nr 26 - Pismo Studenckie PDF
nr 26 - Pismo Studenckie PDF
nr 26 - Pismo Studenckie PDF
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
pismo warsztatowe Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego<br />
kwiecień <strong>nr</strong> 4 (<strong>26</strong>)/2010 • ISSN 1898–3480 • egzemplarz bezpłatny<br />
www.redakcja<strong>PDF</strong>.pl<br />
10 kwietnia 2010, godz. 8.56
Naczelna strona<br />
dziennikarstwo | Na wejściu<br />
dziennikarstwo<br />
public relations foto<br />
kultura & społeczeństwo<br />
Ale<br />
numer!<br />
03 Na wejściu:<br />
Środowisko dziennikarskie dzieli<br />
już wszystko. A co łączy<br />
04 Na wejściu:<br />
TVN Rozrywka<br />
– koniec publicystyki w stacjach<br />
komercyjnych<br />
Drugi lifting Dziennika<br />
Gazety Prawnej<br />
05 Gdzie się zaczęłam:<br />
Magda Jethon<br />
06-07 Raport:<br />
W imię przyjaźni – książka<br />
Domosławskiego o Kapuścińskim.<br />
08 Puls redakcji:<br />
Tani i ciekawy lifestylowy<br />
miesięcznik<br />
10 Polecamy:<br />
Fotografia latawcowa<br />
– fanaberia czy sztuka<br />
11 Polecamy:<br />
Koniec pierwszego etapu akcji<br />
„Pokaż swoje fotografie”<br />
12-13 Pożegnanie, fot. Mateusz Baj<br />
14 PR na świecie to nadal inny public<br />
relations niż polski. Rożni się.<br />
Jak bardzo<br />
15 Case study:<br />
Bank za biznesplan<br />
To PRoste:<br />
Przewidzieć kryzys.<br />
16 Na mieście: DKF<br />
17-20 Co warto zobaczyć, obejrzeć,<br />
posłuchać, przeczytać<br />
Subiektywny przewodnik po<br />
świecie muzyki, teatru, filmu<br />
i książki.<br />
21 Miejsce niezwykłe – Paradox Cafe<br />
22 Sport:<br />
Powstała piłkarska liga WdiNP!<br />
Tai-chi – równowaga, spokój i...<br />
23 Książę i żebrak wydarzeń<br />
kulturalnych kwietnia.<br />
24 Konkurs o nagrodę Prezesa NBP<br />
reklama<br />
Na wejściu<br />
PLUS<br />
REDAKCJA<br />
redaktor naczelny:<br />
Zbigniew Żbikowski<br />
z-ca redaktora naczelnego<br />
Paweł H. Olek<br />
szefowie działów:<br />
dziennikarstwo: Tomasz Betka<br />
fotografia: Ewelina Petryka<br />
PR: Piotr Zabiełło<br />
kultura & społeczeństwo:<br />
Emil Borzechowski<br />
Zbigniew Żbikowski<br />
Przejście w kiepskim stylu<br />
Od początku kwietnia Marka Niedźwieckiego znów można usłyszeć na<br />
antenie publicznego radia. I to nawet w dwóch programach: I i III. Po krótkim<br />
epizodzie w komercyjnym radiu Złote Przeboje dziennikarz wraca do<br />
domu. Słuchacze Trójki cieszą się, choć było słychać przez te ostatnie dwa<br />
lata, że ekipa Trójki tę pustkę po Niedźwieckim umiała zagospodarować.<br />
Okazało się, że lista przebojów w wykonaniu Piotra Barona jest równie<br />
dobra, jeżeli nie lepsza, niż u Niedźwieckiego, i że w ogóle można w Trójce<br />
dużej dobrej muzyki usłyszeć.<br />
Ale przy okazji tego 1 kwietnia, kiedy dziennikarz znów zaczął nadawać<br />
w radiu publicznym, przypomniały mi się wywiady, których chętnie<br />
udzielał po odejściu ze Złotych Przebojów. Nawet nie próbował w tych<br />
rozmowach udawać, że szanuje radio, w którym przepracował dwa lata i<br />
poświęcał mu każdy piątkowy wieczór i pół soboty. W „Dzienniku Gazecie<br />
Prawnej” mówił: „To irytujące słuchać przed własną audycją Sashy, który<br />
śpiewa «lonely, lonely lonely» i coś równie kiepskiego, z chwilą gdy tylko<br />
wychodzisz ze studia”, albo: „Mój kolega z Sydney musiał słuchać tego<br />
(piosenki Sugarbabes – red.) sześć razy w ciągu jednej audycji, a potem<br />
pisał: «Niedźwiedź, ale co ty tam grałeś Paw jakiś»“.<br />
Rozumiem, że mogła go ta stacja uwierać, że to nie był jego format, że<br />
nie miał poczucia misji, a jedynie świadomość tego, że został zatrudniony,<br />
by podnieść prestiż rozgłośni. Ale zgodził się na to, wziął za to pieniądze<br />
i – co najważniejsze – nie zachowywał się przez te dwa lata na antenie<br />
jakby wykonywał najgorszą robotę na świecie.<br />
Po co więc na odejście tak wszystko zdezawuował Nie obchodzi<br />
mnie, że wykazał się brakiem szacunku dla własnej pracy – jego sprawa.<br />
Ale gdybym była jego wierną słuchaczką w tym czasie, to poczułabym,<br />
że Niedźwiecki napluł mi w twarz i powiedział: to wszystko było na niby.<br />
Dopiero teraz będę dla was grał naprawdę. W prawdziwym radiu. Z prawdziwymi<br />
dziennikarzami.<br />
Jak to leciało Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy. Czy jakoś tak.<br />
Wielki reset<br />
Nauka utrzymuje, że czas płynie dla wszystkich<br />
jednakowo: równo, jednostajnie. Trudno sie z tym<br />
zgodzić. Szczególnie, gdy jest się dziennikarzem.<br />
Dla nas czas płynie raz wolno, raz szybko, raz<br />
przystaje, innym razem gwałtownie przyspiesza<br />
i w takim rwanym, niejednostajnym rytmie toczy<br />
się nasza praca. To, co zdarzyło się w pierwszą<br />
sobotę po Wielkanocy koło Smoleńska, wymyka<br />
się wszystkim tym kategoriom. Tam, w pobliżu Katynia,<br />
czas zrobił coś, co w technice komputerowej<br />
zdarza się rzadko, ale jak już się zdarzy, jedynym<br />
sposobem, aby zatrzymany czas znowu popłynął,<br />
jest naciśnięcie trzech klawiszy lub odłączenie na<br />
moment zasilania. Bieżące procesy: w komputerze<br />
niezapisane pliki, w życiu toczone właśnie spory,<br />
debaty, podziały, zostają utracone i trzeba zaczynać<br />
od początku. Może inaczej Może mądrzej<br />
Gdybyśmy nasze czasopismo drukowali w piątek,<br />
ten artykuł zaczynałby się od słów: „Teraz już nic<br />
nie będzie tak, jak przedtem”. A chodziło o burzę,<br />
jaką w środowisku dziennikarskim i w całym społeczeństwie,<br />
nie tylko zresztą w Polsce, wywołało<br />
ukazanie się książki Artura Domosławskiego o<br />
Ryszardzie Kapuścińskim. Bo taki sobie wybraliśmy<br />
temat numeru. Jeszcze w piątek temat ten, choć<br />
już dogasający jako wydarzenie medialne, ciągle<br />
był aktualny jako zjawisko przynoszące szersze<br />
skutki niż tylko środowiskowa kłótnia. W sobotę<br />
nastąpił Wielki Reset i nagle wszyscy zapomnieli<br />
o tym, co nas dzieliło wczoraj, a przedwczorajsze<br />
spory, wobec gwałtownego przyspieszenia, a<br />
właściwie zawirowania czasu, o niebywałych skut-<br />
zespół redakcyjny:<br />
Tomasz Dowbor, Roksana Gowin, Magdalena<br />
Grzymkowska, Dominika Jędrzejczyk, Patryk<br />
Juchniewicz, Marcin Kasprzak, Mirek Kaźmierczak,<br />
Anna Kiedrzynek, Jakub Szarejko, Krystian Szczęsny,<br />
Maja Trzeciak, Magdalena Wasyłeczko, Elżbieta Wójcik,<br />
Agata Żurawska<br />
współpraca:<br />
Jakub Baliński, Cezary Biernat, Jan Brykczyński,<br />
Radosław Firlej, Bartosz Iwański, Małgorzata<br />
Januchowska, Maria I. Szulc, Wioletta Wysocka,<br />
Marcel Zatoński<br />
autorskie cykle:<br />
Gdzie sie zaczęłam - Magdalena Karst-Adamczyk<br />
Zapisz to, Kisch! - Agnieszka Wojcińska<br />
Kolumna Zygmunta - Andrzej Zygmuntowicz<br />
Książe i Żebrak – Szczepan Orłowski,<br />
Kajetan Poznański<br />
grafika, okładka i skład DTP:<br />
Karol Grzywaczewski / studio@grafikadtp.com<br />
Media w starym stylu<br />
kach, przesunęło je jakby w odległą przeszłość. W<br />
sobotę i w niedzielę, kiedy ruszał druk, nie było dla<br />
dziennikarzy, bo nie mogło być, innego tematu, jak<br />
ten o tragedii narodowej, katastrofy, w której zginęła<br />
para prezydencka i kilkadziesiąt innych osób,<br />
udających się na obchody 70. rocznicy zbrodni<br />
katyńskiej. A my musieliśmy pozostać z tym, co<br />
przygotowaliśmy na zupełnie inną okazję.<br />
Jedno z tego wycofanego wstępniaka pozostało<br />
aktualne: właśnie to, że teraz już nic nie będzie<br />
takie, jak przedtem. Tylko w innej skali i w innych<br />
kontekście. To już nie będzie ta Polska, to społeczeństwo,<br />
ta polityka, którą tak bywaliśmy – my, jej<br />
odbiorcy i adresaci – zniesmaczeni. To będzie inny,<br />
wierzymy, że lepszy, kraj. A my, jego mieszkańcy –<br />
czy pozostaniemy tacy sami Wielki Reset stwarza<br />
zawsze wielką szansę na budowanie od początku.<br />
Wymaga tylko głębszej refleksji, chwili zastanowienia,<br />
przemyślenia. I na tę chwilę warto wyłączyć<br />
zasilanie. Same trzy klawisze mogą nie wystarczyć:<br />
kwiaty zwiędną, znicze się wypalą i tak łatwo<br />
będzie wtoczyć się w stare spory.<br />
reklama:<br />
współpraca z serwisem foto:<br />
stała współpraca:<br />
MINUS<br />
Podobno Elżbieta Jaworowicz co pewien czas rozlicza się przed widzami<br />
ze skuteczności swoich interwencji podejmowanych w programie „Sprawa<br />
dla reportera”. Dzisiaj to chyba rzadkość, by dziennikarz nie zatrzymywał<br />
się na etapie podania newsa, ale też dopilnował sprawy i ją zamknął.<br />
Tym samym powiedział: zobaczcie, media naprawdę mają wpływ na<br />
rzeczywistość. To nie jest sztuka dla sztuki.<br />
Takich przykładów jest niestety niewiele, dlatego warto odnotować<br />
ważne dla życia społecznego przykłady interwencji, które rzeczywiście<br />
pomogły.<br />
Pierwszy: pomoc 11-letniemu chłopcu, który został odebrany rodzicom<br />
nieumiejącym zapewnić mu dobrych warunków mieszkaniowych i<br />
opieki. Matka w depresji, ojciec po amputacji nogi, w łóżku. Czy to w każdym<br />
przypadku powód, by odebrać takim rodzicom dziecko i skierować<br />
je do placówki opiekuńczej Po nagłośnieniu sprawy przez media okazało<br />
się, że matce da się pomóc, że dobrzy ludzie wyłożą pieniądze na remont<br />
domu tej rodziny. Dzięki temu chłopiec najpewniej wróci do domu, bo<br />
sąd przywróci rodzicom prawo do zajmowania się nim.<br />
Druga sprawa: poznański seksuolog molestujący pacjentki. Zaczyna<br />
się od programu, w którym kilka kobiet opowiada o niedopuszczalnych<br />
metodach terapii stosowanych przez pseudospecjalistę. Dalej idzie jak<br />
lawina – uczelnia zawiesza seksuologa, interweniuje samorząd lekarski,<br />
sprawę bada prokuratura. Tu pewnie dziennikarzom było łatwiej, bo to<br />
nośny temat. Ale czy właśnie nie na tym polega dziennikarska misja<br />
Pomagać, zmieniać świat, nie zamiatać trudnych spraw pod dywan.<br />
Dla mnie takie dziennikarstwo jest ważniejsze niż tony szlachetnej publicystyki,<br />
która objaśnia świat, ale rzadko go zmienia. I dlatego wielki plus<br />
dla dziennikarzy, którym chciało się trochę powalczyć.<br />
korekta: Anna Kiedrzynek, Aneta Grabska<br />
WYDAWCA:<br />
Instytut Dziennikarstwa<br />
Uniwersytetu Warszawskiego<br />
koordynator wydawcy:<br />
Grażyna Oblas<br />
druk: Polskapresse Sp. z o.o., nakład: 10 tys. egz.<br />
Oddano do druku 11 kwietnia 2010 roku<br />
adres redakcji:<br />
<strong>PDF</strong> pismo warsztatowe<br />
Instytutu Dziennikarstwa UW<br />
ul. Nowy Świat 69, pok. 51,<br />
(IV piętro), 00–046 Warszawa,<br />
tel. 022 5520293,<br />
e–mail: redakcja@redakcjapdf.pl<br />
Więcej tekstów w portalu<br />
internetowym: www.redakcja<strong>PDF</strong>.pl<br />
Anita Krajewska<br />
dz<br />
dziennikarstwo<br />
w kraju<br />
Dziennikarze pozywają Radę Etyki Mediów<br />
Bertold Kittel i Anna Marszałek wnieśli do Sądu<br />
Okręgowego w Warszawie pozew o naruszenie<br />
dóbr osobistych przeciwko Radzie Etyki Mediów.<br />
Sprawa dotyczy oświadczenia z sierpnia<br />
ubiegłego roku, w którym REM mocno skrytykowała<br />
dziennikarzy za opublikowany w 2001<br />
r. tekst o ówczesnym wiceministrze obrony<br />
narodowej Romualdzie Szeremietiewie. Artykuł<br />
ukazał się w „Rzeczpospolitej”, a dotyczył<br />
licznych nieprawidłowości w Ministerstwie<br />
Obrony. Gdy Szeremietiew został oczyszczony<br />
z zarzutu korupcji, REM stwierdziła, że „doszło<br />
do kolejnej kompromitacji dziennikarstwa śledczego”.<br />
– Swoim oświadczeniem Rada zrobiła<br />
nam krzywdę, dlatego domagamy się przeprosin<br />
opublikowanych w mediach – argumentuje<br />
Marszałek i sama oskarża REM o nierzetelność.<br />
Stołeczna „Polska”<br />
bez wydania weekendowego<br />
Należący do Polskapresse dziennik zlikwidował<br />
weekendowe wydanie gazety na terenie<br />
Warszawy i okolic. Nie będzie się też ukazywał<br />
dodatek „Tygodnik Warszawa”, a liczba pracowników<br />
zatrudnionych na etacie zmniejszy się<br />
o sześć osób. Paweł Fąfara, redaktor naczelny<br />
pisma, tłumaczy, że warszawskie wydanie<br />
„Polski” ma być gazetą specjalizującą się w tematyce<br />
politycznej oraz treściach analitycznych<br />
i opiniotwórczych. We wrześniu ubiegłego roku,<br />
po fuzji „Dziennika” z „Gazetą Prawną”, z wydań<br />
weekendowych zrezygnowali również właściciele<br />
„Dziennika Gazety Prawnej”.<br />
Kolenda-Zaleska na wyłączność<br />
Katarzyna Kolenda-Zaleska zakończyła współpracę<br />
z radiem Tok FM, ponieważ Grupa TVN,<br />
podstawowy pracodawca dziennikarki, zakazał<br />
jej dalszego prowadzenia poranków w popularnej<br />
rozgłośni radiowej. Rzecznik prasowy<br />
TVN, Karol Smoląg, tłumaczy decyzję Grupy<br />
„ogromną dysproporcją między korzyściami,<br />
jakie czerpało ze współpracy radio, a tymi, jakie<br />
uzyskiwał TVN”. Smoląg zapewnia natomiast,<br />
że z pracy w Radiu Zet nie będzie musiała<br />
rezygnować Monika Olejnik, ponieważ akurat<br />
ona, przychodząc do TVN 24, była już związana<br />
umową z radiem. Dziennikarze zatrudnieni<br />
w mediach należących do Grupy TVN nie będą<br />
też musieli rezygnować z prowadzenia swoich<br />
rubryk w tytułach prasowych.<br />
Debiut Express24.tv<br />
Od kilku tygodni działa wrocławska telewizja<br />
internetowa Express24.tv. Telewizja należy<br />
do Iwony i Cezarego Trytków, właścicieli Wrocławskiej<br />
Fabryki Prasowej. Na stronie serwisu<br />
internauci mogą obejrzeć materiały wideo na<br />
temat informacji i wydarzeń z regionu Dolnego<br />
Śląska. Express24.tv tworzą dziennikarze<br />
dziesięciu bezpłatnych magazynów lokalnych<br />
skupionych w Grupie Expressy Dolnośląskie,<br />
należącej do WFP. Redaktorem naczelnym<br />
Express24.tv został kierujący także Expressami<br />
Dolnośląskimi i Grupą Portale24.net Robert<br />
Włodarek.<br />
Opr. Tomasz Betka<br />
Tylko bal nie dzielił<br />
Podziały w środowisku mediów nie są<br />
nowym zjawiskiem, a dotyczą niemal<br />
wszystkiego. Czy w obliczu coraz<br />
gorszej kondycji zawodu istnieją<br />
perspektywy integracji dziennikarzy<br />
Magdalena Wasyłeczko,<br />
Aleksandra Siemiradzka<br />
– Środowisko jest obecnie zdecydowanie<br />
bardziej skonfliktowane niż kilka lat wcześniej<br />
– nie ma wątpliwości Mariusz Janicki, komentator<br />
„Polityki”. Według niego momentem<br />
przełomowym był rok 2005 i zaangażowanie<br />
części dziennikarzy w projekt pod tytułem<br />
„IV RP”. Od tego czasu zaostrzył się ton polemiki,<br />
a obydwie strony wyrzucają sobie wzajemnie<br />
polityczne uwikłania. W jakiejś mierze odbiło<br />
się to również na kontaktach towarzyskich<br />
w środowisku dziennikarskiem.<br />
Ciepłą wódkę polejcie<br />
– Po prostu wcześniej „establishment” bardziej<br />
skutecznie eksterminował innych kandydatów<br />
do pełnienia roli opiniotwórczej – mówi pisarz<br />
i publicysta Rafał Ziemkiewicz. Jego zdaniem<br />
działo się tak już od ukazania się pierwszego<br />
numeru „Gazety Wyborczej”. Natomiast od<br />
roku 2005, gdy na rynku pojawił się „Dziennik”,<br />
niektóre media mogły upowszechniać swoje<br />
racje na szerszą skalę. – Zwłaszcza media<br />
o konserwatywnych poglądach, opowiadające<br />
się za zdecydowanym rozliczeniem PRL-u.<br />
Teraz, z powrotem próbuje się je zamieść pod<br />
dywan – dodaje Ziemkiewicz.<br />
Z kolei publicysta „Polski The Times”, Wiktor<br />
Świetlik, sięga po wcześniejsze przykłady<br />
podziałów ideologicznych w środowisku. Za<br />
jeden z wyrazistszych uznaje ten powstały<br />
w okresie stanu wojennego. – Osoby, które<br />
sprzeciwiły się decyzji władz, uznały, że oportuniści<br />
stracili legitymację do wykonywania<br />
zawodu. Spór jest żywy do dziś, pomimo tego,<br />
że większość jego uczestników przeszła już na<br />
emeryturę – wspomina dziennikarz. Świetlik<br />
pamięta również rozłamy z czasów rządów<br />
SLD. Przypomina, że pracownicy „telewizji<br />
publicznej Kwiatkowskiego” byli krytykowani<br />
przez znajomych z branży za rzekome uleganie<br />
naciskom. Przykładowo, bardzo negatywnie<br />
został przyjęty wywiad Piotra Gembarowskiego<br />
z Marianem Krzaklewskim, po którym<br />
dziennikarz był przez kolegów po fachu nieprzychylnie<br />
traktowany „na mieście”. Zainicjowano<br />
nawet akcję stawiania mu ciepłej wódki.<br />
Na deskach sceny medialnej<br />
Stosunek do PRL-u, polityki zagranicznej,<br />
mniejszości seksualnych, roli Kościoła – to zdaniem<br />
Wiktora Świetlika podstawowe tematy<br />
różnicujące publicystów. Podkreśla on, że spór<br />
nie jest zjawiskiem na szeroką skalę. Większość<br />
dziennikarzy nie bierze w nim udziału, ale<br />
uczestnicy konfliktu to liderzy opinii publicznej.<br />
Ton dyskusji narzucają dwa wiodące dzienniki:<br />
„Gazeta Wyborcza” oraz „Rzeczpospolita”.<br />
W ocenie publicysty, mamy do czynienia<br />
z teatrem politycznym, bo programy dwóch<br />
naczelnych partii pozostają tak zbieżne, że<br />
część różnic tworzona jest sztucznie. Świetlik<br />
powołuje się na opinię Pawła Śpiewaka – „absolutnie<br />
antypisowskiego człowieka”. Śpiewak<br />
stwierdził, że bardzo popularnym sposobem<br />
myślenia wśród dziennikarzy stał się „antykaczyzm”,<br />
bez którego trudno się liczyć w sferze<br />
opinii publicznej.<br />
Rafał Ziemkiewicz dostrzega natomiast, że<br />
wszystkich ludzi o konserwatywnych poglądach<br />
nazywa się „pisowcami”, podczas gdy<br />
przynależność partyjna nie zawsze jest oczywista.<br />
Mariusz Janicki również zauważa pokusę<br />
politycznej identyfikacji rozmówcy w celu<br />
czynienia z niej narzędzia obelgi, co naturalnie<br />
obniża wartość dyskusji.<br />
Coroczny Charytatywny Bal Dziennikarzy w Auli Politechniki Warszawskiej. Na zdjęciu: dziennikarze Beata Sadowska<br />
(druga z lewej) i kolejno: Tomasz Ziółkowski, Karolina Korwin-Piotrowska i Piotr Kraśko.<br />
Konflikt interesów<br />
Spór między ITI a Agorą pokazuje, że podziały<br />
w środowisku pracowników mediów może<br />
determinować także rywalizacja biznesowa<br />
– tłumaczy Świetlik. Za jedną z przyczyn konfliktu<br />
uznano konkurencję na giełdzie. Prasa<br />
sugerowała, jakoby ITI wyprodukowało film<br />
”Trzech kumpli” w celu skompromitowania redakcji<br />
„Gazety Wyborczej”. Odwetem miała być<br />
publikacja tekstu Piotra Pacewicza na łamach<br />
dziennika, w którym autor skrytykował wręczenie<br />
nagrody Dziennikarza Roku 2008 Bogdanowi<br />
Rymanowskiemu.<br />
Dużym problemem natury ekonomicznej<br />
jest też według dziennikarza „Polski” przenikanie<br />
się kompetencji wydawniczych i redakcyjnych.<br />
Publicyście znane są przypadki łączenia<br />
funkcji redaktora naczelnego z funkcją członka<br />
zarządu. – Tymczasem w strukturze redakcyjnej<br />
powinny być to dwa oddzielne stanowiska. Redaktor<br />
naczelny walczy o redakcję, a reprezentant<br />
wydawcy o pieniądze - zaznacza Świetlik.<br />
Rafał Ziemkiewicz dodaje, że posiadacze<br />
mediów robią wszystko, aby dziennikarze<br />
pozostali anonimowi. – Kiedyś mieliśmy do<br />
czynienia z odwrotną tendencją: lansowano<br />
„gwiazdki” w przekonaniu, że to one ściągną<br />
odbiorców. Jednak „gwiazdki” czasem przechodziły<br />
do konkurencji i inwestycje przepadały<br />
– analizuje Ziemkiewicz. Dlatego obecnie<br />
najważniejsze jest promowanie brandu. Sztab<br />
ludzi zawsze można wymienić, a audycja ciągle<br />
ma tę samą nazwę.<br />
Świetlik tłumaczy z kolei, że rynek mediów<br />
jeszcze kilka lat temu rozwijał się bardzo dynamicznie,<br />
pojawiło się sporo nowych osób,<br />
płace były przyzwoite, a potrzeba solidarności<br />
znikoma. Poza mediami publicznymi, dziennikarze<br />
nie mieli funkcjonujących realnie związków<br />
zawodowych. Dziś problemów przybywa:<br />
zwolnienia, cięcia pensji, nadużywanie czasu<br />
pracy, chamskie traktowanie... Publicysta przekonuje,<br />
że gdyby we Włoszech zaczęto robić<br />
„takie numery” jak w ciągu ostatniego roku w<br />
polskiej prasie, to następnego dnia żadna gazeta<br />
by tam nie wyszła, dzięki dobrze działającym<br />
związkom zawodowym.<br />
Łączmy się w kryzysie<br />
– Obecna sytuacja rynkowa sprawia, że dla<br />
dziennikarza prowadzenie konferencji za<br />
2 tys. zł lub zaproszenie do Brukseli to wyjątkowo<br />
atrakcyjna oferta. W powyższym wypadku<br />
istnieje założenie, że o zapraszającym polityku<br />
napisze się łagodniej - podsumowuje komentator<br />
„Polski’.<br />
Ale kto ma reprezentować dziennikarzy<br />
w walce o lepsze warunki pracy Istnieje kilka<br />
stowarzyszeń, które roszczą sobie do tego prawo.<br />
Do najliczniejszych należą Stowarzyszenie<br />
Dziennikarzy Polskich oraz Stowarzyszenie<br />
Dziennikarzy RP. Mariusz Janicki, nienależący<br />
do żadnego tego typu zrzeszenia, podkreśla,<br />
że powyższe instytucje także są identyfikowane<br />
politycznie. – Nie ma apolitycznej, branżowej<br />
korporacji – podkreśla.<br />
W utworzenie jednolitej organizacji ponad<br />
podziałami nie wierzy też Wiktor Świetlik.<br />
– Ktoś nie chce być tam, gdzie Wildstein, ktoś<br />
inny tam, gdzie Paradowska - wyjaśnia istotę<br />
problemu. Podobnie uważa Rafał Ziemkiewicz,<br />
który równocześnie dostrzega konieczność<br />
uregulowania kwestii prawa prasowego czy<br />
ekonomicznego bytu dziennikarzy. Sam jednak<br />
nie działa w żadnej organizacji. – Zarabiam<br />
w pocie czoła, jestem wolnym strzelcem, nie<br />
pracuję nigdzie na etacie, nie mam zabezpieczenia<br />
socjalnego. Może na emeryturze będę<br />
miał czas na działalność społeczną - tłumaczy<br />
gospodarz „Antysalonu”.<br />
Natomiast Świetlik, będący jednocześnie<br />
Dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności<br />
Prasy SDP, opowiada, że zdolność lobbingu<br />
i samoorganizacji środowiska jest znikoma.<br />
– Zainteresowanie kondycją zawodu pojawia<br />
się dopiero wtedy, gdy „prokurator lub<br />
ABW puka dziennikarzowi do drzwi”. Bywa, że<br />
w sprawach bardziej spektakularnych, jak na<br />
przykład afera podsłuchowa, dziennikarze mówią<br />
jednym głosem. Jednak zazwyczaj konferencje<br />
organizowane przez SDP nie cieszą się<br />
szczególnie dużym zainteresowaniem - ubolewa<br />
publicysta.<br />
W tej sytuacji pozostaje mieć nadzieję, że<br />
większa integracja środowiska dziennikarskiego<br />
nastąpi wraz z wejściem do branży nowego<br />
pokolenia. - Młodzi ludzie mają już inny stosunek<br />
do polityki i nie są zobowiązani towarzysko.<br />
To oni stanowią większą część publiczności na<br />
konferencjach dotyczących mediów - zauważa<br />
Wiktor Świetlik. Czy zainteresowanie młodych<br />
przełoży się na ich późniejszą aktywność zawodową<br />
Wydaje się to całkiem prawdopodobne,<br />
natomiast zejście dziennikarzy ze ścieżki wojennej<br />
to już zupełnie inny problem. Problem<br />
sięgający chyba o wiele głębiej niż się młodym<br />
adeptom dziennikarstwa wydaje. Dobrze przynajmniej,<br />
że na razie młodzi nie nazywają go<br />
jeszcze problemem. Otwarte pozostaje pytanie,<br />
czy za kilkanaście lat nie stanie się on dla<br />
nich normalnością.<br />
fot. Jacek Turczyk/PAP<br />
| 02 |<br />
| 03 |
Na wejściu | dziennikarstwo<br />
d<br />
Maja<br />
z<br />
dziennikarstwo<br />
na świecie<br />
Fuzja Axel Springer i Ringier AG<br />
Ringier AG i Axel Springer połączą swoje firmy<br />
w Europie Środkowej i Wschodniej. W skład<br />
wspólnego przedsiębiorstwa wejdą zależne<br />
spółki Springera w Polsce, Czechach i na Węgrzech<br />
oraz należące do Ringiera spółki z Czech,<br />
Węgier, Słowacji i Serbii. W ciągu najbliższych<br />
3-5 lat, Axel i Ringier zamierzają zainwestować<br />
