galeria_nr_23 Galeria nr 23. - litwa.czest.pl
galeria_nr_23 Galeria nr 23. - litwa.czest.pl
galeria_nr_23 Galeria nr 23. - litwa.czest.pl
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
W NUMERZE:<br />
PO¯EGNANIE:<br />
ANDRZEJ KRZYSZTOF WAŒKIEWICZ (1946 -2012 ... 3<br />
WYDARZENIA:<br />
ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />
PO NOWEMU, ALE KONTYNUUJ¥C ... 8<br />
ROK W£ADYS£AWA SEBY£Y ... 6<br />
W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />
PIÊÆ LAT „CZÊSTOCHOWSKIEGO MAGAZYNU LITERACKIEGO<br />
„GALERIA”i spotkanie z Siergiejem Ponomarenko ... 90<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
LITERACKIEGO TOWARZYSTWA WZAJEMNEJ ADORACJI „Li-TWA”<br />
DLACZEGO IRKUCK? ... 102<br />
NOWY ZARZ¥D TOWARZYSTWA ... 104<br />
FELIETON:<br />
JERZY HUTEK<br />
MILITARYZACJA SUMIEÑ ... 11<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE:<br />
TADEUSZ CHABROWSKI<br />
Œwiat³a i highweje (2) ... 12<br />
WOJCIECH KAJTOCH<br />
Listy z Moskwy 3 (trzeci fragment powieœci<br />
epistolarnej) ...14<br />
EL¯BIETA JEZIOROWSKA-WRÓBEL<br />
ZYTA (fragment powieœci) ... 18<br />
MAREK MACULEWICZ<br />
Cynamon ... 20<br />
IWONA URBAÑCZYK<br />
We dwoje; Biedna ma³a Su ... 21<br />
Nauczyciel; W przestworzach ... 22<br />
PIOTR G£OWACKI<br />
Lekcja ... 34<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE- DEBIUTY:<br />
JACEK RÊBACZ<br />
ROZMÓWKI PRZY KUCHENNYM BLACIE ... 25<br />
MIESZKANIE ... 27<br />
GDZIEKOLWIEK ... 31<br />
CICHA NOC ... 32<br />
MONIKA WOLDAÑSKA<br />
Pierwsze razy, NicoϾ ... 34<br />
Kobieta jest sztuk¹ piêkn¹ ... 35<br />
PREZENTACJE POETYCKIE:<br />
MACIEJ SKALIK<br />
Erotyk miêdzy wersam; Erotyk na ziarnku maku; ... 36<br />
<strong>23</strong><br />
kwiecieñ - lipiec 2012<br />
poezja proza szkice recenzje<br />
eseje felietony humoreski fraszki satyra<br />
TADEUSZ CHABROWSKI<br />
Przedwioœnie; *** (Jeœli smieræ ma nadejœæ i odebraæ mi to); Odistoczenie;<br />
Odciski palców; Sen apokaliptyczny;***(idê i nie chcê wiedzieæ<br />
dok¹d); *** (wybiæ szklane oko losowi, ¿eby metafizyczne) ... 37<br />
WOJCIECH GRABA£OWSKI<br />
*** (Przychodzisz); Muzyka .... 38<br />
GRZEGORZ KÊPIÑSKI<br />
10 wierszy zza Oceanu<br />
Konfesja; Mod<strong>litwa</strong> dla Ciebie; Oczy Boga; Okna; rewolucja;<br />
Supermarket; Symetria; przedwioœnie; Pta-Szyna;Wizyta ... 39<br />
IZABELA KO£DEJ - PTAK<br />
*** (dopad³ mnie strach); Zamiast modlitwy-refleksja; Synkowi<br />
mówiê...; Pieœñ wêdrowca; Mózg poety ... 41<br />
ZDZIS£AW CZOP<br />
¯yciorys; Drzewo dzieciñstwa; Wo³anie do œciany; Ptak drzewo i<br />
chleb; Mój przyjaciel; Przed œcian¹ ostateczn¹; Drugie wo³anie do<br />
Yeti; Lina kolorów; Mówmy o Bogu; Genesis; Wiersz z Heraklitem;<br />
Wyznania Tomasza Morusa; Miejsce przy stole ... 42<br />
MA£GORZATA FRANC<br />
PRZEZ DOLINÊ CIENIA<br />
Po drodze; Nad krawêdzi¹; czas wtedy tylko rani³; Droga bez<br />
powrotu; W ukryciu ... 47<br />
EL¯BIETA GOLA<br />
Na jedn¹ literê<br />
Bal; Czart; Doping; Feta; Pary¿anka; Sio³o; Teraz ... 49<br />
WIES£AWA MACHURA<br />
Z cyklu: Legendy krakowskie<br />
¯YWIA - WANDA ... 50<br />
IRENEUSZ K. KORPYŒ<br />
Wiersze nagrodzone na VI Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im.<br />
W³adys³awa Seby³y<br />
erotyczny traktat o materializmie; *** (upaϾ w pokusie); *** (oddaj mi<br />
biodra) ; *** (dotykam Ciê metafor¹); w stronê politeizmu ... 52<br />
DOROTA NOWICKA<br />
Mojemu ulubionemu poecie Jerzemu Harasymowiczowi<br />
w przededniu kolejnej rocznicy œmierci<br />
JEJ PANTOFEL; IDZIE ŒWIÊTY JERZY; TAK MI SZKODA; JU¯ NIE PRZYJDZIE;<br />
SPOTKAJMY SIÊ; IKONA ... 54<br />
BARBARA STRZELBICKA<br />
PORTRET ARTYSTY; DEMIURG ... 56<br />
AGNIESZKA Z£OTA<br />
Cogito; Konwalie; Poza obiegiem; *** œni¹cy o wszechœwiecie; ***w<br />
atelier ... 57<br />
RYSZARD „SIDOR” SIDORKIEWICZ<br />
NUD¥ EGZYSTENCJI PODYKTOWANA ODPOWIED NORWIDOWI;<br />
NIEUSTAJ¥CY TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA; SNY O POTÊDZE W<br />
CZÊSTOCHOWIE ŒNIONE; LIMERYK Z PRZYPISEM ... 58<br />
HAIKU PRZEZ „CH” ... 59<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
1
2<br />
W NUMERZE:<br />
KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />
WIERSZE DLA STARSZYCH I SENTYMENTALNYCH<br />
Z cyklu: MINIATURY O ZWYCZAJNEJ MI£OŒCI .... 67<br />
OLGA MARIA B¥KOWSKA<br />
S³owo; Do Radnych: Eligiusz hr. Pociej. ... 103<br />
PREZENTACJE POETYCKIE - DEBIUTY:<br />
AGATA GROCHOWSKA<br />
Niepodleg³a; Pamiêæ Niepamiêci ... 63<br />
JUSTYNA LANDER<br />
***(Dziewczynka stoj¹ca przede mn¹); ***(potrzaska³y mi siê myœl);<br />
*** (skry³am siê za kolor b³êkitu); *** (bezgwiezdna noc); *** (Puste<br />
szk³o); *** (siedzê w pajêczynie) *** (D³ugi, jasny korytarz); ***<br />
(Spojrza³a na mnie CZYSTOŒÆ) ... 64<br />
WYWIADY, ROZMOWY:<br />
ROZMOWY NIE KONTROLOWANE<br />
Rozmowy Andrzeja Kalinin z Marianem Pankiem ... 65<br />
Rozmowa z Kazimierzem Kowalczykiem o zasz³oœciach i przesz³oœci<br />
... 92<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY:<br />
RAFA£ SOCHA<br />
Epizod XI: Bardzo porz¹dni ludzie ... 69<br />
Epizod XII: Oleandry ... 73<br />
SZKICE,ESEJE,RECENZJE:<br />
W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />
DWA RAZY NA MARGINESIE ROKU SEBY£Y:<br />
GRUPA LITERACKA IM. W£ADYS£AWA SEBY£Y ... 7<br />
MITY I ... PRZEINACZENIA ALBO NA MARGINESIE ... 8<br />
KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />
Glosy do ksi¹¿ek przeczytanych<br />
Glosa 5: O tomiku poetyckim Agnieszki Z³otej<br />
pt. „Rachunek skupienia” ... 77<br />
TOMASZ „AZTZENTY” BARAÑSKI<br />
WYIMAGINOWANE KRAJOBRAZY (W UPIORNIE NIEPRZYJAZNYM<br />
DLA CZ£OWIEKA ŒRODOWISKU) (POEMAT DYGRESYJNY PROZ¥) ... 80<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Printed in Poland.<br />
Wydawca i druk:<br />
Literackie Towarzystwo<br />
Wzajemnej Adoracji<br />
„ L i - T W A ”<br />
z/s w Czêstochowie<br />
ul. Wilsona 8,<br />
42-200 Czêstochowa<br />
Adres dla korespondencji:<br />
ul. Mireckiego 22 m.43<br />
42-200 Czêstochowa<br />
e-mail:<strong>galeria</strong>.piekarski<br />
@gmail.com<br />
DOROTA NOWICKA<br />
STANIS£AW CZYCZ - PISARZ Z OPOWIADAÑ MOJEGO OJCA ... 82<br />
LECH L. PRZYCHODZKI<br />
Zmienia siê definicja bytu ...85<br />
HISTORIA W GALERII:<br />
JAN £¥CZEWSKI<br />
KRÓTKI ZARYS DZIEJÓW CZÊSTOCHOWY<br />
( w 630 rocznicê przybycia paulinów do Czêstochówki)... 96<br />
KATARZYNA LANCKOROÑSKA ... 99<br />
O emeryturach ... 99<br />
JAK URATOWAÆ „POLSKI LWÓW” ...100<br />
NOTATKI Z PODRÓ¯Y:<br />
OLGA MARIA B¥KOWSKA<br />
S Y B E R I A D A (3)<br />
Na szpilkach przy Kamieniu Czerskiego ... 101<br />
Grzbiet Nadmorski ...102<br />
NOTY O AUTORACH:<br />
IWONA URBAÑCZYK<br />
Nota biograficzna - Jacek Rêbacz ... 33<br />
Nota biograficzna - Monika Woldañska ... 36<br />
ZDZIS£AW CZOP<br />
POETA O SOBIE ... 42<br />
IRENEUSZ K. KORPYŒ<br />
POETA O SOBIE ... 53<br />
Nota biograficzna - Agata Grochowska ... 63<br />
Z NOTATNIKA MA£GORZATY N-K:<br />
MA£GORZATA NOWAKOWSKA-KARCZEWSKA<br />
Emil Zegad³owicz 1888 – 1941... 88<br />
I ZNÓW HRABIA POCIEJ:<br />
ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />
HRABIEGO POCIEJA CZUWANIE NAD SNEM REDAKTORA ... 106<br />
GALERIA<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Copyright © LITERACKIE TOWARZYSTWO WZAJEMNEJ ADORACJI „Li-TWA”z/s w Czêstochowie<br />
Redakcja:<br />
Bogdan Knop, Piotr G³owacki, Aleksandra Keller (Sekretarz redakcji),<br />
Izabela Ko³dej - Ptak, Ireneusz K. Korpyœ, Jan £¹czewski, W³adys³aw<br />
Edward Piekarski (Zastêpca redaktora naczelnego, redaktor prowadz¹cy),<br />
Rafa³ Socha (Z-ca redaktora naczelnego - redaktor prowadz¹cy e-<br />
Galerii), Barbara Strzelbicka, Zbigniew Wo³czyñski (Redaktor naczelny).<br />
Stali wspó³pracownicy: Tadeusz Chabrowski, Ma³gorzata Franc, Wojciech<br />
Graba³owski, Wojciech Kajtoch, Kazimierz Kowalczyk, Ma³gorzata Nowakowska<br />
- Karczewska.<br />
Wolontariusze: Anna Kasperek, Gabriela Krawczyk, Artur Ptak, Maciej Skalik, Iwona<br />
Urbañczk, Kamila WoŸniak.<br />
Krajowy Rejestr S¹dowy <strong>nr</strong>: 0000308140 Regon: 240938341 NIP: 9492090225<br />
Konto: BANK MILLENNIUM 19 1160 2202 0000 0001 1690 1952<br />
ISBN 978- 83 - 63052 - 42 - 3<br />
www <strong>litwa</strong>.<strong>czest</strong>.<strong>pl</strong><br />
czêstochowski magazyn literacki
ANDRZEJ KRZYSZTOF WAŒKIEWICZ (1946 -2012)<br />
Andrzej Krzysztof Waœkiewicz, poeta, krytyk literacki,<br />
edytor, dziennikarz, urodzi³ siê 22 czerwca 1941 w<br />
Warszawie, zmar³ 10 lipca 2012 r. w Gdañsku. Ukoñczy³<br />
polonistykê na UAM w Poznaniu.<br />
Debiutowa³ jako poeta wierszem w „Zarzewiu" w<br />
1961 r., jako krytyk we "Wspó³czesnoœci" w 1962 r.<br />
Pierwszy zbiór poetycki wyda³ w 1963 r. [„Wstêpowanie"],<br />
pierwsz¹ ksi¹¿kê krytyczn¹ w 1973 r. [„Rygor i<br />
marzenie.(Szkice o poetach trzech awangard)"]. Autor<br />
ponad 30 ksi¹¿ek, zbiorów wierszy [wybory: „Horyzont<br />
zdarzeñ. Cztery poematy", 1999; „Widmowe œwiat³o<br />
wspólnoty (wiersze 1962-2001)", 2001; „Sekwencje i inne<br />
doœwiadczenia dawne i nowe", 2005, zbiorów prac krytycznych<br />
[m.in. „Formy obecnoœci «nieobecnego pokolenia»",<br />
1978; „Modele i formu³a. Szkice o m³odej poezji<br />
lat szeœædziesi¹tych”, 1978; „Ósma dekada. O œwiadomoœci<br />
poetyckiej «nowych roczników»", 1982; „W krêgu<br />
«Zwrotnicy». Studia i szkice z dziejów krakowskiej Awangardy",<br />
1983; „W krêgu futuryzmu i awangardy. Studia i<br />
szkice", 2003; „Historia, poezja, los. O nowej poezji polskiej",<br />
2005], prac bibliograficznych, publicystycznych,<br />
popularnych szkiców literackich.<br />
Edytor wierszy Peipera, Sterna, Mili Elin, autor licznych<br />
wyborów i antologii, a tak¿e prac zbiorowych (m.in.<br />
poœwiêconych prasie studenckiej).<br />
Wraz z Jerzym Leszinem-Koperskim by³ redaktorem<br />
serii poetyckich(m.in. „Generacje", „Pokolenie, które<br />
wstêpuje", „Antologia nowej poezji polskiej") antologii<br />
(m.in. serii „Debiuty poetyckie") i wydawnictw dokumentacyjnych.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PO¯EGNANIE<br />
Zwi¹zany z Orientacj¹ Poetyck¹ „Hybrydy", jest autorem<br />
koncepcji poezji formulistycznej.<br />
Pojedyñcze wiersze by³y t³umaczone na jêzyk arabski,<br />
bia³oruski, bu³garski, niemiecki, rosyjski, ukraiñski,<br />
w³oski i publikowane w czasopismach i antologiach.<br />
Pracowa³ w redakcjach „Gazety Ch³opskiej", „Nadodrza"<br />
i w M³odzie¿owej Agencji Wydawniczej (czêstochowskie<br />
przypis od redakcyjny: tam siê zbieg³y z nim<br />
losy Wojciecha Gierymskiego, gdzie debiutuje tomem<br />
„aby s³owo by³o wa¿ne” [1975]; Waldemara M. Gaiñskiego,<br />
gdzie wydano jego pierwsze tom poetyckie<br />
„Rocznik piêædziesi¹ty drugi”[1988]: ”Asfaltowy<br />
blus”[1993] ).<br />
Cz³onek kolegium redakcyjnego „Orientacji" i „M³odej<br />
Sztuki", zastêpca red. naczelnego „Integracji" (czêstochowski<br />
przypis od redakcyjny: tutaj zaœ zbieg³y siê<br />
losy Janusza Orlikowskiego i W³adys³awa E. Piekarskiego,<br />
którzy byli cz³onkami Rady Fundacji „Integracji”, a<br />
na ³amach „Integracji” drukowani byli wspomniany<br />
wy¿ej Waldemar M. Gaiñski [wk³adka „Premiery” – „Poemat<br />
uliczny”1977], Wojciech Gierymski, El¿bieta Jeziorowska-Wróbel,<br />
Jacek Gierasiñski, Janusz Strojec,<br />
Janusz Orlikowski, Marek Maculewicz) .<br />
Redaktor naczelny „Gdañskiego Rocznika Kulturalnego"<br />
i „Autografu".<br />
Sta³y felietonista „G³osu Wybrze¿a".<br />
Laureat nagród „Faktów", „Pióra", nagrody artystycznej<br />
Gdañskiego Towarzystwa Przyjació³ Sztuki, prezydenta<br />
miasta Gdañska, Miêdzynarodowego Festiwalu<br />
Poetyckiego w Poznaniu, im. Ryszarda Milczewskiego-<br />
Bruno, im. Klemensa Janickiego, Miêdzynarodowego Dnia<br />
Poezji 2006.<br />
Mieszka³ w Gdañsku.<br />
Przez wiele lat by³ cz³onkiem w³adz Zwi¹zku Literatów<br />
Polskich, przewodnicz¹cym Komisji Kwalifikacyjnej<br />
ZG ZLP (miêdzy innymi przyjmowa³ do ZLP El¿biêtê<br />
Jeziorowsk¹-Wróbel, Janusza Orlikowskiego, W³adys³awa<br />
E. Piekarskiego, Ryszarda Sidorkiewicza, Barbarê<br />
Rosiek, Arkadiusza Franiê, Rafa³a Kasprzaka, Rafa³a<br />
Sochê, Marka Monikowskiego, Ko<strong>nr</strong>ada Ludwickiego,<br />
Wies³awa Wyszyñskiego, itp.)<br />
Do chwili œmierci pe³ni³ funkcjê Wiceprezesa Zarz¹du<br />
G³ównego Zwi¹zku Literatów Polskich.<br />
Kilkakrotnie odwiedza³ Czêstochowê, a tak¿e czêstochowscy<br />
literaci u<strong>czest</strong>niczyli w spotkaniach warsztatowych<br />
prowadzonych przez niego (np. El¿bieta Jeziorowska-Wróbel;<br />
„Wis³a 86” z udzia³em Janusza Orlikowskiego;<br />
„Dar³owo 88”, Warszawska Jesieñ Poetycka 89,<br />
gdzie u<strong>czest</strong>nikiem by³ W³adys³aw E. Piekarski).<br />
Opracowano przy wykorzystaniu zapisów na<br />
stronie internetowej www literaci.eu.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
3
4<br />
WYDARZENIA<br />
ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />
Po nowemu, ale kontynuj¹c...<br />
Wybrane w³adze Literackiego Towarzystwa Wzajemnego<br />
Adoracji „Li-TWA” powo³a³y mnie uchwa³¹ Zarz¹du<br />
na Redaktora Naczelnego „czêstochowskiego magazynu<br />
literackiego „GALERIA” i zg³osi³y moj¹ kandydaturê<br />
do rejestru s¹dowego. S¹d przychyli siê do wniosku i<br />
wpisa³ w rubryce „redaktor naczelny – Zbigniew Wo³czyñski”.<br />
Poni¿ej dopisa³ „odpowiedzialny z § 49a w myœl<br />
Ustawy „Prawo Prasowe”.<br />
Tak umocowany prawnie oraz dzia³aj¹c na podstawie<br />
uchwa³y Zarz¹du, zasugerowa³em sk³ad zespo³u redakcyjnego<br />
„Galerii”. Osoby te zaprosi³em na spotkanie.<br />
I tak siê sta³o 7 lipca br. Spotkaliœmy siê, ¿eby spojrzeæ<br />
na kszta³t „GALERII” i zastanowiæ siê, co jest w niej<br />
dobre i warte kontynuacji, a co nale¿y zmieniæ.<br />
Wszyscy ci, którzy przybyli na spotkanie, zadeklarowali<br />
chêæ bycia cz³onkami. Co prawda z zaproszonych<br />
nie pojawi³y siê dwie osoby, ale byæ mo¿e w przysz³oœci<br />
pomog¹ w pracach redakcyjnych.<br />
W wielu rozmowach wczeœniejszych, a tak¿e w tej¿e<br />
dyskusji mówiono o tym, ¿e GALERIA jest „workiem”,<br />
do którego wrzuca siê ró¿ne teksty… W jakiejœ czêœci to<br />
prawda, ale trzeba powróciæ do pierwszej czêœci nazwy<br />
czasopisma „czêstochowski magazyn literacki”. Dlaczego<br />
„czêstochowski”, chyba nie trzeba t³umaczyæ… A je-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Fotografia Ireneusz K. Korpyœ<br />
œli, to wiadomo, dlaczego czêstochowski – bo w Czêstochowie,<br />
tworzony przez czêstochowskich twórców. Co<br />
prawda niekiedy spotkaæ mo¿na siê z uœmieszkiem, bo<br />
„rymy czêstochowskie” potocznie maj¹ dwuznaczne<br />
znaczenia (ale maj¹ swoj¹ prawie trzechsetletni¹ tradycjê<br />
i stanowi¹ cz¹stkê tzw. poezji dziadowskiej z prze³omu<br />
XVII i XVIII wieku). Na marginesie – obok 32 cz³onków<br />
naszego Towarzystwa istnieje grupa 8 – 10 twórców<br />
mieszkaj¹cych i tworz¹cych w Czêstochowie oraz<br />
okolicach…<br />
Ale nie tylko „Czêstochowa”, bo mamy przyjació³,<br />
którzy chc¹ na ³amach „Galerii” siê pokazywaæ. Trzeba<br />
dodaæ, ¿e s¹ to postacie nietuzinkowe, a nawet powiedzia³bym<br />
– wybitne.<br />
„Magazyn” czyli miejsce sk³adowania. W magazynach<br />
– tych przemys³owych czy sklepowych (teraz<br />
zwanych marketami, supermarketami) s¹ sk³adowane<br />
produkty na rega³ach… W naszym przypadku te rega³y<br />
s¹ nazywane „dzia³ami” (tyle, ¿e nie strzelaj¹) i zwieraj¹<br />
np. felietony, prezentacje prozatorskie, prezentacje poetyckie,<br />
szkice, eseje, recenzje czy cykle, np. „Œwiat wg<br />
Sochy”, czy „Listy hrabiego Pocieja”… Rega³y z zasady<br />
maj¹ swoje pó³ki… Na najwy¿szych le¿¹ te najlepsze<br />
towary, ni¿ej towary popularne, ale te, które polubili<br />
odbiorcy i z chêci¹ po nie siêgaj¹ (np. do poezji Kazi-<br />
czêstochowski magazyn literacki
mierza Kowalczyka pisanej z rymem i rytmem), jeszcze<br />
ni¿ej to, co tworz¹ adepci…<br />
¯e „literacki” – bo tworz¹ i pisz¹ w nim literaci lub<br />
adepci literatury, a zespó³ redakcyjny dba, ¿eby to by³<br />
poziom, za który nie powinniœmy siê wstydziæ.<br />
No i na koniec „<strong>galeria</strong>”. Potocznie to miejsce, gdzie siê<br />
wstawia i sprzedaje ró¿nego rodzaju dzie³a… Teraz trochê<br />
zdeprecjonowana przez ró¿ne galerie handlowe… Dlatego<br />
mo¿na powiedzieæ, ¿e to worek, w którym jest wszystko<br />
wymieszane… Tak jak w <strong>galeria</strong>ch malarstwa, gdzie<br />
obok aktów wisz¹ krajobrazy, martwe natury czy przys³owiowy<br />
jeleñ na rykowisku lub jakieœ portrety (ostatnio w<br />
modzie s¹ „starzy ¯ydzi”, czy „podrabiani przodkowie”),<br />
koñskie g³owy czy s³ynne „u³any” wg Kossaka.<br />
W sobotê mówiono o tym, by wymieszaæ poszczególne<br />
rodzaje dzia³ów. I jeœliby wzi¹æ obrazowo galeriê z obrazami,<br />
np. aby obok „koñskiej g³owy” powiesiæ „akt” czy<br />
„starego ¯yda”. Jednak¿e w koñcu stanê³o, ¿eby dzia³y<br />
by³y dzia³ami, a czytelnik móg³ siêgaæ do tego, co go interesuje<br />
w danym momencie (chocia¿ móg³by to robiæ, korzystaj¹c<br />
ze spisu treœci). Ale „vox populi… g³os ludu…<br />
Istot¹ spotkania sta³a siê jednak strona edytorska. Od<br />
korekty po technikê druku. Ale… Ale…<br />
Sprawa w tym, ¿e czasopismo nasze jest czasopismem<br />
wolontariuszy… Przygotowywanym przez wolontariuszy,<br />
redagowanym przez wolontariuszy, a nawet na pewnym<br />
etapie by³o drukowane i przygotowywane do introligatorni<br />
na zasadzie wolontariatu. Przez piêæ lat istnienia czasopismo<br />
otrzyma³o jeden grant z Urzêdu Marsza³kowskiego.<br />
Jego wartoœæ to ledwie oko³o 1/6 wartoœci tego, co „aleje<br />
3” dostawa³y na rok przy wydaniu 4 numerów… Dlatego<br />
te¿ uwa¿am, ¿e najwa¿niejszy jest dialog, wspó³praca. I po<br />
prostu wzajemna adoracja.<br />
Mam zaufanie do osób, którym zaproponowa³em wspó³pracê<br />
w sk³adzie redakcji. Spotka³em ich w ró¿nym czasie,<br />
w ró¿nych miejscach. Tak mi siê zdarzy³o poznaæ W³adys³awa<br />
E. Piekarskiego, Bogdana Knopa, Izabelê Ko³dej-Ptak,<br />
dra Jana £¹czewskiego, Piotra G³owackiego, Olgê Wiewiórê<br />
czy Ireneusza K. Korpysia (z tych, ktorych zaproponowa³em<br />
w sk³ad zespo³u redakcyjnego). Nazwiska mo¿na<br />
mno¿yæ. Z ró¿nych miejsc i okresów. Szko³a œrednia, „mini<strong>Galeria</strong>’,<br />
zwi¹zki zawodowe, czy ju¿ samo Towarzystwo.<br />
Mamy ró¿ne doœwiadczenia literackie oraz ¿yciowe.<br />
£¹czy nas literatura. Istotne s¹ mosty pomiêdzy ludŸmi.<br />
Moim zdaniem istotniejsze s¹ dzia³ania i spotkania zespo³u<br />
redakcyjnego oraz wspó³pracowników redakcji a nie obszerne,<br />
monumentalne wizje tego, jak ma byæ czy manifesty.<br />
Gwoli przypomnienia rzadko w zespole, który siê spotka³,<br />
wyg³aszane by³y manifesty... Chocia¿ w okresie „banalistów<br />
czêstochowskich”(Bruszewski, Pruzel, ¯uberek –<br />
zwi¹zanych pocz¹tkowo z „Lamp¹ Bo¿¹”) uknute zosta³o<br />
nawet pojêcie „manifestologia”, która mia³a byæ pocz¹tkiem<br />
nauki pisania manifestów (nie tylko literackich).<br />
Dlatego z zadowoleniem i wielkim uznaniem przyj¹-<br />
³em wizjê elektronicznej wersji „GALERII” zaprezentowanej<br />
przez Rafa³a Sochê, ale zaraz doda³em, ¿e nie bêdzie<br />
jej, jeœli nie zadbamy, ¿eby dok³adaæ do niej to, co uznamy<br />
za wa¿ne. A szczególnie wa¿ne w ¿yciu Towarzystwa.<br />
Œwiadom jestem niedoskona³oœci edytorskich, dlatego<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
WYDARZENIA<br />
ca³¹ powag¹ przyj¹³em deklaracjê Olgi Wiewióry (Aleksandry<br />
Keller), Piotra G³owackiego, Barbary Strzelbickiej,<br />
¿e pomog¹ oprócz udzia³u w pracach zespo³u w korekcie<br />
tekstów, chocia¿ uwa¿am, ¿e sam autor powinien zadbaæ<br />
tak¿e o bezb³êdnoœæ swego tekstu a zauwa¿one b³êdy<br />
korygowaæ na etapie redakcyjnym (wydruku próbnego).<br />
Wreszcie strona techniczna. „Robimy” czasopismo na<br />
zasadzie wolontariatu. Na programach, których u¿yczaj¹<br />
cz³onkowie Towarzystwa. Opieramy siê na ich technicznych<br />
umiejêtnoœciach, przeto chwa³a im… Ale trzeba myœleæ,<br />
¿eby kszta³ciæ wolontariuszy, którzy bêd¹ to umieli<br />
robiæ w przysz³oœci. Trzeba pozyskaæ œrodki na odpowiednie<br />
oprogramowanie i sprzêt. Trzeba znaleŸæ miejsce na<br />
biuro. Robiæ to lepiej, ale zarazem kontynuuj¹c treœci i tradycjê<br />
„GALERII”. Rozwijaæ poziom graficzny przy zachowaniu<br />
jego ascetycznoœci, bowiem nale¿y dbaæ o to, by<br />
nie nast¹pi³ przerost formy nad treœci¹. Czêstochowa i œrodowisko<br />
zna takie przyk³ady i na pewno nie napawaj¹<br />
dum¹. Nie jest to miejsce na „dowalanie” tym, którzy je<br />
tworzyli i tworz¹…<br />
I sprawy bie¿¹ce, czyli dotycz¹ce najnowszego numeru<br />
GALERII – <strong>23</strong> numeru… Przypada mi go zamykaæ, a<br />
zarazem otwieraæ nowy etap w tworzeniu czasopisma…<br />
Tematem przewodnim jest „Rok W³adys³awa Seby³y”. Jemu<br />
poœwiêcamy notkê biograficzn¹, przypominaj¹c jego zwi¹zki<br />
z K³obuckiem i Czêstochow¹… Przypominam o istnieniu<br />
grupy jego imienia i ogólnopolskim konkursie, który<br />
potem zosta³ przeniesiony z K³obucka do Czêstochowy i<br />
sta³ siê Ogólnopolskim Konkursem Poetyckim im. Haliny<br />
Poœwiatowskiej (po drodze zgin¹³ gdzieœ W³adys³aw Seby-<br />
³a, bo na pocz¹tku by³y oba nazwiska w nazwie konkursu).<br />
Po latach K³obuck odnowi³ konkurs poetycki. Zakoñczy³a<br />
siê jego kolejna edycja. Prezentujemy laureata z trzech<br />
kolejnych lat zwi¹zanego z Towarzystwem – Ireneusza K.<br />
Korpysia – i jego wyró¿nione wiersze.<br />
Tradycyjnie - to ok³adka. Bohaterk¹ jest Olga M. B¹kowska,<br />
a na ostatniej stronie kadry z piêciolecia (ci¹g dalszy<br />
nast¹pi)... Na koniec format... Powrót do formatu sprzed<br />
piêciu lat...<br />
Zbigniew Wo³czyñski<br />
Reprodukcja czarno - bia³a obrazy Zas³u¿onego Artysty<br />
Rosyjskiej Fedaracji Witalija Smagina (Irkuck).<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
5
6<br />
WYDARZENIA<br />
ROK W£ADYS£AWA SEBY£Y<br />
ród³o:http://img.naszemiasto.<strong>pl</strong>/grafika2/nowy/6d/b0/<br />
4f6302e3cb117_k5.jpg<br />
W³adys³aw Seby³a, autor takich tomików wierszy jak<br />
„Œmieræ szczuro³apa" czy „Koncert egzotyczny", zosta³ ustanowiony<br />
przez sejm RP jednym z patronów roku 2012.<br />
Poeta zgin¹³ 72 lata temu w Charkowie.<br />
Czes³aw Mi³osz pisa³ o Sebyle w „Traktacie poetyckim":<br />
„Ostatni wiersz epoki by³ w druku./A jego autor,<br />
W³adys³aw Seby³a,/Lubi³ wieczorem wyj¹æ z szafy skrzypce/K³ad¹c<br />
futera³ przy tomach Norwida./Haftki munduru<br />
wtedy mia³ rozpiête /(Bo na kolei pracowa³, na Pradze).<br />
/W tym swoim wierszu, jakby testamencie,/ Do Œwiatowida<br />
przyrówna³ ojczyznê./Zbli¿a siê do niej œwist i werbli<br />
trzask/ Od równin wschodu i równin zachodu/ A ona<br />
œni o brzêku swoich pszczó³,/O popo³udniach w hesperyjskich<br />
sadach. /Czy za to strzel¹ w ty³ g³owy Sebyle/ I<br />
pochowaj¹ go w smoleñskim lesie?". Noblista odbieraj¹c<br />
literackiego Nobla, wymieni³ nazwisko Seby³y, publicznie<br />
podnosz¹c kwestiê polskich literatów zamordowanych<br />
przez NKWD.<br />
W³adys³aw Seby³a urodzi³ siê 6 lutego 1902 r. w K³obucku<br />
ko³o Czêstochowy, ale rodzina wkrótce przenios³a<br />
siê do Sosnowca, gdzie przysz³y poeta siê wychowywa³.<br />
Szczêœliwe dzieciñstwo przerwa³a œmieræ matki. Ojciec<br />
o¿eni³ siê po raz drugi, ale stosunki W³adys³awa i jego<br />
brata z macoch¹ okaza³y siê bardzo trudne. M³odszy z<br />
braci opuœci³ rodzinny dom ju¿ w wieku 14 lat, W³adys³aw<br />
zrobi³ to dopiero po maturze. Z usposobienia wra¿liwy<br />
i introwertyczny Seby³a zacz¹³ pisaæ wiersze jako<br />
oœmiolatek. By³ wszechstronnie uzdolniony, malowa³, gra³<br />
na skrzypcach i fortepianie, komponowa³.<br />
Ironi¹ losu jest fakt, i¿ Seby³a - zdeklarowany pacyfista<br />
- trzy razy zak³ada³ mundur i walczy³. Po raz pierwszy<br />
jako nastolatek, w 1919 roku, kiedy wspólnie z wiêkszoœci¹<br />
kolegów ze swojej klasy wzi¹³ udzia³ w pierwszym<br />
powstaniu œl¹skim. Aby walczyæ sfa³szowa³ œwiadectwo<br />
urodzenia, dodaj¹c sobie dwa lata. W 1920 r. wzi¹³ udzia³<br />
jako ochotnik w wojnie z bolszewick¹ Rosj¹. Maturê zda³<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
dopiero w 1921 r., potem rozpocz¹³ studia na Wydziale<br />
Mechanicznym Politechniki Warðszawskiej, ale po roku<br />
przeniós³ siê na polonistykê na UW. Podczas studiów zarabia³<br />
jako urzêdnik Pocztowej Kasy Oszczêdnoœci.<br />
Seby³a jako poeta zadebiutowa³ stosunkowo póŸno, a<br />
jego kariera zamknê³a siê w okresie ledwie jednej dekady.<br />
Rozg³os zdoby³ tomikami „Pieœñ szczuro³apa" (1930) i „Koncert<br />
egzotyczny" (1934). W 1938 roku ukaza³y siê „Arkusz<br />
poetycki <strong>nr</strong> 6" i „Obrazy myœli", które przynios³y Sebyle<br />
miano poety katastroficznego. W tym samym roku Polska<br />
Akademia Literatury odznaczy³a go Z³otym Wawrzynem Akademickim.<br />
Od 1924 r. zwi¹zany z ko³em literackim „Z³ocieñ",<br />
od 1927 r. Seby³a nale¿a³ do grupy „Kwadryga”.<br />
Przez pewien czas prowadzi³ równie¿ w³asn¹ audycjê<br />
w polskim radiu, która budzi³a spore emocje. Jeden z recenzowanych<br />
poetów poczu³ siê na tyle dotkniêty, i¿ wytoczy³<br />
Sebyle proces. S¹d skaza³ pisarza na dwa tygodnie aresztu<br />
w zawieszeniu i grzywnê w wysokoœci 50 tys. z³otych. Seby³a<br />
przyjaŸni³ siê z Karolem Szymanowskim i Czes³awem<br />
Mi³oszem, w jego domu czêstymi goœæmi byli Konstanty<br />
Ildefons Ga³czyñski, Stanis³aw Ryszard Dobrowolski i Krzysztof<br />
Kamil Baczyñski. Seby³a jest jednym z bohaterów powieœci<br />
„Wspólny pokój" Zbigniewa Uni³owskiego, gdzie<br />
wystêpuje jako Brocki.<br />
Wojciech Bonowicz, który przygotowa³ w zesz³ym roku<br />
wydanie wyboru poezji Seby³y we wroc³awskim Biurze<br />
Literackim (tomik „Dialog w ciemnoœci"), podkreœla we<br />
wstêpie, ¿e wiersze Seby³y wywar³y wp³yw na wczesn¹<br />
twórczoœæ Mi³osza i Baczyñskiego, inspirowa³ siê nim te¿<br />
Gajcy. „Najmocniej przejmuj¹ mnie te jego wiersze, w<br />
których Seby³a jest najbardziej enigmatyczny. Szczytowym<br />
osi¹gniêciem jest tu cykl Osiem nokturnów: wizja<br />
œwiata zmêczonego istnieniem, zapadaj¹cego siê w nienasycon¹<br />
czerñ, w nicoœæ. Co rusz dobiega zeñ jakiœ krzyk,<br />
p³acz - bezradna zapowiedŸ nadci¹gaj¹cego nieszczêœcia.<br />
Katastrofizm Seby³y jest stosunkowo ma³o ekspresyjny,<br />
ale za to totalny: katastrofa jest zasad¹ œwiata. Na tym tle<br />
przejmuj¹co brzmi¹ jego modlitwy i antymodlitwy: "Ojcze<br />
nasz, którego nie ma..." - pisa³ Bonowicz.<br />
Jako podporucznik rezerwy Seby³a zosta³ zmobilizowany<br />
28 sierpnia 1939 r. z przydzia³em do 13. Pu³ku<br />
Piechoty "Dzieci Krakowa" z Pu³tuska w sk³adzie 8. Dywizji<br />
Piechoty Armii "Modlin". Odkomenderowany do<br />
wzmocnienia Korpusu Ochrony Pogranicza w Hancewiczach<br />
ko³o £uniñca, dosta³ siê po 17 wrzeœnia 1939 r. do<br />
niewoli radzieckiej. Internowany w obozie oficerskim w<br />
Starobielsku, w kwietniu 1940 r. zosta³ rozstrzelany przez<br />
NKWD w Charkowie. W 2007 r. poeta zosta³ mianowany<br />
poœmiertnie porucznikiem.<br />
„Tragiczna œmieræ Seby³y zdeterminowa³a potoczny<br />
odbiór jego twórczoœci. Ca³y eschatologiczny patos zosta³<br />
ujêty w nawias katyñskiego mêczeñstwa. Tymczasem<br />
Seby³a zas³uguje na czytanie i poza kontekstem narodowej<br />
martyrologii, jako poeta uniwersalny i sugestywny" -<br />
podsumowuje Wojciech Bonowicz.<br />
P.B., Ÿród³o: instytutksiazki.<strong>pl</strong><br />
czêstochowski magazyn literacki
W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />
DWA RAZY NA MARGINESIE ROKU SEBY£Y<br />
Grupa literacka im. W³adys³awa Seby³y<br />
Grupa Literacka im. W³adys³awa Seby³y powsta³a<br />
w listopadzie 1972 roku (a nie jak w<br />
swoim szkicu napisa³a Wioletta Grzegorzewska<br />
zamieszczonym w Aleja 3).W sk³ad grupy pocz¹tkowo<br />
wchodzili: Longin Kowasz, Jan Lipiñski,<br />
Maksymilian Sieradzki oraz Leszek Wierzchowski.<br />
W miêdzyczasie uzupe³nili jej sk³ad Jan<br />
Musia³ek i Adam Wojtala. Uby³ Leszek Wierzchowski.<br />
Prezesem grupy zosta³ Jan Lipiñski.<br />
Jedynym ¿yj¹cym z tej grupy jest Maksymilian<br />
Flawiusz Sieradzki<br />
Patronat nad ni¹ przyj¹³ Wydzia³ Kultury Urzêdu<br />
Powiatowego w K³obucku. Prawdopodobnie<br />
pierwszym oficjalnym wyst¹pieniem by³ wieczór<br />
poetycki poœwiêcony patronowi grupy.<br />
Przeprowadzono tak¿e konkurs na utwór literacki<br />
poœwiêcony W³adys³awowi Sebyle. To leg³o<br />
u podstaw pomys³u organizacji ogólnopolskiego<br />
konkursu i konfrontacji poetyckich. Grupa<br />
organizowa³a wieczory w Lipiu, K³obucku,<br />
Czêstochowie, Wrêczycy. Twórcy zrzeszeni w<br />
Grupie posiadali w swoim dorobku wiele publikacji<br />
(m. innymi: Tygodniku Kulturalnym, Zielonym<br />
Sztandarze, Kamena, Prometeju, Nadodrze,<br />
Student, G³os M³odzie¿y, Nasz Klub), co sta³o siê<br />
powodem do czynienia starania o bardziej ambitne<br />
zadokumentowanie swego istnienia. W roku<br />
1974 ukaza³ siê poetycki Almanach grupy, którego<br />
recenzjê przygotowa³ Edward Zeman i Alfred<br />
Ligocki. Grupa by³a bardzo aktywna. Na<br />
spotkania zapraszano wybitnych krytyków jak i<br />
poetów. Goœcili w K³obucku m.in.: Jacek Kajtoch,<br />
Tadeusz Mocarski, Tadeusz Œliwiak, Tadeusz<br />
Bochenek, Czes³aw Œl¹zak, Alfred Ligocki.<br />
Systematycznie ukazywa³y siê wzmianki w prasie<br />
o poczynaniach Grupy: „Nad Wart¹”, „¯yciu<br />
Literackim”, „Kamenie”, „Podgl¹dach”, „Wieczóorze”,<br />
„¯yciu Czêstochowy”, „Trybunie Robotniczej”.<br />
Za spraw¹ Edwarda Zemana w almanachu<br />
poezji i prozy „M³ody Œl¹sk Literacki”, który nak³adem<br />
Wydawnictwa „Œl¹sk” ukaza³ siê w 1975<br />
roku, zosta³y opublikowane wiersze lidera grupy<br />
Jana Lipiñskiego (oprócz wierszy J. Lipiñskiego<br />
w tym¿e almanachu ukaza³y siê tak¿e<br />
wiersze Tadeusza Gierymskiego z Klubu Nauczycielskiego<br />
i opowiadanie Jerzego Wawrzaka z<br />
grupy „PROFILE”).<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
W miêdzyczasie nawi¹zano ³¹cznoœæ i œcis³y<br />
potem kontakt z Klubem Nauczycielskim w Czêstochowie,<br />
który reprezentuj¹ tacy poeci jak Krystyna<br />
i Tadeusz Biskup, Tadeusz Gierymski, Janusz<br />
Szmidla. Z czasem weszli oni w sk³ad Grupy.<br />
W almanachu laureatów ogólnopolskich Jarmarków<br />
Poezji o Laur Prometeja znalaz³y siê nagrodzone<br />
wiersze cz³onków Grupy, a w lipcu<br />
1976 s¹ drukowane w „Prometeju”.<br />
Jednak¿e najwa¿niejszym osi¹gniêciem Grupy<br />
jest organizacja Konkursu Poetyckiego i Konfrontacji<br />
Poetyckich (pierwszy w 1972 roku, ale<br />
ju¿ w 1973 roku dostaje przymiotnik „Ogólnopolski”),<br />
który po latach „zaw³aszczy” Czêstochowa<br />
i nada mu imiê Haliny Poœwiatowskiej (od<br />
1979), a ten z kolei stanie siê jedn¹ z najwa¿niejszych<br />
i najstarszych imprez literackich adresowanych<br />
dla mi³oœników poezji w Polsce trwaj¹cy<br />
do dzisiaj (z przerw¹ na „stan wojenny”).<br />
W dwa lat póŸniej grupa rozwi¹zuje siê, a<br />
w³aœciwie przekszta³ca siê w Korespondencyjny<br />
Klub M³odych Pisarzy przy ZW ZSMP w Czêstochowie<br />
zyskuj¹c w ten sposób pomoc finansow¹<br />
i mo¿nego protektora. Motorem tych poczynañ<br />
jest Jan Lipiñski.<br />
Jan Lipiñski w po³owie lat osiemdziesi¹tych<br />
wyje¿d¿a z Czêstochowy i wraca w rodzinne strony,<br />
gdzie publikuje i umiera w 2003 roku.<br />
W³adys³aw E. Piekarski<br />
„Z czêstochowskiej<br />
ziemi na<br />
literacki<br />
Parnas”,<br />
Antologia<br />
wierszy<br />
W³adys³awa<br />
Seby³y, Jerzego<br />
Lieberta,<br />
Haliny<br />
Poœwiatowskiej,<br />
Ludmi³y<br />
Mariañskiej.<br />
Wstêp i wybór<br />
wierszy:<br />
El¿bieta<br />
Hurnikowa,<br />
Wydawca:<br />
Muzeum<br />
Czêstochowskie,Czêstochowa<br />
2006.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
7
8<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
Z zainteresowaniem i nadziej¹ zabra³em siê<br />
za lekturê rozmowy Mariana Panka z Tadeuszem<br />
Gierymskim wydrukowanej w „Aleje 3”. Znam<br />
jednego i drugiego trochê...<br />
Doczyta³em do miejsca, w którym jest zdanie:<br />
„Z Janem Lipiñskim, którego ju¿ nie ma w<br />
Czêstochowie, zorganizowaliœmy konfrontacje<br />
poetyckie i konkurs poetycki im. H. Poœwiatowskiej”...<br />
Tadeusz Gierymski w chwili, gdy to piszê,<br />
prawdopodobnie nie ma pojêcia, ¿e Jan Lipiñski<br />
nie ¿yje od kilku lat....<br />
W innym miejscu Tadeusz Gierymski w<br />
przeds³owiu towarzysz¹cym „wydanemu przez<br />
OPK Gaude Mater w Czêstochowie almanachowi<br />
„Czarno - bia³e rysunki” pisze: „W 1972 r. Jan<br />
Lipiñski (zamieszka³y wówczas w K³obucku) za-<br />
³o¿y³ Grupê Literack¹ im. W³. Seby³y, która organizowa³a<br />
pierwsze Konfrontacje Poetyckie o charakterze<br />
regionalnym. Rok póŸniej mia³y one ju¿<br />
zasiêg ogólnopolski. W roku 1979 towarzysz¹cy<br />
im konkurs poetycki zostaje nazwany imieniem<br />
Haliny Poœwiatowskiej. Z okazji Konfrontacji zaczêto<br />
wydawaæ zespo³owe almanachy miejscowych<br />
twórców i arkusze autorskie.” Jeszcze gdzie<br />
indziej czytam: „Grupa Literacka im. W³adys³awa<br />
Seby³y powsta³a w listopadzie 1972 roku. Patronat<br />
nad ni¹ przyj¹³ Wydzia³ Kultury Urzêdu Powiatowego<br />
w K³obucku. Poniewa¿ posiadano w<br />
swoim dorobku wiele publikacji (m.in.: w Tygodniku<br />
Kulturalnym, Zielonym Sztandarze, Kamenie,<br />
Prometeju, Nadodrzu, Studencie, G³osie M³odzie¿y,<br />
Naszym Klubie) poczyniono starania o<br />
bardziej ambitne zadokumentowanie swego istnienia.<br />
W sk³ad grupy pocz¹tkowo wchodzili: Longin<br />
Kowasz, Jan Lipiñski, Maksymilian Sieradzki<br />
oraz Leszek Wierzchowski. W miêdzyczasie uzupe³nili<br />
jej sk³ad Jan Musia³ek i Adam Wojtala. Uby³<br />
Leszek Wierzchowski. Na spotkania zapraszano<br />
wybitnych krytyków jak i poetów. Goœcili w K³obucku<br />
m.in.: Jacek Kajtoch, Tadeusz Mocarski, Tadeusz<br />
Œliwiak, Tadeusz Bochenek, Czes³aw Œl¹zak,<br />
Alfred Ligocki. W miêdzyczasie nawi¹zano<br />
³¹cznoœæ i œcis³y potem kontakt z Klubem Nauczycielskim<br />
w Czêstochowie, który reprezentuj¹ tacy<br />
poeci jak Krystyna Biskup, Tadeusz Gierymski, Janusz<br />
Szmidla. Weszli oni w sk³ad Grupy. W klubie<br />
tym goœcili tak¿e m.in. Edward Zyman i Alfred Ligocki,<br />
który przygotowa³ recenzjê celem wydania<br />
almanachu grupy. Systematycznie ukazywa³y siê<br />
wzmianki w prasie o poczynaniach Grupy, m.in.:<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Mity i przeinaczenia... albo na marginesie<br />
w „Nad Wart¹”, „¯yciu Literackim”, „Kamenie”,<br />
„Podgl¹dach”, „Wieczorze”, „¯yciu Czêstochowy”,<br />
„Trybunie Robotniczej”. W almanachu „M³ody<br />
Œl¹sk Literacki”, który nak³adem Wydawnictwa<br />
„Œl¹sk” uka¿e siê w przysz³ym roku, wykorzystane<br />
zostan¹ wiersze Tadeusza Gierymskiego i Jana<br />
Lipiñskiego. Jak wieœæ niesie jeden z cz³onków<br />
Grupy winien niebawem (1976 r.) zaprezentowaæ<br />
siê indywidualnym tomikiem nak³adem Wydawnictwa<br />
„Œl¹sk”. Jedno z nazwisk winno tak¿e<br />
znaleŸæ „siê w almanachu laureatów ogólnopolskich<br />
Jarmarków Poezji o Laur Prometeja. Numer<br />
lipcowy „Prometeja” przyniesie wiersze Grupy.....*”<br />
- Tekst ten znaleziony w postaci niepodpisanego<br />
maszynopisu w Almanachu Grupy im.<br />
Seby³y - jest to prawdopodobnie tekst napisany<br />
przez Jan Lipiñskiego, który nie móg³ siê przebiæ<br />
z niektórymi informacjami do prasy.<br />
To prawdopodobnie leg³o u podstaw jego<br />
decyzji o powrocie do Krosna i tak siê sta³o na<br />
pocz¹tku 1980 roku. Zreszt¹ sama postaæ Jana<br />
Lipiñskiego wydaje siê byæ warta w tym momencie<br />
przypomnienia. Urodzony w 1940 roku<br />
w Kroœnie n/Wis³¹. Z zawodu technik elektroradiologii.<br />
Wiele lat pracowa³ w K³obucku w Zespole<br />
Opieki Zdrowotnej. W latach 1972-1974<br />
przewodniczy³ grupie poetyckiej im. W³adys³awa<br />
Seby³y. Wspó³organizator Ogólnopolskich<br />
Konfrontacji Poetyckich Czêstochowa-K³obuck,<br />
które potem stan¹ siê Ogólnopolskim Konkursem<br />
Poetyckim im. Haliny Poœwiatowskiej i towarzysz¹cych<br />
mu Konfrontacji jej imienia (najstarszy,<br />
najbardziej masowy i najbardziej presti-<br />
¿owy ogólnopolski konkurs poetycki). Pisa³ wiersze,<br />
fraszki i aforyzmy. Publikowa³ je m.in. w<br />
„Tygodniku Kulturalnym”, „Karuzeli”, „Kamenie”,<br />
„Prometeju”, „Studencie”, „Sigmie”, „Nadodrzu”,<br />
„Zielonym Sztandarze”,”Nowym Medyku”, „S³u¿bie<br />
Zdrowia”, „Nad Wart¹”, „Trybunie Robotniczej”<br />
oraz w almanachu „M³ody Œl¹sk Literacki”<br />
„Spektrum”. Ok. 1980 r. wróci³ do stron rodzinnych<br />
(do Krosna), gdzie publikuje wiersze, aforyzmy,<br />
fraszki. Po wydanym w Czêstochowie „U<br />
progu: [wiersze]” w Kroœnie ukazuj¹ siê jego:<br />
„Drobiny” [arkusz poetycki] (1983), „Wchodzê<br />
w twoje jarzmo” [wiersze] (1983), w Rzeszowie<br />
„Obrêcze ognia:” [poezje] (1986), Mam ten gest:<br />
[aforyzmy] 1996 czy w Krakowie „Wszystko dla<br />
idei!” (1989). Prócz tego w edycjach zbiorowych<br />
takich jak Almanach £ódzkiej Grupy Unii Polskich<br />
Pisarzy Medyków, Antologi „Fraszki pol-<br />
czêstochowski magazyn literacki
skie”, w Antologi „Ksiêga aforystyki polskiej XXI<br />
wieku: potêga myœli” ukazywa³y siê jego wiersze<br />
i aforyzmy i fraszki. By³ cz³onkiem ZLP, a<br />
tak¿e cz³onkiem Unii Polskich Pisarzy Medyków.<br />
Zmar³ w 2003 roku.<br />
Jego œmieræ przesz³a w Czêstochowie niezauwa¿ona,<br />
a podczas Konfrontacji nawet nie<br />
wspomniano o tym, ¿e odszed³ ten, dziêki któremu<br />
owe Konfrontacje zaistnia³y.<br />
Byæ mo¿e, dlatego, ¿e mit twórcy konfrontacji<br />
zaw³aszczy³ sobie ktoœ inny ni¿ on. Dzisiaj jak<br />
mi wiadomo ¿yj¹ jeszcze cz³onkowie Grupy Poetyckiej<br />
im. W³. Seby³y i niektóre fakty s¹ do<br />
sprawdzenia.<br />
Jeden ze znanych mi cz³onków tej grupy powiedzia³,<br />
¿e w tamtym czasie dobrze by³o dopisywaæ<br />
do listy zas³u¿onych „zas³u¿onych z klucza”,<br />
a takim w tamtych latach by³ Tadeusz Gierymski.<br />
Tadeusz Gierymski jest dziœ zas³u¿onym<br />
z racji wieku. Jeœli ktoœ uwa¿nie czyta³ informacje<br />
o Grupie Poetyckiej im. W³. Seby³y to zauwa¿y,<br />
¿e nie pada tam wœród cz³onków grupy<br />
nazwisko „Gierymskiego” i to jest grzech tworzenia<br />
mitu lub przeinaczeniu (nie nazywaj¹c tego<br />
inaczej)...<br />
Gdzie indziej czytamy „Na pocz¹tku roku<br />
1972 w K³obucku zaczyna dzia³aæ GRUPA LITE-<br />
RACKA IM. W£. SEBY£Y. Prezesem grupy zosta³<br />
Jan Lipiñski. Pierwszym oficjalnym wyst¹pieniem<br />
by³ wieczór poetycki poœwiêcony patronowi grupy.<br />
Przeprowadzono tak¿e konkurs na utwór literacki<br />
poœwiêcony W³adys³awowi Sebyle. Grupa<br />
organizowa³a wieczory w Lipiu, K³obucku, Czêstochowie,<br />
Wrêczycy. Wspólnie z Klubem Nauczycielskim<br />
w Czêstochowie by³a inicjatorem Ogólnopolskich<br />
Konfrontacji Poetyckich organizowanych<br />
w K³obucku. PóŸniej Grupa zwi¹za³a siê z<br />
czasopismem „Nad Wart¹”.” Zatem mo¿na stwierdziæ,<br />
¿e wspó³organizatoratorem by³ Klub Nauczycielski,<br />
a nie Tadeusz Gierymski. Grupie<br />
Literackiej im. W³. Seby³y prezesowa³ w tym<br />
czasie Jan Lipiñski, a Klubowi Nauczycielskiemu<br />
Tadeusz Biskup...<br />
Zas³ug¹ Tadeusza Gierymskiego odnoœnie<br />
Konfrontacji jest jego d³ugoletni udzia³ w pracach<br />
jury konkursu jako jego etatowy sekretarz...<br />
„Z drugiej strony coroczne Konfrontacje Poetyckie<br />
uros³y do wa¿nego wydarzenia w ¿yciu kulturalnym<br />
miasta, tym bardziej, ¿e im towarzyszy³<br />
Ogólnopolski Konkurs Poetycki, od 1979 r.<br />
nazwany imieniem Haliny Poœwiatowskiej. Od tej<br />
pory rok rocznie œci¹gaj¹ do Czêstochowy m³odzi<br />
twórcy z ca³ego kraju. Zaproszeni s¹ te¿ starsi,<br />
uznani pisarze, krytycy, artyœci. Z okazji Kon-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
frontacji teksty literackie wydawane bywaj¹ wspólnie,<br />
w postaci almanachów.” - przeczyta³em w<br />
innym opracowaniu.<br />
I tak Konfrontacje, które w zamiarze mia³y<br />
promowaæ poetyck¹ Czêstochowê wraz z okolic¹,<br />
sta³y siê Konfrontacjami, które s¹ „pokazówk¹”<br />
dla ca³ego kraju i coraz bardziej marginalny<br />
jest niestety udzia³ twórców z regionu w<br />
Konfrontacjach. Nie mówi¹c o tym, ¿e nie znajduje<br />
zrozumienia potrzeba wprowadzenie kategorii<br />
regionalnej (dla twórców z Ziemi Czêstochowskiej)<br />
w Konkursie Poetyckim im. H. Poœwiatowskiej.<br />
I tak mity przenikaj¹ siê z przeinaczeniami.<br />
W³adys³aw E. Piekarski, Czêstochowa 2003<br />
Przypisy:<br />
*) Bibliografia Jana Lipiñskiego<br />
Publikacje ksi¹¿kowe:<br />
U progu: [wiersze] / Jan Lipiñski. - Czêstochowa: Zarz¹d<br />
Wojewódzki ZSMP, 1976. - 12 s. ; 21 cm<br />
Drobiny [arkusz poetycki] / Jan Stanis³aw Lipiñski. -<br />
Krosno KDK 1983<br />
Wchodzê w twoje jarzmo [wiersze] / Jan Stanis³aw Lipiñski.<br />
- Krosno, Korespondencyjny Klub M³odych Pisarz<br />
Pogórze, 1983<br />
Obrêcze ognia: poezje / Jan Stanis³aw Lipiñski; oprac.<br />
graf. Zbigniew Hibsz. - Rzeszów: KAW, 1986 – 37, [3] s.; il.;<br />
20 cm<br />
Mam ten gest: [aforyzmy] / Jan Stanis³aw Lipiñski. - Rzeszów:<br />
”Raf”, 1996 . – 35 s.; 15 cm<br />
Wszystko dla idei! Jan Stanis³aw Lipiñski; z rysunkami<br />
Zygmunta Pytlika. - Kraków; Krosno: „Miniatura” nak³. Wydzia³u<br />
Kultury Urzêdu Wojewódzkiego, 1989. – 47 s. : il.; 12<br />
cm<br />
Publikacje w edycjach zbiorowych:<br />
Aforyzmy / Jan Lipiñski // Spektrum - Almanach £ódzkiej<br />
Grupy Unii Polskich Pisarzy Medyków 1978 red. J. Poradecki<br />
s.103-105<br />
Antologia: „Fraszki polskie” oprac. Józef Bu³atowicz,<br />
Kêty, Antyk 2002<br />
Antologia „Ksiêga aforystyki polskiej XXI wieku: potêga<br />
myœli” oprac. Danuta i W³odzimierz Mas³owscy, Katowice,<br />
Videograf II Sp. z o.o 2002<br />
pomnik; swat; wesele; [wiersze] / Jan Lipiñski // w M³ody<br />
Œl¹sk Literacki. Almanach poezji i prozy; Wydawnictwo<br />
„Œl¹sk” 1975 s. 57-59<br />
*** (ponios³y mnie chmury); W têtnicach moich; [wiersze]<br />
/ Jan Lipiñski //. - Spektrum - Almanach £ódzkiej<br />
Grupy Unii Polskich Pisarzy Medyków 1978 red. J. Poradecki<br />
s.101-102<br />
Wiersze. Konfrontacje. Czêstochowa 1978 s. 20-21<br />
Wiersze. Almanach poezji m³odych. Czêstochowa 1982<br />
r s.20 -<strong>23</strong><br />
[wiersze] Poetycka Czêstochowa (wraz z okolicami)<br />
1945-2005 Cz. 2 / red. W³adys³aw Edward Piekarski. -<br />
Czêstochowa 2006 (w druku)<br />
Publikacje prasowe:<br />
Aforyzmy / Jan Lipiñski // Kamena. - 1975, <strong>nr</strong> 10, s. 16<br />
Czas przemijania; Pytam; Droga: [wiersze] / Jan Lipiñski<br />
// Nad Wart¹. - 1973, <strong>nr</strong> 6, s. 6<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
9
10<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
Droga; Nic daremnym nie by³o w tej drodze: [ wiersze] /<br />
Jan Lipiñski // Tygodnik Kulturalny. - 1973, <strong>nr</strong> 29, s. 7<br />
Gdzie siê dwóch bije...; Na ¿yciowy teatr; A szkoda; Wieñczonemu:<br />
[wiersze] / Jan Lipiñski // Student. - 1973, <strong>nr</strong> 10, s.<br />
16<br />
Granica [wiersz]. / Jan Lipiñski // G³os Nauczycielski. -<br />
1971, <strong>nr</strong> 29, s. 12<br />
Muzyka : [wiersz] / Jan Lipiñski // Nadodrze. - 1972, <strong>nr</strong><br />
17, s. 8<br />
Myœli nieczyste: [aforyzmy] / Jan Lipiñski // Informator<br />
Kulturalny Województwa Czêstochowskiego. - 1981, <strong>nr</strong> 1, s.<br />
13-16<br />
Myœli podkasane / Jan Lipiñski // S³u¿ba Zdrowia. -<br />
1976, <strong>nr</strong> 28, s. 6<br />
Myœli takie sobie / Jan Lipiñski // G³os Nauczycielski. -<br />
1976, <strong>nr</strong> 3, s. 12<br />
O pomnikach; Nagrobek utalentowanego; Myœli: [wiersze]<br />
/ Jan Lipiñski // S³u¿ba Zdrowia. - 1976, <strong>nr</strong> 20, s. 6<br />
Pewnik; Firmowy znak; Przestroga; Gdzie siê dwóch<br />
bije...; Kto daje i odbiera; Na chirurga: [wiersze] / Jan Lipiñski<br />
// S³u¿ba Zdrowia. - 1973, <strong>nr</strong> 32, s. 6<br />
Pod Mokr¹: [wiersz] / Jan Lipiñski // Nad Wart¹. - 1972,<br />
<strong>nr</strong> 4, s. 3<br />
Pomnik: [wiersz] / Jan Lipiñski // S³u¿ba Zdrowia. -<br />
1976, <strong>nr</strong> 47, s. 6<br />
Przyczyna; Pewnik: [wiersz] / Jan Lipiñski // Barwy. -<br />
1978, <strong>nr</strong> 11, s. 16<br />
Pytanie; O Ewie; O pomnikach: [wiersze] / Jan Lipiñski //<br />
Barwy - 1979, <strong>nr</strong> 2, s. 16<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Z³udzenie; Erotyk; Do przyjació³; Moja poezja; Fraszki :<br />
[wiersze] / Jan Lipiñski // Informator Kulturalny Województwa<br />
Czêstochowskiego.- 1978, <strong>nr</strong> 3, s. 13-15<br />
Znak firmowy; Teatr; Wieñczonemu: [wiersze] / Jan Lipiñski<br />
// Nadodrze. - 1973, <strong>nr</strong> 10, s. 16<br />
*** (znów ci, których dzieli);*** (moja rzeka umiejscowiona<br />
w przestrzeni): [wiersze] / Jan Lipiñski // Nad Wart¹.<br />
- 1977, <strong>nr</strong> 12, s. 6<br />
Ponadto w niektórych bibliografiach podaje siê, ¿e<br />
publikowa³ m.in. w „Karuzeli”, „Prometeju”, „Studencie”,<br />
„Sigmie”, „Zielonym Sztandarze”,,,Nowym Medyku”, „Trybunie<br />
Robotniczej”, lecz nie dokumentuje siê tytu³ami i<br />
datami.<br />
Opracowania i wybrane teksty o twórczoœci autora:<br />
Literaci zwi¹zani z Ziemi¹ Czêstochowsk¹ S³ownik Bibliograficzny<br />
/ Halina Swaton // Kwartalnik Metodyczny<br />
WiMBP im. dr W³. Biegañskiego Nr.1-2(37-38) 1985<br />
Proza. / Tadeusz Gierymski // Informator Kulturalny<br />
Województwa Czêstochowskiego 1981 <strong>nr</strong> 1.<br />
S³ownik biobibliograficzny twóræow literatury zwi¹zanych<br />
z Ziemi¹ Czêstochowsk¹ (wraz z okolicami) / W³adys³aw<br />
Edward Piekarski, Zbigniew Stañczyk // Wydawnictwo<br />
„Wikstan” Czêstochowa 2006.<br />
W³adys³aw E. Piekarski<br />
Od Autora<br />
Jest to fragment przygotowywanej do druku ksi¹¿ki<br />
pt. „Czêstochowskie grupy i grupki literackie XX i pierwszej<br />
dekady XXI wieku”.<br />
Pomnik W³adys³awa Seby³y w K³obucku -<br />
g³az z tablic¹ upamiêtniaj¹cy W³adys³awa Seby³ê, poetê, ¿o³nierza Wrzeœnia`39, wiêŸnia Starobielska.<br />
Zgin¹³ w Piatichatkach w kwietniu 1940 roku. G³az ods³oniêty w 80 rocznicê jego urodzin.<br />
czêstochowski magazyn literacki
JERZY HUTEK<br />
Militaryzacja sumieñ<br />
Jerzy Hutek - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />
Od kilku lat wszyscy, bez wyj¹tku, jesteœmy poddawani<br />
wielkiej obróbce sumieñ. I choæ ma³o kto zwraca<br />
na to uwagê, powoli acz systematycznie s¹czy siê do<br />
naszych mózgów i serc potworna propaganda wojny<br />
czyli zabijania bliŸniego. Przesadzam? Nie myœlê ¿e tak –<br />
jak mawia zaprzyjaŸniona ze mn¹ Angielka.<br />
Zwróæmy uwagê, ¿e w naszych domowych telwizorach<br />
codziennie na kilku kana³ach Discovery, ale nie tylko<br />
na Discovery, pokazywane s¹ filmy i programy o<br />
uzbrojeniu czyli o narzêdziach uœmiercania. Oto co i rusz<br />
jakiœ facet postury wykidaj³y pokazuje nam nowe karabiny,<br />
rêczne granatniki przeciwpancerne, informuj¹c nas<br />
tkliwie, ¿e demonstrowane urz¹dzenie: „likwiduje cel<br />
przy pierwszym strzale”. Ale nie mówi, ¿e tym celem<br />
jest cz³owiek czyli bliŸni, czyli ka¿dy z nas. Dla niedowiarków<br />
nastêpuje demonstracja. Prezenter-wikidaj³o zasadza<br />
siê do karabinu i strzela do du¿ych betonowych<br />
bloczków, które rozbryzguj¹ siê na kawa³ki. ¯eby zaœ<br />
przekonaæ upartych pacyfistów, wikidaj³o-prezenter strzela<br />
do arbuza, z którego zostaje jedynie œmieszny kawa-<br />
³eczek.<br />
Nastêpnego dnia mamy program o po¿ytkach p³yn¹cych<br />
z u¿ycia ma³ej rakietki i zaraz widzimy jak to<br />
maleñstwo wystrzelone z helikoptera przebija masywny<br />
czo³g - jak wyka³aczka przebija kandyzowan¹ wisienkê.Wtedy<br />
prowadz¹cy program uœmiecha sie dwuznacznie<br />
i mówi, ¿e je¿eli w czo³gu s¹ jacyœ ¿o³nierze, to<br />
oczywiœcie zostan¹ unieszkodliwieni. Zwróæmy uwagê:<br />
nie zabici, nie zmasakrowani ale unieszkodliwieni...<br />
S¹ te¿ programy zajmuj¹ce siê rankigiem najlepszych<br />
czo³gów, ³odzi podwodnych, samolotów, torped i wielu<br />
innych fajnych zabawek za miliardy.<br />
Ostatnio mo¿na by³o obejrzeæ na Discovery najnowszy<br />
film o wojnie polsko - niemieckiej 1939 roku. Ale<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
FELIETONY<br />
jego autorzy nie skupili siê na niemieckiej agresji, nie<br />
interesowa³a ich potwornoœæ niemieckich bombardowañ<br />
polskich miast i wsi. Skupili siê na strategii i taktyce. I<br />
opowiadali jakie to manewry wykonywali Niemcy a jakie<br />
Polacy. Beznamiêtnie, spokojnie, jakby to by³ film o<br />
wojnach punickich albo o wojnie tzrydziestoletniej.<br />
S¹ zatem programy o zabijaniu ale nie ma ¿adnego<br />
programu jak chroniæ siê przed kul¹, rakietk¹, helikopterem<br />
czy bomb¹ penetruj¹c¹.<br />
Dlaczego tak? Bo chodzi o to, ¿eby œwiat przesta³ baæ<br />
siê wojny. Mo¿ni tego œwiata chc¹, aby zwyk³y cz³owiek<br />
wojny siê nie ba³ a nawet polubi³ j¹. To dlatego Amerykanie<br />
ostro cenzuruj¹ zdjêcia, filmy i teksty o tym jak<br />
zostaj¹ okaleczeni lub zabici ich ¿o³nierze w Iraku i Afganistanie.<br />
Wojna staje siê powoli dobrowolnym zajêciem<br />
fajnych ch³opaków, którzy za ma³e pieni¹dze daleko od<br />
domu gotowi s¹ zabijaæ i gin¹æ w obronie interesów amerykañskich<br />
koncernów.<br />
To siê nazywa militaryzm, a telewizje s¹ jego s³ugusami.<br />
Czy czyni¹ to za pieni¹dze czy ze zwyk³ej g³upoty<br />
jest ju¿ spraw¹ drugorzêdn¹.<br />
Najwy¿sza ju¿ pora zakazaæ propagandy militaryzmu.<br />
Czas, aby pos³owie (najpeweniej lewicy) wnieœli pod<br />
obrady Sejmu ustawê zakazuj¹c¹ propagandy zabijania,<br />
tak jak zakazana jest propaganda alkoholu, papierosów,<br />
narkotyków i p³atnego seksu.<br />
Jerzy Hutek<br />
Fotografia: Monika Psiuk<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
11
12<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
TADEUSZ CHABROWSKI<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Œwiat³a i highweje (2)<br />
Pierwszy poranek w Pensylwanii by³ pe³en niespodzianek.<br />
Wsta³em ze wszystkimi o szóstej rano, ale tych „wszystkich”<br />
by³a ma³a garstka, tylko trzech ojców i trzech braci.<br />
By³em wiêc siódemk¹, magiczn¹ cyfr¹. Czy mia³o to coœ<br />
oznaczaæ? Zwiastowaæ? Podczas rozmyœlania w ma³ej ka<strong>pl</strong>iczce,<br />
przerobionej z jednej z szeœciu sypialni farmerskiego<br />
domu, rozwa¿a³em znaczenie tego symbolu. Z Apoka<strong>pl</strong>isy<br />
œw. Jana pamiêta³em siedem koœcio³ów, do których Aposto³<br />
adresowa³ swój tajemniczy dokument; siedem pieczêci, którymi<br />
ksiêga zosta³a zapieczêtowana; siedem darów Ducha<br />
œw., które mog¹ upiêkszyæ nasze wnêtrze; siedem cnót teologicznych,<br />
do których scholastycy do³¹czyli wiarê, nadziejê<br />
i mi³oœæ; siedem grzechów g³ównych, ³¹cznie z pych¹, chciwoœci¹,<br />
gniewem i lenistwem i siedem sakramentów Koœcio³a,<br />
z których piêæ nacechowa³o ju¿ moje ¿ycie: chrzest,<br />
bierzmowanie, sakarament o³tarza, sakrament pokuty i kap³añstwo.<br />
Przeorem klasztoru by³ ojciec Stanis³aw Nowak, brat ojca<br />
Ludwika Nowaka, genera³a zakonu. Nie mog³em sobie wyobraziæ<br />
wiêkszego kontrastu miêdzy rodzeñstwem. Ojciec<br />
Stanis³aw, starszy od swego brata o siedem lat, drobnej budowy<br />
i niskiego wzrostu by³ w porównaniu ze swoim bratem<br />
ma³¹ kruszynk¹. Lekko przygarbiony, ze szpakowatymi w³osami,<br />
wygl¹da³ jak œredniowieczny asceta ¿ywcem wyjêty z<br />
koœcielnego drzeworytu. Budz¹c zarazem sympatiê i nieokreœlony<br />
lêk jednoczeœnie promieniowa³ czymœ, co maj¹ w<br />
sobie potencjalni kandydaci na o³tarze. Ojciec Ludwik, jego<br />
brat, by³ prawie dwukrotnie wy¿szy. Zbudowany atletycznie,<br />
z potê¿n¹ wyd³u¿on¹ g³ow¹ na mocnym karku i bardzo<br />
charakterystyczn¹ górn¹ warg¹, przykrywaj¹c¹ szcz¹tkow¹<br />
doln¹ szczêkê te¿ odznacza³ siê ascetycznym wygl¹dem,<br />
ale inaczej. Gêste siwe ³uki brwiowe i stalowy, przenikaj¹cy<br />
na wylot wzrok budzi³y respekt i trudno by³o z nim prowadziæ<br />
dyskusje na tematy zwi¹zane z Koœcio³em, paragrafami<br />
regu³ zakonnych lub wiar¹. By³ twardy i apodyktyczny.<br />
Moim idea³em, gdy by³em jeszcze ministrantem na Jasnej<br />
Górze, sta³ siê ich trzeci brat, Euzebiusz. By³ zupe³nym<br />
przeciwieñstwem obu braci. Na jego twarzy b³¹ka³ siê zawsze<br />
przyjazny uœmiech. Pomaga³ bliŸnim, potrafi³ znaleŸæ<br />
krzepi¹ce s³owo dla ka¿dego. Kiedy podczas fatalnej wycieczki<br />
do Oporowa utopi³ siê w tamtejszym jeziorze, w<br />
klasztorze przez kilka tygodni trwa³a ¿a³oba, a wielu ojców<br />
i braci nie mog³o pogodziæ sie z kapryœnym wydarzeniem<br />
losu. Oboje z matk¹ p³akaliœmy po nim jak po bliskim i<br />
kochanym krewnym.<br />
Tymczasem mój pierwszy dzieñ w Pensylwanii nabiera³<br />
tempa i mog³em po raz pierwszy rzuciæ okiem na miejsce, w<br />
którym siê nagle znalaz³em. By³a to ma³a dolinka, zagospodarowana<br />
przed laty przez amerykañskiego farmera Moylana (Gery)<br />
Chew. Jego przodkowie brali udzia³ w rewolucji i wielce zas³u-<br />
¿yli siê dla Filadelfii. Posiad³oœæ w powiecie Bucks County rozwi-<br />
Tadeusz Chabrowski - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />
ja³a siê w miarê jak „Geremu” przybywa³o potomstwa. Kilka<br />
zabudowañ by³o rozproszonych tu i tam, na u¿ytek œrednio<br />
zamo¿nego gospodarstwa. Teraz w szeœciopokojowym domu<br />
by³ego w³aœciciela mieszka³ ojciec przeor, ojciec Micha³ Zembrzuski<br />
i ojciec Piotr Zagrodzki. Ten ostatni by³ kap³anem z diecezji<br />
krakowskiej i podczas wojny wywieziono go do obozu w Dachau.<br />
Po wyzwoleniu obozu wyjecha³ do USA, pracowa³ w<br />
Nowym Jorku, a potem zamieszka³ w charakterze oblata w<br />
Doylestown.<br />
Dwaj bracia, Kazimierz i Marek, przyjechali za ojcem<br />
Micha³em z Wêgier, odbywszy przedtem dwuletni¹ kwarantannê<br />
w Rzymie. Brat Marek pe³ni³ funkcje koœcielnego, organisty<br />
i domowego chowu mechanika. Od razu zauwa¿y-<br />
³em, ¿e pali³ po cichu papierosy, ale swojej s³aboœci nie próbowa³<br />
maskowaæ przede mn¹. Czasami zbiera³o mu siê na<br />
dowcipy, z których sam œmia³ siê najg³oœniej. Mieszka³ z bratem<br />
Kazimierzem w s¹siednim domku, w którym mieœci³a<br />
siê te¿ przyklasztorna ka<strong>pl</strong>ica. Wszystkich, z wyj¹tkiem ojca<br />
Micha³a, spotyka³em tu po raz pierwszy. Stara³em siê zamieniæ<br />
z ka¿dym kilka s³ów i bardzo chcia³em sprawiæ jak najlepsze<br />
wra¿enie.<br />
Nowe okolicznoœci z miejsca przypad³y mi do gustu. To,<br />
¿e trzeba by³o chodziæ do jednego budynku na obiad, a jeszcze<br />
do innego na modlitwy, a jeszcze do trzeciego, by odprawiæ<br />
Mszê œwiêt¹, powodowa³o, ¿e mniej mi ci¹¿y³a monotonia<br />
¿ycia klasztornego. To absolutna rozkosz - wczesnym<br />
porankiem przejœæ dwieœcie czy trzysta metrów po<br />
œwie¿ym powietrzu, dotkn¹æ butem œniegu i spojrzeæ w niebo<br />
jak dnieje – myœla³em.<br />
Do ojca przeora musia³em siê zg³osiæ po habit i ksiê¿owski<br />
wystrój. Rano na rozmyœlaniu by³em w cywilnym ubra-<br />
czêstochowski magazyn literacki
niu. Ojciec Stanis³aw nie móg³ siê nadziwiæ, ¿e przyjecha³em<br />
bez habitu i bez osobistego baga¿u. Wypytywa³ na ró¿ne<br />
sposoby, jak to siê sta³o, ¿e nie zapakowa³em do walizki<br />
tuniki, szka<strong>pl</strong>erza i kaptura. W koñcu, marszcz¹c srogo czo³o,<br />
powiedzia³:<br />
- Mnich bez habitu, to tak jak zaj¹c w polu bez sierœci.<br />
Nie mia³em ochoty psuæ mu nastroju, spuœci³em po sobie<br />
uszy. Wkrótce mia³em siê dowiedzieæ, ¿e materia³ na<br />
habity w Stanach by³ tkany z cienkiej syntetycznej nitki zmieszanej<br />
z bawe³n¹. Taki habit by³ lekki, ³atwy do prania i noszenia.<br />
Wk³ada³o siê go tylko do mszy jak albê, podczas<br />
wspólnych modlitw w chórze i podczas posi³ku w refektarzu,<br />
ale te¿ nie zawsze. Ojciec przeor nie mia³ ¿adnego habitu<br />
w zapasie, skierowa³ mnie do brata Kazimierza.<br />
Ten okaza³ siê prawdziwym mnichem, umia³ szybko<br />
ustosunkowaæ siê do potrzeby bliŸniego.<br />
- U¿yczê ojcu jeden z moich habitów, za dwa, trzy dni<br />
Mary uszyje ojcu nowy.<br />
Zaskoczony jego ¿yczliwoœci¹ i bezpoœrednioœci¹, spyta³em:<br />
- A kto jest Mary?<br />
- Ach, to nasza kucharka, która gdy trzeba, umie te¿ szyæ<br />
i reperowaæ bieliznê – wyjaœni³.<br />
Przymierzy³em habit brata Kazimierza, ale bêd¹c niemal<br />
o g³owê od niego wy¿szy, wygl¹da³em w nim kuso i zabawnie.<br />
Podczas obiadu zwrócono na to uwagê i sta³em siê przedmiotem<br />
krotochwilnych dowcipów. Bawi³o mnie takie obmacywanie<br />
jêzykiem. By³em dla nich kimœ nieznanym, próbowali<br />
dopasowaæ mnie do siebie, nie zdawali sobie sprawy,<br />
¿e za tydzieñ lub dwa, kiedy oswojê siê z sytuacj¹, bêdê<br />
tryska³ w ich kierunku równie zabawanymi ripostami. Jako<br />
poeta mog³em dobrze na<strong>pl</strong>¹taæ w rozmowach prowadzonych<br />
przy stole.<br />
Po obiedzie pozna³em bli¿ej kucharkê Mary. By³a Irlandk¹<br />
z pochodzenia, dobrze ju¿ po piêdziesi¹tce, z twarz¹ i d³oñmi<br />
usianymi piegami i rudymi w³osami. Zwróci³em uwagê<br />
na jej szkliste oczy, wygl¹da³y jak po nieprzespanej nocy.<br />
Uœmiecha³a siê czêsto, darz¹c nas intensywn¹ kobiec¹ sympati¹.<br />
Sprawia³a wra¿enie, jakby ka¿dym z nas by³a zauroczona.<br />
By³a pierwsz¹ Irlandk¹, któr¹ spotka³em. Nie wiedzia³em<br />
jeszcze, dlaczego zwróci³em przede wszystkim uwagê na<br />
jej pochodzenie, a nie na to, ¿e urodzi³a siê w Ameryce i<br />
mówi poprawnie po angielsku.<br />
Chcia³em zobaczyæ jak najwiêcej z tego, co woko³o naszego<br />
„klasztoru” siê dzia³o, wiêc jeszcze tego samego dnia<br />
pojecha³em na ochotnika z bratem Markiem na pocztê.<br />
JeŸdzi³ starym gruchotem, granatowym fordem z 1952<br />
r., który musia³ ci¹gle reperowaæ i dolewaæ do niego oleju.<br />
Do Doylestown, powiatowego miasteczka Bucks County,<br />
by³o oko³o czterech mil. Poczta mieœci³a siê przy Broad Street,<br />
g³ównej ulicy, blisko stacji kolejowej, z której w ci¹gu<br />
godziny i siedmiu minut mo¿na by³o dojechaæ do Filadelfii.<br />
Po odbiór korespondencji poszliœmy z du¿ym workiem jak<br />
po m¹kê lub ziemniaki. Czêœæ listów, gazet, czasopism, reklam<br />
by³o upchniêto w skrytce pocztowej, (P.O. Box 151)<br />
a po paczki i listy polecone trzeba by³o zg³osiæ siê do urzêdnika<br />
w okienku.<br />
W powrotnej drodze zahaczyliœmy o centrum handlowe<br />
w Doylestown. Tam brat Marek zaopatrzy³ siê w paczkê<br />
Marlboro, ¿yletki i wazelinê do r¹k. W samochodzie wypali-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
liœmy po papierosie. Mój towarzysz by³ wyraŸnie zadowolony,<br />
¿e „puszczam dymka” i ¿e machorka z Cowboyem przypad³a<br />
mi go gustu.<br />
