Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Postulat:<br />
odrzucić autozadławienie, odrzucić zawory i dławiki<br />
po czym patrzeć jak pęd ekspresji ukształtuje otwory.<br />
Zbigniew Sajnóg<br />
„Raport w sprawie grupy Serdel i w sprawie wycia.”<br />
23 kwietnia 1986 roku o godzinie 17.30, w murach Uniwersytetu<br />
Gdańskiego, explodowało wydarzenie postartystyczne<br />
pod kryptonimem Miasto-Masa-Masarnia. Jego<br />
spiritus movens, Zbigniew Sajnóg, pisał – Kraj żył wtedy<br />
zanurzony w meandrach permanentnego końca. Ludzie pili,<br />
wyjeżdżali, wariowali, ten i ów się powiesił. Zewsząd wiało<br />
potrzebą terapii…<br />
Wkrótce potem uczestnicy tego radykalnego przedsięwzięcia<br />
podjęli decyzję o wstąpieniu na drogę Masarskiego<br />
miecza. Ruszyli przed siebie, dokonując w niełatwym kontekście<br />
schyłkowego PRL czynów wielkich i pięknych. Tak<br />
ukształtowała się łaskami słynąca Tranzytoryjna Formacja<br />
Totart.<br />
Niektórzy krytycy tzw. sztuki współczesnej utrzymują, iż<br />
od tego momentu Kultura Narodowa weszła na estetyczną<br />
równię pochyłą. Inni wręcz przeciwnie – twierdzą, że akcje<br />
Totartu były najistotniejszym wydarzeniem od czasu rajdów<br />
futurystów w II RP. Dyskurs ten Poeta ujął w błyskotliwie<br />
złotej myśli – Jeden uważa tak, drugi uważa inaczej,<br />
większość nie uważa w ogóle…<br />
Byłem jednym z ojców – założycieli tego fascynującego<br />
zjawiska. Choć są złośliwcy którzy utrzymują, że jednak<br />
bardziej matką. Do dnia dzisiejszego zrealizowałem<br />
z Tranzytorium Totartu kilkaset akcji o charakterze metafizyczno<br />
– społecznym.<br />
1
Konjo walczy na scenie<br />
w towarzystwie grupy Karcer<br />
– Słupsk , kwiecień 86.<br />
Pełnię, odpowiedzialną przed Historią i archiwistami<br />
IPN, funkcję kustosza Muzeum Objazdowego Totartu.<br />
Chciałbym z mojej Koniczej perspektywy opisać Ci podróż<br />
naszej załogi ku Nieśmiertelności i Wolności. Zapnij<br />
więc pasy i przygotuj się do postabsurdalnego lotu…<br />
Moja droga do Totartu nie była prosta jak lufa czołgu<br />
Rudy 102. Żyłem jak każdy w miarę normalny chłopiec,<br />
zanim generał Jaruzelski nie rozpętał techno party o nazwie<br />
stan wojenny.<br />
Od 13 grudnia roku 81 popadałem w coraz większą dekadencję.<br />
Bardzo szybko przekształciła się ona w szczery<br />
punkowy nihilizm. Od 1982 roku zacząłem pisać wiersze.<br />
I ogólnie mój rozwój duchowy zaczął lawirować w dziwnych<br />
rejestrach. Tak zazwyczaj bywa, gdy pod twoim domem<br />
defilują czołgi.<br />
Usiłowałem zbudować swoją barykadę w walce z wszechogarniającą<br />
bylejakością. Nawiązywałem kontakty z istotnymi<br />
przedstawicielami muzycznego undergroundu. Korespondowałem<br />
m.in. z zespołem Corpus X ze Szczecina,<br />
WC z Miastka, Dezerterem z Warszawy czy Śmiercią Kliniczną<br />
z Gliwic. Przesyłali mi nagrania na rozklekotanych<br />
kasetach i konspiracyjny pałer walczący z socjalistyczną<br />
degrengoladą.<br />
Dlatego dwa tygodnie przed maturą, w Orwellowskim<br />
1984 roku, zorganizowałem mój pierwszy koncert punkowy<br />
w gdańskim klubie stoczniowca Akwen. Nazywał się<br />
Party Młodzieży Wegetującej i zagrały na nim: szczecińskie<br />
bandy alternatywne Corpus X i Zwolnienie Warunkowe;<br />
Moskwa z Łodzi; gdańską scenę reprezentowały – street<br />
punkowe DDT, nowofalowy Klimat (późna mutacja Deadlocka)<br />
oraz awangardowe Kredki.<br />
2<br />
Zadebiutowałem wtedy w roli niezależnego organizatora<br />
oraz punkowego konferansjera. W antraktach pomiędzy<br />
produkcjami kapel czytałem moje boleścią namaszczone<br />
wiersze. Potem stało się to tradycją na kolejnych<br />
koncertach, które organizowałem lub na które byłem zapraszany<br />
jako niepokorny poeta (jak np. na szczecińską<br />
serię Garaży, nakręcanych przez Dzidka Jodko, wokalistę<br />
Corpus X).<br />
Tegoż 84 roku zdałem na filologię polską w Uniwersytecie<br />
Gdańskim. Nie zmieniło to mojego depresyjnego usposobienia.<br />
UG lat tamtych nie był specjalnie przesiąknięty<br />
atmosferą intelektualnej refleksji czy rewolucyjnej namiętności.<br />
Dlatego dalej strzelałem serią koncertów, realizowanych<br />
m.in. pod hasłem Podziemna Wysepka. Grały tam legendy<br />
pankroka błotnistej epoki stanu wojennego – Dezerter,<br />
Abaddon, Rejestracja, Karcer, Dzieci Kapitana Klossa,<br />
Konwent A i Stan Zvezda.<br />
W roku 1985 nawiązałem kontakt z Zygzakiem, frontmanem<br />
nihilistycznego bendu TZN Xenna. Oprócz zdzierania<br />
gardła w tej zasłużonej kapeli, charyzmatyczny młodzian<br />
wydawał pismo Fortran. Zaprosił mnie na łamy tego<br />
zacnego przejawu printerskiego, gdzie zadebiutowałem<br />
jako autor no future poetry.<br />
Ta owocna kooperacja dała mi takiego kopa, iż niebawem<br />
zacząłem wydawać własny magazyn podglebny. Nazywał<br />
się barokowo: Gangrena – Tadży Pao Młodzieży Wegetującej.<br />
Do czasu przełomu totartowego, czyli do wiosny<br />
roku 86, wydałem pięć numerów Gangreny. W ostatnim<br />
stosunek textów punkowych do manifestów Zbigniewa zawierał<br />
się w proporcjach 5:3.<br />
Bo wtedy czułem już że punk rock przestał mi wystarczać.<br />
Byłem sfrustrowany betonową stagnacją gnicia<br />
w PRL. Ale też nie zachwycało mnie kostnienie formy<br />
wśród twórców alternatywnych. Moja publiczność była<br />
pogrążona w marazmie. Wypruwając flaki organizowałem<br />
koncerty, a wokół nic się nie zmieniało.<br />
Ogarnął mnie kompleks wynikania, dość rozpaczliwy<br />
w sytuacji, którą zmienić mogło jedynie kilka dywizji<br />
amerykańskich marines. Masa krytyczna Koniczej niezgody<br />
na świat dochodziła do punktu zasadniczego wkurwienia.<br />
Czekałem na wielki wybuch w kosmosie…
Pierwszy numer<br />
magazynu Gangrena.
Krzysiek Skiba przechodzi<br />
w piąty wymiar!<br />
Pierwszym fanem Gangreny został Jany Waluszko, przez<br />
Skibę czule nazywany Papieżem Anarchizmu Polskiego.<br />
Jany był już wtedy niemalże ikoną wśród radykalnych fighterów<br />
podziemia politycznego. Uczestniczył we wszystkich<br />
możliwych i niemożliwych zadymach ulicznych. Jako<br />
Ruch Społeczeństwa Alternatywnego wydawał pismo Homek,<br />
które dilował m.in. na moich punkowych koncertach.<br />
A ksywę Jany to ja mu nadałem. Wzięła się z lektury nowofalowej<br />
gazetki Papier Białych Wulkanów, ujawnianej<br />
w okolicach roku 80-tego, przez załogę związaną z kultową<br />
kapelą Deadlock.<br />
Papier… to nie był typowy fanzin – anonimowi autorzy<br />
drukowali tam swoje zakręcone liryki i absurdalne<br />
opowiadania. W jednym z nich bohaterem był niejaki<br />
Jany Elżbieta Dugda. Jego losy tak mnie wzruszyły, iż takie<br />
właśnie pseudo konspiracyjne nadałem Janowi Pawłowi<br />
Waluszko. Jak wiemy, chociażby z lektury akt SB, pseudo<br />
przyjęło się w środowisku i z powodzeniem funkcjonuje<br />
do dnia dzisiejszego.<br />
A dzięki Janemu poznałem jesienią roku 85 Skibę. Miało<br />
to miejsce w romantycznych okolicznościach. Byłem<br />
w komitecie witającym Krzyśka po wyjściu na wolność<br />
z aresztu. Spędził w kaliskim więzieniu kilka miesięcy, po<br />
zaatakowaniu ulotkami antyMON jednego z koncertów<br />
Festiwalu Muzyków Rockowych w Jarocinie.<br />
Skiba przebywał przez czas jakiś w celi z kontrowersyjnym<br />
współlokatorem. Był nim wampir z Krotoszyna, który<br />
utrzymywał, że własnoręcznie zgwałcił i udusił 5 kobiet.<br />
4<br />
Wampira powiesili a Skiba wrócił na bojowe łono RSA.<br />
Oraz do generowania akcji okołoartystycznych, dzięki<br />
którym już niebawem wspomóc miał Totart w wielokrotnie<br />
istotny sposób.<br />
A tymczasem, jak pisał Poeta, bylejakość ogarniała elity<br />
i masy. W marcu roku 86 w Uniwersytecie Gdańskim odbył<br />
się wieczór grupy poetyckiej W Zatoce. Było to dość<br />
schyłkowe widowisko, brodzące w popłuczynach po zaangażowanej<br />
liryce końca lat 60-tych.<br />
Jedna z gwiazd Zatoki, z całkowitą powagą, deklamowała<br />
np. wiersz pt. To jest strajk dziewczyno. Ten stopień<br />
nieadekwatności literackiej doprowadził do ujawnienia się<br />
pierwszych nieświadomych totartowców.<br />
Podczas wieczoru Zbigniew Sajnóg co chwila wstawał,<br />
strzelał z korkowca i krzyczał: Chcę ogłosić komunikat!<br />
Do końca nie wyjaśnił jednak, co ten message miałby<br />
zawierać. Po nim wstawały spontanicznie inne akademickie<br />
dziwolągi i wygłaszały różne zadziwiające kwestie.<br />
Ja wyłem Dajcie nam Barabasza! a Kudłaty zawodził Loha!<br />
Loha!.<br />
Chaos pogłębiał się i doszło do werbalnych przepychanek<br />
na linii publika – panowie poeci, plus pani poetka<br />
sztuk eins. Jeden z urażonych literatów zabrał swoje zabawki<br />
i oznajmił – Nie wiem jakiej jakości są nasze perły,<br />
ale domniemam, iż zostały rzucone przed prawdziwe<br />
wieprze!<br />
Zbiliśmy mu brawko. Widać było, że jest na uniwersytecie<br />
grupa ludzi, która się na taką kulturę nie zgadza.
Wkrótce potem na terenie UG zawisły tajemnicze maski<br />
w kolorze wściekle różowym. Zwiastowały happening<br />
(?!) poetycki Zbyszka Sajnóga pt. Miasto-Masa-Masarnia.<br />
Sam autor od dłuższego czasu pojawiał się w hallu Wydziału<br />
Humanistycznego, pełniącego funkcję volkstribune,<br />
przybierając coraz bardziej fantazyjny image. Odziany<br />
był w długi gumowy płaszcz z francuskiego demobilu.<br />
Włos rozwiany niczym u demiurga z pogańskich mitologii.<br />
Przez ramię przerzucona wielka torba hydraulika,<br />
w której przechowywał rękopisy swoich wierszy.<br />
Oraz bagnet którym oganiał się od przedstawicieli społeczeństwa,<br />
nie akceptujących na polskich ulicach ludzi,<br />
wyglądających tak jak Sajnóg.<br />
Zapoznał nas ze sobą Artur Kudłaty Kozdrowski. Kudłaty<br />
pochodził ze Słupska. Lewitował w orbicie punkowego<br />
combo Karcer i też bez przekonania studiował filologię<br />
polską.<br />
Sfraternizowaliśmy się z Arturem gdy zaprosiłem Karcer<br />
na Party Młodzieży Wegetującej vol.3, które zorganizowałem<br />
w gdańskim Domu Harcerza jesienią 85. Kudlatz był<br />
już wtedy autorem tomików poezji wydawanych bezdebitowo,<br />
o tak barwnych tytułach jak Prosimy do tańca / Riego<br />
Kurwa czy powieści Samotny saturator.<br />
On też oświecił mnie, iż w Słupsku spalono na stosie<br />
ostatnią europejską czarownicę. Nazywała się Trina Papisten.<br />
Do dziś stoi in Stolp baszta Jej imienia.<br />
Moment poznania ze Zbyszkiem zapamiętałem dokładnie.<br />
Staliśmy razem w kolejce do akademickiego baru,<br />
słodko nazywanego Chlewem. Podawali tam najtańszą<br />
w Trójmieście herbatę. I to była dla mnie jedna z niewie-<br />
lu motywacji aby, oprócz ucieczki od wojska, w roku 86<br />
w ogóle na Uniwersytet przychodzić.<br />
W smutnej kolejce po lurę, a’ 30 groszy per kubek, kwitliśmy<br />
– Kudłaty, Sajnóg i na końcu ja. W pewnej chwili<br />
Kudłaty odwrócił się i powiedział – Poznajcie się. To jest<br />
kolega Zbigniew, który organizuje happening. Może byś się<br />
Konik podłączył?<br />
Mnie niesamowicie rozbawiło to określenie kolega Zbigniew,<br />
wziąwszy pod uwagę odmienność estetyczną, którą<br />
kolega Zbigniew emanował.<br />
Zgodziłem się i umówiłem na spotkanie organizacyjne.<br />
Nawiedziłem wtedy po raz pierwszy mieszkanie Zbyszka,<br />
które na lat wiele miało stać się centralą Tranzytorium.<br />
Tudzież schroniskiem dla wielu zbłąkanych dusz. Oraz<br />
okiem cyklonu, w którym kreowano idejki rewolucji permanentnie<br />
idealnej.<br />
W spotkaniu inicjacyjnym uczestniczył najbliższy wtedy<br />
kumpel Sajgona, malarz i performer Bogdan Kubat. Od<br />
kilku lat uprawiali wspólnie dziwne aktywności z pogranicza<br />
sztuki i polityki. M.in. w 82 roku założyli grupę Serdel,<br />
grającą muzykę końca z textami w stylu – Walę głową<br />
o podłogę / już nie mogę / już nie mogę!<br />
Wśród instrumentów Serdla, używanych do preparowania<br />
nagrań, znajdowały się np. wadliwa perkusja elektronicznie<br />
modyfikująca i przyrząd do krojenia jajek. Malarz<br />
Kubat tworzył też turpistyczne reliefy, których tematem<br />
była patologiczna rozrodczość.<br />
Mój nowy kolega Z. S. wyświetlił autobiograficzną traumę<br />
podziemnych eksperiencji.<br />
Świat od zawsze pozostawał obojętnym na istotne przejawy<br />
artowe obywatela Sajnóga, więc ten metodą samizdatu<br />
produkował coraz bardziej przekroczone zjawiska literackie.<br />
W ten sposób upublicznił: tom pt. Xięstwo. (Poema<br />
agrarne, poema komunalne) z lat 1979–82; Niemożność<br />
– projekt książki bez początku i końca 1982–83 oraz<br />
Dwanaście sonetów równowagi z roku niedawnego 1985.<br />
A także półpowieść pt. Jajko.<br />
Wizjoner z Alei Leningradzkiej otworzył się przed punkersem<br />
z Brzeźna (urokliwej gdańskiej dzielnicy nędzy) –<br />
Wolność 1980 roku zastała mnie nieco zbyt wcześnie. Moje<br />
literacko – poetyckie koncepcje zarysowywały się co prawda<br />
od około 1978/1979 roku, ale w roku 80 nie byłem jeszcze<br />
gotowy, w tym sensie, że nie miałem jeszcze odpowiedniej<br />
ilości odpowiedniej marki utworów, a tych, które miałem,<br />
nie byłem pewien. Niewątpliwie był to ciągle etap ładowania<br />
akumulatorów. Zresztą tyle rzeczy się działo, trzeba<br />
było być…<br />
Więc pozytywnie nastawiony Zbigniew starał się być<br />
w jak najbardziej energetycznym, racjonalnym, tudzież<br />
w opozycyjnie obywatelskim wymiarze.<br />
5<br />
Poeta naiwny Kudłaty.
Zbyszek Sajnóg.<br />
Gdańsk, zima 86.<br />
Gdańsk, kwiecień 87<br />
– koncert Ariergardy 1,<br />
Konjo i Zbyszek.<br />
Już pod koniec<br />
lat 70-tych usiłował<br />
założyć niezależny<br />
klub artystyczny.<br />
W 1981 roku reaktywował<br />
w UniwersytecieGdańskim<br />
Zeszyty Koła<br />
Naukowego Polonistów<br />
„Litteraria”.<br />
Na początku stanu<br />
wojennego brał<br />
udział w brawurowymprzechwyceniu,<br />
skazanego na<br />
zmielenie przez komunistów,<br />
nakładu<br />
książki pt. Wałęsa.<br />
No a dalej było<br />
standardowo: trochę<br />
ulotek, kamienie,<br />
czołgi… Poniesiony<br />
ogólnym uniesieniem<br />
napisałem<br />
wtedy pęczek patriotycznych<br />
wierszy. Były rzecz jasna różne od tego, co pisałem<br />
przy innych okazjach i, jak sądzę, z punktu widzenia poetyckiego<br />
standardu, były całkiem nie najgorsze, korzystające<br />
ze sprytnych odniesień do Norwida etc.<br />
Żadne z „walczących” pisemek nie było jednak zainteresowane<br />
drukowaniem zaangażowanych strof Sajnóga. To<br />
jeszcze był w stanie przetrawić. Ale napisał też nowatorską<br />
rozprawę na temat manipulacji propagandą pozytywistyczną,<br />
uprawianą w stanie wojennym przez rzecznika junty<br />
Urbana i jego ponurych socjotechników.<br />
Krytykowałem neopozytywizm socjalistyczny i dziwiło<br />
mnie, że nie znalazłem w pismach podziemnych ani jednego<br />
rzeczowego rozbioru i krytyki tego ewidentnego nadużycia.<br />
Mój artykuł nie został opublikowany. Odrzucono go, motywując,<br />
że „robotnik tego nie zrozumie”. Było to nieco zniechęcające<br />
doświadczenie…<br />
Zwiększająca się ilość zniechęcających doświadczeń<br />
przekonała boleśnie Zbigniewa, że jest bytem „inakszym<br />
niż inni”. Nie czuł tożsamości ani z totalitarnym społeczeństwem,<br />
ani z coraz bardziej kuriozalnymi wybroczynami<br />
opozycji.<br />
Napisał więc – Schorowana sytuacja budzi potrzebę terapii.<br />
Terapia kulturowa to, między innymi, przełamywanie<br />
osamotnienia, jakościowa kontrola wartości, odmyślakowywanie<br />
rzeczywistości, by ujawniać jaką jest i wreszcie<br />
uzupełnianie wspólnej negacji o wspólną kreację,<br />
6<br />
a terapeutyczna kreacja,<br />
to oczywiście nie artystyczny<br />
wyścig zbrojeń, ale też<br />
nie, akurat wtedy władające<br />
umysłami, zatapianie się<br />
w mroku legend i tradycyjnych<br />
wzorów…<br />
Słuchałem tego coraz<br />
bardziej przekonany,<br />
że należymy do jednego<br />
plemienia.<br />
Zbyszek przerwał na<br />
chwilę, pociągnął łyk kawy<br />
zbożowej bez cukru i po<br />
katalogu klęsk egzystencjalnych<br />
postawił dobitny<br />
wykrzyknik – W każdym<br />
razie zapamiętałem dobrze<br />
wtedy i na całe życie,<br />
że okazje należy wykorzystywać<br />
skrupulatnie i szybko<br />
tak, jak się da. Postanowiłem<br />
do następnego okresu<br />
wolności przygotować się<br />
jak nikt inny.<br />
I w tym momencie do tego przygotowania zostałem serdecznie<br />
zaproszony…<br />
Zbigniew poinformował mnie, że istotą akcji Miasto-<br />
-Masa-Masarnia jest bunt przeciwko organizacji świata<br />
w ogóle. Powołuje kategorię anarchizmu metafizycznego –<br />
to droga ku zniszczeniu wizji wegetatywnych, wywiedzionych<br />
w oparciu o schemat egzystencji ciepłodupecznej.<br />
Nasze działanie to wszechogarniająca dowolność. Mam<br />
się wymyśleć. I pląsać energicznie bądź pasywnie. To nieistotne.<br />
Istotne jest aby być. W tym intensywnym tu i teraz.<br />
Mogę przynieść jakiś transparent. Powiesić go bądź<br />
zerwać. Powiedzieć wierszyk. Zaśpiewać piosenkę. Atakować<br />
lub ukryć się w jakimś kącie. Po co? Po nic.<br />
To nie jest happening – nikt tu nikogo nie zaskakuje ani<br />
nie generuje estetycznych drżeń – to wykład. To nie jest<br />
FLUXUS bo powiedzieć: życie jest sztuką znaczy dzielić<br />
co jest w istocie swej niepodzielne – powiedzenie życie jest<br />
sztuką nic nie mówi o słowie „jest” a za to w pełni je oddaje<br />
nasza tu obecność… („Stanowczy manifest negatywny<br />
w sprawie tego, co się tu odbywa”).<br />
Razem ze mną będzie jeszcze kilku partyzantów – może<br />
pięciu, może dziesięciu… Zbig pisał – Bardziej niż anachroniczne<br />
i eksterminalne uprawianie sztuki, zajmuje nas<br />
generowanie brei semantycznej, zlewanie się w jedno wspólne<br />
rozlewisko.
Znając skomplikowaną psyche innych uczestników, wiedziałem<br />
– tu nikt nie będzie krył się w kącie. Idziemy na<br />
wojnę! I mogą być ofiary!<br />
Podczas tego niepokojącego meetingu miły gospodarz<br />
przeczytał mi kilka prymarnych manifestów. Najbardziej<br />
wstrząsające z nich to – Natychmiastowy manifest w sprawie<br />
zniesienia medycyny, Prodrom bezwzględnego manifestu<br />
w sprawie prozy poszukującej oraz „Manifest psychourynalny<br />
pamięci Rafała Wojaczka” – Ta cholerna świnia<br />
Zbigniew Sajnóg zazwyczaj w nocy odlewa się do umywalki<br />
zresztą z przyczyn nie ustalonych.<br />
Na deser odbył się mały poranek poetycki i w autorskim<br />
wykonaniu naświetlono moje komórki m.in. słynnym<br />
wierszem pt. „Syra tajemna” – O, syry żeś się przeląkł<br />
/ że taka infantylna / a ja mówię: tajemna…<br />
Zaciekawiło mnie, że Dwanaście sonetów równowagi posiada<br />
motta z Talking Heads i Siekiery. Jesteśmy na drodze<br />
donikąd… To było niepowszednie. I niepokojące.<br />
Gdy opuszczałem skromne M-2, które już za moment<br />
miało przeżyć cudowną metamorfozę w świątynię metafizyki<br />
społecznej, przeczytałem napis nad drzwiami: Nie jestem<br />
socjopatą – tylko społeczeństwo jest antropopatyczne!
– totart jest adekwatny czyli nie ma zasady<br />
– totart jest brzytwą której się chwytamy<br />
Zbigniew Sajnóg<br />
„Prowizoryczny manifest pozytywny w sprawie tego,<br />
co się tu odbywa.”<br />
Szał bojowy objawiał się wzmożoną siłą, niewrażliwością<br />
na obrażenia, wyciem, gryzieniem brzegu tarczy, częstym<br />
zrzucaniem odzienia i walką nago – jako znak poświęcenia<br />
się Odynowi, pokazaniem siły i płodności wojownika. Najprawdopodobniej<br />
spowodowany był transem autosugestywnym…<br />
W chrześcijańskich społecznościach Anglosasów czy<br />
Franków, choć z pochodzenia germańskich, takie zachowania<br />
budziły grozę i obrzydzenie.<br />
Jakub Ostromęcki<br />
„Okazja czyni Wikinga.”<br />
Na Masarnię przygotowałem kilka sztandarów z gazet<br />
uczynionych. Na jednym z nich po raz pierwszy ujawniłem<br />
hasło Miłość niszczy osobowość.<br />
Przytargałem kasety z przebojami idola mojej mamy,<br />
szansonisty Połomskiego Jerzego. Wspaniały hit pt. Nie zapomnisz<br />
nigdy doskonale w realiach scenicznych mixował<br />
się z mało pacyfistycznym przekazem grupy Serdel o nazwie<br />
Trupen machen. W ten sposób pan Jerzy został nieuświadomionym<br />
członkiem Masarni i przeszedł później<br />
z nami cały szlak bojowy. Od Gdańska do Murmańska!<br />
Wymyśliłem też tonus finalis, czyli obrzucanie publiczności<br />
bombami z mokrych gazet. Ten element bardzo się<br />
wszystkim masarzystom spodobał. I już do końca działań<br />
9
Miasto-Masa-Masarnia:<br />
od lewej Kudłaty,<br />
Konjo i DJ Łysy.<br />
Totartu był konsekwentnie mocnym akcentem, którym żegnaliśmy<br />
naszą zdezorientowaną widownię.<br />
Ku Masarni dotarli i w związku z tym do Historii przechodzą<br />
– Zbig i Bogdan Kubat, czyli kierownictwo artystyczne<br />
(he he).<br />
Studenci filologii polskiej – poeta Kudłaty, tczewski freak<br />
Łysy, Dwa Grześki – Bral i Adamczyk (ten pierwszy założy<br />
później awangardowy teatr Pieśń Kozła), fan nowej<br />
fali Maciej August (wsławi się niebawem połknięciem widelca,<br />
coby szybciej opuścić szeregi LWP).<br />
Był z nami hipis Pan Tomek, konsekwentnie udający<br />
studenta historii. Oraz Para Z Napadami Histerii. Męską<br />
częścią Pary okazał się Leon Dziemaszkiewicz. Za lat parę<br />
rozpocznie występy w nieortodoksyjnie heterosexualnym<br />
teatrze tańca Patrz Mi Na Usta.<br />
Und ja. Czyli poważnie zagubiony we Wszechświecie<br />
Konik Konjo Konikovsky…<br />
23 kwietnia 1986 roku aula 037 Uniwersytetu Gdańskiego<br />
wyglądała jak sen paranoika. Przed wejściem wisiał<br />
wielki różowy transparent z napisem Wielki Sajnóg.<br />
W środku witał równie imponujący sztrajf z napisem Wielki<br />
dureń.<br />
Na tzw. rusztowaniu warszawskim stała złota perkusja,<br />
z dumnym napisem Serdel na kotle. Cała aula obwieszona<br />
była gipsowymi maskami Zbigniewa. I moimi gazetami.<br />
Z rozklekotanych Eltronów made in NRD leciały rzęchliwe<br />
dźwięki inkryminowanego Serdla feat. Jerzy Połomski.<br />
3…2…1…zaczęło się. Od tej pory świat miał już wyglądać<br />
inaczej.<br />
Ubrany w gacie z jedną tylko nogawką, Zbigniew wstąpił<br />
na zardzewiały święty szczyt i począł grać na perkusji.<br />
10<br />
Jednocześnie recytował w niezwykle intensywny sposób<br />
swój poemat Europa (wprowadzenie) – otrząśnij się stara<br />
zdziro – dopowiedział Juras / babie obszczanej co leżała<br />
w rowie… Gdy odczytał go po raz trzeci, aula 037 zawrzała.<br />
W tym samym czasie Kudłaty i ja też próbowaliśmy zaprezentować<br />
któryś ze swoich wierszy. Symultan wytworzył,<br />
długo oczekiwaną i jakże dla nas charakterystyczną,<br />
breję semantyczną. Szybko odpuściłem regularne odczytywanie<br />
z kartki na rzecz spontanicznego strumienia świadomości<br />
dla ubogich, w stylu Kasia chodź na kutasia czy<br />
Generał Kiszczak jest androidem.<br />
Dwa Grześki i Pan Tomek krążyli po auli ubrani w czarne<br />
mundury brytyjskiego pogotowia ratunkowego. Skojarzenia<br />
budzili jednoznaczne. Byli ruchomym elementem<br />
scenografii do filmu pt. Nie trzeba organizować obozów<br />
koncentracyjnych – ludzie sobie doskonale z tym radzą<br />
we własnym zakresie…<br />
Co chwila wpadała Para Z Napadami Histerii. Wyła Faflachata!!!,<br />
wypadała oknem, wracała z powrotem i tak<br />
w kółko.<br />
Łysy robił za „niby – DJ”. Teoretycznie miał puszczać<br />
Serdla. Jednak głównie mylił taśmy i puszczał krzepiące<br />
przemówienia Aleksandra Kwaśniewskiego, który był<br />
w tamtych czasach ministrem do spraw młodzieży. Istniało<br />
coś takiego – słowo!<br />
Maciej August dał się ponieść skrajnym emocjom i zażądał,<br />
abym go ostrzygł tępymi nożyczkami. Uczyniłem<br />
to z radością!<br />
Atmosfera zrobiła się już zupełnie gęsta w momencie,<br />
gdy Zbigniew odczytał swój Prodrom manifestu daremnego
w sprawie zaprzestania rozmnażania. Eltrony rzęziły –<br />
Przerwijmy koło reinkarnacji: nie będzie innego wyjścia niż<br />
zostać doskonałym – albo przynajmniej wcielić się w zwierzę<br />
na uwolnionej od człowieka ziemi – jakaż ulga w porównaniu<br />
ze stanem aktualnym…<br />
Zapadła cisza.<br />
A autor wyjął z kieszeni gówno i je ceremonialnie połknął.<br />
Sztuczne gówno, zrobione z serków i kakao. Pomyślałem,<br />
że czas kończyć ten spektakl. Włączyłem kawałek<br />
Konsument, mało wtedy popularnej grupy Kult. I rozpoczęliśmy<br />
regularną bitwę na piguły z mokrych gazet.<br />
Publiczność uciekła a ja odleciałem w profuzyjny<br />
Kosmos.<br />
Kilka dni po masarskim ujawnieniu ponownie nawiedziłem<br />
mieszkanie Zbigniewa. Było odjechane tak samo<br />
jak jego właściciel. Przypominało salę terapii plastycznej<br />
w jakimś zagubionym psychiatryku. Clou stanowił kibel,<br />
gdzie goście śmiało i szczerze kreowali swoje wizje na ścianach.<br />
Np. koleżanka Izolka pozostawiła tam wiekopomną<br />
refleksję – Moja łechtaczka jest do dupy!<br />
Piliśmy kawę zbożową. Miły gospodarz uważał ten napój<br />
za najbardziej ekologiczny. Zbigniew znów się otworzył<br />
i opowiadał o swoich młodzieńczych eksperiencjach<br />
artowych – W drugiej połowie lat siedemdziesiątych ławy<br />
klubu Carillon {w którym usiłował organizować progresywne<br />
imprezy} były niczem prokrustowe łoże do cierpień<br />
z niedookreślenia.<br />
Rzeczywistość była gumowo – waciana, pętająca, co by się<br />
nie zrobiło – ciekło po zwieszonej mordzie, ja już nie wiem<br />
jak to nazwać. Poszukiwanie czegoś po knajpach, w zagłębieniach,<br />
nagłe łypanie zza rogu, że może się uchwyci, przyłapie<br />
twardy rdzeń tego wszystkiego.<br />
Wyflaczanie, rozwarstwianie, darcie zakurzoną pazurą<br />
– tak bywało. Ten stan niemożności rozpoznania można<br />
oczywiście sklasyfikować jako przejaw nudy metafizycznej.<br />
Można, jasne, sklasyfikować sobie wszystko, ale co dupala<br />
opiecze, to opiecze. („Jak Violetka drogą szła i co miętosiła”.<br />
Wstęp do zbioru poetyckiego „Parnas zimowy”).<br />
Kolega S. zaprezentował kolejny już Manifest w sprawie<br />
ostatecznego rozwiązania problemów fikcyjności i realizmu<br />
w literaturze i podstawowego problemu filozofii w ogóle czyli<br />
ogólny manifest n-tego stopnia w sprawie tego co istnieje<br />
w ogóle a szczególnie w wyobraźni.<br />
11<br />
Miasto-Masa-Masarnia.
Pierwszy komunikat<br />
postmasarski.
Zrewanżowałem się opowieściami o moich punkrockowych<br />
lękach egzystencjalnych.<br />
Doszliśmy do wniosku, że Masarnia była wybitnym<br />
dziełem w bagnie akademickiej demencji. I że warto jej<br />
dziedzictwo ponieść gdzieś dalej. Gdziekolwiek. Byle wyrwać<br />
się z coraz bardziej toksycznego kraju końca permanentnego.<br />
Bo PRL roku 86, nawet jak na degenerę życia w komunie,<br />
to był twór wyjątkowo żałosny. Wszystko jakby zamarło<br />
w dusznej katatonii.<br />
Czerwoni okopali się w koszarach i tylko raz na jakiś<br />
czas jebnęli kogoś pałą przez łeb. Opozycja, wyczerpana<br />
stanem wojennym, wysyłała coraz słabsze sygnały do zmęczonego<br />
społeczeństwa. Które, wynędzniałe przez lata kryzysu<br />
gospodarczego, rzucało się sobie do gardeł nawzajem.<br />
A najbardziej obywatele nienawidzili nie dozorców<br />
z PZPR, tylko tych, którzy jakoś się jeszcze z tej błotnistej<br />
masy wyróżniali.<br />
Zbigniew pisał w „Manifeście asystemowym”: – to nie<br />
system tu nic system – to ludzie wymyślili sobie świat i siłą<br />
bierności wciągają kolejnych miażdżą i mielą w bezkształtną<br />
nieszczęsną magmę / – to wy dręczycie się nawzajem<br />
codziennie: bezczelne kreatury owładnięte obsesją akceptacji…<br />
Na początek zaprowadziłem Zbigniewa do absolwentki<br />
filozofii Iwony Bender, wtedy instruktorki kulturalno –<br />
oświatowej w gdańskim Pałacu Młodzieży. Szybko rozpoczęliśmy<br />
kooperację. Iwona w tajemnicy przed swoją dyrekcją<br />
udostępniła nam powielacz, na którym odbiliśmy<br />
ulotkę i dwa fundamentalne komunikaty.<br />
Ulotka zawierała jedno tylko słowo – DUPA.<br />
A pozostałe brutalistyczne druki ujawniały m.in. wspomniany<br />
już manifest Zbyszkowy w sprawie zaprzestania<br />
rozmnażania. Oraz zlewne liryki, takie jak np. „tragedia<br />
geokulinarna” – siedzi góral na oscypku / mówi zjadłbym<br />
sobie rybków. Tudzież refleksyjne hasła w rodzaju dupą<br />
jebać…<br />
Iwona otworzyła przed nami także magazyn jakiegoś<br />
martwego teatrzyku dziecięcego. Bez większych wyrzutów<br />
sumienia gwizdnęliśmy stamtąd stroje Pana Ryby, Sandokana<br />
i Świętego Mikołaja na kwasie. Oraz 8 metrowej długości<br />
transparent Niech żyje 1 maja. Podczas pierwszej<br />
action painting przemalowaliśmy go na siejące popłoch<br />
dzieło Miesiączkuje woźna / Będzie zima mroźna. Te zacne<br />
rekwizyty wzbogacały odtąd wszelkie experiencje Totaru.<br />
A Pana Rybę aresztowała SB w roku 87. Wypożyczył<br />
go Wojtek Jacob Jankowski, fighter WiP, na kolejny sitting<br />
przeciw obowiązkowej służbie wojskowej i elektrowni<br />
jądrowej w Żarnowcu. SB zgarnęła Jacoba przebranego<br />
za Pana Rybę i już nie oddała. Pana Rybę, nie Jacoba na<br />
szczęście…<br />
Maj przebiegał nam na organizowaniu zaplecza technicznego<br />
i na głębokich dysputach mistycznych. Nazywało<br />
się to sympozjonem znachorów duszy publicznej. Pojawiła<br />
się wtedy taka złota masarska myśl – Istnieje świat duszy<br />
– niebyt, oraz świat dupy – odbyt. Dbaj o jego higienę!.<br />
Dbaliśmy? A gdzie tam! Łapaliśmy doła niebożątka, mniej<br />
lub bardziej kolektywnego.<br />
Ale czuliśmy, że Wielkie Nieznane dokonało inwazji!<br />
I byliśmy gotowi do konfrontacji. Nie tylko ze śmietnikiem<br />
PRL, ale z całym gnojem wszechświata!<br />
Zbigniew pisał – Oto długo oczekiwane tworzenie w adekwatności,<br />
czyli zgodnie z rozpoznawanymi właściwościami<br />
sytuacji – nie udając, że jej nie ma, a drążąc ją, wchodząc<br />
z nią w istotną interakcję – a tylko stąd może wieść droga ku<br />
jej kształtowaniu.<br />
W tym rozumieniu adekwatność nie wykłada się jako<br />
kompromisowość – przeciwnie, jako działanie bezkompromisowe,<br />
w odwadze stawania wobec rzeczywistości jaką<br />
jest, w zwarciu, bez ambicjonalnej ucieczki w wyścig środków<br />
i derby produkcji.<br />
Tak rozumiana adekwatność jest wykroczeniem poza<br />
szkolną opozycję tradycji i awangardy. Usuwa pozamerytoryczną<br />
kategorię nowości jako wyróżnik wartości dzieła.<br />
Podkreśla i daje istotną siłę trafiania w sedno z jednoczesnym<br />
wykraczaniem poza warunkowaniem dzieła jego położeniem<br />
w czasie, który przecież, jak uczą metafizycy, nie<br />
istnieje. („Totart Container – Adekwatność”).<br />
Gotowa do wylania swoich radykalnych wizji była też<br />
inna extatyczna socjeta. I wtedy szczęśliwie okazało się,<br />
że nie jesteśmy sami z naszym progresem estetycznym.<br />
13<br />
Gdynia, jesień 85<br />
– Pan Tomek bębni,<br />
Konjo czyta wiersze przed<br />
koncertem Abaddonu.
Kristoff Skarbek wśród<br />
arcydzieł Nowej Ekspresji.
6 czerwca w sopockim BWA odbył się wernisaż wystawy<br />
Ekspresja lat 80.<br />
Był to najazd dzikich malarzy i wściekłych akcjonistów,<br />
zorganizowany przez czujnego kuratora Ryszarda Ziarkiewicza.<br />
Radykalizm ich prac uświadamiał, że gdzieś na tej<br />
bolszewickiej pustyni toczy się desperacka walka o przetrwanie.<br />
Nowi dzicy swój sprzeciw artykułowali głośnym,<br />
z flaków walącym – negativ nein!<br />
Po raz pierwszy zetknęliśmy się z projekcjami gdańskiej<br />
Galerii Wyspa, z Jackiem „Dread Objects” Staniszewskim,<br />
z desantem wrocławskim w osobach multimedialnego<br />
Kristoffa Skarbka i soc-pop-artową grupą Luxus (urokliwe<br />
graffiti Jeśli nie masz własnego mieszkania, uprawiaj sex<br />
we własnym samochodzie). Strzałem w tył głowy był obraz<br />
Włodka Pawlaka pt. Adolf Hitler.<br />
Cały wernisaż miał mocno konspiracyjny charakter. Na<br />
tzw. mieście nie było plakatów, media tradycyjnie ignorowały<br />
(a potem tym zajadlej szarpały) tego rodzaju wydarzenia.<br />
Dlatego uczestnictwo w tym obiegu było aktem<br />
wtajemniczenia w rytuały jakiegoś obłąkanego plemienia.<br />
Okazało się, że intuicyjnie w tym 86 roku, explodowało<br />
naraz kilka istotnie przekroczonych zjawisk – dzicy malarze,<br />
Pomarańczowa Alternatywa, no i, nieskromnie dodam,<br />
metafizycy społeczni. Czyli my.<br />
Dzień po wernisażu, 7 czerwca, w sobotę rano na sopockim<br />
molo odbył się malarski aktion direkt warszawskiej<br />
grupy multimedialnej Praffdata. To była nasza pierwsza<br />
randka. I miłość od pierwszego rzężenia.<br />
Zbyszek i ja spontanicznie zaingerowaliśmy w ten performans,<br />
wędrując z trąbką i Serdlowym bębnem pod tarasami,<br />
na których nasi przyszli towarzysze broni realizowali<br />
transowe wylewy okołoekologiczne. A nawet w akcie<br />
serdecznej agresji obrzuciliśmy muzykantów kępami nadmorskiej<br />
trawy. Nazwijmy te końskie zaloty grą wstępną<br />
osobników dysfunkcyjnych…<br />
Faustyn Chełmecki i Maciek Wilski, frakcja plastyczna<br />
Praffdaty, malowali Obraz poświęcony morzu. Prawdopodobnie<br />
chodziło im o polskie morze, które znajdowało się<br />
w anemicznej kondycji (kiedyś w Gangrenie spreparowałem<br />
poster pt. Nie jestem podmyta-Zatoka). Dzieło było intensywne,<br />
w finale doprowadzone do błotnistego monochromu,<br />
na nim artyści z dumą wymalowali trzy anarchie.<br />
Wtedy już pojawiła się milicja, która Praffdatę i nas przepędziła,<br />
prawdopodobnie na skutek donosu zniecierpliwionych<br />
hałasem sopockich spacerowiczów. W ten sposób<br />
mieszkańcy modnego kurortu zaznaczyli swój wkład<br />
w kreowanie istotnych przejawów sztuki współczesnej. Alleluja!<br />
15<br />
Praffdata na sopockim molo<br />
– Dudi, Guła, Sylwian<br />
i Jakubek.
Kudłaty i Zigniew – czujni<br />
przed akcją w Chodzieży.<br />
Następna bitwa masarska rozegrała się w bardzo nieoczywistym<br />
kontekście. Zadzwonił ku mnie organizator<br />
imprezy o nazwie Święto Twojej Muzyki. Jak się okazało,<br />
siwiutki hipis z Chodzieży. Dostał mój telefon od którejś<br />
z punkowych kapel, której koncerty w Gdańsku animowałem.<br />
Na jego Święcie grały same legendy panka i rege czasu<br />
tamtego.<br />
Pan hipis słyszał, że „robię w alternatywie”, i chciał abym<br />
z tą robotą 13 czerwca do Chodzieży przybywał. Ja na to,<br />
że i owszem, z paroma kolegami nakręcamy pewne progresywne<br />
wydarzenie. I z chęcią z tym wydarzeniem na<br />
Święto Twojej Muzyki przyjedziemy. No to przyjeżdżajcie!<br />
No to jedziemy! Tylko z czym? Tylko z kim? Pytania elementarne<br />
i w tamtym okresie boleśnie istotne. Bo załoga<br />
z pierwszej Masarni w większości gdzieś zaniknęła. Był pałer<br />
na akcję – ale nie było jej uwielaczy. Tudzież scenariusza,<br />
ale to drobiazg zupełnie nieistotny…<br />
Ogłosiliśmy spontaniczny nabór na chodzieską wyprawę.<br />
Na prostej zasadzie – zapraszamy wszystkich psycholi,<br />
a kto dotrze na dworzec, ten jedzie na wojnę. (Psychol<br />
– to słowo, które wielką potem zrobiło karierę. Jam je, nie<br />
chwaląc się, w ów czas wymyślił…)<br />
Na dworzec ze starej ekipy dotarli Kudłaty i młody hipis<br />
Pan Tomek. Oraz Iwona, trzy wojownicze szesnastki,<br />
Dorota Dołęga, ówczesna dziewczyna Sajgona i stary hipis<br />
Maryś. Maryś był jedynym znanym mi wtedy hipisem<br />
pracującym w Stoczni Gdańskiej. Dilował tam bibułę RSA.<br />
Znałem go jeszcze z czasów Party Młodzieży Wegetującej.<br />
I całe to ześwirowane komando wyruszyło po zwycięstwo<br />
do gwiazd.<br />
Idylla skończyła się bardzo szybko. Gdy tylko hipis<br />
z Chodzieży zobaczył psycholi z Gdańska, zrozumiał,<br />
że nic nie rozumie. W ogólnej dziwności artystów, których<br />
na Święto zaprosił, my wydaliśmy mu się zbyt jeszcze<br />
dziwni. A ponieważ przyjechaliśmy z miasta, które jednoznacznie<br />
się wtedy kojarzyło, to wydaliśmy mu się też podejrzani.<br />
Pytał – co? A my – to! Pytał – ku czemu? A my – że po<br />
nic! Przeglądał Zbyszkowe manifesty i był coraz bardziej<br />
zasmucony. Nie wierzył nam, to pewne. Coś knuliśmy, tylko<br />
co? No to decyzja odmowna.<br />
Dlaczego – naiwnie pytamy? Bo nie ma cenzury textów<br />
– on na to. One są bezpieczne – łże Zbigniew. Nie są – hipis<br />
idzie w zaparte. I cytuje – „bajeczka żarnowiecka” –<br />
stoi na stacji lokomotywa / jasno świecąca i po niej spływa /<br />
16<br />
ciężka woda. Ja wiem co to jest, szepcze. To polityka. Sybir.<br />
Rozstrzelanie. Byliśmy namierzeni.<br />
Po kolejnych dwóch godzinach negocjacji poszedł na<br />
kompromis. Możemy wystąpić z przedstawieniem teatralnym<br />
(?!) Miasto-Masa-Masarnia, ale pod warunkiem,<br />
że dokleimy się do jakiejś kapeli, której texty są już przez<br />
SB przejrzane.<br />
Nie ma sprawy – pomyślałem i ruszyłem do zespołów,<br />
z których znałem wszystkie, jako wieloletni społecznik<br />
w ruchu pankowym. Nazw tych kapel z litości nie wymienię,<br />
ale jeżeli, drogi Czytelniku, jesteś szanującym się old<br />
dirty punx, to masz ich płyty w swojej kolekcji. I gdy słuchasz<br />
tych nagrań, to płaczesz…<br />
I tu kolejne zdziwienie – żaden z moich alternatywnych<br />
kolegów nie wyraził ochoty na sceniczną integrację. Poczułem<br />
się dziwnie, bo w powietrzu wisiało aż nadto oczywiste<br />
przesłanie – jesteśmy poważnymi muzykami z podziemia,<br />
a osobnik w piżamie (tak się wtedy ubierałem) to<br />
niby kto? Cytując znany ustęp z powieści „Noce i dnie” –<br />
do krowów i świniów wam, a nie na salony!<br />
Po wielogodzinnej batalii wróciliśmy do punktu wyjścia,<br />
czyli byliśmy nigdzie.
Nasza trasa nie wyglądała optymistycznie, jeżeli takie<br />
były jej początki. I to czynione w teoretycznie bratnim<br />
środowisku. To co będzie dalej, jak z prawdziwymi ludźmi,<br />
z homo sovieticus przyjdzie się konfrontować. Jest dobrze<br />
– mantrował Zbigniew. Tak, pomyślałem, jest kulwa<br />
dobźe.<br />
Nagle na ławeczce pod chodzieskim domem kultury ujrzałem<br />
twarz znajomą. Kojarzyłem człowieka z pionierskich<br />
dla Ruchu zinów – Post i Zjadacz Radia.<br />
Bohun nie śpiewał już z KSU. Przywiózł za to na Święto<br />
skład jakiś tajemniczy z Łańcuta. Chłopcy z Hieny od razu<br />
przyjęli nas pod swoje opiekuńcze skrzydła. Porozumieliśmy<br />
się błyskawicznie i jasne było, że należymy do jednego<br />
plemienia.<br />
Hiena na Święto przyjechała trochę na kwitach takich<br />
jak my z Masarnią. Czyli kultowy lider i anonimowa ekipa.<br />
Ich hipis też się chyba trochę bał, bo wyznaczył im występ<br />
na godzinę 2 w nocy. Mieliśmy więc dużo czasu i postanowiliśmy<br />
pouczestniczyć w atrakcjach tej coraz bardziej<br />
egzotycznej imprezy.<br />
Bo np. okazało się, że tego dnia ma tu swój wieczór autorski<br />
słynny już wtedy pisarz Piotr Bratkowski. Bardzo<br />
go lubiłem (i do dziś zresztą lubię) jako autora powieści<br />
W stanie wolnym, opisującej zakręty życiowe młodego poety<br />
w stolicy końca lat 70-tych. Udaliśmy się na spotkanie<br />
całym taborem. Oprócz Bratkowskiego był jeszcze jeden<br />
bohater wieczoru, jakiś przyczajony autochtoniczny<br />
literat.<br />
Zaczęło się normalnie. Naszym zdaniem, nawet zbyt<br />
normalnie, jak na format gwiazdy „wieczoru”. Postanowiliśmy<br />
więc wejść w twórczy dyskurs. Gdy Zbigniew przedstawił<br />
kilka swoich teorii na temat sztuki w ogóle, do rozmowy<br />
włączył się autochton.<br />
Nie był miły. Widać było, że go wkurwiamy. Że nie takich<br />
deklaracji ideowych oczekuje od uczestników „alternatywnego<br />
festiwalu”. Gdy ujawnił swoje tezy programowe,<br />
zrozumieliśmy, że mamy przed sobą XIX wieczną skamielinę.<br />
Wyskrobaną z macicy mateczki Orzeszkowej.<br />
I się zaczęło. Zbigniew rozpętał ideologicznego ping<br />
ponga z autochtonem. Ja oskarżyłem Piotra Bratkowskiego<br />
o zdradę młodzieńczych ideałów. Chodziło mi o to,<br />
że był wtedy felietonistą pisma Literatura, którego naczelny<br />
jawił się dość mroczną postacią.<br />
Niejaki Putrament przybył do PRL na radzieckich bagnetach<br />
i nijak mi się to nie kleiło z wolnościowym backgroundem<br />
Piotra B. Nie mogłem się nadziwić, jak ktoś<br />
tak wrażliwy i zdolny i w ogóle, może pracować u oficera<br />
NKWD.<br />
Na to Bratkowski broni się dzielnie – pracuje tam, bo<br />
dzięki temu może wspomóc finansowo Antoniego Pawlaka,<br />
poetę zaangażowanego z Gdańska. Który dość często<br />
lądował wtedy w więzieniu za antysocjalistyczną robotę.<br />
Na to ja zacząłem wymachiwać niczym sztandarem<br />
cytatami z powieści P.B. Powtarzał tam zwrot to nie jest<br />
17<br />
Bohun z Hieny<br />
– Warszawa, festiwal<br />
Poza Kontrolą, lato 85.
mój świat… Widać było, że jestem przygotowany do lekcji.<br />
Książkę W stanie wolnym znałem prawie na pamięć.<br />
Jednym ze słuchaczy, w tej coraz mniej platońskiej akademii,<br />
był Grabaż. Wtedy lider formacji nowofalowej Ręce<br />
Do Góry. Kilka miesięcy wcześniej gdański hipis – opozycjonista<br />
Docent, wydał w podziemiu kasetę z nagraniami<br />
Kultu, Róż Europy i właśnie grupy Ręce Do Góry. Była<br />
to rejestracja live z I Festiwalu Nowa Scena, którą menago<br />
Waldek Rudziecki zaczął wtedy nakręcać w Gdyni.<br />
Więc ja wstałem i byłem niemalże jak sędzia Trybunału<br />
Norymberskiego. Jedną rękę oskarżycielsko wycelowałem<br />
w P. Bratkowskiego i grzmiałem – Jesteś kolaborantem<br />
Piotrze B., bo pracujesz dla Putramenta! A ten tu kolega<br />
– i drugą rękę wycelowałem w Grabaża – ten tu kolega<br />
z zespołu falowego Ręce Do Góry, wydaje swoją muzykę<br />
w obiegu niezależnym! Powinieneś kreować własne pismo<br />
a nie konfraternię czynić z komunistami!<br />
Pan Piotr i autochton byli załamani. 1:0 dla nas!<br />
Oczywiście dziś wiem, że byłem dość niesprawiedliwy.<br />
Wszyscy żyliśmy wtedy za pieniądze rodziców i obce nam<br />
były, w jakiś szczególny sposób, ekonomiczne koszmarki<br />
wegetacji w totalu. Ale autochton bluznął w naszą stronę<br />
prawdziwie szczerym jadem.<br />
Zapoznał się z naszą twórczością i był na tyle rozgarnięty<br />
że pojął, iż ma przed sobą absolutnie nową jakość. Której<br />
nie rozumie i która go niepokoi. Był nieprzyjemny i był<br />
jakby protoplastą całej dywizji nieprzyjemnych typków,<br />
których spotykaliśmy i których właściwie po dziś dzień<br />
spotykamy na naszych ujawnieniach.<br />
A z Piotrkiem Bratkowskim szczerze się potem polubiliśmy<br />
i przesyłaliśmy sobie co pewien czas metafizyczno<br />
– społeczne serdeczności…<br />
Po tej zadymie kulturalnych ludzi dość naiwnie myśleliśmy,<br />
że zbliżamy się do szczęśliwego finału pobytu na<br />
chodzieskim Święcie Twojej Muzyki. Zrobimy progresywną<br />
Masarnię z naszymi nowymi kolegami z Hieny i jakoś<br />
wrócimy na rodzinne Kaszuby. Jah miał jednak w stosunku<br />
do nas zgoła odmienne plany.<br />
Gdy zagrały już wszystkie tuzy pankroka, wybiła nasza<br />
godzina, czyli 2 w nocy.<br />
Jesteśmy czujni. Na scenę wchodzą mnisi z Hieny i zaczynają<br />
swój postpsychiczny rytuał. Pierwsza krucjata<br />
idziemy do grobu Jezusa / każdy niesie bagnet każdy niesie<br />
krzyż / niektórzy idą zabijać / niektórzy idą żyć… Właściwie<br />
nie mają instrumentów. Tylko rozklekotana wibracja<br />
perkusji i wnerwiające pasterskie dzwoneczki. Cała chodzieska<br />
noc jest już przebita tymi pasterskimi dzwoneczkami.<br />
Słucham tego i mi pończochy opadają z zachwytu. Bo<br />
tak byłem wtedy przyodzian. Ale nie jestem tu od podziwiania,<br />
jestem od działania. Więc działamy.<br />
18<br />
Zaczynamy od mojego anty-striptizu. Biegam po scenie<br />
w rajcownych kabaretkach i ubieram w porozrzucane części<br />
futurystycznej Koniczej garderoby. Poeci jadą symultanem.<br />
Nasze panie rozwieszają jakieś transparenty. Na jednym<br />
jest memento – Czymże jest ból istnienia wobec swędzenia…<br />
Ruszam w widownię aby fejs tu fejs wykrzyczeć<br />
mój nowy, specjalnie na Święto przygotowany poemat<br />
pt. Do dupy ze szczęściem. Poematy wykrzyczane to był<br />
mój nowy patent na generowanie breji semantycznej.<br />
Stary hipis Maryś i młody hipis Pan Tomek tarzają się<br />
po scenie, demolując po drodze to i owo. Nasze panie wyją<br />
– Janko Muzykant okazał się skończoną świnią! Zbigniew<br />
czyta Pierwszy wykład anarchizmu metafizycznego. Kudłaty<br />
rusza ku mnie i wspólnie rzucamy się na zdezorientowana<br />
publikę.<br />
Panki uciekają. Jest kilku nowofalowców. Niby wtajemniczeni,<br />
ale chyba też zniesmaczeni. To dobrze. Nie jesteśmy<br />
tu po to, aby było miło.
Ulotki, krzyczę! Fruwają w powietrzu. Ocalała kontrkultura<br />
chwyta, czyta i nie pojmuje. Nie musi. Na ulotce<br />
pomnożony stukrotnie widnieje tylko jeden komunikat –<br />
DUPA. Panie popiskują – Ojcze matko koniec z nami / Już<br />
Mengele jest za drzwiami. Hiena szczytuje w somnambulicznym<br />
zatraceniu. Grają kalekie rege pt. Murzyni. A Zbig<br />
i szesnastki rozwijają transparent Miesiączkuje woźna / Będzie<br />
zima mroźna.<br />
O nie! Tak ludzie nie żyją! Wynocha! Pojawiają się dziwni<br />
ludzie z wąsami. Biegają koło konsolety, wyłączają nam<br />
prąd, mają pretensje do organizatora. On ma pretensje<br />
do nas. Idźcie stąd! Nikt was tu nie chce! Co to ma w ogóle<br />
do chuja być?!<br />
Zbieramy graty, już jest po wszystkim. Zanim nas zdjęli<br />
byliśmy na scenie całe 15 minut. I tak nieźle. Idę negocjować<br />
z hipisem jakiś nocleg. Był obiecany, ale go nie ma.<br />
Nie dostaniemy też zwrotów kosztów podróży. Bo nie. Bo<br />
nie zasłużyliśmy. Bo go i panów z bezpieki zdenerwowaliśmy.<br />
Jednak naciskam. Wszystkie gwiazdorskie kapele śpią<br />
w hotelach, druga pankowa liga w akademikach, trzecia<br />
w szatni ośrodka sportowego. My jesteśmy poza klasyfikacją.<br />
Więc w niezwykłym akcie łaski organizator wysyła nas<br />
w inny wymiar. Do starej restauracji nad jeziorem.<br />
Jest nieczynna od wojny trzydziestoletniej. Jedynie 10 lat<br />
temu odbył się tu ślub córki szefa lokalnej straży pożarnej.<br />
Wśród ruin zmysłowej niegdyś tancbudy wiszą zdechłe<br />
girlandy. I jakiś sztandar wbity w żyrandol. Schulz byłby<br />
zachwycony. My też jesteśmy zachwyceni. Świta. Pełna<br />
psychodelia.<br />
19<br />
Jedyne zdjęcie Hieny<br />
z koncertu w Chodzieży<br />
– Max, Urizel i Bohun.
Kładziemy się gdzie kto jak może. A nagle niespodzianka!<br />
Mamy gości. Panowie z wąsami. Chodzieskie SB przyszło<br />
z wizytą do skromnych Masarzystów z Gdańska.<br />
Zaczynają rewizję i znajdują jeszcze kilka zagubionych<br />
ulotek.<br />
– Co to jest? – pytają ponuro<br />
– To jest dupa – odpowiadam.<br />
– Nie bądź taki mądry, student, bo dostaniesz w ryja –<br />
wąsaty sprowadza dyskurs na właściwy poziom.<br />
Jaka dupa, czyja dupa, dlaczego dupa? Są wnikliwymi<br />
badaczami sztuki współczesnej (to z Barańczaka). Kulturalnie<br />
tłumaczymy, że prawdopodobnie jest to anonimowa<br />
dupa, czyli może należeć do każdego, nawet do nich.<br />
Nie są zadowoleni. Nie chcą aby na naszej ulotce była ich<br />
służbowa dupa.<br />
Położenie Masarzystów pogarsza fakt, iż wyczytali z dokumentów,<br />
że jesteśmy z Gdańska. A Gdańsk wiadomo<br />
– stocznia, strajki, elementy antysocjalistyczne. Dupa jest<br />
z Gdańska, więc pewnie też jest anty. Idziemy w zaparte,<br />
że dupa jest neutralna. Twierdzą, że trwa walka klas.<br />
Chwilę temu Kapo Spawacz zawiesił stan wojenny. Ale<br />
nikt tu nie jest neutralny. Nawet dupa.<br />
Było już jasno, gdy wyczerpał im się trip analityczny.<br />
Ten z największym wąsem proponuje, abyśmy wypierdalali<br />
stąd pierwszym pociągiem, bo nikt nas tu nie polubił.<br />
Znam go – to starszy brat mojego znajomego z podstawówki.<br />
Chciał robić karierę w milicji na Wybrzeżu, a jak<br />
widać realizuje się zawodowo w SB w Wielkopolsce (jak<br />
dobrze postawić akcent, to nawet się rymuje!). Wtedy pojąłem,<br />
że świat jest mały…<br />
20<br />
Gdy powróciliśmy do Wolnego Miasta wiedzieliśmy<br />
już, że to, co rozpoczęliśmy, jest istotne nie tylko dla nas.<br />
Że wchodzenie w radykalną interakcję z otoczeniem może<br />
wygenerować całkiem nową jakość, która już niebawem<br />
zdefiniowana zostanie jako metafizyka społeczna.<br />
Pojawiło się w rozmowach hasło totart, dość głupkowata<br />
zbitka ze słów total art. Taki żart (czyli dowcip, jak mawiał<br />
Krzysiek z Dezertera) z niby – koneserów niby – sztuki<br />
totalnej. Sajgon pisał w „Prowizorycznym manifeście<br />
pozytywnym w sprawie tego, co się tu odbywa”: – totart<br />
jest adekwatny czyli wciąż przybywa i ubywa ale nie rozwija<br />
się i nie dąży czyli nie ma początku i końca: trwa nieustannie<br />
zmieniając jedynie stopień świadomego upublicznienia<br />
/ – totart jest adekwatny czyli działa z użyciem środków aktualnie<br />
dostępnych…<br />
Tymczasem trwał dziwny czerwiec i w Zbyszkowej centrali<br />
knuliśmy plany podboju Wszechświata, chwilowo<br />
zredukowanego do kilku ulic i przeczuć, telepiących się<br />
nam pod coraz bardziej rozgrzanymi czaszkami. W miejscu<br />
gdzie kiedyś, być może, znajdował się nasz mózg.<br />
Wydałem dwa finalne numery Gangreny. Zawierały<br />
m.in. mój poemat Blok śmierci (nie czułem się dobrze).<br />
A także kilka fragmentów z Kazimierza Ratonia – słucham<br />
głosu waszego świata który jest dla mnie śmierdzącym<br />
śmietnikiem gdzie nie wchodzi nawet najbardziej głodne<br />
zwierzę… Oraz mix textów Zbigniewa pt. hej kto polak<br />
myć szalety / każdy czyni to na co zasłużył.<br />
Spiko i ja podjęliśmy decyzję, iż z masarską bojówką<br />
trzeba uderzyć w jakiś wakacyjny festiwal quasi kulturalny.<br />
Pierwsza z brzegu napatoczyła się FAMA, czyli, rozszyfrowując<br />
ten exterminalny balon, Festiwal Artystyczny<br />
Młodzieży Akademickiej.<br />
Cała nomenklatura tej nazwy, jak i jej poszczególne<br />
składniki, wywoływały w nas odruchy wymiotne. Mieliśmy<br />
przeczucie, iż jest to zlot pseudoartystów, półidiotów<br />
i nylonowych fanatyków piosenki turystycznej. Którym<br />
przyda się nasza pigułka progresji. Gdy niebawem desant<br />
protototartalny przybył do Świnoujścia, przeczucia zmaterializowały<br />
nam się w bezwzględne 200%.<br />
Wykonałem desperacki telefon do warszawskiego klubu<br />
Hybrydy. Jah kocha waryatów, więc w tej chwili przy<br />
aparacie czuwał młody kaowiec Krzysiek Gogol. Ów zacny<br />
zsypowiec organizował serię dziwnych imprez, mało<br />
mających wspólnego z tzw. oficjalną kulturą studencką.<br />
Owa „kultura” irytowała go wtedy tak dogłębnie, iż postanowił<br />
zrealizować alternatywną wersję FAMY. Wymyślił<br />
sobie, że zgromadzi grupę niepokornych twórców, którzy<br />
autobusem przemierzać będą bezdroża PRL, występując<br />
w przeróżnych leśnych siołach, niosąc tę zakręconą<br />
studencką energię prostemu ludowi. Plan ambitny, ale…
Gangrena w pełnym<br />
rozkładzie.
Kudłaty i Paulus na akcji<br />
ulicznej. Świnoujście, lipiec 86.<br />
Uznane gwiazdy studenckiej estrady odmówiły Krzyśkowi<br />
udziału, gdyż nie pasował im socjal przez niego oferowany.<br />
Bo nagle ładny autobus okazał się ciężarówką<br />
z demobilu PKS, która wieźć gwiazdorskie tyłki była niegodna.<br />
Tak więc 3 dni przed wyjazdem kolega Gogol nerwowo<br />
poszukiwał personelu do obsługi swojej wizji. Ja, z moim<br />
dziwnym telefonem, spadłem mu jak manna z artowego<br />
nieba. Więc zapewne dlatego, bez zbędnych negocjacji,<br />
zgodził się na nasz udział w tygodniowej trasie koncertowej<br />
pod kryptonimem FAMA W Drodze.<br />
Nienerwowo zapytał jeno, czym się zajmujemy? Enigmatycznie<br />
przedstawiłem Masarnię jako „experymentalną<br />
wspólnotę z Gdańska oferującą niezapomniane przeżycia<br />
mistyczne”. Udział w tych „mistycznych przeżyciach” miał<br />
być dla Krzyśka Gogola traumatycznym doświadczeniem.<br />
Skoro trąbka do boju ponownie odegrała na koń wsiadanego,<br />
tradycyjnie przystąpiliśmy do poboru ekipy, która<br />
spacyfikuje FAMĘ W Drodze. Przypominało to łapankę<br />
podobną do poprzednich realizacji. Tym razem, oprócz<br />
weteranów, w pole wymiany energetycznej wkroczył przebojowo<br />
uczeń liceum plastycznego w Nałęczowie – Paulus!<br />
22<br />
Paweł Paulus Mazur był młodszym bratem mojego<br />
brzeźnieńskiego kolegi Piotra. Zakumplowaliśmy się podczas<br />
moich punkrockowych drgawek roku 84.<br />
Wtedy Paulus jako pierwszy przywoził na Kaszuby wieści<br />
z obozu puławskiego komanda śmierci o nazwie Siekiera.<br />
Rysował też jawnym obłędem podszyte grafiki, z dominującym<br />
motywem fallusa, po wielokroć uwydatnionego.<br />
Stąd zdrobniała ksywa Paulusa brzmiała – Phalli! Umieszczałem<br />
w Gangrenie owe pindole, którymi przyozdabiał<br />
swoich Predatorów.<br />
Napotkany przeze mnie na czerwcowej ulicy Paulus bez<br />
większego oporu przyjął inwitację do masarskiej familii.<br />
Dnia 1 lipca 1986 roku w klubie Hybrydy zjawił się podejrzany<br />
kolektyw indywiduów, udających „artystów studenckich”<br />
– Zbigniew który świeżo przyjął nickname Mesjago<br />
(zbitka od słów: mesjasz i menago), Paulus, Kudłaty,<br />
DJ (?!) Łysy, Piotrek Bartczak, słupski funfel Kudłatego,<br />
ponoć poeta.<br />
I dalej – akcjonistka Iwona oraz nowa postać Mariola Białołęcka<br />
aus Elbląg. Także akcjonistka. Podłączyły się też dwie<br />
anonimowe damy, które jednak nie wytrzymały ciśnienia<br />
i zniknęły po pierwszych strzałach… Und ja – ha ha.
Ekipę FAMY W Drodze dopełniali – folkowy grajek<br />
Wojtek oraz grafik Słoś ze Szczecina, prawdopodobnie<br />
ofiary Gogolowej obławy na idealistów. Słoś zasłynął kilka<br />
dni później przedstawieniem nas osłupiałym turystom<br />
z DDR. Na zadane w języku Goethego i Honeckera pytanie<br />
– Kim oni są?, zawył na świnoujskiej ulicy – Das ist Totart!!!<br />
Die grosse polnische theater!!!<br />
Tymczasem theater zapakował się do rozklekotanej ciężarówki<br />
i podążył w stronę wielkiego niewiadomego. 2 lipca<br />
doszło do pierwszego starcia z trudną peerelowską biomasą.<br />
Zajechaliśmy do Pieczyska, sympatycznej miejscowości<br />
rekreacyjnej pod Bydgoszczą, która gościła na wywczasie<br />
wyjątkowo niesympatyczną subkulturę. Bo przez przypadek<br />
wbiliśmy się w ośrodek wypoczynkowy MO i SB,<br />
z którym sąsiadował kemping Miejskiego Przedsiębiorstwa<br />
Wodociągów i Kanalizacji.<br />
Tak więc na naszym inicjalnym ujawnieniu gościliśmy<br />
niczego nie przeczuwających urlopowiczów – tajniaków<br />
i hydraulików wraz z rodzinami.<br />
To co zobaczyli wprawiło ich najpierw w stan ogłupienia,<br />
a następnie intensywnego obrzydzenia. Zrozumieli,<br />
że ktoś z nich okrutnie zażartował, zapraszając na „popołudnie<br />
z kulturą studencką”. W mniejszym stopniu, ale<br />
jednak, ich lęki podzielał kolega Gogol i jego dzielna ekipa<br />
księgowych.<br />
W jakimś sensie odtworzyliśmy scenariusz chodzieski,<br />
łącznie z wystąpieniem masy krytycznej tuż po rozwinięciu<br />
transparentu z Miesiączkującą woźną… Rytuał ten dopełniała<br />
podniosła histeria Walkirii, autorstwa Ryszarda<br />
Wagnera.<br />
Rozebrani do kąpielówek esbecy i hydraulicy zaczęli<br />
protestować i podjęli nieudaną próbę wypędzenia nas<br />
z kurortu. Ale dla nas plażujący tajniacy nie byli poważnymi<br />
tajniakami, więc chwacko kontynuowaliśmy masarskie<br />
rytuały.<br />
Zanim przyjechali ubrani już milicjanci, Kudłaty zdążył<br />
jeszcze zaprezentować swój najnowszy manifest pt. „Słowo<br />
Loha i jego znaczenie w życiu jednostki” – Loha nie posiada<br />
w ogóle znaczenia czyli może oznaczać wszystko. A czym<br />
jest wszystko nie wiemy.... Ja wykrzyczałem poemat Chcę<br />
wszystko, wanna + video. W jego rytmie i pod zarzutem<br />
niekontrolowanego oddawania moczu i kału (sztuka milicji)<br />
zostaliśmy stamtąd wywaleni a Gogol obdarowany pamiątkowym<br />
mandatem.<br />
Wspólne męczeństwo w obliczu obnażonych sił represji<br />
zintegrowało naszą załogę. Kolega Gogol, po pierwszej fali<br />
nieufności, zapałał do nas szczerą sympatią.<br />
Mesjago zaprosił go na panel dyskusyjny, gdzie przedstawił<br />
„Instruktaż wobec dezorientacji bredzenia nieuwagi<br />
nieświadomości tępactwa i wrodzonej niechęci” – Totart<br />
istnieje bez względu na światopoglądy i oglądy zarówno<br />
obserwatorów jak i uczestników czyli istnieje prawdziwie<br />
a prawda pozostaje poza ocenami czyli totartu nie należy<br />
oceniać a tylko wystarczy z nim współistnieć lub nie czyli<br />
wyjść ewentualnie oddalić się.<br />
I pan kierownik Krzysiek G. został w ten sposób prezesem<br />
naszego fan klubu na najbliższe 3 tygodnie. A potem<br />
jeszcze na kilka obłąkanych akcji.<br />
Kolejna konfrontacja nastąpiła dwa dni później w Świętoujściu<br />
pod Świnoujściem. Oczywiście na kempingu, którego<br />
cieć wskazał nam szambo, jako miejsce wymarzone<br />
(wg niego) do naszych prezentacji.<br />
Było intensywnie – ale, o dziwo, tym razem licznie przybyli<br />
wczasowicze przyjęli nasze profuzje z dużą sympatią.<br />
Tu Paulus raz pierwszy bodajże odśpiewał słynny song<br />
Marycho, stanowiący już jawne preludium zlewu, ku któremu<br />
nieuchronnie dojrzewaliśmy – Marycho Marycho /<br />
ja rozpalę ognicho / a w ognichu a w ognichu / będziemy jeść<br />
kiełbafy… To istotna uwaga ku interpretacji Paulusowego<br />
arcydzieła – f, nie s. Kiełbafy…<br />
23<br />
FAMA W Drodze, lipiec 86.<br />
Konjo i Kudłaty, lipiec 86.
Szalet Naszym Schronem<br />
– Kudlatz, Pauli, Zbig<br />
i Świntuch.<br />
I wreszcie dojechaliśmy do naszej problematycznej ultima<br />
thule, czyli do Świnoujścia. Dyrekcja FAMY ustaliła<br />
z Gogolem, że jego konwój będzie oficjalnie inaugurował<br />
start tej edycji.<br />
Atakowaliśmy w samo południe, 6 lipca na Placu Słowiańskim.<br />
Jak zawsze w tamtych czasach, na takich placach znajdował<br />
się raczej koszmarny pomnik przyjaźni polsko – radzieckiej.<br />
Ten pomnik i licznie przybyli turyści byli świadkami<br />
bezkompromisowej jazdy totartalnej. W finale, przy<br />
sympatycznych dźwiękach Walkirii, taranowałem tabuny<br />
obywateli PRL, coraz bardziej przerażonych naszą obecnością.<br />
24<br />
To uczucie udzieliło się też organizatorom, którzy z narastającym<br />
niepokojem śledzili masarskie poczynania.<br />
Oraz władzom Świnoujścia, które stwierdziły, iż mój antystriptiz<br />
w obliczu pomnika obraził kombatantów armii<br />
czerwonej.<br />
Więc na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał Masarnię tu<br />
powtórzyć, zażądały wycofania Placu Słowiańskiego z pola<br />
rażenia uczestników FAMY. Znów 1:0 dla nas!<br />
Na polu namiotowym zakolegowaliśmy się z młodą kapelą<br />
Milion Bułgarów z Rzeszowa. Innowacją w ich składzie<br />
był automat perkusyjny, zastępujący żywego muzyka.<br />
Bułgarzy grali cieplejszą odmianę zimnej fali. I już
niebawem na listach przebojów zatańczył ich kawałek<br />
o Czerwonych krzakach które dają kobiecie…<br />
Wspólnie z nimi i z Gogolem knuliśmy wizję kolejnego<br />
ujawnienienia pod hasłem Szalet naszym schronem.<br />
W centrum Świnoujścia było rondo a na nim stał miejski<br />
kibel. Wypucowaliśmy go i ozdobiliśmy kwiatami, które<br />
nasze panie wręczały petentom usiłującym z niego skorzystać.<br />
Na dachu kibla zainstalowaliśmy się z Bułgarami<br />
i ze świeżo przybyłym gdyńskim freakiem Świntuchem,<br />
kumplem z UG. Przebranym za czołg Rudy 102.<br />
8 lipca, jak w westernie W samo południe, zaatakowaliśmy<br />
miasto po raz kolejny.<br />
Było wesoło. Kapela grała skocznego pankroka. Ja śpiewałem<br />
podglebnego hita toruńskiej Rejestracji Przedpoborowych<br />
z roku 81 pt. „Jestem zerem” – Zera nic nie znaczą<br />
/ Numery nic nie znaczą… Sypały się ulotki, manifesty<br />
i zlewne poezje. Wystąpiła próba recytacji Europy. Wznosiliśmy<br />
rewolucyjne okrzyki, w stylu Najpierw sracze – potem<br />
dacze!<br />
Ten dziwny spektakl obwąchiwali nieufni turyści i zdegustowana<br />
dyrekcja FAMY. Gdy puściliśmy Walkirię i rozwinęliśmy<br />
na rondzie Woźną…, przerażeni wyłączyli nam<br />
prąd.<br />
Ale nas już nie mogli zatrzymać. Bułgarzy wykonali<br />
transowy unplugged na bębnach i przeszkadzajkach. Kudłaty<br />
i Paulus weszli w lud i zaczęli wrzeszczeć co bardziej<br />
przekroczone wierszye. Ludność uciekała, dyrekcja szalała.<br />
A ja w akcie despery zrobiłem regularnego stripa w nieczynnej<br />
fontannie na środku ronda. Gdy pozostałem<br />
jeno w perwersyjnych kabaretkach, przyjechała milicja<br />
i wszystkich wywaliła z miejsca straceń.<br />
Ta akcja bezpośrednia miała kilka poważnych konsekwencji.<br />
At first – zabroniono nam w ogóle występować<br />
na ulicach.<br />
Mając więc dużo wolnego czasu, rozpoczęliśmy regularną<br />
miejską partyzantkę. Wciskaliśmy się na wszystkie famowe<br />
przedstawienia, złośliwie ingerowaliśmy i ogólnie<br />
barbarzyńsko sialiśmy zgrozę wśród zidiociałej studenckiej<br />
„wiary artystycznej”. Uzbrojeni w mazaki, wszędzie<br />
dopisywaliśmy obelżywe złote myśli na oficjalnych plakatach<br />
FAMY. Leitmotivem były oczywiście zaklęcia takie<br />
jak faflachata, cyce i metafizyka społeczna.<br />
W konsekwencji, at second – po raz pierwszy dostrzegły<br />
nas media. I doczekaliśmy się prasowego linczu.<br />
Oto kilka prób zanalizowania sytuacji: Negacja, agresja,<br />
prowokacja, wywoływanie obrzydzenia – tyle zrozumiałam<br />
z ich ideologii – „Od zadumy do zadymy”, Radar.<br />
W kanał pseudoluzu i pseudostudenckości dawali się<br />
wpuszczać debiutanci, gotowi do największych wyrzeczeń,<br />
byle ich ludzie zauważyli. Klinicznym przykładem była tu<br />
grupa studentów Uniwersytetu Gdańskiego, mieniąca się<br />
Totart – „FAMA znana i nieznana”, Wieczór Wybrzeża.<br />
Totart to mała, wypięta dupa FAMY, nie, to nawet nie<br />
dupa, to tylko dupeczka, kontestacja na poziomie zdejmowania<br />
majtek, to dno! – „Z drogi, FAMA 1986”, ITD.<br />
Obraz tegorocznego Festiwalu Artystycznego Młodzieży<br />
Akademickiej nie przedstawia się najciekawiej. Jego poziom<br />
dodatkowo obniżają jeszcze uliczne wygłupy pseudokontestatorów<br />
z Gdańska, wulgarne w słowie i treści, prymitywne<br />
i niechciane przez samych famowiczów – Kurier Szczeciński.<br />
Po trzecie, jak widać, właśnie w Świnoujściu zaczęto nazywać<br />
nas Totartem.<br />
Sprawa zaczęła się od księgowych FAMY, którzy jakoś<br />
musieli rozliczyć naszą podróż ciężarówką, noclegi na polu<br />
namiotowym i kartki na laksogenną paszę w barze mlecznym<br />
Relax. O honorariach nikt z nas wtedy nawet nie marzył.<br />
I tak miało być jeszcze, a’ propos apanaży, przez wiele<br />
długich lat. Księgowi mówili, że muszą coś wpisać w rubryce<br />
„zespół”, a my nawet nie mieliśmy wtedy nazwy.<br />
No więc jakiś księgowy wyczytał, że w którymś z naszych<br />
manifestów powtarza się słowo totart. I rzekł – to<br />
25<br />
Finał akcji<br />
Szalet Naszym Schronem.
