawno wyda³eœ?<br />

A.K: Jesieni¹ ubieg³ego roku ukaza³a siê ksi¹¿ka o<br />

moim rodzinnym Jêdrzejowie pt: „Opowieœci o œwicie i<br />

zmierzchu”. Historia jej powstania te¿ jest bardzo ciekawa.<br />

Otó¿ czas jakiœ temu w³adze Jêdrzejowa zaprosi³y<br />

na œwiêto swojego miasta ich zdaniem, najwybitniejszych<br />

jêdrzejowian, którzy wyjechali ju¿ z tego miasta i gdzieœ<br />

tam w Polsce lub œwiecie osi¹gnêli znacz¹ce sukcesy.<br />

I zjecha³o sporo takich w³aœnie. Wiêkszoœæ oczywiœcie<br />

ju¿ na emeryturze, ale byli wœród nich: by³y sêdzia Trybuna³u<br />

Stanu RP, dwóch ambasadorów, dwóch by³ych rektorów<br />

z politechniki we Wroc³awiu i Krakowie. Trzech<br />

profesorów Akademii Medycznych, Dyrektor URSUSA w<br />

Warszawie i pewien pisarz, cz³onek PEN Clubu.<br />

Okaza³o siê wtedy, ¿e wiêkszoœæ z nich pochodzi z<br />

rocznika tego tu¿, tu¿ powojennego. Z najwiêkszej biedy.<br />

Ale kiedy póŸniej, po czêœci oficjalnej, poszliœmy<br />

sobie na wódkê, zaczê³y siê wspominki. Okaza³o siê wtedy,<br />

¿e mimo wszystko by³ to najpiêkniejszy czas naszego<br />

¿ycia. Dziewczyny by³y wtedy naj³adniejsze, m³odoœæ<br />

najpiêkniejsza, a ¿ycie najciekawsze.<br />

I wtedy rzuci³ ktoœ myœl, ¿eby to wszystko opisaæ.<br />

Dla naszych dzieci, dla wnuków.<br />

O, i to jest myœl - poparli projekt inni.<br />

A najlepiej zrobi to Andrzej – zdecydowali.<br />

No i dziêki temu powsta³a moja ostatnia ksi¹¿ka.<br />

Podobno siê czyta.<br />

Z Andrzejem Kalininem rozmawia³ Marian Panek.<br />

czêstochowski magazyn literacki


RAFA£ SOCHA<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Epizod XI:<br />

Bardzo porz¹dni ludzie<br />

Przy podpisywaniu umowy o wynajem mieszkania,<br />

na samym pocz¹tku naszej warszawskiej przygody, w³aœciciel<br />

kawalerki postawi³ sprawê jasno:<br />

– Na s¹siadów nie powinniœcie narzekaæ. Starsi ludzie,<br />

stateczni, dzieci maj¹ doros³e, w dodatku ju¿ siê<br />

wyprowadzi³y.<br />

– Aha.<br />

– Psa tylko trzymaj¹ – uzupe³ni³. – Ale grzecznie, z<br />

kultur¹. Nigdy nie by³o ¿adnych problemów.<br />

– Wspaniale – orzek³em zadowolony, po czym<br />

uœmiechn¹³em siê szeroko do kredensu, p³ytek oraz jasnozielonej<br />

gipsówki w kuchni, fizycznie oddzielaj¹cej<br />

nas od z³otych obywateli.<br />

– A i ci drudzy te¿ okej – kontynuowa³ wskazuj¹c<br />

rêk¹, tym razem jakoby przedstawiaj¹c lokatorów spod<br />

numeru piêædziesi¹tego pi¹tego, tu¿ zza brzoskwiniowej<br />

œciany pokoju. – Bardzo porz¹dni ludzie.<br />

– Rewelacja – cieszyliœmy siê g³oœno. – Super sprawa.<br />

Mi³y gospodarz zmieni³ temat i zacz¹³ nawijaæ o czymœ<br />

innym. Do zagadnienia wiêcej nie wracaliœmy – ani w<br />

dalszej czêœci negocjacji, ani póŸniej, po zawarciu umowy.<br />

Dopiero gdzieœ tak w po³owie paŸdziernika, czyli<br />

po up³ywie oko³o dwóch tygodni od wprowadzenia siê,<br />

s³owa wynajmuj¹cego kawalerkê stanê³y mi – o ile mo¿na<br />

tak powiedzieæ – ¿ywo przed uszami. Powód by³<br />

irytuj¹cy: regularne nawiercanie i obt³ukiwanie œciany<br />

pokoju.<br />

Chocia¿, przyznam szczerze, z samego pocz¹tku nie-<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

Rafa³ Socha - fotografia ze<br />

zbioru Autora.<br />

przyjemne dŸwiêki uzna³em po prostu za przykry incydent.<br />

Nie pamiêtam teraz dok³adnie, jak to siê wszystko<br />

zaczê³o, potoczy³o siê jednak szybko i ju¿ bardzo nied³ugo<br />

od zamieszkania w sto³ecznym bloku przy ulicy<br />

Hirszfelda doceniæ mog³em w pe³ni zalety prowincji i<br />

zabudowy jednorodzinnej, jednorazowy zaœ „wyskok”<br />

przeobrazi³ siê (o zgrozo!) w cykliczne „zjawisko”. O<br />

¿adnym wypadku przy pracy nie mog³o byæ mowy, a<br />

pod koniec miesi¹ca rzecz ca³¹ rozpatrywaæ ju¿ mo¿na<br />

by³o tylko i wy³¹cznie w kategoriach denerwuj¹cej regu³y.<br />

W dni robocze <strong>pl</strong>an wierceñ i t³uczeñ wygl¹da³ nastêpuj¹co:<br />

wzglêdna cisza do piêtnastej-szesnastej, walenie<br />

i borowanie startowa³o dopiero w godzinach poobiednich.<br />

Natalka, jak przysta³o na pó³rocznego wtedy<br />

niemowlaka, akurat przymierza³a siê do drugiej drzemki,<br />

jednak bardzo trudno by³o j¹ przekonaæ, aby ignorowa³a<br />

natarczywe odg³osy zza œciany. Nieraz zd¹¿y³a ju¿<br />

usn¹æ, a tu tajemniczy majsterkowicz wkracza³ do akcji,<br />

uruchamia³ te swoje m³oty, przecinaki i skrzecz¹ce elektronarzêdzia,<br />

no i siê bidulka budzi³a z histerycznym p³aczem.<br />

Byliœmy bezsilni. Nieznoœny jazgot trwa³ zwykle<br />

oko³o dwóch godzin, póŸniej nastêpowa³a przerwa. Niestety<br />

myœl, ¿e to ju¿ koniec, ¿e na dzisiaj doœæ, ¿e b³oga<br />

cisza zapanuje do wieczora – jak to w ¿yciu czêsto bywa<br />

– okazywa³a siê zdradliwa, naiwna i wielce ¿yczeniowa,<br />

gdy¿ po kilkudziesiêciominutowej przerwie wszystko<br />

wraca³o do normy. Krótkotrwa³a ulga, jak¹ nam ³askawie<br />

serwowano, w obliczu nowych dzia³añ nabiera³a znacze-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

69


70<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

nia przys³owiowej ciszy przed kolejn¹ burz¹. Wiercenia<br />

i uderzenia wraca³y ze zdwojon¹ natarczywoœci¹. Wyobra¿a³em<br />

sobie wówczas, i¿ enigmatyczny operator –<br />

po spo¿yciu posi³ku regeneracyjnego – przybywa pod<br />

nasz¹ œcianê z wœciek³ym zamiarem spalenia nadmiaru<br />

przyjêtych kalorii. Spala³ je znów przez dwie godziny, nieraz<br />

nawet d³u¿ej, a czasem si³ starcza³o zaledwie na godzinkê<br />

czy pó³torej. Tu akurat nie by³o regu³y. Ogólnie – co<br />

muszê obiektywnie przyznaæ – wyrabia³ siê przed dwudziest¹<br />

drug¹, choæ Nateczka czêsto bywa³a ju¿ wtedy po<br />

k¹pieli, my zaœ – wbrew zdrowemu rozs¹dkowi – próbowaliœmy<br />

uk³adaæ j¹ do snu.<br />

Weekendowy schemat przedstawia³ siê zupe³nie inaczej:<br />

w soboty ha³asy startowa³y oko³o po³udnia, trwa³y<br />

dobre trzy godziny, potem mniej wiêcej godzinna pauza,<br />

póŸniej znów – przez jakieœ dwie-trzy godziny – zajad³e<br />

nawalanie w co siê tylko da³o, póŸniej znów nastêpowa³a<br />

godzina wzglêdnego luzu i na koniec tradycyjna,<br />

zwyczajowa, nocna seria, bardzo czêsto przeci¹gaj¹ca<br />

siê do samej dwudziestej drugiej. Natomiast niedziele<br />

znacz¹co odbiega³y od sobót i by³y w tym wszystkim<br />

chyba najbardziej osobliwe: ³omot zaczyna³ siê ju¿ o siódmej<br />

rano (skoro œwit!), trwa³ do dziesi¹tej-jedenastej, póŸniej<br />

zapada³a b³oga cisza i... I kiedy wydawa³o siê, ¿e tak<br />

ju¿ bêdzie do koñca dnia, ¿e nie tylko obiad, ale i kolacjê<br />

w komfortowej atmosferze sobie zjemy – szaleñcze<br />

zmagania z materi¹ znowu powraca³y. Oko³o siedemnastej-osiemnastej<br />

wytrwa³y zuch od przecinaków i wiertarek<br />

ponownie wkracza³ na stanowisko i walczy³ ju¿ do<br />

zwyciêstwa. Na szczêœcie niektóre weekendy spêdzaliœmy<br />

poza Warszaw¹, tote¿ w¹t<strong>pl</strong>iwa przyjemnoœæ obcowania<br />

z harcami z³otej r¹czki odpada³a, jednak „zjawisko”<br />

trwa³o na tyle d³ugo (praktycznie do po³owy grudnia),<br />

¿e przytoczony schemat i tak doskonale zaobserwowa³em,<br />

przetrawi³em i przeanalizowa³em.<br />

A przy okazji, chc¹c nie chc¹c, czêsto zastanawia³em<br />

siê nad sensem tych wierceñ, stuków i trzasków. Tu ju¿<br />

nawet nie chodzi o to, ¿e sam jestem budowlañcem i<br />

jakieœ tam zboczenie zawodowe popycha mnie w stronê<br />

rozmyœlañ nad technologi¹ zastosowan¹ przez upierdliwego<br />

majsterkowicza. Technologia jak technologia,<br />

generalnie przebieg prac sugerowa³ remont, chocia¿<br />

wiercenie miejsce w miejsce otworu przy otworze, w<br />

odstêpach w³aœciwie kilkucentymetrowych, naprawdê<br />

by³o postêpowaniem doœæ nieszablonowym. Mo¿e siê<br />

wiert³a facetowi ³ama³y, mo¿e wiertaki pali³y, mo¿e co<br />

rusz trafia³ na prêty zbrojeniowe, mo¿e ten peerelowski<br />

¿elbet – wbrew stereotypowym opiniom – okazywa³<br />

siê jednak wyj¹tkowo opornym materia³em... Ró¿nie<br />

sobie duma³em. Ba, przez jakiœ czas rozwa¿a³em nawet<br />

opcjê, czy koleœ nie prowadzi tam za œcian¹ jakiegoœ<br />

hobbystycznego zak³adu œlusarskiego. Szczegó³, ¿e na<br />

szóstym piêtrze i w budynku mieszkalnym, ale z boku i<br />

„na s³uch” tak to trochê wygl¹da³o... Nast¹pi³ bowiem<br />

etap nieznacznego oddalenia siê ha³asów. To znaczy<br />

fachowiec „zszed³” jakoby ze œciany oddzielaj¹cej go od<br />

nas i pracowa³ na nastêpnej, mo¿e dzia³owej, a mo¿e tej<br />

z oknami, chocia¿ przecie¿ równie dobrze móg³ mieæ<br />

tam porozstawiane szlifierki, ostrzarki, spawarki, tokarki<br />

czy gwintownice.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Ano móg³... O rety! Myœl o zak³adzie œlusarskim definitywnie<br />

odrzuci³em dopiero wtedy, kiedy zaczê³y siê<br />

problemy z brudem w windzie – któregoœ dnia ze zdumieniem<br />

odkryliœmy, ¿e jest dokumentnie uwalana wapnem,<br />

resztkami gruzu, a na pod³odze poniewieraj¹ siê<br />

strzêpy worków po klejach i suchych mieszankach tynkarskich.<br />

Na klatce, tu¿ obok naszych drzwi, nie wiadomo<br />

sk¹d stanê³y sobie raptem spróchnia³e, odrapane,<br />

zwichrowane, stare meble kuchenne i beztrosko przebywa³y<br />

tam przez blisko tydzieñ. PóŸniej wyl¹dowa³y<br />

przed blokiem, przy domofonie, zawadza³y trochê przy<br />

wchodzeniu do budynku. W koñcu ktoœ zacz¹³ pisaæ<br />

desperackie listy – ni to upomnienia, ni to odezwy – i<br />

przyklejaæ je w windzie na lustrze. Publiczna korespondencja<br />

adresowana by³a do „szanownego pana s¹siada”<br />

i, z grubsza rzecz ujmuj¹c, apelowa³a o „zachowanie czystoœci”<br />

oraz o „sprz¹tanie po sobie”. Pomog³o œrednio.<br />

Winda po jakimœ czasie niby nieco wy³adnia³a, staroœwieckie<br />

graty przed wejœciem sta³y jednak – najpierw w deszczu,<br />

póŸniej w œniegu – a¿ do Bo¿ego Narodzenia 2010.<br />

W sumie to siê nawet dok³adnie nie orientujê, kiedy ten<br />

archaiczny kredens wywieziono, boœmy wyjechali z<br />

Warszawy dzieñ przed wigili¹, a po Nowym Roku by³o<br />

ju¿ pusto i w miarê czysto.<br />

Ale po Nowym Roku radykalnie zmieni³o siê przede<br />

wszystkim co innego: miejsce wierceñ i uderzeñ zaj¹³<br />

hiphopowy bit oraz awanturnictwo. Bardzo porz¹dni ludzie<br />

najwyraŸniej uporali siê z remontem i konsumowaæ<br />

poczêli wreszcie luksusy, w jakie swoje – z wielkim<br />

hukiem wymoszczone – gniazdko wyposa¿yli. Oczywiœcie<br />

nie mówiê tutaj, ¿e od razu non stop ktoœ rapowa³<br />

zza œciany, a talerze t³uk³y siê co dnia. Bez przesady. Nasi<br />

s¹siedzi pewien rodzaj umiaru znali. Natarczywa muzyka,<br />

o ile jednostajne ³omotanie basu nazwaæ mo¿na muzyk¹ w<br />

sensie œcis³ym, pojawia³a siê g³ównie w weekendy – i to<br />

zwykle w pi¹tki oraz soboty (a w zasadzie w noce: z pi¹tku<br />

na sobotê oraz z soboty na niedzielê). Ekipa musia³a byæ<br />

rozrywkowa i towarzyska, bo gwarno robi³o siê ju¿ oko³o<br />

dwudziestej, g³osy siê mno¿y³y, stale ktoœ otwiera³ i zamyka³<br />

nienaoliwione drzwi, s³ychaæ by³o dowcipkowanie, toasty,<br />

œmichy-chichy, gonitwy, przewracanie drobnych przedmiotów<br />

i takie tam – a¿ nad wszystkim nagle poczyna³<br />

królowaæ monumentalny, wszechpotê¿ny, z ³atwoœci¹ przenikaj¹cy<br />

przez przegrody budowlane bit, maskuj¹c skutecznie<br />

dalsze szczegó³y imprezy. Byæ mo¿e wiêcej w<br />

kwestii owych detali powiedzieæ by mogli lokatorzy z do³u<br />

(przynajmniej dwukrotnie, z tego co siê orientujê, wzywano<br />

policjê – skutek by³ niestety krótkotrwa³y). Nas to w<br />

zasadzie – jak sobie t³umaczy³em – trafia³o odpryskiem,<br />

chocia¿ sen przychodzi³ ciê¿ko, a wzglêdna cisza zapada³a<br />

dopiero po szóstej rano. No i zdarza³o siê, ¿e nazajutrz nie<br />

bardzo by³o jak wjechaæ wózeczkiem do windy, bo bywa³a<br />

zarzygana. Za to awanturnictwo schematu ¿adnego nie<br />

posiada³o. Ktoœ wybucha³ po prostu i tyle. A to ch³opu<br />

baba nadepnê³a na odcisk, a to babie ch³op. Podniesione<br />

g³osy œrednio wyraŸnie do nas dociera³y, ju¿ lepiej da³o siê<br />

pos³yszeæ trzaskanie meblami, sprinty, brzdêk jakichœ metalowych<br />

misek lub t³uczenie talerzy. Zreszt¹ z tym akurat<br />

nie by³o a¿ tak Ÿle i tutaj a¿ tak bardzo bym nie narzeka³ –<br />

raz, dwa razy na miesi¹c, nieraz nawet rzadziej. Tylko te<br />

czêstochowski magazyn literacki


nieszczêsne „kurwy” i „chuje” lecia³y na bie¿¹co, co bywa-<br />

³o – szczególnie w bezpoœrednim s¹siedztwie brzoskwiniowej<br />

œciany naszego pokoiku – niesmaczne, zawstydzaj¹ce,<br />

¿enuj¹ce i po prostu uci¹¿liwe (choæ oczywiœcie do tego<br />

rodzaju folkloru tak¿e z czasem przywykliœmy).<br />

Kim byli zatem mi³oœnicy rapu i g³oœnej zabawy? Jak<br />

wygl¹dali? Czy poza w³asnymi czterema œcianami tak¿e<br />

zachowywali siê niekonwencjonalnie? W tym miejscu<br />

muszê przyznaæ, ¿e wiele o nich nie wiem. Na si³ê kontaktów<br />

nie szuka³em, tyle tylko, coœmy siê na klatce, w<br />

windzie czy przed blokiem minêli, uk³onili, pozdrowili...<br />

Ale i z tym ostatnim nie by³o wcale ró¿owo, bo lokatorzy<br />

spod numeru piêædziesi¹tego pi¹tego reagowali raczej<br />

mrukowato i oziêble. Zero wylewnoœci. Do s¹siadów<br />

odnosili siê gburowato, zarozumiale, wynioœle, w<br />

zasadzie zgodnie z porzekad³em: „wy¿ej sra, ni¿ dupê<br />

ma”. Mê¿czyzna mia³ lat oko³o czterdziestu. By³ szczup³ym,<br />

dystyngowanym, wysokim brunetem, choæ ju¿<br />

lekko siwiej¹cym. Nosi³ œmieszne okularki w okr¹g³ych,<br />

drucianych oprawkach – coœ a la lenonki, ale o ogromnych<br />

œrednicach, takie w wersji XXL. Zawsze mia³ na<br />

<strong>pl</strong>ecach zabawny, jaskrawy, malutki <strong>pl</strong>ecaczek, lecz chodzi³<br />

dostojnie, wrêcz majestatycznie (jakby po³kn¹³ kij<br />

od szczotki, co – w zestawieniu z owym <strong>pl</strong>ecaczkiem –<br />

œrednio do siebie pasowa³o). Nigdy siê nie uœmiecha³ i<br />

nigdy te¿ pierwszy nie mówi³ „dzieñ dobry”. Kobieta z<br />

kolei by³a od niego znacznie m³odsza, na oko przynajmniej<br />

o jakieœ piêtnaœcie lat, czyli w sumie gówniara...<br />

Ubiera³a siê wyzywaj¹co i tak¿e nie zwraca³a najmniejszej<br />

uwagi na otoczenie. Ona na „dzieñ dobry” czêsto<br />

nawet nie raczy³a odpowiadaæ, nie mówi¹c ju¿ o k³anianiu<br />

siê. Oboje chyba pracowali, ale gdzie i w jakim charakterze<br />

– tego nie rozgryz³em, nie mam pojêcia. Trudno<br />

te¿ powiedzieæ, czy formalnie byli ma³¿eñstwem, czy<br />

¿yli na koci¹ ³apê. W mieszkaniu bywa³a te¿ starsza pani,<br />

przypuszczalnie emerytka, która prowadza³a dwójkê<br />

dzieciaków – ch³opca i dziewczynkê. Ca³a ta trójka by³a<br />

stosunkowo najbardziej normalna i bezpoœrednia – uœmiechali<br />

siê, ¿artowali, doœæ ¿yczliwie zagadywali... Dzieciaki<br />

mia³y lat oko³o oœmiu, mo¿e dziesiêciu, i zazwyczaj<br />

przebywa³y pod nadzorem emerytki, choæ – jak napisa-<br />

³em – czêsto nam „z pola widzenia” znika³y, wiêc w³aœciwie<br />

nie wiem, czy na sta³e tam mieszka³y, czy bywa³y<br />

jedynie okresowo... W ka¿dym razie lokal u¿ytkowa³o<br />

w sumie piêæ postaci.<br />

A¿ na wiosnê kupili psa – du¿ego, co najmniej piêædziesiêciokilogramowego,<br />

rasowego owczarka kaukaskiego.<br />

Sk¹d takie bydlê wytrzasnêli, czy wczeœniej go gdzieœ<br />

poza miastem trzymali, czy faktycznie nowym by³ nabytkiem,<br />

czy osobnik ten by³ ju¿ w ogóle doros³y, czy<br />

dopiero „szczeniak” na przyuczeniu – nie mam pojêcia.<br />

W przeciwieñstwie do pañstwa zza kuchni, którzy mieli<br />

maleñkiego maltañczyka – bardzo porz¹dni ludzie postawili<br />

na wielkoœæ, masê i agresjê. Dystyngowany osobiœcie<br />

wyprowadza³ czworonoga. Z dum¹ kroczy³ za<br />

swoim pupilem, chocia¿ rzuca³o nim trochê, potê¿ne<br />

cielsko w jedn¹ albo drug¹ stronê ostro mu siê wyrywa-<br />

³o. Z pewnoœci¹ niez³¹ mia³ ch³opina gimnastykê, lecz<br />

facjata w okularkach niczego po sobie poznaæ nie dawa-<br />

³a i ca³y czas pozostawa³a niewzruszona.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

A pies cierpia³. Szczeka³, skomla³, drapa³ w drzwi,<br />

wy³ ca³ymi nocami... Mo¿e têskni³ za wolnoœci¹, za powietrzem,<br />

za górami, za Kaukazem... le znosi³ pobyt w<br />

betonowej klatce. Tu a¿ korci mnie, ¿eby odbiæ lekko w<br />

bok i strzeliæ wstawkê o marnym ¿ywocie psów w warunkach<br />

miejskich, lecz siê chyba wstrzymam i za bardzo<br />

nie poszalejê. Jeszcze by siê kto obrazi³... Powiem<br />

krótko: nic dobrego z tego nie wynika. Ani dla ludzi, ani<br />

dla zwierz¹t... Sk¹d siê to w ogóle wziê³o? Moda? Ambicje?<br />

Mi³oœæ? Akurat! No dobra, umówmy siê: ma³y piesek,<br />

taka „maskotka” – okej, tu bym nie polemizowa³...<br />

Jak siê o niego dba – ujdzie. Spoko. Ale takie „bydlê”? I<br />

jeszcze to uniwersalne wyprowadzanie „pod krzaczek”?<br />

Ktoœ kiedyœ, gdy byliœmy z Natk¹ przy huœtawkach, sprawê<br />

uj¹³ dosadnie: jedna wielka kloaka... Coœ jest na rzeczy.<br />

Baczn¹ uwagê na ten œmierdz¹cy problem zwróci-<br />

³em dopiero wtedy, kiedy siê Natalka chodziæ nauczy³a<br />

i, szczerze powiedziawszy, raptem wysz³o na jaw, ¿e na<br />

Ursynowie nie za bardzo jest gdzie pójœæ. Ma³ego dziecka<br />

nie ma po prostu gdzie zabieraæ... ¯eby sobie do woli<br />

pobiega³o – nie da rady... Wszêdzie ekskrementy! Nikt<br />

po swoim psie nie sprz¹ta, nikt siê tym nie przejmuje,<br />

nikogo to w ogóle nie rusza... Sprytnemu „w³aœcicielowi”<br />

wystarcza, ¿e pies siê wysra i ju¿, po problemie...<br />

Reszta niewa¿na... Skwerki, paski zieleni, w¹t³e trawniki,<br />

nawet boiska! Zgroza. Nati tak sobie do serduszka wziê-<br />

³a te moje uporczywe i rozpaczliwe ostrze¿enia, ¿e ju¿<br />

póŸniej – gdy siê z kolei nieco lepiej mówiæ nauczy³a –<br />

przez d³ugi czas ka¿d¹ zieleñ kwitowa³a krótko: psie<br />

kupy! Nawet w ¯arkach, na naszej prywatnej, ogrodzonej,<br />

kameralnej posesji... Psie kupy! Widzia³a z auta pole<br />

czy las... Psie kupy! Ogl¹da³em mecz... Psie kupy!<br />

– Psie kupy? – pyta³em zdumiony. – Gdzie?<br />

– Tam! – mówi³a mi córcia i murawê z pi³karzami na<br />

ekranie pokazywa³a... Szok.<br />

Posiadacze owczarka mieli w zwyczaju wytrzepywanie<br />

przez okno – a nieraz z balkonu – rozmaitych<br />

rzeczy, w tym niestety te¿ jakiegoœ koca czy chodnika,<br />

na którym prawdopodobnie sypia³ czworonogi ulubieniec,<br />

bo siê okrutne k³aki z tego garœciami sypa³y, no i<br />

przy okazji do mieszkania nam wlatywa³y. Siadaliœmy<br />

sobie akurat – dla przyk³adu – do niedzielnego roso³ku,<br />

okna oczywiœcie szeroko pootwierane (lato w koñcu<br />

przysz³o), a tu leci sierœæ z wiaterkiem na stó³. Masakra.<br />

Raz waln¹³em piêœci¹, wkurzy³em siê nie na ¿arty i postanowi³em<br />

odpowiedzieæ piêknym za nadobne. Wyczeka³em<br />

trochê, wiaterek siê zmieni³, krêciæ pocz¹³ w<br />

drug¹ stronê. Gra³o. Z³apa³em szybko odkurzacz, wyskoczy³em<br />

na balkon, wyj¹³em ze œrodka worek wielorazowy<br />

i go sobie, jakby nigdy nic, bardzo dok³adnie<br />

opró¿ni³em. Kurz szed³ z tego jak cholera, odskoczy³em.<br />

Zaraz polecia³y nieœmiertelne „kurwy” i „chuje”, ale o to<br />

chodzi³o. Zemsta by³a s³odka. W kaszê sobie dmuchaæ<br />

nie pozwolê.<br />

Innym razem wracaliœmy z domu. Zaparkowaliœmy<br />

od ulicy Dereniowej, wyci¹gn¹³em fotelik i nios³em go z<br />

auta. Asia pilotowa³a Natkê. Na domofonie wklepaliœmy<br />

kod, weszliœmy do œrodka. Przy windzie czeka³a wymalowana<br />

paniusia od imprez, awantur i rapu.<br />

– Dzieñ dobry – przywitaliœmy siê grzecznie.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

71


72<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

– ...dobry – b¹knê³a coœ nie do koñca zrozumia³ego i<br />

popatrzy³a wynioœle na ca³¹ nasz¹ trójkê.<br />

Winda zjecha³a na dó³, wrota siê uchyli³y.<br />

– Proszê – powiedzia³em uprzejmie.<br />

Ciasna winda ruszy³a ospale.<br />

– Naciskaæ, naciskaæ! – krzyknê³a Natalka.<br />

– Kochanie, niczego nie musimy ju¿ teraz naciskaæ –<br />

wyjaœni³a Asia. – Jedziemy na to samo piêtro.<br />

Nati nie spasowa³a. Chciwie wyci¹ga³a malutkie paluszki<br />

do okr¹g³ych przycisków, mamusia j¹ jednak skutecznie<br />

odsuwa³a i powstrzymywa³a.<br />

– Kiedyœ mi pani uciek³a na górê – podjê³a raptem<br />

lodowato gówniara – i musia³am czekaæ dziesiêæ minut<br />

na dole.<br />

– Proszê?<br />

– Dziecko ponaciska³o wszystkie przyciski – doda³a<br />

z wyrzutem.<br />

– S³ucham?<br />

– Dziesiêæ minut.<br />

– Kiedy to by³o?<br />

– Kiedyœ.<br />

– Niemo¿liwie, nic takiego nie mia³o miejsca...<br />

S¹siadka ju¿ siê nie odezwa³a. DŸwig w koñcu wjecha³<br />

i rozpostar³ wrota, obra¿alska wylaz³a i skierowa³a<br />

siê do drzwi. Naturalnie o ¿adnym „do widzenia” nie<br />

by³o mowy.<br />

Te¿ wysiedliœmy, szczerze mówi¹c, lekko przymuleni.<br />

Có¿ to za bzdury? Sk¹d te rewelacje? Pomyli³a nas z<br />

kimœ? Czy co? Po pierwsze Nati, je¿eli ju¿, to na spacerki<br />

chodzi ze mn¹, a nie z Asi¹, bo Asia pracuje, a ja nie. Po<br />

drugie w weekendy chodzimy razem. A po trzecie moja<br />

¿ona nigdy by na coœ takiego nie pozwoli³a...<br />

Kilka dni póŸniej wyszed³em przed blok wyrzuciæ<br />

œmieci. Traf chcia³, ¿e w drodze od altany œmietnikowej<br />

zauwa¿y³em bezczeln¹ siksê. Do g³owy wpad³ mi pewien<br />

pomys³. Postanowi³em siê trochê zabawiæ, a natchnieniem<br />

by³o tutaj oczywiœcie bezpodstawnie rzucone<br />

oszczerstwo.<br />

– Dzieñ dobry! – œwisn¹³em w biegu, wyprzedzi³em<br />

czupirad³o i skoczy³em do wejœcia. Szybko wystuka³em<br />

kod, wbieg³em na pó³piêtro. Winda sta³a i czeka³a. S³ysza³em<br />

za sob¹ uchylanie drzwi i kroki na stopniach, tymczasem<br />

masywne blachy ju¿ siê powoli domyka³y. Wcisn¹³em<br />

po kolei wszystkie guziki. DŸwig ruszy³. Startowa³<br />

i zaraz siê zatrzymywa³. Na szóstym przystanku hurtowe<br />

wciskanie odnowi³em, wysiad³em. Kabina pojecha³a<br />

jeszcze na siódme, a potem zaczê³a mozolny marsz<br />

w dó³. A na parterze pani sobie sta³a i czeka³a, i hipnotyzowa³a<br />

w¹ski wyœwietlacz, i pewnie wyg³asza³a g³oœno<br />

te swoje ¿yciowe maksymy na „k” i na „ch”.<br />

No dobra, tutaj przeginam... Poddajê siê. Do tego stopnia<br />

ma³ostkowy nie jestem. Nigdy nie by³em i pewnie nigdy<br />

nie bêdê, chocia¿ czasem przecie¿ a¿ siê prosi... Ale co<br />

tam. Z³oœliwie przycisków w windzie nie naciska³em, tak<br />

samo worka z odkurzacza na balkonie nie wypró¿nia³em.<br />

W sumie i bez tego daliœmy radê. Przetrwaliœmy. Przetrzymaliœmy<br />

nie tylko g³upie pomówienia, nie tylko psie k³aki,<br />

hiphopowy bit, wulgaryzmy, zak³ad œlusarski czy syf w windzie,<br />

lecz i wiele innych porywów ludzkiej fantazji te¿. Miesi¹ce<br />

p³ynê³y szybko, zrobi³a siê jesieñ, potem zima. Przy-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

