24.12.2014 Views

nr 26 - Pismo Studenckie PDF

nr 26 - Pismo Studenckie PDF

nr 26 - Pismo Studenckie PDF

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

pismo warsztatowe Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego<br />

kwiecień <strong>nr</strong> 4 (<strong>26</strong>)/2010 • ISSN 1898–3480 • egzemplarz bezpłatny<br />

www.redakcja<strong>PDF</strong>.pl<br />

10 kwietnia 2010, godz. 8.56


Naczelna strona<br />

dziennikarstwo | Na wejściu<br />

dziennikarstwo<br />

public relations foto<br />

kultura & społeczeństwo<br />

Ale<br />

numer!<br />

03 Na wejściu:<br />

Środowisko dziennikarskie dzieli<br />

już wszystko. A co łączy<br />

04 Na wejściu:<br />

TVN Rozrywka<br />

– koniec publicystyki w stacjach<br />

komercyjnych<br />

Drugi lifting Dziennika<br />

Gazety Prawnej<br />

05 Gdzie się zaczęłam:<br />

Magda Jethon<br />

06-07 Raport:<br />

W imię przyjaźni – książka<br />

Domosławskiego o Kapuścińskim.<br />

08 Puls redakcji:<br />

Tani i ciekawy lifestylowy<br />

miesięcznik<br />

10 Polecamy:<br />

Fotografia latawcowa<br />

– fanaberia czy sztuka<br />

11 Polecamy:<br />

Koniec pierwszego etapu akcji<br />

„Pokaż swoje fotografie”<br />

12-13 Pożegnanie, fot. Mateusz Baj<br />

14 PR na świecie to nadal inny public<br />

relations niż polski. Rożni się.<br />

Jak bardzo<br />

15 Case study:<br />

Bank za biznesplan<br />

To PRoste:<br />

Przewidzieć kryzys.<br />

16 Na mieście: DKF<br />

17-20 Co warto zobaczyć, obejrzeć,<br />

posłuchać, przeczytać<br />

Subiektywny przewodnik po<br />

świecie muzyki, teatru, filmu<br />

i książki.<br />

21 Miejsce niezwykłe – Paradox Cafe<br />

22 Sport:<br />

Powstała piłkarska liga WdiNP!<br />

Tai-chi – równowaga, spokój i...<br />

23 Książę i żebrak wydarzeń<br />

kulturalnych kwietnia.<br />

24 Konkurs o nagrodę Prezesa NBP<br />

reklama<br />

Na wejściu<br />

PLUS<br />

REDAKCJA<br />

redaktor naczelny:<br />

Zbigniew Żbikowski<br />

z-ca redaktora naczelnego<br />

Paweł H. Olek<br />

szefowie działów:<br />

dziennikarstwo: Tomasz Betka<br />

fotografia: Ewelina Petryka<br />

PR: Piotr Zabiełło<br />

kultura & społeczeństwo:<br />

Emil Borzechowski<br />

Zbigniew Żbikowski<br />

Przejście w kiepskim stylu<br />

Od początku kwietnia Marka Niedźwieckiego znów można usłyszeć na<br />

antenie publicznego radia. I to nawet w dwóch programach: I i III. Po krótkim<br />

epizodzie w komercyjnym radiu Złote Przeboje dziennikarz wraca do<br />

domu. Słuchacze Trójki cieszą się, choć było słychać przez te ostatnie dwa<br />

lata, że ekipa Trójki tę pustkę po Niedźwieckim umiała zagospodarować.<br />

Okazało się, że lista przebojów w wykonaniu Piotra Barona jest równie<br />

dobra, jeżeli nie lepsza, niż u Niedźwieckiego, i że w ogóle można w Trójce<br />

dużej dobrej muzyki usłyszeć.<br />

Ale przy okazji tego 1 kwietnia, kiedy dziennikarz znów zaczął nadawać<br />

w radiu publicznym, przypomniały mi się wywiady, których chętnie<br />

udzielał po odejściu ze Złotych Przebojów. Nawet nie próbował w tych<br />

rozmowach udawać, że szanuje radio, w którym przepracował dwa lata i<br />

poświęcał mu każdy piątkowy wieczór i pół soboty. W „Dzienniku Gazecie<br />

Prawnej” mówił: „To irytujące słuchać przed własną audycją Sashy, który<br />

śpiewa «lonely, lonely lonely» i coś równie kiepskiego, z chwilą gdy tylko<br />

wychodzisz ze studia”, albo: „Mój kolega z Sydney musiał słuchać tego<br />

(piosenki Sugarbabes – red.) sześć razy w ciągu jednej audycji, a potem<br />

pisał: «Niedźwiedź, ale co ty tam grałeś Paw jakiś»“.<br />

Rozumiem, że mogła go ta stacja uwierać, że to nie był jego format, że<br />

nie miał poczucia misji, a jedynie świadomość tego, że został zatrudniony,<br />

by podnieść prestiż rozgłośni. Ale zgodził się na to, wziął za to pieniądze<br />

i – co najważniejsze – nie zachowywał się przez te dwa lata na antenie<br />

jakby wykonywał najgorszą robotę na świecie.<br />

Po co więc na odejście tak wszystko zdezawuował Nie obchodzi<br />

mnie, że wykazał się brakiem szacunku dla własnej pracy – jego sprawa.<br />

Ale gdybym była jego wierną słuchaczką w tym czasie, to poczułabym,<br />

że Niedźwiecki napluł mi w twarz i powiedział: to wszystko było na niby.<br />

Dopiero teraz będę dla was grał naprawdę. W prawdziwym radiu. Z prawdziwymi<br />

dziennikarzami.<br />

Jak to leciało Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy. Czy jakoś tak.<br />

Wielki reset<br />

Nauka utrzymuje, że czas płynie dla wszystkich<br />

jednakowo: równo, jednostajnie. Trudno sie z tym<br />

zgodzić. Szczególnie, gdy jest się dziennikarzem.<br />

Dla nas czas płynie raz wolno, raz szybko, raz<br />

przystaje, innym razem gwałtownie przyspiesza<br />

i w takim rwanym, niejednostajnym rytmie toczy<br />

się nasza praca. To, co zdarzyło się w pierwszą<br />

sobotę po Wielkanocy koło Smoleńska, wymyka<br />

się wszystkim tym kategoriom. Tam, w pobliżu Katynia,<br />

czas zrobił coś, co w technice komputerowej<br />

zdarza się rzadko, ale jak już się zdarzy, jedynym<br />

sposobem, aby zatrzymany czas znowu popłynął,<br />

jest naciśnięcie trzech klawiszy lub odłączenie na<br />

moment zasilania. Bieżące procesy: w komputerze<br />

niezapisane pliki, w życiu toczone właśnie spory,<br />

debaty, podziały, zostają utracone i trzeba zaczynać<br />

od początku. Może inaczej Może mądrzej<br />

Gdybyśmy nasze czasopismo drukowali w piątek,<br />

ten artykuł zaczynałby się od słów: „Teraz już nic<br />

nie będzie tak, jak przedtem”. A chodziło o burzę,<br />

jaką w środowisku dziennikarskim i w całym społeczeństwie,<br />

nie tylko zresztą w Polsce, wywołało<br />

ukazanie się książki Artura Domosławskiego o<br />

Ryszardzie Kapuścińskim. Bo taki sobie wybraliśmy<br />

temat numeru. Jeszcze w piątek temat ten, choć<br />

już dogasający jako wydarzenie medialne, ciągle<br />

był aktualny jako zjawisko przynoszące szersze<br />

skutki niż tylko środowiskowa kłótnia. W sobotę<br />

nastąpił Wielki Reset i nagle wszyscy zapomnieli<br />

o tym, co nas dzieliło wczoraj, a przedwczorajsze<br />

spory, wobec gwałtownego przyspieszenia, a<br />

właściwie zawirowania czasu, o niebywałych skut-<br />

zespół redakcyjny:<br />

Tomasz Dowbor, Roksana Gowin, Magdalena<br />

Grzymkowska, Dominika Jędrzejczyk, Patryk<br />

Juchniewicz, Marcin Kasprzak, Mirek Kaźmierczak,<br />

Anna Kiedrzynek, Jakub Szarejko, Krystian Szczęsny,<br />

Maja Trzeciak, Magdalena Wasyłeczko, Elżbieta Wójcik,<br />

Agata Żurawska<br />

współpraca:<br />

Jakub Baliński, Cezary Biernat, Jan Brykczyński,<br />

Radosław Firlej, Bartosz Iwański, Małgorzata<br />

Januchowska, Maria I. Szulc, Wioletta Wysocka,<br />

Marcel Zatoński<br />

autorskie cykle:<br />

Gdzie sie zaczęłam - Magdalena Karst-Adamczyk<br />

Zapisz to, Kisch! - Agnieszka Wojcińska<br />

Kolumna Zygmunta - Andrzej Zygmuntowicz<br />

Książe i Żebrak – Szczepan Orłowski,<br />

Kajetan Poznański<br />

grafika, okładka i skład DTP:<br />

Karol Grzywaczewski / studio@grafikadtp.com<br />

Media w starym stylu<br />

kach, przesunęło je jakby w odległą przeszłość. W<br />

sobotę i w niedzielę, kiedy ruszał druk, nie było dla<br />

dziennikarzy, bo nie mogło być, innego tematu, jak<br />

ten o tragedii narodowej, katastrofy, w której zginęła<br />

para prezydencka i kilkadziesiąt innych osób,<br />

udających się na obchody 70. rocznicy zbrodni<br />

katyńskiej. A my musieliśmy pozostać z tym, co<br />

przygotowaliśmy na zupełnie inną okazję.<br />

Jedno z tego wycofanego wstępniaka pozostało<br />

aktualne: właśnie to, że teraz już nic nie będzie<br />

takie, jak przedtem. Tylko w innej skali i w innych<br />

kontekście. To już nie będzie ta Polska, to społeczeństwo,<br />

ta polityka, którą tak bywaliśmy – my, jej<br />

odbiorcy i adresaci – zniesmaczeni. To będzie inny,<br />

wierzymy, że lepszy, kraj. A my, jego mieszkańcy –<br />

czy pozostaniemy tacy sami Wielki Reset stwarza<br />

zawsze wielką szansę na budowanie od początku.<br />

Wymaga tylko głębszej refleksji, chwili zastanowienia,<br />

przemyślenia. I na tę chwilę warto wyłączyć<br />

zasilanie. Same trzy klawisze mogą nie wystarczyć:<br />

kwiaty zwiędną, znicze się wypalą i tak łatwo<br />

będzie wtoczyć się w stare spory.<br />

reklama:<br />

współpraca z serwisem foto:<br />

stała współpraca:<br />

MINUS<br />

Podobno Elżbieta Jaworowicz co pewien czas rozlicza się przed widzami<br />

ze skuteczności swoich interwencji podejmowanych w programie „Sprawa<br />

dla reportera”. Dzisiaj to chyba rzadkość, by dziennikarz nie zatrzymywał<br />

się na etapie podania newsa, ale też dopilnował sprawy i ją zamknął.<br />

Tym samym powiedział: zobaczcie, media naprawdę mają wpływ na<br />

rzeczywistość. To nie jest sztuka dla sztuki.<br />

Takich przykładów jest niestety niewiele, dlatego warto odnotować<br />

ważne dla życia społecznego przykłady interwencji, które rzeczywiście<br />

pomogły.<br />

Pierwszy: pomoc 11-letniemu chłopcu, który został odebrany rodzicom<br />

nieumiejącym zapewnić mu dobrych warunków mieszkaniowych i<br />

opieki. Matka w depresji, ojciec po amputacji nogi, w łóżku. Czy to w każdym<br />

przypadku powód, by odebrać takim rodzicom dziecko i skierować<br />

je do placówki opiekuńczej Po nagłośnieniu sprawy przez media okazało<br />

się, że matce da się pomóc, że dobrzy ludzie wyłożą pieniądze na remont<br />

domu tej rodziny. Dzięki temu chłopiec najpewniej wróci do domu, bo<br />

sąd przywróci rodzicom prawo do zajmowania się nim.<br />

Druga sprawa: poznański seksuolog molestujący pacjentki. Zaczyna<br />

się od programu, w którym kilka kobiet opowiada o niedopuszczalnych<br />

metodach terapii stosowanych przez pseudospecjalistę. Dalej idzie jak<br />

lawina – uczelnia zawiesza seksuologa, interweniuje samorząd lekarski,<br />

sprawę bada prokuratura. Tu pewnie dziennikarzom było łatwiej, bo to<br />

nośny temat. Ale czy właśnie nie na tym polega dziennikarska misja<br />

Pomagać, zmieniać świat, nie zamiatać trudnych spraw pod dywan.<br />

Dla mnie takie dziennikarstwo jest ważniejsze niż tony szlachetnej publicystyki,<br />

która objaśnia świat, ale rzadko go zmienia. I dlatego wielki plus<br />

dla dziennikarzy, którym chciało się trochę powalczyć.<br />

korekta: Anna Kiedrzynek, Aneta Grabska<br />

WYDAWCA:<br />

Instytut Dziennikarstwa<br />

Uniwersytetu Warszawskiego<br />

koordynator wydawcy:<br />

Grażyna Oblas<br />

druk: Polskapresse Sp. z o.o., nakład: 10 tys. egz.<br />

Oddano do druku 11 kwietnia 2010 roku<br />

adres redakcji:<br />

<strong>PDF</strong> pismo warsztatowe<br />

Instytutu Dziennikarstwa UW<br />

ul. Nowy Świat 69, pok. 51,<br />

(IV piętro), 00–046 Warszawa,<br />

tel. 022 5520293,<br />

e–mail: redakcja@redakcjapdf.pl<br />

Więcej tekstów w portalu<br />

internetowym: www.redakcja<strong>PDF</strong>.pl<br />

Anita Krajewska<br />

dz<br />

dziennikarstwo<br />

w kraju<br />

Dziennikarze pozywają Radę Etyki Mediów<br />

Bertold Kittel i Anna Marszałek wnieśli do Sądu<br />

Okręgowego w Warszawie pozew o naruszenie<br />

dóbr osobistych przeciwko Radzie Etyki Mediów.<br />

Sprawa dotyczy oświadczenia z sierpnia<br />

ubiegłego roku, w którym REM mocno skrytykowała<br />

dziennikarzy za opublikowany w 2001<br />

r. tekst o ówczesnym wiceministrze obrony<br />

narodowej Romualdzie Szeremietiewie. Artykuł<br />

ukazał się w „Rzeczpospolitej”, a dotyczył<br />

licznych nieprawidłowości w Ministerstwie<br />

Obrony. Gdy Szeremietiew został oczyszczony<br />

z zarzutu korupcji, REM stwierdziła, że „doszło<br />

do kolejnej kompromitacji dziennikarstwa śledczego”.<br />

– Swoim oświadczeniem Rada zrobiła<br />

nam krzywdę, dlatego domagamy się przeprosin<br />

opublikowanych w mediach – argumentuje<br />

Marszałek i sama oskarża REM o nierzetelność.<br />

Stołeczna „Polska”<br />

bez wydania weekendowego<br />

Należący do Polskapresse dziennik zlikwidował<br />

weekendowe wydanie gazety na terenie<br />

Warszawy i okolic. Nie będzie się też ukazywał<br />

dodatek „Tygodnik Warszawa”, a liczba pracowników<br />

zatrudnionych na etacie zmniejszy się<br />

o sześć osób. Paweł Fąfara, redaktor naczelny<br />

pisma, tłumaczy, że warszawskie wydanie<br />

„Polski” ma być gazetą specjalizującą się w tematyce<br />

politycznej oraz treściach analitycznych<br />

i opiniotwórczych. We wrześniu ubiegłego roku,<br />

po fuzji „Dziennika” z „Gazetą Prawną”, z wydań<br />

weekendowych zrezygnowali również właściciele<br />

„Dziennika Gazety Prawnej”.<br />

Kolenda-Zaleska na wyłączność<br />

Katarzyna Kolenda-Zaleska zakończyła współpracę<br />

z radiem Tok FM, ponieważ Grupa TVN,<br />

podstawowy pracodawca dziennikarki, zakazał<br />

jej dalszego prowadzenia poranków w popularnej<br />

rozgłośni radiowej. Rzecznik prasowy<br />

TVN, Karol Smoląg, tłumaczy decyzję Grupy<br />

„ogromną dysproporcją między korzyściami,<br />

jakie czerpało ze współpracy radio, a tymi, jakie<br />

uzyskiwał TVN”. Smoląg zapewnia natomiast,<br />

że z pracy w Radiu Zet nie będzie musiała<br />

rezygnować Monika Olejnik, ponieważ akurat<br />

ona, przychodząc do TVN 24, była już związana<br />

umową z radiem. Dziennikarze zatrudnieni<br />

w mediach należących do Grupy TVN nie będą<br />

też musieli rezygnować z prowadzenia swoich<br />

rubryk w tytułach prasowych.<br />

Debiut Express24.tv<br />

Od kilku tygodni działa wrocławska telewizja<br />

internetowa Express24.tv. Telewizja należy<br />

do Iwony i Cezarego Trytków, właścicieli Wrocławskiej<br />

Fabryki Prasowej. Na stronie serwisu<br />

internauci mogą obejrzeć materiały wideo na<br />

temat informacji i wydarzeń z regionu Dolnego<br />

Śląska. Express24.tv tworzą dziennikarze<br />

dziesięciu bezpłatnych magazynów lokalnych<br />

skupionych w Grupie Expressy Dolnośląskie,<br />

należącej do WFP. Redaktorem naczelnym<br />

Express24.tv został kierujący także Expressami<br />

Dolnośląskimi i Grupą Portale24.net Robert<br />

Włodarek.<br />

Opr. Tomasz Betka<br />

Tylko bal nie dzielił<br />

Podziały w środowisku mediów nie są<br />

nowym zjawiskiem, a dotyczą niemal<br />

wszystkiego. Czy w obliczu coraz<br />

gorszej kondycji zawodu istnieją<br />

perspektywy integracji dziennikarzy<br />

Magdalena Wasyłeczko,<br />

Aleksandra Siemiradzka<br />

– Środowisko jest obecnie zdecydowanie<br />

bardziej skonfliktowane niż kilka lat wcześniej<br />

– nie ma wątpliwości Mariusz Janicki, komentator<br />

„Polityki”. Według niego momentem<br />

przełomowym był rok 2005 i zaangażowanie<br />

części dziennikarzy w projekt pod tytułem<br />

„IV RP”. Od tego czasu zaostrzył się ton polemiki,<br />

a obydwie strony wyrzucają sobie wzajemnie<br />

polityczne uwikłania. W jakiejś mierze odbiło<br />

się to również na kontaktach towarzyskich<br />

w środowisku dziennikarskiem.<br />

Ciepłą wódkę polejcie<br />

– Po prostu wcześniej „establishment” bardziej<br />

skutecznie eksterminował innych kandydatów<br />

do pełnienia roli opiniotwórczej – mówi pisarz<br />

i publicysta Rafał Ziemkiewicz. Jego zdaniem<br />

działo się tak już od ukazania się pierwszego<br />

numeru „Gazety Wyborczej”. Natomiast od<br />

roku 2005, gdy na rynku pojawił się „Dziennik”,<br />

niektóre media mogły upowszechniać swoje<br />

racje na szerszą skalę. – Zwłaszcza media<br />

o konserwatywnych poglądach, opowiadające<br />

się za zdecydowanym rozliczeniem PRL-u.<br />

Teraz, z powrotem próbuje się je zamieść pod<br />

dywan – dodaje Ziemkiewicz.<br />

Z kolei publicysta „Polski The Times”, Wiktor<br />

Świetlik, sięga po wcześniejsze przykłady<br />

podziałów ideologicznych w środowisku. Za<br />

jeden z wyrazistszych uznaje ten powstały<br />

w okresie stanu wojennego. – Osoby, które<br />

sprzeciwiły się decyzji władz, uznały, że oportuniści<br />

stracili legitymację do wykonywania<br />

zawodu. Spór jest żywy do dziś, pomimo tego,<br />

że większość jego uczestników przeszła już na<br />

emeryturę – wspomina dziennikarz. Świetlik<br />

pamięta również rozłamy z czasów rządów<br />

SLD. Przypomina, że pracownicy „telewizji<br />

publicznej Kwiatkowskiego” byli krytykowani<br />

przez znajomych z branży za rzekome uleganie<br />

naciskom. Przykładowo, bardzo negatywnie<br />

został przyjęty wywiad Piotra Gembarowskiego<br />

z Marianem Krzaklewskim, po którym<br />

dziennikarz był przez kolegów po fachu nieprzychylnie<br />

traktowany „na mieście”. Zainicjowano<br />

nawet akcję stawiania mu ciepłej wódki.<br />

Na deskach sceny medialnej<br />

Stosunek do PRL-u, polityki zagranicznej,<br />

mniejszości seksualnych, roli Kościoła – to zdaniem<br />

Wiktora Świetlika podstawowe tematy<br />

różnicujące publicystów. Podkreśla on, że spór<br />

nie jest zjawiskiem na szeroką skalę. Większość<br />

dziennikarzy nie bierze w nim udziału, ale<br />

uczestnicy konfliktu to liderzy opinii publicznej.<br />

Ton dyskusji narzucają dwa wiodące dzienniki:<br />

„Gazeta Wyborcza” oraz „Rzeczpospolita”.<br />

W ocenie publicysty, mamy do czynienia<br />

z teatrem politycznym, bo programy dwóch<br />

naczelnych partii pozostają tak zbieżne, że<br />

część różnic tworzona jest sztucznie. Świetlik<br />

powołuje się na opinię Pawła Śpiewaka – „absolutnie<br />

antypisowskiego człowieka”. Śpiewak<br />

stwierdził, że bardzo popularnym sposobem<br />

myślenia wśród dziennikarzy stał się „antykaczyzm”,<br />

bez którego trudno się liczyć w sferze<br />

opinii publicznej.<br />

Rafał Ziemkiewicz dostrzega natomiast, że<br />

wszystkich ludzi o konserwatywnych poglądach<br />

nazywa się „pisowcami”, podczas gdy<br />

przynależność partyjna nie zawsze jest oczywista.<br />

Mariusz Janicki również zauważa pokusę<br />

politycznej identyfikacji rozmówcy w celu<br />

czynienia z niej narzędzia obelgi, co naturalnie<br />

obniża wartość dyskusji.<br />

Coroczny Charytatywny Bal Dziennikarzy w Auli Politechniki Warszawskiej. Na zdjęciu: dziennikarze Beata Sadowska<br />

(druga z lewej) i kolejno: Tomasz Ziółkowski, Karolina Korwin-Piotrowska i Piotr Kraśko.<br />

Konflikt interesów<br />

Spór między ITI a Agorą pokazuje, że podziały<br />

w środowisku pracowników mediów może<br />

determinować także rywalizacja biznesowa<br />

– tłumaczy Świetlik. Za jedną z przyczyn konfliktu<br />

uznano konkurencję na giełdzie. Prasa<br />

sugerowała, jakoby ITI wyprodukowało film<br />

”Trzech kumpli” w celu skompromitowania redakcji<br />

„Gazety Wyborczej”. Odwetem miała być<br />

publikacja tekstu Piotra Pacewicza na łamach<br />

dziennika, w którym autor skrytykował wręczenie<br />

nagrody Dziennikarza Roku 2008 Bogdanowi<br />

Rymanowskiemu.<br />

Dużym problemem natury ekonomicznej<br />

jest też według dziennikarza „Polski” przenikanie<br />

się kompetencji wydawniczych i redakcyjnych.<br />

Publicyście znane są przypadki łączenia<br />

funkcji redaktora naczelnego z funkcją członka<br />

zarządu. – Tymczasem w strukturze redakcyjnej<br />

powinny być to dwa oddzielne stanowiska. Redaktor<br />

naczelny walczy o redakcję, a reprezentant<br />

wydawcy o pieniądze - zaznacza Świetlik.<br />

Rafał Ziemkiewicz dodaje, że posiadacze<br />

mediów robią wszystko, aby dziennikarze<br />

pozostali anonimowi. – Kiedyś mieliśmy do<br />

czynienia z odwrotną tendencją: lansowano<br />

„gwiazdki” w przekonaniu, że to one ściągną<br />

odbiorców. Jednak „gwiazdki” czasem przechodziły<br />

do konkurencji i inwestycje przepadały<br />

– analizuje Ziemkiewicz. Dlatego obecnie<br />

najważniejsze jest promowanie brandu. Sztab<br />

ludzi zawsze można wymienić, a audycja ciągle<br />

ma tę samą nazwę.<br />

Świetlik tłumaczy z kolei, że rynek mediów<br />

jeszcze kilka lat temu rozwijał się bardzo dynamicznie,<br />

pojawiło się sporo nowych osób,<br />

płace były przyzwoite, a potrzeba solidarności<br />

znikoma. Poza mediami publicznymi, dziennikarze<br />

nie mieli funkcjonujących realnie związków<br />

zawodowych. Dziś problemów przybywa:<br />

zwolnienia, cięcia pensji, nadużywanie czasu<br />

pracy, chamskie traktowanie... Publicysta przekonuje,<br />

że gdyby we Włoszech zaczęto robić<br />

„takie numery” jak w ciągu ostatniego roku w<br />

polskiej prasie, to następnego dnia żadna gazeta<br />

by tam nie wyszła, dzięki dobrze działającym<br />

związkom zawodowym.<br />

Łączmy się w kryzysie<br />

– Obecna sytuacja rynkowa sprawia, że dla<br />

dziennikarza prowadzenie konferencji za<br />

2 tys. zł lub zaproszenie do Brukseli to wyjątkowo<br />

atrakcyjna oferta. W powyższym wypadku<br />

istnieje założenie, że o zapraszającym polityku<br />

napisze się łagodniej - podsumowuje komentator<br />

„Polski’.<br />

Ale kto ma reprezentować dziennikarzy<br />

w walce o lepsze warunki pracy Istnieje kilka<br />

stowarzyszeń, które roszczą sobie do tego prawo.<br />

Do najliczniejszych należą Stowarzyszenie<br />

Dziennikarzy Polskich oraz Stowarzyszenie<br />

Dziennikarzy RP. Mariusz Janicki, nienależący<br />

do żadnego tego typu zrzeszenia, podkreśla,<br />

że powyższe instytucje także są identyfikowane<br />

politycznie. – Nie ma apolitycznej, branżowej<br />

korporacji – podkreśla.<br />

W utworzenie jednolitej organizacji ponad<br />

podziałami nie wierzy też Wiktor Świetlik.<br />

– Ktoś nie chce być tam, gdzie Wildstein, ktoś<br />

inny tam, gdzie Paradowska - wyjaśnia istotę<br />

problemu. Podobnie uważa Rafał Ziemkiewicz,<br />

który równocześnie dostrzega konieczność<br />

uregulowania kwestii prawa prasowego czy<br />

ekonomicznego bytu dziennikarzy. Sam jednak<br />

nie działa w żadnej organizacji. – Zarabiam<br />

w pocie czoła, jestem wolnym strzelcem, nie<br />

pracuję nigdzie na etacie, nie mam zabezpieczenia<br />

socjalnego. Może na emeryturze będę<br />

miał czas na działalność społeczną - tłumaczy<br />

gospodarz „Antysalonu”.<br />

Natomiast Świetlik, będący jednocześnie<br />

Dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności<br />

Prasy SDP, opowiada, że zdolność lobbingu<br />

i samoorganizacji środowiska jest znikoma.<br />

– Zainteresowanie kondycją zawodu pojawia<br />

się dopiero wtedy, gdy „prokurator lub<br />

ABW puka dziennikarzowi do drzwi”. Bywa, że<br />

w sprawach bardziej spektakularnych, jak na<br />

przykład afera podsłuchowa, dziennikarze mówią<br />

jednym głosem. Jednak zazwyczaj konferencje<br />

organizowane przez SDP nie cieszą się<br />

szczególnie dużym zainteresowaniem - ubolewa<br />

publicysta.<br />

W tej sytuacji pozostaje mieć nadzieję, że<br />

większa integracja środowiska dziennikarskiego<br />

nastąpi wraz z wejściem do branży nowego<br />

pokolenia. - Młodzi ludzie mają już inny stosunek<br />

do polityki i nie są zobowiązani towarzysko.<br />

To oni stanowią większą część publiczności na<br />

konferencjach dotyczących mediów - zauważa<br />

Wiktor Świetlik. Czy zainteresowanie młodych<br />

przełoży się na ich późniejszą aktywność zawodową<br />

Wydaje się to całkiem prawdopodobne,<br />

natomiast zejście dziennikarzy ze ścieżki wojennej<br />

to już zupełnie inny problem. Problem<br />

sięgający chyba o wiele głębiej niż się młodym<br />

adeptom dziennikarstwa wydaje. Dobrze przynajmniej,<br />

że na razie młodzi nie nazywają go<br />

jeszcze problemem. Otwarte pozostaje pytanie,<br />

czy za kilkanaście lat nie stanie się on dla<br />

nich normalnością.<br />

fot. Jacek Turczyk/PAP<br />

| 02 |<br />

| 03 |


Na wejściu | dziennikarstwo<br />

d<br />

Maja<br />

z<br />

dziennikarstwo<br />

na świecie<br />

Fuzja Axel Springer i Ringier AG<br />

Ringier AG i Axel Springer połączą swoje firmy<br />

w Europie Środkowej i Wschodniej. W skład<br />

wspólnego przedsiębiorstwa wejdą zależne<br />

spółki Springera w Polsce, Czechach i na Węgrzech<br />

oraz należące do Ringiera spółki z Czech,<br />

Węgier, Słowacji i Serbii. W ciągu najbliższych<br />

3-5 lat, Axel i Ringier zamierzają zainwestować<br />

300 mln euro, a następnie wprowadzić przedsiębiorstwo<br />

na giełdę. Spółka będzie zatrudniać<br />

około 4,8 tys. pracowników. Fuzja dwóch potężnych<br />

wydawców, których łączne przychody w<br />

2009 r. wyniosły 414 mln euro, oznacza powstanie<br />

jednego z największych przedsiębiorstw<br />

medialnych w tym regionie Europy.<br />

Google przerywa cenzurę w Chinach<br />

Spółka Google zaprzestała cenzurowania wyników<br />

chińskiej wersji swojej wyszukiwarki. Aby uniknąć<br />

cyberataków przeprowadzanych z terytorium<br />

Chin, amerykańska firma postanowiła odsyłać<br />

użytkowników do serwerów zarejestrowanych na<br />

terenie Hongkongu. Z tego powodu osoby odwiedzające<br />

www.google.cn są obecnie automatycznie<br />

przekierowywane na stronę google.com.<br />

hk, gdzie największa na świecie wyszukiwarka<br />

oferuje nieocenzurowane informacje w uproszczonym<br />

języku chińskim. Jak wyjaśnia na łamach<br />

Asia Media dyrektor ds. prawnych Google David<br />

Drummond, działania spółki mają spowodować,<br />

aby jak najwięcej ludzi uzyskało dostęp do usług<br />

Google. Równocześnie Drummond krytykuje politykę<br />

chińskiego rządu, który „dał władzom Google<br />

jednoznacznie do zrozumienia, że nie zrezygnuje ze<br />

stosowania cenzury”.<br />

Internetowe zasoby „Timesa” płatne<br />

Medialny magnat Rupert Murdoch zapowiedział<br />

wprowadzenie opłat za korzystanie z serwisów<br />

internetowych jego brytyjskich dzienników „The<br />

Times” i „The Sunday Times”. Od czerwca czytelnicy<br />

Times Online będą musieli zapłacić 1 funta<br />

za dzienny, a 2 funty za tygodniowy dostęp do<br />

serwisów on-line obydwu tytułów. Decyzja Murdocha<br />

wynika z obecnych uwarunkowań ekonomicznych<br />

na rynku mediów. - W kluczowym dla<br />

dziennikarstwa momencie takie działanie jest<br />

konieczne, aby informacja stała się finansowo<br />

ciekawą ofertą - argumentuje Rebekah Brooks,<br />

prezes News International będącego częścią<br />

imperium medialnego Murdocha. Australijski wydawca<br />

planuje w przyszłości wprowadzić płatny<br />

dostęp do wszystkich serwisów internetowych<br />

gazet wydawanych przez News Corporation.<br />

Carla Bruni redaktor naczelną<br />

Carla Bruni-Sarkozy oficjalnie potwierdziła<br />

nadany jej tytuł Pierwszej Damy Francuskiej<br />

Mody. Była modelka, obecnie piosenkarka i żona<br />

prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, przyjęła propozycję<br />