Worek z napisem US Mail, który przywieŸliœmy ze sob¹<br />
by³ tym razem zape³niony tylko do po³owy. Teraz nale¿a³o<br />
dokonaæ selekcji korespondencji, polegaj¹cej na tym, ¿e<br />
wszystkie personalne listy do ojców i braci sz³y do ojca przeora,<br />
a listy zaadresowane na sanktuarium do pani Heleny. Ta<br />
mia³a je przejrzeæ i wyj¹æ z nich pieni¹dze przeznaczone na<br />
msze œwiête, na klasztor i na inne wznios³e cele.<br />
Nastêpn¹ noc przespa³em ju¿ w domku farmerskim, w<br />
którym mieszkali koledzy z Polski, ojcowie Bazylii i Leon.<br />
Nie by³o ich jednak w domu, bo oboje zastêpowali przebywaj¹cych<br />
na wakcjach proboszczów w polskich parafiach w<br />
Shenandoah. Mieli pojawiæ siê z powrotem dopiero w poniedzia³ek<br />
lub we wtorek. Taka forma zatrudnienia zakonników,<br />
którzy nie maj¹ w³asnych parafii, jest czêsto praktykowana<br />
w Koœciele katolickim. Mog¹ zarobiæ w ten sposób na<br />
swoje utrzymanie.<br />
Dom, w którym spa³em teraz sam, sta³ na uboczu, strze-<br />
¿ony przez piêæ du¿ych drzew, trzy dwudziestometrowe<br />
k³uj¹ce œwierki i dwa rozlo¿yste graby. Ze wzglêdu na podmok³y<br />
teren i czêste deszcze do g³ównego wejœcia poprowadzono<br />
œcie¿kê wy³o¿on¹ p³askimi p³ytami z kamienia. Pod<br />
oknami ros³y krzewy, których nie potrafi³em zidentyfikowaæ.<br />
W pokojach panowa³ pó³mrok i wiejska cisza, przerywana<br />
tylko bzykaniem grzejnika upuszczaj¹cego z rur nadmiar pary.<br />
Pod³ogi by³y wys³ane grubymi dywanami, w których gromadzi³<br />
siê kurz. W ca³ym domu unosi³ siê md³awy zapach baraniej<br />
we³ny.<br />
Mia³em idealn¹ okazjê, ¿eby sprawdziæ jak to jest, kiedy<br />
siê siedzi i nic nie robi. Kiedy mo¿na zmusiæ swoje lenistwo<br />
do leniuchowania. Kiedy w oderwaniu od tego, co pozostawi³em<br />
za sob¹ w kraju, mog³em próbowaæ dostosowaæ siê<br />
do czegoœ nowego, zupe³nie nieokreœlonego, co by³o zwyk³¹<br />
ludzk¹ kro<strong>pl</strong>¹ potu kilku osób, do których przyjecha³em.<br />
Takiego stanu doskona³ej pró¿ni nie by³em jednak w stanie<br />
osi¹gn¹æ.<br />
Po kilku minutach mrocznej i bezdusznej ciszy moja<br />
wyobraŸnia, pozostawiona samej sobie, zaczê³a reagowaæ<br />
na szmery za oknem. P³oszy³y j¹ szelesty koszul ludzi dawno<br />
umar³ych, którzy kiedyœ tu mieszkali. Usiad³em w drewnianym<br />
fotelu, oszo³omiony zwyk³ym faktem, ¿e œciany które<br />
powinny mnie os³aniaæ, by³y mi obce. Mog³em mruczeæ lub<br />
wydzieraæ siê na ca³y g³os w ich drêtwym towarzystwie, nie<br />
unios³yby kotary, nie uchyli³y okna. Podbieg³em do drewnianych<br />
drzwi i z ca³ej si³y waln¹³em je piêœci¹ na wysokoœci<br />
mojej g³owy, tak dla zabawy, dla zaczepki, ¿eby spróbowa³y<br />
siê ze mn¹ podroczyæ. Skrzypnê³y w zawiasach, ale bez wiêkszego<br />
entuzjazmu do rozmowy ze mn¹.<br />
Przypomnia³em sobie powiedzenie Wittgensteina: Widzisz<br />
to, co chcesz zobaczyæ. I zacz¹³em sam z siebie œmiaæ<br />
siê, g³oœno, coraz g³oœniej. Okaza³o siê, ¿e rzeczywistoœæ, która<br />
mnie otacza³a, by³a cicha, uk³ada³a siê bezszelestnie do<br />
snu. To tylko mój umys³ by³ niespokojny, poszukiwa³ optycznych<br />
iluzji, ³owi³ zwidy, szuka³ cieni, których nie by³o.<br />
Tadeusz Chabrowski<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
13
14<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
WOJCIECH KAJTOCH<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Listy z Moskwy (3)<br />
Wojciech Kajtoch - foto Marek Lasyk.<br />
18.03.1986<br />
Przez ostatnie kilka dni wiod³em bardzo spokojny tryb<br />
¿ycia: gotowa³em, czyta³em ksi¹¿ki Strugackich (w sumie<br />
jakieœ 300 stron po rosyjsku), a gdy mi siê nudzi³o,<br />
szed³em pogadaæ do znajomych Rosjan itd. Wielce tu<br />
wspó³czuj¹ naszym przygodom z zaproszeniami i wyjazdami<br />
(rozpuœci³em ozór, gdzie mog³em). Mo¿e na skutek<br />
tego rozpuszczenia, a mo¿e na skutek wy¿szych decyzji<br />
oznajmiono nam, ¿e mo¿emy jednak was zaprosiæ. [...]<br />
A propos - wiesz jak nas nazywaj¹? - "dekabryœci"', bo<br />
siedzimy tu i ani wyjechaæ, ani zaprosiæ.<br />
Ze zdrowiem jest lepiej. Warzê sobie kaszki, kupi³em<br />
owsiankê, gotujê miêsiwo, staram siê nie denerwowaæ.<br />
W wyniku czego mnie nie boli. Ze zdenerwowaniem<br />
niestety tak znowu dobrze nie jest. Ci¹g³e wisi sprawa<br />
ksi¹¿ki. Byliœmy ostatnio u P. (by³ tam równie¿ W., Misiorny<br />
i jeszcze jeden goœæ z Polski. W. uderzy³a do g³owy<br />
sodowa woda po wyborze na wiceprezesa. Trudno - by³<br />
ch. i ch. pozostanie. Tylko Antolek pozosta³ z utartym<br />
nosem, myœla³, ¿e W. to nadal jego kumpel z redakcji i<br />
bêdzie z nim normalnie, nie "oficjalnie” rozmawia³). Sprawa<br />
stanê³a na takim punkcie, ¿e niestety wycofaæ siê nie<br />
mogê. Trzeba bêdzie rzecz robiæ na podstawie materia³u<br />
moskiewskiego... Za to poszerzy³a siê formu³a - sprawa<br />
ma byæ bardziej ogólna, ot, opis, jak tu ludzie ¿yj¹. Za<strong>pl</strong>anowa³em<br />
zrobiæ dwa du¿e reporta¿e po 20 stron. O<br />
polonistyce moskiewskiej i o takiej spó³dzielni fotograficznej,<br />
gdzie wprowadzaj¹ w ¿ycie tzw. "eksperyment<br />
ekonomiczny". W zwi¹zku z tym przygotowujê sobie listê<br />
¿¹dañ dla P. I tak w tym roku za Strugackich siê nie<br />
(trzeci fragment powieœci epistolarnej)<br />
wezmê.<br />
No i có¿ - po trzytygodniowym "drzemaniu" budzê<br />
siê do ¿ycia. Trzeba zadzwoniæ do znajomych, zrobiæ<br />
notatkê do "Pisma...", ruszyæ wszystkie sprawy. Zamierzam<br />
ruszyæ z kopyta, bo liczê na to, ¿e za³atwisz mi<br />
ma³y urlopik.<br />
I to na razie tyle. Przepraszam za zwiêz³oœæ, ale zale¿y<br />
mi na czasie, list wysy³am ekspresem.<br />
22.03.1986<br />
Ano wszystko wraca do normy. Przez ten tydzieñ przeczyta³em<br />
powieœæ Strugackich, zadzwoni³em do wszystkich<br />
znajomych, z którymi przerwa³em kontakty, pobada³em siê<br />
w poliklinice, sporo obcowa³em towarzysko, poszukuj¹c<br />
kontaktów, no i uda³o mi siê przekonaæ siebie do koniecznoœci<br />
robienia tych reporta¿y i u³o¿yæ <strong>pl</strong>an postêpowania.<br />
Ale zacznijmy od pocz¹tku:<br />
1) Sprawy naszych kontaktów maja siê nastêpuj¹co.<br />
Otó¿ wiadomoœæ o mo¿liwoœci zaproszenia do Moskwy<br />
okaza³a siê fa³szywa, niestety odmówiono nam jednak i<br />
to z zaznaczeniem, ¿e do koñca roku akademickiego to<br />
niemo¿liwe? Natomiast ju¿ ok. 25 kwietnia bêdê w domu<br />
i to na ca³e dwa tygodnie. [...] Dowiedzia³em siê tak¿e, ¿e<br />
mam mo¿liwoœæ krótkich wyjazdów piêciodniowych (w<br />
czasie wolnym od nauki)! Tylko, ¿e koszt jednego wyniesie<br />
ok. stu rubli (trzeba wtedy lecieæ samolotem). List<br />
zatem znowu wyœlê ekspresem. Przypominam równie¿<br />
o sprawach handlowych<br />
2) Co jest z tymi reporta¿ami. Otó¿ zaznaczy³em Ci<br />
w poprzednim liœcie, ¿e wymiganie siê okaza³o siê niemo¿ebnym.<br />
Kiedy w trakcie rozmowy z W. i P. bardzo,<br />
bardzo delikatnie b¹kn¹³em, ¿e jestem chory i dopóki siê<br />
nie wyleczê nie bêdê móg³ jeŸdziæ, a wyleczê siê nieprêdko<br />
- gêba P. przybra³a na mgnienie oka taki wyraz,<br />
który mo¿na porównaæ chyba tylko z wyrazem mordy<br />
wœciek³ego buldoga. Uczciwszy, ¿e parê zdañ wczeœniej<br />
dowiedzia³em siê oficjalnie, ¿e rzecz za³atwiono na szczeblu<br />
wydzia³u Kultury KC i ambasady (wiêc i ministerstwa)<br />
nie pozosta³o mi nic innego, ni¿ dodaæ, ¿e mogê<br />
przecie¿ braæ udzia³ w imprezie nie wyje¿d¿aj¹c z Moskwy.<br />
No i co zrobiê: po pierwsze napiszê o tutejszej<br />
polonistyce, potem o takiej ma³ej spó³dzielni fotograficznej,<br />
o najm³odszych poetach z pomoc¹ B. (zaniepokojony<br />
moim przed³u¿aj¹cym siê milczeniem, przys³a³ mi w<br />
koñcu karteczkê z zapytaniem, co siê dzieje) mo¿e te¿<br />
uda mi siê pojechaæ do fabryki "Kamazów" (wielkie ciê-<br />
¿arówy) na Bia³orusi. Pozna³em bowiem jednego in¿yniera,<br />
który studiuje u nas zaocznie.<br />
Popatrz jaki to typ - pochodzi z Kaukazu, na wsi siê<br />
czêstochowski magazyn literacki
urodzi³. W rodzinie ich by³o szeœcioro - trzy siostry i trzech<br />
braci. Matka by³a córk¹ znanego wioskowego ku³aka, a<br />
ojciec przekonanym komunist¹ - jako 12-letniego, g³oduj¹cego<br />
ch³opaka spotka³ tego ojca w polu oddzia³ czerwonych<br />
partyzantów i odstêpuj¹c przed ko³czakowcami<br />
po prostu z sob¹ wzi¹³. Wróci³ on potem do rodzinnej<br />
wioski. Przeprowadza³ kolektywizacjê, wsi¹k³ w 37-mym.<br />
Maksym opowiada³ mi, jak ¿yje przeciêtny in¿ynier -<br />
tj. on. Maj¹c lat 24 o¿eni³ siê. ¯ona by³a na pierwszym<br />
roku. Ukoñczy³ wkrótce politechnikê, od razu dosta³ skierowanie<br />
do zak³adu pracy i pokój w „obszcze¿iti”. Potem,<br />
po trzech miesi¹cach zakwaterowanie w „rodzinnym"<br />
hotelu (¿ona przenios³a siê na wydzia³ zaoczny).<br />
Po trzech latach - dwupokojowe mieszkanie. ¯yj¹ sobie<br />
spokojnie z dwójk¹ dzieci, zarabiaj¹ razem ok. 350 - 400<br />
rubli. ¯onka jest dyrektorem przedszkola. Maksym ostatnio<br />
zacz¹³ pisaæ do gazety zak³adowej, potem napisa³<br />
sztukê, no i studiuje w Instytucie.<br />
Chce napisaæ wielk¹ powieœæ o historii swojej rodziny.<br />
Zosta³a w wiêkszoœci na wsi, na Kaukazie - s¹ lekarzami,<br />
nauczycielami itd. Opowiada³ bardzo ciekawe rzeczy.<br />
Np. jak siê u nich buduje domy (ko³choz daje materia³<br />
i maszyny praktycznie za darmo, a potem rodzina<br />
w 6-8 ch³opa w ci¹gu paru miesiêcy stawia piêtrowego<br />
murowañca), albo jak wygl¹da praca w takim „Kamazie",<br />
jak to zak³ad organizuje sobie gospodarstwo rolne, buduje<br />
w ko³chozach domy (poniewa¿ ludzie masowo odchodziliby,<br />
teraz proponuje siê wszystko - ³¹cznie z domem,<br />
krow¹, dzia³k¹), wykorzystuj¹c ludzi zbêdnych w<br />
produkcji. Potem - jakie by³y u nich porz¹dki przed Gorbaczowem<br />
(np. wystarczy³o wykonaæ tylko finansowy<br />
<strong>pl</strong>an produkcji, bez przestrzegania asortymentu; ³atwo<br />
sobie wyobraziæ skutki) i jak jest teraz. No i obieca³, ¿e<br />
jak przyjadê, to nie tylko mi wszystko na miejscu poka-<br />
¿e, ale i ugoœci kaszk¹ i gotowanym miêsem. Napali³em<br />
siê do wyjazdu.<br />
Prócz tego pozna³em drugiego interesuj¹cego faceta,<br />
z Nalczika, z Kaukazu. Pracuje tam w ministerstwie kultury<br />
i sztuki, równie¿ da³ adres i obieca³ wiele rzeczy<br />
pokazaæ. Jakoœ to mo¿e pójdzie? Ju¿ dziœ zaczynam konkretn¹<br />
pracê, nad pierwszym reporta¿em - bêdê ods³uchiwa³<br />
co ciekawsze fragmenty nagranej dyskusji ze studentami.<br />
3) Zrobi³em sobie te¿ dalsze <strong>pl</strong>any. Po pierwsze mam<br />
coraz to wiêcej nowych ksi¹¿ek Strugackich. Kosztuje<br />
mnie to grosze (wymieniam na powieœci historyczne,<br />
zakupione w "Kni¿noj ³awkie"), no i czytam te ksi¹¿ki<br />
praktycznie bez trudnoœci jêzykowych. Bardzo mnie to<br />
cieszy. Tylko, czy zd¹¿ê potem zebraæ pozosta³y materia³?<br />
Nie wiem. W poniedzia³ek zaproponujê P., ¿eby czêœæ<br />
prac czysto technicznych wykona³a za mnie biblioteka<br />
Zwi¹zku, (bibliografia wycinki...). Je¿eli to wyjdzie, mogê<br />
byæ dobrej myœli. Ostatnio dosta³em wiadomoœæ o nowych<br />
kilku ksi¹¿kach. W tym o kom<strong>pl</strong>ecie czasopisma "Znanje-<br />
Si³a", z którym mia³em kiedyœ tyle przygód. Ubi³em równie¿<br />
trochê interesów z kolegami, których ksi¹¿ki zostan¹<br />
przet³umaczone w Polsce. Zaproponowa³em, ¿e w zamian<br />
za kom<strong>pl</strong>et ksi¹¿ek i wa¿niejszych wycinków prasowych<br />
s³u¿ê artyku³em ogólnym, albo nawet s³owem wstêpnym<br />
(o ile uda siê za³atwiæ z wydawnictwem). Zobaczymy i to.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
Natomiast mam pewien, niepokoj¹cy sygna³ z "Literatury<br />
Radzieckiej”. Moja interpretacja jednego z opowiadañ<br />
(Rasputina) siê nie spodoba³a. Ale to przecie¿ nie moja<br />
wina, ¿e goœæ opowiada w gruncie rzeczy historiê spróbowania<br />
jab³ka, i naprawdê nie moja to wina, ¿e oni tutaj<br />
"walcz¹ z religi¹"? To niech cholera dobieraj¹ inne opowiadania.<br />
Ale to na razie tylko przypuszczenia. Zobaczê w<br />
poniedzia³ek, kiedy zadzwoniê. Ale chyba na pewno chodzi<br />
o to. Kiepsko i z Wysockim.<br />
I co tam dalej?<br />
Przede wszystkim w Moskwie piêkna pogoda. S³oñce<br />
œwieci ju¿ ca³y tydzieñ, zimowe rzeczy zatem wypra-<br />
³em i z³o¿y³em w szafie i przeszed³em na ubiór wiosenno-letni.<br />
W³osy mi wyros³y jeszcze bardziej, zapuœci³em<br />
têgie bakenbardy, mówi³, mi Pietia K., ¿e wygl¹dam jak<br />
angielski marynarz z XVIII wieku. Zdrowie œrednio - k³opotów<br />
z ¿o³¹dkiem i bólów w¹troby ostatnio (jak na pocz¹tku<br />
zaznaczy³em) - nie mam. Za to trochê boli mnie<br />
gard³o.<br />
Rozchwieruta³o siê i poczucie czasu. Ja zwykle œpiê<br />
w dzieñ, a pracujê b¹dŸ gadam w nocy. Np. ostatni¹ spêdzi³em<br />
na szeœciogodzinnej dyskusji z Baszyrowem: najpierw<br />
o teorii wiersza, potem o wymienianiu siê ksi¹¿kami,<br />
co jest tutaj ca³¹ sztuk¹, i pasj¹. Baszyrow opowiada³<br />
z rozanielon¹ gêb¹, jak to w domu siedzi sobie w pokoju<br />
obstawionym ksi¹¿kami (ma samych s³owników 40 tomów<br />
- jego ¿ona zajmuje siê artystycznym robieniem na<br />
drutach i mo¿e zarobiæ ok. 1000 rubli miesiêcznie, jest<br />
wiêc za co kupowaæ ksi¹¿ki) i od czasu do czasu sobie je<br />
przestawia. Na koñcu przeszliœmy do roli jednostki w historii<br />
i zastanowiliœmy siê, czy Polska by³aby w stanie spolonizowaæ<br />
Ukrainê, jeœli by nie by³o rozbiorów. Prócz tego<br />
ostatnio znajomi (zw³aszcza zaocznicy wykorzystuj¹ mnie<br />
w roli psychoterapeuty. Przychodz¹, zwierzaj¹ siê, a ja<br />
psia koœæ muszê s³uchaæ, bo przecie¿ nie wypada mi przerwaæ<br />
dyskusji. I tak, siê ¿yje powoluteñku. Bardzo zmartwi³em<br />
siê wiadomoœci¹ o podwy¿ce cen, bo obliczy³em,<br />
¿e braknie Ci do pierwszego dwa tysi¹ce z³otych. Niezbyt<br />
to - w naszej sytuacji – pocieszaj¹ce.<br />
26.03.1986<br />
Piszê do Ciebie o dosyæ dziwnej porze (jest 3-cia w<br />
nocy) i list jest w nietypowej kopercie — ale tak siê z³o¿y³o,<br />
¿e jutro dam go panu W., ¿eby go z sob¹ zabra³, a zaczyta-<br />
³em siê nieco. Innych nierosyjskich kopert nie posiadam.<br />
Co nowego - ano niewiele. Niedzielê spêdzi³em nad<br />
reporta¿em o studentach. Rzuci³em na papier to, co mia-<br />
³em na taœmie, u³o¿y³em sobie spis problemów do dodatkowego<br />
rozstrzygniêcia, zadzwoni³em póŸniej we wszystkie<br />
miejsca, gdzie powinienem, poumawia³em siê. Prócz tego<br />
przeczyta³em nastêpn¹ powieœæ Strugackich. Pokupowa-<br />
³em tak¿e nieco ksi¹¿ek, odebra³em pieni¹dze. Postanowi-<br />
³em od³o¿yæ na ksi¹¿eczkê 100 rubli, w wyniku czego na<br />
jedzenie pozostanie mi 60, co powinno starczyæ, bo niewiele<br />
w ogóle jem.<br />
Bra³em te¿ udzia³ w tzw. knigoobmienie. Ksi¹¿ek tutaj<br />
drukuj¹ - w stosunku do potrzeb - niewiele. Spekulacja jest<br />
zabroniona, wiêc wiara na potêgê wymienia posiadane<br />
wydania. Zauwa¿y³em na wystawie ksi¹¿kê Strugackich,<br />
której nie mia³em, wszed³em tam, gdzie siê odbywa ów<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
15
16<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
proceder razem z przyjació³mi i siê zaczê³o. Powoli wyci¹gasz<br />
z teczki posiadane dobra i proponujesz sprzedawczyni.<br />
Ta krêci g³ow¹ - dodajesz jeszcze. Potem siê nie zgadzasz<br />
- to ona spuszcza z tonu, a wko³o stoj¹ kibice i doradzaj¹:<br />
„Riebiata, czto¿ wy die³ajetie! Wied’ nie odin magazin<br />
w Maskwie!” (to, jeœli robisz g³upstwo), albo uœmiechaj¹ siê,<br />
jeœli g³upstwo robi sprzedawczyni. Przy okazji pozna³em siê<br />
z jednym typkiem – knigolubem. S¹dzê, ¿e do koñca tego<br />
roku akademickiego bêdê mia³ zebrane wszystkie wa¿niejsze<br />
ksi¹¿ki Strugackich.<br />
Wyjaœni³a siê te¿ sprawa w "Literaturze Radzieckiej". Nic<br />
powa¿nego, nie kapnêli siê, tylko jedna z redaktorek nie<br />
zna³a tradycji Rousseau i nie rozumia³a, w czym rzecz w<br />
przeciwstawieniu Natury i Kultury.<br />
Ze zdrowiem nieŸle. Co prawda ciê¿ko prze¿y³em znowu<br />
zjedzenie œwie¿ej bu³ki, ale oby³o siê bez bólu.<br />
27.03.1986<br />
W ci¹gu ostatnich dwu dni odby³em dwa wa¿ne rozmowy<br />
po których uzyska³em jasnoœæ co do swojej sytuacji.<br />
Po pierwsze z lekarzem. Otó¿ po bardzo dok³adnym<br />
obmacaniu mnie i bardzo dok³adnym wypytaniu siê o<br />
historie moich wszystkich chorób stwierdzi³, co nastêpuje.<br />
Po pierwsze mam zapalenie woreczka ¿ó³ciowego<br />
(cholecistid - w tej chwili w stadium chronicznym chyba,<br />
bo nie boli). Po drugie jest jakiœ stan zapalny w w¹trobie,<br />
bo jest powiêkszona. A - cholera - wszyscy mówili, ¿e<br />
nie. Po trzecie naznaczy³ mi olbrzymi¹ iloœæ ró¿nych dziwnych<br />
badañ (np. ultradŸwiêkami) i zaproponowa³ pobyt<br />
w szpitalu celem przeprowadzenia dok³adniejszych. Ma<br />
to trwaæ do jakiœ trzech tygodni i chyba siê zdecydujê w<br />
maju, bo po raz pierwszy ktoœ potraktowa³ mnie powa¿nie.<br />
[...] Tak wiêc "¿yciowy" program pobytu siê okreœli³.<br />
Po prostu bêdê siê leczy³.<br />
Co do programu "merytorycznego" te¿ uzyska³em jasnoœæ.<br />
Gada³em mianowicie z P. Uœwiadomi³em mu mój stan zdrowia,<br />
a przede wszystkim dowiedzia³em siê, ¿e na reporta¿ach<br />
zale¿y stronie polskiej i ¿e to jest w ogóle nasz pomys³. Oczywiœcie<br />
zmienia to sytuacjê. Nasi nie p³ac¹, wiêc mog¹ mnie w<br />
d. poca³owaæ. Przy czym s¹dzê, ¿e Zygmuntowi W. bêdzie<br />
³atwo wyt³umaczyæ, ¿e nie jestem dziennikarzem, a krytykiem.<br />
W dodatku jeœli zale¿y na tym stronie polskiej, to ca³kiem inaczej<br />
wygl¹da sprawa honorarium, mo¿liwoœci druku itd. Z czystym<br />
sumieniem zatem sprawê olewam i biorê siê za Strugackich,<br />
których sprzedaæ mi bêdzie ³atwiutko.<br />
Szkoda tylko, ¿e traci³em miesi¹c czasu na choroby (to<br />
niestety by³o niezale¿ne) i korowody. Ju¿ za to, ¿e nie porozmawiano<br />
ze mn¹ normalnie i po ludzku, i za to, ¿e w³aœciwym<br />
rozmówc¹ by³ P. nale¿y siê im ca³usek tam, gdzie<br />
"me <strong>pl</strong>ecy szlachetne swoje miano trac¹". Pytanie. Czy P.,<br />
mówi¹c wprost, kto jest tu pomys³odawc¹ - nie k³ama³? Otó¿<br />
nie s¹dzê. W trakcie rozmowy bowiem zaproponowa³em<br />
aby „w zamian" w czasie, gdy ja bêdê pracowa³ nad reporta¿ami,<br />
udzielono mi pomocy przy wykonywaniu czysto<br />
technicznych przygotowañ do pracy nad Strugackimi (bibliografia,<br />
wycinki) – P. siê nie zgodzi³. Gdyby mu zale¿a³o,<br />
to by siê zgodzi³.<br />
I to by by³o najwa¿niejsze. Prócz tego podziêbi³em siê<br />
trochê, koñczê czytaæ ju¿ pi¹t¹ (jak wyliczy³em) powieœæ<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Strugackich w oryginale, czyli mogê powiedzieæ, ¿e nabra³em<br />
ju¿ o nich zielonego pojêcia. O ile tylko bêdê siê<br />
dobrze czu³, od poniedzia³ku zacznê pracê w bibliotece.<br />
Wynika st¹d, z tego wszystkiego, jeszcze jedno. Poniewa¿<br />
nie bêdê robi³ tych reporta¿y, mogê spokojnie uznaæ<br />
swój czas za mniej naprê¿ony. A wiêc - mogê przyjechaæ<br />
do domu na d³u¿ej. (Oczywiœcie pod warunkiem, ¿e znajdziesz<br />
lekarza, który potwierdzi telegram, albo - gdy ju¿<br />
bêdê na miejscu - da zaœwiadczenie, ¿e jestem chory, gwoli<br />
przed³u¿enia normalnego pobytu). Walerek siedzi w Warszawie<br />
ju¿ drugi tydzieñ, dlaczego nie braæ z niego przyk³adu?<br />
02.04.1986<br />
Dzisiaj przyjecha³ Walerek i przywióz³ listy. Bardzo<br />
dziêkujê i od razu odpowiadam.<br />
A wiêc po pierwsze rozpraszam swoje w¹t<strong>pl</strong>iwoœci.<br />
Pijê ma³o, z chwil¹, gdy siê dowiedzia³em, ¿e choroba ma<br />
pod³o¿e somatyczne - w ogóle. To¿ i z paleniem. Wcale<br />
nie jestem samobójc¹. Szkoda, ¿e nie dowiedzia³aœ siê o<br />
instrumenty. Poda³em nawet, gdzie mo¿na spytaæ. W ten<br />
sposób zmuszony jestem ryzykowaæ. Ale s¹dzê, ¿e na<br />
pewno nie stracê.<br />
A teraz, co porabiam.<br />
Je¿eli chodzi o zdrowie, to z w¹trob¹ i ¿o³¹dkiem raczej<br />
bez zmian, tyle tylko, ¿e zrobi³em ju¿ wiêksz¹ czêœæ<br />
badañ. W ogóle czujê siê nieŸle, ale trudno inaczej, skoro<br />
trzymam bardzo œcis³¹ dietê. Ciekawym, co by by³o, gdybym<br />
zacz¹³ jeœæ normalnie. Natomiast przeziêbi³em siê i<br />
siedzê w domu zamiast chodziæ do biblioteki. W pi¹tek<br />
idê do dentysty.<br />
Praca idzie jako tako. Znowu zdoby³em dwie ksi¹¿ki<br />
Strugackich (jednej nie ma nawet biblioteka Lenina) i nagromadzi³em<br />
ju¿ tyle wiedzy, ¿e mogê przystêpowaæ do konkretnej<br />
roboty. Okreœli³em sobie t³o (tj. ksi¹¿ki i artyku³y,<br />
które gwoli stworzenia sobie obrazu trzeba by przejrzeæ,<br />
aby móc Strugackich z czymœ porównaæ), na którym trzeba<br />
rozpatrzeæ ich m³od¹, jeszcze nieoryginaln¹ twórczoœæ. Martwiê<br />
siê, bo ksi¹¿ek i artyku³ów wypada przejrzeæ z piêtnaœcie,<br />
ale liczê, ¿e czêœci nie dostan¹, jak i nie dostaj¹ ¿¹daj¹cy<br />
literatury sprzed 1954 roku. Na szczêœcie ju¿ póŸniej to<br />
Strugaccy zaczêli wodziæ rej i œci¹gano z nich - wiêc dalej<br />
nad "t³em" pracowaæ nie bêdzie trzeba. Granic¹ jest rok 1964ty.<br />
Szkoda tylko, ¿e zapewne nie zd¹¿ê zebraæ ca³ego materia³u<br />
przed wakacjami (wtedy bym w wakacje zacz¹³ pisaæ).<br />
Przeklête choroby. W ogóle to prawdziwa ironia losu. ¿eby z<br />
chwil¹, gdy sta³em siê jêzykowo zdolny do pracy i wytworzy³em<br />
sobie jakiœ obraz - trzeba by³o chorowaæ, traciæ czas<br />
itd. Przeœladuje mnie widmo takiego rozwoju wypadków:<br />
zapoznajê siê ze wszystkim, co mi potrzeba, wszystko wiem,<br />
ale nie zd¹¿y³em zebraæ materia³u - a tu wypada wracaæ do<br />
Polski i ca³a mêka idzie na marne... Tfu... odpukaæ w niemalowane.<br />
Z innej beczki i dziedziny! Znów by³em u C. Poprosi-<br />
³em j¹ o uzupe³nienie niektórych wiadomoœci do reporta-<br />
¿u. Da³a mi ksi¹¿kê, dwie nadbitki, obieca³a ksi¹¿kê Ch.,<br />
który po zapoznaniu siê z moim przegl¹dem nie zgodzi³<br />
siê co prawda z moimi tezami nt. wymowy swojego artyku³u,<br />
ale ksi¹¿kê mi przygotowa³. Biedaczka choruje - ale<br />
przyczyna choroby mi zaimponowa³a. Pracowa³a po dwa-<br />
czêstochowski magazyn literacki
naœcie godzin dziennie i przemêczy³a siê. Te¿ bym cholera<br />
tak chcia³. Przygotowa³em sobie ankietê do przeprowadzenia<br />
wœród studentów (Przyda³o siê to abecad³o socjologii).<br />
A w ¿yciu? Ano znowu mnie poobra¿ano. WyobraŸ<br />
sobie: jest w Moskwie pieciu cudzoziemców - s³uchaczy<br />
W£K, z tego chodzi do ksiêgarni Zwi¹zku Pisarzy ZSRR<br />
jeden (czyli ja) i specjalnie wymyœlono, ¿e bêd¹ nas (tj.<br />
mnie) obs³ugiwaæ bez prawa wejœcia na za<strong>pl</strong>ecze (ono<br />
tylko dla cz³onków zwi¹zku Pisarzy ZSRR). A niech ich<br />
szlag trafi z tym przyzwyczajeniem do reglamentacji.<br />
Antolek chleje jak zwykle. W czasie w ostatnich dniach<br />
by³o go trudno spotkaæ trzeŸwym. Walerek przyniós³<br />
wieœci, ¿e wieœæ o jego pijañstwie dotar³a do Warszawy,<br />
ale Antolek nie wierzy. Ja natomiast zyskujê s³awê filozofa<br />
i psychoterapeuty. W wolnych chwilach rozprawiam o<br />
¿yciu, ludziach i mi³oœci, w<strong>pl</strong>ataj¹c w to od czasu do czasu<br />
wiadomoœci z dziedziny socjologii i psychologii spo-<br />
³ecznej. Jest to zgodne z moim melancho-lijnym nastrojem.<br />
Du¿o rozmawiam z Baszyrowem. Bardzo mi pomaga.<br />
Bez niego nie mia³bym ani jednej ksi¹¿ki Strugackich.<br />
W ten sposób równowa¿y sam jeden tworz¹ce siê we<br />
mnie poczucie z³oœci. O k...! Powinno byæ tak, ¿e na drugi<br />
dzieñ po przyjeŸdzie na moim biurku zjawiæ siê winny<br />
wszystkie ksi¹¿ki Strugackich i pe³ne teczki wycinków.<br />
No, ale s¹siedzi myœl¹, ¿e jak siê ma tyle, a tyle si³y ¿ywej<br />
i sprzêtu, to mo¿na sobie pozwoliæ na indolencjê i lekcewa¿enie.<br />
12.04.1986<br />
To ju¿ zapewne ostatni list przed moim przyjazdem<br />
(25-ego chyba bêdê) niestety nie bêdzie to przyjazd tak<br />
d³ugi, jakby siê wydawa³o. Mówiono o 15-tym maja, a<br />
teraz mowa o 6-tym. Mam jednak nadziejê, ¿e jakoœ przed-<br />
³u¿ê. Jakieœ zwolnienie, wszystko jedno, jaki papier – byle<br />
z piecz¹tk¹. W istocie przyjazd tak krótki nie pozwoli mi<br />
za³atwiæ ¿adnych spraw w kraju, a te siê zapewne zbieraj¹.<br />
Na razie wyzdrowia³em z grypy, zacz¹³em chodziæ na<br />
zajêcia, na których smacznie œpiê. Chodziæ jednak trzeba.<br />
Wszyscy zaczêli tak olewaæ, ¿e w koñcu postanowiono<br />
zwo³aæ zebranie celem uzdrowienia sytuacji. No i odby³<br />
siê cyrk, w czasie którego znany z pijackich "tygodniówek”<br />
sekretarz naszego „POP” nawo³ywa³ do wzmo¿enia<br />
dyscy<strong>pl</strong>iny, znany donosiciel i "deszowyj podchlibywatiel”<br />
wyg³osi³ samokrytykê pt. "Ja ¿yjê na rachunek<br />
robotnika i ch³opa", rektor wrza³ gniewem i podjêto uchwa-<br />
³ê. Oczywiœcie wszystko to nic nie da - no bo nikomu siê<br />
nie chce na zajêcia chodziæ.<br />
Ale tydzieñ min¹³ przede wszystkim na sporach<br />
"mieszkaniowych”. Donosi³em Ci, ¿e wymieni³em pokój<br />
z nijakim Wiktorem Paw³owiczem. Teraz okaza³o siê, ¿e<br />
nie by³ to jego pokój, tylko nijakiego S., by³ego górnika<br />
w kopalni z³ota, sybiraka i doœæ wziêtego prozaika. Sukinkot<br />
pok³óci³ siê z ¿on¹, która wyrzuci³a go z mieszkania<br />
w Moskwie, gdzie mieszkali i za¿¹da³ swojego pokoju,<br />
który mu by³ tak cholernie potrzebny, ¿e ¿yczy³ siê<br />
przenieœæ natychmiast, po czym trzeci¹ dobê ju¿ nie zachodzi.<br />
Oczywiœcie ja nie mia³em zamiaru siê przenosiæ,<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
ale przysz³o (do pokoju obok) na miejsce o - ¿e siê tak<br />
wyra¿ê - ni¿szym standardzie.<br />
Mo¿na sobie wyobraziæ, jak to prze¿y³a moja ambicja.<br />
Ma³o co siê nie pochorowa³em ze z³oœci. Mia³em do<br />
wyboru albo rozpocz¹æ robienie wielkich skandali, które<br />
i tak nic by nie da³y, bo skurwiel Paw³owicz oszuka³ mnie<br />
autentycznie, albo siedzieæ cicho. Wybra³em przenosiny,<br />
ale gêby nie zamkn¹³em, tylko wszêdzie, gdzie mogê,<br />
rozg³aszam "kto podliec", na co mam niezbite argumenty.<br />
Po drugie, dokona³em zakupu: mianowicie maszyny<br />
dziewiarskiej marki "Siewierianka" za dwieœcie rubli. Mam<br />
sp³aciæ d³ug (po¿yczy³em te dwieœcie rubli.) „w naturze",<br />
przy czym jeszcze mi siê sprawa - jak s¹dzê - op³aci. Na<br />
wszelki wypadek - je¿eli sama nie masz ochoty robiæ<br />
swetrów itp. - szukaj kupca. Nie powinno byæ k³opotów<br />
ze zbytem, bo jest to narzêdzie pracy.<br />
Nastêpnie dalej poszukujê ksi¹¿ek Strugackich. Jutro<br />
mam otrzymaæ nastêpn¹, a dalszych 8 mam przyobiecane.<br />
Do wakacji zatem bêdê posiada³ kom<strong>pl</strong>et jego twórczoœci.<br />
Pozwoli mi to przeczytaæ ich twórczoœæ jednym<br />
ci¹giem w czasie wakacji i napisaæ szkic do "Literatury<br />
Radzieckiej", o którym zamierzam porozmawiaæ w poniedzia³ek.<br />
Ze zdrowiem jako tako. Skoñczy³a siê grypa, zaczê³y<br />
zêby. Wyniki analiz s¹ pozytywne (na ogó³). Mo¿e jeszcze<br />
przed wyjazdem przypisz¹ mi kuracjê. Mo¿e obejdzie siê<br />
bez szpitala w maju? ¯yczy³bym tego sobie gor¹co, bo przez<br />
maj i czerwiec mam szansê zebraæ w Lenince materia³y<br />
rozproszone po czasopismach (przynajmniej w zakresie, w<br />
którym mam bibliografiê).<br />
Wiêcej wydarzeñ konkretnych nie by³o, ale w ogóle<br />
moje samopoczucie nie jest doskona³e. Wiosna, wiosna...<br />
Zmêczenie jest wielkie, co nie pozwala mi normalnie<br />
pracowaæ. Np. skonspektowa³em pó³ ksi¹¿ki Rewicza, a<br />
drugiej po³owy za cholerê nie mogê zakoñczyæ. Bo tu<br />
zmêczenie, tu chandra, tu awantura o pokój, która po¿ar-<br />
³a mi si³ sporo. Dalej k³opoty z kole¿kami: Walerkowi<br />
sperma na mózg uderza i mêczy mnie wielce pikantnymi<br />
opowieœciami, Antolek ostatnio siê uspokoi³, mniej<br />
pije (zaniepokoi³y go wieœci z Warszawy) - za to z wrodzon¹<br />
sobie przenikliwoœci¹ orzek³, ¿e go Walerek w<br />
Warszawie podpierdoli³.<br />
No i ostatnia "deseczka do trumny". Czy wyobra¿asz<br />
sobie, ¿e w ambasadzie nadal nie ma naszych pieniêdzy?!<br />
Od trzech miesiêcy powinny przychodziæ z Warszawy<br />
przekazy na pieni¹dze do wyp³acenia dla nas. A<br />
nie przychodz¹. Radca W. przy nas telefonowa³ w tej<br />
sprawie - ale echa z ministerstwa nadal brak. To przechodzi<br />
ludzkie pojêcie.<br />
Wojciech Kajtoch<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
17
18<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
EL¯BIETA JEZIOROWSKA - WRÓBEL<br />
El¿bieta Jeziorowska-Wróbel - fotografia Ireneusz K. Korpyœ.<br />
Nie zna³am swojej matki, tej biologicznej oczywiœcie.<br />
Wprawdzie nie wypad³am sroce spod ogona jak to mówi¹<br />
z³oœliwi, ale z tego o czym poinformowano mnie póŸniej<br />
wynika³o, ¿e by³am podrzutkiem. Podrzutkiem, którego<br />
ktoœ zapakowa³ do kosza po ziemniakach i najspokojniej<br />
w œwiecie postawi³ pod koœcielnymi drzwiami. ZnaleŸæ<br />
mnie mia³a gospodyni ksiêdza proboszcza, ponoæ dobra<br />
i litoœciwa kobieta. I chocia¿ bardzo chcia³a zatrzymaæ mnie<br />
przy sobie, to z racji przepisów prawa nie by³o to mo¿liwe.<br />
Trafi³am wiêc do Domu Dziecka. Stamt¹d w wieku<br />
piêciu lat zabra³o mnie ma³¿eñstwo w œrednim wieku.<br />
Ona by³a lekarzem, on in¿ynierem. Aby nie wzbudzaæ<br />
niezdrowych sensacji, a tym samym unikn¹æ niepotrzebnych<br />
komentarzy i <strong>pl</strong>otek, tu¿ po mojej adopcji przenieœli<br />
siê z ma³ej miejscowoœci, w której mieszkali, do niewiele<br />
wiêkszego miasteczka.<br />
Dorastaj¹c miewa³am dziwaczne sny, w których wci¹¿<br />
by³am g³odna. W snach zakrada³am siê do du¿ej kuchni,<br />
¿eby wy¿ebraæ kromkê chleba z d¿emem. By³a tam mi³a<br />
kobieta w bia³ym fartuchu, która bra³a mnie na kolana, przytula³a<br />
i g³aska³a po g³owie ka¿dorazowo powtarzaj¹c, ¿e mam<br />
piêkne anielskie w³osy. Nigdy nie widzia³am ¿adnego anio-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Z y t a<br />
(fragment powieœci)<br />
³a, oprócz tych na koœcielnych malowid³ach, ale skoro tak<br />
mówi³a, to musia³a byæ tego pewna.<br />
Moja przyszywana matka, któr¹ do pewnego czasu<br />
uwa¿a³am za najprawdziwsz¹ z prawdziwych, by³a kobiet¹<br />
wyj¹tkowej urody;i dobroci. Chucha³a na mnie i<br />
dmucha³a. A mój tatulo, jej prawowity ma³¿onek, uszczêœliwia³<br />
mnie a¿ do znudzenia, spe³niaj¹c wszystkie moje<br />
zachcianki.<br />
- Zytuniu - przemawia³ do mnie piêknie, najczulej jak<br />
tylko potrafi³, uœmiechaj¹c siê przy tym s³odko.- Chcesz<br />
do zoo? A mo¿e na ³ódeczki pojedziemy, albo na karuzelê?<br />
No, gdzie?<br />
On szepta³, pyta³} a ja przewraca³am swoimi b³êkitnymi<br />
oczkami, marszczy³am piegowaty nosek i kombinowa³am<br />
jakby tu najszybciej uciec spod tej jego mêcz¹cej<br />
kurateli.<br />
- Daj jej spokój - matka zawsze wiedzia³a kiedy mi<br />
przyjœæ z pomoc¹ - Nie widzisz, ¿e Zytunia zmêczona?<br />
Mo¿e Zytunia chce siê po³o¿yæ? Mo¿e chce odpocz¹æ? - i<br />
kucaj¹c przed tatulem wspiera³a siê d³oñmi o jego kolana<br />
na których trzyma³ mnie kurczowo obejmuj¹c, i uœmiecha³a<br />
siê wyrozumiale .<br />
- O, tak, zmêcona - se<strong>pl</strong>eni³am cudacznie, chocia¿ ju¿<br />
doskonale opanowa³am sztukê poprawnej wymowy.<br />
- Ciê spaæ - rzuca³am niedbale i przeci¹ga³am siê sennie.<br />
Zwykle w takiej sytuacji tatulo uwalnia³ mnie z objêæ<br />
a ja ziewaj¹c, niby to od niechcenia, tak na wszelki wypadek,<br />
drepta³am do swojego pokoju. Sz³am spokojnie,<br />
ale mia³am ochotê biec, uciekaæ jak najdalej od tego miodu,<br />
s³odzonych s³ówek i czasem mêcz¹cych pieszczot,<br />
którymi mnie zasypywali.<br />
Moi rodzice byli jedyni w swoim rodzaju. Oboje mocno<br />
kocha³am i nie wyobra¿a³am sobie ¿ycia bez nich tym<br />
bardziej, i¿ jeszcze wówczas nie mia³am bladego pojêcia,<br />
¿e matka nie jest moj¹ prawdziw¹ matk¹, a ojciec nie jest<br />
ojcem z krwi, i koœci. Do g³owy by mi nie przysz³o, ¿e<br />
urodzi³a mnie inna kobieta, sp³odzi³ inny mê¿czyzna, ¿e<br />
byæ mo¿e nigdy ich nie poznam, i nie zobaczê. Mo¿e<br />
nawet nie dowiem siê kim byli, jakimi otaczali siê ludŸmi,<br />
co lubili, jak ¿yli i gdzie.<br />
Patrz¹c na to z jednej strony, to dobrze, bo na co<br />
by³aby mi znajomoœæ z kimœ takim kto nosi³ mnie pod<br />
sercem przez dziewiêæ miesiêcy a póŸniej wpakowa³ do<br />
zafajdanego kosza po ziemniakach. Z drugiej zaœ strony<br />
trochê ¿al, bo brak znajomoœci prawdziwej matki w ka¿dym<br />
mo¿e zasiaæ niepokój i pustkê, której niczym nie da<br />
siê zape³niæ. Ale gdyby nie fakt, ¿e poinformowano mnie,<br />
i¿ nie jestem prawdziwym dzieckiem moich rodziców,<br />
czêstochowski magazyn literacki
¿adnej pustki nigdy bym nie odczu³a. A tak có¿, sta³o siê.<br />
Co tam, niezbadane s¹ wyroki boskie i widaæ by³o mi<br />
pisane poznaæ prawdê, bo wraz z up³ywem czasu moja<br />
psotna pamiêæ skutecznie zaciera³a czas pobytu w bidulu,<br />
jedynie sygnalizuj¹c mi o nim w snach do których nie<br />
przywi¹zywa³am zbytniej wagi.<br />
Patrz¹c z perspektywy lat moje dzieciñstwo uzna³am<br />
za bardzo udane. Niczego mi nie brakowa³o, zawsze mia-<br />
³am ³adne zabawki, kolorowe sukienki i bluzeczki, posiada³am<br />
rower i ³y¿wy, a wakacje spêdza³am w wielu ciekawych<br />
miejscach. Dzieciaki z okolicy mówi³y o mnie<br />
"bogaczka- tupaczka", bo na ka¿de tupniêcie nog¹ dostawa³am<br />
co chcia³am .<br />
Spokojnie, bez zbytniego wysi³ku przesz³am podstawówkê<br />
a ¿e by³am pojêtna, i jak mawia³ tatulo inteligentna<br />
ponad przeciêtnoœæ, ³agodnie przebrnê³am najlepszego<br />
ogólniaka w naszym miasteczku. I to w³aœnie po wielkiej<br />
fecie na czeϾ zdanej matury matka i tatulo, uznawszy,<br />
¿e ju¿ nadesz³a odpowiednia pora, obwieœcili mi tê<br />
piorunuj¹c¹ wiadomoœæ.<br />
- Zyto - g³os matki by³ powa¿ny jak nigdy dot¹dmusimy<br />
ci coœ powiedzieæ.- Matka usiad³a obok mnie na<br />
kanapie i ujê³a za rêkê. Z drugiej strony przysiad³ tatulo.<br />
- Zyto ...- odezwa³ siê i g³os mu siê za³ama³.<br />
- Bo¿e kochany, o co chodzi? - wytrzeszczy³am oczy.-<br />
Co siê sta³o ? Nigdy tak do nie mówiliœcie. Zawsze by³am<br />
Zytuni¹.<br />
-To prawda, Zyto - matka mocno podkreœli³a moje<br />
imiê.- By³aœ, ale teraz jesteœ ju¿ doros³a, wiêc....<br />
-Akurat, doros³a - pomyœla³am.- Nagle, tak z dnia na<br />
dzieñ wydoroœla³am? Co tu jest grane?<br />
- A wiêc - ci¹gnê³a matka, mocno œciskaj¹c moj¹ d³oñ<br />
-powinnaœ wiedzieæ, ¿e my...- urwa³a nagle jakby coœ j¹<br />
przydusi³o, zamruga³a powiekami i ku mojemu zaskoczeniu,<br />
rozp³aka³a siê.<br />
- My nie jesteœmy twoimi prawdziwymi rodzicami,<br />
wziêliœmy ciê z Domu Dziecka - w sukurs matce natychmiast<br />
przyszed³ tatulo i to bez w¹tpienia trudne dla niego<br />
wyznanie wyrzuci³ z siebie jednym tchem.<br />
- Co takiego? - zerwa³am siê z kanapy jak oblana wrz¹tkiem.<br />
- Z Domu Dziecka? - sta³am przed nimi patrz¹c og³upia³ym,<br />
baranim wzrokiem. Nagle oboje wydawali mi<br />
siê tacy bezradni, malutcy, skuleni w sobie jak biedne<br />
sierotki z bidula na porannym apelu, które w tym samym<br />
momencie, jako ¿ywe, stanê³y mi przed oczyma.-<br />
A wiêc moje senne wêdrówki do wielkiej kuchni nie<br />
by³y wytworem wyobraŸni, one istnia³y naprawdê! -<br />
pomyœla³am z niedowierzaniem.- I ta kobieta, zapewne<br />
jedna z kucharek, tak¿e nie by³a tworem sennych majaczeñ.<br />
- Zyto, usi¹dŸ, proszê - matka po chwili milczenia<br />
odzyska³a g³os, wziê³a g³êboki oddech i otar³a ³zy rozmazuj¹c<br />
ca³y, tak pieczo³owicie wykonany, makija¿. Ba, kto<br />
by w takiej chwili zwraca³ na to uwagê. Ani tatulo, ani ja<br />
nie mieliœmy g³owy do takich dupereli. I kogo niby mia³a<br />
obchodziæ teraz twarz mojej matki, bardziej przypominaj¹ca<br />
oblicze dzikiej Indianki ni¿ eleganckiej damy.<br />
- Zyto - tatulo wsta³ i zupe³nie nieoczekiwanie zapyta³<br />
- czy ty nas za to nie znienawidzisz?<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
- O, nie! - pomyœla³am. - Tego, jak dla mnie, zbyt<br />
wiele!<br />
- Powiedz, Zyto - tatulo patrzy³ mi prosto w oczy,<br />
dr¿¹c na ca³ym ciele.<br />
- Mamo, tatulo, ja nie rozumiem... ja...i jak to tak, przecie¿...-<br />
be³kota³am coœ bez ³adu i sk³adu, i nie wiedz¹c co<br />
ze sob¹ pocz¹æ, usiad³am a raczej opad³am z g³oœnym klapniêciem<br />
na pod³ogê. Mocno walnê³am w ni¹ poœladkami,<br />
ale, o dziwo, nawet nic mnie nie zabola³o.<br />
Oboje natychmiast znaleŸli siê obok mnie. Otulili ramionami<br />
o ma³o nie udusiwszy na œmieræ z tej czu³oœci.<br />
Trwaliœmy tak wtuleni w siebie dobre kilka minut.<br />
Matka pochlipywa³a, tatulo wzdycha³ a ja wyci¹ga³am<br />
g³owê najwy¿ej jak mog³am, bo zaczê³o brakowaæ mi<br />
powietrza .<br />
Wreszcie matka przesta³a p³akaæ a tatulo wzdychaæ, a<br />
ich rêce przypomnia³y sobie o w³asnych cia³ach i mog³am<br />
wstaæ. Podnios³am siê, ale nogi wci¹¿ mi dr¿a³y i<br />
by³y jakieœ dziwnie chwiejne, miêkkie w kolanach i w<br />
ogóle do niczego. Po przejœciu dwóch kroków usiad³am<br />
na krzeœle. Tak na wszelki wypadek, ¿ebym czasem<br />
powtórnie nie grzmotnê³a na te swoje cztery litery. Po<br />
chwili tatulo, najszybciej jak móg³, opowiedzia³ mi jak<br />
trafi³am pod ich dach. I wszystko sta³o siê jasne. Ale mnie<br />
drêczy³o jedno pytanie: - dlaczego tak d³ugo zwlekali z<br />
tym wyznaniem? Zapyta³am wiêc o to.<br />
- Baliœmy siê - odpowiedzieli jednoczeœnie .<br />
- Baliœcie siê? Czego? - stara³am siê zachowaæ spokój,<br />
ale wszystko we mnie dr¿a³o, trzês³o siê i dygota³o jak<br />
zimne nó¿ki niesione na talerzyku przez energicznego<br />
kelnera. Cia³o dr¿a³o, serce wali³o niczym pneumatyczny<br />
m³ot a w g³owie hucza³o jak po du¿ym kieliszku alkoholu,<br />
który uda³o mi siê wypiæ na balu maturalnym, oczywiœcie<br />
w szkolnej toalecie.<br />
- Baliœmy siê, ¿e tego nie zrozumiesz, ¿e mo¿e bêdziesz<br />
siê buntowa³a - z rozbrajaj¹c¹ szczeroœci¹ wyzna³<br />
tatulo.<br />
- I ¿e przestaniesz nas kochaæ, bo przecie¿ jesteœmy<br />
obcy...- szybko doda³a matka i rozrycza³a siê jak syrena<br />
stra¿ackiego samochodu pêdz¹cego do po¿aru. Bucza³a<br />
tak przez dobre kilka minut i ani ja, ani tatulo nie mieliœmy<br />
odwagi jej przeszkadzaæ. Trudno, taka jej wola. Chce<br />
p³akaæ, niech p³acze. Wreszcie przesta³a. Makija¿ do reszty<br />
sp³yn¹³ po jej g³adkich policzkach i wygl¹da³a przeokropnie,<br />
przypominaj¹c mi teraz niejak¹ Florciê mieszkaj¹c¹<br />
nieopodal, która nie stroni³a od niczego co mia³o<br />
procenty. Wprawdzie matka ró¿ni³a siê od niej pod ka¿dym<br />
wzglêdem, ale teraz twarz mia³a równie opuchniêt¹<br />
jak owa Florcia, mocno zaczerwienione oczy i napêcznia³y<br />
nos.<br />
El¿bieta Jeziorowska-Wróbel<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
19
20<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
MAREK MACULEWICZ<br />
Cynamon<br />
Pewnego popo³udnia, gdy wraca³em spokojnie z pracy<br />
swoim autem œredniej klasy, zapika³a mi znajomym<br />
pikniêciem moja nieod³¹czna komóreczka. Puœci³em nerwowo<br />
kierownicê, aby j¹ wydostaæ z futeraliku na pasku.<br />
Zacz¹³em siê trochê miotaæ, ale spokojnie... mój samochód<br />
œredniej klasy zna drogê do domu. Tylko pro forma<br />
chwyci³em z powrotem kierownicê, kiedy mój silny pojazd<br />
stratowa³ kosz na œmieci. "Ka¿demu siê mo¿e zdarzyæ"<br />
- pomyœla³em z wyrozumia³oœci¹ i odczyta³em komunikat<br />
na wyœwietlaczu komóreczki. "Kup cynamon!" -<br />
brzmia³ rozkaz od mojej ¿ony.<br />
Po drodze mia³em jeszcze chyba ze siedem super i<br />
hipermarketów, wiêc problemu nie widzia³em najmniejszego.<br />
Postanowi³em zatrzymaæ siê w pierwszym lepszym,<br />
bo w koñcu i tak wszêdzie jest to samo.<br />
Kiedy ju¿ wkroczy³em z tym obszernym wózkiem<br />
na jasno oœwietlon¹ halê sklepu, uœwiadomi³em sobie, ¿e<br />
chyba zbyt du¿y wzi¹³em œrodek transportu po to, ¿eby<br />
kupiæ zaledwie tak¹ ma³¹ paczuszkê z przypraw¹. "Có¿,<br />
taka jest si³a odruchów" - oceni³em i bez g³êbszego namys³u<br />
ruszy³em miêdzy rega³y.<br />
Zanim siê zd¹¿y³em rozpêdziæ, zagadnê³o mnie drobne<br />
dziewczê z kucykami, czêstuj¹c <strong>pl</strong>asterkami boczku<br />
nabitymi na wyka³aczki. Chwyci³em wyka³aczkê odruchowo<br />
i przytka³em sobie usta t³ustym <strong>pl</strong>astrem. Jaszcze<br />
go nawet dobrze nie pogryz³em, gdy m³odzieniec w czerwonym<br />
kombinezonie la³ mi ju¿ jakiœ ciemny, mocno<br />
gazowany napój do zaskoczonych i bezradnych ust, jednoczeœnie<br />
wstawiaj¹c ca³¹ zgrzewkê dwulitrowych ciemnych<br />
napojów do mojego wózka; <strong>pl</strong>us pó³ litra gratis.<br />
Plastykowy kubeczek chrzêœci³ mi jeszcze miêdzy zêbami,<br />
gdy uœmiechniêta blondyneczka w miniówce pakowa³a<br />
mi miêdzy wargi powid³a firmy "D¿emmy ciotki<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Marek<br />
Maculewicz -<br />
fotografia z<br />
Facebooku<br />
wykorzystana<br />
za zgod¹<br />
Autora.<br />
Emmy", a stwór w kszta³cie kangura la³ ju¿ we mnie napoje<br />
firmy "Sami we dwoje". Nie mia³em ju¿ nawet si³y,<br />
by pchaæ pe³en ró¿nych towarów wózek, ale jakiœ instynkt<br />
samozachowawczy zacz¹³ mi podpowiadaæ, aby<br />
koniecznie wyrwaæ siê z tej matni. Z trudem, bo z trudem,<br />
ale zacz¹³em biec. Najpierw powoli, jak ¿ó³w ociê-<br />
¿ale... To chyba cytat, ale w³aœnie tak siê czu³em.<br />
Gdy czo³o zrosi³ mi pot, to dziewczêta z dzia³u drogeryjnego<br />
spryskiwa³y mnie rewelacyjnymi antyperspirantami;<br />
gdy dosta³em zadyszki, poczu³em w tchawicy rzeœki<br />
zefirek najskuteczniejszych inhalatorów; gdy w koñcu<br />
w trakcie tej panicznej ucieczki pogubi³em buty, dwaj<br />
przystojni osi³kowie wstawili mnie w modne, spiczaste i<br />
lœni¹ce pantofle renomowanej marki, razem ze skarpetkami,<br />
te¿ spiczastymi.<br />
By³em u kresu si³, gdy w oddali zamajaczy³y mi kontury<br />
boksów kasowych. Pojawi³a siê szansa i nadzieja na<br />
rych³y fina³ tej nierównej gry. Wówczas jednak ró¿owy<br />
królik zagra³ bardzo ostro: pod³o¿y³ mi nogê, a ja wyci¹gn¹³em<br />
siê jak d³ugi na œliskiej posadzce. Wszyscy pozostali<br />
przebierañcy dopadli mnie ju¿ wtedy w parterze<br />
bezbronnego i poszli na ca³oœæ. Pingwiny karmi³y mnie<br />
ró¿nosmakowymi lodami, cza<strong>pl</strong>a przymierza³a garnitury,<br />
motyle balsamowa³y mi skórê, a kret penetrowa³ otwory.<br />
Na szczêœcie te ró¿owe króliki okaza³y siê nie takie<br />
z³e do koñca, bo to w³aœnie one otworzy³y mi jak¹œ klapkê,<br />
chyba gdzieœ w okolicach grzbietu i zainstalowa³y mi<br />
tam kom<strong>pl</strong>et najnowszej generacji baterii "Super ekstra<br />
hi fi <strong>pl</strong>us granda banda power". Dziêki tej energii zdo³a-<br />
³em siê jakoœ pozbieraæ.<br />
Jednak kiedy przepakowywa³em swoje jak zwykle<br />
obfite zakupy z wózka marketowego do baga¿nika mojego<br />
auta œredniej klasy, nagle przeszy³ mnie lêk. Wœród<br />
sterty barwnie popakowanych towarów zacz¹³em rozpaczliwie<br />
poszukiwaæ ma³ej zielono-z³otej torebeczki... z<br />
cynamonem. Tym razem mia³em du¿o szczêœcia: by³a<br />
pomiêdzy zestawem kina domowego a kom<strong>pl</strong>etem gumowych<br />
mebli kuchennych z gratisowym dodatkiem<br />
papierowego czajnika i patelni.<br />
Poczu³em ulgê, bo skoro jednak kupi³em cynamon,<br />
to ¿ona bêdzie musia³a mi wybaczyæ, ¿e znowu zrobi³em<br />
debet na koncie.<br />
Marek Maculewicz<br />
Marek Maculewicz - osoba niezwykle spokojna i skromna<br />
(a¿ do przesady) poinformowa³a nas, ¿e przysporzy³a<br />
nam s<strong>pl</strong>endoru poprzez uzyskanie wyró¿nienia na Festiwalu<br />
Literatury Niezale¿nej w Krakowie (2 - 3.06.2012).<br />
Wyró¿niony tekst to "Cynamon", bêd¹cy fragmentem jego<br />
najnowszej ksi¹¿ki pt. „Zapiski barmana”. A co do „Zapisków<br />
bramana” - trzeba myœleæ nad ich upublicznieniem.<br />
czêstochowski magazyn literacki
- Rybko moja – powiedzia³ i zamilk³, bo wcale nie<br />
s³ucha³ tej pa<strong>pl</strong>aniny, wiedzia³ jedynie, ¿e ton jej g³osu<br />
zdradza zdenerwowanie.<br />
- Znów ma jakieœ pretensje. Pragnie uwagi, jak znudzona<br />
kotka. Bêdzie prychaæ i d¹saæ siê póki nie ofiarujê jej swego<br />
zainteresowania – myœli sobie, przechylaj¹c wolno ciê¿k¹<br />
szklankê whisky.<br />
Tylko, ¿e on te¿ ma ju¿ tego doœæ. Jej fryzura, choæ<br />
zadbana, przesta³a mu siê podobaæ. Perfumy, których<br />
u¿ywa, mdl¹ go, tyle razy ju¿ wdycha³ je, kiedyœ namiêtnie,<br />
teraz macha rêk¹ przed nosem, staraj¹c siê odepchn¹æ<br />
zbyt znajomy, pretensjonalny aromat poza zasiêg swego<br />
powonienia. Czuje niemoc w ca³ym ciele. Kom<strong>pl</strong>etny<br />
bezw³ad. Brzêczy mu w uszach, zniecier<strong>pl</strong>iwienie siêga<br />
zenitu, by znów opaœæ leniwie na fotel, który zajmuje<br />
ca³ym brzemieniem swego mêskiego autorytetu.<br />
Kolejna furiatka chce go mieæ dla siebie, zamkn¹æ w<br />
dusznym pokoju, podstawiaæ papkê z warzyw i chudego<br />
miêsa, podawaæ kapcie, opowiadaæ o zakupach i<br />
sprzeczkach s¹siadów. Cholera, ile¿ mo¿na zajmowaæ siê<br />
takimi bzdurami? Patrzeæ maœlanymi, psimi oczyma, w<br />
których pochwa³a wiernoœci trwa tylko tê s³odk¹ sekundê,<br />
kiedy jej samej wydaje siê, ¿e potrafi, chce oddaæ siê<br />
jedynie jemu. Jakie¿ to wszystko przebrzmia³e, wyolbrzymione<br />
w swych proporcjach, a¿ do wyja³owienia sensu<br />
bycia razem.<br />
- Dlaczego mnie nie s³uchasz? Ignorujesz? Czujê siê<br />
taka samotna. Nikt mnie nie rozumie – p³acze, lamentuje,<br />
ha³aœliwie rzuca swoj¹ godnoœæ pod jego nogi. Potrzebuje<br />
czuæ siê zdradzona i wykorzystana, a on wie o tym<br />
doskonale. Przecie¿ ca³y czas jej w tym pomaga. Pomaga<br />
jak umie najlepiej. Litoœciwy jest. Jest.<br />
Ju¿ mnie nie kochasz! - krzyczy, wyrzuca mu. Kolejny<br />
paroksyzm obejmuje jej wiotkie jeszcze cia³o.<br />
Robi³a wra¿enie zadumanej. Na jej bladej, zmêczonej<br />
twarzy b³¹dzi³y cienie niepewnoœci. Jeszcze nie wiedzia³a<br />
co siê z ni¹ stanie. Jeszcze nie próbowa³a zapanowaæ<br />
nad sytuacj¹, która wymusi³a na niej zastanowienie<br />
i chwilow¹, byæ mo¿e, pokorê. Niby coœ mówi³a, co chwilê<br />
jakiœ dŸwiêk wydobywa³ siê z jej w¹skich ust, które coraz<br />
mocniej têskni³y za, nieod³¹cznym niegdyœ, papierosem.<br />
Niby s³ucha³a argumentów, które jej przedstawia³,<br />
szczegó³owo, analitycznie, t³umacz¹c jak dziecku, ¿e tak<br />
bêdzie lepiej, ¿e przecie¿ nie mo¿na tak ¿yæ. Potakiwa³a<br />
w odpowiednich momentach, wiêc pojmowa³a co chce<br />
jej oznajmiæ. Owszem, jest œwiadoma tego, co siê dzieje<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
We dwoje<br />
Biedna ma³a Su<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
IWONA URBAÑCZYK<br />
- Znalaz³eœ sobie kogoœ! Wiem to, nie myœl, ¿e jestem<br />
taka g³upia! - oznajmia, przekonana, ¿e zna jego myœli i<br />
uczynki. Wszystkie. Pomaga mu w rachunku sumienia,<br />
pierze brudy. To dobra kobieta.<br />
A przecie¿ on nie jest winny temu, ¿e takie sceny<br />
wydaj¹ mu siê nadmuchanymi tragediami, przy ca³ej swojej<br />
banalnoœci, powtarzalnoœci, kolejne staj¹ siê kalkami poprzednich.<br />
I tak do ob³êdu.<br />
- Jakie to smutne – ocenia.<br />
- Dlaczego milczysz? Móg³byœ przynajmniej mieæ odwagê<br />
siê przyznaæ! - wypowiada kolejne zdanie, które<br />
zna na pamiêæ, gatunkow¹, pokoleniow¹ – przecie¿ matka<br />
dobrze j¹ wychowa³a.<br />
- Wiesz, ¿e kocham tylko ciebie – odpowiada jej. Widzi<br />
jak jej oczy robi¹ siê wielkie, lekko tylko zaskoczone.<br />
Drgaj¹ce ramiona opadaj¹ z rezygnacj¹. Zakoñczy³a na<br />
dziœ swoj¹ bataliê. Zaraz przybli¿y siê, by j¹ uœciskaæ,<br />
mocno przytrzymuj¹c w pasie, wtuliæ w siln¹ pierœ, udobruchaæ.<br />
Potem uœmiechnie siê lekko zak³opotana i pójdzie<br />
do kuchni przygotowaæ wykwintn¹ kolacjê z winem.<br />
Wieczorem bêdzie oczekiwa³a namiêtnoœci i czu-<br />
³ych s³ów.<br />
- Jest tylko sob¹ – zamyœla siê on. - Zawsze i wci¹¿<br />
tylko sob¹. Kobiet¹. Tak¹ sam¹ jak inne.<br />
No wiêc g³aszcze jej poœladki, przykryte wytart¹, domow¹<br />
sukienk¹. Ten gest one uznaj¹ za znaczenie przez<br />
faceta swego terytorium. Czuje siê jego w³asnoœci¹, jest<br />
bezpieczna.<br />
- Kochanie – szepcze czule. - No, idŸ po wino, a ja<br />
zrobiê nam coœ pysznego – proponujê, a on uœmiecha<br />
ironicznie. Zak³ada marynarkê, siêga po kapelusz. Przy<br />
drzwiach ogl¹da siê jeszcze czy niczego nie zapomnia³.<br />
Nie. Nie ma tu ju¿ niczego, co chcia³by ze sob¹ zabraæ.<br />
Niczego nie zostawi³. Idzie.<br />
wokó³, co dzieje siê z ni¹ sam¹. Przecie¿ nie ma pretensji,<br />
cieszy siê, ¿e tak siê o ni¹ troszcz¹, pragn¹ jej dobra.<br />
Wszak musi wreszcie wyzdrowieæ, zgadza siê, jak najbardziej.<br />
No có¿, dalej¿e, dalej, pakujcie moje rzeczy,<br />
myœli z pewnoœci¹. Albo nie, albo zastanawia siê jak tam<br />
bêdzie. Czy bêd¹ dla niej mili, czy siê zaaklimatyzuje,<br />
dostosuje do wymogów leczenia? Jest rozs¹dna i pragmatyczna,<br />
tylko ostatnio miewa³a te swoje napady, dziwne<br />
stany, kiedy niemo¿liwoœci¹ by³o dogadaæ siê z ni¹,<br />
uspokoiæ, powstrzymaæ przed robieniem g³upstw. Biedna<br />
ma³a Su, taka zagubiona w tym wszystkim, taka zdezorientowana.<br />
Tam jej wszystko jeszcze raz pouk³adaj¹<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
21
22<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
na nowo, wska¿¹ odpowiednie metody terapii, u³o¿¹.<br />
Biedna ma³a. Tak.<br />
- S³yszysz mnie Su? Kochanie co ci jest? Skarbie odpowiedz,<br />
przecie¿ wszystko rozumiesz.<br />
Pokaza³ nam trochê inn¹ stronê ludzkiej natury. Trochê<br />
inaczej patrzy³ na nas ni¿ inni, oczami wype³nionymi<br />
nami, nie naszymi brakami, ale Nami. Coœ podszeptywa-<br />
³o z nieznanego dot¹d miejsca w naszej g³owie, ¿e jemu<br />
mo¿emy zaufaæ. W³aœnie jemu, nikomu innemu. Pe³en<br />
by³ natchnienia, prawdziwego, autentycznego zachwytu<br />
¿yciem, witalnoœci¹, moc¹ cz³owieka. To udziela³o siê<br />
wszystkim, wszyscyœmy pragnêli zatkn¹æ sporne miejsca<br />
w duszy takim spoiwem, które ³agodzi³o niepokój,<br />
pozwalaj¹c walczyæ z wrogim nastawieniem, z obezw³adniaj¹c¹<br />
moc¹ zaprzeczania jedynym ideom, jakie by³y<br />
rzeczywiœcie coœ warte. On potrafi³ pokazaæ nam jak to<br />
zrobiæ. Chcia³ byœmy pod¹¿yli jedynym s³usznym szlakiem<br />
– szlakiem wiary, w siebie, w swoje si³y, rozwój,<br />
œwiadomoœæ kierowania w³asnym losem. Powiedzia³ kiedyœ:<br />
„Nie bójcie siê strachu, on te¿ stanowi o waszym cz³owieczeñstwie.<br />
Jedyne co prawdziwe i s³uszne, to nie ulegaæ<br />
mu, pamiêtaj¹c przy tym, ¿e bez niego bylibyœmy<br />
zaledwie mechanicznymi wytworami determinizmu, jaki<br />
natura wykazuje, tak samo jak my, dzia³aj¹c na swoj¹<br />
niekorzyœæ.”<br />
Iwona Urbañczyk - fotografia udostêpniona przez<br />
Autorkê.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Nauczyciel<br />
W przestworzach<br />
Nie podchodŸ do tej komody! Nie wolno! Czemu<br />
tak dziwnie patrzysz? Co masz w rêku? Przecie¿ ojciec<br />
zabroni³ ci go ruszaæ, pamiêtasz? Jeszcze zrobisz sobie<br />
krzywdê. Nie b¹dŸ szalona. Nie b¹dŸ szalona. Zooooostaw<br />
Suuuuuuu...<br />
A wiêc akceptowaliœmy wszystko, co siê z nami dzia³o.<br />
Poznawaliœmy siebie, rozmawiaj¹c o wszystkich zmianach,<br />
jakie u siebie dostrzegliœmy. By³y pierwsze odkrycia<br />
i duma, z myœli, ¿e dorastamy, ¿e widzimy, czujemy<br />
coraz wiêcej. By³a cicha, acz namiêtna wspólnota wszelkich<br />
porywów, które zagoœci³y w naszych duszach, odk¹d<br />
on pojawi³ siê miêdzy nami. Nie by³o za to w¹t<strong>pl</strong>iwoœci,<br />
tego czegoœ, co mog³oby nas uratowaæ na czas.<br />
Tego jednego nie by³o.<br />
Potem ju¿ wszystko sta³o siê mêtne. Z ka¿dym kolejnym<br />
dniem, morze krwi uœwiadamia³o nam, ¿e uwierzyliœmy<br />
na œlepo, pêdz¹c na z³amanie karku w czeluœæ<br />
bez dna. Jak barany, jak otêpione swêdem spalenizny,<br />
szakale. Nasze stado dokona³o tej rzezi. Sk¹pa³o siê w<br />
ludzkim lamencie i ¿alu. Kiedyœmy, przera¿eni, zaczêli<br />
ogl¹daæ nasze zbroczone win¹ d³onie, on rozp³yn¹³ siê<br />
jak sen, znikn¹³ w podziemiach swej jamy. Mówili, ¿e<br />
zgin¹³ z w³asnej rêki. Tak mówi¹. Zostawi³ nas z ca³¹<br />
ogromn¹ spuœcizn¹ pokolenia zabójców, byœmy na stosach<br />
koœci budowali lepszy œwiat. By³ dobrym nauczycielem<br />
¿ycia. Najlepszym.<br />
Sine cienie œcieli³y siê na jego wychudzonych ¿ebrach.<br />
Ranki zawsze by³y najgorsze. Spod porzuconego, pierwszym<br />
uniesieniem dnia, przeœcierad³a wystawa³y jego<br />
zwiotcza³e cz³onki. Niemal¿e czu³ jak umiera, stara³ siê<br />
walczyæ o ka¿dy oddech, choæ przecie¿ jeszcze wieczorem<br />
wydawa³o mu siê, ¿e takie ¿ycie nie ma sensu. Studiowa³<br />
w³asn¹ niemoc, wciela³ siê w ni¹ coraz intensywniej<br />
i czulej, odszukuj¹c w niej nadrzêdny motyw swego<br />
istnienia.<br />
Mia³ napiêt¹ skórê. ¯aglami roz³o¿one p³aty bia³awego<br />
okrycia koœci emanowa³y w pó³mroku upiorn¹ podobizn¹<br />
zw³ok. Mia³y fakturê roztopionej œwiecy. Zwisa³y,<br />
gdy opada³o mu ramiê, gdy niezdolny by³ ju¿ nawet<br />
okryæ siê, cuchn¹cym starym potem i wczorajszym p³aczem,<br />
rêcznikiem. I jakby w obronnym odruchu, znów<br />
przymkn¹³ powieki, z ca³ych si³, jak potrafi³ najmocniej.<br />
- To ja - powtarza³ w myœlach – To moje cia³o. Jak to<br />
mo¿liwe? Jak to siê sta³o? - Przecie¿ nie chcia³ skakaæ,<br />
namówili go. On tylko ba³ siê ich drwin, ich odrzucenia.<br />
¯aden z nich nie przyszed³ go odwiedziæ. Oni ¿yj¹,<br />
<strong>pl</strong>anuj¹ sw¹ przysz³oœæ, kochaj¹, nienawidz¹, marz¹. A<br />
on? On jest. Jedynie jest.<br />
W po³udnie szeroko otworzy³ oczy, wytrzeszczy³ je,<br />
³api¹c wyostrzonym spojrzeniem ca³¹ bladoœæ czterech<br />
czêstochowski magazyn literacki
œcian, które przytrzymywa³y jego odruchy antyprzestrzenne.<br />
Zbli¿a³y siê do niego odrapane, schorowane emalie,<br />
przygwa¿d¿a³y do zmiêtej poduszki. Powoli uczy³ siê siebie,<br />
boj¹c siê wci¹¿, codziennie trac¹c wczeœniejsze z³udzenia,<br />
odpychaj¹c wszelkie myœli, które zakotwicza³y o<br />
tamto ¿ycie. Otworzy³ usta, zach³ysn¹³ siê powietrzem<br />
jak ryba porzucona przez morze, drgn¹³. Walczy³. Nad¹³<br />
siê, a¿ ca³y poczerwienia³, niby ze wstydu jakiegoœ, ostat-<br />
PIOTR G£OWACKI<br />
Piotr G³owacki - fotografia ze zbiorów Autora.<br />
Aster czêsto myœla³ o tym co go spotka³o od ca³ego<br />
szkolnego œrodowiska, ale przecie¿ nie tylko od niego.<br />
Niemal wci¹¿ powraca³ w myœlach i analizowa³ wszelkie<br />
fakty. Chodzi³ do zawodowej szko³y z liczn¹ rzesz¹<br />
uczniów i kadry. Rozmyœla³ i rozmyœla³, dlaczego prosta<br />
rzecz potrafi³a wywo³aæ tak wrogie i jakby skoordynowane<br />
reakcje jego bezpoœredniego otoczenia, nie tylko jego<br />
tak¿e dalszego, które z pozoru powinno siê cechowaæ<br />
wiêkszym obiektywizmem. Sk¹d ten mur jednoœci i niechêtnego<br />
nastawienia? Zatem jakaœ zwyk³a prozaiczna<br />
wrêcz szko³a w tym mieœcie, rutynowy cykl zajêæ i œwi¹t...a<br />
jednak.<br />
Na elewacji budynku tej¿e szko³y zainstalowany by³<br />
dwa lata temu kwadratowy niedu¿y nie wiêcej ni¿ piêædziesi¹t<br />
na piêædziesi¹t centymetrów zegar elektryczny.<br />
Kiedy go zainstalowano dyrektor wspomnia³ o tym na<br />
akademii otwieraj¹cej nowy rok szkolny, w sposób podnios³y<br />
i dumny mówi³ o organizacyjnym wyzwaniu i wkraczaniu<br />
cywilizacji, jej nieuchronnoœci i jej pomocy w egzekwowaniu<br />
skrupulatnej dyscy<strong>pl</strong>iny dnia nauki i pracy,<br />
ca³odobowego, œcis³ego harmonogramu zajêæ. Nie trzeba<br />
dodawaæ, i¿ p³ynne oratorskie pe³ne rutyny wyst¹pienie<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Lekcja<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
nim odruchem wolnej woli, si³y, która nie pozwala³a mu<br />
tak rozpaczaæ, oderwa³ od siebie ca³¹ aparaturê.<br />
Jedna ³za zalœni³a na nieruchomej rzêsie. Jedna ona<br />
¿egna³a siê z wykrzywionym grymasem policzkiem ch³opca.<br />
Okno pobiela³o, powiêkszy³o siê do rozmiarów nieba.<br />
Sp³ynê³o na niego lekkim ca³unem œwiat³a. Mocno objê³o.<br />
Unios³o.<br />
Iwona Urbañczyk<br />
dyrektora przyjête by³o burzliwymi, jak zwyk³o siê okreœlaæ,<br />
rzêsistymi oklaskami.<br />
Rzecz w tym, ¿e przychodz¹c co dziennie rano do<br />
szko³y od d³u¿szego czasu zdecydowana wiêkszoœæ<br />
uczniów, kadry i personelu musia³a widzieæ stan zegara,<br />
który wskazywa³ wci¹¿ godzinê za piêtnaœcie siódma.<br />
Astera znu¿y³o ju¿ to ci¹g³e obci¹¿enie, bior¹ce siê z drêczenia<br />
samego siebie dlaczego nikt poza nim tego nie<br />
tylko, ¿e nie widzi ale i nie reaguje. Nie chcia³ d³u¿ej<br />
ulegaæ powszechnemu mniemaniu jakoby wszyscy byli<br />
próbowani poprzez sondowanie ich cier<strong>pl</strong>iwoœci i granic<br />
mo¿liwoœci psychicznego wycofania poprzez rezygnacjê<br />
z asertywnoœci. Mia³ w g³owie tezy o spo³eczeñstwie<br />
obywatelskim, rozumia³ je w ten sposób, ¿e wszystko<br />
mo¿na powiedzieæ i bêdzie to rzeczowo analizowane w<br />
debacie, by wybraæ konkluzjê najlepsz¹ z mo¿liwych.<br />
Oczywiste, ¿e ta mia³aby byæ, a dyskurs obywatelski mia³<br />
siê dalej potoczyœcie i narracyjnie snuæ raz wielo - innym<br />
razem przy ogólnej zgodzie jedno-nurtowo. Wirusem takiego<br />
spo³eczeñstwa by³oby zatem jak mniema³ obywatelskie<br />
niepos³uszeñstwo, jakaœ anarchia i destrukcyjnosabota¿owe<br />
sobiepañstwo. To wszystko s³ysza³ od œrodowiska<br />
gazety, ale tak¿e od ojca Piotra wci¹¿ rozprawiaj¹cego<br />
o uniwersalnych wartoœciach etyki i dodatkowo<br />
transcendencji, o Bogu, wierze, wartoœciach pañstwa... Sam<br />
uwa¿a³, ¿e ma to wszystko bardzo powa¿nie traktowaæ i<br />
nie umia³ inaczej. Co gorsza dla niego. Jak siê mia³o okazaæ.<br />
W³¹czy³ telewizor, pojawia³ siê stopniowo obraz nieruchomej<br />
twarzy i beznamiêtny dŸwiêk g³osu prezentera:<br />
na drodze 342 ko³o Œwiecia rozbi³ siê samochód, rozszarpa³o<br />
kilka osób w tym jednego Polaka, w Szczelinie<br />
ko³o Czarnej poci¹g zderzy³ siê z ciê¿arówk¹, w Sanocku<br />
pod K³obuckiem cysterna zabi³a rowerzystê i spowodowa³a<br />
po¿ar gaszony przez piêæ jednostek...Z trudem musia³<br />
odci¹gaæ siê od migotliwego ekranu, by zebraæ siê do<br />
lekcji. Przed oczami mia³ jednak te¿ nieruchom¹ tarczê<br />
zegara szkolnego. Pewnie dlatego, ¿e je¿eli czeka³ na<br />
coœ w telewizji zawsze dominowa³y, odliczaj¹ce ostatnie<br />
chwile do celebracji spektaklu, wskazówki.<br />
- Aster! Odezwa³a siê matka czuwaj¹ca zazwyczaj, by<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
<strong>23</strong>
24<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE<br />
syn odrobi³ lekcje, teraz jedynie powiedzia³a, pora na sen.<br />
Po zabiegach w ³azience, odczu³ b³ogoœæ mo¿liwoœci<br />
wyci¹gniêcia siê wzd³u¿ ³ó¿ka. Najpierw gwa³townie odczu³,<br />
¿e spada. PóŸniej b³¹dzi³ po niekoñcz¹cych siê korytarzach,<br />
bieg³, bez wytchnienia ucieka³ w lesie i bezgranicznych<br />
dziwacznie pokrzywionych perspektywicznie<br />
przestrzeniach. Patrzy³y na niego twarze, jedne uœmiecha-<br />
³y siê do niego, jednak o wiele liczniejsze zimne i obce<br />
