16.01.2013 Views

Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata

Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata

Kamienica „Apteki pod Lwem” - Debata

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Rys. Aleksander Wołos<br />

Bachmura<br />

życzy dobrego samorządu<br />

Adamski<br />

o Tea Party<br />

Kobylińska<br />

o życiu w odbitym blasku<br />

Geno Małkowski<br />

o Ars Homo Erotica<br />

Jarosiński<br />

o przyjaźni Jana Lebensteina i Czesława<br />

Hołuba<br />

Chazbijewicz<br />

o carze bez korony – Rasputinie<br />

Kardela<br />

o Celestynie Nawrockim, czerwonym<br />

kacie Olsztyna<br />

Necio<br />

o moralnej potrzebie rozliczenia<br />

przeszłości<br />

Warot<br />

– dalszy ciąg słownika agentów SB<br />

Socha<br />

o mieście bez planu (cz. 2)<br />

Falkowski<br />

o konferencji IPN o <strong>pod</strong>ziemnej prasie<br />

w PRL<br />

Brenda<br />

o strukturze kłamstwa<br />

Felieton ks. Rosłana<br />

Bętkowski<br />

o kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong><br />

Wesprzyj finansowo niezależne i wolne medium<br />

„Fundacja <strong>Debata</strong>”, ul. Boenigka 10/26, 10-686 Olsztyn, nr konta bankowego: 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

1


Życzenia<br />

dobrego samorządu<br />

Takiego wyścigu do olsztyńskiego Ratusza nie było od dwudziestu lat. Nigdy bowiem<br />

tak wielu ludzi nie miało tak wiele do udowodnienia. Nie tylko obrony swojej<br />

pozycji i miejsca w polityce lokalnej, ale także uzyskania moralnego alibi dla swych<br />

kłopotów z prawem. Stosunkowo najłatwiej ma prezydent Grzymowicz. Jak zawsze<br />

za urzędującym prezydentem przemawiają realizowane, głównie ze środków unijnych,<br />

i zapowiadane inwestycje. Kampania jego ugrupowania wydaje się sprawna<br />

i poukładana. Na „jedynkach” w poszczególnych okręgach wyborczych znaleźli się<br />

ludzie nie tylko znani, ale, jak Elżbieta Fabisiak czy prof. Mirosław Gornowicz, wyróżniający<br />

się wśród radnych ostatniej kadencji. umieszczając na listach osoby o<br />

tak różnych politycznych rodowodach jak Roman Przedwojski i danuta Ciborowska<br />

udało się stworzyć wizerunek komitetu ponad politycznymi <strong>pod</strong>ziałami.<br />

BoGdAN BAChMuRA<br />

Najwięcej do stracenia w tych<br />

wyborach może mieć Platforma<br />

Obywatelska. Strach przed<br />

kandydaturą Lidii Staroń, jedynej osoby<br />

która mogła realnie zagrozić Piotrowi<br />

Grzymowiczowi, był w jej szeregach<br />

partyjnych tak wielki, że wybrano wizję<br />

niemal pewnej porażki w wykonaniu<br />

Janusza Cichonia. Jeżeli prognozy<br />

kolejnego już prezydenckiego lania<br />

okażą się rzeczywistością, to gniew<br />

partyjnej centrali może złagodzić tylko<br />

większość w Radzie Miasta lub koalicja<br />

pozwalająca szachować i kontrolować<br />

przyszłego prezydenta.<br />

W jeszcze większym stopniu widoczna<br />

jest słabość struktur lokalnych<br />

Prawa i Sprawiedliwości. Zaciekłe boje<br />

o prezydenturę Jerzego Szmita z Czesławem<br />

Małkowskim to odległa przeszłość.<br />

Od tego czasu poparcie dla<br />

szefa lokalnych struktur Prawa i Sprawiedliwości<br />

systematycznie słabło i<br />

tym razem może spowodować wypadnięcie<br />

poza pierwszą trójkę. Poza obecnym<br />

radnym Grzegorzem Smolińskim<br />

na listach wyborczych nie widać jaśniejszych<br />

punktów mogących poruszyć<br />

wyobraźnią wyborców. Zadaniem<br />

<strong>pod</strong>stawowym PiS -u jest oczywiście<br />

wynik pozwalający na powtórzenie<br />

koalicji z ugrupowaniem Piotra Grzymowicza,<br />

co może się udać dzięki automatyzmowi<br />

poparcia dla dużej partii<br />

politycznej.<br />

Najwięcej emocji budzi oczywiście<br />

kandydatura Czesława Jerzego<br />

Małkowskiego. Pogłoski o jego kiepskiej<br />

kondycji fizycznej i psychicznej<br />

okazały się mocno przesadzone, a<br />

odporność na kolejne, ciasne zakręty<br />

Fot. Bogdan Grochal<br />

życiowe byłego sekretarza PZPR i cenzora,<br />

niesłabnąca. Jeżeli uznać trafność<br />

przedwyborczych sondaży, to żaba,<br />

którą przyjdzie za sprawą kandydatury<br />

byłego prezydenta zjeść olsztyniakom<br />

będzie całkiem niemała. Wprawdzie<br />

poza wiernym aż po grób Bogdanem<br />

Dżusem, nikt specjalnie znany na listy<br />

Czesława Małkowskiego się nie wychy-<br />

lił, ale stołek w przyszłej radzie, przynajmniej<br />

dla siebie, ma gwarantowany.<br />

Co więcej, możemy go zobaczyć w<br />

drugiej turze prezydenckich wyborów<br />

- najprawdo<strong>pod</strong>obniej z Piotrem Grzymowiczem.<br />

Jeżeli do tego dojdzie, to są<br />

<strong>pod</strong>stawy do przypuszczeń, że współczesny,<br />

wychowany w demokracji człowiek,<br />

stał się moralnym idiotą, zdolnym<br />

wystawić pozytywne świadectwo<br />

nawet najgorszej kanalii.<br />

SLD postanowił zawalczyć o prezydenturę<br />

w mieście przy pomocy politycznego<br />

anonima o nazwisku Kulasik.<br />

Działaczom tej partii zawdzięczamy<br />

także bezcenną lekcję parytetów, dzięki<br />

którym zamiast możliwych 50, na listach<br />

wyborczych SLD znalazły się 34<br />

osoby. Ponieważ do równościowego<br />

ideału zabrakło 8 kobiet, pozbawiono<br />

możliwości kandydowania 16 mężczyzn.<br />

Pomimo to miejsca na liście<br />

wyborczej nie zabrakło dla Zenona<br />

Procyka, bardziej ostatnio znanego<br />

jako Zenon P., lub jako „Zenek” z ujawnionych<br />

niedawno przez TVN <strong>pod</strong>słuchów<br />

operacyjnych CBŚ.<br />

Cztery lata temu, ustępująca właśnie<br />

Rada Miasta rozpoczęła swoje<br />

urzędowanie od niemal jednogłośnej<br />

<strong>pod</strong>wyżki swoich diet o 200 procent.<br />

Ta zgodna koncentracja na własnych<br />

korzyściach skłóconego i <strong>pod</strong>zielonego<br />

później grona osób od początku<br />

źle wróżyła jej przyszłości. Złą ocenę<br />

tej radzie wystawiali zresztą często<br />

sami zainteresowani. A przecież była to<br />

Rada o największym od dwudziestu lat<br />

indywidualnym potencjale wykształcenia,<br />

intelektu, a także stabilnej sytuacji<br />

materialnej jej członków. Najcelniej<br />

problem polskiej samorządności (bo<br />

dotyczy on nie tylko Olsztyna) zdiagnozowała<br />

Platforma Obywatelska. Jej<br />

hasło wyborcze „Z dala od polityki”<br />

jest oczywiście oszustwem i manipulacją,<br />

bo przecież trudno o bardziej<br />

upolityczniony komitet wyborczy.<br />

Jednak problem, na którym Platforma<br />

próbuje wjechać do samorządów jest<br />

boleśnie rzeczywisty. Bilbordy z Donaldem<br />

Tuskiem nie oznaczają przecież,<br />

że premier postanowił działać w<br />

samorządzie. Finansowana z budżetu<br />

państwa potężna, centralna kampania<br />

wyborcza ma być dla lokalnych działaczy<br />

partyjnych trampoliną do samo-<br />

DEBATA – miesięcznik regionalny<br />

Redaktor naczelny: Dariusz Jarosiński, tel. 604 59 37 44, e-mail: info@debata.olsztyn.pl; www.debata.olsztyn.pl. DTP: Bogdan Grochal<br />

Redakcja zastrzega sobie prawo do redagowania i skracania tekstów. Wydawca: „Fundacja <strong>Debata</strong>”, ul. Boenigka 10/26, 10–686 Olsztyn,<br />

nr konta bankowego 26 24 90 0005 0000 4500 1354 7512.<br />

2 DEBATA Numer 11 (38) 2010


ządowej kariery. Problem nie dotyczy<br />

oczywiście tylko PO. I nie oznacza, że<br />

partie polityczne należy wyrugować z<br />

samorządów. Przewaga, jaką mają na<br />

starcie oraz wewnątrzpartyjny, twardy<br />

system lojalności, powodują jednak, że<br />

do samorządu dużych miast, dostają<br />

się ludzie raczej sprytni i biegli w partyjnych<br />

roszadach, niż osoby zainteresowane<br />

ciężką pracą w samorządzie.<br />

Sytuację na korzyść tych ostatnich mogłoby<br />

zmienić głosowanie w okręgach<br />

jednomandatowych. Wtedy zarówno<br />

partia jak i lokalni liderzy byliby sobie<br />

jednakowo potrzebni, a szanse tych<br />

ostatnich o wiele większe. Tymczasem<br />

zamiast zmiany ordynacji wyborczej<br />

od wielkiej polityki mają nas oddalać<br />

wyborcze hasła lansowane za wielkie<br />

partyjno-budżetowe pieniądze.<br />

Wytarte slogany typu „spośród<br />

wszystkich złych ustrojów demokracja<br />

i tak jest najlepsza” dawno zastąpiły refleksję<br />

nad smutnym stanem demokracji<br />

rzeczywistej. Demokrację samorządową<br />

można zdefiniować bardzo łatwo. Polega<br />

ona na tym, że rządzimy sami sobą.<br />

Że poszukujemy porządku politycznego,<br />

który umożliwi obywatelom sprawowanie<br />

kontroli nad własnym losem<br />

w takiej mierze, w jakiej jest to możliwe.<br />

Od czasów demokracji ateńskiej możliwości<br />

te uległy znacznemu ograniczeniu.<br />

Lokalne władze dużego miasta są<br />

już bowiem systemem rządów pośrednich,<br />

co oznacza, że mamy do czynienia<br />

nie z demokracją samorządową,<br />

lecz przedstawicielską, tyle, że znacznie<br />

bliższą obywatela. Sytuację pogarsza<br />

dodatkowo postępująca oligarchizacja<br />

miejscowych elit politycznych, także na<br />

poziomie pozapartyjnym. Demokracja<br />

od dawna nie jest panowaniem ludu,<br />

lecz elit. Elektorat nie sprawuje kontroli<br />

nad nimi poza możliwością niewybierania<br />

ich ponownie.<br />

Na szczęście do każdej Rady Miasta<br />

trafia kilka osób pracowitych, zdolnych<br />

do wyrażania samodzielnych ocen i<br />

poglądów. To, czego potrzebują najbardziej,<br />

to wsparcia ze strony ludzi zdolnych<br />

do samoorganizacji i patrzenia<br />

władzy na ręce. Mam nadzieję, że jednych<br />

i drugich w naszym mieście przez<br />

najbliższe cztery lata nie zabraknie.<br />

Prezes Stowarzyszenia<br />

„Święta Warmia” i „Fundacji<br />

<strong>Debata</strong>”, politolog,<br />

publicysta<br />

Bogdan Bachmura<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Tea Party<br />

a sprawa polska<br />

Amerykańska prawica dokonała rzeczy, której nikt jeszcze dwa lata temu się po niej<br />

nie s<strong>pod</strong>ziewał. Wyborcy odrzucili wielką „zmianę” Baracka obamy, która okazała<br />

się wielkim projektem inżynierii społecznej mającym na celu zmienić ostatnią ostoję<br />