witaliœmy rok 2012. I tylko czasem zastanawialiœmy siê po<br />

cichu z ¿on¹, jak to by by³o, gdybyœmy trafili – pos³uguj¹c<br />

siê skal¹ ocen sympatycznego w³aœciciela kawalerki – na<br />

ludzi „nieporz¹dnych”? Albo, co gorsza, na „bardzo nieporz¹dnych”?<br />

Skoro tutaj takie standardy i taka nomenklatura...<br />

Strach by³o myœleæ.<br />

W marcu nadszed³ kres warszawskiego „zes³ania”.<br />

Gratów, przez te pó³torej roku, nazwoziliœmy niema³o,<br />

tote¿ wyprowadzka nie stanowi³a operacji prostej.<br />

– Ju¿ koniec? – zagadn¹³ w windzie, przy którymœ<br />

tam kursie na parking, uprzejmy i dobroduszny mieszkaniec<br />

lokalu zza kuchni, tradycyjnie zje¿d¿aj¹c sobie z<br />

maltañczykiem na poobiedni spacerek. – Wyprowadzacie<br />

siê?<br />

– Tak – przyzna³em uczciwie. – Koniec. Nareszcie.<br />

¯ona zrobi³a wszystkie sta¿e. Uciekamy do naszego lasu.<br />

– Wam to dobrze... – rozmarzy³ siê mój rozmówca. –<br />

Te¿ bym tak chcia³.<br />

Uœmiechn¹³em siê i zarzuci³em lepiej torbê na ramieniu.<br />

S¹siad g³oœno westchn¹³:<br />

– Ciekawe kto tam teraz po was u pana Adama zamieszka?<br />

– Nie wiem – rzek³em zgodnie z prawd¹. – Ale na<br />

pewno jacyœ przyzwoici ludzie – pocieszy³em szczerze,<br />

chocia¿ mo¿e i trochê na wyrost. – Niech siê pan nie<br />

martwi, dobrze bêdzie.<br />

Facet odwzajemni³ siê raczej takim jakby lekko kwaœnym<br />

grymasem:<br />

– Byle nie tacy, jak ci spod piêædziesi¹tego pi¹tego.<br />

– A co?<br />

– Nic. Uchowaj nas, Panie Bo¿e, od takich lokatorów...<br />

W sumie nie wiedzia³em, co mam odpowiedzieæ.<br />

– Ale pan Adam mówi³, ¿e oni ca³kiem porz¹dni... –<br />

podj¹³em nieœmia³o. – A on chyba wie najlepiej...<br />

– Pan Adam ich w ogóle nie zna!<br />

– Jak to?<br />

– No przecie¿ kupili mieszkanie wtedy, jak wyœcie<br />

siê sprowadzili... Adam zna³ tych, co s¹siadowali wczeœniej!<br />

– Aha... – b¹kn¹³em oniemia³y. – No tak... No przecie¿...<br />

– mrucza³em po cichu, doznaj¹c nag³ego przyp³ywu<br />

olœnienia. – Co za zbieg okolicznoœci! – wypali³em<br />

wreszcie.<br />

Sympatyczny warszawiak obojêtnie wzruszy³ ramionami<br />

i szybko opuœci³ windê. PóŸniej zszed³ po króciuteñkim<br />

biegu, uchyli³ drzwi i, nim siê w ogóle po³apa-<br />

³em, zrêcznie wypuœci³ malutkiego psiaka na wczesnowiosenne<br />

powietrze ursynowskie.<br />

Rafa³ Socha<br />

czêstochowski magazyn literacki


Wiosna przysz³a w pe³nej krasie, odnajdujemy siê jakoœ<br />

po powrocie z Warszawy. Na szczêœcie. Natalka aklimatyzacjê<br />

dzielnie znosi, choæ mia³em spore obawy, jaka bêdzie<br />

jej reakcja. Z¿y³a siê przecie¿ z mieszkankiem na Hirszfelda,<br />

ze sto³ecznymi <strong>pl</strong>acami zabaw, z Zagrod¹ Ursynowsk¹,<br />

z gwarem miejskim czy choæby z widokiem samolotów<br />

znad Okêcia, które regularnie œledzi³a ka¿dego dnia... Wymieniaæ<br />

móg³bym d³ugo, w koñcu dla niej pó³torej roku to<br />

szmat czasu, szczególnie wzi¹wszy pod uwagê fakt, ¿e<br />

dopiero skoñczy³a dwa latka. Niemniej rodzinne strony<br />

córuni do gustu przypad³y. Mamy ciszê, spokój, przestrzeñ,<br />

piêkn¹ okolicê, jest gdzie spacerowaæ i gdzie biegaæ za<br />

pi³k¹, w czym akurat ostatnio mocno siê specjalizujemy.<br />

Z pocz¹tku chodziliœmy po najœciœlejszej okolicy,<br />

póŸniej po nieco dalszej. Ca³kiem blisko mamy te¿ przyszkolnego<br />

„Orlika”, a wiedzieæ trzeba, ¿e boisko szybko<br />

wygra³o rywalizacjê z <strong>pl</strong>acami zabaw, du¿o wiêksz¹<br />

atrakcj¹ siê okaza³o, szczególnie w konfrontacji z huœtawkami.<br />

Natka ca³¹ drogê dzielnie w r¹czkach trzyma<br />

pi³kê, podje¿d¿amy wózeczkiem pod wysokie ogrodzenie,<br />

odpinam paski, malutka wyskakuje i biegnie „kibicowaæ”.<br />

Siadamy na ³aweczce, podziwiamy gimnazjalistów<br />

ganiaj¹cych za futbolówk¹. Jeœli nie jest to akurat<br />

lekcja wychowania fizycznego, kolokwializmy wiadomego<br />

rodzaju sypi¹ siê gêsto. Je¿eli mecz odbywa siê w<br />

ramach zajêæ, nauczyciel z regu³y temperuje emocjonalne<br />

zapêdy ambitnych grajków, a i ci siê co nieco kryguj¹.<br />

Kiedy mamy szczêœcie, na <strong>pl</strong>acu hasaj¹ wy³¹cznie<br />

uczniowie podstawówki i wtedy uszy a¿ tak bardzo nam<br />

nie wiêdn¹. A gdy ju¿ mamy furê szczêœcia, to sztuczn¹<br />

murawê zastajemy pust¹ i wówczas Natalka z kibicki<br />

b³yskawicznie przeistacza siê w rasow¹ pi³karkê. Biegamy<br />

i biegamy, w tê i z powrotem, od jednej bramki do<br />

drugiej, kopiemy, kopiemy i kopiemy ten magiczny,<br />

wype³niony powietrzem worek ze skóry, co nie tylko<br />

doros³¹ czy ma³oletni¹ wyobraŸniê pobudza, ale i – jak<br />

widaæ – tê najbardziej dzieciêc¹ tak¿e.<br />

I w³aœnie przy tego typu zabawie raz nam pi³ka<br />

wpad³a w zaroœla. Nana tak j¹ jakoœ mocniej kopnê³a,<br />

nie trafi³a do bramki, tu¿ przy s³upku pos³a³a w g¹szcz za<br />

siatk¹. Cmokn¹³em z zachwytu, bo pod wielkim wra¿eniem<br />

si³y strza³u mojej dwuletniej futbolistki by³em. Pod<br />

tak wielkim, ¿e siê w sumie tylko troszeczkê zdziwi³em,<br />

odruchowo nurkuj¹c w chaszcze za pi³k¹, sk¹d u licha<br />

tutaj takie roœliny... Tak wysokie roœliny... Jakiekolwiek<br />

roœliny! Przecie¿ stró¿, woŸny czy choæby konserwator<br />

dogl¹daæ powinien regularnie szkolnego kom<strong>pl</strong>eksu i<br />

trawê wokó³ boiska na bie¿¹co wycinaæ, i szyszki z okolicznych<br />

sosen zbieraæ, i œció³kê grabiæ, i œmieci usuwaæ,<br />

wiadomo... A tu taki g¹szcz!<br />

Wlaz³em w sam œrodek kêpy osobliwych „bambusów”.<br />

Kiedy to uros³o? Nie wiem, nie zwróci³em uwagi. Zreszt¹<br />

wiosna ma swoje prawa. Z obrzydzeniem pomyœla³em o<br />

kleszczach. Siêgn¹³em rêk¹ po pi³kê, wycofa³em siê, otrze-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Epizod XII:<br />

Oleandry<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

pa³em na wszelki wypadek. Wróci³em na p³ytê ze sztuczn¹<br />

muraw¹, poda³em córci pi³eczkê, znów zaczêliœmy biegaæ.<br />

Zerka³em od czasu do czasu na tajemnicze roœliny i niedoparcie,<br />

z ka¿d¹ chwil¹, z ka¿d¹ minut¹ naszego kameralnego<br />

meczu uœmiecha³em siê coraz bardziej g³upawo...<br />

* * *<br />

Listy przebojów szturmowa³a nieod¿a³owana Nirvana<br />

(„Come As You Are” albo „Lithium”?), nosi³em poszarpane<br />

d¿insy, trampki i kraciaste koszule, a œwiat by³ ca³kiem<br />

inny. Bez komórek, bez Internetu. To ju¿ dwadzieœcia<br />

lat? Rety, jak ten czas leci... Liczê po cichu, dodajê, odejmujê.<br />

Zestawiam w g³owie jakieœ fakty... No tak, zgadza siê,<br />

dwadzieœcia. Dwie dekady. Wiosna 1992!<br />

Klasa pierwsza „a” wybra³a siê na trzydniow¹ wycieczkê<br />

do pewnej leœnej miejscowoœci na obrze¿ach dawnego<br />

województwa czêstochowskiego. Choæ nasz wychowawca,<br />

fajny nauczyciel i bardzo porz¹dny cz³owiek, niezbyt chêtnie<br />

rusza³ siê z m³odzie¿¹ poza mury <strong>pl</strong>acówki, od czasu do<br />

czasu czyni³ wyj¹tki i podopiecznym swoim ³askawie zezwala³<br />

na wypady „integracyjne”. Dzia³o siê to z regu³y pod<br />

koniec roku szkolnego, tak „w nagrodê”, tak w podziêce za<br />

„wspó³pracê”, koñcem maja lub pocz¹tkiem czerwca, czyli<br />

tu¿ przed wakacjami. Za punkt docelowo-wypadowy obierano<br />

jakiœ oœrodek wypoczynkowy z domkami letniskowymi<br />

(harcerski, ¿eglarski, hutniczy), który by spe³nia³ dwa<br />

podstawowe kryteria – zlokalizowany wzglêdnie niedaleko<br />

Czêstochowy, acz od konwencjonalnej cywilizacji wystarczaj¹co<br />

daleko odsuniêty (najlepiej w lesie). Dziêki temu<br />

niewy¿yta m³odzie¿ licealna mog³a sobie w spokoju i w<br />

ciszy ca³oroczne stresy uczniowskie „odreagowywaæ”. Taka<br />

by³a strategia, taka by³a wizja naszego opiekuna i na taki<br />

uk³ad facet siê zgadza³, tote¿ opcjê tê zaakceptowaliœmy, a<br />

z czasem nawet polubiliœmy. Wilk by³ syty i owca ca³a.<br />

Najpierw pod szko³ê, gdzie rankiem, dwadzieœcia lat<br />

temu, w kom<strong>pl</strong>ecie zgromadzi³a siê podekscytowana ekipa,<br />

dostojnie podjecha³ autobus typu „ogórek”, wypo¿yczony<br />

z miejscowego klubu sportowego „Skra”. Ochoczo<br />

wpakowaliœmy siê do œrodka, mieliœmy ze sob¹ <strong>pl</strong>ecaki i<br />

œpiwory. Podró¿ trwa³a oko³o godziny. Rozlokowano nas w<br />

kilku domkach, pokoje by³y trzyosobowe. Zamieszka³em z<br />

najlepszym kum<strong>pl</strong>em licealnym, Arkiem, a tak¿e Stefanem<br />

M., który ¿y³ trochê w swoim œwiecie. Jak w podobnych<br />

sytuacjach czêsto bywa, goœæ nie mia³ siê po prostu do kogo<br />

przykleiæ, a ¿e nie zaprotestowaliœmy, to tak jakoœ samo z<br />

siebie wysz³o, ¿e Stefek skorzysta³ z okazji i „przylgn¹³” do<br />

nas skrzêtnie.<br />

Oko³o dziewi¹tej, rozpakowawszy siê i zapoznawszy<br />

z wnêtrzami „baraków”, gromadnie wylegano ju¿ na zewn¹trz.<br />

Wyszliœmy i my. Ciekawi okolicy zrobiliœmy rundkê<br />

po terenie tzw. oœrodka, jednak prêdko wysz³o na<br />

jaw, ¿e specjalnie nie ma tutaj czego zwiedzaæ. Najbardziej<br />

zaciekawi³o mnie boisko pi³karskie, lecz niestety<br />

nie by³o ono trawiaste (ani nawet nie betonowe), tylko<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

73


74<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

pokryte jakimœ osobliwie szarym, obficie pyl¹cym, przesuszonym<br />

piaskiem, a to ju¿ okrutnie zniechêca³o do grania.<br />

Oczywiœcie nie mówiê tu o sobie, bo ja siê na „nodze”<br />

wychowa³em, zahartowa³em, kolana zdziera³em od<br />

dziecka i brudzi³em na niejednym pod³o¿u, ale dla wygodnickich<br />

i rozpieszczonych kolegów, co preferowali<br />

przede wszystkim koszykówkê, gra w takich „okolicznoœciach”<br />

by³a nie do pomyœlenia. Pi³ka no¿na nigdy nie<br />

cieszy³a siê zreszt¹ zbytnim powodzeniem poœród „trauguciaków”,<br />

przynajmniej nie za moich czasów, tote¿ brak<br />

murawy dokumentnie grzeba³ jakiekolwiek szanse na<br />

sensowny mecz. Na palcach jednej rêki móg³bym zliczyæ<br />

zapaleñców, jak ja sk³onnych kopaæ pi³kê bez wzglêdu<br />

na warunki atmosferyczno-logistyczne, wiêc w „nogê”<br />

nie grywaliœmy, nad czym mocno bola³em, a czemu –<br />

szczerze mówi¹c – niema³o przys³ugiwa³ siê te¿ monotematyczny<br />

wuefista. Facet by³ typowym „betonem”, po<br />

zajêciach w szkole trenowa³ m³odzie¿ w klubie koszykarskim,<br />

wychodzi³ wiêc z za³o¿enia, ¿e sport to jest koszykówka<br />

i nic wiêcej. Nawet na zawody lekkoatletyczne<br />

wysy³a³ dryblasów i to nie byle jakich, tylko takich, którzy<br />

najlepsze dwutakty robili i najlepiej pi³kê do obrêczy<br />

pakowali, nie zaœ takich, którzy najszybciej biegali czy<br />

najdalej skakali, kto by sobie tym w ogóle g³owê zawraca³...<br />

A pi³ka no¿na? Fe, to ju¿ by³o zajêcie dla <strong>pl</strong>ebsu.<br />

Poza piaszczystym boiskiem oœrodek harcerski wyposa¿ony<br />

by³ jeszcze w kort tenisowy (dobry te¿ do grania<br />

w siatkê lub badmintona), huœtawki, murowane latryny,<br />

a tak¿e sto³ówkê, po³o¿on¹ w odleg³oœci kilkuset<br />

metrów od domków. Jadalnia posiada³a dach, lecz nie<br />

posiada³a œcian, a jej „za<strong>pl</strong>ecze” stanowi³a niewielka kuchenka<br />

oraz dwa inne budyneczki gospodarcze, najpewniej<br />

pe³ni¹ce funkcjê czegoœ w rodzaju kameralnych sk³adzików.<br />

Tak siê tutaj harcerze urz¹dzili i taki te¿ stan rzeczy<br />

zastaliœmy. Bez wygód i bez fajerwerków, acz znoœnie,<br />

poœród drzew sosnowych, na sporym obszarze i, co<br />

najwa¿niejsze, z dala od murów II LO im. Romualda Traugutta<br />

w Czêstochowie.<br />

Szybko wiêc wyklarowa³ nam siê schemat „kursowania”<br />

po rozleg³ym, malowniczym terenie oœrodka: domki<br />

– boisko, boisko – kort tenisowy, kort tenisowy – sto³ówka,<br />

sto³ówka – domki. Nam, czyli ca³ej trójce z pokoju,<br />

lecz ju¿ gdzieœ tak oko³o po³udnia sami zostaliœmy z Arkadiuszem,<br />

bo Stefek siê gdzieœ zapodzia³. Z pola widzenia<br />

znikn¹³ po angielsku i odt¹d ³aziliœmy we dwóch, aczkolwiek<br />

stale napotykaj¹c i mijaj¹c kogoœ ze szkolnych<br />

„turystów” – a to na korcie, a to w okolicach boiska, a to<br />

przy domkach, a to po prostu gdzieœ tam miêdzy drzewami.<br />

Oko³o drugiej wychowawca poleci³ wzi¹æ talerze lub<br />

mena¿ki, ogólnie co kto mia³ pod rêk¹, i zajœæ do wspólnej<br />

sto³ówki na obiad. Z ogromnego kot³a serwowano<br />

grochówkê. Arek nie do koñca siê na tak¹ okolicznoœæ<br />

przygotowa³, tote¿ zosta³ zmuszony do zjedzenia – a<br />

w³aœciwie do wypicia – gor¹cej zupy polowej z pó³litrowego<br />

garnuszka, co oczywiœcie wzbudzi³o powszechn¹<br />

weso³oœæ i póŸniej ju¿, przy ka¿dym kolejnym posi³ku,<br />

szeroko by³o komentowane.<br />

Po spo¿yciu poligonowo-harcerskiej strawy towarzystwo<br />

znów siê rozpierzch³o. Przemyliœmy talerze, wróci³<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

motyw kursowania tu i tam. Na boisku zastaliœmy dwie<br />

nieroz³¹czne postacie. Ch³opaki siê nie nudzi³y.<br />

– Co robicie? – spyta³em.<br />

– Gramy – odpar³ Asystent.<br />

– W co?<br />

– W bile – objaœni³ Szef.<br />

– Aha...<br />

Panowie trzymali w rêkach metalowe kule i rzucali<br />

nimi w kierunku jeszcze innej, znacznie mniejszej. Gra<br />

polega³a na tym, aby w³asn¹ bilê umieœciæ jak najbli¿ej<br />

tej malutkiej.<br />

– Graj¹ w kulki za stodo³¹ – krótko skomentowa³ Arek.<br />

Moja opinia nie by³a mo¿e a¿ tak sceptyczna, lecz i<br />

tak postaliœmy tam tylko chwilkê. Na korcie kilka osób<br />

gra³o w tenisa, usiedliœmy na „widowni”. Spostrzeg³em<br />

opart¹ o pobliskie drzewo gitarê akustyczn¹. Sta³a sobie<br />

porzucona, nikt siê ni¹ zbytnio nie interesowa³. Podnios³em<br />

siê wiêc, z nudów „przygarn¹³em” akustyka i powróci³em<br />

na swoje siedzisko. Instrument lekko podstroi³em<br />

i zacz¹³em brzd¹kaæ.<br />

– Umiesz graæ! – odezwa³y siê g³osy.<br />

Nie by³ to czas, w którym dysponowa³bym jakimœ ambitnym<br />

repertuarem, raczej dopiero zaczyna³em swoj¹ przygodê<br />

z muzyk¹. Zna³em parê riffów i mo¿e z dwadzieœcia<br />

akordów. Piosenki dopiero próbowa³em sobie uk³adaæ, absolutnie<br />

nie by³em pewien ich wartoœci, tote¿ publicznie<br />

niczego autorskiego nie œmia³em prezentowaæ. ¯e ju¿ nie<br />

wspomnê o wokalu... Jednak Arkowi i tak przypad³y do<br />

gustu zas³yszane dŸwiêki.<br />

– Poka¿ to jeszcze raz – poprosi³ raptem.<br />

– Co? – mrukn¹³em zaskoczony, bo nigdy nie wykazywa³<br />

jakiegoœ szczególnego zainteresowania szarpaniem<br />

drutów, chocia¿ w domowym zaciszu s³ucha³ trochê punka.<br />

– Tamto.<br />

– Co? „Smells Like Teen Spirit”?<br />

– Nie, nie. To wczeœniejsze.<br />

Wróci³em do poprzedniego motywu i powoli zademonstrowa³em<br />

przyjacielowi klasyczne nutki z klasycznego „Smoke<br />

On The Water”. Gêba mu siê szeroko uœmiechnê³a, z³apa³<br />

bakcyla. Przygra³em wiêc to samo jeszcze kilka razy, po<br />

czym Arek ambitnie zapragn¹³ muzykowaæ. Chocia¿ nigdy<br />

wczeœniej nie mia³ w rêkach gitary, dzielnie wzi¹³ ode mnie<br />

akustyka i po³o¿y³ niewprawne palce na gryfie. Ja te¿ siê<br />

uœmiechn¹³em. Mozolnie zacz¹³em instruowaæ kum<strong>pl</strong>a, co i<br />

jak. Pod³apa³ na tyle, ¿e póŸniej d³ugo ³azi³ wokó³ kortu,<br />

dumnie naœladuj¹c Ritchie’go Blackmore’a.<br />

W miêdzyczasie zjawi³o siê kilka innych osób i zrobi-<br />

³o siê jeszcze weselej. W³aœciwie zapanowa³ nastrój biwakowo-piknikowy.<br />

Œmialiœmy siê, ¿artowaliœmy, wymyœlaliœmy<br />

g³upoty. Sielankowy klimacik tak naprawdê ubarwiony<br />

zosta³ jednak dopiero wejœciem Stefana.<br />

– Co on tam niesie? – paln¹³ ktoœ z lekkim wyprzedzeniem.<br />

Obejrzeliœmy siê w kierunku przylegaj¹cych do kortu,<br />

gêsto rosn¹cych drzew. Stefan drepta³ powoli, omija³<br />

pnie i mia³ na sobie tylko bia³e majtki. W owiniêtych<br />

kolorow¹ tkanin¹ d³oniach trzyma³ coœ pod³u¿nego i wij¹cego<br />

siê ¿ywo.<br />

– W¹¿! – rozdar³a siê raptem któraœ z kole¿anek. –<br />

czêstochowski magazyn literacki


¯mija!<br />

Dziewczyny poderwa³y siê z „trybun”, odskoczy³y na<br />

bok i zaczê³y piszczeæ. Stefan przedefilowa³ miêdzy opustosza³ymi<br />

³aweczkami. Dumnie prezentowa³ zdobycz,<br />

któr¹ schwyci³ przez spodenki i koszulkê.<br />

– Co wy chcecie? – pyta³ g³upawo. – Przecie¿ to tylko<br />

zaskroniec... Nie gryzie...<br />

Panienki nie da³y siê przekonaæ. Zwiewa³y gdzie<br />

pieprz roœnie, zreszt¹ sam poczu³em siê nieswojo, kiedy<br />

mi tak Stefek zacz¹³ wymachiwaæ przed nosem gadzimi<br />

œlepiami.<br />

– Zabierz to – mrukn¹³ Arek i zas³oni³ siê lekko gitar¹.<br />

– IdŸ z tym.<br />

– Ale to nie ¿mija...<br />

– IdŸ z tym – powtórzy³ ostrzej.<br />

– Co tak œmierdzi? – b¹kn¹³ któryœ z ch³opków. – Co<br />

tak cuchnie? Zaskroniec?<br />

– No przecie¿ – potwierdzi³ radoœnie Stefan i pobieg³ za<br />

dziewczynami w stronê domków. – Czekajcie! – dar³ siê za<br />

nimi. – To nie ¿mija! Obejrzyjcie chocia¿! Piêkny okaz! On<br />

nie gryzie!<br />

Oko³o siódmej poszliœmy na kolacjê. W ogromnym<br />

kotle próbowano zagotowaæ wodê na herbatê, niestety<br />

sztuka ta d³ugi czas nie udawa³a siê, tote¿ po pó³godzinnym<br />

oczekiwaniu znakomita wiêkszoœæ spo¿y³a kanapki<br />

na sucho. Wróciliœmy do „baraków”. Kole¿anki, och³on¹wszy<br />

po incydencie z zaskroñcem, zaproponowa³y zmyœlnie,<br />

aby urz¹dziæ dyskotekê na pobliskiej polance. Przyniesiono<br />

magnetofon, podci¹gniêto przed³u¿acz, zaadoptowano<br />

miejsce i tak zapad³a szarówka, póŸniej nadszed³<br />

wieczór.<br />

Ja z Arkiem wa³êsa³em siê dalej, to zagl¹daliœmy na<br />

klasow¹ imprezkê, to na boisko, to na sto³ówkê... Przechodz¹c<br />

po raz nie wiadomo który obok kortu, a by³o ju¿<br />

zupe³nie ciemno, us³yszeliœmy osobliwy odg³os, coœ jak<br />

szarpanie za siatkê ogrodzeniow¹. Nie powiem, trochê<br />

siê wystraszy³em, chc¹c jednak zachowaæ image twardziela,<br />

zimno rzek³em do kum<strong>pl</strong>a:<br />

– B¹dŸmy cicho, na pewno nas nie widzi.<br />

Mój towarzysz by³ niestety chyba jeszcze bardziej<br />

wystraszony.<br />

– Kurwa, co tam? – wypali³ nerwowo.<br />

– Cicho, uspokój siê – powtórzy³em.<br />

– ChodŸmy lepiej st¹d – mrukn¹³ posêpnie Arkadiusz.<br />

– IdŸ pierwszy, bo ja nic nie widzê.<br />

– Okej – rzek³em i powoli zacz¹³em iœæ, uwa¿nie<br />

wymijaj¹c kolejne drzewa.<br />

– O kurwa! – przerwa³ znów milczenie mój nieobliczalny<br />

kamrat. – Ale te gwiazdy ¿ó³te!<br />

Zmyliœmy siê spod kortu. Dyskoteka nied³ugo póŸniej<br />

dobieg³a koñca, wychowawca chodzi³ po „barakach”<br />

i sprawdza³, czy ju¿ grzecznie œpimy. Umyliœmy siê, wskoczyliœmy<br />

na prycze. Arek z pocz¹tku wypytywa³ mnie,<br />

ile mo¿e kosztowaæ gitara i jak¹ by by³o najlepiej zakupiæ,<br />

potem upewnia³ siê, czy mu udzielê pierwszych lekcji,<br />

czy pomogê na starcie, w koñcu zacz¹³ przeb¹kiwaæ,<br />

¿e za³o¿ymy zespó³ i bêdziemy wystêpowaæ. Stefanowi<br />

zebra³o siê raptem na osobliwe wynurzenia.<br />

– A s¹ tam u was w ¯arkach takie wiejskie festyny? –<br />

wtr¹ci³ g³ucho ze swojego ³o¿a.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

– Festyny? – zdziwi³em siê.<br />

– No.<br />

– Nie wiem. Chyba jakieœ s¹. Ale ja siê tym nie interesujê.<br />

– A macie tam targ? – dr¹¿y³ dalej.<br />

– Jest du¿y targ, ale w ¯arkach – wyjaœni³em rzeczowo.<br />

– Przecie¿ ty jesteœ z ¯arek...<br />

– No tak – potwierdzi³em. – Ale nie z Miasta, tylko z<br />

Letniska.<br />

Stefan chwilê myœla³.<br />

– Bo kiedy sobie idê przez ryneczek, to bardzo mi siê<br />

podoba, jak ruscy rozwijaj¹ dywaniki – rzuci³ bez zwi¹zku.<br />

– S³ucham?<br />

– Czujê siê jak król – kontynuowa³ rozpromieniony. –<br />

Rozwijaj¹ przede mn¹ te dywaniki i patrz¹ b³agalnie, ¿eby<br />

coœ tam kupi³... Bardzo to lubiê.<br />

Arek zacz¹³ chichotaæ.<br />

– A wiecie, ¿e ktoœ siê tu szwenda³ po nocy? – znów<br />

zagadn¹³ Stefan.<br />

– Gdzie, po domku?<br />

– Nie. Po oœrodku!<br />

– Powa¿nie?<br />

– No – mrukn¹³ nasz gadatliwy wspó³lokator. – Jak se<br />

sta³em przy korcie i obserwowa³em nietoperze, to ktoœ<br />

rzuca³ miêsem, a potem pieprzy³ coœ o jakichœ gwiazdach.<br />

– O gwiazdach?<br />

– No. ¯e s¹ ¿ó³te i tak dalej – przytoczy³ z³ot¹ myœl<br />

spod siatki. – Pewnie jakiœ miejscowy burak... Æwok siê<br />

pod sklepem napierdoli, a potem myœli, ¿e mu wszystko<br />

wolno, ³azi po lesie i mi nietoperze p³oszy!<br />

Teraz i ja zacz¹³em chichotaæ.<br />

– Nietoperze? – zagadn¹³em z niedowierzaniem.<br />

– No a jak?<br />

– To ty siê naprawdê tymi zwierz¹tkami tak interesujesz?<br />

Stefan trochê sprawê zbagatelizowa³, ale w sumie wychodzi³o,<br />

¿e siê „interesuje”. Od razu przypomnia³y mi siê<br />

nieustanne, z³oœliwo-przeœmiewcze docinki wychowawcymatematyka<br />

o „podgl¹daniu ¿ab” i „hodowaniu patyczaków”.<br />

Coœ by³o na rzeczy. Stefek mia³ naukowo-zoologiczne<br />

ci¹gotki, które w klasie o profilu matematyczno-fizycznym<br />

prezentowa³y siê raczej groteskowo.<br />

Na drugi dzieñ zbudzi³o mnie g³oœne lamentowanie<br />

Arkadiusza. Nie bêdê tu cytowa³ kwiecistej „³aciny”, któr¹<br />

wylewa³ ciurkiem, niemniej sz³o o kleszcza. Pajêczak<br />

wkrêci³ mu siê w nogê i siedzia³ mocno. Jeszcze nie by³<br />

„napity”, ale Arka okrutnie swêdzia³o, drapa³ siê i przeklina³<br />

na ca³y domek.<br />

– Czekaj! Bez paniki! – tonowa³ Stefan. – Nie drap<br />

tego tak, bo go rozerwiesz i ci w skórze zostanie kawa-<br />

³ek! – przestrzega³ rozgor¹czkowanego kolegê.<br />

– To co mam, kurwa, zrobiæ?<br />

– Zostaw, wstrzymaj siê! Ja to wyci¹gnê!<br />

Arek siê trochê uspokoi³, chocia¿ patrzy³ z niedowierzaniem.<br />

Klasowy biolog wydosta³ siê ze œpiwora i zlaz³<br />

ze swojej pryczy. Obejrza³ wnikliwie zaczerwienione<br />

miejsce, po czym z³apa³ kleszcza za odw³ok, jakoœ tak<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

75


76<br />

ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />

dziwacznie zacz¹³ nim krêciæ w lewo i w prawo, a w<br />

koñcu szybko wyci¹gn¹³.<br />

– Jest! – oznajmi³ zadowolony. – Mam go!<br />

– Dziêki – sykn¹³ Arek i odetchn¹³ z ulg¹.<br />

– Nie ma za co – powiedzia³ Stefek, uwa¿nie ogl¹daj¹c<br />

paso¿yta.<br />

By³o po szóstej, z podwórka dobiega³y ju¿ jakieœ g³osy,<br />

poszliœmy siê umyæ. W drodze powrotnej Arek zatrzyma³<br />

siê przed wejœciem do naszego „baraku”.<br />

– To w tamtych krzakach z³apa³em tego dziada –<br />

oœwiadczy³ wymachuj¹c rêk¹.<br />

– Jak to?<br />

– Wsta³em w nocy, ¿eby siê odlaæ – objaœni³. – Poszed³em<br />

za domek. Ciemno by³o, ledwo kontaktowa³em. I<br />

nie zauwa¿y³em, ¿e tam jest jakiœ taki lej... Noga mi siê<br />

zahaczy³a, potkn¹³em siê... I wpad³em w te pieprzone<br />

bambusy.<br />

– Bambusy? – zainteresowa³ siê Stefan. – Gdzie?<br />

– Tam – powtórzy³ Arek i zaprowadzi³ nas za domek.<br />

Teren faktycznie schodzi³ tutaj mocno w dó³, w dole zaœ<br />

ros³y bujne, dziwaczne, wysokie na co najmniej dwa metry<br />

chaszcze o szerokich, jasnozielonych liœciach i czerwonawych,<br />

³ukowato wygiêtych ³odygach. – Co to w ogóle<br />

jest?<br />

– Nie wiem – szczerze mrukn¹³ Stefek i zszed³ trochê<br />

bli¿ej egzotycznych roœlin.<br />

– Uwa¿aj na kleszcze – b¹kn¹³ Arek.<br />

Staliœmy tak sobie u góry we dwóch, samozwañczy<br />

naukowiec bada³ w dole roœliny, kiedy zbli¿y³ siê wychowawca<br />

z rêcznikiem i szczoteczk¹ do zêbów. Wy³oni³ siê<br />

zza œcianki, minê mia³ trochê podejrzliw¹, chocia¿ nie<br />

mam pojêcia, o czym tam sobie móg³ myœleæ i na czym<br />

chcia³ nas przy³apaæ.<br />

– Dzieñ dobry – przywitaliœmy siê ³adnie i krótko<br />

przedstawiliœmy panu profesorowi budz¹ce w¹t<strong>pl</strong>iwoœci<br />

zagadnienie.<br />

– To nie ¿adne bambusy – uœmia³ siê serdecznie. – U<br />

nas bambusy nie wystêpuj¹.<br />

– Nie?<br />

– Nie.<br />

– A co?<br />

– Oleandry – powiedzia³ ze znawstwem godnym<br />

matematyka. – Widzia³em kiedyœ takie u teœciowej w<br />

ogródku.<br />

– Aha... – przyjêliœmy do wiadomoœci bez dalszego<br />

dopytywania, chocia¿ Stefek milcza³, duma³ i d³ugo drapa³<br />

siê po g³owie.<br />

Jakiœ czas póŸniej, ju¿ po wakacjach, ju¿ w drugiej<br />

klasie, zgada³em siê raz ze Stefanem. Siedzia³ na œwietlicy<br />

przy ogromnej ksiêdze, ogl¹da³ ilustracje i sposobi³ siê<br />

najwyraŸniej do kó³ka biologicznego czy zajêæ fakultatywnych...<br />

Nie wiem. W ka¿dym razie, widz¹c w ksi¹¿ce<br />

egzotyczne liœcie, dosiad³em siê i zagadn¹³em sobie dla<br />

zgrywy:<br />

– Oleandry?<br />

Stefek spojrza³ na mnie groŸnie, bo mu chyba w g³owie<br />

jakiœ tok rozumowania leciutko zaburzy³em.<br />

– Jakie oleandry? – burkn¹³.<br />

– No te bambusy, w których wyl¹dowa³ Arek!<br />

– To nie s¹ ¿adne bambusy – wyjaœni³ klarownie. –<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Ani nie oleandry.<br />