z³orzeczy³y mu i puszcza³y siê za nim w nie do opanowania<br />
gonitwê. Przenika³a go groza i œmiertelny lêk. Koszmarny<br />
harmider, pandemonium koñczy³y siê nad ranem<br />
tym samym, znajomym g³osem matki. - Aster œniadanie.<br />
Tego dnia postanowi³ w koñcu i jak mniema³ po prostu<br />
poinformowaæ w³adze szko³y o nienormalnej sytuacji<br />
z zegarem. Jego klasa mia³a lekcjê z wychowawczyni¹ i<br />
poinformowa³ uczniowskie gremium i jego liderkê o tym,<br />
¿e jest zdziwiony dlaczego szkolny zegar jest zepsuty od<br />
chyba ju¿ kilkunastu miesiêcy. I ¿e w zwi¹zku z tym<br />
z³o¿y³ podanie w sekretariacie z proœb¹ o jego naprawê.<br />
Reakcja pani Adeli zaskoczy³a go ca³kowicie, nie tylko,<br />
¿e poczu³ siê nieswojo ale nawet poni¿ony i upokorzony.<br />
Niemal wrzeszcza³a na niego.<br />
- Jakim prawem œmiesz wtr¹caæ siê do nie swoich<br />
spraw, pomin¹³eœ drogê s³u¿bow¹ bo najpierw, jak coœ,<br />
to powinieneœ porozmawiaæ ze mn¹ i to na osobnoœci. A<br />
ty smarkaczu od razu wyje¿d¿asz z problemem do zajêtego<br />
dyrektora, który ma powa¿niejsze sprawy na g³owie<br />
i wywlekasz wszystko na forum klasowym. Tego<br />
tolerowaæ nie bêdziemy.<br />
Tym wprowadzeniem zainspirowa³a do wypowiedzi<br />
kolegów.<br />
- Proszê pani odzywa³ siê g³os po g³osie, on zawsze<br />
jest taki, ¿e musi mieæ swoje zdanie. Nam to nie odpowiada,<br />
ci¹gle siê dochodzi, denerwuje nas jego ci¹g³a ingerencja<br />
niemal we wszystko.<br />
Zapad³a wspólna decyzja – musimy go ukróciæ, musimy<br />
coœ z nim zrobiæ.<br />
W domu Aster niczym nie móg³ siê zaj¹æ, ba³ siê kolejnych<br />
reakcji, przepe³nia³ go niepokój. Niczym nie móg³<br />
sobie wyt³umaczyæ w³asnej odmiennoœci ale jeszcze bardziej<br />
jej budz¹cej niechêæ i nienawiœæ percepcji u innych. W najlepszym<br />
razie spotyka³o go groteskowe niezrozumienie. On<br />
bra³ wszystko na powa¿nie, œmiertelnie powa¿nie. Rozumia³,<br />
¿e do takiego stawiania sprawy jakie reprezentowa³ swoj¹<br />
postaw¹ zachêcano go na lekcjach przysposobienia do ¿ycia<br />
w spo³eczeñstwie i rodzinie, w domu, na religii. Pyta³ siê co<br />
tak naprawdê ró¿ni go od innych, ¿e w koñcu bez takiego<br />
zamiaru wywo³ywa³ czasami wrêcz agresjê. A czêsto te¿ kierowano<br />
pod jego adresem jakiegoœ rodzaju groŸby o ró¿nym<br />
stopniu zawoalowania.<br />
- Demokracja szkolna, zwróci³ siê do Astera dyrektor<br />
nazajutrz w swoim gabinecie i przy asyœcie wicedyrektorki<br />
i wychowawczyni, jest dobrem najwy¿szym, przyznaje ona<br />
bowiem tak¿e prawa i uczniom, ale ty jej nadu¿y³eœ. Twoje<br />
zachowanie po raz kolejny obra¿a kadrê, tak byæ nie mo¿e,<br />
tego nie mogê tolerowaæ. Je¿eli podnosisz problem zegara<br />
to mo¿e najpierw zainteresowa³byœ siê sytuacj¹ szko³y, która<br />
ma bardzo niski bud¿et i musi oszczêdzaæ. Dozorcy praktycznie<br />
nie ma, pracuje jedynie na pó³ etatu, ma zmieniony<br />
zakres obowi¹zków i choruje na serce.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Aster gotowa³ siê w sobie, nie mia³ si³ tego s³uchaæ ale<br />
te¿ duszna atmosfera wyssa³a ca³¹ przestrzeñ, tak, ¿e prawie<br />
zablokowa³a mo¿liwoœæ wydobycia z siebie i usytuowania<br />
w niej jakiegoœ s³owa, wiedzia³, ¿e jest przegrany<br />
nie rozumia³ tylko dlaczego.<br />
- Musisz pamiêtaæ w³¹czy³a siê wicedyrektorka, ¿e w<br />
szkole nie jesteœ tylko ty i ¿e nie mo¿esz swoim zachowaniem<br />
i wypowiedziami szkalowaæ dobrego imienia nas<br />
wszystkich i naszej instytucji.<br />
Gorycz przepe³ni³a go ca³kowicie kiedy Gazeta Wasza jednoznacznie<br />
pochwali³a dyrekcjê i zgodne zachowanie uczniów,<br />
a nawet poda³a kajaj¹ce siê s³owa, które mia³ sam wypowiedzieæ.<br />
Zastanawia³ siê jak enigmatycznie dzia³a ta gazeta, skoro<br />
nikt z nim nawet o tym wszystkim nie rozmawia³.<br />
Mija³y miesi¹ce. Uczucie pogr¹¿enia zmienia³o siê u<br />
Astera w przykr¹ do zniesienia obojêtnoœæ, poczucie odepchniêcia.<br />
Jak móg³by myœleæ o porozumieniu z otoczeniem,<br />
kiedy zabroniono mu mówiæ, wrêcz jakby to by³o<br />
mo¿liwe nawet zabroniono by mu myœleæ. Zegar uparcie<br />
siê zatrzyma³...dziwne pomyœla³, ale ju¿ wiem, ¿e tylko<br />
dla mnie. A mo¿e to nie ten (w swej naturze martwy)<br />
przedmiot tylko refleksjê zatrzymano w miejscu, które<br />
ma uczyæ samodzielnego myœlenia, pamiêta³ przecie¿ te<br />
dydaktyczne slogany. . .<br />
Po tym wszystkim Aster jak tylko móg³ omija³ ludzi<br />
na chodniku, za ka¿dym razem schodzi³ im z drogi, a na<br />
przejœciach czeka³ a¿ ulica na chwilê ca³kowicie siê opró¿ni.<br />
I nigdy nie zagl¹da³ na strony szko³y, a tym bardziej do<br />
naszej klasy, maj¹c spokój i wytchnienie bez koniecznoœci<br />
ogl¹dania w istocie ponurych postaci o z pozoru tylko<br />
g³adkich fizjonomiach.<br />
Podczas nieobecnoœci syna matka nawykowo w³¹czy-<br />
³a telewizor, dobywaj¹cy siê tym razem srogi g³os oznajmia³,<br />
i¿ Front Globalnej Jednoœci Myœlenia musia³ izolowaæ<br />
kolejny przypadek groŸnego wirusa umys³u, tym razem u<br />
Astera K. Wiedzia³a ju¿ o innych takich przypadkach i o<br />
tym, ¿e nie ma w nich mo¿liwoœci odwo³añ w trybie administracyjnym.<br />
W najg³êbszych zakamarkach serca i swej<br />
pobo¿nej duszy liczy³a tylko na nieuchronnoœæ kary boskiej<br />
dla wszechnomenklatury Partii Poprawnych.<br />
Piotr G³owacki<br />
Autonota biograficzna Piotr G³owacki<br />
Urodzony w 1954 roku w Czêstochowie. Magister<br />
historii sztuki na Uniwersytecie Jagielloñskim. By³y pracownik<br />
Miejskiej Galerii Sztuki w Czêstochowie i by³y<br />
prezes Zachêty w Czêstochowie. Publikowa³ m.in. w<br />
MiniGalerii, Aleje 3, Zeszyty Artystyczno-Naukowe<br />
„Dyskurs” i Pismo Artystyczne „Format”. W „Galerii”<br />
opublikowa³ do tej pory recenzje ksi¹¿ek Aleksandry<br />
Keller i Ko<strong>nr</strong>ada Ludwickiego oraz opowiadania.<br />
czêstochowski magazyn literacki
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
JACEK RÊBACZ<br />
Rozmówki przy kuchennym blacie<br />
Ciach, ciach, ciach.<br />
Odsuwa³em rytmicznie palce przed ostrzem no¿a.<br />
Prawie jak jeden z tych kulinarnych geniuszy na ekranie<br />
TV. By³em z siebie dumny. Cebulka by³a za³atwiona. Teraz<br />
ogórek, pomidor, przyda siê te¿ rzodkiewka. Sa³ata<br />
ods¹cza³a siê w sitku.<br />
Czas oczekiwania mo¿na zabijaæ na ró¿ne sposoby.<br />
Tak¿e przy kuchennym blacie. Sposób równie dobry, jak<br />
ka¿dy inny.<br />
Z g³êbi mieszkania dolecia³ jakiœ rumor.<br />
Oczekiwanie dobieg³o koñca...<br />
Odetchn¹³em. Nienawidzê czekania na nieuniknione.<br />
Strzeli³em sobie ³yk kawusi. £ee...wystyg³a. Nie doœæ,<br />
¿e na czczo, to jeszcze zimna.<br />
Do kuchnie wesz³a moja lepsza po³owa. Bardzo zamaszyœcie.<br />
Dla dociekliwych pozosta³a do rozwi¹zania<br />
kwestia, gdzie spêdzi³a noc. W zoo, czy po prostu na<br />
leœnej polanie. Z jednej strony w³osy wskazywa³y na atak<br />
nietoperza, z drugiej coœ najwyraŸniej uwi³o sobie w nich<br />
gniazdko.Nie nale¿a³em do dociekliwych.<br />
Ju¿ od dawna.<br />
Pod jednym z oczu pojawi³o siê coœ sinego.<br />
To te¿ ciekawe. Limo, czy pozosta³oœæ wyjœciowych<br />
barw ozdobnych. A mówi¹, ¿e te specyfiki robi¹ teraz<br />
wodoodporne. Nie bêdê siê m¹drzy³, nie znam siê na<br />
tym. Tak jak i na kobietach.<br />
- Chryste, ale mi siê chce piæ... - wymamrota³a przybyszka.<br />
- Te¿ siê cieszê, ¿e ciê widzê - pe³na kultura.<br />
Ogarnê³a na sobie podomkê, zakrêci³a siê wokó³ bez<br />
wyraŸnego celu.<br />
Zajrza³a do lodówki. Spojrza³a krytycznie na moj¹<br />
partaninkê. Nala³a sobie wody do szklanki, przy okazji<br />
zraszaj¹c obficie, moj¹ ods¹czon¹ sa³atê. Nic to. Wyschnie.<br />
Czeka³em spokojnie na pierwszy etap.<br />
- S³uchaj, skocz do sklepu. Kup mi æwiartkê.<br />
Uuu...Tym razem obesz³o siê bez próbnych baloników.<br />
Przypuœci³a atak bezpoœredni. Sytuacja musia³a byæ<br />
krytyczna.<br />
Odsun¹³em sprzed oczu wielkie, miêsiste liœcie doniczkowej<br />
roœlinki. By³a tu potrzebna jak wrzód na dupie.<br />
Zabra³em siê do dziabania rzodkiewki.<br />
- Da³a ci Bozia nó¿ki?<br />
- Zobacz jak wygl¹dam, nie mogê tak wyjœæ na miasto.<br />
- Nie na miasto, tylko do sklepu na dole, poza tym<br />
przed paroma godzinami twój wygl¹d ci nie przeszkadza³.<br />
Pociera³a nerwowo usta. £yknê³a wody, skrzywi³a siê<br />
z obrzydzeniem. Jasne, nie na takie p³yny oczekiwa³ organizm.<br />
- To pójdziesz, czy nie?<br />
Spojrza³em na ni¹ niechêtnie. Co za upierdliwa baba...<br />
Poszed³em do lodówki. Wyj¹³em musztardê. Dijon. Popatrzy³em<br />
po pustawych pó³kach kuchennej szafki. Nie<br />
by³o Ÿle. Znalaz³em bazyliê, oregano, no i pieprz, rzecz<br />
Jacek Rêbacz - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />
jasna. Wróci³em na swoje miejsce delektuj¹c siê pe³n¹<br />
napiêcia cisz¹. Cisz¹ oczekiwania.<br />
Sypn¹³em po ³y¿eczce przyniesionego dobra do michy<br />
i zaprawi³em solidn¹ porcj¹ musztardy. Poliza³em<br />
³y¿kê. Mocna. Dobra. Do³o¿y³em, co sobie bêdê ¿a³owa³.<br />
- Nie.<br />
Szklanki zagra³y na suszarce, poruszone fal¹ uderzeniow¹,<br />
wzbudzon¹ przez zatrzaœniête drzwi kuchni. Spokojnie.<br />
To dopiero pierwsza runda. Na ci¹g dalszy nie bêdê<br />
musia³ d³ugo czekaæ.<br />
Nala³em trochê wody do miseczki. Mieszaj¹c zawziêcie<br />
z³apa³em ³yk kawy. Wystyg³a zupe³nie.<br />
O, ju¿ jest.<br />
Usiad³a na taborecie. Wysup³a³a papierosa z paczki.<br />
Zaci¹gnê³a siê g³êboko. Nie smakowa³ jej. Spogl¹da³a na<br />
mnie co i raz, macha³a nerwowo za³o¿on¹ na kolano nog¹.<br />
Czeka³em, z której mañki zaatakuje.<br />
- Wiesz co? Nie mogê ju¿ na ciebie patrzeæ - aha,<br />
czas na konkluzje estetyczne.<br />
- Popatrz sobie przez okno.<br />
- Rzygaæ mi siê chce, jak widzê ta twoj¹ œwiêt¹ gêbê.<br />
Pos¹g bez skazy.<br />
Myœla³by kto...<br />
Wyci¹gn¹³em z lodówki piersi. Kurze. £adne by³y,<br />
du¿e. Za du¿e. Po³o¿y³em je na desce. Wzi¹³em nowiutki,<br />
b³yszcz¹cy, ostry jak brzytwa, nó¿ do miêsa. S³onecz-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
25
26<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
ne œwiat³o piêknie zagra³o na nierdzewnym ostrzu. Bez<br />
oporu rozcina³ miêciutkie tkanki. Podoba³ mi siê.<br />
Naprawdê dobry zakup.Razem z nim naby³em zgrabniutki,<br />
ma³y tasaczek. W³aœciwie, nie wiem po co. Ostatecznie<br />
nie æwiartowa³em tu wo³ów. Wisia³ sobie nad<br />
kuchenk¹ i mruga³ zalotnie. Z trudem oderwa³em od niego<br />
wzrok. Poci¹³em piersi na mniejsze kawa³ki.<br />
- ¯ebyœ czasami potrafi³ coœ z siebie wykrzesaæ.<br />
- Na przyk³ad? - pracowicie oblepia³em miêso swoj¹<br />
marynat¹.<br />
Cholerny kwiatek pcha³ mi liœcie w oczy. Ma³a ta kuchenka.<br />
To nie oran¿eria, coœ bêdê musia³ zrobiæ z tym<br />
zielskiem.<br />
- Nie wiem. Coœ. Nie mogê tu ci¹gle siedzieæ, wygl¹daæ<br />
przez okno, jak sobie tego ¿yczysz. Jestem jeszcze<br />
m³oda, chcê ¿yæ! Chcê siê bawiæ! Oddychaæ pe³n¹ piersi¹...<br />
- Mo¿e spróbujesz iœæ do jakiejœ pracy?<br />
Gdyby spojrzenia mog³y zabijaæ, le¿a³bym ju¿ pod<br />
sto³em wij¹c siê w œmiertelnych skurczach.<br />
- To twoja jedyna propozycja?<br />
- Przynios³abyœ parê z³otych, móg³bym wiêcej z siebie<br />
wykrzesaæ - mówi³em ju¿ do pustego sto³ka. Koniec<br />
rundy drugiej.<br />
Powróci³a gdy zacz¹³em rozgrzewaæ na patelni oliwê.<br />
Extra virgin. A co! Jak szaleæ to szaleæ.<br />
S³ysza³em jak zajmuje swoje miejsce. Napi¹³em siê<br />
ca³y. Cholera, tyle lat, a nadal brak mi luzu i dystansu. Nie<br />
mog³em siê powstrzymaæ.<br />
- Gdzie by³aœ tym razem?<br />
Rozeœmia³a siê, doœæ obrzydliwie. Wyczu³em w jej<br />
rechocie spor¹ dawkê satysfakcji. Psiakrew, mia³em ju¿<br />
nigdy nie zadawaæ tego pytania. To by³o silniejsze ode<br />
mnie.<br />
- Co ciê to obchodzi?<br />
- Trochê enigmatyczna odpowiedŸ - no có¿, brnijmy<br />
w to bagno dalej.<br />
- Tak samo mi odpowiedzia³eœ, gdy pieprzy³eœ t¹<br />
zo³zê.<br />
- Jedyn¹ zo³z¹, jak¹ pieprzy³em przez ostatnie dwadzieœcia<br />
lat, jesteœ ty. Ale myœlê, ¿e chodzi ci o twoj¹<br />
przyjació³kê - Bo¿enê.<br />
- O moj¹ przyjació³kê - kurwê.<br />
T³uszcz by³ ju¿ dobrze rozgrzany.<br />
- Wiesz co? Odk¹d zaczê³aœ opowiadaæ swoim kole-<br />
¿ankom o mê¿u nieudaczniku, wykazuj¹ zadziwiaj¹ce zainteresowanie<br />
moj¹ osob¹.<br />
Znów zaœmia³a siê paskudnie.<br />
- Mo¿e chc¹ sprawdziæ co mo¿na zdzia³aæ takim<br />
dwunastocentymetrowym instrumencikiem.<br />
Gor¹cy t³uszcz powoduje paskudne oparzenia. S³ysza³em,<br />
¿e takie rany mog¹ spowodowaæ œmieræ tylko z<br />
powodu szoku. Zwa¿y³em lekko patelniê w d³oni.<br />
Ka¿da kobieta wie, ¿e dotykaj¹c tego tematu ruszy<br />
faceta. Matki je tego ucz¹, czy jak? Ale ja z tych, którzy<br />
lubi¹ mieæ ostatnie s³owo.<br />
- Wola³abyœ, ¿eby wyros³a mi tam szyjka od butelki.<br />
Dopiero byœ sobie poci¹gnê³a.<br />
Kubek z fusami min¹³ mnie o cal. Rozbi³ siê o glazurê.<br />
Na szczêœcie szk³o wyl¹dowa³o daleko od patelni.<br />
- Pieprzony cham!<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Rundê erotyczno - seksualn¹ mieliœmy za sob¹.<br />
Delikatnie k³ad³em kawa³ki kurczaka na olej. Bosko<br />
pachnia³.Tym razem przerwa trwa³a d³u¿ej.<br />
Czas by³ na etap powrotu córki marnotrawnej.<br />
Spojrza³em k¹tem oka. Siedzia³a bez ruchu. Opar³a<br />
g³owê na d³oni. W³osy rozsypa³y jej siê na twarzy. Zrobi-<br />
³o mi siê jej trochê ¿al. Tylko trochê. Obróci³em piersi.<br />
Nabiera³y ³adnego z³ocistego koloru.<br />
- Proszê ciê, kup mi coœ, bo umrê. Nie mo¿esz tego<br />
zrozumieæ?<br />
Mówi³a cichutko, g³osem pe³nym skruchy. Boziu,<br />
gdybym jej tak dobrze nie zna³...Mo¿e bym siê da³ nabraæ.<br />
- Wiesz, ¿e nie. Czas ju¿ wyhamowaæ.<br />
- B³agam ciê. Napijê siê i idê spaæ. To ostatni raz,<br />
przysiêgam. Jutro ju¿ nawet nie pow¹cham.<br />
Chryste, chyba mia³a nawet ³zy w oczach. Zmarnowany<br />
talent.<br />
- Powiedz po prostu, ¿e nie masz kasy, a w "aptece"<br />
dro¿yzna.<br />
- Nie mam.<br />
- Na mnie nie licz.<br />
Wœciek³a siê. Zasycza³a zupe³nie jak mój kurczaczek<br />
po prze³o¿eniu na drug¹ stronê.<br />
- Nigdy nie mog³am na ciebie liczyæ! Dwadzieœcia<br />
zmarnowanych lat. Jak myœlisz przez kogo pijê? Na trzeŸwo<br />
twój widok jest zupe³nie nie do przyjêcia.<br />
Przykrêci³em gaz do minimum. Chocia¿ s³ysza³em<br />
to nie po raz pierwszy, zawsze udawa³o siê jej tym tekstem,<br />
zasiaæ we mnie ziarno niepewnoœci. W³aœciwie có¿<br />
takiego jej da³em przez ten czas. Parê mi³ych chwil, parê<br />
radosnych chwil. Du¿o beznadziejnych momentów.<br />
- Czemu nic nie mówisz? Trafi³am w sedno?<br />
Chwila s³aboœci minê³a. Po¿al siê Bo¿e odkrywczyni.<br />
Te¿ zapali³em. Mmm... Ambrozja. Raptowne zerwanie<br />
z na³ogiem rzadko przynosi dobre efekty. W tym<br />
punkcie moja ¿ona na pewno przyzna³aby mi racjê.<br />
- I co? Spakujesz swoj¹ nieœmierteln¹ torbê i wyniesiesz<br />
siê do mamusi? Spierdalaj i nie wracaj - ku³a ¿elazo<br />
póki gor¹ce.<br />
Nie odzywa³em siê. Te ¿a³osne przedstawienia zaczyna³y<br />
mnie nudziæ. Du¿o ciekawsze by³y procesy zachodz¹ce<br />
na patelni. Obudzi³ siê we mnie duch eksperymentatora.<br />
Sypn¹³em szczypt¹ curry. Cejloñskiej.<br />
Ostrej. Ciekawe co z tego wyjdzie? Poczu³em siê trochê<br />
niczym chemik na przednówku wielkiego odkrycia.<br />
Rezultat najwiêkszych odkryæ zale¿y czêsto od znalezienia<br />
odpowiedniego katalizatora. Niektórzy twierdz¹,<br />
¿e uczucia to te¿ wynik chemicznych procesów. Mi³oœæ…<br />
I tu potrzebny jest przyspieszacz. Uœmiech, barwa g³osu,<br />
zapach skóry. Co kogo krêci.Jeszcze inni mówi¹, ¿e<br />
mi³oœæ i nienawiœæ mieszaj¹ siê w tej samej retorcie i<br />
tylko odpowiedni katalizator decyduje o tym, co sp³ynie<br />
do probówki. Co jeœli bêdzie nim etanol?<br />
Zanim znowu sobie posz³a, zd¹¿y³em siê spytaæ.<br />
- Bêdziesz jad³a?<br />
- ¯ebym chodzi³a z takim bêbnem jak ty? - zawaha-<br />
³a siê. - Mogê zjeœæ trochê tej sa³atki.<br />
Pokiwa³em g³ow¹. No w³aœnie, trzeba wreszcie wzi¹æ<br />
siê za sa³atê. Wyci¹gn¹³em j¹ z sitka i wymiesza³em z<br />
reszt¹ warzyw. Przeklêta kuchenna ozdoba znów mi prze-<br />
czêstochowski magazyn literacki
szkadza³a. Popatrzy³em na ni¹ ze z³oœci¹. W³aœciwie...<br />
Mia³a miêsiste zielone liœcie. Drobno posiekane wygl¹da³yby<br />
jak zielona papryka. Kotek s¹siadki, na³ogowy<br />
skubacz roœlinek, ledwo prze¿y³ kontakt z tym przedstawicielem<br />
egzotycznej flory.<br />
Zerwa³em kilka liœci, zacz¹³em je siekaæ swym piêknym,<br />
nowym no¿em.<br />
Zaszczypa³y mnie rêce. Powinienem za³o¿yæ rêkawiczki.<br />
Sok diffenbachi podra¿nia³ nawet skórê. Naprawdê<br />
trzeba byæ popapranym, ¿eby trzymaæ w kuchni truj¹ce<br />
roœliny. A mo¿e to znak...<br />
Zaci¹gn¹³em siê, a¿ do ostatniego pêcherzyka w p³ucach.<br />
Miodzio...<br />
Wrzuci³em posiekane listki do pó³miska z sa³at¹.Psiakrew,<br />
poczuje. Pokombinujmy... Winegret powinien tro-<br />
- Masz pan tu klucze! Nasze rzeczy zabierzemy w<br />
ci¹gu kilku dni. Cz³owieku! Tu siê nie da mieszkaæ! - grubasek<br />
niemal eks<strong>pl</strong>odowa³.<br />
- Dobrze Jasiu, ¿e nie przela³eœ zadatku - równie korpulentna<br />
jak ma³¿onek po³owica krzykacza, mimo i¿<br />
wyraŸnie wystraszona, nie zapomnia³a o praktycznej stronie<br />
zerwania umowy.<br />
- Wszystko siê tu sypie. Nawet pr¹du nie ma w ³azience,<br />
trzeba sobie przyœwiecaæ latarkami.<br />
Andrzej by³ znudzony. Podobna sytuacja powtarza³a<br />
siê za ka¿dym razem.<br />
- Przecie¿ mówi³em, ¿e mieszkanie jest do remontu.<br />
Meble s¹ stare, mo¿e je pan spokojnie wyrzuciæ.<br />
- Co mi pan tu z remontami! To, ¿e s¹ stare to ma³e<br />
piwo, gorzej, ¿e siê same ruszaj¹! Cz³owieku! Tu straszy!<br />
Tak, dobra, OK. Jêdrek zmêczony przymkn¹³ oczy.<br />
Nie s³ucha³ ju¿ t³uœciocha. Nie by³ zaskoczony. By³by nawet<br />
zdziwiony, gdyby siê wreszcie uda³o. Machinalnie<br />
schowa³ klucze do kieszeni. Zamkn¹³ drzwi za wystraszona<br />
par¹. S³ysza³ ich cichn¹ce kroki na schodach. Ciekawe<br />
dlaczego nie zjechali wind¹? Mo¿e jej te¿ siê bali.<br />
Nawiedzony blok z upiornym dŸwigiem osobowym...Wszed³<br />
do pokoju. Wszêdzie widaæ by³o œlady<br />
niemal panicznej ucieczki. Rozbebeszone œpiwory na<br />
³ó¿ku, nie wypita kawa w szklankach, jakieœ pokruszone<br />
ciasteczka. W k¹cie dwie otwarte turystyczne torby. W<br />
kuchni by³o nie lepiej. Zaczêli chyba jeœæ œniadanie. Na<br />
stole le¿a³y jednorazowe talerzyki i sztuæce, otwarte konserwy<br />
i s³oik z ogórkami.<br />
Niez³y bajzel.<br />
Sprawa œwiat³a w ³azience rzeczywiœcie by³a irytuj¹ca.<br />
Ilekroæ zmienia³ ¿arówkê - przepala³a siê. Widaæ gdzieœ<br />
w instalacji by³o zwarcie. Para grubasów poradzi³a sobie<br />
zbieraj¹c z ca³ego domu lampki i ³¹cz¹c je istn¹ <strong>pl</strong>¹tanin¹<br />
kabli i przed³u¿aczy.<br />
Andrzej ma³o siê nie zabi³ zahaczaj¹c o jeden z nich.<br />
Zacz¹³ sprz¹taæ.<br />
Mieszkanie faktycznie by³o zaniedbane. Mo¿e nie tyle<br />
zaniedbane, co wymagaj¹ce inwestycji. Problem le¿a³ w<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Mieszkanie<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
chê zamaskowaæ ewentualny, niepo¿¹dany smak. Nala-<br />
³em obficie. Lubi³a jeœæ kwaœno.<br />
Mo¿e jeszcze j¹ trochê znieczulê...<br />
Wyci¹gn¹³em spod sto³u butelkê wina. Z tego wszystkiego<br />
zapomnia³em podlaæ nim swojego kurczaczka.<br />
- S³uchaj, nie chcê siê wiecznie k³óciæ. Mam tu trochê<br />
wina, chcesz?<br />
Na odzew nie musia³em czekaæ d³ugo. Us³ysza³em<br />
jak kolejny raz zwleka siê z wyra.<br />
Uœmiechn¹³em siê. Niech mi jeszcze raz powie, ¿e<br />
jestem pozbawiony inwencji. Dorzuci³em jeszcze trochê<br />
jadowicie zielonych listków do sa³atki.<br />
Smacznego.<br />
tym, ¿e Andrzej chcia³by raczej zarobiæ na nim parê groszy,<br />
ni¿ te grosze, na których mu zreszt¹ nie zbywa³o, w<br />
nie ³adowaæ. Meble pamiêta³y lata piêædziesi¹te, a w najlepszym<br />
przypadku tr¹ca³y nastêpn¹ dekad¹.<br />
Œciany pokrywa³y archaiczne, wzorzyste papierowe<br />
tapety, jakimœ cudem prezentuj¹c siê nie gorzej ni¿ w<br />
latach swej œwietnoœci. Andrzejowi to nie przeszkadza³o.<br />
Uwa¿a³ nawet, ¿e ów wystrój mia³ specyficzny styl. Bez<br />
przykroœci spogl¹da³ na ciê¿kie kredensy i komody, okr¹g³y<br />
stó³ na prawdziwie s³oniowych nogach. Nieco mniej<br />
sentymentu czu³ do ogromnej, rozchwierutanej szafy,<br />
ofornirowanej na wysoki po³ysk. To mieszkanie mia³o po<br />
prostu swój niepowtarzalny, naftalinowy charakter. Odziedziczy³<br />
je po ciotce Leokadii. By³o to dosyæ zaskakuj¹ce<br />
wydarzenie. W³aœciwie nie by³a to jego prawdziwa ciotka.<br />
By³a dalek¹ kuzynk¹ babki, pi¹t¹ wod¹ po kisielu.<br />
Leokadia straci³a mê¿a i prawie ca³¹ rodzinê w powstaniu,<br />
jedyna córka umar³a m³odo. Osamotniona kobieta<br />
bardzo przywi¹za³a siê do przyszywanych krewnych.<br />
I vice versa.<br />
Jêdrek uwielbia³ przesiadywaæ u "ciotki Lodki". Spêdzi³<br />
niezliczone godziny w mieszkaniu z widokiem na<br />
zielone wa³y i fosê Cytadeli. W³aœciwie nie powinien siê<br />
dziwiæ, ¿e trafi³ mu siê nieoczekiwany spadek. Kocha³ago<br />
jak w³asne dziecko, a po za nim chyba rzeczywiœcie<br />
nie mia³a komu zostawiæ swego ¿yciowego dorobku.<br />
Westchn¹³ ciê¿ko.<br />
Fajnie, ¿e ciotka o nim pamiêta³a, ale mia³ z tego<br />
powodu wiêcej k³opotów ni¿ po¿ytku. Próbowa³ wynaj¹æ<br />
lub sprzedaæ dar, ale wszystkie próby koñczy³y siê<br />
mniej wiêcej tak jak dzisiejsza. Nie bardzo wiedzia³ co o<br />
tym myœleæ. Coœ musia³o byæ na rzeczy, wszyscy chêtni<br />
po najwy¿ej kilku dniach lub nocach, uciekali gdzie pieprz<br />
roœnie. Niestety administrator nie chcia³ czekaæ na czynsz<br />
do czasu znalezienia podnajemcy. Andrzeja nie staæ by³o<br />
na utrzymywanie dwóch mieszkañ.<br />
Pozbiera³ dobytek niedosz³ych lokatorów w jedno<br />
miejsce.<br />
Poszed³ do kuchni. Wstawi³ wodê. Po¿yczy³ sobie<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
27
28<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
herbatê od uciekinierów. Zapali³ papierosa. Wróci³ do<br />
pokoju. Popatrzy³ na œciany obwieszone zdjêciami w<br />
ozdobnych ramkach. To by³o wszystko, co z pozosta³o<br />
ciotce z przesz³oœci.<br />
W honorowym miejscu na komodzie, sta³o zdjêcie mê¿a,<br />
tu¿ obok ich ukochanej córki, Magdy. Andrzej podniós³ fotografiê<br />
do oczu. Ta sama. Ogl¹da³ j¹ milion razy. £adna.<br />
Wróci³ do kuchni. W przedpokoju potkn¹³ siê o swoje w³asne<br />
buty. Jak zwykle zostawi³ je tam gdzie zdj¹³. Jeden z<br />
kawalerskich nawyków. Dla porz¹dku pchn¹³ je nog¹ pod<br />
œcianê. Siêgn¹³ do popielniczki. Papieros zgas³. Przyjrza³ mu<br />
siê z bliska. Nie zgas³. By³ zgaszony. Bardzo dok³adnie. Wrêcz<br />
po³amany. Co jest...Wczesne objawy mia¿d¿ycy?<br />
Pos³odzi³ herbatê. Podszed³ do okna. Popatrzy³ ma<br />
soczyst¹ zieleñ Cytadeli.<br />
Kiedy by³ ma³y lubi³ obserwowaæ wojskowe samochody,<br />
pojawiaj¹ce siê i znikaj¹ce w tunelu Bramy Pow¹zkowskiej.<br />
Kiedyœ na jej terenie znajdowa³ siê wysokiego<br />
szczebla sztab wojskowy. PóŸniej miano tu przenieœæ<br />
Muzeum Wojska Polskiego, ale jak zwykle te <strong>pl</strong>any<br />
gdzieœ siê rozmy³y.<br />
Napi³ siê herbaty. Tfu!<br />
Skrzywi³ siê z obrzydzeniem. Cholera, jaka s³odka! Nie<br />
przypomina³ sobie by j¹ dwa razy pos³odzi³. Jednak skleroza.<br />
Odstawi³ szklankê na stó³. Diabli nadali! Uda³o mu siê<br />
rozlaæ trochê p³ynu na blat.<br />
Bezwzglêdnie musia³ zapaliæ.Wy<strong>pl</strong>u³ ulepek do doniczki.<br />
Po chwili namys³u tak samo post¹pi³ z reszt¹ naparu.<br />
Mia³ nadziejê, ¿e fikus prze¿yje t¹ gor¹c¹ s³odycz.<br />
Coœ cicho stuknê³o w przedpokoju. Kogó¿ tam niesie?<br />
Nie spodziewa³ siê goœci. Od³o¿y³ papierosa na krawêdŸ<br />
doniczki. Wyjrza³. Nic nie by³o s³ychaæ. Mo¿e ktoœ<br />
za drzwiami... Nacisn¹³ klamkê. By³y zamkniête. Zdziwi³<br />
siê. By³ prawie pewien, ¿e nie przekrêca³ zamka. Wyjrza³<br />
przez wizjer. Klatka by³a pusta. Posta³ chwilê pod drzwiami.<br />
Wzruszy³ ramionami. Odwróci³ siê i os³upia³. Mog³o<br />
siê zdarzyæ, ¿e zamkn¹³ wejœciowe drzwi odruchowo, ale<br />
z ca³¹ pewnoœci¹ nie postawi³ butów tak schludnie w<br />
szafeczce. Nigdy tego nie robi³.<br />
Drgn¹³ nerwowo. K¹tem oka zarejestrowa³ jakiœ ruch.<br />
Jakby szybki cieñ odci¹³ na chwilê dop³yw œwiat³a wpadaj¹cego<br />
z pokoju na korytarz.<br />
Zamar³ na moment. Nas³uchiwa³. Nic. Oprócz szumu<br />
lodówki, st³umionego œpiewu ptaków za oknem i g³oœniejszego<br />
ni¿ zwykle stukotu serca, panowa³a zupe³na<br />
cisza. Nie by³o co tak staæ. Wkroczy³ ostro¿nie do pokoju.<br />
Wszystko wygl¹da³o normalnie. Chyba dostawa³ g³upawki<br />
z tego gor¹ca.Otar³ d³oni¹ czo³o. By³o nieludzko duszno.<br />
Skierowa³ siê w stronê balkonowych drzwi. Prawie do<br />
nich dochodzi³, gdy zahaczy³ o coœ stop¹. Polecia³ bezw³adnie<br />
do przodu. Na szczêœcie balkon by³ ma³y. Gdyby<br />
nie to, najbli¿sze tygodnie spêdzi³by u protetyka, a tak,<br />
przyj¹³ energiê zderzenia z barierk¹ na ³okcie.<br />
Przez chwilê zawis³ do po³owy wychylony na zewn¹trz.<br />
Psiakrew, wysoko. Malowniczo wygl¹da³by rozmazany<br />
na betonowym podjeŸdzie, otoczony klombami<br />
usianymi kolorowym kwieciem. Masuj¹c ³okieæ poszukiwa³<br />
wzrokiem winowajcy. Znalaz³. Stary antenowy<br />
przewód. Sam go têdy poprowadzi³ ca³e wieki temu.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Odbiór by³ tu zawsze kiepski, ale ciotka i tak rzadko ogl¹da³a<br />
telewizjê. Dostawa³ sza³u próbuj¹c uzyskaæ jakiœ w<br />
miarê przyzwoity obraz.<br />
Dziwne. By³ pewien, ¿e od³¹czy³ go od telewizora.<br />
Psiakrew, chyba naprawdê siê starza³. Dobra, co z t¹ herbat¹.<br />
Piæ mu siê chcia³o. Masuj¹c ³okieæ popatrzy³ na stó³...<br />
Przez moment mia³ zamiar za³o¿yæ buty i wyjœæ. Po chwili<br />
jednak postanowi³ podj¹æ wyzwanie. Rozlana herbata zosta³a<br />
pieczo³owicie wytarta, a szklanka sta³a na spodeczku<br />
u¿ycie którego nawet nie przysz³oby mu do g³owy. Gdzieœ<br />
znikn¹³ te¿ papieros zostawiony w doniczce.<br />
A, jest. Le¿a³ grzecznie obok brata bliŸniaka, w popielniczce.<br />
OK, trzeba bêdzie coœ z tym zrobiæ - pomyœla³.<br />
Postanowi³ nie wracaæ do domu. Robi³o siê póŸno, a<br />
do pracy mia³ st¹d nawet bli¿ej. Bezceremonialnie zepchn¹³<br />
na pod³ogê œpiwory strachliwej pary. Znalaz³ poduszkê<br />
i parê koców.<br />
Zapadaj¹cy letni zmierzch pogr¹¿a³ w cieniu coraz<br />
wiêksze fragmenty pokoju.<br />
Przez chwile zastanawia³ siê, czy nie zostawiæ gdzieœ<br />
zapalonego œwiat³a, ale w koñcu postanowi³ po mêsku<br />
stawiæ czo³a nieznanemu. Zagrzeba³ siê w swoim bar³ogu.<br />
Myœla³, ¿e nie bêdzie móg³ usn¹æ, lecz ju¿ po chwili<br />
poczu³ jak ci¹¿¹ mu powieki. Na granicy snu us³ysza³ dobiegaj¹cy<br />
z ³azienki ha³as.<br />
Uœmiechn¹³ siê rozbawiony. Zna³ ten odg³os. By³o to<br />
uderzenie opadaj¹cej deski klozetowej. Nigdy jej nie<br />
opuszcza³. To kolejny z przywilejów kawalerskiego ¿ycia.<br />
Obudzi³y go szepty. Ws³uchiwa³ siê w nie, nie do koñca<br />
obudzony, oszo³omiony snem. Otworzy³ oczy. Obserwowa³<br />
sufit przez pó³przymkniête powieki. P³ywa³y po nim<br />
niewyraŸne, ruchliwe cienie. Przez d³u¿sz¹ chwilê próbowa³<br />
siê zorientowaæ gdzie jest.<br />
Aha, ju¿ wiedzia³... Zmarz³.<br />
Podci¹gn¹³ koc pod brodê. Od balkonu ci¹gn¹³ zimny<br />
podmuch. Andrzej zostawi³ otwarte drzwi przed snem;<br />
wtedy by³o duszno i gor¹co. Nie chcia³o mu siê wstaæ by<br />
je zamkn¹æ. Wiatr szarpa³ firank¹. Podfruwa³a niemal pod<br />
powa³ê. Podœwietlane ulicznymi latarniami, targane podmuchami<br />
liœcie, rzuca³y migotliwe refleksy na œciany.<br />
Zamkn¹³ oczy. Przetaczaj¹c siê leniwie na bok, spojrza³<br />
przelotnie w kierunku balkonu. Zamar³.<br />
Firana przesta³a siê szarpaæ. Falowa³a lekko. Mimo<br />
hulaj¹cego wiatru zwisa³a ca³kiem pionowo. Dziwne...<br />
Zaniepokoi³ siê naprawdê, gdy zobaczy³ jak wybrzusza<br />
siê i uk³ada w sposób zupe³nie nienaturalny. Wygl¹da³a<br />
jakby ciasno opina³a cia³o ukrytego za ni¹ cz³owieka.<br />
Szepty zaczê³y siê wzmagaæ. Nie by³y ju¿ subtelne, raczej<br />
natarczywe i niepokoj¹ce. Stawa³y siê g³oœniejsze<br />
ni¿ odg³osy wiatru z zewn¹trz. Nagle a¿urowy materia³<br />
uniós³ siê, jakby zsun¹³ siê po ukrytej pod nim sylwetce.<br />
Zimno sta³o siê wrêcz przenikliwe. Andrzej zdumiony<br />
obserwowa³ chmurkê pary wydobywaj¹c¹ mu siê z ust.<br />
Firanka opad³a, nie widzia³ jej teraz wyraŸnie. Mrugn¹³<br />
oczami. W szczycie ³ó¿ka coœ sta³o.<br />
Ciemny, zwiewny kszta³t, stworzony z mglistych k³êbów,<br />
p³ywaj¹cych ³agodnie w zimnych podmuchach.<br />
Migotliwe œwiat³a ulicy przeœwieca³y przez niego, delikatnie<br />
przyæmione. Fantom zbli¿y³ siê posuwiœcie donóg<br />
czêstochowski magazyn literacki
Andrzeja. Sta³ przez chwilê, po czym zacz¹³ p³yn¹æ nad<br />
³ó¿kiem w jego stronê. Jêdrek nie by³ przestraszony, raczej<br />
by³ pewien, ¿e w³aœnie siwieje w skrajnym przera-<br />
¿eniu. Schowa³ twarz pod koc.<br />
Gdy po chwili wyjrza³, niemal wrzasn¹³ w panice. Tu¿<br />
nad jego twarz¹ p³ywa³o i falowa³o...No w³aœnie...<br />
Coœ. Szara masa, k³êbi¹ca siê jak delikatnie wydychany<br />
dym papierosowy.<br />
Przymru¿y³ oczy. Nie, nie zdawa³o mu siê. Na granicy<br />
widzialnoœci b³yska³y w niej maleñkie, prawie niedostrzegalne<br />
ogniki.<br />
Nie wiedzieæ czemu te rozb³yski zupe³nie go uspokoi³y.<br />
By³o w nich coœ wyciszaj¹cego, rozkosznie koj¹cego.<br />
Niemal hipnotyzuj¹cego.<br />
Bezkszta³t powoli osun¹³ siê na niego. Ogarn¹³ go<br />
natychmiast nieznoœny ch³ód; czu³ jak szron osiada mu<br />
na brwiach i rzêsach.<br />
Zacz¹³ siê trz¹œæ. Naraz z lodowatej chmury wyp³yn¹³<br />
ma³y, strzêpiasty kosmyk; palec. Przenikn¹³ przez materiê<br />
koca tak jakby jej nie by³o. Dotkn¹³ nagiego cia³a Andrzeja.<br />
Dla odmiany by³ gor¹cy. Nie ciep³ot¹ która parzy,<br />
ale tak¹ która jest bliska tej bolesnej granicy.<br />
Kontrast z dotychczasowym zimnem by³ tak du¿y,<br />
¿e Andrzej poderwa³ siê gwa³townie niczym ra¿ony pr¹dem.<br />
Gor¹cy punkt przesuwa³ siê po jego czole, dotkn¹³<br />
policzków i muœniêciem skrzyde³ motyla przemkn¹³ po<br />
wargach. Rozpraszaj¹c ch³ód pope³zn¹³ w dó³ po napiêtym<br />
ciele, rozbudzi³ sutki, musn¹³ naprê¿one miêœnie klatki<br />
piersiowej, op³yn¹³ biodra. Ognik dotar³ do nóg, przemkn¹³<br />
po wewnêtrznej powierzchni ud, pop³yn¹³ w górê<br />
i ...znikn¹³. Andrzej niemal jêkn¹³ w rozpaczy. Otworzy³<br />
oczy. Dymny ob³ok rozb³yskiwa³ gwa³townie b³yskami o<br />
najprzeró¿niejszym natê¿eniu. Jêdrek nie wiadomo dlaczego,<br />
pewien by³, ¿e zjawa siê... œmieje. Momentami<br />
wydawa³o mu siê, ze zauwa¿a ledwo czytelne rysy twarzy,<br />
¿e spostrzega rozwiane misterne niczym pajêczyna<br />
w³osy. Uniós³ powoli rêkê. Chcia³ dotkn¹æ po³yskuj¹cej<br />
mgie³ki. Œwietliki rozbieg³y siê pospiesznie przed jego<br />
palcami. Pulsuj¹ce smugi zawirowa³y jak szalone w miejscu,<br />
gdzie wniknê³a w nie d³oñ Andrzeja.<br />
Znów us³ysza³ radosny chichot. Powróci³y chwilowo<br />
nieobecne, a mo¿e nie s³yszane w napiêciu szepty.<br />
Natrêtnie powtarza³y jedno s³owo. Ws³uchiwa³ siê w<br />
nie z niemal bolesnym natê¿eniem. A¿ zrozumia³.<br />
"Œpij, œpij, spij". Pos³ucha³.<br />
Pi³ porann¹ kawê analizuj¹c nocny sen. To znaczy<br />
mia³ nadziejê, ¿e to by³ sen. Zgl¹da³ podejrzliwie po k¹tach,<br />
ale w mieszkaniu panowa³ zupe³ny spokój.<br />
Psiakoœæ, co jest? Zmêczy³a siê zmora nieczysta? Odsypia?<br />
Zgasi³ papierosa, jednego z nielicznych, którego<br />
uda³o mu siê od wczoraj wypaliæ. Jedno by³o pewne.<br />
Palacze nie byli tu mile widziani. Trzeba siê by³o zbieraæ<br />
do roboty. Wsta³ od sto³u. Rozejrza³ siê, uœmiechn¹³ z³oœliwie<br />
i rozla³ resztkê kawy na jego blat. Gdy wychodz¹c<br />
zajrza³ do pokoju, radosny uœmiech zmieni³ mu siê na<br />
lekko kwaœny. W <strong>pl</strong>amie rozlanej kawy le¿a³a dobrze<br />
nasi¹kniêta brunatnym p³ynem paczka jego fajek. Ha,<br />
jednak jest.<br />
Jak tak dalej pójdzie, nie zarobi nawet na palenie.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
Dociera³ ju¿ do koñca ulicy i mia³ wspinaæ siê po<br />
schodkach na wiadukt nad Dworcem Gdañskim, gdy<br />
zabrzêcza³ mu w kieszeni telefon. Spojrza³ na wyœwietlacz.<br />
Brak numeru. Zazwyczaj nie odbiera³ takich po³¹czeñ,<br />
ale…<br />
- S³ucham?<br />
- Dzieñ dobry panu - odezwa³ siê nieœmia³y kobiecy<br />
g³os. - Dzwoniê w sprawie pañskiego og³oszenia. Czy<br />
mo¿e jeszcze jest aktualne?<br />
Andrzej westchn¹³ zrezygnowany. Dlaczego to nie<br />
jakaœ tajemnicza nieznajoma zapraszaj¹ca go na szalone<br />
nocne harce. No có¿...<br />
- Jak najbardziej. Rozumiem, ¿e jest pani zainteresowana.<br />
Chodzi pani o wynajem czy kupno?<br />
- Chodzi mi pozyskanie tego lokalu na sta³e. Przepraszam<br />
za porê, ale<br />
by³am w okolicy i w³aœnie stojê pod pañskimi drzwiami.<br />
Moglibyœmy siê teraz spotkaæ? Proszê. Bardzo mi zale¿y...<br />
Andrzej skrzywi³ siê niechêtnie.<br />
- Spieszê siê do pracy. Nie moglibyœmy siê umówiæ<br />
po po³udniu?<br />
- Niestety póŸniej nie bêdê mog³a tu byæ. Obliguj¹<br />
mnie bardzo wa¿ne obowi¹zki. Naprawdê, bardzo pana<br />
proszê...<br />
Andrzej zawróci³ zrezygnowany.<br />
- O.K. Bêdê tam za parê minut. Niech pani ³askawie<br />
poczeka.<br />
- Jestem panu bardzo wdziêczna.<br />
By³ z³y na siebie. Dlaczego zawsze tak szybko miêk³<br />
w kontaktach z kobietami? Nie cieszy³ siê wielkim powodzeniem<br />
u p³ci przeciwnej. Nawet nie mia³ o to wielkich<br />
pretensji. Zdawa³ sobie sprawê, ¿e by³ nieciekawy zarówno<br />
wizualnie, jak i towarzysko. Ciut nie przystawa³ do<br />
teraŸniejszoœci. Guzik go obchodzi³y nowoczesne uk³ady<br />
wtrysku paliwa, w dupie mia³ wy¿szoœæ Visty nad XPkiem,<br />
polityków rozró¿nia³ z trudem, nawet nie wiedzia³<br />
z jakich partii pochodzili. Jego noga nie posta³a w modnym<br />
klubie, nie wiedzia³ co to house, trance i inne tajemnicze<br />
terminy. Uwielbia³ za to Millera, Goodmana i Arti<br />
Shawa, tañczy³ rocka jak szatan, a motoryzacyjnym szczytem<br />
marzeñ by³ Chevrolet Bel Air. Có¿, urodzi³ siê nieco<br />
za póŸno.<br />
Na klatce schodowej nie by³o nikogo. Trochê siê zdenerwowa³.<br />
Kopniêta baba. Chcia³ iœæ, zobaczy³ jednak, ¿e<br />
drzwi do mieszkania by³y nie domkniête. Wszed³ ostro¿nie<br />
do œrodka. Nikogo.<br />
Oczekuj¹c w ka¿dej chwili morderczego ciosu, wsun¹³<br />
siê do pokoju. Nikt nie chcia³ go napaœæ.<br />
- Tu jestem - ten sam ciep³y g³os.<br />
Drgn¹³ przestraszony. W ciemnym rogu pokoju sta³a<br />
m³oda kobieta. Uœmiecha³a siê nieœmia³o.<br />
- Przepraszam, ¿e pana przestraszy³am. Drzwi by³y<br />
otwarte, pozwoli³am sobie wejœæ. Wiem, ¿e to nie w porz¹dku...<br />
- Dobrze, dobrze, nic siê nie sta³o. Nawet cieszê siê,<br />
¿e to pani wesz³a, przynajmniej nikt niepo¿¹dany tu nie<br />
harcowa³ - tylko niby co mia³by r¹bn¹æ, pomyœla³. Podszed³<br />
do dziewczyny.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
29
30<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
- Nazywam siê Nowakowski, albo po prostu Andrzej.<br />
- Magdalena - nie us³ysza³ nazwiska.<br />
Jego wyci¹gniêta d³oñ zawis³a w powietrzu. W porz¹dku,<br />
nie ka¿dy lubi siê obœciskiwaæ. Zapad³a k³opotliwa<br />
cisza.<br />
Andrzej odchrz¹kn¹³ nerwowo.<br />
- Mo¿e chce pani obejrzeæ mieszkanie?<br />
- Trochê ju¿ widzia³am, ale chêtnie obejrzê je dok³adniej.<br />
Wysz³a z cienia, Andrzej spojrza³ na ni¹ z zaciekawieniem.<br />
Nie by³a osza³amiaj¹co efektowna, ale w oryginalny<br />
sposób ³adna i poci¹gaj¹ca. Niebanalna. Ubrana<br />
te¿ by³a niestereotypowo. Mia³a na sobie sukienkê! Kiecka<br />
by³a rozkloszowana do³em, górê mia³a zawi¹zana z<br />
ty³u szyi. Ca³a w piêkne bia³e grochy i tego¿ odcienia<br />
ko³nierzyk. Nagie ramiona okrywa³a rodzajem szala czy<br />
chusty. Na nogach nosi³a czó³enka o niebotycznych obcasach.<br />
Sz³a na nich pewnie, bez jednego zachwiania.<br />
Ciemne w³osy, u³o¿one w lekkie fale sp³ywa³y na ramiona.<br />
Cudo...<br />
Niespodziewanie poruszony Jêdrek oprowadza³ j¹ po<br />
mieszkaniu. Trzyma³a siê nieco z ty³u, wyraŸnie unikaj¹c<br />
jakiegokolwiek fizycznego kontaktu. Wcale mu to nie<br />
przeszkadza³o. By³a jak marzenie. W dodatku wszystko<br />
jej siê podoba³o, choæ zamiast obserwowaæ nabywany<br />
ponoæ lokal, wlepia³a wielkie piwne oczy w twarz Andrzeja.<br />
Podeszli do balkonu. Stali obok siebie. Popatrzy³<br />
na ni¹ k¹tem oka. Wpatrywa³a siê w morze zieleni porastaj¹cej<br />
wa³y Cytadeli. Wydawa³o mu siê, ¿e dziewczyna<br />
zna ten widok doskonale, jakby by³ dla niej czymœ<br />
codziennym i œwietnie znanym. Co dziwne, jej twarz<br />
te¿ wyda³a mu siê znajoma. Nie wiedzia³ tylko sk¹d...<br />
Odwróci³a ku niemu g³owê. Nie uœmiecha³a siê ju¿.<br />
Sprawia³a wra¿enie osoby podejmuj¹cej ciê¿k¹ decyzjê.<br />
Nie ma siê co dziwiæ, pomyœla³. Cena nie by³a zbyt<br />
wygórowana, ale to jednak kupa forsy. Odezwa³a siê<br />
wyrywaj¹c go z zamyœlenia.<br />
- Przepraszam, ale chyba woda leje siê w ³azience.<br />
Sta³ przez chwilê z otwartymi ustami, tak absurdalna<br />
wyda³a mu siê ta uwaga. Ockn¹³ siê. Faktycznie s³ychaæ<br />
by³o szum wody wpadaj¹cej do wanny. Nie teraz, jêkn¹³<br />
w duchu.<br />
- Niestety ci¹gle tu coœ nawala - zaj¹kn¹³ siê speszony.<br />
- Zamieœci³em w og³oszeniu informacjê, ze remont<br />
jest niezbêdny. Dlatego cena...<br />
- Tak, wiem - uœmiechnê³a siê jakoœ smutno.<br />
Jêdrek popêdzi³ do ³azienki. Zapali³ przedziwn¹ oœwietleniow¹<br />
konstrukcjê grubasów. No, jeszcze brakowa³o<br />
¿eby zobaczy³a ten ba³agan...Wanna by³a prawie pe³na.<br />
Diabli nadali. Chcia³ wyci¹gn¹æ korek przy pomocy doczepionego<br />
doñ ³añcuszka, ale ten znikn¹³. Psiakrew.<br />
Jeszcze rano, gdy siê k¹pa³ na pewno tu by³. Rozejrza³<br />
siê, a¿ w koñcu zniecier<strong>pl</strong>iwiony podwin¹³ rêkaw koszuli.Zanurzy³<br />
rêkê w wodzie.<br />
By³ pewien, ¿e nie zahaczy³ o przewód, ani nie potr¹ci³<br />
pó³ki.Obserwowa³ niczym w zwolniony tempie jak<br />
lampka spada do wanny. Nie zobaczy³ przed oczami<br />
ca³ego ¿ycia. By³ tylko zdziwiony.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Z niebytu wydoby³ siê bez ¿adnego uprzedzenia.<br />
Zwyczajnie nie by³o nic i nagle sta³ znów w ³azience.<br />
Otoczenie trochê rozmazywa³o siê, razi³o nadmiern¹<br />
ostroœci¹ barw i szczegó³ów. By³o to tym bardziej dziwne,<br />
¿e oœwietlenie nie dzia³a³o i w³aœciwie powinno byæ<br />
zupe³nie ciemno. Pomyœla³, ¿e to musz¹ byæ skutki szoku.<br />
Nie co dzieñ cz³owieka trzepie pr¹d.<br />
Wtedy zobaczy³ mê¿czyznê zanurzonego ca³¹ górn¹<br />
po³ow¹ cia³a w wannie.<br />
Nie rusza³ siê. Dziwne. Facet ma tak¹ sam¹ koszulê<br />
jak ja, spodnie...i buty - pomyœla³. Jeden zsun¹³ siê ze<br />
stopy. Nagle b³ysnê³a mu myœl. Utopi siê kretyn! Co on<br />
robi!? Chcia³ z³apaæ mê¿czyznê w pasie.Krzykn¹³ przestraszony.<br />
Jego d³onie wesz³y bez ¿adnego oporu w cia³o topielca.<br />
- Andrzej zostaw, nie mo¿esz podnieœæ samego siebie.<br />
Przynajmniej na razie. Odwróci³ siê zaskoczony. W<br />
drzwiach ³azienki sta³a dziewczyna z jego snów. Jej postaæ<br />
migota³a i nieco siê rozmazywa³a, zupe³nie jak otoczenie.<br />
Uœmiecha³a siê przepiêknie, choæ bez radoœci.<br />
- To przejdzie. Musisz siê przyzwyczaiæ do wielu<br />
rzeczy - jej g³os rozbrzmiewa³ gdzieœ w œrodku jego g³owy.<br />
DŸwiêk by³ nieskoordynowany z ruchem jej warg,<br />
niczym w pierwszych dŸwiêkowych filmach.<br />
Spojrza³ ponownie na nieruchomego mê¿czyznê.<br />
Nagle do g³owy przysz³a mu prosta, a tak trudna do zaakceptowania<br />
myœl.<br />
- Ja nie ¿yjê...- wypowiedzia³ j¹ na g³os.<br />
- Tak bêd¹ mówiæ ci, którzy przyjd¹ po cia³o - dziewczyna<br />
wpatrywa³a siê w niego intensywnie. - Popatrz<br />
jednak na mnie. Jestem taka ju¿ tyle lat...<br />
Andrzej dozna³ olœnienia.<br />
- Ju¿ wiem sk¹d ciê znam. Ty jesteœ Magd¹, córk¹<br />
cioci Leokadii. T¹ ze zdjêcia.<br />
Uœmiechnê³a siê.<br />
- Nie odesz³am st¹d. Mama tak bardzo rozpacza³a.<br />
Musia³am przy niej zostaæ. Mieszka³yœmy tu razem, a potem<br />
ty zacz¹³eœ przychodziæ. By³eœ takim zabawnym dzieciakiem,<br />
patrzy³am jak dojrzewasz, jak dorastasz.Lubi³eœ tu<br />
bywaæ, prawda? Tylko, ¿e by³eœ inny ni¿ rówieœnicy, taki<br />
samotny. Pamiêtasz swoja niewidzialn¹ przyjació³kê?<br />
- To by³aœ ty? - zawsze k³ad³ swoje zabawy z ni¹ na<br />
karb dzieciêcej wyobraŸni.<br />
- Mhm...W koñcu wyros³eœ na takiego przystojniaka.<br />
Zakocha³am siê. Sta³o siê. Nie mog³am pozwoliæ, by<br />
ktoœ obcy tu zamieszka³, przesta³byœ siê tu zjawiaæ. Ja<br />
mogê istnieæ tylko tutaj.<br />
- Czy ty mnie zabi³aœ..?.- szepn¹³ cichutko.<br />
Nic nie odpowiedzia³a. Spuœci³a twarz.<br />
- Patrzy³am. Czeka³am, a¿ u³o¿ysz sobie ¿ycie, ale<br />
lata mija³y, a ty ci¹gle by³eœ sam. A ja wiem wszystko o<br />
samotnoœci....Wybacz...<br />
Znowu umilk³a.<br />
Mia³ wybaczyæ?! Jak œmia³a! Egoistka, morderczyni!<br />
Tyle tylko, ¿e... taka s³odka, taka dziewczêca, taka<br />
smutna. Taka wymarzona...<br />
Stali nieznoœnie d³ug¹ chwilê. Andrzej podszed³ do<br />
niej. Uj¹³ za d³oñ. Nie poczu³ jej dotyku, tylko rozkoszne<br />
czêstochowski magazyn literacki
ciep³o, takie jakie pozna³ poprzedniej nocy. Wyczuwa³<br />
kszta³t, choæ inaczej ni¿ siê spodziewa³.. To doznanie<br />
by³o du¿o subtelniejsze. Œrodek d³oni promieniowa³ przyjemnym<br />
koj¹cym ciep³em. Palce by³y wyraŸnie ch³odniejsze.<br />
Ich rêce z³¹czy³y siê i stopi³y w bezcielesnym<br />
uœcisku. Unios³a g³owê. Czeka³a. Andrzej nie da³ jej tego<br />
Patryk dotar³ do ich ³aweczki. Strz¹sn¹³ z niej kilka<br />
martwych liœci. Usiad³. Zdj¹³ czapkê. Wiatr natychmiast<br />
zainteresowa³ siê jego w³osami. Mê¿czyzna przyg³adzi³ je<br />
niecier<strong>pl</strong>iwie. Podmuch zostawi³ go w spokoju, poszuka³<br />
³atwiejszej ofiary. Zakrêci³ zwa³ami jesiennego suszu w<br />
alejkach. Wpad³ miêdzy sêdziwe klony, szarpn¹³ bajecznie<br />
kolorowymi liœæmi. Zaszumia³y do siebie ostrzegawczo.<br />
Nic im to nie pomog³o. Pogodzone z losem bezg³oœnie<br />
spada³y pod nogi przechodz¹cych ludzi.<br />
Œcie¿kami spacerowa³o mnóstwo osób. Listopadowy<br />
ch³ód przegra³ tego dnia z ³agodnym blaskiem jesiennego<br />
s³oñca.<br />
Patryk rozejrza³ siê wokó³. Trochê dra¿ni³a go obecnoœæ<br />
tylu ludzi. Zawsze denerwowa³ siê przed spotkaniami<br />
z Mari¹. Po³o¿y³ obok siebie przyniesiony bukiet kwiatów.<br />
Kupi³ takie, jakie lubi³a, czerwono - ¿ó³te. Wszêdzie<br />
wokó³ pyszni³y siê, wcale nie jesiennymi kolorami: dalie,<br />
astry, chryzantemy. Komponowa³y siê idealnie z barwami<br />
liœci rozes³anych w alejkach.<br />
To by³ piêkny dzieñ.<br />
Niecier<strong>pl</strong>iwie pstryka³ zapalniczk¹. Ci¹gle j¹ nosi³, choæ<br />
ju¿ od dawna nie pali³.<br />
Czasami siê przydawa³a.<br />
Jak zwykle zaskoczy³a go. Podskoczy³ przestraszony<br />
s³ysz¹c tu¿ ko³o ucha pe³en satysfakcji chichot. Spojrza³<br />
w bok. Maria uœmiecha³a siê ze zwyk³¹ dla siebie doz¹<br />
z³oœliwoœci.<br />
- Czeœæ - powiedzia³a tak, jakby widzieli siê wczoraj.<br />
- Przynios³eœ kwiaty, to mi³e...<br />
Patryk nic nie mówi³. Serce za³opota³o mu gdzieœ w<br />
gardle. Zupe³nie jak wtedy, gdy spotkali siê po raz pierwszy.<br />
I tak samo jak za ka¿dym, nastêpnym razem.<br />
- Nic siê nie zmieni³aœ - bezwiednie dotkn¹³ swych<br />
siwiej¹cych skroni.<br />
Wygl¹da³a bardzo szykownie i...seksownie. Niezmiennie<br />
filigranowa i drobniutka, podrygiwa³a z³¹czonymi nogami,<br />
jakby by³o jej zimno. Popatrzy³ na ni¹ z czu³oœci¹.<br />
Gdy ich córka by³a ma³a œmia³ siê, ¿e móg³by na ka¿dym<br />
rêku bujaæ jedn¹ z nich.<br />
Wiatr delikatnie porusza³ jej puszystymi, rudymi loczkami.<br />
Jak zwykle paradowa³a z go³¹ g³owa. Mówi³a, ¿e<br />
pod czapk¹ poc¹ jej siê w³osy.<br />
- Naprawdê? - ucieszy³a siê szczerze. Popatrzy³a uwa¿nie<br />
na Patryka. - Ty te¿ nie najgorzej siê trzymasz.<br />
Przesunê³a d³oni¹ po p³atkach kwiatów.<br />
- Jak ci siê wiedzie?<br />
- Nic nowego. Praca, dom, praca. Teraz, gdy Gabrysia<br />
siê wyprowadzi³a, to g³ównie praca. Za du¿y jest dla<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Gdziekolwiek<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
d³ugo robiæ. Gdy ich usta spotka³y siê ze sob¹ zrozumia³,<br />
co to znaczystaæ siê z kimœ jednoœci¹.<br />
Oderwali siê od siebie niechêtnie. Trzymaj¹c siê za<br />
rêce weszli do pokoju. Byli u siebie w domu.<br />
mnie ten pa³ac. Taki pusty...Czujê siê w nim jak w rodzinnym<br />
grobowcu.<br />
Maria rozeœmia³a siê.<br />
- Nie przesadzaj. Sprzedaj go i kup sobie coœ mniejszego.<br />
Wiesz, ¿e nie bêdê ¿¹da³a swojej czêœci.<br />
Patryk równie¿ siê uœmiechn¹³.<br />
- Ca³y czas liczê, ¿e gdy pojawi¹ siê dzieci Gabi wróci<br />
do niego .<br />
Kobieta poruszy³a siê zaciekawiona.<br />
- Wiesz coœ? Bêdê babci¹?<br />
- Chyba ¿artujesz. Nic nie wiem. Od dawna niewiele<br />
mi mówi na swój temat.<br />
Tak sobie rozmyœlam. Ci¹gle mam nadziejê, ¿e ten<br />
dom siê wype³ni. To wielka chata dla wielkiej rodziny,<br />
nie dla samotnego, starego piernika.<br />
- Dlaczego sobie kogoœ nie znajdziesz ? - pozornie<br />
obojêtnym g³osem spyta³a Maria.<br />
Patryk rozeœmia³ siê na ca³y g³os.<br />
- Wyobra¿asz sobie mnie teraz podczas zalotów. Daj<br />
spokój, mój czas min¹³.<br />
Chyba nie wiedzia³bym ju¿, jak siê do tego zabraæ.<br />
- No, a z tym...wiesz…Cholera, zawsze mia³eœ nieograniczone<br />
potrzeby - spojrza³a na Patryka z figlarnym<br />
b³yskiem w oku.<br />
- Przygadywa³ kocio³ garnkowi - mrukn¹³ pod nosem<br />
dziwnie za¿enowany. -<br />
Przecie¿ s¹ filmy, gazety, internet. Jakoœ dajê sobie<br />
radê.<br />
- Œwintuch - zachichota³a Maria.<br />
Alejk¹ powolnie wêdrowa³a biednie odziana babina.<br />
Bezg³oœnie porusza³a wargami.<br />
Patryk pomyœla³, ¿e tylko ma³e dzieci i starcy rozmawiaj¹<br />
z niewidzialnymi przyjació³mi.<br />
- Szkoda, ¿e nie mog³aœ byæ na œlubie Gabrysi.<br />
- Chcia³am. To nie takie proste. Nie zawsze mogê siê<br />
wyrwaæ. To tak strasznie daleko - pochyli³a g³owê, jakby<br />
nie chcia³a by widzia³ jej twarz. - Chcia³am siê z ni¹ zobaczyæ,<br />
ale odnios³am wra¿enie, ¿e nie ¿yczy sobie tego.<br />
Chyba boi siê takiego spotkania.<br />
Schyli³a g³owê jeszcze ni¿ej.<br />
- To boli. Nie rozmawia³am z ni¹ tyle czasu...<br />
Patryk poczu³ jak w jednym spazmatycznym skurczu<br />
œciska mu siê serce.<br />
- By³a taka ma³a gdy odesz³aœ. Chyba nigdy ci tego<br />
nie wybaczy³a. Bo¿e, ona nic nie rozumia³a...<br />
Maria poderwa³a twarz do góry.<br />
- Myœlisz, ¿e chcia³am ¿eby tak wysz³o!? To nie moja<br />
wina. Nikt inny, tylko ty wiesz o tym najlepiej!<br />
Patryk otar³ czo³o, zachcia³o mu siê p³akaæ.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
31
32<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
- Wiem - wychrypia³. - To wszystko przeze mnie.<br />
- Tak! Przez ciebie! - Maria niemal krzyknê³a.<br />
Czu³ jak jedna, jedyna ³za sp³ynê³a mu z k¹cika oka.<br />
Jak zawsze poczucie winy przygniot³o go ciê¿arem nie<br />
do zniesienia. Us³ysza³ jej szept.<br />
- Przestañ, przecie¿ ch³opaki nie p³acz¹.<br />
- Nigdy mi nie wybaczysz, prawda!<br />
Znów musnê³a delikatnie kolorowe p³atki.<br />
- G³upi. Dawno ci wybaczy³am. Inaczej by mnie tu<br />
nie by³o. Zreszt¹ jakie to ma teraz znaczenie...<br />
Starowina zatrzyma³a siê dok³adnie naprzeciw nich. Z<br />
k¹cika pó³otwartych warg sp³ywa³a stru¿ka œliny. Patryk<br />
pomyœla³, ¿e staroœæ jest tym nieznanym, którego nie ma<br />
chêci odkrywaæ.<br />
Odwróci³ g³owê. Maria mia³a zamkniête oczy, wystawi-<br />
³a twarz na delikatne liŸniêcia listopadowego s³oñca.<br />
- Nigdy nie mówisz co u ciebie...Jak ci siê tam wiedzie?<br />
Otworzy³a jedno oko, wzruszy³a ramionami.<br />
- Po staremu, nie dzieje siê zupe³nie nic nowego i nie<br />
s¹dzê, ¿eby wiele siê zmieni³o. Myœla³am, ¿e bêdzie inaczej,<br />
ale oczekiwania nieczêsto siê sprawdzaj¹, prawda?<br />
Pokiwa³ g³ow¹. W przeciwieñstwie do obaw oczekiwania<br />
realizuj¹ siê rzadko. Znów poczu³ na sobie intensywne<br />
spojrzenie. Poszuka³ wzrokiem Ÿród³a. No, tak.<br />
Staruszka nadal wpatrywa³a siê w niego bez ruchu.<br />
Zez³oœci³a go. Pokaza³ jej jêzyk, wywróci³ oczy, a¿ ukaza-<br />
³y siê ich bia³ka. Zawarcza³ groŸnie. Babina drgnê³a wystraszona.<br />
Prze¿egna³a siê pospiesznie. Potykaj¹c siê odesz³a<br />
tak szybko, na ile pozwala³ jej wiek.<br />
- Wariacie, co robisz? - znów us³ysza³ beztroski chichot<br />
Marii. Uwielbia³ go. Kiedyœ dosta³by pewnie jeszcze,<br />
wcale nie subtelnego, kuksañca w ¿ebra.<br />
Wiele by da³, ¿eby go znowu poczuæ w boku. Nic z<br />
tego, nie dotknêli siê od wiadomego czasu.<br />
Pogoda zaczê³a siê zmieniaæ. S³oñce traci³o ¿ywoœæ<br />
blasku. Cienie rzucane przez przechodniów stawa³y siê<br />
coraz bladsze. Spojrza³ na Mariê. Nie œmia³a siê ju¿. Wygl¹da³a<br />
na smutn¹, zmêczon¹, samotn¹. Chcia³ j¹ obj¹æ,<br />
przytuliæ. Nie odwa¿y³ siê.<br />
- Kocham ciê...- jak¿e rzadko mówi³ jej to, gdy by³a<br />
obok na co dzieñ.<br />
Obrzuci³a go ³agodnym spojrzeniem.<br />
- Wiem - powiedzia³a krótko. Jej oczy dopowiedzia-<br />
³y resztê. - Muszê iœæ...<br />
- Ju¿? Tak prêdko? - wiedzia³, ¿e na nic nie zdadz¹ siê<br />
Œwiêta zawsze kojarzy³y mu siê z zapachami. Igliwie,<br />
grzyby i ciasto. Trzy aromaty, które mo¿e nie by³y<br />
kwintesencj¹ Bo¿ego Narodzenia, ale z pewnoœci¹ ich<br />
symbolem. Gdyby tak jeszcze sypn¹³ œnieg...<br />
Cichy puch, bez zawieruchy i zasp przez które nastêpnego<br />
dnia trzeba by siê przekopywaæ. Taki, w którym<br />
zdawa³o siê s³yszeæ dzwonki u sanek najbardziej<br />
wyczekiwanego ze œwiêtych.<br />
Nie by³ religijny. Bo¿e Narodzenie nie by³o dla niego<br />
prze¿yciem duchowym.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Cicha noc<br />
jego protesty. Zawsze ucieka³a tak szybko.<br />
- Pozdrów ode mnie Gabi - g³os jej siê za³ama³ -<br />
Albo nie...Mog³aby to Ÿle zrozumieæ...<br />
W takich chwilach Patryk czu³, ¿e oddycha, chodzi,<br />
mówi, ale tak naprawdê jest martwy.<br />
- Pos³uchaj. Spotkamy siê u ciebie!<br />
Maria popatrzy³a na niego z niepokojem. Zmarszczy³a<br />
brwi.<br />
- Wybij sobie to z g³owy! - kontynuowa³a ³agodniej -<br />
Uwierz mi, takie decyzje Ÿle siê koñcz¹. Poczekaj jeszcze<br />
trochê...<br />
Patryk patrzy³ przed siebie, s³oñce zasz³o, zrobi³o siê<br />
zimno. Wiatr oœmielony zapad³¹ nagle szarówk¹ rozhula³<br />
siê bezczelnie.<br />
- Czeœæ, b¹dŸ za rok, jak zwykle...<br />
Jej s³owa wyrwa³y go z zamyœlenia. Spojrza³ szybko<br />
w jej stronê.Nie by³o jej ju¿. Na deskach ³aweczki le¿a³<br />
tylko pozostawiony bukiet i przywiany suchy liœæ. Ko³ysa³<br />
siê lekko w podmuchach wiatru, jakby niepewny<br />
czy mo¿e tu zostaæ.<br />
Patryk dotkn¹³ d³oni¹ siedziska, chcia³ poczuæ œlad<br />
ciep³a pozostawiony przez cia³o Marii, ale drewno by³o<br />
zimne i wilgotne. Coœ zaszeleœci³o obok w krzakach. Patryk,<br />
pe³en nadziei, spojrza³ bystro w ich stronê. Zobaczy³<br />
siedz¹c¹ s³upka wiewiórkê. Wpatrywa³a siê w niego<br />
czarnymi paciorkami oczu. Doœæ bezczelnie. Widaæ<br />
przyzwyczajona by³a do otrzymywania goœciny. Wiatr<br />
powiewa³ puszystymi rudymi w³oskami na jej kicie. Patryk<br />
uœmiechn¹³ siê do zwierz¹tka. Wiewiórka zniecier<strong>pl</strong>iwiona<br />
zaskrzecza³a pogardliwie i prysnê³a miêdzy<br />
ga³êzie z niedoœcignion¹ sprawnoœci¹. Zniknê³a jakby<br />
nigdy jej nie by³o. Jak Maria...<br />
Podniós³ siê ciê¿ko z ³aweczki. Zatrzeszcza³a. Trzeba<br />
by³o by j¹ naprawiæ. Wspar³ siê na lasce. Od czasu wypadku<br />
mia³ problemy z chodzeniem. Nie móg³ te¿ ju¿<br />
prowadziæ. I nie pi³...<br />
Po³o¿y³ chryzantemy na nagrobku. Wygrzeba³ z kieszeni<br />
zapalniczkê. Zapali³ ma³y znicz.Sta³ przez chwilê<br />
mijany przez odwiedzaj¹cych groby ludzi.<br />
S³oñce zupe³nie schowa³o siê za chmury. Dla niego<br />
zasz³o ju¿ dawno. Postawi³ ko³nierz p³aszcza. Przeci¹gn¹³<br />
d³oni¹ po marmurowej p³ycie.<br />
Spotkaj¹ siê znów za rok. Tutaj lub gdziekolwiek indziej.<br />
To by³ czas wyciszenia, godzin mijaj¹cych w rytmie<br />
opadaj¹cych p³atków œniegu, tykania wielkiego œciennego<br />
zegara. Czas rozmów o niczym, trzaskania dziadka do<br />
orzechów i liczenia wyd³ubanych z ciasta rodzynek.<br />
Z zapachów zosta³o tylko igliwie. Œniegu nie by³o nawet<br />
na lekarstwo. Nie umia³ gotowaæ, a rozmawiaæ ju¿ nie<br />
mia³ z kim.<br />
Siedzia³ i patrzy³ w mrugaj¹ce spomiêdzy igie³ lampki.<br />
Œwiate³ka odbija³y siê tysi¹ckrotnymi iskierkami na<br />
wypolerowanych czaszach bombek. To dobrze. Dziêki<br />
czêstochowski magazyn literacki
temu nie musia³ patrzeæ na swe ¿a³osne odbicie.<br />
El¿bieta odesz³a dwa dni temu. Oby³o siê bez bezsensownych<br />
scen i szekspirowskich tyrad. Po prostu<br />
powiedzia³a, ¿e ma doœæ. Niczego konkretnego. Samotnych<br />
poranków bez niego, samotnych popo³udni z nim,<br />
wieczorów z telewizorem i nocy z marzeniami. Nie by³o<br />
go w nich...<br />
Nic nie odpowiedzia³. Nigdy nie wiedzia³ co ma robiæ<br />
w takich sytuacjach, a mo¿e zwyczajnie odebra³o<br />
mu mowê. Dalej by³o tylko gorzej. Znalaz³a faceta swojego<br />
¿ycia, zdecydowa³a siê odejœæ i wyjechaæ jak najdalej<br />
st¹d. Wtedy naprawdê go zatka³o. Chyba coœ wyczu-<br />
³a, bo g³os jej z³agodnia³. Szybko doda³a, ¿e nie ma do<br />
niego ¿adnych pretensji, nic od niego nie chce i zawsze<br />
bêdzie go pamiêta³a.<br />
Takie tam pierdo³y.Zosta³ sam na sam z Bo¿ym<br />
Narodzeniem.<br />
Œwiêta mia³y te¿ swoje gorsze strony. Porz¹dki.<br />
Oto coœ, co potrafi³o wyprowadziæ z równowagi<br />
nawet takiego stoika jak on.El¿bieta by³a pedantk¹. Samotne<br />
godziny w wielkim domu zabija³a bezustannym<br />
porz¹dkowaniem dobytku. Œwi¹teczny okres zwiêksza³<br />
tylko natê¿enie prac .Udawa³o jej siê wci¹gaæ w nie równie¿<br />
jego. Poddawa³ siê tym przykrym czynnoœciom ze<br />
zwyk³¹ dla siebie cier<strong>pl</strong>iwoœci¹. Kocha³ j¹...<br />
Teraz myœla³, ¿e czasami widzia³ z³oœæ w jej oczach,<br />
jakby chcia³a, ¿eby siê sprzeciwi³, roz³o¿y³ na kanapie z<br />
gazet¹, albo nawet wys³a³ j¹ do diab³a...<br />
Nigdy siê to nie zdarzy³o, wiêcej, to sprz¹tanie wesz³o<br />
mu w krew. Szybko przyzwyczaja³ siê do nowych<br />
zadañ, cenili go za to w pracy.Wygl¹da³o na to, ¿e tylko<br />
w pracy...<br />
Zacz¹³ sprz¹taæ od pokojów. Beznamiêtnie œciera³<br />
warstwy kurzu z pó³ek i rega³ów. Odk³ada³ niezliczone<br />
gad¿ety na bok. Nie wiedzia³ jeszcze czy je wyrzuciæ,<br />
czy mo¿e inaczej poustawiaæ. Po swojemu.<br />
Zdejmowa³ i odkurza³ ksi¹¿ki. Dziesi¹tki, a pewnie i<br />
setki romansów, które<br />
czyta³a niemal bezustannie. Dotyka³ ich, wdycha³<br />
zapach jej perfum i kremu do r¹k.Œlad jej obecnoœci.<br />
Œlad przesz³oœci.<br />
Na korytarzu przy drzwiach sypialni zobaczy³ walizki.<br />
Jego nastêpca przyjecha³ po ni¹ pod wieczór. Wcale<br />
nie wygl¹da³ na macho, ani na herosa. Szczerze mówi¹c<br />
bardzo go to zabola³o. By³ o niebo mniej przystojny ni¿<br />
siê spodziewa³,o dwa nieba mniej przystojny ni¿ on sam.<br />
Czeka³a ubrana do wyjœcia. Nie by³o d³ugich po¿egnañ.<br />
Wszystko potoczy³o siê bardzo szybko. Nie by³o<br />
te¿ specjalnie przykro. Ma³o przystojny facet zachowywa³<br />
siê przyzwoicie, chyba nie czu³ siê komfortowo w<br />
tej sytuacji. Zabra³ jej podrêczn¹ torbê, po resztê baga¿u<br />
mieli przyjechaæ po œwiêtach. Pokrywa³ go ju¿ kurz. Star³<br />
go machinalnie.<br />
Wszed³ do sypialni. Popatrzy³ na wielkie ma³¿eñskie<br />
³o¿e. Pokiwa³ g³ow¹. Pewnie za ma³o by³o tych uniesieñ.<br />
By³a œwietn¹ kochank¹. Tak myœla³. Czy on by³ równie<br />
dobry? Tak mu siê wydawa³o... Do przedwczoraj.<br />
Pog³aska³ idealnie naci¹gniêt¹ narzutê. Mia³ nadziejê,<br />
¿e tu tego nie... Zerwa³ j¹!<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
Mo¿e powinno byæ tak, mo¿e powinien wykrzesaæ<br />
trochê wiêcej ognia. Sta³ przez chwilê nieruchomo. U³o-<br />
¿y³ wszystko z powrotem. Takby³o dobrze. Porz¹dnie<br />
Podszed³ do okna. Z domu naprzeciwko patrzy³a w<br />
jego stronê kobieta. Zna³ j¹ z widzenia, czêsto wygl¹da³a<br />
przez okno. Jad³a coœ. Przycisn¹³ nos do zimnej szyby.<br />
Ma³e br¹zowe kawa³ki. Chyba czekolada...Poczu³ g³ód.<br />
Nic nie zjad³, za to zacz¹³ sprz¹taæ kuchniê. Nie bêdzie<br />
œwi¹tecznych zapachów, bêdzie œwi¹teczny porz¹dek.<br />
Czyœci³ i polerowa³ lœni¹ce garnki, choæ nikt nie<br />
mia³by szansy znaleŸæ na nich œladu brudu. Wyciera³ je<br />
wpatruj¹c siê w zniekszta³cone odbicia w³asnej twarzy.<br />
Twarzy, któr¹ uczy³ siê ju¿ nienawidziæ.<br />
Wieczór zbli¿a³ siê posuwistymi krokami. Wróci³ do<br />
salonu, do œwiat³a swojej choinki. Wci¹gn¹³ g³êboko aromat<br />
drzewka. To jednak by³y œwiêta, trochê inne ni¿<br />
dot¹d, ale zawsze. Przynajmniej w domu jest porz¹dek,<br />
El¿bieta by³aby zadowolona. Nagle przypomnia³ sobie o<br />
piwnicy...Skrzywi³ siê...<br />
Piwnica zawsze nale¿a³a do niego. El¿bieta ba³a siê<br />
panicznie paj¹ków i innych stworzeñ, które mia³y siê<br />
tam na ni¹ czaiæ. No trudno, trzeba by³o i tam przywróciæ<br />
³ad. A nazbiera³o siê kupê rupieci.<br />
Wyszed³ na zewn¹trz. Przez chwilê popatrywa³ w<br />
niebo. Ju¿ by³ chyba czas na pierwsz¹ gwiazdkê. W domu<br />
obok nadal œwieci³o siê œwiat³o. G³owê s¹siadki wci¹¿<br />
widaæ by³o w oknie. Nie widzia³ st¹d, czy patrzy³a w<br />
jego stronê. Mo¿e te¿ by³a sama? Mo¿e zaprosiæ j¹ na<br />
wigiliê? Jak¹ wigiliê? Zaœmia³ siê w duchu szyderczo.<br />
G³êboko odetchn¹³ mroŸnym powietrzem. "Stille<br />
Nacht''...<br />
Wszed³ do gara¿u. St¹d te¿ mo¿na by³o zejœæ do<br />
piwnicy, a przy okazji zabraæ parê potrzebnych rzeczy.<br />
Znalaz³ kilka du¿ych foliowych worków, wzi¹³ te¿ siekierê.<br />
Niektóre graty trudno by³oby mu samemu wyrzuciæ<br />
w ca³oœci. Skrzywi³ siê, poczu³ wcale nie œwi¹teczny<br />
zaduch. Od czego by tu zacz¹æ? Chyba od najwiêkszych<br />
ramot.Odsun¹³ le¿¹cy w k¹cie stary dywan.<br />
Przez chwilê popatrzy³ prosto w nieruchome oczy<br />
El¿biety....<br />
Potem spojrza³ na niego. Zwa¿y³ w rêku siekierê.<br />
To jednak by³ kawa³ ch³opa. Trzeba bêdzie zacz¹æ<br />
od niego.<br />
Jacek Rêbacz<br />
Nota biograficzna - Jacek Rêbacz<br />
Jacek Rêbacz – urodzi³ siê 1 marca 1964 roku.<br />
Od dzieciñstwa zwi¹zany jest z Warszaw¹.<br />
Skoñczy³ tam szko³ê podstawow¹ i technikum<br />
mechaniczne. Pracowa³ w ró¿nych zawodach, zawsze<br />
zwi¹zanych z przemys³em. Ostatnio zajmuje siê obs³ug¹<br />
i programowaniem obrabiarek numerycznych.<br />
Od kilku lat pisze amatorsko. Stworzy³ kilkadziesi¹t<br />
opowiadañ, które publikowa³ wy³¹cznie na literackich<br />
portalach internetowych. Od ponad dwudziestu<br />
lat jest ¿onaty. Ma doros³ego syna.<br />
Iwona Urbañczyk<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
33