wolności i odpowiedzialności za siebie, w mekkę socjalizmu.<br />

łuKASz AdAMSKi<br />

Wielki sukcesy wyborczy Republikanów<br />

nie byłby możliwy gdyby<br />

nie oddolny ruch w samym<br />

jądrze prawicy. Członkowie „Tea Party” na<br />

swoich sztandarach przynieśli sprzeciw wobec<br />

zniewalania gos<strong>pod</strong>arczego, zabijania<br />

dzieci nienarodzonych i ograniczania swobód<br />

obywatelskich Amerykanów. „Jednocześnie<br />

tegoroczna elekcja wskazuje także<br />

na to, że duża część Amerykanów nie chce<br />

powrotu do władzy neokonserwatystów<br />

s<strong>pod</strong> znaku George’a W. Busha, skupionych<br />

głównie na ekspansywnej polityce zagranicznej,<br />

niewiele różniących się w sferze polityki<br />

wewnętrznej od Demokratów. Niemała<br />

część kandydatów Partii Republikańskiej<br />

uzyskała swoją nominację dzięki poparciu<br />

nieformalnego ruchu Tea Party” – zauważa<br />

Stefan Sękowski z Frondy. Trudno się z nim<br />

nie zgodzić.<br />

Wyborcy amerykańscy odrzucili prawicę<br />

s<strong>pod</strong> znaku Georga W. Busha (choć ja zawsze<br />

będę szanował tego prezydenta za jego<br />

godną naśladowania politykę w sprawach<br />

obyczajowych) i skierowali się w stronę kon-<br />

serwatyzmu, który jest kwintesencją amerykańskiej<br />

rewolucji i różni ją od jakobińskiego<br />

terroru pierwszych lewicowców od Robespierra.<br />

Przecież to właśnie Ojcowie Założyciele<br />

tego wspaniałego kraju nie wyobrażali<br />

sobie odrzucenia Boga i prawa naturalnego.<br />

Nawet najbardziej liberalny z nich, Tomasz<br />

Jefferson, zdystansował się <strong>pod</strong> koniec życia<br />

od terrorystów s<strong>pod</strong> znaku „równości,<br />

wolności, braterstwa”. Kandydaci „Tea Party”<br />

prowadzeni przez Sarę Palin, potrafili tchnąć<br />

ducha w coraz bardziej centrową partię,<br />

która niegdyś mogła pochwalić się takimi<br />

wspaniałymi prezydentami jak Eisenhower<br />

czy Reagan. To nie zwolennik zabijania dzieci<br />

nienarodzonych, Rudolph Giuliani, czy<br />

dosyć lewicowy w sprawach obyczajowych,<br />

John McCain, są dziś twarzami Partii Republikańskiej.<br />

Spikerem Izby Reprezentantów<br />

( czyli trzecią osobą w państwie) będzie katolik<br />

i znany obrońca praw dzieci nienarodzonych<br />

John Boehner, który zastąpi na tym<br />

stanowisku pseudokatoliczkę Nancy Pelosi,<br />

która ramię w ramię z Obamą wprowadzała<br />

zdrowotną reformę, która gwarantowała<br />

3


zabijanie ludzi z pieniędzy <strong>pod</strong>atników. –<br />

Mamy moralny obowiązek bronić bezbronnego<br />

życia. A nie ma nic bardziej bezbronnego<br />

jak dziecko nienarodzone. Obrona życia i<br />

obrona wolności są ze sobą powiązane i jeżeli<br />

w to wierzymy, to nie możemy zaakceptować<br />

obecnej polityki Waszyngtonu – powiedział<br />

niedawno Boehner. Zresztą aborcjoniści<br />

przegrali w Wisconsin, Pensylwanii, Arkansas,<br />

Indianie, Północnej Dakocie, na Florydzie,<br />

Missouri, Ohio czy Luizjanie. Jednym<br />

słowem rewolucja konserwatywna znów<br />

puka do drzwi kraju nieudolnie prowadzonego<br />

przez ideologicznie naładowaną lalkę<br />

Barbie z Harvardu. I wszystko się zanosi na<br />

to, że zmieni ona oblicze USA.<br />

„Mogłaby to być taka Partia Miodowa<br />

(od ulubionego napitku naszych przodków)<br />

czy Sarmacka. Partia, która byłaby<br />

jednocześnie konserwatywna (realnie, a<br />

nie jedynie wirtualnie), prorodzinna (nie<br />

tylko w deklaracjach), religijna (i to na poważnie,<br />

łącznie z modlitwą przed obradami),<br />

polska (w całej rozciągłości, to znaczy<br />

ze świadomością jagiellońskich korzeni, ze<br />

świadomością, że mamy nasz kraj budować<br />

wspólnie: katolicy, protestanci, prawosławni,<br />

Żydzi, muzułmanie i niewierzący, bowiem<br />

władca nigdy nie jest władcą naszych<br />

sumień) i wolnościowa (w najlepszym polskim<br />

wydaniu).” – pisał w marzycielskim<br />

tonie Tomasz Terlikowski o powstaniu<br />

polskiej „Tea Party”. Ja również mam <strong>pod</strong>obne<br />

marzenia do mojego redakcyjnego<br />

kolegi. I również jak on nie wierzę w konserwatywną<br />

rewolucję na polskiej prawicy.<br />

I nie chodzi już o to, że Jarosław Kaczyński<br />

rozprawia się ze swoimi oponentami we<br />

własnej partii w sposób bezwzględny, uniemożliwiając<br />

narodzenie się nowego lidera.<br />

To samo robi Donald Tusk (tylko, że trochę<br />

zręczniej) i Grzegorz Napieralski. System<br />

finansowania partii z budżetu państwa spo-<br />

wodował, że „banda czworga”, jak nazywa<br />

ich trafnie Korwin, <strong>pod</strong>zieliła między siebie<br />

scenę polityczną i zabetonowała ją na lata.<br />

Struktury naszych partii są zbudowane na<br />

wzór Cosa Nostry, gdzie Don ma swojego<br />

consigliere, capo di regime i przybocznych<br />

żołnierzy. Taka struktura uniemożliwia debatę<br />

wewnątrz ugrupowania i jakąkolwiek<br />

rewolucję zbuntowanych rebeliantów. Brak<br />

jednomandatowych okręgów wyborczych<br />

powoduje, że na listach znajdują się lizusy<br />

partyjne i miernoty s<strong>pod</strong> znaku „Bierny<br />

Mierny Wierny”. Każdy kto sprzeciwia się<br />

swojemu Donowi, jest eliminowany przez<br />

partyjnych cyngli i trafia do tylnych ław<br />

poselskich, nie mając szans na ponowny<br />

wybór z braku miejsca skąd mógłby wystartować.<br />

Jednak najsmutniejszy jest fakt<br />

kompletnego niezrozumienia przez Polaków<br />

czym w rzeczywistości jest konserwatyzm<br />

i liberalizm. Skoro poważni ludzie<br />

nazywają liberałami karierowiczów od Tuska,<br />

którzy <strong>pod</strong>noszą <strong>pod</strong>atki i zniewalają<br />

społeczeństwo wprowadzając ustawy antyrodzinne,<br />

zaś ludzi, którzy storpedowali<br />

możliwość zatrzymania zabijania dzieci<br />

niepełnosprawnych umysłowo i fizycznie<br />

( co dziwne, nie jest pamiętając o stosunku<br />

do aborcji braci Kaczyńskich) i walczyli<br />

populistycznie o Polskę „solidarną”,<br />

nazywa się skrajną prawicą, to coś jest nie<br />

tak ze świadomością polityczną Polaków.<br />

Z drugiej strony kontrrewolucję obyczajową<br />

uniemożliwiają hierarchowie naszego<br />

Kościoła, którzy dopiero niedawno zdobyli<br />

się na odważny krok ( w normalnych warunkach<br />

będący oczywistą oczywistością)<br />

przypomnienia katolickim politykom jakie<br />

są ich powinności wynikające z wiary. Niestety,<br />

nie mamy w Polsce konserwatywnych<br />

ruchów protestanckich, które z żarliwością<br />

przypominałyby nam czym jest dziedzictwo<br />

zachodniej cywilizacji i bez oglądania<br />

Prośba<br />

się na polityczne zaszłości oraz reakcje mainstreamu<br />

medialnego staliby twardo na<br />

straży nauki Jezusa.<br />

Powstaniu polskiego „Tea Party” nie<br />

sprzyja również medialna twarz prawicy i<br />

coraz mniejszy dostęp do ogólnopolskich<br />

mediów konserwatywnych komentatorów.<br />

Amerykanie mają swoją Fox News, która<br />

produkuje masowo showmanów, konkurujących<br />

o dusze młodzieży z gwiazdorami w<br />

stylu Stewarda, Leno czy O’Briana. W Polsce<br />

mamy tak naprawdę jedną osobę, która bije<br />

na łeb pajaców ITI. Jest to Wojciech Cejrowski,<br />

który jest kochany przez młodzież i jestem<br />

przekonany, że niejednego młodzieńca<br />

przekonał do swoich „oszołomskich” racji.<br />

Na horyzoncie nie widać jednak żadnego<br />

polskiego Rusha Limbaugha, który potrafiłby<br />

dosadnie przywalić rządzącym i zrobić z<br />

siebie przy okazji <strong>pod</strong>ziwianego celebrytę.<br />

A dziś, w dobie tępej mediokracji, bez showbiznesu<br />

idee tracą na znaczeniu. Zresztą, nawet<br />

gdyby ktoś taki się pojawił, to zaraz by<br />

go spacyfikował słynny komunistyczny paragraf<br />

na żurnalistów.<br />

Nie doczekamy się więc polskiej Palin<br />

czy Limbaugha znad Wisły. Przez następne<br />

lata będziemy oglądać spór pseudo-prawicowych<br />

partii Tuska i Kaczyńskiego, które<br />

wygenerują nam zapaterowską lewicę. Może<br />

jednak taka musi powstać, by społeczeństwo<br />

się obudziło? Czy jednak wtedy specyfika<br />

naszej sceny politycznej umożliwi powstanie<br />

oddolnego ruchu na prawicy? Ja pozostanę<br />

pesymistą.<br />

Łukasz Adamski, teolog,<br />

publicysta „Frondy”. Redaktor<br />

naczelny portalu: www.<br />

debata.olsztyn.pl<br />

łukasz Adamski<br />

W dniu 25 mają 2010 r. został powołany zespół koordynujący realizację figury błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki dla<br />

kościoła <strong>pod</strong> wezwaniem Najświętszego Serca Pana Jezusa.<br />

Zespół tworzą: Stowarzyszenie Represjonowanych „Pro Patria” w Olsztynie, NSZZ „Solidarność” w Olsztynie, Akcja Katolicka w<br />

Olsztynie.<br />

Rzeźbę wykona artysta Adam Cieślak – nauczyciel Państwowego Liceum Plastycznego w Olsztynie. Koszty całego przedsięwzięcia<br />

będą wynosić ok. 17 tys. zł.<br />

Dnia 6 czerwca 2010 r. ks. Jerzy Popiełuszko został wyniesiony na ołtarze jako Błogosławiony <strong>pod</strong>czas Mszy św. sprawowanej z<br />

upoważnienia Ojca Świętego przez Angelo Amato na placu Piłsudskiego w Warszawie.<br />

Planowane odsłonięcie figury ks. Jerzego 6 czerwca 2011 r. - w pierwszą rocznicę wyniesienia ks. Jerzego na ołtarze.<br />

Zwracamy się do Ludzi dobrej Woli o dofinansowanie naszych poczynań. Pieniądze można przelać na konto: Spółdzielczy Bank<br />

Ludowy w Olsztynie nr 30885800012001002660990501 z dopiskiem „Figura ks. Popiełuszki”<br />

Prezes Stowarzyszenia „Pro Patria”<br />

Władysław Kałudziński<br />

4 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Życie<br />

w odbitym blasku<br />

Kiedyś mówiło się o tym, że „ktoś żyje w czyimś cieniu”. Żona w cieniu męża,<br />

asystent w cieniu szefa, syn w cieniu ojca etc. zjawisko to kojarzyło się z nieudacznictwem,<br />

<strong>pod</strong>porządkowaniem, słabą osobowością, indolencją, byciem<br />

osobą drugoplanową. obecnie taki rodzaj zachowań jest mniej widoczny, gdyż<br />

furorę robi zjawisko zgoła odmienne, które nazwałabym „życiem w cudzym<br />

blasku”. Gdy obserwuję rzeczywistość, to z rosnącym zdumieniem konstatuję,<br />

że współcześnie można zaistnieć, czyli być „kimś”, ze względu na kogoś. oto<br />

nieznana dotąd nikomu młoda niewiasta, staje się publicznie rozpoznawalna,<br />

gdyż wychodzi za mąż za lubianego aktora starego pokolenia. u boku i w blasku<br />

Andrzeja łapickiego młodziutka Kamila, której nazwiska nie przypominam<br />

sobie, i nawet nie chce mi się szukać go w internecie, staje się osobą powszechnie<br />

znaną, bo ma męża (bagatela!) o 60 lat starszego od siebie, ale za to jak<br />

sławnego! Pojawia się na okładkach tygodników, robi się z nią wywiady, polscy<br />