Kudłaty i Konjo<br />
dekonstruują wieczorek<br />
poetycki w kawiarni Muszelka.<br />
napiszę, że nazywacie się Totart i w ten sposób rozwiążemy<br />
kwestie fiskalno-nomenklaturowe.<br />
Nam było obojętne jak nas nazywają, bo w ramach negacji<br />
wszystkiego w ogóle i kwestię nazwy wysyłaliśmy<br />
na śmietnik historii. Nie oprotestowaliśmy więc wniosku<br />
księgowego jakoś zbyt intensywnie.<br />
Zbig mówił – Genezę totartu da się również wyprowadzić<br />
z perspektywy socjologiczno – politycznej: nie ma zjawisk<br />
izolowanych; tot-ustrój totalizuje społeczeństwo, tot-społeczeństwo<br />
produkuje tot-sztukę.<br />
I tak już jako Totart (zwany też wtedy Totart Po Nic)<br />
kontynuowaliśmy na FAMIE niełatwą walkę ducha z materią.<br />
Ponieważ byliśmy nad wyraz expansywni, wierchuszka<br />
tej imprezy od początku nie pałała ku nam specjalną sympatią.<br />
Zorientowaliśmy się też, iż głównym zajęciem jury<br />
FAMY jest zalewanie pały w klubie festiwalowym. Sponsorowanym<br />
zresztą przez Towarzystwo Trzeźwości Krokus<br />
ha ha ha.<br />
Nie podobało nam się, że nasze działania ma oceniać<br />
wiecznie nawalony komitet bubli genetycznych. Więc, po<br />
kilku subtelnych dyskusjach, postanowiliśmy prostszymi<br />
środkami poinformować ich o naszym zdaniu.<br />
Pewnego wieczoru po prostu weszliśmy do klubu, wyłączyliśmy<br />
korki i w kompletnej ciemności obrzuciliśmy<br />
tzw. jury tradycyjnymi bombami z mokrych gazet. Wywołało<br />
to panikę, ucieczkę co bardziej upodlonych „jurorów”<br />
w nieznanym kierunku oraz napadowe stany lękowe<br />
na dźwięk słowa Totart.<br />
Reakcja dyrekcji była błyskawiczna. Skandaliści z Gdańska<br />
(grupy kontestujące Totart) doczekali się: otrzymali zakaz<br />
wstępu nawet do klubu FAMY – życzliwie donosił Kurier<br />
Szczeciński.<br />
26<br />
Otrzymaliśmy też zakaz występów na FAMIE w ogóle.<br />
Część zbombardowanej dyrekcji żądała usunięcia Totartu<br />
ze Świnoujścia a nawet z pasa przygranicznego. Ale Gogol<br />
poczciwy jakimś fortelem ich przekonał, że Totart będzie<br />
mu jeszcze potrzebny na zakończeniu FAMY, więc nasze<br />
wypędzenie niweczy jego koncepcję artystyczną.<br />
Od tej pory byliśmy objęci stałym dozorem Wojewódzkiego<br />
Urzędu Spraw Wewnętrznych. Obok naszego siedliska<br />
rozbili swój namiot dwaj opaleni agenci, udający wczasowiczów.<br />
Pstrykali nam fotki i założyli podsłuch w namiocie<br />
(sztuka milicji).<br />
Inni uczestnicy FAMY ogłosili bojkot Totartu. Nie przeszkadzało<br />
nam to, wręcz przeciwnie, mobilizowało do dalszych<br />
niesfornie zaczepnych interakcji.<br />
Zajęliśmy się pląsami towarzyskimi i udoskonalaniem<br />
spontanicznie kreowanej poetyki zlewu.<br />
Na poletku pierwszym integrowaliśmy się z Piotrkiem<br />
Bratkowskim, jedynym jurorem, który kumał coś z tego<br />
„kulturalnie akademickiego lupanaru”. Krytyk Bratkowski<br />
zachwycił się hasłem Miłość niszczy osobowość, które niebawem<br />
poddał penetracji w eseju pt. Miłość w stanie podejrzenia.<br />
Zacieśnialiśmy też więzy braterskie ze świeżo przybyłą<br />
Hieną, która zagrała dreszczogennie plażowy koncert dla<br />
rybek.<br />
Zbig wspominał – Hiena… zupełnie osobne zjawisko. Pamietam<br />
jak po przyjeździe (słynnym pociągiem relacji Przemyśl<br />
– Szczecin, kto tego nie przeżył, ten nie wie) z Rzeszowa<br />
do Świnoujścia, pokiwali głowami i zamurzyli się z instrumentami<br />
w morzu, by zagrać koncert dla podwodnych<br />
żyjątek. („Psychologia świata montowanego i inne pisma<br />
zawiłe”).<br />
Zaznajomiliśmy też pełną fantazji ślązaczkę Beatkę, która<br />
przez długie miesiące była wierną towarzyszką totartalnych<br />
peregrynacji.<br />
Kudłaty, podczas zajazdu na wieczór poetycki w kawiarni<br />
Muszelka, poznał młodą literatkę Agnieszkę Walczak,<br />
córkę Grzegorza. Jej tato napisał libretto pierwszej polskiej<br />
rock opery pt. Naga. W czas zajazdu młodzi adepci pióra<br />
się w sobie zakochali. Żyli długo i szczęśliwie póki się<br />
nie rozstali.<br />
Nasza akcja w Muszelce była chyba jedyną, na którą media<br />
spojrzały łaskawszym okiem. Odbywały się tam dość<br />
żenujące prelekcje ogólnofilologiczne – TOTART przedstawił<br />
własnego poetę naiwnego {Kudłaty}. Jego nadworny<br />
krytyk {Konjo} przedstawiał twórcę w pełnych kompetencji<br />
słowach, jednocześnie w zupełnie absurdalny i pseudonaukowy<br />
sposób. Zamierzony bełkot krytyczny w doskonały<br />
sposób wyśmiał podobny bełkot naszej humanistyki i krytyki<br />
literackiej (tyle tylko, że pisanej zupełnie poważnie).<br />
(„Student”).
Dzidek Jodko – pocztówka<br />
hand made z roku 1984.<br />
Ze Szczecina przybył z braterską wizytą Dzidek Jodko,<br />
animator kultury alternatywnej na Ziemiach Odzyskanych,<br />
mój druh serdeczny z juwenilnych aktiviti punkrockowych.<br />
Już niebawem jego magazyn Garaż, jako pierwszy<br />
chyba spośród pism muzycznie podziemnych, opublikuje<br />
kilka naszych postmasarskich manifestów. Zainspirowały<br />
one pewnego krotochwilnego artystę ze szczecińskiej<br />
grupy poetyckiej Skafander. Niesiony lekturą Sajgonowych<br />
teoryj podesłał nam ufnie swój elaborat pt. Jakie śniadanie<br />
takie jebanie.<br />
Zbyszek coraz bardziej nakręcał nas ideą zlewu. Z wielkim<br />
entuzjazmem podchwycili tą metodę wszyscy udziałowcy<br />
Tranzytorium.<br />
Na poletku zlewnym ujawniało się intuicyjne zaangażowanie<br />
Paulusa. Ów profuzyjny kamikaze przywiózł taśmy<br />
z porażającą muzą grupy SPK. Zbigniew dobił nas berlińskim<br />
koncertem Throbbing Gristle (zmasakrowane Strangers<br />
in the night Sinatry!). Umieraliśmy w ich rzęchach i od<br />
tej pory rozpoczęliśmy badania nad światem radykalnie<br />
wyzwolonych dźwięków.<br />
Phalli zaczął także nagrywać urywające jaja mózgozlewiny,<br />
o nazwie Kabaret Paulusa Paulusa Paulusa. Tworzyliśmy<br />
coraz bardziej obłąkane imprzejawniki (czyli indywidualne<br />
przejawy twórcze, bo słowo sztuka zbrzydło nam<br />
doszczętnie).<br />
Wszystko w myśl przesłania Zbigniewa – Rób to, czego<br />
cię nikt nigdy nie uczył to, do czego nie masz uzdolnień ani<br />
28<br />
predyspozycji – w tych punktach twoje zanieczyszczenie jest<br />
najmniejsze. Chodziło, off korrs, o toksyny kulturowe…<br />
Tak hartował się zlew. Był on połączeniem rozmów<br />
o duszy z głupkowatą fascynacją czystą formą kawałów<br />
kolonijnych. Wylanie, zlewność. Najogólniej: wyswobodzone<br />
spod kontroli racjonalnego umysłu, uwalniane z reżimu<br />
logicznych wynikań, sytuacyjnych uwarunkowań i innych<br />
blokad, wyrzucanie napięć i wyrażanie serdeczności z wykorzystaniem<br />
kanału głosowego, z tendencją do całkowitego<br />
uplastycznienia tworzywa podług własnego widzi mi się…<br />
Z czasem owa momentalność wylewowo przeradza się<br />
w niemal epickie ciągi artykulacyj, mocno wtedy przypominające<br />
poezje zaumne, ale jakże istotnie od nich różne,<br />
bo nie udające normalnych struktur mowy i nie wtłaczane<br />
w odwieczny kanon literackości i poezji…<br />
Z czasem uwalnianiu kanału głosowego zaczyna towarzyszyć<br />
coraz swobodniejsza mimika, gestykulacja i ogólnie<br />
dynamika ciała – jakby ekspresja zaczynała rozchodzić się<br />
po kościach. Rozchodzi się również w terenie, chętnie przenosząc<br />
się z osobnika na osobnika. (Zbyszek Sajnóg – „Vademecum<br />
konesera Totartu”).<br />
Metoda tak spontanicznie wykreowana ulegała przez<br />
lata wzbogaceniu, za sprawą nieokiełznanej fantazji totartalnych<br />
uwielaczy. I często przybierała formy, które zadziwiały<br />
nawet kombatantów profuzyjnej poetyki…<br />
Zbliżał się finał świnoujskiej ruchawki. Gogol zaplanował<br />
nasz udział w uroczystej akademii z okazji 70 urodzin<br />
dadaizmu. Przygotowaliśmy się rzetelnie, realizując m.in.<br />
street-erotyczną sesję fotograficzną. Oraz malując serię<br />
zlewnych obrazów pt. Młodzi poeci na mydło.<br />
Operacja sceniczna była gęsta w formie i treści. Mesjago<br />
ujawnił swoje brutalne curriculum vitae – Moi rodzice byli<br />
najwyraźniej łagodnymi optymistami także i wtedy gdy pijany<br />
i obrzygany udając nagłą chorobę wróciłem ze szkoły,<br />
zresztą podstawowej… Ja wykrzyczałem poemat pt. Życie<br />
jest to kurwa na której łapie się nieuleczalnego syfa.<br />
Byliśmy odziani w jedno ubranie, czyli każdy z nas miał<br />
na sobie jego połówkę. Tak więc Zbyszek świecił przyrodzeniem<br />
a ja tyłkiem przed zacną widownią. Zanim nas<br />
ostatni już raz z tej imprezy wypędzono, zdążyliśmy jeszcze<br />
odśpiewać z Hieną ich sowizdrzalską pieśń Pijcie jabczany,<br />
pijcie kutasy…<br />
Jury wykazało się finalnym brakiem zrozumienia<br />
i w swoim werdykcie potępiło zdecydowanie pojawiające<br />
się tu i ówdzie próby wprowadzenia obszczymurstwa<br />
do kultury studenckiej.<br />
Zbigniew skwitował to liryczną refleksją – Taki morał<br />
z tego / że ciężkie życie inakszego / ale i tak lepsze niż durnego<br />
/ bo onego ciężkie i durne / a inakszego zawsze to inaksze…
Dada aktion w kolażu<br />
z Metafizyki Społecznej.
Hajt Park Tot Crew<br />
– stoją od lewej:<br />
Świntuch, Gruby, Konjo,<br />
Mesjago , Kudlatz,<br />
na dole 4 od lewej Jany.<br />
Po powrocie na łono Kaszub usiłowaliśmy jakoś przetrwać<br />
burą komunistyczną kanikułę. Na chwil parę pojechaliśmy<br />
do Śliwic w Borach Tucholskich, najeżdżając zaprzyjaźnione<br />
gospodarstwo Maroszków. Za rok mieliśmy<br />
tam powrócić jako postartystyczna wspólnota Kanibale<br />
Kultury. Pod wpływem tych progresywnych idejek Andrzej<br />
Maroszek, już w wolnej Polsce, został współudziałowcem<br />
Tymonowego, okołojassowego Biodro Records.<br />
W gdańskim Pałacu Młodzieży Kudłaty i Paulus wylali<br />
się podczas sesji muzycznej pt. To są kredki różowej facetki.<br />
Jednym z jej mięsopustnych hitów była suita o nazwie Nie<br />
będę synoptykiem bo mam w dupie pogodę!<br />
Ja wydałem premierowy numer magazynu nowin totartalnych<br />
Futurfoto. Tytuł zaczerpnąłem z nagłej iluminacji<br />
szczegółem scenograficznym, ujawnionym w filmie Felliniego<br />
Rzym. Oraz z irracjonalnego przekonania o jego<br />
(tzn. szczegółu) adekwatności w obliczu spraw, które działy<br />
się wtedy w gronie obrzyganych ministrantów permanentnego<br />
końca.<br />
Numer eins zawierał – inkryminowane już w tej opowieści<br />
cv Mesjago; fotocollage masarski pt. Mięskowołowinkakotlecikkiełbaskaserdelek;<br />
i mój strumień profuzyjnej świadomości<br />
Piszę aby zabić czas a tym-czasem zabijam siebie.<br />
And pierwszą część eposu ludowego o panu Domańskim<br />
z Oławy, któremu objawiła się Najświętsza Panienka<br />
podczas kopania ziemniaków na działce – Ratuj cały naród<br />
ochraniaj łaskawie / wspieraj nas Maryjo w kraju i w Oławie.<br />
W związku z widzeniami pana Domańskiego, 1 stycznia<br />
1986 roku na tejże działce kilkadziesiąt tysięcy wiernych<br />
czekało na zwiastowanie Królowej Polski. Volksmetafizik<br />
made in PRL miał się doskonale…<br />
30<br />
Krzysiek Skiba był pomysłodawcą Lewatywy kulturalnej<br />
Hyde Park (czyt. Hajt Park). Czyli wakacyjnego zlotu anarchistów.<br />
Odezwa tego hiperaktywnego komandosa RSA grzmiała<br />
– Ludzie!!! Jest to impreza międzynarodowa, a także ogólnopolska.<br />
Wszystko jest za darmo, wystarczy tylko wziąć<br />
namiot i przyjechać z własnym wyżywieniem i dziewczyną,<br />
później samemu wystąpić, zaśpiewać i zatańczyć i pojechać<br />
do diabła. Zlot był całkowicie nielegalny i w założeniu<br />
trwać miał aż do nalotu milicji.<br />
Pierwszy taki anarchistyczny jamboree odbył się pod<br />
Złotą Górą near Kartuzy latem 85. Akta Służby Bezpieczeństwa<br />
definiują Hajt Park jako imprezę rozrywkowo<br />
– szkoleniową o zdecydowanie wrogiej wymowie ideologicznej.<br />
W sierpniu roku 86 RSA wyznaczyło okolice jeziora Wyspowo<br />
pod Wejherowem na Hajt Park vol. 2.<br />
Totart zjawił się tam rączo, omijając łapanki SB, zgarniającej<br />
co bardziej kolorowych hajtparkowiczów już w okolicach<br />
dworca PKP w Wejherowie. Na miejscu oczekiwali<br />
partyzanci RSA oraz świeżo konstytuującego się WiP.<br />
Czyli pacyfistycznego kolektywu Wolność i Pokój. Gościem<br />
specjalnym był Jacob Jankowski, pierwszy polski<br />
obdżektor, który w intencji Hajt Parku wykonał samowolkę<br />
z ośrodka penitencjarnego.<br />
Przybyło około 200 sympatyków RSA z całego PRL.<br />
Zorganizowano perwersyjną wystawę wielkiego żarcia,<br />
pod postacią fotek z zachodnich magazynów dla gospodyń<br />
domowych.<br />
Któryś z gdańskich anarcholi wywiesił flagę z solidarycą<br />
wydrapanym słowem DUPA. O ten transparent wkrótce<br />
rozpoczęły się boje pomiędzy stronnictwem ugodowym<br />
a frakcją radykałów. Wizualizowało to dość jasno ówczesny<br />
stosunek młodzieży wegetującej do miejsca, w którym<br />
zakopała się Solidarność…<br />
W nocy Totart zrealizował nihilistyczne ujawnienie poetyckie,<br />
połączone z paleniem wierszy „żeby było jaśniej<br />
i cieplej”. Anarchiści trzymali się dzielnie, ale gdy Zbigniew<br />
po raz piąty odczytał poemat Europa, to tu i ówdzie<br />
doszło do gniewnego pomruku. Na zgodę zaproponowałem<br />
zlewną wiązankę moich katastroficznych liryk pt. Zawsze<br />
można jeszcze popełnić zbiorowe samobójstwo lub zostać<br />
turystą. Wyrozumiałe brawa popłynęły wzdłuż uśpionego<br />
jeziora…<br />
Rankiem dnia wtórego odbyła się burzliwa dyskusja<br />
przy ognisku na tematy światopoglądowe. Libertariański<br />
realpolitik generował sądy w rodzaju armia polska nie<br />
strzelała tylko wtedy do swoich obywateli, gdy jej nie było.<br />
Kolportowano bibułę, nawiązywano istotne kontakty, nie<br />
wykluczone iż dochodziło do aktów spontanicznego spełnienia<br />
w wymiarze libidalnym.
Futurfoto.
Gdańsk 85, Szelest Spadających<br />
Papierków – Ozi, NN i Siwy.<br />
Po południu anarchistyczną enklawę nawiedzili nieproszeni,<br />
aczkolwiek spodziewani goście z ZOMO i SB. Jacob<br />
uciekł w ostatniej chwili przez gościnne kaszubskie bagna.<br />
Wszystkich nas zapisano w milicyjnym pamiętniku a kilku,<br />
co bardziej opornych, zaliczyło cios pałą w plecy.<br />
M.in. przez tamto spisanie miałem potem esbecką blokadę<br />
na paszport. Za który w końcu moja kochana mama<br />
musiała dać łapówkę jakiemuś ubekowi. Tak zarabiali na<br />
trzeci filar ludzie honoru…<br />
Kilka dni później doszło do spotkania z człowiekiem,<br />
którego zadziwiające kreacje wzbogacić miały wszechświat<br />
aktywności Tranzytorium.<br />
Sławek Ozi Żamojda był jednym z twórców socjety muzycznej<br />
o nazwie Gdańska Scena Alternatywna. Jako Paryskie<br />
Trąbki czy Zajęcia Praktyczno–Techniczne działał<br />
w Ruchu już od 82 roku. Pisał zgrzytliwie transowe liryki,<br />
32<br />
malował nieudalistyczne obrazy, ujawniał wydawnictwa<br />
pojedyncze: Nova Liderska Parta, 65 Produktów czy Nowe<br />
Reklamy.<br />
Aktualnie był mózgiem formacji Szelest Spadających<br />
Papierków, której otwarta formuła generowała niezwykłe<br />
przekroczenia okołomuzyczne i personalne. SSP wsławił<br />
się np. tym, iż istniejąc lat prawie 30 nigdy nie zagrał próby.<br />
Stawiali na totalną improwizację, jako twórcy współczesnego<br />
folku industrialnego. Z dzisiejszej perspektywy<br />
wiemy, że wieloaspektowa obecność Oziego była zapowiedzią<br />
boomu yassowego.<br />
Partnerem Oziego w koncercie, który miał zagrać SSP<br />
w ramach II Nadmorskiego Festiwalu Wyłączności Nowa<br />
Scena, był freakujący muzyk Darek Chomik Michalak.<br />
Chomika poznałem jeszcze w latach punkowych, gdy<br />
w gdańskim klubie Akwen organizowałem moje pierwsze
Party Młodzieży Wegetującej. Teraz Chomik namówił<br />
Oziego do realizacji wielkiego show postbroadwayowskiego.<br />
I do tego, oprócz 10 muzyków wyrwanych z przeróżnych<br />
kapel, potrzebny był im Totart.<br />
W słynnym mateczniku GSA, czyli w klubie Burdel,<br />
combo dźwiękonaśladowcze i nasza bojówka wspierająca<br />
rozpoczęło kąsanie tej fascynującej zadymy. W pole<br />
wymiany energetycznej Tranzytorium wstąpił wtedy Robert<br />
Gruby Jurkowski, przyszły inżynier projektu o nazwie<br />
CUKT (Centralny Urząd Kultury Technicznej).<br />
Gdy cała ekipa zjawiła się 28 sierpnia w sopockim Teatrze<br />
Letnim, panowała tam nieco senna atmosfera. Zapowiedzeni<br />
przez radiowych prezenterów Bożenę Sitek<br />
i Pawła Sito, ruszyliśmy do profuzyjnego tańca.<br />
Atak tym razem przyjęty został przez publiczność z niezwykłym<br />
entuzjazmem. Teatr Letni oszalał na nasz widok!<br />
W Kosmos leciały największe kilery efuzyjne. Doszło<br />
do katarktycznych pląsów scenicznych, zakończonych,<br />
oczywiście, bitwą na granaty z mokrych gazet. Podnieceni<br />
fani alternatywy domagali się bisów i ustawiali pod garderobą<br />
w kolejce po autografy! Po raz pierwszy (i na wiele lat<br />
ostatni) poczuliśmy się jak gwiazdy, ha ha ha!<br />
Wieczór Wybrzeża, w artykule pt. Co dobrego w Nowej<br />
Scenie?, pisał – Do największego wydarzenia artystycznego,<br />
które zaistniało na scenie Teatru Letniego w Sopocie, zaliczyłbym<br />
bez wątpienia występ zespołu Szelest Spadających<br />
Papierków. Trudno oceniać ich produkcje wyłącznie w kategoriach<br />
muzycznych. Znacznie łatwiej określić widowisko,<br />
którym uraczyło nas SSP, mianem spontanicznego happeningu<br />
muzycznego.<br />
33<br />
Akcja Totart + SSP w Teatrze<br />
Letnim Sopot. Kolaż z<br />
Metafizyki Społecznej.
Teatr Letni – Paulus,<br />
Konnix i Beatka.<br />
Jedno z niewielu zdjęć<br />
dokumentujących akcję<br />
Totartu na<br />
Poza Kontrolą 86.<br />
Ogromny „luz”, dobry podkład muzyczny, nie zaprogramowany<br />
ruch, nawiązany kontakt z młodą widownią<br />
a przede wszystkim ważkie treści działające na podświadomość,<br />
to główne atuty Szelestu Spadających Papierków.<br />
Autor tej sympatycznej laurki, gdański dziennikarz Jerzy<br />
Piskorzyński, za 16 miesięcy przygarnie Imprzejawnikowy<br />
Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny Zlew Polski, w gościnne<br />
progi klubu Rudy Kot…<br />
A rejestrację audio radośnie wylanego koncertu upubliczniłem<br />
rok później na pierwszej kasecie mojej onomatopeicznej<br />
wytwórni Fonografia Zlew Polski, o nazwie –<br />
SSP & Totart presents: The Anti – Third Reich’n‘Roll.<br />
Tymczasem… już następnego dnia wszystko powróciło<br />
do bolesnej normy w relacjach Totart – konsumenci profuzji.<br />
Nie opadł jeszcze kurz z sopockiej zawieruchy a my<br />
ruszyliśmy na Warszawę.<br />
29 sierpnia Hiena miała zakontraktowany występ na festiwalu<br />
Poza Kontrolą, realizowanym w klubie Remont.<br />
Zaprosili nas do uczestnictwa w swoich tajemnie psychodelicznych<br />
rytuałach. Nie było już wtedy z nimi Bohuna.<br />
Zaginął na lat wiele wśród bieszczadzkich stepów.<br />
Jego rolę przejął niezwykły Rudi, który wprowadził Hienę<br />
do świątyni extazy i szaleństwa.<br />
Mordercze gusła rozpoczęły się w okolicach północy.<br />
I było to twarde, heroiczne misterium.<br />
Rudi rzęził swoje eschatologiczne wizje, do dźwięków<br />
fetyszystycznie przesterowanej gitary – Tysiące obłąkanych<br />
spojrzeń / głosy podnieconych spowiedników / dzikie pustynne<br />
plemię odprawia ofiarę / na ołtarzu wykutym przez<br />
samego Lenina / stoi olbrzymia suka hiena…<br />
34<br />
Byliśmy godnymi udziałowcami tej krystalicznej agonii.<br />
Nie jest łatwo, Czytelniku, umierać w taką sierpniową noc.<br />
Wypędzono nas ze sceny po dwóch, trwających wieki, godzinach.<br />
Zbigniew wspominał później – Daliśmy mocny, ekspresjonistyczny<br />
występ i punkowa publiczność choć nic nie załapała,<br />
nie pozostała obojętna. „Patałachy do domu”, „pedały”<br />
krzyczeli, a w końcu zdecydowali się chyba nam zwyczajnie<br />
wpierdolić i musieliśmy się wycofać.<br />
Pragnę wierzyć, iż jedynie przez niefrasobliwe niedopatrzenie,<br />
a nie przez absmak wywołany operacją sceniczną,<br />
organizatorzy nie zapewnili nam zwrotów kosztów podróży<br />
i noclegów. Więc o trzeciej nad ranem snuliśmy się po<br />
stolicy, aby gdzieś złożyć obolałe ciała i krwawiące dusze.<br />
Ktoś wypatrzył kubistyczne monstrum o nazwie akademik<br />
na placu Narutowicza. Wbiliśmy się przez piorunochron<br />
na drugie piętro tej zadziwiającej konstrukcji. I tam<br />
rezydowaliśmy na nielegalu przez trzy finalne dni naszej<br />
letniej odyseji.<br />
Pobyt Totartu na festiwalu Poza Kontrolą zaowocował<br />
kolejnymi zlewnymi fascynacjami.<br />
Obejrzeliśmy bardzo dziwny koncert krakowskiej grupy<br />
Wahehe Divagazione Uniwersale. Na wokalu szalał około<br />
czterdziestoletni demiurg Kapitan Bifhart – Ciotka patrzyła<br />
stanowczo przed siebie / rozchylając nogi w czarnych<br />
pończochach / zaczęła zdejmować mi mój mundur / Hitler<br />
Jugend… Wył to w taki sposób iż w Remoncie skwierczała<br />
terakota.<br />
W perkusję walił Gogo Szulc, mój stary kumpel z czasów<br />
gdy był pałkerem TZN Xenna. Odfruwałem w takt<br />
gitarowej solówki, którą poćwiartował publikę góral<br />
o ksywie Ojciec. Bas z godnością zamordował Franz
Ulotka Wahehe.
Rozkrock.<br />
Hiena & Totart.<br />
Dreadhunter. Mimochodem robiący też (wtedy!) za sidemana<br />
estradowego koszmarka Bajm…<br />
Trafiłem także na ekshibicjonistyczny wykon trupy Rozkrock,<br />
z Kożuchowa pod Nową Solą. Po scenie biegał<br />
anorektyczny pacjent w piżamie. Do brzdęków – dźwięków<br />
z plastikowych dziecięcych gitarek, popiskujący texty<br />
w rodzaju – Niedaleko od Krakowa / leży miasto Częstochowa<br />
/ tam za dychę lub za piątkę / kupisz chamie se pamiątkę!<br />
Profuzyjnym szansonistą okazał się przybysz spoza<br />
Układu Słonecznego – Ziggy Stardust. A literacka próbka<br />
to fragment większej ideologicznej całości, którą był anarchosexualizm!<br />
To nasz człowiek – pomyślałem od razu…<br />
36<br />
Ziggy w publikacji „Rozkrock Attack” tak opisuje ten<br />
moment intensywny – Oczom Konika ukazał się obraz jakby<br />
żywcem ze snu paranoika wyjęty. Po scenie miotali się jacyś<br />
kelnerzy, onanizujący się faceci w pidżamach, punkowcy<br />
i menele. Właśnie śpiewano piosenkę Leonarda Cohena<br />
pt. „Dance me to the end of love” w wersji, przy której interpretacja<br />
Polskich Orłów, gwiazdy wesel odprawianych hucznie<br />
w wiejskich remizach, uchodzić by mogła za uwerturę<br />
opery.<br />
– O kurwa – jęknął Konik. – To wariaci!<br />
Konik miał wielką słabość do wariatów wszelkiej maści.<br />
Zwłaszcza jeśli swoje szaleństwo demonstrują publicznie.<br />
Zaliczyliśmy też sympatyczną fotkę w Magazynie Muzycznym.<br />
Jego redaktor trafił na Paulusa, który, zapytany<br />
o skład grupy rockowej Hiena – Tot Art (?!), z kamienną<br />
twarzą poinformował: Adam – vocal, Baśka – flet, Młody<br />
Grzelak – nagrywanie, Andrzej (kilogram) – dusza, Urizel<br />
– serce… Pozdrawiam tych nieświadomych udziałowców<br />
pozakontrolowanej nocy!<br />
Po burzliwie inicjacyjnym lecie nadszedł melancholijnie<br />
depresyjny wrzesień. W wakacje w mieszkaniu Zbigniewa<br />
nocowało czasem i po 30 osób. A teraz powróciła Wielka<br />
Pustka. Totart nam zawisł pod sufitem i dyndał oczekująco,<br />
niczym figury z Rozstrzelania Wróblewskiego.<br />
Coś z tym trzeba było zrobić, coś się musiało wydarzyć…<br />
Mesjago pisał kolejne manifesty i cierpliwie objaśniał:<br />
Totart jako poszukiwanie punktu oparcia drogą rozpraszania<br />
nadbudowań, przerostów: oderwanego od naturalnych<br />
uwarunkowań i stąd wywołującego dysonans estetyzmu<br />
i hybrydalnego kultu specjalizacji i umiejętności – wszystkiego,<br />
co dehumanizuje współczesny świat i doprowadza ludzi<br />
do rozpaczy, której przyczyn najczęściej nie umieją już<br />
nawet wskazać…<br />
Wniosek był następujący – Dowolność jest najtrudniejsza<br />
– jesteśmy więźniami samych siebie, łatwego podporządkowania<br />
się przyzwyczajeniu.<br />
No to ja wydawałem kolejne numery Futurfoto. Moim<br />
dzielnym kooperantem został Jany, known as Czarny Piotr<br />
Naszych Dni. Głosił na łamach zlewnej bibuły swoje rewolucyjne<br />
odezwy – Walka pokoleń nie istnieje. To co nazywa<br />
się „walką pokoleń” to w rzeczy samej walka społeczeństwa<br />
przeciw władzy. Najczęściej jest to walka młodych<br />
przeciw starym, bo starzy są już znormalizowani, system<br />
przetrącił im kręgosłupy więc są grzeczni: niektórzy dorwali
się do koryta. Młodzi – nie zgwałceni jeszcze przez kulturę<br />
– buntują się, żądają wolności, pokoju i chleba.<br />
I jeszcze – Aby uwierzyć w siebie (bo nikt nam nic nie<br />
da, jeśli sami sobie tego nie weźmiemy) musimy stracić wiarę<br />
w kościół, zachód, ludzką twarz socjalizmu, oj-czy-znę…<br />
by nie odwracały naszej uwagi od meritum, tj. NIErządu,<br />
od faktu, że nasze świnie nie są lepsze od czerwonych i że<br />
nie mamy, w odróżnieniu od nich, do stracenia nic prócz<br />
kajdan.<br />
Wyprodukowałem ulotki ze sztandarem anarchizmu<br />
metafizycznego i przesłaniem Maxa Stirnera, którego idejki<br />
w ów czas kręciły mnie coraz bardziej – rewolucja skończyła<br />
się reakcją i to wskazuje czym jest w rzeczywistości rewolucja<br />
niewola u ludzkości nie jest warta więcej niż służba<br />
bogu w dni powszednie bracia stają się niewolnikami istnieje<br />
tylko jedna wolność moja potęga i jedna prawda wspaniały<br />
egoizm gwiazd na tej pustyni wszystko rozkwita na<br />
nowo wspaniały sens krzyku radości za którym nie kryje się<br />
myśl nie może być zrozumiany dopóty dopóki trwa długa<br />
noc myśli i wiary…<br />
Przygotowałem edytorsko Jacobizmy, czyli wspomnienia<br />
Jacoba Jankowskiego z psychuszki. Weteran RSA,<br />
wkomponowany w gościnne mury szpitala psychiatrycznego,<br />
snuł eschatologiczne przypowieści – Jezus z Galilei,<br />
pseudonim Chrystus, był synem Marii i Józefa. Jako Wielka<br />
Indywidualność szybko dostrzegł Prawdę, ale – aby przyciągnąć<br />
do siebie wierzących ślepo w Jahwe ludzi – podał<br />
się za Mesjasza, na którego czekał cały Izrael. Za Chrystusa<br />
– Zbawiciela, syna Jahwe.<br />
Było to z jego strony wielką chytrością: przyciągnęło masy,<br />
ale masy te składały się w większości z konformistów. I masy<br />
te przekształciły naukę Jezusa w totalitarną religię… Na<br />
nieszczęście dla gatunku ludzkiego, matryce tego wydawnictwa,<br />
w rodzicielskim szale zaprzepaściła moja niesamowita<br />
mama.<br />
37<br />
Magazyn nowin<br />
totartalnych Futurfoto.
Sni Sredstwom<br />
Za Uklanianie<br />
– Merta, Tymon<br />
i Córek.<br />
Ów nihilistyczny september zaowocował także niezwykłą<br />
kontrabandą liryczną, uzupełniającą pojemny skarbiec<br />
Narodowej Kultury.<br />
Zbigniew napisał zbiór sonetów totalnych pt. „Reisepsychose”.<br />
Chcę uderzyć w samo sedno. Jeżeli kultura zachodnia<br />
chlubi się wspaniałością swojej poezji a z kolei miarą<br />
wielkości w tej tradycji jest umiejętność zapanowania nad,<br />
uchodzącą za najkunsztowniejszą, formą sonetu, to jeżeli<br />
się rozprawić z tą kulturą artystycznie to chyba właśnie<br />
najskuteczniej kompromitując jej najszczytniejsze dokonania,<br />
w tym przypadku sonet. Tak myślę i przypierdalam na<br />
zmianę kubłami rozpaczy i rozkoszy – pisał autor w Wywiadzie<br />
z samym z sobą.<br />
Perłami w koronie tego wiekopomnego dzieła są imprzejawniki<br />
– Znikąd donikąd sontot monolityczny czerwonego<br />
światełka, Jebanego kurwa sontotu w pizdu oraz Internacjonalnie<br />
o pokoju na świecie postsontotem półmonolitycznym<br />
wolnym emocyjnym numerycznym azdaniowym.<br />
Brzmi ładnie i ciekawie nam się przygoda z Reisepsychose<br />
zaniebawem potoczyła…<br />
Gdy 1 października powróciłem ku dydaktycznej klaustrofobii<br />
Uniwersytetu Gdańskiego, na korytarzu powitał<br />
mnie fircykowato przyodziany anglista-pierwszoklasista.<br />
Był to Ryszard Tymański, który jednak z jakiegoś powo-<br />
38<br />
du nie akceptował swojego imienia i prosił, by nazywać go<br />
Tymonem.<br />
Kolega Tymański nie akceptował także mnie oraz wszystkich<br />
tych, którzy nie podzielali jego fascynacji twórczością<br />
dość świeżego samobójcy Iana Curtisa. I ogólnie nie zachwycali<br />
się tzw. zimną falą, która wtedy świeciła triumfy<br />
w peerelowskim undergroundzie muzycznym.<br />
Tymona poznałem jesienią roku 85. Jako zbuntowany<br />
student realizowałem w ów czas cykl koncertów, pod hasłem<br />
Podziemna Wysepka. W, jakżeby inaczej, gdańskim<br />
klubie Wysepka. Tymon miał tam próby ze swoim bendem<br />
Sni Sredstwom Za Uklanianie. Olaf Deriglasoff, wtedy lider<br />
Dzieci Kapitana Klossa, z pewną taką uszczypliwością<br />
określał ich muzę mianem wesołego Joy Division.<br />
Jako początkujący artyści, aby odpokutować za salę<br />
do ćwiczeń, Sni musieli odrobić pewną ilość godzin w ramach<br />
tzw. prac społecznych. A że jedną z niewielu aktywności,<br />
którą oprócz dyskotek Wysepka uprawiała, były<br />
moje koncerty, Tymon i jego licealni muzycy – gitarzysta<br />
Piotrek Merta i bębniarz Bartek Córek Szmit, zostali przymuszeni<br />
do malowania plakatów na Konnixa imprezy.<br />
Całe trio szczerze gardziło mną i punk rockiem, dlatego<br />
poniewczasie na swoich posterach odkrywałem małe, złośliwe<br />
dopiski w stylu – Rejestracja żałość, Punk to brednie,<br />
Konik to kutas… Jakoś mnie to bawiło i nawiązała się pomiędzy<br />
nami dość specyficzna nić sympatii.<br />
Tymon miał już świadomość istnienia Totartu, gdyż<br />
kumplował się z Włodkiem Urbanowiczem, kuzynem<br />
Zbigniewa. Dopowiedziałem historyi parę o naszych wakacyjnych<br />
rajdach i zaprosiłem do spontanicznego udziału<br />
w kolejnym ujawnieniu. Tym razem „luką w rzeczywistości”<br />
okazał się gdański szpital dla psychicznie i nerwowo<br />
chorych na Srebrzysku.<br />
Oprócz konwencjonalnych pacjentów przebywali w nim<br />
partyzanci z RSA, WiP i ogólnie „ludzie z Ruchu”, którzy<br />
poprzez symulowanie choroby pragnęli uzyskać tzw. żółte
papiery, zwalniające od zaszczytnej służby w szeregach<br />
Ludowego Wojska Polskiego. Jako że symulanci nawiązali<br />
przyjazne relacje z niższym personelem technicznym, powstała<br />
okazja do desantu na teren szpitala. Akcja miała odbyć<br />
się pod nieobecność administratorów, gdy ośrodkiem<br />
zarządzał ów niższy personel, który potajemnie miał dopuścić<br />
nas i nasze ujawnienie przed oblicze pacjentów.<br />
12 października zjawiliśmy się w silnym składzie pod<br />
bramą tej tajemniczej placówki. Totart wzmocniony został<br />
przez Tymona, którego przyprowadził kuzyn Włodek,<br />
pragnący jednocześnie podczas akcji wyświetlić na taśmie<br />
8mm swój przejmujący film pt. Spider fucker. Za artystę<br />
z ludzką twarzą robić miał dla niepoznaki Jerry Szokin<br />
Ziętek, folkowy trubadur z Kaszub. Bramę otwierał anarchista<br />
Gall Galiński, stały bywalec srebrzańskich salonów.<br />
Niestety zbyt szybko włączyliśmy turbo emocje, które<br />
zaskutkowały paniką wśród kuracjuszy.<br />
Po krótkim koncercie Szokina ruszyliśmy do odczyniania<br />
totartalnych rytuałów. Tymon dał się ponieść euforii<br />
i na oczach licznie zgromadzonych wariatów dokonał<br />
słynnego aktu kopulacji z godłem PRL. Wiele lat później,<br />
już jako formacja Tymon & the Transistors, nagrał o tym<br />
piosenkę pt. Dymać orła białego.<br />
Nasza miła widownia wpadła jednak na ten widok w histerię<br />
i musieliśmy pospiesznie szpital na Srebrzysku opuścić.<br />
No, nie każda terapia się udaje – ze stoickim spokojem<br />
podsumował operację Mesjago.<br />
Na FAMIE zakolegowaliśmy się z energetycznym fotografem,<br />
Jurkiem Czarnym Radziewiczem. Czarny od początku<br />
był entuzjastą naszych nawet najbardziej skrajnych<br />
działań. 19 października zaprosił Totart do stołecznego<br />
klubu Park, gdzie mieliśmy być „kulturalnym dodatkiem”<br />
do typowej studenckiej dyskoteki.<br />
Jako Tot-Orkiestra wybrali się z nami na podbój stolicy<br />
także Chomik z Tymonem. Nową wunderwaffe Obrzyganych<br />
Ministrantów Permanentnego Końca były hektolitry<br />
wody kolońskiej Rywal, perfidnie wylewanej na ogłupiałą<br />
młodzież akademicką.<br />
Wszystko odbywało się podczas ujawnienia zgodnie<br />
z taktyką „uderz, zniszcz i spierdalaj”. Brać studencka od<br />
początku nie była zachwycona iż ktoś ingeruje w jej dancing.<br />
Prawdopodobnie dlatego, że nikt z nas nie przypominał<br />
ich ówczesnych idoli, Limahla i Kajagoogoo.<br />
Ale już zupełnie nerewki puściły żakom na widok Tymona,<br />
oporządzającego nieszczęsnego orła białego. Poczuli<br />
się dotknięci faktem, że ktoś na ich oczach bezcześci<br />
godło PRL. Doszło do zasadniczej awantury i niemalże<br />
pobicia naszego nowego zagończyka przez spragnionych<br />
kulturalnej rozrywki warszawskich studentów. Wypędzono<br />
nas po pół godzinie.<br />
39<br />
Reisepsychose – Ada,<br />
Ozi, Autor i Tymon.
Słynna grafika<br />
by Paulus.<br />
Ponieważ przez kilka październikowych dni nic specjalnego<br />
się nie wydarzyło, zaingerowałem solo w spektakl teatralny<br />
odgrywany w gdańskim klubie Kwadratowa.<br />
Gdyż pojęcia: sztuka, dzieło, artysta etc, są tak zdezaktualizowane,<br />
iż ich używania dopuszcza się jedynie w formie<br />
stylizacji na staropolszczyznę lub staropolszczyzny sensu<br />
stricto (manifest pt. PRĄD). Moja akcja tak zirytowała<br />
uduchowionych aktorów, że na kopach usunęli Konika ze<br />
swojego teatrzyka.<br />
Nie zaniedbywaliśmy bynajmniej aktywności koncepcyjnych.<br />
Zbigniew np. przez jeden dzień, w poczuciu<br />
skrzywdzenia przez kanarów w tramwaju, napisał chwacki<br />
tom poetycki pt. Repolucja. Dzieło niestety prawdopodobnie<br />
zaginione bezpowrotnie, na fali późniejszego odlotu<br />
niebiańskiego autora.<br />
Paulus powróciwszy na nauki do liceum plastycznego<br />
w Nałęczowie, dzielnie ujawniał kolejne numery magazynu<br />
Pierdol. Tworzył też przezlewne liryki, które za czas jakiś<br />
wejść miały do kanonu operacyjnego Grupy Poetyckiej<br />
Zlali Mi Się Do Środka: Mój kolega – Cezary Baliszewski<br />
stracił podczas / odbywania służby woskowej – nogę! Chodzi<br />
teraz / z protezą i cieszy się głupek z byle czego!!! („Prawda<br />
o płciach”). A w towarzystwie Artura Hornika i Roberta<br />
Grubego Jurkowskiego koncertował jako intuicyjna<br />
40<br />
formacja Po Schodach (słynny przebój Jest klawo / dziś<br />
szkielety biją brawo.)<br />
Niezwykłe poziomy erupcji totartalnych idejek zaliczyli<br />
też pp. Kudłaty i Tymański. Pierwszy upublicznił serię<br />
traktatów pt. Problemat literatury immanentnej koegzystencji<br />
w świetle idei jedni prymarnej i nie tylko (zarys).<br />
Wybitny obywatel Słupska objaśniał – LIK… jest tym, co<br />
nam zapewni spokojne sumienie i da szansę osiągnięcia czegoś,<br />
czego nie znamy i dlatego poznać chcemy. Likość przejawia<br />
się w pewnym wyczuwalnym kontraście, sprzeczności,<br />
jawnym zgrzycie między czymś, a czymś w którymś z elementów<br />
imprzejawnika lub w relacji pomiędzy nim.<br />
Wg autora doskonałą ilustracją przedstawianych teorii<br />
był jego własny utwór pt. „Dupa Świntucha i inności<br />
– wiersz”: Prabuty zamilkły bestialsko… wyrżnięte jak gnój<br />
co chujem się zwie… w kieracie krotochwil w kratach krabami<br />
zaśmierdło… bo latem tak róże cukrowo dojrzają…<br />
Inną perłą LIK-u był, napisany wspólnie z Don Mario<br />
Starym Łagrowcem, Dramat w aktach strzech (osłowacji)<br />
tragedia podsceniczna z zachowaną jednością miejsca i czasu<br />
pod tytułem Od Uzdy Do Pizdy. Osoby – Chorus Ułanów<br />
(siedemnastu ułanów), Pizda (jedna goła) i Szczapa<br />
(wyalienowany).<br />
Kudłaty napisał także z Tymonem „Traktat o wszystkim”<br />
– Nie rozumiem dlaczego np. wiersz „Śmierciosny” jest gorszy<br />
od „Ody do młodości”? Dlatego, że „Odę do młodości”<br />
czytały miliony Polaków a „Śmierciosny” dwanaście osób?<br />
Patrząc przecież na sprawę diachronicznie wszyscy i wszystko<br />
kiedyś będzie odebrane, było odbierane i jest odbierane<br />
i kwestia odbioru imprzejawnika nie może być kryterium<br />
jego wartościowania.<br />
Już niebawem w/w dzieło opublikuję w moim profuzyjnym<br />
wydawnictwie Księgozbiór Zlew Polski.<br />
A dekadent Tymon był w owe dni na etapie młodziankowej<br />
kontestacji naszych poczynań i często wdawał się<br />
w dysputy ideologiczne ze Spikńeffem i ze mną, jako strażnikami<br />
metafizyki społecznej. Której nocy wykonał nawet<br />
malarski performens i pozostawił w kiblu kierownika Mesjago<br />
złośliwy napis – Już dziś trudno Zbigniewowi brzemię<br />
intelektu na sterany latami akademickiego ślęczenia grzbiet<br />
windować.<br />
Sajgon pisał – Uczestnicy włączali się w pracę tranzytorium<br />
i odchodzili w zależności od swej woli. Oczywiście nie<br />
oznacza to jakiegoś permanentnego stanu idealnej harmonii<br />
– nie obywało się bez silnych konfliktów w gronie realizujących<br />
i często to właśnie one były motorami działania, dynamizując<br />
napięcia kierunkowe. („Przed drzwiami trawierni.<br />
Vademecum konesera Totartu”).<br />
Z tych sporów kolega Tymański wyłonił późną jesienią<br />
roku 86 fascynująco manieryczny, a i do dziś nie opublikowany<br />
(ile tego jeszcze?) zbiór pt. „Poezyje” – Zamachowcy
Okładka legendarnego<br />
dzieła Kudłatego.
Darek Brzóska Brzóskiewicz<br />
nadchodzi!<br />
z czarnym jedwabiem po / dziurki od nosa / przystanęli u<br />
względnego końca… / W Rewolucji Permanentnie Idealnej<br />
/ społeczeństwo rozpadnie się na / świadome siebie i swej<br />
twórczej mocy / jednostki, pomne tęsknoty za / zamierzchłą<br />
jednością.<br />
W mieszkaniu Zbyszka które funkcjonowało już na pełnym<br />
etacie jako centrala Totartu, odbywały się całonocne<br />
burze mózgów, często z udziałem Skiby, Janego i innych<br />
aktywistów RSA. Konsekwencje można było znaleźć m.in.<br />
na łamach mojego Futurfoto.<br />
Jany pisał – Gdy panowała natura w sztuce dominowała<br />
treść. Używano jej do komunikacji i oddziaływania na rzeczywistość.<br />
Była magią, propagitem i odbiciem rzekomego<br />
ładu świata. Z niej powstała kultura i zniewoliła nas.<br />
W sztuce najważniejsza stała się piękna forma parawanu<br />
zasłaniającego istotę rzeczy. W spadku po obu tych fazach<br />
człowiek odziedziczył wiele słów, mitów, wartości itp. gówna.<br />
Wywołują one chaos w umyśle; paraliżują rozum, nie<br />
dając mu dojść do głosu…<br />
Stworzono trzecią fazę sztuki – jest ona publicznym konfesjonałem<br />
i kanapką psychoanalityka, śmietnikiem myśli,<br />
idei, rzeczy, słów, obrazów, symboli… Sztuka ta wspomaga<br />
funkcje wydalnicze snu, stąd ich wzajemne podobieństwo,<br />
podobnie jak artysty i szaleńca.<br />
Niech więc sztuka uwolni się od rzemiosła (ale i od kapłaństwa)<br />
i stanie się ogólnie dostępnym lekiem na stresy<br />
współczesności. Pisz, maluj, śpiewaj, rzeźb, tańcz i rysuj<br />
a potem niszcz to!.<br />
42<br />
Doszło też do małego nieporozumienia z liderami konstytuującej<br />
się wtedy Galerii Wyspa. Rzeźbiarz Klaman<br />
wpierw zaprosił nas na akcję podczas wernisażu swoich<br />
prac w sopockiej Galerii D, a następnie operację Totartu,<br />
z przyczyn niejasnych, przyblokował.<br />
Mętnie tłumaczył to później lękiem o niepoczytalność<br />
eskalacji naszych działań, na i tak burzliwym upublicznieniu<br />
swoich dzikich dzieł. Opóźniło to naszą owocną kooperację<br />
o kilka miesięcy, ale potem nadrobiliśmy w 400%<br />
ów zgrzyt merytoryczny.<br />
A Galerię D zamknięto niedługo potem, po radośnie<br />
pankrokowej wystawie Jacka „Jack the Ripper” Staniszewskiego<br />
pod kryptonimem Dread objects. Mechanizm zamknięcia<br />
odwoływał się do tradycji hitlerowskiej entartete
kunst i socrealistycznej rywalizacji o jednowymiarowy obraz<br />
świata.<br />
Za to od razu po całości w pole wymiany energetycznej<br />
wkroczył Darek Brzóska Brzoskiewicz. Pojawił się na korytarzach<br />
UG jesienią 86 jako desant toruński. Szła za nim<br />
fama poety alternatywnego, autora m.in. słynnych protest<br />
songów wyśpiewywanych przez grupę Rejestracja.<br />
Któregoś mrocznego poranka na uniwerek przyfrunął<br />
usmażony Tymon, z którym Brzóska usiłował odbyć przyjazną<br />
pogawędkę. Działanie THC spowodowało w mentalu<br />
Tymona karkołomne przekonanie, że jednak rozmawia<br />
z psem.<br />
Na lat wiele został więc Dariusz – Człowiekiem Zwanym<br />
Psem. I już niebawem zaczął generować wylane liryki<br />
o nazwie Złote myśli Psa. Takie jak – Potrawa – flaki po<br />
Cześku czy Kapo do nowo przybyłych – proszę zdejmować<br />
buty, bo idziemy do szewca.<br />
A potem Pies zamienił się w Brzóskę, lidera swingującej<br />
formacji muzycznej Awoda Zara 55 oraz autora brawurowych<br />
Haiku. I jego zlewiny zostaną światu udostępnione<br />
za kilka miesięcy, przez wydawnictwo Księgozbiór<br />
Zlew Polski.<br />
29 października odbył się wtóry nalot Totartu na gnijące<br />
mury Uniwersytetu Gdańskiego.<br />
Akcję poprzedziło wywieszenie w okolicach rektoratu<br />
wielkiego plakatu gołej baby z podpisem „Goła baba”.<br />
Następnie przyatakowaliśmy ulotkami ze znaną skądinąd<br />
DUPĄ oraz Arcydzielnym manifestem przeciwbolączkowym.<br />
Swoją bibułę dorzucili kamraci z RSA, więc atmosfera<br />
przed ujawnieniem zrobiła się rewolucyjna.<br />
Co bardziej ezoteryczni przedstawiciele akademickiej<br />
bohemy miewali widzenia bytów ukrytych przed oczami<br />
profanów. Poetka Lidia biegała po korytarzach filologii<br />
polskiej wyśpiewując – Ach jaką cipa może kobiecie przyjemność<br />
sprawić!<br />
Podczas akcji bezpośredniej prawdopodobnie zszargaliśmy<br />
wszelkie możliwe autorytety. Od świata bolszewii,<br />
przez oficjalne mniej lub bardziej podziemie, po wszystkich<br />
świętych zamulających zbiorową wyobraźnię. Nie wyłączając<br />
topowego konsumenta wadowickich kremówek.<br />
Profeci triumfowali. Gdy opuszczaliśmy pole walki, rozmarzona<br />
Lidia pocieszała – Ciotce też kiedyś odpierdoliło<br />
i oczy jej się odwróciły od tego kurestwa…<br />
Strzał był celny, gdyż o naszym ataku ze zgrozą mówiono<br />
nawet na plenum archidiecezji gdańskiej. Dostrzegła<br />
nas także uczelniana sekta narodowców. W jakiejś quasi<br />
bezdebitowej publikacji ukazał się donos potępiający totartalne<br />
bluźnierstwa. Autor ubolewał nad naszym upadkiem<br />
moralnym, grzmiał, iż tego rodzaju wystąpienia są<br />
dowodem niedojrzałości obywatelskiej środowiska akademickiego.<br />
Sugerował też, że jesteśmy z pewnością sterowani<br />
przez SB, o ile sam Totart nie jest zakamuflowaną filią<br />
wieczorowego uniwersytetu marksistowsko – leninowskiego.<br />
Zbyszek odpowiadał trumnom z resztkami Dmowskiego<br />
– Ciągłe powtarzanie legend i domaganie się tego samego<br />
od młodych, w imię narodowych wartości jest błędem logicznym.<br />
Ani młodość, ani twórczość, ani niesforność nie<br />
mogą być traktowane jako grzech, czy wręcz zbrodnia przeciwko<br />
narodowi, bo bez nich nastąpi homogenizacja i zdebilenie.<br />
Jest to oczywistość tak jasna, że tradycyjnie zaślepiająca.<br />
A jeśli powoływać się na tradycję, to najlepiej na tę dawną,<br />
przedkontrreformacyjną tradycję tolerancji – to dopiero<br />
byłby wielki narodowy program. Kogo dziś na to stać? Pochlebiam<br />
sobie, że trafiliśmy istotnie w problematykę i czas<br />
– w przeciwnym razie skąd by się wzięły owe wyszczerzania<br />
się stróżów i nieuprzejmości kelenerów, ha, ha – udało<br />
się nam. („Parnas zimowy. Automityzacja – Automatyzacja<br />
– Atomizacja”).<br />
Ale pojawiły się też głosy zgoła odmienne od płaczu<br />
wszechpolaków.<br />
W A’ Cappelli autor, ukrywający się pod pseudonimem<br />
Żak, pisał – „To, co się dzieje na naszych uczelniach, to już<br />
nie kryzys, to upadek! Jego symptomy są wielorakie. „W wyższych<br />
uczelniach, szczególnie prowincjonalnych… praktycz-<br />
43<br />
Energetyczny element<br />
scenografii Totartu.
Teatr Letni Sopot – Konjo<br />
dzierży historyczną<br />
flagę Totartu.<br />
nie zamarła nie tylko niezależna działalność studencka, ale<br />
nawet żywszy ruch umysłowy.<br />
Na niektórych uniwersytetach z trudem można zebrać<br />
parę dziesiątek młodzieży, która próbuje cokolwiek robić dla<br />
utrzymania statusu ludzi myślących, a pomniejsze uczelnie<br />
techniczne czy pedagogiczne stanowią kompletną pustynię.<br />
Bardzo wielu żeni się już na drugim czy trzecim roku, klepie<br />
biedę i rodzi dzieci, bo = trzeba przecież mieć coś własnego<br />
=. Ogół zamyka się w wąskich grupach koleżeńskich i odwraca<br />
od wszelkiej aktywności.” (Vacat nr 27). Do tego dochodzi<br />
nasz tradycyjny już alkoholizm oraz narodowo – katolickie<br />
zaczadzenie, gdzie słowa zastępują czyny, a patriotyczne<br />
slogany – myślenie.<br />
Jedynym – potencjalnie ciekawym – zjawiskiem na gdańskich<br />
uczelniach jest TOTART. Widzę już reakcje niektórych<br />
czytelników – wściekłą, ale (na szczęście dla mnie) bierną.<br />
I od razu odpowiadam: TOTART jest adekwatny – adekwatny<br />
nie tylko do widza poszczególnego spektaklu, ale także<br />
do czasu i miejsca, w którym przyszło mu zaistnieć. A tutaj<br />
i teraz jest dno kryzysu, bezruch w myśli, słowie i uczynku.<br />
Aby go przełamać TOTART usiłuje sprowokować jakąś<br />
reakcję. Robi to w sposób typowy dla skrajnych środowisk<br />
intelektualnych (ekspresjonizm, futuryzm, dadaizm, surrealizm…),<br />
czyli przez obrażanie świętości, którym hołduje<br />
nasza zaściankowa inteligencja, takich jak samozadowolenie,<br />
święty spokój, naród, Kościół i ona sama oraz organizacja<br />
świata jako taka… I inteligencja obraża się, nie dostrzegając,<br />
że TOTART to szansa. Szansa dla „aktora” i „widza”<br />
(piszę to w cudzysłowiu, bo podział ten jest nieadekwatny<br />
– uczestnikami TOTARTU, a więc i jego twórcami<br />
są wszyscy).<br />
A szansą tą jest bezkarność, możliwość mówienia i robienia<br />
pod pozorem sztuki wszystkiego, co normalnie jest niedozwolone<br />
(nie tylko przez władze, ale i przez „środowisko”,<br />
przez „autorytety” społeczne itp.). Szansą, jeśli nie stworzenia<br />
czegoś, to przynajmniej wyrzucenia z siebie tego, co nas<br />
męczy i żyć nie daje (taka publiczna spowiedź i psychoanaliza),<br />
szansą przewietrzenia niezdrowej atmosfery narodowego<br />
grobowca i totalnej niemocy. („Dlaczego chore dzieci<br />
muszą jeść banany?”).<br />
44<br />
Profuzyjna socjeta rozrastała się. Na upublicznienie<br />
w UG przyszła silna ekipa studentów gdańskiej PWSSP.<br />
Byli naładowani progresywną energią, estetycznie przekroczeni,<br />
wkurwieni na cały świat i oczywiście pozbawieni<br />
szans na prezentację swoich mocno politycznych prac. Nie<br />
istniały wtedy prywatne galerie, Wyspa dopiero rozkręcała<br />
się do neoekspresjonistycznego walca a kuratora Rysia<br />
Ziarkiewicza eksmitowano właśnie z sopockiej BWA.<br />
Przyszli więc do nas i zaproponowali akcjonistyczną integrację.<br />
Najmłodsze pokolenie buntowników szkoły plastycznej<br />
stanowili Joanna Kabala, Andrzej Awsiej, Jacek Zdybel,<br />
Natalia Szpetman i Krystian Rasmus. Pierwszy duet<br />
przyciągnął też do Totartu prawnika – mistyka, Maćka Rucińskiego.<br />
Ta radykalna trójca wkrótce założyła grupę kolorową<br />
Yo Als Jetzt, która dzielnie wspierała wszelkie wcielenia<br />
Tranzytorium swoim niewątpliwym geniuszem kreacyjnym.<br />
W pole wymiany energetycznej wkroczył obywatel Bydgoszczy<br />
o ksywie Wasyl, w cywilu gitarzysta poszukującej<br />
formacji muzycznej Henryk Brodaty. Innym załogantem<br />
tej kuriozalnej kamandy jawił się Tomek Gwizdek Gwinciński,<br />
późniejszy współuwielacz Miłości i Maestro Trytony.<br />
Znałem ich jeszcze z czasów punkowych, gdy grali<br />
na moim Party Młodzieży Wegetującej vol. 2 w maju 85 na<br />
dziedzińcu UG.
Wasyl odtworzył kilka bootlegowych kaset z psychodelicznymi<br />
oberkami Henryka B.<br />
Kolektywnie uznaliśmy, że dobry Bóg odebrał im rozum<br />
i wtrącił w szaleństwo. Z otwartymi ramionami przyjęliśmy<br />
Brodatego do rodziny.<br />
A tymczasem… Na kulturoznawstwo w Uniwersytecie<br />
Łódzkim wrócił, po penitencjarnym epizodzie, Krzysiek<br />
Skiba. Wtedy już przejął klub Balbina, mieszczący się<br />
w akademiku na osiedlu Lumumbowo (jego hasło wyborcze<br />
brzmiało – Zrobię z Balbiny najlepszy tingel tangel Europy!).<br />
Zaprosił Totart na akcję bezpośrednią, ale…<br />
Będąc geniuszem marketingu wiedział, że zmuzułmaniona<br />
studencka masa niespecjalnie jest zainteresowana<br />
popisami anonimowej formacji postartowej z Gdańska.<br />
Wykonał więc Skiba brawurowy rajd propagandowy.<br />
W akademiku, w którym zgrupowała się młodzież nastawiona<br />
patriotycznie, wywiesił plakat zapowiadający iż 6<br />
listopada w klubie Balbina odbędzie się spotkanie z przewodniczącym<br />
KPN Leszkiem Moczulskim.<br />
W innym akademiku, zasiedlonym przez studentów filologii<br />
klasycznej, umieścił poster zapraszający na wykład<br />
profesora Krawczuka, który opowiadał będzie o co bardziej<br />
obłąkanych włodarzach antycznego Rzymu.<br />
Na lumpenproletariackim osiedlu Bałuty Skiba naklejał<br />
plakaty, inwitujące na darmową dyskotekę z darmowym<br />
piwem.<br />
O godzinie „0” tłumy waliły do Balbiny drzwiami i oknami,<br />
ale już po moim antystriptizie i symultanie ci ludzie<br />
wiedzieli, że nie po to przyszli do klubu. Doszło do zasadniczych<br />
nieporozumień.<br />
Kibole z Bałut skopali Jacoba Jankowskiego, który świeżo<br />
opuściwszy więzienie przybył z Totartem na wojenkę<br />
do Łodzi. Mieli do niego pretensje iż nie jest DJ i nie puszcza<br />
przebojów popularnej wtedy grupy Modern Talking.<br />
Mnie dusiła patriotycznie nastawiona studentka która<br />
twierdziła, że projekcja oldskulowego niemieckiego pornola,<br />
pod jakieś prawosławne czy lewoskrętne kolędy, obraża<br />
jej uczucia religijne.<br />
Jednak kilku studentów, opanowanych przez satyriasis,<br />
stało pod ekranem i krzyczało ku mnie duszonemu –<br />
Ostrość! Wygnano nas ostatecznie dopiero po godzinie, co<br />
uznaliśmy za nasze wielkie osiągnięcie strategiczne!<br />
Zbigniew odbijał dydaktyczną piłeczkę ku naszym, coraz<br />
bardziej agresywnym, interlokutorom: Ponieważ totart<br />
jest adekwatny więc każdy otrzymuje zeń to na co sobie<br />
zasłużył i wszelkie swoje: podobało mi się czy nie podobało<br />
może spokojnie odnieść do siebie a uczciwość owych<br />
odniesień w najmniejszym stopniu nas nie interesuje jako<br />
nieodmiennie przekonanych o trafności (a nie ładności czy<br />
nieładności) naszego istnienia bo bez względu na sądy innych<br />
istniejemy równie osobniczo a wręcz w skazaniu na<br />
45<br />
Andrzej Awsiej<br />
i Joanna Kabala.
Totart w Łodzi, klub Balbina:<br />
Tymon, Zbigniew i Jacob.<br />
samych siebie i na panujące na ziemi czy w ogóle w tym miłym<br />
wszechświecie warunki objawy i metody istnienia jak<br />
niegdyś w przedszkolu a potem w różnych szkołach tak teraz<br />
w totarcie tyle że tu w sposób możliwie najbliższy własnym<br />
pragnieniom bo będący wypadkową ich i oponujących im<br />
uwarunkowań czyli ogólnie adekwatny akurat jedynie możliwy<br />
do zaakceptowania skoro się zrezygnowało z urżnięcia<br />
sobie niezadowolonej głowy. („Instruktaż wobec dezorientacji<br />
bredzenia nieuwagi nieświadomości tępactwa i wrodzonej<br />
niechęci”).<br />
13 listopada Totart zaprezentował swój pomysł na życie<br />
szerokiej gdańskiej publiczności.<br />
Ujawnienie w klubie Rudy Kot przyciągnęło, o dziwo,<br />
tłumy wabione naszą rodzącą się podziemną legendą. I to<br />
pomimo sabotowania działań promocyjnych – SB ukradła<br />
nam dwa wspaniałe sztrajfy informacyjne.<br />
Towarzyszyli nam zadymiarze z RSA. Prócz tradycyjnego<br />
dilowania antyMONowej bibuły, Jany głosił antyfeministyczne<br />
manifesty – Nadchodzą czasy matriarchatu.<br />
46<br />
Świat zniewieściał – kolejka robi z nas masę. Masa jest jak<br />
kobieta – lubi być gwałcona. Dziś przez szkoły, sądy i szpitale<br />
psychiatryczne, te zdominowane przez kobiety urzędy delikatnej<br />
przemocy! Czy to koniec…?<br />
Przybył harcownik Tymon ze swoim Sni Sredstwom Za<br />
Uklanianie. Kapela heroicznie, w narastającym chaosie,<br />
usiłowała odegrać choć część swojego młodzieńczego repertuaru.<br />
Widzowie i my systematycznie sabotowaliśmy te<br />
linearne zapędy, doprowadzając lidera do stanu wrzenia.<br />
Zdesperowany Tymon opuścił bezpieczną przystań sceny<br />
i ruszył z basówką w lud siejąc popłoch i zniszczenie.<br />
Zbigniew zaprezentował swój premierowy sonet totalny<br />
pt. Nad jeziorem Titicaca Niemiec jebał raz Polaka.<br />
Uznałem że to dobry moment, na moje symboliczne<br />
z pankrokiem żegnanie. I dokonałem brutalnego katharsis,<br />
rzucając w lud pogardliwie wszelkie rękopisy, przez lata<br />
cierpiętniczo uwielanych poezji. Zebrało się tego z dziesięć<br />
opasłych brulionów rozpaczy w czystej postaci…<br />
Lat wiele później opisałem tę traumę w lirycznej wylewce<br />
– kiedyś w geście absolutnej rozpaczy / i w nie do końca<br />
naiwnej wierze / w możliwość odcięcia się / od desperackiej<br />
beznadziei własnej wegetacji / zniszczyłem rękopisy dokumenty<br />
i ślady zbrodni / na samym sobie narodzie polskim<br />
i gatunku ludzkim… („Sztuka restauracji”).
Andrzej Awsiej i Maciek Ruciński eksponowali Militaryzm<br />
dziecięcy. Kudłaty i ja wymachiwaliśmy podrobami<br />
oraz kiełbasami zawieszonymi na wędkach. W końcu musiało<br />
dojść do strzelania mięsem. Profuzyjna apokalipsa<br />
miała kwaśny zapach wody kwiatowej Przemysławka, hojnie<br />
rozlewanej wzdłuż progów gościnnego klubu.<br />
Nikt z nas nie oszczędzał się w mnożeniu extremów, co<br />
spotkało się z entuzjastycznym przyjęciem przez spragnioną<br />
krwi widownię. Nawet bitwa na gazetowe piguły nie<br />
osłabiła afirmatywnych uczuć naszych krajan.<br />
Włączyliśmy więc Walkirię. I przy pomocy Ryszarda<br />
Wagnera abortowaliśmy wyzwiskami pierwszych kaszubskich<br />
fanów.<br />
Skoro ujawniła się subkultura wielbicieli zlewnych form<br />
kreacji, postanowiliśmy wyjść jej naprzeciw w formie dydaktycznej<br />
ściągawki.<br />
Kudłaty napisał manifest pt. „Próba racjonalnej eksplikacji<br />
dlaczego tak a nie inaczej” – Nikt z nas właściwie nie<br />
wie co może się wydarzyć a tym bardziej dlaczego i po co.<br />
Rodzi się podejrzenie, że nawet my jesteśmy tylko środkami<br />
czy narzędziami w rękach nieograniczonego i nieokreślonego<br />
TOTARTU. I bardzo dobrze.<br />
Zbigniew też wygenerował swój autorski „Manifest racjonalny”<br />
– Kiedy jednak odrzucimy wszystko, co nadbudowane,<br />
zostaje obraz kilku ludzi usiłujących skomunikować<br />
się z innymi – przełamać barierę informacyjną – co jest<br />
właściwie niemożliwe (oni nie są polifoniczni, bo ich głos<br />
jest właściwie jednym stojącym dźwiękiem) ale czego dokonują<br />
niejako mimo swych usiłowań, nie zauważając tego:<br />
trwają razem w wysokim potencjale energii, przez te ileś minut<br />
wyczuwają się nawzajem w silnym napięciu, bez względu<br />
na gesty i słowa.<br />
Byłby więc totart ową wszystkich dotyczącą, pierwotną<br />
strukturą czy siłą niezbędną elementarnej komunikacji –<br />
wspólnemu trwaniu, a właściwie totart byłby sztuką docierania<br />
do tej energii, oczyszczania jej z werbalizmu i stąd stosowanie<br />
środków z ich jednoczesną destrukcją, wzajemnym<br />
rozpraszaniem.<br />
47<br />
Kudłaty i ćwierć Konja.
Centrala Totartu<br />
– Konjo i Mesjago<br />
piszą manifest.<br />
Jakoś czuliśmy że Totart powoli, ale konsekwentnie, dobija<br />
ku swojemu dziwnemu przeznaczeniu.<br />
Zbigniew, Tymon i Konjo piszą więc referat wykładający<br />
ideę „Prądu” – PRĄD – nazwa opaczna, głupia i drażniąca,<br />
użyta jednak właśnie na przekór tego, co robimy…<br />
Otóż Prąd ma być jak najdalszy jakimkolwiek formom ruchu<br />
umysłowego, artystycznego czy może filozoficznego…<br />
Ma istnieć na poziomie kontaktu elementarnego w oparciu<br />
o breję semantyczną i z dążeniem ku ukształtowaniu czegoś<br />
(?!), co by dawało jednię ogólnie i bezpośrednio, czyli coś<br />
koło swobodnych pływów energii tu głupkowato kojarzonej<br />
z „prądem”…<br />
Ten i kilka innych napisanych w tym niełatwym czasie<br />
manifestów, konstytuował już wizję Ariergardy.<br />
Za chwile opiszę, jak magazyn RSA Homek ujawnił nasz<br />
text o imprezie Rock dla pokoju, nie przyjęty do druku<br />
przez nieregularnik WiP A’ Cappella. Jak widać, familijny<br />
power game nie oszczędzał nawet ludzi marginesu…<br />
W międzyczasie do Gdańska wpadła brytyjska formacja<br />
awangardowa (?!) Attitude of Gratitude. Poproszono<br />
abyśmy pomogli im zorganizować koncert. Udałem się na<br />
stare pankowe śmieci i wyżebrałem dla nich sztukę w studenckim<br />
klubie Wysepka.<br />
5 grudnia przyszło nawet sporo ludzi, ciekawych nowinek<br />
artowych z wielkiego świata. Jednak muzycy z Europy<br />
dostali apopleksji na widok azjatyckiego sprzętu przygotowanego<br />
dla nich do grania, i nadąsani odmówili występu.<br />
Szczęśliwie jak zawsze byli z nami Sni Sredstwom Za<br />
Uklanianie, i nie-nadąsani nie odmówili. Zagrali bardzo<br />
energetyczną sztukę z elementami profuzyjnymi. Tymon<br />
charczał jadem przesiąknięte słowa legendarnie podziemnego<br />
hita „Berlin” – Chowają wstydliwie swastyki panowie<br />
w czerni / już na rogatki miasta wdarł się bolszewizm /<br />
48<br />
opuścił chyba i Bóg-dezerter Berlin / zasnuty mgłą przyszłej<br />
krwi i spalenizn.<br />
My nakręcaliśmy działania okołosceniczne. Dilowałem<br />
moją hand made gazetkę pt. A im bardziej się myję tym<br />
bardziej śmierdzę. Adaś Pacześniak jako groupie SSZU<br />
straszył mundurem księdza.<br />
Te intensywne pląsy wzbudziły moralniaka u angielskich<br />
gości i w końcu zaprezentowali jakiś schyłkowy industrial<br />
show. Zapamiętałem z tego preparowane przez nich filmy,<br />
gdzie obóz w Auschwitz mixował się z popisami scenicznymi<br />
Czesława Niemena. Aby odreagować kwaśny kontakt<br />
z artystami „z cywilizacji”, Zbigniew jeszcze długo potem<br />
mazał na sztandarach – Panslawizm! Panslawizm!<br />
6 grudnia roku pańskiego 86 miały miejsce dwa sympatyczne<br />
wydarzenia oraz jedno wydarzenie całkiem niesympatyczne.<br />
Najpierw good news – gazeta ITD, piórem Tomka Janowskiego,<br />
opublikowała pierwszy w miarę sensowny artykuł<br />
o Totarcie pt. Ariergarda.<br />
Autor zwierzał się ze swoich rozterek dotyczących oceny<br />
naszych działań – Brak reakcji u publiczności, a nawet brak<br />
publiczności w trakcie akcji zupełnie im nie przeszkadza…<br />
Na występie w klubie Park uwagę rozpraszał Paweł pełzając<br />
na plecach po podłodze i wpychając sobie do ust sobotnio<br />
– niedzielne wydanie „Dziennika Bałtyckiego”… W takich<br />
warunkach zrozumienie czegokolwiek jest praktycznie<br />
niemożliwe. Jest to tzw. działanie symultaniczne z użyciem<br />
środków rozpraszających uwagę i blokujących percepcję, co<br />
oczywiście, jak wszystko co robi Totart, ma głębokie filozoficzne<br />
i estetyczne uzasadnienie.
Pół roku później Tomek napisze reportaż z wystawy plastycznej<br />
organizowanej przez ZBOWiD pt. Obozy koncentracyjne<br />
w oczach dziecka.<br />
Tego też dnia odbył się zajazd totartalnej bojówki na Galerię<br />
EL w Elblągu. Mieściła się ona w murach starej dominikańskiej<br />
katedry. Ogromną przestrzeń wypełnili nasi<br />
nowi towarzysze niedoli z gdańskiej PWSSP. Przywieźli<br />
tony extremalnie zlewnych prac, które rozstrzelały mistyczką<br />
przesiąknięte wnętrza tej nobliwej instytucji.<br />
Przybył też zdziesiątkowany zespół Sni Sredstwom Za<br />
Uklanianie. Ten ansambl prześladowały notoryczne absencje,<br />
gdyż często matka któregoś z muzyków zabraniała<br />
mu jechać na trasę, bo np. musiał odrobić lekcje lub przygotować<br />
się do kolokwium.<br />
Zdesperowany Tymon chciał jednak grać, a ponieważ<br />
w takich warunkach nie był w stanie odtworzyć regularnego<br />
repertuaru w stylu cold wave, to siłą rzeczy musiał improwizować.<br />
W końcu ta metoda twórcza tak weszła mu<br />
w krew że zaczął eksperymentować z dodekafonią, aby jakiś<br />
czas później w pełni zaangażować się w poszukiwania<br />
jassowe.<br />
Atak na Galerię EL zakończył się tradycyjnymi nieporozumieniami.<br />
Pretekstem do wypędzenia Totartu był mój rajd taczką,<br />
wypełnioną perkusistą Córkiem. W wyniku rajdu przejechaliśmy<br />
jakieś dwa drogie mikrofony, co zrujnowało budżet<br />
tej poczciwej instytucji do końca XX wieku…<br />
Tego też dnia nasi kumple z WiP, m.in. Gall i Jacob,<br />
wzięli udział w pikiecie pod Gdańską halą Olivia. Odbywał<br />
się tam koncert pod żałośnie propagandowym hasłem<br />
Rock dla pokoju. Pacyfiści z WiP i RSA rozwinęli na placu<br />
przed halą kontrapunktujące transparenty, na których głosili<br />
m.in. – Rock dla pokoju – 2/3 lata w woju! i Domagamy<br />
się służby zastępczej – bez koszar, musztry i karabinów!<br />
Było to elementem prowadzonej od dłuższego czasu<br />
akcji, zmierzającej do wywalczenia prawa poborowych<br />
do decydowania o swoich życiowych wyborach. Stąd cała<br />
seria sabotujących obowiązkową służbę wojskową działań,<br />
jak głodówki, strikingi, sittingi, happeningi czy operacja<br />
odsyłania książeczek wojskowych.<br />
Komuniści rozumieli powagę sytuacji, gdyż na utrzymaniu<br />
niewolniczej armii opierali strategię swojego panowania.<br />
Więc ich odpowiedź była gwałtowna i natychmiastowa<br />
– cały czas w więzieniach siedzieli działacze ruchów<br />
wolnościowych, zatrzymania przez SB, inwigilacja i drakońskie<br />
kolegia stanowiły ponury rytuał powszedniego<br />
chleba kontestatorów.<br />
Gdy aktywiści WiP byli pałowani i zgarniani przez<br />
ZOMO pod halą Olivia, w środku z błogim spokojem koncertowała<br />
m.in. gdyńska grupa Pancerne Rowery. Oczywiście<br />
w żaden sposób muzycy „alternatywnej” formacji<br />
nie zareagowali na masakrę pod halą, choć przecież i o ich<br />
prawa upominali się nasi koledzy.<br />
Jako Totart, a ja osobiście od czasu moich punkowych<br />
bojów, byliśmy zniesmaczeni, deklarowaną przez zespoły<br />
Gdańskiej Sceny Alternatywnej, infantylnie apolityczną<br />
postawą. A występ gwiazdy GSA podczas Rocku dla pokoju<br />
przelał w tym temacie naszą czarę goryczy.<br />
Akcjoniści anarchiści otrzymali niebotyczne kary pieniężne<br />
na kolegiach, a Zbigniew i Konjo napisali ostry artykuł<br />
pt. Alternatywna koprofagia, który niebawem opublikował<br />
Homek.<br />
Myślę, że sprawa jest na tyle istotna, iż zacytuję nasze<br />
stanowisko w całości – Taki to już podły czas, gdzie alternatywa<br />
jest kilka razy w miesiącu, a awangarda codziennie.<br />
Żenującym przykładem undergroundowego awangardysty,<br />
któremu metafizyczna baza oderwała się od materialnej<br />
nadbudowy, są ostatnie działania gdyńskiej grupy rockowej<br />
Pancerne Rowery, przez niektórych uważanej za sztandarową<br />
formację tzw. Gdańskiej Sceny Alternatywnej.<br />
Swój stosunek z absolutem grupa przerwała występem<br />
w otoczonej policyjnym kordonem hali Olivii podczas imprezy<br />
„Rock dla pokoju”. Nie mamy pretensji o wystąpienie<br />
Pancernych Rowerów w sali otoczonej policją, bo manifestacje<br />
uliczne też odbywały się w jej obecności, co na tej<br />
szerokości geograficznej jest zjawiskiem naturalnym, ale<br />
uważamy, że identyfikowanie się z absurdalną, w wyda-<br />
49<br />
Konjo i pół Zbigniewa,<br />
lipiec 86.