– Nie? A co?<br />

– Rdestowiec ostrokoñczysty.<br />

Nieco siê zmiesza³em, lecz kum<strong>pl</strong>owi prêdko przesz³a<br />

pocz¹tkowa z³oœæ. Chyba wyczu³ we mnie w miarê<br />

wdziêcznego s³uchacza i duszê jako tako bratni¹, bo zacz¹³<br />

barwnie opowiadaæ. A w³aœciwie, jak na typowego pasjonata<br />

przysta³o, ¿ywo dzieliæ siê sw¹ fascynacj¹. Z wywodu<br />

wynika³o, ¿e rdestowiec to wyj¹tkowo inspiruj¹ca<br />

roœlina. Stefana najbardziej poci¹ga³a inwazyjnoœæ i ekspansywnoœæ,<br />

ale te¿ si³a ¿ycia oraz zdolnoœæ przetrwania<br />

w niekorzystnych warunkach, szczególnie w kontekœcie<br />

– jak mówi³ – „genetyczno-ewolucyjnym”.<br />

– Dlatego robiê eksperymenty – pochwali³ siê na<br />

koñcu.<br />

– Eksperymenty?<br />

– Tak.<br />

– Jakie?<br />

Mój rozmówca rozpar³ siê na twardym krzese³ku. Krótko<br />

mierzy³ mnie wzrokiem.<br />

– Ale nie powiesz nikomu? – zapyta³ dla pewnoœci.<br />

– No jasne.<br />

– Nic na razie nie chcê rozg³aszaæ. Dopiero pierwszy<br />

etap, wiesz jak jest, jeszcze by mnie ktoœ ubieg³, pomys³<br />

przyw³aszczy³, <strong>pl</strong>agiatorów nie brakuje...<br />

– Rozumiem.<br />

– Sam og³oszê wyniki, kiedy nadejdzie pora...<br />

– Jasne, wiadomo – zgodzi³em siê.<br />

Stefek rozejrza³ siê po szkolnej œwietlicy i trochê zni-<br />

¿y³ g³os.<br />

– Je¿d¿ê po parkach narodowych i rozwo¿ê rdestowca<br />

– objaœni³ zwiêŸle.<br />

– Powa¿nie? – mrukn¹³em zdumiony. – Jak to rozwozisz<br />

rdestowca? I dlaczego po parkach?<br />

– To jest bylina, wiêc pakujê do <strong>pl</strong>ecaka k³¹cza, wsiadam<br />

w poci¹g i ju¿, tyle... Rozumiesz?<br />

– Ale czemu po narodowych?<br />

– Bo to s¹ najbardziej dziewicze rejony. Tam s¹ najlepsze<br />

warunki i tam bêd¹ najlepsze efekty.<br />

– Efekty? Jakie? Czego?<br />

– A tego to ci ju¿ nie powiem, bracie... Zobaczysz.<br />

Dowiesz siê we w³aœciwym czasie. Wszyscy siê dowiedz¹...<br />

Na pewno wniosków i wyników nie bêdê trzyma³<br />

w tajemnicy.<br />

– Musisz byæ szalony – paln¹³em trochê zniesmaczony.<br />

– Albo ciê zamkn¹, albo dostaniesz Nobla.<br />

– Nobla? – powtórzy³ g³upio. – Hm...<br />

– A co?<br />

– Nic.<br />

– Ty naprawdê jesteœ szalony!<br />

– Wiem – uœmiechn¹³ siê Stefan.<br />

Rafa³ Socha<br />

czêstochowski magazyn literacki


KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />

Glosa 5<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Glosy do ksi¹¿ek przeczytanych<br />

O tomiku poetyckim Agnieszki Z³otej<br />

pt. „Rachunek skupienia”<br />

Fotografia Ireneusz K. Korpyœ<br />

Piszê ju¿ pi¹t¹ glosê, a jak dot¹d nie wyjaœni³em, co<br />

to s³owo oznacza. Encyklopedia prawa (praca zbiorowa<br />

pod redakcj¹ prof. dr hab. Urszuli Kaliny – Prasznic, Wydawnictwo<br />

C. H. BECK Warszawa 2007, str. 207) przypisuje<br />

glosie dwojakie znaczenie. Po pierwsze, jest to odrêczny<br />

dopisek o charakterze wyjaœniaj¹cym lub komentuj¹cym,<br />

umieszczany na marginesach tekstów prawa<br />

rzymskiego i kanonicznego przez osoby dokonuj¹ce ich<br />

analizy (glosatorów). W drugim znaczeniu glosa stanowi<br />

opracowanie zawieraj¹ce dokonan¹ przez doktrynê analizê<br />

aktów stosowania prawa, g³ównie orzeczeñ s¹dowych,<br />

polegaj¹ce na ich krytycznej (pozytywnej lub negatywnej)<br />

ocenie.<br />

Przeprowadzanie analiz stosowania prawa w formie<br />

glos stanowi wspó³czeœnie jedno z zadañ prawoznawstwa,<br />

a zw³aszcza tzw. szczegó³owych nauk prawnych,<br />

zajmuj¹cych siê opracowywaniem i systematyzacj¹ obowi¹zuj¹cego<br />

prawa.<br />

Moje felietony w tym cyklu s¹ jakby w³aœnie glosami<br />

do ksi¹¿ek przeczytanych. Formu³a Towarzystwa zamkniêta<br />

w dwóch s³owach WZAJEMNA ADORACJA, pozwala<br />

mi jedynie na pisanie panegiryków na temat tego,<br />

co koledzy napisali, czyli tak jak o ¿yciu zmar³ych albo<br />

wy³¹cznie dobrze, albo wcale. Zachowuj¹c resztki trzeŸwoœci,<br />

smaku czytelniczego i sumienia staram siê wy³o-<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

wiæ z publikowanych pozycji, te które zas³uguj¹ na szczególn¹<br />

uwagê i na polecenie przeczytania tej¿e pozycji<br />

przyjacio³om, a trzeba Szanownemu Czytelnikowi wiedzieæ,<br />

¿e o trwa³oœæ sprawdzonych przyjaŸni dbam szalenie.<br />

Oczywiœcie, piszê glosy kierowany wy³¹cznie subiektywnymi<br />

kryteriami, bo przecie¿ w tych felietonach<br />

nie dokonujê analiz literackich i nie mog¹ byæ one, tzn.<br />

glosy, w ¿adnej mierze poczytywane i odbierane jako<br />

recenzje o ksi¹¿kach.<br />

Tyle tytu³em wyjaœnienia i niejako wstêpu.<br />

Z ca³ym szacunkiem dla <strong>pl</strong>ejady m³odych poetów<br />

publikuj¹cych swe wiersze na ³amach GALERII twierdzê,<br />

¿e twórczoœæ dwóch poetek b³yszczy jak brylanciki<br />

w s³oñcu.<br />

Pierwsza z nich - Pani Iwona Urbañczyk, która uprawia<br />

zarówno poezjê jak i prozê. W moim przekonaniu<br />

jej poezja jest zdecydowanie lepsza od pisanych opowiadañ,<br />

a mimo tego i jakby wbrew sobie albo za namow¹<br />

osoby jej nieprzyjaznej, zdecydowa³a siê na opublikowanie<br />

tomu opowiadañ zatytu³owanego ÆMA. Poniewa¿<br />

ta ksi¹¿ka nie doczeka³a siê jeszcze prezentacji i<br />

promocji, nie chc¹c „pobijaæ garów”, nic wiêcej na temat<br />

twórczoœci Pani Iwony Urbañczyk nie napiszê. Przynajmniej<br />

na razie.<br />

Druga, to Pani Agnieszka Z³ota, która w dniu 8 grudnia<br />

2011 r. zaprezentowa³a swój debiutancki tomik poetycki<br />

RACHUNEK SKUPIENIA. Te dwie m³ode dziewczyny maj¹<br />

przynajmniej dwie cechy wspólne. Po pierwsze s¹ to twórczynie<br />

o bujnej a zarazem bardzo subtelnej wyobraŸni poetyckiej,<br />

a po drugie to kobiety o ujmuj¹cej, nieprzeciêtnej<br />

urodzie. Domyœlam siê, ¿e pojawi¹ siê g³osy, ¿e w tym, co<br />

piszê, jest zakamuflowany erotyzm a mo¿e nawet seksizm<br />

(modne s³owo). Niech siê pojawi¹… karawana idzie<br />

dalej.<br />

Rozwa¿ania o i nad tomikiem „Rachunek skupienia”<br />

wypada rozpocz¹æ od wiersza „Wybór anio³a”, który mnie,<br />

staremu pierdole, najbardziej przypad³ do gustu. Od ma-<br />

³ego moja ukochana babcia uczy³a mnie „Aniele Bo¿y,<br />

stró¿u mój” i czêœciej odnosi³o siê wra¿enie, ¿e ten anio³<br />

zaniecha³ opieki nade mn¹ i tylko w niewyt³umaczalnych<br />

sytuacjach dopatrywa³em siê ingerencji dobrego<br />

ducha. („Chcia³oby siê rzec do niego… przyjacielu, zejdŸ<br />

na ten padó³ ³ez i rozpaczy z dobr¹ nowin¹… lecz jeœli<br />

nie jesteœ pewien swego, zostañ na wysokoœciach i przeœlij<br />

ludziom pozdrowienie; lecz on stoi na krawêdzi, ci¹gle<br />

siê waha, czy¿by zna³ ten œwiat tak dobrze jak ka¿dy<br />

z nas? To dziwne, bo nigdy go nie by³o, zawsze podchodzi<br />

do samej krawêdzi i zawsze tak samo siê zastana-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

77


78<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

wia”). W ogóle anio³y maj¹ „wzrok niespodziewanie przenikliwy”.<br />

Za wiersz wrêcz programowy analizowanego tomiku<br />

uznaæ nale¿y „S³ucham Ciê Rabbi” a zw³aszcza s³owa<br />

– „Przyznajê… jestem cz³owiekiem wielkich w¹t<strong>pl</strong>iwoœci<br />

jeszcze wiêkszych dylematów codziennie ucz¹cym<br />

siê pokory i dystansu szukaj¹cym innej perspektywy<br />

drugiego dna rzeczy tajemnicy bycia szczêœliwym…; Dlatego<br />

s³ucham Ciê Rabbi i us³yszeæ nie mogê w tej cywilizacji<br />

krzyku, w tym œwiecie zag³uszaj¹cym wszystko<br />

co warte uwagi.”<br />

Pani Agnieszko, wraz z up³ywem lat przekona siê<br />

Pani, jak prawdziwe to s³owa, s³owa przypisane istocie<br />

cz³owieczeñstwa na ka¿dy odcinek naszej wêdrówki po<br />

ziemskich drogach. W¹t<strong>pl</strong>iwoœci a zarazem nadzieja, nie<br />

opuszczaj¹ ponoæ serca i duszy cz³owieka, i w ostatniej<br />

godzinie ¿ycia.<br />

Na ca³e szczêœcie z tomiku „Rachunek skupienia”<br />

emanuje m³odoœæ, m³odoœæ i jeszcze raz m³odoœæ. Przede<br />

wszystkim m³odoœæ jest romantyczna i je¿eli na dodatek<br />

m³ody cz³owiek ma przemo¿n¹ inklinacjê do wypisywania<br />

siê, to przelewa na papier wszystko to, czym<br />

jego serce ¿yje. Oczywiœcie, ¿e w tym przypadku nie<br />

chodzi o rozlew krwi.<br />

Nie ma m³odego, gor¹cego serca, w którym nie by-<br />

³oby buntu przeciwko zastanemu œwiatu i naturalnego<br />

pragnienia jego poprawienia. W wierszu „Ubrani w pozê”<br />

czytamy – „Ubrani w kostium wielkanocny niedzielni<br />

iluminatorzy stroj¹ odœwiêtne miny pe³ne patosu i kpiny<br />

czciciele umar³ych bo¿ków nie potrafi¹ inaczej wszêdzie<br />

robi¹ igrzyska w uwi¹d³ych laurów liœæ z uporem<br />

stroj¹c g³owy (…) Jak mo¿na tak ¿yæ nieautentycznie<br />

manekiny o teatralnych pozach przyszed³ czas na zmiany…”.<br />

ród³em owego buntu bywaj¹ m³odzieñcze rozczarowania,<br />

tak sugestywnie wskazane w wierszu „SpowiedŸ<br />

Eugeniusza de Rastignac” – „zostawi³em gdzieœ<br />

kawa³ki serca potargane myœli niedopowiedzenia, troski<br />

i nadzieje na wzajemnoœæ mentaln¹ na porozumienie i<br />

pojednanie(…) zostawi³em tam gdzie by³em kawa³ki<br />

serca kawa³ek za kawa³kiem nie wiem nawet kiedy nie<br />

wiem gdzie i po co wœród ludzi, miejsc i zdarzeñ w pogoni<br />

za szczêœciem i tym co najbardziej ulotne.” Poprawienie<br />

œwiata wed³ug autorki jest mo¿liwe i w wierszu<br />

„Inny œwiat” przekazuje Czytelnikom tak¹ oto receptê –<br />

„To jest mo¿liwe, gdy zmieni siê wszystko na samym<br />

pocz¹tku filozofowie bêd¹ rz¹dziæ duszami pasterzy a ci<br />

drudzy wypêdz¹ z miast poetów mo¿e wtedy ulegnie<br />

zmianie porz¹dek dziejowy je¿eli wrócimy do Ÿróde³ a<br />

st¹d dopiero do wiecznoœci… Potrzebny jest nam wstrz¹s<br />

dziejowy ewolucja mentalnoœci w kierunku wiêkszego<br />

samokrytycyzmu pog³êbienia œwiadomoœci g³êboko ukrytych<br />

w nas wad i sprzecznoœci a mo¿e radosny powrót<br />

do konformizmu?”. Czy w ten sposób mo¿na œwiat poprawiæ<br />

i naprawiæ, to ju¿ inna sprawa. Co prawda patrz¹c<br />

na mnie, trudno uwierzyæ w to, ¿e kiedyœ by³em m³ody,<br />

ale zarêczam, ¿e tak by³o. Nale¿ê do tych m³odych „w¹saczy”,<br />

którzy w 1980 r. zaczêli zmieniaæ rzeczywistoœæ, a<br />

nie by³o to ³atwe. Czy poprawiliœmy polsk¹ rzeczywistoœæ?<br />

M³ode pokolenie, próbuj¹ce rozpocz¹æ normalne ¿ycie,<br />

stawia mnie i moim rówieœnikom wiele zarzutów…<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Mimo m³odego wieku, Pani Agnieszka Z³ota dotyka<br />

tematu bardzo refleksyjnego, chêtnie podnoszonego<br />

przez poetów, którzy któryœ tam krzy¿yk nosz¹ na grzbiecie,<br />

a mianowicie procesu przemijania. A mo¿e jest to<br />

tematyka uniwersalna, zawsze aktualna, a naturalnym<br />

prawem m³odoœci jest pisanie o sprawach zasadniczych.<br />

Na pisanie wierszy o kamykach i przydro¿nej dzikiej<br />

ró¿y jeszcze przyjdzie czas. W „Twarz¹ w twarz” poetka<br />

tak ujmuje przemijanie – „twarz¹ w twarz naprzeciw<br />

s³oñca w rozkwit³ym kwiecie treœæ nikn¹ca blednie tysi¹cem<br />

p³atków z prêdkoœci¹ œwiat³a kwiat w pe³ni si³,<br />

wiêdnie bezwiednie zawstydzony odmiennoœci¹ jakoœci¹<br />

p³atków dziwi siê sobie dostrzegaj¹c w mgnieniu<br />

oka przedwczesn¹ staroœæ”. Prawda, ¿e piêknie? Tematyka<br />

przemijania a zarazem inny zasadniczy temat do<br />

poetyckich, m³odzieñczych rozwa¿añ – tj. przyjaŸñ, znajduj¹<br />

kontynuacjê w wierszu „Tak wielu umiera”…<br />

Tym, co mnie szczególnie ujmuje w „Rachunku skupienia”<br />

to liryka najwy¿szej próby. W przepiêknym wierszu<br />

poœwiêconym pamiêci Haliny Poœwiatowskiej poetka<br />

tak oto wprowadza nas w temat – „Ukryta w s³owach<br />

jak w drzew cieniu widzê to co niewidoczne mogê tylko<br />

milcz¹co przygl¹daæ siê istnieniu rejestrowaæ oczyma duszy<br />

pojedyncze wypadki wyprzedzaæ prognoz¹ dopiero<br />

co pisane przez scenariusze procesów biologicznych zachodz¹cych<br />

na przekór niepewnoœci losu niezmiennie”, a<br />

w wierszu „Zamkn¹æ w jednej d³oni kawa³ek nieba”…<br />

snuje takie oto marzenia – „(…)uchwyciæ s³oñce w pe³ni<br />

na gor¹cym uczynku w zenicie pozbieraæ gwiazdy do<br />

koszyka jak jagody przybieram smutn¹ szatê dziwnej melancholii<br />

promienie nadaremnie próbuj¹ siê wyzwoliæ z<br />

uœcisku mojej metafizycznej rêki czy to wypada ciemiê-<br />

¿yæ dogorywaj¹ce gwiazdy uk³adaæ z nich nowe byty naprzeciw<br />

boskim nakazom rozpadu?”. Przyk³adów ujmuj¹cej<br />

liryki, napisanej bardziej sercem ni¿ rêk¹ poetki mo¿na<br />

przytoczyæ rzeczywiœcie sporo.<br />

Czego brakuje mi w „Rachunku skupienia”?<br />

Wiersze Pani Agnieszki, celowo czy te¿ przypadkowo<br />

pozbawione s¹ elementów <strong>pl</strong>astycznoœci. Co prawda<br />

w tomiku mo¿na znaleŸæ wiersz zatytu³owany „Pejza¿<br />

liryczny”, ale przecie¿ jedna jaskó³ka wiosny nie czyni.<br />

Szkoda. ¯e <strong>pl</strong>astycznoœæ nie przeszkadza wierszom, nie<br />

muszê nikogo przekonywaæ. Pobudza wyobraŸniê czytelnika<br />

i wrêcz „zmusza” go do snucia refleksji. Plastyczne<br />

wiersze s¹ zapamiêtywane.<br />

Nie bardzo lubiê pouczaæ. Moje córki, starsze od autorki,<br />

próbuj¹ z tym walczyæ, z ró¿nym skutkiem. Z reszt¹<br />

jak pamiêtam z licealnych lat, wtr¹canie siê starszych do<br />

tego, co pisa³em doprowadza³o mnie wrêcz do „bia³ej<br />

gor¹czki”. Co oni tam wiedz¹, skoro zestarzeli siê i tyle.<br />

Przed jednym zamierzam jednak Pani¹ Agnieszk¹ przestrzec.<br />

Zaklinam wrêcz Pani¹ - proszê unikaæ nadmiernego<br />

nasycania wierszy tematyk¹ filozoficzn¹. Nazbyt<br />

filozoficznie i intelektualne wiersze czyni¹ z nich utwory<br />

hermetycznie zamkniête dla szerszego krêgu odbiorców.<br />

Kiedyœ publicznie wyrazi³em pogl¹d, ¿e na stu pisz¹cych<br />

wiersze tylko jedna osoba czyta wiersze innych<br />

poetów. Ca³a reszta je¿eli ju¿ coœ z poezji czyta … to<br />

tylko to, co sama raczy³a napisaæ. Ów specyficzny narcyzm<br />

bierze siê miêdzy innymi st¹d, ¿e wiersze z regu³y<br />

czêstochowski magazyn literacki


prze³adowane s¹ metaforami i tematyk¹, któr¹ jest w<br />

stanie odebraæ i zrozumieæ tylko autor i paru jego przyjació³.<br />

Obracam siê, z racji miejsca zatrudnienia, g³ównie<br />

wœród inteligencji technicznej, a dla in¿ynierów s³owo<br />

„filozof” ma podwójne znaczenie. Oczywiœcie z tym wyrazem<br />

wi¹¿¹ konkretnych filozofów. Jest nawet sporo<br />

osób z wy¿szym wykszta³ceniem technicznym, które<br />

znaj¹ pisma Platona, Arystotelesa, œw. Tomasza z Akwinu<br />

czy te¿ Monteskiusza. Ale te¿ dla in¿ynierów „filozof”<br />

to osoba kom<strong>pl</strong>etnie nieprzystosowana do rzeczywistoœci,<br />

osoba, która nie jest w stanie za³atwiæ najprostszej<br />

sprawy. O tym, ¿e i w tym œrodowisku jest zapotrzebowanie<br />

na czytanie wierszy przekona³em siê na w³asnej<br />

skórze. W posiadanie moich „Sonetów” i „Zeznania pod<br />

presj¹” wesz³o ponad trzydziestu in¿ynierów. Nie wszyscy<br />

to moi przyjaciele. Przypuszczam, ¿e wiersze przeczyta³a<br />

wiêkszoœæ z nich, bo te¿ telefonów z wyrazami<br />

aprobaty czy te¿ dezaprobaty by³o ponad dwadzieœcia.<br />

Pewnie, ¿e po ujawnieniu faktu pisania poezji, wiele<br />

kole¿anek i kolegów z pracy zmieni³o swój stosunek do<br />

mnie i coraz czêœciej jestem spostrzegany jako ekscen-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

tryk, ale fakt, ¿e wiersz „Manifest szarego cz³owieka” by³<br />

czytany i komentowany przez robotników w czasie przerwy<br />

œniadaniowej, w zupe³noœci mi wynagradza z³oœliwe<br />

uwagi i opinie. Pani Agnieszko, je¿eli Pani zale¿y, a na<br />

pewno tak jest, ¿eby wiersze Pani znalaz³y szeroki kr¹g<br />

odbiorców, to nie mog¹ zag³êbiaæ zagadnieñ filozoficznych<br />

i egzystencjalnych. Ludziom i bez filozofii ¿yje siê<br />

bardzo trudno a chwila, kiedy decyduj¹ siê siêgn¹æ po<br />

tomik wierszy, powinna daæ im wytchnienie i przeniesienie<br />

do tego innego, lepszego œwiata. Gdy zapomnimy o<br />

tym, poezja umrze…<br />

W chwili, gdy w trakcie promocji pisa³a Pani dla mnie<br />

dedykacjê w egzem<strong>pl</strong>arzu „Rachunku skupienia”, wyb¹ka³em<br />

pod nosem, ¿e widzê przed Pani¹ doskona³¹ przysz³oœæ<br />

artystyczn¹. Dziœ powtarzam to œmia³o i wyraŸnie.<br />

Ale aby tak siê sta³o, powinna Pani zwalczyæ w sobie<br />

wszystkie objawy chêci samouwielbienia. Narcyzmu w<br />

œrodowiskach akademickich jest bardzo du¿o, za to dobrych<br />

poetów niewielu, a Pani jest dobr¹ poetk¹.<br />

Kazimierz Kowalczyk<br />

Reprodukcja czarno - bia³a<br />

akwareli Tomasza Rzepeckiego<br />

- czêstochowianina<br />

mieszkaj¹cego w Szwecji.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

79


80<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

TOMASZ „AZTZENTY” BARAÑSKI<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

WYIMAGINOWANE KRAJOBRAZY<br />

(W UPIORNIE NIEPRZYJAZNYM DLA<br />

Tomasz „Aztzenty „ Barañski - fotografia Ireneusz K. Korpyœ.<br />

Tharsis Montes, Olympus Mons, Valles Marineris, Vastitas<br />

Borealis, Planum Australe, Chryse Planitia, Syrtis<br />

Major, Elysium Planitia - czego s¹ to nazwy? – czy¿by<br />

jakiejœ baœniowej legendarnej krainy, która dawno gdzieœ<br />

zaginê³a w mroku dziejów, i z któr¹ wszystkie dobre<br />

wspomnienia odesz³y na zawsze. Albo znowu¿ gdzie to<br />

siê znajduje, czym s¹ takie okreœlenia jak? – czerwone<br />

pustynie, czapy polarne, „morza”, a nawet kana³y (jeœli<br />

idzie o kana³y, to rzecz dawno siê wyjaœni³a – by³y to<br />

zadziwiaj¹ce z³udzenia optyczne – co zreszt¹ ca³ej sprawie<br />

dodaje jeszcze wiêcej tajemniczoœci). Miejsce, o którym<br />

mowa to królestwo piasków – czy ju¿ wiesz? To<br />

<strong>pl</strong>aneta Mars! W³aœnie odnalaz³eœ d³ugo poszukiwan¹<br />

krainê intryguj¹cych snów – MARS – s¹siad Ziemi i bliski<br />

krewny, ale to inny œwiat w sumie doœæ niegoœcinny,<br />

gdzie obok niskiej temperatury (jak na nasze potrzeby),<br />

obok przeogromnych ja³owych pustyñ, braku ¿yciodajnego<br />

tlenu w atmosferze, w której najwiêcej jest dwutlenku<br />

wêgla przy ciœnieniu stukrotnie ni¿szym ni¿ na<br />

naszej rodzimej <strong>pl</strong>anecie, braku szeroko dostêpnej wody,<br />

wystêpuj¹ jeszcze polarne czapy – choæ bia³e, to nie s¹<br />

to jednak œnie¿ne lodowce ale tzw. suchy lód czyli zestalony<br />

dwutlenek wêgla i do tego jeszcze iœcie ksiê¿ycowe<br />

kratery. Ca³¹ powierzchniê Marsa mo¿na podzieliæ<br />

na kilka stref, ró¿ni¹cych siê od siebie rzeŸb¹ terenu.<br />

Jedn¹ z nich tworzy obszar gigantycznych – wygas³ych<br />

wulkanów tarczowych (wœród nich najwy¿szy Olympus<br />

Mons, dawniej Nix Olympica). Nastêpna to teren spêkañ<br />

i wielkich rozpadlin (ogromny kanion Valles Marine-<br />

CZ£OWIEKA ŒRODOWISKU)<br />

(poemat dygresyjny proz¹)<br />

ris ci¹gn¹cy siê do Pustyni Chryse. Potem mamy regiony<br />

licznymi kraterami (g³ównie po³udniowa czêœæ <strong>pl</strong>anety)<br />

i wreszcie g³adkie, pozbawione niekiedy ca³kowicie<br />

kraterów i innych formacji – tereny takie wystêpuj¹<br />

przewa¿nie na pó³nocnej pó³kuli <strong>pl</strong>anety oraz czapy oko-<br />

³obiegunowe. … 7 – 6 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1… urojony<br />

statek kosmiczny (czyli palec po mapie) z ludŸmi na<br />

pok³adzie l¹duje w marsjañskiej krainie zwanej przez<br />

Ziemian Meridianis Sinus (Zatoka Po³udnikowa) – dok³adnie<br />

w tym miejscu, gdzie równik przecina zerowy<br />

po³udnik. Kszta³t zatoki podobny jest nieco do g³ówki<br />

fajki, której cybuchem mo¿e byæ przylegaj¹ca Sabaeus<br />

Sinus. Nie s¹ to tylko puszczone wodze wyobraŸni gdy¿<br />

obie formacje mo¿na obserwowaæ przez mniejsze teleskopy<br />

i stosunkowo ³atwo je rozpoznaæ. To klasyczna<br />

marsjañska pustynia, nawet obserwuj¹c Marsa z Ziemi<br />

wiemy o tym, ¿e to pustkowia, a to za przyczyn¹ tego,<br />

¿e w takich okolicach obserwowane s¹ najczêœciej ¿ó³te<br />

ob³oki, przypominaj¹ce chmury py³u i piasku, unoszone<br />

przez wiatr nad pustyniami. Kto pierwszy postawi nogê<br />

na piaskach Marsa (a kiedy bos¹ stopê), kto wznieci ob³oki<br />

¿ó³tego py³u poruszaj¹c siê marsjañskim ³azikiem? Znamy<br />

przecie¿ ziemskie pustynie i wiadomo, ¿e powierzchnia<br />

Marsa w tych rejonach ma bardzo podobne w³aœciwoœci.<br />

Pustynia tworzy siê wszêdzie tam, gdzie jest brak wody<br />

(pró¿no szukaæ tam „koralowych ostrowów burzanu”, wóz<br />

nasz nie zanurzy siê w zielonoœæ i jak ³ódka nie bêdzie<br />

brodziæ). Brak wody i roœlinnoœci powoduje, ¿e ska³y pustyni<br />

wietrzej¹, przewa¿nie w sposób mechaniczny, pêkaj¹c<br />

i rozkruszaj¹c siê wskutek wielkich zmian temperatury<br />

(50 st. C) – brak ochronnej warstwy chmur ma tu<br />

równie¿ swoje znaczenie. Brak wilgoci i substancji organicznych,<br />

pod wp³ywem których ska³y ulega³yby przemianom<br />

chemicznym zamieniaj¹c je w glebê - ale dziêki<br />

temu mo¿esz podziwiaæ rozkruszaj¹ce siê na piasek ska³y<br />

zachowuj¹ce swe œwie¿e, ¿ywe zabarwienie. Temu w³aœnie<br />

zawdziêczaj¹ pustynie swój wspania³y koloryt. Dodaj<br />

do tego wschód S³oñca, którego kr¹g jest tu mniejszy<br />

jakby o po³owê na tle do po³owy ró¿owego niebosk³onu,<br />

przechodz¹cego ku górze w zielonkawy i u samego szczytu<br />

mocno ju¿ zielonego (gdzie i w dzieñ widaæ gwiazdy).<br />

Ró¿owoœæ marsjañskiego nieba nie zale¿y wy³¹cznie od<br />

tego, ¿e ¿ycie ogl¹da siê tu przez ró¿owe okulary, ale<br />

przede wszystkim od wszechobecnego ró¿owego py³u.<br />

Ró¿owy py³ z kolei wywodzi siê od czerwonego koloru<br />

marsjañskich ska³, które pokryte s¹ tlenkiem ¿elaza czyli<br />

banaln¹ rdz¹. Hokus – Pokus – to samo sta³oby siê z Ksiê-<br />

¿ycem (znaczy poczerwienia³by) gdyby znalaz³o siê tam<br />

trochê wilgoci…<br />

czêstochowski magazyn literacki


REGION (PUSTYNIA) THARSIS<br />

Prócz statku kosmicznego przyda³by siê jeszcze wehiku³<br />

czasu. W odleg³ej przesz³oœci powierzchnia Czerwonej<br />

Planety by³a aktywna geologicznie, wulkany z hukiem<br />

przekszta³ca³y du¿e obszary jej powierzchni. Jakiœ<br />

rodzaj wewnêtrznej aktywnoœci doprowadzi³ do powstania<br />

pêkniêæ i uskoków powierzchni wynosz¹c obszar<br />

Tharsis (gdzie znajduje siê najwy¿sza w ca³ym Uk³adzie<br />

s³onecznym góra, Olympus Mons) wiele kilometrów nad<br />

powierzchniê <strong>pl</strong>anety. Na Marsie woda wystêpowa³a wystarczaj¹co<br />

d³ugo i obficie, by wyrzeŸbiæ jego oblicze (chodzi<br />

o rozcapierzone koryta ró¿nych sp³ywaj¹cych w dó³<br />

koryt rzek, Ÿróde³ czy rw¹cych potoków. Odnoœnie jeszcze<br />

samego „Olympusa” to wznosi siê on na wysokoœæ<br />

26 km ponad otaczaj¹cy go teren – Uwaga! Grupa ziemskich<br />

himalaistów ma przed sob¹ „najwy¿sze” wyzwanie<br />

w swym ¿yciu. Zdobywamy Olympus Mons (Górê Olimp)<br />

zwany tak¿e Nix Olympica co znaczy Olimpijski Œnieg.<br />

Skafandry zasuñ, he³my w³ó¿! – a ile potrzeba bêdzie tlenu<br />

w butlach – czeka nas nie lada wysi³ek… Mo¿e nie<br />

bêdzie tak Ÿle gdy¿ podstawa góry zajmuje powierzchniê<br />

wiêksz¹ ni¿ po³owa Polski przy czym zbocza jej nachylone<br />

s¹ pod tak niskim k¹tem, ¿e znajduj¹cy siê na jej<br />

zboczu obserwator nie zdawa³by sobie nawet sprawy z<br />

tego, ze znajduje siê na jakimkolwiek wzniesieniu. Mo¿e<br />

w³aœnie dopiero tam (gdy¿ Mars to miejsce cudów) uda-<br />

³oby siê spotkaæ yeti, o ile wczeœniej taki osobnik nie<br />

wpad³by do górnej czêœci krateru zwanego u wulkanów<br />

kalder¹, której œrednca jest równie potworny jak ca³a reszta<br />

i wynosi jakieœ okr¹g³e 70 km. Naturalnie na tym nie<br />

koniec, bo w Regionie Tharsis niedaleko opisanego ju¿<br />

monstrum, po lekkim skosie w linii prostej znajduj¹ siê<br />

jeszcze trzy pomniejsze – lecz równie potwornie wielkie<br />

wygas³e wulkany olbrzymy.<br />

VALLES MARINERIS<br />

Gdy marsjañskie niebo przejaœni³o siê, naukowcy œledz¹cy<br />

na ¿ywo transmisjê z sondy „Mariner” zrozumieli,<br />

¿e obserwuj¹ chmurê py³u, osiadaj¹c¹ powoli na dnie<br />

doliny o równie olimpijskich rozmiarach, nosz¹cej obecnie<br />

– na czeœæ „Marinera 9” – nazwê Valles Marineris.<br />

Dolina ta stanowi nierówn¹, poszarpan¹ bliznê, zwan¹<br />

tak¿e Wielkim Kanionem, a miêdzy nami jest to monstrualny<br />

(znowu) w¹wóz, ci¹gn¹c¹ siê przez prawie 4000<br />

km, o szerokoœci do 200 km i g³êbokoœci 6 km i jest<br />

wiêksza od wszelkich podobnych form na powierzchni<br />

Ziemi (Wielki Kanion Rzeki Colorado w USA , to przy<br />

Valles marineris po prostu rowek!). Doœæ powiedzieæ, ¿e<br />

zmieœci³yby siê w nim ca³e Góry Skaliste!<br />

KRATERY<br />

Wspomniany ju¿ „Mariner 9” zdo³a³ wskrzesiæ wiele<br />

marzeñ , uœmierconych przez odkrycia poprzednich sond.<br />

Statek potwierdzi³ te¿ czêœæ wyników, uzyskanych przez<br />

wczeœniejsze „Marinery”, czêœæ jednak podwa¿y³, w tym<br />

koncepcjê, ¿e Mars jest podobny do Ksiê¿yca. Gdyby<br />

podzieliæ Marsa na dwie czêœci lini¹ biegn¹c¹ pod k¹tem<br />

50 stopni wzglêdem równika <strong>pl</strong>anety, to na po³udnie od<br />

tej linii znajduj¹ siê pokryte kraterami stare obszary. Na<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

pó³noc od tej linii wystêpuje niewiele kraterów. Traf chcia³,<br />

¿e pierwsze „Marinery” obserwowa³y po³udnie <strong>pl</strong>anety i<br />

widok ten zosta³ zgeneralizowany na ca³y glob tworz¹c<br />

fa³szywe wra¿enie Marsa ksiê¿ycopodobnego . A oto<br />

przegl¹d nazw niektórych kraterów, na pocz¹tek tych ,<br />

które odnosz¹ siê do s³awnych podró¿ników – jak Kolumb<br />

czy Magellan, albo astronomów do XVIII w. – jak<br />

Ptolemeusz, Kopernik, Tycho Brahe i pó¿niejszych jak<br />

Galileo, Halley, Ke<strong>pl</strong>er, Antoniadi, Flammarion, Le Verrier,<br />

