22.11.2014 Views

WYDAWCA Koło Naukowe Romanistów Studentów UJ Instytut ...

WYDAWCA Koło Naukowe Romanistów Studentów UJ Instytut ...

WYDAWCA Koło Naukowe Romanistów Studentów UJ Instytut ...

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

tortu do spróbowania, Ŝeby podziękować za<br />

uprzejmość.<br />

A kawę podaje się przy stole, kiedy juŜ się<br />

uprzątnie naczynia, czyŜ nie? Susanna przyrządzała<br />

ją rano nad ogniem, odgrzewając porcję z dnia<br />

poprzedniego z odrobiną świeŜej, ale ci arystokraci,<br />

z tą swoją Ŝywą i radosną miną, na pewno piją<br />

kawę z ekspresu, zawsze świeŜą, trzy lub cztery<br />

łyŜeczki na filiŜankę, bez ponownego odgrzewania.<br />

Akurat tydzień temu Bianchelli wyłoŜyła na<br />

wystawie ekspresy, wszystkie tak świecące, Ŝe<br />

zdawały się być ze złota i srebra. Przydałby się<br />

jeden, Susanna musiałaby nauczyć się go uŜywać<br />

w dwa dni. Trzeba by wydać pięćdziesiąt lirów na<br />

ten obiad. Toto nigdy tyle nie da. Dawał trzy liry<br />

dziennie na zakupy, ale mieli w domu wino i od<br />

czasu do czasu dostawali jakiś prezent od pacjenta,<br />

kosz serów, wędliny czy koszyczek owoców. Toto<br />

narzekał, dając nawet te trzy liry, a Susanna<br />

przysięgała na świętą Urszulę, patronkę wszystkich<br />

dziewic, Ŝe to nie starczy, nie starczy, Ŝe wszyscy<br />

rzeźnicy to psy, a sprzedawcy owoców to uliczni<br />

złodzieje. Jak mogłaby poprosić Toto o te<br />

wszystkie pieniądze na obiad dla markiza? Jeszcze<br />

poŜyczyła z trudem uzbierane sześć lirów tej<br />

nieszczęsnej Isolinie – mając sześć lirów moŜna by<br />

jeszcze coś wymyślić... – i zarumieniła się na tę<br />

myśl.<br />

Wstała, poszła do kuchni i zaczęła<br />

przypatrywać się z roztargnieniem Susannie, która<br />

kroiła skrupulatnie pasternak, Ŝeby wrzucić go do<br />

zupy. Nie mówiła nic, cała pochłonięta tym<br />

zajęciem. Dwa albo trzy razy słuŜąca poskarŜyła się<br />

na sprzedawcę węgla, który nie miał wstydu przed<br />

Bogiem, bo sprzedawał namoknięty węgiel, Ŝeby<br />

więcej waŜył, a pani jej nie skarciła. W pewnym<br />

momencie, Checchina, jakby właśnie się obudziła,<br />

powiedziała:<br />

- Umiałabyś zrobić, Susanno, loczki na grzywce?<br />

- Jakie loczki? – zapytała zaskoczona słuŜąca.<br />

- Takie jak ma Isolina – wyszeptała cichutko pani.<br />

III<br />

Kiedy przybył markiz d’Aragona, za<br />

dziesięć siódma, zgodnie ze zwyczajem, Checchina<br />

ubierała się jeszcze w swoim pokoju. Miała<br />

zaczerwienioną twarz, dwie ogniste plamy na<br />

policzkach - unosząca się z pieca para sprawiła, Ŝe<br />

krew napłynęła jej do twarzy. Była śmiertelnie<br />

zmęczona, sama musiała wszystko zrobić,<br />

poniewaŜ Susanna wykręcała się co chwilę ze<br />

złością, zdenerwowana tym obiadem. Nie mogła iść<br />

rano na mszę do Sant’Andrea di Frotte, a zawsze,<br />

gdy nie mogła wysłuchać mszy, była nieznośna.<br />

Checchina miała zamęt w głowie z powodu gorąca,<br />

ze zmęczenia i dręczącej myśli, Ŝe wszystko<br />

pójdzie źle, a oczy błyszczały jej jak w gorączce.<br />

Cztery razy umyła ręce z obawy, Ŝe ciągle czuć od<br />

nich rybą i wąchała je, nie zdając sobie z tego<br />

