Mazowieckie Studia Humanistyczne Rocznik III 1997 Nr 2
Mazowieckie Studia Humanistyczne Rocznik III 1997 Nr 2
Mazowieckie Studia Humanistyczne Rocznik III 1997 Nr 2
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
<strong>Mazowieckie</strong><br />
<strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Rocznik</strong> <strong>III</strong><br />
<strong>1997</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2<br />
Mazowiecka Wyższa Szkoła<br />
Humanistyczno - Pedagogiczna<br />
Łowicz
RADA REDAKCYJNA<br />
Andrzej Eliasz, Michał Grzybowski, Józef Jaroń, Zdzisław Kosyrz, Piotr Matusak,<br />
Leon Niebrzydowski, Wojciech Podgórski, Zbigniew Skiełczyński, Roch Sulima<br />
(przewodniczący)<br />
REDAKTOR NACZELNY<br />
Andrzej Koryn<br />
SEKRETARZ REDAKCJI<br />
Wanda Bednarowicz<br />
OPRACOWANIE REDAKCYJNE<br />
Barbara Janicka, Teresa Pawlak-Lis<br />
SKŁAD KOMPUTEROWY<br />
Dariusz Górski<br />
© Copyright by Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna,<br />
Łowicz <strong>1997</strong><br />
Adres Redakcji: Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna<br />
99-400 Łowicz, ul. 3 Maja 7, tel./fax 0-46-374-392<br />
Wydanie I, Łowicz <strong>1997</strong><br />
PL ISSN 1234-5075
ARTYKUŁY I STUDIA<br />
SPIS TREŚCI<br />
Romana Gupieniec, Z DZIEJÓW MIAST ŚREDNIOWIECZNYCH. PRÓBA<br />
ODTWORZENIA STANU ZABUDOWY DZIAŁEK BUDOWLANYCH<br />
W MIASTACH WCZESNO-1 PÓŹNOŚREDNIOWIECZNYCH<br />
W BASENIE MORZA BAŁTYCKIEGO 5<br />
Ewa Orlof, ZNACZENIE PLEBISCYTU W ROZWIĄZYWANIU PROBLEMÓW<br />
MIĘDZYNARODOWYCH PO I WOJNIE ŚWIATOWEJ<br />
(NA PRZYKŁADZIE NIEDOSZŁEGO PLEBISCYTU NA ŚLĄSKU<br />
CIESZYŃSKIM, SPISZU I ORAWIE) 37<br />
Krystio Manczew, NARODOWOŚCIOWO-MNIEJSZOŚCIOWE PROBLEMY<br />
BUŁGARII I POLSKI ORAZ ICH WPŁYW NA BEZPIECZEŃSTWO<br />
MIĘDZYMORZA (1919-1939) 43<br />
Marek Kazimierz Kamiński, RZĄD RP STANISŁAWA MIKOŁAJCZYKA<br />
WOBEC KONFERENCJI MINISTRÓW SPRAW ZAGRANICZNYCH<br />
WIELKIEJ BRYTANII, ZWIĄZKU SOWIECKIEGO I STANÓW<br />
ZJEDNOCZONYCH W MOSKWIE<br />
(19-30 PAŹDZIERNIKA 1943 ROKU) 61<br />
Ludwik Hass, CENZURA I INNE MECHANIZMY STEROWANIA<br />
HISTORYKAMI W PRL (OSOBISTE DOŚWIADCZENIA<br />
I PRZEMYŚLENIA) 85<br />
Henryk Piluś, FILOZOFIA NEOTOMIZMU POLSKIEGO 103<br />
Krystyna Duraj-Nowakowa, MODELOWANIE SYSTEMOWE SKUTECZNOŚCI<br />
METOD NAUCZANIA-UCZENIA SIĘ: ZAŁOŻENIA<br />
I EGZEMPLIFIKACJA .. 123<br />
Eugeniusz Rejnat, ETYCZNE DYLEMATY EKSPERYMENTÓW<br />
MEDYCZNYCH 133
MASOYIANA<br />
Renata Marciniak, GWARA WSI MASTKI W ŚWIETLE DAWNIEJSZYCH<br />
I AKTUALNYCH BADAŃ (WYBRANE PROBLEMY) 147<br />
MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />
RELACJA STANISŁAWA LOHYNOWICZA O POBYCIE W SOWIECKICH<br />
OBOZACH KONCENTRACYJNYCH DLA POLSKICH JEŃCÓW<br />
WOJSKOWYCH W LATACH 1939-1941 155<br />
RECENZJE I ARTYKUŁY RECENZYJNE<br />
Antoni Przygoński, Stalin i powstanie warszawskie (Stanisław Jaczyński). 159<br />
Tomasz Strzeżek, Obrona Warszawy 6-7 września 1831 roku<br />
(Norbert Kasparek) 166<br />
Silviu Brucan, Stalpii no ii puterii in Romania (Alicja Sowińska-Krupka)... 170<br />
Krystyna Duraj-Nowakowa, Profesjonalizacja studentów przez teorie<br />
i praktyki pedagogiczne (Wanda Wójcik) 174<br />
Eligiusz Małolepszy, Kultura fizyczna i przysposobienie wojskowe<br />
w Częstochowie i w powiecie częstochowskim w latach 1918-1939<br />
(Henryk Mierzwiński) 178<br />
ŻYCIE NAUKOWE<br />
Sprawozdanie z sesji na temat Święty Wojciech<br />
i początki Kościoła w Polsce {Magdalena Czapska) 183<br />
OD REDAKCJI 186
A R T Y K U Ł Y I S T U D I A<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
Romana Gupieniec <strong>Nr</strong> 2,<strong>1997</strong><br />
Z DZIEJÓW MIAST ŚREDNIOWIECZNYCH. PRÓBA<br />
ODTWORZENIA STANU ZABUDOWY DZIAŁEK BUDOWLANYCH<br />
W MIASTACH WCZESNO- I PÓŹNOŚREDNIOWIECZNYCH<br />
W BASENIE MORZA BAŁTYCKIEGO<br />
Na charakter rozplanowania miast miały wpływ różne czynniki, takie jak<br />
nadanie praw miejskich, warunki ekonomiczne, zwiększający się stan zaludnienia.<br />
W konsekwencji zmuszały one do zastosowania celowego systemu pomiarowego<br />
w rozplanowaniu zabudowy mieszkalnej i gospodarczej na parcelach,<br />
a także do podporządkowania tych ostatnich strukturze miejskiej 1 . Niewątpliwie<br />
duże znaczenie miało pozyskiwanie w połowie X<strong>III</strong> w. praw miejskich, a wraz<br />
z tym postępujący rozwój rzemiosła i handlu. Szczególnie dogodne warunki dla<br />
przepływu i przenikania nośników kulturowych stwarzało powiązanie handlem<br />
dalekosiężnym nadbałtyckich ośrodków miejskich, w większości należących do<br />
Hanzy. Pewne cechy wspólne zauważa się także w architekturze i strukturze urbanizacyjnej<br />
miast nadmorskich. Wynikały one ze zbliżonych warunków rozwojowych<br />
opartych na podobnym cyklu przemian społeczno-ekonomicznych.<br />
Zagadnienia dotyczące parcel, już od dawna stały się przedmiotem wyczerpujących<br />
badań interdyscyplinarnych architektów, urbanistów, historyków i archeologów.<br />
Powstało wiele publikacji, takich autorów jak: Adam J. Miłobędzki 2 , Stanisław Bobiński<br />
3 , Tadeusz Zagrodzki 4 , Jerzy Pudełko 5 , Anna Dunin-Wąsowicz 6 , Tadeusz Nawrolski 7 ,<br />
1<br />
Dziękuję T. Poklewskiemu za inspirację opracowania omawianego w artykule problemu.<br />
2<br />
A. J. Miłobędzki, Ze studiów nad urbanizacją Zamościa, „Biuletyn Historii Sztuki" 1953,<br />
nr 3-4, s. 68-87.<br />
3<br />
S. Bobiński, Urbanistyka polskich miast przedlokacyjnych, Warszawa 1975, s. 10.<br />
4<br />
T. Zagrodzki, Regularny plan miasta średniowiecznego a limitacja miernicza, „<strong>Studia</strong><br />
wczesnośredniowieczne", t. V, 1962, z. 4, s. 101.<br />
5<br />
J. Pudełko, Próba pomiarowej metody badania planów niektórych miast średniowiecznych<br />
w oparciu o zagadnienia działki, „Kwartalnik Architektury i Urbanistyki", t. IX, 1964, z. 1,<br />
s. 3-27.<br />
6<br />
A. Dunin-Wąsowicz, Uwarunkowania pomiarowe kształtu i wielkości średniowiecznych<br />
placów miejskich, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", R. XL, 1992, nr 3, s. 341.<br />
7<br />
T. Nawrolski, Gebäude und Topographische Strukturen des 13 und 14 Jahrhunderts in<br />
Elbing, „Lübecker Schriften zur Archäologie und Kulturgeschichte", t. 20, 1990.
6 Romana Gupieniec<br />
Roman Czaja 8 . Wśród publikacji obcojęzycznych związanych z omawianym rejonem,<br />
należałoby wymienić m.in. prace takich autorów, jak Andris Caune 9 , Wolfgang<br />
Erdmann 10 , czy Günter R Fehring 11 . Dla rozważań nad interesującym nas tematem<br />
niemałe znaczenie miały konferencje naukowe, wśród których na szczególną uwagę<br />
zasługuje zorganizowana w 1974 r. w Visby na Gotlandii. Konferencja ta była<br />
głównie poświęcona zagadnieniom budowli i zagród przed 1500 r., poza tym poruszano<br />
na niej także kwestie parcel w Danii, w północnych Niemczech i w Estonii.<br />
Ciekawe wyniki dostarczyła konferencja, która odbyła się w 1992 r. w Yorku (Anglia).<br />
Dotyczyła ona problematyki urbanizacji miast średniowiecznej Europy. Wśród<br />
rodzimych spotkań naukowych należałoby przypomnieć konferencję wrocławską<br />
z 1994 r. na temat średniowiecznych działek miejskich.<br />
Prezentowany materiał nie jest opracowaniem syntetyzującym, ze względu<br />
na zbyt szczupły zasób informacji, jakich dostarczają badania wykopaliskowe<br />
na temat zabudowy parcel. Przede wszystkim sama substancja budowlana tylko<br />
w nielicznych przypadkach zachowała się do naszych czasów w stanie pozwalającym<br />
na pewne rekonstrukcje. Praca stanowi zatem próbę przedstawienia dotychczasowych<br />
rezultatów badań nad zabudową działek budowlanych w miastach<br />
rejonu Morza Bałtyckiego we wczesnym i początkach późnego średniowiecza.<br />
I<br />
Zagadnienie działek w przedlokacyjnych miastach nie zostało dotąd w sposób<br />
całkowity i jednoznaczny opracowane. Przeszkodą są nie zawsze sprzyjające<br />
warunki do badań archeologicznych, takie jak zły stan zachowania obiektów,<br />
czy nieznaczna powierzchnia wykopów nie pozwalająca częstokroć na poczynienie<br />
obserwacji niezbędnych do ustalenia ewentualnego przebiegu działki. Słowa<br />
„działka" wywodzi się od staropolskiego „dial", „dii" 12 , także „dzal" 13 i jest<br />
cytowane w źródłach z końca XIV w., w znaczeniu przypadającego komuś udziału,<br />
szczególnie zaś pola uprawnego („Ta dzelnycza dzedziny w Lednicy bila<br />
naszego oczcza, yest prawa nasza i list dzalu oprawny bil na no 1402") 14 . Nato-<br />
8<br />
R. Czaja, Socjotopografla miasta Elbląga w średniowieczu, Toruń 1992.<br />
9<br />
A. Caune, Gebäude und Topographische Strukturen in Riga vom 12 bis 14 Jahrhundert<br />
Aufgrund der archäologischen Ausgrabungen, „Lübecker Schriften zur Archäologie und<br />
Kulturgeschichte", t. 20, 1990.<br />
10<br />
W. Erdmann, Bau-und Besiedlungsgeschichte der Grundstücke Hundestrasse 9-17 in<br />
Lübeck. Ein Zwischenbericht, „Lübecker Schriften zur Archäologie und Kulturgeschichte",<br />
t. 8, 1984.<br />
11<br />
G. P. Fehring, Entwicklung und Baugeschichte des Slawischen und Frühdeutschen Lübeck,<br />
„Archäologia Elbingensis" 1992, vol. 1.<br />
12<br />
F. Sławski, Słownik etymologiczny języka polskiego, t. 1, Kraków 1952-1956, s. 189.<br />
13<br />
Słownik staropolski, t. 2, Wrocław 1956-1959, s. 256.<br />
14 Słownik staropolski (...), s. 2360.
Z dziejów miast średniowiecznych 7<br />
miast termin „parcela" odnośnie do działki gruntu, czy prawa użytkowania,<br />
wywodzi się z łacińskiego „particula" i jest znany ze źródeł pisanych z lat 1371<br />
czy 1374 15 .<br />
We wczesnym średniowieczu nie mamy jeszcze do czynienia z całkowicie<br />
zamierzonym i w pełni planowym podziałem terenu pod zabudowę. Niemniej<br />
jednak badania najstarszych poziomów osadniczych, np. w Gdańsku, wykazały,<br />
że domy stawiano w pewnym porządku, z uwzględnieniem przejść pomiędzy<br />
nimi, ale jeszcze bez ulic (X-XI w.) 16 . Wielkość domów starszych była też znaczniejsza<br />
niżli budynków wzniesionych w XII-X<strong>III</strong> w. W pierwszych etapach urbanizacyjnych<br />
dysponowano większą przestrzenią, liczba ludności nie była jeszcze<br />
tak znaczna, aby mieszkańcy byli zmuszeni do większego zagęszczenia powierzchni<br />
budowlanej. Nałożenie na siebie planów domów z końca X, XI i początku<br />
XII w. z Gdańska (poziom osadniczy 10-16/17) 17 , wyraźnie wskazują, że<br />
„dziedziczenie" działek jest w tym czasie dość problematyczne, tzn. że poszczególne<br />
parcele jeszcze w tym czasie nie pokrywają się w układzie pionowym.<br />
Chociaż niezarysowuje się całkowita dowolność w stawianiu domów. Natomiast,<br />
niekiedy mniejsze lub większe pokrywanie się planów starszych i młodszych<br />
domów mogło być nie w pełni spowodowane celowym respektowaniem trwałości<br />
działek. Mogło ono wynikać z innych czynników, jak np. poszanowania części<br />
sąsiedzkiej, oraz co jest bardzo istotne, wykorzystywaniem podwalin starszych<br />
domów dla utwardzenia gruntu pod budowę nowych obiektów. W Gdańsku,<br />
od poziomu 9, tj. od początku XII w., wytyczono dwie ulice, biegnące<br />
promieniście 18 . Ile w rzeczywistości ich było i jak wyglądały dalsze partie miasta,<br />
nie można z całą pewnością ustalić, gdyż nasze wiadomości ograniczają się<br />
w zasadzie do analizy terenu o powierzchni 325 m 2 . Od początku XII w. można<br />
już mówić o dziedziczeniu działek. Zarysy poszczególnych domów, już mniejszych<br />
niż w poprzedzającym okresie, pokrywają się w pionie w znacznym stopniu.<br />
Przesunięcia w obrębie działki najczęściej były podyktowane wielkością<br />
domu. Nie uwidacznia się jeszcze usytuowanie domu frontem do ulicy, ani przyleganie<br />
do niej. W tej dzielnicy miasta nie wydzielano podwórek, ani nie ogradzano<br />
płotami. Nie mamy jasnego obrazu innych części miasta, ze względu na<br />
fragmentaryczność przeprowadzanych badań. W przybliżeniu można ustalić, że<br />
przy średniej wielkości domów o wymiarach 4>
8 Romana Gupieniec<br />
podobnie jak w starszym okresie, jeszcze nie całkiem celowo są wytyczane działki.<br />
Sądzę, że ograniczanie powierzchni obwarowanego terenu, wzrost liczebności<br />
ludności, mają istotne znaczenie i wymuszają zabudowywanie wydzielonej<br />
już wcześniej powierzchni.<br />
Działki z XII-X<strong>III</strong> w. są już mniejsze i bardziej stabilne w porównaniu do<br />
tych z X-XI w. i nie pozwalają na większe przesuwanie zabudowy. Mówimy<br />
więc o dziedziczeniu działek, bardziej w aspekcie tradycyjnym niż prawnym.<br />
Jak wykazały badania w innych ośrodkach miejskich, sytuacja była bardzo<br />
zbliżona. Wprawdzie ograniczenia wielkości wykopów nie pozwalały na części<br />
z nich przeprowadzić dokładnych obserwacji i tylko sporadycznie zaobserwowano<br />
pełne zarysy domów wraz z otoczeniem. Badania w Szczecinie na Wzgórzu<br />
Zamkowym i Rynku Warzywnym 19 wydają się potwierdzać zbliżoną do Gdańska<br />
sytuację stratygraficzną. W połowie X w. do końca XI w., brak wyraźnych<br />
śladów ciągłości działek, wyjątkiem byłaby kuźnia. Mielibyśmy więc zaznaczone<br />
bardziej dziedziczenie samej pracowni niż działki, chociaż rozdział obydwu<br />
spraw byłby utrudniony. Na przełomie XI/XII w. zaczął się w Szczecinie okres<br />
stabilizacji, charakteryzujący się gęstą zabudową, z układem ulic i respektowaniem<br />
ciągłości działki. W ciągu XII w. następuje wyraźna stabilizacja budownictwa,<br />
pojawia się regularna siatka ulic i placów, utrzymywana także podczas<br />
kolejnych przebudowali w zasadzie w tym samym miejscu. Podobną sytuację<br />
odnotowano dla porównania na Ostrowiu Tumskim we Wrocławiu, gdzie odkryto<br />
zabudowę datowaną na I połowę XI w. 20 . Szerokość działki wynosiła 9-10 m,<br />
długość około 14 m, powierzchnia 126 m 2 . Działki były oddzielone miedzuchem,<br />
otoczonym i wydzielonym za pomocą słupów i płotu. Niekiedy miedzuch był<br />
ograniczony obustronnym płotem lub słupami. Działki dłuższą osią były skierowane<br />
na linii wschód-zachód. Zabudowanie stanowiły domy w liczbie od 3 do 5<br />
ustawionych obok siebie. Przed frontem domu mieszkalnego znajdował się plac,<br />
pozostałe plecionkowe budynki miały charakter gospodarczy.<br />
Gorzej przedstawiają się możliwości zrekonstruowania wewnętrznego rozplanowania<br />
na innych grodach. W Opolu zabudowa nie była zbyt regularna, domy<br />
ustawiano w nie wyrównanych rzędach. Ulice były miejscami wyraźnie wykrzywione,<br />
w niektórych przypadkach budynki wznoszono stale na tym samym miejscu,<br />
przy innych występowały pewne przesunięcia w stosunku do poprzednio<br />
rozplanowanych 21 . Podobnie jak w Gdańsku w XII-X<strong>III</strong> w., niewielki areał, na<br />
którym był posadowiony dom, podlegałby dziedziczeniu. Zasadnicze wymiary<br />
19<br />
Szczecin we wczesnym średniowieczu. Wzgórze Zamkowe, red. E. Cnotliwy, L. Leciejewicz,<br />
W. Łosiński, Wrocław 1983, s. 245-247, 287.<br />
20<br />
C. Busko, B. Czerska, J. Kaźmierczyk, Wrocławskie zagrody z XI-X<strong>III</strong> w. odkryte na Ostrowie<br />
Tumskim w 1983 /% „Śląskie Sprawozdania Archeologiczne", t. XXVI, 1985, s. 62-70.<br />
21<br />
W. Hołubowicz, Opole w wiekach X~XII, Wrocław 1956, s. 81-82; J. Bukowska-Gedigowa,<br />
B. Gediga, Wczesnośredniowieczny greki na Ostrówku w Opolu, Wrocław 1986, s. 306.
Z dziejów miast średniowiecznych 9<br />
owego areału odpowiadały powierzchni domu, gdyż nie istniały żadne podwórka,<br />
a wolne miejsca przy domu były wręcz znikome.<br />
Najbardziej uporządkowane założenie zostało stwierdzone w Kamieniu Pomorskim,<br />
gdzie w XII-X<strong>III</strong> w. równolegle biegnące uliczki zostały podporządkowane<br />
osi wzdłużnej podgrodzia 22 .<br />
Skąpy materiał źródłowy nie pozwala na wyciągnięcie szerszych wniosków<br />
na temat wielkości i ciągłości tych samych działek w czasie. Można jednak stwierdzić,<br />
na podstawie zbadanych niektórych stanowisk wielowarstwowych, gdzie<br />
w dobrym stanie zachowały się fragmenty budynków, że podział na działki był<br />
we wczesnym średniowieczu wszędzie zbliżony na omawianym terenie. Analogiczne<br />
zjawisko można zaobserwować np. w Nowogrodzie czy Rydze, gdzie<br />
podobnie jak w Gdańsku czy Opolu respektowano we wczesnym średniowieczu<br />
mniej więcej ten sam obszar przeznaczony na zabudowę poszczególnych domów.<br />
Nie wiemy, czy wielkość działek była w tej sytuacji istotna, choć z pewnością<br />
była limitowana wielkość stawianych na niej obiektów. Ponieważ nie istniało<br />
podwórze, a obiekty gospodarcze tylko sporadycznie, wolna przestrzeń otaczająca<br />
domy była niewielka, na tyle jednak duża, aby było można swobodnie między<br />
nimi przejść, niekiedy przejechać, czy wykonywać prace rzemieślnicze na<br />
otwartym terenie.<br />
Rozplanowanie Starej Ladogi w V<strong>III</strong>-IX w. miało charakter zagrodowy.<br />
Układ ich był regularny i ściśle powiązany z siecią ulic. W latach trzydziestych<br />
X w. następuje wytyczenie działek budowlanych w postaci zagród otoczonych<br />
płotami 23 . Ich stabilność utrzymała się do schyłku X w. Na działce stały budowle<br />
różnego typu. Zanotowano częste zmiany w rozmieszczeniu budynków w obrębie<br />
zagród, a niekiedy pod zabudowę zajmowano całe podwórze. Ponieważ<br />
zachowywano orientowanie chat zgodnie ze stronami świata, powstawał rzędowy<br />
sposób zabudowy związany z systemem ulic.<br />
W Rydze 24 , w XII w. do początku X<strong>III</strong> w. domy zrębowe były przeważnie<br />
jednoizbowe, o wymiarach 5^5 m, rzadziej dwu- lub trzyizbowe. Budowano je<br />
stale na tych samych miejscach, można więc przypuszczać, że każda parcela<br />
w tym czasie miała ściśle określone granice.<br />
Nieco inaczej przedstawia się obraz działek i ich zabudowy na terenie Szwecji<br />
25 . Wiadomości na ten temat są wprawdzie wyrywkowe, ze względu na brak<br />
22 W. Filipowiak, Kamień wczesnodziejowy, Szczecin 1959, s. 10; S. Bobiński, op.cit., s. 168;<br />
W. Stępiński, Kamień Pomorski w XII i X<strong>III</strong> w., Warszawa-Poznań 1973, s. 20-24.<br />
23 V. P. Petrenko, Raskop na Varjazskoj ulice, Pastrojki i planirowska. „Srednevekovaja Ladoga,<br />
Novye archeologićeckie otkrytija i issledovanijd\ pod red. V. V. Sedova, Leningrad<br />
1985, s. 81-116.<br />
24 A. Caune, op. cit., s. 174.<br />
25 B. Petterson, Houses and townyards in late Viking age and early medieval Sigtuna, „Urba-<br />
nism Medieval Europe" 1992, vol. 1, s. 155-160.
10 Romana Gupieniec<br />
dokładnych obserwacji stratygraficznych. Natomiast wiadomo, że w Sigtunie<br />
zabudowa ulegała zmianom w obrębie trzech faz budowlanych. Faza I - datowana<br />
na około 970 r. - odkryto na 4 działkach domy usytuowane ścianami szczytowymi<br />
do ulicy. Jednak nie były lokowane bezpośrednio przy ulicy. Domy egzystowały<br />
około 20 lat, a ściany ich były wykonane z plecionki oblepionej gliną.<br />
Palenisko znajdowało się mniej więcej pośrodku domu. Działki w tej fazie<br />
miały długość około 20 m, a szerokość około 8 m i przypuszczalnie ciągnęły się<br />
po obu stronach ulicy Storagaten, stanowiąc równe pary parcel w układzie ulico<br />
wkowym 26 .<br />
W fazie II (XI-XII w.) domy orientowane były jak poprzednio, zwiększa<br />
się jednak ich liczba i zagęszczenie na jednej działce. Nastąpiło przez to jej<br />
wydłużenie do 30 m. Funkcje obiektów były zróżnicowane. Położone tuż przy<br />
ulicy miały różne przeznaczenie, jak kuźnie, warsztaty tkackie itp. Natomiast<br />
domy mieszkalne usytuowane głębiej na działkach, prawie w ich centrum, były<br />
zaopatrzone w paleniska w narożnikach. Za obiektami mieszkalnymi ciągnęły<br />
się dłuższe domy halowe z paleniskami położonymi centralnie, o przeznaczeniu<br />
prawdopodobnie socjalnym. Jak sugeruje B. Petterson 27 , domy halowe mogły być<br />
użytkowane jako miejsca spotkań. W fazie <strong>III</strong> - do początku X<strong>III</strong> w., działki<br />
wydłużają się do 40 m, przy zachowanej dawnej szerokości. Ślady budynków<br />
źle zachowanych są trudne do interpretacji. Utrzymała się jednak struktura zabudowy,<br />
przy ulicach znajdowały się warsztaty rzemieślnicze, jeden obok drugiego,<br />
zaś domy mieszkalne stale były usytuowane z tyłu działek 28 .<br />
II<br />
Wiadomości, choć z konieczności wyrywkowe i lakoniczne, na temat wczesnośredniowiecznych<br />
działek w miastach nadbałtyckich, ich rozmiarów, i dziedziczenia<br />
tylko częściowo dają podstawy do ustalenia pewnych prawidłowości.<br />
Formy przedlokacyjnych założeń miejskich są zbliżone do siebie, szczególnie<br />
dotyczy to rozplanowania wewnętrznego. Zawsze na początku egzystowania<br />
miasta (X-XI w.) mamy do czynienia z dość swobodnym dysponowaniem działkami,<br />
a co za tym idzie za stawianiem większych domów. Nie różnią się one<br />
rażąco wielkościami od tych, które pojawiły się w następnych wiekach (XII-X<strong>III</strong>).<br />
Rozpatrując sprawę działek, ich wielkości i zabudowy w X-XI w., należałoby<br />
postawić pytania: primo - czy istniała już wtedy jakaś prawna ich regulacja, niekoniecznie<br />
pisana, ale honorowana przez tradycję; secundo - czy wielkość do-<br />
26 Ibidem, s. 157-158.<br />
21 Ibidem, s. 157-158.<br />
28 Ibidem, s. 158.
Z dziejów miast średniowiecznych 11<br />
mów była zależna od przydzielonego miejsca, już na tym etapie, o określonej<br />
powierzchni czy, jak się powszechnie przyjmuje, w znacznej mierze uzależniona<br />
od długości bierwion lub dranic drewna użytego do stawiania ściany.<br />
Sądzę, że na obecnym etapie badań na te pytania trudno będzie odpowiedzieć<br />
jednoznacznie. Na pewno w momencie powstania osady, m.in. w Gdańsku,<br />
musiano zastosować jakiś schemat rozplanowania, który później stał się<br />
podstawą do regularnego wytyczenia działek. Wprawdzie nie ma jeszcze ulic,<br />
niemniej jednak domów nie stawiano zupełnie chaotycznie i w kompletnej dowolności.<br />
Budowniczym przyświecała jakaś myśl urbanizacyjna, czyli placyki<br />
pod budowę musiały być z góry zaplanowane. Nie widać też tendencji wznoszenia<br />
dużych domostw, gdyż największy dom z XII-X<strong>III</strong> w. ma tylko podwójne<br />
wymiary obiektu „standardowego". Niewątpliwie wytyczenie ulic, co nastąpiło<br />
w połowie X<strong>III</strong> w. (Gdańsk) sugeruje, że rozplanowanie podgrodzia zdecydowanie<br />
podlegało już regulacji urbanistycznej. Nie musiała być ona jednakowa<br />
dla wszystkich ośrodków. W Gdańsku mamy do czynienia z układem gwiaździstym,<br />
a np. w Kamieniu Pomorskim z „szachownicowym". Nie jest jasne co<br />
wpływało na układ działek - wola założyciela, czy decyzja mieszkańców. Na<br />
przykład w przypadku Gdańska wiemy, że umacniająca się władza książąt pomorskich<br />
uzależniła od siebie wolną dotychczas ludność podgrodzia, czyniąc ją<br />
podległą i zobowiązując do świadczeń na rzecz dworu. Można także sądzić, że<br />
obowiązek świadczeń rozciągał się również na opłaty z działek. Powiększająca<br />
się liczba ludności miasta wymagała kontroli w przekazywaniu ziemi pod budowę,<br />
która być może była własnością księcia i nie jest jasne, czy użytkownik otrzymywał<br />
ją na własność, czy też tylko dzierżawił.<br />
Natomiast w późnym średniowieczu za parcele był pobierany stały czynsz<br />
na rzecz pana miasta i gminy miejskiej. Wysokość czynszu określano w przywileju<br />
lokacyjnym. Działka była przekazywana w dziedziczne posiadanie, a ponieważ<br />
miasta miały ograniczoną przestrzeń, parcele dzielono często na połówki<br />
i ćwiartki 29 . W sagach skandynawskich Snorre Sturlasson, wspomniane jest, że<br />
w końcu X w. feudał wytyczał działki w postaci wydłużonych pasm na terenie<br />
Nidaros - Trondheim 30 . Był to jeden z nielicznych przekazów pisanych dotyczących<br />
działek wczesnośredniowiecznych w miastach.<br />
Można najogólniej stwierdzić, że we wczesnym średniowieczu wielkość<br />
działek nie była całkowicie jednakowa i ściśle limitowana, gdyż nie stwierdzono<br />
obecności płotów granicznych. Ponieważ działka przeznaczona pod budowę<br />
miała niewiele większe wymiary niż dom, nie ma więc mowy o istnieniu po-<br />
29<br />
J. Bardach, Historia państwa i prawa Polski do połowy XV wieku, Warszawa 1957, s. 212,<br />
217.<br />
30<br />
S. Sturlasson, Olav Trygvesson saga. Kongesagaer, „Hanga folk łom ter til a bygge seg hus<br />
pa, og sa lot han bygge kongsgard oppe ved Skipekrok (ved Nidelv)'\ Stavanger 1970,<br />
s. 178-179.
12 Romana Gupieniec<br />
dworek, czy stawianiu obiektów gospodarczych. Te ostatnie, odnotowano nielicznie<br />
w czasie badań wykopaliskowych. Godny uwagi jest fakt występowania<br />
prawie we wszystkich ośrodkach miejskich (chociaż nie tylko), zbliżonych do<br />
siebie rozmiarów domu. Najczęściej wynoszą one ponad 4 m na ponad 3 m -<br />
w przypadku domów jednoizbowych. Do tej pory uważano, że są to optymalne<br />
wymiary dla użytego przy konstrukcji zrębowej pnia. Nie można odmówić słuszności<br />
tym sugestiom, ale też nie można wykluczyć, że posługiwano się ustaloną<br />
miarą dla budownictwa, mógł to być sznur, pręt czy np. łokieć. Dokładne<br />
wymiary ówczesnego wzorca mierniczego trudno ustalić na podstawie obecnych<br />
parametrów odkrywanych podczas wykopalisk domów, gdyż wspomniane wymiary<br />
nie zawsze będą w pełni miarodajne. Równie dobrze można przyjąć, że<br />
taka wielkość domów po prostu odpowiadała potrzebom życiowym przeciętnej<br />
rodziny we wczesnych formach miejskich.<br />
Według W. Krassowskiego 31 strefy budowlane miast rozmierzano za pomocą<br />
sznurów mierniczych o długości 10, rzadziej 6 prętów. Jednostką mierniczą<br />
był pręt, którego długość wynosiła w połowie X<strong>III</strong> w. około 4,32 m. Można przypuszczać,<br />
że przed X<strong>III</strong> w. istniał już też „wzorzec miary", służący niekoniecznie<br />
do wytyczania działek, ale do rozmierzania domów. E. Stamm przyjmuje, że<br />
w XII i X<strong>III</strong> w. powszechnie używany pręt równy był 4,70 m, a dopiero w XIV w.<br />
nastąpiło jego zmniejszenie do 4,32 metrów 32 . Długość pręta wahająca się 4,32-<br />
-4,70 m nasuwa skojarzenia przynajmniej z częścią wymiarów domów wczesnośredniowiecznych,<br />
i możliwe, że były one tak rozmierzane.<br />
Inaczej przedstawia się kwestia działek na terenie północnej Rusi, w takich<br />
ośrodkach miejskich jak Nowogród czy Stara Ładoga, gdzie przy rozplanowaniu<br />
niektórych dzielnic zastosowano system zagrodowy, podporządkowany ulicom,<br />
w innych częściach miasta domy ustawiano rzędowo. W obu przypadkach<br />
budynki bez względu na przeznaczenie są lokowane swobodnie w obrębie działki.<br />
Ostatnie badania na terenie Starej Ładogi dostarczyły nowych materiałów<br />
dotyczących działek. Odkryto trzy równoległe rowy, w odległości 6-8 m od siebie.<br />
Szerokość rowów wynosiła około 1,5 m, głębokość około 0,5 m. Na przestrzeni<br />
oddzielonej rowami stał dom o wymiarach 5,5>
Z dziejów miast średniowiecznych 13<br />
<strong>III</strong><br />
We wczesnośredniowiecznych ośrodkach miejskich jednostką budowlaną był<br />
-jak wspomniałam wyżej - dom na małej działce. Następnym etapem było powiększanie<br />
działki przybierającej kształt mniej lub więcej wydłużonego pola<br />
z zabudową, powstawały zaczątki bloków czy kwartałów budowlanych w miastach<br />
lokacyjnych. Domy stały szczytem lub frontem równolegle do ulic i otaczała<br />
je niewielka przestrzeń gospodarcza. Różnie jednak układało się rozmieszczenie<br />
obiektów na poszczególnych działkach. Prześledzenie tego zagadnienia,<br />
na podstawie wyników badań wykopaliskowych, przynajmniej częściowo przybliży<br />
nam ten problem i uzupełni lukę w informacji na temat zabudowy miejskiej<br />
końca X<strong>III</strong> i początku XIV w.<br />
W odniesieniu do przeważającej części podgrodzia gdańskiego nie mamy<br />
na razie podstaw do stwierdzenia ciągłości działek przed X<strong>III</strong> w. Nie możemy<br />
też całkowicie pewnie stwierdzić, jak wyglądały działki po tym czasie. Przyjmując,<br />
że wielkość domów mogła wynosić około 120-180 m 2 , działki mogły mierzyć<br />
około 240-400 m 2 35 . Od połowy X<strong>III</strong> w. aż do początków XV w. w Gdańsku<br />
lokacyjnym przeważały domy o konstrukcji szkieletowej, wypełnionej cegłą,<br />
zakładane na rzucie prostokąta, o przeciętnej szerokości 5-7 m, szczytem zwrócone<br />
ku ulicy. Wejście znajdowało się od frontu, prowadząc do sieni z kuchnią,<br />
a pomieszczenia mieszkalne ulokowane były od strony podwórza. Na górne piętro<br />
i strych, gdzie znajdował się spichlerz, dostawano się za pomocą drabiny. Układ<br />
ten uległ przemianom w okresie budownictwa murowanego, gdy pomieszczenia<br />
mieszkalne przeniesiono na górne piętra. Parter zaś został przeznaczony wyłącznie<br />
na cele handlowe lub pracownie. Ściany boczne domów wytyczały granice parceli,<br />
stanowiąc rodzaj muru ogniowego. Dachy były dwuspadowe, kryte słomą,<br />
a od połowy XV w. dachówką z trójkątnymi szczytami. Parcele były wąskie o szerokości<br />
5-7 m, o znacznej głębokości od 30-40 m, czasem do 100 m 36 .<br />
Od II połowy XIV w. następował proces łączenia mniejszych parcel, ale<br />
jednocześnie zauważono poprzeczny podział głębokich parcel na dwie części.<br />
W ten sposób na miejscu dawnych zabudowań gospodarczych powstawały nowe<br />
domy mieszkalne. Na tyłach domu pozostały podwórka wewnętrzne i drewniane<br />
budynki gospodarcze 37 .<br />
Jak sądzi M. Rębkowski 38 , w Kołobrzegu w II połowie X<strong>III</strong> w. wszystkie<br />
35<br />
K. Jażdżewski, W sprawie Gdańska wczesnośredniowiecznego i metody planistycznej jego<br />
badania, „Kwartalnik Historyczny", R. LX, 1953, nr 3, s. 200.<br />
36<br />
Historia Gdańska, t. 1, Gdańsk 1978, s. 451.<br />
37<br />
Ibidem, s. 451-452.<br />
38<br />
M. Rębkowski, Stan i problematyka badań nad początkami miasta lokacyjnego w Kołobrzegu<br />
w świetle trzech pierwszych sezonów badawczych (1986-1988), „Kwartalnik Historii<br />
Kultury Materialnej", R. XXXVII, 1989, nr 3-4, s. 467-469.
14 Romana Gupieniec<br />
budynki, zarówno z frontowych partii działek, jak i z zaplecza, były orientowane<br />
dłuższymi bokami do ulicy. Ten sposób ustawiania domów spotykamy dość<br />
rzadko, gdyż preferowano raczej układ szczytowy, korespondujący z formą działek,<br />
wąskich i głębokich. Natomiast ulokowanie domów bokami dłuższymi<br />
wzdłuż ulicy mogło mieć wpływ na poszerzenie parceli. Wynikało to z wymiarów<br />
domów i parcel. W Kołobrzegu stwierdzono, że w niektórych partiach miasta<br />
działki pierwotne przypuszczalnie pokrywały się z późniejszymi, co sugerowałoby,<br />
że były powtórnie rozmierzone.<br />
W Dąbrównie, woj. olsztyńskie, ustalono, że parcela na terenie miasta na<br />
początku XV w. miała długość 40 m, szerokość 7,5 m, przy wymiarach domu<br />
szachulcowego około 12,5x4 m. Udało się ustalić, że budynki stały szczytem do<br />
ulicy. Dotychczasowe badania nie przybliżyły rozeznania w rozplanowaniu zabudowy<br />
parceli. Przypuszczać tylko można, że miała charakter w tej sytuacji dość<br />
typowy 39 .<br />
W Elblągu 40 mamy do czynienia z dwiema jednostkami miary zastosowanymi<br />
przy wydzielaniu parcel, a to: z prętem starochełmińskim (4,7 m) i prętem<br />
nowochełmińskim (4,32 m), przy czym pierwszą jednostką rozmierzono około<br />
68% parcel, a drugą około 18%. Wymiary parcel nie są jednakowe, mamy więc<br />
do czynienia z działkami jednoprętowymi, półtora, dwu- oraz dwu i pół prętowymi<br />
41 . Podobnie różnorodna była liczba działek w poszczególnych pierzejach.<br />
Szerokość działek wynosiła około 9,5-11,5 m (tj. 2 do 2,5 pręta), głębokość około<br />
23,5 m (5 prętów). Ogółem powierzchnia parcel mieściła się w przedziale od<br />
93 m 2 do 277 m 2 . Parcele były początkowo oddzielane płotem, później murem<br />
pożarowym (jak się udało ustalić w jednym przypadku, o szerokości 1,3 m). Część<br />
domów była położona we frontowej partii działki (Stary Rynek nr 66), niektóre<br />
zaś wznoszono w środku lub na tyłach parceli. Mogły one osiągać długość ponad<br />
10 m. Domy w X<strong>III</strong> w. prawdopodobnie szachulcowe, stały szczytem do<br />
ulicy, ale już w XIV w. zostały zastąpione budownictwem murowanym. W latach<br />
osiemdziesiątych X<strong>III</strong> w. pojawiły się w Elblągu pierwsze murowane domy<br />
mieszczańskie - kamienno-ceglane budynki wieżowe tzw. kemenate, o wymiarach<br />
7x7,3 m (ul. Kowalska). Wznoszono je zwykle w środku działki i pełniły<br />
39 Badania wykopaliskowe T. Poklewskiego, kierownika Instytutu Archeologii i Etnologii PAN<br />
w Łodzi, który uprzejmie udostępnił mi nie publikowane materiały.<br />
40 G. i T. Nawrolscy, Wstępne wyniki badań archeologicznych Starego Miasta w Elblągu<br />
wiatach 1980-1982, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej", R. XXX<strong>III</strong>, 1985, nr 4,<br />
s. 383-409; G. i T. Nawrolscy, Badania Starego Miasta w Elblągu w latach 1983-1984,<br />
„Kwartalnik Historii i Kultury Materialnej", R. XXXIV, 1986, nr 4, s. 609-648; T. Nawrolski,<br />
Gebäude (...), s. 157-172; R. Czaja, T. Nawrolski, Pierwotny Elbląg, w: Historia<br />
Elbląga, t. 1 (do 1466 r.), Gdańsk 1993, s. 83; R. Czaja, Socjotopografia (...), s. 24-30.<br />
41 A. Kąsinowski, Ein Blick auf die Mittelalterliche Raumdisposition von Elbing und ihre Realisierung.<br />
Stadt - Baukomplex - Bauparzelle, „Archaeologia Elbingensis"1992, vol. 1,<br />
s. 67-71.
Z dziejów miast średniowiecznych 15<br />
one funkcje mieszkalno-magazynowe 42 . Egzystowały one jeszcze w XIV w.,<br />
0 czym mówią źródła pisane. Dalej, w głębi działki, wznoszono inne obiekty,<br />
tak że około XV w. wolna przestrzeń na jej tyłach została zabudowana oficynami<br />
i budynkami gospodarczymi. Przy oficynach szachulcowych lub murowanych<br />
określanych jako „Hinterhaus", znajdowała się latryna z kamienia lub drewna.<br />
Zabudowa parceli obejmowała 60% powierzchni niezależnie od ich szerokości.<br />
W południowej części miasta w X<strong>III</strong> w. budynki na parcelach były odsądzone<br />
od ulicy i oddzielone od niej płotem. Później, w połowie XIV w., linia<br />
zabudowy zbliżyła się do ulicy. Znane są też na peryferiach miasta z I połowy<br />
X<strong>III</strong> w. tzw. budy kramarskie o powierzchni 46 do 158 m 2 , ustawione na części<br />
parceli (połowie, jednej trzeciej lub jednej czwartej). Były to budynki szachulcowe,<br />
prawdopodobnie jednopiętrowe, które służyły jako miejsca zamieszkania<br />
1 kramy handlowe. Domy w Elblągu były - jak sądzi A. Kąsinowski - klasycznymi<br />
przykładami domów halowych z sienią (Dielenhaus). Znamy je z Lubeki<br />
i Visby z drugiej połowy X<strong>III</strong> w., gdzie wznoszono je powszechnie 43 .<br />
Zabudowa działki w Trzebiatowie na Pomorzu Zachodnim przypominała<br />
strukturę rozplanowania w Rydze czy Elblągu. Od frontu stawiano duży drewniany<br />
dom o konstrukcji szkieletowej, a do niego przylegała wielka oficyna murowana.<br />
Na dalszej części podwórza mieściły się drewniane obiekty gospodarcze.<br />
W ten sposób budynek murowany zajmował mniej więcej środek działki 44 .<br />
Najdokładniejsze obserwacje parcel na terenie Lubeki przeprowadzono na<br />
Hundestrasse 9-17. Mieściło się tam pięć parcel, dochodzących do siebie i odkrytych<br />
podczas badań wykopaliskowych 45 . Znajdowały się one na wschodnim<br />
skłonie wzgórza miejskiego, w pobliżu kościoła św. Katarzyny. Teren ten był<br />
zasiedlony od połowy X<strong>III</strong> w. I fazę zabudowy (I ćwierć X<strong>III</strong> w.) reprezentowały<br />
jedynie resztki plecionki, być może z domu, który stał na dużej jeszcze parceli,<br />
obejmującej numery 9-13 wspomnianej ulicy. Możliwe, że areał tej parceli<br />
był jeszcze większy. W II/<strong>III</strong> fazie zabudowy (do końca X<strong>III</strong> w.) wzniesiono<br />
w tym miejscu dom drewniany na przyciesiach, prawdopodobnie szachulcowy<br />
z wypełniskiem ceglanym. Stwierdzono, że późniejsze budownictwo ceglane nie<br />
zmieniło ani położenia, ani kierunku ustawienia obiektu. Parcele były wydłużonym<br />
prostokątem, mniej więcej o długości około 45 m i szerokości 50 m (druga<br />
połowa X<strong>III</strong> w.) i 20 m (koniec X<strong>III</strong> w.), z głęboko zabudowaną powierzchnią,<br />
a domy stały ścianami szczytowymi przy ulicy. Parcele odgradzano murami pożarowymi<br />
lub płotem. Do domu drewnianego, długoczasowego przylegał budynek<br />
ceglany, typu „kemenate", z paleniskiem. Spełniał więc on funkcję mieszkalną,<br />
42 R. Czaja, T. Nawrolski, op. cit., s. 75.<br />
43 A. Kąsinowski, op. cit., s. 68.<br />
44 Miasta doby feudalnej w Europie środkowo-wschodniej, red. A. Gieysztor i T. Rosłanow-<br />
ski, Warszawa 1976, s. 304.<br />
45 W. Erdmann, op. cit., s. 23.
16 Romana Gupieniec<br />
natomiast dom frontowy mógł być magazynem lub warsztatem. Przy innej ulicy<br />
Lubeki ustalono mniej więcej podobny podział (Kapitelstrasse 5), z tym, że tutaj<br />
z tyłu parceli znajdował się jeszcze wolnostojący spichrz 46 . Podobnie zabudowane<br />
parcele spotykamy w Saksonii i Westfalii. Odpowiadałyby one - jak określa<br />
to W. Erdmann - dolnosaksońskim normom 47 .<br />
Od około 1300 r. pod wpływem zmieniającej się gospodarki i handlu, także<br />
dalekosiężnego, zmienia się struktura architektoniczna Lubeki 48 . Wznoszono<br />
wtedy domy halowe (Hallenhauser-Dielenhauser) charakteryzujące się dużą sienią<br />
i umieszczonym pod jednym dachem spichrzem. Mieszkania znajdowały się<br />
w budynkach na tyłach - tworzących skrzydło boczne. W domu frontowym była<br />
wydzielona część ogrzewana „Dornse", niekiedy służąca jako kantor. Domy halowe<br />
stały ścianami szczytowymi do ulicy, a jeden z nich należący pod względem<br />
wielkości do małych, miał wymiary 7,5>
Z dziejów miast średniowiecznych 17<br />
z rzędem parterowych domów szczytowych i idącymi w głąb działki dobudówkami<br />
gospodarczymi. Następnie do budynku frontowego dobudowywano górę,<br />
a od tyłu kuchnię z piwnicą. Przeróbkom ulegały też pomieszczenia wewnętrzne.<br />
Wydzielano izby o wielofunkcyjnym przeznaczeniu, pomieszczenia o odmiennej<br />
funkcji, tj. część mieszkalną, magazynową i gospodarczą (razem stanowiły<br />
jedność). Nie można jednak tego schematu traktować jako skostniałego i całkowicie<br />
powielanego. Liczba pomieszczeń i ich przeznaczenie zależało od zapotrzebowania,<br />
zawodu i wymogów posiadaczy nieruchomości 51 .<br />
W Rydze w X<strong>III</strong> w., w związku z przyrostem ludności napływowej, zmieniał<br />
się charakter zabudowy. Tradycja budownictwa miejscowego zachowała się<br />
tylko na miejscu ówczesnej osady, szczególnie że nowe regulacje prawne z 1293 r.<br />
zabraniały stawiania domów drewnianych 52 . Dlatego domy zrębowe są spotykane<br />
na obrzeżach miasta i przedmieściach. W obrębie średniowiecznego miasta<br />
dawny układ parcel nie został zachowany. Stare budownictwo tylko w części<br />
odpowiadało przebiegowi nowych, głównych ulic. Drugi etap zabudowy Rygi<br />
w X<strong>III</strong> w., związany z napływem osadników niemieckich, charakteryzował się<br />
dominacją szachulcowej konstrukcji 53 . Były to duże domy halowe, z paleniskiem<br />
pośrodku, ale nieogrzewanymi pomieszczeniami mieszkalnymi. Obiektom tym<br />
towarzyszyły parterowe dobudówki. Pojawiły się też piwnice. W sposobie planowania<br />
i konstrukcji domy w Rydze mają analogie północnoniemieckie (dolnosaksońskie).<br />
Domy szachulcowe stały na każdej parceli szczytem do ulicy. Od<br />
strony ulicy była duża sień, a część mieszkalna znajdowała się w tylnej części<br />
domu, od strony podwórza. Okazało się, że granice parcel z XV w., w większości<br />
pokrywają się z wcześniejszymi z X<strong>III</strong> w. Budynki szachulcowe stawiano na<br />
parcelach różnej wielkości, z tym że na mniejszych obejmowały one całą powierzchnię<br />
o wymiarach około 8x11 m. Natomiast na dużych, budynek stał wolno<br />
na podwórzu. W starszym okresie pomiędzy domami istniało przejście o szerokości<br />
1-2 m, tak że budynki nie stykały się ze sobą. Na dużych parcelach, obok<br />
budynków mieszkalnych, znajdowało się po jednym lub kilka obiektów gospodarczych.<br />
Interesujące, że w przypadku krzyżowania się drogi, same naroża ulic<br />
nie były zabudowane, a ściany boczne domów zostały przesunięte o parę metrów.<br />
Ten sposób zabudowy został uregulowany w 1293 r. odpowiednim zarządzeniem<br />
54 . W drugiej połowie X<strong>III</strong> w. i w początkach XIV w. pojawiają się w Rydze<br />
pierwsze domy murowane, jednopomieszczeniowe, ale także dwupoziomowe.<br />
Dół budynku służył jako magazyn, a góra była mieszkalna. Na podwórzach<br />
51 H. G. Griep, Die Entwicklet des Bürgerhauses in Norddeutschland, w: Häuser und Höfe<br />
im Ostseegebiet und im Norden vor 1500, „Acta Visbyensia" 1976, s 136.<br />
52 A. Caune, Gebäude (...), s. 174.<br />
53 Ibidem.<br />
54 Ibidem.
18 Romana Gupieniec<br />
stały niekiedy budynki drewniane lub szachulcowe spełniające funkcje magazynowe.<br />
Na małych parcelach nie wznoszono domów murowanych.<br />
Początkowo domy murowane były wolnostojące i w położeniu ich na parcelach<br />
nie zaobserwowano żadnych reguł. Zwykle oddalone były od ulicy, pośrodku<br />
podwórza, nie przylegały do sąsiednich budynków. Tak więc z domu szachulcowego<br />
z sienią i paleniskiem, z dwupiętrową tylną zabudową kamienną,<br />
rozwinął się, zdaniem A. Caunego dom gotycki 55 . Domy gotyckie stały szczytami<br />
do ulicy, a do ich ścian bocznych przylegała sąsiadująca zabudowa zajmująca<br />
całą szerokość parceli. Podwórza na zapleczu były raczej małe. Należy nadmienić,<br />
że parcele nie były jednakowe, miały różne wielkości, uzależnione od położenia<br />
w obrębie miasta i sytuacji właściciela. Granice działek utworzonych po<br />
X<strong>III</strong> w. wykazują stabilizację aż do XIX w. 56<br />
Godnym uwagi jest fakt, że w miastach północnoeuropejskich paleniska służące<br />
do gotowania nie mieściły się w budynkach mieszkalnych, lecz były lokowane<br />
w osobnych kuchniach. W związku z tym obowiązywał odpowiedni zakaz,<br />
przypuszczalnie miano tu na względzie zabezpieczenia przeciwpożarowe.<br />
Podobną sytuację zauważa się w domach chłopskich, gdzie od X<strong>III</strong> w. zwiększa<br />
się liczba pomieszczeń, następuje podział wewnętrzny na sień i komorę, zaś<br />
kuchnię lokowano na podwórzu 57 .<br />
Wiadomości na temat parcel na Litwie czerpaliśmy z badań Kowna, powstałego<br />
w źródłach dwóch rzek - Wilii i Niemna 58 . W II połowie X<strong>III</strong> w. istniało<br />
tutaj podgrodzie, a uporządkowanie parcel zaczęło się od nadania praw niemieckich<br />
przez Witolda w 1405 r. Wiadomości na temat parcel odnoszą się do XV w.,<br />
stąd nieporównywalność ich pod względem chronologicznym z omawianymi<br />
miastami, gdyż rozwój Kowna nastąpił z opóźnieniem w stosunku np. do Gdańska<br />
czy Lubeki. Najwięcej danych mamy o działkach mieszczańskich, stanowiących<br />
rodzaj małych fortec. Zabudowa przy rynku była podporządkowana rozwijającemu<br />
się handlowi, natomiast peryferie miasta różniły się strukturą parcel<br />
i miały bardziej wiejski charakter, z drewnianymi domami i większą liczbą obiektów<br />
gospodarczych. Parcele otaczano wysokim drewnianym płotem lub murem<br />
kamiennym. Działka przy rynku była długa na 103 łokcie, szeroka na 38,25 (łokieć<br />
litewski - około 60 cm) - czyli miała mniej więcej 60 m długości i 23 m<br />
szerokości. Zabudowę parceli stanowił piętrowy dom murowany (o wymiarach<br />
55<br />
Ibidem, s. 175.<br />
56<br />
A. Caune, Gebäude (...), s. 174-176; tenże, Die Hauptergebnisse der archäologische Forschungen<br />
in Riga in den letzten 50 Jahren (1938-1989% „Fennoscaudia archaeologica",<br />
VII (1990), s. 87; tenże, Die als Keller Eingetieften Holzständerbauten des 13 Jhr. in Riga,<br />
„Zübecker Schriften zur Archäologie und Kulturgeschichte", t. 23, Bonn 1993, s. 204; tenże,<br />
Żiliszcza Riga XII-XIV vv., Riga 1984, s. 112.<br />
57<br />
Miasta doby feudalnej (...), s. 291-292.<br />
58<br />
J. Oksas, XVI-XVI1 ä. miestiecuę pastatu śalia Kauno Turgavietes suplanavimas ir interjerai,<br />
w: Architekturos Paminklai X, Vilnius 1987, s. 3.
Z dziejów miast średniowiecznych 19<br />
32,75 x 16,25 łokci). Na jej końcu stał parterowy budynek murowany o długości<br />
28 łokci i 12,5 łokci szerokości, z dwoma wrotami wiodącymi na podwórze i ulicę.<br />
Obok domku mieściły się składy drewniane i szopy. Zachodnia część podwórza<br />
nie była zabudowana. Całość otaczał mur 59 , datowany na XVI w.<br />
Analogicznie do Kowna, rozwój zabudowy parcel w Tallinie możemy prześledzić<br />
dopiero w XIV i XV w. tylko w przypadku pojedynczych obiektów.<br />
Z XIV w. pochodziły drewniane domy frontowe, usytuowane przy ulicy, za nimi<br />
wznosiły się domy murowane na planie kwadratu. W następnym etapie (XV w.)<br />
dom drewniany zastąpiono murowanym, a całość, chociaż nie zawsze, pokrywał<br />
wspólny dach. Dom tylny był w zasadzie dwupomieszczeniowy, jednak spotykało<br />
się też jednoprzestrzenne. Ten typ rozplanowania jest charakterystyczny dla<br />
wielu parcel Tallina. Ma on wiele wspólnego z typem „kemenate", chociaż ta<br />
nazwa nie jest znana w Tallinie, zastępuje je „dormitorium" odnotowane w źródłach<br />
pisanych w połowie XIV w. 60 Duże domy kupieckie i innych bogatych<br />
mieszczan były ulokowane z reguły na dużych parcelach ukształtowanych w formie<br />
wąskiego pasa ciągnącego się przez cały kwartał, od ulicy frontowej do tylnej,<br />
gdzie mieściła się brama. Głębokość parceli wynosiła do 100 m, szerokość<br />
7-11 m. Dom stał szczytem do ulicy, na zapleczu zaś znajdowało się wiele domów<br />
przeznaczonych dla czeladzi czy też do celów gospodarczych. Parcele były<br />
oddzielone od siebie wysokimi na 10 stóp murami o grubości 2 stóp. Obok „bogato"<br />
zabudowanych parcel spotykamy skromniejsze, z małymi domami, nie różniącymi<br />
się konstrukcyjnie od dużych. Wielkość działek też była zróżnicowana,<br />
posiadała albo wydłużony, pasmowy kształt lub bardziej zbliżony do kwadratu.<br />
Małe domy dwupomieszczeniowe, stojące równolegle przy małych uliczkach,<br />
były głównie zamieszkałe przez uboższą ludność.<br />
Ponadto istniały domy zwane boda (budy), o charakterze mieszkalno-warsztatowo-magazynowym,<br />
zasiedziałe przez rzemieślników. Ich parcele były skromnie<br />
zabudowane. Nieraz „budy" nie były własnością rzemieślników, a należały do<br />
bogatego mieszczanina, zamieszkującego w innej części miasta, któremu płacono<br />
czynsz o zróżnicowanej wysokości 61 . Rozwój domów w Tallinie charakteryzujący<br />
się dużą różnorodnością nawiązuje do dolnoniemieckich typów budowli.<br />
Nieco inaczej kształtował się rozwój domu mieszczańskiego na Rusi, powiązany<br />
strukturalnie z budownictwem chłopskim. Domy niebogatych mieszczan,<br />
w większości stanowiła jedna izba. Położone były one w głębi podwórza, a całość<br />
zabudowy ogrodzona palisadą. Dopiero znacznie później (XII-X<strong>III</strong> w.), domy<br />
59<br />
J. Oksas, op. cit., s. 68.<br />
60<br />
A. Plassterer, Das Revaler Pergament Raitenbuch 1382-1518. Publikationen aus dem<br />
Revaler Stadtbücher I, nr 752 (J. 1349).<br />
61<br />
H. Üprus, Das Wohnhaus in Tallinn vor 1500, w: Häuser und Höfe im Ostseegebiet und im<br />
Norden vor 1500, „Acta Visbyensia" 1976, s. 150-162.
20 Romana Gupieniec<br />
miejskie przysuwają się bezpośrednio do ulicy, przylegając do niej krótszą ścianą.<br />
W X<strong>III</strong>-XV w. spotykamy już domy trzyizbowe lub mające więcej pomieszczeń,<br />
z sienią pośrodku, z której było wyjście do następnych pomieszczeń<br />
położonych od strony ulicy i do kuchni lub innych przybudówek gospodarczych<br />
ulokowanych od strony podwórza. Wejścia do sieni posiadały ganek (przy ścianie<br />
dłuższej). Takie rozplanowanie, z odizolowaną kuchnią i wyspecjalizowanymi<br />
pomieszczeniami, odpowiadało prawdopodobnie potrzebom rodziny mieszczańskiej.<br />
Przez jakiś czas nie widziano potrzeby dobudowywania pięter. Domy<br />
piętrowe powstają znacznie później, bo w XV<strong>III</strong> w. i najczęściej były budowane<br />
przez bogaczy. Jednak zasada rozplanowania dolnej kondygnacji pozostała ta<br />
sama, górną zaś zajmowały dodatkowe pokoje mieszkalne. Wszystkie domy były<br />
drewniane, budowane na zrąb 62 .<br />
Zabudowa parcel i typy budownictwa w kręgu północnym (Gotlandia, Norwegia)<br />
wykazują duże podobieństwo. Na Gotlandii ten sam typ domu budowano<br />
zarówno na wsi, jak i w mieście. Różnica polegała tylko na innym sposobie<br />
życia mieszkańców i wewnętrznym rozplanowaniu domu.<br />
W Visby w pierwszej połowie X<strong>III</strong> w. przy znaczniejszej ulicy mieścił się<br />
parterowy budynek będący składem towarów, a część mieszkalna była położona<br />
w tylnej części podwórza 63 . W połowie XIV w. domy mają już piętrową nadbudowę<br />
z częścią mieszkalną, a kuchnia i obiekty gospodarcze zajmowały dalsze<br />
partie podwórza. Zdarzało się jednak, że niektóre parcele zabudowano tylko składami,<br />
być może należały one do kupców, którzy chwilowo przebywali w Visby<br />
lub mieli swoje mieszkania w innej części miasta.<br />
Domy - składy występują w różnych odmianach, m.in. z galeryjkami, przypominające<br />
spichrze wiejskie. W późnym średniowieczu, poza centrum miasta,<br />
pojawiają się inne obiekty gospodarcze, jak stodoły czy stajnie.<br />
W Norwegii - Oslo, duże parcele były zabudowane budynkami drewnianymi,<br />
zrębowymi, ustawionymi rzędowo, pomiędzy którymi mieściło się podwórze.<br />
W zasadzie dłuższa ściana domu przylegała do ulicy, ale czasami zwracano ku<br />
niej ścianę szczytową. Ciągnące się w rzędach obiekty miały różnorakie przeznaczenie,<br />
mieszkalne, kuchenne, gospodarczo-magazynowe. Domy mieszkalne już<br />
od X<strong>III</strong> w. były piętrowe, a powierzchnia parcel obejmowała około 1000-1100 m 2 .<br />
Parcele były oddzielone niekiedy od siebie płotem 64 . Podobny sposób zabudo-<br />
62 M. G. Rabinowicz, K ewolucji gorodskogo zilisca vostocnych Slawian w epochu feodalizma.<br />
Dom rjaclowogo gorozanina w IX-sieredinie XIX w., w: Trudy V Miezdiunarodnogo<br />
Kongressa Archeologov Slavinstov, t. 2, Kijew 1988, s. 128-129.<br />
63 G. Svahnström, Häuser und Hofe der Handeltreibenden Bevölker und auj'Gotland während<br />
des Mittelalters, w: Häuser und Höfe Ostseegebiet und im Norden vor 1500, Visby 1976,<br />
s. 24.<br />
64 E. Schia, The Townyards in medieval Oslo size and Layout from the 11 th to the 16th Century,,<br />
„Archaeologia Elbingensis" 1992, vol. 1, s. 151-153.
Z dziejów miast średniowiecznych 21<br />
wania parcel, charakteryzujący się tylko mniejszą liczbą obiektów umieszczonych<br />
na działce oraz parterową zabudową spotykamy na terenie Norwegii (Oslo,<br />
Bergen) również wcześniej, bo w XII w.<br />
W Danii domy były podzielone na wąskie, ale długie parcele, które często<br />
rozciągały się od głównej ulicy do nabrzeża portowego. Domy mieszkalne, niekiedy<br />
piętrowe miały wymiary 7,5-8 mx 10 m, i stały ścianą dłuższą do ulicy.<br />
Do domu przylegały wąskie budynki, ustawione wzdłuż granicy parceli. Na tyłach<br />
mieściły się budynki gospodarcze i spichrze 65 przypuszczalnie w konstrukcji<br />
szachulcowej. Znany też jest inny sposób zabudowy późnośredniowiecznej<br />
działki. Przy ulicy stał zwrócony do niej szczytem dom o szerokości 6,5 m i długości<br />
15 m. Na jego tyłach wznoszono kwadratową, murowaną budowlę o wymiarach<br />
5x5 m, luźno stojącą, która jak się przypuszcza mogła być kuchnią.<br />
Niektóre kwartały były zabudowane ciasno w miejscach targowych i w portach 66 .<br />
W Kopenhadze dom główny był połączony ze skrzydłem bocznym wzniesionym<br />
w konstrukcji szachulcowej. Kuchnia znajdowała się w skrzydle bocznym, na<br />
tyłach. Natomiast w starszej fazie zabudowy parceli, przy ulicy stał magazyn,<br />
ewentualnie buda kramarska, natomiast część mieszkalną stanowił budynek położony<br />
na podwórzu, pomiędzy innymi małymi domami. Tak więc późniejszy<br />
dom miejski powstał przez zrośnięcie się wolnostojącego domu mieszkalnego<br />
na tyłach podwórza z budynkiem magazynowym, niekiedy piętrowym, stojącym<br />
wzdłuż ulicy, oraz przez przesunięcie części mieszkalnej na front, przy równoczesnej<br />
zmianie charakteru budowli magazynowej. Jeszcze obecnie spotyka się<br />
domy frontowe z górnymi piętrami posiadającymi magazyny. W Kopenhadze<br />
istnieje też inny charakter zabudowy o charakterze raczej wiejskim 67 . Są to duże<br />
parcele, otoczone murem. Murowany dom mieszkalny, najczęściej piętrowy,<br />
usytuowano pośrodku parceli. Część przednia parceli od strony ulicy spełniała<br />
rolę podwórza, natomiast tylna służyła jako ogród. Na podwórzu, z którego był<br />
wyjazd przez budynek bramny, stała pewna liczba budynków drewnianych, najczęściej<br />
szachulcowych o przeznaczeniu rzemieślniczo-gospodarczym. Tu też<br />
mieściły się kloaki. W północnej Jutlandii, w Aalborg, w części portowej znajdowały<br />
się zagrody kupieckie, na których domy stały ściana przy ścianie, gęsto<br />
obok siebie. Domy były długie, dwupiętrowe, sięgające w głąb parceli i stojące<br />
ścianami szczytowymi do ulicy. Część mieszkalna obejmowała piętro, wyżej były<br />
magazyny. Ponadto obiekty mieszkalne znajdowały się na tyłach domów, rozciągnięte<br />
w głąb podwórza. Istniała też inna forma zagrody - z małym domem<br />
stojącym szczytem do ulicy i boczną dobudówką. Wejście prowadziło do sieni.<br />
65 H. H. Engqvist, Über die Gestaltung und Dioposition Bürgerhauses in Dänemark um 1500,<br />
w: Häuser und Höfe in Ostseegebiet und im Norden (...), s. 173.<br />
66 Ibidem, s. 173.<br />
67 Ibidem, s. 183.
22 Romana Gupieniec<br />
Tylne pomieszczenia były mieszkalne, z kominem. Nie wiadomo, jaką funkcję<br />
pełniły pomieszczenia w skrzydle 68 .<br />
W południowej Jutlandii przeważały domy ustawione szczytowo. Miały one<br />
całkiem inny podział niż podobne domy w pozostałych częściach kraju. Większość<br />
z nich była otoczona przez dwa lub trzy budynki gospodarcze. W przedniej<br />
połowie domu, podzielonej na 6-7 części, mieściła się sień, a w drugiej<br />
kuchnia. Pozostałe partie służyły jako izby 69 .<br />
Terytorialnie Holandia nie mieści się w omawianej problematyce, jednak<br />
występujące tutaj podobieństwo z zabudową parcel z pobrzeża Bałtyku i powiązania<br />
hanzeatyckie, skłoniły mnie do uwzględnienia tegoż obszaru.<br />
W Niderlandach zabudowanie parcel w ich części przedniej stanowiły domy<br />
drewniane, jednonawowe o konstrukcji słupowej, szerokości 4-6 m i długości<br />
11 m. Być może były to szopy lub stodoły. Natomiast właściwy dom mieszkalny<br />
„kemenate" mieścił się w głębi parceli i był stawiany tu już w XI w. W stulecie<br />
później obydwa obiekty zostały połączone w jeden, długi dom, który w X<strong>III</strong> w.<br />
uległ wewnętrznemu podziałowi, wzdłuż i wszerz. Wraz z podziałem zastosowano<br />
do jego budowy cegłę 70 . Typowym przykładem może być kompleks zabudowy<br />
znany z XIV w. w Dortrecht, składający się z domu stojącego szczytowo<br />
przy głównej ulicy, sięgającego w głąb parceli na 20 m i spichrza. Cała działka<br />
rozciągała się aż do nabrzeża i stanowiła wraz z nim całość. Na parceli znajdowały<br />
się także warsztaty szkutnicze. Od strony wody parcela była odgrodzona<br />
solidnym murem. Przypuszczalnie dom, tylko częściowo odkryty, należał do typu<br />
domów sieniowych (Dielenhaus), charakterystyczny dla miast hanzeatyckich.<br />
Choć jest on typowy dla budownictwa niderlandzkiego, nie jest wykluczone istnienie<br />
wielu jego odmian. Niezmienne pozostają tylko główne elementy - duże<br />
pomieszczenie z wejściem na środkowej osi od strony ulicy. Dalsze części zajmowały<br />
izby wielofunkcyjne 71 .<br />
IV<br />
Zagadnienia związane z procesami rozwoju miast wczesno- i późnośredniowiecznych<br />
wciąż należą do trudnych i mimo zebranej już dużej wiedzy na ten<br />
temat, nie zawsze dobrze poznanych.<br />
Wydaje się, że lokacje otwierają ważny etap rozwoju miasta oparty na istotnych<br />
zmianach przestrzennych. Zapewne wpływ na to miały przemiany w za-<br />
68 Ibidem, s. 177.<br />
69 Ibidem, s. 181.<br />
70 H. Sarfatij, Archäologisches zum Thema: Die Häuser und die Niederländischen Städte,<br />
„Archäeologia Elbingensis" 1992, vol. 1, s. 124.<br />
71 Ibidem, s. 123-124.
Z dziejów miast średniowiecznych 23<br />
kresie stosunków własnościowych i gospodarczych 72 . J. Pudełko, rozpatrując<br />
zagadnienie związane z wielkością unormowanej działki w miastach średniowiecznych,<br />
wyróżnia trzy etapy ewolucyjne parcel, które właściwie jeszcze nie<br />
są dość dobrze zbadane 73 .<br />
Pierwszy, jeszcze działki nieunormowanej, o niezbyt regularnym układzie;<br />
drugi, stosowania działki unormowanej, w pustym układzie i trzeci - dotyczący<br />
już pojawienia się w pełni dojrzałych regularnych układów miast średniowiecznych.<br />
Jak już wspomniałam, opierając się na przykładzie Gdańska, przy końcu<br />
XII w. i w początkach X<strong>III</strong> w., kiedy wyraźnie już zarysowuje się stałe miejsce<br />
stawiania domów, a co za tym idzie ewentualność dziedziczenia działek, istnieje<br />
już możliwość pewnej regulacji prawnej z tym związanej oraz pobierania<br />
czynszu 74 .<br />
Wielkość działek w miastach u progu późnego średniowiecza, była bardzo<br />
zróżnicowana, w zależności od lokalizacji, regionu, przynależności społecznej<br />
i zawodu właściciela.<br />
Początkowo działki były duże, najczęściej szerokość ich odpowiadała szerokości<br />
obiektu na niej postawionego, natomiast głębokość wydaje się być całkiem<br />
dowolna, najczęściej znaczna. Różne podziały spadkowe, sprzedawanie<br />
parcel, przyrost ludności sprzyjały procesowi rozpadu działek, ale też i ich łączeniu.<br />
Dzielenie parcel szło najczęściej po osi wzdłużnej, rzadziej poprzecznej.<br />
Stąd działki mają kształt wydłużonych prostokątów, a zwiększenie liczby zabudowy,<br />
szczególnie obiektów gospodarczych powoduje przesuwanie się w głąb<br />
parceli.<br />
Pod koniec X<strong>III</strong> w. nowe koncepcje urbanizacyjne w sposób prosty i czytelny<br />
podporządkowywały przestrzeń potrzebom zawodowym. W przypadku miast<br />
pobrzeża Morza Bałtyckiego związanych z handlem nadbałtyckim można z dużym<br />
prawdopodobieństwem stwierdzić, że działki lokowane w centrum miasta,<br />
w pobliżu rynku, były zasiedlane przez kupców i bogatych rzemieślników. Dla<br />
nich rezerwowano około 4/5 miejsca. Rzemieślnicy tworzyli zgrupowania według<br />
specjalności. Peryferie były zamieszkiwane przez uboższych mieszkańców,<br />
w tym także rzemieślników, takich jak: piekarze, bednarze, browarnicy, tkacze.<br />
W ten sposób powstawały dzielnice lepsze i gorsze 75 .<br />
Wielkość działek w zasadzie była podporządkowana dyspozycji przestrzeni<br />
miejskiej i różna dla każdego miasta. Z tego względu nie będę przytaczała szcze-<br />
72 J. Pudełko, op. cit., s. 7.<br />
73 Ibidem, s. 24.<br />
74 S. Inglot, Historia społeczna i gospodarcza średniowiecza, Wrocław 1949, s. 141; J. Bardach,<br />
Historia państwa i prawa polskiego, cz. I, Łódź 1955, s. 57.<br />
75 M. Bogucka, H. Samsonowicz, Dzieje miasta i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej,<br />
Wrocław 1986, s. 90-91; R. Czaja, Socjotopografla (...), s. 133-138.
24 Romana Gupieniec<br />
gółowo wymiarów poszczególnych parcel, ponieważ zostały już wymienione<br />
m.in. w pracach J. Pudełko 76 , A. Dunin-Wąsowicz 77 , a także T. Zagrodzkiego 78 .<br />
Dla przykładu przytoczę, że np. w Gdańsku wynosiły 5-7 m x 30-100 m, w Lubece<br />
20-50x45 m, w Tallinie 7-11 x do 100 m. Najlepiej wielkość działek położonych<br />
przy rynku, a także na peryferiach została przebadana w Elblągu 79 . Szerokość<br />
działek wahała się tam od 1 do 2,5 pręta (1 pręt 4,32-4,70 m), przy czym<br />
najczęściej występowały działki 1,5-prętowe, rzadko 2,5-prętowe. Głębokość<br />
oscylowała w granicach 5 prętów, mniejsze 3,5-4,5 pręta (powierzchnia wynosiła<br />
od 93 do 277 m 2 ). Najczęściej spotykana działka tzw. pełnowartościowa, miała<br />
wymiary 1,5x5 prętów (powierzchnia około 140 m 2 ) 80 . Zróżnicowana była wielkość<br />
parcel zajętych pod „budy", obejmowały one powierzchnię od 46 m 2<br />
(4,6x10 m) do 158 (6,8x23,1 m) 81 .<br />
Istotną sprawą, mało dotąd poruszaną w literaturze przedmiotu, jest kwestia<br />
zabudowania parcel, niekoniecznie jednolitego na różnych terenach i zmieniającego<br />
się w czasie. Szczególnie różnice zauważa się w okresie przejściowym, kiedy<br />
zanika z krajobrazu architektury miejskiej budownictwo drewniane, a pojawia<br />
się w pełni murowane, co nastąpiło w XV w. Zanim domy murowane wyparły<br />
budynki drewniane, zauważamy ich koegzystencję na działce, przy czym drewno<br />
jako surowiec jeszcze długo było używane do wznoszenia budowli o charakterze<br />
gospodarczo-sanitarnym. Przypuszcza się, na podstawie badań, że zabudowa<br />
zajmowała około 60% powierzchni parceli 82 .<br />
Granice parcel niejednokrotnie były ograniczone płotami drewnianymi (Elbląg,<br />
Lubeka, Ryga, Nowogród, Stara Ładoga), później zastąpionymi elementami<br />
ceglanymi, które najczęściej stanowiły konstrukcje ścian bocznych, zwane<br />
również murami ogniowymi. Jak podaje T. Nawrolski, opierając się na niepublikowanej<br />
dokumentacji A. Kąsinowskiego, pierwszym etapem stawiania domu<br />
murowanego było wzniesienie muru między działkowego 83 . Budowano go na<br />
fundamentach kamiennych mających 1,2-2,5 m szerokości i przynajmniej 1 m<br />
wysokości, a długość zachowanych murów wahała się w granicach 13 do 17 m.<br />
Mur, według kodeksu prawa lubeckiego był stawiany wspólnie, a koszty jego<br />
wznoszenia były dzielone pomiędzy sąsiadów 84 .<br />
76<br />
J. Pudełko, op. cit., s. 3-26; tenże, Działka lokacyjna w strukturze przestrzennej średniowiecznych<br />
miast śląskich X<strong>III</strong> wieku, „Kwartalnik Architektury i Urbanistyki", t. IX, 1964,<br />
z. 2, s. 115-136.<br />
77<br />
A. Dunin-Wąsowiczowa, op. cit., s. 341-346.<br />
78<br />
T. Zagrodzki, op. cit., s. 1-101.<br />
79<br />
R. Czaja, T. Nawrolski, op. cit., s. 83-85; R. Czaja, Socjotopografla (...), s. 29.<br />
80<br />
R. Czaja, T. Nawrolski, op. cit., s. 83.<br />
81<br />
R. Czaja, op. cit., s. 29, tam dalsza literatura.<br />
82<br />
R. Czaja, T. Nawrolski, op. cit., s..84.<br />
83<br />
Ibidem, s. 207.<br />
84<br />
AP Gd. Codex A art. 105, s. 25v; R. Czaja, T. Nawrolski, op. cit., s. 206.