„paparazzi” biegają za młodą mężatką, a wielu interesuje się nawet zmianą fryzury.<br />

doprawdy, ciekawy sposób na to, aby wreszcie pokazać się światu. odbity<br />

blask staruszka łapickiego pada na nieznaną korektorkę pisma, która robi karierę,<br />

bo stała się czyjąś żoną. Trzeba przyznać, że Kamila, po mężu łapicka,<br />

potrafi z tego zrobić spory show i ma teraz te swoje pięć minut.<br />

zdziSłAWA KoByLińSKA<br />

Inna celebrytka, o dość głupawym<br />

pseudonimie, też nie w ciemię<br />

bita, doszła do wniosku, że może<br />

pobłyszczeć w dość ekscentrycznym<br />

blasku walki ze śmiertelną chorobą,<br />

bliżej mi nieznanego (na szczęście!),<br />

ale ponoć sławnego w pewnych kręgach,<br />

piosenkarza-obrazoburcy.<br />

Ważnym sposobem promocji siebie<br />

może być również rozwód, który<br />

wypada maksymalnie wykorzystać,<br />

aby stać się ikoną niektórych polskich<br />

kobiet. Rozwód lub małżeństwo z Tomaszem<br />

Lisem (w zależności od gustu<br />

– która z żon nam się bardziej <strong>pod</strong>oba)<br />

jest wystarczającym powodem, aby<br />

stać się znaną mamą, dziennikarką,<br />

psychoterapeutką, pisarką, ekspertką<br />

etc. i bez końca opowiadać o sobie milionom<br />

Polaków. W blasku Lisa może<br />

się dziś ogrzewać i Kinga Rusin, jako<br />

jego była żona (o innych jej nadzwyczajnych<br />

„zasługach” nie słyszałam),<br />

jak i Hanna Smoktunowicz, znana<br />

teraz z racji bycia drugą żoną Lisa i<br />

byłą przyjaciółką jego pierwszej żony.<br />

Obydwie panie medialnie świetnie<br />

sobie radzą z tytułu bycia życiowymi<br />

partnerkami niedoszłego kandydata<br />

na kandydata na prezydenta Polski.<br />

A casus Izabel Marcinkiewicz, mający<br />

już swoją „literaturę przedmiotu”.<br />

Kto by słyszał o nowej pani Marcinkie-<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

wicz, o jej blogu i o jej „poezji”, gdyby<br />

nie bycie najpierw kochanką, a potem<br />

cywilną żoną prawicowego, konserwatywnego<br />

premiera. A tak, cała Polska<br />

wie, ba, nawet polska emigracja, kim<br />

jest owa Izabel, dotąd jedna z tysięcy,<br />

<strong>pod</strong>obnych do siebie młodych dziewcząt,<br />

szukających szczęścia w Londynie.<br />

Bardzo też modne jest bycie czyjąś<br />

koleżanką lub przyjaciółką. Jak to<br />

miło powiedzieć: Madzia Środa, Kazia<br />

Szczuka, Agnieszka Graff, Moniczka<br />

Olejnik, a może i Wandzia Nowicka.<br />

Takie nazwiska, sławy, koneksje.<br />

Sam kwiat polskiego feminizmu. Być<br />

z nimi na „ty”, pokazać się na jakiejś<br />

konferencji, znaleźć się w ich towarzystwie<br />

– jakie to nobilitujące – myśli<br />

sobie wcale niemała grupa pań, które<br />

chciałyby być <strong>pod</strong>obne do nich. Znam<br />

taką jedną, której wydawało się, że<br />

przydaje jej to prestiżu, gdy publicznie<br />

mówi familiarnie o Madzi Środzie,<br />

a ta pieszczotliwie odwzajemnia się<br />

„Joasią”. Jaki komunikat z tego płynie?<br />

Moi drodzy, jestem co prawda w PiS,<br />

ale jestem tym jego lepszym, światlejszym<br />

ogniwem – popieram aborcję,<br />

in vitro, związki homoseksualne i koleguję<br />

się, a właściwie „koleżankuję<br />

się”, bo jestem feministką, z takimi nazwiskami,<br />

z którymi moje prawicowe,<br />

pisowskie koleżanki tylko polemizują.<br />

Jednak akurat ten „blask Madzi” posłance<br />

Kluzik Rostkowskiej nie pomógł,<br />

po <strong>pod</strong>obno dziś wyrzucono ją<br />

z PiS. Trochę późno, od początku dziwiłam<br />

się, że PiS tak długo tolerował<br />

ją we własnej partii. No, ale teraz blask<br />

Madzi na pewno będzie przydatny Joasi<br />

w nowej formacji.<br />

I tu powoli dochodzę do miejsca,<br />

do którego zasadniczo zmierzam.<br />

Czas kampanii. Opisywane zjawisko<br />

„odbitego blasku” będzie można poobserwować<br />

w rozmaitych wydaniach.<br />

I będzie ono zintensyfikowane. Ważny<br />

polityk, szef, przewodniczący partii,<br />

sekretarz generalny, premier albo<br />

marszałek i ja! Szef mówi do kamery,<br />

a ja stoję jako jego tło, wyprężam klatę<br />

i śmiałym wzrokiem patrzę w oko<br />

kamery, bo przecież to nie ja będę się<br />

wypowiadał, więc mina dzielna i pewna.<br />

Kamera najeżdża na pana przewodniczącego,<br />

a ja łapię i ściskam jego<br />

rękę. Prezes występuje – ja rzucam się<br />

w jego stronę, jeśli jestem kobietą, z<br />

bukietem kwiatów, a nawet cmoknę go<br />

w policzek i otrząsnę niewidzialny pyłek<br />

lub widzialny łupież z jego marynarki.<br />

A moje notowania… wzrastają.<br />

A siedzenie obok ważnych polityków<br />

w Sejmie. Jak to się liczy! Im niżej<br />

i bliżej tym lepiej. A jak jeszcze jest<br />

okazja publicznie powiedzieć: Donek,<br />

Jarek, Grzesiek, Wojtek, Zbyszek, to<br />

mandat prawie murowany!<br />

A baner wyborczy wywieszony w<br />

centrum Olsztyna: ja i jakiś prezes razem<br />

z uściskiem dłoni, ramię w ramię<br />

z napisem „popieram” (choć to ja kandyduję,<br />

a nie prezes) – mandat stuprocentowy.<br />

Dziś w Stawigudzie widziałam<br />

nawet plakat wyborczy pewnego<br />

5


lokalnego kandydata z PO, na którym<br />

było zdjęcie… Kory z <strong>pod</strong>pisem, a<br />

jakże, „popieram”, choć Kora popiera<br />

i Palikota. Ale co tam, „najważniejszy<br />

jest człowiek”.<br />

Do tego te „gos<strong>pod</strong>arskie” wizyty<br />

w regionie czołowych polityków różnych<br />

partii, które mają na celu wypromowanie<br />

przy pomocy swoich twarzy<br />

wybranych, miejscowych kandydatów.<br />

Czyż nie jest to żenujące i nachalne,<br />

czy z wyborców nie robi się idiotów,<br />

którzy nie są w stanie „oddzielić ziarna<br />

od plew”. Czy kandydat na polityka<br />

sam w sobie jest aż tak nic nie wart?<br />

Nie wystarczy, że będą za niego mówić<br />

jego wiedza, kompetencje, czysta karta<br />

przeszłości? Czy naprawdę potrzebuje<br />

<strong>pod</strong>pierać się jakąś piosenkarką,<br />

aktorką czy partyjnym kolegą, aby<br />

udowodnić, że coś znaczy, że nadaje<br />

się do tej roboty?<br />

To, że są kobiety, a i mężowie swoich<br />

żon, którzy chcą żyć w czyimś<br />

prawdziwym lub wyimaginowanym<br />

blasku, to w sumie zjawisko nieszkodliwe;<br />

raczej śmieszne niż groźne.<br />

Jednak, gdy zaczynają pojawiać się<br />

politycy drugo- czy trzeciorzędni lub<br />

kandydaci na polityków z nikąd, którzy<br />

chcą się legitymować czyjąś twarzą,<br />

to przestaje mnie to bawić. Polityk<br />

bowiem nie powinien szukać światła<br />

kamer, które nie są skierowane na niego,<br />

ale tak działać i pracować, aby kamera<br />

jego szukała. Bycie tłem, nawet<br />

bliskim, po dopchaniu się do owego<br />

wybitnego szefa, nie wystarczy, aby<br />

być skutecznym politykiem we własnym<br />

regionie. Niestety, wiele osób<br />

daje się złapać na ten odbity blask, który<br />

gdzieś raptownie ginie, gdy nie ma<br />

jego źródła. Stąd potem wyborcze rozczarowania,<br />

zdziwienia, zaskoczenia i<br />

poczucie, że się dało oszukać. Trzeba<br />

zatem starać się być dobrym obserwatorem,<br />

zwłaszcza w polityce, aby<br />

odróżnić prawdziwy blask wielkości,<br />

uczciwości, kompetencji od odbitej<br />

mizernej poświaty, która sama przez<br />

się nigdy nie zaistnieje, jeśli nie będzie<br />

miała swojego prawdziwego źródła.<br />

Dr nauk humanistycznych,<br />

adiunkt na Wydziale Nauk<br />

Społecznych UWM, etyk,<br />

poseł na Sejm III kadencji.<br />

zdzislawa.kobylinska@<br />

uwm.edu.pl<br />

zdzisława Kobylińska<br />

Czy to jest<br />

malarstwo?<br />

W Muzeum Narodowym w Warszawie do połowy września można było oglądać wystawę<br />

„Ars – homo Erotica”. W zamyśle autorów miała ona mieć „charakter współczesny<br />

i historyczny, erotyczny i polityczny”. Skuszony kilkoma opiniami nastawiłem<br />

się na to, że zobaczę ekspozycję niezwykłą, a prezentowane na wystawie obiekty swoją<br />

klasą i sposobem wyeksponowania wniosą nowy powiew w zatęchłą atmosferę sztuki.<br />

Niestety, organizatorzy realizując pokaz dozowali obiekty w taki sposób, że wystawa<br />

nie spełniła oczekiwań, jakich można było się s<strong>pod</strong>ziewać po zapowiedziach.<br />

Niezgoda i zaciekawienie dla różnego rodzaju tabu, mogły być wabikiem tłumnego<br />

odwiedzania ekspozycji i szerokich dyskusji, a nie tylko grymasów oraz niesmaku, co<br />