300 mln euro, a następnie wprowadzić przedsiębiorstwo<br />
na giełdę. Spółka będzie zatrudniać<br />
około 4,8 tys. pracowników. Fuzja dwóch potężnych<br />
wydawców, których łączne przychody w<br />
2009 r. wyniosły 414 mln euro, oznacza powstanie<br />
jednego z największych przedsiębiorstw<br />
medialnych w tym regionie Europy.<br />
Google przerywa cenzurę w Chinach<br />
Spółka Google zaprzestała cenzurowania wyników<br />
chińskiej wersji swojej wyszukiwarki. Aby uniknąć<br />
cyberataków przeprowadzanych z terytorium<br />
Chin, amerykańska firma postanowiła odsyłać<br />
użytkowników do serwerów zarejestrowanych na<br />
terenie Hongkongu. Z tego powodu osoby odwiedzające<br />
www.google.cn są obecnie automatycznie<br />
przekierowywane na stronę google.com.<br />
hk, gdzie największa na świecie wyszukiwarka<br />
oferuje nieocenzurowane informacje w uproszczonym<br />
języku chińskim. Jak wyjaśnia na łamach<br />
Asia Media dyrektor ds. prawnych Google David<br />
Drummond, działania spółki mają spowodować,<br />
aby jak najwięcej ludzi uzyskało dostęp do usług<br />
Google. Równocześnie Drummond krytykuje politykę<br />
chińskiego rządu, który „dał władzom Google<br />
jednoznacznie do zrozumienia, że nie zrezygnuje ze<br />
stosowania cenzury”.<br />
Internetowe zasoby „Timesa” płatne<br />
Medialny magnat Rupert Murdoch zapowiedział<br />
wprowadzenie opłat za korzystanie z serwisów<br />
internetowych jego brytyjskich dzienników „The<br />
Times” i „The Sunday Times”. Od czerwca czytelnicy<br />
Times Online będą musieli zapłacić 1 funta<br />
za dzienny, a 2 funty za tygodniowy dostęp do<br />
serwisów on-line obydwu tytułów. Decyzja Murdocha<br />
wynika z obecnych uwarunkowań ekonomicznych<br />
na rynku mediów. - W kluczowym dla<br />
dziennikarstwa momencie takie działanie jest<br />
konieczne, aby informacja stała się finansowo<br />
ciekawą ofertą - argumentuje Rebekah Brooks,<br />
prezes News International będącego częścią<br />
imperium medialnego Murdocha. Australijski wydawca<br />
planuje w przyszłości wprowadzić płatny<br />
dostęp do wszystkich serwisów internetowych<br />
gazet wydawanych przez News Corporation.<br />
Carla Bruni redaktor naczelną<br />
Carla Bruni-Sarkozy oficjalnie potwierdziła<br />
nadany jej tytuł Pierwszej Damy Francuskiej<br />
Mody. Była modelka, obecnie piosenkarka i żona<br />
prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, przyjęła propozycję<br />
objęcia stanowiska gościnnej redaktor<br />
naczelnej „Madame Figaro”. Po koniec marca,<br />
w przeznaczonym głównie dla żeńskiego grona<br />
czytelników dodatku „Le Figaro”, Francuzi mogli<br />
ocenić panią prezydentową w nowej odsłonie.<br />
W numerze znalazły się m.in. szkice autorstwa<br />
Karla Lagerfelda i Jeana Paula Gaultiera, artykuły<br />
o Bono oraz wywiad z samą Bruni.<br />
Opr. Agata Żurawska<br />
Pa, pa, polityko<br />
„Koncepcja precyzyjnego doszlifowywania<br />
anten” - w ten sposób<br />
Edward Miszczak określa zmiany<br />
w jesiennej ramówce TVN-u. Czy<br />
wyrzucenie publicystyki z głównej<br />
stacji Grupy TVN to kolejny etap tabloidyzacji<br />
mediów elektronicznych<br />
w Polsce<br />
Trzeciak<br />
Dyrektor programowy TVN-u tłumaczy, że<br />
zdjęcie programu „Kawa na ławę” Bogdana Rymanowskiego,<br />
a także przesunięcie „Teraz my!”<br />
Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego<br />
do TVN 24 to konsekwentna realizacja polityki<br />
zapoczątkowanej przed kilkoma laty. Podobny<br />
zabieg zastosowano przecież wcześniej<br />
wobec programu Moniki Olejnik „Kropka nad<br />
i”, który zniknął z głównej stacji i pojawił się na<br />
antenie TVN 24 w drugiej połowie 2006 roku.<br />
Cała sytuacja nie powinna zatem nikogo dziwić<br />
i zastanawiać.<br />
Rzeczywiście, nie brakuje osób, które pozostają<br />
niewzruszone wobec zmian jakie zachodzą<br />
na polskim rynku medialnym. Są jednak i tacy,<br />
których ten proces martwi i niepokoi.<br />
TVN Rozrywka<br />
W marcowym numerze miesięcznika „Press”<br />
Edward Miszczak zapowiadał, że TVN będzie<br />
stacją jeszcze bardziej rozrywkową. Równolegle<br />
wiceprezes Grupy TVN ds. telewizji Piotr Walter<br />
zarzeka się, że „nie chce rezygnować z ambitnej<br />
telewizji” i pomimo, iż z anteny znikną stałe pasma<br />
publicystyczne, to zostaną wprowadzone<br />
nowe celowe projekty. Czy jednak celowe projekty<br />
będą tym samym, co rzetelna publicystyka<br />
polityczna<br />
– Zmiany w TVN-ie wynikają z negatywnej<br />
tendencji do nadmiernej komercjalizacji, która<br />
jest skutkiem rozprzestrzeniania się popkultury<br />
i procesu ujednolicania gustów odbiorców.<br />
Nie ma wśród nich miejsca dla indywidualnych<br />
upodobań, w tym przypadku dla zainteresowania<br />
publicystyką polityczną – analizuje profesor i<br />
medioznawca Janusz Adamowski. Podkreśla on<br />
również, że to przykre dla bardziej wybrednego<br />
odbiorcy zjawisko nie powinno być zaskocze-<br />
Trwają zmiany w wydawanym przez<br />
INFOR Biznes „Dzienniku Gazecie<br />
Prawej”. Na początku kwietnia<br />
zrezygnowano z „łososiowych” stron<br />
i podziękowano za współpracę ponad<br />
trzydziestu pracownikom wszystkich<br />
działów. – Gazeta rozwija się zgodnie<br />
z zaplanowaną strategią – tłumaczy<br />
Agata Broda, rzecznik prasowy<br />
INFOR Biznes. Inaczej uważa Piotr<br />
Semka z „Rzeczpospolitej”, który nie<br />
potrafi zrozumieć polityki kierownictwa<br />
gazety.<br />
Radosław Firlej<br />
INFOR Biznes uspokaja i przestrzega przed<br />
nadużywaniem określenia „likwidacja”<br />
w kontekście zmian w wewnętrznym układzie<br />
„DGP”: - Dochodzi do niej, gdy rezygnuje się<br />
z określonego rodzaju treści. Zawartość sekcji<br />
ekonomiczno-gospodarczej została po prostu<br />
przeniesiona do grzbietu głównego. Zrezygnowaliśmy<br />
tak naprawdę tylko z wyróżniającego<br />
„łososiowego” koloru papieru – mówi Agata<br />
Broda. – To prawda, że pozbywamy się osobnych<br />
pagin dla działów „Kultura” oraz „Sport”.<br />
Nie oznacza to jednak wykluczenia podobnej<br />
tematyki z „DGP”. Wszystko zależeć będzie od<br />
aktualnych wydarzeń w kraju – kontynuuje.<br />
fot. TVN<br />
Naturalne zwolnienia<br />
Zdaniem biura prasowego INFOR Biznes,<br />
DGP rozwija się zgodnie z zaplanowaną strategią:<br />
- Przy połączeniu dwóch gazet niemożliwym<br />
było stworzenie od razu finalnego produktu.<br />
Prowadzimy badania marketingowe<br />
i wiemy, że czytelnik nie wytrzyma dużej liczby<br />
szybko przeprowadzonych zmian. Dotyczy to<br />
zresztą także zespołu redakcyjnego – tłumaczy<br />
Agata Broda. – Obecnie mamy stabilną sprzedaż,<br />
nowy produkt zaakceptowali reklamodawcy<br />
– przyszedł czas na kolejny krok – ocenia.<br />
Częścią zmian w gazecie była także redukcja<br />
personelu. – Podczas fuzji „Dziennika” i „Gazety<br />
Prawnej” wiadomo było, że zespół jest zbyt<br />
duży. Nie wartościujemy jednak naszych dziennikarzy<br />
na lepszych i gorszych, bo wszyscy są<br />
świetni. Na początku celem była integracja<br />
dwóch zespołów redakcyjnych pracujących<br />
w różnych systemach nad odmiennymi rodzajami<br />
treści. Roszady personalne mają charakter<br />
naturalny, ponieważ zawsze przy tworzeniu<br />
nowego produktu konieczna jest zgoda zespołu<br />
na wizję redaktora naczelnego. Chcemy<br />
stworzyć grupę, która będzie wspólnie myśleć<br />
o naszym tytule – kończy.<br />
Co chce zrobić Pieńkowski<br />
Poproszony o komentarz w tej sprawie publicysta<br />
Rzeczpospolitej, Piotr Semka, uważa,<br />
że ciężko wytłumaczyć postępowania kolejnych<br />
kierownictw tytułu: - W całej ostatniej<br />
historii „Dziennika” zrozumiałe wydaje się być<br />
jedynie to, że Springer po około trzech latach<br />
wycofał się z nieudanej inwestycji – ocenia.<br />
– Dlaczego jednak zrobił to tak szybko Poważ-<br />
niem, gdyż głównym zadaniem mediów komercyjnych<br />
jest maksymalizacja zysków. I chociaż<br />
emisja tych programów nie odbywa się w czasie<br />
największej oglądalności, to przecież można<br />
znaleźć bardziej rozrywkowe programy dla szerszej<br />
grupy odbiorców.<br />
Podobnie uważa profesor Maciej Mrozowski,<br />
tłumacząc krótko, że „to się bardziej stacji<br />
opłaca”, a zmiany w TVN-ie świadczą o tym,<br />
że telewizje ogólnotematyczne zmieniają się<br />
w ogólnorozrywkowe.<br />
Z opiniami medioznawców zgadza się również<br />
publicystka Zuzanna Dąbrowska, prowadząca<br />
na UW warsztaty dziennikarskie z publicystyki<br />
politycznej. Dąbrowska, oceniając zmiany<br />
zachodzące na antenie TVN-u, wyjaśnia mechanizm<br />
tabloidyzacji mediów elektronicznych.<br />
– Dokonuje się sztywny podział stacji TVN na<br />
stację komercyjną i stację informacyjną. Niestety,<br />
należy podkreślić, że język i obraz w TVN24 stają<br />
się także coraz bardziej komiksowe – nie ma<br />
wątpliwości komentatorka Programu I Polskiego<br />
Radia. Dziennikarka dodaje, że TVN nie musi<br />
mieć żadnej misji, więc nie należy się dziwić, że<br />
właściciele stacji dokonują takich zabiegów.<br />
Szukajcie, a znajdziecie<br />
Sami zainteresowani są dość oszczędni w słowach.<br />
Bogdan Rymanowski nie odbiera telefonu,<br />
a Tomasz Sekielski odrzuca wyrazy współczucia<br />
i stwierdza: „Nikt nas nie wyrzuca, będziemy w<br />
TVN24”. I chociaż mówi prawdę – nikt nikogo<br />
nie wyrzuca i nie rezygnuje z nadawania tych<br />
dwóch programów – to jednak<br />
przeniesienie „Teraz my!”<br />
i „Kawy na ławę” z TVN-u do<br />
TVN 24 kojarzy się negatywnie,<br />
a sam proces przywodzi<br />
na myśl nie „porządkowanie<br />
profili programowych kanałów”,<br />
a raczej z próbę pozbycia<br />
się w białych rękawiczkach<br />
ambitnej publicystyki.<br />
Edward Miszczak uważa,<br />
że TVN 24 oglądają widzowie,<br />
którzy szukają konkretnych<br />
programów oraz że<br />
redaktorzy Rymanowski, Sekielski<br />
i Morozowski będą do<br />
tej anteny pasować jak ulał.<br />
Zuzanna Dąbrowska zastanawia<br />
się natomiast, gdzie<br />
odbiorca ma szukać tej publicystyki,<br />
jeżeli dostęp do<br />
TVN 24 jest utrudniony<br />
Wynika z tego, że przeciętny<br />
widz TVN-u nie będzie<br />
miał możliwości zapoznania<br />
się z publicystyką polityczną,<br />
jeżeli sam jej nie będzie<br />
szukał. Wciśnięcie guzika na<br />
pilocie od telewizora nie jest<br />
specjalnym utrudnieniem.<br />
Problem może się pojawić<br />
w momencie, gdy przerzucając<br />
kolejne kanały, odbiorca<br />
nie będzie miał szansy<br />
trafić na TVN 24.<br />
DGP zmienia, DGP zwalnia<br />
ne koncerny planują przecież inwestycje na<br />
sześć czy siedem lat – zastanawia się.<br />
– „Dziennik” zostaje przejęty przez Ryszarda<br />
Pieńkowskiego [właściciel INFOR-u – przyp. red.],<br />
który wydaje się, póki co, nie traktować tego<br />
jako szansy, tylko kłopotu, z którego stara się<br />
wyjść przy pomocy rozmaitych prób i błędów.<br />
Mógł albo rozwijać posiadaną „Gazetę Prawną”<br />
jako niszowe wydawnictwo dla księgowych<br />
i prawników, albo wejść w formułę „Dziennika”.<br />
Mimo to, redaktorem naczelnym został Michał<br />
Kobosko, który nie miał pomysłu na gazetę.<br />
– Publicysta dostrzega także problem neutralności<br />
„DGP”. – Ta gazeta po prostu boi się wygłaszania<br />
opinii. Jej osądy są zbyt proste, niekiedy<br />
nawet powstrzymuje się od prezentacji własnego<br />
zdania. Można tu zauważyć stronienie od<br />
polityki, widoczne również we wcześniejszych<br />
poczynaniach INFOR-u – twierdzi.<br />
Piotr Semka nie skłania się jednak do stwierdzenia,<br />
że ostatnie zmiany mogą stanowić<br />
początek końca „DGP”. – Jeśli tak, to byłby to<br />
przykład wielkiego braku rozsądku. Fuzja przecież<br />
ani nie poprawiła pozycji „Gazety Prawnej”,<br />
ani nie uratowała „Dziennika”. Trudno powiedzieć<br />
także o poprawieniu wizerunku INFOR-u<br />
– rozważa. – Czy Pieńkowski z tego wyjdzie Ma<br />
opinię zręcznego gracza. Mocny punkt obecnej<br />
sytuacji „DGP” stanowi także nowy naczelny,<br />
Tomasz Wróblewski. Jaki jednak będzie finał<br />
– trudno orzec – kończy publicysta „Rzeczpospolitej”.<br />
Magda Jethon:<br />
Kto ma media,<br />
ten przegrywa<br />
Magdalena Karst-Adamczyk<br />
W moim rodzinnym domu słuchało się radia.<br />
Czarna, nieduża skrzynka marki Pionier, grała<br />
niemal bez przerw. Słuchałam i nie mogłam<br />
uwierzyć, jak ci wszyscy ludzie tam się mieszczą.<br />
Kiedyś, pod nieobecność rodziców, wzięłam<br />
śrubokręt, odwróciłam radioodbiornik<br />
i próbowałam zajrzeć do wnętrza. Przyłapał<br />
mnie ojciec, przekonywał, że tam nikogo nie<br />
ma. Ja i tak wiedziałam swoje. Wtedy zaczęłam<br />
marzyć o tym, by dostać się do środka.<br />
Rodzice słuchali głównie Wolnej Europy,<br />
świszczącej i bulgoczącej. Któregoś razu<br />
mama oznajmiła, że powstał nowy program.<br />
Na początku łapaliśmy go na falach krótkich.<br />
Kiedy w latach 70-tych rodzice kupili radio<br />
z UKF-em, wreszcie mogliśmy słuchać Trójki<br />
normalnie.<br />
Od dzieciństwa walczyły we mnie skrajności.<br />
W połowie podstawówki ujawniły się<br />
moje zdolności matematyczne – „lewą nogą”,<br />
bez specjalnego wysiłku, zaczęłam wygrywać<br />
olimpiady. Ale to nie były umiejętności,<br />
o jakich marzyłam. Chciałam być humanistką,<br />
tak jak moja mama, jak rodzeństwo. Na<br />
szczęście miałam też zdolności plastyczne.<br />
Na przekór wszystkim, a przede wszystkim<br />
własnym talentom matematycznym, wybrałam<br />
liceum plastyczne. Na początku koledzy<br />
traktowali mnie z góry - ścisły umysł to było<br />
coś gorszego, liczyli się tylko artyści. Ale wiele<br />
tej szkole zawdzięczam. Tam nauczono mnie<br />
pogardy dla banału. Tam dowiedziałam się,<br />
że dobrze jest nieraz wywrócić coś do góry<br />
nogami. Taka umiejętność i w radiu czasem<br />
się przydaje.<br />
Kiedy nie dostałam się na malarstwo,<br />
studia matematyczne wybrałam z konieczności.<br />
Jako prymuska z natury, wiedziałam,<br />
że muszę zdobyć jakiś dyplom, a ta nieszczęsna<br />
matematyka była najprostszym rozwiązaniem.<br />
Skrajności wciąż we mnie walczyły,<br />
wędrowałam po uczelniach.<br />
Swoje miejsce znalazłam dopiero w 1977 r.,<br />
kiedy trafiłam do Trójki. A Trójka tamtego<br />
okresu to było radio wielkich osobowości:<br />
Adama Kreczmara, Jonasza Kofty, Jacka Janczarskiego,<br />
Maćka Zembatego, Jurka Markuszewskiego.<br />
Znalezienie się w takim gronie<br />
było spełnieniem marzeń. Ale też pułapką: co<br />
mogę robić pośród nich Wielkość tych ludzi<br />
mnie przytłoczyła. Dopiero kiedy nastał stan<br />
wojenny i gdy z częścią z nich zostałam negatywnie<br />
zweryfikowana (powodem była m.in.<br />
moja audycja o propagandzie politycznej),<br />
poczułam rodzaj jedności. Ta banicja pozwoliła<br />
mi się z wieloma wielkimi wyrzuconymi<br />
identyfikować. Satysfakcja była chwilowa. Na<br />
wiele lat znalazłam się bez stałej pracy. Kupiłam<br />
maszynę dziewiarską, zarabiałam, szyjąc<br />
i malując. To nie był dla mnie dobry czas, ani<br />
zawodowo, ani w życiu osobistym.<br />
Cztery lata spędzone w Trójce przed stanem<br />
wojennym było jak przerwany rozbieg.<br />
Po pół roku robienia drobiazgów zaczęłam<br />
przygotowywać własne audycje. Penetrowałam<br />
głównie obszary kultury i sztuki, czułam,<br />
że są to dziedziny, w których mogę coś<br />
powiedzieć. Zrobiłam m.in. audycję o wspaniałym<br />
wrocławskim artyście Eugeniuszu Gecie-Stankiewiczu,<br />
wówczas autorze wystawy<br />
„O czerwonym”. Stankiewicz lubił prowokację,<br />
więc w wywiadzie ze mną powiedział:<br />
„Nie rozumiem, dlaczego wszyscy krytykują<br />
czerwony, czerwonego, tymczasem<br />
o czerwone trzeba dbać, trzeba je karmić,<br />
podlewać i ulepszać. Ja o to dbam”. Cenzura<br />
oczywiście ingerowała, ale materiał poszedł.<br />
Pamiętam jego fragment: Ja robię złe rzeczy<br />
– mówi Stankiewicz. – Moi koledzy robią dobre<br />
rzeczy, bo są utalentowani, a ja muszę robić<br />
złe, muszę poruszać się w szumowinach.<br />
Ale gdyby wszyscy robili dobrze, to by się<br />
tym dobrem obsrało. (śmiech)<br />
Kiedy po ośmioletniej przerwie pod koniec<br />
lat osiemdziesiątych wróciłam do Trójki,<br />
zastałam zupełnie inne radio. Między innymi<br />
rozmowy telefoniczne na antenie już nie<br />
były jak dawniej wypuszczane z kilkusekundowym<br />
poślizgiem, który pozwalał zatrzymać<br />
„niepożądane” treści. Teraz trzeba było<br />
się pozbyć wielu przyzwyczajeń, nawet nie<br />
tych związanych z rzemiosłem dziennikarskim,<br />
ale takich ludzkich, które wpoiła w nas<br />
dawna epoka. Taki przykład: przed świętami<br />
Bożego Narodzenia ’89 ktoś rzucił hasło, by<br />
zrobić wywiad z premierem Tadeuszem Mazowieckim.<br />
Dyrektor wskazał na mnie jako<br />
osobę z „właściwą przeszłością”. Wszyscy<br />
wiedzieliśmy, że w PRL-u dziennikarz chcący<br />
dostać się tak wysoko, był sprawdzany do kilku<br />
pokoleń wstecz. Zadzwoniłam do URM-u<br />
i gdy tylko powiedziałam w jakiej sprawie, zaczęłam<br />
się tłumaczyć: że w stanie wojennym<br />
byłam negatywnie zweryfikowana, że pochodzę<br />
z rodziny z tradycjami wolnościowymi,<br />
że w czasach stalinowskich mój ojciec siedział<br />
dwa lata w więzieniu… W odpowiedzi<br />
miły głos zaczął mi tłumaczyć, że to nie jest<br />
ważne, że oni chcąc zerwać z przeszłością,<br />
nie mogą postępować jak poprzednicy, że jeżeli<br />
jestem dziennikarką i dzwonię z ciekawą<br />
propozycją, spotkanie z premierem zostanie<br />
umożliwione. Bardzo się zawstydziłam.<br />
Wywiad z Mazowieckim był początkiem<br />
mojego romansu z polityką. Zaczęłam robić<br />
półprywatne rozmowy z politykami, m.in.<br />
z Kuroniem (moje pytanie: czy kobiety są<br />
motorem pańskich działań jego odpowiedź:<br />
oczywiście, robiliśmy rewolucję, żeby dziewczyny<br />
parzyły nam herbatę i patrzyły na nas<br />
z podziwem), z Wałęsą, z Bieleckim. Lubiłam<br />
tę robotę, ale zostałam od niej odsunięta.<br />
Wyeliminowały mnie koleżanki bardziej drapieżne,<br />
bezwzględne. Byłam załamana, nie<br />
widziałam siebie poza polityką. Gdy zaczęłam<br />
do swoich audycji zapraszać artystów,<br />
wybierałam tych zaangażowanych, politycznie<br />
określonych:<br />
Andrzeja Wajdę,<br />
Krystynę Jandę,<br />
Gustawa Holoubka.<br />
Dziś wiem, że<br />
dobrze się stało.<br />
Nie potrafię być<br />
agresywna, powiedzieć<br />
w oczy:<br />
Pan jest złodziejem!<br />
Jak panu nie wstyd Polityka wymaga<br />
bezczelności, brutalności. Ja taka nie jestem.<br />
Pomysł na cykl „Pani Magdo, pani pierwszej<br />
to powiem…”, który wszyscy nazywają<br />
moim tzw. sukcesem, rodził się etapami.<br />
Zaczęło się od tego, że Marek Wałkuski zaproponował<br />
mi trzy minuty w „Poranku”<br />
przeznaczone na miniwywiad. O czym można<br />
przez trzy minuty Wpadłam na pomysł<br />
zadawania pytań kompletnie od czapy, ale<br />
szybko zrozumiałam, że to nie będzie takie<br />
proste, nie każdy na głupie pytanie udzieli<br />
fajnej odpowiedzi. Jeśli ma się udać, muszę<br />
przygotować 50 pytań i wybierać najciekawsze<br />
anegdoty. Poszłam z tym do ówczesnego<br />
dyrektora, Piotrka Kaczkowskiego, a Piotrek<br />
na poczekaniu wymyślił tytuł. Pomyślałam:<br />
wykluczone, niby dlaczego mnie pierwszej<br />
mają mówić, chyba zwariował. A on odparł,<br />
że jakby ktoś się czepiał, to mam powiedzieć,<br />
że to idiota-dyrektor wymyślił. I wtedy narodził<br />
się pomysł opowieści z puentą. Najpierw<br />
ruszyłam do artystów, którzy znali mnie<br />
z poważniejszych rzeczy. Nie chwaliłam się<br />
tytułem cyklu, wstydziłam się. Pomysł okazał<br />
się samograjem. Po 3-4 miesiącach ludzie<br />
sami zaczęli do mnie dzwonić z fajnymi opowiastkami.<br />
To jest paradoks – robiłam tyle<br />
wartościowych rzeczy, o których ludzie nie<br />
mają pojęcia, a wszyscy kojarzą mnie z tym<br />
cyklem. Mój wkład, wysiłek intelektualny był<br />
tam naprawdę znikomy.<br />
A zdarzało mi się robić wartościowe rzeczy<br />
także poza radiem. Niewiele osób wie, że<br />
kontrowersyjna wypowiedź Tomasza Lisa, za<br />
którą wyleciał z TVN-u, w której nie wykluczył<br />
kandydowania w wyborach prezydenckich,<br />
padła w moim wywiadzie, który ukazał się w<br />
nieistniejącym już pisemku „Marie Claire”. Do<br />
tej samej gazety zrobiłam wywiad z Krzysiem<br />
Majchrzakiem. W tym samym czasie aktor<br />
udzielił wywiadu także „Dużemu Formatowi”.<br />
Krzysiek skomentował po wszystkim:<br />
szkoda, że nie jest na odwrót, że to nie twój<br />
wywiad ukazał się w DF.<br />
Nie jestem z zawodu dyrektorem! Nie zostałabym<br />
dyrektorem Opery Narodowej, bo<br />
nie mam pojęcia o operze, nie poszłabym też<br />
na dyrektora cyrku, ani fabryki gwoździ. Nie<br />
podejmuję się robienia rzeczy, na których<br />
się nie znam. Zostałam dyrektorem Trójki, bo<br />
znam się na Trójce, bo Trójka mnie obchodzi<br />
i jest moim radiem. Weszłam w to nie bez<br />
dziennikarstwo | Gdzie się zaczęłam<br />
obaw. Wiem, że szukano kogoś, kto udźwignie<br />
hałas po odwołaniu Skowrońskiego. Postawiono<br />
na mnie jako osobę, którą zaakceptuje<br />
zespół. Nikt wtedy nie miał pojęcia, że<br />
mogę się przydać do czegoś więcej, bo nikt<br />
nie wiedział, że dzięki matematyce udźwignę<br />
finanse. Kiedy moje zwolnienie wisiało w powietrzu,<br />
wiele osób z redakcji przyznało, że<br />
nie było pewne, czy podołam, bo kojarzyło<br />
mnie bardziej z szaleństwem niż z dyscypliną<br />
księgowej. Zaskoczyło ich moje zamiłowanie<br />
do porządku, to, że nie uprawiam kreatywnej<br />
księgowości. Przejęłam Trójkę zrujnowaną<br />
finansowo. Zaczęłam od tego, że założyłam<br />
w komputerze dokument, w którym umieściłam<br />
wszystkie pozycje antenowe i wszystkich<br />
ludzi. Liczyłam, ile wydajemy dziennie,<br />
tygodniowo, miesięcznie. Zaczęłam kalkulować,<br />
jak obcięcie honorarium o 5 zł tej czy innej<br />
osobie odbije się na budżecie Programu<br />
w skali roku. Myślę, że sprawdziłam się w roli<br />
dyrektora, przyprowadziłam do radia sporo<br />
pieniędzy – nie tylko z publicznej zbiórki.<br />
Wzrosła też znacznie słuchalność. Odchodziłam<br />
z podniesioną głową, bez wstydu. Ale<br />
z żalem.<br />
Moje odwołanie ruszyło lawinę. Najpierw<br />
protest dziennikarzy Trójki, potem innych<br />
dziennikarzy, w końcu słuchaczy. Nie oczekiwałam<br />
takiego poparcia, nie przewidziałam<br />
jego skali. Uznanie współpracowników,<br />
wsparcie z ich strony - to mój największy zawodowy<br />
sukces.<br />
Marzy mi się, by Trójka i wszystkie media<br />
publiczne w Polsce zostały uwolnione od<br />
polityki. Pogląd, że władza w mediach publicznych<br />
zapewnia sukces wyborczy jest<br />
w dzisiejszej rzeczywistości zupełnie nieprawdziwy.<br />
Od lat wiadomo, że kto ma media,<br />
ten przegrywa. Dowodzą tego kolejne<br />
wybory w Polsce.<br />
Marzy mi się, by dyrektora Trójki wybierano<br />
w drodze konkursu z przejrzystymi regułami.<br />
By decydowali nie politycy, ale grono<br />
fachowców oraz ludzie oddani Trójce. Wystartowałabym<br />
w takim konkursie. Ale mój<br />
świat by się nie zawalił, gdyby znalazł się ktoś<br />
lepszy na to miejsce. Wtedy chętnie zostałabym<br />
reporterką Redakcji Aktualności. Z zawodu<br />
jestem dziennikarką i lubię tę robotę.<br />
rys. Maria I. Szulc<br />
| 04 | | 05 |
W imię przyjaźni | temat numeru<br />
temat numeru | W imię przyjaźni<br />
Kapuściński non-fiction<br />
Niespełna trzy i pół roku po śmierci Ryszarda Kapuścińskiego nazwisko pisarza znów trafiło na czołówki gazet,<br />
publicystycznych programów, a nawet na sądową wokandę. Jednak inaczej niż w przeszłości, żywiołowej<br />