Lowell, Schiaparelli, Tichow. Fizyków i chemików:<br />

Becquerel, Curie, Huygens, Korolow, Newton, Rutherford,<br />

Sk³odowska. Pisarzy i malarzy: Rudaux, Wells. Geofizyków:<br />

Wegener, Chamberlin, Hutton. Biologów: Darwin,<br />

Huxley, Pasteur, Winogradski.<br />

NIECKA HELLAS<br />

Na po³udniowym wschodzie Marsa znajduje siê charakterystyczny<br />

l¹d – pustynia o owalnym kszta³cie zwana<br />

Hellas (Hellas Planitia) w dodatku nale¿y ona do nielicznych<br />

formacji widocznych zarówno z Ziemi, jak i na<br />

fotografiach otrzymanych z bliska za pomoc¹ sond kosmicznych.<br />

Wynika z tego niezbicie, ¿e jest to obiekt<br />

rzeczywiœcie istniej¹cy na Marsie, a nie tylko na mapach<br />

wykonanych w oparciu o obserwacje naziemne. Cech¹<br />

charakterystyczn¹ tej pustyni s¹ diuny – wydmy piaskowe<br />

co te¿ powoduje nies³ychane wrêcz podobieñstwo<br />

do takich obszarów na Ziemi – zupe³nie jak rodzaj muzyki<br />

stworzonej przez Wolfganga Amadeusza Mozarta,<br />

która jest genialna w ka¿dej epoce, potwierdza te¿ s³usznoœæ<br />

niektórych za³o¿eñ, i¿ znane nam prawa fizyki obowi¹zuj¹<br />

w ka¿dym miejscu w kosmosie – tyle ¿e pustynia,<br />

o której mowa zdaje siê byæ urokliwym idea³em w<br />

swoim rodzaju. I tu nale¿a³oby poszerzyæ nieco wiadomoœci<br />

na temat marsjañskich dolin w ogóle. Zielonkawa<br />

barwa ni¿ej po³o¿onych równin „mórz” i jej sezonowe<br />

zmiany by³y od dawna przedmiotem ró¿nych domys³ów<br />

i hipotez. W 1877 roku wysuniêto przypuszczenie, ¿e<br />

„morza” s¹ obszarami poroœniêtymi roœlinnoœci¹, która<br />

nadaje im specyficzny odcieñ. Sezonowe zmiany barwy<br />

i intensywnoœci „mórz” s¹ wobec tego wywo³ane zamieraniem<br />

i od¿ywaniem roœlin w wyniku zmiany pór<br />

roku. Gdyby¿ to jeszcze by³a prawda! S³ynna dolino<br />

Syrtis Major! Czerwieñ podszyta zgni³ozielonym cieniem<br />

zdaje siê krzyczeæ i szeptaæ, graæ na klawiaturach i graæ<br />

Debussy’ ego! Hej Echo, Echo! Nie leœne ale kamienne –<br />

w prawie zawsze mocno mroŸnych temperaturach i na<br />

dodatek przed terraformacj¹! Zatoko – te Twoje intryguj¹ce<br />

ska³y, ska³ki, okruszki, piaski i i³y – a¿ po o³owiany<br />

horyzont (który bli¿ej ma swój kres ni¿ ziemski) – kamienie<br />

(Miœ Yogi – czy jakoœ tak w tym stylu), które wyra¿aj¹<br />

wiêksz¹ wolê ¿ycia (¿ycia schowanego) – ¿ycia ukrytego,<br />

wisz¹cego w tym rozrzedzonym duszno – morduj¹cym<br />

powietrzu – ni¿ wszystkie drzewa Amazonii. I choæ<br />

nie mogê tu liczyæ na to, ¿e schowam siê przed promieniowaniem<br />

jakichœ fa³szywych cz¹stek, albo, ¿e mo¿e<br />

dostanê w ³eb podczas niespodziewanego deszczu meteorów<br />

– to jednak czekam! Czekam na sygna³ z Centrali<br />

(z Centrali Lotów Ku Nieznanemu)! Planeto przysz³oœci<br />

ods³oñ swe zazdroœnie skrywane Tajemnice! Kierunek pro-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

81


82<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

gramu „Life on Mars”, równa siê ¯ywe Tajemnice.<br />

CZAPY POLARNE<br />

NajwyraŸniejszymi, a za razem najbardziej nietrwa³ymi<br />

obiektami na powierzchni Marsa s¹ bez w¹tpienia bia-<br />

³e obszary oko³obiegunowe zwane czapami polarnymi.<br />

(Dorzuci³bym jeszcze i takie okreœlenie, i¿ s¹ one chyba<br />

najbardziej tajemniczym i dziwnym obszarem <strong>pl</strong>anety, a<br />

nawet to, ¿e optycznie s¹ one najpiêkniejsze). Samo zjawisko<br />

czap polarnych jest powszechnie znane w przypadku<br />

zdjêæ wykonanych naszej rodzimej <strong>pl</strong>anecie z<br />

kosmosu. Ze wzglêdu na ich jasny, bia³y kolor wyró¿niaj¹cy<br />

je od czerwono – pomarañczowego t³a zosta³y odkryte<br />

ju¿ w pierwszej po³owie XVIII w. Szybko te¿ stwierdzono,<br />

¿e wygl¹d i wielkoœæ czapy polarnej zale¿na jest<br />

od pory roku, która panuje aktualnie na danej pó³kuli<br />

Marsa. W zimie ma ona najwiêksze rozmiary, na wiosnê<br />

szybko siê zmniejsza, a w czasie lata jest ju¿ doœæ ma³a i<br />

adekwatnie z nastaniem jesieni zaczyna ponownie narastaæ<br />

osi¹gaj¹c maksimum w zimie. Ju¿ pocz¹tkowi obserwatorzy<br />

wyra¿ali opiniê, ¿e s¹ to zgromadzone przy biegunach<br />

Marsa masy lodu i œniegu. Z nich to – jak nastêpnie<br />

wnioskowano – mieli jakoby Marsjanie kana³ami odprowadzaæ<br />

wodê do obszarów równikowych, gdzie rzekomo<br />

znajdowa³y siê <strong>pl</strong>antacje bujnej roœlinnoœci. (Problem<br />

„kana³ów” w³aœnie okaza³ siê chyba najbardziej poczciwym<br />

przyk³adem naiwnoœci w badaniach naukowych).<br />

Szybkoœæ topnienia (a w³aœciwie sublimacji gdy¿ dwutlenek<br />

wêgla , bêd¹cy g³ównym sk³adnikiem czap – oprócz<br />

niew¹t<strong>pl</strong>iwie jakiegoœ ograniczonego udzia³u lodu wodnego<br />

– w³aœnie dwutlenek wêgla w postaci zamro¿onej<br />

okreœla siê jako „suchy lód” – poniewa¿ zamienia siê on<br />

w gaz bezpoœrednio z pominiêciem stanu ciek³ego – tak<br />

wiêc szybkoœæ tajania czap Marsa i ich rozmiary nie s¹<br />

jednakowe. Notabene, odnoœnie jeszcze wody w warun-<br />

DOROTA NOWICKA<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

STANIS£AW CZYCZ - PISARZ<br />

Z OPOWIADAÑ MOJEGO OJCA<br />

Krzeszowice to moje rodzinne miasteczko. Niedu¿e,<br />

senne, ukryte w cieniu urokliwych jurajskich dolin. „Smutnawe<br />

Sorrento ale w blaskach s³oñca”. Swoista enklawa,<br />

cenna pere³ka tak pod wzglêdem turystycznym jak i<br />

historycznym, po³o¿ona w samym sercu Wy¿yny Krakowsko<br />

- Czêstochowskiej miêdzy t³ocznym i gwarnym<br />

Krakowem a szar¹ Trzebini¹ s³yn¹c¹ z wêgla oraz rafinerii.<br />

Dom rodzinny Profesorów Kazimierza Wyki i Wincentego<br />

Danka, miejsce wiecznego spoczynku przywódcy<br />

Powstania Listopadowego - genera³a Józefa Ch³opickiego.<br />

Cel wycieczek turystów i pielgrzymów. Niby<br />

nic, taka ma³a i zwyk³a mieœcina a jednak - niezwyk³a bo<br />

kach marsjañskich, to jeœli znajdzie siê ju¿ ona na powierzchni<br />

Czerwonej Planety ze wzglêdu na niskie ciœnienie<br />

atmosferyczne tu panuj¹ce oraz nisk¹ temperaturê<br />

bêdzie próbowa³a natychmiast zamarzn¹æ b¹dŸ wyparowaæ<br />

– aby „broñ Bo¿e” nie pozostaæ w stanie ciek³ym<br />

– ot taki regionalny folklor)- reasumuj¹c szybkoœæ<br />

tajania czap Marsa i ich rozmiary nie s¹ jednakowe. Wiêksza<br />

zwykle jest czapa po³udniowa, tworzy siê bowiem<br />

podczas d³ugiej mroŸnej zimy, gdy Mars jest w aphelium.<br />

Za to w lecie, które dla tej pó³kuli przypada w peryhelium<br />

orbity Marsa, czapa po³udniowa zmniejsza siê bardzo<br />

szybko i prawie zawsze topnieje. Czapka pó³nocna<br />

jest mniejsza, ale podczas stosunkowo ch³odnego lata<br />

topnieje powoli i prawie nigdy nie znika do koñca.<br />

S³uchaj¹c piosenki zespo³u „Europe” pt. „The final<br />

countdown” (koñcowe odliczanie) czekam na mój statek<br />

kosmiczny, który zabierze mnie na Marsa – jestem<br />

ju¿ „nad zrêbem <strong>pl</strong>anety (poœród gwiezdnej nocy)” ,<br />

pamiêtaj¹c o tym aby do mojego niezbêdnika wzi¹æ jak<br />

najwiêcej batonów marki „Mars”. Hipotetyczny Zielony<br />

Ludziku – Marsjaninie czy¿ przez lepsz¹ od ziemskiej lunetê<br />

dostrze¿esz ten ma³y py³ek, jakim jestem ja i czy<br />

widzisz, ¿e macham do Ciebie przyjaŸnie rêk¹…?! I jeszcze<br />

coœ, dosz³y mnie s³uchy, ¿e Wy Marsjanie tkwicie w<br />

strasznym b³êdzie twierdz¹c, ¿e na Ziemi nie ma ¿ycia…<br />

- otó¿ jest ono, a to, ¿e Ziemia widziana z kosmosu jest<br />

b³êkitna – to podpisujê siê tutaj jako Niebieski Ludzik<br />

œpiewaj¹c: I’m Blue dabudi – dabudaj.<br />

P.S. Ju¿ widzê siebie jako pomocnika komandora<br />

pierwszej marsjañskiej bazy o dumnie brzmi¹cej nazwie<br />

MARS POWER.<br />

Tomasz „Aztzenty” Barañski<br />

matecznik i wylêgarnia wielu talentów.<br />

S³awa Przybylska, Anna Seniuk, Bo¿ena Targosz, Miko³aj<br />

Grabowski, Magdalena Zawadzka, Bogumi³ Kobiela…<br />

to zaledwie tylko niewielka czêœæ znanych osób<br />

zwi¹zanych bezpoœrednio i poœrednio z tym bardzo ciekawym<br />

aczkolwiek niepozornym na pierwszy rzut oka<br />

miejscem.<br />

To w³aœnie tu a nie gdzie indziej w przyleg³ym przysió³ku<br />

zwanym przez tutejszych mieszkañców GwoŸdŸcem<br />

nieopodal starej Sztolni przyszed³ na œwiat jeden z<br />

najoryginalniejszych i jednoczeœnie bardzo kontrowersyjnych<br />

twórców wspó³czesnej literatury. „Mistrz cierpie-<br />

czêstochowski magazyn literacki


nia”, „cz³owiek bez skóry”. Wirtuoz s³owa, akrobata i ¿ongler<br />

literackiej formy. Twórca nietuzinkowej, nowatorskiej<br />

poezji polifonicznej. Z zawodu technik elektryk.<br />

Dziwak i samotnik maj¹cy jednak¿e wielu znajomych i<br />

przyjació³. Schorowany, cierpi¹cy na ciê¿k¹ postaæ ³uszczycy<br />

oraz raka skóry, niezaradny ¿yciowo abnegat za<strong>pl</strong>¹tany<br />

w sieæ z czarnych oczek ciê¿kiej depresji. Prywatnie<br />

cz³owiek bardzo skromny, wrêcz zakom<strong>pl</strong>eksiony<br />

nie ³akn¹cy s³awy i zaszczytów, który do historii literatury<br />

wszed³ skandalem… Chc¹c wst¹piæ w szeregi Krakowskiego<br />

Oddzia³u Zwi¹zku Literatów Polskich jako swój<br />

prywatny dorobek literacki przedstawi³ wiersze „poety<br />

zakazanego” w owych czasach tj. Czes³awa Mi³osza.<br />

Stanis³aw Czycz - bo o nim tu mowa, autor „Anda”, „Berenais”,<br />

„Nim zajdzie ksiê¿yc”, „Pawany”.<br />

O istnieniu tego niepospolitego i szokuj¹cego form¹<br />

pisarza pierwszy raz us³ysza³am bêd¹c jeszcze dzieckiem.<br />

Nie ze szkolnych podrêczników, gazet czy encyklopedii.<br />

Opowiedzia³ mi o nim, gdy by³am jeszcze ma³¹ dziewczynk¹<br />

mój nie¿yj¹cy ju¿ ojciec, jeden z bohaterów krzeszowickiej<br />

opowieœci S. Czycza pt. „Nim zajdzie ksiê¿yc”<br />

– „Ramzes”. Kolega pisarza z m³odzieñczych lat a co za<br />

tym idzie jeden z towarzyszy wspólnych „posiadówek”<br />

w ówczesnej kawiarni „Turystyczna”, a tak¿e wypadów<br />

pod ka<strong>pl</strong>iczkê - „obronkê”, na stacjê kolejow¹ , do parku<br />

Potockich b¹dŸ po prostu, jak to siê mawia³o, w krzaki za<br />

miasto.<br />

Mój tato od urodzenia by³ mieszkañcem Krzeszowic.<br />

By³ malarzem pokojowym a zarazem malarzem artyst¹<br />

samoukiem, twórc¹ piêknych olejnych pejza¿y. Cz³owiekiem<br />

znanym w swoim œrodowisku i bardzo lubianym<br />

jako tak zwana „z³ota r¹czka”. Cz³owiekiem prostym po<br />

zaledwie siedmiu klasach szko³y podstawowej ale bardzo<br />

zdolnym o du¿ej wiedzy i m¹droœci ¿yciowej. Mi³oœnikiem<br />

przyrody, ogrodnikiem i sadownikiem amatorem.<br />

By³ konstruktorem „domowej roboty” spawarek elektrycznych,<br />

pasjonatem i „zg³êbiaczem” historii naszego<br />

kraju, zw³aszcza dotycz¹cej II Wojny Œwiatowej, od którego<br />

to ju¿ w dzieciñstwie dowiedzia³am siê prawdy o<br />

zbrodni katyñskiej. Moim prywatnym ¿yciowym autorytetem,<br />

swego rodzaju nauczycielem. Dobrym i ³agodnym<br />

cz³owiekiem o go³êbim sercu.<br />

Bardzo mi³o wspominam te jak¿e mi³e i zarazem magiczne<br />

chwile, kiedy mój ojciec zabiera³ siê za malowanie<br />

kolejnego obrazu a w miêdzyczasiezabawia³ nas (mnie i<br />

troje mojego rodzeñstwa) opowiadaniem przeró¿nych weso³ych<br />

historyjek z czasów swojej m³odoœci, z których dowiedzia³am<br />

siê bardzo wiele o mojej rodzinnej miejscowoœci<br />

i ludziach w niej ¿yj¹cych. Koledzy mojego taty, podobnie<br />

jak i on sam, których sylwetki ukazane s¹ w ksi¹¿ce<br />

Czycza pt. „Nim zajdzie ksiê¿yc”, pod wieloma barwnymi i<br />

niepospolitymi pseudonimami pochodzili z niezamo¿nych<br />

rodzin. Byli zwyk³ymi m³odzieñcami z ogromnym poczuciem<br />

humoru i g³ow¹ pe³n¹ dowcipów oraz szalonych pomys³ów.<br />

Dla ¿artu a mo¿e i na powa¿ne za³o¿yli coœ w<br />

rodzaju stowarzyszenia b¹dŸ klubu, który nazwali „Klubem<br />

starego kawalera” (wiêkszoœæ z nich wst¹pi³a jednak i to po<br />

nied³ugim czasie w zwi¹zki ma³¿eñskie). Urz¹dzali oni przeró¿ne<br />

eskapady i wypady na ³ono natury. Spêdzali ze sob¹<br />

mi³o czas, zabijaj¹c w ten sposób nudê i pustkê. Krzeszowi-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

Tablica na grobie rodzinnym Stanis³awa Czycza,<br />

Krzeszowice - zdjêcie z Wikipedii.<br />

ce w owym czasie to jest w latach piêædziesi¹tych i na pocz¹tku<br />

lat szeœædziesi¹tych przesz³ego wieku podobnie jak<br />

i dzisiaj by³y ma³¹ mieœcin¹ w której niestety brakowa³o jakichkolwiek<br />

atrakcji. Jedyn¹ rozrywk¹ dwudziestoletnich<br />

mê¿czyzn pozbawionych jakichkolwiek szerszych perspektyw<br />

i mo¿liwoœci by³a wiêc tylko wêdrówka po ulicach miasteczka<br />

oraz piêknego parku z okaza³ym, ale niestety zrujnowanym<br />

ju¿ doszczêtnie pa³acem hrabiów Potockich albo<br />

popo³udnia spêdzane w kawiarni „Turystycznej”, zapewne<br />

jedynej w Krzeszowicach, w której mo¿na by³o napiæ siê<br />

taniego wina. „Turystyczna” by³a wówczas czymœ w rodzaju<br />

centrum kulturalnego i literackiego Krzeszowic. M³odzi<br />

bardzo czêsto odwiedzali tak¿e dworzec kolejowy i z utêsknieniem<br />

spogl¹dali na poci¹gi jad¹ce w kierunku Krakowa<br />

lub Katowic, tam gdzie byæ mo¿e têtni³o lepsze oraz ciekawsze<br />

¿ycie ni¿ to jakie pêdzili w „zapad³ej” mieœcinie. Z<br />

wielk¹ melancholi¹ oraz nadziej¹ wypatrywali m³odych<br />

dziewcz¹t, odwiedzaj¹cych przygodnie Krzeszowice a co<br />

za tym idzie po prostu - mi³oœci…<br />

W swojej ksi¹¿ce „Nim zajdzie ksiê¿yc” Czycz w sposób<br />

bardzo serdeczny i ciut ironiczny ukaza³ realizm oraz<br />

prostotê tego karykaturalnego, prowincjonalnego miasteczka<br />

„K”, które nazywa³ przekornie Sorrento od nazwy<br />

piêknego w³oskiego kurortu. Przenosi czytelnika w<br />

bardzo barwny i niepospolity sposób w œwiat swojej m³odoœci.<br />

Ten rzewny a zarazem humorystyczny obraz wprowadza<br />

w zadumê oraz uœwiadamia szybkie i nieuchronne<br />

przemijanie ludzkiego ¿ycia a zw³aszcza dzieciñstwa i<br />

m³odych lat. Swoisty klimat krzeszowickiej opowieœci równie<br />

piêknie odda³ re¿yser pan Andrzej Barañski w nakrêconym<br />

przez siebie filmie z 1991 r. „Nad rzek¹, której nie<br />

ma” zrealizowanym na kanwie ksi¹¿ki „Nim zajdzie ksiê-<br />

¿yc” Stanis³awa Czycza. Opowiada on o dorastaniu czterech<br />

przyjació³, ich marzeniach o prze¿yciu wielkiej przygody<br />

i m³odzieñczej mi³oœci. Film widzia³am co najmniej<br />

piêæ razy. Muszê przyznaæ, ¿e za ka¿dym razem z jednakowym<br />

zainteresowaniem. Szczerze polecam, kto jeszcze nie<br />

widzia³, niech ogl¹dnie.<br />

Na pewno nie bêdzie on strat¹ czasu a mo¿e dostar-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

83


84<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

czyæ wielu pozytywnych emocji i mi³ych wra¿eñ. Przede<br />

wszystkim pomo¿e odœwie¿yæ nasze w³asne mocno zakurzone<br />

ju¿ wspomnienia z m³odych lat tak bardzo cenne<br />

i czule pielêgnowane w naszych sercach.<br />

Stanis³aw Czycz by³ jednym z nich. Jednym z tych<br />

m³odych krzeszowiczan, wspó³towarzyszem spacerów<br />

oraz spotkañ, niejako obserwatorem i rejestratorem zdarzeñ.<br />

Jednym z tych, którym uda³o „wyrwaæ siê” z „Sorrento”<br />

i osi¹gn¹æ w ¿yciu coœ wiêcej - s³awê. Lecz nie tak<br />

od razu, ale po latach a wrêcz dopiero po œmierci pisarza,<br />

kiedy to wreszcie jego twórczoœæ zosta³a odkryta jakby<br />

na nowo. Doceniona i modna. Muszê nadmieniæ, ¿e ksi¹¿ki<br />

Stanis³awa Czycza rozchodz¹ siê obecnie jak przys³owiowe<br />

„œwie¿e bu³eczki” i znikaj¹ bezpowrotnie nawet z<br />

pó³ek bibliotek… Lecz pisarz tak naprawdê wcale nie<br />

dba³ o s³awê i rozg³os. Jeszcze za swojego skromnego i<br />

pe³nego cierpieñ ¿ycia robi³ wrêcz wszystko, aby o nim<br />

zapomniano... Czêsto wycofywa³ siê z ¿ycia towarzyskiego,<br />

a nawet przestawa³ pisaæ. Zmêczony, wiecznie drêczony<br />

ciê¿k¹ depresj¹ mawia³ - „No, audiencja skoñczona”.<br />

W moim rodzinnym miasteczku, tj. w Krzeszowicach,<br />

w miejscu, gdzie Czycz spêdzi³ ca³e swoje dzieciñstwo i<br />

m³odoœæ, gdzie póŸniej w doros³ym ju¿ ¿yciu tak chêtnie<br />

powraca³, aby pisaæ i odnajdywaæ potrzebny mu spokój<br />

oraz wytchnienie od krakowskiego gwaru, gdzie spoczê-<br />

³y na wieki jego prochy, w ostatnich latach modne sta³o<br />

siê tak zwane „Czyczowanie”, a sam twórca obrós³ w legendê.<br />

W rocznicê œmierci pisarza przypadaj¹c¹ na 29<br />

czerwca z inicjatywy Miejsko - Gminnej Biblioteki Publicznej<br />

organizowane s¹ uroczyste obchody tego zdarzenia<br />

w postaci wieczorów poetyckich, spacerów œladami<br />

pisarza oraz odczytów jego wierszy w <strong>pl</strong>enerze -<br />

dworzec kolejowy, ka<strong>pl</strong>iczka „obronka”, park Potockich<br />

oraz „Czyczówka” - dom rodzinny pisarza w GwoŸdŸcu<br />

(na których goœciem honorowym jest jego ¿ona Pani<br />

Barbara Sommer - Czyczowa). Elementem wieñcz¹cym<br />

t¹ uroczystoœæ jest zapalanie zniczy na nagrobie znajduj¹cym<br />

siê na pobliskim cmentarzu i oddanie legendarne-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

mu literatowi nale¿nej czci. Wieczorem, ju¿ tylko w bardzo<br />

intymnym gronie najbli¿szych osób na starej Sztolni<br />

odbywa siê palenie ogniska. To czas na wspomnienia…<br />

W imprezie bierze udzia³ wiele znanych osób z krzeszowickiego<br />

œrodowiska jak równie¿ goœci. Uroczystoœæ staje<br />

siê popularna i nabiera wrêcz kultowego charakteru, a<br />

sam pisarz zaœ napawa coraz wiêksz¹ dum¹ i staje siê<br />

bohaterem naszego prowincjonalnego miasteczka. Niektórym<br />

marzy siê nawet postawienie pomnika pisarzowi<br />

na zrewitalizowanym niedawno krzeszowickim rynku zamiast<br />

re<strong>pl</strong>iki rzymskiego gladiatora skradzionej z parku<br />

Potockich.<br />

Kilka dni temu odby³o siê kolejne tj. II Czytanie Czycza.<br />

Przypada ono na 28.06.2012 r. PóŸniej tradycyjnie<br />

spacer z odrobinê zmienion¹ ni¿ w zesz³ym roku tras¹ i<br />

czytanie utworów poety. Tym razem odby³o siê na rynku<br />

a tak¿e w miejscu, gdzie kiedyœ znajdowa³a siê „Turystyczna”,<br />

pod krzeszowickim urzêdem miejskim i pod<br />

starym pa³acem w parku. Czytano tak¿e nad grobem pisarza<br />

oraz palono znicze. Spacer zakoñczy³ odczyt pod<br />

will¹ „Sorrento”, gdzie obecnie znajduje siê niedawno<br />

otwarta restauracja, której nazwê zaczerpniêto w³aœnie z<br />

opowiadañ krzeszowickich Czycza. Dnia 29.06. 2012 r. o<br />

godz. 15.00 w Ka<strong>pl</strong>icy Zgromadzenia Ksiê¿y Misjonarzy<br />

w Nowej Wsi odby³a siê msza za duszê œp. S. Czycza a<br />

wieczorem tradycyjnie na GwoŸdŸcu obok starej Sztolni<br />

spotkanie przy ognisku.<br />

Koñcz¹c moj¹ krótk¹ notê o krzeszowickim pisarzu<br />

katastrofiœcie Stanis³awie Czyczu, cz³owieku nienawidz¹cym<br />

i boj¹cym siê œwiata, bohaterze z wielu ciekawych<br />

opowiadañ mojego taty, chcia³abym gor¹co zachêciæ do<br />

odwiedzenia Krzeszowic a przede wszystkim do wziêcia<br />

udzia³u w corocznym „Czyczowaniu”. Pozwoli ono lepiej<br />

zapoznaæ siê z t¹ jak¿e intryguj¹c¹ postaci¹ niekonwencjonalnego<br />

pisarza a przede wszystkim odkryæ na nowo<br />

jego twórczoœæ i zrozumieæ… Zapraszam!<br />

Dorota Nowicka<br />

Stanis³aw Czycz (ur. 6 kwietnia 1929 w by³ym GwoŸdŸcu k. Krzeszowic, zm. 29 czerwca 1996 w Krakowie) – polski<br />

poeta i prozaik. Uwa¿any za jednego z najbardziej oryginalnych polskich pisarzy XX wieku.<br />

Akt z archiwum W³adys³awa E. Piekarskiego.<br />

czêstochowski magazyn literacki


Za oknami przeraŸliwie nie-wiosenna wiosna. Stan<br />

rzeczy nijak siê ma do odtr¹bionego katastroficznie przez<br />

Amerykanów globalnego ocie<strong>pl</strong>enia, ale przecie¿ statystyczny<br />

Kowalski nie odsuwa firanek, bo jego „oknem<br />

na œwiat” jest telewizor. Na wszelki wypadek media<br />

masowe nie przypominaj¹ ani o ocie<strong>pl</strong>eniu, ani o finansowych<br />

skutkach tej teorii, opartej (co ju¿ wiemy) m.in.<br />

na badaniach od A-Z sfa³szowanych i „dopasowanych<br />

do tezy”. P³aciæ za emisjê dwutlenku wêgla i tak bêdziemy,<br />

gdy¿ polscy politycy nie zaryzykuj¹ protestów innych,<br />

ni¿ dotychczasowe. Symbole niewiele kosztuj¹, a<br />

w kampanii wyborczej dobrze je bêdzie przypomnieæ.<br />

Elektorat i tak ju¿ w ocie<strong>pl</strong>enie uwierzy³, a wszelkie oficjalne<br />

i mniej oficjalne informacje o pogodowych anomaliach<br />

(niezwyk³e opady gradu w Teksasie i w Chinach,<br />

wzmo¿ona aktywnoœæ sejsmiczna etc.) tylko potêguj¹<br />

jego strach. I potwierdzaj¹ ostrze¿enia amerykañskich<br />

klimatologów (choæ równie dobrze mog¹ zwiastowaæ<br />

globalne och³odzenie lub byæ efektem przechodzenia<br />

Uk³adu S³onecznego przez galaktyczny równik, ale<br />

takie myœlenie przekracza pojemnoœæ zwojów mózgowych<br />

ogl¹dacza telewizyjnych obrazków – matryca „w³aœciwego”<br />

odbioru wydarzeñ zosta³a ju¿ wkodowana).<br />

Coraz wyraŸniejszy podzia³ na krêgi odbiorcze ma<br />

informacja. Ci, co wierz¹ mediom rz¹dowym (czy raczej<br />

korporacyjnym) – nie zechc¹ skorzystaæ z portali „offowych”<br />

(czyli „niszowych”, acz sama ta nazwa jest ju¿<br />

obecnie naznaczona lekko pejoratywnie). Czytelnicy<br />

specjalistycznych blogów naukowych, politycznych lub<br />

sportowych wyœmiej¹ powierzchownoœæ ocen popularnych<br />

stron internetowych, gdzie iloœci b³êdów rzeczowych<br />

zaczynaj¹ dorównywaæ liczne b³êdy sk³adniowe<br />

i... ortograficzne! To zreszt¹ nie specjalnie dra¿ni internautów,<br />

a co za tym idzie – równie¿ redaktorów. Mniej<br />

pracy, mniej pieniêdzy na fachow¹ korektê a efekt –<br />

„ogl¹dalnoœæ”, przyci¹gaj¹ca reklamodawców – ten sam.<br />

Telewizji nie ogl¹dam od lat, tote¿ muszê wierzyæ<br />

na s³owo przyjacio³om – manipulacja staje siê tam podobno<br />

coraz bardziej nachalna i balansuje na granicy wiarygodnoœci,<br />

licz¹c, i¿ przekaz zostanie odebrany zgodnie<br />

z ¿yczeniem nadawcy. Jeœli w przeró¿nych kontekstach<br />

trzydzieœci razy w ci¹gu kilku godzin „przypomnimy”<br />

telewidzowi, i¿ pan X jest „cacy” zaœ pan Y „be” –<br />

to podczas najbli¿szych wyborów parlamentarnych i samorz¹dowych<br />

odda on g³os, jakiego oczekujemy, a co<br />

najwy¿ej ominie z daleka lokal wyborczy, bo nie lubi¹c<br />

pana X nie bêdzie mia³ zaufania równie¿ do pana Y. W<br />

dodatku dla ogl¹dacza telewizyjnych obrazków nie jest<br />

wcale obojêtnym, kto go do czegoœ namawia – przydatne<br />

tu s¹ „autorytety” w rodzaju aktorów seriali i „wybitnych<br />

dziennikarzy/dziennikarek”, którzy od lat stosuj¹<br />

co prawda te same chamskie chwyty (niedopuszczanie<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