34<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
MONIKA WOLDAÑSKA<br />
Monika Woldañska - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />
Po raz kolejny spotka³a siê z nimi. Po raz kolejny w<br />
zadymionym miejscu, wype³nionym zapachem potu. Ilekroæ<br />
wchodzi³a, ³zawi³y jej oczy. Przeciera³a je zimn¹ d³oni¹,<br />
jak gdyby chcia³a oddaliæ ten obrazek wy³aniaj¹cy siê<br />
zza zas³ony dymu. Po raz kolejny zamówi³a szklankê ze<br />
sokiem i usiad³a. Leniwie b³¹dz¹c wzrokiem po otoczeniu,<br />
po znajomych twarzach pozwala³a swoim myœlom<br />
swobodnie przep³ywaæ. Mózg wyobra¿a³a sobie jako zagêszczony<br />
akwen, do którego wpuszcza³a wszystkie myœli.<br />
Ba³a siê, ¿e stanie siê zbyt zanieczyszczony. Jej wargi<br />
otwiera³y siê, gdy odpowiada³a na zadane pytania. Gwar<br />
g³oœnych rozmów, œmiechy. Uœmiecha siê do roziskrzonych<br />
oczu, poruszaj¹cych siê ust. Drobnymi ³yczkami<br />
dopija swój sok i rozgl¹da siê wokó³ siebie. Ma nadziejê<br />
Lubiê ten lokal. Jest w nim esencja sennej, leniwej<br />
atmosfery, która moim zdaniem - ka¿demu jest potrzebna.<br />
Mo¿e i nie ka¿demu. Albo i ka¿demu, tylko niektórzy<br />
nie zdaj¹ sobie z tego sprawy. Ale od pocz¹tku. To miejsce,<br />
ni bar, ni klub, ma wdziêczn¹ nazwê - Nicoœæ. Nicoœæ<br />
jest usytuowana z dala od wœcibskich oczu i uszu. Jest<br />
wciœniêta pomiêdzy wiej¹ce ch³odem kamienice, przeznaczone<br />
zreszt¹ ju¿ do rozbiórki. Nicoœæ na zewn¹trz<br />
wydaje siê nijaka. Wejœcie do niej prowadzi przez ma³e,<br />
pomalowane na czerwono drzwi. S¹ naprawdê ciasne,<br />
ka¿dy schyla g³owê przed wejœciem do œrodka. Pod sto-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Pierwsze razy<br />
NicoϾ<br />
na coœ nowego. S³yszy pytanie, odpowiada, czuje d³oñ<br />
na swoim udzie. Odwraca siê i widzi. Po raz kolejny. Przekrwione<br />
oczy, nienaturalnie wykrzywiony uœmiech. S³owa<br />
wyp³ywaj¹ z ust, mielone przez ruchliwy jêzyk. Zbli-<br />
¿a siê do niej w zwolnionym tempie. Wstaje z pust¹<br />
szklank¹. Spaceruje pomiêdzy rozfalowanym t³umem,<br />
ludzkimi g³owami pochylaj¹cymi siê nad sto³ami. Do jej<br />
uszu docieraj¹ przyciszone dŸwiêki tr¹bki. Wola³aby perkusjê.<br />
Wariacje, napiêcia. Dygresje, pasa¿e. Pulsuj¹cy rytm.<br />
Dotyka palcami zimnego szk³a. Przegryza kostkê. Zimno<br />
chrupie, przenikaj¹c zêby. Wraca na swoje miejsce. Bierze<br />
udzia³ w rozmowie, przed oczami maj¹c obrazy Chagall’a.<br />
Nie zna siê na sztuce, ale jego malarstwo rozumia-<br />
³a. Czerwony akt. Ucho wychwytuje znajom¹ melodiê,<br />
bierze ciep³¹ d³oñ i lawiruje miêdzy sto³ami. Na œrodku<br />
sali pozwala cia³u dopasowaæ siê do muzyki. Czuje mokre<br />
d³onie na swojej talii. Zamyka oczy. Pozwala cia³u<br />
przywrzeæ szczelnie. Czuje w ustach jego miêtowy smak.<br />
Koniuszkiem jêzyka liczy swoje zêby. Stara siê odprê¿yæ<br />
i ws³uchaæ w g³os swojego rozs¹dku. Wie, ¿e po kolejnym<br />
razie ten g³os bêdzie cichszy. Przy swoim uchu czuje<br />
wargi. Urywane zdania, przechodz¹ce w nagl¹cy szept.<br />
Zak³ada na zmêczone cia³o p³aszczyk. W jego samochodzie<br />
czuje zapach leœnego odœwie¿acza. Z twarz¹ przy<br />
szybie, widzi surrealistyczny œwiat oczyma jej ulubionego<br />
malarza. Po raz kolejny wchodzi w cudz¹ przestrzeñ.<br />
Kroczy niepewnie, zaledwie stopami dotykaj¹c ziemi.<br />
Nauczy³a siê chodziæ na samych palcach, piêty odrywaj¹<br />
j¹ od zimnej pod³ogi. Po raz kolejny zamyka oczy i poddaje<br />
siê natarczywym ¿¹daniom. Te ciep³e d³onie wdzieraj¹<br />
siê do jej cia³a. Wydzieraj¹. Nad ranem powoli siê<br />
wybudza. Pod powiekami ma kolorowe krainy chagallowskiej<br />
baœni i mi³oœci. Czy moja dusza nadal jest œwiêta,<br />
myœli. Ta jedna myœl ko³acze siê niestrudzenie, a ona nadal<br />
nie otwiera oczu. Po raz pierwszy.<br />
pami zauwa¿ymy jeszcze jedn¹ z tych œmiesznych wycieraczek<br />
z napisem: "Witamy piêknie". Jakiœ dowcipniœ,<br />
dopisa³ pod s³owem piêknie - sennie. Jeœli spojrzymy w<br />
górê, zobaczymy napis z br¹zu. Nicoœæ. Okolica ponura,<br />
obdrapane klatki, nic karmi¹cego nasze poczucie estetyki.<br />
Bardzo wa¿ne jest pierwsze przekroczenie progu. Jeœli<br />
nas nie uderza obuchem w g³owê wyj¹tkowoœæ tego<br />
miejsca, najlepiej wykonajmy w ty³ zwrot. To siê czuje<br />
od pierwszej chwili. Atmosfery tego miejsca nie mo¿na<br />
opisaæ prostymi s³owami. Pewnie i by mo¿na, ale nie o to<br />
chodzi. Mo¿e spróbujê opisaæ na zasadzie skojarzeñ. At-<br />
czêstochowski magazyn literacki
mosfera tego miejsca to nic innego, jak faktura, substancja<br />
rodem z naszych snów. Sny s¹ zniekszta³cone, ziarniste<br />
i kliszowe. W snach u<strong>czest</strong>niczymy, jednoczeœnie jesteœmy<br />
jakby w oddali. W tym miejscu mo¿emy odnaleŸæ<br />
to wra¿enie snu. Nierealnoœci. Nicoœæ wype³nia gêste<br />
powietrze. I ten zapach. Zapach starych ksi¹¿ek i -<br />
wierzcie mi lub nie - œwie¿ego piernika. Wype³nia nozdrza<br />
i powoduje to oniryczne otêpienie. Ten ca³y lokal<br />
wype³nia ciep³o. Jak czasem przebudzacie siê w œrodku<br />
nocy, odkrywacie specyficzne ciep³o kokonu poœcieli.<br />
Wype³nia was wtedy rozrzewnienie i to mi³e uczucie<br />
przebywania we w³asnym ³ó¿ku, a nie poza nim. Tak<br />
samo jest w tym miejscu. Pojawiaj¹ siê czasem inni, ale<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE PROZATORSKIE - DEBIUTY<br />
Kobieta jest sztuk¹ piêkn¹<br />
Raz w tygodniu wchodzi³ do muzeum, po ma³ych<br />
schodkach, które za ka¿dym razem liczy³. Czterdzieœci<br />
cztery. Przeskakiwa³ je po dwa, by nie straciæ cennego<br />
czasu, szybko, by dostaæ siê jak najprêdzej. Im bli¿ej by³<br />
upragnionego miejsca, tym bardziej rozpiera³a go energia,<br />
wlewaj¹c mu w duszê ciep³e szczêœcie. Mia³ j¹ przed<br />
oczyma wyobraŸni, widzia³ j¹ wyraŸnie. Nie móg³ doczekaæ<br />
siê jej prawdziwej, namacalnej. Otworzy³ ciê¿kie drzwi,<br />
a do jego nozdrzy doszed³ zapach zakurzonych ciê¿kich<br />
zas³on i sztucznych roœlin. Wyj¹³ z kieszeni wczeœniej przygotowane<br />
drobniaki, rzuci³ na ladê i spojrza³ nagl¹co w<br />
kierunku ma³ego okienka. Siedz¹cy przed nim bileciarz<br />
by³ tu od zawsze, zakurzony i z mokrymi d³oñmi. Zawsze<br />
ten sam, z niebiesk¹ czapeczk¹ i staroœci¹ rozci¹gniêt¹<br />
wokó³ niego jak pajêczyna. Znudzony, przeliczy³<br />
pieni¹dze, leniwie przedar³ bilet i po³o¿y³ na ladzie, nie<br />
taksuj¹c nawet wzrokiem swojego klienta. Ten poczuwszy<br />
œliski papier w d³oni, uœmiechn¹³ siê szeroko. Sp³ynê-<br />
³a na niego szybko fala podniecenia i niecier<strong>pl</strong>iwoœci. Wyprostowa³<br />
siê i wolnym krokiem pod¹¿y³ znanym sobie<br />
korytarzem. Mija³ co tydzieñ te same oprawione rysunki,<br />
których treœci przyswoiæ nie móg³. Nie interesowa³y go.<br />
Korytarz by³ d³ugi, nie przedostawa³ siê do niego ¿aden<br />
promieñ s³oñca. Powietrze by³o ciê¿kie jak znienacka zrzucona<br />
mg³a. Nie móg³ siê doczekaæ. Automatycznie skrêci³,<br />
by zatrzymaæ siê po raz kolejny w toalecie dla mê¿czyzn.<br />
Potrzebowa³ jak zwykle dokonaæ ostatecznych<br />
poprawek. Wczeœniej, w swoim ma³ym mieszkaniu wyprasowa³<br />
garnitur, ogoli³ siê dok³adnie, pokropi³ wod¹ lawendow¹<br />
swoj¹ twarz i szyjê. Za³o¿y³ bia³¹ jak œnieg koszulê<br />
i b³êkitny krawat. Wyczyœci³ tak¿e buty, s<strong>pl</strong>uwaj¹c<br />
obficie œlin¹, tak jak go nauczy³ ojciec. By³ dobrym pucybutem.<br />
W ³azience w muzeum wyj¹³ swoj¹ kosmetyczkê, do<br />
której zapakowa³ grzebieñ i krem do r¹k o kokosowym<br />
zapachu. Namoczy³ swe kêdzierzawe w³osy wod¹ i energicznie<br />
zacz¹³ przeczesywaæ je do ty³u. Nie chcia³ wygl¹daæ<br />
na niesfornego ch³opczyka. Chcia³ poczuæ siê interesuj¹cym<br />
mê¿czyzn¹ i takie wra¿enie sprawiaæ. Przygl¹da³<br />
siê uwa¿nie swojemu blademu odbiciu w lustrze i wykrzywia³<br />
usta w mi³ym uœmiechu. Æwiczy³ to po raz kolejny,<br />
chc¹c wypaœæ dobrze w jej oczach. Wzi¹³ tubkê i wyci-<br />
nie odczuwa siê ich obecnoœci. Siedzimy w tym razem i<br />
wiemy. Wiemy, a zatem milczymy. Czasami mo¿na odnieœæ<br />
wra¿enie, ¿e istnienie jest czymœ lekkim i kosmicznym.<br />
Mo¿na palcami dotkn¹æ po¿¹danego przez nas spokoju,<br />
poczuæ harmoniê cia³a i duszy. Wype³niamy siê od<br />
zewn¹trz efemeryczn¹ substancj¹, która czyni z nas –<br />
wbrew pozorom - nie ulotnych lecz œwiadomych. To<br />
zniewalaj¹ce uczucie, wynieœæ siê na chwilê ponad brudne<br />
chodniki, budynki i przyziemnoœæ rozci¹gniêt¹ do granic<br />
mo¿liwoœci. Balansujemy na granicy - wierzcie mi lub<br />
nie – to wcale nie jest takie z³e. Polecam ka¿demu spróbowaæ<br />
przejœæ przez w¹skie drzwi Nicoœci...<br />
sn¹wszy krem, delikatnie rozsmarowywa³ go po ca³ej d³oni.<br />
Po czym wycisn¹³ drug¹ grudkê, i z t¹ sam¹ precyzj¹<br />
namaœci³ drug¹ d³oñ. Chcia³ by zapach dobrze przenikn¹³ i<br />
wch³on¹³ siê w skórê. Zamkn¹³ oczy, delektuj¹c siê czekaniem,<br />
œwiadomoœci¹, ¿e zaraz przejdzie przez ostatnie drzwi<br />
i dotrze do niej. A ona bêdzie staæ uœmiechniêta, z kocim<br />
spojrzeniem, skierowanym prosto na niego. Ca³y tydzieñ<br />
czeka na ten moment, myœli o tym, stara siê u³o¿yæ nowe<br />
scenariusze, by jej w koñcu zaimponowaæ. Nie mo¿e jej<br />
siê znudziæ, tego by nie przebola³. Stara siê za ka¿dym<br />
razem wygl¹daæ inaczej, dodaje sobie jakiœ nowy szczegó³.<br />
Kupuje krawaty, kremy do r¹k z nowym zapachem,<br />
wtyka w kieszeñ œwie¿e kwiaty w nadziei, ¿e w koñcu<br />
jakiœ siê jej spodoba i go zauwa¿y. Chcia³by sprawiæ jej<br />
du¿o przyjemnoœci, tak by uœmiechnê³a siê do niego z<br />
sympati¹. Poprawi³ wystaj¹c¹ z ma³ej kieszonki konwalijkê.<br />
Taka subtelna i piêkna, pomyœla³. Rzuci³ ostatnie spojrzenie<br />
swojemu odbiciu i ruszy³ do swojej sali. Wkroczy³<br />
bez poœpiechu, chc¹c sprawiaæ wra¿enie cz³owieka enigmatycznego.<br />
Rozgl¹da siê spokojnie wokó³, b³¹dz¹c wzrokiem<br />
ponad g³ow¹ przewodniczki i t³umem zwiedzaj¹cych.<br />
Poc¹ mu siê rêce, które œciska w kieszeni spodni.<br />
Zaraz j¹ zobaczy, oœlepi go piêkno i pos¹gowoœæ ca³ej jej<br />
postaci. Kiedy zobaczy³ j¹ pierwszy raz, wyda³a mu siê w<br />
ka¿dym calu dopracowana. Nigdy nie dozna³ takiego uczucia<br />
na widok kobiety. Odt¹d chcia³ ch³on¹æ ka¿dym zmys³em<br />
jej urodê i delektowaæ siê wyobra¿eniem o niej.<br />
Kroczy w pobli¿u, bacznie siê jej przygl¹da. Nie zauwa¿y³<br />
¿adnej zmiany, odk¹d j¹ widzia³ ostatnim razem.<br />
Odetchn¹³ z ulg¹. Zastanawia siê co zrobiæ, by mog³a byæ<br />
skupiona tylko na nim, i byæ tylko dla niego. Wolnymi<br />
krokami okr¹¿a salê, zupe³nie ignoruj¹c wywieszone w<br />
niej eksponaty. Gdy zbli¿a siê w jej kierunku, serce zaczyna<br />
mu biæ jak oszala³e. Nie wie co powiedzieæ, co<br />
zrobiæ, przeczuwa, ¿e tak jak zwykle - stchórzy. Poczu³<br />
jak sp³ywa na niego znu¿enie. Myœli, ¿e mo¿e kobieta<br />
powinna pozostaæ tylko marzeniem i nie mo¿na niszczyæ<br />
tej idei. Przemyka siê obok niej dyskretnie, zrzucaj¹c<br />
tu¿ za ni¹ przeznaczony dla niej prezent. Wychodzi w<br />
poœpiechu, biegn¹c przez d³ugi korytarz, wyrzucaj¹c po<br />
drodze krawat i krem do kosza. Biegnie przez ulicê, wymijaj¹c<br />
przechodniów. S³oñce mocno go oœlepia, zama-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
35
36<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
zuj¹c obraz bladolicej wybranki. Upada na gor¹cy chodnik,<br />
zrzucaj¹c z siebie mi³oœæ, któr¹ tyle czasu pielêgnowa³<br />
i razem z ni¹ swoje szaleñstwo.<br />
Gasz¹ œwiat³a w jego w muzeum. Sprz¹taczka po raz<br />
ostatni ogarnia wzrokiem przestrzeñ. Podchodzi do rzeŸby<br />
kobiety i zauwa¿a kolejny kwiat. W jej gipsowych<br />
palcach tkwi kolejna wiêdn¹ca konwalijka. Bia³y uœmiech<br />
kobiety i jej bia³e oczy nie wyra¿aj¹ nic, poza obojêtnoœci¹<br />
i marmurowym zimnem.<br />
MACIEJ SKALIK<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Erotyk miêdzy wersami<br />
noc skry³a wiatr w ramiona<br />
jak arkady bazyliki œw Piotra w Rzymie<br />
dŸwiêczne smyczki<br />
na zakoñczenie œwiata<br />
spokojne brzmienie wieczoru<br />
g³aszczê miêkkie w³osy<br />
przypominam sobie<br />
jak b³ogos³awiona mo¿e byæ chwila<br />
patrzê w górê<br />
chmury deszczem<br />
jak ³zami<br />
jak wdowim groszem<br />
Monika Woldañska<br />
Nota biograficzna -<br />
Monika Woldañska<br />
Monika Woldañska – ur. 09.08.1989 r. w Kaliszu.<br />
Studentka polonistyki na Politechnice Wroc³awskiej.<br />
Myœli i czuje poprzez poezjê, zw³aszcza Mirona Bia³oszewskiego,<br />
porusza j¹ cyniczna refleksja filozofii Emila<br />
Ciorana, szuka natchnieñ wokó³ siebie, w zielonej trawie,<br />
jesiennych liœciach, powiewie wiatru, czasem w<br />
ludziach. Najchêtniej kontem<strong>pl</strong>uje ciszê w towarzystwie<br />
rudego kota – Franka.<br />
Iwona Urbañczyk<br />
Erotyk na ziarnku maku<br />
robisz siê ma³a<br />
malutka<br />
maluteñka<br />
pod moimi palcami<br />
nieistotne czy kwitniesz<br />
czy roœniesz jak ³odyga<br />
ale jakie dajesz odurzenie<br />
robisz siê czerwona<br />
jak piekielne sierpniowe<br />
s³oñce o zachodzie<br />
tylko mi nie mów<br />
¿e nie masz w g³owie<br />
tysi¹ca ziarenek<br />
na których siê spotykaliœmy...<br />
Maciej Skalik<br />
czêstochowski magazyn literacki
Przedwioœnie<br />
W chmurze, której przestraszy³y siê wróble<br />
i szpaki, od kilku godzin rozbrzmiewa³ Twój g³os:<br />
ws³uchiwa³em siê w bañki mydlane pêkaj¹ce na wietrze,<br />
wpatrywa³em w œciegi zdañ zszywane b³yskawicami,<br />
w pokaleczony do krwi jêzyk.<br />
Œwiêty Szymon S³upnik wyjaœnia³ w kazaniu<br />
wyg³aszanym w d¿d¿ystym powietrzu, ¿e w ten sposób<br />
na przedwioœniu u¿yŸniasz pola, lasy i powietrze,<br />
¿e ryby, jaszczurki, ¿ó³wie i rozgwiazdy<br />
bardzo dok³adnie odczytuj¹ z ruchu Twoich palców<br />
nastroje nieba, chwile Twojego wejœcia w morze.<br />
A co bêdzie jeœli nie u¿yŸnisz mojej wiary,<br />
uczuæ, które upijaj¹ siê mrocznym winem nastrojów<br />
przed domem z ceg³y dawno nie odnawianym?<br />
doœwiadczê g³odu, którgo nigdy nie zasyci ¿ycie,<br />
ka¿da rzecz, któr¹ dotknê bêdzie mniej wieczna,<br />
ni¿ Twoje zbawienie, motyl bêdzie bardziej szczeœliwy<br />
ni¿ moje sumienie.<br />
* * *<br />
Jeœli smieræ ma nadejœæ i odebraæ mi to,<br />
co ju¿ raz prze¿y³em, co by³o moje,<br />
to wolê, ¿eby moja pamiêæ b³¹dzi³a ze mn¹,<br />
gubi³a fragmenty z ¿ycia, znajdywa³a je<br />
pomylone z krzes³ami, ukryte w rozszerzonej<br />
Ÿrenicy kota, przykryte kapeluszem-budk¹,<br />
przylepione na œcianie, spadaj¹ce z ob³oku,<br />
- bym nie odszed³ na zawsze,<br />
przysypany rudym mrokiem nicoœci,<br />
jak ca³y nasz œwiat.<br />
Odistoczenie<br />
nawet nie wiem czy to by³a sala operacyjna<br />
czy klasztorna ka<strong>pl</strong>ica, czeka³em na cud<br />
uzdrowienia, zroœniêcie siê chrz¹stek krêgos³upa<br />
jedzonych przez raka, z chrz¹stakami nadziei i wiary,<br />
na pogodzenie szaleñstwa i rozs¹dku,<br />
na ciep³y deszcz ³aski, na nie ostudzon¹ jeszcze<br />
gwiazdê z nieba; ale cudu nie by³o,<br />
obudzi³em siê na cmentarzu Œw. Rocha,<br />
z hortêzj¹ œwie¿o zakopan¹ w nogach,<br />
z <strong>pl</strong>ikiem gazet pod g³ow¹, w zatêch³ych<br />
suterynach nierzeczywistoœci – odistoczony,<br />
obok pokaleczonych palców rêki bo¿ej,<br />
w któlestwie pêdraków i d¿d¿ownic.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
TADEUSZ CHABROWSKI<br />
Tadeusz Chabrowski - fotografia udostêpniona<br />
przez Autora.<br />
Odciski palców<br />
Czy na moich marzeniach etnograf rozpozna<br />
odciski palców, oponê traktoru który przejecha³<br />
mi po brzuchu, odarte liœcie ze skrzyde³ jak próbowa³em<br />
z dachu remizy odlecieæ do s³oñca?<br />
¯y³em jak kornik przyczajony pod kor¹,<br />
teraz kiedy muszê odejœæ wszyscy szukaj¹ œladów krwi<br />
na dnie rzeki, w której rozci¹³em sobie stopê o szk³o<br />
z butelki.<br />
Czemu a¿ tyle myœli rozproszonych w powietrzu,<br />
skoro ¿adna z nich nie potrafi wytrwaæ<br />
na d³ugo przy jednym przedmiocie.<br />
Mniemanie Kartezjusza, ¿e skoro myœlê, wiêc powiniem<br />
gdzieœ istnieæ, jest fa³szywe;<br />
istnieæ mo¿na tylko w swoim ciele,<br />
a cia³o jeœli nawet myœli, wybiera mi³oœæ i po¿¹danie,<br />
wbrew logice, cieszy siê, ¿e jest cia³em.<br />
Sen apokaliptyczny<br />
Przyt³umiaæ grzech, oddaæ wszystko czym siê jest<br />
- cnocie, wierzyæ w Boga na niebie piêæ razy<br />
ogromniejszego ni¿ s³oñce, krêciæ siê do oko³a osi<br />
w³asnego pêpka, migaæ oczami jak karetka pogotowaia<br />
i wierzyæ w meteory przypadków nawiedzaj¹ce<br />
od czasu do czasu ziemiê;<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
37
38<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
nagimi kolanami dotykaæ posadzkê w koœciele<br />
za ko³ob³êdne pytania o Pierwsz¹ Przyczynê,<br />
za zsypywanie do do³u wielkich marzeñ `i uczuæ<br />
przed œmierci¹ ob³askawiaæ ³by g³azów<br />
jeszcze niezbeszczeszczone, wybieraæ miêdzy prawd¹<br />
a tym, co zostanie z rozsypanych prochów;<br />
potem do grobu ledwie przyklepanego ³opat¹<br />
zaprzegn¹æ apokaliptyczne zwierzêta,<br />
¿eby rozwlek³y to, co przesta³o ju¿ istnieæ.<br />
* * *<br />
idê i nie chcê wiedzieæ dok¹d,<br />
jestem za stary, ¿eby pytaæ o drogê<br />
jeszcze 200 metrów, mo¿e kilometr<br />
i droga siê skoñczy, nogi oducz¹ siê chodziæ;<br />
rêce przestan¹ siê ko³ysaæ jak ga³êzie<br />
WOJCIECH GRABA£OWSKI<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Fotografia udostêpniona przez Autora.<br />
* * *<br />
Przychodzisz....<br />
w sennej zjawie<br />
w têsknocie<br />
zamyœleniu<br />
promykiem s³oñca<br />
jasnym<br />
co b³ysn¹³<br />
w cieniu<br />
uœmiechem<br />
zapachem<br />
wiatrem<br />
dotykiem d³oni<br />
gdy przychodzisz<br />
odarte z liœci; nie wiem ju¿,<br />
gdzie podzia³y siê s³owa<br />
które mia³em napisaæ w testamencie,<br />
co siê stanie na prawdê, jak minie mój ob³êd.<br />
* * *<br />
wybiæ szklane oko losowi, ¿eby metafizyczne<br />
oko lepiej widzia³o to, co ledwie dostrzegalne,<br />
¿eby œciana naprzeciwko zaczê³a siê cofaæ,<br />
bo nie rusza siê z miejsca,<br />
muszê przecie¿ dojœæ do mety<br />
gdzie na mnie niecier<strong>pl</strong>iwie czekaj¹.<br />
gdy przymknê<br />
oczy........<br />
przychodzisz<br />
i mówisz....<br />
jestem<br />
Muzyka<br />
Tadeusz Chabrowski<br />
Czym jest ?<br />
Dlaczego pozwala odpocz¹æ ? U³adziæ myœli ? Oderwaæ<br />
je od codziennoœci ? Dlaczego cieszy ?<br />
Oparta na sekwencji oœmiu tonów (gama) pozwala<br />
je powielaæ, wêdruj¹c w górê i w dó³, a¿ do granic s³yszalnoœci.<br />
Mno¿yæ. Dzieliæ. Dodawaæ i odejmowaæ. Potêgowaæ.<br />
£¹czyæ. Wyznaczaæ i zmieniaæ rytm, tempo, intensywnoœæ,<br />
soczystoœæ, g³oœnoœæ, barwy, smaki. Potrafi<br />
dra¿niæ. Droczyæ siê. Zapisywaæ tajemnymi znaki. Pozwala<br />
wznosiæ konstrukcje niebywale piêkne i urzekaj¹ce. Solo<br />
i w zespole.<br />
Gasi pragnienie piêkna, ³adu, harmonii.<br />
Jest czysta.<br />
Pozwala wyraziæ wszystko. Zilustrowaæ wszystko. Pozwala<br />
tañczyæ. Porusza s³owo.<br />
S³ychaæ j¹ równie¿ wówczas, gdy jej nie s³ychaæ. Jest<br />
w ciszy w szumie i w ha³asie. W drewnie i w metalu.<br />
Jest mow¹ ludzi, ptaków, owadów, innych zwierz¹t,<br />
roœlin. Œwiata. Wszechœwiata.<br />
Czêsto tak¿e ich radoœci¹.<br />
Muzyka.<br />
Matematyka któr¹ s³ychaæ.<br />
Wojciech Graba³owski<br />
czêstochowski magazyn literacki
Konfesja<br />
Tak, nigdy ciê nie zapomnê...<br />
Dni przechodz¹, s³oñce wschodzi...<br />
Wczoraj, jutro i od œwiêta,<br />
W t³oku wiosen, w pustce miasta<br />
Zawsze ciê bêdê pamiêta³<br />
Tak, nie wiem czy ciê nie zapomnê,<br />
Dni przechodz¹, s³oñce wschodzi...<br />
Dzisiaj, jutro i od œwiêta, w t³oku œwiata, w pustce lata<br />
Nie wiem... czy bêdê pamiêta³?<br />
Tak, wiem, ¿e ciê zapomnê,<br />
Dni odchodz¹, s³oñce wschodzi...<br />
Œwiêto dzisiaj, jutro Œwiêto,<br />
w t³oku piêkna, w pe³ni s³oñca<br />
Wiem ¿e nie bêdê pamiêta³<br />
January 28, 2009 New York<br />
Mod<strong>litwa</strong> dla Ciebie<br />
Ojcze mój,<br />
Czy zawsze jesteœ nad nami...<br />
Czy zawsze bêdziesz z nami...<br />
Czy Wola Twoja mnie zbawi...<br />
Matko moja,<br />
Czy zdrowaœ Ty...<br />
Czyœ zawsze ³aski pe³na ...<br />
Czy owoc ¿ywota Twego siê zbawi...<br />
Ojcze mój, Matko moja,<br />
Czy odpuœcisz swe Winy.<br />
Czy zbawisz j¹ ode Z³ego ...<br />
Czy Twój Winowajca mnie zbawi...<br />
Stró¿u mój,<br />
Ty przy nim zawsze stój...<br />
Czy jestem zdolny do pomocy ...<br />
Obroniê Ciê od Z³ego ...<br />
Nie pragn¹c Niczego, ¯ywota wiecznego ...<br />
Amen<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
October 3, 2009 New York<br />
GRZEGORZ KÊPIÑSKI<br />
10 wierszy zza Oceanu<br />
Oczy Boga<br />
Potrzebujê boskich oczu,<br />
aby ze szczêœcia nie oœlepn¹æ,<br />
aby widzieæ œwiat wielki<br />
z zamkniêtymi oczami<br />
Zazdroszczê oczu zakochanym,<br />
bo nie boj¹ siê nigdy<br />
œwiatu ca³emu kocham powiedzieæ<br />
z zamkniêtymi oczami<br />
Potrzebujê twoich oczu,<br />
ja sam niewiele widzê,<br />
bo œwiatu kochaæ niebo pomog¹<br />
z zamkniêtymi oczami<br />
Okna<br />
Okna w Domu moim<br />
na palcach zliczyæ mogê,<br />
Wschód, Zachód, Po³udnie.<br />
Cztery na Niebosk³on...<br />
W nich siê Noc odbija,<br />
W nich Dzieñ siê rodzi,<br />
W nich Cienia Blaski,<br />
w nich Ogieñ i Woda...<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
February 22, 2010<br />
Okna w Œwiecie moim<br />
ich zliczyæ nie mogê<br />
Trzy, Milion, Dwadzieœcia<br />
Parê na Niebosk³on...<br />
W nich siê Noc odbija,<br />
W nich siê Œwiat³o rodzi,<br />
W nich Blaski Cienia, w nich Ogieñ i Woda...<br />
Okna w Niebie moim,<br />
Ich liczyæ nie trzeba W Nich Dobre siê rodzi<br />
W Nich ZawiϾ umiera...<br />
August 15 2006 / April 15 2010, New York<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
39
40<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
rewolucja<br />
To noworoczne przyrzeczenie,<br />
trzynasto miesiêczny rok<br />
Tam rewolucja p³onie, tonie<br />
dwadzieœcia piêæ godzin mia³ dzieñ<br />
Prezenty odda³em czerni i bieli,<br />
jeden zosta³ dla dwa <strong>pl</strong>us piêæ<br />
Czas p³onie, tonie, mi³oœæ szalona<br />
dwadzieœcia piêæ godzin ma dzieñ<br />
To noworoczne przyrzeczenie<br />
rewolucja bez koñca<br />
Czas szaleje, p³onie, mi³oœæ tonie<br />
dwadzieœcia piêæ godzin ma dzieñ<br />
Ty cicho jutro przyjdziesz,<br />
pomyjesz okna w moich snach<br />
December 31, 2010 New York<br />
Supermarket<br />
Wielkie strachy, Niebezpiecznie,<br />
Wojuj¹ wokó³...Wyprzeda¿...<br />
Pó³ki pe³ne, kupisz wszystko<br />
Zupy w puszkach, sztuczne kwiaty<br />
Co wybraæ gwóŸdŸ czy pomidorow¹,<br />
Coœ kupiæ trzeba! Przecena wielka!<br />
Czy wreszcie przyjdziesz, czy ciê poznam<br />
Tu na pó³ce stojê, mnie wybierz<br />
Za pó³ ceny, za pó³ darmo<br />
Ju¿ za tob¹ têskniê...<br />
Choæ nigdy ciê jeszcze nie spotka³em<br />
February 20, 2008 / 2012, New York<br />
Symetria<br />
upi³eœ siê, tak mi powiedzia³aœ<br />
œmiesznie, rozmaza³y nam siê wszystkie linie<br />
œmiesznie... symetria opuœci³a swe pozycje<br />
upi³eœ siê, tak mi powiedzia³aœ<br />
fakt, nie zauwa¿y³em drugiej dnia po³owy<br />
fakt... nie zauwa¿y³em, ¿e ods³oni³aœ drug¹ zas³onê<br />
upi³eœ siê, tak... marzysz, jak zwykle... œmieszne<br />
fakt, po drugiej stronie rozpocz¹³ siê nowy dzieñ<br />
fakt... po drugiej stronie, w symetrii z twoim poca³unkiem<br />
November 19, 2011, New York<br />
przedwioœnie<br />
czy jest ju¿ jaœniej<br />
chyba nie, to s³oñcu tak wypada<br />
ptakom cie<strong>pl</strong>ej bezmyœlnie œpiewaæ<br />
tak je nauczy³o ¿ycie w nieba szkole<br />
g³os podnosiæ, krzyczeæ, o nic nie prosiæ<br />
budziæ z cieni uœmiechy, zaspane marzenia,<br />
¿onkile, których jeszcze nie ma<br />
lecz ju¿ nas s³odko kusz¹<br />
w przydomowych ogródkach<br />
March 8, 2011, New York<br />
Pta-Szyna<br />
Rankiem spa³em, snów szuka³em<br />
w œnie siê œmia³em, snom k³ama³em<br />
nie s³ysza³em zgie³ku ciszy...<br />
nie s³ysza³em, tej ptaszyny<br />
¿e dziœ jego urodziny<br />
Rano gra³em... potem spa³em,<br />
w œnie œpiewa³em, œni¹c kona³em<br />
to hipnoza... tak myœla³em,<br />
na czym gra³em? na wspomnieniach,<br />
na marzeniach, na zakrêtach, tam... zwalnia³em<br />
Kiedyœ wsta³em, póŸno wsta³em.,<br />
czy ziewa³em? nie, kocha³em...<br />
œwiat kocha³em i w niebiosa polecia³em<br />
tak, pta-Szynê pokocha³em,<br />
tak, Anio³y przeklina³em...<br />
Hymn pta-Szyny, lot Pta-szyny...<br />
bez rodziny... narodziny !!!!<br />
(...dla Edwarda Stachury)<br />
February 8, 2012 / December 6, 2011<br />
Wizyta<br />
Zapomnia³em kluczy dzisiaj<br />
W poœcigu za tym co m¹dre<br />
Chcia³em czas pog³askaæ,<br />
Daæ sekundom wytchnienie...<br />
S³ysza³em, ¿e tak trzeba<br />
S³ysza³em dawno temu,<br />
Od gwiazd spadaj¹cych,<br />
Ze skrzyde³ anielskich...<br />
S³ysza³em, ¿e warto<br />
W podziwie znajdowaæ<br />
PrzyjdŸ wreszcie,<br />
Kluczy nie trzeba,<br />
Otwarte na oœcie¿.<br />
PrzyjdŸ proszê, a czasem...<br />
Nie pukaj... zostañ na zawsze<br />
Grzegorz Kêpiñski<br />
czêstochowski magazyn literacki
Pieœñ wêdrowca<br />
Wieczny wêdrowiec,<br />
ba - nawet tu³acz,<br />
wyruszam w³aœnie<br />
w kolejn¹ m¹ drogê.<br />
Dok¹d - powiedzieæ<br />
niestety nie mogê.<br />
Wieczny wêdrowiec,<br />
ba - nawet tu³acz,<br />
zmierzam do baœni,<br />
choæ uœmiech dojrza³y.<br />
Dok¹d? Ja nie wiem.<br />
Robaczek - zbyt ma³y.<br />
Illiada to bêdzie,<br />
czy te¿ Odyseja<br />
tor mego ¿ycia<br />
na nowo wci¹¿<br />
zmienia.<br />
* * *<br />
dopad³ mnie strach<br />
na zakrêcie<br />
bojê siê<br />
klêczysz<br />
po mojej stronie<br />
w cieniu<br />
gotyckich ³uków<br />
uwznioœleni<br />
(jak czupryny drzew)<br />
a¿ po chmury<br />
milczymy<br />
zbyt wielu gada<br />
£amiesz granice<br />
i bariery<br />
boleœnie<br />
po skurcz miêsni<br />
leniwych wczoraj<br />
£amiesz co mo¿na<br />
i co siê da<br />
by wczeœnie<br />
Synkowi mówiê...<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
25.6.2012<br />
Czêstochowa, 30.05.2012<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
IZABELA KO£DEJ - PTAK<br />
Izabela Ko³dej-Ptak - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />
radoœæ ¿ycia<br />
uj¹æ w d³onie<br />
szczup³e<br />
Mózg poety<br />
A jeœli nie ma poezji?<br />
Jeœli nie ma prozy?<br />
Jest tylko ...czyœciec<br />
zawieszony POMIÊDZY<br />
-chory stan umys³u,<br />
który ju¿ nie walczy,<br />
nie d¹¿y do nik¹d<br />
zawieszony w pró¿ni<br />
jak mucha<br />
w<strong>pl</strong>eciona<br />
w pajêczynê<br />
nieruchoma<br />
Zamiast modlitwy-refleksja<br />
A jeœli nie ma SENSU<br />
to nasze ¿ycie?<br />
Przypadek najczystszy, jak<br />
woda Ÿródlana?<br />
Tylko parcie do przodu<br />
-œlepy, g³uchy LOS.<br />
Zaprzecz- Panie Bo¿ejeœli<br />
chcesz.<br />
20.06.2012<br />
21.06.2012<br />
Izabela Ko³dej- Ptak<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
41
42<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
ZDZIS£AW CZOP<br />
Zdzis³aw Czop - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
¯yciorys<br />
W ogromie wszechœwiata jestem przecinkiem czasu<br />
Moje cia³o nie jest uszyte na miarê mojej wagi<br />
DŸwigam epokê dziejów i wszystkie wojny ludzkoœci<br />
Moje rêce ³¹cz¹ siê z korzeniami z których wyrastam<br />
Ci¹gle pojedynczy chocia¿ stanowiê naród<br />
Ci¹gle zapiêty w skórê zmieniam j¹ z porami roku<br />
Czujê proch w œlinie i ból przemijania gdy patrzê<br />
lustro<br />
Jestem dzieckiem mimo ¿e chodzê o lasce<br />
Jestem starcem z zamkniêt¹ dusz¹ dziecka<br />
Okreœlony w teorii ewolucji i statystykach urzêdów<br />
Niepowtarzalny a jednak powszechny<br />
Zamkniêty i otwarty jak przeczytana ksi¹¿ka<br />
J e s t e m<br />
Drzewo dzieciñstwa<br />
Gdy sp³onê³o drzewo<br />
Na dnie popio³u zosta³a drzazga<br />
Która by³a wiar¹ tego drzewa<br />
i si³¹ w walce z wiatrem<br />
Od drzazgi drzewo budowa³o swoje korzenie<br />
Od drzazgi rozros³y siê jego ga³êzie<br />
Teraz<br />
W upalne po³udnie<br />
Stojê w miejscu gdzie drzewo zakreœla³o kr¹g cienia<br />
Pochylam siê nad popio³em i szukam drzazgi<br />
Aby wbiæ j¹ w palec<br />
Aby pamiêæ o drzewie nosiæ stale<br />
Gdy drzewo ros³o ja ros³em cieniem wokó³ drzewa<br />
Gdy drzewo sp³onê³o – mój cieñ maleje<br />
Wo³anie do œciany<br />
Wo³am do œciany w imieniu w³asnym<br />
I mogê wo³aæ do œciany w imieniu cudzym<br />
S¹ tacy co uciekali od œciany w czasie egzekucji<br />
I s¹ ci co przeszli przez œcianê po egzekucji<br />
Mogê wo³aæ do œciany w jêzyku zmar³ych i zapaliæ<br />
œwieczkê<br />
I mogê wo³aæ do œciany w imieniu tych co ¿yj¹<br />
Tych co w ogrodach œwiata oddychaj¹<br />
Œciana jest przede mn¹ i za mn¹<br />
Obok mnie<br />
PrzeŸroczysta i szklana<br />
Jak oddech dziecka widzialna i niewidzialna<br />
Ja<br />
Wspó³czesny Hiob<br />
Wo³am do œciany<br />
A œciana nie zna mojego imienia<br />
Ptak drzewo i chleb<br />
Poeto<br />
Jesteœ jak kobieta rodz¹ca<br />
Która nie zazna spokoju w bólu rodzenia<br />
Jak matka niechcianych dzieci<br />
Józefowi Kurylakowi<br />
Ca³e ¿ycie dŸwigasz siebie w garœci popio³u<br />
Twój g³os<br />
Jak w¹t³e nitki<br />
Coraz s³abiej zszywa niebo z ziemi¹<br />
Odbija siê od murów z fotografiami zmar³ych<br />
I jako prawda<br />
Oblepiona b³otem i œmierci¹ echem powraca<br />
Tutaj jest woda która ciebie zrodzi³a<br />
Oto twój chrzest s³owa<br />
Pocz¹tek i koniec zwi¹zany w supe³ istnienia<br />
W tej wodzie obmyj rêce<br />
W tej wodzie obmyj palce i dotknij rzeczy<br />
I od pocz¹tku nazwij ptaka drzewo czy chleb<br />
czêstochowski magazyn literacki
Mój przyjaciel<br />
Wymyœli³em siebie z w³asnej potrzeby bycia<br />
Aby byæ wœród drzew i dotkn¹æ drzewa<br />
Aby o ostry kant drzewa skaleczyæ palec<br />
Aby dotkn¹æ ognia i poparzyæ palec<br />
Aby w bólu odkryæ piêkno istnienia<br />
W pejza¿u tylko chwilê jestem w œwietle promieni<br />
Omijam strefê cienia – noc wiêksz¹ od mojego<br />
wzrostu<br />
Jak bezdomny szukam swego domu miêdzy œcianami<br />
Tylko woda jest moim przyjacielem<br />
Zabiera mnie z sob¹ w odp³yw i odp³ywam<br />
Przed œcian¹ ostateczn¹<br />
Przez œcianê ostateczn¹ przejdê sam<br />
Do niej doprowadzi mnie mój nienarodzony syn<br />
Moja nienarodzona córka bêdzie sz³a za mn¹ i nios³a<br />
zapalon¹ œwiêcê<br />
Bêdzie to o zmierzchu<br />
Kiedy zmêczone s³oñce ostatnimi promieniami ogrzeje<br />
moje cia³o<br />
A wszystkie dzwony œwiata bêd¹ dzwoni³y mszê<br />
¿a³obn¹<br />
W garœci bêdê niós³ popió³ – czyli samego siebie<br />
A moje bezbarwne ¿ycie odbije siê jasnym cieniem<br />
w studniach<br />
Blask s³oñca po³¹czy siê z ciemnoœci¹ nocy w wiecznym<br />
ucisku<br />
Koniec stanie siê pocz¹tkiem a pocz¹tek stanie siê<br />
koñcem<br />
Mimo wszystko bêdzie to dzieñ radosny<br />
Za œcian¹ któr¹ przeniknê jak duch zostanie nie<br />
pewnoϾ<br />
Drugie wo³anie do Yeti<br />
Mierzê górê w Himalajach<br />
To jest góra Yeti<br />
Góra nade mn¹<br />
wysoka<br />
i œlady Yeti<br />
nieobecne na œniegu góry<br />
- tylko<br />
odbite ma³e stopy ptaków<br />
A jednak<br />
mimo to wierzê<br />
¿e Yeti istnieje i s³yszy mnie<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
Idê dalej w góry i szukam<br />
A wiêc<br />
to s¹ Himalaje<br />
góry zatrzymane w marszu do nieba<br />
W tych górach<br />
WO£AM<br />
Yeti mój bo¿e<br />
w czterech œcianach œnie¿nej ciszy<br />
- proszê o spowiedŸ<br />
Us³ysz mnie<br />
wiekuisty Yeti<br />
Tylko wy¿ej<br />
mog¹ byæ chóry anielskie<br />
milcz¹ce i g³uche na lawinê moich s³ów<br />
Wiatr<br />
wiatr wieje w <strong>pl</strong>ecy<br />
Na szczycie góry<br />
stan¹³em<br />
Jestem blisko nieba<br />
Ja nie nazywam siê Szymborska<br />
Nazywam siê Zdzis³aw Czop<br />
Przed tob¹ Yeti<br />
chcê siê wyspowiadaæ<br />
szczerze i ostatecznie<br />
na wieki wieków amen<br />
Noszê epokê dziejów<br />
i wszystkie wojny ludzkoœci<br />
- Yeti<br />
Szekspira mam ze sob¹<br />
Ludzie ludziom zgotowali ten los<br />
ale cz³owiek jest dobry<br />
Jesteœ moim bratem<br />
trochê przez ewolucjê innym<br />
ale bratem i zawsze zrozumiesz brata<br />
- Wœród<br />
g³uchych murów œniegu<br />
przystopujê z nogi na nogê na mrozie<br />
- Yeti ³uskê nam na grzbiecie z zimna<br />
Czy moj¹ siostr¹ jest ryba<br />
Czy ca³e ¿ycie œcieram ³uskê ryby z <strong>pl</strong>eców<br />
i zapominam ¿e by³em ryb¹ -<br />
Nie s³ucha mnie<br />
i nie widzê jego zdziwionej miny<br />
- Maczugi w rêce nie mam<br />
ogona na siedzeniu<br />
i wielu innych rzeczy które<br />
mog³y mi przydarzyæ<br />
po drodze<br />
Na œniegu<br />
odcisn¹³em tylko swoje œlady cz³owieka<br />
Moja wyobraŸnia w Himalajach<br />
kreœli patykiem na œniegu<br />
twój kszta³t i owal twarzy<br />
Czujê twój zapach<br />
za ekranem telewizora<br />
gdy z nieodbytej wyprawy<br />
ogl¹dam reporta¿<br />
Mam dowód<br />
- jesteœ ¿ywy<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
43
44<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
i dotykalny Yeti<br />
i widzia³y ciebie dzieci<br />
(poda³a telewizja info)<br />
Oni przyszli wczeœniej<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Lina kolorów<br />
Po spopieleniu cia³a<br />
po spopieleniu koœci i krwi<br />
s¹ we mgle<br />
we wiecznej mgle<br />
Mamo przecie¿ by³em grzeczny<br />
sk¹d ta mg³a i tylko mg³a<br />
nic nie widzê<br />
Pytam dziecko<br />
jaki by³ kolor ognia<br />
w czasie wojny ró¿ewicza<br />
Czy by³ ró¿owy jak odebrana i spalona<br />
dziecku lalka w p³omieniach cia³<br />
Czy w wojnie by³ kolor niebieski<br />
siêgaj¹cy nieba z chórami anielskiego œpiewa<br />
br¹zowy szary fioletowy<br />
kolor z obrazów Beksiñskiego<br />
Kolor który jest w dotyku<br />
który pali siê na obrazach Goyi<br />
- saturn po¿eraj¹cy swoje dzieci -<br />
i popió³ tylko w d³oniach<br />
i posypmy g³owy popio³em<br />
- pamiêci¹ o tym dziecku<br />
Gdy dwoma rêkami<br />
czepiam siê nieba w warkoczu<br />
koloru dymu nie znam<br />
Od sadzy w powietrzu<br />
uchroñ mnie<br />
œwiêty Michale Archaniele<br />
- Od szatana<br />
wiecznej niewoli ognia i piek³a na ziemi<br />
Od mojej rêki po¿¹dliwej i jej ognia<br />
od cia³a mojego po¿¹dliwego<br />
… ani ¿adnej rzeczy która jego jest …<br />
W pokorze - wspinam siê<br />
po linie warkocza dymu<br />
bli¿ej i bli¿ej nieba<br />
- przede mn¹ zmarli uchwyceni<br />
coraz bli¿ej i bli¿ej<br />
s¹du ostatecznego<br />
Posypcie g³owy swoim cia³em<br />
mówi œwiêty Piotr<br />
otwieraj¹c bramy czyœca<br />
Prochem jesteœ<br />
i w proch siê obrócisz<br />
ale Pan siê odnowi<br />
w dniu ostatecznym<br />
wspinam siê<br />
po linie kolorów<br />
coraz wy¿ej<br />
i wy¿ej<br />
i nie czujê lekkoœci ziemi<br />
Mówmy o Bogu<br />
Teraz<br />
Kiedy milczymy<br />
Mo¿emy porozmawiaæ o Bogu<br />
Po drugiej stronie œciany jesteœ -<br />
siedzimy odwróceni do siebie -<br />
Ty patrzysz na po³udnie -<br />
ja patrzê w odwrotn¹ stronê<br />
na ¿ycie doczesne<br />
Ja w rêce mam kamieñ<br />
ty trzymasz kawa³ek chleba -<br />
Czy szatan<br />
zamieni³ mój chleb<br />
w z³ocisty kamieñ<br />
aby zdenerwowaæ ciebie<br />
Rzeszów. 30.03.2012 r.<br />
Œwiêtej pamiêci<br />
Ksiêdza pra³ata Mariana Pi¹tkowskiego<br />
Patrz<br />
Pogoda jest wredna -<br />
Jak siwy Bóg wstanie<br />
deszcz zmieni w pogodê dla bogaczy<br />
Ola ma œlubnego Jasia<br />
Ola œpi z Tadeuszem<br />
I chwali Boga<br />
Powiedz o córce<br />
Czy Bóg mi³osierny<br />
bêdzie dla niej krzy¿em mi³oœci<br />
czy mi³oœci¹ krzy¿a<br />
Bóg ostoj¹ jej i b³ogos³awieñstwem<br />
Przez Krzy¿ Chrystusa<br />
W Bogu Ojcu<br />
Z Duchem Œwiêtym<br />
Amen.<br />
Có¿ mo¿na<br />
powiedzieæ na koniec wiersza<br />
Jest œciana<br />
a w œcianie szczelina œwiat³a -<br />
warkocz œwiat³a sp³ywaj¹cy na ziemiê<br />
IdŸ do nas przez to œwiat³o<br />
czêstochowski magazyn literacki
Genesis<br />
To jest proch<br />
z mojej koœci i z mojej krwi<br />
Pochylam siê nad swoim cia³em<br />
i mówiê do prochu by³eœ moj¹ twarz¹<br />
by³eœ ruchem mojej rêki<br />
Ca³e ¿ycie chodzi³em z tob¹<br />
jak z narzeczon¹ któr¹ poœlubi³em przy œmierci<br />
Wo³am wiecznoœæ ustami których nie mam<br />
proch w modlitwie sk³ada rêce<br />
- stwórz mnie<br />
Bo¿e od ziarenka<br />
od wapna moich koœci<br />
od iskierki z moich oczu<br />
W œwiêtej komunii z Tob¹ po³¹cz<br />
wodê z moim prochem<br />
z prochu<br />
stwórz moj¹ krew<br />
i koœci i ¿ebro w³ó¿ w miêkkie moje cia³o<br />
Oto cz³owiek powiedz<br />
Na obraz mój i podobieñstwo<br />
ulepiony na nowo z prochu rajskiego drzewa<br />
Wiosenna rosa wówczas<br />
opadnie na moje spopielone koœci<br />
i obmyje mnie z grzechu ziemi<br />
pierworodnego<br />
obmyje<br />
moj¹ ¿onê Ewê<br />
i jab³ko które trzyma w d³oni<br />
W wiosennym rajskim powiewie<br />
poczujê oddech w p³ucach<br />
lekki i b³ogos³awiony jak przy porodzie<br />
dotknê swojej rêki<br />
poczujê smak i zapach<br />
zrobiê krok w przód<br />
i ¿ycie powstanie<br />
z kolan<br />
na wieki wieków Amen<br />
Rozwiejê swój proch na wietrze<br />
i zapomnê ¿e kiedyœ by³em prochem<br />
i zgrzeszy³em<br />
To jest ogieñ<br />
który bada³eœ Heraklicie<br />
dotkn¹³eœ ognia<br />
i nie poparzy³eœ palców<br />
Heraklit odwraca g³owê<br />
Wiersz z Heraklitem<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
w moj¹ stronê<br />
Wtedy -<br />
mu mówiê<br />
W objêciach ognia<br />
wielbiê noc jak cia³o mojej ¿ony<br />
Zgorszy³ siê<br />
Przepraszam<br />
wracam do wiersza<br />
- szczerze wyznajê<br />
dotkn¹³em ognia mój bracie<br />
i czujê swój proch w palcach<br />
jakbym przemin¹³<br />
W kro<strong>pl</strong>i wody ze chrztu<br />
topiê siê ca³y z cia³em i dusz¹<br />
Kro<strong>pl</strong>¹ wody ze chrztu<br />
obmywam z prochu<br />
swoje kolana i resztê cia³a<br />
i modlê siê od przeznaczenia<br />
od przemijania<br />
uchroñ mnie<br />
Wieczny<br />
Mówiê sobie<br />
wyniki lekarskie<br />
s¹ dobre<br />
to nieprawda ¿e umrê<br />
w czasie bli¿ej nieokreœlonym<br />
Z dnia na dzieñ<br />
z nocy na noc<br />
wstajê z ³ó¿ka<br />
prostujê koœci<br />
przy otwartym oknie<br />
- oto zwyciê¿y³em noc<br />
jestem teraz jestem<br />
pójdê do pracy<br />
i zjem kanapkê<br />
Wyznania Tomasza Morusa<br />
Tower, noc przed œmierci¹<br />
pukam<br />
do œciany<br />
gdzie s¹ drzwi<br />
czy bêd¹ otwarte<br />
gdy jako duch<br />
wyjdê i stanê<br />
przed Bogiem<br />
Kiedy Bóg<br />
mnie powo³a<br />
na wiecznoϾ nawet<br />
przez œciêcie g³owy<br />
bez g³owy stanê przed<br />
Nim w niebie<br />
samym tu³owiem<br />
powiem jestem<br />
G³owê<br />
na tacy zaniosê<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
45
46<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
na o³tarz wieczny<br />
A przy podniesieniu cia³a i krwi<br />
skapnie kro<strong>pl</strong>a z mojej krwi<br />
do krwi Chrystusa<br />
do kielicha ofiary<br />
za zbawienie oprawców<br />
i kata<br />
Widzê przez kraty nocy<br />
moj¹ œmieræ jutrzejsz¹<br />
- Panie<br />
g³owê mi zetn¹<br />
a Ciebie ukrzy¿owali<br />
Ja Tomas More<br />
w œcianach wiêzienia<br />
w krzyczê cicho do nieba<br />
g³osem bez wody<br />
i mury pêkaj¹<br />
\Modlê siê<br />
za He<strong>nr</strong>yka VIII<br />
coraz ciszej i ciszej modlê siê<br />
a¿ do szeptu<br />
a¿ do ruchu tylko warg<br />
G³os na wodzie<br />
za murami<br />
cichnie i cichnie<br />
jakbym<br />
by³ ju¿ g³uchy na œwiat<br />
i odp³ywa³ dalej i dalej<br />
Wo³am jeszcze córkê<br />
zamkniêtymi ustami<br />
Odchodzê -<br />
- moja Ma³gorzato<br />
prowadŸ mnie œlepego córko<br />
do œwiat³a za œcian¹<br />
Gdzie jest okno moja córko<br />
- kwadrat b³êkitny<br />
widzê po zamkniêciu oczu<br />
Z otwartymi oczami œpiê tej nocy<br />
czuwam przy œmierci<br />
Kraty i tylko kraty<br />
w œcianie<br />
By³em królowi wierny<br />
W rêce czujê<br />
uœcisk He<strong>nr</strong>yka<br />
- Bóg jest<br />
a król to tylko proch<br />
proch po spaleniu grzechu<br />
prochem z prochu proch siê rodzi<br />
i prochem jest mój król<br />
na posypanie g³owy wiecznoœci<br />
Ja twój ojciec<br />
moja córko Ma³gorzato<br />
- Tomasz Morus<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
do raju pukam z wiêzienia<br />
tu i teraz pukam do drzwi<br />
Przysz³aœ córko<br />
na ostatni¹ godzin¹<br />
aby mnie pocieszyæ<br />
realna jak duch<br />
przeniknê³aœ mury wiêzienia<br />
Ty jesteœ pierwsza<br />
Za tob¹ id¹ w ¿a³obie<br />
pod Tower<br />
bezrobotni ch³opi<br />
- ziemiê im odebrano<br />
a za nimi ich owce id¹<br />
wielkie stado owiec Anglii<br />
W procesji ¿a³obnej owce<br />
ogon za ogonem<br />
za sob¹ id¹ pos³uszne<br />
Wed³ug niewiernych<br />
id¹ na wieczn¹ rze¿<br />
w marszu do nieba<br />
wraz ze mn¹<br />
nie by³o krzes³a<br />
na którym usi¹dê<br />
nie by³o miejsca<br />
przy stole<br />
szymanowicz<br />
jak zwykle m³ody<br />
patrzy z lustra<br />
Miejsce przy stole<br />
nie zabiorê wam niczego<br />
ani ¿adnej rzeczy która wasz¹ jest<br />
nigdy mnie nie by³o<br />
tylko wymyœli³em siebie<br />
na chwilê<br />
aby was trochê zdenerwowaæ<br />
Odchodzê przez zamkniête drzwi<br />
POETA O SOBIE<br />
Rzeszów, 31.03.2012<br />
Zdzis³aw Czop<br />
Urodzi³em siê w 1963 r. Jestem autorem jednego<br />
tomiku poetyckiego „Nie ma mnie” wydanego przez<br />
Oficynê Konfraterni Poetów w Krakowie w roku 1991<br />
i laureatem konkursów poetyckich m.in. otrzyma³em<br />
II nagrodê w XVI Ogólnopolskim Konkursie im. Haliny<br />
Poœwiatowskiej. Drukowa³em w pismach ogólnopolskich<br />
(Res Publica, Poezja dzisiaj i innych).<br />
czêstochowski magazyn literacki
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
MA£GORZATA FRANC<br />
PRZEZ DOLINÊ CIENIA<br />
„Chocia¿bym chodzi³ ciemn¹ dolin¹,<br />
z³a siê nie ulêknê, bo Ty jesteœ ze mn¹.”<br />
Psalm <strong>23</strong> za Bibli¹ Tysi¹clecia<br />
Po drodze<br />
Po drodze<br />
czasem przez kamienie<br />
rzucane czêsto<br />
ciê¿k¹ rêk¹<br />
i pogmatwanym<br />
trosk strumieniem<br />
który omija³ losu dary<br />
p³ynê³o ¿ycie<br />
tak jak rzeka<br />
a w wodzie ciemnej<br />
lub przejrzystej<br />
mo¿na siê by³o<br />
jeszcze przejrzeæ<br />
nim up³yw czasu<br />
zmieni³ wszystko.<br />
I nie zabrak³o<br />
gromkiej wrzawy<br />
w m³odoœci cudnych<br />
trudnych latach<br />
kiedy siê œmiech ze ³zami<br />
brata³ w wojennym<br />
zgie³ku i poœpiechu<br />
we wszystkim tym<br />
co bez grzechu<br />
tylko w bolesnym<br />
skurczu wspomnieñ<br />
nigdy nie da³o siê<br />
zapomnieæ.<br />
Po drodze<br />
trwa³ej jak ze spi¿u<br />
gdy tamte lata odp³ynê³y<br />
i serce bi³o jakby<br />
s³abiej ramiona<br />
giê³y siê ku ziemi<br />
a przecie¿ kwiaty,<br />
te w ogrodzie<br />
które od œwiêta<br />
i na co dzieñ<br />
przyozdabia³y zwyk³e<br />
chwile choæ ¿y³y krótko<br />
jak motyle piêkne i jasne<br />
Pamiêci mojej Babci<br />
Fotografia Autorki - foto E. Grzebielucha.<br />
niby lœnienie które<br />
za chwilê czas odmieni³.<br />
Wszystko to by³o<br />
jak po drodze<br />
która tajemne<br />
daje znaki by zmyliæ sens<br />
dla niepoznaki gdy<br />
tu jesteœmy tylko<br />
chwilê która wygl¹da<br />
jak z³udzenie<br />
i walka pró¿na bo<br />
z tym cieniem<br />
¿adne uk³ady<br />
nie pomog¹ i ju¿ kroczymy<br />
tamt¹ drog¹ której<br />
bieg nigdy siê nie zmieni<br />
spacerem przez Dolinê Cieni.<br />
Nad krawêdzi¹<br />
Tej wiosny<br />
przysz³o nam stan¹æ<br />
nad krawêdzi¹<br />
i zmierzyæ siê<br />
z nieskoñczonoœci¹<br />
Nikt nie obiecywa³,<br />
¿e to bêdzie proste.<br />
Jednak nie<br />
nie byliœmy<br />
na to przygotowani bo<br />
14.06.2012r.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
47
48<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
czas wtedy tylko rani³<br />
i nie by³o ju¿<br />
nadziei ¿e los<br />
jeszcze coœ odmieni<br />
Tej wiosny<br />
przysz³o nam stan¹æ<br />
nad krawêdzi¹<br />
Jesteœmy tam ci¹gle<br />
Sami …<br />
Droga bez powrotu<br />
Pora nigdy<br />
nie jest dobra<br />
czasu zawsze<br />
jest za ma³o<br />
nikt z nas nigdy<br />
nie jest gotów<br />
do tej drogi<br />
bez powrotu.<br />
Ale kiedyœ<br />
ruszyæ trzeba<br />
Z tym biletem<br />
w jedn¹ stronê<br />
tamt¹ drog¹<br />
bez powrotu<br />
gdy to co tu<br />
ju¿ stracone.<br />
Nie ma<br />
dzisiaj ani jutra<br />
na tej drodze<br />
14.06.2012 r.<br />
bez powrotu<br />
tylko ciemna<br />
zimna pustka<br />
w której nic<br />
ju¿ siê nie zmieni.<br />
Tu i tam<br />
wci¹¿ siê krêcimy<br />
poœród nag³ych<br />
¿ycia zwrotów<br />
by siê znaleŸæ<br />
w jednej chwili<br />
na tej drodze<br />
bez powrotu.<br />
W ukryciu<br />
Kiedy chowam twarz<br />
w d³oniach w ukryciu<br />
myœlê czy siê jeszcze spotkamy<br />
gdzieœ kiedyœ w innym ¿yciu.<br />
I w ukryciu sp³ywaj¹<br />
³zy po policzkach<br />
gdy ju¿ wiem ¿e nie wrócisz<br />
i nigdzie nie wysz³aœ.<br />
Do ogrodu jest ca³y w deszczu<br />
na spacer dziœ nie ma s³oñca<br />
i tak ju¿ pewnie zostanie w ukryciu<br />
na zawsze i do koñca.<br />
14.06.2012 r.<br />
14.06.2012 r.<br />
Ma³gorzata Franc<br />
Krajobraz nadbajkalski - reprodukcja czarno-bia³a obrazu olejnego Witalija Smagina (Irkuck)<br />
- Zas³u¿onego Artysty Federacji Rosyjskiej.<br />
czêstochowski magazyn literacki
EL¯BIETA GOLA<br />
Na jedn¹ literê<br />
El¿bieta Gola - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />
Czart<br />
Cieñ czarnow³osej czeka³,<br />
cier<strong>pl</strong>iwy czart czarowa³,<br />
ciska³ czupryn¹,<br />
czerpa³ cudze ciep³o<br />
cudzo³o¿¹c codziennie.<br />
Ci¹gle coœ czymœ ciekawi³o,<br />
czas czasami cyka³...<br />
Czy ceni³ ciszê?<br />
Czy czeka³ cudu?<br />
Czart, czy czort?<br />
Doping<br />
Dla doskona³ego dnia:<br />
dwanaœcie du<strong>pl</strong>ikatów<br />
dobrej duszy!<br />
Du¿o delikatnych dŸwiêków,<br />
dziesiêæ dziwacznych dañ.<br />
Drobnych detali dwoistoϾ.<br />
Dysputy, dawne dywagacje,<br />
dzieñ do dnia.<br />
Do dna, do dna!<br />
Doros³ych doping.<br />
Feta<br />
Fantazja Filemona,<br />
fochy Funi -<br />
familiarna fuzja<br />
filuternych futrzaków.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Fanfaronada Feliksa,<br />
fantasmagoria Fiony -<br />
fatalny filmowy fast-food.<br />
Fortepianowe fortissimo,<br />
furia falban<br />
feeria fioletów,<br />
full fidryga³ków<br />
fanatstyczna feta!<br />
Pary¿anka<br />
Pod p³askim parasolem<br />
ponêtna pary¿anka<br />
pieœci³a pekiñczyka.<br />
Pudrowa³a policzki,<br />
puszy³a pukle,<br />
polerowa³a paznokcie.<br />
Ponad poezjê<br />
przedk³ada³a ponadczasow¹ prozê.<br />
Preferowa³a pogawêdki<br />
pe³ne pikanterii,<br />
ponadto<br />
pos¹gow¹ postaæ<br />
pewnego przystojnego poligloty.<br />
Paradowa³a po <strong>pl</strong>a¿y,<br />
pasiaste parawany<br />
przykrywa³y<br />
podnieconych pomys³ami.<br />
Powa¿ne panny<br />
przyci¹ga³y przenikliwych.<br />
Pêd powietrza<br />
porywa³ panamy,<br />
przewraca³ podchmielonych.<br />
Pamiêæ przypomina³apiêkno<br />
przemija.<br />
Teraz<br />
Tak trudno<br />
tesknotê t³umiæ,<br />
tylko tulipany tuliæ.<br />
T³umacz¹c tekst<br />
toczyæ tezy,<br />
teoretyzowaæ.<br />
Ty tokujeszteraz<br />
tak trzeba...<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
El¿bieta Gola<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
49
50<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
WIES£AWA MACHURA<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Z cyklu: Legendy krakowskie<br />
Obraz M. Piotrowskiego „Œmieræ Wandy” - ilustracja<br />
z ksi¹¿ki „Dzieje Polski” z 1909 roku.<br />
¯YWIA - WANDA<br />
Przyjmuj¹c zaproszenie<br />
Od Popielidów - Krak<br />
Gra³ ze swym przeznaczeniem<br />
Choæ wcale nie zna³ kart<br />
Dziewczyna w³osy mia³a<br />
Jasne jak piasek <strong>pl</strong>a¿<br />
W oczach - zielone chochliki<br />
Co cukrowa³y œwiat?<br />
Krak - choæ ju¿ w sile wieku<br />
Poprosi³ o jej rêkê<br />
A ¯ywia - dumna z siebie<br />
¯e prze³ama³a - wdziêkiem<br />
Jego dotychczasow¹<br />
Niechêæ do ma³¿eñstwa<br />
Z radoœci¹ siê zgodzi³a<br />
Uznaæ w nim swego mê¿a<br />
Kraków - nie mniej szczêœliwy<br />
Od zakochanej pary<br />
Przywita³ ich gromkimi<br />
Wesela wiwatami<br />
Tutaj te¿ - w tym grodzie ¯ywia otrzyma³a<br />
Jak gdyby drugie imiê?<br />
"Wened¹" nazwana<br />
Od miana swego rodu<br />
Potem - krócej - "Wend¹"<br />
Ostatecznie zosta³a<br />
Dla Krakowa - Wand¹<br />
Mi³oœæ podszy³a b³êkitem<br />
Codzienne zwyk³e czynnoœci<br />
Dnie i miesi¹ce stroj¹c<br />
W swe suknie rzadkiej piêknoœci<br />
A¿ zazdroœæ gryŸæ poczê³a<br />
Zawistne serca z³ych mocy<br />
Z ich podszeptu - koñ ksiêcia<br />
Tak nieszczêœliwie skoczy³<br />
Do jamy zamaskowanej<br />
Ga³êziami i liœæmi<br />
¯e przygniót³ jeŸdŸca ciê¿arem<br />
Pêk³y w dwóch miejscach koœci<br />
Guœlarz Zych nogê opatrzy³<br />
Ob³o¿y³ ³upkami z dêbiny<br />
I aby wygnaæ z³e moce<br />
Okadzi³ rannego dymem<br />
¯ywia czuwa³a nad mê¿em<br />
Czuwa³ i ca³y Wawel<br />
Krak nie traci³ nadziei<br />
Wydawa³o siê, ¿e...<br />
Niespodziewana gor¹czka<br />
W trzynastym dniu choroby<br />
Odjê³a ksiêciu przytomnoœæ<br />
Œmieræ - jeszcze tej samej doby<br />
Czarnym ¿a³oby szalem<br />
Opasa³a miasto<br />
Z rozpacz¹ w sercu i ¿alem<br />
Zaczêto budowaæ stos<br />
Obyczaj nakazywa³<br />
By obok Kraka - na stosie<br />
Stanê³a tak¿e Wanda<br />
Dru¿yna jego, psy, konie<br />
Lecz ¯ywia, zwo³awszy Radê<br />
Zapoznaje wszystkich<br />
Ze swym postanowieniem<br />
"Nie umrze wiêcej nikt"<br />
¯yciem swym, bowiem lepiej<br />
Ni¿ œmierci¹ bez celu<br />
S³awiæ bêd¹ Kraka<br />
W przysz³ym pokoleniu<br />
Skromny pogrzeb ksiêcia<br />
Wzbudzi³ zrozumia³e<br />
Wœród swoich i obcych<br />
Zainteresowanie<br />
Rydygier z ciekawoœci<br />
Przyby³ do Krakowa<br />
A zobaczywszy Wandê<br />
Gwa³townie pokocha³<br />
Namiêtnoœæ desperack¹<br />
czêstochowski magazyn literacki
Myœl¹ go natchnê³a<br />
Odmowa bêdzie znaczyæ<br />
¯e jedynie - si³a<br />
(Zbrojne zajêcie miasta)<br />
Zwyciê¿y oporn¹<br />
Rada - jednomyœlnie<br />
G³osuje za zgod¹<br />
Prosz¹c ¯ywiê, by rêkê<br />
Odda³a Niemcowi<br />
Zapewniaj¹c tym samym<br />
Spokój Krakowowi...<br />
Ale Wanda przerywa<br />
Miasta bezpieczeñstwo<br />
Nie ucierpi: Rydygier<br />
Nie bêdzie zwyciêzc¹<br />
Zniknie powód najazdu<br />
Gdy i jej nie stanie<br />
Ona zaœ chêtnie ¿ycie<br />
Za mi³oœæ oddaje<br />
Za mi³oœæ, jak¹ Kraków<br />
Przypis odredekcyjny na podstawie Wikipedii:<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
Darzy³ j¹ przez lata.<br />
A tak¿e udowodni<br />
¯e na stosie Kraka<br />
Nie stanê³a nie z braku<br />
Odwagi, czy si³y, lecz by zwyczaje okrutne<br />
W ludzkie siê zmieni³y<br />
Noc rozkaza³a gwiazdom<br />
Przebraæ siê w suknie nowe<br />
"Mo¿e Wanda - czu³a na piêkno<br />
Zaniecha swych postanowieñ?”<br />
Ksiê¿yc w³o¿y³ koszulkê<br />
W której mu bardzo do twarzy<br />
"Popatrz Wando, dziœ pe³nia<br />
Czy nie chcesz trochê pomarzyæ?"<br />
Wis³a szepnê³a: „Córeczko<br />
Jesteœ jeszcze tak m³oda<br />
Moje ramiona - to spokój, lecz<br />
Ÿyciem jest niepogoda"<br />
Wies³awa Machura<br />
Z kopcem w Mogile zwi¹zana jest legenda o Wandzie, m³odej i piêknej w³adczyni Krakowa (czêsto podaje siê, ¿e<br />
by³a córk¹ samego Kraka). Wed³ug jednej wersji legendy Wanda, która s³ynê³a ze sprawiedliwoœci i m¹droœci,<br />
wzbudzi³a mi³oœæ Rydygiera, niemieckiego ksiêcia. Og³osi³, ¿e je¿eli Wanda nie przyjmie jego rêki – on napadnie<br />
Kraków. Wanda, nie chc¹c nara¿aæ miasta na niebezpieczeñstwo, wybra³a œmieræ zamiast ma³¿eñstwa z ksiêciem<br />
(wed³ug innej wersji, Rydygier odst¹pi³ od swego zamiaru, zaœ Wanda musia³a z³o¿yæ ofiarê dziêkczynn¹ bogom i<br />
oddaæ swe ¿ycie). Rzuci³a siê w toñ Wis³y, a cia³o jej znaleziono w³aœnie w Mogile. Chc¹c uczciæ bohaterstwo<br />
ksiê¿niczki, naród usypa³ jej wysoki kurhan. W 1890 roku postawiono na nim pomnik zaprojektowany przez samego<br />
Jana Matejkê.<br />
Panorama Urbino -<br />
Transferred from it.wikipedia; transferred to Commons by User:Wikinade using Commons Helper. Autor:Original<br />
u<strong>pl</strong>oader was Pietro il Grande at it.wikipedia<br />
Wp³ynê³a oferta udzia³u w projekcie przygotowywanym przez Prowincjê Pesaro Urbino – W£OCHY w ramah<br />
Programu UE Kultura 2007-2013. G£ÓWNE CELE: utworzenie europejskiej sieci "pejza¿y artystycznych i literackich"<br />
jako miêdzynarodowej trasy innowacji kulturowych i krajobrazowych, testowania nowych narzêdzi promocyjnych dla<br />
wielu dzie³ sztuki. Cele szczegó³owe programu s¹ nastêpuj¹ce: promowanie ponadnarodowej mobilnoœci osób pracuj¹cych<br />
w sektorze kultury; wsparcie dla ponadnarodowego obiegu dóbr kultury i dzie³ oraz wyrobów artystycznych, a<br />
tak¿e promocja dialogu miêdzykulturowego.<br />
Myœlê, ¿e mo¿na by zastanowiæ siê nad powy¿sz¹ ofert¹ i zobaczyæ, co do niej mo¿emy wnieœæ oprócz pejza¿y<br />
jurajskich i zespo³u klasztornego z Jasnej Góry.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
51
52<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
IRENEUSZ K. KORPYŒ<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Ireneusz K. Korpyœ - laureat III nagrody - fotografia udostêpniona przez Autora.<br />
WIERSZE NAGRODZONE<br />
NA VI OGÓLNOPOLSKIM KONKURSIE POETYCKIM<br />
erotyczny traktat o materializmie<br />
g³óg pachnie do granic wytrzyma³oœci<br />
zrywaj¹ siê synapsy<br />
zrywa siê jêzyk<br />
do metafory<br />
œmia³ej<br />
która œlin¹ upada<br />
na jej kolana<br />
dziêcio³ w parku<br />
rozbi³ g³owê<br />
a ja zszywam zerwane synapsy<br />
klêcz¹c przed konfesjona³em<br />
jej wcielonego cia³a<br />
materia przeros³a ducha<br />
* * *<br />
upaϾ w pokusie<br />
ze skrzyd³ami z³o¿onymi w geœcie wyczekiwania<br />
i o potêpienie<br />
b³agalnym g³osem modlitwy<br />
do jednej jedynej bogini<br />
choæby wiara <strong>pl</strong>emienna<br />
i zup nie by³o<br />
b³ogos³awieni<br />
g³odni grzechu<br />
IM. W£ADYS£AWA SEBY£Y<br />
b³ogos³awieni<br />
otwarci na nuty sfer nadziemskich b³ogos³awieni<br />
g³oœni pieszczotami<br />
b³ogos³awieni<br />
a niebo posi¹dzie<br />
kto upada<br />
upaœæ ni¿ej<br />
pod stopy<br />
którym w swej pysze pragnê rozwi¹zaæ rzemyki<br />
i upaœæ z anio³em rozbitym o owoc leszczyny<br />
w ramiona które b³ogos³awi¹<br />
sacrum<br />
od S³oñca i Ksiê¿yca<br />
tam gdzie wróble relikwie gubi¹<br />
symbol œwi¹t<br />
czasu œwiêtego<br />
i na powrót<br />
powroty pokusy trzeszcz¹cej<br />
* * *<br />
oddaj mi biodra<br />
ale usta zachowaj<br />
one mi³oœæ zwiastuj¹<br />
b¹dŸ dzika<br />
œlad <strong>pl</strong>emienia œwiêtej wiary<br />
tu rozchodzisz siê i schodzisz<br />
czêstochowski magazyn literacki
pod powiekami i w mojej g³owie<br />
gryŸ do krwi<br />
i wydrap zawziêcie<br />
swoje imiê na korze skóry<br />
w miejscu nie odwiedzanym<br />
przez przyk³adne dziewczêta<br />
omijamy koœcio³y<br />
zbyt wiele ich<br />
ws¹czy³o siê nam<br />
w krwioobieg<br />
nocny egzorcyzm<br />
os³abi sumienie<br />
upite krwi¹<br />
i dok³adnie zaprojektowanymi ruchami<br />
oddawaj siê po kawa³ku<br />
co noc<br />
ca³ej ciê nie zechcê<br />
a¿ zatrut¹ krew<br />
wys¹czysz<br />
z poœwiêconej ¿y³y<br />
* * *<br />
dotykam Ciê metafor¹<br />
zbyt wulgarn¹<br />
abym usta<br />
sk³ada³ w ofierze na krzy¿u<br />
groŸnie pomrukuj¹ mury<br />
Bo¿e poetów<br />
który str¹casz ptaki<br />
wybaczam ¿e palcem<br />
wyganiasz mnie z koœcio³a<br />
podpalam œwiece na swoim o³tarzu<br />
z woskiem<br />
topi¹ siê sumienia tak ciê¿kie<br />
jak mury z ziemi<br />
i sufit z nieba<br />
wznios³em ka<strong>pl</strong>icê<br />
dla Twojej chwa³y<br />
chropowaty dym piór<br />
nie zaskarbi wdziêcznoœci<br />
jak¹ cieszy³a siê ofiara Abla<br />
tak blisko<br />
dr¿¹ mury zabytkowego koœció³ka<br />
w którym ko³ysa³em siê<br />
do którego zabroni³eœ mi wchodziæ<br />
czujê Twój dotyk<br />
gdy mnie wyganiasz i str¹casz<br />
jak nisko upaœæ mo¿na spadaj¹c z ziemi?<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Bo¿e któremu zbudowa³em ka<strong>pl</strong>icê<br />
z metafory zbyt odwa¿nej<br />
by pozostaæ niewinnym<br />
dotknij mnie<br />
i str¹æ dotykiem przedwczesnym<br />
w stronê politeizmu<br />
pozwoli³em tobie na wiêksz¹<br />
rozwi¹z³oœæ jêzyka<br />
œlina wspó³istoczy siê<br />
z bia³ym cia³em hostii<br />
œwiêtoœci przybywa<br />
w uniesieniu<br />
promieni nowo odpalonej œwiecy<br />
rozlewasz wino na o³tarzu<br />
s³owem<br />
po<strong>pl</strong>¹tanym i grzesznym<br />
chwalisz Pana<br />
i nadal œlinisz hostiê cia³a<br />
Pan ociera rozmok³¹ pierœ<br />
odchodzi<br />
na tacy obfita ofiara<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
szeptem<br />
i poœwiêcanymi ustami<br />
czekasz na kolejnego Boga<br />
a¿ uginaj¹ siê mury<br />
od modlitw<br />
i poœciel przed hosti¹ rozstêpuje siê<br />
Morze Czerwone wysycha - efekt globalizacji<br />
POETA O SOBIE<br />
Ireneusz K. Korpyœ<br />
Ireneusz K. Korpyœ – 22 V 1982 r. Ukoñczy³ studia wy¿sze<br />
w zakresie: historii, teologii, zarz¹dzania i marketingu oraz<br />
filozofii. Nauczyciel akademicki na stanowisku asystent w<br />
Instytucie Filozofii Socjologii i Psychologii Akademii im.<br />
Jana D³ugosza w Czêstochowie. Cz³onek Literackiego<br />
Towarzystwa Wzajemnej Adoracji „Li-TWA”cz³onek<br />
Janowskiego Klubu Literackiego.<br />
Publikowa³ w pismach o zasiêgu lokalnym, ogólnopolskim<br />
oraz miêdzynarodowym. Jego wiersze ukazywa³y siê<br />
równie¿ w antologiach i wyborach poezji. Jest autorem<br />
bajki dla dzieci „Imiê dla Pajacyka” (Czêstochowa 2002),<br />
ksi¹¿ek poetyckich: „Pocztówki z Czêstochowy” (Czêstochowa<br />
2006), „Antyerotyki” (Czêstochowa 2008), „Traktat o<br />
piêknie i naiwnoœci” (Czêstochowa 2008), „niesakralne<br />
przechadzki z bogami” (Czêstochowa 2011), opracowañ<br />
krytyczno-literackich „Szkice czêstochowskie 2007 – 2008”<br />
(Czêstochowa 2009).<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
53
54<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
DOROTA NOWICKA<br />
Mojemu ulubionemu poecie<br />
Jerzemu Harasymowiczowi<br />
w przededniu kolejnej rocznicy œmierci<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
JEJ PANTOFEL<br />
Ty<br />
Dla swojej Barbary<br />
Sk³ada³eœ<br />
Wyszukane rymy<br />
Wprost do gwiazd<br />
Wznosi³eœ<br />
Cerkwi peany<br />
Piórem malowa³eœ<br />
Poematu zawilce<br />
I w nowe szaty<br />
Ubiera³eœ irysy<br />
Ty jeden<br />
Posadzi³eœ j¹<br />
Na diamentowym<br />
Tronie metafor<br />
W z³ote warkocze<br />
W<strong>pl</strong>ata³eœ<br />
Bukowe liœcie<br />
A £emków domy<br />
Schowa³eœ<br />
W jej turkusowe oczy<br />
Nawet jej pantofel<br />
Napisa³eœ<br />
Zgubiony kiedyœ<br />
W b³ocie<br />
IDZIE ŒWIÊTY JERZY<br />
Przez bieszczadzk¹ po³oninê<br />
Kroczy Œwiêty Jerzy<br />
Pok³ony mu bij¹<br />
Dziewanny<br />
Barwinków zastêpy<br />
K³aniaj¹ siê<br />
Brzuchate cerkwie<br />
I ³emkowskie domy<br />
Srebrzyste jod³y<br />
Sêkate klony<br />
Jaskó³ki ma<br />
We w³osach<br />
Na nogach<br />
Traw sanda³y<br />
W kieszeniach<br />