Z dziejów miast średniowiecznych 25<br />
W Tallinie parcele były rozdzielone wysokimi murami o grubości 2 stóp i wysokości<br />
10 stóp. Pomiędzy parcelami mogły się znajdować wąskie przejścia zwane<br />
miedzuchami o szerokości 1-2,5 m. Ponadto stwierdzono funkcjonowanie różnych<br />
rowów odpływowych przebiegających na granicy parcel. Ślady ograniczania<br />
działek nielicznie odkrywano podczas prac wykopaliskowych, stąd wiadomości<br />
na ich temat są szczupłe.<br />
Przeważają domy ustawione ścianami szczytowymi (Gdańsk, Elbląg, Lubeka,<br />
Ryga, Tallin, Visby), rzadziej ścianami dłuższymi (Oslo, Kopenhaga). W Gdańsku<br />
odkryty jeden dom szachulcowy miał wejście od frontu do sieni i kuchni.<br />
Pomieszczenie mieszkalne znajdowało się od strony podwórza. Podobnie wyglądała<br />
sytuacja w Elblągu, w którym najstarsze domy - o czym świadczą zachowane<br />
dolne partie budynków - były wznoszone w konstrukcji ramowo-słupowej lub<br />
jak np. w Rydze - szachulcowej, i - jak można mniemać - zapewne w pierwszej<br />
fazie parterowe. Nie można jednak wykluczyć istnienia nadbudowy o przeznaczeniu<br />
gospodarczo-magazynowym. W Lubece i innych miastach północnych Niemiec<br />
oraz pobrzeżach Morza Bałtyckiego występują duże domy typu halowego,<br />
charakteryzujące się sporą sienią, z częścią mieszkalną znajdującą się w tylnej<br />
partii domu, od strony podwórza. Wejścia lokowano dwustronnie, od ulicy i od<br />
strony podwórza. W Oslo, a wcześniej w Rydze, bo w końcu XII w. i początku<br />
X<strong>III</strong> w. spotykamy domy zrębowe, stawiane na parcelach otoczonych drewnianym<br />
płotem, nawiązujące zabudową do struktur bardziej wiejskich niż miejskich.<br />
Proces podwyższania domów mógł następować w połowie XIV w. i łączył<br />
się z przystosowaniem budynku do funkcji mieszkalno-magazynowych, charakterystycznych<br />
dla miast hanzeatyckich. Mniej więcej w tym samym czasie pojawiają<br />
się oficyny, dostawiane do domu frontowego i które zarazem częściowo<br />
stanowiły granicę parceli. Wszystkie te zmiany prowadziły do większej zabudowy<br />
działki i zmniejszenia powierzchni podwórka. Charakterystycznym akcentem<br />
miast północnych (Elbląg, Ryga, Tallin, Lubeka, także w Niderlandach) było<br />
pojawienie się od końca X<strong>III</strong> w. budynków wieżowych, zwanych kemenate. Były<br />
one stawiane na tyłach domów frontowych, mniej więcej pośrodku działki, murowane<br />
i piętrowe. Pełniły one funkcje mieszkalno-magazynowe. Stawiano je na<br />
planie kwadratu, o wymiarach mniej więcej 5,5x5,5 m lub 7>
26 Romana Gupieniec<br />
średniowieczne, wąskie kamienice zostały utworzone przez scalenie funkcji domu<br />
mieszkalnego wolnostojącego na podwórzu i budynku magazynowego od ulicy.<br />
Rzadko spotyka się, aby dom stał pośrodku parceli, a z tyłu znajdował się<br />
ogród, chociaż taka sytuacja występuje w Kopenhadze.<br />
Interesujący jest fakt, szczególnie w miastach hanzeatyckich, występowania<br />
kuchni poza domem mieszkalnym, przy murze pożarowym. Natomiast izby<br />
mieszkalne są pozbawione ogrzewania. Budynki gospodarcze, spichrze, stajnie,<br />
stodoły znajdują swoje miejsce w głębi parcel dochodząc niejednokrotnie aż do<br />
tylnej granicy działki. Zdarza się jednak, w wypadku domów piętrowych, frontowych,<br />
że spichrz zajmuje górne piętro lub strych domu (Gdańsk). W tylnej<br />
części działek są lokowane kloaki, rzadziej odkrywane w trakcie badań wykopaliskowych.<br />
Niewątpliwie na parceli musiały istnieć studnie, albo na każdej, albo wspólne<br />
dla większej grupy, jak np. w Kownie, gdzie studnie były zlokalizowane na<br />
granicy działek, i w ten sposób jedna obsługiwała dwie parcele. Właściwie w<br />
innych badanych miastach studnie były rzadko odkrywane.<br />
Należałoby wspomnieć jeszcze o zabudowie parcel niezbyt wprawdzie licznej<br />
na peryferiach miasta. Określa się je w literaturze jako „budy" (Elbląg, Kopenhaga,<br />
Lubeka). Były to rzeczywiście budy kramarskie, stojące przy ulicy,<br />
a przy nich, z tyłu mógł się znajdować dom mieszkalny, choć niekoniecznie. Termin<br />
„buda" określał zarazem mniejsze parcele bez podwórza. Powierzchnia „bud"<br />
była zróżnicowana, np. w Elblągu w przedziale 46-158 m 2 86 .<br />
W przypadku Elbląga „budy" wznoszono w konstrukcji szachulcowej, jednopiętrowe,<br />
służące zarówno do mieszkania, jak i prowadzenia działalności rzemieślniczej<br />
czy handlowej. Zajmowały one całą powierzchnię działki. Najwyżej<br />
były cenione budy kramarskie lokowane bliżej centrum miasta, najniżej - najbardziej<br />
oddalone od niego. Budy, już od XII w. lokowano przy placach targowych<br />
i kościołach i należały one np. do piekarzy, szewców, kupców. Ten wzorzec<br />
- zdaniem R. Czai 87 - nawiązuje do koncepcji zabudowy wielu miast hanzeatyckich<br />
(Rostock, Ryga, Tallin, Królewiec), a także nie bez znaczenia były tu<br />
wpływy z miast nadreńskich i westfalskich. Dla uwypuklenia specyfiki strefy<br />
północnej należałoby przytoczyć za C. Buśko kształtowanie się zagospodarowania<br />
parcel na południu Polski 88 . Strefa I - z budynkiem mieszkalnym; II - spichrze<br />
i inne obiekty gospodarcze; <strong>III</strong> - produkcyjne i dalsze gospodarcze, a ostatnia<br />
- sanitarne. Zróżnicowanie dotyczy strefy I, gdzie dom mieszkalny był wysunięty<br />
przed front, gospodarcze zaś lokowano z tyłu, w przeciwieństwie do<br />
86 R. Czaja, T. Nawrolski, op. cit., s. 209.<br />
87 R. Czaja, op. cit., s. 23.<br />
88 C. Buśko, Z badań wewnętrznego rozplanowania działki mieszczańskiej na Śląsku. Maszynopis<br />
(s. 11) udostępniony mi przez autora, za co jestem Mu niezmiernie wdzięczna.
Z dziejów miast średniowiecznych 27<br />
wspomnianych już miast kręgu hanzeatyckiego. Być może układ taki był szczególnie<br />
dogodny dla ośrodków o rozwiniętym handlu nadmorskim, zamieszkałych<br />
przez kupców, gdzie ważną rolę spełniała część magazynowo-kantorowa<br />
umieszczona przy ulicy, a część mieszkalna, jako bardziej prywatna była ukryta<br />
na drugim planie. Obiekty gospodarczo-sanitarne zawsze lokują się na tyłach<br />
działek. Różnice natomiast, wynikają z natury gospodarczej i tradycji budowlanych,<br />
oraz uwarunkowań regionalnych. Z chwilą zawężania się powierzchni parcel<br />
w centrum miasta, a co za tym idzie likwidacji podwórzy, funkcje gospodarcze<br />
przejmuje dom frontowy, któremu przybywają piętra. Parter był przeznaczony<br />
na cele magazynowo-gospodarcze, góra na mieszkalne, a strych może spełniać<br />
rolę spichrza. Nadto są też wykorzystywane piwnice jako składy.<br />
Na zakończenie należy zwrócić uwagę, że od początku średniowiecza (druga<br />
połowa X<strong>III</strong> w.) w ośrodkach miejskich na pobrzeżu Morza Bałtyckiego z reguły<br />
dominował dom halowy z dużą sienią o przeznaczeniu rzemieślniczo-handlowym<br />
lub magazynowym, ustawiony szczytowo do ulicy. Od tyłu mieściła się<br />
część mieszkalna i budynki gospodarczo-sanitarne. Charakterystyczne też dla tego<br />
rejonu są tzw. kemenate. Domy halowe z sienią można uważać za wyznacznik<br />
regionalny dla ośrodków miejskich pobrzeża bałtyckiego, związanych z Hanzą<br />
lub prowadzący z nią handel, stąd zapotrzebowanie na duże składy magazynowe.<br />
Lokowanie obiektów gospodarczo-sanitarnych w tylnej części parceli jest<br />
zjawiskiem powszechnym również dla obszarów południowych. Przeciwstawieniem<br />
północnego domu halowego są dla terenu środkowoeuropejskiego rozmaite<br />
odmiany budynków wieloprzestrzennych i wielopoziomowych 89 , a także budynki<br />
z sienią przejazdową, niespotykane na północy Europy.<br />
Sądzę, że informacje o zabudowie i przemianach, jakie zachodziły na najmniejszej<br />
jednostce układu urbanistycznego, jakim była działka, wiążą się ściśle<br />
z przemianami w różnych regionach, a w tym w poszczególnych ośrodkach miejskich.<br />
Badania na ten temat trudno uważać za zakończone, szczególnie, że materiał<br />
źródłowy rozkłada się bardzo nierównomiernie. Należy mieć nadzieję, że<br />
dalsze badania integrujące wyniki analizy źródeł pisanych z badaniami wykopaliskowymi<br />
wyjaśnią interesujące nas problemy.<br />
89 M. Chorowska, Średniowieczna kamienica mieszczańska we Wrocławiu, Wrocław 1994,<br />
s. 15.
28 Romana Gupieniec<br />
Ryc. 1. Schemat działek budowlanych w Gdańsku, z końca X w. do początku XII w.<br />
Ryc. 2. Schemat działek budowlanych w Gdańsku, z początku XII w. do końca XII w.
Z dziejów miast średniowiecznych<br />
Ryc. 3. Schemat działek budowlanych na Ostrówku w Opolu (z pracy Gród na Ostrówku<br />
w Opolu, Wrocław 1986) jako przykład dziedziczenia działek w innym rejonie kraju.<br />
29
30 Romana Gupieniec<br />
Ryc. 4. Sigtuna. Szeregowa zabudowa parceli w mieście z końca XI w. (według<br />
B. Pettersona).
Z dziejów miast średniowiecznych 31<br />
Ryc. 5. Elbląg. Plan zabudowy parceli przy ul. Kowalskiej 11-12.
32 Romana Gupieniec<br />
Ryc. 6. Ryski dom szachulcowy z kamienną dobudową (kemenante) z X<strong>III</strong> w. (według<br />
A. Caune).
Ryc. 7. Schemat typowej zabudowy parceli na terenie północnych Niemiec w średniowieczu (według H. G. Griep).
34 Romana Gupieniec<br />
Ryc. 8. Rozwój zabudowy parceli kupieckiej typowy dla średniowiecznych miast nadbałtyckich<br />
(według H. G. Griep): a - jednoizbowy dom zrębowy z tzw. bude; b - dom zrębowy<br />
z nadbudówką palisadową, na tyłach murowana kuchnia, podpiwniczona;<br />
c - murowany dom magazynowy, z kuchnią i częścią mieszkalną, na tyłach stajnia.
Ryc. 9. Rozwój zabudowy parceli kupieckiej typowy dla średniowiecznych miast nadbałtyckich<br />
(według H. G. Griep):d - dom magazynowy połączony z częścią mieszkalną i kuchnią,<br />
rodzaj zajazdu, na tyłach stajnia; e - to samo jak wyżej, z domem czeladnym na tyłach działki;<br />
f- kompleksowa zabudowa parceli powstała z połączenia wcześniej istniejących obiektów.
36 Romana Gupieniec<br />
Ryc. 10. Norwegia. Przykład trwałości zabudowy działki od połowy X<strong>III</strong> w. po czasy<br />
nowożytne (według E. Reimersa).
Ewa Orlof<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
ZNACZENIE PLEBISCYTU W ROZWIĄZYWANIU PROBLEMÓW<br />
MIĘDZYNARODOWYCH PO I WOJNIE ŚWIATOWEJ<br />
(na przykładzie niedoszłego plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim,<br />
Spiszu i Orawie)<br />
Po I wojnie światowej wilsonowska idea samostanowienia narodów spowodowała<br />
nadmierną wiarę w plebiscyt, czyli głosowanie powszechne ludności<br />
przeprowadzane przede wszystkim w sprawie przynależności państwowej. Plebiscyt<br />
uznawano za nieodzowny zwłaszcza wtedy, kiedy dane dotyczące statystyki<br />
narodowościowej zostały uznane za wątpliwe i uważano za konieczne przeprowadzenie<br />
kontroli świadomości narodowej.<br />
Toteż w Europie Środkowej i Południowej w kilku problemach spornych<br />
odwołano się do plebiscytu. Z nich wszystkich zapewne najciekawszym był plebiscyt,<br />
który zadecydował o przynależności Rusi Podkarpackiej (Ukrainy Zakarpackiej)<br />
do Czechosłowacji. Najciekawszym, dlatego że został przeprowadzony<br />
nie na terenie Rusi Podkarpackiej, lecz w Stanach Zjednoczonych. W listopadzie<br />
1918 r. Ukraińcy opowiedzieli się w 67% za przyłączeniem do nowo powstałej<br />
Czechosłowacji. Pod wpływem Rusinów amerykańskich w maju 1919 r.<br />
Centralna Ruska Rada Narodowa w Użhorodzie uchwaliła przyłączenie Rusi Podkarpackiej<br />
do Czechosłowacji z zastrzeżeniem, że jakkolwiek Republika Czechosłowacka<br />
i Ruś Podkarpacka stanowią jedno wspólne państwo, to wspólność<br />
ta rozciąga się tylko na sprawy zagraniczne, wojskowe i skarbowe, inne zaś Ruś<br />
Podkarpacka będzie sprawowała samodzielnie 1 .<br />
Mocarstwa sojusznicze bardzo aktywnie przystąpiły do tworzenia nowego<br />
ładu w Europie Środkowej. Zdaniem znanego historyka angielskiego Normana<br />
Daviesa plebiscyt (a raczej niedoszły plebiscyt) na Śląsku Cieszyńskim, Spiszu<br />
i Orawie, będąc przykładem polityki alianckiej, służy jako mikroobraz postawy<br />
sojuszników wobec nowych małych państw Europy Środkowej w ogóle 2 . Zgadzając<br />
się w zupełności z Daviesem, postaram się to udowodnić.<br />
1<br />
Z. Zawadowski, Ruś Podkarpacka i jej stanowisko prawno-polityczne, Warszawa 1931,<br />
s. 11-19.<br />
2<br />
N. Davies, Wielka Brytania a plebiscyt cieszyński 1919-1920, „Śląski Kwartalnik Histo-<br />
ryczny »Sobótka«", R. XXVII, 1972, nr 1, s. 140.
38 Ewa Orlof<br />
Już pod koniec 1918 r. istniało wśród lokalnych działaczy polskich i czeskich<br />
przekonanie o możliwości przeprowadzenia plebiscytu na Śląsku Cieszyńskim.<br />
Ponieważ Śląsk Cieszyński w większości był zamieszkały przez ludność polską,<br />
Polacy byli pełni optymizmu co do wyników plebiscytu. Jednak postawa mocarstw<br />
sojuszniczych spowodowała, że Polacy szybko się optymizmu wyzbyli.<br />
Francuzi, ponieważ popierali sprawę polską na Górnym Śląsku, dla równowagi<br />
faworyzowali na Śląsku Cieszyńskim Czechów. Natomiast Włosi, mając<br />
za złe Czechom to, że ci ostatni w sporze włosko-jugosłowiańskim o Fiume (dziś<br />
Rijeka) poparli Jugosłowian, odnosili się z sympatią do dążeń polskich. Brytyjczycy<br />
i Amerykanie skłaniali się ku plebiscytowi.<br />
Na konferencji pokojowej w Paryżu delegacja czechosłowacka konsekwentnie<br />
odrzucała rozwiązania plebiscytowe 3 . Jednak plebiscyt - jako najlepszy sposób<br />
rozwiązania spornych problemów granicznych między Polską a Czechosłowacją<br />
- został oficjalnie zaproponowany przez Polaków na konferencji polskoczechosłowackiej,<br />
która obradowała w Krakowie w dniach od 21 do 29 lipca<br />
1919 r. Konferencja ta odbyła się niejako z inspiracji Konferencji Pokojowej<br />
w Paryżu, oddającej uregulowanie spraw spornych między Rzecząpospolitą Polską<br />
a Republiką Czechosłowacką bezpośredniemu porozumieniu obydwu państw.<br />
Konferencja krakowska zasługuje również na uwagę, dlatego że po raz pierwszy<br />
pewnym sukcesem strony polskiej było równorzędne postawienie obu spraw,<br />
tj. cieszyńskiej i spisko-orawskiej 4 . Było to niewątpliwie zasługą profesora Władysława<br />
Semkowicza - głównego eksperta w sprawach dotyczących Spiszą i Orawy<br />
na tej konferencji.<br />
W drugim dniu konferencji krakowskiej delegacja polska zaproponowała,<br />
aby na Śląsku Cieszyńskim, Czadeckim, Spiszu i Orawie: po pierwsze, rozstrzygnąć<br />
sporne problemy graniczne za pomocą plebiscytu; po drugie, określić sposób<br />
przeprowadzenia tego plebiscytu; po trzecie, określić na podstawie tak stwierdzonej<br />
woli ludności granicą między Rzecząpospolitą Polską a Republiką Czechosłowacką<br />
z uwzględnieniem konieczności geograficznych i ekonomicznych<br />
obu państw 5 .<br />
Delegacja czechosłowacka w swojej odpowiedzi z 23 lipca odrzuciła ten<br />
projekt, nie wysuwając żadnych kontrpropozycji, poza ogólnikowymi uwagami,<br />
że przy ustalaniu granic państwowych winny decydować nie tylko względy et-<br />
3 J. Meissner, Problem plebiscytu w czechosłowacko-polskim sporze terytorialnym na Śląsku<br />
Cieszyńskim w 1919 r. (Do podjęcia decyzji o plebiscycie), „<strong>Studia</strong> Śląskie", t. XXXI,<br />
1977, s. 67 i nn.<br />
4 K. Polak, Problemy Spiszą i Orawy w świetle publicystyki polskiego Podhala (1918-1924)<br />
do uznania granic, Kraków 1954, s. 26 i nn. Zob. też W. Semkowicz, O Spisz, Orawę<br />
i Czadeckie. Garść wspomnień i materiałów z lat 1919-1920, Kraków 1930.<br />
5 Archiv Ministerstva Zahraničních Věci v Praze (dalej - AMZV), Pařížský Archiv (dalej -<br />
PA), Mírová Konference v Paříži, Těšin-Slezsko. Jednaní o Tčšin v Krakově. Smíšená<br />
Komise česko-polská, Kniha 63, 5646.
Znaczenie plebiscytu w rozwiązywaniu problemów międzynarodowych 39<br />
nograficzne, lecz także gospodarcze, oświatowe i inne. Polacy ripostowali wówczas,<br />
że właśnie dlatego proponują plebiscyt, ponieważ ludność opowiadająca<br />
się w plebiscycie za tą czy inną przynależnością państwową, musi w pełni rozważyć<br />
wszystkie rzeczone względy.<br />
Zdecydowanie za plebiscytem opowiadał się przewodniczący delegacji polskiej,<br />
uczony i polityk, profesor Stanisław Grabski: „Sprawa plebiscytu ma doniosłe<br />
znaczenie moralno-polityczne, bo jest jedynym sposobem załatwienia sporu<br />
granicznego tak, aby potem nie mógł ani ogół narodu czeskiego, ani polskiego<br />
powiedzieć, jesteśmy pokrzywdzeni. To jest ta ostatnia instancja, od której odwołania<br />
już nie ma. To jest ten tytuł niewątpliwie i nieskończenie silniejszy, od tytułów<br />
prawno-historycznych, który umożliwi, że potem Czesi względnie Polacy będą<br />
mogli powiedzieć, my tę część mamy, bo ludność się sama do nas przyłączyła" 6 .<br />
W swojej ostatniej nocie, 29 lipca, delegacja polska zaproponowała, by sprawę<br />
rozgraniczenia terenów spornych między Polską a państwem czechosłowackim<br />
potraktować z szerszego punktu widzenia, tzn. trwałego sojuszu narodu<br />
polskiego i czeskiego, wskazanego nie tylko ze względu na wspólne niebezpieczeństwo<br />
ze strony Niemiec, lecz także wspólnotę wielu interesów ekonomicznych.<br />
„Jeśli naród czeski sojusz taki uważa za pożądany dla siebie, w takim razie<br />
nie będzie on czuł żadnej ujmy dla swoich interesów państwowych w przeprowadzeniu<br />
plebiscytu na spornych dotychczas terenach Śląska Cieszyńskiego,<br />
Czadeckiego, Orawy i Spiszą. Zadowolenie bowiem pogranicznej ludności i tym<br />
samym wykluczenie wszelkiej możliwości jakichkolwiek późniejszych zatargów<br />
granicznych będzie równie pożądane dla państwa czechosłowackiego, jak polskiego<br />
oraz stworzy najlepszą gwarancję proponowanego sojuszu" 7 .<br />
Nota akcentowała, że sojusz ten znalazłby swój wyraz w wielu konwencjach<br />
ekonomicznych, komunikacyjnych, politycznych itd., zapewniających możliwie<br />
największą niezależność gospodarczą obu państw i narodów, chroniących je przed<br />
grożącą im ekspansją przemysłu i handlu niemieckiego i zabezpieczających zarówno<br />
ich własny spokój, jak i trwały pokój w całej Europie Wschodniej.<br />
Obrady konferencji krakowskiej zostały przerwane na wniosek strony czeskiej,<br />
aby delegacje mogły porozumieć się ze swoimi rządami. Ponownie rokowań<br />
już nie nawiązano. Konferencja zorganizowana pod naciskiem mocarstw,<br />
musiała zakończyć się fiaskiem, zwłaszcza że były zupełnie odmienne punkty<br />
wyjścia. Polska uważała plebiscyt za rozwiązanie najkorzystniejsze dla siebie,<br />
a Czechosłowacja zaś wolała decyzję Rady Najwyższej Ententy.<br />
Rada Najwyższa Ententy uchwaliła przeprowadzenie plebiscytu dopiero we<br />
wrześniu 1919 r., wydając 27 września oficjalną decyzję, która ustalała plebi-<br />
6 Ibidem.<br />
1 Ibidem. Ocena pracy komisji - zob. też: A. Szklarska-Lohmannowa, Polsko-czechosłowackie<br />
stosunki dyplomatyczne w latach 1918-1925, Wrocław-Warszawa-Kraków 1967, s. 50-51;<br />
J'. Meissner, op. cit., s. 79.
40 Ewa Orlof<br />
scyt na terenie całego Śląska Cieszyńskiego, Orawy oraz części Spiszu. Uchwalona<br />
w miesiąc później instrukcja plebiscytowa stanowiła kompromis między<br />
żądaniami obu stron i dawała szerokie uprawnienia nowo powstałej Międzysojuszniczej<br />
Komisji Plebiscytowej. Ostatecznie w listopadzie tegoż roku Rada<br />
Najwyższa ustanowiła nieprecyzyjną zasadę, że prawo głosowania będzie przyznawane<br />
osobom, które łączą trwałe więzy z obszarem plebiscytowym 8 .<br />
Decyzja Rady Najwyższej o plebiscycie, wbrew początkowemu entuzjazmowi<br />
społeczeństwa polskiego, nie stanowiła teraz sukcesu dyplomatycznego. Pierwotnie<br />
starano się, aby Międzysojuszniczą Komisję Plebiscytową kierowali<br />
Amerykanie, tymczasem ich wycofanie się z Konferencji Pokojowej spowodowało,<br />
że przewodniczącym komisji został Francuz, hr. Gustav de Manneville,<br />
jawnie nieżyczliwy Polakom. Międzysojusznicza Komisja Plebiscytowa była<br />
niewłaściwie przygotowana do sprawowania swojej funkcji, jej członkowie nie<br />
posiadali żadnej wiedzy o dozorowanym przez siebie terenie. Działalność wszystkich<br />
instytucji istniejących na obszarze plebiscytowym została zawieszona na<br />
czas trwania plebiscytu. Wyłączną władzę wykonawczą i sądowniczą miała sprawować<br />
Międzysojusznicza Komisja Plebiscytowa.<br />
Śląsk Cieszyński został podzielony na dwie równe części - czeską i polską,<br />
co powodowało, że większość polska automatycznie została pozbawiona władzy<br />
nad ludnością oraz urzędów, które traktowała jako swoje własne.<br />
Decyzje administracyjne Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej posiadały<br />
fatalne konsekwencje. Trudno zrozumieć, dlaczego na tym obszarze plebiscytowym<br />
zawieszono działalność wszystkich istniejących instytucji. W wypadku<br />
innych plebiscytów tego okresu - w Szlezwiku-Holsztynie, w Prusach Wschodnich<br />
i na Górnym Śląsku - istniejąca administracja lokalna funkcjonowała dalej<br />
pod kontrolą aliantów.<br />
Początkowo plebiscyt cieszyński miał się odbyć w 1919 r. (tj. w trzy miesiące<br />
od chwili rozpoczęcia działalności Międzysojuszniczej Komisji Plebiscytowej).<br />
Ponieważ jednak sprawa ratyfikacji Traktatu Wersalskiego przeciągnęła<br />
się do 10 stycznia 1920 r. i dopiero potem rozpoczęły działalność komisje plebiscytowe,<br />
odpowiednio też przesunął się termin plebiscytu. Jeśli chodzi o komisje<br />
plebiscytowe, to czechosłowacka Komise pro plebiscit na Teśinsku była znakomicie<br />
zorganizowana zarówno pod względem struktury, jak i sprawności działania.<br />
Natomiast polski Generalny Komitet Plebiscytowy boleśnie uświadamiał<br />
sobie swoją organizacyjną niższość. Komitety te miały swoje odpowiedniki na<br />
Spiszu i Orawie 9 .<br />
8 Archiwum Akt Nowych w Warszawie (dalej - AAN), 18, Delegacja Polska na Konferencję<br />
Pokojową w Paryżu. Nota R. Dmowskiego, prezesa Delegacji Polskiej, Paryż 15 listopada<br />
1919 r.<br />
9 E. Orlof, Orawa i Spisz w latach 1918-1920, Szczawnica 1990.
Znaczenie plebiscytu w rozwiązywaniu problemów międzynarodowych 41<br />
Międzysojusznicza Komisja Plebiscytowa pod wpływem de Manneville'a,<br />
reprezentującego znany pogląd Francji, aby oddać zagłębie węglowe Czechosłowacji,<br />
faworyzowała stronę czeską. Wskutek tego obecność Komisji nie wpłynęła<br />
na poprawę położenia ludności polskiej, która w odpowiedzi na terror żandarmerii<br />
i administracji czeskiej zaczęła stosować akcję odwetową. Terror, który<br />
zaczęła stosować - i to coraz częściej - zarówno jedna, jak i druga strona<br />
narastał w miarę rozwoju nadmiernych emocji, a nawet szowinizmu. W publikacjach<br />
polskich eksponuje się terror czeski, natomiast publikacje czeskie czy słowackie<br />
kładą nacisk na terror polski.<br />
W atmosferze narastających pretensji i oskarżeń polski Generalny Komitet<br />
Plebiscytowy odmówił dostarczenia swoich list wyborczych, co spowodowało,<br />
że Międzysojusznicza Komisja przesunęła termin głosowania aż na 12 lipca<br />
1920 r.<br />
W nocie do Ligi Narodów z 31 maja tegoż roku minister spraw zagranicznych<br />
Czechosłowacji Edvard Beneš oskarżył Polskę o gwałty, terror oraz utrudnienia<br />
w przygotowaniu plebiscytu. Wskutek tego 4 czerwca sekretarz generalny<br />
Ligi Erie Drummond wystosował do ministrów spraw zagranicznych Polski<br />
i Czechosłowacji notę wzywającą obydwie strony do złożenia w jak najkrótszym<br />
czasie w Sekretariacie Generalnym Ligi odnośnych materiałów (faktów i dowodów)<br />
w celu przedstawienia sprawy Lidze Narodów. Do interwencji Ligi jednak<br />
nie doszło, gdyż zgodnie z propozycją przewodniczącego Rady Najwyższej Alexandre'a<br />
Milleranda, przedmiotem dyskusji stała się sprawa arbitrażu króla belgijskiego<br />
Alberta.<br />
Nota Konferencji Ambasadorów z 25 czerwca do rządów Polski i Czechosłowacji,<br />
podpisana przez Milleranda, zawierała: a) żądanie ostatecznej decyzji<br />
w sprawie arbitrażu, b) w razie braku zgody powrót do koncepcji plebiscytowej<br />
i odbycie plebiscytu w ciągu 10 dni, poczynając od 15 lipca, c) termin odpowiedzi<br />
do 15 lipca.<br />
Kolejna nota Konferencji Ambasadorów z 6 lipca zawiadamiała Polskę i Czechosłowację,<br />
że wobec braku jednomyślności obu stron plebiscyt powinien być<br />
przeprowadzony 10 . Budzi zdziwienie chwiejność decyzji wielkich mocarstw,<br />
ponieważ jeszcze 8 lipca Rada Ambasadorów wzywała do przeprowadzenia plebiscytu,<br />
aby zaledwie w tydzień później stanąć wobec zupełnie przeciwnej sugestii<br />
Davida Lloyd George'a, w wyniku której plebiscyt został odwołany 11 .<br />
28 lipca 1920 r. Rada Ambasadorów podjęła znaną decyzję, która dawała<br />
pierwszeństwo czechosłowackim argumentom ekonomicznym przed polskimi<br />
10 Stanisław Baczyński kpt. rez., Polska polityka zagraniczna w sprawie Śląska Cieszyńskiego,<br />
Spiszą i Orawy (1918-1925), 194 stron maszynopisu (napisano po 1932 r.), AAN, Ministerstwo<br />
Spraw Zagranicznych, Wydział Wschodni, sygn. 5503; AAN, Ambasada RP<br />
w Londynie, sygn. 321, k. 92-97, 143-145, 154, 162.<br />
11 N. Davies, op. cit., s. 151.
42 Ewa Orlof<br />
żądaniami podziału etnograficznego. Republice Czechosłowackiej przyznano<br />
56,2% teiytorium Śląska Cieszyńskiego z całym zagłębiem węglowym oraz 62%<br />
ludności, w tej liczbie aż 137 368 Polaków. Na Orawie i Spiszu, z terenu, który<br />
miał być poddany plebiscytowi, Polska otrzymała tylko 27 wsi (23 043), a Czechosłowacja<br />
44 wsie (45 000) ludności 12 .<br />
Tak jak na Śląsku Cieszyńskim Polska w rzeczywistości walczyła nie tylko<br />
o ludność polską tego obszaru, ale i o Zagłębie Karwińskie, tak również na Spiszu<br />
i Orawie Polakom przede wszystkim chodziło o ludność polską i o linię graniczną,<br />
przebiegającą głównym grzbietem od Tatr Zachodnich aż po Tatry Bielskie<br />
i Przełęcz Żarską (Zdziarską). Rozpiętość między nadziejami polskimi a rzeczywistością<br />
była olbrzymia. Polska w wyniku decyzji Konferencji Ambasadorów<br />
otrzymała tylko 1/5 obszaru Tatr, po wygranym plebiscycie posiadałaby prawie<br />
połowę tego obszaru. Poseł brytyjski w Warszawie skomentował to następująco:<br />
„Czesi wydają się mieć gdzieś plecy" 13 .<br />
Podsumowując należy stwierdzić, że choć plebiscyt byłby najprawdopodobniej<br />
korzystniejszy dla Polski niż postanowienia Rady Ambasadorów, to jednak<br />
cała akcja propagandowa, prowadzona przez obydwie strony, była przykładem,<br />
do jakiego stopnia plebiscyty są nieodpowiednią formą załatwienia sporów międzynarodowych.<br />
Forma ta z pozoru naj idealniej sza i najlepiej odpowiadająca<br />
współczesnemu demo kr atyzmo wi, w praktyce musi ulec deformacji i sprowadza<br />
fatalne skutki na tych, którzy mają rozstrzygać o swojej przynależności -<br />
ludności terenu plebiscytowego.<br />
Życie z nieubłaganą koniecznością kierowało prace plebiscytowe na tory<br />
licytacji środkami materialnymi: ze strony czeskiej był to cukier, mąka i tytoń,<br />
a z polskiej nafta i sól, które były ważnym argumentem przemawiającym do biednych<br />
górali Spiszą i Orawy. Następstwem tych metod była nieuchronna demoralizacja<br />
ludu, która objęła w akcjach plebiscytowych również społeczeństwa stojące<br />
tak wysoko kulturalnie, jak duńskie i niemieckie w Szlezwiku, czy też polskie<br />
i niemieckie na Górnym Śląsku. Akcję plebiscytową rozpoczynano, głosząc<br />
szczytne ideały, a kończono w atmosferze szowinizmu i eskalacji nienawiści.<br />
Wilsonowska idea samostanowienia narodów, jak zresztą większość wielkich<br />
idei, prezentowała się bardzo dobrze - na papierze.<br />
12 S. Baczyński, op. cit., s. 69. Zob. też T. M. Trajdos (red.), Spisz i Orawa. W 75 rocznicę<br />
powrotu do Polski północnych części obu ziem, Kraków 1995, s. 23-24.<br />
13 N. Davies, op. cit., s. 162.
Krystio Manczew<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
NARODOWOŚCIOWO-MNIEJSZOŚCIOWE PROBLEMY BUŁGARII<br />
I POLSKI ORAZ ICH WPŁYW NA BEZPIECZEŃSTWO<br />
MIĘDZYMORZA (1919-1939)<br />
Historia narodów Międzymorza od ich powstania i konsolidacji do dnia<br />
dzisiejszego jest wypełniona walkami o emancypację narodową, o zburzenie<br />
obcych imperiów (otomańskiego, habsburskiego), o wyzwolenie narodowe,<br />
0 stworzenie i umocnienie własnych państw narodowych, o realizację takich czy<br />
innych zaborczych i hegemonistycznych ambicji, o uzyskanie i obronę praw<br />
narodowych i mniejszościowych, o przezwyciężenie doznanych niesprawiedliwości<br />
itd. Wszystko to wskazuje, że u podstaw istniejących problemów, sprzeczności<br />
i konfliktów na terenie Międzymorza, mających miejsce w czasach nowych<br />
1 najnowszych, leży problem narodowościowy.<br />
Problem narodowościowy w tym rejonie nigdy nie był i nie jest jakimś abstrakcyjnym<br />
problemem teoretycznym. Wprost przeciwnie, chodzi o problem<br />
praktyki państwowo-politycznej, o granice i zasięg terytorialny danych państw<br />
oraz o wzajemne stosunki poszczególnych narodów. Właśnie dlatego narodowomniejszościowe<br />
problemy Bułgarii i Polski oraz innych krajów Międzymorza,<br />
mają bezpośredni związek z bezpieczeństwem tego rejonu. Nie ulega najmniejszej<br />
wątpliwości, że usunięcie sprzeczności narodowościowych stanowi ważną<br />
przesłankę pokoju i istotny element bezpieczeństwa regionalnego.<br />
Jak wiadomo, przez dziesięciolecia i stulecia Międzymorze było pod panowaniem<br />
obcych imperiów. Spadkobiercami tych imperiów stają się państwa narodowe,<br />
tworzone na zasadzie narodowościowej, w myśl reguły „dla każdego<br />
narodu własne państwo". Nie da się jednak osiągnąć dokładnego pokrywania się<br />
narodu, terytorium i państwa. Dzieje się tak, ponieważ spuścizna po obcych<br />
imperiach jest dzielona bardziej według reguły silniejszego, niż na zasadzie racji<br />
narodowych. Niemałą rolę odgrywają tu siły zewnętrzne, bezpośrednio zaangażowane<br />
w rozwiązywanie państwowo-terytorialnych i narodowo-politycznych<br />
problemów Międzymorza i - jak wiemy - mające swoje własne interesy. Poza<br />
tym w wielu przypadkach granice etniczne nie są wyraźnie zaznaczone. Jest też<br />
niemało rejonów o ludności mieszanej, gdzie po prostu nie da się przeprowadzić
44 Krystio Manczew<br />
wyraźnych granic etnicznych. Jednocześnie Serbowie, Chorwaci i Słoweńcy<br />
zostali ogłoszeni „trójimiennym" narodem, co w żaden sposób nie odpowiadało<br />
rzeczywistości historycznej. W pewnym stopniu podobnie było z Czechami i Słowakami,<br />
połączonymi w jednym państwie.<br />
Z tych wszystkich powodów problem narodowościowy nie schodzi ze sceny<br />
historycznej, także po wycofaniu się obcych imperiów z Międzymorza. Zmienia<br />
się jednak jego podstawowa treść: teraz ciemiężcą narodowym są nie obce<br />
imperia, konglomerat ziem i narodów, tylko państwa narodowe, obejmujące<br />
swoimi granicami ludność innej narodowości; nie chodzi już o zburzenie obcych<br />
imperiów i stworzenie własnych państw narodowych, tylko o obronę rodaków,<br />
którzy znaleźli się poza macierzą; są też specjalne umowy o ochronie mniejszości<br />
pod patronatem Ligi Narodów. Problem narodowy zaczyna coraz bardziej<br />
przybierać charakter problemu narodowo-mniejszościowego, którego rozwiązanie<br />
nie zależy już od tego czy innego ruchu narodowowyzwoleńczego, tylko od<br />
koniunktury międzynarodowej i polityki państw narodowych.<br />
Narodowo-mniejszościowa polityka państw Międzymorza powinna być rozpatrywana<br />
w dwóch aspektach: po pierwsze - jako polityka w stosunku do rodaków,<br />
znajdujących się w innych państwach, i po drugie - jako polityka wobec<br />
ludności innej narodowości na własnym terytorium państwowym. W swoim<br />
pierwszym aspekcie polityka ta mogłaby się najogólniej wyrazić pojęciem „ochrona"<br />
a w drugim - pojęciem „asymilacja" i nawet „czystka etniczna". W obydwu<br />
aspektach w mniejszym lub większym stopniu koresponduje ona z nastawieniem<br />
mocarstwowym: chodzi nie tyle o los rodaków w sąsiednich państwach, ile o przynależność<br />
terytoriów, na których oni mieszkają: duże terytorialnie państwo nieuchronnie<br />
obejmuje swoimi granicami ludność innej narodowości, a sfery rządzące<br />
i nacjonalistyczne w poszczególnych krajach dążą do stworzenia „wielkiego"<br />
i zarazem homogenicznego jednonarodowościowego państwa. Są dwa<br />
sposoby osiągnięcia tego celu - albo wypędzenie ludności innej narodowości<br />
i „oczyszczenie" własnego terytorium państwowego od „tych innych", albo ich<br />
stopniowa asymilacja.<br />
Jeśli skupimy się na Bałkanach, czyli na Bułgarii i jej sąsiadach, zobaczymy,<br />
że w rejonie tym próbowano i jednego, i drugiego 1 . Podczas wojen (1912-<br />
-1918) i bezpośrednio po nich Grecja i Turcja realizowały na swoim terenie<br />
„czystkę etniczną" poprzez tzw. wymianę ludności. Chodzi w gruncie rzeczy<br />
o ucieczkę zagrożonej zagładą fizyczną ludności z obydwu tych krajów: Turcja<br />
wypędziła chrześcijan - Bułgarów i Greków - z terytorium tureckiego, a Grecja<br />
- Bułgarów oraz po części Turków i Pomaków [Bułgarzy wyznający islam -<br />
przyp. tłum.] z terytorium greckiego. Na opuszczonych przez chrześcijan terenach<br />
w Turcji osiedlali się przybywający z Bałkanów muzułmanie, a na opu-<br />
1 Por. K. Manćev, Nacionalnijat vapros na Balkanite, Sofija 1995.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 45<br />
szczone rejony Grecji (Macedonia Południowa i Tracja Zachodnia) przybywali<br />
greccy uchodźcy z terytorium Turcji. W wyniku tego powstała nowa sytuacja<br />
demograficzna: Tracja Wschodnia nabrała tureckiego charakteru etnicznego,<br />
Południowa Macedonia i Tracja Zachodnia - greckiego charakteru etnicznego,<br />
a na Bułgarię spadł ciężki problem uchodźców.<br />
W odróżnieniu od Grecji i Turcji w Jugosławii nie było przybyszów - Serbów,<br />
których można by osiedlić w Macedonii i na Kresach Zachodnich [chodzi<br />
o tereny na zachód od granicy bułgarsko-serbskiej - przyp. tłum.]. Poza tym<br />
językowa bliskość Bułgarów i Serbów sprawiła, że polityka serbska liczyła na<br />
pomyślną asymilację. I Belgrad zabrał się nie do oczyszczania swojego państwa<br />
z Bułgarów, tylko do ich serbizacji: Macedonia została ogłoszona „Serbią Południową",<br />
Kresy Zachodnie traktowano jak odwieczną ziemię serbską, zamykano<br />
bułgarskie instytucje oświatowe, kulturalno-oświatowe i cerkiewne, bułgarskie<br />
nazwiska otrzymały serbską końcówkę -ie itd. W ten sposób Bułgarzy automatycznie<br />
stawali się „prawdziwymi" Serbami. Podobna była też sytuacja<br />
w Południowej Dobrudży, zamieszkanej przeważnie przez ludność bułgarską, ale<br />
pozostałej po wojnie w granicach Rumunii.<br />
Bułgaria ze swojej strony ani nie chciała, ani nie mogła pogodzić się ze stratą<br />
obszernych terytoriów, które były bułgarskie i są uznawane za bułgarskie. Sofia<br />
oczywiście nie mogła także akceptować procesu denacjonalizacji i asymilacji<br />
Bułgarów, którzy po wojnach pozostali w sąsiednich państwach. Powstaje pytanie:<br />
jak można dokonać zmiany, jak naprawić wyrządzone już niesprawiedliwości<br />
narodowe?<br />
Obiektywna ocena tej sytuacji wskazuje, że nie można liczyć ani na bułgarski<br />
ruch narodowowyzwoleńczy w sąsiednich krajach, ani na jakąś siłową bułgarską<br />
akcję obrony narodowej. Pozostaje zatem działanie drogą dyplomatyczną<br />
i na podstawie prawa międzynarodowego. W tym przypadku chodzi o artykuł<br />
19 Paktu Ligi Narodów, który otwiera możliwość pokojowej rewizji traktatu<br />
pokojowego z Neuilly, o artykuł 48 tego traktatu, przewidujący zapewnienie<br />
Bułgarii dostępu do Morza Egejskiego i o traktaty mniejszościowe pod patronatem<br />
Ligi Narodów, które przynajmniej z formalnego punktu widzenia bronią<br />
Bułgarów z państw sąsiednich przed wypędzeniem i asymilacją.<br />
Wszystko to kierowało Bułgarię ku polityce pokojowej rewizji, sformułowanej<br />
jeszcze za czasów rządów Bułgarskiego Ludowego Związku Chłopskiego.<br />
Biorąc na siebie odpowiedzialność za podpisanie traktatu pokojowego w Neuilly<br />
Aleksander Stambolijski a priori odrzucał jakąkolwiek myśl o sprzeciwie.<br />
„Każda odmowa podpisania układu oznaczałaby kontynuację wojny, a o wojnie<br />
nikt u nas nie myśli" 2 . „Jako opozycja walczyliśmy najodważniej przeciw wciągnięciu<br />
Bułgarii do wojny, wstydem i hańbą będzie, jeśli jutro jako rządzący nie<br />
2 Por. A. Stambolijski, Izbrani prozvedenija, Sofija 1979, s. 241.
46 Krystio Manczew<br />
będziemy w stanie opanować sytuacji [...] Dopóki my, ludowcy, rządzimy, nie<br />
pozwolimy na wojnę" 3 - oświadczał niejednokrotnie przywódca ludowy. Jest on<br />
przekonany, że traktat pokojowy z Neuilly nie może być wieczny, że okowy tego<br />
traktatu zostaną zerwane, ale to da się osiągnąć nie „krwawym mieczem", tylko<br />
poprzez „oburzone sumienie świata" 4 . Stąd też dążenie Sofii do udobruchania<br />
zwycięzców i zasłużenia na ich zaufanie poprzez lojalne wykonywanie zobowiązań,<br />
wypływających z traktatu pokojowego. Z tym też są związane sugestie rządu<br />
w Sofii, adresowane do ludności bułgarskiej z terytoriów, podporządkowanych<br />
obcej władzy i nawołujące do zachowania spokoju i pokojowego czekania<br />
na „przebudzenie się" sumienia świata. Obiecuje się przy tym, że Bułgaria znajdzie<br />
sposób porozumienia się ze swoimi sąsiadami, że „w niedługim czasie uda<br />
nam się pokojowymi środkami zrealizować nasze narodowe aspiracje", że zniewoleniu<br />
bułgarskich kresów zostanie położony kres itd. 5 Nie szczędziło się w tym<br />
kierunku odpowiednich wysiłków, ale wszystko okazało się daremne, wszystko<br />
stanowiło nieuzasadnione złudzenie - traktat pokojowy z Neuilly stawał się faktem,<br />
bez widoków na jakiekolwiek zmiany na korzyść Bułgarii.<br />
Inna sprawa, czy rząd Aleksandra Stambolijskiego miał alternatywę, czy mógł<br />
nie podpisać w Neuilly traktatu pokojowego i przeciwstawić mu się, tak jak np.<br />
Turcja Kemala Atatiirka przeciwstawiła się pokojowi w Sevres. Moja odpowiedź<br />
na to pytanie jest twierdząca 6 , ale to osobny temat. Jest ważne podkreślenie tu<br />
faktu, że w 1919 r. Bułgaria a priori odrzuciła wojnę jako środek obrony narodowej.<br />
Przez cały okres międzywojenny nie przyjęła ona ustalonego państwowo-terytorialnego<br />
status quo na Bałkanach za coś wiecznego i dążyła do rewizji<br />
traktatu z Neuilly, ale tylko środkami pokojowymi. Bułgarska polityka zagraniczna<br />
spoglądała z boku na szalejącą w tym czasie „paktomanię". Nie angażowała<br />
ona Bułgarii w żadne bloki i kombinacje z innymi państwami. Jednocześnie<br />
Sofia szukała opieki Ligi Narodów i dążyła do porozumienia z sąsiadami,<br />
ale tylko na zasadach dwustronnych oraz bez umów i klauzul gwarantujących<br />
i utrwalających wersalskie status quo.<br />
Polityka rewizji pokojowej jest ściśle związana z problemem losów „swoich"<br />
poza granicami Bułgarii i „obcych" na własnym terytorium państwowym.<br />
Zasadnicze kierunki bułgarskiej polityki zagranicznej w tej dziedzinie zostały<br />
również wytyczone już w czasach rządów Stambolijskiego. W przesłaniu do<br />
konferencji w Genui z maja 1922 r. premier bułgarski rysował sytuację mniej<br />
więcej tak: z 8 min Bułgarów 2 min znajduje się poza granicami Bułgarii, z czego<br />
500 tys. to uchodźcy. Są to rewolucjoniści, członkowie nielegalnych oddzia-<br />
3 Ibidem, s. 360.<br />
4 Ibidem, s. 241.<br />
5 „Zemedelsko zname", nr 19 z 2 października 1919 r.; nr 52 z 10 grudnia 1919 r.<br />
6 K. Mancev, op. cits. 242-243.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 47<br />
łów, bojownicy o wolność, którzy przekraczają granicą i nikt nie jest w stanie<br />
ich zatrzymać, Bułgaria ma zaledwie 6000 ochotników do ochrony granicy, mierzącej<br />
3000 kilometrów; w myśl traktatu z Neuilly zostały oderwane od Bułgarii<br />
tereny, które przez 40 lat [tj. od wyzwolenia spod niewoli tureckiej - przyp. tłum.]<br />
miały własne szkoły, instytucje oświatowe i prawa; zostały one obecnie zlikwidowane,<br />
nauczycieli i duchownych wypędzono; na terenach bułgarskich, podporządkowanych<br />
obcym rządom, została wprowadzona nowa administracja, która<br />
siłą wprowadza politykę wynaradawiania. Na zakończenie Stambolijski sformułował<br />
postulaty bułgarskie, a mianowicie: 1. Pozwolenie uciekinierom na powrót<br />
do domów 1 , 2. Zapewnienie przez odpowiednie rządy zwrotu zagarniętych uciekinierom<br />
majątków; 3. Zastosowanie „w miarę możliwości jak najszybciej" przewidzianych<br />
w umowach klauzul dotyczących zachowania praw mniejszości 7 .<br />
Postulat powrotu uciekinierów na ich tereny ojczyste był podtrzymywany<br />
przez pewien czas także po upadku rządu Stambolijskiego. W miarę upływu czasu<br />
stało się jednak jasne, że problem uchodźców będzie rozwiązany poprzez osiedlanie<br />
się w ramach państwa bułgarskiego. Polityka bułgarska stopniowo rezygnowała<br />
z tego postulatu. Co więcej, Bułgaria zrezygnowała także z perspektywy<br />
ubiegania się kiedykolwiek w przyszłości o Trację Wschodnią i w 1925 r.<br />
zawarła układ o przyjaźni z Turcją. Uciekinierzy bułgarscy z tego rejonu stracili<br />
prawo powrotu na swoje tereny rodzinne, a ich mienie nieruchome stało się własnością<br />
państwa tureckiego. W ten sposób muzułmanie bułgarscy, którzy przesiedlili<br />
się w latach 1912-1925 do Turcji stracili prawo do swojego majątku na<br />
terenie Bułgarii 8 . Jeśli zaś chodzi o uciekinierów z terenów, które przeszły pod<br />
władzę Grecji, to zgodnie z bułgarsko-grecką umową o wymianie ludności, narzuconą<br />
przez zwycięskie państwa na podstawie artykułu 56 traktatu z Neuilly,<br />
byli traktowani oni nie jako uciekinierzy, tylko jako dobrowolni wysiedleńcy.<br />
Dlatego też w tym przypadku w ogóle nie chodziło o powrót, tylko o rozwiązanie<br />
wynikających z tej „wymiany" majątkowych i finansowych sporów między<br />
Bułgarią a Turcją 9 .<br />
Po odpadnięciu problemu powrotu uciekinierów do ich dawnych miejsc<br />
zamieszkania pozostawał jedynie postulat zastosowania postanowień o ochronie<br />
mniejszości pod patronatem Ligi Narodów. I tu Bułgarii nie udało się również<br />
osiągnąć nic istotnego. Określonym sukcesem mógłby się stać tzw. Protokół<br />
Genewski z 1924 r., zgodnie z którym mniejszość bułgarska i grecka odpowiednio<br />
w Grecji i Bułgarii stawała się obiektem ochrony ze strony Ligi Narodów,<br />
przy czym zagwarantowane jej zostały prawa mniejszościowe. Protokół ten jed-<br />
7 Vánš na ta politika na pravitelstvoto na BZNS - noemvri 1919 - juni 1923, A. Stambolijski.<br />
Dokumentalno nasledstvo, Sofija 1989, s. 256-258.<br />
8 „Dáržaven vestnik", nr 110 z 17 sierpnia 1926 r.<br />
9 Por. K. Popov, Konvenci} ala za vzaimno i zs el vane mezd u Bálgarija i Gárcija i sporát ni<br />
s gárcite za čerkvi, učilišta i manastiri, Sofija 1935.
48 Krystio Manczew<br />
nak nie wszedł w życie - pod naciskiem społeczeństwa greckiego i Jugosławii<br />
parlament grecki odmówił jego ratyfikacji. W istocie rzeczy Bułgarii nie udało<br />
się uzyskać uznania bułgarskich mniejszości narodowych w państwach sąsiednich.<br />
Wprawdzie Rumunia i Grecja nieraz przyznają, bezpośrednio lub pośrednio, istnienie<br />
Bułgarów na ich terytorium, to z jednym, to z drugim z tych państw były<br />
prowadzone negocjacje w tzw. kwestiach do rozwiązania, ale nie wychodziły one<br />
poza wymianę memorandów, najczęściej zawierających wzajemne oskarżenia<br />
złego traktowania mniejszości lub nadmierne i niemożliwe do przyjęcia reklamacje<br />
natury finansowej. Jeśli zaś chodzi o Jugosławię, to kategorycznie i brutalnie<br />
zaprzeczała ona istnieniu mniejszości bułgarskiej na swoim terytorium.<br />
Spośród sąsiadów Bułgarii jedynie Turcja godziła się na podpisanie umowy,<br />
zawierającej klauzule nt. mniejszości: chodziło o bułgarsko-turecki układ<br />
o przyjaźni z 1925 r., na mocy którego Sofia i Ankara zobowiązały się do zapewnienia<br />
„muzułmańskiej mniejszości w Bułgarii" i „bułgarskiej mniejszości<br />
w Turcji" korzystanie z „wszystkich rozporządzeń dotyczących opieki nad mniejszościami",<br />
włączonych odpowiednio do traktatów pokojowych z Neuilly i z Lozanny.<br />
Do tej klauzuli dodano uwagę interpretacyjną dotyczącą mniejszości bułgarskiej<br />
w Turcji - wyjaśnia się, że chodzi o „obywateli tureckich wyznania<br />
chrześcijańskiego, których językiem ojczystym jest bułgarski". Nie ma jednak<br />
wyjaśnienia, jak należy rozumieć „muzułmańską mniejszość w Bułgarii" 10 . Przez<br />
analogię można by przypuszczać, że chodzi tu o bułgarskich obywateli wyznania<br />
muzułmańskiego, posługujących się językiem tureckim, ale brak odpowiedniej<br />
interpretacji pozwala stronie tureckiej włączać do tzw. mniejszości muzułmańskiej<br />
także bułgarskich muzułmanów z Rodopów, których językiem ojczystym<br />
jest bułgarski. Wiadomo przy tym, że liczebność mniejszości muzułmańskiej<br />
w Bułgarii w 1925 r. przekraczała pół miliona, podczas gdy Bułgarów w Turcji<br />
było nie więcej niż cztery tysiące. Na domiar wszystkiego konstytucja republiki<br />
tureckiej z 1924 r. traktowała wszystkich mieszkańców kraju jako Turków (kompatriotów,<br />
„niezależnie od wyznania i pochodzenia") 11 . Pod hasłem „Turcja dla<br />
Turków" reżim Atatiirka poczynił twarde kroki, by wszystko w ramach państwa<br />
tureckiego było wyłącznie tureckie. I „ci inni" - Bułgarzy, Grecy, Ormianie,<br />
Kurdowie itp. - zamiast praw mniejszościowych doznawali coraz silniejszego<br />
tureckiego narodowego (i nacjonalistycznego) nacisku.<br />
Bułgaria wstawiała się w obronie ludności bułgarskiej, będącej pod obcą<br />
władzą, dążąc do ochronienia jej przed wypędzeniem i asymilacją. Przez cały<br />
okres międzywojenny domagała się ona zastosowania umów o ochronie mniejszości,<br />
często stawiając tę sprawę zarówno w odpowiednich organach Ligi Na-<br />
10 „Darżaven vestnik", nr 110 z 17 sierpnia 1926 r.<br />
11 Por. S. S. Bobćev, Konstitucijata na Turskata republika, Sofija 1926 (odbitka z: „Juridićeski<br />
pregled" 1925, nr 7-8, s. 287-300).
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 49<br />
rodów, jak i w gremiach dyplomatycznych. Zawsze postulat był ten sam - przyznanie<br />
praw, zapisanych w traktatach i postanowieniach mniejszościowych. Samo<br />
jednak występowanie z tą sprawą przeciwstawia Bułgarię jej wszystkim sąsiadom.<br />
Zarówno Jugosławia i Rumunia, jak i Grecja i Turcja kategorycznie stały<br />
na stanowisku zachowania i utrwalenia wersalskiego status quo w stosunku do<br />
Bułgarii. Co więcej, nie zadowalali się tylko swoją wspólną antyrewizj oni styczną<br />
polityką, lecz tworzyły międzynarodowe organizacje sojusznicze (Małą Ententę,<br />
Porozumienie Bałkańskie), których zasadniczym przeznaczeniem było pilnowanie<br />
ustanowionych granic 12 . W rzeczywistości sąsiedzi Bułgarii nie mieli w innych<br />
państwach bałkańskich terenów, do których mogliby - z etnicznego punktu<br />
widzenia - aspirować w przyszłości. Wprost przeciwnie, w zakres ich granic<br />
zostały włączone cudze tereny etniczne. Dlatego też szczególnie duże znaczenie<br />
miał dla nich problem wewnętrznej narodowej konsolidacji. Stąd też wynikało<br />
ich dążenie do wypędzenia i szybkiej asymilacji ludności innej narodowości, jak<br />
również ich negatywny stosunek do umów o ochronie mniejszości - akceptowali<br />
je zmuszeni do tego niemal siłą i traktowali jak czystą formalność.<br />
W odróżnieniu od innych państw bałkańskich Bułgaria z powagą traktowała<br />
traktaty mniejszościowe nie tylko z punktu widzenia „swoich" w krajach sąsiednich,<br />
ale także w stosunku do „tych innych" na swoim terytorium. Miało to<br />
logiczne wytłumaczenie. Bułgaria miała nadzieję odzyskać, w bliżej nie określonej<br />
przyszłości i w sposób pokojowy, niedawno utracone ziemie bułgarskie -<br />
Macedonię, Trację, Południową Dobrudżę, Kresy Zachodnie. Dlatego też pragnęła,<br />
by na tych terenach pozostała ludność bułgarska, by została tam zachowana<br />
bułgarska społeczność etniczna, która - aby nie zniknąć - powinna mieć<br />
prawa mniejszościowe. W zamian za żądane prawa mniejszościowe dla Bułgarów,<br />
daje ona w sąsiednich państwach takie prawa ludności innej narodowości<br />
na swoim terytorium. Wiadomo przy tym, że z wyjątkiem muzułmanów (520 tys.<br />
Turków i 88 tys. bułgarskich muzułmanów w 1920 r.) pozostałe mniejszości na<br />
terytorium Bułgarii były nader nikłe ilościowo. Ludność muzułmańska była bowiem<br />
dość rozproszona i Turcja nie byłaby w stanie poprzez jakąkolwiek politykę<br />
mniejszościową formułować pod adresem Bułgarii pretensji terytorialnych.<br />
Poza tym Bułgaria nie wykazywała już żadnego zainteresowania Tracją Wschodnią,<br />
zatem oczekiwano, że i Turcja nie będzie przejawiała żadnego zainteresowania<br />
terytoriami bułgarskimi. Jednocześnie przestrzeganie umów mniejszościowych<br />
uwiarygodnia Bułgarię jako państwo respektujące umowy międzynarodowe,<br />
Ligę Narodów Zjednoczonych i mocarstwa bloku Ententy 13 .<br />
W związku z tym, warto jednak podkreślić, że polityka Bułgarii (i jej społe-<br />
12<br />
Por. K. Mancev, V. Bistricki, Balgańja i nejnite scisedi (1931-1939/Politićeski i diplomatićeski<br />
otnosenija), Sofija 1978.<br />
13<br />
K. Mancev, Nacionalnijat vapros na Balkanite (...), s. 244-281.
50 Krystio Manczew<br />
czeństwo) nieustannie zajmowała się problemem macedońskim i konfliktami<br />
między Bułgarią a Serbią, Grecją i Rumunią wokół podziału spuścizny otomańskiej,<br />
podczas gdy problemom muzułmańskim i sprawom stosunków z Turcją<br />
poświęciła dużo mniej uwagi. Właściwie Bułgaria otrzymała jako historyczną<br />
spuściznę szczególną dwoistość swojego stosunku do ludności muzułmańskiej,<br />
znajdującej się w jej granicach: lojalność, życzliwość, dobrosąsiedztwo, lecz<br />
zarazem nieufność, niechęć i nawet nienawiść. I ta dwoistość znajduje miejsce<br />
w oficjalnej polityce państwowej. Podstawowe cechy tej polityki można by streścić<br />
w sposób następujący 14 :<br />
1. Oficjalne uznanie ludności muzułmańskiej za mniejszość - tureckojęzycznej<br />
za Turków, bułgarskoj ęzycznej za bułgarskich muzułmanów (Pomaków);<br />
2. Realizacją wziętych na siebie zgodnie z umowami o ochronie mniejszości<br />
zobowiązań, ale głównie z pobudek o charakterze międzynarodowym i bez<br />
szczególnej gorliwości;<br />
3. Określone pragnienie ograniczania liczby ludności muzułmańskiej drogą<br />
jej wysiedlania do Turcji. (W latach 1878-1912 do Turcji wysiedliło się około<br />
350 tys. muzułmanów. Wysiedlenia były kontynuowane także w okresie międzywojennym<br />
- po około 10-15 tys. osób rocznie);<br />
4. Brak państwowego programu rozwoju ekonomicznego i kulturalnego<br />
muzułmanów bułgarskich w rejonach ich zamieszkania;<br />
5. Próby władz państwowych i pojedynczych osób fizycznych oraz prawnych,<br />
zmierzające do wzbogacenia się kosztem wysiedleńców.<br />
Warto zaznaczyć, że niezależnie od wszystkiego w okresie międzywojennym<br />
muzułmanie w Bułgarii dysponowali całkowitą wolnością religijną, reglamentowaną<br />
również prawnie poprzez „Statut organizacji i zarządzania duchowego<br />
muzułmanów w Carstwie" z 1919 r. Dokument ten określał wszystko: istnienie,<br />
strukturę i działalność muzułmańskich wspólnot religijnych, prawa<br />
i obowiązki ich zwierzchnictw, budżet i sprawozdawczość, domy modlitwy, instytucje<br />
muftich, sprawy majątkowe, sądy duchowe itd. I wszystko jest utrzymane<br />
w duchu samorządności i demokracji. To samo dotyczy muzułmańskich<br />
szkół. Ustawa o oświacie narodowej, jak również regulamin inspekcji szkolnych<br />
z 1923 r. poświęcają specjalne ustępy prywatnym szkołom mniejszości narodowych<br />
- ich otwieraniu, utrzymaniu, sposobowi prowadzenia nauki, uprawnieniom<br />
absolwentów i inne. Przy tym w konkretnej bułgarskiej rzeczywistości<br />
okresu między woj ennego szkoły te naprawdę istnieją - w 1931 r. jest ich 738,<br />
mają 1801 nauczycieli i około 50 tys. uczniów. W latach 1918-1928 w mieście<br />
Szumen działa też muzułmańska średnia szkoła pedagogiczna.<br />
Wolność wyznawania wiary i istnienie szkół muzułmańskich nie zmieniają<br />
jednak zbytnio sytuacji - szkoły mniejszości były prywatne, nauczanie było pro-<br />
14 Ibidem.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 51<br />
wadzone na nader niskim poziomie, była zachowywana wewnętrzna izolacja i niski<br />
poziom wykształcenia ludności muzułmańskiej. Polityka bułgarska w stosunku<br />
do tej ludności była umiarkowana i tolerancyjna, ale nie przejawiała szczególnej<br />
gorliwości ani w zapewnieniu muzułmanom pracy i dobrobytu, ani w dziedzinie<br />
wykształcenia, oświaty, kultury i bytu tej części ludności Bułgarii. Poprzez swoją<br />
dwoistość, elementy nacisku zmierzającego do wysiedleń, a także przejawy<br />
nieżyczliwości i dyskryminacji polityka ta nie przyczyniała się do włączenia ludności<br />
muzułmańskiej do Bułgarii, jej zbliżenie i wzajemnej integracji z Bułgarami,<br />
przezwyciężenia odziedziczonej po minionych stuleciach wrogości pomiędzy<br />
społecznością chrześcijańską a muzułmańską. Wprost przeciwnie, świadomie<br />
czy nieświadomie muzułmanie, zwłaszcza tureckojęzyczni, byli nastawiani<br />
na konsolidację w zamkniętej wspólnocie religijnej i etnicznej, zwróconej bardziej<br />
ku Turcji niż ku Bułgarii. Procesowi temu sprzyjała również silna propaganda<br />
rządów Kerna la Atatiirka, prowadzona zarówno przez państwo tureckie,<br />
jak i przez nauczycieli tureckich z prywatnych szkół muzułmańskich w Bułgarii.<br />
Jak widać, polityka bułgarska w okresie między woj enny m miała swoją międzynarodową<br />
podstawę prawną: postulaty pokojowej rewizji były wysuwane<br />
zgodnie z artykułem 19 Paktu Ligi Narodów, a stosunek do mniejszości („swoich"<br />
i „obcych") opierał się na umowach o prawach mniejszości. Zarówno w jednym,<br />
jak i w drugim przypadku działalność rozwijana przez dyplomację bułgarską<br />
współgrała z ówczesnym prawem międzynarodowym, powołanym do zagwarantowania<br />
pokoju i bezpieczeństwa. W tym sensie bułgarska narodowa polityka<br />
mniejszościowa jako część składowa ogólnej polityki rewizji pokojowej jest również<br />
związana ze sprawą pokoju i bezpieczeństwa. W gruncie rzeczy polityka ta<br />
powinna być rozpatrywana jako bułgarska koncepcja bezpieczeństwa regionalnego.<br />
Podstawowe treści tej koncepcji można by podsumować następująco:<br />
1. Pokój za wszelką cenę. Rezygnacja z wojny nie tylko jako sposobu rozwiązywania<br />
istniejących sporów narodowych i państwowo-terytorialnych, lecz i jako<br />
środka obrony narodowej. Nieuczestniczenie w blokach i kombinacjach, gwarantujących<br />
wersalskie status quo i przeciwstawiających sobie nawzajem siły i państwa.<br />
2. Rewizja traktatu pokojowego z Neuilly drogą porozumienia zainteresowanych<br />
sił zgodnie z artykułem 19 Paktu Ligi Narodów. Chodzi o odtworzenie<br />
Bułgarii w jej granicach z 1913 r. (tj. o Południową Dobrudżę, Trację Zachodnią<br />
i Kresy Zachodnie), a nie o jakieś mocarstwowe zapędy - Tracja Wschodnia i Macedonia<br />
już nie figurują na liście bułgarskich żądań terytorialnych 13 .<br />
3. Stosowanie umów o mniejszościach przez wszystkie państwa. Zgodnie<br />
z niezmiennym stanowiskiem bułgarskim mówienie o jakichkolwiek ogólnobał-<br />
15 Macedonia i Tracja Wschodnia nie są wymienione jako pretensje bułgarskie w Dyrektywie<br />
N° 19 z 19 kwietnia 1939 r. (por. D. Sirko - v, Vánšnata politika na Bálgarija 1938-<br />
-1941, Sofija 1979, s. 128).
