Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
A więc to było tak. W niedzielę postanowiłam pójść na spacer do miasta. Daleko nie doszłam. Przechodząc koło pola<br />
ryżowego usłyszałam coś jakby płacz. Najpierw myślałam, że to może koza i już chciałam iść dalej, kiedy znowu coś<br />
zapłakało. Podeszłam bliżej i zobaczyłam ciupeńkiego, chudzieńkiego szczeniaka. Stał zrozpaczony po drugiej stronie<br />
kanału z wodą na skraju pola ryżowego i wydzierał się. Wyglądał jakby chciał wskoczyć do wody. No więc ja w nogi,<br />
zaczęłam szukać mostku, gdzie mogę przejść na drugą stronę. Znalazłam, przeszłam i zaczęłam się przedzierać do<br />
malucha. Znalazłam go, zawołałam, przyszedł, wzięłam go na ręce, przytulił się i uspokoił. Doszłam do wniosku, że ktoś<br />
musiał go tu wyrzucić. Nie możliwe, żeby taki maluch (ok. 5 tyg) sam tu zawędrował. Chodziłam po okolicy i pytałam<br />
ludzi, czy wiedzą skąd może być ten szczeniak. Może ktoś by chciał go przygarnąć? Zupełne niezrozumienie. śmiano się i<br />
dostawałam propozycje, że mam go wyrzucić albo dać innemu psu na pożarcie. I że to "bad dog" bo z ulicy.<br />
No ładnie i co teraz? Ja jestem tu w Ayurveda Eye Hospital i nie mogę do mojego pokoju do szpitala zabrać psa. Ale co<br />
innego mi pozostało? Więc psiaka do siatki plastikowej i przemknęłam się obok 2 security i recepcji do mojego pokoju.<br />
Zamelinowałam biedaka w szafie, co mu się bardzo podobało, zakupiłam<br />
jedzonko w kantynie i karmiłam głodomora po troszeczku, co godzine trochę,<br />
żeby nie dostał skrętu kiszek.<br />
W międzyczasie szukałam w internecie jakiejś animal rescue organisation w<br />
okolicy. Znalazłam w Kollam "People for Animals", jakieś 130 km od<br />
Koothattukulam, gdzie jestem. Na indyjskie układy to daleko, ok 3,5 godz samochodem. Byli też na facebooku<br />
(https://www.facebook.com/People-for-Animals-Kollam-840811579305912/?fref=ts ). Wysłałam im rozpaczliwą<br />
wiadomość z prośbą o pomoc. Za godzinę, o 10-tej wieczorem, był telefon<br />
do mnie z obietnicą zorganizowania pomocy na następny dzień.<br />
Następnego dnia dostałam kontakt do lekarza weterynarza w Kottayam,<br />
który powiedział, że mam przyjechać. To tylko ok 45 km (czyli 1,5 godziny).<br />
Po zabiegach, ostatni shirodhara, gdzie miałam lane litry oleju na głowę,<br />
owinęłam głowę w "turbany" wzięłam taxi i w drogę.<br />
Doktorek czekał z jakimś facetem, jeszcze nie miałam pojęcia, co mnie<br />
czeka. Razem pojechaliśmy do<br />
kobiety, która opiekuje się<br />
psami na jakimś rządowym gruncie. Ma przejąć też mojego <strong>Alexa</strong>.<br />
Wysiadam z samochodu, a tam już stoi reporter z wielkim aparatem.<br />
Kobiecina kochana, widać że kocha psy. Opiekuje się nimi razem z mężem i<br />
jakąś inną kobietą. Ale miejsce<br />
straszne. Zaraz przy ruchliwej<br />
drodze. Pełno psów w klatkach,<br />
albo na postronkach, jakiś<br />
zadowolony szczeniak biega<br />
Doktorek odkleszcza <strong>Alexa</strong><br />
luzem. Widać, że znają się z<br />
doktorem b. dobrze. On dba o psy ze strony medycznej. Opowiedział mi też<br />
parę historii. Pokazał mi psa, którego podejrzewano o wściekliznę. On<br />
uważał, że to nie wścieklizna, tylko psa otruto. Wyleczył go i pies żyje u tej<br />
kobiety.
Nastąpiło uroczyste przekazanie szczeniaka <strong>Alexa</strong>. Flesze trzaskały, okolica się<br />
zbiegła i ja jako bohaterka i przykład dla narodu indyjskiego znalazłam się w<br />
gazecie. Doktorek opowiadał mi, że są w trakcie organizowania długotrwałej<br />
akcji edukacyjnej. Chcą zmienić podejście ludzi do psów, dotrzeć do ich serc i<br />
nauczyć ich szukania pomocy u weterynarza, a nie pozostawiania chorych czy<br />
zranionych zwierząt swojemu losowi. Był przekonany, że to przyniesie<br />
rezultaty. No tak to się mogę dać wykorzystać. Cierpiałam, jak widać na zdjęciu<br />
w gazecie, jak zostawiałam <strong>Alexa</strong>, ale z drugiej strony nie miałam mu nic<br />
lepszego do zaoferowania. No i inaczej by nie przeżył, a tu znalazł się u ludzi z<br />
sercem. Acha, miał podkurczoną jedną tylną łapkę.<br />
Wczoraj ukazała się gazeta i w szpitalu już wiedzą, co ja wyprawiam. Koleżanka<br />
widziała w administracji na komputerze wielkie moje zdjęcie. Dziś jedna siostra<br />
była nadzwyczaj miła dla mnie, trzymała mnie długo za ręką i uśmiechała się.<br />
Potem powiedziała mi, że widziała mnie w gazecie.<br />
Nooo, po tygodniu pobytu w Indii już taka kariera. A jeszcze tyle czasu mi<br />
zostało. Może wrócę jako gwiazda Bollywoodu. Ale pewnie nie, bo na tych<br />
zdjęciach wyglądam strasznie nieatrakcyjnie. Ten fotoreporter nie ma pojęcia,<br />
jak się fotografuje kobiety.<br />
Tu jeszcze link na artykuł, jakby ktoś nie dostał:<br />
http://localnews.manoramaonline.com/kottayam/features/barbara-gives-life-to-puppy.html