Konjo i Zbigniew.<br />
niu policyjnym, formą idei krzewienia pokoju jest chłodnym<br />
mezaliansem cynizmu z głupotą.<br />
Jeżeli koledzy muzycy mogą szczycić się posiadaniem<br />
świadectwa ukończenia ósmej klasy, to wypadałoby aby<br />
swój stan posiadania uzupełnili jeszcze o świadomość czym<br />
jest alternatywa (konieczność wyboru jednej z dwóch wykluczających<br />
się nawzajem możliwości), bo łącząc swą nominalną<br />
alternatywność z komunistyczną propagandą sprowadzili<br />
się do roli łagrowej orkiestry. Reszty gówna występującego<br />
na wyżej wspomnianej imprezie nie zaszczycamy nawet<br />
swoimi pretensjami, bo gówno z natury musi śmierdzieć<br />
dopóki nie spłynie do ścieku.<br />
Pod spodem znalazł się jeszcze dopisek od redakcji: To<br />
smutne i coraz częstsze w tym środowisku. Tym bardziej<br />
smutne, że grzech powszechny staje się cnotą. Nie dziwi nas<br />
to jednak, bo w polskiej kontrkulturze forma wyparła treść.<br />
Na otarcie łez Konjo wykonał techniką hand made 20<br />
znaczków Totartu. Następnych tego typu gadżetów Tranzytorium<br />
dorobi się po 24 burzliwych latach.<br />
Kontrowersyjna recepcja totartalnego półrocza powodowała<br />
coraz większy paraliż organizacyjny. Nigdy animatorzy<br />
tzw. kultury nie pałali ku nam zbytnią sympatią,<br />
a w grudniu 86 waliliśmy już głową w mur. Nie było miło<br />
i ślady tej beznadziei widać w pismach klasyków tego obsranego<br />
czasu.<br />
Zbigniew – Totart powstał w wyniku sytuacji niemożności<br />
tworzenia z powodu braku środków, tu: w rozumieniu<br />
wąskim, często elementarnych, do realizowania koncepcji…<br />
Szczególnie przykra dla artysty jest świadomość tego faktu<br />
zwłaszcza, iż nie jest to kwestia popularności, czy właściwej<br />
oceny, ale właśnie świadomość, że w tworzeniu tutaj<br />
jest się skazanym na relatywny margines, na drugoliniowość<br />
w dobijaniu się metafizycznego jądra, jest się niejako<br />
na zapleczu frontu, oczywiście niekoniecznie faktycznie, ale<br />
taki efekt „świadomościowy” daje fakt ograniczenia możliwości<br />
wyboru.<br />
Jest to kompleks późnego startu, niskiego pochodzenia,<br />
wrażenie odsunięcia od pulsującej linii zetknięcia tajemnicy<br />
z najsubtelniejszymi środkami służącymi jej poznawaniu.<br />
(„Menarche w ogóle. Rzut pierwszy”).<br />
Jany – Bo nie masz już w Kościelech cnoty żadnej – dobryś,<br />
choćbyś był cham, pijak, złodziej a obywatelska świnia<br />
– byle swoja, byle polska a katolicka. Toż samo i w Rzeczy<br />
Pospolitej, bo ów kompromis (jak to zawsze bywa, tak<br />
i teraz) nieszczery był, każden jeno czekał okazji, co by drugiego<br />
słabość wyzyskać a pobić, tyle że po cichu niby nożem<br />
w plecy…<br />
Kościoła i dusz ludzkich bronić trzeba – wołano – a jeśli<br />
zginie ojczyzna doczesna, przy wiecznej się ostoim. Tak<br />
i Rzeczy Pospolita upadła a Kościół nasz w potęgę urósł. Ale<br />
nie masz w nim Boga – jeno grób a szopkę ojczyzny, orła<br />
50<br />
z koroną na krzyżu. Cierpi przez owo życie zastępcze i naród<br />
i poszczególny człowiek, o którego wolności a szczęściu<br />
zapomniano… („Jeszcze Polskość nie zginęła”).<br />
Konjo – Znam cenę pokoju. Chcę wojny! (Futurfoto).<br />
Despera powodowała niespokojną mobilizację w rejestrach<br />
konceptualnych.<br />
Mesjago pisze „43 fikoły czyli roboczy autoreferat inicjalny<br />
Totartu Drugiej Generacji” – Czyli nie teatr, nie<br />
spektakl, nie koncert, nie sakralne miejsce, nie reżyser, nie<br />
wykładalny i interpretowalny przekaz, ale i nie totart już<br />
i ani język umnyj i zaumnyj, a w ogóle bez języka ale i z nim<br />
– chodzi o to by nie tworzyć z nich zasad, bo każda zasada<br />
konstytuuje język, chodzi o wymieszanie wszystkiego, co<br />
narosło w nas, by z ogólnej brei – wyrównanej – spróbować<br />
dojrzeć istotne sygnały prymarnej jedni.<br />
Tymon – Pozostaje kwestia ostateczna / jak zlikwidować /<br />
co zlikwidować / i co gdzie ile. („Poezyje”).<br />
Andrzej Awsiej, Joanna Kabala, Krystian Rasmus i Jacek<br />
Zdybel malowali, chlapali, rozszarpywali płótna na<br />
strzępy.
Totart szykował się na swoją ostatnią bitwę.<br />
Wtedy było już tak źle, że zaproponowałem, abyśmy<br />
popełnili zbiorowe samobójstwo na scenie. Alternatywą<br />
miał być zbrojny (!!!) atak na koszary ZOMO na Biskupiej<br />
Górce w Gdańsku. Długo o tym rozmawialiśmy i w końcu<br />
Zbyszek przekonał mnie, że atak zakończy się naszą rychłą<br />
dekapitacją. A samobój ułatwi jedynie życie komunistom<br />
oraz tym wszystkim, którzy uważają nas za bandę degeneratów.<br />
Zaplanowaliśmy więc skrajne w formie i treści wydarzenie,<br />
które przeszło do historii jako Rzeźnia Rzeszowska.<br />
Przed akcją w Rzeszowie atmosfera w Totarcie, od wielu<br />
miesięcy i tak rewolucyjna, sięgnęła temperatury szaleństwa<br />
i agonii. Po burzliwych dyskusjach Iwona, uznając<br />
ją jednak za zbyt mało radykalną, wycofała się z udziału<br />
w tej operacji. Reszta udziałowców przekuwała lemiesze<br />
na miecze.<br />
Plastycy przygotowali siedem wspaniałych sztandarów.<br />
Tymon i niedobitki Sni Sredstwom (w osobie Bartka<br />
Córka Szmita) skomponował extremalny set protojassowy<br />
o kryptonimie Powielanie siatek rzeczywistych.<br />
Kudłaty tworzył LIKowe wierszye w ilościach stachanowskich,<br />
na czele z melancholijnym przejawem „Ryszard”<br />
– A może by tak skręcić / zamilknąć w trwaniu / nie<br />
ginąć nie gnoić / a strugać…<br />
Konjo wydał specjalny numer finalny Futurfoto. Paulus<br />
nie dojechał.<br />
Do Rzeszowa zaprosili nas załoganci poznani na FAMIE<br />
– Jadzia Ryba, Fazi Opioła i Andrzej Paulukiewicz. Wymyślili<br />
imprezę teatralną Przedstart 1, a my mieliśmy na niej<br />
zrealizować tzw. pokaz warsztatowy. Chyba nikt jednak<br />
nie spodziewał się, że dokonamy sensacyjnie extremalnego<br />
ujawnienia koprofagicznego i ogólnie misterium psychourynalnego.<br />
Po latach Zbyszek pisał – Rzyg. Gówno – mazać się gównem,<br />
wrócić do ciepłej kryjówki, do oazy utaplania, gdzież<br />
indziej można znaleźć równie lepkie przywiązanie, równie<br />
silny, istotny kontakt, czym skuteczniej można zalepić swoją<br />
rozpacz, czym wyłożyć niemoc wobec uślizgujących się<br />
punktów oparcia…<br />
Organizatorzy przekazali nam salę gimnastyczną, którą<br />
zamieniliśmy w świątynię metafizyki społecznej. Plastycy<br />
zaaranżowali dla każdego z nas osobną przestrzeń, nasyconą<br />
wściekłymi grafikami.<br />
Była tam więc Świątynia Zbigniewa, Świątynia Sni Sredstwom<br />
Za Uklanianie, Świątynia Kudłatego, Świątynia Poezji<br />
Ulicznej, Świątynia Konika. W każdej z nich gromadzili<br />
się ludzie izolowani od symultanicznych aktywności,<br />
rozgrywających się w innych sanktuariach profuzji. Jak<br />
się okazało, połączyć publiczność miała dopiero wspólna<br />
ucieczka.<br />
Był piątek 12 grudnia roku 86, godzina 17.30.<br />
Rozpoczął Mesjago. W swojej literackiej enklawie odczytał<br />
wspomniany tasiemiec o 43 fikołach… Trwało to 25<br />
minut.<br />
Gdy zakończył wykład słowami od tej pory ludzkość ma<br />
przejebane, frakcja plastyczna zaczęła realizować nieinwazyjne<br />
action painting. Z głośników defilowało kazanie jakiegoś<br />
faszyzującego proboszcza. Z pamiętnym cytatem<br />
– To już dobranoc Św. Piotr.<br />
Za ścianą z przecudnie wylanych płócien, wymalowany<br />
w barwy wojenne, Tymon katował wyuzdane dźwięki.<br />
Dzielnie wspierał lidera Córek, nawalając w użyczoną<br />
przez Milion Bułgarów perkusję, o złociście klezmerskich<br />
barwach. Kudłaty recytował poetry LIKowe i chyba zdążył<br />
nawet zaprezentować wiersz pt. Skrajność paluszków. Jednocześnie<br />
wyjmował z rozporka serdelki, które inny desperado<br />
oporządzał w maszynce do mielenia mięsa.<br />
A ja wjechałem w to jądro zlewności na wielkich śmietnikach,<br />
atakując zużytymi podpaskami, pracowicie zbieranymi<br />
po damskich kibelkach.<br />
I wtedy nastąpił, po wielokroć nam później to wypominany<br />
to przeklinany to uwielbiany akt koprofagiczny, połączony<br />
z demonstracją urynalną oraz perwerem nudystycznym.<br />
Gdy publika zobaczyła to co zobaczyła, rzuciła się ku panicznej<br />
ewakuacji. Pokaz warsztatowy był skończony, a my<br />
martwi i spełnieni.<br />
Dzień później ujawniło się po raz pierwszy Muzeum<br />
Objazdowe Totartu. (Nieśmiale sądzę, iż tę ideę zerżnęła<br />
od nas jakiś czas później Łódź Kaliska, ha ha). Obecny<br />
podczas dyskusji Marcin Kęszycki, aktor Teatru Ósmego<br />
Dnia, był nami zachwycony. Niestety, na nim lista fanów<br />
totartalnej Metody urywa się brutalnie.<br />
Zaplanowane upublicznienie w Teatrze Witkacego<br />
w Zakopanem i wyrafinowany totart w pierwszy dzień<br />
Bożego Narodzenia w gdańskiej Wysepce, nie odbyły się,<br />
z powodu ponurej sławy pokazu rzeszowskiego. Usłyszeliśmy<br />
tylko – Gównojadom dziękujemy.<br />
Totart II Generacji rozwiązał się 31 grudnia 1986 roku.<br />
51
Jesteśmy ariergardą narodowej kultury<br />
– pilnujemy by nikt nie wyrżnął jej w dupę.<br />
Zbigniew Sajnóg<br />
już dawno nauczyłem się żyć z moją poczciwą rozpaczą<br />
wiem że nadchodzi triumfalny pochód korozji<br />
i wielki karnawał dekonstrukcji…<br />
Paweł Konjo Konnak – „Sztuka restauracji”<br />
Profuzyjna familia stanęła w obliczu kolejnego zakrętu<br />
egzystencjalnego. Atmosfera końca permanentnego gęstniała<br />
z prędkością małego fiata. Ogarnęła mnie wręcz obsesja<br />
eskapistyczna i marzyłem już tylko, aby uciec z ojczyzny<br />
generała Jaruzelskiego i jego czarnych akolitów. Promowałem<br />
wtedy hasło – Zamienię najbliższą przyszłość na<br />
wizę do Bangladeszu!<br />
Jednak zapisanie w milicyjnych aktach skutecznie oddalało<br />
wizję otrzymania upragnionego paszportu. Podziemne<br />
tańce wpisały moją skromną osobę na długą listę więźniów<br />
granic.<br />
Pomyślałem więc – jak wy tak ze mną bydlaki, to jeszcze<br />
trochę sobie pohasamy! I zobaczycie śmierdziele, kto<br />
w tym krzesanym pierwszy zedrze skarpety! Zwyciężymy,<br />
to pewne! (Ten ostatni wykrzyknik tak serdecznie rozbawił<br />
Zbigniewa, że cytował go w swoich pismach, ku uciesze<br />
gawiedzi…)<br />
53
Postery Ariergardy.<br />
Totartalna epopeja zmobilizowała nas do następnych<br />
desperackich aktywności.<br />
Sajgon i ja (plus jego telefon) powołaliśmy agencję Ariergarda<br />
1 (full name – Anti-Alternative Ariergarda 1). Miała<br />
się ona zajmować m.in. upublicznianiem w perspektywie<br />
społecznej istotnych podmiotów zlewnych, poznanych<br />
wśród pomasarskich peregrynacji.<br />
Nazwę Zbyszek tłumaczył z właściwym sobie wdziękiem<br />
– Były w Polsce dwie Awangardy, no więc, gdy powstanie jakaś<br />
druga ariergarda – co u nas jest bardzo prawdopodobne<br />
– chcemy, żeby było wiadomo, że byliśmy pierwsi.<br />
Tymon pisał – Serca przepełniały nam prócz goryczy<br />
udręka i troska o losy wszystkich pierdolniętych, którym<br />
umilać postanowiliśmy monotonne życie… Próbowaliśmy<br />
zająć się opiekuńczo nie tylko spirytualnymi niedojdami, ale<br />
także ich poronionymi idejkami, które ku jarmarcznej uciesze<br />
tych pierwszych wprowadzaliśmy gładko w życie.<br />
Oprócz sprawnie zawiązanej sieci ogólnokrajowych kooperacyj,<br />
czy też pokaźnej liczby tzw. ujawnień, łaskawie<br />
a kordialnie podejmowaliśmy się publikacji wierszy, manifestów<br />
oraz innych programatywnych efuzji naiwnych, zapoznanych<br />
i nieszczęśliwych poetów... („Prąd – ot i co.”)<br />
Gdyż równolegle, nieco meta-konspiracyjnie, funkcjonował<br />
wraz z Ariergardą 1 głęboko konceptualny PRĄD,<br />
rozumiany jako Permanentny Ruch Atologicznie nieDefiniowalny.<br />
Inni udziałowcy też nie wywiesili białej flagi przeciw<br />
wszechogarniającej beznadziei. Joanna, Andrzej i Maciek<br />
powołali grupę kolorową Yo Als Jetzt.<br />
Ich magiczna aktywność przejawiała się między innymi<br />
w szablonach Poezji Ulicznej, słowno-plastycznego działania<br />
bez celu na rzecz społeczeństwa otwartego.<br />
Widzieli to tak – Coś umarło, poezja uliczna szaleje<br />
i wszystko jest możliwe. Aby nie zamykać się w tomikach<br />
z czystą poezją, które już w momencie wydania są jej archiwum…<br />
W ówczesnym naszym stanie koczującym otrzymaliśmy<br />
formę dającą szybko się wymyśleć, w każdym miejscu<br />
stworzyć, wykonać i wszędzie z tym dotrzeć…<br />
Als – miałem ochotę przyczynić się do charakteru otoczenia.<br />
(„Jedność ikonolingwistyczna”).<br />
Paulus koncertował w nałęczowskim kinie Cisy – najpierw<br />
jako PAP, później jako Kościotrup i ponownie jako<br />
Po Schodach.<br />
54<br />
Nawet Tymon, niesiony dekadencką falą, skomponował<br />
romantyczny (?!) utwór pt. „Jutro” – Jutro, jutro już mnie<br />
nie będzie / cicho nic nie mów / położyłem ci palec na ustach<br />
/ jego smak jest dobry… Zawsze prosiłem, aby Sni Sredstwom<br />
grali go na bisa. Tymon mówił że zagrają, jeżeli potwierdzę<br />
przed światem, iż SSZU to jazzowo – dodekafoniczno<br />
– kakofoniczna grupa na wielce profesjonalnym poziomie.<br />
Kilku naszych fanów – anarchistów ponownie aresztowano.<br />
Za akcję odsyłania do Wojewódzkiej Komendy<br />
Uzupełnień książeczek wojskowych…<br />
W jednodniówce Maderfaker ze stycznia 87, kolega Zbigniew<br />
wieścił – O dupa dupa zakrzyknęli szczęśliwi nieszczęśliwcy<br />
tyle wieków tyle trudów tyle poświęceń ostatecznych<br />
i wszystko w próżnię w nic obrócić a przecież nie<br />
w nic tylko we wszystko razem i całe. („Wara mnie tu gruche<br />
młócić”).<br />
Jednodniówkę przejściowo firmowaliśmy jako Neopostsocrealistyczna<br />
Edycja Im. Majerowej (od nazwiska klawiszki,<br />
dręczącej przedwojenne komunistki).<br />
Jak zwykle czujny Skiba zgłosił możliwość zrealizowania<br />
w Łodzi dużego festiwalu multimedialnego. Zachwyceni tą<br />
propozycją ostro ruszyliśmy do nadorganizacji. W styczniu<br />
wielokrotnie wyruszaliśmy w Polskę, coby pozyskać<br />
udziałowców pionierskiego w tej skali wydarzenia. Knuliśmy<br />
także wizje ekspansji na własnym, trójmiejskim poletku.<br />
Agencja Ariergarda 1 zainaugurowała swoją działalność<br />
w pięknym stylu, tzw. Wielkim Tygodniem Zlewu.<br />
8 lutego roku 87 w gdańskim klubie Kwadratowa zorganizowaliśmy<br />
koncert pt. The Anti-Third Reich ‘n’ Roll.
Konjo – więzień granic.<br />
Gdańsk, wrzesień 86.
Reisepsychose<br />
– Wasyl i Tymon.<br />
Udział wzięli wypróbowani lisowszczycy profuzji – Szelest<br />
Spadających Papierków, Sni Sredstwom Za Uklanianie,<br />
Henryk Brodaty oraz Sajnóg & Konjo & Yo Als Jetzt<br />
jako Prąd (edycja dwóch posterów).<br />
Był to rodzaj dyskursu z odbywającą się wówczas<br />
w Gdyni 3 edycją festiwalu Nowa Scena, pod hasłem Zlot<br />
młodych miłośników rock and rolla.<br />
Zbigniew mówił – Kultura rocka została włączona<br />
w znormalizowany porządek, wobec którego miała stanowić<br />
alternatywę. Ów stan zinterioryzowania, wchłonięcia,<br />
upodrzędnienia kultury rocka czyni z niej narzędzie manipulacji.<br />
Tym niebezpieczniejsze, że stwarzające pozory odrębności,<br />
niezależności, opozycyjności, dające poczucie nie tylko<br />
uczestniczenia w kulturze, którą się wybrało i konsumuje,<br />
ale którą się współtworzy, jeśli nie bezpośrednio, to już choć-<br />
56<br />
by wyraźnym sygnalizowaniem własnej obecności przez styl<br />
życia, sposób bycia, ubiór itd.<br />
Tymczasem niestety najczęściej są to już złudzenia i to<br />
nie tylko z racji ograniczeń politycznych, zależności finansowej,<br />
czy ogólnej społecznej niechęci, ale także za przyczyną<br />
samych twórców – uczestników, w przykry sposób ograniczających<br />
się do kilku rytmów i podskoków. („Kij i marchewka”).<br />
W czas ów na sam dźwięk standardowego gitarowego<br />
grania, profuzyjnie kolektywne jelito wypadało nam<br />
z obrzydzenia. Z powodu nieadekwatności energetycznej.<br />
Od dłuższego czasu słuchaliśmy Throbbing Gristle, SPK,<br />
Nurse With Wound, Current 93, White House, Kranioklast,<br />
Residents, Hirsche Nicht Aus Sofa, Faust, Pere Ubu,<br />
Psychic TV, Cabaret Voltaire… Z muzy linearnej akceptowaliśmy<br />
beatnikowski Blurt. Czyż muszę dodawać, że zdo-
ycie ich płyt w betonie peerelowskiej izolacji, graniczyło<br />
niemalże z cudem?<br />
Muzyka ekspresji, muzyka improwizacji, muzyka przekroczenia,<br />
muzyka wylania, muzyka pełnej obecności, muzyka<br />
koncepcji i konstrukcji… Nas przede wszystkim zajmuje<br />
terapia, zatem w sferze zainteresowań muzycznych afirmujemy<br />
nade wszystko ludzi, którym nie zależy na mitotwórczej<br />
produkcji gwiazd i sprytnej schematyzacji zbiorowej<br />
wyobraźni, a raczej stawiają na bezpośredni kontakt,<br />
współtwórcze bycie razem, drążenie metafizycznych zakamarków<br />
trwania. (Zbigniew Sajnóg, Paweł Konnak –<br />
„Ujawnienie totemów”).<br />
Tuż przed Reich ‘n’ Rollem… komando propagandowe<br />
Ariergardy 1 przeniknęło do gdyńskiego klubu Kolejarz,<br />
w którym odbywały się nieadekwatne koncerty Nowej<br />
Sceny. Podczas rozrzucania ulotek inwitujących na nasze<br />
ujawnienie, byliśmy świadkami uderzenia naziolskiej<br />
frondy na punkową publiczność.<br />
Młodzi hitlerowcy dokonali regularnej egzekucji na fanach<br />
nie-patriotycznej muzyki. Ten przygnębiający obrazek<br />
na wiele lat niestety miał wpisać się w pejzaż niezależnych<br />
akcji okołomuzycznych.<br />
Po jakimś czasie, gdy agresja skrajnej prawicy przeciw<br />
środowiskom alternatywnym przybrała rozmiar pandemonium,<br />
pojawiła się dość dobrze udokumentowana teza,<br />
iż łysi wspierani są przez mecenasów z SB. W spektakl pt.<br />
Czasy końca permanentnego zaingerowali nowi, ponurzy<br />
statyści…<br />
A my drążenie metafizycznych zakamarków trwania,<br />
podczas fonicznego ujawnienia w Kwadratowej, rozpoczęliśmy<br />
Prądową akcją pod kryptonimem Piosenka o miłości.<br />
Przy zdekonstruowanych dźwiękach dinozaurów tzw.<br />
Muzyki Młodej Generacji obrzucaliśmy fanów regresyjnymi<br />
winylami. Jeden z widzów wspominał, jak otrzymał<br />
cios w głowę poszukiwanym przez siebie od dłuższego<br />
czasu albumem pt. Fala.<br />
Szelest Spadających<br />
Papierków – Siwy i Ozi.
Reisepsychose – Beatka,<br />
Andrzej i Gwizdek.
Po wywaleniu całej swojej młodzieńczej kolekcji płyt,<br />
uwielacz Konjo zawył – W trzeciej rzeszy rock and rolla<br />
dobrowolnie wstępujemy do armii!!! Sami puszczamy sobie<br />
w domach z głośników gaz!!!<br />
Tymon odrobił totartową lekcję i przygotował dość<br />
dziwny, jak na swoje zimnofalowe fascynacje, zestaw utworów<br />
Sni Sredstwom Za Uklanianie. Przy jednym, nadmiernie<br />
obficie dobywającym się z uwielających mostów psychofizycznych,<br />
majstrował przez dwa tygodnie. Utwór trwał 24<br />
sekundy! Brawo!<br />
Co pewien czas lider Tymański przerywał granie i uroczyście<br />
anonsował – A teraz mój perkusista przeczyta mój<br />
wiersz pod tytułem „Improwizacja jako terapia”. Bartek<br />
wychodził zza zdezelowanych bębnów i recytował – A jakże:<br />
/ By wyrazić się w pełni, nie trzeba bynajmniej / za dużo<br />
roztrząsać / Traciliśmy zbyt wiele przez / zapominanie się<br />
w obrzędzie / powtarzanym aż do wystąpienia sensacyj / jakie<br />
odczuwać musi womitujący / I tym podobne…<br />
Jeden utwór gościnnie wyjęczał ze Sni intuicyjny szansonista<br />
Paulus. Gdańsko – nałęczowski profuzyk znajdował<br />
się w dni owe burzliwe w szczytowej formie zlewnej.<br />
Płakał ten kawałek, wyszydzał i wił na deskach sceny przepięknie.<br />
Ubrany w wyjściowy garnitur swojego taty. Model<br />
„późny Gomułka”…<br />
Ozi i jego Szelest Spadających Papierków spreparował<br />
klimatycznie wylany spektakl o nazwie NIE. Oczywiście ze<br />
składu „lato 86” pozostał już tylko charyzmatyczny dyrygent.<br />
I sklejona przez niego tajemnicza maszyna generująca<br />
nieoczywiste dźwięki, wzbudzająca niepokój wśród co<br />
bardziej konserwatywnych fanów „sceny młodzieżowej”.<br />
Niezwykle w ów czas pobudzony Ozjasz wydał także<br />
specjalnie przygotowany na to wydarzenie magazyn Nova<br />
Liderska Parta – ascetyczny w formie ale bardzo osobisty<br />
w treści. Zaistniał tam istotnie konceptualny text Zbigniewa.<br />
Tym razem Ozi dobrał sobie wspólników z grona outsiderów<br />
gdańskiego świata muzycznego. Zjawiskowi byli<br />
zwłaszcza Medyk na trąbce i saksofonista Siwy, o których<br />
ładnie Brzóska napisał – grali jakąś nierzeczywistą muzykę<br />
swojego serca. Ten koncert to epitafium Siwego, bo za<br />
kilka lat znajdą go martwego w jakimś zupełnie podłym<br />
miejscu…<br />
Henryk Brodaty wjechał przesterowanym utworem pt.<br />
Jezioro, czym od razu wrzucił widzów na głębokie wody<br />
kujawskiego, absolutnie niekontrolowanego odlotu. Odegrali<br />
jakiś postgitarowy kabaret, swobodnie uwolniony z reżimu<br />
przygotowań, założeń i świadomych ukonstruowań.<br />
Na koniec wykonali słuchowisko pt. Czy zajadałaś się ciasteczkiem<br />
pistacjowym dziewczynko?<br />
W antraktach poeci, z Grupy Znanej Niegdyś Jako Totart,<br />
prezentowali swoje liryczne profuzje. Od tej pory<br />
rytuał ten na stałe wkomponował się w taktykę scenicznych<br />
rajdów Tranzytorium i praktykowany jest po dziś<br />
dzień, stanowiąc znak firmowy energetycznych upublicznień<br />
naszej familii.<br />
Całość akcji dopełniała świeżo wykreowania scenografia<br />
by Yo Als Jetzt (m.in. potężny zielonkawy transparent Metafizika<br />
społeczna). Nasi wspaniali udziałowcy zaatakowali<br />
też dzikim szablonem „Nietzsche wraca” – Nietzsche wraca<br />
/ z braku przewodników / jest potrzebny i wraca / lada moment<br />
dorwą go / ludzie którzy nie wiedzą / że walczyć trzeba<br />
z każdym / dogmatem.<br />
Godnie rozpoczęliśmy ariergardową jazdę.<br />
Fragmenty koncertu wydałem jesienią 87 w mojej nowej<br />
faktorii onomatopeicznej Fonografia Zlew Polski. Reprint<br />
w 2009 dokonał jakiś poczciwiec, na 3 płytowym box<br />
CD pt. Szelest Spadających Papierków – Trójmiejski wiatr<br />
(www.myspace.com/impulsystetoskopu).<br />
12 lutego roku 87, w tejże gdańskiej Kwadratowej, Ariergarda<br />
1 zrealizowała upublicznienie pt. Reisepsychose. Była<br />
to imponująca akcja paraliteracka z potężnym ładunkiem<br />
paranoi i extazy.<br />
Oddajmy głos Autorowi tego wspaniałego dzieła – Sonety<br />
totalne mają poza trwaniem na papierze swoje drugie<br />
życie. Mianowicie inscenizowaliśmy je, choć prawdę powiedziawszy<br />
sam tekst stawał się raczej elementem drugoplanowym,<br />
czy wręcz tłem akcji. Sam jej szkielet konstrukcyjny<br />
był prosty, archetypiczny. Najpierw w centralnym punkcie<br />
terenu akcji wznosiliśmy konstrukcję z elementów rusztowania<br />
warszawskiego, a potem przy dźwiękach muzyki<br />
i kilkugłosowym odczytywaniu sonetów, krążyliśmy wokół<br />
konstrukcji wyposażeni w różne rekwizyty…<br />
Kiedy przygotowywaliśmy realizację w klubie Kwadratowa<br />
w Gdańsku, Urząd Kontroli Prasy i Wydawnictw<br />
59<br />
Reisepsychose – Kudłaty,<br />
Wasyl i Tymon.
Dezerter Robal.<br />
nie wyraził zgody na druk plakatu i reklamowanie imprezy,<br />
w związku z czym wydrukowaliśmy kompletnie debilny<br />
i od rzeczy plakat informujący o występie grupy Prąd z dopiskiem:<br />
Pop music alternative.<br />
Konstrukcja w Kwadratowej była wysoka, trzypoziomowa,<br />
tekst Reisepsychose pieściły cztery demoniczne kobiety,<br />
grali muzycy Henryka Brodatego i Sni Sredstwom Za Uklanianie<br />
– resztą przyjaciół krążyliśmy wokół instalacji na<br />
wrotkach, sankach i dziecinnych rowerkach. Do tego były<br />
slajdy, duże formy malarskie i action painting. (Zbigniew<br />
Sajnóg – „Reisepsychose. Uwagi po latach”).<br />
Podkreślmy ten cytat ujawnieniem fragmentu wspaniałego<br />
wiersza pt. „Odtąd dotąd sontot”: Nie kurwać nie za<br />
co przecież mnie kurwa nie chuje zbydlał / o mnie zesrało<br />
60<br />
obesranym leżeć hańba trwa zmydlany ko / niec mój początek<br />
wrażenie zupełnie niedostateczne końca n / ie odtąd dotąd<br />
a permanentnego chuj go jebał…<br />
Mocne i adekwatne do ducha czasów.<br />
Pierwsze ujawnienie Reisepsychose było nad wyraz<br />
przekroczoną manifestacją witalności profuzyjnej ekipy.<br />
Trwało około dwóch godzin i, o dziwo, zostało nagrodzone<br />
brawkami.<br />
15 lutego agencja Ariergarda 1 (once again in Kwadratowa)<br />
zorganizowała postmodernistyczny w formie koncert<br />
grup Dezerter i Rozkrock.<br />
Chodziło nam o twórczą konfrontację dwóch punk rockowych<br />
estetyk. „Akademicki” Dezerter spotkał się ze<br />
zlewnym przedszkolem Ziggy’ego Stardust’a.<br />
Rozkrock używał wtedy w realiach scenicznych plastikowych<br />
instrumentów dla dzieci. I to takich mniej rozgarniętych.<br />
Dzięki naszej zakręconej inwencji odbył się pojedynek<br />
podziemnych hitów. Czyli Szwindel, Nie ma zagrożenia,<br />
Szara rzeczywistość i Spytaj milicjanta versus Pierdolnięty<br />
walczyk, Przerywaj – nie bądź głupia, Przygoda nekrofila<br />
i „Sopot – miasto śmierci”: Ślepy Leoś – znasz go / Ma<br />
pod sobą trzy strzelnice / I salon gier / Gdy się narazisz to /<br />
Jego zbiry dopadną cię / Sopot – miasto śmierci / Nie gaś nocą<br />
światła, nie…<br />
Na naszych oczach generowała się nowa jakość sarmackiego<br />
undergroundu.<br />
W swoim booklecie pt. Rozkrock w drodze do pieniędzy,<br />
kobiet i sławy, Ziggy tak wspomina ariergardowe pląsy:<br />
Ludzie zamilkli. Wstali z czarno malowanych ław. Podeszli<br />
pod scenę by lepiej słyszeć i widzieć. Część gawiedzi spontanicznie<br />
przyłączyła się, wkraczając na arenę współczesnych<br />
gladiatorów zwaną sceną i przysysając się do mikrofonów<br />
by wykrzyczeć swoje racje. Był to wszak Gdańsk – kolebka<br />
Solidarności, kolebiącej się dziś jak alkoholik po wszytym<br />
esperalu.<br />
By the way koledzy z Dezertera wydali wtedy bardzo<br />
zlewną w treści książkę pt. Książka, która podbiła naszą<br />
zbiorową wyobraźnię. Zachwycony Kudłaty dostrzegł<br />
w niej elementy literatury immanentnej koegzystencji.<br />
To sympatyczne dzieło kończyło się słowami – Więc jesteś<br />
debilkiem, drogi czytelniku co zostało już udowodnione,<br />
a teraz spływaj. Poszedł won ty tępy bawole. (Leżąc bykiem<br />
wypadło mi). Książkę firmowało Wydawnictwo Polarne<br />
„Pingwin”.<br />
Dodajmy iż przekroczkę dizajnerską tego niezwykłego<br />
mixu dopełniała ascetyczna scenografia klubowa, pozostała<br />
po obchodach wietnamskiego Nowego Roku.<br />
A teraz troszku o subtelnościach subkultury księgowych<br />
będzie.
Czasy były takie, że jeżeli artysta nie posiadał tzw. weryfikacji<br />
z ministerstwa kultury, to nie można mu było wypłacić<br />
apanaży. I czy np. na koncert Dezertera przyszło 10<br />
czy 10 tysięcy osób, to i tak muzycy dostawali przydziałową<br />
stówę na głowę (100 zł PRL = jakieś 5 dolarów) i już.<br />
Bo nie było takiej rubryki w rozdzielniku pani księgowej,<br />
aby w miarę uczciwe pieniądze tzw. amatorom wypłacić.<br />
„Amator” to eufemistyczne określenie na twórcę, działającego<br />
poza komunistycznym systemem estradowych koncesji<br />
i przywilejów socjalnych dla konformistów ze świata<br />
tzw. rozrywki. A przywilejem była np. pieczątka w dowodzie<br />
osobistym potwierdzająca zatrudnienie, bo pracować<br />
wtedy ku chwale ojczyzny musieli wszyscy, czy mieli<br />
na to ochotę, czy nie. Bez takiej pieczątki zgarnąć mógł cię<br />
każdy patrol ZOMO na ulicy i , jak miałeś pecha, spuścić<br />
wpierdol na komisariacie (sztuka milicji).<br />
No to ja ze Zbyszkiem pytamy panią księgową z gdańskiego<br />
klubu Kwadratowa – jeżeli nie możemy Dezerterowi<br />
i Rozkrockowi zapłacić normalnej kasy za występ, to<br />
czy możemy w ramach rekompensaty, załatwić im nocleg<br />
w najlepszym hotelu w Trójmieście?<br />
Pani księgowa sprawdza swoje magiczne rubryki i mówi,<br />
że możemy. Więc prosimy o kwaterunek dla chłopaków<br />
w najbardziej wypasionym, sopockim Grand Hotelu.<br />
Wtedy korzystali z jego usług głównie artyści z krajów<br />
bloku sowieckiego, przyjeżdżający na festiwal Sopot Interwizja.<br />
Możliwe więc że Dezerter spał w tych samych apartamentach,<br />
co caryca Ałła Pugaczowa i pupil melomanów<br />
z Układu Warszawskiego – Karel Gott. Bo jak już, to po całości<br />
– zażądaliśmy apartamentów!<br />
Innym folklorem nawiedzającym sopocki Grand Hotel<br />
a.d. 1987 byli: palestyńscy terroryści na wywczasie, córy<br />
Koryntu polujące na dewizowych gości i na bramce emerytowani<br />
funkcjonariusze UB. A czynni funkcjonariusze<br />
SB przebywali tam zazwyczaj w podróży służbowej.<br />
Powinieneś tego doświadczyć, drogi Czytelniku! Widok<br />
twarzy starego ubeka, który nie chce, ale musi wpuścić<br />
w wylaszczone progi Grandu, ubranych w wyćwiekowane<br />
ramoneski załogantów – bezcenny.<br />
Ależ nas kręcił bezsilny gniew pracownika służb, który<br />
obsługiwać musi ludzi w niczym nie przypominających<br />
towarzyszy z Czerwonych Brygad lub Hamasu. Aby odreagować<br />
stres związany z nalotem barbarzyńców, tajniacy<br />
dokonali rutynowej rewizji w pokojach. Czuwaj!<br />
Ciekawą hipotetycznie konsekwencją tego koncertu<br />
było też spotkanie załogi Dezertera z Tymonem. Panowie<br />
muzycy z Mazowsza i Kaszub polubili się niezmiernie.<br />
I gdy za jakiś czas legenda pankroka zaliczała kolejny zakręt<br />
personalny, Dezerter zaproponował Tymonowi objęcie<br />
posady basisty w tej zasłużonej orkiestrze.<br />
Ale nasz kolega Ryszard zanurzył się już na maxa w penetracjach<br />
jassowego księstwa. I grzecznie odmówił. Kto<br />
wie jak potoczyłyby się losy sarmackiego andergrandu<br />
muzycznego, gdyby jednak na początku lat 90-tych RTT<br />
podjął inną decyzję...<br />
Zawsze posiadaliśmy rozwinięty instynkt stadny. Dzięki<br />
totartalnym rajdom roku 86 poznaliśmy wielu fantastycznych<br />
uwielaczy. I podobnie jak my, lewitowali oni w jakichś<br />
przegniłych piwnicach.<br />
Gdy więc Krzysiek Skiba raz kolejny błysnął geniuszem<br />
organizacyjnym i zaproponował zorganizowanie w Łodzi<br />
„czegoś wielkiego”, plan ariergardowej expansji był już gotowy.<br />
Przy wsparciu Skiby i sympatycznej ekipy Ośrodka<br />
Działań Twórczych Domu Kultury Łódź – Bałuty, agencja<br />
Ariergarda 1 zorganizowała ogólnopolski festiwal metafizyki<br />
społecznej.<br />
Istotne to wydarzenie pod nazwą Audiowizja Działań<br />
Nieprzyswajanych PRĄD odbyło się w dniach 19–21 lutego<br />
87 roku.<br />
61<br />
„Książka” autorstwa Krzyśka<br />
i Robala z Dezertera.
Wahehe Divagazione<br />
Universale.<br />
Zbyszka i moja akcja integracyjna zaowocowała namierzeniem<br />
i zaproszeniem najbardziej radykalnych twórców<br />
tamtej heroicznej epoki. Cały styczeń podróżowaliśmy,<br />
aby spotkać naszych godnych udziałowców i dopiąć w Łodzi<br />
szczegóły logistyczne.<br />
W święcie Ariergardy wzięli więc udział weterani masarskiego<br />
szlaku bojowego – Szelest Spadających Papierków<br />
(plus Roman Malarz Kobiet jako profuzyjny paparazzi),<br />
Hiena i Henryk Brodaty.<br />
Ze stolicy przybyła hipisowsko – artystowsko – anarchistyczna<br />
– multimedialna Praffdata.<br />
Z Wrocławia zajechała grupa Luxus, której kreacji pasjonatami<br />
byliśmy od czasów pamiętnie sopockiej Ekspresji<br />
Lat 80. Paweł Jarodzki & co. przywieźli nam muzyczną<br />
niespodziankę – Krzyśka Kamana Kłosowicza, barda podziemnego,<br />
onegdaj frontmana ostro politycznej rege kapeli<br />
Miki Mausoleum (słynny kiler – ZOMO na Legnickiej).<br />
Jak tego słuchałem, to koktajle Mołotowa same wylatywały<br />
z głośników…<br />
Z tejże festung Breslau przyjechał industrialny kolektyw<br />
Kormorany – Orkiestra Raj. Dochodziły nas słuchy o tajemniczym<br />
komandzie wrocławskich eksplorerów muzycznych,<br />
anektujących bunkry, wieże ciśnień czy poniemieckie<br />
ruiny do odprawiania fonicznych rytuałów. Nagłośniliśmy<br />
szesnastopiętrowy blok przez szyb windy, dzięki<br />
czemu zyskaliśmy sposobność do urządzenia party muzycznego<br />
na klatce komisariatu.<br />
Na wokalu wił się spazmatycznie Romek Rega. A np.<br />
saksofon obsługiwał kolega Ponton, poważna postać undergroundu<br />
Ziem Odzyskanych. Jacek Ponton Jankowski<br />
był autorem słynnego graffiti Red culture oraz ikon murales<br />
z peerelowskiego totalu – Soc lobotomia czy Czas stanął<br />
i dymią kominy – moloch skowytu swych trzewi nie słucha.<br />
Jak na Orkiestrę przystało, nawiedzili Audiowizję siłą kilkunastu,<br />
opakowanych na czarno, pracowników onomatopeicznego<br />
metropolis.<br />
Wciąż mieliśmy w pamięci masakryczny koncert Wahehe<br />
na Poza Kontrolą. Przez wiele miesięcy usiłowaliśmy<br />
zdobyć namiary do Kapitana Bifharta i jego psylocybowej<br />
rodziny. Dochodziły nas wieści, że grupa uległa dekonstrukcji<br />
a demoniczny tenor oddalił się w niewiadomym<br />
kierunku. Po długich poszukiwaniach zaprosiliśmy<br />
tajemniczych osobników, którzy przedstawiali się przez<br />
telefon jako spadkobiercy Wahehe, grupa Układ Spalony.<br />
Ale i oni nie dojechali do stolicy polskiego włókna na festiwal<br />
PRĄD…<br />
Dojechał za to z Krakowa ich wspólnik – Piotruś Kalinowski,<br />
jednoosobowy instytut dźwiękowy o nazwie Mc<br />
Marian. Piotruś własnoręcznie skonstruował wielką maszynę<br />
do produkcji technoidalnej muzy. Ponieważ maszyna<br />
wypełniała cały pokój, w bloku kompozytora na ulicy<br />
62<br />
Komandosów, przemyślny Piotruś preparował transowe<br />
słuchowiska na kasetach i odtwarzał je podczas progresywnych<br />
upublicznień. Tworzył do tego monochromatyczną<br />
diaporamę i konceptualnie estetyzowane wydawnictwa<br />
pojedyncze.<br />
Z Kożuchowa najechała sowizdrzalska ekipa punkujących<br />
absolwentów tamtejszego Liceum Rolniczego, czyli<br />
znany nam już Rozkrock. Wspólnikiem rewolty Ziggy‘ego<br />
był wtedy pracownik zakładów mięsnych w Przylepie pod<br />
Zieloną Górą, goth poeta Jacek Katos Katarzyński. Niebawem<br />
Katos miał usamodzielnić swoje artowe wizje pod<br />
postacią ruchu literackiego Dada Rzyje. A lat potem wiele<br />
współtworzył niezależny trust filmowy Sky Piastowskie…<br />
Nie przybyli kamraci świnoujskich pojedynków, czyli<br />
Milion Bułgarów jako Dynastia Felixxa. To miał być ich<br />
rzęchowy projekt, kompatybilny ponoć do poszukiwań<br />
Hieny. No ale rzeszowska kapela znalazła się na kolejnym<br />
zakręcie życiowym i stąd nie była w stanie uczestniczyć<br />
w tym niezwykłym, profuzyjnym maratonie.<br />
Z zupełnie innych powodów nie uczestniczył w Audiowizji<br />
(aczkolwiek obecny na plakacie) inny godny podmiot<br />
zlewny, czyli autochtoniczna brygada Łódź Kaliska.<br />
Byliśmy fanami ich postdadaistycznych operacji przeprowadzanych<br />
bez znieczulenia na chorym ciele społeczeństwa<br />
PRL. Wyobraźnię rozpalały nam bahanaliczne<br />
spędy na Strychu, Festiwal Filmu Prywatnego Nieme Kino<br />
i printerski happening o nazwie Tango, z krzepiącym mottem<br />
Bóg zazdrości nam pomyłek. Czyli elementy większej<br />
kontestacyjnej całości o nazwie Kultura Zrzuty.<br />
Niestety, wybitni watażkowie z Łodzi Kaliskiej wybrali<br />
tańce z horyłką i przez trzy dni rozrabiali niczym dzieci<br />
specjalnej troski.<br />
Pod sztandarem Ariergardy 1 przybyła czujna dywizja,<br />
na posterze ujawniona jako Muzeum Objazdowe Totartu<br />
i Reisepsychose. W jej skład wchodzili: grupa kolorowa Yo
Wnętrze cudownej<br />
maszyny Mc Mariana.
Poezja uliczna<br />
by Yo Als Jetzt.<br />
Ulotka<br />
„Totart Ostrzegał!”.<br />
Als Jetzt, niedawni partycypanci Masarni oraz swobodnie<br />
poetyckie elektrony, krążące niesfornie w zlewnej orbicie<br />
Tranzytorium.<br />
Poza rozkładem jazdy przyjechał Tymon i jego tradycyjnie<br />
niepełne SSZU. Tradycyjnie też zapomnieli zabrać<br />
z domu instrumentów i, mimo trzydniowych usiłowań,<br />
do końca nie udało im się znaleźć sceny.<br />
Cała Audiowizja była radykalnie przekroczoną ucztą<br />
duchową dla naszych wygłodniałych zmysłów.<br />
Yo Als Jetzt spreparowali wspaniałą scenografię oraz akcję<br />
szablonową pod nazwą Wszyscy jesteśmy bogami. bóg.<br />
Jak głosili w swoim manifeście – Wychodząc z założenia,<br />
że pretendująca do absolutności, zamknięta w galeriach<br />
sztuka jest martwa, Poezja Uliczna wyszła na ulice, weszła<br />
do szaletów, na sale koncertowe i wszędzie, stając się nietrwałym<br />
elementem otoczenia.<br />
Joanna i Andrzej zaprojektowali także hermetycznie<br />
nostalgiczny w swojej estetyce poster festiwalu, z hasłem<br />
przewodnim – miano: ariergarda prócz wykładni ideowo –<br />
ironiczno – humorystycznej niesie sobą zamiar uczynienia<br />
aktu elementarnej równowagi w obliczu rozprzestrzenienia<br />
się a przez to uwiądu zużycia spospolitowania i naturalnej<br />
agonii awangardy.<br />
Yo Als Jetzt przygotowali matryce hardkorowo zlewnego<br />
w formie katalogu Audiowizji, nasyconego krótkimi manifestami<br />
w stylu: Jednostka przestała być źródłem a stała<br />
się przetwarzaczem miazmatów, Metafizyczne esperanto<br />
64<br />
– język w którym jeszcze nikt do nikogo nie strzelał, Jestem<br />
sam dla siebie lunetą do poznawania świata.<br />
Zaistniał tam liryczny imprzejawnik Tymona pt. „Ładunek<br />
transcendentem podszyty” – Obłąkani szalbierze metafizycy<br />
społeczni / Zinstytucjonalizowani mistycy / Szermierze<br />
idejek buńczucznych / Piewcy sermonij zatrważających<br />
a redundantnych / Znachorzy duszy publicznej…<br />
Katalogu, jak zwykle, nie udało się wydać. Uczyniłem<br />
to dopiero jakiś czas później w sentymentalnym reprincie<br />
Księgozbioru Zlew Polski.<br />
Przygotowałem za to i doprowadziłem do cudownego<br />
rozmnożenia słynną ulotkę Totart ostrzegał!, która dzielnie<br />
towarzyszyła nam jeszcze przez wiele lat experiencji –<br />
Precz z postulatem nowości… obcowanie z nieadekwatnymi<br />
przejawami twórczymi jest szkodliwe… zlej się w PRĄD!<br />
Kolega Kudłaty obwieścił Permanentnie Despotyczny<br />
Wieczorek Poetycki i zamierzał, non stop przez trzy dni,<br />
czytać swoje wiersze z akompaniamentem fortepianu.<br />
Łódź płonęła a on dumnie recytował przaśne strofy dramatu<br />
„Od uzdy do pizdy”: Kto piździe bruździ / ten nie ma<br />
mózgu / Kto uzdać ją zechce / tego pizda łechce…<br />
Nie unikał też bardziej subtelnych form lirycznych, zawartych<br />
w nowym tomie pt. Z mrocznego składzika dziejów.<br />
Poeta słupski pisał we wstępie – Historia należy<br />
do każdego, z tym, że do kogoś bardziej, do innego mniej<br />
bardziej – to jedno z jej praw.
Katalog „Audiowizja Działań<br />
Nieprzyswajanych – PRĄD”.
Poeta Kudłaty udziela interview.<br />
Biuro Prasowe Praffdaty a<br />
w nim Ela Mielczarek.<br />
Kudlatz rzucił na kolana fanów LIKu, wystrzeliwując<br />
strofy wiersza „Ciemny loch w 966 roku” – nie ma nadziei,<br />
bo Światowid sczezł / a książę nasz innemu się kłania / i żebym<br />
cię zdradził szybciej, Boże mój / Mieszko mi kazał wybić<br />
zęby / a sam z Dąbrówką pieprzy się – po chrześcija /<br />
ńsku.<br />
Szelest Spadających Papierków zaprezentował się<br />
w szczytowej formie ostrego, kaszubskiego zlewu. Brzóska<br />
wspominał – Tworzyli na oczach wszystkich autentyczną<br />
improwizację, która z czasem została podporządkowana<br />
jednemu podstawowemu motywowi przewodniemu, wokół<br />
którego krążyły ściany dźwięków.<br />
Hiena ponownie zabrała nas w podróż do swojej tajemniczej,<br />
postpsychicznej krainy – Oni przeżyli już wiele /<br />
w swych życiach byli bici / okłamywani aresztowani teraz<br />
zostały / im puste ulice na których co rano rodzą się / na<br />
nowo żyjemy w obozach nienawiści… Jak napisali w swoim<br />
magazynie WM – Religijno – muzyczne misterium, pełna<br />
asceza w użyciu środków, formie i nastroju. Ofiarę celebrował<br />
Max…<br />
Atmosferę industrialnego wylewu Kormoranów opisuje<br />
Ponton – Właściwości miejsca zawsze wchodziły integralnie<br />
w zdarzenia, wykorzystywaliśmy sprzęty, które tam istniały<br />
i całą jego aurę. Muzyka… nie jest jakby najważniejsza,<br />
w tym działaniu chodzi o zdarzenia. Do pewnego momentu<br />
są to zdarzenia psychodeliczne, na tyle nie z tej rzeczywistości,<br />
żeby mogły coś niespodziewanego objawić. („Kwiat<br />
nędzy”).<br />
Henryk Brodaty wytańczył jakiś hendriksowsko – zappowo<br />
– protomadafaka – dupa cyce – freak revival. W finale<br />
wraz ze Zbigniewem odśpiewali piękny hymn pt. Nie<br />
umierajcie przyjaciele.<br />
Ciekawi niezwykle byliśmy, co takiego pokaże Kaman,<br />
jeden z bardziej wstrząsających egzemplarzy muzyka<br />
w naszym kraju, jak reklamowała go ekipa Luxusu. Jako<br />
66<br />
szanująca się grupa wsparcia, rozwiesili przed jego koncertem<br />
plakaty z propagandowym hasłem a’la americana<br />
Popieraj Kamana.<br />
Wrocławski rybałt padł jednak ofiarą własnej empatii,<br />
gdyż pożyczył swoją gitarę jakiemuś niezorganizowanemu<br />
muzykowi z innej kapeli. Muzyk ten w artystycznym szale<br />
zatracił bezcenny w tamtych czasach instrument i zachodziło<br />
podejrzenie, że pozbawiony wiosła Krzysiek nie będzie<br />
w stanie zrealizować misji scenicznej.<br />
Szczęśliwie tak się nie stało. Jak wspomina Paweł Jarodzki<br />
– Przed wyjazdem Kaman ostrzygł się odpowiednio u naszej<br />
koleżanki fryzjerki… jak wojownik przed walką. Przed<br />
Kamanem wystąpił jakiś zespół i publiczność została doprowadzona<br />
do takiego stanu, że rzucała krzesłami w zespół,<br />
a zespół w publiczność…<br />
I wychodzi Kaman ubrany w prochowiec, podłącza automat<br />
perkusyjny i zaczyna recytować swoje teksty. Tylko kolega<br />
Goły podgrywał mu trochę na drumli. I na sali cisza,<br />
kompletna cisza, ludzie stoją i patrzą. I dopiero na koniec,<br />
jak Kaman charakterystycznym gestem bohaterskiego rockendrolowca<br />
wyrwał kable z automatu perkusyjnego i nerwowym<br />
ruchem wszystko zwinął, to wtedy z tego tłumu stojących<br />
w milczeniu punów odezwał się jakiś nieśmiały głosik:<br />
Słuchaj, zaśpiewaj coś jeszcze. („Rzeczywistość się penetruje”).<br />
Mc Marian zaprosił na dyskotekę wesołych mutantów.<br />
Jako chory DJ nasz nowy kolega Piotruś sprawdził się,<br />
jak mawiają Niemcy, perfekt machts Gut! Właśnie tak wyobrażaliśmy<br />
sobie potańcówkę na trzy dni przed końcem<br />
świata…<br />
O skali akcji Praffdaty niech zaświadczy zamówienie, jakie<br />
złożyli w centrali Ariergardy: 2 zestawy perkusyjne, 4<br />
wokale, 2 wzmacniacze gitarowe (+1), 1 wzmacniacz basowy,<br />
2 kotły symfoniczne plus harfa, 40 sztuk brystolu<br />
lub kartonu, 30 kartonów (pudełek np. po telewizorze, jak
Luxus popiera Kamana.
Ziggy Stardust<br />
& Rozkrock.<br />
największych), 40 tubek farb plakatowych w kolorach czerwonym,<br />
czarnym, niebieskim, żółtym, 2 litry emulsji białej,<br />
1 kilometr lub szpulka sznurka sizolowego, 10 kg makulatury<br />
gazetowej, magnetowid…<br />
Mieliśmy to załatwić w PRL, w którym zdobycie rolki<br />
papieru toaletowego i kostki szarego mydła graniczyło<br />
z cudem. Ale, oczywiście, panowie Sajnóg i Konnak<br />
zorganizowali ten wspaniały park technologiczny. I byliśmy<br />
świadkami dwóch dreszczogennych akcji pt. Dlaczego<br />
w Afryce jest tyle słońca a tutaj nie?<br />
Kilkunastu grajków ludowych z wielkiego miasta wiło<br />
się po scenie. Faustyn Chełmecki przygotował futurystyczne<br />
stroje. Razem z demiurgicznym magistrem sztuki<br />
Maćkiem Wilskim tworzyli obrazy przestrzenne, ułożone<br />
w coraz to bardziej ekspresjonistyczne warstwy.<br />
68<br />
Następnego dnia spreparowali wspaniale acidowe Biuro<br />
Prasowe.<br />
Zbigniew mówił – Zawsze kiedy przyglądaliśmy się ich<br />
pracy, myślę, że ten styl aktywności był chyba największą<br />
wartością Praffdaty. Zresztą pomijając aspekt estetyczny,<br />
który w tym momencie wydał mi się drugorzędny, zawsze<br />
podobało mi się to, że pracowali w Praffdacie ludzie nie mający<br />
tylko celów zewnętrznych przed sobą postawionych…<br />
Sposób rozwiązywania problemów w grupie, który tak sobie<br />
podglądałem na boczku, bardzo mi imponował.<br />
A Konjo dodawał – Chodzi też o to, odnoszę takie wrażenie,<br />
że wszyscy uczestnicy Praffdaty byli zainteresowani<br />
w tworzeniu tego dziwnego i specyficznego nastroju wspólnej<br />
pracy – nie trzeba było ich stymulować ani zmuszać<br />
do akcji. Było to bardzo spontaniczne i higieniczne. (Magazyn<br />
„Higiena”).
Show swojej drużyny tak opisuje Ziggy – Rozkrock –<br />
awangarda komercji i komercja awangardy. Odpoczynek<br />
dla umysłów i wszystkich narządów zmysłów. Wymiotło ludzi<br />
z korytarzy i kibli. Umysł bowiem zbyt długo po labiryncie<br />
sztuki się błąkający… złapie się czego bądź co jasne jest<br />
i zrozumiałe, choćby to i gówno było.<br />
Mistrz ceremonii, odziany w perwersyjne szaty prowincjonalnego<br />
transwestyty, raczył fanów ariergardy glamowymi<br />
zwierzeniami – Jestem seksualnym fetyszem / Jestem<br />
miłosną gumą do żucia / Mrugnij do mnie, uśmiechnij się /<br />
Zrób ze mnie balona i wypluj mnie.<br />
Konferansjerkę czyniła dyrekcja agencji Ariergarda 1.<br />
Zbigniew w antraktach prezentował m. in. Dwanaście sonetów<br />
równowagi. A Konjo zlewał się, w krojących co bardziej<br />
wrażliwe serca poematach wykrzyczanych.<br />
Nieokiełznany rajdowiec Skiba, przyodziany w megafon<br />
i hełm sowieckiego żołdaka, przelatywał na wózku inwalidzkim<br />
gościnne przestrzenie Ośrodka Działań Twórczych,<br />
rozrzucając antywojskową bibułę RSA i zaangażowane<br />
złote myśli w rodzaju Armia radziecka z tobą od<br />
dziecka!<br />
Pod sceną i w jej satelickich obszarach uczciwie szyła<br />
dyplom ekipa dynamicznych studentów łódzkiej filmówki,<br />
w składzie Jacek Januszyk i Adam Sikora. Nakręcili bardzo<br />
emocjonalny w formie materiał, którego większa część<br />
niestety gdzieś przepadła. Ale to co ocalało, pięciominutowa<br />
etiuda pt. Ariergarda, do dziś robi wrażenie apokaliptycznym<br />
landszaftem i powoduje postkoitalne swędzenie<br />
plazmy.<br />
Na wagarach przebywała za to autochtoniczna horda<br />
konsekwentnie udająca artystów, czyli Łódź Kaliska. Marek<br />
Janiak i jego niesforni koledzy nie dali nam szansy na<br />
meeting z ludzka twarzą. Ich pijackie fikołki doprowadziły<br />
do sformułowania przez nas groźby powiązania i uwięzienia<br />
tej wędrownej izby wytrzeźwień. I umieszczenia całego<br />
towarzystwa, jako instalacji, w sali opanowanej przez desant<br />
gdański. Groźba poskutkowała, ale tylko na chwilę…<br />
Co nie zmienia faktu, że kaliscy birbanci stanowili ciekawy<br />
element ariergardowej flory i fauny, w myśl starego<br />
totartalnego manifestu – Z ogólnej, chociaż męczącej radości<br />
płynącej ze szczególnej sytuacji spotkania (czyli tu: sytuacji<br />
spotkań) wyciągam wniosek i postulat budujące nieopuszczalną<br />
płaszczyznę: po pierwsze: spotykać się, po drugie:<br />
konfrontować się, po trzecie: nie obrażać się.<br />
Przy tym wszystkim gorąca prośba o odrzucenie agresji<br />
lub jej stosowanie nie czyniące krzywdy. („Co z tego,<br />
że {manifest} ale manifest”).<br />
Ostatniego dnia święta Ariergardy, 21 lutego roku 87,<br />
odbyła się poranna konferencja środowiska metafizyków<br />
społecznych.<br />
Rozpoczął Zbyszek i przedstawił ideowy background<br />
Tranzytorium Totartu. Następnie przybliżył założenia<br />
PRĄDu, pod którego sztandarami przez trzy łódzkie dni<br />
walczyliśmy – Niezbędna jest odpowiedzialność wszystkich<br />
za adekwatność (dawniej w tym miejscu mówiono o kreacji,<br />
co było dowodem tyleż staropolskiej leksyki, co i takiegoż<br />
stylu myślenia), za skupienie energii tak jak wszyscy jesteśmy<br />
odpowiedzialni za gnój, w którym żyjemy.<br />
Następnie kolega Konjo, w ramach Muzeum Objazdowego<br />
Totartu, opowiedział kilka zdarzeń z niedalekiej<br />
przeszłości roku 86, generowanych przez obrzyganych ministrantów<br />
permanentnego końca.<br />
Jak zawsze krnąbrny basówkarz Tymański, kontrapunktował<br />
Konicze narracje, upubliczniając wiersz pt. „Krytyka<br />
pojęć permanentnego końca i permanentnej ariergardy”<br />
– Bo jak permanentny koniec, / To proszę, cholera, konsekwentnie<br />
/ Permanentny początek / I permanentna średnia<br />
/ PO PROSTU WSZYSTKO JEST.<br />
Jak widzimy, Totart zawsze był demokracją tyranów – tu<br />
każdy miał równe prawo do tyranizowania pozostałych!<br />
Paweł Jarodzki, w imieniu grupy Luxus, złożył kurtuazyjne<br />
oświadczenie – Totart to w ogóle bardzo fajni chłopcy…<br />
Chłopcy są świetni. Lubię jak na przykład Konik opowiada:<br />
Tutaj masturbować… tam chuja w dupę i coś tam.<br />
Jest to zabawne, posłuchać kogoś, kto tak mówi…<br />
Po czym wyznał samokrytycznie – …jakkolwiek ja nie<br />
wiem, o co Totartowi chodzi (śmiech). Nie wiem, słowo honoru.<br />
Szczerze mówię, że nie wiem, jakkolwiek mnie to<br />
bawi. Być może, tak się domyślam, że chodzi tu o to, żeby<br />
zrobić taką zadymę, która przekracza wszelkie granice…<br />
Więc oddaliśmy się kontemplacji legendarnego magazynu<br />
psychoaktywnego (Luxus idzie na wojnę! Trza zabrać<br />
69<br />
Muzeum Objazdowe<br />
Totartu: FAMA W Drodze<br />
– Paulus i Konjo.
Grafika<br />
by Kormorany.<br />
granat!). Jeden z numerów zawierał rozczulający dopisek –<br />
Uwzględniamy chamskie uwagi czytelników.<br />
Z magnetofonu leciały rebelianckie hity Miki Mausoleum<br />
a Kaman się zwierzał ze swojej recepcji Luxusu – Zawsze<br />
lubię sytuację, kiedy jest grupa ludzi, która z kawałków<br />
gazet, śmieci, wszystkiego, co ich otacza, potrafi stworzyć<br />
przedmioty, wykpiwa estetykę sztuki, estetykę kultury,<br />
szybko coś robi…<br />
Swój set załoga Luxusu wdzięcznie sfinalizowała recytacją<br />
textu programowego pt. Kulturalny człowiek który chce<br />
zabić.<br />
Nieśmiale dodam, iż dyskusji przysłuchiwał się Maciek<br />
Chmiel, ówczesny menago Dezertera. Tak zachwyciły go<br />
prace Luxusu, że zaprosił tę ekipę do uczynienia scenografii,<br />
na współorganizowanym przez siebie festiwalu muzyki<br />
alternatywnej Róbrege in Warsaw. Dzięki tej owocnej<br />
współpracy, w roku 1987 był to najwspanialej opakowany<br />
plastycznie spęd muzyczny w krajach bloku sowieckiego!<br />
70<br />
Inny kolektyw z Ziem Odzyskanych, Kormorany – Orkiestra<br />
Raj, zaproponował dyskusję o undergroundzie mistycznym.<br />
Ponton opowiadał – Kiedyś nafaszerowano mnie<br />
grzybami. To było dość dawno. I to był taki… bardzo poważny<br />
młot.<br />
Są lochy koło Zielonej Góry. W swoim czasie była moda<br />
na to miejsce. Różni ludzie tam jeździli i robili to, co lubili<br />
robić: palili jointy, grali muzykę. A mi akurat przyszło<br />
do głowy, żeby zjeść tam grzyby… Widzisz, ja nie potrafię<br />
jakoś nieemocjonalnie do tego podchodzić, ale… spróbuję<br />
coś powiedzieć na ten temat.<br />
Rzeczywistość objawiła mi się bardzo dziwacznie. W pewnym<br />
momencie odczułem jakiś taki przeraźliwy skowyt,<br />
skowyt wielu milionów istnień zagłodzonych, zhańbionych.<br />
To było bardzo przemożne przeżycie.<br />
A później zaczęły się dziać rzeczy… dość obrzydliwe. Faktura<br />
betonowa zmieniła się w taka cielistą, mazistą, mnóstwo<br />
jakichś lepkich cieczy i jakieś takie właśnie… osoby.<br />
Czułem w sobie zło i czułem na zewnątrz. Zauważyłem<br />
nędzę swojej osoby, jakąś katastrofalną nędzę… mnie jako<br />
człowieka. („Kwiat nędzy”, z Pontonem rozmawia Wojtek<br />
Bockenheim, bruLion).<br />
Przedstawiciel Stowarzyszenia Twórców Kultury Praffdata,<br />
kierownik Jarek Guła, snuł oniryczne wizje przyszłych<br />
realizacji – Chcemy, żeby w wielu miastach w Polsce, na całym<br />
świecie, powstały Praffdaty, żeby działały na zasadzie<br />
pełnej wolności. Któregoś dnia można by zrobić festiwal<br />
Praffdat, nie musiałyby być to tylko grupy artystyczne, muzyczne<br />
– mogłyby to być np. fabryki produkujące cukierki.<br />
Duży aplauz wywołało pojawienie się, trzeźwiejących<br />
heroicznie, performerów pod wezwaniem Marka Janiaka.<br />
Guru rehabilitował się referatem pt. Łódź Kaliska jest<br />
umykającą szansą każdego artysty. Jak twierdził udostępnienie<br />
szerokiemu społeczeństwu zjawiska, które na owo<br />
społeczeństwo patrzy z pogardą i życzy mu samych niepowodzeń<br />
jest zadaniem dowcipnym.<br />
Choć nie oczekiwaliśmy rekompensaty za straty moralne,<br />
wynikające z brutalnych ingerencji kolegów z Łodzi<br />
Kaliskiej, pan Marek godnie ripostował – Kultura Zrzuty<br />
nie była znowu taka święta i krystaliczna, a niekonsekwencje<br />
i gwałtowne zwroty należały do podstawowego arsenału<br />
jej środków rażenia.<br />
Prezentował słynny magazyn Tango, zrywający z nawykami<br />
kulturowymi etyczno – kurtuazyjno – socjologicznymi.<br />
Cieszyło motto Arystokraci wszystkich krajów łączcie<br />
się, trawestujące znany cytat z pewnej komunistycznej gadzinówki.<br />
Z uznaniem pochylano się nad obrazkiem Matki Boskiej<br />
Częstochowskiej z dorysowanymi wąsami, autorstwa Adama<br />
Rzepeckiego. Anonimowa, niestety, przedstawiciel-
ka Sztuki Żenującej, wyrecytowała poemat pt. Duże cycki<br />
wiszą, małe cycki stoją, kulturyści się nie boją.<br />
Awangardysta Wielogórski, pseudonim organizacyjny<br />
Makary, samokrytycznie wyznał że nie rozumie, o co<br />
Ariergardzie chodzi ze zlewaniem się w prąd. Ale zgodnie<br />
Łódź Kaliska oznajmiła, że kocha wszystkich uczestników<br />
Audiowizji i zaproponowała, abyśmy wysyłali sobie kartki<br />
z życzeniami na Dzień Kobiet lub Barbórkę.<br />
Niestety, ten idylliczny przekaz już za parę godzin zabrzmieć<br />
miał jak puszczenie bąka w zatłoczonym tramwaju…<br />
Swój konceptualny wkład w dyskusję nad środowiskiem<br />
metafizyków społecznych wniósł niespodziewanie Ziggy<br />
Stardust. Do tej pory kreujący się na punkowego głupka<br />
wioskowego, ujawnił samizdatową publikację Rozkrock –<br />
problemy i zagadnienia by Manufaktura Swoboda.<br />
Kożuchowski kosmita pisał – Jajo bez idei jest jajem bezpłodnym.<br />
To żart, który przemija wraz ze śmiechem, ale nie<br />
jest to chroniczna paranoja, schizofrenia rozrastająca się<br />
i obejmująca coraz to nowe tereny dziewicze.<br />
Praca Ziggy ego omawia po kolei tak istotne zagadnienia<br />
jak Życie, Religia, Rock, Rozkrock, Anarchoseksualizm<br />
i jego logiczne zakontynuowanie czyli „Stardyzm” – Jako<br />
narcyz i zakompleksiony ekshibicjonista doskonale nadaję<br />
się do roli nowego bóstwa, gwiazdy rocka, idola i wyroczni!<br />
– przekonywał.<br />
Widać było, że nowe bożyszcze tłumów nie ceni produktów<br />
tzw. kultury wysokiej – Przyczyną zła jest muzyka poważna.<br />
Snobistyczni filharmonicy czytający Prousta i oglądający<br />
bezpłciowe filmy Zanussiego gardzą resztą ludzkości.<br />
Pojawiły się elementy krytyki społecznej – To oni {fani<br />
Zanussiego!} wyzyskują klasę robotniczą by kupić dwusetną<br />
płytę z symfonią Beethovena – tym razem w wykonaniu<br />
orkiestry z Honolulu!!!<br />
Punkowy mistyk z Kożuchowa wykazał sporą kumację<br />
w tematach historiozoficznych – Hitler co roku jeździł na<br />
Festiwale Wagnerowskie – i co z tego wynikło?! Zapytajcie<br />
Dżyngis-chana, zapytajcie Mussoliniego, zapytajcie Gorbaczowa<br />
czy lubią SEX PISTOLSÓW? Odpowiedzą wam jedno<br />
– NIE!<br />
Po słowach miłego prelegenta – Byle dożyć do śmierci,<br />
poproszono o bis. Ziggy i Katos wykonali a cappella utwór<br />
z repertuaru Ewy Demarczyk pod tytułem Pierdolnięty<br />
walczyk.<br />
71<br />
Sopot,<br />
Ekspresja Lat 80.<br />
Maciek i Faustyn<br />
z Praffdaty malują<br />
„Obraz poświęcony morzu”.
Reisepsychose<br />
– Konjo w okularach<br />
i apaszce swojej mamy.<br />
Komix Oziego<br />
– Arbeit und rytmus, 87.<br />
Panowie Sajnóg i Konnak podziękowali wszystkim<br />
uwielaczom za wspólne, intensywne, trzydniowe generowanie<br />
progresywnej energii. Invitowali ku przyjaznej wymianie<br />
myśli w kuluarach oraz na wieczorne działanie paraliterackie<br />
gdańskiej załogi.<br />
Ariergardowe misterium finalizowała akcja Reisepsychose.<br />
Każda realizacja była inna, każda przenosiła inny ładunek,<br />
wypełniała inną przestrzeń, miała inne zakończenie<br />
i rzecz jasna w każdej z nich uczestniczyli inni ludzie<br />
i za każdym razem inną mieli publiczność. W Łodzi konstrukcja<br />
była dosyć niska, jednopoziomowa, zaś sama akcja<br />
była wzbogaconą o drugi punkt stały – scenę gdzie skoncentrowali<br />
się muzycy (Szelest Spadających Papierków) i gdzie<br />
dziwne pląsy pod folią wyczyniali Paulus z Joanną. (Z. Sajnóg<br />
– „Reisepsychose. Uwagi po latach”).<br />
Autorem dość gwałtownego zakończenia, i akcji i festiwalu,<br />
była ekipa Łodzi Kaliskiej, która po porannym wytrzeźwieniu,<br />
nocą pojawiła się w stanie plemiennego delirium.<br />
Jeden z łódzkich awangardystów odpalił w stronę ujawniających<br />
sonety totalne strumień z gaśnicy proszkowej,<br />
czym intensywnie i definitywnie dopełnił radykalną treść<br />
operacji. Proszek sparaliżował pracę sprzętu nagłaśniającego<br />
i personelu technicznego, więc Audiowizję Działań<br />
Nieprzyswajanych PRĄD uznaliśmy za zakończoną.<br />
72<br />
Ciekawie i symptomatycznie potoczyły się losy Ośrodka<br />
Działań Twórczych, który życzliwie przygarnął nas w te<br />
istotne, zimowe dni ariergardowych experiencji. Kierownictwo<br />
ODT zaprosiło Praffdatę, aby przygotowała profuzyjne<br />
wesołe miasteczko z okazji Dnia Dziecka 87.<br />
Warszawscy akcjoniści zorganizowali wspaniały plac<br />
zabaw dla najmłodszych, pełen niezwykle przyjaznych<br />
atrakcji.<br />
Ale, jak wspomina Guła – dzieci ze słynnej dzielnicy Bałuty<br />
znalazły gdzieś tekturowe rury i tymi rurami dokładnie<br />
wszystko zdemolowały, nie zostawiły nic, dokładnie nic,<br />
nawet kawałka czegokolwiek, co stanowiłoby jakąś całość.<br />
Niszczyły z niezwykłą zaciętością krzycząc Heil Hitler, bijąc<br />
po głowach jeszcze mniejsze dzieci… („Praffdata interview”,<br />
Higiena).<br />
Wkrótce potem Ośrodek Działań Twórczych rozwiązano.<br />
Poczta zgubiła matryce przygotowanego przez nas<br />
do druku przepięknego katalogu Audiowizji. Nigdy już<br />
świat nie ujrzy razem skompilowanych prac, a były tam<br />
m.in. – set Skiby pt. Kicz wiecznie żywy, poster Popieraj<br />
Kamana, zlewiny Konicze mocno cierpiętnicze oraz legendarny<br />
komix Oziego Czarny wojownik czarna kobieta…<br />
W Łódzkim Domu Kultury ostała się jeno sekcja kulturystyczna.<br />
Spełniało się proroctwo Poety – Pozostanie tylko kartka<br />
płaska i pusta niczym mózg partyjnego pisarza…<br />
W pociągu powrotnym relacji Łódź – Gdańsk obchodziłem<br />
swoje 21 urodziny. Andrzej Awsiej zrobił mi wtedy,<br />
przesiąknięty modernistycznym smutkiem, portret.<br />
Wyglądałem na nim jak Miss Prosektorium. I tak też się<br />
czułem.<br />
Od dłuższego czasu chciałem wyemigrować z PRL. Nic<br />
mi się tu nie podobało. Słowa–klucze, które definiują mój
Konjo<br />
by Andrzej Awsiej.
