06.05.2013 Views

Untitled

Untitled

Untitled

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Postulat:<br />

odrzucić autozadławienie, odrzucić zawory i dławiki<br />

po czym patrzeć jak pęd ekspresji ukształtuje otwory.<br />

Zbigniew Sajnóg<br />

„Raport w sprawie grupy Serdel i w sprawie wycia.”<br />

23 kwietnia 1986 roku o godzinie 17.30, w murach Uniwersytetu<br />

Gdańskiego, explodowało wydarzenie postartystyczne<br />

pod kryptonimem Miasto-Masa-Masarnia. Jego<br />

spiritus movens, Zbigniew Sajnóg, pisał – Kraj żył wtedy<br />

zanurzony w meandrach permanentnego końca. Ludzie pili,<br />

wyjeżdżali, wariowali, ten i ów się powiesił. Zewsząd wiało<br />

potrzebą terapii…<br />

Wkrótce potem uczestnicy tego radykalnego przedsięwzięcia<br />

podjęli decyzję o wstąpieniu na drogę Masarskiego<br />

miecza. Ruszyli przed siebie, dokonując w niełatwym kontekście<br />

schyłkowego PRL czynów wielkich i pięknych. Tak<br />

ukształtowała się łaskami słynąca Tranzytoryjna Formacja<br />

Totart.<br />

Niektórzy krytycy tzw. sztuki współczesnej utrzymują, iż<br />

od tego momentu Kultura Narodowa weszła na estetyczną<br />

równię pochyłą. Inni wręcz przeciwnie – twierdzą, że akcje<br />

Totartu były najistotniejszym wydarzeniem od czasu rajdów<br />

futurystów w II RP. Dyskurs ten Poeta ujął w błyskotliwie<br />

złotej myśli – Jeden uważa tak, drugi uważa inaczej,<br />

większość nie uważa w ogóle…<br />

Byłem jednym z ojców – założycieli tego fascynującego<br />

zjawiska. Choć są złośliwcy którzy utrzymują, że jednak<br />

bardziej matką. Do dnia dzisiejszego zrealizowałem<br />

z Tranzytorium Totartu kilkaset akcji o charakterze metafizyczno<br />

– społecznym.<br />

1


Konjo walczy na scenie<br />

w towarzystwie grupy Karcer<br />

– Słupsk , kwiecień 86.<br />

Pełnię, odpowiedzialną przed Historią i archiwistami<br />

IPN, funkcję kustosza Muzeum Objazdowego Totartu.<br />

Chciałbym z mojej Koniczej perspektywy opisać Ci podróż<br />

naszej załogi ku Nieśmiertelności i Wolności. Zapnij<br />

więc pasy i przygotuj się do postabsurdalnego lotu…<br />

Moja droga do Totartu nie była prosta jak lufa czołgu<br />

Rudy 102. Żyłem jak każdy w miarę normalny chłopiec,<br />

zanim generał Jaruzelski nie rozpętał techno party o nazwie<br />

stan wojenny.<br />

Od 13 grudnia roku 81 popadałem w coraz większą dekadencję.<br />

Bardzo szybko przekształciła się ona w szczery<br />

punkowy nihilizm. Od 1982 roku zacząłem pisać wiersze.<br />

I ogólnie mój rozwój duchowy zaczął lawirować w dziwnych<br />

rejestrach. Tak zazwyczaj bywa, gdy pod twoim domem<br />

defilują czołgi.<br />

Usiłowałem zbudować swoją barykadę w walce z wszechogarniającą<br />

bylejakością. Nawiązywałem kontakty z istotnymi<br />

przedstawicielami muzycznego undergroundu. Korespondowałem<br />

m.in. z zespołem Corpus X ze Szczecina,<br />

WC z Miastka, Dezerterem z Warszawy czy Śmiercią Kliniczną<br />

z Gliwic. Przesyłali mi nagrania na rozklekotanych<br />

kasetach i konspiracyjny pałer walczący z socjalistyczną<br />

degrengoladą.<br />

Dlatego dwa tygodnie przed maturą, w Orwellowskim<br />

1984 roku, zorganizowałem mój pierwszy koncert punkowy<br />

w gdańskim klubie stoczniowca Akwen. Nazywał się<br />

Party Młodzieży Wegetującej i zagrały na nim: szczecińskie<br />

bandy alternatywne Corpus X i Zwolnienie Warunkowe;<br />

Moskwa z Łodzi; gdańską scenę reprezentowały – street<br />

punkowe DDT, nowofalowy Klimat (późna mutacja Deadlocka)<br />

oraz awangardowe Kredki.<br />

2<br />

Zadebiutowałem wtedy w roli niezależnego organizatora<br />

oraz punkowego konferansjera. W antraktach pomiędzy<br />

produkcjami kapel czytałem moje boleścią namaszczone<br />

wiersze. Potem stało się to tradycją na kolejnych<br />

koncertach, które organizowałem lub na które byłem zapraszany<br />

jako niepokorny poeta (jak np. na szczecińską<br />

serię Garaży, nakręcanych przez Dzidka Jodko, wokalistę<br />

Corpus X).<br />

Tegoż 84 roku zdałem na filologię polską w Uniwersytecie<br />

Gdańskim. Nie zmieniło to mojego depresyjnego usposobienia.<br />

UG lat tamtych nie był specjalnie przesiąknięty<br />

atmosferą intelektualnej refleksji czy rewolucyjnej namiętności.<br />

Dlatego dalej strzelałem serią koncertów, realizowanych<br />

m.in. pod hasłem Podziemna Wysepka. Grały tam legendy<br />

pankroka błotnistej epoki stanu wojennego – Dezerter,<br />

Abaddon, Rejestracja, Karcer, Dzieci Kapitana Klossa,<br />

Konwent A i Stan Zvezda.<br />

W roku 1985 nawiązałem kontakt z Zygzakiem, frontmanem<br />

nihilistycznego bendu TZN Xenna. Oprócz zdzierania<br />

gardła w tej zasłużonej kapeli, charyzmatyczny młodzian<br />

wydawał pismo Fortran. Zaprosił mnie na łamy tego<br />

zacnego przejawu printerskiego, gdzie zadebiutowałem<br />

jako autor no future poetry.<br />

Ta owocna kooperacja dała mi takiego kopa, iż niebawem<br />

zacząłem wydawać własny magazyn podglebny. Nazywał<br />

się barokowo: Gangrena – Tadży Pao Młodzieży Wegetującej.<br />

Do czasu przełomu totartowego, czyli do wiosny<br />

roku 86, wydałem pięć numerów Gangreny. W ostatnim<br />

stosunek textów punkowych do manifestów Zbigniewa zawierał<br />

się w proporcjach 5:3.<br />

Bo wtedy czułem już że punk rock przestał mi wystarczać.<br />

Byłem sfrustrowany betonową stagnacją gnicia<br />

w PRL. Ale też nie zachwycało mnie kostnienie formy<br />

wśród twórców alternatywnych. Moja publiczność była<br />

pogrążona w marazmie. Wypruwając flaki organizowałem<br />

koncerty, a wokół nic się nie zmieniało.<br />

Ogarnął mnie kompleks wynikania, dość rozpaczliwy<br />

w sytuacji, którą zmienić mogło jedynie kilka dywizji<br />

amerykańskich marines. Masa krytyczna Koniczej niezgody<br />

na świat dochodziła do punktu zasadniczego wkurwienia.<br />

Czekałem na wielki wybuch w kosmosie…


Pierwszy numer<br />

magazynu Gangrena.


Krzysiek Skiba przechodzi<br />

w piąty wymiar!<br />

Pierwszym fanem Gangreny został Jany Waluszko, przez<br />

Skibę czule nazywany Papieżem Anarchizmu Polskiego.<br />

Jany był już wtedy niemalże ikoną wśród radykalnych fighterów<br />

podziemia politycznego. Uczestniczył we wszystkich<br />

możliwych i niemożliwych zadymach ulicznych. Jako<br />

Ruch Społeczeństwa Alternatywnego wydawał pismo Homek,<br />

które dilował m.in. na moich punkowych koncertach.<br />

A ksywę Jany to ja mu nadałem. Wzięła się z lektury nowofalowej<br />

gazetki Papier Białych Wulkanów, ujawnianej<br />

w okolicach roku 80-tego, przez załogę związaną z kultową<br />

kapelą Deadlock.<br />

Papier… to nie był typowy fanzin – anonimowi autorzy<br />

drukowali tam swoje zakręcone liryki i absurdalne<br />

opowiadania. W jednym z nich bohaterem był niejaki<br />

Jany Elżbieta Dugda. Jego losy tak mnie wzruszyły, iż takie<br />

właśnie pseudo konspiracyjne nadałem Janowi Pawłowi<br />

Waluszko. Jak wiemy, chociażby z lektury akt SB, pseudo<br />

przyjęło się w środowisku i z powodzeniem funkcjonuje<br />

do dnia dzisiejszego.<br />

A dzięki Janemu poznałem jesienią roku 85 Skibę. Miało<br />

to miejsce w romantycznych okolicznościach. Byłem<br />

w komitecie witającym Krzyśka po wyjściu na wolność<br />

z aresztu. Spędził w kaliskim więzieniu kilka miesięcy, po<br />

zaatakowaniu ulotkami antyMON jednego z koncertów<br />

Festiwalu Muzyków Rockowych w Jarocinie.<br />

Skiba przebywał przez czas jakiś w celi z kontrowersyjnym<br />

współlokatorem. Był nim wampir z Krotoszyna, który<br />

utrzymywał, że własnoręcznie zgwałcił i udusił 5 kobiet.<br />

4<br />

Wampira powiesili a Skiba wrócił na bojowe łono RSA.<br />

Oraz do generowania akcji okołoartystycznych, dzięki<br />

którym już niebawem wspomóc miał Totart w wielokrotnie<br />

istotny sposób.<br />

A tymczasem, jak pisał Poeta, bylejakość ogarniała elity<br />

i masy. W marcu roku 86 w Uniwersytecie Gdańskim odbył<br />

się wieczór grupy poetyckiej W Zatoce. Było to dość<br />

schyłkowe widowisko, brodzące w popłuczynach po zaangażowanej<br />

liryce końca lat 60-tych.<br />

Jedna z gwiazd Zatoki, z całkowitą powagą, deklamowała<br />

np. wiersz pt. To jest strajk dziewczyno. Ten stopień<br />

nieadekwatności literackiej doprowadził do ujawnienia się<br />

pierwszych nieświadomych totartowców.<br />

Podczas wieczoru Zbigniew Sajnóg co chwila wstawał,<br />

strzelał z korkowca i krzyczał: Chcę ogłosić komunikat!<br />

Do końca nie wyjaśnił jednak, co ten message miałby<br />

zawierać. Po nim wstawały spontanicznie inne akademickie<br />

dziwolągi i wygłaszały różne zadziwiające kwestie.<br />

Ja wyłem Dajcie nam Barabasza! a Kudłaty zawodził Loha!<br />

Loha!.<br />

Chaos pogłębiał się i doszło do werbalnych przepychanek<br />

na linii publika – panowie poeci, plus pani poetka<br />

sztuk eins. Jeden z urażonych literatów zabrał swoje zabawki<br />

i oznajmił – Nie wiem jakiej jakości są nasze perły,<br />

ale domniemam, iż zostały rzucone przed prawdziwe<br />

wieprze!<br />

Zbiliśmy mu brawko. Widać było, że jest na uniwersytecie<br />

grupa ludzi, która się na taką kulturę nie zgadza.


Wkrótce potem na terenie UG zawisły tajemnicze maski<br />

w kolorze wściekle różowym. Zwiastowały happening<br />

(?!) poetycki Zbyszka Sajnóga pt. Miasto-Masa-Masarnia.<br />

Sam autor od dłuższego czasu pojawiał się w hallu Wydziału<br />

Humanistycznego, pełniącego funkcję volkstribune,<br />

przybierając coraz bardziej fantazyjny image. Odziany<br />

był w długi gumowy płaszcz z francuskiego demobilu.<br />

Włos rozwiany niczym u demiurga z pogańskich mitologii.<br />

Przez ramię przerzucona wielka torba hydraulika,<br />

w której przechowywał rękopisy swoich wierszy.<br />

Oraz bagnet którym oganiał się od przedstawicieli społeczeństwa,<br />

nie akceptujących na polskich ulicach ludzi,<br />

wyglądających tak jak Sajnóg.<br />

Zapoznał nas ze sobą Artur Kudłaty Kozdrowski. Kudłaty<br />

pochodził ze Słupska. Lewitował w orbicie punkowego<br />

combo Karcer i też bez przekonania studiował filologię<br />

polską.<br />

Sfraternizowaliśmy się z Arturem gdy zaprosiłem Karcer<br />

na Party Młodzieży Wegetującej vol.3, które zorganizowałem<br />

w gdańskim Domu Harcerza jesienią 85. Kudlatz był<br />

już wtedy autorem tomików poezji wydawanych bezdebitowo,<br />

o tak barwnych tytułach jak Prosimy do tańca / Riego<br />

Kurwa czy powieści Samotny saturator.<br />

On też oświecił mnie, iż w Słupsku spalono na stosie<br />

ostatnią europejską czarownicę. Nazywała się Trina Papisten.<br />

Do dziś stoi in Stolp baszta Jej imienia.<br />

Moment poznania ze Zbyszkiem zapamiętałem dokładnie.<br />

Staliśmy razem w kolejce do akademickiego baru,<br />

słodko nazywanego Chlewem. Podawali tam najtańszą<br />

w Trójmieście herbatę. I to była dla mnie jedna z niewie-<br />

lu motywacji aby, oprócz ucieczki od wojska, w roku 86<br />

w ogóle na Uniwersytet przychodzić.<br />

W smutnej kolejce po lurę, a’ 30 groszy per kubek, kwitliśmy<br />

– Kudłaty, Sajnóg i na końcu ja. W pewnej chwili<br />

Kudłaty odwrócił się i powiedział – Poznajcie się. To jest<br />

kolega Zbigniew, który organizuje happening. Może byś się<br />

Konik podłączył?<br />

Mnie niesamowicie rozbawiło to określenie kolega Zbigniew,<br />

wziąwszy pod uwagę odmienność estetyczną, którą<br />

kolega Zbigniew emanował.<br />

Zgodziłem się i umówiłem na spotkanie organizacyjne.<br />

Nawiedziłem wtedy po raz pierwszy mieszkanie Zbyszka,<br />

które na lat wiele miało stać się centralą Tranzytorium.<br />

Tudzież schroniskiem dla wielu zbłąkanych dusz. Oraz<br />

okiem cyklonu, w którym kreowano idejki rewolucji permanentnie<br />

idealnej.<br />

W spotkaniu inicjacyjnym uczestniczył najbliższy wtedy<br />

kumpel Sajgona, malarz i performer Bogdan Kubat. Od<br />

kilku lat uprawiali wspólnie dziwne aktywności z pogranicza<br />

sztuki i polityki. M.in. w 82 roku założyli grupę Serdel,<br />

grającą muzykę końca z textami w stylu – Walę głową<br />

o podłogę / już nie mogę / już nie mogę!<br />

Wśród instrumentów Serdla, używanych do preparowania<br />

nagrań, znajdowały się np. wadliwa perkusja elektronicznie<br />

modyfikująca i przyrząd do krojenia jajek. Malarz<br />

Kubat tworzył też turpistyczne reliefy, których tematem<br />

była patologiczna rozrodczość.<br />

Mój nowy kolega Z. S. wyświetlił autobiograficzną traumę<br />

podziemnych eksperiencji.<br />

Świat od zawsze pozostawał obojętnym na istotne przejawy<br />

artowe obywatela Sajnóga, więc ten metodą samizdatu<br />

produkował coraz bardziej przekroczone zjawiska literackie.<br />

W ten sposób upublicznił: tom pt. Xięstwo. (Poema<br />

agrarne, poema komunalne) z lat 1979–82; Niemożność<br />

– projekt książki bez początku i końca 1982–83 oraz<br />

Dwanaście sonetów równowagi z roku niedawnego 1985.<br />

A także półpowieść pt. Jajko.<br />

Wizjoner z Alei Leningradzkiej otworzył się przed punkersem<br />

z Brzeźna (urokliwej gdańskiej dzielnicy nędzy) –<br />

Wolność 1980 roku zastała mnie nieco zbyt wcześnie. Moje<br />

literacko – poetyckie koncepcje zarysowywały się co prawda<br />

od około 1978/1979 roku, ale w roku 80 nie byłem jeszcze<br />

gotowy, w tym sensie, że nie miałem jeszcze odpowiedniej<br />

ilości odpowiedniej marki utworów, a tych, które miałem,<br />

nie byłem pewien. Niewątpliwie był to ciągle etap ładowania<br />

akumulatorów. Zresztą tyle rzeczy się działo, trzeba<br />

było być…<br />

Więc pozytywnie nastawiony Zbigniew starał się być<br />

w jak najbardziej energetycznym, racjonalnym, tudzież<br />

w opozycyjnie obywatelskim wymiarze.<br />

5<br />

Poeta naiwny Kudłaty.


Zbyszek Sajnóg.<br />

Gdańsk, zima 86.<br />

Gdańsk, kwiecień 87<br />

– koncert Ariergardy 1,<br />

Konjo i Zbyszek.<br />

Już pod koniec<br />

lat 70-tych usiłował<br />

założyć niezależny<br />

klub artystyczny.<br />

W 1981 roku reaktywował<br />

w UniwersytecieGdańskim<br />

Zeszyty Koła<br />

Naukowego Polonistów<br />

„Litteraria”.<br />

Na początku stanu<br />

wojennego brał<br />

udział w brawurowymprzechwyceniu,<br />

skazanego na<br />

zmielenie przez komunistów,<br />

nakładu<br />

książki pt. Wałęsa.<br />

No a dalej było<br />

standardowo: trochę<br />

ulotek, kamienie,<br />

czołgi… Poniesiony<br />

ogólnym uniesieniem<br />

napisałem<br />

wtedy pęczek patriotycznych<br />

wierszy. Były rzecz jasna różne od tego, co pisałem<br />

przy innych okazjach i, jak sądzę, z punktu widzenia poetyckiego<br />

standardu, były całkiem nie najgorsze, korzystające<br />

ze sprytnych odniesień do Norwida etc.<br />

Żadne z „walczących” pisemek nie było jednak zainteresowane<br />

drukowaniem zaangażowanych strof Sajnóga. To<br />

jeszcze był w stanie przetrawić. Ale napisał też nowatorską<br />

rozprawę na temat manipulacji propagandą pozytywistyczną,<br />

uprawianą w stanie wojennym przez rzecznika junty<br />

Urbana i jego ponurych socjotechników.<br />

Krytykowałem neopozytywizm socjalistyczny i dziwiło<br />

mnie, że nie znalazłem w pismach podziemnych ani jednego<br />

rzeczowego rozbioru i krytyki tego ewidentnego nadużycia.<br />

Mój artykuł nie został opublikowany. Odrzucono go, motywując,<br />

że „robotnik tego nie zrozumie”. Było to nieco zniechęcające<br />

doświadczenie…<br />

Zwiększająca się ilość zniechęcających doświadczeń<br />

przekonała boleśnie Zbigniewa, że jest bytem „inakszym<br />

niż inni”. Nie czuł tożsamości ani z totalitarnym społeczeństwem,<br />

ani z coraz bardziej kuriozalnymi wybroczynami<br />

opozycji.<br />

Napisał więc – Schorowana sytuacja budzi potrzebę terapii.<br />

Terapia kulturowa to, między innymi, przełamywanie<br />

osamotnienia, jakościowa kontrola wartości, odmyślakowywanie<br />

rzeczywistości, by ujawniać jaką jest i wreszcie<br />

uzupełnianie wspólnej negacji o wspólną kreację,<br />

6<br />

a terapeutyczna kreacja,<br />

to oczywiście nie artystyczny<br />

wyścig zbrojeń, ale też<br />

nie, akurat wtedy władające<br />

umysłami, zatapianie się<br />

w mroku legend i tradycyjnych<br />

wzorów…<br />

Słuchałem tego coraz<br />

bardziej przekonany,<br />

że należymy do jednego<br />

plemienia.<br />

Zbyszek przerwał na<br />

chwilę, pociągnął łyk kawy<br />

zbożowej bez cukru i po<br />

katalogu klęsk egzystencjalnych<br />

postawił dobitny<br />

wykrzyknik – W każdym<br />

razie zapamiętałem dobrze<br />

wtedy i na całe życie,<br />

że okazje należy wykorzystywać<br />

skrupulatnie i szybko<br />

tak, jak się da. Postanowiłem<br />

do następnego okresu<br />

wolności przygotować się<br />

jak nikt inny.<br />

I w tym momencie do tego przygotowania zostałem serdecznie<br />

zaproszony…<br />

Zbigniew poinformował mnie, że istotą akcji Miasto-<br />

-Masa-Masarnia jest bunt przeciwko organizacji świata<br />

w ogóle. Powołuje kategorię anarchizmu metafizycznego –<br />

to droga ku zniszczeniu wizji wegetatywnych, wywiedzionych<br />

w oparciu o schemat egzystencji ciepłodupecznej.<br />

Nasze działanie to wszechogarniająca dowolność. Mam<br />

się wymyśleć. I pląsać energicznie bądź pasywnie. To nieistotne.<br />

Istotne jest aby być. W tym intensywnym tu i teraz.<br />

Mogę przynieść jakiś transparent. Powiesić go bądź<br />

zerwać. Powiedzieć wierszyk. Zaśpiewać piosenkę. Atakować<br />

lub ukryć się w jakimś kącie. Po co? Po nic.<br />

To nie jest happening – nikt tu nikogo nie zaskakuje ani<br />

nie generuje estetycznych drżeń – to wykład. To nie jest<br />

FLUXUS bo powiedzieć: życie jest sztuką znaczy dzielić<br />

co jest w istocie swej niepodzielne – powiedzenie życie jest<br />

sztuką nic nie mówi o słowie „jest” a za to w pełni je oddaje<br />

nasza tu obecność… („Stanowczy manifest negatywny<br />

w sprawie tego, co się tu odbywa”).<br />

Razem ze mną będzie jeszcze kilku partyzantów – może<br />

pięciu, może dziesięciu… Zbig pisał – Bardziej niż anachroniczne<br />

i eksterminalne uprawianie sztuki, zajmuje nas<br />

generowanie brei semantycznej, zlewanie się w jedno wspólne<br />

rozlewisko.


Znając skomplikowaną psyche innych uczestników, wiedziałem<br />

– tu nikt nie będzie krył się w kącie. Idziemy na<br />

wojnę! I mogą być ofiary!<br />

Podczas tego niepokojącego meetingu miły gospodarz<br />

przeczytał mi kilka prymarnych manifestów. Najbardziej<br />

wstrząsające z nich to – Natychmiastowy manifest w sprawie<br />

zniesienia medycyny, Prodrom bezwzględnego manifestu<br />

w sprawie prozy poszukującej oraz „Manifest psychourynalny<br />

pamięci Rafała Wojaczka” – Ta cholerna świnia<br />

Zbigniew Sajnóg zazwyczaj w nocy odlewa się do umywalki<br />

zresztą z przyczyn nie ustalonych.<br />

Na deser odbył się mały poranek poetycki i w autorskim<br />

wykonaniu naświetlono moje komórki m.in. słynnym<br />

wierszem pt. „Syra tajemna” – O, syry żeś się przeląkł<br />

/ że taka infantylna / a ja mówię: tajemna…<br />

Zaciekawiło mnie, że Dwanaście sonetów równowagi posiada<br />

motta z Talking Heads i Siekiery. Jesteśmy na drodze<br />

donikąd… To było niepowszednie. I niepokojące.<br />

Gdy opuszczałem skromne M-2, które już za moment<br />

miało przeżyć cudowną metamorfozę w świątynię metafizyki<br />

społecznej, przeczytałem napis nad drzwiami: Nie jestem<br />

socjopatą – tylko społeczeństwo jest antropopatyczne!


– totart jest adekwatny czyli nie ma zasady<br />

– totart jest brzytwą której się chwytamy<br />

Zbigniew Sajnóg<br />

„Prowizoryczny manifest pozytywny w sprawie tego,<br />

co się tu odbywa.”<br />

Szał bojowy objawiał się wzmożoną siłą, niewrażliwością<br />

na obrażenia, wyciem, gryzieniem brzegu tarczy, częstym<br />

zrzucaniem odzienia i walką nago – jako znak poświęcenia<br />

się Odynowi, pokazaniem siły i płodności wojownika. Najprawdopodobniej<br />

spowodowany był transem autosugestywnym…<br />

W chrześcijańskich społecznościach Anglosasów czy<br />

Franków, choć z pochodzenia germańskich, takie zachowania<br />

budziły grozę i obrzydzenie.<br />

Jakub Ostromęcki<br />

„Okazja czyni Wikinga.”<br />

Na Masarnię przygotowałem kilka sztandarów z gazet<br />

uczynionych. Na jednym z nich po raz pierwszy ujawniłem<br />

hasło Miłość niszczy osobowość.<br />

Przytargałem kasety z przebojami idola mojej mamy,<br />

szansonisty Połomskiego Jerzego. Wspaniały hit pt. Nie zapomnisz<br />

nigdy doskonale w realiach scenicznych mixował<br />

się z mało pacyfistycznym przekazem grupy Serdel o nazwie<br />

Trupen machen. W ten sposób pan Jerzy został nieuświadomionym<br />

członkiem Masarni i przeszedł później<br />

z nami cały szlak bojowy. Od Gdańska do Murmańska!<br />

Wymyśliłem też tonus finalis, czyli obrzucanie publiczności<br />

bombami z mokrych gazet. Ten element bardzo się<br />

wszystkim masarzystom spodobał. I już do końca działań<br />

9


Miasto-Masa-Masarnia:<br />

od lewej Kudłaty,<br />

Konjo i DJ Łysy.<br />

Totartu był konsekwentnie mocnym akcentem, którym żegnaliśmy<br />

naszą zdezorientowaną widownię.<br />

Ku Masarni dotarli i w związku z tym do Historii przechodzą<br />

– Zbig i Bogdan Kubat, czyli kierownictwo artystyczne<br />

(he he).<br />

Studenci filologii polskiej – poeta Kudłaty, tczewski freak<br />

Łysy, Dwa Grześki – Bral i Adamczyk (ten pierwszy założy<br />

później awangardowy teatr Pieśń Kozła), fan nowej<br />

fali Maciej August (wsławi się niebawem połknięciem widelca,<br />

coby szybciej opuścić szeregi LWP).<br />

Był z nami hipis Pan Tomek, konsekwentnie udający<br />

studenta historii. Oraz Para Z Napadami Histerii. Męską<br />

częścią Pary okazał się Leon Dziemaszkiewicz. Za lat parę<br />

rozpocznie występy w nieortodoksyjnie heterosexualnym<br />

teatrze tańca Patrz Mi Na Usta.<br />

Und ja. Czyli poważnie zagubiony we Wszechświecie<br />

Konik Konjo Konikovsky…<br />

23 kwietnia 1986 roku aula 037 Uniwersytetu Gdańskiego<br />

wyglądała jak sen paranoika. Przed wejściem wisiał<br />

wielki różowy transparent z napisem Wielki Sajnóg.<br />

W środku witał równie imponujący sztrajf z napisem Wielki<br />

dureń.<br />

Na tzw. rusztowaniu warszawskim stała złota perkusja,<br />

z dumnym napisem Serdel na kotle. Cała aula obwieszona<br />

była gipsowymi maskami Zbigniewa. I moimi gazetami.<br />

Z rozklekotanych Eltronów made in NRD leciały rzęchliwe<br />

dźwięki inkryminowanego Serdla feat. Jerzy Połomski.<br />

3…2…1…zaczęło się. Od tej pory świat miał już wyglądać<br />

inaczej.<br />

Ubrany w gacie z jedną tylko nogawką, Zbigniew wstąpił<br />

na zardzewiały święty szczyt i począł grać na perkusji.<br />

10<br />

Jednocześnie recytował w niezwykle intensywny sposób<br />

swój poemat Europa (wprowadzenie) – otrząśnij się stara<br />

zdziro – dopowiedział Juras / babie obszczanej co leżała<br />

w rowie… Gdy odczytał go po raz trzeci, aula 037 zawrzała.<br />

W tym samym czasie Kudłaty i ja też próbowaliśmy zaprezentować<br />

któryś ze swoich wierszy. Symultan wytworzył,<br />

długo oczekiwaną i jakże dla nas charakterystyczną,<br />

breję semantyczną. Szybko odpuściłem regularne odczytywanie<br />

z kartki na rzecz spontanicznego strumienia świadomości<br />

dla ubogich, w stylu Kasia chodź na kutasia czy<br />

Generał Kiszczak jest androidem.<br />

Dwa Grześki i Pan Tomek krążyli po auli ubrani w czarne<br />

mundury brytyjskiego pogotowia ratunkowego. Skojarzenia<br />

budzili jednoznaczne. Byli ruchomym elementem<br />

scenografii do filmu pt. Nie trzeba organizować obozów<br />

koncentracyjnych – ludzie sobie doskonale z tym radzą<br />

we własnym zakresie…<br />

Co chwila wpadała Para Z Napadami Histerii. Wyła Faflachata!!!,<br />

wypadała oknem, wracała z powrotem i tak<br />

w kółko.<br />

Łysy robił za „niby – DJ”. Teoretycznie miał puszczać<br />

Serdla. Jednak głównie mylił taśmy i puszczał krzepiące<br />

przemówienia Aleksandra Kwaśniewskiego, który był<br />

w tamtych czasach ministrem do spraw młodzieży. Istniało<br />

coś takiego – słowo!<br />

Maciej August dał się ponieść skrajnym emocjom i zażądał,<br />

abym go ostrzygł tępymi nożyczkami. Uczyniłem<br />

to z radością!<br />

Atmosfera zrobiła się już zupełnie gęsta w momencie,<br />

gdy Zbigniew odczytał swój Prodrom manifestu daremnego


w sprawie zaprzestania rozmnażania. Eltrony rzęziły –<br />

Przerwijmy koło reinkarnacji: nie będzie innego wyjścia niż<br />

zostać doskonałym – albo przynajmniej wcielić się w zwierzę<br />

na uwolnionej od człowieka ziemi – jakaż ulga w porównaniu<br />

ze stanem aktualnym…<br />

Zapadła cisza.<br />

A autor wyjął z kieszeni gówno i je ceremonialnie połknął.<br />

Sztuczne gówno, zrobione z serków i kakao. Pomyślałem,<br />

że czas kończyć ten spektakl. Włączyłem kawałek<br />

Konsument, mało wtedy popularnej grupy Kult. I rozpoczęliśmy<br />

regularną bitwę na piguły z mokrych gazet.<br />

Publiczność uciekła a ja odleciałem w profuzyjny<br />

Kosmos.<br />

Kilka dni po masarskim ujawnieniu ponownie nawiedziłem<br />

mieszkanie Zbigniewa. Było odjechane tak samo<br />

jak jego właściciel. Przypominało salę terapii plastycznej<br />

w jakimś zagubionym psychiatryku. Clou stanowił kibel,<br />

gdzie goście śmiało i szczerze kreowali swoje wizje na ścianach.<br />

Np. koleżanka Izolka pozostawiła tam wiekopomną<br />

refleksję – Moja łechtaczka jest do dupy!<br />

Piliśmy kawę zbożową. Miły gospodarz uważał ten napój<br />

za najbardziej ekologiczny. Zbigniew znów się otworzył<br />

i opowiadał o swoich młodzieńczych eksperiencjach<br />

artowych – W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ławy<br />

klubu Carillon {w którym usiłował organizować progresywne<br />

imprezy} były niczem prokrustowe łoże do cierpień<br />

z niedookreślenia.<br />

Rzeczywistość była gumowo – waciana, pętająca, co by się<br />

nie zrobiło – ciekło po zwieszonej mordzie, ja już nie wiem<br />

jak to nazwać. Poszukiwanie czegoś po knajpach, w zagłębieniach,<br />

nagłe łypanie zza rogu, że może się uchwyci, przyłapie<br />

twardy rdzeń tego wszystkiego.<br />

Wyflaczanie, rozwarstwianie, darcie zakurzoną pazurą<br />

– tak bywało. Ten stan niemożności rozpoznania można<br />

oczywiście sklasyfikować jako przejaw nudy metafizycznej.<br />

Można, jasne, sklasyfikować sobie wszystko, ale co dupala<br />

opiecze, to opiecze. („Jak Violetka drogą szła i co miętosiła”.<br />

Wstęp do zbioru poetyckiego „Parnas zimowy”).<br />

Kolega S. zaprezentował kolejny już Manifest w sprawie<br />

ostatecznego rozwiązania problemów fikcyjności i realizmu<br />

w literaturze i podstawowego problemu filozofii w ogóle czyli<br />

ogólny manifest n-tego stopnia w sprawie tego co istnieje<br />

w ogóle a szczególnie w wyobraźni.<br />

11<br />

Miasto-Masa-Masarnia.


Pierwszy komunikat<br />

postmasarski.


Zrewanżowałem się opowieściami o moich punkrockowych<br />

lękach egzystencjalnych.<br />

Doszliśmy do wniosku, że Masarnia była wybitnym<br />

dziełem w bagnie akademickiej demencji. I że warto jej<br />

dziedzictwo ponieść gdzieś dalej. Gdziekolwiek. Byle wyrwać<br />

się z coraz bardziej toksycznego kraju końca permanentnego.<br />

Bo PRL roku 86, nawet jak na degenerę życia w komunie,<br />

to był twór wyjątkowo żałosny. Wszystko jakby zamarło<br />

w dusznej katatonii.<br />

Czerwoni okopali się w koszarach i tylko raz na jakiś<br />

czas jebnęli kogoś pałą przez łeb. Opozycja, wyczerpana<br />

stanem wojennym, wysyłała coraz słabsze sygnały do zmęczonego<br />

społeczeństwa. Które, wynędzniałe przez lata kryzysu<br />

gospodarczego, rzucało się sobie do gardeł nawzajem.<br />

A najbardziej obywatele nienawidzili nie dozorców<br />

z PZPR, tylko tych, którzy jakoś się jeszcze z tej błotnistej<br />

masy wyróżniali.<br />

Zbigniew pisał w „Manifeście asystemowym”: – to nie<br />

system tu nic system – to ludzie wymyślili sobie świat i siłą<br />

bierności wciągają kolejnych miażdżą i mielą w bezkształtną<br />

nieszczęsną magmę / – to wy dręczycie się nawzajem<br />

codziennie: bezczelne kreatury owładnięte obsesją akceptacji…<br />

Na początek zaprowadziłem Zbigniewa do absolwentki<br />

filozofii Iwony Bender, wtedy instruktorki kulturalno –<br />

oświatowej w gdańskim Pałacu Młodzieży. Szybko rozpoczęliśmy<br />

kooperację. Iwona w tajemnicy przed swoją dyrekcją<br />

udostępniła nam powielacz, na którym odbiliśmy<br />

ulotkę i dwa fundamentalne komunikaty.<br />

Ulotka zawierała jedno tylko słowo – DUPA.<br />

A pozostałe brutalistyczne druki ujawniały m.in. wspomniany<br />

już manifest Zbyszkowy w sprawie zaprzestania<br />

rozmnażania. Oraz zlewne liryki, takie jak np. „tragedia<br />

geokulinarna” – siedzi góral na oscypku / mówi zjadłbym<br />

sobie rybków. Tudzież refleksyjne hasła w rodzaju dupą<br />

jebać…<br />

Iwona otworzyła przed nami także magazyn jakiegoś<br />

martwego teatrzyku dziecięcego. Bez większych wyrzutów<br />

sumienia gwizdnęliśmy stamtąd stroje Pana Ryby, Sandokana<br />

i Świętego Mikołaja na kwasie. Oraz 8 metrowej długości<br />

transparent Niech żyje 1 maja. Podczas pierwszej<br />

action painting przemalowaliśmy go na siejące popłoch<br />

dzieło Miesiączkuje woźna / Będzie zima mroźna. Te zacne<br />

rekwizyty wzbogacały odtąd wszelkie experiencje Totaru.<br />

A Pana Rybę aresztowała SB w roku 87. Wypożyczył<br />

go Wojtek Jacob Jankowski, fighter WiP, na kolejny sitting<br />

przeciw obowiązkowej służbie wojskowej i elektrowni<br />

jądrowej w Żarnowcu. SB zgarnęła Jacoba przebranego<br />

za Pana Rybę i już nie oddała. Pana Rybę, nie Jacoba na<br />

szczęście…<br />

Maj przebiegał nam na organizowaniu zaplecza technicznego<br />

i na głębokich dysputach mistycznych. Nazywało<br />

się to sympozjonem znachorów duszy publicznej. Pojawiła<br />

się wtedy taka złota masarska myśl – Istnieje świat duszy<br />

– niebyt, oraz świat dupy – odbyt. Dbaj o jego higienę!.<br />

Dbaliśmy? A gdzie tam! Łapaliśmy doła niebożątka, mniej<br />

lub bardziej kolektywnego.<br />

Ale czuliśmy, że Wielkie Nieznane dokonało inwazji!<br />

I byliśmy gotowi do konfrontacji. Nie tylko ze śmietnikiem<br />

PRL, ale z całym gnojem wszechświata!<br />

Zbigniew pisał – Oto długo oczekiwane tworzenie w adekwatności,<br />

czyli zgodnie z rozpoznawanymi właściwościami<br />

sytuacji – nie udając, że jej nie ma, a drążąc ją, wchodząc<br />

z nią w istotną interakcję – a tylko stąd może wieść droga ku<br />

jej kształtowaniu.<br />

W tym rozumieniu adekwatność nie wykłada się jako<br />

kompromisowość – przeciwnie, jako działanie bezkompromisowe,<br />

w odwadze stawania wobec rzeczywistości jaką<br />

jest, w zwarciu, bez ambicjonalnej ucieczki w wyścig środków<br />

i derby produkcji.<br />

Tak rozumiana adekwatność jest wykroczeniem poza<br />

szkolną opozycję tradycji i awangardy. Usuwa pozamerytoryczną<br />

kategorię nowości jako wyróżnik wartości dzieła.<br />

Podkreśla i daje istotną siłę trafiania w sedno z jednoczesnym<br />

wykraczaniem poza warunkowaniem dzieła jego położeniem<br />

w czasie, który przecież, jak uczą metafizycy, nie<br />

istnieje. („Totart Container – Adekwatność”).<br />

Gotowa do wylania swoich radykalnych wizji była też<br />

inna extatyczna socjeta. I wtedy szczęśliwie okazało się,<br />

że nie jesteśmy sami z naszym progresem estetycznym.<br />

13<br />

Gdynia, jesień 85<br />

– Pan Tomek bębni,<br />

Konjo czyta wiersze przed<br />

koncertem Abaddonu.


Kristoff Skarbek wśród<br />

arcydzieł Nowej Ekspresji.


6 czerwca w sopockim BWA odbył się wernisaż wystawy<br />

Ekspresja lat 80.<br />

Był to najazd dzikich malarzy i wściekłych akcjonistów,<br />

zorganizowany przez czujnego kuratora Ryszarda Ziarkiewicza.<br />

Radykalizm ich prac uświadamiał, że gdzieś na tej<br />

bolszewickiej pustyni toczy się desperacka walka o przetrwanie.<br />

Nowi dzicy swój sprzeciw artykułowali głośnym,<br />

z flaków walącym – negativ nein!<br />

Po raz pierwszy zetknęliśmy się z projekcjami gdańskiej<br />

Galerii Wyspa, z Jackiem „Dread Objects” Staniszewskim,<br />

z desantem wrocławskim w osobach multimedialnego<br />

Kristoffa Skarbka i soc-pop-artową grupą Luxus (urokliwe<br />

graffiti Jeśli nie masz własnego mieszkania, uprawiaj sex<br />

we własnym samochodzie). Strzałem w tył głowy był obraz<br />

Włodka Pawlaka pt. Adolf Hitler.<br />

Cały wernisaż miał mocno konspiracyjny charakter. Na<br />

tzw. mieście nie było plakatów, media tradycyjnie ignorowały<br />

(a potem tym zajadlej szarpały) tego rodzaju wydarzenia.<br />

Dlatego uczestnictwo w tym obiegu było aktem<br />

wtajemniczenia w rytuały jakiegoś obłąkanego plemienia.<br />

Okazało się, że intuicyjnie w tym 86 roku, explodowało<br />

naraz kilka istotnie przekroczonych zjawisk – dzicy malarze,<br />

Pomarańczowa Alternatywa, no i, nieskromnie dodam,<br />

metafizycy społeczni. Czyli my.<br />

Dzień po wernisażu, 7 czerwca, w sobotę rano na sopockim<br />

molo odbył się malarski aktion direkt warszawskiej<br />

grupy multimedialnej Praffdata. To była nasza pierwsza<br />

randka. I miłość od pierwszego rzężenia.<br />

Zbyszek i ja spontanicznie zaingerowaliśmy w ten performans,<br />

wędrując z trąbką i Serdlowym bębnem pod tarasami,<br />

na których nasi przyszli towarzysze broni realizowali<br />

transowe wylewy okołoekologiczne. A nawet w akcie<br />

serdecznej agresji obrzuciliśmy muzykantów kępami nadmorskiej<br />

trawy. Nazwijmy te końskie zaloty grą wstępną<br />

osobników dysfunkcyjnych…<br />

Faustyn Chełmecki i Maciek Wilski, frakcja plastyczna<br />

Praffdaty, malowali Obraz poświęcony morzu. Prawdopodobnie<br />

chodziło im o polskie morze, które znajdowało się<br />

w anemicznej kondycji (kiedyś w Gangrenie spreparowałem<br />

poster pt. Nie jestem podmyta-Zatoka). Dzieło było intensywne,<br />

w finale doprowadzone do błotnistego monochromu,<br />

na nim artyści z dumą wymalowali trzy anarchie.<br />

Wtedy już pojawiła się milicja, która Praffdatę i nas przepędziła,<br />

prawdopodobnie na skutek donosu zniecierpliwionych<br />

hałasem sopockich spacerowiczów. W ten sposób<br />

mieszkańcy modnego kurortu zaznaczyli swój wkład<br />

w kreowanie istotnych przejawów sztuki współczesnej. Alleluja!<br />

15<br />

Praffdata na sopockim molo<br />

– Dudi, Guła, Sylwian<br />

i Jakubek.


Kudłaty i Zigniew – czujni<br />

przed akcją w Chodzieży.<br />

Następna bitwa masarska rozegrała się w bardzo nieoczywistym<br />

kontekście. Zadzwonił ku mnie organizator<br />

imprezy o nazwie Święto Twojej Muzyki. Jak się okazało,<br />

siwiutki hipis z Chodzieży. Dostał mój telefon od którejś<br />

z punkowych kapel, której koncerty w Gdańsku animowałem.<br />

Na jego Święcie grały same legendy panka i rege czasu<br />

tamtego.<br />

Pan hipis słyszał, że „robię w alternatywie”, i chciał abym<br />

z tą robotą 13 czerwca do Chodzieży przybywał. Ja na to,<br />

że i owszem, z paroma kolegami nakręcamy pewne progresywne<br />

wydarzenie. I z chęcią z tym wydarzeniem na<br />

Święto Twojej Muzyki przyjedziemy. No to przyjeżdżajcie!<br />

No to jedziemy! Tylko z czym? Tylko z kim? Pytania elementarne<br />

i w tamtym okresie boleśnie istotne. Bo załoga<br />

z pierwszej Masarni w większości gdzieś zaniknęła. Był pałer<br />

na akcję – ale nie było jej uwielaczy. Tudzież scenariusza,<br />

ale to drobiazg zupełnie nieistotny…<br />

Ogłosiliśmy spontaniczny nabór na chodzieską wyprawę.<br />

Na prostej zasadzie – zapraszamy wszystkich psycholi,<br />

a kto dotrze na dworzec, ten jedzie na wojnę. (Psychol<br />

– to słowo, które wielką potem zrobiło karierę. Jam je, nie<br />

chwaląc się, w ów czas wymyślił…)<br />

Na dworzec ze starej ekipy dotarli Kudłaty i młody hipis<br />

Pan Tomek. Oraz Iwona, trzy wojownicze szesnastki,<br />

Dorota Dołęga, ówczesna dziewczyna Sajgona i stary hipis<br />

Maryś. Maryś był jedynym znanym mi wtedy hipisem<br />

pracującym w Stoczni Gdańskiej. Dilował tam bibułę RSA.<br />

Znałem go jeszcze z czasów Party Młodzieży Wegetującej.<br />

I całe to ześwirowane komando wyruszyło po zwycięstwo<br />

do gwiazd.<br />

Idylla skończyła się bardzo szybko. Gdy tylko hipis<br />

z Chodzieży zobaczył psycholi z Gdańska, zrozumiał,<br />

że nic nie rozumie. W ogólnej dziwności artystów, których<br />

na Święto zaprosił, my wydaliśmy mu się zbyt jeszcze<br />

dziwni. A ponieważ przyjechaliśmy z miasta, które jednoznacznie<br />

się wtedy kojarzyło, to wydaliśmy mu się też podejrzani.<br />

Pytał – co? A my – to! Pytał – ku czemu? A my – że po<br />

nic! Przeglądał Zbyszkowe manifesty i był coraz bardziej<br />

zasmucony. Nie wierzył nam, to pewne. Coś knuliśmy, tylko<br />

co? No to decyzja odmowna.<br />

Dlaczego – naiwnie pytamy? Bo nie ma cenzury textów<br />

– on na to. One są bezpieczne – łże Zbigniew. Nie są – hipis<br />

idzie w zaparte. I cytuje – „bajeczka żarnowiecka” –<br />

stoi na stacji lokomotywa / jasno świecąca i po niej spływa /<br />

16<br />

ciężka woda. Ja wiem co to jest, szepcze. To polityka. Sybir.<br />

Rozstrzelanie. Byliśmy namierzeni.<br />

Po kolejnych dwóch godzinach negocjacji poszedł na<br />

kompromis. Możemy wystąpić z przedstawieniem teatralnym<br />

(?!) Miasto-Masa-Masarnia, ale pod warunkiem,<br />

że dokleimy się do jakiejś kapeli, której texty są już przez<br />

SB przejrzane.<br />

Nie ma sprawy – pomyślałem i ruszyłem do zespołów,<br />

z których znałem wszystkie, jako wieloletni społecznik<br />

w ruchu pankowym. Nazw tych kapel z litości nie wymienię,<br />

ale jeżeli, drogi Czytelniku, jesteś szanującym się old<br />

dirty punx, to masz ich płyty w swojej kolekcji. I gdy słuchasz<br />

tych nagrań, to płaczesz…<br />

I tu kolejne zdziwienie – żaden z moich alternatywnych<br />

kolegów nie wyraził ochoty na sceniczną integrację. Poczułem<br />

się dziwnie, bo w powietrzu wisiało aż nadto oczywiste<br />

przesłanie – jesteśmy poważnymi muzykami z podziemia,<br />

a osobnik w piżamie (tak się wtedy ubierałem) to<br />

niby kto? Cytując znany ustęp z powieści „Noce i dnie” –<br />

do krowów i świniów wam, a nie na salony!<br />

Po wielogodzinnej batalii wróciliśmy do punktu wyjścia,<br />

czyli byliśmy nigdzie.


Nasza trasa nie wyglądała optymistycznie, jeżeli takie<br />

były jej początki. I to czynione w teoretycznie bratnim<br />

środowisku. To co będzie dalej, jak z prawdziwymi ludźmi,<br />

z homo sovieticus przyjdzie się konfrontować. Jest dobrze<br />

– mantrował Zbigniew. Tak, pomyślałem, jest kulwa<br />

dobźe.<br />

Nagle na ławeczce pod chodzieskim domem kultury ujrzałem<br />

twarz znajomą. Kojarzyłem człowieka z pionierskich<br />

dla Ruchu zinów – Post i Zjadacz Radia.<br />

Bohun nie śpiewał już z KSU. Przywiózł za to na Święto<br />

skład jakiś tajemniczy z Łańcuta. Chłopcy z Hieny od razu<br />

przyjęli nas pod swoje opiekuńcze skrzydła. Porozumieliśmy<br />

się błyskawicznie i jasne było, że należymy do jednego<br />

plemienia.<br />

Hiena na Święto przyjechała trochę na kwitach takich<br />

jak my z Masarnią. Czyli kultowy lider i anonimowa ekipa.<br />

Ich hipis też się chyba trochę bał, bo wyznaczył im występ<br />

na godzinę 2 w nocy. Mieliśmy więc dużo czasu i postanowiliśmy<br />

pouczestniczyć w atrakcjach tej coraz bardziej<br />

egzotycznej imprezy.<br />

Bo np. okazało się, że tego dnia ma tu swój wieczór autorski<br />

słynny już wtedy pisarz Piotr Bratkowski. Bardzo<br />

go lubiłem (i do dziś zresztą lubię) jako autora powieści<br />

W stanie wolnym, opisującej zakręty życiowe młodego poety<br />

w stolicy końca lat 70-tych. Udaliśmy się na spotkanie<br />

całym taborem. Oprócz Bratkowskiego był jeszcze jeden<br />

bohater wieczoru, jakiś przyczajony autochtoniczny<br />

literat.<br />

Zaczęło się normalnie. Naszym zdaniem, nawet zbyt<br />

normalnie, jak na format gwiazdy „wieczoru”. Postanowiliśmy<br />

więc wejść w twórczy dyskurs. Gdy Zbigniew przedstawił<br />

kilka swoich teorii na temat sztuki w ogóle, do rozmowy<br />

włączył się autochton.<br />

Nie był miły. Widać było, że go wkurwiamy. Że nie takich<br />

deklaracji ideowych oczekuje od uczestników „alternatywnego<br />

festiwalu”. Gdy ujawnił swoje tezy programowe,<br />

zrozumieliśmy, że mamy przed sobą XIX wieczną skamielinę.<br />

Wyskrobaną z macicy mateczki Orzeszkowej.<br />

I się zaczęło. Zbigniew rozpętał ideologicznego ping<br />

ponga z autochtonem. Ja oskarżyłem Piotra Bratkowskiego<br />

o zdradę młodzieńczych ideałów. Chodziło mi o to,<br />

że był wtedy felietonistą pisma Literatura, którego naczelny<br />

jawił się dość mroczną postacią.<br />

Niejaki Putrament przybył do PRL na radzieckich bagnetach<br />

i nijak mi się to nie kleiło z wolnościowym backgroundem<br />

Piotra B. Nie mogłem się nadziwić, jak ktoś<br />

tak wrażliwy i zdolny i w ogóle, może pracować u oficera<br />

NKWD.<br />

Na to Bratkowski broni się dzielnie – pracuje tam, bo<br />

dzięki temu może wspomóc finansowo Antoniego Pawlaka,<br />

poetę zaangażowanego z Gdańska. Który dość często<br />

lądował wtedy w więzieniu za antysocjalistyczną robotę.<br />

Na to ja zacząłem wymachiwać niczym sztandarem<br />

cytatami z powieści P.B. Powtarzał tam zwrot to nie jest<br />

17<br />

Bohun z Hieny<br />

– Warszawa, festiwal<br />

Poza Kontrolą, lato 85.


mój świat… Widać było, że jestem przygotowany do lekcji.<br />

Książkę W stanie wolnym znałem prawie na pamięć.<br />

Jednym ze słuchaczy, w tej coraz mniej platońskiej akademii,<br />

był Grabaż. Wtedy lider formacji nowofalowej Ręce<br />

Do Góry. Kilka miesięcy wcześniej gdański hipis – opozycjonista<br />

Docent, wydał w podziemiu kasetę z nagraniami<br />

Kultu, Róż Europy i właśnie grupy Ręce Do Góry. Była<br />

to rejestracja live z I Festiwalu Nowa Scena, którą menago<br />

Waldek Rudziecki zaczął wtedy nakręcać w Gdyni.<br />

Więc ja wstałem i byłem niemalże jak sędzia Trybunału<br />

Norymberskiego. Jedną rękę oskarżycielsko wycelowałem<br />

w P. Bratkowskiego i grzmiałem – Jesteś kolaborantem<br />

Piotrze B., bo pracujesz dla Putramenta! A ten tu kolega<br />

– i drugą rękę wycelowałem w Grabaża – ten tu kolega<br />

z zespołu falowego Ręce Do Góry, wydaje swoją muzykę<br />

w obiegu niezależnym! Powinieneś kreować własne pismo<br />

a nie konfraternię czynić z komunistami!<br />

Pan Piotr i autochton byli załamani. 1:0 dla nas!<br />

Oczywiście dziś wiem, że byłem dość niesprawiedliwy.<br />

Wszyscy żyliśmy wtedy za pieniądze rodziców i obce nam<br />

były, w jakiś szczególny sposób, ekonomiczne koszmarki<br />

wegetacji w totalu. Ale autochton bluznął w naszą stronę<br />

prawdziwie szczerym jadem.<br />

Zapoznał się z naszą twórczością i był na tyle rozgarnięty<br />

że pojął, iż ma przed sobą absolutnie nową jakość. Której<br />

nie rozumie i która go niepokoi. Był nieprzyjemny i był<br />

jakby protoplastą całej dywizji nieprzyjemnych typków,<br />

których spotykaliśmy i których właściwie po dziś dzień<br />

spotykamy na naszych ujawnieniach.<br />

A z Piotrkiem Bratkowskim szczerze się potem polubiliśmy<br />

i przesyłaliśmy sobie co pewien czas metafizyczno<br />

– społeczne serdeczności…<br />

Po tej zadymie kulturalnych ludzi dość naiwnie myśleliśmy,<br />

że zbliżamy się do szczęśliwego finału pobytu na<br />

chodzieskim Święcie Twojej Muzyki. Zrobimy progresywną<br />

Masarnię z naszymi nowymi kolegami z Hieny i jakoś<br />

wrócimy na rodzinne Kaszuby. Jah miał jednak w stosunku<br />

do nas zgoła odmienne plany.<br />

Gdy zagrały już wszystkie tuzy pankroka, wybiła nasza<br />

godzina, czyli 2 w nocy.<br />

Jesteśmy czujni. Na scenę wchodzą mnisi z Hieny i zaczynają<br />

swój postpsychiczny rytuał. Pierwsza krucjata<br />

idziemy do grobu Jezusa / każdy niesie bagnet każdy niesie<br />

krzyż / niektórzy idą zabijać / niektórzy idą żyć… Właściwie<br />

nie mają instrumentów. Tylko rozklekotana wibracja<br />

perkusji i wnerwiające pasterskie dzwoneczki. Cała chodzieska<br />

noc jest już przebita tymi pasterskimi dzwoneczkami.<br />

Słucham tego i mi pończochy opadają z zachwytu. Bo<br />

tak byłem wtedy przyodzian. Ale nie jestem tu od podziwiania,<br />

jestem od działania. Więc działamy.<br />

18<br />

Zaczynamy od mojego anty-striptizu. Biegam po scenie<br />

w rajcownych kabaretkach i ubieram w porozrzucane części<br />

futurystycznej Koniczej garderoby. Poeci jadą symultanem.<br />

Nasze panie rozwieszają jakieś transparenty. Na jednym<br />

jest memento – Czymże jest ból istnienia wobec swędzenia…<br />

Ruszam w widownię aby fejs tu fejs wykrzyczeć<br />

mój nowy, specjalnie na Święto przygotowany poemat<br />

pt. Do dupy ze szczęściem. Poematy wykrzyczane to był<br />

mój nowy patent na generowanie breji semantycznej.<br />

Stary hipis Maryś i młody hipis Pan Tomek tarzają się<br />

po scenie, demolując po drodze to i owo. Nasze panie wyją<br />

– Janko Muzykant okazał się skończoną świnią! Zbigniew<br />

czyta Pierwszy wykład anarchizmu metafizycznego. Kudłaty<br />

rusza ku mnie i wspólnie rzucamy się na zdezorientowana<br />

publikę.<br />

Panki uciekają. Jest kilku nowofalowców. Niby wtajemniczeni,<br />

ale chyba też zniesmaczeni. To dobrze. Nie jesteśmy<br />

tu po to, aby było miło.


Ulotki, krzyczę! Fruwają w powietrzu. Ocalała kontrkultura<br />

chwyta, czyta i nie pojmuje. Nie musi. Na ulotce<br />

pomnożony stukrotnie widnieje tylko jeden komunikat –<br />

DUPA. Panie popiskują – Ojcze matko koniec z nami / Już<br />

Mengele jest za drzwiami. Hiena szczytuje w somnambulicznym<br />

zatraceniu. Grają kalekie rege pt. Murzyni. A Zbig<br />

i szesnastki rozwijają transparent Miesiączkuje woźna / Będzie<br />

zima mroźna.<br />

O nie! Tak ludzie nie żyją! Wynocha! Pojawiają się dziwni<br />

ludzie z wąsami. Biegają koło konsolety, wyłączają nam<br />

prąd, mają pretensje do organizatora. On ma pretensje<br />

do nas. Idźcie stąd! Nikt was tu nie chce! Co to ma w ogóle<br />

do chuja być?!<br />

Zbieramy graty, już jest po wszystkim. Zanim nas zdjęli<br />

byliśmy na scenie całe 15 minut. I tak nieźle. Idę negocjować<br />

z hipisem jakiś nocleg. Był obiecany, ale go nie ma.<br />

Nie dostaniemy też zwrotów kosztów podróży. Bo nie. Bo<br />

nie zasłużyliśmy. Bo go i panów z bezpieki zdenerwowaliśmy.<br />

Jednak naciskam. Wszystkie gwiazdorskie kapele śpią<br />

w hotelach, druga pankowa liga w akademikach, trzecia<br />

w szatni ośrodka sportowego. My jesteśmy poza klasyfikacją.<br />

Więc w niezwykłym akcie łaski organizator wysyła nas<br />

w inny wymiar. Do starej restauracji nad jeziorem.<br />

Jest nieczynna od wojny trzydziestoletniej. Jedynie 10 lat<br />

temu odbył się tu ślub córki szefa lokalnej straży pożarnej.<br />

Wśród ruin zmysłowej niegdyś tancbudy wiszą zdechłe<br />

girlandy. I jakiś sztandar wbity w żyrandol. Schulz byłby<br />

zachwycony. My też jesteśmy zachwyceni. Świta. Pełna<br />

psychodelia.<br />

19<br />

Jedyne zdjęcie Hieny<br />

z koncertu w Chodzieży<br />

– Max, Urizel i Bohun.


Kładziemy się gdzie kto jak może. A nagle niespodzianka!<br />

Mamy gości. Panowie z wąsami. Chodzieskie SB przyszło<br />

z wizytą do skromnych Masarzystów z Gdańska.<br />

Zaczynają rewizję i znajdują jeszcze kilka zagubionych<br />

ulotek.<br />

– Co to jest? – pytają ponuro<br />

– To jest dupa – odpowiadam.<br />

– Nie bądź taki mądry, student, bo dostaniesz w ryja –<br />

wąsaty sprowadza dyskurs na właściwy poziom.<br />

Jaka dupa, czyja dupa, dlaczego dupa? Są wnikliwymi<br />

badaczami sztuki współczesnej (to z Barańczaka). Kulturalnie<br />

tłumaczymy, że prawdopodobnie jest to anonimowa<br />

dupa, czyli może należeć do każdego, nawet do nich.<br />

Nie są zadowoleni. Nie chcą aby na naszej ulotce była ich<br />

służbowa dupa.<br />

Położenie Masarzystów pogarsza fakt, iż wyczytali z dokumentów,<br />

że jesteśmy z Gdańska. A Gdańsk wiadomo<br />

– stocznia, strajki, elementy antysocjalistyczne. Dupa jest<br />

z Gdańska, więc pewnie też jest anty. Idziemy w zaparte,<br />

że dupa jest neutralna. Twierdzą, że trwa walka klas.<br />

Chwilę temu Kapo Spawacz zawiesił stan wojenny. Ale<br />

nikt tu nie jest neutralny. Nawet dupa.<br />

Było już jasno, gdy wyczerpał im się trip analityczny.<br />

Ten z największym wąsem proponuje, abyśmy wypierdalali<br />

stąd pierwszym pociągiem, bo nikt nas tu nie polubił.<br />

Znam go – to starszy brat mojego znajomego z podstawówki.<br />

Chciał robić karierę w milicji na Wybrzeżu, a jak<br />

widać realizuje się zawodowo w SB w Wielkopolsce (jak<br />

dobrze postawić akcent, to nawet się rymuje!). Wtedy pojąłem,<br />

że świat jest mały…<br />

20<br />

Gdy powróciliśmy do Wolnego Miasta wiedzieliśmy<br />

już, że to, co rozpoczęliśmy, jest istotne nie tylko dla nas.<br />

Że wchodzenie w radykalną interakcję z otoczeniem może<br />

wygenerować całkiem nową jakość, która już niebawem<br />

zdefiniowana zostanie jako metafizyka społeczna.<br />

Pojawiło się w rozmowach hasło totart, dość głupkowata<br />

zbitka ze słów total art. Taki żart (czyli dowcip, jak mawiał<br />

Krzysiek z Dezertera) z niby – koneserów niby – sztuki<br />

totalnej. Sajgon pisał w „Prowizorycznym manifeście<br />

pozytywnym w sprawie tego, co się tu odbywa”: – totart<br />

jest adekwatny czyli wciąż przybywa i ubywa ale nie rozwija<br />

się i nie dąży czyli nie ma początku i końca: trwa nieustannie<br />

zmieniając jedynie stopień świadomego upublicznienia<br />

/ – totart jest adekwatny czyli działa z użyciem środków aktualnie<br />

dostępnych…<br />

Tymczasem trwał dziwny czerwiec i w Zbyszkowej centrali<br />

knuliśmy plany podboju Wszechświata, chwilowo<br />

zredukowanego do kilku ulic i przeczuć, telepiących się<br />

nam pod coraz bardziej rozgrzanymi czaszkami. W miejscu<br />

gdzie kiedyś, być może, znajdował się nasz mózg.<br />

Wydałem dwa finalne numery Gangreny. Zawierały<br />

m.in. mój poemat Blok śmierci (nie czułem się dobrze).<br />

A także kilka fragmentów z Kazimierza Ratonia – słucham<br />

głosu waszego świata który jest dla mnie śmierdzącym<br />

śmietnikiem gdzie nie wchodzi nawet najbardziej głodne<br />

zwierzę… Oraz mix textów Zbigniewa pt. hej kto polak<br />

myć szalety / każdy czyni to na co zasłużył.<br />

Spiko i ja podjęliśmy decyzję, iż z masarską bojówką<br />

trzeba uderzyć w jakiś wakacyjny festiwal quasi kulturalny.<br />

Pierwsza z brzegu napatoczyła się FAMA, czyli, rozszyfrowując<br />

ten exterminalny balon, Festiwal Artystyczny<br />

Młodzieży Akademickiej.<br />

Cała nomenklatura tej nazwy, jak i jej poszczególne<br />

składniki, wywoływały w nas odruchy wymiotne. Mieliśmy<br />

przeczucie, iż jest to zlot pseudoartystów, półidiotów<br />

i nylonowych fanatyków piosenki turystycznej. Którym<br />

przyda się nasza pigułka progresji. Gdy niebawem desant<br />

protototartalny przybył do Świnoujścia, przeczucia zmaterializowały<br />

nam się w bezwzględne 200%.<br />

Wykonałem desperacki telefon do warszawskiego klubu<br />

Hybrydy. Jah kocha waryatów, więc w tej chwili przy<br />

aparacie czuwał młody kaowiec Krzysiek Gogol. Ów zacny<br />

zsypowiec organizował serię dziwnych imprez, mało<br />

mających wspólnego z tzw. oficjalną kulturą studencką.<br />

Owa „kultura” irytowała go wtedy tak dogłębnie, iż postanowił<br />

zrealizować alternatywną wersję FAMY. Wymyślił<br />

sobie, że zgromadzi grupę niepokornych twórców, którzy<br />

autobusem przemierzać będą bezdroża PRL, występując<br />

w przeróżnych leśnych siołach, niosąc tę zakręconą<br />

studencką energię prostemu ludowi. Plan ambitny, ale…


Gangrena w pełnym<br />

rozkładzie.


Kudłaty i Paulus na akcji<br />

ulicznej. Świnoujście, lipiec 86.<br />

Uznane gwiazdy studenckiej estrady odmówiły Krzyśkowi<br />

udziału, gdyż nie pasował im socjal przez niego oferowany.<br />

Bo nagle ładny autobus okazał się ciężarówką<br />

z demobilu PKS, która wieźć gwiazdorskie tyłki była niegodna.<br />

Tak więc 3 dni przed wyjazdem kolega Gogol nerwowo<br />

poszukiwał personelu do obsługi swojej wizji. Ja, z moim<br />

dziwnym telefonem, spadłem mu jak manna z artowego<br />

nieba. Więc zapewne dlatego, bez zbędnych negocjacji,<br />

zgodził się na nasz udział w tygodniowej trasie koncertowej<br />

pod kryptonimem FAMA W Drodze.<br />

Nienerwowo zapytał jeno, czym się zajmujemy? Enigmatycznie<br />

przedstawiłem Masarnię jako „experymentalną<br />

wspólnotę z Gdańska oferującą niezapomniane przeżycia<br />

mistyczne”. Udział w tych „mistycznych przeżyciach” miał<br />

być dla Krzyśka Gogola traumatycznym doświadczeniem.<br />

Skoro trąbka do boju ponownie odegrała na koń wsiadanego,<br />

tradycyjnie przystąpiliśmy do poboru ekipy, która<br />

spacyfikuje FAMĘ W Drodze. Przypominało to łapankę<br />

podobną do poprzednich realizacji. Tym razem, oprócz<br />

weteranów, w pole wymiany energetycznej wkroczył przebojowo<br />

uczeń liceum plastycznego w Nałęczowie – Paulus!<br />

22<br />

Paweł Paulus Mazur był młodszym bratem mojego<br />

brzeźnieńskiego kolegi Piotra. Zakumplowaliśmy się podczas<br />

moich punkrockowych drgawek roku 84.<br />

Wtedy Paulus jako pierwszy przywoził na Kaszuby wieści<br />

z obozu puławskiego komanda śmierci o nazwie Siekiera.<br />

Rysował też jawnym obłędem podszyte grafiki, z dominującym<br />

motywem fallusa, po wielokroć uwydatnionego.<br />

Stąd zdrobniała ksywa Paulusa brzmiała – Phalli! Umieszczałem<br />

w Gangrenie owe pindole, którymi przyozdabiał<br />

swoich Predatorów.<br />

Napotkany przeze mnie na czerwcowej ulicy Paulus bez<br />

większego oporu przyjął inwitację do masarskiej familii.<br />

Dnia 1 lipca 1986 roku w klubie Hybrydy zjawił się podejrzany<br />

kolektyw indywiduów, udających „artystów studenckich”<br />

– Zbigniew który świeżo przyjął nickname Mesjago<br />

(zbitka od słów: mesjasz i menago), Paulus, Kudłaty,<br />

DJ (?!) Łysy, Piotrek Bartczak, słupski funfel Kudłatego,<br />

ponoć poeta.<br />

I dalej – akcjonistka Iwona oraz nowa postać Mariola Białołęcka<br />

aus Elbląg. Także akcjonistka. Podłączyły się też dwie<br />

anonimowe damy, które jednak nie wytrzymały ciśnienia<br />

i zniknęły po pierwszych strzałach… Und ja – ha ha.


Ekipę FAMY W Drodze dopełniali – folkowy grajek<br />

Wojtek oraz grafik Słoś ze Szczecina, prawdopodobnie<br />

ofiary Gogolowej obławy na idealistów. Słoś zasłynął kilka<br />

dni później przedstawieniem nas osłupiałym turystom<br />

z DDR. Na zadane w języku Goethego i Honeckera pytanie<br />

– Kim oni są?, zawył na świnoujskiej ulicy – Das ist Totart!!!<br />

Die grosse polnische theater!!!<br />

Tymczasem theater zapakował się do rozklekotanej ciężarówki<br />

i podążył w stronę wielkiego niewiadomego. 2 lipca<br />

doszło do pierwszego starcia z trudną peerelowską biomasą.<br />

Zajechaliśmy do Pieczyska, sympatycznej miejscowości<br />

rekreacyjnej pod Bydgoszczą, która gościła na wywczasie<br />

wyjątkowo niesympatyczną subkulturę. Bo przez przypadek<br />

wbiliśmy się w ośrodek wypoczynkowy MO i SB,<br />

z którym sąsiadował kemping Miejskiego Przedsiębiorstwa<br />

Wodociągów i Kanalizacji.<br />

Tak więc na naszym inicjalnym ujawnieniu gościliśmy<br />

niczego nie przeczuwających urlopowiczów – tajniaków<br />

i hydraulików wraz z rodzinami.<br />

To co zobaczyli wprawiło ich najpierw w stan ogłupienia,<br />

a następnie intensywnego obrzydzenia. Zrozumieli,<br />

że ktoś z nich okrutnie zażartował, zapraszając na „popołudnie<br />

z kulturą studencką”. W mniejszym stopniu, ale<br />

jednak, ich lęki podzielał kolega Gogol i jego dzielna ekipa<br />

księgowych.<br />

W jakimś sensie odtworzyliśmy scenariusz chodzieski,<br />

łącznie z wystąpieniem masy krytycznej tuż po rozwinięciu<br />

transparentu z Miesiączkującą woźną… Rytuał ten dopełniała<br />

podniosła histeria Walkirii, autorstwa Ryszarda<br />

Wagnera.<br />

Rozebrani do kąpielówek esbecy i hydraulicy zaczęli<br />

protestować i podjęli nieudaną próbę wypędzenia nas<br />

z kurortu. Ale dla nas plażujący tajniacy nie byli poważnymi<br />

tajniakami, więc chwacko kontynuowaliśmy masarskie<br />

rytuały.<br />

Zanim przyjechali ubrani już milicjanci, Kudłaty zdążył<br />

jeszcze zaprezentować swój najnowszy manifest pt. „Słowo<br />

Loha i jego znaczenie w życiu jednostki” – Loha nie posiada<br />

w ogóle znaczenia czyli może oznaczać wszystko. A czym<br />

jest wszystko nie wiemy.... Ja wykrzyczałem poemat Chcę<br />

wszystko, wanna + video. W jego rytmie i pod zarzutem<br />

niekontrolowanego oddawania moczu i kału (sztuka milicji)<br />

zostaliśmy stamtąd wywaleni a Gogol obdarowany pamiątkowym<br />

mandatem.<br />

Wspólne męczeństwo w obliczu obnażonych sił represji<br />

zintegrowało naszą załogę. Kolega Gogol, po pierwszej fali<br />

nieufności, zapałał do nas szczerą sympatią.<br />

Mesjago zaprosił go na panel dyskusyjny, gdzie przedstawił<br />

„Instruktaż wobec dezorientacji bredzenia nieuwagi<br />

nieświadomości tępactwa i wrodzonej niechęci” – Totart<br />

istnieje bez względu na światopoglądy i oglądy zarówno<br />

obserwatorów jak i uczestników czyli istnieje prawdziwie<br />

a prawda pozostaje poza ocenami czyli totartu nie należy<br />

oceniać a tylko wystarczy z nim współistnieć lub nie czyli<br />

wyjść ewentualnie oddalić się.<br />

I pan kierownik Krzysiek G. został w ten sposób prezesem<br />

naszego fan klubu na najbliższe 3 tygodnie. A potem<br />

jeszcze na kilka obłąkanych akcji.<br />

Kolejna konfrontacja nastąpiła dwa dni później w Świętoujściu<br />

pod Świnoujściem. Oczywiście na kempingu, którego<br />

cieć wskazał nam szambo, jako miejsce wymarzone<br />

(wg niego) do naszych prezentacji.<br />

Było intensywnie – ale, o dziwo, tym razem licznie przybyli<br />

wczasowicze przyjęli nasze profuzje z dużą sympatią.<br />

Tu Paulus raz pierwszy bodajże odśpiewał słynny song<br />

Marycho, stanowiący już jawne preludium zlewu, ku któremu<br />

nieuchronnie dojrzewaliśmy – Marycho Marycho /<br />

ja rozpalę ognicho / a w ognichu a w ognichu / będziemy jeść<br />

kiełbafy… To istotna uwaga ku interpretacji Paulusowego<br />

arcydzieła – f, nie s. Kiełbafy…<br />

23<br />

FAMA W Drodze, lipiec 86.<br />

Konjo i Kudłaty, lipiec 86.


Szalet Naszym Schronem<br />

– Kudlatz, Pauli, Zbig<br />

i Świntuch.<br />

I wreszcie dojechaliśmy do naszej problematycznej ultima<br />

thule, czyli do Świnoujścia. Dyrekcja FAMY ustaliła<br />

z Gogolem, że jego konwój będzie oficjalnie inaugurował<br />

start tej edycji.<br />

Atakowaliśmy w samo południe, 6 lipca na Placu Słowiańskim.<br />

Jak zawsze w tamtych czasach, na takich placach znajdował<br />

się raczej koszmarny pomnik przyjaźni polsko – radzieckiej.<br />

Ten pomnik i licznie przybyli turyści byli świadkami<br />

bezkompromisowej jazdy totartalnej. W finale, przy<br />

sympatycznych dźwiękach Walkirii, taranowałem tabuny<br />

obywateli PRL, coraz bardziej przerażonych naszą obecnością.<br />

24<br />

To uczucie udzieliło się też organizatorom, którzy z narastającym<br />

niepokojem śledzili masarskie poczynania.<br />

Oraz władzom Świnoujścia, które stwierdziły, iż mój antystriptiz<br />

w obliczu pomnika obraził kombatantów armii<br />

czerwonej.<br />

Więc na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał Masarnię tu<br />

powtórzyć, zażądały wycofania Placu Słowiańskiego z pola<br />

rażenia uczestników FAMY. Znów 1:0 dla nas!<br />

Na polu namiotowym zakolegowaliśmy się z młodą kapelą<br />

Milion Bułgarów z Rzeszowa. Innowacją w ich składzie<br />

był automat perkusyjny, zastępujący żywego muzyka.<br />

Bułgarzy grali cieplejszą odmianę zimnej fali. I już


niebawem na listach przebojów zatańczył ich kawałek<br />

o Czerwonych krzakach które dają kobiecie…<br />

Wspólnie z nimi i z Gogolem knuliśmy wizję kolejnego<br />

ujawnienienia pod hasłem Szalet naszym schronem.<br />

W centrum Świnoujścia było rondo a na nim stał miejski<br />

kibel. Wypucowaliśmy go i ozdobiliśmy kwiatami, które<br />

nasze panie wręczały petentom usiłującym z niego skorzystać.<br />

Na dachu kibla zainstalowaliśmy się z Bułgarami<br />

i ze świeżo przybyłym gdyńskim freakiem Świntuchem,<br />

kumplem z UG. Przebranym za czołg Rudy 102.<br />

8 lipca, jak w westernie W samo południe, zaatakowaliśmy<br />

miasto po raz kolejny.<br />

Było wesoło. Kapela grała skocznego pankroka. Ja śpiewałem<br />

podglebnego hita toruńskiej Rejestracji Przedpoborowych<br />

z roku 81 pt. „Jestem zerem” – Zera nic nie znaczą<br />

/ Numery nic nie znaczą… Sypały się ulotki, manifesty<br />

i zlewne poezje. Wystąpiła próba recytacji Europy. Wznosiliśmy<br />

rewolucyjne okrzyki, w stylu Najpierw sracze – potem<br />

dacze!<br />

Ten dziwny spektakl obwąchiwali nieufni turyści i zdegustowana<br />

dyrekcja FAMY. Gdy puściliśmy Walkirię i rozwinęliśmy<br />

na rondzie Woźną…, przerażeni wyłączyli nam<br />

prąd.<br />

Ale nas już nie mogli zatrzymać. Bułgarzy wykonali<br />

transowy unplugged na bębnach i przeszkadzajkach. Kudłaty<br />

i Paulus weszli w lud i zaczęli wrzeszczeć co bardziej<br />

przekroczone wierszye. Ludność uciekała, dyrekcja szalała.<br />

A ja w akcie despery zrobiłem regularnego stripa w nieczynnej<br />

fontannie na środku ronda. Gdy pozostałem<br />

jeno w perwersyjnych kabaretkach, przyjechała milicja<br />

i wszystkich wywaliła z miejsca straceń.<br />

Ta akcja bezpośrednia miała kilka poważnych konsekwencji.<br />

At first – zabroniono nam w ogóle występować<br />

na ulicach.<br />

Mając więc dużo wolnego czasu, rozpoczęliśmy regularną<br />

miejską partyzantkę. Wciskaliśmy się na wszystkie famowe<br />

przedstawienia, złośliwie ingerowaliśmy i ogólnie<br />

barbarzyńsko sialiśmy zgrozę wśród zidiociałej studenckiej<br />

„wiary artystycznej”. Uzbrojeni w mazaki, wszędzie<br />

dopisywaliśmy obelżywe złote myśli na oficjalnych plakatach<br />

FAMY. Leitmotivem były oczywiście zaklęcia takie<br />

jak faflachata, cyce i metafizyka społeczna.<br />

W konsekwencji, at second – po raz pierwszy dostrzegły<br />

nas media. I doczekaliśmy się prasowego linczu.<br />

Oto kilka prób zanalizowania sytuacji: Negacja, agresja,<br />

prowokacja, wywoływanie obrzydzenia – tyle zrozumiałam<br />

z ich ideologii – „Od zadumy do zadymy”, Radar.<br />

W kanał pseudoluzu i pseudostudenckości dawali się<br />

wpuszczać debiutanci, gotowi do największych wyrzeczeń,<br />

byle ich ludzie zauważyli. Klinicznym przykładem była tu<br />

grupa studentów Uniwersytetu Gdańskiego, mieniąca się<br />

Totart – „FAMA znana i nieznana”, Wieczór Wybrzeża.<br />

Totart to mała, wypięta dupa FAMY, nie, to nawet nie<br />

dupa, to tylko dupeczka, kontestacja na poziomie zdejmowania<br />

majtek, to dno! – „Z drogi, FAMA 1986”, ITD.<br />

Obraz tegorocznego Festiwalu Artystycznego Młodzieży<br />

Akademickiej nie przedstawia się najciekawiej. Jego poziom<br />

dodatkowo obniżają jeszcze uliczne wygłupy pseudokontestatorów<br />

z Gdańska, wulgarne w słowie i treści, prymitywne<br />

i niechciane przez samych famowiczów – Kurier Szczeciński.<br />

Po trzecie, jak widać, właśnie w Świnoujściu zaczęto nazywać<br />

nas Totartem.<br />

Sprawa zaczęła się od księgowych FAMY, którzy jakoś<br />

musieli rozliczyć naszą podróż ciężarówką, noclegi na polu<br />

namiotowym i kartki na laksogenną paszę w barze mlecznym<br />

Relax. O honorariach nikt z nas wtedy nawet nie marzył.<br />

I tak miało być jeszcze, a’ propos apanaży, przez wiele<br />

długich lat. Księgowi mówili, że muszą coś wpisać w rubryce<br />

„zespół”, a my nawet nie mieliśmy wtedy nazwy.<br />

No więc jakiś księgowy wyczytał, że w którymś z naszych<br />

manifestów powtarza się słowo totart. I rzekł – to<br />

25<br />

Finał akcji<br />

Szalet Naszym Schronem.