Poezjê<br />
I rude kasztany<br />
Dorota Nowicka - fotografia udostêpniona przez Autorkê.<br />
A w krzewie ja³owca<br />
Gdzieœ w oddali<br />
S³owik cicho œpiewa<br />
Ruski bóg<br />
Otwiera<br />
Ikonostas nieba<br />
TAK MI SZKODA<br />
Za szaro - burym woalem mgie³<br />
Stoj¹ rzêdem<br />
Rosochate wierzby<br />
Prastare lipy<br />
¯a³oœnie nuc¹ strofy<br />
Harasymowiczowskich wierszy<br />
Ju¿ dawno sp³onê³y<br />
Bukowe lasy<br />
Opad³y kiœcie<br />
Purpurowych jarzêbin<br />
Wyblak³y ³¹ki<br />
Pe³ne macierzanki<br />
I kopu³y ³emkowskich cerkwi<br />
Odjecha³ wóz wêdrownej pieœni<br />
czêstochowski magazyn literacki
Tak mi szkoda - Panie Jerzy<br />
¯e ju¿ nigdy<br />
Nie napiszesz<br />
Tak piêknych wierszy<br />
JU¯ NIE PRZYJDZIE<br />
Perlistych kropel<br />
Szkliste korowody<br />
Sun¹ po twarzy Barbary<br />
Jak wêdrowna karawana<br />
Barbara niegdyœ m³oda<br />
Rozeœmiana<br />
Dzisiaj jest smutna<br />
Zadumana<br />
Na biurku przywiêd³e<br />
Stoj¹ s³oneczniki<br />
W glinianym<br />
Starym dzbanie<br />
Biblioteki ch³ód<br />
I zwiêd³e kwiaty<br />
Przypominaj¹<br />
Z bliskimi rozstanie<br />
Ju¿ nie odwiedzi jej<br />
Œwiêty Jerzy<br />
Nie przyniesie<br />
Nasturcji ani dzwonków<br />
Mo¿e ze smokiem<br />
Toczy boje<br />
W Krainie<br />
Wiecznych £owów<br />
SPOTKAJMY SIÊ<br />
Spotkajmy siê mi³y w wierszu<br />
Jak kiedyœ Jerzy i Barbara<br />
Mo¿e i nas tak¿e skryje<br />
Grabina s³ów zielona<br />
Bo taki nam pisany los<br />
Taka ju¿ od niebios wola<br />
Przed ludzkich oczu sztyletem<br />
Musimy siê dziœ schowaæ<br />
Mo¿e i nam siê uda jakoœ<br />
Przechytrzyæ rytm i rym<br />
Bia³¹ kartkê wywieœæ w pole<br />
Z³¹ dolê rozbiæ w py³<br />
Spotkajmy siê w wierszu mi³y<br />
Bo tak nam tylko wolno<br />
Bêdziemy razem spacerowaæ<br />
Poezji œcie¿k¹ poln¹<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
IKONA<br />
Z oszronion¹ g³ow¹ w chmurach<br />
Z sêkatym kosturem lat u nogi<br />
Szed³ górami wêdrowiec - poeta<br />
Szuka³ poezji co nieopatrznie<br />
Wymknê³a mu siê spod pióra<br />
W oczy zagl¹da³ pêkatym cerkwiom<br />
W ³emkowskich domów ponure sienie<br />
Spotkanym ludziom patrz¹c prosto w serca<br />
Pyta³ g³oœno sam siebie<br />
Czy czasem jej tu nie ma<br />
Lecz zamiast garœci niepos³usznych wierszy<br />
Co atramentu granatowym kleksem siê rozprys³y<br />
W bibliotece wiejskiej obok t³ustych tomów<br />
Dziewczynê ujrza³ z warkoczem pszenicznym<br />
Porcelanow¹ twarz¹ - madonny<br />
I gdy zapatrzy³ siê w ni¹ jak w cudo<br />
Odzian¹ w s³oneczników z³otych wota<br />
Pomyœla³ wielce zadziwiony<br />
Czy to zaiste - kobieta jest<br />
Czy mo¿e tylko - ikona<br />
Zakocha³ siê w niej poeta<br />
Jak soból jary w m³odej dziewczynie<br />
Konwalii tak œwie¿ej jak majowy poranek<br />
Na ziemi i w niebie œlubuj¹c sw¹ mi³oœæ<br />
O rêkê jej prosi³ buki stare<br />
W bezsenne noce<br />
Sk³ada³ czu³e dla niej rymy<br />
Dniem pod stopy rzuca³ kwiatów poematy<br />
Lecz gdy ksiê¿niczka bucik w lesie zgubi³a<br />
Z innej bajki ksi¹¿ê znalaz³ go - niestety<br />
I jak to zwykle w poetów ¿yciu bywa<br />
Szczêœcie z mi³oœci¹ nie idzie w parze<br />
Sercem poety wzgardzi³a Barbara<br />
Nie spod znaku lutni kochanka wybra³a<br />
Lecz - Eskulapa<br />
A choæ miêdzy nimi<br />
W œrodku mroŸnej zimy<br />
Drzewo mi³oœci kwiatem zakwit³o<br />
Nie pojê³a za mê¿a Jerzego Barbara<br />
Za ¿onê Barbary nie wzi¹³ Jerzy<br />
Barbara na zawsze<br />
Ikon¹ zosta³a<br />
Œwiêtym na wieki pozosta³ - Jerzy<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
Dorota Nowicka<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
55
56<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
BARBARA STRZELBICKA<br />
Barbara Strzelbicka -fotografia udostêpniona przez<br />
Autorkê.<br />
artysta to cz³owiek<br />
jak ka¿dy<br />
musi chodziæ do pracy<br />
bo wy¿yæ ze sztuki<br />
mog¹ zaledwie nieliczni<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Fotografia udostêpniona przez Autorkê<br />
PORTRET ARTYSTY<br />
artysta musi jeϾ<br />
idzie rano po bu³ki<br />
czasem po miêso<br />
i tylko wolno mu zapomnieæ<br />
ile czego ma kupiæ<br />
nie zap³aciæ<br />
zostawiæ<br />
zgubiæ<br />
jak to artyœcie<br />
¿eby podró¿owaæ<br />
artysta kupuje bilet<br />
albo paliwo<br />
palcem na mapie wyznacza trasê<br />
co zajmuje mu du¿o czasu<br />
bo miêdzy przesiadkami<br />
skrzy¿owaniami<br />
i zjazdami z autostrady<br />
myœli o kosmosie<br />
artysta p³aci rachunki<br />
za mieszkanie pr¹d<br />
i wywóz nieczystoœci<br />
kupuje te¿ ubranie<br />
bogaci przedsiêbiorcy<br />
rzadko zostaj¹ mecenasami<br />
sztuki<br />
a jeœli ju¿<br />
to artyœci i tak<br />
szybko trwoni¹ pieni¹dze<br />
za portret kochanki<br />
albo za zredagowanie pamiêtników<br />
artyœcie psuj¹ siê zêby<br />
wyrodnieje krêgos³up<br />
ubywa sprawnoœci<br />
powinien wiêc dbaæ o siebie<br />
uprawiaæ sport<br />
chodziæ do dentysty<br />
przyjmowaæ lekarstwa i su<strong>pl</strong>ementy<br />
mo¿e tak¿e<br />
pogr¹¿yæ siê w bezczasie<br />
zostaæ dziwakiem<br />
albo<br />
uporczywie szukaæ<br />
innej drogi<br />
DEMIURG<br />
w zagraconym pokoju<br />
z ma³ym oknem<br />
bo s³oñce<br />
mo¿e zniekszta³ciæ obraz œwiata<br />
na monitorach<br />
palcem<br />
zmienia konstelacje<br />
bo tylko on zna has³o<br />
stwórca<br />
dostarcza informacji<br />
monitoruje zainteresowanie<br />
bada poziom satysfakcji<br />
przeprowadza ankiety i sonda¿e<br />
analizuje<br />
podejmuje dzia³ania naprawcze<br />
by produkt by³<br />
najwy¿szej jakoœci<br />
wychodzi na krótko<br />
gdy brakuje budulca<br />
którym mo¿e byæ wszystko<br />
przyciête migawk¹<br />
do potrzeb<br />
reszta jest odpadem<br />
jego kolega po fachu<br />
choæ nieœmiertelny<br />
stworzy³ tylko banalny œwiat<br />
do którego maj¹ dostêp<br />
amatorzy<br />
Barbara Strzelbicka<br />
czêstochowski magazyn literacki
AGNIESZKA Z£OTA<br />
Agnieszka Z³ota - fotografia Ireneusz K. Korpyœ..<br />
Cogito<br />
Rozproszone jak fotony - myœli<br />
próbujê skupiæ w wi¹zkê œwiat³a<br />
uduchowiæ materialnoœci¹ obmierz³e<br />
zd³awiæ te, które tê¿ej¹ niechciane<br />
utopiæ w ³y¿ce zachwytu<br />
kro<strong>pl</strong>ê esencji cogito<br />
na po³y dwuznaczne<br />
sprecyzowaæ<br />
Konwalie<br />
Przeczyste dzbanuszki<br />
otoczone aureol¹ zawstydzenia<br />
krystalicznie doskona³e w swej skromnoœci<br />
roztopione w bieli œnie¿nego zachwytu<br />
pogr¹¿one w refleksji<br />
odmawiaj¹ brewiarze w cichoœci serca<br />
na skraju lasu<br />
wznosz¹ tajemne modlitwy do demiurga<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Ma³gosi Franc<br />
Agnieszka Z³ota zosta³a oz³ocona przez Prezydenta<br />
Miasta Czêstochowy z³otymi w postaci stypendium na napisanie<br />
kolejnego tomiku poezji. „Kawa³ki” najnowszego<br />
tomiku poczytaæ mo¿na na stronach GALERII 22 i <strong>23</strong> oraz<br />
o jej poezji w „Glosie” Kazimierza Kowalczyka na str. 77.<br />
by zes³a³ dla nich kilka kropel rosy<br />
z roztopionej duszy Wszechœwiata<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
Poza obiegiem<br />
W rozszarpanym sercu<br />
rozdeptanym przez s³owa ciê¿kie jak dzia³a<br />
krew wylewa siê<br />
i brudzi buty oprawców<br />
przedsionki skapitulowa³y<br />
prawa komora podda³a siê ca³kiem<br />
lewa broni³a siê lawin¹ erytrocytów<br />
jak desantem wojska<br />
leukocyty przesz³y do konspiracji<br />
a p³ytki krwi na darmo usi³uj¹<br />
zabliŸniæ krwawi¹c¹ ranê<br />
w koñcu zosta³y pojmane do niewoli<br />
krew s¹czy siê poza obiegiem<br />
zmieniaj¹c barwê na b³êkitn¹<br />
ponoæ szlachetniejsz¹<br />
zupe³nie jak u œlimaków<br />
*** œni¹cy o wszechœwiecie<br />
U stóp nocy<br />
ptaki œpiewaj¹ psa³terze<br />
koty mrucz¹ brewiarze<br />
a cz³owiek œpi uko³ysany…<br />
melodi¹ oswojonych dŸwiêków<br />
utkanych krzy¿ykami gwiazd<br />
na kanwie znu¿onych sfer nieba<br />
w¹t³y, niebaczny - œni¹cy o wszechœwiecie<br />
***w atelier<br />
W koronach drzew<br />
mieszkaj¹ nimfy leœne<br />
przy akompaniamencie ³agodnego wiatru<br />
graj¹ce na harfach<br />
utkanych z nici babiego lata<br />
a my niedoroœli<br />
stoimy pod drzewem jak dzieci<br />
czekaj¹c na bilet<br />
w postaci spadaj¹cego liœcia<br />
nic nie s³yszymy<br />
a w atelier na górze<br />
nieustanny koncert<br />
tylko dla wtajemniczonych<br />
Agnieszka Z³ota<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
57
58<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
RYSZARD „SIDOR” SIDORKIEWICZ<br />
Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz - fotografia udostêpniona<br />
przez Autora.<br />
NUD¥ EGZYSTENCJI PODYKTOWANA<br />
ODPOWIED NORWIDOWI<br />
ani proza ¿ycia<br />
ani poezja œmierci<br />
DRAMAT<br />
z kur¹ w rosole<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Czy pisaæ prozê, czy wiersze?<br />
C. K. Norwid<br />
- Niech ³za siê w okach krêci!<br />
NIEUSTAJ¥CY TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA<br />
Mateuszowi Marsza³kowi<br />
jeden autor<br />
z emocji<br />
ogryza paznokcie<br />
jeden s³uchacz<br />
s³uchaj¹c<br />
je s³one paluszki<br />
jednoosobowe jury<br />
ci¹gle obraduje<br />
i dopóki<br />
nie ma rozstrzygniêcia<br />
i nie ma laureata<br />
jest sens<br />
SNY O POTÊDZE<br />
W CZÊSTOCHOWIE ŒNIONE<br />
zasn¹³em i mnie budz¹<br />
powiedzmy<br />
po trzech latach<br />
(takie sny siê zdarzaj¹<br />
zw³aszcza w Mieœcie Cudów)<br />
no wiêc budz¹ mnie wybudzaj¹<br />
tytu³ami gazet:<br />
PIWOWARSKI MA NOBLA!<br />
WYLʯA£EK – OSCARA!!<br />
POSPIESZALSKI MA GRAMMY!!!<br />
LITERAT K. – TALENT!!!!<br />
mój Bo¿e, myœlê sobie<br />
a gdybym spa³ d³u¿ej?<br />
to Irek Bieleninik…<br />
to pi³karze Rakowa…<br />
huta… województwo…<br />
to TO! i to TAMTO!<br />
. . .nie wolno budziæ poetów!<br />
oby œnili wiecznie!!!<br />
LIMERYK Z PRZYPISEM<br />
poetessê z Chorobowa<br />
od trzech dni nie boli g³owa!<br />
lekarz lecz¹c j¹ ze stresu<br />
zaleci³ zmianê adresu<br />
teraz mieszka ko³o Zdrowia *<br />
Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz<br />
* I, jak donosi brukowa prasa, pisze coraz gorsze wiersze.<br />
Ale czy to w ogóle mo¿liwe?<br />
Krajobraz jurajski - foto z archiwum Galerii.<br />
czêstochowski magazyn literacki
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
HAIKU PRZEZ „CH”<br />
s³owa - Jerzy Nawrocki<br />
rysunek - Dominik Nawrocki<br />
loop&button<br />
Tylko niechêæ do angielszczyzny mo¿e t³umaczyæ<br />
tak pokrêtne t³umaczenie tych drobiazgów.<br />
O wiele trafniej by³oby nazywaæ je haiku<br />
przez „u”, ale wspomniane ju¿ uprzedzenia,<br />
poprawnoœæ (czy jak kto woli – korektnoœæ)<br />
polityczna, niechêæ do epatowania i jeszcze inne<br />
wzglêdy zdecydowa³y, ¿e bêdzie „ch”, a nie „u”.<br />
Dwóch m³odych autorów (w tym jeden<br />
m³ody duchem) o tym samym nazwisku, wiêc<br />
pewnie ze sob¹ spokrewnionych, tworzy dobran¹<br />
spó³kê. Niestety jeden tworzy, a drugi nie<br />
nad¹¿a, a haiku bez rysunku, to jest zaledwie<br />
haiku – no mo¿e huiku czytane z angielska, ale<br />
dla prawdziwego chaiku (jak i dla chuiku) potrzebny<br />
jest rysunek. Dlatego ta próbka jest tak<br />
skromna, choæ w zanadrzu czekaj¹ nieprzebrane<br />
zapasy tej oryginalnej sztuki poetycko-graficznej.<br />
Bogdan Knop – w lipcu 2012 r.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
59
60<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />
Wiersze dla starszych i sentymentalnych<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
I.<br />
Z cyklu: miniatury o zwyczajnej mi³oœci<br />
¯onie<br />
Jeszcze co najlepszego i jeszcze co czyste,<br />
To do nas przywêdruje, jeszcze w nas zagoœci,<br />
Wbrew porywom niechêci i wbrew ludzkiej z³oœci,<br />
Nic siê nie zakoñczy³o – to jest oczywiste.<br />
Za oknami widoki – znu¿one, te same,<br />
One siê mog¹ znudziæ, lecz nie Twoje oczy,<br />
Ciep³e i oprawione w mego serca ramê,<br />
To co, ¿e czas ucieka... tak siê ¿ycie toczy.<br />
Powracam do tej bramy, z której widaæ okno<br />
Z tw¹ twarz¹ rozeœmian¹ poœród pelargonii,<br />
Nie na d³ugo, na chwilê bo deszcz mnie przegoni,<br />
Ulew¹ a wspomnienia nawet w bramie mokn¹.<br />
A jak¿esz wówczas la³o, d³ugie czarne w³osy,<br />
Wykrêca³aœ starannie z ciep³ej, letniej burzy<br />
W tej bramie stoj¹c ze mn¹, po kostki w ka³u¿y,<br />
Za nic maj¹c wichurê i grzmotów odg³osy.<br />
II.<br />
Kazimierz Kowalczyk - fotografia z<br />
zak³adu fotograficznego Wiœniewscy.<br />
III.<br />
Tamten srebrny pierœcionek, z oczkiem koralowym,<br />
By³ jak zapowiedŸ jutra. To dla mnie? – spyta³aœ,<br />
Szeptaliœmy co wieczór serdeczne rozmowy,<br />
I tliæ siê w nas poczê³a iskiereczka ma³a.<br />
I rozgorza³a z iskry mi³oœæ taka œwie¿a,<br />
Niczym s³oñce po burzy, niczym bia³a chmurka,<br />
Która zorzy porannej przysz³oœæ sw¹ powierza,<br />
A tamten Twój pierœcionek nosi m³odsza córka.<br />
IV.<br />
Ten maj by³ taki ciep³y a sesja za pasem,<br />
Kiedy Twe oczy wziê³y seledyn od wiosny<br />
To wtedy napisa³em pierwszy list mi³osny,<br />
Pisa³em i targa³em na wyœcigi z czasem.<br />
Bo jakich tu s³ów u¿yæ, by nie deptaæ tego,<br />
Co jeszcze nie nazwane a ju¿ s³odkie takie,<br />
Kiedy dr¿¹cy niepokój najlepszym koleg¹<br />
A Twe usta dziewczêce zapytania znakiem.<br />
czêstochowski magazyn literacki
V.<br />
MroŸny wieczór – bajkowy, ca³y w p³atkach œniegu,<br />
Có¿ jest w tym banalnego? Takim go pamiêtam.<br />
I nas dwoje wtulonych – od z³ych oczu zbiegów,<br />
Roz¿alonych rozstaniem. Zbli¿a³y siê œwiêta.<br />
Lecz zanim st¹d odejdê w swe rodzinne strony,<br />
To wiedz, ¿eœ moim szczêœciem i moim ratunkiem,<br />
Za wszystkie skarby œwiata nie chcê innej ¿ony,<br />
Ty, zamknê³aœ mi usta d³ugim poca³unkiem.<br />
VI.<br />
Zw¹tpienie jak gor¹czka, znienacka przychodzi,<br />
I w³azi nieproszone przez serce do g³owy,<br />
I same z sob¹ co noc prowadzi rozmowy,<br />
A zw¹tpienie przejœæ musz¹ ponoæ wszyscy m³odzi.<br />
Mnie dopad³o w chorobie a w szpitalu Ciebie,<br />
I wyrok nam pisa³o skazuj¹cy, twardy,<br />
I deptaæ nas poczê³o s³owami pogardy,<br />
Jesteœcie do niczego i ju¿ nie dla siebie.<br />
VII.<br />
Ostatni dzieñ i wyjazd z „ziemi obiecanej”,<br />
Czas min¹³ nieuchronnie i tak beznamiêtnie<br />
A wczoraj by³a radoœæ i by³o odœwiêtnie,<br />
A dziœ smutek witaj¹ oczy zap³akane,<br />
Bo ten œwiat Twój odje¿d¿a³, skry³ siê za zakrêtem<br />
Zosta³o nieco spalin w powietrzu lipcowym,<br />
I Twoje przekonanie – co z oczu to z g³owy.<br />
Nie z mojej i nie z serca, choæ by³o pêkniête.<br />
VIII.<br />
Pokocha³em poci¹gi, nawet te obskurne,<br />
I te w czapkach œniegowych i te w deszczu strugach,<br />
Wozi³em nimi przysz³oœæ, to¿ serce nie s³uga,<br />
Choæ czasem bywa œlepe, naiwne i durne,<br />
Tê troskê udawan¹ i z³ego pomruki,<br />
Zostawi³em na zawsze gdzieœ tam na rozjazdach,<br />
Bo uwierzy³em w szczêœcie zapisane w gwiazdach,<br />
I mia³em gdzieœ „¿yczliwych” i te ich nauki.<br />
IX.<br />
Nie przesz³o Ci przez usta s³owo zniechêcenia.<br />
„Uwierz mi, dobrze bêdzie, bo dobrze byæ musi”,<br />
Tak mówi³aœ gdy inni pozostali g³usi,<br />
Na moje ciche proœby z ¿yciowego cienia,<br />
I trwa³aœ przy mnie stale i dziœ to doceniam,<br />
Znam Twe zak³opotania gdy skubiesz paznokcie,<br />
I ciê¿ar poœwiêcenia a¿ po same ³okcie,<br />
Dostrzegalny gdy oczy mru¿ysz ze zmêczenia.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
X.<br />
Dostrzegalnym siê zrobi³ pergamin na d³oniach,<br />
A oczy nam o<strong>pl</strong>ot³a zmartwieñ pajêczyna,<br />
I ka¿dy przesz³y k³opot posrebrza³ na skroniach,<br />
Lecz radoœæ w nas zosta³a, niczym z czasu kpina.<br />
Pozostaniesz na zawsze ta sama i m³oda,<br />
Ze swoj¹ ¿yw¹ wiar¹ i z ciep³ym uœmiechem,<br />
Zanurzonym w dobroci i w ¿ycia przygodach,<br />
Mnie na chwile zw¹tpienia, wnuczce na pociechê.<br />
XI.<br />
Gdybym mia³ tyle z³ota, co Ty masz dobroci,<br />
Któr¹ mi okazujesz stale i na nowo,<br />
I która aureol¹ œwieci nad Tw¹ g³ow¹,<br />
To bym nam resztê ¿ycia kupi³ i oz³oci³.<br />
Gdybym mia³ tyle srebra co Ty cier<strong>pl</strong>iwoœci,<br />
Która sta³a siê œwiêt¹ jeszcze za ¿ywota,<br />
Która nie wzdycha ciê¿ko, nie grzêŸnie w k³opotach,<br />
To bym nim bez wahania drogi Ci wymoœci³.<br />
XII.<br />
Ta ³awka na balkonie jest nasz¹ przystani¹,<br />
Na niej œciel¹ nam spokój majowe wieczory,<br />
Tylko z niej mo¿na s³yszeæ ³¹kowe nieszpory,<br />
Na niej sadza nas mi³oœæ i wytchnienia anio³.<br />
Jak statki poszarpane przez burze i szkwa³y,<br />
Chcemy na niej odpocz¹æ, zostawiæ frasunek,<br />
By mieæ si³y pop³yn¹æ dzieciom na ratunek,<br />
Bo nie straszne nam ¿ycie i podwodne ska³y.<br />
XIII.<br />
Co byœ chcia³a Kochanie ju¿ za to, ¿e jesteœ.<br />
Czym¿e Ci wynagrodzê te wszystkie z³e sprawki,<br />
Mo¿e Ciê ca³ym sob¹ os³oniê przed deszczem,<br />
Mo¿e ksiê¿yc Ci œci¹gnê, ot tak dla zabawki.<br />
Albo têczy ukradnê wszystkie jej kolory,<br />
By zrobiæ z nich dla Ciebie diadem cesarzowej,<br />
I z wielkim namaszczeniem w³o¿yæ Ci na g³owê,<br />
Wiem co powiesz – przestañ <strong>pl</strong>eœæ, pewnie<br />
jesteœ chory.<br />
XIV.<br />
Mocno wierzysz w anio³y, w ich dobr¹ opiekê.<br />
Choæby jednego wieziesz z odpustu, co roku,<br />
Takiego drewnianego o pobo¿nym wzroku,<br />
Który nie ma nic z ducha, bardziej jest cz³owiekiem.<br />
I stoj¹ w d³ugim rzêdzie te rzeŸbione œwi¹tki,<br />
Niczym niebiañskie chóry w œpiewaniu zastyg³e.<br />
W swym œwiêtym majestacie, piêkne, bia³oskrzyd³e,<br />
Strzeg¹ Twojego domu w niedzielê i w pi¹tki.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
61
62<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
XV.<br />
Córki, choæ ju¿ doros³e, to m³ode dziewczyny,<br />
W krwi których p³ynie mi³oœæ tylko im oddana,<br />
Czuwaniem przy ³ó¿eczkach do bia³ego rana,<br />
Dalej trzeba je tuliæ jak ma³e ptaszyny.<br />
Bo ktoœ je srodze zawiód³ a œwiat bywa pod³y,<br />
I wcale nie podobny do mamy i taty,<br />
Zamiast pochwa³ i kwiatów œlepo daje baty,<br />
Wystarczy siê przytuliæ – to lepsze ni¿ mod³y.<br />
XVI.<br />
Nikt nam wiary nie dawa³ a wzruszenie ramion,<br />
By³o gorzk¹ prognoz¹ naszych szans na ¿ycie,<br />
W s³owach bliskich nie by³o dobrej woli znamion,<br />
A ich czyny pali³y jak po twarzy bicie.<br />
Prawie im siê uda³o pchn¹æ nas na rozdro¿e,<br />
Brak³o im wyobraŸni, brak³o ¿yczliwoœci,<br />
Nie pytaj¹c nikogo, kto nam pomóc mo¿e,<br />
Broniliœmy jak ¿ycia raz danej mi³oœci.<br />
XVII.<br />
Samotna grusza w polu trwa na posterunku,<br />
Wbrew wichrom i zamieciom strze¿e prawa miedzy,<br />
Niez³omna dziêki sile i ¿yciowej wiedzy<br />
Liczy tylko na siebie bo znik¹d ratunku.<br />
Byliœmy jak to drzewo, œwiadomi swej roli,<br />
Uk³adaliœmy ¿ycie powoli, z mozo³em,<br />
Na przekór ¿yczliwoœci tych z miedzianym czo³em,<br />
Nie pytaj¹c nikogo czy zechce pozwoliæ.<br />
XVIII.<br />
Kochanie, mamy wiosnê – któr¹? Zliczyæ trudno,<br />
Ona nas po³¹czy³a w zamierzch³ej przesz³oœci,<br />
Przez to jest dla nas tak¹ jedyn¹ i cudn¹,<br />
Wpisanym w nasz¹ pamiêæ symbolem mi³oœci,<br />
I choæ czasem przychodzi w szaroburym szalu,<br />
Powa¿na, bez uœmiechu, ze zmarszczonym czo³em,<br />
Bo ju¿ drugi raz z rzêdu witam j¹ w szpitalu,<br />
To rozczuli nas bzami i œwi¹tecznym sto³em.<br />
XIX.<br />
Wnuki to s¹ iskierki przez los zapalone,<br />
W sam¹ porê bo lêki le¿¹ ze znu¿enia,<br />
Pierwsze pe³ne s¹ obaw, drugie zniechêcenia,<br />
I drêcz¹ nas wmawianiem, ¿e wszystko stracone.<br />
A tu nic nie stracone, œwieci nowym blaskiem,<br />
¯ywy p³omieñ radoœci iskierk¹ wzniecony,<br />
I znowu sens ¿ywota wieszcz¹ srebrne dzwony,<br />
Dziêkuj¹ce z serc g³êbi za tê wielk¹ ³askê.<br />
XX.<br />
Gdzieœ tam w mg³ach rzedniej¹cych majaczy ta brama,<br />
I ku s³oñcu wystawia potê¿ne kontury,<br />
Ka¿dy przez ni¹ przejœæ musi w niej koñczy siê dramat<br />
Lub komedia ¿ywota – akcentem ponurym.<br />
Co dzieñ bli¿ej nam do niej, lecz nie ma poœpiechu,<br />
I myœli nie przes³ania cieñ ostatecznoœci,<br />
Nawet tam mnie rozpoznasz po ciep³ym uœmiechu,<br />
Nawet tam nie s¹ w stanie zniszczyæ tej mi³oœci.<br />
Kazimierz Kowalczyk<br />
Czêstochowa, 20-30 marca 2012 r., w Szpitalu Hutniczym.<br />
Fotografia: Monika Psiuk<br />
Od autora<br />
To s¹ ostatnie „Wiersze dla starszych i sentymentalnych”.<br />
Wiem, ¿e wiersze te zyska³y sobie grono czytelników,<br />
które t¹ informacj¹ mo¿e poczuæ siê zawiedzione. Có¿,<br />
wszystko co wymyœlili ludzie, ma swój pocz¹tek i koniec.<br />
Mo¿e kiedyœ Literackie Towarzystwo Wzajemnej Adoracji<br />
„Li-TWA” podejmie decyzjê o zebraniu „Wierszy dla<br />
starszych i sentymentalnych” w jeden tomik. Mo¿e...<br />
Mocno liczê na to, ¿e Redakcja GALERII pozwoli<br />
mi na publikowanie nowego, sta³ego, poetyckiego bloku,<br />
pocz¹wszy od numeru 24. Mo¿e bêdzie mniej lirycznie<br />
i sentymentalnie, ale na pewno bêd¹ to wiersze z rymem,<br />
rytmem i konsekwentnie stosowan¹ œredniówk¹.<br />
Tak sobie marzê, by ten nowy blok poetycki mia³<br />
przynajmniej tylu czytelników, co „Wiersze dla starszych i<br />
sentymentalnych”.<br />
K³aniam siê Pañstwu.<br />
Kazimierz Kowalczyk<br />
Czêstochowa, dnia 21 czerwca 2012 r.<br />
czêstochowski magazyn literacki
AGATA GROCHOWSKA<br />
Niepodleg³a<br />
Letni¹ por¹ w czerwonej sukience<br />
Bia³ym wiankiem spowite me skronie<br />
Matka ludów w dostatki obfita<br />
Obcym kol¹ca w oczy<br />
Nadesz³a jesieñ z drzew spada³y liœcie<br />
Pchane przez wichry z trzech stron wiej¹ce<br />
Pad³am na ziemiê daremne me ¿ale<br />
Szary wór okry³ me ramiona<br />
Zimow¹ por¹ spêtana lodem<br />
Dr¿a³am przeszyta zimnem zapomnienia<br />
Krzycza³am – g³usi<br />
Wo³a³am – drwina<br />
Spoczê³y nade mn¹ trzy ciê¿kie kamienie<br />
Lecz przysz³a wiosna – trzaskiem pêkaj¹cej kry<br />
Na b³oniach rozkwit³y pierwiosnki<br />
Znów mogê u<strong>pl</strong>eœæ wianek zwyciêstwa<br />
Przyozdobiæ poorane czo³o<br />
Pamiêæ Niepamiêci<br />
Pamiêtam jasne ³¹ki<br />
kwiaty pachn¹ce ¿ycia szczêœciem<br />
morze blasku s³oñca<br />
zalewaj¹ce ziemiê swoj¹ ¿yciodajn¹ wolnoœci¹<br />
w lesie gnij¹cym samotnoœci¹<br />
widzê tylko szare drzewa<br />
wygl¹daj¹ce jak pochylone p³acz¹ce duchy<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
PREZENTACJE POETYCKIE- DEBIUTY<br />
Agata Grochowska - fotografia udostêpniona<br />
przez Autorkê..<br />
s³yszê stukot butów morderców<br />
strza³y pistoletu<br />
przeszywaj¹ gwa³townie stêch³e powietrze<br />
las samotnoœci cierpienia œmierci niesprawiedliwoœci<br />
widzê czarny dó³<br />
st¹d nie ma ucieczki<br />
s³yszê strza³<br />
i ciszê<br />
jedyn¹ towarzyszkê ostatnich chwil ¿ycia<br />
grób<br />
wielki samotny<br />
poœród nieczu³ego lasu<br />
na nim wyrosn¹ drzewa<br />
Agata Grochowska<br />
Nota biograficzna<br />
Urodzona w 1997 roku.<br />
Uczennica Gimnazjum Dwujêzycznego <strong>nr</strong> 59 im.<br />
Tadeusza Reytana w Warszawie. Mi³oœniczka ka¿dej<br />
dobrej ksi¹¿ki - od klasycznej, polskiej poezji, po<br />
krymina³y swojej imienniczki - Agaty Christie. Jak ka¿da<br />
m³oda osoba, Agata marzy o dalekich podró¿ach,<br />
poznawaniu ciekawych miejsc i ludzi. Dlatego uczy siê<br />
trzech jêzyków obcych.<br />
Jej pierwsze powa¿ne próby poetyckie zosta³y nagrodzone<br />
w konkursach „Katyñ - Prawda i Pamiêæ”(wiersz<br />
„Pamiêæ Niepamiêci”, 2011 r.) i „Niepodleg³a” (organizator:<br />
Muzeum Niepodleg³oœci w Warszawie, wiersz<br />
„Niepodleg³a”, 2011 r.)<br />
W bie¿¹cym roku, cykl liryków opartych na wspomnieniach<br />
swojego dziadka – lwowiaka, przyniós³ Agacie<br />
specjalne wyró¿nienie w konkursie „Kresowe Portrety”.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
63
64<br />
PREZENTACJE POETYCKIE- DEBIUTY<br />
JUSTYNA LANDER<br />
***<br />
Dziewczynka stoj¹ca przede mn¹<br />
w lustrze, ma w oczach<br />
³zy nieœwiadomoœci<br />
- kocha lalki<br />
Dziewczyna stoj¹ca przede mn¹<br />
w lustrze, ma w oczach<br />
³zy rozczarowañ<br />
- kocha lalki<br />
Kobieta stoj¹ca przede mn¹<br />
w lustrze, ma w oczach<br />
³zy nieustaj¹cego niespe³nienia<br />
- kocha lalki<br />
Staruszka stoj¹ca przede mn¹<br />
w lustrze, ma w oczach<br />
³zy przeklêtego mijania<br />
- Kocha lalki.<br />
***<br />
potrzaska³y mi siê myœli<br />
rozsypa³y s³owa<br />
z rzês sp³ywa poranna rosa<br />
Dzieñ zaczyna siê ...<br />
Dzieñ siê zaczyna ... .<br />
***<br />
skry³am siê za kolor b³êkitu<br />
nadci¹gaj¹ce zewsz¹d z³o,<br />
- zaczerwieni³o moj¹ szyjê.<br />
***<br />
bezgwiezdna noc<br />
daleko za horyzontem<br />
fruwaj¹ce anio³y<br />
licz¹ ile pozosta³o jeszcze<br />
minut, godzin<br />
dni<br />
mo¿e, zanim jej nadgarstek<br />
zapragnie purpury<br />
spe³ni¹ trzy ¿yczenia<br />
***<br />
Puste szk³o,<br />
lustro,<br />
nastêpna kolejka, ¿yletka<br />
mój facet zlizuj¹cy œlinê z jêzyka<br />
przypadkowo spotkanej dziewczyny noc,<br />
deszcz - on chocia¿ œwiece i ja<br />
jeszcze raz<br />
Puste szk³o,<br />
lustro,<br />
nastêpna kolejka ¿yletka<br />
mój facet r¿n¹cy przypadkowo spotkan¹<br />
dziewczynê<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
noc,<br />
deszcz - on chocia¿<br />
œwiece i chyba ja<br />
i raz jeszcze<br />
Puste szk³o,<br />
lustro,<br />
nastêpna kolejka ¿yletka<br />
mój facet doznaj¹cy orgazmu<br />
w przypadkowo spotkanej dziewczynie œwit,<br />
deszcz - on chocia¿<br />
wypalone œwiece i<br />
schowana do kieszeni<br />
¿yletka<br />
***<br />
siedzê w pajêczynie<br />
utkanej z gwiazd<br />
czekam a¿ paj¹k<br />
wstrzyknie mi jad<br />
potem bêdzie mnie gryz³<br />
powoli, powoli<br />
to nic - to przecie¿ nie boli<br />
min¹³ czas i drugi czas<br />
teraz jestem<br />
jedn¹ z pajêczych gwiazd<br />
***<br />
D³ugi, jasny korytarz<br />
sale i ³ó¿ka<br />
nad ka¿dymi drzwiami<br />
przybity do krzy¿a<br />
Jezus<br />
patrzy na pod³¹czonych<br />
do kro<strong>pl</strong>ówek<br />
grzeszników<br />
***<br />
Spojrza³a na mnie CZYSTOŒÆ<br />
z litoœci wyci¹gnê³a<br />
silne d³onie i<br />
wydosta³a z dna skoñczenia.<br />
Otulaj¹c b³êkitnym p³aszczem z nieba,<br />
zak³adaj¹c kapelusz ze s³oñca<br />
i buty z trawy<br />
zawiesi³a na mojej szyi naszyjnik<br />
z pope³nionych b³êdów.<br />
Teraz jestem gotowa na spotkanie z ¿yciem.<br />
Justyna Lander*<br />
* Wiersze rekomendowane przez Mariana Panka.<br />
czêstochowski magazyn literacki
Maria Panek: Drogi Andrzeju, wszyscy wiemy, ¿e<br />
jesteœ wspania³ym rozmówc¹, niezwyk³ym gawêdziarzem,<br />
jurajskim – czêstochowskim Saba³¹. Masz w sobie<br />
dar przyci¹gania swoim, jak¿e swoistym sposobem<br />
opowiadania historii z ¿ycia wziêtych. Czy jest to dar<br />
od Pana Boga czy te¿ umiejêtnoœæ oparta na dociekliwym<br />
zmyœle obserwacji, logice myœlenia, Twoim ludycznym<br />
charakterze osobowoœci po³¹czonym z warsztatem<br />
pisarza, który potrafi „wyjmowaæ” z ¿ycia i formowaæ<br />
istotne „pointy” pokazuj¹ce nasz¹ ma³oœæ i wielkoœæ.<br />
Jak rodzi siê – opowiadacz, pisarz?<br />
Andrzej Kalinin: W³aœciwie nie wiem jak na to pytanie<br />
odpowiedzieæ. Wydaje mi siê, ¿e literatura oparta<br />
jest w ogóle na opowiadaniu wszystkiego tego, co jest w<br />
nas i tego co dzieje siê wokó³. Jest jednak coœ w tym<br />
pytaniu prawdziwego skoro Jowita Pieñkiewicz, znany<br />
krytyk literacki i teatralny napisa³a kiedyœ w „Odrze” wroc³awskiej,<br />
¿e Kalinin jest ostatnim po Melchiorze Wañkowiczu<br />
pisarzem opowiadaj¹cym. Je¿eli tak jest rzeczywiœcie,<br />
to wynika to zapewne z faktu i¿ wszystko co od<br />
najm³odszych lat czyta³em i s³ysza³em by³o w³aœnie litera-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
ROZMOWY NIEKONTROLOWANE<br />
ROZMOWA ANDRZEJA KALININA<br />
Z MARIANEM PANKIEM<br />
Andrzej Kalinin w zaciszu swojego pokoju - foto W³adys³aw E. Piekarski.<br />
tur¹ narracyjn¹, piêknie opowiadaj¹c¹ o tym co by³o i co<br />
bêdzie, zarówno ku pokrzepieniu serc jak i wiedzy tej o<br />
ludziach i œwiecie.<br />
Dziœ, szczególnie na spotkaniach z m³odzie¿¹ w szko-<br />
³ach, gdy mówiê o swoich fascynacjach czytelniczych podkreœlam<br />
te¿ tezê o nieprzemijaj¹cym i niezast¹pionym<br />
znaczeniu ksi¹¿ki w naszym ¿yciu, zarówno w sensie wychowawczym,<br />
estetycznym jak i edukacyjnym. Ja pochodzê<br />
z domu gdzie ksi¹¿ki czyta³o siê na g³os. Mama co<br />
wieczór siada³a ko³o pieca, a my dzieci wokó³ i zaczyna³o<br />
siê ca³e takie kulturalne misterium. Nigdy potem w ¿yciu<br />
nie ogl¹da³em tak piêknych i jedynych w swoim rodzaju<br />
filmów jakie wówczas wytwarza³a moja wyobraŸnia. W<br />
tamtych czasach nie by³o przecie¿ telewizora, a radio mieli<br />
tylko nieliczni. Z kinem by³o podobnie: prawdziwi Polacy<br />
do kina nie chodzili. To g³oœne czytanie ksi¹¿ek by³o wiêc<br />
ca³¹ nasz¹ kultur¹: teatrem, szko³¹, wychowaniem, patriotyzmem.<br />
Ja na przyk³ad wczeœniej jeszcze nim nauczy³em<br />
siê pisaæ i czytaæ obcowa³em ju¿ z literatur¹ piêkn¹. Ksi¹¿ka<br />
by³a najwa¿niejsza i do dziœ wiem, ¿e nic nie jest w<br />
stanie jej zast¹piæ.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
65
66<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
Pytasz mnie jak rodzi siê pisarz opowiadacz? OdpowiedŸ<br />
w³aœciwie jest jedna. Z czytania dobrych ksi¹¿ek,<br />
takich jakie tworzyli kiedyœ wielcy pisarze, choæby: Sienkiewicz,<br />
¯eromski, Kraszewski, Balzak, Haszek, Cronin,<br />
To³stoj, Hemingway i inni.<br />
Ju¿ na koniec, dla zrekapitulowania tego tematu,<br />
dodam jeszcze, ¿e ju¿ w czasach dzisiejszych kiedy prowadzi³em<br />
w „Gazecie Czêstochowskiej” „K¹cik Literacki”,<br />
przyniós³ mi do redakcji swoj¹ ksi¹¿kê jeden z czytelników<br />
z proœb¹ o recenzjê. Przeczyta³em. By³a koszmarna.<br />
Spyta³em go wiêc co ostatnio czyta³?<br />
Odpowiedzia³, ¿e nic, bo woli pisaæ ni¿ czytaæ (sic!).<br />
O! I taka jest nasza wspó³czesna literatura. Z niewielkimi<br />
wyj¹tkami oczywiœcie.<br />
M.P: Jesteœ laureatem literackiej nagrody Czes³awa<br />
Mi³osza. Noblista by³ u Ciebie w domu, w Kusiêtach.<br />
Jest tablica. ZdradŸ pewne jeszcze nieznane kulisy spotkania<br />
- oprócz tych wa¿nych ju¿ znanych, opowiedz<br />
równie¿ o tamtych. Co dla Ciebie jest ujmuj¹cego w<br />
postaci i poezji Mi³osza? Ró¿nie o jego karierze literackiej<br />
mówiono…<br />
A.K.: Czes³awa Mi³osza pozna³em osobiœcie dopiero<br />
w drzwiach swojego domu w Kusiêtach. By³em ju¿ wtedy<br />
laureatem Jego Nagrody literackiej. Pan Czes³aw nie<br />
móg³ niestety osobiœcie wrêczyæ mi nagrody na uroczystej<br />
gali w „Domu Literatury” w Warszawie, gdy¿ rozchorowa³a<br />
siê Jego ¿ona Corell. Sk³ada³ mi gratulacje przez<br />
telefon i wtedy zapowiedzia³, ¿e gdy przyjedzie do Polski<br />
to na pewno siê spotkamy. Gdy w maju zjecha³ do Krakowa,<br />
jego brat Andrzej Mi³osz zatelefonowa³ do mnie z<br />
informacj¹, ¿e Noblista jest ju¿ w kraju. Zadzwoni³em wiêc<br />
do niego, On zaœ jeszcze raz pogratulowa³ mi nagrody i<br />
zapewni³, ¿e chêtnie pozna mnie osobiœcie. Gdzie wiêc i<br />
kiedy siê spotkamy?<br />
Nie wiem, co mnie wtedy podkusi³o, ale powiedzia-<br />
³em tak:<br />
- Panie profesorze (bo tak kazano mi go tytu³owaæ),<br />
a gdyby Pan tak zechcia³ przyjechaæ do mnie, do Kusi¹t?<br />
W s³uchawce zapad³a cisza.<br />
Bo¿e wielki, dotar³o wtedy do mnie - „Co ja zrobi-<br />
³em? Zamiast natychmiast osobiœcie stawiæ siê u wielkiego<br />
Noblisty Mistrza w Krakowie, mam - mizerny debiutant<br />
z Kusi¹t - czelnoœæ zaprosiæ go do siebie na wieœ”...<br />
a tu nagle s³yszê:<br />
- W³aœciwie to czemu nie?<br />
No i tak zaczê³a siê nasza znajomoœæ. Kusiêta mia³y<br />
wtedy swoje wielkie kilka godzin.<br />
Sta³o siê wtedy tak, ¿e kierowca autobusiku, którym<br />
jecha³ Czes³aw Mi³osz wraz z prezydentem Czêstochowy,<br />
Tadeuszem Wron¹ pomyli³ drogi i zamiast skrêciæ w<br />
stronê Kusi¹t, pojecha³ na wprost, gdzie drogê zamyka³<br />
kolejowy szlaban. Stanêli wtedy i bezradnie rozejrzeli<br />
siê wokó³. Akurat z leœnego duktu wyje¿d¿a³ jakiœ cz³owiek<br />
furmank¹ za³adowan¹ drzewem. By³ to, jak siê<br />
póŸniej okaza³o, pan Jakubowski, mieszkaniec pobliskiego<br />
Odrzykonia. Jego wiêc zapytano o drogê:<br />
- Wie pan mo¿e, jak dojechaæ st¹d do Kusi¹t?<br />
- To zale¿y do których Kusi¹t, nowych czy starych?<br />
- Do pana Kalinina.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
- A, tego pisarza.<br />
- Tak.<br />
- To musicie zawróciæ i zaraz za górk¹ bêdzie jego<br />
dom. Stoi tam teraz samochód policyjny, bo dzisiaj do<br />
niego ma przyjechaæ drugi taki wielki pisarz z Ameryki,<br />
Czes³aw Mi³osz siê nazywa.<br />
Wtedy otworzy³y siê boczne drzwi autobusiku z jad¹cymi<br />
goœæmi i wychyli³ siê z nich pan Czes³aw Mi³osz.<br />
- To w³aœnie jestem ja – powiedzia³.<br />
Pan Jakubowski post¹pi³ wtedy krok do przodu, zdj¹³<br />
czapkê z g³owy i nisko, po staropolsku pok³oni³ siê Nobliœcie.<br />
- Witamy pana na naszej ziemi jak naj³adniej potrafimy<br />
– powiedzia³. - Witamy.<br />
Tê piêkn¹ scenê zapamiêtaæ musia³ równie¿ Czes³aw<br />
Mi³osz, skoro w parê lat potem przypomnia³ mi j¹ na jubileuszu<br />
swojego 90 – lecia w krakowskiej siedzibie Stowarzyszenia<br />
Pisarzy Polskich.<br />
Pierwsza wizyta by³a taka ca³kowicie oficjalna. Druga<br />
zaœ by³a ju¿ zupe³nie prywatna. Noblista chcia³ zobaczyæ<br />
tablicê na moim domu upamiêtniaj¹c¹ Jego tu pobyt.<br />
Poszliœmy potem zwiedziæ ruiny zamku w Olsztynie.<br />
By³em, przyznajê, i jestem do dziœ zachwycony Mi³oszem,<br />
jego wiedz¹, erudycj¹ i twórczoœci¹.<br />
Tak siê z³o¿y³o, ¿e ja te¿ dwa lub trzy razy by³em w<br />
domu Pañstwa Mi³oszów w Krakowie, bowiem w tym<br />
mieœcie mieszka pan Jerzy Kuliœ, pisarz i poeta, który<br />
jednoczeœnie jest w³aœcicielem kawiarenki „Jama Michalika”,<br />
a tak¿e w³aœcicielem domu wczasowego „Fortuna”<br />
w Krynicy. Przez kilka lat w paŸdzierniku lub listopadzie<br />
robi³ on tam „Zjazdy pisarzy wschodu i zachodu”. By³em<br />
na nie zapraszany i raz nawet przywioz³em tam swoim<br />
samochodem z Krakowa Czes³awa Mi³osza.<br />
Pogrzeb Noblisty odby³ siê na Ska³ce w Krakowie.<br />
U<strong>czest</strong>niczy³em w nim oczywiœcie. Powiedzia³em nawet<br />
kilka s³ów po¿egnania w imieniu laureatów jego nagrody.<br />
By³ to bowiem cz³owiek, który wyró¿niaj¹c moj¹<br />
ksi¹¿kê, odmieni³ tym ca³e moje ¿ycie.<br />
M. P.: Ciekawi mnie jak Ty, cz³owiek bywa³y, zapoznany<br />
z ró¿nymi œrodowiskami, widzisz Czêstochowê<br />
z bliska i jurajskiej dali. Co siê wed³ug ciebie obecnie<br />
„dzieje” wa¿nego w Naszym Mieœcie? Postaw szerok¹<br />
swoj¹ diagnozê o mo¿liwych powik³aniach w rozwoju<br />
b¹dŸ niedorozwoju cywilizacyjnym tego szczególnego<br />
na mapie Polski miasta. Dlaczego my, czêstochowianie,<br />
mamy ci¹gle „pod górkê”, a nigdy „z górki”. Mo¿e<br />
siê mylê?<br />
A.K.:Z nasz¹, czêstochowsk¹ kultur¹ (tak mi siê<br />
wydaje) wcale nie jest gorzej ni¿ w ca³ej Polsce. Wszêdzie<br />
bowiem panuje taki marazm twórczy i artystyczny<br />
z wyraŸnymi tendencjami zni¿kowymi. W telewizji na<br />
przyk³ad wa¿niejsza jest ogl¹dalnoœæ niŸli poziom artystyczny<br />
widowisk czy koncertów. Teatry goni¹ za<br />
udziwnieniami formy i treœci, a muzyka ta tak zwana popularna,<br />
z wyj¹tkiem filharmonii, to jeden wielki wrzask i<br />
³omot. Brakuje piosenek do s³uchania, z dobrym tekstem i<br />
muzyk¹. Zapomniano zupe³nie ju¿ o kabaretach literackich<br />
(bo to za trudne) czy wieczorach poetyckich. Kultura<br />
czêstochowski magazyn literacki
sta³a siê taka permanentnie <strong>pl</strong>ebejska i masowa. Ka¿dy<br />
teraz przecie¿ mo¿e nagraæ sobie p³ytê ze swoimi piosenkami,<br />
wydaæ ksi¹¿kê, czy w zaprzyjaŸnionej knajpie wywiesiæ<br />
w³asne malunki.<br />
Oczywiœcie takie udogodnienia nie s¹ z³e, z t¹ tylko ró¿nic¹,<br />
¿e kiedyœ istnia³ taki naturalny podzia³ na sztukê - tê<br />
artystycznie wysok¹ i tê zwyczajn¹ zwi¹zan¹ z folklorem<br />
miejskim czy wiejskim.<br />
Trzeba by³o byæ twórc¹ wysokiej próby, ¿eby zostaæ<br />
artyst¹.<br />
Piszê o tym wszystkim z pewnej odleg³oœci czasowej.<br />
Jestem ju¿ przecie¿ stary grzmot i ten wspó³czesny<br />
œwiat kultury wcale jakoœ nie pasuje do moich wyobra-<br />
¿eñ o wysokiej sztuce.<br />
Myœlê, ¿e za jakiœ czas wszystko to wróci do normy i<br />
powróci moda na dobre, estetyczne wzorce. Telewizja<br />
zacznie wartoœciowaæ programy. Teatry znów bêd¹ graæ<br />
dla zwyczajnych ludzi, a piosenki bêd¹ do s³uchania i<br />
œpiewania. Bo prawdziwa sztuka i tak zwyciê¿y.<br />
M.P.: Likwidacja „aleji 3” - pisma wa¿nego dla wielu<br />
czytelników, opiniotwórczego, z siedemnastoletni¹<br />
tradycj¹ wydawnicz¹, buduj¹cego literack¹ historiê naszego<br />
artystycznego, kulturalnego i inteligenckiego œrodowiska<br />
– jest œwiadectwem g³upoty, obskurantyzmu i<br />
politycznej niemocy obecnych w³adz miasta. Tendencyjna<br />
polityczna „znieczulica” i niechêtne spojrzenia<br />
na sprawy kultury wy¿szej opartej o niebanalne sprawdzone<br />
wartoœci, ukazuj¹ce szerok¹ panoramê kulturowych<br />
odniesieñ, uwik³añ osobistych i wspólnych losów<br />
czêstochowian (równie¿ obecnych w tym piœmie) jest<br />
nie tylko zauwa¿alne, a te¿ bez w¹tpienia programowe<br />
dla dzisiejszych „sterników” ¿ycia publicznego. Postawiono<br />
na zabawê i artystyczne dzia³ania „frytkowej”<br />
m³odzie¿y. Proszê odnieœ siê do tych moich konstatacji.<br />
A.K:Trochê ju¿ na ten temat napisa³em powy¿ej.<br />
Musi min¹æ moda na to, co nazywamy frytkow¹ kultur¹<br />
masow¹. Zaœ z pismami typu „aleje 3” czy nasza „<strong>Galeria</strong>”<br />
sprawa wygl¹da kiepsko, bo nikomu ze sterników<br />
naszej lokalnej kulturalnych nie zale¿y, ¿eby miejscowi<br />
twórcy mieli swoje artystyczne forum. Dla po¿ytku czytelników<br />
równie¿.<br />
Jeœli mimo wszystko w Czêstochowie istnieje taki<br />
periodyk w postaci „Galerii” to jest to w³aœciwie zas³uga<br />
niesamowitego W³adka Piekarskiego. Gdyby nie On,<br />
który w pojedynkê i uparcie zabiega o finanse na ka¿dy<br />
kolejny numer pisma, a swój dom zamieni³ w redakcjê,<br />
pakowniê i centrum dystrybucyjne, to w³aœciwie nikt z<br />
czêstochowskich twórców nie móg³by zaistnieæ publicznie.<br />
Kultura taka wy¿szych lotów nie jest teraz w modzie.<br />
M.P.:Oczekujê od Ciebie szczeroœci „a¿ do bólu”.<br />
Pytanie jest proste. Jaki wp³yw na Twoj¹ twórczoœæ mia³y<br />
kobiety? Opowiadaj jak chcesz – ze szczegó³ami, b¹dŸ<br />
uogólniaj i syntetyzuj.<br />
A.K:Nie mia³y ¿adnego. W ¿yciu napisa³em jeden tyl-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
WYWIDY, ROZMOWY<br />
ko wiersz mi³osny do swojej obecnej ¿ony, bo nie chcia³a<br />
jakoœ potraktowaæ na serio moich amorów i ten wiersz odczytany<br />
w trakcie Jej imienin w obecnoœci rodziny dopiero<br />
j¹ z³ama³.<br />
A brzmia³ on tak:<br />
Trzy razy ksiê¿yc obróci siê zadkiem<br />
Jeœli mnie mi³a zostawisz przypadkiem<br />
Jeœli mnie zmienisz na innego ch³opa<br />
Bo w³aœnie taka najdzie ciê ochota<br />
To ja siê zemszczê, zobaczysz<br />
Wstydu Ci narobiê<br />
Donosicielem tajnym zostanê jak czyni ju¿ wielu<br />
Albo siê zapiszê do PZPR-u<br />
I po nocach bêdê Ciê straszy³<br />
w ZOMO-skim mundurze<br />
I pa³ê milicyjn¹ trzymaæ bêdê w górze<br />
A¿ tym wszystkim tak Ciê omamiê<br />
W sposób doskona³y<br />
¯e per towarzysze bêdziesz mówiæ<br />
Do taty i mamy<br />
A ludzie na twój widok szeptaæ bêd¹ szpetnie<br />
Zobacz: to przez ni¹ facet zidiocia³ doszczêtnie.<br />
Tak Ciê za³atwiê, zobaczysz Kasiu moja z³ota<br />
Jeœli bêdziesz mnie chcia³a zamieniæ na innego ch³opa.<br />
No i poskutkowa³o. Ma³¿eñstwem jesteœmy ju¿ prawie<br />
30 lat<br />
MP: Jesteœ znawc¹ teatru, prozy, poezji, muzyki,<br />
malarstwa. Jakie zjawiska w przemianach tych muz<br />
inspiruj¹ Ciê w twoje twórczoœci pisarskiej. Myœlê, ¿e<br />
jeœli nie znajduje u Ciebie wspó³czesnego przestrzennego<br />
jêzyka obrazów jego ró¿norodnych monta¿y to<br />
widzê, ¿e odnalaz³eœ istotny „sposób” na styl swojej<br />
narracji . Jest to wed³ug mnie umiejêtne i barwne pokazywanie,<br />
wyœwietlanie przemian duchowych i intelektualnych<br />
twoich literackich bohaterów w swoim historycznym<br />
czasie. Robisz z tego rozwoju, przemiany<br />
ró¿nych postaci, znakomity pisarski majstersztyk. Znakomite<br />
przyk³ady mo¿na znaleŸæ w „Ze sztambucha<br />
Widok z podwórka Andrzeja Kalinina w Kusiêtach - foto<br />
W³adys³aw E. Piekarski.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
67
68<br />
WYWIDY, ROZMOWY<br />
starego komucha” . Opowiedz nam trochê o tych warsztatowych<br />
stylistycznych praktykach. Jakie „aury” i wydarzenia<br />
towarzyszy³y powstawaniu Twoich kolejnych<br />
ksi¹¿ek. Sk¹d przychodzi³y pomys³y? Czy te tematy by³y<br />
jak „imperatyw kategoryczny”?<br />
A.K:Nie potrafiê na to odpowiedzieæ. W pytaniu jest<br />
w³aœciwie wszystko to, o czym mnie samemu nie wypada<br />
mówiæ.<br />
M.P: Opowiedz o swoim dzieciñstwie, m³odoœci,<br />
zainteresowaniach literatur¹. Jak stawa³eœ siê pisarzem?<br />
Na jakich autorach siê wychowa³eœ? Jak ich twórczoœæ<br />
postrzegasz po latach? Co teraz czytasz? Czy czytasz<br />
poezjê?<br />
A.K: Moje dzieciñstwo przypad³o na czasy okupacji<br />
niemieckiej i pierwsze lata po wojnie. Okres bardzo biedny<br />
i tragiczny. Mój ojciec jako ¿o³nierz wrzeœnia by³ najpierw<br />
w sowieckim ³agrze a potem w armii gen. Andersa.<br />
Zosta³ ciê¿ko ranny w bitwie pod Monte Cassino.<br />
Przez ca³y czas wojny moja mama pochodz¹ca ze starego,<br />
ziemiañskiego rodu Woynarowskich, pieczêtuj¹cego<br />
siê herbem „Strzemiê”, utrzymywa³a rodzinê, co jakiœ<br />
czas wyprzedaj¹c ró¿ne, rodzinne precjoza, obrazy, czy<br />
mniej u¿ywan¹ garderobê. Nie wystarcza³o to oczywiœcie<br />
na jakieœ normalne ¿ycie, bieda wiêc doskwiera³a<br />
bardzo. Pomimo to dom by³ bardzo patriotyczny. Pamiêtam,<br />
¿e moja babka Woynarowska zaraz po napaœci<br />
Niemców na Polskê w 39 roku, ubra³a czarn¹ sukniê, tê<br />
sam¹, jak¹ nosi³a jej matka, na znak ¿a³oby po upadku<br />
powstania styczniowego. Ojciec zaœ W³odzimierz Kalinin,<br />
walczy³ w obu polskich wojnach, a za tê z bolszewikami<br />
w 20 - tym roku, otrzyma³ od Marsza³ka Pi³sudskiego<br />
Krzy¿ Walecznych, na rewersie którego widnieje napis:<br />
Polska Swojemu Obroñcy. Powie ktoœ, ¿e wielu legionistów<br />
otrzyma³o wtedy takie odznaczenia. To prawda.<br />
Ale to dla mojego ojca mia³o znaczenie wyj¹tkowe.<br />
Dosta³ je przecie¿ wnuk carskiego genera³a, ciemiê¿cy i<br />
zaborcy. Dowodzi to, jak bardzo pogmatwane s¹ historie<br />
nas, Polaków. Medal ów wisi teraz wraz z innymi<br />
rodzinnymi pami¹tkami na takiej specjalnej macie w<br />
moim domu w Kusiêtach.<br />
Mówi³em ju¿, ¿e ksi¹¿ki u nas w domu czyta³o siê od<br />
zawsze. Do dziœ zreszt¹ tak jest. W ró¿nych te¿ okresach<br />
¿ycia mia³em swoje ulubione ksi¹¿ki.<br />
Gdy patrzê teraz na nie œciœniête na pó³kach mojej<br />
domowej biblioteki, myœlê sobie, ¿e do wielu z nich nie<br />
zd¹¿ê ju¿ zajrzeæ powtórnie, a pomimo to nie chcia³bym<br />
siê z nimi rozstawaæ. Ka¿dej z nich coœ tam przecie¿<br />
zawdziêczam, a niektóre w znacznym stopniu<br />
ukszta³towa³y mój umys³, osobowoœæ i charakter. ¯ywiê<br />
wiêc dla nich szacunek najwiêkszy, podobnie zreszt¹,<br />
jak do ich autorów, tych zw³aszcza, którzy potrafili mn¹<br />
zaw³adn¹æ. Do nich to czujê do dziœ coœ w rodzaju mi³oœci<br />
dozgonnej. To przecie¿ dziêki nim, wyprawia³em siê<br />
w m³odoœci na dzikie pola. W czterdzieœci dni objecha-<br />
³em œwiat dooko³a. By³em w klubie pana Pickwicka,<br />
kolegowa³em z czterema muszkieterami, zna³em dobrze<br />
doktora Judyma i Lorda Jima. I móg³bym tak godzinami.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Do dziœ przecie¿ wêdrujê tak samo, tyle ¿e z coraz innym<br />
pisarzem, z którym zaprzyjaŸni³em siê, czytaj¹c<br />
akurat jego ksi¹¿kê. W ten sposób zawsze obraca³em<br />
siê w najlepszym towarzystwie nieœmiertelnych, których<br />
stworzy³a literatura i intelekt ludzi.<br />
Dotyczy to równie¿ poezji. Mam tak¹ manierê wyniesion¹<br />
jeszcze z dzieciñstwa, ¿e wiersze czytam na<br />
g³os. A gdy wiersz swoim brzmieniem, piêknem i muzyk¹<br />
mnie urzeknie, to czytam go od nowa po raz wtóry<br />
i wtóry. St¹d ca³¹ masê wierszy tych dawnych i tych<br />
nowych znam na pamiêæ. Z tych wspó³czesnych to wiersze<br />
Ludmi³y Marjañskiej na przyk³ad albo Ewy Lipskiej<br />
lub Sidorkiewicza Ryœka. Móg³bym tak wymieniaæ i wymieniaæ.<br />
Znam przecie¿ wielu znakomitych poetów.<br />
MP: Powiedz krytycznie, jak postrzegasz nasz¹ „Galeriê”<br />
i dlaczego nic w niej obecnie nie publikujesz?<br />
A.K: Ale¿ publikujê, jeœli mam co. A „<strong>Galeria</strong>” wymaga<br />
tylko dobrej korekty, no i forsy, ¿eby fotografie<br />
by³y ostre i kolorowe.<br />
MP: Jakie masz <strong>pl</strong>any twórcze? Nad czym obecnie<br />
pracujesz? Co bêdziesz wydawaæ czy niedawno wyda³eœ?<br />
A.K: Jesieni¹ ubieg³ego roku ukaza³a siê ksi¹¿ka o<br />
moim rodzinnym Jêdrzejowie pt: „Opowieœci o œwicie i<br />
zmierzchu”. Historia jej powstania te¿ jest bardzo ciekawa.<br />
Otó¿ czas jakiœ temu w³adze Jêdrzejowa zaprosi³y<br />
na œwiêto swojego miasta ich zdaniem, najwybitniejszych<br />
jêdrzejowian, którzy wyjechali ju¿ z tego miasta i gdzieœ<br />
tam w Polsce lub œwiecie osi¹gnêli znacz¹ce sukcesy.<br />
I zjecha³o sporo takich w³aœnie. Wiêkszoœæ oczywiœcie<br />
ju¿ na emeryturze, ale byli wœród nich: by³y sêdzia Trybuna³u<br />
Stanu RP, dwóch ambasadorów, dwóch by³ych rektorów<br />
z politechniki we Wroc³awiu i Krakowie. Trzech<br />
profesorów Akademii Medycznych, Dyrektor URSUSA w<br />
Warszawie i pewien pisarz, cz³onek PEN Clubu.<br />
Okaza³o siê wtedy, ¿e wiêkszoœæ z nich pochodzi z<br />
rocznika tego tu¿, tu¿ powojennego. Z najwiêkszej biedy.<br />
Ale kiedy póŸniej, po czêœci oficjalnej, poszliœmy<br />
sobie na wódkê, zaczê³y siê wspominki. Okaza³o siê wtedy,<br />
¿e mimo wszystko by³ to najpiêkniejszy czas naszego<br />
¿ycia. Dziewczyny by³y wtedy naj³adniejsze, m³odoœæ<br />
najpiêkniejsza, a ¿ycie najciekawsze.<br />
I wtedy rzuci³ ktoœ myœl, ¿eby to wszystko opisaæ.<br />
Dla naszych dzieci, dla wnuków.<br />
O, i to jest myœl - poparli projekt inni.<br />
A najlepiej zrobi to Andrzej – zdecydowali.<br />
No i dziêki temu powsta³a moja ostatnia ksi¹¿ka.<br />
Podobno siê czyta.<br />
Z Andrzejem Kalininem rozmawia³ Marian Panek.<br />
czêstochowski magazyn literacki
RAFA£ SOCHA<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Epizod XI:<br />
Bardzo porz¹dni ludzie<br />
Przy podpisywaniu umowy o wynajem mieszkania,<br />
na samym pocz¹tku naszej warszawskiej przygody, w³aœciciel<br />
kawalerki postawi³ sprawê jasno:<br />
– Na s¹siadów nie powinniœcie narzekaæ. Starsi ludzie,<br />
stateczni, dzieci maj¹ doros³e, w dodatku ju¿ siê<br />
wyprowadzi³y.<br />
– Aha.<br />
– Psa tylko trzymaj¹ – uzupe³ni³. – Ale grzecznie, z<br />
kultur¹. Nigdy nie by³o ¿adnych problemów.<br />
– Wspaniale – orzek³em zadowolony, po czym<br />
uœmiechn¹³em siê szeroko do kredensu, p³ytek oraz jasnozielonej<br />
gipsówki w kuchni, fizycznie oddzielaj¹cej<br />
nas od z³otych obywateli.<br />
– A i ci drudzy te¿ okej – kontynuowa³ wskazuj¹c<br />
rêk¹, tym razem jakoby przedstawiaj¹c lokatorów spod<br />
numeru piêædziesi¹tego pi¹tego, tu¿ zza brzoskwiniowej<br />
œciany pokoju. – Bardzo porz¹dni ludzie.<br />
– Rewelacja – cieszyliœmy siê g³oœno. – Super sprawa.<br />
Mi³y gospodarz zmieni³ temat i zacz¹³ nawijaæ o czymœ<br />
innym. Do zagadnienia wiêcej nie wracaliœmy – ani w<br />
dalszej czêœci negocjacji, ani póŸniej, po zawarciu umowy.<br />
Dopiero gdzieœ tak w po³owie paŸdziernika, czyli<br />
po up³ywie oko³o dwóch tygodni od wprowadzenia siê,<br />
s³owa wynajmuj¹cego kawalerkê stanê³y mi – o ile mo¿na<br />
tak powiedzieæ – ¿ywo przed uszami. Powód by³<br />
irytuj¹cy: regularne nawiercanie i obt³ukiwanie œciany<br />
pokoju.<br />
Chocia¿, przyznam szczerze, z samego pocz¹tku nie-<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
Rafa³ Socha - fotografia ze<br />
zbioru Autora.<br />
przyjemne dŸwiêki uzna³em po prostu za przykry incydent.<br />
Nie pamiêtam teraz dok³adnie, jak to siê wszystko<br />
zaczê³o, potoczy³o siê jednak szybko i ju¿ bardzo nied³ugo<br />
od zamieszkania w sto³ecznym bloku przy ulicy<br />
Hirszfelda doceniæ mog³em w pe³ni zalety prowincji i<br />
zabudowy jednorodzinnej, jednorazowy zaœ „wyskok”<br />
przeobrazi³ siê (o zgrozo!) w cykliczne „zjawisko”. O<br />
¿adnym wypadku przy pracy nie mog³o byæ mowy, a<br />
pod koniec miesi¹ca rzecz ca³¹ rozpatrywaæ ju¿ mo¿na<br />
by³o tylko i wy³¹cznie w kategoriach denerwuj¹cej regu³y.<br />
W dni robocze <strong>pl</strong>an wierceñ i t³uczeñ wygl¹da³ nastêpuj¹co:<br />
wzglêdna cisza do piêtnastej-szesnastej, walenie<br />
i borowanie startowa³o dopiero w godzinach poobiednich.<br />
Natalka, jak przysta³o na pó³rocznego wtedy<br />
niemowlaka, akurat przymierza³a siê do drugiej drzemki,<br />
jednak bardzo trudno by³o j¹ przekonaæ, aby ignorowa³a<br />
natarczywe odg³osy zza œciany. Nieraz zd¹¿y³a ju¿<br />
usn¹æ, a tu tajemniczy majsterkowicz wkracza³ do akcji,<br />
uruchamia³ te swoje m³oty, przecinaki i skrzecz¹ce elektronarzêdzia,<br />
no i siê bidulka budzi³a z histerycznym p³aczem.<br />
Byliœmy bezsilni. Nieznoœny jazgot trwa³ zwykle<br />
oko³o dwóch godzin, póŸniej nastêpowa³a przerwa. Niestety<br />
myœl, ¿e to ju¿ koniec, ¿e na dzisiaj doœæ, ¿e b³oga<br />
cisza zapanuje do wieczora – jak to w ¿yciu czêsto bywa<br />
– okazywa³a siê zdradliwa, naiwna i wielce ¿yczeniowa,<br />
gdy¿ po kilkudziesiêciominutowej przerwie wszystko<br />
wraca³o do normy. Krótkotrwa³a ulga, jak¹ nam ³askawie<br />
serwowano, w obliczu nowych dzia³añ nabiera³a znacze-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
69
70<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
nia przys³owiowej ciszy przed kolejn¹ burz¹. Wiercenia<br />
i uderzenia wraca³y ze zdwojon¹ natarczywoœci¹. Wyobra¿a³em<br />
sobie wówczas, i¿ enigmatyczny operator –<br />
po spo¿yciu posi³ku regeneracyjnego – przybywa pod<br />
nasz¹ œcianê z wœciek³ym zamiarem spalenia nadmiaru<br />
przyjêtych kalorii. Spala³ je znów przez dwie godziny, nieraz<br />
nawet d³u¿ej, a czasem si³ starcza³o zaledwie na godzinkê<br />
czy pó³torej. Tu akurat nie by³o regu³y. Ogólnie – co<br />
muszê obiektywnie przyznaæ – wyrabia³ siê przed dwudziest¹<br />
drug¹, choæ Nateczka czêsto bywa³a ju¿ wtedy po<br />
k¹pieli, my zaœ – wbrew zdrowemu rozs¹dkowi – próbowaliœmy<br />
uk³adaæ j¹ do snu.<br />
Weekendowy schemat przedstawia³ siê zupe³nie inaczej:<br />
w soboty ha³asy startowa³y oko³o po³udnia, trwa³y<br />
dobre trzy godziny, potem mniej wiêcej godzinna pauza,<br />
póŸniej znów – przez jakieœ dwie-trzy godziny – zajad³e<br />
nawalanie w co siê tylko da³o, póŸniej znów nastêpowa³a<br />
godzina wzglêdnego luzu i na koniec tradycyjna,<br />
zwyczajowa, nocna seria, bardzo czêsto przeci¹gaj¹ca<br />
siê do samej dwudziestej drugiej. Natomiast niedziele<br />
znacz¹co odbiega³y od sobót i by³y w tym wszystkim<br />
chyba najbardziej osobliwe: ³omot zaczyna³ siê ju¿ o siódmej<br />
rano (skoro œwit!), trwa³ do dziesi¹tej-jedenastej, póŸniej<br />
zapada³a b³oga cisza i... I kiedy wydawa³o siê, ¿e tak<br />
ju¿ bêdzie do koñca dnia, ¿e nie tylko obiad, ale i kolacjê<br />
w komfortowej atmosferze sobie zjemy – szaleñcze<br />
zmagania z materi¹ znowu powraca³y. Oko³o siedemnastej-osiemnastej<br />
wytrwa³y zuch od przecinaków i wiertarek<br />
ponownie wkracza³ na stanowisko i walczy³ ju¿ do<br />
zwyciêstwa. Na szczêœcie niektóre weekendy spêdzaliœmy<br />
poza Warszaw¹, tote¿ w¹t<strong>pl</strong>iwa przyjemnoœæ obcowania<br />
z harcami z³otej r¹czki odpada³a, jednak „zjawisko”<br />
trwa³o na tyle d³ugo (praktycznie do po³owy grudnia),<br />
¿e przytoczony schemat i tak doskonale zaobserwowa³em,<br />
przetrawi³em i przeanalizowa³em.<br />
A przy okazji, chc¹c nie chc¹c, czêsto zastanawia³em<br />
siê nad sensem tych wierceñ, stuków i trzasków. Tu ju¿<br />
nawet nie chodzi o to, ¿e sam jestem budowlañcem i<br />
jakieœ tam zboczenie zawodowe popycha mnie w stronê<br />
rozmyœlañ nad technologi¹ zastosowan¹ przez upierdliwego<br />
majsterkowicza. Technologia jak technologia,<br />
generalnie przebieg prac sugerowa³ remont, chocia¿<br />
wiercenie miejsce w miejsce otworu przy otworze, w<br />
odstêpach w³aœciwie kilkucentymetrowych, naprawdê<br />
by³o postêpowaniem doœæ nieszablonowym. Mo¿e siê<br />
wiert³a facetowi ³ama³y, mo¿e wiertaki pali³y, mo¿e co<br />
rusz trafia³ na prêty zbrojeniowe, mo¿e ten peerelowski<br />
¿elbet – wbrew stereotypowym opiniom – okazywa³<br />
siê jednak wyj¹tkowo opornym materia³em... Ró¿nie<br />
sobie duma³em. Ba, przez jakiœ czas rozwa¿a³em nawet<br />
opcjê, czy koleœ nie prowadzi tam za œcian¹ jakiegoœ<br />
hobbystycznego zak³adu œlusarskiego. Szczegó³, ¿e na<br />
szóstym piêtrze i w budynku mieszkalnym, ale z boku i<br />
„na s³uch” tak to trochê wygl¹da³o... Nast¹pi³ bowiem<br />
etap nieznacznego oddalenia siê ha³asów. To znaczy<br />
fachowiec „zszed³” jakoby ze œciany oddzielaj¹cej go od<br />
nas i pracowa³ na nastêpnej, mo¿e dzia³owej, a mo¿e tej<br />
z oknami, chocia¿ przecie¿ równie dobrze móg³ mieæ<br />
tam porozstawiane szlifierki, ostrzarki, spawarki, tokarki<br />
czy gwintownice.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Ano móg³... O rety! Myœl o zak³adzie œlusarskim definitywnie<br />
odrzuci³em dopiero wtedy, kiedy zaczê³y siê<br />
problemy z brudem w windzie – któregoœ dnia ze zdumieniem<br />
odkryliœmy, ¿e jest dokumentnie uwalana wapnem,<br />
resztkami gruzu, a na pod³odze poniewieraj¹ siê<br />
strzêpy worków po klejach i suchych mieszankach tynkarskich.<br />
Na klatce, tu¿ obok naszych drzwi, nie wiadomo<br />
sk¹d stanê³y sobie raptem spróchnia³e, odrapane,<br />
zwichrowane, stare meble kuchenne i beztrosko przebywa³y<br />
tam przez blisko tydzieñ. PóŸniej wyl¹dowa³y<br />
przed blokiem, przy domofonie, zawadza³y trochê przy<br />
wchodzeniu do budynku. W koñcu ktoœ zacz¹³ pisaæ<br />
desperackie listy – ni to upomnienia, ni to odezwy – i<br />
przyklejaæ je w windzie na lustrze. Publiczna korespondencja<br />
adresowana by³a do „szanownego pana s¹siada”<br />
i, z grubsza rzecz ujmuj¹c, apelowa³a o „zachowanie czystoœci”<br />
oraz o „sprz¹tanie po sobie”. Pomog³o œrednio.<br />
Winda po jakimœ czasie niby nieco wy³adnia³a, staroœwieckie<br />
graty przed wejœciem sta³y jednak – najpierw w deszczu,<br />
póŸniej w œniegu – a¿ do Bo¿ego Narodzenia 2010.<br />
W sumie to siê nawet dok³adnie nie orientujê, kiedy ten<br />
archaiczny kredens wywieziono, boœmy wyjechali z<br />
Warszawy dzieñ przed wigili¹, a po Nowym Roku by³o<br />
ju¿ pusto i w miarê czysto.<br />
Ale po Nowym Roku radykalnie zmieni³o siê przede<br />
wszystkim co innego: miejsce wierceñ i uderzeñ zaj¹³<br />
hiphopowy bit oraz awanturnictwo. Bardzo porz¹dni ludzie<br />
najwyraŸniej uporali siê z remontem i konsumowaæ<br />
poczêli wreszcie luksusy, w jakie swoje – z wielkim<br />
hukiem wymoszczone – gniazdko wyposa¿yli. Oczywiœcie<br />
nie mówiê tutaj, ¿e od razu non stop ktoœ rapowa³<br />
zza œciany, a talerze t³uk³y siê co dnia. Bez przesady. Nasi<br />
s¹siedzi pewien rodzaj umiaru znali. Natarczywa muzyka,<br />
o ile jednostajne ³omotanie basu nazwaæ mo¿na muzyk¹ w<br />
sensie œcis³ym, pojawia³a siê g³ównie w weekendy – i to<br />
zwykle w pi¹tki oraz soboty (a w zasadzie w noce: z pi¹tku<br />
na sobotê oraz z soboty na niedzielê). Ekipa musia³a byæ<br />
rozrywkowa i towarzyska, bo gwarno robi³o siê ju¿ oko³o<br />
dwudziestej, g³osy siê mno¿y³y, stale ktoœ otwiera³ i zamyka³<br />
nienaoliwione drzwi, s³ychaæ by³o dowcipkowanie, toasty,<br />
œmichy-chichy, gonitwy, przewracanie drobnych przedmiotów<br />
i takie tam – a¿ nad wszystkim nagle poczyna³<br />
królowaæ monumentalny, wszechpotê¿ny, z ³atwoœci¹ przenikaj¹cy<br />
przez przegrody budowlane bit, maskuj¹c skutecznie<br />
dalsze szczegó³y imprezy. Byæ mo¿e wiêcej w<br />
kwestii owych detali powiedzieæ by mogli lokatorzy z do³u<br />
(przynajmniej dwukrotnie, z tego co siê orientujê, wzywano<br />
policjê – skutek by³ niestety krótkotrwa³y). Nas to w<br />
zasadzie – jak sobie t³umaczy³em – trafia³o odpryskiem,<br />
chocia¿ sen przychodzi³ ciê¿ko, a wzglêdna cisza zapada³a<br />
dopiero po szóstej rano. No i zdarza³o siê, ¿e nazajutrz nie<br />
bardzo by³o jak wjechaæ wózeczkiem do windy, bo bywa³a<br />
zarzygana. Za to awanturnictwo schematu ¿adnego nie<br />
posiada³o. Ktoœ wybucha³ po prostu i tyle. A to ch³opu<br />
baba nadepnê³a na odcisk, a to babie ch³op. Podniesione<br />
g³osy œrednio wyraŸnie do nas dociera³y, ju¿ lepiej da³o siê<br />
pos³yszeæ trzaskanie meblami, sprinty, brzdêk jakichœ metalowych<br />
misek lub t³uczenie talerzy. Zreszt¹ z tym akurat<br />
nie by³o a¿ tak Ÿle i tutaj a¿ tak bardzo bym nie narzeka³ –<br />
raz, dwa razy na miesi¹c, nieraz nawet rzadziej. Tylko te<br />
czêstochowski magazyn literacki
nieszczêsne „kurwy” i „chuje” lecia³y na bie¿¹co, co bywa-<br />
³o – szczególnie w bezpoœrednim s¹siedztwie brzoskwiniowej<br />
œciany naszego pokoiku – niesmaczne, zawstydzaj¹ce,<br />
¿enuj¹ce i po prostu uci¹¿liwe (choæ oczywiœcie do tego<br />
rodzaju folkloru tak¿e z czasem przywykliœmy).<br />
Kim byli zatem mi³oœnicy rapu i g³oœnej zabawy? Jak<br />
wygl¹dali? Czy poza w³asnymi czterema œcianami tak¿e<br />
zachowywali siê niekonwencjonalnie? W tym miejscu<br />
muszê przyznaæ, ¿e wiele o nich nie wiem. Na si³ê kontaktów<br />
nie szuka³em, tyle tylko, coœmy siê na klatce, w<br />
windzie czy przed blokiem minêli, uk³onili, pozdrowili...<br />
Ale i z tym ostatnim nie by³o wcale ró¿owo, bo lokatorzy<br />
spod numeru piêædziesi¹tego pi¹tego reagowali raczej<br />
mrukowato i oziêble. Zero wylewnoœci. Do s¹siadów<br />
odnosili siê gburowato, zarozumiale, wynioœle, w<br />
zasadzie zgodnie z porzekad³em: „wy¿ej sra, ni¿ dupê<br />
ma”. Mê¿czyzna mia³ lat oko³o czterdziestu. By³ szczup³ym,<br />
dystyngowanym, wysokim brunetem, choæ ju¿<br />
lekko siwiej¹cym. Nosi³ œmieszne okularki w okr¹g³ych,<br />
drucianych oprawkach – coœ a la lenonki, ale o ogromnych<br />
œrednicach, takie w wersji XXL. Zawsze mia³ na<br />
<strong>pl</strong>ecach zabawny, jaskrawy, malutki <strong>pl</strong>ecaczek, lecz chodzi³<br />
dostojnie, wrêcz majestatycznie (jakby po³kn¹³ kij<br />
od szczotki, co – w zestawieniu z owym <strong>pl</strong>ecaczkiem –<br />
œrednio do siebie pasowa³o). Nigdy siê nie uœmiecha³ i<br />
nigdy te¿ pierwszy nie mówi³ „dzieñ dobry”. Kobieta z<br />
kolei by³a od niego znacznie m³odsza, na oko przynajmniej<br />
o jakieœ piêtnaœcie lat, czyli w sumie gówniara...<br />
Ubiera³a siê wyzywaj¹co i tak¿e nie zwraca³a najmniejszej<br />