światopogląd tamtego periodu nihilistycznego, to: wściekłość,<br />
beznadzieja, rozpacz, pustka, nic…<br />
W marcu po raz trzeci złożyłem podanie o paszport<br />
i ponownie otrzymałem, jak to określał ubecki żargon, Postanowienie<br />
o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę. Do dzieła<br />
przystąpiła więc moja wspaniała mama i za jakąś niebotyczną<br />
garść dolarów wykupiła ten nieosiągalny dokument<br />
od jakiegoś ziomala generała Jaruzelskiego. Zanim<br />
go wreszcie dostałem, musiało upłynąć sporo czasu. Postanowiłem<br />
więc jeszcze trochę pomachać zlewną szabelką,<br />
w myśl hasła Małego Rycerza – żywcem mnie nie wezmą…<br />
W tymże marcu 87 Ariergarda 1 zawitała do Łodzi ponownie,<br />
znów na zaproszenie Krzyśka Skiby. Ponownie<br />
wystąpiliśmy też w klubie Balbina (niczym w przyzwoitym<br />
kryminale – przestępca powraca na miejsce zbrodni).<br />
Krzysiek nakręcał w niej Galerię Działań Maniakalnych,<br />
która tym razem ujawniła się pod postacią koncertu grup<br />
Kaman i Big Bit oraz Rozkrock (jak widać Skiba też od<br />
zawsze miał dobrą rękę w doborze swoich ześwirowanych<br />
uwielaczy).<br />
Nowa formacja Kamana to oldskulowa śmietanka undergroundu.<br />
Grała w niej m.in. na trąbce Irenka Jagiełka<br />
(Holy Toy, grupa Andrzeja Nebb Dziubka) i drummer Jasiu<br />
Rołt Grzmot (Brygada Kryzys, Praffdata, Armia, Janerka).<br />
Gdy w finale wykonali Taniec wojenny, prąd przeszedł<br />
po moich kaszubskich zwłokach!<br />
Ziggy nie zawiódł, bo i nie mógł. Wystąpił w maximum<br />
perversum image i widać było, że wytargał go z szafy swojej<br />
matki. Był wolnym człowiekiem w bolszewickim gnoju.<br />
Jego wolność polegała na tym, że nie zamierzał ukrywać<br />
swoich dewiacji.<br />
Podczas ekshibicjonistycznego show ogłosił powołanie<br />
Ligi Antyrockowej Rozkrock. Zwierzał się także iż jedyne<br />
w co wierzy, to sex, muzyka i nieśmiertelność uzyskana<br />
dzięki genetyce bądź cyborgizacji organizmu ludzkiego. Na<br />
bis wykonał nowy utwór pt. „Tryptyk z medalikiem” – Ja<br />
jestem najbardziej niezwykłym chłopakiem / Mam matkę<br />
Żydówkę a ojciec jest ptakiem / Z tym cieślą Józefem żyć dłużej<br />
nie mogę / Więc zdrowie Kalwarii i uczniów i w drogę…<br />
Czyniąc konferansjerkę, Zbyszek und herr Konnack,<br />
ujawniali perły poetyckich zlewności. Sajgon dał się ponieść<br />
przedwiosennej nostalgii i wyrecytował sontot z otoczonego<br />
już podglebnym kultem tomu „Reisepsychose”:<br />
Problemy niezbędnie wymagające rozpatrzenia to zjawisko<br />
końca pe / rmanentnego zagadnienie uzdatniania<br />
74<br />
zamierzenie nieustannej obwo / dowej styczności oralno<br />
analnej w celu odczucia pełni przez labi / openetrację oraz<br />
higienizację jelita grubego…<br />
Obywatel Konjo upublicznił subtelny przejaw Kudłatego<br />
pt. „Niemieckiemu rewizjonizmowi polskie nie” – Flaga<br />
nasza zamokła w Bałtyku / ruiny Kołobrzegu dymiły w dali<br />
/ a w twarzach tych co wrócili / jak przez kalejdoskop oblicza<br />
Piastów / wyzierały… / Po wiekach niewoli te ziemie<br />
znów nasze / a kości Krzyżaków na dnie grzechoczą / i krzyże<br />
SS, czapki Prusaków / już nigdy nie będą nam w oczy się<br />
śmiać („Z mrocznego składzika dziejów”).<br />
Pan K. wystąpił też w niecodziennej dla siebie roli profuzyjnego<br />
DJ, recytację mixując z dźwiękami transowej kapeli<br />
Blurt (wspaniały imprzejawnik Dog save my sole.)<br />
Trwało suchotnicze przedwiośnie… Szukając bratnich<br />
dusz nawiedzamy m.in. wernisaż malarki Kasi Myśliwskiej<br />
w gdańskiej galerii Strzelnica. Podczas wernisażu gra Sni<br />
Sredstwom Za Uklanianie a kolega Konik odczynia działanie<br />
dydaktyczne pt. Nie pal kochanie bo mi nie stanie.<br />
Peregrynując za Zbyszkiem po kraju, zajechaliśmy na<br />
„międzynarodowy festiwal muzyki alternatywnej Marchewka”<br />
w Warszawie. Zaprosił nas poczciwy mazowiecki<br />
światowiec Maciek Chmiel.<br />
Refleksje z tego wydarzenia dobrze obrazują nasz ówczesny<br />
stosunek do wielu smutnych praktyk, zauważanych<br />
w tzw. andergrandzie – Uważam, że dopiero formacje zdecydowanie<br />
wykraczające poza: a/ kontrolowane i sterowane<br />
środki – obszary funkcjonowania rocka (radio, TV, płyty,<br />
wydawnictwa, masowe koncerty), b/ artystyczny kanon rockowości<br />
– można określać alternatywnymi…<br />
Myślę o The Ex. Ich casus wymagałby dużo szerszego,<br />
osobnego omówienia, tu ograniczę się do zarzutów elementarnych<br />
a pozaartystycznych – oni sami zresztą uważają<br />
swoja grę jedynie za narzędzie służące wzmocnieniu przekazu<br />
idei.<br />
Jak uczy historia druty kolczaste i wieżyczki strażnicze<br />
rosną najszybciej tam, gdzie ochoczo wprowadza się w życie<br />
idee mające jak najkrótszą drogą doprowadzić ludzkość<br />
do stanu powszechnej szczęśliwości. I dlatego nie godzę<br />
się z przyjętym przez grupę obowiązkiem bycia alternatywnym,<br />
a przede wszystkim wynikającym stąd iście totalitarnym<br />
podziałem świata na przeciwstawne sobie istoty,<br />
formy i zajęcia: alternatywne i niealternatywne, przy czym,<br />
jak wynika z rozmów z nimi, alternatywnym jest np. oglądanie<br />
telewizji.
Reisepsychose – Konjo<br />
i pół Wujka Karwy.
Lopez Mauzere Superstar.<br />
Grand Hotel Sopot,<br />
konferencja prasowa – Tomas,<br />
Indi, Magda, Chris, Konjo i Jany.<br />
W ogóle alternatywizm w ich wydaniu ma charakter<br />
działania samoniszczącego, bo walczą z państwem o przydzielenie<br />
mieszkań i pracy alternatywistom, a już zupełnie<br />
najzabawniejsze, że walczą z państwem za państwowe pieniądze<br />
(z zasiłków). Można powiedzieć, że nieźle się urządzili,<br />
gdyby nie fakt, iż tak naprawdę wygląda na to, że państwo<br />
sprytnie robi ich w chuja, kanalizując ich energię w wygodnych<br />
sobie kierunkach.<br />
Nie, doprawdy anarchizm kolektywistyczny finansowany<br />
przez rząd jest żenująco śmieszną dziecinadą. W świetle<br />
tych rozważań już nie powinno dziwić, że członkowie grupy<br />
nie mają zupełnie zrozumienia dla ludzi, którzy chcą wyjechać<br />
z Polski na stałe – po prostu u Exów w ogóle kiepsko<br />
z rozumieniem. (Z. Sajnóg – „Kij i marchewka”).<br />
Ten text dość jasno wizualizuje nasz stosunek także<br />
do niektórych przedstawicieli rodzimej sceny alternatywnej.<br />
76<br />
Jednak miłym akcentem pobytu na tej imprezie było, wreszcie!,<br />
niespodziewane spotkanie Kapitana Bifharta z krakowskiego<br />
Wahehe. Oraz post-intelektualnych aktywistów wrocławskiej<br />
Galerii Pojęcie Galeria Jest Nieodpowiednie.<br />
Zarejestrowaliśmy, iż po hali biega rozgorączkowany<br />
duet, rozrzucający ulotki propagujące rewolucyjnie zakręcone<br />
idejki – Suprasztuka jest polem teoretyczno – praktycznych<br />
aktywności, w ramach których zbuntowany wobec<br />
rzeczywistości kulturowej podmiot podejmuje indywidualne<br />
wysiłki: 1. samookreślenia; 2. badania warunków swego<br />
spełnienia; 3. ustanowienia własnej rzeczywistości kulturowej…<br />
Duetem okazali się Ela Eldy Dyda i Jacek Alexander Sikora,<br />
którzy potem, przez wiele lat niszczenia schematów<br />
kulturowych, wymieniali się energią i koncepcjami z działaniami<br />
Tranzytorium. Za kilka miesięcy znów spotkamy<br />
się w dość zadziwiającym kontekście…<br />
W marcu w pole wymiany energetycznej, wkroczył<br />
w wielkim stylu Lopez Mauzere. Do tej pory był jednym<br />
z satelitów Tymona, dzieląc z nim szkolne dole i częstsze<br />
jednak niedole.<br />
W ów czas heroicznie próbował po raz trzeci zdać maturę.<br />
Licealne schizy wywołały w nim niezwykłą erupcję talentu<br />
lirycznego i błyskawicznie napisał ponad 100 przezlewnych<br />
wierszy – Borowski napisał / 180 wierszy / pisał<br />
przez 10 lat / o oborze koncentracyjnej / ja pisałem / przez<br />
dwa miesiące / i napisałem / 100.<br />
Pojawienie się Lopeza sformalizowało frakcję literacką<br />
Tranzytorium, która przyjęła dumną nazwę Grupa Poetycka<br />
Zlali Mi Się Do Środka.<br />
Nomenklaturę przytargał nieświadomie Tymon. Opowiadał,<br />
jak onegdaj z innymi muzykami Sni Sredstwom Za<br />
Uklanianie, udał się do pracy na budowę. Harowali tam<br />
w towarzystwie nieskomplikowanych przedstawicieli klasy<br />
robotniczej. Owi „prawdziwi ludzie” każdy dzień rozpoczynali<br />
od snucia brutalnych narracji ze swojego bogatego<br />
życia towarzyskiego.
Razu pewnego zwierzyli opowieść o chorej psychicznie<br />
kobiecie, którą zwabili do hotelu robotniczego i przymusili<br />
do odbycia serii stosunków płciowych. Gdy dama zorientowała<br />
się w końcu, iż znajduje się w mało komfortowej<br />
dla siebie sytuacji, swój żal do świata zawarła w przejmującym<br />
okrzyku – Jezus Maria, zlali mi się do środka!<br />
Będę miała dziecko!<br />
Hard core Grupy stanowili – Zbigniew, Lopez, Tymon,<br />
Paulus, Kudłaty, Brzóska i Yo Als Jetzt ze swoją neoekspresjonistyczną<br />
Poezją Uliczną. Ja zostałem nadwornym konferansjerem<br />
moich uzdolnionych literacko kolegów.<br />
Jakiś czas później w konstelację zlanego środka wkomponowali<br />
się też: Krzysiek Siemak (ex – Joanna Deadlock,<br />
Szelest Spadających Papierków), Antek Kozłowski (najstarszy<br />
gdański hipis), Roman Malarz Kobiet (wybitny<br />
Nieudalista), Mikołaj Silnicki (naiwny brutalista), Tomasz<br />
Betris (mistycznie naznaczony i zatracony) oraz namiętna<br />
interpretatorka naszych zlewnych projekcji Izabela Jakul.<br />
Pomimo szczerych chęci nie udało się niestety do Grupy<br />
zaprosić Don Mario Starego Łagrowca, dekadenckiego<br />
indywidualisty akademickiego. Wtedy Mario był już głównie<br />
zajęty paleniem swoich fantastycznych efuzyj, ku żalowi<br />
nieutulonemu Narodowej Kultury.<br />
Zbigniew notował skrzętnie – Pisanie dręczy prawie<br />
wszystkich spośród nas. Chyba już się nie uda przed grobem<br />
zrzucić pęt tego nałogu. Biblioteka tranzytorium liczy wiele<br />
setek stron poezyj, teoryj, esejów, artykułów i powieści nawet.<br />
Ale niestety dotkliwa niemożność publikowania wyrywa<br />
żywe rany, bo często nawet najbliżsi sobie autorzy nie<br />
mogą się nawzajem obczytać w swoich istotnościach, wiele<br />
rzeczy ginie itd. („Vademecum konesera Totartu”).<br />
A teraz hier ein spass (jak mawiał docent Data, wykładający<br />
na UG literaturę okresu pozytywizmu). Wiersz artysty<br />
Lopeza Mauzere pt. „Posesja 87” – Zburzyli babci /<br />
szopę / bo papież / przyjeżdża”. Dziękuję za uwagę i idziemy<br />
dalej…<br />
12 kwietnia raz kolejny zaatakowała Ariergarda 1.<br />
W ramach gry wstępnej wystąpiła edycja plakatu agencji,<br />
by Yo Als Jetzt, ze znanym hasłem – Jesteśmy ariergardą<br />
narodowej kultury pilnujemy by nikt nie wyrżnął jej<br />
w dupę! Bój o niego z cenzurą stoczyła zwycięsko nasza<br />
nowa koleżanka Izuś Izolka Brzozowska.<br />
Aby zmylić czujność funkcjonariusza Urzędu Kontroli<br />
Publikacji i Widowisk, weszła na tzw. etap rdzenia. I podczas<br />
kolaudacji plakatu w biurze agenta SB ubrała spodenki<br />
tak obcisłe, że zarys punktu G widać było z 50 metrów.<br />
To skutecznie zmyliło czujność potomka dr Goebbelsa<br />
i podpisał zezwolenie na powielenie naszej printerskiej<br />
perełki.<br />
Personell akcji multimedialnej tym razem stanowili: weterani<br />
Audiowizji – Praffdata i Mc Marian, oraz świeżo namierzone<br />
Wahehe i Człowiek Zwany Psem czyli Brzóska.<br />
Powtórzyliśmy zabawę w alternatywny socjal i udało się<br />
załatwić naszym załogantom nocleg w sopockim Grand<br />
Hotelu. Warujący tam ubecy znów przechodzili katusze na<br />
widok barwnego taboru wariatów, przenikających do ich<br />
wypindrzonego matecznika.<br />
W takim to kontekście, na zupełnym bezczelu, 11 kwietnia<br />
agencja Ariergarda 1 przeprowadziła w Grandzie in<br />
Zoppott, w apartamencie Marleny Dietrich, konferencję<br />
prasową na tematy anarchistyczne, ekologiczne i metafizyczno-społeczne.<br />
Za prasę robił Jany, jako redaktor podziemnego<br />
Homka, oraz Zbyszek i Konjo jako wnikliwi<br />
uwielacze pism trzeciego obiegu. Nowym fighterem Tranzytorium<br />
został Arek Drewa, szalony gdański fotograf, od<br />
tej pory dzielnie dokumentujący nasze wszelakie zlewności.<br />
Zwieńczeniem konferencji było wspólne udanie się na<br />
sopocką plażę i zapalenie 200 świeczek, przy etno dźwiękach<br />
saksofonu kolegi Fify aus Praffdata… Ten swoiście<br />
77<br />
Kultowa pieczątka<br />
by Yo Als Jetzt.<br />
Grand Hotel Sopot,<br />
konferencja prasowa – Maciek<br />
Wilski, Zbigniew, Guła, Fifa<br />
i Sylwian z Praffdaty.
Legendarny poster na<br />
wiekopomny koncert.<br />
Piotruś z Mc Marian.<br />
profuzyjny land art stanowił miły prolog, do czekających<br />
świat dnia następnego ariergardowych przekroczeń.<br />
Ujawnienie foniczne w Kwadratowej rozpoczął Brzóska.<br />
Opakowany w look a’ la Schulz deklamował autobiograficzny<br />
Monolog o tatusiu. Dźwiękowo uzupełniali go Ozi<br />
z SSP i Wasyl z Henryka Brodatego. Kilka nut dorzucił<br />
przechodzący obok Tymon. Na bis wystąpiły „Złote myśli<br />
Psa” – Jak zarzuciłem na księdza robaka (powieść) oraz<br />
Już mi ręce odpadają od tej roboty (zwierza się misjonarz<br />
w ośrodku dla trędowatych w Afryce).<br />
Mc Marian spreparował nowy program with special edition<br />
anormal films by Piotruś. Rakieta wypełniona lokatorami<br />
zakładu dla uśmiechniętych frunęła nad łąką, na której<br />
pasły się cybernetyczne kozy.<br />
Wahehe Divagazione Universale, z Kapitanem Bifhartem<br />
na froncie, przenicowali Wszechświat transowym setem<br />
rzęchliwego techno – pop o kryptonimie Love! Peace!<br />
Industry! Był to solidny kawałek muzyki immanentnej koegzystencji.<br />
Oprócz apokaliptycznej Matki destrukcji, poprzez<br />
skoczny Hot dog is a good drug, dochodzili do głupkowato<br />
płaczliwej pościelówy dla konsumentów psylocybów<br />
pt. Robert i Eliza.<br />
Ten ostatni kawałek szczególnie długo przeżywał pacyfista<br />
Gall Galiński. Utrzymywał, że takiego szitu nie puszczali<br />
nawet w więziennym radiowęźle, gdy odsiadywał<br />
swój kolejny wyrok za antyMON. Prawdopodobnie o takie<br />
reakcje kosmonautom z Galicji chodziło. Poważna<br />
sprawa – podsumował sceniczną karbonarę gitarzysta Albrecht<br />
von Knutke.<br />
78<br />
W antraktach Zbigniew i Konjo proponowali surfing po<br />
lirycznych falach Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka.<br />
Już wtedy nasi wyrafinowani fani domagali się wyzji<br />
Lopeza Mauzere, wschodzącej gwiazdy kaszubskiego andergrandu.<br />
Wtedy egzystującego w stadium generalnych<br />
przesileń ducha, płonącego szaleństwem i niemocą.<br />
Oto i jego wiersz pt. „Martwiłem się” – Mama powiedziała<br />
/ ciesz się, że nie / jesteś w komorze / gazowej / Moja<br />
mama / umie mnie odpowiednio / natchnąć / A tato powiedział,<br />
/ chyba że to by była / komora z gazem / rozweselającym<br />
/ myślę że moi / rodzice mają / duży wpływ / na moją<br />
twórczość.<br />
Uczciwie trzeba jednak przyznać, że nie wszyscy uczestnicy<br />
koncertu zrozumieli emocje zawarte w tym przekazie…<br />
Praffdata na deser przygotowała wspaniale malowany<br />
freestyle pt. Traktor czy reaktor. Działanie było kompatybilne<br />
z nasilającymi się protestami niezależnych ekologów,<br />
przeciw budowie elektrowni jądrowej w pobliskim Żarnowcu.<br />
Wszyscy żyliśmy wtedy echami katastrofy w Czarnobylu,<br />
więc i temat jawił się boleśnie aktualnym.<br />
Siłą kilkunastu partyzantów, jak to mieli w zwyczaju, dokonali<br />
rozbudowanej inscenizacji tudzież zlewnej improwizacji.<br />
Na intro wypuścili z projektora eksperymentalną<br />
drapankę pana Antoniszczaka pt. Jak zbudowany jest jamniczek?<br />
Gdy sekcja rytmiczna zapodała histeryczny motyw,<br />
Faustyn i Maciek budowali mur otaczający atomowe<br />
megapolis.
Praffdata oniryczna.<br />
Wahehe<br />
– Kapitan Bifhart.
Balet Archidiecezjalny<br />
w swoich platynowych<br />
dniach – Karolinka i Schiz.<br />
Wszyscy wymieniali się instrumentami, więc nawet<br />
trudno powiedzieć konkretnie, kto w Praffdacie na czym<br />
grał. Koledzy Tyc i Sylwian, odpowiednio przystrojeni<br />
w traktor i reaktor, stoczyli regularny pojedynek na udeptanej<br />
ziemi. Ekspresyjne action painting wywołało niezwykły<br />
entuzjazm wśród ariergardowej publiczności, która<br />
spontanicznie podłączyła się w dzieło dekonstrukcji reaktora.<br />
Po raz kolejny traktory zdobyły wiosnę, mogliśmy na finał<br />
powiedzieć cytując socrealistycznego pariasa.<br />
Życie w kaleki, ale jednak sposób, toczyło się dalej. Lopez<br />
zapoznał Zbyszka z Elą Bumbul, która została partnerką<br />
życiową naszego kierownika artystycznego (staropolskie).<br />
Paulus wylał, z jednego ze swoich sześciu mózgów, rozkosznie<br />
głupkowaty cykl grafik pod tytułem Okłamanie.<br />
Konjo pisał coraz bardziej nihilistyczne wiersze.<br />
A pod koniec kwietnia Sni Sredstwom Za Uklanianie<br />
i Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka zostały zaproszone<br />
na koncert do Zielonej Góry, który odbył się w lochach<br />
jakiegoś zabiedzonego akademika.<br />
To wydarzenie nakręcała nasza nowa koleżanka Karolinka<br />
Dąbrowska, niesamowita projektantka zakręconych<br />
ciuchów, obywatelka Raculi. Sama wyglądała jak chodzące<br />
dzieło ariergardowej anty-sztuki. W dziedzinie dizajnu<br />
użytkowego wyprzedziła ludzkość o jakieś dwie dekady.<br />
80<br />
To co szyła Karolinka w 87, świat oglądał na wybiegach u<br />
co bardziej jebniętych dyktatorów mody dopiero w pierwszych<br />
latach XXI wieku!<br />
PRL, jako kraj powszechnego niedoboru wszystkiego<br />
(oprócz ZOMO, LWP i SB), oferował swoim niewolnikom<br />
jedynie jakieś turpistyczne szmaty udające ubrania,<br />
które zbliżały nas w masie do ideału chińskiego mundurka.<br />
Totart cenił sobie indywidualizm także w obszarach
tekstylnych, więc w miarę osobniczej fantazji nakładaliśmy<br />
na siebie jakieś rozpaczliwie fikuśne elementy garderoby.<br />
Tymon miał prywatnego krawca, który upodabniał lidera<br />
SSZU do sznytu walijskiego bonvivanta. Paulusa obszywała<br />
jego pełna poświęcenia matka. Któregoś dnia, gdy<br />
w sklepach z materiałami krawieckimi nie było już nic<br />
oprócz jakichś bułgarskich kocy, pani Maria spreparowała<br />
z nich ciepłe kurtki jesienne dla swoich pociech. Dopiero<br />
dziesięć lat później na ten sam pomysł wpadli promotorzy<br />
stylu grunge…<br />
Moja mama przyniosła mi bawarski anzug ze zrzutów<br />
protestanckiej humany. Generalnie nosiło się buty po bracie<br />
i gacie po tacie, więc w kupie wyglądaliśmy jak obywatele<br />
Rumunii na gościnnych występach pod dworcem PKP<br />
w Żyrardowie (nie obrażając oczywiście rodaków Ionesco<br />
i Ceaucescu).<br />
A Karolinka potrafiła defilować po ulicach realnego socjalizmu<br />
w sukience uszytej z tysiąca sznurowadeł, przystrojona<br />
w biżuterię z puszek po paście do butów. Często<br />
nawiedzała alternatywne festiwale, w towarzystwie równie<br />
jak ona futurystycznie opakowanego fircyka, o ksywie<br />
Schiz.<br />
Paweł Schiz Caban ze Skierniewic, niekonwencjonalny<br />
muszkieter mody, miał w dowód osobisty wpisaną, jako<br />
znaki szczególne, mnogą kolekcję kolczyków swobodnie<br />
przekłuwających nos, usta i uszy (wtedy!). Dlatego zdezorientowane<br />
patrole milicji puszczały Schiza w miarę wolno,<br />
napierdalając go jeno symbolicznie, za ten niezgodny<br />
z linią partii wygląd (no bo w końcu taki dowód to jednak<br />
dokument urzędowo potwierdzony…)<br />
Mniej wyrozumiałości dla kolorowej pary mieli niemundurowi<br />
przedstawiciele polskiego społeczeństwa.<br />
Na ich widok od Bugu do Odry odzywał się przerażony<br />
okrzyk Jezus Maria! I dlatego Karolinka i Schiz występowali<br />
na arenie życia jako Balet Archidiecezjalny.<br />
Koncert w Zielonej Górze był nad wyraz udany, pomimo<br />
tradycyjnego braku sprzętu do grania oraz miejsc<br />
do spania. Karolinka zorganizowała sympatyczne ognisko<br />
u Dżonego, saxofonisty Kormoranów z Dżonkowa.<br />
A w drodze powrotnej Kudeł i Tymon zaczęli pisać<br />
w pociągu kolejną książkę Szklarskich o przygodach Tomka<br />
Wilmowskiego. Za kilka miesięcy Kudłaty, jako pionier<br />
subskrypcji, wyda tę perłę LIK-u pod nomenklaturą: Alfredzi<br />
Szklarscy presents Tomek wzdłuż lutych lodowczyków<br />
Grenlandii.<br />
Taki oto prolog dzieło posiadało – W roku 1987 nasz<br />
młody bohater osiągnął granicę wieku, której przedtem<br />
przekroczyć nie potrafił, choćby i chciał i bardzo się starał…<br />
Książka zachowywała poetykę oryginału, prezentując<br />
m.in. liczne przypisy o charakterze dydaktycznym.<br />
Np.: Stary Wilmowski pielił pieczołowicie rabat ziemniaków…<br />
i zlewny komentarz panów Szklarskich – Ziemniak<br />
(kartofel, Solanum Tuberosum) – bylina z rodzaju psiankowatych<br />
pochodząca z Ameryki Płd. wedle przypisów podręcznika<br />
pt. „Melioracje przeciwerozyjne” pamiętnego Stefana<br />
Ziemnickiego. St. Ziemnicki (1911–1979), hydrotechnik,<br />
meliorant, gleboznawca. Profesor Akademii Rolniczej w Lublinie.<br />
Aczkolwiek wielkiego serca człowiek, twierdzi się czasem<br />
nieopatrznie, iż był kapo w Treblince. To ponoć łgarstwo<br />
wierutne…<br />
Dni kilka później ten bojowy duet uzupełnił spektakl<br />
Ubu król, w gdańskim Teatrze Wybrzeże, rozrzuceniem<br />
ulotek Totart ostrzegał!<br />
Los, który i tak boleśnie nawalał nas po totartalnych<br />
nerkach, wyraźnie przestał nam sprzyjać. Na 1 maja Ariergarda<br />
1 wraz ze Skibą przygotowywała dużą imprezę pt.<br />
Żółty zapach dynamitu. Tu i ówdzie rozlepiliśmy wojownicze<br />
plakaty i widocznie milicja odebrała to jako wyzwanie.<br />
W trakcie organizowania akcji SB aresztowała Andrzeja<br />
Awsieja i przeprowadziła rewizję w jego mieszkaniu.<br />
Ujawnienia nie udało się zrealizować…<br />
Także tego dnia WiP zorganizował operację rozbicia komunistycznego<br />
pochodu pierwszomajowego w Sopocie.<br />
SB zgarnęło kilku naszych kumpli, w tym entuzjastę działań<br />
Totartu – Krzyśka Gryndera. Po tej akcji został pobity<br />
na komisariacie przez zomowca o ksywie Wałęsa, zwanego<br />
81<br />
Okładka powieści<br />
Alfredów Szklarskich.
Protest, Gdańsk<br />
– Lopez Mauzere i Zbigniew.<br />
tak z racji obnoszenia oldskulowych wąsów, upodabniających<br />
go do przywódcy wiadomego związku zawodowego.<br />
Potem było już tylko gorzej. Na początku maja Ariergarda<br />
1 przygotowuje duży plenerowy koncert i akcję, na<br />
dziedzińcu Wydziału Humanistycznego UG. Chcemy zaprosić<br />
m.in. Kormorany, Rozkrock, Szelest Spadających<br />
Papierków, Sni Sredstwom Za Uklanianie, Wahehe i inne<br />
gwiazdy sceny profuzyjnej. Wykonałem ze Zbigniewem<br />
kawał solidnej roboty logistycznej na tę intencję, ale…<br />
Na dwa dni przed imprezą studenci-komuniści ukradli<br />
pieniądze, przeznaczone na naszą realizację. Gdy błagałem<br />
o tę kasę księgowego ZSP dostałem odruchów wymiotnych.<br />
Pertraktacje nic nie dały.<br />
Próbując ratować sytuację, Agencja zorganizowała wieczorek<br />
protestacyjny na placu w miasteczku akademickim<br />
na gdańskich Polankach, z udziałem miejscowych wykonawców<br />
(Sni Sredstwom Za Uklanianie, Lopez Mauzere<br />
jako Pan Ryba i reszta Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się<br />
Do Środka oraz Pani Ania). Plus action painting Yo Als<br />
Jetzt.<br />
Ta sama sytuacja powtarza się podczas kooperacji Ariergardy<br />
1 z organizatorami juwenaliów Politechniki Gdańskiej.<br />
Po wielotygodniowych negocjacjach udało nam się<br />
wzbogacić program dni uczelni o koncerty Szelestu, Sni<br />
Sredstwom i Kamana, kabaret Skiby, wernisaż Luxusu<br />
i Jacka „Jack the Ripper” Staniszewskiego, Reisepsychose<br />
i inne efuzyjne atrakcje.<br />
82<br />
Dosłownie w ostatniej chwili, półidioci udający animatorów<br />
kultury studenckiej, wywalili nas na śmietnik. To<br />
nie system tu nic system…<br />
To nigdy nie było zabawne, ale teraz po prostu walimy<br />
głową w mur. Gdzie się nie udamy ze Zbigniewem i usiłujemy<br />
zorganizować jakieś upublicznienie, wszędzie pamiętają<br />
nam Totart i boją się powtórki z Rzeszowskiej Rzeźni.<br />
Odwołują nam kolejne imprezy. Jedynie czujny Skiba zaprasza<br />
Ariergardę 1 do Łodzi, na akcję w klubie Olimp.<br />
I tam po raz pierwszy ujawnia się frakcja dźwiękonaśladowcza<br />
Tranzytorium – pod tajemniczą nazwą Der<br />
Dancinger Arsambl (DDA). Arsambl to pokrętna zbitka<br />
słów „art” i „ansambl”. Słowo sztuka tak nam śmierdziało,<br />
że powstał taki profuzyjny neologizm.<br />
Powołaniu DDA towarzyszył, oczywiście, odpowiedni<br />
manifest – Po przerobieniu rytmicznej lekcji od form<br />
najprymitywniejszych przez Bacha, Beethovena, Chopina<br />
i przez atakowanie by Cage położonej na scenie blachy<br />
wiertarką, czas wędrować w inne obszary, gdzie struktury<br />
rytmiczne są bardziej złożone, irregularne lub usunięte. Na<br />
ten etap ciągle w naszym kraju nie mogą zdecydować się<br />
ani dziennikarze, ani muzycy. W przeważającej większości<br />
wciąż pozostają na etapie konfekcjonowania fuzji chopinowskich<br />
harmonii z rytmiką pierwotnego bluesmana.<br />
Mówi się, że doskonałość parzystych rytmów jest doskonałością<br />
rytmów natury, jest pulsacją miłości. Dalibóg, mikrosekundowy<br />
perfekcjonizm parzystej rypanki bardziej
kojarzy nam się z przerażającym usztywnieniem katatonii<br />
niż z dynamiką namiętności. Czy ktokolwiek jest w stanie<br />
zaakceptować, albo w ogóle wyobrazić sobie tak uorganizowany<br />
stosunek seksualny?<br />
System, aby istniał, aby był twórczy, aby porywał i oczyszczał,<br />
powinien być rozwijany, przekraczany i przekraczający<br />
sam siebie. Symetria natury jest zwodnicza, bo niedokładna,<br />
niepełna, zaledwie przybliżona. Warto wreszcie wyciągnąć<br />
jakąś korzyść z nauki biologii. (Paweł Konnak, Zbigniew<br />
Sajnóg – Ujawnienie totemów).<br />
Do Łodzi pojechała także Poezja Uliczna, Szelest Spadających<br />
Papierków i Sni Sredstwom. Formacja Tymona<br />
miała jednak w tamtym czasie pecha do ujawnień w stolicy<br />
polskiego włókna. Artyści tradycyjnie zapomnieli zabrać<br />
z domu instrumentów i tradycyjnie jednak nie wystąpili.<br />
Mimo sabotażu ze strony nawalonych akustyków, udało<br />
się w szczątkowej formie wystąpić Oziemu, który był na<br />
etapie disco dla samobójców. Czego dowodem pokręcone<br />
frazy jego hita pt. Czarny wojownik. Oraz my – czyli DDA<br />
w składzie Zbig & Konjo.<br />
Zagraliśmy nasz pierwszy koncert o trzeciej nad ranem.<br />
Mesjago ubrał fartuch rzeźnika i recytował masarskie manifesty.<br />
Ja waliłem jednostajny rytm na gitarze basowej,<br />
obsługując jednocześnie wypożyczony od Oziego generator<br />
dźwięków. Było mocno depresyjnie i melancholijnie.<br />
Widownia, w składzie Skiba i dwóch ujaranych studentów,<br />
biła nam kulturalne brawa.<br />
Zachęceni życzliwym przyjęciem dzień później wykonaliśmy<br />
upublicznienie open air, wspomagani przez Chrisa,<br />
mojego kumpla z uniwersyteckiej grupy dydaktycznej.<br />
Chris był kuzynem Tomka Lipińskiego z Tiltu. Dzielnie sekundował<br />
bojom Tranzytorium, a widząc nasze rozpaczliwe<br />
działania przed łódzkimi żakami podsumował owe pląsy<br />
słowami Filozofa – Każdy na swój ubytek a Bóg przeciwko<br />
wszystkim…<br />
Podczas Toruńskiego Maja Poetyckiego odbył się najazd<br />
dzielnej Poezji Ulicznej. Załoga wykonała operację pt.<br />
Wolna myśl przetrwała w szaletach / stąd wyruszą legiony.<br />
Doszło tam do starcia z tzw. estetyką sprzątaczek. Lirycznie<br />
ten moment podsumował Maciek Als Ruciński – naszym<br />
miastem / o czym wiedzą nieliczni / rządzą sprzątaczki<br />
kelnerzy i portierzy / zamknięci w szarych pałacach / chaosu<br />
niepotrzebnych czynności.<br />
Jedynym sympatycznym sygnałem w owe dni ostatnie,<br />
był artykuł Dzidka Jodko pt. Prowokatorzy, opublikowany<br />
w tygodniku Politechnik – Wzbudzali strach wśród<br />
83<br />
Juwenalia w Łodzi:<br />
united jam session<br />
– Gumola z Moskwy,<br />
Córek, Zbig i Tymon.<br />
Akcja Ariergardy 1<br />
– Juwenalia w Łodzi.
Warszawa, finał działań<br />
Agencji Ariergarda 1 – Konnix,<br />
Maciek Chmiel i Sajgon.<br />
Warszawa, maj 87<br />
– Konjo<br />
i Lopez Pan Ryba Mauzere.<br />
animatorów życia kulturalnego, szczególnie tych, którzy nigdy<br />
występu To tartu nie widzieli…<br />
Ale czuliśmy już, że wraz z Wahehe możemy wyrzęzić<br />
ich podziemnego kilera – Ramiona nasze, uroczysty koniec,<br />
pożoga!<br />
Zbyszek pisał – Wykonujemy wysoko specjalizowaną pracę<br />
/ a ponieważ wysokie frakcje przez swoją delikatność niszczeją<br />
najprędzej / więc często w naszym transcendentalnym<br />
związku / wytrysk następuje na trzy dni przed stosunkiem.<br />
I to nieprawda, że żądamy nagród / mam w dupie Nobla<br />
i wszystkie inne / ale potrzeba nam możliwości – / teraz, tutaj.<br />
Ja się nie żalę, ja żądam. („Teraz chcę Nobla { sonet po<br />
prostu tradycyjnie daremny }”).<br />
Podjęliśmy decyzję o zakończeniu działalności Ariergardy<br />
1.<br />
Piszemy Manifest rozwiązły, pięknie otulony w plastyczne<br />
efuzje Yo Als Jetzt, pod nazwą Jestem wewnętrznie dynamiczny<br />
/ i chciałbym być zewnętrznie sprzeczny ale nie.<br />
Druga część otuliny nosiła tytuł przewrotny Przez nieumiejętność<br />
do sztuki czy fragment rzeczywistości w stadium doskonałym.<br />
Text rozpoczynał się przesłaniem – Stojąc w obliczu totalnej<br />
przemiany rzeczywistości w muzeum… nie zamierzamy<br />
zdychać w pustce zalanej formaliną… nie interesuje nas<br />
konceptualizm wykastrowany z aktu konfrontacji z mięsem<br />
bytu… nie interesuje nas wasze zdanie – trudno polemizować<br />
z bełkotem żywych trupów…<br />
Wydałem jeszcze jednodniówkę Ekstrawertyzm, Introwertyzm.<br />
Mama załatwiła paszport. Byłem ruiną człowieka.<br />
Chciałem uciec z tego cmentarza i nigdy tu nie wrócić.<br />
Ariergarda 1, prawem pól kontrastowych, w widowiskowy<br />
sposób pożegnała się ze światem.<br />
Stary kumpel, fotograf Jurek Czarny Radziewicz, zorganizował<br />
nam operację w stołecznym klubie Park. 31 maja<br />
zrealizowaliśmy tam 12 godzinne działanie ekologiczne<br />
i metafizyczno-społeczne. Przybyli na nie Ziggy Stardust,<br />
84<br />
Mc Marian, DDA, Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka<br />
w osobach Paulusa i Lopeza Mauzere.<br />
W drodze do Warszawy Lopez, wspierany przez dyrekcję<br />
Ariergardy, dokonuje nieprawdopodobnych poezokoncertów<br />
w pociągu i na stacjach, gdzie dochodzi do pozytywnych<br />
zgromadzeń i wybuchu aplauzu. Gdy pewien oburzony<br />
obywatel PRL ostro zareagował na spontaniczny wylew<br />
słowami – Z pracy rąk się utrzymuj chamie jeden!, elokwentnie<br />
odparował mu Lopez – A co to ja – dupą piszę ?!<br />
W Parku wszyscy godnie wypełniliśmy swoją misję<br />
w przyrodzie. Ziggy Stardust przebywał na zwolnieniu<br />
z wojska, po napisaniu podania o zmianę płci. Prawdopodobnie<br />
snuł wizję światowej kariery, gdyż tym razem zaprezentował<br />
w wersji anglojęzycznej, nowy przebój pt. „Sex<br />
machine” – You looked me in pornofilm / You onanising
Okładka jednodniówki<br />
Ekstrawertyzm<br />
/ Introwertyzm.
efore the screen / I’ m sex manekeen / Hey girl! / Give me<br />
two dolars / And I go in motion.<br />
Lopez ujawnił wzruszający wiersz „Na pożegnanie Pawła<br />
Konnaka” – Niemki mają / brudne nogi. / Kochankowie /<br />
Cyce jak / całe / Niemcy.<br />
Paulus też pozostawał w klimatach kosmopolitycznych,<br />
czego dowodem wiersz pt. „Dziadek” – Mój dziadek walczył<br />
pod Monte Cassino / Nie walczył po stronie Polaków / Nie<br />
walczył po stronie Niemców / Walczył po stronie orzechów.<br />
W słusznej sprawie wylewaliśmy hektolitry farb. Mc Marian<br />
nakręcał dźwięki z profuzyjnego czyśćca. Ziggy obnażył<br />
się rytualnie. Kończyła się pewna epoka….<br />
Agencja Ariergarda 1 rozwiązała się w dniu 31 maja<br />
1987 roku.
Umlauty straszą z transparentów stacji kolejowych.<br />
Lopez Mauzere – „Niemcy”<br />
może zdarzy się kolejny cud<br />
i po powrocie wszystko będzie lepsze i pełne słońca<br />
tyle dziwnych chwil w moim życiu<br />
więc to także jest możliwe<br />
dżungla w dahlem dorf ożyje<br />
i wchłonie mnie przypływ laguny<br />
żółty wagon przepłynie nad trannenpalast…<br />
Paweł Konjo Konnak – „Sztuka restauracji”<br />
Zacytuję teraz fragment wywiadu – rzeki, który opublikował<br />
magazyn Lampa (Nike z Biedronki, nr 7–8, lipiec<br />
– sierpień 2009) – Było już tak źle, że nie widziałem dla<br />
siebie miejsca w tym syfie i w czerwcu 1987 wyemigrowałem<br />
do Niemiec, z poczuciem, że to już nawet nie jest bal na<br />
gruzach, tylko nastąpił zapowiadany przez Zbyszka koniec,<br />
że wszystko skończone, że nigdy tu nie wrócę.<br />
Jednak podczas tych dwóch miesięcy, w heimie w Berlinie<br />
Zachodnim, przeżyłem coś w rodzaju apokaliptycznej<br />
medytacji. Z jednej strony poczułem tam absolutny luksus.<br />
Mam pełen szacunek dla Niemców, którzy przygotowali dla<br />
nas, dla spätaussiedler, późnych przesiedleńców, idealny Disneyland,<br />
który po gehennie realnego socjalizmu mógł wprawić<br />
w długotrwałe osłupienie.<br />
Ktoś taki jak ja, student, który męczy się w udającym<br />
Polskę nowotworze zwanym PRL, rzyga nim, rzyga akademickim<br />
gównem, przeżywa całą żałość swojego położenia<br />
87
Berlińska ubanówka<br />
z zaznaczonym murem – 1987.<br />
– nagle rozmawia z niemieckim urzędnikiem, który mówi<br />
– „Cieszymy się, panie Konnak, że pan do nas przyjechał.<br />
Jakie są pańskie plany rozwojowe? Czy chce pan studiować<br />
w Goethe Institut gdzieś w RPA, czy w Miami na Florydzie?<br />
Chce pan pojechać na Grenlandię, czy może chce pan polecieć<br />
w kosmos?” – Patrzyłem na faceta, jakby to on był kosmitą.<br />
Wyjeżdżasz z tego bagna i naraz przez trzy godziny dostajesz<br />
tyle pieniędzy, ile tam w życiu nie widziałeś. „Czy<br />
ma pan ochotę zamieszkać w dzielnicy artystów Kreuzberg<br />
i dostać mieszkanie trzypokojowe, czy może ma pan wstręt<br />
do komunizmu i pobliski mur, a za nim NRD, nie wpłyną<br />
dobrze na pana samopoczucie, rozumiemy, że przeżył pan<br />
w ustroju komunistycznym w swojej ojczyźnie nieprzyjemne<br />
chwile, to może Hamburg, miasto kosmopolityczne?”<br />
Po dwóch dniach mogłem sobie kupić najpiękniejszy samochód<br />
świata. Nie rozumiałem, co się dzieje.<br />
Jednak z drugiej strony wpadłem tam w taką paranoję,<br />
że Polska przy niej, to było ciastko z kremem. Miałem<br />
wszystko, za czym tęskniłem, miałem środki, by się realizować,<br />
ale okazało się, że jestem absolutnie sam ze swoim<br />
bólem. Świadomość mojej drogi była radykalnym Wszechświatem,<br />
niemożliwym do wytłumaczenia.<br />
88<br />
Obłąkany z nieszczęścia i samotności snułem się wzdłuż<br />
muru. Całymi dniami jeździłem s-bahnem, odbijając się<br />
od jednego pola minowego ku drugiej pustyni ziemi niczyjej.<br />
Pod tłustym niebem germańskiego lata zamieniałem<br />
się w oszalałego z rozpaczy jamochłona. Usiłowałem<br />
utożsamić się z czymkolwiek, co miało być moim nowym<br />
życiem.<br />
Ale to, co tu się działo, nie dotyczyło mnie. Dla siebie nie<br />
mogłem znaleźć formy a dla innych nie było treści, w której<br />
mógłbym się realizować. Jak pisał Poeta Totartu – Nie<br />
czułem związku z tym co mnie wypełnia i z tym co mnie<br />
otacza. Bo nikogo nie interesowało to, co ze sobą przywiozłem.<br />
Po prostu byłem normalnym członkiem normalnego<br />
społeczeństwa, tak właśnie wyglądał normalny świat.<br />
Po dwóch miesiącach zrozumiałem, że co mi po tej kasie,<br />
co mi po studiach w RPA, co mi po mieszkaniach i samochodach,<br />
skoro nie ma w tym żadnej cząstki mnie. I nie mam<br />
się ani z kim tym podzielić, ani dla kogo z kimkolwiek cokolwiek<br />
robić.<br />
Szybko nacieszyłem się sokami w sklepach, tonami gadżetów<br />
i milionem kanałów w telewizji. Punk rock a potem życie<br />
z Totartem w Polsce uważałem za protezę, za bolesne<br />
udawanie życia, tymczasem zobaczyłem, że to właśnie było
moje skrajnie autentyczne doświadczenie. Moje jedyne, niepowtarzalne<br />
życie.<br />
Szczęśliwie przemyślenia te zajęły mi dwa miesiące, a nie,<br />
jak innym, dwadzieścia lat, więc grzecznie podziękowałem<br />
moim niemieckim opiekunom, spakowałem jedyną koszulę<br />
i wróciłem do Polski z takim totalnie radosnym nihilistycznym<br />
przekonaniem, że wracam tam, gdzie powinienem być,<br />
do mojego miejsca na ziemi i że moim przeznaczeniem są<br />
profuzyjne przekroczenia.<br />
Że w Polsce są ludzie, z którymi chcę żyć, tańczyć i walczyć.<br />
że komuna nie jest istotna, niech mnie napierdalają,<br />
niech zabraniają, niech zamkną przede mną wszystkie kluby,<br />
że tych wszystkich, którzy nas wyzywali od gównojadów<br />
i naszych przeciwników, z takiej czy innej opozycji, mam<br />
gdzieś.<br />
Naprawdę, gdy to zrozumiałem, poczułem się bardzo<br />
szczęśliwy. Byłem przygotowany, że na pojałtańskim śmietniku<br />
spędzę resztę życia, ale wiedziałem, że to będzie wspaniała<br />
experiencja i niezwykła podróż.<br />
Podczas internacjonalistycznie zrozpaczonych rajdów<br />
wzdłuż berlińskiego wirtschaftswunder, napisałem cykl<br />
narracyj pt. Niemcy. Był to cierpiętniczy strumień świadomości,<br />
w którym rozliczałem się z moim dotychczasowym<br />
życiem. Tudzież z jego, domniemanym, brakiem – ja wrócę<br />
chris okno pociągu brudne jak wszystkie okna wszystkich<br />
pociągów między granicami na której teraz stoimy jak wrócisz<br />
na koniec lata pojedziemy w góry i będziemy razem co<br />
będzie jedynym możliwym zwycięstwem tylko tak zniszczymy<br />
czas i przestrzeń uwolnimy od barier wstąpimy w każdy<br />
nowy początek i może nie będziemy musieli oczekiwać końca<br />
więc biegnę ulicą pod jedynym możliwym niebem na jedynej<br />
możliwej ziemi wyobrażam sobie wściekłość rozpacz<br />
twarzy które nadchodzą i jestem po raz pierwszy od tak<br />
dawna szczęśliwy i gotów ponieść wszystkie możliwe konsekwencje<br />
nic nie jest proste i oczywiste to świetnie…<br />
Rzecz wydał Jany, w niskonakładowej publikacji zbiorowej<br />
Gdańska alternatywa, w roku bodajże 1991.<br />
Ubek który zabierał po powrocie mój paszport, patrzył<br />
z niedowierzaniem na „człowieka z tamtąd” i urzędowo<br />
wycedził – Wiecie, obywatelu Konnak, że już nigdy stąd nie<br />
wyjedziecie?<br />
Spojrzałem na tego „wnuka Aurory” z wyrozumiałością<br />
i pomyślałem – Pierdol się, kwiatuszku. Nigdzie się nie wybieram,<br />
bo znalazłem nareszcie swój kawałek Kosmosu. Jestem<br />
w domu…<br />
89<br />
No more!
Życzymy Wam orgazmu permanentnego!<br />
Yo Als Jetzt<br />
Gdy powróciłem, jak ładnie napisał Poeta, na kamienne<br />
łono ojczyzny, niby nic się wokół nie zmieniło, a jednak dla<br />
mnie to był już całkiem inny świat. Perspektywa rozwinęła<br />
mi się rozkosznie na odwyrtkę i raz kolejny ujrzałem uniwersum<br />
do góry nogami.<br />
Tak jak kiedyś wszystko doprowadzało mnie do agonalnej<br />
wręcz negacji, tak teraz zachwycały Konika nawet najbardziej<br />
prymarne odcienie egzystencji. Obnoszenie się<br />
z afirmacją wręcz głuptacko entuzjastyczną spowodowało,<br />
iż niektórzy towarzysze totartalnej niedoli doszli do przekonania,<br />
że dopiero teraz na serio mi odpierdoliło<br />
Upiory doczesności czuwały jednak, aby narodzony na<br />
nowo obywatel K. powrócił do właściwego wymiaru. Znów<br />
szykowały kubły pomyj, które bardzo szybko zostały wylane<br />
na naszą kolektywną, posttotartalną głowicę nuklearną.<br />
Ale tym razem mieliśmy to serdecznie w dupie.<br />
91
Protestujemy<br />
w Gdańsku<br />
– Konjo<br />
i Lopez Pan Ryba,<br />
maj 87.<br />
Zaraz po powrocie pojechałem, raz wtóry, do Śliwic,<br />
urokliwej osady w Borach Tucholskich. Odbywało się tam<br />
dwutygodniowe, integracyjne zgrupowanie metafizyków<br />
społecznych. Przyjęła nas gościnna familia Maroszków, co<br />
zakończyło się dla niej brutalnie wiejskim ostracyzmem.<br />
Meeting nosił kryptonim Kanibale Kultury. A trupa<br />
kultury konsumowali: Yo Als Jetzt, Galeria Pojęcie Galeria<br />
Jest Nieodpowiednie (GnG), RSA, Kormorany, Lopez<br />
Mauzere, dwie Izy i dwie Karoliny. Oraz posttotartalna załoga,<br />
chwilowo egzystująca bez nazwy.<br />
W upojne letnie dni gorąco debatowaliśmy – co zrobić<br />
w sytuacji, w której nic już nie można zrobić? Każdy dokładał<br />
swoją energetyczną cegiełkę do nowego oblicza profuzyjnej<br />
świątyni.<br />
GnG pisali w „Zaproszeniu” – Przyjedźcie wszyscy, których<br />
pożeranie zmalaryzowanego ciała kultury – systemu<br />
nie przeraża; którzy nie macie skłonności do emezji, ale którzy<br />
również macie nadzieję i ochotę spróbować wydrzeć<br />
z siebie nowy supraświadomościowospołecznokulturowy porządek.<br />
Wydzieraliśmy więc na wszelkie znane i nieznane sposoby.<br />
Organizując nowy świat od spraw elementarnych, takich<br />
jak np. budowa umywalni, rekapitulacja klozetu, zbieranie<br />
i rąbanie drew na ogień po metaspotkania w grupach<br />
problemowych.<br />
GnG ogłosili powstanie Supratowarzystwa Poszukiwań<br />
Nowych Rodzajów Aktywności – Pożerajmy zabsurda-<br />
92<br />
lizowaną prosystemową sztukę… póki jakiś domorosły Robespierre<br />
nie wprowadzi terroru kulturowego!!!<br />
Lopez ujawnił wiekopomny poemat „Never ending story”<br />
– Dzisiejszego ranka / obudziłem się / i umarłem / wpadając<br />
/ do herbaty / cukier oblepił trzy pary / moich nóg (tu<br />
autor porównuje się do muszki owocowej Drosophila Melanogaster…)<br />
Poezja Uliczna urządziła warsztaty szablonu, wprowadzając<br />
do otoczenia pierwiastek nowy, bezcelowy i niekonwencjonalny.<br />
Efektem był Kopertas Bory 87 Chcemy Coś.<br />
Każdy wkomponował weń swoje osobnicze zlewności –<br />
np. Kormorany uczyniły graffiti Złammy monopol państwa<br />
na terror, para Zbig i Ela sporządziła uroczą wycinankę<br />
pt. Słyszałeś jak chlasnęło pindolem? a Yo Als Jetzt wygenerowali<br />
przejaw Cywilizacja może skończyć się lada moment.<br />
GnG wylała finezyjny obraz Szaleństwo które opanuje<br />
masy będzie zwiastunem nowej cywilizacji. Paulus i Konjo<br />
obwieścili powołanie swojego prywatnego nurtu w antysztuce<br />
o nazwie Voyeryzm-Apopart. Z naczelnym hasłem<br />
– Po piąte: podglądaj!<br />
Paulus objaśniał – Voyeryzm czyli osiąganie radości<br />
z podglądania rzeczywistości i procesów w niej utajonych.<br />
Apopart czyli sztuka popularna przekręcona w odwrotną<br />
stronę.<br />
Coby każdy wypełnił swoją misję w przyrodzie, anarchista<br />
Jany gromił pięknoduchów – By móc rzygać trzeba<br />
się przejeść / gdy rzyga głodny jest mi źle i niedobrze /
Voyeryści presents!
Zbigniew w masarskim<br />
stroju walczy referatem.<br />
najsłuszniejsza idea nie zmieni faktu / owoce są jesienią /<br />
przedtem praca lata / dziś artychy są jak chłop / co dzień<br />
siejący od nowa / zły że nic nie urosło od wczoraj / nie czekający<br />
jutra.<br />
Było familijnie i rewolucyjnie, ale…<br />
Nasza obecność wywołała jakąś irracjonalną panikę<br />
wśród borowieckich autochtonów. Już po kilku dniach<br />
lokalna społeczność reagowała agresją na pojawienie się<br />
Kanibali w miasteczku. W końcu odmówiono nam nawet<br />
sprzedaży chleba i złożono donos na milicję. Ta szybko<br />
zjawiła się w towarzystwie SB i dokonała wielokrotnych<br />
rewizji w namiotach (sztuka milicji). Interwencje nie ustały,<br />
mimo kanibalistycznej akcji dydaktycznej w sali Gminnego<br />
Ośrodka Kultury, gdzie każdy z nas przygotował progresywne<br />
upublicznienie słowno-muzyczne.<br />
Powtarzające się naloty milicji i tubylców doprowadziły<br />
w końcu do rozwiązania wspólnoty Kanibali i opuszczenia<br />
tej ksenofobicznej miejscowości.<br />
Jakiś czas później wydrukowaliśmy ulotkę podsumowującą<br />
tamten socjal clash – Realizacja arkadii oczywiście<br />
rzadko kiedy może się udać. Nie udaje się nigdy.<br />
Słodka tu refleksja o położeniu między młotem systemu<br />
i jego funkcjonariuszy rozładowujących na oślep swoje<br />
kompleksy, a kowadłem biernej tępoty ludu w oczach którego<br />
człowiek wychodzący nieco poza spanie, żarcie, jebanie<br />
i robienie forsy uchodzi nieodmiennie za debila lub potwora<br />
czyli np. za hippisa lub satanistę (niewoląca moda szeregowania<br />
ludzi sprytnie manipulowana z użyciem środków<br />
masowego przekazu).<br />
A i tak czułem moc wielką. Sierpień był cudowny, jaskrawy<br />
i magiczny. Powołałem do istnienia moje kolejne<br />
prywatne wydawnictwo podziemne o nazwie Księgozbiór<br />
Zlew Polski Preedycja. Zajmować chciałem się utrwalaniem<br />
dorobku co bardziej stukniętych kolegów, z grona<br />
piszących metafizyków społecznych.<br />
Zacytuję ponownie samego siebie – Kiedy zrozumieliśmy,<br />
że nie możemy liczyć na normalną, cywilizowaną publikację<br />
swoich dzieł, na sytuację, że poeta ma swoją książkę,<br />
plastyk ma swój album, muzyk ma swoją płytę, to postanowiliśmy,<br />
że skoro chcemy dla siebie samych wydawać nasze<br />
albumy, nasze kasety, nasze książki, to niech będą one<br />
osobnymi dziełami sztuki.<br />
Jeżeli nie możemy sobie wydrukować na offsecie stu czy<br />
tysiąca egzemplarzy katalogu wystawy Yo Als Jetzt, to zrobimy<br />
20, ale każdy będzie skrajną, indywidualną perełką<br />
printerską. Stąd różnorodność faktur, niezwykłe nasycenie<br />
takimi wysublimowanymi środkami plastycznymi jak pieczątki,<br />
szablony, jak ręczne dopiski, jak numeracja.<br />
Metodę posunęliśmy do skrajności. Bo to pokazywało,<br />
że mamy w dupie świat oficjalnych wydawnictw, niech ktoś<br />
inny się męczy i błaga na kolanach cenzurę, by pozwoliła<br />
94<br />
mu wydać książkę, gdzie od aktu napisania do publikacji<br />
minęło z 10 lat. A my mamy własny Wszechświat. To była<br />
pieczęć i sztandar naszej wolności.<br />
Nie będziemy was błagali o maszyny drukarskie: ani władzy,<br />
ani oficjalnego podziemia, uważającego nas za hordę<br />
barbarzyńców. Realizowaliśmy nasz mikrokosmos wydawnictw<br />
pojedynczych. Wokół nas zgromadziło się całe środowisko<br />
wydawców pojedynczych, naspidowaliśmy naszą pasją<br />
wielu fantastycznych ludzi…” (Paweł Konjo Konnak<br />
– Nike z Biedronki).<br />
Jako pierwszy autor Księgozbioru Zlew Polski ukazał<br />
się światu Lopez Mauzere. Z tomem o barokowej nomenklaturze<br />
– AIDS szwedzki obóz koncentracyjny falowce na<br />
Orunii albo inflagranti w domu Laskowskiego lepiąc domek<br />
(bombę).<br />
Inside znajdowały się m.in. legendarne już wtedy imprzejawniki<br />
liryczne: Auschwitz exactly, Ząb Mahlkego,<br />
Wysokogatunkowa prostytutka regatowa albo Pan Struś,<br />
Problem reinkarnacji i zbrodni und wiele innych. Radośnie<br />
zlewne grafiki uczynił w tym dziele Paulus.<br />
Już w latach 90-tych ukazał się reprint perełki Mauzerego<br />
w Witten, in BRD. A wybór profuzji Lopeza z AIDS…<br />
udostępniła też wtedy Biblioteka bruLionu, w tzw. kolorowej<br />
serii.
Okładka tomu<br />
poetyckiego Lopeza.
Szablon party<br />
– Zbigniew wałkuje.<br />
W trakcie prac nad wydaniem AIDS… miły autor doznał<br />
jednak jakiegoś przykrego objawienia. Podczas pobytu<br />
na wakacyjnym session buddyjskim zapoznał pewnego<br />
nieboraka, świeżo wypuszczonego z ubeckich kazamatów.<br />
Więzienne opowieści wywołały u Lopeza epidemię instynktu<br />
samozachowawczego i postanowił rozluźnić kontakty<br />
z kłopotliwym andergrandem.<br />
Do tej pory niezwykle dynamiczny udziałowiec wszelakich<br />
totartalnych przekroczeń, skromnie począł dawkować<br />
swoją istotną obecność. Gdy nalegaliśmy jednak na<br />
udostępnienie do publikacji jego szalonych wierszy, zgodził<br />
się – pod warunkiem użycia konspiracyjnego pseudonimu.<br />
I od tej pory, przez wiele lat, Lopez Mauzere funkcjonował<br />
w trzecim obiegu jako Gertruda Jarząbek, typ<br />
nieco męski, ale przecież kobieco liryczny.<br />
Tegoż lata tajemnego Yo Als Jetzt czynili pierwsze poematy<br />
permanentne. I wydawali je metodą „chińskiego<br />
powielacza”, czyli przepisując text przez kalkę na maszynie.<br />
A następnie przenikając go zlewnymi szablonami.<br />
Jakże cieszyły zmysły strofy przenikliwe – johny grzechotka<br />
większość energii zużywał na oddychanie. jego umysł<br />
był całkowicie pomijalny. johny widział tylko przedmioty<br />
poruszające się w jego kierunku. mniejsze omijał, od równych<br />
uciekał, a z mniejszymi kopulował.<br />
Za czas jakiś, gdy już nam socjeta podglebnych printerów<br />
okrzepła w mnogich bojach, ogłosiliśmy Manifest wydawców<br />
pojedyńczych. Oto jego intro – Aczkolwiek w wymiarze<br />
metafizycznym istniejemy pojedynczo, tym niemniej<br />
w wymiarze społecznym posiadamy rozwinięty instynkt trybalny<br />
i stwierdziliśmy, iż nadszedł czas odpowiedzi na elementarne<br />
pytania. Jestem pojedynczy bo nie mam offsetu,<br />
czy też podoba mi się kontrolowanie druku od pierwszego<br />
wybuchu do skupionego dziełka?<br />
Leżący u źródeł zjawiska protest przeciwko bezsilności<br />
twórcy (wobec całkowitego odcięcia od środków i bazy technicznej),<br />
wyewoluował w różne dziwne obszary – w sytuacji<br />
permanentnej niemożności wygenerowano zupełnie nieznany<br />
poziom komunikacji i kreacji. Trudno uniknąć elitarności<br />
gdy wchodzi się na tak wysublimowane poletko.<br />
Ej! Wy japońskie rączki! Tekstylni krytykoliteraturoznawcy!<br />
Wzrost nakładu nie oznacza wzrostu ekspresji subtelnej<br />
energii! (Paweł Konnak, Zbigniew Sajnóg – Konferencja<br />
Wydawnictw Pojedyńczych, Gdańsk 23.IV.1991).<br />
96<br />
W moich brzeźnieńskich latyfundiach zrealizowaliśmy<br />
serię „szablon party”.<br />
Każdy aktualnie zainteresowany taką formą expresji<br />
uwielacz, mógł Konja nawiedzić i uczynić swoje graffiti. Ja<br />
np. wyprodukowałem tony ikonografii z hasłami: Wahehe<br />
– Modern love modern copulation oraz cytatem z Andrzeja<br />
Struga – Połowa zdechnie ale reszta będzie żyć szczęśliwa.<br />
Na specjalne życzenie Dezertera powstało dzieło Ziemia<br />
jest płaska, które za moment uzupełniło naszą wspólną<br />
akcję na festiwalu Róbrege.<br />
Rozpoczęliśmy z Krzyśkiem Gogolem i klubem Hybrydy<br />
negocjacje w sprawie zrealizowania kolejnej wielkiej<br />
operacji scenicznej. Pertraktacje trwały rok. Ale przyniosły<br />
owoc stukrotny, co okazać się miało latem roku następnego.<br />
Znacznie krócej trwał dyskurs z Dezerterem. Po finalnej<br />
jeździe Ariergardy w stołecznym Parku, 1 czerwca 87 odprowadziliśmy<br />
złotych chłopaków do studia, gdzie rozpoczęli<br />
nagrywanie swojej pierwszej, krajowej płyty. Były to<br />
wzruszające i epokowe chwile dla sarmackiego podziemia.<br />
Przed moim emigracyjnym wylotem Krzysiek Grabowski,<br />
Robal Matera i Maciek Chmiel wysłali krzepiące
List Konja do Gogola<br />
– Pindol Monster<br />
by Pauli.
Dezerter<br />
– Krzysiek Grabowski.<br />
telegramy pożegnalne – Jak kochasz to wrócisz, Trupa matki<br />
nie godzi się opluwać renegacie, Lalki z Cepelii nie idą.<br />
Bierz kryształy i kupuj tylko u marynarzy. Był to piękny<br />
gest wsparcia. I teraz mogłem uczynić profuzyjne Święto<br />
Dziękczynienia, udziałem w pankrokowo multimedialnym<br />
działaniu okołokoncertowym.<br />
Uzbrojeni w mnogą bibułę anarchistyczną, prace Poezji<br />
Ulicznej i diaporamę Yo Als Jetzt, przybyliśmy na teren<br />
cyrku Intersalto.<br />
Róbrege latem 87, oprócz energetycznej wysepki wolności,<br />
było też obiektem ataków coraz bardziej agresywnych<br />
bojówek brunatnych łysoli. Podczas koncertu Kamana<br />
i Big Bit doszło do regularnej walki na noże. Na wiele lat<br />
do repertuaru alternatywnych koncertów wszedł krwiożerczy<br />
okrzyk Zabić skina skurwysyna! Ponownie zniewoleni<br />
zostaliśmy do brutalnej interwencji.<br />
Atmosfera jest mało pacyfistyczna. Na scenę wkracza<br />
Dezerter i rączy ideowy ambulans Totartu. Jednak sześć<br />
tysięcy punów nie widzi nas, gdyż odgrodziliśmy się od<br />
zła świata tego symbolicznym Murem Berlińskim. Panki<br />
nie są szczęśliwe a my jednak tak. Przygotowaliśmy profuzyjny<br />
montaż atrakcji.<br />
Zespołu jeszcze nie widać na scenie, ale wnętrze Intersalta<br />
zaczyna wibrować coraz bardziej intensywną kakofonią.<br />
To DJ Konjo odpalił specjalnie na tę okazję spreparowaną<br />
taśmę. Wśród publiczności pojawia się totartalna<br />
98<br />
grupa uderzeniowa. Rozrzucamy ulotki z życzeniami orgazmu<br />
permanentnego. Tudzież inne produkty z sesji Kanibali<br />
Kultury.<br />
Panki czytają i stopień zdezorientowania przypomina<br />
niemalże pierwsze akcje Masarni. Na stejdżu Yo Als Jetzt<br />
rozkręca psychodeliczną diaporamę. Niczym w azjatyckim<br />
teatrze cieni pojawiają się znachorzy duszy publicznej.<br />
Zbigniew głosi totartalne manifesty a Paulus maluje<br />
na murze pochód mongoloidów.<br />
Wyprułem się z wszystkich ulotek, stoję za konsoletą<br />
wśród publiczności i podłączam się pod symultan. Dezerter<br />
już odpalił instrumenty i razem z nami generuje ścianę<br />
dźwięków. Histeria opanowała przestrzeń.<br />
To był bardzo energetyczny występ i wspaniały united<br />
wszelkich barw alternatywy.<br />
Na pamiątkę pobytu na Róbrege pozostała mi jeszcze<br />
sympatyczna fotka w piśmie muzycznym Non Stop. Jestem<br />
w towarzystwie Dezertera i radzieckiej kamandy pankowej<br />
Vabank, która jako pierwsza niezależna grupa z CCCP nawiedziła<br />
bratnie PRL. I jestem szczęśliwy.<br />
Warto przypomnieć iż akcja Totartu nie była jedynym<br />
przejawem aktywności metafizyków społecznych podczas<br />
tego zacnego, muzycznego meetingu podziemnego.<br />
W roku 87 o oprawę plastyczną Róbrege zadbali nasi<br />
przekroczeni towarzysze ariergardowych rajdów z grupy<br />
Luxus, promowani przez Maćka Chmiela.
Wrocławscy akcjoniści – ironiści przyozdobili wnętrze<br />
cyrku Intersalto dziesiątkami tekturowych postaci „ludzi<br />
z Ruchu”, wyciętych w manierze neue wilde. Nad sceną<br />
pływała łódź podwodna, lawirując pomiędzy rzędem<br />
palm powieszonych do góry nogami. Pełna psychodelia!<br />
Serce rosło patrząc na ekspansję naszej postabsurdalnej<br />
załogi!<br />
Wyjaśnijmy może wreszcie, dlaczego właściwie postabsurdalnej?<br />
Zbyszek pisał – Czasy absurdu skończyły się bezpowrotnie<br />
– absurd jest czytelny i potocznie śmieszny, spauperyzował<br />
się. Sądzę, że tu zjawia się coś jakby już postabsurdalnego<br />
– trudno mi jeszcze to przekroczenie wychwycić<br />
pojęciowo, ale wyraźnie widzę i odczuwam nawias, w który<br />
absurd tu wzięto.<br />
Sztuka absurdalna już się zdezaktualizowała, więc chyba<br />
czas na jakiś postabsurdalizm. („Parnas zimowy. Tezy i komentarze<br />
praktyczne”).<br />
Nadeszła rumiana jesień a nowa jakość totartalnej obecności<br />
wisiała już gdzieś w Kosmosie. I nabierała właściwego<br />
kształtu.<br />
Na przełomie września i października zrealizowaliśmy<br />
serię action painting pt. Dach.<br />
Ela, która miała praktyki w Operze Bałtyckiej, zorganizowała<br />
cztery piętnastometrowej długości płótna i setki litrów<br />
farb. Czyli towar wtedy smutnie deficytowy. Któregoś<br />
poranka wdrapaliśmy się na dach bloku Zbigniewa i spontanicznie<br />
nasyciliśmy te sztandary naszymi malarskimi zakrętami.<br />
Cała operacja przebiegała w miarę spokojnie do momentu,<br />
gdy podłączył się ku nam basówkarz Tymański.<br />
Blyskawicznie rozpoczął profuzyjną interakcję z Paulusem,<br />
wylewając na siebie kaskadę farb i przekroczonych<br />
dialogów. W stylu – Nogo mojaż nogo, ależ mi się przeinaczasz.<br />
Lub – Wszystko to detal / gorzej gdy się łbem trafi na<br />
metal.<br />
Powstało wtedy słynne video pt. Dach.<br />
Zbig instruował jego odbiorców – Dach posiada wszelkie<br />
cechy zapisu roboczego, co wyraża się w ogólnej meandrycznej<br />
rozlewności i w pewnym migotaniu koncepcyjnym, czyli<br />
niejakim niezdecydowaniu i niedopełnionej klarowności.<br />
Jest to zgodne z podstawowymi kategoriami wyróżnionymi<br />
przez Formację – przede wszystkim ze zwracaniem się<br />
przeciwko psychologii świata montowanego, czyli przeciwko<br />
ekspansji montażu powodującego frustrujące zmiany w percepcji<br />
świata (umysł dostosowuje swoją percepcję do przyspieszenia<br />
i dynamizowania świata montowanego, co stawia<br />
99<br />
Ulotka Dezerter by Voyeryści.<br />
Action painting na<br />
dachu – Tymon, Paulus<br />
i pół Zbigniewa.
go w konflikcie z rytmem życia i właściwymi mu relacjami<br />
między elementami).<br />
Film Dach przez lata pokazywaliśmy na przeróżnych festiwalach<br />
kina progresywnego. Zajechał nawet do byłej Jugosławii,<br />
gdzie otrzymał wyróżnienie na przeglądzie niezależnej<br />
X Muzy w Belgradzie.<br />
W październiku, za resztkę przywiezionych z Berlina<br />
Zachodniego dewiz, uruchomiłem moją kolejną podglebną<br />
faktorię. Była to Fonografia Zlew Polski. Ta zacna instytucja<br />
trzeciego obiegu miała dokumentować istotne poszukiwania<br />
profuzyjnego podziemia dźwiękonaśladowczego.<br />
Pierwszym wydawnictwem była kaseta C-60 pod kryptonimem<br />
The Anti – Third Reich ‘n’ Roll.<br />
Zawierała nagrania Szelestu Spadających Papierków<br />
z legendarnych koncertów: w sopockim Teatrze Letnim<br />
w sierpniu 86 oraz z akcji Ariergardy 1, pod tym samym<br />
tytułem co kaseta, zrealizowanej w gdańskim klubie Kwadratowa,<br />
w lutym 87.<br />
Eksperymenty z hałasem ekipy Oziego uzupełnione zostały<br />
spontaniczną ingerencją totartalnego komanda. Pod<br />
voyerystycznym pseudo Pop Anhalter Bahnhofff uczyniłem<br />
zlewną okładkę pt. Samobójstwo przez kulturalność.<br />
Niestety większa część nakładu tej, jak i następnej kasety<br />
Fonografii Zlew Polski, została aresztowana przez SB<br />
– w październiku roku 1988, podczas pierwszego zjazdu<br />
Międzymiastówki Anarchistycznej…<br />
Dodam nieskromnie, a temat rozwinę niebawem, iż<br />
do końca wojny polsko – Jaruzelskiej upubliczniłem jeszcze<br />
w Fonografii: kolejne tytuły SSP oraz nigdzie do dziś<br />
nie opublikowane nagrania Miłości, Mc Mariana i Totart<br />
DDA.<br />
Wczesna jesień zaowocowała energetycznymi ruchami<br />
w obszarach konceptualnych. Dojrzewaliśmy do kolejnej<br />
radykalnej metamorfozy.<br />
Konjo i Zbyszko piszą text Menarche w ogóle, zlewnie<br />
wkomponowany w tropikalny booklet by Yo Als Jetzt<br />
(wyd. Księgozbiór Zlew Polski) – Skoro doskwiera nam<br />
schizofreniczny rozszczep, skoro tak zgubnym jest akt wiedzy<br />
– świadomość rozdzielenia na dobre i na złe – najlepszy<br />
więc czas by zacierpieć na ujednienie jaźni.<br />
Oczywiście, jako że wszystko jest jednym, ujednienie można<br />
zastąpić upublicznieniem. Tym niemniej fakt że wszystko<br />
jest jednym, nie oznacza, że jest wszystko jedno.<br />
Powyższe twierdzenia są mocno podejrzane, ale wydaje<br />
nam się, że o jedność byłoby dużo łatwiej, gdyby każdy<br />
z osobników żyjących na naszej planecie posiadał inną płeć.<br />
Organizatorzy zbiorowej wyobraźni, którym aktualnie zależałoby<br />
na osiągnięciu takiego stanu połączenia, zmuszeni<br />
byliby zgromadzić cała ludzkość w jednym miejscu.<br />
100<br />
Najdrobniejszy przejaw rewizjonizmu indywidualistycznego<br />
urastałby do rangi niezwykłego problemu, jako<br />
że osobnika takiego, z uwagi na jego niezbędność, nie można<br />
by nawet zabić… Słodkie, nieprawdaż?<br />
Żeby jednak nie było za słodko…<br />
Kamraci z RSA i WiP rozkręcali akcję antyMON oraz<br />
anty-Żarnowiec. Jesień 1987 roku zamieniła się w regularne<br />
pole bitwy – anarchistów z ludźmi honoru od generała<br />
Kiszczaka. Nie było tygodnia aby gdzieś nie explodował<br />
sitting, striking czy głodówka na rzecz uwolnienia więźniów<br />
sumienia.<br />
I jedną z ofiar tej wojny został poczciwy weteran totartalnych<br />
konspiracyj, bohater podziemnych pląsów – Pan<br />
Ryba!<br />
16 października 87 gdański WiP zorganizował kolejną<br />
protestacyjną akcję uliczną. Brali w niej udział stali bywalcy<br />
więzień, kolegiów i milicyjnych inwigilacji.<br />
Straceńcy postanowili więc wprowadzić element postabsurdalny<br />
do operacji. I wystąpić w nieoczywistych na tę<br />
okazję kostiumach. W tej intencji Jacob Jankowski wypożyczył<br />
od Totartu strój Pana Ryby i udał się na miejsce egzekucji…<br />
Akta SB pod nazwą – Sprawa Operacyjnego Rozpracowania<br />
kryptonim Alternatywa, w telegramie nr 10696/87,<br />
od Miejskiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku<br />
do Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych<br />
w Gdańsku, tak opisują ostatnią drogę Pana Ryby: Melduję<br />
że załoga radiowozu MUSW w trakcie służby patrolowej<br />
przejeżdżając ul. Grunwaldzką zauważyła grupowanie się<br />
osób na chodnikach w obrębie budynku oznaczonego nr 32.<br />
Następnie stwierdzili, że na przybudówce budynku na<br />
wysokości pierwszego piętra stoi czterech młodych mężczyzn<br />
ubranych w stroje teatralne przedstawiające postacie<br />
zwierząt.<br />
Za stojącymi przebierańcami na ścianie budynku były<br />
rozwieszone dwa transparenty: „Nie chcemy elektrowni<br />
w Żarnowcu i Klempiczu – NSZZ Solidarność, Ruch Wolność<br />
i Pokój” oraz „Wolność i Pokój”.<br />
Na miejsce zdarzenia udali się f-sze operacyjni MUSW<br />
w Gdańsku, jak również pododdział f-szy ZOMO.<br />
Po długotrwałych negocjacjach zwierzaczki zostały zakute<br />
w kajdany i przewiezione do aresztu. A stamtąd dnia<br />
następnego prosto na salę kolegium d/s wykroczeń. Gdzie<br />
wystawiono im taką laurkę – Z pobudek chuligańskich<br />
naruszyli porządek publiczny w ten sposób, że przebrani<br />
w stroje maskaradowe weszli na gzyms budynku i umieścili<br />
dwa transparenty z tendencyjnymi hasłami powodując zakłócenie<br />
porządku na ruchliwym skrzyżowaniu miasta.<br />
Tajny szyfrogram do naczelnika Wydziału Inspekcji<br />
Biura Śledczego MSW w Warszawie meldował o wymierzeniu<br />
kary – Zasądza się przepadek dowodów rzeczowych
Okładka kasety<br />
„The Anti-Third Reich'n'Roll”<br />
by Konjo.<br />
Booklet<br />
pt. „Menarche w ogóle”.