Kudłaty i Konjo<br />

dekonstruują wieczorek<br />

poetycki w kawiarni Muszelka.<br />

napiszę, że nazywacie się Totart i w ten sposób rozwiążemy<br />

kwestie fiskalno-nomenklaturowe.<br />

Nam było obojętne jak nas nazywają, bo w ramach negacji<br />

wszystkiego w ogóle i kwestię nazwy wysyłaliśmy<br />

na śmietnik historii. Nie oprotestowaliśmy więc wniosku<br />

księgowego jakoś zbyt intensywnie.<br />

Zbig mówił – Genezę totartu da się również wyprowadzić<br />

z perspektywy socjologiczno – politycznej: nie ma zjawisk<br />

izolowanych; tot-ustrój totalizuje społeczeństwo, tot-społeczeństwo<br />

produkuje tot-sztukę.<br />

I tak już jako Totart (zwany też wtedy Totart Po Nic)<br />

kontynuowaliśmy na FAMIE niełatwą walkę ducha z materią.<br />

Ponieważ byliśmy nad wyraz expansywni, wierchuszka<br />

tej imprezy od początku nie pałała ku nam specjalną sympatią.<br />

Zorientowaliśmy się też, iż głównym zajęciem jury<br />

FAMY jest zalewanie pały w klubie festiwalowym. Sponsorowanym<br />

zresztą przez Towarzystwo Trzeźwości Krokus<br />

ha ha ha.<br />

Nie podobało nam się, że nasze działania ma oceniać<br />

wiecznie nawalony komitet bubli genetycznych. Więc, po<br />

kilku subtelnych dyskusjach, postanowiliśmy prostszymi<br />

środkami poinformować ich o naszym zdaniu.<br />

Pewnego wieczoru po prostu weszliśmy do klubu, wyłączyliśmy<br />

korki i w kompletnej ciemności obrzuciliśmy<br />

tzw. jury tradycyjnymi bombami z mokrych gazet. Wywołało<br />

to panikę, ucieczkę co bardziej upodlonych „jurorów”<br />

w nieznanym kierunku oraz napadowe stany lękowe<br />

na dźwięk słowa Totart.<br />

Reakcja dyrekcji była błyskawiczna. Skandaliści z Gdańska<br />

(grupy kontestujące Totart) doczekali się: otrzymali zakaz<br />

wstępu nawet do klubu FAMY – życzliwie donosił Kurier<br />

Szczeciński.<br />

26<br />

Otrzymaliśmy też zakaz występów na FAMIE w ogóle.<br />

Część zbombardowanej dyrekcji żądała usunięcia Totartu<br />

ze Świnoujścia a nawet z pasa przygranicznego. Ale Gogol<br />

poczciwy jakimś fortelem ich przekonał, że Totart będzie<br />

mu jeszcze potrzebny na zakończeniu FAMY, więc nasze<br />

wypędzenie niweczy jego koncepcję artystyczną.<br />

Od tej pory byliśmy objęci stałym dozorem Wojewódzkiego<br />

Urzędu Spraw Wewnętrznych. Obok naszego siedliska<br />

rozbili swój namiot dwaj opaleni agenci, udający wczasowiczów.<br />

Pstrykali nam fotki i założyli podsłuch w namiocie<br />

(sztuka milicji).<br />

Inni uczestnicy FAMY ogłosili bojkot Totartu. Nie przeszkadzało<br />

nam to, wręcz przeciwnie, mobilizowało do dalszych<br />

niesfornie zaczepnych interakcji.<br />

Zajęliśmy się pląsami towarzyskimi i udoskonalaniem<br />

spontanicznie kreowanej poetyki zlewu.<br />

Na poletku pierwszym integrowaliśmy się z Piotrkiem<br />

Bratkowskim, jedynym jurorem, który kumał coś z tego<br />

„kulturalnie akademickiego lupanaru”. Krytyk Bratkowski<br />

zachwycił się hasłem Miłość niszczy osobowość, które niebawem<br />

poddał penetracji w eseju pt. Miłość w stanie podejrzenia.<br />

Zacieśnialiśmy też więzy braterskie ze świeżo przybyłą<br />

Hieną, która zagrała dreszczogennie plażowy koncert dla<br />

rybek.<br />

Zbig wspominał – Hiena… zupełnie osobne zjawisko. Pamietam<br />

jak po przyjeździe (słynnym pociągiem relacji Przemyśl<br />

– Szczecin, kto tego nie przeżył, ten nie wie) z Rzeszowa<br />

do Świnoujścia, pokiwali głowami i zamurzyli się z instrumentami<br />

w morzu, by zagrać koncert dla podwodnych<br />

żyjątek. („Psychologia świata montowanego i inne pisma<br />

zawiłe”).<br />

Zaznajomiliśmy też pełną fantazji ślązaczkę Beatkę, która<br />

przez długie miesiące była wierną towarzyszką totartalnych<br />

peregrynacji.<br />

Kudłaty, podczas zajazdu na wieczór poetycki w kawiarni<br />

Muszelka, poznał młodą literatkę Agnieszkę Walczak,<br />

córkę Grzegorza. Jej tato napisał libretto pierwszej polskiej<br />

rock opery pt. Naga. W czas zajazdu młodzi adepci pióra<br />

się w sobie zakochali. Żyli długo i szczęśliwie póki się<br />

nie rozstali.<br />

Nasza akcja w Muszelce była chyba jedyną, na którą media<br />

spojrzały łaskawszym okiem. Odbywały się tam dość<br />

żenujące prelekcje ogólnofilologiczne – TOTART przedstawił<br />

własnego poetę naiwnego {Kudłaty}. Jego nadworny<br />

krytyk {Konjo} przedstawiał twórcę w pełnych kompetencji<br />

słowach, jednocześnie w zupełnie absurdalny i pseudonaukowy<br />

sposób. Zamierzony bełkot krytyczny w doskonały<br />

sposób wyśmiał podobny bełkot naszej humanistyki i krytyki<br />

literackiej (tyle tylko, że pisanej zupełnie poważnie).<br />

(„Student”).


Dzidek Jodko – pocztówka<br />

hand made z roku 1984.<br />

Ze Szczecina przybył z braterską wizytą Dzidek Jodko,<br />

animator kultury alternatywnej na Ziemiach Odzyskanych,<br />

mój druh serdeczny z juwenilnych aktiviti punkrockowych.<br />

Już niebawem jego magazyn Garaż, jako pierwszy<br />

chyba spośród pism muzycznie podziemnych, opublikuje<br />

kilka naszych postmasarskich manifestów. Zainspirowały<br />

one pewnego krotochwilnego artystę ze szczecińskiej<br />

grupy poetyckiej Skafander. Niesiony lekturą Sajgonowych<br />

teoryj podesłał nam ufnie swój elaborat pt. Jakie śniadanie<br />

takie jebanie.<br />

Zbyszek coraz bardziej nakręcał nas ideą zlewu. Z wielkim<br />

entuzjazmem podchwycili tą metodę wszyscy udziałowcy<br />

Tranzytorium.<br />

Na poletku zlewnym ujawniało się intuicyjne zaangażowanie<br />

Paulusa. Ów profuzyjny kamikaze przywiózł taśmy<br />

z porażającą muzą grupy SPK. Zbigniew dobił nas berlińskim<br />

koncertem Throbbing Gristle (zmasakrowane Strangers<br />

in the night Sinatry!). Umieraliśmy w ich rzęchach i od<br />

tej pory rozpoczęliśmy badania nad światem radykalnie<br />

wyzwolonych dźwięków.<br />

Phalli zaczął także nagrywać urywające jaja mózgozlewiny,<br />

o nazwie Kabaret Paulusa Paulusa Paulusa. Tworzyliśmy<br />

coraz bardziej obłąkane imprzejawniki (czyli indywidualne<br />

przejawy twórcze, bo słowo sztuka zbrzydło nam<br />

doszczętnie).<br />

Wszystko w myśl przesłania Zbigniewa – Rób to, czego<br />

cię nikt nigdy nie uczył to, do czego nie masz uzdolnień ani<br />

28<br />

predyspozycji – w tych punktach twoje zanieczyszczenie jest<br />

najmniejsze. Chodziło, off korrs, o toksyny kulturowe…<br />

Tak hartował się zlew. Był on połączeniem rozmów<br />

o duszy z głupkowatą fascynacją czystą formą kawałów<br />

kolonijnych. Wylanie, zlewność. Najogólniej: wyswobodzone<br />

spod kontroli racjonalnego umysłu, uwalniane z reżimu<br />

logicznych wynikań, sytuacyjnych uwarunkowań i innych<br />

blokad, wyrzucanie napięć i wyrażanie serdeczności z wykorzystaniem<br />

kanału głosowego, z tendencją do całkowitego<br />

uplastycznienia tworzywa podług własnego widzi mi się…<br />

Z czasem owa momentalność wylewowo przeradza się<br />

w niemal epickie ciągi artykulacyj, mocno wtedy przypominające<br />

poezje zaumne, ale jakże istotnie od nich różne,<br />

bo nie udające normalnych struktur mowy i nie wtłaczane<br />

w odwieczny kanon literackości i poezji…<br />

Z czasem uwalnianiu kanału głosowego zaczyna towarzyszyć<br />

coraz swobodniejsza mimika, gestykulacja i ogólnie<br />

dynamika ciała – jakby ekspresja zaczynała rozchodzić się<br />

po kościach. Rozchodzi się również w terenie, chętnie przenosząc<br />

się z osobnika na osobnika. (Zbyszek Sajnóg – „Vademecum<br />

konesera Totartu”).<br />

Metoda tak spontanicznie wykreowana ulegała przez<br />

lata wzbogaceniu, za sprawą nieokiełznanej fantazji totartalnych<br />

uwielaczy. I często przybierała formy, które zadziwiały<br />

nawet kombatantów profuzyjnej poetyki…<br />

Zbliżał się finał świnoujskiej ruchawki. Gogol zaplanował<br />

nasz udział w uroczystej akademii z okazji 70 urodzin<br />

dadaizmu. Przygotowaliśmy się rzetelnie, realizując m.in.<br />

street-erotyczną sesję fotograficzną. Oraz malując serię<br />

zlewnych obrazów pt. Młodzi poeci na mydło.<br />

Operacja sceniczna była gęsta w formie i treści. Mesjago<br />

ujawnił swoje brutalne curriculum vitae – Moi rodzice byli<br />

najwyraźniej łagodnymi optymistami także i wtedy gdy pijany<br />

i obrzygany udając nagłą chorobę wróciłem ze szkoły,<br />

zresztą podstawowej… Ja wykrzyczałem poemat pt. Życie<br />

jest to kurwa na której łapie się nieuleczalnego syfa.<br />

Byliśmy odziani w jedno ubranie, czyli każdy z nas miał<br />

na sobie jego połówkę. Tak więc Zbyszek świecił przyrodzeniem<br />

a ja tyłkiem przed zacną widownią. Zanim nas<br />

ostatni już raz z tej imprezy wypędzono, zdążyliśmy jeszcze<br />

odśpiewać z Hieną ich sowizdrzalską pieśń Pijcie jabczany,<br />

pijcie kutasy…<br />

Jury wykazało się finalnym brakiem zrozumienia<br />

i w swoim werdykcie potępiło zdecydowanie pojawiające<br />

się tu i ówdzie próby wprowadzenia obszczymurstwa<br />

do kultury studenckiej.<br />

Zbigniew skwitował to liryczną refleksją – Taki morał<br />

z tego / że ciężkie życie inakszego / ale i tak lepsze niż durnego<br />

/ bo onego ciężkie i durne / a inakszego zawsze to inaksze…


Dada aktion w kolażu<br />

z Metafizyki Społecznej.


Hajt Park Tot Crew<br />

– stoją od lewej:<br />

Świntuch, Gruby, Konjo,<br />

Mesjago , Kudlatz,<br />

na dole 4 od lewej Jany.<br />

Po powrocie na łono Kaszub usiłowaliśmy jakoś przetrwać<br />

burą komunistyczną kanikułę. Na chwil parę pojechaliśmy<br />

do Śliwic w Borach Tucholskich, najeżdżając zaprzyjaźnione<br />

gospodarstwo Maroszków. Za rok mieliśmy<br />

tam powrócić jako postartystyczna wspólnota Kanibale<br />

Kultury. Pod wpływem tych progresywnych idejek Andrzej<br />

Maroszek, już w wolnej Polsce, został współudziałowcem<br />

Tymonowego, okołojassowego Biodro Records.<br />

W gdańskim Pałacu Młodzieży Kudłaty i Paulus wylali<br />

się podczas sesji muzycznej pt. To są kredki różowej facetki.<br />

Jednym z jej mięsopustnych hitów była suita o nazwie Nie<br />

będę synoptykiem bo mam w dupie pogodę!<br />

Ja wydałem premierowy numer magazynu nowin totartalnych<br />

Futurfoto. Tytuł zaczerpnąłem z nagłej iluminacji<br />

szczegółem scenograficznym, ujawnionym w filmie Felliniego<br />

Rzym. Oraz z irracjonalnego przekonania o jego<br />

(tzn. szczegółu) adekwatności w obliczu spraw, które działy<br />

się wtedy w gronie obrzyganych ministrantów permanentnego<br />

końca.<br />

Numer eins zawierał – inkryminowane już w tej opowieści<br />

cv Mesjago; fotocollage masarski pt. Mięskowołowinkakotlecikkiełbaskaserdelek;<br />

i mój strumień profuzyjnej świadomości<br />

Piszę aby zabić czas a tym-czasem zabijam siebie.<br />

And pierwszą część eposu ludowego o panu Domańskim<br />

z Oławy, któremu objawiła się Najświętsza Panienka<br />

podczas kopania ziemniaków na działce – Ratuj cały naród<br />

ochraniaj łaskawie / wspieraj nas Maryjo w kraju i w Oławie.<br />

W związku z widzeniami pana Domańskiego, 1 stycznia<br />

1986 roku na tejże działce kilkadziesiąt tysięcy wiernych<br />

czekało na zwiastowanie Królowej Polski. Volksmetafizik<br />

made in PRL miał się doskonale…<br />

30<br />

Krzysiek Skiba był pomysłodawcą Lewatywy kulturalnej<br />

Hyde Park (czyt. Hajt Park). Czyli wakacyjnego zlotu anarchistów.<br />

Odezwa tego hiperaktywnego komandosa RSA grzmiała<br />

– Ludzie!!! Jest to impreza międzynarodowa, a także ogólnopolska.<br />

Wszystko jest za darmo, wystarczy tylko wziąć<br />

namiot i przyjechać z własnym wyżywieniem i dziewczyną,<br />

później samemu wystąpić, zaśpiewać i zatańczyć i pojechać<br />

do diabła. Zlot był całkowicie nielegalny i w założeniu<br />

trwać miał aż do nalotu milicji.<br />

Pierwszy taki anarchistyczny jamboree odbył się pod<br />

Złotą Górą near Kartuzy latem 85. Akta Służby Bezpieczeństwa<br />

definiują Hajt Park jako imprezę rozrywkowo<br />

– szkoleniową o zdecydowanie wrogiej wymowie ideologicznej.<br />

W sierpniu roku 86 RSA wyznaczyło okolice jeziora Wyspowo<br />

pod Wejherowem na Hajt Park vol. 2.<br />

Totart zjawił się tam rączo, omijając łapanki SB, zgarniającej<br />

co bardziej kolorowych hajtparkowiczów już w okolicach<br />

dworca PKP w Wejherowie. Na miejscu oczekiwali<br />

partyzanci RSA oraz świeżo konstytuującego się WiP.<br />

Czyli pacyfistycznego kolektywu Wolność i Pokój. Gościem<br />

specjalnym był Jacob Jankowski, pierwszy polski<br />

obdżektor, który w intencji Hajt Parku wykonał samowolkę<br />

z ośrodka penitencjarnego.<br />

Przybyło około 200 sympatyków RSA z całego PRL.<br />

Zorganizowano perwersyjną wystawę wielkiego żarcia,<br />

pod postacią fotek z zachodnich magazynów dla gospodyń<br />

domowych.<br />

Któryś z gdańskich anarcholi wywiesił flagę z solidarycą<br />

wydrapanym słowem DUPA. O ten transparent wkrótce<br />

rozpoczęły się boje pomiędzy stronnictwem ugodowym<br />

a frakcją radykałów. Wizualizowało to dość jasno ówczesny<br />

stosunek młodzieży wegetującej do miejsca, w którym<br />

zakopała się Solidarność…<br />

W nocy Totart zrealizował nihilistyczne ujawnienie poetyckie,<br />

połączone z paleniem wierszy „żeby było jaśniej<br />

i cieplej”. Anarchiści trzymali się dzielnie, ale gdy Zbigniew<br />

po raz piąty odczytał poemat Europa, to tu i ówdzie<br />

doszło do gniewnego pomruku. Na zgodę zaproponowałem<br />

zlewną wiązankę moich katastroficznych liryk pt. Zawsze<br />

można jeszcze popełnić zbiorowe samobójstwo lub zostać<br />

turystą. Wyrozumiałe brawa popłynęły wzdłuż uśpionego<br />

jeziora…<br />

Rankiem dnia wtórego odbyła się burzliwa dyskusja<br />

przy ognisku na tematy światopoglądowe. Libertariański<br />

realpolitik generował sądy w rodzaju armia polska nie<br />

strzelała tylko wtedy do swoich obywateli, gdy jej nie było.<br />

Kolportowano bibułę, nawiązywano istotne kontakty, nie<br />

wykluczone iż dochodziło do aktów spontanicznego spełnienia<br />

w wymiarze libidalnym.


Futurfoto.


Gdańsk 85, Szelest Spadających<br />

Papierków – Ozi, NN i Siwy.<br />

Po południu anarchistyczną enklawę nawiedzili nieproszeni,<br />

aczkolwiek spodziewani goście z ZOMO i SB. Jacob<br />

uciekł w ostatniej chwili przez gościnne kaszubskie bagna.<br />

Wszystkich nas zapisano w milicyjnym pamiętniku a kilku,<br />

co bardziej opornych, zaliczyło cios pałą w plecy.<br />

M.in. przez tamto spisanie miałem potem esbecką blokadę<br />

na paszport. Za który w końcu moja kochana mama<br />

musiała dać łapówkę jakiemuś ubekowi. Tak zarabiali na<br />

trzeci filar ludzie honoru…<br />

Kilka dni później doszło do spotkania z człowiekiem,<br />

którego zadziwiające kreacje wzbogacić miały wszechświat<br />

aktywności Tranzytorium.<br />

Sławek Ozi Żamojda był jednym z twórców socjety muzycznej<br />

o nazwie Gdańska Scena Alternatywna. Jako Paryskie<br />

Trąbki czy Zajęcia Praktyczno–Techniczne działał<br />

w Ruchu już od 82 roku. Pisał zgrzytliwie transowe liryki,<br />

32<br />

malował nieudalistyczne obrazy, ujawniał wydawnictwa<br />

pojedyncze: Nova Liderska Parta, 65 Produktów czy Nowe<br />

Reklamy.<br />

Aktualnie był mózgiem formacji Szelest Spadających<br />

Papierków, której otwarta formuła generowała niezwykłe<br />

przekroczenia okołomuzyczne i personalne. SSP wsławił<br />

się np. tym, iż istniejąc lat prawie 30 nigdy nie zagrał próby.<br />

Stawiali na totalną improwizację, jako twórcy współczesnego<br />

folku industrialnego. Z dzisiejszej perspektywy<br />

wiemy, że wieloaspektowa obecność Oziego była zapowiedzią<br />

boomu yassowego.<br />

Partnerem Oziego w koncercie, który miał zagrać SSP<br />

w ramach II Nadmorskiego Festiwalu Wyłączności Nowa<br />

Scena, był freakujący muzyk Darek Chomik Michalak.<br />

Chomika poznałem jeszcze w latach punkowych, gdy<br />

w gdańskim klubie Akwen organizowałem moje pierwsze


Party Młodzieży Wegetującej. Teraz Chomik namówił<br />

Oziego do realizacji wielkiego show postbroadwayowskiego.<br />

I do tego, oprócz 10 muzyków wyrwanych z przeróżnych<br />

kapel, potrzebny był im Totart.<br />

W słynnym mateczniku GSA, czyli w klubie Burdel,<br />

combo dźwiękonaśladowcze i nasza bojówka wspierająca<br />

rozpoczęło kąsanie tej fascynującej zadymy. W pole<br />

wymiany energetycznej Tranzytorium wstąpił wtedy Robert<br />

Gruby Jurkowski, przyszły inżynier projektu o nazwie<br />

CUKT (Centralny Urząd Kultury Technicznej).<br />

Gdy cała ekipa zjawiła się 28 sierpnia w sopockim Teatrze<br />

Letnim, panowała tam nieco senna atmosfera. Zapowiedzeni<br />

przez radiowych prezenterów Bożenę Sitek<br />

i Pawła Sito, ruszyliśmy do profuzyjnego tańca.<br />

Atak tym razem przyjęty został przez publiczność z niezwykłym<br />

entuzjazmem. Teatr Letni oszalał na nasz widok!<br />

W Kosmos leciały największe kilery efuzyjne. Doszło<br />

do katarktycznych pląsów scenicznych, zakończonych,<br />

oczywiście, bitwą na granaty z mokrych gazet. Podnieceni<br />

fani alternatywy domagali się bisów i ustawiali pod garderobą<br />

w kolejce po autografy! Po raz pierwszy (i na wiele lat<br />

ostatni) poczuliśmy się jak gwiazdy, ha ha ha!<br />

Wieczór Wybrzeża, w artykule pt. Co dobrego w Nowej<br />

Scenie?, pisał – Do największego wydarzenia artystycznego,<br />

które zaistniało na scenie Teatru Letniego w Sopocie, zaliczyłbym<br />

bez wątpienia występ zespołu Szelest Spadających<br />

Papierków. Trudno oceniać ich produkcje wyłącznie w kategoriach<br />

muzycznych. Znacznie łatwiej określić widowisko,<br />

którym uraczyło nas SSP, mianem spontanicznego happeningu<br />

muzycznego.<br />

33<br />

Akcja Totart + SSP w Teatrze<br />

Letnim Sopot. Kolaż z<br />

Metafizyki Społecznej.


Teatr Letni – Paulus,<br />

Konnix i Beatka.<br />

Jedno z niewielu zdjęć<br />

dokumentujących akcję<br />

Totartu na<br />

Poza Kontrolą 86.<br />

Ogromny „luz”, dobry podkład muzyczny, nie zaprogramowany<br />

ruch, nawiązany kontakt z młodą widownią<br />

a przede wszystkim ważkie treści działające na podświadomość,<br />

to główne atuty Szelestu Spadających Papierków.<br />

Autor tej sympatycznej laurki, gdański dziennikarz Jerzy<br />

Piskorzyński, za 16 miesięcy przygarnie Imprzejawnikowy<br />

Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny Zlew Polski, w gościnne<br />

progi klubu Rudy Kot…<br />

A rejestrację audio radośnie wylanego koncertu upubliczniłem<br />

rok później na pierwszej kasecie mojej onomatopeicznej<br />

wytwórni Fonografia Zlew Polski, o nazwie –<br />

SSP & Totart presents: The Anti – Third Reich’n‘Roll.<br />

Tymczasem… już następnego dnia wszystko powróciło<br />

do bolesnej normy w relacjach Totart – konsumenci profuzji.<br />

Nie opadł jeszcze kurz z sopockiej zawieruchy a my<br />

ruszyliśmy na Warszawę.<br />

29 sierpnia Hiena miała zakontraktowany występ na festiwalu<br />

Poza Kontrolą, realizowanym w klubie Remont.<br />

Zaprosili nas do uczestnictwa w swoich tajemnie psychodelicznych<br />

rytuałach. Nie było już wtedy z nimi Bohuna.<br />

Zaginął na lat wiele wśród bieszczadzkich stepów.<br />

Jego rolę przejął niezwykły Rudi, który wprowadził Hienę<br />

do świątyni extazy i szaleństwa.<br />

Mordercze gusła rozpoczęły się w okolicach północy.<br />

I było to twarde, heroiczne misterium.<br />

Rudi rzęził swoje eschatologiczne wizje, do dźwięków<br />

fetyszystycznie przesterowanej gitary – Tysiące obłąkanych<br />

spojrzeń / głosy podnieconych spowiedników / dzikie pustynne<br />

plemię odprawia ofiarę / na ołtarzu wykutym przez<br />

samego Lenina / stoi olbrzymia suka hiena…<br />

34<br />

Byliśmy godnymi udziałowcami tej krystalicznej agonii.<br />

Nie jest łatwo, Czytelniku, umierać w taką sierpniową noc.<br />

Wypędzono nas ze sceny po dwóch, trwających wieki, godzinach.<br />

Zbigniew wspominał później – Daliśmy mocny, ekspresjonistyczny<br />

występ i punkowa publiczność choć nic nie załapała,<br />

nie pozostała obojętna. „Patałachy do domu”, „pedały”<br />

krzyczeli, a w końcu zdecydowali się chyba nam zwyczajnie<br />

wpierdolić i musieliśmy się wycofać.<br />

Pragnę wierzyć, iż jedynie przez niefrasobliwe niedopatrzenie,<br />

a nie przez absmak wywołany operacją sceniczną,<br />

organizatorzy nie zapewnili nam zwrotów kosztów podróży<br />

i noclegów. Więc o trzeciej nad ranem snuliśmy się po<br />

stolicy, aby gdzieś złożyć obolałe ciała i krwawiące dusze.<br />

Ktoś wypatrzył kubistyczne monstrum o nazwie akademik<br />

na placu Narutowicza. Wbiliśmy się przez piorunochron<br />

na drugie piętro tej zadziwiającej konstrukcji. I tam<br />

rezydowaliśmy na nielegalu przez trzy finalne dni naszej<br />

letniej odyseji.<br />

Pobyt Totartu na festiwalu Poza Kontrolą zaowocował<br />

kolejnymi zlewnymi fascynacjami.<br />

Obejrzeliśmy bardzo dziwny koncert krakowskiej grupy<br />

Wahehe Divagazione Uniwersale. Na wokalu szalał około<br />

czterdziestoletni demiurg Kapitan Bifhart – Ciotka patrzyła<br />

stanowczo przed siebie / rozchylając nogi w czarnych<br />

pończochach / zaczęła zdejmować mi mój mundur / Hitler<br />

Jugend… Wył to w taki sposób iż w Remoncie skwierczała<br />

terakota.<br />

W perkusję walił Gogo Szulc, mój stary kumpel z czasów<br />

gdy był pałkerem TZN Xenna. Odfruwałem w takt<br />

gitarowej solówki, którą poćwiartował publikę góral<br />

o ksywie Ojciec. Bas z godnością zamordował Franz


Ulotka Wahehe.


Rozkrock.<br />

Hiena & Totart.<br />

Dreadhunter. Mimochodem robiący też (wtedy!) za sidemana<br />

estradowego koszmarka Bajm…<br />

Trafiłem także na ekshibicjonistyczny wykon trupy Rozkrock,<br />

z Kożuchowa pod Nową Solą. Po scenie biegał<br />

anorektyczny pacjent w piżamie. Do brzdęków – dźwięków<br />

z plastikowych dziecięcych gitarek, popiskujący texty<br />

w rodzaju – Niedaleko od Krakowa / leży miasto Częstochowa<br />

/ tam za dychę lub za piątkę / kupisz chamie se pamiątkę!<br />

Profuzyjnym szansonistą okazał się przybysz spoza<br />

Układu Słonecznego – Ziggy Stardust. A literacka próbka<br />

to fragment większej ideologicznej całości, którą był anarchosexualizm!<br />

To nasz człowiek – pomyślałem od razu…<br />

36<br />

Ziggy w publikacji „Rozkrock Attack” tak opisuje ten<br />

moment intensywny – Oczom Konika ukazał się obraz jakby<br />

żywcem ze snu paranoika wyjęty. Po scenie miotali się jacyś<br />

kelnerzy, onanizujący się faceci w pidżamach, punkowcy<br />

i menele. Właśnie śpiewano piosenkę Leonarda Cohena<br />

pt. „Dance me to the end of love” w wersji, przy której interpretacja<br />

Polskich Orłów, gwiazdy wesel odprawianych hucznie<br />

w wiejskich remizach, uchodzić by mogła za uwerturę<br />

opery.<br />

– O kurwa – jęknął Konik. – To wariaci!<br />

Konik miał wielką słabość do wariatów wszelkiej maści.<br />

Zwłaszcza jeśli swoje szaleństwo demonstrują publicznie.<br />

Zaliczyliśmy też sympatyczną fotkę w Magazynie Muzycznym.<br />

Jego redaktor trafił na Paulusa, który, zapytany<br />

o skład grupy rockowej Hiena – Tot Art (?!), z kamienną<br />

twarzą poinformował: Adam – vocal, Baśka – flet, Młody<br />

Grzelak – nagrywanie, Andrzej (kilogram) – dusza, Urizel<br />

– serce… Pozdrawiam tych nieświadomych udziałowców<br />

pozakontrolowanej nocy!<br />

Po burzliwie inicjacyjnym lecie nadszedł melancholijnie<br />

depresyjny wrzesień. W wakacje w mieszkaniu Zbigniewa<br />

nocowało czasem i po 30 osób. A teraz powróciła Wielka<br />

Pustka. Totart nam zawisł pod sufitem i dyndał oczekująco,<br />

niczym figury z Rozstrzelania Wróblewskiego.<br />

Coś z tym trzeba było zrobić, coś się musiało wydarzyć…<br />

Mesjago pisał kolejne manifesty i cierpliwie objaśniał:<br />

Totart jako poszukiwanie punktu oparcia drogą rozpraszania<br />

nadbudowań, przerostów: oderwanego od naturalnych<br />

uwarunkowań i stąd wywołującego dysonans estetyzmu<br />

i hybrydalnego kultu specjalizacji i umiejętności – wszystkiego,<br />

co dehumanizuje współczesny świat i doprowadza ludzi<br />

do rozpaczy, której przyczyn najczęściej nie umieją już<br />

nawet wskazać…<br />

Wniosek był następujący – Dowolność jest najtrudniejsza<br />

– jesteśmy więźniami samych siebie, łatwego podporządkowania<br />

się przyzwyczajeniu.<br />

No to ja wydawałem kolejne numery Futurfoto. Moim<br />

dzielnym kooperantem został Jany, known as Czarny Piotr<br />

Naszych Dni. Głosił na łamach zlewnej bibuły swoje rewolucyjne<br />

odezwy – Walka pokoleń nie istnieje. To co nazywa<br />

się „walką pokoleń” to w rzeczy samej walka społeczeństwa<br />

przeciw władzy. Najczęściej jest to walka młodych<br />

przeciw starym, bo starzy są już znormalizowani, system<br />

przetrącił im kręgosłupy więc są grzeczni: niektórzy dorwali


się do koryta. Młodzi – nie zgwałceni jeszcze przez kulturę<br />

– buntują się, żądają wolności, pokoju i chleba.<br />

I jeszcze – Aby uwierzyć w siebie (bo nikt nam nic nie<br />

da, jeśli sami sobie tego nie weźmiemy) musimy stracić wiarę<br />

w kościół, zachód, ludzką twarz socjalizmu, oj-czy-znę…<br />

by nie odwracały naszej uwagi od meritum, tj. NIErządu,<br />

od faktu, że nasze świnie nie są lepsze od czerwonych i że<br />

nie mamy, w odróżnieniu od nich, do stracenia nic prócz<br />

kajdan.<br />

Wyprodukowałem ulotki ze sztandarem anarchizmu<br />

metafizycznego i przesłaniem Maxa Stirnera, którego idejki<br />

w ów czas kręciły mnie coraz bardziej – rewolucja skończyła<br />

się reakcją i to wskazuje czym jest w rzeczywistości rewolucja<br />

niewola u ludzkości nie jest warta więcej niż służba<br />

bogu w dni powszednie bracia stają się niewolnikami istnieje<br />

tylko jedna wolność moja potęga i jedna prawda wspaniały<br />

egoizm gwiazd na tej pustyni wszystko rozkwita na<br />

nowo wspaniały sens krzyku radości za którym nie kryje się<br />

myśl nie może być zrozumiany dopóty dopóki trwa długa<br />

noc myśli i wiary…<br />

Przygotowałem edytorsko Jacobizmy, czyli wspomnienia<br />

Jacoba Jankowskiego z psychuszki. Weteran RSA,<br />

wkomponowany w gościnne mury szpitala psychiatrycznego,<br />

snuł eschatologiczne przypowieści – Jezus z Galilei,<br />

pseudonim Chrystus, był synem Marii i Józefa. Jako Wielka<br />

Indywidualność szybko dostrzegł Prawdę, ale – aby przyciągnąć<br />

do siebie wierzących ślepo w Jahwe ludzi – podał<br />

się za Mesjasza, na którego czekał cały Izrael. Za Chrystusa<br />

– Zbawiciela, syna Jahwe.<br />

Było to z jego strony wielką chytrością: przyciągnęło masy,<br />

ale masy te składały się w większości z konformistów. I masy<br />

te przekształciły naukę Jezusa w totalitarną religię… Na<br />

nieszczęście dla gatunku ludzkiego, matryce tego wydawnictwa,<br />

w rodzicielskim szale zaprzepaściła moja niesamowita<br />

mama.<br />

37<br />

Magazyn nowin<br />

totartalnych Futurfoto.


Sni Sredstwom<br />

Za Uklanianie<br />

– Merta, Tymon<br />

i Córek.<br />

Ów nihilistyczny september zaowocował także niezwykłą<br />

kontrabandą liryczną, uzupełniającą pojemny skarbiec<br />

Narodowej Kultury.<br />

Zbigniew napisał zbiór sonetów totalnych pt. „Reisepsychose”.<br />

Chcę uderzyć w samo sedno. Jeżeli kultura zachodnia<br />

chlubi się wspaniałością swojej poezji a z kolei miarą<br />

wielkości w tej tradycji jest umiejętność zapanowania nad,<br />

uchodzącą za najkunsztowniejszą, formą sonetu, to jeżeli<br />

się rozprawić z tą kulturą artystycznie to chyba właśnie<br />

najskuteczniej kompromitując jej najszczytniejsze dokonania,<br />

w tym przypadku sonet. Tak myślę i przypierdalam na<br />

zmianę kubłami rozpaczy i rozkoszy – pisał autor w Wywiadzie<br />

z samym z sobą.<br />

Perłami w koronie tego wiekopomnego dzieła są imprzejawniki<br />

– Znikąd donikąd sontot monolityczny czerwonego<br />

światełka, Jebanego kurwa sontotu w pizdu oraz Internacjonalnie<br />

o pokoju na świecie postsontotem półmonolitycznym<br />

wolnym emocyjnym numerycznym azdaniowym.<br />

Brzmi ładnie i ciekawie nam się przygoda z Reisepsychose<br />

zaniebawem potoczyła…<br />

Gdy 1 października powróciłem ku dydaktycznej klaustrofobii<br />

Uniwersytetu Gdańskiego, na korytarzu powitał<br />

mnie fircykowato przyodziany anglista-pierwszoklasista.<br />

Był to Ryszard Tymański, który jednak z jakiegoś powo-<br />

38<br />

du nie akceptował swojego imienia i prosił, by nazywać go<br />

Tymonem.<br />

Kolega Tymański nie akceptował także mnie oraz wszystkich<br />

tych, którzy nie podzielali jego fascynacji twórczością<br />

dość świeżego samobójcy Iana Curtisa. I ogólnie nie zachwycali<br />

się tzw. zimną falą, która wtedy świeciła triumfy<br />

w peerelowskim undergroundzie muzycznym.<br />

Tymona poznałem jesienią roku 85. Jako zbuntowany<br />

student realizowałem w ów czas cykl koncertów, pod hasłem<br />

Podziemna Wysepka. W, jakżeby inaczej, gdańskim<br />

klubie Wysepka. Tymon miał tam próby ze swoim bendem<br />

Sni Sredstwom Za Uklanianie. Olaf Deriglasoff, wtedy lider<br />

Dzieci Kapitana Klossa, z pewną taką uszczypliwością<br />

określał ich muzę mianem wesołego Joy Division.<br />

Jako początkujący artyści, aby odpokutować za salę<br />

do ćwiczeń, Sni musieli odrobić pewną ilość godzin w ramach<br />

tzw. prac społecznych. A że jedną z niewielu aktywności,<br />

którą oprócz dyskotek Wysepka uprawiała, były<br />

moje koncerty, Tymon i jego licealni muzycy – gitarzysta<br />

Piotrek Merta i bębniarz Bartek Córek Szmit, zostali przymuszeni<br />

do malowania plakatów na Konnixa imprezy.<br />

Całe trio szczerze gardziło mną i punk rockiem, dlatego<br />

poniewczasie na swoich posterach odkrywałem małe, złośliwe<br />

dopiski w stylu – Rejestracja żałość, Punk to brednie,<br />

Konik to kutas… Jakoś mnie to bawiło i nawiązała się pomiędzy<br />

nami dość specyficzna nić sympatii.<br />

Tymon miał już świadomość istnienia Totartu, gdyż<br />

kumplował się z Włodkiem Urbanowiczem, kuzynem<br />

Zbigniewa. Dopowiedziałem historyi parę o naszych wakacyjnych<br />

rajdach i zaprosiłem do spontanicznego udziału<br />

w kolejnym ujawnieniu. Tym razem „luką w rzeczywistości”<br />

okazał się gdański szpital dla psychicznie i nerwowo<br />

chorych na Srebrzysku.<br />

Oprócz konwencjonalnych pacjentów przebywali w nim<br />

partyzanci z RSA, WiP i ogólnie „ludzie z Ruchu”, którzy<br />

poprzez symulowanie choroby pragnęli uzyskać tzw. żółte


papiery, zwalniające od zaszczytnej służby w szeregach<br />

Ludowego Wojska Polskiego. Jako że symulanci nawiązali<br />

przyjazne relacje z niższym personelem technicznym, powstała<br />

okazja do desantu na teren szpitala. Akcja miała odbyć<br />

się pod nieobecność administratorów, gdy ośrodkiem<br />

zarządzał ów niższy personel, który potajemnie miał dopuścić<br />

nas i nasze ujawnienie przed oblicze pacjentów.<br />

12 października zjawiliśmy się w silnym składzie pod<br />

bramą tej tajemniczej placówki. Totart wzmocniony został<br />

przez Tymona, którego przyprowadził kuzyn Włodek,<br />

pragnący jednocześnie podczas akcji wyświetlić na taśmie<br />

8mm swój przejmujący film pt. Spider fucker. Za artystę<br />

z ludzką twarzą robić miał dla niepoznaki Jerry Szokin<br />

Ziętek, folkowy trubadur z Kaszub. Bramę otwierał anarchista<br />

Gall Galiński, stały bywalec srebrzańskich salonów.<br />

Niestety zbyt szybko włączyliśmy turbo emocje, które<br />

zaskutkowały paniką wśród kuracjuszy.<br />

Po krótkim koncercie Szokina ruszyliśmy do odczyniania<br />

totartalnych rytuałów. Tymon dał się ponieść euforii<br />

i na oczach licznie zgromadzonych wariatów dokonał<br />

słynnego aktu kopulacji z godłem PRL. Wiele lat później,<br />

już jako formacja Tymon & the Transistors, nagrał o tym<br />

piosenkę pt. Dymać orła białego.<br />

Nasza miła widownia wpadła jednak na ten widok w histerię<br />

i musieliśmy pospiesznie szpital na Srebrzysku opuścić.<br />

No, nie każda terapia się udaje – ze stoickim spokojem<br />

podsumował operację Mesjago.<br />

Na FAMIE zakolegowaliśmy się z energetycznym fotografem,<br />

Jurkiem Czarnym Radziewiczem. Czarny od początku<br />

był entuzjastą naszych nawet najbardziej skrajnych<br />

działań. 19 października zaprosił Totart do stołecznego<br />

klubu Park, gdzie mieliśmy być „kulturalnym dodatkiem”<br />

do typowej studenckiej dyskoteki.<br />

Jako Tot-Orkiestra wybrali się z nami na podbój stolicy<br />

także Chomik z Tymonem. Nową wunderwaffe Obrzyganych<br />

Ministrantów Permanentnego Końca były hektolitry<br />

wody kolońskiej Rywal, perfidnie wylewanej na ogłupiałą<br />

młodzież akademicką.<br />

Wszystko odbywało się podczas ujawnienia zgodnie<br />

z taktyką „uderz, zniszcz i spierdalaj”. Brać studencka od<br />

początku nie była zachwycona iż ktoś ingeruje w jej dancing.<br />

Prawdopodobnie dlatego, że nikt z nas nie przypominał<br />

ich ówczesnych idoli, Limahla i Kajagoogoo.<br />

Ale już zupełnie nerewki puściły żakom na widok Tymona,<br />

oporządzającego nieszczęsnego orła białego. Poczuli<br />

się dotknięci faktem, że ktoś na ich oczach bezcześci<br />

godło PRL. Doszło do zasadniczej awantury i niemalże<br />

pobicia naszego nowego zagończyka przez spragnionych<br />

kulturalnej rozrywki warszawskich studentów. Wypędzono<br />

nas po pół godzinie.<br />

39<br />

Reisepsychose – Ada,<br />

Ozi, Autor i Tymon.


Słynna grafika<br />

by Paulus.<br />

Ponieważ przez kilka październikowych dni nic specjalnego<br />

się nie wydarzyło, zaingerowałem solo w spektakl teatralny<br />

odgrywany w gdańskim klubie Kwadratowa.<br />

Gdyż pojęcia: sztuka, dzieło, artysta etc, są tak zdezaktualizowane,<br />

iż ich używania dopuszcza się jedynie w formie<br />

stylizacji na staropolszczyznę lub staropolszczyzny sensu<br />

stricto (manifest pt. PRĄD). Moja akcja tak zirytowała<br />

uduchowionych aktorów, że na kopach usunęli Konika ze<br />

swojego teatrzyka.<br />

Nie zaniedbywaliśmy bynajmniej aktywności koncepcyjnych.<br />

Zbigniew np. przez jeden dzień, w poczuciu<br />

skrzywdzenia przez kanarów w tramwaju, napisał chwacki<br />

tom poetycki pt. Repolucja. Dzieło niestety prawdopodobnie<br />

zaginione bezpowrotnie, na fali późniejszego odlotu<br />

niebiańskiego autora.<br />

Paulus powróciwszy na nauki do liceum plastycznego<br />

w Nałęczowie, dzielnie ujawniał kolejne numery magazynu<br />

Pierdol. Tworzył też przezlewne liryki, które za czas jakiś<br />

wejść miały do kanonu operacyjnego Grupy Poetyckiej<br />

Zlali Mi Się Do Środka: Mój kolega – Cezary Baliszewski<br />

stracił podczas / odbywania służby woskowej – nogę! Chodzi<br />

teraz / z protezą i cieszy się głupek z byle czego!!! („Prawda<br />

o płciach”). A w towarzystwie Artura Hornika i Roberta<br />

Grubego Jurkowskiego koncertował jako intuicyjna<br />

40<br />

formacja Po Schodach (słynny przebój Jest klawo / dziś<br />

szkielety biją brawo.)<br />

Niezwykłe poziomy erupcji totartalnych idejek zaliczyli<br />

też pp. Kudłaty i Tymański. Pierwszy upublicznił serię<br />

traktatów pt. Problemat literatury immanentnej koegzystencji<br />

w świetle idei jedni prymarnej i nie tylko (zarys).<br />

Wybitny obywatel Słupska objaśniał – LIK… jest tym, co<br />

nam zapewni spokojne sumienie i da szansę osiągnięcia czegoś,<br />

czego nie znamy i dlatego poznać chcemy. Likość przejawia<br />

się w pewnym wyczuwalnym kontraście, sprzeczności,<br />

jawnym zgrzycie między czymś, a czymś w którymś z elementów<br />

imprzejawnika lub w relacji pomiędzy nim.<br />

Wg autora doskonałą ilustracją przedstawianych teorii<br />

był jego własny utwór pt. „Dupa Świntucha i inności<br />

– wiersz”: Prabuty zamilkły bestialsko… wyrżnięte jak gnój<br />

co chujem się zwie… w kieracie krotochwil w kratach krabami<br />

zaśmierdło… bo latem tak róże cukrowo dojrzają…<br />

Inną perłą LIK-u był, napisany wspólnie z Don Mario<br />

Starym Łagrowcem, Dramat w aktach strzech (osłowacji)<br />

tragedia podsceniczna z zachowaną jednością miejsca i czasu<br />

pod tytułem Od Uzdy Do Pizdy. Osoby – Chorus Ułanów<br />

(siedemnastu ułanów), Pizda (jedna goła) i Szczapa<br />

(wyalienowany).<br />

Kudłaty napisał także z Tymonem „Traktat o wszystkim”<br />

– Nie rozumiem dlaczego np. wiersz „Śmierciosny” jest gorszy<br />

od „Ody do młodości”? Dlatego, że „Odę do młodości”<br />

czytały miliony Polaków a „Śmierciosny” dwanaście osób?<br />

Patrząc przecież na sprawę diachronicznie wszyscy i wszystko<br />

kiedyś będzie odebrane, było odbierane i jest odbierane<br />

i kwestia odbioru imprzejawnika nie może być kryterium<br />

jego wartościowania.<br />

Już niebawem w/w dzieło opublikuję w moim profuzyjnym<br />

wydawnictwie Księgozbiór Zlew Polski.<br />

A dekadent Tymon był w owe dni na etapie młodziankowej<br />

kontestacji naszych poczynań i często wdawał się<br />

w dysputy ideologiczne ze Spikńeffem i ze mną, jako strażnikami<br />

metafizyki społecznej. Której nocy wykonał nawet<br />

malarski performens i pozostawił w kiblu kierownika Mesjago<br />

złośliwy napis – Już dziś trudno Zbigniewowi brzemię<br />

intelektu na sterany latami akademickiego ślęczenia grzbiet<br />

windować.<br />

Sajgon pisał – Uczestnicy włączali się w pracę tranzytorium<br />

i odchodzili w zależności od swej woli. Oczywiście nie<br />

oznacza to jakiegoś permanentnego stanu idealnej harmonii<br />

– nie obywało się bez silnych konfliktów w gronie realizujących<br />

i często to właśnie one były motorami działania, dynamizując<br />

napięcia kierunkowe. („Przed drzwiami trawierni.<br />

Vademecum konesera Totartu”).<br />

Z tych sporów kolega Tymański wyłonił późną jesienią<br />

roku 86 fascynująco manieryczny, a i do dziś nie opublikowany<br />

(ile tego jeszcze?) zbiór pt. „Poezyje” – Zamachowcy


Okładka legendarnego<br />

dzieła Kudłatego.


Darek Brzóska Brzóskiewicz<br />

nadchodzi!<br />

z czarnym jedwabiem po / dziurki od nosa / przystanęli u<br />

względnego końca… / W Rewolucji Permanentnie Idealnej<br />

/ społeczeństwo rozpadnie się na / świadome siebie i swej<br />

twórczej mocy / jednostki, pomne tęsknoty za / zamierzchłą<br />

jednością.<br />

W mieszkaniu Zbyszka które funkcjonowało już na pełnym<br />

etacie jako centrala Totartu, odbywały się całonocne<br />

burze mózgów, często z udziałem Skiby, Janego i innych<br />

aktywistów RSA. Konsekwencje można było znaleźć m.in.<br />

na łamach mojego Futurfoto.<br />

Jany pisał – Gdy panowała natura w sztuce dominowała<br />

treść. Używano jej do komunikacji i oddziaływania na rzeczywistość.<br />

Była magią, propagitem i odbiciem rzekomego<br />

ładu świata. Z niej powstała kultura i zniewoliła nas.<br />

W sztuce najważniejsza stała się piękna forma parawanu<br />

zasłaniającego istotę rzeczy. W spadku po obu tych fazach<br />

człowiek odziedziczył wiele słów, mitów, wartości itp. gówna.<br />

Wywołują one chaos w umyśle; paraliżują rozum, nie<br />

dając mu dojść do głosu…<br />

Stworzono trzecią fazę sztuki – jest ona publicznym konfesjonałem<br />

i kanapką psychoanalityka, śmietnikiem myśli,<br />

idei, rzeczy, słów, obrazów, symboli… Sztuka ta wspomaga<br />

funkcje wydalnicze snu, stąd ich wzajemne podobieństwo,<br />

podobnie jak artysty i szaleńca.<br />

Niech więc sztuka uwolni się od rzemiosła (ale i od kapłaństwa)<br />

i stanie się ogólnie dostępnym lekiem na stresy<br />

współczesności. Pisz, maluj, śpiewaj, rzeźb, tańcz i rysuj<br />

a potem niszcz to!.<br />

42<br />

Doszło też do małego nieporozumienia z liderami konstytuującej<br />

się wtedy Galerii Wyspa. Rzeźbiarz Klaman<br />

wpierw zaprosił nas na akcję podczas wernisażu swoich<br />

prac w sopockiej Galerii D, a następnie operację Totartu,<br />

z przyczyn niejasnych, przyblokował.<br />

Mętnie tłumaczył to później lękiem o niepoczytalność<br />

eskalacji naszych działań, na i tak burzliwym upublicznieniu<br />

swoich dzikich dzieł. Opóźniło to naszą owocną kooperację<br />

o kilka miesięcy, ale potem nadrobiliśmy w 400%<br />

ów zgrzyt merytoryczny.<br />

A Galerię D zamknięto niedługo potem, po radośnie<br />

pankrokowej wystawie Jacka „Jack the Ripper” Staniszewskiego<br />

pod kryptonimem Dread objects. Mechanizm zamknięcia<br />

odwoływał się do tradycji hitlerowskiej entartete


kunst i socrealistycznej rywalizacji o jednowymiarowy obraz<br />

świata.<br />

Za to od razu po całości w pole wymiany energetycznej<br />

wkroczył Darek Brzóska Brzoskiewicz. Pojawił się na korytarzach<br />

UG jesienią 86 jako desant toruński. Szła za nim<br />

fama poety alternatywnego, autora m.in. słynnych protest<br />

songów wyśpiewywanych przez grupę Rejestracja.<br />

Któregoś mrocznego poranka na uniwerek przyfrunął<br />

usmażony Tymon, z którym Brzóska usiłował odbyć przyjazną<br />

pogawędkę. Działanie THC spowodowało w mentalu<br />

Tymona karkołomne przekonanie, że jednak rozmawia<br />

z psem.<br />

Na lat wiele został więc Dariusz – Człowiekiem Zwanym<br />

Psem. I już niebawem zaczął generować wylane liryki<br />

o nazwie Złote myśli Psa. Takie jak – Potrawa – flaki po<br />

Cześku czy Kapo do nowo przybyłych – proszę zdejmować<br />

buty, bo idziemy do szewca.<br />

A potem Pies zamienił się w Brzóskę, lidera swingującej<br />

formacji muzycznej Awoda Zara 55 oraz autora brawurowych<br />

Haiku. I jego zlewiny zostaną światu udostępnione<br />

za kilka miesięcy, przez wydawnictwo Księgozbiór<br />

Zlew Polski.<br />

29 października odbył się wtóry nalot Totartu na gnijące<br />

mury Uniwersytetu Gdańskiego.<br />

Akcję poprzedziło wywieszenie w okolicach rektoratu<br />

wielkiego plakatu gołej baby z podpisem „Goła baba”.<br />

Następnie przyatakowaliśmy ulotkami ze znaną skądinąd<br />

DUPĄ oraz Arcydzielnym manifestem przeciwbolączkowym.<br />

Swoją bibułę dorzucili kamraci z RSA, więc atmosfera<br />

przed ujawnieniem zrobiła się rewolucyjna.<br />

Co bardziej ezoteryczni przedstawiciele akademickiej<br />

bohemy miewali widzenia bytów ukrytych przed oczami<br />

profanów. Poetka Lidia biegała po korytarzach filologii<br />

polskiej wyśpiewując – Ach jaką cipa może kobiecie przyjemność<br />

sprawić!<br />

Podczas akcji bezpośredniej prawdopodobnie zszargaliśmy<br />

wszelkie możliwe autorytety. Od świata bolszewii,<br />

przez oficjalne mniej lub bardziej podziemie, po wszystkich<br />

świętych zamulających zbiorową wyobraźnię. Nie wyłączając<br />

topowego konsumenta wadowickich kremówek.<br />

Profeci triumfowali. Gdy opuszczaliśmy pole walki, rozmarzona<br />

Lidia pocieszała – Ciotce też kiedyś odpierdoliło<br />

i oczy jej się odwróciły od tego kurestwa…<br />

Strzał był celny, gdyż o naszym ataku ze zgrozą mówiono<br />

nawet na plenum archidiecezji gdańskiej. Dostrzegła<br />

nas także uczelniana sekta narodowców. W jakiejś quasi<br />

bezdebitowej publikacji ukazał się donos potępiający totartalne<br />

bluźnierstwa. Autor ubolewał nad naszym upadkiem<br />

moralnym, grzmiał, iż tego rodzaju wystąpienia są<br />

dowodem niedojrzałości obywatelskiej środowiska akademickiego.<br />

Sugerował też, że jesteśmy z pewnością sterowani<br />

przez SB, o ile sam Totart nie jest zakamuflowaną filią<br />

wieczorowego uniwersytetu marksistowsko – leninowskiego.<br />

Zbyszek odpowiadał trumnom z resztkami Dmowskiego<br />

– Ciągłe powtarzanie legend i domaganie się tego samego<br />

od młodych, w imię narodowych wartości jest błędem logicznym.<br />

Ani młodość, ani twórczość, ani niesforność nie<br />

mogą być traktowane jako grzech, czy wręcz zbrodnia przeciwko<br />

narodowi, bo bez nich nastąpi homogenizacja i zdebilenie.<br />

Jest to oczywistość tak jasna, że tradycyjnie zaślepiająca.<br />

A jeśli powoływać się na tradycję, to najlepiej na tę dawną,<br />

przedkontrreformacyjną tradycję tolerancji – to dopiero<br />

byłby wielki narodowy program. Kogo dziś na to stać? Pochlebiam<br />

sobie, że trafiliśmy istotnie w problematykę i czas<br />

– w przeciwnym razie skąd by się wzięły owe wyszczerzania<br />

się stróżów i nieuprzejmości kelenerów, ha, ha – udało<br />

się nam. („Parnas zimowy. Automityzacja – Automatyzacja<br />

– Atomizacja”).<br />

Ale pojawiły się też głosy zgoła odmienne od płaczu<br />

wszechpolaków.<br />

W A’ Cappelli autor, ukrywający się pod pseudonimem<br />

Żak, pisał – „To, co się dzieje na naszych uczelniach, to już<br />

nie kryzys, to upadek! Jego symptomy są wielorakie. „W wyższych<br />

uczelniach, szczególnie prowincjonalnych… praktycz-<br />

43<br />

Energetyczny element<br />

scenografii Totartu.


Teatr Letni Sopot – Konjo<br />

dzierży historyczną<br />

flagę Totartu.<br />

nie zamarła nie tylko niezależna działalność studencka, ale<br />

nawet żywszy ruch umysłowy.<br />

Na niektórych uniwersytetach z trudem można zebrać<br />

parę dziesiątek młodzieży, która próbuje cokolwiek robić dla<br />

utrzymania statusu ludzi myślących, a pomniejsze uczelnie<br />

techniczne czy pedagogiczne stanowią kompletną pustynię.<br />

Bardzo wielu żeni się już na drugim czy trzecim roku, klepie<br />

biedę i rodzi dzieci, bo = trzeba przecież mieć coś własnego<br />

=. Ogół zamyka się w wąskich grupach koleżeńskich i odwraca<br />

od wszelkiej aktywności.” (Vacat nr 27). Do tego dochodzi<br />

nasz tradycyjny już alkoholizm oraz narodowo – katolickie<br />

zaczadzenie, gdzie słowa zastępują czyny, a patriotyczne<br />

slogany – myślenie.<br />

Jedynym – potencjalnie ciekawym – zjawiskiem na gdańskich<br />

uczelniach jest TOTART. Widzę już reakcje niektórych<br />

czytelników – wściekłą, ale (na szczęście dla mnie) bierną.<br />

I od razu odpowiadam: TOTART jest adekwatny – adekwatny<br />

nie tylko do widza poszczególnego spektaklu, ale także<br />

do czasu i miejsca, w którym przyszło mu zaistnieć. A tutaj<br />

i teraz jest dno kryzysu, bezruch w myśli, słowie i uczynku.<br />

Aby go przełamać TOTART usiłuje sprowokować jakąś<br />

reakcję. Robi to w sposób typowy dla skrajnych środowisk<br />

intelektualnych (ekspresjonizm, futuryzm, dadaizm, surrealizm…),<br />

czyli przez obrażanie świętości, którym hołduje<br />

nasza zaściankowa inteligencja, takich jak samozadowolenie,<br />

święty spokój, naród, Kościół i ona sama oraz organizacja<br />

świata jako taka… I inteligencja obraża się, nie dostrzegając,<br />

że TOTART to szansa. Szansa dla „aktora” i „widza”<br />

(piszę to w cudzysłowiu, bo podział ten jest nieadekwatny<br />

– uczestnikami TOTARTU, a więc i jego twórcami<br />

są wszyscy).<br />

A szansą tą jest bezkarność, możliwość mówienia i robienia<br />

pod pozorem sztuki wszystkiego, co normalnie jest niedozwolone<br />

(nie tylko przez władze, ale i przez „środowisko”,<br />

przez „autorytety” społeczne itp.). Szansą, jeśli nie stworzenia<br />

czegoś, to przynajmniej wyrzucenia z siebie tego, co nas<br />

męczy i żyć nie daje (taka publiczna spowiedź i psychoanaliza),<br />

szansą przewietrzenia niezdrowej atmosfery narodowego<br />

grobowca i totalnej niemocy. („Dlaczego chore dzieci<br />

muszą jeść banany?”).<br />

44<br />

Profuzyjna socjeta rozrastała się. Na upublicznienie<br />

w UG przyszła silna ekipa studentów gdańskiej PWSSP.<br />

Byli naładowani progresywną energią, estetycznie przekroczeni,<br />

wkurwieni na cały świat i oczywiście pozbawieni<br />

szans na prezentację swoich mocno politycznych prac. Nie<br />

istniały wtedy prywatne galerie, Wyspa dopiero rozkręcała<br />

się do neoekspresjonistycznego walca a kuratora Rysia<br />

Ziarkiewicza eksmitowano właśnie z sopockiej BWA.<br />

Przyszli więc do nas i zaproponowali akcjonistyczną integrację.<br />

Najmłodsze pokolenie buntowników szkoły plastycznej<br />

stanowili Joanna Kabala, Andrzej Awsiej, Jacek Zdybel,<br />

Natalia Szpetman i Krystian Rasmus. Pierwszy duet<br />

przyciągnął też do Totartu prawnika – mistyka, Maćka Rucińskiego.<br />

Ta radykalna trójca wkrótce założyła grupę kolorową<br />

Yo Als Jetzt, która dzielnie wspierała wszelkie wcielenia<br />

Tranzytorium swoim niewątpliwym geniuszem kreacyjnym.<br />

W pole wymiany energetycznej wkroczył obywatel Bydgoszczy<br />

o ksywie Wasyl, w cywilu gitarzysta poszukującej<br />

formacji muzycznej Henryk Brodaty. Innym załogantem<br />

tej kuriozalnej kamandy jawił się Tomek Gwizdek Gwinciński,<br />

późniejszy współuwielacz Miłości i Maestro Trytony.<br />

Znałem ich jeszcze z czasów punkowych, gdy grali<br />

na moim Party Młodzieży Wegetującej vol. 2 w maju 85 na<br />

dziedzińcu UG.


Wasyl odtworzył kilka bootlegowych kaset z psychodelicznymi<br />

oberkami Henryka B.<br />

Kolektywnie uznaliśmy, że dobry Bóg odebrał im rozum<br />

i wtrącił w szaleństwo. Z otwartymi ramionami przyjęliśmy<br />

Brodatego do rodziny.<br />

A tymczasem… Na kulturoznawstwo w Uniwersytecie<br />

Łódzkim wrócił, po penitencjarnym epizodzie, Krzysiek<br />

Skiba. Wtedy już przejął klub Balbina, mieszczący się<br />

w akademiku na osiedlu Lumumbowo (jego hasło wyborcze<br />

brzmiało – Zrobię z Balbiny najlepszy tingel tangel Europy!).<br />

Zaprosił Totart na akcję bezpośrednią, ale…<br />

Będąc geniuszem marketingu wiedział, że zmuzułmaniona<br />

studencka masa niespecjalnie jest zainteresowana<br />

popisami anonimowej formacji postartowej z Gdańska.<br />

Wykonał więc Skiba brawurowy rajd propagandowy.<br />

W akademiku, w którym zgrupowała się młodzież nastawiona<br />

patriotycznie, wywiesił plakat zapowiadający iż 6<br />

listopada w klubie Balbina odbędzie się spotkanie z przewodniczącym<br />

KPN Leszkiem Moczulskim.<br />

W innym akademiku, zasiedlonym przez studentów filologii<br />

klasycznej, umieścił poster zapraszający na wykład<br />

profesora Krawczuka, który opowiadał będzie o co bardziej<br />

obłąkanych włodarzach antycznego Rzymu.<br />

Na lumpenproletariackim osiedlu Bałuty Skiba naklejał<br />

plakaty, inwitujące na darmową dyskotekę z darmowym<br />

piwem.<br />

O godzinie „0” tłumy waliły do Balbiny drzwiami i oknami,<br />

ale już po moim antystriptizie i symultanie ci ludzie<br />

wiedzieli, że nie po to przyszli do klubu. Doszło do zasadniczych<br />

nieporozumień.<br />

Kibole z Bałut skopali Jacoba Jankowskiego, który świeżo<br />

opuściwszy więzienie przybył z Totartem na wojenkę<br />

do Łodzi. Mieli do niego pretensje iż nie jest DJ i nie puszcza<br />

przebojów popularnej wtedy grupy Modern Talking.<br />

Mnie dusiła patriotycznie nastawiona studentka która<br />

twierdziła, że projekcja oldskulowego niemieckiego pornola,<br />

pod jakieś prawosławne czy lewoskrętne kolędy, obraża<br />

jej uczucia religijne.<br />

Jednak kilku studentów, opanowanych przez satyriasis,<br />

stało pod ekranem i krzyczało ku mnie duszonemu –<br />

Ostrość! Wygnano nas ostatecznie dopiero po godzinie, co<br />

uznaliśmy za nasze wielkie osiągnięcie strategiczne!<br />

Zbigniew odbijał dydaktyczną piłeczkę ku naszym, coraz<br />

bardziej agresywnym, interlokutorom: Ponieważ totart<br />

jest adekwatny więc każdy otrzymuje zeń to na co sobie<br />

zasłużył i wszelkie swoje: podobało mi się czy nie podobało<br />

może spokojnie odnieść do siebie a uczciwość owych<br />

odniesień w najmniejszym stopniu nas nie interesuje jako<br />

nieodmiennie przekonanych o trafności (a nie ładności czy<br />

nieładności) naszego istnienia bo bez względu na sądy innych<br />

istniejemy równie osobniczo a wręcz w skazaniu na<br />

45<br />

Andrzej Awsiej<br />

i Joanna Kabala.


Totart w Łodzi, klub Balbina:<br />

Tymon, Zbigniew i Jacob.<br />

samych siebie i na panujące na ziemi czy w ogóle w tym miłym<br />

wszechświecie warunki objawy i metody istnienia jak<br />

niegdyś w przedszkolu a potem w różnych szkołach tak teraz<br />

w totarcie tyle że tu w sposób możliwie najbliższy własnym<br />

pragnieniom bo będący wypadkową ich i oponujących im<br />

uwarunkowań czyli ogólnie adekwatny akurat jedynie możliwy<br />

do zaakceptowania skoro się zrezygnowało z urżnięcia<br />

sobie niezadowolonej głowy. („Instruktaż wobec dezorientacji<br />

bredzenia nieuwagi nieświadomości tępactwa i wrodzonej<br />

niechęci”).<br />

13 listopada Totart zaprezentował swój pomysł na życie<br />

szerokiej gdańskiej publiczności.<br />

Ujawnienie w klubie Rudy Kot przyciągnęło, o dziwo,<br />

tłumy wabione naszą rodzącą się podziemną legendą. I to<br />

pomimo sabotowania działań promocyjnych – SB ukradła<br />

nam dwa wspaniałe sztrajfy informacyjne.<br />

Towarzyszyli nam zadymiarze z RSA. Prócz tradycyjnego<br />

dilowania antyMONowej bibuły, Jany głosił antyfeministyczne<br />

manifesty – Nadchodzą czasy matriarchatu.<br />

46<br />

Świat zniewieściał – kolejka robi z nas masę. Masa jest jak<br />

kobieta – lubi być gwałcona. Dziś przez szkoły, sądy i szpitale<br />

psychiatryczne, te zdominowane przez kobiety urzędy delikatnej<br />

przemocy! Czy to koniec…?<br />

Przybył harcownik Tymon ze swoim Sni Sredstwom Za<br />

Uklanianie. Kapela heroicznie, w narastającym chaosie,<br />

usiłowała odegrać choć część swojego młodzieńczego repertuaru.<br />

Widzowie i my systematycznie sabotowaliśmy te<br />

linearne zapędy, doprowadzając lidera do stanu wrzenia.<br />

Zdesperowany Tymon opuścił bezpieczną przystań sceny<br />

i ruszył z basówką w lud siejąc popłoch i zniszczenie.<br />

Zbigniew zaprezentował swój premierowy sonet totalny<br />

pt. Nad jeziorem Titicaca Niemiec jebał raz Polaka.<br />

Uznałem że to dobry moment, na moje symboliczne<br />

z pankrokiem żegnanie. I dokonałem brutalnego katharsis,<br />

rzucając w lud pogardliwie wszelkie rękopisy, przez lata<br />

cierpiętniczo uwielanych poezji. Zebrało się tego z dziesięć<br />

opasłych brulionów rozpaczy w czystej postaci…<br />

Lat wiele później opisałem tę traumę w lirycznej wylewce<br />

– kiedyś w geście absolutnej rozpaczy / i w nie do końca<br />

naiwnej wierze / w możliwość odcięcia się / od desperackiej<br />

beznadziei własnej wegetacji / zniszczyłem rękopisy dokumenty<br />

i ślady zbrodni / na samym sobie narodzie polskim<br />

i gatunku ludzkim… („Sztuka restauracji”).


Andrzej Awsiej i Maciek Ruciński eksponowali Militaryzm<br />

dziecięcy. Kudłaty i ja wymachiwaliśmy podrobami<br />

oraz kiełbasami zawieszonymi na wędkach. W końcu musiało<br />

dojść do strzelania mięsem. Profuzyjna apokalipsa<br />

miała kwaśny zapach wody kwiatowej Przemysławka, hojnie<br />

rozlewanej wzdłuż progów gościnnego klubu.<br />

Nikt z nas nie oszczędzał się w mnożeniu extremów, co<br />

spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem przez spragnioną<br />

krwi widownię. Nawet bitwa na gazetowe piguły nie<br />

osłabiła afirmatywnych uczuć naszych krajan.<br />

Włączyliśmy więc Walkirię. I przy pomocy Ryszarda<br />

Wagnera abortowaliśmy wyzwiskami pierwszych kaszubskich<br />

fanów.<br />

Skoro ujawniła się subkultura wielbicieli zlewnych form<br />

kreacji, postanowiliśmy wyjść jej naprzeciw w formie dydaktycznej<br />

ściągawki.<br />

Kudłaty napisał manifest pt. „Próba racjonalnej eksplikacji<br />

dlaczego tak a nie inaczej” – Nikt z nas właściwie nie<br />

wie co może się wydarzyć a tym bardziej dlaczego i po co.<br />

Rodzi się podejrzenie, że nawet my jesteśmy tylko środkami<br />

czy narzędziami w rękach nieograniczonego i nieokreślonego<br />

TOTARTU. I bardzo dobrze.<br />

Zbigniew też wygenerował swój autorski „Manifest racjonalny”<br />

– Kiedy jednak odrzucimy wszystko, co nadbudowane,<br />

zostaje obraz kilku ludzi usiłujących skomunikować<br />

się z innymi – przełamać barierę informacyjną – co jest<br />

właściwie niemożliwe (oni nie są polifoniczni, bo ich głos<br />

jest właściwie jednym stojącym dźwiękiem) ale czego dokonują<br />

niejako mimo swych usiłowań, nie zauważając tego:<br />

trwają razem w wysokim potencjale energii, przez te ileś minut<br />

wyczuwają się nawzajem w silnym napięciu, bez względu<br />

na gesty i słowa.<br />

Byłby więc totart ową wszystkich dotyczącą, pierwotną<br />

strukturą czy siłą niezbędną elementarnej komunikacji –<br />

wspólnemu trwaniu, a właściwie totart byłby sztuką docierania<br />

do tej energii, oczyszczania jej z werbalizmu i stąd stosowanie<br />

środków z ich jednoczesną destrukcją, wzajemnym<br />

rozpraszaniem.<br />

47<br />

Kudłaty i ćwierć Konja.


Centrala Totartu<br />

– Konjo i Mesjago<br />

piszą manifest.<br />

Jakoś czuliśmy że Totart powoli, ale konsekwentnie, dobija<br />

ku swojemu dziwnemu przeznaczeniu.<br />

Zbigniew, Tymon i Konjo piszą więc referat wykładający<br />

ideę „Prądu” – PRĄD – nazwa opaczna, głupia i drażniąca,<br />

użyta jednak właśnie na przekór tego, co robimy…<br />

Otóż Prąd ma być jak najdalszy jakimkolwiek formom ruchu<br />

umysłowego, artystycznego czy może filozoficznego…<br />

Ma istnieć na poziomie kontaktu elementarnego w oparciu<br />

o breję semantyczną i z dążeniem ku ukształtowaniu czegoś<br />

(?!), co by dawało jednię ogólnie i bezpośrednio, czyli coś<br />

koło swobodnych pływów energii tu głupkowato kojarzonej<br />

z „prądem”…<br />

Ten i kilka innych napisanych w tym niełatwym czasie<br />

manifestów, konstytuował już wizję Ariergardy.<br />

Za chwile opiszę, jak magazyn RSA Homek ujawnił nasz<br />

text o imprezie Rock dla pokoju, nie przyjęty do druku<br />

przez nieregularnik WiP A’ Cappella. Jak widać, familijny<br />

power game nie oszczędzał nawet ludzi marginesu…<br />

W międzyczasie do Gdańska wpadła brytyjska formacja<br />

awangardowa (?!) Attitude of Gratitude. Poproszono<br />

abyśmy pomogli im zorganizować koncert. Udałem się na<br />

stare pankowe śmieci i wyżebrałem dla nich sztukę w studenckim<br />

klubie Wysepka.<br />

5 grudnia przyszło nawet sporo ludzi, ciekawych nowinek<br />

artowych z wielkiego świata. Jednak muzycy z Europy<br />

dostali apopleksji na widok azjatyckiego sprzętu przygotowanego<br />

dla nich do grania, i nadąsani odmówili występu.<br />

Szczęśliwie jak zawsze byli z nami Sni Sredstwom Za<br />

Uklanianie, i nie-nadąsani nie odmówili. Zagrali bardzo<br />

energetyczną sztukę z elementami profuzyjnymi. Tymon<br />

charczał jadem przesiąknięte słowa legendarnie podziemnego<br />

hita „Berlin” – Chowają wstydliwie swastyki panowie<br />

w czerni / już na rogatki miasta wdarł się bolszewizm /<br />

48<br />

opuścił chyba i Bóg-dezerter Berlin / zasnuty mgłą przyszłej<br />

krwi i spalenizn.<br />

My nakręcaliśmy działania okołosceniczne. Dilowałem<br />

moją hand made gazetkę pt. A im bardziej się myję tym<br />

bardziej śmierdzę. Adaś Pacześniak jako groupie SSZU<br />

straszył mundurem księdza.<br />

Te intensywne pląsy wzbudziły moralniaka u angielskich<br />

gości i w końcu zaprezentowali jakiś schyłkowy industrial<br />

show. Zapamiętałem z tego preparowane przez nich filmy,<br />

gdzie obóz w Auschwitz mixował się z popisami scenicznymi<br />

Czesława Niemena. Aby odreagować kwaśny kontakt<br />

z artystami „z cywilizacji”, Zbigniew jeszcze długo potem<br />

mazał na sztandarach – Panslawizm! Panslawizm!<br />

6 grudnia roku pańskiego 86 miały miejsce dwa sympatyczne<br />

wydarzenia oraz jedno wydarzenie całkiem niesympatyczne.<br />

Najpierw good news – gazeta ITD, piórem Tomka Janowskiego,<br />

opublikowała pierwszy w miarę sensowny artykuł<br />

o Totarcie pt. Ariergarda.<br />

Autor zwierzał się ze swoich rozterek dotyczących oceny<br />

naszych działań – Brak reakcji u publiczności, a nawet brak<br />

publiczności w trakcie akcji zupełnie im nie przeszkadza…<br />

Na występie w klubie Park uwagę rozpraszał Paweł pełzając<br />

na plecach po podłodze i wpychając sobie do ust sobotnio<br />

– niedzielne wydanie „Dziennika Bałtyckiego”… W takich<br />

warunkach zrozumienie czegokolwiek jest praktycznie<br />

niemożliwe. Jest to tzw. działanie symultaniczne z użyciem<br />

środków rozpraszających uwagę i blokujących percepcję, co<br />

oczywiście, jak wszystko co robi Totart, ma głębokie filozoficzne<br />

i estetyczne uzasadnienie.


Pół roku później Tomek napisze reportaż z wystawy plastycznej<br />

organizowanej przez ZBOWiD pt. Obozy koncentracyjne<br />

w oczach dziecka.<br />

Tego też dnia odbył się zajazd totartalnej bojówki na Galerię<br />

EL w Elblągu. Mieściła się ona w murach starej dominikańskiej<br />

katedry. Ogromną przestrzeń wypełnili nasi<br />

nowi towarzysze niedoli z gdańskiej PWSSP. Przywieźli<br />

tony extremalnie zlewnych prac, które rozstrzelały mistyczką<br />

przesiąknięte wnętrza tej nobliwej instytucji.<br />

Przybył też zdziesiątkowany zespół Sni Sredstwom Za<br />

Uklanianie. Ten ansambl prześladowały notoryczne absencje,<br />

gdyż często matka któregoś z muzyków zabraniała<br />

mu jechać na trasę, bo np. musiał odrobić lekcje lub przygotować<br />

się do kolokwium.<br />

Zdesperowany Tymon chciał jednak grać, a ponieważ<br />

w takich warunkach nie był w stanie odtworzyć regularnego<br />

repertuaru w stylu cold wave, to siłą rzeczy musiał improwizować.<br />

W końcu ta metoda twórcza tak weszła mu<br />

w krew że zaczął eksperymentować z dodekafonią, aby jakiś<br />

czas później w pełni zaangażować się w poszukiwania<br />

jassowe.<br />

Atak na Galerię EL zakończył się tradycyjnymi nieporozumieniami.<br />

Pretekstem do wypędzenia Totartu był mój rajd taczką,<br />

wypełnioną perkusistą Córkiem. W wyniku rajdu przejechaliśmy<br />

jakieś dwa drogie mikrofony, co zrujnowało budżet<br />

tej poczciwej instytucji do końca XX wieku…<br />

Tego też dnia nasi kumple z WiP, m.in. Gall i Jacob,<br />

wzięli udział w pikiecie pod Gdańską halą Olivia. Odbywał<br />

się tam koncert pod żałośnie propagandowym hasłem<br />

Rock dla pokoju. Pacyfiści z WiP i RSA rozwinęli na placu<br />

przed halą kontrapunktujące transparenty, na których głosili<br />

m.in. – Rock dla pokoju – 2/3 lata w woju! i Domagamy<br />

się służby zastępczej – bez koszar, musztry i karabinów!<br />

Było to elementem prowadzonej od dłuższego czasu<br />

akcji, zmierzającej do wywalczenia prawa poborowych<br />

do decydowania o swoich życiowych wyborach. Stąd cała<br />

seria sabotujących obowiązkową służbę wojskową działań,<br />

jak głodówki, strikingi, sittingi, happeningi czy operacja<br />

odsyłania książeczek wojskowych.<br />

Komuniści rozumieli powagę sytuacji, gdyż na utrzymaniu<br />

niewolniczej armii opierali strategię swojego panowania.<br />

Więc ich odpowiedź była gwałtowna i natychmiastowa<br />

– cały czas w więzieniach siedzieli działacze ruchów<br />

wolnościowych, zatrzymania przez SB, inwigilacja i drakońskie<br />

kolegia stanowiły ponury rytuał powszedniego<br />

chleba kontestatorów.<br />

Gdy aktywiści WiP byli pałowani i zgarniani przez<br />

ZOMO pod halą Olivia, w środku z błogim spokojem koncertowała<br />

m.in. gdyńska grupa Pancerne Rowery. Oczywiście<br />

w żaden sposób muzycy „alternatywnej” formacji<br />

nie zareagowali na masakrę pod halą, choć przecież i o ich<br />

prawa upominali się nasi koledzy.<br />

Jako Totart, a ja osobiście od czasu moich punkowych<br />

bojów, byliśmy zniesmaczeni, deklarowaną przez zespoły<br />

Gdańskiej Sceny Alternatywnej, infantylnie apolityczną<br />

postawą. A występ gwiazdy GSA podczas Rocku dla pokoju<br />

przelał w tym temacie naszą czarę goryczy.<br />

Akcjoniści anarchiści otrzymali niebotyczne kary pieniężne<br />

na kolegiach, a Zbigniew i Konjo napisali ostry artykuł<br />

pt. Alternatywna koprofagia, który niebawem opublikował<br />

Homek.<br />

Myślę, że sprawa jest na tyle istotna, iż zacytuję nasze<br />

stanowisko w całości – Taki to już podły czas, gdzie alternatywa<br />

jest kilka razy w miesiącu, a awangarda codziennie.<br />

Żenującym przykładem undergroundowego awangardysty,<br />

któremu metafizyczna baza oderwała się od materialnej<br />

nadbudowy, są ostatnie działania gdyńskiej grupy rockowej<br />

Pancerne Rowery, przez niektórych uważanej za sztandarową<br />

formację tzw. Gdańskiej Sceny Alternatywnej.<br />

Swój stosunek z absolutem grupa przerwała występem<br />

w otoczonej policyjnym kordonem hali Olivii podczas imprezy<br />

„Rock dla pokoju”. Nie mamy pretensji o wystąpienie<br />

Pancernych Rowerów w sali otoczonej policją, bo manifestacje<br />

uliczne też odbywały się w jej obecności, co na tej<br />

szerokości geograficznej jest zjawiskiem naturalnym, ale<br />

uważamy, że identyfikowanie się z absurdalną, w wyda-<br />

49<br />

Konjo i pół Zbigniewa,<br />

lipiec 86.