uwagi na otoczenie. Ona na „dzieñ dobry” czêsto<br />
nawet nie raczy³a odpowiadaæ, nie mówi¹c ju¿ o k³anianiu<br />
siê. Oboje chyba pracowali, ale gdzie i w jakim charakterze<br />
– tego nie rozgryz³em, nie mam pojêcia. Trudno<br />
te¿ powiedzieæ, czy formalnie byli ma³¿eñstwem, czy<br />
¿yli na koci¹ ³apê. W mieszkaniu bywa³a te¿ starsza pani,<br />
przypuszczalnie emerytka, która prowadza³a dwójkê<br />
dzieciaków – ch³opca i dziewczynkê. Ca³a ta trójka by³a<br />
stosunkowo najbardziej normalna i bezpoœrednia – uœmiechali<br />
siê, ¿artowali, doœæ ¿yczliwie zagadywali... Dzieciaki<br />
mia³y lat oko³o oœmiu, mo¿e dziesiêciu, i zazwyczaj<br />
przebywa³y pod nadzorem emerytki, choæ – jak napisa-<br />
³em – czêsto nam „z pola widzenia” znika³y, wiêc w³aœciwie<br />
nie wiem, czy na sta³e tam mieszka³y, czy bywa³y<br />
jedynie okresowo... W ka¿dym razie lokal u¿ytkowa³o<br />
w sumie piêæ postaci.<br />
A¿ na wiosnê kupili psa – du¿ego, co najmniej piêædziesiêciokilogramowego,<br />
rasowego owczarka kaukaskiego.<br />
Sk¹d takie bydlê wytrzasnêli, czy wczeœniej go gdzieœ<br />
poza miastem trzymali, czy faktycznie nowym by³ nabytkiem,<br />
czy osobnik ten by³ ju¿ w ogóle doros³y, czy<br />
dopiero „szczeniak” na przyuczeniu – nie mam pojêcia.<br />
W przeciwieñstwie do pañstwa zza kuchni, którzy mieli<br />
maleñkiego maltañczyka – bardzo porz¹dni ludzie postawili<br />
na wielkoœæ, masê i agresjê. Dystyngowany osobiœcie<br />
wyprowadza³ czworonoga. Z dum¹ kroczy³ za<br />
swoim pupilem, chocia¿ rzuca³o nim trochê, potê¿ne<br />
cielsko w jedn¹ albo drug¹ stronê ostro mu siê wyrywa-<br />
³o. Z pewnoœci¹ niez³¹ mia³ ch³opina gimnastykê, lecz<br />
facjata w okularkach niczego po sobie poznaæ nie dawa-<br />
³a i ca³y czas pozostawa³a niewzruszona.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
A pies cierpia³. Szczeka³, skomla³, drapa³ w drzwi,<br />
wy³ ca³ymi nocami... Mo¿e têskni³ za wolnoœci¹, za powietrzem,<br />
za górami, za Kaukazem... le znosi³ pobyt w<br />
betonowej klatce. Tu a¿ korci mnie, ¿eby odbiæ lekko w<br />
bok i strzeliæ wstawkê o marnym ¿ywocie psów w warunkach<br />
miejskich, lecz siê chyba wstrzymam i za bardzo<br />
nie poszalejê. Jeszcze by siê kto obrazi³... Powiem<br />
krótko: nic dobrego z tego nie wynika. Ani dla ludzi, ani<br />
dla zwierz¹t... Sk¹d siê to w ogóle wziê³o? Moda? Ambicje?<br />
Mi³oœæ? Akurat! No dobra, umówmy siê: ma³y piesek,<br />
taka „maskotka” – okej, tu bym nie polemizowa³...<br />
Jak siê o niego dba – ujdzie. Spoko. Ale takie „bydlê”? I<br />
jeszcze to uniwersalne wyprowadzanie „pod krzaczek”?<br />
Ktoœ kiedyœ, gdy byliœmy z Natk¹ przy huœtawkach, sprawê<br />
uj¹³ dosadnie: jedna wielka kloaka... Coœ jest na rzeczy.<br />
Baczn¹ uwagê na ten œmierdz¹cy problem zwróci-<br />
³em dopiero wtedy, kiedy siê Natalka chodziæ nauczy³a<br />
i, szczerze powiedziawszy, raptem wysz³o na jaw, ¿e na<br />
Ursynowie nie za bardzo jest gdzie pójœæ. Ma³ego dziecka<br />
nie ma po prostu gdzie zabieraæ... ¯eby sobie do woli<br />
pobiega³o – nie da rady... Wszêdzie ekskrementy! Nikt<br />
po swoim psie nie sprz¹ta, nikt siê tym nie przejmuje,<br />
nikogo to w ogóle nie rusza... Sprytnemu „w³aœcicielowi”<br />
wystarcza, ¿e pies siê wysra i ju¿, po problemie...<br />
Reszta niewa¿na... Skwerki, paski zieleni, w¹t³e trawniki,<br />
nawet boiska! Zgroza. Nati tak sobie do serduszka wziê-<br />
³a te moje uporczywe i rozpaczliwe ostrze¿enia, ¿e ju¿<br />
póŸniej – gdy siê z kolei nieco lepiej mówiæ nauczy³a –<br />
przez d³ugi czas ka¿d¹ zieleñ kwitowa³a krótko: psie<br />
kupy! Nawet w ¯arkach, na naszej prywatnej, ogrodzonej,<br />
kameralnej posesji... Psie kupy! Widzia³a z auta pole<br />
czy las... Psie kupy! Ogl¹da³em mecz... Psie kupy!<br />
– Psie kupy? – pyta³em zdumiony. – Gdzie?<br />
– Tam! – mówi³a mi córcia i murawê z pi³karzami na<br />
ekranie pokazywa³a... Szok.<br />
Posiadacze owczarka mieli w zwyczaju wytrzepywanie<br />
przez okno – a nieraz z balkonu – rozmaitych<br />
rzeczy, w tym niestety te¿ jakiegoœ koca czy chodnika,<br />
na którym prawdopodobnie sypia³ czworonogi ulubieniec,<br />
bo siê okrutne k³aki z tego garœciami sypa³y, no i<br />
przy okazji do mieszkania nam wlatywa³y. Siadaliœmy<br />
sobie akurat – dla przyk³adu – do niedzielnego roso³ku,<br />
okna oczywiœcie szeroko pootwierane (lato w koñcu<br />
przysz³o), a tu leci sierœæ z wiaterkiem na stó³. Masakra.<br />
Raz waln¹³em piêœci¹, wkurzy³em siê nie na ¿arty i postanowi³em<br />
odpowiedzieæ piêknym za nadobne. Wyczeka³em<br />
trochê, wiaterek siê zmieni³, krêciæ pocz¹³ w<br />
drug¹ stronê. Gra³o. Z³apa³em szybko odkurzacz, wyskoczy³em<br />
na balkon, wyj¹³em ze œrodka worek wielorazowy<br />
i go sobie, jakby nigdy nic, bardzo dok³adnie<br />
opró¿ni³em. Kurz szed³ z tego jak cholera, odskoczy³em.<br />
Zaraz polecia³y nieœmiertelne „kurwy” i „chuje”, ale o to<br />
chodzi³o. Zemsta by³a s³odka. W kaszê sobie dmuchaæ<br />
nie pozwolê.<br />
Innym razem wracaliœmy z domu. Zaparkowaliœmy<br />
od ulicy Dereniowej, wyci¹gn¹³em fotelik i nios³em go z<br />
auta. Asia pilotowa³a Natkê. Na domofonie wklepaliœmy<br />
kod, weszliœmy do œrodka. Przy windzie czeka³a wymalowana<br />
paniusia od imprez, awantur i rapu.<br />
– Dzieñ dobry – przywitaliœmy siê grzecznie.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
71
72<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
– ...dobry – b¹knê³a coœ nie do koñca zrozumia³ego i<br />
popatrzy³a wynioœle na ca³¹ nasz¹ trójkê.<br />
Winda zjecha³a na dó³, wrota siê uchyli³y.<br />
– Proszê – powiedzia³em uprzejmie.<br />
Ciasna winda ruszy³a ospale.<br />
– Naciskaæ, naciskaæ! – krzyknê³a Natalka.<br />
– Kochanie, niczego nie musimy ju¿ teraz naciskaæ –<br />
wyjaœni³a Asia. – Jedziemy na to samo piêtro.<br />
Nati nie spasowa³a. Chciwie wyci¹ga³a malutkie paluszki<br />
do okr¹g³ych przycisków, mamusia j¹ jednak skutecznie<br />
odsuwa³a i powstrzymywa³a.<br />
– Kiedyœ mi pani uciek³a na górê – podjê³a raptem<br />
lodowato gówniara – i musia³am czekaæ dziesiêæ minut<br />
na dole.<br />
– Proszê?<br />
– Dziecko ponaciska³o wszystkie przyciski – doda³a<br />
z wyrzutem.<br />
– S³ucham?<br />
– Dziesiêæ minut.<br />
– Kiedy to by³o?<br />
– Kiedyœ.<br />
– Niemo¿liwie, nic takiego nie mia³o miejsca...<br />
S¹siadka ju¿ siê nie odezwa³a. DŸwig w koñcu wjecha³<br />
i rozpostar³ wrota, obra¿alska wylaz³a i skierowa³a<br />
siê do drzwi. Naturalnie o ¿adnym „do widzenia” nie<br />
by³o mowy.<br />
Te¿ wysiedliœmy, szczerze mówi¹c, lekko przymuleni.<br />
Có¿ to za bzdury? Sk¹d te rewelacje? Pomyli³a nas z<br />
kimœ? Czy co? Po pierwsze Nati, je¿eli ju¿, to na spacerki<br />
chodzi ze mn¹, a nie z Asi¹, bo Asia pracuje, a ja nie. Po<br />
drugie w weekendy chodzimy razem. A po trzecie moja<br />
¿ona nigdy by na coœ takiego nie pozwoli³a...<br />
Kilka dni póŸniej wyszed³em przed blok wyrzuciæ<br />
œmieci. Traf chcia³, ¿e w drodze od altany œmietnikowej<br />
zauwa¿y³em bezczeln¹ siksê. Do g³owy wpad³ mi pewien<br />
pomys³. Postanowi³em siê trochê zabawiæ, a natchnieniem<br />
by³o tutaj oczywiœcie bezpodstawnie rzucone<br />
oszczerstwo.<br />
– Dzieñ dobry! – œwisn¹³em w biegu, wyprzedzi³em<br />
czupirad³o i skoczy³em do wejœcia. Szybko wystuka³em<br />
kod, wbieg³em na pó³piêtro. Winda sta³a i czeka³a. S³ysza³em<br />
za sob¹ uchylanie drzwi i kroki na stopniach, tymczasem<br />
masywne blachy ju¿ siê powoli domyka³y. Wcisn¹³em<br />
po kolei wszystkie guziki. DŸwig ruszy³. Startowa³<br />
i zaraz siê zatrzymywa³. Na szóstym przystanku hurtowe<br />
wciskanie odnowi³em, wysiad³em. Kabina pojecha³a<br />
jeszcze na siódme, a potem zaczê³a mozolny marsz<br />
w dó³. A na parterze pani sobie sta³a i czeka³a, i hipnotyzowa³a<br />
w¹ski wyœwietlacz, i pewnie wyg³asza³a g³oœno<br />
te swoje ¿yciowe maksymy na „k” i na „ch”.<br />
No dobra, tutaj przeginam... Poddajê siê. Do tego stopnia<br />
ma³ostkowy nie jestem. Nigdy nie by³em i pewnie nigdy<br />
nie bêdê, chocia¿ czasem przecie¿ a¿ siê prosi... Ale co<br />
tam. Z³oœliwie przycisków w windzie nie naciska³em, tak<br />
samo worka z odkurzacza na balkonie nie wypró¿nia³em.<br />
W sumie i bez tego daliœmy radê. Przetrwaliœmy. Przetrzymaliœmy<br />
nie tylko g³upie pomówienia, nie tylko psie k³aki,<br />
hiphopowy bit, wulgaryzmy, zak³ad œlusarski czy syf w windzie,<br />
lecz i wiele innych porywów ludzkiej fantazji te¿. Miesi¹ce<br />
p³ynê³y szybko, zrobi³a siê jesieñ, potem zima. Przy-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
witaliœmy rok 2012. I tylko czasem zastanawialiœmy siê po<br />
cichu z ¿on¹, jak to by by³o, gdybyœmy trafili – pos³uguj¹c<br />
siê skal¹ ocen sympatycznego w³aœciciela kawalerki – na<br />
ludzi „nieporz¹dnych”? Albo, co gorsza, na „bardzo nieporz¹dnych”?<br />
Skoro tutaj takie standardy i taka nomenklatura...<br />
Strach by³o myœleæ.<br />
W marcu nadszed³ kres warszawskiego „zes³ania”.<br />
Gratów, przez te pó³torej roku, nazwoziliœmy niema³o,<br />
tote¿ wyprowadzka nie stanowi³a operacji prostej.<br />
– Ju¿ koniec? – zagadn¹³ w windzie, przy którymœ<br />
tam kursie na parking, uprzejmy i dobroduszny mieszkaniec<br />
lokalu zza kuchni, tradycyjnie zje¿d¿aj¹c sobie z<br />
maltañczykiem na poobiedni spacerek. – Wyprowadzacie<br />
siê?<br />
– Tak – przyzna³em uczciwie. – Koniec. Nareszcie.<br />
¯ona zrobi³a wszystkie sta¿e. Uciekamy do naszego lasu.<br />
– Wam to dobrze... – rozmarzy³ siê mój rozmówca. –<br />
Te¿ bym tak chcia³.<br />
Uœmiechn¹³em siê i zarzuci³em lepiej torbê na ramieniu.<br />
S¹siad g³oœno westchn¹³:<br />
– Ciekawe kto tam teraz po was u pana Adama zamieszka?<br />
– Nie wiem – rzek³em zgodnie z prawd¹. – Ale na<br />
pewno jacyœ przyzwoici ludzie – pocieszy³em szczerze,<br />
chocia¿ mo¿e i trochê na wyrost. – Niech siê pan nie<br />
martwi, dobrze bêdzie.<br />
Facet odwzajemni³ siê raczej takim jakby lekko kwaœnym<br />
grymasem:<br />
– Byle nie tacy, jak ci spod piêædziesi¹tego pi¹tego.<br />
– A co?<br />
– Nic. Uchowaj nas, Panie Bo¿e, od takich lokatorów...<br />
W sumie nie wiedzia³em, co mam odpowiedzieæ.<br />
– Ale pan Adam mówi³, ¿e oni ca³kiem porz¹dni... –<br />
podj¹³em nieœmia³o. – A on chyba wie najlepiej...<br />
– Pan Adam ich w ogóle nie zna!<br />
– Jak to?<br />
– No przecie¿ kupili mieszkanie wtedy, jak wyœcie<br />
siê sprowadzili... Adam zna³ tych, co s¹siadowali wczeœniej!<br />
– Aha... – b¹kn¹³em oniemia³y. – No tak... No przecie¿...<br />
– mrucza³em po cichu, doznaj¹c nag³ego przyp³ywu<br />
olœnienia. – Co za zbieg okolicznoœci! – wypali³em<br />
wreszcie.<br />
Sympatyczny warszawiak obojêtnie wzruszy³ ramionami<br />
i szybko opuœci³ windê. PóŸniej zszed³ po króciuteñkim<br />
biegu, uchyli³ drzwi i, nim siê w ogóle po³apa-<br />
³em, zrêcznie wypuœci³ malutkiego psiaka na wczesnowiosenne<br />
powietrze ursynowskie.<br />
Rafa³ Socha<br />
czêstochowski magazyn literacki
Wiosna przysz³a w pe³nej krasie, odnajdujemy siê jakoœ<br />
po powrocie z Warszawy. Na szczêœcie. Natalka aklimatyzacjê<br />
dzielnie znosi, choæ mia³em spore obawy, jaka bêdzie<br />
jej reakcja. Z¿y³a siê przecie¿ z mieszkankiem na Hirszfelda,<br />
ze sto³ecznymi <strong>pl</strong>acami zabaw, z Zagrod¹ Ursynowsk¹,<br />
z gwarem miejskim czy choæby z widokiem samolotów<br />
znad Okêcia, które regularnie œledzi³a ka¿dego dnia... Wymieniaæ<br />
móg³bym d³ugo, w koñcu dla niej pó³torej roku to<br />
szmat czasu, szczególnie wzi¹wszy pod uwagê fakt, ¿e<br />
dopiero skoñczy³a dwa latka. Niemniej rodzinne strony<br />
córuni do gustu przypad³y. Mamy ciszê, spokój, przestrzeñ,<br />
piêkn¹ okolicê, jest gdzie spacerowaæ i gdzie biegaæ za<br />
pi³k¹, w czym akurat ostatnio mocno siê specjalizujemy.<br />
Z pocz¹tku chodziliœmy po najœciœlejszej okolicy,<br />
póŸniej po nieco dalszej. Ca³kiem blisko mamy te¿ przyszkolnego<br />
„Orlika”, a wiedzieæ trzeba, ¿e boisko szybko<br />
wygra³o rywalizacjê z <strong>pl</strong>acami zabaw, du¿o wiêksz¹<br />
atrakcj¹ siê okaza³o, szczególnie w konfrontacji z huœtawkami.<br />
Natka ca³¹ drogê dzielnie w r¹czkach trzyma<br />
pi³kê, podje¿d¿amy wózeczkiem pod wysokie ogrodzenie,<br />
odpinam paski, malutka wyskakuje i biegnie „kibicowaæ”.<br />
Siadamy na ³aweczce, podziwiamy gimnazjalistów<br />
ganiaj¹cych za futbolówk¹. Jeœli nie jest to akurat<br />
lekcja wychowania fizycznego, kolokwializmy wiadomego<br />
rodzaju sypi¹ siê gêsto. Je¿eli mecz odbywa siê w<br />
ramach zajêæ, nauczyciel z regu³y temperuje emocjonalne<br />
zapêdy ambitnych grajków, a i ci siê co nieco kryguj¹.<br />
Kiedy mamy szczêœcie, na <strong>pl</strong>acu hasaj¹ wy³¹cznie<br />
uczniowie podstawówki i wtedy uszy a¿ tak bardzo nam<br />
nie wiêdn¹. A gdy ju¿ mamy furê szczêœcia, to sztuczn¹<br />
murawê zastajemy pust¹ i wówczas Natalka z kibicki<br />
b³yskawicznie przeistacza siê w rasow¹ pi³karkê. Biegamy<br />
i biegamy, w tê i z powrotem, od jednej bramki do<br />
drugiej, kopiemy, kopiemy i kopiemy ten magiczny,<br />
wype³niony powietrzem worek ze skóry, co nie tylko<br />
doros³¹ czy ma³oletni¹ wyobraŸniê pobudza, ale i – jak<br />
widaæ – tê najbardziej dzieciêc¹ tak¿e.<br />
I w³aœnie przy tego typu zabawie raz nam pi³ka<br />
wpad³a w zaroœla. Nana tak j¹ jakoœ mocniej kopnê³a,<br />
nie trafi³a do bramki, tu¿ przy s³upku pos³a³a w g¹szcz za<br />
siatk¹. Cmokn¹³em z zachwytu, bo pod wielkim wra¿eniem<br />
si³y strza³u mojej dwuletniej futbolistki by³em. Pod<br />
tak wielkim, ¿e siê w sumie tylko troszeczkê zdziwi³em,<br />
odruchowo nurkuj¹c w chaszcze za pi³k¹, sk¹d u licha<br />
tutaj takie roœliny... Tak wysokie roœliny... Jakiekolwiek<br />
roœliny! Przecie¿ stró¿, woŸny czy choæby konserwator<br />
dogl¹daæ powinien regularnie szkolnego kom<strong>pl</strong>eksu i<br />
trawê wokó³ boiska na bie¿¹co wycinaæ, i szyszki z okolicznych<br />
sosen zbieraæ, i œció³kê grabiæ, i œmieci usuwaæ,<br />
wiadomo... A tu taki g¹szcz!<br />
Wlaz³em w sam œrodek kêpy osobliwych „bambusów”.<br />
Kiedy to uros³o? Nie wiem, nie zwróci³em uwagi. Zreszt¹<br />
wiosna ma swoje prawa. Z obrzydzeniem pomyœla³em o<br />
kleszczach. Siêgn¹³em rêk¹ po pi³kê, wycofa³em siê, otrze-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Epizod XII:<br />
Oleandry<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
pa³em na wszelki wypadek. Wróci³em na p³ytê ze sztuczn¹<br />
muraw¹, poda³em córci pi³eczkê, znów zaczêliœmy biegaæ.<br />
Zerka³em od czasu do czasu na tajemnicze roœliny i niedoparcie,<br />
z ka¿d¹ chwil¹, z ka¿d¹ minut¹ naszego kameralnego<br />
meczu uœmiecha³em siê coraz bardziej g³upawo...<br />
* * *<br />
Listy przebojów szturmowa³a nieod¿a³owana Nirvana<br />
(„Come As You Are” albo „Lithium”?), nosi³em poszarpane<br />
d¿insy, trampki i kraciaste koszule, a œwiat by³ ca³kiem<br />
inny. Bez komórek, bez Internetu. To ju¿ dwadzieœcia<br />
lat? Rety, jak ten czas leci... Liczê po cichu, dodajê, odejmujê.<br />
Zestawiam w g³owie jakieœ fakty... No tak, zgadza siê,<br />
dwadzieœcia. Dwie dekady. Wiosna 1992!<br />
Klasa pierwsza „a” wybra³a siê na trzydniow¹ wycieczkê<br />
do pewnej leœnej miejscowoœci na obrze¿ach dawnego<br />
województwa czêstochowskiego. Choæ nasz wychowawca,<br />
fajny nauczyciel i bardzo porz¹dny cz³owiek, niezbyt chêtnie<br />
rusza³ siê z m³odzie¿¹ poza mury <strong>pl</strong>acówki, od czasu do<br />
czasu czyni³ wyj¹tki i podopiecznym swoim ³askawie zezwala³<br />
na wypady „integracyjne”. Dzia³o siê to z regu³y pod<br />
koniec roku szkolnego, tak „w nagrodê”, tak w podziêce za<br />
„wspó³pracê”, koñcem maja lub pocz¹tkiem czerwca, czyli<br />
tu¿ przed wakacjami. Za punkt docelowo-wypadowy obierano<br />
jakiœ oœrodek wypoczynkowy z domkami letniskowymi<br />
(harcerski, ¿eglarski, hutniczy), który by spe³nia³ dwa<br />
podstawowe kryteria – zlokalizowany wzglêdnie niedaleko<br />
Czêstochowy, acz od konwencjonalnej cywilizacji wystarczaj¹co<br />
daleko odsuniêty (najlepiej w lesie). Dziêki temu<br />
niewy¿yta m³odzie¿ licealna mog³a sobie w spokoju i w<br />
ciszy ca³oroczne stresy uczniowskie „odreagowywaæ”. Taka<br />
by³a strategia, taka by³a wizja naszego opiekuna i na taki<br />
uk³ad facet siê zgadza³, tote¿ opcjê tê zaakceptowaliœmy, a<br />
z czasem nawet polubiliœmy. Wilk by³ syty i owca ca³a.<br />
Najpierw pod szko³ê, gdzie rankiem, dwadzieœcia lat<br />
temu, w kom<strong>pl</strong>ecie zgromadzi³a siê podekscytowana ekipa,<br />
dostojnie podjecha³ autobus typu „ogórek”, wypo¿yczony<br />
z miejscowego klubu sportowego „Skra”. Ochoczo<br />
wpakowaliœmy siê do œrodka, mieliœmy ze sob¹ <strong>pl</strong>ecaki i<br />
œpiwory. Podró¿ trwa³a oko³o godziny. Rozlokowano nas w<br />
kilku domkach, pokoje by³y trzyosobowe. Zamieszka³em z<br />
najlepszym kum<strong>pl</strong>em licealnym, Arkiem, a tak¿e Stefanem<br />
M., który ¿y³ trochê w swoim œwiecie. Jak w podobnych<br />
sytuacjach czêsto bywa, goœæ nie mia³ siê po prostu do kogo<br />
przykleiæ, a ¿e nie zaprotestowaliœmy, to tak jakoœ samo z<br />
siebie wysz³o, ¿e Stefek skorzysta³ z okazji i „przylgn¹³” do<br />
nas skrzêtnie.<br />
Oko³o dziewi¹tej, rozpakowawszy siê i zapoznawszy<br />
z wnêtrzami „baraków”, gromadnie wylegano ju¿ na zewn¹trz.<br />
Wyszliœmy i my. Ciekawi okolicy zrobiliœmy rundkê<br />
po terenie tzw. oœrodka, jednak prêdko wysz³o na<br />
jaw, ¿e specjalnie nie ma tutaj czego zwiedzaæ. Najbardziej<br />
zaciekawi³o mnie boisko pi³karskie, lecz niestety<br />
nie by³o ono trawiaste (ani nawet nie betonowe), tylko<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
73
74<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
pokryte jakimœ osobliwie szarym, obficie pyl¹cym, przesuszonym<br />
piaskiem, a to ju¿ okrutnie zniechêca³o do grania.<br />
Oczywiœcie nie mówiê tu o sobie, bo ja siê na „nodze”<br />
wychowa³em, zahartowa³em, kolana zdziera³em od<br />
dziecka i brudzi³em na niejednym pod³o¿u, ale dla wygodnickich<br />
i rozpieszczonych kolegów, co preferowali<br />
przede wszystkim koszykówkê, gra w takich „okolicznoœciach”<br />
by³a nie do pomyœlenia. Pi³ka no¿na nigdy nie<br />
cieszy³a siê zreszt¹ zbytnim powodzeniem poœród „trauguciaków”,<br />
przynajmniej nie za moich czasów, tote¿ brak<br />
murawy dokumentnie grzeba³ jakiekolwiek szanse na<br />
sensowny mecz. Na palcach jednej rêki móg³bym zliczyæ<br />
zapaleñców, jak ja sk³onnych kopaæ pi³kê bez wzglêdu<br />
na warunki atmosferyczno-logistyczne, wiêc w „nogê”<br />
nie grywaliœmy, nad czym mocno bola³em, a czemu –<br />
szczerze mówi¹c – niema³o przys³ugiwa³ siê te¿ monotematyczny<br />
wuefista. Facet by³ typowym „betonem”, po<br />
zajêciach w szkole trenowa³ m³odzie¿ w klubie koszykarskim,<br />
wychodzi³ wiêc z za³o¿enia, ¿e sport to jest koszykówka<br />
i nic wiêcej. Nawet na zawody lekkoatletyczne<br />
wysy³a³ dryblasów i to nie byle jakich, tylko takich, którzy<br />
najlepsze dwutakty robili i najlepiej pi³kê do obrêczy<br />
pakowali, nie zaœ takich, którzy najszybciej biegali czy<br />
najdalej skakali, kto by sobie tym w ogóle g³owê zawraca³...<br />
A pi³ka no¿na? Fe, to ju¿ by³o zajêcie dla <strong>pl</strong>ebsu.<br />
Poza piaszczystym boiskiem oœrodek harcerski wyposa¿ony<br />
by³ jeszcze w kort tenisowy (dobry te¿ do grania<br />
w siatkê lub badmintona), huœtawki, murowane latryny,<br />
a tak¿e sto³ówkê, po³o¿on¹ w odleg³oœci kilkuset<br />
metrów od domków. Jadalnia posiada³a dach, lecz nie<br />
posiada³a œcian, a jej „za<strong>pl</strong>ecze” stanowi³a niewielka kuchenka<br />
oraz dwa inne budyneczki gospodarcze, najpewniej<br />
pe³ni¹ce funkcjê czegoœ w rodzaju kameralnych sk³adzików.<br />
Tak siê tutaj harcerze urz¹dzili i taki te¿ stan rzeczy<br />
zastaliœmy. Bez wygód i bez fajerwerków, acz znoœnie,<br />
poœród drzew sosnowych, na sporym obszarze i, co<br />
najwa¿niejsze, z dala od murów II LO im. Romualda Traugutta<br />
w Czêstochowie.<br />
Szybko wiêc wyklarowa³ nam siê schemat „kursowania”<br />
po rozleg³ym, malowniczym terenie oœrodka: domki<br />
– boisko, boisko – kort tenisowy, kort tenisowy – sto³ówka,<br />
sto³ówka – domki. Nam, czyli ca³ej trójce z pokoju,<br />
lecz ju¿ gdzieœ tak oko³o po³udnia sami zostaliœmy z Arkadiuszem,<br />
bo Stefek siê gdzieœ zapodzia³. Z pola widzenia<br />
znikn¹³ po angielsku i odt¹d ³aziliœmy we dwóch, aczkolwiek<br />
stale napotykaj¹c i mijaj¹c kogoœ ze szkolnych<br />
„turystów” – a to na korcie, a to w okolicach boiska, a to<br />
przy domkach, a to po prostu gdzieœ tam miêdzy drzewami.<br />
Oko³o drugiej wychowawca poleci³ wzi¹æ talerze lub<br />
mena¿ki, ogólnie co kto mia³ pod rêk¹, i zajœæ do wspólnej<br />
sto³ówki na obiad. Z ogromnego kot³a serwowano<br />
grochówkê. Arek nie do koñca siê na tak¹ okolicznoœæ<br />
przygotowa³, tote¿ zosta³ zmuszony do zjedzenia – a<br />
w³aœciwie do wypicia – gor¹cej zupy polowej z pó³litrowego<br />
garnuszka, co oczywiœcie wzbudzi³o powszechn¹<br />
weso³oœæ i póŸniej ju¿, przy ka¿dym kolejnym posi³ku,<br />
szeroko by³o komentowane.<br />
Po spo¿yciu poligonowo-harcerskiej strawy towarzystwo<br />
znów siê rozpierzch³o. Przemyliœmy talerze, wróci³<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
motyw kursowania tu i tam. Na boisku zastaliœmy dwie<br />
nieroz³¹czne postacie. Ch³opaki siê nie nudzi³y.<br />
– Co robicie? – spyta³em.<br />
– Gramy – odpar³ Asystent.<br />
– W co?<br />
– W bile – objaœni³ Szef.<br />
– Aha...<br />
Panowie trzymali w rêkach metalowe kule i rzucali<br />
nimi w kierunku jeszcze innej, znacznie mniejszej. Gra<br />
polega³a na tym, aby w³asn¹ bilê umieœciæ jak najbli¿ej<br />
tej malutkiej.<br />
– Graj¹ w kulki za stodo³¹ – krótko skomentowa³ Arek.<br />
Moja opinia nie by³a mo¿e a¿ tak sceptyczna, lecz i<br />
tak postaliœmy tam tylko chwilkê. Na korcie kilka osób<br />
gra³o w tenisa, usiedliœmy na „widowni”. Spostrzeg³em<br />
opart¹ o pobliskie drzewo gitarê akustyczn¹. Sta³a sobie<br />
porzucona, nikt siê ni¹ zbytnio nie interesowa³. Podnios³em<br />
siê wiêc, z nudów „przygarn¹³em” akustyka i powróci³em<br />
na swoje siedzisko. Instrument lekko podstroi³em<br />
i zacz¹³em brzd¹kaæ.<br />
– Umiesz graæ! – odezwa³y siê g³osy.<br />
Nie by³ to czas, w którym dysponowa³bym jakimœ ambitnym<br />
repertuarem, raczej dopiero zaczyna³em swoj¹ przygodê<br />
z muzyk¹. Zna³em parê riffów i mo¿e z dwadzieœcia<br />
akordów. Piosenki dopiero próbowa³em sobie uk³adaæ, absolutnie<br />
nie by³em pewien ich wartoœci, tote¿ publicznie<br />
niczego autorskiego nie œmia³em prezentowaæ. ¯e ju¿ nie<br />
wspomnê o wokalu... Jednak Arkowi i tak przypad³y do<br />
gustu zas³yszane dŸwiêki.<br />
– Poka¿ to jeszcze raz – poprosi³ raptem.<br />
– Co? – mrukn¹³em zaskoczony, bo nigdy nie wykazywa³<br />
jakiegoœ szczególnego zainteresowania szarpaniem<br />
drutów, chocia¿ w domowym zaciszu s³ucha³ trochê punka.<br />
– Tamto.<br />
– Co? „Smells Like Teen Spirit”?<br />
– Nie, nie. To wczeœniejsze.<br />
Wróci³em do poprzedniego motywu i powoli zademonstrowa³em<br />
przyjacielowi klasyczne nutki z klasycznego „Smoke<br />
On The Water”. Gêba mu siê szeroko uœmiechnê³a, z³apa³<br />
bakcyla. Przygra³em wiêc to samo jeszcze kilka razy, po<br />
czym Arek ambitnie zapragn¹³ muzykowaæ. Chocia¿ nigdy<br />
wczeœniej nie mia³ w rêkach gitary, dzielnie wzi¹³ ode mnie<br />
akustyka i po³o¿y³ niewprawne palce na gryfie. Ja te¿ siê<br />
uœmiechn¹³em. Mozolnie zacz¹³em instruowaæ kum<strong>pl</strong>a, co i<br />
jak. Pod³apa³ na tyle, ¿e póŸniej d³ugo ³azi³ wokó³ kortu,<br />
dumnie naœladuj¹c Ritchie’go Blackmore’a.<br />
W miêdzyczasie zjawi³o siê kilka innych osób i zrobi-<br />
³o siê jeszcze weselej. W³aœciwie zapanowa³ nastrój biwakowo-piknikowy.<br />
Œmialiœmy siê, ¿artowaliœmy, wymyœlaliœmy<br />
g³upoty. Sielankowy klimacik tak naprawdê ubarwiony<br />
zosta³ jednak dopiero wejœciem Stefana.<br />
– Co on tam niesie? – paln¹³ ktoœ z lekkim wyprzedzeniem.<br />
Obejrzeliœmy siê w kierunku przylegaj¹cych do kortu,<br />
gêsto rosn¹cych drzew. Stefan drepta³ powoli, omija³<br />
pnie i mia³ na sobie tylko bia³e majtki. W owiniêtych<br />
kolorow¹ tkanin¹ d³oniach trzyma³ coœ pod³u¿nego i wij¹cego<br />
siê ¿ywo.<br />
– W¹¿! – rozdar³a siê raptem któraœ z kole¿anek. –<br />
czêstochowski magazyn literacki
¯mija!<br />
Dziewczyny poderwa³y siê z „trybun”, odskoczy³y na<br />
bok i zaczê³y piszczeæ. Stefan przedefilowa³ miêdzy opustosza³ymi<br />
³aweczkami. Dumnie prezentowa³ zdobycz,<br />
któr¹ schwyci³ przez spodenki i koszulkê.<br />
– Co wy chcecie? – pyta³ g³upawo. – Przecie¿ to tylko<br />
zaskroniec... Nie gryzie...<br />
Panienki nie da³y siê przekonaæ. Zwiewa³y gdzie<br />
pieprz roœnie, zreszt¹ sam poczu³em siê nieswojo, kiedy<br />
mi tak Stefek zacz¹³ wymachiwaæ przed nosem gadzimi<br />
œlepiami.<br />
– Zabierz to – mrukn¹³ Arek i zas³oni³ siê lekko gitar¹.<br />
– IdŸ z tym.<br />
– Ale to nie ¿mija...<br />
– IdŸ z tym – powtórzy³ ostrzej.<br />
– Co tak œmierdzi? – b¹kn¹³ któryœ z ch³opków. – Co<br />
tak cuchnie? Zaskroniec?<br />
– No przecie¿ – potwierdzi³ radoœnie Stefan i pobieg³ za<br />
dziewczynami w stronê domków. – Czekajcie! – dar³ siê za<br />
nimi. – To nie ¿mija! Obejrzyjcie chocia¿! Piêkny okaz! On<br />
nie gryzie!<br />
Oko³o siódmej poszliœmy na kolacjê. W ogromnym<br />
kotle próbowano zagotowaæ wodê na herbatê, niestety<br />
sztuka ta d³ugi czas nie udawa³a siê, tote¿ po pó³godzinnym<br />
oczekiwaniu znakomita wiêkszoœæ spo¿y³a kanapki<br />
na sucho. Wróciliœmy do „baraków”. Kole¿anki, och³on¹wszy<br />
po incydencie z zaskroñcem, zaproponowa³y zmyœlnie,<br />
aby urz¹dziæ dyskotekê na pobliskiej polance. Przyniesiono<br />
magnetofon, podci¹gniêto przed³u¿acz, zaadoptowano<br />
miejsce i tak zapad³a szarówka, póŸniej nadszed³<br />
wieczór.<br />
Ja z Arkiem wa³êsa³em siê dalej, to zagl¹daliœmy na<br />
klasow¹ imprezkê, to na boisko, to na sto³ówkê... Przechodz¹c<br />
po raz nie wiadomo który obok kortu, a by³o ju¿<br />
zupe³nie ciemno, us³yszeliœmy osobliwy odg³os, coœ jak<br />
szarpanie za siatkê ogrodzeniow¹. Nie powiem, trochê<br />
siê wystraszy³em, chc¹c jednak zachowaæ image twardziela,<br />
zimno rzek³em do kum<strong>pl</strong>a:<br />
– B¹dŸmy cicho, na pewno nas nie widzi.<br />
Mój towarzysz by³ niestety chyba jeszcze bardziej<br />
wystraszony.<br />
– Kurwa, co tam? – wypali³ nerwowo.<br />
– Cicho, uspokój siê – powtórzy³em.<br />
– ChodŸmy lepiej st¹d – mrukn¹³ posêpnie Arkadiusz.<br />
– IdŸ pierwszy, bo ja nic nie widzê.<br />
– Okej – rzek³em i powoli zacz¹³em iœæ, uwa¿nie<br />
wymijaj¹c kolejne drzewa.<br />
– O kurwa! – przerwa³ znów milczenie mój nieobliczalny<br />
kamrat. – Ale te gwiazdy ¿ó³te!<br />
Zmyliœmy siê spod kortu. Dyskoteka nied³ugo póŸniej<br />
dobieg³a koñca, wychowawca chodzi³ po „barakach”<br />
i sprawdza³, czy ju¿ grzecznie œpimy. Umyliœmy siê, wskoczyliœmy<br />
na prycze. Arek z pocz¹tku wypytywa³ mnie,<br />
ile mo¿e kosztowaæ gitara i jak¹ by by³o najlepiej zakupiæ,<br />
potem upewnia³ siê, czy mu udzielê pierwszych lekcji,<br />
czy pomogê na starcie, w koñcu zacz¹³ przeb¹kiwaæ,<br />
¿e za³o¿ymy zespó³ i bêdziemy wystêpowaæ. Stefanowi<br />
zebra³o siê raptem na osobliwe wynurzenia.<br />
– A s¹ tam u was w ¯arkach takie wiejskie festyny? –<br />
wtr¹ci³ g³ucho ze swojego ³o¿a.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
– Festyny? – zdziwi³em siê.<br />
– No.<br />
– Nie wiem. Chyba jakieœ s¹. Ale ja siê tym nie interesujê.<br />
– A macie tam targ? – dr¹¿y³ dalej.<br />
– Jest du¿y targ, ale w ¯arkach – wyjaœni³em rzeczowo.<br />
– Przecie¿ ty jesteœ z ¯arek...<br />
– No tak – potwierdzi³em. – Ale nie z Miasta, tylko z<br />
Letniska.<br />
Stefan chwilê myœla³.<br />
– Bo kiedy sobie idê przez ryneczek, to bardzo mi siê<br />
podoba, jak ruscy rozwijaj¹ dywaniki – rzuci³ bez zwi¹zku.<br />
– S³ucham?<br />
– Czujê siê jak król – kontynuowa³ rozpromieniony. –<br />
Rozwijaj¹ przede mn¹ te dywaniki i patrz¹ b³agalnie, ¿eby<br />
coœ tam kupi³... Bardzo to lubiê.<br />
Arek zacz¹³ chichotaæ.<br />
– A wiecie, ¿e ktoœ siê tu szwenda³ po nocy? – znów<br />
zagadn¹³ Stefan.<br />
– Gdzie, po domku?<br />
– Nie. Po oœrodku!<br />
– Powa¿nie?<br />
– No – mrukn¹³ nasz gadatliwy wspó³lokator. – Jak se<br />
sta³em przy korcie i obserwowa³em nietoperze, to ktoœ<br />
rzuca³ miêsem, a potem pieprzy³ coœ o jakichœ gwiazdach.<br />
– O gwiazdach?<br />
– No. ¯e s¹ ¿ó³te i tak dalej – przytoczy³ z³ot¹ myœl<br />
spod siatki. – Pewnie jakiœ miejscowy burak... Æwok siê<br />
pod sklepem napierdoli, a potem myœli, ¿e mu wszystko<br />
wolno, ³azi po lesie i mi nietoperze p³oszy!<br />
Teraz i ja zacz¹³em chichotaæ.<br />
– Nietoperze? – zagadn¹³em z niedowierzaniem.<br />
– No a jak?<br />
– To ty siê naprawdê tymi zwierz¹tkami tak interesujesz?<br />
Stefan trochê sprawê zbagatelizowa³, ale w sumie wychodzi³o,<br />
¿e siê „interesuje”. Od razu przypomnia³y mi siê<br />
nieustanne, z³oœliwo-przeœmiewcze docinki wychowawcymatematyka<br />
o „podgl¹daniu ¿ab” i „hodowaniu patyczaków”.<br />
Coœ by³o na rzeczy. Stefek mia³ naukowo-zoologiczne<br />
ci¹gotki, które w klasie o profilu matematyczno-fizycznym<br />
prezentowa³y siê raczej groteskowo.<br />
Na drugi dzieñ zbudzi³o mnie g³oœne lamentowanie<br />
Arkadiusza. Nie bêdê tu cytowa³ kwiecistej „³aciny”, któr¹<br />
wylewa³ ciurkiem, niemniej sz³o o kleszcza. Pajêczak<br />
wkrêci³ mu siê w nogê i siedzia³ mocno. Jeszcze nie by³<br />
„napity”, ale Arka okrutnie swêdzia³o, drapa³ siê i przeklina³<br />
na ca³y domek.<br />
– Czekaj! Bez paniki! – tonowa³ Stefan. – Nie drap<br />
tego tak, bo go rozerwiesz i ci w skórze zostanie kawa-<br />
³ek! – przestrzega³ rozgor¹czkowanego kolegê.<br />
– To co mam, kurwa, zrobiæ?<br />
– Zostaw, wstrzymaj siê! Ja to wyci¹gnê!<br />
Arek siê trochê uspokoi³, chocia¿ patrzy³ z niedowierzaniem.<br />
Klasowy biolog wydosta³ siê ze œpiwora i zlaz³<br />
ze swojej pryczy. Obejrza³ wnikliwie zaczerwienione<br />
miejsce, po czym z³apa³ kleszcza za odw³ok, jakoœ tak<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
75
76<br />
ŒWIAT WED£UG SOCHY<br />
dziwacznie zacz¹³ nim krêciæ w lewo i w prawo, a w<br />
koñcu szybko wyci¹gn¹³.<br />
– Jest! – oznajmi³ zadowolony. – Mam go!<br />
– Dziêki – sykn¹³ Arek i odetchn¹³ z ulg¹.<br />
– Nie ma za co – powiedzia³ Stefek, uwa¿nie ogl¹daj¹c<br />
paso¿yta.<br />
By³o po szóstej, z podwórka dobiega³y ju¿ jakieœ g³osy,<br />
poszliœmy siê umyæ. W drodze powrotnej Arek zatrzyma³<br />
siê przed wejœciem do naszego „baraku”.<br />
– To w tamtych krzakach z³apa³em tego dziada –<br />
oœwiadczy³ wymachuj¹c rêk¹.<br />
– Jak to?<br />
– Wsta³em w nocy, ¿eby siê odlaæ – objaœni³. – Poszed³em<br />
za domek. Ciemno by³o, ledwo kontaktowa³em. I<br />
nie zauwa¿y³em, ¿e tam jest jakiœ taki lej... Noga mi siê<br />
zahaczy³a, potkn¹³em siê... I wpad³em w te pieprzone<br />
bambusy.<br />
– Bambusy? – zainteresowa³ siê Stefan. – Gdzie?<br />
– Tam – powtórzy³ Arek i zaprowadzi³ nas za domek.<br />
Teren faktycznie schodzi³ tutaj mocno w dó³, w dole zaœ<br />
ros³y bujne, dziwaczne, wysokie na co najmniej dwa metry<br />
chaszcze o szerokich, jasnozielonych liœciach i czerwonawych,<br />
³ukowato wygiêtych ³odygach. – Co to w ogóle<br />
jest?<br />
– Nie wiem – szczerze mrukn¹³ Stefek i zszed³ trochê<br />
bli¿ej egzotycznych roœlin.<br />
– Uwa¿aj na kleszcze – b¹kn¹³ Arek.<br />
Staliœmy tak sobie u góry we dwóch, samozwañczy<br />
naukowiec bada³ w dole roœliny, kiedy zbli¿y³ siê wychowawca<br />
z rêcznikiem i szczoteczk¹ do zêbów. Wy³oni³ siê<br />
zza œcianki, minê mia³ trochê podejrzliw¹, chocia¿ nie<br />
mam pojêcia, o czym tam sobie móg³ myœleæ i na czym<br />
chcia³ nas przy³apaæ.<br />
– Dzieñ dobry – przywitaliœmy siê ³adnie i krótko<br />
przedstawiliœmy panu profesorowi budz¹ce w¹t<strong>pl</strong>iwoœci<br />
zagadnienie.<br />
– To nie ¿adne bambusy – uœmia³ siê serdecznie. – U<br />
nas bambusy nie wystêpuj¹.<br />
– Nie?<br />
– Nie.<br />
– A co?<br />
– Oleandry – powiedzia³ ze znawstwem godnym<br />
matematyka. – Widzia³em kiedyœ takie u teœciowej w<br />
ogródku.<br />
– Aha... – przyjêliœmy do wiadomoœci bez dalszego<br />
dopytywania, chocia¿ Stefek milcza³, duma³ i d³ugo drapa³<br />
siê po g³owie.<br />
Jakiœ czas póŸniej, ju¿ po wakacjach, ju¿ w drugiej<br />
klasie, zgada³em siê raz ze Stefanem. Siedzia³ na œwietlicy<br />
przy ogromnej ksiêdze, ogl¹da³ ilustracje i sposobi³ siê<br />
najwyraŸniej do kó³ka biologicznego czy zajêæ fakultatywnych...<br />
Nie wiem. W ka¿dym razie, widz¹c w ksi¹¿ce<br />
egzotyczne liœcie, dosiad³em siê i zagadn¹³em sobie dla<br />
zgrywy:<br />
– Oleandry?<br />
Stefek spojrza³ na mnie groŸnie, bo mu chyba w g³owie<br />
jakiœ tok rozumowania leciutko zaburzy³em.<br />
– Jakie oleandry? – burkn¹³.<br />
– No te bambusy, w których wyl¹dowa³ Arek!<br />
– To nie s¹ ¿adne bambusy – wyjaœni³ klarownie. –<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Ani nie oleandry.<br />
– Nie? A co?<br />
– Rdestowiec ostrokoñczysty.<br />
Nieco siê zmiesza³em, lecz kum<strong>pl</strong>owi prêdko przesz³a<br />
pocz¹tkowa z³oœæ. Chyba wyczu³ we mnie w miarê<br />
wdziêcznego s³uchacza i duszê jako tako bratni¹, bo zacz¹³<br />
barwnie opowiadaæ. A w³aœciwie, jak na typowego pasjonata<br />
przysta³o, ¿ywo dzieliæ siê sw¹ fascynacj¹. Z wywodu<br />
wynika³o, ¿e rdestowiec to wyj¹tkowo inspiruj¹ca<br />
roœlina. Stefana najbardziej poci¹ga³a inwazyjnoœæ i ekspansywnoœæ,<br />
ale te¿ si³a ¿ycia oraz zdolnoœæ przetrwania<br />
w niekorzystnych warunkach, szczególnie w kontekœcie<br />
– jak mówi³ – „genetyczno-ewolucyjnym”.<br />
– Dlatego robiê eksperymenty – pochwali³ siê na<br />
koñcu.<br />
– Eksperymenty?<br />
– Tak.<br />
– Jakie?<br />
Mój rozmówca rozpar³ siê na twardym krzese³ku. Krótko<br />
mierzy³ mnie wzrokiem.<br />
– Ale nie powiesz nikomu? – zapyta³ dla pewnoœci.<br />
– No jasne.<br />
– Nic na razie nie chcê rozg³aszaæ. Dopiero pierwszy<br />
etap, wiesz jak jest, jeszcze by mnie ktoœ ubieg³, pomys³<br />
przyw³aszczy³, <strong>pl</strong>agiatorów nie brakuje...<br />
– Rozumiem.<br />
– Sam og³oszê wyniki, kiedy nadejdzie pora...<br />
– Jasne, wiadomo – zgodzi³em siê.<br />
Stefek rozejrza³ siê po szkolnej œwietlicy i trochê zni-<br />
¿y³ g³os.<br />
– Je¿d¿ê po parkach narodowych i rozwo¿ê rdestowca<br />
– objaœni³ zwiêŸle.<br />
– Powa¿nie? – mrukn¹³em zdumiony. – Jak to rozwozisz<br />
rdestowca? I dlaczego po parkach?<br />
– To jest bylina, wiêc pakujê do <strong>pl</strong>ecaka k³¹cza, wsiadam<br />
w poci¹g i ju¿, tyle... Rozumiesz?<br />
– Ale czemu po narodowych?<br />
– Bo to s¹ najbardziej dziewicze rejony. Tam s¹ najlepsze<br />
warunki i tam bêd¹ najlepsze efekty.<br />
– Efekty? Jakie? Czego?<br />
– A tego to ci ju¿ nie powiem, bracie... Zobaczysz.<br />
Dowiesz siê we w³aœciwym czasie. Wszyscy siê dowiedz¹...<br />
Na pewno wniosków i wyników nie bêdê trzyma³<br />
w tajemnicy.<br />
– Musisz byæ szalony – paln¹³em trochê zniesmaczony.<br />
– Albo ciê zamkn¹, albo dostaniesz Nobla.<br />
– Nobla? – powtórzy³ g³upio. – Hm...<br />
– A co?<br />
– Nic.<br />
– Ty naprawdê jesteœ szalony!<br />
– Wiem – uœmiechn¹³ siê Stefan.<br />
Rafa³ Socha<br />
czêstochowski magazyn literacki
KAZIMIERZ KOWALCZYK<br />
Glosa 5<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Glosy do ksi¹¿ek przeczytanych<br />
O tomiku poetyckim Agnieszki Z³otej<br />
pt. „Rachunek skupienia”<br />
Fotografia Ireneusz K. Korpyœ<br />
Piszê ju¿ pi¹t¹ glosê, a jak dot¹d nie wyjaœni³em, co<br />
to s³owo oznacza. Encyklopedia prawa (praca zbiorowa<br />
pod redakcj¹ prof. dr hab. Urszuli Kaliny – Prasznic, Wydawnictwo<br />
C. H. BECK Warszawa 2007, str. 207) przypisuje<br />
glosie dwojakie znaczenie. Po pierwsze, jest to odrêczny<br />
dopisek o charakterze wyjaœniaj¹cym lub komentuj¹cym,<br />
umieszczany na marginesach tekstów prawa<br />
rzymskiego i kanonicznego przez osoby dokonuj¹ce ich<br />
analizy (glosatorów). W drugim znaczeniu glosa stanowi<br />
opracowanie zawieraj¹ce dokonan¹ przez doktrynê analizê<br />
aktów stosowania prawa, g³ównie orzeczeñ s¹dowych,<br />
polegaj¹ce na ich krytycznej (pozytywnej lub negatywnej)<br />
ocenie.<br />
Przeprowadzanie analiz stosowania prawa w formie<br />
glos stanowi wspó³czeœnie jedno z zadañ prawoznawstwa,<br />
a zw³aszcza tzw. szczegó³owych nauk prawnych,<br />
zajmuj¹cych siê opracowywaniem i systematyzacj¹ obowi¹zuj¹cego<br />
prawa.<br />
Moje felietony w tym cyklu s¹ jakby w³aœnie glosami<br />
do ksi¹¿ek przeczytanych. Formu³a Towarzystwa zamkniêta<br />
w dwóch s³owach WZAJEMNA ADORACJA, pozwala<br />
mi jedynie na pisanie panegiryków na temat tego,<br />
co koledzy napisali, czyli tak jak o ¿yciu zmar³ych albo<br />
wy³¹cznie dobrze, albo wcale. Zachowuj¹c resztki trzeŸwoœci,<br />
smaku czytelniczego i sumienia staram siê wy³o-<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
wiæ z publikowanych pozycji, te które zas³uguj¹ na szczególn¹<br />
uwagê i na polecenie przeczytania tej¿e pozycji<br />
przyjacio³om, a trzeba Szanownemu Czytelnikowi wiedzieæ,<br />
¿e o trwa³oœæ sprawdzonych przyjaŸni dbam szalenie.<br />
Oczywiœcie, piszê glosy kierowany wy³¹cznie subiektywnymi<br />
kryteriami, bo przecie¿ w tych felietonach<br />
nie dokonujê analiz literackich i nie mog¹ byæ one, tzn.<br />
glosy, w ¿adnej mierze poczytywane i odbierane jako<br />
recenzje o ksi¹¿kach.<br />
Tyle tytu³em wyjaœnienia i niejako wstêpu.<br />
Z ca³ym szacunkiem dla <strong>pl</strong>ejady m³odych poetów<br />
publikuj¹cych swe wiersze na ³amach GALERII twierdzê,<br />
¿e twórczoœæ dwóch poetek b³yszczy jak brylanciki<br />
w s³oñcu.<br />
Pierwsza z nich - Pani Iwona Urbañczyk, która uprawia<br />
zarówno poezjê jak i prozê. W moim przekonaniu<br />
jej poezja jest zdecydowanie lepsza od pisanych opowiadañ,<br />
a mimo tego i jakby wbrew sobie albo za namow¹<br />
osoby jej nieprzyjaznej, zdecydowa³a siê na opublikowanie<br />
tomu opowiadañ zatytu³owanego ÆMA. Poniewa¿<br />
ta ksi¹¿ka nie doczeka³a siê jeszcze prezentacji i<br />
promocji, nie chc¹c „pobijaæ garów”, nic wiêcej na temat<br />
twórczoœci Pani Iwony Urbañczyk nie napiszê. Przynajmniej<br />
na razie.<br />
Druga, to Pani Agnieszka Z³ota, która w dniu 8 grudnia<br />
2011 r. zaprezentowa³a swój debiutancki tomik poetycki<br />
RACHUNEK SKUPIENIA. Te dwie m³ode dziewczyny maj¹<br />
przynajmniej dwie cechy wspólne. Po pierwsze s¹ to twórczynie<br />
o bujnej a zarazem bardzo subtelnej wyobraŸni poetyckiej,<br />
a po drugie to kobiety o ujmuj¹cej, nieprzeciêtnej<br />
urodzie. Domyœlam siê, ¿e pojawi¹ siê g³osy, ¿e w tym, co<br />
piszê, jest zakamuflowany erotyzm a mo¿e nawet seksizm<br />
(modne s³owo). Niech siê pojawi¹… karawana idzie<br />
dalej.<br />
Rozwa¿ania o i nad tomikiem „Rachunek skupienia”<br />
wypada rozpocz¹æ od wiersza „Wybór anio³a”, który mnie,<br />
staremu pierdole, najbardziej przypad³ do gustu. Od ma-<br />
³ego moja ukochana babcia uczy³a mnie „Aniele Bo¿y,<br />
stró¿u mój” i czêœciej odnosi³o siê wra¿enie, ¿e ten anio³<br />
zaniecha³ opieki nade mn¹ i tylko w niewyt³umaczalnych<br />
sytuacjach dopatrywa³em siê ingerencji dobrego<br />
ducha. („Chcia³oby siê rzec do niego… przyjacielu, zejdŸ<br />
na ten padó³ ³ez i rozpaczy z dobr¹ nowin¹… lecz jeœli<br />
nie jesteœ pewien swego, zostañ na wysokoœciach i przeœlij<br />
ludziom pozdrowienie; lecz on stoi na krawêdzi, ci¹gle<br />
siê waha, czy¿by zna³ ten œwiat tak dobrze jak ka¿dy<br />
z nas? To dziwne, bo nigdy go nie by³o, zawsze podchodzi<br />
do samej krawêdzi i zawsze tak samo siê zastana-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
77
78<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
wia”). W ogóle anio³y maj¹ „wzrok niespodziewanie przenikliwy”.<br />
Za wiersz wrêcz programowy analizowanego tomiku<br />
uznaæ nale¿y „S³ucham Ciê Rabbi” a zw³aszcza s³owa<br />
– „Przyznajê… jestem cz³owiekiem wielkich w¹t<strong>pl</strong>iwoœci<br />
jeszcze wiêkszych dylematów codziennie ucz¹cym<br />
siê pokory i dystansu szukaj¹cym innej perspektywy<br />
drugiego dna rzeczy tajemnicy bycia szczêœliwym…; Dlatego<br />
s³ucham Ciê Rabbi i us³yszeæ nie mogê w tej cywilizacji<br />
krzyku, w tym œwiecie zag³uszaj¹cym wszystko<br />
co warte uwagi.”<br />
Pani Agnieszko, wraz z up³ywem lat przekona siê<br />
Pani, jak prawdziwe to s³owa, s³owa przypisane istocie<br />
cz³owieczeñstwa na ka¿dy odcinek naszej wêdrówki po<br />
ziemskich drogach. W¹t<strong>pl</strong>iwoœci a zarazem nadzieja, nie<br />
opuszczaj¹ ponoæ serca i duszy cz³owieka, i w ostatniej<br />
godzinie ¿ycia.<br />
Na ca³e szczêœcie z tomiku „Rachunek skupienia”<br />
emanuje m³odoœæ, m³odoœæ i jeszcze raz m³odoœæ. Przede<br />
wszystkim m³odoœæ jest romantyczna i je¿eli na dodatek<br />
m³ody cz³owiek ma przemo¿n¹ inklinacjê do wypisywania<br />
siê, to przelewa na papier wszystko to, czym<br />
jego serce ¿yje. Oczywiœcie, ¿e w tym przypadku nie<br />
chodzi o rozlew krwi.<br />
Nie ma m³odego, gor¹cego serca, w którym nie by-<br />
³oby buntu przeciwko zastanemu œwiatu i naturalnego<br />
pragnienia jego poprawienia. W wierszu „Ubrani w pozê”<br />
czytamy – „Ubrani w kostium wielkanocny niedzielni<br />
iluminatorzy stroj¹ odœwiêtne miny pe³ne patosu i kpiny<br />
czciciele umar³ych bo¿ków nie potrafi¹ inaczej wszêdzie<br />
robi¹ igrzyska w uwi¹d³ych laurów liœæ z uporem<br />
stroj¹c g³owy (…) Jak mo¿na tak ¿yæ nieautentycznie<br />
manekiny o teatralnych pozach przyszed³ czas na zmiany…”.<br />
ród³em owego buntu bywaj¹ m³odzieñcze rozczarowania,<br />
tak sugestywnie wskazane w wierszu „SpowiedŸ<br />
Eugeniusza de Rastignac” – „zostawi³em gdzieœ<br />
kawa³ki serca potargane myœli niedopowiedzenia, troski<br />
i nadzieje na wzajemnoœæ mentaln¹ na porozumienie i<br />
pojednanie(…) zostawi³em tam gdzie by³em kawa³ki<br />
serca kawa³ek za kawa³kiem nie wiem nawet kiedy nie<br />
wiem gdzie i po co wœród ludzi, miejsc i zdarzeñ w pogoni<br />
za szczêœciem i tym co najbardziej ulotne.” Poprawienie<br />
œwiata wed³ug autorki jest mo¿liwe i w wierszu<br />
„Inny œwiat” przekazuje Czytelnikom tak¹ oto receptê –<br />
„To jest mo¿liwe, gdy zmieni siê wszystko na samym<br />
pocz¹tku filozofowie bêd¹ rz¹dziæ duszami pasterzy a ci<br />
drudzy wypêdz¹ z miast poetów mo¿e wtedy ulegnie<br />
zmianie porz¹dek dziejowy je¿eli wrócimy do Ÿróde³ a<br />
st¹d dopiero do wiecznoœci… Potrzebny jest nam wstrz¹s<br />
dziejowy ewolucja mentalnoœci w kierunku wiêkszego<br />
samokrytycyzmu pog³êbienia œwiadomoœci g³êboko ukrytych<br />
w nas wad i sprzecznoœci a mo¿e radosny powrót<br />
do konformizmu?”. Czy w ten sposób mo¿na œwiat poprawiæ<br />
i naprawiæ, to ju¿ inna sprawa. Co prawda patrz¹c<br />
na mnie, trudno uwierzyæ w to, ¿e kiedyœ by³em m³ody,<br />
ale zarêczam, ¿e tak by³o. Nale¿ê do tych m³odych „w¹saczy”,<br />
którzy w 1980 r. zaczêli zmieniaæ rzeczywistoœæ, a<br />
nie by³o to ³atwe. Czy poprawiliœmy polsk¹ rzeczywistoœæ?<br />
M³ode pokolenie, próbuj¹ce rozpocz¹æ normalne ¿ycie,<br />
stawia mnie i moim rówieœnikom wiele zarzutów…<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Mimo m³odego wieku, Pani Agnieszka Z³ota dotyka<br />
tematu bardzo refleksyjnego, chêtnie podnoszonego<br />
przez poetów, którzy któryœ tam krzy¿yk nosz¹ na grzbiecie,<br />
a mianowicie procesu przemijania. A mo¿e jest to<br />
tematyka uniwersalna, zawsze aktualna, a naturalnym<br />
prawem m³odoœci jest pisanie o sprawach zasadniczych.<br />
Na pisanie wierszy o kamykach i przydro¿nej dzikiej<br />
ró¿y jeszcze przyjdzie czas. W „Twarz¹ w twarz” poetka<br />
tak ujmuje przemijanie – „twarz¹ w twarz naprzeciw<br />
s³oñca w rozkwit³ym kwiecie treœæ nikn¹ca blednie tysi¹cem<br />
p³atków z prêdkoœci¹ œwiat³a kwiat w pe³ni si³,<br />
wiêdnie bezwiednie zawstydzony odmiennoœci¹ jakoœci¹<br />
p³atków dziwi siê sobie dostrzegaj¹c w mgnieniu<br />
oka przedwczesn¹ staroœæ”. Prawda, ¿e piêknie? Tematyka<br />
przemijania a zarazem inny zasadniczy temat do<br />
poetyckich, m³odzieñczych rozwa¿añ – tj. przyjaŸñ, znajduj¹<br />
kontynuacjê w wierszu „Tak wielu umiera”…<br />
Tym, co mnie szczególnie ujmuje w „Rachunku skupienia”<br />
to liryka najwy¿szej próby. W przepiêknym wierszu<br />
poœwiêconym pamiêci Haliny Poœwiatowskiej poetka<br />
tak oto wprowadza nas w temat – „Ukryta w s³owach<br />
jak w drzew cieniu widzê to co niewidoczne mogê tylko<br />
milcz¹co przygl¹daæ siê istnieniu rejestrowaæ oczyma duszy<br />
pojedyncze wypadki wyprzedzaæ prognoz¹ dopiero<br />
co pisane przez scenariusze procesów biologicznych zachodz¹cych<br />
na przekór niepewnoœci losu niezmiennie”, a<br />
w wierszu „Zamkn¹æ w jednej d³oni kawa³ek nieba”…<br />
snuje takie oto marzenia – „(…)uchwyciæ s³oñce w pe³ni<br />
na gor¹cym uczynku w zenicie pozbieraæ gwiazdy do<br />
koszyka jak jagody przybieram smutn¹ szatê dziwnej melancholii<br />
promienie nadaremnie próbuj¹ siê wyzwoliæ z<br />
uœcisku mojej metafizycznej rêki czy to wypada ciemiê-<br />
¿yæ dogorywaj¹ce gwiazdy uk³adaæ z nich nowe byty naprzeciw<br />
boskim nakazom rozpadu?”. Przyk³adów ujmuj¹cej<br />
liryki, napisanej bardziej sercem ni¿ rêk¹ poetki mo¿na<br />
przytoczyæ rzeczywiœcie sporo.<br />
Czego brakuje mi w „Rachunku skupienia”?<br />
Wiersze Pani Agnieszki, celowo czy te¿ przypadkowo<br />
pozbawione s¹ elementów <strong>pl</strong>astycznoœci. Co prawda<br />
w tomiku mo¿na znaleŸæ wiersz zatytu³owany „Pejza¿<br />
liryczny”, ale przecie¿ jedna jaskó³ka wiosny nie czyni.<br />
Szkoda. ¯e <strong>pl</strong>astycznoœæ nie przeszkadza wierszom, nie<br />
muszê nikogo przekonywaæ. Pobudza wyobraŸniê czytelnika<br />
i wrêcz „zmusza” go do snucia refleksji. Plastyczne<br />
wiersze s¹ zapamiêtywane.<br />
Nie bardzo lubiê pouczaæ. Moje córki, starsze od autorki,<br />
próbuj¹ z tym walczyæ, z ró¿nym skutkiem. Z reszt¹<br />
jak pamiêtam z licealnych lat, wtr¹canie siê starszych do<br />
tego, co pisa³em doprowadza³o mnie wrêcz do „bia³ej<br />
gor¹czki”. Co oni tam wiedz¹, skoro zestarzeli siê i tyle.<br />
Przed jednym zamierzam jednak Pani¹ Agnieszk¹ przestrzec.<br />
Zaklinam wrêcz Pani¹ - proszê unikaæ nadmiernego<br />
nasycania wierszy tematyk¹ filozoficzn¹. Nazbyt<br />
filozoficznie i intelektualne wiersze czyni¹ z nich utwory<br />
hermetycznie zamkniête dla szerszego krêgu odbiorców.<br />
Kiedyœ publicznie wyrazi³em pogl¹d, ¿e na stu pisz¹cych<br />
wiersze tylko jedna osoba czyta wiersze innych<br />
poetów. Ca³a reszta je¿eli ju¿ coœ z poezji czyta … to<br />
tylko to, co sama raczy³a napisaæ. Ów specyficzny narcyzm<br />
bierze siê miêdzy innymi st¹d, ¿e wiersze z regu³y<br />
czêstochowski magazyn literacki
prze³adowane s¹ metaforami i tematyk¹, któr¹ jest w<br />
stanie odebraæ i zrozumieæ tylko autor i paru jego przyjació³.<br />
Obracam siê, z racji miejsca zatrudnienia, g³ównie<br />
wœród inteligencji technicznej, a dla in¿ynierów s³owo<br />
„filozof” ma podwójne znaczenie. Oczywiœcie z tym wyrazem<br />
wi¹¿¹ konkretnych filozofów. Jest nawet sporo<br />
osób z wy¿szym wykszta³ceniem technicznym, które<br />
znaj¹ pisma Platona, Arystotelesa, œw. Tomasza z Akwinu<br />
czy te¿ Monteskiusza. Ale te¿ dla in¿ynierów „filozof”<br />
to osoba kom<strong>pl</strong>etnie nieprzystosowana do rzeczywistoœci,<br />
osoba, która nie jest w stanie za³atwiæ najprostszej<br />
sprawy. O tym, ¿e i w tym œrodowisku jest zapotrzebowanie<br />
na czytanie wierszy przekona³em siê na w³asnej<br />
skórze. W posiadanie moich „Sonetów” i „Zeznania pod<br />
presj¹” wesz³o ponad trzydziestu in¿ynierów. Nie wszyscy<br />
to moi przyjaciele. Przypuszczam, ¿e wiersze przeczyta³a<br />
wiêkszoœæ z nich, bo te¿ telefonów z wyrazami<br />
aprobaty czy te¿ dezaprobaty by³o ponad dwadzieœcia.<br />
Pewnie, ¿e po ujawnieniu faktu pisania poezji, wiele<br />
kole¿anek i kolegów z pracy zmieni³o swój stosunek do<br />
mnie i coraz czêœciej jestem spostrzegany jako ekscen-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
tryk, ale fakt, ¿e wiersz „Manifest szarego cz³owieka” by³<br />
czytany i komentowany przez robotników w czasie przerwy<br />
œniadaniowej, w zupe³noœci mi wynagradza z³oœliwe<br />
uwagi i opinie. Pani Agnieszko, je¿eli Pani zale¿y, a na<br />
pewno tak jest, ¿eby wiersze Pani znalaz³y szeroki kr¹g<br />
odbiorców, to nie mog¹ zag³êbiaæ zagadnieñ filozoficznych<br />
i egzystencjalnych. Ludziom i bez filozofii ¿yje siê<br />
bardzo trudno a chwila, kiedy decyduj¹ siê siêgn¹æ po<br />
tomik wierszy, powinna daæ im wytchnienie i przeniesienie<br />
do tego innego, lepszego œwiata. Gdy zapomnimy o<br />
tym, poezja umrze…<br />
W chwili, gdy w trakcie promocji pisa³a Pani dla mnie<br />
dedykacjê w egzem<strong>pl</strong>arzu „Rachunku skupienia”, wyb¹ka³em<br />
pod nosem, ¿e widzê przed Pani¹ doskona³¹ przysz³oœæ<br />
artystyczn¹. Dziœ powtarzam to œmia³o i wyraŸnie.<br />
Ale aby tak siê sta³o, powinna Pani zwalczyæ w sobie<br />
wszystkie objawy chêci samouwielbienia. Narcyzmu w<br />
œrodowiskach akademickich jest bardzo du¿o, za to dobrych<br />
poetów niewielu, a Pani jest dobr¹ poetk¹.<br />
Kazimierz Kowalczyk<br />
Reprodukcja czarno - bia³a<br />
akwareli Tomasza Rzepeckiego<br />
- czêstochowianina<br />
mieszkaj¹cego w Szwecji.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
79
80<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
TOMASZ „AZTZENTY” BARAÑSKI<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
WYIMAGINOWANE KRAJOBRAZY<br />
(W UPIORNIE NIEPRZYJAZNYM DLA<br />
Tomasz „Aztzenty „ Barañski - fotografia Ireneusz K. Korpyœ.<br />
Tharsis Montes, Olympus Mons, Valles Marineris, Vastitas<br />
Borealis, Planum Australe, Chryse Planitia, Syrtis<br />
Major, Elysium Planitia - czego s¹ to nazwy? – czy¿by<br />
jakiejœ baœniowej legendarnej krainy, która dawno gdzieœ<br />
zaginê³a w mroku dziejów, i z któr¹ wszystkie dobre<br />
wspomnienia odesz³y na zawsze. Albo znowu¿ gdzie to<br />
siê znajduje, czym s¹ takie okreœlenia jak? – czerwone<br />
pustynie, czapy polarne, „morza”, a nawet kana³y (jeœli<br />
idzie o kana³y, to rzecz dawno siê wyjaœni³a – by³y to<br />
zadziwiaj¹ce z³udzenia optyczne – co zreszt¹ ca³ej sprawie<br />
dodaje jeszcze wiêcej tajemniczoœci). Miejsce, o którym<br />
mowa to królestwo piasków – czy ju¿ wiesz? To<br />
<strong>pl</strong>aneta Mars! W³aœnie odnalaz³eœ d³ugo poszukiwan¹<br />
krainê intryguj¹cych snów – MARS – s¹siad Ziemi i bliski<br />
krewny, ale to inny œwiat w sumie doœæ niegoœcinny,<br />
gdzie obok niskiej temperatury (jak na nasze potrzeby),<br />
obok przeogromnych ja³owych pustyñ, braku ¿yciodajnego<br />
tlenu w atmosferze, w której najwiêcej jest dwutlenku<br />
wêgla przy ciœnieniu stukrotnie ni¿szym ni¿ na<br />
naszej rodzimej <strong>pl</strong>anecie, braku szeroko dostêpnej wody,<br />
wystêpuj¹ jeszcze polarne czapy – choæ bia³e, to nie s¹<br />
to jednak œnie¿ne lodowce ale tzw. suchy lód czyli zestalony<br />
dwutlenek wêgla i do tego jeszcze iœcie ksiê¿ycowe<br />
kratery. Ca³¹ powierzchniê Marsa mo¿na podzieliæ<br />
na kilka stref, ró¿ni¹cych siê od siebie rzeŸb¹ terenu.<br />
Jedn¹ z nich tworzy obszar gigantycznych – wygas³ych<br />
wulkanów tarczowych (wœród nich najwy¿szy Olympus<br />
Mons, dawniej Nix Olympica). Nastêpna to teren spêkañ<br />
i wielkich rozpadlin (ogromny kanion Valles Marine-<br />
CZ£OWIEKA ŒRODOWISKU)<br />
(poemat dygresyjny proz¹)<br />
ris ci¹gn¹cy siê do Pustyni Chryse. Potem mamy regiony<br />
licznymi kraterami (g³ównie po³udniowa czêœæ <strong>pl</strong>anety)<br />
i wreszcie g³adkie, pozbawione niekiedy ca³kowicie<br />
kraterów i innych formacji – tereny takie wystêpuj¹<br />
przewa¿nie na pó³nocnej pó³kuli <strong>pl</strong>anety oraz czapy oko-<br />
³obiegunowe. … 7 – 6 – 5 – 4 – 3 – 2 – 1… urojony<br />
statek kosmiczny (czyli palec po mapie) z ludŸmi na<br />
pok³adzie l¹duje w marsjañskiej krainie zwanej przez<br />
Ziemian Meridianis Sinus (Zatoka Po³udnikowa) – dok³adnie<br />
w tym miejscu, gdzie równik przecina zerowy<br />
po³udnik. Kszta³t zatoki podobny jest nieco do g³ówki<br />
fajki, której cybuchem mo¿e byæ przylegaj¹ca Sabaeus<br />
Sinus. Nie s¹ to tylko puszczone wodze wyobraŸni gdy¿<br />
obie formacje mo¿na obserwowaæ przez mniejsze teleskopy<br />
i stosunkowo ³atwo je rozpoznaæ. To klasyczna<br />
marsjañska pustynia, nawet obserwuj¹c Marsa z Ziemi<br />
wiemy o tym, ¿e to pustkowia, a to za przyczyn¹ tego,<br />
¿e w takich okolicach obserwowane s¹ najczêœciej ¿ó³te<br />
ob³oki, przypominaj¹ce chmury py³u i piasku, unoszone<br />
przez wiatr nad pustyniami. Kto pierwszy postawi nogê<br />
na piaskach Marsa (a kiedy bos¹ stopê), kto wznieci ob³oki<br />
¿ó³tego py³u poruszaj¹c siê marsjañskim ³azikiem? Znamy<br />
przecie¿ ziemskie pustynie i wiadomo, ¿e powierzchnia<br />
Marsa w tych rejonach ma bardzo podobne w³aœciwoœci.<br />
Pustynia tworzy siê wszêdzie tam, gdzie jest brak wody<br />
(pró¿no szukaæ tam „koralowych ostrowów burzanu”, wóz<br />
nasz nie zanurzy siê w zielonoœæ i jak ³ódka nie bêdzie<br />
brodziæ). Brak wody i roœlinnoœci powoduje, ¿e ska³y pustyni<br />
wietrzej¹, przewa¿nie w sposób mechaniczny, pêkaj¹c<br />
i rozkruszaj¹c siê wskutek wielkich zmian temperatury<br />
(50 st. C) – brak ochronnej warstwy chmur ma tu<br />
równie¿ swoje znaczenie. Brak wilgoci i substancji organicznych,<br />
pod wp³ywem których ska³y ulega³yby przemianom<br />
chemicznym zamieniaj¹c je w glebê - ale dziêki<br />
temu mo¿esz podziwiaæ rozkruszaj¹ce siê na piasek ska³y<br />
zachowuj¹ce swe œwie¿e, ¿ywe zabarwienie. Temu w³aœnie<br />
zawdziêczaj¹ pustynie swój wspania³y koloryt. Dodaj<br />
do tego wschód S³oñca, którego kr¹g jest tu mniejszy<br />
jakby o po³owê na tle do po³owy ró¿owego niebosk³onu,<br />
przechodz¹cego ku górze w zielonkawy i u samego szczytu<br />
mocno ju¿ zielonego (gdzie i w dzieñ widaæ gwiazdy).<br />
Ró¿owoœæ marsjañskiego nieba nie zale¿y wy³¹cznie od<br />
tego, ¿e ¿ycie ogl¹da siê tu przez ró¿owe okulary, ale<br />
przede wszystkim od wszechobecnego ró¿owego py³u.<br />
Ró¿owy py³ z kolei wywodzi siê od czerwonego koloru<br />
marsjañskich ska³, które pokryte s¹ tlenkiem ¿elaza czyli<br />
banaln¹ rdz¹. Hokus – Pokus – to samo sta³oby siê z Ksiê-<br />
¿ycem (znaczy poczerwienia³by) gdyby znalaz³o siê tam<br />
trochê wilgoci…<br />
czêstochowski magazyn literacki
REGION (PUSTYNIA) THARSIS<br />
Prócz statku kosmicznego przyda³by siê jeszcze wehiku³<br />
czasu. W odleg³ej przesz³oœci powierzchnia Czerwonej<br />
Planety by³a aktywna geologicznie, wulkany z hukiem<br />
przekszta³ca³y du¿e obszary jej powierzchni. Jakiœ<br />
rodzaj wewnêtrznej aktywnoœci doprowadzi³ do powstania<br />
pêkniêæ i uskoków powierzchni wynosz¹c obszar<br />
Tharsis (gdzie znajduje siê najwy¿sza w ca³ym Uk³adzie<br />
s³onecznym góra, Olympus Mons) wiele kilometrów nad<br />
powierzchniê <strong>pl</strong>anety. Na Marsie woda wystêpowa³a wystarczaj¹co<br />
d³ugo i obficie, by wyrzeŸbiæ jego oblicze (chodzi<br />
o rozcapierzone koryta ró¿nych sp³ywaj¹cych w dó³<br />
koryt rzek, Ÿróde³ czy rw¹cych potoków. Odnoœnie jeszcze<br />
samego „Olympusa” to wznosi siê on na wysokoœæ<br />
26 km ponad otaczaj¹cy go teren – Uwaga! Grupa ziemskich<br />
himalaistów ma przed sob¹ „najwy¿sze” wyzwanie<br />
w swym ¿yciu. Zdobywamy Olympus Mons (Górê Olimp)<br />
zwany tak¿e Nix Olympica co znaczy Olimpijski Œnieg.<br />
Skafandry zasuñ, he³my w³ó¿! – a ile potrzeba bêdzie tlenu<br />
w butlach – czeka nas nie lada wysi³ek… Mo¿e nie<br />
bêdzie tak Ÿle gdy¿ podstawa góry zajmuje powierzchniê<br />
wiêksz¹ ni¿ po³owa Polski przy czym zbocza jej nachylone<br />
s¹ pod tak niskim k¹tem, ¿e znajduj¹cy siê na jej<br />
zboczu obserwator nie zdawa³by sobie nawet sprawy z<br />
tego, ze znajduje siê na jakimkolwiek wzniesieniu. Mo¿e<br />
w³aœnie dopiero tam (gdy¿ Mars to miejsce cudów) uda-<br />
³oby siê spotkaæ yeti, o ile wczeœniej taki osobnik nie<br />
wpad³by do górnej czêœci krateru zwanego u wulkanów<br />
kalder¹, której œrednca jest równie potworny jak ca³a reszta<br />
i wynosi jakieœ okr¹g³e 70 km. Naturalnie na tym nie<br />
koniec, bo w Regionie Tharsis niedaleko opisanego ju¿<br />
monstrum, po lekkim skosie w linii prostej znajduj¹ siê<br />
jeszcze trzy pomniejsze – lecz równie potwornie wielkie<br />
wygas³e wulkany olbrzymy.<br />
VALLES MARINERIS<br />
Gdy marsjañskie niebo przejaœni³o siê, naukowcy œledz¹cy<br />
na ¿ywo transmisjê z sondy „Mariner” zrozumieli,<br />
¿e obserwuj¹ chmurê py³u, osiadaj¹c¹ powoli na dnie<br />
doliny o równie olimpijskich rozmiarach, nosz¹cej obecnie<br />
– na czeœæ „Marinera 9” – nazwê Valles Marineris.<br />
Dolina ta stanowi nierówn¹, poszarpan¹ bliznê, zwan¹<br />
tak¿e Wielkim Kanionem, a miêdzy nami jest to monstrualny<br />
(znowu) w¹wóz, ci¹gn¹c¹ siê przez prawie 4000<br />
km, o szerokoœci do 200 km i g³êbokoœci 6 km i jest<br />
wiêksza od wszelkich podobnych form na powierzchni<br />
Ziemi (Wielki Kanion Rzeki Colorado w USA , to przy<br />
Valles marineris po prostu rowek!). Doœæ powiedzieæ, ¿e<br />
zmieœci³yby siê w nim ca³e Góry Skaliste!<br />
KRATERY<br />
Wspomniany ju¿ „Mariner 9” zdo³a³ wskrzesiæ wiele<br />
marzeñ , uœmierconych przez odkrycia poprzednich sond.<br />
Statek potwierdzi³ te¿ czêœæ wyników, uzyskanych przez<br />
wczeœniejsze „Marinery”, czêœæ jednak podwa¿y³, w tym<br />
koncepcjê, ¿e Mars jest podobny do Ksiê¿yca. Gdyby<br />
podzieliæ Marsa na dwie czêœci lini¹ biegn¹c¹ pod k¹tem<br />
50 stopni wzglêdem równika <strong>pl</strong>anety, to na po³udnie od<br />
tej linii znajduj¹ siê pokryte kraterami stare obszary. Na<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
pó³noc od tej linii wystêpuje niewiele kraterów. Traf chcia³,<br />
¿e pierwsze „Marinery” obserwowa³y po³udnie <strong>pl</strong>anety i<br />
widok ten zosta³ zgeneralizowany na ca³y glob tworz¹c<br />
fa³szywe wra¿enie Marsa ksiê¿ycopodobnego . A oto<br />
przegl¹d nazw niektórych kraterów, na pocz¹tek tych ,<br />
które odnosz¹ siê do s³awnych podró¿ników – jak Kolumb<br />
czy Magellan, albo astronomów do XVIII w. – jak<br />
Ptolemeusz, Kopernik, Tycho Brahe i pó¿niejszych jak<br />
Galileo, Halley, Ke<strong>pl</strong>er, Antoniadi, Flammarion, Le Verrier,<br />
Lowell, Schiaparelli, Tichow. Fizyków i chemików:<br />
Becquerel, Curie, Huygens, Korolow, Newton, Rutherford,<br />
Sk³odowska. Pisarzy i malarzy: Rudaux, Wells. Geofizyków:<br />
Wegener, Chamberlin, Hutton. Biologów: Darwin,<br />
Huxley, Pasteur, Winogradski.<br />
NIECKA HELLAS<br />
Na po³udniowym wschodzie Marsa znajduje siê charakterystyczny<br />
l¹d – pustynia o owalnym kszta³cie zwana<br />
Hellas (Hellas Planitia) w dodatku nale¿y ona do nielicznych<br />