FAMA W Drodze<br />
– Paulus Święty Mikołaj,<br />
Mesjago Sandokan<br />
i Konjo Pan Ryba.<br />
i wymierzenie kary zasadniczej w postaci 50 tys. złotych<br />
grzywny i nawiązki w wysokości 30 tys. oraz kary dodatkowej<br />
w postaci podania orzeczenia do publicznej wiadomości<br />
na koszt obwinionego.<br />
Średnia miesięczna pensja w roku 1987 wynosiła 20 tysięcy<br />
złotych…<br />
Na kolejnym posiedzeniu kolegium karę uprawomocnił<br />
odpowiedni paragraf. Sędzia zanotował rozczarowany<br />
– Obwiniony Wojciech Jankowski nie przyznał się do zarzucanego<br />
mu wykroczenia i odmówił składania wyjaśnień.<br />
Złożył jedynie oświadczenie, iż każdy obywatel ma prawo<br />
i obowiązek ochrony środowiska.<br />
Pan Ryba odchodził w pięknym stylu. Mimo amnestii<br />
roku 89 nigdy go już nie spotkaliśmy…<br />
Tymczasem na innym froncie… Specjalnie dla Księgozbioru<br />
Zlew Polski Jany Waluszko pisze rozległą pracę monograficzną<br />
pt. Rzecz o Sarmacyi, o ukształtowaniu, miejscu<br />
w Europie i szansach jej rozwoju przez powrót do korzeni,<br />
szkic w punktach 53 prozą. Było to energetyczne rozwinięcie<br />
tez ujawnionych w Futurfoto.<br />
Autor pisał o sobie – Wrodzone lenistwo i sprzeciw przeciw<br />
organizacji świata w ogóle oraz fakt, że do 20ego roku życia<br />
wychowywałem się! na ulicy, gazetach, komiksach i kabarecie,<br />
studenckim teatrze i dyskusyjnych klubach – skutkiem<br />
czego nie umiem pisać literatury pięknej – są przyczynami<br />
dla których nie jest to traktat jakiś lecz kilka uwag rzuconych<br />
luzem do dyskusji, zresztą w publicystyce nie liczy<br />
się forma, lecz treść bo to nie propaganda i „być może ktoś<br />
z nas stanie w obliczu śmierci fizycznej, straci pracę znajdzie<br />
się w zakładzie psychiatrycznym na zesłaniu nazwą podżegaczem,<br />
agitatorem z nalepką „szczególnie niebezpieczny”<br />
– (roztrojenie jaźni – natura, kultura i wola) – ale dążenie<br />
do prawdy i wolności ZWYCIĘŻY WRÓG LUDU!<br />
Papież Anarchizmu Polskiego ujawniał – Podobnie jak<br />
w stosunkach międzynarodowych, tak i wewnętrznych panowała<br />
w Polsce zasada, że nawracać można tylko słowem<br />
i przykładem. Zachowanie pokoju religijnego było dla nas<br />
sprawą podstawową.<br />
102<br />
Już przed unią z Litwą Polska była krajem wieloetnicznym<br />
i wielowyznaniowym. Od wczesnego średniowiecza na<br />
nasze ziemie przybywają prześladowani na Zachodzie Żydzi.<br />
O dawnej Polsce mówiono, że jest rajem dla Żydów,<br />
a jej żydowska nazwa w dosłownym tłumaczeniu oznacza<br />
„tu spocznij”.<br />
W tym samym czasie na kresach wschodnich pojawiają<br />
się koloniści ruscy, wyznawcy prawosławia. Ich liczba wzrasta<br />
po przyłączeniu przez Kazimierza Wielkiego Rusi Czerwonej<br />
w wieku XIV.<br />
Wtedy też pojawiają się w Polsce Ormianie, a po unii z Litwą<br />
– tamtejsi poganie na Żmudzi, muzułmanie i karaimowie<br />
oraz nowe rzesze prawosławnych (ówczesna Litwa była<br />
bardziej ruska niż litewska – kulturze ruskiej uległa cała<br />
niemal elita władzy, ruskie były masy chłopskie i bojarzy).<br />
W XIII w. następuje masowo kolonizacja niemiecka<br />
(zwłaszcza w miastach), a od początku XV w. na polskich<br />
drogach pojawiają się tabory Cyganów. Znasz – li ten<br />
kraj…?<br />
Nadchodząca ponoć pieriestrojka zapukała w dziwny<br />
sposób do drzwi dusznego baraku zwanego PRL. W listopadzie<br />
zaproszono Formację do Gdańskiego Kantoru<br />
Sztuki, aby upubliczniła się na Wernisażu Radzieckiej<br />
Transawangardy Malarskiej.<br />
Udział wzięli także Yo Als Jetzt z Poezją Uliczną. Obecni<br />
są goście z konsulatu ZSRR. Podziwiali prace artystów,<br />
których połowa siedziała wtedy w gułagu bądź w psychuszce.<br />
Filmowy materiał dokumentalny ujrzy światło dzienne<br />
wiele lat później, z powodu drastycznej wymowy akcji.<br />
Iwona po tym wieczorze opuszcza Formację, powracając<br />
do studiów filozoficznych.
Pierwsza strona eseju Janego.
Poster by<br />
Jacek „Jack the Ripper”<br />
Staniszewski.<br />
Autochtoniczni nowi dzicy szturmowali ponownie<br />
i czuło się, że chwytają rzeczywistość żylastą łapą za gardziel.<br />
W Gdyni atakowali wystawą Moby Dick, a w Warszawie<br />
dużą manifestacją pt. Co słychać.<br />
Paweł Jarodzki z Luxusu wręczył mi donos ze stołecznego<br />
wydarzenia, napisany przez jakiegoś wstrząśniętego<br />
obywatela – Co słychać? Słychać tętent racic szatana żydowskiego<br />
i wycie obłąkanych czarownic. A co widać? Widać<br />
śmierć, podłość, zwyrodnialstwo, bluźnierstwa, dekadencję<br />
i kult szatana, bełkot i wszelkie zboczenia intelektualne<br />
chorych ludzi, obłąkanych, którzy sprzedali się świadomie<br />
szatanowi. Głos ludu był sygnałem, że energia nowej<br />
ekspresji kąsała boleśnie…<br />
Owego novembra Księgozbiór Zlew Polski zrealizował<br />
edycję pocztówek voyerystycznych o tematyce religijno –<br />
pornograficznej. Za moment Konjo wydał też reprint pracy<br />
naukowej docenta Jerzego Trębickiego z UG pt. Max<br />
Stirner w konstelacji anarchizmu i egzystencjalizmu. W ramach<br />
promocji tego dzieła Pawełek ujawnił serię ulotek<br />
ze złotymi myślami klasyka anarchizmu indywidualistycznego.<br />
Pisał później brzeźnieński extazer – lat temu wiele gdy<br />
nikogo nie byłem w stanie kochać / ciebie pokochałem<br />
pierwszą niewinną miłością… / nosiłem ze sobą twoje dwa<br />
cytaty / i krzyczałem na każdym rogu ulicy… / gdy wszystko<br />
zalewało triumfujące błoto / trzeba się było czegoś trzymać /<br />
więc trzymałem się ciebie („Sztuka restauracji”).<br />
104<br />
Pierwsze pęknięcia w żelaznej kurtynie powodowały powolny<br />
napływ emisariuszy tajemnych idei z innego świata.<br />
Przez kumpli z WiP nawiązaliśmy kontakt z Transnacjonalną<br />
Partią Radykalną.<br />
Dla większości Polaków, jeżeli w ogóle z czymkolwiek kojarzy<br />
się nazwa: Partia Radykalna, to jedynie z postacią<br />
Ciccioliny, gwiazdy porno – show, autorki wielu skandali,<br />
do niedawna deputowanej do parlamentu włoskiego.<br />
Radykałowie byli i są nieustannym źródłem politycznego<br />
fermentu we Włoszech, określają swoje dążenia jako walkę<br />
o odnowę cywilną, polityczną, kulturalną i moralną.<br />
Pierwsze inicjatywy i pierwsze organizacje walczące<br />
o ochronę środowiska, wyzwolenie kobiet, wolność seksualną,<br />
o prawo człowieka do odmowy służby wojskowej, odpowiedzialność<br />
cywilną sędziów, o wprowadzenie prawa<br />
o wolności radiowej a przez to powstanie prywatnych stacji<br />
RTV, o zniesienie pozostałych po okresie faszystowskim<br />
przepisów, praw i konkordatu – wszystkie one zrodziły się<br />
w gronie radykałów. (Z. Sajnóg – „Partia Radykalna – partia<br />
ponadnarodowa. Nowe zjawisko we współczesnej myśli<br />
politycznej”. Higiena.)<br />
Niestety ugodzony strzałą Amora kolega Kudłaty opuścił<br />
Gdańsk, udając się w poszukiwaniu uczuć i nowych<br />
wyzwań do stolicy naszego mocarstwa. Porzucił filologię<br />
polską i zdał na dość abstrakcyjną bohemistykę. Szybko<br />
zebrał grupę waryatów, z którymi założył konceptualno –<br />
chimeryczny twór o nazwie Agencja Naleśnicy.
Graffiti by Konjo.<br />
Pocztówka Voyerystyczna, 87.
Okładka<br />
tomiku Kudłatego.<br />
Pisał Kudlatz – To nazwa ubrdana spontanicznie, bez<br />
uwikłań ideowych, nie określająca niczego, świadomie drażniąca,<br />
pusta semantycznie, celowo płytka i patologicznie<br />
głuptacka a zarazem przekorna…<br />
Tak więc wychodząc z założenia że wszystko jest warte<br />
– nie dzieląc, nie wartościując, nie oceniając – mamy zamiar<br />
prezentować przejawy twórcze merytorycznie, formalnie<br />
i ideowo ze sobą sprzeczne, pasujące do siebie jak to się<br />
aforystycznie mawia – jak pięść do nosa.<br />
Pierwszym sygnałem akcji dyskretny uśmiech żenady<br />
był powołany do istnienia overprofessional band W Stronę<br />
Prawdy.<br />
Wydany w grudniu Homek obwieszczał – Nasze pismo<br />
staje się wolną trybuną RSA. Jesteśmy zwolennikami czynu<br />
świadomego a nie ograniczonego przez tę czy inną ideologię.<br />
Na łamy bratniego pisma wdarł się więc Zbigniew<br />
i spreparował totartalną stronę pełną cytatów, m.in. z poetki<br />
akademickiej Lidii, w stylu Mąż to niech się nie mądrzy<br />
bo mi potrzebny do lizania cipy, do intymnej miłości, taką<br />
jak mi ojciec daje. A zakończył Sajgon stronę naszą buńczucznie<br />
– Jak masz coś do powiedzenia, to pisz bydlaku.<br />
Voyeryści czuli, że mają coś do pokazania. Więc Paulus<br />
i Konjo przygotowali kolejną serię jawnie obłąkanych<br />
pocztówek. Z serii Tennis is my life oraz Święta zarazy.<br />
Mój radosny nihilizm udzielił się pozostałym udziałowcom<br />
Tranzytorium. Po extremalnych brutalizmach odczuwaliśmy<br />
potrzebę ponownego wywieszenia pirackiej flagi.<br />
Ale inne już wiatry targały naszym błękitnym pancernikiem.<br />
106<br />
Podczas licznych narad sztabowych Zbigniew i Konjo<br />
ukonstytuowali ideę Imprzejawnikowego Solanarchistycznego<br />
Kabaretu Profuzyjnego Zlew Polski – Każda zasada<br />
prędzej czy później staje się podejrzaną. Zatem przychodzi<br />
czas zastąpienia brudu wrzasku i ataku – higienizacją łagodnym<br />
objaśnianiem i grą.<br />
Negacja jest w takim samym stopniu zakontynuowaniem<br />
jak aktywne uczestnictwo czy bierność. A nawet bardziej<br />
niż bierność która zaledwie przyzwala kiedy negacja ożywia<br />
pływy energii paradoksalnie przydaje życia sprawie przeciwko<br />
której się zwraca mimowolnie ją usensawia. Powyższa<br />
konstatacja nie jest podstawą diametralnej zmiany opcji<br />
a raczej powodem odrzucenia każdej z nich z osobna jako<br />
wyłącznych metod i stanowisk.<br />
Więc w takim samym stopniu nie podobają się nam: negacja<br />
akceptacja i bierność – każdy wybór spomiędzy tych<br />
możliwości jest podstawieniem części za całość metaforą<br />
pars pro toto. Stąd zacznijmy wieloelementową grę – kabaret.<br />
W grze kryją się równe szanse progresu regresu procesualności<br />
i adekwatności. Kabaret dorzuca nastawienie na ciepło<br />
na dawanie – funkcję bezpośrednią.<br />
Transcendencja jest niewymierną bieżącą bezcenną –<br />
nie ośmielaliśmy się jej rejestrować ani pobierać opłat za<br />
jej przez przejawy twórcze uobecnianie – trudno zresztą<br />
inaczej.<br />
Kabaret jest wchodzeniem w stan gry z rzeczywistością<br />
czyli wręcz implikuje rejestrację wieloraką wymianę – także<br />
finansową – pozostaje kwestią uczciwości przyjęcie zasad<br />
postępowania w tej dziedzinie.<br />
W naszym przypadku przejście od heroizmu do uczciwości<br />
wyraża się wprowadzeniem opłaty za wstęp ale skalkulowanej<br />
na poziomie minimum niezbędnego dla pokrycia<br />
kosztów produkcji – bo trudno nawet inne wartości wycenić<br />
– skala finansowa kończy się o kilka wymiarów wcześniej<br />
niż zaczyna ciepło i istotny przekaz – choć przecież wszystko<br />
jest warte.<br />
Oto zatem: imprzejawnikowy – budowany z wielu współejektowanych<br />
indywidualnych przejawów twórczych<br />
solanarchistyczny – w świecie ufundowanym na cierpieniu<br />
cóż może być anarchią jak nie radosne ciepło i jasność<br />
słońca… (Zbyszek Sajnóg – „Zarys generaliów Imprzejawnikowego<br />
Solanarchistycznego Kabaretu Profuzyjnego<br />
Zlew Polski”).<br />
Postanowiliśmy być perwersyjnie radośni, głupkowato<br />
optymistyczni i naiwnie przyjaźni. Gdy świat poznał nasze<br />
nowe oblicze, było to równie wielkim wstrząsem jak rzeszowska<br />
koprofagia.<br />
Tym razem przygarnął nas zakręcony duet poczciwców<br />
– dziennikarz Jurek Piskorzyński i śpiewający poeta Waldek<br />
Chyliński. Czyli ówcześni administratorzy słynnego
niegdyś gdańskiego klubu Rudy Kot. Słynnego m.in. dlatego,<br />
iż tu w roku 1959 odbył się pierwszy koncert polskiej<br />
kapeli rockowej.<br />
A teraz posttotartalna familia miała w tych zacnych murach<br />
dokonać kolejnych, tym razem afirmatywnych przekroczeń.<br />
Andrzej Awsiej i Joasia Kabala, with a little help of Konnix,<br />
spreparowali wspaniały poster i odbite techniką szablonową<br />
ulotki. Plakat był rozkosznie nasycony profuzyjnymi<br />
hasłami – Życzymy Wam orgazmu permanentnego,<br />
Love! Peace! Industry!, Chwyciłem pana Boga za cyce, Generujmy<br />
ciepłe zimowe pola kontrastowe… Nie obyło się też<br />
bez odrobiny teorii – Pierwsze prawo Prądu – Gdy jest mikrokosmos<br />
człowieka i makrokosmos wszystkiego, tak i musi<br />
istnieć kosmos łączenia ich w całość.<br />
Pierwszy wieczór Kabaretu Zlew Polski explodował 5<br />
grudnia.<br />
Wydaliśmy sami sobie przykazanie, aby przyjść ubranym<br />
ładnie i uśmiechać się do wszystkich. Wielu totartowców<br />
założyło wtedy po raz pierwszy, od czasów pogrzebu,<br />
białą koszulę. A w tamtych czasach, gdy turpizm był<br />
obowiązującą powszechnie estetyką, ta biała koszula to był<br />
sztandar (jak mawiał Roman Malarz Kobiet).<br />
Od tygodnia miałem 40 stopni gorączki i czułem się wyśmienicie.<br />
Umierałem z rozkoszy nakręcając zlewności<br />
naszych kultowych przyjaciół.<br />
Cały Rudy Kot obwieszony był pracami Poezji Ulicznej,<br />
Kanibali Kultury i owocami wakacyjnej sesji graffiti<br />
w mojej hacjendzie. Paulus i Konikovsky, jako Pop Anhalter<br />
Bahnhofff, ujawnili Pierwszy Światowy Wernisaż Voyerystów<br />
– Apopart.<br />
Ku naszemu wielkiemu zdziwieniu przybyły dzikie tłumy<br />
a drugie tyle luda walczyło na zewnątrz, aby dostać<br />
się do zlanego środka. Totartowe ziarno zaczynało powoli<br />
przynosić plony…<br />
Nowy rozdział naszej zlewnej odyseji rozpoczęliśmy od<br />
sympatycznego powitania przez pp. Konja i Sajgona. Objaśniliśmy<br />
sytuację całą i czule inwitowaliśmy na show naszej<br />
pierwszej gwiazdy. Było to, oczywiście, Sni Sredstwom<br />
Za Uklanianie, ale jakże już odmienione.<br />
Tymon znajdował się 5 minut przed przełomem jassowym<br />
i tym koncertem chciał w symboliczny sposób pożegnać<br />
się z zimnofalowymi, młodzieńczymi fascynacjami.<br />
Po raz ostatni w dziejach Narodowej Kultury na scenie<br />
zabrzmiały nuty juwenilnych przebojów SSZU – Berlin<br />
i Jutro.<br />
Aby podkreślić szczególny charakter tej metamorfozy,<br />
basówkarz Tymański ogolił się na łyso. Jak twierdził, na<br />
znak pokory… Bo wtedy zaczął już też duchową przygodę<br />
z buddyzmem.<br />
Joanna, Andrzej i Marek Piętaszek Rogulski wymalowali<br />
muzyków Sni Sredstwom w barwy rodem z efuzyjnego<br />
raju psycholi. Tym upublicznieniem rozpoczął Tymon<br />
maraton swojej przedzierzgni, gdyż Sni wystąpić miało<br />
w Kabarecie jeszcze dwukrotnie, za każdym razem inną<br />
pokazując twarz.<br />
Punktem zaś dojścia miał być zespół Miłość…<br />
107<br />
Wahehe – Kapitan Bifhart<br />
i Albrecht von Knutke.<br />
Tymon i Sni Sredstwom<br />
Za Uklanianie.
Kabaret, grudzień 87<br />
– Franz Dreadhunter<br />
walczy w Wahehe.<br />
Kabaret<br />
– Roman Malarz Kobiet.<br />
Kuglarze grubiańscy kramarze natchnieni z Grupy Poetyckiej<br />
Zlali Mi Się Do Środka recytowali swoje najlepsze<br />
wiersze. Zbigniew wyśpiewał „Wielką operę magna (partia<br />
wiadra z wodą)” – Wodoż moja wodoż / cóżeś ty za pani /<br />
czy ciebie wypili / czy ciebie wyszczali.<br />
Paulus wybroczył imprzejawnik pt. „Moje miasto” –<br />
Gdańsk bombardowali Rosjanie / ja – nie!<br />
Brzóska bohatersko usiłował wyrecytować poemat Kominy<br />
dymiące, ale mu się to raczej nie udało.<br />
Konjo dobił wykrzyczanym tasiemcem lirycznym, pod<br />
przyjaznym kryptonimem Zostań dupą swoich marzeń.<br />
Rudy Kot płonął, gdy na scenę wkroczyło Wahehe.<br />
Improwizowali odważnie, a jakże, pod taśmę. Pulsujący<br />
rytm basu podawał tym razem Franz Dreadhunter. Kapitan<br />
Bifhart wył i płakał. Albrecht von Knutke zarzynał<br />
wiosłem jakiegoś zafiksowanego obertasa. Ktoś usiłował<br />
przy tym nawet tańczyć, co przy panującym ścisku przypominało<br />
kolektywne dygotki świętego Wita. Pełnia szaleństwa,<br />
pełnia extazy, pełnia zaangażowania. Na dobranoc<br />
zagrali rozdzierającą jaźń sonatę pt. Pocałunki.<br />
To był już ostatni koncert legendy galicyjskiego andergrandu.<br />
Zdążyliśmy ich pokochać w najpiękniejszym momencie.<br />
Tak umierali nieśmiertelni…<br />
108<br />
A chwaccy prestigitatorzy metafizyki społecznej Kabaretem<br />
Zlew Polski godnie rozpoczęli jazdę na nowej drodze<br />
życia!<br />
Miłym akcentem finalizującym ten tajemniczo transgresyjny<br />
rok 1987 było ujawnienie kolejnego wiekopomnego<br />
wydawnictwa Księgozbioru Zlew Polski. Niestrudzony<br />
w roli wylanego dizajnera Andrzej Awsiej przygotował<br />
edytorsko Literaturę Immanentnej Koegzystencji. Łapki na<br />
szybie Kudłatego.<br />
15 stycznia 1988 roku szarżował już wieczór drugi Imprzejawnikowego<br />
Solanarchistycznego Kabaretu Profuzyjnego<br />
Zlew Polski.<br />
Tym razem udało nam się doprowadzić do profesjonalnego<br />
druku ulotki by Yo Als Jetzt. W tamtych realiach było<br />
to wydarzenie na miarę wynalezienia koła!<br />
Motto upublicznienia – Jeżeli fragment wszechświata<br />
określany mianem istnienia ludzkiego jawi się jako skończona<br />
liczba możliwych rytuałów stanowi to jedynie dowód<br />
mentalnego kompleksu prawiczka. (Moje…)<br />
Przybyło jeszcze więcej widzów i jeszcze więcej na Kabaret<br />
wejść nie zdołało. Od zatłoczonych drzwi odbił się nawet<br />
legendarny zespół Bielizna.<br />
W czasach powszechnej soc-biedy, gdy wydarzenia artowe<br />
realizowane były na ascetycznie wytanionym minimalu,<br />
Zlew Polski przekornie kipiał blaskiem, nadmiarem<br />
i tłustą radością progresywnej energii. Dlatego witał przybyłych<br />
Wernisaż Nieuczciwej Grupy Folklorystycznej, przyozdobiony<br />
egzotycznymi dźwiękami gamelanu sundajskiego.<br />
Za Nieuczciwych Folklorystów robił kolektyw przedziwnych<br />
outsiderów. Kolega Baczkin był cierpiętniczym<br />
kumplem Tymona. Jego hobby to zamykanie się na<br />
wiele godzin w ciemnym pokoju i snucie dekadenckich
wizji. Podpartych oczywiście madchesterskimi dźwiękami<br />
z Factory Records. Ponure obrazy doskonale wizualizowały<br />
świat baczkinowskich depresji.<br />
Kolejnym Folklorystą był, znany nam już z rozlicznych<br />
talentów, Ozi Żamojda. Lider SSP malował nasycone<br />
schyłkowym klimatem miniatury oraz tworzył grafiki ze<br />
scenkami knajpiano – ogólnoschizofrenicznymi.<br />
No i trzecia gwiazda wernisażu, poważny indywidualista<br />
niegdyś nieudalista, który przybrał perwersyjne pseudo<br />
Roman Malarz Kobiet. Artysta Grabowiecki, jako jedyny<br />
w tym kolektywie, posiadał wykształcenie plastyczne.<br />
Od zawsze w podziemiu, od zawsze w pojedynkę, od zawsze<br />
na nie wobec świata przedstawionego. Tworzył żółte<br />
monochromy, przedstawiające pole minowe relacji damsko<br />
– męskich. A czasami damsko – damskich. Do tego<br />
rzeźbił w fotografii, a i słowem pisanym gdy trzeba nie pogardził.<br />
Czego dowód da już za chwilę…<br />
Jako intro dyrekcja Kabaretu zaprosiła na scenę Człowieka<br />
Zwanego Psem Brzóskę. Który podjął drugą już próbę<br />
wyrecytowania swojego nowego poematu o dymiących<br />
kominach. I niestety, ponownie nie była to próba udana…<br />
Za gwiazdę postmuzyczną robił przybyły z Krakowa<br />
Mc Marian. Przywiózł kilometry taśmy z nowymi projekcjami,<br />
wyrwanymi z wnętrza magicznej maszyny. Całość<br />
uzupełnił ruchomą i nieruchomą wizją anormalnych<br />
filmów.<br />
W doskonałej formie zaprezentował się Szelest Spadających<br />
Papierków. Raz kolejny okazali wybitny przykład<br />
użycia improwizacji, jako zasady i metody istnienia oraz<br />
sposobu pracy. Ciągle zmienny skład zespołu ustalany był<br />
niemal tuż przed koncertem. Tym razem np. za bębnami<br />
zasiadł Badżi aus Pancerne Rowery. A pozostały skład uzupełniało<br />
kilku zaciętych gitarzystów. I generator, doprowadzający<br />
co bardziej wrażliwą część publiczności do stanu<br />
109<br />
Grafika Oziego.<br />
Szelest Spadających<br />
Papierków<br />
– Medyk i Ozi.
Kabaret – Ela Bumbul.<br />
rozstrojenia nerwowego. Jako intro gitarowego łoskotu zajawiła<br />
się miss okopów drugiej wojny Lili Marlene…<br />
Nie mogło zabraknąć w Kabarecie Sni Sredstwom Za<br />
Uklanianie. W zupełnie nowym, niemalże protojassowym<br />
repertuarze. Stare utwory odważnie mixowano z wyrafinowanymi<br />
coraz bardziej aranżacjami. Kolega Tymański<br />
dojrzewał do wielkiego przełomu. I wszyscy czuliśmy,<br />
że rodzi się nowa jakość muzycznego podziemia. Tymon<br />
jest genetyczną zemstą undergroundu – powiedział potem<br />
Afa Brylewski.<br />
Oczywiście Pawełek i Zbyszek nie byliby sobą, gdyby na<br />
tym wyczerpywał się zlewny montaż atrakcji.<br />
Pierwszy z dyrektorów Kabaretu upublicznil w realiach<br />
scenicznych znany już wykład pt. Max Stirner w konstelacji<br />
anarchizmu i egzystencjalizmu. Prelegent grzmiał słowami<br />
Alberta Camus – Wszyscy jesteśmy doskonali. Skoro<br />
każde ja jest, samo w sobie, z gruntu zbrodnicze wobec Państwa<br />
i ludu, uznajmy wreszcie, że żyć, to naruszać prawa!<br />
Jakiś podniecony osobnik usiłował mu nawet przerwać<br />
recytację, krzycząc – Bluźnisz! Ale niewzruszony Konikovsky<br />
doprowadził ujawnienie do merytorycznego happy<br />
endu.<br />
110<br />
Drugi pan dyrektor, Zbig ze swoją partnerką Elą, postanowił<br />
w altruistyczny sposób wykorzystać swoje pięć minut<br />
sławy. Para przygotowała, zilustrowała i przeprowadziła<br />
praktyczny Krótki kurs leczenia bioemanacyjnym sprzężeniem<br />
z mózgiem. W czasach paraliżu publicznej służby<br />
zdrowia był to piękny akt obywatelskiej solidarności.<br />
Jak na bogato, to już po całości! I poeta Konnix zadebiutował<br />
w roli pioniera wolnego rynku, uruchamiając Boutique<br />
Zlew Polski.<br />
Po przystępnej cenie oferowaliśmy kasety Fonografii<br />
i knigi Księgozbioru Zlew Polski. Tudzież dzieła Wydawnictwa<br />
Kubańskie Cycki. Oraz spontanicznie podrzucane<br />
prace zaprzyjaźnionych uwielaczy, których roszczenia<br />
do genialności pobłażliwie uznawaliśmy w dobroci ducha.<br />
Niech żyje anarchizm kapitalistyczny!<br />
Przyatakowała Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka.<br />
Wybitny mieszkaniec Brzeźna (urokliwej gdańskiej dzielnicy<br />
nędzy), zaprezentował Kabaret Paulusa Paulusa Paulusa.<br />
Yo Als Jetzt jako Zu Als Jetzt dopełnili estetycznie<br />
diaporamą ujawnienie Maćka Rucińskiego pt. Teologia Orgazmu<br />
Permanentnego.
To istotne dla duchowego rozwoju Tranzytorium dzieło<br />
pojawiało się już w hasłach, a teraz zaczynało żyć swoją<br />
własną legendą.<br />
Rozpoczynało się przenikliwie – Istota orgazmu permanentnego<br />
wynika z jego nazwy. W hierarchii wartości, o ile<br />
zostanie uświadomiony, jest pierwszy i jedyny.<br />
Potem pojawiały się zgrzyty egzystencjalne – Obrzydł<br />
mi widok ludzi męczących się w ciągu dnia, aby zasłużyć<br />
na przyjemność: wieczorem, w niedzielę, na wakacjach, czy<br />
na emeryturze tym bardziej, że ich przyjemność nie może<br />
być pełna.<br />
Doświadczamy perełek autorefleksji – Życie podzielone<br />
na część lepszą i gorszą, przy czym może być tak, że ta lepsza<br />
ma wystąpić po śmierci lub za życia przyszłych pokoleń,<br />
ma tyle samo sensu, ile nada mu jakaś powiedzmy NSDAP.<br />
Zakończenie było zdecydowane i rymowane – Orgazm<br />
to znaczenie ma / nie ma dobra ani zła.<br />
Do Grupy akces złożył też Roman Malarz Kobiet.<br />
Wdzięcznie odczytał kilka form literackich dłuższych,<br />
oraz kilka niedłuższych – Idź bracie, zawiadom / że w twoim<br />
domu jest / myśl / wywrotowa / że / wywraca ci ściany<br />
i rzeczy patrzenie…<br />
Na deser Zbigniew poinformował fanów Zlewu Polskiego,<br />
iż rozpoczął pracę nad nowym arcydziełem poetyckim<br />
pt. Parnas zimowy. Tego wieczora wyrecytował kilka imprzejawników,<br />
które wzbudziły zachwyt powszechny: Wojna<br />
domowa, Bajka psychotroniczna czy frywolny – Kici kici<br />
nie poznajesz swojej pici? / Poznaje poznaje tylko mi nie staje<br />
– te wiersze na stałe wejść miały do kanonu koncertowego<br />
Grupy Poetyckiej.<br />
Tym wspaniałym widowiskiem szamani w eklektyzmie<br />
ugrzęźli odnieśli kolejny, wiekopomny sukces!<br />
Energia kabaretowego uwielenia Tranzytorium zmobilizowała<br />
do gwałtownych interakcji także innych udziałowców<br />
Formacji.<br />
19 stycznia w Toruniu, w ramach Sceny Anarchizmu<br />
Metafizycznego, odbył się bezkompromisowy koncert Sni<br />
111<br />
Kabaret – Dyrektor<br />
Konjo i poeta Pucel.<br />
Poster Kabaretu<br />
by Yo Als Jetzt.
Okładka dzieła Brzóski<br />
– rysunek Joanna Kabala.<br />
Grafika by Ozi Żamojda.<br />
(Po prawej stronie).<br />
Sredstwom Za Uklanianie, z udziałem Yo Als Jetzt. Grupa<br />
kolorowa wzbogaciła nowy przekaz kapeli Tymona psychodelicznie<br />
wylaną diaporamą.<br />
Kolega Brzóska ujawnia Złote myśli Psa – powstaje książeczka<br />
opracowana przez Zbyszka, z rysunkami Joasi Kabali.<br />
Zacytujmy ku pokrzepieniu serc dwie z „Myśli…” – Stawiam<br />
dwóję, a reszta twarzą do ziemi (krzyczy nauczyciel<br />
w klasie) oraz Idź babie na rękę to cię w nogę ugryzie (przysłowie).<br />
Dzieło latem roku 88 wyda mój Księgozbiór Zlew Polski.<br />
A czerpać będzie z niego już w latach 90-tych m.in. Biblioteka<br />
bruLionu.<br />
Radośnie szliśmy dalej, niczym Naród Wybrany z ziemi<br />
egipskiej z domu niewoli, ku naszej wylanej ziemi obiecanej.<br />
28 lutego zatańczył w naszym kochanym Gdańsku wieczór<br />
trzeci Imprzejawnikowego Solanarchistycznego Kabaretu<br />
Profuzyjnego Zlew Polski.<br />
Profesjonalnie wydrukowaną ulotkę spreparował tym<br />
razem dyrektor Konikovsky. A mega poster szablonowy<br />
pracowicie wykroili Yo Als Jetzt.<br />
112<br />
Nadmiar energetyczny stał się naszym znakiem firmowym.<br />
Gdzie zresztą, jak nie pod opiekuńczymi skrzydłami<br />
Kabaretu, te wszystkie poczciwe świry mogły ujawnić swoje<br />
rozczulające wizje. Ekipa Kabaretu liczyła 67 osób. Plus,<br />
jako mecenat duchowy, wpisany został Pan Bóg.<br />
Więc jeszcze więcej przybyłej publiczności ukazał się na<br />
wejściu Czarno – Biały Wernisaż Kolorowy. Całe wnętrze<br />
klubu wypełnione zostało ciepłymi obrazami „ludzi z Ruchu”<br />
– zadbali o nasze frakcje estetyczne Tomek Wróblewski,<br />
Piotrek Borys (robił bardzo ładne broszki), Dziki – kolega<br />
Baczkina, oraz sam Baczkin i Ozi once again. I Torek.<br />
Torek Kasim to było nad wyraz ciekawe indywiduum,<br />
w konstelacji innych ciekawych indywiduów. Przybył<br />
z Węgier aby studiować filologię polską na UG, co samo<br />
w sobie w roku 88 było dość kuriozalnym happeningiem<br />
dydaktycznym. Uczynił to, aby uniknąć poboru do węgierskiej<br />
armii ludowo – wyzwoleńczej. Po trzech latach<br />
nauki dalej pozostawał na pierwszym roku, ale ani jemu<br />
ani uczelni specjalnie to nie przeszkadzało.<br />
Don Mario zlewał się serdecznie w jego intencji –<br />
Do moich największych sukcesów salonowych należy bezprzykładna<br />
demaskacja niejakiego Torka, który podawał się<br />
za węgierskiego anarchistę, cichego powiernika Imre Nagy‘a.
Dzięki czujności, przenikliwej lustracji Don Maria, pokazał<br />
się jako palestyński agent, szpieg gorliwy a nikczemny<br />
w swej nikczemności. Terrorysta i pizdosriedowatiel. Dla<br />
kamuflażu Hłaską zaczytany…<br />
Torek wystawił serię obrazów pod nazwą I’m the Best!<br />
Jeden z nich podarował po akcji Sajgonowi. Wisiał pięknie<br />
w legendarnej łazience kierownika artystycznego (strp),<br />
zanim nie spłonął wraz z całą spuścizną Zbyszkową w ponury<br />
dzień styczniowy roku 93.<br />
Po raz pierwszy i ostatni w dziejach Narodowej Kultury,<br />
udało nam się do Kabaretu sprowadzić Ślicznego Don Mario<br />
Starego Łagrowca. Konjo pisał o tym wybitnym przedstawicielu<br />
kaszubskiego andergrandu – Napomknąć warto,<br />
iż zamierza zostać cesarzem Ottonem XII. Następnie zmieni<br />
narodowość na chińską, a nazwisko na Rosenkrantz. Zostanie<br />
wtedy pierwszym na świecie chińczykiem o nazwisku<br />
Rosenkrantz.<br />
Ale rozpocząć miał, niejako tradycyjnie, Człowiek Zwany<br />
Psem Brzóska.<br />
Darek podjął trzecią, ponownie nie do końca udaną,<br />
próbę ujawnienia poematu o kominach dymiących… Gdyby<br />
tym razem mu się udało, stracilibyśmy do niego zaufanie!<br />
Muzyczny koktajl rozpoczęla grupa Brigitte Bardot, dowodzona<br />
przez niezwykle wtedy ożywionego Baczkina.<br />
Znów powróci do Kabaretu, rozgorączkowany, za miesiąc.<br />
Kolega B. tak nagle wylał się w energetycznie wszelakich<br />
obszarach, że potem zamilkł gwałtownie. I nigdy go już<br />
nie spotkaliśmy.<br />
Nie zamilkł (i nigdy zapewne nie zamilknie) artysta Tymański.<br />
Trzecia odsłona Sni Sredstwom Za Uklanianie to<br />
już był zupełnie inny świat. Grali skrzyżowanie dodekafonii,<br />
kakofonii i harmolodic, w sumie coś na kształt free<br />
rocka. Coraz bardziej komplikowali aby za moment, znacząco<br />
i z pewnym namaszczeniem, przemianować się na<br />
Miłość. Towarzyszyli im dzielnie Yo Als Jetzt – z wiadrami<br />
kolorów wylewanych by diaporama i anormal films.<br />
Tymon czuł wolę mocy i chciał walczyć. Gdzie jak nie<br />
tu? Kiedy jeśli nie teraz? Powołaliśmy więc specjalnie<br />
dla niego Tymański Klub Dyskusyjny. Gorliwie recytował<br />
w nim „Manifest skromny względnie ostatniego rządu,<br />
który raczej nierządem nazwać lza” – Rewolucyja jest ekstremalnie<br />
indywidualną / Więc czyńcie co chcecie / Likwidujcie<br />
język (ale każdy niech na własną odpowiedzialność)<br />
/ twórzcie nowy…<br />
113<br />
Brzóska, lider trustu<br />
Awoda Zara 55.<br />
(Po lewej stronie).<br />
Tymon Sni w drodze<br />
do Miłości.
Don Mario<br />
Stary Łagrowiec.<br />
The last photo...<br />
Reportaż<br />
i Heniu Palczewski.<br />
Na tym nie wyczerpywał się fenomem obecności Ryszarda<br />
w Kabarecie i na profuzyjnym świecie. Wraz z Kudłatym<br />
prezentował codziennie powieść w wydaniu dźwiękowym.<br />
Czyli odczytywali fragmenty metaantypowieści<br />
sensacyjnej pt. Tomek wzdłuż lutych lodowczyków Grenlandii.<br />
Jako podkład włączyliśmy autorom hebrajskie melodie<br />
na Sabat i Wielkie Święta.<br />
Nie byli to jedyni tego wieczoru odczytywacze. Ich kontrolowany<br />
brak głębi znalazł istotne dopełnienie w lirycznym<br />
performansie Paulusa.<br />
Uczeń nałęczowskiego liceum plastycznego w klasie mebla<br />
artystycznego, zaprezentował hardkorowy set swoich<br />
mózgozlewin. Do tańca zaprosił świeżo wtedy objawionego<br />
saksofonistę Mikołaja Trzaskę. I duo psychotico emitowało<br />
zabawę bez reguł, w rytmie stych przepełnionych<br />
umną i zaumną świeżością, jak np.: Polański trzymał z Polakami<br />
/ Holland z Holendrami / Tatarkiewicz z Tatarami<br />
/ Słodowy / ma trzy życzenia / do spełnienia / do widzenia.<br />
(„Trzymają się”).<br />
Ponieważ ideolo pól kontrastowych zobowiązuje, zaprosiliśmy<br />
formację Hocki Klocki – z widowiskiem teatralnym<br />
dla dzieci. W fikuśnych rajtuzach na scenie biegali…<br />
zakręcony Chomik i Jurek Mazzoll Mazolewski oraz sympatyczna<br />
panna Żena.<br />
Mazzoll, późniejszy Bóg Yassu, Pupil Mózgu i Kazika,<br />
Słynny Brat Swojego Jeszcze Słynniejszego Brata Wojtka,<br />
114<br />
wyśpiewywał radosne strofy o Zosi Samosi. Zrobiło się<br />
nam alternatywne domowe przedszkole… Mówił Konjo<br />
– Chcę trafić do księgi rekordów Guinnessa, jako człowiek,<br />
który miał najdłuższe dzieciństwo w kosmosie!<br />
Tu w antrakt Zbyszek wplótł, tradycyjnie już o tej porze<br />
roku, krótki kurs samoleczenia metodą pressopunktury.<br />
A potem Konnix zaprosił na scenę Don Maria. Anonsował<br />
jego przybycie niczym herold królewski orszak – Czas<br />
nastąpił mu na nogę i dlatego częstokroć bywa złożony myślami<br />
w swej pościeli w krasnoludki i serduszka. Pytacie kiedy<br />
dymał ostatni raz? On nigdy nie dyma ostatni raz! Każda<br />
następna jest piersią jego humbuga karmiona. Lubi bose<br />
dziwki, nienatrętnych chłopców i biedronki…<br />
Don Mario, w stroju a’ la vonnegutowski czarny fuhrer<br />
Harlemu, z patosem i tragedyją wielką recytował słodkie<br />
strofy poematu Romuald Videlec i cztery gazele. Z podpieśnią<br />
Cztery gazele o Romualdzie Videlcu. Tłumy spijały<br />
jego liryczne soki żywotne – Romuald Videlec spadł za stołu<br />
operacyjnego… koza go na kamień nie wysrała… lepiej<br />
z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć.<br />
Po czym wybiegł z Kabaretu w zimną gdańską noc.<br />
I spalił wszystkie swoje wiersze. Jak potem zeznał – bo mu<br />
zimno było, było, było…<br />
Ale życie toczyło się dalej. Na scenę wchodzi gwiazda<br />
wieczoru – poznańska grupa Reportaż. Byli to podopieczni<br />
zjawiskowego obywatela Piły, Henryka Palczewskiego,<br />
posiadacza największej w tamtych czasach kolekcji progresywnych<br />
płyt. Propagatora nowej muzyki. Bezcennej<br />
encyklopedii wiedzy o nieznanych dźwiękowych światach.<br />
Reportaż grał ciepłą odmianę zlewu akademickiego, inspirowaną<br />
dokonaniami kapel z kręgu Recommended<br />
Records. Lubiliśmy ich, i owszem, a nawet ot i co. Mimo<br />
że nas akurat rajcowały rzęchy z Industrial Records, czyli<br />
okolice pomazańca niebożego Genesisa P’ Orridge’a.<br />
Artyści byli sprawni zarówno na scenie jak i w zmaganiach<br />
z trudną bolszewicką materią. Gdyż stosunkowo<br />
szybko Reportaż dorobił się regularnego wydawnictwa<br />
płytowego. W Kabarecie zagrali urokliwie dekadencki set.<br />
Wyjechali. I rozpadli się.
Ten wieczór Zbigniew sfinalizował deklamacją legendarnego<br />
liryka – Pipka i pindolek są wspaniałą złączką /<br />
niekoniecznie trzeba łączyć się obrączką. Trójmiejską zimę<br />
przeniknęła standing ovation!<br />
Było już tak miło, że rozpieszczać zaczęły nas nawet media.<br />
Gdański Wieczór Wybrzeża pisał – Oczkiem w głowie<br />
nowego kierownictwa klubu Rudy Kot jest prowadzona od<br />
niedawna działalność grupy osób, które swoją aktywność<br />
twórczą ukrywają pod wdzięczną nazwą: Imprzejawnikowy<br />
Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny Zlew Polski.<br />
A ich działalność jest po prostu niczym innym, jak najbardziej<br />
radykalnym odłamem awangardowej, lub nawet<br />
postawangardowej, młodej sztuki polskiej, zawierającej<br />
w sobie interdyscyplinarne akcje muzyczne, plastyczne, malarskie,<br />
aktorskie i poetyckie.<br />
Podczas trzech, prawie czterogodzinnych wieczorów, występowali<br />
przy absolutnych rekordach frekwencji…<br />
Czuliśmy się jak kreatorzy jakiegoś metafizyczno – społecznego<br />
Las Vegas! I dlatego w duchu przekory wygenerowaliśmy<br />
brutalny żart, którym był wieczór czwarty<br />
i ostatni Kabaretu Zlew Polski…<br />
Formacja nie byłaby sobą, gdyby w nieokiełznanym szaleństwie<br />
swoim nie dotknęła kolejnego extremum. Tym<br />
razem za graniczne doświadczenie estetyczne robił show<br />
pt. Dziwny świat współczesnych prymitywów.<br />
Ponieważ poprzednie ujawnienia Kabaretu przesycone<br />
były wysublimowanymi produktami postartystycznymi,<br />
teraz postanowiliśmy sięgnąć artowego dna. Z perwersyjną<br />
radością zaprosiliśmy twórców, którzy dzielnie pomogli<br />
nam zgwałcić samozadowolony gust powszechny…<br />
Zaplanowaliśmy niezwykły set terapeutyczny, gdyż<br />
w przejawach tej ekipy czaił się, kojący subtelne zmysły,<br />
ładunek katarktycznych doznań. Zawiadiaccy charyzmatycy<br />
ruszyli do sfatygowanego wesołego miasteczka o nazwie<br />
Zlew Polski.<br />
Profesjonalnie spreparowana przez Konnixa ulotka<br />
przedstawiała oryginalną fotkę z gdańskiej przetwórni tanich<br />
win owocowych. Jako motto posłużył list ku mnie, napisany<br />
przez zawiedzionego rewolucjonistę – Snobistyczny<br />
kabaret dla małolatów pozujących na zbuntowanych intelektualistów…<br />
I dalej w tym stylu. Z tego co wiem, autor listu<br />
skończył jako równie zawiedziony w miłości do ludzkości<br />
trockista.<br />
Flyers zawierał istotny message dla spragnionych kontaktu<br />
z metafizyką społeczną widzów – Jeżeli chodzi o cenę,<br />
to uczciwy człowiek nie wymaga za dużo od drugiego uczciwego<br />
człowieka.<br />
19 marca 1988 roku witał małolatów kolejny wernisaż<br />
niestrudzonych Zu Als Jetzt (Zu – od zupa). Joanna, Andrzej<br />
i Maciek pracowicie przez cztery godziny wylewali<br />
też diaporamę i zjawiskowe anormal films.<br />
DJ Zbigniew mixował w antraktach Tot Top legend prymitywu.<br />
Czyli urokliwą muzę grupy Kołchoźnik, w której<br />
w latach 79–84 grał multimedialny Andrzej Awsiej. Oraz<br />
znane nam już utwory formacji Serdel z lat 82–83, w której<br />
grał pan kierownik Z. S.<br />
Rozpoczęło kolejne wcielenie naszego neurotycznie nakręconego<br />
kolegi, które na plakacie dość złośliwie zapisaliśmy<br />
jako Baczkin’s Joy Division. Kontemplując rozpaczliwe<br />
ruchy sceniczne tej załogi nietrudno było o podej-<br />
115<br />
W Kabarecie<br />
– Mgr. Łuczaj, Tymon, Konjo,<br />
Merta, Paulus i Zbigniew.
Natchnione<br />
W Stronę Prawdy.<br />
rzenie, iż ci artyści widzą swoje instrumenty pierwszy raz<br />
ever.<br />
Lider usiłował zapanować nad radosnym chaosem melorecytując<br />
coś, co bezkrytycznie uważał za piosenki. Każdy<br />
fałsz wydobywany z rozstrojonych gitar witaliśmy entuzjastycznymi<br />
brawami. Po pół godzinie chałupnicza wersja<br />
Joy Division dała za wygraną. Żegnał ją przyjazny koncert<br />
życzeń – Do Opola! Nach Zoppot! Na Warszawską Jesień!<br />
Przy mikrofonach zasiadł duet Alfredów Szklarskich.<br />
Panowie Kudłaty i Tymański ujawnili drugi set Tomka<br />
wzdłuż lutych lodowczyków Grenlandii, pisany na cztery<br />
ręce i recytowany na dwa głosy. Licznie przybyli studenci<br />
wydziału humanistycznego UG co akapit wołali jednomyślnie<br />
– Hańba!<br />
Do Kudłatego dołączyła wkrótce dzielna zgraja muzykantów<br />
z kapeli W Stronę Prawdy. Byli świeżo po skomponowaniu<br />
debiutanckiego materiału pt. Mrożonki wojenne.<br />
Tłumaczyli prostodusznie – Dążymy do osiągnięcia pełnej<br />
wypowiedzi twórczej za pomocą niewyszukanych środków,<br />
dostępnych praktycznie każdemu, i każdym swym utworem<br />
udowadniamy, że jest to możliwe, ponieważ nie odczuwamy<br />
potrzeby wyrażania się w innej, bardziej skomplikowanej<br />
formie.<br />
Jak wnikliwie zauważył Zbigniew – piekielnie przebiegłym<br />
posunięciem jest na koncertach odgrywanie tego<br />
wszystkiego z playbacku. Publiczność zrozumiała ten dowcip<br />
i udawała, że doskonale się przy tych kawałkach bawi.<br />
Przypomnijmy tytuły – Świat otoczony śledzionami, Na<br />
oślep wywlec, Arsenał gumowych pastylek mądrości. Jakiś<br />
trefniś domagał się nawet nieszczerze bisu…<br />
Jeżeli ktoś myślał, że popisami W Stronę Prawdy Kabaret<br />
Zlew Polski sięgnął dna, szybko musiał zweryfikować<br />
116<br />
swoją optymistyczną ocenę sytuacji. Do dna było jeszcze<br />
bardzo, bardzo daleko…<br />
Konjo zaprosił ku kontemplacji pereł voyeryzmu, czyli<br />
na występy brzeźnieńskich minstreli ex – jedni. Duet Kinia<br />
& Wujek Karwa wystąpił z odważną interpretacją nylonowej<br />
sieczki patriotycznej, a’ la niegdysiejsza wieczornica<br />
grupy W Zatoce.<br />
Inny minstrel, gitarzysta Łata Łatyszew, ujawnił wiązankę<br />
z aktualnej listy przebojów poprawczaków i milicyjnych<br />
izb dziecka. Zapamiętano, śpiewany na melodię popularnego<br />
kotleta nawiedzonego włoskiego hydraulika Drupiego,<br />
kawałek – Gdy strzelałem 64 numer / w telewizji właśnie<br />
dziennik kończył się…<br />
Co bardziej wrażliwi zaczęli uchodzić z profuzyjnego<br />
pobojowiska…<br />
A w Kabarecie rozkręcała się w najlepsze kaszubska masakra<br />
piłą łańcuchową. Oto instaluje się na stejdżu Intuicyjny<br />
Zespół Ludowy Volks. To był mój projekt – chwilowy,<br />
ale jakże zmysłowy. Powołałem go do istnienia na ten<br />
jeden słodki wieczór.<br />
Ekipę tworzył sowizdrzalski kolektyw akademickich freaków,<br />
z uroczą panną Tatianą, obywatelką Czarnej Wody<br />
na wokalu. Pozbieraliśmy instrumenty, które na scenie porzucili<br />
Joy Division i ruszyliśmy na Berlin! Ja podłączyłem<br />
się z akordeonem (!?) i bez zbędnych obciążeń kulturowych<br />
zagraliśmy trzy utwory. Połączone właściwie w jedną<br />
suitę pt. Mariolka chodź na pindolka!<br />
Używając nomenklatury badaczy folkloru „in da Oskar<br />
Kolberg style”, był to bezrefleksyjny urokliwy zaśpiew. Zakończony<br />
wspaniałym kakofonicznym hymnem autorstwa<br />
muzykanta, który został potem przewodniczącym<br />
gminy żydowskiej w Trójmieście. Apologia dedykowana<br />
była Don Mario Staremu Łagrowcowi – Jeden w kącie rysia<br />
struga / Drugi smętnie kopci szluga / Trzeci grzebie palcem<br />
w dupie / Brak Don Maria jest w tej grupie…<br />
W Kabarecie zrobiło się jaśniej, przestrzenniej jakoś<br />
i wiatr począł hulać między pustostanami.<br />
Na to Zbyszek podnosi iloraz inteligencji tego kontrowersyjnego<br />
upublicznienia. Informuje, iż ma pełną świadomość,<br />
że jego wiersze z pisanego właśnie tomu Parnas<br />
zimowy z pewnością trafią do kanonu lektur szkolnych.<br />
I aby ulżyć uczniowskiej niedoli na oblepionych nudą lekcjach<br />
polskiego, wysmażył imprzejawnikową ściągawkę pt.<br />
Heja.<br />
Brzmiała ona następująco – Heja heja heja heja / Heja<br />
heja heja heja / Heja heja heja heja / Heja heja heja heja.<br />
Uczciwie dodajmy, że zaraz po recytacji Zbyszek ponowił<br />
altruistyczną akcję wyręczania tradycyjnie nieczynnej<br />
służby zdrowia. I zrealizował błyskawiczny kurs samoleczenia,<br />
tym razem za pomocą tzw. metody Polarity.
A potem twardziele, którzy jeszcze się w Kabarecie ostali,<br />
wystawieni zostali na ostateczną próbę. Czyli na konfrontację<br />
perceptorów z jednym z sześciu mózgów naszego<br />
gargantuicznego kolegi Paulusa.<br />
Oto na scenę pakuje się dzielna trupa nałęczowsko-<br />
-gdańskiego Po Schodach. Dyplomatycznie zapodał sytuację<br />
Spiko Mesjagowicz – Abstrakcyjny, zaumny i zlewny,<br />
tyleż intensywny jako literatura, co jako sposób podania –<br />
a jedynie sensowny w istnieniu całościowym…<br />
Porzućmy kaprys definicji. Wszechświat opanowały siła,<br />
piękno i wdzięk. Zacięte twarze muzyków, protokwaśne<br />
bity i szczera lustracja fonicznego wodogłowia… Jak mawiał<br />
w podobnych sytuacjach cesarz francuzów – Żadnych<br />
złudzeń panowie!<br />
Te trzy kwadranse zlewu zmieniły oblicze andergrandu.<br />
Wielu przez lata nie mogło otrząsnąć się z traumy staczającej<br />
się Po Schodach psychodramy. Wielu przenicowało<br />
swoją tożsamość. Najbliższe parabole do kreacji Paulusa<br />
to bez wątpienia szlagiery: Amadamio amoremio, Tornero,<br />
Tragedy, Ramaja, V symfonia Dymitra Szostakowicza.<br />
I oczywiście chór Aleksandrowa – najściślej Pierwsza brygada<br />
w wykonaniu w/w chóru…<br />
Niedobitki które wytrwały otrzymały w bonusie zadziwiający<br />
prezent foniczny. Tym razem „za gwiazdę” miała<br />
robić zasłużona kapela Szczepana Szprady, czyli wyrodne<br />
syny Gdańskiej Sceny Alternatywnej, pankowcy z Po<br />
Prostu. Ale lider przeżywał kolejny incydent psychotyczny<br />
i zespół nie zjawił się w gościnnych progach Kabaretu,<br />
ku rozczarowaniu wielu.<br />
Dodam iż w latach następnych artyści z Po Prostu,<br />
mimo deklaratywnych chęci, konsekwentnie utrwalali tradycję<br />
nie przychodzenia na nasze wspólne koncerty. Dziękujemy,<br />
chłopaki!<br />
Przyszedł natomiast, doskonale tym razem przygotowany<br />
do zajęć estradowych, kolega Brzóska. Zamiast czwartej<br />
próby odczytania poematu o kominach dymiących, przyprowadził<br />
swój nowy pomysł na sceniczne życie. Nazywał<br />
się tajemniczo Awoda Zara 55.<br />
Jak pisał Człowiek Zwany Psem w manifeście założycielskim<br />
– Cechą awodazaryzmu jest odrzucenie przez niego<br />
kryterium jakim jest wartość literacka dzieła stosowana<br />
przez krytyków sztuki wraz z ich patrymonialnym i autokratycznym<br />
sądem ostatecznym.<br />
Kult wolności któremu hołduje awodazaryzm, jest w jego<br />
wydaniu kultem wolności słowa, które samo w sobie jako<br />
pojęcie filozoficzne i religijne jest dla niego święte, i nie zasługuje<br />
na to by zakładać mu kaganiec w imię jakichkolwiek<br />
racji.<br />
Brzóska powołał do istnienia regularną supergrupę.<br />
Grali w niej – Ania Miądowicz z Oczu Cziornych na flecie<br />
oraz Szymon (bas) i Medyk (trąbka) z Szelestu SP. Na<br />
wokalu histeryzował partnerski duet Iza i Darek, który<br />
wkrótce połączy się szczęśliwym węzłem małżeńskim.<br />
Awoda Zara 55 to był piękny trust, swingująca muzyka,<br />
uprawianie fikcyjnych i groteskowych sytuacji poetyckich.<br />
Do dziś z nostalgią wspominany jest w pomorskim podglebiu<br />
ich premierowy pochód do kalekich gwiazd pt. Ja<br />
jestem Ezechiel.<br />
I ta wycieczka w asemantyczne regiony zamknęła przepiękny<br />
rozdział dziejów wszechświata o nazwie Imprzejawnikowy<br />
Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny Zlew<br />
Polski.<br />
Dyrektorzy Zbigniew i Konjo spacerowali gdańskim<br />
przedwiośniem, śpiewając serceszczypatielny song Paulusa<br />
– Byłem sklepie byłem sklepie / nic nie było do sprzedania<br />
/ nic nie było do kupienia / do widzenia do widzenia…<br />
117<br />
Intuicyjny Zespół Ludowy<br />
Volks – Michaś, Tatiana i Konjo.
Muszę kontynuować wsadzanie sobie pytona i całą resztę…<br />
Ilona Cicciolina Staller<br />
idę sobie spiko może to i lepiej<br />
że wszystkiego nie da się opowiedzieć<br />
przeczuwam dziwne energie<br />
które pojawiają się nie wiadomo skąd<br />
które pomogły nam przetrwać<br />
w miesiącach i latach mniej zabawnych niż obecne…<br />
Paweł Konjo Konnak – „Sztuka restauracji”<br />
Dlaczego właściwie rozwiązaliśmy Kabaret Zlew Polski?<br />
To pytanie do dziś nurtuje wielu badaczy metafizyki społecznej…<br />
Po raz pierwszy pozwoliliśmy sobie na taką ekstrawagancję.<br />
Do tej pory to nas wyrzucano, nam czegoś zakazywano<br />
i wręczano wilczy bilet. A teraz postanowiliśmy raz<br />
kolejny zadziwić świat tą z pozoru irracjonalną decyzją.<br />
Dlaczego zrezygnowaliśmy w momencie, gdy po raz<br />
pierwszy Tranzytoryjna Formacja Totart została uznana,<br />
zaakceptowana i odniosła widowiskowy sukces?<br />
Rozwiązując Kabaret zbuntowaliśmy się przeciw tzw.<br />
„psychologii przeboju” – Tranzytorium totartu jest dążeniem<br />
również nieco odmiennym od podobnych mu, bo<br />
„przedstawiających” praktyk – mianowicie oderwanym od<br />
zwyczaju lansowania, czy wielokrotnego przedstawiania, co<br />
119
Okładka biblii Totartu<br />
I i II Generacji<br />
by Paulus.<br />
było wyrazem nieustannego dążenia nastawienia na dynamikę<br />
zmian i nie ulegania psychologii przeboju.<br />
Psychologia przeboju – coś, co się udało w sensie zewnętrznym,<br />
czyli co spotkało się z uznaniem odbiorców, staje<br />
się celem świadomych lub nieuświadamianych nawiązań<br />
artystycznych w dalszej drodze, lub wręcz zatrzymania na<br />
etapie owej estetyki, która spotyka się z aplauzem…<br />
Gdyby wobec Kabaretu Zlew Polski zastosować praktykę<br />
wielokrotnych prezentacji i objazdów po kraju, można by<br />
spokojnie od widowiska odcinać tradycyjne kupony. A my,<br />
głuptaski, podążając za głosem swoich intuicji, nurzaliśmy<br />
się w permanencji adekwatyzacyj. (Zbigniew Sajnóg – „Vademecum<br />
konesera Totartu”).<br />
Więc ja już od lutego roku 88 postanowiłem zanurzyć się<br />
w naszej nieodległej, heroicznej prehistorii. I przystąpiłem<br />
do kreowania biblii Totartu 1 i 2 Generacji pod nazwą Metafizyka<br />
społeczna.<br />
To rozległe dzieło było pierwszym projektem Księgozbioru<br />
Zlew Polski mającym na celu usystematyzowanie<br />
coraz bogatszego dorobku Tranzytoryjnej załogi. Planowałem<br />
dokładnie udokumentować każde z naszych wcieleń.<br />
Czyli po Metafizyce społecznej ukazać miała się odpowiednio:<br />
Księga Ariergardy 1, Kabaretu Zlew Polski i innych<br />
przewidywanych inkarnacji Totartu.<br />
120<br />
Metafizyka… była śmiało wylanym, ponad stustronicowym<br />
happeningiem edytorskim. Hard core stanowiły manifesty<br />
Zbigniewa, Janego, Tymona i Kudłatego. Przenikane<br />
materiałem foto i klimatycznymi grafikami udziałowców<br />
Formacji – Yo Als Jetzt, Paulusa i moimi.<br />
Z grubsza ujmując są to płody naszych podjazdów terapeutycznych,<br />
którymi żeśmy przeciągali przez grzęzawisko<br />
epoki końca permanentnego, ów period społecznej awitaminozy<br />
i obstrukcji. (Z. Sajnóg – „Lira korbowa. 3 lata zmagań<br />
ze szkorbutem – klitoralną boleźnią edytorów.”)<br />
Dochodziły do tego perełki voyeryzmu, przyswojone<br />
pośród bojów tamtych niełatwych miesięcy. Wśród nich<br />
np. wspominany już ludowy epos o nawiedzeniach pana<br />
Domańskiego, działkowca z Oławy.<br />
Oraz antynikotynowa krucjata protoplasty redemptorysty<br />
z Torunia – Człowiek normalny chce żyć, prowadzi się<br />
moralnie, zgodnie z etyką katolicką. Palacz to samobójca,<br />
ateista, który nie wierzy w Boga… Palacz posiada dziury<br />
w mózgu, a to stanowi debilizm, brak mądrości politycznej.<br />
Debil staje się parobkiem masonerii. Zdradzi rodzinę i Ojczyznę…<br />
Rzeźbiłem nad Metafizyką… okrągłych dwanaście miesięcy.<br />
Do dziś nie udało się dzieła udostępnić w godnym<br />
nakładzie. Jedynie w czerwcu roku 91 koledzy Wojtek<br />
Kozłowski i Leszek Krutulski – Krechowicz, prowadzący<br />
w Zielonej Górze zasłużoną Galerię Po, upublicznili pracę<br />
w ilości sztuk 25.<br />
Ujawnianie pozostałych segmentów biografii Totartu<br />
chwilowo przerwał brutalny odlot Zbigniewa, w nieszczęsnym<br />
styczniu roku 93. Ale przecież podróż trwa…<br />
Gdy rozwiązaliśmy Kabaret Zlew Polski, mieliśmy już<br />
dokładny plan dalszej ekspansji. Nowe idejki nam się rwały<br />
do foxtrota i za chwil parę świat poznać miał nasze kolejne,<br />
profuzyjne wcielenie!<br />
W międzyczasie klinem w Kosmos uderzył kolega Tymański,<br />
który opuścił swojski kokon zimnofalowy Sni<br />
Sredstwom Za Uklanianie, coby rozpocząć burzliwą przygodę<br />
jassową.<br />
W połowie kwietnia 1988 roku, w gdańskim klubie Pinezka,<br />
poprowadziłem pierwszy koncert jego nowej formacji<br />
Miłość.<br />
Tymon objaśniał – Konwencja muzyki tworzonej przez<br />
grupę, holistycznie korzysta ze wszystkich dokonań, nastrojów<br />
i form jassu, począwszy od nowoorleańskiej radosnej<br />
kolektywnej improwizacji, witalności i werwy swingu<br />
z szorstkimi frazami bluesa i słodkimi chorusami musicalowej<br />
piosenki, refleksyjności cool jazzu i żywiołowej motoryki<br />
hard bopu po free-jassową ekstatyczność i wolumen…<br />
Diaporamę tradycyjnie obsługiwali Yo Als Jetzt. Publiczność<br />
zadziwiona przeczuwała, iż bierze udział w jakimś<br />
wyjątkowo prymarnym rytuale. Za moment okaże
się, że energia Miłości powoła do istnienia kolejne nieokiełznane<br />
byty muzyczne Ryszarda. W Totarcie noszącego<br />
czasami pseudonim organizacyjny Pepsodent Smile.<br />
Oprócz obsługiwania diaporamy na koncertach Miłości,<br />
Andrzej Awsiej i Maciek Ruciński pisali kolejne poematy<br />
permanentne. Tegoż kwietnia wykreowali zmysłowe wydawnictwo<br />
pojedyncze pt. ”myślenie zaczyna się od najprostszych<br />
dwuelementowych systemów” – zgodnie z dialektyką<br />
marksistowską ilość przechodzi w jakość. palenie<br />
opali obala tę tezę: duża ilość spalonych opali jest identycznie<br />
do dupy jak mała ilość spalonych opali.<br />
Yo Als Jetzt wydali też piękną, szablonem uczynioną<br />
pocztówkę, z okazji drugich urodzin Tranzytoryjnej Formacji<br />
Totart. Potem stało się to miłą, familijną tradycją<br />
i co roku dostawaliśmy od grupy kolorowej taki sympatyczny<br />
prezent<br />
Podczas konceptualnej burzy mózgów w centrali Tranzytorium,<br />
obywatele – Paweł Konjo Konnak i Zbigniew<br />
Zbigniew Sajnóg, podjęli decyzję o inauguracji kolejnego<br />
wcielenia tej zasłużonej jednostki bojowej.<br />
Bez fałszywej skromności i w przeczuciu czekających<br />
nas kolejnych, wiekopomnych realizacji, ogłosiliśmy powstanie<br />
Koncernu Metafizyczno-Rozrywkowego. Nadaliśmy<br />
mu irytującą nazwę własną – Pigułka Progresji!<br />
Zbig pisał – Tranzytoryjność rozumiana jest jako ciągła<br />
metamorfoza nazw i kształtów i jako ciągła wymiana<br />
uczestniczących w działaniach podmiotów…<br />
Stosując podobny klucz używaliśmy sobie na różnych formach<br />
kanonicznych od festiwalu przez widowisko teatralne,<br />
teatrzyk lalkowy, koncert rockowy, wieczór poezji, kabaret,<br />
recital, wystawę, prelekcję, pomoc chorym i staruszkom, dokarmianie<br />
zwierząt, demonstrację, manifestację, dyskusję,<br />
procesję, muzeum, bojówkę, seans filmowy, pokaz filmowy,<br />
pokaz diaporam, happening, subtelne wzruszenia, publiczne<br />
praktyki koprofagiczne, striking, pisanie wierszy, powieści,<br />
121<br />
Miłość – Leszek Możdżer,<br />
Tymon Tymański,<br />
Mikołaj Trzaska i Jacek Olter.
Big Cyc w drodze na<br />
barykady rokędrola.<br />
publicystyki, traktatów teoretycznych, głoszenie manifestów,<br />
performance aż po rzucanie ulotek, kolportaż wydawnictw,<br />
druk szablonowy, symultan i profuzję a wszystko to w pełnej<br />
skali od intymnej kameralności i nudy, po odczytywanie<br />
wierszy wobec sześciotysięcznej publiczności rockowego<br />
festiwalu, od szczegółowo, koncepcyjnie przygotowanych<br />
i dramaturgicznie opracowanych akcji, aż po ad hoc imprototy<br />
(improtot – totalna improwizacja). („Vademecum konesera<br />
Totartu”).<br />
Cobyśmy jednak nie poczuli się za dobrze, Koncern rozpoczął<br />
działalność od widowiskowego falstartu. Na kwiecień<br />
planowaliśmy przeprowadzenie poważnego ujawnienia<br />
w gdańskim Teatrze Wybrzeże, z udziałem zaprzyjaźnionych<br />
harcowników profuzji.<br />
Oprócz znanych, lubianych i pogardzanych weteranów<br />
takich jak Praffdata, Szelest Spadających Papierków<br />
i Reportaż, wystąpić miała Miłość oraz, świeżo powołany<br />
do istnienia przez Krzyśka Skibę, projekt o nazwie Big Cyc.<br />
Cycki to miał być jednorazowy żart pomarańczowy. Kpina<br />
z bufoniastych gwiazd rocka, także tego alternatywnego.<br />
Wykreowany na intencję Uroczystej Akademii Z Okazji<br />
70 Lecia Wynalezienia Damskiego Biustonosza.<br />
Big Cyc zagrał tam krotochwilnie zaangażowany koncert<br />
pod hasłem Gołe cycki to więcej niż chleb i demokracja!<br />
Od razu podbił serca co bardziej pierdolniętych fanów<br />
mocnego uderzenia. I zatrybił jako frakcja pankrokowa<br />
Galerii Działań Maniakalnych, czyli stworzonej przez<br />
Skibę diecezji łódzkiej Pomarańczowej Alternatywy.<br />
122<br />
Ale pierwsza randka z Big Cycem & resztą bad company<br />
pozostała jednak nie skonsumowana, z powodu tzw. złożonych<br />
perturbacji wynikłych podczas organizacji Nocy<br />
W Teatrze. Tak się dyplomatycznie mówi, gdy ktoś na żywca<br />
robi cię w chuja. I toczy żałosną grę pozorów aby napompować<br />
swoje smutne ego. Upublicznienia nie udało<br />
się zorganizować. A dyrekcja Koncernu wyciągnęła z tego<br />
przykrego incydentu wnioski i następnych kooperantów<br />
poszukała w bardziej sympatycznym miejscu.<br />
Udało nam się jednak wziąć udział w innej postabsurdalnej<br />
sytuacji, nakręcanej przez element antysocjalistyczny,<br />
znany służbom jako Skiba. Ponieważ Krzysiek był nieposkromionym<br />
sytuacjonistą, 4 kwietnia zorganizował<br />
w łódzkiej Balbinie wielki happening o nazwie International<br />
Mail Art Show czyli Total Anarchistic Evening!<br />
Poster do tego rozkosznego zlotu wariatów, z dyplomami<br />
i bez akademii plastycznych, uczynili Yo Als Jetzt. Grupa<br />
kolorowa zaprezentowała także diaporamę a Zbig i Ela<br />
przesłali set perwersyjnych fotek. Konjo robił za ambasadora<br />
marki Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka. Pod<br />
nieobecność pozostającego w głębokim ukryciu Lopeza,<br />
jako jego pierwszy wydawca, recytowałem strofy młodzieńcze<br />
z „AIDS…” – Od KC w górę / zaczyna się / metafizyka…<br />
Koledzy anarchiści raz kolejny wsparli Tranzytorium<br />
w wymiarze emocjonalnym i printerskim. Krzysiek Gall<br />
Galiński zaprosił nas na łamy WiPowskiej A’ Cappelli.<br />
Zaproszenie skonsumowała nasza nowa frakcja. Zbig<br />
głosił – W długich okresach istotnej działalności nie
Poster<br />
„International Mail Art Show”<br />
by Yo Als Jetzt.<br />
Ta grafika to prezent<br />
Paulusa dla Zbyszka,<br />
Gdańsk 86.
Ulotka RSA.<br />
mieliśmy zupełnie czasu na reklamę. Teraz postanowiliśmy<br />
dokonać przełomu i , „na czas jakiś”, zajęliśmy się wyłącznie<br />
reklamą, wyciągając korzyść ze sprytnie opacznego zastosowania<br />
starej łacińskiej nauki: vasa inania plurimum sonant<br />
(puste naczynia robią najwięcej hałasu).<br />
M.in. w tym celu powołujemy Sekcję Publicystyczno Reklamową.<br />
Rzecz jasna nie jesteśmy na tyle brzydalami, żeby<br />
skupiać się wyłącznie na sobie. Przecież z rozkoszą spieszymy<br />
reklamować tych wszystkich, których kochamy, lubimy<br />
i cenimy. Wszystko w miarę możności – istoto istnienia<br />
wspomagaj!!! („Higiena”).<br />
Na okładce A’ Cappelli znalazł się więc rysunek Paulusa<br />
a w środku – texty teoretyczne Zbigniewa i, jak szaleć to<br />
szaleć, poster Totartu (?!).<br />
Zacytujmy Sajgona, opisującego złożoną problematykę<br />
naszej kolektywnie społecznej wegetacji A.D. 1988 – Myślę<br />
tu o specyficznym klimacie niby to normalnego, codziennego<br />
życia, myślę o przesyceniu wszystkiego wibrującym psychizmem,<br />
wywołanym mieszaniną sprzecznych odczuć: przemęczenia<br />
i determinacji, wściekłości i strachu, poczucia beznadziejności<br />
sytuacji i poczucia nieuchronności zmiany.<br />
Żyjąc tu doznaje się co krok iluzoryczności społecznego<br />
trwania, permanentnego zagrożenia rozpadem form trwających<br />
już jakby tylko siłą inercji (co to może znaczyć?).<br />
Przypomina ów stan opary demencji unoszące się w mroku<br />
prozy Schulza, ale o wyostrzonych, bezwzględnie realnych<br />
konturach zagrożeń…<br />
O ile do czegoś mogą się jeszcze przydać artyści, to jedynie<br />
do pełnienia roli terapeutów, renowatorów dusz. Sądzę<br />
też, a podpowiada mi to wieloletnie doświadczenie czynnego<br />
uczestnika tzw. życia kulturalnego, że podstawą, zasadniczą<br />
okolicznością, warunkiem bez którego mało szans na<br />
dopełnienie terapii, jest bezpośredni kontakt, sytuacja spotkania.<br />
Tylko wtedy pojawia się specyficzny rodzaj napięć<br />
i przebiegów sił, umożliwiające istotną więź i jej lecznicze<br />
wykorzystanie.<br />
Myślę, że stąd wypływa ciągle rosnąca w kraju popularność<br />
akcji pokrewnych happeningowi i performansowi.<br />
Mnożą się działania zarówno o charakterze politycznym,<br />
jak i czysto artystyczne, chociaż najczęściej mamy do czynienia<br />
z silnym przemieszaniem jednocześnie obu tendencji.<br />
Aby wczuć się w klimat tajemniczej primavery przypomnę,<br />
iż w Święto Wiosny, 21 marca 88 roku, RSA zorganizowało<br />
w Sopocie happening połączony z topieniem tradycyjnej<br />
Marzanny. Za kukłę robił w tym przypadku generał<br />
Jaruzelski. Ulotki zapraszały – Kto za – przychodzi<br />
w czarnych okularach. Baw się razem z nami!<br />
Trójmiejskie SB nie znało się jednak na tego typu żartach.<br />
Zmasowane siły ZOMO zaatakowały kolorową młodzież,<br />
bawiącą się na sopockim Monciaku. Doszło do regularnej<br />
masakry w wyniku której aresztowano kilkunastu<br />
124<br />
przebierańców a kilku, ciężko pobitych, trafiło do szpitala<br />
ze wstrząsem mózgu. Inicjatorzy Święta otrzymali kolegia<br />
po 50 tysięcy a’ men.<br />
I między innymi dlatego nie podzielam dziś zachwytów<br />
tej części społeczeństwa która uważa, że były to zabawne<br />
czasy…<br />
Wróćmy do A’ Cappelli i prześledźmy spis treści tego numeru<br />
magazynu anarchopacyfistycznego – Walka ruchu<br />
WiP o służbę zastępczą poborowych, Powstaje biblioteczka<br />
anarchistyczna, Czarne z czerwonym jedzie na zielonym,<br />
List otwarty albo zamknięty do generała Jaruzelskiego, Mój<br />
kraj jest moim gettem!, Narodna Wola czyli rosyjscy terroryści,<br />
Siedzą za MON…<br />
Zauważę też nieśmiale iż z ostatnio ujawnionych akt<br />
wynika, że latem miało dojść do ostatecznej inwazji armii<br />
Układu Warszawskiego na kraje Europy Zachodniej. Np.<br />
z gdańskiej plaży, w lipcu roku 88, Ludowe Wojsko Polskie<br />
uderzyć miało na Danię i Norwegię. Polskim lotnikom<br />
przypadłoby w udziale bombardowanie Oslo i Kopenhagi.<br />
Co oznaczało m.in. że gdy we wrześniu Koncern<br />
szalał w Warszawie, to w drodze oczywistego rewanżu spadałyby<br />
nam na głowy pershingi NATO. Wszyscy tańczyliśmy<br />
na wulkanie…
Poster Muzeum Objazdowego<br />
by Yo Als jetzt.<br />
Nieskromnie podkreślę, iż zawsze Formacja była prymusem<br />
w alternatywnej szkole przetrwania. Szczególnie<br />
podczas fakultetów, na których uskutecznialiśmy tzw. wciskanie<br />
się w luki rzeczywistości. Wykorzystywaliśmy każdą<br />
okazję, nawet brak okazji, nawet cień okazji, nie mówiąc<br />
o cieniu braku cienia – aby zaistnieć z naszymi wizjami.<br />
Dlatego przystąpiliśmy do perfidnego projektu, jakim<br />
było nakręcane przez RSA Duszpasterstwo Anarchistyczne.<br />
Ponieważ w tamtych czasach nie mieliśmy żadnej szansy<br />
na zorganizowanie własnego, niezależnego klubu, Jany<br />
& company zasiedlili na chwilę gdańską plebanię kościoła<br />
Św. Brygidy. Gwiazdą matecznika Solidarności był wtedy<br />
excentryczny duszpasterz, prałat Jankowski.<br />
Ten słynny polityk i biznesmen snuł się po swoim królestwie,<br />
odziany w szyte na miarę mundury galowe nieistniejących<br />
armii. Obwieszony kapiącymi złotem medalami<br />
które, jak głosiła miejska legenda, sam sobie przyznawał<br />
za udział w widmowych kampaniach. Wyglądał właściwie<br />
jak nieświadomy uczestnik pląsów Totartu I Generacji.<br />
Prałat na moment stracił czujność i wpuścił niesforną<br />
gromadkę dzieci Bakunina i Kropotkina, która obiecała<br />
mu wskrzeszenie cotygodniowych rekolekcji młodzieży<br />
akademickiej.<br />
126<br />
Jednak zamiast uduchowionych studentów, 3 czerwca<br />
roku pańskiego 88 na plebanii zainaugurowaliśmy działalność<br />
konspiracyjnego happeningu o nazwie Duszpasterstwo<br />
Anarchistyczne. Inauguracji dokonało Muzeum Objazdowe<br />
Totartu.<br />
Gdy w Rzeszowie pokrywałem cierpiące Konicze zwłoki<br />
ekskrementami, wyobrażałem sobie to i owo, ale z pewnością<br />
nie sytuację w której snujemy wykłady o tym intensywnym<br />
wydarzeniu w kontekście tak schizofrenicznym.<br />
Święta Brygida opanowana była w tamtym czasie<br />
przez mało rozrywkową ekipę wąsatego Noblisty. Który,<br />
jak każda superstar, nie lubił konkurencji w drodze do sławy<br />
i pieniędzy…<br />
Muzeum było godne dydaktycznie. Ujawniliśmy archiwalne<br />
video, oral history oraz wystawę zasłużonych posterów<br />
Totartu i diaporamę Yo Als Jetzt.<br />
Zbig objaśniał młódź anarcholską – Nasza tranzytoryjność<br />
rozumiana jest jako ciągła metamorfoza nazw i kształtów<br />
i jako ciągła wymiana uczestniczących w działaniach<br />
podmiotów.<br />
Najogólniej totart definiowany jest jako seria wspólnych,<br />
możliwie najbardziej dowolnych aktywności osób bieżąco<br />
zainteresowanych udziałem w ich realizacji. Nazwa, świadomie<br />
pretensjonalna, wykładana jest przeważnie jako<br />
sztuka totalna i jako martwy zwyczaj (z niemieckiego).