Konjo i Zbigniew.<br />

niu policyjnym, formą idei krzewienia pokoju jest chłodnym<br />

mezaliansem cynizmu z głupotą.<br />

Jeżeli koledzy muzycy mogą szczycić się posiadaniem<br />

świadectwa ukończenia ósmej klasy, to wypadałoby aby<br />

swój stan posiadania uzupełnili jeszcze o świadomość czym<br />

jest alternatywa (konieczność wyboru jednej z dwóch wykluczających<br />

się nawzajem możliwości), bo łącząc swą nominalną<br />

alternatywność z komunistyczną propagandą sprowadzili<br />

się do roli łagrowej orkiestry. Reszty gówna występującego<br />

na wyżej wspomnianej imprezie nie zaszczycamy nawet<br />

swoimi pretensjami, bo gówno z natury musi śmierdzieć<br />

dopóki nie spłynie do ścieku.<br />

Pod spodem znalazł się jeszcze dopisek od redakcji: To<br />

smutne i coraz częstsze w tym środowisku. Tym bardziej<br />

smutne, że grzech powszechny staje się cnotą. Nie dziwi nas<br />

to jednak, bo w polskiej kontrkulturze forma wyparła treść.<br />

Na otarcie łez Konjo wykonał techniką hand made 20<br />

znaczków Totartu. Następnych tego typu gadżetów Tranzytorium<br />

dorobi się po 24 burzliwych latach.<br />

Kontrowersyjna recepcja totartalnego półrocza powodowała<br />

coraz większy paraliż organizacyjny. Nigdy animatorzy<br />

tzw. kultury nie pałali ku nam zbytnią sympatią,<br />

a w grudniu 86 waliliśmy już głową w mur. Nie było miło<br />

i ślady tej beznadziei widać w pismach klasyków tego obsranego<br />

czasu.<br />

Zbigniew – Totart powstał w wyniku sytuacji niemożności<br />

tworzenia z powodu braku środków, tu: w rozumieniu<br />

wąskim, często elementarnych, do realizowania koncepcji…<br />

Szczególnie przykra dla artysty jest świadomość tego faktu<br />

zwłaszcza, iż nie jest to kwestia popularności, czy właściwej<br />

oceny, ale właśnie świadomość, że w tworzeniu tutaj<br />

jest się skazanym na relatywny margines, na drugoliniowość<br />

w dobijaniu się metafizycznego jądra, jest się niejako<br />

na zapleczu frontu, oczywiście niekoniecznie faktycznie, ale<br />

taki efekt „świadomościowy” daje fakt ograniczenia możliwości<br />

wyboru.<br />

Jest to kompleks późnego startu, niskiego pochodzenia,<br />

wrażenie odsunięcia od pulsującej linii zetknięcia tajemnicy<br />

z najsubtelniejszymi środkami służącymi jej poznawaniu.<br />

(„Menarche w ogóle. Rzut pierwszy”).<br />

Jany – Bo nie masz już w Kościelech cnoty żadnej – dobryś,<br />

choćbyś był cham, pijak, złodziej a obywatelska świnia<br />

– byle swoja, byle polska a katolicka. Toż samo i w Rzeczy<br />

Pospolitej, bo ów kompromis (jak to zawsze bywa, tak<br />

i teraz) nieszczery był, każden jeno czekał okazji, co by drugiego<br />

słabość wyzyskać a pobić, tyle że po cichu niby nożem<br />

w plecy…<br />

Kościoła i dusz ludzkich bronić trzeba – wołano – a jeśli<br />

zginie ojczyzna doczesna, przy wiecznej się ostoim. Tak<br />

i Rzeczy Pospolita upadła a Kościół nasz w potęgę urósł. Ale<br />

nie masz w nim Boga – jeno grób a szopkę ojczyzny, orła<br />

50<br />

z koroną na krzyżu. Cierpi przez owo życie zastępcze i naród<br />

i poszczególny człowiek, o którego wolności a szczęściu<br />

zapomniano… („Jeszcze Polskość nie zginęła”).<br />

Konjo – Znam cenę pokoju. Chcę wojny! (Futurfoto).<br />

Despera powodowała niespokojną mobilizację w rejestrach<br />

konceptualnych.<br />

Mesjago pisze „43 fikoły czyli roboczy autoreferat inicjalny<br />

Totartu Drugiej Generacji” – Czyli nie teatr, nie<br />

spektakl, nie koncert, nie sakralne miejsce, nie reżyser, nie<br />

wykładalny i interpretowalny przekaz, ale i nie totart już<br />

i ani język umnyj i zaumnyj, a w ogóle bez języka ale i z nim<br />

– chodzi o to by nie tworzyć z nich zasad, bo każda zasada<br />

konstytuuje język, chodzi o wymieszanie wszystkiego, co<br />

narosło w nas, by z ogólnej brei – wyrównanej – spróbować<br />

dojrzeć istotne sygnały prymarnej jedni.<br />

Tymon – Pozostaje kwestia ostateczna / jak zlikwidować /<br />

co zlikwidować / i co gdzie ile. („Poezyje”).<br />

Andrzej Awsiej, Joanna Kabala, Krystian Rasmus i Jacek<br />

Zdybel malowali, chlapali, rozszarpywali płótna na<br />

strzępy.


Totart szykował się na swoją ostatnią bitwę.<br />

Wtedy było już tak źle, że zaproponowałem, abyśmy<br />

popełnili zbiorowe samobójstwo na scenie. Alternatywą<br />

miał być zbrojny (!!!) atak na koszary ZOMO na Biskupiej<br />

Górce w Gdańsku. Długo o tym rozmawialiśmy i w końcu<br />

Zbyszek przekonał mnie, że atak zakończy się naszą rychłą<br />

dekapitacją. A samobój ułatwi jedynie życie komunistom<br />

oraz tym wszystkim, którzy uważają nas za bandę degeneratów.<br />

Zaplanowaliśmy więc skrajne w formie i treści wydarzenie,<br />

które przeszło do historii jako Rzeźnia Rzeszowska.<br />

Przed akcją w Rzeszowie atmosfera w Totarcie, od wielu<br />

miesięcy i tak rewolucyjna, sięgnęła temperatury szaleństwa<br />

i agonii. Po burzliwych dyskusjach Iwona, uznając<br />

ją jednak za zbyt mało radykalną, wycofała się z udziału<br />

w tej operacji. Reszta udziałowców przekuwała lemiesze<br />

na miecze.<br />

Plastycy przygotowali siedem wspaniałych sztandarów.<br />

Tymon i niedobitki Sni Sredstwom (w osobie Bartka<br />

Córka Szmita) skomponował extremalny set protojassowy<br />

o kryptonimie Powielanie siatek rzeczywistych.<br />

Kudłaty tworzył LIKowe wierszye w ilościach stachanowskich,<br />

na czele z melancholijnym przejawem „Ryszard”<br />

– A może by tak skręcić / zamilknąć w trwaniu / nie<br />

ginąć nie gnoić / a strugać…<br />

Konjo wydał specjalny numer finalny Futurfoto. Paulus<br />

nie dojechał.<br />

Do Rzeszowa zaprosili nas załoganci poznani na FAMIE<br />

– Jadzia Ryba, Fazi Opioła i Andrzej Paulukiewicz. Wymyślili<br />

imprezę teatralną Przedstart 1, a my mieliśmy na niej<br />

zrealizować tzw. pokaz warsztatowy. Chyba nikt jednak<br />

nie spodziewał się, że dokonamy sensacyjnie extremalnego<br />

ujawnienia koprofagicznego i ogólnie misterium psychourynalnego.<br />

Po latach Zbyszek pisał – Rzyg. Gówno – mazać się gównem,<br />

wrócić do ciepłej kryjówki, do oazy utaplania, gdzież<br />

indziej można znaleźć równie lepkie przywiązanie, równie<br />

silny, istotny kontakt, czym skuteczniej można zalepić swoją<br />

rozpacz, czym wyłożyć niemoc wobec uślizgujących się<br />

punktów oparcia…<br />

Organizatorzy przekazali nam salę gimnastyczną, którą<br />

zamieniliśmy w świątynię metafizyki społecznej. Plastycy<br />

zaaranżowali dla każdego z nas osobną przestrzeń, nasyconą<br />

wściekłymi grafikami.<br />

Była tam więc Świątynia Zbigniewa, Świątynia Sni Sredstwom<br />

Za Uklanianie, Świątynia Kudłatego, Świątynia Poezji<br />

Ulicznej, Świątynia Konika. W każdej z nich gromadzili<br />

się ludzie izolowani od symultanicznych aktywności,<br />

rozgrywających się w innych sanktuariach profuzji. Jak<br />

się okazało, połączyć publiczność miała dopiero wspólna<br />

ucieczka.<br />

Był piątek 12 grudnia roku 86, godzina 17.30.<br />

Rozpoczął Mesjago. W swojej literackiej enklawie odczytał<br />

wspomniany tasiemiec o 43 fikołach… Trwało to 25<br />

minut.<br />

Gdy zakończył wykład słowami od tej pory ludzkość ma<br />

przejebane, frakcja plastyczna zaczęła realizować nieinwazyjne<br />

action painting. Z głośników defilowało kazanie jakiegoś<br />

faszyzującego proboszcza. Z pamiętnym cytatem<br />

– To już dobranoc Św. Piotr.<br />

Za ścianą z przecudnie wylanych płócien, wymalowany<br />

w barwy wojenne, Tymon katował wyuzdane dźwięki.<br />

Dzielnie wspierał lidera Córek, nawalając w użyczoną<br />

przez Milion Bułgarów perkusję, o złociście klezmerskich<br />

barwach. Kudłaty recytował poetry LIKowe i chyba zdążył<br />

nawet zaprezentować wiersz pt. Skrajność paluszków. Jednocześnie<br />

wyjmował z rozporka serdelki, które inny desperado<br />

oporządzał w maszynce do mielenia mięsa.<br />

A ja wjechałem w to jądro zlewności na wielkich śmietnikach,<br />

atakując zużytymi podpaskami, pracowicie zbieranymi<br />

po damskich kibelkach.<br />

I wtedy nastąpił, po wielokroć nam później to wypominany<br />

to przeklinany to uwielbiany akt koprofagiczny, połączony<br />

z demonstracją urynalną oraz perwerem nudystycznym.<br />

Gdy publika zobaczyła to co zobaczyła, rzuciła się ku panicznej<br />

ewakuacji. Pokaz warsztatowy był skończony, a my<br />

martwi i spełnieni.<br />

Dzień później ujawniło się po raz pierwszy Muzeum<br />

Objazdowe Totartu. (Nieśmiale sądzę, iż tę ideę zerżnęła<br />

od nas jakiś czas później Łódź Kaliska, ha ha). Obecny<br />

podczas dyskusji Marcin Kęszycki, aktor Teatru Ósmego<br />

Dnia, był nami zachwycony. Niestety, na nim lista fanów<br />

totartalnej Metody urywa się brutalnie.<br />

Zaplanowane upublicznienie w Teatrze Witkacego<br />

w Zakopanem i wyrafinowany totart w pierwszy dzień<br />

Bożego Narodzenia w gdańskiej Wysepce, nie odbyły się,<br />

z powodu ponurej sławy pokazu rzeszowskiego. Usłyszeliśmy<br />

tylko – Gównojadom dziękujemy.<br />

Totart II Generacji rozwiązał się 31 grudnia 1986 roku.<br />

51


Jesteśmy ariergardą narodowej kultury<br />

– pilnujemy by nikt nie wyrżnął jej w dupę.<br />

Zbigniew Sajnóg<br />

już dawno nauczyłem się żyć z moją poczciwą rozpaczą<br />

wiem że nadchodzi triumfalny pochód korozji<br />

i wielki karnawał dekonstrukcji…<br />

Paweł Konjo Konnak – „Sztuka restauracji”<br />

Profuzyjna familia stanęła w obliczu kolejnego zakrętu<br />

egzystencjalnego. Atmosfera końca permanentnego gęstniała<br />

z prędkością małego fiata. Ogarnęła mnie wręcz obsesja<br />

eskapistyczna i marzyłem już tylko, aby uciec z ojczyzny<br />

generała Jaruzelskiego i jego czarnych akolitów. Promowałem<br />

wtedy hasło – Zamienię najbliższą przyszłość na<br />

wizę do Bangladeszu!<br />

Jednak zapisanie w milicyjnych aktach skutecznie oddalało<br />

wizję otrzymania upragnionego paszportu. Podziemne<br />

tańce wpisały moją skromną osobę na długą listę więźniów<br />

granic.<br />

Pomyślałem więc – jak wy tak ze mną bydlaki, to jeszcze<br />

trochę sobie pohasamy! I zobaczycie śmierdziele, kto<br />

w tym krzesanym pierwszy zedrze skarpety! Zwyciężymy,<br />

to pewne! (Ten ostatni wykrzyknik tak serdecznie rozbawił<br />

Zbigniewa, że cytował go w swoich pismach, ku uciesze<br />

gawiedzi…)<br />

53


Postery Ariergardy.<br />

Totartalna epopeja zmobilizowała nas do następnych<br />

desperackich aktywności.<br />

Sajgon i ja (plus jego telefon) powołaliśmy agencję Ariergarda<br />

1 (full name – Anti-Alternative Ariergarda 1). Miała<br />

się ona zajmować m.in. upublicznianiem w perspektywie<br />

społecznej istotnych podmiotów zlewnych, poznanych<br />

wśród pomasarskich peregrynacji.<br />

Nazwę Zbyszek tłumaczył z właściwym sobie wdziękiem<br />

– Były w Polsce dwie Awangardy, no więc, gdy powstanie jakaś<br />

druga ariergarda – co u nas jest bardzo prawdopodobne<br />

– chcemy, żeby było wiadomo, że byliśmy pierwsi.<br />

Tymon pisał – Serca przepełniały nam prócz goryczy<br />

udręka i troska o losy wszystkich pierdolniętych, którym<br />

umilać postanowiliśmy monotonne życie… Próbowaliśmy<br />

zająć się opiekuńczo nie tylko spirytualnymi niedojdami, ale<br />

także ich poronionymi idejkami, które ku jarmarcznej uciesze<br />

tych pierwszych wprowadzaliśmy gładko w życie.<br />

Oprócz sprawnie zawiązanej sieci ogólnokrajowych kooperacyj,<br />

czy też pokaźnej liczby tzw. ujawnień, łaskawie<br />

a kordialnie podejmowaliśmy się publikacji wierszy, manifestów<br />

oraz innych programatywnych efuzji naiwnych, zapoznanych<br />

i nieszczęśliwych poetów... („Prąd – ot i co.”)<br />

Gdyż równolegle, nieco meta-konspiracyjnie, funkcjonował<br />

wraz z Ariergardą 1 głęboko konceptualny PRĄD,<br />

rozumiany jako Permanentny Ruch Atologicznie nieDefiniowalny.<br />

Inni udziałowcy też nie wywiesili białej flagi przeciw<br />

wszechogarniającej beznadziei. Joanna, Andrzej i Maciek<br />

powołali grupę kolorową Yo Als Jetzt.<br />

Ich magiczna aktywność przejawiała się między innymi<br />

w szablonach Poezji Ulicznej, słowno-plastycznego działania<br />

bez celu na rzecz społeczeństwa otwartego.<br />

Widzieli to tak – Coś umarło, poezja uliczna szaleje<br />

i wszystko jest możliwe. Aby nie zamykać się w tomikach<br />

z czystą poezją, które już w momencie wydania są jej archiwum…<br />

W ówczesnym naszym stanie koczującym otrzymaliśmy<br />

formę dającą szybko się wymyśleć, w każdym miejscu<br />

stworzyć, wykonać i wszędzie z tym dotrzeć…<br />

Als – miałem ochotę przyczynić się do charakteru otoczenia.<br />

(„Jedność ikonolingwistyczna”).<br />

Paulus koncertował w nałęczowskim kinie Cisy – najpierw<br />

jako PAP, później jako Kościotrup i ponownie jako<br />

Po Schodach.<br />

54<br />

Nawet Tymon, niesiony dekadencką falą, skomponował<br />

romantyczny (?!) utwór pt. „Jutro” – Jutro, jutro już mnie<br />

nie będzie / cicho nic nie mów / położyłem ci palec na ustach<br />

/ jego smak jest dobry… Zawsze prosiłem, aby Sni Sredstwom<br />

grali go na bisa. Tymon mówił że zagrają, jeżeli potwierdzę<br />

przed światem, iż SSZU to jazzowo – dodekafoniczno<br />

– kakofoniczna grupa na wielce profesjonalnym poziomie.<br />

Kilku naszych fanów – anarchistów ponownie aresztowano.<br />

Za akcję odsyłania do Wojewódzkiej Komendy<br />

Uzupełnień książeczek wojskowych…<br />

W jednodniówce Maderfaker ze stycznia 87, kolega Zbigniew<br />

wieścił – O dupa dupa zakrzyknęli szczęśliwi nieszczęśliwcy<br />

tyle wieków tyle trudów tyle poświęceń ostatecznych<br />

i wszystko w próżnię w nic obrócić a przecież nie<br />

w nic tylko we wszystko razem i całe. („Wara mnie tu gruche<br />

młócić”).<br />

Jednodniówkę przejściowo firmowaliśmy jako Neopostsocrealistyczna<br />

Edycja Im. Majerowej (od nazwiska klawiszki,<br />

dręczącej przedwojenne komunistki).<br />

Jak zwykle czujny Skiba zgłosił możliwość zrealizowania<br />

w Łodzi dużego festiwalu multimedialnego. Zachwyceni tą<br />

propozycją ostro ruszyliśmy do nadorganizacji. W styczniu<br />

wielokrotnie wyruszaliśmy w Polskę, coby pozyskać<br />

udziałowców pionierskiego w tej skali wydarzenia. Knuliśmy<br />

także wizje ekspansji na własnym, trójmiejskim poletku.<br />

Agencja Ariergarda 1 zainaugurowała swoją działalność<br />

w pięknym stylu, tzw. Wielkim Tygodniem Zlewu.<br />

8 lutego roku 87 w gdańskim klubie Kwadratowa zorganizowaliśmy<br />

koncert pt. The Anti-Third Reich ‘n’ Roll.


Konjo – więzień granic.<br />

Gdańsk, wrzesień 86.


Reisepsychose<br />

– Wasyl i Tymon.<br />

Udział wzięli wypróbowani lisowszczycy profuzji – Szelest<br />

Spadających Papierków, Sni Sredstwom Za Uklanianie,<br />

Henryk Brodaty oraz Sajnóg & Konjo & Yo Als Jetzt<br />

jako Prąd (edycja dwóch posterów).<br />

Był to rodzaj dyskursu z odbywającą się wówczas<br />

w Gdyni 3 edycją festiwalu Nowa Scena, pod hasłem Zlot<br />

młodych miłośników rock and rolla.<br />

Zbigniew mówił – Kultura rocka została włączona<br />

w znormalizowany porządek, wobec którego miała stanowić<br />

alternatywę. Ów stan zinterioryzowania, wchłonięcia,<br />

upodrzędnienia kultury rocka czyni z niej narzędzie manipulacji.<br />

Tym niebezpieczniejsze, że stwarzające pozory odrębności,<br />

niezależności, opozycyjności, dające poczucie nie tylko<br />

uczestniczenia w kulturze, którą się wybrało i konsumuje,<br />

ale którą się współtworzy, jeśli nie bezpośrednio, to już choć-<br />

56<br />

by wyraźnym sygnalizowaniem własnej obecności przez styl<br />

życia, sposób bycia, ubiór itd.<br />

Tymczasem niestety najczęściej są to już złudzenia i to<br />

nie tylko z racji ograniczeń politycznych, zależności finansowej,<br />

czy ogólnej społecznej niechęci, ale także za przyczyną<br />

samych twórców – uczestników, w przykry sposób ograniczających<br />

się do kilku rytmów i podskoków. („Kij i marchewka”).<br />

W czas ów na sam dźwięk standardowego gitarowego<br />

grania, profuzyjnie kolektywne jelito wypadało nam<br />

z obrzydzenia. Z powodu nieadekwatności energetycznej.<br />

Od dłuższego czasu słuchaliśmy Throbbing Gristle, SPK,<br />

Nurse With Wound, Current 93, White House, Kranioklast,<br />

Residents, Hirsche Nicht Aus Sofa, Faust, Pere Ubu,<br />

Psychic TV, Cabaret Voltaire… Z muzy linearnej akceptowaliśmy<br />

beatnikowski Blurt. Czyż muszę dodawać, że zdo-


ycie ich płyt w betonie peerelowskiej izolacji, graniczyło<br />

niemalże z cudem?<br />

Muzyka ekspresji, muzyka improwizacji, muzyka przekroczenia,<br />

muzyka wylania, muzyka pełnej obecności, muzyka<br />

koncepcji i konstrukcji… Nas przede wszystkim zajmuje<br />

terapia, zatem w sferze zainteresowań muzycznych afirmujemy<br />

nade wszystko ludzi, którym nie zależy na mitotwórczej<br />

produkcji gwiazd i sprytnej schematyzacji zbiorowej<br />

wyobraźni, a raczej stawiają na bezpośredni kontakt,<br />

współtwórcze bycie razem, drążenie metafizycznych zakamarków<br />

trwania. (Zbigniew Sajnóg, Paweł Konnak –<br />

„Ujawnienie totemów”).<br />

Tuż przed Reich ‘n’ Rollem… komando propagandowe<br />

Ariergardy 1 przeniknęło do gdyńskiego klubu Kolejarz,<br />

w którym odbywały się nieadekwatne koncerty Nowej<br />

Sceny. Podczas rozrzucania ulotek inwitujących na nasze<br />

ujawnienie, byliśmy świadkami uderzenia naziolskiej<br />

frondy na punkową publiczność.<br />

Młodzi hitlerowcy dokonali regularnej egzekucji na fanach<br />

nie-patriotycznej muzyki. Ten przygnębiający obrazek<br />

na wiele lat niestety miał wpisać się w pejzaż niezależnych<br />

akcji okołomuzycznych.<br />

Po jakimś czasie, gdy agresja skrajnej prawicy przeciw<br />

środowiskom alternatywnym przybrała rozmiar pandemonium,<br />

pojawiła się dość dobrze udokumentowana teza,<br />

iż łysi wspierani są przez mecenasów z SB. W spektakl pt.<br />

Czasy końca permanentnego zaingerowali nowi, ponurzy<br />

statyści…<br />

A my drążenie metafizycznych zakamarków trwania,<br />

podczas fonicznego ujawnienia w Kwadratowej, rozpoczęliśmy<br />

Prądową akcją pod kryptonimem Piosenka o miłości.<br />

Przy zdekonstruowanych dźwiękach dinozaurów tzw.<br />

Muzyki Młodej Generacji obrzucaliśmy fanów regresyjnymi<br />

winylami. Jeden z widzów wspominał, jak otrzymał<br />

cios w głowę poszukiwanym przez siebie od dłuższego<br />

czasu albumem pt. Fala.<br />

Szelest Spadających<br />

Papierków – Siwy i Ozi.


Reisepsychose – Beatka,<br />

Andrzej i Gwizdek.


Po wywaleniu całej swojej młodzieńczej kolekcji płyt,<br />

uwielacz Konjo zawył – W trzeciej rzeszy rock and rolla<br />

dobrowolnie wstępujemy do armii!!! Sami puszczamy sobie<br />

w domach z głośników gaz!!!<br />

Tymon odrobił totartową lekcję i przygotował dość<br />

dziwny, jak na swoje zimnofalowe fascynacje, zestaw utworów<br />

Sni Sredstwom Za Uklanianie. Przy jednym, nadmiernie<br />

obficie dobywającym się z uwielających mostów psychofizycznych,<br />

majstrował przez dwa tygodnie. Utwór trwał 24<br />

sekundy! Brawo!<br />

Co pewien czas lider Tymański przerywał granie i uroczyście<br />

anonsował – A teraz mój perkusista przeczyta mój<br />

wiersz pod tytułem „Improwizacja jako terapia”. Bartek<br />

wychodził zza zdezelowanych bębnów i recytował – A jakże:<br />

/ By wyrazić się w pełni, nie trzeba bynajmniej / za dużo<br />

roztrząsać / Traciliśmy zbyt wiele przez / zapominanie się<br />

w obrzędzie / powtarzanym aż do wystąpienia sensacyj / jakie<br />

odczuwać musi womitujący / I tym podobne…<br />

Jeden utwór gościnnie wyjęczał ze Sni intuicyjny szansonista<br />

Paulus. Gdańsko – nałęczowski profuzyk znajdował<br />

się w dni owe burzliwe w szczytowej formie zlewnej.<br />

Płakał ten kawałek, wyszydzał i wił na deskach sceny przepięknie.<br />

Ubrany w wyjściowy garnitur swojego taty. Model<br />

„późny Gomułka”…<br />

Ozi i jego Szelest Spadających Papierków spreparował<br />

klimatycznie wylany spektakl o nazwie NIE. Oczywiście ze<br />

składu „lato 86” pozostał już tylko charyzmatyczny dyrygent.<br />

I sklejona przez niego tajemnicza maszyna generująca<br />

nieoczywiste dźwięki, wzbudzająca niepokój wśród co<br />

bardziej konserwatywnych fanów „sceny młodzieżowej”.<br />

Niezwykle w ów czas pobudzony Ozjasz wydał także<br />

specjalnie przygotowany na to wydarzenie magazyn Nova<br />

Liderska Parta – ascetyczny w formie ale bardzo osobisty<br />

w treści. Zaistniał tam istotnie konceptualny text Zbigniewa.<br />

Tym razem Ozi dobrał sobie wspólników z grona outsiderów<br />

gdańskiego świata muzycznego. Zjawiskowi byli<br />

zwłaszcza Medyk na trąbce i saksofonista Siwy, o których<br />

ładnie Brzóska napisał – grali jakąś nierzeczywistą muzykę<br />

swojego serca. Ten koncert to epitafium Siwego, bo za<br />

kilka lat znajdą go martwego w jakimś zupełnie podłym<br />

miejscu…<br />

Henryk Brodaty wjechał przesterowanym utworem pt.<br />

Jezioro, czym od razu wrzucił widzów na głębokie wody<br />

kujawskiego, absolutnie niekontrolowanego odlotu. Odegrali<br />

jakiś postgitarowy kabaret, swobodnie uwolniony z reżimu<br />

przygotowań, założeń i świadomych ukonstruowań.<br />

Na koniec wykonali słuchowisko pt. Czy zajadałaś się ciasteczkiem<br />

pistacjowym dziewczynko?<br />

W antraktach poeci, z Grupy Znanej Niegdyś Jako Totart,<br />

prezentowali swoje liryczne profuzje. Od tej pory<br />

rytuał ten na stałe wkomponował się w taktykę scenicznych<br />

rajdów Tranzytorium i praktykowany jest po dziś<br />

dzień, stanowiąc znak firmowy energetycznych upublicznień<br />

naszej familii.<br />

Całość akcji dopełniała świeżo wykreowania scenografia<br />

by Yo Als Jetzt (m.in. potężny zielonkawy transparent Metafizika<br />

społeczna). Nasi wspaniali udziałowcy zaatakowali<br />

też dzikim szablonem „Nietzsche wraca” – Nietzsche wraca<br />

/ z braku przewodników / jest potrzebny i wraca / lada moment<br />

dorwą go / ludzie którzy nie wiedzą / że walczyć trzeba<br />

z każdym / dogmatem.<br />

Godnie rozpoczęliśmy ariergardową jazdę.<br />

Fragmenty koncertu wydałem jesienią 87 w mojej nowej<br />

faktorii onomatopeicznej Fonografia Zlew Polski. Reprint<br />

w 2009 dokonał jakiś poczciwiec, na 3 płytowym box<br />

CD pt. Szelest Spadających Papierków – Trójmiejski wiatr<br />

(www.myspace.com/impulsystetoskopu).<br />

12 lutego roku 87, w tejże gdańskiej Kwadratowej, Ariergarda<br />

1 zrealizowała upublicznienie pt. Reisepsychose. Była<br />

to imponująca akcja paraliteracka z potężnym ładunkiem<br />

paranoi i extazy.<br />

Oddajmy głos Autorowi tego wspaniałego dzieła – Sonety<br />

totalne mają poza trwaniem na papierze swoje drugie<br />

życie. Mianowicie inscenizowaliśmy je, choć prawdę powiedziawszy<br />

sam tekst stawał się raczej elementem drugoplanowym,<br />

czy wręcz tłem akcji. Sam jej szkielet konstrukcyjny<br />

był prosty, archetypiczny. Najpierw w centralnym punkcie<br />

terenu akcji wznosiliśmy konstrukcję z elementów rusztowania<br />

warszawskiego, a potem przy dźwiękach muzyki<br />

i kilkugłosowym odczytywaniu sonetów, krążyliśmy wokół<br />

konstrukcji wyposażeni w różne rekwizyty…<br />

Kiedy przygotowywaliśmy realizację w klubie Kwadratowa<br />

w Gdańsku, Urząd Kontroli Prasy i Wydawnictw<br />

59<br />

Reisepsychose – Kudłaty,<br />

Wasyl i Tymon.


Dezerter Robal.<br />

nie wyraził zgody na druk plakatu i reklamowanie imprezy,<br />

w związku z czym wydrukowaliśmy kompletnie debilny<br />

i od rzeczy plakat informujący o występie grupy Prąd z dopiskiem:<br />

Pop music alternative.<br />

Konstrukcja w Kwadratowej była wysoka, trzypoziomowa,<br />

tekst Reisepsychose pieściły cztery demoniczne kobiety,<br />

grali muzycy Henryka Brodatego i Sni Sredstwom Za Uklanianie<br />

– resztą przyjaciół krążyliśmy wokół instalacji na<br />

wrotkach, sankach i dziecinnych rowerkach. Do tego były<br />

slajdy, duże formy malarskie i action painting. (Zbigniew<br />

Sajnóg – „Reisepsychose. Uwagi po latach”).<br />

Podkreślmy ten cytat ujawnieniem fragmentu wspaniałego<br />

wiersza pt. „Odtąd dotąd sontot”: Nie kurwać nie za<br />

co przecież mnie kurwa nie chuje zbydlał / o mnie zesrało<br />

60<br />

obesranym leżeć hańba trwa zmydlany ko / niec mój początek<br />

wrażenie zupełnie niedostateczne końca n / ie odtąd dotąd<br />

a permanentnego chuj go jebał…<br />

Mocne i adekwatne do ducha czasów.<br />

Pierwsze ujawnienie Reisepsychose było nad wyraz<br />

przekroczoną manifestacją witalności profuzyjnej ekipy.<br />

Trwało około dwóch godzin i, o dziwo, zostało nagrodzone<br />

brawkami.<br />

15 lutego agencja Ariergarda 1 (once again in Kwadratowa)<br />

zorganizowała postmodernistyczny w formie koncert<br />

grup Dezerter i Rozkrock.<br />

Chodziło nam o twórczą konfrontację dwóch punk rockowych<br />

estetyk. „Akademicki” Dezerter spotkał się ze<br />

zlewnym przedszkolem Ziggy’ego Stardust’a.<br />

Rozkrock używał wtedy w realiach scenicznych plastikowych<br />

instrumentów dla dzieci. I to takich mniej rozgarniętych.<br />

Dzięki naszej zakręconej inwencji odbył się pojedynek<br />

podziemnych hitów. Czyli Szwindel, Nie ma zagrożenia,<br />

Szara rzeczywistość i Spytaj milicjanta versus Pierdolnięty<br />

walczyk, Przerywaj – nie bądź głupia, Przygoda nekrofila<br />

i „Sopot – miasto śmierci”: Ślepy Leoś – znasz go / Ma<br />

pod sobą trzy strzelnice / I salon gier / Gdy się narazisz to /<br />

Jego zbiry dopadną cię / Sopot – miasto śmierci / Nie gaś nocą<br />

światła, nie…<br />

Na naszych oczach generowała się nowa jakość sarmackiego<br />

undergroundu.<br />

W swoim booklecie pt. Rozkrock w drodze do pieniędzy,<br />

kobiet i sławy, Ziggy tak wspomina ariergardowe pląsy:<br />

Ludzie zamilkli. Wstali z czarno malowanych ław. Podeszli<br />

pod scenę by lepiej słyszeć i widzieć. Część gawiedzi spontanicznie<br />

przyłączyła się, wkraczając na arenę współczesnych<br />

gladiatorów zwaną sceną i przysysając się do mikrofonów<br />

by wykrzyczeć swoje racje. Był to wszak Gdańsk – kolebka<br />

Solidarności, kolebiącej się dziś jak alkoholik po wszytym<br />

esperalu.<br />

By the way koledzy z Dezertera wydali wtedy bardzo<br />

zlewną w treści książkę pt. Książka, która podbiła naszą<br />

zbiorową wyobraźnię. Zachwycony Kudłaty dostrzegł<br />

w niej elementy literatury immanentnej koegzystencji.<br />

To sympatyczne dzieło kończyło się słowami – Więc jesteś<br />

debilkiem, drogi czytelniku co zostało już udowodnione,<br />

a teraz spływaj. Poszedł won ty tępy bawole. (Leżąc bykiem<br />

wypadło mi). Książkę firmowało Wydawnictwo Polarne<br />

„Pingwin”.<br />

Dodajmy iż przekroczkę dizajnerską tego niezwykłego<br />

mixu dopełniała ascetyczna scenografia klubowa, pozostała<br />

po obchodach wietnamskiego Nowego Roku.<br />

A teraz troszku o subtelnościach subkultury księgowych<br />

będzie.


Czasy były takie, że jeżeli artysta nie posiadał tzw. weryfikacji<br />

z ministerstwa kultury, to nie można mu było wypłacić<br />

apanaży. I czy np. na koncert Dezertera przyszło 10<br />

czy 10 tysięcy osób, to i tak muzycy dostawali przydziałową<br />

stówę na głowę (100 zł PRL = jakieś 5 dolarów) i już.<br />

Bo nie było takiej rubryki w rozdzielniku pani księgowej,<br />

aby w miarę uczciwe pieniądze tzw. amatorom wypłacić.<br />

„Amator” to eufemistyczne określenie na twórcę, działającego<br />

poza komunistycznym systemem estradowych koncesji<br />

i przywilejów socjalnych dla konformistów ze świata<br />

tzw. rozrywki. A przywilejem była np. pieczątka w dowodzie<br />

osobistym potwierdzająca zatrudnienie, bo pracować<br />

wtedy ku chwale ojczyzny musieli wszyscy, czy mieli<br />

na to ochotę, czy nie. Bez takiej pieczątki zgarnąć mógł cię<br />

każdy patrol ZOMO na ulicy i , jak miałeś pecha, spuścić<br />

wpierdol na komisariacie (sztuka milicji).<br />

No to ja ze Zbyszkiem pytamy panią księgową z gdańskiego<br />

klubu Kwadratowa – jeżeli nie możemy Dezerterowi<br />

i Rozkrockowi zapłacić normalnej kasy za występ, to<br />

czy możemy w ramach rekompensaty, załatwić im nocleg<br />

w najlepszym hotelu w Trójmieście?<br />

Pani księgowa sprawdza swoje magiczne rubryki i mówi,<br />

że możemy. Więc prosimy o kwaterunek dla chłopaków<br />

w najbardziej wypasionym, sopockim Grand Hotelu.<br />

Wtedy korzystali z jego usług głównie artyści z krajów<br />

bloku sowieckiego, przyjeżdżający na festiwal Sopot Interwizja.<br />

Możliwe więc że Dezerter spał w tych samych apartamentach,<br />

co caryca Ałła Pugaczowa i pupil melomanów<br />

z Układu Warszawskiego – Karel Gott. Bo jak już, to po całości<br />

– zażądaliśmy apartamentów!<br />

Innym folklorem nawiedzającym sopocki Grand Hotel<br />

a.d. 1987 byli: palestyńscy terroryści na wywczasie, córy<br />

Koryntu polujące na dewizowych gości i na bramce emerytowani<br />

funkcjonariusze UB. A czynni funkcjonariusze<br />

SB przebywali tam zazwyczaj w podróży służbowej.<br />

Powinieneś tego doświadczyć, drogi Czytelniku! Widok<br />

twarzy starego ubeka, który nie chce, ale musi wpuścić<br />

w wylaszczone progi Grandu, ubranych w wyćwiekowane<br />

ramoneski załogantów – bezcenny.<br />

Ależ nas kręcił bezsilny gniew pracownika służb, który<br />

obsługiwać musi ludzi w niczym nie przypominających<br />

towarzyszy z Czerwonych Brygad lub Hamasu. Aby odreagować<br />

stres związany z nalotem barbarzyńców, tajniacy<br />

dokonali rutynowej rewizji w pokojach. Czuwaj!<br />

Ciekawą hipotetycznie konsekwencją tego koncertu<br />

było też spotkanie załogi Dezertera z Tymonem. Panowie<br />

muzycy z Mazowsza i Kaszub polubili się niezmiernie.<br />

I gdy za jakiś czas legenda pankroka zaliczała kolejny zakręt<br />

personalny, Dezerter zaproponował Tymonowi objęcie<br />

posady basisty w tej zasłużonej orkiestrze.<br />

Ale nasz kolega Ryszard zanurzył się już na maxa w penetracjach<br />

jassowego księstwa. I grzecznie odmówił. Kto<br />

wie jak potoczyłyby się losy sarmackiego andergrandu<br />

muzycznego, gdyby jednak na początku lat 90-tych RTT<br />

podjął inną decyzję...<br />

Zawsze posiadaliśmy rozwinięty instynkt stadny. Dzięki<br />

totartalnym rajdom roku 86 poznaliśmy wielu fantastycznych<br />

uwielaczy. I podobnie jak my, lewitowali oni w jakichś<br />

przegniłych piwnicach.<br />

Gdy więc Krzysiek Skiba raz kolejny błysnął geniuszem<br />

organizacyjnym i zaproponował zorganizowanie w Łodzi<br />

„czegoś wielkiego”, plan ariergardowej expansji był już gotowy.<br />

Przy wsparciu Skiby i sympatycznej ekipy Ośrodka<br />

Działań Twórczych Domu Kultury Łódź – Bałuty, agencja<br />

Ariergarda 1 zorganizowała ogólnopolski festiwal metafizyki<br />

społecznej.<br />

Istotne to wydarzenie pod nazwą Audiowizja Działań<br />

Nieprzyswajanych PRĄD odbyło się w dniach 19–21 lutego<br />

87 roku.<br />

61<br />

„Książka” autorstwa Krzyśka<br />

i Robala z Dezertera.


Wahehe Divagazione<br />

Universale.<br />

Zbyszka i moja akcja integracyjna zaowocowała namierzeniem<br />

i zaproszeniem najbardziej radykalnych twórców<br />

tamtej heroicznej epoki. Cały styczeń podróżowaliśmy,<br />

aby spotkać naszych godnych udziałowców i dopiąć w Łodzi<br />

szczegóły logistyczne.<br />

W święcie Ariergardy wzięli więc udział weterani masarskiego<br />

szlaku bojowego – Szelest Spadających Papierków<br />

(plus Roman Malarz Kobiet jako profuzyjny paparazzi),<br />

Hiena i Henryk Brodaty.<br />

Ze stolicy przybyła hipisowsko – artystowsko – anarchistyczna<br />

– multimedialna Praffdata.<br />

Z Wrocławia zajechała grupa Luxus, której kreacji pasjonatami<br />

byliśmy od czasów pamiętnie sopockiej Ekspresji<br />

Lat 80. Paweł Jarodzki & co. przywieźli nam muzyczną<br />

niespodziankę – Krzyśka Kamana Kłosowicza, barda podziemnego,<br />

onegdaj frontmana ostro politycznej rege kapeli<br />

Miki Mausoleum (słynny kiler – ZOMO na Legnickiej).<br />

Jak tego słuchałem, to koktajle Mołotowa same wylatywały<br />

z głośników…<br />

Z tejże festung Breslau przyjechał industrialny kolektyw<br />

Kormorany – Orkiestra Raj. Dochodziły nas słuchy o tajemniczym<br />

komandzie wrocławskich eksplorerów muzycznych,<br />

anektujących bunkry, wieże ciśnień czy poniemieckie<br />

ruiny do odprawiania fonicznych rytuałów. Nagłośniliśmy<br />

szesnastopiętrowy blok przez szyb windy, dzięki<br />

czemu zyskaliśmy sposobność do urządzenia party muzycznego<br />

na klatce komisariatu.<br />

Na wokalu wił się spazmatycznie Romek Rega. A np.<br />

saksofon obsługiwał kolega Ponton, poważna postać undergroundu<br />

Ziem Odzyskanych. Jacek Ponton Jankowski<br />

był autorem słynnego graffiti Red culture oraz ikon murales<br />

z peerelowskiego totalu – Soc lobotomia czy Czas stanął<br />

i dymią kominy – moloch skowytu swych trzewi nie słucha.<br />

Jak na Orkiestrę przystało, nawiedzili Audiowizję siłą kilkunastu,<br />

opakowanych na czarno, pracowników onomatopeicznego<br />

metropolis.<br />

Wciąż mieliśmy w pamięci masakryczny koncert Wahehe<br />

na Poza Kontrolą. Przez wiele miesięcy usiłowaliśmy<br />

zdobyć namiary do Kapitana Bifharta i jego psylocybowej<br />

rodziny. Dochodziły nas wieści, że grupa uległa dekonstrukcji<br />

a demoniczny tenor oddalił się w niewiadomym<br />

kierunku. Po długich poszukiwaniach zaprosiliśmy<br />

tajemniczych osobników, którzy przedstawiali się przez<br />

telefon jako spadkobiercy Wahehe, grupa Układ Spalony.<br />

Ale i oni nie dojechali do stolicy polskiego włókna na festiwal<br />

PRĄD…<br />

Dojechał za to z Krakowa ich wspólnik – Piotruś Kalinowski,<br />

jednoosobowy instytut dźwiękowy o nazwie Mc<br />

Marian. Piotruś własnoręcznie skonstruował wielką maszynę<br />

do produkcji technoidalnej muzy. Ponieważ maszyna<br />

wypełniała cały pokój, w bloku kompozytora na ulicy<br />

62<br />

Komandosów, przemyślny Piotruś preparował transowe<br />

słuchowiska na kasetach i odtwarzał je podczas progresywnych<br />

upublicznień. Tworzył do tego monochromatyczną<br />

diaporamę i konceptualnie estetyzowane wydawnictwa<br />

pojedyncze.<br />

Z Kożuchowa najechała sowizdrzalska ekipa punkujących<br />

absolwentów tamtejszego Liceum Rolniczego, czyli<br />

znany nam już Rozkrock. Wspólnikiem rewolty Ziggy‘ego<br />

był wtedy pracownik zakładów mięsnych w Przylepie pod<br />

Zieloną Górą, goth poeta Jacek Katos Katarzyński. Niebawem<br />

Katos miał usamodzielnić swoje artowe wizje pod<br />

postacią ruchu literackiego Dada Rzyje. A lat potem wiele<br />

współtworzył niezależny trust filmowy Sky Piastowskie…<br />

Nie przybyli kamraci świnoujskich pojedynków, czyli<br />

Milion Bułgarów jako Dynastia Felixxa. To miał być ich<br />

rzęchowy projekt, kompatybilny ponoć do poszukiwań<br />

Hieny. No ale rzeszowska kapela znalazła się na kolejnym<br />

zakręcie życiowym i stąd nie była w stanie uczestniczyć<br />

w tym niezwykłym, profuzyjnym maratonie.<br />

Z zupełnie innych powodów nie uczestniczył w Audiowizji<br />

(aczkolwiek obecny na plakacie) inny godny podmiot<br />

zlewny, czyli autochtoniczna brygada Łódź Kaliska.<br />

Byliśmy fanami ich postdadaistycznych operacji przeprowadzanych<br />

bez znieczulenia na chorym ciele społeczeństwa<br />

PRL. Wyobraźnię rozpalały nam bahanaliczne<br />

spędy na Strychu, Festiwal Filmu Prywatnego Nieme Kino<br />

i printerski happening o nazwie Tango, z krzepiącym mottem<br />

Bóg zazdrości nam pomyłek. Czyli elementy większej<br />

kontestacyjnej całości o nazwie Kultura Zrzuty.<br />

Niestety, wybitni watażkowie z Łodzi Kaliskiej wybrali<br />

tańce z horyłką i przez trzy dni rozrabiali niczym dzieci<br />

specjalnej troski.<br />

Pod sztandarem Ariergardy 1 przybyła czujna dywizja,<br />

na posterze ujawniona jako Muzeum Objazdowe Totartu<br />

i Reisepsychose. W jej skład wchodzili: grupa kolorowa Yo


Wnętrze cudownej<br />

maszyny Mc Mariana.


Poezja uliczna<br />

by Yo Als Jetzt.<br />

Ulotka<br />

„Totart Ostrzegał!”.<br />

Als Jetzt, niedawni partycypanci Masarni oraz swobodnie<br />

poetyckie elektrony, krążące niesfornie w zlewnej orbicie<br />

Tranzytorium.<br />

Poza rozkładem jazdy przyjechał Tymon i jego tradycyjnie<br />

niepełne SSZU. Tradycyjnie też zapomnieli zabrać<br />

z domu instrumentów i, mimo trzydniowych usiłowań,<br />

do końca nie udało im się znaleźć sceny.<br />

Cała Audiowizja była radykalnie przekroczoną ucztą<br />

duchową dla naszych wygłodniałych zmysłów.<br />

Yo Als Jetzt spreparowali wspaniałą scenografię oraz akcję<br />

szablonową pod nazwą Wszyscy jesteśmy bogami. bóg.<br />

Jak głosili w swoim manifeście – Wychodząc z założenia,<br />

że pretendująca do absolutności, zamknięta w galeriach<br />

sztuka jest martwa, Poezja Uliczna wyszła na ulice, weszła<br />

do szaletów, na sale koncertowe i wszędzie, stając się nietrwałym<br />

elementem otoczenia.<br />

Joanna i Andrzej zaprojektowali także hermetycznie<br />

nostalgiczny w swojej estetyce poster festiwalu, z hasłem<br />

przewodnim – miano: ariergarda prócz wykładni ideowo –<br />

ironiczno – humorystycznej niesie sobą zamiar uczynienia<br />

aktu elementarnej równowagi w obliczu rozprzestrzenienia<br />

się a przez to uwiądu zużycia spospolitowania i naturalnej<br />

agonii awangardy.<br />

Yo Als Jetzt przygotowali matryce hardkorowo zlewnego<br />

w formie katalogu Audiowizji, nasyconego krótkimi manifestami<br />

w stylu: Jednostka przestała być źródłem a stała<br />

się przetwarzaczem miazmatów, Metafizyczne esperanto<br />

64<br />

– język w którym jeszcze nikt do nikogo nie strzelał, Jestem<br />

sam dla siebie lunetą do poznawania świata.<br />

Zaistniał tam liryczny imprzejawnik Tymona pt. „Ładunek<br />

transcendentem podszyty” – Obłąkani szalbierze metafizycy<br />

społeczni / Zinstytucjonalizowani mistycy / Szermierze<br />

idejek buńczucznych / Piewcy sermonij zatrważających<br />

a redundantnych / Znachorzy duszy publicznej…<br />

Katalogu, jak zwykle, nie udało się wydać. Uczyniłem<br />

to dopiero jakiś czas później w sentymentalnym reprincie<br />

Księgozbioru Zlew Polski.<br />

Przygotowałem za to i doprowadziłem do cudownego<br />

rozmnożenia słynną ulotkę Totart ostrzegał!, która dzielnie<br />

towarzyszyła nam jeszcze przez wiele lat experiencji –<br />

Precz z postulatem nowości… obcowanie z nieadekwatnymi<br />

przejawami twórczymi jest szkodliwe… zlej się w PRĄD!<br />

Kolega Kudłaty obwieścił Permanentnie Despotyczny<br />

Wieczorek Poetycki i zamierzał, non stop przez trzy dni,<br />

czytać swoje wiersze z akompaniamentem fortepianu.<br />

Łódź płonęła a on dumnie recytował przaśne strofy dramatu<br />

„Od uzdy do pizdy”: Kto piździe bruździ / ten nie ma<br />

mózgu / Kto uzdać ją zechce / tego pizda łechce…<br />

Nie unikał też bardziej subtelnych form lirycznych, zawartych<br />

w nowym tomie pt. Z mrocznego składzika dziejów.<br />

Poeta słupski pisał we wstępie – Historia należy<br />

do każdego, z tym, że do kogoś bardziej, do innego mniej<br />

bardziej – to jedno z jej praw.


Katalog „Audiowizja Działań<br />

Nieprzyswajanych – PRĄD”.


Poeta Kudłaty udziela interview.<br />

Biuro Prasowe Praffdaty a<br />

w nim Ela Mielczarek.<br />

Kudlatz rzucił na kolana fanów LIKu, wystrzeliwując<br />

strofy wiersza „Ciemny loch w 966 roku” – nie ma nadziei,<br />

bo Światowid sczezł / a książę nasz innemu się kłania / i żebym<br />

cię zdradził szybciej, Boże mój / Mieszko mi kazał wybić<br />

zęby / a sam z Dąbrówką pieprzy się – po chrześcija /<br />

ńsku.<br />

Szelest Spadających Papierków zaprezentował się<br />

w szczytowej formie ostrego, kaszubskiego zlewu. Brzóska<br />

wspominał – Tworzyli na oczach wszystkich autentyczną<br />

improwizację, która z czasem została podporządkowana<br />

jednemu podstawowemu motywowi przewodniemu, wokół<br />

którego krążyły ściany dźwięków.<br />

Hiena ponownie zabrała nas w podróż do swojej tajemniczej,<br />

postpsychicznej krainy – Oni przeżyli już wiele /<br />

w swych życiach byli bici / okłamywani aresztowani teraz<br />

zostały / im puste ulice na których co rano rodzą się / na<br />

nowo żyjemy w obozach nienawiści… Jak napisali w swoim<br />

magazynie WM – Religijno – muzyczne misterium, pełna<br />

asceza w użyciu środków, formie i nastroju. Ofiarę celebrował<br />

Max…<br />

Atmosferę industrialnego wylewu Kormoranów opisuje<br />

Ponton – Właściwości miejsca zawsze wchodziły integralnie<br />

w zdarzenia, wykorzystywaliśmy sprzęty, które tam istniały<br />

i całą jego aurę. Muzyka… nie jest jakby najważniejsza,<br />

w tym działaniu chodzi o zdarzenia. Do pewnego momentu<br />

są to zdarzenia psychodeliczne, na tyle nie z tej rzeczywistości,<br />

żeby mogły coś niespodziewanego objawić. („Kwiat<br />

nędzy”).<br />

Henryk Brodaty wytańczył jakiś hendriksowsko – zappowo<br />

– protomadafaka – dupa cyce – freak revival. W finale<br />

wraz ze Zbigniewem odśpiewali piękny hymn pt. Nie<br />

umierajcie przyjaciele.<br />

Ciekawi niezwykle byliśmy, co takiego pokaże Kaman,<br />

jeden z bardziej wstrząsających egzemplarzy muzyka<br />

w naszym kraju, jak reklamowała go ekipa Luxusu. Jako<br />

66<br />

szanująca się grupa wsparcia, rozwiesili przed jego koncertem<br />

plakaty z propagandowym hasłem a’la americana<br />

Popieraj Kamana.<br />

Wrocławski rybałt padł jednak ofiarą własnej empatii,<br />

gdyż pożyczył swoją gitarę jakiemuś niezorganizowanemu<br />

muzykowi z innej kapeli. Muzyk ten w artystycznym szale<br />

zatracił bezcenny w tamtych czasach instrument i zachodziło<br />

podejrzenie, że pozbawiony wiosła Krzysiek nie będzie<br />

w stanie zrealizować misji scenicznej.<br />

Szczęśliwie tak się nie stało. Jak wspomina Paweł Jarodzki<br />

– Przed wyjazdem Kaman ostrzygł się odpowiednio u naszej<br />

koleżanki fryzjerki… jak wojownik przed walką. Przed<br />

Kamanem wystąpił jakiś zespół i publiczność została doprowadzona<br />

do takiego stanu, że rzucała krzesłami w zespół,<br />

a zespół w publiczność…<br />

I wychodzi Kaman ubrany w prochowiec, podłącza automat<br />

perkusyjny i zaczyna recytować swoje teksty. Tylko kolega<br />

Goły podgrywał mu trochę na drumli. I na sali cisza,<br />

kompletna cisza, ludzie stoją i patrzą. I dopiero na koniec,<br />

jak Kaman charakterystycznym gestem bohaterskiego rockendrolowca<br />

wyrwał kable z automatu perkusyjnego i nerwowym<br />

ruchem wszystko zwinął, to wtedy z tego tłumu stojących<br />

w milczeniu punów odezwał się jakiś nieśmiały głosik:<br />

Słuchaj, zaśpiewaj coś jeszcze. („Rzeczywistość się penetruje”).<br />

Mc Marian zaprosił na dyskotekę wesołych mutantów.<br />

Jako chory DJ nasz nowy kolega Piotruś sprawdził się,<br />

jak mawiają Niemcy, perfekt machts Gut! Właśnie tak wyobrażaliśmy<br />

sobie potańcówkę na trzy dni przed końcem<br />

świata…<br />

O skali akcji Praffdaty niech zaświadczy zamówienie, jakie<br />

złożyli w centrali Ariergardy: 2 zestawy perkusyjne, 4<br />

wokale, 2 wzmacniacze gitarowe (+1), 1 wzmacniacz basowy,<br />

2 kotły symfoniczne plus harfa, 40 sztuk brystolu<br />

lub kartonu, 30 kartonów (pudełek np. po telewizorze, jak


Luxus popiera Kamana.


Ziggy Stardust<br />

& Rozkrock.<br />

największych), 40 tubek farb plakatowych w kolorach czerwonym,<br />

czarnym, niebieskim, żółtym, 2 litry emulsji białej,<br />

1 kilometr lub szpulka sznurka sizolowego, 10 kg makulatury<br />

gazetowej, magnetowid…<br />

Mieliśmy to załatwić w PRL, w którym zdobycie rolki<br />

papieru toaletowego i kostki szarego mydła graniczyło<br />

z cudem. Ale, oczywiście, panowie Sajnóg i Konnak<br />

zorganizowali ten wspaniały park technologiczny. I byliśmy<br />

świadkami dwóch dreszczogennych akcji pt. Dlaczego<br />

w Afryce jest tyle słońca a tutaj nie?<br />

Kilkunastu grajków ludowych z wielkiego miasta wiło<br />

się po scenie. Faustyn Chełmecki przygotował futurystyczne<br />

stroje. Razem z demiurgicznym magistrem sztuki<br />

Maćkiem Wilskim tworzyli obrazy przestrzenne, ułożone<br />

w coraz to bardziej ekspresjonistyczne warstwy.<br />

68<br />

Następnego dnia spreparowali wspaniale acidowe Biuro<br />

Prasowe.<br />

Zbigniew mówił – Zawsze kiedy przyglądaliśmy się ich<br />

pracy, myślę, że ten styl aktywności był chyba największą<br />

wartością Praffdaty. Zresztą pomijając aspekt estetyczny,<br />

który w tym momencie wydał mi się drugorzędny, zawsze<br />

podobało mi się to, że pracowali w Praffdacie ludzie nie mający<br />

tylko celów zewnętrznych przed sobą postawionych…<br />

Sposób rozwiązywania problemów w grupie, który tak sobie<br />

podglądałem na boczku, bardzo mi imponował.<br />

A Konjo dodawał – Chodzi też o to, odnoszę takie wrażenie,<br />

że wszyscy uczestnicy Praffdaty byli zainteresowani<br />

w tworzeniu tego dziwnego i specyficznego nastroju wspólnej<br />

pracy – nie trzeba było ich stymulować ani zmuszać<br />

do akcji. Było to bardzo spontaniczne i higieniczne. (Magazyn<br />

„Higiena”).


Show swojej drużyny tak opisuje Ziggy – Rozkrock –<br />

awangarda komercji i komercja awangardy. Odpoczynek<br />

dla umysłów i wszystkich narządów zmysłów. Wymiotło ludzi<br />

z korytarzy i kibli. Umysł bowiem zbyt długo po labiryncie<br />

sztuki się błąkający… złapie się czego bądź co jasne jest<br />

i zrozumiałe, choćby to i gówno było.<br />

Mistrz ceremonii, odziany w perwersyjne szaty prowincjonalnego<br />

transwestyty, raczył fanów ariergardy glamowymi<br />

zwierzeniami – Jestem seksualnym fetyszem / Jestem<br />

miłosną gumą do żucia / Mrugnij do mnie, uśmiechnij się /<br />

Zrób ze mnie balona i wypluj mnie.<br />

Konferansjerkę czyniła dyrekcja agencji Ariergarda 1.<br />

Zbigniew w antraktach prezentował m. in. Dwanaście sonetów<br />

równowagi. A Konjo zlewał się, w krojących co bardziej<br />

wrażliwe serca poematach wykrzyczanych.<br />

Nieokiełznany rajdowiec Skiba, przyodziany w megafon<br />

i hełm sowieckiego żołdaka, przelatywał na wózku inwalidzkim<br />

gościnne przestrzenie Ośrodka Działań Twórczych,<br />

rozrzucając antywojskową bibułę RSA i zaangażowane<br />

złote myśli w rodzaju Armia radziecka z tobą od<br />

dziecka!<br />

Pod sceną i w jej satelickich obszarach uczciwie szyła<br />

dyplom ekipa dynamicznych studentów łódzkiej filmówki,<br />

w składzie Jacek Januszyk i Adam Sikora. Nakręcili bardzo<br />

emocjonalny w formie materiał, którego większa część<br />

niestety gdzieś przepadła. Ale to co ocalało, pięciominutowa<br />

etiuda pt. Ariergarda, do dziś robi wrażenie apokaliptycznym<br />

landszaftem i powoduje postkoitalne swędzenie<br />

plazmy.<br />

Na wagarach przebywała za to autochtoniczna horda<br />

konsekwentnie udająca artystów, czyli Łódź Kaliska. Marek<br />

Janiak i jego niesforni koledzy nie dali nam szansy na<br />

meeting z ludzka twarzą. Ich pijackie fikołki doprowadziły<br />

do sformułowania przez nas groźby powiązania i uwięzienia<br />

tej wędrownej izby wytrzeźwień. I umieszczenia całego<br />

towarzystwa, jako instalacji, w sali opanowanej przez desant<br />

gdański. Groźba poskutkowała, ale tylko na chwilę…<br />

Co nie zmienia faktu, że kaliscy birbanci stanowili ciekawy<br />

element ariergardowej flory i fauny, w myśl starego<br />

totartalnego manifestu – Z ogólnej, chociaż męczącej radości<br />

płynącej ze szczególnej sytuacji spotkania (czyli tu: sytuacji<br />

spotkań) wyciągam wniosek i postulat budujące nieopuszczalną<br />

płaszczyznę: po pierwsze: spotykać się, po drugie:<br />

konfrontować się, po trzecie: nie obrażać się.<br />

Przy tym wszystkim gorąca prośba o odrzucenie agresji<br />

lub jej stosowanie nie czyniące krzywdy. („Co z tego,<br />

że {manifest} ale manifest”).<br />

Ostatniego dnia święta Ariergardy, 21 lutego roku 87,<br />

odbyła się poranna konferencja środowiska metafizyków<br />

społecznych.<br />

Rozpoczął Zbyszek i przedstawił ideowy background<br />

Tranzytorium Totartu. Następnie przybliżył założenia<br />

PRĄDu, pod którego sztandarami przez trzy łódzkie dni<br />

walczyliśmy – Niezbędna jest odpowiedzialność wszystkich<br />

za adekwatność (dawniej w tym miejscu mówiono o kreacji,<br />

co było dowodem tyleż staropolskiej leksyki, co i takiegoż<br />

stylu myślenia), za skupienie energii tak jak wszyscy jesteśmy<br />

odpowiedzialni za gnój, w którym żyjemy.<br />

Następnie kolega Konjo, w ramach Muzeum Objazdowego<br />

Totartu, opowiedział kilka zdarzeń z niedalekiej<br />

przeszłości roku 86, generowanych przez obrzyganych ministrantów<br />

permanentnego końca.<br />

Jak zawsze krnąbrny basówkarz Tymański, kontrapunktował<br />

Konicze narracje, upubliczniając wiersz pt. „Krytyka<br />

pojęć permanentnego końca i permanentnej ariergardy”<br />

– Bo jak permanentny koniec, / To proszę, cholera, konsekwentnie<br />

/ Permanentny początek / I permanentna średnia<br />

/ PO PROSTU WSZYSTKO JEST.<br />

Jak widzimy, Totart zawsze był demokracją tyranów – tu<br />

każdy miał równe prawo do tyranizowania pozostałych!<br />

Paweł Jarodzki, w imieniu grupy Luxus, złożył kurtuazyjne<br />

oświadczenie – Totart to w ogóle bardzo fajni chłopcy…<br />

Chłopcy są świetni. Lubię jak na przykład Konik opowiada:<br />

Tutaj masturbować… tam chuja w dupę i coś tam.<br />

Jest to zabawne, posłuchać kogoś, kto tak mówi…<br />

Po czym wyznał samokrytycznie – …jakkolwiek ja nie<br />

wiem, o co Totartowi chodzi (śmiech). Nie wiem, słowo honoru.<br />

Szczerze mówię, że nie wiem, jakkolwiek mnie to<br />

bawi. Być może, tak się domyślam, że chodzi tu o to, żeby<br />

zrobić taką zadymę, która przekracza wszelkie granice…<br />

Więc oddaliśmy się kontemplacji legendarnego magazynu<br />

psychoaktywnego (Luxus idzie na wojnę! Trza zabrać<br />

69<br />

Muzeum Objazdowe<br />

Totartu: FAMA W Drodze<br />

– Paulus i Konjo.


Grafika<br />

by Kormorany.<br />

granat!). Jeden z numerów zawierał rozczulający dopisek –<br />

Uwzględniamy chamskie uwagi czytelników.<br />

Z magnetofonu leciały rebelianckie hity Miki Mausoleum<br />

a Kaman się zwierzał ze swojej recepcji Luxusu – Zawsze<br />

lubię sytuację, kiedy jest grupa ludzi, która z kawałków<br />

gazet, śmieci, wszystkiego, co ich otacza, potrafi stworzyć<br />

przedmioty, wykpiwa estetykę sztuki, estetykę kultury,<br />

szybko coś robi…<br />

Swój set załoga Luxusu wdzięcznie sfinalizowała recytacją<br />

textu programowego pt. Kulturalny człowiek który chce<br />

zabić.<br />

Nieśmiale dodam, iż dyskusji przysłuchiwał się Maciek<br />

Chmiel, ówczesny menago Dezertera. Tak zachwyciły go<br />

prace Luxusu, że zaprosił tę ekipę do uczynienia scenografii,<br />

na współorganizowanym przez siebie festiwalu muzyki<br />

alternatywnej Róbrege in Warsaw. Dzięki tej owocnej<br />

współpracy, w roku 1987 był to najwspanialej opakowany<br />

plastycznie spęd muzyczny w krajach bloku sowieckiego!<br />

70<br />

Inny kolektyw z Ziem Odzyskanych, Kormorany – Orkiestra<br />

Raj, zaproponował dyskusję o undergroundzie mistycznym.<br />

Ponton opowiadał – Kiedyś nafaszerowano mnie<br />

grzybami. To było dość dawno. I to był taki… bardzo poważny<br />

młot.<br />

Są lochy koło Zielonej Góry. W swoim czasie była moda<br />

na to miejsce. Różni ludzie tam jeździli i robili to, co lubili<br />

robić: palili jointy, grali muzykę. A mi akurat przyszło<br />

do głowy, żeby zjeść tam grzyby… Widzisz, ja nie potrafię<br />

jakoś nieemocjonalnie do tego podchodzić, ale… spróbuję<br />

coś powiedzieć na ten temat.<br />

Rzeczywistość objawiła mi się bardzo dziwacznie. W pewnym<br />

momencie odczułem jakiś taki przeraźliwy skowyt,<br />

skowyt wielu milionów istnień zagłodzonych, zhańbionych.<br />

To było bardzo przemożne przeżycie.<br />

A później zaczęły się dziać rzeczy… dość obrzydliwe. Faktura<br />

betonowa zmieniła się w taka cielistą, mazistą, mnóstwo<br />

jakichś lepkich cieczy i jakieś takie właśnie… osoby.<br />

Czułem w sobie zło i czułem na zewnątrz. Zauważyłem<br />

nędzę swojej osoby, jakąś katastrofalną nędzę… mnie jako<br />

człowieka. („Kwiat nędzy”, z Pontonem rozmawia Wojtek<br />

Bockenheim, bruLion).<br />

Przedstawiciel Stowarzyszenia Twórców Kultury Praffdata,<br />

kierownik Jarek Guła, snuł oniryczne wizje przyszłych<br />

realizacji – Chcemy, żeby w wielu miastach w Polsce, na całym<br />

świecie, powstały Praffdaty, żeby działały na zasadzie<br />

pełnej wolności. Któregoś dnia można by zrobić festiwal<br />

Praffdat, nie musiałyby być to tylko grupy artystyczne, muzyczne<br />

– mogłyby to być np. fabryki produkujące cukierki.<br />

Duży aplauz wywołało pojawienie się, trzeźwiejących<br />

heroicznie, performerów pod wezwaniem Marka Janiaka.<br />

Guru rehabilitował się referatem pt. Łódź Kaliska jest<br />

umykającą szansą każdego artysty. Jak twierdził udostępnienie<br />

szerokiemu społeczeństwu zjawiska, które na owo<br />

społeczeństwo patrzy z pogardą i życzy mu samych niepowodzeń<br />

jest zadaniem dowcipnym.<br />

Choć nie oczekiwaliśmy rekompensaty za straty moralne,<br />

wynikające z brutalnych ingerencji kolegów z Łodzi<br />

Kaliskiej, pan Marek godnie ripostował – Kultura Zrzuty<br />

nie była znowu taka święta i krystaliczna, a niekonsekwencje<br />

i gwałtowne zwroty należały do podstawowego arsenału<br />

jej środków rażenia.<br />

Prezentował słynny magazyn Tango, zrywający z nawykami<br />

kulturowymi etyczno – kurtuazyjno – socjologicznymi.<br />

Cieszyło motto Arystokraci wszystkich krajów łączcie<br />

się, trawestujące znany cytat z pewnej komunistycznej gadzinówki.<br />

Z uznaniem pochylano się nad obrazkiem Matki Boskiej<br />

Częstochowskiej z dorysowanymi wąsami, autorstwa Adama<br />

Rzepeckiego. Anonimowa, niestety, przedstawiciel-


ka Sztuki Żenującej, wyrecytowała poemat pt. Duże cycki<br />

wiszą, małe cycki stoją, kulturyści się nie boją.<br />

Awangardysta Wielogórski, pseudonim organizacyjny<br />

Makary, samokrytycznie wyznał że nie rozumie, o co<br />

Ariergardzie chodzi ze zlewaniem się w prąd. Ale zgodnie<br />

Łódź Kaliska oznajmiła, że kocha wszystkich uczestników<br />

Audiowizji i zaproponowała, abyśmy wysyłali sobie kartki<br />

z życzeniami na Dzień Kobiet lub Barbórkę.<br />

Niestety, ten idylliczny przekaz już za parę godzin zabrzmieć<br />

miał jak puszczenie bąka w zatłoczonym tramwaju…<br />

Swój konceptualny wkład w dyskusję nad środowiskiem<br />

metafizyków społecznych wniósł niespodziewanie Ziggy<br />

Stardust. Do tej pory kreujący się na punkowego głupka<br />

wioskowego, ujawnił samizdatową publikację Rozkrock –<br />

problemy i zagadnienia by Manufaktura Swoboda.<br />

Kożuchowski kosmita pisał – Jajo bez idei jest jajem bezpłodnym.<br />

To żart, który przemija wraz ze śmiechem, ale nie<br />

jest to chroniczna paranoja, schizofrenia rozrastająca się<br />

i obejmująca coraz to nowe tereny dziewicze.<br />

Praca Ziggy ego omawia po kolei tak istotne zagadnienia<br />

jak Życie, Religia, Rock, Rozkrock, Anarchoseksualizm<br />

i jego logiczne zakontynuowanie czyli „Stardyzm” – Jako<br />

narcyz i zakompleksiony ekshibicjonista doskonale nadaję<br />

się do roli nowego bóstwa, gwiazdy rocka, idola i wyroczni!<br />

– przekonywał.<br />

Widać było, że nowe bożyszcze tłumów nie ceni produktów<br />

tzw. kultury wysokiej – Przyczyną zła jest muzyka poważna.<br />

Snobistyczni filharmonicy czytający Prousta i oglądający<br />

bezpłciowe filmy Zanussiego gardzą resztą ludzkości.<br />

Pojawiły się elementy krytyki społecznej – To oni {fani<br />

Zanussiego!} wyzyskują klasę robotniczą by kupić dwusetną<br />

płytę z symfonią Beethovena – tym razem w wykonaniu<br />

orkiestry z Honolulu!!!<br />

Punkowy mistyk z Kożuchowa wykazał sporą kumację<br />

w tematach historiozoficznych – Hitler co roku jeździł na<br />

Festiwale Wagnerowskie – i co z tego wynikło?! Zapytajcie<br />

Dżyngis-chana, zapytajcie Mussoliniego, zapytajcie Gorbaczowa<br />

czy lubią SEX PISTOLSÓW? Odpowiedzą wam jedno<br />

– NIE!<br />

Po słowach miłego prelegenta – Byle dożyć do śmierci,<br />

poproszono o bis. Ziggy i Katos wykonali a cappella utwór<br />

z repertuaru Ewy Demarczyk pod tytułem Pierdolnięty<br />

walczyk.<br />

71<br />

Sopot,<br />

Ekspresja Lat 80.<br />

Maciek i Faustyn<br />

z Praffdaty malują<br />

„Obraz poświęcony morzu”.


Reisepsychose<br />

– Konjo w okularach<br />

i apaszce swojej mamy.<br />

Komix Oziego<br />

– Arbeit und rytmus, 87.<br />

Panowie Sajnóg i Konnak podziękowali wszystkim<br />

uwielaczom za wspólne, intensywne, trzydniowe generowanie<br />

progresywnej energii. Invitowali ku przyjaznej wymianie<br />

myśli w kuluarach oraz na wieczorne działanie paraliterackie<br />

gdańskiej załogi.<br />

Ariergardowe misterium finalizowała akcja Reisepsychose.<br />

Każda realizacja była inna, każda przenosiła inny ładunek,<br />

wypełniała inną przestrzeń, miała inne zakończenie<br />

i rzecz jasna w każdej z nich uczestniczyli inni ludzie<br />

i za każdym razem inną mieli publiczność. W Łodzi konstrukcja<br />

była dosyć niska, jednopoziomowa, zaś sama akcja<br />

była wzbogaconą o drugi punkt stały – scenę gdzie skoncentrowali<br />

się muzycy (Szelest Spadających Papierków) i gdzie<br />

dziwne pląsy pod folią wyczyniali Paulus z Joanną. (Z. Sajnóg<br />

– „Reisepsychose. Uwagi po latach”).<br />

Autorem dość gwałtownego zakończenia, i akcji i festiwalu,<br />

była ekipa Łodzi Kaliskiej, która po porannym wytrzeźwieniu,<br />

nocą pojawiła się w stanie plemiennego delirium.<br />

Jeden z łódzkich awangardystów odpalił w stronę ujawniających<br />

sonety totalne strumień z gaśnicy proszkowej,<br />

czym intensywnie i definitywnie dopełnił radykalną treść<br />

operacji. Proszek sparaliżował pracę sprzętu nagłaśniającego<br />

i personelu technicznego, więc Audiowizję Działań<br />

Nieprzyswajanych PRĄD uznaliśmy za zakończoną.<br />

72<br />

Ciekawie i symptomatycznie potoczyły się losy Ośrodka<br />

Działań Twórczych, który życzliwie przygarnął nas w te<br />

istotne, zimowe dni ariergardowych experiencji. Kierownictwo<br />

ODT zaprosiło Praffdatę, aby przygotowała profuzyjne<br />

wesołe miasteczko z okazji Dnia Dziecka 87.<br />

Warszawscy akcjoniści zorganizowali wspaniały plac<br />

zabaw dla najmłodszych, pełen niezwykle przyjaznych<br />

atrakcji.<br />

Ale, jak wspomina Guła – dzieci ze słynnej dzielnicy Bałuty<br />

znalazły gdzieś tekturowe rury i tymi rurami dokładnie<br />

wszystko zdemolowały, nie zostawiły nic, dokładnie nic,<br />

nawet kawałka czegokolwiek, co stanowiłoby jakąś całość.<br />

Niszczyły z niezwykłą zaciętością krzycząc Heil Hitler, bijąc<br />

po głowach jeszcze mniejsze dzieci… („Praffdata interview”,<br />

Higiena).<br />

Wkrótce potem Ośrodek Działań Twórczych rozwiązano.<br />

Poczta zgubiła matryce przygotowanego przez nas<br />

do druku przepięknego katalogu Audiowizji. Nigdy już<br />

świat nie ujrzy razem skompilowanych prac, a były tam<br />

m.in. – set Skiby pt. Kicz wiecznie żywy, poster Popieraj<br />

Kamana, zlewiny Konicze mocno cierpiętnicze oraz legendarny<br />

komix Oziego Czarny wojownik czarna kobieta…<br />

W Łódzkim Domu Kultury ostała się jeno sekcja kulturystyczna.<br />

Spełniało się proroctwo Poety – Pozostanie tylko kartka<br />

płaska i pusta niczym mózg partyjnego pisarza…<br />

W pociągu powrotnym relacji Łódź – Gdańsk obchodziłem<br />

swoje 21 urodziny. Andrzej Awsiej zrobił mi wtedy,<br />

przesiąknięty modernistycznym smutkiem, portret.<br />

Wyglądałem na nim jak Miss Prosektorium. I tak też się<br />

czułem.<br />

Od dłuższego czasu chciałem wyemigrować z PRL. Nic<br />

mi się tu nie podobało. Słowa–klucze, które definiują mój


Konjo<br />

by Andrzej Awsiej.