formacji widocznych zarówno z Ziemi, jak i na<br />
fotografiach otrzymanych z bliska za pomoc¹ sond kosmicznych.<br />
Wynika z tego niezbicie, ¿e jest to obiekt<br />
rzeczywiœcie istniej¹cy na Marsie, a nie tylko na mapach<br />
wykonanych w oparciu o obserwacje naziemne. Cech¹<br />
charakterystyczn¹ tej pustyni s¹ diuny – wydmy piaskowe<br />
co te¿ powoduje nies³ychane wrêcz podobieñstwo<br />
do takich obszarów na Ziemi – zupe³nie jak rodzaj muzyki<br />
stworzonej przez Wolfganga Amadeusza Mozarta,<br />
która jest genialna w ka¿dej epoce, potwierdza te¿ s³usznoœæ<br />
niektórych za³o¿eñ, i¿ znane nam prawa fizyki obowi¹zuj¹<br />
w ka¿dym miejscu w kosmosie – tyle ¿e pustynia,<br />
o której mowa zdaje siê byæ urokliwym idea³em w<br />
swoim rodzaju. I tu nale¿a³oby poszerzyæ nieco wiadomoœci<br />
na temat marsjañskich dolin w ogóle. Zielonkawa<br />
barwa ni¿ej po³o¿onych równin „mórz” i jej sezonowe<br />
zmiany by³y od dawna przedmiotem ró¿nych domys³ów<br />
i hipotez. W 1877 roku wysuniêto przypuszczenie, ¿e<br />
„morza” s¹ obszarami poroœniêtymi roœlinnoœci¹, która<br />
nadaje im specyficzny odcieñ. Sezonowe zmiany barwy<br />
i intensywnoœci „mórz” s¹ wobec tego wywo³ane zamieraniem<br />
i od¿ywaniem roœlin w wyniku zmiany pór<br />
roku. Gdyby¿ to jeszcze by³a prawda! S³ynna dolino<br />
Syrtis Major! Czerwieñ podszyta zgni³ozielonym cieniem<br />
zdaje siê krzyczeæ i szeptaæ, graæ na klawiaturach i graæ<br />
Debussy’ ego! Hej Echo, Echo! Nie leœne ale kamienne –<br />
w prawie zawsze mocno mroŸnych temperaturach i na<br />
dodatek przed terraformacj¹! Zatoko – te Twoje intryguj¹ce<br />
ska³y, ska³ki, okruszki, piaski i i³y – a¿ po o³owiany<br />
horyzont (który bli¿ej ma swój kres ni¿ ziemski) – kamienie<br />
(Miœ Yogi – czy jakoœ tak w tym stylu), które wyra¿aj¹<br />
wiêksz¹ wolê ¿ycia (¿ycia schowanego) – ¿ycia ukrytego,<br />
wisz¹cego w tym rozrzedzonym duszno – morduj¹cym<br />
powietrzu – ni¿ wszystkie drzewa Amazonii. I choæ<br />
nie mogê tu liczyæ na to, ¿e schowam siê przed promieniowaniem<br />
jakichœ fa³szywych cz¹stek, albo, ¿e mo¿e<br />
dostanê w ³eb podczas niespodziewanego deszczu meteorów<br />
– to jednak czekam! Czekam na sygna³ z Centrali<br />
(z Centrali Lotów Ku Nieznanemu)! Planeto przysz³oœci<br />
ods³oñ swe zazdroœnie skrywane Tajemnice! Kierunek pro-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
81
82<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
gramu „Life on Mars”, równa siê ¯ywe Tajemnice.<br />
CZAPY POLARNE<br />
NajwyraŸniejszymi, a za razem najbardziej nietrwa³ymi<br />
obiektami na powierzchni Marsa s¹ bez w¹tpienia bia-<br />
³e obszary oko³obiegunowe zwane czapami polarnymi.<br />
(Dorzuci³bym jeszcze i takie okreœlenie, i¿ s¹ one chyba<br />
najbardziej tajemniczym i dziwnym obszarem <strong>pl</strong>anety, a<br />
nawet to, ¿e optycznie s¹ one najpiêkniejsze). Samo zjawisko<br />
czap polarnych jest powszechnie znane w przypadku<br />
zdjêæ wykonanych naszej rodzimej <strong>pl</strong>anecie z<br />
kosmosu. Ze wzglêdu na ich jasny, bia³y kolor wyró¿niaj¹cy<br />
je od czerwono – pomarañczowego t³a zosta³y odkryte<br />
ju¿ w pierwszej po³owie XVIII w. Szybko te¿ stwierdzono,<br />
¿e wygl¹d i wielkoœæ czapy polarnej zale¿na jest<br />
od pory roku, która panuje aktualnie na danej pó³kuli<br />
Marsa. W zimie ma ona najwiêksze rozmiary, na wiosnê<br />
szybko siê zmniejsza, a w czasie lata jest ju¿ doœæ ma³a i<br />
adekwatnie z nastaniem jesieni zaczyna ponownie narastaæ<br />
osi¹gaj¹c maksimum w zimie. Ju¿ pocz¹tkowi obserwatorzy<br />
wyra¿ali opiniê, ¿e s¹ to zgromadzone przy biegunach<br />
Marsa masy lodu i œniegu. Z nich to – jak nastêpnie<br />
wnioskowano – mieli jakoby Marsjanie kana³ami odprowadzaæ<br />
wodê do obszarów równikowych, gdzie rzekomo<br />
znajdowa³y siê <strong>pl</strong>antacje bujnej roœlinnoœci. (Problem<br />
„kana³ów” w³aœnie okaza³ siê chyba najbardziej poczciwym<br />
przyk³adem naiwnoœci w badaniach naukowych).<br />
Szybkoœæ topnienia (a w³aœciwie sublimacji gdy¿ dwutlenek<br />
wêgla , bêd¹cy g³ównym sk³adnikiem czap – oprócz<br />
niew¹t<strong>pl</strong>iwie jakiegoœ ograniczonego udzia³u lodu wodnego<br />
– w³aœnie dwutlenek wêgla w postaci zamro¿onej<br />
okreœla siê jako „suchy lód” – poniewa¿ zamienia siê on<br />
w gaz bezpoœrednio z pominiêciem stanu ciek³ego – tak<br />
wiêc szybkoœæ tajania czap Marsa i ich rozmiary nie s¹<br />
jednakowe. Notabene, odnoœnie jeszcze wody w warun-<br />
DOROTA NOWICKA<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
STANIS£AW CZYCZ - PISARZ<br />
Z OPOWIADAÑ MOJEGO OJCA<br />
Krzeszowice to moje rodzinne miasteczko. Niedu¿e,<br />
senne, ukryte w cieniu urokliwych jurajskich dolin. „Smutnawe<br />
Sorrento ale w blaskach s³oñca”. Swoista enklawa,<br />
cenna pere³ka tak pod wzglêdem turystycznym jak i<br />
historycznym, po³o¿ona w samym sercu Wy¿yny Krakowsko<br />
- Czêstochowskiej miêdzy t³ocznym i gwarnym<br />
Krakowem a szar¹ Trzebini¹ s³yn¹c¹ z wêgla oraz rafinerii.<br />
Dom rodzinny Profesorów Kazimierza Wyki i Wincentego<br />
Danka, miejsce wiecznego spoczynku przywódcy<br />
Powstania Listopadowego - genera³a Józefa Ch³opickiego.<br />
Cel wycieczek turystów i pielgrzymów. Niby<br />
nic, taka ma³a i zwyk³a mieœcina a jednak - niezwyk³a bo<br />
kach marsjañskich, to jeœli znajdzie siê ju¿ ona na powierzchni<br />
Czerwonej Planety ze wzglêdu na niskie ciœnienie<br />
atmosferyczne tu panuj¹ce oraz nisk¹ temperaturê<br />
bêdzie próbowa³a natychmiast zamarzn¹æ b¹dŸ wyparowaæ<br />
– aby „broñ Bo¿e” nie pozostaæ w stanie ciek³ym<br />
– ot taki regionalny folklor)- reasumuj¹c szybkoœæ<br />
tajania czap Marsa i ich rozmiary nie s¹ jednakowe. Wiêksza<br />
zwykle jest czapa po³udniowa, tworzy siê bowiem<br />
podczas d³ugiej mroŸnej zimy, gdy Mars jest w aphelium.<br />
Za to w lecie, które dla tej pó³kuli przypada w peryhelium<br />
orbity Marsa, czapa po³udniowa zmniejsza siê bardzo<br />
szybko i prawie zawsze topnieje. Czapka pó³nocna<br />
jest mniejsza, ale podczas stosunkowo ch³odnego lata<br />
topnieje powoli i prawie nigdy nie znika do koñca.<br />
S³uchaj¹c piosenki zespo³u „Europe” pt. „The final<br />
countdown” (koñcowe odliczanie) czekam na mój statek<br />
kosmiczny, który zabierze mnie na Marsa – jestem<br />
ju¿ „nad zrêbem <strong>pl</strong>anety (poœród gwiezdnej nocy)” ,<br />
pamiêtaj¹c o tym aby do mojego niezbêdnika wzi¹æ jak<br />
najwiêcej batonów marki „Mars”. Hipotetyczny Zielony<br />
Ludziku – Marsjaninie czy¿ przez lepsz¹ od ziemskiej lunetê<br />
dostrze¿esz ten ma³y py³ek, jakim jestem ja i czy<br />
widzisz, ¿e macham do Ciebie przyjaŸnie rêk¹…?! I jeszcze<br />
coœ, dosz³y mnie s³uchy, ¿e Wy Marsjanie tkwicie w<br />
strasznym b³êdzie twierdz¹c, ¿e na Ziemi nie ma ¿ycia…<br />
- otó¿ jest ono, a to, ¿e Ziemia widziana z kosmosu jest<br />
b³êkitna – to podpisujê siê tutaj jako Niebieski Ludzik<br />
œpiewaj¹c: I’m Blue dabudi – dabudaj.<br />
P.S. Ju¿ widzê siebie jako pomocnika komandora<br />
pierwszej marsjañskiej bazy o dumnie brzmi¹cej nazwie<br />
MARS POWER.<br />
Tomasz „Aztzenty” Barañski<br />
matecznik i wylêgarnia wielu talentów.<br />
S³awa Przybylska, Anna Seniuk, Bo¿ena Targosz, Miko³aj<br />
Grabowski, Magdalena Zawadzka, Bogumi³ Kobiela…<br />
to zaledwie tylko niewielka czêœæ znanych osób<br />
zwi¹zanych bezpoœrednio i poœrednio z tym bardzo ciekawym<br />
aczkolwiek niepozornym na pierwszy rzut oka<br />
miejscem.<br />
To w³aœnie tu a nie gdzie indziej w przyleg³ym przysió³ku<br />
zwanym przez tutejszych mieszkañców GwoŸdŸcem<br />
nieopodal starej Sztolni przyszed³ na œwiat jeden z<br />
najoryginalniejszych i jednoczeœnie bardzo kontrowersyjnych<br />
twórców wspó³czesnej literatury. „Mistrz cierpie-<br />
czêstochowski magazyn literacki
nia”, „cz³owiek bez skóry”. Wirtuoz s³owa, akrobata i ¿ongler<br />
literackiej formy. Twórca nietuzinkowej, nowatorskiej<br />
poezji polifonicznej. Z zawodu technik elektryk.<br />
Dziwak i samotnik maj¹cy jednak¿e wielu znajomych i<br />
przyjació³. Schorowany, cierpi¹cy na ciê¿k¹ postaæ ³uszczycy<br />
oraz raka skóry, niezaradny ¿yciowo abnegat za<strong>pl</strong>¹tany<br />
w sieæ z czarnych oczek ciê¿kiej depresji. Prywatnie<br />
cz³owiek bardzo skromny, wrêcz zakom<strong>pl</strong>eksiony<br />
nie ³akn¹cy s³awy i zaszczytów, który do historii literatury<br />
wszed³ skandalem… Chc¹c wst¹piæ w szeregi Krakowskiego<br />
Oddzia³u Zwi¹zku Literatów Polskich jako swój<br />
prywatny dorobek literacki przedstawi³ wiersze „poety<br />
zakazanego” w owych czasach tj. Czes³awa Mi³osza.<br />
Stanis³aw Czycz - bo o nim tu mowa, autor „Anda”, „Berenais”,<br />
„Nim zajdzie ksiê¿yc”, „Pawany”.<br />
O istnieniu tego niepospolitego i szokuj¹cego form¹<br />
pisarza pierwszy raz us³ysza³am bêd¹c jeszcze dzieckiem.<br />
Nie ze szkolnych podrêczników, gazet czy encyklopedii.<br />
Opowiedzia³ mi o nim, gdy by³am jeszcze ma³¹ dziewczynk¹<br />
mój nie¿yj¹cy ju¿ ojciec, jeden z bohaterów krzeszowickiej<br />
opowieœci S. Czycza pt. „Nim zajdzie ksiê¿yc”<br />
– „Ramzes”. Kolega pisarza z m³odzieñczych lat a co za<br />
tym idzie jeden z towarzyszy wspólnych „posiadówek”<br />
w ówczesnej kawiarni „Turystyczna”, a tak¿e wypadów<br />
pod ka<strong>pl</strong>iczkê - „obronkê”, na stacjê kolejow¹ , do parku<br />
Potockich b¹dŸ po prostu, jak to siê mawia³o, w krzaki za<br />
miasto.<br />
Mój tato od urodzenia by³ mieszkañcem Krzeszowic.<br />
By³ malarzem pokojowym a zarazem malarzem artyst¹<br />
samoukiem, twórc¹ piêknych olejnych pejza¿y. Cz³owiekiem<br />
znanym w swoim œrodowisku i bardzo lubianym<br />
jako tak zwana „z³ota r¹czka”. Cz³owiekiem prostym po<br />
zaledwie siedmiu klasach szko³y podstawowej ale bardzo<br />
zdolnym o du¿ej wiedzy i m¹droœci ¿yciowej. Mi³oœnikiem<br />
przyrody, ogrodnikiem i sadownikiem amatorem.<br />
By³ konstruktorem „domowej roboty” spawarek elektrycznych,<br />
pasjonatem i „zg³êbiaczem” historii naszego<br />
kraju, zw³aszcza dotycz¹cej II Wojny Œwiatowej, od którego<br />
to ju¿ w dzieciñstwie dowiedzia³am siê prawdy o<br />
zbrodni katyñskiej. Moim prywatnym ¿yciowym autorytetem,<br />
swego rodzaju nauczycielem. Dobrym i ³agodnym<br />
cz³owiekiem o go³êbim sercu.<br />
Bardzo mi³o wspominam te jak¿e mi³e i zarazem magiczne<br />
chwile, kiedy mój ojciec zabiera³ siê za malowanie<br />
kolejnego obrazu a w miêdzyczasiezabawia³ nas (mnie i<br />
troje mojego rodzeñstwa) opowiadaniem przeró¿nych weso³ych<br />
historyjek z czasów swojej m³odoœci, z których dowiedzia³am<br />
siê bardzo wiele o mojej rodzinnej miejscowoœci<br />
i ludziach w niej ¿yj¹cych. Koledzy mojego taty, podobnie<br />
jak i on sam, których sylwetki ukazane s¹ w ksi¹¿ce<br />
Czycza pt. „Nim zajdzie ksiê¿yc”, pod wieloma barwnymi i<br />
niepospolitymi pseudonimami pochodzili z niezamo¿nych<br />
rodzin. Byli zwyk³ymi m³odzieñcami z ogromnym poczuciem<br />
humoru i g³ow¹ pe³n¹ dowcipów oraz szalonych pomys³ów.<br />
Dla ¿artu a mo¿e i na powa¿ne za³o¿yli coœ w<br />
rodzaju stowarzyszenia b¹dŸ klubu, który nazwali „Klubem<br />
starego kawalera” (wiêkszoœæ z nich wst¹pi³a jednak i to po<br />
nied³ugim czasie w zwi¹zki ma³¿eñskie). Urz¹dzali oni przeró¿ne<br />
eskapady i wypady na ³ono natury. Spêdzali ze sob¹<br />
mi³o czas, zabijaj¹c w ten sposób nudê i pustkê. Krzeszowi-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
Tablica na grobie rodzinnym Stanis³awa Czycza,<br />
Krzeszowice - zdjêcie z Wikipedii.<br />
ce w owym czasie to jest w latach piêædziesi¹tych i na pocz¹tku<br />
lat szeœædziesi¹tych przesz³ego wieku podobnie jak<br />
i dzisiaj by³y ma³¹ mieœcin¹ w której niestety brakowa³o jakichkolwiek<br />
atrakcji. Jedyn¹ rozrywk¹ dwudziestoletnich<br />
mê¿czyzn pozbawionych jakichkolwiek szerszych perspektyw<br />
i mo¿liwoœci by³a wiêc tylko wêdrówka po ulicach miasteczka<br />
oraz piêknego parku z okaza³ym, ale niestety zrujnowanym<br />
ju¿ doszczêtnie pa³acem hrabiów Potockich albo<br />
popo³udnia spêdzane w kawiarni „Turystycznej”, zapewne<br />
jedynej w Krzeszowicach, w której mo¿na by³o napiæ siê<br />
taniego wina. „Turystyczna” by³a wówczas czymœ w rodzaju<br />
centrum kulturalnego i literackiego Krzeszowic. M³odzi<br />
bardzo czêsto odwiedzali tak¿e dworzec kolejowy i z utêsknieniem<br />
spogl¹dali na poci¹gi jad¹ce w kierunku Krakowa<br />
lub Katowic, tam gdzie byæ mo¿e têtni³o lepsze oraz ciekawsze<br />
¿ycie ni¿ to jakie pêdzili w „zapad³ej” mieœcinie. Z<br />
wielk¹ melancholi¹ oraz nadziej¹ wypatrywali m³odych<br />
dziewcz¹t, odwiedzaj¹cych przygodnie Krzeszowice a co<br />
za tym idzie po prostu - mi³oœci…<br />
W swojej ksi¹¿ce „Nim zajdzie ksiê¿yc” Czycz w sposób<br />
bardzo serdeczny i ciut ironiczny ukaza³ realizm oraz<br />
prostotê tego karykaturalnego, prowincjonalnego miasteczka<br />
„K”, które nazywa³ przekornie Sorrento od nazwy<br />
piêknego w³oskiego kurortu. Przenosi czytelnika w<br />
bardzo barwny i niepospolity sposób w œwiat swojej m³odoœci.<br />
Ten rzewny a zarazem humorystyczny obraz wprowadza<br />
w zadumê oraz uœwiadamia szybkie i nieuchronne<br />
przemijanie ludzkiego ¿ycia a zw³aszcza dzieciñstwa i<br />
m³odych lat. Swoisty klimat krzeszowickiej opowieœci równie<br />
piêknie odda³ re¿yser pan Andrzej Barañski w nakrêconym<br />
przez siebie filmie z 1991 r. „Nad rzek¹, której nie<br />
ma” zrealizowanym na kanwie ksi¹¿ki „Nim zajdzie ksiê-<br />
¿yc” Stanis³awa Czycza. Opowiada on o dorastaniu czterech<br />
przyjació³, ich marzeniach o prze¿yciu wielkiej przygody<br />
i m³odzieñczej mi³oœci. Film widzia³am co najmniej<br />
piêæ razy. Muszê przyznaæ, ¿e za ka¿dym razem z jednakowym<br />
zainteresowaniem. Szczerze polecam, kto jeszcze nie<br />
widzia³, niech ogl¹dnie.<br />
Na pewno nie bêdzie on strat¹ czasu a mo¿e dostar-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
83
84<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
czyæ wielu pozytywnych emocji i mi³ych wra¿eñ. Przede<br />
wszystkim pomo¿e odœwie¿yæ nasze w³asne mocno zakurzone<br />
ju¿ wspomnienia z m³odych lat tak bardzo cenne<br />
i czule pielêgnowane w naszych sercach.<br />
Stanis³aw Czycz by³ jednym z nich. Jednym z tych<br />
m³odych krzeszowiczan, wspó³towarzyszem spacerów<br />
oraz spotkañ, niejako obserwatorem i rejestratorem zdarzeñ.<br />
Jednym z tych, którym uda³o „wyrwaæ siê” z „Sorrento”<br />
i osi¹gn¹æ w ¿yciu coœ wiêcej - s³awê. Lecz nie tak<br />
od razu, ale po latach a wrêcz dopiero po œmierci pisarza,<br />
kiedy to wreszcie jego twórczoœæ zosta³a odkryta jakby<br />
na nowo. Doceniona i modna. Muszê nadmieniæ, ¿e ksi¹¿ki<br />
Stanis³awa Czycza rozchodz¹ siê obecnie jak przys³owiowe<br />
„œwie¿e bu³eczki” i znikaj¹ bezpowrotnie nawet z<br />
pó³ek bibliotek… Lecz pisarz tak naprawdê wcale nie<br />
dba³ o s³awê i rozg³os. Jeszcze za swojego skromnego i<br />
pe³nego cierpieñ ¿ycia robi³ wrêcz wszystko, aby o nim<br />
zapomniano... Czêsto wycofywa³ siê z ¿ycia towarzyskiego,<br />
a nawet przestawa³ pisaæ. Zmêczony, wiecznie drêczony<br />
ciê¿k¹ depresj¹ mawia³ - „No, audiencja skoñczona”.<br />
W moim rodzinnym miasteczku, tj. w Krzeszowicach,<br />
w miejscu, gdzie Czycz spêdzi³ ca³e swoje dzieciñstwo i<br />
m³odoœæ, gdzie póŸniej w doros³ym ju¿ ¿yciu tak chêtnie<br />
powraca³, aby pisaæ i odnajdywaæ potrzebny mu spokój<br />
oraz wytchnienie od krakowskiego gwaru, gdzie spoczê-<br />
³y na wieki jego prochy, w ostatnich latach modne sta³o<br />
siê tak zwane „Czyczowanie”, a sam twórca obrós³ w legendê.<br />
W rocznicê œmierci pisarza przypadaj¹c¹ na 29<br />
czerwca z inicjatywy Miejsko - Gminnej Biblioteki Publicznej<br />
organizowane s¹ uroczyste obchody tego zdarzenia<br />
w postaci wieczorów poetyckich, spacerów œladami<br />
pisarza oraz odczytów jego wierszy w <strong>pl</strong>enerze -<br />
dworzec kolejowy, ka<strong>pl</strong>iczka „obronka”, park Potockich<br />
oraz „Czyczówka” - dom rodzinny pisarza w GwoŸdŸcu<br />
(na których goœciem honorowym jest jego ¿ona Pani<br />
Barbara Sommer - Czyczowa). Elementem wieñcz¹cym<br />
t¹ uroczystoœæ jest zapalanie zniczy na nagrobie znajduj¹cym<br />
siê na pobliskim cmentarzu i oddanie legendarne-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
mu literatowi nale¿nej czci. Wieczorem, ju¿ tylko w bardzo<br />
intymnym gronie najbli¿szych osób na starej Sztolni<br />
odbywa siê palenie ogniska. To czas na wspomnienia…<br />
W imprezie bierze udzia³ wiele znanych osób z krzeszowickiego<br />
œrodowiska jak równie¿ goœci. Uroczystoœæ staje<br />
siê popularna i nabiera wrêcz kultowego charakteru, a<br />
sam pisarz zaœ napawa coraz wiêksz¹ dum¹ i staje siê<br />
bohaterem naszego prowincjonalnego miasteczka. Niektórym<br />
marzy siê nawet postawienie pomnika pisarzowi<br />
na zrewitalizowanym niedawno krzeszowickim rynku zamiast<br />
re<strong>pl</strong>iki rzymskiego gladiatora skradzionej z parku<br />
Potockich.<br />
Kilka dni temu odby³o siê kolejne tj. II Czytanie Czycza.<br />
Przypada ono na 28.06.2012 r. PóŸniej tradycyjnie<br />
spacer z odrobinê zmienion¹ ni¿ w zesz³ym roku tras¹ i<br />
czytanie utworów poety. Tym razem odby³o siê na rynku<br />
a tak¿e w miejscu, gdzie kiedyœ znajdowa³a siê „Turystyczna”,<br />
pod krzeszowickim urzêdem miejskim i pod<br />
starym pa³acem w parku. Czytano tak¿e nad grobem pisarza<br />
oraz palono znicze. Spacer zakoñczy³ odczyt pod<br />
will¹ „Sorrento”, gdzie obecnie znajduje siê niedawno<br />
otwarta restauracja, której nazwê zaczerpniêto w³aœnie z<br />
opowiadañ krzeszowickich Czycza. Dnia 29.06. 2012 r. o<br />
godz. 15.00 w Ka<strong>pl</strong>icy Zgromadzenia Ksiê¿y Misjonarzy<br />
w Nowej Wsi odby³a siê msza za duszê œp. S. Czycza a<br />
wieczorem tradycyjnie na GwoŸdŸcu obok starej Sztolni<br />
spotkanie przy ognisku.<br />
Koñcz¹c moj¹ krótk¹ notê o krzeszowickim pisarzu<br />
katastrofiœcie Stanis³awie Czyczu, cz³owieku nienawidz¹cym<br />
i boj¹cym siê œwiata, bohaterze z wielu ciekawych<br />
opowiadañ mojego taty, chcia³abym gor¹co zachêciæ do<br />
odwiedzenia Krzeszowic a przede wszystkim do wziêcia<br />
udzia³u w corocznym „Czyczowaniu”. Pozwoli ono lepiej<br />
zapoznaæ siê z t¹ jak¿e intryguj¹c¹ postaci¹ niekonwencjonalnego<br />
pisarza a przede wszystkim odkryæ na nowo<br />
jego twórczoœæ i zrozumieæ… Zapraszam!<br />
Dorota Nowicka<br />
Stanis³aw Czycz (ur. 6 kwietnia 1929 w by³ym GwoŸdŸcu k. Krzeszowic, zm. 29 czerwca 1996 w Krakowie) – polski<br />
poeta i prozaik. Uwa¿any za jednego z najbardziej oryginalnych polskich pisarzy XX wieku.<br />
Akt z archiwum W³adys³awa E. Piekarskiego.<br />
czêstochowski magazyn literacki
Za oknami przeraŸliwie nie-wiosenna wiosna. Stan<br />
rzeczy nijak siê ma do odtr¹bionego katastroficznie przez<br />
Amerykanów globalnego ocie<strong>pl</strong>enia, ale przecie¿ statystyczny<br />
Kowalski nie odsuwa firanek, bo jego „oknem<br />
na œwiat” jest telewizor. Na wszelki wypadek media<br />
masowe nie przypominaj¹ ani o ocie<strong>pl</strong>eniu, ani o finansowych<br />
skutkach tej teorii, opartej (co ju¿ wiemy) m.in.<br />
na badaniach od A-Z sfa³szowanych i „dopasowanych<br />
do tezy”. P³aciæ za emisjê dwutlenku wêgla i tak bêdziemy,<br />
gdy¿ polscy politycy nie zaryzykuj¹ protestów innych,<br />
ni¿ dotychczasowe. Symbole niewiele kosztuj¹, a<br />
w kampanii wyborczej dobrze je bêdzie przypomnieæ.<br />
Elektorat i tak ju¿ w ocie<strong>pl</strong>enie uwierzy³, a wszelkie oficjalne<br />
i mniej oficjalne informacje o pogodowych anomaliach<br />
(niezwyk³e opady gradu w Teksasie i w Chinach,<br />
wzmo¿ona aktywnoœæ sejsmiczna etc.) tylko potêguj¹<br />
jego strach. I potwierdzaj¹ ostrze¿enia amerykañskich<br />
klimatologów (choæ równie dobrze mog¹ zwiastowaæ<br />
globalne och³odzenie lub byæ efektem przechodzenia<br />
Uk³adu S³onecznego przez galaktyczny równik, ale<br />
takie myœlenie przekracza pojemnoœæ zwojów mózgowych<br />
ogl¹dacza telewizyjnych obrazków – matryca „w³aœciwego”<br />
odbioru wydarzeñ zosta³a ju¿ wkodowana).<br />
Coraz wyraŸniejszy podzia³ na krêgi odbiorcze ma<br />
informacja. Ci, co wierz¹ mediom rz¹dowym (czy raczej<br />
korporacyjnym) – nie zechc¹ skorzystaæ z portali „offowych”<br />
(czyli „niszowych”, acz sama ta nazwa jest ju¿<br />
obecnie naznaczona lekko pejoratywnie). Czytelnicy<br />
specjalistycznych blogów naukowych, politycznych lub<br />
sportowych wyœmiej¹ powierzchownoœæ ocen popularnych<br />
stron internetowych, gdzie iloœci b³êdów rzeczowych<br />
zaczynaj¹ dorównywaæ liczne b³êdy sk³adniowe<br />
i... ortograficzne! To zreszt¹ nie specjalnie dra¿ni internautów,<br />
a co za tym idzie – równie¿ redaktorów. Mniej<br />
pracy, mniej pieniêdzy na fachow¹ korektê a efekt –<br />
„ogl¹dalnoœæ”, przyci¹gaj¹ca reklamodawców – ten sam.<br />
Telewizji nie ogl¹dam od lat, tote¿ muszê wierzyæ<br />
na s³owo przyjacio³om – manipulacja staje siê tam podobno<br />
coraz bardziej nachalna i balansuje na granicy wiarygodnoœci,<br />
licz¹c, i¿ przekaz zostanie odebrany zgodnie<br />
z ¿yczeniem nadawcy. Jeœli w przeró¿nych kontekstach<br />
trzydzieœci razy w ci¹gu kilku godzin „przypomnimy”<br />
telewidzowi, i¿ pan X jest „cacy” zaœ pan Y „be” –<br />
to podczas najbli¿szych wyborów parlamentarnych i samorz¹dowych<br />
odda on g³os, jakiego oczekujemy, a co<br />
najwy¿ej ominie z daleka lokal wyborczy, bo nie lubi¹c<br />
pana X nie bêdzie mia³ zaufania równie¿ do pana Y. W<br />
dodatku dla ogl¹dacza telewizyjnych obrazków nie jest<br />
wcale obojêtnym, kto go do czegoœ namawia – przydatne<br />
tu s¹ „autorytety” w rodzaju aktorów seriali i „wybitnych<br />
dziennikarzy/dziennikarek”, którzy od lat stosuj¹<br />
co prawda te same chamskie chwyty (niedopuszczanie<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
LECH L. PRZYCHODZKI<br />
Zmienia siê definicja bytu<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
rozmówców do g³osu, cytaty wyrwane z kontekstu,<br />
œmiech podczas wypowiedzi niewygodnych postaci ¿ycia<br />
politycznego czy kulturalnego), ale mog¹ siê pochwaliæ<br />
licznymi nagrodami i s¹ po prostu „celebrytami/celebrytkami”...<br />
Co w zasadzie telewidzom wystarcza, by zgodziæ<br />
siê z nimi, nim jeszcze zaczêli mówiæ/bredziæ... Nie<br />
znaczy to, i¿ TV odmó¿d¿a o ka¿dej godzinie i na ka¿dym<br />
kanale. Te o mniejszej ogl¹dalnoœci warto niekiedy<br />
odwiedziæ.<br />
Jeœli zauwa¿am, i¿ mass-media wp³ywaj¹ na zmianê<br />
obrazu œwiata, to jednoczeœnie zak³adaæ muszê, i¿ obraz<br />
ten jakiœ jednak jest, a walka toczy siê o zmianê hierarchii<br />
jego sk³adowych. Gorzej, gdy widzenie œwiata zostaje<br />
„sp³aszczone” poprzez eliminacjê niektórych elementów.<br />
Eliminacjê – w zamierzeniach „nadzorców”<br />
kultury masowej – definitywn¹.<br />
Od kilku co najmniej lat pomija siê w mediach oficjalnych<br />
milczeniem (tedy i nale¿nym szacunkiem) rocznicê<br />
napaœci hitlerowskich Niemiec na Polskê, czyli oficjalny<br />
pocz¹tek drugiej ze œwiatowych wojen. Ale ju¿<br />
dwa tygodnie póŸniej, 17. wrzeœnia, nie wolno nam zapomnieæ<br />
o agresji ZSRR – ówczesnego sojusznika III<br />
Rzeszy na Kresy Wschodnie II RP. Wielu m³odych Polaków<br />
dopiero przy tej okazji dowiaduje siê, i¿ Hitler by³<br />
jednak pierwszy a Armia Czerwona tylko nasz kraj dobi-<br />
³a. WyraŸne wzmocnienie akcentu rangi historycznej<br />
drugiego wydarzenia, w niewielkim stopniu skoordynowanego<br />
w tej wersji z agresj¹ hitlerowsk¹, zamazuje realia.<br />
Najpierw pó³gêbkiem lub wcale „za³atwia³o siê” w<br />
historiografii i szkolnictwie rolê Moskwy w tragedii Wrzeœnia,<br />
teraz to samo czyni siê z Berlinem. Zapewne w<br />
imiê „dobrze rozumianej” przyjaŸni polsko-niemieckiej,<br />
sk³adowej „wspólnego europejskiego domu”. Jakby na<br />
Bugu Europa (przynajmniej ta „cywilizowana”) siê koñczy³a...<br />
Niemcy dobrze rozumiej¹ tymczasem, i¿ bez Rosji<br />
o Europie jako ca³oœci - mówiæ trudno. Mo¿na ten kraj<br />
szanowaæ za dorobek kultury i nauki, mo¿na go nie cierpieæ<br />
za ³otrostwo przywódców – ale nie da siê go pomin¹æ,<br />
jeœli myœlimy o odbudowie duchowoœci kontynentu<br />
i prawdziwej normalizacji stosunków miêdzynarodowych.<br />
Tej wiedzy - znanej Brytyjczykom, Niemcom czy Francuzom<br />
- polskim elitom politycznym nadal brak. A gdy<br />
wymr¹ ju¿ ostatni u<strong>czest</strong>nicy walk z hitlerowskim agresorem<br />
– ³atwo bêdzie o 1. wrzeœnia 1939 r. „zapomnieæ”<br />
w ogóle, na rzecz obchodów 17. wrzeœnia, daty „prawdziwego”<br />
najazdu. Pro publico bono...<br />
Z tych samych, czysto politycznych powodów, massmedia<br />
skwa<strong>pl</strong>iwie pomijaj¹ inn¹ datê – 12. kwietnia –<br />
Œwiatowy Dzieñ Kosmonautyki. Nawet media „offowe”<br />
– w tym roku o locie Jurija Gagarina niemal zapomnia³y.<br />
Có¿, tworz¹ je g³ównie ludzie m³odzi... Historia podboju<br />
Kosmosu jest im równie obca, co podbojów Cesarstwa<br />
Rzymskiego. I na to m.in. licz¹ ci, co stoj¹ u steru medial-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
85
86<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
nych korporacji. A „wykasowaniu” z naszej œwiadomoœci<br />
ulegaj¹ nie tylko fakty mniej lub wiêcej historyczne, ale<br />
równie¿ te, które dziej¹ siê w³aœnie w tej chwili, a z jakichœ<br />
wzglêdów „zas³uguj¹ce” na otoczenie „lasem milczenia”.<br />
Kilka lat temu poza „Infopolem” i www.cia.bzz.net<br />
nikt w polskojêzycznych mediach nie poinformowa³ o<br />
tym, ¿e w budynku Parlamentu Europejskiego w Strassbourgu<br />
run¹³ dach.<br />
Skala wydarzeñ istotnych, a z pe³n¹ premedytacj¹<br />
przemilczanych w g³ównych mediach – roœnie. By nie<br />
szukaæ daleko – w 1990 r. na pó³nocy Mali wybuch³o<br />
powstanie Tuaregów. Potraktowane jak zwyk³a rebelia,<br />
bez wsparcia – upad³o. Tymczasem wznowienie walk<br />
w styczniu 2012 r. zakoñczy³o siê (niespodziewanie nie<br />
tylko dla rz¹du w Bamako – gdzie w miêdzyczasie odby³<br />
siê przewrót wojskowy - ale i spo³ecznoœci miêdzynarodowej)<br />
pe³nym sukcesem! 6. kwietnia br. Ruch na Rzecz<br />
Narodowego Wyzwolenia Azawadu (MNLA) i islamiœci z<br />
Ansar Dine (Obroñcy Wiary) proklamowali w zdobytym<br />
Timbuktu utworzenie nowego pañstwa, obejmuj¹cego<br />
ziemie etnicznie tuareskie, pod nazw¹ Azawad. Teoretycznie<br />
przynajmniej Azawad nie ma zamiaru poszerzaæ<br />
swoich granic, bo „cudze” Tuaregów nie interesuje. Odbili<br />
te ziemie, które uznaj¹ od stuleci za wy³¹cznie swoje<br />
(oczywiœcie tylko w Mali, problem tuareski to równie¿<br />
sprawa Nigru, Burkina Faso, Libii czy Algierii) i zamierzaj¹<br />
gospodarzyæ tam na w³asn¹ rêkê.<br />
Zamierzaj¹, bo ustanowieniem Azawadu ze stolic¹ w<br />
Timbuktu naruszyli ustalony porz¹dek. Mogli Amerykanie<br />
zrujnowaæ Libiê, ale powstanie nowego kraju, opartego<br />
na granicach etnicznych, grozi lawin¹ podobnych<br />
walk w ca³ej Afryce, gdzie granice wytyczali w³adcy<br />
kolonialni, nie bior¹c pod uwagê niczego poza w³asnym<br />
interesem. Tote¿ chêtnych do dy<strong>pl</strong>omatycznego uznania<br />
ekipy Bilala Ag al-Szarifa w Timbuktu wci¹¿ brak, za<br />
to s¹ tacy, którzy ju¿ gotowi udzieliæ Malijczykom pomocy<br />
w likwidacji secesji Azawadu.<br />
Na wszelki wypadek precedens tuareski mediów „nie<br />
interesuje”. Za wieœciami z daleka: (Tuaregs claim ‘independence’<br />
from Mali<br />
http://www.aljazeera.com/news/africa/2012/04/<br />
2012464441<strong>23</strong>59539.html, Jemal Oumar, Azawad declares<br />
independence<br />
http://www.magharebia.com/cocoon/awi/xhtml1/<br />
en_GB/features/awi/features/2012/04/06/feature-03)<br />
pisz¹ o nim w RP g³ównie www.wolnemedia.net .<br />
Znacznie niebezpieczniejszy zakrêt prze¿y³y niedawno<br />
Chiny. Destabilizacja tego kraju, podobnie jak Rosji,<br />
jest Zachodowi na rêkê, zw³aszcza w przypadku decyzji<br />
o „prewencyjnej” wojence z Iranem, która nikogo zdziwiæ<br />
nie powinna. O ile jednak w przypadku wyborów<br />
prezydenckich w Rosji naciski i wsparcie opozycji przez<br />
USA by³y klarowne, to w Chinach mieliœmy do czynienia<br />
raczej z typow¹ walk¹ frakcyjn¹ pomiêdzy rz¹dz¹cymi.<br />
Usuniêto bowiem z Politbiura „staromodnego” ideowca,<br />
przyjaciela syna Mao, Bi Xilaia (Bo Xilana) (http:/<br />
/monitorpolski.wordpress.com/2012/03/22/wydarzeniai-komentarze-22-marca-2012r),<br />
który da³ siê poznaæ<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
wczeœniej jako osoba walcz¹ca z korupcj¹ i mafijnoœci¹<br />
w Chongqing, gdzie wspólnie z szefem policji doprowadzi³<br />
do skazania i rozstrzelania wielu mafijnych bossów i<br />
w prowincji Hubei.<br />
Czo³gi i armaty na ulicach Pekinu i Szanghaju pojawi-<br />
³y siê 14. marca. W ci¹gu tygodnia frakcja Bi Xilaia znalaz³a<br />
siê w aresztach domowych, choæ wojsko wspar³o<br />
odsuniêtego polityka. O areszcie domowym œwiadczy<br />
usuniêcie jego nazwiska z chiñskiego Internetu, zaœ samochody<br />
z rejestracjami z Syczuanu i Hubei/Hebei by³y<br />
w Pekinie kontrolowane z racji powi¹zañ Bi Xilaia. Link z<br />
tajwañskiej telewizji te¿ jest prób¹ oceny sytuacji na<br />
podstawie bardzo fragmentarycznych danych: http://<br />
www.youtube.com/watch?v=diucpSF03d8 .<br />
Dopiero w tydzieñ po krakowskim bloggerze na tekst<br />
odwa¿y³ siê www.onet.<strong>pl</strong> . Z serwisu CNN przedrukowano<br />
tam komentarz Jaime A. FlorCruza, mieszkaj¹cego<br />
w Chinach od pocz¹tku lat 70. XX w. Tekst dotyczy³<br />
bardziej reakcji chiñskich internautów na zwolnienie Bi<br />
Xilaia, ni¿ zawiera³ jakiekolwiek informacje o próbie zamachu<br />
stanu.<br />
I we w³aœciwy dla demokracji sposób publikacja tego<br />
przedruku „za³atwi³a sprawê”. Z ciszy medialnej komentarz<br />
CNN siê pojawi³ i w niej rozp³yn¹³. Blogger „monitorpolski”<br />
by³ znacznie szybszy w przekazie i dostarczy³<br />
wiêkszej iloœci informacji. A oprócz niego kilka osób w<br />
Polsce po prostu wiedzia³o, ale ku temu trzeba mieæ w<br />
Chinach dobrych znajomych.<br />
Pytanie: ilu przeciêtnych internautów wie, czym jest<br />
Azawad i ilu s³ysza³o o marcowych przepychankach w<br />
Pekinie?<br />
Internet staje siê coraz wiêkszym œmietnikiem informacyjnym.<br />
Na zasadzie „Œpiewaæ ka¿dy mo¿e” – portali<br />
i blogów przybywa w ka¿dym kraju œwiata. Wszystkie<br />
serwuj¹ jakieœ informacje, mniej lub bardziej potrzebne<br />
(zale¿y jeszcze – komu?), mniej lub bardziej prawdziwe...<br />
W zasadzie niemal wszêdzie mamy te¿ do czynienia<br />
ze zjawiskiem cenzury lub, co gorsza, autocenzury<br />
przekazywanych treœci. Jak to ujmuje prof. Jadwiga Staniszkis,<br />
pisz¹c o polskim podwórku: „- System Tuska<br />
polega (...) na tym, ¿e w bardzo wielu obszarach, na<br />
niskich piêtrach systemu, od oœwiaty po lokalne firmy,<br />
ktoœ choæby podejrzewany o inne sympatie nie mo¿e<br />
funkcjonowaæ. Ka¿de dzia³anie sygnalizuj¹ce inn¹ ni¿<br />
prorz¹dow¹ orientacjê jest karane, jest mocno ryzykowne.<br />
Boi siê wielu ludzi. Trzyma ich przy PO ca³y system<br />
zale¿noœci, koncesji (...).” (http://wiadomosci.onet.<strong>pl</strong>/kraj/<br />
staniszkis-wlos-na-glowie-sie-jezy-od-rzucanychpo,1,5078813,wiadomosc.html<br />
)<br />
Dzia³anie, polegaj¹ce na publikowaniu informacji jest<br />
bardziej od innych niebezpieczne, bo... widoczne. I trudno<br />
siê go wyprzeæ. W dodatku jest te¿ mniej od innych<br />
lubiane, gdy¿ mo¿e zasiaæ w g³owach czytelników niema³y<br />
zamêt.<br />
St¹d cicha, acz narastaj¹ca walka o dominacjê w Sieci.<br />
Z jednej strony wyposa¿one w ka¿d¹ iloœæ potrzebnych<br />
pieniêdzy korporacje i s³u¿¹ce im rz¹dy (do czegoœmy<br />
doszli: rz¹dy ju¿ nie rz¹dz¹, a s³u¿¹), próbuj¹ce<br />
stworzyæ wygodne dla siebie prawo i blokowaæ te treœci,<br />
czêstochowski magazyn literacki
które zagra¿aj¹ ich interesom – z drugiej rosn¹ca armia<br />
niezadowolonych z dzia³ania oficjalnych mediów ludzi,<br />
których praca pozwala na zupe³nie inne „odczytanie”<br />
œwiata. Praca w dodatku w znacznej mierze wynikaj¹ca<br />
z pasji, a ta zawsze ma przewagê nad pieni¹dzem, którym<br />
op³acani s¹ zawodowi zdobywcy i przetwórcy informacji.<br />
Nie bez znaczenia pozostaje tu sprawa kosztów<br />
– druk jest drogi. Utrzymywanie witryny internetowej<br />
wymaga tylko minimalnych op³at. I uwalnia od nadzorowania<br />
ca³ego procesu produkcji, potrzebnego prasie.<br />
Stronê www potrafi poprowadziæ jeden zmotywowany<br />
cz³owiek. W przypadku „papieru” ten sam cz³owiek<br />
wyda co najwy¿ej ciekawy zine w niewielkim nak³adzie.<br />
Sieæ daje mo¿liwoœæ kontaktu nieograniczonego<br />
i to w u³amku sekundy. Jak dot¹d szybszy noœnik<br />
informacji spopularyzowany nie zosta³ (bo czy nie wymyœlono<br />
w miêdzyczasie lepszych, to inna historia). W<br />
dodatku dzia³a ju¿ przyzwyczajenie m³odszych pokoleñ<br />
do tego w³aœnie medium. Jeœli nie musz¹ - nie siêgn¹<br />
one po podrêcznik, zajrz¹ do przestrzeni virtualnej. Internet<br />
nie wymaga te¿... wysi³ku fizycznego, co przy<br />
lenistwie wielu dzisiejszych nastolatków niekiedy decyduje.<br />
Nie ruszaj¹c siê z miejsca mo¿na zdobyæ wiedzê,<br />
ale te¿ zhakowaæ stronê konkurenta (w przypadku stron<br />
„niewygodnych” hackerów zastêpuj¹ funkcjonariusze<br />
ró¿nych s³u¿b), poprowadziæ prywatn¹ wojnê z nie lubian¹<br />
osob¹ lub obejrzeæ zdjêcia z wszystkich kontynentów.<br />
Jak ka¿dy z tzw. epokowych wynalazków - Sieæ sta-<br />
³a siê w³asnoœci¹ „wszystkich”, wp³ywaj¹c na ich codziennoœæ.<br />
I to – wp³ywaj¹c w dwojaki sposób. Na poziomie<br />
zewnêtrznym – u³atwia komunikacjê z innymi ludŸmi,<br />
zdobywanie potrzebnych (albo i niepotrzebnych) informacji<br />
a tak¿e organizuje czas.<br />
Istotniejsze zmiany zachodz¹ w naszej œwiadomoœci.<br />
Rozleniwienie i wygodnictwo (tak¿e myœlowe – po co<br />
wysilaæ siê samemu, wystarczy przeszukaæ Net i skompilowaæ<br />
– z sensem lub nie – cudze, ju¿ wyra¿one pogl¹dy),<br />
ograniczenie zachowañ ryzykownych (ryzykujemy<br />
co najwy¿ej œci¹gniêciem programu wirusowego),<br />
zastêpowanie realnej dzia³alnoœci wielogodzinnymi „dyskusjami”<br />
na forach, bêd¹cych z punktu widzenia dyskutantów<br />
twórcz¹ wymian¹ myœli, z punktu widzenia zaœ<br />
ekonomicznych i politycznych decydentów – idealnym<br />
sposobem tak (nielegalnej zazwyczaj) kontroli spo³ecznych<br />
nastrojów, jak i ich kanalizowania (na podjêcie<br />
omawianych teoretycznie dzia³añ u<strong>czest</strong>nicy radosnych<br />
pogaduszek nie maj¹ ju¿ ani si³y ani czasu) – to cena,<br />
jak¹ p³acimy za u<strong>czest</strong>niczenie we wspó³czesnoœci. Ludzie<br />
pozbawieni dostêpu do Sieci stali siê – ca³kiem nagle,<br />
rewolucja elektroniczna to okres ostatnich kilkunastu<br />
lat – obywatelami zdecydowanie gorszej kategorii.<br />
W dodatku pozorna „obecnoœæ” wœród internetowych<br />
„przyjació³” skutkuje coraz wiêksz¹ alienacj¹ wobec ludzi<br />
z krwi i koœci. Virtualni staj¹ siê i ludzie i ich problemy.<br />
Rozmawiaj¹c „ze wszystkimi” realnie nie u<strong>czest</strong>niczymy<br />
w niczyim ¿yciu. W przypadkach skrajnych –<br />
nawet we w³asnym, bo nie starcza nam na to ¿adnej<br />
wolnej chwili...<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
SZKICE, ESEJE, RECENZJE<br />
To wszystko ju¿ zauwa¿ono, niekiedy opisano.<br />
Przejdê teraz do najciemniejszej strony internetowego<br />
medalu. Œwiadomoœæ masowa nigdy nie stawia³a sobie<br />
poprzeczki zbyt wysoko. „Byt jest, niebytu nie ma”<br />
to przecie¿ „zawo³anie” kultury masowej Antyku. To, co<br />
widziano doko³a i czego siê ledwie domyœlano – „by³o”.<br />
Da³o siê doñ dotrzeæ zmys³owo, racjonalnie lub intuicyjnie.<br />
Joñska filozofia przyrody w rzeczywistoœci kszta³towa³a<br />
obraz œwiata znacznie mniej materialistyczny, ni¿<br />
to dziœ interpretujemy.<br />
Sieæ doprowadza do sytuacji, kiedy coœ, co nie zaistnieje<br />
w przestrzeni virtualnej, nie ma w³aœciwie szans,<br />
by dotrzeæ do œwiadomoœci wiêkszoœci populacji ludzkiej.<br />
Powstania Azawadu wszak trudno „domyœliæ siê” z<br />
wysokoœci Bia³egostoku czy Kowna! A jeœli mass-media<br />
tê wiadomoœæ pomijaj¹ – pañstwo Tuaregów zwyczajnie<br />
„nie istnieje”. Jest... niebytem! Zarz¹dcy Netu posiedli<br />
tym samym moc Demiurgów – mog¹ powo³ywaæ do<br />
¿ycia i uœmiercaæ dok³adnie to, na co maj¹ ochotê. Iran z<br />
dnia na dzieñ staje siê „wrogiem ludzkoœci”, anomalie<br />
pogodowe zawsze œwiadczyæ bêd¹ o globalnym ocie<strong>pl</strong>eniu<br />
i niczym innym zaœ twórcy (nie zawsze wielcy)<br />
trafi¹ na pierwsze strony mediów jedynie popieraj¹c<br />
neoliberalny ³ad, serwowany przez korporacjonizm. Prywatnie<br />
mog¹ go nawet o<strong>pl</strong>uwaæ, to ju¿ nikogo nie obchodzi.<br />
Tej opcji wykreowany „byt” zwyczajnie nie pozwoli<br />
siê zrealizowaæ.<br />
Jeœli s¹ ju¿ znani, a napisz¹ cokolwiek nie po myœli<br />
bezkszta³tnego „porz¹dku œwiata” (za którym skryci s¹<br />
ca³kiem konkretni ludzie) – jedn¹ decyzj¹ str¹ci siê ich,<br />
jak Grassa, do moralnego piek³a, ska¿e na niebyt...<br />
W niezauwa¿alny sposób zmienia siê definicja bytu<br />
– staje siê nim tylko to, co proponuj¹ nam mass-media.<br />
I nie jest wcale wa¿ne, czy dany fakt w ogóle mia³ miejsce.<br />
W TV lub Internecie mia³. To wystarczy biernym<br />
odbiorcom za kryterium prawdziwoœci, tak samego zaistnienia<br />
czegoœ, jak jego oceny!<br />
Œwiat zbli¿a siê do granicy, kiedy odró¿nienie fikcji<br />
od rzeczywistoœci stanie siê trudne, jeœli nie wrêcz niemo¿liwe.<br />
Spo³eczeñstwa uwierz¹ w swoje niewolnicze szczêœcie<br />
a naprawdê zadowoleni bêd¹ jedynie w³aœciciele<br />
mediów.<br />
Na szczêœcie wci¹¿ istnieje przeciwwaga – niezale¿ne<br />
Ÿród³a informacji. Póki nie zostan¹ zniszczone – mamy<br />
wybór.<br />
Gdy wyboru zabraknie – zawsze mo¿na powiedzieæ:<br />
„Przynajmniej próbowaliœmy!”. Ale najpierw trzeba próbowaæ!<br />
Lech L. Przychodzki<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
87
88<br />
Z NOTATNIKA MA£GORZATY N - K<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
MA£GORZATA NOWAKOWSKA-KARCZEWSKA<br />
EMIL ZEGAD£OWICZ 1888 – 1941<br />
Zwyk³ by³ mawiaæ, ¿e to jego utwory jak pianie koguta<br />
wabi¹ kobiety.<br />
Przystojny nie by³, ale „mia³, szelma, jakiœ swoisty<br />
wdziêk /…/ który elektryzowa³ panie”. Potrzebowa³, by<br />
pisaæ, ci¹gle nowych podniet (motorów) mi³osnych, seksualnych,<br />
nowych pochlebstw, st¹d ³atwo ulega³ namiêtnoœciom,<br />
a ka¿d¹ z muz mi³owa³, zwykle niezbyt d³ugo,<br />
„ponad ¿ycie i ponad œmieræ”. Gdzieœ obok by³a jeszcze<br />
wierna ¿ona, (Maria, Rysi¹ pieszczotliwie zwana, z<br />
Kurowskich) która utyskiwa³a gorzko „znosi³am egzaltacje<br />
ró¿nych bab” /…/<br />
„Mi³uj¹ce opiekuñcze ³ono” /…/ to Stanis³awa Wysocka,<br />
s³awna, sporo starsza od Emila artystka „cudna,<br />
smuk³a, wysoka, królewska pani – o oczach jak czarne,<br />
parz¹ce gwiazdy” /…/ która zosta³a muz¹ i autork¹ sukcesów<br />
sztuk Zegad³owicza (np. „Lampki oliwnej”), gra³a<br />
w nich bowiem, zafascynowana talentem Lulana (takie<br />
nada³a mu imiê) g³ówne role.<br />
„Mil, jedyna wielka mi³oœæ mego opacznego ¿ycia”<br />
– wyznawa³a kolejna z pañ (Maria Wrzosek, mê¿atka,<br />
matka trojga dzieci). Urzeczona twórczoœci¹ Emila napisa³a<br />
pe³en podziwu list, a on zechcia³ poznaæ tak interesuj¹c¹<br />
czytelniczkê. Spotkanie nast¹pi³o w willi Bajka,<br />
s¹siaduj¹cej z dworkiem poety w Gorzeniu i sta³o siê<br />
pocz¹tkiem mi³oœci, która mia³a byæ wieczna, a przetrwa³a<br />
ledwie trzy lata.<br />
„Szliœmy z oddali – cieniem –<br />
Spotkaliœmy siê p³omieniem - /…/<br />
Unieœmiertelni³ poeta Marylê i w skandalizuj¹cej powieœci<br />
„Zmory” („otoczy³a go mocno ramionami i nogami<br />
– wsysa³a go we wrz¹ce , rozdrgane wnêtrznoœci<br />
/…/) i w tomie piêknych erotyków „Wrzosy”.<br />
Emil Zegad³owicz - foto ze zbiorów Wikipedii<br />
„Gdy mi nagle zarzucasz nogi na ramiona<br />
Wrz¹cej w ¿y³ach rozkoszy warem rozogniona<br />
Gdy rêce moje, wê¿e oszala³e ¿¹dz¹,<br />
Po udach Twych i brzuchu œlepe, gniewne b³¹dz¹ /…/<br />
Jan Kuglin, typograf, wyda³ ów tomik ozdobiony rysunkami<br />
Maryli w iloœci piêciu egzem<strong>pl</strong>arzy. „Przez wiele<br />
miesiêcy sk³ada³em i drukowa³em te „Wrzosy”, chc¹c<br />
uczciæ w ten sposób najg³êbsz¹, jak mnie Emil zapewnia³,<br />
mi³oœæ przyjaciela /…/ Potem z rezerw¹ ju¿ przyjmowa³em<br />
wynurzenia Emila o nowej mi³oœci, najg³êbszej,<br />
pierwszej, ostatniej”/…/<br />
£asy na pochlebstwa Emil rych³o uleg³ wdziêkom<br />
m³odej atrakcyjnej, zaborczej, egzaltowanej do granic<br />
œmiesznoœci („jam Twoja podpa³ka i Twój podnó¿ek /<br />
…/) kolejnej mi³oœniczki swego talentu („nie myœl, ¿e<br />
Goethe by³ wiêkszy od Ciebie – o, nie, Eli, o – nie, ani<br />
trochê”). Teraz ona, Maria (Maura) Koszyc , by³a dla Eliczka<br />
„potê¿n¹ symfoni¹ poruszaj¹c¹ zmys³y i duszê” /…/<br />
Szybko zdominowa³a Emila, (wzi¹³ z ni¹ pono nawet<br />
œlub w koœciele mariawitów) sta³a siê przyczyn¹, za<br />
spraw¹ swej niezbyt jasnej przesz³oœci, rozmaitych k³opotów<br />
pisarza, który nie potrafi³ wy<strong>pl</strong>¹taæ siê z tego<br />
zwi¹zku. Wytrwa³a przy Elim do koñca, opiekowa³a siê<br />
nim w sosnowieckim szpitalu, gdzie chory na raka gruczo³ów<br />
limfatycznych umiera³ w mêczarniach, ¿egnaj¹c<br />
siê ze œwiatem ostatnim wierszem lirycznym<br />
„Mijaj¹ noce, dni, tygodnie<br />
Mijaj¹ lata, lat tysi¹ce.<br />
Nad moim prochem niezawodnie<br />
Graæ bêd¹ skrzypce wichrzej¹ce”<br />
Skrzypce to wspomnienie lat najwczeœniejszego dzieciñstwa<br />
(„Wychowa³em siê wœród kwiatów i muzyki”)<br />
na skrzypcach gra³ ukochany ojciec poety, Tytus Seweryn<br />
Karol. Rodzice Emila byli niezwyk³¹ par¹. Ojciec „romantyk<br />
czystej wody”, by³y ksi¹dz grekokatolicki „muzykowa³,<br />
pisa³ wiersze, hodowa³ kwiaty”. Po wielu perypetiach<br />
¿yciowych pojawi³ siê w Wadowicach, gdy mia³<br />
ju¿ lat przesz³o szeœædziesi¹t. Pokocha³ z wzajemnoœci¹ i<br />
poœlubi³ m³od¹ nauczycielkê muzyki El¿bietê Kaiszarównê,<br />
córkê rodowitego Czecha. „Stworzyli œwiat poza<br />
œwitem, w którym dŸwiêki zakwit³y, a kwiaty gra³y”.<br />
Szczêœcie trwa³o krótko, otoczenie, nawet najbli¿si, nie<br />
zaakceptowali ich zwi¹zku. „Potoczy³y siê lata ciê¿kie,<br />
bardzo nawet ciê¿kie”. El¿bieta psychicznie za³amana,<br />
drêczona œmierteln¹ chorob¹, wróci³a do rodziców, synka<br />
widywa³a bardzo rzadko. Osieroconym dziewiêcioletnim<br />
Emilem (Tytus zmar³ nagle) zajê³a siê ciotka Wanda<br />
Kaiszarowa, która przez d³ugie lata stanowi³a swoist¹<br />
osobliwoœæ dworu w Gorzeniu. Uwielbia³a <strong>pl</strong>otki, rywalizowa³a<br />
o wzglêdy pisarza z ka¿d¹ kobiet¹, która pojawi-<br />
³a siê w jego pobli¿u, zw³aszcza z ¿on¹, na której temat<br />
bywalcom dworu opowiada³a niestworzone rzeczy.<br />
czêstochowski magazyn literacki
We dworze górzeñskim Emil spêdzi³ wiêkszoœæ ¿ycia,<br />
nazwano go nawet samotnikiem z Gorzenia. Tutaj, w<br />
¿ó³tym pokoju, którego okna wychodzi³y na bujn¹ zieleñ<br />
ogrodu, przy zarzuconej papierami sekreterze, pisa-<br />
³o mu siê najlepiej. Dworek, lata œwietnoœci dawno maj¹cy<br />
za sob¹, brzydki, nieprzytulny kupi³ ojciec Emila.<br />
Wymaga³ wiecznych remontów, ale przez pamiêæ ojca<br />
pisarz nie chcia³ go sprzedaæ. Ci¹gle szuka³ pieniêdzy,<br />
by ratowaæ rodzinn¹ posiad³oœæ, a popada³ w coraz wiêksze<br />
tarapaty („d³ugi mnie gniot³y”). Niewypa³em okaza-<br />
³a siê kilimiarnia, któr¹ za³o¿y³ we dworze, (mia³a tak¿e<br />
propagowaæ piêkno kultury beskidzkiej) podobnie hodowla<br />
królików.<br />
Wreszcie wyjecha³ do Poznania, gdzie, niew¹t<strong>pl</strong>iwie<br />
dziêki Wysockiej, która re¿yserowa³a jego sztuki i gra³a<br />
w nich g³ówne role, zaczê³o mu siê nieŸle powodziæ.<br />
Na³o¿y³ jednak na siebie pêta zbyt wielu obowi¹zków<br />
(obj¹³ redakcjê tygodnika „Têcza”, by³ dyrektorem programowym<br />
radia). W rezultacie nie móg³ siê wywi¹zaæ<br />
ze wszystkiego, a zwierzchnoœæ wymaga³a systematycznoœci.<br />
Nie polubi³ Poznania, narazi³ siê poznaniakom swoim<br />
listem pasterskim podpisanym Jego Emilencja, w którym<br />
ostro skrytykowa³ mieszkañców grodu. Odp³acili mu<br />
pogardliwym mianem Galicjusza z Kongresówy.<br />
Stan ducha Zegad³owicza z czasów poznañskich dobrze<br />
prezentowa³, opatrzony celnym wierszykiem,<br />
przedstawiaj¹cy wychud³ego pisarza odzianego w kusy<br />
fraczek portrecik, wykonany przez rysownika W³. Roguskiego.<br />
„Emilu! Œwi¹tku bo¿y!<br />
W Têczowej chodzisz obro¿y<br />
I dusza Twa cicho jêczy /…/<br />
Niewielu, jak stara Sewercia kucharka, potrafi³o dostrzec<br />
zalety charakteru Emila „by³ wylewny, szczodrobliwy<br />
dla ludzi, szanowa³ cz³owieka i to nie tylko uczonego,<br />
ale i prostego, ciemnego”. Takim cz³owiekiem by³<br />
choæby Jêdrzej Wowro „ch³op niemrawy, sumiasty /…/<br />
najszczerszy artysta polski”, uwieczniony w wierszach<br />
poety.<br />
„Wowro rzeŸbi –<br />
Snycerz bogów, beskidzki Wowro powsinoga<br />
Z kloca uzdajnego rzeŸbi swego Boga<br />
Smutnego beznadziej¹ jak wowrowe ¿ycie /…/<br />
Inni, nawet d³ugoletni przyjaciele, nie potrafili zrozumieæ<br />
i zaakceptowaæ trudnego charakteru Zegad³owicza,<br />
skrajnych nastrojów, w które wpada³, poetyckiej<br />
natury, skom<strong>pl</strong>ikowanej wra¿liwoœci. Edward Kozikowski,<br />
wspó³za³o¿yciel grupy poetyckiej Czartak, nieraz,<br />
zirytowany postêpowaniem pisarza, ogranicza³ kontakty.<br />
Emil od dzieciñstwa boj¹cy siê samotnoœci, opuszczenia,<br />
lgn¹cy rozpaczliwie do ludzi, pisa³ wówczas „do<br />
Ciebie szed³em nie tylko z tym, co we mnie jak¹œ wartoœæ<br />
ma, lecz i z tym, co s³abe i niedo³ê¿ne. PrzyjaŸñ<br />
musi byæ bardziej ni¿ mi³oœæ rozumiej¹ca i krzepi¹ca.”<br />
Niewielu te¿ potrafi³o zrozumieæ i doceniæ twórczoœæ<br />
Zegad³owicza. Wedle krytyka Ko³akowskiego by³o to<br />
„potworne gadulstwo, blaga poetycka” /…/ a „wszystkie<br />
fikcje, metafizycznoœci czy religijnoœci zbyt wielkie zbu-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Z NOTATNIKA MA£GORZATY N - K<br />
dzi³y obrzydzenie” /…/ Morcinek, wys³uchawszy fragmentu<br />
„Zmór” w wykonaniu autora, wyszed³ zdegustowany,<br />
oœwiadczaj¹c „zarêczam panu, ze ksi¹¿ki pañskiej<br />
do r¹k nie wezmê”. Tuwima wszak¿e zafascynowa³y<br />
„Motory”. Po skonfiskowaniu niemal ca³oœci nak³adu powieœci<br />
pisa³ do autora „cudowna, wyzwalaj¹ca ksi¹¿ka /…/<br />
mog³eœ przecie¿, cudne moje Pr¹cie Xiê¿ycowe, wydrukowaæ<br />
sto pe³nych, niekastrowanych egzem<strong>pl</strong>arzy<br />
dla przyjació³ i pewniaków”.<br />
Umiera³ Zegad³owicz chyba nie do koñca spe³niony,<br />
z ambitnych marzeñ niewiele zosta³o (fiasko Czartaka)<br />
dwór w Gorzeniu z³upili Niemcy. Czy zachowa³ w tych<br />
ostatnich chwilach szczyptê ironicznego humoru, z którego<br />
s³yn¹³ i pomyœla³, jak niegdyœ „a wszystko to g …<br />
guano amerykañskie”? Czy te¿ raczej z filozoficznym<br />
zdziwieniem skonstatowa³:<br />
„Wszystko – wiêc ¿ycie i œmieræ<br />
Na wadze odwa¿one –<br />
Godzina, minuta, sekunda –<br />
Zrównane, odmierzone /…/<br />
Ma³gorzata Nowakowska-Karczewska<br />
Cytaty pochodz¹ z:<br />
Emil Zegad³owicz, „Wybór poezji”, PIW 1987.<br />
Emil Zegad³owicz, „Zmory”.<br />
Edward Kozikowski, „Portret Zegad³owicza bez ramy”,<br />
Ludowa Spó³dzielnia Wydawnicza, Warszawa 1966.<br />
Krystyna Koliñska, „Zegad³owicz. Podwójny ¿ywot<br />
Srebrempisanego”, Wydawnictwo Trio, Warszawa 1999*.<br />
* Krystyna Koliñska z domu Badora jest urodzona<br />
w Czêstochowie.<br />
Akt z archiwum W³adys³awa E. Piekarskiego.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
89
90<br />
WYDARZENIA<br />
W£ADYS£AW E. PIEKARSKI<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
PIÊÆ LAT „CZÊSTOCHOWSKIEGO<br />
magazynu literackiego „GALERIA”<br />
i spotkanie z Siergiejem Ponomarenko<br />
Marek Maculewicz, Bogdan Knop i... Izabela Leszczyna z pierwszym egzem<strong>pl</strong>arzem<br />
naszego czasopisma w rêku<br />
¿ycielskiego Literackiego Towarzystwa<br />
Wzajemnej Adoracji „Li-TWA”<br />
jeden z za³o¿ycieli Towarzystwa Zbyszek<br />
Stañczyk - podczas dyskusji jak<br />
ma wygl¹daæ przysz³e dzia³anie Towarzystwa,<br />
Zbyszek Wo³czyñski przypomnia³<br />
o tym, jak¹ rolê odgrawa³a<br />
„mini<strong>Galeria</strong>”. Dla niektórych to by³a<br />
rzecz nieznana. Zbyszek Stañczyk<br />
siêgn¹³ na pó³kê i po³o¿y³ na stole<br />
oprawione archiwalne numery „miniGalerii”.<br />
Trwa³o kilkuminutowe<br />
ogl¹danie. Potem wszyscy byli ju¿ za<br />
tym, ¿eby „robiæ” takie czasopismo.<br />
Tylko ¿e wszyscy byli „za”, a praktycznie<br />
nikt nie zdawa³ sobie sprawy,<br />
jak to zrobiæ i sk¹d wzi¹æ kasê na<br />
przygotowanie i druk. Skoñczy³o siê<br />
na tym, ¿e bedziemy „robiæ”. Wszyscy<br />
rozeszli siê zadowoleni i tylko<br />
Wojtek Graba³owski (przepraszam,<br />
Wojciech - zróci³ mi na to uwagê Andrzej<br />
Kalinin, ¿e nie wypada pisaæ o<br />
doktorze per „Wojtek”) zapyta³: „W³adek,<br />
i znowu ty, bo nie widzê nikogo<br />
kto by to zrobi³”. Pamiêta³ przecie¿,<br />
¿e pracowa³em w Wydawnictwie<br />
„Dom Ksi¹¿ki”, gdzie przygotowa³em<br />
do wydania dwie ksi¹¿ki - poetyck¹ i<br />
publicystyczn¹. Mia³em te¿ do dyspozycji<br />
program, o który siê wzbogaci³em<br />
kilka lat wczeœniej i z którego<br />
dodatkowo nauczy³em siê korzystaæ<br />
(i do dziœ korzystam).<br />
W dwa - trzy tygodnie póŸniejnapisa³<br />
do mnie jakiœ Wojciech Pestka,<br />
który zasugerowa³, ¿eby Towarzystwo<br />
u<strong>czest</strong>nicz³o w podjêciu delegacji<br />
Zwi¹zku Pisarzy Ukrainy. Po-<br />
To ju¿ piêæ lat minê³o, jak w majowy<br />
wieczór w Winiarni „Margaux”<br />
w d³oniach u<strong>czest</strong>ników pojawi³ siê<br />
„czêstochowski magazyn literacki”,<br />
wtedy jeszcze jako „Li-TWA”. Jeszcze<br />
kilka tygodni przed tym spotkanie nawet<br />
nie myœlano o tym, nie by³o<br />
mowy, by wydawaæ czasopismo, w<br />
którym mogliby publikowaæ cz³onkowie<br />
Towarzystwa, chocia¿ w rozmowach<br />
w trakcie przygotowañ do powo³ania<br />
Towarzystwa zastanawiano<br />
siê, w jaki sposób zabezpieczyæ mo¿liwoœæ<br />
publikacji cz³onkom. Podczas<br />
spotkania w Miejskiej Bibliotece Publiczne<br />
im. W. Biegañskiego w Dziale<br />
Regionaliów, gdzie goœcinnoœci<br />
udzieli³ na spotkanie Komitetu Za³o-<br />
Spotkanie w piwnicach Margaux. Pierwszy po lewej stronie to Siergiej Ponomarenko.<br />
cz¹tkowo odnios³em siê sceptycznie<br />
do tego pomys³u bo byliœmy dopiero<br />
na etapie organizacyjnym... Brakowa³o<br />
wszystkiego... Ale nada³ mi<br />
kogoœ, kto móg³by wspomóc nas organiacyjnie<br />
i... finansowo. Pod¹¿y³em<br />
tym tropem i tak pozna³em Bogdana<br />
Knopa. Z drugiej strony szuka-<br />
³em innych sojuszników. Takim sta³a<br />
siê Izabela Leszczyna, a jej biuro wysup³a³o<br />
trochê grosza na podjêcie<br />
czêstochowski magazyn literacki
ukraiñskich goœci. Na marginesie dodam, ¿e zwróciliœmy<br />
siê o pomoc w podjêciu delegacji do Urzêdu Miasta Czêstochowy.<br />
Otrzymaliœmy odpowiedŸ „¿e miasto nie jest<br />
zaintersowane wspó³organizacj¹ pobytu delegacji”.<br />
Osoba, któr¹ mi poleci³ Wojciech Pestka, okaza³a siê<br />
bardzo kontaktowa i zainteresowana „literacko”(by³ po<br />
tzw „debiucie literackim” ksi¹¿k¹ prozatorsk¹). Przy jego<br />
pomocy i wsparciu dosz³o do spotkania, a ja ze swojej<br />
strony pokombinowa³em, ¿eby móc wydaæ coœ na kszta³t<br />
„miniGALERII”... Jeszcze w dniu przyjazdu delegacji a w³aœciwie<br />
wtedy, gdy oni odpoczywali, ja w drukarni „Gryf”<br />
zszywa³em pierwsze egzem<strong>pl</strong>arze pierwszego numeru...<br />
Nie bez znaczenia by³a tu pomoc Wojtka Pestki, który<br />
zdoby³ i przet³umaczy³ „kawa³ki” tekstów goœci, którzy<br />
mieli nas odwiedziæ w ramach delegacji. Mnie przysz³o<br />
wygrzebaæ jeszcze trochê tekstów z moich archiwalnych<br />
zbiorów i u³o¿yæ to na kszta³t czasopisma... Uda³o siê tyle,<br />
¿e zastosowany papier zbyt ³atwo siê rozchodzi pod szywkami,<br />
a i klejenie by³o zbyt œwie¿e. Prosto z „Gryfa” przynios³em<br />
do piwnicy na Mirowskiej. Wszyscy byli zaskoczeni.<br />
A najbardziej nasi goœcie... Dwaj Siergieje, tylko ¿e<br />
jeden pisa³ siê jako Siergiej, a drugi jako Sierhej... Jeden<br />
nazywa³ siê Ponomarenko. Dodatkowo byli zachwyceni<br />
spotkaniem w Bibliotece WOM.<br />
Po piêciu latach nad polskim wydaniem ksi¹¿ki Sier-<br />
Siergiej Ponomarenko (w œrodku) pod obrazem Dudy<br />
Gracza podczas pierwszego spotkania w Czêstochowie.<br />
gieja Ponomarenki pracowa³a nasza kole¿anka - Alekasandra Keller albo Olga<br />
Wiewióra - jak kto woli. Zbieg³o siê to jakoœ tak, ¿e wypad³o to na maj i<br />
piêciolecie Towarzystwa, pieciolecie ukazania siê naszego czasopisma.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
W³adys³aw E. Piekarski<br />
WYDARZENIA<br />
Ok³adka ksi¹¿ki „Siódma œwieca”, której redaktorem jest<br />
Aleksandra Keller, a poni¿ej osobista dedykacja dla<br />
redaktorki od Siergieja Ponomarenki.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
91
92<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
ROZMOWY NIEKONTROLOWANE<br />
Rozmowa z Kazimierzem Kowalczykiem<br />
o zasz³oœciach, przesz³oœci i o niezbyt<br />
odleg³ej przysz³oœci<br />
W³adys³aw E. Piekarski: Czy mo¿esz sobie wyobraziæ,<br />
¿e w tym roku mija 30 lat od pierwszego naszego<br />
spotkania?<br />
Kazimierz Kowalczyk: Mam poczucie uciekaj¹cego<br />
czasu. Rzeczywiœcie, spotkaliœmy siê ponad 30 lat temu,<br />
a w moim przypadku nale¿y dodaæ jeszcze, ¿e ponad 30<br />
kilogramów temu. Powiem Ci W³adku tak, ¿e wówczas<br />
nie by³o jeszcze na œwiecie mojej córki Marceliny, która<br />
protokó³owa³a obrady ostatniego Walnego Zgromadzenia<br />
naszego Towarzystwa. A jaki st¹d wniosek? Dzieci<br />
cholernie szybko siê starzej¹ a nam „piêknym i m³odym”<br />
pozosta³a jedynie kropka nad „i”.<br />
WEP: Drugie nasze spotkanie mia³o miejsce to za<br />
spraw¹ Ma³gorzaty Franc, która podes³a³a mi kilkanaœcie<br />
wierszy niejakiego Kazimierza Kowalczyka… Pocz¹tkowo<br />
zaintrygowa³o mnie nazwisko… Dochodzenie<br />
w tej sprawie i wskazanie przez Ma³gorzatê miejsca<br />
pracy uzmys³owi³o mi osobê… Ale mamy rozmawiaæ o<br />
literaturze… Wobec tego Twoje pocz¹tki?<br />
K.K.: W opinii moich nauczycieli ponoæ zawsze<br />
potrafi³em siê „wypisaæ”. Pisa³em wypracowania za kolegów,<br />
ale tylko od tych, których nie darzy³em szczególn¹<br />
sympati¹, bra³em haracz. Z regu³y by³a to du¿a paczka<br />
(20 sztuk) „Sportów”. Pierwsza, gor¹ca mi³oœæ i pocz¹tki<br />
ruchu hippisowskiego sprawi³y, ¿e zacz¹³em pisaæ wiersze.<br />
Mia³em wtedy jakieœ 16 lat. W moim liceum by³ sprzyjaj¹cy<br />
ku temu klimat. Mieliœmy i kabaret, i teatrzyk poezji.<br />
Dla tych form m³odzie¿owej dzia³alnoœci pisa³em<br />
ró¿ne teksty. Na studiach by³o ju¿ gorzej. Kole¿anki i<br />
koledzy z roku za³o¿yli kabaret i sta³o siê coœ czego nie<br />
by³em w stanie zrozumieæ. Ci inteligentni, a przy tym<br />
doœæ dobrze ustosunkowani m³odzi ludzie, po drugim roku<br />
musieli zmieniæ kierunek studiów. By³em z szefem kabaretu<br />
umówiony, ¿e do kolejnej premiery napiszê parê<br />
rymowanych satyr. Opatrznoœæ czuwa³a jednak nade mn¹<br />
a w tym przypadku przemówi³a ustami mojego starszego<br />
kolegi Janusza, który by³ synem sekretarza miejskiego<br />
partii i z tego tytu³u du¿o wiedzia³ o politycznych<br />
kulisach Uniwersytetu Œl¹skiego. Otó¿ pewnego wieczora<br />
odwiedzi³ mnie Janusz w moim pokoju w akademiku,<br />
sam mieszka³ dwa pokoje dalej. Zobaczy³, ¿e coœ piszê i<br />
zapyta³: list do dzio³chy piszesz, ja?. Piszê wiersz, takie<br />
tam drobiazgi do „szuflady”. Janusz zblad³ i szeptem do<br />
mnie – zgup³eœ chopie i to co³kiem. To Ty nie wiysz, ¿e<br />
Zdzis³aw Grudziñ (partyjnej pamiêci I sekretarz komitetu<br />
wojewódzkiego partii w Katowicach) pedzio³ na jednej<br />
naradzie na uniwersytecie – „na wydzia³ach historii i<br />
prawa ni bydom studiowaæ kabareciorze, poeci, przeœmiewcy,<br />
pederaœci i inni zboczyñcy”. Jak chcesz pisaæ<br />
Kazimierz Kowalczyk - fotografia Irekeusz K. Korpyœ<br />
to pisz, ale wczeœni czy poŸni ktoœ cie sypnie. Dobrze ci<br />
radza, dej sie pokój z tym pisaniem. Da³em sobie spokój.<br />
Ustosunkowany nie by³em a mój ojciec by³ murarzem i<br />
mia³ bardzo ciê¿k¹ rêkê. Da³em sobie spokój na d³ugie<br />
lata. Szkoda tylko, ¿e ¿aden wiersz z tamtych lat siê nie<br />
zachowa³. Mo¿e parê przechowuj¹ moi przyjaciele.<br />
Prze³omowy w tej kwestii by³ maj 2007 roku. Ciê¿ko<br />
zachorowa³em na zapalenie ¿y³. Ból nie do zniesienia i<br />
temperatura prawie na ca³y termometr. Nie mog³em spaæ<br />
i dla zabicia czasu zacz¹³em pisaæ wiersze „na komórce” i<br />
wys³a³em do przyjació³. Przypomnieli sobie, ¿e kiedyœ<br />
tam pisa³em i zaczêli mnie zachêcaæ aby robiæ to „na<br />
serio”. Pisa³em dalej takie sms-y ale te¿ d³u¿sze wiersze<br />
„do szuflady”. No i sta³o siê tak, ¿e najzupe³niej przypadkowo<br />
pozna³em Pani¹ Ma³gosiê Franc. Resztê ju¿ znasz.<br />
WEP: Zdajesz sobie sprawê, ¿e twoja poezja odbiega<br />
od wspó³czesnych sposobów „poezjowania”, ale w³aœnie<br />
taka poezja daje siê czytaæ?<br />
K.K.: Wiesz W³adku, ¿e gdybym powiedzia³, ¿e nie<br />
zdajê sobie sprawy z tego, co robiê, to nie by³oby sensu<br />
myœleæ o nich a nie o zdobywaniu pozycji w œrodowisku.<br />
To s¹ kwestie oceny i w najmniejszym stopniu nie nale¿¹<br />
do mnie. Co zaœ siê tyczy uczucia, jak to jest byæ debiutantem<br />
po piêædziesi¹tce, to powiem tak: debiut wspominam<br />
jako wydarzenie okropne, jak maturê zdawan¹<br />
przez dziadka poœród dziewiêtnastolatków. Mê¿czyzna<br />
czêstochowski magazyn literacki
po piêædziesi¹tce nie powinien robiæ takich g³upot, ale<br />
sta³o siê. Inni piêædziesiêciolatkowie robi¹ wiêksze g³upstwa,<br />
np. bior¹ sobie za ¿ony „osiemnastki”.<br />
WEP: Sakramentalnym pytaniem jest zawsze pytanie<br />
o mistrzów? Kto nim jest? Kim s¹?<br />
K.K.: Pytanie niby sakramentalne, niby krótkie, ale<br />
odpowiedŸ to temat na doœæ obszerny esej. Nie jest tajemnic¹,<br />
¿e od urodzenia cierpiê na nieuleczaln¹, ciê¿k¹<br />
chorobê. To lata pobytu w szpitalach i przys³owiowego<br />
„przykucia do ³ó¿ka”. Nie potrafi³em i nie potrafiê traciæ<br />
czasu i w czyn wprowadzam pouczenie dane nam przez<br />
Miko³aja Reja – „a to mniej na pilnej pieczy, abyœ czyta³,<br />
kiedy tylko mo¿esz”. Czyta³em i przeczyta³em ca³kiem<br />
sporo a dom zagraci³em ksi¹¿kami. Ale do rzeczy i krótko.<br />
Mam dwóch mistrzów, po ksi¹¿ki których siêgam,<br />
gdy jest mi wyj¹tkowo Ÿle i gdy chcê ponownie uwierzyæ<br />
w cz³owieka, a s¹ nimi – Tadeusz Ró¿ewicz, gdy<br />
chodzi o poezjê i dramat, i Bohumil Hrabal, twórca nie<br />