dyskusji o mistrzu nie zdominowały zachwyt i uznanie. Po publikacji „Kapuściński non fiction” autor „Cesarza”<br />
nie będzie już postacią pomnikową.<br />
W ciągu 5 dni sprzedało się 45 tys., przez miesiąc 130 tys., a do końca roku wydawca książki "Kapuściński non-fiction" przewiduje, że sprzeda się 200 tys. egzemplarzy.<br />
Tomasz Betka<br />
współpraca: Aleksandra Siemiradzka,<br />
Dominika Jędrzejczyk, Magdalena<br />
Wasyłeczko, Elżbieta Wójcik, Agata<br />
Żurawska<br />
Warszawa, Muzeum Sztuki Nowoczesnej, 16<br />
marca 2010. Nie ma szans, aby na sali znaleźć<br />
wolne miejsce. Kilkaset osób siedzi, stoi,<br />
część nie może nawet dostać się do środka.<br />
Każdy chce to usłyszeć i zobaczyć, choć<br />
pewnie każdy coś innego. Co on właściwie<br />
napisał Zdradził mistrza czy po prostu<br />
lepiej go poznał Kim jest ten Domosławski<br />
Ale przede wszystkim - kim był Kapuściński<br />
Co naprawdę pisał<br />
Bardzo dawno żadna książka nie wywołała<br />
w Polsce takiej burzy, jak „Kapuściński<br />
non-fiction”. Część środowiska zarzuciła<br />
Domosławskiemu tabloidowe naruszenie<br />
godności żyjących i judaszową robotę, część<br />
oskarżyła jego krytyków o ograniczoną<br />
percepcję intelektualną i nieumiejętność<br />
czytania. Ponad miesiąc trwał spór o to czy<br />
autor biografii zasługuje na ostracyzm czy<br />
raczej wyniesienie na piedestał. Czy publikacja<br />
„Kapuściński non fiction” rzeczywiście<br />
była wydarzeniem, które powinno rozpalić<br />
do białości opinię publiczną<br />
Czczono nie tego bożka<br />
Agata Tuszyńska, prozaiczka i reportażystka,<br />
autorka biografii Ireny Krzywickiej i Marii<br />
Wisnowskiej, uważa biografię Kapuścińskiego<br />
za nadużycie i próbę demaskacji mistrza<br />
reportażu. – W pisarstwie biograficznym nie<br />
wolno przyjmować z góry założonej tezy.<br />
Dla biografa najważniejsze powinno być zrozumienie<br />
swojego bohatera, a nie jego wyszydzenie.<br />
Kapuściński był przede wszystkim<br />
pisarzem i reportażystą. Tymczasem<br />
Domosławski literaturze Kapuścińskiego<br />
poświęca w książce najmniej miejsca. Autor<br />
woli wyruszyć w podróż śladami swojego<br />
mistrza, aby zweryfikować jego prawdomówność<br />
– argumentuje Tuszyńska. Pisarka<br />
ma również za złe Domosławskiemu, że co<br />
kilka stron narzuca czytelnikom określoną<br />
interpretację opisywanych wydarzeń. Najczęściej<br />
niekorzystną dla bohatera biografii.<br />
Skrajnie odmienny punkt widzenia<br />
prezentuje Roman Kurkiewicz, publicysta<br />
„Przekroju” i radia TOK FM, który nie ma<br />
żadnych wątpliwości, że książka Artura<br />
Domosławskiego jest walką i to o coś absolutnie<br />
podstawowego. – To walka właśnie o<br />
to, aby zrozumieć Ryszarda Kapuścińskiego.<br />
Żeby potraktować poważnie to, co robił, co<br />
pisał przez całe życie. Tę walkę podejmuje<br />
Domosławski, co oczywiście budzi wściekłość,<br />
ponieważ jest to typ postawy, będącej<br />
w naszym kraju w kompletnym odwrocie<br />
– przekonuje Kurkiewicz. W jego opinii<br />
„Kapuściński non fiction” to książka bardzo<br />
ważna politycznie, napisana przez politycznego<br />
autora i opowiadająca o człowieku,<br />
który do samego końca miał bardzo wyraźne<br />
poglądy polityczne. – Wielu czytelników<br />
Kapuścińskiego w ogóle nie rozumiało, co<br />
on mówił. Nie mieściło im się w głowach,<br />
że Kapuściński był lewicowcem i z tego<br />
wynikała jego życiowa droga. W tym sensie<br />
Domosławski przywrócił Kapuścińskiego<br />
lewicowej tradycji inteligenckiej – tłumaczy<br />
felietonista „Przekroju”. Dodaje też,<br />
że proweniencja polityczna reportera jest<br />
obrazą w katolickiej Polsce, bo wychodzi na<br />
jaw, że czczono nie tego bożka. A przecież<br />
polityczne książki Kapuścińskiego pokazują<br />
problemy, o których mówi się do dzisiaj.<br />
Walka mistrza<br />
Czy faktycznie powinniśmy czytać książki<br />
Kapuścińskiego przede wszystkim przez<br />
pryzmat orientacji polityczne autora<br />
– Trudno powiedzieć, czy przede wszystkim.<br />
Na pewno wejście również w tę sferę<br />
jego pisarstwa umożliwi lepsze poznanie<br />
Kapuścińskiego. W tych książkach jest<br />
element polityczności, choć chyba bardziej<br />
światopoglądu autora – obecna jest w nich<br />
fot. Ewelina Petryka<br />
silna lewicowość, empatia wobec słabszych<br />
i biedniejszych, niechęć do imperializmu we<br />
wszystkich jego postaciach - zauważa historyk<br />
i publicysta „Polityki”, Wiesław Władyka.<br />
Opowiada także o tym, że w wywiadach,<br />
a zwłaszcza w prywatnych rozmowach,<br />
Kapuściński jeszcze mocniej akcentował<br />
swój sposób patrzenia na świat. – Mówił<br />
wyraźnie: biały człowiek nie rozumie ludzi<br />
z odmiennych kręgów cywilizacyjnych,<br />
narzuca innym swoją kulturę. Kapuściński<br />
był wściekły, że po 2001 roku Północ<br />
zaatakowała Południe, bo przecież islam<br />
jest o wiele bardziej złożony niż się Europie i<br />
Stanom Zjednoczonym wydaje - wspomina<br />
Władyka. Jednym zdaniem – autor „Cesarza”<br />
miał w sobie wyraźnie określony system<br />
wartości, który w książce Domosławskiego<br />
został wyeksponowany.<br />
Ale w ocenie Jacka Żakowskiego, innego<br />
komentatora „Polityki”, uważni czytelnicy<br />
Kapuścińskiego wcale nie musieli czekać na<br />
biografię mistrza reportażu, żeby poznać<br />
akurat tę warstwę jego osobowości. – Jeśli<br />
jakiś czytelnik Kapuścińskiego zdziwił się, że<br />
autor „Cesarza” miał lewicowe poglądy, to<br />
nie najlepiej świadczy o inteligencji takiego<br />
czytelnika. Przecież „Chrystus z karabinem<br />
na ramieniu” czy „Jeszcze jeden dzień życia”<br />
nie pozostawiają cienia wątpliwości, po której<br />
stronie bije serce autora – wyjaśnia Żakowski.<br />
Czy lewicowość Kapuścińskiego miała<br />
wpływ na podjęcie przez niego decyzji<br />
współpracy z PRL-owskim wywiadem –<br />
Kapuściński przekazywał informacje, pisał<br />
raporty, bo sytuację, w której obywatel<br />
dzielił się ze swoim państwem posiadaną<br />
wiedzą, uważał za naturalną. On nie był<br />
Jamesem Bondem czy Indianą Jonesem. Był<br />
dziennikarzem, który zdobywał informacje,<br />
również te zbędne dla mediów - nudne, monotonne<br />
– ale przydatne dla służb państwa.<br />
Kapuściński nie biegał na froncie z radiostacją,<br />
nie był zwiadowcą jak generał Jaruzelski<br />
– przekonuje publicysta „Polityki”<br />
Pod tym względem inaczej ocenia Kapuścińskiego<br />
komentator „Polski The Times”,<br />
Piotr Zaremba. Publicysta nie zgadza się, że<br />
współpraca z systemem była w PRL-u czymś<br />
naturalnym. – Kapuściński był w komunizm<br />
zaangażowany ideologicznie. Podczas walk w<br />
Angoli wziął do ręki broń i strzelał, a jak ktoś<br />
strzela, przestaje być dziennikarzem - ocenia<br />
Zaremba i dodaje, że autor „Cesarza” starał<br />
się budować na świecie komunizm. Czyżby<br />
Roman Kurkiewicz trafił w sedno – Kapuściński<br />
był „zwierzęciem politycznym” i czy my,<br />
czytając jego książki, powinniśmy brać ten<br />
aspekt życia reportażysty pod uwagę.<br />
Baśnie tysiąca i jednej nocy<br />
Nie należy mieć jednak złudzeń, że dla wielu<br />
czytelników Kapuścińskiego najważniejsze<br />
pozostaną nie jego poglądy lecz dzieła.<br />
Ich cechy to: unikalny język, niespotykana<br />
wcześniej forma i umiejętność skupienia w<br />
jednym zdaniu całej istoty nawet najbardziej<br />
złożonego zjawiska czy wydarzenia. Przed<br />
wydaniem „Kapuściński non-fiction” do<br />
tych walorów dodawano również precyzyjne<br />
opisywanie rzeczywistości i dokładne<br />
oddawanie stanu faktycznego. Tymczasem<br />
Domosławski odkrył - choć takie sygnały<br />
przebijały się w prasie zagranicznej już<br />
wcześniej - przed szerszą publicznością,<br />
że Mistrz Reportażu niektóre fragmenty<br />
swoich tekstów mocno ubarwiał, a nawet<br />
zmyślał. Jak rozumieć słowa mieszkającej w<br />
Etiopii od ponad czterdziestu lat znajomej<br />
Kapuścińskiego: „Kapuściński był uroczym<br />
człowiekiem. Ale ten to baśnie z<br />
tysiąca i jednej nocy”<br />
Jacek Żakowski ponownie odwołuje<br />
się do inteligencji czytelników i mówi, że<br />
jeśli ktoś po lekturze „Cesarza” uważał, że<br />
książka była dokładnym zapisem tego, co<br />
ludzie mówili, to taka osoba musi nad swoją<br />
przenikliwością jeszcze trochę popracować.<br />
Czy znaczy to, że problemu podkoloryzowywania<br />
w dziennikarstwie Kapuścińskiego nie<br />
było Skoro tak, dlaczego ten temat wywołał<br />
w środowisku takie emocje – Problem<br />
istnieje. W innych książkach, zwłaszcza w reportażach,<br />
czytelnik może odnieść wrażenie,<br />
że Kapuściński precyzyjnie odwzorowuje<br />
rzeczywistość - przyznaje Żakowski. Bardziej<br />
krytyczny wobec mistrza reportażu jest Igor<br />
Janke z „Rzeczpospolitej”. – Całe życie się<br />
uczyłem, że reportaży nie wolno ubarwiać.<br />
Oczywiście, można stosować formę, którą<br />
posługiwał się Kapuściński, ale wówczas<br />
trzeba powiedzieć: książka opiera się na<br />
faktach, ale pewne rzeczy są dopisane,<br />
wyolbrzymione. Tymczasem Kapuściński<br />
przekonywał, że te reportaże to czysta prawda<br />
– zauważa publicysta.<br />
Ważny aspekt w dyskusji o koloryzowaniu<br />
literatury faktu porusza inny reportażysta,<br />
Jacek Hugo-Bader. – Pamiętajmy, że pojęcie<br />
„literatura faktu” składa się z dwóch równorzędnych<br />
elementów: literatury i faktu. Ja<br />
pracuję dla gazety, piszę teksty gazetowe i<br />
nie mogę sobie pozwolić na fikcję, na którą<br />
może sobie pozwolić człowiek piszący książki.<br />
Nie ulega natomiast wątpliwości, że ludzie<br />
powinni wiedzieć, czy mają do czynienia z<br />
reportażem, czy z literaturą – zaznacza Hugo-<br />
Bader. Dziennikarz nie ma też kłopotów ze<br />
wskazaniem rozwiązania tego problemu i<br />
przywołuje przykład Wojciecha Tochmana,<br />
który w jednym ze swoich reportaży po prostu<br />
na początku napisał: „to mogło być tak i<br />
tak”. A potem opowiedział historię. Zdaniem<br />
Hugo-Badera filozofię pisania Kapuścińskiego<br />
dobrze oddają słowa wypowiedziane do<br />
zarzucającej mu fikcję przyjaciółki. „Nic nie<br />
rozumiesz. Nie po to jadę na koniec świata<br />
i nie po to piszę, żeby mi się szczegóły zgadzały”.<br />
Kapuścińskiemu zawsze chodziło o to,<br />
żeby ująć istotę sprawy.<br />
Alicja Kapuścińska matką<br />
sukcesu<br />
O co jeszcze chodziło w dyskusji o „Kapuściński<br />
non-fiction” Mocno wyolbrzymiony,<br />
zbyt mocno, został wątek dotyczący<br />
prywatnej sfery życia mistrza reportażu.<br />
Relacje Kapuścińskiego z żoną i córką są<br />
uzupełnieniem portretu bohatera, ale nie<br />
mają wpływu na jego dziennikarstwo i twórczość.<br />
A przynajmniej Domosławski tego<br />
w książce nie pokazał. Tymczasem właśnie<br />
dziennikarska część duszy Kapuścińskiego<br />
jest najbardziej interesująca. – Pojawia się<br />
pytanie, czy nie jest za wcześnie na poruszanie<br />
wątków prywatnych, gdy żyją zarówno<br />
żona, jak i druga kobieta życia Ryszarda<br />
Kapuścińskiego. To jednak bardziej problem<br />
autora biografii niż jej czytelników – uważa<br />
Piotr Zaremba.<br />
Smutna wydaje się hipoteza, że nie<br />
byłoby tak żywej debaty o „Kapuściński<br />
non-fiction”, gdyby nie postawa Alicji Kapuścińskiej<br />
i nieudana próba zablokowania publikacji.<br />
– Dla książki nie ma nic lepszego niż<br />
zabronienie jej lektury. Zarówno odmowa<br />
wydania biografii przez Znak, jak i protest<br />
Kapuścińskiej, spowodowały, że ludzie<br />
usłyszeli o tej książce. W dużym stopniu to<br />
Alicja Kapuścińska przyczyniła się do sukcesu<br />
biografii Domosławskiego - komentuje<br />
Roman Kurkiewicz.<br />
Trudno się nie zgodzić, że żona Ryszarda<br />
Kapuścińskiego pomogła w promocji tytułu<br />
„Kapuściński non-fiction”. A co zostanie z<br />
dyskusji o książce Czy była ona w ogóle<br />
potrzebna – Ta debata pokazała kompleks,<br />
na który cierpią Polacy przy opisywaniu<br />
swoich bohaterów - uważa Igor Janke i<br />
dodaje, że nie najlepiej świadczy o nas fakt,<br />
iż za wszelką cenę staramy się zachować<br />
nieskazitelność postaci, które cenimy.<br />
O tym, że dyskusja wokół biografii<br />
Kapuścińskiego była potrzebna, mówi<br />
również Piotr Zaremba, choć przyznaje, że<br />
na początku debata miała trochę patologiczny<br />
charakter. – Najpierw wypowiadali<br />
się ludzie, którzy otwarcie przyznawali,<br />
że nie czytali książki, a swoje argumenty<br />
opierali wyłącznie na plotkach i przypuszczeniach.<br />
Dużym zaskoczeniem była dla<br />
mnie na przykład wypowiedź Władysława<br />
Bartoszewskiego - nie ukrywa dziennikarz<br />
„Polski” [Bartoszewski porównał publikację<br />
„Kapuściński non-fiction” do przewodnika<br />
po domach publicznych i zapowiedział, że<br />
zastanawia się nad zerwaniem współpracy<br />
z wydającym biografię Światem Ksiązki -<br />
przyp. TB]. Przyznaje on zarazem, że później<br />
dyskusja była bardziej merytoryczna i nie<br />
toczyła się już tylko pomiędzy zwolennikami<br />
i przeciwnikami odbrązawiania portretu<br />
Kapuścińskiego.<br />
Agata Tuszyńska obawia się natomiast<br />
negatywnych skutków zainteresowania publikacją<br />
Domosławskiego. - „Kapuściński nonfiction”<br />
pokazuje młodym dziennikarzom, że<br />
w branży panuje wolna amerykanka. Młodzi<br />
ludzie chcą wiedzieć wszystko, odrzucają<br />
jakiekolwiek tabu. Boję się o polską biografistykę,<br />
jeśli ta książka ma być dla niej wzorem<br />
- nie ukrywa swoich emocji pisarka.<br />
Również Jacek Żakowski pozostaje raczej<br />
sceptyczny w ocenie efektów debaty o<br />
„Kapuściński non-fiction”, choć z zupełnie<br />
innego powodu. – Nie zmieni się nagle<br />
sposób pisania biografii w tym kraju. Kultura<br />
ma dużą bezwładność. Dyskusja o Jedwabnem<br />
nie zlikwidowała przecież polskiego antysemityzmu.<br />
Także debata o Kapuścińskim<br />
nie wyeliminuje wszystkich niejasności. Ale<br />
może przynajmniej reportaż literacki będzie<br />
przez ludzi lepiej rozumiany – zastanawia<br />
się Żakowski i podkreśla, że spór o publikację<br />
Domosławskiego będzie trwał bardzo<br />
długo, a wielu rzeczy nie da się definitywnie<br />
rozstrzygnąć. Bo niejasność jest elementem<br />
każdej sztuki.<br />
Nowa jakość polskich kłótni<br />
Roman Kurkiewicz dodaje jeszcze, że Domosławski<br />
po raz kolejny ujawnił głębokie<br />
podziały w polskim społeczeństwie. Ale tym<br />
razem dało to pozytywny efekt. - Przekonaliśmy<br />
się, kto ma odwagę myśleć, zadawać<br />
pytania, podważać dominujący obraz<br />
rzeczywistości. Im więcej osób będzie pluć<br />
na tę książkę, tym lepiej, bo więcej ludzi ją<br />
reklama<br />
przeczyta. „Kapuściński non fiction” zamyka<br />
dwudziestoletni okres marazmu i przywraca<br />
polityczność. Polityczność w sensie pozytywnym,<br />
polityczność, której nie znajdziemy<br />
w Sejmie – podsumowuje Kurkiewicz.<br />
W ostatnich latach życia Ryszard Kapuściński<br />
był postacią cenioną na całym świecie i –<br />
jak opisuje Domosławski – w jakimś sensie<br />
z reportażysty, pisarza, przeobraził się w<br />
myśliciela. – Trudno wytłumaczyć, dlaczego<br />
człowiek o tak olbrzymim autorytecie<br />
prawie nigdy nie wypowiadał się publicznie<br />
na ważne dla kraju i świata problemy. A po<br />
1989 r. działo się przecież mnóstwo - wspomina<br />
Wiesław Władyka. Kapuściński był na<br />
przykład wręcz przerażony ideologią IV RP,<br />
a wielu przyjaciół prosiło go, aby pokazał to<br />
opinii publicznej, w jakiś sposób to skomentował.<br />
Bez skutku.<br />
Co Kapuściński napisałby dzisiaj Podobno<br />
źle znosił krytykę. Wpadał we wściekłość,<br />
gdy ktoś próbował mu grzebać w życiorysie.<br />
Bardzo możliwe, że gdyby żył, już nigdy nie<br />
podałby Domosławskiemu ręki. Takich odruchów<br />
nie powinni mieć czytelnicy Kapuścińskiego.<br />
Bo dzięki „Kapuściński non-fiction”<br />
lepiej poznali swojego Mistrza, a opisywane<br />
przez Domosławskiego słabości bohatera<br />
nie zmieniają faktu, że Kapuściński tworzył<br />
świetne reportaże. Kim był Reportażystą<br />
czy może bardziej pisarzem Nie ma prostej<br />
odpowiedzi, ale jeszcze kilka miesięcy<br />
wcześniej nikt by takiego pytania nawet nie<br />
zadał. Wygląda na to, że debata o „Kapuściński<br />
non-fiction” jednak coś zmieniła.<br />
Może w przyszłości Polacy nie będą się już<br />
kłócić wyłącznie o „agenta Bolka” i „dziadka<br />
z Wehrmachtu” A książki wywołujące żywe<br />
i skrajne reakcje odbiorców będą się ukazywać<br />
częściej niż raz na kilkanaście lat.<br />
Mimo wielokrotnych próśb autorów<br />
tekstu, Artur Domosławski odmówił<br />
komentarza dla czytelników „<strong>PDF</strong>”.<br />
| 06 |<br />
| 07 |
Puls redakcji | dziennikarstwo<br />
K co i jak<br />
Ukryta przy centrum handlowym kameralna redakcja<br />
magazynu. Charyzmatyczny redaktor naczelny, wizje<br />
dorównują intuicji. „Lans” na „anty-lans”, mieszanka<br />
awangardy i punkrocka, a ponadto „szatańsko”<br />
niska cena. „K Mag” wyznacza trendy, stoi na straży<br />
najwyższej artystycznej jakości, obnosi się ze swoim<br />
subiektywizmem. Pochwali i skrytykuje, a przede<br />
wszystkim nigdy nie przeoczy tego, co ciekawe.<br />
fot. Mateusz Żaboklicki<br />
Akademia<br />
fotoreportaZu<br />
w plenerze - lipiec 2010<br />
Marcin Kasprzak,<br />
Patryk Juchniewicz<br />
Kultura przez duże K<br />
K jak kultura, k jak kobieta, k jak kino, k jak<br />
kamasutra, k jak kumpel, k jak klub, k jak<br />
kokaina. K jak „K Mag”. Odważna wyliczanka<br />
pojawiła się w pierwszym numerze pisma<br />
w styczniu 2009. Mikołaj Komar, redaktor<br />
naczelny, stwierdzał wtedy, że powstał magazyn<br />
o „sztuce kulturalnej”, który w subiektywny<br />
sposób zwraca uwagę na to, co dobre<br />
i warte uwagi - na nieodkryte talenty, na<br />
promowanie zarówno bohaterów materiałów,<br />
jak też ich autorów. „K Mag” miał w założeniu<br />
trafić do osób, które znudzone są tymi<br />
samymi twarzami na okładkach kolorowych<br />
tygodników oraz aktorami, którzy zamiast w<br />
filmach, występują w tanecznych show.<br />
W pogoni za białym królikiem<br />
Minął rok. W salonach prasowych z piętnastego<br />
numeru czasopisma spoglądała modelka<br />
ucharakteryzowana na Alicję z Krainy<br />
Czarów. No tak, w końcu marzec stał pod<br />
znakiem filmu Tima Burtona. Jednak wbrew<br />
innym pismom, „K Mag” nie koncentruje się<br />
na opisie obrazu amerykańskiego twórcy,<br />
ale na inspirowanych filmem rozmowach<br />
i refleksjach o marzeniach, fascynacjach i<br />
halucynacjach w sztuce i kulturze. W efekcie<br />
więcej miejsca poświęcono książce Lewisa<br />
Carolla oraz kulturowym kontekstom niż<br />
filmowej adaptacji.<br />
W każdym numerze temat przewodni<br />
jest punktem wyjścia, który ma zachęcić<br />
do dyskusji. – „K Mag” wydaje się magazynem<br />
idealnym dla tych, którzy chcą czegoś<br />
się dowiedzieć, do czegoś dążyć i siebie<br />
ukształtować – twierdzi Mikołaj Komar.<br />
Zaznacza przy tym, że nie zależy mu na<br />
newsach, ale ogólnym przedstawieniu<br />
reklama<br />
tematu w celu pobudzenia wyobraźni<br />
czytelnika. Dlatego obok rozbudowanych<br />
tekstów kolejne wydania zawierają liczne<br />
oryginalne sesje zdjęciowe (np. po wywiadzie<br />
z Janem Nowickim jest sesja stylizowana<br />
na „młodego Janka”), często kobiece akty<br />
(redakcja nie wstydzi się piękna), a tytuły<br />
kolejnych numerów zaczerpnięte są zwykle<br />
z kultowych filmów, stąd takie nazwy, jak<br />
„Absolwent”, „Porozmawiajmy o kobietach”,<br />
„Piękność dnia” albo „Dirty Dancing”.<br />
K jak Komar<br />
Mikołaj Komar, redaktor naczelny „K Mag”,<br />
jest jednym z jego pomysłodawców.<br />
Tworzone przez niego pismo jest efektem<br />
doświadczeń zdobytych przy redagowaniu<br />
poprzednich magazynów – z „Dosdedos”<br />
o subkulturze skejtów zaczerpnął nieco<br />
awangardową formę, z „Fluidu” nacisk na<br />
kulturę, a z modowego „A4” rozbudowane<br />
sesje zdjęciowe. Jak sam mówi: - Dojrzałem<br />
do tego, żeby stworzyć magazyn stricte o<br />
kulturze. W dobie Internetu, który jest tak<br />
naprawdę jednym wielkim bałaganem,<br />
chcemy wybierać to, co dobre, subiektywnie<br />
i w oparciu o opinie wiele autorytetów, które<br />
z nami współpracują.<br />
Redakcja znajduje się w budynku<br />
centrum handlowego. Pracuje w niej około<br />
dwudziestu pięciu osób. Naczelny przyznaje,<br />
że nieistotny jest dla niego papierek<br />
ukończenia studiów, ale przede wszystkim<br />
chęci i zapał do pracy. W stopce redakcyjnej<br />
są m.in. absolwenci Akademii Sztuk<br />
Pięknych lub kulturoznawstwa. Ponadto do<br />
stałych współpracowników należą znany<br />
z „Przekroju” Max Suski, kurator sztuki<br />
Stach Szabłowski, scenarzysta Przemysław<br />
Nowakowski (autor scenariuszy „Katynia”<br />
i „Boiska bezdomnych”), projektant mody<br />
Jerzy Antkowiak czy Rafał Bryndal, który<br />
jak zawsze ironicznie i z dystansem opisuje<br />
rzeczywistość. Dyrektorem kreatywnym jest<br />
Monika Zawadzki, znana artystka.<br />
Niszowy, ale nie elitarny<br />
Miesięcznik jest wydawany w nakładzie około<br />
45 tysięcy egzemplarzy, z czego znaczna<br />
część jest przeznaczona do zamkniętej<br />
dystrybucji w klubach, kawiarniach, SPA czy<br />
hotelach (pewnie dlatego ważniejsze teksty<br />
są tłumaczone również na język angielski).<br />
<strong>Pismo</strong> ma charakter niszowy, ale nie elitarny.<br />
– Jeżeli cała Polska czytałaby „K Mag”, byłoby<br />
nudno – przewrotnie stwierdza Komar,<br />
jednakże broni się przed tezą, że jest to magazyn<br />
dla elit. Choć naczelny ma doświadczenie<br />
w organizowaniu imprez dla grona<br />
artystycznego lub biznesowego, eventy pod<br />
szyldem „K Mag” mają być po prostu... dla<br />
ludzi. Wśród czytelników są osoby młode<br />
między 21 a 35 rokiem życia (przy czym górna<br />
granica nie jest już tak oczywista), przede<br />
wszystkim zainteresowane kulturą i sztuką.<br />
Dlatego też w każdy ostatni weekend miesiąca<br />
przy zakupie dwóch biletów w Cinema<br />
City dodatkiem jest bezpłatny egzemplarz<br />
aktualnego numeru.<br />
Na tle innych czasopism nawet cena<br />
jest wyróżnikiem. Koszt 6,66 zł wydaje się<br />
„szatańsko” nieduży, zwłaszcza biorąc pod<br />
uwagę jakość papieru i objętość 120 stron.<br />
Naczelny przyznaje: – Cena jest promocyjna,<br />
natomiast ta promocja trwa już półtora roku<br />
i jest nam z tym dobrze. Każdy, kto jest w<br />
tej branży wie, że „żyje się” z reklam. Zależy<br />
nam na tym, żeby czytało nas więcej osób,<br />
dlatego egzemplarz kosztuje mniej niż piwo<br />
w pubie lub paczka papierosów.<br />
Podstawowym celem miesięcznika jest<br />
dotarcie do wszystkich, którzy mają talent<br />
i robią ciekawe rzeczy. Z tego powodu<br />
niedawno został uruchomiony portal internetowy<br />
o charakterze społecznościowym,<br />
gdzie można zaprezentować swoje prace,<br />
np. fotografie. Odzew jest spory, bo portal<br />
od początku lutego zanotował już ponad<br />
100 tysięcy wejść. - Nie jest to wirtualna<br />
wersja miesięcznika. Przeciwnie, strona jest<br />
tworzona przez internautów. Nasze hasło<br />
to: „wyszukiwarka talentów”. Fotografowie,<br />
malarze, graficy czy projektanci mody<br />
mogą założyć swój profil i pokazywać swoje<br />
prace - mówi Mikołaj Komar. Co tydzień 10<br />
najciekawszych dzieł jest promowanych, a<br />
raz w miesiącu autor najlepszego profilu dostaje<br />
zaproszenie do współpracy na łamach<br />
papierowego wydania pisma.<br />
Innym sposobem na promowanie talentów<br />
jest znak jakości „K Mag”. Logo pojawia<br />