światopogląd tamtego periodu nihilistycznego, to: wściekłość,<br />

beznadzieja, rozpacz, pustka, nic…<br />

W marcu po raz trzeci złożyłem podanie o paszport<br />

i ponownie otrzymałem, jak to określał ubecki żargon, Postanowienie<br />

o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę. Do dzieła<br />

przystąpiła więc moja wspaniała mama i za jakąś niebotyczną<br />

garść dolarów wykupiła ten nieosiągalny dokument<br />

od jakiegoś ziomala generała Jaruzelskiego. Zanim<br />

go wreszcie dostałem, musiało upłynąć sporo czasu. Postanowiłem<br />

więc jeszcze trochę pomachać zlewną szabelką,<br />

w myśl hasła Małego Rycerza – żywcem mnie nie wezmą…<br />

W tymże marcu 87 Ariergarda 1 zawitała do Łodzi ponownie,<br />

znów na zaproszenie Krzyśka Skiby. Ponownie<br />

wystąpiliśmy też w klubie Balbina (niczym w przyzwoitym<br />

kryminale – przestępca powraca na miejsce zbrodni).<br />

Krzysiek nakręcał w niej Galerię Działań Maniakalnych,<br />

która tym razem ujawniła się pod postacią koncertu grup<br />

Kaman i Big Bit oraz Rozkrock (jak widać Skiba też od<br />

zawsze miał dobrą rękę w doborze swoich ześwirowanych<br />

uwielaczy).<br />

Nowa formacja Kamana to oldskulowa śmietanka undergroundu.<br />

Grała w niej m.in. na trąbce Irenka Jagiełka<br />

(Holy Toy, grupa Andrzeja Nebb Dziubka) i drummer Jasiu<br />

Rołt Grzmot (Brygada Kryzys, Praffdata, Armia, Janerka).<br />

Gdy w finale wykonali Taniec wojenny, prąd przeszedł<br />

po moich kaszubskich zwłokach!<br />

Ziggy nie zawiódł, bo i nie mógł. Wystąpił w maximum<br />

perversum image i widać było, że wytargał go z szafy swojej<br />

matki. Był wolnym człowiekiem w bolszewickim gnoju.<br />

Jego wolność polegała na tym, że nie zamierzał ukrywać<br />

swoich dewiacji.<br />

Podczas ekshibicjonistycznego show ogłosił powołanie<br />

Ligi Antyrockowej Rozkrock. Zwierzał się także iż jedyne<br />

w co wierzy, to sex, muzyka i nieśmiertelność uzyskana<br />

dzięki genetyce bądź cyborgizacji organizmu ludzkiego. Na<br />

bis wykonał nowy utwór pt. „Tryptyk z medalikiem” – Ja<br />

jestem najbardziej niezwykłym chłopakiem / Mam matkę<br />

Żydówkę a ojciec jest ptakiem / Z tym cieślą Józefem żyć dłużej<br />

nie mogę / Więc zdrowie Kalwarii i uczniów i w drogę…<br />

Czyniąc konferansjerkę, Zbyszek und herr Konnack,<br />

ujawniali perły poetyckich zlewności. Sajgon dał się ponieść<br />

przedwiosennej nostalgii i wyrecytował sontot z otoczonego<br />

już podglebnym kultem tomu „Reisepsychose”:<br />

Problemy niezbędnie wymagające rozpatrzenia to zjawisko<br />

końca pe / rmanentnego zagadnienie uzdatniania<br />

74<br />

zamierzenie nieustannej obwo / dowej styczności oralno<br />

analnej w celu odczucia pełni przez labi / openetrację oraz<br />

higienizację jelita grubego…<br />

Obywatel Konjo upublicznił subtelny przejaw Kudłatego<br />

pt. „Niemieckiemu rewizjonizmowi polskie nie” – Flaga<br />

nasza zamokła w Bałtyku / ruiny Kołobrzegu dymiły w dali<br />

/ a w twarzach tych co wrócili / jak przez kalejdoskop oblicza<br />

Piastów / wyzierały… / Po wiekach niewoli te ziemie<br />

znów nasze / a kości Krzyżaków na dnie grzechoczą / i krzyże<br />

SS, czapki Prusaków / już nigdy nie będą nam w oczy się<br />

śmiać („Z mrocznego składzika dziejów”).<br />

Pan K. wystąpił też w niecodziennej dla siebie roli profuzyjnego<br />

DJ, recytację mixując z dźwiękami transowej kapeli<br />

Blurt (wspaniały imprzejawnik Dog save my sole.)<br />

Trwało suchotnicze przedwiośnie… Szukając bratnich<br />

dusz nawiedzamy m.in. wernisaż malarki Kasi Myśliwskiej<br />

w gdańskiej galerii Strzelnica. Podczas wernisażu gra Sni<br />

Sredstwom Za Uklanianie a kolega Konik odczynia działanie<br />

dydaktyczne pt. Nie pal kochanie bo mi nie stanie.<br />

Peregrynując za Zbyszkiem po kraju, zajechaliśmy na<br />

„międzynarodowy festiwal muzyki alternatywnej Marchewka”<br />

w Warszawie. Zaprosił nas poczciwy mazowiecki<br />

światowiec Maciek Chmiel.<br />

Refleksje z tego wydarzenia dobrze obrazują nasz ówczesny<br />

stosunek do wielu smutnych praktyk, zauważanych<br />

w tzw. andergrandzie – Uważam, że dopiero formacje zdecydowanie<br />

wykraczające poza: a/ kontrolowane i sterowane<br />

środki – obszary funkcjonowania rocka (radio, TV, płyty,<br />

wydawnictwa, masowe koncerty), b/ artystyczny kanon rockowości<br />

– można określać alternatywnymi…<br />

Myślę o The Ex. Ich casus wymagałby dużo szerszego,<br />

osobnego omówienia, tu ograniczę się do zarzutów elementarnych<br />

a pozaartystycznych – oni sami zresztą uważają<br />

swoja grę jedynie za narzędzie służące wzmocnieniu przekazu<br />

idei.<br />

Jak uczy historia druty kolczaste i wieżyczki strażnicze<br />

rosną najszybciej tam, gdzie ochoczo wprowadza się w życie<br />

idee mające jak najkrótszą drogą doprowadzić ludzkość<br />

do stanu powszechnej szczęśliwości. I dlatego nie godzę<br />

się z przyjętym przez grupę obowiązkiem bycia alternatywnym,<br />

a przede wszystkim wynikającym stąd iście totalitarnym<br />

podziałem świata na przeciwstawne sobie istoty,<br />

formy i zajęcia: alternatywne i niealternatywne, przy czym,<br />

jak wynika z rozmów z nimi, alternatywnym jest np. oglądanie<br />

telewizji.


Reisepsychose – Konjo<br />

i pół Wujka Karwy.


Lopez Mauzere Superstar.<br />

Grand Hotel Sopot,<br />

konferencja prasowa – Tomas,<br />

Indi, Magda, Chris, Konjo i Jany.<br />

W ogóle alternatywizm w ich wydaniu ma charakter<br />

działania samoniszczącego, bo walczą z państwem o przydzielenie<br />

mieszkań i pracy alternatywistom, a już zupełnie<br />

najzabawniejsze, że walczą z państwem za państwowe pieniądze<br />

(z zasiłków). Można powiedzieć, że nieźle się urządzili,<br />

gdyby nie fakt, iż tak naprawdę wygląda na to, że państwo<br />

sprytnie robi ich w chuja, kanalizując ich energię w wygodnych<br />

sobie kierunkach.<br />

Nie, doprawdy anarchizm kolektywistyczny finansowany<br />

przez rząd jest żenująco śmieszną dziecinadą. W świetle<br />

tych rozważań już nie powinno dziwić, że członkowie grupy<br />

nie mają zupełnie zrozumienia dla ludzi, którzy chcą wyjechać<br />

z Polski na stałe – po prostu u Exów w ogóle kiepsko<br />

z rozumieniem. (Z. Sajnóg – „Kij i marchewka”).<br />

Ten text dość jasno wizualizuje nasz stosunek także<br />

do niektórych przedstawicieli rodzimej sceny alternatywnej.<br />

76<br />

Jednak miłym akcentem pobytu na tej imprezie było, wreszcie!,<br />

niespodziewane spotkanie Kapitana Bifharta z krakowskiego<br />

Wahehe. Oraz post-intelektualnych aktywistów wrocławskiej<br />

Galerii Pojęcie Galeria Jest Nieodpowiednie.<br />

Zarejestrowaliśmy, iż po hali biega rozgorączkowany<br />

duet, rozrzucający ulotki propagujące rewolucyjnie zakręcone<br />

idejki – Suprasztuka jest polem teoretyczno – praktycznych<br />

aktywności, w ramach których zbuntowany wobec<br />

rzeczywistości kulturowej podmiot podejmuje indywidualne<br />

wysiłki: 1. samookreślenia; 2. badania warunków swego<br />

spełnienia; 3. ustanowienia własnej rzeczywistości kulturowej…<br />

Duetem okazali się Ela Eldy Dyda i Jacek Alexander Sikora,<br />

którzy potem, przez wiele lat niszczenia schematów<br />

kulturowych, wymieniali się energią i koncepcjami z działaniami<br />

Tranzytorium. Za kilka miesięcy znów spotkamy<br />

się w dość zadziwiającym kontekście…<br />

W marcu w pole wymiany energetycznej, wkroczył<br />

w wielkim stylu Lopez Mauzere. Do tej pory był jednym<br />

z satelitów Tymona, dzieląc z nim szkolne dole i częstsze<br />

jednak niedole.<br />

W ów czas heroicznie próbował po raz trzeci zdać maturę.<br />

Licealne schizy wywołały w nim niezwykłą erupcję talentu<br />

lirycznego i błyskawicznie napisał ponad 100 przezlewnych<br />

wierszy – Borowski napisał / 180 wierszy / pisał<br />

przez 10 lat / o oborze koncentracyjnej / ja pisałem / przez<br />

dwa miesiące / i napisałem / 100.<br />

Pojawienie się Lopeza sformalizowało frakcję literacką<br />

Tranzytorium, która przyjęła dumną nazwę Grupa Poetycka<br />

Zlali Mi Się Do Środka.<br />

Nomenklaturę przytargał nieświadomie Tymon. Opowiadał,<br />

jak onegdaj z innymi muzykami Sni Sredstwom Za<br />

Uklanianie, udał się do pracy na budowę. Harowali tam<br />

w towarzystwie nieskomplikowanych przedstawicieli klasy<br />

robotniczej. Owi „prawdziwi ludzie” każdy dzień rozpoczynali<br />

od snucia brutalnych narracji ze swojego bogatego<br />

życia towarzyskiego.


Razu pewnego zwierzyli opowieść o chorej psychicznie<br />

kobiecie, którą zwabili do hotelu robotniczego i przymusili<br />

do odbycia serii stosunków płciowych. Gdy dama zorientowała<br />

się w końcu, iż znajduje się w mało komfortowej<br />

dla siebie sytuacji, swój żal do świata zawarła w przejmującym<br />

okrzyku – Jezus Maria, zlali mi się do środka!<br />

Będę miała dziecko!<br />

Hard core Grupy stanowili – Zbigniew, Lopez, Tymon,<br />

Paulus, Kudłaty, Brzóska i Yo Als Jetzt ze swoją neoekspresjonistyczną<br />

Poezją Uliczną. Ja zostałem nadwornym konferansjerem<br />

moich uzdolnionych literacko kolegów.<br />

Jakiś czas później w konstelację zlanego środka wkomponowali<br />

się też: Krzysiek Siemak (ex – Joanna Deadlock,<br />

Szelest Spadających Papierków), Antek Kozłowski (najstarszy<br />

gdański hipis), Roman Malarz Kobiet (wybitny<br />

Nieudalista), Mikołaj Silnicki (naiwny brutalista), Tomasz<br />

Betris (mistycznie naznaczony i zatracony) oraz namiętna<br />

interpretatorka naszych zlewnych projekcji Izabela Jakul.<br />

Pomimo szczerych chęci nie udało się niestety do Grupy<br />

zaprosić Don Mario Starego Łagrowca, dekadenckiego<br />

indywidualisty akademickiego. Wtedy Mario był już głównie<br />

zajęty paleniem swoich fantastycznych efuzyj, ku żalowi<br />

nieutulonemu Narodowej Kultury.<br />

Zbigniew notował skrzętnie – Pisanie dręczy prawie<br />

wszystkich spośród nas. Chyba już się nie uda przed grobem<br />

zrzucić pęt tego nałogu. Biblioteka tranzytorium liczy wiele<br />

setek stron poezyj, teoryj, esejów, artykułów i powieści nawet.<br />

Ale niestety dotkliwa niemożność publikowania wyrywa<br />

żywe rany, bo często nawet najbliżsi sobie autorzy nie<br />

mogą się nawzajem obczytać w swoich istotnościach, wiele<br />

rzeczy ginie itd. („Vademecum konesera Totartu”).<br />

A teraz hier ein spass (jak mawiał docent Data, wykładający<br />

na UG literaturę okresu pozytywizmu). Wiersz artysty<br />

Lopeza Mauzere pt. „Posesja 87” – Zburzyli babci /<br />

szopę / bo papież / przyjeżdża”. Dziękuję za uwagę i idziemy<br />

dalej…<br />

12 kwietnia raz kolejny zaatakowała Ariergarda 1.<br />

W ramach gry wstępnej wystąpiła edycja plakatu agencji,<br />

by Yo Als Jetzt, ze znanym hasłem – Jesteśmy ariergardą<br />

narodowej kultury pilnujemy by nikt nie wyrżnął jej<br />

w dupę! Bój o niego z cenzurą stoczyła zwycięsko nasza<br />

nowa koleżanka Izuś Izolka Brzozowska.<br />

Aby zmylić czujność funkcjonariusza Urzędu Kontroli<br />

Publikacji i Widowisk, weszła na tzw. etap rdzenia. I podczas<br />

kolaudacji plakatu w biurze agenta SB ubrała spodenki<br />

tak obcisłe, że zarys punktu G widać było z 50 metrów.<br />

To skutecznie zmyliło czujność potomka dr Goebbelsa<br />

i podpisał zezwolenie na powielenie naszej printerskiej<br />

perełki.<br />

Personell akcji multimedialnej tym razem stanowili: weterani<br />

Audiowizji – Praffdata i Mc Marian, oraz świeżo namierzone<br />

Wahehe i Człowiek Zwany Psem czyli Brzóska.<br />

Powtórzyliśmy zabawę w alternatywny socjal i udało się<br />

załatwić naszym załogantom nocleg w sopockim Grand<br />

Hotelu. Warujący tam ubecy znów przechodzili katusze na<br />

widok barwnego taboru wariatów, przenikających do ich<br />

wypindrzonego matecznika.<br />

W takim to kontekście, na zupełnym bezczelu, 11 kwietnia<br />

agencja Ariergarda 1 przeprowadziła w Grandzie in<br />

Zoppott, w apartamencie Marleny Dietrich, konferencję<br />

prasową na tematy anarchistyczne, ekologiczne i metafizyczno-społeczne.<br />

Za prasę robił Jany, jako redaktor podziemnego<br />

Homka, oraz Zbyszek i Konjo jako wnikliwi<br />

uwielacze pism trzeciego obiegu. Nowym fighterem Tranzytorium<br />

został Arek Drewa, szalony gdański fotograf, od<br />

tej pory dzielnie dokumentujący nasze wszelakie zlewności.<br />

Zwieńczeniem konferencji było wspólne udanie się na<br />

sopocką plażę i zapalenie 200 świeczek, przy etno dźwiękach<br />

saksofonu kolegi Fify aus Praffdata… Ten swoiście<br />

77<br />

Kultowa pieczątka<br />

by Yo Als Jetzt.<br />

Grand Hotel Sopot,<br />

konferencja prasowa – Maciek<br />

Wilski, Zbigniew, Guła, Fifa<br />

i Sylwian z Praffdaty.


Legendarny poster na<br />

wiekopomny koncert.<br />

Piotruś z Mc Marian.<br />

profuzyjny land art stanowił miły prolog, do czekających<br />

świat dnia następnego ariergardowych przekroczeń.<br />

Ujawnienie foniczne w Kwadratowej rozpoczął Brzóska.<br />

Opakowany w look a’ la Schulz deklamował autobiograficzny<br />

Monolog o tatusiu. Dźwiękowo uzupełniali go Ozi<br />

z SSP i Wasyl z Henryka Brodatego. Kilka nut dorzucił<br />

przechodzący obok Tymon. Na bis wystąpiły „Złote myśli<br />

Psa” – Jak zarzuciłem na księdza robaka (powieść) oraz<br />

Już mi ręce odpadają od tej roboty (zwierza się misjonarz<br />

w ośrodku dla trędowatych w Afryce).<br />

Mc Marian spreparował nowy program with special edition<br />

anormal films by Piotruś. Rakieta wypełniona lokatorami<br />

zakładu dla uśmiechniętych frunęła nad łąką, na której<br />

pasły się cybernetyczne kozy.<br />

Wahehe Divagazione Universale, z Kapitanem Bifhartem<br />

na froncie, przenicowali Wszechświat transowym setem<br />

rzęchliwego techno – pop o kryptonimie Love! Peace!<br />

Industry! Był to solidny kawałek muzyki immanentnej koegzystencji.<br />

Oprócz apokaliptycznej Matki destrukcji, poprzez<br />

skoczny Hot dog is a good drug, dochodzili do głupkowato<br />

płaczliwej pościelówy dla konsumentów psylocybów<br />

pt. Robert i Eliza.<br />

Ten ostatni kawałek szczególnie długo przeżywał pacyfista<br />

Gall Galiński. Utrzymywał, że takiego szitu nie puszczali<br />

nawet w więziennym radiowęźle, gdy odsiadywał<br />

swój kolejny wyrok za antyMON. Prawdopodobnie o takie<br />

reakcje kosmonautom z Galicji chodziło. Poważna<br />

sprawa – podsumował sceniczną karbonarę gitarzysta Albrecht<br />

von Knutke.<br />

78<br />

W antraktach Zbigniew i Konjo proponowali surfing po<br />

lirycznych falach Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka.<br />

Już wtedy nasi wyrafinowani fani domagali się wyzji<br />

Lopeza Mauzere, wschodzącej gwiazdy kaszubskiego andergrandu.<br />

Wtedy egzystującego w stadium generalnych<br />

przesileń ducha, płonącego szaleństwem i niemocą.<br />

Oto i jego wiersz pt. „Martwiłem się” – Mama powiedziała<br />

/ ciesz się, że nie / jesteś w komorze / gazowej / Moja<br />

mama / umie mnie odpowiednio / natchnąć / A tato powiedział,<br />

/ chyba że to by była / komora z gazem / rozweselającym<br />

/ myślę że moi / rodzice mają / duży wpływ / na moją<br />

twórczość.<br />

Uczciwie trzeba jednak przyznać, że nie wszyscy uczestnicy<br />

koncertu zrozumieli emocje zawarte w tym przekazie…<br />

Praffdata na deser przygotowała wspaniale malowany<br />

freestyle pt. Traktor czy reaktor. Działanie było kompatybilne<br />

z nasilającymi się protestami niezależnych ekologów,<br />

przeciw budowie elektrowni jądrowej w pobliskim Żarnowcu.<br />

Wszyscy żyliśmy wtedy echami katastrofy w Czarnobylu,<br />

więc i temat jawił się boleśnie aktualnym.<br />

Siłą kilkunastu partyzantów, jak to mieli w zwyczaju, dokonali<br />

rozbudowanej inscenizacji tudzież zlewnej improwizacji.<br />

Na intro wypuścili z projektora eksperymentalną<br />

drapankę pana Antoniszczaka pt. Jak zbudowany jest jamniczek?<br />

Gdy sekcja rytmiczna zapodała histeryczny motyw,<br />

Faustyn i Maciek budowali mur otaczający atomowe<br />

megapolis.


Praffdata oniryczna.<br />

Wahehe<br />

– Kapitan Bifhart.


Balet Archidiecezjalny<br />

w swoich platynowych<br />

dniach – Karolinka i Schiz.<br />

Wszyscy wymieniali się instrumentami, więc nawet<br />

trudno powiedzieć konkretnie, kto w Praffdacie na czym<br />

grał. Koledzy Tyc i Sylwian, odpowiednio przystrojeni<br />

w traktor i reaktor, stoczyli regularny pojedynek na udeptanej<br />

ziemi. Ekspresyjne action painting wywołało niezwykły<br />

entuzjazm wśród ariergardowej publiczności, która<br />

spontanicznie podłączyła się w dzieło dekonstrukcji reaktora.<br />

Po raz kolejny traktory zdobyły wiosnę, mogliśmy na finał<br />

powiedzieć cytując socrealistycznego pariasa.<br />

Życie w kaleki, ale jednak sposób, toczyło się dalej. Lopez<br />

zapoznał Zbyszka z Elą Bumbul, która została partnerką<br />

życiową naszego kierownika artystycznego (staropolskie).<br />

Paulus wylał, z jednego ze swoich sześciu mózgów, rozkosznie<br />

głupkowaty cykl grafik pod tytułem Okłamanie.<br />

Konjo pisał coraz bardziej nihilistyczne wiersze.<br />

A pod koniec kwietnia Sni Sredstwom Za Uklanianie<br />

i Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka zostały zaproszone<br />

na koncert do Zielonej Góry, który odbył się w lochach<br />

jakiegoś zabiedzonego akademika.<br />

To wydarzenie nakręcała nasza nowa koleżanka Karolinka<br />

Dąbrowska, niesamowita projektantka zakręconych<br />

ciuchów, obywatelka Raculi. Sama wyglądała jak chodzące<br />

dzieło ariergardowej anty-sztuki. W dziedzinie dizajnu<br />

użytkowego wyprzedziła ludzkość o jakieś dwie dekady.<br />

80<br />

To co szyła Karolinka w 87, świat oglądał na wybiegach u<br />

co bardziej jebniętych dyktatorów mody dopiero w pierwszych<br />

latach XXI wieku!<br />

PRL, jako kraj powszechnego niedoboru wszystkiego<br />

(oprócz ZOMO, LWP i SB), oferował swoim niewolnikom<br />

jedynie jakieś turpistyczne szmaty udające ubrania,<br />

które zbliżały nas w masie do ideału chińskiego mundurka.<br />

Totart cenił sobie indywidualizm także w obszarach


tekstylnych, więc w miarę osobniczej fantazji nakładaliśmy<br />

na siebie jakieś rozpaczliwie fikuśne elementy garderoby.<br />

Tymon miał prywatnego krawca, który upodabniał lidera<br />

SSZU do sznytu walijskiego bonvivanta. Paulusa obszywała<br />

jego pełna poświęcenia matka. Któregoś dnia, gdy<br />

w sklepach z materiałami krawieckimi nie było już nic<br />

oprócz jakichś bułgarskich kocy, pani Maria spreparowała<br />

z nich ciepłe kurtki jesienne dla swoich pociech. Dopiero<br />

dziesięć lat później na ten sam pomysł wpadli promotorzy<br />

stylu grunge…<br />

Moja mama przyniosła mi bawarski anzug ze zrzutów<br />

protestanckiej humany. Generalnie nosiło się buty po bracie<br />

i gacie po tacie, więc w kupie wyglądaliśmy jak obywatele<br />

Rumunii na gościnnych występach pod dworcem PKP<br />

w Żyrardowie (nie obrażając oczywiście rodaków Ionesco<br />

i Ceaucescu).<br />

A Karolinka potrafiła defilować po ulicach realnego socjalizmu<br />

w sukience uszytej z tysiąca sznurowadeł, przystrojona<br />

w biżuterię z puszek po paście do butów. Często<br />

nawiedzała alternatywne festiwale, w towarzystwie równie<br />

jak ona futurystycznie opakowanego fircyka, o ksywie<br />

Schiz.<br />

Paweł Schiz Caban ze Skierniewic, niekonwencjonalny<br />

muszkieter mody, miał w dowód osobisty wpisaną, jako<br />

znaki szczególne, mnogą kolekcję kolczyków swobodnie<br />

przekłuwających nos, usta i uszy (wtedy!). Dlatego zdezorientowane<br />

patrole milicji puszczały Schiza w miarę wolno,<br />

napierdalając go jeno symbolicznie, za ten niezgodny<br />

z linią partii wygląd (no bo w końcu taki dowód to jednak<br />

dokument urzędowo potwierdzony…)<br />

Mniej wyrozumiałości dla kolorowej pary mieli niemundurowi<br />

przedstawiciele polskiego społeczeństwa.<br />

Na ich widok od Bugu do Odry odzywał się przerażony<br />

okrzyk Jezus Maria! I dlatego Karolinka i Schiz występowali<br />

na arenie życia jako Balet Archidiecezjalny.<br />

Koncert w Zielonej Górze był nad wyraz udany, pomimo<br />

tradycyjnego braku sprzętu do grania oraz miejsc<br />

do spania. Karolinka zorganizowała sympatyczne ognisko<br />

u Dżonego, saxofonisty Kormoranów z Dżonkowa.<br />

A w drodze powrotnej Kudeł i Tymon zaczęli pisać<br />

w pociągu kolejną książkę Szklarskich o przygodach Tomka<br />

Wilmowskiego. Za kilka miesięcy Kudłaty, jako pionier<br />

subskrypcji, wyda tę perłę LIK-u pod nomenklaturą: Alfredzi<br />

Szklarscy presents Tomek wzdłuż lutych lodowczyków<br />

Grenlandii.<br />

Taki oto prolog dzieło posiadało – W roku 1987 nasz<br />

młody bohater osiągnął granicę wieku, której przedtem<br />

przekroczyć nie potrafił, choćby i chciał i bardzo się starał…<br />

Książka zachowywała poetykę oryginału, prezentując<br />

m.in. liczne przypisy o charakterze dydaktycznym.<br />

Np.: Stary Wilmowski pielił pieczołowicie rabat ziemniaków…<br />

i zlewny komentarz panów Szklarskich – Ziemniak<br />

(kartofel, Solanum Tuberosum) – bylina z rodzaju psiankowatych<br />

pochodząca z Ameryki Płd. wedle przypisów podręcznika<br />

pt. „Melioracje przeciwerozyjne” pamiętnego Stefana<br />

Ziemnickiego. St. Ziemnicki (1911–1979), hydrotechnik,<br />

meliorant, gleboznawca. Profesor Akademii Rolniczej w Lublinie.<br />

Aczkolwiek wielkiego serca człowiek, twierdzi się czasem<br />

nieopatrznie, iż był kapo w Treblince. To ponoć łgarstwo<br />

wierutne…<br />

Dni kilka później ten bojowy duet uzupełnił spektakl<br />

Ubu król, w gdańskim Teatrze Wybrzeże, rozrzuceniem<br />

ulotek Totart ostrzegał!<br />

Los, który i tak boleśnie nawalał nas po totartalnych<br />

nerkach, wyraźnie przestał nam sprzyjać. Na 1 maja Ariergarda<br />

1 wraz ze Skibą przygotowywała dużą imprezę pt.<br />

Żółty zapach dynamitu. Tu i ówdzie rozlepiliśmy wojownicze<br />

plakaty i widocznie milicja odebrała to jako wyzwanie.<br />

W trakcie organizowania akcji SB aresztowała Andrzeja<br />

Awsieja i przeprowadziła rewizję w jego mieszkaniu.<br />

Ujawnienia nie udało się zrealizować…<br />

Także tego dnia WiP zorganizował operację rozbicia komunistycznego<br />

pochodu pierwszomajowego w Sopocie.<br />

SB zgarnęło kilku naszych kumpli, w tym entuzjastę działań<br />

Totartu – Krzyśka Gryndera. Po tej akcji został pobity<br />

na komisariacie przez zomowca o ksywie Wałęsa, zwanego<br />

81<br />

Okładka powieści<br />

Alfredów Szklarskich.


Protest, Gdańsk<br />

– Lopez Mauzere i Zbigniew.<br />

tak z racji obnoszenia oldskulowych wąsów, upodabniających<br />

go do przywódcy wiadomego związku zawodowego.<br />

Potem było już tylko gorzej. Na początku maja Ariergarda<br />

1 przygotowuje duży plenerowy koncert i akcję, na<br />

dziedzińcu Wydziału Humanistycznego UG. Chcemy zaprosić<br />

m.in. Kormorany, Rozkrock, Szelest Spadających<br />

Papierków, Sni Sredstwom Za Uklanianie, Wahehe i inne<br />

gwiazdy sceny profuzyjnej. Wykonałem ze Zbigniewem<br />

kawał solidnej roboty logistycznej na tę intencję, ale…<br />

Na dwa dni przed imprezą studenci-komuniści ukradli<br />

pieniądze, przeznaczone na naszą realizację. Gdy błagałem<br />

o tę kasę księgowego ZSP dostałem odruchów wymiotnych.<br />

Pertraktacje nic nie dały.<br />

Próbując ratować sytuację, Agencja zorganizowała wieczorek<br />

protestacyjny na placu w miasteczku akademickim<br />

na gdańskich Polankach, z udziałem miejscowych wykonawców<br />

(Sni Sredstwom Za Uklanianie, Lopez Mauzere<br />

jako Pan Ryba i reszta Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się<br />

Do Środka oraz Pani Ania). Plus action painting Yo Als<br />

Jetzt.<br />

Ta sama sytuacja powtarza się podczas kooperacji Ariergardy<br />

1 z organizatorami juwenaliów Politechniki Gdańskiej.<br />

Po wielotygodniowych negocjacjach udało nam się<br />

wzbogacić program dni uczelni o koncerty Szelestu, Sni<br />

Sredstwom i Kamana, kabaret Skiby, wernisaż Luxusu<br />

i Jacka „Jack the Ripper” Staniszewskiego, Reisepsychose<br />

i inne efuzyjne atrakcje.<br />

82<br />

Dosłownie w ostatniej chwili, półidioci udający animatorów<br />

kultury studenckiej, wywalili nas na śmietnik. To<br />

nie system tu nic system…<br />

To nigdy nie było zabawne, ale teraz po prostu walimy<br />

głową w mur. Gdzie się nie udamy ze Zbigniewem i usiłujemy<br />

zorganizować jakieś upublicznienie, wszędzie pamiętają<br />

nam Totart i boją się powtórki z Rzeszowskiej Rzeźni.<br />

Odwołują nam kolejne imprezy. Jedynie czujny Skiba zaprasza<br />

Ariergardę 1 do Łodzi, na akcję w klubie Olimp.<br />

I tam po raz pierwszy ujawnia się frakcja dźwiękonaśladowcza<br />

Tranzytorium – pod tajemniczą nazwą Der<br />

Dancinger Arsambl (DDA). Arsambl to pokrętna zbitka<br />

słów „art” i „ansambl”. Słowo sztuka tak nam śmierdziało,<br />

że powstał taki profuzyjny neologizm.<br />

Powołaniu DDA towarzyszył, oczywiście, odpowiedni<br />

manifest – Po przerobieniu rytmicznej lekcji od form<br />

najprymitywniejszych przez Bacha, Beethovena, Chopina<br />

i przez atakowanie by Cage położonej na scenie blachy<br />

wiertarką, czas wędrować w inne obszary, gdzie struktury<br />

rytmiczne są bardziej złożone, irregularne lub usunięte. Na<br />

ten etap ciągle w naszym kraju nie mogą zdecydować się<br />

ani dziennikarze, ani muzycy. W przeważającej większości<br />

wciąż pozostają na etapie konfekcjonowania fuzji chopinowskich<br />

harmonii z rytmiką pierwotnego bluesmana.<br />

Mówi się, że doskonałość parzystych rytmów jest doskonałością<br />

rytmów natury, jest pulsacją miłości. Dalibóg, mikrosekundowy<br />

perfekcjonizm parzystej rypanki bardziej


kojarzy nam się z przerażającym usztywnieniem katatonii<br />

niż z dynamiką namiętności. Czy ktokolwiek jest w stanie<br />

zaakceptować, albo w ogóle wyobrazić sobie tak uorganizowany<br />

stosunek seksualny?<br />

System, aby istniał, aby był twórczy, aby porywał i oczyszczał,<br />

powinien być rozwijany, przekraczany i przekraczający<br />

sam siebie. Symetria natury jest zwodnicza, bo niedokładna,<br />

niepełna, zaledwie przybliżona. Warto wreszcie wyciągnąć<br />

jakąś korzyść z nauki biologii. (Paweł Konnak, Zbigniew<br />

Sajnóg – Ujawnienie totemów).<br />

Do Łodzi pojechała także Poezja Uliczna, Szelest Spadających<br />

Papierków i Sni Sredstwom. Formacja Tymona<br />

miała jednak w tamtym czasie pecha do ujawnień w stolicy<br />

polskiego włókna. Artyści tradycyjnie zapomnieli zabrać<br />

z domu instrumentów i tradycyjnie jednak nie wystąpili.<br />

Mimo sabotażu ze strony nawalonych akustyków, udało<br />

się w szczątkowej formie wystąpić Oziemu, który był na<br />

etapie disco dla samobójców. Czego dowodem pokręcone<br />

frazy jego hita pt. Czarny wojownik. Oraz my – czyli DDA<br />

w składzie Zbig & Konjo.<br />

Zagraliśmy nasz pierwszy koncert o trzeciej nad ranem.<br />

Mesjago ubrał fartuch rzeźnika i recytował masarskie manifesty.<br />

Ja waliłem jednostajny rytm na gitarze basowej,<br />

obsługując jednocześnie wypożyczony od Oziego generator<br />

dźwięków. Było mocno depresyjnie i melancholijnie.<br />

Widownia, w składzie Skiba i dwóch ujaranych studentów,<br />

biła nam kulturalne brawa.<br />

Zachęceni życzliwym przyjęciem dzień później wykonaliśmy<br />

upublicznienie open air, wspomagani przez Chrisa,<br />

mojego kumpla z uniwersyteckiej grupy dydaktycznej.<br />

Chris był kuzynem Tomka Lipińskiego z Tiltu. Dzielnie sekundował<br />

bojom Tranzytorium, a widząc nasze rozpaczliwe<br />

działania przed łódzkimi żakami podsumował owe pląsy<br />

słowami Filozofa – Każdy na swój ubytek a Bóg przeciwko<br />

wszystkim…<br />

Podczas Toruńskiego Maja Poetyckiego odbył się najazd<br />

dzielnej Poezji Ulicznej. Załoga wykonała operację pt.<br />

Wolna myśl przetrwała w szaletach / stąd wyruszą legiony.<br />

Doszło tam do starcia z tzw. estetyką sprzątaczek. Lirycznie<br />

ten moment podsumował Maciek Als Ruciński – naszym<br />

miastem / o czym wiedzą nieliczni / rządzą sprzątaczki<br />

kelnerzy i portierzy / zamknięci w szarych pałacach / chaosu<br />

niepotrzebnych czynności.<br />

Jedynym sympatycznym sygnałem w owe dni ostatnie,<br />

był artykuł Dzidka Jodko pt. Prowokatorzy, opublikowany<br />

w tygodniku Politechnik – Wzbudzali strach wśród<br />

83<br />

Juwenalia w Łodzi:<br />

united jam session<br />

– Gumola z Moskwy,<br />

Córek, Zbig i Tymon.<br />

Akcja Ariergardy 1<br />

– Juwenalia w Łodzi.


Warszawa, finał działań<br />

Agencji Ariergarda 1 – Konnix,<br />

Maciek Chmiel i Sajgon.<br />

Warszawa, maj 87<br />

– Konjo<br />

i Lopez Pan Ryba Mauzere.<br />

animatorów życia kulturalnego, szczególnie tych, którzy nigdy<br />

występu To tartu nie widzieli…<br />

Ale czuliśmy już, że wraz z Wahehe możemy wyrzęzić<br />

ich podziemnego kilera – Ramiona nasze, uroczysty koniec,<br />

pożoga!<br />

Zbyszek pisał – Wykonujemy wysoko specjalizowaną pracę<br />

/ a ponieważ wysokie frakcje przez swoją delikatność niszczeją<br />

najprędzej / więc często w naszym transcendentalnym<br />

związku / wytrysk następuje na trzy dni przed stosunkiem.<br />

I to nieprawda, że żądamy nagród / mam w dupie Nobla<br />

i wszystkie inne / ale potrzeba nam możliwości – / teraz, tutaj.<br />

Ja się nie żalę, ja żądam. („Teraz chcę Nobla { sonet po<br />

prostu tradycyjnie daremny }”).<br />

Podjęliśmy decyzję o zakończeniu działalności Ariergardy<br />

1.<br />

Piszemy Manifest rozwiązły, pięknie otulony w plastyczne<br />

efuzje Yo Als Jetzt, pod nazwą Jestem wewnętrznie dynamiczny<br />

/ i chciałbym być zewnętrznie sprzeczny ale nie.<br />

Druga część otuliny nosiła tytuł przewrotny Przez nieumiejętność<br />

do sztuki czy fragment rzeczywistości w stadium doskonałym.<br />

Text rozpoczynał się przesłaniem – Stojąc w obliczu totalnej<br />

przemiany rzeczywistości w muzeum… nie zamierzamy<br />

zdychać w pustce zalanej formaliną… nie interesuje nas<br />

konceptualizm wykastrowany z aktu konfrontacji z mięsem<br />

bytu… nie interesuje nas wasze zdanie – trudno polemizować<br />

z bełkotem żywych trupów…<br />

Wydałem jeszcze jednodniówkę Ekstrawertyzm, Introwertyzm.<br />

Mama załatwiła paszport. Byłem ruiną człowieka.<br />

Chciałem uciec z tego cmentarza i nigdy tu nie wrócić.<br />

Ariergarda 1, prawem pól kontrastowych, w widowiskowy<br />

sposób pożegnała się ze światem.<br />

Stary kumpel, fotograf Jurek Czarny Radziewicz, zorganizował<br />

nam operację w stołecznym klubie Park. 31 maja<br />

zrealizowaliśmy tam 12 godzinne działanie ekologiczne<br />

i metafizyczno-społeczne. Przybyli na nie Ziggy Stardust,<br />

84<br />

Mc Marian, DDA, Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka<br />

w osobach Paulusa i Lopeza Mauzere.<br />

W drodze do Warszawy Lopez, wspierany przez dyrekcję<br />

Ariergardy, dokonuje nieprawdopodobnych poezokoncertów<br />

w pociągu i na stacjach, gdzie dochodzi do pozytywnych<br />

zgromadzeń i wybuchu aplauzu. Gdy pewien oburzony<br />

obywatel PRL ostro zareagował na spontaniczny wylew<br />

słowami – Z pracy rąk się utrzymuj chamie jeden!, elokwentnie<br />

odparował mu Lopez – A co to ja – dupą piszę ?!<br />

W Parku wszyscy godnie wypełniliśmy swoją misję<br />

w przyrodzie. Ziggy Stardust przebywał na zwolnieniu<br />

z wojska, po napisaniu podania o zmianę płci. Prawdopodobnie<br />

snuł wizję światowej kariery, gdyż tym razem zaprezentował<br />

w wersji anglojęzycznej, nowy przebój pt. „Sex<br />

machine” – You looked me in pornofilm / You onanising


Okładka jednodniówki<br />

Ekstrawertyzm<br />

/ Introwertyzm.


efore the screen / I’ m sex manekeen / Hey girl! / Give me<br />

two dolars / And I go in motion.<br />

Lopez ujawnił wzruszający wiersz „Na pożegnanie Pawła<br />

Konnaka” – Niemki mają / brudne nogi. / Kochankowie /<br />

Cyce jak / całe / Niemcy.<br />

Paulus też pozostawał w klimatach kosmopolitycznych,<br />

czego dowodem wiersz pt. „Dziadek” – Mój dziadek walczył<br />

pod Monte Cassino / Nie walczył po stronie Polaków / Nie<br />

walczył po stronie Niemców / Walczył po stronie orzechów.<br />

W słusznej sprawie wylewaliśmy hektolitry farb. Mc Marian<br />

nakręcał dźwięki z profuzyjnego czyśćca. Ziggy obnażył<br />

się rytualnie. Kończyła się pewna epoka….<br />

Agencja Ariergarda 1 rozwiązała się w dniu 31 maja<br />

1987 roku.


Umlauty straszą z transparentów stacji kolejowych.<br />

Lopez Mauzere – „Niemcy”<br />

może zdarzy się kolejny cud<br />

i po powrocie wszystko będzie lepsze i pełne słońca<br />

tyle dziwnych chwil w moim życiu<br />

więc to także jest możliwe<br />

dżungla w dahlem dorf ożyje<br />

i wchłonie mnie przypływ laguny<br />

żółty wagon przepłynie nad trannenpalast…<br />

Paweł Konjo Konnak – „Sztuka restauracji”<br />

Zacytuję teraz fragment wywiadu – rzeki, który opublikował<br />

magazyn Lampa (Nike z Biedronki, nr 7–8, lipiec<br />

– sierpień 2009) – Było już tak źle, że nie widziałem dla<br />

siebie miejsca w tym syfie i w czerwcu 1987 wyemigrowałem<br />

do Niemiec, z poczuciem, że to już nawet nie jest bal na<br />

gruzach, tylko nastąpił zapowiadany przez Zbyszka koniec,<br />

że wszystko skończone, że nigdy tu nie wrócę.<br />

Jednak podczas tych dwóch miesięcy, w heimie w Berlinie<br />

Zachodnim, przeżyłem coś w rodzaju apokaliptycznej<br />

medytacji. Z jednej strony poczułem tam absolutny luksus.<br />

Mam pełen szacunek dla Niemców, którzy przygotowali dla<br />

nas, dla spätaussiedler, późnych przesiedleńców, idealny Disneyland,<br />

który po gehennie realnego socjalizmu mógł wprawić<br />

w długotrwałe osłupienie.<br />

Ktoś taki jak ja, student, który męczy się w udającym<br />

Polskę nowotworze zwanym PRL, rzyga nim, rzyga akademickim<br />

gównem, przeżywa całą żałość swojego położenia<br />

87


Berlińska ubanówka<br />

z zaznaczonym murem – 1987.<br />

– nagle rozmawia z niemieckim urzędnikiem, który mówi<br />

– „Cieszymy się, panie Konnak, że pan do nas przyjechał.<br />

Jakie są pańskie plany rozwojowe? Czy chce pan studiować<br />

w Goethe Institut gdzieś w RPA, czy w Miami na Florydzie?<br />

Chce pan pojechać na Grenlandię, czy może chce pan polecieć<br />

w kosmos?” – Patrzyłem na faceta, jakby to on był kosmitą.<br />

Wyjeżdżasz z tego bagna i naraz przez trzy godziny dostajesz<br />

tyle pieniędzy, ile tam w życiu nie widziałeś. „Czy<br />

ma pan ochotę zamieszkać w dzielnicy artystów Kreuzberg<br />

i dostać mieszkanie trzypokojowe, czy może ma pan wstręt<br />

do komunizmu i pobliski mur, a za nim NRD, nie wpłyną<br />

dobrze na pana samopoczucie, rozumiemy, że przeżył pan<br />

w ustroju komunistycznym w swojej ojczyźnie nieprzyjemne<br />

chwile, to może Hamburg, miasto kosmopolityczne?”<br />

Po dwóch dniach mogłem sobie kupić najpiękniejszy samochód<br />

świata. Nie rozumiałem, co się dzieje.<br />

Jednak z drugiej strony wpadłem tam w taką paranoję,<br />

że Polska przy niej, to było ciastko z kremem. Miałem<br />

wszystko, za czym tęskniłem, miałem środki, by się realizować,<br />

ale okazało się, że jestem absolutnie sam ze swoim<br />

bólem. Świadomość mojej drogi była radykalnym Wszechświatem,<br />

niemożliwym do wytłumaczenia.<br />

88<br />

Obłąkany z nieszczęścia i samotności snułem się wzdłuż<br />

muru. Całymi dniami jeździłem s-bahnem, odbijając się<br />

od jednego pola minowego ku drugiej pustyni ziemi niczyjej.<br />

Pod tłustym niebem germańskiego lata zamieniałem<br />

się w oszalałego z rozpaczy jamochłona. Usiłowałem<br />

utożsamić się z czymkolwiek, co miało być moim nowym<br />

życiem.<br />

Ale to, co tu się działo, nie dotyczyło mnie. Dla siebie nie<br />

mogłem znaleźć formy a dla innych nie było treści, w której<br />

mógłbym się realizować. Jak pisał Poeta Totartu – Nie<br />

czułem związku z tym co mnie wypełnia i z tym co mnie<br />

otacza. Bo nikogo nie interesowało to, co ze sobą przywiozłem.<br />

Po prostu byłem normalnym członkiem normalnego<br />

społeczeństwa, tak właśnie wyglądał normalny świat.<br />

Po dwóch miesiącach zrozumiałem, że co mi po tej kasie,<br />

co mi po studiach w RPA, co mi po mieszkaniach i samochodach,<br />

skoro nie ma w tym żadnej cząstki mnie. I nie mam<br />

się ani z kim tym podzielić, ani dla kogo z kimkolwiek cokolwiek<br />

robić.<br />

Szybko nacieszyłem się sokami w sklepach, tonami gadżetów<br />

i milionem kanałów w telewizji. Punk rock a potem życie<br />

z Totartem w Polsce uważałem za protezę, za bolesne<br />

udawanie życia, tymczasem zobaczyłem, że to właśnie było


moje skrajnie autentyczne doświadczenie. Moje jedyne, niepowtarzalne<br />

życie.<br />

Szczęśliwie przemyślenia te zajęły mi dwa miesiące, a nie,<br />

jak innym, dwadzieścia lat, więc grzecznie podziękowałem<br />

moim niemieckim opiekunom, spakowałem jedyną koszulę<br />

i wróciłem do Polski z takim totalnie radosnym nihilistycznym<br />

przekonaniem, że wracam tam, gdzie powinienem być,<br />

do mojego miejsca na ziemi i że moim przeznaczeniem są<br />

profuzyjne przekroczenia.<br />

Że w Polsce są ludzie, z którymi chcę żyć, tańczyć i walczyć.<br />

że komuna nie jest istotna, niech mnie napierdalają,<br />

niech zabraniają, niech zamkną przede mną wszystkie kluby,<br />

że tych wszystkich, którzy nas wyzywali od gównojadów<br />

i naszych przeciwników, z takiej czy innej opozycji, mam<br />

gdzieś.<br />

Naprawdę, gdy to zrozumiałem, poczułem się bardzo<br />

szczęśliwy. Byłem przygotowany, że na pojałtańskim śmietniku<br />

spędzę resztę życia, ale wiedziałem, że to będzie wspaniała<br />

experiencja i niezwykła podróż.<br />

Podczas internacjonalistycznie zrozpaczonych rajdów<br />

wzdłuż berlińskiego wirtschaftswunder, napisałem cykl<br />

narracyj pt. Niemcy. Był to cierpiętniczy strumień świadomości,<br />

w którym rozliczałem się z moim dotychczasowym<br />

życiem. Tudzież z jego, domniemanym, brakiem – ja wrócę<br />

chris okno pociągu brudne jak wszystkie okna wszystkich<br />

pociągów między granicami na której teraz stoimy jak wrócisz<br />

na koniec lata pojedziemy w góry i będziemy razem co<br />

będzie jedynym możliwym zwycięstwem tylko tak zniszczymy<br />

czas i przestrzeń uwolnimy od barier wstąpimy w każdy<br />

nowy początek i może nie będziemy musieli oczekiwać końca<br />

więc biegnę ulicą pod jedynym możliwym niebem na jedynej<br />

możliwej ziemi wyobrażam sobie wściekłość rozpacz<br />

twarzy które nadchodzą i jestem po raz pierwszy od tak<br />

dawna szczęśliwy i gotów ponieść wszystkie możliwe konsekwencje<br />

nic nie jest proste i oczywiste to świetnie…<br />

Rzecz wydał Jany, w niskonakładowej publikacji zbiorowej<br />

Gdańska alternatywa, w roku bodajże 1991.<br />

Ubek który zabierał po powrocie mój paszport, patrzył<br />

z niedowierzaniem na „człowieka z tamtąd” i urzędowo<br />

wycedził – Wiecie, obywatelu Konnak, że już nigdy stąd nie<br />

wyjedziecie?<br />

Spojrzałem na tego „wnuka Aurory” z wyrozumiałością<br />

i pomyślałem – Pierdol się, kwiatuszku. Nigdzie się nie wybieram,<br />

bo znalazłem nareszcie swój kawałek Kosmosu. Jestem<br />

w domu…<br />

89<br />

No more!


Życzymy Wam orgazmu permanentnego!<br />

Yo Als Jetzt<br />

Gdy powróciłem, jak ładnie napisał Poeta, na kamienne<br />

łono ojczyzny, niby nic się wokół nie zmieniło, a jednak dla<br />

mnie to był już całkiem inny świat. Perspektywa rozwinęła<br />

mi się rozkosznie na odwyrtkę i raz kolejny ujrzałem uniwersum<br />

do góry nogami.<br />

Tak jak kiedyś wszystko doprowadzało mnie do agonalnej<br />

wręcz negacji, tak teraz zachwycały Konika nawet najbardziej<br />

prymarne odcienie egzystencji. Obnoszenie się<br />

z afirmacją wręcz głuptacko entuzjastyczną spowodowało,<br />

iż niektórzy towarzysze totartalnej niedoli doszli do przekonania,<br />

że dopiero teraz na serio mi odpierdoliło<br />

Upiory doczesności czuwały jednak, aby narodzony na<br />

nowo obywatel K. powrócił do właściwego wymiaru. Znów<br />

szykowały kubły pomyj, które bardzo szybko zostały wylane<br />

na naszą kolektywną, posttotartalną głowicę nuklearną.<br />

Ale tym razem mieliśmy to serdecznie w dupie.<br />

91


Protestujemy<br />

w Gdańsku<br />

– Konjo<br />

i Lopez Pan Ryba,<br />

maj 87.<br />

Zaraz po powrocie pojechałem, raz wtóry, do Śliwic,<br />

urokliwej osady w Borach Tucholskich. Odbywało się tam<br />

dwutygodniowe, integracyjne zgrupowanie metafizyków<br />

społecznych. Przyjęła nas gościnna familia Maroszków, co<br />

zakończyło się dla niej brutalnie wiejskim ostracyzmem.<br />

Meeting nosił kryptonim Kanibale Kultury. A trupa<br />

kultury konsumowali: Yo Als Jetzt, Galeria Pojęcie Galeria<br />

Jest Nieodpowiednie (GnG), RSA, Kormorany, Lopez<br />

Mauzere, dwie Izy i dwie Karoliny. Oraz posttotartalna załoga,<br />

chwilowo egzystująca bez nazwy.<br />

W upojne letnie dni gorąco debatowaliśmy – co zrobić<br />

w sytuacji, w której nic już nie można zrobić? Każdy dokładał<br />

swoją energetyczną cegiełkę do nowego oblicza profuzyjnej<br />

świątyni.<br />

GnG pisali w „Zaproszeniu” – Przyjedźcie wszyscy, których<br />

pożeranie zmalaryzowanego ciała kultury – systemu<br />

nie przeraża; którzy nie macie skłonności do emezji, ale którzy<br />

również macie nadzieję i ochotę spróbować wydrzeć<br />

z siebie nowy supraświadomościowospołecznokulturowy porządek.<br />

Wydzieraliśmy więc na wszelkie znane i nieznane sposoby.<br />

Organizując nowy świat od spraw elementarnych, takich<br />

jak np. budowa umywalni, rekapitulacja klozetu, zbieranie<br />

i rąbanie drew na ogień po metaspotkania w grupach<br />

problemowych.<br />

GnG ogłosili powstanie Supratowarzystwa Poszukiwań<br />

Nowych Rodzajów Aktywności – Pożerajmy zabsurda-<br />

92<br />

lizowaną prosystemową sztukę… póki jakiś domorosły Robespierre<br />

nie wprowadzi terroru kulturowego!!!<br />

Lopez ujawnił wiekopomny poemat „Never ending story”<br />

– Dzisiejszego ranka / obudziłem się / i umarłem / wpadając<br />

/ do herbaty / cukier oblepił trzy pary / moich nóg (tu<br />

autor porównuje się do muszki owocowej Drosophila Melanogaster…)<br />

Poezja Uliczna urządziła warsztaty szablonu, wprowadzając<br />

do otoczenia pierwiastek nowy, bezcelowy i niekonwencjonalny.<br />

Efektem był Kopertas Bory 87 Chcemy Coś.<br />

Każdy wkomponował weń swoje osobnicze zlewności –<br />

np. Kormorany uczyniły graffiti Złammy monopol państwa<br />

na terror, para Zbig i Ela sporządziła uroczą wycinankę<br />

pt. Słyszałeś jak chlasnęło pindolem? a Yo Als Jetzt wygenerowali<br />

przejaw Cywilizacja może skończyć się lada moment.<br />

GnG wylała finezyjny obraz Szaleństwo które opanuje<br />

masy będzie zwiastunem nowej cywilizacji. Paulus i Konjo<br />

obwieścili powołanie swojego prywatnego nurtu w antysztuce<br />

o nazwie Voyeryzm-Apopart. Z naczelnym hasłem<br />

– Po piąte: podglądaj!<br />

Paulus objaśniał – Voyeryzm czyli osiąganie radości<br />

z podglądania rzeczywistości i procesów w niej utajonych.<br />

Apopart czyli sztuka popularna przekręcona w odwrotną<br />

stronę.<br />

Coby każdy wypełnił swoją misję w przyrodzie, anarchista<br />

Jany gromił pięknoduchów – By móc rzygać trzeba<br />

się przejeść / gdy rzyga głodny jest mi źle i niedobrze /


Voyeryści presents!


Zbigniew w masarskim<br />

stroju walczy referatem.<br />

najsłuszniejsza idea nie zmieni faktu / owoce są jesienią /<br />

przedtem praca lata / dziś artychy są jak chłop / co dzień<br />

siejący od nowa / zły że nic nie urosło od wczoraj / nie czekający<br />

jutra.<br />

Było familijnie i rewolucyjnie, ale…<br />

Nasza obecność wywołała jakąś irracjonalną panikę<br />

wśród borowieckich autochtonów. Już po kilku dniach<br />

lokalna społeczność reagowała agresją na pojawienie się<br />

Kanibali w miasteczku. W końcu odmówiono nam nawet<br />

sprzedaży chleba i złożono donos na milicję. Ta szybko<br />

zjawiła się w towarzystwie SB i dokonała wielokrotnych<br />

rewizji w namiotach (sztuka milicji). Interwencje nie ustały,<br />

mimo kanibalistycznej akcji dydaktycznej w sali Gminnego<br />

Ośrodka Kultury, gdzie każdy z nas przygotował progresywne<br />

upublicznienie słowno-muzyczne.<br />

Powtarzające się naloty milicji i tubylców doprowadziły<br />

w końcu do rozwiązania wspólnoty Kanibali i opuszczenia<br />

tej ksenofobicznej miejscowości.<br />

Jakiś czas później wydrukowaliśmy ulotkę podsumowującą<br />

tamten socjal clash – Realizacja arkadii oczywiście<br />

rzadko kiedy może się udać. Nie udaje się nigdy.<br />

Słodka tu refleksja o położeniu między młotem systemu<br />

i jego funkcjonariuszy rozładowujących na oślep swoje<br />

kompleksy, a kowadłem biernej tępoty ludu w oczach którego<br />

człowiek wychodzący nieco poza spanie, żarcie, jebanie<br />

i robienie forsy uchodzi nieodmiennie za debila lub potwora<br />

czyli np. za hippisa lub satanistę (niewoląca moda szeregowania<br />

ludzi sprytnie manipulowana z użyciem środków<br />

masowego przekazu).<br />

A i tak czułem moc wielką. Sierpień był cudowny, jaskrawy<br />

i magiczny. Powołałem do istnienia moje kolejne<br />

prywatne wydawnictwo podziemne o nazwie Księgozbiór<br />

Zlew Polski Preedycja. Zajmować chciałem się utrwalaniem<br />

dorobku co bardziej stukniętych kolegów, z grona<br />

piszących metafizyków społecznych.<br />

Zacytuję ponownie samego siebie – Kiedy zrozumieliśmy,<br />

że nie możemy liczyć na normalną, cywilizowaną publikację<br />

swoich dzieł, na sytuację, że poeta ma swoją książkę,<br />

plastyk ma swój album, muzyk ma swoją płytę, to postanowiliśmy,<br />

że skoro chcemy dla siebie samych wydawać nasze<br />

albumy, nasze kasety, nasze książki, to niech będą one<br />

osobnymi dziełami sztuki.<br />

Jeżeli nie możemy sobie wydrukować na offsecie stu czy<br />

tysiąca egzemplarzy katalogu wystawy Yo Als Jetzt, to zrobimy<br />

20, ale każdy będzie skrajną, indywidualną perełką<br />

printerską. Stąd różnorodność faktur, niezwykłe nasycenie<br />

takimi wysublimowanymi środkami plastycznymi jak pieczątki,<br />

szablony, jak ręczne dopiski, jak numeracja.<br />

Metodę posunęliśmy do skrajności. Bo to pokazywało,<br />

że mamy w dupie świat oficjalnych wydawnictw, niech ktoś<br />

inny się męczy i błaga na kolanach cenzurę, by pozwoliła<br />

94<br />

mu wydać książkę, gdzie od aktu napisania do publikacji<br />

minęło z 10 lat. A my mamy własny Wszechświat. To była<br />

pieczęć i sztandar naszej wolności.<br />

Nie będziemy was błagali o maszyny drukarskie: ani władzy,<br />

ani oficjalnego podziemia, uważającego nas za hordę<br />

barbarzyńców. Realizowaliśmy nasz mikrokosmos wydawnictw<br />

pojedynczych. Wokół nas zgromadziło się całe środowisko<br />

wydawców pojedynczych, naspidowaliśmy naszą pasją<br />

wielu fantastycznych ludzi…” (Paweł Konjo Konnak<br />

– Nike z Biedronki).<br />

Jako pierwszy autor Księgozbioru Zlew Polski ukazał<br />

się światu Lopez Mauzere. Z tomem o barokowej nomenklaturze<br />

– AIDS szwedzki obóz koncentracyjny falowce na<br />

Orunii albo inflagranti w domu Laskowskiego lepiąc domek<br />

(bombę).<br />

Inside znajdowały się m.in. legendarne już wtedy imprzejawniki<br />

liryczne: Auschwitz exactly, Ząb Mahlkego,<br />

Wysokogatunkowa prostytutka regatowa albo Pan Struś,<br />

Problem reinkarnacji i zbrodni und wiele innych. Radośnie<br />

zlewne grafiki uczynił w tym dziele Paulus.<br />

Już w latach 90-tych ukazał się reprint perełki Mauzerego<br />

w Witten, in BRD. A wybór profuzji Lopeza z AIDS…<br />

udostępniła też wtedy Biblioteka bruLionu, w tzw. kolorowej<br />

serii.


Okładka tomu<br />

poetyckiego Lopeza.


Szablon party<br />

– Zbigniew wałkuje.<br />

W trakcie prac nad wydaniem AIDS… miły autor doznał<br />

jednak jakiegoś przykrego objawienia. Podczas pobytu<br />

na wakacyjnym session buddyjskim zapoznał pewnego<br />

nieboraka, świeżo wypuszczonego z ubeckich kazamatów.<br />

Więzienne opowieści wywołały u Lopeza epidemię instynktu<br />

samozachowawczego i postanowił rozluźnić kontakty<br />

z kłopotliwym andergrandem.<br />

Do tej pory niezwykle dynamiczny udziałowiec wszelakich<br />

totartalnych przekroczeń, skromnie począł dawkować<br />

swoją istotną obecność. Gdy nalegaliśmy jednak na<br />

udostępnienie do publikacji jego szalonych wierszy, zgodził<br />

się – pod warunkiem użycia konspiracyjnego pseudonimu.<br />

I od tej pory, przez wiele lat, Lopez Mauzere funkcjonował<br />

w trzecim obiegu jako Gertruda Jarząbek, typ<br />

nieco męski, ale przecież kobieco liryczny.<br />

Tegoż lata tajemnego Yo Als Jetzt czynili pierwsze poematy<br />

permanentne. I wydawali je metodą „chińskiego<br />

powielacza”, czyli przepisując text przez kalkę na maszynie.<br />

A następnie przenikając go zlewnymi szablonami.<br />

Jakże cieszyły zmysły strofy przenikliwe – johny grzechotka<br />

większość energii zużywał na oddychanie. jego umysł<br />

był całkowicie pomijalny. johny widział tylko przedmioty<br />

poruszające się w jego kierunku. mniejsze omijał, od równych<br />

uciekał, a z mniejszymi kopulował.<br />

Za czas jakiś, gdy już nam socjeta podglebnych printerów<br />

okrzepła w mnogich bojach, ogłosiliśmy Manifest wydawców<br />

pojedyńczych. Oto jego intro – Aczkolwiek w wymiarze<br />

metafizycznym istniejemy pojedynczo, tym niemniej<br />

w wymiarze społecznym posiadamy rozwinięty instynkt trybalny<br />

i stwierdziliśmy, iż nadszedł czas odpowiedzi na elementarne<br />

pytania. Jestem pojedynczy bo nie mam offsetu,<br />

czy też podoba mi się kontrolowanie druku od pierwszego<br />

wybuchu do skupionego dziełka?<br />

Leżący u źródeł zjawiska protest przeciwko bezsilności<br />

twórcy (wobec całkowitego odcięcia od środków i bazy technicznej),<br />

wyewoluował w różne dziwne obszary – w sytuacji<br />

permanentnej niemożności wygenerowano zupełnie nieznany<br />

poziom komunikacji i kreacji. Trudno uniknąć elitarności<br />

gdy wchodzi się na tak wysublimowane poletko.<br />

Ej! Wy japońskie rączki! Tekstylni krytykoliteraturoznawcy!<br />

Wzrost nakładu nie oznacza wzrostu ekspresji subtelnej<br />

energii! (Paweł Konnak, Zbigniew Sajnóg – Konferencja<br />

Wydawnictw Pojedyńczych, Gdańsk 23.IV.1991).<br />

96<br />

W moich brzeźnieńskich latyfundiach zrealizowaliśmy<br />

serię „szablon party”.<br />

Każdy aktualnie zainteresowany taką formą expresji<br />

uwielacz, mógł Konja nawiedzić i uczynić swoje graffiti. Ja<br />

np. wyprodukowałem tony ikonografii z hasłami: Wahehe<br />

– Modern love modern copulation oraz cytatem z Andrzeja<br />

Struga – Połowa zdechnie ale reszta będzie żyć szczęśliwa.<br />

Na specjalne życzenie Dezertera powstało dzieło Ziemia<br />

jest płaska, które za moment uzupełniło naszą wspólną<br />

akcję na festiwalu Róbrege.<br />

Rozpoczęliśmy z Krzyśkiem Gogolem i klubem Hybrydy<br />

negocjacje w sprawie zrealizowania kolejnej wielkiej<br />

operacji scenicznej. Pertraktacje trwały rok. Ale przyniosły<br />

owoc stukrotny, co okazać się miało latem roku następnego.<br />

Znacznie krócej trwał dyskurs z Dezerterem. Po finalnej<br />

jeździe Ariergardy w stołecznym Parku, 1 czerwca 87 odprowadziliśmy<br />

złotych chłopaków do studia, gdzie rozpoczęli<br />

nagrywanie swojej pierwszej, krajowej płyty. Były to<br />

wzruszające i epokowe chwile dla sarmackiego podziemia.<br />

Przed moim emigracyjnym wylotem Krzysiek Grabowski,<br />

Robal Matera i Maciek Chmiel wysłali krzepiące


List Konja do Gogola<br />

– Pindol Monster<br />

by Pauli.


Dezerter<br />

– Krzysiek Grabowski.<br />

telegramy pożegnalne – Jak kochasz to wrócisz, Trupa matki<br />

nie godzi się opluwać renegacie, Lalki z Cepelii nie idą.<br />

Bierz kryształy i kupuj tylko u marynarzy. Był to piękny<br />

gest wsparcia. I teraz mogłem uczynić profuzyjne Święto<br />

Dziękczynienia, udziałem w pankrokowo multimedialnym<br />

działaniu okołokoncertowym.<br />

Uzbrojeni w mnogą bibułę anarchistyczną, prace Poezji<br />

Ulicznej i diaporamę Yo Als Jetzt, przybyliśmy na teren<br />

cyrku Intersalto.<br />

Róbrege latem 87, oprócz energetycznej wysepki wolności,<br />

było też obiektem ataków coraz bardziej agresywnych<br />

bojówek brunatnych łysoli. Podczas koncertu Kamana<br />

i Big Bit doszło do regularnej walki na noże. Na wiele lat<br />

do repertuaru alternatywnych koncertów wszedł krwiożerczy<br />

okrzyk Zabić skina skurwysyna! Ponownie zniewoleni<br />

zostaliśmy do brutalnej interwencji.<br />

Atmosfera jest mało pacyfistyczna. Na scenę wkracza<br />

Dezerter i rączy ideowy ambulans Totartu. Jednak sześć<br />

tysięcy punów nie widzi nas, gdyż odgrodziliśmy się od<br />

zła świata tego symbolicznym Murem Berlińskim. Panki<br />

nie są szczęśliwe a my jednak tak. Przygotowaliśmy profuzyjny<br />

montaż atrakcji.<br />

Zespołu jeszcze nie widać na scenie, ale wnętrze Intersalta<br />

zaczyna wibrować coraz bardziej intensywną kakofonią.<br />

To DJ Konjo odpalił specjalnie na tę okazję spreparowaną<br />

taśmę. Wśród publiczności pojawia się totartalna<br />

98<br />

grupa uderzeniowa. Rozrzucamy ulotki z życzeniami orgazmu<br />

permanentnego. Tudzież inne produkty z sesji Kanibali<br />

Kultury.<br />

Panki czytają i stopień zdezorientowania przypomina<br />

niemalże pierwsze akcje Masarni. Na stejdżu Yo Als Jetzt<br />

rozkręca psychodeliczną diaporamę. Niczym w azjatyckim<br />

teatrze cieni pojawiają się znachorzy duszy publicznej.<br />

Zbigniew głosi totartalne manifesty a Paulus maluje<br />

na murze pochód mongoloidów.<br />

Wyprułem się z wszystkich ulotek, stoję za konsoletą<br />

wśród publiczności i podłączam się pod symultan. Dezerter<br />

już odpalił instrumenty i razem z nami generuje ścianę<br />

dźwięków. Histeria opanowała przestrzeń.<br />

To był bardzo energetyczny występ i wspaniały united<br />

wszelkich barw alternatywy.<br />

Na pamiątkę pobytu na Róbrege pozostała mi jeszcze<br />

sympatyczna fotka w piśmie muzycznym Non Stop. Jestem<br />

w towarzystwie Dezertera i radzieckiej kamandy pankowej<br />

Vabank, która jako pierwsza niezależna grupa z CCCP nawiedziła<br />

bratnie PRL. I jestem szczęśliwy.<br />

Warto przypomnieć iż akcja Totartu nie była jedynym<br />

przejawem aktywności metafizyków społecznych podczas<br />

tego zacnego, muzycznego meetingu podziemnego.<br />

W roku 87 o oprawę plastyczną Róbrege zadbali nasi<br />

przekroczeni towarzysze ariergardowych rajdów z grupy<br />

Luxus, promowani przez Maćka Chmiela.


Wrocławscy akcjoniści – ironiści przyozdobili wnętrze<br />

cyrku Intersalto dziesiątkami tekturowych postaci „ludzi<br />

z Ruchu”, wyciętych w manierze neue wilde. Nad sceną<br />

pływała łódź podwodna, lawirując pomiędzy rzędem<br />

palm powieszonych do góry nogami. Pełna psychodelia!<br />

Serce rosło patrząc na ekspansję naszej postabsurdalnej<br />

załogi!<br />

Wyjaśnijmy może wreszcie, dlaczego właściwie postabsurdalnej?<br />

Zbyszek pisał – Czasy absurdu skończyły się bezpowrotnie<br />

– absurd jest czytelny i potocznie śmieszny, spauperyzował<br />

się. Sądzę, że tu zjawia się coś jakby już postabsurdalnego<br />

– trudno mi jeszcze to przekroczenie wychwycić<br />

pojęciowo, ale wyraźnie widzę i odczuwam nawias, w który<br />

absurd tu wzięto.<br />

Sztuka absurdalna już się zdezaktualizowała, więc chyba<br />

czas na jakiś postabsurdalizm. („Parnas zimowy. Tezy i komentarze<br />

praktyczne”).<br />

Nadeszła rumiana jesień a nowa jakość totartalnej obecności<br />

wisiała już gdzieś w Kosmosie. I nabierała właściwego<br />

kształtu.<br />

Na przełomie września i października zrealizowaliśmy<br />

serię action painting pt. Dach.<br />

Ela, która miała praktyki w Operze Bałtyckiej, zorganizowała<br />

cztery piętnastometrowej długości płótna i setki litrów<br />

farb. Czyli towar wtedy smutnie deficytowy. Któregoś<br />

poranka wdrapaliśmy się na dach bloku Zbigniewa i spontanicznie<br />

nasyciliśmy te sztandary naszymi malarskimi zakrętami.<br />

Cała operacja przebiegała w miarę spokojnie do momentu,<br />

gdy podłączył się ku nam basówkarz Tymański.<br />

Blyskawicznie rozpoczął profuzyjną interakcję z Paulusem,<br />

wylewając na siebie kaskadę farb i przekroczonych<br />

dialogów. W stylu – Nogo mojaż nogo, ależ mi się przeinaczasz.<br />

Lub – Wszystko to detal / gorzej gdy się łbem trafi na<br />

metal.<br />

Powstało wtedy słynne video pt. Dach.<br />

Zbig instruował jego odbiorców – Dach posiada wszelkie<br />

cechy zapisu roboczego, co wyraża się w ogólnej meandrycznej<br />

rozlewności i w pewnym migotaniu koncepcyjnym, czyli<br />

niejakim niezdecydowaniu i niedopełnionej klarowności.<br />

Jest to zgodne z podstawowymi kategoriami wyróżnionymi<br />

przez Formację – przede wszystkim ze zwracaniem się<br />

przeciwko psychologii świata montowanego, czyli przeciwko<br />

ekspansji montażu powodującego frustrujące zmiany w percepcji<br />

świata (umysł dostosowuje swoją percepcję do przyspieszenia<br />

i dynamizowania świata montowanego, co stawia<br />

99<br />

Ulotka Dezerter by Voyeryści.<br />

Action painting na<br />

dachu – Tymon, Paulus<br />

i pół Zbigniewa.


go w konflikcie z rytmem życia i właściwymi mu relacjami<br />

między elementami).<br />

Film Dach przez lata pokazywaliśmy na przeróżnych festiwalach<br />

kina progresywnego. Zajechał nawet do byłej Jugosławii,<br />

gdzie otrzymał wyróżnienie na przeglądzie niezależnej<br />

X Muzy w Belgradzie.<br />

W październiku, za resztkę przywiezionych z Berlina<br />

Zachodniego dewiz, uruchomiłem moją kolejną podglebną<br />

faktorię. Była to Fonografia Zlew Polski. Ta zacna instytucja<br />

trzeciego obiegu miała dokumentować istotne poszukiwania<br />

profuzyjnego podziemia dźwiękonaśladowczego.<br />

Pierwszym wydawnictwem była kaseta C-60 pod kryptonimem<br />

The Anti – Third Reich ‘n’ Roll.<br />

Zawierała nagrania Szelestu Spadających Papierków<br />

z legendarnych koncertów: w sopockim Teatrze Letnim<br />

w sierpniu 86 oraz z akcji Ariergardy 1, pod tym samym<br />

tytułem co kaseta, zrealizowanej w gdańskim klubie Kwadratowa,<br />

w lutym 87.<br />

Eksperymenty z hałasem ekipy Oziego uzupełnione zostały<br />

spontaniczną ingerencją totartalnego komanda. Pod<br />

voyerystycznym pseudo Pop Anhalter Bahnhofff uczyniłem<br />

zlewną okładkę pt. Samobójstwo przez kulturalność.<br />

Niestety większa część nakładu tej, jak i następnej kasety<br />

Fonografii Zlew Polski, została aresztowana przez SB<br />

– w październiku roku 1988, podczas pierwszego zjazdu<br />

Międzymiastówki Anarchistycznej…<br />

Dodam nieskromnie, a temat rozwinę niebawem, iż<br />

do końca wojny polsko – Jaruzelskiej upubliczniłem jeszcze<br />

w Fonografii: kolejne tytuły SSP oraz nigdzie do dziś<br />

nie opublikowane nagrania Miłości, Mc Mariana i Totart<br />

DDA.<br />

Wczesna jesień zaowocowała energetycznymi ruchami<br />

w obszarach konceptualnych. Dojrzewaliśmy do kolejnej<br />

radykalnej metamorfozy.<br />

Konjo i Zbyszko piszą text Menarche w ogóle, zlewnie<br />

wkomponowany w tropikalny booklet by Yo Als Jetzt<br />

(wyd. Księgozbiór Zlew Polski) – Skoro doskwiera nam<br />

schizofreniczny rozszczep, skoro tak zgubnym jest akt wiedzy<br />

– świadomość rozdzielenia na dobre i na złe – najlepszy<br />

więc czas by zacierpieć na ujednienie jaźni.<br />

Oczywiście, jako że wszystko jest jednym, ujednienie można<br />

zastąpić upublicznieniem. Tym niemniej fakt że wszystko<br />

jest jednym, nie oznacza, że jest wszystko jedno.<br />

Powyższe twierdzenia są mocno podejrzane, ale wydaje<br />

nam się, że o jedność byłoby dużo łatwiej, gdyby każdy<br />

z osobników żyjących na naszej planecie posiadał inną płeć.<br />

Organizatorzy zbiorowej wyobraźni, którym aktualnie zależałoby<br />

na osiągnięciu takiego stanu połączenia, zmuszeni<br />

byliby zgromadzić cała ludzkość w jednym miejscu.<br />

100<br />

Najdrobniejszy przejaw rewizjonizmu indywidualistycznego<br />

urastałby do rangi niezwykłego problemu, jako<br />

że osobnika takiego, z uwagi na jego niezbędność, nie można<br />

by nawet zabić… Słodkie, nieprawdaż?<br />

Żeby jednak nie było za słodko…<br />

Kamraci z RSA i WiP rozkręcali akcję antyMON oraz<br />

anty-Żarnowiec. Jesień 1987 roku zamieniła się w regularne<br />

pole bitwy – anarchistów z ludźmi honoru od generała<br />

Kiszczaka. Nie było tygodnia aby gdzieś nie explodował<br />

sitting, striking czy głodówka na rzecz uwolnienia więźniów<br />

sumienia.<br />

I jedną z ofiar tej wojny został poczciwy weteran totartalnych<br />

konspiracyj, bohater podziemnych pląsów – Pan<br />

Ryba!<br />

16 października 87 gdański WiP zorganizował kolejną<br />

protestacyjną akcję uliczną. Brali w niej udział stali bywalcy<br />

więzień, kolegiów i milicyjnych inwigilacji.<br />

Straceńcy postanowili więc wprowadzić element postabsurdalny<br />

do operacji. I wystąpić w nieoczywistych na tę<br />

okazję kostiumach. W tej intencji Jacob Jankowski wypożyczył<br />

od Totartu strój Pana Ryby i udał się na miejsce egzekucji…<br />

Akta SB pod nazwą – Sprawa Operacyjnego Rozpracowania<br />

kryptonim Alternatywa, w telegramie nr 10696/87,<br />

od Miejskiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku<br />

do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych<br />

w Gdańsku, tak opisują ostatnią drogę Pana Ryby: Melduję<br />

że załoga radiowozu MUSW w trakcie służby patrolowej<br />

przejeżdżając ul. Grunwaldzką zauważyła grupowanie się<br />

osób na chodnikach w obrębie budynku oznaczonego nr 32.<br />

Następnie stwierdzili, że na przybudówce budynku na<br />

wysokości pierwszego piętra stoi czterech młodych mężczyzn<br />

ubranych w stroje teatralne przedstawiające postacie<br />

zwierząt.<br />

Za stojącymi przebierańcami na ścianie budynku były<br />

rozwieszone dwa transparenty: „Nie chcemy elektrowni<br />

w Żarnowcu i Klempiczu – NSZZ Solidarność, Ruch Wolność<br />

i Pokój” oraz „Wolność i Pokój”.<br />

Na miejsce zdarzenia udali się f-sze operacyjni MUSW<br />

w Gdańsku, jak również pododdział f-szy ZOMO.<br />

Po długotrwałych negocjacjach zwierzaczki zostały zakute<br />

w kajdany i przewiezione do aresztu. A stamtąd dnia<br />

następnego prosto na salę kolegium d/s wykroczeń. Gdzie<br />

wystawiono im taką laurkę – Z pobudek chuligańskich<br />

naruszyli porządek publiczny w ten sposób, że przebrani<br />

w stroje maskaradowe weszli na gzyms budynku i umieścili<br />

dwa transparenty z tendencyjnymi hasłami powodując zakłócenie<br />

porządku na ruchliwym skrzyżowaniu miasta.<br />

Tajny szyfrogram do naczelnika Wydziału Inspekcji<br />

Biura Śledczego MSW w Warszawie meldował o wymierzeniu<br />

kary – Zasądza się przepadek dowodów rzeczowych


Okładka kasety<br />

„The Anti-Third Reich'n'Roll”<br />

by Konjo.<br />

Booklet<br />

pt. „Menarche w ogóle”.