52 Krystio Manczew<br />
kańskich gwarancjach i porozumieniach musi być poprzedzone zlikwidowaniem<br />
istniejących między poszczególnymi krajami sporów i zwłaszcza przyznaniem<br />
mniejszościom przewidzianych w tych umowach praw.<br />
Wynika z tego, że bułgarska koncepcja bezpieczeństwa regionalnego wychodzi<br />
z przesłanki określonej rewizji państwowo-terytorialnych problemów na<br />
Bałkanach. Chodzi o zwrot Bułgarii jej terytoriów, zagarniętych podczas wojen<br />
przez kraje sąsiednie. W praktyce oznaczałoby to likwidację popełnionych błędów<br />
i niesprawiedliwości bez naruszenia narodowych interesów sąsiadów, w wyniku<br />
czego każdy powinien być zadowolony (w pewnym stopniu) z sytuacji i nie<br />
sięgać po broń z myślą o ewentualnym przyszłym wymuszeniu zmian. A to już<br />
by było rzeczywistym bezpieczeństwem. Jest oczywiste, że nawet po podobnej<br />
rewizji problemów państwowo-terytorialnych na korzyść Bułgarii ani jedno<br />
z państw bałkańskich nie przekształciłoby się w całkowicie homogeniczne państwo<br />
jednonarodowościowe - wszędzie istniałyby mniejszości. Właśnie po to<br />
istnieją traktaty mniejszościowe, które powinny być sumiennie stosowane.<br />
Z formalnego, a i rzeczowego punktu widzenia koncepcja ta wydaje się bez<br />
zarzutu, ale ma ona charakter bardziej utopijnego życzenia niż realnie możliwej<br />
do zrealizowania idei: jej realizacja nie zależy od Bułgarii, tylko od jej sąsiadów.<br />
Jest naturalne, że żaden z nich nie chciał dobrowolnie wycofać się z raz<br />
zdobytych terytoriów. Poza tym nikt nie wierzył w szczerość bułgarskiego pokojowego<br />
rewizjonizmu. Wprost przeciwnie, sądziło się, że któregoś dnia, poczuwszy<br />
się wystarczająco mocno, Bułgaria zmieni swoje pokojowe nastawienie<br />
i wstąpi na drogę odwetu i mocarstwowości. Szczególną nieufność sąsiadów<br />
(i nie tylko ich) wzbudzała polityka bułgarska w stosunku do mniejszości narodowych.<br />
Sądzi się, że niemal każde nielegalne przekroczenie granicy i każdy opór<br />
ludności miejscowej wobec polityki asymilacyjnej władz był inspirowany z Sofii.<br />
Jednocześnie każdy postulat stosowania traktatów mniejszościowych był traktowany<br />
jako bułgarska ingerencja w wewnętrzne sprawy sąsiednich państw 16 . Na<br />
domiar wszystkiego rewizjonizm bułgarski był prezentowany jako część ogólnej<br />
polityki grupy państw nastawionych rewizjonistycznie, a później agresywnie<br />
- Niemcy, Włochy, Węgry - co dawało podstawy umocnienia nieufności w stosunku<br />
do Bułgarii. Na przykład wiosną 1921 r. prasa belgradzka szukała związku<br />
między polityką Bułgarii i Niemiec, grożąc, że Jugosławia zajmie w stosunku<br />
do Bułgarii takie stanowisko, jakie zajmuje Francja w stosunku do Niemiec 17 .<br />
Dziś trudno jest ocenić, w jakim stopniu ta nieufność w stosunku do Bułgarii<br />
była usprawiedliwiona. Jest jednak faktem, że bułgarska koncepcja bezpie-<br />
16 Por. K. Manćev, Bdlgarskijat nacionalen vcipros v meźdubalkanskite otnośenija (1919-<br />
-1939% w: Balgcirijci 1300. Institucii i darzavna tradicija, t. 3, Sofija 1983, s. 257-267.<br />
17 AAN, MSZ, Wydział Wschodni, sygn. 5982, s. 117, sprawozdanie polityczne Ambasady<br />
Polskiej w Belgradzie, 10 maja 1921 r.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 53<br />
czeństwa osiągniętego drogą pokojowej rewizji nie zawiera żadnych gwarancji<br />
przyszłego trwałego pokoju. Faktem jest również, że w latach II wojny światowej<br />
Bułgaria ponownie próbowała w sojuszu z Niemcami realizować bułgarskie<br />
ideały narodowe w ich mocarstwowej wersji, a więc pokojowy rewizjonizm Sofii<br />
z okresu międzywojennego nie był w pełni szczery.<br />
Jednocześnie bezpieczeństwo regionalne, np. dla regionu bałkańskiego, trudne<br />
by było do zbudowania w izolacji od ogólnej koniunktury międzynarodowej,<br />
od wspólnego bezpieczeństwa Europy i świata. Trudno byłoby sobie wyobrazić<br />
bezpieczeństwo regionu Bałkanów zbudowane na zasadach pokojowego rewizjo<br />
n izmu i bezpieczeństwo reszty Międzymorza lub w ogóle Europy, zbudowane<br />
na zasadach wersalskiego status quo. Pojawia się tu problem precedensu,<br />
dążenie do tego, by nie dopuścić do rewizji w żadnym konkretnym miejscu ma<br />
na celu sprawienie, by nie posłużyło to jako precedens do rewizji wszędzie.<br />
Tak czy inaczej bułgarska koncepcja bezpieczeństwa regionalnego poprzez<br />
rewizję pokojową nie została zrealizowana - była lansowana tylko jako życzenie,<br />
jako teoretyczna możliwość. Górę wzięła inna koncepcja, koncepcja wersalskiego<br />
status quo, której aktywnym zwolennikiem była m.in. Polska.<br />
Zasadnicze treści tej „prowersalskiej koncepcji" można by przedstawić następująco:<br />
1. Zachowanie, umocnienie i utrwalenie wersalskiego status quo. Niedopuszczanie<br />
do terytorialnych i innych rewizji traktatów pokojowych w stosunku<br />
do jakiegokolwiek kraju w celu zapobieżenia precedensom.<br />
2. Stworzenie regionalnych sojuszy państw „prowersalskich" i podpisanie<br />
umów z klauzulami gwarancyjnymi w celu obrony status quo.<br />
3. Słabe zainteresowanie swoimi rodakami w innych państwach (by nie dawać<br />
podstaw do żądania na zasadzie wzajemności praw dla „obcych" na własnym<br />
terytorium). Polityka wynaradawiania i asymilacji mniejszości narodowych,<br />
nierespektowanie traktatów mniejszościowych.<br />
Ta antyrewizjonistyczna koncepcja zazwyczaj bywa nazywana polityką bezpieczeństwa<br />
zbiorowego. Istnieje też hasło z lat trzydziestych, zgodnie z którym<br />
„rewizja znaczy wojna". Ku tej polityce ciążyła większość państw w Europie,<br />
były prowadzone negocjacje, podpisywano umowy gwarancyjne, tworzono sojusze,<br />
lansowano różne kombinacje itp. Bezpieczeństwa nie daje się jednak osiągnąć<br />
- w zaledwie dwa dziesięciolecia po I wybucha II wojna światowa. Nie<br />
mam podstaw do twierdzenia, że w razie realizacji bułgarskiej koncepcji bezpieczeństwa<br />
poprzez rewizję pokojową II wojna światowa nie stałaby się faktem.<br />
Jednocześnie czuję się uprawniony do stwierdzenia, że prowersalska koncepcja<br />
bezpieczeństwa ma wiele słabych stron. Broni ona narzuconego status quo,<br />
które jednych obdarowuje, a drugich krzywdzi. W rzeczywistości to status quo<br />
w wielu przypadkach nie zadowala także tych państw, które je popierają. W stosunku<br />
do Bułgarii ma ono charakter kary. Wersalskie status quo leży u podstaw
54 Krystio Manczew<br />
wielu sporów i sprzeczności, które zamiast znikać, są przymusowo utrwalane.<br />
Właśnie ta okoliczność czyni wersalskie status quo niestabilnym i konfliktowym,<br />
a bezpieczeństwo - narzuconym, tymczasowym i pozornym.<br />
Dalej wychodzi się z przesłanki o sojuszu lub systemie sojuszy państw prowersalskich<br />
przeciwko państwom rewizjonistycznym, przy czym te ostatnie zazwyczaj<br />
pozostają w izolacji, w tym również terytorialnej (Mała Ententa i Węgry,<br />
Porozumienie Bałkańskie i Bułgaria). W ten sposób jedne państwa są przeciwstawiane<br />
drugim, co nie staje się źródłem bezpieczeństwa, lecz raczej wprost<br />
przeciwnie - źródłem niebezpieczeństwa. Poza tym w stosunku do najsilniejszych<br />
państw rewizjonistycznych - Niemiec i Włoch - system ten nie jest w stanie<br />
działać. Nie miejsce tu na przedstawianie powodów tego stanu rzeczy, warto<br />
jednak wspomnieć, że bezpieczeństwo regionalne (Bałkanów czy szerzej Międzymorza)<br />
nie może być zjawiskiem odizolowanym - zależy ono bezpośrednio<br />
od globalnego bezpieczeństwa europejskiego. Bez wątpienia Bułgaria i Węgry<br />
nie są takimi siłami, które byłyby w stanie rozpętać wojnę - groźby pojawiają<br />
się skądinąd.<br />
I wreszcie, prowersalska koncepcja bezpieczeństwa przywiązuje niewiele<br />
wagi do mniejszości, skazując je na stopniowe zanikanie drogą powolnej asymilacji.<br />
Zresztą same traktaty mniejszościowe zostały wymyślone i stworzone z pozycji<br />
systemu wersalskiego. Już przy podpisywaniu tych tak ograniczonych umów<br />
jest jasne, że Liga Narodów nie ma realnej siły, zdolnej wymusić ich stosowanie.<br />
Za to mężowie stanu Ententy nieraz apelują do mniejszości o lojalną postawę,<br />
wierność własnym rządom i ograniczanie się wyłącznie do „szlachetnych<br />
pretensji" 18 . W tej sytuacji jest zrozumiała asymilacyjna polityka państw prowersalskich<br />
w stosunku do mniejszości na ich terytorium, która stała się źródłem<br />
wielu konfliktów i sprzeczności. Tak więc w tej dziedzinie nie można mówić<br />
0 rzeczywistym bezpieczeństwie, tylko raczej o jego braku.<br />
Jeśli idzie o Polskę, to konstytuowała się ona jako niepodległe państwo na<br />
obszernym terytorium między dwoma mocarstwami - Niemcami od zachodu<br />
1 Rosją od wschodu. Liczna ludność polska pozostawała zarówno w Niemczech,<br />
jak i w Rosji, ale jeszcze liczniejsza była ludność innych narodowości na polskim<br />
terytorium państwowym - Białorusini, Ukraińcy, Niemcy, Żydzi i inni,<br />
w sumie ponad 8 min, czyli prawie jedna trzecia ludności kraju 19 . Zatem z punktu<br />
widzenia zarówno geopolitycznego, jak i narodowościowo-mniejszościowego<br />
przyszłość Polski zależała od zachowania obydwu sąsiadujących mocarstw:<br />
czy będą uznawać polską niepodległość i do kiedy, czy któregoś dnia nie spró-<br />
18<br />
S. Sierpowski, Mniejszości narodowe jako instrument polityki międzynarodowej 1919-1939,<br />
Poznań 1986.<br />
19<br />
H. Zieliński, Historia Polski 1914-1939, Wrocław etc. 1983, s. 116; J. Tomaszewski, Rzecz-<br />
pospolita wielu narodów, Warszawa 1985.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 55<br />
bują doprowadzić do realizacji takich czy innych swoich ambicji na terenie Międzymorza,<br />
każde z osobna czy - nie daj Boże - w sojuszu wzajemnym?<br />
Oczywiście, że Polska była jednym z gorących zwolenników wersalskiego<br />
status quo, ponieważ było ono gwarancją międzynarodową w stosunku do Niemiec,<br />
a Francja trzymała wędzidło dopiero co poskromionego konia niemieckiego.<br />
W pierwszych latach powojennych wydawało się to wystarczające. Rosja<br />
pozostała jednak bez poskromiciela i była zadaniem o wielu niewiadomych, co<br />
sprawiało, że polityka polska nastawiła się właśnie na nią. Jej celem było odepchnięcie<br />
Rosji jak najdalej na wschód i powstanie federacji składającej się<br />
z państw bałtyckich oraz Białorusi, Ukrainy, Krymu i państw kaukaskich, wraz<br />
z Polską. Ta tzw. koncepcja federacyjna Piłsudskiego zakłada przywódczą rolę<br />
Polski w Międzymorzu i eliminację wpływów rosyjskich w tym rejonie 20 .<br />
Warszawa była szczególnie uczulona na rolę Rosji (Związku Radzieckiego)<br />
nie tylko w północnej części Międzymorza, lecz i na Bałkanach, o czym świadczy<br />
polska dokumentacja dyplomatyczna z tamtego okresu. Na przykład w raporcie<br />
z marca 1920 r. polski attache wojskowy z niepokojem informował o tworzeniu<br />
na terenie Bułgarii 40-tysięcznej armii rosyjskiej, której Bułgaria udostępniła<br />
artylerię, wyposażenie techniczne, służbę sanitarną, bezpłatne przejazdy po<br />
kraju i inne. W zamian za to Rosjanie obiecali przeprowadzić korzystną dla<br />
Bułgarii zmianę traktatu pokojowego z Neuilly 21 . Zaszyfrowany telegram przedstawicielstwa<br />
polskiego w Belgradzie z końca stycznia 1920 r. wyjaśniał ze swej<br />
strony, że w stolicy jugosłowiańskiej przebywał szef rosyjskiej misji w Sofii,<br />
Rosjanin pochodzenia bułgarskiego, który prowadził negocjacje z rządem jugosłowiańskim<br />
jako pośrednik między Bułgarią a Jugosławią. Informował także,<br />
że Aleksander Stambolijski zaproponował za pośrednictwem Mołłowa przekazanie<br />
Serbom przestępców wojennych, wypłacenie 100 min rubli w złocie i podarowanie<br />
pół miliona sztuk bydła, w zamian za rezygnację Jugosławii z Caribrodu<br />
(Kresy Zachodnie) i porozumienie z Bułgarią 22 . „W tej sytuacji nie mamy<br />
co się dziwić, że Bułgarzy ulegają wpływom rosyjskim. Cały rząd Stambolijskiego<br />
jest pod wpływem Rosjan" - twierdził polski attache wojskowy w Belgradzie<br />
23 .<br />
Inny raport, również z Belgradu, z maja 1920 r., znów z niepokojem informował<br />
polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, że „w ostatnim czasie Rosjanie<br />
prezentują się jako liderzy panslawizmu. Powiadają, że kiedy znów przyjdą<br />
do władzy, problem słowiański zostanie rozwiązany, wszystkie spory między<br />
Słowianami będą regulowane przez ogólnosłowiański trybunał, a w kwestiach<br />
20<br />
W. Balcerak, Koncepcje integracyjne w polskiej polityce zagranicznej (1918-1939% „Dzieje<br />
Najnowsze", R. II, 1970, nr 1, s. 31-56.<br />
21<br />
AAN, MSZ, Wydział Wschodni, sygn. 5981, s. 103-105, Belgrad, 22 marca 1920 r.<br />
22 Ibidem, s. 41.<br />
23 Ibidem, s. 103-105.
56 Krystio Manczew<br />
spornych, nie dotyczących samych Słowian, panslawizm będzie jednomyślny" 24 .<br />
Polski konsul w Zagrzebiu był zaś niezadowolony, że Serbowie „szukają słowiańskiego<br />
oparcia w Czechosłowacji" i zalecał, by Polska skorzystała z nieobecności<br />
Rosji jako mocarstwa i stała się centrum świata słowiańskiego 25 . Jeszcze<br />
wyraźniej mówił o tym polski minister spraw zagranicznych Józef Beck,<br />
który w piśmie, skierowanym w listopadzie 1936 r. do ambasadora polskiego<br />
w Sofii, Adama Tarnowskiego, tłumaczył, że idea słowiańska obsługuje „rosyjski<br />
imperializm", że ZSRR zastąpi Czechosłowację jako patron panslawizmu,<br />
i że Polska nie ma interesu w służeniu „rosyjskiemu imperializmowi" 26 .<br />
Głównym polem polsko-rosyjskiej rywalizacji były oczywiście nie Bałkany,<br />
tylko Europa Północno-Wschodnia - kraje bałtyckie, Białoruś, Ukraina itp.<br />
I jeśli w stosunku do Niemiec rolę poskromiciela brała na siebie Francja, to w stosunku<br />
do Rosji (i Związku Radzieckiego) podobną rolę próbowała grać Polska.<br />
Nie szukała ona gwarancji bezpieczeństwa po linii odgraniczenia się od swojego<br />
wschodniego sąsiada poprzez porozumienie, tylko wstąpiła na drogę bezpośredniej<br />
ekspansji oraz tworzenia sojuszy i ugrupowań o nastawieniu antyradzieckim.<br />
Wszystkie kombinacje tego rodzaju niosły w sobie element mocarstwowości,<br />
dążenia do przywódczej roli i niemałą dawkę utopizmu. Dlatego też nastąpiły<br />
kolejne klęski:<br />
- wojna polsko-radziecka 1920 r. przekreśliła federacyjną koncepcję Piłsudskiego;<br />
- odmowa Finlandii uczestniczenia w sojuszu krajów bałtyckich z Polską<br />
na czele udaremniła wysiłki poczynione w tym kierunku;<br />
- sprzeciw Czechosłowacji nie dopuszczał włączenia Polski do Małej En-<br />
tenty;<br />
- nie doczekał się realizacji także pomysł stworzenia ugrupowania państw,<br />
otaczających Związek Radziecki od zachodu, południa i wschodu - Polska, Rumunia,<br />
Turcja, Iran, Afganistan i Japonia. Wspólny strach i antysemityzm okazały<br />
się całkowicie niewystarczające do utworzenia jakiegokolwiek bloku małych<br />
i średnich państw Międzymorza, a co dopiero z udziałem państw azjatyckich.<br />
Wszędzie istniały najrozmaitsze bariery, spory i sprzeczności, odbierające<br />
polskim koncepcjom integracyjnym szansę sukcesu.<br />
Właściwie jedynym realnym osiągnięciem w tym kierunku pozostały umowy<br />
sojusznicze Polski z Francją i Rumunią z 1921 r.; w razie agresji niemieckiej<br />
przeciwko Francji lub Polsce - wzajemna pomoc wojskowa; w razie konfliktu<br />
polsko-radzieckiego - zobowiązanie Francji do pomocy sojusznikowi przeciwko<br />
armii radzieckiej i jednoczesnego zneutralizowania Niemiec; w razie konfliktu<br />
24 Ibidem, s. 121, 12 marca 1920 r.<br />
25 Ibidem, sygn. 5982, s. 164-168, Zagrzeb, 16 maja 1921 r.<br />
26 Ibidem, sygn. 5405, Warszawa, 30 listopada 1936 r.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 57<br />
wojennego Rumunii lub Polski z państwem trzecim - wzajemna pomoc wojskowa.<br />
Ostrze tej polsko-rumuńskiej pomocy wzajemnej było nastawione - oczywiście<br />
wyłącznie przeciwko Rosji Radzieckiej 27 . Sojusze: polsko-francuski i polsko-rumuński<br />
nie stanowią jednak wystarczającej gwarancji trwałego utrzymania<br />
wersalskiego status quo i - co za tym idzie - bezpieczeństwa Polski.<br />
A w latach trzydziestych Niemcy już znowu są potęgą o wyraźnie ekspansjonistycznym<br />
programie polityki zagranicznej, podczas gdy Anglia i Francja pozostają<br />
nie przygotowane do skutecznej obrony wersalskiego status quo.<br />
W tej sytuacji bezpieczeństwo państw Międzymorza, w tym Polski, zostało<br />
wystawione na istotną próbę. Polska koncepcja bezpieczeństwa w stosunku do<br />
Niemiec uległa zmianie: zaczyna się stawiać na neutralizację niebezpiecznego<br />
zachodniego sąsiada nie drogą sojuszy i ugrupowań z udziałem innych państw<br />
(a zwłaszcza z udziałem ZSRR), tylko poprzez przyjaźń z nim samym. W wyniku<br />
tego w 1934 r. został zawarty „przyjacielski" układ polsko-niemiecki, a podczas<br />
Monachium Polska działała niemal jak sojusznik Niemiec i otrzymała część<br />
czechosłowackiego łupu 28 . Prawdziwą ceną „przyjaźni" z Niemcami była jednak<br />
nie polska „zdobycz" (Zaolzie), lecz samo istnienie Polski jako niepodległego<br />
państwa, które stanie się kolejną ofiarą agresji hitlerowskiej.<br />
Zarówno w kwestii bułgarskiej, jak i polskiej u podstaw konfrontacji z sąsiadami<br />
leżał problem narodowościowo-mniejszościowy. Jeśli jednak dla Bułgarii<br />
znaczenie priorytetowe miała kwestia losów terenów i ludności w sąsiednich<br />
państwach, to w Polsce sytuacja przedstawiała się odwrotnie - to ona była<br />
obiektem pretensji terytorialnych i narodowych. W związku z tym można stwierdzić,<br />
że mniejszość niemiecka na terytorium Polski była ustawiona stosunkowo<br />
dobrze: niemieccy kapitaliści i kadry inżynieryjno-techniczne piastowały kluczowe<br />
stanowiska w gospodarce polskiej części Śląska; Niemcy nie utracili swoich<br />
dawnych instytucji kulturalno-oświatowych - szkół, bibliotek, wydawnictw i innych;<br />
mieli też własną organizację narodową (Volksbund), jak również własnych<br />
posłów do Sejmu polskiego. Tym, co Niemcy stracili, była ich dawna sytuacja<br />
władców. Nie mogło już nawet być mowy o ich „cywilizacyjnej" roli w stosunku<br />
do Polaków. Wprost przeciwnie, było odwrotnie - Polacy mieli swoje państwo,<br />
w którym „ci inni" byli w sytuacji podporządkowanej. Polska polityka<br />
narodowościowo-mniejszościowa nie była pozbawiona przejawów dyskryminacji<br />
i ucisku w stosunku do mniejszości narodowych, w tym także Niemców:<br />
dążenie, by jak najwięcej z nich opuściło terytorium polskie, wysiłki zmierzające<br />
do osiągnięcia gospodarczej, politycznej i kulturalnej polonizacji rejonów<br />
27<br />
W. Balcerak, Powstanie państw narodowych w Europie Środkowo-Wschodniej, Warszawa<br />
1974, s. 133-186.<br />
28<br />
H. Batowski, Europa zmierza ku przepaści, Poznań 1977.
58 Krystio Manczew<br />
0 przewadze ludności mniejszościowej, ograniczanie prawa do posługiwania się<br />
w szkole, urzędach i sądach językiem ojczystym itp. 29<br />
Wszystko to dawało niemieckiej polityce rewizjonistycznej i propagandzie<br />
materiał do atakowania Polski. Głównym oskarżeniem było nierespektowanie<br />
traktatów mniejszościowych. Na żądanie Berlina problemem tym często zajmowały<br />
się odpowiednie organy Ligi Narodów, jak również Stały Trybunał Sprawiedliwości<br />
Międzynarodowej w Hadze. Jednocześnie strona niemiecka prowadziła<br />
aktywną politykę nacjonalistyczną na ziemiach polskich zamieszkałych<br />
przez ludność niemiecką. Co więcej, już od lat dwudziestych XX w. polityka<br />
niemiecka formułowała postulat korekty granic niemiecko-polskich na korzyść<br />
Niemiec - Gdańsk, Śląsk. Wprawdzie podczas niemiecko-polskiej „przyjaźni"<br />
w połowie lat trzydziestych sprawa ta tymczasowo utknęła w martwym punkcie,<br />
ale po Monachium znów stanęła na porządku dziennym jako zadanie numer jeden<br />
ekspansjonizmu hitlerowskiego. Konfrontacja między obydwoma państwami,<br />
zrodzona ze spraw mniejszościowych, przybierała zatrważające rozmiary, by<br />
dać początek nowej wielkiej wojnie i kolejnemu podziałowi Polski.<br />
Polsce nie udało się zagwarantować swojego bezpieczeństwa także w stosunku<br />
do jej wielkiego sąsiada ze wschodu. W tym przypadku kwestia narodowościowo-mniejszościowa<br />
również odgrywała ważną rolę, zwłaszcza że polityka<br />
polska w stosunku do mniejszości słowiańskich była o wiele bardziej brutalna.<br />
Właściwie Polska „zagospodarowywała" rejony o ludności ukraińskiej<br />
1 białoruskiej prawie jak okupant; w rejonach graniczących z ZSRR działał Korpus<br />
Ochrony Pogranicza - organ siłowy, uciskający miejscową ludność; administracja<br />
polska była bardzo skorumpowana, pracowała źle i nie liczyła się z żadnymi<br />
umowami dotyczącymi mniejszości narodowych i ich praw; władze wywierały<br />
nacisk na Cerkiew prawosławną w kierunku uzyskania przez nią<br />
autokefaliczności i uzależnienie od polityki państwowej; zdarzały się też próby<br />
kolonizacji polskiej w rejonach wschodnich; otwierano dwujęzyczne szkoły (naukę<br />
prowadzono w języku polskim i odpowiednim języku ojczystym) - zakładano<br />
pierwszy etap polonizacji mniejszości słowiańskich; wprowadzono różne<br />
ograniczenia w posługiwaniu się językiem ojczystym itd. 30<br />
Wszystko to, połączone z problemami i konfliktami społeczno-ekonomicznymi<br />
w rejonach wschodnich, warunkuje wrogi stosunek miejscowej ludności<br />
ukraińskiej i białoruskiej do Polski. W ostatecznym wyniku doszło nie do „zagospodarowania"<br />
tych innych - Ukraińców i Białorusinów - tylko do rosnącej<br />
wrogości i oporu, przybierającego nawet formę starć zbrojnych. W odróżnieniu<br />
od Niemiec Związek Radziecki nie upominał się na forum organizacji międzynarodowych<br />
o mniejszościowe prawa swoich rodaków w Polsce, ale miał inną<br />
29 H. Zieliński, op. cit., s. 169-174.<br />
30 Ibidem, s. 164-169.
Narodo wości o wo-mn iej szośc io we problemy Bułgarii i Polski 59<br />
broń - hasło o prawie narodów do samostanowienia. Hasło to w praktyce jest<br />
równe żądaniu włączenia terenów polskich z ludnością ukraińską i białoruską<br />
do federacji radzieckiej. Poza tym, władze radzieckie stawiały się w roli bojownika<br />
o zwycięstwo komunizmu na całym świecie. W rzeczywistości oznaczało<br />
to, że ZSRR nie zrezygnował z imperialnej polityki carskiej Rosji - chodziło<br />
0 światową dominację radziecką pod przykrywką popularnych i atrakcyjnych haseł<br />
komunistycznych.<br />
Jak widać, w stosunku do swojego zachodniego sąsiada polityka polska<br />
w okresie międzywojennym próbowała dwóch postaw - polityki neutralizacji poprzez<br />
sojusze z innymi państwami i polityki „przyjaźni". Jeśli zaś chodzi o sąsiada<br />
ze wschodu, to wszystkie wysiłki i kalkulacje Warszawy miały charakter<br />
konsekwentnie antyrosyjski i antyradziecki. Żadna polityka nie okazała się jednak<br />
zdolna do zagwarantowania bezpieczeństwa ani Polski, ani innych krajów<br />
Międzymorza. Jest to łatwe do wytłumaczenia: wersalskie status quo, na którym<br />
opierała się polityka polska, przysparzało stosunkom mniejszościowym grożących<br />
wybuchem sprzeczności, miało charakter niesłychanie konfliktowy i nie było<br />
w stanie wytrzymać próby czasu.<br />
Można w związku z tym stwierdzić, że historia odrzuciła imperia wielonarodowościowe,<br />
duże czy małe, stanowiące konglomerat ziem i narodów, państwa<br />
ucisku narodowego i panowania jednych nad drugimi. Idea narodowa dała<br />
życie państwom narodowym, ale zrodziła i nacjonalizm, który, napędzany propagandą<br />
narodową i polityką państwową, łatwo przekształca się w separatyzm<br />
1 ekstermizm. Zderzenie dwóch nacjonalizmów i ekstremizmów na terytorium<br />
wielonarodowościowym prowadzi do przeciwstawienia jednych narodów i państw<br />
drugim, do wielkich wojen, „czystek etnicznych" i eksterminacji wzajemnej. „Etnicznie<br />
czyste" państwa narodowe, leżące obok siebie, zamknięte w sobie i skłócone<br />
wzajemnie, w żadnym razie nie mogą być dla nikogo ideałem ani też uzyskać<br />
„akceptacji" historii. Alternatywą hegemonizmu (imperia wielonarodowościowe)<br />
i nacjonalizmu (narody i państwa, przeciwstawne wzajemnie) może być<br />
tylko integracja, wolność i demokracja, jednakowe prawo dla wszystkich bycia<br />
takimi, jakimi się sami określają, wzajemny respekt, akceptacja i szacunek jako<br />
obowiązkowa norma zachowania dla wszystkich.<br />
(tłum. Hanna Karpińska)
Marek Kazimierz Kamiński<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
RZĄD RP STANISŁAWA MIKOŁAJCZYKA WOBEC KONFERENCJI<br />
MINISTRÓW SPRAW ZAGRANICZNYCH WIELKIEJ BRYTANII,<br />
ZWIĄZKU SOWIECKIEGO I STANÓW ZJEDNOCZONYCH<br />
W MOSKWIE (19-30 PAŹDZIERNIKA 1943 ROKU)<br />
Moskiewską konferencję ministrów spraw zagranicznych trzech mocarstw,<br />
uczestników koalicji antyhitlerowskiej, poprzedziło spotkanie prezydenta Stanów<br />
Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta z premierem Wielkiej Brytanii<br />
Winstonem Churchillem w kanadyjskim mieście Quebec. W dniach od 17 do 24<br />
sierpnia 1943 r. odbyła się tam konferencja pod kryptonimem „Quadrant" poświęcona<br />
m.in. planom inwazji wojsk alianckich w północnej Francji pod kryptonimem<br />
„Overlord". Wedle relacji Churchilla „konferencja Quadrant była właściwie<br />
serią ściśle technicznych konferencji sztabowych, których rezultaty zostały<br />
ocenione w trakcie dwóch spotkań pomiędzy Prezydentem, mną i szefami<br />
wojsk lądowych, marynarki wojennej i lotnictwa". Ustalono, że datą docelową<br />
rozpoczęcia operacji „Overlord" będzie 1 maja 1944 r. W rozmowach kanadyjskich<br />
nie brał udziału dyktator sowiecki Józef Stalin. W depeszy do Gabinetu<br />
Wojennego z 25 sierpnia Churchill skarżył się, że „jedynym ciemnym punktem<br />
w obecnej sytuacji jest rosnąca gburowatość Rosji Sowieckiej". Premier brytyjski<br />
telegrafował też, że „Stalin oczywiście rozmyślnie zignorował naszą propozycję<br />
odbycia długiej i niebezpiecznej podróży w celu wzięcia udziału w spotkaniu<br />
przywódców trzech państw". Przed wyjazdem do Quebecu Churchill<br />
7 sierpnia wystąpił z tego rodzaju inicjatywą wobec dyktatora sowieckiego i otrzymał<br />
dwa dni później odpowiedź odmowną. Stalin godził się natomiast na uzgodnienie<br />
w „najbliższej przyszłości" miejsca i daty spotkania „odpowiedzialnych<br />
przedstawicieli naszych państw". Premier brytyjski we wspomnianej depeszy do<br />
Gabinetu Wojennego starał się zagłuszyć swoje obawy dotyczące dalszego postępowania<br />
alianta sowieckiego, wyrażając opinię, że pomimo przejawów ze strony<br />
Stalina „złego humoru i braku dobrych manier, nie jestem skłonny sądzić, iż<br />
są to kroki wstępne do podpisania odrębnego pokoju z Niemcami" 1 .<br />
1 W. S. Churchill, Druga wojna światowa, t. 5, księga 1, Gdańsk 1996, s. 86-87, 97-98;<br />
A. Eden, Pamiętniki 1938-1945, t. 2: Obrachunki, Warszawa 1972, s. 318; Roosevelt and
62 Marek Kazimierz Kamiński<br />
Brytyjczycy bali się takiej ewentualności, niezależnie od tego czy była ona<br />
realna, czy też nie i dlatego zależało im na włączeniu Związku Sowieckiego do<br />
ścisłego grona trzech mocarstw decydujących o najważniejszych sprawach wojny<br />
i powojennym uporządkowaniu stosunków międzynarodowych. Władze polskie,<br />
nie wiedząc o odmowie Stalina uczestniczenia „w danej chwili" w spotkaniu<br />
z Churchillem i Rooseveltem przyjęły założenie, że dojdzie do kontaktów<br />
między Churchillem lub brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Anthony<br />
Edenem a Stalinem. Polski minister spraw zagranicznych Tadeusz Romer przygotował<br />
nawet na 12 sierpnia propozycję przedstawienia przez Edena Stalinowi<br />
stanowiska polskiego w kwestiach dotyczących stosunków polsko-sowieckich 2 .<br />
Władze polskie deklarowały gotowość do podjęcia rozmów na temat wznowienia<br />
stosunków dyplomatycznych między Rzecząpospolitą a ZSRR zerwanych<br />
przez Stalina 25 kwietnia 1943 r., nawiązania z Sowietami politycznej współpracy<br />
i w związku z tym zaniechania „propagandowych dyskusji dotyczących<br />
sporów". Do problemów ewakuacji Polaków ze Związku Sowieckiego i pomocy<br />
dla Polaków przebywających w Sowietach rząd polski podchodził „z czysto<br />
humanitarnego punktu widzenia". Nie był też przygotowany „na razie" do dyskusji<br />
na temat roszczeń sowieckich do wschodnich obszarów Rzeczypospolitej.<br />
„Sprawy te - napisał Romer w notatce do rozmowy z Edenem - powinny zostać<br />
odłożone do czasu, gdy wszystkie kwestie terytorialne będące wynikiem<br />
wojny będą rozwiązane". Władze polskie dopuszczały więc jednak myśl rozpatrywania<br />
problemu granicy ze Związkiem Sowieckim, aczkolwiek w późniejszym<br />
czasie, mimo że minister spraw zagranicznych akcentował, iż rząd stoi na stanowisku<br />
„integralności przedwojennych granic" państwa polskiego. W notatce<br />
Romera znalazło się też stwierdzenie, że „przywiązujemy największą wagę do<br />
dyskusji nad sprawami polskimi między Churchillem a Rooseveltem nie tylko<br />
w odniesieniu do Związku Sowieckiego, ale również jeśli idzie o zgodne i poważne<br />
ostrzeżenie Niemiec przed konsekwencjami polityki eksterminacyjnej<br />
prowadzonej w Polsce" 3 .<br />
Romer nie zdołał 12 sierpnia spotkać się z Edenem, mimo że dyplomata<br />
brytyjski dopiero 16 sierpnia wylatywał wraz z podsekretarzem stanu Alexandrem<br />
Cadoganem na kontynent amerykański. Został natomiast przyjęty przez<br />
Cadogana, który wysłuchawszy wypowiedzi Romera zauważył, że Eden udaje<br />
się „tylko do Ameryki" i jak dotychczas nie zostały wypracowane żadne dalsze<br />
plany „dotyczące kontaktów ze Stalinem". Stwierdził też, że wprawdzie w pełni<br />
Churchill. Their Secret Wartime Correspondence, ed. by F. L. Loewenheim, K. D. Langley,<br />
M. Jonas, London 1975, s. 362-363; Sowietsko-anglijskije otnoszenija wo wremia wielikoj<br />
otieczestwiennoj wojny 1941-1945, t. 1: 1941-1943, Moskwa 1983, s. 414-415, 523.<br />
2 Documents on Polish-Soviet Relations (dalej - DPSR) 1939-1945, vol. 2: 1943-1945,<br />
London, Melbourne, Toronto 1961, s. 713-714.<br />
3 Ibidem.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 63<br />
rozumie polski punkt widzenia, ale „bierze pod uwagę fakt, iż rząd sowiecki może<br />
podnieść kwestię polsko-sowieckich granic, gdy będą dyskutowane sprawy ewakuacji<br />
i opieki nad polskimi obywatelami". Romer odpowiedział, że w takim<br />
wypadku należałoby „odparować to posunięcie (sowieckie) zgodnie z amerykańskim<br />
punktem widzenia". Można by również tłumaczyć stronie sowieckiej, że<br />
„byłoby niedopuszczalne, gdyby rząd na uchodźstwie zajmował wiążące stanowisko<br />
(w sprawach granicznych) bez stosownej autoryzacji ze strony normalnej<br />
reprezentacji parlamentarnej w kraju ojczystym" 4 .<br />
Na konferencji w Quebecu brytyjski minister spraw zagranicznych Eden<br />
i amerykański sekretarz stanu Cordell Hull przeprowadzili 23 sierpnia krótką dyskusję<br />
na temat przewidywanych sowieckich roszczeń terytorialnych. Zakładając<br />
z góry, że Wielka Brytania i Stany Zjednoczone pójdą na ustępstwa dochodzili<br />
do wniosku, iż oba państwa anglosaskie powinny sprecyzować swoje kontrpostulaty,<br />
których dotychczas „nie podały nawet ogólnikowo do wiadomości Rosjan".<br />
Zdaniem Edena, jeśli „pozostawimy tę kwestię w zawieszeniu aż do chwili ponownego<br />
wkroczenia wojsk radzieckich do Polski, spór polsko-radziecki będzie<br />
jeszcze trudniejszy do rozwiązania" 5 . Eden próbował więc zmobilizować Hulla<br />
do targowania się poza plecami dyplomacji polskiej z władzami sowieckimi o ziemie<br />
wschodnie Rzeczypospolitej, do których posiadania Stalin wysuwał pretensje.<br />
1 września Eden spotkał się w Londynie z ministrami spraw zagranicznych<br />
rządów na uchodźstwie, by przedstawić im rezultaty konferencji w Quebecu. Poinformował<br />
obecnych, że w Quebecu zostało kategorycznie stwierdzone, iż działalność<br />
alianckiego Zarządu Wojskowego Okupowanymi Terytoriami (AMGOT<br />
- Allied Military Government of Occupied Territories) będzie wyłącznie ograniczona<br />
do terytoriów nieprzyjacielskich, nie zaś do wyzwolonych obszarów państw<br />
alianckich. Nie wspomniał jednak ani słowem o swojej rozmowie z Hullem, która<br />
mogłaby zainteresować ministra Romera. Powiadomił zebranych, że uzgodniono,<br />
iż prawdopodobnie w ciągu czterech do sześciu tygodni odbędzie się konferencja<br />
trzech ministrów spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych<br />
i Związku Sowieckiego. Nie potrafił jednak wskazać miejsca planowanego<br />
posiedzenia ministrów, osobiście opowiadając się za Londynem 6 . Wydaje<br />
się, że Edenowi, aranżującemu spotkanie z przedstawicielami mniejszych państw<br />
alianckich, zależało na wywołaniu wrażenia, że Brytyjczycy nie będą niczego<br />
załatwiać z pozostałymi mocarstwami koalicji antyhitlerowskiej poza plecami<br />
innych mniej liczących się sojuszników.<br />
Minister brytyjski odniósł się też do rozmowy z dnia poprzedniego, 31 sierpnia,<br />
którą odbył z ambasadorem sowieckim Iwanem Maj skim. Kończący swoją<br />
4 Ibidem, s. 32-33; A. Eden, op. cit., s. 318.<br />
5 A. Eden, op. cit., s. 319-320.<br />
6 DPSR, vol. 2, s. 37-38.
64 Marek Kazimierz Kamiński<br />
misję w Londynie ambasador Związku Sowieckiego przedstawił dwa warianty<br />
ustosunkowania się mocarstw do państw europejskich po zakończeniu wojny.<br />
Pierwszy polegałby na podziale Europy na dwie strefy wpływów: wschodnią<br />
podporządkowaną Sowietom oraz zachodnią Wielkiej Brytanii i Stanom Zjednoczonym.<br />
Drugi - za którym opowiadał się Majski - sprowadzałby się do traktowania<br />
Europy jako całości. Oznaczałoby to, że wszystkie mocarstwa miałyby<br />
jednakowe prawo interesować się każdą częścią kontynentu. Eden na spotkaniu<br />
z ministrami spraw zagranicznych rządów na uchodźstwie przyjmował w imieniu<br />
Wielkiej Brytanii drugi punkt widzenia za najwłaściwsze rozwiązanie. W istocie<br />
rzeczy organizowany przez Anglosasów i Sowiety porządek w Europie mógł<br />
być wyłącznie efektem dyktatu mocarstw z pominięciem żywotnych interesów<br />
mniejszych państw, czyli wprowadzeniem w życie zasady hegemonii najsilniejszych,<br />
czego tak bardzo obawiał się gen. Władysław Sikorski tuż przed swoją<br />
śmiercią. Mimo to Romer poparł gorąco stanowisko Edena, który z kolei w kilka<br />
dni później, 6 września, dziękował Romerowi za pozytywne ustosunkowanie<br />
się strony polskiej do linii politycznej Wielkiej Brytanii 7 .<br />
Romer zdawał sobie sprawę z faktu, że z jednej strony wprowadzenie zasady<br />
podziału Europy na strefy wpływów oddawałoby Polskę, po wkroczeniu na<br />
jej terytorium Armii Czerwonej, w niepodzielne władanie sowieckie bez prawa<br />
wypowiadania się w sprawach polskich mocarstw anglosaskich. Ewentualność<br />
taka zaś była jeszcze gorsza, gdyż z góry przekreślała wszelką nadzieję na odzyskanie<br />
przez Rzeczpospolitą suwerennego bytu państwowego. Z drugiej strony<br />
Sowiety, wypowiadając się przeciwko strefom wpływów, liczyły na to, że i tak<br />
zdołają za pomocą rozwiązań militarnych i dyplomatycznych wyeliminować<br />
obecność polityczną Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych w Europie Srodkowo-Wschodniej,<br />
nie zatrzaskując sobie drzwi do dalszej ekspansji w Europie<br />
Zachodniej, wyzwolonej przez wojska anglosaskie. Według Edena i zastępcy<br />
podsekretarza stanu Orme'a Sargenta Związek Sowiecki pragnął utrudnić politykę<br />
anglosaską na Bałkanach, które po opanowaniu przez aliantów zachodnich<br />
Włoch mogły „wkrótce być dostępne dla alianckiej floty i armii" 8 .<br />
Zanim jednak brytyjski minister spraw zagranicznych wyruszył w podróż<br />
do Moskwy, strona polska miała jeszcze okazję prezentowania sojusznikowi brytyjskiemu<br />
swojego stanowiska. Eden sam zabiegał o to, aby uzyskać możliwie<br />
najbardziej klarowny obraz poglądów polskich. 9 września zadał premierowi<br />
Stanisławowi Mikołajczykowi „niedyskretne pytanie" dotyczące ewentualnej<br />
zgody rządu polskiego na przyjęcie tzw. linii Curzona nieco zmodyfikowanej,<br />
gdyż Lwów miałby należeć do Polski („z Wilnem sprawa gorsza" - dodawał<br />
7 Ibidem, s. 38-40, 44, 48; L. Woodward, British Foreign Policy in the Second World War,<br />
vol. 2, London 1971, s. 596-597; A. Eden, op. cit., s. 320-321.<br />
8 DPSR, vol. 2, s. 48.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 65<br />
Eden) jako wschodniej granicy Rzeczypospolitej w zamian za rekompensaty w<br />
postaci Prus Wschodnich oraz „cennych obszarów" na Śląsku. Mikołajczyk odrzucił<br />
taką możliwość odpowiadając, że „żaden Rząd Polski na obczyźnie nie może<br />
podejmować dyskusji na temat pomniejszenia terytorium polskiego". Ambasador<br />
polski przy rządzie brytyjskim Edward Raczyński zwrócił zaś uwagę, że<br />
„dyskusja dotyczy w swej istocie rzeczy ważnej i zasadniczej, mianowicie samego<br />
istnienia Polski jako państwa naprawdę suwerennego i niepodległego".<br />
Ambasador dodawał, że „przesunięcie granicy polskiej prawie w sąsiedztwo stolicy<br />
narażałoby w najwyższym stopniu obronność Polski". Wysłuchawszy swoich<br />
rozmówców Eden uchylił się od dyskusji 9 , gdyż na razie zależało mu wyłącznie<br />
na poznaniu opinii polityków polskich.<br />
Głos polski zabrzmiał jednak nieco mniej zdecydowanie podczas exposé<br />
wygłoszonego przez ministra spraw zagranicznych, Romera, 13 września na<br />
posiedzeniu Rady Narodowej w Londynie. Romer oświadczył wprawdzie, że rząd<br />
polski „stoi niezachwianie na stanowisku integralności polskiego terytorium",<br />
ale dodawał, iż może „potwierdzić kategorycznie, że nie mamy obecnie i nigdy<br />
nie będziemy mieli rządu, szczególnie jak długo będziemy pozostawać na uchodźstwie,<br />
który uważałby się za upoważnionego do prowadzenia dyskusji na jakiejkolwiek<br />
innej podstawie". Rząd polski zakładał więc, że wprawdzie sam nie zrezygnuje<br />
ze wschodnich obszarów Rzeczypospolitej na rzecz Związku Sowieckiego,<br />
ale dopuszczał w ogóle możliwość prowadzenia dyskusji na temat granic<br />
z Sowietami, a także brał pod uwagę ewentualność, iż po wyzwoleniu Polski spod<br />
okupacji hitlerowskiej rząd w kraju może zająć postawę bardziej ugodową wobec<br />
Sowietów. Zresztą Romer stwierdzał wyraźnie, że „kwestia przyszłych granic<br />
odbudowanej Polski w jej całości stwarza jeden z największych z wielu problemów<br />
terytorialnych, które wyłonią się do rozwiązania pod koniec wojny".<br />
Mimo zawoalowanych akcentów świadczących o gotowości do ustępstw w dalszej<br />
perspektywie czasowej, mowa Romera nie spodobała się Moskwie, gdyż<br />
prasa sowiecka zaatakowała ustęp exposé, w którym minister mówił o integralności<br />
terytorium Rzeczypospolitej. Romer postulował ponadto wznowienie stosunków<br />
dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim 10 .<br />
Premier Stanisław Mikołajczyk zdawał się dobrze odczytywać intencje Stalina.<br />
Nie krył swoich obaw podczas rozmowy z Edenem 5 października. „Nie<br />
wierzę - mówił szef polskiego rządu - by Moskwa dążyła naprawdę w dobrej<br />
wierze do ułożenia swoich stosunków z Polską z zamiarem nie mieszania się do<br />
naszych spraw. Moskwa, przeciwnie, dąży do opanowania całej Polski jako od-<br />
9 Sprawa polska w czasie drugiej wojny światowej na arenie międzynarodowej. Zbiór dokumentów<br />
(dalej - Sprawa polska), Warszawa 1965 (na prawach rękopisu), s. 406-407; DPSR,<br />
vol. 2, s. 49.<br />
10 DPSR, vol. 2, s. 51-52; R. Buczek, Stanisław Mikołajczyk, t. 1, Toronto 1996, s. 367-368.
66 Marek Kazimierz Kamiński<br />
cinka i etapu w jej programie imperialistycznym obejmującym Europę, a poza<br />
tym szereg kluczowych pozycji w Azji". „Obietnica sowiecka dana wam (tzn,<br />
Brytyjczykom) - kontynuował Mikołajczyk - nietworzenia konkurencyjnego<br />
rządu polskiego przez Moskwę, jak dotąd niewiele ich kosztowała, gdyż zamia«<br />
rem moskiewskim jest stworzenie rządu marionetkowego dopiero z chwilą, kiedy<br />
wojska sowieckie znalazłyby się w Polsce". Eden powątpiewał w trafność<br />
przewidywań premiera dotyczących planów ekspansji sowieckiej przede wszystkim<br />
na terenie europejskim 11 .<br />
Władze sowieckie już w 1942 r. czyniły wstępne kroki przygotowawcze w<br />
kierunku utworzenia rządu marionetkowego dla Polski, zachęcone sukcesami<br />
odnoszonymi na płaszczyźnie militarnej. W bitwie wojsk pancernych pod Kurskiem,<br />
trwającej od 5 lipca do 23 sierpnia 1943 r., Armia Czerwona odniosła<br />
zwycięstwo, co pozwoliło jej na przejście do szeroko zaplanowanej ofensywy<br />
od Wielkich Łuków na północy do wybrzeży Morza Czarnego na południu. Od<br />
tego momentu armie sowieckie zbliżały się nieubłaganie do granic Rzeczypospolitej,<br />
podczas gdy alianci zachodni, zaangażowani w południowych Włoszech,<br />
nie byli w stanie otworzyć tzw. drugiego frontu w Europie Zachodniej. W Związku<br />
Sowieckim zaś pod patronatem Stalina rozwijał coraz bardziej energiczną działalność<br />
tzw. Związek Patriotów Polskich (ZPP), kierowany przez komunistów<br />
i kryptokomunistów. Do jego władz dokooptowano dla kamuflażu kilka osób nię<br />
związanych przed wojną z mchem komunistycznym. W prezydium Zarządu<br />
Głównego ZPP, obok przewodniczącej Wandy Wasilewskiej, znalazł się ppłk<br />
Zygmunt Berling, który na mocy uchwały Rady Komisarzy Ludowych ZSRR<br />
z 11 sierpnia otrzymał stopień generał-majora (notabene stopnia takiego w armii<br />
polskiej nie było) 12 .<br />
Już 13 maja rząd polski protestował u władz brytyjskich i amerykańskich<br />
przeciwko organizowaniu przez Sowiety - o czym donosiła agencja Reutera<br />
9 maja - polskiej formacji zbrojnej bez wiedzy i zgody legalnych władz polskich<br />
na uchodźstwie. Protest został ponowiony 1 września w związku z informacją,<br />
która napłynęła z Moskwy, że I Dywizja im. Tadeusza Kościuszki dowodzona<br />
przez Berlinga, została wysłana na front sowiecko-niemiecki. Tego samego dnia<br />
zresztą w komunikacie ZPP znalazła się wiadomość, że rząd sowiecki wyraził<br />
zgodę na powiększenie wojska polskiego tworzonego przy Armii Czerwonej o na-<br />
11 Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., Archiwum Instytutu<br />
Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego w Londynie (dalej - AIPMS), PRM-L.<br />
46; DPSR, vol. 2, s. 61-64; The Great Powers and the Polish Question 1941-1945. A documentary<br />
Study in Cold War Origins, ed. A. Polonsky, London 1976, s. 155-157, zapis<br />
brytyjski z tej rozmowy datuje ją na 6 października.<br />
12 Dokumenty i materiały do historii stosunków polsko-radzieckich (dalej - DiM), t. 7: styczeń<br />
1939 - grudzień 1943, Warszawa 1973, s. 465-466; T. Żenczykowski, Dwa Komitety<br />
1920-1944. Polska w planach Lenina i Stalina. Szkic historyczny, Paryż 1983, s. 59.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 67<br />
stępną dywizję, czyli powołanie Korpusu Polskiego pod dowództwem Berlinga.<br />
Nowej dywizji nadano nazwę imienia Henryka Dąbrowskiego, „imienia wodza<br />
-jak głoszono w komunikacie - który wiódł wojsko polskie z dalekiej ziemi<br />
włoskiej do ojczyzny" 13 .<br />
Wkrótce jednostka wojskowa pod nazwą I Dywizja im. Tadeusza Kościuszki,<br />
złożona z Polaków, których nie wypuszczono ze Związku Sowieckiego<br />
podczas ewakuacji armii gen. Władysława Andersa, została rzucona jako mięso<br />
armatnie do morderczej bitwy pod Lenino w dniach 12 i 13 października 1943 r.<br />
Źle dowodzona oraz słabo wyszkolona, straciła w zabitych, rannych i zaginionych<br />
ponad 3 tys. żołnierzy, pozbawiając się zdolności bojowej na wiele miesięcy.<br />
Stalin swój cel jednak osiągnął. W rozmowach z dyplomatami państw anglosaskich<br />
sowiecki komisarz spraw zagranicznych Wiaczesław Mołotow mógł głosić,<br />
że ci Polacy, którzy zostali w ZSRR, dzielnie walczą przy boku Armii<br />
Czerwonej, natomiast armia wy ewakuowana ze Związku Sowieckiego podległa<br />
rządowi polskiemu na emigracji, nie może się pochwalić żadnym sukcesem 14 .<br />
Najważniejsze spotkanie Edena z politykami polskimi przed wyjazdem do<br />
Moskwy odbyło się 5 października. Towarzyszył mu podsekretarz stanu Alexander<br />
Cadogan, zaś stronę polską reprezentował tzw. komplet negocjacyjny - według<br />
terminologii Raczyńskiego - w którego skład wchodził premier Mikołajczyk,<br />
minister spraw zagranicznych Romer oraz ambasador Raczyński. Mikołajczyk<br />
powołał się na poparcie kierownictwa Polskiego Państwa Podziemnego,<br />
wręczając Edenowi rezolucję z 15 sierpnia czterech stronnictw skupionych w<br />
Krajowej Reprezentacji Politycznej. Następnie wyraził zadowolenie z powodu<br />
zbliżającej się konferencji ministrów spraw zagranicznych trzech mocarstw.<br />
Zastrzegł jednak, że „jesteśmy przy tym przeciwni podejmowaniu rozmów na<br />
temat granic polsko-sowieckich i za punkt najważniejszy i najpilniejszy traktujemy<br />
przywrócenie wzajemnych stosunków dyplomatycznych" 15 .<br />
Nawiązując do ustaleń anglosaskich podczas konferencji w Quebecu, na której<br />
postanowiono wprowadzić wojskową administrację okupacyjną tylko na terytoriach<br />
pokonanych państw wrogich, nie zaś na obszarach wyzwolonych państw<br />
alianckich, Mikołajczyk oświadczył stanowczo, że „nie chcemy okupacji sowieckiej<br />
ziem polskich, gdzie zgodnie z uchwałą Konferencji w Quebecu, my wyłącznie<br />
jesteśmy upoważnieni do wyłonienia władz kierowniczych i objęcia ad-<br />
13<br />
DPSR, vol. 2, s. 17, 40-41; Z. Berling, Wspomnienia. Przeciw 17 republice, Warszawa<br />
1991, s. 290-335; Sprawa polska, s. 400-401.<br />
14<br />
Z. Berling, op. cit., s. 335-424; T. Żenczykowski, op. cit., s. 63; C. Grzelak, H. Stańczyk,<br />
Lenino 1943, Warszawa 1993, s. 72; DPSR, vol. 2, s. 71-72.<br />
15<br />
Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., AIMPS; DPSR,<br />
vol. 2, s. 61-64; E. Raczyński, W sojuszniczym Londynie, Dziennik ambasadora 1939-1945,<br />
Londyn 1960, s. 206-207, 220; Armia Krajowa w dokumentach 1939-1945 (dalej - AK),<br />
t. 3: kwiecień 1943-lipiec 1944, Londyn 1976, s. 55-57.
68 Marek Kazimierz Kamiński<br />
ministracji". „Od Anglików (i Amerykanów) dodawał - oczekujemy poparcia<br />
naszego stanowiska i zabezpieczenia nam swobody korzystania z naszych uprawnień".<br />
Wskazywał też, że rząd polski stoi wobec dylematu, jaką instrukcję powinien<br />
wydać władzom cywilnym i wojskowym w kraju: nakazującą ujawnienie<br />
się wobec wkraczającej Armii Czerwonej czy też zakazującą wychodzenia z podziemia.<br />
Druga ewentualność byłaby podyktowana groźbą represji ze strony sowieckiej,<br />
gdyby nie doszło uprzednio do nawiązania stosunków dyplomatycznych<br />
polsko-sowieckich i zawarcia odpowiedniego porozumienia z Sowietami<br />
z pomocą brytyjską i amerykańską. Mikołajczyk chciał też, by „obok wojsk sowieckich<br />
znalazły się na terytorium polskim oddziały naszych sojuszników i przyjaciół<br />
anglosaskich" 16 .<br />
Eden zastrzegając się, że nie ma zamiaru zmuszać strony polskiej do podejmowania<br />
przez nią rozmów na temat zmiany granicy ze Związkiem Sowieckim,<br />
prywatnie doradzał jednak wszczęcie takiej dyskusji, gdyż w przeciwnym razie<br />
nie dojdzie do żadnego porozumienia polsko-sowieckiego. Dzielił się swoim<br />
„wrażeniem", że „Sowiety stać będą na stanowisku »mniej więcej linii Curzona«<br />
z odchyleniami na naszą (polską) korzyść, pozwalającymi nam (stronie polskiej)<br />
być może (na) zatrzymanie Lwowa. Za tę cenę - zdaniem Edena - otrzymalibyśmy<br />
(strona polska) Prusy Wschodnie i cenne obszary Górnego Śląska".<br />
Mikołajczyk odrzucił sugestię ministra brytyjskiego. Polscy rozmówcy wyrażali<br />
opinię, że „uzyskanie korzyści terytorialnych kosztem Niemiec uważamy w każdym<br />
razie jako nam należne", czyli odrzucał zasadę rekompensaty. W środowisku<br />
polskim jednak niektórzy politycy i dyplomaci, tacy jak prezes Rady Narodowej<br />
Stanisław Grabski czy radca ambasady polskiej w Londynie Władysław<br />
Kulski zastanawiali się nad podobnym rozwiązaniem do proponowanego przez<br />
Edena 17 .<br />
Mikołajczyk usiłował bezskutecznie uświadomić Edenowi, że Stalinowi nie<br />
zależy wyłącznie na zmianie granicy z Polską, gdyż jego ambicje imperialne<br />
znacznie dalej sięgają niż wschodnie obszary Rzeczypospolitej. Pragnął więc<br />
odpowiedzi na pytanie, czy Brytyjczycy i Amerykanie byliby gotowi udzielić<br />
Polsce gwarancji terytorialnych i „pełnej politycznej niezależności". W zamian<br />
za nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Sowietami oferował współpracę<br />
wojskową polegającą na przerwaniu komunikacji na terytorium Polski okupowanej<br />
między frontami niemieckimi na wschodzie i zachodzie, gdy mocarstwa<br />
anglosaskie podejmą ofensywę w Europie Zachodniej. „Taka akcja jednak na<br />
16 Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., AIPMS; DPSR,<br />
vol. 2, s. 37, 61-64; Foreign Relations of the United States (dalej - FRUS), Diplomatic<br />
Papers 1943, vol. 3, The British Commonwealth. Eastern Europe. The Far East, Washington<br />
1963, s. 458; E. Raczyński, op. cit., s. 206-207.<br />
17 Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., AIMPS; DPSR,<br />
vol. 2, s. 61-64; The Great Powers (...), s. 155-157; E. Raczyński, op. cit., s. 206-207.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 69<br />
wielką skalę - mówił Mikołajczyk - wymagałaby porozumienia szczegółowego<br />
także ze stroną sowiecką, co uwydatnia konieczność rychłego przywrócenia stosunków<br />
dyplomatycznych polsko-sowieckich". Eden uznał, że strona polska, nie<br />
wyrażając zgody na dyskusję o granicy polsko-sowieckiej, dała mu za mało atutów<br />
do ręki w grze ze Stalinem. Na temat gwarancji brytyjskich nie odpowiedział<br />
w ogóle nic Mikołajczykowi. Nie przekonywało go twierdzenie Raczyńskiego,<br />
że „jeśli Wielka Brytania i Stany Zjednoczone poprą całym swoim autorytetem<br />
jako rzecz godną polecenia nawiązanie stosunków dyplomatycznych,<br />
Rosja zgodzi się na to". Eden nie wierzył w pozytywny rezultat swoich starań<br />
w tym względzie pocieszając swoich rozmówców, iż „nawet w razie niepowodzenia<br />
pamiętać trzeba, że konferencja moskiewska jest tylko etapem przygotowawczym<br />
dla spotkania odpowiedzialnych szefów rządów" 18 .<br />
6 października ambasador polski w Waszyngtonie Jan Ciechanowski wręczył<br />
amerykańskiemu sekretarzowi stanu Cordellowi Hullowi memorandum<br />
według instrukcji otrzymanych od rządu polskiego w Londynie. Memoriał tej<br />
samej treści, choć w nieco innej formie, przygotowany przez Romera, uzupełniony<br />
przez Mikołajczyka i ostatecznie zredagowany przez Raczyńskiego, został<br />
złożony w Foreign Office 7 października. Oba dokumenty dotyczyły kwestii<br />
poruszonych 5 października w rozmowie polityków polskich z ministrem<br />
Edenem 19 . Ciechanowski w Waszyngtonie miał teraz okazję przekonywać do racji<br />
polskich amerykańskiego sekretarza stanu, podobnie jak dzień wcześniej czynili<br />
to Mikołajczyk, Romer i Raczyński, próbujący pozyskać szefa dyplomacji brytyjskiej.<br />
Ciechanowski zwracał się więc m.in. z postulatem udzielenia przez Stany<br />
Zjednoczone gwarancji dla niezależności i terytorialnej jedności Polski oraz bezpieczeństwa<br />
narodu polskiego. Podkreślając, że rząd polski broni zasady integralności<br />
ziem państwa polskiego, proponował „odłożenie na później problemu<br />
granic", czyli na polecenie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych sugerował<br />
możliwość jakichś przyszłych przetargów granicznych ze Związkiem Sowieckim.<br />
Spotkał się z aprobatą Hulla, który zauważył, że „jest to rozsądne stawianie<br />
sprawy przez wasz rząd". Zresztą w obu memorandach dla rządu amerykańskiego<br />
i brytyjskiego znalazły się sformułowania mówiące o przełożeniu<br />
kwestii granic na czas późniejszy. Był to bez wątpienia krok wstecz w porównaniu<br />
z nieustępliwą postawą Mikołajczyka podczas rozmowy z Edenem. Ciechanowski<br />
usiłował natomiast przekonać amerykańskiego sekretarza stanu do forsowania<br />
na konferencji ministrów spraw zagranicznych trzech mocarstw idei „wspólnej<br />
deklaracji amerykańsko-sowieckiej, która by gwarantowała narodowi polskiemu,<br />
18 Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., AIMPS; DPSR,<br />
vol. 2, s. 61-64; The Great Powers (...), s. 155-157; E. Raczyński, op. cit., s. 206-207.<br />
19 FRUS, 1943, vol. 3, s. 467-471; J. Ciechanowski, Defeat in Victory, New York 1947, s. 212;<br />
E. Raczyński, op. cit., s. 207; DPSR, vol. 2, s. 65-68, 719.
70 Marek Kazimierz Kamiński<br />
że wkroczenie Sowietów na terytorium Polski było uwarunkowane tylko wymogami<br />
prowadzenia wojny". Zdaniem Hulla „było to co prawda »logiczne żądanie«,<br />
lecz na pewno będą trudności w aprobowaniu go przez Sowiety" 20 .<br />
Jak wynika z relacji Ciechanowskiego, Hull odniósł się do postulatów ambasadora<br />
polskiego z życzliwością. Przyznawał, że rząd polski ma prawo do<br />
występowania w roli gospodarza, gdy tylko wojska sowieckie wkroczą do Polski.<br />
Zgadzał się też, że przyjęcie Armii Czerwonej wymaga uprzedniego wznowienia<br />
stosunków dyplomatycznych polsko-sowieckich. Wyraził też aprobatę dla<br />
idei wysłania do Polski przynajmniej małych oddziałów wojsk amerykańskich<br />
i brytyjskich, a także misji wojskowych obu mocarstw anglosaskich, „aby dopomóc<br />
w usuwaniu tarć między władzami sowieckimi i polskimi". Wysłuchał również<br />
uwag Ciechanowskiego, że podczas rozmów z politykami sowieckimi „zachodni<br />
alianci będą prawdopodobnie musieli odwołać się do elementów przetargowych,<br />
takich jak dostawy Lend-Lease, kwestii drugiego frontu i pomocy dla<br />
Rosji". Żegnając się Hull zapewniał Ciechanowskiego, że „jest zdecydowany<br />
bronić sprawy Polski tak jakby bronił sprawy własnego kraju" 21 . Wydawać by<br />
się mogło, że ambasador Ciechanowski znalazł w amerykańskim sekretarzu stanu<br />
dyplomatę, który na konferencji moskiewskiej dołoży starań, aby chronić<br />
Rzeczpospolitą przed zakusami ze strony ZSRR w imię dobrze pojętego interesu<br />
nadrzędnego, tzn. ułożenia powojennych stosunków międzypaństwowych na<br />
podstawach ograniczających do minimum możliwości agresywnej polityki<br />
sowieckiej.<br />
W rzeczywistości zarówno prezydent Stanów Zjednoczonych Franklin Děláno<br />
Roosevelt, jak i sekretarz stanu Hull nie zamierzali stosować wobec Związku<br />
Sowieckiego żadnych środków nacisku, takich jak np. groźba zaprzestania<br />
dostaw Lend-Lease. Według Hulla „Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja<br />
znajdowały się w tej samej łodzi, która zachwiałaby się i mogła zatonąć w wyniku<br />
rozterek państw walczących wspólnie przeciwko jednemu nieprzyjacielowi".<br />
„Nasze dostawy Lend-Lease dla Rosji - wspominał Hull - dopomagały do<br />
złamania i wyeliminowania sił zbrojnych nieprzyjaciela na froncie wschodnim,<br />
które w przeciwnym wypadku stanęłyby przeciwko nam na froncie zachodnim".<br />
Ustami sekretarza stanu przemawiał krótkowzroczny, pozorny pragmatyzm. Hull<br />
szczerze też przyznawał, że „nie zamierzaliśmy wywierać nacisku na załatwienie<br />
w trakcie wojny specyficznych zagadnień, takich jak określenie przyszłej<br />
granicy między Polską a Rosją". 5 października Roosevelt oświadczył Hullowi,<br />
że „nie będziemy z Rosją walczyć o kraje bałtyckie", lecz że należałoby dora-<br />
20 J. Ciechanowski, op. cit., s. 212-217; Sprawa polska podczas II wojny światowej w świetle<br />
pamiętników, oprać. S. Zabiełło (dalej - Sprawa polska, Zabiełło), Warszawa 1958,<br />
s. 349-353; FRUS, 1943, vol. 3, s. 469; DPSR, vol. 2, s. 66.<br />
21 J. Ciechanowski, op. cit., s. 217, 220-221; Sprawa polska, Zabiełło, s. 353-354.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 71<br />
dzić Stalinowi, aby władze sowieckie oświadczyły we własnym interesie, iż są<br />
skłonne „przeprowadzić mniej więcej w dwa łata po zakończeniu wojny drugi<br />
plebiscyt w krajach bałtyckich". Prezydent uważał również, że „ta sama zasada<br />
mogłaby być zastosowana do wschodniej Polski, ale nowa granica w każdym razie<br />
powinna przebiegać nieco na wschód od tzw. linii Curzona, z Lwowem przypadającym<br />
Polsce". Pisząc swoje wspomnienia z krótkiej perspektywy czasu Hull<br />
zarzekał się, że „gdy wyjeżdżałem do stolicy Związku Sowieckiego nie obiecałem<br />
niczego więcej, jak nakłaniać z całą powagą rząd sowiecki, aby wyraził zgodę<br />
na wznowienie stosunków dyplomatycznych z Polską" 22 .<br />
Stalina nie można było do niczego „nakłaniać", lecz należało starać się<br />
wymusić na nim ustępstwa przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych środków.<br />
Ze względu na stanowisko zajęte nie tylko przez Wielką Brytanię, ale również<br />
Stany Zjednoczone, rysowały się ponure perspektywy na wyjście Polski z impasu<br />
w wyniku rozmów moskiewskich. W memorandum przeznaczonym dla Edena,<br />
podobnie jak w memorandum wręczonym Hullowi, zostało zawarte twierdzenie,<br />
że najlepszym sprawdzianem „rzeczywistych intencji Rosji Sowieckiej"<br />
byłoby „żądanie, aby stosunki między Rządem Sowieckim a Rządem Polskim w<br />
Londynie zostały natychmiast wznowione bez wchodzenia w jakąkolwiek dyskusję<br />
na temat różnic w podejściu do kwestii granic istniejących między dwoma<br />
państwami". Strona polska wskazywała, że wkroczenie Armii Czerwonej na terytorium<br />
państwa polskiego, nie poprzedzone ponownym nawiązaniem stosunków<br />
dyplomatycznych, groziłoby narzuceniem mu reżimu komunistycznego za<br />
pomocą znanych metod eksterminacji i deportacji elementów przywódczych oraz<br />
grup ludności najbardziej uświadomionych narodowo. Mogłoby to sprowokować<br />
społeczeństwo do desperackiej samoobrony 23 .<br />
Rząd polski apelował „w obliczu poważnego niebezpieczeństwa" do rządów<br />
mocarstw anglosaskich o „gwarancje niepodległości i integralności ziem polskich<br />
oraz bezpieczeństwa ich mieszkańców". Podtrzymywał też swój negatywny stosunek<br />
do planowanego przez prezydenta Edvarda Beneša czechosłowacko-sowieckiego<br />
traktatu sojuszniczego. Deklarował chęć przystąpienia do paktu zbiorowego<br />
bezpieczeństwa z udziałem zainteresowanych krajów Europy Środkowo-<br />
Wschodniej oraz trzech mocarstw po uprzednim uregulowaniu stosunków<br />
dyplomatycznych ze Związkiem Sowieckim. Proponował ponadto utworzenie<br />
specjalnego międzyalianckiego sztabu generalnego, w którego pracach uczestniczyłaby<br />
strona polska. Jej zainteresowanie skupiałoby się na problemach związanych<br />
z dysponowaniem Polskimi Siłami Zbrojnymi i ich późniejszym przenie-<br />
22 C. Hull, The Memoirs, vol. 2, New York 1948, s. 1265-1267, s. 1271-1273; Sprawa polska,<br />
Zabiełło, s. 354-356; por. artykuł recenzyjny polskiego dyplomaty Michała Sokolnickiego<br />
z pamiętników Cordelia Hulla (M. Sokolnicki, ambasador RP. O głupstwach ludzi<br />
dostojnych, „Kultura", Paryż 1949, nr 2/19, s. 127-137).<br />
23 DSPR, vol. 2, s. 65-68, 719; FRUS, 1943, vol. 3, s. 467-471.
72 Marek Kazimierz Kamiński<br />
sieniem do Polski oraz odpowiednim uzbrojeniem Armii Krajowej przed powstaniem<br />
skierowanym przeciwko Niemcom, a także ustaleniem daty i warunków<br />
powstania w ścisłej zależności od generalnych planów operacyjnych aliantów 24 .<br />
Podczas pamiętnej rozmowy z Edenem 5 października Mikołajczyk nie<br />
omieszkał wytknąć brytyjskiemu politykowi, że mimo interwencji polskiej niczego<br />
nie uczynił, aby Brytyjczycy zajęli się dozbrojeniem Armii Krajowej. Premier<br />
nie dotknął natomiast spraw związanych z polityką Beneša wobec Związku Sowieckiego.<br />
Eden zaś „dwukrotnie wypowiadał się krytycznie o Prez. Beneszu,<br />
ze względu na usiłowania tego ostatniego związania się sojuszem z Moskwą, nie<br />
zwracając (uwagi) na zastrzeżenia Londynu". Wyrażał też naiwne przypuszczenie,<br />
że „takie postępowanie nie odpowiada Min. Masarykowi" 25 . Minister brytyjski<br />
próbował w ten sposób manifestować swoją stanowczość w prowadzeniu<br />
polityki zagranicznej, mimo że wiele zdawało się wskazywać na to, że w jego<br />
postępowaniu podczas obrad moskiewskich zwycięży raczej ugodowość.<br />
W liście z 6 października do Edena Churchill stawiał przed dyplomacją brytyjską<br />
zadanie uczynienia wszystkiego co możliwe, aby skłonić rząd polski do<br />
wyrażenia zgody na sowieckie żądania terytorialne. Brytyjczycy powinni w zamian<br />
za to przyrzec politykom polskim użycie swoich wpływów do przyznania<br />
Polsce rekompensaty w Prusach Wschodnich i na Śląsku. Churchill pragnął, aby<br />
strona polska sama poszła na ustępstwa, gdyż obawiał się, że oficjalna aprobata<br />
brytyjska na zabór wschodnich ziem Rzeczypospolitej przez Sowiety spowoduje<br />
uaktywnienie się opozycji w parlamencie brytyjskim 26 .<br />
W Uwagach premiera dla ministra spraw zagranicznych na czas nádchodzącej<br />
konferencji z 11 października Churchill stwierdzał w punkcie trzecim, że<br />
ostateczne zmiany terytorialne powinny zostać ustalone na konferencji pokojowej<br />
27 . Ponownie nie chciał więc brać na barki rządu brytyjskiego odpowiedzialności<br />
przed parlamentem za łamanie zasad tzw. Karty Atlantyckiej z 14 sierpnia<br />
1941 r., w której wraz z Rooseveltem oświadczył, że nie zgadza się „na żadne<br />
zmiany terytorialne, które by nie odpowiadały swobodnie wyrażonym życzeniom<br />
ludów zainteresowanych" 28 . Dokonywał jednak karkołomnego rozumowania,<br />
pisząc w punkcie czwartym wytycznych dla Edena, że „potwierdzamy zasady<br />
Karty Atlantyckiej podkreślając, że przystąpienie do niej Rosji opiera się na granicach<br />
z 22 czerwca 1941 roku" oraz że „bierzemy również pod uwagę historyczne<br />
granice Rosji sprzed dwóch wojen rozpętanych przez Niemcy w 1914<br />
i 1939 roku". W punkcie piątym dodawał, że „z radością przywitamy wszelkie<br />
24<br />
DPSR, vol. 2, s. 65-68, 719; FRUS, 1943, vol. 3, s. 467-471.<br />
25<br />
Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., AIPMS.<br />
26<br />
W. S. Churchill, op. cit., t. 5, księga 1, s. 362; Sprawa polska, s. 407.<br />
27<br />
W. S. Churchill, op. cit., t. 5, księga 1, s. 291.<br />
28<br />
E. J. Osmańczyk, Encyklopedia ONZ i stosunków międzynarodowych, Warszawa 1986,<br />
s. 227.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 73<br />
umowy pomiędzy Polską i Rosją, które, zapewniając istnienie silnej i niepodległej<br />
Polski, zapewnią Rosji niezbędne bezpieczeństwo jej zachodniej granicy" 29 .<br />
Gdyby dyplomaci polscy znali instrukcję Churchilla, musieliby wyzbyć się resztek<br />
złudzeń co do lojalności sojusznika brytyjskiego i jego chęci życzliwego<br />
dla Polski pośrednictwa w konflikcie granicznym narzuconym przez Sowiety.<br />
18 października Eden wylądował w Moskwie. Konferencja ministrów spraw<br />
zagranicznych Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego<br />
trwała od 19 do 30 października 1943 r. Edena, zanim poruszył problem stosunków<br />
polsko-sowieckich, interesowała przede wszystkim kwestia wyjaśnienia<br />
relacji mocarstw z mniejszymi państwami koalicji antyhitlerowskiej. Stał na stanowisku,<br />
że dyplomacja sowiecka dąży do naruszenia ustnych uzgodnień między<br />
nim a Mołotowem z czerwca 1942 r., które, według interpretacji ministra<br />
brytyjskiego, ograniczały prawa Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii do<br />
zawierania umów politycznych z mniejszymi aliantami. Konkretne zastrzeżenia<br />
brytyjskie odnosiły się do planowanego od kilku miesięcy sowiecko-czechosłowackiego<br />
traktatu sojuszniczego 30 .<br />
Eden przewidywał dwie możliwości załatwienia sporu z Sowietami. Pierwsza<br />
polegałaby na uzgodnieniu treści not między rządami brytyjskim i sowieckim,<br />
które obie strony wymieniłyby między sobą, zobowiązując się do przestrzegania<br />
„zwyczaju samoograniczania się" („selfdenying ordinance") czyli powstrzymania<br />
się z podejmowaniem jakichkolwiek zobowiązań wobec innych<br />
europejskich krajów alianckich lub zawieraniem z nimi porozumień, odnoszących<br />
się do okresu po zaprzestaniu działań wojennych w Europie. Na oba mocarstwa<br />
zostałby też nałożony obowiązek wzajemnej konsultacji „ilekroć byłoby<br />
to niezbędne tak, aby przestrzeganie tego porozumienia harmonizowało z ich<br />
indywidualnymi i wspólnymi interesami". Odpowiednią propozycję strona brytyjska<br />
przekazała Sowietom 28 września 1943 r., postulując włączenie jej do<br />
porządku dziennego konferencji moskiewskiej. Druga ewentualność sprowadzałaby<br />
się do wystąpienia z ofertą przystąpienia Wielkiej Brytanii do trójstronnego<br />
układu sowiecko-czechosłowacko-polskiego (po dopuszczeniu strony polskiej do<br />
sowiecko-czechosłowackiego traktatu sojuszniczego, jak mieli zakładać jego sygnatariusze)<br />
i przekształcenia go tym sposobem w układ czterostronny 31 .<br />
Eden nie uważał zresztą za konieczne osiągnięcie w Moskwie „jakiejś ostatecznej<br />
decyzji" w tej ostatniej kwestii. Zależało mu na uzyskaniu zgody sowieckiej<br />
na pierwszy wariant swojego planu. Zakładał, że sam nie wystąpi z inicjatywą<br />
czynienia jakichkolwiek wyjątków od „zwyczaju samoograniczania się", choć<br />
29 W. S. Churchill, op. cit., t. 5, księga 1, s. 291-292; Sprawa polska, s. 407.<br />
30 Public Record Office (dalej - PRO), CAB 66/41, WP/43/425, Memorandum by Eden,<br />
28 września 1943 r.; FRUS, 1943, vol. 1, General, Washington 1963, s. 724-726.<br />
31 PRO, Memorandum by Eden, 28 września 1943 r.; FRUS, 1943, vol. 1, s. 724-726.
74 Marek Kazimierz Kamiński<br />
Brytyjczycy mogliby być zainteresowani w zawieraniu układów bilateralnych<br />
dotyczących spraw powojennych z takimi państwami, jak Grecja, Norwegia,<br />
Holandia czy Belgia. Eden w memorandum do Gabinetu Wojennego zapowiadał<br />
też, że będzie przeciwstawiał się „rychłemu zawarciu każdego dwustronnego<br />
sowiecko-czechosłowackiego układu". „Jeśli inne dyskusje na konferencji dotyczące<br />
stosunków sowiecko-polskich będą wskazywały na istnienie korzystnej<br />
atmosfery - kierował swe słowa Eden do pozostałych członków najwyższych<br />
władz brytyjskich - poinformuję Rząd Sowiecki, że Rząd Jego Królewskiej<br />
Mości, podtrzymując swoje obiekcje co do sowiecko-czechosłowackiego układu,<br />
byłby przygotowany do współpracy w próbach doprowadzenia do zawarcia<br />
układu trójstronnego pomiędzy ZSRR, Polską i Czechosłowacją" 32 .<br />
Gospodarze sowieccy wykazali się szybkim refleksem. Zanim kwestia uzgodnienia<br />
treści not dotyczących przestrzegania „zwyczaju samoograniczania się"<br />
znalazła się na porządku dziennym konferencji, Mołotow przesłał Edenowi<br />
23 października projekt sowiecko-czechosłowackiego układu przyjaźni, wzajemnej<br />
pomocy i powojennej współpracy. 24 października podczas spotkania Edena,<br />
Mołotowa i Hulla minister brytyjski obstawał już tylko przy „generalnej zasadzie"<br />
„niecelowości" („undesirability") zawierania przez Wielką Brytanię<br />
i Związek Sowiecki układów politycznych z małymi państwami w trakcie trwania<br />
wojny, dotyczących okresu powojennego. Dopuszczał natomiast możliwość<br />
wyjątków od tej zasady, wskazując na planowany traktat sowiecko-czechosłowacki,<br />
o którego treści został już poinformowany. Eden nalegał tylko, aby w przyszłości<br />
miały miejsce konsultacje i porozumienia między obu mocarstwami, zanim<br />
tego rodzaju układy miałyby zostać zawarte 33 .<br />
Próby Mołotowa wciągnięcia do dyskusji Hulla oczywiście po to, by wzmocnił<br />
pozycję sowiecką wobec Brytyjczyków, nie dały żadnego rezultatu. Amerykański<br />
sekretarz stanu zasłaniał się nieznajomością szczegółów związanych z rozpatrywaną<br />
sprawą. Sowiecki komisarz spraw zagranicznych przystąpił następnie<br />
do oskarżenia rządu brytyjskiego o to, że zaproszony do Moskwy prezydent<br />
Beneš nie mógł przyjechać do Związku Sowieckiego dla podpisania traktatu<br />
politycznego ze względu na obiekcje brytyjskie. Eden bronił się przy pomocy<br />
argumentu, że nie wysuwał żadnych zastrzeżeń co do wizyty Beneša w Moskwie.<br />
Mołotow odparował, że „prawdopodobnie żadnej obiekcji odnośnie do wizyty<br />
nie było, ale być może dotyczyła ona podpisania traktatu". Wyraził też fałszywe<br />
zdziwienie z powodu postawy brytyjskiej w stosunku do „dwóch państw z wspólną<br />
granicą" (notabene Związek Sowiecki i Czechosłowacja nie graniczyły ze sobą,<br />
gdyż należącą do Czechosłowacji Ruś Podkarpacką oddzielała od Sowietów<br />
Małopolska Wschodnia) dbających o zapewnienie sobie natychmiastowej pomocy.<br />
32 PRO, Memorandum by Eden, 28 września 1943 r.; FRUS, 1943, vol. 1, s. 724-726.<br />
33 FRUS, 1943, vol. 1, s. 624-627.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 75<br />
Zepchnięty na pozycje obronne Eden oświadczył z rezygnacją, że „miał obecnie<br />
(w rękach) projekt proponowanego traktatu, którego nie otrzymał w czasie, gdy<br />
Beneś wystąpił w lipcu z sugestią swojej wizyty, oraz iż po przeanalizowaniu<br />
projektu odniósł wrażenie, że z punktu widzenia swojego rządu nie widzi nic, co<br />
budziłoby (jego) sprzeciw („there would be nothing objectionable") wobec podpisania<br />
traktatu" 34 .<br />
Mołotow odniósł niekwestionowany sukces, a tym samym osłabił dodatkowo<br />
pozycję rządu polskiego w przyszłych przetargach. Edenowi nie pozostało<br />
nic innego tylko prosić komisarza sowieckiego o danie mu dwudziestu czterech<br />
godzin na poinformowanie Churchilla o opinii, którą wyraził na temat projektu<br />
sowiecko-czechosłowackiego traktatu tak, aby premier brytyjski nie dowiedział<br />
się tego wcześniej od Beneśa. Mołotow zdołał już bowiem zapowiedzieć, że niezwłocznie<br />
przekaże prezydentowi czechosłowackiemu zaproszenie do Moskwy.<br />
Teraz wykorzystał fakt, że Eden stał się jego petentem i aby „uniknąć dalszej<br />
zwłoki" odczytał oświadczenie, w którym znalazło się stanowcze stwierdzenie,<br />
iż „rząd sowiecki nie może dać swej zgody na propozycję rządu brytyjskiego"<br />
zawarcia porozumienia, wykluczającego prowadzenie negocjacji dotyczących<br />
zobowiązań wobec innych europejskich krajów alianckich lub układów z nimi<br />
odnośnie do kwestii powojennych. Strona sowiecka zgadzała się jedynie na porozumienie<br />
zobowiązujące rządy obu mocarstw do niepodpisywania podobnych<br />
układów „bez uprzednich konsultacji lub uzgodnień". Zastrzeżenie to nie odnosiłoby<br />
się do traktatów Związku Sowieckiego i Wielkiej Brytanii z państwami,<br />
z którymi każde z nich miałoby wspólną granicę 35 .<br />
Kontrpropozycje sowieckie były nie do przyjęcia dla Brytyjczyków, gdyż<br />
wprowadzenie ich w życie przyniosłoby wyłącznie korzyści gospodarzom konferencji<br />
i utrudniałoby jednocześnie stronie brytyjskiej politykę nie tylko wobec<br />
Europy Środkowo-Wschodniej, ale również wobec pozostałych państw kontynentu<br />
np. Grecji, żywo interesującej Londyn. Eden oświadczył Mołotowowi, że<br />
nie akceptuje tego fragmentu oświadczenia, w którym Czechosłowacja była określona<br />
jako państwo graniczące ze Związkiem Sowieckim, gdyż w przeciwnym<br />
razie Wielka Brytania uznawałaby w porozumieniu międzypaństwowym roszczenia<br />
sowieckie do wschodnich obszarów Rzeczypospolitej 36 . 24 października Eden<br />
poniósł porażkę, gdyż został zmuszony do zgody na układ polityczny między<br />
Związkiem Sowieckim a Czechosłowacją ułatwiający penetrację polityczną Sowietów<br />
w Europie Środkowo-Wschodniej.<br />
Dopiero 29 października ministrowie spraw zagranicznych trzech mocarstw<br />
poświęcili nieco uwagi sprawom polskim. Zanim do tego doszło, Eden musiał<br />
34 Ibidem, s. 624-627, 752.<br />
35 Ibidem, s. 624-627, 726-727.<br />
36 L. Woodward, op. cit., vol. 2, s. 598-599.
76 Marek Kazimierz Kamiński<br />
24 października przekonywać Hulla, zasłaniającego się brakiem instrukcji, że<br />
byłoby niezbędne skoordynowanie wystąpienia obu przedstawicieli państw anglosaskich.<br />
Minister brytyjski, inicjując dyskusję, nie próbował powiązać kwestii<br />
wznowienia stosunków dyplomatycznych między Polską a Związkiem Sowieckim<br />
z proponowaną przez premiera Mikołajczyka korzystną dla ZSRR szczegółową<br />
umową dotyczącą wystąpienia zbrojnego Armii Krajowej przeciwko<br />
liniom komunikacyjnym na tyłach frontu niemieckiego. Eden całkowicie wypaczył<br />
sens sugestii polskich. Oświadczył mianowicie, że sztaby wojskowe aliantów<br />
zachodnich pragną zasięgnąć opinii sowieckiej, czy w zaistniałej sytuacji<br />
mają dostarczyć postulowane przez stronę polską większe dostawy broni i materiałów<br />
wybuchowych dla AK. Eden obawiał się - czemu dał wyraz w memorandum<br />
z 5 października przeznaczonym dla Gabinetu Wojennego - że jeśli Anglosasi<br />
uzbroją AK „bez konsultacji z Rosjanami, Rząd Sowiecki wystosuje protest<br />
do nas (Brytyjczyków) i Stanów Zjednoczonych, że wyekwipowaliśmy siły, które<br />
będą użyte przeciwko Związkowi Sowieckiemu". Takie postawienie sprawy przez<br />
Edena pozwoliło Mołotowowi na stwierdzenie, że „trzeba mieć pewność, iż ta<br />
broń dostanie się w odpowiednie ręce", zaś rząd polski nie daje gwarancji „przyjaznych<br />
uczuć dla Związku Sowieckiego". Przy okazji komisarz sowiecki czynił<br />
aluzje, że kwestia stosunków polsko-sowieckich nie powinna zajmować nikogo<br />
innego poza bezpośrednio zainteresowanymi państwami. Uczestniczący w rozmowie<br />
amerykański sekretarz stanu Hull nie potrafił wesprzeć swojego kolegi<br />
brytyjskiego sensowną argumentacją 37 .<br />
Strona sowiecka uchylała się więc od porozumienia w sprawie nawiązania<br />
przez nią stosunków dyplomatycznych z legalnymi władzami Rzeczypospolitej,<br />
wykorzystując potknięcia strony brytyjskiej i faktyczny brak zainteresowania<br />
strony amerykańskiej. Jednocześnie wpływała niekorzystnie na postawę aliantów<br />
zachodnich wobec problemu istotnego dozbrojenia AK. Mołotow, atakując<br />
polskiego Naczelnego Wodza, gen. Kazimierza Sosnkowskiego - jako rzekomego<br />
przeciwnika nawiązania polsko-sowieckich stosunków dyplomatycznych - za<br />
przeciwstawienie się w lipcu 1941 r. zbyt pochopnemu podpisaniu niedoskonałego<br />
w formie i treści układu politycznego ze Związkiem Sowieckim, rozpoczynał<br />
tym samym proces podważania pozycji przywódców polskich w świecie<br />
zachodnim. Miało to w zamierzeniach sowieckich prowadzić do dekompozycji<br />
polskiego ośrodka władzy na uchodźstwie 38 .<br />
37 FRUS, 1943, vol. 1, s. 622-623, 662, 667-668, 753; DPSR, vol. 2, s. 64, 71-72, 74-78,<br />
720-721; Sprawa polska, s. 415-417; The Great Powers (...), s. 157-158; A. Eden, op. cit.,<br />
s. 329; C. Hull, op. cit., s. 1305-1306; E. Raczyński, op. cit., s. 209; Sprawozdanie z rozmowy<br />
Mikołajczyka z Edenem, 5 października 1943 r., AIPMS; L. Woodward, op. cit.,<br />
vol. 2, s. 640-644.<br />
38 DPSR, vol. 2, s. 72; The Great Powers (...), s. 157-158; A. Eden, op. cit, s. 329; W. Babiński,<br />
Przyczynki historyczne do okresu 1939-1945, Londyn 1967, s. 205-206.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 77<br />
Listę porażek Edena groźnych dła przyszłości państwa polskiego uzupełniała<br />
nieudana inicjatywa ministra brytyjskiego, dotycząca przyjęcia przez przedstawicieli<br />
trzech mocarstw deklaracji wyrażającej wspólną odpowiedzialność za<br />
Europę. Po raz pierwszy Eden zaproponował 24 października Mołotowowi i Hullowi<br />
akceptację przez mocarstwa czterech zasad: 1) swobody wyboru rządu przez<br />
każdy naród, 2) prawa państw do organizowania związków międzypaństwowych<br />
czyli konfederacji, 3) pomocy mocarstw zainteresowanym państwom w powoływaniu<br />
takich związków oraz 4) nietworzenie przez mocarstwa „oddzielnych<br />
stref odpowiedzialności" czyli stref wpływów w Europie. Odpowiedni brytyjski<br />
projekt deklaracji miał zostać rozesłany ministrom sowieckiemu i amerykańskiemu.<br />
Sekretarz stanu Hull od razu na wspomnianym posiedzeniu zażądał przesunięcia<br />
dyskusji na późniejszy termin 39 . Szkodliwa rola dyplomacji amerykańskiej<br />
dawała o sobie znać w całej pełni.<br />
26 października Hull motywował swoją niechęć do angażowania się w rozpatrywanie<br />
kwestii poruszonych przez Edena, koniecznością załatwienia przede<br />
wszystkim spraw generalnych, zawartych w amerykańskim projekcie ogólnikowej<br />
„deklaracji czterech narodów na temat powszechnego bezpieczeństwa".<br />
Amerykański sekretarz stanu, wyrażając swoje desinteressement kwestiami konkretnych<br />
zobowiązań, ułatwiał Mołotowowi grę dyplomatyczną, zmierzającą do<br />
utrącenia inicjatywy brytyjskiej. Eden nie wykazywał zresztą koniecznej nieustępliwości,<br />
przywiązując mniejszą wagę do punktów drugiego i trzeciego swojej<br />
rezolucji - czemu dał zresztą wyraz już 24 października - czyli odnosząc się<br />
z dystansem do idei organizowania w Europie po wojnie konfederacji mniejszych<br />
państw. Właśnie tę ideę Mołotow zaatakował ze szczególną zaciekłością, odczytując<br />
przygotowane wcześniej oświadczenie, w którym znalazło się oskarżenie<br />
jej zwolenników o zamiar tworzenia wokół Związku Sowieckiego „kordonu sanitarnego"<br />
wrogich państw. Eden ugiął się pod naciskiem Mołotowa obiecując,<br />
że nie będzie nastawał na forsowanie punktów dotyczących powoływania po<br />
wojnie konfederacji. Punkty pierwszy i czwarty projektu deklaracji, na których<br />
wprowadzeniu do jednego z dokumentów końcowych konfederacji szczególnie<br />
zależało Edenowi, na razie nie zostały odrzucone przez stronę sowiecką na wspomnianym<br />
posiedzeniu. Minister brytyjski dopuszczał możliwość nadania swoim<br />
propozycjom charakteru uniwersalnego, tak by mogły się one odnosić również<br />
do innych kontynentów 40 .<br />
30 października Eden po raz ostatni powrócił do swojej propozycji obejmującej<br />
tym razem tylko dwa punkty: dotyczący zobowiązania mocarstw do niein-<br />
39<br />
FRUS, 1943, vol. 1, s. 627-628, 736-737, 753-755; L. Woodward, op. cit., vol. 2,<br />
s. 591-593.<br />
40<br />
FRUS, 1943, vol. 1, s. 627-628, 637-639, 736-737, 753-756, 762-763; L. Woodward,<br />
op. cit., vol. 2, s. 591-593.