LECH L. PRZYCHODZKI<br />

Zmienia siê definicja bytu<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

rozmówców do g³osu, cytaty wyrwane z kontekstu,<br />

œmiech podczas wypowiedzi niewygodnych postaci ¿ycia<br />

politycznego czy kulturalnego), ale mog¹ siê pochwaliæ<br />

licznymi nagrodami i s¹ po prostu „celebrytami/celebrytkami”...<br />

Co w zasadzie telewidzom wystarcza, by zgodziæ<br />

siê z nimi, nim jeszcze zaczêli mówiæ/bredziæ... Nie<br />

znaczy to, i¿ TV odmó¿d¿a o ka¿dej godzinie i na ka¿dym<br />

kanale. Te o mniejszej ogl¹dalnoœci warto niekiedy<br />

odwiedziæ.<br />

Jeœli zauwa¿am, i¿ mass-media wp³ywaj¹ na zmianê<br />

obrazu œwiata, to jednoczeœnie zak³adaæ muszê, i¿ obraz<br />

ten jakiœ jednak jest, a walka toczy siê o zmianê hierarchii<br />

jego sk³adowych. Gorzej, gdy widzenie œwiata zostaje<br />

„sp³aszczone” poprzez eliminacjê niektórych elementów.<br />

Eliminacjê – w zamierzeniach „nadzorców”<br />

kultury masowej – definitywn¹.<br />

Od kilku co najmniej lat pomija siê w mediach oficjalnych<br />

milczeniem (tedy i nale¿nym szacunkiem) rocznicê<br />

napaœci hitlerowskich Niemiec na Polskê, czyli oficjalny<br />

pocz¹tek drugiej ze œwiatowych wojen. Ale ju¿<br />

dwa tygodnie póŸniej, 17. wrzeœnia, nie wolno nam zapomnieæ<br />

o agresji ZSRR – ówczesnego sojusznika III<br />

Rzeszy na Kresy Wschodnie II RP. Wielu m³odych Polaków<br />

dopiero przy tej okazji dowiaduje siê, i¿ Hitler by³<br />

jednak pierwszy a Armia Czerwona tylko nasz kraj dobi-<br />

³a. WyraŸne wzmocnienie akcentu rangi historycznej<br />

drugiego wydarzenia, w niewielkim stopniu skoordynowanego<br />

w tej wersji z agresj¹ hitlerowsk¹, zamazuje realia.<br />

Najpierw pó³gêbkiem lub wcale „za³atwia³o siê” w<br />

historiografii i szkolnictwie rolê Moskwy w tragedii Wrzeœnia,<br />

teraz to samo czyni siê z Berlinem. Zapewne w<br />

imiê „dobrze rozumianej” przyjaŸni polsko-niemieckiej,<br />

sk³adowej „wspólnego europejskiego domu”. Jakby na<br />

Bugu Europa (przynajmniej ta „cywilizowana”) siê koñczy³a...<br />

Niemcy dobrze rozumiej¹ tymczasem, i¿ bez Rosji<br />

o Europie jako ca³oœci - mówiæ trudno. Mo¿na ten kraj<br />

szanowaæ za dorobek kultury i nauki, mo¿na go nie cierpieæ<br />

za ³otrostwo przywódców – ale nie da siê go pomin¹æ,<br />

jeœli myœlimy o odbudowie duchowoœci kontynentu<br />

i prawdziwej normalizacji stosunków miêdzynarodowych.<br />

Tej wiedzy - znanej Brytyjczykom, Niemcom czy Francuzom<br />

- polskim elitom politycznym nadal brak. A gdy<br />

wymr¹ ju¿ ostatni u<strong>czest</strong>nicy walk z hitlerowskim agresorem<br />

– ³atwo bêdzie o 1. wrzeœnia 1939 r. „zapomnieæ”<br />

w ogóle, na rzecz obchodów 17. wrzeœnia, daty „prawdziwego”<br />

najazdu. Pro publico bono...<br />

Z tych samych, czysto politycznych powodów, massmedia<br />

skwa<strong>pl</strong>iwie pomijaj¹ inn¹ datê – 12. kwietnia –<br />

Œwiatowy Dzieñ Kosmonautyki. Nawet media „offowe”<br />

– w tym roku o locie Jurija Gagarina niemal zapomnia³y.<br />

Có¿, tworz¹ je g³ównie ludzie m³odzi... Historia podboju<br />

Kosmosu jest im równie obca, co podbojów Cesarstwa<br />

Rzymskiego. I na to m.in. licz¹ ci, co stoj¹ u steru medial-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

85


86<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

nych korporacji. A „wykasowaniu” z naszej œwiadomoœci<br />

ulegaj¹ nie tylko fakty mniej lub wiêcej historyczne, ale<br />

równie¿ te, które dziej¹ siê w³aœnie w tej chwili, a z jakichœ<br />

wzglêdów „zas³uguj¹ce” na otoczenie „lasem milczenia”.<br />

Kilka lat temu poza „Infopolem” i www.cia.bzz.net<br />

nikt w polskojêzycznych mediach nie poinformowa³ o<br />

tym, ¿e w budynku Parlamentu Europejskiego w Strassbourgu<br />

run¹³ dach.<br />

Skala wydarzeñ istotnych, a z pe³n¹ premedytacj¹<br />

przemilczanych w g³ównych mediach – roœnie. By nie<br />

szukaæ daleko – w 1990 r. na pó³nocy Mali wybuch³o<br />

powstanie Tuaregów. Potraktowane jak zwyk³a rebelia,<br />

bez wsparcia – upad³o. Tymczasem wznowienie walk<br />

w styczniu 2012 r. zakoñczy³o siê (niespodziewanie nie<br />

tylko dla rz¹du w Bamako – gdzie w miêdzyczasie odby³<br />

siê przewrót wojskowy - ale i spo³ecznoœci miêdzynarodowej)<br />

pe³nym sukcesem! 6. kwietnia br. Ruch na Rzecz<br />

Narodowego Wyzwolenia Azawadu (MNLA) i islamiœci z<br />

Ansar Dine (Obroñcy Wiary) proklamowali w zdobytym<br />

Timbuktu utworzenie nowego pañstwa, obejmuj¹cego<br />

ziemie etnicznie tuareskie, pod nazw¹ Azawad. Teoretycznie<br />

przynajmniej Azawad nie ma zamiaru poszerzaæ<br />

swoich granic, bo „cudze” Tuaregów nie interesuje. Odbili<br />

te ziemie, które uznaj¹ od stuleci za wy³¹cznie swoje<br />

(oczywiœcie tylko w Mali, problem tuareski to równie¿<br />

sprawa Nigru, Burkina Faso, Libii czy Algierii) i zamierzaj¹<br />

gospodarzyæ tam na w³asn¹ rêkê.<br />

Zamierzaj¹, bo ustanowieniem Azawadu ze stolic¹ w<br />

Timbuktu naruszyli ustalony porz¹dek. Mogli Amerykanie<br />

zrujnowaæ Libiê, ale powstanie nowego kraju, opartego<br />

na granicach etnicznych, grozi lawin¹ podobnych<br />

walk w ca³ej Afryce, gdzie granice wytyczali w³adcy<br />

kolonialni, nie bior¹c pod uwagê niczego poza w³asnym<br />

interesem. Tote¿ chêtnych do dy<strong>pl</strong>omatycznego uznania<br />

ekipy Bilala Ag al-Szarifa w Timbuktu wci¹¿ brak, za<br />

to s¹ tacy, którzy ju¿ gotowi udzieliæ Malijczykom pomocy<br />

w likwidacji secesji Azawadu.<br />

Na wszelki wypadek precedens tuareski mediów „nie<br />

interesuje”. Za wieœciami z daleka: (Tuaregs claim ‘independence’<br />

from Mali<br />

http://www.aljazeera.com/news/africa/2012/04/<br />

2012464441<strong>23</strong>59539.html, Jemal Oumar, Azawad declares<br />

independence<br />

http://www.magharebia.com/cocoon/awi/xhtml1/<br />

en_GB/features/awi/features/2012/04/06/feature-03)<br />

pisz¹ o nim w RP g³ównie www.wolnemedia.net .<br />

Znacznie niebezpieczniejszy zakrêt prze¿y³y niedawno<br />

Chiny. Destabilizacja tego kraju, podobnie jak Rosji,<br />

jest Zachodowi na rêkê, zw³aszcza w przypadku decyzji<br />

o „prewencyjnej” wojence z Iranem, która nikogo zdziwiæ<br />

nie powinna. O ile jednak w przypadku wyborów<br />

prezydenckich w Rosji naciski i wsparcie opozycji przez<br />

USA by³y klarowne, to w Chinach mieliœmy do czynienia<br />

raczej z typow¹ walk¹ frakcyjn¹ pomiêdzy rz¹dz¹cymi.<br />

Usuniêto bowiem z Politbiura „staromodnego” ideowca,<br />

przyjaciela syna Mao, Bi Xilaia (Bo Xilana) (http:/<br />

/monitorpolski.wordpress.com/2012/03/22/wydarzeniai-komentarze-22-marca-2012r),<br />

który da³ siê poznaæ<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

wczeœniej jako osoba walcz¹ca z korupcj¹ i mafijnoœci¹<br />

w Chongqing, gdzie wspólnie z szefem policji doprowadzi³<br />

do skazania i rozstrzelania wielu mafijnych bossów i<br />

w prowincji Hubei.<br />

Czo³gi i armaty na ulicach Pekinu i Szanghaju pojawi-<br />

³y siê 14. marca. W ci¹gu tygodnia frakcja Bi Xilaia znalaz³a<br />

siê w aresztach domowych, choæ wojsko wspar³o<br />

odsuniêtego polityka. O areszcie domowym œwiadczy<br />

usuniêcie jego nazwiska z chiñskiego Internetu, zaœ samochody<br />

z rejestracjami z Syczuanu i Hubei/Hebei by³y<br />

w Pekinie kontrolowane z racji powi¹zañ Bi Xilaia. Link z<br />

tajwañskiej telewizji te¿ jest prób¹ oceny sytuacji na<br />

podstawie bardzo fragmentarycznych danych: http://<br />

www.youtube.com/watch?v=diucpSF03d8 .<br />

Dopiero w tydzieñ po krakowskim bloggerze na tekst<br />

odwa¿y³ siê www.onet.<strong>pl</strong> . Z serwisu CNN przedrukowano<br />

tam komentarz Jaime A. FlorCruza, mieszkaj¹cego<br />

w Chinach od pocz¹tku lat 70. XX w. Tekst dotyczy³<br />

bardziej reakcji chiñskich internautów na zwolnienie Bi<br />

Xilaia, ni¿ zawiera³ jakiekolwiek informacje o próbie zamachu<br />

stanu.<br />

I we w³aœciwy dla demokracji sposób publikacja tego<br />

przedruku „za³atwi³a sprawê”. Z ciszy medialnej komentarz<br />

CNN siê pojawi³ i w niej rozp³yn¹³. Blogger „monitorpolski”<br />

by³ znacznie szybszy w przekazie i dostarczy³<br />

wiêkszej iloœci informacji. A oprócz niego kilka osób w<br />

Polsce po prostu wiedzia³o, ale ku temu trzeba mieæ w<br />

Chinach dobrych znajomych.<br />

Pytanie: ilu przeciêtnych internautów wie, czym jest<br />

Azawad i ilu s³ysza³o o marcowych przepychankach w<br />

Pekinie?<br />

Internet staje siê coraz wiêkszym œmietnikiem informacyjnym.<br />

Na zasadzie „Œpiewaæ ka¿dy mo¿e” – portali<br />

i blogów przybywa w ka¿dym kraju œwiata. Wszystkie<br />

serwuj¹ jakieœ informacje, mniej lub bardziej potrzebne<br />

(zale¿y jeszcze – komu?), mniej lub bardziej prawdziwe...<br />

W zasadzie niemal wszêdzie mamy te¿ do czynienia<br />

ze zjawiskiem cenzury lub, co gorsza, autocenzury<br />

przekazywanych treœci. Jak to ujmuje prof. Jadwiga Staniszkis,<br />

pisz¹c o polskim podwórku: „- System Tuska<br />

polega (...) na tym, ¿e w bardzo wielu obszarach, na<br />

niskich piêtrach systemu, od oœwiaty po lokalne firmy,<br />

ktoœ choæby podejrzewany o inne sympatie nie mo¿e<br />

funkcjonowaæ. Ka¿de dzia³anie sygnalizuj¹ce inn¹ ni¿<br />

prorz¹dow¹ orientacjê jest karane, jest mocno ryzykowne.<br />

Boi siê wielu ludzi. Trzyma ich przy PO ca³y system<br />

zale¿noœci, koncesji (...).” (http://wiadomosci.onet.<strong>pl</strong>/kraj/<br />

staniszkis-wlos-na-glowie-sie-jezy-od-rzucanychpo,1,5078813,wiadomosc.html<br />

)<br />

Dzia³anie, polegaj¹ce na publikowaniu informacji jest<br />

bardziej od innych niebezpieczne, bo... widoczne. I trudno<br />

siê go wyprzeæ. W dodatku jest te¿ mniej od innych<br />

lubiane, gdy¿ mo¿e zasiaæ w g³owach czytelników niema³y<br />

zamêt.<br />

St¹d cicha, acz narastaj¹ca walka o dominacjê w Sieci.<br />

Z jednej strony wyposa¿one w ka¿d¹ iloœæ potrzebnych<br />

pieniêdzy korporacje i s³u¿¹ce im rz¹dy (do czegoœmy<br />

doszli: rz¹dy ju¿ nie rz¹dz¹, a s³u¿¹), próbuj¹ce<br />

stworzyæ wygodne dla siebie prawo i blokowaæ te treœci,<br />

czêstochowski magazyn literacki


które zagra¿aj¹ ich interesom – z drugiej rosn¹ca armia<br />

niezadowolonych z dzia³ania oficjalnych mediów ludzi,<br />

których praca pozwala na zupe³nie inne „odczytanie”<br />

œwiata. Praca w dodatku w znacznej mierze wynikaj¹ca<br />

z pasji, a ta zawsze ma przewagê nad pieni¹dzem, którym<br />

op³acani s¹ zawodowi zdobywcy i przetwórcy informacji.<br />

Nie bez znaczenia pozostaje tu sprawa kosztów<br />

– druk jest drogi. Utrzymywanie witryny internetowej<br />

wymaga tylko minimalnych op³at. I uwalnia od nadzorowania<br />

ca³ego procesu produkcji, potrzebnego prasie.<br />

Stronê www potrafi poprowadziæ jeden zmotywowany<br />

cz³owiek. W przypadku „papieru” ten sam cz³owiek<br />

wyda co najwy¿ej ciekawy zine w niewielkim nak³adzie.<br />

Sieæ daje mo¿liwoœæ kontaktu nieograniczonego<br />

i to w u³amku sekundy. Jak dot¹d szybszy noœnik<br />

informacji spopularyzowany nie zosta³ (bo czy nie wymyœlono<br />

w miêdzyczasie lepszych, to inna historia). W<br />

dodatku dzia³a ju¿ przyzwyczajenie m³odszych pokoleñ<br />

do tego w³aœnie medium. Jeœli nie musz¹ - nie siêgn¹<br />

one po podrêcznik, zajrz¹ do przestrzeni virtualnej. Internet<br />

nie wymaga te¿... wysi³ku fizycznego, co przy<br />

lenistwie wielu dzisiejszych nastolatków niekiedy decyduje.<br />

Nie ruszaj¹c siê z miejsca mo¿na zdobyæ wiedzê,<br />

ale te¿ zhakowaæ stronê konkurenta (w przypadku stron<br />

„niewygodnych” hackerów zastêpuj¹ funkcjonariusze<br />

ró¿nych s³u¿b), poprowadziæ prywatn¹ wojnê z nie lubian¹<br />

osob¹ lub obejrzeæ zdjêcia z wszystkich kontynentów.<br />

Jak ka¿dy z tzw. epokowych wynalazków - Sieæ sta-<br />

³a siê w³asnoœci¹ „wszystkich”, wp³ywaj¹c na ich codziennoœæ.<br />

I to – wp³ywaj¹c w dwojaki sposób. Na poziomie<br />

zewnêtrznym – u³atwia komunikacjê z innymi ludŸmi,<br />

zdobywanie potrzebnych (albo i niepotrzebnych) informacji<br />

a tak¿e organizuje czas.<br />

Istotniejsze zmiany zachodz¹ w naszej œwiadomoœci.<br />

Rozleniwienie i wygodnictwo (tak¿e myœlowe – po co<br />

wysilaæ siê samemu, wystarczy przeszukaæ Net i skompilowaæ<br />

– z sensem lub nie – cudze, ju¿ wyra¿one pogl¹dy),<br />

ograniczenie zachowañ ryzykownych (ryzykujemy<br />

co najwy¿ej œci¹gniêciem programu wirusowego),<br />

zastêpowanie realnej dzia³alnoœci wielogodzinnymi „dyskusjami”<br />

na forach, bêd¹cych z punktu widzenia dyskutantów<br />

twórcz¹ wymian¹ myœli, z punktu widzenia zaœ<br />

ekonomicznych i politycznych decydentów – idealnym<br />

sposobem tak (nielegalnej zazwyczaj) kontroli spo³ecznych<br />

nastrojów, jak i ich kanalizowania (na podjêcie<br />

omawianych teoretycznie dzia³añ u<strong>czest</strong>nicy radosnych<br />

pogaduszek nie maj¹ ju¿ ani si³y ani czasu) – to cena,<br />

jak¹ p³acimy za u<strong>czest</strong>niczenie we wspó³czesnoœci. Ludzie<br />

pozbawieni dostêpu do Sieci stali siê – ca³kiem nagle,<br />

rewolucja elektroniczna to okres ostatnich kilkunastu<br />

lat – obywatelami zdecydowanie gorszej kategorii.<br />

W dodatku pozorna „obecnoœæ” wœród internetowych<br />

„przyjació³” skutkuje coraz wiêksz¹ alienacj¹ wobec ludzi<br />

z krwi i koœci. Virtualni staj¹ siê i ludzie i ich problemy.<br />

Rozmawiaj¹c „ze wszystkimi” realnie nie u<strong>czest</strong>niczymy<br />

w niczyim ¿yciu. W przypadkach skrajnych –<br />

nawet we w³asnym, bo nie starcza nam na to ¿adnej<br />

wolnej chwili...<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />

To wszystko ju¿ zauwa¿ono, niekiedy opisano.<br />

Przejdê teraz do najciemniejszej strony internetowego<br />

medalu. Œwiadomoœæ masowa nigdy nie stawia³a sobie<br />

poprzeczki zbyt wysoko. „Byt jest, niebytu nie ma”<br />

to przecie¿ „zawo³anie” kultury masowej Antyku. To, co<br />

widziano doko³a i czego siê ledwie domyœlano – „by³o”.<br />

Da³o siê doñ dotrzeæ zmys³owo, racjonalnie lub intuicyjnie.<br />

Joñska filozofia przyrody w rzeczywistoœci kszta³towa³a<br />

obraz œwiata znacznie mniej materialistyczny, ni¿<br />

to dziœ interpretujemy.<br />

Sieæ doprowadza do sytuacji, kiedy coœ, co nie zaistnieje<br />

w przestrzeni virtualnej, nie ma w³aœciwie szans,<br />

by dotrzeæ do œwiadomoœci wiêkszoœci populacji ludzkiej.<br />

Powstania Azawadu wszak trudno „domyœliæ siê” z<br />

wysokoœci Bia³egostoku czy Kowna! A jeœli mass-media<br />

tê wiadomoœæ pomijaj¹ – pañstwo Tuaregów zwyczajnie<br />

„nie istnieje”. Jest... niebytem! Zarz¹dcy Netu posiedli<br />

tym samym moc Demiurgów – mog¹ powo³ywaæ do<br />

¿ycia i uœmiercaæ dok³adnie to, na co maj¹ ochotê. Iran z<br />

dnia na dzieñ staje siê „wrogiem ludzkoœci”, anomalie<br />

pogodowe zawsze œwiadczyæ bêd¹ o globalnym ocie<strong>pl</strong>eniu<br />

i niczym innym zaœ twórcy (nie zawsze wielcy)<br />

trafi¹ na pierwsze strony mediów jedynie popieraj¹c<br />

neoliberalny ³ad, serwowany przez korporacjonizm. Prywatnie<br />

mog¹ go nawet o<strong>pl</strong>uwaæ, to ju¿ nikogo nie obchodzi.<br />

Tej opcji wykreowany „byt” zwyczajnie nie pozwoli<br />

siê zrealizowaæ.<br />

Jeœli s¹ ju¿ znani, a napisz¹ cokolwiek nie po myœli<br />

bezkszta³tnego „porz¹dku œwiata” (za którym skryci s¹<br />

ca³kiem konkretni ludzie) – jedn¹ decyzj¹ str¹ci siê ich,<br />

jak Grassa, do moralnego piek³a, ska¿e na niebyt...<br />

W niezauwa¿alny sposób zmienia siê definicja bytu<br />

– staje siê nim tylko to, co proponuj¹ nam mass-media.<br />

I nie jest wcale wa¿ne, czy dany fakt w ogóle mia³ miejsce.<br />

W TV lub Internecie mia³. To wystarczy biernym<br />

odbiorcom za kryterium prawdziwoœci, tak samego zaistnienia<br />

czegoœ, jak jego oceny!<br />

Œwiat zbli¿a siê do granicy, kiedy odró¿nienie fikcji<br />

od rzeczywistoœci stanie siê trudne, jeœli nie wrêcz niemo¿liwe.<br />

Spo³eczeñstwa uwierz¹ w swoje niewolnicze szczêœcie<br />

a naprawdê zadowoleni bêd¹ jedynie w³aœciciele<br />

mediów.<br />

Na szczêœcie wci¹¿ istnieje przeciwwaga – niezale¿ne<br />

Ÿród³a informacji. Póki nie zostan¹ zniszczone – mamy<br />

wybór.<br />

Gdy wyboru zabraknie – zawsze mo¿na powiedzieæ:<br />

„Przynajmniej próbowaliœmy!”. Ale najpierw trzeba próbowaæ!<br />

Lech L. Przychodzki<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

87


88<br />

Z NOTATNIKA MA£GORZATY N - K<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

MA£GORZATA NOWAKOWSKA-KARCZEWSKA<br />

EMIL ZEGAD£OWICZ 1888 – 1941<br />

Zwyk³ by³ mawiaæ, ¿e to jego utwory jak pianie koguta<br />

wabi¹ kobiety.<br />

Przystojny nie by³, ale „mia³, szelma, jakiœ swoisty<br />

wdziêk /…/ który elektryzowa³ panie”. Potrzebowa³, by<br />

pisaæ, ci¹gle nowych podniet (motorów) mi³osnych, seksualnych,<br />

nowych pochlebstw, st¹d ³atwo ulega³ namiêtnoœciom,<br />

a ka¿d¹ z muz mi³owa³, zwykle niezbyt d³ugo,<br />

„ponad ¿ycie i ponad œmieræ”. Gdzieœ obok by³a jeszcze<br />

wierna ¿ona, (Maria, Rysi¹ pieszczotliwie zwana, z<br />

Kurowskich) która utyskiwa³a gorzko „znosi³am egzaltacje<br />

ró¿nych bab” /…/<br />

„Mi³uj¹ce opiekuñcze ³ono” /…/ to Stanis³awa Wysocka,<br />

s³awna, sporo starsza od Emila artystka „cudna,<br />

smuk³a, wysoka, królewska pani – o oczach jak czarne,<br />

parz¹ce gwiazdy” /…/ która zosta³a muz¹ i autork¹ sukcesów<br />

sztuk Zegad³owicza (np. „Lampki oliwnej”), gra³a<br />

w nich bowiem, zafascynowana talentem Lulana (takie<br />

nada³a mu imiê) g³ówne role.<br />

„Mil, jedyna wielka mi³oœæ mego opacznego ¿ycia”<br />

– wyznawa³a kolejna z pañ (Maria Wrzosek, mê¿atka,<br />

matka trojga dzieci). Urzeczona twórczoœci¹ Emila napisa³a<br />

pe³en podziwu list, a on zechcia³ poznaæ tak interesuj¹c¹<br />

czytelniczkê. Spotkanie nast¹pi³o w willi Bajka,<br />

s¹siaduj¹cej z dworkiem poety w Gorzeniu i sta³o siê<br />

pocz¹tkiem mi³oœci, która mia³a byæ wieczna, a przetrwa³a<br />

ledwie trzy lata.<br />

„Szliœmy z oddali – cieniem –<br />

Spotkaliœmy siê p³omieniem - /…/<br />

Unieœmiertelni³ poeta Marylê i w skandalizuj¹cej powieœci<br />

„Zmory” („otoczy³a go mocno ramionami i nogami<br />

– wsysa³a go we wrz¹ce , rozdrgane wnêtrznoœci<br />

/…/) i w tomie piêknych erotyków „Wrzosy”.<br />

Emil Zegad³owicz - foto ze zbiorów Wikipedii<br />

„Gdy mi nagle zarzucasz nogi na ramiona<br />

Wrz¹cej w ¿y³ach rozkoszy warem rozogniona<br />

Gdy rêce moje, wê¿e oszala³e ¿¹dz¹,<br />

Po udach Twych i brzuchu œlepe, gniewne b³¹dz¹ /…/<br />

Jan Kuglin, typograf, wyda³ ów tomik ozdobiony rysunkami<br />

Maryli w iloœci piêciu egzem<strong>pl</strong>arzy. „Przez wiele<br />

miesiêcy sk³ada³em i drukowa³em te „Wrzosy”, chc¹c<br />

uczciæ w ten sposób najg³êbsz¹, jak mnie Emil zapewnia³,<br />

mi³oœæ przyjaciela /…/ Potem z rezerw¹ ju¿ przyjmowa³em<br />

wynurzenia Emila o nowej mi³oœci, najg³êbszej,<br />

pierwszej, ostatniej”/…/<br />

£asy na pochlebstwa Emil rych³o uleg³ wdziêkom<br />

m³odej atrakcyjnej, zaborczej, egzaltowanej do granic<br />

œmiesznoœci („jam Twoja podpa³ka i Twój podnó¿ek /<br />

…/) kolejnej mi³oœniczki swego talentu („nie myœl, ¿e<br />

Goethe by³ wiêkszy od Ciebie – o, nie, Eli, o – nie, ani<br />

trochê”). Teraz ona, Maria (Maura) Koszyc , by³a dla Eliczka<br />

„potê¿n¹ symfoni¹ poruszaj¹c¹ zmys³y i duszê” /…/<br />

Szybko zdominowa³a Emila, (wzi¹³ z ni¹ pono nawet<br />

œlub w koœciele mariawitów) sta³a siê przyczyn¹, za<br />

spraw¹ swej niezbyt jasnej przesz³oœci, rozmaitych k³opotów<br />

pisarza, który nie potrafi³ wy<strong>pl</strong>¹taæ siê z tego<br />

zwi¹zku. Wytrwa³a przy Elim do koñca, opiekowa³a siê<br />

nim w sosnowieckim szpitalu, gdzie chory na raka gruczo³ów<br />

limfatycznych umiera³ w mêczarniach, ¿egnaj¹c<br />

siê ze œwiatem ostatnim wierszem lirycznym<br />

„Mijaj¹ noce, dni, tygodnie<br />

Mijaj¹ lata, lat tysi¹ce.<br />

Nad moim prochem niezawodnie<br />

Graæ bêd¹ skrzypce wichrzej¹ce”<br />

Skrzypce to wspomnienie lat najwczeœniejszego dzieciñstwa<br />

(„Wychowa³em siê wœród kwiatów i muzyki”)<br />

na skrzypcach gra³ ukochany ojciec poety, Tytus Seweryn<br />

Karol. Rodzice Emila byli niezwyk³¹ par¹. Ojciec „romantyk<br />

czystej wody”, by³y ksi¹dz grekokatolicki „muzykowa³,<br />

pisa³ wiersze, hodowa³ kwiaty”. Po wielu perypetiach<br />

¿yciowych pojawi³ siê w Wadowicach, gdy mia³<br />

ju¿ lat przesz³o szeœædziesi¹t. Pokocha³ z wzajemnoœci¹ i<br />

poœlubi³ m³od¹ nauczycielkê muzyki El¿bietê Kaiszarównê,<br />

córkê rodowitego Czecha. „Stworzyli œwiat poza<br />

œwitem, w którym dŸwiêki zakwit³y, a kwiaty gra³y”.<br />

Szczêœcie trwa³o krótko, otoczenie, nawet najbli¿si, nie<br />

zaakceptowali ich zwi¹zku. „Potoczy³y siê lata ciê¿kie,<br />

bardzo nawet ciê¿kie”. El¿bieta psychicznie za³amana,<br />

drêczona œmierteln¹ chorob¹, wróci³a do rodziców, synka<br />

widywa³a bardzo rzadko. Osieroconym dziewiêcioletnim<br />

Emilem (Tytus zmar³ nagle) zajê³a siê ciotka Wanda<br />

Kaiszarowa, która przez d³ugie lata stanowi³a swoist¹<br />

osobliwoœæ dworu w Gorzeniu. Uwielbia³a <strong>pl</strong>otki, rywalizowa³a<br />

o wzglêdy pisarza z ka¿d¹ kobiet¹, która pojawi-<br />

³a siê w jego pobli¿u, zw³aszcza z ¿on¹, na której temat<br />

bywalcom dworu opowiada³a niestworzone rzeczy.<br />

czêstochowski magazyn literacki


We dworze górzeñskim Emil spêdzi³ wiêkszoœæ ¿ycia,<br />

nazwano go nawet samotnikiem z Gorzenia. Tutaj, w<br />

¿ó³tym pokoju, którego okna wychodzi³y na bujn¹ zieleñ<br />

ogrodu, przy zarzuconej papierami sekreterze, pisa-<br />

³o mu siê najlepiej. Dworek, lata œwietnoœci dawno maj¹cy<br />

za sob¹, brzydki, nieprzytulny kupi³ ojciec Emila.<br />

Wymaga³ wiecznych remontów, ale przez pamiêæ ojca<br />

pisarz nie chcia³ go sprzedaæ. Ci¹gle szuka³ pieniêdzy,<br />

by ratowaæ rodzinn¹ posiad³oœæ, a popada³ w coraz wiêksze<br />

tarapaty („d³ugi mnie gniot³y”). Niewypa³em okaza-<br />

³a siê kilimiarnia, któr¹ za³o¿y³ we dworze, (mia³a tak¿e<br />

propagowaæ piêkno kultury beskidzkiej) podobnie hodowla<br />

królików.<br />

Wreszcie wyjecha³ do Poznania, gdzie, niew¹t<strong>pl</strong>iwie<br />

dziêki Wysockiej, która re¿yserowa³a jego sztuki i gra³a<br />

w nich g³ówne role, zaczê³o mu siê nieŸle powodziæ.<br />

Na³o¿y³ jednak na siebie pêta zbyt wielu obowi¹zków<br />

(obj¹³ redakcjê tygodnika „Têcza”, by³ dyrektorem programowym<br />

radia). W rezultacie nie móg³ siê wywi¹zaæ<br />

ze wszystkiego, a zwierzchnoœæ wymaga³a systematycznoœci.<br />

Nie polubi³ Poznania, narazi³ siê poznaniakom swoim<br />

listem pasterskim podpisanym Jego Emilencja, w którym<br />

ostro skrytykowa³ mieszkañców grodu. Odp³acili mu<br />

pogardliwym mianem Galicjusza z Kongresówy.<br />

Stan ducha Zegad³owicza z czasów poznañskich dobrze<br />

prezentowa³, opatrzony celnym wierszykiem,<br />

przedstawiaj¹cy wychud³ego pisarza odzianego w kusy<br />

fraczek portrecik, wykonany przez rysownika W³. Roguskiego.<br />

„Emilu! Œwi¹tku bo¿y!<br />

W Têczowej chodzisz obro¿y<br />

I dusza Twa cicho jêczy /…/<br />

Niewielu, jak stara Sewercia kucharka, potrafi³o dostrzec<br />

zalety charakteru Emila „by³ wylewny, szczodrobliwy<br />

dla ludzi, szanowa³ cz³owieka i to nie tylko uczonego,<br />

ale i prostego, ciemnego”. Takim cz³owiekiem by³<br />

choæby Jêdrzej Wowro „ch³op niemrawy, sumiasty /…/<br />

najszczerszy artysta polski”, uwieczniony w wierszach<br />

poety.<br />

„Wowro rzeŸbi –<br />

Snycerz bogów, beskidzki Wowro powsinoga<br />

Z kloca uzdajnego rzeŸbi swego Boga<br />

Smutnego beznadziej¹ jak wowrowe ¿ycie /…/<br />

Inni, nawet d³ugoletni przyjaciele, nie potrafili zrozumieæ<br />

i zaakceptowaæ trudnego charakteru Zegad³owicza,<br />

skrajnych nastrojów, w które wpada³, poetyckiej<br />

natury, skom<strong>pl</strong>ikowanej wra¿liwoœci. Edward Kozikowski,<br />

wspó³za³o¿yciel grupy poetyckiej Czartak, nieraz,<br />

zirytowany postêpowaniem pisarza, ogranicza³ kontakty.<br />

Emil od dzieciñstwa boj¹cy siê samotnoœci, opuszczenia,<br />

lgn¹cy rozpaczliwie do ludzi, pisa³ wówczas „do<br />

Ciebie szed³em nie tylko z tym, co we mnie jak¹œ wartoœæ<br />

ma, lecz i z tym, co s³abe i niedo³ê¿ne. PrzyjaŸñ<br />

musi byæ bardziej ni¿ mi³oœæ rozumiej¹ca i krzepi¹ca.”<br />

Niewielu te¿ potrafi³o zrozumieæ i doceniæ twórczoœæ<br />

Zegad³owicza. Wedle krytyka Ko³akowskiego by³o to<br />

„potworne gadulstwo, blaga poetycka” /…/ a „wszystkie<br />

fikcje, metafizycznoœci czy religijnoœci zbyt wielkie zbu-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Z NOTATNIKA MA£GORZATY N - K<br />

dzi³y obrzydzenie” /…/ Morcinek, wys³uchawszy fragmentu<br />

„Zmór” w wykonaniu autora, wyszed³ zdegustowany,<br />

oœwiadczaj¹c „zarêczam panu, ze ksi¹¿ki pañskiej<br />

do r¹k nie wezmê”. Tuwima wszak¿e zafascynowa³y<br />

„Motory”. Po skonfiskowaniu niemal ca³oœci nak³adu powieœci<br />

pisa³ do autora „cudowna, wyzwalaj¹ca ksi¹¿ka /…/<br />

mog³eœ przecie¿, cudne moje Pr¹cie Xiê¿ycowe, wydrukowaæ<br />

sto pe³nych, niekastrowanych egzem<strong>pl</strong>arzy<br />

dla przyjació³ i pewniaków”.<br />

Umiera³ Zegad³owicz chyba nie do koñca spe³niony,<br />

z ambitnych marzeñ niewiele zosta³o (fiasko Czartaka)<br />

dwór w Gorzeniu z³upili Niemcy. Czy zachowa³ w tych<br />

ostatnich chwilach szczyptê ironicznego humoru, z którego<br />

s³yn¹³ i pomyœla³, jak niegdyœ „a wszystko to g …<br />

guano amerykañskie”? Czy te¿ raczej z filozoficznym<br />

zdziwieniem skonstatowa³:<br />

„Wszystko – wiêc ¿ycie i œmieræ<br />

Na wadze odwa¿one –<br />

Godzina, minuta, sekunda –<br />

Zrównane, odmierzone /…/<br />

Ma³gorzata Nowakowska-Karczewska<br />

Cytaty pochodz¹ z:<br />

Emil Zegad³owicz, „Wybór poezji”, PIW 1987.<br />

Emil Zegad³owicz, „Zmory”.<br />

Edward Kozikowski, „Portret Zegad³owicza bez ramy”,<br />

Ludowa Spó³dzielnia Wydawnicza, Warszawa 1966.<br />

Krystyna Koliñska, „Zegad³owicz. Podwójny ¿ywot<br />

Srebrempisanego”, Wydawnictwo Trio, Warszawa 1999*.<br />

* Krystyna Koliñska z domu Badora jest urodzona<br />

w Czêstochowie.<br />

Akt z archiwum W³adys³awa E. Piekarskiego.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