FAMA W Drodze<br />

– Paulus Święty Mikołaj,<br />

Mesjago Sandokan<br />

i Konjo Pan Ryba.<br />

i wymierzenie kary zasadniczej w postaci 50 tys. złotych<br />

grzywny i nawiązki w wysokości 30 tys. oraz kary dodatkowej<br />

w postaci podania orzeczenia do publicznej wiadomości<br />

na koszt obwinionego.<br />

Średnia miesięczna pensja w roku 1987 wynosiła 20 tysięcy<br />

złotych…<br />

Na kolejnym posiedzeniu kolegium karę uprawomocnił<br />

odpowiedni paragraf. Sędzia zanotował rozczarowany<br />

– Obwiniony Wojciech Jankowski nie przyznał się do zarzucanego<br />

mu wykroczenia i odmówił składania wyjaśnień.<br />

Złożył jedynie oświadczenie, iż każdy obywatel ma prawo<br />

i obowiązek ochrony środowiska.<br />

Pan Ryba odchodził w pięknym stylu. Mimo amnestii<br />

roku 89 nigdy go już nie spotkaliśmy…<br />

Tymczasem na innym froncie… Specjalnie dla Księgozbioru<br />

Zlew Polski Jany Waluszko pisze rozległą pracę monograficzną<br />

pt. Rzecz o Sarmacyi, o ukształtowaniu, miejscu<br />

w Europie i szansach jej rozwoju przez powrót do korzeni,<br />

szkic w punktach 53 prozą. Było to energetyczne rozwinięcie<br />

tez ujawnionych w Futurfoto.<br />

Autor pisał o sobie – Wrodzone lenistwo i sprzeciw przeciw<br />

organizacji świata w ogóle oraz fakt, że do 20ego roku życia<br />

wychowywałem się! na ulicy, gazetach, komiksach i kabarecie,<br />

studenckim teatrze i dyskusyjnych klubach – skutkiem<br />

czego nie umiem pisać literatury pięknej – są przyczynami<br />

dla których nie jest to traktat jakiś lecz kilka uwag rzuconych<br />

luzem do dyskusji, zresztą w publicystyce nie liczy<br />

się forma, lecz treść bo to nie propaganda i „być może ktoś<br />

z nas stanie w obliczu śmierci fizycznej, straci pracę znajdzie<br />

się w zakładzie psychiatrycznym na zesłaniu nazwą podżegaczem,<br />

agitatorem z nalepką „szczególnie niebezpieczny”<br />

– (roztrojenie jaźni – natura, kultura i wola) – ale dążenie<br />

do prawdy i wolności ZWYCIĘŻY WRÓG LUDU!<br />

Papież Anarchizmu Polskiego ujawniał – Podobnie jak<br />

w stosunkach międzynarodowych, tak i wewnętrznych panowała<br />

w Polsce zasada, że nawracać można tylko słowem<br />

i przykładem. Zachowanie pokoju religijnego było dla nas<br />

sprawą podstawową.<br />

102<br />

Już przed unią z Litwą Polska była krajem wieloetnicznym<br />

i wielowyznaniowym. Od wczesnego średniowiecza na<br />

nasze ziemie przybywają prześladowani na Zachodzie Żydzi.<br />

O dawnej Polsce mówiono, że jest rajem dla Żydów,<br />

a jej żydowska nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza<br />

„tu spocznij”.<br />

W tym samym czasie na kresach wschodnich pojawiają<br />

się koloniści ruscy, wyznawcy prawosławia. Ich liczba wzrasta<br />

po przyłączeniu przez Kazimierza Wielkiego Rusi Czerwonej<br />

w wieku XIV.<br />

Wtedy też pojawiają się w Polsce Ormianie, a po unii z Litwą<br />

– tamtejsi poganie na Żmudzi, muzułmanie i karaimowie<br />

oraz nowe rzesze prawosławnych (ówczesna Litwa była<br />

bardziej ruska niż litewska – kulturze ruskiej uległa cała<br />

niemal elita władzy, ruskie były masy chłopskie i bojarzy).<br />

W XIII w. następuje masowo kolonizacja niemiecka<br />

(zwłaszcza w miastach), a od początku XV w. na polskich<br />

drogach pojawiają się tabory Cyganów. Znasz – li ten<br />

kraj…?<br />

Nadchodząca ponoć pieriestrojka zapukała w dziwny<br />

sposób do drzwi dusznego baraku zwanego PRL. W listopadzie<br />

zaproszono Formację do Gdańskiego Kantoru<br />

Sztuki, aby upubliczniła się na Wernisażu Radzieckiej<br />

Transawangardy Malarskiej.<br />

Udział wzięli także Yo Als Jetzt z Poezją Uliczną. Obecni<br />

są goście z konsulatu ZSRR. Podziwiali prace artystów,<br />

których połowa siedziała wtedy w gułagu bądź w psychuszce.<br />

Filmowy materiał dokumentalny ujrzy światło dzienne<br />

wiele lat później, z powodu drastycznej wymowy akcji.<br />

Iwona po tym wieczorze opuszcza Formację, powracając<br />

do studiów filozoficznych.


Pierwsza strona eseju Janego.


Poster by<br />

Jacek „Jack the Ripper”<br />

Staniszewski.<br />

Autochtoniczni nowi dzicy szturmowali ponownie<br />

i czuło się, że chwytają rzeczywistość żylastą łapą za gardziel.<br />

W Gdyni atakowali wystawą Moby Dick, a w Warszawie<br />

dużą manifestacją pt. Co słychać.<br />

Paweł Jarodzki z Luxusu wręczył mi donos ze stołecznego<br />

wydarzenia, napisany przez jakiegoś wstrząśniętego<br />

obywatela – Co słychać? Słychać tętent racic szatana żydowskiego<br />

i wycie obłąkanych czarownic. A co widać? Widać<br />

śmierć, podłość, zwyrodnialstwo, bluźnierstwa, dekadencję<br />

i kult szatana, bełkot i wszelkie zboczenia intelektualne<br />

chorych ludzi, obłąkanych, którzy sprzedali się świadomie<br />

szatanowi. Głos ludu był sygnałem, że energia nowej<br />

ekspresji kąsała boleśnie…<br />

Owego novembra Księgozbiór Zlew Polski zrealizował<br />

edycję pocztówek voyerystycznych o tematyce religijno –<br />

pornograficznej. Za moment Konjo wydał też reprint pracy<br />

naukowej docenta Jerzego Trębickiego z UG pt. Max<br />

Stirner w konstelacji anarchizmu i egzystencjalizmu. W ramach<br />

promocji tego dzieła Pawełek ujawnił serię ulotek<br />

ze złotymi myślami klasyka anarchizmu indywidualistycznego.<br />

Pisał później brzeźnieński extazer – lat temu wiele gdy<br />

nikogo nie byłem w stanie kochać / ciebie pokochałem<br />

pierwszą niewinną miłością… / nosiłem ze sobą twoje dwa<br />

cytaty / i krzyczałem na każdym rogu ulicy… / gdy wszystko<br />

zalewało triumfujące błoto / trzeba się było czegoś trzymać /<br />

więc trzymałem się ciebie („Sztuka restauracji”).<br />

104<br />

Pierwsze pęknięcia w żelaznej kurtynie powodowały powolny<br />

napływ emisariuszy tajemnych idei z innego świata.<br />

Przez kumpli z WiP nawiązaliśmy kontakt z Transnacjonalną<br />

Partią Radykalną.<br />

Dla większości Polaków, jeżeli w ogóle z czymkolwiek kojarzy<br />

się nazwa: Partia Radykalna, to jedynie z postacią<br />

Ciccioliny, gwiazdy porno – show, autorki wielu skandali,<br />

do niedawna deputowanej do parlamentu włoskiego.<br />

Radykałowie byli i są nieustannym źródłem politycznego<br />

fermentu we Włoszech, określają swoje dążenia jako walkę<br />

o odnowę cywilną, polityczną, kulturalną i moralną.<br />

Pierwsze inicjatywy i pierwsze organizacje walczące<br />

o ochronę środowiska, wyzwolenie kobiet, wolność seksualną,<br />

o prawo człowieka do odmowy służby wojskowej, odpowiedzialność<br />

cywilną sędziów, o wprowadzenie prawa<br />

o wolności radiowej a przez to powstanie prywatnych stacji<br />

RTV, o zniesienie pozostałych po okresie faszystowskim<br />

przepisów, praw i konkordatu – wszystkie one zrodziły się<br />

w gronie radykałów. (Z. Sajnóg – „Partia Radykalna – partia<br />

ponadnarodowa. Nowe zjawisko we współczesnej myśli<br />

politycznej”. Higiena.)<br />

Niestety ugodzony strzałą Amora kolega Kudłaty opuścił<br />

Gdańsk, udając się w poszukiwaniu uczuć i nowych<br />

wyzwań do stolicy naszego mocarstwa. Porzucił filologię<br />

polską i zdał na dość abstrakcyjną bohemistykę. Szybko<br />

zebrał grupę waryatów, z którymi założył konceptualno –<br />

chimeryczny twór o nazwie Agencja Naleśnicy.


Graffiti by Konjo.<br />

Pocztówka Voyerystyczna, 87.


Okładka<br />

tomiku Kudłatego.<br />

Pisał Kudlatz – To nazwa ubrdana spontanicznie, bez<br />

uwikłań ideowych, nie określająca niczego, świadomie drażniąca,<br />

pusta semantycznie, celowo płytka i patologicznie<br />

głuptacka a zarazem przekorna…<br />

Tak więc wychodząc z założenia że wszystko jest warte<br />

– nie dzieląc, nie wartościując, nie oceniając – mamy zamiar<br />

prezentować przejawy twórcze merytorycznie, formalnie<br />

i ideowo ze sobą sprzeczne, pasujące do siebie jak to się<br />

aforystycznie mawia – jak pięść do nosa.<br />

Pierwszym sygnałem akcji dyskretny uśmiech żenady<br />

był powołany do istnienia overprofessional band W Stronę<br />

Prawdy.<br />

Wydany w grudniu Homek obwieszczał – Nasze pismo<br />

staje się wolną trybuną RSA. Jesteśmy zwolennikami czynu<br />

świadomego a nie ograniczonego przez tę czy inną ideologię.<br />

Na łamy bratniego pisma wdarł się więc Zbigniew<br />

i spreparował totartalną stronę pełną cytatów, m.in. z poetki<br />

akademickiej Lidii, w stylu Mąż to niech się nie mądrzy<br />

bo mi potrzebny do lizania cipy, do intymnej miłości, taką<br />

jak mi ojciec daje. A zakończył Sajgon stronę naszą buńczucznie<br />

– Jak masz coś do powiedzenia, to pisz bydlaku.<br />

Voyeryści czuli, że mają coś do pokazania. Więc Paulus<br />

i Konjo przygotowali kolejną serię jawnie obłąkanych<br />

pocztówek. Z serii Tennis is my life oraz Święta zarazy.<br />

Mój radosny nihilizm udzielił się pozostałym udziałowcom<br />

Tranzytorium. Po extremalnych brutalizmach odczuwaliśmy<br />

potrzebę ponownego wywieszenia pirackiej flagi.<br />

Ale inne już wiatry targały naszym błękitnym pancernikiem.<br />

106<br />

Podczas licznych narad sztabowych Zbigniew i Konjo<br />

ukonstytuowali ideę Imprzejawnikowego Solanarchistycznego<br />

Kabaretu Profuzyjnego Zlew Polski – Każda zasada<br />

prędzej czy później staje się podejrzaną. Zatem przychodzi<br />

czas zastąpienia brudu wrzasku i ataku – higienizacją łagodnym<br />

objaśnianiem i grą.<br />

Negacja jest w takim samym stopniu zakontynuowaniem<br />

jak aktywne uczestnictwo czy bierność. A nawet bardziej<br />

niż bierność która zaledwie przyzwala kiedy negacja ożywia<br />

pływy energii paradoksalnie przydaje życia sprawie przeciwko<br />

której się zwraca mimowolnie ją usensawia. Powyższa<br />

konstatacja nie jest podstawą diametralnej zmiany opcji<br />

a raczej powodem odrzucenia każdej z nich z osobna jako<br />

wyłącznych metod i stanowisk.<br />

Więc w takim samym stopniu nie podobają się nam: negacja<br />

akceptacja i bierność – każdy wybór spomiędzy tych<br />

możliwości jest podstawieniem części za całość metaforą<br />

pars pro toto. Stąd zacznijmy wieloelementową grę – kabaret.<br />

W grze kryją się równe szanse progresu regresu procesualności<br />

i adekwatności. Kabaret dorzuca nastawienie na ciepło<br />

na dawanie – funkcję bezpośrednią.<br />

Transcendencja jest niewymierną bieżącą bezcenną –<br />

nie ośmielaliśmy się jej rejestrować ani pobierać opłat za<br />

jej przez przejawy twórcze uobecnianie – trudno zresztą<br />

inaczej.<br />

Kabaret jest wchodzeniem w stan gry z rzeczywistością<br />

czyli wręcz implikuje rejestrację wieloraką wymianę – także<br />

finansową – pozostaje kwestią uczciwości przyjęcie zasad<br />

postępowania w tej dziedzinie.<br />

W naszym przypadku przejście od heroizmu do uczciwości<br />

wyraża się wprowadzeniem opłaty za wstęp ale skalkulowanej<br />

na poziomie minimum niezbędnego dla pokrycia<br />

kosztów produkcji – bo trudno nawet inne wartości wycenić<br />

– skala finansowa kończy się o kilka wymiarów wcześniej<br />

niż zaczyna ciepło i istotny przekaz – choć przecież wszystko<br />

jest warte.<br />

Oto zatem: imprzejawnikowy – budowany z wielu współejektowanych<br />

indywidualnych przejawów twórczych<br />

solanarchistyczny – w świecie ufundowanym na cierpieniu<br />

cóż może być anarchią jak nie radosne ciepło i jasność<br />

słońca… (Zbyszek Sajnóg – „Zarys generaliów Imprzejawnikowego<br />

Solanarchistycznego Kabaretu Profuzyjnego<br />

Zlew Polski”).<br />

Postanowiliśmy być perwersyjnie radośni, głupkowato<br />

optymistyczni i naiwnie przyjaźni. Gdy świat poznał nasze<br />

nowe oblicze, było to równie wielkim wstrząsem jak rzeszowska<br />

koprofagia.<br />

Tym razem przygarnął nas zakręcony duet poczciwców<br />

– dziennikarz Jurek Piskorzyński i śpiewający poeta Waldek<br />

Chyliński. Czyli ówcześni administratorzy słynnego


niegdyś gdańskiego klubu Rudy Kot. Słynnego m.in. dlatego,<br />

iż tu w roku 1959 odbył się pierwszy koncert polskiej<br />

kapeli rockowej.<br />

A teraz posttotartalna familia miała w tych zacnych murach<br />

dokonać kolejnych, tym razem afirmatywnych przekroczeń.<br />

Andrzej Awsiej i Joasia Kabala, with a little help of Konnix,<br />

spreparowali wspaniały poster i odbite techniką szablonową<br />

ulotki. Plakat był rozkosznie nasycony profuzyjnymi<br />

hasłami – Życzymy Wam orgazmu permanentnego,<br />

Love! Peace! Industry!, Chwyciłem pana Boga za cyce, Generujmy<br />

ciepłe zimowe pola kontrastowe… Nie obyło się też<br />

bez odrobiny teorii – Pierwsze prawo Prądu – Gdy jest mikrokosmos<br />

człowieka i makrokosmos wszystkiego, tak i musi<br />

istnieć kosmos łączenia ich w całość.<br />

Pierwszy wieczór Kabaretu Zlew Polski explodował 5<br />

grudnia.<br />

Wydaliśmy sami sobie przykazanie, aby przyjść ubranym<br />

ładnie i uśmiechać się do wszystkich. Wielu totartowców<br />

założyło wtedy po raz pierwszy, od czasów pogrzebu,<br />

białą koszulę. A w tamtych czasach, gdy turpizm był<br />

obowiązującą powszechnie estetyką, ta biała koszula to był<br />

sztandar (jak mawiał Roman Malarz Kobiet).<br />

Od tygodnia miałem 40 stopni gorączki i czułem się wyśmienicie.<br />

Umierałem z rozkoszy nakręcając zlewności<br />

naszych kultowych przyjaciół.<br />

Cały Rudy Kot obwieszony był pracami Poezji Ulicznej,<br />

Kanibali Kultury i owocami wakacyjnej sesji graffiti<br />

w mojej hacjendzie. Paulus i Konikovsky, jako Pop Anhalter<br />

Bahnhofff, ujawnili Pierwszy Światowy Wernisaż Voyerystów<br />

– Apopart.<br />

Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu przybyły dzikie tłumy<br />

a drugie tyle luda walczyło na zewnątrz, aby dostać<br />

się do zlanego środka. Totartowe ziarno zaczynało powoli<br />

przynosić plony…<br />

Nowy rozdział naszej zlewnej odyseji rozpoczęliśmy od<br />

sympatycznego powitania przez pp. Konja i Sajgona. Objaśniliśmy<br />

sytuację całą i czule inwitowaliśmy na show naszej<br />

pierwszej gwiazdy. Było to, oczywiście, Sni Sredstwom<br />

Za Uklanianie, ale jakże już odmienione.<br />

Tymon znajdował się 5 minut przed przełomem jassowym<br />

i tym koncertem chciał w symboliczny sposób pożegnać<br />

się z zimnofalowymi, młodzieńczymi fascynacjami.<br />

Po raz ostatni w dziejach Narodowej Kultury na scenie<br />

zabrzmiały nuty juwenilnych przebojów SSZU – Berlin<br />

i Jutro.<br />

Aby podkreślić szczególny charakter tej metamorfozy,<br />

basówkarz Tymański ogolił się na łyso. Jak twierdził, na<br />

znak pokory… Bo wtedy zaczął już też duchową przygodę<br />

z buddyzmem.<br />

Joanna, Andrzej i Marek Piętaszek Rogulski wymalowali<br />

muzyków Sni Sredstwom w barwy rodem z efuzyjnego<br />

raju psycholi. Tym upublicznieniem rozpoczął Tymon<br />

maraton swojej przedzierzgni, gdyż Sni wystąpić miało<br />

w Kabarecie jeszcze dwukrotnie, za każdym razem inną<br />

pokazując twarz.<br />

Punktem zaś dojścia miał być zespół Miłość…<br />

107<br />

Wahehe – Kapitan Bifhart<br />

i Albrecht von Knutke.<br />

Tymon i Sni Sredstwom<br />

Za Uklanianie.


Kabaret, grudzień 87<br />

– Franz Dreadhunter<br />

walczy w Wahehe.<br />

Kabaret<br />

– Roman Malarz Kobiet.<br />

Kuglarze grubiańscy kramarze natchnieni z Grupy Poetyckiej<br />

Zlali Mi Się Do Środka recytowali swoje najlepsze<br />

wiersze. Zbigniew wyśpiewał „Wielką operę magna (partia<br />

wiadra z wodą)” – Wodoż moja wodoż / cóżeś ty za pani /<br />

czy ciebie wypili / czy ciebie wyszczali.<br />

Paulus wybroczył imprzejawnik pt. „Moje miasto” –<br />

Gdańsk bombardowali Rosjanie / ja – nie!<br />

Brzóska bohatersko usiłował wyrecytować poemat Kominy<br />

dymiące, ale mu się to raczej nie udało.<br />

Konjo dobił wykrzyczanym tasiemcem lirycznym, pod<br />

przyjaznym kryptonimem Zostań dupą swoich marzeń.<br />

Rudy Kot płonął, gdy na scenę wkroczyło Wahehe.<br />

Improwizowali odważnie, a jakże, pod taśmę. Pulsujący<br />

rytm basu podawał tym razem Franz Dreadhunter. Kapitan<br />

Bifhart wył i płakał. Albrecht von Knutke zarzynał<br />

wiosłem jakiegoś zafiksowanego obertasa. Ktoś usiłował<br />

przy tym nawet tańczyć, co przy panującym ścisku przypominało<br />

kolektywne dygotki świętego Wita. Pełnia szaleństwa,<br />

pełnia extazy, pełnia zaangażowania. Na dobranoc<br />

zagrali rozdzierającą jaźń sonatę pt. Pocałunki.<br />

To był już ostatni koncert legendy galicyjskiego andergrandu.<br />

Zdążyliśmy ich pokochać w najpiękniejszym momencie.<br />

Tak umierali nieśmiertelni…<br />

108<br />

A chwaccy prestigitatorzy metafizyki społecznej Kabaretem<br />

Zlew Polski godnie rozpoczęli jazdę na nowej drodze<br />

życia!<br />

Miłym akcentem finalizującym ten tajemniczo transgresyjny<br />

rok 1987 było ujawnienie kolejnego wiekopomnego<br />

wydawnictwa Księgozbioru Zlew Polski. Niestrudzony<br />

w roli wylanego dizajnera Andrzej Awsiej przygotował<br />

edytorsko Literaturę Immanentnej Koegzystencji. Łapki na<br />

szybie Kudłatego.<br />

15 stycznia 1988 roku szarżował już wieczór drugi Imprzejawnikowego<br />

Solanarchistycznego Kabaretu Profuzyjnego<br />

Zlew Polski.<br />

Tym razem udało nam się doprowadzić do profesjonalnego<br />

druku ulotki by Yo Als Jetzt. W tamtych realiach było<br />

to wydarzenie na miarę wynalezienia koła!<br />

Motto upublicznienia – Jeżeli fragment wszechświata<br />

określany mianem istnienia ludzkiego jawi się jako skończona<br />

liczba możliwych rytuałów stanowi to jedynie dowód<br />

mentalnego kompleksu prawiczka. (Moje…)<br />

Przybyło jeszcze więcej widzów i jeszcze więcej na Kabaret<br />

wejść nie zdołało. Od zatłoczonych drzwi odbił się nawet<br />

legendarny zespół Bielizna.<br />

W czasach powszechnej soc-biedy, gdy wydarzenia artowe<br />

realizowane były na ascetycznie wytanionym minimalu,<br />

Zlew Polski przekornie kipiał blaskiem, nadmiarem<br />

i tłustą radością progresywnej energii. Dlatego witał przybyłych<br />

Wernisaż Nieuczciwej Grupy Folklorystycznej, przyozdobiony<br />

egzotycznymi dźwiękami gamelanu sundajskiego.<br />

Za Nieuczciwych Folklorystów robił kolektyw przedziwnych<br />

outsiderów. Kolega Baczkin był cierpiętniczym<br />

kumplem Tymona. Jego hobby to zamykanie się na<br />

wiele godzin w ciemnym pokoju i snucie dekadenckich


wizji. Podpartych oczywiście madchesterskimi dźwiękami<br />

z Factory Records. Ponure obrazy doskonale wizualizowały<br />

świat baczkinowskich depresji.<br />

Kolejnym Folklorystą był, znany nam już z rozlicznych<br />

talentów, Ozi Żamojda. Lider SSP malował nasycone<br />

schyłkowym klimatem miniatury oraz tworzył grafiki ze<br />

scenkami knajpiano – ogólnoschizofrenicznymi.<br />

No i trzecia gwiazda wernisażu, poważny indywidualista<br />

niegdyś nieudalista, który przybrał perwersyjne pseudo<br />

Roman Malarz Kobiet. Artysta Grabowiecki, jako jedyny<br />

w tym kolektywie, posiadał wykształcenie plastyczne.<br />

Od zawsze w podziemiu, od zawsze w pojedynkę, od zawsze<br />

na nie wobec świata przedstawionego. Tworzył żółte<br />

monochromy, przedstawiające pole minowe relacji damsko<br />

– męskich. A czasami damsko – damskich. Do tego<br />

rzeźbił w fotografii, a i słowem pisanym gdy trzeba nie pogardził.<br />

Czego dowód da już za chwilę…<br />

Jako intro dyrekcja Kabaretu zaprosiła na scenę Człowieka<br />

Zwanego Psem Brzóskę. Który podjął drugą już próbę<br />

wyrecytowania swojego nowego poematu o dymiących<br />

kominach. I niestety, ponownie nie była to próba udana…<br />

Za gwiazdę postmuzyczną robił przybyły z Krakowa<br />

Mc Marian. Przywiózł kilometry taśmy z nowymi projekcjami,<br />

wyrwanymi z wnętrza magicznej maszyny. Całość<br />

uzupełnił ruchomą i nieruchomą wizją anormalnych<br />

filmów.<br />

W doskonałej formie zaprezentował się Szelest Spadających<br />

Papierków. Raz kolejny okazali wybitny przykład<br />

użycia improwizacji, jako zasady i metody istnienia oraz<br />

sposobu pracy. Ciągle zmienny skład zespołu ustalany był<br />

niemal tuż przed koncertem. Tym razem np. za bębnami<br />

zasiadł Badżi aus Pancerne Rowery. A pozostały skład uzupełniało<br />

kilku zaciętych gitarzystów. I generator, doprowadzający<br />

co bardziej wrażliwą część publiczności do stanu<br />

109<br />

Grafika Oziego.<br />

Szelest Spadających<br />

Papierków<br />

– Medyk i Ozi.


Kabaret – Ela Bumbul.<br />

rozstrojenia nerwowego. Jako intro gitarowego łoskotu zajawiła<br />

się miss okopów drugiej wojny Lili Marlene…<br />

Nie mogło zabraknąć w Kabarecie Sni Sredstwom Za<br />

Uklanianie. W zupełnie nowym, niemalże protojassowym<br />

repertuarze. Stare utwory odważnie mixowano z wyrafinowanymi<br />

coraz bardziej aranżacjami. Kolega Tymański<br />

dojrzewał do wielkiego przełomu. I wszyscy czuliśmy,<br />

że rodzi się nowa jakość muzycznego podziemia. Tymon<br />

jest genetyczną zemstą undergroundu – powiedział potem<br />

Afa Brylewski.<br />

Oczywiście Pawełek i Zbyszek nie byliby sobą, gdyby na<br />

tym wyczerpywał się zlewny montaż atrakcji.<br />

Pierwszy z dyrektorów Kabaretu upublicznil w realiach<br />

scenicznych znany już wykład pt. Max Stirner w konstelacji<br />

anarchizmu i egzystencjalizmu. Prelegent grzmiał słowami<br />

Alberta Camus – Wszyscy jesteśmy doskonali. Skoro<br />

każde ja jest, samo w sobie, z gruntu zbrodnicze wobec Państwa<br />

i ludu, uznajmy wreszcie, że żyć, to naruszać prawa!<br />

Jakiś podniecony osobnik usiłował mu nawet przerwać<br />

recytację, krzycząc – Bluźnisz! Ale niewzruszony Konikovsky<br />

doprowadził ujawnienie do merytorycznego happy<br />

endu.<br />

110<br />

Drugi pan dyrektor, Zbig ze swoją partnerką Elą, postanowił<br />

w altruistyczny sposób wykorzystać swoje pięć minut<br />

sławy. Para przygotowała, zilustrowała i przeprowadziła<br />

praktyczny Krótki kurs leczenia bioemanacyjnym sprzężeniem<br />

z mózgiem. W czasach paraliżu publicznej służby<br />

zdrowia był to piękny akt obywatelskiej solidarności.<br />

Jak na bogato, to już po całości! I poeta Konnix zadebiutował<br />

w roli pioniera wolnego rynku, uruchamiając Boutique<br />

Zlew Polski.<br />

Po przystępnej cenie oferowaliśmy kasety Fonografii<br />

i knigi Księgozbioru Zlew Polski. Tudzież dzieła Wydawnictwa<br />

Kubańskie Cycki. Oraz spontanicznie podrzucane<br />

prace zaprzyjaźnionych uwielaczy, których roszczenia<br />

do genialności pobłażliwie uznawaliśmy w dobroci ducha.<br />

Niech żyje anarchizm kapitalistyczny!<br />

Przyatakowała Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka.<br />

Wybitny mieszkaniec Brzeźna (urokliwej gdańskiej dzielnicy<br />

nędzy), zaprezentował Kabaret Paulusa Paulusa Paulusa.<br />

Yo Als Jetzt jako Zu Als Jetzt dopełnili estetycznie<br />

diaporamą ujawnienie Maćka Rucińskiego pt. Teologia Orgazmu<br />

Permanentnego.


To istotne dla duchowego rozwoju Tranzytorium dzieło<br />

pojawiało się już w hasłach, a teraz zaczynało żyć swoją<br />

własną legendą.<br />

Rozpoczynało się przenikliwie – Istota orgazmu permanentnego<br />

wynika z jego nazwy. W hierarchii wartości, o ile<br />

zostanie uświadomiony, jest pierwszy i jedyny.<br />

Potem pojawiały się zgrzyty egzystencjalne – Obrzydł<br />

mi widok ludzi męczących się w ciągu dnia, aby zasłużyć<br />

na przyjemność: wieczorem, w niedzielę, na wakacjach, czy<br />

na emeryturze tym bardziej, że ich przyjemność nie może<br />

być pełna.<br />

Doświadczamy perełek autorefleksji – Życie podzielone<br />

na część lepszą i gorszą, przy czym może być tak, że ta lepsza<br />

ma wystąpić po śmierci lub za życia przyszłych pokoleń,<br />

ma tyle samo sensu, ile nada mu jakaś powiedzmy NSDAP.<br />

Zakończenie było zdecydowane i rymowane – Orgazm<br />

to znaczenie ma / nie ma dobra ani zła.<br />

Do Grupy akces złożył też Roman Malarz Kobiet.<br />

Wdzięcznie odczytał kilka form literackich dłuższych,<br />

oraz kilka niedłuższych – Idź bracie, zawiadom / że w twoim<br />

domu jest / myśl / wywrotowa / że / wywraca ci ściany<br />

i rzeczy patrzenie…<br />

Na deser Zbigniew poinformował fanów Zlewu Polskiego,<br />

iż rozpoczął pracę nad nowym arcydziełem poetyckim<br />

pt. Parnas zimowy. Tego wieczora wyrecytował kilka imprzejawników,<br />

które wzbudziły zachwyt powszechny: Wojna<br />

domowa, Bajka psychotroniczna czy frywolny – Kici kici<br />

nie poznajesz swojej pici? / Poznaje poznaje tylko mi nie staje<br />

– te wiersze na stałe wejść miały do kanonu koncertowego<br />

Grupy Poetyckiej.<br />

Tym wspaniałym widowiskiem szamani w eklektyzmie<br />

ugrzęźli odnieśli kolejny, wiekopomny sukces!<br />

Energia kabaretowego uwielenia Tranzytorium zmobilizowała<br />

do gwałtownych interakcji także innych udziałowców<br />

Formacji.<br />

19 stycznia w Toruniu, w ramach Sceny Anarchizmu<br />

Metafizycznego, odbył się bezkompromisowy koncert Sni<br />

111<br />

Kabaret – Dyrektor<br />

Konjo i poeta Pucel.<br />

Poster Kabaretu<br />

by Yo Als Jetzt.


Okładka dzieła Brzóski<br />

– rysunek Joanna Kabala.<br />

Grafika by Ozi Żamojda.<br />

(Po prawej stronie).<br />

Sredstwom Za Uklanianie, z udziałem Yo Als Jetzt. Grupa<br />

kolorowa wzbogaciła nowy przekaz kapeli Tymona psychodelicznie<br />

wylaną diaporamą.<br />

Kolega Brzóska ujawnia Złote myśli Psa – powstaje książeczka<br />

opracowana przez Zbyszka, z rysunkami Joasi Kabali.<br />

Zacytujmy ku pokrzepieniu serc dwie z „Myśli…” – Stawiam<br />

dwóję, a reszta twarzą do ziemi (krzyczy nauczyciel<br />

w klasie) oraz Idź babie na rękę to cię w nogę ugryzie (przysłowie).<br />

Dzieło latem roku 88 wyda mój Księgozbiór Zlew Polski.<br />

A czerpać będzie z niego już w latach 90-tych m.in. Biblioteka<br />

bruLionu.<br />

Radośnie szliśmy dalej, niczym Naród Wybrany z ziemi<br />

egipskiej z domu niewoli, ku naszej wylanej ziemi obiecanej.<br />

28 lutego zatańczył w naszym kochanym Gdańsku wieczór<br />

trzeci Imprzejawnikowego Solanarchistycznego Kabaretu<br />

Profuzyjnego Zlew Polski.<br />

Profesjonalnie wydrukowaną ulotkę spreparował tym<br />

razem dyrektor Konikovsky. A mega poster szablonowy<br />

pracowicie wykroili Yo Als Jetzt.<br />

112<br />

Nadmiar energetyczny stał się naszym znakiem firmowym.<br />

Gdzie zresztą, jak nie pod opiekuńczymi skrzydłami<br />

Kabaretu, te wszystkie poczciwe świry mogły ujawnić swoje<br />

rozczulające wizje. Ekipa Kabaretu liczyła 67 osób. Plus,<br />

jako mecenat duchowy, wpisany został Pan Bóg.<br />

Więc jeszcze więcej przybyłej publiczności ukazał się na<br />

wejściu Czarno – Biały Wernisaż Kolorowy. Całe wnętrze<br />

klubu wypełnione zostało ciepłymi obrazami „ludzi z Ruchu”<br />

– zadbali o nasze frakcje estetyczne Tomek Wróblewski,<br />

Piotrek Borys (robił bardzo ładne broszki), Dziki – kolega<br />

Baczkina, oraz sam Baczkin i Ozi once again. I Torek.<br />

Torek Kasim to było nad wyraz ciekawe indywiduum,<br />

w konstelacji innych ciekawych indywiduów. Przybył<br />

z Węgier aby studiować filologię polską na UG, co samo<br />

w sobie w roku 88 było dość kuriozalnym happeningiem<br />

dydaktycznym. Uczynił to, aby uniknąć poboru do węgierskiej<br />

armii ludowo – wyzwoleńczej. Po trzech latach<br />

nauki dalej pozostawał na pierwszym roku, ale ani jemu<br />

ani uczelni specjalnie to nie przeszkadzało.<br />

Don Mario zlewał się serdecznie w jego intencji –<br />

Do moich największych sukcesów salonowych należy bezprzykładna<br />

demaskacja niejakiego Torka, który podawał się<br />

za węgierskiego anarchistę, cichego powiernika Imre Nagy‘a.


Dzięki czujności, przenikliwej lustracji Don Maria, pokazał<br />

się jako palestyński agent, szpieg gorliwy a nikczemny<br />

w swej nikczemności. Terrorysta i pizdosriedowatiel. Dla<br />

kamuflażu Hłaską zaczytany…<br />

Torek wystawił serię obrazów pod nazwą I’m the Best!<br />

Jeden z nich podarował po akcji Sajgonowi. Wisiał pięknie<br />

w legendarnej łazience kierownika artystycznego (strp),<br />

zanim nie spłonął wraz z całą spuścizną Zbyszkową w ponury<br />

dzień styczniowy roku 93.<br />

Po raz pierwszy i ostatni w dziejach Narodowej Kultury,<br />

udało nam się do Kabaretu sprowadzić Ślicznego Don Mario<br />

Starego Łagrowca. Konjo pisał o tym wybitnym przedstawicielu<br />

kaszubskiego andergrandu – Napomknąć warto,<br />

iż zamierza zostać cesarzem Ottonem XII. Następnie zmieni<br />

narodowość na chińską, a nazwisko na Rosenkrantz. Zostanie<br />

wtedy pierwszym na świecie chińczykiem o nazwisku<br />

Rosenkrantz.<br />

Ale rozpocząć miał, niejako tradycyjnie, Człowiek Zwany<br />

Psem Brzóska.<br />

Darek podjął trzecią, ponownie nie do końca udaną,<br />

próbę ujawnienia poematu o kominach dymiących… Gdyby<br />

tym razem mu się udało, stracilibyśmy do niego zaufanie!<br />

Muzyczny koktajl rozpoczęla grupa Brigitte Bardot, dowodzona<br />

przez niezwykle wtedy ożywionego Baczkina.<br />

Znów powróci do Kabaretu, rozgorączkowany, za miesiąc.<br />

Kolega B. tak nagle wylał się w energetycznie wszelakich<br />

obszarach, że potem zamilkł gwałtownie. I nigdy go już<br />

nie spotkaliśmy.<br />

Nie zamilkł (i nigdy zapewne nie zamilknie) artysta Tymański.<br />

Trzecia odsłona Sni Sredstwom Za Uklanianie to<br />

już był zupełnie inny świat. Grali skrzyżowanie dodekafonii,<br />

kakofonii i harmolodic, w sumie coś na kształt free<br />

rocka. Coraz bardziej komplikowali aby za moment, znacząco<br />

i z pewnym namaszczeniem, przemianować się na<br />

Miłość. Towarzyszyli im dzielnie Yo Als Jetzt – z wiadrami<br />

kolorów wylewanych by diaporama i anormal films.<br />

Tymon czuł wolę mocy i chciał walczyć. Gdzie jak nie<br />

tu? Kiedy jeśli nie teraz? Powołaliśmy więc specjalnie<br />

dla niego Tymański Klub Dyskusyjny. Gorliwie recytował<br />

w nim „Manifest skromny względnie ostatniego rządu,<br />

który raczej nierządem nazwać lza” – Rewolucyja jest ekstremalnie<br />

indywidualną / Więc czyńcie co chcecie / Likwidujcie<br />

język (ale każdy niech na własną odpowiedzialność)<br />

/ twórzcie nowy…<br />

113<br />

Brzóska, lider trustu<br />

Awoda Zara 55.<br />

(Po lewej stronie).<br />

Tymon Sni w drodze<br />

do Miłości.


Don Mario<br />

Stary Łagrowiec.<br />

The last photo...<br />

Reportaż<br />

i Heniu Palczewski.<br />

Na tym nie wyczerpywał się fenomem obecności Ryszarda<br />

w Kabarecie i na profuzyjnym świecie. Wraz z Kudłatym<br />

prezentował codziennie powieść w wydaniu dźwiękowym.<br />

Czyli odczytywali fragmenty metaantypowieści<br />

sensacyjnej pt. Tomek wzdłuż lutych lodowczyków Grenlandii.<br />

Jako podkład włączyliśmy autorom hebrajskie melodie<br />

na Sabat i Wielkie Święta.<br />

Nie byli to jedyni tego wieczoru odczytywacze. Ich kontrolowany<br />

brak głębi znalazł istotne dopełnienie w lirycznym<br />

performansie Paulusa.<br />

Uczeń nałęczowskiego liceum plastycznego w klasie mebla<br />

artystycznego, zaprezentował hardkorowy set swoich<br />

mózgozlewin. Do tańca zaprosił świeżo wtedy objawionego<br />

saksofonistę Mikołaja Trzaskę. I duo psychotico emitowało<br />

zabawę bez reguł, w rytmie stych przepełnionych<br />

umną i zaumną świeżością, jak np.: Polański trzymał z Polakami<br />

/ Holland z Holendrami / Tatarkiewicz z Tatarami<br />

/ Słodowy / ma trzy życzenia / do spełnienia / do widzenia.<br />

(„Trzymają się”).<br />

Ponieważ ideolo pól kontrastowych zobowiązuje, zaprosiliśmy<br />

formację Hocki Klocki – z widowiskiem teatralnym<br />

dla dzieci. W fikuśnych rajtuzach na scenie biegali…<br />

zakręcony Chomik i Jurek Mazzoll Mazolewski oraz sympatyczna<br />

panna Żena.<br />

Mazzoll, późniejszy Bóg Yassu, Pupil Mózgu i Kazika,<br />

Słynny Brat Swojego Jeszcze Słynniejszego Brata Wojtka,<br />

114<br />

wyśpiewywał radosne strofy o Zosi Samosi. Zrobiło się<br />

nam alternatywne domowe przedszkole… Mówił Konjo<br />

– Chcę trafić do księgi rekordów Guinnessa, jako człowiek,<br />

który miał najdłuższe dzieciństwo w kosmosie!<br />

Tu w antrakt Zbyszek wplótł, tradycyjnie już o tej porze<br />

roku, krótki kurs samoleczenia metodą pressopunktury.<br />

A potem Konnix zaprosił na scenę Don Maria. Anonsował<br />

jego przybycie niczym herold królewski orszak – Czas<br />

nastąpił mu na nogę i dlatego częstokroć bywa złożony myślami<br />

w swej pościeli w krasnoludki i serduszka. Pytacie kiedy<br />

dymał ostatni raz? On nigdy nie dyma ostatni raz! Każda<br />

następna jest piersią jego humbuga karmiona. Lubi bose<br />

dziwki, nienatrętnych chłopców i biedronki…<br />

Don Mario, w stroju a’ la vonnegutowski czarny fuhrer<br />

Harlemu, z patosem i tragedyją wielką recytował słodkie<br />

strofy poematu Romuald Videlec i cztery gazele. Z podpieśnią<br />

Cztery gazele o Romualdzie Videlcu. Tłumy spijały<br />

jego liryczne soki żywotne – Romuald Videlec spadł za stołu<br />

operacyjnego… koza go na kamień nie wysrała… lepiej<br />

z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.<br />

Po czym wybiegł z Kabaretu w zimną gdańską noc.<br />

I spalił wszystkie swoje wiersze. Jak potem zeznał – bo mu<br />

zimno było, było, było…<br />

Ale życie toczyło się dalej. Na scenę wchodzi gwiazda<br />

wieczoru – poznańska grupa Reportaż. Byli to podopieczni<br />

zjawiskowego obywatela Piły, Henryka Palczewskiego,<br />

posiadacza największej w tamtych czasach kolekcji progresywnych<br />

płyt. Propagatora nowej muzyki. Bezcennej<br />

encyklopedii wiedzy o nieznanych dźwiękowych światach.<br />

Reportaż grał ciepłą odmianę zlewu akademickiego, inspirowaną<br />

dokonaniami kapel z kręgu Recommended<br />

Records. Lubiliśmy ich, i owszem, a nawet ot i co. Mimo<br />

że nas akurat rajcowały rzęchy z Industrial Records, czyli<br />

okolice pomazańca niebożego Genesisa P’ Orridge’a.<br />

Artyści byli sprawni zarówno na scenie jak i w zmaganiach<br />

z trudną bolszewicką materią. Gdyż stosunkowo<br />

szybko Reportaż dorobił się regularnego wydawnictwa<br />

płytowego. W Kabarecie zagrali urokliwie dekadencki set.<br />

Wyjechali. I rozpadli się.


Ten wieczór Zbigniew sfinalizował deklamacją legendarnego<br />

liryka – Pipka i pindolek są wspaniałą złączką /<br />

niekoniecznie trzeba łączyć się obrączką. Trójmiejską zimę<br />

przeniknęła standing ovation!<br />

Było już tak miło, że rozpieszczać zaczęły nas nawet media.<br />

Gdański Wieczór Wybrzeża pisał – Oczkiem w głowie<br />

nowego kierownictwa klubu Rudy Kot jest prowadzona od<br />

niedawna działalność grupy osób, które swoją aktywność<br />

twórczą ukrywają pod wdzięczną nazwą: Imprzejawnikowy<br />

Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny Zlew Polski.<br />

A ich działalność jest po prostu niczym innym, jak najbardziej<br />

radykalnym odłamem awangardowej, lub nawet<br />

postawangardowej, młodej sztuki polskiej, zawierającej<br />

w sobie interdyscyplinarne akcje muzyczne, plastyczne, malarskie,<br />

aktorskie i poetyckie.<br />

Podczas trzech, prawie czterogodzinnych wieczorów, występowali<br />

przy absolutnych rekordach frekwencji…<br />

Czuliśmy się jak kreatorzy jakiegoś metafizyczno – społecznego<br />

Las Vegas! I dlatego w duchu przekory wygenerowaliśmy<br />

brutalny żart, którym był wieczór czwarty<br />

i ostatni Kabaretu Zlew Polski…<br />

Formacja nie byłaby sobą, gdyby w nieokiełznanym szaleństwie<br />

swoim nie dotknęła kolejnego extremum. Tym<br />

razem za graniczne doświadczenie estetyczne robił show<br />

pt. Dziwny świat współczesnych prymitywów.<br />

Ponieważ poprzednie ujawnienia Kabaretu przesycone<br />

były wysublimowanymi produktami postartystycznymi,<br />

teraz postanowiliśmy sięgnąć artowego dna. Z perwersyjną<br />

radością zaprosiliśmy twórców, którzy dzielnie pomogli<br />

nam zgwałcić samozadowolony gust powszechny…<br />

Zaplanowaliśmy niezwykły set terapeutyczny, gdyż<br />

w przejawach tej ekipy czaił się, kojący subtelne zmysły,<br />

ładunek katarktycznych doznań. Zawiadiaccy charyzmatycy<br />

ruszyli do sfatygowanego wesołego miasteczka o nazwie<br />

Zlew Polski.<br />

Profesjonalnie spreparowana przez Konnixa ulotka<br />

przedstawiała oryginalną fotkę z gdańskiej przetwórni tanich<br />

win owocowych. Jako motto posłużył list ku mnie, napisany<br />

przez zawiedzionego rewolucjonistę – Snobistyczny<br />

kabaret dla małolatów pozujących na zbuntowanych intelektualistów…<br />

I dalej w tym stylu. Z tego co wiem, autor listu<br />

skończył jako równie zawiedziony w miłości do ludzkości<br />

trockista.<br />

Flyers zawierał istotny message dla spragnionych kontaktu<br />

z metafizyką społeczną widzów – Jeżeli chodzi o cenę,<br />

to uczciwy człowiek nie wymaga za dużo od drugiego uczciwego<br />

człowieka.<br />

19 marca 1988 roku witał małolatów kolejny wernisaż<br />

niestrudzonych Zu Als Jetzt (Zu – od zupa). Joanna, Andrzej<br />

i Maciek pracowicie przez cztery godziny wylewali<br />

też diaporamę i zjawiskowe anormal films.<br />

DJ Zbigniew mixował w antraktach Tot Top legend prymitywu.<br />

Czyli urokliwą muzę grupy Kołchoźnik, w której<br />

w latach 79–84 grał multimedialny Andrzej Awsiej. Oraz<br />

znane nam już utwory formacji Serdel z lat 82–83, w której<br />

grał pan kierownik Z. S.<br />

Rozpoczęło kolejne wcielenie naszego neurotycznie nakręconego<br />

kolegi, które na plakacie dość złośliwie zapisaliśmy<br />

jako Baczkin’s Joy Division. Kontemplując rozpaczliwe<br />

ruchy sceniczne tej załogi nietrudno było o podej-<br />

115<br />

W Kabarecie<br />

– Mgr. Łuczaj, Tymon, Konjo,<br />

Merta, Paulus i Zbigniew.


Natchnione<br />

W Stronę Prawdy.<br />

rzenie, iż ci artyści widzą swoje instrumenty pierwszy raz<br />

ever.<br />

Lider usiłował zapanować nad radosnym chaosem melorecytując<br />

coś, co bezkrytycznie uważał za piosenki. Każdy<br />

fałsz wydobywany z rozstrojonych gitar witaliśmy entuzjastycznymi<br />

brawami. Po pół godzinie chałupnicza wersja<br />

Joy Division dała za wygraną. Żegnał ją przyjazny koncert<br />

życzeń – Do Opola! Nach Zoppot! Na Warszawską Jesień!<br />

Przy mikrofonach zasiadł duet Alfredów Szklarskich.<br />

Panowie Kudłaty i Tymański ujawnili drugi set Tomka<br />

wzdłuż lutych lodowczyków Grenlandii, pisany na cztery<br />

ręce i recytowany na dwa głosy. Licznie przybyli studenci<br />

wydziału humanistycznego UG co akapit wołali jednomyślnie<br />

– Hańba!<br />

Do Kudłatego dołączyła wkrótce dzielna zgraja muzykantów<br />

z kapeli W Stronę Prawdy. Byli świeżo po skomponowaniu<br />

debiutanckiego materiału pt. Mrożonki wojenne.<br />

Tłumaczyli prostodusznie – Dążymy do osiągnięcia pełnej<br />

wypowiedzi twórczej za pomocą niewyszukanych środków,<br />

dostępnych praktycznie każdemu, i każdym swym utworem<br />

udowadniamy, że jest to możliwe, ponieważ nie odczuwamy<br />

potrzeby wyrażania się w innej, bardziej skomplikowanej<br />

formie.<br />

Jak wnikliwie zauważył Zbigniew – piekielnie przebiegłym<br />

posunięciem jest na koncertach odgrywanie tego<br />

wszystkiego z playbacku. Publiczność zrozumiała ten dowcip<br />

i udawała, że doskonale się przy tych kawałkach bawi.<br />

Przypomnijmy tytuły – Świat otoczony śledzionami, Na<br />

oślep wywlec, Arsenał gumowych pastylek mądrości. Jakiś<br />

trefniś domagał się nawet nieszczerze bisu…<br />

Jeżeli ktoś myślał, że popisami W Stronę Prawdy Kabaret<br />

Zlew Polski sięgnął dna, szybko musiał zweryfikować<br />

116<br />

swoją optymistyczną ocenę sytuacji. Do dna było jeszcze<br />

bardzo, bardzo daleko…<br />

Konjo zaprosił ku kontemplacji pereł voyeryzmu, czyli<br />

na występy brzeźnieńskich minstreli ex – jedni. Duet Kinia<br />

& Wujek Karwa wystąpił z odważną interpretacją nylonowej<br />

sieczki patriotycznej, a’ la niegdysiejsza wieczornica<br />

grupy W Zatoce.<br />

Inny minstrel, gitarzysta Łata Łatyszew, ujawnił wiązankę<br />

z aktualnej listy przebojów poprawczaków i milicyjnych<br />

izb dziecka. Zapamiętano, śpiewany na melodię popularnego<br />

kotleta nawiedzonego włoskiego hydraulika Drupiego,<br />

kawałek – Gdy strzelałem 64 numer / w telewizji właśnie<br />

dziennik kończył się…<br />

Co bardziej wrażliwi zaczęli uchodzić z profuzyjnego<br />

pobojowiska…<br />

A w Kabarecie rozkręcała się w najlepsze kaszubska masakra<br />

piłą łańcuchową. Oto instaluje się na stejdżu Intuicyjny<br />

Zespół Ludowy Volks. To był mój projekt – chwilowy,<br />

ale jakże zmysłowy. Powołałem go do istnienia na ten<br />

jeden słodki wieczór.<br />

Ekipę tworzył sowizdrzalski kolektyw akademickich freaków,<br />

z uroczą panną Tatianą, obywatelką Czarnej Wody<br />

na wokalu. Pozbieraliśmy instrumenty, które na scenie porzucili<br />

Joy Division i ruszyliśmy na Berlin! Ja podłączyłem<br />

się z akordeonem (!?) i bez zbędnych obciążeń kulturowych<br />

zagraliśmy trzy utwory. Połączone właściwie w jedną<br />

suitę pt. Mariolka chodź na pindolka!<br />

Używając nomenklatury badaczy folkloru „in da Oskar<br />

Kolberg style”, był to bezrefleksyjny urokliwy zaśpiew. Zakończony<br />

wspaniałym kakofonicznym hymnem autorstwa<br />

muzykanta, który został potem przewodniczącym<br />

gminy żydowskiej w Trójmieście. Apologia dedykowana<br />

była Don Mario Staremu Łagrowcowi – Jeden w kącie rysia<br />

struga / Drugi smętnie kopci szluga / Trzeci grzebie palcem<br />

w dupie / Brak Don Maria jest w tej grupie…<br />

W Kabarecie zrobiło się jaśniej, przestrzenniej jakoś<br />

i wiatr począł hulać między pustostanami.<br />

Na to Zbyszek podnosi iloraz inteligencji tego kontrowersyjnego<br />

upublicznienia. Informuje, iż ma pełną świadomość,<br />

że jego wiersze z pisanego właśnie tomu Parnas<br />

zimowy z pewnością trafią do kanonu lektur szkolnych.<br />

I aby ulżyć uczniowskiej niedoli na oblepionych nudą lekcjach<br />

polskiego, wysmażył imprzejawnikową ściągawkę pt.<br />

Heja.<br />

Brzmiała ona następująco – Heja heja heja heja / Heja<br />

heja heja heja / Heja heja heja heja / Heja heja heja heja.<br />

Uczciwie dodajmy, że zaraz po recytacji Zbyszek ponowił<br />

altruistyczną akcję wyręczania tradycyjnie nieczynnej<br />

służby zdrowia. I zrealizował błyskawiczny kurs samoleczenia,<br />

tym razem za pomocą tzw. metody Polarity.


A potem twardziele, którzy jeszcze się w Kabarecie ostali,<br />

wystawieni zostali na ostateczną próbę. Czyli na konfrontację<br />

perceptorów z jednym z sześciu mózgów naszego<br />

gargantuicznego kolegi Paulusa.<br />

Oto na scenę pakuje się dzielna trupa nałęczowsko-<br />

-gdańskiego Po Schodach. Dyplomatycznie zapodał sytuację<br />

Spiko Mesjagowicz – Abstrakcyjny, zaumny i zlewny,<br />

tyleż intensywny jako literatura, co jako sposób podania –<br />

a jedynie sensowny w istnieniu całościowym…<br />

Porzućmy kaprys definicji. Wszechświat opanowały siła,<br />

piękno i wdzięk. Zacięte twarze muzyków, protokwaśne<br />

bity i szczera lustracja fonicznego wodogłowia… Jak mawiał<br />

w podobnych sytuacjach cesarz francuzów – Żadnych<br />

złudzeń panowie!<br />

Te trzy kwadranse zlewu zmieniły oblicze andergrandu.<br />

Wielu przez lata nie mogło otrząsnąć się z traumy staczającej<br />

się Po Schodach psychodramy. Wielu przenicowało<br />

swoją tożsamość. Najbliższe parabole do kreacji Paulusa<br />

to bez wątpienia szlagiery: Amadamio amoremio, Tornero,<br />

Tragedy, Ramaja, V symfonia Dymitra Szostakowicza.<br />

I oczywiście chór Aleksandrowa – najściślej Pierwsza brygada<br />

w wykonaniu w/w chóru…<br />

Niedobitki które wytrwały otrzymały w bonusie zadziwiający<br />

prezent foniczny. Tym razem „za gwiazdę” miała<br />

robić zasłużona kapela Szczepana Szprady, czyli wyrodne<br />

syny Gdańskiej Sceny Alternatywnej, pankowcy z Po<br />

Prostu. Ale lider przeżywał kolejny incydent psychotyczny<br />

i zespół nie zjawił się w gościnnych progach Kabaretu,<br />

ku rozczarowaniu wielu.<br />

Dodam iż w latach następnych artyści z Po Prostu,<br />

mimo deklaratywnych chęci, konsekwentnie utrwalali tradycję<br />

nie przychodzenia na nasze wspólne koncerty. Dziękujemy,<br />

chłopaki!<br />

Przyszedł natomiast, doskonale tym razem przygotowany<br />

do zajęć estradowych, kolega Brzóska. Zamiast czwartej<br />

próby odczytania poematu o kominach dymiących, przyprowadził<br />

swój nowy pomysł na sceniczne życie. Nazywał<br />

się tajemniczo Awoda Zara 55.<br />

Jak pisał Człowiek Zwany Psem w manifeście założycielskim<br />

– Cechą awodazaryzmu jest odrzucenie przez niego<br />

kryterium jakim jest wartość literacka dzieła stosowana<br />

przez krytyków sztuki wraz z ich patrymonialnym i autokratycznym<br />

sądem ostatecznym.<br />

Kult wolności któremu hołduje awodazaryzm, jest w jego<br />

wydaniu kultem wolności słowa, które samo w sobie jako<br />

pojęcie filozoficzne i religijne jest dla niego święte, i nie zasługuje<br />

na to by zakładać mu kaganiec w imię jakichkolwiek<br />

racji.<br />

Brzóska powołał do istnienia regularną supergrupę.<br />

Grali w niej – Ania Miądowicz z Oczu Cziornych na flecie<br />

oraz Szymon (bas) i Medyk (trąbka) z Szelestu SP. Na<br />

wokalu histeryzował partnerski duet Iza i Darek, który<br />

wkrótce połączy się szczęśliwym węzłem małżeńskim.<br />

Awoda Zara 55 to był piękny trust, swingująca muzyka,<br />

uprawianie fikcyjnych i groteskowych sytuacji poetyckich.<br />

Do dziś z nostalgią wspominany jest w pomorskim podglebiu<br />

ich premierowy pochód do kalekich gwiazd pt. Ja<br />

jestem Ezechiel.<br />

I ta wycieczka w asemantyczne regiony zamknęła przepiękny<br />

rozdział dziejów wszechświata o nazwie Imprzejawnikowy<br />

Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny Zlew<br />

Polski.<br />

Dyrektorzy Zbigniew i Konjo spacerowali gdańskim<br />

przedwiośniem, śpiewając serceszczypatielny song Paulusa<br />

– Byłem sklepie byłem sklepie / nic nie było do sprzedania<br />

/ nic nie było do kupienia / do widzenia do widzenia…<br />

117<br />

Intuicyjny Zespół Ludowy<br />

Volks – Michaś, Tatiana i Konjo.


Muszę kontynuować wsadzanie sobie pytona i całą resztę…<br />

Ilona Cicciolina Staller<br />

idę sobie spiko może to i lepiej<br />

że wszystkiego nie da się opowiedzieć<br />

przeczuwam dziwne energie<br />

które pojawiają się nie wiadomo skąd<br />

które pomogły nam przetrwać<br />

w miesiącach i latach mniej zabawnych niż obecne…<br />

Paweł Konjo Konnak – „Sztuka restauracji”<br />

Dlaczego właściwie rozwiązaliśmy Kabaret Zlew Polski?<br />

To pytanie do dziś nurtuje wielu badaczy metafizyki społecznej…<br />

Po raz pierwszy pozwoliliśmy sobie na taką ekstrawagancję.<br />

Do tej pory to nas wyrzucano, nam czegoś zakazywano<br />

i wręczano wilczy bilet. A teraz postanowiliśmy raz<br />

kolejny zadziwić świat tą z pozoru irracjonalną decyzją.<br />

Dlaczego zrezygnowaliśmy w momencie, gdy po raz<br />

pierwszy Tranzytoryjna Formacja Totart została uznana,<br />

zaakceptowana i odniosła widowiskowy sukces?<br />

Rozwiązując Kabaret zbuntowaliśmy się przeciw tzw.<br />

„psychologii przeboju” – Tranzytorium totartu jest dążeniem<br />

również nieco odmiennym od podobnych mu, bo<br />

„przedstawiających” praktyk – mianowicie oderwanym od<br />

zwyczaju lansowania, czy wielokrotnego przedstawiania, co<br />

119


Okładka biblii Totartu<br />

I i II Generacji<br />

by Paulus.<br />

było wyrazem nieustannego dążenia nastawienia na dynamikę<br />

zmian i nie ulegania psychologii przeboju.<br />

Psychologia przeboju – coś, co się udało w sensie zewnętrznym,<br />

czyli co spotkało się z uznaniem odbiorców, staje<br />

się celem świadomych lub nieuświadamianych nawiązań<br />

artystycznych w dalszej drodze, lub wręcz zatrzymania na<br />

etapie owej estetyki, która spotyka się z aplauzem…<br />

Gdyby wobec Kabaretu Zlew Polski zastosować praktykę<br />

wielokrotnych prezentacji i objazdów po kraju, można by<br />

spokojnie od widowiska odcinać tradycyjne kupony. A my,<br />

głuptaski, podążając za głosem swoich intuicji, nurzaliśmy<br />

się w permanencji adekwatyzacyj. (Zbigniew Sajnóg – „Vademecum<br />

konesera Totartu”).<br />

Więc ja już od lutego roku 88 postanowiłem zanurzyć się<br />

w naszej nieodległej, heroicznej prehistorii. I przystąpiłem<br />

do kreowania biblii Totartu 1 i 2 Generacji pod nazwą Metafizyka<br />

społeczna.<br />

To rozległe dzieło było pierwszym projektem Księgozbioru<br />

Zlew Polski mającym na celu usystematyzowanie<br />

coraz bogatszego dorobku Tranzytoryjnej załogi. Planowałem<br />

dokładnie udokumentować każde z naszych wcieleń.<br />

Czyli po Metafizyce społecznej ukazać miała się odpowiednio:<br />

Księga Ariergardy 1, Kabaretu Zlew Polski i innych<br />

przewidywanych inkarnacji Totartu.<br />

120<br />

Metafizyka… była śmiało wylanym, ponad stustronicowym<br />

happeningiem edytorskim. Hard core stanowiły manifesty<br />

Zbigniewa, Janego, Tymona i Kudłatego. Przenikane<br />

materiałem foto i klimatycznymi grafikami udziałowców<br />

Formacji – Yo Als Jetzt, Paulusa i moimi.<br />

Z grubsza ujmując są to płody naszych podjazdów terapeutycznych,<br />

którymi żeśmy przeciągali przez grzęzawisko<br />

epoki końca permanentnego, ów period społecznej awitaminozy<br />

i obstrukcji. (Z. Sajnóg – „Lira korbowa. 3 lata zmagań<br />

ze szkorbutem – klitoralną boleźnią edytorów.”)<br />

Dochodziły do tego perełki voyeryzmu, przyswojone<br />

pośród bojów tamtych niełatwych miesięcy. Wśród nich<br />

np. wspominany już ludowy epos o nawiedzeniach pana<br />

Domańskiego, działkowca z Oławy.<br />

Oraz antynikotynowa krucjata protoplasty redemptorysty<br />

z Torunia – Człowiek normalny chce żyć, prowadzi się<br />

moralnie, zgodnie z etyką katolicką. Palacz to samobójca,<br />

ateista, który nie wierzy w Boga… Palacz posiada dziury<br />

w mózgu, a to stanowi debilizm, brak mądrości politycznej.<br />

Debil staje się parobkiem masonerii. Zdradzi rodzinę i Ojczyznę…<br />

Rzeźbiłem nad Metafizyką… okrągłych dwanaście miesięcy.<br />

Do dziś nie udało się dzieła udostępnić w godnym<br />

nakładzie. Jedynie w czerwcu roku 91 koledzy Wojtek<br />

Kozłowski i Leszek Krutulski – Krechowicz, prowadzący<br />

w Zielonej Górze zasłużoną Galerię Po, upublicznili pracę<br />

w ilości sztuk 25.<br />

Ujawnianie pozostałych segmentów biografii Totartu<br />

chwilowo przerwał brutalny odlot Zbigniewa, w nieszczęsnym<br />

styczniu roku 93. Ale przecież podróż trwa…<br />

Gdy rozwiązaliśmy Kabaret Zlew Polski, mieliśmy już<br />

dokładny plan dalszej ekspansji. Nowe idejki nam się rwały<br />

do foxtrota i za chwil parę świat poznać miał nasze kolejne,<br />

profuzyjne wcielenie!<br />

W międzyczasie klinem w Kosmos uderzył kolega Tymański,<br />

który opuścił swojski kokon zimnofalowy Sni<br />

Sredstwom Za Uklanianie, coby rozpocząć burzliwą przygodę<br />

jassową.<br />

W połowie kwietnia 1988 roku, w gdańskim klubie Pinezka,<br />

poprowadziłem pierwszy koncert jego nowej formacji<br />

Miłość.<br />

Tymon objaśniał – Konwencja muzyki tworzonej przez<br />

grupę, holistycznie korzysta ze wszystkich dokonań, nastrojów<br />

i form jassu, począwszy od nowoorleańskiej radosnej<br />

kolektywnej improwizacji, witalności i werwy swingu<br />

z szorstkimi frazami bluesa i słodkimi chorusami musicalowej<br />

piosenki, refleksyjności cool jazzu i żywiołowej motoryki<br />

hard bopu po free-jassową ekstatyczność i wolumen…<br />

Diaporamę tradycyjnie obsługiwali Yo Als Jetzt. Publiczność<br />

zadziwiona przeczuwała, iż bierze udział w jakimś<br />

wyjątkowo prymarnym rytuale. Za moment okaże


się, że energia Miłości powoła do istnienia kolejne nieokiełznane<br />

byty muzyczne Ryszarda. W Totarcie noszącego<br />

czasami pseudonim organizacyjny Pepsodent Smile.<br />

Oprócz obsługiwania diaporamy na koncertach Miłości,<br />

Andrzej Awsiej i Maciek Ruciński pisali kolejne poematy<br />

permanentne. Tegoż kwietnia wykreowali zmysłowe wydawnictwo<br />

pojedyncze pt. ”myślenie zaczyna się od najprostszych<br />

dwuelementowych systemów” – zgodnie z dialektyką<br />

marksistowską ilość przechodzi w jakość. palenie<br />

opali obala tę tezę: duża ilość spalonych opali jest identycznie<br />

do dupy jak mała ilość spalonych opali.<br />

Yo Als Jetzt wydali też piękną, szablonem uczynioną<br />

pocztówkę, z okazji drugich urodzin Tranzytoryjnej Formacji<br />

Totart. Potem stało się to miłą, familijną tradycją<br />

i co roku dostawaliśmy od grupy kolorowej taki sympatyczny<br />

prezent<br />

Podczas konceptualnej burzy mózgów w centrali Tranzytorium,<br />

obywatele – Paweł Konjo Konnak i Zbigniew<br />

Zbigniew Sajnóg, podjęli decyzję o inauguracji kolejnego<br />

wcielenia tej zasłużonej jednostki bojowej.<br />

Bez fałszywej skromności i w przeczuciu czekających<br />

nas kolejnych, wiekopomnych realizacji, ogłosiliśmy powstanie<br />

Koncernu Metafizyczno-Rozrywkowego. Nadaliśmy<br />

mu irytującą nazwę własną – Pigułka Progresji!<br />

Zbig pisał – Tranzytoryjność rozumiana jest jako ciągła<br />

metamorfoza nazw i kształtów i jako ciągła wymiana<br />

uczestniczących w działaniach podmiotów…<br />

Stosując podobny klucz używaliśmy sobie na różnych formach<br />

kanonicznych od festiwalu przez widowisko teatralne,<br />

teatrzyk lalkowy, koncert rockowy, wieczór poezji, kabaret,<br />

recital, wystawę, prelekcję, pomoc chorym i staruszkom, dokarmianie<br />

zwierząt, demonstrację, manifestację, dyskusję,<br />

procesję, muzeum, bojówkę, seans filmowy, pokaz filmowy,<br />

pokaz diaporam, happening, subtelne wzruszenia, publiczne<br />

praktyki koprofagiczne, striking, pisanie wierszy, powieści,<br />

121<br />

Miłość – Leszek Możdżer,<br />

Tymon Tymański,<br />

Mikołaj Trzaska i Jacek Olter.


Big Cyc w drodze na<br />

barykady rokędrola.<br />

publicystyki, traktatów teoretycznych, głoszenie manifestów,<br />

performance aż po rzucanie ulotek, kolportaż wydawnictw,<br />

druk szablonowy, symultan i profuzję a wszystko to w pełnej<br />

skali od intymnej kameralności i nudy, po odczytywanie<br />

wierszy wobec sześciotysięcznej publiczności rockowego<br />

festiwalu, od szczegółowo, koncepcyjnie przygotowanych<br />

i dramaturgicznie opracowanych akcji, aż po ad hoc imprototy<br />

(improtot – totalna improwizacja). („Vademecum konesera<br />

Totartu”).<br />

Cobyśmy jednak nie poczuli się za dobrze, Koncern rozpoczął<br />

działalność od widowiskowego falstartu. Na kwiecień<br />

planowaliśmy przeprowadzenie poważnego ujawnienia<br />

w gdańskim Teatrze Wybrzeże, z udziałem zaprzyjaźnionych<br />

harcowników profuzji.<br />

Oprócz znanych, lubianych i pogardzanych weteranów<br />

takich jak Praffdata, Szelest Spadających Papierków<br />

i Reportaż, wystąpić miała Miłość oraz, świeżo powołany<br />

do istnienia przez Krzyśka Skibę, projekt o nazwie Big Cyc.<br />

Cycki to miał być jednorazowy żart pomarańczowy. Kpina<br />

z bufoniastych gwiazd rocka, także tego alternatywnego.<br />

Wykreowany na intencję Uroczystej Akademii Z Okazji<br />

70 Lecia Wynalezienia Damskiego Biustonosza.<br />

Big Cyc zagrał tam krotochwilnie zaangażowany koncert<br />

pod hasłem Gołe cycki to więcej niż chleb i demokracja!<br />

Od razu podbił serca co bardziej pierdolniętych fanów<br />

mocnego uderzenia. I zatrybił jako frakcja pankrokowa<br />

Galerii Działań Maniakalnych, czyli stworzonej przez<br />

Skibę diecezji łódzkiej Pomarańczowej Alternatywy.<br />

122<br />

Ale pierwsza randka z Big Cycem & resztą bad company<br />

pozostała jednak nie skonsumowana, z powodu tzw. złożonych<br />

perturbacji wynikłych podczas organizacji Nocy<br />

W Teatrze. Tak się dyplomatycznie mówi, gdy ktoś na żywca<br />

robi cię w chuja. I toczy żałosną grę pozorów aby napompować<br />

swoje smutne ego. Upublicznienia nie udało<br />

się zorganizować. A dyrekcja Koncernu wyciągnęła z tego<br />

przykrego incydentu wnioski i następnych kooperantów<br />

poszukała w bardziej sympatycznym miejscu.<br />

Udało nam się jednak wziąć udział w innej postabsurdalnej<br />

sytuacji, nakręcanej przez element antysocjalistyczny,<br />

znany służbom jako Skiba. Ponieważ Krzysiek był nieposkromionym<br />

sytuacjonistą, 4 kwietnia zorganizował<br />

w łódzkiej Balbinie wielki happening o nazwie International<br />

Mail Art Show czyli Total Anarchistic Evening!<br />

Poster do tego rozkosznego zlotu wariatów, z dyplomami<br />

i bez akademii plastycznych, uczynili Yo Als Jetzt. Grupa<br />

kolorowa zaprezentowała także diaporamę a Zbig i Ela<br />

przesłali set perwersyjnych fotek. Konjo robił za ambasadora<br />

marki Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka. Pod<br />

nieobecność pozostającego w głębokim ukryciu Lopeza,<br />

jako jego pierwszy wydawca, recytowałem strofy młodzieńcze<br />

z „AIDS…” – Od KC w górę / zaczyna się / metafizyka…<br />

Koledzy anarchiści raz kolejny wsparli Tranzytorium<br />

w wymiarze emocjonalnym i printerskim. Krzysiek Gall<br />

Galiński zaprosił nas na łamy WiPowskiej A’ Cappelli.<br />

Zaproszenie skonsumowała nasza nowa frakcja. Zbig<br />

głosił – W długich okresach istotnej działalności nie


Poster<br />

„International Mail Art Show”<br />

by Yo Als Jetzt.<br />

Ta grafika to prezent<br />

Paulusa dla Zbyszka,<br />

Gdańsk 86.


Ulotka RSA.<br />

mieliśmy zupełnie czasu na reklamę. Teraz postanowiliśmy<br />

dokonać przełomu i , „na czas jakiś”, zajęliśmy się wyłącznie<br />

reklamą, wyciągając korzyść ze sprytnie opacznego zastosowania<br />

starej łacińskiej nauki: vasa inania plurimum sonant<br />

(puste naczynia robią najwięcej hałasu).<br />

M.in. w tym celu powołujemy Sekcję Publicystyczno Reklamową.<br />

Rzecz jasna nie jesteśmy na tyle brzydalami, żeby<br />

skupiać się wyłącznie na sobie. Przecież z rozkoszą spieszymy<br />

reklamować tych wszystkich, których kochamy, lubimy<br />

i cenimy. Wszystko w miarę możności – istoto istnienia<br />

wspomagaj!!! („Higiena”).<br />

Na okładce A’ Cappelli znalazł się więc rysunek Paulusa<br />

a w środku – texty teoretyczne Zbigniewa i, jak szaleć to<br />

szaleć, poster Totartu (?!).<br />

Zacytujmy Sajgona, opisującego złożoną problematykę<br />

naszej kolektywnie społecznej wegetacji A.D. 1988 – Myślę<br />

tu o specyficznym klimacie niby to normalnego, codziennego<br />

życia, myślę o przesyceniu wszystkiego wibrującym psychizmem,<br />

wywołanym mieszaniną sprzecznych odczuć: przemęczenia<br />

i determinacji, wściekłości i strachu, poczucia beznadziejności<br />

sytuacji i poczucia nieuchronności zmiany.<br />

Żyjąc tu doznaje się co krok iluzoryczności społecznego<br />

trwania, permanentnego zagrożenia rozpadem form trwających<br />

już jakby tylko siłą inercji (co to może znaczyć?).<br />

Przypomina ów stan opary demencji unoszące się w mroku<br />

prozy Schulza, ale o wyostrzonych, bezwzględnie realnych<br />

konturach zagrożeń…<br />

O ile do czegoś mogą się jeszcze przydać artyści, to jedynie<br />

do pełnienia roli terapeutów, renowatorów dusz. Sądzę<br />

też, a podpowiada mi to wieloletnie doświadczenie czynnego<br />

uczestnika tzw. życia kulturalnego, że podstawą, zasadniczą<br />

okolicznością, warunkiem bez którego mało szans na<br />

dopełnienie terapii, jest bezpośredni kontakt, sytuacja spotkania.<br />

Tylko wtedy pojawia się specyficzny rodzaj napięć<br />

i przebiegów sił, umożliwiające istotną więź i jej lecznicze<br />

wykorzystanie.<br />

Myślę, że stąd wypływa ciągle rosnąca w kraju popularność<br />

akcji pokrewnych happeningowi i performansowi.<br />

Mnożą się działania zarówno o charakterze politycznym,<br />

jak i czysto artystyczne, chociaż najczęściej mamy do czynienia<br />

z silnym przemieszaniem jednocześnie obu tendencji.<br />

Aby wczuć się w klimat tajemniczej primavery przypomnę,<br />

iż w Święto Wiosny, 21 marca 88 roku, RSA zorganizowało<br />

w Sopocie happening połączony z topieniem tradycyjnej<br />

Marzanny. Za kukłę robił w tym przypadku generał<br />

Jaruzelski. Ulotki zapraszały – Kto za – przychodzi<br />

w czarnych okularach. Baw się razem z nami!<br />

Trójmiejskie SB nie znało się jednak na tego typu żartach.<br />

Zmasowane siły ZOMO zaatakowały kolorową młodzież,<br />

bawiącą się na sopockim Monciaku. Doszło do regularnej<br />

masakry w wyniku której aresztowano kilkunastu<br />

124<br />

przebierańców a kilku, ciężko pobitych, trafiło do szpitala<br />

ze wstrząsem mózgu. Inicjatorzy Święta otrzymali kolegia<br />

po 50 tysięcy a’ men.<br />

I między innymi dlatego nie podzielam dziś zachwytów<br />

tej części społeczeństwa która uważa, że były to zabawne<br />

czasy…<br />

Wróćmy do A’ Cappelli i prześledźmy spis treści tego numeru<br />

magazynu anarchopacyfistycznego – Walka ruchu<br />

WiP o służbę zastępczą poborowych, Powstaje biblioteczka<br />

anarchistyczna, Czarne z czerwonym jedzie na zielonym,<br />

List otwarty albo zamknięty do generała Jaruzelskiego, Mój<br />

kraj jest moim gettem!, Narodna Wola czyli rosyjscy terroryści,<br />

Siedzą za MON…<br />

Zauważę też nieśmiale iż z ostatnio ujawnionych akt<br />

wynika, że latem miało dojść do ostatecznej inwazji armii<br />

Układu Warszawskiego na kraje Europy Zachodniej. Np.<br />

z gdańskiej plaży, w lipcu roku 88, Ludowe Wojsko Polskie<br />

uderzyć miało na Danię i Norwegię. Polskim lotnikom<br />

przypadłoby w udziale bombardowanie Oslo i Kopenhagi.<br />

Co oznaczało m.in. że gdy we wrześniu Koncern<br />

szalał w Warszawie, to w drodze oczywistego rewanżu spadałyby<br />

nam na głowy pershingi NATO. Wszyscy tańczyliśmy<br />

na wulkanie…


Poster Muzeum Objazdowego<br />

by Yo Als jetzt.<br />

Nieskromnie podkreślę, iż zawsze Formacja była prymusem<br />

w alternatywnej szkole przetrwania. Szczególnie<br />

podczas fakultetów, na których uskutecznialiśmy tzw. wciskanie<br />

się w luki rzeczywistości. Wykorzystywaliśmy każdą<br />

okazję, nawet brak okazji, nawet cień okazji, nie mówiąc<br />

o cieniu braku cienia – aby zaistnieć z naszymi wizjami.<br />

Dlatego przystąpiliśmy do perfidnego projektu, jakim<br />

było nakręcane przez RSA Duszpasterstwo Anarchistyczne.<br />

Ponieważ w tamtych czasach nie mieliśmy żadnej szansy<br />

na zorganizowanie własnego, niezależnego klubu, Jany<br />

& company zasiedlili na chwilę gdańską plebanię kościoła<br />

Św. Brygidy. Gwiazdą matecznika Solidarności był wtedy<br />

excentryczny duszpasterz, prałat Jankowski.<br />

Ten słynny polityk i biznesmen snuł się po swoim królestwie,<br />

odziany w szyte na miarę mundury galowe nieistniejących<br />

armii. Obwieszony kapiącymi złotem medalami<br />

które, jak głosiła miejska legenda, sam sobie przyznawał<br />

za udział w widmowych kampaniach. Wyglądał właściwie<br />

jak nieświadomy uczestnik pląsów Totartu I Generacji.<br />

Prałat na moment stracił czujność i wpuścił niesforną<br />

gromadkę dzieci Bakunina i Kropotkina, która obiecała<br />

mu wskrzeszenie cotygodniowych rekolekcji młodzieży<br />

akademickiej.<br />

126<br />

Jednak zamiast uduchowionych studentów, 3 czerwca<br />

roku pańskiego 88 na plebanii zainaugurowaliśmy działalność<br />

konspiracyjnego happeningu o nazwie Duszpasterstwo<br />

Anarchistyczne. Inauguracji dokonało Muzeum Objazdowe<br />

Totartu.<br />

Gdy w Rzeszowie pokrywałem cierpiące Konicze zwłoki<br />

ekskrementami, wyobrażałem sobie to i owo, ale z pewnością<br />

nie sytuację w której snujemy wykłady o tym intensywnym<br />

wydarzeniu w kontekście tak schizofrenicznym.<br />

Święta Brygida opanowana była w tamtym czasie<br />

przez mało rozrywkową ekipę wąsatego Noblisty. Który,<br />

jak każda superstar, nie lubił konkurencji w drodze do sławy<br />

i pieniędzy…<br />

Muzeum było godne dydaktycznie. Ujawniliśmy archiwalne<br />

video, oral history oraz wystawę zasłużonych posterów<br />

Totartu i diaporamę Yo Als Jetzt.<br />

Zbig objaśniał młódź anarcholską – Nasza tranzytoryjność<br />

rozumiana jest jako ciągła metamorfoza nazw i kształtów<br />

i jako ciągła wymiana uczestniczących w działaniach<br />

podmiotów.<br />

Najogólniej totart definiowany jest jako seria wspólnych,<br />

możliwie najbardziej dowolnych aktywności osób bieżąco<br />

zainteresowanych udziałem w ich realizacji. Nazwa, świadomie<br />

pretensjonalna, wykładana jest przeważnie jako<br />

sztuka totalna i jako martwy zwyczaj (z niemieckiego).