objęcia stanowiska gościnnej redaktor<br />

naczelnej „Madame Figaro”. Po koniec marca,<br />

w przeznaczonym głównie dla żeńskiego grona<br />

czytelników dodatku „Le Figaro”, Francuzi mogli<br />

ocenić panią prezydentową w nowej odsłonie.<br />

W numerze znalazły się m.in. szkice autorstwa<br />

Karla Lagerfelda i Jeana Paula Gaultiera, artykuły<br />

o Bono oraz wywiad z samą Bruni.<br />

Opr. Agata Żurawska<br />

Pa, pa, polityko<br />

„Koncepcja precyzyjnego doszlifowywania<br />

anten” - w ten sposób<br />

Edward Miszczak określa zmiany<br />

w jesiennej ramówce TVN-u. Czy<br />

wyrzucenie publicystyki z głównej<br />

stacji Grupy TVN to kolejny etap tabloidyzacji<br />

mediów elektronicznych<br />

w Polsce<br />

Trzeciak<br />

Dyrektor programowy TVN-u tłumaczy, że<br />

zdjęcie programu „Kawa na ławę” Bogdana Rymanowskiego,<br />

a także przesunięcie „Teraz my!”<br />

Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego<br />

do TVN 24 to konsekwentna realizacja polityki<br />

zapoczątkowanej przed kilkoma laty. Podobny<br />

zabieg zastosowano przecież wcześniej<br />

wobec programu Moniki Olejnik „Kropka nad<br />

i”, który zniknął z głównej stacji i pojawił się na<br />

antenie TVN 24 w drugiej połowie 2006 roku.<br />

Cała sytuacja nie powinna zatem nikogo dziwić<br />

i zastanawiać.<br />

Rzeczywiście, nie brakuje osób, które pozostają<br />

niewzruszone wobec zmian jakie zachodzą<br />

na polskim rynku medialnym. Są jednak i tacy,<br />

których ten proces martwi i niepokoi.<br />

TVN Rozrywka<br />

W marcowym numerze miesięcznika „Press”<br />

Edward Miszczak zapowiadał, że TVN będzie<br />

stacją jeszcze bardziej rozrywkową. Równolegle<br />

wiceprezes Grupy TVN ds. telewizji Piotr Walter<br />

zarzeka się, że „nie chce rezygnować z ambitnej<br />

telewizji” i pomimo, iż z anteny znikną stałe pasma<br />

publicystyczne, to zostaną wprowadzone<br />

nowe celowe projekty. Czy jednak celowe projekty<br />

będą tym samym, co rzetelna publicystyka<br />

polityczna<br />

– Zmiany w TVN-ie wynikają z negatywnej<br />

tendencji do nadmiernej komercjalizacji, która<br />

jest skutkiem rozprzestrzeniania się popkultury<br />

i procesu ujednolicania gustów odbiorców.<br />

Nie ma wśród nich miejsca dla indywidualnych<br />

upodobań, w tym przypadku dla zainteresowania<br />

publicystyką polityczną – analizuje profesor i<br />

medioznawca Janusz Adamowski. Podkreśla on<br />

również, że to przykre dla bardziej wybrednego<br />

odbiorcy zjawisko nie powinno być zaskocze-<br />

Trwają zmiany w wydawanym przez<br />

INFOR Biznes „Dzienniku Gazecie<br />

Prawej”. Na początku kwietnia<br />

zrezygnowano z „łososiowych” stron<br />

i podziękowano za współpracę ponad<br />

trzydziestu pracownikom wszystkich<br />

działów. – Gazeta rozwija się zgodnie<br />

z zaplanowaną strategią – tłumaczy<br />

Agata Broda, rzecznik prasowy<br />

INFOR Biznes. Inaczej uważa Piotr<br />

Semka z „Rzeczpospolitej”, który nie<br />

potrafi zrozumieć polityki kierownictwa<br />

gazety.<br />

Radosław Firlej<br />

INFOR Biznes uspokaja i przestrzega przed<br />

nadużywaniem określenia „likwidacja”<br />

w kontekście zmian w wewnętrznym układzie<br />

„DGP”: - Dochodzi do niej, gdy rezygnuje się<br />

z określonego rodzaju treści. Zawartość sekcji<br />

ekonomiczno-gospodarczej została po prostu<br />

przeniesiona do grzbietu głównego. Zrezygnowaliśmy<br />

tak naprawdę tylko z wyróżniającego<br />

„łososiowego” koloru papieru – mówi Agata<br />

Broda. – To prawda, że pozbywamy się osobnych<br />

pagin dla działów „Kultura” oraz „Sport”.<br />

Nie oznacza to jednak wykluczenia podobnej<br />

tematyki z „DGP”. Wszystko zależeć będzie od<br />

aktualnych wydarzeń w kraju – kontynuuje.<br />

fot. TVN<br />

Naturalne zwolnienia<br />

Zdaniem biura prasowego INFOR Biznes,<br />

DGP rozwija się zgodnie z zaplanowaną strategią:<br />

- Przy połączeniu dwóch gazet niemożliwym<br />

było stworzenie od razu finalnego produktu.<br />

Prowadzimy badania marketingowe<br />

i wiemy, że czytelnik nie wytrzyma dużej liczby<br />

szybko przeprowadzonych zmian. Dotyczy to<br />

zresztą także zespołu redakcyjnego – tłumaczy<br />

Agata Broda. – Obecnie mamy stabilną sprzedaż,<br />

nowy produkt zaakceptowali reklamodawcy<br />

– przyszedł czas na kolejny krok – ocenia.<br />

Częścią zmian w gazecie była także redukcja<br />

personelu. – Podczas fuzji „Dziennika” i „Gazety<br />

Prawnej” wiadomo było, że zespół jest zbyt<br />

duży. Nie wartościujemy jednak naszych dziennikarzy<br />

na lepszych i gorszych, bo wszyscy są<br />

świetni. Na początku celem była integracja<br />

dwóch zespołów redakcyjnych pracujących<br />

w różnych systemach nad odmiennymi rodzajami<br />

treści. Roszady personalne mają charakter<br />

naturalny, ponieważ zawsze przy tworzeniu<br />

nowego produktu konieczna jest zgoda zespołu<br />

na wizję redaktora naczelnego. Chcemy<br />

stworzyć grupę, która będzie wspólnie myśleć<br />

o naszym tytule – kończy.<br />

Co chce zrobić Pieńkowski<br />

Poproszony o komentarz w tej sprawie publicysta<br />

Rzeczpospolitej, Piotr Semka, uważa,<br />

że ciężko wytłumaczyć postępowania kolejnych<br />

kierownictw tytułu: - W całej ostatniej<br />

historii „Dziennika” zrozumiałe wydaje się być<br />

jedynie to, że Springer po około trzech latach<br />

wycofał się z nieudanej inwestycji – ocenia.<br />

– Dlaczego jednak zrobił to tak szybko Poważ-<br />

niem, gdyż głównym zadaniem mediów komercyjnych<br />

jest maksymalizacja zysków. I chociaż<br />

emisja tych programów nie odbywa się w czasie<br />

największej oglądalności, to przecież można<br />

znaleźć bardziej rozrywkowe programy dla szerszej<br />

grupy odbiorców.<br />

Podobnie uważa profesor Maciej Mrozowski,<br />

tłumacząc krótko, że „to się bardziej stacji<br />

opłaca”, a zmiany w TVN-ie świadczą o tym,<br />

że telewizje ogólnotematyczne zmieniają się<br />

w ogólnorozrywkowe.<br />

Z opiniami medioznawców zgadza się również<br />

publicystka Zuzanna Dąbrowska, prowadząca<br />

na UW warsztaty dziennikarskie z publicystyki<br />

politycznej. Dąbrowska, oceniając zmiany<br />

zachodzące na antenie TVN-u, wyjaśnia mechanizm<br />

tabloidyzacji mediów elektronicznych.<br />

– Dokonuje się sztywny podział stacji TVN na<br />

stację komercyjną i stację informacyjną. Niestety,<br />

należy podkreślić, że język i obraz w TVN24 stają<br />

się także coraz bardziej komiksowe – nie ma<br />

wątpliwości komentatorka Programu I Polskiego<br />

Radia. Dziennikarka dodaje, że TVN nie musi<br />

mieć żadnej misji, więc nie należy się dziwić, że<br />

właściciele stacji dokonują takich zabiegów.<br />

Szukajcie, a znajdziecie<br />

Sami zainteresowani są dość oszczędni w słowach.<br />

Bogdan Rymanowski nie odbiera telefonu,<br />

a Tomasz Sekielski odrzuca wyrazy współczucia<br />

i stwierdza: „Nikt nas nie wyrzuca, będziemy w<br />

TVN24”. I chociaż mówi prawdę – nikt nikogo<br />

nie wyrzuca i nie rezygnuje z nadawania tych<br />

dwóch programów – to jednak<br />

przeniesienie „Teraz my!”<br />

i „Kawy na ławę” z TVN-u do<br />

TVN 24 kojarzy się negatywnie,<br />

a sam proces przywodzi<br />

na myśl nie „porządkowanie<br />

profili programowych kanałów”,<br />

a raczej z próbę pozbycia<br />

się w białych rękawiczkach<br />

ambitnej publicystyki.<br />

Edward Miszczak uważa,<br />

że TVN 24 oglądają widzowie,<br />

którzy szukają konkretnych<br />

programów oraz że<br />

redaktorzy Rymanowski, Sekielski<br />

i Morozowski będą do<br />

tej anteny pasować jak ulał.<br />

Zuzanna Dąbrowska zastanawia<br />

się natomiast, gdzie<br />

odbiorca ma szukać tej publicystyki,<br />

jeżeli dostęp do<br />

TVN 24 jest utrudniony<br />

Wynika z tego, że przeciętny<br />

widz TVN-u nie będzie<br />

miał możliwości zapoznania<br />

się z publicystyką polityczną,<br />

jeżeli sam jej nie będzie<br />

szukał. Wciśnięcie guzika na<br />

pilocie od telewizora nie jest<br />

specjalnym utrudnieniem.<br />

Problem może się pojawić<br />

w momencie, gdy przerzucając<br />

kolejne kanały, odbiorca<br />

nie będzie miał szansy<br />

trafić na TVN 24.<br />

DGP zmienia, DGP zwalnia<br />

ne koncerny planują przecież inwestycje na<br />

sześć czy siedem lat – zastanawia się.<br />

– „Dziennik” zostaje przejęty przez Ryszarda<br />

Pieńkowskiego [właściciel INFOR-u – przyp. red.],<br />

który wydaje się, póki co, nie traktować tego<br />

jako szansy, tylko kłopotu, z którego stara się<br />

wyjść przy pomocy rozmaitych prób i błędów.<br />

Mógł albo rozwijać posiadaną „Gazetę Prawną”<br />

jako niszowe wydawnictwo dla księgowych<br />

i prawników, albo wejść w formułę „Dziennika”.<br />

Mimo to, redaktorem naczelnym został Michał<br />

Kobosko, który nie miał pomysłu na gazetę.<br />

– Publicysta dostrzega także problem neutralności<br />

„DGP”. – Ta gazeta po prostu boi się wygłaszania<br />

opinii. Jej osądy są zbyt proste, niekiedy<br />

nawet powstrzymuje się od prezentacji własnego<br />

zdania. Można tu zauważyć stronienie od<br />

polityki, widoczne również we wcześniejszych<br />

poczynaniach INFOR-u – twierdzi.<br />

Piotr Semka nie skłania się jednak do stwierdzenia,<br />

że ostatnie zmiany mogą stanowić<br />

początek końca „DGP”. – Jeśli tak, to byłby to<br />

przykład wielkiego braku rozsądku. Fuzja przecież<br />

ani nie poprawiła pozycji „Gazety Prawnej”,<br />

ani nie uratowała „Dziennika”. Trudno powiedzieć<br />

także o poprawieniu wizerunku INFOR-u<br />

– rozważa. – Czy Pieńkowski z tego wyjdzie Ma<br />

opinię zręcznego gracza. Mocny punkt obecnej<br />

sytuacji „DGP” stanowi także nowy naczelny,<br />

Tomasz Wróblewski. Jaki jednak będzie finał<br />

– trudno orzec – kończy publicysta „Rzeczpospolitej”.<br />

Magda Jethon:<br />

Kto ma media,<br />

ten przegrywa<br />

Magdalena Karst-Adamczyk<br />

W moim rodzinnym domu słuchało się radia.<br />

Czarna, nieduża skrzynka marki Pionier, grała<br />

niemal bez przerw. Słuchałam i nie mogłam<br />

uwierzyć, jak ci wszyscy ludzie tam się mieszczą.<br />

Kiedyś, pod nieobecność rodziców, wzięłam<br />

śrubokręt, odwróciłam radioodbiornik<br />

i próbowałam zajrzeć do wnętrza. Przyłapał<br />

mnie ojciec, przekonywał, że tam nikogo nie<br />

ma. Ja i tak wiedziałam swoje. Wtedy zaczęłam<br />

marzyć o tym, by dostać się do środka.<br />

Rodzice słuchali głównie Wolnej Europy,<br />

świszczącej i bulgoczącej. Któregoś razu<br />

mama oznajmiła, że powstał nowy program.<br />

Na początku łapaliśmy go na falach krótkich.<br />

Kiedy w latach 70-tych rodzice kupili radio<br />

z UKF-em, wreszcie mogliśmy słuchać Trójki<br />

normalnie.<br />

Od dzieciństwa walczyły we mnie skrajności.<br />

W połowie podstawówki ujawniły się<br />

moje zdolności matematyczne – „lewą nogą”,<br />

bez specjalnego wysiłku, zaczęłam wygrywać<br />

olimpiady. Ale to nie były umiejętności,<br />

o jakich marzyłam. Chciałam być humanistką,<br />

tak jak moja mama, jak rodzeństwo. Na<br />

szczęście miałam też zdolności plastyczne.<br />

Na przekór wszystkim, a przede wszystkim<br />

własnym talentom matematycznym, wybrałam<br />

liceum plastyczne. Na początku koledzy<br />

traktowali mnie z góry - ścisły umysł to było<br />

coś gorszego, liczyli się tylko artyści. Ale wiele<br />

tej szkole zawdzięczam. Tam nauczono mnie<br />

pogardy dla banału. Tam dowiedziałam się,<br />

że dobrze jest nieraz wywrócić coś do góry<br />

nogami. Taka umiejętność i w radiu czasem<br />

się przydaje.<br />

Kiedy nie dostałam się na malarstwo,<br />

studia matematyczne wybrałam z konieczności.<br />

Jako prymuska z natury, wiedziałam,<br />

że muszę zdobyć jakiś dyplom, a ta nieszczęsna<br />

matematyka była najprostszym rozwiązaniem.<br />

Skrajności wciąż we mnie walczyły,<br />

wędrowałam po uczelniach.<br />

Swoje miejsce znalazłam dopiero w 1977 r.,<br />

kiedy trafiłam do Trójki. A Trójka tamtego<br />

okresu to było radio wielkich osobowości:<br />

Adama Kreczmara, Jonasza Kofty, Jacka Janczarskiego,<br />

Maćka Zembatego, Jurka Markuszewskiego.<br />

Znalezienie się w takim gronie<br />

było spełnieniem marzeń. Ale też pułapką: co<br />

mogę robić pośród nich Wielkość tych ludzi<br />

mnie przytłoczyła. Dopiero kiedy nastał stan<br />

wojenny i gdy z częścią z nich zostałam negatywnie<br />

zweryfikowana (powodem była m.in.<br />

moja audycja o propagandzie politycznej),<br />

poczułam rodzaj jedności. Ta banicja pozwoliła<br />

mi się z wieloma wielkimi wyrzuconymi<br />

identyfikować. Satysfakcja była chwilowa. Na<br />

wiele lat znalazłam się bez stałej pracy. Kupiłam<br />

maszynę dziewiarską, zarabiałam, szyjąc<br />

i malując. To nie był dla mnie dobry czas, ani<br />

zawodowo, ani w życiu osobistym.<br />

Cztery lata spędzone w Trójce przed stanem<br />

wojennym było jak przerwany rozbieg.<br />

Po pół roku robienia drobiazgów zaczęłam<br />

przygotowywać własne audycje. Penetrowałam<br />

głównie obszary kultury i sztuki, czułam,<br />

że są to dziedziny, w których mogę coś<br />

powiedzieć. Zrobiłam m.in. audycję o wspaniałym<br />

wrocławskim artyście Eugeniuszu Gecie-Stankiewiczu,<br />

wówczas autorze wystawy<br />

„O czerwonym”. Stankiewicz lubił prowokację,<br />

więc w wywiadzie ze mną powiedział:<br />

„Nie rozumiem, dlaczego wszyscy krytykują<br />

czerwony, czerwonego, tymczasem<br />

o czerwone trzeba dbać, trzeba je karmić,<br />

podlewać i ulepszać. Ja o to dbam”. Cenzura<br />

oczywiście ingerowała, ale materiał poszedł.<br />

Pamiętam jego fragment: Ja robię złe rzeczy<br />

– mówi Stankiewicz. – Moi koledzy robią dobre<br />

rzeczy, bo są utalentowani, a ja muszę robić<br />

złe, muszę poruszać się w szumowinach.<br />

Ale gdyby wszyscy robili dobrze, to by się<br />

tym dobrem obsrało. (śmiech)<br />

Kiedy po ośmioletniej przerwie pod koniec<br />

lat osiemdziesiątych wróciłam do Trójki,<br />

zastałam zupełnie inne radio. Między innymi<br />

rozmowy telefoniczne na antenie już nie<br />

były jak dawniej wypuszczane z kilkusekundowym<br />

poślizgiem, który pozwalał zatrzymać<br />

„niepożądane” treści. Teraz trzeba było<br />

się pozbyć wielu przyzwyczajeń, nawet nie<br />

tych związanych z rzemiosłem dziennikarskim,<br />

ale takich ludzkich, które wpoiła w nas<br />

dawna epoka. Taki przykład: przed świętami<br />

Bożego Narodzenia ’89 ktoś rzucił hasło, by<br />

zrobić wywiad z premierem Tadeuszem Mazowieckim.<br />

Dyrektor wskazał na mnie jako<br />

osobę z „właściwą przeszłością”. Wszyscy<br />

wiedzieliśmy, że w PRL-u dziennikarz chcący<br />

dostać się tak wysoko, był sprawdzany do kilku<br />

pokoleń wstecz. Zadzwoniłam do URM-u<br />

i gdy tylko powiedziałam w jakiej sprawie, zaczęłam<br />

się tłumaczyć: że w stanie wojennym<br />

byłam negatywnie zweryfikowana, że pochodzę<br />

z rodziny z tradycjami wolnościowymi,<br />

że w czasach stalinowskich mój ojciec siedział<br />

dwa lata w więzieniu… W odpowiedzi<br />

miły głos zaczął mi tłumaczyć, że to nie jest<br />

ważne, że oni chcąc zerwać z przeszłością,<br />

nie mogą postępować jak poprzednicy, że jeżeli<br />

jestem dziennikarką i dzwonię z ciekawą<br />

propozycją, spotkanie z premierem zostanie<br />

umożliwione. Bardzo się zawstydziłam.<br />

Wywiad z Mazowieckim był początkiem<br />

mojego romansu z polityką. Zaczęłam robić<br />

półprywatne rozmowy z politykami, m.in.<br />

z Kuroniem (moje pytanie: czy kobiety są<br />

motorem pańskich działań jego odpowiedź:<br />

oczywiście, robiliśmy rewolucję, żeby dziewczyny<br />

parzyły nam herbatę i patrzyły na nas<br />

z podziwem), z Wałęsą, z Bieleckim. Lubiłam<br />

tę robotę, ale zostałam od niej odsunięta.<br />

Wyeliminowały mnie koleżanki bardziej drapieżne,<br />

bezwzględne. Byłam załamana, nie<br />

widziałam siebie poza polityką. Gdy zaczęłam<br />

do swoich audycji zapraszać artystów,<br />

wybierałam tych zaangażowanych, politycznie<br />

określonych:<br />

Andrzeja Wajdę,<br />

Krystynę Jandę,<br />

Gustawa Holoubka.<br />

Dziś wiem, że<br />

dobrze się stało.<br />

Nie potrafię być<br />

agresywna, powiedzieć<br />

w oczy:<br />

Pan jest złodziejem!<br />

Jak panu nie wstyd Polityka wymaga<br />

bezczelności, brutalności. Ja taka nie jestem.<br />

Pomysł na cykl „Pani Magdo, pani pierwszej<br />

to powiem…”, który wszyscy nazywają<br />

moim tzw. sukcesem, rodził się etapami.<br />

Zaczęło się od tego, że Marek Wałkuski zaproponował<br />

mi trzy minuty w „Poranku”<br />

przeznaczone na miniwywiad. O czym można<br />

przez trzy minuty Wpadłam na pomysł<br />

zadawania pytań kompletnie od czapy, ale<br />

szybko zrozumiałam, że to nie będzie takie<br />

proste, nie każdy na głupie pytanie udzieli<br />

fajnej odpowiedzi. Jeśli ma się udać, muszę<br />

przygotować 50 pytań i wybierać najciekawsze<br />

anegdoty. Poszłam z tym do ówczesnego<br />

dyrektora, Piotrka Kaczkowskiego, a Piotrek<br />

na poczekaniu wymyślił tytuł. Pomyślałam:<br />

wykluczone, niby dlaczego mnie pierwszej<br />

mają mówić, chyba zwariował. A on odparł,<br />

że jakby ktoś się czepiał, to mam powiedzieć,<br />

że to idiota-dyrektor wymyślił. I wtedy narodził<br />

się pomysł opowieści z puentą. Najpierw<br />

ruszyłam do artystów, którzy znali mnie<br />

z poważniejszych rzeczy. Nie chwaliłam się<br />

tytułem cyklu, wstydziłam się. Pomysł okazał<br />

się samograjem. Po 3-4 miesiącach ludzie<br />

sami zaczęli do mnie dzwonić z fajnymi opowiastkami.<br />

To jest paradoks – robiłam tyle<br />

wartościowych rzeczy, o których ludzie nie<br />

mają pojęcia, a wszyscy kojarzą mnie z tym<br />

cyklem. Mój wkład, wysiłek intelektualny był<br />

tam naprawdę znikomy.<br />

A zdarzało mi się robić wartościowe rzeczy<br />

także poza radiem. Niewiele osób wie, że<br />

kontrowersyjna wypowiedź Tomasza Lisa, za<br />

którą wyleciał z TVN-u, w której nie wykluczył<br />

kandydowania w wyborach prezydenckich,<br />

padła w moim wywiadzie, który ukazał się w<br />

nieistniejącym już pisemku „Marie Claire”. Do<br />

tej samej gazety zrobiłam wywiad z Krzysiem<br />

Majchrzakiem. W tym samym czasie aktor<br />

udzielił wywiadu także „Dużemu Formatowi”.<br />

Krzysiek skomentował po wszystkim:<br />

szkoda, że nie jest na odwrót, że to nie twój<br />

wywiad ukazał się w DF.<br />

Nie jestem z zawodu dyrektorem! Nie zostałabym<br />

dyrektorem Opery Narodowej, bo<br />

nie mam pojęcia o operze, nie poszłabym też<br />

na dyrektora cyrku, ani fabryki gwoździ. Nie<br />

podejmuję się robienia rzeczy, na których<br />

się nie znam. Zostałam dyrektorem Trójki, bo<br />

znam się na Trójce, bo Trójka mnie obchodzi<br />

i jest moim radiem. Weszłam w to nie bez<br />

dziennikarstwo | Gdzie się zaczęłam<br />

obaw. Wiem, że szukano kogoś, kto udźwignie<br />

hałas po odwołaniu Skowrońskiego. Postawiono<br />

na mnie jako osobę, którą zaakceptuje<br />

zespół. Nikt wtedy nie miał pojęcia, że<br />

mogę się przydać do czegoś więcej, bo nikt<br />

nie wiedział, że dzięki matematyce udźwignę<br />

finanse. Kiedy moje zwolnienie wisiało w powietrzu,<br />

wiele osób z redakcji przyznało, że<br />

nie było pewne, czy podołam, bo kojarzyło<br />

mnie bardziej z szaleństwem niż z dyscypliną<br />

księgowej. Zaskoczyło ich moje zamiłowanie<br />

do porządku, to, że nie uprawiam kreatywnej<br />

księgowości. Przejęłam Trójkę zrujnowaną<br />

finansowo. Zaczęłam od tego, że założyłam<br />

w komputerze dokument, w którym umieściłam<br />

wszystkie pozycje antenowe i wszystkich<br />

ludzi. Liczyłam, ile wydajemy dziennie,<br />

tygodniowo, miesięcznie. Zaczęłam kalkulować,<br />

jak obcięcie honorarium o 5 zł tej czy innej<br />

osobie odbije się na budżecie Programu<br />

w skali roku. Myślę, że sprawdziłam się w roli<br />

dyrektora, przyprowadziłam do radia sporo<br />

pieniędzy – nie tylko z publicznej zbiórki.<br />

Wzrosła też znacznie słuchalność. Odchodziłam<br />

z podniesioną głową, bez wstydu. Ale<br />

z żalem.<br />

Moje odwołanie ruszyło lawinę. Najpierw<br />

protest dziennikarzy Trójki, potem innych<br />

dziennikarzy, w końcu słuchaczy. Nie oczekiwałam<br />

takiego poparcia, nie przewidziałam<br />

jego skali. Uznanie współpracowników,<br />

wsparcie z ich strony - to mój największy zawodowy<br />

sukces.<br />

Marzy mi się, by Trójka i wszystkie media<br />

publiczne w Polsce zostały uwolnione od<br />

polityki. Pogląd, że władza w mediach publicznych<br />

zapewnia sukces wyborczy jest<br />

w dzisiejszej rzeczywistości zupełnie nieprawdziwy.<br />

Od lat wiadomo, że kto ma media,<br />

ten przegrywa. Dowodzą tego kolejne<br />

wybory w Polsce.<br />

Marzy mi się, by dyrektora Trójki wybierano<br />

w drodze konkursu z przejrzystymi regułami.<br />

By decydowali nie politycy, ale grono<br />

fachowców oraz ludzie oddani Trójce. Wystartowałabym<br />

w takim konkursie. Ale mój<br />

świat by się nie zawalił, gdyby znalazł się ktoś<br />

lepszy na to miejsce. Wtedy chętnie zostałabym<br />

reporterką Redakcji Aktualności. Z zawodu<br />

jestem dziennikarką i lubię tę robotę.<br />

rys. Maria I. Szulc<br />

| 04 | | 05 |


W imię przyjaźni | temat numeru<br />

temat numeru | W imię przyjaźni<br />

Kapuściński non-fiction<br />

Niespełna trzy i pół roku po śmierci Ryszarda Kapuścińskiego nazwisko pisarza znów trafiło na czołówki gazet,<br />

publicystycznych programów, a nawet na sądową wokandę. Jednak inaczej niż w przeszłości, żywiołowej<br />

dyskusji o mistrzu nie zdominowały zachwyt i uznanie. Po publikacji „Kapuściński non fiction” autor „Cesarza”<br />

nie będzie już postacią pomnikową.<br />

W ciągu 5 dni sprzedało się 45 tys., przez miesiąc 130 tys., a do końca roku wydawca książki "Kapuściński non-fiction" przewiduje, że sprzeda się 200 tys. egzemplarzy.<br />