89


90<br />

WYDARZENIA<br />

W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

PIÊÆ LAT „CZÊSTOCHOWSKIEGO<br />

magazynu literackiego „GALERIA”<br />

i spotkanie z Siergiejem Ponomarenko<br />

Marek Maculewicz, Bogdan Knop i... Izabela Leszczyna z pierwszym egzem<strong>pl</strong>arzem<br />

naszego czasopisma w rêku<br />

¿ycielskiego Literackiego Towarzystwa<br />

Wzajemnej Adoracji „Li-TWA”<br />

jeden z za³o¿ycieli Towarzystwa Zbyszek<br />

Stañczyk - podczas dyskusji jak<br />

ma wygl¹daæ przysz³e dzia³anie Towarzystwa,<br />

Zbyszek Wo³czyñski przypomnia³<br />

o tym, jak¹ rolê odgrawa³a<br />

„mini<strong>Galeria</strong>”. Dla niektórych to by³a<br />

rzecz nieznana. Zbyszek Stañczyk<br />

siêgn¹³ na pó³kê i po³o¿y³ na stole<br />

oprawione archiwalne numery „miniGalerii”.<br />

Trwa³o kilkuminutowe<br />

ogl¹danie. Potem wszyscy byli ju¿ za<br />

tym, ¿eby „robiæ” takie czasopismo.<br />

Tylko ¿e wszyscy byli „za”, a praktycznie<br />

nikt nie zdawa³ sobie sprawy,<br />

jak to zrobiæ i sk¹d wzi¹æ kasê na<br />

przygotowanie i druk. Skoñczy³o siê<br />

na tym, ¿e bedziemy „robiæ”. Wszyscy<br />

rozeszli siê zadowoleni i tylko<br />

Wojtek Graba³owski (przepraszam,<br />

Wojciech - zróci³ mi na to uwagê Andrzej<br />

Kalinin, ¿e nie wypada pisaæ o<br />

doktorze per „Wojtek”) zapyta³: „W³adek,<br />

i znowu ty, bo nie widzê nikogo<br />

kto by to zrobi³”. Pamiêta³ przecie¿,<br />

¿e pracowa³em w Wydawnictwie<br />

„Dom Ksi¹¿ki”, gdzie przygotowa³em<br />

do wydania dwie ksi¹¿ki - poetyck¹ i<br />

publicystyczn¹. Mia³em te¿ do dyspozycji<br />

program, o który siê wzbogaci³em<br />

kilka lat wczeœniej i z którego<br />

dodatkowo nauczy³em siê korzystaæ<br />

(i do dziœ korzystam).<br />

W dwa - trzy tygodnie póŸniejnapisa³<br />

do mnie jakiœ Wojciech Pestka,<br />

który zasugerowa³, ¿eby Towarzystwo<br />

u<strong>czest</strong>nicz³o w podjêciu delegacji<br />

Zwi¹zku Pisarzy Ukrainy. Po-<br />

To ju¿ piêæ lat minê³o, jak w majowy<br />

wieczór w Winiarni „Margaux”<br />

w d³oniach u<strong>czest</strong>ników pojawi³ siê<br />

„czêstochowski magazyn literacki”,<br />

wtedy jeszcze jako „Li-TWA”. Jeszcze<br />

kilka tygodni przed tym spotkanie nawet<br />

nie myœlano o tym, nie by³o<br />

mowy, by wydawaæ czasopismo, w<br />

którym mogliby publikowaæ cz³onkowie<br />

Towarzystwa, chocia¿ w rozmowach<br />

w trakcie przygotowañ do powo³ania<br />

Towarzystwa zastanawiano<br />

siê, w jaki sposób zabezpieczyæ mo¿liwoœæ<br />

publikacji cz³onkom. Podczas<br />

spotkania w Miejskiej Bibliotece Publiczne<br />

im. W. Biegañskiego w Dziale<br />

Regionaliów, gdzie goœcinnoœci<br />

udzieli³ na spotkanie Komitetu Za³o-<br />

Spotkanie w piwnicach Margaux. Pierwszy po lewej stronie to Siergiej Ponomarenko.<br />

cz¹tkowo odnios³em siê sceptycznie<br />

do tego pomys³u bo byliœmy dopiero<br />

na etapie organizacyjnym... Brakowa³o<br />

wszystkiego... Ale nada³ mi<br />

kogoœ, kto móg³by wspomóc nas organiacyjnie<br />

i... finansowo. Pod¹¿y³em<br />

tym tropem i tak pozna³em Bogdana<br />

Knopa. Z drugiej strony szuka-<br />

³em innych sojuszników. Takim sta³a<br />

siê Izabela Leszczyna, a jej biuro wysup³a³o<br />

trochê grosza na podjêcie<br />

czêstochowski magazyn literacki


ukraiñskich goœci. Na marginesie dodam, ¿e zwróciliœmy<br />

siê o pomoc w podjêciu delegacji do Urzêdu Miasta Czêstochowy.<br />

Otrzymaliœmy odpowiedŸ „¿e miasto nie jest<br />

zaintersowane wspó³organizacj¹ pobytu delegacji”.<br />

Osoba, któr¹ mi poleci³ Wojciech Pestka, okaza³a siê<br />

bardzo kontaktowa i zainteresowana „literacko”(by³ po<br />

tzw „debiucie literackim” ksi¹¿k¹ prozatorsk¹). Przy jego<br />

pomocy i wsparciu dosz³o do spotkania, a ja ze swojej<br />

strony pokombinowa³em, ¿eby móc wydaæ coœ na kszta³t<br />

„miniGALERII”... Jeszcze w dniu przyjazdu delegacji a w³aœciwie<br />

wtedy, gdy oni odpoczywali, ja w drukarni „Gryf”<br />

zszywa³em pierwsze egzem<strong>pl</strong>arze pierwszego numeru...<br />

Nie bez znaczenia by³a tu pomoc Wojtka Pestki, który<br />

zdoby³ i przet³umaczy³ „kawa³ki” tekstów goœci, którzy<br />

mieli nas odwiedziæ w ramach delegacji. Mnie przysz³o<br />

wygrzebaæ jeszcze trochê tekstów z moich archiwalnych<br />

zbiorów i u³o¿yæ to na kszta³t czasopisma... Uda³o siê tyle,<br />

¿e zastosowany papier zbyt ³atwo siê rozchodzi pod szywkami,<br />

a i klejenie by³o zbyt œwie¿e. Prosto z „Gryfa” przynios³em<br />

do piwnicy na Mirowskiej. Wszyscy byli zaskoczeni.<br />

A najbardziej nasi goœcie... Dwaj Siergieje, tylko ¿e<br />

jeden pisa³ siê jako Siergiej, a drugi jako Sierhej... Jeden<br />

nazywa³ siê Ponomarenko. Dodatkowo byli zachwyceni<br />

spotkaniem w Bibliotece WOM.<br />

Po piêciu latach nad polskim wydaniem ksi¹¿ki Sier-<br />

Siergiej Ponomarenko (w œrodku) pod obrazem Dudy<br />

Gracza podczas pierwszego spotkania w Czêstochowie.<br />

gieja Ponomarenki pracowa³a nasza kole¿anka - Alekasandra Keller albo Olga<br />

Wiewióra - jak kto woli. Zbieg³o siê to jakoœ tak, ¿e wypad³o to na maj i<br />

piêciolecie Towarzystwa, pieciolecie ukazania siê naszego czasopisma.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

W³adys³aw E. Piekarski<br />

WYDARZENIA<br />

Ok³adka ksi¹¿ki „Siódma œwieca”, której redaktorem jest<br />

Aleksandra Keller, a poni¿ej osobista dedykacja dla<br />

redaktorki od Siergieja Ponomarenki.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

91


92<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

ROZMOWY NIEKONTROLOWANE<br />

Rozmowa z Kazimierzem Kowalczykiem<br />

o zasz³oœciach, przesz³oœci i o niezbyt<br />

odleg³ej przysz³oœci<br />

W³adys³aw E. Piekarski: Czy mo¿esz sobie wyobraziæ,<br />

¿e w tym roku mija 30 lat od pierwszego naszego<br />

spotkania?<br />

Kazimierz Kowalczyk: Mam poczucie uciekaj¹cego<br />

czasu. Rzeczywiœcie, spotkaliœmy siê ponad 30 lat temu,<br />

a w moim przypadku nale¿y dodaæ jeszcze, ¿e ponad 30<br />

kilogramów temu. Powiem Ci W³adku tak, ¿e wówczas<br />

nie by³o jeszcze na œwiecie mojej córki Marceliny, która<br />

protokó³owa³a obrady ostatniego Walnego Zgromadzenia<br />

naszego Towarzystwa. A jaki st¹d wniosek? Dzieci<br />

cholernie szybko siê starzej¹ a nam „piêknym i m³odym”<br />

pozosta³a jedynie kropka nad „i”.<br />

WEP: Drugie nasze spotkanie mia³o miejsce to za<br />

spraw¹ Ma³gorzaty Franc, która podes³a³a mi kilkanaœcie<br />

wierszy niejakiego Kazimierza Kowalczyka… Pocz¹tkowo<br />

zaintrygowa³o mnie nazwisko… Dochodzenie<br />

w tej sprawie i wskazanie przez Ma³gorzatê miejsca<br />

pracy uzmys³owi³o mi osobê… Ale mamy rozmawiaæ o<br />

literaturze… Wobec tego Twoje pocz¹tki?<br />

K.K.: W opinii moich nauczycieli ponoæ zawsze<br />

potrafi³em siê „wypisaæ”. Pisa³em wypracowania za kolegów,<br />

ale tylko od tych, których nie darzy³em szczególn¹<br />

sympati¹, bra³em haracz. Z regu³y by³a to du¿a paczka<br />

(20 sztuk) „Sportów”. Pierwsza, gor¹ca mi³oœæ i pocz¹tki<br />

ruchu hippisowskiego sprawi³y, ¿e zacz¹³em pisaæ wiersze.<br />

Mia³em wtedy jakieœ 16 lat. W moim liceum by³ sprzyjaj¹cy<br />

ku temu klimat. Mieliœmy i kabaret, i teatrzyk poezji.<br />

Dla tych form m³odzie¿owej dzia³alnoœci pisa³em<br />

ró¿ne teksty. Na studiach by³o ju¿ gorzej. Kole¿anki i<br />

koledzy z roku za³o¿yli kabaret i sta³o siê coœ czego nie<br />

by³em w stanie zrozumieæ. Ci inteligentni, a przy tym<br />

doœæ dobrze ustosunkowani m³odzi ludzie, po drugim roku<br />

musieli zmieniæ kierunek studiów. By³em z szefem kabaretu<br />

umówiony, ¿e do kolejnej premiery napiszê parê<br />

rymowanych satyr. Opatrznoœæ czuwa³a jednak nade mn¹<br />

a w tym przypadku przemówi³a ustami mojego starszego<br />

kolegi Janusza, który by³ synem sekretarza miejskiego<br />

partii i z tego tytu³u du¿o wiedzia³ o politycznych<br />

kulisach Uniwersytetu Œl¹skiego. Otó¿ pewnego wieczora<br />

odwiedzi³ mnie Janusz w moim pokoju w akademiku,<br />

sam mieszka³ dwa pokoje dalej. Zobaczy³, ¿e coœ piszê i<br />

zapyta³: list do dzio³chy piszesz, ja?. Piszê wiersz, takie<br />

tam drobiazgi do „szuflady”. Janusz zblad³ i szeptem do<br />

mnie – zgup³eœ chopie i to co³kiem. To Ty nie wiysz, ¿e<br />

Zdzis³aw Grudziñ (partyjnej pamiêci I sekretarz komitetu<br />

wojewódzkiego partii w Katowicach) pedzio³ na jednej<br />

naradzie na uniwersytecie – „na wydzia³ach historii i<br />

prawa ni bydom studiowaæ kabareciorze, poeci, przeœmiewcy,<br />

pederaœci i inni zboczyñcy”. Jak chcesz pisaæ<br />

Kazimierz Kowalczyk - fotografia Irekeusz K. Korpyœ<br />

to pisz, ale wczeœni czy poŸni ktoœ cie sypnie. Dobrze ci<br />

radza, dej sie pokój z tym pisaniem. Da³em sobie spokój.<br />

Ustosunkowany nie by³em a mój ojciec by³ murarzem i<br />

mia³ bardzo ciê¿k¹ rêkê. Da³em sobie spokój na d³ugie<br />

lata. Szkoda tylko, ¿e ¿aden wiersz z tamtych lat siê nie<br />

zachowa³. Mo¿e parê przechowuj¹ moi przyjaciele.<br />

Prze³omowy w tej kwestii by³ maj 2007 roku. Ciê¿ko<br />

zachorowa³em na zapalenie ¿y³. Ból nie do zniesienia i<br />

temperatura prawie na ca³y termometr. Nie mog³em spaæ<br />

i dla zabicia czasu zacz¹³em pisaæ wiersze „na komórce” i<br />

wys³a³em do przyjació³. Przypomnieli sobie, ¿e kiedyœ<br />

tam pisa³em i zaczêli mnie zachêcaæ aby robiæ to „na<br />

serio”. Pisa³em dalej takie sms-y ale te¿ d³u¿sze wiersze<br />

„do szuflady”. No i sta³o siê tak, ¿e najzupe³niej przypadkowo<br />

pozna³em Pani¹ Ma³gosiê Franc. Resztê ju¿ znasz.<br />

WEP: Zdajesz sobie sprawê, ¿e twoja poezja odbiega<br />

od wspó³czesnych sposobów „poezjowania”, ale w³aœnie<br />

taka poezja daje siê czytaæ?<br />

K.K.: Wiesz W³adku, ¿e gdybym powiedzia³, ¿e nie<br />

zdajê sobie sprawy z tego, co robiê, to nie by³oby sensu<br />

myœleæ o nich a nie o zdobywaniu pozycji w œrodowisku.<br />

To s¹ kwestie oceny i w najmniejszym stopniu nie nale¿¹<br />

do mnie. Co zaœ siê tyczy uczucia, jak to jest byæ debiutantem<br />

po piêædziesi¹tce, to powiem tak: debiut wspominam<br />

jako wydarzenie okropne, jak maturê zdawan¹<br />

przez dziadka poœród dziewiêtnastolatków. Mê¿czyzna<br />

czêstochowski magazyn literacki


po piêædziesi¹tce nie powinien robiæ takich g³upot, ale<br />

sta³o siê. Inni piêædziesiêciolatkowie robi¹ wiêksze g³upstwa,<br />

np. bior¹ sobie za ¿ony „osiemnastki”.<br />

WEP: Sakramentalnym pytaniem jest zawsze pytanie<br />

o mistrzów? Kto nim jest? Kim s¹?<br />

K.K.: Pytanie niby sakramentalne, niby krótkie, ale<br />

odpowiedŸ to temat na doœæ obszerny esej. Nie jest tajemnic¹,<br />

¿e od urodzenia cierpiê na nieuleczaln¹, ciê¿k¹<br />

chorobê. To lata pobytu w szpitalach i przys³owiowego<br />

„przykucia do ³ó¿ka”. Nie potrafi³em i nie potrafiê traciæ<br />

czasu i w czyn wprowadzam pouczenie dane nam przez<br />

Miko³aja Reja – „a to mniej na pilnej pieczy, abyœ czyta³,<br />

kiedy tylko mo¿esz”. Czyta³em i przeczyta³em ca³kiem<br />

sporo a dom zagraci³em ksi¹¿kami. Ale do rzeczy i krótko.<br />

Mam dwóch mistrzów, po ksi¹¿ki których siêgam,<br />

gdy jest mi wyj¹tkowo Ÿle i gdy chcê ponownie uwierzyæ<br />

w cz³owieka, a s¹ nimi – Tadeusz Ró¿ewicz, gdy<br />

chodzi o poezjê i dramat, i Bohumil Hrabal, twórca nie<br />

za d³ugich utworów proz¹. To s¹ mistrzowie dla serca i<br />

duszy. Wiêkszy k³opot mam z wymienieniem mistrzów<br />

dla tego, co i jak piszê. Zawsze inspirowali mnie Skamandryci,<br />

zw³aszcza Tuwim i Iwaszkiewicz. Ostatnio co raz<br />

wiêcej uwagi poœwiêcam Konstantemu Ildefonsowi Ga³czyñskiemu<br />

i W³adys³awowi Broniewskiemu. W tym, co<br />

piszê, mo¿na znaleŸæ œlady inspiracji poezj¹ Federico<br />

Garcii Lorki, Bertolda Brechta i ca³ej <strong>pl</strong>ejady Rosjan od<br />

Jesienina, Achmatowej po Okud¿awê i Wysockiego. Przyznam<br />

siê, ¿e bardzo lubiê czytaæ poezjê pisan¹ przez<br />

kobiety. Panie, w odró¿nieniu od nas grubo ciosanych<br />

siekierk¹, obojêtnie co tworz¹, wiersz, obraz czy te¿ kompozycjê<br />

muzyczn¹, szalenie dbaj¹ o detale, a to sprawia,<br />

¿e ich utwory maj¹ swoist¹ miêkkoœæ i <strong>pl</strong>astycznoœæ. Ujmuje<br />

mnie to - i to bardzo. Poetyki staram siê uczyæ od<br />

Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, Kazimiery I³³akowiczówny<br />

i Haliny Poœwiatowskiej, ale s¹ to dla mnie<br />

wzorce niedoœcignione. Prozy czytam ma³o, ale staram<br />

siê siêgaæ po nowe ksi¹¿ki Gûntera Grassa, Umberto Eco<br />

i Mario Vargasa Llosy.<br />

WEP: Czy Twoje prawnicze wykszta³cenie przeszkadza<br />

ci w pisaniu, czy pomaga a mo¿e nawet inspiruje?<br />

Mo¿e zacznê od koñcowej kwestii. Z ca³¹ pewnoœci¹<br />

wykszta³cenie prawnicze, a mo¿e w ogóle prawo, nie<br />

inspiruj¹ do pisania poezji, bo to przecie¿ proza ¿ycia,<br />

czêsto ¿ycia na przys³owiowym marginesie. Mam notatki<br />

do zbioru opowiadañ, które mog¹ w ca³oœci stanowiæ<br />

monodram. Inspiracj¹ w tym przypadku s¹ porady prawne<br />

udzielone przeze mnie ró¿nym osobom. Ale to przysz³oœæ,<br />

mo¿e niezbyt odleg³a. Wpierw powinienem dokoñczyæ<br />

pisanie dwóch rozpoczêtych ksi¹¿ek poetyckich.<br />

Wykszta³cenie prawnicze przygotowuje do kreatywnego<br />

myœlenia i dzia³ania a zatem pomaga w pisaniu.<br />

Wis³awa Szymborska, Zbigniew Herbert czy Czes³aw Mi-<br />

³osz je¿eli studiów prawniczych nie skoñczyli, to przez<br />

pewien czas prawo studiowali. Chcê Ci powiedzieæ, ¿e<br />

jednym z pierwszych egzaminów na wydziale prawa jest<br />

egzamin z logiki, a jej znajomoϾ w niczym nie przeszkadza,<br />

w pisaniu równie¿.<br />

WEP: Od prawie trzech lat jesteœ cz³onkiem Literackiego<br />

Towarzystwa Wzajemnej Adoracji „Li-TWA”. Jak siê w nim<br />

czujesz? Czy „adoracja” przeszkadza? A mo¿e prowokuje?<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

K.K.: W Towarzystwie czuje siê dobrze. Jestem w<br />

wieku i w takiej sytuacji ¿yciowej, które nie zmuszaj¹<br />

mnie do czegokolwiek. Je¿eli bycie w towarzystwie przestanie<br />

mi siê podobaæ – odejdê natychmiast. Na temat<br />

„adoracji” rozpêta³em w czasie ostatniego Walnego Zgromadzenia<br />

gor¹c¹ dyskusjê. Nie zmieni³em pogl¹du, ¿e<br />

wyraz „adoracja” w nazwie Towarzystwa szkodzi mu w<br />

ró¿nych aspektach, bardzo szkodzi. Przede wszystkim<br />

oœmiesza nas w oczach ludzi, którzy mog¹ byæ potencjalnymi<br />

sponsorami. Ale demokracja ma swoje prawid³a i tê<br />

kwestiê uwa¿am za zakoñczon¹. Przynajmniej na dziœ.<br />

WEP: Jesteœ po dwu promocjach. Czy u<strong>czest</strong>niczy-<br />

³eœ w wieczorach, spotkaniach autorskich, ¿eby mieæ<br />

odniesienie do formu³y odbywanych spotkañ „robionych”<br />

przez Towarzystwo? Czy w ogóle to formu³a wg Ciebie<br />

jest do przyjêcia?<br />

K.K.: Nie mam takiego odniesienia, bo poza promocjami<br />

Towarzystwa nie u<strong>czest</strong>niczê w innych promocjach,<br />

wieczorkach i spotkaniach autorskich. Do tych promocji,<br />

które organizowa³a „Li – TWA”, zastrze¿eñ nie mam. Przy<br />

promocji powinniœmy siê jednak kierowaæ dwoma kardynalnymi<br />

zasadami. Po pierwsze, to czy promocja w<br />

ogóle powinna siê odbyæ, powinien decydowaæ autor i<br />

nikt inny; a po drugie je¿eli ju¿ Towarzystwo zdecyduje<br />

siê na zorganizowanie promocji, to winno to uczyniæ w<br />

sposób jawny i transparentny, bez dzielenia cz³onków na<br />

równych i równiejszych.<br />

WEP: Publikujesz w „czêstochowskim magazynie literackim<br />

GALERIA”. Jak odbierasz formu³ê magazynu<br />

mimo mankamentów edytorskich? WeŸ od razu pod<br />

uwagê to, ¿e robimy ten magazyn na zasadzie wolontariatu,<br />

bez anga¿owania zawodowych informatyków...<br />

i ju¿ od piêciu lat.<br />

K.K.: GALERIA powinna byæ naszym „oczkiem w<br />

g³owie”. Skoro rozpropagowa³em to czasopismo w ró¿nych<br />

miastach i regionach Polski, to chyba nie muszê<br />

wyjaœniaæ, jak odbieram formu³ê GALERII. Wiele œrodowisk<br />

GALERII nam zazdroœci, bo jest ona namacalnym,<br />

realnie istniej¹cym dowodem na to, ¿e w Czêstochowie,<br />

poza „rymami czêstochowskimi”, jest autentycznie œrodowisko<br />

literackie i funkcjonuj¹ ró¿norakie formy ¿ycia<br />

literackiego. Niestety, docieraj¹ do mnie sygna³y, ¿e owe<br />

„mankamenty edytorskie” obni¿aj¹ rangê i markê pisma.<br />

Jestem zdania, ¿e mo¿e lepiej wydaæ w ci¹gu roku mniej<br />

numerów, ale uczyniæ to starannie, bez „literówek” i nieczytelnych<br />

fotografii. Przymiotnik „literacki” i nobilituje, i<br />

zobowi¹zuje.<br />

WEP: Od kwietnia jesteœ cz³onkiem w³adz Towarzystwa,<br />

od maja wiceprezesem Zarz¹du! Wiesz, ¿e wielkie<br />

nadzieje wi¹¿e Towarzystwo z Twoim wejœciem<br />

w sk³ad w³adz, ¿e odpowiedzialnoœæ za wszystko, która<br />

do tej pory spada³a na mnie, w czêœci przejdzie na Ciebie.<br />

Sam podzielam te¿ takie nadzieje. A Ty ? Nadzieje,<br />

czy rozczarowanie?<br />

K.K.: Powiem, ¿e przera¿asz mnie tym, co mówisz.<br />

Nie wiem w oparciu o jakie przes³anki cz³onkowie Towarzystwa<br />

wi¹¿¹ z moj¹ skromn¹ osob¹ a¿ takie nadzieje.<br />

Skoro zosta³em obdarzony zaufaniem to zrobiê wszystko,<br />

aby tego zaufania nie zawieœæ, a za to, co zrobiê albo te¿<br />

czego nie zrobiê, nie mam zamiaru przerzucaæ odpowie-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

93


94<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

dzialnoœci na kogokolwiek. W³adys³aw, wszystko czego<br />

siê podejmê, staram siê wykonywaæ w sposób profesjonalny,<br />

w którym nie ma miejsca na nadziejê czy rozczarowanie,<br />

bo tu naczelna dewiza zamyka siê w powiedzeniu<br />

– „widzia³y ga³y, co bra³y”. Na razie moje dzia³ania s¹<br />

takie, jakie sobie za³o¿y³em. Z pocz¹tku pracy administracyjno<br />

– prawnej bêdzie bardzo du¿o, ale trzeba j¹<br />

konsekwentnie wykonaæ, nawet kosztem czasu, który<br />

powinienem przeznaczyæ na pisanie tego, co ju¿ rozpocz¹³em.<br />

WEP: Zauwa¿asz, ¿e wiele ze swojej „kanclerskiej”<br />

w³adzy w Towarzystwie staram siê pozbyæ i przekazaæ<br />

w ró¿ny sposób cz³onkom Zarz¹du, cz³onkom Towarzystwa?<br />

Wychodzi to niezbyt dobrze, a niekiedy groteskowo?<br />

Jak to widzisz?<br />

K.K.: Model zarz¹dzania sprawami Towarzystwa na<br />

razie siê krystalizuje, a w jakim kierunku pójdzie, to najbli¿szy<br />

rok poka¿e. Polacy nie bardzo przepadaj¹ za „kanclersk¹”<br />

w³adz¹, bo lubi¹ byæ dobrze poinformowani i mieæ<br />

mo¿liwoœæ „sprawdzenia” w³adzy. Dlatego przestrzegam<br />

Ciê i dalej to czyniê, przed „kancelerzowaniem”. Upieranie<br />

siê przy tym zawsze bêdzie rodziæ podejrzenia o najgorsze,<br />

a przecie¿ nam wszystkim zale¿y na tym, abyœmy<br />

byli postrzegani jako organizacja transparentna, realizuj¹ca<br />

szczytne cele, któr¹ nale¿y popieraæ i wspieraæ<br />

w ka¿dy dozwolony prawem, sposób. A ¿e czasem wychodzi<br />

to groteskowo… to s¹ nieuniknione koszty wprowadzenia<br />

„nowego”.<br />

WEP: Przyk³adam du¿¹ wagê do tego, ¿e wiele obowi¹zków<br />

zwi¹zanych z „czêstochowskim magazynem<br />

literackim GALERIA” przejmie Redaktor Naczelny – Zbyszek<br />

Wo³czyñski, ¿e technicznym przygotowaniem magazynu<br />

zajmie siê Olga Wiewióra, a stron¹ internetow¹<br />

(któr¹ uwa¿am za swoj¹ pora¿kê) powracaj¹cy do<br />

¯arek (czyli jakby do Czêstochowy) Rafa³ Socha. Jakie<br />

jest twoje zdanie w tej kwestii.<br />

K.K.: Dok³adnie takie same.<br />

WEP: Kolejnym etapem jest sprawa Wydawnictwa<br />

Literackiego „Li-TWA” i zasad publikacji. Rada Programowa?<br />

K.K.: Jak wiesz i jak wiedz¹ pozostali cz³onkowie<br />

Zarz¹du i szefowa Komisji Rewizyjnej, przygotowa³em<br />

projekt zasad publikacji i promocji w Wydawnictwie Literackim<br />

„Li – TWA”. Liczê na uwagi do tego projektu.<br />

Na razie ¿adne uwagi do mnie nie trafi³y. Mo¿e to dobry<br />

projekt albo w ca³oœci nadaj¹cy siê do kosza. Tak sobie<br />

t³umaczê powsta³¹ sytuacjê. Na cier<strong>pl</strong>iwoœci z regu³y siê<br />

nie traci. Namiêtne dyskusje s¹ i bêd¹ na temat Rady<br />

Programowej Wydawnictwa. Osobiœcie przywi¹zuje do<br />

tego kolegialnego cia³a du¿e znaczenie i nadziejê, bo to<br />

winna byæ niejako wizytówka naszego Towarzystwa. W<br />

sk³ad Rady Programowej powinny wejœæ osoby nie z racji<br />

wieku, dorobku artystycznego i czy te¿ przynale¿noœci<br />

do zakonu „ojców za³o¿ycieli”. To nie jest praca w<br />

„uznaniu zas³ug”. Dobór cz³onków Rady programowej<br />

powinien siê dokonywaæ wg nastêpuj¹cego kryterium.<br />

Po pierwsze, nie wyobra¿am sobie, aby w sk³ad Rady<br />

wesz³a osoba „nieoczytana”, nie posiadaj¹ca rozleg³ej wiedzy<br />

o literaturze, dziel¹ca gatunki literackie na lepsze i<br />

gorsze a twórców na „s³usznych” i „nies³usznych”. Po dru-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