poniektórych z obowiązku zajmujących się komentowaniem.<br />

EuGENiuSz GENo MAłKoWSKi<br />

Na tej, w sumie nudnej i źle przygotowanej<br />

wystawie, niektóre prace<br />

wydawały się specjalnie zmanipulowane,<br />

aby dostosować je do wysuniętej<br />

tezy, aktualności problemu w ciągu<br />

wieków. Według autorów wystawy, dopiero<br />

w zmienionej rzeczywistości politycznej<br />

Wschodniej Europy, udaje się ukazać<br />

ukryte znaczenie wielu dzieł, do tej pory<br />

odbieranych powszechnie bez <strong>pod</strong>tekstów<br />

erotycznych. Należy na te przedstawienia<br />

spojrzeć w nowy sposób, zasugerowany tytułem<br />

manifestacji „Ars – Homo Erotica”.<br />

Tym tytułem sugeruje się, że kobiety będące<br />

razem na przedstawionych obiektach,<br />

wyrażają ukryte zauroczenie o charakterze<br />

lesbijskim, a mężczyźni w radosnej wspól-<br />

nej pracy, czy w spotkaniach w większych<br />

grupach, swój homoseksualizm, a dokładniej<br />

rzecz ujmując, pederastię.<br />

Wszystko to wydaje się raczej mocno<br />

naciągane do ukutej tezy. Autorom wystawy<br />

chodziło o sprowokowanie do dyskusji<br />

o kłopotach w systemach totalitarnych, ich<br />

zdaniem znacznej grupy, kochających inaczej.<br />

Problem, któremu poświęcona była<br />

wystawa, specjalnie wyostrzany, gdyż nie<br />

umie, albo nie chce się przedstawiać istotnych<br />

kwestii dotyczących sztuki współczesnej<br />

i ogromnego obszaru twórczości<br />

autentycznie wykluczonej.<br />

Wystawa nie wnosi nic nowego oprócz<br />

tego, że pokazanych zostało kilkadziesiąt<br />

prac, które wymądrzają się na temat płcio-<br />

6 DEBATA Numer 11 (38) 2010


wości, a to komentując reakcje między<br />

osobnikami tej samej płci, a to przedstawiając<br />

ich pozycje spółkowania, w estetycznym<br />

zdjęciowym opracowaniu.<br />

Niektóre obiekty zostały zmanipulowane<br />

w ten sposób, aby u widza budziły<br />

przekonanie, że homoerotyzm to coś powszechnego,<br />

co w zasadzie dzieje się wszę-<br />

dzie, w każdej grupie społecznej (np. wśród<br />

mundurowych, zakonników, twórców kultury,<br />

a przede wszystkim działo się niegdyś,<br />

czego dowodem są mity starożytnych).<br />

Zostawmy te problemy, jako ciekawostkę i<br />

ewentualny temat dla stworzenia dzieł poruszających<br />

i odkrywczych. Na omawianej<br />

wystawie takich obiektów nie było.<br />

Ta, dosyć estetycznie pomyślana ekspozycja,<br />

nie wniosła nic nowego, ani do<br />

myślenia o sztuce, ani o życiu. To, co się<br />

udało, to kolejny raz, jak na wszystkich<br />

wystawach o zadęciu literackim z fałszywie<br />

postawionymi tezami, znużyć widza. Autorzy<br />

wystawy obok akademickich aktów<br />

pokazali sygnalnie w kilku obiektach wynaturzenia<br />

biologiczne, i już się wydawało,<br />

że należy tym tropem <strong>pod</strong>ążać. Jednak<br />

nie wiadomo – czy chodziło o konstatację,<br />

afirmację, czy obrzydzenie. Do ekspozycji<br />

włączono część karykaturalnie pokazanych<br />

osobników, chcąc chyba całkowicie<br />

nadać pokazowi inny kształt i znaczenie.<br />

To spowodowało, że koncepcja prezentacji<br />

była niejasna i każdemu, kto oczekiwał dużego<br />

wydarzenia artystycznego, pozostało<br />

wrażenie niesmaku. Może stało się tak z<br />

powodu tego, że przedstawione obiekty w<br />

dużej liczbie są bez większego znaczenia<br />

dla sztuki, a może, dlatego, że nie najlepiej<br />

zostały rozłożone akcenty w trakcie realizowania<br />

ekspozycji.<br />

W muzeach i innych centralnych placówkach<br />

kultury, od kilku lat kuratorzy<br />

prezentują przeważnie wystawy autorskie<br />

pokazujące obrzeża sztuki inspirowane<br />

prywatnymi gustami, fascynacjami czy<br />

zboczeniami, głęboko zakorzenionymi<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

w wąskiej grupie organizatorów. W ten<br />

sposób są inicjowane zdarzenia nieistotne<br />

dla społeczeństwa, nie wyczuwające istoty<br />

tego, dokąd współczesna twórczość i myśl<br />

artystyczna zmierza. Widz zaczyna wierzyć,<br />

że tylko takie problemy, jakie mu się<br />

serwuje dotyczą współczesnych artystów<br />

i ich twórczości. A przecież nie dotykają<br />

ogromnych obszarów,<br />

z jakimi należy<br />

się zmierzyć, aby<br />

dać <strong>pod</strong>stawowe<br />

informacje i możliwość<br />

poznania<br />

tego, co stanowi<br />

esencję i szansę na<br />

dalszy rozwój.<br />

Z astanaw i a -<br />

jące jest dlaczego<br />

kuratorzy przedstawiają<br />

tylko te<br />

fragmenty zjawisk<br />

artystycznych na<br />

wystawach generujących<br />

ogromne<br />

środki, które nie<br />

stanowią o rozwoju twórczości, a zapominają,<br />

chociażby w <strong>pod</strong>stawowym zakresie,<br />

ukazać narodziny sztuki nowoczesnej w<br />

Polsce – zarówno przed 1939 rokiem, jak i<br />

po wojnie. Prawie nikt nic nie wie, jak wyglądała<br />

sztuka tamtych lat. Jakie osobowości<br />

i dzieła wniosły „Arsenał” z 1953 roku,<br />

„Rekonesans”, czy w końcu całkowicie pomijana<br />

generacja ruchu „O Poprawę”. Generacja,<br />

która mimo istniejącego w latach<br />

siedemdziesiątych zniewolenia, prawie<br />

10 lat przed narodzinami „Solidarności”,<br />

miała świadomość tego, że Europa i Świat<br />

potrzebują odnowy. Wszystkie następne<br />

grupy, kolejnych młodych, w swoich marzeniach,<br />

działaniach i utworach nie miały<br />

już tej śmiałości. Ich pragnieniem było i<br />

jest doścignięcie Europy. Ten zachowawczy<br />

i kunktatorski sposób spowodował, że<br />

nie budzimy zaciekawienia i dla samych<br />

siebie, i jesteśmy nudni dla międzynarodowego<br />

establishmentu. Może należy zrezygnować<br />

z kuratorów i zwyczajnie spróbować<br />

pokazywać polską sztukę współczesną<br />

tak, jak ona na to zasługuje.<br />

Artyści, kuratorzy i krytycy prześcigają<br />

się w erudycji. Język, którym się posługują<br />

musi być naukowy, najlepiej z masą słów<br />

obcych tak, aby nie był zrozumiały. Im dziwaczniejsza<br />

lub bardziej błaha propozycja,<br />

tym miny snobów mądrzejsze, a odbiór<br />

przez większość chcących doświadczyć<br />

uczucia uniesienia i <strong>pod</strong>ziwu dla dzieła,<br />

coraz bardziej obojętny. Obiekty najbardziej<br />

kontrowersyjne i godne zobaczenia<br />

nie wzbudzają zainteresowania, gdyż znużony<br />

widz omija galerie sztuki, chyba, że<br />

organizatorzy wystaw sięgają do dzieł wy-<br />

bitnych niedalekiej przeszłości, gdy jeszcze<br />

u każdego artysty rodziła się myśl, aby<br />

zostawić po sobie dzieło, budzące wielkie<br />

emocje.<br />

Pomieszanie dyscyplin, zastąpienie<br />

umiejętności rysowania i malowania innymi<br />

technikami, a przede wszystkim komputer<br />

i fotografia cyfrowa, spowodowały,<br />

że klasyczne dyscypliny są omijane i idzie<br />

się na skróty. Często ci, co nie dawali sobie<br />

rady z rysowaniem i malowaniem na<br />

uczelni, czują się świetnie z narzędziami,<br />

które żmudną robotę robią w mig. Nie tędy<br />

jednak droga do wielkiej, dającej nadzieję i<br />

budzącej emocje sztuki. Brak umiejętności<br />

<strong>pod</strong>stawowych powoduje, że nie udaje się<br />

przekroczyć bariery i stworzone utwory<br />

mają moc na chwilę, jak każda chałtura czy<br />

okazjonalna ilustracja.<br />

Słabi studenci, prawie amatorzy, których<br />

nuży studiowanie martwej natury,<br />

pejzażu, czy postaci, dostają przy nowych<br />

narzędziach, jak każde dziecko wiatr w<br />

żagle. Ich twory bałamucą, sponsorowane<br />

przez zleceniodawcę zwracają uwagę<br />

snobistycznej krytyki, która gdy pozna<br />

ich wady, wtrąci niechybnie w niebyt te<br />

martwe wytwory, zapominając, że to za jej<br />

entuzjastycznym przyzwoleniem usunęły<br />

one w cień prawdziwe wartości.<br />

Na tej wystawie ujawnił się z całą złożonością<br />

problem pomijania tego, co jest<br />

najważniejsze w każdym ambitnym zamyśle.<br />

Idąc za tym niezbyt znaczącym dla<br />

sztuki zamierzeniem, należało przygotować<br />

ekspozycję dzieł kontrowersyjnych, w<br />

jakiś sposób wybitnych z klarownym zaakcentowaniem<br />

tego, na co widz ma zwrócić<br />

szczególną uwagę. Taka ekspozycja mogła<br />

dać mieszankę zdolną przebudzić publiczność.<br />

A tak, mimo niewątpliwych ciekawostek,<br />

pokaz „Ars- Homo Erotica” wpisał<br />

się tylko w modny trend wystaw nie wnoszących<br />

nic nowego i godnego uwagi, do<br />

sztuki współczesnej.<br />

Profesor w Instytucie<br />

Sztuk Pięknych UWM. Ma na<br />

swoim koncie założenie grupy<br />

artystycznej „Arka” (1969), był<br />

komisarzem VI Festiwalu Sztuk<br />

Pięknych w warszawskiej Zachęcie<br />

(1976 rok), członkiem Prezydium<br />

Zarządu Głównego Związku<br />

Polskich Artystów Plastyków,<br />

aranżerem największej wystawy<br />

sztuki w warszawskiej Zachęcie<br />

liczącej 3000 prac (1981), współzałożycielem<br />

Związku Polskich<br />

Artystów Malarzy i Grafików<br />

(1984), obecnie jest on prezesem<br />

Zarządu Głównego Związku,<br />

autorem aranżacji przestrzennej<br />

I Międzynarodowego Triennale<br />

Grafiki i laureatem nagrody im.<br />

J. Cybisa dla najlepszego malarza<br />

roku (1985).<br />

Eugeniusz Geno Małkowski<br />

7


Rysunek<br />

na skrawku papieru<br />

Poznali się latem 1941 roku w Brześciu na Prywatnych Kursach Budowlanych inżyniera<br />

Marcinkowskiego – w jednej z nielicznych jeszcze przyzwoitych wówczas szkół.<br />

ojciec Janka i Józka – Paweł Lebenstein był dyżurnym ruchu na stacji Brześć Centralny.<br />

do czerwca 1941 roku, czyli do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, pracował<br />

w Terespolu, gdzie mieszkali dziadkowie Janka.<br />

dARiuSz JARoSińSKi<br />

Również ojciec Czesława Hołuba<br />

pracował na kolei, był zawiadowcą<br />

stacji w Brześciu. Ich ojcowie byli<br />

zaprzyjaźnieni ze sobą. Łączyła ich nie tylko<br />

wspólna praca zawodowa. Obaj walczyli<br />

w wojnie polsko-bolszewickiej. Obydwu<br />

leżały na sercu sprawy śmiertelnie zagrożonej<br />

ojczyzny – czemu dali wielokrotnie<br />

wyraz. Należeli do Armii Krajowej, konspirowali.<br />

Rodzina Lebensteinów mieszkała<br />

w niewielkim, jednorodzinnym domu w<br />

Brześciu na przedmieściu Grajewskim (tzw.<br />

Grajewku) przy ulicy Grajewskiej. Wojna<br />

już na samym początku mocno dotknęła tę<br />

rodzinę – matka, pani Maria Lebensteinowa,<br />

została ciężko ranna we wrześniu 1939<br />

roku w czasie bombardowania miasta.<br />

Mieszkańcy Brześcia przeżyli boleśnie<br />

wrzesień 1939 roku. Dobiegła kresu historia<br />

polskiej państwowości w tym mieście,<br />

na Polesiu, na zaburzańskich ziemiach<br />

Rzeczypospolitej. Dwaj sprzymierzeni<br />

okupanci – Niemcy i Sowieci odcisnęli <strong>pod</strong>eszwy<br />

swoich butów w zwycięskiej paradzie<br />

na brzeskich ulicach – wypełniając w<br />

ten sposób zapisy paktu rozbioru Polski.<br />

Ojciec Janka, Paweł Lebenstein, był z<br />

pochodzenia Niemcem. Chociaż w domu<br />

Lebensteinowie rozmawiali po niemiecku,<br />

to czuli się polskimi patriotami. Należeli<br />

do Kościoła rzymsko-katolickiego. Po wybuchu<br />

wojny – zarówno w czasie okupacji<br />

sowieckiej, jak i po wkroczeniu Niemców,<br />

rozmawiali wyłącznie po polsku. A nawet<br />

ostentacyjnie <strong>pod</strong>kreślali swoją polskość.<br />

Odmówili przyjęcia kartek żywnościowych<br />

dla Reichsdeutschów. Nie zgodzili się też<br />

na <strong>pod</strong>pisanie volkslisty, chociaż ten <strong>pod</strong>pis<br />