Tomasz Betka<br />

współpraca: Aleksandra Siemiradzka,<br />

Dominika Jędrzejczyk, Magdalena<br />

Wasyłeczko, Elżbieta Wójcik, Agata<br />

Żurawska<br />

Warszawa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, 16<br />

marca 2010. Nie ma szans, aby na sali znaleźć<br />

wolne miejsce. Kilkaset osób siedzi, stoi,<br />

część nie może nawet dostać się do środka.<br />

Każdy chce to usłyszeć i zobaczyć, choć<br />

pewnie każdy coś innego. Co on właściwie<br />

napisał Zdradził mistrza czy po prostu<br />

lepiej go poznał Kim jest ten Domosławski<br />

Ale przede wszystkim - kim był Kapuściński<br />

Co naprawdę pisał<br />

Bardzo dawno żadna książka nie wywołała<br />

w Polsce takiej burzy, jak „Kapuściński<br />

non-fiction”. Część środowiska zarzuciła<br />

Domosławskiemu tabloidowe naruszenie<br />

godności żyjących i judaszową robotę, część<br />

oskarżyła jego krytyków o ograniczoną<br />

percepcję intelektualną i nieumiejętność<br />

czytania. Ponad miesiąc trwał spór o to czy<br />

autor biografii zasługuje na ostracyzm czy<br />

raczej wyniesienie na piedestał. Czy publikacja<br />

„Kapuściński non fiction” rzeczywiście<br />

była wydarzeniem, które powinno rozpalić<br />

do białości opinię publiczną<br />

Czczono nie tego bożka<br />

Agata Tuszyńska, prozaiczka i reportażystka,<br />

autorka biografii Ireny Krzywickiej i Marii<br />

Wisnowskiej, uważa biografię Kapuścińskiego<br />

za nadużycie i próbę demaskacji mistrza<br />

reportażu. – W pisarstwie biograficznym nie<br />

wolno przyjmować z góry założonej tezy.<br />

Dla biografa najważniejsze powinno być zrozumienie<br />

swojego bohatera, a nie jego wyszydzenie.<br />

Kapuściński był przede wszystkim<br />

pisarzem i reportażystą. Tymczasem<br />

Domosławski literaturze Kapuścińskiego<br />

poświęca w książce najmniej miejsca. Autor<br />

woli wyruszyć w podróż śladami swojego<br />

mistrza, aby zweryfikować jego prawdomówność<br />

– argumentuje Tuszyńska. Pisarka<br />

ma również za złe Domosławskiemu, że co<br />

kilka stron narzuca czytelnikom określoną<br />

interpretację opisywanych wydarzeń. Najczęściej<br />

niekorzystną dla bohatera biografii.<br />

Skrajnie odmienny punkt widzenia<br />

prezentuje Roman Kurkiewicz, publicysta<br />

„Przekroju” i radia TOK FM, który nie ma<br />

żadnych wątpliwości, że książka Artura<br />

Domosławskiego jest walką i to o coś absolutnie<br />

podstawowego. – To walka właśnie o<br />

to, aby zrozumieć Ryszarda Kapuścińskiego.<br />

Żeby potraktować poważnie to, co robił, co<br />

pisał przez całe życie. Tę walkę podejmuje<br />

Domosławski, co oczywiście budzi wściekłość,<br />

ponieważ jest to typ postawy, będącej<br />

w naszym kraju w kompletnym odwrocie<br />

– przekonuje Kurkiewicz. W jego opinii<br />

„Kapuściński non fiction” to książka bardzo<br />

ważna politycznie, napisana przez politycznego<br />

autora i opowiadająca o człowieku,<br />

który do samego końca miał bardzo wyraźne<br />

poglądy polityczne. – Wielu czytelników<br />

Kapuścińskiego w ogóle nie rozumiało, co<br />

on mówił. Nie mieściło im się w głowach,<br />

że Kapuściński był lewicowcem i z tego<br />

wynikała jego życiowa droga. W tym sensie<br />

Domosławski przywrócił Kapuścińskiego<br />

lewicowej tradycji inteligenckiej – tłumaczy<br />

felietonista „Przekroju”. Dodaje też,<br />

że proweniencja polityczna reportera jest<br />

obrazą w katolickiej Polsce, bo wychodzi na<br />

jaw, że czczono nie tego bożka. A przecież<br />

polityczne książki Kapuścińskiego pokazują<br />

problemy, o których mówi się do dzisiaj.<br />

Walka mistrza<br />

Czy faktycznie powinniśmy czytać książki<br />

Kapuścińskiego przede wszystkim przez<br />

pryzmat orientacji polityczne autora<br />

– Trudno powiedzieć, czy przede wszystkim.<br />

Na pewno wejście również w tę sferę<br />

jego pisarstwa umożliwi lepsze poznanie<br />

Kapuścińskiego. W tych książkach jest<br />

element polityczności, choć chyba bardziej<br />

światopoglądu autora – obecna jest w nich<br />

fot. Ewelina Petryka<br />

silna lewicowość, empatia wobec słabszych<br />

i biedniejszych, niechęć do imperializmu we<br />

wszystkich jego postaciach - zauważa historyk<br />

i publicysta „Polityki”, Wiesław Władyka.<br />

Opowiada także o tym, że w wywiadach,<br />

a zwłaszcza w prywatnych rozmowach,<br />

Kapuściński jeszcze mocniej akcentował<br />

swój sposób patrzenia na świat. – Mówił<br />

wyraźnie: biały człowiek nie rozumie ludzi<br />

z odmiennych kręgów cywilizacyjnych,<br />

narzuca innym swoją kulturę. Kapuściński<br />

był wściekły, że po 2001 roku Północ<br />

zaatakowała Południe, bo przecież islam<br />

jest o wiele bardziej złożony niż się Europie i<br />

Stanom Zjednoczonym wydaje - wspomina<br />

Władyka. Jednym zdaniem – autor „Cesarza”<br />

miał w sobie wyraźnie określony system<br />

wartości, który w książce Domosławskiego<br />

został wyeksponowany.<br />

Ale w ocenie Jacka Żakowskiego, innego<br />

komentatora „Polityki”, uważni czytelnicy<br />

Kapuścińskiego wcale nie musieli czekać na<br />

biografię mistrza reportażu, żeby poznać<br />

akurat tę warstwę jego osobowości. – Jeśli<br />

jakiś czytelnik Kapuścińskiego zdziwił się, że<br />

autor „Cesarza” miał lewicowe poglądy, to<br />

nie najlepiej świadczy o inteligencji takiego<br />

czytelnika. Przecież „Chrystus z karabinem<br />

na ramieniu” czy „Jeszcze jeden dzień życia”<br />

nie pozostawiają cienia wątpliwości, po której<br />

stronie bije serce autora – wyjaśnia Żakowski.<br />

Czy lewicowość Kapuścińskiego miała<br />

wpływ na podjęcie przez niego decyzji<br />

współpracy z PRL-owskim wywiadem –<br />

Kapuściński przekazywał informacje, pisał<br />

raporty, bo sytuację, w której obywatel<br />

dzielił się ze swoim państwem posiadaną<br />

wiedzą, uważał za naturalną. On nie był<br />

Jamesem Bondem czy Indianą Jonesem. Był<br />

dziennikarzem, który zdobywał informacje,<br />

również te zbędne dla mediów - nudne, monotonne<br />

– ale przydatne dla służb państwa.<br />

Kapuściński nie biegał na froncie z radiostacją,<br />

nie był zwiadowcą jak generał Jaruzelski<br />

– przekonuje publicysta „Polityki”<br />

Pod tym względem inaczej ocenia Kapuścińskiego<br />

komentator „Polski The Times”,<br />

Piotr Zaremba. Publicysta nie zgadza się, że<br />

współpraca z systemem była w PRL-u czymś<br />

naturalnym. – Kapuściński był w komunizm<br />

zaangażowany ideologicznie. Podczas walk w<br />

Angoli wziął do ręki broń i strzelał, a jak ktoś<br />

strzela, przestaje być dziennikarzem - ocenia<br />

Zaremba i dodaje, że autor „Cesarza” starał<br />

się budować na świecie komunizm. Czyżby<br />

Roman Kurkiewicz trafił w sedno – Kapuściński<br />

był „zwierzęciem politycznym” i czy my,<br />

czytając jego książki, powinniśmy brać ten<br />

aspekt życia reportażysty pod uwagę.<br />

Baśnie tysiąca i jednej nocy<br />

Nie należy mieć jednak złudzeń, że dla wielu<br />

czytelników Kapuścińskiego najważniejsze<br />

pozostaną nie jego poglądy lecz dzieła.<br />

Ich cechy to: unikalny język, niespotykana<br />

wcześniej forma i umiejętność skupienia w<br />

jednym zdaniu całej istoty nawet najbardziej<br />

złożonego zjawiska czy wydarzenia. Przed<br />

wydaniem „Kapuściński non-fiction” do<br />

tych walorów dodawano również precyzyjne<br />

opisywanie rzeczywistości i dokładne<br />

oddawanie stanu faktycznego. Tymczasem<br />

Domosławski odkrył - choć takie sygnały<br />

przebijały się w prasie zagranicznej już<br />

wcześniej - przed szerszą publicznością,<br />

że Mistrz Reportażu niektóre fragmenty<br />

swoich tekstów mocno ubarwiał, a nawet<br />

zmyślał. Jak rozumieć słowa mieszkającej w<br />

Etiopii od ponad czterdziestu lat znajomej<br />

Kapuścińskiego: „Kapuściński był uroczym<br />

człowiekiem. Ale ten to baśnie z<br />

tysiąca i jednej nocy”<br />

Jacek Żakowski ponownie odwołuje<br />

się do inteligencji czytelników i mówi, że<br />

jeśli ktoś po lekturze „Cesarza” uważał, że<br />

książka była dokładnym zapisem tego, co<br />

ludzie mówili, to taka osoba musi nad swoją<br />

przenikliwością jeszcze trochę popracować.<br />

Czy znaczy to, że problemu podkoloryzowywania<br />

w dziennikarstwie Kapuścińskiego nie<br />

było Skoro tak, dlaczego ten temat wywołał<br />

w środowisku takie emocje – Problem<br />

istnieje. W innych książkach, zwłaszcza w reportażach,<br />

czytelnik może odnieść wrażenie,<br />

że Kapuściński precyzyjnie odwzorowuje<br />

rzeczywistość - przyznaje Żakowski. Bardziej<br />

krytyczny wobec mistrza reportażu jest Igor<br />

Janke z „Rzeczpospolitej”. – Całe życie się<br />

uczyłem, że reportaży nie wolno ubarwiać.<br />

Oczywiście, można stosować formę, którą<br />

posługiwał się Kapuściński, ale wówczas<br />

trzeba powiedzieć: książka opiera się na<br />

faktach, ale pewne rzeczy są dopisane,<br />

wyolbrzymione. Tymczasem Kapuściński<br />

przekonywał, że te reportaże to czysta prawda<br />

– zauważa publicysta.<br />

Ważny aspekt w dyskusji o koloryzowaniu<br />

literatury faktu porusza inny reportażysta,<br />

Jacek Hugo-Bader. – Pamiętajmy, że pojęcie<br />

„literatura faktu” składa się z dwóch równorzędnych<br />

elementów: literatury i faktu. Ja<br />

pracuję dla gazety, piszę teksty gazetowe i<br />

nie mogę sobie pozwolić na fikcję, na którą<br />

może sobie pozwolić człowiek piszący książki.<br />

Nie ulega natomiast wątpliwości, że ludzie<br />

powinni wiedzieć, czy mają do czynienia z<br />

reportażem, czy z literaturą – zaznacza Hugo-<br />

Bader. Dziennikarz nie ma też kłopotów ze<br />

wskazaniem rozwiązania tego problemu i<br />

przywołuje przykład Wojciecha Tochmana,<br />

który w jednym ze swoich reportaży po prostu<br />

na początku napisał: „to mogło być tak i<br />

tak”. A potem opowiedział historię. Zdaniem<br />

Hugo-Badera filozofię pisania Kapuścińskiego<br />

dobrze oddają słowa wypowiedziane do<br />

zarzucającej mu fikcję przyjaciółki. „Nic nie<br />

rozumiesz. Nie po to jadę na koniec świata<br />

i nie po to piszę, żeby mi się szczegóły zgadzały”.<br />

Kapuścińskiemu zawsze chodziło o to,<br />

żeby ująć istotę sprawy.<br />

Alicja Kapuścińska matką<br />

sukcesu<br />

O co jeszcze chodziło w dyskusji o „Kapuściński<br />

non-fiction” Mocno wyolbrzymiony,<br />

zbyt mocno, został wątek dotyczący<br />

prywatnej sfery życia mistrza reportażu.<br />

Relacje Kapuścińskiego z żoną i córką są<br />

uzupełnieniem portretu bohatera, ale nie<br />

mają wpływu na jego dziennikarstwo i twórczość.<br />

A przynajmniej Domosławski tego<br />

w książce nie pokazał. Tymczasem właśnie<br />

dziennikarska część duszy Kapuścińskiego<br />

jest najbardziej interesująca. – Pojawia się<br />

pytanie, czy nie jest za wcześnie na poruszanie<br />

wątków prywatnych, gdy żyją zarówno<br />

żona, jak i druga kobieta życia Ryszarda<br />

Kapuścińskiego. To jednak bardziej problem<br />

autora biografii niż jej czytelników – uważa<br />

Piotr Zaremba.<br />

Smutna wydaje się hipoteza, że nie<br />

byłoby tak żywej debaty o „Kapuściński<br />

non-fiction”, gdyby nie postawa Alicji Kapuścińskiej<br />

i nieudana próba zablokowania publikacji.<br />

– Dla książki nie ma nic lepszego niż<br />

zabronienie jej lektury. Zarówno odmowa<br />

wydania biografii przez Znak, jak i protest<br />

Kapuścińskiej, spowodowały, że ludzie<br />

usłyszeli o tej książce. W dużym stopniu to<br />

Alicja Kapuścińska przyczyniła się do sukcesu<br />

biografii Domosławskiego - komentuje<br />

Roman Kurkiewicz.<br />

Trudno się nie zgodzić, że żona Ryszarda<br />

Kapuścińskiego pomogła w promocji tytułu<br />

„Kapuściński non-fiction”. A co zostanie z<br />

dyskusji o książce Czy była ona w ogóle<br />

potrzebna – Ta debata pokazała kompleks,<br />

na który cierpią Polacy przy opisywaniu<br />

swoich bohaterów - uważa Igor Janke i<br />

dodaje, że nie najlepiej świadczy o nas fakt,<br />

iż za wszelką cenę staramy się zachować<br />

nieskazitelność postaci, które cenimy.<br />

O tym, że dyskusja wokół biografii<br />

Kapuścińskiego była potrzebna, mówi<br />

również Piotr Zaremba, choć przyznaje, że<br />

na początku debata miała trochę patologiczny<br />

charakter. – Najpierw wypowiadali<br />

się ludzie, którzy otwarcie przyznawali,<br />

że nie czytali książki, a swoje argumenty<br />

opierali wyłącznie na plotkach i przypuszczeniach.<br />

Dużym zaskoczeniem była dla<br />

mnie na przykład wypowiedź Władysława<br />

Bartoszewskiego - nie ukrywa dziennikarz<br />

„Polski” [Bartoszewski porównał publikację<br />

„Kapuściński non-fiction” do przewodnika<br />

po domach publicznych i zapowiedział, że<br />

zastanawia się nad zerwaniem współpracy<br />

z wydającym biografię Światem Ksiązki -<br />

przyp. TB]. Przyznaje on zarazem, że później<br />

dyskusja była bardziej merytoryczna i nie<br />

toczyła się już tylko pomiędzy zwolennikami<br />

i przeciwnikami odbrązawiania portretu<br />

Kapuścińskiego.<br />

Agata Tuszyńska obawia się natomiast<br />

negatywnych skutków zainteresowania publikacją<br />

Domosławskiego. - „Kapuściński nonfiction”<br />

pokazuje młodym dziennikarzom, że<br />

w branży panuje wolna amerykanka. Młodzi<br />

ludzie chcą wiedzieć wszystko, odrzucają<br />

jakiekolwiek tabu. Boję się o polską biografistykę,<br />

jeśli ta książka ma być dla niej wzorem<br />

- nie ukrywa swoich emocji pisarka.<br />

Również Jacek Żakowski pozostaje raczej<br />

sceptyczny w ocenie efektów debaty o<br />

„Kapuściński non-fiction”, choć z zupełnie<br />

innego powodu. – Nie zmieni się nagle<br />

sposób pisania biografii w tym kraju. Kultura<br />

ma dużą bezwładność. Dyskusja o Jedwabnem<br />

nie zlikwidowała przecież polskiego antysemityzmu.<br />

Także debata o Kapuścińskim<br />

nie wyeliminuje wszystkich niejasności. Ale<br />

może przynajmniej reportaż literacki będzie<br />

przez ludzi lepiej rozumiany – zastanawia<br />

się Żakowski i podkreśla, że spór o publikację<br />

Domosławskiego będzie trwał bardzo<br />

długo, a wielu rzeczy nie da się definitywnie<br />

rozstrzygnąć. Bo niejasność jest elementem<br />

każdej sztuki.<br />

Nowa jakość polskich kłótni<br />

Roman Kurkiewicz dodaje jeszcze, że Domosławski<br />

po raz kolejny ujawnił głębokie<br />

podziały w polskim społeczeństwie. Ale tym<br />

razem dało to pozytywny efekt. - Przekonaliśmy<br />

się, kto ma odwagę myśleć, zadawać<br />

pytania, podważać dominujący obraz<br />

rzeczywistości. Im więcej osób będzie pluć<br />

na tę książkę, tym lepiej, bo więcej ludzi ją<br />

reklama<br />

przeczyta. „Kapuściński non fiction” zamyka<br />

dwudziestoletni okres marazmu i przywraca<br />

polityczność. Polityczność w sensie pozytywnym,<br />

polityczność, której nie znajdziemy<br />

w Sejmie – podsumowuje Kurkiewicz.<br />

W ostatnich latach życia Ryszard Kapuściński<br />

był postacią cenioną na całym świecie i –<br />

jak opisuje Domosławski – w jakimś sensie<br />

z reportażysty, pisarza, przeobraził się w<br />

myśliciela. – Trudno wytłumaczyć, dlaczego<br />

człowiek o tak olbrzymim autorytecie<br />

prawie nigdy nie wypowiadał się publicznie<br />

na ważne dla kraju i świata problemy. A po<br />

1989 r. działo się przecież mnóstwo - wspomina<br />

Wiesław Władyka. Kapuściński był na<br />

przykład wręcz przerażony ideologią IV RP,<br />

a wielu przyjaciół prosiło go, aby pokazał to<br />

opinii publicznej, w jakiś sposób to skomentował.<br />

Bez skutku.<br />

Co Kapuściński napisałby dzisiaj Podobno<br />

źle znosił krytykę. Wpadał we wściekłość,<br />

gdy ktoś próbował mu grzebać w życiorysie.<br />

Bardzo możliwe, że gdyby żył, już nigdy nie<br />

podałby Domosławskiemu ręki. Takich odruchów<br />

nie powinni mieć czytelnicy Kapuścińskiego.<br />

Bo dzięki „Kapuściński non-fiction”<br />

lepiej poznali swojego Mistrza, a opisywane<br />

przez Domosławskiego słabości bohatera<br />

nie zmieniają faktu, że Kapuściński tworzył<br />

świetne reportaże. Kim był Reportażystą<br />

czy może bardziej pisarzem Nie ma prostej<br />

odpowiedzi, ale jeszcze kilka miesięcy<br />

wcześniej nikt by takiego pytania nawet nie<br />

zadał. Wygląda na to, że debata o „Kapuściński<br />

non-fiction” jednak coś zmieniła.<br />

Może w przyszłości Polacy nie będą się już<br />

kłócić wyłącznie o „agenta Bolka” i „dziadka<br />

z Wehrmachtu” A książki wywołujące żywe<br />

i skrajne reakcje odbiorców będą się ukazywać<br />

częściej niż raz na kilkanaście lat.<br />

Mimo wielokrotnych próśb autorów<br />

tekstu, Artur Domosławski odmówił<br />

komentarza dla czytelników „<strong>PDF</strong>”.<br />

| 06 |<br />

| 07 |


Puls redakcji | dziennikarstwo<br />

K co i jak<br />

Ukryta przy centrum handlowym kameralna redakcja<br />

magazynu. Charyzmatyczny redaktor naczelny, wizje<br />

dorównują intuicji. „Lans” na „anty-lans”, mieszanka<br />

awangardy i punkrocka, a ponadto „szatańsko”<br />

niska cena. „K Mag” wyznacza trendy, stoi na straży<br />

najwyższej artystycznej jakości, obnosi się ze swoim<br />

subiektywizmem. Pochwali i skrytykuje, a przede<br />

wszystkim nigdy nie przeoczy tego, co ciekawe.<br />

fot. Mateusz Żaboklicki<br />

Akademia<br />

fotoreportaZu<br />

w plenerze - lipiec 2010<br />

Marcin Kasprzak,<br />

Patryk Juchniewicz<br />

Kultura przez duże K<br />

K jak kultura, k jak kobieta, k jak kino, k jak<br />

kamasutra, k jak kumpel, k jak klub, k jak<br />

kokaina. K jak „K Mag”. Odważna wyliczanka<br />

pojawiła się w pierwszym numerze pisma<br />

w styczniu 2009. Mikołaj Komar, redaktor<br />

naczelny, stwierdzał wtedy, że powstał magazyn<br />

o „sztuce kulturalnej”, który w subiektywny<br />

sposób zwraca uwagę na to, co dobre<br />

i warte uwagi - na nieodkryte talenty, na<br />

promowanie zarówno bohaterów materiałów,<br />

jak też ich autorów. „K Mag” miał w założeniu<br />

trafić do osób, które znudzone są tymi<br />

samymi twarzami na okładkach kolorowych<br />

tygodników oraz aktorami, którzy zamiast w<br />

filmach, występują w tanecznych show.<br />

W pogoni za białym królikiem<br />

Minął rok. W salonach prasowych z piętnastego<br />

numeru czasopisma spoglądała modelka<br />

ucharakteryzowana na Alicję z Krainy<br />

Czarów. No tak, w końcu marzec stał pod<br />

znakiem filmu Tima Burtona. Jednak wbrew<br />

innym pismom, „K Mag” nie koncentruje się<br />

na opisie obrazu amerykańskiego twórcy,<br />

ale na inspirowanych filmem rozmowach<br />

i refleksjach o marzeniach, fascynacjach i<br />

halucynacjach w sztuce i kulturze. W efekcie<br />

więcej miejsca poświęcono książce Lewisa<br />

Carolla oraz kulturowym kontekstom niż<br />

filmowej adaptacji.<br />

W każdym numerze temat przewodni<br />

jest punktem wyjścia, który ma zachęcić<br />

do dyskusji. – „K Mag” wydaje się magazynem<br />

idealnym dla tych, którzy chcą czegoś<br />

się dowiedzieć, do czegoś dążyć i siebie<br />

ukształtować – twierdzi Mikołaj Komar.<br />

Zaznacza przy tym, że nie zależy mu na<br />

newsach, ale ogólnym przedstawieniu<br />

reklama<br />

tematu w celu pobudzenia wyobraźni<br />

czytelnika. Dlatego obok rozbudowanych<br />

tekstów kolejne wydania zawierają liczne<br />

oryginalne sesje zdjęciowe (np. po wywiadzie<br />

z Janem Nowickim jest sesja stylizowana<br />

na „młodego Janka”), często kobiece akty<br />

(redakcja nie wstydzi się piękna), a tytuły<br />

kolejnych numerów zaczerpnięte są zwykle<br />

z kultowych filmów, stąd takie nazwy, jak<br />

„Absolwent”, „Porozmawiajmy o kobietach”,<br />

„Piękność dnia” albo „Dirty Dancing”.<br />

K jak Komar<br />

Mikołaj Komar, redaktor naczelny „K Mag”,<br />

jest jednym z jego pomysłodawców.<br />

Tworzone przez niego pismo jest efektem<br />

doświadczeń zdobytych przy redagowaniu<br />

poprzednich magazynów – z „Dosdedos”<br />

o subkulturze skejtów zaczerpnął nieco<br />

awangardową formę, z „Fluidu” nacisk na<br />

kulturę, a z modowego „A4” rozbudowane<br />

sesje zdjęciowe. Jak sam mówi: - Dojrzałem<br />

do tego, żeby stworzyć magazyn stricte o<br />

kulturze. W dobie Internetu, który jest tak<br />

naprawdę jednym wielkim bałaganem,<br />

chcemy wybierać to, co dobre, subiektywnie<br />

i w oparciu o opinie wiele autorytetów, które<br />

z nami współpracują.<br />

Redakcja znajduje się w budynku<br />

centrum handlowego. Pracuje w niej około<br />

dwudziestu pięciu osób. Naczelny przyznaje,<br />

że nieistotny jest dla niego papierek<br />

ukończenia studiów, ale przede wszystkim<br />

chęci i zapał do pracy. W stopce redakcyjnej<br />

są m.in. absolwenci Akademii Sztuk<br />

Pięknych lub kulturoznawstwa. Ponadto do<br />

stałych współpracowników należą znany<br />

z „Przekroju” Max Suski, kurator sztuki<br />

Stach Szabłowski, scenarzysta Przemysław<br />

Nowakowski (autor scenariuszy „Katynia”<br />

i „Boiska bezdomnych”), projektant mody<br />

Jerzy Antkowiak czy Rafał Bryndal, który<br />

jak zawsze ironicznie i z dystansem opisuje<br />

rzeczywistość. Dyrektorem kreatywnym jest<br />

Monika Zawadzki, znana artystka.<br />

Niszowy, ale nie elitarny<br />

Miesięcznik jest wydawany w nakładzie około<br />

45 tysięcy egzemplarzy, z czego znaczna<br />

część jest przeznaczona do zamkniętej<br />

dystrybucji w klubach, kawiarniach, SPA czy<br />

hotelach (pewnie dlatego ważniejsze teksty<br />

są tłumaczone również na język angielski).<br />

<strong>Pismo</strong> ma charakter niszowy, ale nie elitarny.<br />

– Jeżeli cała Polska czytałaby „K Mag”, byłoby<br />

nudno – przewrotnie stwierdza Komar,<br />

jednakże broni się przed tezą, że jest to magazyn<br />

dla elit. Choć naczelny ma doświadczenie<br />

w organizowaniu imprez dla grona<br />

artystycznego lub biznesowego, eventy pod<br />

szyldem „K Mag” mają być po prostu... dla<br />

ludzi. Wśród czytelników są osoby młode<br />

między 21 a 35 rokiem życia (przy czym górna<br />

granica nie jest już tak oczywista), przede<br />

wszystkim zainteresowane kulturą i sztuką.<br />

Dlatego też w każdy ostatni weekend miesiąca<br />

przy zakupie dwóch biletów w Cinema<br />

City dodatkiem jest bezpłatny egzemplarz<br />

aktualnego numeru.<br />

Na tle innych czasopism nawet cena<br />

jest wyróżnikiem. Koszt 6,66 zł wydaje się<br />

„szatańsko” nieduży, zwłaszcza biorąc pod<br />

uwagę jakość papieru i objętość 120 stron.<br />

Naczelny przyznaje: – Cena jest promocyjna,<br />

natomiast ta promocja trwa już półtora roku<br />

i jest nam z tym dobrze. Każdy, kto jest w<br />

tej branży wie, że „żyje się” z reklam. Zależy<br />

nam na tym, żeby czytało nas więcej osób,<br />

dlatego egzemplarz kosztuje mniej niż piwo<br />

w pubie lub paczka papierosów.<br />

Podstawowym celem miesięcznika jest<br />

dotarcie do wszystkich, którzy mają talent<br />

i robią ciekawe rzeczy. Z tego powodu<br />

niedawno został uruchomiony portal internetowy<br />

o charakterze społecznościowym,<br />

gdzie można zaprezentować swoje prace,<br />