W następnym już tysiącleciu ideę Muzeum Objazdowego<br />
wzbogacą badania niezależnych naukowców. Małgorzata<br />
Kraszewska, wnikliwa penetratorka Totartalnej Metody,<br />
w pracy pt. „Performance, happening, fluxus czy nowa forma<br />
wyrazu. Analiza wystąpień grupy Totart Pierwszej Generacji”,<br />
napisze – Totart poprzez łączenie elementów zanegowanych<br />
przy okazji Masarni, tworzy swój sposób na realizowanie<br />
jednego z podstawowych zadań jakie stawia sobie<br />
sztuka, czyli terapii.<br />
Sajnóg odwołuje się także do działań Artauda – „pojęcie<br />
sztuki totalnej ma wiele wykładni, nam bliski jest Artaud,<br />
ale to do niczego nie obliguje, ani tem bardziej niczego nie<br />
wyjaśnia”. Wydaję się, że autorowi chodzić mogło o artaudowskie<br />
pojęcie metafizyki jako sobowtóra teatru oraz zatarcie<br />
granicy pomiędzy teatrem a rzeczywistością, a wręcz<br />
zanegowanie istnienia tej granicy (teatr jest rzeczywistością,<br />
tak samo jak rzeczywistość jest teatrem). Myśl ta koresponduje<br />
z definiowaniem przez Sajnóga pojęcia sztuki w kontekście<br />
pojęcia życia.<br />
Według tego porównania do koncepcji Artauda, wnioskować<br />
można, że wystąpienia Totartu nie miały charakteru<br />
kreacji scenicznej, przedstawienia, były ciągłością wydarzeń<br />
codziennego życia, które w okoliczności (anty)teatralnej nabierały<br />
charakteru sztuki (jako terapii) i wyrażały się w takiej<br />
formie wyrazu, na jaką „odgrywający” mieli ochotę (lub<br />
potrzebę).<br />
Wydarzenia grudnia 1986 były przełomowym momentem<br />
dla Totartu. W tym momencie kończy swoją działalność<br />
tzw. Totart Pierwszej Generacji.<br />
Na potrzeby tej pracy bardzo ważny jest napisany przez<br />
Sajnóga poemat „43 fikoły czyli roboczy autoreferat inicjalny<br />
Totartu Drugiej Generacji”, w którym pisze on „czyli nie<br />
teatr, nie spektakl, nie koncert, nie sakralne miejsce, nie reżyser,<br />
nie wykładalny i interpretowalny przekaz, ale i nie totart<br />
już i ani język umnyj i zaumnyj, a w ogóle bez języka<br />
ale i z nim – chodzi o to by nie tworzyć z nich zasad,<br />
bo każda zasada konstytuuje język, chodzi o wymieszanie<br />
wszystkiego, co narosło w nas, by z ogólnej brei – wyrównanej<br />
– spróbować dojrzeć istotne sygnały prymarnej jedni”.<br />
Breja semantyczna i jednia to jedne z podstawowych problemów<br />
rozważanych przez Totart. Breja semantyczna to<br />
hasło wymyślone przez Sajnóga. Stanem breji semantycznej<br />
określano występy, na których uczestnicy recytowali swoje<br />
wiersze („zlewy”), najczęściej wymyślane spontanicznie.<br />
Analizując przytoczony wyżej cytat, można wywnioskować,<br />
że autorowi chodziło o to, aby każdy ujawnił swoje potrzeby,<br />
lęki, uczucia, emocje – to co czuł w konkretnym momencie,<br />
licząc, że taka symultaniczna recytacja zbliży do siebie<br />
jej uczestników. Przypuszczalnie każdy zaproszony był<br />
do tego aktu, aby wyrównać poziom niezrozumienia. Dla-<br />
127<br />
Muzeum Objazdowe<br />
Totartu – gablota<br />
z bezcennymi relikwiami.<br />
Muzeum Objazdowe Totartu<br />
– godło, mundur i czapka<br />
krakowska w gablocie.
Andrzej Awsiej w Miejsko<br />
Bieżącej Galerii im.<br />
Bani Doktora Lipka.<br />
tego też niepotrzebny był reżyser, dlatego nie był to spektakl<br />
ani performance, nie happening, fluxus, ani nie antyteatr.<br />
To już prawie rytuał, chociaż według przytoczonych słów<br />
to też nie jest żadne sacrum. Autor zaprzecza każdej jednostce,<br />
do której można byłoby odnieść działania Totartu,<br />
wskazując tym samym na miejsce początku, czegoś pierwotnego.<br />
Cała przygoda z DA okazała się być krótka ale, jak<br />
wszystko co czyniliśmy, istotna i intensywna. Zanim patrioci<br />
z hukiem wielkim wyrzucili nas z tego świętego<br />
miejsca, zdążyliśmy jeszcze odbyć konstruktywnie radykalny<br />
dyskurs z redaktorami pisma ojców michalitów Powściągliwość<br />
i praca: Antonim poetą Pawlakiem i dr Ireneuszem<br />
socjologiem Krzemińskim.<br />
Ukazał się z tego merytoryczny artykuł pt. „Jutro jest jutrem,<br />
więc jutra nie będzie – dyskusja w gdańskim duszpasterstwie<br />
anarchistycznym” (PiP, nr 12 [459]). Oto fragment<br />
rozmowy: „Konjo – Zbiera się tutaj, o dziwo, ekstrema<br />
wielu ruchów, zarówno społecznych jak i paraspołecznych…<br />
W pewnym momencie doszliśmy do wniosku, że w gmatwaninie<br />
idei, programów i dróg pozornie bez wyjścia nadszedł<br />
czas, aby ludzie do tej pory kłócący się, naparzający się bezsensownie<br />
w imię idei, spotkali się i porozmawiali, by znaleźć<br />
wreszcie drogę wyjścia z paranoi…<br />
Jany – Mówię o totalnej niewiedzy opozycji na temat<br />
kontrkultury i odwrotnie, gdzie jedni uważają drugich za<br />
wariatów, a ci z kolei tamtych za świnie. To jedna z moich<br />
obsesji, którą chciałbym zrealizować – spotkać punków<br />
z politykami, a polityków z punkami. Na ogół te dwa środowiska<br />
żyją w gettach, są odizolowane nie tylko od siebie, ale<br />
również i od społeczeństwa. Dlaczego tak jest? Powiem tylko<br />
o jednej tego przyczynie: kontrkultura nie chce wyjść poza<br />
formę, bo boi się treści, bo sądzi, że przekazując je zostanie<br />
wtłoczona w dziedzinę polityki.<br />
Leszek – Chodzi nam głównie o uaktywnienie ludzi. Dam<br />
przykład strajku (maj 88). W Gdańsku większość studentów<br />
strajkowała dlatego, że był to strajk absencyjny. Można<br />
było pójść do domu albo na zieloną trawkę, bo akurat pogoda<br />
była ładna. Naprawdę tych, którzy traktowali strajk poważnie,<br />
była garstka.<br />
Jany – Tak żenującej chały, jaka była w maju w Gdańsku,<br />
jeszcze nigdy nie widziałem…<br />
Konjo – Dla większości studia polegają na tym: cztery lata<br />
się pije a potem zakłada rodzinę. Gdy zorientowałem się,<br />
w jakie bagno wpadłem, próbuję stworzyć kluby tak zwanych<br />
metafizyków społecznych.<br />
PiP – Do kogo masz pretensję? Być może ludzie w większości<br />
mają taki model życia. Czy też twoja pretensja dotyczy<br />
pewnych uwarunkowań, które skłaniają ludzi do wyrzeczenia<br />
się niejako siebie samych, do rezygnacji z powodów<br />
prozaicznie egzystencjalnych.<br />
128<br />
Konjo – Ja nie mam pretensji do ludzi, którzy zrezygnowali<br />
z godnego życia. A za godne życie uważam takie, w którym<br />
człowiek może decydować o sobie i kiedy zawsze ma<br />
możliwość wyboru. Ja nie mam pretensji do ludzi, którzy<br />
zdradzają siebie, własną tożsamość, nie biorą swojego losu<br />
w swoje ręce i bez szemrania poddają się różnym instytucjom,<br />
które im organizują zbiorową wyobraźnię. Myślę natomiast<br />
o tych, którzy nie dość, że mają żal do całego świata<br />
za to, że im spieprzył życie, to jeszcze siłą bezwładu wciągają<br />
innych w ten zamknięty krąg polskiego piekła.<br />
Jany – Mój program minimum, żebym mógł robić swoje<br />
i żeby nikt mi nie przeszkadzał. [---] { Ustawa z dn. 31 VIII<br />
81 r. o kontroli publikacji i widowisk, art. 2, p. 6 (Dz. U. nr<br />
20; poz. 99; zm.: 1983 Dz. U. nr 44, poz. 204)}.<br />
Po tym spotkaniu zostaliśmy ostatecznie wypędzeni<br />
z plebanii Św. Brygidy. Jeden z ultrapatriotów rezydujących<br />
w tej parafii stwierdził na do widzenia, że jesteśmy<br />
winni zabicia trzech tysięcy księży w Hiszpanii w 1936<br />
roku (sztuka kościoła).
Skoro nie istniały w Trójmieście, oprócz Galerii Wyspa,<br />
niezależne miejsca promocji malarskiej sztuki najnowszej,<br />
to Zbigniew założył w domu swoim Miejsko Bieżącą Galerię<br />
Momentalną im. Bani Doktora Lipka.<br />
Obwieszczał radośnie światu całemu – Fakt tak prosty:<br />
chwycić byle co – byle nie uciekło i nie protestowało – przygiąć,<br />
schlupać byle błotem i zamieścić w miejscu byle najwidoczniejszym,<br />
a potem wernisaż mieć śmieszny co się ktoś<br />
uczepi. Dystans bezpieczny skutecznie ochroni od sławy,<br />
przyczyni zabawy, kto robi te sprawy.<br />
Jeśli spodoba się komu to urwie zabierze, a jeśli nie, to<br />
niech se to MPO zabierze. A jeśli nie to niech to wisi – leży –<br />
stoi: ruszajmy się błagają o tę elementarną wentylację nasze<br />
śmierdzące body-mind problems. („Żenujący bolak radosnej<br />
transcendencji stwardnienia rozsianego po załomach<br />
miasta i kiszkach mieszkańców”).<br />
Jako pierwsi wystawiają się Joasia Kabala i Andrzej Awsiej<br />
– malarstwo i rysunek. Wydawnictwo Kubańskie Cycki<br />
ujawnia katalog tego idealnie zsynchronizowanego<br />
i uzdolnionego duetu.<br />
W manifeście założycielskim WKC czytamy – Wydawnictwo<br />
Kubańskie Cycki, założone w 1988 r. przez Andrzeja<br />
Awsieja, Joannę Kabalę i Macieja Rucińskiego, jest konsekwencją<br />
założeń estetycznych Poezji Ulicznej Yo Als Jetzt,<br />
to jest poszerzenie komunikacji pozawerbalnej i pozapojęciowej.<br />
Wydawnictwo zajmuje się wydawaniem niskonakładowych<br />
druków: ulotnych, tomików poetyckich, plakatów, katalogów<br />
wystaw, okładek kaset, książek unikatowych etc.<br />
W druku posługujemy się powielaczem, kserografem, szablonem,<br />
pieczątką, nie unikając składu i offsetu byleby proces<br />
był kontrolowany przez autorów i nie prowadził do przekłamań<br />
i bezwładności charakterystycznej dla dużej poligrafii,<br />
gdzie autor z trudnością i niechęcią może przyznać<br />
się do efektu końcowego przedsięwzięcia.<br />
Ostatnio preferujemy wydawanie rękopisów co znacznie<br />
poszerza przekaz…<br />
Nie chciały z nami rozmawiać oficjalne media – zrobiliśmy<br />
więc radykalną, dwugodzinna audycję w studenckim<br />
Radio Medyk w Gdańsku. Ponieważ pp. Sajgon i Konnix<br />
nieco się rozpięli obyczajowo, skończyło się na komisyjnym<br />
kasowaniu taśm z nasłuchu „dla dobra rozgłośni”.<br />
Ale za to współpracujemy przy produkcji, realizowanego<br />
przez telewizję austriacką, obrazu filmowego poświęconego<br />
ugrupowaniom alternatywnym w PRL. Reżyseruje<br />
Fryderyk Schwarz, który wiele lat później dilować będzie<br />
newsy spod piwnicy Josefa Fritzla.<br />
129<br />
Telewizja austriacka kręci<br />
próbę Sni Sredstwom<br />
w garażu w Gdańsku-<br />
Wrzeszczu – Zbig,<br />
Córek, Fredi i Tymon.
Zbigniew i Konjo kręcą<br />
film na dachu.<br />
Zbigniew i ekipa Frediego<br />
kręcą film „o alternatywie”.<br />
Gdy poczciwy Fredi nakręcił już zeznania szerokiego<br />
spektrum osobowości z kontrkultury, od anarchistów<br />
przez totartystów i nudystów po faszystów, wpadł na nieroztropny<br />
pomysł aby przed kamerę zaprosić Lecha Wałęsę.<br />
Poprosił mnie, abym załatwił mu audiencję u przywódcy<br />
Solidarności. Poszedłem do Św. Brygidy, skąd całkiem<br />
niedawno nas usuwano za pomocą kalumni i straży maryjnej.<br />
I umówiłem naszego reżysera na interview z legendą<br />
Sierpnia 80.<br />
Wywiad kleił się jako tako do momentu, gdy filmowiec<br />
z Austrii zasugerował elektrykowi z Polski, iż część młodej<br />
opozycji nie darzy go specjalnym szacunkiem i zaufaniem.<br />
Laureat pokojowej nagrody Nobla wpadł w szał, zawył coś<br />
o prowokacji i braku kompetencji herr Schwarza do rozmów<br />
z poważnymi ludźmi. Po czym wszystkich nas, raz<br />
kolejny i już ostateczny, z tego specyficznego lokum eksmitowano<br />
na nagi gdański bruk.<br />
Za to my przeprowadziliśmy z austriackim gościem pogawędkę<br />
całkiem sympatyczną. Z myślą o wydaniu magazynu<br />
zawierającego same rozmowy, dokumentujące stan<br />
mentalu homo sapiens w roku 88: Fredi – Mój kolejny film<br />
o Polsce chciałbym nakręcić o tym, dlaczego nie funkcjonuje<br />
tu ekonomia. Jakie mechanizmy powodują, że nie ma papieru<br />
toaletowego. Jest to kraj, który potrafi budować statki<br />
długości 200 metrów a nie stać go na produkcję papieru toaletowego.<br />
Gdyby analizować takie absurdy aż do końca, systematycznie,<br />
można dojść do bardzo ciekawych wniosków.<br />
Zbigniew – Ja widzę to w taki sposób, że to, co przy spojrzeniu<br />
zewnętrznym wydaje się być absurdem, przy pewnym<br />
przyjrzeniu się, zbadaniu mechanizmów, okazuje się<br />
po prostu metodą. A wtedy, jeśli absurd jest metodą, to nie<br />
jest absurdem. Jest to tylko figura użyta po to właśnie, aby<br />
ucinać wszelkie próby analizy czy próby szukania jakichś<br />
dróg dla rozwiązania tej sytuacji.<br />
Konjo – W jaką formę aktywności zewnętrznej nie zainwestowałbyś?<br />
Fredi – Nie chciałbym mieć nic do czynienia z Kościołem,<br />
ponieważ Kościół jest dla mnie taką regresywną, autorytarną<br />
organizacją. Wydaje mi się, że gdy komuniści mają władzę,<br />
wtedy Kościół zawsze chce przebywać z ludźmi, ale gdy<br />
tylko sytuacja się zmienia, Kościół zajmuje miejsce komunistów;<br />
wtedy jego panowanie nie różni się od poprzedników.<br />
Np. w Austrii Kościół miał władzę przed wojną i doprowadził<br />
do powstania zjawiska austro-faszyzmu, klerykalnego<br />
faszyzmu. Po prostu wprowadził dyktaturę…<br />
Ponoć film cieszył się sporą popularnością i często emitowały<br />
go różne europejskie stacje telewizyjne. Wielu załogantów<br />
którzy wtedy zdecydowali się na emigrację, opowiadało,<br />
iż oglądali go leżąc na pryczy w obozie przesiedleńców<br />
na Marienfelde w Berlinie West lub w Wiedniu.<br />
I ronili łzy wzruszenia, widząc scenę wyrzucania Frediego<br />
130
Okładka Higieny.
i dyrekcji Koncernu Metafizyczno-Rozrywkowego Pigułka<br />
Progresji, sprzed nadąsanego oblicza Lecha W.<br />
My z udziału w tym przedsięwzięciu mieliśmy satysfakcję<br />
jeno estetyczną, ale kolega Schiz ze Skierniewic, spontanicznie<br />
uczestniczący w zdjęciach, załapał się na austriacką<br />
wizę. I dzięki Osterreich Television opuścił niegościnne<br />
PRL. Mówiono potem, iż zaciągnął się do jakiejś<br />
wędrownej trupy sado – maso, z którą zjechał najlepsze gejowskie<br />
kluby całej Europy Zachodniej. Uroczy chłopiec…<br />
A do całkiem pobliskiego Karlina, tam gdzie jednak nie<br />
powstał socjalistyczny Kuwejt, pojechał Andrzej Awsiej<br />
na letni obóz wyższych szkół plastycznych. Ujawnił tam<br />
serię klimatycznych realizacji pt. Tomaten aus Cuba, Matriarchat<br />
aby androgyna lub bisexualizm oraz Multi Vitamin.<br />
Na saksofonie wspierał go muzyk Miłości, Mikołaj<br />
Trzaska.<br />
Lipiec był wielkim miesiącem Sekcji Publicystyczno Reklamowej<br />
Koncernu Metafizyczno-Rozrywkowego Pigułka<br />
Progresji.<br />
Dzięki pomocy niestrudzonego WiPowca Krzyśka Galla<br />
Galińskiego i Partii Radykalnej, wydajemy perłę prasy<br />
podziemnej czyli Przegląd Archeologiczny Metafizyki Społecznej<br />
Higiena!<br />
Była to bez wątpienia nowa jakość w sarmackim undergroundzie.<br />
Poczynając od niepowszednich treści, opisujących<br />
najbardziej progresywne zjawiska trzeciego obiegu.<br />
I związanej z tą treścią kompletnie pojechanej, profuzyjnej<br />
formy magazynu.<br />
Istotę tytułu nieco dziwnego może wyjaśnić taka refleksja<br />
redaktora Sajgona – Higienizacja oznacza ujawnianie,<br />
odwęźlanie i wyszczerzanie, czyli szczere wyczyszczanie. Higienizacja<br />
dostarcza łagodnej pogody ducha, nawet gdy nie<br />
ma powodów do optymizmu.<br />
Jawnie nepotycznie Higienę otwierał esej Zbyszkowy<br />
pod kryptonimem „Przed drzwiami trawierni. Vademecum<br />
konesera Totartu” – Wiadomo że obfita strawa wymaga<br />
spokojnego trawienia – stąd wywiodła się idea napisania<br />
tego Vademecum i oddania go w ręce rasowych trawierów.<br />
Naści zatem.<br />
Poszczególne rozdziały pracy nosiły tytuły – Totart,<br />
Tranzytorium, Terapia, Wylanie, zlewność, Terapia nieudana,<br />
Psychologia przeboju, Psychologia świata montowanego,<br />
Adekwatność, Pisanie, Polityka…<br />
Ale także: „Wysiłek” – Nie do uwierzenia, jak drobne<br />
szczegóły rozrastają się w naszych warunkach w nieprzebyte<br />
132<br />
pułapki i przeszkody. Od tak prostego faktu, że kaseta video<br />
kosztuje ponad pół pensji, a często tak elementarne materiały<br />
jak slajdy, pigmenty czy farby są całkowicie nieosiągalne…<br />
Jeśli zważyć jeszcze, że społeczna świadomość istotności<br />
i wagi podobnych działań jest najzupełniej znikoma a stosunek<br />
do ich uczestników najczęściej wrogi (wg zasady: przy<br />
polskim kotle diabeł nie stoi), to okaże się, że energia człowieka,<br />
który ma zamiar coś tu zrobić, musi być rzędu paru<br />
tuzinów elektrowni czarnobylskich; inaczej nie ma po co zaczynać.<br />
Esej kończył się stoicką konstatacją – Wyrzucanie Totartu<br />
z przeróżnych imprez to podobno margines istotnego<br />
wymiaru działania. Nieistotnymi wymiarami nie ma się co<br />
onanizować.<br />
Niestrudzony Spiko wykreował także artykuł o naszych<br />
nowych kolegach z Partii Radykalnej – Radykałowie określają<br />
się ultrademokratami, nigdy nie wiązali się z Partią<br />
Komunistyczną ani z grupami lewicy leninowskiej czy<br />
maoistycznej, i w ogóle z nikim, kto wprowadzałby w czyn<br />
„gwałtowność rewolucyjną”.<br />
Głęboko humanistyczni, inspirowani filozofią i działalnością<br />
Mahatmy Gandhiego, jako jedyną formę walki uznają<br />
i stosują walkę bez użycia przemocy – non violence, ciągle<br />
rozwijając i wzbogacając jej formy (np.: o metodę programowego<br />
zgłaszania w wyborach sensacyjnych kandydatur<br />
– przykładem najgłośniejszym, ale nie jedynym, jest sprawa<br />
Ciccioliny). („Partia Radykalna – partia ponadnarodowa.<br />
Nowe zjawisko we współczesnej myśli politycznej”.)<br />
Duży set poświęciliśmy analizie rodzimego fenomenu<br />
polityczno – artystycznego, czyli świeżo explodującej Pomarańczowej<br />
Alternatywie. Byliśmy umówieni na wywiad<br />
z Majorem Fydrychem, ale zanim dojechaliśmy do Wrocławia,<br />
przywódca PPR ponownie został aresztowany<br />
przez SB.<br />
Ujawniliśmy więc jego prace teoretyczne, czyli np. „Manifest<br />
surrealizmu socjalistycznego” – Jedyne rozwiązanie<br />
na przyszłość i dzisiaj to surrealizm. Świat wtedy nie będzie<br />
mówił o kryzysie. Już pojedynczy milicjant na ulicy to dzieło<br />
sztuki…<br />
Reprintowaliśmy ulotki z kultowych akcji ulicznych pomarańczowych<br />
zadymiarzy: słynny happening rozdawania<br />
papieru toaletowego zawierał m.in. „Instrukcję dla Wojewódzkiego<br />
Urzędu Spraw Wewnętrznych”:<br />
o 16.00 – przystępujemy do legitymowania
o 16.03 – zapraszamy do nysek<br />
o 16.05 – zatrzymujemy osoby z ogonem i wysłuchujemy<br />
śpiewu „Sto lat”.<br />
1 marzec 88 ogłoszony został przez Majora „Międzynarodowym<br />
Dniem Tajniaka” – Ubierz się stosownie w czarne<br />
okulary, kapelusz, płaszcz prochowiec lub skórę bądź pelerynę.<br />
Weź sprzęt do podsłuchu, lejek lub mikrofon. Zachowuj<br />
się swobodnie, legitymuj przechodniów. Jeśli zostaniesz zaproszony<br />
do wozu – wchodź! Jest to twoje naturalne miejsce.<br />
Generując metafizyczno – społeczne pola kontrastowe,<br />
Zbyszek napisał „Artykuł niby o neoekspresjonizmie” – Że<br />
wyróżnikiem naszego neue wilde jest tworzenie w sytuacji<br />
braku środków, ma ono zupełnie inny wymiar niż działania<br />
tego nurtu na Zachodzie. U nas jest to eksplozja wreszcie<br />
długo oczekiwanego tworzenia w adekwatności: w zgodzie<br />
z sytuacją, to znaczy, nie udając, że jej nie ma, a drążąc ją,<br />
wchodząc z nią w istotną interakcję, a tylko stąd może wieść<br />
droga ku jej kształtowaniu.<br />
W tym rozumieniu adekwatność nie wykłada się jako<br />
kompromisowość, ale właśnie wręcz przeciwnie: jako działanie<br />
bezkompromisowe, w odwadze stawania wobec rzeczywistości<br />
jaką jest – bez ucieczki w aluzje, usprawiedliwienia,<br />
narzekania – w zwarciu.<br />
Całość niezawodnie, prześlicznie i energetycznie opakowali<br />
plastycznie Yo Als Jetzt. Ów efuzyjny kolektyw był<br />
też autorem poematu permanentnego: coraz mniej spraw<br />
133<br />
Andrzej Awsiej i dzieła<br />
Poezji Ulicznej.
ważnych / i coraz mniej czasu na zastanowienie / pomiędzy<br />
jednym a drugim / oddechem.<br />
Uwaga dla przyszłych pokoleń! Jeżeli dopadniecie oryginalny<br />
egzemplarz Higieny z roku 88, pamiętajcie, aby<br />
czytać poemat odwrotnie – czyli od końca do początku!<br />
Gdyż niefrasobliwie text tak właśnie „się wydrukował”, ha<br />
ha ha…<br />
Na otarcie łez zacytujmy fragment tego wspaniałego imprzejawnika<br />
– utwór będący próbą zbudowania najprostszej<br />
formy typu A B A ‘ / dźwięki skalarne i wektorowe /<br />
a czy to można zagrać od tyłu / owszem można, brzmi jak<br />
fisharmonia / totalna improwizacja na szumy z konsolety /<br />
realizacja ciągnęła się dwa lata / utwór trwa 15 minut.<br />
Swój korner istotny znalazła też Poezja Uliczna – inspiracje<br />
stanowiły konkretne nasze twory, zastosowanie techniki<br />
szablonu, miejsca i metody korespondencji / umysłowo<br />
intymny kontakt następuje mimo iż często nie znamy naszych<br />
odbiorców a zarazem nadawców odpowiedzi, a jedynie<br />
samą odpowiedź. Krąg hermeneutyczny zostaje zamknięty<br />
/ zapewne wiele odpowiedzi do nas nie dotarło ale<br />
nie zamierzamy z tego powodu płakać.<br />
Zaistniał w Higienie manifest Janego z RSA pt. „Garść<br />
chaotycznych uwag o wyjściu z sytuacji bez wyjścia” – Niniejszym<br />
postuluję Permanentną Rewolucję Na Rzecz Świętego<br />
Spokoju, tj. życia lekkiego, łatwego i przyjemnego. To<br />
tylko pozorny paradoks: bez walki (i to co dzień od nowa)<br />
nic się nie osiągnie, a jedyne o co warto walczyć to zwykłe<br />
szczęście. Wszelkie wizje zbawienia ludzkości są gówno<br />
warte i źle się kończą!<br />
134<br />
Subtelnie przypomnijmy, iż słowa te pisał antykomunistyczny<br />
wróg publiczny numer jeden!<br />
W ramach reklamowania tych wszystkich, których kochamy,<br />
lubimy i cenimy, przeprowadzili Zbyszek i Pawełek<br />
istotny dyskurs z Jarkiem Gułą aus Praffdata. Dynamiczny<br />
młodzieniec podziemny zeznawał – Ktoś mi powiedział,<br />
że w Poznaniu organizuje się Festiwal Muzyki Nowej<br />
{ 1985 r.}. Zadzwoniłem tam, przedstawiłem się, opisałem<br />
w paru zdaniach to co robimy – od razu nas przyjęli.<br />
Pojechaliśmy i ponieważ nie dostawaliśmy za koncerty<br />
pieniędzy, jeździliśmy przeważnie bez biletów – więc po drodze<br />
jakieś komisariaty, kary, ale było miło, zawsze jeździło<br />
z nami jeszcze parę osób, pomagało nam.<br />
Na tym koncercie odnieśliśmy sukces, mieliśmy pełną salę.<br />
Michał się rozebrał i czytał biblię a znajoma panienka onanizowała<br />
go ustami… Zajęliśmy trzecie miejsce.<br />
Instynkt stadny Koncernu powołał na śmiałe łamy Higieny<br />
supraaktywistów wrocławskiej Galerii Pojęcie Galeria<br />
Jest Nieodpowiednie. Ujawnili geometryczne kolaże<br />
i kolejną garść rewolucyjnych odezw – Zajmujemy się<br />
post-sztuką, post-filozofią, post-teorią społeczeństwa i kultury.<br />
We wszystkich dziedzinach odkrywamy nowe, nieznane<br />
lądy:<br />
– wyzwalamy dźwięki w muzyce – WSZYSTKO JEST<br />
MUZYKĄ, omniokoncert foniczny<br />
– uznajemy całość rzeczywistości wizualnej za artystyczną<br />
– WYSTAWA METAMALARSTWA<br />
– próbujemy opanować wszelkie możliwości naszego aparatu<br />
głosowego – w mowie, śpiewie i bełkocie – OMNIOS-<br />
FERA MOWY…<br />
Kolejna odsłona GNG kończyła się ujawnieniem „Dokumentu<br />
10” – System najogólniej zwany kulturą: maszynka<br />
zacina się, bryzgając niedomielonymi resztkami mięsa<br />
– sensu po wystraszonych naszych twarzach!<br />
A na deser Zbigniew, w totartalnie błyskotliwym stylu,<br />
przedstawił meta – czytelnikom Higieny naszą niesforną<br />
liryczną gromadkę, czyli text: „Zjawisko grup poetyckich<br />
przejmuje do głębi – Grupa Poetycka Zlali Mi Się<br />
Do Środka”– Mimo wielokrotnych kulawików doniosłość<br />
tego wszystkiego jest przeogromna i dalekosiężna.<br />
Oto Kudłaty – wzięty czechista i autor opowiadań drukowanych<br />
za dolary w serbskim piśmie „Rzeź lasu”…<br />
A oto teraz: Paulus – karta w dziejach narodowej literatury<br />
tym cenniejsza, że nie skażona żadną lekturą i żadnym<br />
wpływem. W przypadku utraty kontroli nad wylewem
twórczym śmiało i szczerze popadający w skrajną żenadę<br />
tudzież kreację bliską poetyce rymowanek dla dziewcząt.<br />
Teraz weźmy: Śliczny Don Mario, postać sama w sobie,<br />
choć nie pozbawiona wrzodów dwunastnicy, Mario słynący<br />
z niezwykłej długości języka, recytator rzucający tłumy<br />
do stóp… Mario słynie też jako nieoceniony zagubiciel wierszy<br />
(zgubił wszystkie), co w powiązaniu z faktem całkowitego<br />
zarzucenia produkcji nowych, zdaje się strącać ów kruchy<br />
talent ze szczytów zapoznania w przepaście zapomnienia.<br />
O konsekwentnie ukrywającym swój odlot przed światem<br />
i Koncernem Lopezie Mauzere, dyrektor Sajnóg napisał<br />
– Oto następna, wciąż jeszcze niezapomniana poetka<br />
Gertruda Jarząbek, słynna z dworcowo – pociągowych<br />
poezokoncertów, pupilka publiczności, którą niewoli mocą<br />
swojego przekazu.<br />
A oto jakość przekraczająca samą siebie, indywidualność<br />
o mocy wyładowań ośmiu pierwiastków z czterech, Ryszard<br />
Tymon Tymański, pepsodent smile, basówkarz, kontrabasówkarz<br />
i basetlarz, śpiewak, muzyk i profuzyk… Oto on:<br />
dręcząco – męczący manieryk.<br />
Nie sposób też nie paść do stóp Joannie i Andrzejowi (Yo<br />
Als Jetzt) z racji nieustającej pomocy graficznej, malarskiej<br />
i ogólnie – vizualnej (in action), nie sposób nie smakować<br />
poematów permanentnych Macieja…<br />
A jeszcze przecież Paweł Konik, zwany też Apollem, niespożyty<br />
organizator i spider całej grupy, edytor i nieza-<br />
stąpiony głosiciel zagajeń i wprowadzeń, prześladowca najdrobniejszych<br />
nieaktywności.<br />
O „sobie samym dla potomności” Zbyszek napisał tak<br />
– Wreszcie ja, skromny autor rozległego dzieła poetyckiego<br />
i dzieła w ogóle. Ja, o którym własna dziewczyna twierdzi,<br />
że wyglądam jak karzeł i zboczeniec, bo mam kobiecą sylwetkę,<br />
co, przysięgam, w niczym nie ujmuje doniosłości moich<br />
lirycznych konstrukcji i wybroczyn…<br />
Przez zapomnienie zapomniałem, że przecież pracuje<br />
jeszcze z nami Człowiek Zwany Psem, zwany też Brzóską,<br />
biegły i celny aforysta.<br />
Tak oto zamyka się wyliczenie społecznych metafizyków,<br />
zamyka się, choć przecież jego wrota szeroko odemknione<br />
dla każdego, kto chciałby nęcić powszechny smak i powszechną<br />
nieortodoksję.<br />
Reszty dowiedzą się Państwo z nekrologów.<br />
I potem następował odważny set zlanych liryczności, autorstwa<br />
w/w głosicieli solilokwiów nikczemnych. My zacytujmy,<br />
pochodzący z Parnasu zimowego, wiersz Zbigniewa<br />
Sajnoga pt. „Wszystko jedno” – zapewne / nie mogę<br />
być głupszym od tego co piszę / a zresztą / wszystko jest mi<br />
jedno.<br />
135<br />
Realizacja Warszawska<br />
– AwodaZara 55.
Powielenie Higieny firmowała, świeżo przez WiP powołana,<br />
konspiracyjna Kooperatywa Wydawnicza Margines.<br />
Na ostatniej stronie podaliśmy, panowie Zbig i Konjo,<br />
swoje adresy. Aby raz jeszcze dobitnie zaakcentować, że jesteśmy,<br />
kurwa, wolnymi ludźmi. Czy to się komuś podoba,<br />
czy nie…<br />
Losy Przeglądu Archeologicznego Metafizyki Społecznej<br />
Higiena, były losami swojego niemiłego czasu. Krótko po<br />
wydrukowaniu duża część nakładu skonfiskowana została<br />
przez SB podczas jesiennego, pierwszego zjazdu Międzymiastówki<br />
Anarchistycznej w Gdańsku.<br />
Ale to, co poszło w świat, rezonans wzbudziło godny.<br />
I np. wiosną roku następnego 89, Higiena została laureatem<br />
konkursu ogłoszonego przez Fundusz Prasowy Solidarności.<br />
Chciałbym jeszcze w imieniu Tranzytorium podziękować<br />
naszej gdańskiej koleżance Monice Mucek, która<br />
dzielnie przepisała tony totartalnych teoryj, na użytek kochanej<br />
naszej Higieny.<br />
Trwała oniryczna kanikuła roku 88, ale Koncern nie odpuszcza.<br />
Powstaje w jego profuzyjnym łonie konceptualne<br />
Towarzystwo Badania Pętelki.<br />
A na zaproszenie Praffdaty Zbyszek i Konjo pojechali<br />
do Warszawy aby uczestniczyć w konwersatorium na temat<br />
Pedagogiki wyzwolenia, organizowanym przez środowiska<br />
opozycji.<br />
Zaczęła się nam ta przygoda od, tradycyjnej już nieomal,<br />
kłótni „młodych totartowych gniewnych” z „uznanymi autorytetami”.<br />
Tym razem nerwy poniosły kolegę Konnaka,<br />
który wdał się w burzliwy dyskurs z poczciwym Jackiem<br />
Kuroniem.<br />
Panie Jacku – po latach sorry przeogromne! Jeżeli gdzieś<br />
tam w niebiesiech rozdajesz zupę kolejnym wykluczonym,<br />
wybacz, któremu mózg się wylał…<br />
Ale później nasza wymiana energetyczna nasyciła się<br />
treściwie. I Zbigniew, realizując idejkę mixowania podglebia<br />
artowego z politycznym, napisał wnikliwy konspekt pt.<br />
Kontrkultura w Polsce – walka, terapia i kreacja.<br />
Z tego bogatego koncepcyjnie dokumentu przybliżmy<br />
punkt 3. – „Sposoby działania”. Arsenał metod i możliwości<br />
jest niewielki, nie robi zbyt wielkiego wrażenia, ale wsparty<br />
zaangażowaniem i pracą – daje efekty.<br />
– przezwyciężanie drobnych przeciwności (np. choćby<br />
smarowanie mydłem znaczków pocztowych – po ich poślinieniu<br />
i potarciu palcem znika pieczęć datownika i odbiorca<br />
136<br />
listu może przekleić znaczek na swoją przesyłkę, także przed<br />
wysłaniem smarując znaczek mydłem)<br />
– akcjonizm (tu szersze omówienie przyczyn)<br />
– obieg informacji (korespondencja, mail art., Międzymiastówka<br />
Anarchistyczna)<br />
– własna prasa etc.<br />
– gra (kompromis kontrolowany – np. dawanie zarobić<br />
działaczom organizacji młodzieżowych, po to by zrobić<br />
koncert)<br />
– przyjaźń jako ideał, gwarant współdziałania i współtworzenia<br />
– spotkania.<br />
Niestety lub stety, okrągły stół przerwał niebawem prace<br />
konserwatorium…<br />
W sierpniu dyrekcja Koncernu zamieniła się w rasowych<br />
proletariuszy. Mój kochany tato załatwił miesięczny<br />
kontrakt na pracę w NRD. Może miał poczciwiec nadzieję,<br />
iż w ten sposób wreszcie zresocjalizuje swoją niesforną<br />
latorośl.<br />
Zbigniew i Konjo pojechali więc na roboty do fabryki<br />
urządzeń oświetleniowych, w urokliwym górskim miasteczku<br />
Lengefeld pod Pockau. Jadąc na Karl – Marx Stadt<br />
skręcić przy wiosce Flöha. Pracowaliśmy tam uczciwie,<br />
wyrabiając 150 % normy na stanzerei. Naszymi towarzyszami<br />
było 40 Kaszubów, 200 obywateli Mozambiku i kilku<br />
chorych psychicznie Niemców. Gdyż wszyscy w miarę<br />
normalni krajanie Honeckera już dawno stamtąd uciekli.<br />
Jak napisałem w jakimś wierszu – gdy spędza się życie<br />
z samymi świrami, tych kilka chwil z subkulturą normalsów<br />
to całkiem ciekawe doświadczenie.<br />
A Poeta Sajnóg poświęcił naszemu robotniczemu sezonowi<br />
ciekawy przejaw liryczny – kiedy o 5 rano wchodzę na<br />
maszynę / to tylko mi taka myśl przychodzi do głowy: / jeżeli<br />
ja potrafię być przeciętnym robotnikiem / a przeciętny robotnik<br />
małe ma szanse żeby zostać mną / czyli na przykład<br />
organizować to co ja / czy pisać czy co tam jeszcze / to czemu<br />
gruba baba się strzępi / kiedy czytamy na ulicy wiersze /<br />
albo czemu gruba baba w Łodzi / wrzeszczy na Skibę: robotnicy<br />
na was / harują a wam się we łbach przewraca / pały<br />
na was trzeba darmozjady…<br />
Takie refleksje w enerdowskiej fabryce snuł mój wspaniały<br />
kompan, co dość jasno też pozycjonuje rolę artysty<br />
podziemnego w społeczeństwie made in PRL. Trochę to<br />
dziwi a trochę i nie; jeżeli sobie uświadomimy, że nawet
w pierwszej dekadzie XXI wieku jakaś połowa naszych rodaków<br />
uważa, iż generał Jaruzelski był kul, dżezi i trendy…<br />
A wiersz taką się kończy sekwencją – krzywda się nikomu<br />
nie robi od tego że ktoś pokrzyczy na ulicy / niech się<br />
wygłupia do woli jeśli mu tego trzeba. / Komunę to by każdy<br />
zniósł chętnie i od zaraz / co znaczy – teraz ja będę dusić<br />
i reszta precz. („O 5 rano na suwnicy”, z tomu „Parnas<br />
zimowy”).<br />
Żegnamy realizm socjalistyczny a’ la DDR i powracamy<br />
do kreowania ładunku wręcz fizykalnego / a jednak osobliwie<br />
transcendentem podszytego, jak ładnie zapisał onegdaj<br />
Tymon.<br />
Od wielu miesięcy Zbigniew i Konjo planowali przeprowadzenie<br />
dużej akcji multimedialnej w stolicy. Pierwotna<br />
idea rozrastała się z prędkością światła i w finale przybrała<br />
poważne oblicze (Ponownego) Wielkiego Tygodnia Zlewu,<br />
produkowanego przez Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy<br />
Pigułka Progresji. Tydzień obejmował dwie, niezwykle<br />
widowiskowe realizacje.<br />
At first – Grzesiek Boa Brzozowicz, dziennikarz muzyczny<br />
i aktywista studencki, zaprosił Koncern na znany<br />
nam skądinąd, warszawski festiwal muzy poszukującej<br />
Poza Kontrolą. Przygotowaliśmy więc nocny maraton profuzji<br />
scenicznych pod, także już ostrzelanym w boju, kryptonimem<br />
Love! Peace! Industry!<br />
Było to jakby echo naszych estetycznych poszukiwań<br />
w Kabarecie Zlew Polski. Zbyszek objaśniał – Planowana<br />
impreza stanowi próbę przeniesienia kameralnego, klubowego<br />
spotkania w niejako inny wymiar czasowy i przestrzenny,<br />
przez wydłużenie czasu realizacji programu i rozszerzenie<br />
działań zarówno przestrzennie (symultaniczne programy<br />
w różnych miejscach Remontu) jak i przez wprowadzenie<br />
mnogości mediów (projekcje filmów, projekcja techniką<br />
video, diaporama ruchoma, diaporama, ekspozycja dynamiczna,<br />
ekspozycja itd.).<br />
Wystawiliśmy aktywiście Brzozowiczowi kwit, w którym<br />
ujawniamy nasze skromne oczekiwania techniczne<br />
– Noclegi dla 40 osób, druk plakatu i książeczki, 100 tubek<br />
farb plakatowych, folia 8 x 1,5 x 2,20, ekrany z białego<br />
płótna 2 x 2 x 5, 100 arkuszy kartonu, materiał podszewkowy<br />
w kilku kolorach, projektory filmowe, 11 lampionów<br />
z wyłącznikiem, 20 litrów emulsji, pasta pigmentowa,<br />
młotki, gwoździe, obcęgi, piła, drut, pędzle, klej do papieru,<br />
kilka rowerów (najlepiej składaki), fotel inwalidzki na kółkach,<br />
mogą być też inne dziwne środki lokomocji, 2 megafony<br />
(działające), wanna…<br />
137<br />
Ozi i Konjo w pociągu<br />
– na drodze<br />
ku przeznaczeniu.
Praffdata – Faustyn<br />
Chełmecki.<br />
Na jesieni 87 koszt sprowadzenia ekipy Koncernu wynosił<br />
80 tysięcy złotych PRL. Na wiosnę 88, z powodu inflacji,<br />
suma ta ulegała podwojeniu…<br />
3 września 1988 o godzinie 22 odpaliliśmy w sali kinowej<br />
klubu Riviera – Remont siedmiogodzinną opowieść<br />
o nieznanych przestrzeniach muzycznych i mistycznych.<br />
Rozpoczęło nowe wcielenie Tymona, poszukująca własnego<br />
głosu formacja Miłość.<br />
Już wtedy artysta Tymański przeczuwał, iż w jednej kapeli<br />
nie zmieści całego uczucia, które wyrwie nas z piekła<br />
bezduszności. Wpadł więc na koncepcję dwóch Miłości. Ta<br />
pierwsza, nazwijmy ją na razie free rockowa, posiadała na<br />
składzie debiut pod postacią klarnecisty Mazzolla. I podczas<br />
nocy na Poza Kontrolą odegrali przepięknie odprężonego<br />
energetycznie seta.<br />
Praffdata jak zwykle wylewała oceany farby na swoje poczciwe<br />
organizmy. Nowością w tym kolektywie byli: Jasiu<br />
Rołt, zapamiętany z Brygady Kryzys i grupy Kamana, oraz<br />
stary hipis, malarz tudzież wyczynowiec & wywrotowiec –<br />
Jurek Czuraj, obywatel Suskowoli pod Pionkami. I jeszcze<br />
Kasia, która za kilka lat zabłyśnie w punk folkowej kapeli<br />
Jak Wolność To Wolność.<br />
Mc Marian wyrwał tym razem z bebechów swojej magicznej<br />
maszyny matematyczne połamańce, wprowadzające<br />
jakby klimat nieudanej love parade. Ciemność, dźwiękowe<br />
kulawiki, pokręcone filmy – Piotruś ponownie zdo-<br />
138<br />
był odznakę „Wzorowego Ucznia” w profuzyjnej szkole<br />
przetrwania.<br />
A teraz na scenę wchodzi najnowsze odkrycie Koncernu<br />
czyli poeta Brzóska w towarzystwie grupy Awoda Zara<br />
55. Swingowe rytmy przenikane są recytacją coraz bardziej<br />
słynnych haiku – Skończona Frania / Skończony Rysiek /<br />
A do jednej klasy chodzili. Długie, niemilknące brawa…<br />
Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka cały czas i wieloaspektowo<br />
uczestniczyła w nocnych podchodach partyzantów<br />
efuzji. Tymon basówką wywijając stawiał pytania<br />
ostateczne a przewrotne – Czy podobna, by tak sromotnie<br />
wygwałcona rzeczywistość być miała / monizmem tylko,<br />
dualizmem jedynie, czy wreszcie pluralną zarazą / wyłącznie?<br />
(„Czy podobna”).<br />
Wsparciem edytorskim nocy Koncernu był druk książeczki<br />
Maćka Rucińskiego z traktatem Teologia orgazmu<br />
permanentnego. Nasycony graficzną florą i fauną Joasi Kabali<br />
booklet rozwijał intuicje, ujawnione podczas zimowych<br />
experiencji Kabaretu Zlew Polski – Kto miał usta<br />
pełne czekolady wie czym jest nasilenie wrażeń do ostateczności.<br />
Stan ten trwa tak długo jak długo samonapędzająca<br />
się chęć utrzyma odpowiednio duże natężenie. Potem w jej<br />
miejsce przychodzą inne, jeśli są równie silne, aktywność<br />
utrzyma poziom orgazmu.<br />
Ten sam mechanizm sprzężenia zwrotnego, który spycha<br />
z uniesienia w rozpacz, by utrzymać stan nijakości, będzie<br />
chronił orgazm i niwelował drobne przeszkody. Natężenie
uwagi pozwala odkryć podniecające strony wszystkich rzeczy<br />
a chęć powstaje wraz z tym. Rozkoszą może być smarowanie<br />
chleba lub krojenie cebuli. Orgazm staje się permanentny.<br />
Liryczne projekcje zlanego środka zaistniały tej nocy<br />
jeszcze w wielorako przewrotny sposób. Raz kolejny ujawniła<br />
się frakcja dźwiękonaśladowcza Tranzytorium, pod<br />
postacią grupy Totart DDA.<br />
Zbyszek i Konjo zaprezentowali premierowy repertuar<br />
pt. Przyroda to też dziwka, niechbym tylko zasłabła i sama<br />
została w domu, jakby drzwi zaczęły lutować, te znaki,<br />
symbole, wiesz, z tym trzeba uważać. Tytuł zaczerpnęliśmy<br />
ze zwierzeń akademickiej poetki Lidki. Nowym członkiem<br />
DDA został chałupniczo skonstruowany generator, wypożyczony<br />
od Oziego z SSP.<br />
Jak pisał Sajgon – Istotną rolę w działaniach formacji odgrywa<br />
improwizacja, potoczysta profuzja wspierająca katarktyczny,<br />
terapeutyczny aspekt aktywności. Potrzeba improwizacji<br />
ma swoje uzasadnienie w filozoficznym programie<br />
krytykującym pojmowanie twórczej aktywności człowieka<br />
jako wyścigu środków… stąd traktowanie kategorii<br />
nowości dzieła jako narzędzia klasyfikacji, hierarchizacji<br />
działa sztuki.<br />
Improwizowaliśmy więc w Totart DDA śmiało i szczerze<br />
z, nieskromnie powiem, doskonale energetycznym skutkiem.<br />
Na finał naszego segmentu kolega Konjo wyrapował<br />
(!?) fragment wiersza swojego wylanego pupila, Lopeza<br />
Mauzere – Autobus jak wieloryb / połknął mnie / porwał<br />
/ w otchłań świata / jadę do Oliwy / może mnie / zabiją / jak<br />
jesiotra / na ikrę…<br />
Mocnym epilogiem spektaklu Love! Peace! Industry!<br />
było trzecie ujawnienie sonetów totalnych Reisepsychose.<br />
Tym razem dookoła rusztowania warszawskiego, wbitego<br />
w środek sceny Remontu, krążyli wszyscy udziałowcy<br />
tej wspaniałej realizacji. Na rowerkach, łyżwach, wrotkach<br />
i saneczkach sunęli radośnie i Tymon z Miłością, i Guła<br />
139<br />
„Teologia orgazmu<br />
permanentnego”.<br />
Grafika – Yo.<br />
Reisepsychose<br />
– Zbigniew i Tymon.
Love! Peace! Industry!<br />
Zbig, Pauli i Konjo.<br />
Remont, wrzesień 88.<br />
z Praffdatą, i Mc Marian, i Brzóska z Izą, i dyrektor Konnack.<br />
I oczywiście Autor, kolega Sajnóg.<br />
Panie Karolinka z Raculi i Kasia z Warszawy (aus Praffdata)<br />
raz ostatni posyłały w Kosmos mocne strofy arcydzieła<br />
profuzji – Pali się a my uciekamy szybką / pomarańczową<br />
łódką bydło dług / im kutasem współżyje na wyspi<br />
/ e zawracamy nie. („W trzech czwartych monolityczny<br />
ćwierćsontot w sprawie katastrof ”).<br />
Od tego stołecznego świtu ludzkość nigdy już nie miała<br />
przyjemności bądź nieprzyjemności spotkania z tym<br />
niezwykłym imprzejawnikiem. Poniekąd było to związane<br />
z owym słynnym nieuleganiem psychologii przeboju.<br />
A zapewne też i dlatego, że wydarzyć miało się w naszym<br />
wspólnym istnieniu jeszcze wiele zadziwiających sytuacji…<br />
Parę następnych dni siedzieliśmy w Warszawie, przygotowując<br />
kolejną akcję i korzystając z kulturalnych atrakcji,<br />
140<br />
przygotowanych przez Boa Brzozowicza. Obejrzeliśmy<br />
m.in. kilka unikalnych filmów Andy Warhola, w tym słynne<br />
Ciało i Śmieć.<br />
Gdyż, at second, na 10 i 11 września roku 88, Koncern<br />
Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka Progresji przygotował<br />
dwudniowego kilera pod kryptonimem Realizacja<br />
Warszawska.<br />
W tym wielkim i pięknym przedsięwzięciu wzięli udział<br />
wytrawni uwielacze – jedni nakierowani na konieczną<br />
śmiałość indywidualizacji, drudzy na ideę czystej charyzmy,<br />
a inni jeszcze gdzie indziej.<br />
Na scenie, pod sceną, nad sceną i w okolicach sceny wystąpili<br />
– Miłość, Praffdata, Totart DDA, Grupa 80 Teatru<br />
Pstrąg, Szelest Spadających Papierków, Awoda Zara 55, Po<br />
Schodach oraz Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka. Ze<br />
specjalnym wykładem Maćka Als Rucińskiego, ponownie<br />
w temacie subtelnych iluminacji orgazmu permanentnego.<br />
Mimo obecności na plakacie, jednak nie dojechali Wahehe<br />
i Balet Archidiecezjalny Karolinki i Schiza. Męska<br />
część Baletu zakochała się w pociągu relacji Skierniewice<br />
– Warszawa w przystojnym żołnierzu i wybrała czułe<br />
pląsy, zamiast scenicznych ejakulacji.<br />
Warszawy nie znaleźli także kaszubscy bardowie, których<br />
poznaliśmy podczas nocy prymitywów w Kabarecie.
Drugi dzień to multimedialny popis duetu Mc Marian<br />
– Yo Jetzt, którzy przygotowali widowisko pt. Symfonia na<br />
12 rzutników i cztery źródła dźwięku.<br />
Jak widać dobitnie, znów przemówił nasz radosny instynkt<br />
stadny. Dyrektor Konjo podkreślał – Cenimy higieniczność<br />
obranego stanowiska i chętnie wyciągamy ręce<br />
do przyjaciół skorych zabawy. Nie ma zresztą innego wyjścia<br />
dla ludzi wyzwalających się z rozumienia życia jako<br />
konkursu i wyścigu środków.<br />
Ponieważ jednak lata walki pozwoliły nam dość wnikliwie<br />
rozpoznać skomplikowaną psyche naszych profuzyjnych<br />
kolegów i koleżanek, sporządziliśmy i dla naszych<br />
gwiazd instrukcję obsługi tego wydarzenia. Każdy uczestnik<br />
otrzymał list, w którym życzliwie informowaliśmy –<br />
Dyrekcja Koncernu solennie prosi o odpowiedzialność, samoorganizację,<br />
wzajemną pomoc i dojrzałość.<br />
Pamiętaj gdzie żyjesz – nie zapomnij zabrać ze sobą narzędzi<br />
pracy – nie licz na to, że otrzymasz je na miejscu.<br />
Zbyszek szczegółowo wyłożył koncepcję tego upublicznienia<br />
w rozległym „Wykładzie nadorganizacji” – Projektowana<br />
akcja jest wyrazem zamiaru ustanowienia realnej<br />
metafory stanu jedni, a jednocześnie w takim samym stopniu<br />
jest ową jednią jak i czymś jej przeciwnym.<br />
Gdyby nie fakty 1/ konstytucyjnego (w czasoprzestrzeni)<br />
rozsunięcia faz: punktującej i kontrapunktującej, oraz<br />
2/ teoretycznego i praktycznego przygotowania całości – akcja<br />
ta mogłaby prawdopodobnie realizować jednię doraźną.<br />
Skądinąd wszystko jedno, że tak właśnie się dzieje.<br />
Tu następuje zawilec ideologiczny w kształcie solidnej<br />
podkładki teoretycznej, objaśniającej specyfikę Realizacji.<br />
Epilogiem był poemat permanentny pt. „Odczytanie historii<br />
Nevonów” – życie można stracić w blasku światła /<br />
w ciemności traci się twarz.<br />
Dzieło miało być wydrukowane w ilości tysiąca egzemplarzy<br />
i rozdawane naszej publiczności. Ale tradycyjne<br />
niedocieczenia logistyczne spowodowały powielenie książeczki,<br />
plastycznie opracowanej przez Yo Als Jetzt, w nakładzie<br />
jeno 50 białokruczych sztuk (Księgozbiór Zlew<br />
Polski).<br />
Akcja była czasoprzestrzennym rozwinięciem symbolu<br />
TAO.<br />
Do Realizacji przygotowaliśmy się pedantycznie przez<br />
tych kilka miesięcy, na przełomie 87 i 88 roku. Wydrukowaliśmy<br />
na powielaczu ulotki z info i ideolo tego wspaniałego<br />
wydarzenia, na czele z wezwaniem – Zupełne<br />
porzucenie społecznej wymiany kulturalnej i innych<br />
141<br />
„Wykład nadorganizacji”<br />
– booklet by Zbig<br />
i Yo Als Jetzt.<br />
Realizacja Warszawska,<br />
wrzesień 88.
Ulotka z ideolo<br />
Realizacji Warszawskiej.<br />
Koncern<br />
na rusztowaniu.<br />
aktywności obojętnie w imię jakich racji dokonywane prowadzi<br />
nieodmiennie do stricte samobójczego aktu całkowitej<br />
demencji!<br />
Inny druk ulotny godnie objaśniał – Głęboko literacka<br />
linia rozwoju naszego tranzytorium ujawnia się w pogłoskach<br />
i meandrach zaprzeszłych lutowanij, lebieszka maciąż<br />
za mi za. Wstąpmy w propozycji ewidentnych sedno…<br />
A druk jeszcze inakszy zawierał prozę dziwną pt. „Krążenie”<br />
– Krążymy. Zawsze w trójkę. Jak za pierwszym razem.<br />
Rzadko wykraczamy poza orbitę naszej trasy i tylko<br />
czasami któreś z nas odłącza się od pozostałych, zawsze<br />
z ważnego powodu. O ile kartoteka mnie nie zawodzi, autorką<br />
tej miniaturki była pewna stała bywalczyni gdańskiego<br />
szpitala psychiatrycznego.<br />
Dochodził do tej propagandowej kanonady wspaniały<br />
poster Realizacji, poświęcony figurze nieodżałowanego<br />
Pana Ryby. Prodotto di Yo Als Jetzt; ale to tak oczywiste,<br />
że tego przez szacunek dla inteligencji Czytelnika nie napiszę.<br />
142<br />
Aby podkreślić trybalny charakter najazdu metafizyków<br />
społecznych napomknę, iż przyjechało z nami trzech mistrzów<br />
podziemnej fotografii – Arek Drewa, Maciek Kostecki<br />
i Roman Malarz Kobiet. Oraz nasze najnowsze odkrycie<br />
– Tomek Szumski, obywatel Baboszewa. Leżącego<br />
pod Nasielskiem. Potentat płytowy – udostępniał nam<br />
swoją wspaniałą kolekcję progresywnie unikalnych nagrań.<br />
Do dziś dociec nie mogę, skąd on te foniczne delikatesy<br />
wydobywał?<br />
Realizacja Koncernu była satelitą legendarnego festiwalu<br />
muzyki alternatywnej Róbrege. Dyrektorował tam wtedy<br />
stary kumpel z czasów świnoujskiej paranoi czyli Krzysiek<br />
Gogol.<br />
By the way napomknę bo warto, iż zarówno Koncern jak<br />
i np. Maciek Chmiel, wtedy jeden z animatorów festiwalu,<br />
walczyli nad tą imprezą niemalże for free. To była zresztą<br />
peerelowska codzienność dla ludzi andergrandu. Maciek<br />
opowiadał, iż po trzech miesiącach organizacyjnej harówy<br />
przy Róbrege, mógł sobie w Pewexie kupić wymarzoną jeansową<br />
kurtkę za 20 dolarów…<br />
A wypłatą dla załogi Koncernu Pigułka Progresji było to,<br />
że w ogóle mogliśmy ten festiwal zorganizować.
Na miejsce naszej akcji wskazano nam placyk, mieszczący<br />
się nieopodal cyrku Intersalto. Na rogu ulic Towarowa<br />
i Chłodna. Pod do dziś istniejącym, potężnym napisem:<br />
„Mleko – zdrowie”. Ponieważ był to koncert open air,<br />
grać mieliśmy fonicznie dość neutralnie, w stronę cyrkowego<br />
namiotu.<br />
Ale w dniu imprezy okazało się, że tuż przy scenie wbity<br />
jest jakiś martyrologiczny monument. Ludzie Gogola wpadli<br />
w panikę, iż ktoś z alternatywnej widowni w koncertowym<br />
szale nie uszanuje symbolu męczeństwa. I w ostatniej<br />
chwili kazano nam grać w stronę przeciwną. Prosto na<br />
gęsto zabudowane osiedle mieszkaniowe z wielkiej płyty.<br />
W sobotni poranek 10 września roku 88 o godzinie 11<br />
rano, konferansjerzy Zbigniew i Konjo, przyodziani w pomasarskie<br />
mundury, zaprosili więc połowę stolicy ku swoim<br />
profuzyjnym szaleństwom. I rozpoczęli masakrę miejskiej<br />
przestrzeni jako duet Totart DDA.<br />
Przygotowaliśmy radykalne śniadanie na trawie pod<br />
kryptonimem All that zlew. Mottem naszej dźwiękowej<br />
manifestacji było przesłanie – Po upływie pewnego czasu<br />
od momentu swojego urodzenia, każdy człowiek ma szansę<br />
zorientować się, że kultura, w którą się go wprowadza<br />
jest tyleż darem, co niewolą. Niektórzy z tych, co zauważają<br />
ów fakt, znajdują w sobie wolę, by się od uwięzienia<br />
w narzuconej kulturze uwolnić. Nieliczni mają tyle siły, czy<br />
determinacji, by tę wolę realizować…<br />
Rzęziliśmy na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby,<br />
katując naszym zlewnym wymiotem leniwy warszawski<br />
poranek. Już po kwadransie przyjechał pierwszy patrol<br />
milicji, wezwany przez przerażonych autochtonów. Ale<br />
tym razem kolega Gogol dysponował mocnymi kwitami,<br />
które bez większych przeszkód pozwoliły na zakontynuowanie<br />
tej fantastycznej podróży.<br />
Akcję foniczną dopełniliśmy rozrzuceniem ulotek, zawierających<br />
„Tezy podstawowe orgazmu permanentnego”<br />
– 1.Bóg jest Orgazmem Permanentnym i odwrotnie 2. Orgazm<br />
Permanentny jest dla stworzenia wartością jedyną 3.<br />
Oznacza przekroczenie się i inkorporację nowego systemu<br />
a zarazem rozbicie syfu opartego na wartościach fałszywych<br />
4. Orgazm odzwierciedla maksymalne możliwe przetwarzanie<br />
energii 5. Orgazm Permanentny jest możliwy…<br />
Na scenę wdrapał się prozaik Kudłaty i rozpoczął godną<br />
recytację kolejnych fragmentów swojego Tomka… Słuchała<br />
go już spora grupka bezdomnych punków, przybyłych<br />
z prowincji na swoje muzyczne bachanalia. Co bardziej<br />
głupkowate fragmenty meta-textu nagradzane były<br />
skacowanymi brawami.<br />
Gdy rozpoczęła się mistyczka Szelestu Spadających<br />
Papierków, pozostali udziałowcy Koncernu rozpoczęli<br />
143<br />
Realizacja Warszawska<br />
– Totart DDA mixuje!
Szelest Spadających Papierków<br />
– Ozi, Siemak i Szymon.<br />
Miłość – Piotrek Dudziński,<br />
Mikołaj Trzaska i Tymon.<br />
144
udowę tajemniczej konstrukcji. Jak pisal Zbyszek – Wydaje<br />
się, że zarówno punkt, jak i kontrapunkt tej akcji, są<br />
dopisywaniem konsekwencji do elukubracji Antonina Artauda<br />
na temat widowiska totalnego. Ale to nie jest pewne.<br />
Pauli i Konnix doklejali do konstrukcji to i owo, więc<br />
z czystym sumieniem nazwali te pląsy Piątym światowym<br />
wernisażem Voyerystów – Apopart by Angel Apollo Atelier!.<br />
Jak pisał Zbigniew – Ożywienie konstrukcji jest jakby<br />
wbiciem w rzeczywistość promieniotwórczej igły…<br />
Planowaliśmy iż u szczytu szypuły krzątać się będzie<br />
ciężarna, jako zdarzenie symbolicznie bliskie jedni, a przy<br />
tym przykład żywej liczby podwójnej. Dobrze by było,<br />
gdyby się np. rozebrała, bo to zawsze doda trochę życia.<br />
No ale niestety, takiej desperatki wtedy nie<br />
znaleźliśmy…<br />
Za to do ekipy Oziego dołączył już Krzysiek<br />
Siemak, weteran gdańskiego podziemia<br />
muzycznego. Krzysiek grał onegdaj na<br />
gitarze w grupie Joanna Deadlock. Niebawem<br />
ujawni także swój przenikliwy talent<br />
poetycki. Oraz pasję z obszarów progresywnego<br />
home recording.<br />
Nowy Szelest to była walka na atomy<br />
dźwięków, sączonych powoli z bebechów<br />
muzykantów ku wieczności. Mówi<br />
Ozi – Wykorzystując unikatowy przetwornik<br />
do produkcji różnych dźwięków doprowadzaliśmy<br />
publiczność do ekstazy nerwowej…<br />
Było to wcielenie trudne, niepokojące<br />
i pozwalające z ufnością patrzeć na ewolucję<br />
naszych obłąkanych kolegów.<br />
Coby nieco ocieplić atmosferę, poeta Sajnóg począł odczytywać<br />
utwory z Parnasu zimowego. Zaistniały utwory<br />
tak istotne, jak Wojna zastała nas w cukierni, No more<br />
PKP czy perseweracja perforacji kudłacji. Tu także miało<br />
miejsce premierowe upublicznienie, owianego już wkrótce<br />
dwuznaczną sławą (albo i trójznaczną), miłosnego wyznania<br />
pt. Flupy z pizdy.<br />
Nim coraz liczniejsze audytorium ochłonęło z wrażenia,<br />
na scenie zainstalowała się Praffdata. Wykonali performens<br />
transowy pt. Dowód osobisty, którego podmiot<br />
liryczny pojawił się na scenie w formie wielokrotnie powiększonej<br />
i anarchistycznie zniekształconej.<br />
Zbig wspominał potem – Praffdata… chyba najpracowitsze<br />
improwizacje jakie widziałem, nakierowane na intensywne<br />
przeżywanie wspólnoty, świetnie zorganizowane<br />
działanie grupowe, które przy przejściu z etapu przygotowań<br />
w etap występu przeradza się w żywioł polimedialnej<br />
improwizacji.<br />
Cała jazda była tradycyjnie ciepła w swojej barwności<br />
i intensywności. Był to też, niestety, jeden z ostatnich<br />
koncertów Jasia Rołta, który jakiś czas później przegrał<br />
walkę ze swoimi okrutnymi demonami…<br />
A na stejdżu Konjo, w roli etatowego promotora Grupy<br />
Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka, naświetla komórki<br />
alternatywnej młodzieży lirycznymi projekcjami Gertrudy<br />
Jarząbek. Znanej niegdyś jako Lopez Mauzere – A może<br />
Poznań / Izajaszu Mojżeszu / proroku tato / mój tata jest<br />
lotnikiem / mój tata jest kasjerem / mój tata gra w totarcie<br />
/ mój tata jest w Poznaniu / a ty co się tak gapisz / mój tata<br />
jest dyrektorem / mój tata jest najsilniejszy / kocham mojego<br />
tatę.<br />
Lejdis end dżentelmen, oto pojawia się grupa Miłość.<br />
W rytmie reggae (?!) Tymon wita publikę – Jeszcze do niedawna<br />
nazywaliśmy się Sni Sredstwom Za<br />
Uklanianie. W jednym z pd – słowiańskich języków<br />
znaczy to tyle, sni – środkiem do usuwania.<br />
Ale oto po latach skwapliwego usuwania<br />
nadszedł czas natchnionej, dobitnej afirmacji.<br />
Nazwaliśmy się więc Miłość, by dać świadectwo.<br />
Tak naprawdę, wszystko się dopiero zaczyna.<br />
Prawdopodobnie na scenie ujawniała się<br />
jassowa wersja projektu Tymona. Gdyż w jej<br />
składzie grał już Mikołaj Trzaska, gitarę obsługiwał<br />
niegdysiejszy Brodaty Gwizdek aus<br />
Bydgoszcz. A na perkusji przelotnie bębnił<br />
w ten piękny poranek Piotrek Dudziński, pracownik<br />
naukowy ze Słupska.<br />
Zaistniały ostre zlewności nie tylko muzyczne,<br />
ale także werbalne. Lider Tymański<br />
wpadł w podprogowy szał uniesień i wieścił<br />
natchnione elaboraty – Abla taba ta ta! Lado! Puto! Mazgaje<br />
szydzące ze schabu! Nekrolatie solennie namaszczone!<br />
Masoneria nienawistnego starosty! Siła pipy! Warszawo, odbudowana<br />
przez faszystów… Znów nie wszyscy zrozumieli<br />
ten message przenikliwy.<br />
Przenosimy się na łąkę, gdzie załoga Skiby zaprezentowała<br />
spektakl pt. Sami swoi. Grupa 80 Teatru Pstrąg<br />
to ostrzelani w ulicznych bojach zawodnicy. Opanowali<br />
też podstawy marketingu bezpośredniego. Krzysiek wali<br />
w potężny bęben i zachęca osłupiałych panków – Po występach<br />
w Bułgarii, NRD, Czechosłowacji i Albanii – znowu<br />
w Polsce!, Pół godziny metafizyki w waszym życiu!, Kasa<br />
nie zwraca pieniędzy za bilety! Za bilety zwraca kolej! Kolej<br />
zwraca uwagę że nie zwraca!.<br />
Aktion direkt łódzkich performerów dopełniony został<br />
rozrzuceniem ulotek. Przy czym spontanicznie rzucały<br />
dwie niezależne drużyny. Warszawscy WiPowcy wzywali<br />
do zaprzestania eksperymentów atomowych w Świerku.<br />
A Koncern promował w swoich drukach m.in. poezyje<br />
jassmena Tymona – naskrobałbym manifest jaki / ale nie<br />
145
Grupa 80 Teatru Pstrąg.<br />
wiem, jakiej kwestii ma się tyczyć / naskrobałbym jaki manifest<br />
/ tak mi buta rozpiera dupa / ale o czym wiedzieć niełatwo.<br />
(„Złośliwy bywam”).<br />
Awoda Zara 55 rozpoczęła klimatycznym utworem<br />
pt. Rudolf Valentino. W ten sposób praktycznie realizowano<br />
postulat ekipy Brzóski otwarcia na wszelkie prądy literackie,<br />
nie pomijając kiczu… Gościnnie na gitarze swingował<br />
Krzysiek Siemak.<br />
Kombatant podziemia pozostał na scenie, opanowanej<br />
tymczasem przez gwiazdę prymitywu, grupę Po Schodach.<br />
Która prawdopodobnie przygotowała show o kryptonimie<br />
Fucking gówno.<br />
Frontman Paulus obdarowany został za moment także<br />
towarzystwem Tymona, Sajgona, Kudłatego i Jurka Czuraja<br />
z Praffdaty. Powstało z tego profuzyjne jam session. Orkiestra<br />
wpadła w extazę, wykonując utwór pt. Jest to opowieść<br />
o jednostce ludzkiej, która żyjąc nie zauważyła, że żyje<br />
dla innych. Paulus pierdział w trąbkę i zawodził w delirium<br />
– Ścianą w oczy / ścianą w ciało / gżegżółka ekshumacja…<br />
Dyrekcja Koncernu grzecznie podziękowała za udział<br />
i kontemplację tego wspaniałego, siedmiogodzinnego widowiska.<br />
I zaprosiła na jutrzejszą operację kontrapunktującą.<br />
146<br />
W niedzielę 11 września roku 88 o godzinie 23, studnię<br />
akademika przy Placu Narutowicza wypełniły fluidy extazy<br />
i przekroczenia.<br />
Zrealizowaliśmy Symfonię na 12 rzutników i cztery źródła<br />
dźwięku. Odpowiedzialni za visuale Yo Jetzt rozdali 12<br />
operatorom swoje diapozytywy. Rozstawieni co trzy piętra<br />
wyświetlaliśmy je na przeciwległe ściany. W ten sposób<br />
cała monstrualna przestrzeń budowli opanowana została<br />
przez plastyczne wylewy. Ja np. operowałem z moim rzutnikiem<br />
na piętrze dziewiątym.<br />
Piotruś Kalinowski z Mc Marian miał oddać w swojej<br />
pokręconej muzie postulat Zbigniewa – Akcja kojarzy<br />
przeciwieństwa na poziomie przedmiotowym… Ów rytmiczny,<br />
kosmiczny akt łączącego wypełnienia, jego płynna<br />
równowaga, strukturalnie bliska jest aktu płciowego…<br />
Jednocześnie akcja kojarzy przeciwieństwa również na poziomie<br />
podmiotowym przez łączenie silnej strukturalizacji<br />
z równie silnie sprofuzowaną realizacją, których dynamiczna<br />
wypadkowa współistniejąc z pasywnością obserwatorów<br />
może dopiero ustanowić realną metaforę jedni. („Wykład<br />
nadorganizacji”).<br />
Mc Marian skomponował cztery osobne utwory, które<br />
symultanicznie emitował z magnetofonów rozstawionych<br />
także co trzy piętra. To połączenie trzasków, plasków, wycia,<br />
pulsacji Piotrusiowych kaset z diaporamą Yo Jetzt było<br />
mistycznym rzygiem profuzyjnego Kosmosu. Patrzyłem,<br />
słuchałem, odpalałem do wnętrza urbanistycznego potwo-
a kolejne klatki diapozytywów. I byłem najszczęśliwszym<br />
człowiekiem na tej planecie.<br />
Kilka pięter nade mną to samo czynił Zbyszek. I Andrzej.<br />
I Joanna. I Paulus. I Maciek. I Tymon. I Brzóska.<br />
I Arek. I pewnie czuli to samo…<br />
Nie podłączyli się do naszej nirwany rezydenci akademika.<br />
Wbrew przewidywaniom z Wykładu… nie pozostali<br />
pasywni bynajmniej. Już po kilku minutach obrzucali nas<br />
ciężkimi słowami i jeszcze cięższymi meblami. Wylatywały<br />
przez pijane okna wersalki, krzesła, gaśnice i świetlówki.<br />
Lot szafy z wysokości 12 piętra dopełnił integrację metafizyków<br />
ze swoim społeczeństwem.<br />
I podsumować możemy ten element dziejów Wszechświata<br />
jeszcze jednym cytatem z poematu permanentnego<br />
Yo Als Jetzt – w wyniku przedłużającej się bezksiężycowej<br />
nocy Nevoni utracili człowieczeństwo i zamienili się<br />
w mrówki.<br />
Po powrocie do domu Zbyszek zanotował – Ze spokojnym<br />
utwierdzeniem w zgodności procesu myślowego z ujawniającymi<br />
się przejawami procesów jakichś w ogóle, konstatuję<br />
antycypujący i prognostyczny charakter wylewki. Teraz,<br />
kiedy różni współtworzący rozjeżdżają się ze swoimi aktywnościami<br />
w różne strony…<br />
Warszawską epopeję obserwował pewien czujny dziennikarz.<br />
I jakiś czas później opublikował w tajemniczej gazecie<br />
swoje refleksje na temat upublicznienia dnia pierwszego<br />
Realizacji.<br />
Oto opis koncertu Totart DDA – Rusza muzyka. Kaskada<br />
trzasków i wycia, zniekształconych przez kamery pogłosowe.<br />
Siła dźwięku jest tak duża, że zagłusza jadące tramwaje<br />
i rumor samochodów, niczym huk startującego odrzutowca.<br />
Dźwięki początkowo chaotyczne, anarchiczne stapiają się<br />
powoli w całość, stopniowo porządkuje je rytm, coraz mocniej<br />
wybijany przez automatycznego perkusistę.<br />
Odpychające, ostre, jednostajne brzmienie naśladujące<br />
industrialne odgłosy. Olśnienie: ten paroksyzm to nic innego<br />
niż karykatura dźwiękowego tła miejskiego. Jazgotu miasta<br />
w normalnej postaci – mimo jego rzeczywistego koszmaru<br />
– już nie słyszymy, tak wrósł w codzienność dla uszu. Potrzeba<br />
zagłuszającej parodii, aby uświadomić sobie jego paranoiczność.<br />
Do mikrofonów przytykają magnetofony. W kakofonię<br />
sztucznej muzyki wybijają się kolejne hałasy. Tym razem to<br />
ponagrywane w „pętle dźwiękowe” rozmaite głosy, instrumenty,<br />
pourywane, ochrypłe, jak w krzywym zwierciadle.<br />
Rytm głosów zestraja się z rytmem dźwięków. Pokraczne,<br />
ułomne powitanie…<br />
W dawnej wsi nie zaglądało się do głębokiej studni, żeby<br />
nie zobaczyć tam diabła. Człowiek nie powinien zgłębiać<br />
siebie zbyt głęboko, grozi mu to samo.<br />
Totartowcy porzucają magnetofony i chwytają dzwonki.<br />
Dzwonią długo, poza granicę zmęczenia i znudzenia. Ceremoniał.<br />
Chwila metafizyki w centrum wielkiego miasta,<br />
w samo południe, słoneczne i leniwe. (Krzysztof Kotkowski<br />
– „Maszyna do produkcji chaosu”).<br />
Podczas (Ponownego) Wielkiego Tygodnia Zlewu poznaliśmy<br />
m.in. dwóch sympatycznych niemieckich lewaków,<br />
Daniela i Andreasa Bastianów z Bremy. Zabawną<br />
specyfikę naszych kontaktów opisałem później w jednym<br />
z wierszy w tomie „Król festynów” – przez lata dbali<br />
147<br />
Awoda Zara 55<br />
– Ania, Brzóska i Siemko.
Artykuł z Bremer Blatt.<br />
o nasze bojowe morale / i utrzymanie dobrosąsiedzkich stosunków<br />
/ przysyłali tony trockistowskiej bibuły / walczącej<br />
o wolną palestynę z izraelskim najeźdźcą / nawet paulus<br />
zbywał ten message taktownym milczeniem…<br />
Junge leute aus BRD zachwycili się środowiskiem metafizyków<br />
społecznych. I w listopadowym numerze prestiżowego<br />
magazynu Bremer Blatt ukazał się artykuł herr Daniela<br />
pt. „Subkultur in Polen” – Twórcy Totartu są zwolennikami<br />
akcji ulicznych i kabaretu z intelektualnymi pretensjami.<br />
Sądzą, że wiadomości przez nich przekazywane, powinny<br />
na stałe zagnieździć się w zwietrzałych mózgach publiczności.<br />
Ich własne przedstawienia, plakaty i ulotki wyglądają,<br />
jakby w ich tworzeniu brali udział dadaiści lat 20-tych. Postawą<br />
inspiratorów Totartu wobec załamującego się systemu<br />
jest międzynarodowe fuck off!<br />
Próbując zdefiniować osobliwą treść naszych ujawnień,<br />
autor użył jakże adekwatnego określenia Spassguerilla.<br />
Czyli partyzantka śmiechu. Bardzo się to nam spodobało.<br />
I w tym duchu zacytujmy once again Daniela Bastiana,<br />
wg którego przeciętny Niemiec odbiera PRL przez pryzmat<br />
streikende Arbeiter, Lech Walesa, Solidarnosc, lange<br />
Schlangen vor leeren Schaufensterauslagen und das alles beherrschende<br />
Gesicht von General Jaruzelski hinter den abgedunketten<br />
Brillenglasern…<br />
148<br />
Ale są przecież jeszcze w tym kraju einen Untergrunt aus<br />
intellektuellen Querdenkern, Rockern, Punx und Hippies,<br />
eine Gegenkultur, die radikal, kreativ, anarchistisch und<br />
mutig ist…<br />
Towarzysze z Bremy zachwyceni Totartalną Metodą,<br />
chcieli nas zaprosić na koncerty do cywilizowanej części<br />
Europy. Ale po intensywnym lecie zaliczyliśmy łagodną<br />
entropię logistyczną. I zamiast Koncernu na swoje pierwsze<br />
niepolskie tournee wyruszyli za czas jakiś koledzy<br />
z Dezertera.<br />
Opowiadali potem, że ich inauguracyjna sztuka w Berlinie<br />
Zachodnim organizowana była przez fan klub peruwiańskich<br />
partyzantów z organizacji El Centero Luminoso.<br />
Czyli po naszemu – maoistowskich terrorystów z komanda<br />
Świetlisty Szlak.<br />
A pani Niemka która ich serdecznie ugościła, była fanatyczną<br />
komunistką. Jej dwóch synków miało na imię odpowiednio<br />
– Fidel i Lenin. Herzlich wilkommen in freie<br />
welt!<br />
Poeta Konjo poświęcił tym chwilom czuły przejaw liryczny<br />
– sympatyczni młodzieńcy bez świadomości przestrzennej<br />
/ lustrują tobołki dezerterów przekraczających<br />
granicę friedrichstrasse / zauważają z troską i matczynym<br />
zdziwieniem / gdy pierwszy raz jechali do usa / mieli ze sobą<br />
tylko dwa t-shirty i kartę kredytową… („Król festynów”).