mógłby im wówczas zapewnić nie tylko<br />

bezpieczeństwo, ale i życie.<br />

Okupacyjne władze niemieckie zagroziły<br />

panu Pawłowi Lebensteinowi, że jeżeli<br />

nie zdecyduje się na <strong>pod</strong>pisanie narodowościowej<br />

listy niemieckiej – zostanie wysłany<br />

do obozu. I ta groźba go nie złamała.<br />

Na pewien czas Niemcy o nim zapomnieli.<br />

Przypomnieli sobie w 1944 roku – wezwali<br />

go do siedziby brzeskiego gestapo.<br />

Po dwóch tygodniach przyszła do domu<br />

na ulicę Grajewską informacja, że rodzina<br />

może odebrać prochy Pawła Lebensteina za<br />

uiszczeniem opłaty.<br />

Józek był o pięć lat starszy od Janka,<br />

urodził się w 1925 roku. Obydwaj otrzymali<br />

od Boga talenty artystyczne. Pięknie<br />

rysowali, malowali, choć Józek przedkładał<br />

Czesław Hołub „Żbik” ze swoim ulubionym pistoletem<br />

parabellum, Mazury 1946 r.<br />

ponad rysunek rzeźbę w drewnie. Chłopcy<br />

słynęli z tego, że nawet na skrawku gazety<br />

potrafili wyczarować ołówkiem urzekające<br />

kolegów obrazki.<br />

Józka do organizacji zwerbował najprawdo<strong>pod</strong>obniej<br />

jego ojciec – pan Paweł,<br />

a Janka – Czesław Hołub „Ryks”, będący już<br />

młodym żołnierzem <strong>pod</strong>ziemia za sprawą<br />

starszych braci – Henryka „Poręby” i Wiktora<br />

„Kmicica”. Kilka lat później, biorący<br />

udział w styczniu 1943 roku w akcji odbicia<br />

więźniów z pińskiego więzienia, „Poręba” i<br />

„Kmicic” w wyniku wsypy, zostali zamordowani<br />

przez brzeskich gestapowców.<br />

Kiedy tylko Sowieci zostali wyparci<br />

przez Niemców z Polesia, „Ryks” z Jaśkiem<br />

Lebensteinem „Podczaszycem” penetrowali<br />

porzucone magazyny i bunkry nad Bugiem.<br />

Przekazywali dowództwu konspiracyjnego<br />

Brzeskiego Szańca, lokalnej organizacji<br />

<strong>pod</strong>ziemnej, na czele której stali m.in.<br />

„Poręba” i „Kmicic”, duże ilości amunicji,<br />

granatów, a także broni. To m.in. dzięki takim<br />

„znaleziskom” „Szaniec” – <strong>pod</strong>ziemna<br />

organizacja – mógł dawać się ostro we znaki<br />

okupantom, przejść do bardziej groźnych<br />

akcji – <strong>pod</strong>paleń magazynów, wysadzania<br />

transportów kolejowych.<br />

Z Józkiem Lebensteinem – „Ruszczycem”<br />

„Ryks” spotkał się na <strong>pod</strong>chorążówce<br />

AK młodszych dowódców piechoty, czyli w<br />

tzw. „Młodniku”. Razem brali udział w walkach<br />

z UPA na Polesiu Wołyńskim, a potem<br />

– od czerwca 1943 roku do końca sierpnia<br />

– z Niemcami. We wrześniu Czesław –<br />

„Ryks” trafił z dwoma kolegami z „Młodnika”<br />

– „Małym” i „Tomsonem” do oddziału<br />

„Jura” – por. Wojciecha Zbiluta, oddziału<br />

rozlokowanego w pobliżu wsi Terpiłowicze.<br />

Oddział nie miał stałej bazy, ciągle przerzucając<br />

się z miejsca na miejsce. Działał małymi,<br />

ruchliwymi patrolami. Był Oddziałem<br />

Dyspozycyjnym Komendy Okręgu AK. Do<br />

jego <strong>pod</strong>stawowych zadań należało likwidowanie<br />

szpicli w terenie, ochrona ludności<br />

przed bandytyzmem. Teren był trudny ze<br />

względu na wymieszanie narodowości. Nie<br />

wiadomo było komu można ufać. Jak mówi<br />

po latach „Ryks”: „Na naszych Kresach nie<br />

przynależność do jakiejś narodowości, a<br />

tym bardziej grupy wyznaniowej, lecz serce<br />

i tradycje rodzinne decydowały o wyborze<br />

ojczyzny”. W tym czasie „Ruszczyc” działał<br />

w brzeskim Kedywie.<br />

28 października 1943 roku w potyczce<br />

z niemieckimi policjantami i żandarmami<br />

<strong>pod</strong> miejscowością Zielenkowszczyzna<br />

„Ryks” został ranny. Poległo wielu żołnierzy<br />

„Jura”. „Ryks” kurował się na melinie w<br />

Brześciu, kiedy otrzymał rozkaz od zastępcy<br />

szefa Okręgu Kedywu „Cezarego”. Miał<br />

objąć komendę nad resztkami Brzeskiego<br />

Hufca Szarych Szeregów. Kryptonim plutonu:<br />

„Grzechotka”. Przygotowywano się<br />

do powstania. Choć tęsknił za lasem, rozkaz<br />

musiał wykonać.<br />

Mimo swego młodego wieku, chłopcy<br />

z Szarych Szeregów przeszli już sporo<br />

w swoim życiu. Działali w służbie od wielu<br />

miesięcy. Penetrowali okalające Brześć<br />

forty, pozyskiwali amunicję, materiały wybuchowe.<br />

Pracowali w referacie „N” BIP-u<br />

Komendy Okręgu.<br />

„Ryks” postarał się o przydzielenie do<br />

„Grzechotki” jako instruktorów „Ruszczy-<br />

8 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Czesław Hołub „Żbik” na Mazurach, 1946 rok<br />

ca” i „Podczaszyca”. Zgodnie z rozkazami<br />

Kedywu w „Grzechotce” miało być prowadzone<br />

jedynie szkolenie. Jednak nie mogło<br />

się obyć bez akcji, przecież trwała wojna.<br />

Na początku stycznia 1944 roku „Ryks”<br />

wziął udział jako miner w akcji wysadzenia<br />

pociągu z amunicją artyleryjską <strong>pod</strong> Tewlami.<br />

Choć robota udała się, to nie wyszedł<br />

z niej cało. Granat z pobliskiego niemieckiego<br />

bunkra naszpikował go kilkunastoma<br />

odłamkami. Na szczęście był to granat<br />

zaczepny o cienkich odłamkach. Spowodował<br />

jednak też uderzenie w magazynek<br />

peemu. Blacha magazynku wkręciła się<br />

„Ryksowi” w palce. Ciężko rannego z pola<br />

bitwy wyniósł „Ruszczyc”.<br />

Z „Ruszczycem” spotkali się ponownie,<br />

choć na krótko, latem 1944 roku, w czasie<br />

koncentracji 30 Dywizji Piechoty AK, która<br />

szła na pomoc Powstaniu Warszawskiemu.<br />

Chcieli bić się i pokazać światu, że Polacy<br />

zasłużyli na wolną ojczyznę. A spotkała<br />

ich wielka tragedia. Kiedy byli już bardzo<br />

blisko – na przedpolach Warszawy, w miejscowości<br />

Dębe Wielkie, ich dywizja została<br />

zmuszona do rozbrojenia przez Sowietów.<br />

Obaj trafili wraz z innymi żołnierzami AK<br />

do byłego obozu niemieckiego na Majdanku<br />

w Lublinie. Obydwu też, niezależnie od<br />

siebie, udało się stamtąd zbiec.<br />

„Ryks” istnym cudem dotarł do domu w<br />

Brześciu, do rodziców. W mieście było niebezpiecznie.<br />

Enkawudziści przeprowadzali<br />

w polskich domach rewizje, szukając „broni i<br />

dezerterów”, a przy okazji grabili co się dało,<br />

nawet chodniki i kapy z łóżek. Miasto było<br />

w opłakanym stanie: wysadzona większość<br />

mostów, wiaduktów. Wycofujący się Niemcy<br />

pozbawili ludzi wody, kanalizacji, prądu.<br />

Działacze konspiracji akowskiej odeszli<br />

wraz z oddziałami, zginęli w walkach bądź<br />

zostali aresztowani przez NKWD. Jesienią<br />

1944 roku zorganizowano w Brześciu Państwowy<br />

Urząd Repatriacyjny, który rejestrował<br />

Polaków na wyjazd. Sowieci odgra-<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