gie, winny to byæ osoby, które ju¿ zd¹¿y³y siê daæ poznaæ<br />

jako wytrawni lub uzdolnieni krytycy literaccy. Czego<br />

oczekujê od Rady Programowej ? Zachowañ obiektywnych<br />

i odwa¿nych. Obiektywnych, to znaczy podejmowania<br />

decyzji bez jakichkolwiek uprzedzeñ, wg jedynie<br />

merytorycznej oceny opiniowanego utworu. Odwa¿nych<br />

na tyle by powiedzieæ autorowi „szkoda czasu i<br />

at³asu” i ¿e „Li – TWA” jego utworu nie wyda. Pisaæ ka¿dy<br />

mo¿e, ale niekoniecznie literaturê. Pozostaje zawsze pisanie<br />

podañ i donosów, które je¿eli napisane s¹ dobrze<br />

te¿ mog¹ byæ utworami literackimi. Mo¿e to, co teraz<br />

powiem jest z³amaniem podstawowej zasady Towarzystwa,<br />

ale przynajmniej jedna trzecia wydanych pozycji<br />

nie powinna wyjœæ poza szufladê autora. Mniejsza o tytu-<br />

³y i nazwiska. Oczywiœcie mam swoich kandydatów do<br />

Rady Programowej, nawet takich, których nie darzê szczególn¹<br />

sympati¹. Siebie w sk³adzie Rady Programowej absolutnie<br />

nie widzê. Nie jestem krytykiem literackim a<br />

bycie obiektywnym przychodzi mi z najwiêkszym trudem.<br />

WEP: I kolejny temat – wsparcie przy konstruowania<br />

wniosków o dofinansowanie. Konkursy - z tym jest<br />

to sporo papierkowej roboty i potrzeba umiejêtnoœci<br />

w ich pisaniu. Dlatego siêgam po doœwiadczonego w tej<br />

materii Piotra G³owackiego – by³ego prezesa czêstochowskiej<br />

„Zachêty” i twórcy „Konduktorowni”. Zreszt¹<br />

siêgam te¿ po pomoc, rekomendowanego przez Ciebie,<br />

Tomasza Szyji. Myœlisz, ¿e to dobre dzia³anie?<br />

K.K.: To bardzo dobre dzia³anie. Cz³owiek nie jest<br />

orkiestr¹ symfoniczn¹ i sam nie jest w stanie wykonaæ<br />

np. IX Symfonii Ludwiga van Beethovena a d¹¿enie<br />

do profesjonalizmu zawsze jest i bêdzie chwalebne. W<br />

tych dzia³aniach mo¿esz na mnie liczyæ.<br />

WEP: Omówiliœmy wszystko po trosze, a nie zapyta-<br />

³em Ciê, co dalej z Twoim pisaniem. W tym numerze<br />

zamykasz swoj¹ wierszowan¹ rubrykê „Wiersze dla starszych<br />

i sentymentalnych”! Co dalej? Trochê wiem na ten<br />

temat, ale Ty to najlepiej sam opowiesz.<br />

K.K.: Formu³a „Wierszy dla starszych i sentymentalnych”<br />

wyczerpa³a siê. Wiem, ¿e wiersze te podoba³y siê,<br />

szczególnie paniom i one mog¹ byæ tym faktem rozczarowane.<br />

Jestem sentymentalny, ale tylko do pewnego<br />

stopnia. Ostatni cykl „Wierszy dla starszych i sentymentalnych”<br />

poœwiêcam ¿onie. Ma ona ze mn¹ krzy¿ pañski,<br />

bo charakter mam wyj¹tkowo trudny i wredny. Co dalej?<br />

A to zale¿y od Redakcji GALERII. Mam dla niej propozycjê<br />

otwarcia sta³ego bloku poetyckiego. Je¿eli moja propozycja<br />

zostanie przyjêta to ju¿ w numerze 24 GALERII<br />

uka¿e siê „Kazimierza „Stolorza” Kowalczyka Zak³ad Przetwarzania<br />

i Utylizacji S³ów i Myœli „Stara Wierszownia”. Nawet<br />

mam ju¿ przygotowanych 16 (szesnaœcie) wierszy.<br />

Jakie wiersze mam zamiar tam zamieszczaæ? Takie jakie<br />

dotychczas, tzn. z rymami i z rozpoznawalnym rytmem,<br />

osi¹ganym przez konsekwentne stosowanie œredniówki.<br />

S¹ to i bêd¹ wiersze oœmio -, dziewiêcio -, jedenasto – i<br />

trzynastosylabowe; przynajmniej po dwa w ka¿dej serii,<br />

czyli w ka¿dym numerze GALERII. Bêd¹ ballady, fraszki,<br />

satyry, takie sobie powiastki filozoficzne... no i niestety<br />

sonety. Jako w³aœciciel Zak³adu zapraszam do wspó³pracy<br />

innych wierszokletów. Zak³adam bowiem przekszta³cenie<br />

czêstochowski magazyn literacki


Zak³adu w spó³kê z ograniczon¹ odpowiedzialnoœci¹ moraln¹.<br />

Zak³adam równie¿ œwiadczenie us³ug poetyckich dla<br />

ludnoœci. Chcesz wys³aæ teœciowej rymowane ¿yczenia, po<br />

przeczytaniu których bez w¹tpienia trafi do szpitala na<br />

kardiologiê – nie ma sprawy. Zamierzasz w poetycki sposób<br />

donieœæ do urzêdu skarbowego na s¹siada z³odzieja –<br />

masz jak w banku. Chcesz szwagra, zawodowego moczymordê,<br />

oœmieszyæ przed ca³¹ dzielnic¹ - przygotujê dla<br />

Ciebie kilkanaœcie egzem<strong>pl</strong>arzy stosownej satyry. Zrobi siê,<br />

a Ty co najwy¿ej rozkleisz j¹ na s³upach, np. w trakcie<br />

kampanii wyborczej. Chcesz wiersz mi³osny czy mowê<br />

pogrzebow¹ – nie ma problemu. I mnie siê nale¿y chocia¿by<br />

niewielka dawka adrenaliny. Wiesz W³adku, w tym<br />

co robi nasze œrodowisko, jest œmiertelna powaga. Co m³odszy<br />

twórca, to tym bardziej nadêty. Jak balon startuj¹cy w<br />

zawodach Gordona Benetta.<br />

S¹dzê, ¿e uda mi siê przekonaæ Redakcjê GALERII,<br />

by Kazimierza „Stolorza” Kowalczyka Zak³ad Przetwarzania<br />

i Utylizacji S³ów i Myœli „Stara Wierszownia” zagoœci³<br />

na sta³e na ³amach redagowanego przez Ni¹ pisma.<br />

Liczê, ¿e mnie w tych staraniach poprzesz.<br />

WEP: Kiedy kolejny tomik? Kiedy wreszcie napiszesz<br />

podanie o przyjêcie do zwi¹zku twórczego SPP czy ZLP?<br />

Bo wedle mnie to jakby nobilitacja twórcza, a przy tym<br />

ma³y kroczek, ¿eby mo¿na by³o stworzyæ drugi zwi¹zek,<br />

któryby móg³ zabiegaæ o wsparcia dla dzia³añ twórczych?<br />

K.K.:Chcia³bym bardzo, aby do koñca roku skoñczyæ<br />

pisanie „Rapsodii hiszpañskiej”. Spore fragmenty „Rapsodii”<br />

znane s¹ nie tylko Tobie. W tej kwestii podj¹³em<br />

zobowi¹zania wobec Seniora Marco Hernandeza, w³aœciciela<br />

„La Haciendy”. Wiesz, ¿e z zamiarem napisania tej<br />

ksi¹¿ki noszê siê od dawna. Pomys³ jej napisania powsta³<br />

w czasie, gdy jeszcze nie zna³em Seniora Hernandeza.<br />

Motywy mojej decyzji te¿ Ci s¹ znane – atencja do „Concierto<br />

de Aranjuaniez” Joaquina Rodrigo i niek³amany zachwyt<br />

kultur¹ Hiszpanii.<br />

Mam „rozgrzebane” dwie ksi¹¿ki „Notes z bazgro³ami”<br />

ma ju¿ 20 (dwadzieœcia) wierszy, g³ównie ballad i<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

tekstów, które pisane s¹ z myœl¹, ¿e zostan¹ piosenkami.<br />

Pozosta³o mi do napisania jeszcze drugie tyle utworów<br />

poetyckich, no i czêœæ druga, tj. opowiadania – monogram,<br />

o których ju¿ wspomnia³em. Do tych opowiadañ<br />

sporz¹dzi³em sporo notatek. Opowiadania bêd¹ mieæ<br />

wydŸwiêk satyryczny a ca³oœæ jest pomyœlana jako sceniczna<br />

komedia. Drug¹ z owych „rozgrzebanych” ksi¹-<br />

¿ek to „Herody”, bêd¹ce drug¹ czêœci¹ „wydanej w drugim<br />

obiegu” Pastora³ki. Dopiero teraz zda³em sobie sprawê,<br />

¿e Herody s¹ wszechstronnie drugie, widocznie maj¹<br />

pecha, ale materia³ów do „Herodów” mam sporo. Je¿eli<br />

dobry Pan Bóg i sponsorzy pozwol¹, to te dwie ksi¹¿ki<br />

chcia³bym wydaæ w 2013 roku.<br />

Oczywiœcie, chcia³bym pozostaæ wierny GALERII.<br />

Obok inkryminowanego wy¿ej „Zak³adu”, chcia³bym<br />

kontynuowaæ „Glosy do ksi¹¿ek przeczytanych”. Pracujê<br />

nad trzema glosami. Autorów i tytu³ów nie zdradzê, bo<br />

ma byæ to niespodzianka, zapewniam, ¿e mi³a. Moim<br />

marzeniem jest pisanie do GALERII felietonów o muzyce<br />

klasycznej, cos na kszta³t prywatnej listy przebojów<br />

tej muzyki i o ciekawostkach z ¿ycia najwiêkszych trzydziestu<br />

kompozytorów. Marzenia czasem siê spe³niaj¹…..<br />

Jak widzisz <strong>pl</strong>any mam ambitne niczym harcerz, a<br />

przecie¿ dalej pracujê jako radca prawny. Jest to zajêcie,<br />

które nie pozwala na „obijanie gruch”.<br />

Wiesz, kiedy napisa³em pierwszy w ¿yciu wiersz, to<br />

w mojej m³odzieñczej, „robaczywej” g³owie zrodzi³o siê<br />

marzenie o byciu cz³onkiem Zwi¹zki Literatów Polskich.<br />

To marzenie od¿y³o i nie ukrywam, ¿e chcia³bym zostaæ<br />

cz³onkiem ZLP. Wiem, ¿e wspierasz mnie duchowo w<br />

tych zamiarach. W³adku, jak tylko „Rapsodia hiszpañska”<br />

przejdzie chrzest promocji, to na drugi dzieñ z³o¿ê podanie<br />

o przyjêcie do ZLP. Wci¹¿ mam w¹t<strong>pl</strong>iwoœci czy spe³niam<br />

merytoryczne przes³anki do przyjêcia mnie do tej<br />

elitarnej organizacji. Przyjêcie do ZLP by³oby „wykonaniem”<br />

ostatniego „<strong>pl</strong>anu ¿yciowego”.<br />

WEP: Znasz œrodowisko od trzech lat. Twoja gradacja,<br />

twoi liderzy?<br />

K.K.:A mia³em cich¹ nadziejê, ¿e to pytanie nie pad-<br />

Kazimierz Kowalczyk w otoczeniu cz³onków Literackiego Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Li-TWA” podczas spotkania na<br />

Miêdzynarodowym Dniu Pisarza - fotografia Ireneusz K. Korpyœ.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

95


96<br />

WYWIADY, ROZMOWY<br />

nie. Gradacja wi¹¿e siê z dzieleniem ludzi, z zaliczaniem<br />

ich do okreœlonego „stopnia”, a skoro jest gradacja to jest<br />

i degradacja. Wiesz, ¿e bywaj¹ ludzie gorsi od bydl¹t?<br />

Czy widzia³eœ zwierzê, które siê samo degraduje? Ja nie<br />

widzia³em. Za to ludzi, którzy siê sami degraduj¹ jest sporo.<br />

Sam ich znasz osobiœcie. Z drugiej strony jest mnóstwo<br />

takich, a nawet partie ca³e, które z gradacji ludzi<br />

uczynili dla siebie zajêcia „zawodowe”. Wyniki ich dzia-<br />

³añ s¹ g³oœne i namacalne. Mamy „prawdziwych Polaków”<br />

i „zaprzañców” patriotów pierwszej i drugiej kategorii<br />

„obroñców krzy¿a” i „wrogów wiary”. Pomys³owoœæ tych<br />

ludzi nie zna granic i w nied³ugim czasie dowiemy siê o<br />

kolejnych „odkrytych” podzia³ach. Pal diabli, gdyby robili<br />

to na przys³owiowy w³asny rachunek. Niech sobie dziel¹<br />

jak tylko chc¹. Ale wg nich jedynie bycie „prawdziwym<br />

Polakiem” daje legitymacjê do ubiegania siê o mandat<br />

spo³eczny. Nieszczêœcie Polaków polega na tym, ¿e zaufali<br />

ludziom, którzy za jedyn¹ kwalifikacjê legitymuj¹c¹<br />

do sprawowania w³adzy uznali i uznawaj¹ antykomunizm.<br />

Daleki jestem od wychwalenia jakiegokolwiek sytemu<br />

totalitarnego ale chocia¿by do sprawowania mandatu radnego<br />

w zapyzia³ej gminie wymagaæ nale¿y czegoœ wiêcej<br />

ni¿ bycie antykomunist¹. Œwiat kroczy szybko do przodu,<br />

potrzebni nam s¹ fachowcy, którzy powyje¿d¿ali za<br />

granicê, a pozostali wszelkiej maœci „niezast¹pieni” i tkwi¹<br />

w okopach, które sami wykopali. Ja nie do¿yjê tego, ale<br />

moje dzieci, je¿eli w ogóle bêd¹ istnieæ emerytury, otrzymaj¹<br />

te œwiadczenia, gdy osi¹gn¹ 70 (siedemdziesi¹ty)<br />

rok ¿ycia i to w wymiarze g³odowym. A gdzie wówczas<br />

bêd¹ „prawdziwi Polacy”. Przypuszczam, ¿e odrodz¹ siê<br />

tradycyjne kierunki salwowania siê, czyli Pary¿ i Londyn.<br />

Dlatego wszelkie gradacje ludzi wywo³uj¹ we mnie natychmiastow¹,<br />

siln¹ alergiê. Zalegalizowana gradacja zamyka<br />

zak³ady pracy a otwiera bramy kacetów, ³agrów<br />

czy innych „produktów” ludzkiej pogardy. Tych ludzi nic<br />

nie jest w stanie czegokolwiek nauczyæ. Mam nadziejê<br />

W³adku, ¿e pytaj¹c mnie o gradacjê, mia³eœ na myœli zwyczajne<br />

ludzkie sympatie i antypatie.<br />

Nasze Towarzystwo pod tym wzglêdem niczym<br />

szczególnym siê nie wyró¿nia. Oczywiœcie s¹ osoby, które<br />

darzê sympati¹ i to z regu³y z wzajemnoœci¹. Ale wiesz<br />

równie¿, ¿e nie wszyscy cz³onkowie Towarzystwa, delikatnie<br />

mówi¹c mnie lubi¹. Ja wiem, które to osoby, ale<br />

ani z nich, ani z braku sympatii z ich strony „nic sobie nie<br />

robiê”. Moje ¿ycie towarzyskie jest ubogie, bo nie jestem<br />

„towarzysko atrakcyjny”. Mam kilku wypróbowanych<br />

przyjació³ i jest to kr¹g praktycznie od wielu lat zamkniêty.<br />

Jak ju¿ powiedzia³em, je¿eli w Towarzystwie zacznie<br />

siê Ÿle dziaæ, wówczas odejdê natychmiast. Jestem zodiakalnym<br />

lwem i rzeczywiœcie mam osobowoœæ lwa samotnika.<br />

Lubiê chodziæ w³asnymi œcie¿kami i niezwykle<br />

ceniê sobie prywatnoœæ. Jestem duchowym eremit¹. Jak<br />

w naszym Towarzystwie przebiegaj¹ linie podzia³u, to<br />

najlepiej widaæ w czasie promocji. W ka¿dym b¹dŸ razie<br />

uprawnione jest stwierdzenie, ¿e z wzajemn¹ adoracj¹ w<br />

naszym Towarzystwie jest tak sobie. Nie jest to adoracja<br />

powszechna ani do koñca autentyczna. Mam nadziejê,<br />

¿e nie nale¿ysz do tych, którzy darz¹ mnie dobrze skrywan¹<br />

antypati¹ i ¿yczliw¹ niechêci¹.<br />

WEP: Stan mojego zdrowia jest taki jaki jest… Nic<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

siê nie poprawia… Chce powróciæ do mojego wczeœniejszego<br />

postanowienia o „przekazaniu” albo „abdykacji”<br />

z obowi¹zków Prezesa… Chcê to zrobiæ w listopadzie<br />

lub grudniu. Bo tak gdzieœ <strong>pl</strong>anowaliœmy Walne Zebranie...<br />

Widzisz szansê trwania Towarzystwa beze mnie<br />

lub z moim ograniczonym u<strong>czest</strong>nictwem w ¿yciu Towarzystwa.<br />

Stwarzamy albo jak ktoœ woli uk³adamy<br />

dzia³ania Towarzystwa w sposób bardziej sformalizowany<br />

i mo¿e pora, aby ktoœ robi³ to wszystko zamiast<br />

mnie…<br />

K.K.: Powiem tak, ¿e cz³onkiem Zarz¹du zosta³em<br />

na Twoj¹ proœbê i je¿eli uznasz, ¿e moja obecnoœæ w<br />

Zarz¹dzie jest konieczna, to zostanê. Podj¹³em siê tej funkcji,<br />

bo mia³em poczucie spe³nienia misji uporz¹dkowania<br />

spraw administracyjno – prawnych. Ale te czynnoœci zostan¹<br />

zakoñczone najpóŸniej do koñca wrzeœnia 2012 r.<br />

Po tej dacie moje u<strong>czest</strong>nictwo w pracach Zarz¹du nie<br />

bêdzie mia³o wiêkszego uzasadnienia i na serio rozwa¿ê<br />

kwestiê dalszego bycia wiceprezesem i cz³onkiem Zarz¹du.<br />

Bez wspó³pracy z Tob¹ i z Panem Bogdanem<br />

Knopem nie widzê mo¿liwoœci pracy w Zarz¹dzie. Zd¹-<br />

¿y³em siê zapoznaæ ze zdolnoœciami organizacyjnymi poszczególnych<br />

cz³onków Zarz¹du. ¯yczê Ci W³adys³aw, i<br />

sobie te¿ ¿yczê, by to zdrowie i si³y, które w nas jeszcze<br />

zosta³y, wystarczy³y na pe³nienie powierzonych funkcji<br />

do koñca kadencji. Tak nam dopomó¿ Bóg. Amen.<br />

Pytania Kazimierzowi Kowalczykowi zadawa³<br />

W³adys³aw E. Piekarski.<br />

Akt z archiwum W³adys³awa E. Piekarskiego.<br />

czêstochowski magazyn literacki


JAN £¥CZEWSKI<br />

Jan £¹czewski - foto Eugeniusz Grzebielucha<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

HISTORIA W GALERII<br />

KRÓTKI ZARYS DZIEJÓW CZÊSTOCHOWY<br />

( w 630 rocznicê przybycia paulinów do Czêstochówki)<br />

Pierwsza zapisana data dotycz¹ca Czêstochowy pochodzi<br />

z roku 1220, czyli niespe³na 8 wieków temu. Jest<br />

to dokument, w którym biskup krakowski Iwo Odrow¹¿<br />

przyznaje w³asnoœæ i prawo pobierania dziesiêciny z kilku<br />

wsi (w tym w³aœnie Czêstochowy) kanonikom regularnym<br />

z Mstowa. Na prze³omie XIII i XIV wieku ustali³a<br />

siê równie¿ struktura administracyjna terenu: Czêstochowa<br />

znalaz³a siê w powiecie lelowskim województwa krakowskiego.<br />

Bêd¹c parê lat temu w Niemczech zwiedza-<br />

³em muzeum w Duisburgu. Wisi tam mapa Niemiec i<br />

czêœciowo ziem s¹siaduj¹cych z XVI wieku, na której zaznaczony<br />

jest Mstów i Lelów. Nie ma Czêstochowy.<br />

Prawa miejskie otrzyma³a Czêstochowa pomiêdzy<br />

rokiem 1356 (wystêpuje w dokumencie, jako wieœ) a<br />

1377 r., w którym wymieniona jest, jako miasto. Dokument<br />

lokacyjny zagin¹³. O ile wieœ Czêstochowa znajdowa³a<br />

siê na zachodnim brzegu rzeki Warty (i pozosta³a<br />

tam, jako wieœ Zawodzie) to miasto zosta³o lokowane na<br />

przeciwnym brzegu (dzisiejszy Stary Rynek.) Po sprowadzeniu<br />

z Wêgier przez ksiêcia W³adys³awa Opolczyka<br />

w 1382r. zakonu paulinów i cudownego obrazu Najœwiêtszej<br />

Marii Panny rozwinê³a siê pod klasztorem osada zwana<br />

Now¹ Czêstochow¹ lub Czêstochówk¹. A¿ do pocz¹tków<br />

XIX wieku obie miejscowoœci konkurowa³y ze sob¹<br />

jako miejsca obs³ugi pielgrzymów. Czêstochówka by³a<br />

miastem prywatnym Jasnej Góry a Czêstochowa miastem<br />

królewskim.<br />

Okres od po³owy XV do po³owy XVII wieku by³ dla<br />

Czêstochowy - tak jak dla ca³ego kraju - okresem rozkwi-<br />

tu .Wed³ug zachowanych ksi¹g tzw. rewizyjnych w Czêstochowie<br />

by³o:<br />

w roku 1564 w 1569 w 1631<br />

domów<br />

w mieœcie 218 249 378<br />

piekarz 19 20 <strong>23</strong><br />

gorzelników 9 31<br />

rzeŸników 14 14<br />

ponadto w 1631 r. by³o szewców 10; kuœnierzy 3,<br />

praso³ów (handlarzy soli) 4<br />

„Potop" lat 1655 - 1660 doprowadzi³ miasto do upadku,<br />

pomimo, ¿e obrona klasztoru ws³awi³a Czêstochowê.<br />

S³awê w Polsce i œwiecie zawdziêcza³a Czêstochowa<br />

klasztorowi na Jasnej Górze, zw³aszcza gdy w 1656 roku<br />

klasztor opar³ siê wojskom szwedzkim („Potop"), a dowódc¹<br />

nie by³ ¿aden genera³, lecz przeor paulinów Augustyn<br />

Kordecki. Jasna Góra nie jest wprawdzie tematem<br />

niniejszego szkicu, lecz ¿aden tekst mówi¹cy o Czêstochowie<br />

nie mo¿e pomin¹æ jej ca³kowicie zw³aszcza w<br />

2011 roku - roku, w którym minê³o równo 300 lat od<br />

zapocz¹tkowania pieszych pielgrzymek z Warszawy w<br />

1711 r. Pielgrzymowano , oczywiœcie w sposób czêœciowo<br />

zakonspirowany, nawet w latach hitlerowskiej okupacji.<br />

Tradycja pieszych pielgrzymek zosta³a zapocz¹tkowana<br />

w sierpniu 1626 r. a pierwszym miastem, które<br />

uzna³o, ¿e w ten sposób podziêkuje Marii za uratowanie<br />

miasta przed jego zdobyciem i zniszczeniem przez protestanckie<br />

wojsko duñskie - w okresie wojny trzydziestoletniej<br />

- by³y Gliwice nie nale¿¹ce wówczas do Rzeczypospolitej,<br />

lecz - wraz z ca³ym Œl¹skiem - do monarchii<br />

habsburskiej. Jest to m.in. dowód jak silny i trwaj¹cy przez<br />

stulecia by³ zwi¹zek ziemi œl¹skiej z Polsk¹ i jak wa¿n¹<br />

rolê odgrywa³a w tym powi¹zaniu Czêstochowa. Drugim<br />

miastem, które zorganizowa³o piesz¹ pielgrzymkê by³,<br />

we wrzeœniu 1626 r. Kalisz.<br />

W 1792 r. (drugi rozbiór Polski) Czêstochowa znalaz³a<br />

siê pod zaborem pruskim do roku 1806 gdy - w wyniku<br />

zwyciêskiego powstania powsta³o Ksiêstwo Warszawskie,<br />

a w 1815 r. Królestwo Polskie.<br />

W 1826 r. dosz³o do zespolenia dwóch obok siebie<br />

istniej¹cych miast: Starej i Nowej Czêstochowy. Projekt<br />

opracowa³ w latach 18<strong>23</strong>-26 in¿ynier Jan Bernhard. Wytyczona<br />

zosta³a ulica Najœwiêtszej Marii Panny oraz œw.<br />

Barbary i trzy <strong>pl</strong>ace: podjasnogórski oraz Biegañskiego i<br />

Daszyñskiego((dzisiejsze nazwy). Dzisiejsza Aleja NMP,<br />

która ³¹czy³a oba miasta by³a wówczas poln¹ drog¹. Dlatego<br />

podzielono j¹ na 142 parcele pod zabudowê. Rozdawano<br />

je miejscowym i zagranicznym osobom w wieczyst¹<br />

dzier¿awê z obowi¹zkiem wybudowania domu<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

97


98<br />

HISTORIA W GALERII<br />

murowanego i co najmniej jednopiêtrowego w ci¹gu<br />

dwóch lat. Rada Administracyjna Królestwa uchwali³a<br />

specjaln¹ po¿yczkê dla inwestorów. O rozumie ówczesnych<br />

w³adz miasta œwiadczy fakt, ¿e Aleje NMP - g³ówna<br />

ulica miasta, która liczy³a wówczas oko³o 6 tysiêcy<br />

mieszkañców (z ci¹¿¹cymi do Czêstochowy wsiami Zawodzie,<br />

Stradom, Kucelin oko³o 8 tys.) s³u¿y dziœ po<br />

prawie dwustu latach miastu, w którym ¿yje ponad æwieræ<br />

miliona osób.<br />

Wiek XIX to dla Czêstochowy okres dynamicznego<br />

rozwoju przemys³u bardzo ró¿norodnych bran¿ ze zdecydowan¹<br />

przewag¹ w³ókiennictwa. W 1913 r. (a wiêc<br />

przed wybuchem I wojny œwiatowej) by³o w Czêstochowie<br />

(wed³ug wyliczeñ He<strong>nr</strong>yka Roli) 75 ró¿nych zak³adów.<br />

Najwiêksze z nich to: (kolejnoœæ wed³ug liczby<br />

zatrudnionych) Czêstochowianka - 4210 pracowników;<br />

Pelcery - 2 000; Stradom - 2 000 ; Huta Czêstochowa -<br />

1854 ; Motte - 1800 ; Warta - 1500 osób.<br />

W pierwszej (przedrozbiorowej) Rzeczypospolitej<br />

Czêstochowa nale¿a³a do województwa krakowskiego.<br />

W Królestwie Kongresowym do gubernii piotrkowskiej.<br />

Po odzyskaniu niepodleg³oœci w 1918 r w³¹czono Czêstochowê<br />

do województwa kieleckiego, w którym by³a<br />

najwiêkszym miastem . By³a te¿ drugim po Bydgoszczy<br />

najwiêkszym prowincjonalnym (nie wojewódzkim) miastem<br />

w Polsce (dziœ jest najwiêkszym ). W !939 r. liczy³a<br />

139 tysiêcy mieszkañców. Oko³o 35 % ludnoœci stanowili<br />

¿ydzi, oko³o 5 % Niemcy i W³osi. W PRL Czêstochowa<br />

by³a najpierw w województwie kieleckim, potem<br />

katowickim. W latach 1975 - 1998 by³a stolic¹ woje-<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Prezydenci i komisarze miasta<br />

Czêstochowy w latach 1918 - 1939:<br />

Nadburmistrz Romuald Jarmu³owicz do 26 III 1919,<br />

Prezydent Aleksander Brandtke – Stê¿yñski<br />

27 III 1919 - 14 IX 1920,<br />

Prezydent Józef Marczewski 15 IX 1920 - 13 V 1927,<br />

Po. prezydenta Pawe³ Gettel 14 V1927 - 18 X 1927,<br />

Prezydent Romuald Jarmutowicz 19 X 1927<br />

- 6 XI1930,<br />

Komisarz Aleksander Bratkowski 7 XI 1930<br />

- 29 VI 1931,<br />

Komisarz Józef Mazur 30 V 1930 - 7 VIII 1933,<br />

Komisarz Jan Mackiewicz 18 VIII 1933<br />

- 30 III 1936,<br />

wództwa czêstochowskiego, a od roku 1998 znajduje<br />

siê w województwie œl¹skim. Tyle o miejscu naszego<br />

miasta w podziale administracyjnym Polski. Natomiast<br />

pod wzglêdem koœcielnym Czêstochowa od œredniowiecza<br />

a¿ do 1925 r . by³a w diecezji krakowskiej. W 1925<br />

r. papie¿ Pius XI bull¹ „Vixdum Poloniae Unitas” utworzy³<br />

3 nowe diecezje w Polsce: katowick¹, ³uck¹ (na<br />

Wo³yniu) i czêstochowsk¹. Od 1975 jest ona archidiecezj¹.<br />

Po wybuchu I wojny œwiatowej w 1914 r. i zajêciu<br />

Czêstochowy przez wojsko niemieckie a jednoczeœnie<br />

czêstochowski magazyn literacki


ukszta³towaniu siê linii frontu na wschód od miasta, co<br />

przerwa³o kontakt z ziemiami „Kongresówki” dosz³o do<br />

o¿ywienia i zbli¿enia Czêstochowy z Górnym Œl¹skiem.<br />

W powstaniach œl¹skich walczy³o wielu Czêstochowian,<br />

wspomagano te¿ akcjê <strong>pl</strong>ebiscytow¹. Z Górnego Œl¹ska<br />

pochodzi³ te¿ pierwszy biskup czêstochowski Teodor<br />

Kubina.<br />

W 1928 r. w³¹czono do Czêstochowy Lisiniec, Stradom,<br />

Ostatni Grosz i Raków, powiêkszaj¹c znacznie obszar<br />

miasta. Brakowa³o jednak Czêstochowie - podobnie<br />

jak kilku innym miastom by³ego rosyjskiego zaboru -<br />

wielu urz¹dzeñ cywilizacyjnych i technicznych oraz budynków<br />

szkolnych. W 1924 r. zawarto umowê z amerykañsk¹<br />

spó³k¹ „Ulen" o wybudowanie sieci wodoci¹gów<br />

i kanalizacji. Myœlano te¿ o sieci tramwajowej, czego jednak<br />

nie uda³o siê wybudowaæ. Pierwszy tramwaj ruszy³<br />

dopiero w latach szeœædziesi¹tych., kiedy niektóre miasta<br />

w³aœnie ju¿ pozbywa³y siê tramwajów. W naszych<br />

czasach uruchomiono drug¹ liniê tramwajów miejskich.<br />

Jako ciekawostkê mo¿na podaæ, ¿e w 1928 r. by³o w<br />

Czêstochowie (wraz z powiatem) zarejestrowanych<br />

³¹cznie 113 samochodów i 19 motocykli. SpóŸniony w<br />

Polsce rozwój motoryzacji rozpocz¹³ siê w drugiej po³owie<br />

lat trzydziestych i zosta³ przerwany przez wybuch II<br />

wojny œwiatowej i okupacjê. Dla posiadaczy tych 113<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

O EMERYTURACH<br />

samochodów by³o jednak a¿ 10 stacji benzynowych.<br />

Ka¿da z nich „winna byæ zaopatrzona w dzwonki umo¿liwiaj¹ce<br />

w ka¿dej porze wzywanie obs³ugi oraz napis<br />

wskazuj¹cy dok³adnie mieszkanie sprzedawcy".<br />

Okupacyjne losy Czêstochowy i jej mieszkañców<br />

zas³uguj¹ na osobny szkic, podobnie jak lata po II wojnie<br />

œwiatowej okreœlane czêsto jako PRL oraz czasy wspó³czesne.<br />

Niniejszy tekst zakoñczê kilku s³owami na temat<br />

herbu. God³o Czêstochowy to lew i kruk. S¹ to znaki<br />

pauliñskie: lew mia³ - wed³ug legendy - strzec œw.<br />

Paw³a pustelnika na pustyni a kruk codziennie przynosi³<br />

mu w dziobie chleb. Wspó³czeœnie niektórzy historycy i<br />

sfragistycy na podstawie zachowanego herbu sprzed<br />

1382 r. (daty przybycia paulinów do Czêstochowy), na<br />

którym nie ma kruka a jest orze³ dowodz¹, ¿e taki by³<br />

najstarszy herb miasta. Niew¹t<strong>pl</strong>iwie maj¹ racjê co do<br />

wieku, jednak¿e or³a ma w herbie wiele miast w Polsce<br />

i innych krajach Europy, a kruk jest chyba jedynie w<br />

Czêstochowie - jest wiêc specyficznie czêstochowskim<br />

ptakiem i by³ w herbie miasta przez siedem wieków.<br />

Niech tak zostanie i stanowi dowód na wielowiekowe<br />

zwi¹zki naszego miasta z klasztorem jasnogórskim.<br />

KATARZYNA LANCKOROÑSKA<br />

HISTORIA W GALERII<br />

Jan £¹czewski<br />

Wywodzi³a siê z arystokracji.<br />

Urodzona w Austrii dzieli³a ¿ycie pomiêdzy Rzymem (1929 - 1934 i po 1945 r.) a Lwowem (1934 -1945 ). By³a<br />

pierwsz¹ w Polsce kobiet¹, która napisa³a pracê habilitacyjn¹ z historii sztuki (na Uniwersytecie Jana Kazimierza we<br />

Lwowie) i pierwsz¹, która zrobi³a habilitacjê. Podczas II wojny œwiatowej zaanga¿owa³a siê w dzia³alnoœæ konspiracyjn¹,<br />

zosta³a aresztowana i wywieziona do obozu w Ravensbrück. Zosta³a zwolniona w kwietniu 1945 r. w wyniku licznych<br />

interwencji ró¿nych, tak¿e koronowanych, g³ów. W 1994 przekaza³a Polsce kolekcjê dzie³ sztuki: 37 obrazów (w tym<br />

dwa Rembrandta) otrzyma³ Zamek Królewski w Warszawie, natomiast 82 obrazy w³oskie, 220 rysunków Jacka Malczewskiego<br />

i ponad 200 ró¿nych zabytkowych obiektów Zamek Królewski na Wawelu. Mniejsze iloœci zosta³y przekazane<br />

tak¿e innym <strong>pl</strong>acówkom kulturalnym w Polsce. Zmar³a w Rzymie i spoczywa na cmentarzu Campo Verano.<br />

Jan £¹czewski<br />

Stary ksi¹¿ê Otto von Bismarck, umieraj¹c w 1898 roku w wieku 83 lat nie móg³ przewidzieæ, ¿e jego dzie³o:<br />

przyznanie pracownikom niemieckiego przemys³u otrzymywania do koñca ich ¿ycia œwiadczeñ ze strony pracodawcy,<br />

zwanych emerytur¹ stanie siê w niemal 120 lat potem problemem nie tylko spo³ecznym, ale tak¿e politycznym we<br />

wszystkich niemal krajach Europy i obu Ameryk.<br />

Dlaczego chcê o tym w³aœnie napisaæ do „Galerii"? Po pierwsze - w³aœnie ukoñczy³em 78 lat a dyskusja w moim<br />

kraju - Polsce dotyczy g³ównie wieku przechodzenia na emeryturê. Rz¹d proponuje 67 lat dla mê¿czyzn i kobiet.<br />

Oznacza to, ¿e pobiera³bym œwiadczenia od 11 lat. Naprawdê przeszed³em na emeryturê w 1982 roku maj¹c lat 48.<br />