78 Marek Kazimierz Kamiński<br />
gerowania w powoływanie rządów mniejszych państw oraz do nietworzenia<br />
swoich stref wpływów w Europie. Zastępca sowieckiego komisarza spraw zagranicznych<br />
Maksim Litwinow wyręczył Mołotowa, poddając w wątpliwość celowość<br />
poruszania w publikowanym dokumencie z konferencji problemu stref<br />
wpływów, „skoro nie ma dowodów na to, aby któreś z trzech mocarstw domagało<br />
się specjalnych stref odpowiedzialności lub wpływów". Publiczne odżegnywanie<br />
się od chęci wprowadzenia podziału na strefy wpływów w Europie mogłoby -<br />
według Litwinowa - wzbudzać tylko podejrzenia, że sygnatariusze mają takie<br />
intencje. Litwinow twierdził przy tym, że w Karcie Atlantyckiej z 14 sierpnia<br />
1941 r. została już uwzględniona zasada pierwsza i czwarta z proponowanej<br />
deklaracji brytyjskiej (twierdzenie to było nieprawdziwe w odniesieniu do zasady<br />
czwartej). Eden usiłował tłumaczyć, że istnieją właśnie podejrzenia, iż Brytyjczycy<br />
są zainteresowani Europą Zachodnią, a Rosjanie Europą Wschodnią. Pragnął<br />
przeto rozwiać obawy przedstawicieli państw mniejszych. Wobec wysuwanych<br />
przez stronę sowiecką obiekcji, Eden wyraził gotowość nie wywierania nacisku<br />
na swoich rozmówców. Miał przeciwko sobie nie tylko dyplomatów sowieckich,<br />
ale również amerykańskiego sekretarza stanu Hulla, który „wątpił w to, czy starczy<br />
czasu na tej końcowej sesji konferencji, by rozpatrzyć kwestię". Ostatecznie<br />
uzgodniono „odroczenie sugestii Edena do następnej konferencji" 41 .<br />
W oficjalnych dokumentach z moskiewskiej konferencji ministrów spraw<br />
zagranicznych trzech mocarstw znalazło się natomiast, aczkolwiek nie przeznaczone<br />
do publikacji, oświadczenie Mołotowa wymierzone we wszelkie plany<br />
organizowania po wojnie w Europie konfederacji mniejszych państw. Projekt<br />
Edena nie tylko nie ujrzał światła dziennego, ale nie został nawet włączony do<br />
nie ogłoszonych drukiem aneksów do protokołu konferencji 42 . Gospodarze sowieccy<br />
nie dopuścili do przyjęcia ustaleń, które krępowałyby ich poczynania na<br />
terytoriach państw, z których Armia Czerwona wyparłaby wojska niemieckie.<br />
Fiasko inicjatywy Edena źle wróżyło przyszłości Polski, gdyż odsłaniało prawdziwe<br />
imperialistyczne intencje Moskwy, nie tylko nie tolerującej konfederacji<br />
europejskich, ale pragnącej również narzucać mniejszym państwom posłuszne<br />
sobie rządy oraz stworzyć możliwie najszerszą strefę wpływów w Europie.<br />
4 listopada na poufnej konferencji dla prasy polskiej minister Romer przyznał,<br />
że „poza ogłoszonymi deklaracjami rząd polski niewiele wie o przebiegu<br />
konferencji" ministrów spraw zagranicznych trzech mocarstw w Moskwie.<br />
Spodziewał się, że strona polska uzyska szczegółowe dane dopiero po powrocie<br />
Edena z Moskwy 43 . Dwa dni wcześniej ambasador Raczyński próbował wydo-<br />
41<br />
FRUS, 1943, vol 1, s. 679-680; L. Woodward, op. cit., vol. 2, s. 590-593; E. J. Osmańczyk,<br />
op. cit., s. 227-228.<br />
42<br />
FRUS, 1943, vol. 1, s. 736-737, 749-755, 762-763.<br />
43<br />
W. Leitgeber, W kwaterze prasowej. Dziennik z lat wojny 1939-1945. Od Coetquidan do<br />
„Rubensa Londyn 1972, s. 271.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 79<br />
być jakieś informacje od podsekretarza stanu w brytyjskim MSZ Cadogana, ale<br />
dowiedział się tylko, że Eden poruszył sprawę przywrócenia stosunków dyplomatycznych<br />
polsko-sowieckich, lecz jak wynikało „z niezbyt jasnego oświadczenia<br />
p. Cadogana... Mołotow sugestie p. Edena przyjął chłodno" 44 .<br />
Na wspomnianej poufnej rozmowie z dziennikarzami polskimi Romer pocieszał<br />
zebranych, że opublikowane deklaracje z konferencji moskiewskiej „wydają<br />
się przeczyć teoriom o podziale Europy na strefy wpływów politycznych".<br />
Uznał też za zjawisko niepokojące podział świata „na państwa wielkie i małe,<br />
silne i słabe" oraz ujawnienie się dominującej roli trzech mocarstw w stosunkach<br />
międzynarodowych. Poinformował dziennikarzy, że kwestia wznowienia<br />
stosunków dyplomatycznych z ZSRR „jak się wydaje nie została rozstrzygnięta".<br />
Sugerując, że władze polskie spodziewały się, iż na konferencji moskiewskiej<br />
mogły zapaść decyzje szczególnie złowrogie dla przyszłości Polski - myślał<br />
zapewne o zgodzie mocarstw anglosaskich na sowiecki zabór wschodnich<br />
ziem Rzeczypospolitej - oceniał, że „poważne niebezpieczeństwa, jakie nam<br />
groziły w związku z konferencją, nie zostały rozwiązane, ale tylko odsunięte".<br />
Romer przyznawał, że „sytuacja Polski jest nadal dramatyczna". „Nie mamy<br />
atutów siły, a jedynie atuty moralne" - kontynuował minister i wskazywał, że<br />
„stoimy przed grozą faktów dokonanych". Uważał, że „w takiej sytuacji należy<br />
zachować spokój, ostrożność i nie dać się wytrącić z dotychczasowej linii politycznej"<br />
w oczekiwaniu, iż „nadejdzie czas, kiedy zagadnienia moralne i sprawiedliwości<br />
wysunięte będą przez opinię publiczną świata", co strona polska<br />
będzie mogła wykorzystać 45 . Z wypowiedzi ministra Romera wyzierał głęboki<br />
pesymizm wynikający z poczucia coraz większej bezsilności wobec dyktatu<br />
mocarstw.<br />
Dopiero 12 listopada w południe premier Mikołajczyk, minister Romer i ambasador<br />
Raczyński spotkali się z ministrem Edenem oraz zastępcami podsekretarza<br />
stanu Sargentem i Williamem Strangiem. Tego samego dnia premier Churchill<br />
wypłynął z Plymouth w drogę do Kairu, a następnie do Teheranu na konferencję<br />
przywódców trzech mocarstw 46 . Podczas spotkania Eden obwiniał rząd<br />
polski za fiasko rozmów moskiewskich w kwestii wznowienia stosunków dyplomatycznych<br />
polsko-sowieckich. Utrzymywał, że nie był w stanie załatwić całej<br />
sprawy, ponieważ strona polska nie pozwoliła mu podnieść problemu przynależności<br />
państwowej wschodnich obszarów Rzeczypospolitej, który mógłby zostać<br />
rozwiązany na zasadzie rekompensaty dla Polski w postaci Prus Wschodnich,<br />
Gdańska, Górnego Śląska i Pomorza. Brytyjski minister próbował też<br />
44 Rozmowa Raczyńskiego z Cadoganem, 2 listopada 1943 r., AIMPS, A. 12, 49/14 111/10;<br />
E. Raczyński, op. cit., s. 209, błędnie została tam podana data 9 listopada.<br />
45 W. Leitgeber, op. cit., s. 271-273.<br />
46 W. S. Churchill, op. cit., t. 5, księga 2, s. 1.
80 Marek Kazimierz Kamiński<br />
wmówić Mikołajczykowi, że brak pozytywnego stanowiska Anglosasów w kwestii<br />
dozbrojenia AK wynika z trudności natury technicznej, tzn. braku odpowiedniej<br />
liczby samolotów do dokonywania zrzutów. Usłyszał cierpką uwagę premiera<br />
polskiego, wskazującego na przyczyny polityczne. Mikołajczyk, jak się wydaje,<br />
przypuszczał, że Amerykanie i Brytyjczycy obawiali się ze strony AK zbrojnego<br />
oporu wobec wkraczającej Armii Czerwonej. Eden odżegnał się też od idei konfederacji<br />
rozumianej jako zabezpieczenie nie tylko przed ekspansją niemiecką,<br />
ale również sowiecką. Próbował natomiast przekonać rozmówców polskich do<br />
pomysłu wykorzystania zapowiadanego pobytu prezydenta Beneśa w Moskwie<br />
do pośrednictwa w sprawach polsko-sowieckich. Oferował nawet swoją interwencję<br />
w tej sprawie u Beneśa. Minister brytyjski usiłował część ciężaru negocjacji<br />
z Sowietami przerzucić na barki prezydenta. Mikołajczyk odrzucił propozycję<br />
oraz sugestie Edena 47 .<br />
Podczas wspomnianej dyskusji Raczyński oświadczył, że „praktyka układów<br />
bilateralnych na wzór projektowanego traktatu czesko-sowieckiego mogłaby<br />
doprowadzić do określenia poszczególnych »obszarów życiowych« tego czy<br />
innego mocarstwa wbrew zadeklarowanym przez mocarstwa przeciwnym temu<br />
intencjom". Ambasador trafił w czuły punkt Edena. Minister, pytany o rezygnację<br />
Brytyjczyków z dotychczasowego negatywnego stanowiska w kwestii układu<br />
czechosłowacko-sowieckiego oraz o poparcie dla projektu Beneśa podpisania<br />
traktatu ze stroną sowiecką, przyjął „te pytania niechętnie" i nie dawał „na<br />
nie wyraźnej odpowiedzi" 48 . Raczyński w gruncie rzeczy wytknął władzom brytyjskim,<br />
że dają przyzwolenie na utworzenie po wojnie w Europie stref wpływów<br />
mocarstw.<br />
Dziesięć dni później, 22 listopada, Mikołajczyk w rozmowie z Edenem,<br />
nawiązał do wystąpienia amerykańskiego sekretarza stanu Hulla na konferencji<br />
prasowej 15 i 16 listopada. Zaprotestował przeciwko używaniu - przez szefa<br />
dyplomacji amerykańskiej - „formułki włoskiej ustalonej na Konferencji Moskiewskiej<br />
w stosunku do Polski". Premier polski trafnie zwracał uwagę, że gen.<br />
„Eisenhower jako dowódca armii alianckich, posiadając prawo tworzenia lokalnych<br />
rządów, wzmacniania ruchów antyfaszystowskich i tępienia faszyzmu na<br />
pewno nie uczyni krzywdy Włochom". „P. Timoszenko np. - kontynuował Mikołajczyk<br />
- posiadając te same prawa w Polsce tej formułki użyłby dla sformułowania<br />
komunistycznego rządu w Polsce, a zaliczywszy wszystkich, nie komu-<br />
47 Rozmowa Mikołajczyka z Edenem wraz z osobami towarzyszącymi, 12 listopada 1943 r.,<br />
AIPMS, PRM-L. 46 (wersja krótsza i dłuższa sprawozdania); Notatka z rozmowy Edena<br />
z Mikołajczykiem, 12 listopada 1943 r., AIMPS, PRM-L. 46 (jest to notatka dotycząca również<br />
dalszego postępowania Mikołajczyka); DSPR, vol. 2, s. 74-78, 725; Sprawa polska,<br />
s. 417.<br />
48 Rozmowa Mikołajczyka z Edenem wraz z osobami towarzyszącymi, 12 listopada 1943 r.,<br />
AIPMS (wersja dłuższa i krótsza sprawozdania); DPSR, vol. 2, s. 77.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 81<br />
nistów jako faszystów, używałby tej formułki do wytępienia wszystkich, nie<br />
komunistycznych ruchów politycznych" 49 .<br />
Kilka dni wcześniej, 17 listopada, ambasador w Stanach Zjednoczonych Jan<br />
Ciechanowski w liście do Jamesa Dunna, doradcy politycznego amerykańskiego<br />
sekretarza stanu, stwierdził, że doniesienia prasowe na temat wypowiedzi Hulla<br />
wzbudziły jego „poważne obawy dotyczące Polski". Według sekretarza stanu<br />
bowiem, „administracja okupowanych terytoriów zostanie przejęta przez wojskowe<br />
władze mocarstw alianckich, których (siły zbrojne) pierwsze wkroczą na<br />
dane terytorium w trakcie działań wojennych". Ciechanowski zauważał, że<br />
„w przypadku Polski oznaczałoby to, że sowieckie władze wojskowe będą wyłącznie<br />
upoważnione do przejęcia administracji okupowanego polskiego terytorium",<br />
co prowadziłoby do sowietyzacji Polski. Ambasador szedł nawet dalej<br />
w swoich zarzutach pod adresem mocarstw anglosaskich niż Mikołajczyk, gdyż<br />
podnosił również problem sformułowania zawartego w paragrafie szóstym „Deklaracji<br />
Czterech Narodów na temat powszechnego bezpieczeństwa", czyli jednego<br />
z czterech dokumentów opublikowanych na zakończenie moskiewskiej konferencji<br />
ministrów spraw zagranicznych trzech mocarstw (Chiny mimo oporu sowieckiego<br />
poparte przez Stany Zjednoczone zostały czwartym sygnatariuszem<br />
deklaracji) 50 .<br />
Paragraf ten głosił, że mocarstwa „po zakończeniu działań wojennych nie<br />
będą stosować siły zbrojnej na terytorium innych państw, wyjąwszy w celach,<br />
wy łuszczonych w niniejszej deklaracji i to po wspólnym uzgodnieniu". Interpretując<br />
powyższy tekst Ciechanowski zauważał, iż sformułowanie to „wyraźnie<br />
implikuje, że dopóki działania wojenne będą w toku, mocarstwa okupacyjne<br />
będą mogły użyć swoich sił dla celów nie przewidzianych w Deklaracji i bez<br />
uprzednich konsultacji z pozostałymi trzema narodami". „Dla Polski - pisał dalej<br />
ambasador - tworzy się sytuacja najwyższego zagrożenia, gdy spojrzymy na<br />
nią w perspektywie okupacji Polski wyłącznie przez siły ZSRR. Fakt, że Rząd<br />
ZSRR odrzuca wznowienie stosunków dyplomatycznych z Rządem Polskim, dodatkowo<br />
pogarsza tę sytuację". Ciechanowski nie krył więc wobec administracji<br />
waszyngtońskiej zaniepokojenia władz polskich postawą dyplomacji amerykańskiej,<br />
domagając się spotkania z Hullem oraz wyjaśnień w interesujących je sprawach<br />
51 .<br />
Rozmowa Ciechanowskiego z Hullem 19 listopada nie przyniosła żadnych<br />
pocieszających wieści stronie polskiej. Amerykański sekretarz stanu zdawał się<br />
49 Notatka z rozmowy Mikołajczyka z Edenem, 22 listopada 1943 r., AIPMS, PRM-L. 46;<br />
Sprawozdanie z rozmowy Mikołajczyka i Edena w obecności Romera, Raczyńskiego i Robertsa,<br />
22 listopada 1943 r., AIPMS, PRM-L. 46; DPSR, vol. 2, s. 90-95, 80-82.<br />
50 FRUS, 1943, vol. 3, s. 478-481; FRUS, 1943, vol. 1, s. 602-603, 681-682, 755-756.<br />
51 FRUS, 1943, vol. 3, s. 478-481; FRUS, 1943, vol. 1, s. 755-756; I. Matuszewski, Wybór<br />
pism, New York-London 1952, s. 214.
82 Marek Kazimierz Kamiński<br />
nawet być urażony krytyką polską wspomnianej deklaracji, której treść próbował<br />
tłumaczyć w sensie pozytywnym dla przyszłości państwa polskiego 52 . Działający<br />
na gruncie amerykańskim, wybitny publicysta polski, związany z obozem<br />
piłsudczykowskim, Ignacy Matuszewski, zwrócił uwagę 23 listopada na łamach<br />
wychodzącego w Nowym Jorku „Nowego Świata" na wspomniany artykuł szósty<br />
Deklaracji moskiewskiej, który „jest przez Sowiety interpretowany, jako upoważnienie<br />
ich do postępowania na terenach polskich jak im się żywnie podoba".<br />
Wytknął też premierowi Mikołajczykowi, że wygłaszając dłuższą przemowę<br />
z okazji dwudziestej piątej rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości, wyraził<br />
zadowolenie z rezultatów konferencji moskiewskiej, gdy tymczasem powinien<br />
w imieniu rządu polskiego wyraźnie odżegnać się publicznie od zapadłych<br />
w Moskwie decyzji na temat Polski bez udziału jej najwyższych czynników.<br />
Dopiero jednak ponad pół roku później, pod koniec czerwca i w pierwszej połowie<br />
lipca 1944 r. opublikował w ukazującym się w Detroit „Dzienniku Polskim"<br />
serię artykułów pod wspólnym tytułem Śladami Katarzyny. W jednym z nich<br />
przeprowadził dokładną analizę artykułu szóstego Deklaracji moskiewskiej 53 .<br />
Matuszewski uważał, że do owego artykułu propozycji Deklaracji przedstawionej<br />
w Moskwie przez amerykańskiego sekretarza stanu Hulla, Mołotow przeforsował<br />
wprowadzenie poprawki brzmiącej „po zakończeniu działań wojennych"<br />
(„after the termination of hostilities"), pragnął bowiem uzyskać wolną rękę na<br />
bezkarne postępowanie władz sowieckich na zajętych przez Armię Czerwoną<br />
obszarach Polski, zanim nie ustaną działania wojenne. W rzeczywistości sami<br />
Amerykanie wnieśli do swojego projektu deklaracji w odpowiednim paragrafie<br />
dodatkowe sformułowanie „po klęsce nieprzyjaciela" („following the defeat of<br />
the enemy"), uzasadniając to na piśmie koniecznością uniknięcia „możliwych<br />
kolizji z normalnymi militarnymi operacjami". Hull uwolnił więc Mołotowa od<br />
trudu przełamywania ewentualnego oporu anglosaskiego w powyższej kwestii.<br />
Matuszewski, patrząc się z ponad półrocznej perspektywy na konferencję ministrów<br />
spraw zagranicznych trzech mocarstw w Moskwie dochodził do wniosku,<br />
że „ustalony został przez redakcję Art. 6-ego - podział de facto [podkreślenie -<br />
M.K.K.] Europy na strefy wpływów". Dodawał, że „dyskusja o tym, czy Europa<br />
ma być podzielona na strefy wpływów - jest od tej chwili czysto akademicka;<br />
Europa jest już podzielona; Państwo polskie zostało de facto [podkreślenie -<br />
M.KKĄ oddane sowieckiej sferze wpływów" 54 .<br />
Formalnie jednak mocarstwa biorące udział w konferencji moskiewskiej nię<br />
dokonały podziału Europy na swoje strefy wpływów. Nie ulegało jednak wątpli-<br />
52<br />
C. Hull, op. cit., s. 1315-1317; FRUS, 1943, vol. 3, s. 484-485; J. Ciechanowski, op. cii.,<br />
s. 235, 239; Sprawa polska, Zabiełło, s. 357-360.<br />
53<br />
I. Matuszewski, op. cit., s. 172-174, 213-216, 238.<br />
54<br />
I. Matuszewski, op. cit., s. 213-216, 628; FRUS, 1943, vol. 1, s. 590-603, 641-642, 669,<br />
681-682, 750-756.
Rząd S. Mikołajczyka wobec konferencji moskiewskiej w 1943 r. 83<br />
wości, że dyplomacja amerykańska ułatwiła stronie sowieckiej uzyskanie dogodnych<br />
pozycji wyjściowych, pozwalających na polityczną penetrację Europy Srodkowo-Wschodniej.<br />
Dyplomacja brytyjska zaś działając nieskutecznie, również<br />
w ostatecznym rezultacie przyczyniła się do ugruntowania przyszłych wpływów<br />
sowieckich na bieg wypadków politycznych w dużej części kontynentu europejskiego.<br />
Dalszy rozwój sytuacji w Europie zależał jednak nie tylko od operacji<br />
na frontach, ale również od umiejętnej gry dyplomatycznej między mocarstwami,<br />
która przynajmniej z teoretycznego punktu widzenia mogła okazać się bardziej<br />
korzystna dla interesów polskich. Strona polska nie mogła z góry zakładać,<br />
że wszystko zostało definitywnie przegrane, gdyż wówczas musiałaby zrezygnować<br />
ze swoich działań na arenie międzynarodowej. Dopóki istniała<br />
przynajmniej odrobina nadziei na odniesienie choćby częściowego sukcesu, dopóty<br />
dyplomacja polska miała obowiązek dokładać wszelkich starań, aby uniknąć<br />
klęski.
Ludwik Hass<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
CENZURA I INNE MECHANIZMY STEROWANIA<br />
HISTORYKAMI W PRL<br />
(Osobiste doświadczenia i przemyślenia)<br />
Cenzura PRL-owska jest zamkniętym fragmentem, raczej drobnym podrozdziałem<br />
niż choćby rozdziałem, dziejów PRL. Poważniejsze bowiem zastanowienie<br />
się nad rolą tej instytucji w życiu umysłowym i publicznym, zwłaszcza<br />
w rozwoju historiografii polskiej, w ciągu minionych ponad czterech dekad prowadzi<br />
do wniosku, że była jednym z kilku instrumentów, jakimi warstwa biurokracji<br />
stalinowskiej w Polsce ukierunkowywała twórczość historyków krajowych,<br />
sterowała nią i reglamentowała. W tym skomplikowanym mechanizmie cenzura<br />
pełniła niejako rolę - że odwołam się do średniowiecznej analogii - „ramienia<br />
świeckiego" Świętej Inkwizycji, czyli Wydziału Nauki Komitetu Centralnego<br />
PZPR, bądź nawet jego Biura Politycznego. Rządzący sięgali po jej sankcje, kiedy<br />
innymi drogami czegoś osiągnąć nie potrafili. Obecnie, gdy również dzieje PRL<br />
i nią rządzącej faktycznej monopartii należą do przeszłości, nic - wydawałoby<br />
się - nie stoi na przeszkodzie pełnemu zbadaniu przez historyka zasygnalizowanego<br />
mechanizmu oddziaływania na historiografię, wypowiedzeniu się na temat<br />
szkód, jakie przyniósł rozwojowi badań historycznych, korzyści przecież - co<br />
być winno chyba sprawą ewidentną, bezsporną - z natury swej przynieść nie<br />
mógł. Chyba, że staniemy na stanowisku, iż istnieją kwestie, dziedziny, w których<br />
ujawnienie całej prawdy, nawet po upływie sporego czasu, wręcz wieków,<br />
nie jest wskazane, nawet szkodliwe. Casus Liber chamorum Waleriana Nekandy-Trepki,<br />
opracowania - niechaj będzie że paszkwilanckiego, lecz dotyczącego<br />
ludzi od wieków już nieżyjących - każe się poważnie zamyśleć. Wszak próba<br />
wydania tego utworu drukiem w pierwszych latach naszego wieku została storpedowana,<br />
a ukazanie się - dopiero w PRL - niejako było uwarunkowane uprzednim<br />
obaleniem dotychczasowych porządków społecznych i politycznych naszego<br />
kraju. Wypada się zastanowić nad mechanizmami rozmaitego rodzaju cenzur,<br />
zwłaszcza zaś nieformalnych, za to szczególnie długotrwale funkcjonujących.<br />
Ograniczając się zaś do wspomnianych nieformalnych mechanizmów cenzury<br />
PRL-owskiej, to - już na wstępie - wypada zaznaczyć, że uczestniczyli w
86 Ludwik Hass<br />
nich również ludzie nadal funkcjonujący w środowisku historyków, nieraz w tym<br />
czy innym ich kręgu cieszący się autorytetem. Niektórzy z nich, o czym będzie<br />
jeszcze mowa, piekli przy tym ognisku represji swoje prywatne pieczenie. Niewykluczone<br />
zatem, że przytoczenie takich nazwisk bądź uniemożliwiłoby publikację<br />
przyczynków na temat zasygnalizowanej w tytule problematyki, bądź naraziłoby<br />
piszącego na rozmaite przykrości, do procesów sądowych włącznie. Zaskarżony<br />
nie zawsze mógłby dostarczyć materialnych dowodów potwierdzających<br />
podane przez siebie informacje. Najczęściej raczej prócz własnego zapewnienia,<br />
że tak było, na nic nie mógłby się powołać. W jednych przypadkach świadkowie<br />
opisywanych przezeń faktów nie żyją, w innych najczęściej odmówią ich potwierdzenia<br />
(„przecież Pan rozumie, nie wypada mi tego uczynić, są względy...";<br />
czy też wręcz - „nie plącz mnie w swoje sprawy"). W tej sytuacji w poniższych<br />
rozważaniach została zastosowana - ze wspomnianej konieczności - maksyma,<br />
może niezbyt moralna, a będąca odwrotnością normy, zresztą dla historyków<br />
zabójczej, czyli de mortuis nihil nisi bene. Więc w danym przypadku żyjący, o których<br />
wypadnie wypowiadać się negatywnie, pozostaną bezimienni, przynajmniej<br />
względnie. Historycy starszych pokoleń na ogół ich rozszyfrują. I jeszcze jedno<br />
przedstawione ograniczenie, natury już ściśle indywidualnej, będzie dotyczyć<br />
wyłącznie dziesięcioleci po 1956 r., czyli tych czasów PRL, które piszący zna<br />
z autopsji. Dopiero bowiem w połowie 1957 r. uzyskał możność powrotu do Polski.<br />
Najogólniej biorąc, oddziaływanie cenzury w ścisłym słowa znaczeniu na<br />
historiografię polską można podzielić na czynne i bierne. W pierwszym przypadku<br />
będzie to bardziej czy mniej bezpośrednia ingerencja urzędu w teksty<br />
autorskie, po uniemożliwienie ich ukazania się włącznie. Temu na ogół bywają<br />
poświęcone rozmaite przyczynki, w jakimś stopniu również niniejszy. Mianem<br />
biernego oddziaływania można określić utrudnianie korzystania z opublikowanych<br />
opracowań, wydawnictw źródeł bądź czasopism przez niedopuszczanie ich<br />
do obiegu, również naukowego.<br />
Ta druga funkcja cenzury, zdaniem piszącego, raczej niewiele szkód poczyniła<br />
w naszej nauce historycznej. Do publikacji bowiem zagranicznych czy krajowych<br />
sprzed 1945 r., jeśli były przechowywane w polskich bibliotekach naukowych<br />
w PRL, nawet gdy ich udostępnienie było obwarowane najsurowszymi<br />
rygorami - odrębna sprawa to archiwalia i pokrewne rękopisy względnie maszynopisy<br />
- badacze potrafili dotrzeć. Oczywiście, wymagało to zabiegów dla<br />
niejednego mocno kłopotliwych, choćby pisma cieszącego się autorytetem opiekuna<br />
naukowego danego historyka. Pewne utrudnienie polegało na tym, że karty<br />
katalogowe „trefnych" tytułów nie wszędzie włączano do ogólnie dostępnych<br />
katalogów. Trzeba więc było posiąść odpowiednią na ten temat wiedzę, której<br />
nigdzie nie wykładano, mogli nią służyć jedynie bardziej doświadczeni koledzy,<br />
niekiedy również pracownicy biblioteczni. Spotkać też można było takich „rozsądnych"<br />
badaczy, którzy nie pragnęli zapoznać się z zabronionymi pozycjami,
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 87<br />
żeby głowy sobie nie „zamulać" niesłusznymi wiadomościami czy poglądami.<br />
Wszak nawet mimowoli mogą potem dojść do głosu w twórczości, w konsekwencji<br />
więc stać się źródłem trudności cenzuralnych czy przykrości politycznych.<br />
Tacy „racjonaliści" na usprawiedliwienie swoich mniej czy bardziej ewidentnych<br />
przekłamań, jeśli nie czegoś gorszego, po latach twierdzili, że nie wiedzieli, nawet<br />
czegoś o czym w maglu opowiadano, gdyż nie mieli dostępu itd.<br />
Pewne tytuły były autentycznie, fizycznie, niedostępne z tej prostej przyczyny,<br />
że biblioteki naukowe ich nie nabyły. Kierownictwa jednych książnic tak<br />
postępowały, nie chcąc narażać się na zarzuty, że sprowadzają z zagranicy „szkodliwe<br />
śmiecie", inne - raczej bardzo nieliczne - tak postępowały z rzeczywistego<br />
głębokiego przekonania. Jeszcze inne - w sytuacji niemal stałego niedoboru<br />
dewiz - stojąc wobec dylematu co zakupić, wolały sprowadzać z zagranicy książki,<br />
którymi nie narażałyby się władzy zwierzchniej czy własnej organizacji partyjnej.<br />
Sytuacje tego rodzaju, częstsze na prowincji, rzadkie zaś w Warszawie,<br />
nie tylko zubożały wiedzę historyczną, miały jeszcze drugą stronę, nazwijmy ją<br />
umownie personalną. Stosunkowo nieliczni, którzy uzyskali stypendia na wyjazdy<br />
naukowe na Zachód, automatycznie okazywali się w sytuacji uprzywilejowanej.<br />
Mieli tam możność korzystania z „owocu zakazanego". To poniekąd rzeczywiście<br />
wzbogacało ich horyzonty naukowe, co więcej - następnie umożliwiało<br />
czynić w publikacjach aluzje bądź zamieszczać informacje, nawet odsyłacze<br />
źródłowe, dzięki którym zdobywali opinię odważnych i wiele wiedzących. Niekiedy<br />
badacz potrafił dotrzeć również do pozycji nie znajdujących się w księgozbiorach<br />
publicznych, bez wyjazdu z kraju. Przywozili je bowiem ze sobą, w ten<br />
czy inny sposób, omijając kontrole graniczne, powracający z delegacji zagranicznych.<br />
Jednostki ze świata nauki, odgrywające zarazem ważną rolę w życiu publicznym,<br />
miały nawet w paszporcie zagranicznym jakąś zaszyfrowaną adnotację,<br />
mówiącą że nie podlegają kontroli celnej. Inni, również tylko nieliczni, załatwiali<br />
sobie przewóz prohibitów przez przekazywanie ich drogą dyplomatyczną<br />
do MSZ, skąd je następnie odbierali. Cenzura zaś część książek i periodyków,<br />
zatrzymanych w urzędach pocztowych bądź na granicy, przekazywała mniej czy<br />
bardziej - jej zdaniem - godnym uczonym. Tego rodzaju różnorodni szczęściarze,<br />
jeśli nie byli tchórzem podszyci, kierując się rozmaitymi motywami czy<br />
w przystępie dobrego humoru, takie publikacje udostępniali niektórym już mniej<br />
godnym znajomym.<br />
Nieporównanie istotniejsza dla rozwoju historiografii była owa czynna, ingerencyjna<br />
funkcja cenzury, spośród rozmaitych sposobów oddziaływania na<br />
twórczość historyków najłatwiej uchwytna. Poniższe jej omówienie wymaga kilku<br />
wstępnych konstatacji i uwag. Jest ono na swój sposób subiektywne. Jego źródłem<br />
są bowiem wyłącznie doświadczenia osobiste, w których - z natury rzeczy<br />
- element przypadku niewątpliwie odgrywa pewną rolę. Nie badałem przecież<br />
archiwów cenzury. Pozostawiam to zajęcie m.in. niejednemu z takich, którzy ko-
88 Ludwik Hass<br />
rzystali z jej płaszcza ochronnego, choćby po to, żeby za jego pomocą topić<br />
swoich rywali naukowych (przykład tego rodzaju przytoczę). Pragnę zresztą -<br />
przy sposobności - zwrócić uwagę, że zachowane archiwalia tego urzędu uległy<br />
już selekcji nie tylko losowej, co jest udziałem wszelkiej dokumentacji historycznej,<br />
lecz od końca 1989 r. czy też od roku następnego innej, w pełni świadomej<br />
i ukierunkowanej, analogicznie i z podobnych względów, jak dokumentacja<br />
aparatu bezpieczeństwa. Ulubieńcy czy pomocnicy nowej władzy - nieraz też<br />
byli nimi „zawodowi" pomocnicy każdej władzy, więc i poprzedniej - zadbali<br />
przecież o to, żeby nie padło na nich światło nienajlepsze. Zresztą, co może istotniejsze,<br />
od upowszechnienia się telefonu nie wszystko znajduje odzwierciedlenie<br />
na papierze. Przekazane tą nową drogą techniczną sugestie, rady, nawet istotne<br />
polecenia niejako bezpowrotnie - jeśli nie odnotuje ich po latach pamiętnikarz,<br />
kwestia na ile rzetelny - siłą rzeczą umykają z pola widzenia historyka. Wreszcie<br />
odwieczny problem życia, nie tylko publicznego: teoria a praktyka, czyli,<br />
w przypadku naszego wątku, kwestia pojmowania przez urzędnika, nie tylko<br />
cenzury, otrzymywanych dyrektyw i ich realizacji. Im bardziej jest zaawansowana<br />
biurokratyzacja, tym bardziej wszystko to komplikuje się. W systemach<br />
mniej czy bardziej autokratycznych - biurokracja może świetnie rozwijać się<br />
nawet w ustrojach demokratycznych, przykładem Francja - nakładają się na to<br />
walki grupowe na szczytach warstwy biurokracji (tzw. walki frakcyjne). Bierze<br />
je w swoim służbowym zachowaniu pod uwagę nawet szeregowy członek aparatu<br />
władzy, niekiedy świadomie opowiada się po stronie jednej czy drugiej grupy.<br />
Toteż poniższe będzie się opierać wyłącznie na osobistych doświadczeniach<br />
i własnych przemyśleniach.<br />
Z problemem cenzury urzędowej zetknąłem się w 1958 r., zatem odkąd zacząłem<br />
publikować i brać udział w dyskusjach historyków. Odtąd też towarzyszył<br />
mi on - w tej czy innej formie - w ciągu trzech dziesięcioleci, tj. do likwidacji<br />
tej instytucji. Już nieco wcześniej wiodła ona żywot efemeryczny, jeszcze<br />
istniała, lecz przestała być groźna, nie ingerowała w teksty. Mimo tak długiego<br />
czasu naszej przymusowej znajomości nie zaznałem zaszczytu - z jednym jedynym<br />
wyjątkiem, o którym jeszcze będzie mowa - przekroczenia progu tej instytucji,<br />
tym bardziej osobistego rozmawiania z jej funkcjonariuszami w sprawie<br />
swoich tekstów. Zatem ani razu nie zaproponowano mi zamieszczenia takiego<br />
czy innego akapitu. Również ani jeden z maszynopisów moich przyszłych publikacji<br />
książkowych czy rozpraw naukowych w periodykach nie zawędrował<br />
na ulicę Mysią (siedziba Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk<br />
oraz jego terenowej placówki warszawskiej). Widocznie takie procedury<br />
były zarezerwowane dla ważniejszych osobistości świata pióra, do grona których<br />
mnie nie zaliczano. Natomiast owo długotrwałe „współżycie" na odległość<br />
z tą instytucją pozwala mi na sformułowanie pewnych wniosków o jej funkcjonowaniu<br />
czy roli w rozwoju naszej historiografii.
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 89<br />
Na czoło wysunąłbym kwestię tematyki. Dla każdego piszącego było oczywistością<br />
istnienie tematów, których rzetelne potraktowanie nie jest możliwe, jeśli<br />
pragnie się, żeby publikacja na ich temat ukazała się legalnie, zaś drugi obieg<br />
prac historycznych, sygnowanych autentycznym nazwiskiem, do późnych lat<br />
siedemdziesiątych nie istniał. Nie sądzę też, żeby ktokolwiek z naszego grona<br />
pisał do szuflady. Do takich zagadnień należał Katyń czy mordowanie komunistów<br />
- w tym też polskich - w ZSRR. Chyba żaden historyk nie żywił w tej<br />
kwestii wątpliwości. Chcąc być rzetelny mógł nie koncentrować się na takiej<br />
tematyce, mógł wybierać sobie inną. Nie znam przypadku, żeby kogokolwiek<br />
zmuszano do podejmowania podobnej tematyki, co najwyżej kuszono do niej<br />
prebendami. Każdy miał zatem możność wybierania sobie takiej, która dawałaby<br />
się traktować rzetelnie, przynajmniej w miarę. Ja np., będąc zdecydowanie<br />
krytycznie usposobiony do taktyki Frontów Ludowych partii robotniczych i postępowych<br />
mieszczańskich (lata trzydzieste XX w.) nie poświęciłem tej problematyce<br />
ani jednego artykułu, również partycypującej w niej lewicy PPS, otaczanej<br />
wówczas w naszej historiografii mnóstwem zachwytów. Wiedziałem wszak,<br />
że mój punkt widzenia nie ma szans na ujrzenie w druku światła dziennego. Zajmując<br />
się problematyką ruchu robotniczego, znajdowałem sobie inne wątki, jak<br />
można się przekonać z bibliografii moich prac.<br />
Jednak na temat ograniczeń tematycznych stawianych przez cenzurę w środowisku<br />
historyków przeważała opinia superostrożna. Rzecz zaś miała się jak<br />
z owym sławetnym puddingiem - o jego smaku można się przekonać jedynie<br />
jedząc go. Znaczenie miał też styl, język wykładu. Napisane spokojnie, niejako<br />
skromnie, a zaopatrzone w spory aparat naukowy, cenzura przepuszczała, przeoczała<br />
nasuwające się wnioski, nawet wcale nie „bogobojne". Natomiast to samo<br />
utrzymane w stylu patetycznym zwracało na siebie jej uwagę, więc reagowała.<br />
Pierwszy raz przekonałem się o tym w związku z V<strong>III</strong> Powszechnym Zjazdem<br />
Historyków jesienią 1958 r. w Krakowie. Zabrałem wtedy głos w Sekcji Historii<br />
Nowożytnej nad referatem o problemach międzywojennego polskiego ruchu robotniczego,<br />
wygłoszonym przez jednego z ówczesnych partyjnych historykówmatadorów.<br />
Między innymi postawiłem jednoznacznie jako problem wymagający<br />
zbadania kwestię ewolucji Komunistycznej Partii Polski (KPP), mianowicie<br />
tę, że partia, która na początku lat dwudziestych potrafiła przeciwstawiać się<br />
Międzynarodówce Komunistycznej - m.in. jeden z jej prominentnych działaczy<br />
w okresie marszu Armii Czerwonej na Warszawę w 1920 r. opublikował artykuł<br />
krytykujący ostro to postępowanie i nie doznał za to represji partyjnych - w<br />
1938 r. nie tylko z pokorą przyjęła swoje rozwiązanie, formalnie przez Międzynarodówkę,<br />
lecz nie zdobyła się na oprotestowanie oszczerczych zarzutów, jakimi<br />
ten krok został uzasadniony. Rozmaite „ciotki rewolucji" wprawdzie nie podjęły<br />
ze mną dyskusji, lecz potem w Warszawie z oburzeniem rozpowiadały o moim<br />
wystąpieniu. Znajomi byli przekonani, że ten mój głos w dyskusji nie ma
90 Ludwik Hass<br />
najmniejszych szans na publikację. Mimo to przekazałem go w pisemnej formie<br />
zjazdowej (ściśle biorąc - już pozjazdowej) komisji redakcyjnej i w 1960 r. ukazał<br />
się bez najmniejszej zmiany w materiałach zjazdowych 1 .<br />
Inny przykład. W 1961 r. redaktor działu historii najnowszej miesięcznika<br />
„Mówią Wieki" - znała mnie z seminarium historycznego na Uniwersytecie Warszawskim<br />
- zwróciła się do mnie z propozycją napisania artykułu o Maju 1926 r.<br />
Później dowiedziałem się, że już wcześniej rozmawiała o tym z młodymi historykami,<br />
wówczas będącymi na topie, ci zaś odmówili. Uznali za rzecz nie do<br />
pomyślenia, żeby artykuł na ten temat, w miarę rzetelny, cenzura dopuściła do<br />
druku, i to w periodyku względnie wysokonakładowym a przeznaczonym dla<br />
młodego czytelnika. Napisałem, i mój dwuczęściowy esej ukazał się - o ile pamiętam<br />
- bez jakiejkolwiek ingerencji cenzuralnej 2 . Ośmielony, w tymże piśmie<br />
opublikowałem na przełomie lat 1964/1965 - czyli w czasie kiedy z odwilży popaździernikowej<br />
pozostało niewiele, jeśli w ogóle coś - trzyczęściowy szkic o Legionach<br />
Polskich Józefa Piłsudskiego. Również i z nim większych przygód nie<br />
było 3 . Obu tych utworów popularno-naukowych również obecnie nie wstydzę się,<br />
wyrażają punkt widzenia, który nadal wyznaję. Jeśli dostrzegam w nich błędy,<br />
to wyłącznie natury erudycyjnej, dotyczące szczegółów. Dodam jeszcze, że prof.<br />
gen. Marian Kukieł w jednym ze swoich cotygodniowych przeglądów nowości<br />
historycznych na falach Radia Wolna Europa dostrzegł mój artykuł „legionowy"<br />
i wyraził zdziwienie, iż rzecz bez tradycyjnych już obelg, wręcz zawierająca nutki<br />
sympatii dla Legionów, mogła się ukazać w PRL (fragment tej wypowiedzi<br />
przedrukował krakowski tygodnik „Przekrój").<br />
Przytoczone przypadki nie mogą stanowić podstawy dla wniosków o jakimś<br />
okresowym zliberalizowaniu się cenzury. Raczej uspokajał ją spokojny, rzeczowy<br />
ton publikacji i brak sygnałów z zewnątrz o szykującym się wystąpieniu prasowym,<br />
zawierającym jakieś niepożądane akcenty. Cenzorzy nie byli przecież<br />
osobami obeznanymi ze stanem historiografii danego tematu, nie specjalizowali<br />
się w określonych dziedzinach. Skoro napisane nie zawierało bezpośredniej polemiki<br />
z punktami widzenia reprezentowanymi przez ówcześnie „miarodajnych"<br />
historyków, ani nie mówiło o współczesności, nie dostrzegali racji dla interweniowania.<br />
Niektórzy zaś, nadmiernie upolitycznieni historycy, ustawicznie węszący<br />
skąd wiatr wieje, bywali bardziej wyczuleni na aluzje polityczne w publikacjach<br />
historyków. Wręcz dostrzegali je w opisach czy rozumowaniach, które<br />
samemu piszącemu nie kojarzyły się ze współczesnością. Tak więc jeden z mo-<br />
1<br />
V<strong>III</strong> Powszechny Zjazd Historyków Polskich, [zesz.] V, Historia Najnowsza Polski, Warszawa<br />
1960, s. 217-220.<br />
2<br />
Zamach majowy 1926. Geneza i miejsce w dziejach międzywojennej Polski, „Mówią Wieki"<br />
1961, nry 10, 11.<br />
3<br />
Legiony Polskie z perspektywy półwiecza, „Mówią Wieki" 1964, nry 11, 12; 1965, nr 1.
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 91<br />
ich przyjaciół-historyków w związku z ostatnim odcinkiem „Legionów..." powiedział<br />
mi: Ludwiku, czy ty sobie za dużo nie pozwoliłeś? Przecież pisząc nibyto<br />
o zachowaniach i losach elity legionowej po 1926 r., w istocie szkicowałeś<br />
grupę „partyzantów" (sięgająca wówczas po władzę klika skupiona wokół gen.<br />
Mieczysława Moczara). Ja natomiast - szczerze przyznaję się do tego również<br />
obecnie - niczego podobnego wtedy nie miałem na myśli.<br />
Mam podstawy nie wątpić, iż niektórzy z tak mocno zatroskanych o dobro PRL<br />
sygnalizowali swoje wnioski temu czy owemu pracownikowi cenzury. Oczywiście,<br />
nie w formie formalnego donosu, lecz w toku przyjacielsko-partyjnej rozmowy, nie<br />
na piśmie. W danym przypadku było to już „po balu", artykuł przecież ukazał się.<br />
Zaś cenzura nie miała możności zrewanżować się za swoje przeoczenie wzmożoną<br />
„czujnością", gdyż niebawem na kilkanaście miesięcy dokumentnie zamilkłem,<br />
najzwyczajniej zostałem aresztowany..., nie za publicystykę historyczną.<br />
Nieco wcześniej mogłem przekonać się, że cenzura, z natury swej fachowo<br />
nie przygotowana do oceny zawiłości problematyki historycznej, za to uważnie<br />
przysłuchuje się prewencyjnym sygnałom na temat nieprawomyślności, jakie<br />
niewątpliwie znajdą się w przygotowywanych do druku publikacjach tego czy<br />
innego historyka. Doświadczyłem tego w przypadku mojej pierwszej publikacji<br />
książkowej, wyboru źródeł do dziejów międzywojennej PPS-Lewicy 4 . Z racji<br />
tematu umowę na nią zawarło ze mną wydawnictwo partyjne - „Książka i Wiedza".<br />
Odpowiednio też nadzór naukowy nad pozycją autora jeszcze niezbyt znanego,<br />
lecz z wielce nieprawomyślną przeszłością, udzielającego się w niebawem<br />
rozwiązanym Klubie Krzywego Koła, zarezerwował sobie wicedyrektor Zakładu<br />
Historii Partii przy KC PZPR, prof. Józef Kowalski. Z rozmowy ze mną,<br />
umowa już została wcześniej zawarta, wyciągnął wnioski, iż mam niewłaściwe<br />
podejście do tematu, błędnie wartościuję działaczy owej partii. Toteż szczotkową<br />
odbitkę książki - jeszcze przed złamaniem - przekazał do zaopiniowania dwu<br />
swoim niewysokiego lotu pracownikom. Ci orientowali się, że w materiale winni<br />
znaleźć niepoprawności w doborze źródeł i moich do nich przypisach. Starali<br />
się też ile mogli. Lecz nie orientowali się w jakim kierunku mają zmierzać ich<br />
poszukiwania. Toteż, kiedy na spotkaniu z redaktorami z wydawnictwa i ze mną<br />
zaczęli przedstawiać zarzuty, szef najzwyczajniej im przerwał, po czym zarządził,<br />
żeby materiał źródłowy uporządkować nie według powszechnie stosowanego<br />
w tego rodzaju edycjach kryterium chronologicznego, lecz aby przekazy<br />
zgrupować według ich proweniencji, a dopiero w obrębie każdej takiej części<br />
chronologicznie. Zaś dokumenty wewnętrznej opozycji w PPS-Lewicy, mającej<br />
na pieńku z KPP, winny zostać uwzględnione jedynie jako „Załączniki" i to w postaci<br />
arcyzwięzłych regestów.<br />
4 PPS Lewica 1926-1931. Materiały źródłowe, oprać, i przypisami zaopatrzył L. Hass,<br />
Warszawa 1963.
92 Ludwik Hass<br />
Po zakończeniu tej „narady produkcyjnej" poprosił mnie o pozostanie. W rozmowie<br />
w cztery oczy zarządził, zaznaczając, że „taka jest wola partii", inaczej<br />
rzecz nie ukaże się, żebym z zamieszczonych zeznań na policji przywódcy<br />
PPS-Lewicy Andrzeja Czumy usunął akapit mówiący o sumach przekazanych<br />
jego partii przez KPP. Na moje zastrzeżenia zareplikował, że przecież żadna partia<br />
nie ujawnia swoich finansów, jak gdyby sprawa dotyczyła partii aktualnie czynnej<br />
5 . Rozmowę zakończyła jednoznaczna propozycja, abym zmienił tematykę<br />
swoich zainteresowań badawczych, przecież świat nie kończy się na ruchu robotniczym<br />
6 . Niechcący oddał mi przysługę, zmuszony zająłem się dziejami inteligencji<br />
i wolnomularstwa, co zaowocowało chyba nieźle.<br />
Ostrzeżone zaś wydawnictwo zleciło dodatkową weryfikację mojej książki<br />
swemu konsultantowi historycznemu, którym był nie kto inny, jak przedpaździernikowa<br />
osobistość - Jakub Berman. W rozmowie ze mną m.in. zaproponował<br />
usunięcie przekazu policyjnego o II Kongresie PPS-Lewicy (1-2 lutego 1931 r.<br />
w Łodzi), zawierającego wystąpienie Włodzimierza Sokorskiego (w latach pięćdziesiątych<br />
i sześćdziesiątych szef Polskiego Radia i Telewizji), gdyż błędnie<br />
streszczone zostały tu jego wywody na temat Centrolewu. Oponowałem, wskazując,<br />
że jakkolwiek brzmią absurdalnie, przecież są identyczne z ówczesnym<br />
stanowiskiem w tej sprawie KPP, której młody Sokorski był członkiem. Wskazał<br />
też na niecelowość zamieszczenia tekstu wystąpienia na jednym ze zgromadzeń<br />
PPS-Lewicy Władysława Gomułki. Na żadną z tych i kilku innych propozycji<br />
nie wyraziłem zgody, dość ostro argumentowałem. Widocznie inni rozmówcy<br />
tego konsultanta bywali bardziej ugodowi, skoro - jak mi po wyjściu od niego<br />
powiedziała obecna przy tej rozmowie redaktor książki - jeszcze nigdy nie widziała<br />
go tak poirytowanego. Lecz rzecz na tym nie zakończyła się - doszło do<br />
ingerencji cenzury, zakwestionowane przez konsultanta wydawnictwa przekazy<br />
sama usunęła (ich szczotkowe odbitki zachowałem) 7 . Prof. Kowalskiego nie satysfakcjonował<br />
poprzedzający publikację źródeł zarys dziejów PPS-Lewicy mego<br />
pióra, więc - bez mojej wiedzy - polecił go usunąć. W rezultacie mój „Wstęp"<br />
został ograniczony do problematyki wyłącznie edytorskiej. Wietrząc zaś, że mimo<br />
wszystko coś niewłaściwego przemyciłem, czego nie wyłowiono, zdecydował,<br />
5 Pozostał z niego jedynie regest i jeden, raczej nieistotny akapit. W ten sposób wskazałem<br />
dociekliwemu badaczowi potencjalnemu, gdzie znajdzie informacje, ibidem, s. 445,<br />
dok. 195.<br />
6 Por. Mój stosunek do współczesnego wolnomularstwa u nas jest w zasadzie pozytywny,<br />
z prof. L. Hassem rozmawia E. Wichrowska, „Ars Regia" 1993, nr 1, s. 119.<br />
7 Z wystąpienia W. Gomułki pozostał jedynie regest {PPS Lewica ..., s. 420, dok. 187), zaś<br />
istnienie przekazu zawierającego wystąpienie W. Sokorskiego zasygnalizowałem w przypisie<br />
do innego (s. 469, dok. 202, przyp. 5). Perypetii z publikacją uważny czytelnik mógł<br />
domyślić się z metki wydawniczej informującej, że książkę oddano do składu 16 maja<br />
1961 r., zaś podpisano do druku 25 marca 1963 r.
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 93<br />
że - wbrew pierwotnemu ustaleniu z wydawnictwem książka nie ukazała się<br />
pod firmą Zakładu Historii Partii, czego boleśnie raczej nie przeżywałem.<br />
O daleko posuniętej niesamodzielności cenzury przy podejmowaniu istotniejszych<br />
decyzji tego typu, świadczyć mogą zupełnie niekonfliktowe perypetie<br />
tuż potem podjętej przeze mnie - wespół z innym historykiem - analogicznej<br />
edycji źródeł Zjednoczenia Lewicy Chłopskiej „Samopomoc", ugrupowania podobnie<br />
jak PPS-Lewica uzależnionego od KPP i przez nią sterowanego. Tyle tylko,<br />
iż książka ukazała się w Ludowej Spółdzielni Wydawniczej, która nie zatroszczyła<br />
się o kuratelę polityczną nad nią. Nauczeni losami poprzedniej pozycji,<br />
zdecydowaliśmy - współautor i ja - nikomu ani słowa o naszym przedsięwzięciu<br />
nie opowiadać. Więc zlikwidować możliwość jakiegokolwiek ostrzeżenia cenzury.<br />
Toteż jej ingerencja ograniczyła się do uzgodnionego ze mną - za pośrednictwem<br />
redaktora pozycji - jednego (dosłownie jedynego) nieistotnego zdania<br />
we „Wstępie". Nikt nie zgłosił zastrzeżeń do wyłącznie chronologicznego układu<br />
przekazów, niezależnie od ich proweniencji. Co zaś bardziej pouczające, cenzura<br />
nic nie wiedziała o rzekomej regule, iż spraw finansowych nie publikuje<br />
się. Nie została więc zakwestionowana wzmianka w tekście proweniencji<br />
KPP-owskiej o środkach wydzielonych przez kierownictwo tej partii na działalność<br />
„Samopomocy" 8 .<br />
Przyjacielsko-towarzyska nieformalna donosicielska współpraca z cenzurą<br />
raczej nielicznych historyków z rzadka bywała przez nich wykorzystywana również<br />
dla pognębienia swoich konkurentów. Tak więc gdzieś jesienią 1968 r. cenzura<br />
nieoczekiwanie usunęła z „Kwartalnika Historycznego" moją politycznie<br />
całkowicie niewinną i zupełnie bezaluzyjną recenzję świeżo wydanych w Warszawie<br />
pamiętników Wincentego Witosa z jego przymusowego pobytu w Czechosłowacji.<br />
Uczyniła to bez podania jakiegokolwiek uzasadnienia. Kiedy zaś<br />
zaniepokojona sekretarz redakcji zapytała się jak ma w tej sytuacji postąpić z moją<br />
rozprawą złożoną w redakcji „Najnowszych Dziejów Polski", usłyszała odpowiedź,<br />
że jeśli przedstawi ją dopiero za kilka miesięcy, wówczas sprawa wyglądać<br />
będzie, być może, inaczej. Wynikałoby stąd, iż zostałem objęty kolejną listą<br />
zakazów publikowania, mającą ograniczony okres ważności. Znana bowiem była<br />
tego rodzaju praktyka, zwłaszcza po Marcu '68. Pozostając od momentu przedterminowego<br />
zwolnienia mnie z więzienia wczesną jesienią 1966 r. bez zatrudnienia<br />
etatowego, byłem tą nową moją sytuacją wielce zaniepokojony - wszak<br />
oznaczała czasową utratę jednego z moich arcyskromnych źródeł utrzymania -<br />
wręcz zdesperowany. Zwróciłem się zatem z prośbą o poradę do obytego z manipulacjami<br />
cenzury i realistycznie je traktującego kierownika Redakcji Historii<br />
8 Zjednoczenie Lewicy Chłopskiej Samopomoc 1928-1931, oprać., wstęp i przypisy B. Dymek,<br />
L. Hass, Warszawa 1964, s. 83-84, 85. W danym przypadku książka została oddana<br />
do składu 24 lutego 1964 r., a podpisana do druku już 11 maja tego samego roku.
94 Ludwik Hass<br />
PWN, a mojego znajomego jeszcze z czasów gdy był sekretarzem redakcji „Mówią<br />
Wieki" Edwarda Frąckiego. Powiedziałem mu, że zamierzam napisać list<br />
do premiera, którym wówczas był Józef Cyrankiewicz i postawić w nim kwestię,<br />
że w moim przypadku tego rodzaju decyzja równoznaczna jest ze skazaniem<br />
na śmierć głodową; po cóż więc zostałem przedterminowo zwolniony z więzienia<br />
- żeby mnie „humanitarnie wykończyć". Frącki przede wszystkim wyraził<br />
wątpliwość, czy rzeczywiście znajduję się na niedawnej liście dwudziestu kilku<br />
- wydaje mi się - osób objętych zakazem publikowania, jako że czytał ją i raczej<br />
nie mógłby mego na niej nazwiska przeoczyć. Jednak poszedł raz jeszcze ją<br />
oglądnąć, przechowywana była w kasie pancernej redaktora naczelnego pionu<br />
humanistycznego Wydawnictwa. Powrócił z miną triumfalną - miał rację, mnie<br />
w spisie nie było! Wobec tego poradził mi „nie skakać na najwyższy szczebel",<br />
zawsze pozostanie czas na to, a zwrócić się ze skargą do prezesa GUKPPiW.<br />
Rady posłuchałem i 10 września 1968 r. wysłałem do tegoż prezesa list<br />
polecony, w którym przedstawiłem wspomnianą wyżej argumentację. Niebawem<br />
dodatkowo zdezorientował mnie nowy fakt. Oto w publikacji wydawanej we<br />
wrocławskim „Ossolineum" bez jakichkolwiek przeszkód ukazała się moja rozprawa,<br />
co przemawiałoby przeciwko wersji zakazu publikowania. Wszak te same<br />
zarządzenia cenzury obowiązują w stolicy i na prowincji. Po upływie miesiąca<br />
otrzymałem pismo dyrektora departamentu GUKPPiW Bohdana Sowadskiego<br />
z prośbą o skomunikowanie się telefoniczne dla ustalenia daty spotkania, na którym<br />
uzyskam wymagane przeze mnie wyjaśnienia (pismo z 10 października<br />
1968 r., znak DN-06/13/68). Taka kurtuazja w stosunkach pomiędzy urzędem<br />
a petentem była ówcześnie niecodziennością. Kiedy zaś doszło do owego spotkania,<br />
usłyszałem od Sowadskiego, że zaszło przykre nieporozumienie - podległy<br />
mu urzędnik zamiast dokonać ingerencji w tekst, usunął go. Zapewnił mnie<br />
też, iż Główny Urząd nie zamierzał mnie represjonować, o czym świadczy ów<br />
wspomniany przeze mnie artykuł „wrocławski", który miał pod ręką i pokazał<br />
mi go. Dodał też, iż w sprawie konfiskaty recenzji usiłował już skomunikować<br />
się z redaktorem naczelnym „Kwartalnika", żeby gafę naprawić, lecz nie zdołał<br />
dodzwonić się do niego. Zatem upoważnia mnie do przekazania mu, iż ową recenzję<br />
może włączyć do najbliższego zeszytu czasopisma. Racjonalnie zaś będzie,<br />
jeśli ktoś z redakcji uprzednio podejdzie do niego, on zaś wskaże mu inkryminowane<br />
zdanie podlegające przeredagowaniu. Rozmowę zakończył pytaniem-zwrotem,<br />
czy incydent możemy uznać za załatwiony, co w ówczesnym<br />
klimacie i w tej instytucji brzmiało dość niecodziennie. Dodał też, iż pismo moje<br />
było skierowane do prezesa GUKPPiW, ten jednak wobec faktu, że incydent -<br />
zapamiętałem sobie, iż tego wyrażenia użył - wydarzył się w jego, tj. Sowadskiego,<br />
Departamencie, polecił mu przeprowadzić ze mną rozmowę wyjaśniającą.<br />
Z „Kwartalnika" poszedł więc ze skonfiskowanym tekstem do cenzury zastępca<br />
redaktora naczelnego, prof. Stanisław Trawkowski. Zastał już nowego
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 95<br />
dyrektora Departamentu - Sowadski na tle tragedii rodzinnej popełnił samobójstwo<br />
- który poprosił go o danie mu dwutygodniowej zwłoki dla zorientowania<br />
się w sprawie. Po upływie tego czasu prof. Trawkowski usłyszał od niego, że<br />
tekst może zostać opublikowany, już wzmianki nie było o jakiejkolwiek ingerencji.<br />
Recenzja rzeczywiście ukazała się 9 .<br />
Wszystko to przedstawiało się dość dziwacznie, tajemniczo. Z czasem dowiedziałem<br />
się jak sprawa w rzeczywistości przedstawiała się. Okazało się, iż<br />
pewien historyk dziejów najnowszych, osoba arcyrzutka i „swój człowiek" w Wydziale<br />
Nauki KC PZPR, później prywatny doradca sekretarza Komitetu Warszawskiego<br />
PZPR, Józefa Kępy, w sprawach historyków (nie historii!) - zresztą również<br />
aktualnie będący na topie - zapewnił znajomego pracownika cenzury, że na<br />
wspomnianej liście zakazanych autorów nie znalazłem się przez przeoczenie<br />
maszynistki, które zostanie naprawione - przyjdzie uzupełnienie wykazu. Ten<br />
zaś nie miał podstaw nie wierzyć mu, zatem z urzędniczą gorliwością, nie czekając<br />
na zapowiedziany aneks, usunął moją recenzję. Sprawa wyszła na jaw po<br />
otrzymaniu przez prezesa GUKPPiW mego listu. Sowadski usiłował ratować<br />
twarz Urzędu opowiadaniem o pomyłce, jego następca o tym wybiegu nie wiedział,<br />
nie pozostał wszak po nim ślad na papierze.<br />
Generalnie biorąc, z cenzurą oficjalną, czyli w wąskim słowa znaczeniu, więc<br />
realizowaną bezpośrednio przez urzędników, zajmując się ówcześnie historią<br />
Międzywojnia i pierwszą dekadą XX w., kłopotów zbyt wiele nie miałem.<br />
W większym stopniu były udziałem kolegów badających okres okupacji hitlerowskiej,<br />
nie mówiąc już o piszących o latach powojennych, czego wówczas nie<br />
uważałem za autentyczną historiografię, lecz zamaskowaną publicystykę polityczną.<br />
Inaczej mówiąc - trudności mnożyły się w miarę zbliżania się do współczesności,<br />
wszak chodziło o legitymizację władzy czy jej kwestionowanie. Ja<br />
zaś raczej więcej żywiłem obaw, niepokojów każdorazowo oczekując decyzji cenzury,<br />
niż natykałem się na rzeczywiste przykrości pisarskie. Po latach pojąłem<br />
na czym mechanizm zachowań cenzorów polegał. Każdy z nich - niezależnie<br />
od swoich cech indywidualnych - był przecież urzędnikiem, więc nastawiał się<br />
na doraźność, na znalezienie w tekście, którego sprawdzenie przypadło mu<br />
w udziale, w danym momencie politycznie źle brzmiącego słowa czy zwrotu,<br />
również niedyskretnej - określmy to tak - informacji, czyli faktografii pozostającej<br />
w związku ze współczesnością, chociażby na zasadzie dla niego przejrzystej<br />
(niekoniecznie tak pomyślanej przez autora) analogii. W takich przypadkach<br />
ingerował w tekst, dokonywał cięć bądź żądał zmiany sformułowania. Groźny<br />
był więc przede wszystkim dla autorów-reklamiarzy, dla nastawionych na robienie<br />
wokół siebie hałasu, zwrócenie na siebie uwagi czytelnika tanimi efektami<br />
9 „Kwartalnik Historyczny" 1969, nr 3, s. 783-788. Wspomniana wymiana listów z cenzurą<br />
znajduje się w moich zbiorach.
96 Ludwik Hass<br />
retorycznymi, nie zaś sumiennością badawczą, wgłębianiem się w gąszcz źródeł,<br />
odnajdywaniem nowych przekazów czy przemyśleniem nowatorskim spraw,<br />
zdawałoby się, już w pełni znanych. Poniekąd zmiany w cenzuralnej „czujności"<br />
bywały przewidywalne. Towarzyszyły, z niedużym opóźnieniem, zmianom<br />
politycznym oraz przesunięciem „frakcyjnym" w obrębie kierownictwa PZPR.<br />
Cenzura otrzymywała wtedy stosowne dyrektywy od aparatu KC PZPR. Z reguły<br />
cechowała je nie pryncypialność a koniunkturalizm połączony z represyjnością.<br />
Toteż niekiedy wystarczała zmiana słownictwa czy retoryki, by uniknąć<br />
przykrości. Na przykład zastąpienie w pewnej chwili - zresztą trwało to niedługo<br />
- terminu AK zwrotem ruch oporu. Co rozsądniej si cenzorzy zdawali sobie<br />
sprawę z przejściowości takich dyrektyw i - po minięciu pierwszego impetu -<br />
wracali do poprzednich norm postępowania.<br />
Gdzieś do połowy lat sześćdziesiątych, gdy wśród pracowników cenzury<br />
znajdowały się „ciotki i wujowie rewolucji", czyli byli członkowie Komunistycznej<br />
Partii Polski, zdarzały się z ich strony ingerencje w przypadkach opisów bądź<br />
ocen nie będących w zgodzie z ich pamięcią o danych wydarzeniach czy zapamiętaną<br />
dawną partyjną tychże oceną. Tacy jednak stopniowo odchodzili na<br />
emeryturę, a w urzędzie dominować zaczęli ludzie dbający, żeby nie narazić się<br />
zwierzchności niewypełnianiem otrzymywanych dyrektyw (bądź pragnący się<br />
wyróżnić przesadną gorliwością, jak w wyżej opisanym moim przypadku). Biurokratyczny<br />
charakter cenzury (zatem i merytoryczna niekompetentność) sprawiał,<br />
że pilnowała słów czy zwrotów, natomiast w dużym stopniu uchodziły płazem<br />
podejścia ideologiczne (nawet wielkie w tym okresie operacje), odniesienia<br />
do rzeczywistości historycznej, pośrednio do społecznej czy politycznej, a wielce<br />
krytyczne wobec reżimu czy nawet aktualnego stanu rzeczy, słowem właśnie<br />
sprawy zasadnicze. Skoro nie było to wykładane wprost, stanowiło dla cenzury<br />
raczej rzeczą wtórną, nie wychwytywała takich „niuansów". Dość jaskrawym<br />
przykładem tej mentalności mogą być losy mojej monografii pt. Wybory warszawskie<br />
1918-1926. Postawy polityczne mieszkańców Warszawy w świetle wyników<br />
glosowania do ciał przedstawicielskich, która ukazała się pod koniec<br />
1972 r. w Państwowym Wydawnictwie Naukowym (PWN). Wpływy KPP, w dotychczasowej<br />
historiografii niepomiernie przesadnie przedstawiane, zostały tu zredukowane<br />
do rzeczywistych rozmiarów. Ówczesny dyrektor naczelny PWN<br />
J. Wołczyk, którego moi „przyjaciele" ostrzegali, jaki dynamit monografia zawiera,<br />
osobiście przeglądnął maszynopis i wyraził kierownikowi Redakcji Historii<br />
opinię, że wszystko jest poważnie udokumentowane, lecz stanowi ładunek<br />
wybuchowy, który w ręku cenzury może wybuchnąć i spowodować dla Wydawnictwa<br />
straty materialne, nie mówiąc już o politycznych. Rozmówca, był nim<br />
wspominany już E. Frącki, uspokoił dyrektora. Powołując się na swoje wieloletnie<br />
doświadczenia z cenzurą, zapewnił go, że wie jak ją uspokoić. Nader więc<br />
starannie śledził za stylistyczną redakcją tekstu, dokonywaną przez redaktora,
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 97<br />
by nie wzbudzała odruchów cenzora. Dzięki temu ten rzeczywiście nie zwrócił<br />
uwagi na stronę merytoryczną i tekst powrócił od niego do redakcji bez żadnych<br />
zastrzeżeń 10 .<br />
Generalnie biorąc, cenzura jako urząd - ściślej: jej pracownicy - miała mentalność<br />
biurokratyczną, co w pewnych, nawet nader drażliwych sytuacjach działać<br />
mogło na korzyść historyka. Tak np., kiedy jesienią 1966 r. zostałem zwolniony<br />
przedterminowo z więzienia, zwróciłem się do Edwarda Frąckiego, wówczas<br />
jeszcze sekretarza redakcji „Mówią Wieki", z pytaniem czy istnieją dla mnie<br />
jakieś szanse publikacyjne. Z miejsca zapewnił mnie, że mogą spokojnie wziąć<br />
się za pisanie, bez obaw o reakcję na to cenzury. Wyjaśnił: przecież to urzędnicy,<br />
dla nich jesteś wręcz „swój chłop". To inni mieli „przez ciebie" przykrości,<br />
musieli pisać wyjaśnienia itp. Od nich nikt tego w twojej sprawie nie żądał, nie<br />
musieli się z niczego usprawiedliwiać. Rzeczywiście - bez najmniejszych wstrętów<br />
z tej strony - już pod koniec 1967 r. ukazała się moja kolejna rozprawa historyczna,<br />
zresztą na temat mogący wzbudzić wątpliwości natury politycznej 11 .<br />
Nie mogę w tym miejscu nie zaznaczyć jednak odwagi decyzji przyjęcia jej do<br />
druku w „Kwartalniku" przez profesorów Bogusława Leśnodorskiego i Stanisława<br />
Trawkowskiego. Oni zresztą tuż po moim wyjściu z więzienia, zobaczywszy mnie<br />
na korytarzu Instytutu Historii, zaprosili do redakcji i jednym z pierwszych pytań,<br />
jakie postawili było, co zamierzam dalej robić. Nie zgłosili zastrzeżeń ani<br />
obaw, kiedy usłyszeli, iż zamierzam kontynuować swoje badania i publikować<br />
ich wyniki, m.in. w ich periodyku. Natomiast urzędnicza troska cenzorów o nienarażenie<br />
się niekiedy owocowała ingerencjami niczym innym nie uzasadnionymi.<br />
Tak np. zeszyt „Kwartalnika Historycznego" wydany w sześćdziesiątą rocznicę<br />
odzyskania niepodległości w 1918 r. został w związku z ową datą cenzuralnie<br />
niemal zmasakrowany. Urzędnik nie mógł więc pominąć w tej operacji<br />
czujnościowej również mego artykułu. Poczynił zatem w nim jedną ingerencję,<br />
merytorycznie niezrozumiałą, jako że konstatacja zawarta w usuniętym zdaniu<br />
powtarzała się w rozprawie jeszcze kilkakrotnie. Sądzę, że motyw ingerencji był<br />
życiowy: skoro w innych znaleziono jakieś „niewłaściwości", nie można mego<br />
pozostawić w stanie dziewiczym. Wszak cenzor w takim przypadku łatwo mógłby<br />
narazić się na zarzut kumoterstwa, czy chociażby na podejrzenia, iż z lenistwa<br />
najzwyczajniej nie przeczytał go 12 .<br />
10 Pewien badacz, na moje szczęście już po ukazaniu się książki, dostrzegł moją „rewizję",<br />
rzekomo pomniejszającą bojowość rewolucyjną proletariatu stolicy w 1919 r. Por.<br />
M. M. Drozdowski, Miejsce stołecznej klasy robotniczej w społeczeństwie Warszawy lat<br />
1918-1939, w: Społeczeństwo Warszawy w rozwoju historycznym, Warszawa 1977, s. 611-<br />
-614. Moja replika: „Dzieje Najnowsze" 1983, nr 1-2, s. 31, przyp. 23.<br />
11 L. Hass, Działalność wolnomularstwa polskiego w latach 1908-1915 (w relacji pamiętnikarskiej<br />
M. Malinowskiego), „Kwartalnik Historyczny" 1967, nr 4, s. 1045-1063.<br />
12 L. Hass, Związek Patriotyczny 1918-1926. Z dziejów infrastruktury życia politycznego<br />
Drugiej Rzeczypospolitej, „Kwartalnik Historyczny" 1978, nr 4, s. 913-942.