żali się, że ten, kto nie wyjedzie w „Polszu”,<br />

wyjedzie daleko na wschód. „Ryks” szybko<br />

przekonał się, że nie ma czego szukać w<br />

Brześciu. Postanowił przedostać się na drugą<br />

stronę Bugu.<br />

Po drugiej stronie Bugu żołnierze polskiego<br />

<strong>pod</strong>ziemnego państwa polskiego,<br />

akowcy, też nie mogli czuć się bezpiecznie<br />

– nie ominęły go przygody, m.in. krótkotrwałe<br />

aresztowanie przez Urząd Bezpieczeństwa<br />

w Międzyrzeczu Podlaskim.<br />

Dopiero, kiedy był pewien, że nie ciągnie<br />

za sobą ubeckiego ogona, zameldował się<br />

u porucznika „Bogusława”. Ze względów<br />

konspiracyjnych przyjął nowy pseudo-<br />

Obraz słynnej figury osiowej<br />

nim – „Żbik”. W Terespolu spotkał swoich<br />

serdecznych i niezawodnych przyjaciół z<br />

Brześcia – „Ruszczyca” i „Podczaszyca”,<br />

braci Lebensteinów, jak się okazało, również<br />

związanych z „Bogusławem”. Mieszkali<br />

tutaj razem z matką, Marią Lebensteinową<br />

i siostrą Danką.<br />

„Żbik” otrzymał nowe zadania konspiracyjne.<br />

Włóczęgi po Podlasiu nie wyszły<br />

mu na zdrowie. Z „przeziębieniem przeziębienia”<br />

– jak to określa, wylądował w<br />

szpitalu w Międzyrzeczu. Wcześniej próbowała<br />

go leczyć „kuracją spirytusową” pani<br />

Maria Lebensteinowa, ale nieskutecznie.<br />

Położono go na tzw. „blachę” – oddział<br />

dla umierających. Personel szpitala związany<br />

był z AK, więc nie mógł narzekać na<br />

brak opieki, a co ważniejsze – nie obawiał<br />

się wsypy. Wtedy, w szpitalu, dotarła do<br />

niego ta najgorsza z najgorszych wiadomości<br />

– Jasiek Lebenstein „Podczaszyc”<br />

powiadomił go, że zginął Józek, jego brat,<br />

a najbliższy przyjaciel „Żbika”. „Ruszczyc”<br />

brał udział w odbijaniu więźniów akowców<br />

z obozu NKWD w Otwocku, potem na<br />

rozkaz rozproszenia pojechał do Radości i<br />

tam dopadła go bezpieka – nie dał się wziąć<br />

żywcem – trzech rozwalił i sam zginął od<br />

serii z tyłu. – „Żadna strata, ani wcześniej,<br />

ani później, a było ich dużo, nie bolała tak,<br />

jak ta” – stwierdza po latach pan Czesław.<br />

Z pomocą Jaśka Lebensteina, jego matki<br />

Marii i siostry Danki oraz innych przyjaciół<br />

brzeskich ruszył pociągiem na zachód<br />

w ślad za swoimi rodzicami. Na Podlasiu<br />

był spalony. Urząd Bezpieczeństwa poszukiwał<br />

go listem gończym.<br />

Czapa<br />

Latem 1945 roku na Zachodnim Pomorzu<br />

„Żbik” szybko trafił do <strong>pod</strong>ziemia<br />

nie<strong>pod</strong>ległościowego. Z kolegami z różnych<br />

oddziałów partyzanckich – z Brygady<br />

„Szczerbca” na Wileńszczyźnie, z byłymi<br />

powstańcami warszawskimi – współtworzył<br />

zachodniopomorską konspirację.<br />

Działał w wielu miejscach – w Szczecinie,<br />

Wrocławiu, ze sformowaną przez siebie w<br />

lutym 1946 roku „Grupą Lotną” w lesie.<br />

Nigdzie nie był bezpieczny. Miejsce takich<br />

jak on w komunistycznej Polsce było<br />

w więzieniu. Z lewymi dokumentami wystawionymi<br />

na nazwisko Jan Skóra nawiązał<br />

kontakt z Okręgiem WiN w Lublinie. Po<br />

pobycie w oddziale „Leszka” – Jana Babicza<br />

na Kurpiach, otrzymał nominację na szefa<br />

Kedywu Podinspektorat Olsztyński i na<br />

wiceprezesa WiN obwód Mrągowo. Został<br />

najmłodszym nie tylko stopniem, ale i wiekiem<br />

szefem Kedywu w Polsce.<br />

Zupełnie przypadkowo, kiedy wracał z<br />

Olsztyna z bibułą, spotkał na dworcu kolejowym<br />

w Szczytnie panią Marię Lebenste-<br />

9


inową, która jak się okazało, po śmierci Józka<br />

– „Ruszczyca”, musiała opuścić Terespol<br />

i zamieszkała w tym mazurskim mieście.<br />

Pracowała jako bufetowa na dworcu. Jasiek<br />

Lebenstein – „Podczaszyc” chodził do IV<br />

klasy gimnazjum w Szczytnie (był to rok<br />

szkolny 1945/46).<br />

Niestety, w grudniu 1946 roku, zwinięty<br />

przez bezpiekę łącznik – „Cytryna” zaczął<br />

sypać w śledztwie. „Żbikowi” zabrakło<br />

tym razem szczęścia i czasu. Mimo, iż przeczuwał<br />

wsypę, nie zdążył się ewakuować,<br />

w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa<br />

w Mrągowie „przyjął” go sam major Józef<br />

Światło, ówczesny zastępca komendanta<br />

Urzędu Bezpieczeństwa w Olsztynie.<br />

W asyście kilku samochodów z uzbrojonymi<br />

ubekami został przewieziony nocą<br />

do wojewódzkiej bezpieki w Olsztynie,<br />

ponurego gmaszyska, w którym jeszcze<br />

niedawno urzędowało gestapo. Sześć<br />

miesięcy trwał pobyt w piwnicznej celi<br />

WUBP w Olsztynie. Nieprzerwanie,<br />

w dzień i w nocy, śledztwo. Koledzy –<br />

współwięźniowie nawet żartowali, że<br />

„Żbik” znowu zamierza konspirować,<br />

bo zmienia swój wygląd.<br />

W czasie jednego z przesłuchań<br />

kpt. Wiśniewski wygadał się, że w<br />

celi obok siedzi Jasiek Lebenstein.<br />

Jak się później okazało, Jasiek dowiedział<br />

się od matki, iż jego serdeczny<br />

przyjaciel, Czesław, mieszka<br />

niedaleko, kilkadziesiąt kilometrów<br />

od Szczytna. Postanowił pojechać do<br />

niego i zaprosić go na Święta Bożego<br />

Narodzenia do domu w Szczytnie. W<br />

Urzędzie Gminy w Pustniku, gdzie<br />

mieściła się siedziba gminy Sorkwity,<br />

spytał o Jana Skórę. Musiał się wydać<br />

„trefny”, bo sekretarz gminy Kompicki,<br />

szpicel UB, niepostrzeżenie<br />

powiadomił bezpiekę. Na nic zdało<br />

się ostrzeżenie wójta Pawła Wariasa<br />

– Mazura, który w czasie wojny<br />

współpracował z wywiadem Armii<br />

Krajowej, a po wojnie z <strong>pod</strong>ziemiem<br />

antykomunistycznym.<br />

Jasiek Lebenstein spróbował ucieczki<br />

przez zamarznięte jezioro Gielądzkie,<br />

w pobliżu którego znajdował się budynek<br />

urzędu. Musiał jednak skapitulować wobec<br />

strzelających ubeków. Nie miał żadnych<br />

szans na otwartej lodowej przestrzeni.<br />

Wkrótce doszlusował do tego samego<br />

więzienia olsztyńskiego, w którym siedział<br />

jego brzeski przyjaciel.<br />

Sprawa Jana Lebensteina była rozpatrywana<br />

przez Rejonowy Sąd Wojskowy w<br />

Olsztynie w marcu 1947 roku. Na pierwszej<br />

rozprawie Czesław nie pojawił się,<br />

gdyż władze więzienne nie chciały pokazywać<br />

jego zbitego, zmaltretowanego ciała<br />

w czasie przesłuchań. Prokurator odstąpił<br />

ostatecznie od oskarżenia Jaśka i sąd go<br />

uniewinnił. Pani Maria Lebensteinowa i<br />

jego siostra Danka uprosiły więziennych<br />

klawiszy by pozwolili zabrać Czesławowi<br />

paczkę przeznaczoną dla ich syna i brata.<br />

W kilka miesięcy później pani Maria<br />

Lebensteinowa przeprowadziła się z synem<br />

do Warszawy. Kiedy Jasiek Lebenstein kończył<br />

liceum i studiował malarstwo w Akademii<br />

Sztuk Pięknych w Warszawie, Czesław<br />

Hołub poznawał z autopsji stalinowski<br />

wymiar sprawiedliwości. 31 maja 1947<br />

roku zakończył się rozpoczęty w kwietniu<br />

1947 roku proces „Żbika” i jego kolegów z<br />

konspiracji. „Żbik” z „Dzielnym” otrzymali<br />

karę śmierci, zamienioną na <strong>pod</strong>stawie<br />

amnestii na 15 lat więzienia<br />

W kilka tygodni po wyroku „Żbik” z<br />

„Dzielnym” i kolegami zostali przewiezieni<br />

do więzienia w Barczewie. Po odbyciu<br />

Czesław Hołub z „Grupą Lotną”, Pomorze Zachodnie<br />

kwarantanny przetransportowano ich do<br />

więzienia w Rawiczu. Już na stacji kolejowej<br />

przywitano więźniów odpowiednimi<br />

okrzykami: „Na kolana skurwysyny! Co,<br />

nie wiecie, że przyjechaliście do świętego<br />

miejsca?”<br />

Nad bramą więzienną czekał ułożony z<br />

wyciętych z blachy liter napis: „Wchodzisz<br />

przestępcą – wychodzisz obywatelem”<br />

Naczelnik więzienia ryczącym głosem,<br />

z właściwym ubekom wdziękiem, oznajmił<br />

żołnierzom walczącym o nie<strong>pod</strong>ległość<br />

Polski: „Żaden z was, bandziory, nie wyjdzie<br />

stąd żywy!”<br />

Danego na początku słowa starał się<br />

dotrzymać. „Kaczka”, „klamry” i inne wy-<br />

rafinowane tortury, wszechwładza speców,<br />

kapusiów, strażników – to była codzienność<br />

Rawicza. Brutalnością wyróżniał się<br />

naczelny lekarz więzienia Durczewski. Zapewniał<br />

bezkarność mordercom.<br />

Wiosną 1950 roku posortowano więźniów<br />

pierwszego pawilonu według organizacji:<br />

na czwartym oddziale siedzieli<br />

NSZ-owcy i UPA, na trzecim WiN i KWP<br />

(Konspiracyjne Wojsko Polskie), a na drugim<br />

AK i małoletni. Zorganizowano też<br />

tzw. izolatki, w których osadzano „element<br />

nie <strong>pod</strong>dający się reedukacji politycznej”.<br />

Izolatki były celami o zaostrzonym rygorze.<br />

Zlikwidowano je dopiero po śmierci Stalina.<br />

„Żbik” trafił do izolatki już na samym<br />

początku ich istnienia. Uważa, że siedziało<br />

się w nich lepiej niż w normalnej celi – nie<br />

musiał obawiać się zdrady, nie było w nich<br />

kapusiów. Izolatki nie były pojedynczymi<br />

celami, siedziało w nich po kilku<br />

więźniów. Byli to ludzie twardzi, o<br />

niezłomnych charakterach.<br />

Po śmierci Stalina, radosnym pochówku,<br />

jak mawiali partyzanci, w<br />

więzieniu nastąpiły zmiany – na spacerach<br />

nie trzeba było trzymać rąk założonych<br />

do tyłu, stawać na baczność,<br />

gdy otworzyła się klapa w wizyterce,<br />

otrzymane listy z domu można było<br />

mieć w celi dłużej niż dwa dni.<br />

W 1954 roku zlikwidowano izolatki,<br />

spore grupy więźniów wysłano<br />

do obozów pracy. „Żbik” ukończył<br />

kurs stolarski i dzięki temu trafił do<br />

więzienia w Płocku. Było to przedszkole<br />

w porównaniu z koszmarnym<br />

Rawiczem. Niestety, po trzech tygodniach<br />

musiał wrócić do Rawicza. Nie<br />

było jednak już to samo więzienie. W<br />

celach było w miarę ciepło, nie bito,<br />

nie poniżano.<br />

W maju 1955 roku „Żbik” rozstał<br />

się z Rawiczem, tym razem definitywnie.<br />

Po krótkim pobycie w Sosnowcu<br />

trafił do obozu pracy w kamieniołomach<br />

w Strzelcach Opolskich. Istną<br />

zmorą były częste śmiertelne wypadki<br />

przy pracy. Więźniowie mieli 4 dni wolne<br />

od pracy: Nowy Rok, 1 maja, 22 lipca i<br />

4 grudnia („Barbórkę”).<br />

W październiku 1956 roku zaczęto<br />

zwalniać więźniów. W końcu i „Żbik” doczekał<br />

się, że pewnego grudniowego dnia<br />

fryzjer ogolił go, ostrzygł. Rzucono mu<br />

worek z mundurem, płaszczem i kazano<br />

wynosić się za bramę. Wśród wyczekujących<br />

w tłumie za murami więziennymi stał<br />

ojciec.<br />

W Stargardzie Szczecińskim, zgodnie z<br />

poleceniem, zameldował się na komendzie<br />

milicji. Jakiś sierżant chuchnął w pieczątkę,<br />

mocno nią stuknął w papierzyska i zapytał<br />

Czesława niczym dobre panisko:<br />

10 DEBATA Numer 11 (38) 2010


– No, jak wam się <strong>pod</strong>oba na wolności?<br />

– A gdzie ona jest, panie sierżancie? –<br />

pytaniem na pytanie odparował inteligentnie<br />

„Żbik”.<br />

– Uważajcie, bo znów znajdziecie się<br />

tam, skąd żeście wyszli! – warknął już w<br />

gorszym nastroju milicjant, strażnik komunistycznego<br />

porządku.<br />

Wolność nie przychodzi sama<br />

Jan Lebenstein ukończył studia w Akademii<br />

Sztuk Pięknych w latach 1948 – 1954<br />

<strong>pod</strong> kierunkiem prof. Artura Nacht – Samborskiego<br />

i Eugeniusza Eibischa.<br />

Był już wówczas po udanym debiucie<br />

artystycznym. W okresie poprzedzającym<br />

„odwilż” – w roku 1955 – w warszawskim<br />

„Arsenale” uczestniczył w Ogólnopolskiej<br />

Wystawie Młodej Plastyki „Przeciw wojnie,<br />

przeciw faszyzmowi”. Przemówił nowym,<br />

zupełnie dotychczas nieznanym, językiem<br />

malarskim. Odrębność, samodzielność<br />

twórczego myślenia Lebensteina zyskała<br />

duże uznanie jury wystawy.<br />

W roku 1956 Lebenstein związał się z<br />

niezależnym, awangardowym Teatrem na<br />

Tarczyńskiej prowadzonym przez poetę<br />

Mirona Białoszewskiego. Ten eksperymentalny<br />

teatr był na owe czasy zjawiskiem zupełnie<br />

wyjątkowym – funkcjonował poza<br />

oficjalnym, kontrolowanym obiegiem państwowej<br />

kultury.<br />

Do pierwszego spotkania po wyjściu<br />

Czesława z więzienia doszło latem 1957<br />

roku. Spotkali się w Warszawie. Janek<br />

mieszkał wówczas przy placu Komuny<br />

Paryskiej, tam też miał swoją pracownię<br />

malarską. Wspominali rodzinne miasto –<br />

Brześć nad Bugiem, do którego już nie mieli<br />

powrotu, bo zagarnęli je Sowieci, wspólne<br />

akcje z okresu okupacji, olsztyńskie<br />

więzienie, braci, którzy zapłacili najwyższą<br />

cenę za obronę wolnej Polski.<br />

Po wielogodzinnych, nocnych rozmowach,<br />

Jasiek zaproponował Czesławowi<br />

żeby wybrał sobie któryś z jego obrazów.<br />

Czesław, gustujący raczej w tradycyjnym<br />

polskim malarstwie – Malczewskiego,<br />

Kossaków, Chełmońskiego, Grotgera, jak<br />

zawsze szczery do bólu, odrzekł, że żaden<br />

z obrazów przyjaciela nie <strong>pod</strong>oba mu się i<br />

dziękuje za propozycję. Może był zbyt dosadny<br />

wówczas wobec przyjaciela: – „Jasiu,<br />

czy chcesz żebym powiesił coś takiego w<br />

pokoju, żebym odebrał gościom na przykład<br />

apetyt do jedzenia?”.<br />

Tego Jasiek Lebenstein nie mógł zdzierżyć.<br />

Był czuły na punkcie własnej twórczości.<br />

Obraził się za krytyczne słowa <strong>pod</strong><br />

adresem, wszak już uznanej jego twórczości.<br />

Choć uważał Czesława za najbliższego<br />

przyjaciela, brata – łatę, to potrafił milczeć<br />

później przez wiele lat. Czesław też uniósł<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