W następnym już tysiącleciu ideę Muzeum Objazdowego<br />

wzbogacą badania niezależnych naukowców. Małgorzata<br />

Kraszewska, wnikliwa penetratorka Totartalnej Metody,<br />

w pracy pt. „Performance, happening, fluxus czy nowa forma<br />

wyrazu. Analiza wystąpień grupy Totart Pierwszej Generacji”,<br />

napisze – Totart poprzez łączenie elementów zanegowanych<br />

przy okazji Masarni, tworzy swój sposób na realizowanie<br />

jednego z podstawowych zadań jakie stawia sobie<br />

sztuka, czyli terapii.<br />

Sajnóg odwołuje się także do działań Artauda – „pojęcie<br />

sztuki totalnej ma wiele wykładni, nam bliski jest Artaud,<br />

ale to do niczego nie obliguje, ani tem bardziej niczego nie<br />

wyjaśnia”. Wydaję się, że autorowi chodzić mogło o artaudowskie<br />

pojęcie metafizyki jako sobowtóra teatru oraz zatarcie<br />

granicy pomiędzy teatrem a rzeczywistością, a wręcz<br />

zanegowanie istnienia tej granicy (teatr jest rzeczywistością,<br />

tak samo jak rzeczywistość jest teatrem). Myśl ta koresponduje<br />

z definiowaniem przez Sajnóga pojęcia sztuki w kontekście<br />

pojęcia życia.<br />

Według tego porównania do koncepcji Artauda, wnioskować<br />

można, że wystąpienia Totartu nie miały charakteru<br />

kreacji scenicznej, przedstawienia, były ciągłością wydarzeń<br />

codziennego życia, które w okoliczności (anty)teatralnej nabierały<br />

charakteru sztuki (jako terapii) i wyrażały się w takiej<br />

formie wyrazu, na jaką „odgrywający” mieli ochotę (lub<br />

potrzebę).<br />

Wydarzenia grudnia 1986 były przełomowym momentem<br />

dla Totartu. W tym momencie kończy swoją działalność<br />

tzw. Totart Pierwszej Generacji.<br />

Na potrzeby tej pracy bardzo ważny jest napisany przez<br />

Sajnóga poemat „43 fikoły czyli roboczy autoreferat inicjalny<br />

Totartu Drugiej Generacji”, w którym pisze on „czyli nie<br />

teatr, nie spektakl, nie koncert, nie sakralne miejsce, nie reżyser,<br />

nie wykładalny i interpretowalny przekaz, ale i nie totart<br />

już i ani język umnyj i zaumnyj, a w ogóle bez języka<br />

ale i z nim – chodzi o to by nie tworzyć z nich zasad,<br />

bo każda zasada konstytuuje język, chodzi o wymieszanie<br />

wszystkiego, co narosło w nas, by z ogólnej brei – wyrównanej<br />

– spróbować dojrzeć istotne sygnały prymarnej jedni”.<br />

Breja semantyczna i jednia to jedne z podstawowych problemów<br />

rozważanych przez Totart. Breja semantyczna to<br />

hasło wymyślone przez Sajnóga. Stanem breji semantycznej<br />

określano występy, na których uczestnicy recytowali swoje<br />

wiersze („zlewy”), najczęściej wymyślane spontanicznie.<br />

Analizując przytoczony wyżej cytat, można wywnioskować,<br />

że autorowi chodziło o to, aby każdy ujawnił swoje potrzeby,<br />

lęki, uczucia, emocje – to co czuł w konkretnym momencie,<br />

licząc, że taka symultaniczna recytacja zbliży do siebie<br />

jej uczestników. Przypuszczalnie każdy zaproszony był<br />

do tego aktu, aby wyrównać poziom niezrozumienia. Dla-<br />

127<br />

Muzeum Objazdowe<br />

Totartu – gablota<br />

z bezcennymi relikwiami.<br />

Muzeum Objazdowe Totartu<br />

– godło, mundur i czapka<br />

krakowska w gablocie.


Andrzej Awsiej w Miejsko<br />

Bieżącej Galerii im.<br />

Bani Doktora Lipka.<br />

tego też niepotrzebny był reżyser, dlatego nie był to spektakl<br />

ani performance, nie happening, fluxus, ani nie antyteatr.<br />

To już prawie rytuał, chociaż według przytoczonych słów<br />

to też nie jest żadne sacrum. Autor zaprzecza każdej jednostce,<br />

do której można byłoby odnieść działania Totartu,<br />

wskazując tym samym na miejsce początku, czegoś pierwotnego.<br />

Cała przygoda z DA okazała się być krótka ale, jak<br />

wszystko co czyniliśmy, istotna i intensywna. Zanim patrioci<br />

z hukiem wielkim wyrzucili nas z tego świętego<br />

miejsca, zdążyliśmy jeszcze odbyć konstruktywnie radykalny<br />

dyskurs z redaktorami pisma ojców michalitów Powściągliwość<br />

i praca: Antonim poetą Pawlakiem i dr Ireneuszem<br />

socjologiem Krzemińskim.<br />

Ukazał się z tego merytoryczny artykuł pt. „Jutro jest jutrem,<br />

więc jutra nie będzie – dyskusja w gdańskim duszpasterstwie<br />

anarchistycznym” (PiP, nr 12 [459]). Oto fragment<br />

rozmowy: „Konjo – Zbiera się tutaj, o dziwo, ekstrema<br />

wielu ruchów, zarówno społecznych jak i paraspołecznych…<br />

W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że w gmatwaninie<br />

idei, programów i dróg pozornie bez wyjścia nadszedł<br />

czas, aby ludzie do tej pory kłócący się, naparzający się bezsensownie<br />

w imię idei, spotkali się i porozmawiali, by znaleźć<br />

wreszcie drogę wyjścia z paranoi…<br />

Jany – Mówię o totalnej niewiedzy opozycji na temat<br />

kontrkultury i odwrotnie, gdzie jedni uważają drugich za<br />

wariatów, a ci z kolei tamtych za świnie. To jedna z moich<br />

obsesji, którą chciałbym zrealizować – spotkać punków<br />

z politykami, a polityków z punkami. Na ogół te dwa środowiska<br />

żyją w gettach, są odizolowane nie tylko od siebie, ale<br />

również i od społeczeństwa. Dlaczego tak jest? Powiem tylko<br />

o jednej tego przyczynie: kontrkultura nie chce wyjść poza<br />

formę, bo boi się treści, bo sądzi, że przekazując je zostanie<br />

wtłoczona w dziedzinę polityki.<br />

Leszek – Chodzi nam głównie o uaktywnienie ludzi. Dam<br />

przykład strajku (maj 88). W Gdańsku większość studentów<br />

strajkowała dlatego, że był to strajk absencyjny. Można<br />

było pójść do domu albo na zieloną trawkę, bo akurat pogoda<br />

była ładna. Naprawdę tych, którzy traktowali strajk poważnie,<br />

była garstka.<br />

Jany – Tak żenującej chały, jaka była w maju w Gdańsku,<br />

jeszcze nigdy nie widziałem…<br />

Konjo – Dla większości studia polegają na tym: cztery lata<br />

się pije a potem zakłada rodzinę. Gdy zorientowałem się,<br />

w jakie bagno wpadłem, próbuję stworzyć kluby tak zwanych<br />

metafizyków społecznych.<br />

PiP – Do kogo masz pretensję? Być może ludzie w większości<br />

mają taki model życia. Czy też twoja pretensja dotyczy<br />

pewnych uwarunkowań, które skłaniają ludzi do wyrzeczenia<br />

się niejako siebie samych, do rezygnacji z powodów<br />

prozaicznie egzystencjalnych.<br />

128<br />

Konjo – Ja nie mam pretensji do ludzi, którzy zrezygnowali<br />

z godnego życia. A za godne życie uważam takie, w którym<br />

człowiek może decydować o sobie i kiedy zawsze ma<br />

możliwość wyboru. Ja nie mam pretensji do ludzi, którzy<br />

zdradzają siebie, własną tożsamość, nie biorą swojego losu<br />

w swoje ręce i bez szemrania poddają się różnym instytucjom,<br />

które im organizują zbiorową wyobraźnię. Myślę natomiast<br />

o tych, którzy nie dość, że mają żal do całego świata<br />

za to, że im spieprzył życie, to jeszcze siłą bezwładu wciągają<br />

innych w ten zamknięty krąg polskiego piekła.<br />

Jany – Mój program minimum, żebym mógł robić swoje<br />

i żeby nikt mi nie przeszkadzał. [---] { Ustawa z dn. 31 VIII<br />

81 r. o kontroli publikacji i widowisk, art. 2, p. 6 (Dz. U. nr<br />

20; poz. 99; zm.: 1983 Dz. U. nr 44, poz. 204)}.<br />

Po tym spotkaniu zostaliśmy ostatecznie wypędzeni<br />

z plebanii Św. Brygidy. Jeden z ultrapatriotów rezydujących<br />

w tej parafii stwierdził na do widzenia, że jesteśmy<br />

winni zabicia trzech tysięcy księży w Hiszpanii w 1936<br />

roku (sztuka kościoła).


Skoro nie istniały w Trójmieście, oprócz Galerii Wyspa,<br />

niezależne miejsca promocji malarskiej sztuki najnowszej,<br />

to Zbigniew założył w domu swoim Miejsko Bieżącą Galerię<br />

Momentalną im. Bani Doktora Lipka.<br />

Obwieszczał radośnie światu całemu – Fakt tak prosty:<br />

chwycić byle co – byle nie uciekło i nie protestowało – przygiąć,<br />

schlupać byle błotem i zamieścić w miejscu byle najwidoczniejszym,<br />

a potem wernisaż mieć śmieszny co się ktoś<br />

uczepi. Dystans bezpieczny skutecznie ochroni od sławy,<br />

przyczyni zabawy, kto robi te sprawy.<br />

Jeśli spodoba się komu to urwie zabierze, a jeśli nie, to<br />

niech se to MPO zabierze. A jeśli nie to niech to wisi – leży –<br />

stoi: ruszajmy się błagają o tę elementarną wentylację nasze<br />

śmierdzące body-mind problems. („Żenujący bolak radosnej<br />

transcendencji stwardnienia rozsianego po załomach<br />

miasta i kiszkach mieszkańców”).<br />

Jako pierwsi wystawiają się Joasia Kabala i Andrzej Awsiej<br />

– malarstwo i rysunek. Wydawnictwo Kubańskie Cycki<br />

ujawnia katalog tego idealnie zsynchronizowanego<br />

i uzdolnionego duetu.<br />

W manifeście założycielskim WKC czytamy – Wydawnictwo<br />

Kubańskie Cycki, założone w 1988 r. przez Andrzeja<br />

Awsieja, Joannę Kabalę i Macieja Rucińskiego, jest konsekwencją<br />

założeń estetycznych Poezji Ulicznej Yo Als Jetzt,<br />

to jest poszerzenie komunikacji pozawerbalnej i pozapojęciowej.<br />

Wydawnictwo zajmuje się wydawaniem niskonakładowych<br />

druków: ulotnych, tomików poetyckich, plakatów, katalogów<br />

wystaw, okładek kaset, książek unikatowych etc.<br />

W druku posługujemy się powielaczem, kserografem, szablonem,<br />

pieczątką, nie unikając składu i offsetu byleby proces<br />

był kontrolowany przez autorów i nie prowadził do przekłamań<br />

i bezwładności charakterystycznej dla dużej poligrafii,<br />

gdzie autor z trudnością i niechęcią może przyznać<br />

się do efektu końcowego przedsięwzięcia.<br />

Ostatnio preferujemy wydawanie rękopisów co znacznie<br />

poszerza przekaz…<br />

Nie chciały z nami rozmawiać oficjalne media – zrobiliśmy<br />

więc radykalną, dwugodzinna audycję w studenckim<br />

Radio Medyk w Gdańsku. Ponieważ pp. Sajgon i Konnix<br />

nieco się rozpięli obyczajowo, skończyło się na komisyjnym<br />

kasowaniu taśm z nasłuchu „dla dobra rozgłośni”.<br />

Ale za to współpracujemy przy produkcji, realizowanego<br />

przez telewizję austriacką, obrazu filmowego poświęconego<br />

ugrupowaniom alternatywnym w PRL. Reżyseruje<br />

Fryderyk Schwarz, który wiele lat później dilować będzie<br />

newsy spod piwnicy Josefa Fritzla.<br />

129<br />

Telewizja austriacka kręci<br />

próbę Sni Sredstwom<br />

w garażu w Gdańsku-<br />

Wrzeszczu – Zbig,<br />

Córek, Fredi i Tymon.


Zbigniew i Konjo kręcą<br />

film na dachu.<br />

Zbigniew i ekipa Frediego<br />

kręcą film „o alternatywie”.<br />

Gdy poczciwy Fredi nakręcił już zeznania szerokiego<br />

spektrum osobowości z kontrkultury, od anarchistów<br />

przez totartystów i nudystów po faszystów, wpadł na nieroztropny<br />

pomysł aby przed kamerę zaprosić Lecha Wałęsę.<br />

Poprosił mnie, abym załatwił mu audiencję u przywódcy<br />

Solidarności. Poszedłem do Św. Brygidy, skąd całkiem<br />

niedawno nas usuwano za pomocą kalumni i straży maryjnej.<br />

I umówiłem naszego reżysera na interview z legendą<br />

Sierpnia 80.<br />

Wywiad kleił się jako tako do momentu, gdy filmowiec<br />

z Austrii zasugerował elektrykowi z Polski, iż część młodej<br />

opozycji nie darzy go specjalnym szacunkiem i zaufaniem.<br />

Laureat pokojowej nagrody Nobla wpadł w szał, zawył coś<br />

o prowokacji i braku kompetencji herr Schwarza do rozmów<br />

z poważnymi ludźmi. Po czym wszystkich nas, raz<br />

kolejny i już ostateczny, z tego specyficznego lokum eksmitowano<br />

na nagi gdański bruk.<br />

Za to my przeprowadziliśmy z austriackim gościem pogawędkę<br />

całkiem sympatyczną. Z myślą o wydaniu magazynu<br />

zawierającego same rozmowy, dokumentujące stan<br />

mentalu homo sapiens w roku 88: Fredi – Mój kolejny film<br />

o Polsce chciałbym nakręcić o tym, dlaczego nie funkcjonuje<br />

tu ekonomia. Jakie mechanizmy powodują, że nie ma papieru<br />

toaletowego. Jest to kraj, który potrafi budować statki<br />

długości 200 metrów a nie stać go na produkcję papieru toaletowego.<br />

Gdyby analizować takie absurdy aż do końca, systematycznie,<br />

można dojść do bardzo ciekawych wniosków.<br />

Zbigniew – Ja widzę to w taki sposób, że to, co przy spojrzeniu<br />

zewnętrznym wydaje się być absurdem, przy pewnym<br />

przyjrzeniu się, zbadaniu mechanizmów, okazuje się<br />

po prostu metodą. A wtedy, jeśli absurd jest metodą, to nie<br />

jest absurdem. Jest to tylko figura użyta po to właśnie, aby<br />

ucinać wszelkie próby analizy czy próby szukania jakichś<br />

dróg dla rozwiązania tej sytuacji.<br />

Konjo – W jaką formę aktywności zewnętrznej nie zainwestowałbyś?<br />

Fredi – Nie chciałbym mieć nic do czynienia z Kościołem,<br />

ponieważ Kościół jest dla mnie taką regresywną, autorytarną<br />

organizacją. Wydaje mi się, że gdy komuniści mają władzę,<br />

wtedy Kościół zawsze chce przebywać z ludźmi, ale gdy<br />

tylko sytuacja się zmienia, Kościół zajmuje miejsce komunistów;<br />

wtedy jego panowanie nie różni się od poprzedników.<br />

Np. w Austrii Kościół miał władzę przed wojną i doprowadził<br />

do powstania zjawiska austro-faszyzmu, klerykalnego<br />

faszyzmu. Po prostu wprowadził dyktaturę…<br />

Ponoć film cieszył się sporą popularnością i często emitowały<br />

go różne europejskie stacje telewizyjne. Wielu załogantów<br />

którzy wtedy zdecydowali się na emigrację, opowiadało,<br />

iż oglądali go leżąc na pryczy w obozie przesiedleńców<br />

na Marienfelde w Berlinie West lub w Wiedniu.<br />

I ronili łzy wzruszenia, widząc scenę wyrzucania Frediego<br />

130


Okładka Higieny.


i dyrekcji Koncernu Metafizyczno-Rozrywkowego Pigułka<br />

Progresji, sprzed nadąsanego oblicza Lecha W.<br />

My z udziału w tym przedsięwzięciu mieliśmy satysfakcję<br />

jeno estetyczną, ale kolega Schiz ze Skierniewic, spontanicznie<br />

uczestniczący w zdjęciach, załapał się na austriacką<br />

wizę. I dzięki Osterreich Television opuścił niegościnne<br />

PRL. Mówiono potem, iż zaciągnął się do jakiejś<br />

wędrownej trupy sado – maso, z którą zjechał najlepsze gejowskie<br />

kluby całej Europy Zachodniej. Uroczy chłopiec…<br />

A do całkiem pobliskiego Karlina, tam gdzie jednak nie<br />

powstał socjalistyczny Kuwejt, pojechał Andrzej Awsiej<br />

na letni obóz wyższych szkół plastycznych. Ujawnił tam<br />

serię klimatycznych realizacji pt. Tomaten aus Cuba, Matriarchat<br />

aby androgyna lub bisexualizm oraz Multi Vitamin.<br />

Na saksofonie wspierał go muzyk Miłości, Mikołaj<br />

Trzaska.<br />

Lipiec był wielkim miesiącem Sekcji Publicystyczno Reklamowej<br />

Koncernu Metafizyczno-Rozrywkowego Pigułka<br />

Progresji.<br />

Dzięki pomocy niestrudzonego WiPowca Krzyśka Galla<br />

Galińskiego i Partii Radykalnej, wydajemy perłę prasy<br />

podziemnej czyli Przegląd Archeologiczny Metafizyki Społecznej<br />

Higiena!<br />

Była to bez wątpienia nowa jakość w sarmackim undergroundzie.<br />

Poczynając od niepowszednich treści, opisujących<br />

najbardziej progresywne zjawiska trzeciego obiegu.<br />

I związanej z tą treścią kompletnie pojechanej, profuzyjnej<br />

formy magazynu.<br />

Istotę tytułu nieco dziwnego może wyjaśnić taka refleksja<br />

redaktora Sajgona – Higienizacja oznacza ujawnianie,<br />

odwęźlanie i wyszczerzanie, czyli szczere wyczyszczanie. Higienizacja<br />

dostarcza łagodnej pogody ducha, nawet gdy nie<br />

ma powodów do optymizmu.<br />

Jawnie nepotycznie Higienę otwierał esej Zbyszkowy<br />

pod kryptonimem „Przed drzwiami trawierni. Vademecum<br />

konesera Totartu” – Wiadomo że obfita strawa wymaga<br />

spokojnego trawienia – stąd wywiodła się idea napisania<br />

tego Vademecum i oddania go w ręce rasowych trawierów.<br />

Naści zatem.<br />

Poszczególne rozdziały pracy nosiły tytuły – Totart,<br />

Tranzytorium, Terapia, Wylanie, zlewność, Terapia nieudana,<br />

Psychologia przeboju, Psychologia świata montowanego,<br />

Adekwatność, Pisanie, Polityka…<br />

Ale także: „Wysiłek” – Nie do uwierzenia, jak drobne<br />

szczegóły rozrastają się w naszych warunkach w nieprzebyte<br />

132<br />

pułapki i przeszkody. Od tak prostego faktu, że kaseta video<br />

kosztuje ponad pół pensji, a często tak elementarne materiały<br />

jak slajdy, pigmenty czy farby są całkowicie nieosiągalne…<br />

Jeśli zważyć jeszcze, że społeczna świadomość istotności<br />

i wagi podobnych działań jest najzupełniej znikoma a stosunek<br />

do ich uczestników najczęściej wrogi (wg zasady: przy<br />

polskim kotle diabeł nie stoi), to okaże się, że energia człowieka,<br />

który ma zamiar coś tu zrobić, musi być rzędu paru<br />

tuzinów elektrowni czarnobylskich; inaczej nie ma po co zaczynać.<br />

Esej kończył się stoicką konstatacją – Wyrzucanie Totartu<br />

z przeróżnych imprez to podobno margines istotnego<br />

wymiaru działania. Nieistotnymi wymiarami nie ma się co<br />

onanizować.<br />

Niestrudzony Spiko wykreował także artykuł o naszych<br />

nowych kolegach z Partii Radykalnej – Radykałowie określają<br />

się ultrademokratami, nigdy nie wiązali się z Partią<br />

Komunistyczną ani z grupami lewicy leninowskiej czy<br />

maoistycznej, i w ogóle z nikim, kto wprowadzałby w czyn<br />

„gwałtowność rewolucyjną”.<br />

Głęboko humanistyczni, inspirowani filozofią i działalnością<br />

Mahatmy Gandhiego, jako jedyną formę walki uznają<br />

i stosują walkę bez użycia przemocy – non violence, ciągle<br />

rozwijając i wzbogacając jej formy (np.: o metodę programowego<br />

zgłaszania w wyborach sensacyjnych kandydatur<br />

– przykładem najgłośniejszym, ale nie jedynym, jest sprawa<br />

Ciccioliny). („Partia Radykalna – partia ponadnarodowa.<br />

Nowe zjawisko we współczesnej myśli politycznej”.)<br />

Duży set poświęciliśmy analizie rodzimego fenomenu<br />

polityczno – artystycznego, czyli świeżo explodującej Pomarańczowej<br />

Alternatywie. Byliśmy umówieni na wywiad<br />

z Majorem Fydrychem, ale zanim dojechaliśmy do Wrocławia,<br />

przywódca PPR ponownie został aresztowany<br />

przez SB.<br />

Ujawniliśmy więc jego prace teoretyczne, czyli np. „Manifest<br />

surrealizmu socjalistycznego” – Jedyne rozwiązanie<br />

na przyszłość i dzisiaj to surrealizm. Świat wtedy nie będzie<br />

mówił o kryzysie. Już pojedynczy milicjant na ulicy to dzieło<br />

sztuki…<br />

Reprintowaliśmy ulotki z kultowych akcji ulicznych pomarańczowych<br />

zadymiarzy: słynny happening rozdawania<br />

papieru toaletowego zawierał m.in. „Instrukcję dla Wojewódzkiego<br />

Urzędu Spraw Wewnętrznych”:<br />

o 16.00 – przystępujemy do legitymowania


o 16.03 – zapraszamy do nysek<br />

o 16.05 – zatrzymujemy osoby z ogonem i wysłuchujemy<br />

śpiewu „Sto lat”.<br />

1 marzec 88 ogłoszony został przez Majora „Międzynarodowym<br />

Dniem Tajniaka” – Ubierz się stosownie w czarne<br />

okulary, kapelusz, płaszcz prochowiec lub skórę bądź pelerynę.<br />

Weź sprzęt do podsłuchu, lejek lub mikrofon. Zachowuj<br />

się swobodnie, legitymuj przechodniów. Jeśli zostaniesz zaproszony<br />

do wozu – wchodź! Jest to twoje naturalne miejsce.<br />

Generując metafizyczno – społeczne pola kontrastowe,<br />

Zbyszek napisał „Artykuł niby o neoekspresjonizmie” – Że<br />

wyróżnikiem naszego neue wilde jest tworzenie w sytuacji<br />

braku środków, ma ono zupełnie inny wymiar niż działania<br />

tego nurtu na Zachodzie. U nas jest to eksplozja wreszcie<br />

długo oczekiwanego tworzenia w adekwatności: w zgodzie<br />

z sytuacją, to znaczy, nie udając, że jej nie ma, a drążąc ją,<br />

wchodząc z nią w istotną interakcję, a tylko stąd może wieść<br />

droga ku jej kształtowaniu.<br />

W tym rozumieniu adekwatność nie wykłada się jako<br />

kompromisowość, ale właśnie wręcz przeciwnie: jako działanie<br />

bezkompromisowe, w odwadze stawania wobec rzeczywistości<br />

jaką jest – bez ucieczki w aluzje, usprawiedliwienia,<br />

narzekania – w zwarciu.<br />

Całość niezawodnie, prześlicznie i energetycznie opakowali<br />

plastycznie Yo Als Jetzt. Ów efuzyjny kolektyw był<br />

też autorem poematu permanentnego: coraz mniej spraw<br />

133<br />

Andrzej Awsiej i dzieła<br />

Poezji Ulicznej.


ważnych / i coraz mniej czasu na zastanowienie / pomiędzy<br />

jednym a drugim / oddechem.<br />

Uwaga dla przyszłych pokoleń! Jeżeli dopadniecie oryginalny<br />

egzemplarz Higieny z roku 88, pamiętajcie, aby<br />

czytać poemat odwrotnie – czyli od końca do początku!<br />

Gdyż niefrasobliwie text tak właśnie „się wydrukował”, ha<br />

ha ha…<br />

Na otarcie łez zacytujmy fragment tego wspaniałego imprzejawnika<br />

– utwór będący próbą zbudowania najprostszej<br />

formy typu A B A ‘ / dźwięki skalarne i wektorowe /<br />

a czy to można zagrać od tyłu / owszem można, brzmi jak<br />

fisharmonia / totalna improwizacja na szumy z konsolety /<br />

realizacja ciągnęła się dwa lata / utwór trwa 15 minut.<br />

Swój korner istotny znalazła też Poezja Uliczna – inspiracje<br />

stanowiły konkretne nasze twory, zastosowanie techniki<br />

szablonu, miejsca i metody korespondencji / umysłowo<br />

intymny kontakt następuje mimo iż często nie znamy naszych<br />

odbiorców a zarazem nadawców odpowiedzi, a jedynie<br />

samą odpowiedź. Krąg hermeneutyczny zostaje zamknięty<br />

/ zapewne wiele odpowiedzi do nas nie dotarło ale<br />

nie zamierzamy z tego powodu płakać.<br />

Zaistniał w Higienie manifest Janego z RSA pt. „Garść<br />

chaotycznych uwag o wyjściu z sytuacji bez wyjścia” – Niniejszym<br />

postuluję Permanentną Rewolucję Na Rzecz Świętego<br />

Spokoju, tj. życia lekkiego, łatwego i przyjemnego. To<br />

tylko pozorny paradoks: bez walki (i to co dzień od nowa)<br />

nic się nie osiągnie, a jedyne o co warto walczyć to zwykłe<br />

szczęście. Wszelkie wizje zbawienia ludzkości są gówno<br />

warte i źle się kończą!<br />

134<br />

Subtelnie przypomnijmy, iż słowa te pisał antykomunistyczny<br />

wróg publiczny numer jeden!<br />

W ramach reklamowania tych wszystkich, których kochamy,<br />

lubimy i cenimy, przeprowadzili Zbyszek i Pawełek<br />

istotny dyskurs z Jarkiem Gułą aus Praffdata. Dynamiczny<br />

młodzieniec podziemny zeznawał – Ktoś mi powiedział,<br />

że w Poznaniu organizuje się Festiwal Muzyki Nowej<br />

{ 1985 r.}. Zadzwoniłem tam, przedstawiłem się, opisałem<br />

w paru zdaniach to co robimy – od razu nas przyjęli.<br />

Pojechaliśmy i ponieważ nie dostawaliśmy za koncerty<br />

pieniędzy, jeździliśmy przeważnie bez biletów – więc po drodze<br />

jakieś komisariaty, kary, ale było miło, zawsze jeździło<br />

z nami jeszcze parę osób, pomagało nam.<br />

Na tym koncercie odnieśliśmy sukces, mieliśmy pełną salę.<br />

Michał się rozebrał i czytał biblię a znajoma panienka onanizowała<br />

go ustami… Zajęliśmy trzecie miejsce.<br />

Instynkt stadny Koncernu powołał na śmiałe łamy Higieny<br />

supraaktywistów wrocławskiej Galerii Pojęcie Galeria<br />

Jest Nieodpowiednie. Ujawnili geometryczne kolaże<br />

i kolejną garść rewolucyjnych odezw – Zajmujemy się<br />

post-sztuką, post-filozofią, post-teorią społeczeństwa i kultury.<br />

We wszystkich dziedzinach odkrywamy nowe, nieznane<br />

lądy:<br />

– wyzwalamy dźwięki w muzyce – WSZYSTKO JEST<br />

MUZYKĄ, omniokoncert foniczny<br />

– uznajemy całość rzeczywistości wizualnej za artystyczną<br />

– WYSTAWA METAMALARSTWA<br />

– próbujemy opanować wszelkie możliwości naszego aparatu<br />

głosowego – w mowie, śpiewie i bełkocie – OMNIOS-<br />

FERA MOWY…<br />

Kolejna odsłona GNG kończyła się ujawnieniem „Dokumentu<br />

10” – System najogólniej zwany kulturą: maszynka<br />

zacina się, bryzgając niedomielonymi resztkami mięsa<br />

– sensu po wystraszonych naszych twarzach!<br />

A na deser Zbigniew, w totartalnie błyskotliwym stylu,<br />

przedstawił meta – czytelnikom Higieny naszą niesforną<br />

liryczną gromadkę, czyli text: „Zjawisko grup poetyckich<br />

przejmuje do głębi – Grupa Poetycka Zlali Mi Się<br />

Do Środka”– Mimo wielokrotnych kulawików doniosłość<br />

tego wszystkiego jest przeogromna i dalekosiężna.<br />

Oto Kudłaty – wzięty czechista i autor opowiadań drukowanych<br />

za dolary w serbskim piśmie „Rzeź lasu”…<br />

A oto teraz: Paulus – karta w dziejach narodowej literatury<br />

tym cenniejsza, że nie skażona żadną lekturą i żadnym<br />

wpływem. W przypadku utraty kontroli nad wylewem


twórczym śmiało i szczerze popadający w skrajną żenadę<br />

tudzież kreację bliską poetyce rymowanek dla dziewcząt.<br />

Teraz weźmy: Śliczny Don Mario, postać sama w sobie,<br />

choć nie pozbawiona wrzodów dwunastnicy, Mario słynący<br />

z niezwykłej długości języka, recytator rzucający tłumy<br />

do stóp… Mario słynie też jako nieoceniony zagubiciel wierszy<br />

(zgubił wszystkie), co w powiązaniu z faktem całkowitego<br />

zarzucenia produkcji nowych, zdaje się strącać ów kruchy<br />

talent ze szczytów zapoznania w przepaście zapomnienia.<br />

O konsekwentnie ukrywającym swój odlot przed światem<br />

i Koncernem Lopezie Mauzere, dyrektor Sajnóg napisał<br />

– Oto następna, wciąż jeszcze niezapomniana poetka<br />

Gertruda Jarząbek, słynna z dworcowo – pociągowych<br />

poezokoncertów, pupilka publiczności, którą niewoli mocą<br />

swojego przekazu.<br />

A oto jakość przekraczająca samą siebie, indywidualność<br />

o mocy wyładowań ośmiu pierwiastków z czterech, Ryszard<br />

Tymon Tymański, pepsodent smile, basówkarz, kontrabasówkarz<br />

i basetlarz, śpiewak, muzyk i profuzyk… Oto on:<br />

dręcząco – męczący manieryk.<br />

Nie sposób też nie paść do stóp Joannie i Andrzejowi (Yo<br />

Als Jetzt) z racji nieustającej pomocy graficznej, malarskiej<br />

i ogólnie – vizualnej (in action), nie sposób nie smakować<br />

poematów permanentnych Macieja…<br />

A jeszcze przecież Paweł Konik, zwany też Apollem, niespożyty<br />

organizator i spider całej grupy, edytor i nieza-<br />

stąpiony głosiciel zagajeń i wprowadzeń, prześladowca najdrobniejszych<br />

nieaktywności.<br />

O „sobie samym dla potomności” Zbyszek napisał tak<br />

– Wreszcie ja, skromny autor rozległego dzieła poetyckiego<br />

i dzieła w ogóle. Ja, o którym własna dziewczyna twierdzi,<br />

że wyglądam jak karzeł i zboczeniec, bo mam kobiecą sylwetkę,<br />

co, przysięgam, w niczym nie ujmuje doniosłości moich<br />

lirycznych konstrukcji i wybroczyn…<br />

Przez zapomnienie zapomniałem, że przecież pracuje<br />

jeszcze z nami Człowiek Zwany Psem, zwany też Brzóską,<br />

biegły i celny aforysta.<br />

Tak oto zamyka się wyliczenie społecznych metafizyków,<br />

zamyka się, choć przecież jego wrota szeroko odemknione<br />

dla każdego, kto chciałby nęcić powszechny smak i powszechną<br />

nieortodoksję.<br />

Reszty dowiedzą się Państwo z nekrologów.<br />

I potem następował odważny set zlanych liryczności, autorstwa<br />

w/w głosicieli solilokwiów nikczemnych. My zacytujmy,<br />

pochodzący z Parnasu zimowego, wiersz Zbigniewa<br />

Sajnoga pt. „Wszystko jedno” – zapewne / nie mogę<br />

być głupszym od tego co piszę / a zresztą / wszystko jest mi<br />

jedno.<br />

135<br />

Realizacja Warszawska<br />

– AwodaZara 55.


Powielenie Higieny firmowała, świeżo przez WiP powołana,<br />

konspiracyjna Kooperatywa Wydawnicza Margines.<br />

Na ostatniej stronie podaliśmy, panowie Zbig i Konjo,<br />

swoje adresy. Aby raz jeszcze dobitnie zaakcentować, że jesteśmy,<br />

kurwa, wolnymi ludźmi. Czy to się komuś podoba,<br />

czy nie…<br />

Losy Przeglądu Archeologicznego Metafizyki Społecznej<br />

Higiena, były losami swojego niemiłego czasu. Krótko po<br />

wydrukowaniu duża część nakładu skonfiskowana została<br />

przez SB podczas jesiennego, pierwszego zjazdu Międzymiastówki<br />

Anarchistycznej w Gdańsku.<br />

Ale to, co poszło w świat, rezonans wzbudziło godny.<br />

I np. wiosną roku następnego 89, Higiena została laureatem<br />

konkursu ogłoszonego przez Fundusz Prasowy Solidarności.<br />

Chciałbym jeszcze w imieniu Tranzytorium podziękować<br />

naszej gdańskiej koleżance Monice Mucek, która<br />

dzielnie przepisała tony totartalnych teoryj, na użytek kochanej<br />

naszej Higieny.<br />

Trwała oniryczna kanikuła roku 88, ale Koncern nie odpuszcza.<br />

Powstaje w jego profuzyjnym łonie konceptualne<br />

Towarzystwo Badania Pętelki.<br />

A na zaproszenie Praffdaty Zbyszek i Konjo pojechali<br />

do Warszawy aby uczestniczyć w konwersatorium na temat<br />

Pedagogiki wyzwolenia, organizowanym przez środowiska<br />

opozycji.<br />

Zaczęła się nam ta przygoda od, tradycyjnej już nieomal,<br />

kłótni „młodych totartowych gniewnych” z „uznanymi autorytetami”.<br />

Tym razem nerwy poniosły kolegę Konnaka,<br />

który wdał się w burzliwy dyskurs z poczciwym Jackiem<br />

Kuroniem.<br />

Panie Jacku – po latach sorry przeogromne! Jeżeli gdzieś<br />

tam w niebiesiech rozdajesz zupę kolejnym wykluczonym,<br />

wybacz, któremu mózg się wylał…<br />

Ale później nasza wymiana energetyczna nasyciła się<br />

treściwie. I Zbigniew, realizując idejkę mixowania podglebia<br />

artowego z politycznym, napisał wnikliwy konspekt pt.<br />

Kontrkultura w Polsce – walka, terapia i kreacja.<br />

Z tego bogatego koncepcyjnie dokumentu przybliżmy<br />

punkt 3. – „Sposoby działania”. Arsenał metod i możliwości<br />

jest niewielki, nie robi zbyt wielkiego wrażenia, ale wsparty<br />

zaangażowaniem i pracą – daje efekty.<br />

– przezwyciężanie drobnych przeciwności (np. choćby<br />

smarowanie mydłem znaczków pocztowych – po ich poślinieniu<br />

i potarciu palcem znika pieczęć datownika i odbiorca<br />

136<br />

listu może przekleić znaczek na swoją przesyłkę, także przed<br />

wysłaniem smarując znaczek mydłem)<br />

– akcjonizm (tu szersze omówienie przyczyn)<br />

– obieg informacji (korespondencja, mail art., Międzymiastówka<br />

Anarchistyczna)<br />

– własna prasa etc.<br />

– gra (kompromis kontrolowany – np. dawanie zarobić<br />

działaczom organizacji młodzieżowych, po to by zrobić<br />

koncert)<br />

– przyjaźń jako ideał, gwarant współdziałania i współtworzenia<br />

– spotkania.<br />

Niestety lub stety, okrągły stół przerwał niebawem prace<br />

konserwatorium…<br />

W sierpniu dyrekcja Koncernu zamieniła się w rasowych<br />

proletariuszy. Mój kochany tato załatwił miesięczny<br />

kontrakt na pracę w NRD. Może miał poczciwiec nadzieję,<br />

iż w ten sposób wreszcie zresocjalizuje swoją niesforną<br />

latorośl.<br />

Zbigniew i Konjo pojechali więc na roboty do fabryki<br />

urządzeń oświetleniowych, w urokliwym górskim miasteczku<br />

Lengefeld pod Pockau. Jadąc na Karl – Marx Stadt<br />

skręcić przy wiosce Flöha. Pracowaliśmy tam uczciwie,<br />

wyrabiając 150 % normy na stanzerei. Naszymi towarzyszami<br />

było 40 Kaszubów, 200 obywateli Mozambiku i kilku<br />

chorych psychicznie Niemców. Gdyż wszyscy w miarę<br />

normalni krajanie Honeckera już dawno stamtąd uciekli.<br />

Jak napisałem w jakimś wierszu – gdy spędza się życie<br />

z samymi świrami, tych kilka chwil z subkulturą normalsów<br />

to całkiem ciekawe doświadczenie.<br />

A Poeta Sajnóg poświęcił naszemu robotniczemu sezonowi<br />

ciekawy przejaw liryczny – kiedy o 5 rano wchodzę na<br />

maszynę / to tylko mi taka myśl przychodzi do głowy: / jeżeli<br />

ja potrafię być przeciętnym robotnikiem / a przeciętny robotnik<br />

małe ma szanse żeby zostać mną / czyli na przykład<br />

organizować to co ja / czy pisać czy co tam jeszcze / to czemu<br />

gruba baba się strzępi / kiedy czytamy na ulicy wiersze /<br />

albo czemu gruba baba w Łodzi / wrzeszczy na Skibę: robotnicy<br />

na was / harują a wam się we łbach przewraca / pały<br />

na was trzeba darmozjady…<br />

Takie refleksje w enerdowskiej fabryce snuł mój wspaniały<br />

kompan, co dość jasno też pozycjonuje rolę artysty<br />

podziemnego w społeczeństwie made in PRL. Trochę to<br />

dziwi a trochę i nie; jeżeli sobie uświadomimy, że nawet


w pierwszej dekadzie XXI wieku jakaś połowa naszych rodaków<br />

uważa, iż generał Jaruzelski był kul, dżezi i trendy…<br />

A wiersz taką się kończy sekwencją – krzywda się nikomu<br />

nie robi od tego że ktoś pokrzyczy na ulicy / niech się<br />

wygłupia do woli jeśli mu tego trzeba. / Komunę to by każdy<br />

zniósł chętnie i od zaraz / co znaczy – teraz ja będę dusić<br />

i reszta precz. („O 5 rano na suwnicy”, z tomu „Parnas<br />

zimowy”).<br />

Żegnamy realizm socjalistyczny a’ la DDR i powracamy<br />

do kreowania ładunku wręcz fizykalnego / a jednak osobliwie<br />

transcendentem podszytego, jak ładnie zapisał onegdaj<br />

Tymon.<br />

Od wielu miesięcy Zbigniew i Konjo planowali przeprowadzenie<br />

dużej akcji multimedialnej w stolicy. Pierwotna<br />

idea rozrastała się z prędkością światła i w finale przybrała<br />

poważne oblicze (Ponownego) Wielkiego Tygodnia Zlewu,<br />

produkowanego przez Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy<br />

Pigułka Progresji. Tydzień obejmował dwie, niezwykle<br />

widowiskowe realizacje.<br />

At first – Grzesiek Boa Brzozowicz, dziennikarz muzyczny<br />

i aktywista studencki, zaprosił Koncern na znany<br />

nam skądinąd, warszawski festiwal muzy poszukującej<br />

Poza Kontrolą. Przygotowaliśmy więc nocny maraton profuzji<br />

scenicznych pod, także już ostrzelanym w boju, kryptonimem<br />

Love! Peace! Industry!<br />

Było to jakby echo naszych estetycznych poszukiwań<br />

w Kabarecie Zlew Polski. Zbyszek objaśniał – Planowana<br />

impreza stanowi próbę przeniesienia kameralnego, klubowego<br />

spotkania w niejako inny wymiar czasowy i przestrzenny,<br />

przez wydłużenie czasu realizacji programu i rozszerzenie<br />

działań zarówno przestrzennie (symultaniczne programy<br />

w różnych miejscach Remontu) jak i przez wprowadzenie<br />

mnogości mediów (projekcje filmów, projekcja techniką<br />

video, diaporama ruchoma, diaporama, ekspozycja dynamiczna,<br />

ekspozycja itd.).<br />

Wystawiliśmy aktywiście Brzozowiczowi kwit, w którym<br />

ujawniamy nasze skromne oczekiwania techniczne<br />

– Noclegi dla 40 osób, druk plakatu i książeczki, 100 tubek<br />

farb plakatowych, folia 8 x 1,5 x 2,20, ekrany z białego<br />

płótna 2 x 2 x 5, 100 arkuszy kartonu, materiał podszewkowy<br />

w kilku kolorach, projektory filmowe, 11 lampionów<br />

z wyłącznikiem, 20 litrów emulsji, pasta pigmentowa,<br />

młotki, gwoździe, obcęgi, piła, drut, pędzle, klej do papieru,<br />

kilka rowerów (najlepiej składaki), fotel inwalidzki na kółkach,<br />

mogą być też inne dziwne środki lokomocji, 2 megafony<br />

(działające), wanna…<br />

137<br />

Ozi i Konjo w pociągu<br />

– na drodze<br />

ku przeznaczeniu.


Praffdata – Faustyn<br />

Chełmecki.<br />

Na jesieni 87 koszt sprowadzenia ekipy Koncernu wynosił<br />

80 tysięcy złotych PRL. Na wiosnę 88, z powodu inflacji,<br />

suma ta ulegała podwojeniu…<br />

3 września 1988 o godzinie 22 odpaliliśmy w sali kinowej<br />

klubu Riviera – Remont siedmiogodzinną opowieść<br />

o nieznanych przestrzeniach muzycznych i mistycznych.<br />

Rozpoczęło nowe wcielenie Tymona, poszukująca własnego<br />

głosu formacja Miłość.<br />

Już wtedy artysta Tymański przeczuwał, iż w jednej kapeli<br />

nie zmieści całego uczucia, które wyrwie nas z piekła<br />

bezduszności. Wpadł więc na koncepcję dwóch Miłości. Ta<br />

pierwsza, nazwijmy ją na razie free rockowa, posiadała na<br />

składzie debiut pod postacią klarnecisty Mazzolla. I podczas<br />

nocy na Poza Kontrolą odegrali przepięknie odprężonego<br />

energetycznie seta.<br />

Praffdata jak zwykle wylewała oceany farby na swoje poczciwe<br />

organizmy. Nowością w tym kolektywie byli: Jasiu<br />

Rołt, zapamiętany z Brygady Kryzys i grupy Kamana, oraz<br />

stary hipis, malarz tudzież wyczynowiec & wywrotowiec –<br />

Jurek Czuraj, obywatel Suskowoli pod Pionkami. I jeszcze<br />

Kasia, która za kilka lat zabłyśnie w punk folkowej kapeli<br />

Jak Wolność To Wolność.<br />

Mc Marian wyrwał tym razem z bebechów swojej magicznej<br />

maszyny matematyczne połamańce, wprowadzające<br />

jakby klimat nieudanej love parade. Ciemność, dźwiękowe<br />

kulawiki, pokręcone filmy – Piotruś ponownie zdo-<br />

138<br />

był odznakę „Wzorowego Ucznia” w profuzyjnej szkole<br />

przetrwania.<br />

A teraz na scenę wchodzi najnowsze odkrycie Koncernu<br />

czyli poeta Brzóska w towarzystwie grupy Awoda Zara<br />

55. Swingowe rytmy przenikane są recytacją coraz bardziej<br />

słynnych haiku – Skończona Frania / Skończony Rysiek /<br />

A do jednej klasy chodzili. Długie, niemilknące brawa…<br />

Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka cały czas i wieloaspektowo<br />

uczestniczyła w nocnych podchodach partyzantów<br />

efuzji. Tymon basówką wywijając stawiał pytania<br />

ostateczne a przewrotne – Czy podobna, by tak sromotnie<br />

wygwałcona rzeczywistość być miała / monizmem tylko,<br />

dualizmem jedynie, czy wreszcie pluralną zarazą / wyłącznie?<br />

(„Czy podobna”).<br />

Wsparciem edytorskim nocy Koncernu był druk książeczki<br />

Maćka Rucińskiego z traktatem Teologia orgazmu<br />

permanentnego. Nasycony graficzną florą i fauną Joasi Kabali<br />

booklet rozwijał intuicje, ujawnione podczas zimowych<br />

experiencji Kabaretu Zlew Polski – Kto miał usta<br />

pełne czekolady wie czym jest nasilenie wrażeń do ostateczności.<br />

Stan ten trwa tak długo jak długo samonapędzająca<br />

się chęć utrzyma odpowiednio duże natężenie. Potem w jej<br />

miejsce przychodzą inne, jeśli są równie silne, aktywność<br />

utrzyma poziom orgazmu.<br />

Ten sam mechanizm sprzężenia zwrotnego, który spycha<br />

z uniesienia w rozpacz, by utrzymać stan nijakości, będzie<br />

chronił orgazm i niwelował drobne przeszkody. Natężenie


uwagi pozwala odkryć podniecające strony wszystkich rzeczy<br />

a chęć powstaje wraz z tym. Rozkoszą może być smarowanie<br />

chleba lub krojenie cebuli. Orgazm staje się permanentny.<br />

Liryczne projekcje zlanego środka zaistniały tej nocy<br />

jeszcze w wielorako przewrotny sposób. Raz kolejny ujawniła<br />

się frakcja dźwiękonaśladowcza Tranzytorium, pod<br />

postacią grupy Totart DDA.<br />

Zbyszek i Konjo zaprezentowali premierowy repertuar<br />

pt. Przyroda to też dziwka, niechbym tylko zasłabła i sama<br />

została w domu, jakby drzwi zaczęły lutować, te znaki,<br />

symbole, wiesz, z tym trzeba uważać. Tytuł zaczerpnęliśmy<br />

ze zwierzeń akademickiej poetki Lidki. Nowym członkiem<br />

DDA został chałupniczo skonstruowany generator, wypożyczony<br />

od Oziego z SSP.<br />

Jak pisał Sajgon – Istotną rolę w działaniach formacji odgrywa<br />

improwizacja, potoczysta profuzja wspierająca katarktyczny,<br />

terapeutyczny aspekt aktywności. Potrzeba improwizacji<br />

ma swoje uzasadnienie w filozoficznym programie<br />

krytykującym pojmowanie twórczej aktywności człowieka<br />

jako wyścigu środków… stąd traktowanie kategorii<br />

nowości dzieła jako narzędzia klasyfikacji, hierarchizacji<br />

działa sztuki.<br />

Improwizowaliśmy więc w Totart DDA śmiało i szczerze<br />

z, nieskromnie powiem, doskonale energetycznym skutkiem.<br />

Na finał naszego segmentu kolega Konjo wyrapował<br />

(!?) fragment wiersza swojego wylanego pupila, Lopeza<br />

Mauzere – Autobus jak wieloryb / połknął mnie / porwał<br />

/ w otchłań świata / jadę do Oliwy / może mnie / zabiją / jak<br />

jesiotra / na ikrę…<br />

Mocnym epilogiem spektaklu Love! Peace! Industry!<br />

było trzecie ujawnienie sonetów totalnych Reisepsychose.<br />

Tym razem dookoła rusztowania warszawskiego, wbitego<br />

w środek sceny Remontu, krążyli wszyscy udziałowcy<br />

tej wspaniałej realizacji. Na rowerkach, łyżwach, wrotkach<br />

i saneczkach sunęli radośnie i Tymon z Miłością, i Guła<br />

139<br />

„Teologia orgazmu<br />

permanentnego”.<br />

Grafika – Yo.<br />

Reisepsychose<br />

– Zbigniew i Tymon.


Love! Peace! Industry!<br />

Zbig, Pauli i Konjo.<br />

Remont, wrzesień 88.<br />

z Praffdatą, i Mc Marian, i Brzóska z Izą, i dyrektor Konnack.<br />

I oczywiście Autor, kolega Sajnóg.<br />

Panie Karolinka z Raculi i Kasia z Warszawy (aus Praffdata)<br />

raz ostatni posyłały w Kosmos mocne strofy arcydzieła<br />

profuzji – Pali się a my uciekamy szybką / pomarańczową<br />

łódką bydło dług / im kutasem współżyje na wyspi<br />

/ e zawracamy nie. („W trzech czwartych monolityczny<br />

ćwierćsontot w sprawie katastrof ”).<br />

Od tego stołecznego świtu ludzkość nigdy już nie miała<br />

przyjemności bądź nieprzyjemności spotkania z tym<br />

niezwykłym imprzejawnikiem. Poniekąd było to związane<br />

z owym słynnym nieuleganiem psychologii przeboju.<br />

A zapewne też i dlatego, że wydarzyć miało się w naszym<br />

wspólnym istnieniu jeszcze wiele zadziwiających sytuacji…<br />

Parę następnych dni siedzieliśmy w Warszawie, przygotowując<br />

kolejną akcję i korzystając z kulturalnych atrakcji,<br />

140<br />

przygotowanych przez Boa Brzozowicza. Obejrzeliśmy<br />

m.in. kilka unikalnych filmów Andy Warhola, w tym słynne<br />

Ciało i Śmieć.<br />

Gdyż, at second, na 10 i 11 września roku 88, Koncern<br />

Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka Progresji przygotował<br />

dwudniowego kilera pod kryptonimem Realizacja<br />

Warszawska.<br />

W tym wielkim i pięknym przedsięwzięciu wzięli udział<br />

wytrawni uwielacze – jedni nakierowani na konieczną<br />

śmiałość indywidualizacji, drudzy na ideę czystej charyzmy,<br />

a inni jeszcze gdzie indziej.<br />

Na scenie, pod sceną, nad sceną i w okolicach sceny wystąpili<br />

– Miłość, Praffdata, Totart DDA, Grupa 80 Teatru<br />

Pstrąg, Szelest Spadających Papierków, Awoda Zara 55, Po<br />

Schodach oraz Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka. Ze<br />

specjalnym wykładem Maćka Als Rucińskiego, ponownie<br />

w temacie subtelnych iluminacji orgazmu permanentnego.<br />

Mimo obecności na plakacie, jednak nie dojechali Wahehe<br />

i Balet Archidiecezjalny Karolinki i Schiza. Męska<br />

część Baletu zakochała się w pociągu relacji Skierniewice<br />

– Warszawa w przystojnym żołnierzu i wybrała czułe<br />

pląsy, zamiast scenicznych ejakulacji.<br />

Warszawy nie znaleźli także kaszubscy bardowie, których<br />

poznaliśmy podczas nocy prymitywów w Kabarecie.


Drugi dzień to multimedialny popis duetu Mc Marian<br />

– Yo Jetzt, którzy przygotowali widowisko pt. Symfonia na<br />

12 rzutników i cztery źródła dźwięku.<br />

Jak widać dobitnie, znów przemówił nasz radosny instynkt<br />

stadny. Dyrektor Konjo podkreślał – Cenimy higieniczność<br />

obranego stanowiska i chętnie wyciągamy ręce<br />

do przyjaciół skorych zabawy. Nie ma zresztą innego wyjścia<br />

dla ludzi wyzwalających się z rozumienia życia jako<br />

konkursu i wyścigu środków.<br />

Ponieważ jednak lata walki pozwoliły nam dość wnikliwie<br />

rozpoznać skomplikowaną psyche naszych profuzyjnych<br />

kolegów i koleżanek, sporządziliśmy i dla naszych<br />

gwiazd instrukcję obsługi tego wydarzenia. Każdy uczestnik<br />

otrzymał list, w którym życzliwie informowaliśmy –<br />

Dyrekcja Koncernu solennie prosi o odpowiedzialność, samoorganizację,<br />

wzajemną pomoc i dojrzałość.<br />

Pamiętaj gdzie żyjesz – nie zapomnij zabrać ze sobą narzędzi<br />

pracy – nie licz na to, że otrzymasz je na miejscu.<br />

Zbyszek szczegółowo wyłożył koncepcję tego upublicznienia<br />

w rozległym „Wykładzie nadorganizacji” – Projektowana<br />

akcja jest wyrazem zamiaru ustanowienia realnej<br />

metafory stanu jedni, a jednocześnie w takim samym stopniu<br />

jest ową jednią jak i czymś jej przeciwnym.<br />

Gdyby nie fakty 1/ konstytucyjnego (w czasoprzestrzeni)<br />

rozsunięcia faz: punktującej i kontrapunktującej, oraz<br />

2/ teoretycznego i praktycznego przygotowania całości – akcja<br />

ta mogłaby prawdopodobnie realizować jednię doraźną.<br />

Skądinąd wszystko jedno, że tak właśnie się dzieje.<br />

Tu następuje zawilec ideologiczny w kształcie solidnej<br />

podkładki teoretycznej, objaśniającej specyfikę Realizacji.<br />

Epilogiem był poemat permanentny pt. „Odczytanie historii<br />

Nevonów” – życie można stracić w blasku światła /<br />

w ciemności traci się twarz.<br />

Dzieło miało być wydrukowane w ilości tysiąca egzemplarzy<br />

i rozdawane naszej publiczności. Ale tradycyjne<br />

niedocieczenia logistyczne spowodowały powielenie książeczki,<br />

plastycznie opracowanej przez Yo Als Jetzt, w nakładzie<br />

jeno 50 białokruczych sztuk (Księgozbiór Zlew<br />

Polski).<br />

Akcja była czasoprzestrzennym rozwinięciem symbolu<br />

TAO.<br />

Do Realizacji przygotowaliśmy się pedantycznie przez<br />

tych kilka miesięcy, na przełomie 87 i 88 roku. Wydrukowaliśmy<br />

na powielaczu ulotki z info i ideolo tego wspaniałego<br />

wydarzenia, na czele z wezwaniem – Zupełne<br />

porzucenie społecznej wymiany kulturalnej i innych<br />

141<br />

„Wykład nadorganizacji”<br />

– booklet by Zbig<br />

i Yo Als Jetzt.<br />

Realizacja Warszawska,<br />

wrzesień 88.


Ulotka z ideolo<br />

Realizacji Warszawskiej.<br />

Koncern<br />

na rusztowaniu.<br />

aktywności obojętnie w imię jakich racji dokonywane prowadzi<br />

nieodmiennie do stricte samobójczego aktu całkowitej<br />

demencji!<br />

Inny druk ulotny godnie objaśniał – Głęboko literacka<br />

linia rozwoju naszego tranzytorium ujawnia się w pogłoskach<br />

i meandrach zaprzeszłych lutowanij, lebieszka maciąż<br />

za mi za. Wstąpmy w propozycji ewidentnych sedno…<br />

A druk jeszcze inakszy zawierał prozę dziwną pt. „Krążenie”<br />

– Krążymy. Zawsze w trójkę. Jak za pierwszym razem.<br />

Rzadko wykraczamy poza orbitę naszej trasy i tylko<br />

czasami któreś z nas odłącza się od pozostałych, zawsze<br />

z ważnego powodu. O ile kartoteka mnie nie zawodzi, autorką<br />

tej miniaturki była pewna stała bywalczyni gdańskiego<br />

szpitala psychiatrycznego.<br />

Dochodził do tej propagandowej kanonady wspaniały<br />

poster Realizacji, poświęcony figurze nieodżałowanego<br />

Pana Ryby. Prodotto di Yo Als Jetzt; ale to tak oczywiste,<br />

że tego przez szacunek dla inteligencji Czytelnika nie napiszę.<br />

142<br />

Aby podkreślić trybalny charakter najazdu metafizyków<br />

społecznych napomknę, iż przyjechało z nami trzech mistrzów<br />

podziemnej fotografii – Arek Drewa, Maciek Kostecki<br />

i Roman Malarz Kobiet. Oraz nasze najnowsze odkrycie<br />

– Tomek Szumski, obywatel Baboszewa. Leżącego<br />

pod Nasielskiem. Potentat płytowy – udostępniał nam<br />

swoją wspaniałą kolekcję progresywnie unikalnych nagrań.<br />

Do dziś dociec nie mogę, skąd on te foniczne delikatesy<br />

wydobywał?<br />

Realizacja Koncernu była satelitą legendarnego festiwalu<br />

muzyki alternatywnej Róbrege. Dyrektorował tam wtedy<br />

stary kumpel z czasów świnoujskiej paranoi czyli Krzysiek<br />

Gogol.<br />

By the way napomknę bo warto, iż zarówno Koncern jak<br />

i np. Maciek Chmiel, wtedy jeden z animatorów festiwalu,<br />

walczyli nad tą imprezą niemalże for free. To była zresztą<br />

peerelowska codzienność dla ludzi andergrandu. Maciek<br />

opowiadał, iż po trzech miesiącach organizacyjnej harówy<br />

przy Róbrege, mógł sobie w Pewexie kupić wymarzoną jeansową<br />

kurtkę za 20 dolarów…<br />

A wypłatą dla załogi Koncernu Pigułka Progresji było to,<br />

że w ogóle mogliśmy ten festiwal zorganizować.


Na miejsce naszej akcji wskazano nam placyk, mieszczący<br />

się nieopodal cyrku Intersalto. Na rogu ulic Towarowa<br />

i Chłodna. Pod do dziś istniejącym, potężnym napisem:<br />

„Mleko – zdrowie”. Ponieważ był to koncert open air,<br />

grać mieliśmy fonicznie dość neutralnie, w stronę cyrkowego<br />

namiotu.<br />

Ale w dniu imprezy okazało się, że tuż przy scenie wbity<br />

jest jakiś martyrologiczny monument. Ludzie Gogola wpadli<br />

w panikę, iż ktoś z alternatywnej widowni w koncertowym<br />

szale nie uszanuje symbolu męczeństwa. I w ostatniej<br />

chwili kazano nam grać w stronę przeciwną. Prosto na<br />

gęsto zabudowane osiedle mieszkaniowe z wielkiej płyty.<br />

W sobotni poranek 10 września roku 88 o godzinie 11<br />

rano, konferansjerzy Zbigniew i Konjo, przyodziani w pomasarskie<br />

mundury, zaprosili więc połowę stolicy ku swoim<br />

profuzyjnym szaleństwom. I rozpoczęli masakrę miejskiej<br />

przestrzeni jako duet Totart DDA.<br />

Przygotowaliśmy radykalne śniadanie na trawie pod<br />

kryptonimem All that zlew. Mottem naszej dźwiękowej<br />

manifestacji było przesłanie – Po upływie pewnego czasu<br />

od momentu swojego urodzenia, każdy człowiek ma szansę<br />

zorientować się, że kultura, w którą się go wprowadza<br />

jest tyleż darem, co niewolą. Niektórzy z tych, co zauważają<br />

ów fakt, znajdują w sobie wolę, by się od uwięzienia<br />

w narzuconej kulturze uwolnić. Nieliczni mają tyle siły, czy<br />

determinacji, by tę wolę realizować…<br />

Rzęziliśmy na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby,<br />

katując naszym zlewnym wymiotem leniwy warszawski<br />

poranek. Już po kwadransie przyjechał pierwszy patrol<br />

milicji, wezwany przez przerażonych autochtonów. Ale<br />

tym razem kolega Gogol dysponował mocnymi kwitami,<br />

które bez większych przeszkód pozwoliły na zakontynuowanie<br />

tej fantastycznej podróży.<br />

Akcję foniczną dopełniliśmy rozrzuceniem ulotek, zawierających<br />

„Tezy podstawowe orgazmu permanentnego”<br />

– 1.Bóg jest Orgazmem Permanentnym i odwrotnie 2. Orgazm<br />

Permanentny jest dla stworzenia wartością jedyną 3.<br />

Oznacza przekroczenie się i inkorporację nowego systemu<br />

a zarazem rozbicie syfu opartego na wartościach fałszywych<br />

4. Orgazm odzwierciedla maksymalne możliwe przetwarzanie<br />

energii 5. Orgazm Permanentny jest możliwy…<br />

Na scenę wdrapał się prozaik Kudłaty i rozpoczął godną<br />

recytację kolejnych fragmentów swojego Tomka… Słuchała<br />

go już spora grupka bezdomnych punków, przybyłych<br />

z prowincji na swoje muzyczne bachanalia. Co bardziej<br />

głupkowate fragmenty meta-textu nagradzane były<br />

skacowanymi brawami.<br />

Gdy rozpoczęła się mistyczka Szelestu Spadających<br />

Papierków, pozostali udziałowcy Koncernu rozpoczęli<br />

143<br />

Realizacja Warszawska<br />

– Totart DDA mixuje!


Szelest Spadających Papierków<br />

– Ozi, Siemak i Szymon.<br />

Miłość – Piotrek Dudziński,<br />

Mikołaj Trzaska i Tymon.<br />

144


udowę tajemniczej konstrukcji. Jak pisal Zbyszek – Wydaje<br />

się, że zarówno punkt, jak i kontrapunkt tej akcji, są<br />

dopisywaniem konsekwencji do elukubracji Antonina Artauda<br />

na temat widowiska totalnego. Ale to nie jest pewne.<br />

Pauli i Konnix doklejali do konstrukcji to i owo, więc<br />

z czystym sumieniem nazwali te pląsy Piątym światowym<br />

wernisażem Voyerystów – Apopart by Angel Apollo Atelier!.<br />

Jak pisał Zbigniew – Ożywienie konstrukcji jest jakby<br />

wbiciem w rzeczywistość promieniotwórczej igły…<br />

Planowaliśmy iż u szczytu szypuły krzątać się będzie<br />

ciężarna, jako zdarzenie symbolicznie bliskie jedni, a przy<br />

tym przykład żywej liczby podwójnej. Dobrze by było,<br />

gdyby się np. rozebrała, bo to zawsze doda trochę życia.<br />

No ale niestety, takiej desperatki wtedy nie<br />

znaleźliśmy…<br />

Za to do ekipy Oziego dołączył już Krzysiek<br />

Siemak, weteran gdańskiego podziemia<br />

muzycznego. Krzysiek grał onegdaj na<br />

gitarze w grupie Joanna Deadlock. Niebawem<br />

ujawni także swój przenikliwy talent<br />

poetycki. Oraz pasję z obszarów progresywnego<br />

home recording.<br />

Nowy Szelest to była walka na atomy<br />

dźwięków, sączonych powoli z bebechów<br />

muzykantów ku wieczności. Mówi<br />

Ozi – Wykorzystując unikatowy przetwornik<br />

do produkcji różnych dźwięków doprowadzaliśmy<br />

publiczność do ekstazy nerwowej…<br />

Było to wcielenie trudne, niepokojące<br />

i pozwalające z ufnością patrzeć na ewolucję<br />

naszych obłąkanych kolegów.<br />

Coby nieco ocieplić atmosferę, poeta Sajnóg począł odczytywać<br />

utwory z Parnasu zimowego. Zaistniały utwory<br />

tak istotne, jak Wojna zastała nas w cukierni, No more<br />

PKP czy perseweracja perforacji kudłacji. Tu także miało<br />

miejsce premierowe upublicznienie, owianego już wkrótce<br />

dwuznaczną sławą (albo i trójznaczną), miłosnego wyznania<br />

pt. Flupy z pizdy.<br />

Nim coraz liczniejsze audytorium ochłonęło z wrażenia,<br />

na scenie zainstalowała się Praffdata. Wykonali performens<br />

transowy pt. Dowód osobisty, którego podmiot<br />

liryczny pojawił się na scenie w formie wielokrotnie powiększonej<br />

i anarchistycznie zniekształconej.<br />

Zbig wspominał potem – Praffdata… chyba najpracowitsze<br />

improwizacje jakie widziałem, nakierowane na intensywne<br />

przeżywanie wspólnoty, świetnie zorganizowane<br />

działanie grupowe, które przy przejściu z etapu przygotowań<br />

w etap występu przeradza się w żywioł polimedialnej<br />

improwizacji.<br />

Cała jazda była tradycyjnie ciepła w swojej barwności<br />

i intensywności. Był to też, niestety, jeden z ostatnich<br />

koncertów Jasia Rołta, który jakiś czas później przegrał<br />

walkę ze swoimi okrutnymi demonami…<br />

A na stejdżu Konjo, w roli etatowego promotora Grupy<br />

Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka, naświetla komórki<br />

alternatywnej młodzieży lirycznymi projekcjami Gertrudy<br />

Jarząbek. Znanej niegdyś jako Lopez Mauzere – A może<br />

Poznań / Izajaszu Mojżeszu / proroku tato / mój tata jest<br />

lotnikiem / mój tata jest kasjerem / mój tata gra w totarcie<br />

/ mój tata jest w Poznaniu / a ty co się tak gapisz / mój tata<br />

jest dyrektorem / mój tata jest najsilniejszy / kocham mojego<br />

tatę.<br />

Lejdis end dżentelmen, oto pojawia się grupa Miłość.<br />

W rytmie reggae (?!) Tymon wita publikę – Jeszcze do niedawna<br />

nazywaliśmy się Sni Sredstwom Za<br />

Uklanianie. W jednym z pd – słowiańskich języków<br />

znaczy to tyle, sni – środkiem do usuwania.<br />

Ale oto po latach skwapliwego usuwania<br />

nadszedł czas natchnionej, dobitnej afirmacji.<br />

Nazwaliśmy się więc Miłość, by dać świadectwo.<br />

Tak naprawdę, wszystko się dopiero zaczyna.<br />

Prawdopodobnie na scenie ujawniała się<br />

jassowa wersja projektu Tymona. Gdyż w jej<br />

składzie grał już Mikołaj Trzaska, gitarę obsługiwał<br />

niegdysiejszy Brodaty Gwizdek aus<br />

Bydgoszcz. A na perkusji przelotnie bębnił<br />

w ten piękny poranek Piotrek Dudziński, pracownik<br />

naukowy ze Słupska.<br />

Zaistniały ostre zlewności nie tylko muzyczne,<br />

ale także werbalne. Lider Tymański<br />

wpadł w podprogowy szał uniesień i wieścił<br />

natchnione elaboraty – Abla taba ta ta! Lado! Puto! Mazgaje<br />

szydzące ze schabu! Nekrolatie solennie namaszczone!<br />

Masoneria nienawistnego starosty! Siła pipy! Warszawo, odbudowana<br />

przez faszystów… Znów nie wszyscy zrozumieli<br />

ten message przenikliwy.<br />

Przenosimy się na łąkę, gdzie załoga Skiby zaprezentowała<br />

spektakl pt. Sami swoi. Grupa 80 Teatru Pstrąg<br />

to ostrzelani w ulicznych bojach zawodnicy. Opanowali<br />

też podstawy marketingu bezpośredniego. Krzysiek wali<br />

w potężny bęben i zachęca osłupiałych panków – Po występach<br />

w Bułgarii, NRD, Czechosłowacji i Albanii – znowu<br />

w Polsce!, Pół godziny metafizyki w waszym życiu!, Kasa<br />

nie zwraca pieniędzy za bilety! Za bilety zwraca kolej! Kolej<br />

zwraca uwagę że nie zwraca!.<br />

Aktion direkt łódzkich performerów dopełniony został<br />

rozrzuceniem ulotek. Przy czym spontanicznie rzucały<br />

dwie niezależne drużyny. Warszawscy WiPowcy wzywali<br />

do zaprzestania eksperymentów atomowych w Świerku.<br />

A Koncern promował w swoich drukach m.in. poezyje<br />

jassmena Tymona – naskrobałbym manifest jaki / ale nie<br />

145


Grupa 80 Teatru Pstrąg.<br />

wiem, jakiej kwestii ma się tyczyć / naskrobałbym jaki manifest<br />

/ tak mi buta rozpiera dupa / ale o czym wiedzieć niełatwo.<br />

(„Złośliwy bywam”).<br />

Awoda Zara 55 rozpoczęła klimatycznym utworem<br />

pt. Rudolf Valentino. W ten sposób praktycznie realizowano<br />

postulat ekipy Brzóski otwarcia na wszelkie prądy literackie,<br />

nie pomijając kiczu… Gościnnie na gitarze swingował<br />

Krzysiek Siemak.<br />

Kombatant podziemia pozostał na scenie, opanowanej<br />

tymczasem przez gwiazdę prymitywu, grupę Po Schodach.<br />

Która prawdopodobnie przygotowała show o kryptonimie<br />

Fucking gówno.<br />

Frontman Paulus obdarowany został za moment także<br />

towarzystwem Tymona, Sajgona, Kudłatego i Jurka Czuraja<br />

z Praffdaty. Powstało z tego profuzyjne jam session. Orkiestra<br />

wpadła w extazę, wykonując utwór pt. Jest to opowieść<br />

o jednostce ludzkiej, która żyjąc nie zauważyła, że żyje<br />

dla innych. Paulus pierdział w trąbkę i zawodził w delirium<br />

– Ścianą w oczy / ścianą w ciało / gżegżółka ekshumacja…<br />

Dyrekcja Koncernu grzecznie podziękowała za udział<br />

i kontemplację tego wspaniałego, siedmiogodzinnego widowiska.<br />

I zaprosiła na jutrzejszą operację kontrapunktującą.<br />

146<br />

W niedzielę 11 września roku 88 o godzinie 23, studnię<br />

akademika przy Placu Narutowicza wypełniły fluidy extazy<br />

i przekroczenia.<br />

Zrealizowaliśmy Symfonię na 12 rzutników i cztery źródła<br />

dźwięku. Odpowiedzialni za visuale Yo Jetzt rozdali 12<br />

operatorom swoje diapozytywy. Rozstawieni co trzy piętra<br />

wyświetlaliśmy je na przeciwległe ściany. W ten sposób<br />

cała monstrualna przestrzeń budowli opanowana została<br />

przez plastyczne wylewy. Ja np. operowałem z moim rzutnikiem<br />

na piętrze dziewiątym.<br />

Piotruś Kalinowski z Mc Marian miał oddać w swojej<br />

pokręconej muzie postulat Zbigniewa – Akcja kojarzy<br />

przeciwieństwa na poziomie przedmiotowym… Ów rytmiczny,<br />

kosmiczny akt łączącego wypełnienia, jego płynna<br />

równowaga, strukturalnie bliska jest aktu płciowego…<br />

Jednocześnie akcja kojarzy przeciwieństwa również na poziomie<br />

podmiotowym przez łączenie silnej strukturalizacji<br />

z równie silnie sprofuzowaną realizacją, których dynamiczna<br />

wypadkowa współistniejąc z pasywnością obserwatorów<br />

może dopiero ustanowić realną metaforę jedni. („Wykład<br />

nadorganizacji”).<br />

Mc Marian skomponował cztery osobne utwory, które<br />

symultanicznie emitował z magnetofonów rozstawionych<br />

także co trzy piętra. To połączenie trzasków, plasków, wycia,<br />

pulsacji Piotrusiowych kaset z diaporamą Yo Jetzt było<br />

mistycznym rzygiem profuzyjnego Kosmosu. Patrzyłem,<br />

słuchałem, odpalałem do wnętrza urbanistycznego potwo-


a kolejne klatki diapozytywów. I byłem najszczęśliwszym<br />

człowiekiem na tej planecie.<br />

Kilka pięter nade mną to samo czynił Zbyszek. I Andrzej.<br />

I Joanna. I Paulus. I Maciek. I Tymon. I Brzóska.<br />

I Arek. I pewnie czuli to samo…<br />

Nie podłączyli się do naszej nirwany rezydenci akademika.<br />

Wbrew przewidywaniom z Wykładu… nie pozostali<br />

pasywni bynajmniej. Już po kilku minutach obrzucali nas<br />

ciężkimi słowami i jeszcze cięższymi meblami. Wylatywały<br />

przez pijane okna wersalki, krzesła, gaśnice i świetlówki.<br />

Lot szafy z wysokości 12 piętra dopełnił integrację metafizyków<br />

ze swoim społeczeństwem.<br />

I podsumować możemy ten element dziejów Wszechświata<br />

jeszcze jednym cytatem z poematu permanentnego<br />

Yo Als Jetzt – w wyniku przedłużającej się bezksiężycowej<br />

nocy Nevoni utracili człowieczeństwo i zamienili się<br />

w mrówki.<br />

Po powrocie do domu Zbyszek zanotował – Ze spokojnym<br />

utwierdzeniem w zgodności procesu myślowego z ujawniającymi<br />

się przejawami procesów jakichś w ogóle, konstatuję<br />

antycypujący i prognostyczny charakter wylewki. Teraz,<br />

kiedy różni współtworzący rozjeżdżają się ze swoimi aktywnościami<br />

w różne strony…<br />

Warszawską epopeję obserwował pewien czujny dziennikarz.<br />

I jakiś czas później opublikował w tajemniczej gazecie<br />

swoje refleksje na temat upublicznienia dnia pierwszego<br />

Realizacji.<br />

Oto opis koncertu Totart DDA – Rusza muzyka. Kaskada<br />

trzasków i wycia, zniekształconych przez kamery pogłosowe.<br />

Siła dźwięku jest tak duża, że zagłusza jadące tramwaje<br />

i rumor samochodów, niczym huk startującego odrzutowca.<br />

Dźwięki początkowo chaotyczne, anarchiczne stapiają się<br />

powoli w całość, stopniowo porządkuje je rytm, coraz mocniej<br />

wybijany przez automatycznego perkusistę.<br />

Odpychające, ostre, jednostajne brzmienie naśladujące<br />

industrialne odgłosy. Olśnienie: ten paroksyzm to nic innego<br />

niż karykatura dźwiękowego tła miejskiego. Jazgotu miasta<br />

w normalnej postaci – mimo jego rzeczywistego koszmaru<br />

– już nie słyszymy, tak wrósł w codzienność dla uszu. Potrzeba<br />

zagłuszającej parodii, aby uświadomić sobie jego paranoiczność.<br />

Do mikrofonów przytykają magnetofony. W kakofonię<br />

sztucznej muzyki wybijają się kolejne hałasy. Tym razem to<br />

ponagrywane w „pętle dźwiękowe” rozmaite głosy, instrumenty,<br />

pourywane, ochrypłe, jak w krzywym zwierciadle.<br />

Rytm głosów zestraja się z rytmem dźwięków. Pokraczne,<br />

ułomne powitanie…<br />

W dawnej wsi nie zaglądało się do głębokiej studni, żeby<br />

nie zobaczyć tam diabła. Człowiek nie powinien zgłębiać<br />

siebie zbyt głęboko, grozi mu to samo.<br />

Totartowcy porzucają magnetofony i chwytają dzwonki.<br />

Dzwonią długo, poza granicę zmęczenia i znudzenia. Ceremoniał.<br />

Chwila metafizyki w centrum wielkiego miasta,<br />

w samo południe, słoneczne i leniwe. (Krzysztof Kotkowski<br />

– „Maszyna do produkcji chaosu”).<br />

Podczas (Ponownego) Wielkiego Tygodnia Zlewu poznaliśmy<br />

m.in. dwóch sympatycznych niemieckich lewaków,<br />

Daniela i Andreasa Bastianów z Bremy. Zabawną<br />

specyfikę naszych kontaktów opisałem później w jednym<br />

z wierszy w tomie „Król festynów” – przez lata dbali<br />

147<br />

Awoda Zara 55<br />

– Ania, Brzóska i Siemko.


Artykuł z Bremer Blatt.<br />

o nasze bojowe morale / i utrzymanie dobrosąsiedzkich stosunków<br />

/ przysyłali tony trockistowskiej bibuły / walczącej<br />

o wolną palestynę z izraelskim najeźdźcą / nawet paulus<br />

zbywał ten message taktownym milczeniem…<br />

Junge leute aus BRD zachwycili się środowiskiem metafizyków<br />

społecznych. I w listopadowym numerze prestiżowego<br />

magazynu Bremer Blatt ukazał się artykuł herr Daniela<br />

pt. „Subkultur in Polen” – Twórcy Totartu są zwolennikami<br />

akcji ulicznych i kabaretu z intelektualnymi pretensjami.<br />

Sądzą, że wiadomości przez nich przekazywane, powinny<br />

na stałe zagnieździć się w zwietrzałych mózgach publiczności.<br />

Ich własne przedstawienia, plakaty i ulotki wyglądają,<br />

jakby w ich tworzeniu brali udział dadaiści lat 20-tych. Postawą<br />

inspiratorów Totartu wobec załamującego się systemu<br />

jest międzynarodowe fuck off!<br />

Próbując zdefiniować osobliwą treść naszych ujawnień,<br />

autor użył jakże adekwatnego określenia Spassguerilla.<br />

Czyli partyzantka śmiechu. Bardzo się to nam spodobało.<br />

I w tym duchu zacytujmy once again Daniela Bastiana,<br />

wg którego przeciętny Niemiec odbiera PRL przez pryzmat<br />

streikende Arbeiter, Lech Walesa, Solidarnosc, lange<br />

Schlangen vor leeren Schaufensterauslagen und das alles beherrschende<br />

Gesicht von General Jaruzelski hinter den abgedunketten<br />

Brillenglasern…<br />

148<br />

Ale są przecież jeszcze w tym kraju einen Untergrunt aus<br />

intellektuellen Querdenkern, Rockern, Punx und Hippies,<br />

eine Gegenkultur, die radikal, kreativ, anarchistisch und<br />

mutig ist…<br />

Towarzysze z Bremy zachwyceni Totartalną Metodą,<br />

chcieli nas zaprosić na koncerty do cywilizowanej części<br />

Europy. Ale po intensywnym lecie zaliczyliśmy łagodną<br />

entropię logistyczną. I zamiast Koncernu na swoje pierwsze<br />

niepolskie tournee wyruszyli za czas jakiś koledzy<br />

z Dezertera.<br />

Opowiadali potem, że ich inauguracyjna sztuka w Berlinie<br />

Zachodnim organizowana była przez fan klub peruwiańskich<br />

partyzantów z organizacji El Centero Luminoso.<br />

Czyli po naszemu – maoistowskich terrorystów z komanda<br />

Świetlisty Szlak.<br />

A pani Niemka która ich serdecznie ugościła, była fanatyczną<br />

komunistką. Jej dwóch synków miało na imię odpowiednio<br />

– Fidel i Lenin. Herzlich wilkommen in freie<br />

welt!<br />

Poeta Konjo poświęcił tym chwilom czuły przejaw liryczny<br />

– sympatyczni młodzieńcy bez świadomości przestrzennej<br />

/ lustrują tobołki dezerterów przekraczających<br />

granicę friedrichstrasse / zauważają z troską i matczynym<br />

zdziwieniem / gdy pierwszy raz jechali do usa / mieli ze sobą<br />

tylko dwa t-shirty i kartę kredytową… („Król festynów”).