np. fotografie. Odzew jest spory, bo portal<br />

od początku lutego zanotował już ponad<br />

100 tysięcy wejść. - Nie jest to wirtualna<br />

wersja miesięcznika. Przeciwnie, strona jest<br />

tworzona przez internautów. Nasze hasło<br />

to: „wyszukiwarka talentów”. Fotografowie,<br />

malarze, graficy czy projektanci mody<br />

mogą założyć swój profil i pokazywać swoje<br />

prace - mówi Mikołaj Komar. Co tydzień 10<br />

najciekawszych dzieł jest promowanych, a<br />

raz w miesiącu autor najlepszego profilu dostaje<br />

zaproszenie do współpracy na łamach<br />

papierowego wydania pisma.<br />

Innym sposobem na promowanie talentów<br />

jest znak jakości „K Mag”. Logo pojawia<br />

się zarówno na imprezach klubowych, jak<br />

też artystycznych, wspierając różne filmy,<br />

muzykę, czy wydarzenia teatralne. – Ludzie<br />

wysyłają dziennie kilkanaście propozycji<br />

z informacjami o wydarzeniach, swoich<br />

inicjatywach. Wszędzie jesteśmy zapraszani,<br />

nasza marka to dla nich prestiż – stwierdza<br />

redaktor naczelny.<br />

O nas, przez nas, dla nas<br />

Hasło zapożyczone z kultowego brytyjskiego<br />

magazynu „ID” jest mottem redakcji. <strong>Pismo</strong><br />

ma wypełniać lukę na rynku prasowym<br />

w Polsce – jest niszowe, ale nie hermetyczne,<br />

a poza tym otwarte na współpracę.<br />

Opisuje kulturę nie przez pryzmat aktualnych<br />

trendów, lecz samemu stara się te<br />

trendy wyznaczać, zwracając często uwagę<br />

na wydarzenia, których nie zauważają inne<br />

czasopisma. Mikołaj Komar pół żartem, pół<br />

serio mówi: – Ja nie lubię modnych rzeczy.<br />

Wolę być antytrendowy.<br />

I faktycznie widać to w jego miesięczniku.<br />

„K Mag” pod względem merytorycznym<br />

nie ma za dużej konkurencji – jak dotąd nie<br />

było pisma, które łączyłoby teksty poważne<br />

ze stylistyką punkrockową, a kulturę popularną<br />

z awangardową. Jak pisał naczelny<br />

w pierwszym wstępniaku, miesięcznik jest<br />

odpowiedzią na czasy, w których nawet<br />

„Bond już nie podrywa kobiet, przestał pić<br />

wstrząśniętą niezmieszaną i stracił wyjątkowe<br />

poczucie humoru”.<br />

Nauczymy Cię myśleć całościowo<br />

warsztaty pod kierunkiem Andrzeja Zygmuntowicza<br />

Organizator: Partnerzy: Patronat medialny:<br />

Trójkąt bermudzki we Wrocławiu / fot. Adam Lach<br />

Szczegóły: www.fotoreportaz.org.pl<br />

tel. (22) 55 20 293, 0 502 825 492<br />

| 08 |


Polecamy | fotografia<br />

f<br />

| 10 |<br />

fotografia<br />

Konkurs Fotoblog Roku 2010<br />

Ruszyła pierwsza edycja konkursu organizowanego<br />

przez portal SwiatObrazu.pl. Pomysłodawcy<br />

stawiają sobie za cel wyłonienie najbardziej<br />

wartościowych blogów poświęconych fotografii,<br />

przez co będą mogli promować dobrą fotografię<br />

oraz jej twórców. Jak zaznaczają pomysłodawcy<br />

konkursu Fotoblog Roku 2010 jest przeznaczony<br />

dla tych, którzy nie opowiadają historii słowami,<br />

ale bez wysiłku potrafią uchwycić świat w obrazie.<br />

Szczegóły: swiatobrazu.pl/fotoblog<br />

Światowy Dzień Fotografii Otworkowej<br />

W tym roku obchodzony jest 10. Światowy<br />

Dzień Fotografii Otworkowej (Worldwide Pinhole<br />

Photography Day). Z tej okazji serwis Fotografia<br />

Otworkowa zorganizował w Cieszynie 25 kwietnia<br />

wspólne fotografowanie się, oczywiście aparatami<br />

otworkowymi. Szczegóły: fotografiaotworkowa.pl<br />

Szymon Brodziak w „The Pictures art bar cafe”<br />

W nowopowstałej kawiarni przy ul. Chmielnej <strong>26</strong><br />

w Warszawie można oglądać fotografie z portfolio<br />

Szymona Brodziaka. Autor ten wielokrotnie<br />

wyróżniany w prestiżowym konkursie International<br />

Photography Awards w latach 2007-2009<br />

jest również autorem kontrowersyjnych zdjęć do<br />

limitowanych edycji kalendarzy, m.in. Porsche<br />

2007, MediaMarkt 2009, OrlenOil 2010. Wystawę<br />

można oglądać do końca kwietnia.<br />

Warszawski Festiwal Fotografii<br />

Artystycznej 2010<br />

Tegoroczna szósta już edycja WFFA organizowana<br />

jest we współpracy z uczelniami artystycznymi i<br />

centrami fotografii w Niemczech. Wydarzenie to<br />

jest projektem międzynarodowym, promującym<br />

współczesną fotografię artystyczną, szczególnie<br />

młodych twórców. Program składa się z części<br />

konkursowej kierowanej do młodych twórców nie<br />

starszych niż 35 lat i prezentacji młodej fotografii<br />

niemieckiej. W ramach programu głównego<br />

zaprezentowane zostaną: wystawy wybitnych niemieckich<br />

oraz znanych polskich artystów, odbędzie<br />

się również cyklu spotkań i wykładów. Wystawa<br />

pokonkursowa prezentowana jest w Galeriii Spokojna<br />

ASP przy ul. Spokojnej 15 w Warszawie.<br />

„Czarne morze betonu” Rafała Milacha<br />

W warszawskiej Yours Gallery (Krakowskie Przedmieście<br />

33) od 19 marca można oglądać wystawę<br />

Rafała Milacha, która prezentuje nagrodzony w<br />

konkursie Pictures of the Year International materiał<br />

„Czarne morze betonu”. Pracę jednego z najzdolniejszych<br />

współczesnych fotografów poświęcone są<br />

Ukrainie. Wystawę potrwa do 30 kwietnia.<br />

reklama<br />

Dmuchawce, latawce… aparat<br />

Zdjęcia lotnicze to kosztowna przygoda.<br />

Wie o tym każdy, kto spróbował<br />

choć raz wynająć awionetkę lub<br />

helikopter. Jest jednak sposób, aby<br />

uzyskać podobny (a nawet lepszy)<br />

efekt za mniejsze pieniądze.<br />

Krystian Szczęsny<br />

Są książki o fotografii, których nie<br />

można zaliczyć do albumów, nie są też<br />

poradnikami, ani nie traktują wyłącznie<br />

o teorii fotografii. Taką publikacją<br />

jest bez wątpienia „Obraz utajony”<br />

Marianny Michałowskiej.<br />

To refleksyjna opowieść o fotografii, w którą<br />

wpleciono część każdego z wymienionych elementów.<br />

Autorka jest adiunktem w Instytucie<br />

Kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama<br />

Mickiewicza w Poznaniu, absolwentką UAM oraz<br />

Studium Fotografii Profesjonalnej ASP w Poznaniu.<br />

Jest kuratorką wystaw oraz autorką realizacji<br />

wykorzystujących fotografię. Te wszystkie pola<br />

aktywności składają się na fotograficzno-kulturoznawczy<br />

sznyt, który autorka nadała każdej z<br />

napisanych przez nią 284 stron.<br />

Swoją najnowszą książkę Michałowska kieruje<br />

do wykładowców i studentów fotografii,<br />

Fotografia latawcowa to nic innego jak latawiec<br />

z zamontowanym pod nim aparatem fotograficznym.<br />

Pionierami tej dziedziny fotografii byli:<br />

Anglik Douglas Archibald, który w 1887 roku<br />

wypuścił latawiec i wykonał<br />

pierwsze w historii zdjęcie z<br />

lotu ptaka oraz George Lawrence.<br />

Wykonał on słynne zdjęcia<br />

San Francisco po trzęsieniu<br />

ziemi w 1906 r., wykorzystując<br />

właśnie latawiec.<br />

Oficjalna nazwa fotografii latawcowej<br />

to KAP (z ang. Kite<br />

Aerial Photography). Od zdjęć z<br />

helikoptera czy samolotu odróżnia<br />

ją zakres pułapów. Przy wykorzystaniu<br />

latawca wykonamy<br />

nietypowe fotografie z małych<br />

wysokości np. 5-10 metrów, ale<br />

możemy też (przy wykorzystaniu<br />

specjalnie przystosowanego<br />

sprzętu) wznieść się na wysokość<br />

nawet 600 m!<br />

Przygodę z KAP możemy zacząć od najprostszego<br />

modelu latawca, małego kompaktu i<br />

zapału. Na początku musimy zainwestować<br />

zaledwie kilkaset złotych (plus drugie tyle w<br />

kompakt), a efekty mogą przewyższyć wykorzystanie<br />

maszyn wynajmowanych za grube<br />

tysiące złotych (za godzinę!).<br />

Kilkaset złotych pochłonie głównie latawiec i<br />

stabilizator. Konstrukcje latające przystosowane<br />

dla fotografów oferuje sklep latawce.info.<br />

Znajdziemy tam także takie akcesoria jak linki,<br />

rękawice itp. Do tego przyda się system stabilizujący,<br />

na którym zawiesimy aparat. Wyczerpujące<br />

opisy budowy znajdziemy, wpisując w<br />

wyszukiwarkę hasło „KAP + RIG”. Niestety, musimy<br />

szukać na stronach angielskojęzycznych,<br />

bo w Polsce fotografia latawcowa to wciąż ciekawostka.<br />

Oczywiście, wśród<br />

entuzjastów fotografii znajdą<br />

się osoby, które nie będą<br />

chciały spędzać wielu godzin<br />

na majsterkowaniu w warsztacie.<br />

Dla nich kompletną<br />

ofertę ma holenderski sklep<br />

kapshop.com.<br />

Gdy już zmontujemy sprzęt,<br />

przychodzi czas na wykorzystanie<br />

go w terenie. Aparat podczepiamy w<br />

pewnej odległości na lince pod latawcem, aby<br />

bezpiecznie go zamontować i (po locie) zdemontować.<br />

Podczas fotografowania najważniejsza<br />

jest dobra ekspozycja. - Wiąże się z nią<br />

jedynie problem odpowiednio krótkiego czasu<br />

naświetlania, gdyż aparat podwieszony pod latawcem<br />

jest narażony na poruszenia wiatrem, a<br />

cały uchwyt jest wahadłem, więc o poruszenia<br />

bardzo łatwo – tłumaczy Jacek Kowalczyk, pasjonat<br />

fotografii latawcowej. - Należy tak dobrać<br />

parametry ekspozycji, aby dało się zastosować<br />

czas naświetlania na poziomie 1/800 - 1/1600<br />

sekundy. Oczywiście, aura musi, poza światłem,<br />

zapewnić też wiatr o odpowiedniej sile, niezbyt<br />

dużej i niezbyt małej, takiej, aby cały zestaw<br />

fotograficzny mógł zostać wywindowany na<br />

Pamięć fotografii, fotografia pamięci<br />

fotografików, ale także zaawansowanych amatorów<br />

fotografii. Autorka skupia się w niej na<br />

pamięci i fotografii, ich wzajemnym współistnieniu,<br />

wpływie i przenikaniu.<br />

Przemierzając<br />

kolejne<br />

stronice, czytelnik<br />

odbywa<br />

podróż, której<br />

celem jest zrozumienie,<br />

jak<br />

ważny dla nas i<br />

naszej ułomnej<br />

pamięci jest<br />

wynalazek fotografii.<br />

Dzięki<br />

płynnej narracji<br />

Michałowskiej,<br />

poznaje się<br />

wiele nazwisk<br />

odpowiednią wysokość – dodaje.<br />

Drugim problemem jest wyzwalanie aparatu.<br />

Musimy znaleźć kompakt, w którym będziemy<br />

mogli ustawić interwałowe wyzwalanie migawki,<br />

co pozwoli nam na kilkanaście minut lotu<br />

obfitującego w wiele pięknych zdjęć. Lepszym<br />

rozwiązaniem jest zdalne wyzwalanie aparatu<br />

z ziemi, jednak ten sposób wymaga większych<br />

nakładów finansowych na zakup specjalistycznego<br />

sterownika i sprzętu RC (takiego, jakim<br />

posługują się modelarze).<br />

Choć KAP jest dostępna dla każdego fotoamatora,<br />

musimy się liczyć z pewnymi nakładami<br />

czasu i pieniędzy. Jednak kto z nas nie chciałby<br />

pochwalić się w swoim portfolio zdjęciami lotniczymi<br />

Dzięki fotografii latawcowej możemy<br />

wykonywać fotografie, o jakich inni mogą tylko<br />

pomarzyć, może wiec warto zainwestować<br />

wolny weekend i kilkaset złotych<br />

Kilka stron, które warto odwiedzić:<br />

www.fotolatawiec.olympusclub.pl<br />

– strona Jacka Kowalczyka<br />

www.fotografialatawcowa.com<br />

– strona Andrzeja Szewczyka<br />

www.scotthaefner.com – angielskojęzyczna<br />

strona z wieloma wskazówkami o KAP<br />

młodego pokolenia fotografików, ważnych teorii<br />

i samych zdjęć a co najważniejsze – przesłań<br />

kryjących się za nimi. Autorka łączy wysublimowaną<br />

teorię z życiem w sposób zrozumiały dla<br />

każdego, a nie tylko dla teoretyków fotografii.<br />

To nie jest zwykła książka o fotografii. Wymaga<br />

od odbiorcy chwilowego zatrzymania<br />

się, zadumy i przemyślenia. Praca na pewno<br />

zainteresuje wszystkich, dla których fotografia<br />

to nie tylko reporterskie odzwierciedlanie rzeczywistości.<br />

Publikacja Michałowskiej otwiera serię wydawniczą<br />

Galerii f5 & Księgarni Fotograficznej<br />

- „Biblioteka f5”.<br />

Krystian Szczęsny<br />

Marianna Michałowska „Obraz utajony”<br />

Wydawnictwo Galeria f5<br />

& Księgarnia Fotograficzna<br />

Mirosław Kaźmierczak<br />

Dopiero co skończyła się wystawa w starej<br />

galerii ZPAF, a Magdalena Krajewska w<br />

najbliższym czasie w kolejnej galerii pokaże<br />

swoją wystawę „Archiwum, fotografie oraz<br />

instalacje 2006-2009”.<br />

Pokaż<br />

swoje<br />

fotografie<br />

Projekt pokaż swoje fotografie dobiegł<br />

końca. Dostaliśmy od was sporo dobrych<br />

fotografii, za co serdecznie dziękujemy.<br />

Publikowana praca Kasi Sawickiej jest jedną<br />

z ciekawszych prezentacji. Więcej zdjęć zostanie<br />

opublikowanych na stronie internetowej<br />

www.redakcjapdf.pl.<br />

Kasia Sawicka o swoim projekcie:<br />

Cykl „People with passion” powstał dzięki<br />

moim znajomym. To Paula i Kamil (dwójka<br />

z bohaterów) wpłynęli na charakter zdjęć.<br />

fotografia | Warsztat<br />

Z wycinków dziadka<br />

Artystka zajmuję się istotą kobiecego ciała,<br />

seksualności w kontekście współczesnego<br />

świata. Inspiracją jest dla niej przestrzeń<br />

własnego domu, oraz to, co w tej przestrzeni<br />

gromadzili jej bliscy, a w szczególności ojciec<br />

i dziadek. Stąd prace przybierają charakter<br />

dość osobisty.<br />

W prezentowanych projektach: „Penthouse”,<br />

„Bajki dla Dorosłych”, „Pokój Dziadka”<br />

i „Gazetka Dziadka”, autorka wykorzystuje<br />

wycinki z gazet pornograficznych, które kolekcjonował<br />

jej dziadek a także zdjęcia kobiet<br />

z pism erotycznych, wysyłane do redakcji<br />

przez samych czytelników. Poza tym korzysta<br />

z własnych materiałów fotograficznych oraz<br />

z przedmiotów znajdujących się w jej<br />

mieszkaniu. Bazując na tych produktach<br />

tworzy niepowtarzalne fotomontaże, kolaże<br />

oraz instalacje.<br />

„Bajki dla dorosłych” to składane książeczki,<br />

które po otworzeniu przypominają coś w<br />

rodzaju trójwymiarowych makiet. „Gazetka<br />

dziadka” przyjmuje formę typowego świerszczyka,<br />

nawiązującego w swej graficznej postaci<br />

do komiksu. „Pokój dziadka” to instalacja.<br />

Artystka buduje przestrzeń, wykorzystując<br />

stare meble i urządzenia swojego przodka.<br />

W te elementy wplata pewien motyw<br />

erotyczny poprzez odbicie zdjęć na<br />

drzwiach szafy lub na blacie stołu.<br />

„Penthouse” przyjmuje formę typowej<br />

fotografii. Autorka najpierw wycina<br />

postacie kobiet i umieszcza je w domku<br />

dla lalek, następnie fotografuje wykreowaną<br />

sytuacje.<br />

Każdy z projektów realizowany jest<br />

w inny sposób i przy użyciu różnych<br />

środków, w konsekwencji jednak prezentowany<br />

materiał wydaje się być bardzo<br />

spójny, tworzący integralną całość.<br />

Elementem spajającym jest przestrzeń<br />

domu oraz kobiece ciało. Autorka kreuje<br />

odmienny świat, a swoim bohaterom<br />

nadaje inny kontekst, inne życie.<br />

Prezentowane w ZPAF-ie projekty<br />

zatytułowano „Archiwum, fotografie<br />

oraz instalacje 2006-2009”.<br />

Warto zajrzeć na bloga artystki<br />

- wwwkrajewska.blogspot.com, gdzie<br />

możemy znaleźć nie tylko wyżej wymienione<br />

prace ale także szereg innych, nie<br />

mniej interesujących projektów.<br />

Metafory fotograficzne<br />

„Znajomość fotografii jest równie ważna jak<br />

umiejętność pisania, tak iż w przyszłości, nie tylko<br />

niepiśmienni, ale i pozbawieni umiejętności<br />

fotografowania, będą uważani za analfabetów.”<br />

Ta opinia, której autorem jest Laszlo Moholy-Nagy,<br />

pojawiła się pod koniec lat 20. XX wieku i już<br />

sama w sobie jest świadectwem jak istotną rolę<br />

odgrywała wówczas fotografia. Była kluczem to<br />

odszyfrowania współczesności.<br />

Zjawisko „analfabetyzmu fotograficznego”,<br />

przed którym przestrzegał Moholy-Nagy, o<br />

tyle nie straciło na aktualności, o ile fotografia<br />

staje się dostępna coraz większemu<br />

gronu ludzi i tym bardziej należy nauczyć się<br />

ją właściwie odczytywać. To właśnie przyświecało<br />

Berndowi Stieglerowi, autorowi 55<br />

posegregowanych alfabetycznie artykułów,<br />

tworzących swego rodzaju przewodnik po<br />

metaforycznym i niesamowicie intrygującym<br />

świecie znieruchomiałych obrazów. Stiegler<br />

dobrze poradził sobie z trudnym zadaniem i<br />

w <strong>26</strong>0-stronicowej książce zawarł najbardziej<br />

charakterystyczne tezy, pokazujące jak, wraz z<br />

postępem techniki, zmieniało się podejście do<br />

fotografii. Równolegle do fotografii kreacyjnej,<br />

nawiązującej do obrazów - tak jak portrety w<br />

malarstwie - zaczęła powstawać fotografia,<br />

która niosła treść, a nie głównie wrażenia<br />

Chciałam uwiecznić to, co<br />

oni uwielbiają najbardziej -<br />

piercing i tatto. To dzięki nim<br />

poznałam Nathaniela, który<br />

jest samym w sobie chodzącym<br />

obrazem. Nathaniel na co<br />

dzień pracował w kancelarii<br />

adwokackiej i musiał wyjmować<br />

tunele z uszu i ukrywać<br />

tatuaże - chociaż i tak jestem<br />

pełna szacunku dla jego szefa,<br />

że miał odwagę zatrudnić tak<br />

nieprzeciętną osobę na tak<br />

poważne stanowisko. Teraz Nathaniel<br />

jest w Stanach i szybko<br />

do nas nie wróci. Paula studiuje<br />

architekturę, planuje następne<br />

kolczyki i tatuaże. Kamil (aka<br />

Bordo) nadal dekoruje swoje<br />

ciało, wciąż mu mało. Zdjęcia<br />

powstały przy użyciu aparatu<br />

Mamiyi format 6x9.<br />

estetyczne. Dla Stieglera właśnie ta treść<br />

jest najistotniejsza.<br />

Książka pod względem wizualnym może<br />

nie robi zbyt dużego wrażenia - zdjęcia,<br />

choć unikatowe (często ze zbiorów<br />

własnych autora), są małe i nie zawsze<br />

dobrej jakości. Może to być również<br />

kwestią papieru, na jakim zostały<br />

wydrukowane. Zaletą jest, natomiast,<br />

przejrzystość i przystępność artykułów.<br />

Każdy z nich zaczyna się od cytatu,<br />

który jest punktem wyjścia do dalszych<br />

rozważań. Każdy też stanowi zamkniętą<br />

całość, dzięki czemu samemu można decydować<br />

o kolejności czytania. Książka<br />

zawiera dużo zaskakujących porównań<br />

i pokazuje, że “oczywiste, wcale nie jest<br />

oczywistością”.<br />

To jedna z “pozycji obowiązkowych” dla<br />

wszystkich miłośników fotografii, nie<br />

tylko dla tych, którzy ją tworzą.<br />

fot. Kasia Sawicka<br />

Paulina Myślińska<br />

„Obrazy fotografii - Album metafor<br />

fotograficznych” Bernd Stiegler<br />

Universitas, 2009


Pożegnanie | fotografia<br />

fotografia | Pożegnanie<br />

| 12 |<br />

Fotografie: Mateusz Baj<br />

| 13 |


pr<br />

PR na świecie | PR<br />

PR | case study / To PRoste<br />

public<br />

relations<br />

Era zmienia logo<br />

Polska Telefonia Cyfrowa ogłosiła konkurs<br />

na projekt modyfikacji logo sieci Era -<br />

informuje portal proto.pl. Do udziału w<br />

konkursie pt. „Logo, jak nowe” zaproszono<br />

studentów, absolwentów oraz wykładowców<br />

Akademii Sztuk Pięknych, którzy na<br />

nadesłanie prac mają czas do 30 kwietnia.<br />

Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest<br />

zachowanie dotychczasowej kolorystyki.<br />

Aktualnie używany logotyp powstał<br />

w 1996 roku i od tamtego czasu nie był<br />

zmieniany. Główna nagroda w konkursie<br />

wynosi 16.666 zł. Laureaci zostaną wyłonieni<br />

17 maja.<br />

(źródło: proto.pl)<br />

Giżycko w internecie<br />

15 kwitnia mija termin składania ofert w<br />

przetargu na wykonanie ogólnopolskiej<br />

kampanii internetowej „Kurs na Giżycko<br />

- wróćmy nad jeziora”. Zwycięzca zajmie<br />

się między innymi tworzeniem reklam<br />

internetowych oraz przygotowaniem<br />

artykułów sponsorowanych. Kampania<br />

będzie realizowana w okresie od 17 do 31<br />

maja 2010 oraz w 2011 roku.<br />

(źródło: proto.pl)<br />

Darczyńca Roku<br />

Od 1 do 30 kwietnia na stronie internetowej<br />

dobroczyncaroku.pl trwa internetowe<br />

głosowanie o tytuł „Dobroczyńca Roku<br />

2009” - informuje proto.pl. Konkurs organizowany<br />

jest przez Akademię Rozwoju<br />

Filantropii w Polsce. Internauci wybierają<br />

laureatów w dwóch kategoriach „Współpraca<br />

firmy z organizacja pozarządową.<br />

Firma duża” oraz „Współpraca firmy z<br />

organizacją pozarządową. Mała, średnia<br />

firma”. Wyniki konkursu zostaną zaprezentowane<br />

na uroczystej Gali Finałowej,<br />

która odbędzie się <strong>26</strong> maja br. w Teatrze<br />

Kamienica w Warszawie.<br />

(źródło: proto.pl)<br />

Bruce Willis i Sobieski na nowej stronie<br />

Agencja Kore Konnektiv zaprezentowała<br />

nową stronę internetową marki Sobieski,<br />

z portfolio Grupy Belvedere - informuje<br />

PRportal.pl. To kolejny krok w umacnianiu<br />

wizerunku brandu Sobieski, związany z<br />

prowadzoną od kilku miesięcy kampanią<br />

reklamową z udziałem gwiazdora filmowego,<br />

Bruca Willisa. "Opracowując stronę<br />

sobieski.eu staraliśmy się nadać jej charakter<br />

i styl, jaki prezentuje Bruce Willis –<br />

powściągliwy, ale jednocześnie wyrazisty<br />

i zdecydowany. Taka też jest nowa strona<br />

internetowa marki Sobieski" – mówi cytowany<br />

przez portal Tomasz Więckowski,<br />

dyrektor zarządzający agencji reklamowej<br />

Kore Konnektiv. Strona będzie rozbudowywana<br />

i - jak zapowiadają autorzy - zostanie<br />

wzbogacona o elementy, które charakterystyczne<br />

są dla portalu społecznościowego.<br />

(źródło: PRportal.pl)<br />

opr. Piotr Zabiełło<br />

opr. Roksana Gowin<br />

Menedżerowie<br />

podziwiają Apple<br />

Po raz trzeci z rzędu firma Apple uplasowała<br />

się na pierwszym miejscu rankingu World’s<br />

Most Admired Companies - podaje portal<br />

CNNmoney.com. „Klienci Apple nie są zwykłymi<br />

klientami – są fanami. Cały świat wstrzymał<br />

oddech, gdy zapowiedziano wprowadzenie iPada.<br />

To jest brand management na najwyższym poziomie” - skomentował<br />

dyrektor generalny BMW Norbert Reithofer (BMW uplasowała się na 22<br />

pozycji). Na drugim miejscu rankingu znalazła się firma Google, a następnie<br />

amerykański holding Berkshire Hathaway. Warto również wspomnieć<br />

o zaskakująco wysokiej pozycji Toyoty, która pomimo licznych kłopotów<br />

związanych z wadliwymi częściami swoich samochodów, zajęła 7<br />

miejsce. W komentarzu do badania czytamy jednak, iż dane do rankingu<br />

były zbierane na przełomie jesieni i zimy 2009 roku, tj. w momencie<br />

kiedy problemy firmy dopiero się zaczynały. Ranking World’s Most<br />

Admired Companies jest publikowany co roku przez magazyn „Fortune”<br />

i odzwierciedla opinie top menedżerów świata biznesu dotyczące<br />

najsilniejszych przedsiębiorstw na rynku.<br />

Kumpel z nagrodami<br />

Źródło: www.CNNmoney.com<br />

Projekt multimedialny „Kumpel z Przeszłości. 1944 Live” został laureatem<br />

kolejnego konkursu - informuje portal proto.pl. Tym razem kampania<br />

została doceniona przez jury 23. edycji konkursu Mercury Excellence<br />

Awards, którego organizatorem jest amerykańska organizacja Mer-<br />

Comm. „Kumpel z przeszłości” to projekt stworzony we współpracy<br />

agencji San Markos i On Board, które uruchomiły na portalu społecznościowym<br />