się honorem – „jeżeli jesteś takim wybitnym<br />

artystą, to ja wcale nie będę zabiegał o<br />

twoje względy”.<br />

Czesław przyznaje, że ani Józkowi Lebensteinowi,<br />

ani jego bratu Jaśkowi nigdy<br />

nie brakowało odwagi. Obaj dowiedli tej<br />

cechy charakteru w najbardziej trudnych<br />

sytuacjach. „Józek Lebenstein zawsze był<br />

mi bliższy niż rodzony brat, może dlatego,<br />

że częściej bywałem z nim w opałach.”<br />

Przypomina sobie jak w czasie okupacji<br />

niemieckiej prawie na „poważnie” pobił się<br />

z Jaśkiem i to, jak się mówi, o nic. Na po-<br />

Czesław Hołub, zdjęcie z wiezienia<br />

czątku zwady trochę oszczędzał Jaśka, ale<br />

kiedy ten mu parę razy porządnie przyłożył<br />

i zaczynało być gorąco, wtedy na szczęście<br />

rozdzielił ich Józek. Jestem w stanie uwierzyć,<br />

nawet po wielu latach, iż pan Czesław<br />

mógłby bez trudu znokautować Jaśka i musiał<br />

oszczędzać przyjaciela.<br />

Wtedy, w 1957 roku, zabrakło Józka<br />

rozjemcy. Starszego, bardziej opanowanego<br />

brata. Pan Czesław twierdzi, że nawet<br />

dzisiaj nie zmienił zdania o malarstwie<br />

Jaśka Lebensteina: „Lubiłem jego rysunki,<br />

malarstwo z czasów naszej<br />

młodości. Mam kilka jego<br />

obrazków z lat 1945 – 46,<br />

one bardzo mi się <strong>pod</strong>obają.<br />

Te malowane gdzieś na<br />

skrawkach papieru. Te późniejsze,<br />

może i profesjonalne,<br />

ale one nie są mi bliskie.<br />

Ja ich po prostu nie rozumiem”.<br />

I choć jeden za drugiego<br />

skoczyłby w ogień,<br />

gdyby tylko wymagała tego<br />

sytuacja, zresztą tak bywało,<br />

i choć tak bardzo dużo<br />

ich łączyło, to obaj teraz<br />

bronili swoich racji: Jasiek,<br />

że jego sztuka zasługuje na<br />

wyróżnienie, Czesław, że<br />

Jaśka obrazy to bohomazy<br />

i powinien powrócić do<br />

dawnej stylistyki, poetyki malowania – realizmu.<br />

Zderzyły się dwie silne osobowości,<br />

dwa silne charaktery, które szły przez życie<br />

nie znosząc kompromisów.<br />

W roku 1959 Jan Lebenstein wyjechał<br />

do Paryża na I Biennale Malarstwa Młodych<br />

w Paryżu. Zdecydował się nie wracać<br />

do Polski. Nie wierzył w żadne odwilże i naprawy<br />

bolszewickiego systemu. Komunizm<br />

mierził go. Po latach mówił m.in. „Środowisko<br />

warszawskie, w którym żyłem, było<br />

zapleśniałe. To, co się ukazało po rozluźnieniu<br />

gorsetu socrealistycznego, było zasklepione<br />

w poglądach, ocenach, hierarchiach.<br />

No i wokół ten peerelowski zapaszek. Ja się<br />

w tym dusiłem”. Jego decyzja o pozostaniu<br />

na emigracji nie była łatwa. Nigdy nie pogodził<br />

się z losem emigranta.<br />

Paryż był wtedy stolicą europejskiej<br />

i światowej sztuki. Lebenstein otrzymał<br />

Grand Prix I Biennale Malarstwa. Miał 29<br />

lat i wielka, światowa kariera leżała u jego<br />

stóp. O jego „Figurach osiowych” pisali z<br />

największą estymą najwybitniejsi ówcześni<br />

krytycy sztuki, najbardziej uznane tuzy, od<br />

których tak naprawdę zależał los i status<br />

artysty: Jean Cassou, Raymond Cogniat,<br />

Mary McCarty, Michel Ragon. Jego prace<br />

były eksponowane w Museum of Modern<br />

Art. w Nowym Jorku, Hirshorn Museum<br />

and Sculpture Garden przy Smithsonian<br />

Institution w Waszyngtonie, San Francisco<br />

Museum of Modern Art.<br />

Można powiedzieć, że był na wielkiej<br />

fali wznoszącej do połowy lat sześćdziesiątych,<br />

dopóty, dopóki trafiał w gusty francuskich<br />

intelektualistów, a był to czas wszechwładnej<br />

idei Sartre’a i Camusa – idei tzw.<br />

racjonalizmu, odrzucenia religii, tradycji,<br />

stawiania na piedestale wszystkiego co nowoczesne,<br />

postępowe – idei komunizmu.<br />

Gwiazda Lebensteina zaczęła przygasać,<br />

kiedy okazało się, że ten młody artysta<br />

Jan Lebenstein i Olga Scherer, Francja 1965 r.<br />

11


zza żelaznego kordonu nie tylko nie kocha<br />

komunizmu, ale ma go w wielkiej pogardzie.<br />

Że idzie własną, a nie wytyczoną<br />

przez autorytety drogą. Lekceważył komunizujące,<br />

modne salony artystyczne. A to<br />

one ustalały hierarchię.<br />

Jan Lebenstein wybrał własną drogę<br />

twórczą, a tym samym skazał się na życie<br />

na uboczu głównego nurtu artystycznego.<br />

Nie po to opuścił Polskę, by teraz zaspokajać<br />

gusty komunizujących krytyków sztuki.<br />

Duże wrażenie wywarły na nim zabytki<br />

starożytnych kultur Egiptu, Asyrii,<br />

Mezopotamii, znajdujące się w <strong>pod</strong>ziemiach<br />

Luwru. Nastąpił wyraźny zwrot w<br />

jego twórczości ku przeszłości, ku tradycji,<br />

z której czerpała soki kultura judeochrześcijańska.<br />

Zafascynowanie starożytnością<br />

spowodowało diametralną wręcz zmianę<br />

malowania. Na jego płótnach pojawiły się<br />

prehistoryczne bestie, demoniczne stwory.<br />

Śmierć i erotyka stały się głównymi motywami<br />

jego prac.<br />

“Demony”, które wypełzały z jego płócien,<br />

istniały naprawdę: przerwane wojną<br />

dzieciństwo, niemiecka i sowiecka okupacja,<br />

śmierć ojca, brata, konspiracja, ucieczka<br />

z Brześcia, więzienie, utrata ojczyzny,<br />

komunizm.<br />

Często nadużywamy określenia “niezależny”<br />

w stosunku do nie wartych tego<br />

określenia artystów. Lebenstein był rzeczywiście<br />

artystą niezależnym, choć samo<br />

to słowo nie definiuje go do końca, bo<br />

miernoty też potrafią być niezależne. On<br />

był jeszcze artystą wybitnym. Bezkompromisowym<br />

i konsekwentnym. Wolnym. Idącym<br />

własną drogą.<br />

“Sztuka powinna być przekazem dotykającym<br />

absolutu – mówił w jednym z<br />

wywiadów – szukającym go, zgłębiającym<br />

tajemnicę istnienia...Chodzi o to, by wypowiedzieć<br />

niewyrażalne”. Artysta stawiający<br />

sobie takie cele, w ten sposób definiujący<br />

swoją rolę, nie wyobrażał sobie ustępstw<br />

wobec establishmentu rynku sztuki.<br />

Od początku pobytu we Francji związał<br />

się z polską emigracją – ze środowiskiem<br />

paryskiej “Kultury”, redakcją “Zeszytów<br />

Literackich”. Z trudem znosił rozstanie z<br />

Polską – w jakiś sposób przyjacielskie stosunki<br />

z kręgiem “Kultury” rekompensowały<br />

mu utratę ojczyzny. Przyjaźnił się m.in.<br />

z Aleksandrem Watem, Konstantym Jeleńskim.<br />

Jego przyjacielski trójkąt z Gustawem<br />

Herlingiem – Grudzińskim i Zbigniewem<br />

Herbertem przeszedł do historii jako trójkąt<br />

niezłomnych polskich patriotów.<br />

“Wolność – mówił – jest związana z siłą<br />

woli. Wolność nie przychodzi sama, za to<br />

się bardzo ciężko płaci. Przynajmniej w życiu.”<br />

Lebenstein wiedział o czym mówi, za<br />

jego słowami stało jego życie. To nie były<br />

słowa artysty pięknoducha.<br />

Lebenstein był nieprzeciętnym erudytą.<br />

Jego zainteresowania i wiedza mogły<br />

imponować. Literatura zawsze stanowiła<br />

ważną inspirację jego twórczości. Nie było<br />

to tylko proste ilustrowanie literatury, ale<br />

współuczestniczenie w procesie twórczym<br />

pisarzy – Gustawa Herlinga-Grudzińskiego,<br />

Czesława Miłosza, George’a Orwella.<br />

Jego obrazy literackie, choćby “Folwarku<br />

zwierzęcego” Orwella, nie tylko rozbudzają<br />

wyobraźnię, ale wydobywają z literatury<br />

te warstwy, których język pisany nie jest w<br />

stanie wydobyć.<br />

zegar<br />

Spośród polskich artystów po wojnie<br />

<strong>pod</strong>obną sławę światową jak Janowi<br />

Lebensteinowi udało się osiągnąć tylko<br />

Tadeuszowi Kantorowi, Alinie Szapocznikow,<br />

Magdalenie Abakanowicz, Romanowi<br />

Opałce. Mając na względzie jego skromność,<br />

skłonność do życia na uboczu, bycie<br />

samotnikiem, daleko posuniętą niezależność,<br />

osiągnął bardzo wiele. Można powiedzieć,<br />

że był bliski szczytu, ale na własne<br />

życzenie nie wszedł na ten szczyt.<br />

Czesław Miłosz w książce „Rok myśliwego”<br />

pisze o zabiegach Witolda Gombrowicza<br />

o sławę i porównuje to z postawą<br />

Jana Lebensteina: „ (...) czytając korespondencję<br />

pomiędzy Kotem Jeleńskim i Gombrowiczem<br />

o lansowaniu „Ferdydurke” w<br />

Europie, powiedziałem sobie, że spaliłbym<br />

się ze wstydu, gdybym tak musiał o swoją<br />

sławę zabiegać. Wydawałoby mi się to<br />

czymś poniżej mojej godności. Więc to ja<br />

może byłem wyniosłym szlachcicem, nie<br />

„jaśniepanicz”? Albo mrukiem, jak to u<br />

nas na Litwie? Nie zrobiłem prawie nic,<br />

żeby siebie lansować, przeciwnie, postępowałem<br />

wbrew swoim interesom, jeżeli tak<br />

chciała moja fantazja, choć nie posuwałem<br />

się równie daleko jak Jaś Lebenstein, który<br />

najbardziej wpływowego paryskiego krytyka<br />

zrzucił ze schodów”.<br />

Po roku 1990 Jan Lebenstein zaczął coraz<br />

częściej przyjeżdżać do Polski. Polskie<br />

pisma prześcigały się w zdobyciu z nim<br />

wywiadu. Pojawiły się wystawy jego prac,<br />

krytyczne omówienia.<br />

Wiosną roku 1992 Jan Lebenstein zaprosił<br />

telefonicznie swego brzeskiego przyjaciela<br />

Czesława Hołuba na głośną wystawę<br />

retrospektywną w warszawskiej „Zachęcie”.<br />

Wśród wielu obrazów zaprezentowano<br />

także „Figury osiowe”, pokazywane w paryskich<br />

galeriach <strong>pod</strong> koniec lat pięćdziesiątych,<br />

dzięki m.in. którym zdobył wielkie<br />

uznanie młody polski artysta.<br />

Pan Czesław, choć nie potrafił ocenić<br />

i docenić walorów sztuki przyjaciela, to<br />

jednak zawsze był wyczulony na wszelkie<br />

wieści dotyczące Jaśka. Cieszyły go jego<br />

sukcesy. Przyznaje, że najpierw zdziwiła go<br />

okoliczność spotkania, czyli wystawa prac<br />

Jana Lebensteina, zważywszy na stare zadrażnienia,<br />

ale był to chyba zarazem gest<br />

pojednania. Spotykali się już w wolnej Polsce,<br />

o której nie tylko marzyli, ale o którą<br />

walczyli. Czesław Hołub był niewątpliwie<br />

najważniejszą osobą zaproszoną przez<br />

Jana Lebensteina na tę wyjątkową wystawę.<br />

Swoją obecnością sprawił mu ogromną<br />

radość.<br />

Nie przypuszczali, że to będzie ich<br />

ostatnie spotkanie, choć nie ostatnia rozmowa,<br />

bo często kontaktowali się ze sobą<br />