za d³ugich utworów proz¹. To s¹ mistrzowie dla serca i<br />
duszy. Wiêkszy k³opot mam z wymienieniem mistrzów<br />
dla tego, co i jak piszê. Zawsze inspirowali mnie Skamandryci,<br />
zw³aszcza Tuwim i Iwaszkiewicz. Ostatnio co raz<br />
wiêcej uwagi poœwiêcam Konstantemu Ildefonsowi Ga³czyñskiemu<br />
i W³adys³awowi Broniewskiemu. W tym, co<br />
piszê, mo¿na znaleŸæ œlady inspiracji poezj¹ Federico<br />
Garcii Lorki, Bertolda Brechta i ca³ej <strong>pl</strong>ejady Rosjan od<br />
Jesienina, Achmatowej po Okud¿awê i Wysockiego. Przyznam<br />
siê, ¿e bardzo lubiê czytaæ poezjê pisan¹ przez<br />
kobiety. Panie, w odró¿nieniu od nas grubo ciosanych<br />
siekierk¹, obojêtnie co tworz¹, wiersz, obraz czy te¿ kompozycjê<br />
muzyczn¹, szalenie dbaj¹ o detale, a to sprawia,<br />
¿e ich utwory maj¹ swoist¹ miêkkoœæ i <strong>pl</strong>astycznoœæ. Ujmuje<br />
mnie to - i to bardzo. Poetyki staram siê uczyæ od<br />
Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej, Kazimiery I³³akowiczówny<br />
i Haliny Poœwiatowskiej, ale s¹ to dla mnie<br />
wzorce niedoœcignione. Prozy czytam ma³o, ale staram<br />
siê siêgaæ po nowe ksi¹¿ki Gûntera Grassa, Umberto Eco<br />
i Mario Vargasa Llosy.<br />
WEP: Czy Twoje prawnicze wykszta³cenie przeszkadza<br />
ci w pisaniu, czy pomaga a mo¿e nawet inspiruje?<br />
Mo¿e zacznê od koñcowej kwestii. Z ca³¹ pewnoœci¹<br />
wykszta³cenie prawnicze, a mo¿e w ogóle prawo, nie<br />
inspiruj¹ do pisania poezji, bo to przecie¿ proza ¿ycia,<br />
czêsto ¿ycia na przys³owiowym marginesie. Mam notatki<br />
do zbioru opowiadañ, które mog¹ w ca³oœci stanowiæ<br />
monodram. Inspiracj¹ w tym przypadku s¹ porady prawne<br />
udzielone przeze mnie ró¿nym osobom. Ale to przysz³oœæ,<br />
mo¿e niezbyt odleg³a. Wpierw powinienem dokoñczyæ<br />
pisanie dwóch rozpoczêtych ksi¹¿ek poetyckich.<br />
Wykszta³cenie prawnicze przygotowuje do kreatywnego<br />
myœlenia i dzia³ania a zatem pomaga w pisaniu.<br />
Wis³awa Szymborska, Zbigniew Herbert czy Czes³aw Mi-<br />
³osz je¿eli studiów prawniczych nie skoñczyli, to przez<br />
pewien czas prawo studiowali. Chcê Ci powiedzieæ, ¿e<br />
jednym z pierwszych egzaminów na wydziale prawa jest<br />
egzamin z logiki, a jej znajomoϾ w niczym nie przeszkadza,<br />
w pisaniu równie¿.<br />
WEP: Od prawie trzech lat jesteœ cz³onkiem Literackiego<br />
Towarzystwa Wzajemnej Adoracji „Li-TWA”. Jak siê w nim<br />
czujesz? Czy „adoracja” przeszkadza? A mo¿e prowokuje?<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
K.K.: W Towarzystwie czuje siê dobrze. Jestem w<br />
wieku i w takiej sytuacji ¿yciowej, które nie zmuszaj¹<br />
mnie do czegokolwiek. Je¿eli bycie w towarzystwie przestanie<br />
mi siê podobaæ – odejdê natychmiast. Na temat<br />
„adoracji” rozpêta³em w czasie ostatniego Walnego Zgromadzenia<br />
gor¹c¹ dyskusjê. Nie zmieni³em pogl¹du, ¿e<br />
wyraz „adoracja” w nazwie Towarzystwa szkodzi mu w<br />
ró¿nych aspektach, bardzo szkodzi. Przede wszystkim<br />
oœmiesza nas w oczach ludzi, którzy mog¹ byæ potencjalnymi<br />
sponsorami. Ale demokracja ma swoje prawid³a i tê<br />
kwestiê uwa¿am za zakoñczon¹. Przynajmniej na dziœ.<br />
WEP: Jesteœ po dwu promocjach. Czy u<strong>czest</strong>niczy-<br />
³eœ w wieczorach, spotkaniach autorskich, ¿eby mieæ<br />
odniesienie do formu³y odbywanych spotkañ „robionych”<br />
przez Towarzystwo? Czy w ogóle to formu³a wg Ciebie<br />
jest do przyjêcia?<br />
K.K.: Nie mam takiego odniesienia, bo poza promocjami<br />
Towarzystwa nie u<strong>czest</strong>niczê w innych promocjach,<br />
wieczorkach i spotkaniach autorskich. Do tych promocji,<br />
które organizowa³a „Li – TWA”, zastrze¿eñ nie mam. Przy<br />
promocji powinniœmy siê jednak kierowaæ dwoma kardynalnymi<br />
zasadami. Po pierwsze, to czy promocja w<br />
ogóle powinna siê odbyæ, powinien decydowaæ autor i<br />
nikt inny; a po drugie je¿eli ju¿ Towarzystwo zdecyduje<br />
siê na zorganizowanie promocji, to winno to uczyniæ w<br />
sposób jawny i transparentny, bez dzielenia cz³onków na<br />
równych i równiejszych.<br />
WEP: Publikujesz w „czêstochowskim magazynie literackim<br />
GALERIA”. Jak odbierasz formu³ê magazynu<br />
mimo mankamentów edytorskich? WeŸ od razu pod<br />
uwagê to, ¿e robimy ten magazyn na zasadzie wolontariatu,<br />
bez anga¿owania zawodowych informatyków...<br />
i ju¿ od piêciu lat.<br />
K.K.: GALERIA powinna byæ naszym „oczkiem w<br />
g³owie”. Skoro rozpropagowa³em to czasopismo w ró¿nych<br />
miastach i regionach Polski, to chyba nie muszê<br />
wyjaœniaæ, jak odbieram formu³ê GALERII. Wiele œrodowisk<br />
GALERII nam zazdroœci, bo jest ona namacalnym,<br />
realnie istniej¹cym dowodem na to, ¿e w Czêstochowie,<br />
poza „rymami czêstochowskimi”, jest autentycznie œrodowisko<br />
literackie i funkcjonuj¹ ró¿norakie formy ¿ycia<br />
literackiego. Niestety, docieraj¹ do mnie sygna³y, ¿e owe<br />
„mankamenty edytorskie” obni¿aj¹ rangê i markê pisma.<br />
Jestem zdania, ¿e mo¿e lepiej wydaæ w ci¹gu roku mniej<br />
numerów, ale uczyniæ to starannie, bez „literówek” i nieczytelnych<br />
fotografii. Przymiotnik „literacki” i nobilituje, i<br />
zobowi¹zuje.<br />
WEP: Od kwietnia jesteœ cz³onkiem w³adz Towarzystwa,<br />
od maja wiceprezesem Zarz¹du! Wiesz, ¿e wielkie<br />
nadzieje wi¹¿e Towarzystwo z Twoim wejœciem<br />
w sk³ad w³adz, ¿e odpowiedzialnoœæ za wszystko, która<br />
do tej pory spada³a na mnie, w czêœci przejdzie na Ciebie.<br />
Sam podzielam te¿ takie nadzieje. A Ty ? Nadzieje,<br />
czy rozczarowanie?<br />
K.K.: Powiem, ¿e przera¿asz mnie tym, co mówisz.<br />
Nie wiem w oparciu o jakie przes³anki cz³onkowie Towarzystwa<br />
wi¹¿¹ z moj¹ skromn¹ osob¹ a¿ takie nadzieje.<br />
Skoro zosta³em obdarzony zaufaniem to zrobiê wszystko,<br />
aby tego zaufania nie zawieœæ, a za to, co zrobiê albo te¿<br />
czego nie zrobiê, nie mam zamiaru przerzucaæ odpowie-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
93
94<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
dzialnoœci na kogokolwiek. W³adys³aw, wszystko czego<br />
siê podejmê, staram siê wykonywaæ w sposób profesjonalny,<br />
w którym nie ma miejsca na nadziejê czy rozczarowanie,<br />
bo tu naczelna dewiza zamyka siê w powiedzeniu<br />
– „widzia³y ga³y, co bra³y”. Na razie moje dzia³ania s¹<br />
takie, jakie sobie za³o¿y³em. Z pocz¹tku pracy administracyjno<br />
– prawnej bêdzie bardzo du¿o, ale trzeba j¹<br />
konsekwentnie wykonaæ, nawet kosztem czasu, który<br />
powinienem przeznaczyæ na pisanie tego, co ju¿ rozpocz¹³em.<br />
WEP: Zauwa¿asz, ¿e wiele ze swojej „kanclerskiej”<br />
w³adzy w Towarzystwie staram siê pozbyæ i przekazaæ<br />
w ró¿ny sposób cz³onkom Zarz¹du, cz³onkom Towarzystwa?<br />
Wychodzi to niezbyt dobrze, a niekiedy groteskowo?<br />
Jak to widzisz?<br />
K.K.: Model zarz¹dzania sprawami Towarzystwa na<br />
razie siê krystalizuje, a w jakim kierunku pójdzie, to najbli¿szy<br />
rok poka¿e. Polacy nie bardzo przepadaj¹ za „kanclersk¹”<br />
w³adz¹, bo lubi¹ byæ dobrze poinformowani i mieæ<br />
mo¿liwoœæ „sprawdzenia” w³adzy. Dlatego przestrzegam<br />
Ciê i dalej to czyniê, przed „kancelerzowaniem”. Upieranie<br />
siê przy tym zawsze bêdzie rodziæ podejrzenia o najgorsze,<br />
a przecie¿ nam wszystkim zale¿y na tym, abyœmy<br />
byli postrzegani jako organizacja transparentna, realizuj¹ca<br />
szczytne cele, któr¹ nale¿y popieraæ i wspieraæ<br />
w ka¿dy dozwolony prawem, sposób. A ¿e czasem wychodzi<br />
to groteskowo… to s¹ nieuniknione koszty wprowadzenia<br />
„nowego”.<br />
WEP: Przyk³adam du¿¹ wagê do tego, ¿e wiele obowi¹zków<br />
zwi¹zanych z „czêstochowskim magazynem<br />
literackim GALERIA” przejmie Redaktor Naczelny – Zbyszek<br />
Wo³czyñski, ¿e technicznym przygotowaniem magazynu<br />
zajmie siê Olga Wiewióra, a stron¹ internetow¹<br />
(któr¹ uwa¿am za swoj¹ pora¿kê) powracaj¹cy do<br />
¯arek (czyli jakby do Czêstochowy) Rafa³ Socha. Jakie<br />
jest twoje zdanie w tej kwestii.<br />
K.K.: Dok³adnie takie same.<br />
WEP: Kolejnym etapem jest sprawa Wydawnictwa<br />
Literackiego „Li-TWA” i zasad publikacji. Rada Programowa?<br />
K.K.: Jak wiesz i jak wiedz¹ pozostali cz³onkowie<br />
Zarz¹du i szefowa Komisji Rewizyjnej, przygotowa³em<br />
projekt zasad publikacji i promocji w Wydawnictwie Literackim<br />
„Li – TWA”. Liczê na uwagi do tego projektu.<br />
Na razie ¿adne uwagi do mnie nie trafi³y. Mo¿e to dobry<br />
projekt albo w ca³oœci nadaj¹cy siê do kosza. Tak sobie<br />
t³umaczê powsta³¹ sytuacjê. Na cier<strong>pl</strong>iwoœci z regu³y siê<br />
nie traci. Namiêtne dyskusje s¹ i bêd¹ na temat Rady<br />
Programowej Wydawnictwa. Osobiœcie przywi¹zuje do<br />
tego kolegialnego cia³a du¿e znaczenie i nadziejê, bo to<br />
winna byæ niejako wizytówka naszego Towarzystwa. W<br />
sk³ad Rady Programowej powinny wejœæ osoby nie z racji<br />
wieku, dorobku artystycznego i czy te¿ przynale¿noœci<br />
do zakonu „ojców za³o¿ycieli”. To nie jest praca w<br />
„uznaniu zas³ug”. Dobór cz³onków Rady programowej<br />
powinien siê dokonywaæ wg nastêpuj¹cego kryterium.<br />
Po pierwsze, nie wyobra¿am sobie, aby w sk³ad Rady<br />
wesz³a osoba „nieoczytana”, nie posiadaj¹ca rozleg³ej wiedzy<br />
o literaturze, dziel¹ca gatunki literackie na lepsze i<br />
gorsze a twórców na „s³usznych” i „nies³usznych”. Po dru-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
gie, winny to byæ osoby, które ju¿ zd¹¿y³y siê daæ poznaæ<br />
jako wytrawni lub uzdolnieni krytycy literaccy. Czego<br />
oczekujê od Rady Programowej ? Zachowañ obiektywnych<br />
i odwa¿nych. Obiektywnych, to znaczy podejmowania<br />
decyzji bez jakichkolwiek uprzedzeñ, wg jedynie<br />
merytorycznej oceny opiniowanego utworu. Odwa¿nych<br />
na tyle by powiedzieæ autorowi „szkoda czasu i<br />
at³asu” i ¿e „Li – TWA” jego utworu nie wyda. Pisaæ ka¿dy<br />
mo¿e, ale niekoniecznie literaturê. Pozostaje zawsze pisanie<br />
podañ i donosów, które je¿eli napisane s¹ dobrze<br />
te¿ mog¹ byæ utworami literackimi. Mo¿e to, co teraz<br />
powiem jest z³amaniem podstawowej zasady Towarzystwa,<br />
ale przynajmniej jedna trzecia wydanych pozycji<br />
nie powinna wyjœæ poza szufladê autora. Mniejsza o tytu-<br />
³y i nazwiska. Oczywiœcie mam swoich kandydatów do<br />
Rady Programowej, nawet takich, których nie darzê szczególn¹<br />
sympati¹. Siebie w sk³adzie Rady Programowej absolutnie<br />
nie widzê. Nie jestem krytykiem literackim a<br />
bycie obiektywnym przychodzi mi z najwiêkszym trudem.<br />
WEP: I kolejny temat – wsparcie przy konstruowania<br />
wniosków o dofinansowanie. Konkursy - z tym jest<br />
to sporo papierkowej roboty i potrzeba umiejêtnoœci<br />
w ich pisaniu. Dlatego siêgam po doœwiadczonego w tej<br />
materii Piotra G³owackiego – by³ego prezesa czêstochowskiej<br />
„Zachêty” i twórcy „Konduktorowni”. Zreszt¹<br />
siêgam te¿ po pomoc, rekomendowanego przez Ciebie,<br />
Tomasza Szyji. Myœlisz, ¿e to dobre dzia³anie?<br />
K.K.: To bardzo dobre dzia³anie. Cz³owiek nie jest<br />
orkiestr¹ symfoniczn¹ i sam nie jest w stanie wykonaæ<br />
np. IX Symfonii Ludwiga van Beethovena a d¹¿enie<br />
do profesjonalizmu zawsze jest i bêdzie chwalebne. W<br />
tych dzia³aniach mo¿esz na mnie liczyæ.<br />
WEP: Omówiliœmy wszystko po trosze, a nie zapyta-<br />
³em Ciê, co dalej z Twoim pisaniem. W tym numerze<br />
zamykasz swoj¹ wierszowan¹ rubrykê „Wiersze dla starszych<br />
i sentymentalnych”! Co dalej? Trochê wiem na ten<br />
temat, ale Ty to najlepiej sam opowiesz.<br />
K.K.: Formu³a „Wierszy dla starszych i sentymentalnych”<br />
wyczerpa³a siê. Wiem, ¿e wiersze te podoba³y siê,<br />
szczególnie paniom i one mog¹ byæ tym faktem rozczarowane.<br />
Jestem sentymentalny, ale tylko do pewnego<br />
stopnia. Ostatni cykl „Wierszy dla starszych i sentymentalnych”<br />
poœwiêcam ¿onie. Ma ona ze mn¹ krzy¿ pañski,<br />
bo charakter mam wyj¹tkowo trudny i wredny. Co dalej?<br />
A to zale¿y od Redakcji GALERII. Mam dla niej propozycjê<br />
otwarcia sta³ego bloku poetyckiego. Je¿eli moja propozycja<br />
zostanie przyjêta to ju¿ w numerze 24 GALERII<br />
uka¿e siê „Kazimierza „Stolorza” Kowalczyka Zak³ad Przetwarzania<br />
i Utylizacji S³ów i Myœli „Stara Wierszownia”. Nawet<br />
mam ju¿ przygotowanych 16 (szesnaœcie) wierszy.<br />
Jakie wiersze mam zamiar tam zamieszczaæ? Takie jakie<br />
dotychczas, tzn. z rymami i z rozpoznawalnym rytmem,<br />
osi¹ganym przez konsekwentne stosowanie œredniówki.<br />
S¹ to i bêd¹ wiersze oœmio -, dziewiêcio -, jedenasto – i<br />
trzynastosylabowe; przynajmniej po dwa w ka¿dej serii,<br />
czyli w ka¿dym numerze GALERII. Bêd¹ ballady, fraszki,<br />
satyry, takie sobie powiastki filozoficzne... no i niestety<br />
sonety. Jako w³aœciciel Zak³adu zapraszam do wspó³pracy<br />
innych wierszokletów. Zak³adam bowiem przekszta³cenie<br />
czêstochowski magazyn literacki
Zak³adu w spó³kê z ograniczon¹ odpowiedzialnoœci¹ moraln¹.<br />
Zak³adam równie¿ œwiadczenie us³ug poetyckich dla<br />
ludnoœci. Chcesz wys³aæ teœciowej rymowane ¿yczenia, po<br />
przeczytaniu których bez w¹tpienia trafi do szpitala na<br />
kardiologiê – nie ma sprawy. Zamierzasz w poetycki sposób<br />
donieœæ do urzêdu skarbowego na s¹siada z³odzieja –<br />
masz jak w banku. Chcesz szwagra, zawodowego moczymordê,<br />
oœmieszyæ przed ca³¹ dzielnic¹ - przygotujê dla<br />
Ciebie kilkanaœcie egzem<strong>pl</strong>arzy stosownej satyry. Zrobi siê,<br />
a Ty co najwy¿ej rozkleisz j¹ na s³upach, np. w trakcie<br />
kampanii wyborczej. Chcesz wiersz mi³osny czy mowê<br />
pogrzebow¹ – nie ma problemu. I mnie siê nale¿y chocia¿by<br />
niewielka dawka adrenaliny. Wiesz W³adku, w tym<br />
co robi nasze œrodowisko, jest œmiertelna powaga. Co m³odszy<br />
twórca, to tym bardziej nadêty. Jak balon startuj¹cy w<br />
zawodach Gordona Benetta.<br />
S¹dzê, ¿e uda mi siê przekonaæ Redakcjê GALERII,<br />
by Kazimierza „Stolorza” Kowalczyka Zak³ad Przetwarzania<br />
i Utylizacji S³ów i Myœli „Stara Wierszownia” zagoœci³<br />
na sta³e na ³amach redagowanego przez Ni¹ pisma.<br />
Liczê, ¿e mnie w tych staraniach poprzesz.<br />
WEP: Kiedy kolejny tomik? Kiedy wreszcie napiszesz<br />
podanie o przyjêcie do zwi¹zku twórczego SPP czy ZLP?<br />
Bo wedle mnie to jakby nobilitacja twórcza, a przy tym<br />
ma³y kroczek, ¿eby mo¿na by³o stworzyæ drugi zwi¹zek,<br />
któryby móg³ zabiegaæ o wsparcia dla dzia³añ twórczych?<br />
K.K.:Chcia³bym bardzo, aby do koñca roku skoñczyæ<br />
pisanie „Rapsodii hiszpañskiej”. Spore fragmenty „Rapsodii”<br />
znane s¹ nie tylko Tobie. W tej kwestii podj¹³em<br />
zobowi¹zania wobec Seniora Marco Hernandeza, w³aœciciela<br />
„La Haciendy”. Wiesz, ¿e z zamiarem napisania tej<br />
ksi¹¿ki noszê siê od dawna. Pomys³ jej napisania powsta³<br />
w czasie, gdy jeszcze nie zna³em Seniora Hernandeza.<br />
Motywy mojej decyzji te¿ Ci s¹ znane – atencja do „Concierto<br />
de Aranjuaniez” Joaquina Rodrigo i niek³amany zachwyt<br />
kultur¹ Hiszpanii.<br />
Mam „rozgrzebane” dwie ksi¹¿ki „Notes z bazgro³ami”<br />
ma ju¿ 20 (dwadzieœcia) wierszy, g³ównie ballad i<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
tekstów, które pisane s¹ z myœl¹, ¿e zostan¹ piosenkami.<br />
Pozosta³o mi do napisania jeszcze drugie tyle utworów<br />
poetyckich, no i czêœæ druga, tj. opowiadania – monogram,<br />
o których ju¿ wspomnia³em. Do tych opowiadañ<br />
sporz¹dzi³em sporo notatek. Opowiadania bêd¹ mieæ<br />
wydŸwiêk satyryczny a ca³oœæ jest pomyœlana jako sceniczna<br />
komedia. Drug¹ z owych „rozgrzebanych” ksi¹-<br />
¿ek to „Herody”, bêd¹ce drug¹ czêœci¹ „wydanej w drugim<br />
obiegu” Pastora³ki. Dopiero teraz zda³em sobie sprawê,<br />
¿e Herody s¹ wszechstronnie drugie, widocznie maj¹<br />
pecha, ale materia³ów do „Herodów” mam sporo. Je¿eli<br />
dobry Pan Bóg i sponsorzy pozwol¹, to te dwie ksi¹¿ki<br />
chcia³bym wydaæ w 2013 roku.<br />
Oczywiœcie, chcia³bym pozostaæ wierny GALERII.<br />
Obok inkryminowanego wy¿ej „Zak³adu”, chcia³bym<br />
kontynuowaæ „Glosy do ksi¹¿ek przeczytanych”. Pracujê<br />
nad trzema glosami. Autorów i tytu³ów nie zdradzê, bo<br />
ma byæ to niespodzianka, zapewniam, ¿e mi³a. Moim<br />
marzeniem jest pisanie do GALERII felietonów o muzyce<br />
klasycznej, cos na kszta³t prywatnej listy przebojów<br />
tej muzyki i o ciekawostkach z ¿ycia najwiêkszych trzydziestu<br />
kompozytorów. Marzenia czasem siê spe³niaj¹…..<br />
Jak widzisz <strong>pl</strong>any mam ambitne niczym harcerz, a<br />
przecie¿ dalej pracujê jako radca prawny. Jest to zajêcie,<br />
które nie pozwala na „obijanie gruch”.<br />
Wiesz, kiedy napisa³em pierwszy w ¿yciu wiersz, to<br />
w mojej m³odzieñczej, „robaczywej” g³owie zrodzi³o siê<br />
marzenie o byciu cz³onkiem Zwi¹zki Literatów Polskich.<br />
To marzenie od¿y³o i nie ukrywam, ¿e chcia³bym zostaæ<br />
cz³onkiem ZLP. Wiem, ¿e wspierasz mnie duchowo w<br />
tych zamiarach. W³adku, jak tylko „Rapsodia hiszpañska”<br />
przejdzie chrzest promocji, to na drugi dzieñ z³o¿ê podanie<br />
o przyjêcie do ZLP. Wci¹¿ mam w¹t<strong>pl</strong>iwoœci czy spe³niam<br />
merytoryczne przes³anki do przyjêcia mnie do tej<br />
elitarnej organizacji. Przyjêcie do ZLP by³oby „wykonaniem”<br />
ostatniego „<strong>pl</strong>anu ¿yciowego”.<br />
WEP: Znasz œrodowisko od trzech lat. Twoja gradacja,<br />
twoi liderzy?<br />
K.K.:A mia³em cich¹ nadziejê, ¿e to pytanie nie pad-<br />
Kazimierz Kowalczyk w otoczeniu cz³onków Literackiego Towarzystwa Wzajemnej Adoracji Li-TWA” podczas spotkania na<br />
Miêdzynarodowym Dniu Pisarza - fotografia Ireneusz K. Korpyœ.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
95
96<br />
WYWIADY, ROZMOWY<br />
nie. Gradacja wi¹¿e siê z dzieleniem ludzi, z zaliczaniem<br />
ich do okreœlonego „stopnia”, a skoro jest gradacja to jest<br />
i degradacja. Wiesz, ¿e bywaj¹ ludzie gorsi od bydl¹t?<br />
Czy widzia³eœ zwierzê, które siê samo degraduje? Ja nie<br />
widzia³em. Za to ludzi, którzy siê sami degraduj¹ jest sporo.<br />
Sam ich znasz osobiœcie. Z drugiej strony jest mnóstwo<br />
takich, a nawet partie ca³e, które z gradacji ludzi<br />
uczynili dla siebie zajêcia „zawodowe”. Wyniki ich dzia-<br />
³añ s¹ g³oœne i namacalne. Mamy „prawdziwych Polaków”<br />
i „zaprzañców” patriotów pierwszej i drugiej kategorii<br />
„obroñców krzy¿a” i „wrogów wiary”. Pomys³owoœæ tych<br />
ludzi nie zna granic i w nied³ugim czasie dowiemy siê o<br />
kolejnych „odkrytych” podzia³ach. Pal diabli, gdyby robili<br />
to na przys³owiowy w³asny rachunek. Niech sobie dziel¹<br />
jak tylko chc¹. Ale wg nich jedynie bycie „prawdziwym<br />
Polakiem” daje legitymacjê do ubiegania siê o mandat<br />
spo³eczny. Nieszczêœcie Polaków polega na tym, ¿e zaufali<br />
ludziom, którzy za jedyn¹ kwalifikacjê legitymuj¹c¹<br />
do sprawowania w³adzy uznali i uznawaj¹ antykomunizm.<br />
Daleki jestem od wychwalenia jakiegokolwiek sytemu<br />
totalitarnego ale chocia¿by do sprawowania mandatu radnego<br />
w zapyzia³ej gminie wymagaæ nale¿y czegoœ wiêcej<br />
ni¿ bycie antykomunist¹. Œwiat kroczy szybko do przodu,<br />
potrzebni nam s¹ fachowcy, którzy powyje¿d¿ali za<br />
granicê, a pozostali wszelkiej maœci „niezast¹pieni” i tkwi¹<br />
w okopach, które sami wykopali. Ja nie do¿yjê tego, ale<br />
moje dzieci, je¿eli w ogóle bêd¹ istnieæ emerytury, otrzymaj¹<br />
te œwiadczenia, gdy osi¹gn¹ 70 (siedemdziesi¹ty)<br />
rok ¿ycia i to w wymiarze g³odowym. A gdzie wówczas<br />
bêd¹ „prawdziwi Polacy”. Przypuszczam, ¿e odrodz¹ siê<br />
tradycyjne kierunki salwowania siê, czyli Pary¿ i Londyn.<br />
Dlatego wszelkie gradacje ludzi wywo³uj¹ we mnie natychmiastow¹,<br />
siln¹ alergiê. Zalegalizowana gradacja zamyka<br />
zak³ady pracy a otwiera bramy kacetów, ³agrów<br />
czy innych „produktów” ludzkiej pogardy. Tych ludzi nic<br />
nie jest w stanie czegokolwiek nauczyæ. Mam nadziejê<br />
W³adku, ¿e pytaj¹c mnie o gradacjê, mia³eœ na myœli zwyczajne<br />
ludzkie sympatie i antypatie.<br />
Nasze Towarzystwo pod tym wzglêdem niczym<br />
szczególnym siê nie wyró¿nia. Oczywiœcie s¹ osoby, które<br />
darzê sympati¹ i to z regu³y z wzajemnoœci¹. Ale wiesz<br />
równie¿, ¿e nie wszyscy cz³onkowie Towarzystwa, delikatnie<br />
mówi¹c mnie lubi¹. Ja wiem, które to osoby, ale<br />
ani z nich, ani z braku sympatii z ich strony „nic sobie nie<br />
robiê”. Moje ¿ycie towarzyskie jest ubogie, bo nie jestem<br />
„towarzysko atrakcyjny”. Mam kilku wypróbowanych<br />
przyjació³ i jest to kr¹g praktycznie od wielu lat zamkniêty.<br />
Jak ju¿ powiedzia³em, je¿eli w Towarzystwie zacznie<br />
siê Ÿle dziaæ, wówczas odejdê natychmiast. Jestem zodiakalnym<br />
lwem i rzeczywiœcie mam osobowoœæ lwa samotnika.<br />
Lubiê chodziæ w³asnymi œcie¿kami i niezwykle<br />
ceniê sobie prywatnoœæ. Jestem duchowym eremit¹. Jak<br />
w naszym Towarzystwie przebiegaj¹ linie podzia³u, to<br />
najlepiej widaæ w czasie promocji. W ka¿dym b¹dŸ razie<br />
uprawnione jest stwierdzenie, ¿e z wzajemn¹ adoracj¹ w<br />
naszym Towarzystwie jest tak sobie. Nie jest to adoracja<br />
powszechna ani do koñca autentyczna. Mam nadziejê,<br />
¿e nie nale¿ysz do tych, którzy darz¹ mnie dobrze skrywan¹<br />
antypati¹ i ¿yczliw¹ niechêci¹.<br />
WEP: Stan mojego zdrowia jest taki jaki jest… Nic<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
siê nie poprawia… Chce powróciæ do mojego wczeœniejszego<br />
postanowienia o „przekazaniu” albo „abdykacji”<br />
z obowi¹zków Prezesa… Chcê to zrobiæ w listopadzie<br />
lub grudniu. Bo tak gdzieœ <strong>pl</strong>anowaliœmy Walne Zebranie...<br />
Widzisz szansê trwania Towarzystwa beze mnie<br />
lub z moim ograniczonym u<strong>czest</strong>nictwem w ¿yciu Towarzystwa.<br />
Stwarzamy albo jak ktoœ woli uk³adamy<br />
dzia³ania Towarzystwa w sposób bardziej sformalizowany<br />
i mo¿e pora, aby ktoœ robi³ to wszystko zamiast<br />
mnie…<br />
K.K.: Powiem tak, ¿e cz³onkiem Zarz¹du zosta³em<br />
na Twoj¹ proœbê i je¿eli uznasz, ¿e moja obecnoœæ w<br />
Zarz¹dzie jest konieczna, to zostanê. Podj¹³em siê tej funkcji,<br />
bo mia³em poczucie spe³nienia misji uporz¹dkowania<br />
spraw administracyjno – prawnych. Ale te czynnoœci zostan¹<br />
zakoñczone najpóŸniej do koñca wrzeœnia 2012 r.<br />
Po tej dacie moje u<strong>czest</strong>nictwo w pracach Zarz¹du nie<br />
bêdzie mia³o wiêkszego uzasadnienia i na serio rozwa¿ê<br />
kwestiê dalszego bycia wiceprezesem i cz³onkiem Zarz¹du.<br />
Bez wspó³pracy z Tob¹ i z Panem Bogdanem<br />
Knopem nie widzê mo¿liwoœci pracy w Zarz¹dzie. Zd¹-<br />
¿y³em siê zapoznaæ ze zdolnoœciami organizacyjnymi poszczególnych<br />
cz³onków Zarz¹du. ¯yczê Ci W³adys³aw, i<br />
sobie te¿ ¿yczê, by to zdrowie i si³y, które w nas jeszcze<br />
zosta³y, wystarczy³y na pe³nienie powierzonych funkcji<br />
do koñca kadencji. Tak nam dopomó¿ Bóg. Amen.<br />
Pytania Kazimierzowi Kowalczykowi zadawa³<br />
W³adys³aw E. Piekarski.<br />
Akt z archiwum W³adys³awa E. Piekarskiego.<br />
czêstochowski magazyn literacki
JAN £¥CZEWSKI<br />
Jan £¹czewski - foto Eugeniusz Grzebielucha<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
HISTORIA W GALERII<br />
KRÓTKI ZARYS DZIEJÓW CZÊSTOCHOWY<br />
( w 630 rocznicê przybycia paulinów do Czêstochówki)<br />
Pierwsza zapisana data dotycz¹ca Czêstochowy pochodzi<br />
z roku 1220, czyli niespe³na 8 wieków temu. Jest<br />
to dokument, w którym biskup krakowski Iwo Odrow¹¿<br />
przyznaje w³asnoœæ i prawo pobierania dziesiêciny z kilku<br />
wsi (w tym w³aœnie Czêstochowy) kanonikom regularnym<br />
z Mstowa. Na prze³omie XIII i XIV wieku ustali³a<br />
siê równie¿ struktura administracyjna terenu: Czêstochowa<br />
znalaz³a siê w powiecie lelowskim województwa krakowskiego.<br />
Bêd¹c parê lat temu w Niemczech zwiedza-<br />
³em muzeum w Duisburgu. Wisi tam mapa Niemiec i<br />
czêœciowo ziem s¹siaduj¹cych z XVI wieku, na której zaznaczony<br />
jest Mstów i Lelów. Nie ma Czêstochowy.<br />
Prawa miejskie otrzyma³a Czêstochowa pomiêdzy<br />
rokiem 1356 (wystêpuje w dokumencie, jako wieœ) a<br />
1377 r., w którym wymieniona jest, jako miasto. Dokument<br />
lokacyjny zagin¹³. O ile wieœ Czêstochowa znajdowa³a<br />
siê na zachodnim brzegu rzeki Warty (i pozosta³a<br />
tam, jako wieœ Zawodzie) to miasto zosta³o lokowane na<br />
przeciwnym brzegu (dzisiejszy Stary Rynek.) Po sprowadzeniu<br />
z Wêgier przez ksiêcia W³adys³awa Opolczyka<br />
w 1382r. zakonu paulinów i cudownego obrazu Najœwiêtszej<br />
Marii Panny rozwinê³a siê pod klasztorem osada zwana<br />
Now¹ Czêstochow¹ lub Czêstochówk¹. A¿ do pocz¹tków<br />
XIX wieku obie miejscowoœci konkurowa³y ze sob¹<br />
jako miejsca obs³ugi pielgrzymów. Czêstochówka by³a<br />
miastem prywatnym Jasnej Góry a Czêstochowa miastem<br />
królewskim.<br />
Okres od po³owy XV do po³owy XVII wieku by³ dla<br />
Czêstochowy - tak jak dla ca³ego kraju - okresem rozkwi-<br />
tu .Wed³ug zachowanych ksi¹g tzw. rewizyjnych w Czêstochowie<br />
by³o:<br />
w roku 1564 w 1569 w 1631<br />
domów<br />
w mieœcie 218 249 378<br />
piekarz 19 20 <strong>23</strong><br />
gorzelników 9 31<br />
rzeŸników 14 14<br />
ponadto w 1631 r. by³o szewców 10; kuœnierzy 3,<br />
praso³ów (handlarzy soli) 4<br />
„Potop" lat 1655 - 1660 doprowadzi³ miasto do upadku,<br />
pomimo, ¿e obrona klasztoru ws³awi³a Czêstochowê.<br />
S³awê w Polsce i œwiecie zawdziêcza³a Czêstochowa<br />
klasztorowi na Jasnej Górze, zw³aszcza gdy w 1656 roku<br />
klasztor opar³ siê wojskom szwedzkim („Potop"), a dowódc¹<br />
nie by³ ¿aden genera³, lecz przeor paulinów Augustyn<br />
Kordecki. Jasna Góra nie jest wprawdzie tematem<br />
niniejszego szkicu, lecz ¿aden tekst mówi¹cy o Czêstochowie<br />
nie mo¿e pomin¹æ jej ca³kowicie zw³aszcza w<br />
2011 roku - roku, w którym minê³o równo 300 lat od<br />
zapocz¹tkowania pieszych pielgrzymek z Warszawy w<br />
1711 r. Pielgrzymowano , oczywiœcie w sposób czêœciowo<br />
zakonspirowany, nawet w latach hitlerowskiej okupacji.<br />
Tradycja pieszych pielgrzymek zosta³a zapocz¹tkowana<br />
w sierpniu 1626 r. a pierwszym miastem, które<br />
uzna³o, ¿e w ten sposób podziêkuje Marii za uratowanie<br />
miasta przed jego zdobyciem i zniszczeniem przez protestanckie<br />
wojsko duñskie - w okresie wojny trzydziestoletniej<br />
- by³y Gliwice nie nale¿¹ce wówczas do Rzeczypospolitej,<br />
lecz - wraz z ca³ym Œl¹skiem - do monarchii<br />
habsburskiej. Jest to m.in. dowód jak silny i trwaj¹cy przez<br />
stulecia by³ zwi¹zek ziemi œl¹skiej z Polsk¹ i jak wa¿n¹<br />
rolê odgrywa³a w tym powi¹zaniu Czêstochowa. Drugim<br />
miastem, które zorganizowa³o piesz¹ pielgrzymkê by³,<br />
we wrzeœniu 1626 r. Kalisz.<br />
W 1792 r. (drugi rozbiór Polski) Czêstochowa znalaz³a<br />
siê pod zaborem pruskim do roku 1806 gdy - w wyniku<br />
zwyciêskiego powstania powsta³o Ksiêstwo Warszawskie,<br />
a w 1815 r. Królestwo Polskie.<br />
W 1826 r. dosz³o do zespolenia dwóch obok siebie<br />
istniej¹cych miast: Starej i Nowej Czêstochowy. Projekt<br />
opracowa³ w latach 18<strong>23</strong>-26 in¿ynier Jan Bernhard. Wytyczona<br />
zosta³a ulica Najœwiêtszej Marii Panny oraz œw.<br />
Barbary i trzy <strong>pl</strong>ace: podjasnogórski oraz Biegañskiego i<br />
Daszyñskiego((dzisiejsze nazwy). Dzisiejsza Aleja NMP,<br />
która ³¹czy³a oba miasta by³a wówczas poln¹ drog¹. Dlatego<br />
podzielono j¹ na 142 parcele pod zabudowê. Rozdawano<br />
je miejscowym i zagranicznym osobom w wieczyst¹<br />
dzier¿awê z obowi¹zkiem wybudowania domu<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
97
98<br />
HISTORIA W GALERII<br />
murowanego i co najmniej jednopiêtrowego w ci¹gu<br />
dwóch lat. Rada Administracyjna Królestwa uchwali³a<br />
specjaln¹ po¿yczkê dla inwestorów. O rozumie ówczesnych<br />
w³adz miasta œwiadczy fakt, ¿e Aleje NMP - g³ówna<br />
ulica miasta, która liczy³a wówczas oko³o 6 tysiêcy<br />
mieszkañców (z ci¹¿¹cymi do Czêstochowy wsiami Zawodzie,<br />
Stradom, Kucelin oko³o 8 tys.) s³u¿y dziœ po<br />
prawie dwustu latach miastu, w którym ¿yje ponad æwieræ<br />
miliona osób.<br />
Wiek XIX to dla Czêstochowy okres dynamicznego<br />
rozwoju przemys³u bardzo ró¿norodnych bran¿ ze zdecydowan¹<br />
przewag¹ w³ókiennictwa. W 1913 r. (a wiêc<br />
przed wybuchem I wojny œwiatowej) by³o w Czêstochowie<br />
(wed³ug wyliczeñ He<strong>nr</strong>yka Roli) 75 ró¿nych zak³adów.<br />
Najwiêksze z nich to: (kolejnoœæ wed³ug liczby<br />
zatrudnionych) Czêstochowianka - 4210 pracowników;<br />
Pelcery - 2 000; Stradom - 2 000 ; Huta Czêstochowa -<br />
1854 ; Motte - 1800 ; Warta - 1500 osób.<br />
W pierwszej (przedrozbiorowej) Rzeczypospolitej<br />
Czêstochowa nale¿a³a do województwa krakowskiego.<br />
W Królestwie Kongresowym do gubernii piotrkowskiej.<br />
Po odzyskaniu niepodleg³oœci w 1918 r w³¹czono Czêstochowê<br />
do województwa kieleckiego, w którym by³a<br />
najwiêkszym miastem . By³a te¿ drugim po Bydgoszczy<br />
najwiêkszym prowincjonalnym (nie wojewódzkim) miastem<br />
w Polsce (dziœ jest najwiêkszym ). W !939 r. liczy³a<br />
139 tysiêcy mieszkañców. Oko³o 35 % ludnoœci stanowili<br />
¿ydzi, oko³o 5 % Niemcy i W³osi. W PRL Czêstochowa<br />
by³a najpierw w województwie kieleckim, potem<br />
katowickim. W latach 1975 - 1998 by³a stolic¹ woje-<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Prezydenci i komisarze miasta<br />
Czêstochowy w latach 1918 - 1939:<br />
Nadburmistrz Romuald Jarmu³owicz do 26 III 1919,<br />
Prezydent Aleksander Brandtke – Stê¿yñski<br />
27 III 1919 - 14 IX 1920,<br />
Prezydent Józef Marczewski 15 IX 1920 - 13 V 1927,<br />
Po. prezydenta Pawe³ Gettel 14 V1927 - 18 X 1927,<br />
Prezydent Romuald Jarmutowicz 19 X 1927<br />
- 6 XI1930,<br />
Komisarz Aleksander Bratkowski 7 XI 1930<br />
- 29 VI 1931,<br />
Komisarz Józef Mazur 30 V 1930 - 7 VIII 1933,<br />
Komisarz Jan Mackiewicz 18 VIII 1933<br />
- 30 III 1936,<br />
wództwa czêstochowskiego, a od roku 1998 znajduje<br />
siê w województwie œl¹skim. Tyle o miejscu naszego<br />
miasta w podziale administracyjnym Polski. Natomiast<br />
pod wzglêdem koœcielnym Czêstochowa od œredniowiecza<br />
a¿ do 1925 r . by³a w diecezji krakowskiej. W 1925<br />
r. papie¿ Pius XI bull¹ „Vixdum Poloniae Unitas” utworzy³<br />
3 nowe diecezje w Polsce: katowick¹, ³uck¹ (na<br />
Wo³yniu) i czêstochowsk¹. Od 1975 jest ona archidiecezj¹.<br />
Po wybuchu I wojny œwiatowej w 1914 r. i zajêciu<br />
Czêstochowy przez wojsko niemieckie a jednoczeœnie<br />
czêstochowski magazyn literacki
ukszta³towaniu siê linii frontu na wschód od miasta, co<br />
przerwa³o kontakt z ziemiami „Kongresówki” dosz³o do<br />
o¿ywienia i zbli¿enia Czêstochowy z Górnym Œl¹skiem.<br />
W powstaniach œl¹skich walczy³o wielu Czêstochowian,<br />
wspomagano te¿ akcjê <strong>pl</strong>ebiscytow¹. Z Górnego Œl¹ska<br />
pochodzi³ te¿ pierwszy biskup czêstochowski Teodor<br />
Kubina.<br />
W 1928 r. w³¹czono do Czêstochowy Lisiniec, Stradom,<br />
Ostatni Grosz i Raków, powiêkszaj¹c znacznie obszar<br />
miasta. Brakowa³o jednak Czêstochowie - podobnie<br />
jak kilku innym miastom by³ego rosyjskiego zaboru -<br />
wielu urz¹dzeñ cywilizacyjnych i technicznych oraz budynków<br />
szkolnych. W 1924 r. zawarto umowê z amerykañsk¹<br />
spó³k¹ „Ulen" o wybudowanie sieci wodoci¹gów<br />
i kanalizacji. Myœlano te¿ o sieci tramwajowej, czego jednak<br />
nie uda³o siê wybudowaæ. Pierwszy tramwaj ruszy³<br />
dopiero w latach szeœædziesi¹tych., kiedy niektóre miasta<br />
w³aœnie ju¿ pozbywa³y siê tramwajów. W naszych<br />
czasach uruchomiono drug¹ liniê tramwajów miejskich.<br />
Jako ciekawostkê mo¿na podaæ, ¿e w 1928 r. by³o w<br />
Czêstochowie (wraz z powiatem) zarejestrowanych<br />
³¹cznie 113 samochodów i 19 motocykli. SpóŸniony w<br />
Polsce rozwój motoryzacji rozpocz¹³ siê w drugiej po³owie<br />
lat trzydziestych i zosta³ przerwany przez wybuch II<br />
wojny œwiatowej i okupacjê. Dla posiadaczy tych 113<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
O EMERYTURACH<br />
samochodów by³o jednak a¿ 10 stacji benzynowych.<br />
Ka¿da z nich „winna byæ zaopatrzona w dzwonki umo¿liwiaj¹ce<br />
w ka¿dej porze wzywanie obs³ugi oraz napis<br />
wskazuj¹cy dok³adnie mieszkanie sprzedawcy".<br />
Okupacyjne losy Czêstochowy i jej mieszkañców<br />
zas³uguj¹ na osobny szkic, podobnie jak lata po II wojnie<br />
œwiatowej okreœlane czêsto jako PRL oraz czasy wspó³czesne.<br />
Niniejszy tekst zakoñczê kilku s³owami na temat<br />
herbu. God³o Czêstochowy to lew i kruk. S¹ to znaki<br />
pauliñskie: lew mia³ - wed³ug legendy - strzec œw.<br />
Paw³a pustelnika na pustyni a kruk codziennie przynosi³<br />
mu w dziobie chleb. Wspó³czeœnie niektórzy historycy i<br />
sfragistycy na podstawie zachowanego herbu sprzed<br />
1382 r. (daty przybycia paulinów do Czêstochowy), na<br />
którym nie ma kruka a jest orze³ dowodz¹, ¿e taki by³<br />
najstarszy herb miasta. Niew¹t<strong>pl</strong>iwie maj¹ racjê co do<br />
wieku, jednak¿e or³a ma w herbie wiele miast w Polsce<br />
i innych krajach Europy, a kruk jest chyba jedynie w<br />
Czêstochowie - jest wiêc specyficznie czêstochowskim<br />
ptakiem i by³ w herbie miasta przez siedem wieków.<br />
Niech tak zostanie i stanowi dowód na wielowiekowe<br />
zwi¹zki naszego miasta z klasztorem jasnogórskim.<br />
KATARZYNA LANCKOROÑSKA<br />
HISTORIA W GALERII<br />
Jan £¹czewski<br />
Wywodzi³a siê z arystokracji.<br />
Urodzona w Austrii dzieli³a ¿ycie pomiêdzy Rzymem (1929 - 1934 i po 1945 r.) a Lwowem (1934 -1945 ). By³a<br />
pierwsz¹ w Polsce kobiet¹, która napisa³a pracê habilitacyjn¹ z historii sztuki (na Uniwersytecie Jana Kazimierza we<br />
Lwowie) i pierwsz¹, która zrobi³a habilitacjê. Podczas II wojny œwiatowej zaanga¿owa³a siê w dzia³alnoœæ konspiracyjn¹,<br />
zosta³a aresztowana i wywieziona do obozu w Ravensbrück. Zosta³a zwolniona w kwietniu 1945 r. w wyniku licznych<br />
interwencji ró¿nych, tak¿e koronowanych, g³ów. W 1994 przekaza³a Polsce kolekcjê dzie³ sztuki: 37 obrazów (w tym<br />
dwa Rembrandta) otrzyma³ Zamek Królewski w Warszawie, natomiast 82 obrazy w³oskie, 220 rysunków Jacka Malczewskiego<br />
i ponad 200 ró¿nych zabytkowych obiektów Zamek Królewski na Wawelu. Mniejsze iloœci zosta³y przekazane<br />
tak¿e innym <strong>pl</strong>acówkom kulturalnym w Polsce. Zmar³a w Rzymie i spoczywa na cmentarzu Campo Verano.<br />
Jan £¹czewski<br />
Stary ksi¹¿ê Otto von Bismarck, umieraj¹c w 1898 roku w wieku 83 lat nie móg³ przewidzieæ, ¿e jego dzie³o:<br />
przyznanie pracownikom niemieckiego przemys³u otrzymywania do koñca ich ¿ycia œwiadczeñ ze strony pracodawcy,<br />
zwanych emerytur¹ stanie siê w niemal 120 lat potem problemem nie tylko spo³ecznym, ale tak¿e politycznym we<br />
wszystkich niemal krajach Europy i obu Ameryk.<br />
Dlaczego chcê o tym w³aœnie napisaæ do „Galerii"? Po pierwsze - w³aœnie ukoñczy³em 78 lat a dyskusja w moim<br />
kraju - Polsce dotyczy g³ównie wieku przechodzenia na emeryturê. Rz¹d proponuje 67 lat dla mê¿czyzn i kobiet.<br />
Oznacza to, ¿e pobiera³bym œwiadczenia od 11 lat. Naprawdê przeszed³em na emeryturê w 1982 roku maj¹c lat 48.<br />
Mê¿czyzna przed piêædziesi¹tk¹ (czy kilka lat po niej) pobieraj¹cy emeryturê to dziwol¹g czy jakieœ monstrum. Ale tak<br />
by³o. I tak dalej byæ nie mo¿e. Oczywiœcie pracowa³em w dalszym ci¹gu, pobieraj¹c jednoczeœnie emeryturê. Nawet<br />
siê specjalnie nie wstydzê, bo tak postêpowali - musieli tak postêpowaæ - wszyscy. Poszkodowana by³a ojczyzna<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
99
100<br />
Polska bo przecie¿ pieni¹dze nie rodzi³y siê w banku tylko by³y wynikiem pracy.<br />
¯ycia bez pracy nie wyobra¿am sobie. I dlatego podtrzymujê swój kontakt z „Galeri¹" i piszê . Piszê jako staruszek<br />
emeryt i bardzo sobie tê wspó³pracê z Redakcj¹ (du¿a litera w tym miejscu to wyraŸ du¿ego szacunku) ceniê. Jest to praca,<br />
która nie mo¿e byæ uznana jako zajêcie dla pieniêdzy chocia¿by dla tego, ¿e „<strong>Galeria</strong> „ nie p³aci”. Zamiast pieniêdzy jest<br />
jedynie satysfakcja, ¿e pracujê pomimo przejœcia na emeryturê. Nie rozumiem jednak, dlaczego ludzie tak bardzo siê do<br />
emerytury spiesz¹.<br />
Chyba traktuj¹ pracê nie jako dzia³alnoœæ twórcz¹ i wspó³pracê z Bogiem w dziele tworzenia, lecz raczej jako<br />
dopust Bo¿y i prawdziwe nieszczêœcie. Przykre to.<br />
Jan £¹czewski<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
JAK URATOWAÆ „POLSKI LWÓW”<br />
Na lwowskim portalu z¹&id.net ukaza³ siê artyku³ (autor<br />
Wo³odymyr Pawliw) pod tym tytu³em przet³umaczony<br />
nastêpnie na jêzyk polski i wydrukowany w „Kurierze<br />
Galicyjskim” w numerze 3 z 14 - 27 lutego 2012.<br />
Jego ton odstaje zdecydowanie od propagandy rz¹dz¹cej<br />
dziœ we Lwowie ultraprawicowej junty, która - gdyby<br />
jej w³adze centralne w Kijowie nieco nie mitygowa³y -<br />
gotowa by by³a z nienawiœci wyburzyæ wiêkszoœæ budynków<br />
miasta, które na terenie historycznego œródmieœcia<br />
w 90 % powsta³y w okresie rz¹dów polskich i zast¹piæ<br />
je pomnikami Stepana Bandery i ró¿nych mniej znanych<br />
„dzia³aczy” UON czy UPA, nie dopuszczaj¹c nawet<br />
do ods³oniêcia pomnika ku czci zamordowanych w 1941<br />
r. przez Niemców polskich profesorów lwowskiego uniwersytetu.<br />
Nie wiem wprawdzie, czy nie jestem nadmiernym<br />
optymist¹ i czy dojdzie do jakiejœ zmiany, czyli<br />
wstrzymania niszczenia polskoœci w Lwowie, ale jestem<br />
pewien, ¿e artyku³ m¹drego dziennikarza ukraiñskiego<br />
powinni poznaæ tak¿e Polacy. Wo³odymir Pawliw zaczyna<br />
od stwierdzenia, ¿e wszyscy Ukraiñcy rozumiej¹ (?),<br />
¿e „do 1990 roku Lwów nigdy nie by³ miastem ukraiñskim...<br />
Miasto rozwija³o siê w kierunku, jaki okreœlali jego<br />
gospodarze - Polacy, Austriacy i Sowieci”. Stwierdza te¿,<br />
¿e dzisiejsi mieszkañcy powinni siê pogodziæ „z nieprzyjemnym<br />
dla ukraiñskiego, narodowego patrioty faktem,<br />
¿e Ukraiñcy Lwowa nie zawojowali, nie wykupili, nie zdominowali<br />
w wyniku przyrostu naturalnego czy przejêcia<br />
Panorama Lwowa<br />
kluczowych posad i stanowisk - a otrzymali je w spadku<br />
po w³adzy sowieckiej”. Polski Lwów - pisze dalej autor -<br />
„to te¿ cz¹stka historii i kultury galicyjskich Ukraiñców,<br />
¯ydów czy Ormian” i „wszystkie ich osi¹gniêcia przed<br />
1939 rokiem nale¿¹ do „polskiego Lwowa”, który pokrywa<br />
siê z „europejskim Lwowem”, który móg³by dzisiaj<br />
przyci¹gn¹æ turystów ze œwiata i ich pieni¹dze. Ludzie z<br />
„zachodu” - pisze dalej autor „nie przyje¿d¿aj¹ do Lwowa,<br />
¿eby sfotografowaæ siê pod pomnikiem Bandery lub<br />
pospacerowaæ ulic¹ Bohaterów UPA”. Potrzebne jest jego<br />
zdaniem „przywrócenie miastu tego szczególnego, wypracowanego<br />
przez stulecia klimatu, jego niezafa³szowanej<br />
historii /.../tradycji przekazywanych z pokolenia w<br />
pokolenie”/…/. Wykreœlanie imion z lwowskiej historii i<br />
kultury, nazw ulic i <strong>pl</strong>aców, rujnowanie przedwojennych<br />
zabytków, gwa³cenie architektury idiotycznymi obrazkami<br />
i klimatyzatorami na fasadach, formowanie informacji<br />
turystycznej pod tytu³ow¹ nacjê jest niczym innym jak<br />
zacieraniem œladów tego prawdziwego, znanego w œwiecie<br />
Lwowa. /…/ tablice pami¹tkowe poœwiêcone pó³mitycznym<br />
„bojownikom za wolnoœæ Ukrainy” na kamienicach<br />
pozbawionych ich polskiej historii /…/bêd¹ jedynie<br />
znakami zniszczenia”.Wreszcie na zakoñczenie pisze autor:<br />
„Uwa¿am, ze musimy uratowaæ „polski Lwów" od<br />
bezwstydnej komercjalizacji i bezmyœlnej ukrainizacji.<br />
Dopóki jeszcze jest co ratowaæ”.<br />
Jan £¹czewski<br />
czêstochowski magazyn literacki
Dzieñ zapowiada³ siê pogodnie, chocia¿ s³oñce okazywa³o<br />
wielk¹ opiesza³oœæ. Z Listwianki wybraliœmy siê na<br />
Grzbiet Nadmorski, wznosz¹cy siê tu¿ u Ÿróde³ Angary. Na<br />
tê górê mo¿na wejœæ spacerowym deptakiem. S¹ te¿ oznakowane<br />
szlaki dla turystów górskich. Wybraliœmy wygodniejsze<br />
wejœcie, ale na pewnej wysokoœci zeszliœmy na szlak<br />
wprawdzie wy³o¿ony p³askimi kamieniami jednak znacznie<br />
wê¿szy i bardziej stromy ni¿ trakt spacerowy. Po lewej<br />
stronie tego szlaku (id¹c w grê) rz¹d brzózek swoj¹ migotliw¹<br />
zielonoœæ mia³ upstrzon¹ tasiemkami, apaszkami a nawet<br />
skrawkami kolorowych nitek. Jest tu bowiem tradycja,<br />
¿e w ten sposób wyra¿a siê pragnienie powrotu w te strony.<br />
Moje ¿yczenie te¿ tam zostawi³am wraz z odprut¹ od<br />
bluzy dresu metk¹ (nie mia³am nic godniejszego).<br />
Tym przyjaznym szlakiem weszliœmy na niewielk¹<br />
naturaln¹ <strong>pl</strong>atformê (podobnie jak na Giewoncie), na której<br />
pod drewnianym zadaszeniem mo¿na by³o usi¹œæ przy drewnianym<br />
stole, odpocz¹æ i uzupe³niæ zu¿yte kalorie. Ale wspinaczka<br />
siê nie koñczy³a. Co wytrwalsi i odwa¿niejsi u<strong>czest</strong>nicy<br />
naszej eskapady weszli jeszcze na szpiczaste zakoñczenie<br />
góry zwane Kamieniem Czerskiego. Oczywiœcie<br />
zdoby³am ten Kamieñ z asekuracj¹ Jana „Hemingway’a”.<br />
Zaczê³o m¿yæ. Zejœcie ze szczytu mokrego od gêstniej¹cej<br />
m¿awki by³o dla moich trampek ryzykowne, ale nogi sobie<br />
poradzi³y. Zauwa¿y³am wœród naszej grupy troje Rosjan;<br />
pani¹ w towarzystwie dwóch mê¿czyzn. Byli ubrani wizytowo;<br />
pani w czarnym kostiumie, bia³ej bluzce, na nogach<br />
mia³a czó³enka na bardzo wysokich szpilkach! Jak ona wesz³a?!<br />
Wprawdzie deptakiem, ale co góra, to góra. A z powrotem?!<br />
Rosyjscy goœcie, bo nie turyœci, byli chyba rówie-<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
OLGA M. B¥KOWSKA<br />
S Y B E R I A D A (3)<br />
Na szpilkach przy Kamieniu Czerskiego<br />
Olga M. B¹kowska na Kamieniu Czerskiego - fotografia<br />
udostêpniona przez Autorkê.<br />
NOTATKI Z PODRÓ¯Y<br />
œnikami w wieku oko³o 40-stu lat. Ze s³ów jakie do nas<br />
dobiega³y wynika³o, ¿e wspominali wydarzenia ze studenckich<br />
praktyk. W szampañskim nastroju spe³nili toast za spotkanie<br />
i pobyt nad Bajka³em.<br />
M¿awka gêstnia³a i powietrze robi³o siê „mleczne”.<br />
Gdy schodziliœmy zaczê³o padaæ. Odwa¿nie (acz nie rozwa¿nie)<br />
wzgardziliœmy nawet szlakiem turystycznym wybieraj¹c<br />
skróty. Spieszno nam by³o zejœæ przed ulew¹. Ale to<br />
siê nie uda³o. W naszym obuwiu, nie przystosowanym do<br />
takiej pogody w górach, zje¿d¿aliœmy jak po przys³owiowym<br />
maœle. Z podrêcznej torby Marioli – naszego pilota -<br />
sypa³y siê krakersy i zawijane w papierki miêtusy, gdy ona<br />
usi³owa³a podeprzeæ siê rêkami (bezskutecznie). „Zjechaliœmy<br />
z deptakowego” Grzbietu Nadmorskiego, (przez tubylców<br />
nazywanego po prostu Czerskim), ub³oceni, ale na<br />
drodze rzêsisty deszcz dok³adnie nas „wypra³”. Wodê mieliœmy<br />
i z góry, i z do³u, poniewa¿ lej¹ce siê z nieba potoki<br />
tworzy³y pow³okê wodn¹ na jezdni. Jak do zbawiennego<br />
raju, weszliœmy do zajazdu. Takich jak my by³o tam ju¿ bardzo<br />
wielu. Z trudem wcisnêliœmy siê jeszcze miêdzy ju¿<br />
siedz¹cych (dziêki ich uprzejmoœci) na wielkich ³awach.<br />
Kapa³o z nas jak z parasoli po deszczu. Wypiliœmy grzañca<br />
i chyba coœ jeszcze na gor¹co. Szczêœliwym trafem wypatrzyliœmy<br />
jad¹cy do Irkucka autobus, który zatrzyma³ siê, by<br />
nas zabraæ, chocia¿ byliœmy poza przystankiem. Przemierzyliœmy<br />
nim „nasze” 65 km szos¹.<br />
W hotelu „Inturist” toast wzniesiony za mimo wszystko<br />
udan¹ wycieczkê, trunkiem nieco mocniejszym od szampana,<br />
bardzo dobrze nam zrobi³.<br />
Na mapie Azji, a szczególnie Syberii, w encyklopediach<br />
i w Internecie znajdujemy wiele miejsc geograficz-<br />
Olga M. B¹kowska pod opiek¹ - fotografia udostêpniona<br />
przez Autorkê.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
101
102<br />
NOTATKI Z PODRÓ¯Y<br />
nych nazwanych imieniem polskiego zes³añca Jana Czerskiego<br />
(1845- 1892) - za jego zas³ugi w wielu dziedzinach<br />
nauki o Syberii (m.in. geografii, geologii, zoologii,<br />
meteorologii, archeologii). W ³añcuchu górskim w pó³nocnej<br />
Jakucji znajduj¹ siê Góry Czerskiego. Tak nazywa<br />
siê te¿ pasmo górskie na Zabajkalu w rejonie Czyty.<br />
Najwy¿szy szczyt Gór Bajkalskich to Góra Czerskiego<br />
(2572 m. n.p.m.). Jego nazwisko nosi dolina rzeki Kandat<br />
u stóp Sajanu Wschodniego. Równie¿ jeden z najwy¿szyych<br />
szczytów Gór Chamar-Daban nazywa siê<br />
Szczytem Czerskiego. Jest to jedno z najbardziej uczêszczanych<br />
miejsc w turystyce nadbajkalskiej. O Kamieniu<br />
Czerskiego pisa³am wy¿ej. W pobli¿u Irkucka, na lesistym<br />
terenie nad Angar¹, znajduje siê skansen Syberii<br />
zwany Stanowiskiem Czerskiego. To osada z budownictwem<br />
wy³¹cznie drewnianym, stanowi¹cym piêkne zabytki.<br />
W Rosji nad Ko³ym¹ miasto nazywa siê Czerski.<br />
W rosyjskim atlasie samochodowym jest miejscowoϾ<br />
Czerskaja - w rejonie Iskowskoj Ob³asti. Nale¿y równie¿<br />
wspomnieæ, ¿e nazwisko tego wielkiego Polana jest<br />
mianem ulic w kilku miastach Polski, a tak¿e na Litwie,<br />
Bia³orusi i w Rosji (m.in. w Moskwie).<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
Olga M. B¹kowska<br />
Stary Irkuck - reprodukcja czarno - bia³a obrazu Zas³u¿onego<br />
Artysty Rosyjskiej Fedaracji Witalija Smagina<br />
(Irkuck).<br />
DLACZEGO IRKUCK?<br />
Czêstochowa podpisa³a umowê partnersk¹ z syberyjskim<br />
Irkuckiem. Prezydenci obydwu miast, Krzysztof<br />
Matyjaszczyk i Wiktor Kondraszow, podpisali stosowne<br />
porozumienie podczas Zgromadzenia Stowarzyszenia<br />
Miast Laureatów Nagrody Europy na oczach samorz¹dowców<br />
z Niemiec, Austrii, Polski, Rosji i Turcji.<br />
Irkuck jest jednym z najwiêkszych miast po³o¿onych<br />
we wschodniej Syberii. Wed³ug danych z 2011 roku liczy<br />
575 tys. mieszkañców. Miasto jest zarazem centrum administracyjnym<br />
obwodu irkuckiego. Nale¿y do najstarszych<br />
miast Syberii. Irkuck to tak¿e du¿y oœrodek akademicki<br />
i kulturalny. Funkcjonuj¹ tu <strong>23</strong> wy¿sze uczelnie<br />
cdn str.103<br />
Grzbiet Nadmorski<br />
Dwaj wielcy,<br />
z drzew wyciosani rycerze<br />
strzeg¹ - tu¿ u podnó¿a<br />
wejœcia na Kamieñ Czerskiego.<br />
Za nimi szlakiem<br />
w górê siê pniemy.<br />
W drodze powrotnej<br />
pewnie skrótem zejdziemy<br />
wœród sosen, modrzewi,<br />
które swe ig³y gubi¹ w rozpaczy<br />
z têsknoty za cedrem.<br />
On sw¹ obecnoœæ<br />
szyszkami znaczy.<br />
Spójrz, miejscami<br />
w ¿ywy kobierzec natury<br />
utkana trawa,<br />
w g³êbi z nagich korzeni<br />
wygodna, ustronna ³awka.<br />
Usi¹dŸmy na niej oboje,<br />
blisko przy sobie.<br />
Powiedz mi jakieœ<br />
¿yczenie swoje,<br />
wiesz, wszystko zrobiê...<br />
Trwajmy tak razem<br />
przez chwilê<br />
ciep³¹ jak s³oñce,<br />
by móc j¹ wspominaæ<br />
przez dni, miesi¹ce...<br />
ChodŸ... zejdziemy<br />
z Grzbietu Nadmorskiego<br />
do wód kryszta³u,<br />
co siê rozpoœciera<br />
tafl¹ Bajka³u.<br />
Spojrzymy w jego lustro,<br />
jak nam z sob¹ do twarzy.<br />
ChodŸ...<br />
Tu Ciebie nie ma ...<br />
niech mi siê marzy...<br />
OLGA MARIA<br />
B¥KOWSKA<br />
lipiec 1989 r.<br />
Olga M. B¹kowska<br />
czêstochowski magazyn literacki
Do Radnych<br />
Wiele uczyniliœcie dla miasta,<br />
Szanowni Rajcowie;<br />
wszystkie spacerowe trakty<br />
pokryte droga kostk¹ brukow¹<br />
nawet trotuar przed Teatrem.<br />
Czy mamy a¿ tak dobre czasy?<br />
Jeszcze nie ma bruku<br />
przed Filharmoni¹.<br />
To zaniedbanie,<br />
czy niewydolnoϾ miejskiej kasy?<br />
Trzeba ten b³¹d naprawiæ!<br />
Niech panie<br />
wszêdzie chodz¹ w adidasach,<br />
albo niech ³ami¹ obcasy.<br />
wrzesieñ 2011 r.<br />
Eligiusz hr. Pociej...<br />
Znam twórcê tej postaci<br />
to Zbyszko (nie z Bogdañca),<br />
a cz³owiek<br />
z hrabiowskim herbem<br />
- groteska.<br />
Có¿, karta mu nie sz³a.<br />
Ordynarii nie wyp³aci³,<br />
straci³ stadninê, pa³ac,<br />
rozleg³e posiad³oœci,<br />
w Pensjonacie ¿yæ mu przysz³o.<br />
W Pensjonacie Szczególnym.<br />
Tam zawar³ serdeczne<br />
i niebywale cenne znajomoœci;<br />
a to Cesarz Napoleon<br />
chêtnie z nim przestawa³,<br />
Cezar Pierwszy, Hamlet<br />
- chocia¿ oni nie jednacy -<br />
pocieszali go w z³ych chwilach.<br />
Byli tez inni, nawet Trojacy.<br />
Wszyscy siê bali pielêgniarzy<br />
i elektrycznych wstrz¹sów,<br />
ale lubili dom swego pobytu.<br />
S³u¿ebne robi³y co mog³y,<br />
mimo chwilowych d¹sów.<br />
Postaæ fikcyjna, nie tuzinkowa -<br />
budzi œmiech i wspó³czucie.<br />
Eligiusz hrabia Pociej...<br />
Mo¿na w szczególnym Pensjonacie<br />
¿ywota dokonaæ,<br />
gdy siê wszystko przetraci.<br />
Zbyszko, uda³ ci siê hrabia!<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
OLGA MARIA B¥KOWSKA<br />
Cisn¹³ s³owo<br />
zabola³o<br />
przecie¿ ból nie k³amie<br />
mo¿e to<br />
nie s³owo by³o<br />
mo¿e to by³<br />
kamieñ<br />
S³owo...<br />
PREZENTACJE POETYCKIE<br />
S³owo...<br />
Olga M. B¹kowska<br />
Akt - reprodukcja czarno - bia³a obrazu Zas³u¿onego<br />
Artysty Rosyjskiej Fedaracji Witalija Smagina (Irkuck).<br />
cdn.ze strony 102<br />
(czêœæ z nich to filie), 107 instytucji kultury, m.in. filharmonia,<br />
teatry, muzea, sale koncertowe. Miasto stanowi<br />
jeden z najwiêkszych wêz³ów komunikacyjnych Rosji –<br />
Transsyberyjskiej Magistrali i Federalnej Drogi „Bajka³”....<br />
Le¿y nad dwoma rzekami - Irkutem i Angar¹... Angara<br />
wyp³ywa z „Bajkalskiego Morza”. Dwadzieœcia lat temu<br />
nad Bajka³em i w Irkucku czêstochowianie zorganizowali<br />
<strong>pl</strong>ener malarsko-literacki, a tak¿e pojawiali siê w ró¿nych<br />
grupach turystycznych odwiedzaj¹cych region. Potem<br />
Czêstochowê nawiedzali malarze i pisarze z Irkucka. Zorganizowano<br />
wystawy w Muzeum Czêstochowskim i Galerii<br />
Anny Poœpiech. Ryszard „Sidor” Sidorkiewicz przet³umaczy³<br />
kilkadziesi¹t wiersz, a Literackie Towarzystwo<br />
Wzajemnej Adoracji „Li-TWA” wyda³o tomik pt.: „Syberiada:<br />
wiersze poetów znad Bajka³u”. W ubieg³ym roku<br />
wróci³ z Irkucka zwi¹zany z Czêstochow¹ konsul generalny<br />
RP dr Krzysztof Czajkowski.<br />
W g³êbi numeru zaprezentowaliœmy reprodukcjê czarno<br />
- bia³ych obrazów Zas³u¿onego Artysty Rosyjskiej Federacji<br />
Witalija Smagina z Irkucka.<br />
wep<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
103
104<br />
WYDARZENIA<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
NOWY ZARZ¥D TOWARZYSTWA<br />
W³adys³aw E. Piekarski - Prezes Towarzystwa, Prezes<br />
Zarz¹du Towarzystwa.<br />
Kazimierz Kowalczyk - Wiceprezes Zarz¹du Towarzystwa<br />
- odpowiedzialny za sprawy organizacyjno - prawne.<br />
Bogdan Knop - Wiceprezes Zarz¹du Towarzystwa -<br />
odpowiedzialny za finasnse Towarzystwa.<br />
Izabela Ptak - Skarbnik Zarz¹du - znana w publikacjach<br />
jako Izabela Ko³dej - Ptak.<br />
czêstochowski magazyn literacki
Marian Panek - Cz³onek Zarz¹du<br />
Towarzystwa.<br />
czêstochowski magazyn literacki<br />
Olga Wiewióra - Cz³onkini Zarz¹du<br />
Towarzystwa, publikuje pod pseudonimem<br />
Aleksandra Keller.<br />
OG£OSZENIE<br />
Literackie Towarzystwo Wzajemnej Adoracja „Li-TWA” poszukuje<br />
wolontariuszy,<br />
którzy chcieliby wspó³pracowaæ<br />
przy pracach redakcyjnych i technicznych w publikacjach:<br />
* Czêstochowska Biblioteczka Poetów i Prozaików<br />
* czêstochowski magazyn literacki GALERIA<br />
Poszukujemy szczególnie osób, które znaj¹ obs³ugê programów komputerowych tj.<br />
Corel Draw, Pohotoshop, Page Maker,<br />
a tak¿e podstawy korekty i redakcji oraz opracowañ <strong>pl</strong>astycznych.<br />
Oferty prosimy przesy³aæ w formie CV na adres:<br />
<strong>galeria</strong>.piekarski@gmail.com<br />
Preferujemy z³oszenia studentów kierunków humanistycznych,<br />
<strong>pl</strong>astycznych lub technicznych ze specjalnoœci¹ informatyka.<br />
W zamian za wolontariat oferujemy rekomendacje.<br />
Zbigniew Wo³czyñski - Cz³onek Zarz¹du<br />
Towarzystwa, Redaktor Naczelny<br />
„GALERII”.<br />
KOMISJA REWIZYJNA TOWARZYSTWA<br />
OLga Maria B¹kowska - Przewodnicz¹<br />
Komisji Rewizyjnej Towarzystwa.<br />
Jan £¹czewski - Cz³onek Komisji.<br />
WYDARZENIA<br />
Tomasz „Aztzenty” Barañski - Cz³onek<br />
Komisji.<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
105
106<br />
I ZNÓW HRABIA POCIEJ<br />
ZBIGNIEW WO£CZYÑSKI<br />
HRABIEGO POCIEJA CZUWANIE NAD<br />
SNEM REDAKTORA<br />
Redaktor przysn¹³, trzymaj¹c rêkê na biurku, w której<br />
œciska³ szklanicê z ostatkami merlota. Sama butelka sta³a<br />
trochê jakby poza zasiêgiem jego d³oni. Zapewne coœ œni³,<br />
bo od czasu do czasu wyrzuca³ z siebie:<br />
- Cholera, najlepiej uwaliæ siê na szpitalnym ³ó¿ku i<br />
le¿akowaæ sobie. A ty urywaj sobie g³owê, jak pogodziæ<br />
ogieñ i wodê… Wygodnictwo… ¯e mnie na stare lata siê<br />
jeszcze chce… - przerwa³ na chwilê, jakby s³ucha³ odpowiedzi<br />
interlokutora.<br />
Rozeœmia³ siê nie tylko twarz¹, ale tak¿e tym rechotem<br />
powszechnie znanym, a który wype³ni³ przestrzeñ. Zrazu,<br />
jak ucich³o jego rechotanie, przemówi³:<br />
- Ch³opie, chcieæ to mi siê chce, jeœli chodzi o panienki,<br />
ale wiesz, ¿e oczy ju¿ nie te… No, nie myœla³em, ¿eœ taki<br />
ma³o inteligentny… Wiesz, chodzi o tê cholern¹ mêskoœæ,<br />
która sprawnoœci¹ grzeszy i tylko miejsce w nogawce zajmuje…<br />
A jak co do czego, to zamiast prê¿yæ siê jak rekrut<br />
przed kapralem, to… Szkoda gadaæ. I œci¹gnij portki przed<br />
kobiet¹. A tu nic! Mo¿e poczuæ siê obra¿ona albo ¿e nie<br />
jest poci¹gaj¹ca na tyle, co by twoj¹ mêskoœæ na bacznoœæ<br />
postawiæ. Do tego ten cholerny wstyd, ¿e w gêbie jest siê<br />
silnym, a jak przyjdzie co do czego, to kaput. Nie dziwiê<br />
siê, ¿e niektórych nazywaj¹ erotumanami albo co gorzej<br />
tych, co siê za bardzo na temat rozgaduj¹, gêbojebcami …<br />
- Gdzie ja to o tych gêbojebcach s³ysza³em? A… Pamiêtam<br />
tyle, ¿e to nie by³o o gêbojebcach a o „g³azojebcach”.<br />
Genera³ Smagin nad Bajka³em o tym opowiada³. To by³<br />
facet. Ale pechowiec. Cztery razy by³ kandydatem na lot w<br />
Kosmos i zawsze go coœ tam wyklucza³o… Mówi³, ¿e - nu<br />
tak „w³ast” zdecydowa³a. W koñcu po pi¹tym razie dali mu<br />
szlify generalskie i skierowali do „zakrytego goroda” jako<br />
dowódcê garnizonu… Kiedyœ, gdy spotkaliœmy siê z Wadimirem<br />
Tietienkinem – no, Narrator, który le¿akuje sobie w<br />
szpitalnym ló¿ku i ma w dupie wszystko, to go pozna³, ale<br />
w Polsce...<br />
– Ten W³adimir Tietienkin to taki genera³ wœród „chudo¿ników”<br />
– malarzy znaczy siê…<br />
- Nie, nie pokojowych. Artystysta malarz. Profesor w<br />
Irkuckim Instytucie Sztuki. Zas³u¿ony artysta Sowieckiego<br />
Sojuza, a tak¿e ju¿ potem Federacji Rosyjskiej… Jeden wspania³y<br />
obraz mam zawsze w pamiêci - „ró¿a” o wymiarach<br />
11 cenymetrów w kwadracie… Widzia³em go w Irkuckim<br />
Muzeum a potem Metropolitan Galery sobie go kupi³o…<br />
- Ale mia³o byæ o generale Smaginie… No, nie o Smaginie<br />
a o „g³azojebcach”. Ten¿e genera³, jak mieliœmy ju¿ dobrze<br />
w czubie na tak zwanym zasiedzie u wspomnianego<br />
ju¿ W³adimira, zaproponowa³ wyprawê w „Irkuck” na „dziewiuszki”.<br />
Chêtni byli wszyscy. Nawet licz¹cy wtedy ju¿ ponad<br />
siedemdziesi¹t pieæ lat W³adimir… I wtedy wkroczy³a<br />
do akcji gospodyni…<br />
Zamilk³ i jakby odruchowo uniós³ szklankê do ust.<br />
Opró¿ni³ j¹. I tylko dwa chrapniêcia da³y znaæ, ¿e to by³o w<br />
trakcie snu… - stukn¹³ piêœci¹ w blat biurka…<br />
- I wiesz, co ta baba powiedzia³a, ¿e my to wszyscy g³azojebcy…<br />
Popatrzeæ to jeszcze mo¿emy, a co do reszty to ju¿ chyba musia³by<br />
byæ dzisiaj mróz tak gdzieœ ko³o trzydzieœci stopni i kuœki pozamra-<br />
¿aæ… Tak powiedzia³a.<br />
- Kuœki pozamra¿aæ, ale doda³a do tego, ¿e i tak by nic nie by³o, bo<br />
w ruskich dziewczynach gor¹ca krew i rych³o by kuœki sflacza³y.<br />
- Siedzieli my tak przybici przez parê minut. Sztakany<br />
GALERIA Nr <strong>23</strong><br />
puste, ale owa gospodyni poczu³a siê winna naszego upokorzenia<br />
i nape³ni³a je… - znów zachrapa³.<br />
- Jak to siê skoñczy³o? Ano tak, ¿e opró¿niliœmy jeszcze<br />
kilka sztakanów. Genera³ zarz¹dzi³ inspekcjê w tajdze na<br />
ukrytym poligonie. No i pojechaliœmy… Najpierw na lotnisko.<br />
Potem wiertolotem. No, nie pamiêtam, ile to trwa³o, bo<br />
obudzi³em siê w gatkach przykryty jakimiœ niezbyt ³adnie<br />
pachn¹cymi skórami w wielkiej sali zbudowanej z grubych<br />
bali, gdzie w drugim koñcu sta³ du¿y stó³… Obok na taborecie<br />
le¿a³y moje ciuchy. Potem dowiedzia³em siê, ¿e byliœmy<br />
trzysta kilometrów od Irkucka w g³êbi tajgi… Ta impreza<br />
trwa³a piêæ dni…<br />
Poruszy³ siê niespokojnie.<br />
– Ano co myœlisz! Samogon by³ przedni. ¯adnych dup.<br />
Nikt nas nie wpêdza³ w kom<strong>pl</strong>eksy… Zreszt¹ na dworze<br />
temperatura wed³ug gospodyni W³adimira… Siki, zanim<br />
dotar³y do ziemi, zamienia³y siê w lód. Co prawda sika³o siê<br />
z werandy. Tak trzy metry nad ziemi¹… Œnieg nawet w tych<br />
miejscach nie robi³ siê ¿ó³ty, bo ponoæ jego tam by³o ze<br />
dwa metry…<br />
- £apê niedŸwiedzia próbowa³em. Nasz¹ golonkê przypomina³a<br />
w smaku, tyle ¿e t³ustsza i niepeklowana…<br />
Poruszy³ siê gwa³townie i zsun¹³ z fotela. Obudzi³ siê.<br />
Popatrzy³ jeszcze pó³przytomnie w ko³o…<br />
- Cholera, przysnê³o mi siê. Starzejê siê i trzeba…<br />
- Tak, trzeba siê merlota napiæ - doda³, siêgaj¹c po butelkê.<br />
Zamigota³ ekran. Pokaza³ siê znajomy znaczek. Klikn¹³.<br />
Na ekranie pojawi³ siê hrabia Pociej:<br />
- Jak siê spa³o? Nie chcia³em budziæ! A Narratora proponujê<br />
wyk¹paæ w przerêbli. Dobrze to ponoæ robi na depresjê<br />
albo te nowsze metody do komory kriogenicznej. Te¿<br />
ponoæ pomaga… - uœmiechn¹³ siê zadowolony ze swojej<br />
rady.<br />
- Zapatrzywszy siê w oblicze Redaktora, nie zauwa¿y-<br />
³em jak mój limit czasowy przelecia³… Ostatnio wszyscy<br />
chc¹ rozmawiaæ z przesz³oœci¹… Pojemnoœæ serwerów tutejszych<br />
wymaga modernizacji. Ale tutaj jak i na ziemi, bo<br />
tak napisane przecie¿ „tak w niebie jak i na ziemi”. Brak<br />
œrodków… - ekran zamigota³ na ¿ó³to.<br />
- O cholera, ¿ó³t¹ kartkê mi dali… Muszê siê dowiedzieæ,<br />
za co.<br />
Znikn¹³ na moment.<br />
- Ju¿ wiem. Za „tutaj jak i na ziemi”. Nie wolno takich<br />
informacji st¹d przekazywaæ, bo niebo by straci³o autorytet<br />
i atrakcyjnoœæ…<br />
Widaæ by³o, ¿e jeszcze porusza wargami, ale w chwilê<br />
potem znikn¹³ z ekranu bez uprzedzenia.<br />
Redaktor poci¹gn¹³ ³yk merlota. Zrobi³o siê znowu spokojnie<br />
i mi³o...<br />
- Cholera, a mo¿e on ma racjê z t¹ przerêbl¹? Ale zima<br />
dobiero za jakieœ pó³ roku.<br />
Poduma³ chwilê.<br />
- A mo¿e jednak komora?<br />
- Komora, komora, komora... - powtarza³, dope³niaj¹c<br />
szklaneczkê.<br />
Zbigniew Wo³czyñski<br />
czêstochowski magazyn literacki