Tymczasem w Gdańsku zintensyfikowała swoje peregrynacje<br />
neoekspresjonistyczne załoga Galerii Wyspa. Pomiędzy<br />
7 a 9 października, pośród ruin spichlerzy nad Motławą,<br />
odbyła się wystawa pt. Teraz jest teraz.<br />
Do tej pory ekipa Wyspy słynęła z dzikich, nihilistycznych<br />
wernisaży. Organizowanych wojowniczo w barakach<br />
na ulicy Chmielnej, w zapomnianej przez Stwórcę i milicję<br />
części Wolnego Miasta. Już pierwsze pokazy zimą roku 85<br />
kończyły się rytualnym paleniem obrazów. Transgresyjny<br />
savoir vivre nakazywał też rozbijanie rzeźb na głowach<br />
zdezorientowanej publiczności.<br />
Do tego dochodziło biczowanie artystów, rzężenie audio<br />
sprzętem wszelakim, wystawianie elementów człowieczej<br />
anatomii na widok publiczny – i tym podobny montaż<br />
atrakcji.<br />
Galernicy ogłaszali – Pierwsze pokazy i realizacje odbywały<br />
się nielegalnie i spontanicznie w wybranych miejscach<br />
miasta. Aranżacje wykonywane z nietrwałych materiałów<br />
i ulegające degradacji i zniszczeniu (sztuka poza Światem<br />
Sztuki), niszczenie i rozpad zostały zaakceptowane i włączone<br />
w proces artystyczny jako nieodłączny narzucający<br />
się fakt rzeczywistości. (Grzegorz Klaman, Robert Rumas<br />
– „Teraz jest teraz”).<br />
Teraz zaproponowano odlot w ciepłe, zadziwiająco afirmatywne<br />
regiony. Oczywiście w ramach ustalonej taktyki<br />
bojowej…<br />
Fanów sarmackiej odmiany neue wilde witały jassowe<br />
dźwięki formacji Miłość. Na plakatach anonsowanej jako<br />
grupa weselno – pogrzebowa. Wzdłóż instalacji land artowych<br />
rozłożono ciasteczka, serdelki i chłodne napoje.<br />
Piękne panie mogły kontemplować pracę Poezji Ulicznej<br />
pt. Pierdolony konkret. Oraz profuzyjną X Muzę, upersonifikowaną<br />
w filmie Dach.<br />
149<br />
Dach, Gdańsk 87<br />
– Paulus, Konjo i fotograf<br />
Jacek Bydło Piotrowski.
Naklejki na kasety<br />
Fonografii Zlew Polski.<br />
W takiej konstelacji nawet naturalizmy Zbyszka Libery<br />
(Obrzędy intymne) oraz Koryto Grześka Klamana (rzeźba<br />
z drewna, blachy cynkowej, nieświeżego mięsa i książek)<br />
przechodziły w zupełnie inny, klinicznie ironiczny<br />
wymiar.<br />
A dyrektor Konjo po raz pierwszy spotkał na Wyspie<br />
Yacha Paszkiewicza, późniejszego twórcę polskiej szkoły<br />
video clipu. Zakolegowaliśmy się i serdeczna pamięć tego<br />
meetingu ożyła dwa lata później, gdy wspólnie kręciliśmy<br />
nasz pierwszy telewizyjny show muzyczny.<br />
Podjęliśmy nieudaną współpracę z magazynem muzycznym<br />
Non Stop. Było to jedno z dwóch ukazujących się<br />
w PRL pism, poruszających tzw. tematykę popkulturową.<br />
Jego dziennikarz zamówił w Sekcji Publicystyczno – Reklamowej,<br />
serię artykułów o nowych zjawiskach w muzycznym<br />
undergroundzie ariergardowym.<br />
Przeczuwając możliwe perturbacje, dyrektorzy Konnak<br />
i Sajnóg zaznaczyli w liście do redakcji – Mogące się wydawać<br />
nieco niezrozumiałymi i dziwacznymi terminologia<br />
i stylistyka naszego artykułu, są jednak użyte świadomie<br />
i celowo. Ewentualnych skrótów i zmian prosimy nie dokonywać<br />
bez wiedzy i zgody autorów.<br />
Wysłaliśmy artykuł pt. Psychologia świata montowanego<br />
i inne pisma zawiłe. Redaktorzy nie zadali sobie trudu<br />
aby zgłębić przesłanie w nim zawarte. I po prostu połowę<br />
z niego wycięli, dość otwarcie pisząc we wstępniaku<br />
– Pierwsza część artykułu była tak zawiła, że wykruszyło się<br />
na niej trzech naszych Redaktorów… Panowie pochlebiali<br />
sobie stanowczo tą dużą literą.<br />
No to po latach przeczytaj to, czego nie zrozumieli redaktorzy<br />
Non Stopu – Pisanie o muzyce nie powinno się<br />
ograniczać tylko do problemów jakości strun i dostępności<br />
płyt. Tą masochistyczną autokastracją niedostatki środków<br />
rymuje się z pokracznym skarleniem refleksji.<br />
150<br />
A przecież powinno być odwrotnie: spiętrzone przeszkody<br />
winny stymulować umysły do czujności, do poszukiwania<br />
rozwiązań, punktów oparcia. Jest to naturalna, standardowa<br />
reakcja organizmu.<br />
Za to doskonale rozwijała się nam wymiana energetyczna<br />
z kolegami anarchistami i pacyfistami. Ponieważ w naszych<br />
dyskusjach ciągle powracał dylemat co zrobić gdy już<br />
nic nie można zrobić, przemówił nasz tradycyjnie rozwinięty<br />
instynkt stadny.<br />
Pismo RSA z jesieni 88 dumnie ogłaszało – W czerwcu<br />
gdańskie środowisko anarchistyczne (Ruch Społeczeństwa<br />
Alternatywnego, Ruch „Wolność i Pokój”, formacja tranzytoryjna<br />
TotArt) utworzyły Międzymiastówkę Anarchistyczną.<br />
Celem M. A. jest integracja osób i grup identyfikujących<br />
się z anarchizmem w Polsce, pomoc wzajemna w organizowaniu<br />
różnych działań – demonstracji, koncertów, manifestacji,<br />
wystaw, dyskusji, happeningów…<br />
Parafrazując raz kolejny znany bolszewicki slogan,<br />
udziałowcy tego niezwykłego wydarzenia integracyjnego<br />
wzywali – Anarchiści wszystkich miast – łączcie się.<br />
Zapadła decyzja o zorganizowaniu zjazdu założycielskiego<br />
Międzymiastówki w Gdańsku. Postanowiliśmy<br />
przedtem przeprowadzić szeroką akcję uświadamiającą.<br />
Komunikat Numer 1 nosił tytuł – M. A. – wyjdź z getta<br />
zbiorowej nostalgii. Sygnatariusze dokumentu – Jany Waluszko,<br />
Krzysiek Gall Galiński i Paweł Konjo Konnak, objaśniali<br />
– Przeciwko państwu można walczyć myślą, mową,<br />
uczynkiem i zaniedbaniem (bojkot). Można walczyć samemu,<br />
ale lepiej robić to z innymi…<br />
Wiemy, że jest nas wielu, na ogół pozostajemy jednak<br />
w izolacji – od społeczeństwa, dla którego jesteśmy wariatami<br />
i prowokatorami, i od siebie nawzajem, skutkiem czego<br />
są odjazdy i utopie, którym często ulegamy.<br />
Komunikat następny nosił zdecydowany tytuł – Ruch<br />
anarchistyczny – TAK!!! Zbigniew i Jany pisali – Anarchię<br />
można rozumieć jako nieskończoną możliwość spotkań indywidualności<br />
(jest to dalekie w stosunku do tego, co było<br />
pierwotnie, ale trzeba to tak zapisać). Można to rozumieć<br />
jako szereg postaw indywidualnych, ale też – jako próbę nowego<br />
ułożenia życia społeczności, jako rzeczpospolitą przyjaciół.<br />
W związku z tym – za Edwardem Abramowskim – zapraszamy<br />
do zmowy powszechnej przeciwko państwu i – za<br />
nim również – stwierdzamy, że jedyny istotnie wartościowy<br />
składnik rozwoju, to rozwój przyjaźni, tylko nim mierzy się<br />
wyższość rozwoju społecznego. Tak samo rozwój indywidualny<br />
– wartość człowieka, to jego uzdolnienie do przyjaźni.
Pierwsza ulotka<br />
Międzymiastówki<br />
Anarchistycznej.
Jany<br />
– Papież Anarchizmu<br />
Polskiego.<br />
Jest to jedyna rzecz, gdzie dobro społeczne utożsamia się<br />
z indywidualnym…<br />
Zamiast być spychanym na coraz skrajniejsze pozycje –<br />
rozszerzmy margines naszego funkcjonowania w społeczeństwie.<br />
Rozszerzanie miał podkreślić dobitnie zjazd M. A., zwołany<br />
na dzień 30 października 1988 roku. Miejsca udzielił<br />
wybitny fighter RSA, Wojtek Mazur – ksywa Hryń. Obiektem<br />
akcji był domek w stanie surowym, zlokalizowany<br />
na rogatkach Gdańska. Pięknie wewnątrz przyozdobiony<br />
przez załogę Koncernu Metafizyczno – Rozrywkowego Pigułka<br />
Progresji.<br />
Pośród budowlanych konstrukcji umieściliśmy sztandary,<br />
stanowiące owoc action painting na pamiętnym dachu<br />
Zbigniewa. Yo Als Jetzt w centralnym punkcie eksponowało<br />
pracę pt. Wilczy bilet, specjalnie namalowaną<br />
na tę intensywną okazję. Pośrodku dumnie powiewała<br />
152<br />
historycznie błękitna flaga Totartu, wykonana jeszcze latem<br />
roku 86 w Świnoujściu. Kolega Konik rozłożył swój<br />
small biznes czyli Boutique Zlew Polski.<br />
Apel zjednoczonych sił andergrandowych spotkał się<br />
z intensywnym odzewem i na zjazd przybyło ponad stu<br />
aktywistów. Oprócz rezydentów miast wojewódzkich, miłym<br />
zaskoczeniem byli reprezentanci metropolii takich jak<br />
Pasłęk, Gniewino, Sławowice, Haliny, Krośniewice, Bolesławiec<br />
czy Kożuchów (oczywiście Ziggy!). Pojawił się tradycyjnie<br />
Jarek Guła z Praffdaty. Oraz Mirek Maken Dzięciołowski,<br />
punkowy rebeliant ze Zgorzelca. Atmosfera<br />
była skupiona i bojowa.<br />
Z akt Wydziału III WUSW – W czasie trwania spotkania<br />
M.A. Andrzej Tokarski, z zawodu rolnik, rozprowadzał<br />
wśród uczestników sygnowane ps. Ziggy Stardust wydawnictwo<br />
pt. „Szajba” nr. 2. Oraz ulotki o treści „Feminizm to<br />
seksualny faszyzm” i „ORMO czuwa”. Powyższe przesyłam<br />
w celu służbowego wykorzystania.<br />
Zdążyliśmy jeszcze poddać dyskusji następujący punkt<br />
manifestu założycielskiego – Ruch anarchistyczny nie powinien<br />
być jakąś organizacją posiadającą określoną strukturę<br />
i kierującą działaniem poszczególnych grup, lecz dążeniem<br />
ludzi do wyparcia państwa z wszelkich dziedzin życia<br />
społeczeństwa i jednostki oraz zastąpienia go przez dobrowolną<br />
współpracę tychże. W działaniach możemy współpracować<br />
z każdym, bez względu na jego przynależność.<br />
Musimy mieć jednak świadomość, że współpraca skończy<br />
się z chwilą, gdy druga strona oddolną inicjatywę przekształci<br />
w nowy system.<br />
I tu dramatycznie skończył się ten etap zjazdu. Gdyż<br />
otoczeni i zaatakowani zostaliśmy przez kompanię IX<br />
PcP ZOMO oraz brygadę antyterrorystyczną i bojówkę<br />
SB. Która na wejściu wepchnęła do środka jakąś dziwną<br />
damę w wieku poklimakteryjnym. Dama w imieniu urzędu<br />
miejskiego wygłosiła formułkę o nielegalności naszego<br />
zgromadzenia. SB pod osłoną karabinów antyterrorystów<br />
rozpoczęła likwidację zjazdu.<br />
Aresztowano Janego i jeszcze kilka prominentnych postaci<br />
z Ruchu. Wszystkich spisano i zarekwirowano całą<br />
totartalną scenografię. Oraz Boutique Konika a z nim liczne<br />
egzemplarze Higieny. I kasety Fonografii i wydawnictwa<br />
Ksiegozbioru Zlew Polski. Jakiś ubek rozpaczliwie<br />
usiłował przebić się przez strofy tomu Lopeza Mauzere<br />
„AIDS…” – Lubię myśleć / że nie pozostanie / po nas / nawet<br />
/ smród / buty / czy teczka / z twórczością / NIC, mamrotał…<br />
Napaść ZOMO spowodowała także kompletne wystygnięcie<br />
50 kilogramów bigosu, troskliwie ugotowanego<br />
przez Zbyszka na tę niezwykłą okazję. Kulinarna operacja<br />
trwała kilka dni w kuchni dyrektora S. i serce wygłodniałe<br />
się krajało na widok wegetariańskiego zatracenia…
Ocaleli z pogromu udali się na pobliska łąkę, gdzie otoczeni<br />
przez watahy zomowców spontanicznie wygenerowaliśmy<br />
międzymiastowy piknik. Na saksofonie zagrał dla<br />
nas nowoorleański dżezik kolega Disney z Roztocza. Klimatyczną<br />
fotkę z tego specyficznego after party zamieścił<br />
niebawem nawet magazyn amerykańskich anarcholi o nazwie<br />
Torch. W dziale News from Soviet Bloc.<br />
Po przeniesieniu w progi jakiejś neutralnej kruchty kontynuowaliśmy<br />
zaciekłe obrady. Ustalono, że w szczególności<br />
chodzi nam o popieranie wszelkich działań na rzecz<br />
praw człowieka, skierowanych przeciwko militaryzmowi,<br />
wyzyskowi pracujących, cenzurze i kłamstwom mass mediów,<br />
a także o popieranie działań ekologicznych, oddolnych<br />
inicjatyw gospodarczych oraz pozainstytucjonalnych przejawów<br />
twórczych.<br />
Rozstaliśmy się wznosząc pełne otuchy hasła – Współpracuj!<br />
Twórz wolne komórki anarchistyczne! Idź w lud!.<br />
Ten fascynujący dzień zakończyłem w objęciach pewnej<br />
bojowo nastawionej aktywistki, która walczyła z systemem<br />
uprawiając wolną miłość. Kontakt z jej punktem G stanowił<br />
ideologiczne dopełnienie tego radykalnego happeningu<br />
społecznikowskiego…<br />
Dla Hrynia karą za gościnę było kolegium – w standardowej<br />
wysokości 50 tysięcy złotych. I zapisanie do coraz<br />
większego klubu więźnia granic. Po licznych postanowieniach<br />
o zastrzeżeniu wyjazdu za granicę, bojownik RSA<br />
przystąpił ku akcji bezpośredniej.<br />
7 kwietnia 1989 roku Hryń przykuł się do krat gmachu<br />
Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Jak wynika<br />
z akt Sprawy Operacyjnego Rozpracowania kryptonim<br />
Anarchiści, uczynił to w celu wywołania niepokoju<br />
153<br />
Artykuł w magazynie<br />
Torch – Konjo i Disney<br />
po rozbiciu zjazdu MA.
Misza Kowalski i jego<br />
słynny bicykl.<br />
Legendarny sztandar<br />
Grupy Poetyckiej Zlali<br />
Mi Się Do Środka.<br />
publicznego. Żądał paszportu. Otrzymał go dopiero wraz<br />
z nastaniem wolnej Polski.<br />
SB domagało się pacyfikacji Janego, poprzez przymusowe<br />
wcielenie Papieża w szeregi Ludowego Wojska Polskiego.<br />
Tym razem uratowały go lekarskie kwity – pamiątka po<br />
niegdysiejszych rajdach w szpitalu dla nerwowo chorych,<br />
gdzieś tam w Polszcze doświadczanych.<br />
Heroicznie dzień zjazdu odcisnął się na życiorysie innego<br />
naszego kolegi. Kilka tygodni wcześniej poznaliśmy<br />
rosyjskiego malarza Miszę Kowalskiego. Był energetycznym<br />
udziałowcem działań odeskiej bohemy. Jakoś przebił<br />
się do PRL, przemycając archiwum tamtejszego środowiska<br />
andergrandu artystycznego.<br />
Misza miał misję wywieźć ów sentymentalny skarb bezcenny,<br />
w celu opublikowania go gdzieś w wolnej Europie.<br />
Wielu autorów tych prac strzeliło w desperacji samobója,<br />
wielu oszalało, kilku siedziało w łagrach. Ot, codzienność<br />
ludzi niepokornych w ojczyźnie światowego proletariatu.<br />
Malarz Kowalski rozpaczliwie usiłował przekonać administrację<br />
peerelowską, iż posiadając polskie korzenie, godny<br />
jest otrzymać z powrotem nasze obywatelstwo. Walczył<br />
o nie zaciekle, korzystając z gościny gdańskiego rzeźbiarza<br />
154<br />
Alfonsa Łosowskiego. Taty lidera i klawiszowca zespołu<br />
Kombi.<br />
Po aresztowaniu na zjeździe Międzymiastówki Anarchistycznej,<br />
Misza jakimś fortelem opuścił więzienie i ponad<br />
rok ukrywał się po zaprzyjaźnionych lokalach przed nagonką<br />
SB. Przez całe lata 90 mieszkał i malował w Sopocie.<br />
Na upragniony Zachód wyjechał dopiero na początku XXI<br />
wieku. W legendarnym sopockim Spatifie do dziś wisi pod<br />
sufitem jego futurystyczny rower, którym przemierzał bezdroża<br />
odzyskanej ojczyzny…<br />
Ciekawie potoczyły się też losy aresztowanej scenografii<br />
tudzież wydawnictw Totartu.<br />
Rok później, po czerwcowych wyborach 89, Solidarność<br />
na mocy porozumień z komunistami wezwała opozycjonistów<br />
którym zarekwirowano podglebny dorobek, aby zgłaszali<br />
się po niego do magazynów SB.<br />
Gdy i my naiwnie upomnieliśmy się o nasze zlewiny, panowie<br />
z Solidarności kulturalnie nas poinformowali, iż nigdy<br />
nie byliśmy żadnym podziemiem więc mamy spierdalać.<br />
I nic Sekcji Publicystyczno – Reklamowej Koncernu<br />
Metafizyczno-Rozrywkowego Pigułka Progresji się nie<br />
należy.<br />
Dopiero interwencja u naszego kumpla z władz NSZZ<br />
Soli-dada-rność, starego fana Totartu, spowodowała uwolnienie<br />
z piwnic Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych:<br />
historycznej flagi, elementów scenografii i nieco egzemplarzy<br />
Higieny. Nie odzyskałem tylko kaset Fonogra-
fii Zlew Polski. Widocznie dzieci ubeków nagrały sobie na<br />
nich sympatyczne przeboje Modern Talking…<br />
(Zatracone kasety Szelestu Spadających Papierków i Totart<br />
DDA błądziły po głowinie mojej popkulturowej, gdy<br />
latem 2008 roku prowadziłem koncert wysmażonego<br />
w solarium Thomasa Andersa, na Festiwalu Muzyki Tanecznej<br />
w Ostródzie…)<br />
Sztandary, te namalowane na Zbyszkowym dachu, po<br />
uwolnieniu z kazamatów SB służyły nam dzielnie jeszcze<br />
przez wiele postabsurdalnych akcji. Utonęły dopiero<br />
w mojej piwnicy podczas wielkiej powodzi, która nawiedziła<br />
Gdańsk latem 1997 roku.<br />
Prawdopodobnie nie tylko dlatego, iż nie posiadały karty<br />
pływackiej…<br />
Po zjedźcie Międzymiastówki Anarchistycznej Zbyszek<br />
i Konjo energicznie zabrali się do nakręcania swojego nowego<br />
wcielenia. Plany mieliśmy, jak zawsze, buńczuczne<br />
oraz rozległe. I codzienną orką na ugorze kruszyliśmy<br />
opór materii.<br />
Dlatego zapewne 10 listopada 1988 roku SB najechała<br />
centralę Koncernu, czyli zasłużone mieszkanie Sajgona.<br />
Dokonali rewizji, jak twierdzili, w poszukiwaniu ukrytej<br />
tam bomby (sztuka SB). Aresztowano naszego kierownika,<br />
zakutego w dyby przewieziono do siedziby WUSW i poddano<br />
wielogodzinnym przesłuchaniom.<br />
Zbig pisał potem – A zatem wojna umowna, ale z trupami<br />
i z perwersyjnymi formami presji. Podziały ekstremalne<br />
i społecznie rozległe tak, że aż stopniowo zatraciły kontury<br />
i wyrazistość, wszyscy po cywilnemu, a niektórzy w mundurach<br />
to „swoi”. Dopóki cie nie uderzy, nie jesteś pewien.<br />
Zatem wróg jest niedookreślony, oczywiście istnieją wyraziste<br />
punkty orientacyjne, lampy zapalane i gaszone, ale<br />
w planie ogólnym linia zwarcia jest nierozpoznawalna, strony<br />
w swojej masie mieszają się w tramwajach, sklepach, domach,<br />
co wbrew teoriom „bolesnych linii podziałów” raczej<br />
sprzyja abstrahowaniu wrogości, wzajemnej agresji…<br />
Nieprawdziwi komuniści, bo któż w tajnej policji jest komunistą,<br />
nawykowo przenikają demonstracje antykomunistyczne,<br />
a w pochody nieprawdziwych komunistów zaczęli<br />
się wplatać antykomuniści, z których duża ilość okazała się<br />
prawdziwie lewicowa. Rewolucja mutuje w kontrrewolucję,<br />
a kontrrewolucja w rewolucję.<br />
Obie strony nawzajem rozkładają się od środka. Ci zaś,<br />
co między stronami mediują, najlepiej czują się w sytuacji<br />
jaka jest. Mediatorom nie idzie o zmianę, bo wtedy przestają<br />
być ważni.<br />
A od czasu do czasu: trup. („Jak Violetka droga szła<br />
i co miętosiła. Wstęp do zbioru poetyckiego „Parnas zimowy”).<br />
To nie był koniec złych wiadomości. W tajemniczy sposób<br />
Zbyszek podupadał na zdrowiu. Zacytuję ponownie<br />
siebie samego – Niestety, pod koniec lat 80 zaczął chorować,<br />
miał nawet taką ksywę Nerka, którą nadał mu Maciek<br />
Chmiel, wtedy menadżer zespołu Dezerter, ponieważ Spiko<br />
wciąż narzekał, że boli go nerka i potrafił cztery dni leżeć<br />
bez ruchu w łóżku, tak go ta choroba paraliżowała.<br />
Kilku naszych fanów studiowało medycynę i dzięki ich<br />
znajomościom poddaliśmy Zbyszka kompleksowym badaniom<br />
na terenie akademii medycznej. Badania te nic nie<br />
wykazały<br />
Nasz kumpel Medyk, wtedy muzyk legendarnej podziemnej<br />
formacji Szelest Spadających Papierków powiedział,<br />
że ten problem ma naturę psychiczną, że psyche Zbigniewa<br />
projektuje jakiś dramat na jego ciało, które odmawia udziału<br />
w tej naszej artowej podróży.<br />
Medyk się nie mylił… („Nike z Biedronki”, Lampa).<br />
Ale póki co, Zbyszek Sajnóg walczył ze swoją niemocą<br />
i z całym światem. I ciągle jeszcze wygrywał.<br />
155<br />
Zbyszek Sajnóg<br />
– Realizacja Warszawska,<br />
wrzesień 88.
Świadectwem tych nierównych zmagań są m.in. wiersze<br />
z tamtego okresu, z do dziś nie wydanego, wizjonerskiego<br />
tomu pt. „Parnas zimowy” – żałuję odrzuconych fetyszy /<br />
i przerwanych praktyk / widzę wijącego się w trawie szczupaka<br />
/ jego chłodne wnętrzności kobiety / mrących same puste<br />
bezładne / na ce na nice na guzy / na krasawice na radosne<br />
sosy / tak jakby czemukolwiek można było zapobiec /<br />
tak jakby czemukolwiek nie można było zapobiec. („Zapobieżenie”).<br />
Na te wszystkie paranoje postanowiliśmy nawiedzić<br />
z naszymi projekcjami miejsce jakieś niepowszednie.<br />
W myśl starego hasła – Zamiast brać pigułkę, wylej się drobinkę!<br />
Po akcjach z Międzymiastówką Anarchistyczną zaliczyliśmy<br />
kolejny zakaz występów w trójmiejskich klubach.<br />
Dnia 12 grudnia 1988 roku Wydział „C” KWMO w Gdańsku<br />
zarejestrował Sprawę Operacyjnego Rozpracowania<br />
kryptonim Anarchiści, pod numerem 58824. Zbigniew<br />
Spiko Sajnóg i Paweł Konjo Konnak objęci zostali stałą inwigilacją<br />
SB.<br />
156<br />
Więc 16 grudnia Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy<br />
zawitał tam, gdzie jeszcze nie bali się nas zaprosić. Czyli<br />
w progi Internatu Specjalnego Ośrodka Szkolno – Wychowawczego<br />
Dla Dziewcząt w Sopocie.<br />
Te działanie opisywał nawet magazyn „Pet w maśle –<br />
biuletyn wewnętrzny Międzymiastówki Anarchistycznej”<br />
– Przyjęcie entuzjastyczne, gorąca atmosfera, szczególnie<br />
podczas tej części imprezy, którą symbolicznie możemy<br />
określić jako permanentne ujawnienie z cyklu DYSKRETNY<br />
UŚMIECH ŻENADY…<br />
Przygotowaliśmy mix profuzyjnych atrakcji pt. Świat jest<br />
piękny, ludzie są dobrzy! Kilkadziesiąt pensjonariuszek podziwiało<br />
pląsy formacji Miłość, Totart DDA, Grupę Poetycką<br />
Zlali Mi Się Do Środka oraz Yo Als Jetzt z niezawodną<br />
diaporamą. Panny były zachwycone zarówno całością<br />
realizacji, jak i pojedynczymi jej podmiotami.<br />
Trudna młodzież płci żeńskiej chłonęła każdy atom prezentacji<br />
„z wolności”. Byliśmy dla nich aniołami z innego<br />
świata. Także tego jak najbardziej namacalnego, sensualnie<br />
niebezpiecznego. Pobyt tylu ładnych (ha), młodych<br />
(ha ha) i aktywnych (ha ha ha) chłopców w ich przytulnym<br />
więzieniu musiał zakończyć się gwałtownym wyładowaniem.<br />
Krnąbrne niewiasty dzielnie wytrzymały jeszcze moją<br />
recytację dzieła Lopeza pt. „Never Ending Story” – Dzisiejszego<br />
/ ranka / pomyślałem / dlaczego / tak dużo / gadałem<br />
/ bo się za dużo / filmów / naoglądałem / i chciałem /<br />
być przynajmniej / amantem / i umarłem…<br />
Ale gdy grać zaczęliśmy ze Zbyszkiem jako Totart DDA<br />
feat. Miłość (bo w tym chaosie psycho jam na spontanie<br />
wybroczył się nam niesamowity), panny wtargnęły na<br />
scenę ogarnięte nieposkromioną chucią. Szarpały na nas<br />
ubrania, kąsały, drapały i macały, byle dorwać choć fragment<br />
zakazanego męskiego ciała.<br />
Coby jasne było – nie mam nic przeciwko zbiorowym<br />
doznaniom erotycznym, ale tam mogliśmy zostać rozerwani,<br />
w tej namiętności wielkiej, na strzępki. Porzuciliśmy<br />
na scenie Tymona, który samotnie odpierał nimfomańskie<br />
adoracje. A my ucieczką salwowaliśmy się, unosząc<br />
na plecach nasze zasłużone rekwizyty tudzież instrumenty.<br />
Byliśmy tak oszołomieni walką płci, iż w drodze powrotnej,<br />
w kolejce SKM relacji Sopot – Gdańsk Politechnika,<br />
zaginęło nam 300 zasłużonych diapozytywów made<br />
by Yo Als Jetzt. Nie odnalezionych niestety, pomimo szeroko<br />
zakrojonej akcji poszukiwawczo – uświadamiającej.<br />
(Wszystko przez tych babów, panie – jak mawiał pewien<br />
znający życie hydraulik-egzystencjalista). Cześć ich pamięci!<br />
Niech spoczywają w pokoju!<br />
Ale za to na ręce dyrekcji Koncernu przyszło, po raz<br />
pierwszy, oficjalne pismo z podziękowaniem – Impreza
Praffdata – Sylwian<br />
i Jurek Czuraj.<br />
Realizacja Warszawska,<br />
wrzesień 88.<br />
była bardzo udana. Wykonawcy umieli nawiązać kontakt<br />
z widownią składająca się z sześćdziesięciu dziewcząt upośledzonych<br />
umysłowo w stopniu lekkim, uczennic ZSZ Specjalnej,<br />
pochodzących najczęściej z rodzin o niskim poziomie<br />
kulturalnym, często sierot społecznych.<br />
Dziewczęta były szczęśliwe i dotąd mile wspominają występ.<br />
Ważne jest to, że odtrącane przez zdrowych rówieśników,<br />
spotkały się z życzliwością i przyjaźnią. Podpisane –<br />
Kierownik Internatu Grażyna Zimna.<br />
Za dni kilka, na andergrandową zabawę Sylwestrową,<br />
zaprosił nas Jarek Guła z Praffdaty. Postanowiliśmy połączyć<br />
przyjemne z pożytecznym. I zmixowaliśmy tańce<br />
z pierwszym zebraniem aktywistów polskiego oddziału<br />
Partii Radykalnej.<br />
Meeting odbył się w domu Jurka Czuraja w Suskowoli,<br />
byłe województwo radomskie. Uczestniczyli w nim ludzie<br />
WiPu, niezależni artyści i ekolodzy oraz Koncern Metafizyczno<br />
– Rozrywkowy Pigułka Progresji. Jak to się ładnie<br />
pisze w protokołach dyplomatycznych – rozmowy przebiegały<br />
w miłej, konstruktywnej atmosferze.<br />
Zbigniew rozwinął tezy ze swojego konspektu Kontrkultura<br />
w Polsce. Walka, terapia i kreacja. Analizował w dyskusji<br />
punkt „Etapy bycia w kontrkulturze”: bycie w kontrkulturze<br />
jako etap. Coś, czemu się poświęcamy, staje się<br />
dla nas cenne, rzeczy cennej tym chętniej się poświęcamy,<br />
158<br />
aż owo poświęcenie przekracza wytrzymałość czy odporność,<br />
albo tak przekracza wartość dla której się poświęcamy,<br />
że następuje kryzys.<br />
Stąd wchodzenie w kontrkulturową aktywność stawia<br />
grupę, czy jednostkę przed trzema perspektywami:<br />
a/ radykalizacja:<br />
– w ramach swojego poglądu (od konsekwencji do ortodoksji)<br />
– z diametralną zmianą opcji, najczęściej (ostatnio) od<br />
pacyfizmu do faszyzmu; faszyzm (skins) jako rozpacz usystematyzowana,<br />
dramatyzm i waga problemu<br />
b/ komercjalizacja lub rozpad (odejście – w wymiarze jednostki),<br />
przy czym komercjalizacja zupełna jest prawie niemożliwa<br />
w naszych warunkach, stąd powstają jakieś karykaturalne<br />
pośrednie formy komercji<br />
c/ droga środka – grupy po okresie wahań (między „a”<br />
a „b”) często przechodzą na działalność „w rytmie życia”,<br />
tzn. już spokojniejszą, bardziej stonowaną, realizowanie założonych<br />
zamierzeń, czyli grę z użyciem figury „kompromis<br />
kontrolowany”. (W prowadzonej z systemem grze kompromis<br />
staje się jednym z chwytów stosowanych świadomie, instrumentalnie<br />
jako środek prowadzący do realizacji planów,<br />
lecz nie wg zasady: cel uświęca środki, a z każdorazowym<br />
wyważeniem stopnia ewentualnej szkody, jaką może przy-
nieść kompromis, z ewentualnych korzyści jakie w tej sferze<br />
może przynieść realizacja założona).<br />
Po partyjnej burzy mózgów rozpoczął się pankrokowy<br />
dancing. A na party sylwestrowe zjechała śmietanka podziemia<br />
muzycznego. Pląsaliśmy z załogantami Deutera,<br />
Sstil i Dezertera. Były to radośnie dionizyjskie chwile…<br />
I w ten sympatycznie familijny sposób zakończyliśmy<br />
ostatni, nielegalny rok bojów w bolszewickiej niewoli. Ale<br />
że jest on, ten 1988, rokiem łagrowym ostatnim rzeczywiście,<br />
tego nikt z nas nie przeczuwał – nawet w snach bezczelnie<br />
najśmielszych.<br />
Styczeń 1989 roku rozpoczął się ciekawą serią meetingów.<br />
Pojechałem ze Zbyszkiem do stolicy, coby jak to mówią<br />
moi równolegli rodacy, „viel leute treffen”.<br />
Planowaliśmy wydanie drugiego numeru Przeglądu Archeologicznego<br />
Metafizyki Społecznej. Tym razem nazywać<br />
miał się Spassguerilla. I składać z samych wywiadów. Aby<br />
oddać stan umysłów naszego środowiska w tym przełomowym<br />
czasie.<br />
Pismo z takich, a nawet ze zgoła innych przyczyn, nie<br />
ukazało się niestety. Ale zacytujmy urywki przeprowadzonych<br />
na tę zacną intencję rozmów.<br />
Naszym drugim interlokutorem (gdyż pierwszym była<br />
wspominana już ofiara Lecha Wałęsy, austriacki dziennikarz<br />
Fryderyk Schwarz), był Maciek Chmiel: Konjo<br />
– Mówisz o nadorganizacji ideologicznej jaką jest obarczona<br />
działalność alternatywna w Polsce…<br />
Maciek Chmiel – Nie wiem co nazywasz działalnością alternatywną.<br />
Myślałem, że kiedyś zostało to już ustalone, iż<br />
nie ma takich działań. Ja przynajmniej w muzyce rockowej<br />
nie znajduje tego…<br />
K. – Czujesz się sfrustrowany?<br />
M. Ch. – No.. tak…<br />
K. – Zespół Dezerter też jest sfrustrowany?<br />
M. Ch. – Myślę że wszystko przychodzi trochę za późno.<br />
To znaczy gdyby przyszło parę lat temu i gdyby były takie<br />
możliwości wtedy, gdy rzeczywiście zespół był na fali i każdy<br />
jakoś inaczej na to patrzył, to byłoby trochę inaczej…<br />
Warto przypomnieć, iż ten dyskurs przyjazny toczył się<br />
w mało przyjaznym politycznie kontekście. Doszło wtedy<br />
do brutalnej eskalacji przemocy na koncertach, nakręcanej<br />
przez coraz agresywniejszych faszystów. Aby zaprotestować<br />
przeciw tej ponurej sytuacji, Dezerter na około dwa<br />
lata zaprzestał w ogóle występów w PRL.<br />
Ponieważ nikt nie chciał przeprowadzić z nami wywiadu,<br />
postanowiliśmy wyręczyć mało czujnych żurnalistów.<br />
I przeprowadziliśmy wywiady sami ze sobą. Oto fragment<br />
rozmowy Zbigniewa ze Zbigniewem: Zbigniew – Atakuje<br />
pan wszystkich, którzy myślą inaczej niż Pan, a podob-<br />
159<br />
Maciek Chmiel w<br />
gronie bywalców klubu<br />
Hybrydy, Warszawa.
Spassguerilla<br />
– przygotowana<br />
do druku matryca<br />
Wywiadu Konja z Konjem.<br />
ne cechy obserwowane u innych uczestników społeczeństwa<br />
nazywa Pan totalitaryzmem.<br />
Zbigniew. – Ja przyjąłem w założeniu generalną i bezwyjątkową<br />
zasadę nie czynienia krzywdy. Wszystkie moje ataki,<br />
jak je Pan nazywa, są jedynie wymianą zdań, dyskusją,<br />
raz wprost z użyciem pojęć, a kiedy indziej tzw. środkami<br />
artystycznymi (przejawy twórcze), czy często życiowymi sytuacjami.<br />
Z. – Czy obrzucanie breją z mokrych gazet jest również<br />
takim subtelnym i niewinnym środkiem?<br />
Z. – Jest przede wszystkim zabawą. Seksuolodzy nawet<br />
polecają złym na siebie, albo gnuśnym kochankom, by się<br />
rzucali poduszkami celem rozładowania napięcia, lub rozbudzenia<br />
namiętności. Widzę to jako coś zupełnie innego<br />
od walenia po mordzie, kopania w brzuch, czy rzucania kamieniami<br />
etc.<br />
Swoją wspaniałą postać postanowił przybliżyć światu<br />
także artysta Paulus. Już za moment zainspiruje pozostałych<br />
udziałowców Tranzytorium do powołania Instytutu<br />
Nadbadań Nad Perfidią Mózgu Paulusa. Ale póki co porozmawiał<br />
szczerze sam ze sobą na łamach, widmowej niestety,<br />
„Spassguerilli”: Paulus – Słyszałem że byłeś w szpitalu<br />
psychiatrycznym. Jakie stamtąd wyniosłeś wrażenia?<br />
160<br />
Paulus – To dosyć specyficzne miejsce. Zawsze marzyłem<br />
o tym żeby się tam znaleźć, no i znalazłem się (ha, ha).<br />
Kto nie był w takim miejscu nie jest w stanie wyobrazić<br />
sobie pewnych rzeczy. Ot takiej chociaż jak zdarzenie w stołówce<br />
gdzie jeden z chorych zaczął sikać sobie do zupy i zanim<br />
siostra wyrwała mu talerz wypił duszkiem połowę jego<br />
zawartości.<br />
Inny chory twierdził cały czas że goni go pociąg. Czasem<br />
wybiegał z sali telewizyjnej i biegł przez korytarz szlochając.<br />
Ten sam chory regularnie podlewał łóżka innym chorym…<br />
A teraz fragment wywiadu, który kolega Konjo przeprowadził<br />
z kolegą Konjem: Konjo – Kręcenie filmów, wydawanie<br />
magazynów, kontakty z alternatywami tu i tam, grupa<br />
poetycka, frakcja muzyczna, akcje zlewne, kabarety, kluby<br />
dyskusyjne, fonografia immanentnej koegzystencji, biblioteka<br />
klasyków Totartu – po co to wszystko najsłodszy?<br />
Konjo – Po nic. Jestem zakochany w wielości bytów. Poza<br />
tym określenie „po nic” jest dla mnie pięknym przykładem<br />
czystej formy, w ekstatycznej i pełnej pogardy peregrynacji,<br />
o której Als pisał – „Wybierając się do Itaki należy pamiętać<br />
/ że najważniejsza jest podróż / bo Itaka / Itaka może cię<br />
rozczarować”.
To wspaniała próba nabrania dystansu do siebie samego<br />
i własnego życia. Uważam się za jednostkę wybitną. Nietzsche<br />
zwykł był mawiać w podobnej sytuacji – „Cóż jest<br />
pieczęcią uzyskanej wolności? Przestać wstydzić się samego<br />
siebie!<br />
Także na początku stycznia Izolka i Konjo zorganizowali<br />
zabawę karnawałową w Sopocie, dla dość specyficznych<br />
party people. Naszymi gośćmi byli podopieczni Koła<br />
Pomocy Dzieciom Specjalnej Troski. Jak wynika z podania,<br />
które musieliśmy złożyć w odpowiednim urzędzie, jest<br />
to dyskoteka dla osób upośledzonych umysłowo w stopniu<br />
umiarkowanym i znacznym.<br />
Wspomagał mnie w tej przygodzie słynny aktor gdańskiego<br />
Teatru Wybrzeże, Florian Staniewski. Socjeta<br />
Uśmiechniętych, jak ich umownie nazywaliśmy, przyjęła<br />
nas jak swoich starych kumpli. W odróżnieniu od neurotycznego<br />
świata normalsów, panowała wśród nich miła,<br />
rodzinna atmosfera.<br />
Czego byśmy z Florianem nie robili podczas zabawy,<br />
uśmiechniętych interesowała jeno odpowiedź na pytanie –<br />
Kiedy pojedziemy na kolonie? Nieodmiennie odpowiadaliśmy<br />
– Już wkrótce, szanowne koleżanki i koledzy!<br />
O naszych kolejnych upublicznieniach, tego stycznia<br />
jakże przenikliwego, informował „Pet w maśle – biuletyn<br />
wewnętrzny Międzymiastówki Anarchistycznej” – 14.I.89<br />
Der Danziger Arsambl zlewał się fonicznie podczas wernisażu<br />
swej serdecznej przyjaciółki i stałej współmarzycielki<br />
Joasi Kabali w kawiarni Lotu.<br />
A 21 stycznia życiowi higieniści z Koncernu Pigułka Progresji<br />
nawiedzili porzucony przez anioły szpital psychiatryczny<br />
w Gdańsku – Srebrzysku. Na oddziale 20B odbył się<br />
perfekcyjnie zorganizowany wieczór grupy poetyckiej ZLA-<br />
LI MI SIĘ DO ŚRODKA z towarzyszeniem grupy kolorowej<br />
Yo Als Jetzt.<br />
Upublicznienie zapercepowane zostało w sposób adekwatny<br />
przez ludność zasiedlającą ten element dziejów wszechświata.<br />
Psychic Tour over Gdańsk trwa!<br />
Redaktorzy anarchole nie byliby sobą, gdyby po newsach<br />
nie zamieścili złośliwego dopisku – Od redakcji –<br />
z Lotu nas wyrzucono a w wariatkowie mieliśmy problem<br />
z wyczajeniem, kto tu jest pacjentem. Sprawa się wyjaśniła,<br />
gdy ci w piżamach poszli sobie; „Czemu nikt nie śpiewa?! Ja<br />
myślałam, że to będzie impreza towarzyska z herbatką, a to<br />
taka terapia pani doktor”.<br />
Nie polemizując z tymi serdecznościami dodam tylko, iż<br />
zarówno w Locie (a właściwie w Galerii Wlot) jak i w psychiatryku,<br />
użyliśmy egzotycznego instrumentu o nazwie<br />
szałamaja. Ku uciesze wielu, nas samych oczywiście nie<br />
wyłączając. Za wypożyczenie tych trąb jerychońskich<br />
i dziś dzięxy wielkie niech przyjmie pan Andrzej Starzec,<br />
guru gdańskiego Domu Harcerza.<br />
161<br />
Poster z psychuszki.<br />
Szpital psychiatryczny<br />
w Gdańsku<br />
– Pauli, Zbig<br />
i szałamaja.
Realizacja Warszawska<br />
– Sylwian i Kasia,<br />
Praffdata.<br />
Oprócz krotochwilnych uwag na temat aktywności Koncernu,<br />
Pet w maśle zawierał także praktyczny poradnik Janego<br />
O zachowaniu się przy stole. Weteran aresztowań, kolegiów<br />
i wykroczeń instruował świeżych adeptów niełatwej<br />
sztuki knucia – 1. Z policją nie należy rozmawiać. 2.<br />
Absolutnie należy odmówić zeznań. 3. Niczego nie podpisuj,<br />
do niczego się nie przyznawaj!<br />
4 lutego Sekcja Publicystyczno – Reklamowa, tym razem<br />
w osobach Zbigniewa i Janego, przeprowadziła wywiad<br />
z legendą Wolnych Związków Zawodowych, Andrzejem<br />
Gwiazdą. Rozmowę opublikowało austriackie pismo<br />
Profil.<br />
Los uśmiechnął się niespodziewanie do skromnego kolektywu<br />
metafizyków społecznych. Za wstawiennictwem<br />
Praffdaty otrzymujemy dotację w wysokości 200 000 złotych.<br />
Pierwsze w dziejach Tranzytorium wsparcie finansowe<br />
dostaliśmy od warszawskiego Funduszu Kultury Niezależnej.<br />
Kupiliśmy za nie farby, materiały do małej poligrafii oraz<br />
kasety audio i video w Pewexie. Przypomnijmy, iż jedna<br />
kaseta VHS kosztowała zimą roku 89 jakąś połowę pensji<br />
inteligenta pracującego.<br />
Za swoje stypendium Praffdata zrealizowała konspiracyjny<br />
happening w Berlinie Wschodnim. Wzbudzili swoją,<br />
tradycyjnie transową i malowaną akcją, przerażenie<br />
162<br />
u tzw. enerdowskiej opozycji. Wschodni Niemcy błagali<br />
Gułę i pozostałych fighterów aus Polen, aby w hauptstadt<br />
der DDR nie używali określenia Mur Berliński. W ten sposób<br />
kultura trabanta świeciła swój triumf wśród zbuntowanych<br />
rodaków Erosa Honeckera<br />
Którzy zresztą za parę miesięcy rozpoczną masowy exodus<br />
ze swojej komunistycznej ojczyzny do wolnego świata<br />
– czyli do Polski, na Węgry i do Czechosłowacji!!! Ich<br />
szlak znaczyć będą porzucone wartburgi. Tak walczyli<br />
o niepodległość banana deutsche…
Magazyn Muzyczny opublikował artykuł Arka Pragłowskiego<br />
pt. Wiatr od morza. Opisując gdańskie środowisko<br />
muzyczne, autor w sympatyczny sposób przedstawił dokonania<br />
Tranzytorium – Totart, jak twierdzą znawcy tematu,<br />
miał dwa zasadnicze okresy: fekalny i salonowy.<br />
Obywatele miasta Rzeszowa do tej pory wspominają,<br />
jak w szczytowym nasileniu fekalnej ortodoksji Totartowcy<br />
nas…li przy dźwiękach dzikiej muzyki na scenę, lepili<br />
z ekskrementów kulki i rzucali w publiczność namawiając<br />
do wspólnej zabawy… A teraz? – spokojna, elektroniczna<br />
muzyka, wyświetlanie diaporam i kulturalni młodzi ludzie<br />
czytający poezję… Aż trudno uwierzyć.<br />
Jeden z tych kulturalnych młodych ludzi, czyli intuicyjny<br />
artysta Paulus, używając piłkarskiego żargonu – dokonał<br />
transferu spod totartalnych sztandarów ku barwom Szelestu<br />
Spadających Papierków.<br />
Pauli zrealizował z ekipą Oziego, wtedy znajdującą się<br />
w ostrym stadium hard rockowym (!?), mnogość koncertów<br />
na terenie całego kraju. Jak pisał redaktor Pragłowski<br />
– Ten zespół ewoluuje dosłownie z koncertu na koncert.<br />
W jakim kierunku? Tego nie wie pewnie sam Ozzy.<br />
A inni, przeżywający cudowną metamorfozę udziałowcy<br />
Koncernu, Joanna Kabala i Andrzej Awsiej, 24 lutego<br />
wzięli udział w Przeglądzie, organizowanym w murach ich<br />
nobliwej gdańskiej PWSSP. Gdzieś w satelickich obszarach<br />
tej akademii Tymon wycinał frytowe hołubce na specjalnie<br />
preparowanej wiolonczeli (!?). Yo Jetzt przedstawili instalację<br />
pt. Hezok, składającą się z mistycznie zlewnego malarstwa<br />
i diaporamy.<br />
Ten niezwykle kreatywny duet, wspólnie z dyrekcją<br />
Koncernu, zrealizował na terenie Trójmiasta serię przedwiosennych<br />
akcji ulicznych. Darząc niechęcią znormalizowane<br />
kanały korespondencji poezja uliczna zastosowała<br />
metody elastyczne i różnorodne i podjęła próbę nawiązania<br />
kontaktu autentycznego poprzez wyeliminowanie przymusu<br />
choćby tylko obyczajowego. Graffiti nosiło tytuł Cycki pipki.<br />
Jak pisali Yo Als Jetzt – Nasze doświadczenia szablonowe<br />
przekazaliśmy Totartowi, RSA, od RSA przejął je WiP. Potem<br />
szablon wykorzystywali już wszyscy…<br />
W marcu Koncern udał się do urokliwej wsi Bałąg, leżącej<br />
ździebko pod Olsztynem. W gminie Jonkowo. Nieopodal<br />
Pupek. Całkiem niedaleko od Wołowna.<br />
To miejsce wybrała Praffdata na realizację projektu wyniesienia<br />
się z industrialnego Babilonu stolicy. I ogólnie<br />
postanowili, kumple nasi serdeczni, odciąć się od wszelkich<br />
kontaktów z socjalistycznym społeczeństwem. Czas<br />
pokazał, że nie było to takie proste…<br />
Jako pierwsi swoje chaty zasiedlili Guła i Sylwian.<br />
Wstrząsnęli autochtonami, czule zwanymi denaturowcami,<br />
już na samym wejściu. Obchodzili latyfundia ze świnią<br />
u nogi, odziedziczoną po poprzednim gospodarzu. Jako<br />
zadeklarowani wege oswoili prosiaczka i nadali mu swojskie<br />
imię Marusia. Potem indiańską osadę postawił radykalny<br />
malarz Faustyn. Z wolna zjeżdżały się inne niespokojne<br />
duchy, szukające wytchnienia wśród mazurskich pól<br />
i lasów.<br />
Ta ekscentryczna ekipa obdarowała swoją nową biosferę<br />
m.in. ideą legendarnych Światowych Zawodów W Rzucie<br />
163<br />
Magazyn Pierdol by Paulus.
Wiekopomny<br />
tomik Kudłatego.<br />
(Po lewej).<br />
Okładka kasety grupy<br />
W Stronę Prawdy<br />
(Po prawej).<br />
Młotkiem Do Telewizora. Oraz Klubem Wiejskim Gotki,<br />
gdzie za lat kilka odbędą się jedne z pierwszych w III RP<br />
rave party. Których gwiazdą będzie nowy skład Afy Brylewskiego,<br />
czyli techno terror Max i Kelner. A za trance DJ<br />
robił tam świętej pamięci Skandal, niegdysiejszy wokalista<br />
Dezertera…<br />
A tymczasem zaprezentowaliśmy w odwilżowym Bałągu<br />
Totart w pigułce, przy pomocy familijnych narracji, mixu<br />
poetyckiego oraz ujawnienia Yo Als Jetzt. I po wielokroć<br />
mieliśmy tam jeszcze powracać.<br />
Do Warszawy przeniosła się za to już cała nowa załoga<br />
Kudłatego. Czyli Agencja Naleśnicy i jej satelity. Jak pisał<br />
ojciec-założyciel Kudlatz: Nazwa ta zaczęła pojawiać się<br />
na jednoegzemplarzowych tomikach, powieściach, esejach,<br />
chałupniczo wyprodukowanych kasetach…<br />
Ale nie tylko w andergrandzie andergrandu imprzejawiał<br />
się post-artysta Kudłaty. Gdyż w lutowym numerze pisma<br />
ITD ukazał się pokaźny wybór wierszy ex-słupskiego<br />
skryby. Najściślej wkomponowany został we wkładkę pt.<br />
Lumpenteligent, redagowaną przez zasłużonego fana Totartu,<br />
Tomka Janowskiego.<br />
164<br />
Redaktor Lumpenteligenta stawiał dramatyczne pytanie<br />
– Czy są jeszcze poeci, którzy narodową historię potrafią<br />
w strofy przekuć? I z ulgą sam sobie odpowiadał – Na<br />
szczęście mamy młodzież. Autora – Kudłatego, nie musimy<br />
znawcom przedstawiać. Dyletantom nie będziemy podsuwać<br />
gotowych interpretacji…<br />
I tu następował bogaty wybór LIKości poety Kudlatza,<br />
zaczerpnięty ze słynnego tomu „Z mrocznego składzika<br />
dziejów” – To chyba krakowiacy, bo pióra na wietrze / migają,<br />
a kosy w dłoniach / szeptem o rzezi gadają… („Syndrom<br />
maciejowicki”).<br />
A w marcu orkiestra w/w mistyka, znana z ujawnień<br />
w Kabarecie Zlew Polski kamanda W Stronę Prawdy, uroczyście<br />
wkroczyła do nowego stołecznego Kokos Studio.<br />
I zarejestrowała, do tej pory ujawniany w wersji quasi-live,<br />
materiał na kasetę pt. Mrożonki wojenne.<br />
Muza była głuptacko godna, ale, jak przyznawał sam lider<br />
– Poprzez bezpośredni, osobisty, możliwie najbliższy<br />
kontakt z twórcą można dopiero poznać w bardziej zadawalającym<br />
stopniu jego produkt (tekst, obraz, muzyka), i dzięki<br />
niemu, tj. produktowi wejść, w nazwijmy to – intersubiektywną<br />
nieważkość.
Kwiecień roku 89 był niezwykle obfitującym we wszelakie<br />
przekroczenia periodem. Na początku tego ześwirowanego<br />
aprila Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka<br />
Progresji wyruszył na podbój Ziem Odzyskanych.<br />
W dniach 3–8.IV Galeria Pojęcie Galeria Jest Nieodpowiednie<br />
zorganizowała we Wrocławiu Festiwal Supraliteratury<br />
– Literakcje. Było to imponujące przedsięwzięcie, które<br />
radośnie rozlało się na całe miasto.<br />
GNG ogłaszali dobrą nowinę urbi et orbi – Koniec obecnej<br />
kultury – świat stał się textem którego nie potrafimy już<br />
odczytać!!!.<br />
Nową kulturę reprezentowały ujawnienia radykalnych<br />
twórców podglebia. Explodowały więc – wystawa poezji<br />
konkretnej, prestival pt. Dekonstrukcyjna magia supraliteracka,<br />
ujawnienie literatury urzędowej mail artu, performował<br />
Narodowy Alians Orgiastyczny oraz grupa Połykacze<br />
Pereł, która muzycznie komentowała aranżację przestrzeni<br />
wykreowaną przez Pawła Jarodzkiego i Krzyśka<br />
Skarbka.<br />
Naczelny ideolog GNG, Jacek Alexander Sikora, co<br />
i rusz ogłaszał kolejne wystąpienia meta-teoretyczne, jak<br />
np. wykład pt. Semiotyzacja przestrzeni – konceptualna<br />
panzmysłowość. Frakcja muzyczna GNG dokonywała prezentacji<br />
dźwiękowo – głosowych experymentów. Dzielni<br />
akcjoniści ujawnili też postmodernistyczny przejaw printerski<br />
pod postacią magazynu Xuxem.<br />
Na przystankach tramwajowych, w pustych sklepach<br />
mięsnych i na komisariatach podrzucano ulotki – Stop!<br />
Dzieło supra-sztuki! Propaguj supra-sztukę; tylko ona<br />
we współczesnym świecie walczy o dekonstrukcję znaków<br />
naszego bezwolnego szaleństwa (kulturowego) i możliwość<br />
konstruowania alternatywnych światów znaczeniowych.<br />
(Przez każdego na własny użytek).<br />
W trakcie festiwalu odbywały się jeszcze: światowa inauguracja<br />
telefon-art, wystawa kolarstwa Karolinki z Raculi<br />
oraz sztuka gazet czyli umieszczanie suprainformacji<br />
w działach ogłoszeń drobnych wrocławskich popołudniówek.<br />
I wiele innych ujawnień, gdyż jak pisali GNG – festiwal<br />
nigdy się nie kończy.<br />
Koncern godnie wkomponował się w przestrzeń supramiejską.<br />
Szalała Poezja Uliczna by Yo Als Jetzt. Silny skład<br />
wystawiła Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka – walczyli<br />
Zbigniew, Tymon, Brzóska, Paulus i konferansjer<br />
Konjo. To i owo upublicznił też artysta Ozi.<br />
Podczas działań nocnych Grupy Poetyckiej, Zbyszek objaśniał<br />
ideolo Tranzytorium – Krytykując wyścig awangard<br />
jako frustrujący i degenerujący istotne funkcje twórczości<br />
uczestnicy formacji przeszli przez oczyszczający okres<br />
świadomego wstecznictwa, (ariergarda), by dojść do uznania<br />
równowartości stosowanych chwytów, form, środków,<br />
swobodnych zapożyczeń etc., bez względu na subiektywne<br />
i obiektywne oceny stopnia ich oryginalności czy świeżości.<br />
Emitował też wiersze z tomu Parnas zimowy. Tu też pomruk<br />
zdziwienia towarzyszył ujawnieniu odważnego erotyka<br />
pt. Flupy z pizdy.<br />
Czujny autor objaśniał cierpliwie – Znów pewną drażliwość<br />
wzbudzić może problem wulgaryzmów. I cóż poradzić<br />
można na to? Najlepiej by było urównouprawnić wszystkie<br />
słowa i zniknąłby problem. Zniknęłyby językowe wykroczenia<br />
i grzechy. W końcu to tylko słowa, jeśli nikogo nie mierzą,<br />
zostawmy je ich własnym życiom.<br />
Zresztą tutaj, w Parnasie, zdaje się przestały one nawet<br />
pełnić funkcję intensyfikatorów. Unormalniły się, wyrównały,<br />
jak sądzę.<br />
165<br />
Wrocław, akcja GNG<br />
– NN i Alexander w akcji.<br />
Magazyn Xuxem.
Flupy… okazały się być bombą z opóźnionym zapłonem.<br />
Explodowały w następnej już dekadzie, na życzliwych wtedy<br />
łamach bruLionu…<br />
Dyrektor Konjo, uniesiony supra-natchnieniem, wyrecytował<br />
u bram festiwalowego świtu swój nowy poemat<br />
pt. „Lubię…” – Lubię się zlewać, głupczyć w każdym miejscu<br />
i każdym czasie, i tych co gdzieś peregrynują do swoich<br />
rajów utraconych, panienki o których mówi mój aforyzm –<br />
„miła jest, przyjdzie, uśmiechnie się, dupy da, zrobi herbatę”,<br />
czekoladę z orzechami, olejek patchouli, unikać dyskusji<br />
z Janym na temat nieuchronnie nadchodzącego strajku generalnego,<br />
podprowadzać płótna mojej mamie, i ściemniać<br />
papier na bibułę Totartu, włamywać się z magistrem Łuczajem<br />
do pomieszczenia xero, Drezno o poranku, oglądać<br />
wylew z okna Jacka na Zaspie popijając herbatę jaśminową<br />
do dźwięków Cranioklast, alternatywną plażę nudystów<br />
na Kreuzbergu, dzierżyć mistrzostwo gry wstępnej, planować<br />
założenie po rewolucji sieci wydawniczej debiles united,<br />
kochać się w wannie, konsumować paczki z Niemiec, chodzić<br />
na zrzuty, myśleć…<br />
Z tym ostatnim to już pewnie przesadziłem…<br />
166<br />
Po powrocie do domu czekała nas miła wiadomość. Niezależny<br />
Tygodnik Mazowsze (nr. 288, 5 IV 1989) ogłosił,<br />
iż Higiena została laureatem konkursu ogłoszonego przez<br />
Fundusz Prasowy Solidarności. Wyróżnienia otrzymał też<br />
bruLion i Qqryq Pietii Wierzbickiego. Miło jest tańczyć<br />
w takim towarzystwie…<br />
Dla rozjaśnienia realiów geopolitycznych, zacytuję garść<br />
tytułów z tego numeru legendarnej bibuły – Zakończenie<br />
obrad okrągłego stołu, Radujmy się ostrożnie, Prezydent czy<br />
dyktator?, Niby nic, a jednak…<br />
W te dni tajemne ożywił się artowo Krzysiek Siemak,<br />
udziałowiec działań Szelestu Spadających Papierków. Najpierw<br />
opublikował własnoręcznie nagraną w domowym<br />
studio kasetę pt. Wielkanoc. Potem tom poetycki z nowofalowymi<br />
lirykami pt. Nowy proletariat. A w końcu,wraz<br />
z Paulusem, koncertami w Gdańsku rozpoczął realizację<br />
projektu dźwiękowego o nazwie Nowy Lewy Proletariat.<br />
Jako ambasador marki Grupa Poetycka Zlali Mi Się<br />
Do Środka, częstokroć ujawniałem w realiach scenicznych<br />
wiersze nestora gdańskiej alternatywy – wszystko jest w porządku<br />
/ dopóki jeżdżą tramwaje / nowy proletariat / nadlatuje<br />
jak szarańcza…/ nowy mesjasz poznał już smak kobiety<br />
/ nie pozwoli się ukrzyżować / będzie nauczał w czasie<br />
przerw śniadaniowych / i mnożył tanie papierosy.
Pod koniec kwietnia doszło do kolejnego niespodziewanego<br />
przekroczenia. Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy<br />
Pigułka Progresji wyruszył na swoje pierwsze zagraniczne<br />
tournee!<br />
W dniach 22–26 IV w Budapeszcie odbywał się 35 kongres<br />
Transnacjonalnej Partii Radykalnej. Organizatorzy<br />
z Włoch dokonali cudów logistycznych, aby ściągnąć ku<br />
węgierskiej stolicy także aktywistów z PRL.<br />
Autokarem z Krakowa wyruszyła mocna ekipa reprezentująca<br />
wszelakie barwy podziemia. Oprócz Koncernu<br />
przejawili się kumple z Praffdaty, WiP, Pomarańczowej Alternatywy,<br />
niezależni muzycy, ekolodzy i różnej maści świry,<br />
które wykazały się na tyle kumacją, aby wbić się w tę<br />
kosmopolityczną wycieczkę.<br />
Pogranicznicy z bratniej CSRS omal nie dostali palpitacji<br />
urzędowych gdy rewidowali nasz radykalny wehikuł.<br />
Strzelali rentgena wszystkim razem i każdemu z osobna.<br />
I w końcu po kilku godzinach puścili nas dalej, ku swojemu<br />
wielkiemu nieukontentowaniu. Mieli szczerą ochotę<br />
przypierdolić tej kolorowej hołocie ale widać już było,<br />
że szła w bolszewię jakaś zadziwiająca odwilż…<br />
Rozlokowano nas po prywatnych kwaterach w suburbiach<br />
Budapesztu. Zbyszek i Konjo mieszkali na przykład<br />
na antycznej Gulbaba Utca.<br />
Nasz pobyt na kongresie rozpoczął się jak w filmie mistrza<br />
Hitchcocka – czyli od trzęsienia ziemi. Pierwszego<br />
dnia, od razu z biegu i w południe, zaproszono nas<br />
do wzięcia udziału w manifestacji na rzecz ochrony ozonu<br />
w atmosferze. Wtedy dowiedziałem się zresztą, że coś takiego<br />
jak ozon w ogóle istnieje…<br />
Wręczono nam proekologiczne transparenty, które w języku<br />
włoskim i węgierskim domagały się jakichś słusznych<br />
praw dla udręczonej Matki Ziemi. Staliśmy dumnie z naszymi<br />
internacjonalistycznymi hasłami, w sercu ładnie zabytkowego<br />
placu, otoczeni licznymi Noblistami i telewizjami<br />
z całego świata.<br />
Dla mediów był to pierwszy taki przypadek aby komunistyczny<br />
kraj zgodził się gościć, na tego typu imprezie, polityków<br />
z Europy Zachodniej. Tudzież ich sympatyków,<br />
z ciągle jeszcze okupowanej przez Armię Radziecką, Europy<br />
boleśnie Wschodniej. Eufemistycznie określanej też<br />
jako Azja Zachodnia. Dlatego obrady kongresu nazywano<br />
symbolicznym zniesieniem żelaznej kurtyny.<br />
Atmosfera na placu zrobiła się prawdziwie gorąca gdy<br />
wkroczyła legendarna deputowana Partii Radykalnej, pani<br />
Ilona Staller. Bardziej znana wielbicielom kina oralnego<br />
niepokoju jako porno star Cicciolina!<br />
Tyrmand napisałby o niej, że mimo słusznego wieku zachowała<br />
kolosalne ślady dawnej urody. Na głowie miała<br />
niewinny wianuszek, a w ręku gotowy tekst poprawnego<br />
ideologicznie przemówienia.<br />
Media nie były jednak specjalnie zainteresowane poglądami<br />
politycznymi pani Ilony. Ich interesowała głównie<br />
jako Cicciolina, ze wszystkimi swoimi kuszącymi<br />
krągłościami i różowościami. Już po chwili żurnaliści,<br />
167<br />
Tom poezji<br />
Krzyśka Siemaka.
Budapeszt płonie<br />
– Cicciolina i Konjo<br />
na manifestacji.<br />
a szczególnie włoscy paparazzi, stracili cierpliwość. Przerywali<br />
pani zaangażowaną recytację i krzyczeli – Mamy<br />
w dupie dziurę ozonową! Skończ z tym Cicci i pokaż cycki!<br />
Jako niewinna słowiańska młódź mało jeszcze wiedzieliśmy<br />
o nieskomplikowanych prawach, jakimi rządził się<br />
świat kolorowych magazynów i światowej popkultury. Byliśmy<br />
poruszeni pankrokową szczerością przedstawicieli<br />
mediów z wolnego świata. Ale Cicciolina znała reguły<br />
tej gry i spokojnie oświadczyła, iż pokaże co ma najlepszego,<br />
lecz jedynie w słusznej sprawie i we właściwym, partyjnym<br />
kontekście.<br />
Nagle okazało się, że jedynym „partyjnym kontekstem”<br />
była ekipa Koncernu, trzymająca jakieś dziwne transparenty.<br />
Cicci podeszła do nas i teatralnym gestem wystawiła<br />
na wspaniałe węgierskie słońce swojego radykalnego<br />
cyca.<br />
Przyznaję, poniosło mnie. Gdyż bezcenny element anatomii<br />
pani deputowanej znalazł się na Koniczej linii strzału;<br />
totartalna krew zawrzała i w szale chwyciłem cyca<br />
w podnieconą młodzieńczą dłoń. Krzyczeliśmy już wtedy<br />
168<br />
wszyscy – Cicciolina – kochamy cię! Jesteśmy z Totartu!<br />
Czyli z Polski! I też walczymy z dziurą ozonową!<br />
Cicci była po matczynemu wyrozumiała. Uśmiechała<br />
się i gładziła nas po kaszubskich głowinach. Dygnął mi.<br />
Byłem w transnacjonalnie metafizyczno – społecznym<br />
niebie!<br />
Pani deputowana bardzo poważnie traktowała swoje polityczne<br />
zaangażowanie. Po manifestacji rzetelnie uczestniczyła<br />
w obradach i popierała liberalne odezwy organizatorów<br />
kongresu. Promocyjnie udzielała mediom swojego<br />
entuzjastycznie wolnościowego seksapilu.<br />
A trzeciego dnia obrad wszystkie telewizje świata pokazały,<br />
jak jadąc odkrytym różowym kabrioletem Cicciolina<br />
żegna pierwsze oddziały armii czerwonej. Opuszczające<br />
Węgry i udające się gdzieś za Ural. Po prostu do domu.<br />
Sołdaci wtłoczeni w bydlęce wagony patrzyli z niedowierzaniem,<br />
jak wzdłóż ich eszelonu podąża półnaga piękność.<br />
Rzuca pluszowymi misiami, przesyła pocałunki niegdysiejszym<br />
okupantom i krzyczy – Kocham was chłopcy!<br />
Wracajcie szczęśliwie do mamy i taty! Każdemu z was
zrobię loda, tylko nie strzelajcie do nas więcej! To się nazywa<br />
walka o pokój!<br />
Cicci nie była jedyną siła szybkiego reagowania spośród<br />
kadr Transnacjonalnej Partii Radykalnej. Okazało się,<br />
że wraz z gwiazdą pikantnej serii przybyły tabuny psycholi,<br />
którzy swój jawny odlot połączyli ze szczerą pasją społecznikowską.<br />
Najbardziej aktywne były przedstawicielki Ligii Transseksualnej.<br />
Te piękne kobiety, które jeszcze chwilę temu<br />
były niepozornymi panami, też chciały zaangażować się<br />
w powstanie lepszej, wspólnej Europy. Brylowała pośród<br />
nich wrażliwa pani adwokat, broniąca słusznych praw<br />
transseksualnych prostytutek. Którą zresztą, jak szczerze<br />
przyznawała, sama bywała „po godzinach”.<br />
Trudno nie zauważyć ławic rozpolitykowanych gejów. Ci<br />
wspaniali mężczyźni doskonale czuli się w partyjnym żywiole.<br />
Przewodził im miss solarium Feliks Cossolo, który<br />
wydawał w Mediolanie magazyn Babilonia. Feliks wyglądał<br />
jak młody bóg i zawsze witał nas czułym ciao bambini<br />
from Polonia! Wiem, że dziś niełatwo w to uwierzyć, ale zapałał<br />
ku mnie niewinnym uczuciem. I zaproponował Konikowi<br />
rozbieraną sesję w swoim walecznym periodyku…<br />
Za dzielnymi mężami podążąli ujarani aktywiści Ligii<br />
Antyprohibicyjnej. Domagali się, oczywiście, legalizacji<br />
marihuany. Przodowali wśród nich Jugosłowianie z Mariboru.<br />
Smażyli skręta za skrętem ale utrzymywali, że nie<br />
są uzależnieni, tylko wchłaniając THC demonstrują swoje<br />
przywiązanie do idei ponadnarodowej wolności.<br />
Mieli też chyba mały odjazd agrarny. Do swoich zaangażowanych<br />
pism dodawali nasiona marychy. Zachęcali<br />
do ekologicznych upraw wymierzonych w opresyjne społeczeństwo.<br />
Zjawiskową załogę tworzyły dziewczyny z niemieckiej<br />
organizacji Sexowny Pokój. Na co dzień były to<br />
zrównoważone emocjonalnie pracownice naukowe jakiegoś<br />
germańskiego uniwersytetu. Ich pasją była jednak promocja<br />
idei wszechogarniającego pacyfizmu, a’ la permanentne<br />
lato miłości. Panny doszły do wniosku, że gdyby<br />
wszyscy ludzie pukali się non stop ze sobą, to nie mieliby<br />
już czasu na prowadzenie wojen.<br />
Wcielały więc w życie te zacne przekonania, nie pozostając<br />
jeno na poziomie teoretycznym. Zapraszały Koncern<br />
na sympozjon pacyfistyczno – erotyczny do Niemiec. Wykłady<br />
na temat mistyczno – libidalnego szczęścia jednostek<br />
i mas przeplatały się tam z regularnymi orgiami.<br />
Poza nimi na Kongres przyjechał cały wielki świat europejskiej<br />
polityki. Od prawa do lewa i z powrotem. Byli<br />
ekolodzy, weganie i topowi producenci kiełbasy wyborczej.<br />
Przedstawiciele Banku Światowego oraz przeciwnicy<br />
przedstawicieli Banku Światowego. Nobliści i cykliści.<br />
Związkowcy i syndykaliści. Silna reprezentacja bezrobotnych,<br />
jak zawsze odprężonych i przyjaźnie nastawionych<br />
do świata. Amnesty International upominające się<br />
o świeżo ponownie aresztowanego Waclava Havla. I piewcy<br />
praw Tybetu, który jakiś entuzjasta chciał przyłączyć<br />
do Portugalii. Muzycy. Poeci. Wróżbici. Plus jeden admirał<br />
z NATO.<br />
Do akcji ruszyła Sekcja Publicystyczno – Reklamowa.<br />
Przeprowadziliśmy pierwszy w dziejach polskich mediów<br />
wywiad z Ciccioliną. Co więcej, po powrocie do ogarniętej<br />
169<br />
Kongresowa ulotka<br />
Tranzytorium.<br />
Autograf<br />
Ciccioliny dla Totartu!
Niepolska wersja<br />
plakatu Miłości.<br />
gwałtownymi przemianami ojczyzny, udało nam się go<br />
wyemitować w publicznym radio! Wtedy zresztą innych<br />
rozgłośni jeszcze nie było…<br />
Nagraliśmy też istotne rozmowy z przedstawicielami inakszych,<br />
wyżej wymienionych, ekscentrycznie kongresowych<br />
subkultur. Kilka miesięcy później nasze interview’s<br />
stanowiły clou niezależnej audycji radiowej pt. Zadzwońcie<br />
po milicję. Panowała wspaniała, radosna, integracyjna<br />
atmosfera. Kilku kolegów dało się namówić na warsztaty<br />
terapeutyczne u aktywistek Sex Peace.<br />
Brzóska i Zbigniew wygłosili gorąco przyjęte referaty,<br />
postulując m.in. założenie radykalnych: Obozów Pracy<br />
(nie mylić z gułagiem ha ha ha), Biura Podróży, Biura Wymiany<br />
Artystycznej i Biura Matrymonialnego, wzywając<br />
do masowego wstąpienia w związki małżeńskie wszystkich<br />
ze wszystkimi, określając ów akt najprostszym, najmniej<br />
konfliktowym i najprzyjemniejszym sposobem zjednoczenia<br />
Europy.<br />
Ponadto w Budapeszcie spotkaliśmy się z Autonomią<br />
– niezależną grupa skupiającą akcjonistów anarchistycznych.<br />
I odbywaliśmy nocne rajdy nad pięknym, modrym<br />
Dunajem.<br />
Jak śpiewała popularna artystka rewiowa z lat 70-tych<br />
– to były piękne dni…<br />
170<br />
1 maja Agencja Naleśnicy zorganizowała w stołecznym<br />
klubie Stodoła wzorcowe upublicznienie pt. Imperium<br />
kontratakuje.<br />
Wystąpili – W Stronę Prawdy, Mądruś and His Magic<br />
Mądrale, Der Kanzerpankwagen i Miłość. Ujawniono też:<br />
profesjonalny striptiz divy z restauracji Praha, pojedynek<br />
na miecze świetlne, pokaz dymów, teatr chińskich cieni<br />
oraz czytanie Tomka… przy blasku świec z akompaniamentem<br />
czarnookiej Any Kara-Pesić (piano).<br />
Ana, melancholijne dziewczę z Bałkanów, była ówczesną<br />
faworytą Tymona. Niebawem zorganizuje pierwszy koncert<br />
Miłości na festiwalu jazzowym w Jugosławii. Występ<br />
jassowców z Polski odbywał się pod gradem pierwszych,<br />
spadających na ten ciekawy kraj, chrześcijańsko – prawosławno-muzułmańskich<br />
bomb.<br />
A na Imperium… Kudłaty ujawnił swój nowy projekt<br />
foniczny, grupę Mądruś and His Magic Mądrale. Kolega<br />
Kudlatz objaśniał – Mądrusie to mozaikowa formacja,
prezentująca program pt. „Upiory”, będący poetycko – muzyczną<br />
historią Boga, świata i człowieka potraktowana<br />
z głupawym przymrużeniem oka.<br />
Naleśnicy konsekwentnie prezentowali też w antraktach<br />
utwory poetyckie. Charakteryzował je przede wszystkim<br />
dystans, cudzysłów, kpina, zakręcone poziomy semantyczne<br />
i żenada. Koniec z krzykiem duszy, uczuciowym ekshibicjonizmem,<br />
liryzmem – to powinno być realizowane przede<br />
wszystkim w życiu – w kontaktach z ludźmi, a nie z kartką<br />
papieru.<br />
Dyrekcja Koncernu nie dojechała do Warszawy, gdyż<br />
ponownie udała się za chlebem, nach arbeit, do fabryki<br />
urządzeń oświetleniowych w Lengefeld. Tam Zbigniew,<br />
natchniony pięknem niemieckich gór i lasów, wiersz romantyczny<br />
wybroczył – Na Judensteinu skale / widok mi<br />
się ukazał niezły wcale / i kolega, co był Kaszubą, zapytał<br />
z wysoka: / – czy wiesz co po kaszubsku znaczy piordafloka?<br />
(„Sonet NRDowski”).<br />
Ale ten proletariacki sezon zainspirował też robotnika<br />
Sajnóga do nieoczywiście pogłębionych refleksji –<br />
Przez cały czas mojego dzieciństwa i mojej młodości usiłowano<br />
c o ś ze mnie wytępić, c o ś mi wyperswadować,<br />
a t o wypływało jak tłuszcz na wodzie. I teraz już jestem<br />
tylko t y m, właśnie tą wypływającą z potopu substancją.<br />
Przez całe dzieciństwo i młodość przeklinano moją niechęć<br />
do pracy, wyzywając mnie gnojkiem, być może inteligentnym<br />
ale śmierdzącym i ohydnie leniwym. Tak mi to<br />
wprasowano w łeb, że dopiero gdzieś około 25 roku życia<br />
skapnąłem się, że jestem pracowity. Azali pod dwoma warunkami:<br />
że pozwala mi się pracować z godnie z moimi, let’s<br />
say: zainteresowaniami, a mówiąc po ludzku: kiedy dozwala<br />
mi się realizować w swoim pochodzie ku transcendencji,<br />
a nie zmusza do czynności mnie dysharmonizujących, i nie<br />
zmusza w ogóle do czegokolwiek czyli, po drugie, pozwala<br />
mi się pracować zgodnie z moim własnym rytmem, bez dyktowania<br />
tempa i okresów.<br />
Zresztą nawet czasem przy niespełnieniu tych warunków,<br />
ale już przy dużej samoświadomości, np. w okolicznościach<br />
pracy w niewielkiej niemieckiej fabryce zdarza mi się mieć<br />
świetne wyniki. Tak to usiłowano przymusem wytępić ze<br />
mnie niechęć do pracy, która to niechęć tak naprawdę była<br />
alergią na przymus. („Parnas zimowy. Jak Violetka drogą<br />
szła i co miętosiła. Wypracowanie.”).<br />
Po powrocie rzuciliśmy się w wir niespodziewanie radosnych<br />
przemian politycznych. Właściwie już codziennie<br />
w Gdańsku dochodziło do demonstracji czy happeningów,<br />
organizowanych przez różnorodne młodzieżowe<br />
grupy kontestacyjne.<br />
Zbig pisał – Przy okazji tych akcji coraz częściej ich<br />
uczestnicy zaczęli odczuwać swoją „bezdomność”, brak<br />
miejsca w którym mogliby się spotykać, dyskutować, przygotowywać<br />
akcje i ewoluować ku coraz bardziej dojrzalszym<br />
formom aktywności.<br />
Z tych potrzeb narodziła się Grupa X Pawilon. W jej skład<br />
weszli ludzie z różnych istniejących już grup (RSA, Ruch,<br />
WiP, Solidarność Walcząca, Twe Twa, Federacja Młodzieży<br />
Walczącej, KPN, Totart) oraz spora grupa „bezpartyjnych”,<br />
a za zadanie postawili sobie doprowadzenie do przejęcia lokalu<br />
na klub, placu na Hyde Park i doprowadzenia do uznania<br />
faktu istnienia grup nieformalnych, czyli odstąpienia od<br />
ich prześladowania.<br />
9 czerwca 89 roku Koncern wsparł sitting gdańskich<br />
grup nieformalnych Twe Twa pod siedzibą Komitetu Wojewódzkiego<br />
PZPR. Jak zapisano w aktach Sprawy Operacyjnego<br />
Rozpracowania kryptonim „Federacja”: Na schodach<br />
wywieszono transparent „I Dywizja Rozrywkowa Twe<br />
Twa”, „Żądamy własnego konta” oraz „Żądamy Hayd Parku<br />
dla niezależnego klubu”<br />
Strajkujący oświadczyli, że nie identyfikują się z jakąkolwiek<br />
grupą polityczną, chociaż przyznali, że są wśród<br />
nich członkowie Solidarności Walczącej, ugrupowań<br />
171<br />
Totart DDA<br />
– Realizacja Warszawska,<br />
wrzesień 88.