Facebook profile dwóch fikcyjnych postaci – Sosny Dwadzieściacztery<br />

i Kostka Dwadzieściatrzy – którzy biorą udział w powstaniu<br />

warszawskim i przez 63 dni relacjonują je na bieżąco użytkownikom portalu.<br />

Akcja została wyróżniona również w konkursie Magellan Awards, w<br />

którym zajęła trzecie miejsce w kategorii Community Communications.<br />

Wpływowi<br />

PR-owcy<br />

Źródło: www.proto.pl<br />

Według badań przeprowadzonych<br />

przez Australian Centre for<br />

Independent około 50 % publikacji<br />

w prasie australijskiej jest<br />

inspirowane lub bezpośrednio<br />

kopiowane z tekstów PR-owców<br />

- napisano na portalu crikey.com.<br />

Analiza 2203 artykułów z 10 gazet<br />

trwała sześć miesięcy. Jej wyniki<br />

udowodniły, że PR-owcy mają<br />

bardzo duży wpływ na materiały<br />

publikowane w prasie. W przypadku<br />

australijskich dzienników<br />

najmniejszy odsetek publikacji<br />

napisanych pod wpływem<br />

materiałów dostarczanych przez specjalistów od wizerunku wynosił<br />

42 % i został zanotowany w dzienniku „The Sydney Morning Herald”. Z<br />

kolei największej liczby publikacji badacze doszukali się w australijskim<br />

„The Daily Telegraph”, w którym 70 % materiałów było ściśle powiązane<br />

działaniami PR-owców.<br />

Źródło: www.crikey.com<br />

Twitter liderem wśród korporacji<br />

Wyniki badania „Fortune Global 100 Social Media Study” potwierdzają, że<br />

odsetek firm wykorzystujących do komunikacji portale społecznościowe<br />

stale rośnie. Agencja Burson-Marsteller poddała analizie działania w mediach<br />

społecznościowych 100 największych firm z listy Fortune 500. Jak wynika z<br />

przeprowadzonych badań, aż 65 % firm posiada własne konta na Twitterze,<br />

na których znajduje się średnio 1489 korporacyjnych followerów. Na drugim<br />

miejscu znajduje się portal Facebook, z którego korzysta 54 % firm, a liczba<br />

fanów profili wynosi średnio 40 884 użytkowników. Korporacje chętnie zamieszczają<br />

też swoje filmiki, materiały reklamowe i newsy na YouTube – konto<br />

posiada na nim 50 % firm. Nieco mniejsza liczba, bo 33 % wykorzystuje do<br />

komunikacji blogi, natomiast 20 % stosuje komunikację zintegrowaną, która<br />

łączy wszystkie powyższe portale. Agencja zwraca również uwagę na kwestię<br />

zróżnicowania regionalnego w doborze mediów społecznościowych.<br />

W komunikacji korporacji amerykańskich i europejskich dominują Twitter i<br />

Facebook, natomiast firmy azjatyckie chętniej wykorzystują blogi. Pozostałe<br />

portale są przez Azjatów użytkowane wyłącznie w celu komunikacji z odbiorcami<br />

zachodnimi.<br />

Źródło: www.burson-marsteller.com<br />

HP wygryzie Azję<br />

Światowy producent komputerów<br />

firma Hewlett Packard<br />

zdecydowała się włączyć do<br />

swojej globalnej strategii działań<br />

brytyjską agencję Bite PR, z którą<br />

współpracuje również koncern<br />

Apple - informuje magazyn<br />

PRweek. Bite tym samym wypiera<br />

poprzedniego operatora działań<br />

firmy Hill & Knowlton. HP ogłosił,<br />

iż agencja ma wzmocnić działania<br />

korporacji w regionie EMEA oraz regionie Azji i Pacyfiku. Christina Schneider,<br />

dyrektor międzynarodowej komunikacji zewnętrznej w HP, powiedziała, że<br />

decyzja ta była „kolejnym krokiem w naszej strategii współpracy z najlepszymi<br />

na świecie agencjami. Bite skupi uwagę na komunikowaniu mandatów HP<br />

w zakresie innowacji i trwałości”.<br />

Sportowcy pod<br />

skrzydłami PR<br />

Źródło: www.PRweek.com<br />

Przed sportowcami stawia się obecnie coraz większe wymagania i to nie<br />

tylko dotyczące ich dokonań sportowych, ale też nienagannego zachowania<br />

i odpowiedniego wizerunku – twierdzi angielski piłkarz David James.<br />

Sportowiec pisze, że „kiedy gwiazda zaangażuje się w działania charytatywne,<br />

wynoszona jest pod niebiosa. Gdy natomiast popełni błąd, potępiana<br />

jest niczym sam diabeł. Jednak nie ma sportowca, który byłby nieomylny,<br />

dlatego istnieje cała armia PR-owców, którzy nas tak łatwo nabierają”. David<br />

James sprzeciwia się kreowaniu przez specjalistów wyidealizowanego wizerunku<br />

graczy, którzy w rzeczywistości są zupełnie inni. Pomimo to dostrzega<br />

bardzo ważną rolę, jaką w sporcie odgrywają PR-owcy. Według piłkarza,<br />

potrafią przede wszystkim w umiejętny sposób komunikować sportowca z<br />

otoczeniem i mediami, które, jak wiadomo, rządzą się własnymi prawami.<br />

„W mojej karierze zdarzały się sytuacje, gdy żałowałem, że nie przeszedłem<br />

treningu medialnego i nie miałem ochrony medialnej” – dodaje piłkarz.<br />

Źródło: www.guardian.co.uk<br />

Napisz biznesplan,<br />

dostaniesz bank<br />

W popularnych konkursach promocyjnych<br />

do wygrania jest zazwyczaj zestaw<br />

produktów: „smycz” do kluczy, czapka z<br />

daszkiem lub inne gadżety sygnowane<br />

logo firmy. Tymczasem w konkursie Euro<br />

Banku można było wygrać… bank.<br />

Magda Grzymkowska<br />

W konkursie „Wygraj eurobank!” po raz pierwszy<br />

zwycięzca mógł wygrać… prawdziwy bank<br />

– czyli własną placówkę franczyzową wartą<br />

kilkadziesiąt tysięcy złotych.<br />

- Konkurs był skierowany do wszystkich<br />

przedsiębiorczych osób, które mają odwagę<br />

spróbować swoich sił w biznesie, a jednocześnie<br />

potrzebną wiedzę i innowacyjne pomysły<br />

na jego prowadzenie – mówi Julia Jasińska<br />

z agencji public relations Rc2 (Raczkiewicz<br />

Chenczke Consultants), odpowiedzialna za<br />

realizację konkursu. Uczestnicy mieli za zadanie<br />

napisać biznesplan dla placówki bankowej<br />

w swoim mieście z uwzględnieniem realiów<br />

systemu franczyzowego eurobanku. Konkurs<br />

trwał od października 2008 do lutego 2009<br />

roku. W pierwszym etapie jury, w skład którego<br />

wchodzili specjaliści Euro Banku, dziennikarze-ekonomiści<br />

i profesorowie akademiccy,<br />

wybrało pięć najlepszych prac pisemnych. W<br />

drugim etapie autorzy musieli zaprezentować<br />

swoje pomysły przed kapitułą oraz odpowiedzieć<br />

na jej ewentualne pytania. Pierwszą<br />

nagrodę, czyli pełne sfinansowanie otwarcia<br />

placówki franczyzowej Euro Banku otrzymała<br />

28-letnia Anna Hass.<br />

Niezwykła wygrana = niezwykłe<br />

zainteresowanie<br />

Od samego początku konkurs wywołał<br />

duże zainteresowanie mediów, zarówno<br />

ogólnopolskich, jak i regionalnych. Konkurs<br />

spowodował duży szum w branży, w<br />

mediach specjalistycznych, biznesowych,<br />

a także studenckich. Dotarcie mediowe w<br />

prasie wyniosło ponad 11,5 mln. Powstało 40<br />

jakościowych publikacji prasowych (m.in. 4<br />

duże publikacje w miesięczniku „Franchising”<br />

i „Pulsie Biznesu”), 11 w RTV (TVN24, CNBC<br />

Biznes) oraz kilkaset w Internecie, w tym na<br />

kluczowych portalach gospodarczych, takich<br />

jak bankier.pl, money.pl.<br />

Komunikacja oparta była przede wszystkim<br />

na stronie internetowej wygrajeurobank.<br />

pl, którą odwiedziło kilka tysięcy osób. W<br />

ramach komunikacji wyróżniono cztery tzw.<br />

preteksty newsowe: ogłoszenie konkursu,<br />

przypomnienie o terminie zgłoszeń, ogłoszenie<br />

listy finalistów oraz ogłoszenie zwycięzców.<br />

- Dużym zainteresowaniem mediów<br />

cieszyły się także zwyciężczynie konkursu,<br />

tzw. „success stories” w kontekście life-stylowym<br />

– dodaje Julia Jasińska.<br />

Dotrzeć do studenta<br />

Partnerem konkursu „Wygraj Euro Bank” zostały<br />

Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości,<br />

organizacje zrzeszające tysiące młodych<br />

przedsiębiorczych ludzi. Dzięki współpracy z<br />

AIP informacja na temat inicjatywy Euro Banku<br />

dotarła do studentów na terenie całego kraju, a<br />

na niektórych uczelniach zorganizowano szkolenia<br />

biznesowe. W wyniku tych działań Euro<br />

Bank był przez kilka miesięcy obecny w środowisku<br />

studenckim jako innowacyjna firma,<br />

reklama<br />

otwarta na młodych, dynamicznych<br />

ludzi, co jest szczególnie istotne w<br />

kontekście employee branding. Natomiast<br />

partnerem merytorycznym<br />

został Profit System, wydawca znany<br />

w branży rankingów i raportów nt.<br />

rynku franczyzowego. Fala informacji<br />

w mediach przedstawiła Euro Bank<br />

w pozytywnym świetle, jako firmę<br />

innowacyjną i wspierającą i przedsiębiorczość.<br />

- Zainteresowanie modelem franczyzy<br />

Euro Banku jest tak duże, ze bank<br />

nadal jest w stanie prowadzić bardzo<br />

jakościową selekcję partnerów –<br />

mówi Alina Stahl, dyrektor departamentu<br />

PR w Euro Banku. Wsparcie w<br />

działaniach public relations udzieliła<br />

agencja Rc2. - Jesteśmy od kilku lat<br />

związani z tą agencją i z tymi samymi<br />

osobami, które znają i rozumieją<br />

bank, jego historię i specyfikę<br />

– mówi Alina Stahl. - Pomysł na<br />

konkurs jest autorstwa Hanny Waśko,<br />

która wraz z Julią Jasińską nadzorowała<br />

jego przebieg – dodaje.<br />

Business is business<br />

Zadaniem działań PR było wsparcie<br />

celu biznesowego. Konkurs miał za<br />

zadanie wzmocnić wizerunek Euro<br />

Banku jako atrakcyjnego franczyzodawcy.<br />

- Podstawowym celem<br />

biznesowym była realizacja planu<br />

rozwoju sieci franczyzowej, zakładanego<br />

przed pojawieniem się na<br />

rynku agresywnych ofert konkurencji<br />

– mówi Julia Jasińska. O sukcesie Euro<br />

Banku świadczą liczby – do końca<br />

lipca pozyskano 45 nowych franczyzobiorców<br />

z 53 planowanych na<br />

cały rok 2009 – oraz liczne nagrody<br />

i wyróżnienia: Złoty Spinacz 2009 w<br />

kategorii PR korporacyjny oraz prestiżowa<br />

nagroda Lwa Młodego Biznesu.<br />

Współpraca Euro Banku z AIP została<br />

doceniona przez FOB i zostanie opisana<br />

w tegorocznym raporcie Forum<br />

Odpowiedzialnego Biznesu.<br />

Wcześniej czy później i tak musi nastąpić<br />

najgorszy z możliwych splotów okoliczności.<br />

II prawo Sodda<br />

Profilaktyka<br />

kryzysowa<br />

Złożoność współczesnego świata i nieprzewidywalność<br />

wielu zmian w nim zachodzących sprawiają,<br />

że aby móc przetrwać, należy być przygotowanym<br />

na wiele sytuacji stawiających na szali niematerialny<br />

kapitał każdej organizacji – jej wiarygodność i reputację.<br />

Opanowanie zasad skutecznego postępowania<br />

w kryzysach nie jednej organizacji pozwoliło ochronić<br />

najcenniejszą jej wartość – pozytywny wizerunek.<br />

Trudno się dziwić – to przecież głównie od tego w jaki<br />

sposób firma poradzi sobie z niepomyślną dla siebie<br />

sytuacją, zależeć będzie dotkliwość skutków kryzysu,<br />

a także późniejsza ocena firmy w oczach społeczeństwa.<br />

Co więcej, niektórzy są zdania, że wcześniej czy<br />

później kryzys dosięgnie każdą organizację. Co zatem<br />

powinniśmy robić Uzbroić się w cierpliwość i czekać<br />

z założonymi rekami na najgorsze, a potem stawiać<br />

mu czoła na zasadzie improwizacji czy lepiej działać<br />

zawczasu i spróbować wyprzedzić bieg zdarzeń<br />

Oczywiście o ewentualnym kryzysie warto pomyśleć<br />

wcześniej. Odpowiednie przygotowanie i wypracowanie<br />

właściwych procedur mogą ułatwić przemyślaną<br />

i skuteczną reakcję w momencie wystąpienia<br />

kryzysu, a następnie zminimalizować jego negatywne<br />

skutki dla wizerunku firmy. Wprawdzie kryzysy występują<br />

(z reguły) nagle, ale znaczną większość z nich firma<br />

może przewidzieć. Często mamy bowiem do czynienia<br />

z problemami, które lekceważone przez firmy i<br />

pozostawione same sobie w efekcie przeradzają się w<br />

katastrofę. Skuteczne zarządzanie sytuacją kryzysową<br />

polega zatem na podjęciu właściwych działań, które<br />

dzielimy na dwa etapy: profilaktykę kryzysową oraz<br />

działania podczas rzeczywistego kryzysu.<br />

Nietrudno się domyślić, że kluczowe znaczenie ma<br />

etap pierwszy. W celu przygotowania się na najgorsze,<br />

zanim nastąpi kryzys, firma powinna możliwie najdokładniej<br />

opracować scenariusze działań w potencjalnych<br />

sytuacjach kryzysowych, uwzględniając m.in.<br />

takie elementy jak opracowanie strategii komunikacyjnych<br />

dla poszczególnych scenariuszy, przygotowanie<br />

procedur czy budowę sztabu kryzysowego. Taki zestaw<br />

dokumentów to jednak tylko pierwszy krok, który<br />

często jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Bo co nam po<br />

pustej gaśnicy w przypadku pożaru W sytuacji kryzysu<br />

musimy przecież działać szybko i skutecznie, a do tego<br />

sama teoria nie wystarczy (szczególnie jeśli ograniczyła<br />

się do spisania papierowego manuala kryzysowego,<br />

wrzuconego gdzieś na dno szuflady w gabinecie<br />

PRowca). Dlatego nieodłącznym elementem profilaktyki<br />

kryzysowej powinny być również odpowiednie<br />

szkolenia pracowników w zakresie postępowania kryzysowego,<br />

a także regularne ćwiczenia, które pomogą<br />

wykształcić w firmie „antykryzysowy” styl myślenia. I<br />

bynajmniej nie chodzi tu wyłącznie o jednorazowe<br />

szkolenie z komunikacji w kryzysie, ale cykliczne spotkania<br />

sprzyjające wymianie wiedzy o bieżących wydarzeniach<br />

w firmie<br />

i identyfikacji potencjalnych<br />

zagrożeń, a<br />

także regularne symulacje<br />

sytuacji kryzysowych,<br />

pomagające<br />

dopracowywać<br />

i aktualizować wcześniej<br />

przygotowane<br />

plany działań. Dopiero<br />

tak przygotowana<br />

organizacja, może liczyć<br />

na to, że ryzyko<br />

zaskoczenia i efekt<br />

stresu w sytuacji rzeczywistego<br />

kryzysu<br />

zostaną ograniczone<br />

do minimum.<br />

Magda Słodownik<br />

Patronat merytoryczny:<br />

| 14 |<br />

| 15 |


Na mieście / Moda | kultura<br />

kultura | Kino<br />

ks<br />

kultura<br />

& społeczeństwo<br />

Fashionista<br />

Tomasz Donocik jest kolejną osobą, o której<br />

warto pisać, podziwiać za osiągnięcia, pracę,<br />

pokorę, dystans do życia i przemiłą osobowość.<br />

Lata jego dzieciństwa i dorastania<br />

wiążą się z Wiedniem, a studia z Londynem,<br />

gdzie zgłębiał tajniki projektowania biżuterii<br />

w słynnej uczelni Central Saint Martins. Po<br />

otrzymaniu tytułu magistra Royal College of<br />

Art w 2006, zaczął swoją współpracę ze Stephen<br />

Webster, gdzie zaprojektował kolekcję<br />

Burning Rocks dla marki De Bers - słynącej z<br />

ciekawej oprawy diamentów. Swoją poprzednią<br />

wiosenną kolekcję na rok 2008 zaprojektował<br />

dla mężczyzn dla marki Garrard.<br />

Tomasz, mimo młodego wieku, zdobył już<br />

cztery nagrody przyznawane przez Goldsmith’s<br />

Company w tym: Jewellery Designer<br />

of the Year 2006 oraz Gold Award for Best<br />

Junior Goldsmith’s Craftmanship and Design<br />

Awards 2007. Jego nazwisko oraz prace były<br />

publikowane są w takich magazynach jak:<br />

„The Independent”, „Ascot 2006”, „l’Uomo<br />

Vogue”, „Vanity Fair” czy „Elle Ddecoration”.<br />

W CV może pochwalić się kolaboracją z takimi<br />

markami jak: Moet Chandon, The Royal Ascot<br />

De Beers, Swarovski, Tag Heuter Watches czy<br />

Louis Vuitton Moet Hennessy LVMH.<br />

Jak sam mówi, jego kolekcje inspirowane są<br />

głównie literaturą i architekturą, przykładem<br />

tego może być kolekcja Russian Aristocrat.<br />

Każdy projektowany przez niego obiekt<br />

jest niewątpliwie przejawem kunsztu tegoż<br />

rzemiosła, koncepcyjnie zbliżającego się<br />

do sztuki. Biżuteria Tomasza jest nie tylko<br />

pokazem technicznego opanowania przez<br />

niego warsztatu jubilerskiego, lecz również<br />

misternym przedmiotem dającym do myślenia.<br />

Tomasz przez swoje zamiłowanie do traktowania<br />

przedmiotów mniej „przedmiotowo”, w<br />

swojej pracy stara się nadać im zupełnie inny<br />

wymiar lub funkcje. Jego biżuteria wyróżnia<br />

się subtelną roszadą materiału z jego funkcją<br />

gdzieś na styku zasad obowiązujących w<br />

modzie, rzemiośle jubilerskim i sztuce. Łączy<br />

on najdroższe kruszce ze szlachetnymi kamieniami<br />

jak diamenty, rubiny ze srebrem, złotem,<br />

skórą, jedwabiem i drewnem, uprawiając przy<br />

tym swoistą żonglerkę formy z materiałem.<br />

Echo jego ostatniej męskiej kolekcji dotarło<br />

wszędzie tam, gdzie projektanci marzą, by<br />

zaistnieć, choć przez moment. Obecnie, intensywnie<br />

pracuje nad damską kolekcją, miejmy<br />

nadzieję, że z podobnym efektem.<br />

Małgorzata Januchowska<br />

Don Kichot się nie poddaje<br />

W Warszawie funkcjonuje 13 klubów<br />

należących do Polskiej Federacji<br />

Dyskusyjnych Klubów Filmowych<br />

i mających prawo używać skrótowca<br />

„DKF”. Gdy w 2006 roku, w kinie<br />

Muranów, odbyła się jubileuszowa<br />

uroczystość z okazji 50-lecia istnienia<br />

Federacji, media chętnie pisały o<br />

odradzającym się ruchu DKF-owskim.<br />

Warto sprawdzić jak to odrodzenie<br />

wygląda w 2010 roku i czy faktycznie<br />

jest się z czego cieszyć.<br />

Anna Kiedrzynek<br />

Symbolem Federacji<br />

DKF-ów jest postać Don<br />

Kichota. Trudno o lepszego<br />

patrona – żeby<br />

stworzyć, a co ważniejsze,<br />

konsekwentnie prowadzić<br />

działalność klubu,<br />

potrzebne są wyobraźnia<br />

i odwaga. Ta pierwsza<br />

przydaje się podczas planowania<br />

repertuaru, ta<br />

druga, gdy w grę wchodzi<br />

promocja DKF-u. Kluby<br />

filmowe to twory efemeryczne<br />

– ich prowadzeniem<br />

zajmują się ludzie, którzy z<br />

czasem mogą zmienić miejsce<br />

zamieszkania, podjąć<br />

stałą pracę lub zwyczajnie<br />

stracić zainteresowanie działalnością<br />

DKF-u. Są jednak na<br />

mapie Warszawy kluby, których<br />

członkowie z imponującą<br />

konsekwencją organizują<br />

regularne pokazy. Próbują nawet<br />

– z różnym skutkiem – realizować schemat<br />

„prelekcja – projekcja – dyskusja” (PPD), który<br />

ma w zamierzeniu odróżnić seanse DKF-owskie<br />

od tych, jakie proponują np. kina studyjne, również<br />

skoncentrowane na pokazywaniu filmów<br />

ambitnych, ignorowanych przez multipleksy.<br />

Nie boją się pokazywać<br />

Jednym z takich klubów jest Koło Naukowe<br />

DKF Prawników Błękit Pruski, działający od<br />

11 lat przy Wydziale Prawa i Administracji UW.<br />

– Filmy, które prezentujemy, to w 30 % dzieła<br />

o tematyce stricte prawniczej. Przed seansem<br />

widzowie mają szansę wysłuchać prelekcji, wygłaszanej<br />

w takich przypadkach przez prawnika<br />

praktyka. W pozostałych 70 % mieszczą się<br />

filmy „zahaczające” o tego rodzaju kwestie, ale<br />

przede wszystkim wpisujące się w ciekawy dla<br />

studentów kontekst społeczny lub psychologiczny<br />

– opowiada Anna Rak, studentka II roku<br />

prawa i wiceprezes DKF-u. Mariusz Karłowski,<br />

prezes, dodaje: – Naszym celem nie jest szerzenie<br />

znajomości prawa, lecz kultury DKF-owskiej.<br />

Dlatego dbamy o to, aby prelekcja poprzedzająca<br />

np. pokaz dramatu sądowego, była zrozumiała<br />

dla wszystkich widzów, także tych spoza<br />

naszego wydziału.<br />

Największym i najgłośniejszym do tej pory<br />

projektem Błękitu Pruskiego był cykl „Kino<br />

prawnicze”, zorganizowany z okazji 200-lecia<br />

WPiA. W jego ramach, od października 2007<br />

do marca 2009 roku, pokazanych zostało 15<br />

filmowych arcydzieł o tematyce prawnej. Oryginalna<br />

inicjatywa okazała się frekwencyjnym<br />

sukcesem. Błękit Pruski współpracuje obecnie<br />

z licznymi kołami naukowymi Wydziału Prawa.<br />

– My zajmujemy się pokazem, a każde koło,<br />

które zadeklaruje chęć współpracy, ma prawo<br />

do organizacji jednej dyskusji – wyjaśnia Mariusz<br />

Karłowski. W ramach wspólnej inicjatywy<br />

DKF-u oraz Koła Naukowego Libertas et Lex,<br />

widzowie mogli zobaczyć m. in. „Wszystkich<br />

ludzi prezydenta” Alana J. Pakuli. W dyskusji<br />

o filmie uczestniczyli: naukowiec, dziennikarz<br />

i polityk. Seanse klubowe odbywają się regularnie<br />

raz w tygodniu, w środy o godzinie 20,<br />

w auli starego BUW-u.<br />

Innym przykładem DKF-u studenckiego jest<br />

„Overground”, zrzeszający głównie studentów<br />

SGH (gdzie znajduje się siedziba klubu). Ich<br />

repertuar zawiera zarówno czeskie komedie,<br />

dzieła Kieślowskiego, jak i animacje oraz dokumenty.<br />

W Auli VII SGH, gdzie we wtorki i czwartki<br />

odbywają się seanse, można obejrzeć filmy,<br />

które na ekranach kin gościły zbyt krótko lub<br />

w ogóle. Anna Pudło, przewodnicząca DKF-u,<br />

uważa, że tworzenie klubu jest na tyle inspirujące,<br />

że nie trzeba wiele, aby zmotywować<br />

członków: – Rotacja jest nieznaczna, osoby,<br />

które dołączają do nas na początku studiów,<br />

często jeszcze po ich zakończeniu pomagają<br />

w organizacji pokazów. „Overground”, poza<br />

promowaniem klasyki kina polskiego i światowego,<br />

zajmuje się także wspieraniem młodych<br />

i niezależnych twórców. Podczas seansów<br />

w SGH widzowie mają okazję obejrzeć etiudy<br />

studenckie i projekty offowe. – Nie boimy się<br />

pokazywać tego, co komercyjne kina odrzucają<br />

– mówi Anna Pudło.<br />

O gustach powinno się<br />

dyskutować<br />

Na innych nieco zasadach działają DKF-y niezwiązane<br />

z uczelniami. Częstotliwość pokazów<br />

jest zazwyczaj mniejsza, ale za to publiczność –<br />

bardziej zróżnicowana. Istniejący od 2006 r. DKF<br />

Muranów (mieści się tam, gdzie kino, przy ulicy<br />

gen. Wł. Andersa 1), stawia na filmy niszowe,<br />

niekiedy zupełnie niedostępne w Polsce. Kryterium<br />

ich doboru to nie tylko wartość artystyczna,<br />

ale i atrakcyjność poruszanego tematu. Dokument<br />

o „b-girls”, dziewczynach tańczących<br />

breakdance, film „Catching Out” pokazujący<br />

kulturę „hobo”, czyli ludzi jeżdżących nielegalnie<br />

pociągami towarowymi – to tylko niektóre<br />

propozycje DKF-u Muranów. Seanse odbywają<br />

się zazwyczaj we wtorki, czasami także w niedziele.<br />

Jedna z członków klubu, Lila Majchrzycka,<br />

przyznaje, że choć organizatorzy starają się<br />

podtrzymywać schemat „prelekcja–projekcja–<br />

dyskusja”, to z tym ostatnim bywa różnie: – Na<br />

dyskusji po filmie zostaje czasami trzy czwarte<br />

wszystkich widzów. Ale faktyczny udział w rozmowie<br />

bierze zaledwie kilka osób. Po pokazie<br />

„Catching Out” wywiązała się ciekawa polemika,<br />

głównie jednak dlatego, że wówczas na sali<br />

znajdowali się przedstawiciele różnych grup<br />

wolnościowych, którym tematyka tego dokumentu<br />

była szczególnie bliska.<br />

Z kolei kierownik kina Domu Sztuki SMB<br />

„Jary” w dzielnicy Ursynów, Andrzej Bukowiecki,<br />

uważa, że schemat PPD jest w dużej mierze<br />

wypierany przez tryb seminaryjno-przeglądowy.<br />

To właśnie w ursynowskim Domu Sztuki<br />

miał swoją siedzibę kultowy DKF Socjologów<br />

Pod Spodem, który niedawno zakończył swoją<br />

ponad dziesięcioletnią działalność. Założycielami<br />

klubu byli studenci UW. – Socjologowie<br />

próbowali wrócić do tradycyjnej, opartej na<br />

dyskusji, formuły DKF-u. Ich starania zaowocowały<br />

wieloma sukcesami, jednym z nich była<br />

przyznawana przez Federację Nagroda im.<br />

prof. Antoniego Bohdziewicza. Dom Sztuki jest<br />

otwarty na kolejną taką grupę studentów, która<br />

zechce pójść w ślady członków Pod Spodem.<br />

Czekałaby na nich nie tylko dobrze wyposażona<br />

sala kinowa, ale i opieka merytoryczna, jakiej<br />

na początku działalności potrzebuje DKF – zachęca<br />

Andrzej Bukowiecki. I dodaje, że liczba<br />

DKF-ów tworzonych przez studentów (niekoniecznie<br />

przy uczelniach) mogłaby być dużo<br />

większa, gdyby nie zbyt intensywny i wynikający<br />

z rynkowej presji tryb życia współczesnego<br />

warszawskiego żaka.<br />

Autorskie plakaty projekcji<br />

filmowych przygotowuje DKF "Błękit Pruski", działający<br />

przy Wydziale Prawa i Administracji UW.<br />

Obecnie w Domu Sztuki na Wiolinowej<br />

funkcjonuje DKF skupiony na filmowej edukacji<br />

młodzieży szkolnej. – Lecz dla DKF-owskiej inicjatywy<br />

młodych ludzi, zwłaszcza studentów,<br />

zawsze będzie u nas miejsce – twierdzi Andrzej<br />

Bukowiecki.<br />

Czekając na „boom”<br />

DKF-y nie poddały się po szturmowym ataku<br />

telewizji i kaset VHS. Teraz, pomimo zalania rynku<br />

audiowizualnego płytami DVD oraz wszechobecnego<br />

piractwa internetowego, nadal potrafią<br />

przyciągać widzów – choć już nie na taką<br />

skalę jak kiedyś. Ponowny „boom na DKF-y”<br />

być może dopiero przed nami. Anna Pudło<br />

z „Overground” nie ma za to wątpliwości, że<br />

idea DKF-u nie jest zagrożona. – Nie wydaje<br />

mi się, aby kluby filmowe miały ucierpieć na<br />

piractwie albo przez DVD. My oferujemy to,<br />

czego próżno szukać także w „normalnym”<br />

kinie: unikatowe filmy, spotkania z twórcami,<br />

bardzo tanie bilety. Być może widzowie nie<br />

korzystają zawsze w pełni z danej im szansy<br />

zadawania pytań i uczestniczenia w dyskusji,<br />

ale najważniejsze jest to, że są miejsca, które<br />

w ogóle oferują taką możliwość. Podobnego<br />

zdania jest Anna Rak. – Nie boimy się tego,<br />

że przestaniemy istnieć, bo liczba osób chętnych<br />

do oglądania nie zmniejsza się. W maju<br />

planujemy zorganizować we współpracy z kinem<br />

Muranów przegląd pod hasłem „Cenzura<br />

w kinie”; pokażemy filmy Pasoliniego, „Ostatnie<br />

tango w Paryżu” Bertolucciego… . - Także sam<br />

DKF Muranów chce zorganizować w maju (1-2)<br />

przegląd filmów „punkowo-muzycznych”. - Liczymy<br />

się z ryzykiem braku zainteresowania.<br />

Ale mimo to trzymamy się konsekwentnie<br />

obranego kierunku – mówi Lila Majchrzycka.<br />

„Overground” już 13 kwietnia zaprasza na spotkanie<br />

z Krzysztofem Zanussim i pokaz „Bilansu<br />

kwartalnego”. – Jestem przekonana, że istnieje<br />

cała rzesza ludzi, którzy wolą iść do bardziej<br />

kameralnych kin, gdzie po seansie możliwa jest<br />

dyskusja – podsumowuje Anna Pudło. Logo<br />

z wizerunkiem Don Kichota zobowiązuje.<br />

Pisanie o filmach poruszających tzw. ważne<br />

tematy należy do niewdzięcznych zadań.<br />

Zajęcie pozycji bezstronnego obserwatora jest<br />

– chciałoby się powiedzieć – jeszcze bardziej<br />

niemożliwe niż zazwyczaj. Pablo Pineda, chory<br />

na zespół Downa odtwórca głównej roli w<br />

hiszpańskim filmie „Ja też”, zdawał sobie z tego<br />

sprawę. Przed pokazem prasowym poprosił,<br />

abyśmy w swoich ocenach czuli się nieskrępowani.<br />

Jako że prawo do bycia krytykowanym<br />

nie wydaje mi się mniej ważne niż dostęp do<br />

prostytucji, postaram się spełnić jego prośbę.<br />

„Społeczeństwo izolujące mniejszości jest<br />

tworem upośledzonym. Wszyscy jesteśmy<br />

istotami ludzkimi”. Już w pierwszej scenie podana<br />

jak na talerzu zostaje widzowi „naczelna<br />

teza” filmu. Wypowiada ją w czasie uniwersyteckiego<br />

odczytu sam protagonista, Daniel –<br />

człowiek, który mimo upośledzenia umysłowego<br />

i fizycznego próbuje funkcjonować<br />

wśród innych jak pełnoprawna i pełnosprawna<br />

jednostka.<br />

Daniel ma co prawda problemy z zawiązaniem<br />

sznurowadła, ale jest bardzo bystry,<br />

Bajka do kwadratu<br />

Historia życia Waris Dirie ma w sobie coś z bajki – ale jest to baśń andersenowska<br />

z ducha, pełna kontrastów, momentami okrutna i niezakończona<br />

typowym happy endem. Szkoda, że tego potencjału nie umiała<br />

wykorzstać Sherry Hormann, reżyserka filmu „Kwiat pustyni”, który<br />

powstał na kanwie autobiografii somalijskiej modelki.<br />

Film opowiada historię dziewczyny, która jako dziecko poddana została<br />

przez wiejską znachorkę okrutnemu zabiegowi obrzezania. Potem,<br />

dzięki kilku zbiegom okoliczności i pomocy barwnych postaci trafiła na<br />

wybiegi stolic mody. Materiał na krzepiącą i przyjemną dla oka bajkę<br />

nie został przez reżyserkę zmarnowany. Jednak podczas seansu trudno<br />

oprzeć się wrażeniu, że główny sens tej historii – spowodowane obrzezaniem<br />

fizyczne i<br />

psychiczne cierpienie<br />

Waris – zamiast<br />

promieniować na<br />

osobowość głównej<br />

bohaterki, zostaje<br />

zmarginalizowany<br />

i skondensowany<br />

raptem w czterech<br />

scenach.<br />

Niedosytu, spowodowanego<br />

brakiem<br />

konsekwencji w<br />

odtwarzaniu na ekranie osobowości Dirie, nie rekompensuje nadmiar<br />

tzw. artystycznych tricków. W nawiązaniu do tytułu, film zaczyna się<br />

przepisowo od ujęcia przedstawiającego kwiat kwitnący na piaskach.<br />

Kolejne sceny pokazują, jak mała Waris ucieka przed zaaranżowanym<br />

małżeństwem z 60-letnim mężczyzną; sekwencja ucieczki przez pustynię<br />

jest rozciągnięta w czasie na tyle, aby widz zdążył odkryć piękno<br />

i grozę Afryki, ale też kilka razy spojrzał na zegarek. Z kolei wątek tęsknoty<br />