Tymczasem w Gdańsku zintensyfikowała swoje peregrynacje<br />

neoekspresjonistyczne załoga Galerii Wyspa. Pomiędzy<br />

7 a 9 października, pośród ruin spichlerzy nad Motławą,<br />

odbyła się wystawa pt. Teraz jest teraz.<br />

Do tej pory ekipa Wyspy słynęła z dzikich, nihilistycznych<br />

wernisaży. Organizowanych wojowniczo w barakach<br />

na ulicy Chmielnej, w zapomnianej przez Stwórcę i milicję<br />

części Wolnego Miasta. Już pierwsze pokazy zimą roku 85<br />

kończyły się rytualnym paleniem obrazów. Transgresyjny<br />

savoir vivre nakazywał też rozbijanie rzeźb na głowach<br />

zdezorientowanej publiczności.<br />

Do tego dochodziło biczowanie artystów, rzężenie audio<br />

sprzętem wszelakim, wystawianie elementów człowieczej<br />

anatomii na widok publiczny – i tym podobny montaż<br />

atrakcji.<br />

Galernicy ogłaszali – Pierwsze pokazy i realizacje odbywały<br />

się nielegalnie i spontanicznie w wybranych miejscach<br />

miasta. Aranżacje wykonywane z nietrwałych materiałów<br />

i ulegające degradacji i zniszczeniu (sztuka poza Światem<br />

Sztuki), niszczenie i rozpad zostały zaakceptowane i włączone<br />

w proces artystyczny jako nieodłączny narzucający<br />

się fakt rzeczywistości. (Grzegorz Klaman, Robert Rumas<br />

– „Teraz jest teraz”).<br />

Teraz zaproponowano odlot w ciepłe, zadziwiająco afirmatywne<br />

regiony. Oczywiście w ramach ustalonej taktyki<br />

bojowej…<br />

Fanów sarmackiej odmiany neue wilde witały jassowe<br />

dźwięki formacji Miłość. Na plakatach anonsowanej jako<br />

grupa weselno – pogrzebowa. Wzdłóż instalacji land artowych<br />

rozłożono ciasteczka, serdelki i chłodne napoje.<br />

Piękne panie mogły kontemplować pracę Poezji Ulicznej<br />

pt. Pierdolony konkret. Oraz profuzyjną X Muzę, upersonifikowaną<br />

w filmie Dach.<br />

149<br />

Dach, Gdańsk 87<br />

– Paulus, Konjo i fotograf<br />

Jacek Bydło Piotrowski.


Naklejki na kasety<br />

Fonografii Zlew Polski.<br />

W takiej konstelacji nawet naturalizmy Zbyszka Libery<br />

(Obrzędy intymne) oraz Koryto Grześka Klamana (rzeźba<br />

z drewna, blachy cynkowej, nieświeżego mięsa i książek)<br />

przechodziły w zupełnie inny, klinicznie ironiczny<br />

wymiar.<br />

A dyrektor Konjo po raz pierwszy spotkał na Wyspie<br />

Yacha Paszkiewicza, późniejszego twórcę polskiej szkoły<br />

video clipu. Zakolegowaliśmy się i serdeczna pamięć tego<br />

meetingu ożyła dwa lata później, gdy wspólnie kręciliśmy<br />

nasz pierwszy telewizyjny show muzyczny.<br />

Podjęliśmy nieudaną współpracę z magazynem muzycznym<br />

Non Stop. Było to jedno z dwóch ukazujących się<br />

w PRL pism, poruszających tzw. tematykę popkulturową.<br />

Jego dziennikarz zamówił w Sekcji Publicystyczno – Reklamowej,<br />

serię artykułów o nowych zjawiskach w muzycznym<br />

undergroundzie ariergardowym.<br />

Przeczuwając możliwe perturbacje, dyrektorzy Konnak<br />

i Sajnóg zaznaczyli w liście do redakcji – Mogące się wydawać<br />

nieco niezrozumiałymi i dziwacznymi terminologia<br />

i stylistyka naszego artykułu, są jednak użyte świadomie<br />

i celowo. Ewentualnych skrótów i zmian prosimy nie dokonywać<br />

bez wiedzy i zgody autorów.<br />

Wysłaliśmy artykuł pt. Psychologia świata montowanego<br />

i inne pisma zawiłe. Redaktorzy nie zadali sobie trudu<br />

aby zgłębić przesłanie w nim zawarte. I po prostu połowę<br />

z niego wycięli, dość otwarcie pisząc we wstępniaku<br />

– Pierwsza część artykułu była tak zawiła, że wykruszyło się<br />

na niej trzech naszych Redaktorów… Panowie pochlebiali<br />

sobie stanowczo tą dużą literą.<br />

No to po latach przeczytaj to, czego nie zrozumieli redaktorzy<br />

Non Stopu – Pisanie o muzyce nie powinno się<br />

ograniczać tylko do problemów jakości strun i dostępności<br />

płyt. Tą masochistyczną autokastracją niedostatki środków<br />

rymuje się z pokracznym skarleniem refleksji.<br />

150<br />

A przecież powinno być odwrotnie: spiętrzone przeszkody<br />

winny stymulować umysły do czujności, do poszukiwania<br />

rozwiązań, punktów oparcia. Jest to naturalna, standardowa<br />

reakcja organizmu.<br />

Za to doskonale rozwijała się nam wymiana energetyczna<br />

z kolegami anarchistami i pacyfistami. Ponieważ w naszych<br />

dyskusjach ciągle powracał dylemat co zrobić gdy już<br />

nic nie można zrobić, przemówił nasz tradycyjnie rozwinięty<br />

instynkt stadny.<br />

Pismo RSA z jesieni 88 dumnie ogłaszało – W czerwcu<br />

gdańskie środowisko anarchistyczne (Ruch Społeczeństwa<br />

Alternatywnego, Ruch „Wolność i Pokój”, formacja tranzytoryjna<br />

TotArt) utworzyły Międzymiastówkę Anarchistyczną.<br />

Celem M. A. jest integracja osób i grup identyfikujących<br />

się z anarchizmem w Polsce, pomoc wzajemna w organizowaniu<br />

różnych działań – demonstracji, koncertów, manifestacji,<br />

wystaw, dyskusji, happeningów…<br />

Parafrazując raz kolejny znany bolszewicki slogan,<br />

udziałowcy tego niezwykłego wydarzenia integracyjnego<br />

wzywali – Anarchiści wszystkich miast – łączcie się.<br />

Zapadła decyzja o zorganizowaniu zjazdu założycielskiego<br />

Międzymiastówki w Gdańsku. Postanowiliśmy<br />

przedtem przeprowadzić szeroką akcję uświadamiającą.<br />

Komunikat Numer 1 nosił tytuł – M. A. – wyjdź z getta<br />

zbiorowej nostalgii. Sygnatariusze dokumentu – Jany Waluszko,<br />

Krzysiek Gall Galiński i Paweł Konjo Konnak, objaśniali<br />

– Przeciwko państwu można walczyć myślą, mową,<br />

uczynkiem i zaniedbaniem (bojkot). Można walczyć samemu,<br />

ale lepiej robić to z innymi…<br />

Wiemy, że jest nas wielu, na ogół pozostajemy jednak<br />

w izolacji – od społeczeństwa, dla którego jesteśmy wariatami<br />

i prowokatorami, i od siebie nawzajem, skutkiem czego<br />

są odjazdy i utopie, którym często ulegamy.<br />

Komunikat następny nosił zdecydowany tytuł – Ruch<br />

anarchistyczny – TAK!!! Zbigniew i Jany pisali – Anarchię<br />

można rozumieć jako nieskończoną możliwość spotkań indywidualności<br />

(jest to dalekie w stosunku do tego, co było<br />

pierwotnie, ale trzeba to tak zapisać). Można to rozumieć<br />

jako szereg postaw indywidualnych, ale też – jako próbę nowego<br />

ułożenia życia społeczności, jako rzeczpospolitą przyjaciół.<br />

W związku z tym – za Edwardem Abramowskim – zapraszamy<br />

do zmowy powszechnej przeciwko państwu i – za<br />

nim również – stwierdzamy, że jedyny istotnie wartościowy<br />

składnik rozwoju, to rozwój przyjaźni, tylko nim mierzy się<br />

wyższość rozwoju społecznego. Tak samo rozwój indywidualny<br />

– wartość człowieka, to jego uzdolnienie do przyjaźni.


Pierwsza ulotka<br />

Międzymiastówki<br />

Anarchistycznej.


Jany<br />

– Papież Anarchizmu<br />

Polskiego.<br />

Jest to jedyna rzecz, gdzie dobro społeczne utożsamia się<br />

z indywidualnym…<br />

Zamiast być spychanym na coraz skrajniejsze pozycje –<br />

rozszerzmy margines naszego funkcjonowania w społeczeństwie.<br />

Rozszerzanie miał podkreślić dobitnie zjazd M. A., zwołany<br />

na dzień 30 października 1988 roku. Miejsca udzielił<br />

wybitny fighter RSA, Wojtek Mazur – ksywa Hryń. Obiektem<br />

akcji był domek w stanie surowym, zlokalizowany<br />

na rogatkach Gdańska. Pięknie wewnątrz przyozdobiony<br />

przez załogę Koncernu Metafizyczno – Rozrywkowego Pigułka<br />

Progresji.<br />

Pośród budowlanych konstrukcji umieściliśmy sztandary,<br />

stanowiące owoc action painting na pamiętnym dachu<br />

Zbigniewa. Yo Als Jetzt w centralnym punkcie eksponowało<br />

pracę pt. Wilczy bilet, specjalnie namalowaną<br />

na tę intensywną okazję. Pośrodku dumnie powiewała<br />

152<br />

historycznie błękitna flaga Totartu, wykonana jeszcze latem<br />

roku 86 w Świnoujściu. Kolega Konik rozłożył swój<br />

small biznes czyli Boutique Zlew Polski.<br />

Apel zjednoczonych sił andergrandowych spotkał się<br />

z intensywnym odzewem i na zjazd przybyło ponad stu<br />

aktywistów. Oprócz rezydentów miast wojewódzkich, miłym<br />

zaskoczeniem byli reprezentanci metropolii takich jak<br />

Pasłęk, Gniewino, Sławowice, Haliny, Krośniewice, Bolesławiec<br />

czy Kożuchów (oczywiście Ziggy!). Pojawił się tradycyjnie<br />

Jarek Guła z Praffdaty. Oraz Mirek Maken Dzięciołowski,<br />

punkowy rebeliant ze Zgorzelca. Atmosfera<br />

była skupiona i bojowa.<br />

Z akt Wydziału III WUSW – W czasie trwania spotkania<br />

M.A. Andrzej Tokarski, z zawodu rolnik, rozprowadzał<br />

wśród uczestników sygnowane ps. Ziggy Stardust wydawnictwo<br />

pt. „Szajba” nr. 2. Oraz ulotki o treści „Feminizm to<br />

seksualny faszyzm” i „ORMO czuwa”. Powyższe przesyłam<br />

w celu służbowego wykorzystania.<br />

Zdążyliśmy jeszcze poddać dyskusji następujący punkt<br />

manifestu założycielskiego – Ruch anarchistyczny nie powinien<br />

być jakąś organizacją posiadającą określoną strukturę<br />

i kierującą działaniem poszczególnych grup, lecz dążeniem<br />

ludzi do wyparcia państwa z wszelkich dziedzin życia<br />

społeczeństwa i jednostki oraz zastąpienia go przez dobrowolną<br />

współpracę tychże. W działaniach możemy współpracować<br />

z każdym, bez względu na jego przynależność.<br />

Musimy mieć jednak świadomość, że współpraca skończy<br />

się z chwilą, gdy druga strona oddolną inicjatywę przekształci<br />

w nowy system.<br />

I tu dramatycznie skończył się ten etap zjazdu. Gdyż<br />

otoczeni i zaatakowani zostaliśmy przez kompanię IX<br />

PcP ZOMO oraz brygadę antyterrorystyczną i bojówkę<br />

SB. Która na wejściu wepchnęła do środka jakąś dziwną<br />

damę w wieku poklimakteryjnym. Dama w imieniu urzędu<br />

miejskiego wygłosiła formułkę o nielegalności naszego<br />

zgromadzenia. SB pod osłoną karabinów antyterrorystów<br />

rozpoczęła likwidację zjazdu.<br />

Aresztowano Janego i jeszcze kilka prominentnych postaci<br />

z Ruchu. Wszystkich spisano i zarekwirowano całą<br />

totartalną scenografię. Oraz Boutique Konika a z nim liczne<br />

egzemplarze Higieny. I kasety Fonografii i wydawnictwa<br />

Ksiegozbioru Zlew Polski. Jakiś ubek rozpaczliwie<br />

usiłował przebić się przez strofy tomu Lopeza Mauzere<br />

„AIDS…” – Lubię myśleć / że nie pozostanie / po nas / nawet<br />

/ smród / buty / czy teczka / z twórczością / NIC, mamrotał…<br />

Napaść ZOMO spowodowała także kompletne wystygnięcie<br />

50 kilogramów bigosu, troskliwie ugotowanego<br />

przez Zbyszka na tę niezwykłą okazję. Kulinarna operacja<br />

trwała kilka dni w kuchni dyrektora S. i serce wygłodniałe<br />

się krajało na widok wegetariańskiego zatracenia…


Ocaleli z pogromu udali się na pobliska łąkę, gdzie otoczeni<br />

przez watahy zomowców spontanicznie wygenerowaliśmy<br />

międzymiastowy piknik. Na saksofonie zagrał dla<br />

nas nowoorleański dżezik kolega Disney z Roztocza. Klimatyczną<br />

fotkę z tego specyficznego after party zamieścił<br />

niebawem nawet magazyn amerykańskich anarcholi o nazwie<br />

Torch. W dziale News from Soviet Bloc.<br />

Po przeniesieniu w progi jakiejś neutralnej kruchty kontynuowaliśmy<br />

zaciekłe obrady. Ustalono, że w szczególności<br />

chodzi nam o popieranie wszelkich działań na rzecz<br />

praw człowieka, skierowanych przeciwko militaryzmowi,<br />

wyzyskowi pracujących, cenzurze i kłamstwom mass mediów,<br />

a także o popieranie działań ekologicznych, oddolnych<br />

inicjatyw gospodarczych oraz pozainstytucjonalnych przejawów<br />

twórczych.<br />

Rozstaliśmy się wznosząc pełne otuchy hasła – Współpracuj!<br />

Twórz wolne komórki anarchistyczne! Idź w lud!.<br />

Ten fascynujący dzień zakończyłem w objęciach pewnej<br />

bojowo nastawionej aktywistki, która walczyła z systemem<br />

uprawiając wolną miłość. Kontakt z jej punktem G stanowił<br />

ideologiczne dopełnienie tego radykalnego happeningu<br />

społecznikowskiego…<br />

Dla Hrynia karą za gościnę było kolegium – w standardowej<br />

wysokości 50 tysięcy złotych. I zapisanie do coraz<br />

większego klubu więźnia granic. Po licznych postanowieniach<br />

o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę, bojownik RSA<br />

przystąpił ku akcji bezpośredniej.<br />

7 kwietnia 1989 roku Hryń przykuł się do krat gmachu<br />

Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Jak wynika<br />

z akt Sprawy Operacyjnego Rozpracowania kryptonim<br />

Anarchiści, uczynił to w celu wywołania niepokoju<br />

153<br />

Artykuł w magazynie<br />

Torch – Konjo i Disney<br />

po rozbiciu zjazdu MA.


Misza Kowalski i jego<br />

słynny bicykl.<br />

Legendarny sztandar<br />

Grupy Poetyckiej Zlali<br />

Mi Się Do Środka.<br />

publicznego. Żądał paszportu. Otrzymał go dopiero wraz<br />

z nastaniem wolnej Polski.<br />

SB domagało się pacyfikacji Janego, poprzez przymusowe<br />

wcielenie Papieża w szeregi Ludowego Wojska Polskiego.<br />

Tym razem uratowały go lekarskie kwity – pamiątka po<br />

niegdysiejszych rajdach w szpitalu dla nerwowo chorych,<br />

gdzieś tam w Polszcze doświadczanych.<br />

Heroicznie dzień zjazdu odcisnął się na życiorysie innego<br />

naszego kolegi. Kilka tygodni wcześniej poznaliśmy<br />

rosyjskiego malarza Miszę Kowalskiego. Był energetycznym<br />

udziałowcem działań odeskiej bohemy. Jakoś przebił<br />

się do PRL, przemycając archiwum tamtejszego środowiska<br />

andergrandu artystycznego.<br />

Misza miał misję wywieźć ów sentymentalny skarb bezcenny,<br />

w celu opublikowania go gdzieś w wolnej Europie.<br />

Wielu autorów tych prac strzeliło w desperacji samobója,<br />

wielu oszalało, kilku siedziało w łagrach. Ot, codzienność<br />

ludzi niepokornych w ojczyźnie światowego proletariatu.<br />

Malarz Kowalski rozpaczliwie usiłował przekonać administrację<br />

peerelowską, iż posiadając polskie korzenie, godny<br />

jest otrzymać z powrotem nasze obywatelstwo. Walczył<br />

o nie zaciekle, korzystając z gościny gdańskiego rzeźbiarza<br />

154<br />

Alfonsa Łosowskiego. Taty lidera i klawiszowca zespołu<br />

Kombi.<br />

Po aresztowaniu na zjeździe Międzymiastówki Anarchistycznej,<br />

Misza jakimś fortelem opuścił więzienie i ponad<br />

rok ukrywał się po zaprzyjaźnionych lokalach przed nagonką<br />

SB. Przez całe lata 90 mieszkał i malował w Sopocie.<br />

Na upragniony Zachód wyjechał dopiero na początku XXI<br />

wieku. W legendarnym sopockim Spatifie do dziś wisi pod<br />

sufitem jego futurystyczny rower, którym przemierzał bezdroża<br />

odzyskanej ojczyzny…<br />

Ciekawie potoczyły się też losy aresztowanej scenografii<br />

tudzież wydawnictw Totartu.<br />

Rok później, po czerwcowych wyborach 89, Solidarność<br />

na mocy porozumień z komunistami wezwała opozycjonistów<br />

którym zarekwirowano podglebny dorobek, aby zgłaszali<br />

się po niego do magazynów SB.<br />

Gdy i my naiwnie upomnieliśmy się o nasze zlewiny, panowie<br />

z Solidarności kulturalnie nas poinformowali, iż nigdy<br />

nie byliśmy żadnym podziemiem więc mamy spierdalać.<br />

I nic Sekcji Publicystyczno – Reklamowej Koncernu<br />

Metafizyczno-Rozrywkowego Pigułka Progresji się nie<br />

należy.<br />

Dopiero interwencja u naszego kumpla z władz NSZZ<br />

Soli-dada-rność, starego fana Totartu, spowodowała uwolnienie<br />

z piwnic Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych:<br />

historycznej flagi, elementów scenografii i nieco egzemplarzy<br />

Higieny. Nie odzyskałem tylko kaset Fonogra-


fii Zlew Polski. Widocznie dzieci ubeków nagrały sobie na<br />

nich sympatyczne przeboje Modern Talking…<br />

(Zatracone kasety Szelestu Spadających Papierków i Totart<br />

DDA błądziły po głowinie mojej popkulturowej, gdy<br />

latem 2008 roku prowadziłem koncert wysmażonego<br />

w solarium Thomasa Andersa, na Festiwalu Muzyki Tanecznej<br />

w Ostródzie…)<br />

Sztandary, te namalowane na Zbyszkowym dachu, po<br />

uwolnieniu z kazamatów SB służyły nam dzielnie jeszcze<br />

przez wiele postabsurdalnych akcji. Utonęły dopiero<br />

w mojej piwnicy podczas wielkiej powodzi, która nawiedziła<br />

Gdańsk latem 1997 roku.<br />

Prawdopodobnie nie tylko dlatego, iż nie posiadały karty<br />

pływackiej…<br />

Po zjedźcie Międzymiastówki Anarchistycznej Zbyszek<br />

i Konjo energicznie zabrali się do nakręcania swojego nowego<br />

wcielenia. Plany mieliśmy, jak zawsze, buńczuczne<br />

oraz rozległe. I codzienną orką na ugorze kruszyliśmy<br />

opór materii.<br />

Dlatego zapewne 10 listopada 1988 roku SB najechała<br />

centralę Koncernu, czyli zasłużone mieszkanie Sajgona.<br />

Dokonali rewizji, jak twierdzili, w poszukiwaniu ukrytej<br />

tam bomby (sztuka SB). Aresztowano naszego kierownika,<br />

zakutego w dyby przewieziono do siedziby WUSW i poddano<br />

wielogodzinnym przesłuchaniom.<br />

Zbig pisał potem – A zatem wojna umowna, ale z trupami<br />

i z perwersyjnymi formami presji. Podziały ekstremalne<br />

i społecznie rozległe tak, że aż stopniowo zatraciły kontury<br />

i wyrazistość, wszyscy po cywilnemu, a niektórzy w mundurach<br />

to „swoi”. Dopóki cie nie uderzy, nie jesteś pewien.<br />

Zatem wróg jest niedookreślony, oczywiście istnieją wyraziste<br />

punkty orientacyjne, lampy zapalane i gaszone, ale<br />

w planie ogólnym linia zwarcia jest nierozpoznawalna, strony<br />

w swojej masie mieszają się w tramwajach, sklepach, domach,<br />

co wbrew teoriom „bolesnych linii podziałów” raczej<br />

sprzyja abstrahowaniu wrogości, wzajemnej agresji…<br />

Nieprawdziwi komuniści, bo któż w tajnej policji jest komunistą,<br />

nawykowo przenikają demonstracje antykomunistyczne,<br />

a w pochody nieprawdziwych komunistów zaczęli<br />

się wplatać antykomuniści, z których duża ilość okazała się<br />

prawdziwie lewicowa. Rewolucja mutuje w kontrrewolucję,<br />

a kontrrewolucja w rewolucję.<br />

Obie strony nawzajem rozkładają się od środka. Ci zaś,<br />

co między stronami mediują, najlepiej czują się w sytuacji<br />

jaka jest. Mediatorom nie idzie o zmianę, bo wtedy przestają<br />

być ważni.<br />

A od czasu do czasu: trup. („Jak Violetka droga szła<br />

i co miętosiła. Wstęp do zbioru poetyckiego „Parnas zimowy”).<br />

To nie był koniec złych wiadomości. W tajemniczy sposób<br />

Zbyszek podupadał na zdrowiu. Zacytuję ponownie<br />

siebie samego – Niestety, pod koniec lat 80 zaczął chorować,<br />

miał nawet taką ksywę Nerka, którą nadał mu Maciek<br />

Chmiel, wtedy menadżer zespołu Dezerter, ponieważ Spiko<br />

wciąż narzekał, że boli go nerka i potrafił cztery dni leżeć<br />

bez ruchu w łóżku, tak go ta choroba paraliżowała.<br />

Kilku naszych fanów studiowało medycynę i dzięki ich<br />

znajomościom poddaliśmy Zbyszka kompleksowym badaniom<br />

na terenie akademii medycznej. Badania te nic nie<br />

wykazały<br />

Nasz kumpel Medyk, wtedy muzyk legendarnej podziemnej<br />

formacji Szelest Spadających Papierków powiedział,<br />

że ten problem ma naturę psychiczną, że psyche Zbigniewa<br />

projektuje jakiś dramat na jego ciało, które odmawia udziału<br />

w tej naszej artowej podróży.<br />

Medyk się nie mylił… („Nike z Biedronki”, Lampa).<br />

Ale póki co, Zbyszek Sajnóg walczył ze swoją niemocą<br />

i z całym światem. I ciągle jeszcze wygrywał.<br />

155<br />

Zbyszek Sajnóg<br />

– Realizacja Warszawska,<br />

wrzesień 88.


Świadectwem tych nierównych zmagań są m.in. wiersze<br />

z tamtego okresu, z do dziś nie wydanego, wizjonerskiego<br />

tomu pt. „Parnas zimowy” – żałuję odrzuconych fetyszy /<br />

i przerwanych praktyk / widzę wijącego się w trawie szczupaka<br />

/ jego chłodne wnętrzności kobiety / mrących same puste<br />

bezładne / na ce na nice na guzy / na krasawice na radosne<br />

sosy / tak jakby czemukolwiek można było zapobiec /<br />

tak jakby czemukolwiek nie można było zapobiec. („Zapobieżenie”).<br />

Na te wszystkie paranoje postanowiliśmy nawiedzić<br />

z naszymi projekcjami miejsce jakieś niepowszednie.<br />

W myśl starego hasła – Zamiast brać pigułkę, wylej się drobinkę!<br />

Po akcjach z Międzymiastówką Anarchistyczną zaliczyliśmy<br />

kolejny zakaz występów w trójmiejskich klubach.<br />

Dnia 12 grudnia 1988 roku Wydział „C” KWMO w Gdańsku<br />

zarejestrował Sprawę Operacyjnego Rozpracowania<br />

kryptonim Anarchiści, pod numerem 58824. Zbigniew<br />

Spiko Sajnóg i Paweł Konjo Konnak objęci zostali stałą inwigilacją<br />

SB.<br />

156<br />

Więc 16 grudnia Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy<br />

zawitał tam, gdzie jeszcze nie bali się nas zaprosić. Czyli<br />

w progi Internatu Specjalnego Ośrodka Szkolno – Wychowawczego<br />

Dla Dziewcząt w Sopocie.<br />

Te działanie opisywał nawet magazyn „Pet w maśle –<br />

biuletyn wewnętrzny Międzymiastówki Anarchistycznej”<br />

– Przyjęcie entuzjastyczne, gorąca atmosfera, szczególnie<br />

podczas tej części imprezy, którą symbolicznie możemy<br />

określić jako permanentne ujawnienie z cyklu DYSKRETNY<br />

UŚMIECH ŻENADY…<br />

Przygotowaliśmy mix profuzyjnych atrakcji pt. Świat jest<br />

piękny, ludzie są dobrzy! Kilkadziesiąt pensjonariuszek podziwiało<br />

pląsy formacji Miłość, Totart DDA, Grupę Poetycką<br />

Zlali Mi Się Do Środka oraz Yo Als Jetzt z niezawodną<br />

diaporamą. Panny były zachwycone zarówno całością<br />

realizacji, jak i pojedynczymi jej podmiotami.<br />

Trudna młodzież płci żeńskiej chłonęła każdy atom prezentacji<br />

„z wolności”. Byliśmy dla nich aniołami z innego<br />

świata. Także tego jak najbardziej namacalnego, sensualnie<br />

niebezpiecznego. Pobyt tylu ładnych (ha), młodych<br />

(ha ha) i aktywnych (ha ha ha) chłopców w ich przytulnym<br />

więzieniu musiał zakończyć się gwałtownym wyładowaniem.<br />

Krnąbrne niewiasty dzielnie wytrzymały jeszcze moją<br />

recytację dzieła Lopeza pt. „Never Ending Story” – Dzisiejszego<br />

/ ranka / pomyślałem / dlaczego / tak dużo / gadałem<br />

/ bo się za dużo / filmów / naoglądałem / i chciałem /<br />

być przynajmniej / amantem / i umarłem…<br />

Ale gdy grać zaczęliśmy ze Zbyszkiem jako Totart DDA<br />

feat. Miłość (bo w tym chaosie psycho jam na spontanie<br />

wybroczył się nam niesamowity), panny wtargnęły na<br />

scenę ogarnięte nieposkromioną chucią. Szarpały na nas<br />

ubrania, kąsały, drapały i macały, byle dorwać choć fragment<br />

zakazanego męskiego ciała.<br />

Coby jasne było – nie mam nic przeciwko zbiorowym<br />

doznaniom erotycznym, ale tam mogliśmy zostać rozerwani,<br />

w tej namiętności wielkiej, na strzępki. Porzuciliśmy<br />

na scenie Tymona, który samotnie odpierał nimfomańskie<br />

adoracje. A my ucieczką salwowaliśmy się, unosząc<br />

na plecach nasze zasłużone rekwizyty tudzież instrumenty.<br />

Byliśmy tak oszołomieni walką płci, iż w drodze powrotnej,<br />

w kolejce SKM relacji Sopot – Gdańsk Politechnika,<br />

zaginęło nam 300 zasłużonych diapozytywów made<br />

by Yo Als Jetzt. Nie odnalezionych niestety, pomimo szeroko<br />

zakrojonej akcji poszukiwawczo – uświadamiającej.<br />

(Wszystko przez tych babów, panie – jak mawiał pewien<br />

znający życie hydraulik-egzystencjalista). Cześć ich pamięci!<br />

Niech spoczywają w pokoju!<br />

Ale za to na ręce dyrekcji Koncernu przyszło, po raz<br />

pierwszy, oficjalne pismo z podziękowaniem – Impreza


Praffdata – Sylwian<br />

i Jurek Czuraj.<br />

Realizacja Warszawska,<br />

wrzesień 88.<br />

była bardzo udana. Wykonawcy umieli nawiązać kontakt<br />

z widownią składająca się z sześćdziesięciu dziewcząt upośledzonych<br />

umysłowo w stopniu lekkim, uczennic ZSZ Specjalnej,<br />

pochodzących najczęściej z rodzin o niskim poziomie<br />

kulturalnym, często sierot społecznych.<br />

Dziewczęta były szczęśliwe i dotąd mile wspominają występ.<br />

Ważne jest to, że odtrącane przez zdrowych rówieśników,<br />

spotkały się z życzliwością i przyjaźnią. Podpisane –<br />

Kierownik Internatu Grażyna Zimna.<br />

Za dni kilka, na andergrandową zabawę Sylwestrową,<br />

zaprosił nas Jarek Guła z Praffdaty. Postanowiliśmy połączyć<br />

przyjemne z pożytecznym. I zmixowaliśmy tańce<br />

z pierwszym zebraniem aktywistów polskiego oddziału<br />

Partii Radykalnej.<br />

Meeting odbył się w domu Jurka Czuraja w Suskowoli,<br />

byłe województwo radomskie. Uczestniczyli w nim ludzie<br />

WiPu, niezależni artyści i ekolodzy oraz Koncern Metafizyczno<br />

– Rozrywkowy Pigułka Progresji. Jak to się ładnie<br />

pisze w protokołach dyplomatycznych – rozmowy przebiegały<br />

w miłej, konstruktywnej atmosferze.<br />

Zbigniew rozwinął tezy ze swojego konspektu Kontrkultura<br />

w Polsce. Walka, terapia i kreacja. Analizował w dyskusji<br />

punkt „Etapy bycia w kontrkulturze”: bycie w kontrkulturze<br />

jako etap. Coś, czemu się poświęcamy, staje się<br />

dla nas cenne, rzeczy cennej tym chętniej się poświęcamy,<br />

158<br />

aż owo poświęcenie przekracza wytrzymałość czy odporność,<br />

albo tak przekracza wartość dla której się poświęcamy,<br />

że następuje kryzys.<br />

Stąd wchodzenie w kontrkulturową aktywność stawia<br />

grupę, czy jednostkę przed trzema perspektywami:<br />

a/ radykalizacja:<br />

– w ramach swojego poglądu (od konsekwencji do ortodoksji)<br />

– z diametralną zmianą opcji, najczęściej (ostatnio) od<br />

pacyfizmu do faszyzmu; faszyzm (skins) jako rozpacz usystematyzowana,<br />

dramatyzm i waga problemu<br />

b/ komercjalizacja lub rozpad (odejście – w wymiarze jednostki),<br />

przy czym komercjalizacja zupełna jest prawie niemożliwa<br />

w naszych warunkach, stąd powstają jakieś karykaturalne<br />

pośrednie formy komercji<br />

c/ droga środka – grupy po okresie wahań (między „a”<br />

a „b”) często przechodzą na działalność „w rytmie życia”,<br />

tzn. już spokojniejszą, bardziej stonowaną, realizowanie założonych<br />

zamierzeń, czyli grę z użyciem figury „kompromis<br />

kontrolowany”. (W prowadzonej z systemem grze kompromis<br />

staje się jednym z chwytów stosowanych świadomie, instrumentalnie<br />

jako środek prowadzący do realizacji planów,<br />

lecz nie wg zasady: cel uświęca środki, a z każdorazowym<br />

wyważeniem stopnia ewentualnej szkody, jaką może przy-


nieść kompromis, z ewentualnych korzyści jakie w tej sferze<br />

może przynieść realizacja założona).<br />

Po partyjnej burzy mózgów rozpoczął się pankrokowy<br />

dancing. A na party sylwestrowe zjechała śmietanka podziemia<br />

muzycznego. Pląsaliśmy z załogantami Deutera,<br />

Sstil i Dezertera. Były to radośnie dionizyjskie chwile…<br />

I w ten sympatycznie familijny sposób zakończyliśmy<br />

ostatni, nielegalny rok bojów w bolszewickiej niewoli. Ale<br />

że jest on, ten 1988, rokiem łagrowym ostatnim rzeczywiście,<br />

tego nikt z nas nie przeczuwał – nawet w snach bezczelnie<br />

najśmielszych.<br />

Styczeń 1989 roku rozpoczął się ciekawą serią meetingów.<br />

Pojechałem ze Zbyszkiem do stolicy, coby jak to mówią<br />

moi równolegli rodacy, „viel leute treffen”.<br />

Planowaliśmy wydanie drugiego numeru Przeglądu Archeologicznego<br />

Metafizyki Społecznej. Tym razem nazywać<br />

miał się Spassguerilla. I składać z samych wywiadów. Aby<br />

oddać stan umysłów naszego środowiska w tym przełomowym<br />

czasie.<br />

Pismo z takich, a nawet ze zgoła innych przyczyn, nie<br />

ukazało się niestety. Ale zacytujmy urywki przeprowadzonych<br />

na tę zacną intencję rozmów.<br />

Naszym drugim interlokutorem (gdyż pierwszym była<br />

wspominana już ofiara Lecha Wałęsy, austriacki dziennikarz<br />

Fryderyk Schwarz), był Maciek Chmiel: Konjo<br />

– Mówisz o nadorganizacji ideologicznej jaką jest obarczona<br />

działalność alternatywna w Polsce…<br />

Maciek Chmiel – Nie wiem co nazywasz działalnością alternatywną.<br />

Myślałem, że kiedyś zostało to już ustalone, iż<br />

nie ma takich działań. Ja przynajmniej w muzyce rockowej<br />

nie znajduje tego…<br />

K. – Czujesz się sfrustrowany?<br />

M. Ch. – No.. tak…<br />

K. – Zespół Dezerter też jest sfrustrowany?<br />

M. Ch. – Myślę że wszystko przychodzi trochę za późno.<br />

To znaczy gdyby przyszło parę lat temu i gdyby były takie<br />

możliwości wtedy, gdy rzeczywiście zespół był na fali i każdy<br />

jakoś inaczej na to patrzył, to byłoby trochę inaczej…<br />

Warto przypomnieć, iż ten dyskurs przyjazny toczył się<br />

w mało przyjaznym politycznie kontekście. Doszło wtedy<br />

do brutalnej eskalacji przemocy na koncertach, nakręcanej<br />

przez coraz agresywniejszych faszystów. Aby zaprotestować<br />

przeciw tej ponurej sytuacji, Dezerter na około dwa<br />

lata zaprzestał w ogóle występów w PRL.<br />

Ponieważ nikt nie chciał przeprowadzić z nami wywiadu,<br />

postanowiliśmy wyręczyć mało czujnych żurnalistów.<br />

I przeprowadziliśmy wywiady sami ze sobą. Oto fragment<br />

rozmowy Zbigniewa ze Zbigniewem: Zbigniew – Atakuje<br />

pan wszystkich, którzy myślą inaczej niż Pan, a podob-<br />

159<br />

Maciek Chmiel w<br />

gronie bywalców klubu<br />

Hybrydy, Warszawa.


Spassguerilla<br />

– przygotowana<br />

do druku matryca<br />

Wywiadu Konja z Konjem.<br />

ne cechy obserwowane u innych uczestników społeczeństwa<br />

nazywa Pan totalitaryzmem.<br />

Zbigniew. – Ja przyjąłem w założeniu generalną i bezwyjątkową<br />

zasadę nie czynienia krzywdy. Wszystkie moje ataki,<br />

jak je Pan nazywa, są jedynie wymianą zdań, dyskusją,<br />

raz wprost z użyciem pojęć, a kiedy indziej tzw. środkami<br />

artystycznymi (przejawy twórcze), czy często życiowymi sytuacjami.<br />

Z. – Czy obrzucanie breją z mokrych gazet jest również<br />

takim subtelnym i niewinnym środkiem?<br />

Z. – Jest przede wszystkim zabawą. Seksuolodzy nawet<br />

polecają złym na siebie, albo gnuśnym kochankom, by się<br />

rzucali poduszkami celem rozładowania napięcia, lub rozbudzenia<br />

namiętności. Widzę to jako coś zupełnie innego<br />

od walenia po mordzie, kopania w brzuch, czy rzucania kamieniami<br />

etc.<br />

Swoją wspaniałą postać postanowił przybliżyć światu<br />

także artysta Paulus. Już za moment zainspiruje pozostałych<br />

udziałowców Tranzytorium do powołania Instytutu<br />

Nadbadań Nad Perfidią Mózgu Paulusa. Ale póki co porozmawiał<br />

szczerze sam ze sobą na łamach, widmowej niestety,<br />

„Spassguerilli”: Paulus – Słyszałem że byłeś w szpitalu<br />

psychiatrycznym. Jakie stamtąd wyniosłeś wrażenia?<br />

160<br />

Paulus – To dosyć specyficzne miejsce. Zawsze marzyłem<br />

o tym żeby się tam znaleźć, no i znalazłem się (ha, ha).<br />

Kto nie był w takim miejscu nie jest w stanie wyobrazić<br />

sobie pewnych rzeczy. Ot takiej chociaż jak zdarzenie w stołówce<br />

gdzie jeden z chorych zaczął sikać sobie do zupy i zanim<br />

siostra wyrwała mu talerz wypił duszkiem połowę jego<br />

zawartości.<br />

Inny chory twierdził cały czas że goni go pociąg. Czasem<br />

wybiegał z sali telewizyjnej i biegł przez korytarz szlochając.<br />

Ten sam chory regularnie podlewał łóżka innym chorym…<br />

A teraz fragment wywiadu, który kolega Konjo przeprowadził<br />

z kolegą Konjem: Konjo – Kręcenie filmów, wydawanie<br />

magazynów, kontakty z alternatywami tu i tam, grupa<br />

poetycka, frakcja muzyczna, akcje zlewne, kabarety, kluby<br />

dyskusyjne, fonografia immanentnej koegzystencji, biblioteka<br />

klasyków Totartu – po co to wszystko najsłodszy?<br />

Konjo – Po nic. Jestem zakochany w wielości bytów. Poza<br />

tym określenie „po nic” jest dla mnie pięknym przykładem<br />

czystej formy, w ekstatycznej i pełnej pogardy peregrynacji,<br />

o której Als pisał – „Wybierając się do Itaki należy pamiętać<br />

/ że najważniejsza jest podróż / bo Itaka / Itaka może cię<br />

rozczarować”.


To wspaniała próba nabrania dystansu do siebie samego<br />

i własnego życia. Uważam się za jednostkę wybitną. Nietzsche<br />

zwykł był mawiać w podobnej sytuacji – „Cóż jest<br />

pieczęcią uzyskanej wolności? Przestać wstydzić się samego<br />

siebie!<br />

Także na początku stycznia Izolka i Konjo zorganizowali<br />

zabawę karnawałową w Sopocie, dla dość specyficznych<br />

party people. Naszymi gośćmi byli podopieczni Koła<br />

Pomocy Dzieciom Specjalnej Troski. Jak wynika z podania,<br />

które musieliśmy złożyć w odpowiednim urzędzie, jest<br />

to dyskoteka dla osób upośledzonych umysłowo w stopniu<br />

umiarkowanym i znacznym.<br />

Wspomagał mnie w tej przygodzie słynny aktor gdańskiego<br />

Teatru Wybrzeże, Florian Staniewski. Socjeta<br />

Uśmiechniętych, jak ich umownie nazywaliśmy, przyjęła<br />

nas jak swoich starych kumpli. W odróżnieniu od neurotycznego<br />

świata normalsów, panowała wśród nich miła,<br />

rodzinna atmosfera.<br />

Czego byśmy z Florianem nie robili podczas zabawy,<br />

uśmiechniętych interesowała jeno odpowiedź na pytanie –<br />

Kiedy pojedziemy na kolonie? Nieodmiennie odpowiadaliśmy<br />

– Już wkrótce, szanowne koleżanki i koledzy!<br />

O naszych kolejnych upublicznieniach, tego stycznia<br />

jakże przenikliwego, informował „Pet w maśle – biuletyn<br />

wewnętrzny Międzymiastówki Anarchistycznej” – 14.I.89<br />

Der Danziger Arsambl zlewał się fonicznie podczas wernisażu<br />

swej serdecznej przyjaciółki i stałej współmarzycielki<br />

Joasi Kabali w kawiarni Lotu.<br />

A 21 stycznia życiowi higieniści z Koncernu Pigułka Progresji<br />

nawiedzili porzucony przez anioły szpital psychiatryczny<br />

w Gdańsku – Srebrzysku. Na oddziale 20B odbył się<br />

perfekcyjnie zorganizowany wieczór grupy poetyckiej ZLA-<br />

LI MI SIĘ DO ŚRODKA z towarzyszeniem grupy kolorowej<br />

Yo Als Jetzt.<br />

Upublicznienie zapercepowane zostało w sposób adekwatny<br />

przez ludność zasiedlającą ten element dziejów wszechświata.<br />

Psychic Tour over Gdańsk trwa!<br />

Redaktorzy anarchole nie byliby sobą, gdyby po newsach<br />

nie zamieścili złośliwego dopisku – Od redakcji –<br />

z Lotu nas wyrzucono a w wariatkowie mieliśmy problem<br />

z wyczajeniem, kto tu jest pacjentem. Sprawa się wyjaśniła,<br />

gdy ci w piżamach poszli sobie; „Czemu nikt nie śpiewa?! Ja<br />

myślałam, że to będzie impreza towarzyska z herbatką, a to<br />

taka terapia pani doktor”.<br />

Nie polemizując z tymi serdecznościami dodam tylko, iż<br />

zarówno w Locie (a właściwie w Galerii Wlot) jak i w psychiatryku,<br />

użyliśmy egzotycznego instrumentu o nazwie<br />

szałamaja. Ku uciesze wielu, nas samych oczywiście nie<br />

wyłączając. Za wypożyczenie tych trąb jerychońskich<br />

i dziś dzięxy wielkie niech przyjmie pan Andrzej Starzec,<br />

guru gdańskiego Domu Harcerza.<br />

161<br />

Poster z psychuszki.<br />

Szpital psychiatryczny<br />

w Gdańsku<br />

– Pauli, Zbig<br />

i szałamaja.


Realizacja Warszawska<br />

– Sylwian i Kasia,<br />

Praffdata.<br />

Oprócz krotochwilnych uwag na temat aktywności Koncernu,<br />

Pet w maśle zawierał także praktyczny poradnik Janego<br />

O zachowaniu się przy stole. Weteran aresztowań, kolegiów<br />

i wykroczeń instruował świeżych adeptów niełatwej<br />

sztuki knucia – 1. Z policją nie należy rozmawiać. 2.<br />

Absolutnie należy odmówić zeznań. 3. Niczego nie podpisuj,<br />

do niczego się nie przyznawaj!<br />

4 lutego Sekcja Publicystyczno – Reklamowa, tym razem<br />

w osobach Zbigniewa i Janego, przeprowadziła wywiad<br />

z legendą Wolnych Związków Zawodowych, Andrzejem<br />

Gwiazdą. Rozmowę opublikowało austriackie pismo<br />

Profil.<br />

Los uśmiechnął się niespodziewanie do skromnego kolektywu<br />

metafizyków społecznych. Za wstawiennictwem<br />

Praffdaty otrzymujemy dotację w wysokości 200 000 złotych.<br />

Pierwsze w dziejach Tranzytorium wsparcie finansowe<br />

dostaliśmy od warszawskiego Funduszu Kultury Niezależnej.<br />

Kupiliśmy za nie farby, materiały do małej poligrafii oraz<br />

kasety audio i video w Pewexie. Przypomnijmy, iż jedna<br />

kaseta VHS kosztowała zimą roku 89 jakąś połowę pensji<br />

inteligenta pracującego.<br />

Za swoje stypendium Praffdata zrealizowała konspiracyjny<br />

happening w Berlinie Wschodnim. Wzbudzili swoją,<br />

tradycyjnie transową i malowaną akcją, przerażenie<br />

162<br />

u tzw. enerdowskiej opozycji. Wschodni Niemcy błagali<br />

Gułę i pozostałych fighterów aus Polen, aby w hauptstadt<br />

der DDR nie używali określenia Mur Berliński. W ten sposób<br />

kultura trabanta świeciła swój triumf wśród zbuntowanych<br />

rodaków Erosa Honeckera<br />

Którzy zresztą za parę miesięcy rozpoczną masowy exodus<br />

ze swojej komunistycznej ojczyzny do wolnego świata<br />

– czyli do Polski, na Węgry i do Czechosłowacji!!! Ich<br />

szlak znaczyć będą porzucone wartburgi. Tak walczyli<br />

o niepodległość banana deutsche…


Magazyn Muzyczny opublikował artykuł Arka Pragłowskiego<br />

pt. Wiatr od morza. Opisując gdańskie środowisko<br />

muzyczne, autor w sympatyczny sposób przedstawił dokonania<br />

Tranzytorium – Totart, jak twierdzą znawcy tematu,<br />

miał dwa zasadnicze okresy: fekalny i salonowy.<br />

Obywatele miasta Rzeszowa do tej pory wspominają,<br />

jak w szczytowym nasileniu fekalnej ortodoksji Totartowcy<br />

nas…li przy dźwiękach dzikiej muzyki na scenę, lepili<br />

z ekskrementów kulki i rzucali w publiczność namawiając<br />

do wspólnej zabawy… A teraz? – spokojna, elektroniczna<br />

muzyka, wyświetlanie diaporam i kulturalni młodzi ludzie<br />

czytający poezję… Aż trudno uwierzyć.<br />

Jeden z tych kulturalnych młodych ludzi, czyli intuicyjny<br />

artysta Paulus, używając piłkarskiego żargonu – dokonał<br />

transferu spod totartalnych sztandarów ku barwom Szelestu<br />

Spadających Papierków.<br />

Pauli zrealizował z ekipą Oziego, wtedy znajdującą się<br />

w ostrym stadium hard rockowym (!?), mnogość koncertów<br />

na terenie całego kraju. Jak pisał redaktor Pragłowski<br />

– Ten zespół ewoluuje dosłownie z koncertu na koncert.<br />

W jakim kierunku? Tego nie wie pewnie sam Ozzy.<br />

A inni, przeżywający cudowną metamorfozę udziałowcy<br />

Koncernu, Joanna Kabala i Andrzej Awsiej, 24 lutego<br />

wzięli udział w Przeglądzie, organizowanym w murach ich<br />

nobliwej gdańskiej PWSSP. Gdzieś w satelickich obszarach<br />

tej akademii Tymon wycinał frytowe hołubce na specjalnie<br />

preparowanej wiolonczeli (!?). Yo Jetzt przedstawili instalację<br />

pt. Hezok, składającą się z mistycznie zlewnego malarstwa<br />

i diaporamy.<br />

Ten niezwykle kreatywny duet, wspólnie z dyrekcją<br />

Koncernu, zrealizował na terenie Trójmiasta serię przedwiosennych<br />

akcji ulicznych. Darząc niechęcią znormalizowane<br />

kanały korespondencji poezja uliczna zastosowała<br />

metody elastyczne i różnorodne i podjęła próbę nawiązania<br />

kontaktu autentycznego poprzez wyeliminowanie przymusu<br />

choćby tylko obyczajowego. Graffiti nosiło tytuł Cycki pipki.<br />

Jak pisali Yo Als Jetzt – Nasze doświadczenia szablonowe<br />

przekazaliśmy Totartowi, RSA, od RSA przejął je WiP. Potem<br />

szablon wykorzystywali już wszyscy…<br />

W marcu Koncern udał się do urokliwej wsi Bałąg, leżącej<br />

ździebko pod Olsztynem. W gminie Jonkowo. Nieopodal<br />

Pupek. Całkiem niedaleko od Wołowna.<br />

To miejsce wybrała Praffdata na realizację projektu wyniesienia<br />

się z industrialnego Babilonu stolicy. I ogólnie<br />

postanowili, kumple nasi serdeczni, odciąć się od wszelkich<br />

kontaktów z socjalistycznym społeczeństwem. Czas<br />

pokazał, że nie było to takie proste…<br />

Jako pierwsi swoje chaty zasiedlili Guła i Sylwian.<br />

Wstrząsnęli autochtonami, czule zwanymi denaturowcami,<br />

już na samym wejściu. Obchodzili latyfundia ze świnią<br />

u nogi, odziedziczoną po poprzednim gospodarzu. Jako<br />

zadeklarowani wege oswoili prosiaczka i nadali mu swojskie<br />

imię Marusia. Potem indiańską osadę postawił radykalny<br />

malarz Faustyn. Z wolna zjeżdżały się inne niespokojne<br />

duchy, szukające wytchnienia wśród mazurskich pól<br />

i lasów.<br />

Ta ekscentryczna ekipa obdarowała swoją nową biosferę<br />

m.in. ideą legendarnych Światowych Zawodów W Rzucie<br />

163<br />

Magazyn Pierdol by Paulus.


Wiekopomny<br />

tomik Kudłatego.<br />

(Po lewej).<br />

Okładka kasety grupy<br />

W Stronę Prawdy<br />

(Po prawej).<br />

Młotkiem Do Telewizora. Oraz Klubem Wiejskim Gotki,<br />

gdzie za lat kilka odbędą się jedne z pierwszych w III RP<br />

rave party. Których gwiazdą będzie nowy skład Afy Brylewskiego,<br />

czyli techno terror Max i Kelner. A za trance DJ<br />

robił tam świętej pamięci Skandal, niegdysiejszy wokalista<br />

Dezertera…<br />

A tymczasem zaprezentowaliśmy w odwilżowym Bałągu<br />

Totart w pigułce, przy pomocy familijnych narracji, mixu<br />

poetyckiego oraz ujawnienia Yo Als Jetzt. I po wielokroć<br />

mieliśmy tam jeszcze powracać.<br />

Do Warszawy przeniosła się za to już cała nowa załoga<br />

Kudłatego. Czyli Agencja Naleśnicy i jej satelity. Jak pisał<br />

ojciec-założyciel Kudlatz: Nazwa ta zaczęła pojawiać się<br />

na jednoegzemplarzowych tomikach, powieściach, esejach,<br />

chałupniczo wyprodukowanych kasetach…<br />

Ale nie tylko w andergrandzie andergrandu imprzejawiał<br />

się post-artysta Kudłaty. Gdyż w lutowym numerze pisma<br />

ITD ukazał się pokaźny wybór wierszy ex-słupskiego<br />

skryby. Najściślej wkomponowany został we wkładkę pt.<br />

Lumpenteligent, redagowaną przez zasłużonego fana Totartu,<br />

Tomka Janowskiego.<br />

164<br />

Redaktor Lumpenteligenta stawiał dramatyczne pytanie<br />

– Czy są jeszcze poeci, którzy narodową historię potrafią<br />

w strofy przekuć? I z ulgą sam sobie odpowiadał – Na<br />

szczęście mamy młodzież. Autora – Kudłatego, nie musimy<br />

znawcom przedstawiać. Dyletantom nie będziemy podsuwać<br />

gotowych interpretacji…<br />

I tu następował bogaty wybór LIKości poety Kudlatza,<br />

zaczerpnięty ze słynnego tomu „Z mrocznego składzika<br />

dziejów” – To chyba krakowiacy, bo pióra na wietrze / migają,<br />

a kosy w dłoniach / szeptem o rzezi gadają… („Syndrom<br />

maciejowicki”).<br />

A w marcu orkiestra w/w mistyka, znana z ujawnień<br />

w Kabarecie Zlew Polski kamanda W Stronę Prawdy, uroczyście<br />

wkroczyła do nowego stołecznego Kokos Studio.<br />

I zarejestrowała, do tej pory ujawniany w wersji quasi-live,<br />

materiał na kasetę pt. Mrożonki wojenne.<br />

Muza była głuptacko godna, ale, jak przyznawał sam lider<br />

– Poprzez bezpośredni, osobisty, możliwie najbliższy<br />

kontakt z twórcą można dopiero poznać w bardziej zadawalającym<br />

stopniu jego produkt (tekst, obraz, muzyka), i dzięki<br />

niemu, tj. produktowi wejść, w nazwijmy to – intersubiektywną<br />

nieważkość.


Kwiecień roku 89 był niezwykle obfitującym we wszelakie<br />

przekroczenia periodem. Na początku tego ześwirowanego<br />

aprila Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka<br />

Progresji wyruszył na podbój Ziem Odzyskanych.<br />

W dniach 3–8.IV Galeria Pojęcie Galeria Jest Nieodpowiednie<br />

zorganizowała we Wrocławiu Festiwal Supraliteratury<br />

– Literakcje. Było to imponujące przedsięwzięcie, które<br />

radośnie rozlało się na całe miasto.<br />

GNG ogłaszali dobrą nowinę urbi et orbi – Koniec obecnej<br />

kultury – świat stał się textem którego nie potrafimy już<br />

odczytać!!!.<br />

Nową kulturę reprezentowały ujawnienia radykalnych<br />

twórców podglebia. Explodowały więc – wystawa poezji<br />

konkretnej, prestival pt. Dekonstrukcyjna magia supraliteracka,<br />

ujawnienie literatury urzędowej mail artu, performował<br />

Narodowy Alians Orgiastyczny oraz grupa Połykacze<br />

Pereł, która muzycznie komentowała aranżację przestrzeni<br />

wykreowaną przez Pawła Jarodzkiego i Krzyśka<br />

Skarbka.<br />

Naczelny ideolog GNG, Jacek Alexander Sikora, co<br />

i rusz ogłaszał kolejne wystąpienia meta-teoretyczne, jak<br />

np. wykład pt. Semiotyzacja przestrzeni – konceptualna<br />

panzmysłowość. Frakcja muzyczna GNG dokonywała prezentacji<br />

dźwiękowo – głosowych experymentów. Dzielni<br />

akcjoniści ujawnili też postmodernistyczny przejaw printerski<br />

pod postacią magazynu Xuxem.<br />

Na przystankach tramwajowych, w pustych sklepach<br />

mięsnych i na komisariatach podrzucano ulotki – Stop!<br />

Dzieło supra-sztuki! Propaguj supra-sztukę; tylko ona<br />

we współczesnym świecie walczy o dekonstrukcję znaków<br />

naszego bezwolnego szaleństwa (kulturowego) i możliwość<br />

konstruowania alternatywnych światów znaczeniowych.<br />

(Przez każdego na własny użytek).<br />

W trakcie festiwalu odbywały się jeszcze: światowa inauguracja<br />

telefon-art, wystawa kolarstwa Karolinki z Raculi<br />

oraz sztuka gazet czyli umieszczanie suprainformacji<br />

w działach ogłoszeń drobnych wrocławskich popołudniówek.<br />

I wiele innych ujawnień, gdyż jak pisali GNG – festiwal<br />

nigdy się nie kończy.<br />

Koncern godnie wkomponował się w przestrzeń supramiejską.<br />

Szalała Poezja Uliczna by Yo Als Jetzt. Silny skład<br />

wystawiła Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka – walczyli<br />

Zbigniew, Tymon, Brzóska, Paulus i konferansjer<br />

Konjo. To i owo upublicznił też artysta Ozi.<br />

Podczas działań nocnych Grupy Poetyckiej, Zbyszek objaśniał<br />

ideolo Tranzytorium – Krytykując wyścig awangard<br />

jako frustrujący i degenerujący istotne funkcje twórczości<br />

uczestnicy formacji przeszli przez oczyszczający okres<br />

świadomego wstecznictwa, (ariergarda), by dojść do uznania<br />

równowartości stosowanych chwytów, form, środków,<br />

swobodnych zapożyczeń etc., bez względu na subiektywne<br />

i obiektywne oceny stopnia ich oryginalności czy świeżości.<br />

Emitował też wiersze z tomu Parnas zimowy. Tu też pomruk<br />

zdziwienia towarzyszył ujawnieniu odważnego erotyka<br />

pt. Flupy z pizdy.<br />

Czujny autor objaśniał cierpliwie – Znów pewną drażliwość<br />

wzbudzić może problem wulgaryzmów. I cóż poradzić<br />

można na to? Najlepiej by było urównouprawnić wszystkie<br />

słowa i zniknąłby problem. Zniknęłyby językowe wykroczenia<br />

i grzechy. W końcu to tylko słowa, jeśli nikogo nie mierzą,<br />

zostawmy je ich własnym życiom.<br />

Zresztą tutaj, w Parnasie, zdaje się przestały one nawet<br />

pełnić funkcję intensyfikatorów. Unormalniły się, wyrównały,<br />

jak sądzę.<br />

165<br />

Wrocław, akcja GNG<br />

– NN i Alexander w akcji.<br />

Magazyn Xuxem.


Flupy… okazały się być bombą z opóźnionym zapłonem.<br />

Explodowały w następnej już dekadzie, na życzliwych wtedy<br />

łamach bruLionu…<br />

Dyrektor Konjo, uniesiony supra-natchnieniem, wyrecytował<br />

u bram festiwalowego świtu swój nowy poemat<br />

pt. „Lubię…” – Lubię się zlewać, głupczyć w każdym miejscu<br />

i każdym czasie, i tych co gdzieś peregrynują do swoich<br />

rajów utraconych, panienki o których mówi mój aforyzm –<br />

„miła jest, przyjdzie, uśmiechnie się, dupy da, zrobi herbatę”,<br />

czekoladę z orzechami, olejek patchouli, unikać dyskusji<br />

z Janym na temat nieuchronnie nadchodzącego strajku generalnego,<br />

podprowadzać płótna mojej mamie, i ściemniać<br />

papier na bibułę Totartu, włamywać się z magistrem Łuczajem<br />

do pomieszczenia xero, Drezno o poranku, oglądać<br />

wylew z okna Jacka na Zaspie popijając herbatę jaśminową<br />

do dźwięków Cranioklast, alternatywną plażę nudystów<br />

na Kreuzbergu, dzierżyć mistrzostwo gry wstępnej, planować<br />

założenie po rewolucji sieci wydawniczej debiles united,<br />

kochać się w wannie, konsumować paczki z Niemiec, chodzić<br />

na zrzuty, myśleć…<br />

Z tym ostatnim to już pewnie przesadziłem…<br />

166<br />

Po powrocie do domu czekała nas miła wiadomość. Niezależny<br />

Tygodnik Mazowsze (nr. 288, 5 IV 1989) ogłosił,<br />

iż Higiena została laureatem konkursu ogłoszonego przez<br />

Fundusz Prasowy Solidarności. Wyróżnienia otrzymał też<br />

bruLion i Qqryq Pietii Wierzbickiego. Miło jest tańczyć<br />

w takim towarzystwie…<br />

Dla rozjaśnienia realiów geopolitycznych, zacytuję garść<br />

tytułów z tego numeru legendarnej bibuły – Zakończenie<br />

obrad okrągłego stołu, Radujmy się ostrożnie, Prezydent czy<br />

dyktator?, Niby nic, a jednak…<br />

W te dni tajemne ożywił się artowo Krzysiek Siemak,<br />

udziałowiec działań Szelestu Spadających Papierków. Najpierw<br />

opublikował własnoręcznie nagraną w domowym<br />

studio kasetę pt. Wielkanoc. Potem tom poetycki z nowofalowymi<br />

lirykami pt. Nowy proletariat. A w końcu,wraz<br />

z Paulusem, koncertami w Gdańsku rozpoczął realizację<br />

projektu dźwiękowego o nazwie Nowy Lewy Proletariat.<br />

Jako ambasador marki Grupa Poetycka Zlali Mi Się<br />

Do Środka, częstokroć ujawniałem w realiach scenicznych<br />

wiersze nestora gdańskiej alternatywy – wszystko jest w porządku<br />

/ dopóki jeżdżą tramwaje / nowy proletariat / nadlatuje<br />

jak szarańcza…/ nowy mesjasz poznał już smak kobiety<br />

/ nie pozwoli się ukrzyżować / będzie nauczał w czasie<br />

przerw śniadaniowych / i mnożył tanie papierosy.


Pod koniec kwietnia doszło do kolejnego niespodziewanego<br />

przekroczenia. Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy<br />

Pigułka Progresji wyruszył na swoje pierwsze zagraniczne<br />

tournee!<br />

W dniach 22–26 IV w Budapeszcie odbywał się 35 kongres<br />

Transnacjonalnej Partii Radykalnej. Organizatorzy<br />

z Włoch dokonali cudów logistycznych, aby ściągnąć ku<br />

węgierskiej stolicy także aktywistów z PRL.<br />

Autokarem z Krakowa wyruszyła mocna ekipa reprezentująca<br />

wszelakie barwy podziemia. Oprócz Koncernu<br />

przejawili się kumple z Praffdaty, WiP, Pomarańczowej Alternatywy,<br />

niezależni muzycy, ekolodzy i różnej maści świry,<br />

które wykazały się na tyle kumacją, aby wbić się w tę<br />

kosmopolityczną wycieczkę.<br />

Pogranicznicy z bratniej CSRS omal nie dostali palpitacji<br />

urzędowych gdy rewidowali nasz radykalny wehikuł.<br />

Strzelali rentgena wszystkim razem i każdemu z osobna.<br />

I w końcu po kilku godzinach puścili nas dalej, ku swojemu<br />

wielkiemu nieukontentowaniu. Mieli szczerą ochotę<br />

przypierdolić tej kolorowej hołocie ale widać już było,<br />

że szła w bolszewię jakaś zadziwiająca odwilż…<br />

Rozlokowano nas po prywatnych kwaterach w suburbiach<br />

Budapesztu. Zbyszek i Konjo mieszkali na przykład<br />

na antycznej Gulbaba Utca.<br />

Nasz pobyt na kongresie rozpoczął się jak w filmie mistrza<br />

Hitchcocka – czyli od trzęsienia ziemi. Pierwszego<br />

dnia, od razu z biegu i w południe, zaproszono nas<br />

do wzięcia udziału w manifestacji na rzecz ochrony ozonu<br />

w atmosferze. Wtedy dowiedziałem się zresztą, że coś takiego<br />

jak ozon w ogóle istnieje…<br />

Wręczono nam proekologiczne transparenty, które w języku<br />

włoskim i węgierskim domagały się jakichś słusznych<br />

praw dla udręczonej Matki Ziemi. Staliśmy dumnie z naszymi<br />

internacjonalistycznymi hasłami, w sercu ładnie zabytkowego<br />

placu, otoczeni licznymi Noblistami i telewizjami<br />

z całego świata.<br />

Dla mediów był to pierwszy taki przypadek aby komunistyczny<br />

kraj zgodził się gościć, na tego typu imprezie, polityków<br />

z Europy Zachodniej. Tudzież ich sympatyków,<br />

z ciągle jeszcze okupowanej przez Armię Radziecką, Europy<br />

boleśnie Wschodniej. Eufemistycznie określanej też<br />

jako Azja Zachodnia. Dlatego obrady kongresu nazywano<br />

symbolicznym zniesieniem żelaznej kurtyny.<br />

Atmosfera na placu zrobiła się prawdziwie gorąca gdy<br />

wkroczyła legendarna deputowana Partii Radykalnej, pani<br />

Ilona Staller. Bardziej znana wielbicielom kina oralnego<br />

niepokoju jako porno star Cicciolina!<br />

Tyrmand napisałby o niej, że mimo słusznego wieku zachowała<br />

kolosalne ślady dawnej urody. Na głowie miała<br />

niewinny wianuszek, a w ręku gotowy tekst poprawnego<br />

ideologicznie przemówienia.<br />

Media nie były jednak specjalnie zainteresowane poglądami<br />

politycznymi pani Ilony. Ich interesowała głównie<br />

jako Cicciolina, ze wszystkimi swoimi kuszącymi<br />

krągłościami i różowościami. Już po chwili żurnaliści,<br />

167<br />

Tom poezji<br />

Krzyśka Siemaka.


Budapeszt płonie<br />

– Cicciolina i Konjo<br />

na manifestacji.<br />

a szczególnie włoscy paparazzi, stracili cierpliwość. Przerywali<br />

pani zaangażowaną recytację i krzyczeli – Mamy<br />

w dupie dziurę ozonową! Skończ z tym Cicci i pokaż cycki!<br />

Jako niewinna słowiańska młódź mało jeszcze wiedzieliśmy<br />

o nieskomplikowanych prawach, jakimi rządził się<br />

świat kolorowych magazynów i światowej popkultury. Byliśmy<br />

poruszeni pankrokową szczerością przedstawicieli<br />

mediów z wolnego świata. Ale Cicciolina znała reguły<br />

tej gry i spokojnie oświadczyła, iż pokaże co ma najlepszego,<br />

lecz jedynie w słusznej sprawie i we właściwym, partyjnym<br />

kontekście.<br />

Nagle okazało się, że jedynym „partyjnym kontekstem”<br />

była ekipa Koncernu, trzymająca jakieś dziwne transparenty.<br />

Cicci podeszła do nas i teatralnym gestem wystawiła<br />

na wspaniałe węgierskie słońce swojego radykalnego<br />

cyca.<br />

Przyznaję, poniosło mnie. Gdyż bezcenny element anatomii<br />

pani deputowanej znalazł się na Koniczej linii strzału;<br />

totartalna krew zawrzała i w szale chwyciłem cyca<br />

w podnieconą młodzieńczą dłoń. Krzyczeliśmy już wtedy<br />

168<br />

wszyscy – Cicciolina – kochamy cię! Jesteśmy z Totartu!<br />

Czyli z Polski! I też walczymy z dziurą ozonową!<br />

Cicci była po matczynemu wyrozumiała. Uśmiechała<br />

się i gładziła nas po kaszubskich głowinach. Dygnął mi.<br />

Byłem w transnacjonalnie metafizyczno – społecznym<br />

niebie!<br />

Pani deputowana bardzo poważnie traktowała swoje polityczne<br />

zaangażowanie. Po manifestacji rzetelnie uczestniczyła<br />

w obradach i popierała liberalne odezwy organizatorów<br />

kongresu. Promocyjnie udzielała mediom swojego<br />

entuzjastycznie wolnościowego seksapilu.<br />

A trzeciego dnia obrad wszystkie telewizje świata pokazały,<br />

jak jadąc odkrytym różowym kabrioletem Cicciolina<br />

żegna pierwsze oddziały armii czerwonej. Opuszczające<br />

Węgry i udające się gdzieś za Ural. Po prostu do domu.<br />

Sołdaci wtłoczeni w bydlęce wagony patrzyli z niedowierzaniem,<br />

jak wzdłóż ich eszelonu podąża półnaga piękność.<br />

Rzuca pluszowymi misiami, przesyła pocałunki niegdysiejszym<br />

okupantom i krzyczy – Kocham was chłopcy!<br />

Wracajcie szczęśliwie do mamy i taty! Każdemu z was


zrobię loda, tylko nie strzelajcie do nas więcej! To się nazywa<br />

walka o pokój!<br />

Cicci nie była jedyną siła szybkiego reagowania spośród<br />

kadr Transnacjonalnej Partii Radykalnej. Okazało się,<br />

że wraz z gwiazdą pikantnej serii przybyły tabuny psycholi,<br />

którzy swój jawny odlot połączyli ze szczerą pasją społecznikowską.<br />

Najbardziej aktywne były przedstawicielki Ligii Transseksualnej.<br />

Te piękne kobiety, które jeszcze chwilę temu<br />

były niepozornymi panami, też chciały zaangażować się<br />

w powstanie lepszej, wspólnej Europy. Brylowała pośród<br />

nich wrażliwa pani adwokat, broniąca słusznych praw<br />

transseksualnych prostytutek. Którą zresztą, jak szczerze<br />

przyznawała, sama bywała „po godzinach”.<br />

Trudno nie zauważyć ławic rozpolitykowanych gejów. Ci<br />

wspaniali mężczyźni doskonale czuli się w partyjnym żywiole.<br />

Przewodził im miss solarium Feliks Cossolo, który<br />

wydawał w Mediolanie magazyn Babilonia. Feliks wyglądał<br />

jak młody bóg i zawsze witał nas czułym ciao bambini<br />

from Polonia! Wiem, że dziś niełatwo w to uwierzyć, ale zapałał<br />

ku mnie niewinnym uczuciem. I zaproponował Konikowi<br />

rozbieraną sesję w swoim walecznym periodyku…<br />

Za dzielnymi mężami podążąli ujarani aktywiści Ligii<br />

Antyprohibicyjnej. Domagali się, oczywiście, legalizacji<br />

marihuany. Przodowali wśród nich Jugosłowianie z Mariboru.<br />

Smażyli skręta za skrętem ale utrzymywali, że nie<br />

są uzależnieni, tylko wchłaniając THC demonstrują swoje<br />

przywiązanie do idei ponadnarodowej wolności.<br />

Mieli też chyba mały odjazd agrarny. Do swoich zaangażowanych<br />

pism dodawali nasiona marychy. Zachęcali<br />

do ekologicznych upraw wymierzonych w opresyjne społeczeństwo.<br />

Zjawiskową załogę tworzyły dziewczyny z niemieckiej<br />

organizacji Sexowny Pokój. Na co dzień były to<br />

zrównoważone emocjonalnie pracownice naukowe jakiegoś<br />

germańskiego uniwersytetu. Ich pasją była jednak promocja<br />

idei wszechogarniającego pacyfizmu, a’ la permanentne<br />

lato miłości. Panny doszły do wniosku, że gdyby<br />

wszyscy ludzie pukali się non stop ze sobą, to nie mieliby<br />

już czasu na prowadzenie wojen.<br />

Wcielały więc w życie te zacne przekonania, nie pozostając<br />

jeno na poziomie teoretycznym. Zapraszały Koncern<br />

na sympozjon pacyfistyczno – erotyczny do Niemiec. Wykłady<br />

na temat mistyczno – libidalnego szczęścia jednostek<br />

i mas przeplatały się tam z regularnymi orgiami.<br />

Poza nimi na Kongres przyjechał cały wielki świat europejskiej<br />

polityki. Od prawa do lewa i z powrotem. Byli<br />

ekolodzy, weganie i topowi producenci kiełbasy wyborczej.<br />

Przedstawiciele Banku Światowego oraz przeciwnicy<br />

przedstawicieli Banku Światowego. Nobliści i cykliści.<br />

Związkowcy i syndykaliści. Silna reprezentacja bezrobotnych,<br />

jak zawsze odprężonych i przyjaźnie nastawionych<br />

do świata. Amnesty International upominające się<br />

o świeżo ponownie aresztowanego Waclava Havla. I piewcy<br />

praw Tybetu, który jakiś entuzjasta chciał przyłączyć<br />

do Portugalii. Muzycy. Poeci. Wróżbici. Plus jeden admirał<br />

z NATO.<br />

Do akcji ruszyła Sekcja Publicystyczno – Reklamowa.<br />

Przeprowadziliśmy pierwszy w dziejach polskich mediów<br />

wywiad z Ciccioliną. Co więcej, po powrocie do ogarniętej<br />

169<br />

Kongresowa ulotka<br />

Tranzytorium.<br />

Autograf<br />

Ciccioliny dla Totartu!


Niepolska wersja<br />

plakatu Miłości.<br />

gwałtownymi przemianami ojczyzny, udało nam się go<br />

wyemitować w publicznym radio! Wtedy zresztą innych<br />

rozgłośni jeszcze nie było…<br />

Nagraliśmy też istotne rozmowy z przedstawicielami inakszych,<br />

wyżej wymienionych, ekscentrycznie kongresowych<br />

subkultur. Kilka miesięcy później nasze interview’s<br />

stanowiły clou niezależnej audycji radiowej pt. Zadzwońcie<br />

po milicję. Panowała wspaniała, radosna, integracyjna<br />

atmosfera. Kilku kolegów dało się namówić na warsztaty<br />

terapeutyczne u aktywistek Sex Peace.<br />

Brzóska i Zbigniew wygłosili gorąco przyjęte referaty,<br />

postulując m.in. założenie radykalnych: Obozów Pracy<br />

(nie mylić z gułagiem ha ha ha), Biura Podróży, Biura Wymiany<br />

Artystycznej i Biura Matrymonialnego, wzywając<br />

do masowego wstąpienia w związki małżeńskie wszystkich<br />

ze wszystkimi, określając ów akt najprostszym, najmniej<br />

konfliktowym i najprzyjemniejszym sposobem zjednoczenia<br />

Europy.<br />

Ponadto w Budapeszcie spotkaliśmy się z Autonomią<br />

– niezależną grupa skupiającą akcjonistów anarchistycznych.<br />

I odbywaliśmy nocne rajdy nad pięknym, modrym<br />

Dunajem.<br />

Jak śpiewała popularna artystka rewiowa z lat 70-tych<br />

– to były piękne dni…<br />

170<br />

1 maja Agencja Naleśnicy zorganizowała w stołecznym<br />

klubie Stodoła wzorcowe upublicznienie pt. Imperium<br />

kontratakuje.<br />

Wystąpili – W Stronę Prawdy, Mądruś and His Magic<br />

Mądrale, Der Kanzerpankwagen i Miłość. Ujawniono też:<br />

profesjonalny striptiz divy z restauracji Praha, pojedynek<br />

na miecze świetlne, pokaz dymów, teatr chińskich cieni<br />

oraz czytanie Tomka… przy blasku świec z akompaniamentem<br />

czarnookiej Any Kara-Pesić (piano).<br />

Ana, melancholijne dziewczę z Bałkanów, była ówczesną<br />

faworytą Tymona. Niebawem zorganizuje pierwszy koncert<br />

Miłości na festiwalu jazzowym w Jugosławii. Występ<br />

jassowców z Polski odbywał się pod gradem pierwszych,<br />

spadających na ten ciekawy kraj, chrześcijańsko – prawosławno-muzułmańskich<br />

bomb.<br />

A na Imperium… Kudłaty ujawnił swój nowy projekt<br />

foniczny, grupę Mądruś and His Magic Mądrale. Kolega<br />

Kudlatz objaśniał – Mądrusie to mozaikowa formacja,


prezentująca program pt. „Upiory”, będący poetycko – muzyczną<br />

historią Boga, świata i człowieka potraktowana<br />

z głupawym przymrużeniem oka.<br />

Naleśnicy konsekwentnie prezentowali też w antraktach<br />

utwory poetyckie. Charakteryzował je przede wszystkim<br />

dystans, cudzysłów, kpina, zakręcone poziomy semantyczne<br />

i żenada. Koniec z krzykiem duszy, uczuciowym ekshibicjonizmem,<br />

liryzmem – to powinno być realizowane przede<br />

wszystkim w życiu – w kontaktach z ludźmi, a nie z kartką<br />

papieru.<br />

Dyrekcja Koncernu nie dojechała do Warszawy, gdyż<br />

ponownie udała się za chlebem, nach arbeit, do fabryki<br />

urządzeń oświetleniowych w Lengefeld. Tam Zbigniew,<br />

natchniony pięknem niemieckich gór i lasów, wiersz romantyczny<br />

wybroczył – Na Judensteinu skale / widok mi<br />

się ukazał niezły wcale / i kolega, co był Kaszubą, zapytał<br />

z wysoka: / – czy wiesz co po kaszubsku znaczy piordafloka?<br />

(„Sonet NRDowski”).<br />

Ale ten proletariacki sezon zainspirował też robotnika<br />

Sajnóga do nieoczywiście pogłębionych refleksji –<br />

Przez cały czas mojego dzieciństwa i mojej młodości usiłowano<br />

c o ś ze mnie wytępić, c o ś mi wyperswadować,<br />

a t o wypływało jak tłuszcz na wodzie. I teraz już jestem<br />

tylko t y m, właśnie tą wypływającą z potopu substancją.<br />

Przez całe dzieciństwo i młodość przeklinano moją niechęć<br />

do pracy, wyzywając mnie gnojkiem, być może inteligentnym<br />

ale śmierdzącym i ohydnie leniwym. Tak mi to<br />

wprasowano w łeb, że dopiero gdzieś około 25 roku życia<br />

skapnąłem się, że jestem pracowity. Azali pod dwoma warunkami:<br />

że pozwala mi się pracować z godnie z moimi, let’s<br />

say: zainteresowaniami, a mówiąc po ludzku: kiedy dozwala<br />

mi się realizować w swoim pochodzie ku transcendencji,<br />

a nie zmusza do czynności mnie dysharmonizujących, i nie<br />

zmusza w ogóle do czegokolwiek czyli, po drugie, pozwala<br />

mi się pracować zgodnie z moim własnym rytmem, bez dyktowania<br />

tempa i okresów.<br />

Zresztą nawet czasem przy niespełnieniu tych warunków,<br />

ale już przy dużej samoświadomości, np. w okolicznościach<br />

pracy w niewielkiej niemieckiej fabryce zdarza mi się mieć<br />

świetne wyniki. Tak to usiłowano przymusem wytępić ze<br />

mnie niechęć do pracy, która to niechęć tak naprawdę była<br />

alergią na przymus. („Parnas zimowy. Jak Violetka drogą<br />

szła i co miętosiła. Wypracowanie.”).<br />

Po powrocie rzuciliśmy się w wir niespodziewanie radosnych<br />

przemian politycznych. Właściwie już codziennie<br />

w Gdańsku dochodziło do demonstracji czy happeningów,<br />

organizowanych przez różnorodne młodzieżowe<br />

grupy kontestacyjne.<br />

Zbig pisał – Przy okazji tych akcji coraz częściej ich<br />

uczestnicy zaczęli odczuwać swoją „bezdomność”, brak<br />

miejsca w którym mogliby się spotykać, dyskutować, przygotowywać<br />

akcje i ewoluować ku coraz bardziej dojrzalszym<br />

formom aktywności.<br />

Z tych potrzeb narodziła się Grupa X Pawilon. W jej skład<br />

weszli ludzie z różnych istniejących już grup (RSA, Ruch,<br />

WiP, Solidarność Walcząca, Twe Twa, Federacja Młodzieży<br />

Walczącej, KPN, Totart) oraz spora grupa „bezpartyjnych”,<br />

a za zadanie postawili sobie doprowadzenie do przejęcia lokalu<br />

na klub, placu na Hyde Park i doprowadzenia do uznania<br />

faktu istnienia grup nieformalnych, czyli odstąpienia od<br />

ich prześladowania.<br />

9 czerwca 89 roku Koncern wsparł sitting gdańskich<br />

grup nieformalnych Twe Twa pod siedzibą Komitetu Wojewódzkiego<br />

PZPR. Jak zapisano w aktach Sprawy Operacyjnego<br />

Rozpracowania kryptonim „Federacja”: Na schodach<br />

wywieszono transparent „I Dywizja Rozrywkowa Twe<br />

Twa”, „Żądamy własnego konta” oraz „Żądamy Hayd Parku<br />

dla niezależnego klubu”<br />

Strajkujący oświadczyli, że nie identyfikują się z jakąkolwiek<br />

grupą polityczną, chociaż przyznali, że są wśród<br />

nich członkowie Solidarności Walczącej, ugrupowań<br />

171<br />

Totart DDA<br />

– Realizacja Warszawska,<br />

wrzesień 88.