się zarówno na imprezach klubowych, jak<br />
też artystycznych, wspierając różne filmy,<br />
muzykę, czy wydarzenia teatralne. – Ludzie<br />
wysyłają dziennie kilkanaście propozycji<br />
z informacjami o wydarzeniach, swoich<br />
inicjatywach. Wszędzie jesteśmy zapraszani,<br />
nasza marka to dla nich prestiż – stwierdza<br />
redaktor naczelny.<br />
O nas, przez nas, dla nas<br />
Hasło zapożyczone z kultowego brytyjskiego<br />
magazynu „ID” jest mottem redakcji. <strong>Pismo</strong><br />
ma wypełniać lukę na rynku prasowym<br />
w Polsce – jest niszowe, ale nie hermetyczne,<br />
a poza tym otwarte na współpracę.<br />
Opisuje kulturę nie przez pryzmat aktualnych<br />
trendów, lecz samemu stara się te<br />
trendy wyznaczać, zwracając często uwagę<br />
na wydarzenia, których nie zauważają inne<br />
czasopisma. Mikołaj Komar pół żartem, pół<br />
serio mówi: – Ja nie lubię modnych rzeczy.<br />
Wolę być antytrendowy.<br />
I faktycznie widać to w jego miesięczniku.<br />
„K Mag” pod względem merytorycznym<br />
nie ma za dużej konkurencji – jak dotąd nie<br />
było pisma, które łączyłoby teksty poważne<br />
ze stylistyką punkrockową, a kulturę popularną<br />
z awangardową. Jak pisał naczelny<br />
w pierwszym wstępniaku, miesięcznik jest<br />
odpowiedzią na czasy, w których nawet<br />
„Bond już nie podrywa kobiet, przestał pić<br />
wstrząśniętą niezmieszaną i stracił wyjątkowe<br />
poczucie humoru”.<br />
Nauczymy Cię myśleć całościowo<br />
warsztaty pod kierunkiem Andrzeja Zygmuntowicza<br />
Organizator: Partnerzy: Patronat medialny:<br />
Trójkąt bermudzki we Wrocławiu / fot. Adam Lach<br />
Szczegóły: www.fotoreportaz.org.pl<br />
tel. (22) 55 20 293, 0 502 825 492<br />
| 08 |
Polecamy | fotografia<br />
f<br />
| 10 |<br />
fotografia<br />
Konkurs Fotoblog Roku 2010<br />
Ruszyła pierwsza edycja konkursu organizowanego<br />
przez portal SwiatObrazu.pl. Pomysłodawcy<br />
stawiają sobie za cel wyłonienie najbardziej<br />
wartościowych blogów poświęconych fotografii,<br />
przez co będą mogli promować dobrą fotografię<br />
oraz jej twórców. Jak zaznaczają pomysłodawcy<br />
konkursu Fotoblog Roku 2010 jest przeznaczony<br />
dla tych, którzy nie opowiadają historii słowami,<br />
ale bez wysiłku potrafią uchwycić świat w obrazie.<br />
Szczegóły: swiatobrazu.pl/fotoblog<br />
Światowy Dzień Fotografii Otworkowej<br />
W tym roku obchodzony jest 10. Światowy<br />
Dzień Fotografii Otworkowej (Worldwide Pinhole<br />
Photography Day). Z tej okazji serwis Fotografia<br />
Otworkowa zorganizował w Cieszynie 25 kwietnia<br />
wspólne fotografowanie się, oczywiście aparatami<br />
otworkowymi. Szczegóły: fotografiaotworkowa.pl<br />
Szymon Brodziak w „The Pictures art bar cafe”<br />
W nowopowstałej kawiarni przy ul. Chmielnej <strong>26</strong><br />
w Warszawie można oglądać fotografie z portfolio<br />
Szymona Brodziaka. Autor ten wielokrotnie<br />
wyróżniany w prestiżowym konkursie International<br />
Photography Awards w latach 2007-2009<br />
jest również autorem kontrowersyjnych zdjęć do<br />
limitowanych edycji kalendarzy, m.in. Porsche<br />
2007, MediaMarkt 2009, OrlenOil 2010. Wystawę<br />
można oglądać do końca kwietnia.<br />
Warszawski Festiwal Fotografii<br />
Artystycznej 2010<br />
Tegoroczna szósta już edycja WFFA organizowana<br />
jest we współpracy z uczelniami artystycznymi i<br />
centrami fotografii w Niemczech. Wydarzenie to<br />
jest projektem międzynarodowym, promującym<br />
współczesną fotografię artystyczną, szczególnie<br />
młodych twórców. Program składa się z części<br />
konkursowej kierowanej do młodych twórców nie<br />
starszych niż 35 lat i prezentacji młodej fotografii<br />
niemieckiej. W ramach programu głównego<br />
zaprezentowane zostaną: wystawy wybitnych niemieckich<br />
oraz znanych polskich artystów, odbędzie<br />
się również cyklu spotkań i wykładów. Wystawa<br />
pokonkursowa prezentowana jest w Galeriii Spokojna<br />
ASP przy ul. Spokojnej 15 w Warszawie.<br />
„Czarne morze betonu” Rafała Milacha<br />
W warszawskiej Yours Gallery (Krakowskie Przedmieście<br />
33) od 19 marca można oglądać wystawę<br />
Rafała Milacha, która prezentuje nagrodzony w<br />
konkursie Pictures of the Year International materiał<br />
„Czarne morze betonu”. Pracę jednego z najzdolniejszych<br />
współczesnych fotografów poświęcone są<br />
Ukrainie. Wystawę potrwa do 30 kwietnia.<br />
reklama<br />
Dmuchawce, latawce… aparat<br />
Zdjęcia lotnicze to kosztowna przygoda.<br />
Wie o tym każdy, kto spróbował<br />
choć raz wynająć awionetkę lub<br />
helikopter. Jest jednak sposób, aby<br />
uzyskać podobny (a nawet lepszy)<br />
efekt za mniejsze pieniądze.<br />
Krystian Szczęsny<br />
Są książki o fotografii, których nie<br />
można zaliczyć do albumów, nie są też<br />
poradnikami, ani nie traktują wyłącznie<br />
o teorii fotografii. Taką publikacją<br />
jest bez wątpienia „Obraz utajony”<br />
Marianny Michałowskiej.<br />
To refleksyjna opowieść o fotografii, w którą<br />
wpleciono część każdego z wymienionych elementów.<br />
Autorka jest adiunktem w Instytucie<br />
Kulturoznawstwa na Uniwersytecie im. Adama<br />
Mickiewicza w Poznaniu, absolwentką UAM oraz<br />
Studium Fotografii Profesjonalnej ASP w Poznaniu.<br />
Jest kuratorką wystaw oraz autorką realizacji<br />
wykorzystujących fotografię. Te wszystkie pola<br />
aktywności składają się na fotograficzno-kulturoznawczy<br />
sznyt, który autorka nadała każdej z<br />
napisanych przez nią 284 stron.<br />
Swoją najnowszą książkę Michałowska kieruje<br />
do wykładowców i studentów fotografii,<br />
Fotografia latawcowa to nic innego jak latawiec<br />
z zamontowanym pod nim aparatem fotograficznym.<br />
Pionierami tej dziedziny fotografii byli:<br />
Anglik Douglas Archibald, który w 1887 roku<br />
wypuścił latawiec i wykonał<br />
pierwsze w historii zdjęcie z<br />
lotu ptaka oraz George Lawrence.<br />
Wykonał on słynne zdjęcia<br />
San Francisco po trzęsieniu<br />
ziemi w 1906 r., wykorzystując<br />
właśnie latawiec.<br />
Oficjalna nazwa fotografii latawcowej<br />
to KAP (z ang. Kite<br />
Aerial Photography). Od zdjęć z<br />
helikoptera czy samolotu odróżnia<br />
ją zakres pułapów. Przy wykorzystaniu<br />
latawca wykonamy<br />
nietypowe fotografie z małych<br />
wysokości np. 5-10 metrów, ale<br />
możemy też (przy wykorzystaniu<br />
specjalnie przystosowanego<br />
sprzętu) wznieść się na wysokość<br />
nawet 600 m!<br />
Przygodę z KAP możemy zacząć od najprostszego<br />
modelu latawca, małego kompaktu i<br />
zapału. Na początku musimy zainwestować<br />
zaledwie kilkaset złotych (plus drugie tyle w<br />
kompakt), a efekty mogą przewyższyć wykorzystanie<br />
maszyn wynajmowanych za grube<br />
tysiące złotych (za godzinę!).<br />
Kilkaset złotych pochłonie głównie latawiec i<br />
stabilizator. Konstrukcje latające przystosowane<br />
dla fotografów oferuje sklep latawce.info.<br />
Znajdziemy tam także takie akcesoria jak linki,<br />
rękawice itp. Do tego przyda się system stabilizujący,<br />
na którym zawiesimy aparat. Wyczerpujące<br />
opisy budowy znajdziemy, wpisując w<br />
wyszukiwarkę hasło „KAP + RIG”. Niestety, musimy<br />
szukać na stronach angielskojęzycznych,<br />
bo w Polsce fotografia latawcowa to wciąż ciekawostka.<br />
Oczywiście, wśród<br />
entuzjastów fotografii znajdą<br />
się osoby, które nie będą<br />
chciały spędzać wielu godzin<br />
na majsterkowaniu w warsztacie.<br />
Dla nich kompletną<br />
ofertę ma holenderski sklep<br />
kapshop.com.<br />
Gdy już zmontujemy sprzęt,<br />
przychodzi czas na wykorzystanie<br />
go w terenie. Aparat podczepiamy w<br />
pewnej odległości na lince pod latawcem, aby<br />
bezpiecznie go zamontować i (po locie) zdemontować.<br />
Podczas fotografowania najważniejsza<br />
jest dobra ekspozycja. - Wiąże się z nią<br />
jedynie problem odpowiednio krótkiego czasu<br />
naświetlania, gdyż aparat podwieszony pod latawcem<br />
jest narażony na poruszenia wiatrem, a<br />
cały uchwyt jest wahadłem, więc o poruszenia<br />
bardzo łatwo – tłumaczy Jacek Kowalczyk, pasjonat<br />
fotografii latawcowej. - Należy tak dobrać<br />
parametry ekspozycji, aby dało się zastosować<br />
czas naświetlania na poziomie 1/800 - 1/1600<br />
sekundy. Oczywiście, aura musi, poza światłem,<br />
zapewnić też wiatr o odpowiedniej sile, niezbyt<br />
dużej i niezbyt małej, takiej, aby cały zestaw<br />
fotograficzny mógł zostać wywindowany na<br />
Pamięć fotografii, fotografia pamięci<br />
fotografików, ale także zaawansowanych amatorów<br />
fotografii. Autorka skupia się w niej na<br />
pamięci i fotografii, ich wzajemnym współistnieniu,<br />
wpływie i przenikaniu.<br />
Przemierzając<br />
kolejne<br />
stronice, czytelnik<br />
odbywa<br />
podróż, której<br />
celem jest zrozumienie,<br />
jak<br />
ważny dla nas i<br />
naszej ułomnej<br />
pamięci jest<br />
wynalazek fotografii.<br />
Dzięki<br />
płynnej narracji<br />
Michałowskiej,<br />
poznaje się<br />
wiele nazwisk<br />
odpowiednią wysokość – dodaje.<br />
Drugim problemem jest wyzwalanie aparatu.<br />
Musimy znaleźć kompakt, w którym będziemy<br />
mogli ustawić interwałowe wyzwalanie migawki,<br />
co pozwoli nam na kilkanaście minut lotu<br />
obfitującego w wiele pięknych zdjęć. Lepszym<br />
rozwiązaniem jest zdalne wyzwalanie aparatu<br />
z ziemi, jednak ten sposób wymaga większych<br />
nakładów finansowych na zakup specjalistycznego<br />
sterownika i sprzętu RC (takiego, jakim<br />
posługują się modelarze).<br />
Choć KAP jest dostępna dla każdego fotoamatora,<br />
musimy się liczyć z pewnymi nakładami<br />
czasu i pieniędzy. Jednak kto z nas nie chciałby<br />
pochwalić się w swoim portfolio zdjęciami lotniczymi<br />
Dzięki fotografii latawcowej możemy<br />
wykonywać fotografie, o jakich inni mogą tylko<br />
pomarzyć, może wiec warto zainwestować<br />
wolny weekend i kilkaset złotych<br />
Kilka stron, które warto odwiedzić:<br />
www.fotolatawiec.olympusclub.pl<br />
– strona Jacka Kowalczyka<br />
www.fotografialatawcowa.com<br />
– strona Andrzeja Szewczyka<br />
www.scotthaefner.com – angielskojęzyczna<br />
strona z wieloma wskazówkami o KAP<br />
młodego pokolenia fotografików, ważnych teorii<br />
i samych zdjęć a co najważniejsze – przesłań<br />
kryjących się za nimi. Autorka łączy wysublimowaną<br />
teorię z życiem w sposób zrozumiały dla<br />
każdego, a nie tylko dla teoretyków fotografii.<br />
To nie jest zwykła książka o fotografii. Wymaga<br />
od odbiorcy chwilowego zatrzymania<br />
się, zadumy i przemyślenia. Praca na pewno<br />
zainteresuje wszystkich, dla których fotografia<br />
to nie tylko reporterskie odzwierciedlanie rzeczywistości.<br />
Publikacja Michałowskiej otwiera serię wydawniczą<br />
Galerii f5 & Księgarni Fotograficznej<br />
- „Biblioteka f5”.<br />
Krystian Szczęsny<br />
Marianna Michałowska „Obraz utajony”<br />
Wydawnictwo Galeria f5<br />
& Księgarnia Fotograficzna<br />
Mirosław Kaźmierczak<br />
Dopiero co skończyła się wystawa w starej<br />
galerii ZPAF, a Magdalena Krajewska w<br />
najbliższym czasie w kolejnej galerii pokaże<br />
swoją wystawę „Archiwum, fotografie oraz<br />
instalacje 2006-2009”.<br />
Pokaż<br />
swoje<br />
fotografie<br />
Projekt pokaż swoje fotografie dobiegł<br />
końca. Dostaliśmy od was sporo dobrych<br />
fotografii, za co serdecznie dziękujemy.<br />
Publikowana praca Kasi Sawickiej jest jedną<br />
z ciekawszych prezentacji. Więcej zdjęć zostanie<br />
opublikowanych na stronie internetowej<br />
www.redakcjapdf.pl.<br />
Kasia Sawicka o swoim projekcie:<br />
Cykl „People with passion” powstał dzięki<br />
moim znajomym. To Paula i Kamil (dwójka<br />
z bohaterów) wpłynęli na charakter zdjęć.<br />
fotografia | Warsztat<br />
Z wycinków dziadka<br />
Artystka zajmuję się istotą kobiecego ciała,<br />
seksualności w kontekście współczesnego<br />
świata. Inspiracją jest dla niej przestrzeń<br />
własnego domu, oraz to, co w tej przestrzeni<br />
gromadzili jej bliscy, a w szczególności ojciec<br />
i dziadek. Stąd prace przybierają charakter<br />
dość osobisty.<br />
W prezentowanych projektach: „Penthouse”,<br />
„Bajki dla Dorosłych”, „Pokój Dziadka”<br />
i „Gazetka Dziadka”, autorka wykorzystuje<br />
wycinki z gazet pornograficznych, które kolekcjonował<br />
jej dziadek a także zdjęcia kobiet<br />
z pism erotycznych, wysyłane do redakcji<br />
przez samych czytelników. Poza tym korzysta<br />
z własnych materiałów fotograficznych oraz<br />
z przedmiotów znajdujących się w jej<br />
mieszkaniu. Bazując na tych produktach<br />
tworzy niepowtarzalne fotomontaże, kolaże<br />
oraz instalacje.<br />
„Bajki dla dorosłych” to składane książeczki,<br />
które po otworzeniu przypominają coś w<br />
rodzaju trójwymiarowych makiet. „Gazetka<br />
dziadka” przyjmuje formę typowego świerszczyka,<br />
nawiązującego w swej graficznej postaci<br />
do komiksu. „Pokój dziadka” to instalacja.<br />
Artystka buduje przestrzeń, wykorzystując<br />
stare meble i urządzenia swojego przodka.<br />
W te elementy wplata pewien motyw<br />
erotyczny poprzez odbicie zdjęć na<br />
drzwiach szafy lub na blacie stołu.<br />
„Penthouse” przyjmuje formę typowej<br />
fotografii. Autorka najpierw wycina<br />
postacie kobiet i umieszcza je w domku<br />
dla lalek, następnie fotografuje wykreowaną<br />
sytuacje.<br />
Każdy z projektów realizowany jest<br />
w inny sposób i przy użyciu różnych<br />
środków, w konsekwencji jednak prezentowany<br />
materiał wydaje się być bardzo<br />
spójny, tworzący integralną całość.<br />
Elementem spajającym jest przestrzeń<br />
domu oraz kobiece ciało. Autorka kreuje<br />
odmienny świat, a swoim bohaterom<br />
nadaje inny kontekst, inne życie.<br />
Prezentowane w ZPAF-ie projekty<br />
zatytułowano „Archiwum, fotografie<br />
oraz instalacje 2006-2009”.<br />
Warto zajrzeć na bloga artystki<br />
- wwwkrajewska.blogspot.com, gdzie<br />
możemy znaleźć nie tylko wyżej wymienione<br />
prace ale także szereg innych, nie<br />
mniej interesujących projektów.<br />
Metafory fotograficzne<br />
„Znajomość fotografii jest równie ważna jak<br />
umiejętność pisania, tak iż w przyszłości, nie tylko<br />
niepiśmienni, ale i pozbawieni umiejętności<br />
fotografowania, będą uważani za analfabetów.”<br />
Ta opinia, której autorem jest Laszlo Moholy-Nagy,<br />
pojawiła się pod koniec lat 20. XX wieku i już<br />
sama w sobie jest świadectwem jak istotną rolę<br />
odgrywała wówczas fotografia. Była kluczem to<br />
odszyfrowania współczesności.<br />
Zjawisko „analfabetyzmu fotograficznego”,<br />
przed którym przestrzegał Moholy-Nagy, o<br />
tyle nie straciło na aktualności, o ile fotografia<br />
staje się dostępna coraz większemu<br />
gronu ludzi i tym bardziej należy nauczyć się<br />
ją właściwie odczytywać. To właśnie przyświecało<br />
Berndowi Stieglerowi, autorowi 55<br />
posegregowanych alfabetycznie artykułów,<br />
tworzących swego rodzaju przewodnik po<br />
metaforycznym i niesamowicie intrygującym<br />
świecie znieruchomiałych obrazów. Stiegler<br />
dobrze poradził sobie z trudnym zadaniem i<br />
w <strong>26</strong>0-stronicowej książce zawarł najbardziej<br />
charakterystyczne tezy, pokazujące jak, wraz z<br />
postępem techniki, zmieniało się podejście do<br />
fotografii. Równolegle do fotografii kreacyjnej,<br />
nawiązującej do obrazów - tak jak portrety w<br />
malarstwie - zaczęła powstawać fotografia,<br />
która niosła treść, a nie głównie wrażenia<br />
Chciałam uwiecznić to, co<br />
oni uwielbiają najbardziej -<br />
piercing i tatto. To dzięki nim<br />
poznałam Nathaniela, który<br />
jest samym w sobie chodzącym<br />
obrazem. Nathaniel na co<br />
dzień pracował w kancelarii<br />
adwokackiej i musiał wyjmować<br />
tunele z uszu i ukrywać<br />
tatuaże - chociaż i tak jestem<br />
pełna szacunku dla jego szefa,<br />
że miał odwagę zatrudnić tak<br />
nieprzeciętną osobę na tak<br />
poważne stanowisko. Teraz Nathaniel<br />
jest w Stanach i szybko<br />
do nas nie wróci. Paula studiuje<br />
architekturę, planuje następne<br />
kolczyki i tatuaże. Kamil (aka<br />
Bordo) nadal dekoruje swoje<br />
ciało, wciąż mu mało. Zdjęcia<br />
powstały przy użyciu aparatu<br />
Mamiyi format 6x9.<br />
estetyczne. Dla Stieglera właśnie ta treść<br />
jest najistotniejsza.<br />
Książka pod względem wizualnym może<br />
nie robi zbyt dużego wrażenia - zdjęcia,<br />
choć unikatowe (często ze zbiorów<br />
własnych autora), są małe i nie zawsze<br />
dobrej jakości. Może to być również<br />
kwestią papieru, na jakim zostały<br />
wydrukowane. Zaletą jest, natomiast,<br />
przejrzystość i przystępność artykułów.<br />
Każdy z nich zaczyna się od cytatu,<br />
który jest punktem wyjścia do dalszych<br />
rozważań. Każdy też stanowi zamkniętą<br />
całość, dzięki czemu samemu można decydować<br />
o kolejności czytania. Książka<br />
zawiera dużo zaskakujących porównań<br />
i pokazuje, że “oczywiste, wcale nie jest<br />
oczywistością”.<br />
To jedna z “pozycji obowiązkowych” dla<br />
wszystkich miłośników fotografii, nie<br />
tylko dla tych, którzy ją tworzą.<br />
fot. Kasia Sawicka<br />
Paulina Myślińska<br />
„Obrazy fotografii - Album metafor<br />
fotograficznych” Bernd Stiegler<br />
Universitas, 2009
Pożegnanie | fotografia<br />
fotografia | Pożegnanie<br />
| 12 |<br />
Fotografie: Mateusz Baj<br />
| 13 |
pr<br />
PR na świecie | PR<br />
PR | case study / To PRoste<br />
public<br />
relations<br />
Era zmienia logo<br />
Polska Telefonia Cyfrowa ogłosiła konkurs<br />
na projekt modyfikacji logo sieci Era -<br />
informuje portal proto.pl. Do udziału w<br />
konkursie pt. „Logo, jak nowe” zaproszono<br />
studentów, absolwentów oraz wykładowców<br />
Akademii Sztuk Pięknych, którzy na<br />
nadesłanie prac mają czas do 30 kwietnia.<br />
Warunkiem uczestnictwa w konkursie jest<br />
zachowanie dotychczasowej kolorystyki.<br />
Aktualnie używany logotyp powstał<br />
w 1996 roku i od tamtego czasu nie był<br />
zmieniany. Główna nagroda w konkursie<br />
wynosi 16.666 zł. Laureaci zostaną wyłonieni<br />
17 maja.<br />
(źródło: proto.pl)<br />
Giżycko w internecie<br />
15 kwitnia mija termin składania ofert w<br />
przetargu na wykonanie ogólnopolskiej<br />
kampanii internetowej „Kurs na Giżycko<br />
- wróćmy nad jeziora”. Zwycięzca zajmie<br />
się między innymi tworzeniem reklam<br />
internetowych oraz przygotowaniem<br />
artykułów sponsorowanych. Kampania<br />
będzie realizowana w okresie od 17 do 31<br />
maja 2010 oraz w 2011 roku.<br />
(źródło: proto.pl)<br />
Darczyńca Roku<br />
Od 1 do 30 kwietnia na stronie internetowej<br />
dobroczyncaroku.pl trwa internetowe<br />
głosowanie o tytuł „Dobroczyńca Roku<br />
2009” - informuje proto.pl. Konkurs organizowany<br />
jest przez Akademię Rozwoju<br />
Filantropii w Polsce. Internauci wybierają<br />
laureatów w dwóch kategoriach „Współpraca<br />
firmy z organizacja pozarządową.<br />
Firma duża” oraz „Współpraca firmy z<br />
organizacją pozarządową. Mała, średnia<br />
firma”. Wyniki konkursu zostaną zaprezentowane<br />
na uroczystej Gali Finałowej,<br />
która odbędzie się <strong>26</strong> maja br. w Teatrze<br />
Kamienica w Warszawie.<br />
(źródło: proto.pl)<br />
Bruce Willis i Sobieski na nowej stronie<br />
Agencja Kore Konnektiv zaprezentowała<br />
nową stronę internetową marki Sobieski,<br />
z portfolio Grupy Belvedere - informuje<br />
PRportal.pl. To kolejny krok w umacnianiu<br />
wizerunku brandu Sobieski, związany z<br />
prowadzoną od kilku miesięcy kampanią<br />
reklamową z udziałem gwiazdora filmowego,<br />
Bruca Willisa. "Opracowując stronę<br />
sobieski.eu staraliśmy się nadać jej charakter<br />
i styl, jaki prezentuje Bruce Willis –<br />
powściągliwy, ale jednocześnie wyrazisty<br />
i zdecydowany. Taka też jest nowa strona<br />
internetowa marki Sobieski" – mówi cytowany<br />
przez portal Tomasz Więckowski,<br />
dyrektor zarządzający agencji reklamowej<br />
Kore Konnektiv. Strona będzie rozbudowywana<br />
i - jak zapowiadają autorzy - zostanie<br />
wzbogacona o elementy, które charakterystyczne<br />
są dla portalu społecznościowego.<br />
(źródło: PRportal.pl)<br />
opr. Piotr Zabiełło<br />
opr. Roksana Gowin<br />
Menedżerowie<br />
podziwiają Apple<br />
Po raz trzeci z rzędu firma Apple uplasowała<br />
się na pierwszym miejscu rankingu World’s<br />
Most Admired Companies - podaje portal<br />
CNNmoney.com. „Klienci Apple nie są zwykłymi<br />
klientami – są fanami. Cały świat wstrzymał<br />
oddech, gdy zapowiedziano wprowadzenie iPada.<br />
To jest brand management na najwyższym poziomie” - skomentował<br />
dyrektor generalny BMW Norbert Reithofer (BMW uplasowała się na 22<br />
pozycji). Na drugim miejscu rankingu znalazła się firma Google, a następnie<br />
amerykański holding Berkshire Hathaway. Warto również wspomnieć<br />
o zaskakująco wysokiej pozycji Toyoty, która pomimo licznych kłopotów<br />
związanych z wadliwymi częściami swoich samochodów, zajęła 7<br />
miejsce. W komentarzu do badania czytamy jednak, iż dane do rankingu<br />
były zbierane na przełomie jesieni i zimy 2009 roku, tj. w momencie<br />
kiedy problemy firmy dopiero się zaczynały. Ranking World’s Most<br />
Admired Companies jest publikowany co roku przez magazyn „Fortune”<br />
i odzwierciedla opinie top menedżerów świata biznesu dotyczące<br />
najsilniejszych przedsiębiorstw na rynku.<br />
Kumpel z nagrodami<br />
Źródło: www.CNNmoney.com<br />
Projekt multimedialny „Kumpel z Przeszłości. 1944 Live” został laureatem<br />
kolejnego konkursu - informuje portal proto.pl. Tym razem kampania<br />
została doceniona przez jury 23. edycji konkursu Mercury Excellence<br />
Awards, którego organizatorem jest amerykańska organizacja Mer-<br />
Comm. „Kumpel z przeszłości” to projekt stworzony we współpracy<br />
agencji San Markos i On Board, które uruchomiły na portalu społecznościowym<br />
Facebook profile dwóch fikcyjnych postaci – Sosny Dwadzieściacztery<br />
i Kostka Dwadzieściatrzy – którzy biorą udział w powstaniu<br />
warszawskim i przez 63 dni relacjonują je na bieżąco użytkownikom portalu.<br />
Akcja została wyróżniona również w konkursie Magellan Awards, w<br />
którym zajęła trzecie miejsce w kategorii Community Communications.<br />
Wpływowi<br />
PR-owcy<br />
Źródło: www.proto.pl<br />
Według badań przeprowadzonych<br />
przez Australian Centre for<br />
Independent około 50 % publikacji<br />
w prasie australijskiej jest<br />
inspirowane lub bezpośrednio<br />
kopiowane z tekstów PR-owców<br />
- napisano na portalu crikey.com.<br />
Analiza 2203 artykułów z 10 gazet<br />
trwała sześć miesięcy. Jej wyniki<br />
udowodniły, że PR-owcy mają<br />
bardzo duży wpływ na materiały<br />
publikowane w prasie. W przypadku<br />
australijskich dzienników<br />
najmniejszy odsetek publikacji<br />
napisanych pod wpływem<br />
materiałów dostarczanych przez specjalistów od wizerunku wynosił<br />
42 % i został zanotowany w dzienniku „The Sydney Morning Herald”. Z<br />
kolei największej liczby publikacji badacze doszukali się w australijskim<br />
„The Daily Telegraph”, w którym 70 % materiałów było ściśle powiązane<br />
działaniami PR-owców.<br />
Źródło: www.crikey.com<br />
Twitter liderem wśród korporacji<br />
Wyniki badania „Fortune Global 100 Social Media Study” potwierdzają, że<br />
odsetek firm wykorzystujących do komunikacji portale społecznościowe<br />
stale rośnie. Agencja Burson-Marsteller poddała analizie działania w mediach<br />
społecznościowych 100 największych firm z listy Fortune 500. Jak wynika z<br />