98 Ludwik Hass<br />
Owa „łagodność", niemal „idylliczność" cenzury - takie wrażenie obecny<br />
czytelnik mógłby odnieść z tych moich doświadczeń, widoczna staje się dopiero<br />
z perspektywy dziesięcioleci, jakie od opisywanych wydarzeń upłynęły. Na bieżąco<br />
jednak autor - przynajmniej ja - przeżywał w przypadku każdego artykułu<br />
czy książki, jaką wydawnictwo w trybie normalnym przekazywało do cenzury,<br />
niepokój: co się też wydarzy, czy rzecz ujrzy światło dzienne w druku. Orientował<br />
się też, że poważniejsze ingerencje spowodować mogą, iż edytorzy, wiadomości<br />
o takich przypadkach szybko rozchodziły się w środowisku, na przyszłość<br />
z niechęcią odnosić się będą do jego kolejnych propozycji wydawniczych.<br />
W atmosferze wspomnianych obaw piszących i wydawców samo czyjeś<br />
powoływanie się na rzekome reakcje cenzury bądź wypowiedzi cenzorów nieraz<br />
służyło niektórym „ustosunkowanym" historykom do bardziej czy mniej<br />
skutecznego załatwiania swoich osobistych interesów, czyli usuwania z połą<br />
konkurentów, chociażby zaledwie potencjalnych. Tak np. jeszcze w 1967 r., tuż<br />
po moim wspomnianym już opuszczeniu celi więziennej, redaktor seryjnego<br />
wydawnictwa „Warszawa II Rzeczypospolitej 1918-1939" zamówił u mnie do<br />
jego zeszytu pierwszego dwie rozprawy, stanowiące część pisanej przeze mnie<br />
dysertacji doktorskiej: Wybory do Sejmu Ustawodawczego (26 11919) w Warszawie<br />
oraz Wybory do Rady Kasy Chorych (25 IX1921). Złożyłem je w ustalonym<br />
terminie, przeszły też przez normalny proces wydawniczy, a cenzura nie<br />
zgłosiła żadnych zastrzeżeń. Kiedy w 1968 r. wypłacono mi, jak i pozostałym<br />
autorom tego zeszytu, pełne honorarium, było to równoznaczne z ukazaniem się<br />
w najbliższym czasie w tej publikacji moich rozpraw. Rzeczywiście ukazała się,<br />
jednak bez moich pozycji. Zapytana o przyczyny tego, Redakcja Historii PWN,<br />
dla niej było to wydawnictwo zlecone przez Instytut Historii PAN, wyjaśniła, iż<br />
obie rozprawy zostały w ostatniej chwili wycofane przez wspomnianego redaktora<br />
naukowego, który je zamówił, osoby, która do wydarzeń Marca '68 wprawdzie<br />
przyłączyła się z pewnym opóźnieniem, lecz nadrabiała je wzmożoną gorliwością.<br />
To poniekąd ów incydent tłumaczyło. Zapytałem jednak owego pana wprost<br />
o przyczyny takiego wobec mnie kroku już po pozytywnym przejściu artykułów<br />
przez sito cenzury. Odpowiedź brzmiała: Wydział Nauki był złego zdania o nich.<br />
Oczywiście nie usłyszałem dlaczego w ogóle znalazły się w tej instytucji 13 .<br />
13 Teksty obu rozpraw (druk) z pieczątkami „Po przeprowadzeniu wszystkich poprawek można<br />
drukować" i „PWN Poznań Korektę wykonał" Redakcja Historii PWN przekazała mi - za<br />
pokwitowaniem - 14 stycznia 1969 r., znajdują się w moich zbiorach. We wspomnianym<br />
zeszycie miały to być strony 287-378. W skróconej wersji rozprawy te ukazały się jako<br />
rozdz. II i VI moich Wyborów warszawskich 1918-1926 (Warszawa 1972).<br />
Wspomniane wycofanie rozpraw wydarzyło się jeszcze przed intrygą, która zaowocowała<br />
opowiedzianym już usunięciem mojej recenzji pamiętników W. Witosa. Jedno i drugie nastąpiło<br />
po artykule A. Werblana Do genezy wydarzeń marcowych („Miesięcznik Literacki"<br />
1968, nr 8), w którym znalazł się akapit poświęcony mej skromnej osobie. Zostałem w nim<br />
przedstawiony, całkowicie bezpodstawnie, jako jeden z inspiratorów tych wydarzeń.
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 99<br />
Sprawa jednak na tym nie mogła się zakończyć - w redakcji wspomnianej serii<br />
leżała bowiem jeszcze jedna moja rozprawa, również uprzednio zamówiona, mianowicie<br />
o wyborach parlamentarnych w Warszawie w listopadzie 1922 r., przeznaczona<br />
do zeszytu 2 „Warszawy...", która również nie ukazała się, o czym prywatnymi<br />
kanałami zostałem uprzedzony, kiedy ów zeszyt znajdował się jeszcze<br />
w toku procesu redakcyjnego w PWN. Na moje zapytanie skierowane do tegoż<br />
redaktora naukowego, a napisane na karteczce i wręczone mu w toku jakiegoś<br />
zebrania naukowego, otrzymałem na tymże karteluszku ręcznie napisaną odpowiedź:<br />
„Wołczyk nie chce publikować ze względów politycznych twoich rozpraw.<br />
Mogę załatwić tylko honorarium. Sprawa wymaga interwencji w Wydziale<br />
Nauki KC". Tyle było w tym prawdy co w poprzednim wyjaśnieniu.<br />
Oto bowiem pod koniec 1969 r. - bodajże w październiku, zgłosiłem się<br />
do dyrektora naczelnego PWN, czyli owego „Wołczyka", na rozmowę. W jej toku<br />
oświadczył, iż ani jednego mego artykułu nie wycofał, czynił to wyłącznie naukowy<br />
redaktor serii „Warszawa...". Dodał też, że dla postawienia kropki nad<br />
„i" pismo, stwierdzające ów fakt, otrzyma Dyrekcja Instytutu Historii PAN, co<br />
też nastąpiło 14 .<br />
Z podobnym przypadkiem wykorzystywania dla celów prywatnych opinii<br />
osoby dobrze poinformowanej, jaki miał miejsce w opisanym incydencie usunięcia<br />
przez cenzora mej recenzji, zetknąłem się raz jeszcze, u schyłku lat siedemdziesiątych,<br />
czyli w atmosferze odmiennej od panującej dziesięć lat wcześniej.<br />
Oto ówczesny konsultant naukowy w sprawach historii wydawnictwa<br />
„Ossolineum" we Wrocławiu, osoba niejako „rodzinnie" dobrze zorientowana<br />
w intencjach władzy, zapewnił redaktora naczelnego tego wydawnictwa, iż zawartą<br />
ze mną umowę na napisanie Historii wolnomularstwa w Europie Środkowo-Wschodniej<br />
należy w sposób zręczny zerwać. W przypadku bowiem opublikowania<br />
tej książki może oczekiwać utraty stanowiska, raczej nawet nie on jeden.<br />
Ten zatem usiłował w rozmowie telefonicznej skłonić mnie, chyba w 1978 r.,<br />
do rozwiązania umowy za obustronną zgodą, zarazem obiecując mi wspaniałe<br />
gruszki na wierzbie, na które jednak nie połakomiłem się. Rozpoczęły się zatem<br />
ze strony wydawnictwa rozmaite podchody mające mnie zdegustować, m.in. gra<br />
na zwłokę z drukiem. Merytorycznie bowiem książki nie dało się odrzucić, jako<br />
14 Zacytowana kartka z odpowiedzią redaktora serii znajduje się w moich zbiorach, natomiast<br />
nie mogę stwierdzić, czy w archiwum IH PAN zachowało się wspomniane pismo dyrektora<br />
naczelnego PWN. Jako mało istotne mogło ulec zniszczeniu w ramach rutynowego okresowego<br />
brakowania akt. Ówcześnie wymieniona w tym piśmie osoba dość publicznie, m.in.<br />
w mojej obecności, oświadczyła: dyrektor Wołczyk pragnie teraz uchodzić za liberała i przysłał<br />
list w sprawie Ludwika. Dyrekcja odpowie mu. Wątpię by takiej odpowiedzi udzielono.<br />
Na długo przed rozmową z naczelnym dyrektorem PWN pisemnie zwróciłem się do<br />
dyrektora IH PAN w sprawie dziwnych manipulacji wokół wspomnianego artykułu (list<br />
z 28 kwietnia 1969 r.), żadnej odpowiedzi nie otrzymałem.
100 Ludwik Hass<br />
że zamówiona u prof. Stefana Kieniewicza recenzja utrzymana była niemal w samych<br />
superlatywach. Dopiero ukazanie się w 1979 r. w wysokonakładowym<br />
tygodniku „Argumenty" mego pióra cyklu 12-stu odcinkowego Wolnomularstwo<br />
na ziemiach polskich, zaś rok później w PIW mojej monografii Sekta farmazonii<br />
warszawskiej (w obu przypadkach bez negatywnych konsekwencji dla wydawców)<br />
posiało u wspomnianego redaktora naczelnego wątpliwości co do „dobrego<br />
poinformowania" owego doradcy naukowego. We Wrocławiu przystąpiono<br />
więc, nieoczekiwanie dla mnie, do redakcyjnego opracowania maszynopisu<br />
i książka ukazała się 15 .<br />
Przedstawione przypadki-przykłady działania cenzury i gierek osób podszywających<br />
się pod nią daleko nie wyczerpują problematyki kontroli sprawowanej<br />
przez kierownicze ośrodki partyjno-państwowe nad twórczością historyków.<br />
Skłonny wręcz jestem do formułowania wniosku, iż nieporównanie bardziej dogłębny<br />
wpływ na nią wywierała cenzura - nazwijmy to tak - w szerokim słowa<br />
znaczeniu, niejako pozaurzędowa. Jednym z jej mechanizmów była autocenzura<br />
autorska. Psychologiczne zastraszenie, mniejsza o to czy i na ile zasadne, w jakimś<br />
stopniu kierowało piórem piszącego. Niemal bezwiednie zastanawiał się<br />
jak na napisane zareaguje nie tylko urzędowa cenzura, lecz i redakcja wydawnictwa.<br />
Tam zaś w jednych przypadkach ograniczano się do troski, by je nie<br />
narażać na przykre konsekwencje administracyjno-polityczne za opublikowanie,<br />
czy raczej przepuszczenie przez sito redakcyjne, tekstów, które urząd cenzury<br />
mógłby uznać za niewłaściwe. W innych można było się spotkać z nadmierną<br />
gorliwością, czy „czujnością" polityczną niektórych redaktorów bądź ich szefów.<br />
Różnie z tym bywało. W momencie mego aresztowania w marcu 1964 r.<br />
miałem trzy umowy wydawnicze po jednej z PWN, „Wiedzą Powszechną"<br />
i „Książką i Wiedzą". Pierwsze z tych wydawnictw tuż po upływie terminu złożenia<br />
maszynopisu, pismem z 6 czerwca 1966 r. upomniało się o zwrot zaliczki<br />
otrzymanej na poczet umowy. Zostało ono wysłane na mój adres domowy, mimo<br />
że w prasie - przynajmniej w „Trybunie Ludu" i „Polityce" - jeszcze na początku<br />
roku ukazała się informacja o procesie i wyroku skazującym. Po zwolnieniu<br />
z więzienia pisemnie zwróciłem się (list z 16 listopada 1966 r.) z prośbą o przedłużenie<br />
terminu złożenia maszynopisu do 31 grudnia 1967 r. Prośba została odrzucona,<br />
jakkolwiek zaproponowany przeze mnie termin był w pełni realny, dotyczył<br />
bowiem opracowania zaledwie 8-arkuszowego Obóz pilsudczyków 1908-<br />
-1927 (dla serii wydawniczej „Omega"). Traktując sprawę z punktu widzenia strat<br />
dla nauki, może powstałoby coś dla historiografii pożytecznego. Wydawnictwo<br />
też z żelazną konsekwencją wyegzekwowało ode mnie zwrot zaliczki, jakkolwiek<br />
wiedziało, iż pozostaję bez etatowego zatrudnienia, a dochody moje z roz-<br />
15 L. Hass, Wolnomularstwo w Europie Środkowo-Wschodniej w XV<strong>III</strong> i XIX wieku, Wrocław<br />
1982.
Cenzura i inne mechanizmy sterowania historykami w PRL 101<br />
maitych prac redakcyjnych i innych zleconych są nader skromne. Natomiast<br />
w przypadku dwu pozostałych wydawnictw obeszło się bez groźnych listów-monitów,<br />
poszły na kompromis i - jakkolwiek przewidzianych umowami pozycji<br />
nie napisałem - innymi zleceniami umożliwiły mi sukcesywne, rozciągnięte<br />
w czasie, pogaszenie zaliczek.<br />
Wreszcie kwestia nieformalnych cenzorów w obrębie samych redakcji.<br />
W „Kwartalniku Historycznym", przynajmniej do połowy lat sześćdziesiątych<br />
taką funkcję pełnił pewien profesor, formalnie tylko członek Komitetu Redakcyjnego.<br />
Zetknąłem się z tą jego rolą gdzieś w połowie 1960 r., w związku z moją<br />
pierwszą większą rozprawą naukową Kształtowanie się lewicowego nurtu w Polskiej<br />
Partii Socjalistycznej na tle sytuacji wewnątrzpartyjnej (listopad 1923 -<br />
maj 1926) 16 . W jakiś czas po złożeniu maszynopisu zostałem poinformowany,<br />
że dla omówienia go mam przyjść o określonej godzinie takiego to a takiego<br />
dnia do wskazanego mi pokoju w budynku Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego.<br />
Zastałem tam znanych mi z wcześniejszej współpracy z „Kwartalnikiem<br />
Historycznym" jego redaktora naczelnego prof. Bogusława Leśnodorskiego,<br />
sekretarza redakcji, późniejszego profesora, Tadeusza Łepkowskiego, i wówczas<br />
nieznajomego mi jeszcze jednego pana. On właśnie ostro zabrał się do<br />
mojego tekstu, kwestionował w nim akapity odbiegające od przyjętej wówczas<br />
wersji dziejów PPS, bez próby powoływania się na jakąkolwiek dokumentację,<br />
zwyczajnie na podstawie swego autorytetu. Nie orientując się w całej delikatności<br />
sytuacji, ostro replikowałem na zarzuty, powołując się na wykorzystane (i cytowane<br />
w przypisach) źródła. W jednym punkcie wręcz zarzuciłem memu „recenzentowi"<br />
ahistoryczność podejścia do któregoś z wątków. On natomiast<br />
w pewnej chwili zapytał mnie - bez związku z tematem - o miejsce mojej pracy<br />
zawodowej. Odpowiedź: Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych, poniekąd<br />
zaskoczyła go. Było to bowiem miejsce, gdzie nie mogło być mowy o „politycznej"<br />
z jego strony interwencji, naczelny dyrektor Henryk Altman miał mocną<br />
pozycję, zaś w sądach o ludziach był całkowicie samodzielny. Dwaj pozostali<br />
cały ten czas milczeli. Dwugodzinny, chyba, dialog-polemikę przerwał prof. Leśnodorski<br />
konkluzją: autor zbadał źródła, więc do niego należy ostatnie słowo<br />
jak było. O znaczeniu całej tej wymiany zdań czy poglądów nieco zorientowałem<br />
się w kilka dni później, kiedy z maszynopisem ponownie przyszedłem do<br />
redakcji „Kwartalnika". Starsza pani, pełniąca w niej funkcję sekretarki technicznej<br />
i maszynistki, powiedziała mi z nieskrywanym zdumieniem: pan odrzucił<br />
wszystkie uwagi Profesora. Oczywiście, nie opowiedział jej o tym on sam, lecz<br />
jeden z dwu przysłuchujących się „wymianie zdań". Widocznie było coś niecodziennego<br />
w tym, że znalazł się ktoś - przy tym zupełny nowicjusz - kto ośmielił<br />
się konsekwentnie oponować „politrukowi".<br />
16 Rozprawa pod tymże tytułem ukazała się - „Kwartalnik Historyczny" 1961, nr 1, s. 69-105.
102 Ludwik Hass<br />
Na tym epizodzie nie zakończyły się moje kontakty z nim. W 1964 r. (może<br />
pod koniec 1963 r.) w jednej z dyskusji na zebraniu Towarzystwa Miłośników<br />
Historii wypowiedziałem ówcześnie heretycko brzmiące sądy na temat lewicowego,<br />
jednolitofrontowego skrzydła PPS drugiej połowy lat trzydziestych, jego<br />
współpracy z całkowicie zstalinizowaną KPP, zbrodni stalinowszczyzny w Hiszpanii<br />
lat wojny domowej i ich ukrywania wtedy przez gloryfikowany w naszej<br />
historiografii „Dziennik Popularny". Jakkolwiek wspomniany „komisarz polityczny"<br />
nie był na sali obecny, najwidoczniej został poinformowany o tak bogoburczym<br />
wystąpieniu i zareagował na nie surową sankcją: zarządził, żeby „Kwartalnik"<br />
natychmiast i całkowicie zerwał stosunki ze mną, prof. Leśnodorskiemu<br />
-jak się później zorientowałem - nie pozostawało nic innego niż wykonanie<br />
dyrektywy. Zaś jej autor - po pewnym czasie stało się to mi wiadome - pochwalił<br />
się na posiedzeniu Komisji Historycznej przy Wydziale Nauki KC PZPR poczynionym<br />
przez siebie krokiem.<br />
Opisane przeze mnie rozmaite epizody prowadzą - tak mi się wydaje - do<br />
konkluzji ogólnej: strach ma wielkie oczy. Cenzura raczej nie zniweczyła żadnego<br />
poważniejszego przedsięwzięcia historyka, jeśli odważył się, mimo wszystko,<br />
podjąć je. Obecnie, po latach, najhałaśliwiej wspominają o szkodach wyrządzonych<br />
przez cenzurę ci, którzy z wyrachowania swoje pióro dostosowywali<br />
do wymogów, nieraz tylko przez siebie wydedukowanych, kierownictwa PZPR,<br />
co więcej, niekiedy nawet sami organizowali pewne kampanie represyjne.
Henryk Pilus<br />
FILOZOFIA NEOTOMIZMU POLSKIEGO<br />
Wprowadzenie<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2,<strong>1997</strong><br />
W rozważaniach dotyczących filozofii neotomistycznej skoncentruję się na<br />
głównych tendencjach interpretacyjnych filozofii Tomasza z Akwinu (1225-<br />
-1274), które pojawiły się na gruncie polskim. Problematykę tę przedstawię,<br />
zwracając uwagę na cechy charakterystyczne poszczególnych nurtów interpretacyjnych<br />
w neotomizmie. Warto zaznaczyć, że dziś, 30 lat po Soborze Watykańskim<br />
II, odróżnienie nazw - „tomizm" od „neotomizmu" straciło na aktualności<br />
i w dużym stopniu ma już wartość historyczną i naukową. Pojęcia te używane<br />
są dziś bardziej synonimicznie niż merytorycznie. Nawet doktrynę Tomasza<br />
z Akwinu nie określa się jednoznacznie nazwą „tomizm".<br />
Rozmiary artykułu ograniczają szersze omówienie problematyki wchodzącej<br />
w zakres neotomizmu i dlatego przedstawię ją bardziej w aspekcie metodologiczno-merytorycznym<br />
niż historyczno-analitycznym.<br />
We współczesnej myśli filozoficznej filozofia neotomistyczna zajmuje miejsce<br />
poczesne. Mimo kryzysu jest ciągle aktualna, zwłaszcza w Polsce i pełni jedną<br />
z podstawowych funkcji w światopoglądzie chrześcijańskim, w sporze i dialogu<br />
z filozofiami naturalistycznymi. Będąc integralną częścią światopoglądu chrześcijańskiego<br />
wykracza poza rozważania akademickie.<br />
Stąd też wskażę najpierw na aktualność tomizmu w czasach dzisiejszych,<br />
co jest równoznaczne z odpowiedzią na pytanie - dlaczego tomizm. Następnie<br />
w celu głębszego zrozumienia neotomizmu polskiego skoncentruję się na jego<br />
genezie historycznej oraz na wyróżnieniu różnych odmian, tendencji i zróżnicowań<br />
występujących w nim.<br />
Aktualność tomizmu<br />
Na rangę, miejsce i znaczenie filozofii Tomasza z Akwinu w katolickiej myśli<br />
filozoficznej zwrócił uwagę Jan Paweł II (ur. 1920 r., papież od 1978 r.) w prze-
104 Henryk Pilus<br />
mówieniu wygłoszonym 17 listopada 1979 r. w Papieskim Uniwersytecie Angelicum<br />
w Rzymie na konferencji poświęconej setnej rocznicy encykliki Leona X<strong>III</strong><br />
(ur. 1810 r., papież 1878-1903) Aeterni Patris, która w 1879 r. uznała filozofię<br />
Tomasza z Akwinu za oficjalną naukę Kościoła katolickiego. Jan Paweł II uważa,<br />
że po stu latach: „Filozofia tegoż Doktora [Tomasza — H.P.] zasługuje na uważne<br />
studium oraz przyjęcie przez współczesną młodzież" ze względu na takie jej<br />
cechy, jak: uniwersalizm, obiektywizm, realizm i personalizm 1 . W tym też duchu<br />
ważność i aktualność systemu teologiczno-filozoficznego Tomasza potwierdza<br />
ogłoszona przez Jana Pawła II w 1993 r. encyklika Veritatis splendor 1 poświęcona<br />
podstawowej problematyce moralnej nauczanej przez Kościół. W encyklice<br />
tej papież poddaje ocenie krytycznej nie tylko dyskusje teologiczno-moralne, toczące<br />
się wewnątrz Kościoła, ale wręcz nową teologię moralną, głoszącą „nową<br />
moralność" w stosunku do doktryny tradycyjnej. Teologii tej, która powstała pod<br />
wpływem kantyzmu, heglizmu i egzystencjalizmu, zwłaszcza Martina Heideggara,<br />
papież zarzuca subiektywizm, relatywizm etyczny, konsekwencjonalizm<br />
i proporcjonalizm. Podobnie jak Leon X<strong>III</strong> uważa, że tomistyczne myślenie filozoficzne<br />
jest najbardziej dostosowane do teologii katolickiej. Przywraca rozwiązania<br />
dotyczące człowieka i moralności, prawa naturalnego i sumienia, wolności i prawdy<br />
oraz dobra w duchu tomistycznego obiektywizmu, realizmu i personalizmu.<br />
Tomizm uważa się więc za najlepszą filozofię, najbardziej nadającą się do<br />
wyjaśnienia rzeczywistości i wiary. Jednakże po Soborze Watykańskim II autorzy<br />
katoliccy, świeccy i duchowni, podejmują próbę krytycznego określenia stanu<br />
i oceny filozofii tomistycznej. Wśród autorów katolickich, piszących zwłaszcza<br />
w okresie posoborowym zaznaczają się przeważnie trzy stanowiska.<br />
Stanowisko pierwsze cechuje stosunek krytyczny wobec aktualnej wartości<br />
tomizmu. Sądzi się, że system tomistyczny jest przestarzały i nie odpowiada<br />
wymogom współczesności, znajduje się w sytuacji kryzysowej i nie ma perspektyw<br />
rozwojowych. Według zwolenników tej postawy myślowej mówi się wręcz<br />
o jego „schyłku" i „upadku" 3 stwierdzając, że „w swej historii tomizm przeżywa<br />
jedno z największych niepowodzeń" 4 . Podkreśla się również fakt nieobecności<br />
tomizmu na Yaticanum II 5 .<br />
1 Jan Paweł II, H Metodo e la dottirina di San Tommaso in dialogo eon la cultura contemporanea,<br />
„L'Osservatore Romano" 1980, nr 213, s. 1-2. W Polsce to przemówienie papieża<br />
ukazało się: Jan Paweł II, O filozofii Tomasza z Akwinu, „Tygodnik Powszechny" 1980,<br />
nr 8, s. 5.<br />
2 Jan Paweł II, Encyklika Veritatis splendor, Pallottinum-Poznań 1993.<br />
3 J. Tischner, Schyłek chrześcijaństwa tomistycznego, „Znak" 1970, nr 1.<br />
4 Rozmowa z o. Mieczysławem Krąpcem - rektorem KUL - Jesteśmy całkowicie nastawieni<br />
na problematykę człowieka..., „Więź" 1974, nr 7-8, s. 27.<br />
5 I. M. Bocheński, Thomizm and Marxizm-Leninizm, „Studies of Soviet Thought" 1967, nr 2,<br />
s. 167.
Filozofia neotomizmu polskiego 105<br />
Stanowisko drugie, w przeciwieństwie do pierwszego, nie tylko uznaje nadal<br />
tomizm jako filozofię wciąż aktualną w zastanej jego formie, lecz więcej,<br />
dokonuje antycypacji zasad filozoficznych Tomasza z Akwinu 6 .<br />
Stanowisko trzecie w stosunku do wyżej wymienionych zajmuje pozycję<br />
środkową. Dostrzegając zmniejszający się wpływ tomizmu na współczesną kulturę<br />
w ogóle, a chrześcijańską w szczególności, stwierdza się, że tomizm należy<br />
odnowić przez szersze jego otwarcie na współczesne kierunki filozoficzne 7 .<br />
Wobec tego poddaje się ocenie krytycznej przestarzałe części filozofii Tomasza<br />
z Akwinu, np. odrzucając Tomaszowe ujęcie fizyki czy biologii, a w zakresie<br />
metafizyki rezygnuje się z interpretacji esencjalnej na rzecz egzystencjalnej.<br />
W rzeczywistości rozkwit tomizmu osiągnął swój szczyt w latach międzywojennych.<br />
Po II wojnie światowej notujemy już jego wyraźny schyłek; sytuację tę<br />
dostrzega m.in. Etienne Gilson (1884-1977), który przepowiada dalszy upadek:<br />
„Tomista, który poświęcił się swej nauce, nie powinien być zdziwiony, iż stanie<br />
się osamotniony" 8 . Z całą wyrazistością kryzys tomizmu ujawnił się dopiero na<br />
Soborze Watykańskim II, w czasie podziału uczestników na dwa przeciwstawne<br />
obozy: jedni opowiadali się za utrzymaniem filozofii Tomasza z Akwinu jako<br />
oficjalnej doktryny Kościoła, drudzy występowali za jej odrzuceniem jako przestarzałej,<br />
nie odpowiadającej współczesności. Dominikanin Yves Congar (1904-<br />
-1995) pragnął powiększyć jej znaczenie odpowiednimi zabiegami interpretacyjnymi,<br />
twierdząc m.in., że redaktorom tekstów soborowych Akwinata dostarczył<br />
podstaw i struktur myślowych, aczkolwiek „zarówno rodzaj doktryny Soboru,<br />
jak i niekiedy rodzaj poruszonych przez niego zagadnień jest stanowczo rzadko<br />
cytowany w tekstach soborowych" 9 .<br />
Wspomniany podział uczestników na tradycjonalistów, którzy chcieli „dużo<br />
więcej Tomasza" i zwolenników aggiornamento pragnących „dużo mniej Tomasza"<br />
świadczy o kryzysie tomizmu na Vaticanum II. Zdaniem Congara, nie chodzi<br />
o ilość Tomasza, lecz o podporządkowanie ilości jakości. Problem polega na<br />
6 Actualitě de Saint Thomas, Paris 1972. W języku polskim: Aktualność świętego Tomasza,<br />
tłum. L. Rutkowska, Warszawa 1975 (praca zbiorowa); L 'antropologie de Saint Thomas<br />
(Conferences organisées par la Faculte de theologie et la Societě philosophique de Fribourg<br />
á I'occasion du 7 anniversaire), publiées par N. A. Luyten, Edition avec l'Universite<br />
de Fribourg, Suisse 1974.<br />
7 G. Van Riet, Słowo wstępne do jubileuszowego numeru „Revue Philosophique de Louvain"<br />
1974, nr 14, poświęconego w całości 700 rocznicy śmierci Tomasza z Akwinu; R Van<br />
Steenberghen, L'avenir du thomisme, „Revue Philosophique de Louvain" 1956, nr 24,<br />
s. 208; Z. J. Zdybicka, Tomizm a aggiornamento myśli chrześcijańskiej, „Znak" 1968, nr 6,<br />
s. 736. W 1970 r. odbył się w Rzymie Kongres Tomistyczny poświęcony antropologii współczesnej.<br />
De homine. <strong>Studia</strong> hodiemae antropologicae. Acta VII Congressus Thomistici Internationalism<br />
t. 2, Roma 1970.<br />
8 E. Gilson, Filozof i teologia, Warszawa 1968.<br />
9 Y. Congar, Teologia na Soborze, „Więź" 1967, nr 2, s. 40.
106 Henryk Pilus<br />
tym, jak rozumiemy św. Tomasza, jakie miejsce mu przeznaczamy w strukturze<br />
filozofii chrześcijańskiej oraz jak go nauczamy. „Jeśli przez »Świętego Tomasza«<br />
rozumieć aparat abstrakcji i prefabrykowanych rozwiązań - mówi Congar<br />
- to zgoda niech go będzie mniej! Ale to nie jest naprawdę Święty Tomasz, który<br />
był i pozostaje do dzisiaj uosobieniem otwarcia na rzeczywistość, na dialog,<br />
na pytania ludzi. Jeśli natomiast przez »Świętego Tomasza« rozumieć to, czym<br />
jest on naprawdę, mistrza myśli, który pomaga nam kształtować nasz umysł,<br />
mistrza uczciwości, ścisłości, szacunku dla każdej cząstki prawdy. W takim razie<br />
niech Święty Tomasz powraca! Niech będzie przyjacielem i mistrzem jak<br />
największej liczby umysłów" 10 . Chodzi więc o właściwe rozumienie myśli Tomasza,<br />
o wyeliminowanie błędnej interpretacji tradycyjnej, która nie ma nic<br />
wspólnego z jego autentyczną doktryną.<br />
Tomista polski Stefan Świeżawski jako ekspert soborowy ubolewał nad negatywnym<br />
ustosunkowaniem się Vaticanum II do filozofii, a zwłaszcza do tomizmu.<br />
W książce pt. Filozofia w dobie Soboru Watykańskiego, wydanej przed<br />
IV sesją Soboru, wyraził zaniepokojenie krytyką tomizmu dokonaną przez czołowych<br />
zwolenników aggiornamento. W trzydzieści lat później, w 1995 r. w dodatku<br />
dołączonym do nowego wydania tej książki zatytułowanym Drugi Sobór<br />
Watykański a filozofia, Świeżawski uznał słuszność soborowej krytyki tomizmu.<br />
Polemizuje jednak z poglądem, że Sobór Watykański II był „anty-filozoficzny<br />
i anty-Tomaszowy", lecz przeciwnie, przechyla się do opinii, że był on „najbardziej<br />
Tomaszowy" 11 .<br />
Sobór - zdaniem Świeżawski ego - zerwał z „zideologizowanym tomizmem",<br />
lecz nie samym Tomaszem. Wprawdzie na Soborze mówiono „o końcu ery tomistycznej",<br />
lecz oznaczało to „położenie kresu wszelkim zakusom ideologicznym<br />
myśli św. Tomasza". W konsekwencji autor ten stwierdza, że należy wrócić<br />
do „koncepcji samego św. Tomasza", a nie do różnych odmian tomizmu. Powrót<br />
do myśli samego Tomasza jest więc - jego zdaniem - „potrzebą naszych czasów",<br />
zgodną z odnową soborową 12 .<br />
Z poglądami Yves'a Congara korespondują wypowiedzi Marie-Dominique<br />
Chenu (1895-1990). Mówiąc o obecności tomizmu na Soborze Watykańskim II<br />
i jego aktualności, Chenu uważa, że Sobór nie zajmował się ani Tomaszem<br />
z Akwinu, ani tomizmem, ponieważ to „nie było jego zadaniem". Sobór zajmował<br />
się bowiem historią zbawienia i ewangelizacją. Zauważa jednak, że na Soborze<br />
nastąpiło obniżenie wartości doktrynalnych i spekulatywnych oraz pomniej-<br />
10 Yves M. Congar, Le bloc-notes („Informations Catholiques Internationales"), nr 229 z 1 grudnia<br />
1964 r, s. 5, kol. 1) - cyt. wg J. Kalinowski, S. Świeżawski, Filozofia w dobie Soboru,<br />
Biblioteka „Więź", Warszawa 1995.<br />
11 J. Kalinowski, S. Świeżawski, op. cit., s. 13.<br />
12 Ibidem, s. 14.
Filozofia neotomizmu polskiego 107<br />
szenie roli systemów filozoficznych i abstrakcyjnych struktur pojęciowych. Nie<br />
myślano ani o „pomniejszaniu znaczenia, ani o wywyższaniu roli Tomasza<br />
z Akwinu".<br />
Jednak myśl Tomasza spotyka się z odnową, jaka dokonała się na Soborze,<br />
na którym zaanalizowano i uogólniono wnioski dotyczące człowieka i świata<br />
współczesnego. Aktualność Tomasza z Akwinu przejawia się zatem w jego realistycznej<br />
wizji człowieka i cywilizacji współczesnej polegającej na uznaniu niezwykłego<br />
„znaczenia materii, zarówno w koncepcjach człowieka, świata cywilizacji<br />
i historii". Stąd też Chenu postuluje studiowanie dzieła Tomasza z Akwinu<br />
zrelatywizowanego do okoliczności i czasów historycznych, w których on żył<br />
i tworzył. Tylko podejście historyczne pozwala uchwycić nie tylko istotę dzieła<br />
Tomasza jako „tworu jego czasów", lecz także „lepiej zrozumieć i pojąć wymagania<br />
cywilizacji technicznej, naukowej, przemysłowej" oraz „zjawiska zwanego<br />
socjalizacją". Według Chenu podejście ahistoryczne do badania dzieła Tomasza<br />
było błędne - próbując go studiować „jakby ono było niezależne od czasu<br />
i stanowiło niezmienny wzorzec" 13 . Prowadziło to w konsekwencji do zideologizowania<br />
filozofii i teologii Tomasza, czyniąc z niej - jak powie w innym miejscu<br />
- „super ortodoksję" i „narzędzie władzy" 14 .<br />
Z powyższego wynika, że tomiści wyżej referowani są przeświadczeni o nieprzemijającej<br />
wartości i aktualności dzieła samego Tomasza z Akwinu. Współczesna<br />
zaś krytyka tomizmu, w zasadzie nie dotyczy filozofii Tomaszowej, lecz<br />
różnych odmian tomizmu, które są błędnymi interpretacjami jego myśli filozoficznej.<br />
Roszcząc sobie pretensje do właściwego odczytania jego doktryny, w istocie<br />
rzeczy zaciemnia autentyczną myśl Tomasza. Stąd wniosek, że tylko autentyczna<br />
myśl Tomasza z Akwinu może odpowiedzieć współczesnemu człowiekowi<br />
na nurtujące go pytania. Wspomniani tomiści podsuwają zatem taką<br />
interpretację filozofii Tomasza, która odczytałaby go adekwatnie. Postulują więc<br />
rozumienie filozofii Tomaszowej jako mądrości, jako rezultatu kontemplacji bytu<br />
(Jacques Maritain, Stefan Swieżawski). Zapewnić to może wersja tomizmu nazywana<br />
tomizmem egzystencjalnym. Tomiści ci są optymistami, co do rozwoju<br />
myśli tomistycznej w świecie współczesnym.<br />
Jednakże optymizmu tego nie podziela Jan Paweł II, który w książce Przekroczyć<br />
próg nadziei ubolewa nad odsunięciem myśli Tomasza „na bok w okresie<br />
posoborowym", który „nie przestaje być mistrzem filozoficznego i teologicznego<br />
uniwersalizmu". „Filozofii istnienia", przez którą rozumie filozofię samego<br />
Tomasza, przypisuje wielkie znaczenie i aktualność. W istocie rzeczy papież<br />
13 Wywiad udzielony przez profesora Marie Domenique-Chenu Henrykowi Pilusiowi, „<strong>Mazowieckie</strong><br />
<strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong>" 1996, nr 1, s. 205-212.<br />
14 Por. H. Pilus, Marie-Dominique Chenu życie i twórczość (1895-1990), „<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong><br />
<strong>Humanistyczne</strong>" 1995, nr 1, s. 107-110.
108 Henryk Pilus<br />
ma na myśli taką egzystencjalną wersję tomizmu, w której występują takie nieprzemijające<br />
wartości, jak egzystencjalna teoria bytu i filozoficzno-teologiczna<br />
refleksja nad człowiekiem 15 .<br />
Geneza historyczna tomizmu i różne jego rozumienie<br />
Tomizm we współczesnej filozofii chrześcijańskiej jest kierunkiem dominującym.<br />
Twórcą jego był św. Tomasz z Akwinu, zwany Akwinatą. Jest on tym<br />
filozofem, a zwłaszcza teologiem, który dokonał przewrotu w filozofii chrześcijańskiej<br />
polegającego nie tylko na recepcji, lecz przede wszystkim asymilacji<br />
i przetworzeniu dorobku filozoficznego Arystotelesa (384-322 p.n.e.). Przyjmując<br />
za podstawę teoretyczno-metodologiczną myśl dzieła Arystotelesa, Tomasz<br />
z Akwinu uznał za punkt wyjścia określone rozwiązanie problemu stosunku rozumu<br />
do wiary, zbudował system teologiczny i filozoficzny, który obejmował<br />
problematykę metafizyczną, teoriopoznawczą, antropologiczną, etyczną, społeczną<br />
i prawnopolityczną.<br />
Należy pamiętać, że przez ponad tysiąc lat filozofia chrześcijańska była<br />
tworzona na podstawie idealizmu Platońskiego, do którego nawiązywał poprzez<br />
Plotyna (204-270) - kontynuator neoplatonizmu Aureliusz Augustyn (354-430).<br />
Stąd też do filozofii chrześcijańskiej weszły elementy neoplatońskie. Kierunek<br />
spirytualistyczny w filozofii chrześcijańskiej nie mógł dostarczyć przekonywujących<br />
argumentów, opierając się jedynie na tradycji augustiańskiej w polemikach<br />
i sporach ideologicznych i filozoficznych z kierunkami racjonalizującymi,<br />
nominalistycznymi, czy naturalistycznymi - Piotr Abelard (1079-1142), Jan z Salisbury<br />
(1120-1142), zwolennicy łacińskiego awerroizmu, szkoła oxfordzka<br />
i chartryjska - które mogły podważać podstawy dogmatyczne oficjalnej myśli<br />
filozoficzno-teologicznej Kościoła. Natomiast system filozoficzno-teologiczny<br />
Tomasza z Akwinu, ze względu na swój intelektualizm (oddzielenie rozumu od<br />
wiary), teorię bytu i realizm mógł dostarczać argumentacji na rzecz prawidłowości<br />
tez dogmatycznych głoszonych wówczas przez Kościół. Tomasz z Akwinu<br />
otrzymał od papieża Urbana IV (papież 1261-1264) polecenie, by dokonał<br />
interpretacji krytycznej i poprawił błędy w dziełach Arystotelesa. Żywiąc przekonanie<br />
co do słuszności zasad perypatetyckich, Tomasz dokonuje swoistej i oryginalnej<br />
interpretacji tych zasad - tworzy system teologiczno-filozoficzny, który<br />
jest syntezą dotychczasowej myśli Arystotelesowskiej i Augustyńskiej. Naukę<br />
swoją zawarł głównie w dwu wielkich dziełach: 1) Summa contra gentiles<br />
(1264 r.) - Suma filozoficzna i 2) Summa theologiae - Suma teologiczna, główne<br />
dzieło Tomasza (rozpoczęte w 1265 r. i pisane do końca życia). Wśród chrze-<br />
15 Jan Paweł II, Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, Por. H. Piluś, Troska Jana Pawła II o<br />
przyszłość wspólnoty ludzkiej, „<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong>" 1995, nr 1, s. 156-164.
Filozofia neotomizmu polskiego 109<br />
ścijańskich historyków filozofii, w odniesieniu do systemu filozoficzno-teologicznego<br />
Tomasza z Akwinu zasadniczo ścierają się dwa poglądy. Pierwszy pogląd<br />
głosi, że Tomasz „ochrzcił" Arystotelesa, wykazując zasadniczą zgodność<br />
arystotelizmu z prawdami wiary chrześcijańskiej oraz wyłożył wiernie filozofię<br />
Arystotelesa. Przyjął naukę Arystotelesa wraz z całą jego terminologią, włączając<br />
do niej takie pojęcia jak: pojęcie aktu i potencji, formy i materii oraz pojęcie<br />
przyczynowego powiązania zdarzeń, pojęcie poznania jako procesu receptywnego<br />
i pojęcie dowodu, na którym oparł rozgraniczenie wiedzy i wiary. Stąd też<br />
używa się określenia „Arystotelesowsko-Tomaszowa" koncepcja lub „arystotelesowsko-tomistyczna"<br />
filozofia. Według drugiego poglądu Tomasz, przyjmując<br />
naukę Arystotelesa, dokonał „transformującej asymilacji" nie tylko w odniesieniu<br />
do dzieł Arystotelesa, ale także Augustyna, stwarzając syntezę - swoisty<br />
system filozoficzno-teologiczny. Tomasz, opierając się na poprzednikach, tworzy<br />
oryginalną koncepcję metafizyczną bytu i człowieka. Nie zadowala go złożoność<br />
bytu tylko z możności i aktu urzeczywistniającego tę możność. Hylemorficzna<br />
złożoność bytu z materii i formy nie wyczerpuje - jego zdaniem - całej<br />
struktury tegoż bytu - przyjmuje głębszą i powszechniejszą złożoność wszystkiego,<br />
zarówno bytów cielesnych, jak i duchowych, z istoty i istnienia. Całą rzeczywistość<br />
analizuje więc w aspekcie istnienia, które jest aktem bytu i stąd powstaje<br />
nowa perspektywa metafizyki, w której wszystkie zagadnienia zostały<br />
podjęte na nowo i znalazły rozwiązanie różniące się od dotychczasowych. Wymiar<br />
egzystencjalny zatem poszerzył i przemienił metafizykę przedstawiającą<br />
statyczny obraz rzeczywistości w dynamiczny.<br />
Jednakże system filozoficzno-teologiczny Tomasza z Akwinu spotkał się już<br />
niejednokrotnie z zarzutami. W 1277 r. (trzy lata po śmierci Tomasza) arcybiskup<br />
Paryża, Stefan Tempier, potępił niektóre tezy tomistyczne dotyczące zwłaszcza<br />
jego metafizyki, różnicy realnej między istotą a istnieniem oraz jedności<br />
formy substancjalnej w człowieku, co w konsekwencji prowadziło do potępienia<br />
Tomaszowej koncepcji Boga i człowieka. Na terenie Oxfordu Robert Kildwardby<br />
(zm. 1279 r.) także potępił filozofię Tomasza. Jan Fidanza Bonawentura<br />
(1121/2-1274) postawił natomiast zarzut pomieszania „wina ewangelii z wodą<br />
filozofii" 16 . Erazm z Rotterdamu (1470-1553) uważał Tomasza za „najgorszego<br />
ze scholastyków, bo udało mu się najskuteczniej zarazić i zepsuć chrystianizm<br />
poprzez infiltrację filozofii pogańskiej" 17 . Ludwik Laberthonniere (1860-1932)<br />
również zarzucał Tomaszowi elektyzm chrześcijaństwa i filozofii greckiej 18 . Jednakże<br />
w swojej siedemsetletniej historii system filozoficzno-teologiczny Tomasza<br />
z Akwinu dwukrotnie doznał pełnej satysfakcji, raz w 1323 r., kiedy to pa-<br />
16 Por. M. D. Chenu, St. Thomas dAąuin et la theologie, Paris 1960, s. 43.<br />
17 S. Świeżawski, Polskie <strong>Studia</strong> nad dziejami św. Tomasza z Akwinu, „Znak" 1974, nr 4,<br />
s. 1461.<br />
18 E. Gilson, op. cit.., s. 47.
110 Henryk Pilus<br />
pież Jan XXII (papież 1316-1334) kanonizował Tomasza, stwierdzając, że „więcej<br />
oświecił on Kościół, aniżeli wszyscy inni Doktorowie, a czytając jego książki<br />
bardziej się postąpi w ciągu jednego roku, aniżeli miałoby się całe życie oddawać<br />
studiowaniu innych doktryn", drugi raz, gdy w 1879 r. (4 sierpnia) Leon<br />
X<strong>III</strong> w encyklice Aeterni Patris zaleca system Tomasza w celu „odnowienia<br />
wiedzy filozoficznej" jako najlepiej spełniający wymagania nowej sytuacji i najbardziej<br />
odpowiadający wierze katolickiej. Warto wspomnieć, że jeszcze przed<br />
ogłoszeniem encykliki Aeterni Patris tomizm propagowali w Hiszpanii ks. Jakub<br />
Balmes (1810-1848) i kardynał Tomasz Zigliara (1833-1893), we Włoszech<br />
Mateusz Liberatore (1810-1892), który w latach 1857-1858 ogłosił dwutomową<br />
pracę O poznaniu zmysłowym, w Niemczech Józef Kleutgen (1811-1883),<br />
którego nazwano „zmartwychwstałym Tomaszem", a w Polsce ks. Marian Morawski<br />
(1845-1901), profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ks. Morawski<br />
w książce Filozofia i jej zadanie wydanej w 1878 r. (a więc na rok przed ogłoszeniem<br />
encykliki) opowiedział się za scholastyką i polecał filozofię Tomasza.<br />
Według niego kierunek scholastyczny - w porównaniu z filozofiami dzisiejszymi<br />
-jest uważany w swoich zasadach nie tylko za najlepszy, ale też bezwzględnie<br />
prawdziwy. Filozofię Tomasza autor nazywa kierunkiem „empiryczno-idealnym",<br />
którą najlepiej można przeciwstawić idealizmowi Georga Wilhelma Friedricha<br />
Hegla. W encyklice Aeterni Patris Leon X<strong>III</strong> oficjalnie polecił studiowanie<br />
filozofii św. Tomasza z Akwinu - jako obowiązującą - w kościelnych zakładach<br />
naukowych. W encyklice tej papież stwierdzał, że „przyczyną zła" są „błędne<br />
opinie dotyczące rzeczy boskich i ludzkich, pochodzące ze szkół filozoficznych<br />
(domyślamy się, że chodzi tu o pozytywizm, materializm, neokantyzm, heglizm<br />
i inne kierunki filozoficzne, które podważają „rozumne podstawy wiary"). W tym<br />
celu zalecał taką filozofię, która wiodłaby do „prawdziwej wiary i kształtowania<br />
umysłów na przyjęcie prawdy objawionej". Filozofią taką, która zapobiegałaby<br />
i przeciwstawiała się zepsutemu światu przez „wieczystą zarazę błędu" i „fałszywym<br />
filozofom i heretykom" jest „nauka zawarta w dziełach Tomasza z Akwinu".<br />
Na określenie systemu filozoficzno-teologicznego Tomasza z Akwinu, Leon<br />
X<strong>III</strong> używał różnych wyrażeń jak: „doktryna świętego Tomasza", „mądrość świętego<br />
Tomasza", „światło niebiańskiej mądrości" i „prawdziwa nauka".<br />
Wielu autorów katolickich i świeckich pisze w licznych publikacjach, że<br />
Leon X<strong>III</strong> „poleca", „rozkazuje", „zaleca", „nakazuje", by tomizm, tzn. doktrynę<br />
św. Tomasza z Akwinu nauczano i studiowano we wszystkich zakładach kościelnych.<br />
Gdy tymczasem papież użył słów: „Zachęcamy Was [...] z największym<br />
naleganiem, abyście propagowali jak najbardziej i przywrócili wszędzie<br />
znaczenie, postanowienie i moc drogocennej mądrości świętego Tomasza". I dalej:<br />
„Niech mistrzowie starają się wpajać w umysły uczniów doktrynę św. Tomasza",<br />
ze względu na „solidność", „wzniosłość przed wszystkimi innymi", na odróżnienie<br />
rozumu od wiary i „wzajemne ich łączenie", a zwłaszcza dla „obrony wiary
Filozofia neotomizmu polskiego 111<br />
katolickiej, dla dobra społeczeństwa i dla postępu wszelkich nauk", gdyż mię»<br />
dzy naukami przyrodniczymi „nowoczesną fizyką, a zasadami filozoficznymi<br />
szkoły scholastycznej nie ma w rzeczywistości żadnego konfliktu". Encyklika<br />
A e tern i Patris była faktem historycznym, papieskim zaleceniem administracyjnym,<br />
podkreślmy, lecz nie dogmatycznym. Dokument ten stał się punktem wyjścia<br />
dla wszelkich interpretacji teologicznych i filozoficznych oraz dla późniejszych doktrynalnych<br />
dokumentów kościelnych. Jej doniosłe znaczenie zarówno teoretyczne,<br />
jak i praktyczne wyrażało się w całkowitym zaleceniu powrotu do doktryny św.<br />
Tomasza z Akwinu w ustalaniu „prawideł w studiach filozoficznych", by odpowiadały<br />
„dobru wiary i stosowały się również do samej godności wiedzy ludzkiej".<br />
Encyklika wielokrotnie podkreśla, że normą negatywną jest wiara, prawdy<br />
objawienia, a to co jest niezgodne z nimi „sprzeciwia się prawu rozumu". Stąd<br />
też filozof katolicki „powinien wiedzieć, że gdyby przyjął jakiś wniosek, o którym<br />
wiedziałby, że jest przeciwny nauce objawionej pogwałciłby tym samym<br />
prawa rozumu i prawa wiary".<br />
Encyklika wskazuje na pozytywne cechy doktryny św. Tomasza, upatruje<br />
w niej nie tylko normę metodologiczną, lecz przede wszystkim negatywne kryterium<br />
w stosunku do innych kierunków filozoficznych i poszczególnych nauk,<br />
by w nauczaniu „filozofia nie zaplątała się w absurdalne błędy". Poleca nauczanie<br />
nauki Tomasza we wszystkich zakładach kościelnych, seminariach, uniwersytetach,<br />
instytucjach naukowych. Drogę wytyczoną przez Leona X<strong>III</strong> podjęli<br />
z wielką gorliwością jego następcy, a zwłaszcza Pius X (ur. 1835 r., papież 1903-<br />
-1194), który „rozkazał" i nakazał, by filozofia Tomasza z Akwinu stała się „podstawą<br />
nauk świętych", grożąc sankcjami administracyjnymi za jej nieprzestrzeganie.<br />
W encyklice Pascendi Dominici Gregis (ogłoszona w 1907 r.) Pius X<br />
występuje przeciw modernizmowi, któremu nie odpowiadają metody i zasady<br />
doktryn scholastycznych. „Ostre sankcje grożą profesorom, którzy przeniknięcie<br />
modernizmem, krytykują scholastykę", bądź też „popierają modernizm" i „nie<br />
przeciwstawiają się krytyce nauki Doktora Anielskiego", aż do wykluczenia „bezwzględnie<br />
z urzędu kierownika, albo profesora". Doktorat z teologii i prawa<br />
kanonicznego „nie będzie udzielany tym, którzy nie przejdą kursu filozofii scholastycznej,<br />
a jeśli będzie udzielony, to niech zostanie unieważniony".<br />
Jeszcze kilkakrotnie Kościół potępia tezy modernizmu w Moto proprio-Doctori<br />
Angelici z 29 czeiwca 1914 r. i zarazem przypomina o obowiązującej doktrynie<br />
tomistycznej. Warto wymienić jeszcze inne dokumenty papieskie zalecające studiowanie<br />
filozofii i teologii Tomasza z Akwinu. Uprzywilejowane stanowisko doktryny<br />
tomistycznej zostało także zawarte przez Piusa X i Benedykta XV (ur. 1854 r.,<br />
papież 1914-1922), w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 r. w Kanonie 1366<br />
artykuł 2: „W nauczaniu filozofii i teologii i w kształtowaniu w tych dziedzinach<br />
umysłów alumnów winni profesorowie kierować się doktryną zasadami i metodą<br />
Anielskiego Doktora i wiernie się ich trzymać". Wobec zakonników Kanon 589 ar-
112 Henryk Pilus<br />
tykuł 1 mówi: „Zakonnicy [...] winni zgodnie z zarządzeniami Stolicy Apostolskiej<br />
pilnie oddawać się przez co najmniej dwa lata filozofii i cztery lata teologii, trzymając<br />
się wiernie doktryny św. Tomasza" 19 . Kanon 1366 został powtórzony w Konstytucji<br />
Apostolskiej Scientiarum Dominus z 24 maja 1931 r.<br />
Pius XI (ur. 1857 r., papież 1922-1939) w dwóch dokumentach: encyklice<br />
Studiorum ducem wydanej 29 października 1923 r. jeszcze raz potwierdził i zalecił<br />
nauczanie w zakładach kościelnych i seminariach zgodnie z doktryną Akwinaty,<br />
która odtąd stanowi punkt wyjścia dla nauki, filozofii i teologii. Stanowi<br />
doktrynę najlepiej spełniającą wymogi nowej sytuacji, najbardziej odpowiadającej<br />
wierze katolickiej. Pius XI pisze: „I My tedy potwierdzamy także te tak liczne<br />
dowody uznania dla jego geniuszu z bożego natchnienia i to do tego stopnia,<br />
iż uważamy, że nie tylko winien być nazwany doktorem Anielskim, ale doktorem<br />
wspólnym czyli Powszechnym. Jego to bowiem doktrynę, jak o tym świadczą<br />
wszelkiego rodzaju dokumenty historyczne, Kościół uznał za swoją" 20 . Zawołanie<br />
Piusa XI Ite ad Thomam oraz ogłoszenie Tomasza z Akwinu Doktorem<br />
Powszechnym świadczy, jak wielką wagę przywiązywał on do nauk Akwinaty,<br />
by „uniknąć błędów będących źródłem i początkiem wszystkich nieszczęść naszych<br />
czasów". W ten sposób papieże usiłują związać, a nawet utożsamić filozofię<br />
chrześcijańską, ściślej katolicką z systemem filozoficznym Tomasza z Akwinu.<br />
Związek filozofii chrześcijańskiej z imieniem Tomasza potwierdzał także Pius<br />
XII (ur. 1876 r., papież 1939-1958) w encyklice Humanigeneris z 1950 r., w której<br />
wyrażał troskę Kościoła, by przyszli kapłani otrzymywali wykształcenie filozoficzne<br />
„według metody, nauki i zasad Anielskiego Doktora".<br />
Doświadczenie minionych kilku wieków potwierdza, że „metoda i sposób<br />
rozumowania św. Tomasza osobliwą posiada skuteczność [...], nauka zaś jego<br />
z objawieniem Bożym w najpełniejszej jest harmonii i równie dobrze dopomaga<br />
w zabezpieczeniu wiary, jak i dla zebrania pożytecznie i bezpiecznie owoców ze<br />
zdrowego rozsądku" 21 . Dokumenty kościelne nawołujące do powiązania doktryny<br />
Tomasza z Akwinu z filozofią chrześcijańską zmierzały także do ścisłej łączności<br />
jej z całokształtem nauki Kościoła katolickiego. Doktrynę Tomasza „Kościół<br />
rzeczywiście uznał za swoją".<br />
W nauczaniu, badaniu i rozwijaniu nauki Tomasza z Akwinu filozofowie<br />
i teolodzy katoliccy kierowali się wytycznymi zawartymi w wyżej omówionych<br />
oficjalnych dokumentach kościelnych. O reakcjach i komentarzach na temat<br />
encykliki Aeterni Patris obszernie i w sposób wyczerpujący informuje w aspekcie<br />
historycznym wielu autorów 22 .<br />
19<br />
Cyt. wg J. Woroniecki, Katolickość tomizmu, Warszawa 1938, s. 102, przypis 1.<br />
20<br />
Ibidem, s. 103.<br />
21<br />
Pius XII, Encyklika Humani Generis 1950.<br />
22<br />
Por. C. Głombik, Początki neoscholastyki polskiej, Katowice 1993, zwłaszcza s. 26-72;<br />
por. też L'Encyclica „Aeterni Patris" di Leona X<strong>III</strong>, w: Tomaso dAquino nel centenario<br />
deli enciclica „Aeterni Patris", s. 287-319, Roma 1991.
Filozofia neotomizmu polskiego 113<br />
O nowożytnej recepcji tomizmu zdecydowały pewne cechy i postulaty tej<br />
filozofii. Do cech świadczących o wartości metodologicznej tomizmu należą:<br />
realizm, pluralizm i tomizm. Realizm polega na tym, że uznaje rzeczywistość<br />
istniejącą poza świadomością. Byt jest pierwszą zasadą poznania w porządku<br />
rzeczywistości i filozofii. Stąd też często można spotkać się z określeniem, że<br />
tomizm jest filozofią bytu. W teorii poznania zasadę tę określa się jako noetyczny<br />
prymat bytu. Tomasz, podobnie jak Awicenna (980-1037), twierdzi, że byt<br />
jest pierwszą rzeczą, która narzuca się umysłowi. Tomizm jest także filozofią<br />
pluralistyczną, tj. uznającą rzeczywistość obiektywną, składającą się z bytów<br />
realnie różnych od siebie, powiązanych jednak przez rozmaite relacje. Tomizm<br />
jest więc przede wszystkim filozofią teistyczną. Teizm uczy, że człowiek nie może<br />
posiadać bezpośrednio doświadczenia Boga (wbrew modernizmowi) i Bóg nie<br />
jest dla człowieka czymś oczywistym. Do udowodnienia istnienia Boga droga<br />
prowadzi przez byt rzeczywisty, wychodząc ze skończonego aktu istnienia. W ten<br />
sposób Bóg występuje jako realna przyczyna każdej i w każdej rzeczy. Teizm<br />
w ujęciu tym polega na swoiście podjętym realizmie i pluralizmie. W ten sposób<br />
tomizm mógł uchodzić za filozofię empiryczną i naukową. Jego twierdzenia<br />
filozoficzne - według tomistów -- pochodziły z analizy świata rzeczywistego,<br />
a nie ze spekulacji metafizycznych.<br />
Dużą rolę w recepcji tomizmu odegrały postulaty Tomasza z Akwinu dotyczące<br />
tworzenia „naturalnej teologii", rozdziału między teologią a filozofią, autonomii<br />
nauk szczegółowych i filozofii oraz tezy o niesprzeczności nauki i wiary.<br />
Wyraża się ją w postaci zasady negatywnej, według której w przypadku<br />
sprzeczności nauki i wiary o poprawności wniosku decyduje zawsze wiara.<br />
Doktryna tomistyczna jest przedmiotem głębokich studiów w powstałych<br />
w tym celu ośrodkach naukowych w Europie i poza nią. Propagując tomizm przez<br />
owe centra tomistyczne, okazało się, że wytworzyły one zróżnicowaną interpretację<br />
tej filozofii. Stąd też powstały różne jej odmiany czy tendencje interpretacyjne.<br />
Recepcja myśli Tomasza z Akwinu dokonywała się w warunkach rozwoju<br />
filozofii nowożytnej i współczesnej. Interpretacja tomizmu zależała od stopnia<br />
jego filiacji z innymi kierunkami filozoficznymi i od rozumienia w samej<br />
filozofii Tomasza poszczególnych kategorii, aktu i możności, formy i materii,<br />
a zwłaszcza istnienia. W sporze rozumienia tomizmu przede wszystkim należy<br />
wziąć pod uwagę dwa zagadnienia, które wiążą się ze sobą, pierwsze - to stosunek<br />
nazwy „tomizm" do doktryny św. Tomasza z Akwinu i drugie - to odchodzenie<br />
od jego nauki polegające na deformacji filozofii bytu. Już samo rozumienie<br />
nauki historycznego Tomasza prowadzi do różnych jej interpretacji. Wynika<br />
to stąd, że Tomasz był przede wszystkim teologiem, który zajmował się filozofią<br />
na potrzeby teologii. Filozofia jako ancilla theologiae miała dostarczyć jej<br />
pojęć i sposobów rozumowania. Była wpleciona w architektonikę teologii, jako<br />
mądrości chrześcijańskiej, jednakże to nie oznacza, że filozofia z teologią są
114 Henryk Pilus<br />
pomieszane, lecz przeciwnie Tomasz dbał o metodologiczną ich odrębność zgodnie<br />
z postulatem mówiącym o oddzieleniu rozumu od wiary jako dwu odrębnych<br />
dziedzin poznania.<br />
Przyjmując badawczy punkt widzenia, uczeni poczęli - zdaniem Etienne'ą<br />
Gilsona - „wybierać z jego dzieł pierwiastki filozoficzne, wyłuskując je z jego<br />
wywodów teologicznych" 23 . O tomizmie - według niego - można mówić w dwu<br />
znaczeniach, szerszym i węższym. W znaczeniu pierwszym: „Wykład filozofii<br />
tomistycznej można ująć w postaci mniej lub więcej pełnego zestawienia wszystkich<br />
pojęć filozoficznych, zawartych w dziełach św. Tomasza z Akwinu". I rozumienie<br />
drugie: „Można również inaczej pojmować wykład filozofii tomistycznej,<br />
a mianowicie jako syntezę pojęć, które weszły w skład doktryny będącej<br />
wyłączną własnością św. Tomasza, a zatem odrębnej od tych, które ją poprzedziły"<br />
24 . To drugie rozumienie tomizmu obejmuje zatem poglądy historycznego<br />
Tomasza z Akwinu.<br />
Aczkolwiek Tomasz sam nie stworzył syntezy filozoficznej, to jednak - zdaniem<br />
Gilsona - „istnieje filozofia tomistyczna oryginalna i odrębna od innych".<br />
Oryginalność Tomasza przejawia się najbardziej „na pograniczu zakresu właściwego<br />
teologii". Zadaniem historyka filozofii jest więc „wyłuskiwanie z teologicznych<br />
dzieł św. Tomasza zawartych w nich elementów filozoficznych" po to, by<br />
„wprowadzić do teologii pieiwiastek filozoficzny bez naruszenia istoty teologii" 25 .<br />
Do zagadnienia dotyczącego rozumienia doktryny samego Tomasza z Akwinu<br />
oraz jej stosunku do nazwy „tomizm", a szerzej do szkoły tomistycznej nawiązywali<br />
także tomiści polscy (niezależnie od E. Gilsona), jak: o. Jacek Woroniecki<br />
(1878-1949), Piotr Chojnacki (1897-1969), o. Inocenty Maria Bocheński<br />
(1902-1995).<br />
Jeden z n aj wy b i tn i ej szych to mi stów okresu międzywojennego Jacek Woroniecki,<br />
uważa św. Tomasza za genialnego systematyka poglądów filozofów przed<br />
nim żyjących. Tomizm „nie jest systemem myśli jednego człowieka, lecz syntezą<br />
myśli całego rodu ludzkiego" 26 . Rozumieć to należy w ten sposób, że tomizm<br />
nie oznacza „osobistych poglądów" Tomasza z Akwinu, lecz „oznacza on doktrynę<br />
filozoficzną rodu ludzkiego" jako rezultatu „refleksji całych wieków i szeregu<br />
pokoleń, a pogłębioną, usystematyzowaną, sprecyzowaną i harmonijnie związaną<br />
z prawdami wiary genialnym umysłem wielkiego myśliciela średniowiecznego"<br />
27 . W tym ujęciu doktryny Tomasza, wskazuje się na uniwersalizm jako na<br />
główną jej cechę, stawiając tomizm ponad innymi kierunkami filozoficznymi jako<br />
partykularnymi. W przeciwieństwie do tomizmu, który obejmuje cały obszar rze-<br />
23<br />
E. Gilson, Tomizm, Warszawa 1960, s. 17.<br />
24<br />
Ibidem, s. 17-18.<br />
25<br />
Ibidem, s. 19-20.<br />
26<br />
J. Woroniecki, op. cit., s. 13.<br />
27 Ibidem, s. 104.
Filozofia neotomizmu polskiego 115<br />
czywistości, inne kierunki filozoficzne ujmują tylko jej aspekty. Dlatego - zdaniem<br />
Woronieckiego - stosunku tomizmu do Tomasza nie można porównać, analogicznie<br />
jak: platonizmu do Platona, szkotyzmu do Szkota, kantyzmu do Kanta.<br />
Problem ten nie jest łatwy i nastręcza wiele trudności, i dlatego Woroniecki<br />
poszukuje jego rozwiązania w odpowiedzi na pytanie - kto jest prawdziwym<br />
tomistą. Odpowiedź ma charakter dwojaki, negatywny i pozytywny. Tomistą nie<br />
jest ten, kto trzyma się litery dzieła Tomasza, nie pozwalając nic dodać do jego<br />
tekstu - ten jest „fanatykiem tomizmu", lecz nie tomistą. Tomistą zaś jest ten,<br />
kto nie zapoznaje ducha św. Tomasza, dążąc do zrozumienia jego uniwersalizmu,<br />
będącego „prawdziwym źródłem jego żywotności" 28 . Wynika stąd, że<br />
Woroniecki przeciwstawia się tradycjonalistycznej, dodam skrajnej odmianie<br />
tomizmu, gdzie studiując dzieła Tomasza, odczytuje je literalnie, trzymając się<br />
niewolniczo jego tekstów. Opowiada się więc za ujęciem formalnym filozofii<br />
Tomasza, a nie materialnym, lecz polegającym na przejęciu się duchem jego<br />
uniwersalistycznego systemu. Tomizm więc nie może być „barierą dla myśli<br />
ludzkiej, lecz drogowskazem, żywą myślą asymilującą w siebie po uprzednim<br />
oczyszczeniu, wszystkie te prawdy, które są rozsiane po niezliczonych systemach<br />
filozoficznych" 29 .<br />
Z powyższego wynika, że tylko w duchu uniwersalizmu Tomaszowej nauki<br />
można rozwijać współczesną wersję tomizmu. Uniwersalizm jest zatem nie tylko<br />
celem filozofii tomistycznej, lecz także jej metodą, dzięki której tomizm staje<br />
się doktryną dynamiczną, a nie statyczną, barierą dla rozwoju myśli ludzkiej,<br />
ściślej chrześcijańskiej. Skoro tomizm ma być doktryną aktualną, to musi asymilować,<br />
te wątki, treści z filozofii współczesnej, które po odpowiednim przefiltrowaniu,<br />
przez pryzmat tej doktryny, nie naruszałyby jej spójności systemowej,<br />
lecz wzbogacałyby jej uniwersalizm nowymi treściami.<br />
Poglądy innego dominikanina o. Innocentego Marii Bocheńskiego (obecnie<br />
podpisującego się Józef) w tej samej kwestii, dotyczące stosunku tomizmu do<br />
nauki Tomasza korespondują jak sądzę z poglądami J. Woronieckiego. „Tomizm<br />
- zdaniem Bocheńskiego - nie jest tym samym, co nauka historycznego Tomasza"<br />
30 . Podobnie jak wielu tomistów, Bocheński wskazuje także na źródła filozoficzne<br />
doktryny Tomasza, na dzieła Arystotelesa i św. Augustyna. Pogląd<br />
Woronieckiego dotyczący koncepcji filozofii Tomaszowej, jako filozofii rodu<br />
ludzkiego przyjmuje Bocheński twierdząc, że „wieki myśli chrześcijańskiej przygotowały<br />
jego powstanie, a i po św. Tomaszu filozofia tomistyczna nie przestała<br />
być rozwijana, pogłębiana i stosowana do coraz nowych zagadnień" 31 . Stąd też<br />
28 Ibidem, s. 108.<br />
29 Ibidem, s. 10.<br />
30 I. M. Bocheński, ABC tomizmu, „Znak" 1950, nr 25, s. 322.<br />
31 Ibidem, s. 324.
116 Henryk Pilus<br />
można wyprowadzić wniosek, że omawiani tomiści nie identyfikują tomizmu jako<br />
systemu filozoficznego z doktryną samego Tomasza z Akwinu. Podobieństwo<br />
uzasadnień tego poglądu tych dwóch myślicieli jest zbieżne. Oto Woroniecki<br />
stwierdza, że system św. Tomasza „był najbardziej uniwersalistyczny, który miał<br />
najmniej charakter osobistej doktryny myśliciela, a świadomie stawiał sobie za<br />
zadanie być syntezą filozoficznej pracy rodu ludzkiego w rozwoju wieków" 32 .<br />
Podkreślając związek między uniwersalnością a osobistą twórczością Tomasza,<br />
uważa on, że jako „potężna osobistość" stworzył „doktrynę najbardziej nieosobistą,<br />
jaką świat nie widział" 33 .<br />
Podobny pogląd głosił także I. M. Bocheński stwierdzając, że św. Tomasz<br />
jest tym wyjątkiem w dziejach myśli ludzkiej, „jest to geniusz filozofii, który<br />
nie chciał tworzyć osobistego systemu, ale wszystkie siły swojego umysłu poświęcił<br />
opracowaniu dorobku całej poprzedzającej myśli pogańskiej i chrześcijańskiej"<br />
34 . Warto zwrócić także uwagę na najnowsze (40 lat później) wypowiedzi<br />
Bocheńskiego dotyczące rozumienia tomizmu. W wywiadzie opublikowanym<br />
w „Tygodniu Powszechnym" z 6 grudnia 1981 r. stwierdził, że: „Być tomistą<br />
nie znaczy powtarzać wszystko, co powiedział św. Tomasz, ale postępować tak,<br />
jak on byłby w naszym położeniu postąpił" 35 .<br />
Jeszcze dobitniej swoje rozumienie tomizmu Bocheński potwierdził 9 lat<br />
później w przemówieniu wygłoszonym w czasie uroczystości nadania doktoratu<br />
honoris causa w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie 15 października<br />
1990 r. mówiąc: „Naturalnie, jeśli ktoś nazywa tomistą takiego, co wszystko<br />
powtarza za św. Tomaszem, wierzy, że to jest prawdziwe, to nie jest poważne,<br />
tego św. Tomasz sam by nie uznał. Ale trzeba by krytycznie przyjąć dowody<br />
scholastyki" 36 . Bocheński wyraźnie więc rozgranicza poglądy filozoficzne samego<br />
św. Tomasza od tomizmu, który powinien być twórczo kontynuowany, rozwijany<br />
i stosowany. Filozofię tomistyczną należy więc unaukowiać, uściślać, poprzez<br />
zastosowanie logiki formalnej, aksjomatyzację przynajmniej niektórych jej zagadnień<br />
filozoficznych.<br />
Poglądy Stefana Swieżawskiego (ur. 1907 r.), współczesnego tomisty polskiego<br />
na temat rozumienia stosunku doktryny św. Tomasza do tomizmu są bliższe<br />
Glisonowskiemu ujęciu, niż wspomnianym tomistom polskim. W wielu artykułach,<br />
a wśród nich zatytułowanym Dlaczego tomizm proponuje on, precyzu-<br />
32<br />
J. Woroniecki, op. cit. s. 100-101.<br />
33<br />
Ibidem, s. 105.<br />
34<br />
I. M. Bocheński, op. cit.., s. 322.<br />
35<br />
I. M. Bocheński, Poza logiką jest tylko nonsens, „Tygodnik Powszechny", nr 49 z 6 grudnia<br />
1984 r.<br />
36<br />
I. M. Bocheński, Przemówienie wygłoszone w czasie uroczystości doktoratu honoris causa<br />
w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie 15 października 1990 r., „Słowo Powszechne",<br />
nr 262 z 21-26 grudnia 1990 r.