Waris za matką i krajem rodzinnym, który stanowi jeden z najbardziej<br />

poruszających elementów książki w filmie zostaje ledwie zasygnalizowany.<br />

Na ten zarzut łatwo można odpowiedzieć stwierdzeniem, że skoro<br />

życiorys Somalijki obfitował w tyle fascynujących wydarzeń, trudno<br />

byłoby je pomieścić w dwugodzinnej kinowej adaptacji. To oczywiście<br />

prawda, szkoda tylko, że Sherry Horman wyeksponowała na ekranie<br />

najbardziej efektowne i przyjemne dla oka momenty, upychając to, co<br />

nieestetyczne i wstrząsające w kilkunastu zaledwie minutach.<br />

Anna Kiedrzynek<br />

„Kwiat pustyni”, reżyseria: Sherry Hormann<br />

premiera: <strong>26</strong> marca 2010<br />

wszechstronnie<br />

wykształcony, a<br />

przede wszystkim<br />

niezwykle<br />

wrażliwy. Mimo<br />

świadomości naznaczenia<br />

piętnem<br />

podejmuje pracę,<br />

z dobrodusznym<br />

śmiechem obserwując<br />

nieporadność,<br />

jaką w zetknięciu<br />

z innością<br />

przejawiają jego koledzy i koleżanki. Spośród<br />

tego grona wyróżnia się Laura – szorstka w<br />

obejściu i, jak się później okazuje, emocjonalnie<br />

okaleczona kobieta, szukająca w cynizmie<br />

schronienia przed swoją traumatyczną przeszłością.<br />

Jako jedyna potrafi dojrzeć w Danielu<br />

kogoś więcej niż tylko niegroźnego przygłupa.<br />

Między dwojgiem outsiderów – „tą zdzirą” i<br />

„biednym malcem” pojawia się uczucie.<br />

Antonio Naharro i Alvaro Pastor ukazują<br />

zmagania o prawo do człowieczeństwa<br />

bez cienia histerii, za to ze współczuciem<br />

przełamywanym dużą dozą ciepłego humoru<br />

(kapitalna scena z bananem i prezerwatywą).<br />

Film nie jest jednak wolny od łopatologicznego<br />

dydaktyzmu. Daniel doskonale wie,<br />

że „Ogród rozkoszy ziemskich” to obraz<br />

Hieronima Boscha, który znajduje się w galerii<br />

Prado, Laura natomiast jest przekonana, że to<br />

jeden z miejskich parków. Daniel uprawia taichi,<br />

pilates i pływa crawlem, Laura upija się w<br />

barze i kopuluje z nieapetycznym brudasem.<br />

On – upośledzony, a jednak szukający sposobu<br />

na samorealizację pełnowartościowy człowiek,<br />

On też<br />

Patrz i milcz<br />

ona – z pozoru zdrowa, lecz zmierzająca ku<br />

zezwierzęceniu ofiara chorego społeczeństwa<br />

hiszpańskiego. Jest coś niepokojącego w tym<br />

czarno-białym podziale, który znajduje swój<br />

wyraz w odwołaniu do średniowiecznych<br />

przedstawień Sądu Ostatecznego. I choć<br />

autorzy filmu posługują się tym motywem<br />

w sposób bardzo naturalny (pod pretekstem<br />

wizyty bohaterów w galerii), to jednak gruba<br />

kreska oddzielająca zbawionych od potępionych<br />

nie daje się przeoczyć.<br />

Cóż więc znajduje się w raju Naharro i<br />

Pastora Serduszko z kremu do opalania na<br />

plecach Laury, zabawę na lodowisku w rytm<br />

amerykańskiego „Merry Christmas”, pocałunek<br />

na tle rozświetlanego fajerwerkami nieba<br />

w sylwestrową noc czy wreszcie starania<br />

bohatera zwieńczone udanym stosunkiem<br />

na hotelowym łóżku. Czy taki obraz raju nie<br />

skłania przypadkiem (właśnie przypadkiem, bo<br />

raczej nie z woli autorów!) do zadania pytania:<br />

„Czy JA TEŻ tego chcę, w tę stronę zmierzam,<br />

uznaję to wszystko za szczyt moich marzeń”.<br />

Niezależnie od tego, jak odpowie się na<br />

to pytanie, możliwość jego postawienia jest<br />

luksusem, na który – jak pokazuje film „Ja też”<br />

– nie wszyscy mogą sobie pozwolić. I bardzo<br />

łatwo zadrwić z banalnego raju mieszczuchów<br />

komuś, kto odrzucony nigdy nie musiał dobijać<br />

się do drzwi domu publicznego, wykrzykując:<br />

„Mam trzydzieści cztery lata! Nie jestem<br />

chłopcem! Jestem mężczyzną!”.<br />

Tomasz Dowbor<br />

„Ja, też!”, reżyseria: Antonio Naharro<br />

premiera: 4 kwietnia 2010<br />

Do jakich refleksji doprowadzić może<br />

patrzenie na kozę Do wniosku, że koza<br />

nie różni się niczym od innych istot,<br />

przeżywa strach podobnie jak ludzie, a<br />

pozbawienie jej strun głosowych spowoduje<br />

wprawdzie, że przestanie beczeć,<br />

ale jej los tylko się pogorszy – o ile do tej<br />

pory i tak nie mogła o sobie decydować,<br />

o tyle teraz nawet nie może wyrazić swojej<br />

dezaprobaty wobec ludzkich działań.<br />

Mało znany aktor drugiego planu, Grant<br />

Heslov, postanowił spróbować swych<br />

sił w reżyserii, a w realizacji niezwykłej<br />

wizji pomogła mu znajomość z Georgem Clooneyem. Do współpracy<br />

zaprosili plejadę gwiazd na czele z Jeffem Bridgesem i Kevinem Spacey.<br />

Zamiast oczekiwanej po takiej obsadzie wysokobudżetowej produkcji,<br />

powstała kameralna komedia, która bardziej zadziwia niż śmieszy, co w<br />

tym przypadku wcale nie jest wadą.<br />

Pewien dziennikarz (Ewan McGregor) spotyka kreowanego przez<br />

Clooneya emerytowanego członka tajnej jednostki wojskowej, która<br />

wykorzystuje paranormalne zdolności żołnierzy (najwyższy poziom<br />

wtajemniczenia podobno pozwala na przenikanie przez ściany). Bohaterowie<br />

jadą więc niczym wysłannicy Jedi (sami tak siebie określają) na<br />

tajną misję do Iraku.<br />

Obraz Heslova jest przesycony ironią, która wkrada się już do tytułu.<br />

Gapienie się na kozy jest niczym innym jak patrzeniem z dystansem na<br />

pokolenie hipisów, którzy osiągnęli taki sam efekt w zaprowadzaniu<br />

pokoju na świecie, jak modelki w wyborach Miss World, apelujące o<br />

zaprzestanie wojen. Kozy w filmie milczą tak jak ludzie, którzy dają<br />

przyzwolenie na prowadzenie konfliktów zbrojnych. W jednej ze scen<br />

Amerykanin i Irakijczyk przepraszają za swoich rodaków – ci pierwsi<br />

marzą o podboju Iraku, żeby budować tam sieć McDonald’s lub<br />

Starbucks, ci drudzy nie cofną się przed niczym i są w stanie porywać<br />

nawet neutralnych dziennikarzy.<br />

Reżyser znalazł ciekawy sposób, żeby opowiedzieć o wojnie, unikając<br />

konwencji martyrologicznego kina wojennego. Obawiam się jednak,<br />

że gros odbiorców odbierze film jedynie na poziomie referencyjnym,<br />

fabularnym, sprowadzającym się w gruncie rzeczy do opowieści o zgrai<br />

kretynów, która próbuje zrobić z wojska cyrk.<br />

Patryk Juchniewicz<br />

„Człowiek, który gapił się na kozy”, reżyseria: Grant Heslov<br />

premiera: 16 kwietnia 2010<br />

Polskie kino w Moskwie<br />

22 kwietnia w stolicy Rosji rozpocznie się<br />

3. edycja Festiwalu Polskich Filmów „Wisła”.<br />

Przez cały tydzień rosyjska publiczność<br />

będzie mogła poznać najważniejsze polskie<br />

produkcje ostatnich dwóch lat. O Słonia –<br />

nagrodę główną festiwalu, ubiegać się będą<br />

m.in. „Tatarak” Andrzeja Wajdy, „33 sceny<br />

z życia” Małgorzaty Szumowskiej, „Dom<br />

zły” Wojciecha Smarzowskiego czy „Wojna<br />

polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego. To<br />

okazja do skonfrontowania ocen polskich<br />

krytyków z głosem z zewnątrz.<br />

Woody Allen znowu kręci i podnieca<br />

20-letnia Melodie pojawia się w progu<br />

mieszkania starzejącego się Borisa – świadomego<br />

własnej wyjątkowości geniuszamizantropa.<br />

To wydarzenie wywraca do góry<br />

nogami jego życie. Zderzenie diametralnie<br />

odmiennych charakterów, allenowski<br />

sarkazm i autoironia. Gdy polska publiczność<br />

szykuje się do pójścia na „Co nas kręci, co<br />

podnieca” 9 kwietnia, w Stanach Zjednoczonych<br />

rozpoczęto już odliczanie do premiery<br />

kolejnego filmu Allena „You Will Meet a Tall<br />

Dark Stranger”. Wygląda na to, że mimo<br />

upływu lat, amerykański człowiek-orkiestra<br />

nie traci wigoru.<br />

Ostatni film Mela Gibsona<br />

Znany amerykański aktor i reżyser zdradził,<br />

że pracuje nad scenariuszem kolejnego<br />

filmu. Jego akcja ma się toczyć w średniowiecznej<br />

Skandynawii. Jak mówi Gibson,<br />

film o wikingach ma być ostatnim w jego<br />

reżyserskiej karierze. Nie wiemy jeszcze<br />

o czym dokładnie opowie nam tym razem<br />

Gibson i czy znowu obraz spłynie krwią. Do<br />

realizacji tego projektu jeszcze daleko, więc<br />

wielbiciele twórcy filmu „Braveheart” mają<br />

na co czekać.<br />

Zmierzch w kinie<br />

Na początku lipca tego roku do polskich<br />

kin trafi trzecia część sagi o wampirach.<br />

Główna bohaterka, Bella Swan, oczekując na<br />

przemianę musi rozstrzygnąć, co w jej życiu<br />

jest najważniejsze i stawić czoła nadciągającym<br />

zagrożeniom. Już wkrótce przekonamy<br />

się, czy hermafrodytyczny Edward (Robert<br />

Pattinson) wciąż przyprawia o palpitacje<br />

serca tłumy nastolatek.<br />

Twórcy „Shreka” atakują<br />

Halibut Straszna Czkawka Trzeci jest pośmiewiskiem<br />

wśród wikingów. Aby zostać<br />

zaliczonym do grona wojowników, musi<br />

wykazać się męstwem w starciu z krwiożerczym<br />

smokiem. Jako że chłopak męstwem<br />

nie grzeszy, będzie musiał odnaleźć własną<br />

drogę wiodącą nie tylko do dojrzałości, ale<br />

i serca wybranki. Film „Jak wytresować<br />

smoka” do polskich kin zawitał 9 kwietnia.<br />

Off Plus Camera w Krakowie<br />

Tematem przewodnim trzeciej edycji krakowskiego<br />

festiwalu będzie kino indyjskie.<br />

Publiczność będzie się mogła przekonać na<br />

własne oczy, że określenie „Bollywood” nie<br />

wyczerpuje jego różnorodności. Wyświetlone<br />

zostaną filmy reżyserów spoza głównego<br />

nurtu, m. in. Satyajita Raya, Miry Nair, Shekhara<br />

Kapura czy Deepy Mehty. Początek<br />

festiwalu 16 kwietnia.<br />

opr. Tomasz Dowbor<br />

www.fotoreportaz.org.pl<br />

| 16 | | 17 |


Muzyka | kultura<br />

kultura | Teatr<br />

ks<br />

kultura<br />

& społeczeństwo<br />

Niezmordowani Fightersi<br />

Zespół Foo Fighters, mimo zapowiadanej najdłuższej<br />

w historii kapeli przerwy, wracają do<br />

garażu wokalisty i głównego gitarzysty, Davida<br />

Gohla, gdzie nagrywać będą materiał na nową,<br />

siódmą już płytę. Ta z kolei ma być powrotem<br />

do korzeni; jak twierdzi lider grupy, udało mu<br />

się namówić do współpracy znakomitego<br />

producenta Butcha Viga (związanego m.in.<br />

z produkcją „Nevermind” Nirvany z 1991 r.),<br />

który, jak twierdzi Gohl, pozwoli nagrać mocny<br />

album pełen „wielkich” kawałków.<br />

KoЯn w Roadrunner Records,<br />

Head w Warszawie<br />

Zespół podpisał umowę z Roadrunner Records,<br />

wytwórnią skoncentrowaną głównie<br />

wokół ciężkich brzmień (Slipknot, Soufly czy<br />

DevilDriver). Nieco przed tym wydarzeniem<br />

eksgitarzysta KoЯn, Brian „Head” Welch,<br />

określił kolejne stacje swojej solowej trasy<br />

koncertowej, wśród których jest Warszawa.<br />

Koncert odbędzie się 20 czerwca w warszawskiej<br />

„Progresji”.<br />

Przejawy Kolosa<br />

Internet zalały kolejne niskobudżetowe teledyski<br />

dla piosenek z tegorocznego wydawnictwa<br />

producenta i artysty RJD2 - The Colossus.<br />

Wszystkie teledyski są wyrazem zamiłowania<br />

XL Recordings (Radiohead, Basement Jaxx,<br />

M.I.A, Peaches czy Dizzee Rascal) zarówno do<br />

alternatywnych form, jak i promowania swojej<br />

muzyki przez internet. I to działa; wytwórnia<br />

może pochwalić się jednymi z najniższych<br />

kosztów promocji artystów przy proporcjonalnie<br />

wysokim zainteresowaniu opinii publicznej.<br />

Majowe okaleczenia<br />

Znamy już oficjalną datę koncertu cofanego<br />

na polskiej granicy blackmetalowego potentata<br />

– zespołu Mayhem. Wspierany przez<br />

słoweńskiego Noctiferia i polskiego Mastiphala,<br />

Norwegowie zgotują ciężkie, metalowe piekło<br />

już <strong>26</strong> maja w warszawskiej „Progresji”. Wstęp<br />

na niezapomniane wrażenia kosztuje 70 złotych.<br />

Platynowy O.S.T.R.<br />

Jedenasty studyjny album łódzkiego rapera<br />

Tylko Dla Dorosłych z lutego tego roku zdobył<br />

30 tysięcy nabywców, co dało Ostrowskiemu<br />

Platynową Płytę. Dwupłytowe wydawnictwo,<br />

określane mianem najlepszej płyty<br />

artysty, miało premierę w lutym, nakładem<br />

Asfalt Records. Jest to pierwsze tego typu<br />

wyróżnienie dla wytwórni.<br />

Morze Tchórzy<br />

Na blogu Jacka White’a pojawiły się detale<br />

na temat drugiego albumu jego projektu The<br />

Dead Weather. Zatytułowany Sea of Cowards<br />

miałby mieć swoją światową premierę 10 maja<br />

nakładem Third Man Records. Promowany<br />

będzie piosenką Dead by the Drop, do kupienia<br />

w Internecie od 30 marca. Premiera teledysku<br />

nastąpiła 6 kwietnia.<br />

opr. Jakub Szarejko<br />

Joanna w Krainie Czarów<br />

Blisko cztery lata kazała czekać Joanna<br />

Newsom na następcę doskonale<br />

przyjętego „Ys”. „Have One On<br />

Me”, jakkolwiek ciągle niezwykle<br />

absorbujące i ugruntowujące<br />

unikatowy styl i status Newsom jako<br />

divy amerykańskiej alternatywy,<br />

zdradza alarmującą tendencję. Album<br />

ten należałoby bowiem nazwać<br />

wydawnictwem „zadługogrającym”.<br />

„Have One On Me” jest niezbitym dowodem,<br />

że Joanna Newsom, amerykańska harfistka<br />

i wokalistka, ostatnie kilka lat spędziła pracowicie.<br />

Przeszło dwugodzinny, trzypłytowy<br />

album jest jednak pierwszą propozycją w jej<br />

dorobku, która tak silnie podzieliła środowisko<br />

fanów artystki. Formalnie mamy do czynienia<br />

z kontynuacją stylistyki obranej na wydanym<br />

w 2006 roku „Ys”. Przesycone liryzmem,<br />

enigmatyczne i nierzadko ocierające się o<br />

surrealizm teksty tworzą symbiotyczną całość<br />

z melodiami zachowującymi minimalistyczną<br />

formę, mimo bogactwa instrumentarium.<br />

Podążanie szlakami wyznaczanymi przez<br />

koncepcję Newsom jawiło się od zawsze<br />

zadaniem niemal karkołomnym. Podobnie jest<br />

tutaj. Co więcej, gros tekstów może wydawać<br />

się zupełnie niezrozumiałych bez znajomości<br />

całego mnóstwa kontekstów, zarówno<br />

kulturowych, jak i dotyczących osobistego<br />

życia wokalistki. Mierząc się więc z lirykami<br />

Joanny Newsom, należy zdawać sobie sprawę<br />

Przepuszczone<br />

przez filtr retro<br />

Angielski elektroniczny duet powraca<br />

z piątym studyjnym albumem. Czy<br />

postawieni wobec wyboru między<br />

wczesnym synthpopowym stylem a<br />

brzmieniem inspirowanym folklorem<br />

downtempo z ostatniego albumu<br />

wybrali dobrze<br />

Minęło dziesięć lat od kiedy Goldfrapp debiutował<br />

z mrocznymi, ambientowymi kompozycjami<br />

na albumie „Felt Moutain”. Potem było „Black<br />

Cherry”, przywodzące na myśl czasy świetności<br />

retro-dance, by dwa lata później zostać<br />

przyćmionym przez nominowane do nagrody<br />

Grammy, electro-dance’owe „Supernature” o<br />

glam-rockowej otoczce i platynowym statusie.<br />

Stawkę kończył do niedawna „Seventh Tree”,<br />

kolejny krążek pełny ambientowych plam i<br />

folkowych dynksów.<br />

Od pierwszych chwil „Head First” nie pozostawia<br />

złudzeń, że Goldfrapp zdecydowali się<br />

na brzmienie bardziej przystępne i przyjazne listom<br />

przebojów niż w przypadku poprzednich<br />

albumów. Pełnia brzmienia syntezatorów z lat<br />

80-tych uderza prawie tak szybko, jak myśl „hej,<br />

już to gdzieś słyszałem/am”. Bo tak było. Opener<br />

„Rocket” z prędkością silnika odrzutowego<br />

wyświetli nam wewnątrz czaszki teledysk do<br />

„Jump” Van Halena chwytliwym, bezkompromisowo<br />

prostym refrenem, pozostając w pamięci<br />

na długo po odstawieniu płyty na półkę.<br />

Dalej nie jest inaczej – współpraca z<br />

chodzącą maszyną do robienia syntetycznych<br />

szlagierów w stylu retro, Pascalem Gabrielem<br />

(który odpowiada za brzmienie 5 z 9 kawałków<br />

na płycie) zrobiła swoje. Dostajemy w efekcie<br />

kawałki przyjazne klubowemu audytorium<br />

jak downbeatowy „Believer” , „Dreaming”,<br />

za sprawą którego odruchowo fantazjować<br />

będziecie o Jimmym Somerville’u czy tytułowy<br />

„Head First”, wydający się być aranżacją jakiegoś<br />

spokojniejszego, nigdy niewydanego utworu<br />

formacji Abba. „I Wanna Live” jest z początku<br />

nieco jak „Runaway” autorstwa Bon Jovi, by<br />

potem przejść w coś nieprawdopodobnie<br />

podobnego do „Ego” The Saturdays, lecz na siłę<br />

przetłumaczonego na język lat 80-tych.<br />

z niemal palimpsestowej ich struktury, skutkującej<br />

mnogością interpretacji. Tak jest choćby<br />

z epickim „Go Long”, najlepszą w zestawie<br />

kompozycją, której fantasmagoryczny klimat<br />

i opowieść o perraultowskim Sinobrodym<br />

jest ledwie przyczynkiem do rozliczenia z, co<br />

najmniej, dwójką byłych partnerów. Newsom<br />

wznosi się tu na absolutne wyżyny, tworząc arcydzieło<br />

kobiecej narracji w muzyce, w swojej<br />

kategorii stylistycznej najlepszej od czasów<br />

Lisy Germano.<br />

Bolączką „Have One On Me” – przy<br />

zastrzeżeniu, że to wciąż doskonały album<br />

i prawdopodobnie murowany kandydat do<br />

podium końcoworocznych podsumowań<br />

(przynajmniej za Oceanem) – jest rozwlekłość<br />

Podobnie jest z autorską kompozycją<br />

Goldfrapp, „Shiny and Warm”, którą można<br />

porównać ze „Strict Machine”, singla ze wspomnianego<br />

krążka „Black Cherry”, przepuszczonego<br />

przez retro filtr, dodający piosence<br />

niewiele ponad ogrom prostego, syntezatorowego<br />

staccato. „Hunt” jest nieco mroczniejszy,<br />

wciąż jednak sprawia wrażenie, że gdzieś już<br />

to słyszeliśmy. Wieńczący album „Voicething”<br />

to ewidentny odmieniec na płycie złożonej<br />

głównie z tanecznego popu; po parokrotnym<br />

przesłuchaniu widziałem go jako coś, co napisać<br />

miałby Vangelis, lecz ostatecznie zdecydował<br />

się nie zamieszczać na soundtracku do „Blade<br />

Runnera”. Dziwi jako część albumu, a co dopiero<br />

jako zamykający go utwór.<br />

To, co spina wszystkie utwory do kupy, to<br />

rozmarzony, zimny wokal Alison Goldfrapp,<br />

którego mógłbym słuchać w nieskończoność.<br />

Problem w tym, że elektroniczne, jednak dość<br />

banalne chwyty marki disco sprowadzają go<br />

do roli drugoplanowej. Jest obiciem foteli<br />

kokpitu w „Rakiecie Sławy” pędzącej w pogoni<br />

za wałkowanym obecnie minionym czarem lat<br />

osiemdziesiątych. Tak macosze obejście się z<br />

prawdziwym talentem to katapultowanie się<br />

duetu Goldfrapp z trajektorii wyznaczającej<br />

trendy elektronicznej alternatywy na planetę<br />

do bólu jednorodnych dance-popowych ufoludków<br />

z dzisiejszego MTV. Wielka szkoda.<br />

Jakub Szarejko<br />

Head First Goldfrapp<br />

premiera: 22 marca 2010<br />

EMI Poland<br />

tego materiału. Wydaje się, że każda z trzech<br />

płyt, które składają się na to wydawnictwo,<br />

predestynowana jest do osobnego odsłuchu.<br />

Wszystko zaczyna bowiem zlewać się po kilkudziesięciu<br />

minutach w homogeniczną całość,<br />

a koncentracja odbiorcy zostaje poważnie<br />

osłabiona. Brakuje tu, z pewnością, melodii<br />

na miarę „Peach, Plum, Pear”, klasycznego już<br />

singla z debiutanckiej płyty. Kilku czy nawet<br />

kilkunastominutowe, bujnie zaaranżowane<br />

opowieści nie mają też takiej mocy rozbudzania<br />

wyobraźni, jak te z „Ys”. Z drugiej strony, to<br />

wciąż ta sama Joanna Newsom - zawieszona<br />

między dziecięcą naiwnością a adolescencją<br />

kobieta, która każdym szarpnięciem strun<br />

harfy zdaje się tkać kruchą sieć, grodząc swój<br />

własny, przeniknięty baśniowością świat.<br />

Dlatego też wszyscy, którzy decydują się<br />

na surową krytykę „Have One On Me” (a i z<br />

takimi głosami można się zetknąć), wydają<br />

się być ludźmi pozbawionymi serca. Jedno<br />

jest pewne. Miłośnicy wyrafinowanej, niemal<br />

wiktoriańskiej w swym klimacie bajkowości, o<br />

wiele lepiej spożytkują dwie godziny słuchając<br />

trzeciej płyty Newsom niż oglądając burtonowską<br />

wersję „Alicji w Krainie Czarów”.<br />

Bartosz Iwański<br />

„Have One On Me”<br />

Joanna Newsom<br />

premiera: 23 lutego 2010<br />

Wytwórnia Drag City<br />

Stępione ostrze<br />

„Wiosna,<br />

panie sierżancie!”<br />

– a<br />

jak wiosna,<br />

to i nowa<br />

płyta Ostrego.<br />

Duma<br />

miasta włókniarzy<br />

już<br />

piąty raz z<br />

rzędu wydała<br />

nowy krążek<br />

pod koniec lutego. Tym razem, w ramach<br />

urozmaicenia, O.S.T.R. stworzył koncept-album<br />

o perypetiach niejakiego Nikodema R., do płyty<br />

dorzucił komiks, a w roli narratora obsadził<br />

Michała „997” Fajbusiewicza. I co<br />

I niby raduje się serce i dusza słuchacza, że<br />

zamiast 20 zlewających się ze sobą kawałków<br />

pozbawionych głębszej treści (patrz: niemal<br />

wszystkie poprzednie płyty Ostrego) dostaje<br />

skondensowaną w 45 minutach spójną historię.<br />

I niby O.S.T.R. jako „bitmejker” trzyma<br />

poziom, łącząc swojskość ścieżki dźwiękowej<br />

do W11 z brudnymi nowojorskimi brzmieniami.<br />

I niby jest tu jakiś pomysł, jakaś artystyczna<br />

dojrzałość. Co z tego jednak, jeśli raper, od lat<br />

operujący skrzeczącym flow, zaczyna brzmieć<br />

jak podstarzały wuefista popalający Fajranty w<br />

kanciapie. Co z tego, jeśli storytelling Ostrego<br />

jest nudny, narracja Fajbusiewicza karykaturalna,<br />

a wszystko brzmi jak kryminał milicyjny<br />

trzeciego sortu. Co z tego wreszcie, jeśli Ostry<br />

wcale nie zrozumiał błędów poprzednich płyt<br />

– do „Tylko dla dorosłych” dorzucił bonusowy<br />

„cedek” z ponad godziną kawałków w stylu<br />

poprzednich albumów. „Wciąż to samo”, jak<br />

rapował Pezet, w odróżnieniu od Ostrego nie<br />

mający problemów z byciem „focused”.<br />

Królem Łodzi jest dziś Zeus, Ostry zaś<br />

brzmi coraz bardziej jak emeryt; może już<br />

pora darować sobie rapowanie i skupić się na<br />

robieniu bitów.<br />

Marcel Zatoński<br />

„Tylko dla dorosłych” O.S.T.R.<br />

Premiera: <strong>26</strong> lutego 2010<br />

EMI Music Poland<br />

Fatalista na Ochocie<br />

Witold Zatorski, zabierając się za reżyserię<br />

„Kubusia Fatalisty i jego pana”<br />

w 1976 r. w Teatrze Dramatycznym,<br />

zostawił wzór do naśladowania, z którego<br />

skorzystał Stanisław Stelmaszyk.<br />

W ten sposób, wspaniała oświeceniowa<br />

powieść Denisa Diderota o<br />

wszędobylskim Kubusiu i jego bezsilnym<br />

panu, pojawiła się tym razem na<br />

deskach OCH-Teatru.<br />

Pan jest podstarzałym arystokratą<br />

o wysublimowanych manierach, ze<br />

słabością do kobiet. Jest życiowym<br />

nieudacznikiem wędrującym po<br />

świecie bez określonego celu ze swym<br />

wiernym sługą, Kubusiem. Ten, jest<br />

jego zupełnym przeciwieństwem. To<br />

prosty, wiejski chłopak, o wyraźnym<br />

filozoficznym zacięciu i niewyparzonym języku,<br />

którego bezustannie nadużywa. Uwielbia<br />

życiowe anegdotki i dywagacje, przeskakuje<br />

od tematu do tematu i sto razy gubi wątek, po<br />

to, by odnaleźć go za setnym zakrętem. Umila<br />

tym samym drogę swojemu panu historyjkami<br />

z własnego życia, wśród których dominuje<br />

temat frywolnych amorów i męskiej przyjaźni.<br />

Tworzą one zgrabną całość i stopniowo wiodą<br />

do finału sztuki. Choć tytułowi bohaterowie<br />

całkowicie się różnią i awanturują na każdym<br />

kroku, nie mogą bez siebie żyć. Pan nie zdaje<br />

sobie nawet sprawy z tego, że jego przaśny<br />

kompan jest jego życiowym przewodnikiem,<br />

opiekunem i filozofem przewyższającym go<br />

mądrością.<br />

Bagdadzkie pustkowie<br />

Krystyna Janda zrealizowała dość niezwykły spektakl na podstawie<br />

musicalu Percy’ego Adlona. „Bagdad Cafe” opowiada historię dwóch<br />

kobiet, które spotkały się w barze gdzieś na pustyni. Jasmin (Ewa Konstancja<br />