przeprowadzonych badań, aż 65 % firm posiada własne konta na Twitterze,<br />
na których znajduje się średnio 1489 korporacyjnych followerów. Na drugim<br />
miejscu znajduje się portal Facebook, z którego korzysta 54 % firm, a liczba<br />
fanów profili wynosi średnio 40 884 użytkowników. Korporacje chętnie zamieszczają<br />
też swoje filmiki, materiały reklamowe i newsy na YouTube – konto<br />
posiada na nim 50 % firm. Nieco mniejsza liczba, bo 33 % wykorzystuje do<br />
komunikacji blogi, natomiast 20 % stosuje komunikację zintegrowaną, która<br />
łączy wszystkie powyższe portale. Agencja zwraca również uwagę na kwestię<br />
zróżnicowania regionalnego w doborze mediów społecznościowych.<br />
W komunikacji korporacji amerykańskich i europejskich dominują Twitter i<br />
Facebook, natomiast firmy azjatyckie chętniej wykorzystują blogi. Pozostałe<br />
portale są przez Azjatów użytkowane wyłącznie w celu komunikacji z odbiorcami<br />
zachodnimi.<br />
Źródło: www.burson-marsteller.com<br />
HP wygryzie Azję<br />
Światowy producent komputerów<br />
firma Hewlett Packard<br />
zdecydowała się włączyć do<br />
swojej globalnej strategii działań<br />
brytyjską agencję Bite PR, z którą<br />
współpracuje również koncern<br />
Apple - informuje magazyn<br />
PRweek. Bite tym samym wypiera<br />
poprzedniego operatora działań<br />
firmy Hill & Knowlton. HP ogłosił,<br />
iż agencja ma wzmocnić działania<br />
korporacji w regionie EMEA oraz regionie Azji i Pacyfiku. Christina Schneider,<br />
dyrektor międzynarodowej komunikacji zewnętrznej w HP, powiedziała, że<br />
decyzja ta była „kolejnym krokiem w naszej strategii współpracy z najlepszymi<br />
na świecie agencjami. Bite skupi uwagę na komunikowaniu mandatów HP<br />
w zakresie innowacji i trwałości”.<br />
Sportowcy pod<br />
skrzydłami PR<br />
Źródło: www.PRweek.com<br />
Przed sportowcami stawia się obecnie coraz większe wymagania i to nie<br />
tylko dotyczące ich dokonań sportowych, ale też nienagannego zachowania<br />
i odpowiedniego wizerunku – twierdzi angielski piłkarz David James.<br />
Sportowiec pisze, że „kiedy gwiazda zaangażuje się w działania charytatywne,<br />
wynoszona jest pod niebiosa. Gdy natomiast popełni błąd, potępiana<br />
jest niczym sam diabeł. Jednak nie ma sportowca, który byłby nieomylny,<br />
dlatego istnieje cała armia PR-owców, którzy nas tak łatwo nabierają”. David<br />
James sprzeciwia się kreowaniu przez specjalistów wyidealizowanego wizerunku<br />
graczy, którzy w rzeczywistości są zupełnie inni. Pomimo to dostrzega<br />
bardzo ważną rolę, jaką w sporcie odgrywają PR-owcy. Według piłkarza,<br />
potrafią przede wszystkim w umiejętny sposób komunikować sportowca z<br />
otoczeniem i mediami, które, jak wiadomo, rządzą się własnymi prawami.<br />
„W mojej karierze zdarzały się sytuacje, gdy żałowałem, że nie przeszedłem<br />
treningu medialnego i nie miałem ochrony medialnej” – dodaje piłkarz.<br />
Źródło: www.guardian.co.uk<br />
Napisz biznesplan,<br />
dostaniesz bank<br />
W popularnych konkursach promocyjnych<br />
do wygrania jest zazwyczaj zestaw<br />
produktów: „smycz” do kluczy, czapka z<br />
daszkiem lub inne gadżety sygnowane<br />
logo firmy. Tymczasem w konkursie Euro<br />
Banku można było wygrać… bank.<br />
Magda Grzymkowska<br />
W konkursie „Wygraj eurobank!” po raz pierwszy<br />
zwycięzca mógł wygrać… prawdziwy bank<br />
– czyli własną placówkę franczyzową wartą<br />
kilkadziesiąt tysięcy złotych.<br />
- Konkurs był skierowany do wszystkich<br />
przedsiębiorczych osób, które mają odwagę<br />
spróbować swoich sił w biznesie, a jednocześnie<br />
potrzebną wiedzę i innowacyjne pomysły<br />
na jego prowadzenie – mówi Julia Jasińska<br />
z agencji public relations Rc2 (Raczkiewicz<br />
Chenczke Consultants), odpowiedzialna za<br />
realizację konkursu. Uczestnicy mieli za zadanie<br />
napisać biznesplan dla placówki bankowej<br />
w swoim mieście z uwzględnieniem realiów<br />
systemu franczyzowego eurobanku. Konkurs<br />
trwał od października 2008 do lutego 2009<br />
roku. W pierwszym etapie jury, w skład którego<br />
wchodzili specjaliści Euro Banku, dziennikarze-ekonomiści<br />
i profesorowie akademiccy,<br />
wybrało pięć najlepszych prac pisemnych. W<br />
drugim etapie autorzy musieli zaprezentować<br />
swoje pomysły przed kapitułą oraz odpowiedzieć<br />
na jej ewentualne pytania. Pierwszą<br />
nagrodę, czyli pełne sfinansowanie otwarcia<br />
placówki franczyzowej Euro Banku otrzymała<br />
28-letnia Anna Hass.<br />
Niezwykła wygrana = niezwykłe<br />
zainteresowanie<br />
Od samego początku konkurs wywołał<br />
duże zainteresowanie mediów, zarówno<br />
ogólnopolskich, jak i regionalnych. Konkurs<br />
spowodował duży szum w branży, w<br />
mediach specjalistycznych, biznesowych,<br />
a także studenckich. Dotarcie mediowe w<br />
prasie wyniosło ponad 11,5 mln. Powstało 40<br />
jakościowych publikacji prasowych (m.in. 4<br />
duże publikacje w miesięczniku „Franchising”<br />
i „Pulsie Biznesu”), 11 w RTV (TVN24, CNBC<br />
Biznes) oraz kilkaset w Internecie, w tym na<br />
kluczowych portalach gospodarczych, takich<br />
jak bankier.pl, money.pl.<br />
Komunikacja oparta była przede wszystkim<br />
na stronie internetowej wygrajeurobank.<br />
pl, którą odwiedziło kilka tysięcy osób. W<br />
ramach komunikacji wyróżniono cztery tzw.<br />
preteksty newsowe: ogłoszenie konkursu,<br />
przypomnienie o terminie zgłoszeń, ogłoszenie<br />
listy finalistów oraz ogłoszenie zwycięzców.<br />
- Dużym zainteresowaniem mediów<br />
cieszyły się także zwyciężczynie konkursu,<br />
tzw. „success stories” w kontekście life-stylowym<br />
– dodaje Julia Jasińska.<br />
Dotrzeć do studenta<br />
Partnerem konkursu „Wygraj Euro Bank” zostały<br />
Akademickie Inkubatory Przedsiębiorczości,<br />
organizacje zrzeszające tysiące młodych<br />
przedsiębiorczych ludzi. Dzięki współpracy z<br />
AIP informacja na temat inicjatywy Euro Banku<br />
dotarła do studentów na terenie całego kraju, a<br />
na niektórych uczelniach zorganizowano szkolenia<br />
biznesowe. W wyniku tych działań Euro<br />
Bank był przez kilka miesięcy obecny w środowisku<br />
studenckim jako innowacyjna firma,<br />
reklama<br />
otwarta na młodych, dynamicznych<br />
ludzi, co jest szczególnie istotne w<br />
kontekście employee branding. Natomiast<br />
partnerem merytorycznym<br />
został Profit System, wydawca znany<br />
w branży rankingów i raportów nt.<br />
rynku franczyzowego. Fala informacji<br />
w mediach przedstawiła Euro Bank<br />
w pozytywnym świetle, jako firmę<br />
innowacyjną i wspierającą i przedsiębiorczość.<br />
- Zainteresowanie modelem franczyzy<br />
Euro Banku jest tak duże, ze bank<br />
nadal jest w stanie prowadzić bardzo<br />
jakościową selekcję partnerów –<br />
mówi Alina Stahl, dyrektor departamentu<br />
PR w Euro Banku. Wsparcie w<br />
działaniach public relations udzieliła<br />
agencja Rc2. - Jesteśmy od kilku lat<br />
związani z tą agencją i z tymi samymi<br />
osobami, które znają i rozumieją<br />
bank, jego historię i specyfikę<br />
– mówi Alina Stahl. - Pomysł na<br />
konkurs jest autorstwa Hanny Waśko,<br />
która wraz z Julią Jasińską nadzorowała<br />
jego przebieg – dodaje.<br />
Business is business<br />
Zadaniem działań PR było wsparcie<br />
celu biznesowego. Konkurs miał za<br />
zadanie wzmocnić wizerunek Euro<br />
Banku jako atrakcyjnego franczyzodawcy.<br />
- Podstawowym celem<br />
biznesowym była realizacja planu<br />
rozwoju sieci franczyzowej, zakładanego<br />
przed pojawieniem się na<br />
rynku agresywnych ofert konkurencji<br />
– mówi Julia Jasińska. O sukcesie Euro<br />
Banku świadczą liczby – do końca<br />
lipca pozyskano 45 nowych franczyzobiorców<br />
z 53 planowanych na<br />
cały rok 2009 – oraz liczne nagrody<br />
i wyróżnienia: Złoty Spinacz 2009 w<br />
kategorii PR korporacyjny oraz prestiżowa<br />
nagroda Lwa Młodego Biznesu.<br />
Współpraca Euro Banku z AIP została<br />
doceniona przez FOB i zostanie opisana<br />
w tegorocznym raporcie Forum<br />
Odpowiedzialnego Biznesu.<br />
Wcześniej czy później i tak musi nastąpić<br />
najgorszy z możliwych splotów okoliczności.<br />
II prawo Sodda<br />
Profilaktyka<br />
kryzysowa<br />
Złożoność współczesnego świata i nieprzewidywalność<br />
wielu zmian w nim zachodzących sprawiają,<br />
że aby móc przetrwać, należy być przygotowanym<br />
na wiele sytuacji stawiających na szali niematerialny<br />
kapitał każdej organizacji – jej wiarygodność i reputację.<br />
Opanowanie zasad skutecznego postępowania<br />
w kryzysach nie jednej organizacji pozwoliło ochronić<br />
najcenniejszą jej wartość – pozytywny wizerunek.<br />
Trudno się dziwić – to przecież głównie od tego w jaki<br />
sposób firma poradzi sobie z niepomyślną dla siebie<br />
sytuacją, zależeć będzie dotkliwość skutków kryzysu,<br />
a także późniejsza ocena firmy w oczach społeczeństwa.<br />
Co więcej, niektórzy są zdania, że wcześniej czy<br />
później kryzys dosięgnie każdą organizację. Co zatem<br />
powinniśmy robić Uzbroić się w cierpliwość i czekać<br />
z założonymi rekami na najgorsze, a potem stawiać<br />
mu czoła na zasadzie improwizacji czy lepiej działać<br />
zawczasu i spróbować wyprzedzić bieg zdarzeń<br />
Oczywiście o ewentualnym kryzysie warto pomyśleć<br />
wcześniej. Odpowiednie przygotowanie i wypracowanie<br />
właściwych procedur mogą ułatwić przemyślaną<br />
i skuteczną reakcję w momencie wystąpienia<br />
kryzysu, a następnie zminimalizować jego negatywne<br />
skutki dla wizerunku firmy. Wprawdzie kryzysy występują<br />
(z reguły) nagle, ale znaczną większość z nich firma<br />
może przewidzieć. Często mamy bowiem do czynienia<br />
z problemami, które lekceważone przez firmy i<br />
pozostawione same sobie w efekcie przeradzają się w<br />
katastrofę. Skuteczne zarządzanie sytuacją kryzysową<br />
polega zatem na podjęciu właściwych działań, które<br />
dzielimy na dwa etapy: profilaktykę kryzysową oraz<br />
działania podczas rzeczywistego kryzysu.<br />
Nietrudno się domyślić, że kluczowe znaczenie ma<br />
etap pierwszy. W celu przygotowania się na najgorsze,<br />
zanim nastąpi kryzys, firma powinna możliwie najdokładniej<br />
opracować scenariusze działań w potencjalnych<br />
sytuacjach kryzysowych, uwzględniając m.in.<br />
takie elementy jak opracowanie strategii komunikacyjnych<br />
dla poszczególnych scenariuszy, przygotowanie<br />
procedur czy budowę sztabu kryzysowego. Taki zestaw<br />
dokumentów to jednak tylko pierwszy krok, który<br />
często jeszcze nie gwarantuje sukcesu. Bo co nam po<br />
pustej gaśnicy w przypadku pożaru W sytuacji kryzysu<br />
musimy przecież działać szybko i skutecznie, a do tego<br />
sama teoria nie wystarczy (szczególnie jeśli ograniczyła<br />
się do spisania papierowego manuala kryzysowego,<br />
wrzuconego gdzieś na dno szuflady w gabinecie<br />
PRowca). Dlatego nieodłącznym elementem profilaktyki<br />
kryzysowej powinny być również odpowiednie<br />
szkolenia pracowników w zakresie postępowania kryzysowego,<br />
a także regularne ćwiczenia, które pomogą<br />
wykształcić w firmie „antykryzysowy” styl myślenia. I<br />
bynajmniej nie chodzi tu wyłącznie o jednorazowe<br />
szkolenie z komunikacji w kryzysie, ale cykliczne spotkania<br />
sprzyjające wymianie wiedzy o bieżących wydarzeniach<br />
w firmie<br />
i identyfikacji potencjalnych<br />
zagrożeń, a<br />
także regularne symulacje<br />
sytuacji kryzysowych,<br />
pomagające<br />
dopracowywać<br />
i aktualizować wcześniej<br />
przygotowane<br />
plany działań. Dopiero<br />
tak przygotowana<br />
organizacja, może liczyć<br />
na to, że ryzyko<br />
zaskoczenia i efekt<br />
stresu w sytuacji rzeczywistego<br />
kryzysu<br />
zostaną ograniczone<br />
do minimum.<br />
Magda Słodownik<br />
Patronat merytoryczny:<br />
| 14 |<br />
| 15 |
Na mieście / Moda | kultura<br />
kultura | Kino<br />
ks<br />
kultura<br />
& społeczeństwo<br />
Fashionista<br />
Tomasz Donocik jest kolejną osobą, o której<br />
warto pisać, podziwiać za osiągnięcia, pracę,<br />
pokorę, dystans do życia i przemiłą osobowość.<br />
Lata jego dzieciństwa i dorastania<br />
wiążą się z Wiedniem, a studia z Londynem,<br />
gdzie zgłębiał tajniki projektowania biżuterii<br />
w słynnej uczelni Central Saint Martins. Po<br />
otrzymaniu tytułu magistra Royal College of<br />
Art w 2006, zaczął swoją współpracę ze Stephen<br />
Webster, gdzie zaprojektował kolekcję<br />
Burning Rocks dla marki De Bers - słynącej z<br />
ciekawej oprawy diamentów. Swoją poprzednią<br />
wiosenną kolekcję na rok 2008 zaprojektował<br />
dla mężczyzn dla marki Garrard.<br />
Tomasz, mimo młodego wieku, zdobył już<br />
cztery nagrody przyznawane przez Goldsmith’s<br />
Company w tym: Jewellery Designer<br />
of the Year 2006 oraz Gold Award for Best<br />
Junior Goldsmith’s Craftmanship and Design<br />
Awards 2007. Jego nazwisko oraz prace były<br />
publikowane są w takich magazynach jak:<br />
„The Independent”, „Ascot 2006”, „l’Uomo<br />
Vogue”, „Vanity Fair” czy „Elle Ddecoration”.<br />
W CV może pochwalić się kolaboracją z takimi<br />
markami jak: Moet Chandon, The Royal Ascot<br />
De Beers, Swarovski, Tag Heuter Watches czy<br />
Louis Vuitton Moet Hennessy LVMH.<br />
Jak sam mówi, jego kolekcje inspirowane są<br />
głównie literaturą i architekturą, przykładem<br />
tego może być kolekcja Russian Aristocrat.<br />
Każdy projektowany przez niego obiekt<br />
jest niewątpliwie przejawem kunsztu tegoż<br />
rzemiosła, koncepcyjnie zbliżającego się<br />
do sztuki. Biżuteria Tomasza jest nie tylko<br />
pokazem technicznego opanowania przez<br />
niego warsztatu jubilerskiego, lecz również<br />
misternym przedmiotem dającym do myślenia.<br />
Tomasz przez swoje zamiłowanie do traktowania<br />
przedmiotów mniej „przedmiotowo”, w<br />
swojej pracy stara się nadać im zupełnie inny<br />
wymiar lub funkcje. Jego biżuteria wyróżnia<br />
się subtelną roszadą materiału z jego funkcją<br />
gdzieś na styku zasad obowiązujących w<br />
modzie, rzemiośle jubilerskim i sztuce. Łączy<br />
on najdroższe kruszce ze szlachetnymi kamieniami<br />
jak diamenty, rubiny ze srebrem, złotem,<br />
skórą, jedwabiem i drewnem, uprawiając przy<br />
tym swoistą żonglerkę formy z materiałem.<br />
Echo jego ostatniej męskiej kolekcji dotarło<br />
wszędzie tam, gdzie projektanci marzą, by<br />
zaistnieć, choć przez moment. Obecnie, intensywnie<br />
pracuje nad damską kolekcją, miejmy<br />
nadzieję, że z podobnym efektem.<br />
Małgorzata Januchowska<br />
Don Kichot się nie poddaje<br />
W Warszawie funkcjonuje 13 klubów<br />
należących do Polskiej Federacji<br />
Dyskusyjnych Klubów Filmowych<br />
i mających prawo używać skrótowca<br />
„DKF”. Gdy w 2006 roku, w kinie<br />
Muranów, odbyła się jubileuszowa<br />
uroczystość z okazji 50-lecia istnienia<br />
Federacji, media chętnie pisały o<br />
odradzającym się ruchu DKF-owskim.<br />
Warto sprawdzić jak to odrodzenie<br />
wygląda w 2010 roku i czy faktycznie<br />
jest się z czego cieszyć.<br />
Anna Kiedrzynek<br />
Symbolem Federacji<br />
DKF-ów jest postać Don<br />
Kichota. Trudno o lepszego<br />
patrona – żeby<br />
stworzyć, a co ważniejsze,<br />
konsekwentnie prowadzić<br />
działalność klubu,<br />
potrzebne są wyobraźnia<br />
i odwaga. Ta pierwsza<br />
przydaje się podczas planowania<br />
repertuaru, ta<br />
druga, gdy w grę wchodzi<br />
promocja DKF-u. Kluby<br />
filmowe to twory efemeryczne<br />
– ich prowadzeniem<br />
zajmują się ludzie, którzy z<br />
czasem mogą zmienić miejsce<br />
zamieszkania, podjąć<br />
stałą pracę lub zwyczajnie<br />
stracić zainteresowanie działalnością<br />
DKF-u. Są jednak na<br />
mapie Warszawy kluby, których<br />
członkowie z imponującą<br />
konsekwencją organizują<br />
regularne pokazy. Próbują nawet<br />
– z różnym skutkiem – realizować schemat<br />
„prelekcja – projekcja – dyskusja” (PPD), który<br />
ma w zamierzeniu odróżnić seanse DKF-owskie<br />
od tych, jakie proponują np. kina studyjne, również<br />
skoncentrowane na pokazywaniu filmów<br />
ambitnych, ignorowanych przez multipleksy.<br />
Nie boją się pokazywać<br />
Jednym z takich klubów jest Koło Naukowe<br />
DKF Prawników Błękit Pruski, działający od<br />
11 lat przy Wydziale Prawa i Administracji UW.<br />
– Filmy, które prezentujemy, to w 30 % dzieła<br />
o tematyce stricte prawniczej. Przed seansem<br />
widzowie mają szansę wysłuchać prelekcji, wygłaszanej<br />
w takich przypadkach przez prawnika<br />
praktyka. W pozostałych 70 % mieszczą się<br />
filmy „zahaczające” o tego rodzaju kwestie, ale<br />
przede wszystkim wpisujące się w ciekawy dla<br />
studentów kontekst społeczny lub psychologiczny<br />
– opowiada Anna Rak, studentka II roku<br />
prawa i wiceprezes DKF-u. Mariusz Karłowski,<br />
prezes, dodaje: – Naszym celem nie jest szerzenie<br />
znajomości prawa, lecz kultury DKF-owskiej.<br />
Dlatego dbamy o to, aby prelekcja poprzedzająca<br />
np. pokaz dramatu sądowego, była zrozumiała<br />
dla wszystkich widzów, także tych spoza<br />
naszego wydziału.<br />
Największym i najgłośniejszym do tej pory<br />
projektem Błękitu Pruskiego był cykl „Kino<br />
prawnicze”, zorganizowany z okazji 200-lecia<br />
WPiA. W jego ramach, od października 2007<br />
do marca 2009 roku, pokazanych zostało 15<br />
filmowych arcydzieł o tematyce prawnej. Oryginalna<br />
inicjatywa okazała się frekwencyjnym<br />
sukcesem. Błękit Pruski współpracuje obecnie<br />
z licznymi kołami naukowymi Wydziału Prawa.<br />
– My zajmujemy się pokazem, a każde koło,<br />
które zadeklaruje chęć współpracy, ma prawo<br />
do organizacji jednej dyskusji – wyjaśnia Mariusz<br />
Karłowski. W ramach wspólnej inicjatywy<br />
DKF-u oraz Koła Naukowego Libertas et Lex,<br />
widzowie mogli zobaczyć m. in. „Wszystkich<br />
ludzi prezydenta” Alana J. Pakuli. W dyskusji<br />
o filmie uczestniczyli: naukowiec, dziennikarz<br />
i polityk. Seanse klubowe odbywają się regularnie<br />
raz w tygodniu, w środy o godzinie 20,<br />
w auli starego BUW-u.<br />
Innym przykładem DKF-u studenckiego jest<br />
„Overground”, zrzeszający głównie studentów<br />
SGH (gdzie znajduje się siedziba klubu). Ich<br />
repertuar zawiera zarówno czeskie komedie,<br />
dzieła Kieślowskiego, jak i animacje oraz dokumenty.<br />
W Auli VII SGH, gdzie we wtorki i czwartki<br />
odbywają się seanse, można obejrzeć filmy,<br />
które na ekranach kin gościły zbyt krótko lub<br />
w ogóle. Anna Pudło, przewodnicząca DKF-u,<br />
uważa, że tworzenie klubu jest na tyle inspirujące,<br />
że nie trzeba wiele, aby zmotywować<br />
członków: – Rotacja jest nieznaczna, osoby,<br />
które dołączają do nas na początku studiów,<br />
często jeszcze po ich zakończeniu pomagają<br />
w organizacji pokazów. „Overground”, poza<br />
promowaniem klasyki kina polskiego i światowego,<br />
zajmuje się także wspieraniem młodych<br />
i niezależnych twórców. Podczas seansów<br />
w SGH widzowie mają okazję obejrzeć etiudy<br />
studenckie i projekty offowe. – Nie boimy się<br />
pokazywać tego, co komercyjne kina odrzucają<br />
– mówi Anna Pudło.<br />
O gustach powinno się<br />
dyskutować<br />
Na innych nieco zasadach działają DKF-y niezwiązane<br />
z uczelniami. Częstotliwość pokazów<br />
jest zazwyczaj mniejsza, ale za to publiczność –<br />
bardziej zróżnicowana. Istniejący od 2006 r. DKF<br />
Muranów (mieści się tam, gdzie kino, przy ulicy<br />
gen. Wł. Andersa 1), stawia na filmy niszowe,<br />
niekiedy zupełnie niedostępne w Polsce. Kryterium<br />
ich doboru to nie tylko wartość artystyczna,<br />
ale i atrakcyjność poruszanego tematu. Dokument<br />
o „b-girls”, dziewczynach tańczących<br />
breakdance, film „Catching Out” pokazujący<br />
kulturę „hobo”, czyli ludzi jeżdżących nielegalnie<br />
pociągami towarowymi – to tylko niektóre<br />
propozycje DKF-u Muranów. Seanse odbywają<br />
się zazwyczaj we wtorki, czasami także w niedziele.<br />
Jedna z członków klubu, Lila Majchrzycka,<br />
przyznaje, że choć organizatorzy starają się<br />
podtrzymywać schemat „prelekcja–projekcja–<br />
dyskusja”, to z tym ostatnim bywa różnie: – Na<br />
dyskusji po filmie zostaje czasami trzy czwarte<br />
wszystkich widzów. Ale faktyczny udział w rozmowie<br />
bierze zaledwie kilka osób. Po pokazie<br />
„Catching Out” wywiązała się ciekawa polemika,<br />
głównie jednak dlatego, że wówczas na sali<br />
znajdowali się przedstawiciele różnych grup<br />
wolnościowych, którym tematyka tego dokumentu<br />
była szczególnie bliska.<br />
Z kolei kierownik kina Domu Sztuki SMB<br />
„Jary” w dzielnicy Ursynów, Andrzej Bukowiecki,<br />
uważa, że schemat PPD jest w dużej mierze<br />
wypierany przez tryb seminaryjno-przeglądowy.<br />
To właśnie w ursynowskim Domu Sztuki<br />
miał swoją siedzibę kultowy DKF Socjologów<br />
Pod Spodem, który niedawno zakończył swoją<br />
ponad dziesięcioletnią działalność. Założycielami<br />
klubu byli studenci UW. – Socjologowie<br />
próbowali wrócić do tradycyjnej, opartej na<br />
dyskusji, formuły DKF-u. Ich starania zaowocowały<br />
wieloma sukcesami, jednym z nich była<br />
przyznawana przez Federację Nagroda im.<br />
prof. Antoniego Bohdziewicza. Dom Sztuki jest<br />
otwarty na kolejną taką grupę studentów, która<br />
zechce pójść w ślady członków Pod Spodem.<br />
Czekałaby na nich nie tylko dobrze wyposażona<br />
sala kinowa, ale i opieka merytoryczna, jakiej<br />
na początku działalności potrzebuje DKF – zachęca<br />
Andrzej Bukowiecki. I dodaje, że liczba<br />
DKF-ów tworzonych przez studentów (niekoniecznie<br />
przy uczelniach) mogłaby być dużo<br />
większa, gdyby nie zbyt intensywny i wynikający<br />
z rynkowej presji tryb życia współczesnego<br />
warszawskiego żaka.<br />
Autorskie plakaty projekcji<br />
filmowych przygotowuje DKF "Błękit Pruski", działający<br />
przy Wydziale Prawa i Administracji UW.<br />
Obecnie w Domu Sztuki na Wiolinowej<br />
funkcjonuje DKF skupiony na filmowej edukacji<br />
młodzieży szkolnej. – Lecz dla DKF-owskiej inicjatywy<br />
młodych ludzi, zwłaszcza studentów,<br />
zawsze będzie u nas miejsce – twierdzi Andrzej<br />
Bukowiecki.<br />
Czekając na „boom”<br />
DKF-y nie poddały się po szturmowym ataku<br />
telewizji i kaset VHS. Teraz, pomimo zalania rynku<br />
audiowizualnego płytami DVD oraz wszechobecnego<br />
piractwa internetowego, nadal potrafią<br />
przyciągać widzów – choć już nie na taką<br />
skalę jak kiedyś. Ponowny „boom na DKF-y”<br />
być może dopiero przed nami. Anna Pudło<br />
z „Overground” nie ma za to wątpliwości, że<br />
idea DKF-u nie jest zagrożona. – Nie wydaje<br />
mi się, aby kluby filmowe miały ucierpieć na<br />
piractwie albo przez DVD. My oferujemy to,<br />
czego próżno szukać także w „normalnym”<br />
kinie: unikatowe filmy, spotkania z twórcami,<br />
bardzo tanie bilety. Być może widzowie nie<br />
korzystają zawsze w pełni z danej im szansy<br />
zadawania pytań i uczestniczenia w dyskusji,<br />
ale najważniejsze jest to, że są miejsca, które<br />
w ogóle oferują taką możliwość. Podobnego<br />
zdania jest Anna Rak. – Nie boimy się tego,<br />
że przestaniemy istnieć, bo liczba osób chętnych<br />
do oglądania nie zmniejsza się. W maju<br />
planujemy zorganizować we współpracy z kinem<br />
Muranów przegląd pod hasłem „Cenzura<br />
w kinie”; pokażemy filmy Pasoliniego, „Ostatnie<br />
tango w Paryżu” Bertolucciego… . - Także sam<br />
DKF Muranów chce zorganizować w maju (1-2)<br />
przegląd filmów „punkowo-muzycznych”. - Liczymy<br />
się z ryzykiem braku zainteresowania.<br />
Ale mimo to trzymamy się konsekwentnie<br />
obranego kierunku – mówi Lila Majchrzycka.<br />