Joasia Kabala<br />
– pierwszy magister<br />
w Totarcie!<br />
anarchistycznych i pacyfistycznych. Stwierdzili ponadto,<br />
że nie ma to żadnego znaczenia i nie opowiadają się za żadną<br />
opcją polityczną.<br />
Mówi Konjo – Nazwa Twe Twa wzięła się stąd, że młodzież<br />
anarchistyczna była wtedy coraz bardziej zirytowana<br />
podziemiem narodowo – katolickim, którego jedyną aktywnością<br />
było śpiewanie na mszach za ojczyznę takiego przeboju<br />
ze słowami: „Ojczyzno ma, tyle razy we krwi skąpana /<br />
ach jak wielka jest dziś twoja rana / jakże wielkie cierpienie<br />
twe trwa”. A ponieważ śpiewały to takie dziadki, brzmiało<br />
to jak „twe twa”.<br />
Taka nazwę wzięła sobie młodzież na złość dziadkom,<br />
które walczyły z komuną, wymachując różańcami na<br />
mszach u księdza Jankowskiego. („Nike z Biedronki”).<br />
Pisze Zbyszek – O dziwo, władze wycofały SB i ZOMO,<br />
a po mediacji podjętej w imieniu Solidarności przez Borusewicza,<br />
zdecydowały się na rozpoczęcie rozmów… Prezydent<br />
Miasta Gdańska zobowiązał się na piśmie do przedłożenia<br />
kilku propozycji zlokalizowania miejsca dla zorganizowania<br />
imprez na świeżym powietrzu, oraz kilku propozycji<br />
lokalowych z przeznaczeniem na klub.<br />
Właśnie od tego momentu zaczęła się mozolna praca organizacyjna,<br />
konferowanie, wybieranie miejsca, odbywanie<br />
wizji lokalnych, targowanie się o wyposażenie placu, manewrowanie<br />
wśród prawnych kruczków umowy. Wreszcie<br />
wybór padł na mało używany, choć położony w centrum<br />
miasta, parking, dawniej Plac 1 Maja, aktualnie: Plac Wymiany<br />
Pozytywnej.<br />
Za miesiąc Plac rozpocznie swoją krótką, ale burzliwą<br />
jazdę. Natomiast walka o własne lokum ciągnęła się jeszcze<br />
przez ponad rok.<br />
Po dramatycznych negocjacjach z udziałem Tranzytorium<br />
Totartu, 15 grudnia 1990 roku zainaugurowaliśmy<br />
działalność pierwszego po wojnie na terenach Pomorza<br />
i Kaszub, niezależnego ośrodka interdyscyplinarnego.<br />
Nosił poważną nazwę Klub Inicjatyw Społecznych<br />
C14 i wygenerowano w nim wiele bezkompromisowych<br />
akcji – do lata roku 93. Kiedy to niemalże spłonął po ataku<br />
faszystowskiej bojówki. Ale o tym opowiem w innej już<br />
księdze…<br />
Jak powszechnie wiadomo z początkiem czerwca uroczyście<br />
ogłoszono upadek komunizmu w Polsce. Sytuacja<br />
rozwijała się w kierunku, który jeszcze na przedwiośniu<br />
roku 89 uważalibyśmy za wizję z gatunku science fiction.<br />
Silni, zwarci i gotowi ruszyliśmy w ten nowy, nieznany<br />
ląd, który za chwilę miał uzyskać dumne miano III Rzeczpospolitej!<br />
Życie metafizyków społecznych toczyło się w swoim własnym,<br />
profuzyjnie intensywnym rytmie. 15 czerwca Joasia<br />
Kabala obroniła dyplom malarski na gdańskiej PWSSP,<br />
172<br />
zdobywając w ten sposób zaszczytny tytuł pierwszego magistra<br />
w Totarcie.<br />
Wydawnictwo Kubańskie Cycki uczciło ten niezwykły<br />
moment dydaktyczny upublicznieniem wspaniałego, ręcznie<br />
malowanego katalogu Yo, w nakładzie 30 unikalnych<br />
egzemplarzy. Mój ma numer 19 i zawiera m.in. prace o tytułach<br />
– Król w podróży przerwanej przez spadającą kurę<br />
o trzech nogach, Słoń morski opowiada swoja historię małemu<br />
królowi i Duży połykacz małych połykaczy.
Nowe zapukało do drzwi Koncernu pod postacią Waldka<br />
Rudzieckiego. Nosił ów mąż też dość kontrowersyjne<br />
pseudo Dolar, którym obarczyli go jego niesforni podopieczni.<br />
Menago Gdańskiej Sceny Alternatywnej zaprosił<br />
nas na ósmą edycję, znanego już nam skądinąd, festiwalu<br />
Nowa Scena.<br />
Jak niebawem miało się okazać, inwitacja ta dla mnie<br />
osobiście miała dalekosiężnie poważne konsekwencje.<br />
Włączyliśmy się w organizację Nowej Sceny wieloaspektowo.<br />
Zbig i Konjo nagrali bardzo przebojową reklamówkę<br />
radiową, utrzymaną w niespotykanym wtedy w betonowych<br />
peerelowskich mediach, pop artowym stylu. Reklamówkę<br />
nagrywaliśmy w gdyńskim studio, należącym<br />
do weterana perwersyjnej formacji Dr. Hackenbush, poważnie<br />
zakręconego muzyka o ksywie Zmora. Jakiś czas<br />
później nasz odjechany jingiel dostał nawet wyróżnienie,<br />
na jakimś świeżo powołanym festiwalu reklamy (!?).<br />
Do udziału w Nowej Scenie Koncern oddelegował największe<br />
gwiazdy Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka.<br />
23 czerwca w gdańskim klubie Kwadratowa ujawnialiśmy<br />
swoje liryki w antraktach występów m.in. Szelestu<br />
Spadających Papierków i uroczych dziewcząt z grupy<br />
Oczi Cziorne. Silną reprezentację speed metalu tworzył<br />
holenderski wymiatacz Kadaverbak i autochtoniczny Hektor.<br />
Który za moment odciśnie swoje piętno na mojej raczkującej,<br />
estradowej karierze.<br />
W klubie panowała atmosfera muzycznego pikniku, ale<br />
na zewnątrz szalały hordy nazioli, dźgające nożami i bejsbolami<br />
fanów subkultur wszelakich. Przybyłe anemiczne<br />
patrole milicji nie reagowały na ten swoisty brunatny parteitag.<br />
24 czerwca Zbyszek i Konjo prowadzili koncert galowy<br />
Nowej Sceny w sopockiej Operze Leśnej. Pozostałymi konferansjerami<br />
byli wtedy Hirek Wrona i Grzegorz Miecugow,<br />
redaktorzy bodajże radiowej Trójki.<br />
Na scenie rokendrolowe hołubce wycinały m.in. Pancerne<br />
Rowery, Apteka i Moskwa. Pamietam iż zdziwił mnie<br />
image tego wcielenia moich pankujących kolegów. Z młodzieńczego<br />
składu Moskwy, zaproszonego na mój pierwszy<br />
koncert w 1984 roku w gdańskim Akwenie, pozostał<br />
jeno frontman Guma. Jego aktualni muzycy wyglądali jak<br />
podróby wyrobników pudel rocka. Wszystko się zmienia…<br />
prorokowała onegdaj Brygada Kryzys.<br />
Za gwiazdę tej edycji robił jawnie stuknięty starszy pan,<br />
z bratniej już coraz bardziej Ameryki, wizjoner o swojskiej<br />
ksywie Copernicus. Chyba nawet piratował moje wczesne<br />
173<br />
Konjo w drodze<br />
na Nową Scenę.
Realizacja Warszawska<br />
– Zbigniew i Kudłaty.<br />
dokonania totartalne, gdyż zagrał kawałek pt. Generał Jaruzelski<br />
jest biorobotem. Likowiec Kudłaty był dziadkiem<br />
zachwycony.<br />
A publiczność zauroczył folkowy image Zbigniewa.<br />
Nasz kierownik przybrał chłopską sukmanę i krakowską<br />
czapkę z pawimi piórami! Tak opakowany recytował słynne<br />
strofy z „Parnasu zimowego” – hopa hopa hopa / miała<br />
baba chłopa / miała baba ciotę / zniszczyła kapotę.<br />
Dyrektor Konjo wystąpił w tradycyjnej dla siebie roli<br />
strażnika pamięci, po wciąż nieobecnym w perspektywie<br />
scenicznej Lopezie Mauzere. Z czułością i namiętnością<br />
recytował w antraktach jego szalone strofy – Piszę jak Żyd<br />
/ liryczny i buńczuczny / ja się temu światu / nie poddam<br />
nie / zakokietuję się / koniec z aliansem. / A oni krzyknęli /<br />
krnąbrny, kabotyn / i Krzyżak.<br />
W kuluarach pojawił się legendarny Jacek Luter Lenartowicz,<br />
jeden z ojców chrzestnych sarmackiego pankroka.<br />
Muzyk pierwszego składu Deadlocka i Tiltu.<br />
174<br />
Tuż przed stanem wojennym emigrował do Holandii via<br />
Berlin Zachodni. Teraz przyjechał, aby rozejrzeć się w nowych<br />
realiach porzuconej ojczyzny. Ucieliśmy sobie przyjazną<br />
pogawędkę. A za kilka miesięcy Sekcja Publicystyczno<br />
– Reklamowa spotka się z Lutrem na łamach nowego<br />
magazynu muzycznego, nakręcanego przez niestrudzonego<br />
Waldka Rudzieckiego, o nazwie OOfy!! Music Pub.<br />
Zintegrowałem się także z inną poważną osobą. Magda<br />
Kunicka już od jakiegoś czasu zajmowała się managmentem<br />
najmłodszej generacji gdańskich kapel rockowych.<br />
Organizowała ich koncerty promocyjne w słynnym klubie<br />
Burdel. Jako osoba niezwykle dynamiczna snuła dalekosiężne<br />
plany ekspansji medialnej.<br />
To, co wtedy wydawało się sympatyczną iluzją z katalogu<br />
pobożnych bądź szatańskich życzeń, za czas jakiś Madzia<br />
dzielnie wcieliła w życie. I zaprosiła Konika do pierwszego<br />
lokalnego zakręconego programu rozrywkowego<br />
pt. Telewizja Neptuna. W ten sympatyczny sposób zo-
stanie niebawem Pawełek, jak to ładnie powiedział Skiba,<br />
telewizyjną mega star Pomorza i Kaszub.<br />
Tymczasem… Wymachiwaliśmy na deskach Opery Leśnej<br />
naszymi najlepszymi wierszami do godziny piątej nad<br />
ranem. Często wbijając dziryt krotochwilnych aluzji ku<br />
pupilom socrealistycznej popkultury, tu właśnie najczęściej<br />
swe piania upubliczniających.<br />
Staliśmy wszak po raz pierwszy w tym samym miejscu,<br />
co Petko Petkow artysta bułgarski czy Helena Vondraćkova<br />
i Jiżi Korn. Których rodak Waclav Havel siedział wciąż<br />
jeszcze, wtedy, w więzieniu. O czym Koncern ze sceny nie<br />
omieszkał fanów poinformować. Młodzież i Waldek byli<br />
zachwyceni a topór wojenny między Totartem a Gdańską<br />
Sceną Alternatywną uroczyście zakopany.<br />
Za moment kolega Rudziecki zadzwonił ku nam z niezwykle<br />
interesującą propozycją…<br />
A fan psychodelicznego oldboya, multi-profuzjonista<br />
Kudłaty, pod koniec tego historycznego czerwca rozpoczął<br />
kreację nowej powieści pt. Tomek na piętach Smugi.<br />
Jednocześnie błysnął talentem managerskim i przeprowadził<br />
subskrypcyjną edycję Tomka wzdłuż lutych lodowczyków<br />
Grenlandii.<br />
Wyprzedzając nieco bieg wydarzeń; napomknę, iż losy<br />
tej wspaniałej pracy podzielą niestety los wielu epokowych<br />
dokumentów Tranzytorium. W styczniu roku 1991<br />
Kudłaty, umęczony szlachetnym aktem honorowego<br />
krwiodawstwa, zasypia w pociągu relacji Słupsk – Gdynia,<br />
przez co zostaje okradziony z bagażu. A tam spoczywał rękopis<br />
drugiego Tomka… – nigdy już nie odnaleziony ku<br />
rozpaczy Narodowej Kultury.<br />
W roku 1993 nową wersję Tomka.., pod meta-tytułem<br />
Tomek w poszukiwaniu Tomka na piętach Smugi, wyda Biblioteka<br />
bruLionu w swojej białej serii. Sequel metaantypowieści<br />
sensacyjno-metafizycznej zaczyna się obiecująco<br />
„Introdukcją”: Rozmiary wnętrza nie wystarczały. Niektórzy<br />
zmuszeni byli do częściowej, lub też zgoła całkowitej<br />
nieobecności…<br />
I jeszcze a’ propos sukcesu Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się<br />
Do Środka na festiwalu Nowa Scena…<br />
Zbyszek zapisał – Pewien typ tych wierszy ma niezłe powodzenie<br />
na przeróżnych masówkach… Są to utworki często<br />
przymilne wpadające w ucho, dające się lubić, popularne,<br />
potoczne i rozkoszne, za czym nieco dziwkarskie, czy skłaniające<br />
ku dziwczeniu się. Czasami wydaje się, że chętnie<br />
trawi je powszechna podświadomość. Potem jest luka i inne<br />
rodzaje świadomości. Luka nie trawi, jak sądzę. („Parnas<br />
zimowy. Tezy i komentarze praktyczne”.)<br />
175<br />
Alegoria poetyckich bojów<br />
Konnixa by Faustyn.<br />
Okładka<br />
powieści Kudłatego<br />
by Biblioteka bruLionu.
Równolegle do aktywności protoestrtadowych, rozkwitała<br />
znajomość Koncernu z naszymi nowymi kolegami<br />
– reprezentantami tzw. mniejszości ukraińskiej. Jak<br />
wspominałem, w trzecim obiegu uczestniczyli wszyscy<br />
ci przedstawiciele opozycji, którzy nie znaleźli dla siebie<br />
miejsca w strukturach solidarnościowych i jej satelitach.<br />
Do nich należała ekipa Związku Niezależnej Młodzieży<br />
Ukraińskiej. Ich sytuacja była równie skomplikowana<br />
jak nasza.<br />
Nie akceptowała ich tradycyjna, narodowa opozycja, i to<br />
zarówno Polska jak i Ukraińska. „Nasi” dlatego, że zapewne<br />
uważali ich za wnuków Stiepana Bandery i odmawiali<br />
im politycznej racji bytu. Nestorzy ich własnego, ukraińskiego<br />
środowiska opozycyjnego, niechętnie patrzyli na<br />
zbliżenie młodzieży do opozycji polskiej. I tak kręciła się<br />
ta karuzela toksycznych resentymentów, sprytnie podkręcana<br />
przez ideologów z SB oraz pogrobowców ultrapatriotów<br />
z takiego czy innego grajdoła narodowego.<br />
Więc uzdolniona artystycznie i walcząca<br />
z exterminalnymi stereotypami ukraińska<br />
młodzież, integrowała się z Koncernem<br />
oraz wszelakiej maści andergrandem.<br />
Piotrkowie Pawliszcze i Tyma (ksywa:<br />
Hans) wystąpili z propozycją zorganizowania<br />
dużego koncertu, stanowiącego<br />
dobitną deklarację porozumienia ponad<br />
podziałami.<br />
1 lipca w gdańskim klubie Żak odbył się<br />
wielki show podziemia polsko – ukraińskiego<br />
pod kryptonimem Ukraińskie noce. Jakimś cudem<br />
przedarły się w gościnne żakowskie progi niezależne kapele<br />
z ojczyzny Petlury – Brati Gadjukni (Lwów) oraz We<br />
– We i Koleżskij Asesor z Kijowa.<br />
Jako przedstawiciele mniejszości wystąpił ukraiński Teatr<br />
Kontakt z Gdańska. Już niedługo wystawić mieli psychodeliczną<br />
wersję sceniczną kultowego poematu Never<br />
Ending Story naszego poczciwego eskapisty Lopeza Mauzere.<br />
Załogę polską reprezentowali – Szelest Spadających Papierków,<br />
Pancerne Rowery jako Pancerne Tryzuby, Totart<br />
DDA oraz Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka.<br />
Poster wygenerował dyrektor Konjo, który także wspólnie<br />
z Hansem czynił konferansjerkę podczas sympatycznie<br />
integracyjnego maratonu.<br />
Jedną z bezpośrednich konsekwencji tej nowokulturowej<br />
akcji było przyłączenie się ukraińskiej załogi do walki<br />
o przyznanie niezależnego klubu. Dzięki ich szczeremu<br />
zaangażowaniu, przez kilka następnych lat, Tranzytorium<br />
i dzieci akcji Wisła dokonaliśmy wielu energetycznie progresywnych<br />
działań.<br />
W dniach 14–17 lipca odbył się ostatni już Hajt Park,<br />
wkomponowany w urokliwe tereny miejscowości Zatoń<br />
koło Drawska Pomorskiego nad Jeziorem Luboszewskim.<br />
Koncern udał się tam w reprezentacyjnym składzie, niesiony<br />
jak zawsze pragnieniem dzielenia się z alternatywistami<br />
swoimi przekroczonymi idejkami.<br />
Notatka Wydziału III WUSW – Gdańskie środowisko<br />
Ruchu WiP odmówiło wzięcia udziału w przygotowaniach<br />
organizacyjnych tej imprezy. Udziałem są natomiast zainteresowane<br />
osoby, które łączą z nią perspektywę spotkań towarzyskich<br />
i alkoholowych.<br />
Faktem było, iż udostępnienie Hajt Parku tzw. ogółowi,<br />
przyciągnęło ku tej zacnej sytuacji nieco proto-jabol-pankowego<br />
elementu. Ale za moment będzie to także problem<br />
festiwalu w Jarocinie i innych muzycznych imprez masowych.<br />
Żadna zresztą masa nie jest specjalnie wysublimowanym<br />
organizmem.<br />
Co tu zresztą czepiać się nieuświadomionej młodzieży,<br />
skoro jej liderzy błysnęli demencją znacznie<br />
wykraczającą poza pochłanianie denaturatu<br />
i wąchanie kleju. Na Hajt Parku<br />
w mnożeniu ideologicznych paranoi przodowali<br />
lubelscy anarchole, na czele z późniejszym,<br />
całkiem niezłym zresztą, literatem.<br />
Podczas sympozjonu libertariańskiego<br />
ze śmiertelną (?!) powagą zaproponowali<br />
wzniecenie ogólnopolskiego powstania.<br />
Wyliczali ilość zakopanej w leśnych<br />
kryjówkach broni białej i jej pochodnych. Jak płomiennie<br />
przekonywał przyszły literat, zorganizował już oddziały<br />
„proli-samobójców”, którzy z dużą radością wystąpią<br />
w roli „nawozu historii”.<br />
Na drugim biegunie schizolni pląsały wynurzenia gości<br />
z Zachodu. Tu przodowali towarzysze z Holandii, którzy<br />
urządzili pogadankę na temat funkcjonowania alternatywnej<br />
socjety w ich policyjnym państwie. Mi to przypominało<br />
nieco bełkot liderów grupy The Ex sprzed dwóch<br />
lat, poznanych przez Ariergardę na nieszczęsnym festiwalu<br />
Marchewka.<br />
Gdy już wyświetlili slajdy ze skłotu, na którym mieli basen,<br />
saunę i strzeżony garaż dla swoich samochodów, Zbyszek<br />
obrócił się ku mnie i z wyrozumiałością podsumował<br />
– Tak oto kolego Konik dowiedzieliśmy się, jak przetrwać<br />
w skrajnie totalitarnych warunkach!<br />
Trzeba przyznać iż nasi alternatywni koledzy z Zachodu<br />
ogólnie nie wykazywali się jakąś błyskotliwą kumacją<br />
w temacie tzw. geopolityki. Np. w 88 roku poszliśmy ze<br />
Zbigniewem na pierwsze chyba spotkanie z wysłannikami<br />
Greenpeace, obywatelami Anglii bodajże. Gdy nawiedzeni<br />
obrońcy Matki Ziemi utrzymywali, że ich tanie sztuczki<br />
177
mają wpływ na politykę militarną Związku Sowieckiego,<br />
zrozumieliśmy, iż kontrkulturowi przedstawiciele wolnego<br />
świata to dzieci bawiące się w mgle naiwnych życzeń.<br />
Ale nie do końca było tak, jak raportował potem kapuś<br />
SB – Impreza w zamyśle organizatorów nie spełniła swojego<br />
zadania. Młodzież zamiast dyskutować wolała pić alkohol,<br />
brać środki odurzające, słuchać koncertów grup młodzieżowych<br />
oraz włóczyć się po okolicy.<br />
Gdyż Koncern nawiązał wtedy wiele istotnych kontaktów,<br />
między innymi z załogą pisma bruLion. Po konstruktywnych<br />
dysputach Robert Tekieli zachwycił się dorobkiem<br />
Tranzytorium Totartu. I od tej pory systematycznie<br />
publikował nasze metafizyczno – społeczne materiały.<br />
Już na jesieni (nr. 11–12), w artykule pt. Fuckty, redaktor<br />
Tekieli napisze – Ciężar gatunkowy działalności i dokonań<br />
intelektualnych tego środowiska wykracza w sposób nieskończony<br />
poza ramy tej faktograficznej noty.<br />
W kolejnych numerach swojego kultowego magazynu,<br />
zaprezentował nie tylko pisma teoretyczne klasyków Totartu,<br />
ale także fighterów Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się<br />
Do Środka. Oraz grafiki Poezji Ulicznej.<br />
Niebawem w fioletowej, kolorowej i białej serii Biblioteki<br />
bruLionu, ukażą się godne strofy Lopeza, Brzóski i Kudłatego.<br />
Wspólnymi siłami zrealizujemy przekroczony program<br />
Brulion TV Dzyndzylyndzy oraz Alternativi.<br />
A i mięsopustne Flupy z pizdy będą miały swój niemały<br />
wkład w formułowaniu estetycznego oblicza tego zasłużonego,<br />
kontrkulturowego happeningu wydawniczego, którym<br />
na przełomie lat 80 i 90 był bruLion.<br />
178<br />
A jeszcze potem redaktor T. odkryje, iż Harry Potter był<br />
jednak sterowany telepatycznie przez martwego psa Stachursky’ego.<br />
Odleci w eschatologiczny kosmos i tak zakończy<br />
się ta urokliwie integracyjna bajka.<br />
Gdy wyjeżdżaliśmy z Hajt Parku, żegnał nas koncert<br />
regałowej kapeli, ad hoc założonej na polu namiotowym<br />
m.in. przez aktywistów wrocławskiej Pomarańczowej Alternatywy.<br />
Wokalista zawodził w stronę pobliskiego poligonu<br />
– Przejebane przejebane / pora łączyć się z szatanem…<br />
29 lipca, po udziale w technicznych przygotowaniach<br />
i tradycyjnie przedłużających się pertraktacjach z władzami<br />
miejskimi, Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka<br />
Progresji organizuje koncert, inaugurujący działalność<br />
naszego wymarzonego Placu Wymiany Pozytywnej<br />
w Gdańsku.<br />
Oprócz merytoryki scenicznej przygotowałem sobie na<br />
tę wspaniała okazję niezwykle indywidualistyczne wdzianko.<br />
Udałem się do Joanny i Andrzeja, którzy swoimi radosnymi<br />
szablonami przystroili moje, przywiezione z NRD,<br />
tekstylia. Gdyż peerelowskie sklepy od wielu już lat oferowały<br />
jeno ocet i towarową nicość…<br />
Z tej sesji designerskiej uzyskałem oryginalne koszulki,<br />
przyozdobione w lupomarki, wychuchole i smoki, stanowiące<br />
znak firmowy faktorii Yo Als Jetzt. Oryginalnie<br />
pstrokate ubranka towarzyszyły mi podczas wielu jeszcze<br />
radośnie artowych podróży.<br />
Zbig notował na gorąco – Plac wyposażony został w 3<br />
duże ekrany, będące polem wyładowywania malarskiej ekspresji,<br />
ponadto zainstalowano pełniące funkcję sceny podwyższenie<br />
i dwa barakowozy. Jedynie prąd załączony został<br />
zaledwie na trzy kwadranse przed inauguracją, co odebrało<br />
muzykom możliwość zrobienia próby.<br />
Było ciepłe, letnie, sobotnie popołudnie… Po uroczystym<br />
odczytaniu regulaminu Placu zagrały gdańskie poszukujące<br />
zespoły muzyczne: Miłość, Szelest Spadających Papierków,<br />
Nowy Proletariat i Totart DDA oraz grupa Usta z Torunia.<br />
Z powodu wynikłego nieporozumienia nie zagrała grupa<br />
Brudne Dzieci Sida. W antraktach czytali wiersze uczestnicy<br />
Grupy Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka. Barwną i rozległą<br />
scenografię przygotował TOTART i plastycy z grupy<br />
Yo Als Jetzt.<br />
W czasie trwania koncertu na placu sprzedawano niezależne<br />
wydawnictwa, między innymi gdańskie: A’ Capellę,<br />
Homka, Twe-Twę oraz ślaską Tfurczość. Plac zaistniał,<br />
ekrany pokryły się rysunkami i warstwami napisów. („Plac<br />
Wymiany Pozytywnej”).<br />
Swoje spostrzeżenia zapisali redaktorzy Homka – Wystąpili<br />
także przedstawiciele Związku Ukraińskiej Młodzieży<br />
Niezależnej, którzy odczytali apel o wprowadzenie nauki<br />
języka ukraińskiego w radio i telewizji. 300 tysięczna społeczność<br />
ukraińska w Polsce – rozproszona w wyniku akcji
Szelest Spadających<br />
Papierków<br />
– Krzysiek Siemak.<br />
Wisła w 1947 roku – jest pozbawiona swego szkolnictwa, co<br />
utrudnia naukę języka oraz rozwijania kultury i świadomości<br />
narodowej.<br />
Za scenografię tej panslawistycznej operacji robiły m.in.,<br />
uwolnione z aresztu po pamiętnym zjeździe Międzymiastówki<br />
Anarchistycznej, elementy historycznego totartalnego<br />
wyposażenia scenicznego. Atmosfera podczas działań<br />
była niezwykle energetyczna, ezoteryczna i optymistyczna.<br />
Wkrótce moja Fonografia Zlew Polski wyda kasetę,<br />
dokumentującą ten historyczny moment w dziejach<br />
sarmackiej alternatywy.<br />
Booklet nosił nazwę – Totart DDA i Szelest Spadających<br />
Papierków presents: Plac Wymiany Pozytywnej. Wspaniałą,<br />
ręcznie preparowaną okładkę, wykonali nieocenieni Yo<br />
Als Jetzt. Muza na tym wydawnictwie zawarta była tak niesamowita,<br />
iż później jeszcze przez wiele lat objeżdżałem<br />
przeróżne festiwale andergrandowe, prezentując ją z towarzyszeniem<br />
naszej pojechanej diaporamy.<br />
Trza przyznać nieskromnie, iż obydwa podmioty wykonawcze<br />
były w dni owe w swojej szczytowej formie koncertowej.<br />
Czego dowodem dźwięki, na załączonej do naszej<br />
książki, unikalnej płycie DVD. Życzymy wam orgazmu<br />
permanentnego!<br />
Mediom poluzowano już trochę kagańca, dostrzegła<br />
więc naszą akcję także bystra reporterka lokalnego „Głosu<br />
Wybrzeża” – Paweł Konnak – student IV roku Uniwersytetu<br />
180<br />
Gdańskiego z grupy „Totart” za chwilę wejdzie na scenę.<br />
Mówi – „My jesteśmy ludzie w innym wymiarze. Proponujemy<br />
zalążek rozkosznego przeczucia innego bytu…” Krótkie<br />
czarne spodnie, czarna koszulka, na twarzy obowiązkowy<br />
kilkudniowy zarost.<br />
Niektórych z tych młodych ludzi jest mi żal wyraźnie, jeszcze<br />
nie znają siebie i nie znaleźli swego miejsca. Ktoś chce im<br />
pomóc. To dobrze. Obrazoburczość kontrolowana, wolność<br />
uświadomiona. („Na Placu Wymiany Pozytywnej”).<br />
Polska wolność rozkręcała się orgiastycznie i internacjonalistycznie.<br />
Zbyszek czujnie notował – 13 sierpnia 1989<br />
roku w Gdańsku na ulicy Długiej Ruch Społeczeństwa Alternatywnego<br />
i Międzymiastówka Anarchistyczna – Sieć Wymiany<br />
Pozytywnej zorganizowały happening i manifestację<br />
w rocznicę rozpoczęcia budowy muru berlińskiego<br />
Oprócz organizatorów w akcji uczestniczyli reprezentanci<br />
wielu ugrupowań, min. Ruchu „Twe-twa”, WiPu, Partii Radykalnej,<br />
a także goście z zagranicy: Czesi, Niemcy, Ukraińcy<br />
i Anglik.<br />
Polityczny happening rozpoczęło przegrodzenie ulicy<br />
przez ludzi obwieszonych kartonami symbolizującymi mur.<br />
Po obu stronach zaciągnęli warty strażnicy w hełmach. Rozlegały<br />
się strzały i komunikaty ostrzegawcze. Śmiałkowie<br />
usiłujący przedostać się na drugą stronę padali „od kul”.<br />
Wreszcie szturm bojowników wolności zniósł mur. Ludzie<br />
dotąd rozdzieleni wymieszali się ze sobą. Przechodnie dopytywali<br />
się, czy aby na pewno wygrał Zachód. Potem manifestanci<br />
przeszli ulicami miasta rozdając ulotki i nawołując<br />
do znoszenia barier między ludźmi, domagając się zniesienia<br />
cenzury, powstrzymania podwyżek i władzy…<br />
Tego samego dnia, w porozumieniu z Międzymiastówką<br />
Anarchistyczną, węgierskie FIDESZ i Autonomia zorganizowały<br />
siostrzaną akcję w Budapeszcie. Także tam uczestniczyli<br />
w niej Czesi i licznie przybyła grupa Niemców z NRD.<br />
Jak dziś już wiemy, był to najskuteczniejszy happening<br />
od czasu wybuchu drugiej wojny światowej, gdyż opus<br />
magnum towarzyszy Ulbrichta i Honeckera wreszcie rozsypie<br />
się za miesięcy parę.<br />
Ale ponieważ czasy były dziwne a obywatele często spięci,<br />
Zbig tłumaczył wytrwale – Gdańska akcja spotkała się<br />
z dezaprobatą ludzi obawiających się perspektywy zjednoczenia<br />
Niemiec… Trzynastego w Gdańsku i Budapeszcie<br />
sprzeciwiano się podziałowi Europy na wrogie bloki militarne<br />
i polityczne, bowiem powoduje on zniewalanie społeczeństw<br />
i jednostek, grozi totalnym konfliktem. („Najskuteczniejsza<br />
demonstracja półwiecza”).<br />
Dodatek redaktora Sajgona był koniecznym, gdyż gwałtowny<br />
powiew wolności obudził nie tylko wielkie nadzieje,<br />
ale także prastare demony. Nie wszyscy rodacy poddali<br />
się urokowi tej niespodziewanej niepodległości.
Jedni podejrzewali spisek KGB i oczekiwali rychłego<br />
pojawienia się Armii Radzieckiej na rogatkach Sochaczewa.<br />
Inni nie wierzyli, iż na ich oczach dzieje się to, co się<br />
dzieje. Oskarżali wywiad niemiecki o wygenerowanie jakiejś<br />
geopolitycznej rzeczywistości wirtualnej. Odpowiednio<br />
do sympatii miała to być dywersja albo wywiadu NRD<br />
albo RFN. Kręgi endeckie dopuszczały też ingerencję wywiadu<br />
somalijskiego.<br />
Każdy otrzymał do ręki paszport. Zlikwidowano Centralny<br />
Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk. Wychodziły<br />
pierwsze oficjalne, niezależne od PZPR gazety. Major Fydrych<br />
wystartował w wyborach do senatu pod hasłem Lepszy<br />
Pomarańczowy Major niż czerwony generał. Zniesiono<br />
kartki na mydło i mięso. Ale wielu sądziło, iż to też jest<br />
elementem spisku przeciw substancji Chrystusa Narodów.<br />
Ulice polskich miast i wsi zalał azjatycki mistycyzm. Na<br />
każdym rogu tabuny proroków wieściły nadejście długo<br />
oczekiwanego Armageddonu. W telewizji Jaruzelskiego,<br />
Rakowskiego i Urbana zastąpił ich ziomal Kaszpirowski.<br />
Pionierzy wolnego rynku ruszyli z jajkami, smalcem i gorącymi<br />
słowiańskimi cipkami na flohmarkt do Berlina Zachodniego.<br />
A Grupa Poetycka Zlali Mi Się Do Środka wyruszyć<br />
miała na legendarny festiwal do Jarocina.<br />
Zaprosił nas Waldek Rudziecki, wdzięczny za niedawną<br />
victorię podczas koncertów na Nowej Scenie. Mieliśmy<br />
naszymi profuzjami zakręcić występy jego podopiecznych.<br />
Gdyż Gdańska Scena Alternatywna otrzymała swój autonomiczny<br />
dzień podczas Festiwalu Muzyków Rockowych.<br />
Inny koncert tej edycji objęła patronatem grupa Armia.<br />
Bardzo się na tę okoliczność rajcowaliśmy, ale… Na pociąg<br />
relacji Gdańsk – Jarocin przybył jeno dyrektor Konjo.<br />
Jak to subtelnie napisali pp. Sajnóg i Konnak – Przyczyną<br />
nieobecności tych zacnych mężów jest: utrata kontaktu<br />
z rzeczywistością zatrata na nieznanej drodze oraz czasowa<br />
niedyspozycyjność a także skomplikowany charakter twórców<br />
chaotyczność neurotyczność uzależnienie permanentny<br />
somnambulizm skrajne stany psychopatyczne delikatna<br />
melancholia eklektyzm synkretyzm hermetyzm zagubienie<br />
brak wiary instynktowność brak rozwiniętego instynktu<br />
stadnego kultywowanie skrajnych form indywidualizmu<br />
utrata perspektywy metafizycznej…<br />
Ale dodawaliśmy też wyrozumiale – Niech czytelnik zrozumie,<br />
że na tym polega urok tej barwnej socjety…<br />
Po przybyciu do „stolicy polskiego rocka” profuzjonista<br />
Konjo zakwaterowany został, wraz z pozostałymi trójmiejskimi<br />
kapelami, w lokalnej szkole podstawowej. Jarocin<br />
poddany był surowym prawom prohibicji, ale sprytni<br />
muzycy skorumpowali szkolnego woźnego, który donosił<br />
spragnionej młodzieży wodę ognistą.<br />
Podczas spontanicznej nocnej balanżki, dyrektor Koncernu<br />
urządził poetyckie before party i prezentował gwiazdom<br />
Gdańskiej Sceny rozkoszne perełki lirycznego zlewu.<br />
Co bardziej upodleni muzycy tańczyli do tych recytacji<br />
a pewna dama puściła nawet niespodziewaną tęczę.<br />
Podniecona Koniczym upublicznieniem załoga metalowej<br />
kapeli Hektor włamała się do sali od biologii, skąd<br />
podprowadziła sugestywnego kościotrupa. Kopytni muzykanci<br />
szli w zaparte, iż ten osobnik także jest fanem Grupy<br />
Poetyckiej Zlali Mi Się Do Środka i ma prawo do uczestnictwa<br />
w imprezie.<br />
Tak kolega Konjo powoli, ale konsekwentnie, wciągał się<br />
w rock and rollowe życie…<br />
Sierpniowy dzień należący do Gdańskiej Sceny nie<br />
był najgorętszym periodem tego lata. Padało od świtu,<br />
więc grupki fanów rocka tułały się po bagnistym stadionie.<br />
Czuło się, że najlepsze lata festiwal ma chyba za sobą.<br />
W niczym mi to nie przypominało „wysepki wolności”,<br />
którą po raz pierwszy nawiedziłem młodym pankiem będąc,<br />
latem roku 1985.<br />
Śmiało wbiłem się na kultową scenę. W stupor jarocińskiego<br />
popołudnia wkroczyłem rześko, z postabsurdalna<br />
narracją i jurnymi poezyjami. Moja gra wstępna ze<br />
181<br />
Konjo w Jarocinie.
Okładka<br />
pierwszej antologii<br />
Grupy Poetyckiej<br />
Zlali Mi Się Do Środka.<br />
światem show biznesu to jednak nie było ciastko z kremem.<br />
Na koncertowy początek wystąpili laureaci tej edycji,<br />
wśród nich trash metalowy, śląski Magnus.<br />
Wokalista wyglądał jak jeżozwierz, tak był ponakłuwany<br />
różnego rodzaju gwoździami i innymi piekielnymi akcesoriami.<br />
Przypominał mi japońskiego aktora Toshiro Mifune,<br />
konającego w ostatniej scenie filmu Tron we krwi. Pozostali<br />
członkowie tej lucyferycznej ekipy też wybrali look<br />
a’ la pracownicy jakiegoś radykalnego złomowiska. To<br />
podnieciło pasywnych do tej pory fanów metalu, którzy<br />
pod sceną rozpoczęli odprawę infernalnych jasełek.<br />
Pozwolili mi jeszcze zapowiedzieć koncert pierwszej kapeli<br />
z gdańskiego kontyngentu, gdyż był to stylistycznie<br />
pokrewny Hektor. Ale im nie dano już zejść ze sceny i musieli<br />
trzy razy bisować. Gdy usiłowałem zaanonsować występ<br />
kolejnej grupy, nieśmiałych dziewcząt z Oczi Cziorne,<br />
metalowcy solidarnie zawyli wypierdalaj!!! siłą tysiąca gardeł.<br />
I obrzucili mnie świeżym jarocińskim błotem!<br />
A tu trafiła śląska kosa na kaszubski kamień, gdyż zaciąłem<br />
się w mojej ekstrawagancji i recytowałem nasze wiersze<br />
pod gradem błotnistych piguł. Rozwścieczeni adepci<br />
czarnych mszy wyrywali całe kępy trawy, kręcili z nich<br />
fantazyjne bomby i ciskali we wrażliwego gdańskiego poetę.<br />
Aż dziw, że żaden z tej lawiny kamieni nie rozpłatał<br />
mojej rozpalonej i zadziornej totartalnie łepetyny…<br />
Oni urządzili sobie polowanie z nagonką, praca sceny<br />
była sparaliżowana, gdyż nikt nie ośmielił się grać przed tą<br />
fanatyczną biomasą, a ja wyświniony batalistycznym wielkopolskim<br />
czarnoziemem, jak jaka żaba błotna czy inny<br />
padalec, siekłem efuzjami z precyzją karabinu maszynowego<br />
– wojna światowa, wojna domowa / co by nie było<br />
warto się schować / lecz gdzie się schować smętna istoto / na<br />
lubelszczyznę, w kieleckie błoto…<br />
I po pół godzinie takiej wojny nerwów – pokonałem ich!<br />
Krwawe metalowe komando uległo przed nieugiętym recytatorem<br />
i poszło szukać rozrywki w suburbalne obszary<br />
festiwalu. Pod estradą zaciągnęli straż przedstawiciele<br />
mniej wojowniczych subkultur i już bez przeszkód poprowadziłem<br />
siedmiogodzinny maraton Gdańskiej Sceny Alternatywnej.<br />
Ta część publiczności, świadek moich niedawnych zmagań<br />
z wyznawcami rockowego szatana, spijała strofy jak<br />
wiosenny miodzik i gromkimi nagradzała Konika brawami.<br />
Po koncercie Pancernych Rowerów, gdy ostatecznie<br />
zaczarowałem jarocińską publikę wierszem Lopeza<br />
pt. Problem reinkarnacji i zbrodni, otrzymałem długą standing<br />
ovation i prośbę o literackie bisy.<br />
Śpiewałem te nasze zasłużone poezje i tańczyłem je jak<br />
jakiś obłąkany w zatraceniu derwisz. Między mną a publicznością<br />
wytworzył się fantazyjny obieg energetyczny.<br />
Reagowaliśmy na siebie organicznie a w końcu zaprosiłem<br />
182<br />
młodzież do wspólnej poetyckiej zabawy i postawiłem na<br />
wymianę interaktywną.<br />
Fani podsyłali mi na kartkach spontanicznie napisane<br />
fraszki o różnym poziomie subtelności i refleksji. Były<br />
wiersze dydaktyczne – Lepsza rączka niż rzeżączka / Jak<br />
mawiał papież od rączki nic nie złapiesz oraz poema meteorologiczno-krzepiące<br />
– Chowajcie parasole od jutra upał /<br />
Dziś pies jak srał to tupał.<br />
Potem rozszerzyłem aktywności integracyjne o egzotyczne<br />
festiwalowe biuro matrymonialne. Fani przysyłali<br />
oferty miłosnego spełnienia, które zrealizować miało się<br />
najczęściej w stadionowym kiblu. Szła wolność, to pewne!<br />
Podczas koncertu podszedł do mnie legendarny guru<br />
FMR, Walter Chełstowski. Pogratulował sukcesu negocjacyjnego<br />
oraz artowego i osobiście ścierał błoto z radośnie<br />
utrudzonej twarzy Konikovskiego.<br />
Specjalnie na ten występ pożyczyłem od mojego kochanego<br />
taty jedyną koszulę, która jakoś nadawała się do noszenia<br />
„wśród ludziów”. Koszula bohatersko poległa, zamieniona<br />
w widowiskową szmatę.<br />
A Walter zakochał się w naszych wierszach i zaprosił<br />
mnie do swojego warszawskiego biura – na negocjacje<br />
w sprawie ich książkowego wydania. Książkę wydał co
prawda dopiero Księgozbiór Zlew Polski, ale ścieżki moje<br />
i dyrektora Chełstowskiego przeciąć się miały jeszcze w po<br />
wielokroć istotnych okolicznościach…<br />
Gdy nad ranem żegnałem jarocińską widownię optymistycznym<br />
wierszem –Moja mama mówi / dzieci mi się udały<br />
/ jeden artysta / a drugi z trudem zdał maturę, kontrakt<br />
na kolejny show miałem już w kieszeni! Tam także znalazłem<br />
pierwszą w mojej zadziwiającej karierze wypłatę. Zarobiłem<br />
na jarocińskiej wojence pensję równą miesięcznym<br />
poborom taty, dyrektora PGR Wejherowo – Słuszewo,<br />
w stanie upadłości…<br />
Mój sukces sceniczny zarejestrował nawet wysłannik<br />
gdańskiej prasy – Nasi muzycy zaprezentowali się wspaniale<br />
i wcale nie twierdzę tego przez lokalny patriotyzm. Lecz<br />
dla mnie cichym bohaterem wieczoru był Paweł Konnak,<br />
syn Kazimierza, który jako konferansjer i artysta prezentujący<br />
skromne okruchy z przebogatego dorobku grupy poetyckiej<br />
„Zlali mi się do środka”, przebojem zdobył sobie sympatię<br />
całego stadionu. Chciałoby się zakończyć ten materiał<br />
słowami „Szkoda że państwo tego nie widzieli…” (Wieczór<br />
Wybrzeża – „Jarocińskie granie”).<br />
Następnego dnia pojechałem do Warszawy. Czekali tam<br />
już na mnie Zbyszek i Paulus. Wspólnie nawiedziliśmy babilońską<br />
enklawę, którą do tej pory było publiczne radio.<br />
Ale po czerwcowych wyborach dokonywała się i tam powolna<br />
wymiana ekipy. I wbili się na fale eteru nasi starzy<br />
kumple Boa Brzozowicz & menago Chmiel. Zaprosili Sekcję<br />
Publicystyczno – Reklamową Koncernu Metafizyczno<br />
– Rozrywkowego Pigułka Progresji do udziału w swojej<br />
nowej audycji pt. Radio Clash.<br />
Podczas nocnej wylewki edukowaliśmy społeczeństwo<br />
w temacie aktywności Tranzytorium, tudzież naszych zaprzyjaźnionych,<br />
progresywnych kolegów. Zdaliśmy relację<br />
z kongresu w Budapeszcie, z Placu Wymiany Pozytywnej<br />
i festiwalu w Jarocinie. Czytaliśmy nawet pikantne wiersze<br />
a Sajgon objaśniał abonamentów PR – Decydując się<br />
na użycie wulgaryzmów dokonałem niejako wyboru między<br />
zbluźnieniem a zakłamaniem.<br />
Gdybym ich nie użył przekłamałbym rzeczywistość więc<br />
i kulturę. Sądzę, że lepiej powiedzieć prawdę, nawet straszną,<br />
bo to przynajmniej może do czegoś prowadzić, np.<br />
do przepracowania problemu.<br />
Kłamstwo, nie dość, że nie prowadzi, to jeszcze miesza<br />
i myli drogi. Rzeczywistość jest nasiąknięta miłością i złością,<br />
gdzie na przecięciu ich wypadkowych wyroiły się wulgaryzmy.<br />
Kultura powinna być w stałym związku z rzeczywistością.<br />
Uważam taki związek za jej rację bytu – i jest to raczej<br />
obserwacja niż postulat. Bo kultura j e s t w stałym związku<br />
z rzeczywistością – inny stan jest nawet niemożliwy.<br />
Oczywiście bawię się tu jedynie ludyczną i wycinkową<br />
analizą, jest wiele innych relacji kultury z rzeczywistością.<br />
Ale mi wolno. („Parnas zimowy. Tezy i komentarze praktyczne”).<br />
Day after zaprosiłem całą załogę do najbardziej wtedy<br />
wypasionej stołecznej knajpy, czyli do kawiarni Hortexu.<br />
Przez szczęśliwy przypadek spotkaliśmy tam także wokalistę<br />
Zygzaka z małżonką Kasią. I wszystkich invitowałem<br />
na dionizyjskie bachanalia. Postanowiłem w ten sposób<br />
uczcić pierwsze zarobione „w estradzie” pieniądze. Rozpływaliśmy<br />
się w tonach przepysznych marcepanów i tortów,<br />
oraz egzotycznych a niedostępnych śmiertelnikom<br />
owoców.<br />
Żeby było zabawniej nie wierzyłem wtedy, że jeszcze<br />
kiedykolwiek jakąkolwiek monetę na mojej sztuce zarobię.<br />
Rzeczywistość i w tym wydaniu, za czas jakiś odległy co<br />
prawda, uśmiechnęła się do Pawełka rumianą gębą…<br />
Pod koniec sierpnia Galeria Bieżąco-Momentalna im.<br />
Bani Doktora Lipka ponownie ujawniła show naszego<br />
wspaniałego duetu kolorowego – Joanna Kabala zaprezentowała<br />
malarstwo a Andrzej Awsiej rysunek.<br />
Nadeszła wczesna, niepodległa jesień. Uczestnicy działań<br />
Tranzytorium powoli rozchodzili się ku kreacjom<br />
w swoich prywatnych kosmosach.<br />
Tymon i inni muzycy Miłości założyli w gdańskiej dzielnicy<br />
Osowa buddyjską komunę. W te dni zagrali też w Koniczym<br />
dystrykcie Brzeźno wspaniały tzw. koncert podwodny,<br />
który wydała Fonografia Zlew Polski.<br />
183<br />
TZN Xenna – Falconetti<br />
i Zygzak.<br />
Garaż, Szczecin 1985.
Lopez Mauzere<br />
w drodze do Germanii!<br />
Ela, dziewczyna Zbigniewa, wyjechała do Berlina Zachodniego.<br />
Niebawem zaprosi Koncern na serię profuzyjnych<br />
realizacji do już zjednoczonego miasta.<br />
Wkrótce do Zagłębia Ruhry wyjedzie także legenda<br />
Grupy Poetyckiej – Wojtek Stamm alias Gertruda Jarząbek<br />
alias Lopez Mauzere. Traumę związaną z odcięciem od<br />
kaszubskich korzeni opisze już w XXI wieku. W nominowanej<br />
do literackiej Nagrody Nike eksperymentalnej powieści<br />
pt. Czarna matka.<br />
Zacytujmy fragment tego wspaniałego dzieła, opisujący<br />
pierwsze emigracyjne chwile naszego niezwykłego przyjaciela<br />
– Wujek i ciotka, delikatnie rzecz ujmując, nie byli zadowoleni<br />
z mojej wizyty. Wujek pokazał mi kontener, w którym<br />
mieszkali studenci.<br />
– Jutro jedziesz do obozu – zdecydował, bał się, że będę<br />
mieszkał w kontenerze albo, co gorsza, że mnie zakwaterują<br />
u niego. Obóz…<br />
Wsadzą mnie teraz do obozu, ogolą głowę, dadzą pasiak,<br />
zmaltretują i zagazują, tak zawsze wyobrażałem sobie swój<br />
koniec w Niemczech. Aż dreszcz przebiegł mi po plecach…<br />
Był to obóz Indian, Tatarów, obóz – castrum – Rzymian,<br />
nie obóz uchodźców; tam, jak we wszystkich obozach, stawał<br />
się człowiek numerem, przypadkiem.<br />
184<br />
W ogóle był wtedy taki czas, iż momentami miałem<br />
wrażenie, że więcej kolegów mam w Berlinie niż w Gdańsku.<br />
Nie wszyscy wierzyli w Polski cud gospodarczy…<br />
Część totartowców, aby przeczekać pierwszą zawieruchę<br />
transformacji, powróciła na studia i udawała że pracuje<br />
nad magisterką. Ja na piątym roku byłem cztery lata,<br />
w tym rok na studiach zaocznych, co uświadomiłem sobie<br />
dopiero po wywaleniu z uniwersytetu…<br />
Mimo pogarszającego się stanu zdrowia, Zbyszek dynamicznie<br />
zaangażował się w kreowanie naszych wymarzonych<br />
placówek – utrzymanie Placu Wymiany Pozytywnej<br />
i powstanie niezależnego ośrodka kulturalnego.<br />
Pisał – Dyskutując prawne możliwości i niebezpieczeństwa<br />
związane z planowanym przejęciem klubu przez X<br />
Pawilon, uczestnicy grupy zdecydowali się założyć w tym<br />
celu stowarzyszenie. Powołanie stowarzyszenia ma nie tylko<br />
ugruntować prawną sytuację klubu. Ma przynieść także<br />
możliwość prowadzenia działalności gospodarczej, a przez<br />
to dostarczyć środków na działalność np. wydawniczą.<br />
Po zważeniu ewentualnych plusów i minusów członkowie<br />
grupy wystąpili o rejestrację Stowarzyszenia Kultury Alternatywnej.<br />
Można się spodziewać, że jeśli pozytywne zmiany<br />
polityczne w Polsce będą postępowały, to z czasem dojdzie<br />
do powstania ogólnokrajowego SKA.<br />
Zapewne przed niezależnymi, nowokulturowymi ruchami<br />
otworzyłoby to zacne a nieznane dotąd możliwości.<br />
Tymczasem nie wszyscy udziałowcy SKA wykazali się<br />
czujnością i instynktem samozachowawczym. Część anarcholskiej<br />
młodzieży chyba nie do końca zdawała sobie<br />
sprawę, że wolność to także ciężka praca i wspólne, mało<br />
widowiskowe obowiązki.<br />
Po kolejnym, październikowym koncercie, na Placu<br />
Wymiany Pozytywnej płoną barakowozy. Zbigniew wezwany<br />
zostaje do siedziby straży miejskiej i obdarowany<br />
mandatem.<br />
Komentując działalność niektórych naszych mało rozgarniętych<br />
kooperantów, gorzko zanotował w wierszu – Jedynie<br />
z anarchizmu lubię taką biopsję / że się, często podświadomie<br />
i przedpojęciowo / zajmuje podstawowym problemem<br />
społecznym w ogóle / czyli konfliktem dążenia<br />
do wolności i do bezpieczeństwa, / który niezdrowo / produkuje<br />
męczeństwa i jest przyczyną, że się rżniemy czule / zamiast<br />
sadzić bulwy i uśmiechać do słońca.<br />
No to ten problem żywo mnie obchodzi / bo szczególnie<br />
nie lubię / nieidealnym ludziom / stwarzać idealne warunki<br />
/ do robienia gnoju. („Nic na siłę”).<br />
Między innymi dlatego niebawem utracimy Plac Wymiany<br />
Pozytywnej. I z powodów tożsamych, po serii wspaniałych<br />
realizacji, w 1993 roku zakończy swoją działalność<br />
Klub Inicjatyw Społecznych C14. Ale temu poświęcę inakszą<br />
już narrację…
A do mnie zadzwonił Walter Chełstowski i, mając w pamięci<br />
jarocińską batalię, zaprosił na niecodzienną imprezę.<br />
Miałem czytać wiersze i prowadzić konferansjerkę podczas<br />
26 godzinnego koncertu rockowego, który organizował<br />
na warszawskim Torwarze. Ten imponujący maraton<br />
nosił jakże adekwatną nazwę Zadyma. Moim partnerem<br />
miała być wschodząca gwiazda estrady oraz filantropii –<br />
Jurek Owsiak.<br />
13 października zjawiłem się na polu walki o lepsze jutro<br />
i lepsze futro ha ha ha. Koncert-stonoga zaczynał o godzinie<br />
20 zespół The Suchy Experyment a kończył o godzinie<br />
22 dnia następnego zespół Dżem.<br />
W środku produkowali się między innymi muzykanci<br />
znanych i lubianych kapel: 20.40 – Kolaboranci, 21.20 –<br />
Voo Voo, 22.20 – Tilt, 24.15 – De Mono, 1.35 – Paff, 2.15<br />
– Proletariat, 3.35 – Closterkeller, 5.00 – Moskwa, 8.55 –<br />
Wawel Underground, 10.45 – Farben Lehre, 14.00 – Baakszysz,<br />
15.10 – T.Love, 16.15 – Daab, 18.10 – Ziyo, 19.25<br />
– Aya RL. W sumie szarpało druty 36 formacji.<br />
Miałem więc okazję, aby za jednym zamachem poznać<br />
większość gwiazd popularnej muzyki młodzieżowej tamtego<br />
czasu. I moich przyszłych kolegów z rock and rollowych<br />
szaleństw, czekających mnie w latach 90-tych.<br />
Koncert rozpocząłem w pięknym, postabsurdalnym stylu.<br />
Publiczność była przyjazna tak mniej więcej do godziny<br />
3 nad ranem. Potem straciła cierpliwość i pojawił się, znany<br />
skądinąd, chóralny zaśpiew wypierdalaj!!!. Gdy u bram<br />
świtu skanduje to naraz 6 tysięcy wielbicieli „muzyki miłej,<br />
łatwej i przyjemnej”, jaką dla totartalnego weterana był<br />
wtedy rock, to miałem prawo czuć uzasadnioną dumę.<br />
Zmęczyła się moja nowa publiczność okrzykami nieprzyjaznymi<br />
około południa. I potem już w miarę konwencjonalnie<br />
konferansjerka z Jurkiem Owsiakiem była<br />
odczyniana.<br />
Oprócz niechęci ku upublicznieniu perełek Grupy Poetyckiej,<br />
zarejestrowałem ciekawy incydent sceniczny. O<br />
godzinie 6.30 na zmęczoną już scenę weszła szczecińska<br />
grupa Kafel. Wykonywali muzę industrialną a na wokalu<br />
cichutko popiskiwała nieśmiała panna, opakowana w sukienkę<br />
od pierwszej komunii.<br />
Panna była mocno zestresowana i uciekła z estrady nie<br />
dokończywszy utworu drugiego. Potem okazało się, że był<br />
to dziewiczy występ sceniczny Kasi Nosowskiej. Jak już<br />
dziś wiemy, niebawem pójdzie jej znacznie lepiej…<br />
A mój nowy kolega Jurek wystosował do mediów list<br />
z okazji swojej Zadymy, zaczynający się od słów – Nazywam<br />
się Jerzy Owsiak. Jestem właścicielem dobrze prosperującego<br />
zakładu wytwarzającego lampy witrażowe, jednego<br />
z większych zajmujących się tego rodzaju produkcją.<br />
Tymczasem w Homku (nr.44) ukazała się zlewna wkładka<br />
autorstwa Yo Als Jetzt. Zawierała m.in. urokliwy poemat<br />
permanentny pt. „Plan zdobycia kamery video”<br />
– sprzedamy majątek / dwie złote monety po dziadku i dwie<br />
złote spinki / 250 tys. / książki ok. 300 tys. / ja mam 100 dol.<br />
/ może od rodziny wyciągniemy dalsze 300 / to razem 950<br />
/ zamienimy wszystko co mamy na kamerę video / przysłowie<br />
wschodnie – mądrze robi ten co zamienia / wiele małych<br />
klejnotów na jeden duży…<br />
Nie wszyscy się ujawnili i wyszli z podziemia. Pod koniec<br />
października Galeria Działań Maniakalnych, nakręcana<br />
w Łodzi przez niestrudzonego Skibę, zorganizowała Wystawę<br />
Prasy Zajebistej – Jeżeli nie mieścisz się ani w pierwszym<br />
ani w drugim obiegu, wydajesz własnymi siłami prywatne<br />
pismo, gazetę, fanzin, magazyn poetycki czy jakiekolwiek<br />
inne druki, które można uznać za prasę alternatywną<br />
czuj się zaproszony… Serdeczne fuck off dla wszystkich,<br />
którzy pomogą nam i przedrukują te info w swoich Zinach.<br />
Koncern Metafizyczno – Rozrywkowy Pigułka Progresji<br />
wysłał na Wystawę świeżo uwolnioną z aresztu Higienę<br />
oraz bibliotekę klasyków Totartu, ujawnioną przez Księgozbiór<br />
Zlew Polski.<br />
185<br />
Poeta Konjo na estradzie!
Futurfoto – gwiazda<br />
Wystawy Prasy Zajebistej.
Na Torwarze namierzyła mnie rozrywkowa ekipa ze Śląska,<br />
organizująca w katowickim Spodku potężny festiwal<br />
Odjazdy. Zaprosili skromnego dyrektora Koncernu do poprowadzenia<br />
czwartej edycji ich mocarnego spędu rockowego.<br />
6 grudnia ujawniłem dokonania Grupy Poetyckiej Zlali<br />
Mi Się Do Środka przed 10 tysiącami widzów tego intensywnego<br />
maratonu. Odniosłem sukces już w pierwszej<br />
rundzie. Przez osiem godzin publiczność, z tradycyjną śląską<br />
uprzejmością, percepowała moje liryczne wynurzenia.<br />
Dopiero przed koncertem De Mono usłyszałem jakże znajomą<br />
laurkę – Jesteś genialny ale już spierdalaj!<br />
Brawurowe recytacje przed niełatwą widownią okazały<br />
się niebawem przepustką do kolejnych upublicznień, na<br />
największych festiwalach rockowych końca XX i początku<br />
XXI wieku.<br />
Moi mecenasi byli pod wrażeniem nierównej, ale zwycięskiej<br />
walki kaszubskiego poety ze śląskimi fanatykami<br />
mocnego uderzenia. Zaprosili Konika na after party, podczas<br />
którego doszło do pierwszych, w mojej raczkującej<br />
showbizowej karierze, przekroczek obyczajowych. Rano<br />
pamiętałem w zdemolowanym pokoju hotelowym jeno<br />
scenę, gdy wraz z księgowym Odjazdów usuwamy grający<br />
telewizor za okno…<br />
Tak wychodziłem nieśmiało z podziemia w światła estrady.<br />
W domu Zbyszek finalizował pisanie legendarnego<br />
tomu Parnas zimowy. Zawarł we wstępie przenikliwą analizę<br />
swojej metafizyczno – społecznej drogi – Rocznikowi<br />
50 przydarzyła się gleja, pewna dysplastyczność czasu historycznego<br />
– takiego jakim był odczuwany. Pokój – niepokój,<br />
wolność – nie-wolność.<br />
Pokój który był podszyty napięciem, podświadomością<br />
jego umowności, zawisłości od nie naszych kaprysów. Ani<br />
to wolność, ani niewola, chociaż: niewola jako praprzyczyna<br />
tego stanu zawieszenia?<br />
Zatem budyń, budyń smętny, od czasu do czasu urealniony<br />
krewką, a trafiały się w nim takie niespodziane szpileczki,<br />
trudne do przełknięcia: ktoś się powiesił, otruł gazem.<br />
Z lepszego świata dobiegały nas mlaskania, a czasem dolatywały<br />
okruchy pod postacią sympatycznych przedmiotów<br />
zawierających w środku jakieś kółka, druciki i inne okrzyczane<br />
doskonałości, z czasem, po skruszeniu skorupek wysypujące<br />
się, po czym długo analizowane, a jeszcze dłużej<br />
przechowywane i wspominane.<br />
Jedna z bardziej starannych realizacji kultury delectare.<br />
Ostatecznie dzieło ukończy w 1991 roku. Do dziś Parnas<br />
zimowy wydany nie został.<br />
A tymczasem w profuzyjnej rodzinie szykowaliśmy się<br />
do finału tego brzemiennego, 1989 roku. 20 grudnia Andrzej<br />
i Joanna, na zaproszenie Eli, wykonują scenografię<br />
alternatywnej berlińskiej knajpy Cafe Anfall.<br />
I zdążyli jeszcze 31 grudnia, jako Wydawnictwo Kubańskie<br />
Cycki, ujawnić dzieło poetyckie Maćka Rucińskiego<br />
pt. Do widzenia Vincent. Wiersze, o czym informowała gustowna<br />
pieczątka, pochodziły z lat 1986 – 1988. Obrazki<br />
prześliczne, jak i ręcznie malowaną okładkę, uczyniła Joasia<br />
Kabala. Mój egzemplarz nosi numer 8/100:<br />
Nie armie były ich siłą / myśli wódz stepowy najeźdźca /<br />
w stolicy podbitego kraju / i śle szpiegów / gdzie ukrywa się<br />
moc imperium / podczas objazdu prowincji / wzrok chana<br />
odkrył dachy pagody / i zaraz przypomniał sobie / delikatne<br />
obrazy z cesarskiego pałacu / zrozumiał / rozkaz niszczenia<br />
187<br />
Zbig i Konjo<br />
– Łódź, maj 87.
Konjo na planie filmu<br />
„Dezerter<br />
– nie ma zagrożenia”.<br />
Eksportowy<br />
poster Miłości.<br />
nie opuścił / jego ust / zdumieni słudzy usłyszeli poemat /<br />
na cześć wiosny.<br />
Jutro obudzimy się w 1990 roku.<br />
Niedługo Zbyszek i Tymon rozpoczną pisanie powieści<br />
Chłopi.<br />
Niedługo Konjo wystąpi w roli postabsurdalnego VJ<br />
w swoim pierwszym programie rozrywkowym Telewizja<br />
Neptuna.<br />
Niedługo zainaugurujemy działalność naszego wyśnionego<br />
Klubu Inicjatyw Społecznych C14. Joanna, Andrzej<br />
i Marek Rogulski założą tam progresywną Galerię C14.<br />
Niedługo odbędzie się wspaniały festiwal 5 Lat Totartu<br />
i Konferencja Wydawnictw Pojedyńczych.<br />
Niedługo Zbigniew i Robert Tekieli rozpoczną wydawanie<br />
Tygodnika Literackiego. Oraz kreowanie magazynu<br />
Brulion TV Dzyndzylyndzy.<br />
Niedługo Konjo, Skiba i ekipa Yach Film nakręcą pierwszy<br />
odcinek rockowego kabaretu tv Lalamido.<br />
Niedługo przystąpimy, wraz z Galerią C14 i Galerią Wyspa,<br />
do projektu Otwarte Atelier, z którego wyewoluuje<br />
gdańskie Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia.<br />
Niedługo Darek nakręci pierwszy odcinek swojego autorskiego<br />
magazynu pt. Brzóska Show. A Konjo zostanie VJ<br />
experymentalnego happeningu telewizyjnego pt. Art Noc.<br />
Niedługo Tymon i grupa Miłość rozkręcą scenę jassową.<br />
I założy Ricardo waleczne Biodro Records.<br />
Niedługo Konjo nakręci swój pierwszy film pt. Swędzenie<br />
plazmy, podczas wielkiego festiwalu Gdańskie Dni Niezależnych.<br />
A potem wyreżyseruje jeszcze filmy Dezerter –<br />
nie ma zagrożenia, Exodus – Robert Brylewski, Totart nad<br />
miastem i wiele innych zlewnych audiowizuali.<br />
Niedługo Joanna i Andrzej obwieszczą Chałupniczą rzeczywistość<br />
wirtualną. Wspaniale też wykreują dizajnerską<br />
oprawę Lalamido.<br />
Niedługo Paulus ujawni serię komiksów Pure Sure<br />
i Twins.<br />
188<br />
Niedługo Skiba zaprosi Konja na wielką trasę koncertową<br />
Big Cyc w szponach Lalamido. I tak zostaniemy gwiazdami<br />
estrady.<br />
Niedługo Tymon z formacją Kury nagra legendarną płytę<br />
P.O.L.O.V.I.R.U.S. A potem powoła grupy Masło, Dyliżans,<br />
Księgowi, Poganie, Trupy, Czan i Transistors.<br />
Niedługo Lopez Mauzere zorganizuje z kolegami Klub<br />
Polskich Nieudaczników w Berlinie. A potem opisze swoje<br />
zadziwiające życie w powieści Czarna Matka.<br />
Niedługo Konjo upubliczni swój tom poetycki pt. Sztuka<br />
restauracji. I jeszcze kolejne – Randka z mutantem, Król<br />
festynów & Nikt nie odda się za zupę...<br />
Niedługo Zbyszek gwałtownie transponuje na inny obszar<br />
komunikacji z wszechświatem.<br />
Niektórzy wyjadą.<br />
A niektórzy wrócą…
„Do widzenia Vincent” –<br />
grafika Joanna Kabala,<br />
wiersz Maciek Ruciński.
przeszła taka dziwna tropikalna burza<br />
wszystko dookoła parowało ciepłym zmierzchem<br />
jutro jechaliśmy dalej<br />
siedziałem nad zatoką meksykańską i to co przede mną<br />
to uczucie krystalicznej rozkoszy<br />
a gdzieś z tyłu głowy spływała otchłań<br />
trwaliśmy tak w trójkę<br />
ja<br />
ta rozkosz i otchłań<br />
ta rozkosz<br />
ta otchłań<br />
Paweł Konjo Konnak – „Król festynów"<br />
Była późna jesień roku 1986. Świtało. Leżeliśmy na podłodze<br />
jakiegoś zbombardowanego akademika. Przed chwilą<br />
Totart zakończył kolejną akcję. W jeszcze jednym, zapomnianym<br />
przez ludzkość piekle.<br />
Tego miejsca nie było na żadnej mapie. Nas już też<br />
w gruncie rzeczy nie było.<br />
Otuleni w śmierdzące koce, zalegaliśmy niczym larwy<br />
na dnie dołu z gnojówką. Deszcz kroił wybitą szybę, wtłaczając<br />
toksyny z pobliskiego molocha chemicznego. Odłażąca<br />
ze ścian farba, malowana chyba krótko po zakończeniu<br />
drugiej wojny, wyglądała jak zapis agonii w nieczynnym<br />
prosektorium.<br />
Nie mogę nawet powiedzieć, że czułem się niedobrze. Bo<br />
od wielu lat nic już nie czułem. Właściwie nie pamiętam<br />
nawet, kiedy umarłem. Funkcjonowałem siłą jakiejś irracjonalnej<br />
przekory. Która powoli, ale nieubłaganie, popychała<br />
moje zwłoki w kierunku coraz większego zatracenia.<br />
191
Obok mnie leżał Zbyszek. Też nie mógł zasnąć i jak zawsze<br />
zapisywał strumień świadomości na jakiejś poszarpanej<br />
kartce – Już nie wiem ani co to z estetycznych drżeń<br />
mrowienie po kręgosłupie, ani co to strzykanie we łbie.<br />
Znam za to tępy desperacki upór i wycie, ale takie pierśne,<br />
trzewne, wypompowujące wszystko ze środka.<br />
Żyć daje się tu tylko gdy w głowie pozostaje ciężki monolit<br />
i można na chwilę biernie zwalić się na pysk w pustym<br />
domu, czuć tylko ostatnie ślady niepokoju w dygocącym<br />
sercu.<br />
Tak wygląda totart, jeśli komuś to wydaje się przygłupie<br />
albo zabawne, czy ładne albo cenne, albo interesujące, albo<br />
dreszczogenne, albo jeszcze jakieś.<br />
To jest takie, bo nic innego nie miałoby siły pchać do ciągle<br />
nowego dźwigania ciężarów w niedospaniu, tłuczenia się<br />
w wielogodzinnym smrodzie pociągów, lepienia plakatów<br />
w mróz, laksogennych posiłków, ciągle skrzywionych, otępiałych<br />
mord przed sobą i tych zdziczałych z nieszczęścia,<br />
którym się podoba owa „sztuka”.<br />
Jest zimno. Moje ciało to martwy ocean rozpaczy. Nasunąłem<br />
koc na siną ze zmęczenia twarz. Przegniła szmata<br />
śmierdzi trupem. Brudny parkiet też śmierdzi trupem.<br />
I blada żarówka jedyna działająca. I chore poranne powietrze.<br />
Wydawało się, że za tym więzieniem, w którym teraz<br />
gniliśmy, za tym oknem wybitym, jest tylko pustka. Zanurzona<br />
w jeszcze większym więzieniu. Które tonie w jeszcze<br />
bardziej monstrualnej pustce.<br />
Otoczeni przez kordon dozorców, z których oślizgłych<br />
dłoni kapała na zamarzniętą ziemię nienawiść i krew.<br />
A w środku my. Wypełnieni atawistycznym szaleństwem,<br />
które pozwalało przetrwać jeszcze jeden dzień.<br />
Mój przyjaciel odłożył ołówek. Zerknął na brzask rozlewający<br />
się niczym wymioty schizoidalnego wampira. Promień<br />
lizał rozkładające się na parapecie, już od niepamiętnych<br />
stuleci, szczątki jakiegoś ptaka.<br />
I nagle Zbyszek powiedział coś, co wydawało się herezją<br />
największą, bluźnierstwem ostatecznym, kpiną z naszego<br />
kolektywnego nieszczęścia.<br />
Westchnął serdecznie z czułą ironią, tak jak to on potrafił.<br />
Po raz pierwszy od wielu godzin uśmiechnął się i spojrzał<br />
w moje oczy samobójcy:<br />
– A wiesz, Konjo, że kiedyś to będzie naprawdę piękny<br />
kraj?!<br />
Miałeś rację, Zbigniew.<br />
Paweł Konjo Konnak<br />
Gdańsk, wrzesień 2009 – maj 2010
Szanowni koneserzy sztuki nie takiej, ale i osobliwie,<br />
o dziwo, nie innej także!<br />
Spraw technicznych parę… W cytatach zachowałem pisownię<br />
oryginału. Stąd np. te wszystkie TotArt, To tart,<br />
przecinki w dziwnych miejscach, brak przecinków i tym<br />
podobne zawijasy. Kto chciał to pisał i bardzo dobrze<br />
i zmieniać po latach nic nikomu nie będę.<br />
Serdeczne dzięxy wspaniałym autorom grafik i zdjęć<br />
za istotnie życzliwe ich udostępnienie.<br />
Gdy piszę iż jakieś dzieło uczyniła ekipa Yo Als Jetzt, to<br />
mam na myśli Joannę Kabalę, Andrzeja Awsieja i Maćka<br />
Rucińskiego.<br />
Zbyszek Sajnóg występuje w tekście także jako Sajgon,<br />
Mesjago lub Spiko.<br />
Paweł Konnak występuje w tekście także jako Konik,<br />
Konnix, Konjo lub Konikovsky.<br />
Na exkluzywnym DVD dołączyliśmy trzy filmy. Dwa<br />
z nich są mojego autorstwa.<br />
W 1992 roku zostałem zaproszony do współpracy przez<br />
gdańską Agencję Filmową Profilm. Ta zacna firma dowodzona<br />
była przez legendy podziemia politycznego – Maćka<br />
Grzywaczewskiego i Arama Rybickiego. Wspaniały duet<br />
zasłynął onegdaj m.in. brawurowym udziałem w sierpniowym<br />
strajku, w stoczni gdańskiej roku 1980.<br />
To własnie oni wygenerowali słynną tablicę, na którą<br />
przepisali 21 robotniczych postulatów. Tablica, ukrywana<br />
w latach stanu wojennego, trafiła na honorową listę światowego<br />
dziedzictwa kulturowego UNESCO.<br />
Profilm wyprodukował przez lata 90-te około dwieście<br />
odcinków naszego kabaretu tv Lalamido. Oraz kilka moich<br />
filmów, opisujących istotne przekroczenia w sarmackim<br />
undergroundzie.<br />
Jednym z takich obrazów jest Totart czyli przemyślność<br />
domokrążcy, który nakręciłem zimą roku 93. Jak widać, to<br />
arcydzieło intuicyjnej X Muzy składa się ze swobodnego<br />
wylewu dokumentalnego. Opartego o cudem ocalałe z pogromu<br />
materiały video<br />
193
Tranzytoryjnej Formacji Totart. A i uwagę zwrócić warto<br />
na unikalną muzę, kreowaną przez orkiestry z naszej<br />
profuzyjnej ekipy (dźwięki upubliczniła Fonografia Zlew<br />
Polski).<br />
Post faktum dodam, iż wspaniały kolega Aram Rybicki<br />
zginął pełniąc funkcję posła na sejm RP, wraz z nieszczęsnym<br />
samolotem w kwietniu 2010 w smoleńskim lesie…<br />
Mój film kolejny to Riff – Tymon Tymański. Invitowali<br />
Konnixa do jego realizacji producenci Maciek Chmiel<br />
i Darek Dikti, odważnie anektujący w połowie lat 90-tych<br />
medialne przestrzenie, komunistycznie zawłaszczone<br />
przez dziesięciolecia.<br />
Odcinek o Tymonie nakręciłem wiosną roku 96. Nasz<br />
utalentowany kolega, jako ostatni z totartalnej gromadki,<br />
wychodził właśnie z podziemia. Miało to miejsce w energetycznie<br />
sympatycznych okolicznościach. Heroicznie<br />
trwający w artowym podglebiu zespół Miłość wyruszył<br />
wtedy na triumfalne tournee all around III RP, w towarzystwie<br />
legendarnego trębacza Lestera Bowie. Ta owocna<br />
kooperacja była jednocześnie momentem objawienia się<br />
światu w pełnym wymiarze sceny jassowej.<br />
I ten period intensywny opisuję w impresji filmowej<br />
o Tymonie.<br />
Podłączyłem też do naszej książki reprint pięciu historycznych<br />
posterów Tranzytorium. Chronologicznie są to:<br />
– Audiowizja Działań Nieprzyswajanych PRĄD – Łódź,<br />
luty 1987. Autorzy Joanna Kabala i Andrzej Awsiej<br />
– Ariergarda 1 – marzec 1987, autorstwa Joanny Kabali<br />
i Andrzeja Awsieja<br />
– Imprzejawnikowy Solanarchistyczny Kabaret Profuzyjny<br />
Zlew Polski – grudzień 1987, autorstwa Joanny Kabali<br />
i Andrzeja Awsieja (z małym dodatkiem graficznym kolegi<br />
Konika)<br />
– Realizacja Warszawska – wrzesień 1988, autorstwa Joanny<br />
Kabali i Andrzeja Awsieja (dzieło poświęcone pamięci<br />
Pana Ryby)<br />
– Plac Wymiany Pozytywnej – lipiec 1989, autor Konjo<br />
Radośnie napotkanym w drodze życzę tradycyjnie orgazmu<br />
permanentnego.<br />
Do zobaczenia gdzieś w Kosmosie!<br />
Paweł Konjo Konnak