sprawy, niczym lunatyczka. Gdy pojawiła się<br />

w salonie markiz powiedział jej komplement na<br />

temat dobrze wyglądającej cery i Toto Primicerio<br />

nie posiadał się z dumy. Markiz miał na sobie<br />

zapięty płaszcz, biały jedwabny krawat<br />

z brylantową spinką; gdy ściągał wolno rękawiczki,<br />

ukazały się białe i miękkie dłonie, prawie jak<br />

u kobiety. Kiedy Checchina stała tam zakłopotana<br />

w swojej nowej wełnianej sukience w kolorze<br />

zgniłej zieleni, z koronkowymi marszczeniami na<br />

szyi, które draŜniły jej kark, zastanawiała się,<br />

zrozpaczona, czy moŜe lepiej byłoby podać mu<br />

rosół zamiast klusek. Toto Primicerio ciągle mówił,<br />

zapewniał, Ŝe to tylko drobny obiadek w skromnym<br />

domu, który nie ma nic wspólnego z ksiąŜęcymi<br />

bankietami; markiz uśmiechał się wdzięcznie i nie<br />

odpowiadał. Kiedy Susanna szorstkim głosem<br />

oznajmiła, Ŝe kluski są juŜ na stole, markiz ukłonił<br />

się i podał ramię gospodyni. Checchina poczuła<br />

subtelny zapach, który unosił się z jego włosów,<br />

albo teŜ z chusteczki, delikatny i słodki. Wydawało<br />

jej się, Ŝe czuje go na ustach, niczym smak<br />

cukierka. Prawdę mówiąc, na początku obiadu<br />

bardzo się martwiła, gdyŜ wszystko szło nie tak.<br />

Susanna zerkała na markiza z nieufnością<br />

i niechętnie podawała do stołu. Talerze i widelce<br />

docierały z kuchni z wielkim opóźnieniem,<br />

a Checchina milczała, nie odwaŜyła się jej zawołać<br />

i wpatrywała się bezustannie w serwetkę, cała<br />

zaŜenowana. Toto Primicerio ucieleśniał rubaszną<br />

radość świętującego lekarza, co jakiś czas pozwalał<br />

sobie na Ŝarcik, przemawiał poufale do markiza, jak<br />

gdyby byli starymi przyjaciółmi, opowiadał mu<br />

o mnóstwie odciętych nóg, ponownie ułoŜonych<br />

i zaszytych w brzuchu wnętrznościach, otwartych<br />

tętnicach szyjnych i ropowicach wydymających<br />

ramiona niczym piłki. Lampa dogasała i dawała<br />

coraz słabsze światło. W pewnym momencie mąŜ<br />

rzekł:<br />

- Mój drogi markizie, te kluski i tort, którego<br />

skosztujecie pod koniec obiadu to dzieło mojej<br />

Checchiny, która ma złote ręce.<br />

Markiz uraczył ją wyrafinowanym<br />

komplementem. W rzeczy samej, markiz był bardzo<br />

dystyngowany. Wydawało się, Ŝe nawet nie<br />

spostrzegł Ŝadnego z licznych uchybień, nigdy nie<br />

patrzył na Susannę, jak gdyby nie istniała,<br />

dwukrotnie nałoŜył sobie kawałwk smaŜonej ryby<br />

i wypowiadał się z wielką swobodą. Mówił<br />

przyciszonym głosem, z bardzo miękkim „r”,<br />

prawie aspirowanym i z dziecięco słodkim „s”.<br />

Jego głos miał miękką intonację, prawie<br />

pieszczotliwą i zdawało się, Ŝe nawet<br />

w najprostszych słowach wibrowały ciepłe<br />

podmuchy, urzekające powiewy czułości. Mówiąc,<br />

spoglądał w oczy swojemu rozmówcy,<br />

z powaŜnym, zamyślonym wyrazem oczu, podczas<br />

gdy delikatny uśmiech pojawiał się pod łukiem<br />

blond wąsów, a miękka dłoń igrała z noŜem.<br />

Checchina otrząsnęła się z koszmarnego stanu.<br />

Nabierała odwagi, widząc wielkopańską

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!