„Overground” już 13 kwietnia zaprasza na spotkanie<br />
z Krzysztofem Zanussim i pokaz „Bilansu<br />
kwartalnego”. – Jestem przekonana, że istnieje<br />
cała rzesza ludzi, którzy wolą iść do bardziej<br />
kameralnych kin, gdzie po seansie możliwa jest<br />
dyskusja – podsumowuje Anna Pudło. Logo<br />
z wizerunkiem Don Kichota zobowiązuje.<br />
Pisanie o filmach poruszających tzw. ważne<br />
tematy należy do niewdzięcznych zadań.<br />
Zajęcie pozycji bezstronnego obserwatora jest<br />
– chciałoby się powiedzieć – jeszcze bardziej<br />
niemożliwe niż zazwyczaj. Pablo Pineda, chory<br />
na zespół Downa odtwórca głównej roli w<br />
hiszpańskim filmie „Ja też”, zdawał sobie z tego<br />
sprawę. Przed pokazem prasowym poprosił,<br />
abyśmy w swoich ocenach czuli się nieskrępowani.<br />
Jako że prawo do bycia krytykowanym<br />
nie wydaje mi się mniej ważne niż dostęp do<br />
prostytucji, postaram się spełnić jego prośbę.<br />
„Społeczeństwo izolujące mniejszości jest<br />
tworem upośledzonym. Wszyscy jesteśmy<br />
istotami ludzkimi”. Już w pierwszej scenie podana<br />
jak na talerzu zostaje widzowi „naczelna<br />
teza” filmu. Wypowiada ją w czasie uniwersyteckiego<br />
odczytu sam protagonista, Daniel –<br />
człowiek, który mimo upośledzenia umysłowego<br />
i fizycznego próbuje funkcjonować<br />
wśród innych jak pełnoprawna i pełnosprawna<br />
jednostka.<br />
Daniel ma co prawda problemy z zawiązaniem<br />
sznurowadła, ale jest bardzo bystry,<br />
Bajka do kwadratu<br />
Historia życia Waris Dirie ma w sobie coś z bajki – ale jest to baśń andersenowska<br />
z ducha, pełna kontrastów, momentami okrutna i niezakończona<br />
typowym happy endem. Szkoda, że tego potencjału nie umiała<br />
wykorzstać Sherry Hormann, reżyserka filmu „Kwiat pustyni”, który<br />
powstał na kanwie autobiografii somalijskiej modelki.<br />
Film opowiada historię dziewczyny, która jako dziecko poddana została<br />
przez wiejską znachorkę okrutnemu zabiegowi obrzezania. Potem,<br />
dzięki kilku zbiegom okoliczności i pomocy barwnych postaci trafiła na<br />
wybiegi stolic mody. Materiał na krzepiącą i przyjemną dla oka bajkę<br />
nie został przez reżyserkę zmarnowany. Jednak podczas seansu trudno<br />
oprzeć się wrażeniu, że główny sens tej historii – spowodowane obrzezaniem<br />
fizyczne i<br />
psychiczne cierpienie<br />
Waris – zamiast<br />
promieniować na<br />
osobowość głównej<br />
bohaterki, zostaje<br />
zmarginalizowany<br />
i skondensowany<br />
raptem w czterech<br />
scenach.<br />
Niedosytu, spowodowanego<br />
brakiem<br />
konsekwencji w<br />
odtwarzaniu na ekranie osobowości Dirie, nie rekompensuje nadmiar<br />
tzw. artystycznych tricków. W nawiązaniu do tytułu, film zaczyna się<br />
przepisowo od ujęcia przedstawiającego kwiat kwitnący na piaskach.<br />
Kolejne sceny pokazują, jak mała Waris ucieka przed zaaranżowanym<br />
małżeństwem z 60-letnim mężczyzną; sekwencja ucieczki przez pustynię<br />
jest rozciągnięta w czasie na tyle, aby widz zdążył odkryć piękno<br />
i grozę Afryki, ale też kilka razy spojrzał na zegarek. Z kolei wątek tęsknoty<br />
Waris za matką i krajem rodzinnym, który stanowi jeden z najbardziej<br />
poruszających elementów książki w filmie zostaje ledwie zasygnalizowany.<br />
Na ten zarzut łatwo można odpowiedzieć stwierdzeniem, że skoro<br />
życiorys Somalijki obfitował w tyle fascynujących wydarzeń, trudno<br />
byłoby je pomieścić w dwugodzinnej kinowej adaptacji. To oczywiście<br />
prawda, szkoda tylko, że Sherry Horman wyeksponowała na ekranie<br />
najbardziej efektowne i przyjemne dla oka momenty, upychając to, co<br />
nieestetyczne i wstrząsające w kilkunastu zaledwie minutach.<br />
Anna Kiedrzynek<br />
„Kwiat pustyni”, reżyseria: Sherry Hormann<br />
premiera: <strong>26</strong> marca 2010<br />
wszechstronnie<br />
wykształcony, a<br />
przede wszystkim<br />
niezwykle<br />
wrażliwy. Mimo<br />
świadomości naznaczenia<br />
piętnem<br />
podejmuje pracę,<br />
z dobrodusznym<br />
śmiechem obserwując<br />
nieporadność,<br />
jaką w zetknięciu<br />
z innością<br />
przejawiają jego koledzy i koleżanki. Spośród<br />
tego grona wyróżnia się Laura – szorstka w<br />
obejściu i, jak się później okazuje, emocjonalnie<br />
okaleczona kobieta, szukająca w cynizmie<br />
schronienia przed swoją traumatyczną przeszłością.<br />
Jako jedyna potrafi dojrzeć w Danielu<br />
kogoś więcej niż tylko niegroźnego przygłupa.<br />
Między dwojgiem outsiderów – „tą zdzirą” i<br />
„biednym malcem” pojawia się uczucie.<br />
Antonio Naharro i Alvaro Pastor ukazują<br />
zmagania o prawo do człowieczeństwa<br />
bez cienia histerii, za to ze współczuciem<br />
przełamywanym dużą dozą ciepłego humoru<br />
(kapitalna scena z bananem i prezerwatywą).<br />
Film nie jest jednak wolny od łopatologicznego<br />
dydaktyzmu. Daniel doskonale wie,<br />
że „Ogród rozkoszy ziemskich” to obraz<br />
Hieronima Boscha, który znajduje się w galerii<br />
Prado, Laura natomiast jest przekonana, że to<br />
jeden z miejskich parków. Daniel uprawia taichi,<br />
pilates i pływa crawlem, Laura upija się w<br />
barze i kopuluje z nieapetycznym brudasem.<br />
On – upośledzony, a jednak szukający sposobu<br />
na samorealizację pełnowartościowy człowiek,<br />
On też<br />
Patrz i milcz<br />
ona – z pozoru zdrowa, lecz zmierzająca ku<br />
zezwierzęceniu ofiara chorego społeczeństwa<br />
hiszpańskiego. Jest coś niepokojącego w tym<br />
czarno-białym podziale, który znajduje swój<br />
wyraz w odwołaniu do średniowiecznych<br />
przedstawień Sądu Ostatecznego. I choć<br />
autorzy filmu posługują się tym motywem<br />
w sposób bardzo naturalny (pod pretekstem<br />
wizyty bohaterów w galerii), to jednak gruba<br />
kreska oddzielająca zbawionych od potępionych<br />
nie daje się przeoczyć.<br />
Cóż więc znajduje się w raju Naharro i<br />
Pastora Serduszko z kremu do opalania na<br />
plecach Laury, zabawę na lodowisku w rytm<br />
amerykańskiego „Merry Christmas”, pocałunek<br />
na tle rozświetlanego fajerwerkami nieba<br />
w sylwestrową noc czy wreszcie starania<br />
bohatera zwieńczone udanym stosunkiem<br />
na hotelowym łóżku. Czy taki obraz raju nie<br />
skłania przypadkiem (właśnie przypadkiem, bo<br />
raczej nie z woli autorów!) do zadania pytania:<br />
„Czy JA TEŻ tego chcę, w tę stronę zmierzam,<br />
uznaję to wszystko za szczyt moich marzeń”.<br />
Niezależnie od tego, jak odpowie się na<br />
to pytanie, możliwość jego postawienia jest<br />
luksusem, na który – jak pokazuje film „Ja też”<br />
– nie wszyscy mogą sobie pozwolić. I bardzo<br />
łatwo zadrwić z banalnego raju mieszczuchów<br />
komuś, kto odrzucony nigdy nie musiał dobijać<br />
się do drzwi domu publicznego, wykrzykując:<br />
„Mam trzydzieści cztery lata! Nie jestem<br />
chłopcem! Jestem mężczyzną!”.<br />
Tomasz Dowbor<br />
„Ja, też!”, reżyseria: Antonio Naharro<br />
premiera: 4 kwietnia 2010<br />
Do jakich refleksji doprowadzić może<br />
patrzenie na kozę Do wniosku, że koza<br />
nie różni się niczym od innych istot,<br />
przeżywa strach podobnie jak ludzie, a<br />
pozbawienie jej strun głosowych spowoduje<br />
wprawdzie, że przestanie beczeć,<br />
ale jej los tylko się pogorszy – o ile do tej<br />
pory i tak nie mogła o sobie decydować,<br />
o tyle teraz nawet nie może wyrazić swojej<br />
dezaprobaty wobec ludzkich działań.<br />
Mało znany aktor drugiego planu, Grant<br />
Heslov, postanowił spróbować swych<br />
sił w reżyserii, a w realizacji niezwykłej<br />
wizji pomogła mu znajomość z Georgem Clooneyem. Do współpracy<br />
zaprosili plejadę gwiazd na czele z Jeffem Bridgesem i Kevinem Spacey.<br />
Zamiast oczekiwanej po takiej obsadzie wysokobudżetowej produkcji,<br />
powstała kameralna komedia, która bardziej zadziwia niż śmieszy, co w<br />
tym przypadku wcale nie jest wadą.<br />
Pewien dziennikarz (Ewan McGregor) spotyka kreowanego przez<br />
Clooneya emerytowanego członka tajnej jednostki wojskowej, która<br />
wykorzystuje paranormalne zdolności żołnierzy (najwyższy poziom<br />
wtajemniczenia podobno pozwala na przenikanie przez ściany). Bohaterowie<br />
jadą więc niczym wysłannicy Jedi (sami tak siebie określają) na<br />
tajną misję do Iraku.<br />
Obraz Heslova jest przesycony ironią, która wkrada się już do tytułu.<br />
Gapienie się na kozy jest niczym innym jak patrzeniem z dystansem na<br />
pokolenie hipisów, którzy osiągnęli taki sam efekt w zaprowadzaniu<br />
pokoju na świecie, jak modelki w wyborach Miss World, apelujące o<br />
zaprzestanie wojen. Kozy w filmie milczą tak jak ludzie, którzy dają<br />
przyzwolenie na prowadzenie konfliktów zbrojnych. W jednej ze scen<br />
Amerykanin i Irakijczyk przepraszają za swoich rodaków – ci pierwsi<br />
marzą o podboju Iraku, żeby budować tam sieć McDonald’s lub<br />
Starbucks, ci drudzy nie cofną się przed niczym i są w stanie porywać<br />
nawet neutralnych dziennikarzy.<br />
Reżyser znalazł ciekawy sposób, żeby opowiedzieć o wojnie, unikając<br />
konwencji martyrologicznego kina wojennego. Obawiam się jednak,<br />
że gros odbiorców odbierze film jedynie na poziomie referencyjnym,<br />
fabularnym, sprowadzającym się w gruncie rzeczy do opowieści o zgrai<br />
kretynów, która próbuje zrobić z wojska cyrk.<br />
Patryk Juchniewicz<br />
„Człowiek, który gapił się na kozy”, reżyseria: Grant Heslov<br />
premiera: 16 kwietnia 2010<br />
Polskie kino w Moskwie<br />
22 kwietnia w stolicy Rosji rozpocznie się<br />
3. edycja Festiwalu Polskich Filmów „Wisła”.<br />
Przez cały tydzień rosyjska publiczność<br />
będzie mogła poznać najważniejsze polskie<br />
produkcje ostatnich dwóch lat. O Słonia –<br />
nagrodę główną festiwalu, ubiegać się będą<br />
m.in. „Tatarak” Andrzeja Wajdy, „33 sceny<br />
z życia” Małgorzaty Szumowskiej, „Dom<br />
zły” Wojciecha Smarzowskiego czy „Wojna<br />
polsko-ruska” Xawerego Żuławskiego. To<br />
okazja do skonfrontowania ocen polskich<br />
krytyków z głosem z zewnątrz.<br />
Woody Allen znowu kręci i podnieca<br />
20-letnia Melodie pojawia się w progu<br />
mieszkania starzejącego się Borisa – świadomego<br />
własnej wyjątkowości geniuszamizantropa.<br />
To wydarzenie wywraca do góry<br />
nogami jego życie. Zderzenie diametralnie<br />
odmiennych charakterów, allenowski<br />
sarkazm i autoironia. Gdy polska publiczność<br />
szykuje się do pójścia na „Co nas kręci, co<br />
podnieca” 9 kwietnia, w Stanach Zjednoczonych<br />
rozpoczęto już odliczanie do premiery<br />
kolejnego filmu Allena „You Will Meet a Tall<br />
Dark Stranger”. Wygląda na to, że mimo<br />
upływu lat, amerykański człowiek-orkiestra<br />
nie traci wigoru.<br />
Ostatni film Mela Gibsona<br />
Znany amerykański aktor i reżyser zdradził,<br />
że pracuje nad scenariuszem kolejnego<br />
filmu. Jego akcja ma się toczyć w średniowiecznej<br />
Skandynawii. Jak mówi Gibson,<br />
film o wikingach ma być ostatnim w jego<br />
reżyserskiej karierze. Nie wiemy jeszcze<br />
o czym dokładnie opowie nam tym razem<br />
Gibson i czy znowu obraz spłynie krwią. Do<br />
realizacji tego projektu jeszcze daleko, więc<br />
wielbiciele twórcy filmu „Braveheart” mają<br />
na co czekać.<br />
Zmierzch w kinie<br />
Na początku lipca tego roku do polskich<br />
kin trafi trzecia część sagi o wampirach.<br />
Główna bohaterka, Bella Swan, oczekując na<br />
przemianę musi rozstrzygnąć, co w jej życiu<br />
jest najważniejsze i stawić czoła nadciągającym<br />
zagrożeniom. Już wkrótce przekonamy<br />
się, czy hermafrodytyczny Edward (Robert<br />
Pattinson) wciąż przyprawia o palpitacje<br />
serca tłumy nastolatek.<br />
Twórcy „Shreka” atakują<br />
Halibut Straszna Czkawka Trzeci jest pośmiewiskiem<br />
wśród wikingów. Aby zostać<br />
zaliczonym do grona wojowników, musi<br />
wykazać się męstwem w starciu z krwiożerczym<br />
smokiem. Jako że chłopak męstwem<br />
nie grzeszy, będzie musiał odnaleźć własną<br />
drogę wiodącą nie tylko do dojrzałości, ale<br />
i serca wybranki. Film „Jak wytresować<br />
smoka” do polskich kin zawitał 9 kwietnia.<br />
Off Plus Camera w Krakowie<br />
Tematem przewodnim trzeciej edycji krakowskiego<br />
festiwalu będzie kino indyjskie.<br />
Publiczność będzie się mogła przekonać na<br />
własne oczy, że określenie „Bollywood” nie<br />
wyczerpuje jego różnorodności. Wyświetlone<br />
zostaną filmy reżyserów spoza głównego<br />
nurtu, m. in. Satyajita Raya, Miry Nair, Shekhara<br />
Kapura czy Deepy Mehty. Początek<br />
festiwalu 16 kwietnia.<br />
opr. Tomasz Dowbor<br />
www.fotoreportaz.org.pl<br />
| 16 | | 17 |
Muzyka | kultura<br />
kultura | Teatr<br />
ks<br />
kultura<br />
& społeczeństwo<br />
Niezmordowani Fightersi<br />
Zespół Foo Fighters, mimo zapowiadanej najdłuższej<br />
w historii kapeli przerwy, wracają do<br />
garażu wokalisty i głównego gitarzysty, Davida<br />
Gohla, gdzie nagrywać będą materiał na nową,<br />
siódmą już płytę. Ta z kolei ma być powrotem<br />
do korzeni; jak twierdzi lider grupy, udało mu<br />
się namówić do współpracy znakomitego<br />
producenta Butcha Viga (związanego m.in.<br />
z produkcją „Nevermind” Nirvany z 1991 r.),<br />
który, jak twierdzi Gohl, pozwoli nagrać mocny<br />
album pełen „wielkich” kawałków.<br />
KoЯn w Roadrunner Records,<br />
Head w Warszawie<br />
Zespół podpisał umowę z Roadrunner Records,<br />
wytwórnią skoncentrowaną głównie<br />
wokół ciężkich brzmień (Slipknot, Soufly czy<br />
DevilDriver). Nieco przed tym wydarzeniem<br />
eksgitarzysta KoЯn, Brian „Head” Welch,<br />
określił kolejne stacje swojej solowej trasy<br />
koncertowej, wśród których jest Warszawa.<br />
Koncert odbędzie się 20 czerwca w warszawskiej<br />
„Progresji”.<br />
Przejawy Kolosa<br />
Internet zalały kolejne niskobudżetowe teledyski<br />
dla piosenek z tegorocznego wydawnictwa<br />
producenta i artysty RJD2 - The Colossus.<br />
Wszystkie teledyski są wyrazem zamiłowania<br />
XL Recordings (Radiohead, Basement Jaxx,<br />
M.I.A, Peaches czy Dizzee Rascal) zarówno do<br />
alternatywnych form, jak i promowania swojej<br />
muzyki przez internet. I to działa; wytwórnia<br />
może pochwalić się jednymi z najniższych<br />
kosztów promocji artystów przy proporcjonalnie<br />
wysokim zainteresowaniu opinii publicznej.<br />
Majowe okaleczenia<br />
Znamy już oficjalną datę koncertu cofanego<br />
na polskiej granicy blackmetalowego potentata<br />
– zespołu Mayhem. Wspierany przez<br />
słoweńskiego Noctiferia i polskiego Mastiphala,<br />
Norwegowie zgotują ciężkie, metalowe piekło<br />
już <strong>26</strong> maja w warszawskiej „Progresji”. Wstęp<br />
na niezapomniane wrażenia kosztuje 70 złotych.<br />
Platynowy O.S.T.R.<br />
Jedenasty studyjny album łódzkiego rapera<br />
Tylko Dla Dorosłych z lutego tego roku zdobył<br />
30 tysięcy nabywców, co dało Ostrowskiemu<br />
Platynową Płytę. Dwupłytowe wydawnictwo,<br />
określane mianem najlepszej płyty<br />
artysty, miało premierę w lutym, nakładem<br />
Asfalt Records. Jest to pierwsze tego typu<br />
wyróżnienie dla wytwórni.<br />
Morze Tchórzy<br />
Na blogu Jacka White’a pojawiły się detale<br />
na temat drugiego albumu jego projektu The<br />
Dead Weather. Zatytułowany Sea of Cowards<br />
miałby mieć swoją światową premierę 10 maja<br />
nakładem Third Man Records. Promowany<br />
będzie piosenką Dead by the Drop, do kupienia<br />
w Internecie od 30 marca. Premiera teledysku<br />
nastąpiła 6 kwietnia.<br />
opr. Jakub Szarejko<br />
Joanna w Krainie Czarów<br />
Blisko cztery lata kazała czekać Joanna<br />
Newsom na następcę doskonale<br />
przyjętego „Ys”. „Have One On<br />
Me”, jakkolwiek ciągle niezwykle<br />
absorbujące i ugruntowujące<br />
unikatowy styl i status Newsom jako<br />
divy amerykańskiej alternatywy,<br />
zdradza alarmującą tendencję. Album<br />
ten należałoby bowiem nazwać<br />
wydawnictwem „zadługogrającym”.<br />
„Have One On Me” jest niezbitym dowodem,<br />
że Joanna Newsom, amerykańska harfistka<br />
i wokalistka, ostatnie kilka lat spędziła pracowicie.<br />
Przeszło dwugodzinny, trzypłytowy<br />
album jest jednak pierwszą propozycją w jej<br />
dorobku, która tak silnie podzieliła środowisko<br />
fanów artystki. Formalnie mamy do czynienia<br />
z kontynuacją stylistyki obranej na wydanym<br />
w 2006 roku „Ys”. Przesycone liryzmem,<br />
enigmatyczne i nierzadko ocierające się o<br />
surrealizm teksty tworzą symbiotyczną całość<br />
z melodiami zachowującymi minimalistyczną<br />
formę, mimo bogactwa instrumentarium.<br />
Podążanie szlakami wyznaczanymi przez<br />
koncepcję Newsom jawiło się od zawsze<br />
zadaniem niemal karkołomnym. Podobnie jest<br />
tutaj. Co więcej, gros tekstów może wydawać<br />
się zupełnie niezrozumiałych bez znajomości<br />
całego mnóstwa kontekstów, zarówno<br />
kulturowych, jak i dotyczących osobistego<br />
życia wokalistki. Mierząc się więc z lirykami<br />
Joanny Newsom, należy zdawać sobie sprawę<br />
Przepuszczone<br />
przez filtr retro<br />
Angielski elektroniczny duet powraca<br />
z piątym studyjnym albumem. Czy<br />
postawieni wobec wyboru między<br />
wczesnym synthpopowym stylem a<br />
brzmieniem inspirowanym folklorem<br />
downtempo z ostatniego albumu<br />
wybrali dobrze<br />
Minęło dziesięć lat od kiedy Goldfrapp debiutował<br />
z mrocznymi, ambientowymi kompozycjami<br />
na albumie „Felt Moutain”. Potem było „Black<br />
Cherry”, przywodzące na myśl czasy świetności<br />
retro-dance, by dwa lata później zostać<br />
przyćmionym przez nominowane do nagrody<br />
Grammy, electro-dance’owe „Supernature” o<br />
glam-rockowej otoczce i platynowym statusie.<br />
Stawkę kończył do niedawna „Seventh Tree”,<br />
kolejny krążek pełny ambientowych plam i<br />
folkowych dynksów.<br />
Od pierwszych chwil „Head First” nie pozostawia<br />
złudzeń, że Goldfrapp zdecydowali się<br />
na brzmienie bardziej przystępne i przyjazne listom<br />
przebojów niż w przypadku poprzednich<br />
albumów. Pełnia brzmienia syntezatorów z lat<br />
80-tych uderza prawie tak szybko, jak myśl „hej,<br />
już to gdzieś słyszałem/am”. Bo tak było. Opener<br />
„Rocket” z prędkością silnika odrzutowego<br />
wyświetli nam wewnątrz czaszki teledysk do<br />
„Jump” Van Halena chwytliwym, bezkompromisowo<br />
prostym refrenem, pozostając w pamięci<br />
na długo po odstawieniu płyty na półkę.<br />
Dalej nie jest inaczej – współpraca z<br />
chodzącą maszyną do robienia syntetycznych<br />
szlagierów w stylu retro, Pascalem Gabrielem<br />
(który odpowiada za brzmienie 5 z 9 kawałków<br />
na płycie) zrobiła swoje. Dostajemy w efekcie<br />
kawałki przyjazne klubowemu audytorium<br />
jak downbeatowy „Believer” , „Dreaming”,<br />
za sprawą którego odruchowo fantazjować<br />
będziecie o Jimmym Somerville’u czy tytułowy<br />
„Head First”, wydający się być aranżacją jakiegoś<br />
spokojniejszego, nigdy niewydanego utworu<br />
formacji Abba. „I Wanna Live” jest z początku<br />
nieco jak „Runaway” autorstwa Bon Jovi, by<br />
potem przejść w coś nieprawdopodobnie<br />
podobnego do „Ego” The Saturdays, lecz na siłę<br />
przetłumaczonego na język lat 80-tych.<br />
z niemal palimpsestowej ich struktury, skutkującej<br />
mnogością interpretacji. Tak jest choćby<br />
z epickim „Go Long”, najlepszą w zestawie<br />
kompozycją, której fantasmagoryczny klimat<br />
i opowieść o perraultowskim Sinobrodym<br />
jest ledwie przyczynkiem do rozliczenia z, co<br />
najmniej, dwójką byłych partnerów. Newsom<br />
wznosi się tu na absolutne wyżyny, tworząc arcydzieło<br />
kobiecej narracji w muzyce, w swojej<br />
kategorii stylistycznej najlepszej od czasów<br />
Lisy Germano.<br />
Bolączką „Have One On Me” – przy<br />
zastrzeżeniu, że to wciąż doskonały album<br />
i prawdopodobnie murowany kandydat do<br />
podium końcoworocznych podsumowań<br />
(przynajmniej za Oceanem) – jest rozwlekłość<br />
Podobnie jest z autorską kompozycją<br />
Goldfrapp, „Shiny and Warm”, którą można<br />
porównać ze „Strict Machine”, singla ze wspomnianego<br />
krążka „Black Cherry”, przepuszczonego<br />
przez retro filtr, dodający piosence<br />
niewiele ponad ogrom prostego, syntezatorowego<br />
staccato. „Hunt” jest nieco mroczniejszy,<br />
wciąż jednak sprawia wrażenie, że gdzieś już<br />
to słyszeliśmy. Wieńczący album „Voicething”<br />
to ewidentny odmieniec na płycie złożonej<br />
głównie z tanecznego popu; po parokrotnym<br />
przesłuchaniu widziałem go jako coś, co napisać<br />
miałby Vangelis, lecz ostatecznie zdecydował<br />
się nie zamieszczać na soundtracku do „Blade<br />
Runnera”. Dziwi jako część albumu, a co dopiero<br />
jako zamykający go utwór.<br />
To, co spina wszystkie utwory do kupy, to<br />
rozmarzony, zimny wokal Alison Goldfrapp,<br />
którego mógłbym słuchać w nieskończoność.<br />
Problem w tym, że elektroniczne, jednak dość<br />
banalne chwyty marki disco sprowadzają go<br />
do roli drugoplanowej. Jest obiciem foteli<br />
kokpitu w „Rakiecie Sławy” pędzącej w pogoni<br />
za wałkowanym obecnie minionym czarem lat<br />
osiemdziesiątych. Tak macosze obejście się z<br />
prawdziwym talentem to katapultowanie się<br />
duetu Goldfrapp z trajektorii wyznaczającej<br />
trendy elektronicznej alternatywy na planetę<br />
do bólu jednorodnych dance-popowych ufoludków<br />
z dzisiejszego MTV. Wielka szkoda.<br />
Jakub Szarejko<br />
Head First Goldfrapp<br />
premiera: 22 marca 2010<br />
EMI Poland<br />
tego materiału. Wydaje się, że każda z trzech<br />
płyt, które składają się na to wydawnictwo,<br />
predestynowana jest do osobnego odsłuchu.<br />
Wszystko zaczyna bowiem zlewać się po kilkudziesięciu<br />
minutach w homogeniczną całość,<br />
a koncentracja odbiorcy zostaje poważnie<br />
osłabiona. Brakuje tu, z pewnością, melodii<br />
na miarę „Peach, Plum, Pear”, klasycznego już<br />
singla z debiutanckiej płyty. Kilku czy nawet<br />
kilkunastominutowe, bujnie zaaranżowane<br />
opowieści nie mają też takiej mocy rozbudzania<br />
wyobraźni, jak te z „Ys”. Z drugiej strony, to<br />
wciąż ta sama Joanna Newsom - zawieszona<br />
między dziecięcą naiwnością a adolescencją<br />
kobieta, która każdym szarpnięciem strun<br />
harfy zdaje się tkać kruchą sieć, grodząc swój<br />
własny, przeniknięty baśniowością świat.<br />
Dlatego też wszyscy, którzy decydują się<br />
na surową krytykę „Have One On Me” (a i z<br />
takimi głosami można się zetknąć), wydają<br />
się być ludźmi pozbawionymi serca. Jedno<br />
jest pewne. Miłośnicy wyrafinowanej, niemal<br />
wiktoriańskiej w swym klimacie bajkowości, o<br />
wiele lepiej spożytkują dwie godziny słuchając<br />
trzeciej płyty Newsom niż oglądając burtonowską<br />
wersję „Alicji w Krainie Czarów”.<br />
Bartosz Iwański<br />
„Have One On Me”<br />
Joanna Newsom<br />
premiera: 23 lutego 2010<br />
Wytwórnia Drag City<br />
Stępione ostrze<br />
„Wiosna,<br />
panie sierżancie!”<br />
– a<br />
jak wiosna,<br />
to i nowa<br />
płyta Ostrego.<br />
Duma<br />
miasta włókniarzy<br />
już<br />
piąty raz z<br />
rzędu wydała<br />
nowy krążek<br />
pod koniec lutego. Tym razem, w ramach<br />
urozmaicenia, O.S.T.R. stworzył koncept-album<br />
o perypetiach niejakiego Nikodema R., do płyty<br />
dorzucił komiks, a w roli narratora obsadził<br />
Michała „997” Fajbusiewicza. I co<br />
I niby raduje się serce i dusza słuchacza, że<br />
zamiast 20 zlewających się ze sobą kawałków<br />
pozbawionych głębszej treści (patrz: niemal<br />
wszystkie poprzednie płyty Ostrego) dostaje<br />
skondensowaną w 45 minutach spójną historię.<br />
I niby O.S.T.R. jako „bitmejker” trzyma<br />
poziom, łącząc swojskość ścieżki dźwiękowej<br />
do W11 z brudnymi nowojorskimi brzmieniami.<br />