Bułhak) jest przypadkową turystką, która postanawia zostać<br />

w lokalu po tym jak rozeszła się ze swoim partnerem, magikiem. Już<br />

od progu popada w konflikt z właścicielką lokalu, Brendą (Katarzyna<br />

Groniec). Wokół ich relacji obraca się cała oś fabuły.<br />

Wszyscy miłośnicy musicali mogą poczuć się zawiedzeni – to nie<br />

jest typowi musical. Należy raczej mówić o wyśpiewanym przedstawieniu.<br />

Scenografia ogranicza się do brudnego lokalu, w którym<br />

spotkać można wciąż tych samych, stałych gości. Wszystko sprawia<br />

wrażenie rozsypującej się kupy śmieci. Paradoksalnie, pasuje to do<br />

tego, co dzieje się na scenie.<br />

Momentami gra aktorska uderza sztucznością, co niekoniecznie należy<br />

poczytać za wadę. W Cafe Bagdad tak to już jest – życie jest jedną<br />

wielką grą, oszukiwaniem samego siebie. Obecność Jasmin doskonale<br />

demaskuje ową<br />

sztuczność, jej<br />

przybycie narusza<br />

ład i porządek<br />

jaki wcześniej tu<br />

panował.<br />

Na największą<br />

pochwałę zasługują<br />

aktorki grające<br />

główne role.<br />

Ich partie wokalne<br />

niejednokrotnie<br />

wywoływały<br />

dreszcze na plecach,<br />

uzupełniając się doskonale – z jednej strony melodyjny i głęboki<br />

głos Bułhak, z drugiej zaś agresywna i dynamiczna melodia Groniec.<br />

Niestety, poza tymi aktorkami nie było nikogo, na kogo można było<br />

zwrócić uwagę. Przytłoczyły resztę zespołu swoimi rolami tak bardzo,<br />

że niemal wykluczyły ich ze spektaklu. W pamięć zapada jedynie<br />

Mariusz Drężek w roli jąkającego się policjanta, który wywołuje salwy<br />

śmiechu na widowni.<br />

Spektakl jest ciekawym eksperymentem Krystyny Jandy, jednak<br />

zdecydowanie za krótkim. Niektóre wątki rozwijają się za szybko, akcja<br />

przeskakuje od jednego do drugiego, często bardzo gwałtownie.<br />

Pomimo tych kilku wad, spektakl robi piorunujące wrażenie. Może nie<br />

jest to „Upiór w operze”, ale wywołuje niemniej emocji. Doskonałe<br />

partie głównych bohaterek na długo zostają w pamięci.<br />

Członkowie Teatru Montownia podeszli do<br />

tematu poważnie i z dużym samozaparciem,<br />

co widz mógł zaobserwować na poprzedzającej<br />

spektakl projekcji filmowej, przedstawiającej<br />

próby aktorów. Ciężkie i żmudne prace nad<br />

tekstem, choreografią i głosem zaowocowały<br />

świetnym, lekkim i przyjemnym spektaklem,<br />

który zaskakuje widza i jednocześnie bawi do<br />

łez. Nie bez kozery sztuka wystawiana jest<br />

w OCH-Teatrze, gdzie scena znajduje się na<br />

środku sali, otoczona widownią z dwóch stron.<br />

Wymusza to na aktorze grę przestrzenną, co<br />

podnosi standard przedstawienia i świadczy<br />

o umiejętnościach aktorskich zespołu. Wszelkie<br />

dygresje i wspominki są niebezpieczne, ze<br />

względu na zacieranie się wiodącej fabuły,<br />

Emil Borzechowski<br />

„Bagdad Cafe”, reżyseria: Krystyna Janda<br />

Teatr Polonia<br />

premiera: <strong>26</strong> września 2009<br />

tu jednak opowieść głównych bohaterów<br />

została wyraźnie oddzielona od wspomnień,<br />

dzięki czemu spektakl zachował przejrzystość i<br />

dynamikę. Krzysztof Stelmaszyk, chcąc<br />

skorzystać z tropu, jakim poszedł Zatorski,<br />

całość wizualną oparł na stylizacji<br />

osiemnastowiecznej, jednocześnie<br />

wprowadzając współczesny język, ze<br />

świadomością, że żyjemy w innym<br />

miejscu i czasie. Nie zabrakło soczystych<br />

dialogów o amorach, męskich<br />

podbojach i zdradach jak również sprośnych<br />

żarcików i kąśliwych uwag odnośnie<br />

do płci pięknej, które w wykonaniu<br />

Rafała Rutkowskiego, wcielającego<br />

się w rolę Kubusia i Jana Monczki jako<br />

pana, wzbudzają salwy śmiechu i<br />

gromkie brawa. Całość przeplatana jest<br />

muzycznymi utworami, granymi na<br />

żywo w trakcie przedstawienia przez<br />

orkiestrę. Ważną częścią są piosenki o<br />

ponadczasowych ludzkich przywarach<br />

i wadach, obecnych dawniej i dziś. Tu zachwycały<br />

swym głosem Zuza Grabowska i Zuzanna<br />

Fijewska, wcielające się w role pań przygodnie<br />

spotkanych przez Kubusia i Pana.<br />

OCH-Teatr daje możliwość znalezienia<br />

odpowiedzi na nurtujące ludzkość pytanie<br />

„czy my kierujemy losem czy los kieruje<br />

nami” w lekki i humorystyczny sposób,<br />

delikatnie okraszony erotyzmem.<br />

Nowy-stary Słowacki<br />

Piotr Choma<br />

„Kubuś Fatalista i jego pan”<br />

reżyseria: Krzysztof Stelmaszyk<br />

Teatr Montownia<br />

premiera: 27 marca 2010<br />

Teatr<br />

Narodowy,<br />

za sprawą<br />

Artura<br />

Tyszkiewicza,<br />

uruchomił<br />

wszystkie<br />

swoje<br />

sceniczne<br />

możliwości,<br />

aby na nowo<br />

wystawić<br />

„Balladynę”<br />

Słowackiego.<br />

Wszystko z okazji dwusetlecia urodzin autora, oraz w trzydziestą piątą<br />

rocznicę powstania „Balladyny” w wersji industrialnej Adama Hanuszkiewicza.<br />