Joasia Kabala<br />

– pierwszy magister<br />

w Totarcie!<br />

anarchistycznych i pacyfistycznych. Stwierdzili ponadto,<br />

że nie ma to żadnego znaczenia i nie opowiadają się za żadną<br />

opcją polityczną.<br />

Mówi Konjo – Nazwa Twe Twa wzięła się stąd, że młodzież<br />

anarchistyczna była wtedy coraz bardziej zirytowana<br />

podziemiem narodowo – katolickim, którego jedyną aktywnością<br />

było śpiewanie na mszach za ojczyznę takiego przeboju<br />

ze słowami: „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana /<br />

ach jak wielka jest dziś twoja rana / jakże wielkie cierpienie<br />

twe trwa”. A ponieważ śpiewały to takie dziadki, brzmiało<br />

to jak „twe twa”.<br />

Taka nazwę wzięła sobie młodzież na złość dziadkom,<br />

które walczyły z komuną, wymachując różańcami na<br />

mszach u księdza Jankowskiego. („Nike z Biedronki”).<br />

Pisze Zbyszek – O dziwo, władze wycofały SB i ZOMO,<br />

a po mediacji podjętej w imieniu Solidarności przez Borusewicza,<br />

zdecydowały się na rozpoczęcie rozmów… Prezydent<br />

Miasta Gdańska zobowiązał się na piśmie do przedłożenia<br />

kilku propozycji zlokalizowania miejsca dla zorganizowania<br />

imprez na świeżym powietrzu, oraz kilku propozycji<br />

lokalowych z przeznaczeniem na klub.<br />

Właśnie od tego momentu zaczęła się mozolna praca organizacyjna,<br />

konferowanie, wybieranie miejsca, odbywanie<br />

wizji lokalnych, targowanie się o wyposażenie placu, manewrowanie<br />

wśród prawnych kruczków umowy. Wreszcie<br />

wybór padł na mało używany, choć położony w centrum<br />

miasta, parking, dawniej Plac 1 Maja, aktualnie: Plac Wymiany<br />

Pozytywnej.<br />

Za miesiąc Plac rozpocznie swoją krótką, ale burzliwą<br />

jazdę. Natomiast walka o własne lokum ciągnęła się jeszcze<br />

przez ponad rok.<br />

Po dramatycznych negocjacjach z udziałem Tranzytorium<br />

Totartu, 15 grudnia 1990 roku zainaugurowaliśmy<br />

działalność pierwszego po wojnie na terenach Pomorza<br />

i Kaszub, niezależnego ośrodka interdyscyplinarnego.<br />

Nosił poważną nazwę Klub Inicjatyw Społecznych<br />

C14 i wygenerowano w nim wiele bezkompromisowych<br />

akcji – do lata roku 93. Kiedy to niemalże spłonął po ataku<br />

faszystowskiej bojówki. Ale o tym opowiem w innej już<br />

księdze…<br />

Jak powszechnie wiadomo z początkiem czerwca uroczyście<br />

ogłoszono upadek komunizmu w Polsce. Sytuacja<br />

rozwijała się w kierunku, który jeszcze na przedwiośniu<br />

roku 89 uważalibyśmy za wizję z gatunku science fiction.<br />

Silni, zwarci i gotowi ruszyliśmy w ten nowy, nieznany<br />

ląd, który za chwilę miał uzyskać dumne miano III Rzeczpospolitej!<br />

Życie metafizyków społecznych toczyło się w swoim własnym,<br />

profuzyjnie intensywnym rytmie. 15 czerwca Joasia<br />

Kabala obroniła dyplom malarski na gdańskiej PWSSP,<br />

172<br />

zdobywając w ten sposób zaszczytny tytuł pierwszego magistra<br />

w Totarcie.<br />

Wydawnictwo Kubańskie Cycki uczciło ten niezwykły<br />

moment dydaktyczny upublicznieniem wspaniałego, ręcznie<br />

malowanego katalogu Yo, w nakładzie 30 unikalnych<br />

egzemplarzy. Mój ma numer 19 i zawiera m.in. prace o tytułach<br />

– Król w podróży przerwanej przez spadającą kurę<br />

o trzech nogach, Słoń morski opowiada swoja historię małemu<br />

królowi i Duży połykacz małych połykaczy.


Nowe zapukało do drzwi Koncernu pod postacią Waldka<br />

Rudzieckiego. Nosił ów mąż też dość kontrowersyjne<br />

pseudo Dolar, którym obarczyli go jego niesforni podopieczni.<br />

Menago Gdańskiej Sceny Alternatywnej zaprosił<br />

nas na ósmą edycję, znanego już nam skądinąd, festiwalu<br />

Nowa Scena.<br />

Jak niebawem miało się okazać, inwitacja ta dla mnie<br />

osobiście miała dalekosiężnie poważne konsekwencje.<br />

Włączyliśmy się w organizację Nowej Sceny wieloaspektowo.<br />

Zbig i Konjo nagrali bardzo przebojową reklamówkę<br />

radiową, utrzymaną w niespotykanym wtedy w betonowych<br />

peerelowskich mediach, pop artowym stylu. Reklamówkę<br />

nagrywaliśmy w gdyńskim studio, należącym<br />

do weterana perwersyjnej formacji Dr. Hackenbush, poważnie<br />

zakręconego muzyka o ksywie Zmora. Jakiś czas<br />

później nasz odjechany jingiel dostał nawet wyróżnienie,<br />

na jakimś świeżo powołanym festiwalu reklamy (!?).<br />

Do udziału w Nowej Scenie Koncern oddelegował największe<br />

gwiazdy Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka.<br />

23 czerwca w gdańskim klubie Kwadratowa ujawnialiśmy<br />

swoje liryki w antraktach występów m.in. Szelestu<br />

Spadających Papierków i uroczych dziewcząt z grupy<br />

Oczi Cziorne. Silną reprezentację speed metalu tworzył<br />

holenderski wymiatacz Kadaverbak i autochtoniczny Hektor.<br />

Który za moment odciśnie swoje piętno na mojej raczkującej,<br />

estradowej karierze.<br />

W klubie panowała atmosfera muzycznego pikniku, ale<br />

na zewnątrz szalały hordy nazioli, dźgające nożami i bejsbolami<br />

fanów subkultur wszelakich. Przybyłe anemiczne<br />

patrole milicji nie reagowały na ten swoisty brunatny parteitag.<br />

24 czerwca Zbyszek i Konjo prowadzili koncert galowy<br />

Nowej Sceny w sopockiej Operze Leśnej. Pozostałymi konferansjerami<br />

byli wtedy Hirek Wrona i Grzegorz Miecugow,<br />

redaktorzy bodajże radiowej Trójki.<br />

Na scenie rokendrolowe hołubce wycinały m.in. Pancerne<br />

Rowery, Apteka i Moskwa. Pamietam iż zdziwił mnie<br />

image tego wcielenia moich pankujących kolegów. Z młodzieńczego<br />

składu Moskwy, zaproszonego na mój pierwszy<br />

koncert w 1984 roku w gdańskim Akwenie, pozostał<br />

jeno frontman Guma. Jego aktualni muzycy wyglądali jak<br />

podróby wyrobników pudel rocka. Wszystko się zmienia…<br />

prorokowała onegdaj Brygada Kryzys.<br />

Za gwiazdę tej edycji robił jawnie stuknięty starszy pan,<br />

z bratniej już coraz bardziej Ameryki, wizjoner o swojskiej<br />

ksywie Copernicus. Chyba nawet piratował moje wczesne<br />

173<br />

Konjo w drodze<br />

na Nową Scenę.


Realizacja Warszawska<br />

– Zbigniew i Kudłaty.<br />

dokonania totartalne, gdyż zagrał kawałek pt. Generał Jaruzelski<br />

jest biorobotem. Likowiec Kudłaty był dziadkiem<br />

zachwycony.<br />

A publiczność zauroczył folkowy image Zbigniewa.<br />

Nasz kierownik przybrał chłopską sukmanę i krakowską<br />

czapkę z pawimi piórami! Tak opakowany recytował słynne<br />

strofy z „Parnasu zimowego” – hopa hopa hopa / miała<br />

baba chłopa / miała baba ciotę / zniszczyła kapotę.<br />

Dyrektor Konjo wystąpił w tradycyjnej dla siebie roli<br />

strażnika pamięci, po wciąż nieobecnym w perspektywie<br />

scenicznej Lopezie Mauzere. Z czułością i namiętnością<br />

recytował w antraktach jego szalone strofy – Piszę jak Żyd<br />

/ liryczny i buńczuczny / ja się temu światu / nie poddam<br />

nie / zakokietuję się / koniec z aliansem. / A oni krzyknęli /<br />

krnąbrny, kabotyn / i Krzyżak.<br />

W kuluarach pojawił się legendarny Jacek Luter Lenartowicz,<br />

jeden z ojców chrzestnych sarmackiego pankroka.<br />

Muzyk pierwszego składu Deadlocka i Tiltu.<br />

174<br />

Tuż przed stanem wojennym emigrował do Holandii via<br />

Berlin Zachodni. Teraz przyjechał, aby rozejrzeć się w nowych<br />

realiach porzuconej ojczyzny. Ucieliśmy sobie przyjazną<br />

pogawędkę. A za kilka miesięcy Sekcja Publicystyczno<br />

– Reklamowa spotka się z Lutrem na łamach nowego<br />

magazynu muzycznego, nakręcanego przez niestrudzonego<br />

Waldka Rudzieckiego, o nazwie OOfy!! Music Pub.<br />

Zintegrowałem się także z inną poważną osobą. Magda<br />

Kunicka już od jakiegoś czasu zajmowała się managmentem<br />

najmłodszej generacji gdańskich kapel rockowych.<br />

Organizowała ich koncerty promocyjne w słynnym klubie<br />

Burdel. Jako osoba niezwykle dynamiczna snuła dalekosiężne<br />

plany ekspansji medialnej.<br />

To, co wtedy wydawało się sympatyczną iluzją z katalogu<br />

pobożnych bądź szatańskich życzeń, za czas jakiś Madzia<br />

dzielnie wcieliła w życie. I zaprosiła Konika do pierwszego<br />

lokalnego zakręconego programu rozrywkowego<br />

pt. Telewizja Neptuna. W ten sympatyczny sposób zo-


stanie niebawem Pawełek, jak to ładnie powiedział Skiba,<br />

telewizyjną mega star Pomorza i Kaszub.<br />

Tymczasem… Wymachiwaliśmy na deskach Opery Leśnej<br />

naszymi najlepszymi wierszami do godziny piątej nad<br />

ranem. Często wbijając dziryt krotochwilnych aluzji ku<br />

pupilom socrealistycznej popkultury, tu właśnie najczęściej<br />

swe piania upubliczniających.<br />

Staliśmy wszak po raz pierwszy w tym samym miejscu,<br />

co Petko Petkow artysta bułgarski czy Helena Vondraćkova<br />

i Jiżi Korn. Których rodak Waclav Havel siedział wciąż<br />

jeszcze, wtedy, w więzieniu. O czym Koncern ze sceny nie<br />

omieszkał fanów poinformować. Młodzież i Waldek byli<br />

zachwyceni a topór wojenny między Totartem a Gdańską<br />

Sceną Alternatywną uroczyście zakopany.<br />

Za moment kolega Rudziecki zadzwonił ku nam z niezwykle<br />

interesującą propozycją…<br />

A fan psychodelicznego oldboya, multi-profuzjonista<br />

Kudłaty, pod koniec tego historycznego czerwca rozpoczął<br />

kreację nowej powieści pt. Tomek na piętach Smugi.<br />

Jednocześnie błysnął talentem managerskim i przeprowadził<br />

subskrypcyjną edycję Tomka wzdłuż lutych lodowczyków<br />

Grenlandii.<br />

Wyprzedzając nieco bieg wydarzeń; napomknę, iż losy<br />

tej wspaniałej pracy podzielą niestety los wielu epokowych<br />

dokumentów Tranzytorium. W styczniu roku 1991<br />

Kudłaty, umęczony szlachetnym aktem honorowego<br />

krwiodawstwa, zasypia w pociągu relacji Słupsk – Gdynia,<br />

przez co zostaje okradziony z bagażu. A tam spoczywał rękopis<br />

drugiego Tomka… – nigdy już nie odnaleziony ku<br />

rozpaczy Narodowej Kultury.<br />

W roku 1993 nową wersję Tomka.., pod meta-tytułem<br />

Tomek w poszukiwaniu Tomka na piętach Smugi, wyda Biblioteka<br />

bruLionu w swojej białej serii. Sequel metaantypowieści<br />

sensacyjno-metafizycznej zaczyna się obiecująco<br />

„Introdukcją”: Rozmiary wnętrza nie wystarczały. Niektórzy<br />

zmuszeni byli do częściowej, lub też zgoła całkowitej<br />

nieobecności…<br />

I jeszcze a’ propos sukcesu Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się<br />

Do Środka na festiwalu Nowa Scena…<br />

Zbyszek zapisał – Pewien typ tych wierszy ma niezłe powodzenie<br />

na przeróżnych masówkach… Są to utworki często<br />

przymilne wpadające w ucho, dające się lubić, popularne,<br />

potoczne i rozkoszne, za czym nieco dziwkarskie, czy skłaniające<br />

ku dziwczeniu się. Czasami wydaje się, że chętnie<br />

trawi je powszechna podświadomość. Potem jest luka i inne<br />

rodzaje świadomości. Luka nie trawi, jak sądzę. („Parnas<br />

zimowy. Tezy i komentarze praktyczne”.)<br />

175<br />

Alegoria poetyckich bojów<br />

Konnixa by Faustyn.<br />

Okładka<br />

powieści Kudłatego<br />

by Biblioteka bruLionu.


Równolegle do aktywności protoestrtadowych, rozkwitała<br />

znajomość Koncernu z naszymi nowymi kolegami<br />

– reprezentantami tzw. mniejszości ukraińskiej. Jak<br />

wspominałem, w trzecim obiegu uczestniczyli wszyscy<br />

ci przedstawiciele opozycji, którzy nie znaleźli dla siebie<br />

miejsca w strukturach solidarnościowych i jej satelitach.<br />

Do nich należała ekipa Związku Niezależnej Młodzieży<br />

Ukraińskiej. Ich sytuacja była równie skomplikowana<br />

jak nasza.<br />

Nie akceptowała ich tradycyjna, narodowa opozycja, i to<br />

zarówno Polska jak i Ukraińska. „Nasi” dlatego, że zapewne<br />

uważali ich za wnuków Stiepana Bandery i odmawiali<br />

im politycznej racji bytu. Nestorzy ich własnego, ukraińskiego<br />

środowiska opozycyjnego, niechętnie patrzyli na<br />

zbliżenie młodzieży do opozycji polskiej. I tak kręciła się<br />

ta karuzela toksycznych resentymentów, sprytnie podkręcana<br />

przez ideologów z SB oraz pogrobowców ultrapatriotów<br />

z takiego czy innego grajdoła narodowego.<br />

Więc uzdolniona artystycznie i walcząca<br />

z exterminalnymi stereotypami ukraińska<br />

młodzież, integrowała się z Koncernem<br />

oraz wszelakiej maści andergrandem.<br />

Piotrkowie Pawliszcze i Tyma (ksywa:<br />

Hans) wystąpili z propozycją zorganizowania<br />

dużego koncertu, stanowiącego<br />

dobitną deklarację porozumienia ponad<br />

podziałami.<br />

1 lipca w gdańskim klubie Żak odbył się<br />

wielki show podziemia polsko – ukraińskiego<br />

pod kryptonimem Ukraińskie noce. Jakimś cudem<br />

przedarły się w gościnne żakowskie progi niezależne kapele<br />

z ojczyzny Petlury – Brati Gadjukni (Lwów) oraz We<br />

– We i Koleżskij Asesor z Kijowa.<br />

Jako przedstawiciele mniejszości wystąpił ukraiński Teatr<br />

Kontakt z Gdańska. Już niedługo wystawić mieli psychodeliczną<br />

wersję sceniczną kultowego poematu Never<br />

Ending Story naszego poczciwego eskapisty Lopeza Mauzere.<br />

Załogę polską reprezentowali – Szelest Spadających Papierków,<br />

Pancerne Rowery jako Pancerne Tryzuby, Totart<br />

DDA oraz Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka.<br />

Poster wygenerował dyrektor Konjo, który także wspólnie<br />

z Hansem czynił konferansjerkę podczas sympatycznie<br />

integracyjnego maratonu.<br />

Jedną z bezpośrednich konsekwencji tej nowokulturowej<br />

akcji było przyłączenie się ukraińskiej załogi do walki<br />

o przyznanie niezależnego klubu. Dzięki ich szczeremu<br />

zaangażowaniu, przez kilka następnych lat, Tranzytorium<br />

i dzieci akcji Wisła dokonaliśmy wielu energetycznie progresywnych<br />

działań.<br />

W dniach 14–17 lipca odbył się ostatni już Hajt Park,<br />

wkomponowany w urokliwe tereny miejscowości Zatoń<br />

koło Drawska Pomorskiego nad Jeziorem Luboszewskim.<br />

Koncern udał się tam w reprezentacyjnym składzie, niesiony<br />

jak zawsze pragnieniem dzielenia się z alternatywistami<br />

swoimi przekroczonymi idejkami.<br />

Notatka Wydziału III WUSW – Gdańskie środowisko<br />

Ruchu WiP odmówiło wzięcia udziału w przygotowaniach<br />

organizacyjnych tej imprezy. Udziałem są natomiast zainteresowane<br />

osoby, które łączą z nią perspektywę spotkań towarzyskich<br />

i alkoholowych.<br />

Faktem było, iż udostępnienie Hajt Parku tzw. ogółowi,<br />

przyciągnęło ku tej zacnej sytuacji nieco proto-jabol-pankowego<br />

elementu. Ale za moment będzie to także problem<br />

festiwalu w Jarocinie i innych muzycznych imprez masowych.<br />

Żadna zresztą masa nie jest specjalnie wysublimowanym<br />

organizmem.<br />

Co tu zresztą czepiać się nieuświadomionej młodzieży,<br />

skoro jej liderzy błysnęli demencją znacznie<br />

wykraczającą poza pochłanianie denaturatu<br />

i wąchanie kleju. Na Hajt Parku<br />

w mnożeniu ideologicznych paranoi przodowali<br />

lubelscy anarchole, na czele z późniejszym,<br />

całkiem niezłym zresztą, literatem.<br />

Podczas sympozjonu libertariańskiego<br />

ze śmiertelną (?!) powagą zaproponowali<br />

wzniecenie ogólnopolskiego powstania.<br />

Wyliczali ilość zakopanej w leśnych<br />

kryjówkach broni białej i jej pochodnych. Jak płomiennie<br />

przekonywał przyszły literat, zorganizował już oddziały<br />

„proli-samobójców”, którzy z dużą radością wystąpią<br />

w roli „nawozu historii”.<br />

Na drugim biegunie schizolni pląsały wynurzenia gości<br />

z Zachodu. Tu przodowali towarzysze z Holandii, którzy<br />

urządzili pogadankę na temat funkcjonowania alternatywnej<br />

socjety w ich policyjnym państwie. Mi to przypominało<br />

nieco bełkot liderów grupy The Ex sprzed dwóch<br />

lat, poznanych przez Ariergardę na nieszczęsnym festiwalu<br />

Marchewka.<br />

Gdy już wyświetlili slajdy ze skłotu, na którym mieli basen,<br />

saunę i strzeżony garaż dla swoich samochodów, Zbyszek<br />

obrócił się ku mnie i z wyrozumiałością podsumował<br />

– Tak oto kolego Konik dowiedzieliśmy się, jak przetrwać<br />

w skrajnie totalitarnych warunkach!<br />

Trzeba przyznać iż nasi alternatywni koledzy z Zachodu<br />

ogólnie nie wykazywali się jakąś błyskotliwą kumacją<br />

w temacie tzw. geopolityki. Np. w 88 roku poszliśmy ze<br />

Zbigniewem na pierwsze chyba spotkanie z wysłannikami<br />

Greenpeace, obywatelami Anglii bodajże. Gdy nawiedzeni<br />

obrońcy Matki Ziemi utrzymywali, że ich tanie sztuczki<br />

177


mają wpływ na politykę militarną Związku Sowieckiego,<br />

zrozumieliśmy, iż kontrkulturowi przedstawiciele wolnego<br />

świata to dzieci bawiące się w mgle naiwnych życzeń.<br />

Ale nie do końca było tak, jak raportował potem kapuś<br />

SB – Impreza w zamyśle organizatorów nie spełniła swojego<br />

zadania. Młodzież zamiast dyskutować wolała pić alkohol,<br />

brać środki odurzające, słuchać koncertów grup młodzieżowych<br />

oraz włóczyć się po okolicy.<br />

Gdyż Koncern nawiązał wtedy wiele istotnych kontaktów,<br />

między innymi z załogą pisma bruLion. Po konstruktywnych<br />

dysputach Robert Tekieli zachwycił się dorobkiem<br />

Tranzytorium Totartu. I od tej pory systematycznie<br />

publikował nasze metafizyczno – społeczne materiały.<br />

Już na jesieni (nr. 11–12), w artykule pt. Fuckty, redaktor<br />

Tekieli napisze – Ciężar gatunkowy działalności i dokonań<br />

intelektualnych tego środowiska wykracza w sposób nieskończony<br />

poza ramy tej faktograficznej noty.<br />

W kolejnych numerach swojego kultowego magazynu,<br />

zaprezentował nie tylko pisma teoretyczne klasyków Totartu,<br />

ale także fighterów Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się<br />

Do Środka. Oraz grafiki Poezji Ulicznej.<br />

Niebawem w fioletowej, kolorowej i białej serii Biblioteki<br />

bruLionu, ukażą się godne strofy Lopeza, Brzóski i Kudłatego.<br />

Wspólnymi siłami zrealizujemy przekroczony program<br />

Brulion TV Dzyndzylyndzy oraz Alternativi.<br />

A i mięsopustne Flupy z pizdy będą miały swój niemały<br />

wkład w formułowaniu estetycznego oblicza tego zasłużonego,<br />

kontrkulturowego happeningu wydawniczego, którym<br />

na przełomie lat 80 i 90 był bruLion.<br />

178<br />

A jeszcze potem redaktor T. odkryje, iż Harry Potter był<br />

jednak sterowany telepatycznie przez martwego psa Stachursky’ego.<br />

Odleci w eschatologiczny kosmos i tak zakończy<br />

się ta urokliwie integracyjna bajka.<br />

Gdy wyjeżdżaliśmy z Hajt Parku, żegnał nas koncert<br />

regałowej kapeli, ad hoc założonej na polu namiotowym<br />

m.in. przez aktywistów wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy.<br />

Wokalista zawodził w stronę pobliskiego poligonu<br />

– Przejebane przejebane / pora łączyć się z szatanem…<br />

29 lipca, po udziale w technicznych przygotowaniach<br />

i tradycyjnie przedłużających się pertraktacjach z władzami<br />

miejskimi, Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka<br />

Progresji organizuje koncert, inaugurujący działalność<br />

naszego wymarzonego Placu Wymiany Pozytywnej<br />

w Gdańsku.<br />

Oprócz merytoryki scenicznej przygotowałem sobie na<br />

tę wspaniała okazję niezwykle indywidualistyczne wdzianko.<br />

Udałem się do Joanny i Andrzeja, którzy swoimi radosnymi<br />

szablonami przystroili moje, przywiezione z NRD,<br />

tekstylia. Gdyż peerelowskie sklepy od wielu już lat oferowały<br />

jeno ocet i towarową nicość…<br />

Z tej sesji designerskiej uzyskałem oryginalne koszulki,<br />

przyozdobione w lupomarki, wychuchole i smoki, stanowiące<br />

znak firmowy faktorii Yo Als Jetzt. Oryginalnie<br />

pstrokate ubranka towarzyszyły mi podczas wielu jeszcze<br />

radośnie artowych podróży.<br />

Zbig notował na gorąco – Plac wyposażony został w 3<br />

duże ekrany, będące polem wyładowywania malarskiej ekspresji,<br />

ponadto zainstalowano pełniące funkcję sceny podwyższenie<br />

i dwa barakowozy. Jedynie prąd załączony został<br />

zaledwie na trzy kwadranse przed inauguracją, co odebrało<br />

muzykom możliwość zrobienia próby.<br />

Było ciepłe, letnie, sobotnie popołudnie… Po uroczystym<br />

odczytaniu regulaminu Placu zagrały gdańskie poszukujące<br />

zespoły muzyczne: Miłość, Szelest Spadających Papierków,<br />

Nowy Proletariat i Totart DDA oraz grupa Usta z Torunia.<br />

Z powodu wynikłego nieporozumienia nie zagrała grupa<br />

Brudne Dzieci Sida. W antraktach czytali wiersze uczestnicy<br />

Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka. Barwną i rozległą<br />

scenografię przygotował TOTART i plastycy z grupy<br />

Yo Als Jetzt.<br />

W czasie trwania koncertu na placu sprzedawano niezależne<br />

wydawnictwa, między innymi gdańskie: A’ Capellę,<br />

Homka, Twe-Twę oraz ślaską Tfurczość. Plac zaistniał,<br />

ekrany pokryły się rysunkami i warstwami napisów. („Plac<br />

Wymiany Pozytywnej”).<br />

Swoje spostrzeżenia zapisali redaktorzy Homka – Wystąpili<br />

także przedstawiciele Związku Ukraińskiej Młodzieży<br />

Niezależnej, którzy odczytali apel o wprowadzenie nauki<br />

języka ukraińskiego w radio i telewizji. 300 tysięczna społeczność<br />

ukraińska w Polsce – rozproszona w wyniku akcji


Szelest Spadających<br />

Papierków<br />

– Krzysiek Siemak.<br />

Wisła w 1947 roku – jest pozbawiona swego szkolnictwa, co<br />

utrudnia naukę języka oraz rozwijania kultury i świadomości<br />

narodowej.<br />

Za scenografię tej panslawistycznej operacji robiły m.in.,<br />

uwolnione z aresztu po pamiętnym zjeździe Międzymiastówki<br />

Anarchistycznej, elementy historycznego totartalnego<br />

wyposażenia scenicznego. Atmosfera podczas działań<br />

była niezwykle energetyczna, ezoteryczna i optymistyczna.<br />

Wkrótce moja Fonografia Zlew Polski wyda kasetę,<br />

dokumentującą ten historyczny moment w dziejach<br />

sarmackiej alternatywy.<br />

Booklet nosił nazwę – Totart DDA i Szelest Spadających<br />

Papierków presents: Plac Wymiany Pozytywnej. Wspaniałą,<br />

ręcznie preparowaną okładkę, wykonali nieocenieni Yo<br />

Als Jetzt. Muza na tym wydawnictwie zawarta była tak niesamowita,<br />

iż później jeszcze przez wiele lat objeżdżałem<br />

przeróżne festiwale andergrandowe, prezentując ją z towarzyszeniem<br />

naszej pojechanej diaporamy.<br />

Trza przyznać nieskromnie, iż obydwa podmioty wykonawcze<br />

były w dni owe w swojej szczytowej formie koncertowej.<br />

Czego dowodem dźwięki, na załączonej do naszej<br />

książki, unikalnej płycie DVD. Życzymy wam orgazmu<br />

permanentnego!<br />

Mediom poluzowano już trochę kagańca, dostrzegła<br />

więc naszą akcję także bystra reporterka lokalnego „Głosu<br />

Wybrzeża” – Paweł Konnak – student IV roku Uniwersytetu<br />

180<br />

Gdańskiego z grupy „Totart” za chwilę wejdzie na scenę.<br />

Mówi – „My jesteśmy ludzie w innym wymiarze. Proponujemy<br />

zalążek rozkosznego przeczucia innego bytu…” Krótkie<br />

czarne spodnie, czarna koszulka, na twarzy obowiązkowy<br />

kilkudniowy zarost.<br />

Niektórych z tych młodych ludzi jest mi żal wyraźnie, jeszcze<br />

nie znają siebie i nie znaleźli swego miejsca. Ktoś chce im<br />

pomóc. To dobrze. Obrazoburczość kontrolowana, wolność<br />

uświadomiona. („Na Placu Wymiany Pozytywnej”).<br />

Polska wolność rozkręcała się orgiastycznie i internacjonalistycznie.<br />

Zbyszek czujnie notował – 13 sierpnia 1989<br />

roku w Gdańsku na ulicy Długiej Ruch Społeczeństwa Alternatywnego<br />

i Międzymiastówka Anarchistyczna – Sieć Wymiany<br />

Pozytywnej zorganizowały happening i manifestację<br />

w rocznicę rozpoczęcia budowy muru berlińskiego<br />

Oprócz organizatorów w akcji uczestniczyli reprezentanci<br />

wielu ugrupowań, min. Ruchu „Twe-twa”, WiPu, Partii Radykalnej,<br />

a także goście z zagranicy: Czesi, Niemcy, Ukraińcy<br />

i Anglik.<br />

Polityczny happening rozpoczęło przegrodzenie ulicy<br />

przez ludzi obwieszonych kartonami symbolizującymi mur.<br />

Po obu stronach zaciągnęli warty strażnicy w hełmach. Rozlegały<br />

się strzały i komunikaty ostrzegawcze. Śmiałkowie<br />

usiłujący przedostać się na drugą stronę padali „od kul”.<br />

Wreszcie szturm bojowników wolności zniósł mur. Ludzie<br />

dotąd rozdzieleni wymieszali się ze sobą. Przechodnie dopytywali<br />

się, czy aby na pewno wygrał Zachód. Potem manifestanci<br />

przeszli ulicami miasta rozdając ulotki i nawołując<br />

do znoszenia barier między ludźmi, domagając się zniesienia<br />

cenzury, powstrzymania podwyżek i władzy…<br />

Tego samego dnia, w porozumieniu z Międzymiastówką<br />

Anarchistyczną, węgierskie FIDESZ i Autonomia zorganizowały<br />

siostrzaną akcję w Budapeszcie. Także tam uczestniczyli<br />

w niej Czesi i licznie przybyła grupa Niemców z NRD.<br />

Jak dziś już wiemy, był to najskuteczniejszy happening<br />

od czasu wybuchu drugiej wojny światowej, gdyż opus<br />

magnum towarzyszy Ulbrichta i Honeckera wreszcie rozsypie<br />

się za miesięcy parę.<br />

Ale ponieważ czasy były dziwne a obywatele często spięci,<br />

Zbig tłumaczył wytrwale – Gdańska akcja spotkała się<br />

z dezaprobatą ludzi obawiających się perspektywy zjednoczenia<br />

Niemiec… Trzynastego w Gdańsku i Budapeszcie<br />

sprzeciwiano się podziałowi Europy na wrogie bloki militarne<br />

i polityczne, bowiem powoduje on zniewalanie społeczeństw<br />

i jednostek, grozi totalnym konfliktem. („Najskuteczniejsza<br />

demonstracja półwiecza”).<br />

Dodatek redaktora Sajgona był koniecznym, gdyż gwałtowny<br />

powiew wolności obudził nie tylko wielkie nadzieje,<br />

ale także prastare demony. Nie wszyscy rodacy poddali<br />

się urokowi tej niespodziewanej niepodległości.


Jedni podejrzewali spisek KGB i oczekiwali rychłego<br />

pojawienia się Armii Radzieckiej na rogatkach Sochaczewa.<br />

Inni nie wierzyli, iż na ich oczach dzieje się to, co się<br />

dzieje. Oskarżali wywiad niemiecki o wygenerowanie jakiejś<br />

geopolitycznej rzeczywistości wirtualnej. Odpowiednio<br />

do sympatii miała to być dywersja albo wywiadu NRD<br />

albo RFN. Kręgi endeckie dopuszczały też ingerencję wywiadu<br />

somalijskiego.<br />

Każdy otrzymał do ręki paszport. Zlikwidowano Centralny<br />

Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk. Wychodziły<br />

pierwsze oficjalne, niezależne od PZPR gazety. Major Fydrych<br />

wystartował w wyborach do senatu pod hasłem Lepszy<br />

Pomarańczowy Major niż czerwony generał. Zniesiono<br />

kartki na mydło i mięso. Ale wielu sądziło, iż to też jest<br />

elementem spisku przeciw substancji Chrystusa Narodów.<br />

Ulice polskich miast i wsi zalał azjatycki mistycyzm. Na<br />

każdym rogu tabuny proroków wieściły nadejście długo<br />

oczekiwanego Armageddonu. W telewizji Jaruzelskiego,<br />

Rakowskiego i Urbana zastąpił ich ziomal Kaszpirowski.<br />

Pionierzy wolnego rynku ruszyli z jajkami, smalcem i gorącymi<br />

słowiańskimi cipkami na flohmarkt do Berlina Zachodniego.<br />

A Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka wyruszyć<br />

miała na legendarny festiwal do Jarocina.<br />

Zaprosił nas Waldek Rudziecki, wdzięczny za niedawną<br />

victorię podczas koncertów na Nowej Scenie. Mieliśmy<br />

naszymi profuzjami zakręcić występy jego podopiecznych.<br />

Gdyż Gdańska Scena Alternatywna otrzymała swój autonomiczny<br />

dzień podczas Festiwalu Muzyków Rockowych.<br />

Inny koncert tej edycji objęła patronatem grupa Armia.<br />

Bardzo się na tę okoliczność rajcowaliśmy, ale… Na pociąg<br />

relacji Gdańsk – Jarocin przybył jeno dyrektor Konjo.<br />

Jak to subtelnie napisali pp. Sajnóg i Konnak – Przyczyną<br />

nieobecności tych zacnych mężów jest: utrata kontaktu<br />

z rzeczywistością zatrata na nieznanej drodze oraz czasowa<br />

niedyspozycyjność a także skomplikowany charakter twórców<br />

chaotyczność neurotyczność uzależnienie permanentny<br />

somnambulizm skrajne stany psychopatyczne delikatna<br />

melancholia eklektyzm synkretyzm hermetyzm zagubienie<br />

brak wiary instynktowność brak rozwiniętego instynktu<br />

stadnego kultywowanie skrajnych form indywidualizmu<br />

utrata perspektywy metafizycznej…<br />

Ale dodawaliśmy też wyrozumiale – Niech czytelnik zrozumie,<br />

że na tym polega urok tej barwnej socjety…<br />

Po przybyciu do „stolicy polskiego rocka” profuzjonista<br />

Konjo zakwaterowany został, wraz z pozostałymi trójmiejskimi<br />

kapelami, w lokalnej szkole podstawowej. Jarocin<br />

poddany był surowym prawom prohibicji, ale sprytni<br />

muzycy skorumpowali szkolnego woźnego, który donosił<br />

spragnionej młodzieży wodę ognistą.<br />

Podczas spontanicznej nocnej balanżki, dyrektor Koncernu<br />

urządził poetyckie before party i prezentował gwiazdom<br />

Gdańskiej Sceny rozkoszne perełki lirycznego zlewu.<br />

Co bardziej upodleni muzycy tańczyli do tych recytacji<br />

a pewna dama puściła nawet niespodziewaną tęczę.<br />

Podniecona Koniczym upublicznieniem załoga metalowej<br />

kapeli Hektor włamała się do sali od biologii, skąd<br />

podprowadziła sugestywnego kościotrupa. Kopytni muzykanci<br />

szli w zaparte, iż ten osobnik także jest fanem Grupy<br />

Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka i ma prawo do uczestnictwa<br />

w imprezie.<br />

Tak kolega Konjo powoli, ale konsekwentnie, wciągał się<br />

w rock and rollowe życie…<br />

Sierpniowy dzień należący do Gdańskiej Sceny nie<br />

był najgorętszym periodem tego lata. Padało od świtu,<br />

więc grupki fanów rocka tułały się po bagnistym stadionie.<br />

Czuło się, że najlepsze lata festiwal ma chyba za sobą.<br />

W niczym mi to nie przypominało „wysepki wolności”,<br />

którą po raz pierwszy nawiedziłem młodym pankiem będąc,<br />

latem roku 1985.<br />

Śmiało wbiłem się na kultową scenę. W stupor jarocińskiego<br />

popołudnia wkroczyłem rześko, z postabsurdalna<br />

narracją i jurnymi poezyjami. Moja gra wstępna ze<br />

181<br />

Konjo w Jarocinie.


Okładka<br />

pierwszej antologii<br />

Grupy Poetyckiej<br />

Zlali Mi Się Do Środka.<br />

światem show biznesu to jednak nie było ciastko z kremem.<br />

Na koncertowy początek wystąpili laureaci tej edycji,<br />

wśród nich trash metalowy, śląski Magnus.<br />

Wokalista wyglądał jak jeżozwierz, tak był ponakłuwany<br />

różnego rodzaju gwoździami i innymi piekielnymi akcesoriami.<br />

Przypominał mi japońskiego aktora Toshiro Mifune,<br />

konającego w ostatniej scenie filmu Tron we krwi. Pozostali<br />

członkowie tej lucyferycznej ekipy też wybrali look<br />

a’ la pracownicy jakiegoś radykalnego złomowiska. To<br />

podnieciło pasywnych do tej pory fanów metalu, którzy<br />

pod sceną rozpoczęli odprawę infernalnych jasełek.<br />

Pozwolili mi jeszcze zapowiedzieć koncert pierwszej kapeli<br />

z gdańskiego kontyngentu, gdyż był to stylistycznie<br />

pokrewny Hektor. Ale im nie dano już zejść ze sceny i musieli<br />

trzy razy bisować. Gdy usiłowałem zaanonsować występ<br />

kolejnej grupy, nieśmiałych dziewcząt z Oczi Cziorne,<br />

metalowcy solidarnie zawyli wypierdalaj!!! siłą tysiąca gardeł.<br />

I obrzucili mnie świeżym jarocińskim błotem!<br />

A tu trafiła śląska kosa na kaszubski kamień, gdyż zaciąłem<br />

się w mojej ekstrawagancji i recytowałem nasze wiersze<br />

pod gradem błotnistych piguł. Rozwścieczeni adepci<br />

czarnych mszy wyrywali całe kępy trawy, kręcili z nich<br />

fantazyjne bomby i ciskali we wrażliwego gdańskiego poetę.<br />

Aż dziw, że żaden z tej lawiny kamieni nie rozpłatał<br />

mojej rozpalonej i zadziornej totartalnie łepetyny…<br />

Oni urządzili sobie polowanie z nagonką, praca sceny<br />

była sparaliżowana, gdyż nikt nie ośmielił się grać przed tą<br />

fanatyczną biomasą, a ja wyświniony batalistycznym wielkopolskim<br />

czarnoziemem, jak jaka żaba błotna czy inny<br />

padalec, siekłem efuzjami z precyzją karabinu maszynowego<br />

– wojna światowa, wojna domowa / co by nie było<br />

warto się schować / lecz gdzie się schować smętna istoto / na<br />

lubelszczyznę, w kieleckie błoto…<br />

I po pół godzinie takiej wojny nerwów – pokonałem ich!<br />

Krwawe metalowe komando uległo przed nieugiętym recytatorem<br />

i poszło szukać rozrywki w suburbalne obszary<br />

festiwalu. Pod estradą zaciągnęli straż przedstawiciele<br />

mniej wojowniczych subkultur i już bez przeszkód poprowadziłem<br />

siedmiogodzinny maraton Gdańskiej Sceny Alternatywnej.<br />

Ta część publiczności, świadek moich niedawnych zmagań<br />

z wyznawcami rockowego szatana, spijała strofy jak<br />

wiosenny miodzik i gromkimi nagradzała Konika brawami.<br />

Po koncercie Pancernych Rowerów, gdy ostatecznie<br />

zaczarowałem jarocińską publikę wierszem Lopeza<br />

pt. Problem reinkarnacji i zbrodni, otrzymałem długą standing<br />

ovation i prośbę o literackie bisy.<br />

Śpiewałem te nasze zasłużone poezje i tańczyłem je jak<br />

jakiś obłąkany w zatraceniu derwisz. Między mną a publicznością<br />

wytworzył się fantazyjny obieg energetyczny.<br />

Reagowaliśmy na siebie organicznie a w końcu zaprosiłem<br />

182<br />

młodzież do wspólnej poetyckiej zabawy i postawiłem na<br />

wymianę interaktywną.<br />

Fani podsyłali mi na kartkach spontanicznie napisane<br />

fraszki o różnym poziomie subtelności i refleksji. Były<br />

wiersze dydaktyczne – Lepsza rączka niż rzeżączka / Jak<br />

mawiał papież od rączki nic nie złapiesz oraz poema meteorologiczno-krzepiące<br />

– Chowajcie parasole od jutra upał /<br />

Dziś pies jak srał to tupał.<br />

Potem rozszerzyłem aktywności integracyjne o egzotyczne<br />

festiwalowe biuro matrymonialne. Fani przysyłali<br />

oferty miłosnego spełnienia, które zrealizować miało się<br />

najczęściej w stadionowym kiblu. Szła wolność, to pewne!<br />

Podczas koncertu podszedł do mnie legendarny guru<br />

FMR, Walter Chełstowski. Pogratulował sukcesu negocjacyjnego<br />

oraz artowego i osobiście ścierał błoto z radośnie<br />

utrudzonej twarzy Konikovskiego.<br />

Specjalnie na ten występ pożyczyłem od mojego kochanego<br />

taty jedyną koszulę, która jakoś nadawała się do noszenia<br />

„wśród ludziów”. Koszula bohatersko poległa, zamieniona<br />

w widowiskową szmatę.<br />

A Walter zakochał się w naszych wierszach i zaprosił<br />

mnie do swojego warszawskiego biura – na negocjacje<br />

w sprawie ich książkowego wydania. Książkę wydał co


prawda dopiero Księgozbiór Zlew Polski, ale ścieżki moje<br />

i dyrektora Chełstowskiego przeciąć się miały jeszcze w po<br />

wielokroć istotnych okolicznościach…<br />

Gdy nad ranem żegnałem jarocińską widownię optymistycznym<br />

wierszem –Moja mama mówi / dzieci mi się udały<br />

/ jeden artysta / a drugi z trudem zdał maturę, kontrakt<br />

na kolejny show miałem już w kieszeni! Tam także znalazłem<br />

pierwszą w mojej zadziwiającej karierze wypłatę. Zarobiłem<br />

na jarocińskiej wojence pensję równą miesięcznym<br />

poborom taty, dyrektora PGR Wejherowo – Słuszewo,<br />

w stanie upadłości…<br />

Mój sukces sceniczny zarejestrował nawet wysłannik<br />

gdańskiej prasy – Nasi muzycy zaprezentowali się wspaniale<br />

i wcale nie twierdzę tego przez lokalny patriotyzm. Lecz<br />

dla mnie cichym bohaterem wieczoru był Paweł Konnak,<br />

syn Kazimierza, który jako konferansjer i artysta prezentujący<br />

skromne okruchy z przebogatego dorobku grupy poetyckiej<br />

„Zlali mi się do środka”, przebojem zdobył sobie sympatię<br />

całego stadionu. Chciałoby się zakończyć ten materiał<br />

słowami „Szkoda że państwo tego nie widzieli…” (Wieczór<br />

Wybrzeża – „Jarocińskie granie”).<br />

Następnego dnia pojechałem do Warszawy. Czekali tam<br />

już na mnie Zbyszek i Paulus. Wspólnie nawiedziliśmy babilońską<br />

enklawę, którą do tej pory było publiczne radio.<br />

Ale po czerwcowych wyborach dokonywała się i tam powolna<br />

wymiana ekipy. I wbili się na fale eteru nasi starzy<br />

kumple Boa Brzozowicz & menago Chmiel. Zaprosili Sekcję<br />

Publicystyczno – Reklamową Koncernu Metafizyczno<br />

– Rozrywkowego Pigułka Progresji do udziału w swojej<br />

nowej audycji pt. Radio Clash.<br />

Podczas nocnej wylewki edukowaliśmy społeczeństwo<br />

w temacie aktywności Tranzytorium, tudzież naszych zaprzyjaźnionych,<br />

progresywnych kolegów. Zdaliśmy relację<br />

z kongresu w Budapeszcie, z Placu Wymiany Pozytywnej<br />

i festiwalu w Jarocinie. Czytaliśmy nawet pikantne wiersze<br />

a Sajgon objaśniał abonamentów PR – Decydując się<br />

na użycie wulgaryzmów dokonałem niejako wyboru między<br />

zbluźnieniem a zakłamaniem.<br />

Gdybym ich nie użył przekłamałbym rzeczywistość więc<br />

i kulturę. Sądzę, że lepiej powiedzieć prawdę, nawet straszną,<br />

bo to przynajmniej może do czegoś prowadzić, np.<br />

do przepracowania problemu.<br />

Kłamstwo, nie dość, że nie prowadzi, to jeszcze miesza<br />

i myli drogi. Rzeczywistość jest nasiąknięta miłością i złością,<br />

gdzie na przecięciu ich wypadkowych wyroiły się wulgaryzmy.<br />

Kultura powinna być w stałym związku z rzeczywistością.<br />

Uważam taki związek za jej rację bytu – i jest to raczej<br />

obserwacja niż postulat. Bo kultura j e s t w stałym związku<br />

z rzeczywistością – inny stan jest nawet niemożliwy.<br />

Oczywiście bawię się tu jedynie ludyczną i wycinkową<br />

analizą, jest wiele innych relacji kultury z rzeczywistością.<br />

Ale mi wolno. („Parnas zimowy. Tezy i komentarze praktyczne”).<br />

Day after zaprosiłem całą załogę do najbardziej wtedy<br />

wypasionej stołecznej knajpy, czyli do kawiarni Hortexu.<br />

Przez szczęśliwy przypadek spotkaliśmy tam także wokalistę<br />

Zygzaka z małżonką Kasią. I wszystkich invitowałem<br />

na dionizyjskie bachanalia. Postanowiłem w ten sposób<br />

uczcić pierwsze zarobione „w estradzie” pieniądze. Rozpływaliśmy<br />

się w tonach przepysznych marcepanów i tortów,<br />

oraz egzotycznych a niedostępnych śmiertelnikom<br />

owoców.<br />

Żeby było zabawniej nie wierzyłem wtedy, że jeszcze<br />

kiedykolwiek jakąkolwiek monetę na mojej sztuce zarobię.<br />

Rzeczywistość i w tym wydaniu, za czas jakiś odległy co<br />

prawda, uśmiechnęła się do Pawełka rumianą gębą…<br />

Pod koniec sierpnia Galeria Bieżąco-Momentalna im.<br />

Bani Doktora Lipka ponownie ujawniła show naszego<br />

wspaniałego duetu kolorowego – Joanna Kabala zaprezentowała<br />

malarstwo a Andrzej Awsiej rysunek.<br />

Nadeszła wczesna, niepodległa jesień. Uczestnicy działań<br />

Tranzytorium powoli rozchodzili się ku kreacjom<br />

w swoich prywatnych kosmosach.<br />

Tymon i inni muzycy Miłości założyli w gdańskiej dzielnicy<br />

Osowa buddyjską komunę. W te dni zagrali też w Koniczym<br />

dystrykcie Brzeźno wspaniały tzw. koncert podwodny,<br />

który wydała Fonografia Zlew Polski.<br />

183<br />

TZN Xenna – Falconetti<br />

i Zygzak.<br />

Garaż, Szczecin 1985.


Lopez Mauzere<br />

w drodze do Germanii!<br />

Ela, dziewczyna Zbigniewa, wyjechała do Berlina Zachodniego.<br />

Niebawem zaprosi Koncern na serię profuzyjnych<br />

realizacji do już zjednoczonego miasta.<br />

Wkrótce do Zagłębia Ruhry wyjedzie także legenda<br />

Grupy Poetyckiej – Wojtek Stamm alias Gertruda Jarząbek<br />

alias Lopez Mauzere. Traumę związaną z odcięciem od<br />

kaszubskich korzeni opisze już w XXI wieku. W nominowanej<br />

do literackiej Nagrody Nike eksperymentalnej powieści<br />

pt. Czarna matka.<br />

Zacytujmy fragment tego wspaniałego dzieła, opisujący<br />

pierwsze emigracyjne chwile naszego niezwykłego przyjaciela<br />

– Wujek i ciotka, delikatnie rzecz ujmując, nie byli zadowoleni<br />

z mojej wizyty. Wujek pokazał mi kontener, w którym<br />

mieszkali studenci.<br />

– Jutro jedziesz do obozu – zdecydował, bał się, że będę<br />

mieszkał w kontenerze albo, co gorsza, że mnie zakwaterują<br />

u niego. Obóz…<br />

Wsadzą mnie teraz do obozu, ogolą głowę, dadzą pasiak,<br />

zmaltretują i zagazują, tak zawsze wyobrażałem sobie swój<br />

koniec w Niemczech. Aż dreszcz przebiegł mi po plecach…<br />

Był to obóz Indian, Tatarów, obóz – castrum – Rzymian,<br />

nie obóz uchodźców; tam, jak we wszystkich obozach, stawał<br />

się człowiek numerem, przypadkiem.<br />

184<br />

W ogóle był wtedy taki czas, iż momentami miałem<br />

wrażenie, że więcej kolegów mam w Berlinie niż w Gdańsku.<br />

Nie wszyscy wierzyli w Polski cud gospodarczy…<br />

Część totartowców, aby przeczekać pierwszą zawieruchę<br />

transformacji, powróciła na studia i udawała że pracuje<br />

nad magisterką. Ja na piątym roku byłem cztery lata,<br />

w tym rok na studiach zaocznych, co uświadomiłem sobie<br />

dopiero po wywaleniu z uniwersytetu…<br />

Mimo pogarszającego się stanu zdrowia, Zbyszek dynamicznie<br />

zaangażował się w kreowanie naszych wymarzonych<br />

placówek – utrzymanie Placu Wymiany Pozytywnej<br />

i powstanie niezależnego ośrodka kulturalnego.<br />

Pisał – Dyskutując prawne możliwości i niebezpieczeństwa<br />

związane z planowanym przejęciem klubu przez X<br />

Pawilon, uczestnicy grupy zdecydowali się założyć w tym<br />

celu stowarzyszenie. Powołanie stowarzyszenia ma nie tylko<br />

ugruntować prawną sytuację klubu. Ma przynieść także<br />

możliwość prowadzenia działalności gospodarczej, a przez<br />

to dostarczyć środków na działalność np. wydawniczą.<br />

Po zważeniu ewentualnych plusów i minusów członkowie<br />

grupy wystąpili o rejestrację Stowarzyszenia Kultury Alternatywnej.<br />

Można się spodziewać, że jeśli pozytywne zmiany<br />

polityczne w Polsce będą postępowały, to z czasem dojdzie<br />

do powstania ogólnokrajowego SKA.<br />

Zapewne przed niezależnymi, nowokulturowymi ruchami<br />

otworzyłoby to zacne a nieznane dotąd możliwości.<br />

Tymczasem nie wszyscy udziałowcy SKA wykazali się<br />

czujnością i instynktem samozachowawczym. Część anarcholskiej<br />

młodzieży chyba nie do końca zdawała sobie<br />

sprawę, że wolność to także ciężka praca i wspólne, mało<br />

widowiskowe obowiązki.<br />

Po kolejnym, październikowym koncercie, na Placu<br />

Wymiany Pozytywnej płoną barakowozy. Zbigniew wezwany<br />

zostaje do siedziby straży miejskiej i obdarowany<br />

mandatem.<br />

Komentując działalność niektórych naszych mało rozgarniętych<br />

kooperantów, gorzko zanotował w wierszu – Jedynie<br />

z anarchizmu lubię taką biopsję / że się, często podświadomie<br />

i przedpojęciowo / zajmuje podstawowym problemem<br />

społecznym w ogóle / czyli konfliktem dążenia<br />

do wolności i do bezpieczeństwa, / który niezdrowo / produkuje<br />

męczeństwa i jest przyczyną, że się rżniemy czule / zamiast<br />

sadzić bulwy i uśmiechać do słońca.<br />

No to ten problem żywo mnie obchodzi / bo szczególnie<br />

nie lubię / nieidealnym ludziom / stwarzać idealne warunki<br />

/ do robienia gnoju. („Nic na siłę”).<br />

Między innymi dlatego niebawem utracimy Plac Wymiany<br />

Pozytywnej. I z powodów tożsamych, po serii wspaniałych<br />

realizacji, w 1993 roku zakończy swoją działalność<br />

Klub Inicjatyw Społecznych C14. Ale temu poświęcę inakszą<br />

już narrację…


A do mnie zadzwonił Walter Chełstowski i, mając w pamięci<br />

jarocińską batalię, zaprosił na niecodzienną imprezę.<br />

Miałem czytać wiersze i prowadzić konferansjerkę podczas<br />

26 godzinnego koncertu rockowego, który organizował<br />

na warszawskim Torwarze. Ten imponujący maraton<br />

nosił jakże adekwatną nazwę Zadyma. Moim partnerem<br />

miała być wschodząca gwiazda estrady oraz filantropii –<br />

Jurek Owsiak.<br />

13 października zjawiłem się na polu walki o lepsze jutro<br />

i lepsze futro ha ha ha. Koncert-stonoga zaczynał o godzinie<br />

20 zespół The Suchy Experyment a kończył o godzinie<br />

22 dnia następnego zespół Dżem.<br />

W środku produkowali się między innymi muzykanci<br />

znanych i lubianych kapel: 20.40 – Kolaboranci, 21.20 –<br />

Voo Voo, 22.20 – Tilt, 24.15 – De Mono, 1.35 – Paff, 2.15<br />

– Proletariat, 3.35 – Closterkeller, 5.00 – Moskwa, 8.55 –<br />

Wawel Underground, 10.45 – Farben Lehre, 14.00 – Baakszysz,<br />

15.10 – T.Love, 16.15 – Daab, 18.10 – Ziyo, 19.25<br />

– Aya RL. W sumie szarpało druty 36 formacji.<br />

Miałem więc okazję, aby za jednym zamachem poznać<br />

większość gwiazd popularnej muzyki młodzieżowej tamtego<br />

czasu. I moich przyszłych kolegów z rock and rollowych<br />

szaleństw, czekających mnie w latach 90-tych.<br />

Koncert rozpocząłem w pięknym, postabsurdalnym stylu.<br />

Publiczność była przyjazna tak mniej więcej do godziny<br />

3 nad ranem. Potem straciła cierpliwość i pojawił się, znany<br />

skądinąd, chóralny zaśpiew wypierdalaj!!!. Gdy u bram<br />

świtu skanduje to naraz 6 tysięcy wielbicieli „muzyki miłej,<br />

łatwej i przyjemnej”, jaką dla totartalnego weterana był<br />

wtedy rock, to miałem prawo czuć uzasadnioną dumę.<br />

Zmęczyła się moja nowa publiczność okrzykami nieprzyjaznymi<br />

około południa. I potem już w miarę konwencjonalnie<br />

konferansjerka z Jurkiem Owsiakiem była<br />

odczyniana.<br />

Oprócz niechęci ku upublicznieniu perełek Grupy Poetyckiej,<br />

zarejestrowałem ciekawy incydent sceniczny. O<br />

godzinie 6.30 na zmęczoną już scenę weszła szczecińska<br />

grupa Kafel. Wykonywali muzę industrialną a na wokalu<br />

cichutko popiskiwała nieśmiała panna, opakowana w sukienkę<br />

od pierwszej komunii.<br />

Panna była mocno zestresowana i uciekła z estrady nie<br />

dokończywszy utworu drugiego. Potem okazało się, że był<br />

to dziewiczy występ sceniczny Kasi Nosowskiej. Jak już<br />

dziś wiemy, niebawem pójdzie jej znacznie lepiej…<br />

A mój nowy kolega Jurek wystosował do mediów list<br />

z okazji swojej Zadymy, zaczynający się od słów – Nazywam<br />

się Jerzy Owsiak. Jestem właścicielem dobrze prosperującego<br />

zakładu wytwarzającego lampy witrażowe, jednego<br />

z większych zajmujących się tego rodzaju produkcją.<br />

Tymczasem w Homku (nr.44) ukazała się zlewna wkładka<br />

autorstwa Yo Als Jetzt. Zawierała m.in. urokliwy poemat<br />

permanentny pt. „Plan zdobycia kamery video”<br />

– sprzedamy majątek / dwie złote monety po dziadku i dwie<br />

złote spinki / 250 tys. / książki ok. 300 tys. / ja mam 100 dol.<br />

/ może od rodziny wyciągniemy dalsze 300 / to razem 950<br />

/ zamienimy wszystko co mamy na kamerę video / przysłowie<br />

wschodnie – mądrze robi ten co zamienia / wiele małych<br />

klejnotów na jeden duży…<br />

Nie wszyscy się ujawnili i wyszli z podziemia. Pod koniec<br />

października Galeria Działań Maniakalnych, nakręcana<br />

w Łodzi przez niestrudzonego Skibę, zorganizowała Wystawę<br />

Prasy Zajebistej – Jeżeli nie mieścisz się ani w pierwszym<br />

ani w drugim obiegu, wydajesz własnymi siłami prywatne<br />

pismo, gazetę, fanzin, magazyn poetycki czy jakiekolwiek<br />

inne druki, które można uznać za prasę alternatywną<br />

czuj się zaproszony… Serdeczne fuck off dla wszystkich,<br />

którzy pomogą nam i przedrukują te info w swoich Zinach.<br />

Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka Progresji<br />

wysłał na Wystawę świeżo uwolnioną z aresztu Higienę<br />

oraz bibliotekę klasyków Totartu, ujawnioną przez Księgozbiór<br />

Zlew Polski.<br />

185<br />

Poeta Konjo na estradzie!


Futurfoto – gwiazda<br />

Wystawy Prasy Zajebistej.


Na Torwarze namierzyła mnie rozrywkowa ekipa ze Śląska,<br />

organizująca w katowickim Spodku potężny festiwal<br />

Odjazdy. Zaprosili skromnego dyrektora Koncernu do poprowadzenia<br />

czwartej edycji ich mocarnego spędu rockowego.<br />

6 grudnia ujawniłem dokonania Grupy Poetyckiej Zlali<br />

Mi Się Do Środka przed 10 tysiącami widzów tego intensywnego<br />

maratonu. Odniosłem sukces już w pierwszej<br />

rundzie. Przez osiem godzin publiczność, z tradycyjną śląską<br />

uprzejmością, percepowała moje liryczne wynurzenia.<br />

Dopiero przed koncertem De Mono usłyszałem jakże znajomą<br />

laurkę – Jesteś genialny ale już spierdalaj!<br />

Brawurowe recytacje przed niełatwą widownią okazały<br />

się niebawem przepustką do kolejnych upublicznień, na<br />

największych festiwalach rockowych końca XX i początku<br />

XXI wieku.<br />

Moi mecenasi byli pod wrażeniem nierównej, ale zwycięskiej<br />

walki kaszubskiego poety ze śląskimi fanatykami<br />

mocnego uderzenia. Zaprosili Konika na after party, podczas<br />

którego doszło do pierwszych, w mojej raczkującej<br />

showbizowej karierze, przekroczek obyczajowych. Rano<br />

pamiętałem w zdemolowanym pokoju hotelowym jeno<br />

scenę, gdy wraz z księgowym Odjazdów usuwamy grający<br />

telewizor za okno…<br />

Tak wychodziłem nieśmiało z podziemia w światła estrady.<br />

W domu Zbyszek finalizował pisanie legendarnego<br />

tomu Parnas zimowy. Zawarł we wstępie przenikliwą analizę<br />

swojej metafizyczno – społecznej drogi – Rocznikowi<br />

50 przydarzyła się gleja, pewna dysplastyczność czasu historycznego<br />

– takiego jakim był odczuwany. Pokój – niepokój,<br />

wolność – nie-wolność.<br />

Pokój który był podszyty napięciem, podświadomością<br />

jego umowności, zawisłości od nie naszych kaprysów. Ani<br />

to wolność, ani niewola, chociaż: niewola jako praprzyczyna<br />

tego stanu zawieszenia?<br />

Zatem budyń, budyń smętny, od czasu do czasu urealniony<br />

krewką, a trafiały się w nim takie niespodziane szpileczki,<br />

trudne do przełknięcia: ktoś się powiesił, otruł gazem.<br />

Z lepszego świata dobiegały nas mlaskania, a czasem dolatywały<br />

okruchy pod postacią sympatycznych przedmiotów<br />

zawierających w środku jakieś kółka, druciki i inne okrzyczane<br />

doskonałości, z czasem, po skruszeniu skorupek wysypujące<br />

się, po czym długo analizowane, a jeszcze dłużej<br />

przechowywane i wspominane.<br />

Jedna z bardziej starannych realizacji kultury delectare.<br />

Ostatecznie dzieło ukończy w 1991 roku. Do dziś Parnas<br />

zimowy wydany nie został.<br />

A tymczasem w profuzyjnej rodzinie szykowaliśmy się<br />

do finału tego brzemiennego, 1989 roku. 20 grudnia Andrzej<br />

i Joanna, na zaproszenie Eli, wykonują scenografię<br />

alternatywnej berlińskiej knajpy Cafe Anfall.<br />

I zdążyli jeszcze 31 grudnia, jako Wydawnictwo Kubańskie<br />

Cycki, ujawnić dzieło poetyckie Maćka Rucińskiego<br />

pt. Do widzenia Vincent. Wiersze, o czym informowała gustowna<br />

pieczątka, pochodziły z lat 1986 – 1988. Obrazki<br />

prześliczne, jak i ręcznie malowaną okładkę, uczyniła Joasia<br />

Kabala. Mój egzemplarz nosi numer 8/100:<br />

Nie armie były ich siłą / myśli wódz stepowy najeźdźca /<br />

w stolicy podbitego kraju / i śle szpiegów / gdzie ukrywa się<br />

moc imperium / podczas objazdu prowincji / wzrok chana<br />

odkrył dachy pagody / i zaraz przypomniał sobie / delikatne<br />

obrazy z cesarskiego pałacu / zrozumiał / rozkaz niszczenia<br />

187<br />

Zbig i Konjo<br />

– Łódź, maj 87.


Konjo na planie filmu<br />

„Dezerter<br />

– nie ma zagrożenia”.<br />

Eksportowy<br />

poster Miłości.<br />

nie opuścił / jego ust / zdumieni słudzy usłyszeli poemat /<br />

na cześć wiosny.<br />

Jutro obudzimy się w 1990 roku.<br />

Niedługo Zbyszek i Tymon rozpoczną pisanie powieści<br />

Chłopi.<br />

Niedługo Konjo wystąpi w roli postabsurdalnego VJ<br />

w swoim pierwszym programie rozrywkowym Telewizja<br />

Neptuna.<br />

Niedługo zainaugurujemy działalność naszego wyśnionego<br />

Klubu Inicjatyw Społecznych C14. Joanna, Andrzej<br />

i Marek Rogulski założą tam progresywną Galerię C14.<br />

Niedługo odbędzie się wspaniały festiwal 5 Lat Totartu<br />

i Konferencja Wydawnictw Pojedyńczych.<br />

Niedługo Zbigniew i Robert Tekieli rozpoczną wydawanie<br />

Tygodnika Literackiego. Oraz kreowanie magazynu<br />

Brulion TV Dzyndzylyndzy.<br />

Niedługo Konjo, Skiba i ekipa Yach Film nakręcą pierwszy<br />

odcinek rockowego kabaretu tv Lalamido.<br />

Niedługo przystąpimy, wraz z Galerią C14 i Galerią Wyspa,<br />

do projektu Otwarte Atelier, z którego wyewoluuje<br />

gdańskie Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia.<br />

Niedługo Darek nakręci pierwszy odcinek swojego autorskiego<br />

magazynu pt. Brzóska Show. A Konjo zostanie VJ<br />

experymentalnego happeningu telewizyjnego pt. Art Noc.<br />

Niedługo Tymon i grupa Miłość rozkręcą scenę jassową.<br />

I założy Ricardo waleczne Biodro Records.<br />

Niedługo Konjo nakręci swój pierwszy film pt. Swędzenie<br />

plazmy, podczas wielkiego festiwalu Gdańskie Dni Niezależnych.<br />

A potem wyreżyseruje jeszcze filmy Dezerter –<br />

nie ma zagrożenia, Exodus – Robert Brylewski, Totart nad<br />

miastem i wiele innych zlewnych audiowizuali.<br />

Niedługo Joanna i Andrzej obwieszczą Chałupniczą rzeczywistość<br />

wirtualną. Wspaniale też wykreują dizajnerską<br />

oprawę Lalamido.<br />

Niedługo Paulus ujawni serię komiksów Pure Sure<br />

i Twins.<br />

188<br />

Niedługo Skiba zaprosi Konja na wielką trasę koncertową<br />

Big Cyc w szponach Lalamido. I tak zostaniemy gwiazdami<br />

estrady.<br />

Niedługo Tymon z formacją Kury nagra legendarną płytę<br />

P.O.L.O.V.I.R.U.S. A potem powoła grupy Masło, Dyliżans,<br />

Księgowi, Poganie, Trupy, Czan i Transistors.<br />

Niedługo Lopez Mauzere zorganizuje z kolegami Klub<br />

Polskich Nieudaczników w Berlinie. A potem opisze swoje<br />

zadziwiające życie w powieści Czarna Matka.<br />

Niedługo Konjo upubliczni swój tom poetycki pt. Sztuka<br />

restauracji. I jeszcze kolejne – Randka z mutantem, Król<br />

festynów & Nikt nie odda się za zupę...<br />

Niedługo Zbyszek gwałtownie transponuje na inny obszar<br />

komunikacji z wszechświatem.<br />

Niektórzy wyjadą.<br />

A niektórzy wrócą…


„Do widzenia Vincent” –<br />

grafika Joanna Kabala,<br />

wiersz Maciek Ruciński.


przeszła taka dziwna tropikalna burza<br />

wszystko dookoła parowało ciepłym zmierzchem<br />

jutro jechaliśmy dalej<br />

siedziałem nad zatoką meksykańską i to co przede mną<br />

to uczucie krystalicznej rozkoszy<br />

a gdzieś z tyłu głowy spływała otchłań<br />

trwaliśmy tak w trójkę<br />

ja<br />

ta rozkosz i otchłań<br />

ta rozkosz<br />

ta otchłań<br />

Paweł Konjo Konnak – „Król festynów"<br />

Była późna jesień roku 1986. Świtało. Leżeliśmy na podłodze<br />

jakiegoś zbombardowanego akademika. Przed chwilą<br />

Totart zakończył kolejną akcję. W jeszcze jednym, zapomnianym<br />

przez ludzkość piekle.<br />

Tego miejsca nie było na żadnej mapie. Nas już też<br />

w gruncie rzeczy nie było.<br />

Otuleni w śmierdzące koce, zalegaliśmy niczym larwy<br />

na dnie dołu z gnojówką. Deszcz kroił wybitą szybę, wtłaczając<br />

toksyny z pobliskiego molocha chemicznego. Odłażąca<br />

ze ścian farba, malowana chyba krótko po zakończeniu<br />

drugiej wojny, wyglądała jak zapis agonii w nieczynnym<br />

prosektorium.<br />

Nie mogę nawet powiedzieć, że czułem się niedobrze. Bo<br />

od wielu lat nic już nie czułem. Właściwie nie pamiętam<br />

nawet, kiedy umarłem. Funkcjonowałem siłą jakiejś irracjonalnej<br />

przekory. Która powoli, ale nieubłaganie, popychała<br />

moje zwłoki w kierunku coraz większego zatracenia.<br />

191


Obok mnie leżał Zbyszek. Też nie mógł zasnąć i jak zawsze<br />

zapisywał strumień świadomości na jakiejś poszarpanej<br />

kartce – Już nie wiem ani co to z estetycznych drżeń<br />

mrowienie po kręgosłupie, ani co to strzykanie we łbie.<br />

Znam za to tępy desperacki upór i wycie, ale takie pierśne,<br />

trzewne, wypompowujące wszystko ze środka.<br />

Żyć daje się tu tylko gdy w głowie pozostaje ciężki monolit<br />

i można na chwilę biernie zwalić się na pysk w pustym<br />

domu, czuć tylko ostatnie ślady niepokoju w dygocącym<br />

sercu.<br />

Tak wygląda totart, jeśli komuś to wydaje się przygłupie<br />

albo zabawne, czy ładne albo cenne, albo interesujące, albo<br />

dreszczogenne, albo jeszcze jakieś.<br />

To jest takie, bo nic innego nie miałoby siły pchać do ciągle<br />

nowego dźwigania ciężarów w niedospaniu, tłuczenia się<br />

w wielogodzinnym smrodzie pociągów, lepienia plakatów<br />

w mróz, laksogennych posiłków, ciągle skrzywionych, otępiałych<br />

mord przed sobą i tych zdziczałych z nieszczęścia,<br />

którym się podoba owa „sztuka”.<br />

Jest zimno. Moje ciało to martwy ocean rozpaczy. Nasunąłem<br />

koc na siną ze zmęczenia twarz. Przegniła szmata<br />

śmierdzi trupem. Brudny parkiet też śmierdzi trupem.<br />

I blada żarówka jedyna działająca. I chore poranne powietrze.<br />

Wydawało się, że za tym więzieniem, w którym teraz<br />

gniliśmy, za tym oknem wybitym, jest tylko pustka. Zanurzona<br />

w jeszcze większym więzieniu. Które tonie w jeszcze<br />

bardziej monstrualnej pustce.<br />

Otoczeni przez kordon dozorców, z których oślizgłych<br />

dłoni kapała na zamarzniętą ziemię nienawiść i krew.<br />

A w środku my. Wypełnieni atawistycznym szaleństwem,<br />

które pozwalało przetrwać jeszcze jeden dzień.<br />

Mój przyjaciel odłożył ołówek. Zerknął na brzask rozlewający<br />

się niczym wymioty schizoidalnego wampira. Promień<br />

lizał rozkładające się na parapecie, już od niepamiętnych<br />

stuleci, szczątki jakiegoś ptaka.<br />

I nagle Zbyszek powiedział coś, co wydawało się herezją<br />

największą, bluźnierstwem ostatecznym, kpiną z naszego<br />

kolektywnego nieszczęścia.<br />

Westchnął serdecznie z czułą ironią, tak jak to on potrafił.<br />

Po raz pierwszy od wielu godzin uśmiechnął się i spojrzał<br />

w moje oczy samobójcy:<br />

– A wiesz, Konjo, że kiedyś to będzie naprawdę piękny<br />

kraj?!<br />

Miałeś rację, Zbigniew.<br />

Paweł Konjo Konnak<br />

Gdańsk, wrzesień 2009 – maj 2010


Szanowni koneserzy sztuki nie takiej, ale i osobliwie,<br />

o dziwo, nie innej także!<br />

Spraw technicznych parę… W cytatach zachowałem pisownię<br />

oryginału. Stąd np. te wszystkie TotArt, To tart,<br />

przecinki w dziwnych miejscach, brak przecinków i tym<br />

podobne zawijasy. Kto chciał to pisał i bardzo dobrze<br />

i zmieniać po latach nic nikomu nie będę.<br />

Serdeczne dzięxy wspaniałym autorom grafik i zdjęć<br />

za istotnie życzliwe ich udostępnienie.<br />

Gdy piszę iż jakieś dzieło uczyniła ekipa Yo Als Jetzt, to<br />

mam na myśli Joannę Kabalę, Andrzeja Awsieja i Maćka<br />

Rucińskiego.<br />

Zbyszek Sajnóg występuje w tekście także jako Sajgon,<br />

Mesjago lub Spiko.<br />

Paweł Konnak występuje w tekście także jako Konik,<br />

Konnix, Konjo lub Konikovsky.<br />

Na exkluzywnym DVD dołączyliśmy trzy filmy. Dwa<br />

z nich są mojego autorstwa.<br />

W 1992 roku zostałem zaproszony do współpracy przez<br />

gdańską Agencję Filmową Profilm. Ta zacna firma dowodzona<br />

była przez legendy podziemia politycznego – Maćka<br />

Grzywaczewskiego i Arama Rybickiego. Wspaniały duet<br />

zasłynął onegdaj m.in. brawurowym udziałem w sierpniowym<br />

strajku, w stoczni gdańskiej roku 1980.<br />

To własnie oni wygenerowali słynną tablicę, na którą<br />

przepisali 21 robotniczych postulatów. Tablica, ukrywana<br />

w latach stanu wojennego, trafiła na honorową listę światowego<br />

dziedzictwa kulturowego UNESCO.<br />

Profilm wyprodukował przez lata 90-te około dwieście<br />

odcinków naszego kabaretu tv Lalamido. Oraz kilka moich<br />

filmów, opisujących istotne przekroczenia w sarmackim<br />

undergroundzie.<br />

Jednym z takich obrazów jest Totart czyli przemyślność<br />

domokrążcy, który nakręciłem zimą roku 93. Jak widać, to<br />

arcydzieło intuicyjnej X Muzy składa się ze swobodnego<br />

wylewu dokumentalnego. Opartego o cudem ocalałe z pogromu<br />

materiały video<br />

193


Tranzytoryjnej Formacji Totart. A i uwagę zwrócić warto<br />

na unikalną muzę, kreowaną przez orkiestry z naszej<br />

profuzyjnej ekipy (dźwięki upubliczniła Fonografia Zlew<br />

Polski).<br />

Post faktum dodam, iż wspaniały kolega Aram Rybicki<br />

zginął pełniąc funkcję posła na sejm RP, wraz z nieszczęsnym<br />

samolotem w kwietniu 2010 w smoleńskim lesie…<br />

Mój film kolejny to Riff – Tymon Tymański. Invitowali<br />

Konnixa do jego realizacji producenci Maciek Chmiel<br />

i Darek Dikti, odważnie anektujący w połowie lat 90-tych<br />

medialne przestrzenie, komunistycznie zawłaszczone<br />

przez dziesięciolecia.<br />

Odcinek o Tymonie nakręciłem wiosną roku 96. Nasz<br />

utalentowany kolega, jako ostatni z totartalnej gromadki,<br />

wychodził właśnie z podziemia. Miało to miejsce w energetycznie<br />

sympatycznych okolicznościach. Heroicznie<br />

trwający w artowym podglebiu zespół Miłość wyruszył<br />

wtedy na triumfalne tournee all around III RP, w towarzystwie<br />

legendarnego trębacza Lestera Bowie. Ta owocna<br />

kooperacja była jednocześnie momentem objawienia się<br />

światu w pełnym wymiarze sceny jassowej.<br />

I ten period intensywny opisuję w impresji filmowej<br />

o Tymonie.<br />

Podłączyłem też do naszej książki reprint pięciu historycznych<br />

posterów Tranzytorium. Chronologicznie są to:<br />

– Audiowizja Działań Nieprzyswajanych PRĄD – Łódź,<br />

luty 1987. Autorzy Joanna Kabala i Andrzej Awsiej<br />

– Ariergarda 1 – marzec 1987, autorstwa Joanny Kabali<br />

i Andrzeja Awsieja<br />

– Imprzejawnikowy Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny<br />

Zlew Polski – grudzień 1987, autorstwa Joanny Kabali<br />

i Andrzeja Awsieja (z małym dodatkiem graficznym kolegi<br />

Konika)<br />

– Realizacja Warszawska – wrzesień 1988, autorstwa Joanny<br />

Kabali i Andrzeja Awsieja (dzieło poświęcone pamięci<br />

Pana Ryby)<br />

– Plac Wymiany Pozytywnej – lipiec 1989, autor Konjo<br />

Radośnie napotkanym w drodze życzę tradycyjnie orgazmu<br />

permanentnego.<br />

Do zobaczenia gdzieś w Kosmosie!<br />

Paweł Konjo Konnak

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!