Filozofia neotomizmu polskiego 117<br />
jąc pojęcie tomizmu, by odróżnić to, co do tej pory w szkole tomistycznej mówiono,<br />
od tego czym powinien być tomizm. „Jeżeli chcemy być w zgodzie z rzeczywistością<br />
- zdaniem Swieżawskiego - to nie możemy ograniczyć tomizmu<br />
wyłącznie do systemu samego św. Tomasza, powstałego w X<strong>III</strong> w. i żyjącego<br />
potem nie nazbyt intensywnie w szkole tomistycznej Średniowiecza" 37 . Inny<br />
przedstawiciel polskiego neotomizmu Piotr Chojnacki twierdzi, że tomizm jest<br />
syntezą rozmaitych kierunków filozoficznych, zwłaszcza dwóch nurtów, augustyńsko-platońskiego<br />
i arystotelesowskiego 38 .<br />
Z poglądem Chojnackiego uznającym tomizm jako syntezę, za aspekt pozytywny<br />
oraz częste posługiwanie się terminem arystotelesowsko-Tomaszowa<br />
koncepcja polemizuje S. Swieżawski 39 . Pogląd ten, według niego, przyczynia się<br />
do zatarcia różnic między koncepcją bytu u Arystotelesa i Tomasza, co prowadzi<br />
do deformacji tomizmu, a w następstwie do deformacji pojęcia bytu. Nie<br />
rozumiejąc egzystencjalnego pojęcia bytu według Tomasza, który istnienie włącza<br />
do badań metafizycznych, pojęcie istnienia ujmuje się w tym wypadku przypadłościowo.<br />
Stąd też, aby wyjaśnić wiele nieporozumień i uprzedzeń do Tomasza<br />
i tomizmu Swieżawski proponuje badania historyczne poparte refleksją metodologiczną<br />
i filozoficzną, a zwłaszcza gruntownym przemyśleniem problemu<br />
metafizyki. W licznych publikacjach Swieżawskiego, a zwłaszcza w jego ostatniej<br />
książce Istnienie i tajemnica (1993 r.) wiele miejsca autor poświęca pewnym<br />
deformacjom filozofii Tomasza z Akwinu dokonywanym przez jego interpretatorów<br />
i kontynuatorów na przestrzeni dziejów filozofii chrześcijańskiej. Te<br />
błędne interpretacje dotyczące w szczególności jego filozofii bytu, czy metafizyki<br />
były dokonywane w duchu: Awicenny, Dunsa Szkota, Kajetana, Suareza<br />
i innych neotomistów. Błędy interpretacyjne popełniane przez nich przypisywano<br />
w konsekwencji samemu Tomaszowi, co było powodem - zdaniem Swieżawskiego<br />
- odejścia w filozofii europejskiej od scholastyki czy filozofii średniowiecznej<br />
40 .<br />
Recepcja neotomizmu w Polsce<br />
Stwierdziłem, że tomizm w Polsce pojawił się podobnie jak na Zachodzie<br />
jeszcze przed ogłoszeniem przez Leona X<strong>III</strong> encykliki Aeterni Patris (1879 r.).<br />
Jednakże tomizm wszedł szerszym frontem do Polski dopiero po ogłoszeniu tej<br />
37<br />
S. Swieżawski, Dlaczego tomizm?, w: Rozum i tajemnica, Kraków 1960, s. 138-167.<br />
38<br />
R Chojnacki, Możliwość uwspółcześnienia jilozofli tomistycznej, „Przegląd Filozoficzny"<br />
1933, nr 3, s. 201.<br />
39<br />
S. Świeżawski, O niektórych przyczynach niepowodzeń tomizmu, „Znak" 1951, nr 41.<br />
40<br />
S. Swieżawski, O pewnych zniekształceniach myśli św. Tomasza z Akwinu w tradycji tomistycznej,<br />
w: Istnienie i tajemnica, Lublin 1993, s. 60-82.
118 Henryk Pilus<br />
encykliki, poprzez uczniów i wychowanków zagranicznych uczelni katolickich<br />
oraz przez publikacje książek, podręczników i artykułów ogłaszanych w nowo<br />
powstałych czasopismach neotomistycznych. Filozofowie i teolodzy katoliccy,<br />
którzy studiowali za granicą, głównie w Lowanium, Fryburgu i Rzymie, właśnie<br />
tam ogłaszali pierwsze swoje publikacje neotomistyczne. Najwcześniej, po ogłoszeniu<br />
encykliki Aeterni Patris, bo w 1888 r., powstał w Belgii Wyższy Instytut<br />
Filozoficzny św. Tomasza w Lowanium, założony przez kardynała Desire<br />
Merciera (1851-1921). Katedra filozofii tomistycznej, a ściślej filozofii św. Tomasza<br />
kierowana przez Merciera istniała już na uniwersytecie lowańskim od<br />
1882 r. Ośrodek lowański jest najbardziej znany ze swojego oddziaływania na<br />
europejską myśl tomistyczną. Tomizm pochodzący z tego ośrodka nosi nazwę<br />
„neotomizmu lowańskiego", „tomizmu otwartego" lub „neotomizmu dynamicznego".<br />
Wkrótce powstały jeszcze inne centra filozofii tomistycznej, jak: Wydział<br />
Filozofii Tomistycznej przy Instytucie Katolickim w Paryżu, wydziały w Tuluzie,<br />
Lyonie, Lille i Angers. We Włoszech ośrodkami tomizmu są: Uniwersytet<br />
Gregoriański w Rzymie (jezuici), Collegium Angelicum w Rzymie (dominikanie)<br />
oraz Katolicki Uniwersytet Serca Jezusowego w Mediolanie (założony<br />
w 1927 r.). Ośrodek fryburski skupia się na Uniwersytecie Katolickim we Fryburgu,<br />
z ośrodków niemieckich należy wymienić: Akademię Alberta Wielkiego<br />
w Kolonii, Akademię w Monastyrze oraz w kolegiach benedyktyńskich i jezuickich.<br />
W Polsce dopiero po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. zaczęto szerzej<br />
uprawiać tomizm, zwłaszcza na wydziałach teologicznych w Krakowie,<br />
Lwowie i Warszawie oraz na Wydziale Filozofii Chrześcijańskiej w Katolickim<br />
Uniwersytecie Lubelskim, a po II wojnie światowej w Akademii Teologii Katolickiej<br />
Warszawie.<br />
Zadaniem ośrodków neotomistycznych jest nie tylko studiowanie i rozwijanie,<br />
lecz także popularyzacja filozofii Tomasza z Akwinu, oraz kształcenie nowych<br />
kadr w jej duchu. W związku z tym ukazuje się wiele książek i czasopism,<br />
na łamach których pojawiają się różne interpretacje myśli Tomasza z Akwinu.<br />
Z pozycji jego doktryny omawia się nurtujące problemy współczesności. Oto niektóre<br />
czasopisma tomistyczne: w Lowanium wychodzi „Revue Philosophique de<br />
Louvain", założony w 1894 r. przez kardynała Merciera pod nazwą „Revue Neoscolastique<br />
de Philosophie" (ukazywał się w latach 1936-1946), we Fryburgu<br />
szwajcarskim jest wydawany od 1923 r. kwartalnik „Divus Thomas", w Rzymie<br />
ukazuje się od 1920 r. organ Uniwersytetu Gregoriańskiego - „Gregorianum",<br />
Kolegium Papieskie w Rzymie wydaje „Antonianium", we Francji (Saulchoir)<br />
wychodzi od 1924 r. „Bulletin Thomiste", w Paryżu od 1893 r. dominikanie<br />
wydają „Revue Thomiste", a „Revue Philosophique" jest wydawane od 1901 r.<br />
przez Paryski Instytut Katolicki, w Mediolanie Uniwersytet Serca Jezusowego<br />
wydaje od 1909 r. (założyciel A. Gemelli) - „Rivista de filosophie neoscholastica";<br />
w Fuldzie od 1888 r. ukazuje się „Philosophisches Jahrbuch der Görres
Filozofia neotomizmu polskiego 119<br />
Gesellschaft". W czasopismach tych obok autorów neotomistów zagranicznych<br />
publikują swoje prace na temat tomizmu także neotomiści polscy.<br />
Do wychowanków ośrodka lowańskiego należeli: Idzi Radziszewski (1871-<br />
-1922), Franciszek Gabryl (1886-1914), Kazimierz Wais (1865-1914), Jan Stępa,<br />
Konstanty Michalski (1879-1947), Piotr Chojnacki (1897-1969), Kazimierz<br />
Kowalski (1896-1972), a do fryburskiego o. Jacek Woroniecki. Poza tym profesorami<br />
na uczelniach tomistycznych byli polscy księża i zakonnicy, m.in.: Franciszek<br />
Klimke i Jacek Woroniecki na Uniwersytecie Angelicum, Inocenty Maria<br />
Bocheński na Uniwersytecie we Fryburgu. Warto zwrócić uwagę na wpływ<br />
wiedeńskiej szkoły filozoficznej poprzez Franciszka Brentanę i jego uczniów,<br />
którzy ze scholastyki czerpali pewne rozwiązania. Uczniem Franciszka Brentany<br />
(1838-1917) był m.in. Kazimierz Twardowski (1886-1938), założyciel tzw.<br />
szkoły Iwowsko-warszawskiej, nawiązującej do neopozytywizmu. Począwszy od<br />
1900 r. zaczęto tłumaczyć dzieła Desire Merciera: Logikę, Psychologię, Metafizykę<br />
Ogólną i Kry teriologię, a w latach dwudziestych przetłumaczono pracę Jacques'a<br />
Maritaina Trzej reformatorzy. W 1930 r. ukazał się przekład książki Emila<br />
Peillauba, pt. Wtajemniczenie w filozofię św. Tomasza z Akwinu, Marcina Grabmanna<br />
(1875-1949) Wstęp do sumy teologicznej św. Tomasza z Akwinu (Lwów<br />
1935 r.). Najwięcej jednak dzieł tomistycznych przetłumaczono w latach 1950-<br />
-1977. Mam tu na myśli zwłaszcza takich autorów, jak Etienne Giłson, Jacques<br />
Maritain (1882-1974), Eric Lionel Mascal (ur. 1905 r.), Andrew G. Van Meisen<br />
i Marie-Dominique Chenu. Filozofowie tomiści ogłaszali swoje artykuły, rozprawy<br />
i recenzje na łamach wielu polskich czasopism i periodyków filozoficznych.<br />
Do najważniejszych należy zaliczyć: „Collectanea Theologica", kwartalnik<br />
wydawany w Warszawie od 1949 r. („Collectanea Theologica" ukazywały<br />
się przed II wojną światową we Lwowie od 1931 r. jako ciąg dalszy lwowskiego<br />
„Przeglądu Teologicznego); „Ateneum Kapłańskie", wydawane w latach<br />
1900-1950 przez Seminarium Duchowne we Włocławku, wznowione w 1957 r.;<br />
„Znak", miesięcznik wychodzący w Krakowie od 1946 r.; „Przegląd Powszechny",<br />
miesięcznik oo. jezuitów, wydawany w latach 1884-1950; „Polonia Sacra",<br />
kwartalnik teologiczny wydawany w Krakowie od 1948 r. (artykuły filozoficzne<br />
i kanonistyczne); „<strong>Rocznik</strong>i Filozoficzne", wydawane od 1948 r. przez Wydział<br />
Filozoficzny KUL; „Polski Przegląd Tomistyczny", wydawany od 1939 r.<br />
pod redakcją dominikanów (wznowiono wydawanie w 1990 r.); „<strong>Studia</strong> Philosophiae<br />
Christianae", półrocznik wydawany od 1965 r. przez Wydział Filozoficzny<br />
Akademii Teologii Katolickiej; „Zeszyty Naukowe KUL", wydawane<br />
od 1958 r. przez Wydział Filozoficzny Towarzystwa Naukowego KUL (publikacje<br />
filozoficzne oraz streszczenia odczytów); „<strong>Studia</strong> Gnesnensia" (w latach<br />
trzydziestych ukazywały się pod redakcją biskupa Kazimierza Kowalskiego);<br />
„<strong>Studia</strong> Analecta Cracoviensia", wydawane od 1969 r. przez Polskie Towarzystwo<br />
Teologiczne w Krakowie. Poza tym artykuły dotyczące tomizmu spo-
120 Henryk Pilus<br />
radycznie ukazują się w „Tygodniku Powszechnym", „Więzi" i „Życiu<br />
i Myśli".<br />
Recepcja tomizmu, zwłaszcza w pierwszej fazie jego rozwoju w Polsce<br />
polegała zatem nie tylko na przyjęciu pewnych wzorów zagranicznych w zakresie<br />
czasopiśmiennictwa, lecz także przez wydawanie podręczników pisanych na<br />
temat tomizmu z pozycji neotomistycznych. W tym miejscu pomijam tytuły<br />
podręczników zagranicznych takich autorów-tomistów, jak: Emile Brehier, Etienne<br />
Gilson, Desire Mercier, Ferdynand Van Steenberghen, G. Van Riet, Luis D. Raeymaeker,<br />
Józef Gredt, F. X. Maquart, Regis Jolivet i inni. Ograniczę się do przytoczenia<br />
niektórych publikacji tomistów polskich, przyjmując szeroką formułę<br />
nazwy „podręcznik". Z ważniejszych publikacji o charakterze podręcznikowym<br />
należy wymienić m.in. M. Morawskiego, Filozofia i jej zadanie, Kraków 1899;<br />
F. Gabryla, Metafizyka ogólna, Kraków 1903; K. Waisa, Ontologia czyli nauka<br />
o bycie, Lwów 1926; tegoż, Kosmologia ogólna, Lwów 1907; tegoż, Kosmologia<br />
szczegółowa, Lwów 1931; K. Kowalskiego, Podstawy filozofii, Gniezno 1930;<br />
tegoż, Metafizyka ogólna (Zarys filozofii II), Lublin 1930; J. Woronieckiego, Etyka<br />
(Zarys filozofii), Lublin 1930; tegoż Katolicka etyka wychowawcza, t. 1 i 2, Kraków<br />
1948; t. 1 i 2, wyd. 2 uzupełnione, t. 3, Lublin 1986; o. I. M. Bocheńskiego,<br />
ABC tomizmu, „Znak" 1950, nr 5 (październik-grudzień), s. 332-360; P. Chojnackiego,<br />
Wstęp do filozofii, zarys ontologii, Opole 1949; tegoż, Filozofia tomistyczna<br />
i neotomistyczna, Poznań 1947; tegoż, Podstawy filozofii chrześcijańskiej,<br />
Warszawa 1955; S. Swieżawskiego, Byt, Lublin 1948; tegoż, Traktat o człowieku.<br />
Suma teologiczna, 1, 75-89, Poznań 1956, M. Jaworskiego, Byt.<br />
Zagadnienia metafizyki tomistycznej, wyd. II, Lublin 1961; tegoż, Tomasz na nowo<br />
odczytany, Kraków 1983, wyd. II, Kraków 1995; S. Adamczyka, Metafizyka<br />
ogólna, czyli ontologia, Lublin 1960; M. A. Krąpca, Metafizyka. Zarys teorii bytu,<br />
wyd. IV, Lublin 1985; tegoż, Realizm ludzkiego poznania, Poznań 1959; M. Kowalewskiego,<br />
Wstęp do filozofii, Poznań 1958; A. B. Stępnia, Wprowadzenie do<br />
metafizyki, Kraków 1964; tegoż, Wstęp do filozofii, wyd. II, Lublin 1989, wyd. <strong>III</strong>,<br />
Lublin 1995; M. Gogacza, Istnieć i poznawać, Warszawa 1976; tegoż, Elementarz<br />
metafizyki, Warszawa 1987. Warto wspomnieć także o podręcznikach z historii<br />
filozofii: F. Klimkego, Historia filozofii, z oryginału łacińskiego przekład<br />
ks. Franciszek Zbroja, t. 1, Kraków 1929, t. 2, Kraków 1930; F. Kwiatkowskiego,<br />
Filozofia wieczysta, t. 1-3, Kraków 1947.<br />
Recepcja neotomizmu w Polsce dotyczyła nie tylko przyjmowania dorobku<br />
merytorycznego myśli neotomistycznej Zachodu, lecz także organizacyjnego.<br />
Powstawały liczne ośrodki myśli neotomistycznej na wydziałach teologicznych<br />
w uniwersytetach oraz w seminariach duchownych, w których kształcono w duchu<br />
tomistycznym. Ogromne znaczenie dla rozwoju myśli tomistycznej i kultury<br />
chrześcijańskiej w Polsce posiada Katolicki Uniwersytet Lubelski założony<br />
w 1918 r. przez Idziego Radziszewskiego.
Filozofia neotomizmu polskiego 121<br />
Z licznych artykułów i publikacji książkowych, jakie ukazały się w okresie<br />
międzywojennym wynika, że tomiści polscy stanowili zwartą grupę filozofów,<br />
których zainteresowania koncentrowały się głównie wokół problematyki ontologicznej,<br />
a ściślej metafizycznej. Tomizm tego okresu w Polsce miał charakter<br />
eklektyczny, czy jak powtarzają niektórzy tomiści (Mieczysław Gogacz -<br />
ur. 1926 r., Antoni B. Stępień - ur. 1931 r.) komplikacyjny. Był wyznaczony<br />
w dużej mierze przez ośrodki: lowański, fryburski i Angelicum. Tomizm okresu<br />
powojennego natomiast charakteryzuje się już większą dynamiką i samodzielnością<br />
badawczą, poszukiwaniem rozwiązań własnych.<br />
<strong>Studia</strong> nad filozofią Tomasza rodzą wielorakie podejście do tej doktryny.<br />
Najbardziej zaawansowane były one na zachodzie Europy. W poszczególnych<br />
ośrodkach neotomistycznych akcentowano jako tezy naczelne różne elementy<br />
filozofii Akwinaty, a także wcześniejsze jego interpretacje. To, co było wspólne<br />
dla neotomistów to przyznanie metafizyce, zajmującej się różnymi koncepcjami<br />
bytu jako bytu, centralnego miejsca wśród innych działów filozofii. Jednakże<br />
wśród współczesnych neotomistów zajmujących się metafizyczną teorią bytu<br />
ujawniły się rozbieżności, które odnosiły się do ujęcia bytu, a zwłaszcza określenia<br />
relacji istoty do istnienia, sposobu formowania samego pojęcia bytu przy<br />
pomocy abstrakcji lub separacji, stosunku między metafizyką a teorią poznania,<br />
stosunku między filozofią a naukami szczegółowymi oraz konfrontowanie z innymi<br />
kierunkami filozoficznymi. Te i inne zróżnicowania interpretacyjne dotyczące<br />
metafizyki tomistycznej (teorii bytu), hylemorficznej jedności człowieka<br />
oraz stosunku do doktryny Tomasza z Akwinu jako całości wiążące się z próbą<br />
historycznej odpowiedzi na pytanie - dlaczego tomizm? - spowodowały powstanie<br />
różnych odmian tomizmu, występujących w postaci różnorakich tendencji<br />
interpretacyjnych. Wspomniałem już, że doktryna tomistyczna jest przedmiotem<br />
głębokich studiów w ośrodkach naukowych w Europie i poza nią. Propagując<br />
tomizm przez owe centra tomistyczne okazało się, że wytworzyły one zróżnicowaną<br />
interpretację tej filozofii. Stąd też różne jej odmiany, czy tendencje interpretacyjne.<br />
Recepcja myśli Tomasza dokonywała się w warunkach rozwoju filozofii<br />
nowożytnej i współczesnej. Interpretacja tomizmu zależała od stopnia jego<br />
filiacji z innymi kierunkami filozoficznymi i od rozumienia w samej filozofii<br />
Tomasza poszczególnych kategorii, aktu i możności, formy i materii, istoty i istnienia.<br />
Nagromadzony dorobek filozofii neotomistycznej Zachodu wyrażający się<br />
w postaci różnych tendencji interpretacyjnych doktryny Akwinaty miał wpływ<br />
na stan filozofii neotomistycznej w Polsce. Asymilacja tego dorobku zaowocowała<br />
także powstaniem różnych nurtów interpretacyjnych w tomizmie na gruncie<br />
polskim.
Krystyna Duraj-Nowakowa<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
MODELOWANIE SYSTEMOWE SKUTECZNOŚCI METOD<br />
NAUCZANIA-UCZENIA SIĘ: ZAŁOŻENIA I EGZEMPLIFIKACJA<br />
Prace nad tytułowym problemem skupiono wokół dwu zagadnień składowych,<br />
które odzwierciedlają zarówno epistemologiczną optykę, jak i podkładane<br />
treści dydaktyczne:<br />
1. Model i modelowanie systemowe a struktura i funkcje tego procesu w metodologii<br />
poznania;<br />
2. Egzemplifikacja modelowania systemowego w celu optymalizacji efektywności<br />
metod nauczania-uczenia się (w optyce Konstantego Lecha, R. M. Gagne'a<br />
oraz na przykładzie wybranej metodyki autorstwa Krystyny Duraj-Nowakowej).<br />
* * *<br />
Ad 1. Wśród pięciu podstawowych założeń projektowania dydaktycznego<br />
jako czwarte przyjęto podejście systemowe. Ten tzw. wielki paradygmat poznania<br />
będzie tu preferowany 1 . W opracowaniu tym pojęcie metody jest używane<br />
w dwu spójnych kontekstach, a mianowicie chodzi o metody skutecznego nauczania-uczenia<br />
się (kontekst dydaktyczny) oraz o sposób modelowania metod<br />
nauczania-uczenia się, czyli składnika tegoż procesu dydaktycznego (kontekst<br />
naukoznawczy).<br />
Najpierw zwrócę uwagę na nadrzędny kontekst epistemologiczny, który<br />
w pracach specjalistów (Tadeusza Kotarbińskiego, Marii i Stanisława Ossowskich,<br />
Tadeusza Pasierbińskiego) nosi miano epistemologii pragmatycznej.<br />
Model może występować w postaci pośredniego czynnika między teorią<br />
a rzeczywistością. Niedostępność obiektu jest w przypadku modelowania skompensowana<br />
pośrednim stosunkiem teorii z przedmiotowym zakresem opisywanej<br />
rzeczywistości. Przy konstruowaniu wzajemnych związków między wcze-<br />
1 R. M. Gagne, L. J. Briggs, W. W. Wager, Zasady projektowania dydaktycznego, Warszawa<br />
1992,s.l8-20.
124 Krystyna Duraj-Nowakowa<br />
śniej niełączonymi teoriami budowanie modelu okazuje się łatwiejsze. Przy tym<br />
w roli modelu może występować jedna z tych teorii, dopiero potem m.in. wyszukuje<br />
się, bądź wytwarza wzajemne związki.<br />
Modelowanie systemowe można uznać za jedną z podstawowych metod,<br />
które umożliwiają zbadanie złożonych zjawisk pedagogicznych intencjonalnego<br />
oddziaływania. Modelowanie uważa się 2 za istotną metodę podejścia systemowego<br />
przez to, iż rezultat modelowania - system - efektywniej poddaje się oglądowi<br />
systemowemu. Modelowanie systemowe zalicza się zarówno do metod<br />
pozyskiwania niezbędnych danych o systemie przez obserwację i eksperyment,<br />
jak i do metod zrozumienia, czyli wyjaśnienia sensu tych danych z badań przez<br />
ich analizę, klasyfikację, porównanie, analogię, uogólnienie (te szczegółowe<br />
metody uznaje się za podrzędne modelowaniu systemowemu jako cząstkowe,<br />
zatem warunkujące, czyli uzależniające skuteczność metody wobec nich nadrzędnej).<br />
Charakterystyka jakościowa pojęcia „modelowanie" w pełni jest możliwa<br />
do przeniesienia na określenie specyficznych modeli zarówno pedagogicznych,<br />
jak i np. pedeutologicznych. W moim przekonaniu cechy te mogą okazać się<br />
szczególnie przydatne w modelowaniu np. działalności pedagogicznej nauczyciela,<br />
a wcześniej studenta jako kandydata na nauczyciela.<br />
O ile wskazywano już na funkcję optymalizacyjną modeli, o tyle nie może<br />
być pominięta funkcja efektywnościowa zwana też prakseologiczną, albowiem<br />
dzięki skonstruowaniu modelu badanego systemu możemy poddać ocenie jego<br />
efektywność przed stworzeniem systemu realnego. Na poprawnie realizowany<br />
proces oceny efektywności systemu składają się trzy etapy, które określam jako<br />
wstępny, strukturalny i systemowej oceny właściwej. Etap I - wstępny - to wypracowanie<br />
koncepcji oceny efektywności modelu systemu przez analizę sześciu<br />
składników oceny: wypełnianego zadania, osiąganego celu, oddziaływania<br />
otaczającego system środowiska zewnętrznego, modelu oceny efektywności systemu,<br />
modelu procesu tworzenia systemu wraz z modelem kosztów. Etap II -<br />
strukturalny - procesu oceny systemu, to określenie budowy, czyli części składowych<br />
oceny efektywności, w którym znacząca jest interpretacja składników<br />
efektywności systemu, a systemologia przewiduje trzy elementy oceny: stopień<br />
funkcjonalnej gotowości systemu, możliwości wykonawcze i niezawodność. Etap<br />
<strong>III</strong> - właściwy - to uwzględnienie dwu przesłanek: modelu oceny i składowych<br />
procesu badania efektywności, co upoważnia do realizacji procesu właściwej<br />
oceny systemowej modelu systemu.<br />
Dzięki funkcji optymalizacyjnej modeli - jak podkreśliłam - może odby-<br />
2 Por. K. Duraj-Nowakowa, Kształtowanie gotowości zawodowej studentów, Kraków 1989;<br />
Por. także: tejże, Projesjonalizacja studentów przez teorie i praktyki pedagogiczne, Łowicz<br />
1996.
Modelowanie systemowe skuteczności metod nauczania-uczenia się 125<br />
wać się proces oceny efektywności systemu. Jest to perspektywa szczególnie znacząca<br />
w naukach pedagogicznych i dydaktycznej praktyce oświatowej.<br />
Wyróżniamy trzy podstawowe aspekty modelowania systemowego:<br />
- morfologii (struktury, budowy) systemu;<br />
- funkcjonowania (zachowania, działania) systemu;<br />
- rozwoju (ewolucji, przemian) systemu.<br />
Dowolny system może być zatem rozpatrywany pod względem morfologicznym,<br />
funkcjonalnym i rozwojowym.<br />
Wyróżnione aspekty wyrażają także postępujący stopień głębi poznania systemu:<br />
pierwszy stopień wiąże się z poznaniem budowy systemu (j e g° elementów<br />
i powiązań między nimi); drugi - z poznaniem funkcjonowania systemu,<br />
a więc realizowanych w nim procesów; trzeci z poznaniem praw rozwoju systemu,<br />
czyli określeniem kierunków przemian jego struktur, funkcji, procesów<br />
itp. „Zerowy" poziom poznania systemu stanowi opis parametryczny polegający<br />
na specyfikacji cech systemowych. Możemy więc mówić o takich odpowiednich<br />
rodzajach opisu (modelu) systemu, jak:<br />
- opis morfologiczny (strukturalny);<br />
- opis funkcjonalny;<br />
- opis rozwojowy.<br />
Poszczególne poziomy poznania systemu wyrażają swoiste ujęcie obiektu:<br />
opis parametryczny charakteryzuje ujęcie jakościowe, opis morfologiczny - strukturalne,<br />
opis funkcjonalny - procesualne, opis rozwojowy - prognostyczne. Utrzymujemy<br />
się zatem w trzech zasadniczych kontekstach epistemologicznych: wyjaśnienia,<br />
bądź odkrycia lub przewidywania.<br />
W prakseologii - co jest istotnie użyteczne w pedagogice - odróżnia się<br />
działanie i rozwój obiektu obdarzonego świadomością od zachowania organizmu<br />
żywego innego niż człowiek i funkcjonowania obiektu technicznego 3 . Dla dydaktycznego<br />
problemu tytułowego oznacza to modelowanie systemu działań podmiotów<br />
procesu dydaktycznego i funkcjonowania obiektów technicznych wspomagających<br />
tok nauczania-uczenia się i metodykę tego procesu w jej całokształcie.<br />
Ad 2. Znane są już przykłady stosowania dydaktycznych badań wdrożeniowych<br />
nad metodyką nauczania autorstwa logika i pedagoga Konstantego Lecha,<br />
który po wielu latach teoretycznych rozważań i praktycznej weryfikacji w kilku<br />
klasach, głównie na lekcjach fizyki i techniki, stworzył nowy „system nauczania<br />
poprzez łączenie teorii z praktyką" 4 . Następnie opisał go szczegółowo w dwóch<br />
kolejnych dziełach. Był to etap tworzenia ogólnego modelu. W kolejnych latach<br />
3 Por. E. Sziics, Modelowanie matematyczne w fizyce i technice, Warszawa 1977.<br />
4 K. Lech, Rozwijanie myślenia uczniów przez łączenie teorii z praktyką, Warszawa 1963;<br />
tegoż, System nauczania, Warszawa 1964; Por. tegoż, Nauczanie wychowujące, Warszawa<br />
1967.
126 Krystyna Duraj-Nowakowa<br />
(1965-1973) przeszedł do etapu konkretyzacji, jak to nazywał, czyli przekładania<br />
ogólnego modelu dydaktyczno-wychowawczego na język praktyki nauczania<br />
poszczególnych dyscyplin. Następnie rozpoczął próby wdrażania systemu<br />
w kilkunastu wybranych szkołach, zaś inne szkoły, pragnące również wprowadzić<br />
ten system u siebie, mogły to czynić, korzystając z doświadczeń szkół eksperymentalnych<br />
5 .<br />
Użyteczność modelowania systemowego wynika z uniwersalności tej metody.<br />
Przez analogię do modelowania procesów pedagogicznych w ogólności można<br />
przenieść warunki stawiane temu modelowaniu w dydaktyce w celu projektowania<br />
procesów kształcenia w szczególności. Za tego rodzaju warunki są uważane:<br />
wpływ środków komunikacji informatycznej, intensyfikacja działań projektowania<br />
oraz tempo zmian. Ponadto, rozszerzenie sfery wdrażania zautomatyzowanej<br />
techniki na wszystkie rodzaje działalności człowieka włącznie z jego<br />
pracą umysłową. Nie bez znaczenia dla pedagogiki w ujęciu systemowym jest<br />
wzrost informacji naukowo-technicznej przy względnej stabilności wiadomości<br />
fundamentalnych, podstawowych, czyli rudymentarnych. Także unaukowienie<br />
(„scjentyfikacja"), tj. rozprzestrzenianie teorii naukowych na wszystkie tereny<br />
działalności człowieka sprzyja stosowaniu modelowania systemu procesu dydaktycznego<br />
i innych procesów pedagogicznych. Poza tym w toku modelowania w<br />
pedagogice trzeba uwzględnić racjonalne ograniczenia zastosowań nauki w celu<br />
przeobrażania środowiska, przyrody i samego człowieka. W tym dydaktycznym<br />
zakresie bogatym materiałem obdarza książka R. M. Gagne'a i innych 6 .<br />
Stale wzrasta popularność modelowania. Przyczyny tej popularności mają<br />
wieloraki charakter. Obecnie można mówić o swoistym zmienieniu przedmiotu<br />
poznania naukowego (skala makro- i mikro świata). Przedmiotem badania stają<br />
się prawidłowości zachowania materii i procesów w warunkach wyraziście różniących<br />
się od zwykłych warunków istnienia człowieka. Poza tym wzrastają rozmiary<br />
i niezwykle komplikują się wykorzystywane we współczesnej nauce metody<br />
eksperymentalne. Naukę interesują niezwykle głębokie związki i stosunki<br />
świata obiektywnego, co generuje - z kolei - wzrastanie roli metod abstrakcyjno-teoretycznych.<br />
W tym kontekście gnoseologicznym zmiana charakteru samej<br />
praktyki społecznej dyktuje niezbędność wykorzystania modelowania.<br />
5 Znalazłam się w gronie realizatorów i naśladowców idei doskonalenia efektywności metod<br />
nauczania-uczenia się K. Lecha i wspominam trudną, kilkuletnią robotę adaptacji założeń<br />
pomysłodawcy do lekcji języka polskiego (w latach 1971-1974). To wówczas, dzięki<br />
dziełom K. Lecha, zaczęła kiełkować we mnie, nauczycielce, idea „ogólnej teorii wszystkiego"<br />
w dydaktyce. Jako polonistka wiedziałam nieco lepiej, czego, niż jak uczyć.<br />
Najprawdopodobniej dlatego właśnie później z zespołem nauczycieli studiowałam pedagogikę,<br />
by móc skuteczniej szukać odpowiedzi na pytanie: czego i jak uczyć, szukać i znajdować<br />
klucz do teorii edukacji, a jej systemu w szczególności.<br />
6 R. M. Gagne, L. J. Briggs, W. W. Wager, op. cit.
Modelowanie systemowe skuteczności metod nauczania-uczenia się 127<br />
Zatem spodziewam się, iż zgromadzone materiały o teorii i możliwościach<br />
użycia w praktyce procesu modelowania systemowego mogą sprzyjać jego zastosowaniom<br />
w naukach pedagogicznych i edukacji.<br />
Jako egzemplifikacja problemu skuteczności metod systemowego nauczania-uczenia<br />
się niech posłuży zwięzła charakterystyka modelowania systemowego<br />
tematów zajęć wychowawczo-dydaktycznych w przedszkolu. Począwszy od<br />
1985 r. pod moim kierunkiem toczą się zespołowe prace studyjne i eksperymentalne<br />
nad tak sformułowanym problemem naukowym i praktycznym 7 .<br />
Nim przystąpię do analizy istoty systemu wychowania całościowego, celowe<br />
wydaje się zwrócenie do definicji pojęcia istoty w kontekście metodologicznym.<br />
Oto istota „to zorganizowany całokształt tych cech charakterystycznych<br />
danego obiektu (procesu), których wyeliminowanie (każdej z osobna łub wszystkich<br />
razem) jest równoznaczne z jego zniszczeniem 8 .<br />
Istota to sedno, clou, jądro, esencja treści wychowania i tematów systemowych<br />
zajęć w przedszkolu.<br />
Rozważając cele i treści pedagogiki przedszkolnej zwróćmy uwagę na akcentowanie<br />
w nich całościowości i wszechstronności oddziaływań. Oto M. Kwiatowska<br />
w podręczniku pisze:<br />
„Pedagogika przedszkolna, stając się odrębną dyscypliną pedagogiczną, łączy<br />
teorię z metodyką wychowania przedszkolnego. Obejmuje też cały zakres<br />
działalności przedszkola, którego zadaniem jest wszechstronne wychowanie dzieci,<br />
zapewnienie im opieki i prawidłowego rozwoju, przygotowanie do szkoły,<br />
współpraca z rodziną i środowiskiem" 9 .<br />
Zaś przez treści tak szeroko rozumianego wychowania rozumiemy<br />
z M. Kwiatowską 10 elementy kultury celowo dobierane i włączane w ten proces.<br />
Dzięki treściom kulturowym dziecko przyswaja sobie dorobek cywilizacyjny<br />
wielu pokoleń i może się rozwijać jako istota ludzka.<br />
Cenny przyczynek do polskiej metodyki nauczania systemowego wniosła<br />
już L. Jeleńska 11 , podkreślając, iż jednostka metodyczna, to pewna powiązana<br />
całość, na której przeprowadzenie może wystarczyć czasem jedna godzina lub<br />
znacznie dłuższy „przeciąg czasu rozbity na poszczególne godziny lekcyjne".<br />
W przypadku przedszkoli oznaczałoby to zmieszczenie się w toku jednych zajęć<br />
lub rozbicie na poszczególne zajęcia i ich spójne systemowo cykle tematyczne<br />
.<br />
7<br />
K. Duraj-Nowakowa (red.), Tematy kompleksowe w przedszkolu, Kraków 1990 (dodruk<br />
w 1991 r,).<br />
8<br />
T. Pszczołowski, Mała encyklopedia prakseologii i teorii organizacji, Wrocław 1978, s. 67.<br />
9<br />
M. Kwiatowska (red.), Podstawy pedagogiki przedszkolnej, Warszawa 1985, s. 3.<br />
10<br />
Ibidem.<br />
11<br />
L, Jeleńska, Szkoła kształtująca: metodyka nauczania w szkole powszechnej, Poznań 1946,<br />
s. 48.
128 Krystyna Duraj - N o wako wa<br />
Za istotę tematów systemowych stosowanych w wychowaniu przedszkolnym<br />
uznajemy w ich toku równoległość procesu poznawania przez dziecko świata<br />
i ludzi, przeżywania emocjonalnego i kształtowania oraz przejawiania postaw<br />
społeczno-moralnych. Inaczej mówiąc, istota tematów systemowych - to kształtowanie<br />
pełnych postaw dzieci. Istota tematów systemowych wychowania<br />
pozwoliła wyprowadzić ich funkcję w procesie wychowania przedszkolnego<br />
12 .<br />
Jaki sens ma zatem idea scalania treści w tematach systemowych, a jaki -<br />
korelacja międzyprzedmiotowa treści w dydaktykach szczegółowych. Spójrzmy<br />
na kompleksowość systemową w pedagogice przedszkolnej przez porównanie<br />
tej cechy systemowej występującej w nieco odmiennym charakterze niż w metodykach<br />
innych przedmiotów nauczania w szkołach. Odmienność kierunków<br />
oddziaływania cech kompleksowości systemowej w pedagogice przedszkolnej<br />
od innych nauk i subdyscyplin pedagogicznych jest wynikiem dynamiki systemów<br />
i ich właściwości, które opisuje systemologia. Odmienność ta jest związana<br />
z często przywoływanym w wyżej cytowanej książce pojęciem korelacji; najwięcej<br />
uwagi temu pojęciu i zjawisku pedagogicznemu poświęca się w rozdziale<br />
7.1. pt. Modele nauczania całościowego w dydaktyce. Ale dociekając istoty<br />
systemowych tematów zajęć warto przywołać opracowanie o korelacji, w którym<br />
podkreślono, iż jest to „Uwzględnianie w procesie nauczania określonych<br />
współzależności treściowych, występujących w tematyce poszczególnych<br />
przedmiotów nauczania, objętych programem szkolnym. Jeśli pod nazwę<br />
„przedmioty" podstawić określenie „działy wychowania", to przez analogię całe<br />
hasło encyklopedyczne autorstwa J. Kulpy 13 można z pożytkiem odnieść do pedagogiki<br />
przedszkolnej. Na szczególną uwagę zasługują rodzaje korelacji w kontekście<br />
sedna systemowych tematów zajęć, albowiem wszystkie trzy odmiany<br />
korelacji sensowne byłoby w nich zastosować, a to: 1) korelację polegającą<br />
na dostarczeniu podbudowy dla zrozumienia danych wiadomości przez<br />
jeden przedmiot (dział wychowania w przedszkolu), 2) korelację opartą na p o -<br />
równywaniu, uzupełnianiu i rozszerzaniu wiadomości z różnych<br />
przedmiotów (działów wychowania) oraz 3) korelację stanowiącą zastosowali<br />
i e wiadomości z różnych dziedzin (dyscyplin, działów) wiedzy dla usprawnienia<br />
działania.<br />
Stosowanie korelacji we wszystkich postaciach odpowiednio do dobranych<br />
materiałów i do sytuacji może przynosić znaczne pożytki wychowawczo-dydaktyczne.<br />
Korelacja w tematach systemowych umożliwia nabywanie właściwego<br />
wykształcenia przez zespalanie oraz przenikanie. Powinna chronić<br />
12<br />
K. Duraj-Nowakowa, Tematy systemowe w przedszkolu: geneza i założenia, planowanie<br />
i przykłady, Kraków 1995, s. 121-134.<br />
13<br />
J. Kulpa, w: W. Pomykało (red.), Encyklopedia pedagogiczna, Warszawa 1993, s. 290-291.
Modelowanie systemowe skuteczności metod nauczania-uczenia się 129<br />
dziecko przed zbędnym powtarzaniem tych samych wiadomości oraz przed ich<br />
prezentowaniem i gromadzeniem jednostronnym i powierzchownym. Zacytuję<br />
stosowną myśl „Korelacja to jedna z tych dydaktycznych zasad, która czeka na<br />
swój renesans" 14 .<br />
O ile w dydaktykach tzw. szczegółowych - na wyższych od wychowania<br />
przedszkolnego szczeblach edukacji - można przyjąć, iż kompleksowość systemowa<br />
jest organizacj ą o wektorach skierowanych na zewnątrz<br />
poza dany przedmiot z planu nauczania w kierunku innych<br />
przedmiotów z tego planu (korelacja międzyprzedmiotowa), o tyle<br />
w pedagogice przedszkolnej kierunek tych wektorów jest skierowany na temat<br />
omawiany systemowo (korelacja wewnątrz działów wychowania), a realizowany<br />
dzięki zastosowaniu przesłanek o charakterze teoretycznym czy praktycznym<br />
z zakresu innych dyscyplin poznania. Temat systemowy jest, analogicznie jak<br />
u Ovide Decroly'ego, ośrodkiem zainteresowań i poznawania przez dziecko świata<br />
i ludzi.<br />
Przy charakteryzowaniu systemowego tematu zajęć nie jest pożądane posługiwanie<br />
się terminologią dydaktyczną, czyli pojęciami metody globalno-problemowej<br />
i nauczania globalnego. Na gruncie pedagogiki przedszkolnej postulujemy<br />
modyfikację pojęcia kompleksowości systemowej w ujęcie systemowe,<br />
przez co nadajemy mu szerszy zakres, odnosząc je, jak to czynił Bogdan Suchodolski<br />
15 równocześnie do nadrzędnego procesu wychowania i kształcenia.<br />
Można więc stwierdzić w kontekście takich rozumowań, iż istota systemu<br />
wychowania w przedszkolu tkwi w systemowym doborze i układzie treści wychowawczo-dydaktycznych,<br />
w systemowo-całościowym opracowaniu tematów<br />
zajęć w przedszkolu, albowiem jest ważne zarówno teoretycznie, jak i praktycznie,<br />
aby oprócz dostarczenia wiedzy oraz rozwijania sprawności intelektualnych<br />
i fizycznych, kształtować u dzieci także postawy prospołeczne, które są zawarte<br />
w ideale wychowania. Problem ten nabiera szczególnej wagi w wychowaniu<br />
przedszkolnym, gdyż dyspozycje ukształtowane u dzieci do lat siedmiu odznaczają<br />
się wysokim stopniem trwałości i plastyczności, zaś trudno poddają się<br />
zmianom w okresie późniejszym. Pierwsze przeżycia, wzruszenia, pouczenia,<br />
aktywność, postępowanie i zachowania utrwalają się często na całe dalsze życie<br />
człowieka ze względu na znaczną wrażliwość dziecka i właśnie plastyczność jego<br />
umysłu.<br />
Gdy czynimy temat systemowy ośrodkiem działania dziecka, to uwzględniwszy<br />
cele, trzeba go także przemyśleć i zaplanować, stosując rzeczowe przesłanki.<br />
Proponuje się, by nauczyciele wybierając temat systemowy, stosowali takie<br />
14 J. Kulpa, op. cit. s. 291.<br />
15 B. Suchodolski (red.), Szkoła podstawowa w społeczeństwie, Wrocław 1963; tenże (red.),<br />
Dzień powszedni szkoły podstawowej w kl. I-IV, Wrocław 1967.
130 Krystyna D u raj -N owako wa<br />
np. kryteria wyboru, jak: kalendarz przyrody, kalendarz zagadnień (święta,<br />
uroczystości), potrzeby i zainteresowania dzieci oraz specyficzne warunki środowiska.<br />
Przy tym formułuje się sugestię, żeby w miesiącu planować od 2 do 4 lub<br />
więcej tematów systemowych w zależności od wieku dzieci i decyzji nauczyciela.<br />
Obecnie stajemy na stanowisku uwzględniania pojawiających się kryteriów doboru<br />
treści do tematu systemowego z równoprawnym udziałem w tym doborze<br />
samych dzieci. Podkreślamy, iż ten system edukacji stanowi całokształt metod<br />
i innych form pracy wychowawczej w przedszkolu, które w spójnej całości systemowej<br />
powinny zapewniać właściwą proporcję między samorzutną działalnością<br />
dziecka a działalnością inspirowaną lub organizowaną przez nauczyciela,<br />
jak rozwiązywanie przez dzieci zadań-problemów, podejmowanie ćwiczeń. Zatem<br />
dobrze byłoby rozważać staranniej sam sposób inicjowania tematu systemowego,<br />
ustalanie jego brzmienia, ukierunkowywania działalności dzieci z udziałem<br />
ich własnej inicjatywy.<br />
Z uwagi na konieczność położenia nacisku na wszechstronność treści wychowania<br />
przedszkolnego możemy preferować ich dobór z różnych działów<br />
wychowania w rozmaitej długości i układach cykli tematów, zyskując przez<br />
to na ich atrakcyjności. Oczywiście proporcje dawek i relacje treści mogą być<br />
także zróżnicowane i to wielością związków między nimi. Na przykład w jednych<br />
mogą dominować treści zdrowotne lub emocjonalne, a w innych - intelektualne.<br />
Szczególnego podkreślenia wymaga także konieczność uporządkowania w<br />
czasie elementów procesu formułowania celów i konstruowania całego nadtematu,<br />
tematu i podtematu systemowego. Fakt, że najpierw uświadamiamy sobie,<br />
co chcemy osiągnąć, a dopiero potem jak to zrobić, stanowi podstawowe<br />
prawo logiki, a więc także pedagogiki w ogóle i metodyki wychowania przedszkolnego.<br />
Wszelkie programy wychowania i nauczania, ich ogólne założenia i polityka<br />
oświatowa, a przede wszystkim wiedza o samym dziecku i jego możliwościach<br />
rozwojowych stanowią dla nauczyciela przesłanki zbudowania sobie ideału<br />
wychowanką, do osiągania którego będzie dążył w swojej pracy.<br />
Dużą więc uwagę należy przywiązywać do należytego - chronologicznie -<br />
usytuowania w procesie przygotowania tematu systemowego fazy uświadomienia<br />
celów. Albowiem jest to jedna z cech swoistych proponowanej procedury.<br />
Do pozostałych zalicza się następujące zalety:<br />
- możliwości naturalnej integracji treści wychowania;<br />
- możliwość potraktowania dziecka jako aktywnej jednostki, mającej swoje<br />
miejsce w społeczeństwie; jednostki, której wiedza, możliwości i potrzeby fizyczne<br />
i psychiczne stanowią jedną całość, a nie zlepek osobnych elementów;
Modelowanie systemowe skuteczności metod nauczania-uczenia się 131<br />
- możliwość oddziaływania na relacje zachodzące pomiędzy poszczególnymi<br />
sferami rozwoju dziecka, a nie tylko na poszczególne sfery;<br />
- możliwość zastosowania doświadczenia zarówno własnego, jak i innych<br />
specjalistów oraz pedagogicznych intuicji, dzięki którym nauczyciel potrafi uzyskać<br />
i wykorzystać efekty korelacyjne;<br />
- naturalność doboru form i metod oraz innych składników metodyki pracy<br />
z dziećmi;<br />
- zachowania prawidłowych proporcji między aspektami wychowawczymi<br />
a dydaktycznymi pracy pedagogicznej w przedszkolu.<br />
Uogólniając, systemowy dobór treści wychowawczo-dydaktycznych do zajęć<br />
w przedszkolu wymaga wielostronności, dbałości o relację składników treści<br />
ze względu na zamierzony cel do osiągnięcia, doboru treści z różnych działów<br />
wychowania, kierowania się w toku doboru treści tyleż programem wychowania,<br />
co kalendarzami przyrody i okolicznościowymi możliwościami i potrzebami<br />
dziecka, wskazaniami pedagogiki i warunkami środowiskowymi.<br />
Systemowo dobrane treści można by przedstawić w postaci plecionki kilku<br />
podtematów lub róży podtematów, w których wektory - groty strzałek są skierowane<br />
na treść tematu systemowego lub/i zwrotnie w przeciwnym kierunku. Treść<br />
tematu systemowego oddziaływuje przecież również na treści podtematów, korygując<br />
ich zawartość, pojemność i formę ujęcia początkowo tylko w planie a później<br />
- i w realizacji.<br />
Próbując uogólnić niniejszy fragment tekstu, poświęcono go sprowadzeniu<br />
modelowania systemowego na grunt pedagogiki przedszkolnej w trzech zakresach:<br />
najpierw wychowania w przedszkolu jako modelu edukacji integralnej i integrującej,<br />
a potem - celów i istoty oraz składników modelu systemowych tematów<br />
zajęć w przedszkolu. Treści te, ale już gdzie indziej, posłużyły za tło<br />
opisom właściwych składników systemowego modelu metodyki wychowania w<br />
przedszkolu przez zastosowanie formy organizacji edukacji przez systemowe<br />
tematy zajęć dydaktycznych 16 .<br />
W efekcie zbudowania przesłanek teoretycznych modelowania opracowano<br />
zwięźle metodykę planowania i realizacji zajęć w przedszkolu przez tematy<br />
systemowe. Ta metodyka przygotowania cykli systemowych tematów zajęć<br />
w przedszkolu przewiduje uwzględnianie wymogów systemologicznych zarówno<br />
w doborze treści, jak również ich genezie, strukturze i funkcjach w procesie<br />
szeroko rozumianego wychowania, w celu ukształtowania bogatych osobowości<br />
dzieci 17 . Natomiast projekty systemowo opracowanych pod moim kierunkiem<br />
konspektów cykli zajęć w przedszkolu, zawierają próby przełożenia przesłanek<br />
16 K. Duraj-Nowakowa, Tematy systemowe w przedszkolu (...), rozdz. 6, s. 96-150.<br />
17 Ibidem, s. 86-95.
132 Krystyna Duraj-Nowakowa<br />
systemologii na potrzeby subdyscypliny pedagogiki, tj. pedagogiki przedszkolnej<br />
18 .<br />
* * *<br />
Próbowałam wyjaśnić, że modelowanie systemowe prowadzi do umacniania<br />
strategii syntezy naukowej i dydaktycznej, do integracji poznania naukowego<br />
i poznania w toku nauczania-uczenia się na podstawie dalszej dyferencjacji,<br />
a modelowanie pozwala uwzględniać ogólne cechy treści wiedzy i różnice w tej<br />
treści. Zaś syntezy i integracje równolegle z różnicowaniem i modelowaniem<br />
mogą prowadzić do płodnych i ważkich wyników w naukach pedagogicznych,<br />
dydaktyce i metodykach szczegółowych. Ponadto modelowanie systemowe może<br />
być używane szczególnie owocnie do poznania obiektu niedostępnego operacjom<br />
eksperymentalnym 19 , co nie jest obce dydaktyce. W konsekwencji więc mogłoby<br />
sprzyjać optymalizacji skuteczności metod nauczania-uczenia się 20 .<br />
18 Ibidem, rozdział 7-9, s. 151-214.<br />
19 W tym kontekście por. K. Duraj-Nowakowa, J. Gnitecki (red.), Epistemologiczne wyzwania<br />
współczesnej pedagogiki, Kraków <strong>1997</strong> (w druku).<br />
20 Szerzej o tych problemach por. monografie: K. Duraj-Nowakowa, Modelowanie systemowe<br />
w pedagogice, Kraków <strong>1997</strong>; tejże, Procedura modelowania w dydaktyce, Kraków 1996.
Eugeniusz Rejnat<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
ETYCZNE DYLEMATY EKSPERYMENTÓW MEDYCZNYCH<br />
Uwagi wstępne<br />
Pod koniec lat sześćdziesiątych naszego stulecia, w różnych częściach świata<br />
lekarze zaczęli przejawiać żywe zainteresowanie problemami etyki medycznej.<br />
To nowe zjawisko nie było reakcją na ściśle naukową postawę, charakteryzującą<br />
zwolenników krytycznej szkoły klinicznej, lecz stanowiło naturalną konsekwencję<br />
tej postawy. „Niektórzy z tych lekarzy zainteresowanych etyką medycyny<br />
sami byli entuzjastami badań klinicznych i to właśnie oni zdali sobie nieoczekiwanie<br />
sprawę, że postulat kontrolowanych prób klinicznych prowadzi do pojawienia<br />
się kwestii etycznych, które same przez się muszą stać się przedmiotem<br />
analizy" 1 . Twierdzi się, że wzrost zainteresowań badaniami klinicznymi i etyką<br />
medyczną doprowadził w 1964 r. do przyjęcia przez Światowe Stowarzyszenie<br />
Lekarskie Deklaracji helsińskiej 2 .<br />
Jednym z powodów gwałtownego rozwoju zainteresowań badaniami klinicznymi<br />
i etyką medyczną była chęć zahamowania niczym nieograniczonego wprowadzania<br />
nowych technik leczniczych do praktyki medycznej.<br />
Kontrolowane badania kliniczne zapobiegają wprowadzaniu nowych metod<br />
profilaktycznych, diagnostycznych i terapeutycznych, jeśli metody te wcale nie<br />
są lepsze (bardziej skuteczne), niż metody aktualnie znajdujące się w użyciu.<br />
Można stwierdzić, że kwestie etyczne miały o wiele mniejsze znaczenie wówczas,<br />
gdy lekarze niewiele mogli uczynić dla swoich pacjentów. Trudno je jednak<br />
lekceważyć w epoce transplantacji narządów, rozpoznawania wad wrodzonych<br />
płodu czy przedłużania życia nieuleczalnie chorego pacjenta. Długo trzeba<br />
było czekać, zanim lekarze zrozumieli, że praktyka kliniczna to nie tylko przy-<br />
1<br />
H. R. Wulff, S. A. Pedersen, R. Rosenberg, Filozofia medycyny. Wprowadzenie, Warszawa<br />
1993, s. 28.<br />
2<br />
Deklaracja ta stwierdza, że w każdym eksperymencie leczniczym wszyscy chorzy (również<br />
grupa kontrolna) powinni otrzymywać najlepsze wypróbowane już leczenie i być<br />
poddani najlepszym wypróbowanym metodom diagnostycznym.
134 Eugeniusz Rejnat<br />
rodnicza nauka stosowana, lecz że wszelkie decyzje kliniczne odwołują się<br />
do sądów wartościujących.<br />
Wzrost zainteresowania filozoficznymi podstawami myślenia medycznego<br />
nastąpił zwłaszcza w krajach anglosaskich. Ma ono również miejsce w krajach<br />
środkowo- i wschodnioeuropejskich. W międzyczasie powołano do życia czasopisma,<br />
poświęcone filozofii i etyce medycznej 3 . Coraz też częściej są organizowane<br />
konferencje, poświęcone etyce biomedycznej.<br />
Pojawiają się też symptomy uniwersalistycznych ujęć medycyny. Przykłady<br />
takiego spojrzenia na medycynę można znaleźć także w naszym kraju. Mianowicie,<br />
w maju 1991 r. zostało zorganizowane Międzynarodowe Sympozjum<br />
nt. Medycyna u progu XXI wieku. Uniwersalizm w kształceniu i kulturze medycznej.<br />
Sympozjum zorganizowały Polska Akademia Medycyny i Zarząd Główny<br />
Polskiego Towarzystwa Lekarskiego. Owocem owego Sympozjum jest publikacja,<br />
wydana w 1994 r. 4 Dewizą uniwersalizmu medycznego jest: „Poznać odmienność<br />
innego człowieka i starać się go zrozumieć" 5 .<br />
Etyczno-prawne granice eksperymentu medycznego<br />
Bioetycy wychodzą z założenia, że etyka medyczna powinna opierać się na<br />
sformułowanej przez Sorena Aabye'a Kierkegaarda i Immanuela Kanta koncepcji<br />
człowieka, jako istoty świadomej własnej tożsamości i obdarzonej wolną wolą.<br />
Względy utylitarne powinny ustąpić racjom poszanowania autonomii jednostki<br />
i sprawiedliwości społecznej. Tak też sądzą trzej autorzy angielscy: H. R. Wulff,<br />
S. A. Pedersen i R. Rosenberg 6 .<br />
Granice etyczne doświadczeń medycznych, dokonywanych na ludziach<br />
wyznaczają ich motywy, cel bezpośredni, sposób przeprowadzenia, związane<br />
z nimi ryzyko i możliwości praktycznego wykorzystania ich wyników 7 .<br />
Motywem może być wyłącznie chęć niesienia dobra jednostce i zbiorowości.<br />
Nigdy natomiast nie może nim się stać dążenie do niszczenia zdrowia<br />
i życia ludzkiego (np. w ramach wojen), zysk materialny, żądza sławy, myśl o karierze,<br />
zaspokojenie własnych planów i ambicji badawczych bez względu na dobro<br />
człowieka. Są to zresztą etyczne granice motywacyjne każdego działania i zabiegu<br />
lekarskiego. Ich ostrość nabiera szczególnego wyrazu, gdy lekarz podejmuje -<br />
3<br />
Na przykład w Anglii wychodzą: „Journal of Medicine and Philosophy" i „Journal of<br />
Medical Ethics".<br />
4<br />
Uniwersalizm i medycyna, pod red. K. Imieliriskiego, Warszawa 1992.<br />
5<br />
Ibidem, s. 9.<br />
6<br />
H. R. Wulff, S. A. Pedersen, R. Rosenberg, op. cit., s. 230.<br />
7<br />
M. Gamski, Granice etyczne eksperymentu klinicznego, w: Refleksje nad etyką lekarską,<br />
pod red. K. Osińskiej, Warszawa 1990, s. 74.
Etyczne dylematy eksperymentów medycznych 135<br />
zawsze obciążony wielką odpowiedzialnością - eksperyment na człowieku.<br />
Druga granica, również zgodna z zasadniczym powołaniem lekarza, to bezpośredni<br />
c e 1 badań.<br />
Eksperyment na człowieku - to takie działanie lekarza, czy zespołu odpowiednich<br />
specjalistów, które ma na celu sprawdzenie u ludzi zdrowych lub chorych<br />
przydatności jakiegoś nowego sposobu postępowania rozpoznawczego, leczniczego<br />
albo zapobiegawczego, a także próbę zdobycia przy tej sposobności<br />
nowych informacji z dziedziny fizjologii i patofizjologii. Cała ta działalność<br />
powinna się opierać na uznawanych w „świecie lekarskim", zasadach etycznych<br />
i na najlepszym poziomie dotychczasowej wiedzy medycznej.<br />
Sytuacja w tej dziedzinie staje się przy końcu XX w. coraz trudniejsza.<br />
W miarę wzrostu potęgi, agresywności i skuteczności badań naukowych rośnie<br />
odległość, jaka dzieli je od możliwości bezpiecznego wykorzystania ich dla rzeczywistego<br />
dobra człowieka, dla istotnej poprawy jakości jego życia. Na tym tle<br />
rodzą się coraz to nowe zagadnienia etyczne, ujawniają się nowe konflikty sumienia<br />
i rozsądku.<br />
Podkreśla się, że każda grupa medyczna winna opierać się na wysiłkach<br />
odpowiednich badań podstawowych i na doświadczeniach, przeprowadzanych<br />
na zwierzętach, dających uzasadnioną nadzieję wykorzystania dla poprawy aktualnych<br />
możliwości pracy lekarskiej. W tym zakresie wszelkie wymogi racjonalne<br />
i etyczne muszą być zbieżne oraz harmonijnie zespolone. Zawsze jednak<br />
wzgląd na dobro człowieka winien górować nad pasją badawczą, prowadzącego<br />
doświadczenia. Można je wykonywać jedynie w placówkach medycznych, odpowiednio<br />
zorganizowanych i wyposażonych, przy współpracy potrzebnych specjalistów,<br />
mających odpowiednie „wykształcenie i wyrobienie etyczne" 8 .<br />
Szczegółowy program badań medycznych winien określać ich cel, sposób<br />
przeprowadzenia, interpretacji wyników i określenia możliwości ich praktycznego<br />
wykorzystania. Program badań rozpatruje i opisuje specjalna komisja<br />
etyczna, dla oceny badań medycznych i wykonywanych na ludziach. W Polsce<br />
istnieją takie komisje w akademiach medycznych i w niezależnych od nich<br />
instytutach naukowych. Ponadto w Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej<br />
działa od 1982 r. Centralna Komisja Etyczna do Spraw Eksperymentów Klinicznych,<br />
koordynująca prace komisji obwodowych i rozpatrująca ewentualne odwołania<br />
od ich orzeczeń. Nowelizowana zaś przez Polskie Towarzystwo Lekarskie<br />
Zbiory zasad etyczno-deontologicznych polskiego lekarza określają ramowo<br />
warunki badań medycznych, dokonywanych na ludziach. Regulacje tego typu<br />
nie zwalniają prowadzącego badań od osobistej odpowiedzialności za ich zabieg.<br />
Lekarzy polskich obowiązują międzynarodowe zalecenia, zawarte w kodeksie<br />
norymberskim, deklaracjach z: Genewy, Sydney, Helsinek, Tokio, Lugano<br />
8 Ibidem, s. 75.
136 Eugeniusz Rejnat<br />
oraz w Międzynarodowym Kodeksie Etyki Lekarskiej, przyjętym przez Zgromadzenie<br />
Międzynarodowego Stowarzyszenia Lekarzy w Londynie w 1979 r. 9<br />
Dokumenty te wskazują, że próby lekarskie wolno przeprowadzać jedynie<br />
u ochotników, dokładnie poinformowanych o celu, przebiegu i ewentualnym<br />
zysku badań. Potrzebna jest ich zgoda pisemna, wyrażona na specjalnych formularzach.<br />
W wypadkach, gdy nowy, nieznany dotychczas lek lub nowy sposób<br />
postępowania mogą uratować życie czy zdrowie chorego z ograniczoną świadomością<br />
lub dziecka, pisemną zgodę na próbę wyraża jego opiekun prawny i odpowiednia<br />
komisja etyczna. Nie wolno mianowicie dokonywać doświadczeń<br />
wyłącznie poznawczych na dzieciach, upośledzonych umysłowo, więźniach, jeńcach<br />
i osobach zależnych od wykonawców badań.<br />
Ścisłość oceny skuteczności nowych środków i metod leczniczych wymaga<br />
badań porównawczych z osobami nie leczonymi. Lekarz ma obowiązek przerwać<br />
doświadczenie na każde żądanie badanego 10 .<br />
W lekarskim świecie przyjęto zasadę, że każda operacja, wykonywana po raz<br />
pierwszy czy zastosowanie nowego leku jest na początku eksperymentem.<br />
Genowefa Rejman stwierdza, że eksperymentom medycznym były poddawane<br />
najczęściej osoby, znajdujące się w trudnych, a czasem tragicznych sytuacjach<br />
czy warunkach, które liczyły przez to na poprawienie swojej egzystencji. Byli to<br />
przeważnie ludzie pozbawieni pracy, uwięzieni lub skazani na śmierć. Badania<br />
medyczne były prowadzone też na pacjentach pod pozorem leczenia, z czego<br />
oni nie zdawali sobie sprawy, ponosząc nawet koszty w formie honorariów za<br />
pomoc lekarską, która w rzeczywistości polegała na przedłużeniu choroby, w celu<br />
prowadzenia eksperymentów 11 . Najokrutniejsze jednak eksperymenty przeprowadzali<br />
hitlerowscy i japońscy lekarze w czasie II wojny światowej na jeńcach<br />
wojennych, więźniach lub osobach internowanych w obozach koncentracyjnych.<br />
Katolicki bioetyk, Stefan Kornas, zauważa, że współczesne sposoby ingerowania<br />
medycznego stwarzają jednocześnie i szansę i zagrożenie dla osoby ludzkiej,<br />
zapowiadają głębokie zmiany w jej organizmie, być może nawet nieodwracalne.<br />
Muszą być zatem uznane za poważny problem etyczny. Oczekuje on na<br />
rozwiązanie ze strony moralistów i etyków, którzy są powołani do tego, by wnikać<br />
w zdarzenia i aktualne sytuacje charakteryzujące współczesnych ludzi, w ich<br />
historię, potrzeby i zadania 12 . Nic więc dziwnego, że eksperymentami interesuje<br />
się też i prawo karne 13 .<br />
9<br />
Ibidem, s. 75.<br />
10<br />
J. Bogusz, Etyczne granice eksperymentu klinicznego, „<strong>Studia</strong> Philosophiae Christianae"<br />
1984, nr 2, s. 185-195.<br />
11<br />
G. Rejman, Odpowiedzialność karna lekarza, Warszawa 1991, s. 241.<br />
12<br />
S. Kornas, Współczesne eksperymenty medyczne w ocenie etyki katolickiej, Częstochowa<br />
1986, s. 11.<br />
13<br />
W. Wanatowska, W. Kulesza, Odpowiedzialność prawna lekarza, Warszawa 1988.
Etyczne dylematy eksperymentów medycznych 137<br />
Przepisy prawa karnego określają warunki dopuszczalności eksperymentu,<br />
których spełnienie wyłącza odpowiedzialność karną lekarza w sytuacji, gdy eksperyment<br />
spowoduje niebezpieczeństwo dla życia i zdrowia człowieka, a także,<br />
gdy poddany eksperymentowi człowiek dozna uszczerbku na zdrowiu, a nawet<br />
poniesie śmierć 14 .<br />
Eksperyment jest dozwolony, jeśli związane z nim ryzyko jest dopuszczalne<br />
według aktualnego stanu wiedzy. „Eksperymentujący lekarz powinien zatem<br />
zapoznać się z aktualnymi ustaleniami nauki dotyczącymi przedsiębranego doświadczenia,<br />
by znaleźć odpowiedź na pytanie, czy postępowanie to rokuje osiągnięcie<br />
celów eksperymentu" 15 . Według obowiązującego prawa karnego w Polsce,<br />
prawdopodobieństwo korzyści powinno poważnie przekraczać prawdopodobieństwo<br />
szkody dla zdrowia pacjenta 16 .<br />
Samo leczenie, stanowiące eksperyment powinno być przeprowadzone z<br />
zachowaniem zasad ostrożnego postępowania. Dopuszczalne ryzyko, związane<br />
z eksperymentem, nie tylko nie zwalnia lekarza z powinności zachowania zasad<br />
ostrożności, ale obliguje do ostrożności szczególnej, która pozwoliłaby ograniczyć<br />
do minimum bezpieczeństwo, lekarz powinien poinformować chorego, który<br />
ma zostać poddany leczeniu eksperymentalnemu, by uzyskać jego zgodę na eksperyment.<br />
Aby zgoda pacjenta miała znaczenie prawne, musi wynikać ze znajomości<br />
tego, co pacjent się godzi i obejmować dające się przewidzieć ujemne<br />
następstwa niepowodzenia leczenia eksperymentalnego. Zgoda taka może być<br />
cofnięta przez chorego w trakcie eksperymentu, a cofnięcie jej wiąże lekarza,<br />
obligując do przerwania eksperymentu.<br />
Eksperyment powinien być przerywany niezależnie od zgody pacjenta -<br />
jeśli lekarz stwierdzi, że jego postępowanie przestaje spełniać warunki prawnej<br />
dopuszczalności eksperymentu, w szczególności, gdy zagrożenie dla zdrowia<br />
i życia pacjenta staje się większe niż pierwotnie oceniano, a prawdopodobieństwo<br />
poprawy stanu jego zdrowia ulegnie istotnemu zmniejszeniu poniżej dopuszczalnej<br />
granicy 17 .<br />
„Lekarz podejmujący leczenie nowatorskie lub dokonujący eksperymentu<br />
zarówno leczniczego, jak i badawczego, powinien przestrzegać norm etycznych.<br />
Normy te również muszą decydować o dopuszczalności postępowania z konkretnym<br />
chorym w sposób odbiegający od przyjętych powszechnie metod" 18 . Nad<br />
przestrzeganiem tych zasad przy dokonywaniu medycznych eksperymentów<br />
badawczych mają czuwać komisje terenowe oraz Komisja Nadzoru nad Doko-<br />
14 Ibidem, s. 34.<br />
15 Ibidem, s. 34.<br />
16 Ibidem, s. 35.<br />
17 Ibidem, s. 36.<br />
18 Ibidem, s. 37.
138 Eugeniusz Rejnat<br />
nywaniem Badań na Ludziach przy Radzie Naukowej MZiOS (powołana Zarządzeniem<br />
nr 13 MZiOS z 11 czerwca 1982 r.).<br />
Eksperymenty medyczne w okresie międzywojennym<br />
i w obozach hitlerowskich<br />
O niedozwolonych eksperymentach medycznych w okresie międzywojennym<br />
raczej milczano, mimo że miały one miejsce w Turcji, USA, na Hawajach<br />
itp. „Istniała wokół tej sprawy jak gdyby zmowa milczenia" 19 . W tymże czasie<br />
dokonywano na więźniach następujących doświadczeń:<br />
- 800 więźniów z trzech więzień amerykańskich w stanie Illinois zakażono<br />
sztucznie malarią, po zgłoszeniu się ich na ochotnika;<br />
- dużą liczbą skazanych na śmierć w Turcji zakażono durem plamistym;<br />
- w Manili wykonano doświadczenia z osłabionymi szczepami zarazków<br />
dżumy na 900 przestępcach, skazanych na śmierć;<br />
- na Hawajach zakażono trądem przestępcę, skazanego na śmierć, który<br />
wyraził na to zgodę; darowano mu karę śmierci, a zakażony zmarł dwa lata później;<br />
- w USA wstrzyknięto 25 więźniom paciorkowce (po ich dobrowolnym<br />
zgłoszeniu się);<br />
- w Manili badano działanie nowych leków na więźniach wypłacając im za<br />
to odpowiednie kwoty pieniężne;<br />
- w Nowym Jorku badano skutki działania haszyszu na 77 więźniach;<br />
- u 12 więźniów w USA wywołano pelagrę po przyrzeczeniu darowania im winy 20 .<br />
„Potem przyszły eksperymenty dokonywane w obozach hitlerowskich, a następnie<br />
proces przeciwko lekarzom hitlerowskim, wśród których byli liczni profesorowie<br />
uniwersytetów <strong>III</strong> Rzeszy, oskarżonych o dokonywanie zbrodniczych<br />
eksperymentów na ludziach, w których lekarze ci pogwałcili podstawowe zasady<br />
etyki i deontologii lekarskiej" 21 .<br />
Mimo że władze obozowe starały się utrzymać w tajemnicy prowadzone w<br />
wielu obozach pseudomedyczne eksperymenty, wieści o tym szybko się rozeszły<br />
po obozach i wywołały lęk potencjalnych ofiar. Dochodziło do otwartych<br />
protestów ze strony więźniarek w Ravensbriick 22 .<br />
Eksperymenty dotyczące różnych chorób i leków były dokonywane również<br />
w: Oświęcimiu, Dachau, Buchenwaldzie, Sachsenhausen, Natzweiler, Stutthofie.<br />
O operacjach doświadczalnych na Polkach w Ravensbruck cenne wiadomo-<br />
19 J. Bogusz, op. cit., s. 166.<br />
20 J. Bogusz, Zasady deontologiczne związane z postępami wiedzy lekarskiej, w: Etyka i deon<br />
to logi a lekarska, pod red. T. Kielanowskiego, Warszawa 1985, s. 78.<br />
21 Ibidem, s. 78.<br />
22 K. Godorowski, Psychologia i psychopatologia hitlerowskich obozów koncentracyjnych,<br />
Warszawa 1985, s. 74.
Etyczne dylematy eksperymentów medycznych 139<br />
ści przekazała Wanda Kiedrzyńska 23 . Zabiegi przeprowadzano na zdrowych, przeważnie<br />
zupełnie młodych Polkach, więźniarkach politycznych.<br />
Do operacji doświadczalnych wybierano Polki, głównie z wrześniowego<br />
transportu lubelskiego oraz z Warszawy. Operowano kobiety skazane na karę<br />
śmierci. „Jedynie obywatelki polskie w pełni zdrowe, były używane do eksperymentów"<br />
24 .<br />
Według Z. Mączki pseudoeksperymenty medyczne w Ravensbriick można<br />
podzielić na dwie grupy: operacje mające na celu wywołanie zakażenia oraz<br />
operacje kostne, mięśniowe i nerwowe.<br />
W operacjach pierwszej grupy wypróbowano zarazki ropotwórcze (najczęściej<br />
gronkowiec złocisty). Poza tym stosowano zarazek obrzędu złośliwego,<br />
zgorzeli gazowej i tężca. Ofiary „eksperymentów" dzielono na różne grupy, zależnie<br />
od dawki zarazków. Zarazki wprowadzano do rany, wywołując tym zakażenie.<br />
Następnie zakażone rany zszywano, co powodowało wielki ból. Kolejnym<br />
rodzajem zakażenia było wprowadzanie zarazka przez wstrzyknięcie go do mięśni<br />
łydki. Chodziło w tym przypadku o wypróbowanie nowych leków 25 .<br />
Drugą grupę eksperymentów stanowiły operacje kostne, mięśniowe i nerwowe.<br />
Przeprowadzono trzy rodzaje operacji kostnych: łamanie i przeszczepianie<br />
kości oraz wióry kostne. „Łamanie kości trwało do trzech godzin. Łamanie<br />
dłutem i młotkiem kości podudzia po ich uprzednim operacyjnym odsłonięciu" 26 .<br />
Operacje mięśniowe polegały na wycinaniu części mięśni uda i podudzia.<br />
Kobiety operowano kilkakrotnie, usuwając coraz większe odcinki mięśni, co<br />
powodowało ubytki i osłabienie kończyn.<br />
Jeśli zaś idzie o eksperymenty niemieckie, dokonywane na więźniach -<br />
mężczyznach, to ks. Stanisław Olejnik podzielił je na pięć grup:<br />
- aeronautyczne (próby obniżenia ciśnienia aż do śmierci i obniżania temperatury<br />
aż do zamarznięcia);<br />
- chemiczne (próby na działanie gazów bojowych, iperytu i fozgenu);<br />
- toksyczne (próby na działanie trucizn, np. cyjanku potasu);<br />
- chirurgiczne (operacje, zwłaszcza w zakresie systemu nerwowego i mięśniowego);<br />
- infekcyjne (próby z zakażeniem tyfusu i malarią) 27 .<br />
Stanisław Sterkowicz (autor monografii o eksperymentach niemieckich)<br />
wylicza następujące ich rodzaje:<br />
- doświadczenia z dziedziny chorób zakaźnych;<br />
23<br />
W. Kiedrzyńska, Ravensbruck, Warszawa 1961.<br />
24<br />
Ibidem, s. 191.<br />
25<br />
Ibidem, s. 214-215.<br />
26<br />
Ibidem, s. 215.<br />
27<br />
ks. S. Olejnik, W odpowiedzi na dar i powołanie Boże. Zarys teologii moralnej, Warszawa<br />
1979, s. 544.
140 Eugeniusz Rejnat<br />
doświadczenia z dziedziny gruźlicy;<br />
- eksperymenty z zakresu problematyki rasowej (doświadczenia nad sterylizacją<br />
i kastracją za pomocą promieni rentgenowskich, badania antropologiczne,<br />
badania nad dziedzicznością);<br />
- eksperymenty z zakresu medycyny wojennej (z gazami bojowymi, wodą<br />
morską, z fosgenem, z owrzodzeniami);<br />
- eksperymenty terapeutyczne (odnowa mięśni, kości, przeszczepy kostne,<br />
ropowice);<br />
- eksperymenty z zakresu żywienia (diety bezbiałkowe itp.);<br />
- eksperymenty farmakologiczne;<br />
- eksperymenty z zakresu chorób wątroby;<br />
- badania nad chorobą głodową;<br />
- eksperymenty z zakresu nowotworów złośliwych;<br />
- eksperymenty w zakresie zabiegów operacyjnych - w siedmiu obozach 28 .<br />
Lekarzom niemieckim wytoczono proces, w Norymberdze przed Amerykańskim<br />
Trybunałem Wojskowym (trwał on od 25 października 1946 r. do 20 sierpnia<br />
1947 r.). Skazano wówczas 16 oskarżonych (w tym 7 profesorów uniwersytetu),<br />
z czego 7 (w tym 3 profesorów) na karę śmierci przez powieszenie; 5 (w tym<br />
3 profesorów) na karę dożywotniego więzienia, 2 lekarzy na karę 20 lat więzienia,<br />
2 na karę 15 i 10 lat więzienia. Siedmiu lekarzy zostało uniewinnionych 29 .<br />
Uczeni amerykańscy poddali w czasie procesu w wątpliwość dobrowolną<br />
zgodę więźniów, na których przeprowadzano eksperymenty. Doszło też do poważnej<br />
różnicy zdań między biegłymi. „Podczas gdy prof. Andrew Convay Ivy<br />
z Chicago nie widział w tym niczego złego i odróżniał lekarza - terapeutę od<br />
lekarza - badacza, co jakoby miało przyznawać inne prerogatywy temu drugiemu,<br />
a w rezultacie równałoby się zniweczeniu podstaw zawodu lekarskiego, to biegły<br />
prof. Werner Leibbrand z Erlangen zasadniczo temu ujęciu się sprzeciwił" 30 .<br />
W uzasadnieniu wyroku Amerykański Trybunał Wojskowy sformułował<br />
10 zasad dopuszczalności eksperymentów na ludziach. Zasady te następnie zostały<br />
rozszerzone i uzupełnione w tzw. Deklaracji z Helsinek" w 1964 r. Uzupełniono<br />
je z kolei przez Amerykańskie Towarzystwo Lekarskie w 1966 r. 31<br />
Mimo tragicznych doświadczeń II wojny światowej, po jej zakończeniu nadal<br />
dokonywano, zwłaszcza w USA eksperymentów na ludziach (na dzieciach w<br />
zakładach dla upośledzonych, psychicznie chorych z zakładów psychiatrycznych,<br />
na więźniach). Wstrzykiwano psychicznie chorym komórki rakowe, powodowa-<br />
28 S. Sterkowicz, Zbrodnie hitlerowskiej medycyny, Warszawa 1990, s. 39-227.<br />
29 J. Bogusz, Zasady deontologiczne związane z postępami wiedzy lekarskiej (...), s. 79.<br />
30 Ibidem, s. 79.<br />
31 W 1968 r. uchwalono Deklarację z Sydney, zajmującą się definicją śmierci oraz próbą kodyfikacji<br />
zagadnień związanych z przeszczepianiem narządów. Deklaracja z Oslo z 1970 r.<br />
dotyczy terapeutycznych poronień.