I niby jest tu jakiś pomysł, jakaś artystyczna<br />
dojrzałość. Co z tego jednak, jeśli raper, od lat<br />
operujący skrzeczącym flow, zaczyna brzmieć<br />
jak podstarzały wuefista popalający Fajranty w<br />
kanciapie. Co z tego, jeśli storytelling Ostrego<br />
jest nudny, narracja Fajbusiewicza karykaturalna,<br />
a wszystko brzmi jak kryminał milicyjny<br />
trzeciego sortu. Co z tego wreszcie, jeśli Ostry<br />
wcale nie zrozumiał błędów poprzednich płyt<br />
– do „Tylko dla dorosłych” dorzucił bonusowy<br />
„cedek” z ponad godziną kawałków w stylu<br />
poprzednich albumów. „Wciąż to samo”, jak<br />
rapował Pezet, w odróżnieniu od Ostrego nie<br />
mający problemów z byciem „focused”.<br />
Królem Łodzi jest dziś Zeus, Ostry zaś<br />
brzmi coraz bardziej jak emeryt; może już<br />
pora darować sobie rapowanie i skupić się na<br />
robieniu bitów.<br />
Marcel Zatoński<br />
„Tylko dla dorosłych” O.S.T.R.<br />
Premiera: <strong>26</strong> lutego 2010<br />
EMI Music Poland<br />
Fatalista na Ochocie<br />
Witold Zatorski, zabierając się za reżyserię<br />
„Kubusia Fatalisty i jego pana”<br />
w 1976 r. w Teatrze Dramatycznym,<br />
zostawił wzór do naśladowania, z którego<br />
skorzystał Stanisław Stelmaszyk.<br />
W ten sposób, wspaniała oświeceniowa<br />
powieść Denisa Diderota o<br />
wszędobylskim Kubusiu i jego bezsilnym<br />
panu, pojawiła się tym razem na<br />
deskach OCH-Teatru.<br />
Pan jest podstarzałym arystokratą<br />
o wysublimowanych manierach, ze<br />
słabością do kobiet. Jest życiowym<br />
nieudacznikiem wędrującym po<br />
świecie bez określonego celu ze swym<br />
wiernym sługą, Kubusiem. Ten, jest<br />
jego zupełnym przeciwieństwem. To<br />
prosty, wiejski chłopak, o wyraźnym<br />
filozoficznym zacięciu i niewyparzonym języku,<br />
którego bezustannie nadużywa. Uwielbia<br />
życiowe anegdotki i dywagacje, przeskakuje<br />
od tematu do tematu i sto razy gubi wątek, po<br />
to, by odnaleźć go za setnym zakrętem. Umila<br />
tym samym drogę swojemu panu historyjkami<br />
z własnego życia, wśród których dominuje<br />
temat frywolnych amorów i męskiej przyjaźni.<br />
Tworzą one zgrabną całość i stopniowo wiodą<br />
do finału sztuki. Choć tytułowi bohaterowie<br />
całkowicie się różnią i awanturują na każdym<br />
kroku, nie mogą bez siebie żyć. Pan nie zdaje<br />
sobie nawet sprawy z tego, że jego przaśny<br />
kompan jest jego życiowym przewodnikiem,<br />
opiekunem i filozofem przewyższającym go<br />
mądrością.<br />
Bagdadzkie pustkowie<br />
Krystyna Janda zrealizowała dość niezwykły spektakl na podstawie<br />
musicalu Percy’ego Adlona. „Bagdad Cafe” opowiada historię dwóch<br />
kobiet, które spotkały się w barze gdzieś na pustyni. Jasmin (Ewa Konstancja<br />
Bułhak) jest przypadkową turystką, która postanawia zostać<br />
w lokalu po tym jak rozeszła się ze swoim partnerem, magikiem. Już<br />
od progu popada w konflikt z właścicielką lokalu, Brendą (Katarzyna<br />
Groniec). Wokół ich relacji obraca się cała oś fabuły.<br />
Wszyscy miłośnicy musicali mogą poczuć się zawiedzeni – to nie<br />
jest typowi musical. Należy raczej mówić o wyśpiewanym przedstawieniu.<br />
Scenografia ogranicza się do brudnego lokalu, w którym<br />
spotkać można wciąż tych samych, stałych gości. Wszystko sprawia<br />
wrażenie rozsypującej się kupy śmieci. Paradoksalnie, pasuje to do<br />
tego, co dzieje się na scenie.<br />
Momentami gra aktorska uderza sztucznością, co niekoniecznie należy<br />
poczytać za wadę. W Cafe Bagdad tak to już jest – życie jest jedną<br />
wielką grą, oszukiwaniem samego siebie. Obecność Jasmin doskonale<br />
demaskuje ową<br />
sztuczność, jej<br />
przybycie narusza<br />
ład i porządek<br />
jaki wcześniej tu<br />
panował.<br />
Na największą<br />
pochwałę zasługują<br />
aktorki grające<br />
główne role.<br />
Ich partie wokalne<br />
niejednokrotnie<br />
wywoływały<br />
dreszcze na plecach,<br />
uzupełniając się doskonale – z jednej strony melodyjny i głęboki<br />
głos Bułhak, z drugiej zaś agresywna i dynamiczna melodia Groniec.<br />
Niestety, poza tymi aktorkami nie było nikogo, na kogo można było<br />
zwrócić uwagę. Przytłoczyły resztę zespołu swoimi rolami tak bardzo,<br />
że niemal wykluczyły ich ze spektaklu. W pamięć zapada jedynie<br />
Mariusz Drężek w roli jąkającego się policjanta, który wywołuje salwy<br />
śmiechu na widowni.<br />
Spektakl jest ciekawym eksperymentem Krystyny Jandy, jednak<br />
zdecydowanie za krótkim. Niektóre wątki rozwijają się za szybko, akcja<br />
przeskakuje od jednego do drugiego, często bardzo gwałtownie.<br />
Pomimo tych kilku wad, spektakl robi piorunujące wrażenie. Może nie<br />
jest to „Upiór w operze”, ale wywołuje niemniej emocji. Doskonałe<br />
partie głównych bohaterek na długo zostają w pamięci.<br />
Członkowie Teatru Montownia podeszli do<br />
tematu poważnie i z dużym samozaparciem,<br />
co widz mógł zaobserwować na poprzedzającej<br />
spektakl projekcji filmowej, przedstawiającej<br />
próby aktorów. Ciężkie i żmudne prace nad<br />
tekstem, choreografią i głosem zaowocowały<br />
świetnym, lekkim i przyjemnym spektaklem,<br />
który zaskakuje widza i jednocześnie bawi do<br />
łez. Nie bez kozery sztuka wystawiana jest<br />
w OCH-Teatrze, gdzie scena znajduje się na<br />
środku sali, otoczona widownią z dwóch stron.<br />
Wymusza to na aktorze grę przestrzenną, co<br />
podnosi standard przedstawienia i świadczy<br />
o umiejętnościach aktorskich zespołu. Wszelkie<br />
dygresje i wspominki są niebezpieczne, ze<br />
względu na zacieranie się wiodącej fabuły,<br />
Emil Borzechowski<br />
„Bagdad Cafe”, reżyseria: Krystyna Janda<br />
Teatr Polonia<br />
premiera: <strong>26</strong> września 2009<br />
tu jednak opowieść głównych bohaterów<br />
została wyraźnie oddzielona od wspomnień,<br />
dzięki czemu spektakl zachował przejrzystość i<br />
dynamikę. Krzysztof Stelmaszyk, chcąc<br />
skorzystać z tropu, jakim poszedł Zatorski,<br />
całość wizualną oparł na stylizacji<br />
osiemnastowiecznej, jednocześnie<br />
wprowadzając współczesny język, ze<br />
świadomością, że żyjemy w innym<br />
miejscu i czasie. Nie zabrakło soczystych<br />
dialogów o amorach, męskich<br />
podbojach i zdradach jak również sprośnych<br />
żarcików i kąśliwych uwag odnośnie<br />
do płci pięknej, które w wykonaniu<br />
Rafała Rutkowskiego, wcielającego<br />
się w rolę Kubusia i Jana Monczki jako<br />
pana, wzbudzają salwy śmiechu i<br />
gromkie brawa. Całość przeplatana jest<br />
muzycznymi utworami, granymi na<br />
żywo w trakcie przedstawienia przez<br />
orkiestrę. Ważną częścią są piosenki o<br />
ponadczasowych ludzkich przywarach<br />
i wadach, obecnych dawniej i dziś. Tu zachwycały<br />
swym głosem Zuza Grabowska i Zuzanna<br />
Fijewska, wcielające się w role pań przygodnie<br />
spotkanych przez Kubusia i Pana.<br />
OCH-Teatr daje możliwość znalezienia<br />
odpowiedzi na nurtujące ludzkość pytanie<br />
„czy my kierujemy losem czy los kieruje<br />
nami” w lekki i humorystyczny sposób,<br />
delikatnie okraszony erotyzmem.<br />
Nowy-stary Słowacki<br />
Piotr Choma<br />
„Kubuś Fatalista i jego pan”<br />
reżyseria: Krzysztof Stelmaszyk<br />
Teatr Montownia<br />
premiera: 27 marca 2010<br />
Teatr<br />
Narodowy,<br />
za sprawą<br />
Artura<br />
Tyszkiewicza,<br />
uruchomił<br />
wszystkie<br />
swoje<br />
sceniczne<br />
możliwości,<br />
aby na nowo<br />
wystawić<br />
„Balladynę”<br />
Słowackiego.<br />
Wszystko z okazji dwusetlecia urodzin autora, oraz w trzydziestą piątą<br />
rocznicę powstania „Balladyny” w wersji industrialnej Adama Hanuszkiewicza.<br />
Tym razem industrialny klimat zastąpiono wysypiskowym Gopłem<br />
stworzonym z pustych butelek, Skierką i Chochlikiem w roli kloszardów<br />
oraz pustelnikiem zamieszkującym szafę. Nie należy zapominać<br />
i o siostrach, które przedstawiono jako nieco przygłupie dziewczyny<br />
z popegeerowskiej wioski.<br />
Historia „Balladyny” jest wszystkim dobrze znana, tym bardziej<br />
widz będzie usatysfakcjonowany niemalże całkowitym brakiem cięć<br />
reżyserskich. Opowieść przedstawiono w każdym jej aspekcie, nie pomijając<br />
żadnej sceny. Co więcej – dodano chór, który podobnie jak w<br />
antycznych tragediach, komentuje to, co dzieje się na scenie. Melodie<br />
w stylu „Kapeli ze wsi Warszawa” oraz współczesnej muzyki popularnej<br />
są najmocniejszą stroną spektaklu.<br />
W rolę Balladyny wcieliła się Wiktoria Gorodeckaja, która z jednej<br />
strony zachwyca, z drugiej – rozczarowuje. Jej grze aktorskiej nie<br />
można wiele zarzucić, jednak przejście od słodkiej idiotki do morderczej<br />
despotki jest zbyt gwałtowne. To jakby dwie zupełnie inne role.<br />
Największe uznanie należy się Beacie Ścibakównie i jej Goplanie, którą<br />
zagrała rewelacyjnie. Zdecydowanie najlepsza kreacja w całym spektaklu,<br />
najbardziej przekonująca, żywa i poruszająca. Mizernie wypadła<br />
za to Małgorzata Rożniatowska grająca matkę Balladyny, jej sztuczność<br />
raziła, wręcz odrzucała widza.<br />
Próbując ująć spektakl w jednym zdaniu to udana interpretacja<br />
dzieła Słowackiego, oddająca ducha oryginału jak i naszych czasów.<br />
Warto zobaczyć ten spektakl, chociażby ze względu na rolę Ścibakówny<br />
oraz efektowny pokaz możliwości scenograficznych Teatru<br />
Narodowego.<br />
Emil Borzechowski<br />
„Balladyna”, reżyseria: Artur Tyszkiewicz<br />
Teatr Narodowy<br />
premiera: 11 grudnia 2009<br />
Teatralna Warszawa<br />
11 kwietnia rozpoczęły się Warszawskie<br />
Spotkania Teatralne, podczas których można<br />
zobaczyć ponad 20 spektakli teatrów z innych<br />
miast, m.in. Wrocławia, Opola, Łodzi, Poznania,<br />
Krakowa, Wałbrzycha. Od 2008 roku, po<br />
przerwie, WST, organizowane przez Instytut<br />
Teatralny, znów odbywają się co roku. „Biesy”,<br />
„Szewcy”, „Panny z Wilka”, „Akropolis’,<br />
„Kaspar” – to przykładowe tytuły z tegorocznej<br />
edycji. Spotkania zainaugowała polska<br />
premiera sztuki Warlikowskiego – „Tramwaj”<br />
– na podstawie „Tramwaju zwanego pożądaniem”<br />
Tennesseem. Williamsa - o tragediach<br />
rodzących się z tzw. szarej codzienności i jej<br />
rytuałów. Współprodukowana przez Odeon<br />
- Theatre de l’Europe miała prapremierę w<br />
Paryżu 4 lutego.<br />
Teatr Wytwórnia na cenzurowanym<br />
Z marcowych nowości: „Lustra” w reżyserii<br />
Bartłomieja Wyszomirskiego - od 13 marca w<br />
Teatrze Wytwórnia. Skrytykowane na łamach<br />
„Dziennika Gazety Prawnej” tak za tekst, jak za<br />
jego prezentację, mają niewątpliwie tę zaletę,<br />
że starają się dać widzom więcej niż rozrywka.<br />
Szkicują problemy, z jakimi w chaotycznym<br />
XXI wieku spotyka się człowiek. Próbę zmierzenia<br />
się z trudną stroną życia podjęli też, w<br />
Teatrze na Woli, twórcy spektaklu „Trzy siostry<br />
trupki” w reżyserii Macieja Kowalewskiego. Tu<br />
na tapecie jest rodzina, jej wizerunek, kwestia<br />
podziału ról, rozbieżności między ideałem a<br />
rzeczywistością. Sztukę, opartą na faktach,<br />
opatrzono klauzulą „tylko dla dorosłych”.<br />
Premiera – 12 marca.<br />
Radio w teatrze<br />
Dla tych, co stronią od dramatu – „Radio live”,<br />
od 23 marca w Teatrze Komedia. Z humorem<br />
ukazano tu pracę „od kuchni” popularnej<br />
radiostacji – a konkretnie dokładnie jeden<br />
dzień, w którym wszystko idzie nie tak, jak<br />
zaplanowano. Obsada doborowa: Tamara. Arciuch,<br />
Robert. Rozmus, Mirosław. Zbrojewicz,<br />
Tomasz. Sapryk, Bartek. Kasprzykowski.<br />
Harry i Sally w Kwadracie<br />
Od 10 kwietnia w Kwadracie można oglądać<br />
spektakl inspirowany głośnym amerykańskim<br />
filmem „Kiedy Harry pozał Sally” z Martą.<br />
Żmudą-Trzebiatowską i Pawłem Małaszyńskim.<br />
Po raz pierwszy sztukę, autorstwa<br />
Marcy Kahan, wystawiono w 2004 roku w<br />
Londynie. W tej sympatycznej, romantycznej<br />
komedii dwie skrajnie różne osobowości<br />
spotykają się, by przeżyć wspólną przygodę.<br />
opr. Wioletta Wysocka<br />
Zielono mi...<br />
Kosz wiosennych rozkoszy tylko w Kinie<br />
Atlantic. Tylko do końca kwietnia jest szansa<br />
na wygranie jednej z dwustu nagród! Przy<br />
wejściu do Kina Atlantic znajduje się kosz<br />
pełen niespodzianek: kosmetyki Vichy, książki<br />
wydawnictw Czarne, G+J oraz BIS, przewodniki<br />
National Geographic, płyty dvd Monolith,<br />
bilety do kina Atlantic raz zaproszenia na słodki<br />
poczęstunek do The Pictures art bar cafe.<br />
Wystarczy na specjalnej wiosennej kartce<br />
pocztowej napisać, który z prezentów<br />
chciałoby się otrzymać. Następnie wypełnioną<br />
kartkę wystarczy wrzucić do skrzynki<br />
pocztowej umieszczonej w kinie. Losowanie<br />
kartek odbędzie się pod koniec kwietnia.<br />
| 18 | | 19 |
k<br />
Ich<br />
Muzyka / Książka | kultura<br />
s<br />
kultura<br />
& społeczeństwo<br />
Morderstwa w strefie Gazy<br />
Czy korespondent prasowy może być dobrym<br />
pisarzem sensacyjnym Mat Rees wydaje już<br />
drugą książkę, której akcja dzieje się na Bliskim<br />
Wschodzie (znany autorowi z dziennikarskiego<br />
doświadczenia). Tym razem bohater<br />
„Kolaboranta w Betlejem” spróbuje rozwiązać<br />
zagadkę morderstw w Palestynie, a wszystko<br />
dziać będzie się w strefie Gazy, którą autor<br />
poznał jako korespondent prasowy. Premiera<br />
14 kwietnia.<br />
Szekspir wiecznie żywy<br />
21 kwietnia ukaże się kolejna powieść z<br />
„gatunku Dana Browna”, „Julia”, napisana<br />
przez Fortier Anne. Julia, której nie w głowie<br />
były do tej pory zagraniczne wojaże, pewnego<br />
dnia dowiaduje się, że jest krewną kobiety,<br />
na której wzorował się Szekspir, pisząc swoją<br />
sztukę. Przy okazji dostaje dość niespodziewany<br />
spadek, a to tego zakochuje się i<br />
staje oko w oko z niebezpieczną dla jej życia<br />
tajemnicą.<br />
Pamuk o miłości<br />
„Muzeum Niewinności” to pierwsza książka<br />
napisana przez Orhana Pamuka po przyznaniu<br />
mu literackiej Nagrody Nobla. Tłem wydarzeń<br />
będzie znany z autobiograficznej powieści<br />
Pamuka Stambuł. W tym magicznym miejscu<br />
rozegra się dramatyczna walka o miłość<br />
kochanka, trzydziestoletniego Kemala, który<br />
uwiódł młodą Füsun, a teraz zaręcza się z<br />
urodziwą Sobel. Pierwsza miłosna powieść<br />
Pamuka ukaże się na naszym rynku 21<br />
kwietnia.<br />
Księża wciąż w modzie<br />
Już nie tylko proboszcz Piotr Kozioł z „Rancza”<br />
czy słynny Ojciec Mateusz podbija nasze<br />
serca. Maciej Grabski, idąc za „księżomanią”,<br />
urzecze nas nowym duchownym. Po śmierci<br />
plebana we wsi Gródku na jego miejscu<br />
pojawi się ksiądz Rafał – młody i energiczny<br />
mężczyzna, który budzi nie lada emocje. Nie<br />
tylko godzi dawnych wrogów, lecz także jako<br />
pierwszy duchowny odprawia mszę w intencji<br />
samego Elvisa Presleya. Idzie nowe, które<br />
nie każdemu w Gródku może się spodobać.<br />
„Ksiądz Rafał” w księgarniach 22 kwietnia.<br />
Uroki polskiej propagandy<br />
Piotr Osęka podjął się niemożliwego. W<br />
książce, „Mydlenie Oczu. Przypadki propagandy<br />
w Polsce” próbuje zrozumieć naszą<br />
rzeczywistość. Choć czas stonki ziemniaczanej<br />
zrzucanej na nasze polskie pola już minął<br />
i żyjemy dziś w wolnym kraju, to z wciąż z<br />
sentymentem wspominamy kurioza tamtego<br />
okresu. Osęka przedstawia propagandowe<br />
oblicze tamtych czasów – chwyty poniżej<br />
pasa, ogłupianie społeczeństwa, czy też<br />
jawne kłamstwa. O tym wszystkim od 29<br />
kwietnia.<br />
opr. Emil Borzechowski<br />
Warta uwagi kupa śmieci<br />
oficjalna strona na Facebooku podaje, że<br />
Gorillaz stacjonują na stałe w Essex. Natomiast<br />
na ich przepełnionym akcją, konceptualnym<br />
albumie odnajdujemy ten animowany,<br />
multimedialny zespół na odizolowanej<br />
wyspie zbudowanej wyłącznie z odpadków,<br />
gdzie odkrywa się przepełnione melancholią<br />
piękno ludzkiej integracji z naturą. To świetna<br />
metafora tego jak swobodnie Damon Albarn<br />
zbudował eklektyczne brzmienie Gorillaz ze<br />
skrawków należących do hip-hopu, funku,<br />
alternatywnego rocka, popu, i innych jak world<br />
czy electronica. On nie kradnie, nie pożycza,<br />
nie przerabia leniwie tego, co było. Można<br />
powiedzieć, że Albarn miłosiernie ratuje od<br />
zapomnienia to, co zostało pozostawione na<br />
pastwę losu przez te gatunki.<br />
Błyszczące, oblane platyną popowe<br />
kawałki, jakie uformował z tego muzycznego<br />
połamańca, okazały się przyciągnąć przepysznie<br />
niespójny kolektyw artystów na Plastikową<br />
Plażę. Album otwiera ciepły szum oceanu i<br />
strun, tuż przed uderzeniem o brzeg ciężkich,<br />
niespokojnych, sprawiających wrażenie żeliwnych,<br />
nut. Potem hip-hopowy beat ujawnia<br />
ujadanie pierwszego celebryty – mieszkańca<br />
Plastikowej Plaży. Snoop Doggy Dog wita nas<br />
niczym pies obronny każdej części morskiej<br />
linii brzegowej wyspy, podczas gdy przesterowany<br />
głos Albarna unosi się gdzieś powyżej,<br />
jak melodyjny, wojskowy poduszkowiec.<br />
Stamtąd uwodzące rat-a-tat tabli, flet i smyczki<br />
Libańskiej Narodowej Orkiestry Symfonicznej<br />
zwabia nas w ręce reprezentantów londyń-<br />
Mistrz grozy powraca<br />
Od kilku tygodni media informują o<br />
„najlepszej powieści Stephena Kinga”.<br />
„Pod kopułą, gdyż o nią właśnie chodzi,<br />
jest na pewno jedną najlepiej rozreklamowanych<br />
książek mistrza grozy.<br />
Ale czy „najlepszą z najlepszych”<br />
Pod względem długości przegrywa<br />
z „Bastionem” o niemal 250 stron, jednak<br />
gdyby to miało mieć jakiekolwiek<br />
znaczenie, „Dzieła Wszystkie” Lenina<br />
byłyby ulubioną pozycją.<br />
Emil Borzechowski<br />
Powieść opowiada o losach małego miasteczka<br />
Chester Mill, które pewnego dnia,<br />
w jednej chwili, zostało otoczone niewidzialną<br />
kopułą. Jej pojawienie się wywołało masę<br />
katastrof i spektakularnych śmierci oraz okaleczeń.<br />
Słowem – trup ściele się bardzo gęsto.<br />
Aby uratować mieszkańców odciętych od<br />
reszty świata, wojsko postanawia przywrócić<br />
do służby jednego ze swoich żołnierzy,<br />
Dale’a Barbarę, zasłużonego weterana z Iraku<br />
reklama<br />
skiej sceny grime'owej, raperów Bashy i Kano,<br />
przygotowujących słuchacza na spotkanie z<br />
wielkimi nazwiskami.<br />
Dla dzieci ten album będzie jak słuchanie<br />
fajnie zremiksowanej wersji granych losowo<br />
kawałków z iPodów ich rodziców. Albarn przy<br />
tworzeniu albumu zakręcił się w towarzystwie<br />
odpowiedzialnego za kształt soulu<br />
lat osiemdziesiątych Bobby'ego Womacka;<br />
Micka Jonesa i Paula Simonona, odpowiednio<br />
gitarzysty i basisty The Clash; hip-hopowych<br />
pramistrzów De La Soul i wciąż niepokornego<br />
post-punkowca Marka E. Smitha.<br />
Niezaprzeczalnie, najlepszym momentem<br />
Plastic Beach jest ten, w którym stary i<br />
lakoniczny Lou Reed wchodzi niedbale w<br />
iście transcendentnym Some Kind of Nature.<br />
Niemalże wyczuwalnym wydaje się jego jednoczesne<br />
powodzenie stopami po Plaży, kiedy<br />
śpiewa „some kind of majesty/some chemical<br />
low/some kind of metal made from glue/some<br />
kind of plastic I can wrap around you ”. Wtedy<br />
sam Albarn w swoim falsetto o mangowych,<br />
pełnych łez oczach przypomina mu , że „all we<br />
are/is stars ”. Bezbłędne.<br />
Po dwunastu latach, jakie minęły, od kiedy<br />
britpopowy celebryta Damon Albarn<br />
z Blur połączył się z londyńskim komiksiarzem<br />
Jamiem Hewlettem w służbie pobocznemu<br />
projektowi tego pierwszego, Gorillaz zdaje się<br />
mieć na swoim koncie 3 (słownie: trzy) płyty<br />
studyjne bez pudła, fanów na całym świecie<br />
i jedną z najciekawszych prezentacji naszego<br />
wieku. Plastikowa Plaża to trzymający poziom<br />
miszmasz nie do zaszufladkowania, bo, choć<br />
zbudowana z odpadków (np. w rozwinięciu<br />
kawałka Sweepstakes z gościnnym udziałem<br />
Mos Defa, uważni odnajdą nieco spowolniony<br />
na potrzeby utworu sampel trąbki z piosenki<br />
She Bangs Ricky’ego Martina), jest, w gruncie<br />
rzeczy, spójną, dynamiczną całością, której<br />
jakość usprawiedliwia powrót na rynek D2,<br />
Murdoca, Russela i Noodle, tym razem w towarzystwie.<br />
Jedyna w sezonie, prawdziwie warta<br />
uwagi kupa śmieci.<br />
Jakub Szarejko<br />
„Plastic Beach” Gorillaz<br />
Premiera: 3 marca 2010<br />
EMI Music Poland<br />
– obecnie zarabiającemu<br />
na smażeniu<br />
hamburgerów<br />
– któremu<br />
klosz<br />
w ostatnim<br />
momencie<br />
uniemożliwił<br />
ucieczkę<br />
z miasta.<br />
Barbie wraz<br />
z redaktorką<br />
miejscowej<br />
gazety próbują<br />
poznać naturę<br />
bariery i uwolnić miasto. Czasu jest coraz<br />
mniej, a miejscowi politycy próbują przejąć<br />
kontrolę nad Chester Mill i nie dopuścić do<br />
wyjścia na światło dzienne ich nieczystych<br />
interesów.<br />
Już od pierwszych stron książka wciąga<br />
w niesamowitą historię, nie pozwalając się od<br />
niej oderwać. King podzielił powieść – tradycyjnie<br />
już – na małe rozdziały i podrozdziały,<br />
które w przypadku niemal tysiącstronicowej<br />
książki ułatwiają czytanie. Nie są to jednocześnie<br />
sztuczne podziały – poprzez nie widać,<br />
jak doskonałym warsztatem operuje autor.<br />
Niestety, można w niej znaleźć sporo literówek,<br />
czy kilka błędów gramatycznych. Jest to<br />
jednak zarzut do wydawcy, a nie autora.<br />
King doskonale buduje napięcie, ujawniając<br />
kolejne mroczne sekrety miasta i jego mieszkańców.<br />
Postacie precyzyjnie dopracowane,<br />
autor opanował kreację psychologiczną<br />
bohaterów w sposób mistrzowski. Nie ma<br />
osób bezpłciowych, a jeśli irytują – to tylko<br />
poprzez swoje zachowanie, a nie ich kreację.<br />
Książka, choć długa, nie przeciąża czytelnika<br />
swoją treścią. Czyta się ją szybko i przyjemnie,<br />
a co najważniejsze – z satysfakcją.<br />
Emil Borzechowski<br />
„Pod kopułą” Stephen King<br />
Prószyński i S-ka<br />
premiera: 9 marca 2010<br />
Kawiarnia pełna paradoksu<br />
Powiśle. To tu bohaterowie „Lalki”<br />
Prusa spotykali się z ogromną biedą<br />
i nędzą. Potem przyszła wojna, a<br />
Powiśle pogrążyło się w ruinie. Odbudowane,<br />
wciąż straszy biedą, choć nie<br />
taką, jak za czasów owego powieściopisarza.<br />
Ze świecą szukać tu lokalu,<br />
w którym oprócz kebabu albo kufla<br />
piwa znajdziemy coś jeszcze.<br />
My znaleźliśmy.<br />
Emil Borzechowski<br />
Na jednej z mniejszych uliczek Powiśla, z dala od<br />
zgiełku miasta, przy Jezierskiego 3/5, znajduje<br />
się „Paradox Cafe”, największa czytelnia fantastyki<br />
w Warszawie. Knajpa umieszczona jest pośród<br />
bloków mieszkalnych, pięć minut drogi od<br />
Agrykoli. Jeśli już trafimy na ulicę Jezierskiego,<br />
ze znalezieniem lokalu nie powinno być większych<br />
problemów.<br />
Pierwsze wrażenie<br />
W przypadku Paradoxu możemy mówić o<br />
dwóch wrażeniach – tyle diametralnie różnych<br />
pomieszczeń znajdziemy w środku. Salę<br />
główną, z barem, urządzono w iście fantastycznym<br />
stylu – ściany pomalowano kolorem<br />
pożółkłych kart pergaminu, nanosząc na nie<br />
dwie gigantyczne mapy: jedną przedstawiającą<br />
świat tolkienowskiego Śródziemna, drugą<br />
– Starego Świata z Warhammera. Ponadto, na<br />
ścianach znajdziemy tysiące książek o tematyce<br />
fantasy oraz scien-fiction.<br />
Piwnica to zupełnie inny świat, filmowa<br />
rzeczywistość. Ściany pokrywają olejne farby,<br />
odporne na tytoniowy dym – jest to sala dla<br />
palących – ozdobione plakatami z dziesiątek<br />