Mê¿czyzna przed piêædziesi¹tk¹ (czy kilka lat po niej) pobieraj¹cy emeryturê to dziwol¹g czy jakieœ monstrum. Ale tak<br />

by³o. I tak dalej byæ nie mo¿e. Oczywiœcie pracowa³em w dalszym ci¹gu, pobieraj¹c jednoczeœnie emeryturê. Nawet<br />

siê specjalnie nie wstydzê, bo tak postêpowali - musieli tak postêpowaæ - wszyscy. Poszkodowana by³a ojczyzna<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

99


100<br />

Polska bo przecie¿ pieni¹dze nie rodzi³y siê w banku tylko by³y wynikiem pracy.<br />

¯ycia bez pracy nie wyobra¿am sobie. I dlatego podtrzymujê swój kontakt z „Galeri¹" i piszê . Piszê jako staruszek<br />

emeryt i bardzo sobie tê wspó³pracê z Redakcj¹ (du¿a litera w tym miejscu to wyraŸ du¿ego szacunku) ceniê. Jest to praca,<br />

która nie mo¿e byæ uznana jako zajêcie dla pieniêdzy chocia¿by dla tego, ¿e „<strong>Galeria</strong> „ nie p³aci”. Zamiast pieniêdzy jest<br />

jedynie satysfakcja, ¿e pracujê pomimo przejœcia na emeryturê. Nie rozumiem jednak, dlaczego ludzie tak bardzo siê do<br />

emerytury spiesz¹.<br />

Chyba traktuj¹ pracê nie jako dzia³alnoœæ twórcz¹ i wspó³pracê z Bogiem w dziele tworzenia, lecz raczej jako<br />

dopust Bo¿y i prawdziwe nieszczêœcie. Przykre to.<br />

Jan £¹czewski<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

JAK URATOWAÆ „POLSKI LWÓW”<br />

Na lwowskim portalu z¹&id.net ukaza³ siê artyku³ (autor<br />

Wo³odymyr Pawliw) pod tym tytu³em przet³umaczony<br />

nastêpnie na jêzyk polski i wydrukowany w „Kurierze<br />

Galicyjskim” w numerze 3 z 14 - 27 lutego 2012.<br />

Jego ton odstaje zdecydowanie od propagandy rz¹dz¹cej<br />

dziœ we Lwowie ultraprawicowej junty, która - gdyby<br />

jej w³adze centralne w Kijowie nieco nie mitygowa³y -<br />

gotowa by by³a z nienawiœci wyburzyæ wiêkszoœæ budynków<br />

miasta, które na terenie historycznego œródmieœcia<br />

w 90 % powsta³y w okresie rz¹dów polskich i zast¹piæ<br />

je pomnikami Stepana Bandery i ró¿nych mniej znanych<br />

„dzia³aczy” UON czy UPA, nie dopuszczaj¹c nawet<br />

do ods³oniêcia pomnika ku czci zamordowanych w 1941<br />

r. przez Niemców polskich profesorów lwowskiego uniwersytetu.<br />

Nie wiem wprawdzie, czy nie jestem nadmiernym<br />

optymist¹ i czy dojdzie do jakiejœ zmiany, czyli<br />

wstrzymania niszczenia polskoœci w Lwowie, ale jestem<br />

pewien, ¿e artyku³ m¹drego dziennikarza ukraiñskiego<br />

powinni poznaæ tak¿e Polacy. Wo³odymir Pawliw zaczyna<br />

od stwierdzenia, ¿e wszyscy Ukraiñcy rozumiej¹ (?),<br />

¿e „do 1990 roku Lwów nigdy nie by³ miastem ukraiñskim...<br />

Miasto rozwija³o siê w kierunku, jaki okreœlali jego<br />

gospodarze - Polacy, Austriacy i Sowieci”. Stwierdza te¿,<br />

¿e dzisiejsi mieszkañcy powinni siê pogodziæ „z nieprzyjemnym<br />

dla ukraiñskiego, narodowego patrioty faktem,<br />

¿e Ukraiñcy Lwowa nie zawojowali, nie wykupili, nie zdominowali<br />

w wyniku przyrostu naturalnego czy przejêcia<br />

Panorama Lwowa<br />

kluczowych posad i stanowisk - a otrzymali je w spadku<br />

po w³adzy sowieckiej”. Polski Lwów - pisze dalej autor -<br />

„to te¿ cz¹stka historii i kultury galicyjskich Ukraiñców,<br />

¯ydów czy Ormian” i „wszystkie ich osi¹gniêcia przed<br />

1939 rokiem nale¿¹ do „polskiego Lwowa”, który pokrywa<br />

siê z „europejskim Lwowem”, który móg³by dzisiaj<br />

przyci¹gn¹æ turystów ze œwiata i ich pieni¹dze. Ludzie z<br />

„zachodu” - pisze dalej autor „nie przyje¿d¿aj¹ do Lwowa,<br />

¿eby sfotografowaæ siê pod pomnikiem Bandery lub<br />

pospacerowaæ ulic¹ Bohaterów UPA”. Potrzebne jest jego<br />

zdaniem „przywrócenie miastu tego szczególnego, wypracowanego<br />

przez stulecia klimatu, jego niezafa³szowanej<br />

historii /.../tradycji przekazywanych z pokolenia w<br />

pokolenie”/…/. Wykreœlanie imion z lwowskiej historii i<br />

kultury, nazw ulic i <strong>pl</strong>aców, rujnowanie przedwojennych<br />

zabytków, gwa³cenie architektury idiotycznymi obrazkami<br />

i klimatyzatorami na fasadach, formowanie informacji<br />

turystycznej pod tytu³ow¹ nacjê jest niczym innym jak<br />

zacieraniem œladów tego prawdziwego, znanego w œwiecie<br />

Lwowa. /…/ tablice pami¹tkowe poœwiêcone pó³mitycznym<br />

„bojownikom za wolnoœæ Ukrainy” na kamienicach<br />

pozbawionych ich polskiej historii /…/bêd¹ jedynie<br />

znakami zniszczenia”.Wreszcie na zakoñczenie pisze autor:<br />

„Uwa¿am, ze musimy uratowaæ „polski Lwów" od<br />

bezwstydnej komercjalizacji i bezmyœlnej ukrainizacji.<br />

Dopóki jeszcze jest co ratowaæ”.<br />

Jan £¹czewski<br />

czêstochowski magazyn literacki


Dzieñ zapowiada³ siê pogodnie, chocia¿ s³oñce okazywa³o<br />

wielk¹ opiesza³oœæ. Z Listwianki wybraliœmy siê na<br />

Grzbiet Nadmorski, wznosz¹cy siê tu¿ u Ÿróde³ Angary. Na<br />

tê górê mo¿na wejœæ spacerowym deptakiem. S¹ te¿ oznakowane<br />

szlaki dla turystów górskich. Wybraliœmy wygodniejsze<br />

wejœcie, ale na pewnej wysokoœci zeszliœmy na szlak<br />

wprawdzie wy³o¿ony p³askimi kamieniami jednak znacznie<br />

wê¿szy i bardziej stromy ni¿ trakt spacerowy. Po lewej<br />

stronie tego szlaku (id¹c w grê) rz¹d brzózek swoj¹ migotliw¹<br />

zielonoœæ mia³ upstrzon¹ tasiemkami, apaszkami a nawet<br />

skrawkami kolorowych nitek. Jest tu bowiem tradycja,<br />

¿e w ten sposób wyra¿a siê pragnienie powrotu w te strony.<br />

Moje ¿yczenie te¿ tam zostawi³am wraz z odprut¹ od<br />

bluzy dresu metk¹ (nie mia³am nic godniejszego).<br />

Tym przyjaznym szlakiem weszliœmy na niewielk¹<br />

naturaln¹ <strong>pl</strong>atformê (podobnie jak na Giewoncie), na której<br />

pod drewnianym zadaszeniem mo¿na by³o usi¹œæ przy drewnianym<br />

stole, odpocz¹æ i uzupe³niæ zu¿yte kalorie. Ale wspinaczka<br />

siê nie koñczy³a. Co wytrwalsi i odwa¿niejsi u<strong>czest</strong>nicy<br />

naszej eskapady weszli jeszcze na szpiczaste zakoñczenie<br />

góry zwane Kamieniem Czerskiego. Oczywiœcie<br />

zdoby³am ten Kamieñ z asekuracj¹ Jana „Hemingway’a”.<br />

Zaczê³o m¿yæ. Zejœcie ze szczytu mokrego od gêstniej¹cej<br />

m¿awki by³o dla moich trampek ryzykowne, ale nogi sobie<br />

poradzi³y. Zauwa¿y³am wœród naszej grupy troje Rosjan;<br />

pani¹ w towarzystwie dwóch mê¿czyzn. Byli ubrani wizytowo;<br />

pani w czarnym kostiumie, bia³ej bluzce, na nogach<br />

mia³a czó³enka na bardzo wysokich szpilkach! Jak ona wesz³a?!<br />

Wprawdzie deptakiem, ale co góra, to góra. A z powrotem?!<br />

Rosyjscy goœcie, bo nie turyœci, byli chyba rówie-<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

OLGA M. B¥KOWSKA<br />

S Y B E R I A D A (3)<br />

Na szpilkach przy Kamieniu Czerskiego<br />

Olga M. B¹kowska na Kamieniu Czerskiego - fotografia<br />

udostêpniona przez Autorkê.<br />

NOTATKI Z PODRÓ¯Y<br />

œnikami w wieku oko³o 40-stu lat. Ze s³ów jakie do nas<br />

dobiega³y wynika³o, ¿e wspominali wydarzenia ze studenckich<br />

praktyk. W szampañskim nastroju spe³nili toast za spotkanie<br />

i pobyt nad Bajka³em.<br />

M¿awka gêstnia³a i powietrze robi³o siê „mleczne”.<br />

Gdy schodziliœmy zaczê³o padaæ. Odwa¿nie (acz nie rozwa¿nie)<br />

wzgardziliœmy nawet szlakiem turystycznym wybieraj¹c<br />

skróty. Spieszno nam by³o zejœæ przed ulew¹. Ale to<br />

siê nie uda³o. W naszym obuwiu, nie przystosowanym do<br />

takiej pogody w górach, zje¿d¿aliœmy jak po przys³owiowym<br />

maœle. Z podrêcznej torby Marioli – naszego pilota -<br />

sypa³y siê krakersy i zawijane w papierki miêtusy, gdy ona<br />

usi³owa³a podeprzeæ siê rêkami (bezskutecznie). „Zjechaliœmy<br />

z deptakowego” Grzbietu Nadmorskiego, (przez tubylców<br />

nazywanego po prostu Czerskim), ub³oceni, ale na<br />

drodze rzêsisty deszcz dok³adnie nas „wypra³”. Wodê mieliœmy<br />

i z góry, i z do³u, poniewa¿ lej¹ce siê z nieba potoki<br />

tworzy³y pow³okê wodn¹ na jezdni. Jak do zbawiennego<br />

raju, weszliœmy do zajazdu. Takich jak my by³o tam ju¿ bardzo<br />

wielu. Z trudem wcisnêliœmy siê jeszcze miêdzy ju¿<br />

siedz¹cych (dziêki ich uprzejmoœci) na wielkich ³awach.<br />

Kapa³o z nas jak z parasoli po deszczu. Wypiliœmy grzañca<br />

i chyba coœ jeszcze na gor¹co. Szczêœliwym trafem wypatrzyliœmy<br />

jad¹cy do Irkucka autobus, który zatrzyma³ siê, by<br />

nas zabraæ, chocia¿ byliœmy poza przystankiem. Przemierzyliœmy<br />

nim „nasze” 65 km szos¹.<br />

W hotelu „Inturist” toast wzniesiony za mimo wszystko<br />

udan¹ wycieczkê, trunkiem nieco mocniejszym od szampana,<br />

bardzo dobrze nam zrobi³.<br />

Na mapie Azji, a szczególnie Syberii, w encyklopediach<br />

i w Internecie znajdujemy wiele miejsc geograficz-<br />

Olga M. B¹kowska pod opiek¹ - fotografia udostêpniona<br />

przez Autorkê.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

101


102<br />

NOTATKI Z PODRÓ¯Y<br />

nych nazwanych imieniem polskiego zes³añca Jana Czerskiego<br />

(1845- 1892) - za jego zas³ugi w wielu dziedzinach<br />

nauki o Syberii (m.in. geografii, geologii, zoologii,<br />

meteorologii, archeologii). W ³añcuchu górskim w pó³nocnej<br />

Jakucji znajduj¹ siê Góry Czerskiego. Tak nazywa<br />

siê te¿ pasmo górskie na Zabajkalu w rejonie Czyty.<br />

Najwy¿szy szczyt Gór Bajkalskich to Góra Czerskiego<br />

(2572 m. n.p.m.). Jego nazwisko nosi dolina rzeki Kandat<br />

u stóp Sajanu Wschodniego. Równie¿ jeden z najwy¿szyych<br />

szczytów Gór Chamar-Daban nazywa siê<br />

Szczytem Czerskiego. Jest to jedno z najbardziej uczêszczanych<br />

miejsc w turystyce nadbajkalskiej. O Kamieniu<br />

Czerskiego pisa³am wy¿ej. W pobli¿u Irkucka, na lesistym<br />

terenie nad Angar¹, znajduje siê skansen Syberii<br />

zwany Stanowiskiem Czerskiego. To osada z budownictwem<br />

wy³¹cznie drewnianym, stanowi¹cym piêkne zabytki.<br />

W Rosji nad Ko³ym¹ miasto nazywa siê Czerski.<br />

W rosyjskim atlasie samochodowym jest miejscowoϾ<br />

Czerskaja - w rejonie Iskowskoj Ob³asti. Nale¿y równie¿<br />

wspomnieæ, ¿e nazwisko tego wielkiego Polana jest<br />

mianem ulic w kilku miastach Polski, a tak¿e na Litwie,<br />

Bia³orusi i w Rosji (m.in. w Moskwie).<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

Olga M. B¹kowska<br />

Stary Irkuck - reprodukcja czarno - bia³a obrazu Zas³u¿onego<br />

Artysty Rosyjskiej Fedaracji Witalija Smagina<br />

(Irkuck).<br />

DLACZEGO IRKUCK?<br />

Czêstochowa podpisa³a umowê partnersk¹ z syberyjskim<br />

Irkuckiem. Prezydenci obydwu miast, Krzysztof<br />

Matyjaszczyk i Wiktor Kondraszow, podpisali stosowne<br />

porozumienie podczas Zgromadzenia Stowarzyszenia<br />

Miast Laureatów Nagrody Europy na oczach samorz¹dowców<br />

z Niemiec, Austrii, Polski, Rosji i Turcji.<br />

Irkuck jest jednym z najwiêkszych miast po³o¿onych<br />

we wschodniej Syberii. Wed³ug danych z 2011 roku liczy<br />

575 tys. mieszkañców. Miasto jest zarazem centrum administracyjnym<br />

obwodu irkuckiego. Nale¿y do najstarszych<br />

miast Syberii. Irkuck to tak¿e du¿y oœrodek akademicki<br />

i kulturalny. Funkcjonuj¹ tu <strong>23</strong> wy¿sze uczelnie<br />

cdn str.103<br />

Grzbiet Nadmorski<br />

Dwaj wielcy,<br />

z drzew wyciosani rycerze<br />

strzeg¹ - tu¿ u podnó¿a<br />

wejœcia na Kamieñ Czerskiego.<br />

Za nimi szlakiem<br />

w górê siê pniemy.<br />

W drodze powrotnej<br />

pewnie skrótem zejdziemy<br />

wœród sosen, modrzewi,<br />

które swe ig³y gubi¹ w rozpaczy<br />

z têsknoty za cedrem.<br />

On sw¹ obecnoœæ<br />

szyszkami znaczy.<br />

Spójrz, miejscami<br />

w ¿ywy kobierzec natury<br />

utkana trawa,<br />

w g³êbi z nagich korzeni<br />

wygodna, ustronna ³awka.<br />

Usi¹dŸmy na niej oboje,<br />

blisko przy sobie.<br />

Powiedz mi jakieœ<br />

¿yczenie swoje,<br />

wiesz, wszystko zrobiê...<br />

Trwajmy tak razem<br />

przez chwilê<br />

ciep³¹ jak s³oñce,<br />

by móc j¹ wspominaæ<br />

przez dni, miesi¹ce...<br />

ChodŸ... zejdziemy<br />

z Grzbietu Nadmorskiego<br />

do wód kryszta³u,<br />

co siê rozpoœciera<br />

tafl¹ Bajka³u.<br />

Spojrzymy w jego lustro,<br />

jak nam z sob¹ do twarzy.<br />

ChodŸ...<br />

Tu Ciebie nie ma ...<br />

niech mi siê marzy...<br />

OLGA MARIA<br />

B¥KOWSKA<br />

lipiec 1989 r.<br />

Olga M. B¹kowska<br />

czêstochowski magazyn literacki


Do Radnych<br />

Wiele uczyniliœcie dla miasta,<br />

Szanowni Rajcowie;<br />

wszystkie spacerowe trakty<br />

pokryte droga kostk¹ brukow¹<br />

nawet trotuar przed Teatrem.<br />

Czy mamy a¿ tak dobre czasy?<br />

Jeszcze nie ma bruku<br />

przed Filharmoni¹.<br />

To zaniedbanie,<br />

czy niewydolnoϾ miejskiej kasy?<br />

Trzeba ten b³¹d naprawiæ!<br />

Niech panie<br />

wszêdzie chodz¹ w adidasach,<br />

albo niech ³ami¹ obcasy.<br />

wrzesieñ 2011 r.<br />

Eligiusz hr. Pociej...<br />

Znam twórcê tej postaci<br />

to Zbyszko (nie z Bogdañca),<br />

a cz³owiek<br />

z hrabiowskim herbem<br />

- groteska.<br />

Có¿, karta mu nie sz³a.<br />

Ordynarii nie wyp³aci³,<br />

straci³ stadninê, pa³ac,<br />

rozleg³e posiad³oœci,<br />

w Pensjonacie ¿yæ mu przysz³o.<br />

W Pensjonacie Szczególnym.<br />

Tam zawar³ serdeczne<br />

i niebywale cenne znajomoœci;<br />

a to Cesarz Napoleon<br />

chêtnie z nim przestawa³,<br />

Cezar Pierwszy, Hamlet<br />

- chocia¿ oni nie jednacy -<br />

pocieszali go w z³ych chwilach.<br />

Byli tez inni, nawet Trojacy.<br />

Wszyscy siê bali pielêgniarzy<br />

i elektrycznych wstrz¹sów,<br />

ale lubili dom swego pobytu.<br />

S³u¿ebne robi³y co mog³y,<br />

mimo chwilowych d¹sów.<br />

Postaæ fikcyjna, nie tuzinkowa -<br />

budzi œmiech i wspó³czucie.<br />

Eligiusz hrabia Pociej...<br />

Mo¿na w szczególnym Pensjonacie<br />

¿ywota dokonaæ,<br />

gdy siê wszystko przetraci.<br />

Zbyszko, uda³ ci siê hrabia!<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

OLGA MARIA B¥KOWSKA<br />

Cisn¹³ s³owo<br />

zabola³o<br />

przecie¿ ból nie k³amie<br />

mo¿e to<br />

nie s³owo by³o<br />

mo¿e to by³<br />

kamieñ<br />

S³owo...<br />

PREZENTACJE POETYCKIE<br />

S³owo...<br />

Olga M. B¹kowska<br />

Akt - reprodukcja czarno - bia³a obrazu Zas³u¿onego<br />

Artysty Rosyjskiej Fedaracji Witalija Smagina (Irkuck).<br />

cdn.ze strony 102<br />

(czêœæ z nich to filie), 107 instytucji kultury, m.in. filharmonia,<br />

teatry, muzea, sale koncertowe. Miasto stanowi<br />

jeden z najwiêkszych wêz³ów komunikacyjnych Rosji –<br />

Transsyberyjskiej Magistrali i Federalnej Drogi „Bajka³”....<br />

Le¿y nad dwoma rzekami - Irkutem i Angar¹... Angara<br />

wyp³ywa z „Bajkalskiego Morza”. Dwadzieœcia lat temu<br />

nad Bajka³em i w Irkucku czêstochowianie zorganizowali<br />

<strong>pl</strong>ener malarsko-literacki, a tak¿e pojawiali siê w ró¿nych<br />

grupach turystycznych odwiedzaj¹cych region. Potem<br />

Czêstochowê nawiedzali malarze i pisarze z Irkucka. Zorganizowano<br />

wystawy w Muzeum Czêstochowskim i Galerii<br />

Anny Poœpiech. Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz przet³umaczy³<br />

kilkadziesi¹t wiersz, a Literackie Towarzystwo<br />

Wzajemnej Adoracji „Li-TWA” wyda³o tomik pt.: „Syberiada:<br />

wiersze poetów znad Bajka³u”. W ubieg³ym roku<br />

wróci³ z Irkucka zwi¹zany z Czêstochow¹ konsul generalny<br />

RP dr Krzysztof Czajkowski.<br />

W g³êbi numeru zaprezentowaliœmy reprodukcjê czarno<br />

- bia³ych obrazów Zas³u¿onego Artysty Rosyjskiej Federacji<br />

Witalija Smagina z Irkucka.<br />

wep<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

103


104<br />

WYDARZENIA<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

NOWY ZARZ¥D TOWARZYSTWA<br />

W³adys³aw E. Piekarski - Prezes Towarzystwa, Prezes<br />

Zarz¹du Towarzystwa.<br />

Kazimierz Kowalczyk - Wiceprezes Zarz¹du Towarzystwa<br />

- odpowiedzialny za sprawy organizacyjno - prawne.<br />

Bogdan Knop - Wiceprezes Zarz¹du Towarzystwa -<br />

odpowiedzialny za finasnse Towarzystwa.<br />

Izabela Ptak - Skarbnik Zarz¹du - znana w publikacjach<br />

jako Izabela Ko³dej - Ptak.<br />

czêstochowski magazyn literacki


Marian Panek - Cz³onek Zarz¹du<br />

Towarzystwa.<br />

czêstochowski magazyn literacki<br />

Olga Wiewióra - Cz³onkini Zarz¹du<br />

Towarzystwa, publikuje pod pseudonimem<br />

Aleksandra Keller.<br />

OG£OSZENIE<br />

Literackie Towarzystwo Wzajemnej Adoracja „Li-TWA” poszukuje<br />

wolontariuszy,<br />

którzy chcieliby wspó³pracowaæ<br />

przy pracach redakcyjnych i technicznych w publikacjach:<br />

* Czêstochowska Biblioteczka Poetów i Prozaików<br />

* czêstochowski magazyn literacki GALERIA<br />

Poszukujemy szczególnie osób, które znaj¹ obs³ugê programów komputerowych tj.<br />

Corel Draw, Pohotoshop, Page Maker,<br />

a tak¿e podstawy korekty i redakcji oraz opracowañ <strong>pl</strong>astycznych.<br />

Oferty prosimy przesy³aæ w formie CV na adres:<br />

<strong>galeria</strong>.piekarski@gmail.com<br />

Preferujemy z³oszenia studentów kierunków humanistycznych,<br />

<strong>pl</strong>astycznych lub technicznych ze specjalnoœci¹ informatyka.<br />

W zamian za wolontariat oferujemy rekomendacje.<br />

Zbigniew Wo³czyñski - Cz³onek Zarz¹du<br />

Towarzystwa, Redaktor Naczelny<br />

„GALERII”.<br />

KOMISJA REWIZYJNA TOWARZYSTWA<br />

OLga Maria B¹kowska - Przewodnicz¹<br />

Komisji Rewizyjnej Towarzystwa.<br />

Jan £¹czewski - Cz³onek Komisji.<br />

WYDARZENIA<br />

Tomasz „Aztzenty” Barañski - Cz³onek<br />

Komisji.<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

105


106<br />

I ZNÓW HRABIA POCIEJ<br />

ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />

HRABIEGO POCIEJA CZUWANIE NAD<br />

SNEM REDAKTORA<br />

Redaktor przysn¹³, trzymaj¹c rêkê na biurku, w której<br />

œciska³ szklanicê z ostatkami merlota. Sama butelka sta³a<br />

trochê jakby poza zasiêgiem jego d³oni. Zapewne coœ œni³,<br />

bo od czasu do czasu wyrzuca³ z siebie:<br />

- Cholera, najlepiej uwaliæ siê na szpitalnym ³ó¿ku i<br />

le¿akowaæ sobie. A ty urywaj sobie g³owê, jak pogodziæ<br />

ogieñ i wodê… Wygodnictwo… ¯e mnie na stare lata siê<br />

jeszcze chce… - przerwa³ na chwilê, jakby s³ucha³ odpowiedzi<br />

interlokutora.<br />

Rozeœmia³ siê nie tylko twarz¹, ale tak¿e tym rechotem<br />

powszechnie znanym, a który wype³ni³ przestrzeñ. Zrazu,<br />

jak ucich³o jego rechotanie, przemówi³:<br />

- Ch³opie, chcieæ to mi siê chce, jeœli chodzi o panienki,<br />

ale wiesz, ¿e oczy ju¿ nie te… No, nie myœla³em, ¿eœ taki<br />

ma³o inteligentny… Wiesz, chodzi o tê cholern¹ mêskoœæ,<br />

która sprawnoœci¹ grzeszy i tylko miejsce w nogawce zajmuje…<br />

A jak co do czego, to zamiast prê¿yæ siê jak rekrut<br />

przed kapralem, to… Szkoda gadaæ. I œci¹gnij portki przed<br />

kobiet¹. A tu nic! Mo¿e poczuæ siê obra¿ona albo ¿e nie<br />

jest poci¹gaj¹ca na tyle, co by twoj¹ mêskoœæ na bacznoœæ<br />

postawiæ. Do tego ten cholerny wstyd, ¿e w gêbie jest siê<br />

silnym, a jak przyjdzie co do czego, to kaput. Nie dziwiê<br />

siê, ¿e niektórych nazywaj¹ erotumanami albo co gorzej<br />

tych, co siê za bardzo na temat rozgaduj¹, gêbojebcami …<br />

- Gdzie ja to o tych gêbojebcach s³ysza³em? A… Pamiêtam<br />

tyle, ¿e to nie by³o o gêbojebcach a o „g³azojebcach”.<br />

Genera³ Smagin nad Bajka³em o tym opowiada³. To by³<br />

facet. Ale pechowiec. Cztery razy by³ kandydatem na lot w<br />

Kosmos i zawsze go coœ tam wyklucza³o… Mówi³, ¿e - nu<br />

tak „w³ast” zdecydowa³a. W koñcu po pi¹tym razie dali mu<br />

szlify generalskie i skierowali do „zakrytego goroda” jako<br />

dowódcê garnizonu… Kiedyœ, gdy spotkaliœmy siê z Wadimirem<br />

Tietienkinem – no, Narrator, który le¿akuje sobie w<br />

szpitalnym ló¿ku i ma w dupie wszystko, to go pozna³, ale<br />

w Polsce...<br />

– Ten W³adimir Tietienkin to taki genera³ wœród „chudo¿ników”<br />

– malarzy znaczy siê…<br />

- Nie, nie pokojowych. Artystysta malarz. Profesor w<br />

Irkuckim Instytucie Sztuki. Zas³u¿ony artysta Sowieckiego<br />

Sojuza, a tak¿e ju¿ potem Federacji Rosyjskiej… Jeden wspania³y<br />

obraz mam zawsze w pamiêci - „ró¿a” o wymiarach<br />

11 cenymetrów w kwadracie… Widzia³em go w Irkuckim<br />

Muzeum a potem Metropolitan Galery sobie go kupi³o…<br />

- Ale mia³o byæ o generale Smaginie… No, nie o Smaginie<br />

a o „g³azojebcach”. Ten¿e genera³, jak mieliœmy ju¿ dobrze<br />

w czubie na tak zwanym zasiedzie u wspomnianego<br />

ju¿ W³adimira, zaproponowa³ wyprawê w „Irkuck” na „dziewiuszki”.<br />

Chêtni byli wszyscy. Nawet licz¹cy wtedy ju¿ ponad<br />

siedemdziesi¹t pieæ lat W³adimir… I wtedy wkroczy³a<br />

do akcji gospodyni…<br />

Zamilk³ i jakby odruchowo uniós³ szklankê do ust.<br />

Opró¿ni³ j¹. I tylko dwa chrapniêcia da³y znaæ, ¿e to by³o w<br />

trakcie snu… - stukn¹³ piêœci¹ w blat biurka…<br />

- I wiesz, co ta baba powiedzia³a, ¿e my to wszyscy g³azojebcy…<br />

Popatrzeæ to jeszcze mo¿emy, a co do reszty to ju¿ chyba musia³by<br />

byæ dzisiaj mróz tak gdzieœ ko³o trzydzieœci stopni i kuœki pozamra-<br />

¿aæ… Tak powiedzia³a.<br />

- Kuœki pozamra¿aæ, ale doda³a do tego, ¿e i tak by nic nie by³o, bo<br />

w ruskich dziewczynach gor¹ca krew i rych³o by kuœki sflacza³y.<br />

- Siedzieli my tak przybici przez parê minut. Sztakany<br />

GALERIA Nr <strong>23</strong><br />

puste, ale owa gospodyni poczu³a siê winna naszego upokorzenia<br />

i nape³ni³a je… - znów zachrapa³.<br />

- Jak to siê skoñczy³o? Ano tak, ¿e opró¿niliœmy jeszcze<br />

kilka sztakanów. Genera³ zarz¹dzi³ inspekcjê w tajdze na<br />

ukrytym poligonie. No i pojechaliœmy… Najpierw na lotnisko.<br />

Potem wiertolotem. No, nie pamiêtam, ile to trwa³o, bo<br />

obudzi³em siê w gatkach przykryty jakimiœ niezbyt ³adnie<br />

pachn¹cymi skórami w wielkiej sali zbudowanej z grubych<br />

bali, gdzie w drugim koñcu sta³ du¿y stó³… Obok na taborecie<br />

le¿a³y moje ciuchy. Potem dowiedzia³em siê, ¿e byliœmy<br />

trzysta kilometrów od Irkucka w g³êbi tajgi… Ta impreza<br />

trwa³a piêæ dni…<br />

Poruszy³ siê niespokojnie.<br />

– Ano co myœlisz! Samogon by³ przedni. ¯adnych dup.<br />

Nikt nas nie wpêdza³ w kom<strong>pl</strong>eksy… Zreszt¹ na dworze<br />

temperatura wed³ug gospodyni W³adimira… Siki, zanim<br />

dotar³y do ziemi, zamienia³y siê w lód. Co prawda sika³o siê<br />

z werandy. Tak trzy metry nad ziemi¹… Œnieg nawet w tych<br />

miejscach nie robi³ siê ¿ó³ty, bo ponoæ jego tam by³o ze<br />

dwa metry…<br />

- £apê niedŸwiedzia próbowa³em. Nasz¹ golonkê przypomina³a<br />

w smaku, tyle ¿e t³ustsza i niepeklowana…<br />

Poruszy³ siê gwa³townie i zsun¹³ z fotela. Obudzi³ siê.<br />

Popatrzy³ jeszcze pó³przytomnie w ko³o…<br />

- Cholera, przysnê³o mi siê. Starzejê siê i trzeba…<br />

- Tak, trzeba siê merlota napiæ - doda³, siêgaj¹c po butelkê.<br />

Zamigota³ ekran. Pokaza³ siê znajomy znaczek. Klikn¹³.<br />

Na ekranie pojawi³ siê hrabia Pociej:<br />

- Jak siê spa³o? Nie chcia³em budziæ! A Narratora proponujê<br />

wyk¹paæ w przerêbli. Dobrze to ponoæ robi na depresjê<br />

albo te nowsze metody do komory kriogenicznej. Te¿<br />

ponoæ pomaga… - uœmiechn¹³ siê zadowolony ze swojej<br />

rady.<br />

- Zapatrzywszy siê w oblicze Redaktora, nie zauwa¿y-<br />

³em jak mój limit czasowy przelecia³… Ostatnio wszyscy<br />

chc¹ rozmawiaæ z przesz³oœci¹… Pojemnoœæ serwerów tutejszych<br />

wymaga modernizacji. Ale tutaj jak i na ziemi, bo<br />

tak napisane przecie¿ „tak w niebie jak i na ziemi”. Brak<br />

œrodków… - ekran zamigota³ na ¿ó³to.<br />

- O cholera, ¿ó³t¹ kartkê mi dali… Muszê siê dowiedzieæ,<br />

za co.<br />

Znikn¹³ na moment.<br />

- Ju¿ wiem. Za „tutaj jak i na ziemi”. Nie wolno takich<br />

informacji st¹d przekazywaæ, bo niebo by straci³o autorytet<br />

i atrakcyjnoœæ…<br />

Widaæ by³o, ¿e jeszcze porusza wargami, ale w chwilê<br />

potem znikn¹³ z ekranu bez uprzedzenia.<br />

Redaktor poci¹gn¹³ ³yk merlota. Zrobi³o siê znowu spokojnie<br />

i mi³o...<br />

- Cholera, a mo¿e on ma racjê z t¹ przerêbl¹? Ale zima<br />

dobiero za jakieœ pó³ roku.<br />

Poduma³ chwilê.<br />

- A mo¿e jednak komora?<br />

- Komora, komora, komora... - powtarza³, dope³niaj¹c<br />

szklaneczkê.<br />

Zbigniew Wo³czyñski<br />

czêstochowski magazyn literacki

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!