Etyczne dylematy eksperymentów medycznych 141<br />
no zakażenia wirusowym zapaleniem wątroby, wywoływano sztuczne wstrząsy<br />
hipoglikemiczne u zdrowych dzieci itp. 32<br />
Problem chorób i terapii genetycznych<br />
Niektórzy etycy posługują się terminem „bioetyka genetyczna" na oznaczenie<br />
badań genetycznych, embriologicznych i eugenicznych 33 . Jest to ta część<br />
bioetyki, która budzi najwięcej kontrowersji, ponieważ dotyczy możliwości<br />
manipulowaniem komórek rozrodczych roślin, zwierząt i ludzi (hodowla ulepszonych<br />
ras). Osiągnięcia genetyki 34 od czasów Gregora Johanna Mendla (1822-<br />
-1884) - uczonego augustianina czeskiego i Francisa Galtona (1822-1911) - angielskiego<br />
lekarza i biologa, są już na takim poziomie rozwoju, że mogą być<br />
wykorzystywane do różnych celów. Genetyka utorowała drogę inżynierii genetycznej,<br />
której błyskawiczne postępy datują się od lat pięćdziesiątych naszego<br />
stulecia 35 . Dzięki tym osiągnięciom możliwe było bliższe poznanie „chorób genetycznych"<br />
i wypracowanie ich terapii.<br />
Choroby genetyczne trapią ludzkość od niepamiętnych czasów. Jest ich cała<br />
gama, od rozpowszechnionych, lecz nie powodujących śmierci, wad wrodzonych,<br />
takich jak: rozszczep podniebienia czy szpotawe stopy, aż do chorób fatalnych<br />
w skutkach - choroba Downa (idiotyzm), fenyloketonuria, choroby Tay-Sachsa,<br />
niedokrwistość sierpowatokrwinkowa, hemofilia, a nawet cukrzyca 36 .<br />
Choroby genetyczne dzieli się na kilka grup, w zależności od tego, jak szybko<br />
doprowadzają do śmierci. Niektóre z nich zabijają niemowlę wkrótce po urodzeniu.<br />
Należy do nich galaktozemia czyli niemożność metabolizowania galak-<br />
32<br />
K. Gibiński, Etyczne aspekty badań biomedycznych u człowieka, „Nauka Polska" 1979,<br />
nr 11-12, s. 43.<br />
33<br />
ks. T. Ślipko, Granice życia. Dylematy współczesnej bioetyki (...), s. 76.<br />
34<br />
Termin „genetyka" został wprowadzony do nauk przyrodniczych w 1906 r.<br />
35<br />
E. Kazimierska, Równi, ale nie jednakowi. Wybrane zagadnienia z genetyki człowieka, Warszawa<br />
1988; H. Wiśniewski, Genetyka, Bydgoszcz 1993; Th. Dobzhansky, Różnorodność<br />
i równość, Warszawa 1979; W. Grajewski, P. Węgleński, Inżynieria genetyczna, Warszawa<br />
1985; M. Arannz, Genetyczna manipulacja człowieka przyszłości, w: Moralność chrześcijańska,<br />
praca zbiór., Poznań-Warszawa 1987, s. 325-339; Ch. Auerbach, Genetyka, Warszawa<br />
1965; G. Aleksander, Inżynieria genetyczna - dobrodziejstwo czy plaga, „Ameryka"<br />
1978, nr 203, s. 59-65; M. Fritzhand, Etyczne aspekty współczesnej genetyki, w: Wartości<br />
a fakty, Warszawa 1982, s. 249-293; I. T. Frołow, Człowiek - genetyka - etyka, „<strong>Studia</strong><br />
Filozoficzne" 1976, nr 8, s. 59-73; L. S. Penrose, Wstęp do genetyki człowieka, Warszawa<br />
1965; B. Rok, Etyka czy biołogia. Uwagi na marginesie inżynierii genetycznej, „Człowiek<br />
i Światopogląd" 1984, nr 8, s. 74-86; C. Stern, Podstawy genetyki człowieka, Warszawa<br />
1967; I. Wald, Dylematy genetyki, w: Polityka a zdrowie, pod red. M. Sokołowskiej, H. Hołówki,<br />
Warszawa 1978; R. Cooke, Wyzwanie naturze, Warszawa 1983.<br />
36<br />
E. M. Kazimierska, op. cit., s. 37-74.
142 Eugeniusz Rejnat<br />
tozy czyli cukru zawartego w mleku. Ponieważ dietę dziecka stanowi przeważnie<br />
mleko, stan ten kończy się zwykle śmiercią po dwóch tygodniach od urodzenia.<br />
Natomiast choroba Tay-Sachsa prowadzi do poważnego opóźnienia rozwoju<br />
umysłowego, ślepoty, a następnie śmierci w wieku lat czterech. Następna choroba<br />
genetyczna - to talasemia czyli niedokrwistość śródziemnomorska, która<br />
powoduje śmierć w wieku lat dwudziestu. Jedną z chorób genetycznych jest pląsawica<br />
Hantingtona, polegająca na zwyrodnieniu i rozkładzie mózgu. Objawy<br />
pląsawicy pojawiają się zwykle po trzydziestym roku życia. W pewnych jednak<br />
przypadkach spotyka się je u dzieci oraz u ludzi w podeszłym wieku. Medycyna<br />
niestety nie zna żadnego sposobu leczenia tej jednostki chorobowej.<br />
Podłoże genetyczne, dotąd nie zidentyfikowane, mają też takie choroby, jak:<br />
zwyrodnienie serca i naczyń krwionośnych, rozedma płuc oraz rak. Typowe dla<br />
tych chorób jest to, że z generalnym atakiem zwlekają do czasu, aż ich „ofiara"<br />
osiągnie wiek dojrzały.<br />
Nie wszystkie przypadki chorób genetycznych muszą kończyć się tragicznie.<br />
Jeżeli diagnoza zostanie wcześniej postawiona, to wielu uszkodzeń organizmu<br />
noworodka można uniknąć, eliminując po prostu z jego diety pewne produkty<br />
żywnościowe.<br />
W 1900 r. na 30 zmarłych niemowląt, jedno zejście śmiertelne było spowodowane<br />
zaburzeniami genetycznymi. Obecnie liczba ta wynosi: jeden na pięć<br />
przypadków śmiertelnych. Choroby genetyczne, w wyniku postępu, jaki dokonał<br />
się w medycynie, stały się po prostu bardziej widoczne 37 .<br />
Genetycy doszli do wniosku, że wady dziedziczne można podzielić na trzy<br />
grupy. Pierwsza grupa - to wady, spowodowane nieprawidłową liczbą chromosomów<br />
lub ich wadliwym kształtem. Wady te prowadzą do powstania chorób typu<br />
idiotyzm. Do drugiej grupy należą wady, wywołane mutacjami pojedynczych,<br />
przekazywanych potomstwu genów (zaburzenia metaboliczne: fenyloketonuria<br />
i galaktezomia). Trzecia grupa to schorzenia chorób serca, rak, rozedma płuc.<br />
Rozpoznanie chorób chromosomowych było wielkim wydarzeniem genetycznym.<br />
Liczbę chromosomów (46) w komórkach człowieka ustalili 1 1956 r. - J. H. Tijo<br />
i P. Levan 38 . Już trzy lata po tym fakcie opisano pierwsze anomalie chromosomowe.<br />
Jedną z nich był zespól Downa (mongolizm). W 1959 r. Lejeune ustalił,<br />
że polega ona na obecności dodatkowego chromosomu z 21 pary, tak że u osób<br />
dotkniętych tą chorobą liczba chromosomów wynosi 37. W kilka lat potem opisano<br />
zespoły Turnera, Klinefeltera i zespół związany z trisomią chromosomu X 39 .<br />
Terapia genetyczna zajmuje się leczeniem wrodzonych ułomności za pomocą<br />
37 R. Cooke, Wyzwanie naturze, Warszawa 1983, s. 112.<br />
38 E. M. Kazimierska, op. cit., s. 54. U człowieka w każdej komórce występuje 22 pary chromosomów<br />
autosomalnych oraz jedna para chromosomów płciowych „XX" u płci żeńskiej<br />
i „XY" u osobnika męskiego.<br />
39 Zespół Turnera - usztywnienie karku.
Etyczne dylematy eksperymentów medycznych 143<br />
różnych metod. Współcześnie podejmowane różne sposoby terapii genetycznej,<br />
nie zawsze są oceniane pozytywnie w sensie moralnym. Wśród niebezpieczeństw<br />
w tym zakresie, naczelne miejsce zajmuje niemożliwość przewidywania wszystkich<br />
jej skutków dla pacjenta lub jego potomków.<br />
Wiadomo, że większość dotychczasowych eksperymentów w terapii genetycznej<br />
jest dokonywana na bakteriach, przeszczepach, insektach, zwierzętach,<br />
a rzadziej na ludziach. Coraz częściej więc etycy wypowiadają swe oceny iia<br />
temat różnych zabiegów z zakresu inżynierii genetycznej 40 . Etycy podpowiadają,<br />
że wśród teoretycznych rozwiązań terapii genetycznych niektóre zasługiwałyby<br />
na miano moralnego obowiązku, inne byłyby możliwe do wykorzystania,<br />
zależnie od sprzyjających okoliczności, a jeszcze inne byłyby przedsięwzięciem<br />
ryzykownym dla dalszych losów człowieka i jego gatunku.<br />
Odpowiedzialność moralna genetyków ma wymiar medyczny i społeczny.<br />
Idzie o to, by uświadomić sobie, iż genetyka i inżynieria genetyczna mogą być<br />
przedmiotem ostrych kontrowersji. Dotyczy to m.in. problemu koloru skóry ludzkiej.<br />
Odpowiednie, rasistowskie manipulowanie wiedzą genetyczną, dotyczącą<br />
kolorów skóry miałoby różne konsekwencje społeczne. Może ono prowadzić<br />
poprzez odpowiednie krzyżowanie różnych ras, np. do rozjaśniania skóry ludności<br />
czarnej, bądź też do przyciemniania skóry ludności białej. Podobny sens<br />
posiada tzw. szowinizm płciowy, występujący w wielu regionach świata. Ingerencja<br />
genetyków miałaby polegać na zapewnieniu przewagi ilościowej, określonej<br />
płci - męskiej lub żeńskiej.<br />
Odpowiedzialność etyczna genetyków wyrażać się może w podważaniu tendencyjnych<br />
interpretacji znaczenia społecznego, biologicznych cech ludzkich,<br />
dokonywanych przez polityków.<br />
Wiedza genetyczna, a zwłaszcza jej praktyczne zastosowanie (inżynieria<br />
genetyczna) jest przejawem szczególnie intensywnego, sztucznego ingerowania<br />
człowieka w procesy. Ingerencja taka opiera się na domniemanym założeniu, że<br />
norma społeczna, wzór osobowości, ideał człowieka, z pewnych względów wysoko<br />
ceniony w społeczeństwie, byłby czymś bardziej wartościowym od normy<br />
naturalnej 41 .<br />
Twierdzi się, że społeczeństwo zapatrzone w wybrane przez siebie cele i wartości,<br />
pragnęłoby niekiedy wyposażyć swoich członków w takie cechy osobowości,<br />
które tym celom i wartościom służyłyby możliwie najlepiej. Tak więc<br />
współczesne dążenia genetyków bliższe są temu, co społeczne i masowe, niż<br />
temu, co indywidualne i jednostkowe. W tym też sensie opierają się na odchodzeniu<br />
od indywidualistycznie pojmowanych praw natury, ku treściom kształtowanym<br />
przez prawa stanowione.<br />
40 R. Tokarczyk, op. cit., s. 51-66.<br />
41 Ibidem, s. 54.
144 Eugeniusz Rejnat<br />
Nieograniczone zabiegi genetyczne mogą doprowadzić do „totalnego" manipulowania<br />
jednostką ludzką. Tego typu ostrzeżenia formułują filozofowie i bioetycy,<br />
o różnych opcjach światopoglądowych. Między innymi należy do nich<br />
katolicki filozof z Salamanki - Marceliano Arranz 42 oraz ks. Hubert Dobiosch 43 .<br />
Ewentualność genetycznego manipulowania losem ludzkim spotyka się z<br />
różnymi reakcjami. Pierwsza orientacja - judeochrześcijańska - ukazuje życie<br />
jako niezwykły dar boski, równie wspaniałe, co cudowne misterium. Wychodzi<br />
się tu z założenia, że ludzie obdarzeni cudownym dobrodziejstwem życia winni<br />
je strzec z najwyższą stanowczością, nie usiłując nawet odgrywać roli Boga.<br />
Według tej koncepcji, zabiegi genetyczne należałoby odrzucić, istnieje też w łonie<br />
owej koncepcji mniej kategoryczna interpretacja, która stara się wykazać, że Bóg<br />
wyposażył człowieka w wolną wolę i rozsądek po to, aby umiejętnie korygował<br />
patologie istniejącego porządku rzeczy. Zwolennicy tej orientacji są skłonni dopuszczać<br />
eksperymenty „inżynierów genetyki".<br />
Drugi nurt nawiązuje do świeckich teorii ewolucjonistycznych i ekologicznych.<br />
Przedstawiciele tego nurtu, opierając się na zasadzie „sama natura wie co<br />
najlepsze", wyjaśniają, że wszelkie interwencje w procesy naturalne, nawet<br />
wypływające z najlepszych intencji, muszą prowadzić do niezgodnych z tymi<br />
intencjami skutków. W istocie, ortodoksyjni zwolennicy obu tych nurtów, w różny<br />
sposób, bronią tej samej wartości, tego co naturalne. „Odrzucając potrzebę rozwijania<br />
terapii genetycznej, uznawanej przez nich za przejaw tego, co sztuczne,<br />
pragnęliby odwrócenia eksperymentalnego kierunku myśli medycznej [...]. Mądrość<br />
moralna - podkreślają - musi zakładać akceptację niedoskonałości, wszak<br />
tylko wtedy pozostaje porównawczy grunt dla określenia doskonałości" 44 .<br />
Uzasadnione chyba obawy rodzi tzw. technika „klonowania". „Technika<br />
wykonania »klonowania« polega na tym, że wyjmuje się z jaja jego jądro i zastępuje<br />
kompletnym jądrem komórki somatycznej, tzn. posiadającej komplet<br />
chromosomów. Jeżeli potem uda się przeprowadzić to jajo przez normalny rozwój<br />
ontogenetyczny, wówczas organizm, który powstanie, będzie jednobiałkowym<br />
bliźniakiem organizmu, z którego pobrano jądro do zapłodnienia jaja. Informacja<br />
genetyczna nowego organizmu jest ściśle taka sama, jak dawcy jądra.<br />
I oczywiście, jeżeli będzie się dysponować wystarczającą ilością jajeczek, to<br />
można wykonać praktycznie nieograniczoną ilość »fotokopii« jednego tylko osobnika"<br />
45 . Największy problem, jaki powstanie z metody „klonowania" będzie się<br />
odnosić do ludzi. Z dotychczasowych praktyk „klonowania" wynika wniosek,<br />
że w każdym wieku, jeśli będzie się dysponować jajami oraz sposobem ich in-<br />
42 M. Arranz, op. cit.<br />
43 Ks. H. Dobiosch, Ingerencje genetyczne, w: Sztuczne zapłodnienie, Opole 1991, s. 39-43.<br />
44 R. Tokarczyk, op. cit., s. 58-59.<br />
45 M. Arranz, op. cit., s. 332-333.
Etyczne dylematy eksperymentów medycznych 145<br />
kubacji, będzie można mieć potomstwo, identyczne do siebie samego. Wystarczy<br />
po prostu zapłodnić te jaja jądrami własnych komórek somatycznych. „Ponadto<br />
będzie można - ku wielkiej radości zwolenników rasizmu - zapewnić czystość<br />
jednej rasy aż do skrajności przedtem nie oczekiwanej. Jasne, że od użytku<br />
takiej techniki jak »klonowanie«, zależeć będzie w znacznym stopniu przyszłość<br />
ludzkości" 46 .<br />
Ks. H. Dobiosch przypomina stanowisko Jana Pawła II wobec ingerencji<br />
genetycznych. Akceptuje on jedynie ingerencję, dotyczącą komórek somatycznych,<br />
potępia zaś ingerencję, w zasób genetycznych komórek rozrodczych 47 .<br />
Według Jana Pawła II „Należy stanowczo zaniechać wszelkich manipulacji, których<br />
celem byłaby zmiana substancji genetycznej, zmierzająca do stworzenia<br />
nowych kategorii doskonalszych ludzi" 48 .<br />
Zgodnie z poglądami bioetyków katolickich, mutację substancji dziedzicznej<br />
w komórkach rozrodczych mogłaby usprawiedliwiać jedynie wiedza o tym,<br />
co jest absolutnie dobre i właściwe dla pokoleń wszystkich czasów.<br />
Etyce „klonowania" poświęcił swój artykuł Krzysztof Tittenbrun 49 . Sądzi on,<br />
że prawdopodobieństwo nadużyć, związanych z „klonowaniem" jest raczej nikłe<br />
i nie powinno wpłynąć na ocenę moralną tej techniki 50 . Nie jest to jednak<br />
opinia, poparta przekonywającą argumentacją.<br />
Są tacy już futurolodzy, którzy przewidują szansę realizacji super rasy ludzkiej<br />
„nadludzi" i rasy chimerycznej „podludzi" oraz przepowiadają katastroficzną<br />
wizję przejęcia władzy nad genetykami przez polityków. Ostrzegają jednocześnie<br />
przed nieobliczalnymi skutkami takiej sytuacji. Jednym z takich futurologów<br />
jest V. Graaf, który zaproponował opracowanie „współczesnego indeksu<br />
wiedzy zakaźnej", w którym znalazłaby się inżynieria genetyczna 51 , takim futurologiem<br />
jest też Amerykanin - Herman Kahn.<br />
Po II wojnie światowej pojawiła się spora grupa uczonych: R. C. Tyron,<br />
Konrad Lorenz, J. P. Scott, L. Z, Fuller, Theodosius Dobzhansky, którzy wyrażają<br />
pogląd o decydującym znaczeniu dziedziczności w kształtowaniu się fizycznych,<br />
psychicznych i intelektualnych cech osobowości. Jednocześnie dostrzegają<br />
oni, jak bardzo trudne, prawie niemożliwe jest określenie w sposób precyzyjny<br />
wpływu dziedziczności oraz zakresu oddziaływania środowiska społecznego<br />
na ostateczny kształt osobowości dojrzałego człowieka. Już od momentu urodzenia<br />
człowieka, oba te czynniki przenikają się wzajemnie.<br />
46<br />
Ibidem, s. 333.<br />
47<br />
Ks. H. Dobiosch, op. cit., s. 40-42.<br />
48<br />
Ibidem, s. 43.<br />
49<br />
K. Tittenbrun, Etyka klonowania, „Etyka", t. 23, 1988, s. 133-148.<br />
50<br />
Ibidem, s. 148.<br />
51<br />
V. Graaf, Homo futurus, Warszawa 1975.
146 Eugeniusz Rejnat<br />
Genetyka łączy się z socjobiologią, biopolityką i bioprawoznawstwem. Socjologia<br />
bada i określa biologiczne podstawy społecznych zachowań się ludzi.<br />
Jej zainteresowania koncentrują się wokół wątpliwości, w jakim stopniu geny,<br />
utrwalone przez dobór naturalny, w długiej historii rodzaju ludzkiego determinują<br />
współczesne ludzkie działania. Biopolityką utrzymuje, że nie należy przeciwstawiać<br />
cech wrodzonych człowieka cechom nabywanym społecznie. Ukazuje<br />
także relacje między natywizmem a rasizmem. Bioprawoznawstwo podejmuje<br />
natomiast, w świetle ustaleń genetycznych dyskutowane wciąż problemy<br />
odpowiedzialności, winy, kary, sprawiedliwości i uprawnień, zwłaszcza osób<br />
uznawanych w społeczeństwach za kryminalistów, zboczeńców, upośledzonych<br />
umysłowo i chorych psychicznie. Niewątpliwą zdobyczą jest fakt, że genetycy<br />
dysponując umiejętnością określania cech przyszłego dziecka, już w okresie płodowym<br />
są w stanie ostrzegać przed ewentualnymi dramatami rodzinnymi i społecznymi.<br />
Praktyczne wykorzystywanie wiedzy genetycznej, w formie tzw. doradztwa<br />
genetycznego, jest otoczone w niektórych krajach różnymi obwarowaniami etyczno-prawnymi.<br />
Mianowicie - kształtuje się zasada, że doradztwo takie nigdy nie<br />
powinno przybierać charakteru dyrektywnego dla pacjenta, chyba że jego choroba<br />
miałaby mieć poważne konsekwencje ujemne dla szerszych grup społecznych.<br />
Przeważa opinia, że lekarz winien mówić pacjentowi całą prawdę o stanie<br />
jego genów.
M A S O Y I A N A<br />
Renata Marciniak <strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
GWARA WSI MASTKI W ŚWIETLE DAWNIEJSZYCH<br />
I AKTUALNYCH BADAŃ (WYBRANE PROBLEMY)<br />
Przekonanie, że dialekty polskie powoli zanikają i trudno znaleźć wieś, w<br />
której mieszkańcy mówiliby gwarą bez żadnych naleciałości literackich na pozór<br />
wydaje się słuszne. Często bowiem na wsi słyszy się już nie czystą gwarę,<br />
lecz z elementami normy polszczyzny literackiej. Wpływ na taki stan ma wiele<br />
czynników, np. kontakt mieszkańców wsi z osobami posługującymi się językiem<br />
literackim, stopień oddalenia wsi od miasta, typ badanej wsi, struktura wykształcenia<br />
ludności wiejskiej, wreszcie dostęp do środków masowego przekazu.<br />
Badania dialektologiczne pokazują, że część cech gwarowych zanika pod<br />
wpływem procesów integracyjnych z polszczyzną literacką, a część zachowuje<br />
się, bądź ulega ewolucji. Założeniem artykułu jest pokazanie stanu zachowania<br />
gwary we wsi Mastki, która jest położona na północ od Łowicza, w odległości<br />
12 km. Wynikiem eksploracji przeprowadzonej przeze mnie w tej wsi w 1996 r.<br />
jest materiał, zebrany na podstawie Kwestionariusza-notatnika Atlasu gwar polskich<br />
opracowanego przez prof. K. Dejnę. Podstawę porównania dzisiejszego<br />
stanu gwar ze stanem dawniejszym stanowi materiał zebrany na początku lat<br />
dwudziestych XX w. przez Halinę Swiderską, pochodzący od informatorów urodzonych<br />
w pierwszej połowie XIX w., a zamieszczony w pracy pt. Dialekt Księstwa<br />
ŁowickiegoFormy starsze, egzemplifikujące stan gwary sprzed 70 lat, były<br />
gromadzone przez H. Swiderską inną metodą, dlatego też stan zachowania gwary<br />
śledzę nie tylko na tych samych przykładach, ale również i na innych obrazujących<br />
ten sam typ zjawiska. Ze względu na fakt, iż nie dysponuję wieloma starszymi<br />
przykładami zanotowanymi w Mastkach, podaję wyrazy pochodzące również<br />
ze wsi sąsiednich, należących do tej samej parafii, co eksplorowana wieś.<br />
Takie postępowanie motywuję tym, że - jak wykazują badania - w obrębie parafii<br />
mamy do czynienia z takimi samymi zjawiskami fonetycznymi i morfologicznymi.<br />
W artykule przyjęłam metodę egzemplifikowania danego typu zagad-<br />
1 H. Świderska, Dialekt Księstwa Łowickiego, „Prace Filologiczne", t. XIV, 1929, s. 257-413.
148 Renata Marciniak<br />
nienia najpierw dawniejszym materiałem, a następnie materiałem aktualnym.<br />
W dzisiejszych gwarach zjawisko przejścia nagłosowego ra - > re- obejmuje<br />
swym zasięgiem wiele gwar i jest reprezentowane tylko przez nieliczne przykłady.<br />
W Mastkach widać to w wyrazach redlo, re^ić poświadczonych przez Swiderską<br />
i zanotowanych dziś reduo, re^ić, redlić.<br />
Istotną kwestią dla systemu wokalnego są kontynuanty staropolskich samogłosek<br />
d, ó, ě.<br />
Po zaniku iloczasu samogłoska a uległa skróceniu i zwęziła jednocześnie<br />
swą artykulację. Powstałe w ten sposób ścieśnione á było różnie realizowane w<br />
gwarach. W gwarze łowickiej a>o i, jak zauważa Swiderska, „niczym nie różniące<br />
się od zwykłego o\ por.: kopa, kros krośi, kfot, proco, ptoki, poski, śfyńok,<br />
r lJ obok, biiok, jerzok, cłapok, xl opok, śńodańe. Moje zapisy potwierdzają te spostrzeżenia:<br />
cfor ty, cfortek, voga, trova, źorko, corny, gornysek, copka, scof stof<br />
my nos, kovol, biiok, jerzok, ptok.<br />
Jako kontynuant staropolskiego o pozostaje u, np. bur, mui, sul (Swiderska).<br />
Dziś artykulacja kontynuatnu 6 w gwarze wsi Mastki nie uległa zmianie. Zanotowałam<br />
więc następujące przykłady: gura, vus, pruk, ll ugur, mis, sul, mul, bur.<br />
Swiderska zaobserwowała przejście 6 > u przed r, l, np. motur, derextur, dulor,<br />
sulńicka, tumpul. Moje zapisy potwierdzają poczynione przez nią spostrzeżenia,<br />
por.: kacur, derextur, doxtur, klaśtur, tompul, pulicki.<br />
Przejście ogólnopolskich óN\ óNw badanym dialekcie w uNpoświadczone<br />
w starszych materiałach (por.: yunor lJ ovy, iabłuń, kuń, kuńec, lJ ogun, pumalu,<br />
sluma, słuńina, zogun, v un, lJ una) zachowało się i dziś, por.: yvuno, struna, kunom,<br />
zogun, bruna, lJ ogun, vruna, duńica, kumora, kumin.<br />
Kontynuant staropolskiego ě w postaci ě ścieśnionego może być w gwarach<br />
różnie realizowany. K. Dej na 2 pisze o konsekwentnym rozszerzeniu artykulacji<br />
é pochylonego we wszystkich pozycjach w byłym powiecie łowickim. A. Strokowska<br />
3 uważa zaś, że gwary łowickie objęte są dziś ekspansją centralnopolskiego<br />
przejścia ě > 7, y szerzącego się tu z gwar łęczyckich. Brak ě ścieśnionego<br />
stanowi ważną cechę gwary łowickiej, gdyż wyróżniają od gwar sąsiednich,<br />
które zachowują ě różnie realizowane. Swiderska notuje następujące przykłady<br />
form z e, którymi posługuje się ogół: beda, desc, jefka, gžex, xlef xlep, kobeta,<br />
ser, śńek, śni ex, śfeca, žeka. Stan aktualny jest w tym przypadku zgodny z wymową<br />
zarejestrowaną w pierwszej połowie XX w., por.: žeka, bžek, pogžep, mleko,<br />
mlec, xlef bedok, beda, pec, że^o, xríiel, iez, śńek.<br />
Pod wpływem sąsiedztwa spółotwartych płynnych kontynuanty staropolskiego<br />
jy mogły ulegać pewnym zmianom. Procesy te, polegające głównie na rozszerzeniu<br />
artykulacyjnym, nie zawsze dokonywały się konsekwentnie. Jak po-<br />
2 K. Dejna, Dialekty polskie, Wrocław-Warszawa-Kraków 1993, s. 177.<br />
3 A. Strokowska, Pogranicze językowe wielkopolsko-mazowieckie, Łódź 1978, s. 75.
Gwara wsi Mastki w świetle dawniejszych i aktualnych badań 149<br />
daje autor Dialektów polskich: „jeśli y oraz płynne ł, / znajdują się w obrębie<br />
jednej i tej samej sylaby, oddziaływanie spółotwartej bocznej na zmianę artykulacji<br />
tautosylabicznego y jest znacznie silniejsze" 4 . Prowadzi to do ustalenia się<br />
form z wyraźnie rozszerzonym;; (y > e). Samogłoskay z rozszerzoną artykulacją<br />
przed spółotwartymi płynnymi występuje, według prof. K. Dejny, również w Łowickiem.<br />
Potwierdzałby to materiał zebrany przez Swiderską, por.: bele iak,<br />
motel, melić śe, kobeła, teł, jak i przeze mnie, por.: teuek, beu, kobeua, motel,<br />
motele.<br />
Podobnie jest z samogłoską z w pozycji przed spółotwartymi /, która ulega<br />
rozszerzeniu artykulacyjnemu do e. Rezultaty tego zjawiska dość konsekwentnie<br />
zachowanego rejestruje K. Dejna 5 w Łowickiem (obok Kieleckiego i Opoczyńskiego).<br />
Materiał zebrany przez Swiderską poświadcza przejście i w e, np.:<br />
fameliio, leliio, śpelka, śelńe, vyvelga, mełość, mefy, ie/a. Moje zapisy również<br />
potwierdzają rozszerzenie i do e: nośeu, beu, śelny, śeija, leliio, śfećauo, peua,<br />
zmeuui śe, vyvelga, fameliio. Obok przykładów z rozszerzonym / spotykamy też<br />
takie, w których zjawisko to nie występuje, por.: v///t, vilgoć (Swiderska), kfila,<br />
vilk.<br />
Jeśli chodzi o płynną spółgłoskę /, to Swiderska w Mastkach rejestruje u najstarszych<br />
informatorów wymowę z silnym zwarciem przedniojęzykowo-zębowo-dziąsłowym,<br />
por.: cłapok, fołda, iałovo, zośćełka. W wymowie młodszego<br />
pokolenia przeważa u. Dzisiaj w wymowie najstarszych mieszkańców Mastek<br />
można usłyszeć u niezgłoskotwórcze, por.: kouo, uańcux, puuk, vouamy, stśaua,<br />
reduo, vuucyć, vauek.<br />
Badana wieś leży na terenie gwar mazurzących, co wynika z zapisów wymowy<br />
pokolenia żyjącego na przełomie XIX i XX w., por.: kosula, masyna, copka,<br />
kasel, skoła, oraz z zapisu wymowy informatorów dzisiejszych: por.: syć, kosula,<br />
ptosek, gruska, na blase, scebel, scyka, scećina, msa, scur, ńespoiy, scofi zyto,<br />
drożne, zńiva, zyńaty, becy, copka, cosnek, becka, couo.<br />
Zastępowanie x przez k mogło być w grupach spółgłoskowych spowodowane<br />
bądź to słabą artykulacją szczelinowej tylnojęzykowej w wygłosie, bądź dysymilacją<br />
w grupie dwu szczelinowych, por.: kśon, ksest, kfila (Świderska). Stan<br />
aktualny jest w tym przypadku zgodny z wymową zarejestrowaną w latach dwudziestych.<br />
Dziś usłyszymy więc: kśon, ksćiny, kseśńak, kśąko, z vesku, kfila. W<br />
obrębie grup spółgłoskowych dochodziło też i dochodzi do asymilacji, w wyniku<br />
której tylnojęzykowe k zastępowane jest przez tylnojęzykowe x, np.: doxtur,<br />
xto, xłopot, xłamać (xuopot, xuamać).<br />
Dopełniaczowa końcówka -a była charakterystyczna dla rzeczowników o temacie<br />
zakończonym na *-o, *-jo. Przypuszcza się, że już w języku prasłowiań-<br />
4 K. Dejna, op. cit., s. 153.<br />
5 Ibidem, s. 156.
150 Renata Marciniak<br />
skim końcówka dopełniacza wtargnęła do odmiany rzeczowników o wyżej<br />
wymienionych tematach. Jak czytamy w Gramatyce historycznej języka polskiego<br />
6 w XVI w. wiele rzeczowników dawnych tematów na *-o przybierało właściwą<br />
sobie starą końcówkę -a, czy przejętą z tematów na *-u końcówkę -u, np.:<br />
ogroda //ogrodu, dwora/Zdworu, lasa//lasu itp. Chociaż obecnie w języku literackim<br />
zakres użycia końcówki -a w dopełniaczu zmniejszył się, to w gwarach<br />
końcówka ta ma zasięg nieco szerszy. I tak Swiderska zanotowała: do dvora, bes<br />
stroia, voza ale z boru, sadu, z v esku. Dziś usłyszymy w Mastkach: do voza, z buka,<br />
z dymba, do bora, z bžega ale do lasu. Formy te zgodne są ze stanem historycznym.<br />
W dialektach polskich zasada występowania -ov- po twardych i - 'ew- po<br />
miękkich przestała obowiązywać, gdy na skutek przegłosu staropolskiego *e > 'o.<br />
Od tej pory dwojakie postaci sufiksów -ovi- // - 'e vi- są zbędne i rozpoczyna się<br />
w gwarach upowszechnienie tylko jednej z form. Pisze o tym W. Kuraszkiewicz 7 ,<br />
który fakt wytworzenia się w Polsce centralnej form typu kotevi wiąże ze zderzeniem<br />
małopolskiego -ovi- po tematach miękkich z ekspansją Mazowsza z dłużej<br />
utrzymaną obocznością 'evllov. Do interesujących wniosków dochodzi A. Strokowska<br />
8 . Mianowicie w badanych przez nią punktach łowickich celownik liczby<br />
pojedynczej ma końcówkę -evi występującą zarówno po twardych, jak i po<br />
miękkich lub końcówkę -eii. Według Strokowskiej asynchroniczna wymowa wargowych<br />
miękkich w gwarach łowickich jest „zjawiskiem nowym, szerzącym się<br />
współcześnie głównie w wymowie średniego i młodszego pokolenia". Tymczasem<br />
analiza przykładów celownika na terytorium byłego Księstwa Łowickiego<br />
wykazuje, że ogólnopolskiej końcówce -ovi mogą odpowiadać różne końcówki,<br />
związane z miejscem zamieszkania informatorów, a nie z ich wiekiem. Już<br />
H. Swiderska w czasie badań dialektologicznych dostrzegła, że końcówki celownika<br />
układają się gminami lub parafiami, np.: parafia złakowska: synoii, psoii,<br />
kooi, vuioii, kovoloii, mynožoii, tatuśoii; parajia kocierzewska: vuioiu, psyiaćeloiu,<br />
xlapoiu, zło^eioiu, clovekoiu itp. Taki stan zachował się do dziś. I tak we<br />
wsiach parafii złakowskiej, a więc i w Mastkach usłyszymy końcówkę -ozi, która<br />
jest rezultatem asynchronicznej realizacji wargowej i jej redukcji (ovi > -ovii<br />
> -oii), np.: kuńoii, gospodožoii, synoii, xuopokoii, vuioii, źińćoii. Dla porównania<br />
w parafii kocierzewskiej końcówka -oiu powstała z kontaminacji -ovi $ -u, a<br />
następnie w rezultacie asynchronicznej realizacji i redukcji wargowej (-oiu < -ovu<br />
< oviu), por.: Staśkoiu, kotoiu, vuioiu, psoiu. Występująca w parafii łowickiej<br />
6<br />
Z. Klemensiewicz, T. Lehr-Spławiński, S.Urbańczyk, Gramatyka historyczna języka polskiego,<br />
Warszawa 1981, s. 267.<br />
7<br />
W. Kuraszkiewicz, Oboczność - 'ev-//-ov- w dawnej polszczyźnie i w dzisiejszych gwarach,<br />
Wrocław 1951, s. 10.<br />
8 A. Strokowska, op. cit., s. 207.
Gwara wsi Mastki w świetle dawniejszych i aktualnych badań 151<br />
końcówka -evi jest hiperyzmem i powstała prawdopodobnie pod wpływem zderzenia<br />
małopolskiego -ovi z ekspansją Mazowsza z dłużej utrzymaną obocznością<br />
'ev//ov, por.: robotńikevi, 3adevi, kuńevi.<br />
W narzędniku liczby mnogiej rzeczowników zwycięża końcówka -amy.<br />
Została ona uformowana pod wpływem mazowieckiego rozłożenia miękkiej<br />
wargowej rh na dwufonemowe grupy, które następnie uległy redukcji -ami > -amii<br />
> -amy 9 . Stąd też w Mastkach zapisałam: vouamy, krovamy, śańamy, ryncamy,<br />
cepamy. Do podobnych wniosków doszła H. Swiderska około 70 lat temu, zbierając<br />
materiał do rozprawy doktorskiej. Niestety nie podaje ona przykładów z interesującego<br />
nas terenu.<br />
Na uwagę zasługują formy liczby mnogiej rzeczownika rok. Mianowicie<br />
informatorzy Świderskiej nie używają form supletywnych rok-lata, lecz w liczbie<br />
mnogiej zastępują je postaciami r v oki, r u okuf. Wiąże się to, prawdopodobnie,<br />
z wyrównaniem tematu fleksyjnego do postaci mianownika liczby pojedynczej.<br />
Dzisiejsi informatorzy używają form lata, lot. Trudno jest określić, w jakim<br />
czasie dokonała się owa zmiana, gdyż od czasu wydania pracy Dialekt<br />
Księstwa Łowickiego stanu gwary na tym obszarze nie badano.<br />
W rezultacie zaniku kategorii liczby podwójnej, wygasłej w języku ogólnopolskim<br />
pod koniec XVI w., dokonało się wiele zmian i zróżnicowań dialektalnych<br />
końcówki form pierwszej osoby liczby pojedynczej czasu teraźniejszego.<br />
Żywotność fonn dualnych trwała w gwarach dłużej, o czym świadczy choćby<br />
fakt istnienia form z -va na oznaczenie czynności dwu osób w odróżnieniu od<br />
form pluralnych zakończonych -my. Gdy zaczęła zanikać zdolność pełnienia przez<br />
końcówki -va, -my odrębnych funkcji językowych musiało dojść do wyparcia<br />
jednej z końcówek, a upowszechnienia się drugiej. W gwarze łowickiej proces<br />
redukowania jednej z końcówek dokonał się poprzez usunięcie końcówki -my i<br />
zastąpienie jej przez dawne dualne zakończenie -va. Zakończenie to orzekało o<br />
czynnościach dwu lub więcej wykonawców. Końcówka -my nie została jednak<br />
wyparta do końca, gdyż jak podaje Świderska jej informatorzy zamieszkujący<br />
wsie parafii złakowskiej obok form z dawną końcówką dualną używali form:<br />
śpevómy, zberómy, davómy, bavivómy, cytyvómy. Dzisiaj w badanej wsi funkcjonują<br />
równocześnie dwa zakończenia form pierwszej osoby liczby mnogiej czasu<br />
teraźniejszego bez względu na to ile osób wykonuje daną czynność. I tak obok<br />
form: i^eva, beżeva, xojiva, robiva, tsymova funkcjonują: i^irny, bezy my; xojimy,<br />
robimy, tsymomy. Końcówka -my pojawia się najprawdopodobniej pod wpływem<br />
języka literackiego, z którym to moi informatorzy zetknęli się w szkole oraz stykają<br />
się do dziś, choćby poprzez środki masowego przekazu.<br />
Podobnie jak w pierwszej osobie liczby mnogiej czasu teraźniejszego rozwijała<br />
się w gwarach końcówka pierwszej osoby liczby mnogiej trybu rozkazu-<br />
9 K. Dejna, op. cit., s. 123.
152 Renata Marciniak<br />
jącego. Po zaniku kategorii dualu końcówki -va9 -my przestały być używane do<br />
tworzenia właściwych sobie form (-va dla dwu osób, -my dla większej liczby<br />
wykonawców czynności). W tej sytuacji mogło dojść w gwarach do zaniku jednej<br />
końcówki i przejęcia jej funkcji przez drugą. Tak właśnie się stało we wsi<br />
Mastki, gdzie w pierwszej osobie liczby mnogiej trybu rozkazującego upowszechniło<br />
się dawne dualne zakończenie -va, tworzące formy typu: xojva, napizva,<br />
ňezva, zavezva, używane zarówno w znaczeniu „ja i ty", jak i w znaczeniu „ja<br />
i wy". W pracy Dialekt Księstwa Łowickiego brak jest w trybie rozkazującym<br />
form dualnych w funkcji pierwszej osoby liczby mnogiej.<br />
Przeniesienie nazw istot niedorosłych o tematach nijakich rozszerzonych<br />
przyrostkami -ęć-, -ęt- do kategorii rzeczowników męskich z przyrostkiem -ak<br />
było bardzo produktywne na Mazowszu. Zjawisko zastępowania -ę przez -ak<br />
dostrzega w swoich badaniach H. Swiderska, wskazując na „brak, a właściwie<br />
rzadkość użycia przyrostka -ę dla istot niedorosłych" 10 . Jedynymi formami z tymże<br />
sufiksem są cele, źrebe tylko dla oznaczenia bardzo małych stworzeń i forma<br />
cele w wołaczu (przy pasieniu bydła). Z zebranego przeze mnie materiału wynika,<br />
że sufiks -ak wyparł formy na -ę w funkcji oznaczania bardzo małych istot,<br />
por. źrebok - młody osobnik konia tuż po urodzeniu się; źrebok - podrosłe źrebię<br />
płci męskiej, ponadroczne. Podobnie jest z wyrazami: ćelok, prośok, kurcok<br />
czy kacok.<br />
Jeśli chodzi o sufiksy przymiotnikowe, to nie wiadomo, jakimi czynnikami<br />
była wywołana oboczność postaci -at-H-ast-, -it-H-ist-. Badania dialektologiczne<br />
wskazują na fakt, że oboczność ta z czasem ulega uporządkowaniu przez upowszechnienie<br />
się jednej postaci lub poprzez ograniczenie jej występowania tylko<br />
w pewnych wyrazach. Analiza mapek zamieszczonych w pracy I. Winki er-<br />
Leszczyńskiej 11 , dotyczących sufiksów -aty, -asty wykazuje, że w okolicach<br />
Łowicza funkcjonują przymiotniki z dominującym przyrostkiem -asty (por. mapa<br />
5, 6 w pracy I. Winkler-Leszczyńskiej): graniasty; kraciasty, łaciasty. A. Strokowska<br />
12 również zauważa, że formant -asty ma większą produktywność, przy<br />
czym formacje na -aty są mniej spotykane w Łowickiem. We wsi Mastki dominują<br />
obecnie oba sufiksy, por.: liśćaty, kolcaty, drabińasty, grańasta, paśasty,<br />
glińasta. W przypadku przyrostka -ity/l-isty czytamy, iż w okolicach Łowicza<br />
„przeważnie lub wyłącznie zapanowała postać sufiksu -ity" n . Porównanie map<br />
1, 2, 3 z pracy I. Winkler-Leszczyńskiej 14 , przedstawiających rozmieszczenie<br />
sufiksów -ity, -isty na przykładzie przymiotników: wodnisty, piaszczysty, rzęsisty,<br />
10 H. Świderska, op. cit., s. 311 (55).<br />
11 I. Winkler-Leszczyńska, Sufiksy przymiotnikowe -ity, -isty, -aty, -asty w języku polskim na<br />
tle ogólnosłowiańskim, Wrocław-Warszawa-Kraków 1964.<br />
12 A. Strokowska, op. cit., s. 225.<br />
13 K. Dejna, op. cit., s. 201.<br />
14 Zob. I. Winkler-Leszczyńska, op. cit.
Gwara wsi Mastki w świetle dawniejszych i aktualnych badań 153<br />
kamienisty, mączysty, barzysty, barczysty pozwala na stwierdzenie, iż na badanym<br />
przeze mnie terenie powinny występować formy z przyrostkiem -ity, czyli<br />
wodnity, piaszczyty, rzęsity. Jednak mój materiał dowodzi, że we wsi Mastki jest<br />
zachowany przyrostek -isty, por.: mulisty, poscysty, barcysty; vodńisty obok vodńity.<br />
Materiał zgromadzony w latach dwudziestych naszego stulecia pozwolił wysnuć<br />
wnioski, iż bardziej produktywne w owym czasie były sufiksy -aty, -ity. Funkcjonująca<br />
dziś końcówka -isty została przejęta najprawdopodobniej z Mazowsza.<br />
Usuwanie sufiksów -ovać, -yvać było poświadczone już w zabytkach staropolskich.<br />
Proces ten dotyczy głównie dwu czasowników, tj. kupować i zajmować<br />
oraz związanych z nimi formacji prefiksalnych. A. Strokowska 15 analizując<br />
to zagadnienie wysuwa wniosek, iż forma kupać jest wyraźnie unikana i na obszarze<br />
łowicko-łęczyckim występuje wyłącznie u ludzi starych. Tymczasem moi<br />
informatorzy, podobnie jak i ci, żyjący na przełomie XIX i XX w. (por.: zaimać,<br />
wyimać, kupać), używają form iteratiwów bez -ov-\ kupać, zaimać, vyimać, zdymać.<br />
Przedrostkowe formacje czasownika idę w czasie przyszłym (wyjdę, dojdę,<br />
zajdę, przejdę, zejdę) zachowują etymologiczne -jd- (< -id- po samogłosce) jedynie<br />
w dialekcie mazowieckim i wschodniej części małopolskiego, jak podaje<br />
K. Dejna 16 , nie licząc odosobnionych punktów. Formy z rozszerzonym rdzeniem<br />
-id- o spółgłoskę kończącą przedrostki *-shn, *-vbn podaje H. Swiderska, por.:<br />
veńde, pśeńde. Podobnie i dziś rozszerzony o część przedrostka (tzn. -n-) rdzeń<br />
-ń(i)d- jest podstawą do tworzenia takich form prefiksalnych, jak usłyszane: vyńć,<br />
dońde, znanie, pseńde.<br />
Wydawać by się mogło, że we wsi Mastki położonej w pobliżu miasta, zamieszkiwanej<br />
m.in. przez ludność chłoporobotniczą wsi, z której około 90% młodzieży<br />
kształci się w szkołach średnich i wyższych, gdzie jest dostęp do środków<br />
masowego przekazu, system wokaliczny, konsonantyczny oraz słowotwórczy<br />
i fleksyjny badanej gwary powinien być stosunkowo bliski systemowi języka<br />
literackiego.<br />
Wyzyskanie danych różniących się chronologicznie, tj. pochodzących od<br />
infomatorów urodzonych w pierwszej połowie XIX w. i ekscerpowanych aktualnie<br />
od informatorów urodzonych na początku naszego wieku pozwala na uchwycenie<br />
stanu zachowania gwaiy, procesów i tendencji rozwojowych oraz zjawisk<br />
integracyjnych, w wyniku których elementy gwary są zastępowane elementami<br />
polszczyzny literackiej.<br />
Zdecydowanie najkonsekwentniej w gwarze wsi Mastki zachowuje się wiele<br />
cech, takich jak: przejście nagłosowego ra- w re-, staropolskie a utożsamione<br />
z o, staropolskie o utożsamione z u, brak e ścieśnionego, rozszerzenie artykula-<br />
15 A. Strokowska, op. cit., s. 227.<br />
16 K. Dejna, op. cit., s. 222.
154 Renata Marciniak<br />
cyjne y, i do e w pozycji przed spółotwartymi, mazurzenie, zastępowanie x przez<br />
kw grupach spółgłoskowych, dopełniaczowa końcówka -a, końcówka -oii (< o vi)<br />
w celowniku liczby pojedynczej, końcówka -amy w narzędniku liczby mnogiej,<br />
przyrostek -ak na oznaczanie również istot niedorosłych, brak sufiksów -ovać,<br />
-yvać w iteratiwach, rdzeń -ń(i)d- w przedrostkowych formacjach czasownika<br />
idę w czasie przyszłym.<br />
Rezultatem ewolucji jest niewątpliwie osłabienie zwarcia języka z zębami<br />
przy artykulacji ł i przejście przedniojęzykowo-zębowego ł w niezgłoskotwórcze<br />
u.<br />
Do rezultatów interferencji z polszczyzną literacką należy zaliczyć pojawienie<br />
się form supletywnych rok-lata, upowszechnienie się w pierwszej osobie liczby<br />
mnogiej czasu teraźniejszego końcówki -my obok -va.<br />
Za rezultat interferencji gwar okolicznych można uważać występowanie<br />
sufiksu przymiotnikowego -isty obok -ity.
MATERIAŁY I DOKUMENTY<br />
<strong>Mazowieckie</strong> <strong>Studia</strong> <strong>Humanistyczne</strong><br />
<strong>Nr</strong> 2, <strong>1997</strong><br />
RELACJA STANISŁAWA ŁOHYNOWICZA* O POBYCIE<br />
W SOWIECKICH OBOZACH KONCENTRACYJNYCH<br />
DLA POLSKICH JEŃCÓW WOJSKOWYCH W LATACH 1939-1941<br />
Objaśnienie<br />
Relację niniejszą, spisaną przeze mnie w latach 1981-1982, traktuję jako cenny<br />
przyczynek do dziejów martyrologii polskiej pod okupacją sowiecką w latach 1939-1941.<br />
Przypomina ona okoliczności i miejsca niewoli żołnierzy i podoficerów Wojska Polskiego<br />
słabo dotąd znane, a być może także i te, które do tej pory nie były znane zupełnie.<br />
Jeśli się orientuję, sprawy, o których opowiada na podstawie przeżyć własnych autor relacji,<br />
nie zostały ujęte w żadnym opracowaniu monograficznym lat ostatnich. Może więc<br />
teraz posłużą badaczom tragicznych losów polskich ziem wschodnich.<br />
Autora relacji, łączyło ze mną dalekie powinowactwo. Tekst tych krótkich wspomnień<br />
spisany w sierpniu 1981 r., został przez niego autoryzowany w sierpniu 1982 r.<br />
W tym samym roku egzemplarze relacji złożyłem w zbiorach rękopisów Biblioteki Narodowej,<br />
Biblioteki Jagiellońskiej, Archiwum na Jasnej Górze oraz w Instytucie Historii<br />
PAN. Nic więcej nie mogłem wtedy zrobić. Teraz pragnę przedstawić jej treść szerszemu<br />
gronu czytelników. Udało się bowiem ocalić od zapomnienia jeszcze jedną cząstkę<br />
nieszczęsnych dziejów najnowszych Polski.<br />
* * *<br />
Tadeusz M. Trajdos<br />
W 1939 r. zmobilizowany do Wojska Polskiego w stopniu kaprala - dowód-<br />
ca drużyny w 1 batalionie 1 Pułku Piechoty Legionów (ppleg.) z przeznacze-<br />
niem do obrony Wilna.<br />
1 września 1939 r. z punktu koncentracji w Białymstoku 1 ppleg. został prze-<br />
wieziony taborem kołowym na stację Łapy, gdzie doznał strat w wyniku nalotu<br />
* Stanisław Łohynowicz, urodzony 29 lipca 1911 r., pochodził ze szlachty litewskiej powiatu<br />
oszmiańskiego, z rodziny Łohynowiczów herbu Pelikan, współdziedzic majątku rodowego<br />
Puzele w powiecie Mołodeczno, województwo wileńskie (majątek gniazdowy - alodium<br />
Łohynowiczów - Wielkie Sioło), z zawodu - leśniczy, zmarł w 1991 r.
156 Stanisław Łohynowicz<br />
Luftwaffe. 17 września 1939 r. pułk ten z rejonu Wilna został przewieziony transportem<br />
kolejowym na południe dla odsieczy Lwowa.<br />
Jednak już na Wołyniu pociąg transportowy został zatrzymany i otoczony<br />
przez oddziały czołgów Armii Czerwonej, a tory kolejowe zostały rozmontowane<br />
i wysadzone przez saperów sowieckich. Dowódca 1 batalionu 1 ppleg. mjr Grabiński<br />
otrzymał od dowództwa sowieckiego rozkaz złożenia broni i niestawiania<br />
oporu. Początkowo chciał się bronić, jednak po ujrzeniu sił sowieckich podjął<br />
decyzję kapitulacji. Po zdaniu broni i opuszczeniu pociągu nastąpiła zbiórka 1 batalionu<br />
1 ppleg., sformowano kolumnę marszową i z eskortą sowiecką nastąpiło<br />
przejście piechotą około 45 km. W czasie marszu zdołał uciec 1 oficer - por.<br />
Wacław Kuczuk. Jeńcy dotarli do miejscowości Ostrów nad Horyniem. Tu trzymano<br />
ich 3 doby. Nastąpiła selekcja - oddzielono oficerów, zaś szeregowcom<br />
i podoficerom przedstawiono ulotki podpisane przez Chruszczowa i Timoszenkę,<br />
stwierdzające, że są wolni. Wobec tego Stanisław Łohynowicz z grupą około<br />
50 kolegów wyruszył w kierunku Zdołbunowa. Tutaj rzesze Ukraińców dokonywały<br />
rzezi miejscowych Polaków, szczególnie wojskowych i policjantów. Grupa<br />
Łohynowicza próbowała ukryć się w stodole, a następnie uciec przez pola. Zostali<br />
jednak dostrzeżeni, złapani przez naprędce tworzoną milicję sowiecką, złożoną<br />
z Ukraińców i Żydów i spędzeni wraz z szeregiem innych żołnierzy polskich<br />
na główny plac Zdołbunowa, a stąd na dworzec kolejowy. Tu powiedziano<br />
im, że specjalny pociąg odwiezie ich do Wilna. Ale o zmroku eskorta NKWD<br />
zamknęła ten transport i przewiozła ich do Szepietówki. Tam w siedzibie NKWD<br />
dokonano przesłuchań wszystkich zatrzymanych wojskowych polskich. Żądano<br />
ścisłych danych osobistych, z obietnicą uwolnienia. Jeńcy polscy wiedzieli już,<br />
że trzeba podawać wyłącznie fałszywe życiorysy: „proletariackie" albo „biedniackie";<br />
podanie pochodzenia inteligenckiego, ziemiańskiego czy „burżuazyjnego"<br />
było równoznaczne z natychmiastowym wyrokiem śmierci. Ale nawet<br />
„proletariusze" (fikcyjni) nie doczekali się oczywiście uwolnienia. Wszyscy (łącznie<br />
ze Stanisławem Łohynowiczem) zostali zamknięci w pociągu i wywiezieni<br />
(podróż trwała 3 doby) do obozu Kozielszczyzna nad Dnieprem (ziemia kijowska).<br />
Zamknięto tu na terenie starego monasteru około 2 tys. funkcjonariuszy<br />
Policji Państwowej, oficerów i żołnierzy Wojska Polskiego (z różnych jednostek).<br />
Mieszkano w namiotach, oficerowie w osobnym sektorze, z osobnym prowiantem.<br />
Wielu jeńców zmarło na czerwonkę, która miała charakter epidemiczny. Po<br />
miesiącu pobytu nastąpiło nowe śledztwo NKWD (trzeba było podtrzymać pochodzenie<br />
„proletariackie"). Z tego obozu rozwożono w różne miejsca.<br />
Stanisław Łohynowicz został przewieziony do kopalni rudy żelaznej na<br />
Krzywym Rogu. Przesiedział tu cały rok (jesień 1939 - jesień 1940 r.). Jeńcy<br />
polscy mieszkali tu w osobnych barakach. W kopalni wyznaczeni cywilni górnicy<br />
sowieccy odpowiadali za pracę i zachowanie jeńców. Praca trwała 8 godzin<br />
dziennie, za „normę dzienną" dostawano 60 dkg chleba i wodnistą zupę. Nieu-
Relacja o pobycie w sowieckich obozach koncentracyjnych 157<br />
stanne były katastrofy górnicze. Pracę władze sowieckie celowo ustaliły według<br />
norm przekraczających możliwości fizyczne wygłodzonego organizmu, by wyniszczyć<br />
jeńców polskich. Uprzywilejowani byli tylko sowieccy nadzorcy - szpicle,<br />
w tej kopalni niemal wyłącznie Żydzi. Stanisław Łohynowicz początkowo<br />
pracował przy ręcznym transporcie wózków górniczych, a po ciężkiej kontuzji<br />
przy maszynie regulującej pracę wind górniczych. Życie uratował mu wybuch<br />
wojny fińsko-sowieckiej (przełom 1939/1940): miejscowi górnicy i majstrzy -<br />
Ukraińcy - zostali zmobilizowani, wobec czego został „mianowany" elektromonterem.<br />
Pozwalało to - przy zręcznym oszukiwaniu nadzoru (i przy niedbalstwie<br />
zwierzchników kopalni) - na mniej wyczerpującą pracę. O faktyczną realizację<br />
„planu" nikt oczywiście nie dbał, liczyły się tylko fikcyjne „meldunki produkcyjne"<br />
i „wyrabianie norm" na papierze. W tym czasie (początek 1940 r.) władze<br />
sowieckie zażądały od jeńców polskich przyjęcia obywatelstwa ZSRR: wszyscy<br />
z wzmiankowanej kopalni odmówili kategorycznie. Do udręk fizycznych<br />
i głodu dochodziła jeszcze nachalna i tępa indoktrynacja sowiecka. Przez zamontowane<br />
„szczekaczki" jeńcy musieli wysłuchiwać „ideologicznych" pogadanek<br />
i przemówień wodzów sowieckich.<br />
Jesienią 1940 r. Stanisław Łohynowicz wraz z grupą jeńców został przewieziony<br />
z Krzywego Rogu do nowego obozu koło Dubna na Wołyniu - do miejscowości<br />
Warkowicze. Jeńców skierowano tu do budowy szosy, czyli w praktyce<br />
do tłuczenia i wywózki kamieni. Tempo i natężenie pracy było zabójcze. Tylko<br />
dzięki sprytnemu kamuflażowi przy odrabianiu „norm" i tu udało się to tempo<br />
znacznie obniżyć. Mało tego, za „dobrą" pracę Stanisław Łohynowicz otrzymał<br />
prawo jednodniowego spotkania z żoną (która specjalnie przybyła z Wilna powiadomiona<br />
o zgodzie na wizytę). Był to podobno jedyny tego rodzaju przypadek<br />
w dziejach polskich jeńców w obozach sowieckich 1939-1941. Trzeba tu<br />
dodać, że jeńcy mieli prawo od początku 1940 r. prowadzić cenzurowaną korespondencję<br />
z rodzinami, o ile przebywały na obszarze okupacji sowieckiej.<br />
Jesienią 1940 r. Stanisław Łohynowicz został przewieziony do kolejnego<br />
obozu w Janowej Dolinie nad Horyniem, gdzie eksploatowano kamieniołomy<br />
bazaltu. Mieszkano tu w namiotach. Praca była jeszcze cięższa: złomy bazaltu<br />
ładowano na wagony kolejowe. Szefem „brygad roboczych" był inżynier cywilny,<br />
Żyd, ale anty komunista, przyjazny Polakom. Tu jeńcy przetrwali do 22 czerwca<br />
1941 r. W dniu ataku Niemiec na Sowiety obóz chciano ewakuować. Łohynowicz<br />
wraz z paroma kolegami próbował ukryć się pod deskami tworzącymi<br />
podłogi namiotów. Ale wykryto ich i dołączono do transportu, który ochraniali<br />
konwojenci - Uzbecy. Dopiero na stacji kolejowej, w czasie nalotu niemieckiego,<br />
konwojenci zbiegli, jeńcy otworzyli sami wagony i wszyscy uciekli do pobliskich<br />
lasów. Tu wygłodzeni przeczekali ucieczkę i klęską Armii Czerwonej.<br />
W końcu Łohynowicz wraz z paroma kolegami ukrył się w piwnicy domu jakiegoś<br />
Polaka, który ich karmił aż do nadejścia Niemców. Sowieci masowo podda-
158 Stanisław Łohynowicz<br />
wali się i składali broń, a żołnierze niemieccy z kolumn transportowych rozrzucali<br />
chleb przyjmowany radośnie przez miejscową ludność.<br />
W pobliskiej wsi natychmiast po wejściu Niemców Ukraińcy zorganizowali<br />
uroczyste nabożeństwo w intencji powołania wolnej Ukrainy, ale zostali rychło<br />
aresztowani przez wojskowe władze niemieckie. Natomiast dowódcy Wehrmachtu<br />
życzliwie przyjęli ujawnienie się jeńców - wojskowych polskich. Wszyscy dostawali<br />
honorowane przepustki z prawem powrotu do stron rodzinnych. Łohynowicz<br />
maszerował z Janowej Doliny do rodzinnych Puzel przez 3 tygodnie na<br />
piechotę (dziennie 50-70 km). Marsz ten Niemcy tak organizowali, że powracający<br />
miał prawo iść od świtu do zachodu słońca, a na wieczór meldować się u lokalnego<br />
sołtysa, który był zobowiązany do wskazania noclegu i dostarczenia<br />
żywności. Przepustki były pilnie przestrzegane przez Niemców. Raz tylko koło<br />
Słonimia - Łohynowicz znów otarł się o śmierć - jeden z jego kolegów, idących<br />
wspólnie, wydał się miejscowemu komendantowi niemieckiemu podobny do<br />
Żyda - wobec czego rozkazał natychmiastowe rozstrzelanie całej grupy. Uratowali<br />
ich sami żołnierze niemieccy - wartownicy, którzy po wyprowadzeniu ich<br />
na pole kazali im szybko uciekać i strzelali w powietrze (według relacji byli to<br />
Ślązacy lub Kaszubi). W sierpniu 1941 r. Łohynowicz dotarł do domu w Puzelach.<br />
Tu przetrwał resztę wojny. W 1943 r. zapisał się fikcyjnie do Organizacji<br />
Todta, by uniknąć powołania do tworzonych przez Niemców białoruskich formacji<br />
zbrojnych. Po ponownym zajęciu Wileńszczyzny przez Sowietów w 1944 r.<br />
pracował w Wilnie jako robotnik kolejowy, a potem kancelista w dyrekcji kolei,<br />
a w 1945 r. otrzymał prawo tzw. repatriacji do Polski i przyjechał przez Białystok<br />
do Torunia, wracając równocześnie do swojego zawodu leśniczego.
RECENZJE I ARTYKUŁY RECENZYJNE<br />
Antoni Przygoński, Stalin i powstanie warszawskie, Wydawnictwo „Grażyna",<br />
Warszawa 1994, str. 444.<br />
Ogromne zainteresowanie problematyką Powstania Warszawskiego w minionym<br />
półwieczu nie zaowocowało monografią, która by w sposób wyczerpujący<br />
i całkowicie wiarygodny przedstawiła genezę Powstania oraz tło polityczne<br />
i uwarunkowania militarne decyzji rozpoczęcia walk. Nie ma również w pełni<br />
wiarygodnych opracowań ukazujących stanowisko Józefa Stalina i Naczelnego<br />
Dowództwa Armii Czerwonej wobec walczącej Warszawy, aczkolwiek literatura<br />
dotycząca Powstania jest bardzo bogata, choć nierówna pod względem merytorycznym.<br />
Trzeba podkreślić, że polityczne uwikłanie tej problematyki odbiło<br />
się na wartości znacznej części opracowań. Oceny i wnioski prezentowane przez<br />
autorów wielu opracowań wydanych w kraju i na obczyźnie różnią się w wielu<br />
aspektach, a nawet niejednokrotnie są sprzeczne.<br />
Tragedia powstańczej Warszawy stała się nie tyle tematem rzetelnych badań<br />
historycznych, ile przedmiotem ostrej walki politycznej. Punktem wyjścia<br />
był zarzut skierowany pod adresem Związku Sowieckiego, że ponosi on winę za<br />
klęskę Powstania i zburzenie miasta. W Komendzie Głównej A miii Krajowej już<br />
podczas Powstania sformułowano tezę, że dowództwo Armii Czerwonej w momencie<br />
wybuchu walki w Warszawie celowo zatrzymało swoje wojska na przedpolach<br />
walczącego miasta, pozostawiając go na pastwę wojsk niemieckich. Tezę<br />
tę upowszechniali po wojnie historycy emigracyjni. Wielu historyków PRL lansowało<br />
zaś pogląd o niemożności udzielenia pomocy powstańczej Warszawie<br />
przez wojska Armii Czerwonej 1 . Trzeba pamiętać, że w społeczeństwie polskim<br />
panowało przekonanie o celowym zatrzymaniu wojsk sowieckich pod Warszawą.<br />
Poważnym mankamentem dotychczasowej literatury jest fakt, że powstała<br />
ona na podstawie dość jednostronnej bazy źródłowej. Znikoma liczba dokumen-<br />
1 Do historyków najbardziej zaangażowanych w udowadnianie niemożności zajęcia Warszawy<br />
przez Armię Czerwoną w sierpniu i wrześniu 1944 r. należał Jerzy Kirchmayer {Powstanie<br />
Warszawskie, wyd. IX, Warszawa 1984), a także Włodzimierz Wołoszyn (Na warszawskim<br />
kierunku operacyjnym. Działania 1 Frontu Białoruskiego i 1 Armii WP. 18 VII-23 IX<br />
1944, Warszawa 1964). Z ogromnym zaangażowaniem bronił Armii Czerwonej przed zarzutem<br />
o rozmyślnie nieudzielenie pomocy powstańcom Tadeusz Sawicki (Front wschodni<br />
a powstanie warszawskie, Warszawa 1989). Oskarżył on nawet kierownictwo polityczne<br />
i wojskowe Armii Krajowej, że nie podjęła nawet spóźnionych zabiegów „O nawiązanie<br />
współdziałania z Armią Czerwoną", co jest oczywistym kłamstwem. Kilka lat później T. Sawicki<br />
sam zdezawuował swoją książkę (por. Wyrok na miasto, Warszawa 1993).
160 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
tów sowieckich nie stanowiła żadnej przeciwwagi dla dominującej masy dokumentacji<br />
polskiej oraz niemieckiej. Wynikała stąd nieprzejrzystość działań strony<br />
sowieckiej, niemożność zgłębienia intencji i zamiarów Stalina. Zresztą polityka<br />
sowiecka i stanowisko Stalina wobec Powstania Warszawskiego nie były<br />
dotychczas przedmiotem rzetelnych badań. W ostatnich latach nakładem różnych<br />
oficyn wydawniczych ukazało się wiele prac, z których dwie są poświęcone wyżej<br />
wspomnianym problemom 2 .<br />
Jedna z nich to publikacja pt. Stalin i powstanie warszawskie. Jej autor, Antoni<br />
Przygoński, napisał kilka książek i wiele artykułów o Powstaniu Warszawskim<br />
3 , ale stanowisko Stalina wobec tego wydarzenia nie było dotychczas<br />
przedmiotem jego badań. Omawiana praca jest nietypowa w historiografii polskiej,<br />
stanowi bowiem połączenie opracowania autorskiego z zestawem wybranych<br />
dokumentów i relacji.<br />
Samo opracowanie autorskie liczy 86 stron i dzieli się na czternaście bardzo<br />
krótkich podrozdziałów, liczących zaledwie po kilka stron. Przedstawiają one<br />
kolejno plany Stalina wobec Polski i Warszawy wiosną i latem 1944 r., położenie<br />
wojsk sowieckich na ziemiach polskich w lipcu 1944 r., decyzję dowództwa<br />
Armii Krajowej o podjęciu walki w Warszawie i wreszcie stanowisko Stalina<br />
wobec Powstania Warszawskiego. Jako oddzielny problem Przygoński potraktował<br />
stosunek Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego do Powstania. Choć<br />
problematyka ta wykracza nieco poza zakres tematyczny recenzowanej książki,<br />
niemniej jednak stanowa interesujący przyczynek do ukazania stanowiska Stalina<br />
wobec Polski w drugiej połowie 1944 r. W ostatnich dwóch fragmentach<br />
swojego opracowania Przygoński wyodrębnił pięć faz w odnoszeniu się Stalina<br />
do Powstania. Podział ten wydaje się przeczyć zdaniu autora, że stosunek Stalina<br />
do Powstania Warszawskiego „od samego początku był zdecydowanie wrogi<br />
i pozostał taki do końca" (s. 80).<br />
Wątpliwości budzą też tytuły niektórych podrozdziałów opracowania. Na<br />
przykład tytuł podrozdziału szóstego Jak pomóc powstaniu w Warszawie sugeruje,<br />
że w Moskwie rozważano taką możliwość. Potwierdzenia tej sugestii autor<br />
doszukuje się w wypowiedziach Stalina oraz marszałków Gieorgija Żukowa<br />
i Konstantego Rokossowskiego, przytoczonych we wspomnieniach gen. Siergieja<br />
Sztiemienki 4 , a więc źródle z natury rzeczy bardzo subiektywnym, wymagają-<br />
2<br />
L. Dzikiewicz, Zbrodnia Stalina na Warszawie, Warszawa 1994; A. Przygoński, Stalin i powstanie<br />
warszawskie, Warszawa 1994.<br />
3<br />
Między innymi: dwutomową pracę Powstanie warszawskie w sierpniu 1944 r., Warszawa<br />
1990; Z problematyki powstania warszawskiego, Warszawa 1970. Był on też członkiem<br />
komitetów redakcyjnych edycji dokumentów: Polska Ludowa - Związek Radziecki 1944-<br />
-1974. Zbiór dokumentów, Warszawa 1974; Dokumenty i materiały do historii stosunków<br />
polsko-radzieckich, t. 9, Warszawa 1974.<br />
4<br />
G. Sztiemienko, Jeszcze raz o Sztabie Generalnym w latach wojny, Warszawa 1976.
161 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
cym szczególnego krytycyzmu. Dziwi także tytuł podrozdziału ósmego - Stalin<br />
dyskutuje o formach pomocy a Warszawa ginie w walce śmiertelnej. Przygoński<br />
nie pisze wprost, że rzekome deklaracje Stalina o pomocy Powstaniu były obliczone<br />
na szybki upadek walk w Warszawie.<br />
Bardzo powierzchownie autor przedstawił sytuację strategiczno-operacyjną<br />
wojsk 1 Frontu Białoruskiego na ziemiach polskich w lipcu 1944 r. Szkoda, że<br />
nie wykorzystał w pełni najnowszej pracy Tadeusza Sawickiego 5 , który wyczerpująco<br />
omówił położenie Armii Czerwonej latem 1944 r. oraz plany strategiczno-polityczne<br />
Stalina. Notabene oceniając sytuację strategiczną wojsk sowieckich,<br />
Przygoński często grzeszy niekonsekwencją. Niekonsekwentny jest także<br />
w ocenie słuszności momentu rozpoczęcia walk w Warszawie. Skłania się mianowicie<br />
ku tezie o przedwczesnym rozpoczęciu walk, ale podążając tokiem jego<br />
rozumowania można wyciągnąć wniosek, że każdy moment rozpoczęcia Powstania<br />
był niewłaściwy.<br />
Mocno dyskusyjny jest pogląd autora, że krajowe władze polityczne (Rada<br />
Jedności Narodowej, Delegatura Rządu) zamierzały wypowiedzieć posłuszeństwo<br />
rządowi RP, gdyby premier Stanisław Mikołajczyk osiągnął porozumienie ze<br />
Stalinem. Nie sądzę, by utworzenie Krajowej Rady Ministrów (KRM) mogło być<br />
potwierdzeniem tej tezy, albowiem KRM została utworzona właśnie z inicjatywy<br />
Mikołajczyka. W jej skład, obok delegata rządu, weszło trzech ministrów mianowanych<br />
przez premiera. Chodziło o to, by wobec braku stosunków dyplomatycznych<br />
rządu na uchodźstwie z rządem sowieckim istnienie władz podziemnych<br />
na terytorium okupowanego kraju stało się świadectwem trwania państwa<br />
polskiego. Był to więc jeden z elementów przygotowań do przejęcia władzy<br />
w Warszawie w razie wkroczenia do stolicy wojsk sowieckich.<br />
Wątpliwości budzi też teza, że polityczną istotą Powstania w Warszawie była<br />
eliminacja Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (PKWN) (s. 32). Rząd<br />
RP i jego agendy w kraju zdawały sobie sprawę, że zagrożeniem niepodległości<br />
Polski jest Związek Sowiecki, a nie grupa komunistów polskich, która utworzyła<br />
PKWN. Nie do przyjęcia jest stwierdzenie autora, że pomoc sowiecka udzielona<br />
walczącej Warszawie miała dla Mikołajczyka znaczenie podrzędne. Przygoński<br />
zapomina, że pierwszą sprawą, jaką poruszył Mikołajczyk podczas spotkania<br />
ze Stalinem 3 sierpnia było właśnie udzielenie pomocy Powstaniu.<br />
Część drugą pracy Przygońskiego stanowi zbiór dokumentów. Poprzedza go<br />
dwustronicowy tekst (s. 89-90), nie opatrzony tytułem, który jednak trudno nazwać<br />
wstępem. Autor zamieszcza w nim jedynie bardzo skąpe informacje o publikowanych<br />
dokumentach. Sądzę, że podanie tylko nazw archiwów, z których<br />
pochodzą dokumenty nigdzie dotychczas nie publikowane jest absolutnie niewystarczające.<br />
Jest konieczne podanie nazw zespołów, a nawet ich krótkie omówie-<br />
5 T. Sawicki, Wyrok na miasto (...).
162 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
nie. W dwustronicowym tekście Przygońskiego nie ma nic o przyjętych przez<br />
autora zasadach doboru dokumentów, jak też o metodzie ich opracowania.<br />
W książce liczącej 444 strony autor zamieścił (według informacji na s. 89)<br />
281 dokumentów, z tego 161 wcześniej nie publikowanych. Podzielił je na osiem<br />
grup tematycznych, a czwartą grupę dodatkowo na cztery podgrupy. Każda grupa<br />
została opatrzona krótkim wprowadzeniem, zawierającym charakterystykę<br />
publikowanych dokumentów, co częściowo zastępuje brak całościowego wstępu<br />
merytorycznego.<br />
Nasuwa się pytanie, czy jest słuszny podział monotematycznego zbioru dokumentów<br />
na części. W moim przekonaniu byłby lepszy układ chronologiczny.<br />
Przygoński opublikował 17 dokumentów (s. 178-200), które niesłusznie<br />
nazwał meldunkami sytuacyjnymi Zarządu Operacyjnego Sztabu Frontu. Są to<br />
bowiem notatki o sytuacji w rejonie Warszawy, sporządzone przez Zarząd Operacyjny<br />
Sztabu 1 Frontu Białoruskiego (FB) dla członka Rady Wojennej tegoż<br />
Frontu gen. lejt. Konstantego Tielegina. Nie podał także, z jakiego archiwum one<br />
pochodzą. Trzeba tu wyjaśnić, że w zbiorach Centralnego Archiwum Ministerstwa<br />
Obrony Federacji Rosyjskiej w Podolsku znajduje się 19 takich notatek<br />
Autor nie dotarł więc do dwóch z nich (z godz. 14.00 18 września 1944 r i godz<br />
20.00 28 września 1944 r.), a ponadto nie odnotował, że cztery został) wcześniej<br />
opublikowane przez Józefa Margulesa i Fryderyka Zbiniewicza w diugiej<br />
połowie lat sześćdziesiątych 6 . Natomiast wszystkie notatki Zarządu Operacyjnego<br />
Sztabu 1 FB zostały zamieszczone w publikacji przygotowanej przez Wojskowy<br />
Instytut Historyczny 7 .<br />
Trzeba nadmienić, że notatki o sytuacji w rejonie Warszawy były sporządzone<br />
na podstawie rosyjskiego planu miasta z podziałem na kwartały, ale bez<br />
żadnej orientacji topograficznej. Przygoński podał te tereny, które obejmowały<br />
tylko kwartały „rozszyfrowane" przez Margulesa i Zbiniewicza. Świadczy to niezbyt<br />
dobrze o autorze, który korzystał z tych publikacji, ale nie uznał za stosowne<br />
powołać się na nie.<br />
Wśród skromnej liczby dokumentów pochodzących z archiwów sowieckich<br />
Przygoński zamieścił dwa meldunki polityczne, jakie Tielegin przekazał w bezpośredniej<br />
rozmowie telefonicznej (linią w.cz.) gen. lejt. Iwanowi Szykinowi.<br />
Dodam, gdyż autor recenzowanej książki nie pisze o tym, że gen. Szykin owe<br />
meldunki przekazał już w formie pisemnej gen. płk. Aleksandrowi Szczerbako-<br />
6 Dwie notatki służbowe sztabu 1 Frontu Białoruskiego z 19 i 20 września 1944 r. opublikował<br />
Józef Margules w aneksie do swojej pracy: Boje 1 armii WP w obszarze Warszawy,<br />
Warszawa 1967, s. 470-471 i 472-473. Dwie następne z 22 i 29 września 1944 r. - zamieścił<br />
Fryderyk Zbiniewicz w artykule pt. Pomoc Armii Radzieckiej dla Polski w świetle dokumentów<br />
z lat 1944-1945, „Wojskowy Przegląd Historyczny" 1968, nr 1, s. 345-347.<br />
7 Na oczach Kremla. Tragedia walczącej Warszawy w świetle dokumentów rosyjskich, War-<br />
szawa 1994.