filmów. Meble w obu salach to gustowny miszmasz.<br />
Znajdziemy tu mnóstwo<br />
okrągłych stołów, każdy<br />
inny, coraz to masywniejszy,<br />
małe, prostokątne stoliczki, a<br />
nawet fotele kinowe z minionej<br />
epoki. Mimo pozornego<br />
nieładu, wszystko współgra<br />
ze sobą, tworząc sensowną<br />
całość.<br />
Knajpa paradoksu<br />
Nazwa knajpy nie jest przypadkowa.<br />
Właściciel sam nie<br />
wierzył w to, że podejmuje<br />
się tego typu przedsięwzięcia.<br />
Jego pasją była fantastyka,<br />
chciał otworzyć miejsce, w którym mógłby<br />
się nią dzielić z innymi, lecz nie miał pojęcia o<br />
prowadzeniu tego rodzaju przedsięwzięcia. Zaryzykował.<br />
Udało się. To już trzecia z kolei lokalizacja<br />
Paradox Cafe. Pierwsze miejsce okazało się<br />
zbyt małe, a gdy skończyła się umowa najmu<br />
w okolicy ulicy Wiejskiej – lokal przeniesiono<br />
właśnie tu, na Powiśle. Pomysł właściciela wypalił<br />
– ba! – przetrwał aż sześć lat, jako jedyna<br />
„fantastyczna” knajpa w Polsce!<br />
Fantastyczny program<br />
Paradox Cafe jest największą czytelnią fantastyki.<br />
W jej zbiorach znajduje się aż 3 tys. książek. Takiej<br />
ilości egzemplarzy pozazdrościć może niejedna<br />
dzielnicowa biblioteka. Jednak na czytaniu<br />
nie koniec. Knajpa zrzesza warszawski fandom<br />
fantastyczny, można tu spotkać wielu współczesnych<br />
pisarzy tego gatunku. Do diabła jednak z<br />
podpisywaniem książek, czy premierami – choć<br />
i takie się zdarzają. Tutaj autorzy przychodzą jako<br />
Jedyne takie miejsce w Polsce<br />
Paweł Olek<br />
z-ca redaktora naczelnego<br />
Dobra odskocznia od szarej<br />
codzienności<br />
Tomasz Betka<br />
szef działu Dziennikarstwo<br />
Fantastyczne miejsce na<br />
spędzenie wolnego czasu<br />
Emil Borzechowski<br />
szef działu Kultura<br />
zwykli klienci, z którymi można porozmawiać jak<br />
z żywym człowiekiem, a nie eksponatem z napisem<br />
„Nie dotykać!”. W tym miejscu przyznano<br />
nominacje do ostatnich Zajdli – najważniejszej<br />
nagrody dla autorów fantastyki.<br />
To, co najniezwyklejsze w tym miejscu, odbywa<br />
się w niedzielę. Wtedy to Paradox zmienia<br />
się w scenę larpową, na której bywalcy knajpy<br />
grają w gry fabularne na żywo. Raz na kwartał<br />
odbywają się tu Paradoksalia – weekendowy<br />
minikonwent fantastów.<br />
Jeśli to mało, to zawsze można po prostu<br />
przyjść na środowe wieczory brydżowe, albo<br />
piątkowe karaoke.<br />
Polej piwa<br />
Wszystkich, którzy mają mało zasobne portfele,<br />
ucieszy wiadomość, iż jedyną rzeczą, która nie<br />
jest tu fantastyczna, to ceny. Przystępne, adekwatne<br />
do konkretnych potraw, czy napojów.<br />
Dostaniemy zarówno popularne piwa z kija w<br />
cenie od 4 do 7 złotych, jak i<br />
butelkowe specjały takie jak<br />
Ciechan, Paulaner czy Desperados.<br />
Dla zziębniętych<br />
przewidziano cztery rodzaje<br />
grzanego wina, grzaniec galicyjski,<br />
a nawet miód pitny.<br />
Wszystko w rozsądnych cenach:<br />
od 8 do 12 zł. Paradox<br />
może się pochwalić sporą<br />
kartą mocniejszych alkoholi.<br />
Wyborowa, Jack Daniels,<br />
Gin, Rum czy Campari to<br />
tylko niewielka ich część. A<br />
każdy z nich można mieszać<br />
na wiele sposobów. Za barem<br />
znajdziemy oddzielną kartę drinków. Te klasyczne,<br />
dwuskładnikowe wahają się pomiędzy<br />
9 a 10 zł. Do tego dochodzą kawy, herbaty oraz<br />
czekolady, których jest naprawdę sporo.<br />
Wyszynk<br />
W Paradox Cafe znaleźć można cztery rodzaje<br />
sałatek w cenach 12-15 zł., skromne kanapki za<br />
symbolicznego piątaka, tosty, ciabaty oraz inne<br />
popularne i lekkie dania. Lokal posiada zastawę<br />
lunchową, jednak przy większych zamówieniach<br />
może być problem z talerzem dla siebie. Ponadto<br />
nie znajdzie się tu sycących, obiadowych potraw.<br />
Na jedzenie i picie trzeba trochę czekać, a zamówienia<br />
składać można tylko przy barze, za wyjątkiem<br />
tych większych, kiedy zostanie się obsłużonym<br />
przy stoliku.<br />
Gdzie Frodo mówi dobranoc<br />
„Paradox Cafe” to dość nietypowe miejsce. Tutaj<br />
wszyscy się znają, pisarze przychodzą pić<br />
z czytelnikami, a czytelnicy goszczą autorów.<br />
Znajdziemy tu zarówno miejsce do wyciszenia,<br />
jak i stoły tętniące brydżowym życiem. Jest tylko<br />
jedno „ale” – musimy lubić fantastykę, bądź<br />
przynajmniej mieć do niej obojętny stosunek.<br />
Jej przeciwnicy mogą poczuć się osaczeni. Jeśli<br />
nie przeszkadza ten klimat – warto tam zajrzeć.<br />
Średnia ocena lokalu:<br />
Pomysł – 5<br />
Program artystyczny – 4<br />
Wystrój/Klimat – 3,75<br />
Jakość menu – 4<br />
Obsługa – 3,75<br />
Ceny – 5<br />
Ocena ogólna*: 4,3<br />
*Uwaga! Ocena ogólna jest średnią<br />
ważoną, nie arytmetyczną!<br />
Zalety:<br />
+ Oryginalny pomysł<br />
+ Ogromna ilość książek do<br />
czytania<br />
+ Niskie ceny<br />
+ Możliwość spotkania z<br />
autorami<br />
+ Duża ilość alkoholi<br />
Wady:<br />
- Tylko lunchowe potrawy<br />
- Imprezy głównie stolikowe<br />
- Fantastyczny klimat może<br />
przytłaczać<br />
- Daleko od centrum<br />
Menu Podręczne:<br />
(przykładowe ceny)<br />
Piwo beczkowe 0,5 l – 6-7 zł<br />
Piwo Ciechan 0,5 l:<br />
- wyborny – 7 zł<br />
- pszeniczny, miodowy – 10 zł<br />
Klasyczne drinki – 9-10 zł<br />
Grzaniec galicyjski – 8 zł<br />
Sałatki – 12-15 zł<br />
Kanapki – 5 zł<br />
Tosty – 7 zł<br />
Czajnik herbaty – 7 zł<br />
Kawy – 4,5-13 zł<br />
Smalec i spółka – 20 zł<br />
Kawy – 6-14 zł<br />
Gorące czekolady – 8-12 zł<br />
Godziny otwarcia:<br />
Poniedziałek, środa, niedziela<br />
– 10:00-23:00<br />
Pozostałe dni – 10:00-24:00<br />
Ilość miejsc siedzących: 80<br />
fot. Krystian Szczęsny<br />
kultura | Niezwykłe miejsce<br />
Muzeum<br />
sztuki<br />
nowoczesnej<br />
Anna Szczęsnowicz<br />
W każdej liczącej się metropolii kwitnie<br />
bujne życie kulturalne, gdzie oprócz kilku teatrów<br />
i sztampowych muzeów: narodowego,<br />
techniki i historii, są także bardziej interesujące<br />
jak Muzeum Sztuki Nowoczesnej.<br />
Stołeczne Muzeum Sztuki Nowoczesnej<br />
powstało w 2005 roku, a dwa lata później<br />
zaczęło prowadzić regularną działalność<br />
programową. Jednak nawet sam rzecznik<br />
prasowy placówki, Marcel Andino Velez,<br />
przyznaje, że aktualna formuła MSN nie jest<br />
tą docelową. - To nie jest jeszcze muzeum.<br />
Będzie nim dopiero wtedy, kiedy powstanie<br />
budynek Christiana Kereza*. Na razie jest to<br />
przygotowaniem koncepcyjnym, intelektualnym<br />
wysiłkiem nad stworzeniem tej instytucji<br />
pod kątem przyszłej siedziby – dodaje.<br />
Choć Muzeum nie działa jeszcze zgodnie<br />
z długofalową linią programową, to stara<br />
się realizować niektóre ze swoich założeń,<br />
np. podejmuje współpracę z młodzieżą<br />
akademicką. W MSN oprócz wystaw można<br />
uczestniczyć w wykładach i debatach, jak na<br />
razie poświęconych pojedynczym zagadnieniom,<br />
np. współczesnej architekturze<br />
lub modernizmowi. Osoby zainteresowane<br />
poszczególnymi spotkaniami, mogą je później<br />
obejrzeć także na stronie internetowej<br />
placówki.<br />
Nie tylko oferta programowa Muzeum<br />
może przyciągać młodych ludzi, ale również<br />
godziny otwarcia. Zapracowani i wiecznie<br />
zabiegani studenci chwalą sobie także fakt,<br />
że Muzeum jest czynne do godziny 20. - W<br />
zeszłym roku przewinęło się ok. 60 tysięcy<br />
osób przez naszą placówkę – przyznaje<br />
Marcel Andino Velez. - To dość dużo, jak na<br />
fragmentaryczny program, jaki oferujemy.<br />
Muzeum ma w planach stworzenie przystępnie<br />
i atrakcyjnie opakowanej „oferty dla<br />
każdego”, ale równocześnie prowadzenie<br />
działalności specjalistycznej. Dzięki takiemu<br />
programowi oraz dobrej lokalizacji, Muzeum<br />
powinno szybko dorównać rangą Zachęcie<br />
czy Centrum Sztuki Współczesnej.<br />
W MSN można uczestniczyć w pokazach<br />
filmowych, wykładach lub debatach, o<br />
których dokładne informacje znajdują się<br />
na stronie internetowej artmuseum.pl.<br />
Oczywiście w muzeum odbywają się także<br />
wystawy czasowe.<br />
Aktualnie Muzeum mieści się w lokalu<br />
zastępczym, przy ul. Pańskiej 3 (docelową<br />
siedzibą ma być budynek projektu Kereza<br />
na pl. Defilad). Otwarte jest od wtorku do<br />
niedzieli, w godzinach 12 - 20. Wstęp jest<br />
bezpłatny.<br />
*W lutym 2007 roku, rozstrzygnięto międzynarodowy<br />
konkurs na projekt Muzeum.<br />
Pierwszą nagrodę przyznano szwajcarskiemu<br />
architektowi Christianowi Kerezowi.<br />
Prace budowlane mają się zakończyć wiosną<br />
2014 roku.<br />
| 20 | | 21 |
sport | kultura<br />
Mimo słabszych występów polskiej<br />
kadry piłka nożna nadal pozostaje<br />
sportem numer jeden w naszym kraju.<br />
Ma ona również wielu wielbicieli wśród<br />
studentów. Dlatego też wychodząc<br />
naprzeciw ich oczekiwaniom pod<br />
koniec marca ruszyła Liga WDiNP.<br />
Cezary Biernat i Jakub Baliński<br />
Od dłuższego czasu myśleliśmy o organizacji<br />
tego typu zawodów - mówi Daniel Gałczyński,<br />
przewodniczący ZSS Instytutu Dziennikarstwa<br />
– zbliżająca się rocznica wydziału jest<br />
do tego znakomitą okazją.<br />
W tym roku największy wydział Uniwersytetu<br />
Warszawskiego obchodzi swoje 35-lecie<br />
i Liga WDiNP jest jedną z imprez towarzyszących<br />
temu wydarzeniu. Dla uczestników<br />
może być to swoista motywacja, by pokazać<br />
swoje piłkarskie umiejętności z jak najlepszej<br />
strony. Wszak istnieje możliwość zapisania się<br />
na kartach historii naszego wydziału.<br />
Dziesięć drużyn wywodzących się z pięciu<br />
instytutów wydziału będzie toczyć zmagania<br />
przez trzy weekendy na przełomie marca<br />
i kwietnia w hali przy ulicy Ossolińskiego<br />
25. Dwa pierwsze turnieje (28 marca i 10<br />
kwietnia) to faza grupowa, w której każda<br />
z drużyn zagra cztery spotkania. Ostatnia<br />
niedziela, 17 kwietnia, to prawdziwa wisienka<br />
na torcie całej Ligi, czyli ostatnia kolejka<br />
pojedynków grupowych plus finał i mecz o<br />
trzecie miejsce. Organizatorzy przygotowali<br />
Wydziałowa Ekstraklasa<br />
Harmonia umysłu i ciała<br />
W XI-wiecznych Chinach<br />
opracowano system unikalnych<br />
ćwiczeń wywodzących się z<br />
taoistycznej tradycji łączenia sfery<br />
duchowej i fizycznej. Dziesięć<br />
stuleci później o zdrowotnych<br />
walorach aktywnej medytacji<br />
Dalekiego Wschodu przekonują<br />
się również mieszkańcy Europy.<br />
Tomasz Betka<br />
Na pierwszym treningu miało być łatwo i<br />
przyjemnie. Trochę się porozciągam, wezmę<br />
głęboki oddech, zamknę oczy i posłucham<br />
odprężającej muzyki. I na początku rzeczywiście<br />
tak było. Gdy rozgrzewka się skończyła i<br />
zaczęły się faktyczne ćwiczenia, kombinacje<br />
Tai Chi może i dalej były przyjemne, ale już na<br />
pewno nie proste.<br />
Układy Tai Chi składają się z powolnych i<br />
harmonijnych ruchów, które należy wykonywać<br />
w ściśle określonej kolejności. Ważne jest<br />
nagrody dla najlepszej drużyny. Na zakończenie<br />
Ligii wyróżnienia otrzymają również:<br />
najlepszy strzelec i bramkarz oraz najbardziej<br />
wartościowy zawodnik (MVP) turnieju. Przewidziano<br />
również nie lada gratkę zarówno dla<br />
publiczności jak i dla zawodników - pokazowy<br />
mecz-niespodziankę. Organizatorzy nie<br />
chcą zdradzić szczegółów tego wydarzenia,<br />
ale zapowiada się ono niezwykle ciekawie.<br />
- Ten turniej to kapitalna sprawa. Nie dość,<br />
że możemy pobiegać za piłką, to jeszcze toczymy<br />
jakby wydziałowe derby - mówi Paweł<br />
Szulc, student Instytutu Polityki Społecznej,<br />
uczestnik turnieju. - Pojedynki z kolegami<br />
to, aby realizować ćwiczenia w sposób płynny,<br />
spokojny, wręcz naśladujący sposób poruszania<br />
się tygrysa albo węża. I właśnie tutaj<br />
zaczynają się schody, bo dla kogoś, kto z Tai Chi<br />
nie miał wcześniej nic wspólnego, ważniejsze<br />
od zamykania oczu i medytacji może się<br />
okazać skupienie uwagi na tym,<br />
aby nie przewrócić się o własne<br />
nogi. - Proszę się nie zniechęcać,<br />
my ćwiczymy tę kombinację od<br />
kilku tygodni, nam też nie od razu<br />
wszystko wychodziło - podnosi<br />
mnie na duchu instruktorka. Faktycznie,<br />
pod koniec zajęć było już<br />
trochę lepiej, ale stanu zmysłowej<br />
i cielesnej równowagi osiągnąć mi<br />
się jeszcze nie udało.<br />
W Tai Chi niezwykłą rolę odgrywa<br />
jednak regularność, a systematyczne<br />
ćwiczenia są nieocenionym<br />
sposobem na poprawę stanu<br />
zdrowia i umysłu. W niemal każdym<br />
ruchu bierze udział całe ciało, a niewielki<br />
wysiłek fizyczny wkładany w kombinacje<br />
powoduje, że uczestnicy treningu fundują<br />
sobie jedyny w swoim rodzaju wewnętrzny<br />
masaż całego ciała. Dzięki temu, zajęcia stają<br />
się skuteczną terapią na problemy z krążeniem,<br />
artretyzm, bóle kręgosłupa, a nawet na<br />
Fot. Mirosław Kaźmierczak<br />
fot. Wikipedia.pl<br />
z bratnich instytutów wyzwalają w nas,<br />
zawodnikach, jeszcze więcej motywacji i zaangażowania.<br />
Czuję, że każda z drużyn zrobi<br />
wszystko, żeby wygrać całą Ligę WDiNP!<br />
Cała idea turnieju wydaje się być strzałem<br />
w dziesiątkę. Idealnie łączy ona dobrą zabawę<br />
ze zdrową sportową rywalizacją. Nie można<br />
zapomnieć również o istotnym wpływie<br />
wysiłku fizycznego na nasze zdrowie, szczególnie,<br />
jeśli mówimy o studentach. Serdecznie<br />
zapraszamy wszystkich do kibicowania<br />
turniejowym zmaganiom w hali OSiR-u<br />
Targówek.<br />
Znamy już wyniki pierwszego z ligowych<br />
turniejów. W zawodach rozgrywanych 28<br />
marca najwięcej punktów zdobyła drużyna<br />
„Headshot na klatę” reprezentująca Instytut<br />
Stosunków Międzynarodowych. Jednakże rozegrała<br />
ona trzy mecze więcej niż pozostałe<br />
drużyny, dlatego też jej pozycja w tabeli nie<br />
jest do końca miarodajna. Z zespołów, które<br />
rozegrały po cztery mecze, 10 punktów (trzy<br />
zwycięstwa i remis) zdobyła „Żelazna Dziewica”<br />
z Instytut Dziennikarstwa. To właśnie ta<br />
drużyna jawi się jako faworyt dalszych rozgrywek.<br />
Klasyfikacji strzelców przewodzi dwóch<br />
zawodników: Ather Bander („Headshot na<br />
klatę”) i Filip Pelc („Żelazna Dziewica”). Obaj<br />
strzelili po pięć bramek.<br />
Patronat merytoryczny:<br />
zachwiany metabolizm i kłopoty z trawieniem.<br />
Ćwiczenia Tai Chi są dedykowane dla<br />
wszystkich, nie nadwyrężają bowiem żadnych<br />
partii mięśniowych, a ważniejsze od siły fizycznej<br />
są w nich koncentracja i skupienie. Tego<br />
rodzaju trening mogą więc uprawiać osoby<br />
w każdym wieku i o różnym stanie zdrowia,<br />
a odprężające właściwości ćwiczeń działają<br />
pozytywnie na układ nerwowy. Istotnym<br />
elementem chińskiej filozofii zdrowia jest również<br />
prawidłowe oddychanie, stąd też Tai Chi<br />
pomaga usprawnić drogi oddechowe.<br />
Zazwyczaj już kilka zajęć wystarczy, aby<br />
poczuć prawdziwe właściwości taoistycznych<br />
ćwiczeń. Ich trudność przekłada się wtedy na<br />
autentyczną satysfakcję i radość z wejścia na<br />
wyższy, aktywny poziom medytacji i odprężenia.<br />
Dopiero wówczas możemy zamknąć oczy<br />
- a nie patrzeć, co robi prowadząca - złapać<br />
głęboki oddech i wsłuchać się w rytm uspokajającej<br />
muzyki. Czyż to nie przyjemniejsze niż<br />
wylewanie litrów potu na bieżni albo łapanie<br />
zadyszki na ergometrze wioślarskim<br />
Ruszamy!<br />
Pod koniec tego miesiąca ruszamy z<br />
zapowiadaną stroną internetową. Koncept<br />
strony będzie bazować na prostym podziale:<br />
pod KSIĘCIEM odnajdziecie po pierwsze<br />
dzieła kultury, które zasługują na nobilitację;<br />
co istotne, nie koncentrujemy się<br />
na ściganiu nowości, bowiem w równym<br />
stopniu interesuje nas przeszłość jak i teraźniejszość.<br />
Stawiamy na najlepszą literaturę,<br />
kino, muzykę, scenę teatralną, sztuki<br />
wizualne na przełomie lat i całych wieków,<br />
zarówno w formie trwałej jak i okolicznościowej.<br />
Nie operujemy podziałem na<br />
Spotkania z teatrem<br />
kulturę wysoką i niską. Nie ignorujemy<br />
masy amatorskich nagrań przewijających<br />
się co dzień przez internet.<br />
ŻEBRAK chowa równe bogactwo treści,<br />
lecz ocenianej wprost odwrotnie. Tym<br />
samym staramy się nieco uporządkować<br />
chaotyczny, często mało klarowny obraz<br />
kultury. Dzielimy rzeczywistość według<br />
naszego pomysłu i staramy się to czynić<br />
bez maniery, pretensji czy zbytniego intelektualizowania.<br />
Oprócz kultury KSIĄŻĘ i ŻEBRAK zajmą się<br />
także szeroko rozumianymi zjawiskami<br />
społecznymi. Zarysowaną treść strony<br />
internetowej pragniemy połączyć z funkcjonalnością<br />
portalu społecznościowego.<br />
Poza komentarzami, opiniami na forum,<br />
Czy możliwe jest rzetelne zaprezentowanie<br />
polskich spektakli z minionego sezonu w<br />
przeciągu nieco ponad dwóch tygodni Warszawskim<br />
Spotkaniom Teatralnym udało się to<br />
już nie raz. W dniach 11-28 kwietnia odbywa<br />
się 30. edycja jednego z największych w Polsce<br />
festiwali teatralnych. W tym roku, tradycyjnie<br />
prezentowane będą najciekawsze spektakle<br />
roku 2009. Do udziału w festiwalu zostały również<br />
zaproszone przedstawienia zrealizowane<br />
przez polskich artystów za granicą - „Tramwaj”<br />
z paryskiego teatru Odeon (w reżyserii<br />
Krzysztofa Warlikowskiego z Isabelle Huppert<br />
i Andrzejem Chyrą w rolach głównych) oraz<br />
„Biesy” w reżyserii Andrzeja Wajdy z moskiewskiego<br />
Teatru Sowriemiennik.<br />
Na repertuar tegorocznych WST składa<br />
się przede wszystkim Nurt Główny, czyli<br />
spektakle takie jak wspomniany wcześniej<br />
„Tramwaj” oraz „Biesy”, ale także „Płatonow”<br />
w reżyserii Mai Kleczewskiej, „Trylogia” w<br />
reżyserii Jana Klaty czy „Kaspar” Barbary<br />
Wysockiej. Liczbę trzynastu czołowych spektakli<br />
poszerzono o rekomendacje warszawskie,<br />
czyli wyselekcjonowane przedstawienia<br />
z siedmiu stołecznych teatrów.<br />
Oprócz Nurtu Głównego, na festiwal został zaproszony, ze swoim zajmującym repertuarem,<br />
Teatr Dramatyczny im. Józefa Szaniawskiego w Wałbrzychu. Podczas tegorocznych<br />
WST zobaczymy po raz pierwszy Małe Warszawskie Spotkania Teatralne. Jest to<br />
pierwsze tego typu połączenie poważnego festiwalu dla dojrzałych widzów z przedstawieniami<br />
dla dużo młodszych.<br />
Spektaklom w ramach festiwalu towarzyszyć będzie mnóstwo imprez, konferencji, spotkań<br />
z artystami oraz dyskusji. Centrum Festiwalowe zostanie utworzone w kawiarni<br />
„Nowy Wspaniały Świat”. Dokładny program festiwalu oraz informacje o biletach na<br />
stronie 30. WST warszawskie.org.<br />
każdy użytkownik będzie mógł zgłaszać<br />
do publikacji własne teksty na interesujący<br />
go temat. Pozostajemy otwarci na formę<br />
artykułu, ponieważ tępimy korektorską<br />
unifikację - preferujemy dojrzałą różnorodność.<br />
Na stronie znajdziecie również<br />
rozbudowane możliwości kontaktowania<br />
się i wymiany między użytkownikami.<br />
Budujemy szeroką społeczność zorganizowaną<br />
wokół kultury.<br />
Szczepan Orłowski i Kajetan Poznański<br />
Rzymska pikanteria<br />
i objeżdżanie<br />
Katullus to antyczny poeta z I w. p.n.e., który związał się z<br />
tzw. szkołą neoteryków, aby starej, eposowej twórczości w<br />
stylu Homera, przeciwstawić drobne formy literackie, bardziej<br />
intymne i indywidualne. Większość życia spędził w Rzymie,<br />
bawiąc się, kochając, ucztując w gronie ówczesnej bohemy.<br />
Pisał utwory mocno odstające od typowego wyobrażenia<br />
klasycznej twórczości. Dla zachęty, parę przykładów.<br />
„Proszę cię, Ipsytillo moja miła, moje śliczności, kochanie<br />
me, złoto, byś mnie w południe dzisiaj ugościła. [...] Bo po<br />
śniadaniu, gdy leżę i stękam, tunika na mnie i płaszcz już pęka”<br />
- ten swoisty bilecik miłosny Katullusa dobrze oddaje rzymski<br />
realizm w sprawach intymnych. Być może któreś z katullowych<br />
wyznań okaże się inspirujące dla czytelnika. Mamy w końcu<br />
cudowną porę roku. Wraz z przyjściem wiosny piękne kobiety<br />
wyłoniły się spomiędzy gęstych zimowych ubrań; dosłownie<br />
zaludnily miejski krajobraz przydając mu ogromnej wartości<br />
estetycznej.<br />
„Ulicznica! Suka! [...] Miedziane czoło! Musimy ją zażyć, aby wycisnąć<br />
rumieniec z psiej twarzy” - Katullus słynął ze swych tzw.<br />
srogich jambów. Wypisywał je nie tylko w wierszach, ale także<br />
– zgodnie z italską tradycją – na ścianach domów tych, którzy<br />
narazili się poecie. „Im twe zęby zatem świecą piękniej, jaśniej,<br />
tym więcej ty co dzień moczu pijesz właśnie” - tu Katullus<br />
wyśmiewa pewnego pana, który idąc z kolei za hiszpańskim<br />
zwyczajem, dla czystości obmywa swe zęby uryną (!), przygotowywaną<br />
przezornie noc wcześniej. U Katullusa znajdziemy<br />
całe mnóstwo podobnych smaczków w szczerym tłumaczeniu.<br />
Przy okazji dowiemy się jak brzmi po łacińsku „kutas”.<br />
To tylko wybiórcza pikanteria. Twórczość Katullusa nie stroni<br />
również od polityki, pełna jest poematów opiewających<br />
wspaniale naturę czy podchodzących do kobiety i miłości<br />
na sposób niemal sentymentalny. Kto ciekaw, ten sprawdzi<br />
wszystko. Formalnie jest to poezja pozbawiona męczących<br />
ozdób, napisana w sposób prosty i bezpośredni, na jaki może<br />
zdobyć się tylko głęboka kultura literacka.<br />
Dołączcie do nas pod adresem www.ksiazeizebrak.pl<br />
reklama<br />
Agora (2009)<br />
Hypatia była matematyczką, astronomką i filozofką. Nauczała w Atenach i Aleksandrii, przyciągając<br />
rzesze studentów oddziaływaniem zarówno swego lotnego umysłu jak i nieprzeciętnej urody. Niestety,<br />
przyszło jej żyć w czasach polityczno-religijnych ekstremizmów. Jako poganka i jednocześnie<br />
przyjaciółka prefekta Egiptu, stała się obiektem nienawiści Cyryla, patriarchy Aleksandrii (następnie<br />
włączonego w poczet świętych!), aby wreszcie zostać zamordowaną przez grupę chrześcijańskich<br />
łotrów w roku 415 n.e.<br />
Ostatnia wolnomyślicielka, która ginie na ołtarzu nauki, zabita brutalnie przez religijnych fanatyków<br />
– czy film umacnia ów męczeński mit Jedynie częściowo, bowiem owi fanatycy to przepełniona resentymentem<br />
hołota, w mig chwytająca głodne, religijne kawałki rzucane im przez znacznie bardziej<br />
świadomych dostojników kościelnych. Tym samym, Hypatia mimowolnie staje się częścią rozgrywki<br />
politycznej, w której chrześcijaństwo – coraz butniej się zachowujące jako religia oficjalna od roku<br />
380 n.e. - chce ją strącić jako widoczny symbol starego świata. Nie należy dopatrywać się w filmie<br />
przesłania antychrześcijańskiego. Na ekranie mordują i poganie, i Żydzi, i chrześcijanie.<br />
Zatem reżyser opowiada historię, która naprawdę miała miejsce, lecz czyni to w sposób przejaskrawiony, nieraz emfatyczny i nużący. Wszystko dzieje się na jedną<br />
modłę: z jednej strony ciągłe rzezie, pokoty trupów, a z drugiej coraz bardziej odosobnioną Hypatię, która stara się żyć neutralnie w świecie abstrakcji i nauki. Postać<br />
niewolnika Davusa, rozdartego między miłością (!) do głównej bohaterki oraz nowej religii, jest zupełnie chybiona. Gra aktorska nie ratuje akcji – jest najzwyczajniej<br />
zadowalająca. Rachel Weisz miło się ogląda, choć aktorkę stać na wiele bardziej rozbudowane role. Najlepiej wypadają stroje oraz zdjęcia i sceneria samej Aleksandrii,<br />
wyrastającej dumnie pośród piasków pustyni. Niczego nie stracicie, jeśli poczekacie spokojnie na emisję „Agory” w telewizji.<br />
| 22 | | 23 |