Tym razem industrialny klimat zastąpiono wysypiskowym Gopłem<br />

stworzonym z pustych butelek, Skierką i Chochlikiem w roli kloszardów<br />

oraz pustelnikiem zamieszkującym szafę. Nie należy zapominać<br />

i o siostrach, które przedstawiono jako nieco przygłupie dziewczyny<br />

z popegeerowskiej wioski.<br />

Historia „Balladyny” jest wszystkim dobrze znana, tym bardziej<br />

widz będzie usatysfakcjonowany niemalże całkowitym brakiem cięć<br />

reżyserskich. Opowieść przedstawiono w każdym jej aspekcie, nie pomijając<br />

żadnej sceny. Co więcej – dodano chór, który podobnie jak w<br />

antycznych tragediach, komentuje to, co dzieje się na scenie. Melodie<br />

w stylu „Kapeli ze wsi Warszawa” oraz współczesnej muzyki popularnej<br />

są najmocniejszą stroną spektaklu.<br />

W rolę Balladyny wcieliła się Wiktoria Gorodeckaja, która z jednej<br />

strony zachwyca, z drugiej – rozczarowuje. Jej grze aktorskiej nie<br />

można wiele zarzucić, jednak przejście od słodkiej idiotki do morderczej<br />

despotki jest zbyt gwałtowne. To jakby dwie zupełnie inne role.<br />

Największe uznanie należy się Beacie Ścibakównie i jej Goplanie, którą<br />

zagrała rewelacyjnie. Zdecydowanie najlepsza kreacja w całym spektaklu,<br />

najbardziej przekonująca, żywa i poruszająca. Mizernie wypadła<br />

za to Małgorzata Rożniatowska grająca matkę Balladyny, jej sztuczność<br />

raziła, wręcz odrzucała widza.<br />

Próbując ująć spektakl w jednym zdaniu to udana interpretacja<br />

dzieła Słowackiego, oddająca ducha oryginału jak i naszych czasów.<br />

Warto zobaczyć ten spektakl, chociażby ze względu na rolę Ścibakówny<br />

oraz efektowny pokaz możliwości scenograficznych Teatru<br />

Narodowego.<br />

Emil Borzechowski<br />

„Balladyna”, reżyseria: Artur Tyszkiewicz<br />

Teatr Narodowy<br />

premiera: 11 grudnia 2009<br />

Teatralna Warszawa<br />

11 kwietnia rozpoczęły się Warszawskie<br />

Spotkania Teatralne, podczas których można<br />

zobaczyć ponad 20 spektakli teatrów z innych<br />

miast, m.in. Wrocławia, Opola, Łodzi, Poznania,<br />

Krakowa, Wałbrzycha. Od 2008 roku, po<br />

przerwie, WST, organizowane przez Instytut<br />

Teatralny, znów odbywają się co roku. „Biesy”,<br />

„Szewcy”, „Panny z Wilka”, „Akropolis’,<br />

„Kaspar” – to przykładowe tytuły z tegorocznej<br />

edycji. Spotkania zainaugowała polska<br />

premiera sztuki Warlikowskiego – „Tramwaj”<br />

– na podstawie „Tramwaju zwanego pożądaniem”<br />

Tennesseem. Williamsa - o tragediach<br />

rodzących się z tzw. szarej codzienności i jej<br />

rytuałów. Współprodukowana przez Odeon<br />

- Theatre de l’Europe miała prapremierę w<br />

Paryżu 4 lutego.<br />

Teatr Wytwórnia na cenzurowanym<br />

Z marcowych nowości: „Lustra” w reżyserii<br />

Bartłomieja Wyszomirskiego - od 13 marca w<br />

Teatrze Wytwórnia. Skrytykowane na łamach<br />

„Dziennika Gazety Prawnej” tak za tekst, jak za<br />

jego prezentację, mają niewątpliwie tę zaletę,<br />

że starają się dać widzom więcej niż rozrywka.<br />

Szkicują problemy, z jakimi w chaotycznym<br />

XXI wieku spotyka się człowiek. Próbę zmierzenia<br />

się z trudną stroną życia podjęli też, w<br />

Teatrze na Woli, twórcy spektaklu „Trzy siostry<br />

trupki” w reżyserii Macieja Kowalewskiego. Tu<br />

na tapecie jest rodzina, jej wizerunek, kwestia<br />

podziału ról, rozbieżności między ideałem a<br />

rzeczywistością. Sztukę, opartą na faktach,<br />

opatrzono klauzulą „tylko dla dorosłych”.<br />

Premiera – 12 marca.<br />

Radio w teatrze<br />

Dla tych, co stronią od dramatu – „Radio live”,<br />

od 23 marca w Teatrze Komedia. Z humorem<br />

ukazano tu pracę „od kuchni” popularnej<br />

radiostacji – a konkretnie dokładnie jeden<br />

dzień, w którym wszystko idzie nie tak, jak<br />

zaplanowano. Obsada doborowa: Tamara. Arciuch,<br />

Robert. Rozmus, Mirosław. Zbrojewicz,<br />

Tomasz. Sapryk, Bartek. Kasprzykowski.<br />

Harry i Sally w Kwadracie<br />

Od 10 kwietnia w Kwadracie można oglądać<br />

spektakl inspirowany głośnym amerykańskim<br />

filmem „Kiedy Harry pozał Sally” z Martą.<br />

Żmudą-Trzebiatowską i Pawłem Małaszyńskim.<br />

Po raz pierwszy sztukę, autorstwa<br />

Marcy Kahan, wystawiono w 2004 roku w<br />

Londynie. W tej sympatycznej, romantycznej<br />

komedii dwie skrajnie różne osobowości<br />

spotykają się, by przeżyć wspólną przygodę.<br />

opr. Wioletta Wysocka<br />

Zielono mi...<br />

Kosz wiosennych rozkoszy tylko w Kinie<br />

Atlantic. Tylko do końca kwietnia jest szansa<br />

na wygranie jednej z dwustu nagród! Przy<br />

wejściu do Kina Atlantic znajduje się kosz<br />

pełen niespodzianek: kosmetyki Vichy, książki<br />

wydawnictw Czarne, G+J oraz BIS, przewodniki<br />

National Geographic, płyty dvd Monolith,<br />

bilety do kina Atlantic raz zaproszenia na słodki<br />

poczęstunek do The Pictures art bar cafe.<br />

Wystarczy na specjalnej wiosennej kartce<br />

pocztowej napisać, który z prezentów<br />

chciałoby się otrzymać. Następnie wypełnioną<br />

kartkę wystarczy wrzucić do skrzynki<br />

pocztowej umieszczonej w kinie. Losowanie<br />

kartek odbędzie się pod koniec kwietnia.<br />

| 18 | | 19 |


k<br />

Ich<br />

Muzyka / Książka | kultura<br />

s<br />

kultura<br />

& społeczeństwo<br />

Morderstwa w strefie Gazy<br />

Czy korespondent prasowy może być dobrym<br />

pisarzem sensacyjnym Mat Rees wydaje już<br />

drugą książkę, której akcja dzieje się na Bliskim<br />

Wschodzie (znany autorowi z dziennikarskiego<br />

doświadczenia). Tym razem bohater<br />

„Kolaboranta w Betlejem” spróbuje rozwiązać<br />

zagadkę morderstw w Palestynie, a wszystko<br />

dziać będzie się w strefie Gazy, którą autor<br />

poznał jako korespondent prasowy. Premiera<br />

14 kwietnia.<br />

Szekspir wiecznie żywy<br />

21 kwietnia ukaże się kolejna powieść z<br />

„gatunku Dana Browna”, „Julia”, napisana<br />

przez Fortier Anne. Julia, której nie w głowie<br />

były do tej pory zagraniczne wojaże, pewnego<br />

dnia dowiaduje się, że jest krewną kobiety,<br />

na której wzorował się Szekspir, pisząc swoją<br />

sztukę. Przy okazji dostaje dość niespodziewany<br />

spadek, a to tego zakochuje się i<br />

staje oko w oko z niebezpieczną dla jej życia<br />

tajemnicą.<br />

Pamuk o miłości<br />

„Muzeum Niewinności” to pierwsza książka<br />

napisana przez Orhana Pamuka po przyznaniu<br />

mu literackiej Nagrody Nobla. Tłem wydarzeń<br />

będzie znany z autobiograficznej powieści<br />

Pamuka Stambuł. W tym magicznym miejscu<br />

rozegra się dramatyczna walka o miłość<br />

kochanka, trzydziestoletniego Kemala, który<br />

uwiódł młodą Füsun, a teraz zaręcza się z<br />

urodziwą Sobel. Pierwsza miłosna powieść<br />

Pamuka ukaże się na naszym rynku 21<br />

kwietnia.<br />

Księża wciąż w modzie<br />

Już nie tylko proboszcz Piotr Kozioł z „Rancza”<br />

czy słynny Ojciec Mateusz podbija nasze<br />

serca. Maciej Grabski, idąc za „księżomanią”,<br />

urzecze nas nowym duchownym. Po śmierci<br />

plebana we wsi Gródku na jego miejscu<br />

pojawi się ksiądz Rafał – młody i energiczny<br />

mężczyzna, który budzi nie lada emocje. Nie<br />

tylko godzi dawnych wrogów, lecz także jako<br />

pierwszy duchowny odprawia mszę w intencji<br />

samego Elvisa Presleya. Idzie nowe, które<br />

nie każdemu w Gródku może się spodobać.<br />

„Ksiądz Rafał” w księgarniach 22 kwietnia.<br />

Uroki polskiej propagandy<br />

Piotr Osęka podjął się niemożliwego. W<br />

książce, „Mydlenie Oczu. Przypadki propagandy<br />

w Polsce” próbuje zrozumieć naszą<br />

rzeczywistość. Choć czas stonki ziemniaczanej<br />

zrzucanej na nasze polskie pola już minął<br />

i żyjemy dziś w wolnym kraju, to z wciąż z<br />

sentymentem wspominamy kurioza tamtego<br />

okresu. Osęka przedstawia propagandowe<br />

oblicze tamtych czasów – chwyty poniżej<br />

pasa, ogłupianie społeczeństwa, czy też<br />

jawne kłamstwa. O tym wszystkim od 29<br />

kwietnia.<br />

opr. Emil Borzechowski<br />

Warta uwagi kupa śmieci<br />

oficjalna strona na Facebooku podaje, że<br />

Gorillaz stacjonują na stałe w Essex. Natomiast<br />

na ich przepełnionym akcją, konceptualnym<br />

albumie odnajdujemy ten animowany,<br />

multimedialny zespół na odizolowanej<br />

wyspie zbudowanej wyłącznie z odpadków,<br />

gdzie odkrywa się przepełnione melancholią<br />

piękno ludzkiej integracji z naturą. To świetna<br />

metafora tego jak swobodnie Damon Albarn<br />

zbudował eklektyczne brzmienie Gorillaz ze<br />

skrawków należących do hip-hopu, funku,<br />

alternatywnego rocka, popu, i innych jak world<br />

czy electronica. On nie kradnie, nie pożycza,<br />

nie przerabia leniwie tego, co było. Można<br />

powiedzieć, że Albarn miłosiernie ratuje od<br />

zapomnienia to, co zostało pozostawione na<br />

pastwę losu przez te gatunki.<br />

Błyszczące, oblane platyną popowe<br />

kawałki, jakie uformował z tego muzycznego<br />

połamańca, okazały się przyciągnąć przepysznie<br />

niespójny kolektyw artystów na Plastikową<br />

Plażę. Album otwiera ciepły szum oceanu i<br />

strun, tuż przed uderzeniem o brzeg ciężkich,<br />

niespokojnych, sprawiających wrażenie żeliwnych,<br />

nut. Potem hip-hopowy beat ujawnia<br />

ujadanie pierwszego celebryty – mieszkańca<br />

Plastikowej Plaży. Snoop Doggy Dog wita nas<br />

niczym pies obronny każdej części morskiej<br />

linii brzegowej wyspy, podczas gdy przesterowany<br />

głos Albarna unosi się gdzieś powyżej,<br />

jak melodyjny, wojskowy poduszkowiec.<br />

Stamtąd uwodzące rat-a-tat tabli, flet i smyczki<br />

Libańskiej Narodowej Orkiestry Symfonicznej<br />

zwabia nas w ręce reprezentantów londyń-<br />

Mistrz grozy powraca<br />

Od kilku tygodni media informują o<br />

„najlepszej powieści Stephena Kinga”.<br />

„Pod kopułą, gdyż o nią właśnie chodzi,<br />

jest na pewno jedną najlepiej rozreklamowanych<br />

książek mistrza grozy.<br />

Ale czy „najlepszą z najlepszych”<br />

Pod względem długości przegrywa<br />

z „Bastionem” o niemal 250 stron, jednak<br />

gdyby to miało mieć jakiekolwiek<br />

znaczenie, „Dzieła Wszystkie” Lenina<br />

byłyby ulubioną pozycją.<br />

Emil Borzechowski<br />

Powieść opowiada o losach małego miasteczka<br />

Chester Mill, które pewnego dnia,<br />

w jednej chwili, zostało otoczone niewidzialną<br />

kopułą. Jej pojawienie się wywołało masę<br />

katastrof i spektakularnych śmierci oraz okaleczeń.<br />

Słowem – trup ściele się bardzo gęsto.<br />

Aby uratować mieszkańców odciętych od<br />

reszty świata, wojsko postanawia przywrócić<br />

do służby jednego ze swoich żołnierzy,<br />

Dale’a Barbarę, zasłużonego weterana z Iraku<br />

reklama<br />

skiej sceny grime'owej, raperów Bashy i Kano,<br />

przygotowujących słuchacza na spotkanie z<br />

wielkimi nazwiskami.<br />

Dla dzieci ten album będzie jak słuchanie<br />

fajnie zremiksowanej wersji granych losowo<br />

kawałków z iPodów ich rodziców. Albarn przy<br />

tworzeniu albumu zakręcił się w towarzystwie<br />

odpowiedzialnego za kształt soulu<br />

lat osiemdziesiątych Bobby'ego Womacka;<br />

Micka Jonesa i Paula Simonona, odpowiednio<br />

gitarzysty i basisty The Clash; hip-hopowych<br />

pramistrzów De La Soul i wciąż niepokornego<br />

post-punkowca Marka E. Smitha.<br />

Niezaprzeczalnie, najlepszym momentem<br />

Plastic Beach jest ten, w którym stary i<br />

lakoniczny Lou Reed wchodzi niedbale w<br />

iście transcendentnym Some Kind of Nature.<br />

Niemalże wyczuwalnym wydaje się jego jednoczesne<br />

powodzenie stopami po Plaży, kiedy<br />

śpiewa „some kind of majesty/some chemical<br />

low/some kind of metal made from glue/some<br />

kind of plastic I can wrap around you ”. Wtedy<br />

sam Albarn w swoim falsetto o mangowych,<br />

pełnych łez oczach przypomina mu , że „all we<br />

are/is stars ”. Bezbłędne.<br />

Po dwunastu latach, jakie minęły, od kiedy<br />

britpopowy celebryta Damon Albarn<br />

z Blur połączył się z londyńskim komiksiarzem<br />

Jamiem Hewlettem w służbie pobocznemu<br />

projektowi tego pierwszego, Gorillaz zdaje się<br />

mieć na swoim koncie 3 (słownie: trzy) płyty<br />

studyjne bez pudła, fanów na całym świecie<br />

i jedną z najciekawszych prezentacji naszego<br />

wieku. Plastikowa Plaża to trzymający poziom<br />

miszmasz nie do zaszufladkowania, bo, choć<br />

zbudowana z odpadków (np. w rozwinięciu<br />

kawałka Sweepstakes z gościnnym udziałem<br />

Mos Defa, uważni odnajdą nieco spowolniony<br />

na potrzeby utworu sampel trąbki z piosenki<br />

She Bangs Ricky’ego Martina), jest, w gruncie<br />

rzeczy, spójną, dynamiczną całością, której<br />

jakość usprawiedliwia powrót na rynek D2,<br />

Murdoca, Russela i Noodle, tym razem w towarzystwie.<br />

Jedyna w sezonie, prawdziwie warta<br />

uwagi kupa śmieci.<br />

Jakub Szarejko<br />

„Plastic Beach” Gorillaz<br />

Premiera: 3 marca 2010<br />

EMI Music Poland<br />

– obecnie zarabiającemu<br />

na smażeniu<br />

hamburgerów<br />

– któremu<br />

klosz<br />

w ostatnim<br />

momencie<br />

uniemożliwił<br />

ucieczkę<br />

z miasta.<br />

Barbie wraz<br />

z redaktorką<br />

miejscowej<br />

gazety próbują<br />

poznać naturę<br />

bariery i uwolnić miasto. Czasu jest coraz<br />

mniej, a miejscowi politycy próbują przejąć<br />

kontrolę nad Chester Mill i nie dopuścić do<br />

wyjścia na światło dzienne ich nieczystych<br />

interesów.<br />

Już od pierwszych stron książka wciąga<br />

w niesamowitą historię, nie pozwalając się od<br />

niej oderwać. King podzielił powieść – tradycyjnie<br />

już – na małe rozdziały i podrozdziały,<br />

które w przypadku niemal tysiącstronicowej<br />

książki ułatwiają czytanie. Nie są to jednocześnie<br />

sztuczne podziały – poprzez nie widać,<br />

jak doskonałym warsztatem operuje autor.<br />

Niestety, można w niej znaleźć sporo literówek,<br />

czy kilka błędów gramatycznych. Jest to<br />

jednak zarzut do wydawcy, a nie autora.<br />

King doskonale buduje napięcie, ujawniając<br />

kolejne mroczne sekrety miasta i jego mieszkańców.<br />

Postacie precyzyjnie dopracowane,<br />

autor opanował kreację psychologiczną<br />

bohaterów w sposób mistrzowski. Nie ma<br />

osób bezpłciowych, a jeśli irytują – to tylko<br />

poprzez swoje zachowanie, a nie ich kreację.<br />

Książka, choć długa, nie przeciąża czytelnika<br />

swoją treścią. Czyta się ją szybko i przyjemnie,<br />

a co najważniejsze – z satysfakcją.<br />

Emil Borzechowski<br />

„Pod kopułą” Stephen King<br />

Prószyński i S-ka<br />

premiera: 9 marca 2010<br />

Kawiarnia pełna paradoksu<br />

Powiśle. To tu bohaterowie „Lalki”<br />

Prusa spotykali się z ogromną biedą<br />

i nędzą. Potem przyszła wojna, a<br />

Powiśle pogrążyło się w ruinie. Odbudowane,<br />

wciąż straszy biedą, choć nie<br />

taką, jak za czasów owego powieściopisarza.<br />

Ze świecą szukać tu lokalu,<br />

w którym oprócz kebabu albo kufla<br />

piwa znajdziemy coś jeszcze.<br />

My znaleźliśmy.<br />

Emil Borzechowski<br />

Na jednej z mniejszych uliczek Powiśla, z dala od<br />

zgiełku miasta, przy Jezierskiego 3/5, znajduje<br />

się „Paradox Cafe”, największa czytelnia fantastyki<br />

w Warszawie. Knajpa umieszczona jest pośród<br />

bloków mieszkalnych, pięć minut drogi od<br />

Agrykoli. Jeśli już trafimy na ulicę Jezierskiego,<br />

ze znalezieniem lokalu nie powinno być większych<br />

problemów.<br />

Pierwsze wrażenie<br />

W przypadku Paradoxu możemy mówić o<br />

dwóch wrażeniach – tyle diametralnie różnych<br />

pomieszczeń znajdziemy w środku. Salę<br />

główną, z barem, urządzono w iście fantastycznym<br />

stylu – ściany pomalowano kolorem<br />

pożółkłych kart pergaminu, nanosząc na nie<br />

dwie gigantyczne mapy: jedną przedstawiającą<br />

świat tolkienowskiego Śródziemna, drugą<br />

– Starego Świata z Warhammera. Ponadto, na<br />

ścianach znajdziemy tysiące książek o tematyce<br />

fantasy oraz scien-fiction.<br />

Piwnica to zupełnie inny świat, filmowa<br />

rzeczywistość. Ściany pokrywają olejne farby,<br />

odporne na tytoniowy dym – jest to sala dla<br />

palących – ozdobione plakatami z dziesiątek<br />

filmów. Meble w obu salach to gustowny miszmasz.<br />

Znajdziemy tu mnóstwo<br />

okrągłych stołów, każdy<br />

inny, coraz to masywniejszy,<br />

małe, prostokątne stoliczki, a<br />

nawet fotele kinowe z minionej<br />

epoki. Mimo pozornego<br />

nieładu, wszystko współgra<br />

ze sobą, tworząc sensowną<br />

całość.<br />

Knajpa paradoksu<br />

Nazwa knajpy nie jest przypadkowa.<br />

Właściciel sam nie<br />

wierzył w to, że podejmuje<br />

się tego typu przedsięwzięcia.<br />

Jego pasją była fantastyka,<br />

chciał otworzyć miejsce, w którym mógłby<br />

się nią dzielić z innymi, lecz nie miał pojęcia o<br />

prowadzeniu tego rodzaju przedsięwzięcia. Zaryzykował.<br />

Udało się. To już trzecia z kolei lokalizacja<br />

Paradox Cafe. Pierwsze miejsce okazało się<br />

zbyt małe, a gdy skończyła się umowa najmu<br />

w okolicy ulicy Wiejskiej – lokal przeniesiono<br />

właśnie tu, na Powiśle. Pomysł właściciela wypalił<br />

– ba! – przetrwał aż sześć lat, jako jedyna<br />

„fantastyczna” knajpa w Polsce!<br />

Fantastyczny program<br />

Paradox Cafe jest największą czytelnią fantastyki.<br />

W jej zbiorach znajduje się aż 3 tys. książek. Takiej<br />

ilości egzemplarzy pozazdrościć może niejedna<br />

dzielnicowa biblioteka. Jednak na czytaniu<br />

nie koniec. Knajpa zrzesza warszawski fandom<br />

fantastyczny, można tu spotkać wielu współczesnych<br />

pisarzy tego gatunku. Do diabła jednak z<br />

podpisywaniem książek, czy premierami – choć<br />

i takie się zdarzają. Tutaj autorzy przychodzą jako<br />

Jedyne takie miejsce w Polsce<br />

Paweł Olek<br />

z-ca redaktora naczelnego<br />

Dobra odskocznia od szarej<br />

codzienności<br />

Tomasz Betka<br />

szef działu Dziennikarstwo<br />

Fantastyczne miejsce na<br />

spędzenie wolnego czasu<br />

Emil Borzechowski<br />

szef działu Kultura<br />

zwykli klienci, z którymi można porozmawiać jak<br />

z żywym człowiekiem, a nie eksponatem z napisem<br />

„Nie dotykać!”. W tym miejscu przyznano<br />

nominacje do ostatnich Zajdli – najważniejszej<br />

nagrody dla autorów fantastyki.<br />

To, co najniezwyklejsze w tym miejscu, odbywa<br />

się w niedzielę. Wtedy to Paradox zmienia<br />

się w scenę larpową, na której bywalcy knajpy<br />

grają w gry fabularne na żywo. Raz na kwartał<br />

odbywają się tu Paradoksalia – weekendowy<br />

minikonwent fantastów.<br />

Jeśli to mało, to zawsze można po prostu<br />

przyjść na środowe wieczory brydżowe, albo<br />

piątkowe karaoke.<br />

Polej piwa<br />

Wszystkich, którzy mają mało zasobne portfele,<br />

ucieszy wiadomość, iż jedyną rzeczą, która nie<br />

jest tu fantastyczna, to ceny. Przystępne, adekwatne<br />

do konkretnych potraw, czy napojów.<br />

Dostaniemy zarówno popularne piwa z kija w<br />

cenie od 4 do 7 złotych, jak i<br />

butelkowe specjały takie jak<br />

Ciechan, Paulaner czy Desperados.<br />

Dla zziębniętych<br />

przewidziano cztery rodzaje<br />

grzanego wina, grzaniec galicyjski,<br />

a nawet miód pitny.<br />

Wszystko w rozsądnych cenach:<br />

od 8 do 12 zł. Paradox<br />

może się pochwalić sporą<br />

kartą mocniejszych alkoholi.<br />

Wyborowa, Jack Daniels,<br />

Gin, Rum czy Campari to<br />

tylko niewielka ich część. A<br />

każdy z nich można mieszać<br />

na wiele sposobów. Za barem<br />

znajdziemy oddzielną kartę drinków. Te klasyczne,<br />

dwuskładnikowe wahają się pomiędzy<br />

9 a 10 zł. Do tego dochodzą kawy, herbaty oraz<br />

czekolady, których jest naprawdę sporo.<br />

Wyszynk<br />

W Paradox Cafe znaleźć można cztery rodzaje<br />

sałatek w cenach 12-15 zł., skromne kanapki za<br />

symbolicznego piątaka, tosty, ciabaty oraz inne<br />

popularne i lekkie dania. Lokal posiada zastawę<br />

lunchową, jednak przy większych zamówieniach<br />

może być problem z talerzem dla siebie. Ponadto<br />

nie znajdzie się tu sycących, obiadowych potraw.<br />

Na jedzenie i picie trzeba trochę czekać, a zamówienia<br />

składać można tylko przy barze, za wyjątkiem<br />

tych większych, kiedy zostanie się obsłużonym<br />

przy stoliku.<br />

Gdzie Frodo mówi dobranoc<br />

„Paradox Cafe” to dość nietypowe miejsce. Tutaj<br />

wszyscy się znają, pisarze przychodzą pić<br />

z czytelnikami, a czytelnicy goszczą autorów.<br />

Znajdziemy tu zarówno miejsce do wyciszenia,<br />

jak i stoły tętniące brydżowym życiem. Jest tylko<br />

jedno „ale” – musimy lubić fantastykę, bądź<br />

przynajmniej mieć do niej obojętny stosunek.<br />

Jej przeciwnicy mogą poczuć się osaczeni. Jeśli<br />

nie przeszkadza ten klimat – warto tam zajrzeć.<br />

Średnia ocena lokalu:<br />

Pomysł – 5<br />

Program artystyczny – 4<br />

Wystrój/Klimat – 3,75<br />

Jakość menu – 4<br />

Obsługa – 3,75<br />

Ceny – 5<br />

Ocena ogólna*: 4,3<br />

*Uwaga! Ocena ogólna jest średnią<br />

ważoną, nie arytmetyczną!<br />

Zalety:<br />

+ Oryginalny pomysł<br />

+ Ogromna ilość książek do<br />

czytania<br />

+ Niskie ceny<br />

+ Możliwość spotkania z<br />

autorami<br />

+ Duża ilość alkoholi<br />

Wady:<br />

- Tylko lunchowe potrawy<br />

- Imprezy głównie stolikowe<br />

- Fantastyczny klimat może<br />

przytłaczać<br />

- Daleko od centrum<br />

Menu Podręczne:<br />

(przykładowe ceny)<br />

Piwo beczkowe 0,5 l – 6-7 zł<br />

Piwo Ciechan 0,5 l:<br />

- wyborny – 7 zł<br />

- pszeniczny, miodowy – 10 zł<br />

Klasyczne drinki – 9-10 zł<br />

Grzaniec galicyjski – 8 zł<br />

Sałatki – 12-15 zł<br />

Kanapki – 5 zł<br />

Tosty – 7 zł<br />

Czajnik herbaty – 7 zł<br />

Kawy – 4,5-13 zł<br />

Smalec i spółka – 20 zł<br />

Kawy – 6-14 zł<br />

Gorące czekolady – 8-12 zł<br />

Godziny otwarcia:<br />

Poniedziałek, środa, niedziela<br />

– 10:00-23:00<br />

Pozostałe dni – 10:00-24:00<br />

Ilość miejsc siedzących: 80<br />

fot. Krystian Szczęsny<br />

kultura | Niezwykłe miejsce<br />

Muzeum<br />

sztuki<br />

nowoczesnej<br />

Anna Szczęsnowicz<br />

W każdej liczącej się metropolii kwitnie<br />

bujne życie kulturalne, gdzie oprócz kilku teatrów<br />

i sztampowych muzeów: narodowego,<br />

techniki i historii, są także bardziej interesujące<br />

jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej.<br />

Stołeczne Muzeum Sztuki Nowoczesnej<br />

powstało w 2005 roku, a dwa lata później<br />

zaczęło prowadzić regularną działalność<br />

programową. Jednak nawet sam rzecznik<br />

prasowy placówki, Marcel Andino Velez,<br />

przyznaje, że aktualna formuła MSN nie jest<br />

tą docelową. - To nie jest jeszcze muzeum.<br />

Będzie nim dopiero wtedy, kiedy powstanie<br />

budynek Christiana Kereza*. Na razie jest to<br />

przygotowaniem koncepcyjnym, intelektualnym<br />

wysiłkiem nad stworzeniem tej instytucji<br />

pod kątem przyszłej siedziby – dodaje.<br />

Choć Muzeum nie działa jeszcze zgodnie<br />

z długofalową linią programową, to stara<br />

się realizować niektóre ze swoich założeń,<br />

np. podejmuje współpracę z młodzieżą<br />

akademicką. W MSN oprócz wystaw można<br />

uczestniczyć w wykładach i debatach, jak na<br />

razie poświęconych pojedynczym zagadnieniom,<br />

np. współczesnej architekturze<br />

lub modernizmowi. Osoby zainteresowane<br />

poszczególnymi spotkaniami, mogą je później<br />

obejrzeć także na stronie internetowej<br />

placówki.<br />

Nie tylko oferta programowa Muzeum<br />

może przyciągać młodych ludzi, ale również<br />

godziny otwarcia. Zapracowani i wiecznie<br />

zabiegani studenci chwalą sobie także fakt,<br />

że Muzeum jest czynne do godziny 20. - W<br />

zeszłym roku przewinęło się ok. 60 tysięcy<br />

osób przez naszą placówkę – przyznaje<br />

Marcel Andino Velez. - To dość dużo, jak na<br />

fragmentaryczny program, jaki oferujemy.<br />

Muzeum ma w planach stworzenie przystępnie<br />

i atrakcyjnie opakowanej „oferty dla<br />

każdego”, ale równocześnie prowadzenie<br />

działalności specjalistycznej. Dzięki takiemu<br />

programowi oraz dobrej lokalizacji, Muzeum<br />

powinno szybko dorównać rangą Zachęcie<br />

czy Centrum Sztuki Współczesnej.<br />

W MSN można uczestniczyć w pokazach<br />

filmowych, wykładach lub debatach, o<br />

których dokładne informacje znajdują się<br />

na stronie internetowej artmuseum.pl.<br />

Oczywiście w muzeum odbywają się także<br />

wystawy czasowe.<br />

Aktualnie Muzeum mieści się w lokalu<br />

zastępczym, przy ul. Pańskiej 3 (docelową<br />

siedzibą ma być budynek projektu Kereza<br />

na pl. Defilad). Otwarte jest od wtorku do<br />

niedzieli, w godzinach 12 - 20. Wstęp jest<br />

bezpłatny.<br />

*W lutym 2007 roku, rozstrzygnięto międzynarodowy<br />

konkurs na projekt Muzeum.<br />

Pierwszą nagrodę przyznano szwajcarskiemu<br />

architektowi Christianowi Kerezowi.<br />

Prace budowlane mają się zakończyć wiosną<br />

2014 roku.<br />

| 20 | | 21 |


sport | kultura<br />

Mimo słabszych występów polskiej<br />

kadry piłka nożna nadal pozostaje<br />

sportem numer jeden w naszym kraju.<br />

Ma ona również wielu wielbicieli wśród<br />

studentów. Dlatego też wychodząc<br />

naprzeciw ich oczekiwaniom pod<br />

koniec marca ruszyła Liga WDiNP.<br />

Cezary Biernat i Jakub Baliński<br />

Od dłuższego czasu myśleliśmy o organizacji<br />

tego typu zawodów - mówi Daniel Gałczyński,<br />

przewodniczący ZSS Instytutu Dziennikarstwa<br />

– zbliżająca się rocznica wydziału jest<br />

do tego znakomitą okazją.<br />

W tym roku największy wydział Uniwersytetu<br />

Warszawskiego obchodzi swoje 35-lecie<br />

i Liga WDiNP jest jedną z imprez towarzyszących<br />

temu wydarzeniu. Dla uczestników<br />

może być to swoista motywacja, by pokazać<br />

swoje piłkarskie umiejętności z jak najlepszej<br />

strony. Wszak istnieje możliwość zapisania się<br />

na kartach historii naszego wydziału.<br />

Dziesięć drużyn wywodzących się z pięciu<br />

instytutów wydziału będzie toczyć zmagania<br />

przez trzy weekendy na przełomie marca<br />

i kwietnia w hali przy ulicy Ossolińskiego<br />

25. Dwa pierwsze turnieje (28 marca i 10<br />

kwietnia) to faza grupowa, w której każda<br />

z drużyn zagra cztery spotkania. Ostatnia<br />

niedziela, 17 kwietnia, to prawdziwa wisienka<br />

na torcie całej Ligi, czyli ostatnia kolejka<br />

pojedynków grupowych plus finał i mecz o<br />

trzecie miejsce. Organizatorzy przygotowali<br />

Wydziałowa Ekstraklasa<br />

Harmonia umysłu i ciała<br />

W XI-wiecznych Chinach<br />

opracowano system unikalnych<br />

ćwiczeń wywodzących się z<br />

taoistycznej tradycji łączenia sfery<br />

duchowej i fizycznej. Dziesięć<br />

stuleci później o zdrowotnych<br />

walorach aktywnej medytacji<br />

Dalekiego Wschodu przekonują<br />

się również mieszkańcy Europy.<br />

Tomasz Betka<br />

Na pierwszym treningu miało być łatwo i<br />

przyjemnie. Trochę się porozciągam, wezmę<br />

głęboki oddech, zamknę oczy i posłucham<br />

odprężającej muzyki. I na początku rzeczywiście<br />

tak było. Gdy rozgrzewka się skończyła i<br />

zaczęły się faktyczne ćwiczenia, kombinacje<br />

Tai Chi może i dalej były przyjemne, ale już na<br />

pewno nie proste.<br />

Układy Tai Chi składają się z powolnych i<br />

harmonijnych ruchów, które należy wykonywać<br />

w ściśle określonej kolejności. Ważne jest<br />

nagrody dla najlepszej drużyny. Na zakończenie<br />

Ligii wyróżnienia otrzymają również:<br />

najlepszy strzelec i bramkarz oraz najbardziej<br />

wartościowy zawodnik (MVP) turnieju. Przewidziano<br />

również nie lada gratkę zarówno dla<br />

publiczności jak i dla zawodników - pokazowy<br />

mecz-niespodziankę. Organizatorzy nie<br />

chcą zdradzić szczegółów tego wydarzenia,<br />

ale zapowiada się ono niezwykle ciekawie.<br />

- Ten turniej to kapitalna sprawa. Nie dość,<br />

że możemy pobiegać za piłką, to jeszcze toczymy<br />

jakby wydziałowe derby - mówi Paweł<br />

Szulc, student Instytutu Polityki Społecznej,<br />

uczestnik turnieju. - Pojedynki z kolegami<br />

to, aby realizować ćwiczenia w sposób płynny,<br />

spokojny, wręcz naśladujący sposób poruszania<br />

się tygrysa albo węża. I właśnie tutaj<br />

zaczynają się schody, bo dla kogoś, kto z Tai Chi<br />

nie miał wcześniej nic wspólnego, ważniejsze<br />

od zamykania oczu i medytacji może się<br />

okazać skupienie uwagi na tym,<br />

aby nie przewrócić się o własne<br />

nogi. - Proszę się nie zniechęcać,<br />

my ćwiczymy tę kombinację od<br />

kilku tygodni, nam też nie od razu<br />

wszystko wychodziło - podnosi<br />

mnie na duchu instruktorka. Faktycznie,<br />

pod koniec zajęć było już<br />

trochę lepiej, ale stanu zmysłowej<br />

i cielesnej równowagi osiągnąć mi<br />

się jeszcze nie udało.<br />

W Tai Chi niezwykłą rolę odgrywa<br />

jednak regularność, a systematyczne<br />

ćwiczenia są nieocenionym<br />

sposobem na poprawę stanu<br />

zdrowia i umysłu. W niemal każdym<br />

ruchu bierze udział całe ciało, a niewielki<br />

wysiłek fizyczny wkładany w kombinacje<br />

powoduje, że uczestnicy treningu fundują<br />

sobie jedyny w swoim rodzaju wewnętrzny<br />

masaż całego ciała. Dzięki temu, zajęcia stają<br />

się skuteczną terapią na problemy z krążeniem,<br />

artretyzm, bóle kręgosłupa, a nawet na<br />

Fot. Mirosław Kaźmierczak<br />

fot. Wikipedia.pl<br />

z bratnich instytutów wyzwalają w nas,<br />

zawodnikach, jeszcze więcej motywacji i zaangażowania.<br />

Czuję, że każda z drużyn zrobi<br />

wszystko, żeby wygrać całą Ligę WDiNP!<br />

Cała idea turnieju wydaje się być strzałem<br />

w dziesiątkę. Idealnie łączy ona dobrą zabawę<br />

ze zdrową sportową rywalizacją. Nie można<br />

zapomnieć również o istotnym wpływie<br />

wysiłku fizycznego na nasze zdrowie, szczególnie,<br />

jeśli mówimy o studentach. Serdecznie<br />

zapraszamy wszystkich do kibicowania<br />

turniejowym zmaganiom w hali OSiR-u<br />

Targówek.<br />

Znamy już wyniki pierwszego z ligowych<br />

turniejów. W zawodach rozgrywanych 28<br />

marca najwięcej punktów zdobyła drużyna<br />

„Headshot na klatę” reprezentująca Instytut<br />

Stosunków Międzynarodowych. Jednakże rozegrała<br />

ona trzy mecze więcej niż pozostałe<br />

drużyny, dlatego też jej pozycja w tabeli nie<br />

jest do końca miarodajna. Z zespołów, które<br />

rozegrały po cztery mecze, 10 punktów (trzy<br />

zwycięstwa i remis) zdobyła „Żelazna Dziewica”<br />

z Instytut Dziennikarstwa. To właśnie ta<br />

drużyna jawi się jako faworyt dalszych rozgrywek.<br />

Klasyfikacji strzelców przewodzi dwóch<br />

zawodników: Ather Bander („Headshot na<br />

klatę”) i Filip Pelc („Żelazna Dziewica”). Obaj<br />

strzelili po pięć bramek.<br />

Patronat merytoryczny:<br />

zachwiany metabolizm i kłopoty z trawieniem.<br />

Ćwiczenia Tai Chi są dedykowane dla<br />

wszystkich, nie nadwyrężają bowiem żadnych<br />

partii mięśniowych, a ważniejsze od siły fizycznej<br />

są w nich koncentracja i skupienie. Tego<br />

rodzaju trening mogą więc uprawiać osoby<br />

w każdym wieku i o różnym stanie zdrowia,<br />

a odprężające właściwości ćwiczeń działają<br />

pozytywnie na układ nerwowy. Istotnym<br />

elementem chińskiej filozofii zdrowia jest również<br />

prawidłowe oddychanie, stąd też Tai Chi<br />

pomaga usprawnić drogi oddechowe.<br />

Zazwyczaj już kilka zajęć wystarczy, aby<br />

poczuć prawdziwe właściwości taoistycznych<br />

ćwiczeń. Ich trudność przekłada się wtedy na<br />

autentyczną satysfakcję i radość z wejścia na<br />

wyższy, aktywny poziom medytacji i odprężenia.<br />

Dopiero wówczas możemy zamknąć oczy<br />

- a nie patrzeć, co robi prowadząca - złapać<br />

głęboki oddech i wsłuchać się w rytm uspokajającej<br />

muzyki. Czyż to nie przyjemniejsze niż<br />

wylewanie litrów potu na bieżni albo łapanie<br />

zadyszki na ergometrze wioślarskim<br />

Ruszamy!<br />

Pod koniec tego miesiąca ruszamy z<br />

zapowiadaną stroną internetową. Koncept<br />

strony będzie bazować na prostym podziale:<br />

pod KSIĘCIEM odnajdziecie po pierwsze<br />

dzieła kultury, które zasługują na nobilitację;<br />

co istotne, nie koncentrujemy się<br />

na ściganiu nowości, bowiem w równym<br />

stopniu interesuje nas przeszłość jak i teraźniejszość.<br />

Stawiamy na najlepszą literaturę,<br />

kino, muzykę, scenę teatralną, sztuki<br />

wizualne na przełomie lat i całych wieków,<br />

zarówno w formie trwałej jak i okolicznościowej.<br />

Nie operujemy podziałem na<br />

Spotkania z teatrem<br />

kulturę wysoką i niską. Nie ignorujemy<br />

masy amatorskich nagrań przewijających<br />

się co dzień przez internet.<br />

ŻEBRAK chowa równe bogactwo treści,<br />

lecz ocenianej wprost odwrotnie. Tym<br />

samym staramy się nieco uporządkować<br />

chaotyczny, często mało klarowny obraz<br />

kultury. Dzielimy rzeczywistość według<br />

naszego pomysłu i staramy się to czynić<br />

bez maniery, pretensji czy zbytniego intelektualizowania.<br />

Oprócz kultury KSIĄŻĘ i ŻEBRAK zajmą się<br />

także szeroko rozumianymi zjawiskami<br />

społecznymi. Zarysowaną treść strony<br />

internetowej pragniemy połączyć z funkcjonalnością<br />

portalu społecznościowego.<br />

Poza komentarzami, opiniami na forum,<br />

Czy możliwe jest rzetelne zaprezentowanie<br />

polskich spektakli z minionego sezonu w<br />

przeciągu nieco ponad dwóch tygodni Warszawskim<br />

Spotkaniom Teatralnym udało się to<br />

już nie raz. W dniach 11-28 kwietnia odbywa<br />

się 30. edycja jednego z największych w Polsce<br />

festiwali teatralnych. W tym roku, tradycyjnie<br />

prezentowane będą najciekawsze spektakle<br />

roku 2009. Do udziału w festiwalu zostały również<br />

zaproszone przedstawienia zrealizowane<br />

przez polskich artystów za granicą - „Tramwaj”<br />

z paryskiego teatru Odeon (w reżyserii<br />

Krzysztofa Warlikowskiego z Isabelle Huppert<br />

i Andrzejem Chyrą w rolach głównych) oraz<br />

„Biesy” w reżyserii Andrzeja Wajdy z moskiewskiego<br />

Teatru Sowriemiennik.<br />

Na repertuar tegorocznych WST składa<br />

się przede wszystkim Nurt Główny, czyli<br />

spektakle takie jak wspomniany wcześniej<br />

„Tramwaj” oraz „Biesy”, ale także „Płatonow”<br />

w reżyserii Mai Kleczewskiej, „Trylogia” w<br />

reżyserii Jana Klaty czy „Kaspar” Barbary<br />

Wysockiej. Liczbę trzynastu czołowych spektakli<br />

poszerzono o rekomendacje warszawskie,<br />

czyli wyselekcjonowane przedstawienia<br />

z siedmiu stołecznych teatrów.<br />

Oprócz Nurtu Głównego, na festiwal został zaproszony, ze swoim zajmującym repertuarem,<br />

Teatr Dramatyczny im. Józefa Szaniawskiego w Wałbrzychu. Podczas tegorocznych<br />

WST zobaczymy po raz pierwszy Małe Warszawskie Spotkania Teatralne. Jest to<br />

pierwsze tego typu połączenie poważnego festiwalu dla dojrzałych widzów z przedstawieniami<br />

dla dużo młodszych.<br />

Spektaklom w ramach festiwalu towarzyszyć będzie mnóstwo imprez, konferencji, spotkań<br />

z artystami oraz dyskusji. Centrum Festiwalowe zostanie utworzone w kawiarni<br />

„Nowy Wspaniały Świat”. Dokładny program festiwalu oraz informacje o biletach na<br />

stronie 30. WST warszawskie.org.<br />

każdy użytkownik będzie mógł zgłaszać<br />

do publikacji własne teksty na interesujący<br />

go temat. Pozostajemy otwarci na formę<br />

artykułu, ponieważ tępimy korektorską<br />

unifikację - preferujemy dojrzałą różnorodność.<br />

Na stronie znajdziecie również<br />

rozbudowane możliwości kontaktowania<br />

się i wymiany między użytkownikami.<br />

Budujemy szeroką społeczność zorganizowaną<br />

wokół kultury.<br />

Szczepan Orłowski i Kajetan Poznański<br />

Rzymska pikanteria<br />

i objeżdżanie<br />

Katullus to antyczny poeta z I w. p.n.e., który związał się z<br />

tzw. szkołą neoteryków, aby starej, eposowej twórczości w<br />

stylu Homera, przeciwstawić drobne formy literackie, bardziej<br />

intymne i indywidualne. Większość życia spędził w Rzymie,<br />

bawiąc się, kochając, ucztując w gronie ówczesnej bohemy.<br />

Pisał utwory mocno odstające od typowego wyobrażenia<br />

klasycznej twórczości. Dla zachęty, parę przykładów.<br />

„Proszę cię, Ipsytillo moja miła, moje śliczności, kochanie<br />

me, złoto, byś mnie w południe dzisiaj ugościła. [...] Bo po<br />

śniadaniu, gdy leżę i stękam, tunika na mnie i płaszcz już pęka”<br />

- ten swoisty bilecik miłosny Katullusa dobrze oddaje rzymski<br />

realizm w sprawach intymnych. Być może któreś z katullowych<br />

wyznań okaże się inspirujące dla czytelnika. Mamy w końcu<br />

cudowną porę roku. Wraz z przyjściem wiosny piękne kobiety<br />

wyłoniły się spomiędzy gęstych zimowych ubrań; dosłownie<br />

zaludnily miejski krajobraz przydając mu ogromnej wartości<br />

estetycznej.<br />

„Ulicznica! Suka! [...] Miedziane czoło! Musimy ją zażyć, aby wycisnąć<br />

rumieniec z psiej twarzy” - Katullus słynął ze swych tzw.<br />

srogich jambów. Wypisywał je nie tylko w wierszach, ale także<br />

– zgodnie z italską tradycją – na ścianach domów tych, którzy<br />

narazili się poecie. „Im twe zęby zatem świecą piękniej, jaśniej,<br />

tym więcej ty co dzień moczu pijesz właśnie” - tu Katullus<br />

wyśmiewa pewnego pana, który idąc z kolei za hiszpańskim<br />

zwyczajem, dla czystości obmywa swe zęby uryną (!), przygotowywaną<br />

przezornie noc wcześniej. U Katullusa znajdziemy<br />

całe mnóstwo podobnych smaczków w szczerym tłumaczeniu.<br />

Przy okazji dowiemy się jak brzmi po łacińsku „kutas”.<br />

To tylko wybiórcza pikanteria. Twórczość Katullusa nie stroni<br />

również od polityki, pełna jest poematów opiewających<br />

wspaniale naturę czy podchodzących do kobiety i miłości<br />

na sposób niemal sentymentalny. Kto ciekaw, ten sprawdzi<br />

wszystko. Formalnie jest to poezja pozbawiona męczących<br />

ozdób, napisana w sposób prosty i bezpośredni, na jaki może<br />

zdobyć się tylko głęboka kultura literacka.<br />

Dołączcie do nas pod adresem www.ksiazeizebrak.pl<br />

reklama<br />

Agora (2009)<br />

Hypatia była matematyczką, astronomką i filozofką. Nauczała w Atenach i Aleksandrii, przyciągając<br />

rzesze studentów oddziaływaniem zarówno swego lotnego umysłu jak i nieprzeciętnej urody. Niestety,<br />

przyszło jej żyć w czasach polityczno-religijnych ekstremizmów. Jako poganka i jednocześnie<br />

przyjaciółka prefekta Egiptu, stała się obiektem nienawiści Cyryla, patriarchy Aleksandrii (następnie<br />

włączonego w poczet świętych!), aby wreszcie zostać zamordowaną przez grupę chrześcijańskich<br />

łotrów w roku 415 n.e.<br />

Ostatnia wolnomyślicielka, która ginie na ołtarzu nauki, zabita brutalnie przez religijnych fanatyków<br />

– czy film umacnia ów męczeński mit Jedynie częściowo, bowiem owi fanatycy to przepełniona resentymentem<br />

hołota, w mig chwytająca głodne, religijne kawałki rzucane im przez znacznie bardziej<br />

świadomych dostojników kościelnych. Tym samym, Hypatia mimowolnie staje się częścią rozgrywki<br />

politycznej, w której chrześcijaństwo – coraz butniej się zachowujące jako religia oficjalna od roku<br />

380 n.e. - chce ją strącić jako widoczny symbol starego świata. Nie należy dopatrywać się w filmie<br />

przesłania antychrześcijańskiego. Na ekranie mordują i poganie, i Żydzi, i chrześcijanie.<br />

Zatem reżyser opowiada historię, która naprawdę miała miejsce, lecz czyni to w sposób przejaskrawiony, nieraz emfatyczny i nużący. Wszystko dzieje się na jedną<br />

modłę: z jednej strony ciągłe rzezie, pokoty trupów, a z drugiej coraz bardziej odosobnioną Hypatię, która stara się żyć neutralnie w świecie abstrakcji i nauki. Postać<br />

niewolnika Davusa, rozdartego między miłością (!) do głównej bohaterki oraz nowej religii, jest zupełnie chybiona. Gra aktorska nie ratuje akcji – jest najzwyczajniej<br />

zadowalająca. Rachel Weisz miło się ogląda, choć aktorkę stać na wiele bardziej rozbudowane role. Najlepiej wypadają stroje oraz zdjęcia i sceneria samej Aleksandrii,<br />

wyrastającej dumnie pośród piasków pustyni. Niczego nie stracicie, jeśli poczekacie spokojnie na emisję „Agory” w telewizji.<br />

| 22 | | 23 |

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!