163 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
wowi, szefowi Głównego Zarządu Politycznego Armii Czerwonej i członkowi<br />
Politbiura sowieckiego. I dopiero od niego trafiły do Stalina.<br />
Przygoński dysponował jedynie dwoma meldunkami Tielegiiia z 15 września<br />
i 5 października 1944 r. Zresztą ten ostatni został opublikowany tylko we<br />
fragmencie, co świadczy, że autor nie dysponował pełnym dokumentem. Nadto,<br />
kiedy przygotowywał swoją książkę do druku, w archiwach krajowych znajdowało<br />
się siedem raportów Tielegina - otrzymał je w listopadzie 1992 r. ówczesny<br />
naczelny dyrektor Archiwów Państwowych prof. Marian Wojciechowski od<br />
swojego odpowiednika rosyjskiego, prof. Rudolfa G. Pichoi 8 . Prowadząc badania<br />
w Centralnym Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej w Podolsku,<br />
udało mi się dotrzeć do dalszych meldunków Tielegina: zostały one opublikowane<br />
na łamach „Wojskowego Przeglądu Historycznego" 9 .<br />
Nie przekonuje mnie stwierdzenie autora, że w dowództwie 1 Frontu Białoruskiego<br />
osobą koordynującą całokształt działań związanych z Powstaniem<br />
Warszawskim był nie dowódca Frontu marsz. Rokossowski, lecz członek Rady<br />
Wojennej Frontu gen. Tielegin (s. 201). Fakt, że ten ostatni przekazywał meldunki<br />
polityczne do Moskwy nie upoważnia do sformułowania tąkiego poglądu.<br />
Tielegin pełnił przecież faktycznie funkcję zastępcy dowódcy Frontu ds. politycznych<br />
i przekazywanie meldunków do swojego zwierzchnika, szefa Głównego<br />
Zarządu Politycznego Armii Czerwonej należało do jego obowiązków. Do<br />
Moskwy docierały nie tylko meldunki przedstawiające sytuację polityczną, ale<br />
także inne bardzo szczegółowe raporty.<br />
Jest całkowicie błędny nagłówek dokumentu nr 55 (s. 134). Nie jest to bowiem<br />
projekt planu operacji mającej na celu wyzwolenie Warszawy, lecz meldunek<br />
marszałków Żukowa i Rokossowskiego zawierający rozważania o planowaniu<br />
i zarysie operacji warszawskiej. Ponadto nie bardzo rozumięm, dlaczego<br />
dokument ten jest publikowany na podstawie wydanych przed dwudziestoma laty<br />
wspomnień gen. Sztiemienki, jakby autor nie znał ich najnowszej edycji, która<br />
zawiera także ostatni, pominięty przez Przygońskiego punkt meldunku Żukowa<br />
i Rokossowskiego: „Meldując powyższe, prosimy o zatwierdzenie naszych rozważań<br />
dotyczących kolejnych operacji zaczepnych wojsk 1 Frontu Białoruskiego<br />
i naszych kalkulacji czasu na ich przeprowadzenie" 10 . Ponadto trzeba wyja-<br />
8<br />
W ramach serii: „Z archiwów sowieckich", Instytut Studiów Politycznych PAN ogłosił<br />
kolejny zeszyt pt. Stalin a powstanie warszawskie, Warszawa 1994. Zawiera on 13 dokumentów<br />
(w języku rosyjskim i tłumaczeniu na język polski) z pliku dokumentów przekazanego<br />
stronie polskiej w listopadzie 1992 r. Tytuł tej publikacji wydaje się mylący, gdyż<br />
ani jeden z zamieszczonych tam dokumentów nie dotyczy decyzji politycznych i wojskowych<br />
podjętych przez Stalina.<br />
9<br />
Sowieckie dokumenty wojskowe dotyczące powstania warszawskiego, „Wojskowy Przegląd<br />
Historyczny" 1994, nr 3, s. 226-251.<br />
10<br />
Por. J. Margules, Dokumenty radzieckie dotyczące tzw. planu operacji warszawskiej vv sierpniu<br />
1944 /:, „Wojskowy Przegląd Historyczny" 1988, nr 2, s. 220.
164 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
śnić, że w nagłówku informacyjnym tego dokumentu sporządzonym już po<br />
wojnie figuruje dowódca 2 Frontu Białoruskiego, gen. Armii Grigorij Zacharów<br />
(„Zorin"), podczas gdy meldunek podpisał przedstawiciel Naczelnego Dowództwa<br />
Armii Czerwonej marsz. Gieorgij Żuków („Żarów"). Być może nastąpiła pomyłka?<br />
Przygoński publikuje notatkę łączniczki Armii Ludowej por. Hanny Morawskiej,<br />
złożoną w sztabie ł Armii Wojska Polskiego (s. 313), ale nie dodaje żadnego<br />
komentarza, w którym zasygnalizowałby, że przedstawia ona fałszywy obraz<br />
Powstania. Są w niej bałamutnie ocenione możliwości ofensywne sił powstańczych.<br />
Nie można wykluczyć, że informacja Morawskiej została sporządzona pod<br />
dyktando współpracowników Tielegina. Część dokumentów pochodzących ze<br />
zbiorów Wojskowego Instytutu Historycznego opatrzono błędnymi sygnaturami,<br />
części zaś w owych zbiorach po prostu nie ma.<br />
Kilka dokumentów było ogłoszonych wcześniej, czego autor nie odnotował,<br />
m.in. dokument nr 14 (Fragmenty zapisów rozmowy premiera Stanisława Mikołajczyka<br />
z Józefem Stalinem z 3 i 9 sierpnia 1944 r.) 11 .<br />
Ostatnia, trzecia część publikacji zawiera zebrane przez autora relacje czołowych<br />
postaci ośrodka lewicy komunistycznej. Nie wdając się w ocenę ich<br />
wartości poznawczej, trzeba stwierdzić, że pozostają one w luźnym związku z<br />
tematem książki i nie wnoszą doń niczego istotnego. Relacja Wandy Wasilewskiej,<br />
spisana dwadzieścia lat po Powstaniu, a zawierająca absurdalne oskarżenia<br />
i oczywiste kłamstwa na temat wydarzeń z sierpnia 1944 r., wydaje się całkowitym<br />
nieporozumieniem.<br />
Sprostowania wymagają także niektóre wypowiedzi innych osób. I tak stwierdzenia<br />
marsz. Michała Żymierskiego, że gen. Zygmunt Berling został przez<br />
marsz. Rokossowskiego odwołany ze stanowiska dowódcy 1 Armii WP za „samowolne<br />
i złe przeprowadzenie desantu 3 Dywizji WP przez Wisłę" (s. 30) i jednocześnie<br />
sugerowanie, że względy polityczne przemawiały za nieprzeprowadzeniern<br />
zmiany - są absolutnie nieprzekonujące. Z dokumentów przechowywanych<br />
w Centralnym Archiwum Ministerstwa Obrony Federacji Rosyjskiej w Podolsku<br />
wynika, że z propozycją odwołania Berlinga wystąpili do Stalina marszałkowie<br />
Żuków i Rokossowski. Dowódca 1 Armii WP został usunięty ze stanowiska<br />
na podstawie dyrektywy podpisanej przez Stalina i Antonowa (szefa Sztabu<br />
Generalnego Armii Czerwonej)' 2 .<br />
Także w relacji Władysława Gomułki znalazły się istotne nieścisłości związane<br />
właśnie z osobą gen. Berlinga. Jest przesadne nazywanie trzydniowej gło-<br />
11 Dokumenty te zostały opublikowane w: Documents on Polish-Soviet Relations 1939-1945,<br />
t. 2, 1943-1945, Londyn 1967, dok. nr 180 (s. 309-322), dok. nr 189 (s. 334-339).<br />
12 Centralne Archiwum Ministerstwa Obrony FR w Podolsku, 233, opis 2307, dieło 81. Dyrektywa<br />
Naczelnego Dowództwa nr 220231 z 30 września 1944 r. (148-3763-153, k. 66).
165 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
dówki generała w Moskwie strajkiem okupacyjnym. Berling nie prowadził głodówki<br />
w gabinecie ambasadora polskiego w Moskwie, lecz w pomieszczeniu<br />
zastępcy attache wojskowego. Ponadto Gomułka sugeruje, że władze sowieckie<br />
nie chciały zezwolić Berlingowi na powrót do kraju. Szkoda, że ówczesnego I sekretarza<br />
KC PPR całkowicie zawiodła pamięć, bo było akurat odwrotnie: to<br />
władze polskie nie chciały się zgodzić na powrót Berlinga do kraju. Dla władz<br />
sowieckich przetrzymywanie generała polskiego byłoby zapewne kłopotliwe.<br />
Ówczesny szef Sztabu Generalnego Armii Sowieckiej, gen. Antonow, podejmował<br />
interwencje na rzecz powrotu Berlinga do Polski. Nie sądzę, by tych faktów<br />
Gomułka nie znał 13 .<br />
Nie można zgodzić się ze stwierdzeniem Stefana Jędrychowskiego, że „od<br />
połowy września PKWN niemal na każdym posiedzeniu omawiał sprawy Warszawy".<br />
Lektura protokołów posiedzeń PKWN tego nie potwierdza. Brak też<br />
wzmianek o sytuacji w Warszawie w protokołach posiedzeń Biura Politycznego<br />
KC PPR z tamtego okresu 14 .<br />
Sporo do życzenia pozostawia przekład niektórych dokumentów. Na przykład<br />
powstańców, którzy przekroczyli linię frontu, nazywa się uciekinierami,<br />
osłonę samolotów bombowych przez samoloty myśliwskie - osłoną towarzyszącą,<br />
a obronę przeciwlotniczą - osłoną. Zrzuty ładunków (zasobników) na spadochronach<br />
tłumaczy się jako zrzuty spadochronów, obezwładnienie jako zduszenie<br />
ognia itd. Jest widoczna nieporadność autora w posługiwaniu się terminologią<br />
wojskową.<br />
Do omawianej pracy wkradły się także inne drobniejsze niedociągnięcia czy<br />
ewidentne pomyłki. I tak w indeksie nazwisk czytamy: „Lebiediew Wiktor,<br />
ambasador ZSRR w Londynie" (s. 439). Informacja ta sugeruje, że Lebiediew<br />
był wówczas ambasadorem Związku Sowieckiego w Wielkiej Brytanii, podczas<br />
gdy był on w istocie ambasadorem tego państwa przy rządach emigracyjnych<br />
państw okupowanych przez Niemcy i ich sojuszników. Ponadto nie Sztab Główny<br />
Armii Czerwonej (s. 254), lecz Sztab Generalny.<br />
Mimo tych uwag krytycznych uważam, że książka Przygońskiego ma znaczne<br />
wartości poznawcze. Jest wartościowym przyczynkiem do kwestii stosunku<br />
kierowniczych gremiów ZSRR do Powstania Warszawskiego. Nie przynosi jednak<br />
definitywnej odpowiedzi na najważniejsze pytanie, które stawiamy sobie od<br />
1944 r. Odpowiedź taką może przynieść dopiero udostępnienie dokumentów zawierających<br />
decyzje samego Stalina, który podejmował je na podstawie raportów<br />
władz wojskowych i politycznych Armii Czerwonej, w tym także tu zaprezentowanych.<br />
13<br />
Nieznany epizod biografii generała Zygmunta Berlinga, „Wojskowy Przegląd Historyczny"<br />
1992, nr 2, s. 196.<br />
14<br />
Por. Dokumenty do dziejów PRL. Protokoły z posiedzenia Biura Politycznego KC PPR<br />
1944-1945, Warszawa 1992, s. 8-16.
166 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Wiele źródeł sowieckich pozostaje nadal niedostępnych dla historyków polskich;<br />
są to m.in. protokoły posiedzeń Biura Politycznego WKP(b), komplety<br />
rozkazów naczelnego dowództwa Armii Czerwonej i dowództw Frontów prowadzących<br />
działania bojowe na ziemiach polskich latem 1944 r., dokumenty<br />
wywiadu wojskowego 1 Frontu Białoruskiego, czy materiały sowieckiego Ministerstwa<br />
Spraw Zagranicznych. Dopóki nie będzie dostępu do tych źródeł, dopóty<br />
w sądach historyków o motywach decyzji Stalina i o samych decyzjach<br />
pozostanie więcej pytań niż źródłowo uzasadnionych odpowiedzi. Odnosi się to<br />
także do autora recenzowanej pracy.<br />
Praca Przygońskiego do kwestii najbardziej interesującej, a mianowicie -<br />
stosunku samego Stalina do Powstania, tak naprawdę poza przypomnieniem<br />
stwierdzenia od dawna już znanego i obecnego w „oficjalnych" publikacjach, że<br />
ów stosunek miał przede wszystkim charakter polityczny - zasadniczo niczego<br />
nowego nie wnosi.<br />
Stanisław Jaczyński<br />
Tomasz Strzeżek, Obrona Warszawy 6-7 września 1831 roku, Rozprawy<br />
i Materiały Ośrodka Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie,<br />
nr 158, Olsztyn 1996, str. 240, ryc., szkice, 2 mapy.<br />
Powstanie listopadowe, stosunkowo dobrze znane z edukacji szkolnej, także<br />
dzięki literaturze pięknej czy eseistyce, jest w świadomości historycznej społeczeństwa<br />
polskiego trwale obecne. Przy różnych okazjach toczą się wciąż dyskusje<br />
wokół spraw powstania listopadowego, a jeszcze całkiem niedawno - by<br />
przypomnieć obchody w 1980 r. - nabierały one i innego odcienia.<br />
Ośrodek Badań Naukowych im. Wojciecha Kętrzyńskiego w Olsztynie, specjalizujący<br />
się dotąd w tematyce pruskiej i niemieckiej, wydał pracę młodego<br />
historyka z Olsztyna Tomasza Strzeżka 1 , poświęconą tematyce powstania listopadowego<br />
2 . Błędy polityczne, a przede wszystkim militarne spowodowały, że<br />
powstańcy nie wygrali nawet kampanii 1831 r., ku czemu były olbrzymie szanse.<br />
Wodzowie nie mogli czy nie potrafili ani przygotować, ani poprowadzić sen-<br />
1 Absolwent Wydziału Histrycznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktoryzował<br />
się w Wojskowym Instytucie Historycznym w Warszawie. Aktualnie pracuje w<br />
Studium Nauk Humanistycznych Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie. Jest autorem<br />
kilkunastu prac poświęconych dziejom wojskowości, a zwłaszcza powstania listopadowego.<br />
Recenzowana praca jest skrótem jego dysertacji doktorskiej.<br />
2 Wprawdzie w 1992 r. w tej samej serii wydano wybór pamiętników żołnierzy powstania<br />
listopadowego internowanych w Prusach Wschodnich i Zachodnich po jego upadku.
167 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
sownej obrony Warszawy. Ignacy Prądzyński, jeden z winnych tego stanu, po<br />
latach, w niestety uznanych za wiarygodne pamiętnikach, pisał: „leżelibyśmy<br />
opuścili Warszawę bez stoczenia walnej bitwy, upadek nasz nie będzie oznaczony<br />
w dziejach świetnym czynem". Wojciech Chrzanowski dodawał: „W Warszawie<br />
jest Polska, po jej utracie duch w narodzie zupełnie upadnie i wojsko<br />
powoli się rozwiąże" 3 . Sukcesy militarne powstania, zwłaszcza wiosną 1831 r.,<br />
wzmagające się dążeni do niepodległości, a potem klęska zrodziły przekonanie<br />
o zaprzepaszczonych możliwościach pełnego sukcesu, nadały wydarzeniom<br />
1831 r. jednolitą, ale niezupełnie zgodną z faktami perspektywę. Najpierw sami<br />
uczestnicy walk, następnie publicystyka i programy niepodległościowe Wielkiej<br />
Emigracji, wreszcie historycy uznali powstanie za ruch mierzący od razu w kierunku<br />
pełnej niepodległości. Stąd Maurycy Mochnacki, jeden z najgłośniejszych<br />
uczestników powstania listopadowego, tuż po klęsce, postawił tezę, że powstanie<br />
przegrało z winy nieudolności przywódców, którzy nie radykalizując rewolucji<br />
dążyli do rozmów, rokowań, a w domyśle do kapitulacji. I to zostało przyjęte,<br />
z tym się dyskutuje niekiedy nawet, nazwałbym to, podświadomie.<br />
Omawiana książka dr. Tomasza Strzeżka o obronie Warszawy w 1831 r. jest<br />
pracą poświęconą jednej z najważniejszych bitew powstania listopadowego.<br />
Autorowi przyszło się zmierzyć z tematem, gdzie zabierających głos poprzedników<br />
było bardzo wielu 4 . Mamy tu do czynienia ze wspomnieniami, publicystyką<br />
emigracyjną i opracowaniami. Pierwszym, który najpełniej opisał bitwę był<br />
jej uczestnik, głośny w latach późniejszych, Ludwik Mierosławski 5 . Potem temat<br />
był opisywany m.in. przez Wacława Tokarza 6 , Wiesława Majewskiego 7 ,<br />
Marka Tarczyńskiego 8 i wielu innych. Podstawowym źródłem polskim do tego<br />
tematu jest zbiór płk. Marcina Klemensowskiego, dziś już w całości zaginiony 9 .<br />
3<br />
J. Skowronek, Powstanie listopadowe 1830-1831. Refleksja historyczna, Warszawa 1985,<br />
s. 23-24.<br />
4<br />
O innych wielkich bitwach powstania pisali historycy tej klasy co: Wacław Tokarz, Stefan<br />
Przewalski czy Wiesław Majewski.<br />
5<br />
Bitwa Warszawska w dniu 6 i 7 września 1831 roku, t. 1-2, Poznań 1888. Jednak w przeciwieństwie<br />
do Strzeżka nie nazwałbym tej pracy opracowaniem, podobnie zresztą jak wyrosłych<br />
z potrzeb publicystyki emigracyjnej prac Walentego Zwierkowskiego {Działania<br />
Wodza - Rad Wojennych - Parłamentarzy - Prezesa Rządu - Sejmu od 8 IX do 4 X1831,<br />
Paryż 1843; Korpus II, Paryż 1844). Zaś Zwierkowskiego Rys powstania, walki i działań<br />
Polaków... (Warszawa 1973) jest na pewno pamiętnikiem.<br />
6<br />
W. Tokarz, Wojna polsko-rosyjska 1830 i 1831 roku, Warszawa 1930, (wyd. II, Warszawa<br />
1993, s. 490-530).<br />
7<br />
W. Majewski, Rejon Warszawy w działaniach wojennych 1831 r., „Kronika Warszawy"<br />
1980, nr 3.<br />
8<br />
M. Tarczyński, Bitwa warszawska, 6-7 września 1831 r., w: Powstanie Listopadowe 1830-<br />
-1831. Dzieje wewnętrzne. Militaria. Europa wobec powstania, pod red. W. Zajewskiego,<br />
Warszawa 1990, s. 328-348.<br />
9<br />
Fragment wydano drukiem jako M. Klemensowski, Materiały do historii szturmu Warszawy<br />
w dniach 6-tym i 7-ym września 1831 r., „Bellona" 1919, nr 9-10, s. 766-799.
168 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Strzeżek przeprowadził kwerendę w ponad dwudziestu archiwach i bibliotekach<br />
w kraju oraz w Bibliotece Polskiej w Paryżu, Jako jeden z pierwszych<br />
zwrócił uwagę i znakomicie wykorzystał drukowane źródła rosyjskie 10 , Na autora<br />
opracowującego temat bitwy warszawskiej czyhało i inne niebezpieczeństwo.<br />
Obrona Warszawy, ze względu nie tylko na Redutę Ordona Adama Mickiewicza,<br />
czy Sowińskiego w okopach Woli Juliusza Słowackiego obrosła mocną tradycją<br />
literacką. Wizja ta w dwojaki sposób oddziaływała na pisarstwo historyczne,<br />
z jednej strony - zwłaszcza w popularnych formach - akcentowano determinację<br />
obrony, z drugiej - demitologizacja prowadziła do skrajnych osądów, wręcz<br />
kwestionowania niektórych faktów. Dr Strzeżek nie dał się zwieść fałszywym<br />
tropom, nie tylko odczytał na nowo znane źródło, ale znalazł nowe. Ileż to pisano<br />
o Ordonie w reducie nr 54. Tu autor również opisał owe wysadzenie prochów<br />
jako wypełnienie wcześniej wydanych rozkazów, a więc bez patosu, jako spełnienie<br />
obowiązku żołnierskiego. Przy szturmie Woli - choć chyba świadomie<br />
nie cytował znanego mu opracowania historyka literatury Czesława Kłaka 11 -<br />
pisał o zabiciu gen. Józefa Sowińskiego już po poddaniu szańca, I tak krok po<br />
kroku można analizować opis Strzeżka z ukształtowaną przez lata literacko-publicystyczną<br />
wizją boju o Warszawę,<br />
W stosunku do swojego zaludnienia i zabudowania Warszawa ówczesna była<br />
miastem bardzo rozległym, bez dostatecznej liczby masywnych budynków murowanych,<br />
drewniana jeszcze w niektórych dzielnicach, niezwykle trudna przeto<br />
do obrony. Nie należy zapominać, że wielu mieszkańców Warszawy na pewno<br />
nie chciało naśladować przykładu Saragossy. Miastu daleko było nawet do atmosfery<br />
oblężenia w 1794 r. czy do postawy jego mieszkańców w 1809 r. Nasuwało<br />
się pytanie, czy nawet cała armia polska wystarczyłaby do obsadzenia<br />
umocnień i do wydzielenia silnych odwodów piechoty i artylerii, których manewr<br />
przeciwko nieprzyjacielowi, związanemu szturmem poszczególnych odcinków<br />
umocnień, musiał być tutaj rozstrzygającym środkiem obrony. Już pomiędzy<br />
16 i 20 sierpnia, gdy stała tutaj cała armia, a więc przeszło 58 tys, bagnetów<br />
i szabel oraz 140 dział polowych, ogół tych sił ginął w umocnieniach stolicy,<br />
zatracając związek ze sobą, tak że szeregowi mieli w nich poczucie odosobnienia<br />
i bezsilności. Cóż dopiero wtedy, gdy Girolamo Ramorino znajdował się w<br />
Międzyrzecu, a Tomasz Łubieński - w Płockiem i gdy całość sił, przeznaczonych<br />
do obrony stolicy, spadła do 28 tys. bagnetów i szabel lepszego żołnierza<br />
oraz 94 dział polowych, a także około 10 tys. zbieraniny z zakładów, w części<br />
jeszcze uzbrojonej w kosy, źle wyszkolonej, złożonej z rekrutów, którzy nie byli<br />
nigdy w ogniu. Po nieszczęsnych wydarzeniach 15 i 16 sierpnia, w wyniku zmiany<br />
rządu i przyjęcia dowództwa przez Jana Krukowieckiego, doszło do - jak słusz-<br />
10 Ze względów nieformalnych nie mógł skorzystać ze znanych sobie źródeł rękopiśmien-<br />
nych w archiwach rosyjskich.<br />
11 C. Kłak, Polski Leonidas, Warszawa 1986.
169 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
nie zauważył Strzeżek - „spowolnienia rozkazodawstwa", czyli do rozmycia odpowiedzialności<br />
za stolicę i całe powstanie. Nadto zarówno Jan Krukowiecki,<br />
jak i Ignacy Prądzyński główną możliwość ratunku widzieli w rokowaniach, zaniedbując,<br />
zwłaszcza w drugim dniu szturmu, przygotowania i kierowanie obroną<br />
stolicy.<br />
Iwan Paskiewicz zamierzał 7 września zdobyć drugą linię umocnień. Po<br />
niepowodzeniu 6 września, jedynym racjonalnym celem dalszej obrony Warszawy<br />
mogło być doczekanie się nadejścia grupy Ramorina i zapewnienie sobie czasu<br />
na wywiezienie do Modlina nagromadzonych w stolicy zapasów broni, amunicji<br />
i oporządzenia, bez których nie mogło być mowy o dalszym prowadzeniu wojny.<br />
O ewakuacji zapasów pomyśleli zaś jedynie, na własną rękę, niektórzy dowódcy<br />
oddziałów, gdyż - jak się zdaje - nikt nie czuwał ogólnie nad planowym<br />
jej przeprowadzeniem. W tych warunkach 7 września nad bitwą unosił się pewien<br />
cień bezplanowości. Rozkład dowództwa naczelnego - wobec postawy<br />
Krukowieckiego i Prądzyńskiego - był zupełny. Wacław Tokarz podsumował<br />
drugi dzień boju następująco: „Każdy oddział bronił się w swojej pozycji, dopóki<br />
mu sił i amunicji starczyło, a gdy już sprostać nie mógł, cofał się bez troski<br />
o całość linii lub o położenie obocznych oddziałów. Bitwa ta, z wyjątkiem swej<br />
pierwszej fazy artyleryjskiej nacechowanej inteligencją i sprawnością Bema,<br />
charakteryzowała się szeregiem odruchów żołnierskich, czasami prawdziwie<br />
bohaterskich, często znów nacechowanych dużą demoralizacją" 12 .<br />
Paskiewicz opanował główny ośrodek powstania wraz z jego zakładami<br />
przemysłu wojennego, zapasami broni, amunicji, pontonów i magazynami oporządzenia,<br />
których nie było można już zastąpić. Poza tym zdołał zdemoralizować<br />
ostatecznie dowództwo polskie, odebrać mu resztę wiary w siebie, zasiać w<br />
nim niechęć do rządu własnego i Sejmu, skłonić do kapitulacji. Było widoczne,<br />
że o dalszym prowadzeniu wojny nie będzie już mowy.<br />
Na koniec jednak chciałbym się odnieść krytycznie do niektórych kwestii.<br />
Bitwa warszawska - zwłaszcza w drugim dniu - była przepleciona rokowaniami.<br />
Była jedynym starciem w powstaniu, gdzie cały czas trwały - walka i rozmowy.<br />
W książce nie znajdujemy wiele o rozmowach politycznych. Tomasz Strzeżek<br />
z aptekarską dokładnością analizuje walki na wszystkich odcinkach, krytycznie<br />
odnosi się do decyzji wojskowych, nie waha się wskazywać rażących błędów<br />
w dowództwie, popełnianych przez wyższych i niższych oficerów polskich. Gdy<br />
jednak ma do czynienia z rozmowami politycznymi - o których mamy tyle<br />
sprzecznych informacji - pisze bardzo oszczędnie. Jest także dyskusyjny zapis<br />
w bibliografii. Autor nie podaje nazwisk wydawców tekstów źródłowych i pamiętników;<br />
myli te ostatnie z opracowaniami. Tadeusza Korzona 13 wykazuje<br />
12 W. Tokarz, op. cit., s. 522.<br />
13 O redutę Ordona, relacja Ordona z 1880 roku, „Kurier Warszawski" 1906, nr 126.
170 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
zarówno w opracowaniach, jak i we wspomnieniach. Pałac Namiestnikowski nazywa<br />
ciągle Pałacem Rządowym. Szkoda, że wydawca książki zrezygnował z indeksu,<br />
który prawie zawsze występował w tej serii. Są to jednak sprawy drobne.<br />
W sumie można powiedzieć, że spod pióra Tomasza Strzeżka wyszła jedna z najlepszych<br />
prac poświęconych wojnie polsko-rosyjskiej 1831 r. w ostatnich kilkunastu<br />
latach.<br />
Norbert Kasparek<br />
Silviu Brucan, Stalpii noii puterii in Romania, Editura Nemira, Buęuresti<br />
1996, str. 152.<br />
Prezentowana pozycja Stalpii noii puterii in Romania (Nowe filary władzy<br />
w Rumunii) traktuje o przemianach struktury społeczeństwa rumuńskiego w kontekście<br />
długofalowego modelu reform rynkowych, wybranego przez ekipę postkomunistyczną,<br />
która po obaleniu Nicolae Ceausescu w grudniu 1989 r. przejęła<br />
rządy na prawie siedem dalszych lat.<br />
Autor podejmuje problematykę, kierując się optyką, jaką daje mu znajomość<br />
funkcjonowania władzy „od wewnątrz", nabyta w związku ze sprawowaniem<br />
znaczących stanowisk zarówno w systemie komunistycznym, jak i w Rumunii<br />
pogrudniowej. Brucan rozpoczął bowiem swoją karierę polityczną w latach pięćdziesiątych,<br />
jako redaktor naczelny organu Rumuńskiej Partii Komunistycznej<br />
„Scinteia". W latach 1956-1959 był ambasadorem Rumunii w USA, a do 1962<br />
przy ONZ. Odsunięty następnie przez Ceausescu, prawdopodobnie w ramach<br />
eliminowania ludzi jego poprzednika na stanowisku sekretarza generalnego Rumuńskiej<br />
Partii Komunistycznej (RPK) Gheorghe Gheorghiu-Deja, Brucan zajął<br />
się pracą naukową jako specjalista od marksizmu-leninizmu. W tym charakterze<br />
wykładał na uczelniach rumuńskich i zagranicznych. W drugiej połowie lat osiemdziesiątych<br />
znalazł się w niewielkim gronie opozycji kiełkującej przeciw reżimowi<br />
Ceausescu. W 1987 r. skierował list otwarty do dyktatora w proteście przeciwko<br />
stłumieniu siłą wystąpienia robotniczego w Bra§ov. W 1989 r. był wraz<br />
z innymi wysokimi funkcjonariuszami komunistycznymi, wyeliminowanymi<br />
przez dyktatora, autorem adresowanego do niego i partii nowego listu otwartego,<br />
oskarżającego reżim o doprowadzenie kraju do ruiny ekonomicznej, politycznej<br />
i moralnej. Po obaleniu Ceausescu został członkiem najwyższego organu<br />
nowej rewolucyjnej władzy - Rady Frontu Ocalenia Narodowego. Wkrótce jednak<br />
wystąpił z RFON i to w sytuacji wyraźnie konfliktowej z jej przewodniczącym<br />
łonem Iliescu, w przeszłości długoletnim „aparatczykiem", sprawującym
171 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
wysokie funkcje partyjne. Brucan zarzucił Iliescu hamowanie demokratyzacji systemu<br />
politycznego i zapędy dyktatorskie. Mimo wycofania się z udziału we władzy<br />
Brucan nie zrezygnował z aktywności publicznej, podejmując pracę naukową<br />
i działalność publicystyczną. Jego wystąpienia w mediach rumuńskich na<br />
temat różnych aspektów rozwoju sytuacji w kraju zwracają uwagę fachowością<br />
interpretacji i trafnością konkluzji.<br />
W prezentowanej książce autor, analizując przemiany stratyfikacji społeczno-zawodowej<br />
ludności Rumunii po 1989 r., konstatuje, że ogólny trend zmierza<br />
do modelu typu demokracji zachodnich. Proces następuje jednak powoli w<br />
warunkach preferowanej przez postkomunistyczną ekipę rządzącą (22 grudnia<br />
1989 - 3 listopada 1996 r.) koncepcji stopniowych reform rynkowych. Brucan<br />
krytycznie ocenia tę koncepcję, przypisując ją „genetycznej" niezdolności wywodzących<br />
się z nomenklatury partyjnej władz do radykalnego zerwania z komunistycznymi<br />
konwencjami myślenia. Za szczególnie drastyczny błąd postkomunistycznej<br />
polityki gospodarczej autor uważa ignorowanie, a nawet wręcz<br />
hamowanie rozwoju klasy średniej, która nie tylko stanowi podstawową grupę<br />
społeczną dla stabilności rozwiniętych społeczeństw kapitalistycznych, ale - co<br />
szczególnie podkreśla - w doświadczeniach państw Europy Środkowo-Wschodniej<br />
wzrost tej klasy okazuje się kluczem do realizacji tranzycji systemowej.<br />
Książka wiele uwagi poświęca kształtowaniu się w Rumunii klasy dużych,<br />
jak na warunki tego kraju, kapitalistów, eksponując w tytule ich rolę jako owych<br />
„nowych filarów władzy". Rodzą się one przede wszystkim w efekcie symbiozy<br />
władzy i kapitału w wyniku uwłaszczenia nomenklatury komunistycznej różnego<br />
szczebla. Autor dokumentuje tu swoją tezę na podstawie szerokiego materiału<br />
faktograficznego. Odwołując się do konkretnych personaliów, ilustruje zjawisko<br />
wykorzystywania obligujących publicznie wysokich stanowisk państwowych<br />
do budowy własnej pozycji majątkowej w gospodarce rynkowej i dokonującą<br />
się w ten sposób mutację nomenklatury partyjnej w klasę kapitalistów. W tym<br />
kontekście osoba autora nasuwa pewne porównania z dysydentem w komunistycznej<br />
Jugosławii epoki Josipa Broz Tito - Milovaném Djilasem.<br />
Brucan wskazuje na kilka kanałów wspomnianej mutacji, m.in. na najbardziej<br />
semnikatywne: poprzez stanowiska dyrektorskie w przedsiębiorstwach państwowych,<br />
w Politycznym Komitecie Wykonawczym (organie ścisłego kierownictwa<br />
Rumuńskiej Partii Komunistycznej), pracę w sektorze importu eksportu.<br />
Jak autor zaznacza - „często działo się to na rachunek państwa, podkradając własność<br />
państwową, przewłaszczając przez prywatyzację jej wyposażenie i produkcję...<br />
W pierwszym szeregu tego rabunku na szeroką skalę znajdowali się biurokraci<br />
partyjni i państwowi, zajmujący pozycje strategiczne, które pozwalały im<br />
operować szybko i z największą efektywnością" (s, 89).<br />
Ukazując szeroki zasięg uwłaszczania nomenklatury, Brucan ilustruje to całą<br />
galerią postaci. Tytułem egzemplifikacji można przytoczyć kilka najbardziej
172 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
symptomatycznych karier biznesmeńskich w pogrudniowej Rumunii: gen. Victora<br />
Atanasie Stánculescu, Petra Crięana - ministra handlu zagranicznego w rządzie<br />
premiera Vácaroiu, braci Páunescu - zięciów skazanego w pogrudniowych<br />
procesach politycznych członka Politycznego Komitetu Wykonawczego RPK<br />
Gheorghe Dinca. Pierwszy z nich, za Ceausescu długoletni szef Departamentu<br />
Uzbrojenia w Ministerstwie Obrony, po rewolucji, opierając się na kontaktach<br />
z dotychczasowymi kontrahentami zagranicznymi i przejmując stanowiska ministra<br />
obrony i wicepremiera, zaczął prowadzić własny biznes. Uzyskał przedstawicielstwo<br />
koncernu brytyjskiego „Bali" i założył w Bukareszcie własną firmę<br />
„Bali Trading C.O.", która w latach 1991-1995 wykazała wzrost obrotów<br />
z 22 min do 155 min dolarów. Następnie w spółce z firmą brytyjską „Kay International",<br />
brokerem kompanii „Lloyd", utworzył Towarzystwo Ubezpieczeniowe<br />
Anglo-Romana, specjalizujące się w asekuracji przewozów morskich i lotniczych.<br />
Ostatnio założył bank prywatny. Petru Crięan, będąc przed rewolucją dyrektorem<br />
centrali handlu zagranicznego „Romanoexport", w 1990 r. szybko<br />
sprywatyzował to przedsiębiorstwo, potem kupił jeszcze dwie firmy i nabył akcje<br />
w 14 innych zakładach, rozwijając jednocześnie pierwszą własną firmę „Romanoexport",<br />
która w 1994 r. figurowała w rejestrze handlowym z 54 mld lei<br />
obrotu. Z tymi „kwalifikacjami objął stanowisko ministra handlu zagranicznego,<br />
do którego obowiązków należało m.in. zatwierdzanie licencji eksportowych.<br />
Startujący ze stanowiska dyrektora departamentu w Ministerstwie Handlu Zagranicznego<br />
Constantin Páunescu jest obecnie właścicielem dwóch doskonale<br />
prosperujących firm handlu zagranicznego i współwłaścicielem, wraz z bratem,<br />
sieci ekskluzywnych hoteli „Intercontinental".<br />
Cechą charakterystyczną tworzenia pozycji finansowej ścisłego kierownictwa<br />
RPK było posiłkowanie się członkami rodziny lub przyjaciółmi, dzięki czemu<br />
zachowywano pozory czystości moralnej najwyższych kadr partyjnych. Przykładem<br />
tych praktyk jest osoba Gheorghe Dinca, jednego z najbliższych współpracowników<br />
Ceausescu, odpowiedzialnego za dobór personelu kierowniczego<br />
partii. W jego przypadku, podobnie jak i innych wysokich funkcjonariuszy komunistycznych<br />
oskarżonych w procesach pogrudniowych, prokuratura nie znalazła<br />
kont osobistych w bankach, co działało na korzyść obrony. Tymczasem po<br />
rewolucji zięciowie Dinca stali się największymi potentatami w Rumunii. Pierwszy<br />
z nich - Badea Dinca (przyjął nazwisko teścia) - za Ceausescu, dzięki jego<br />
protekcji, objął stanowisko dyrektora Rumuńskiego Instytutu Informatyki, poprzez<br />
który realizowano import elektroniki. W związku z tym nawiązał kontakty<br />
z różnymi firmami zagranicznymi z tej branży, które po rewolucji spożytkował,<br />
tworząc firmę „Computerland", specjalizującą się w kserokopiarkach i kalkulatorach.<br />
Drugi zięć, Gabriel Popovici, został właścicielem firmy również o profilu<br />
elektronicznym. Następnie ci dwaj uzyskali kontrakt na reprezentowanie w Rumunii<br />
sieci restauracji „Pizza Hut".
173 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Również źródłem kapitałów tworzonych w Rumunii banków prywatnych stał<br />
się kapitał przedsiębiorstw państwowych. Dwa największe banki prywatne „Credit<br />
Banc" i „Banc Dacia Felix" powstały na podstawie majątku hotelu „Intercontinental"<br />
w Bukareszcie, przedsiębiorstw „Romcereal" - do niedawna monopolisty<br />
państwowego w zakresie skupu i zbytu zboża, „Electroaparaj SC" i „Nord<br />
Conforest" z Kluż. Następnie akcje tych banków zakupiło i zdeponowało tam<br />
swoje lokaty wiele zamożniejszych osób prywatnych. Dla założenia tych banków<br />
były istotne powiązania nieformalne i współzainteresowanie inicjatorów<br />
i udziałowców, co dość szybko przejawiło się w udzielaniu przez banki kredytów<br />
bez spełniania przez beneficjantów wymogów ustawowych. Takie złe kredyty<br />
stały się główną przyczyną upadku „Credit Banc" i zdymisjonowania przez<br />
Narodowy Bank Rumuński kierownictwa „Banc Dacia Felix", którego prezesem<br />
okazał się wiceprzewodniczący organizacji wojewódzkiej w Kluż rządzącej postkomunistycznej<br />
Partii Demokracji Społecznej.<br />
Szczególną postacią symbiozy władzy i kapitału była nagminna praktyka dokooptowywania<br />
do organów kierowniczych różnych firm państwowych i prywatnych<br />
parlamentariuszy ekipy rządzącej, aby poprzez swoje wpływy polityczne<br />
zapewniali korzystne kredyty czy kontrakty. Ta działalność w biznesie, dająca<br />
urzędowo ustalone wysokie wynagrodzenia, na ogół bardziej absorbowała członków<br />
legislatury aniżeli sprawowany mandat. Wobec patologicznego wpływu tego<br />
rodzaju praktyk na życie polityczne, funkcjonowanie gospodarki i fatalne skutki<br />
dla percepcji partii rządzącej w opinii publicznej prezydent Iliescu zaczął wywierać<br />
presję na wprowadzenie ustawowego zakazu łączenia funkcji w jednostkach<br />
gospodarczych z mandatem parlamentarnym. Wywołało to zdecydowany<br />
opór przede wszystkim frakcji parlamentarnej Partii Demokracji Społecznej. Na<br />
marginesie książki Brucana nie sposób nie wspomnieć, że immanentną cechą przenikania<br />
władzy i kapitału stała się w Rumunii korupcja. Kampania antykorupcyjna,<br />
zainicjowana przez kierownictwo partii rządzącej dla ratowania jej „image"<br />
społecznego przed wyborami powszechnymi w listopadzie 1996 r., sprowadziła<br />
się wobec obstrukcji kadr partyjnych w gruncie rzeczy do działań<br />
pozorowanych. Warto zaznaczyć, że książka dość szeroko omawia proces kształtowania<br />
się nowej warstwy kapitalistów w Polsce, co autor motywuje analogiami<br />
ze stanem rzeczy w Rumunii. Szczegółowe informacje, łącznie z personaliami<br />
opiera wszakże na źródłach dość jednostronnych. Pomija też fakt, że polski<br />
obóz postkomunistyczny kontynuował z większą lub mniejszą konsekwencją<br />
reformy solidarnościowe, podczas gdy ekipa rumuńska praktycznie stopowała je.<br />
Mimo niewątpliwych walorów prezentowanej pozycji trudno również zgodzić<br />
się z tezą autora, że mutacja nomenklatury komunistycznej poprzez jej<br />
uwłaszczenie w warstwę najmożniejszych w warunkach krajów postkomunistycznych<br />
kapitalistów stanowi nieuchronną, obiektywną prawidłowość tranzycji systemowych<br />
w Europie Środkowo-Wschodniej. Zjawisko to rysuje się nie tyle jako
174 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
nieuchronny obiektywizm, ile raczej istotne niedomogi w tworzeniu państwa<br />
prawa, wynikające z braku tradycji i w wielu przypadkach czysto osobistego<br />
„desinteressement" zarówno starych, jak i nowych elit politycznych.<br />
Alicja Sowińska-Krupka<br />
Krystyna Duraj-Nowakowa, Profesjonalizacja studentów przez teorie i praktyki<br />
pedagogiczne, Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna,<br />
Łowicz 1996, str. 213.<br />
Wieloletnie doświadczenie autorki w pracy ze studentami pedagogiki, znajomość<br />
problemów instytucjonalnego kształcenia kandydatów na nauczycieli<br />
i rozpoznanie w toku badań naukowych barier, jakie napotyka młodzież studiująca,<br />
wypełniają treść książki.<br />
Proces kształcenia pedagogów wymaga harmonijnego połączenia teorii pedagogicznych<br />
z praktyką. Brak podręcznika porządkującego wiadomości niezbędne<br />
w przygotowaniu kandydatów do zawodu w znacznym stopniu utrudnia współpracę<br />
nauczycieli akademickich ze studentami w przygotowaniu młodzieży do<br />
praktyk nauczycielskich.<br />
Książka stanowi istotne uzupełnienie luki istniejącej w tym zakresie. Stanowi<br />
połączenie informacji teoretycznej z praktycznymi uwagami dotyczącymi<br />
kształcenia nauczyciela jako człowieka refleksyjnego, kompetentnego wychowawcy,<br />
permanentnego poszukiwacza wiedzy i świadomego interpretatora problemów<br />
napotykanych w toku nauki i działania praktycznego studenta.<br />
Zdobycie pełnych postaw prozawodowych (wiedzy, nastawień emocjonalno-motywacyjnych<br />
i sprawności) oprócz uczestnictwa w wykładach, ćwiczeniach,<br />
konwersatoriach i seminariach wymaga stałej pracy samokształceniowej w konfrontacji<br />
z praktyką oświatowo-wychowawczą. Istotą zabiegów edukacyjnych<br />
studentów-kandydatów na nauczycieli w większym zakresie winny stać się aspekty<br />
zawodoznawcze, stwierdza autorka.<br />
Podręcznik składa się z dwóch części. W pierwszej zatytułowanej Proces<br />
profesjonalizacji studentów przez teorie pedagogiczne, autorka dokonuje analizy<br />
założeń systemu edukacji nauczycieli, całościowego oglądu zjawiska orientacji<br />
prozawodowej studentów, ukazuje proces profesjonalizacji studenta uczelni pedagogicznej,<br />
przedstawia analizę stanowisk badaczy wobec problemu działalności<br />
pedagogicznej nauczyciela, wskazuje na rolę edukacji wzajemnej studentów<br />
oraz dokonuje analizy przygotowania metodologicznego kandydatów na nauczycieli,<br />
a także ukazuje problem samookreślenia zawodowo-pedagogicznego.
175 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Część druga - Profesjonalizacja studentów przez praktyki pedagogiczne -<br />
zawiera analizę stanu aktualnego i potrzeb społeczno-pedagogicznych praktyk<br />
pedagogicznych w świetle przepisów prawnych, omawia istotę, treści i formy<br />
praktyk zawodowych na kierunkach pedagogicznych, proces przygotowania do<br />
zawodu przez praktyki, systemowe modelowanie kształtowania gotowości prozawodowej<br />
studentów, przygotowanie studentów do hospitacji lekcji i zajęć oraz ich<br />
analizy i interpretacji oraz ocen praktyki zawodowej dokonanej przez studentów.<br />
W tekście dotyczącym teoretycznych założeń systemu edukacji autorka ukazuje<br />
za Stefanem Wołoszynem dążenia do unaukowienia pracy szkoły i nauczyciela,<br />
przedstawia ona stanowisko Joanny Rutkowiak na przygotowanie pedagoga<br />
do pracy zawodowej, a także za Henryką Kwiatkowską, stan i perspektywy<br />
przemian edukacji nauczycielskiej.<br />
Omawiając dotychczasowy dorobek pedeutologii w tym zakresie, formułuje<br />
aktualne zadania edukacji na szczeblu szkół wyższych.<br />
Podkreślenie nurtu funkcjonalnego edukacji nauczycieli autorka rozszerza<br />
o sposób widzenia problematyki orientacji zawodowej nauczycieli wynikający<br />
z przyjęcia przez nią stanowiska systemowego poznania. Wyraża się to w całościowym<br />
ujęciu uwarunkowań procesu stawania się nauczycielem. „Badam -<br />
pisze Krystyna Duraj-Nowakowa - perspektywy aplikacji systemologii w pedeutologii,<br />
w kontekście systemologii, okazuje się, że podmiot i przedmiot pedeutologii<br />
- nauczyciel - są mało znane. Zdaje się dominować syndromatywna koncepcja<br />
osobowości nauczyciela, ale nie wyjaśnia ona relacji wzajemnych między<br />
podstrukturami osobowości, które same w swej strukturze wewnętrznej są<br />
niejasne, nie tylko nader rozmaicie, lecz i dyskusyjnie komponowane, a ponadto<br />
sama koncepcja stanowi niezwykle skomplikowany układ, który mógłby być<br />
badany wychodząc bądź od przesłanek tylko strukturalistycznych, bądź strukturalno-funkcjonalnych,<br />
ale najpłodniej - jak się zdaje - właśnie od przesłanek<br />
systemowych [...] Mimo, że nie są znane przykłady pełnego stosowania teorii<br />
systemów w pedeutologii, sama takie próby czynię od lat wielu [s. 20—21] 1 .<br />
Określając zasady, cele i treści edukacji nauczycieli, autorka, z uwagi na<br />
aspekt profesjonalizacji, omawia sposób ich określania. Uwzględniając przeobrażenia,<br />
jakie się dokonały w sferze społecznego funkcjonowania i pozycji człowieka<br />
w świecie, wprowadza następujące postulaty:<br />
- edukacja nauczyciela powinna śmielej podejmować problematykę wartości,<br />
a także problematykę antropologii filozoficznej,<br />
- kształcenie nauczycieli powinno uzyskać charakter bardziej indywidualny,<br />
- treści kształcenia nauczycieli winny w większym stopniu eksponować<br />
sposoby dochodzenia do wiedzy,<br />
1 Por. K. Dur aj -Nowakowa, Kompleksowość systemowa w naukach pedagogicznych,<br />
w: K. Duraj - Nowakowa (red.), Tematy kompleksowe, red. Kraków 1990, s. 37-57.
176 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
-programowanie celów i treści edukacji nauczycielskiej winno uwzględnić<br />
weryfikację sensu pojęcia „kształcenie praktyczne".<br />
Zainteresowania, poparte licznymi wcześniejszymi publikacjami, dotyczące<br />
orientacji prozawodowej kandydatów na nauczycieli są przedstawione jako<br />
całościowy ogląd zjawiska. Bodźcem do rozważań - jak stwierdza autorka - „stała<br />
się świadomość powszechnego niedoceniania tego problemu i jego dużego -<br />
znaczenia społeczno-pedagogicznego [s. 33].<br />
Wyniki długotrwałych badań nad orientacją zawodową dowodzą, że niedojrzałe<br />
decyzje są przyczyną najpierw niepowodzeń w studiach, później w życiu<br />
zawodowym. Problemy te rodzą się z braku u młodzieży wiedzy o zawodzie i nieumiejętności<br />
oceny własnych możliwości i predyspozycji warunkujących przydatność<br />
zawodową.<br />
Duraj-Nowakowa wskazuje na niedocenianą przyczynę nieprawidłowego<br />
wyboru szkoły czy kierunku studiów, a w konsekwencji niepowodzeń zawodowych.<br />
Widzi ją w niejednolitości szans edukacyjnych, których źródłem są różnice<br />
w zdolnościach, zainteresowaniach, motywacjach aspiracyjnych, stanie zdrowia,<br />
wykształceniu rodziców, pozycji materialnej, warunkach w szkołach wyższych,<br />
ale także w poziomie zorganizowania społeczności lokalnej do realizacji<br />
celów wychowawczych.<br />
Ważność procesu orientacji zawodowej i metodyki jej kształtowania odzwierciedla<br />
fakt masowego (50%) odstępowania od zawodu absolwentów kierunków<br />
nauczycielskich.<br />
„Proces orientacji zawodowej będzie można wówczas uznać za prawidłowy<br />
i wystarczający - podkreśla autorka - jeśli doprowadzi do takiego stanu, że objęta<br />
nim jednostka przyswoi sobie zespół pożądanych właściwości, umiejętności<br />
i zachowań, a w szczególności: będzie odpowiednio przygotowana do decyzji<br />
szkolno-zawodowych, zdolna do samodzielnych, aktywnych poszukiwań zawodu<br />
i specjalności najbardziej dla niej odpowiedniej, a wybór, jakiego dokona,<br />
będzie zgodny z jej zainteresowaniami i realnymi aspiracjami, z wymogami zawodu<br />
w zakresie warunków psychoficznych, zdrowotnych, z zapotrzebowaniem<br />
społecznym" (s. 43).<br />
Postulowany przez autorkę problem orientacji zawodowej na nauczycieli<br />
wymaga rozważenia kwestii:<br />
- modelu - wzoru osobowościowego (profesjogramu) nauczyciela,<br />
- postaw prozawodowych kandydatów na nauczycieli,<br />
- przydatności zawodowej kandydatów na tle orientacji prozawodowej.<br />
Wymagałoby to uwzględnienia w działalności uczelni pedagogicznych: opracowania<br />
profesjogramów nauczycieli, sprofilowania przedmiotów, podniesienia jakości<br />
praktycznego przygotowania przyszłych nauczycieli, nawiązania współpracy<br />
z instytucjami, które w przyszłości zatrudnią absolwentów, zainteresowania studentów<br />
prowadzeniem prac badawczych dotyczących znajomości wybranego zawodu.
177 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Proces profesjonalizacji studenta uczelni pedagogicznej jest istotnym elementem<br />
jego społecznego dojrzewania.<br />
Pedagogiczne rozumienie profesjonalizacji w odniesieniu do zawodu nauczyciela<br />
i wychowawcy widzi Duraj-No wakowa w gromadzeniu wiedzy i umiejętności<br />
oraz w ukształtowanej motywacji niezbędnej do pomagania innym w<br />
ich rozwoju.<br />
Książka Krystyny Duraj-No wakowej stanowi kompendium wiedzy o celach<br />
i zadaniach programowych praktyk pedagogicznych. Choć jest adresowana do<br />
studentów pedagogiki, może stanowić pełne źródło informacji dla nauczycieli<br />
czynnych zawodowo, nadzoru pedagogicznego i doradców przedmiotowych.<br />
Ukazanie problematyki praktyk w świetle przepisów prawnych, określenie<br />
stanu aktualnego i potrzeb społeczno-pedagogicznych wskazuje na potrzebę<br />
współpracy resortów: edukacji i kultury, pracy, płacy i spraw socjalnych oraz<br />
sprawiedliwości.<br />
Uświadomienie, że kompetentne nauczanie to: wiedza przedmiotowa, usystematyzowana<br />
wiedza o nauczaniu i refleksyjne doświadczenie praktyczne czyni<br />
starania kandydata na nauczyciela świadomym drogi zawodowej.<br />
Modelowanie systemowe procesu kształtowania gotowości do zawodu zaproponowane<br />
i przedstawione opisowo przez autorkę nie jest metodą łatwą do<br />
stosowania w naukach pedagogicznych. Jednak wielkość argumentów może służyć<br />
sprawie przekonania pedagogów i kandydatów na nauczycieli o rozległych<br />
perspektywach zastosowania modelowania w badaniach na użytek działalności<br />
praktycznej.<br />
Uzupełnieniem, bardzo istotnym, jest zawartość aneksów. Czytelnik znajduje<br />
tu: przykładowe plany konspektów, kryteria oceny lekcji i porządek notatki<br />
pohospitacyjnej, arkusze hospitacji lekcji, kryteria oceny lekcji, kryteria obserwacji<br />
i oceny lekcji, schemat analizy lekcji, charakterystykę i ocenę pracy dydaktyczno-wychowawczej<br />
studenta w okresie praktyki pedagogicznej. Książkę<br />
zamyka wykaz zasad organizacji zawodowych praktyk pedagogicznych studentów<br />
wydziału pedagogicznego.<br />
Profesjonalizacja studentów przez teorie i praktyki pedagogiczne stanowi<br />
bardzo wartościową publikację dotyczącą kształcenia nauczycieli. Zarówno treści<br />
teoretyczne, jak i propozycje praktyczne wypełniają zapotrzebowanie nauczycieli<br />
różnych specjalności.<br />
Wanda Wójcik
178 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Eligiusz Małolepszy, Kultura fizyczna i przysposobienie wojskowe w Częstochowie<br />
i w powiecie częstochowskim w latach 1918-1939, Wydawnictwo Wyższej<br />
Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie, Częstochowa 1996, str. 163.<br />
Do rąk czytelników, a szczególnie historyków oraz studentów dotarła kolejna<br />
publikacja Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Częstochowie - Kultura jizyczna<br />
i przysposobienie wojskowe w Częstochowie i w powiecie częstochowskim w latach<br />
1918-1939, autorstwa Eligiusza Małolepszego. Praca została przyjęta do<br />
druku po recenzji dokonanej przez Włodzimierza Pawluczuka i Henryka Rechowicza?<br />
co jest godnym podkreślenia zwyczajem tegoż wydawnictwa. Należy także<br />
zauważyć, że tego rodzaju przedsięwzięcia popiera również, poprzez ich subsydiowanie,<br />
Wydział Kultury Fizycznej i Sportu Urzędu Miejskiego w Częstochowie.<br />
Eligiusz Małolepszy dostarczył nam całościowe, źródłowe opracowanie<br />
dotyczące kultury fizycznej, z ukierunkowaniem na przysposobienie wojskowe,<br />
w Częstochowie i powiecie częstochowskim w okresie II Rzeczypospolitej. Jest<br />
to pierwsze syntetyczne ujęcie kultury fizycznej tego ważnego w dziejach Polski<br />
okresu, dotyczące Ziemi Częstochowskiej. Dobrze się stało, że książkę niniejszą<br />
napisał mieszkaniec Częstochowy, a zarazem historyk kultury fizycznej,<br />
absolwent Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, adiunkt w<br />
Zakładzie Kultury Fizycznej Wyższej Szkoły Pedagogicznej, który jest już autorem<br />
wielu artykułów z zakresu dziejów Ziemi Częstochowskiej oraz historii<br />
Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół" na tym terenie 1 .<br />
Należy podkreślić, że zarówno Częstochowa, jak i jej dzieje nie tylko w walce<br />
o niepodległość I Rzeczypospolitej czy też jako bastion w utrzymaniu tożsamości<br />
narodowej i religijnej Polaków zasługują na zainteresowanie. Również w innych<br />
dziedzinach miasto to ma swoje chlubne osiągnięcia, w tym również w<br />
zakresie kultury fizycznej, która - jak wykazał E. Małolepszy - ma ścisły związek<br />
z walką o odzyskanie, a następnie utrzymanie niepodległego bytu narodowego.<br />
Z dotychczasowych opracowań, dotyczących interesującej nas problematyki<br />
na szczególną uwagę zasługują: nie opublikowana praca Jana Nowaka, ukończona<br />
w 1973 r., podejmująca zagadnienia ruchu sportowego w Częstochowie w<br />
latach 1887-1939 2 , prace Zofii Jarzyn i Marka Szczyrkowskiego, dotyczące zagadnień<br />
wychowania fizycznego w szkolnictwie częstochowskim i działalności<br />
1 Zob. E. Małolepszy, Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół" na Ziemi Częstochowskiej w<br />
latach 1906-1993. Zarys dziejów, Częstochowa 1994; tenże, Z dziejów kolarstwa częstochowskiego<br />
(do 1914 roku); oraz Zarys dziejów Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół" w<br />
Częstochowie i na Ziemi Częstochowskiej w latach 1906-1939, „Zeszyty Metodyczno-Naukowe<br />
AWF Katowice" 1993, s. 95-108.<br />
2 J. Nowak, Ruch sportowy w Częstochowie w latach 1887-1939 (praca doktorska), AWF<br />
Wrocław 1973.
179 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Robotniczego Klubu Sportowego „Raków" w latach 1918-1939 3 , oraz opracowania<br />
zwarte i artykuły - Andrzeja Koniecznego, Karola Krawczyka i Franciszka<br />
Sobalskiego 4 . Opracowania powyższe dotyczą przede wszystkim samej Częstochowy,<br />
w minimalnym zaś zakresi§ powiatu częstochowskiego. Mają charakter<br />
wybiórczy i nie wszystkie - jak podkreślono - zostały opublikowane.<br />
Na szczególne podkreślenie zasługuje kompleksowe wykorzystanie przez<br />
autora zbiorów archiwalnych. Eligiusz Małolepszy sięgnął zarówno do archiwów<br />
państwowych - centralnych i lokalnych, jak i archiwów specjalistycznych, ą także<br />
kościelnych. Dokonał gruntownej kwerendy w 5 archiwach i w zbiorach źródłowych<br />
6 bibliotek. Szczególnie dużo materiałów źródłowych odnalazł w Archiwum<br />
Akt Nowych. Najbardziej wartościowymi okazały się źródła zawarte w<br />
zespołach: Związku Harcerstwa Polskiego (1913-1939), Federacji Polskich<br />
Związków Obrońców Ojczyzny (1928—1939), Ministerstwa Wyznań Religijnych<br />
i Oświecenia Publicznego (1917-1939) oraz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych<br />
(1918-1939).<br />
Z materiałów przechowywanych w Centralnym Archiwum Wojskowym autor<br />
wykorzystał akta zgromadzone w zespole Państwowego Urzędu Wychowania<br />
Fizycznego i Przysposobienia Wojskowego (1927-1939).<br />
Szczególnie zasobne w interesujące autora materiały okazały się archiwa<br />
państwowe w Kielcach i Częstochowie. W archiwum kieleckim Małolepszy gruntownie<br />
wykorzystał zespół akt Urzędu Wojewódzkiego Kieleckiego (1918-1939).<br />
Bardzo cenne okazały się materiały dotyczące działalności klubów sportowych:<br />
Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół", Związku Strzeleckiego, Katolickich Stowarzyszeń<br />
Młodzieży Męskiej i Żeńskiej oraz organizacji i stowarzyszeń działających<br />
w środowiskach wiejskich powiatu częstochowskiego. Natomiast w<br />
Archiwum Państwowym w Częstochowie autor przebadał zespoły akt: Magistratu<br />
Miasta Częstochowy, Starostwa Powiatowego Częstochowskiego (1918-1939)<br />
i Starostwa Grodzkiego Częstochowskiego (1934-1939).<br />
Niezwykle cenne materiały dotyczące działalności Katolickich Stowarzyszeń<br />
Młodzieży Męskiej i Żeńskiej autor odnalazł w zasobach Częstochowskiego<br />
Archiwum Diecezjalnego. Znajdują się tam również pełne zbiory prasy katolickiej,<br />
zwłaszcza wychodzącej w Częstochowie.<br />
Bogaty materiał archiwalny Małolepszy uzupełnił źródłami bibliotecznymi<br />
pochodzącymi ze zbiorów: Biblioteki Jagiellońskiej, Biblioteki Uniwersytetu War-<br />
3 Z. Jarzyn, Przyczynek do dziejów Robotniczego Klubu Sportowego ,, Raków " w okresie międzywojennym,<br />
AWF Katowice 1975; M. Szczyrkowski, Rozwój wychowania fizycznego w<br />
szkolnictwie częstochowskim w latach 1918-1939 (praca magisterska), Częstochowa 1988.<br />
4 A. Konieczny, K. Krawczyk, Piłka jest okrągła. 50 łat piłkarstwa w województwie katowickim,<br />
Katowice 1971; F. Sobalski, Miasta i gminy powiatu częstochowskiego w świetle<br />
kwestionariuszy z 1931 r., „Ziemia Częstochowska", t. 11, 1976, Częstochowa 1976.
180 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
szawskiego, Biblioteki Śląskiej w Katowicach, Biblioteki Miejskiej w Częstochowie<br />
i Bibliotek Miejsko-Gminnych w Kłobucku i Krzepicach.<br />
Autor wykorzystał też wiele źródeł drukowanych (druki okolicznościowe,<br />
pamiętniki, kroniki, prasa), a także - co należy szczególnie podkreślić - nowe<br />
źródła, takie jak wspomnienia, relacje ustne itp,<br />
Materiał źródłowy został uzupełniony ponad stoma pozycjami stosownej<br />
literatury, w tym cennymi opracowaniami m.in.: Jerzego Gaja, Kajetana Hądzelka,<br />
Kazimierza Toporowicza, Bogdana Tuszyńskiego, Ryszarda Wroczyńskiego<br />
i Henryka Rechowicza 5 .<br />
Praca Eligiusza Małolepszego została podzielona na siedem rozdziałów.<br />
W rozdziale pierwszym autor dokonał zarysu dziejów powiatu częstochowskiego<br />
w latach 1918-1939. Są tu informacje o uwarunkowaniach społeczno-politycznych,<br />
gospodarczych i kulturalnych tego okresu. Stanowi on więc podstawę<br />
do omówienia problematyki zawartej w rozdziałach kolejnych.<br />
Rozdział drugi przedstawia stan obiektów i urządzeń sportowych, mających<br />
wpływ na tempo rozwoju kultury 1 fizycznej i przysposobienia wojskowego.<br />
Treścią rozdziału trzeciego jest ewolucja struktury organizacyjnej wychowania<br />
fizycznego, sportu i przysposobienia wojskowego w Polsce, z podziałem<br />
na dające się wyraźnie wyodrębnić dwa okresy, tj. do 1926 r. i lata 1927-1939.<br />
Rozdział czwarty zawiera omówienie wychowania fizycznego i sportu w<br />
szkolnictwie powszechnym, zawodowym i średnim oraz stan higieny i opieki<br />
lekarskiej w szkolnictwie.<br />
Problematyka rozdziału piątego jest skupiona wokół rozwoju sportu szkolnego<br />
w Częstochowie i powiecie częstochowskim w latach 1918-1939. W tym<br />
rozdziale autor omówił działalność klubów sportowych, ruch sportowy wśród<br />
ludności żydowskiej oraz dokonał próby bilansu osiągnięć sportu częstochowskiego.<br />
W rozdziale szóstym została przedstawiona rola wychowania fizycznego<br />
i sportu w działalności towarzystw społecznych, młodzieżowych i robotniczych,<br />
głównie w Polskim Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół", Katolickim Stowarzyszeniu<br />
Młodzieży Męskiej i Żeńskiej oraz Związku Harcerstwa Polskiego.<br />
Rozdział ostatni został poświęcony przysposobieniu wojskowemu i działalności<br />
stowarzyszeń paramilitarnych, społecznych, młodzieżowych oraz w środowisku<br />
szkolnym. Szczególne miejsce w tym rozdziale zajmuje Związek Strzelecki,<br />
który spełniał rolę wiodącą w tej dziedzinie.<br />
5 J. Gaj, Główne nurty ideowe w ZHP w latach 1918-1939, Warszawa 1966; J. Gaj, K. Hądzelek,<br />
Dzieje kultury fizycznej w Polsce w XIX i XX wieku, Poznań 1991; K. Toporowicz,<br />
Eugeniusz Piasecki (1872-1947). Życie i dzieło, Kraków 1988; B. Tuszyński, Sprintem<br />
przez prasę sportową, Warszawa 1979; R. Wroczyński, Powszechne dzieje wychowania<br />
fizycznego i sportu, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1985; H. Rechowicz,<br />
Polska kultura fizyczna na Śląsku Górnym i Cieszyńskim do 1939 roku, Katowice 1991.
181 Recenzje i artykuły recenzyjne<br />
Zasadnicza część książki została poprzedzona mapką powiatu częstochowskiego<br />
z lat 1918-1939 oraz wstępem, znakomicie wprowadzającymi w jej treści.<br />
W zakończeniu autor dokonał udanej rekapitulacji. Zamieścił też bibliografię,<br />
wykaz skrótów użytych w pracy, streszczenia w językach kongresowych i -<br />
co jest niezwykle cenne - indeks nazwisk.<br />
Do takiego ujęcia tematyki trudno mieć poważniejsze zastrzeżenia. Przyjęty<br />
układ problemowo-chronologiczny sprawił, że praca jest spójna wewnętrznie,<br />
a tok narracji logiczny i konsekwentny.<br />
Należy podkreślić dużą samodzielność sądów autora, który nie ogranicza się<br />
do faktografii, stawiając tezy, wysuwając wnioski, polemizując z opiniami innych.<br />
Bardzo solidnie wygląda baza źródłowa i w zasadzie trudno znaleźć w niej<br />
jakieś luki. Na uwagę zasługuje też poprawny „warsztat" naukowy, mający swoje<br />
znakomite wzorce w krakowskiej szkole historycznej. Książka może stanowić<br />
przykład dla innych badaczy szeroko pojętej kultury fizycznej.<br />
Autor nie popadł także - co się często zdarza w pracach dotyczących problematyki<br />
regionalnej - w zbytnią zależność od źródeł, wykazując nie tylko samodzielność<br />
sądów, ale i umiejętność posługiwania się źródłami. Czasami zbytnia<br />
dokładność autora doprowadziła go do ujęć truistycznych, wszak np. wiadomo,<br />
że Biblioteka Uniwersytetu Jagiellońskiego znajduje się w Krakowie,<br />
a Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego w Warszawie. Szkoda też, że zamiast<br />
„Bibliografii" (co nie jest zresztą w tym wypadku pojęciem zbyt adekwatnym,<br />
jakkolwiek wielu autorów popełnia ten błąd) nie zamieszczono „Wykazu źródeł<br />
i literatury" (czy też używając zamiennie: „Wykazu źródeł i opracowań", czy po<br />
prostu: „Źródła i literatura"). Podanie nazw archiwów i zespołów źródeł (także<br />
źródeł nowo wytworzonych) zajęłoby zapewne nie więcej niż 1-2 strony. Są to<br />
jednak w stosunku do całej książki tylko drobiazgi, bo ostatecznie można sobie<br />
odtworzyć archiwa i zespoły akt z przypisów. Generalnie jednak praca jest bardzo<br />
udana, wartościowa zarówno pod względem merytorycznym, jak i metodologicznym,<br />
dlatego też sponsor i Wydawnictwo mogą czuć się usatysfakcjonowani,<br />
że przyczynili się do powstania dzieła o wielkiej wartości naukowej i społecznej.<br />
Henryk Mierzwiński
Ż Y C I E N A U K O W E<br />
SPRAWOZDANIE Z SESJI NA TEMAT ŚWIĘTY WOJCIECH<br />
IPOCZĄ TKI KOŚCIOŁA W POLSCE<br />
23 kwietnia <strong>1997</strong> r. w tysięczną rocznicę śmierci św. Wojciecha w Tumie<br />
i w Łęczycy odbyła się sesja naukowa nt. Św. Wojciech i początki Kościoła w Polsce.<br />
Organizatorami sesji byli: Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna<br />
w Łowiczu, Katedra Historii Kościoła Epoki Średniowiecza Akademii<br />
Teologii Katolickiej w Warszawie, Burmistrz i Rada Miasta Łęczycy. Patronat<br />
honorowy nad sesją objął biskup łowicki Alojzy Orszulik. W spotkaniu udział<br />
wzięli znawcy tematu z kraju oraz profesorowie i studenci MWSH-P w Łowiczu,<br />
ATK w Warszawie. Referaty wygłosili profesorowie z Uniwersytetu Warszawskiego,<br />
Uniwersytetu Wrocławskiego, Uniwersytetu Łódzkiego, MWSH-P<br />
w Łowiczu oraz przedstawiciele Służb Ochrony Zabytków z naczelnym konserwatorem<br />
zabytków prof. dr. hab. Andrzejem Tomaszewskim na czele. W sesji<br />
uczestniczyli także kanonicy kapituły z Łowicza i Łęczycy oraz wielu gości,<br />
wśród których znalazł się marszałek Senatu Adam Struzik. Wybór Tumu i Łęczycy<br />
na miejsce zorganizowania sesji nie był przypadkowy. Archikolegiata tumska<br />
jest bowiem uważana za jeden z najcenniejszych zabytków wczesnochrześcijańskich<br />
w Polsce, ponadto przebywał tu św. Wojciech w drodze do Gdańska.<br />
Sesja rozpoczęła się uroczystą mszą św. w kościele św. Mikołaja w Tumie<br />
pod Łęczycą. Ksiądz biskup Alojzy Orszulik powitał uczestników sesji i wygłosił<br />
krótką homilię, poświęconą wartościom uniwersalizmu chrześcijańskiego w<br />
procesie integracji Europy. Zwrócił uwagę, że sesja w Łęczycy stanowi wstęp<br />
do wydarzeń koronujących uroczystości i obchody przypominające życie i męczeńską<br />
śmierć św. Wojciecha - spotkaniem w Gnieźnie Ojca Świętego Jana<br />
Pawła II z prezydentami i przedstawicielami władz państwowych Polski, Czech,<br />
Niemiec, Słowacji, Węgier i Litwy oraz przedstawicielami kardynałów, arcybiskupów<br />
i biskupów Europy. Ks. biskup Orszulik wyraził przekonanie, że przyjazd<br />
papieża, podobnie jak wszystkie inne uroczystości pogłębią świadomość<br />
historyczną i wydobędą tradycje chrześcijańskie z historii naszego kraju, wskażą<br />
także na rolę Kościoła w życiu naszego Państwa i narodu. Wystąpienie ks.<br />
biskupa było pełne refleksji historycznych i odniesień do współczesności.<br />
Historię romańskiego tumu łęczyckiego przedstawił w sposób niezwykle<br />
interesujący generalny konserwator zabytków prof. dr hab. Andrzej Tomaszew-
184 Życie naukowe<br />
ski. Bazylika ta należy do najokazalszych budowli chrześcijańskiej Europy XII w.<br />
i jest ona dla historyków przedmiotem wielu badań. Wciąż poszukuje się odpowiedzi<br />
na podstawowe pytanie, dotyczące jej genezy i pierwotnego kształtu. Nie<br />
jest bowiem znany ani fundator, ani okoliczności fundacji, ani też zamierzone<br />
funkcje tej monumentalnej budowli. Prof. Tomaszewski przedstawił zebranym<br />
wszystkie funkcjonujące w historiografii przypuszczenia i hipotezy dotyczące<br />
początków kolegiaty: spornej daty jej powstania, postaci fundatorów, dokonał<br />
także analizy naukowej wpływów i powiązań z architekturą europejską w kształcie<br />
architektonicznym. Przedstawił rozwój przestrzenny budowli w ciągu wieków,<br />
zwracając uwagę na jej funkcje liturgiczne, społeczne i symboliczne.<br />
Wystąpienie prof. Tomaszewskiego zakończyło uroczyste otwarcie sesji<br />
w Tumie, a obrady kontynuowano na Ratuszu w Łęczycy. Przewodniczący obrad,<br />
ks. prof. dr hab. Michał Grzybowski, prodziekan Wydziału Pedagogicznego<br />
MWSH-P w Łowiczu, przedstawił na tle wydarzeń historycznych drogę życiową<br />
św. Wojciecha od narodzin, przez młodość, edukację, działalność misyjną aż<br />
po męczeńską śmierć z rąk Prusów.<br />
Prof. dr hab. Maria Miśkiewicz poruszyła problem pogaństwa i chrześcijaństwa<br />
na Mazowszu we wczesnym średniowieczu. Referentce udało się wyodrębnić<br />
specyfikę tego regionu na mapie chrześcijańskiej Polski średniowiecznej.<br />
W swoim referacie interesująco przedstawiła, jak wyglądał wielowiekowy proces<br />
przyjmowania przez ludność grodów i osiedli wiejskich religii chrześcijańskiej.<br />
Na podstawie licznych badań archeologicznych, wyglądu zawartości cmentarzysk,<br />
zestawu zachowanych w ziemi przedmiotów, referentka oceniła, jaka była<br />
recepcja chrześcijaństwa, a także jak długo trwała tradycja pogaństwa w życiu<br />
ludzi ochrzczonych. Prof. Miśkiewicz dowiodła, że aż do X<strong>III</strong> w. chrześcijaństwo<br />
na Mazowszu nie wniknęło głęboko w świadomość mieszkańców tego<br />
regionu.<br />
O wyglądzie chrześcijaństwa w czasach św. Wojciecha mówił również prof.<br />
dr hab. Marek Derwich w referacie pt. Miejsce mnichów i eremitów w kulturze<br />
religijnej Polski doby św. Wojciecha. Do różnych aspektów samej postaci św. Wojciecha<br />
nawiązali natomiast ks. prof. dr hab. Kazimierz Dola i prof. dr hab. Tadeusz<br />
Wasilewski. Pierwszy z nich przedstawił w kilku zwięzłych punktach grono<br />
przyjaciół św. Wojciecha, którzy znali i cenili jego osobę oraz należeli do pierwszych<br />
chrześcijan, jacy oddali mu cześć i szerzyli jego kult. Prof. Wasilewski<br />
zaś zajął się liturgią rzymsko-bizantyńską w działalności misjonarskiej świętego.<br />
Przybliżył wydarzenia z jego życia, szukając przyczyn tak niezwykłego sukcesu<br />
misji św. Wojciecha i jego uczniów. Wielkie uznanie, jakie zdobył, było<br />
wynikiem - według słusznej tezy prof. Wasilewskiego - daleko posuniętej tolerancji<br />
i życzliwości wobec istniejącej na terenach objętych jego misją liturgii<br />
grecko-słowiańskiej i umiejętności godzenia obrządków - greckiego z rzymskim,<br />
łacińskim.
Życie naukowe 185<br />
Ostatni referat wygłosił prof. dr hab. Tadeusz Poklewski. Przedstawiając<br />
przebieg i wyniki badań archeologicznych na terenie archikolegiaty tumskiej,<br />
dowiódł istnienia budowli przed 1136 r. oraz opactwa Najświętszej Marii Panny<br />
i św. Aleksego, pozostawił także otwarty problem związków św. Wojciecha z budowlami<br />
łęczyckimi.<br />
Wszystkie referaty cieszyły się dużym zainteresowaniem i wzbudziły ożywioną<br />
dyskusję. Cieszy również fakt, że sesja w Łęczycy pozostawiła po sobie<br />
ślad: Mazowiecka Wyższa Szkoła Humanistyczno-Pedagogiczna w Łowiczu<br />
zebrała i wydała drukiem zarówno wystąpienia w Łęczycy, jak i opracowania<br />
spoza sesji, nawiązujące ściśle do tematu jubileuszowego pod wspólnym tytułem:<br />
Święty Wojciech i wejście Polski do Europy (Łowicz <strong>1997</strong>).<br />
Magdalena Czapska