telefonicznie. Jan Lebenstein zamierzał po<br />

„uporządkowaniu swoich spraw za granicą”<br />

zamieszkanie w Polsce. Niestety, choroba,<br />

z którą zmagał się od lat przekreśliła<br />

jego plany. Zmarł w 1999 roku w krakowskim<br />

szpitalu.<br />

Ich przyjaźń była nieprzeciętna, jak<br />

nieprzeciętne i niepokorne były ich charaktery.<br />

Jasiek Lebenstein po wojnie odnalazł<br />

szansę na izolację od komunistycznego<br />

bagna w sztuce. „Zdecydowałem się być<br />

malarzem właśnie dlatego – mówił – że byłem<br />

wyobcowany”. Czesław zmagał się całe<br />

życie z komunizmem.<br />

Jego żywiołem była walka o wolną i<br />

nie<strong>pod</strong>ległą Polskę. Odznaczony został za<br />

męstwo m.in. Krzyżem Virtuti Militari V<br />

kl. oraz Krzyżem Walecznych. Już jako kilkunastoletni<br />

chłopak zadziwiał doświadczonych<br />

żołnierzy inteligencją, hartem<br />

ducha, odwagą. Po wyjściu z więzienia nie<br />

miał najmniejszych szans na osiągnięcie<br />

sukcesu zawodowego. W wolnej Polsce<br />

mógł był zostać świetnym prawnikiem,<br />

miał ku temu predyspozycje. Jest autorem<br />

wielu znakomitych prac historycznych.<br />

Uczestniczył w niezależnej opozycji antykomunistycznej<br />

w latach sześćdziesiątych<br />

i siedemdziesiątych. W roku 1980 włączył<br />

się w działania „Solidarności”.<br />

Zawsze dla niego wzorem był Romuald<br />

Traugutt, bohater powstania styczniowego,<br />

syn ziemi poleskiej.<br />

W jego stargardzkim skromnym<br />

mieszkaniu poniemieckiej starej kamienicy,<br />

wypełnionym po brzegi książkami,<br />

rozmaitymi pamiątkami, obok portretu<br />

Traugutta wisi kilka obrazków Jaśka Lebensteina<br />

z roku 1945 i 1946. A godziny wybija<br />

ciągle zegar z Brześcia.<br />

Redaktor naczelny „Debaty”<br />

dariusz Jarosiński<br />

12 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Rasputin<br />

W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku bardzo modny w Polsce był zespół Boney<br />

M, który śpiewał swój słynny przebój pt. „Rasputin”. W ówczesnej szarej rzeczywistości<br />

„realnego socjalizmu”, w siermiężnej, biednej Polsce stanu wojennego, sam zespół<br />

z Jamajki i jego piosenka brzmiały jak echo innego, lepszego świata zza więziennych<br />

murów socjalistycznego obozu. W tej w niewinnej piosence, która wtedy <strong>pod</strong>legała<br />

zapisowi cenzury, Rasputin określany był jako „love machine”, maszyna miłości<br />

dosłownie, w <strong>pod</strong>tekście – maszyna seksualna. Taka, która jest zawsze nadzwyczaj<br />

sprawna i niesłychanie wydolna oraz skuteczna. Jest to jeden z mitów towarzyszący<br />

postaci Rasputina od początku jego działalności. Kim był więc człowiek, który po<br />

siedemdziesięciu latach od swojej śmierci trafił jako bohater kultury masowej na czołówkę<br />

światowej listy przebojów ?<br />

SELiM ChAzBiJEWiCz<br />

Rasputin jest ciekawy jako społeczne,<br />

polityczne i religijne zjawisko pierwszych<br />

lat dwudziestego wieku, jako<br />

swoisty fenomen tych czasów. Jego niebywała<br />

kariera osobista, prawie jak z dawnej<br />

baśni rosyjskiej, do dzisiaj budzi zdumienie<br />

i zastanowienie. Nasuwa się oczywiste w<br />

tym wypadku pytanie: jak mogło dojść do<br />

tego, że prosty, prawie niepiśmienny syberyjski<br />

chłop zdołał owładnąć zarówno rodziną<br />

ostatniego cara Rosji, jak i po części<br />

jego dworem oraz najwyższymi czynnikami<br />

w państwie do tego stopnia, że <strong>pod</strong> koniec<br />

„ery Rasputina”, w roku 1916, mówiono o<br />

nim – i potwierdza to wielu historyków –<br />

jako o „drugim imperatorze”, decydującym<br />

o polityce państwa, obsadzie najważniejszych<br />

stanowisk, łącznie ze stanowiskiem<br />

premiera rządu i składzie rady ministrów,<br />

w tym także ministra spraw wewnętrznych.<br />

Samo nazwisko Rasputina w języku<br />

rosyjskim oznacza dosłownie mniej więcej<br />

tyle co brudas, nieokrzesany rozpustnik, a<br />

bardziej precyzyjnie – deprawator, deflorator,<br />

ten który „rozprawicza”. Nazwisko<br />

pochodziło stąd, że wieś syberyjska, gdzie<br />

urodził się Rasputin w dawnych czasach,<br />

nazywała się Pedkino Rasputje. Później nazwa<br />

ta została zmieniona na Pokrowskoje.<br />

W czasach późniejszych car nadał mu nazwisko<br />

– Nowych, bo Rasputin źle się kojarzyło.<br />

To nowe nazwisko powstało <strong>pod</strong>obno<br />

stąd, że carewicz Aleksy nazywał Rasputina<br />

– Nowy.<br />

Nieznana jest data urodzenia bohatera<br />

tego artykułu. Różne źródła <strong>pod</strong>ają różne<br />

daty. Jedni autorzy piszą o latach 1863–1865<br />

jako o domniemanych datach urodzenia,<br />

inni <strong>pod</strong>ają daty o całe prawie dziesięć lat<br />

późniejsze – 1873 lub 1874 rok. Są też tacy,<br />

którzy piszą o roku 1871 lub 1872. Według<br />

jeszcze innych źródeł <strong>pod</strong>aje się datę 10<br />

stycznia 1869 roku. Wiadomo, że miał na<br />

imię Grigorij czyli po polsku Grzegorz, w<br />

rosyjskim zdrobnieniu Grisza i był synem<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

wiejskiego furmana Jefima Andrejewicza<br />

Rasputina. Matka, Anna Jegorowna, była<br />

pochodzenia mongolskiego. Nie miał żadnego<br />

wykształcenia. Był półanalfabetą, potrafił<br />

jedynie „przedukać” nieskomplikowany<br />

drukowany lub pisany ręcznie tekst oraz<br />

nabazgrać pojedyncze wyrazy czy proste<br />

zdania pojedyncze. Według relacji współczesnych<br />

zachwycały go konie i całe dnie<br />

jako młody chłopak przesiadywał w stajni.<br />

Griszka Rasputin – car bez korony<br />

Był nieokiełznanym i swawolnym bardzo<br />

chłopcem. Podobno kiedy miał dwanaście<br />

lat <strong>pod</strong>czas zabawy wpadł zimą do przerębli<br />

i o mało nie umarł z wyziębienia, jednakże<br />

po paru dniach ozdrowiał. Miejscowi chłopi<br />

uznali to za cud. Grisza wcześnie zaczął<br />

interesować się liturgicznymi księgami, które<br />

kartkował i oglądał, bo przecież nie czytał<br />

oraz przejawami życia religijnego, to znaczy<br />

cerkiewnej liturgii. Wyrósł na wysokiego,<br />

postawnego mężczyznę. Miał <strong>pod</strong>obno<br />

182 cm wzrostu, a jak niosła plotka ówczesna,<br />

jego męski narząd miał 33 centymetry<br />

długości „w zwisie”, co jeśli było prawdą na<br />

pewno było anatomiczną anomalią. Wokół<br />

seksualnych wyczynów Rasputina narosło<br />

wiele legend, plotek, mitów i zmyśleń.<br />

Trudno dziś odróżnić prawdę od plotki,<br />

rzeczywistość od mitu. Stał się swego rodzaju<br />

symbolem seksualnej aktywności i<br />

męskiej „wydajności” w tym zakresie. Do<br />

tego dochodzi niewątpliwy alkoholizm i<br />

„możliwości” również w tym względzie. Dla<br />

wielu był Rasputin symbolem czy też wręcz<br />

wzorem rosyjskiego, syberyjskiego chłopa<br />

– mużyka, którego wcześniej wspomniane<br />

„możliwości” brały się ze zdrowego i prawie<br />

pierwotnego trybu życia oraz traktowanej<br />

też symbolicznie syberyjskiej przyrody,<br />

pierwotnej, nieskażonej, dającej siły witalne.<br />

Dla, w dużej mierze zdegenerowanego<br />

carskiego dworu na początku dwudziestego<br />

wieku i skupionej wokół niego arystokracji,<br />

jawił się Rasputin właśnie jako symboliczny<br />

przedstawiciel „ludu rosyjskiego”, jako<br />

barbarzyńca wnoszący zdrowe, „ ludowe”<br />

wartości do świata zepsutej elity światowego<br />

imperium jakim była wtedy Rosja. Tak,<br />

przynajmniej na początku, był odbierany w<br />

Petersburgu przez otoczenie cara i jego rodziny,<br />

przez dwór i arystokrację. Później, w<br />

miarę „wyczynów” „świętego diabła” jak go<br />

często nazywano, wielu jego zwolenników<br />

i wielbicieli zmieniło zdanie, stając się jego<br />

zaciętymi wrogami i przeciwnikami.<br />

Młody Grisza dość wcześnie zaczął<br />

korzystać z hojnego wyżej wspomnianego<br />

daru natury i wcześnie również zaczął popijać<br />

mocny, syberyjski, wiejski bimber. W<br />

stanie upojenia często kąpał się w pobliskim<br />

stawie, zaś wiejskie dziewki i dorosłe już<br />

baby oglądały jego nienaturalnie wielkie<br />

przyrodzenie, ponieważ zażywał kąpieli<br />

nago. Podziwiały je, a wiele z nich pragnęło<br />

wypróbować je w działaniu. Rasputin<br />

obdzielał je swoimi pieszczotami w leśnych<br />

zagajnikach, w gęstwinie krzaków, w trzcinach<br />

nad stawem. Wieści o tym szybko<br />

rozchodziły się po okolicy. Był <strong>pod</strong>obno,<br />

jak pisał nieżyjący już znawca Rosji, profesor<br />

Ludwik Bazylow, niedościgniony <strong>pod</strong><br />

względem możliwości seksualnych i alkoholowych.<br />

Miał też bardzo silny organizm,<br />

który to wszystko potrafił znieść.<br />

Najbliższą miejscowością było Wierchoturie,<br />

gdzie istniał duży klasztor. Wokół<br />

klasztoru kręciło się wielu „ brodjagów”,<br />

czyli włóczęgów, którzy traktowali włóczęgostwo<br />

jako swoiście pojmowaną misję religijną.<br />

Mieszkało tam też wielu „świętych<br />

starców”, których autorytet był oparty o<br />

charyzmat wśród okolicznego ludu wiejskiego.<br />

Owi „ święci starcy” bardzo często<br />

wcześniej prowadzili zupełnie świeckie, a<br />

nawet rozwiązłe i niemoralne życie, dopóty,<br />

13


dopóki „tknięci natchnieniem”, impulsem,<br />

religijną bojaźnią nie zmienili nagle radykalnie<br />

stylu życia, stając się ascetycznymi,<br />

głęboko religijnymi, nieraz fanatycznymi<br />

ludźmi, którzy osiedlali się w pobliżu klasztorów<br />

lub na jego terenie, przywdziewając<br />

mniszy habit formalnie lub też nieformalnie,<br />

czyli prowadząc życie mnicha bez formalnych<br />

święceń. Bardzo często, im bardziej<br />

światowe, niemoralne, rozpustne życie<br />

prowadził wcześniej „święty starzec” tym<br />

większym cieszył się później autorytetem<br />

i charyzmą. Postać „świętego starca” Zosimy<br />

uwiecznił Fiodor Dostojewski w swojej<br />

powieści pt. „Bracia Karamazow”. Bardzo<br />

często owi „święci starcy” i owe „brodjagi”<br />

reprezentowali inną niż ortodoksyjna rosyjska<br />

cerkiew prawosławna poglądy na naturę<br />

Chrystusa, zbawienia i istotę religii. Różnego<br />

rodzaju sekty, odłamy i nurty tzw. „ludowego”<br />

prawosławia, bądź jawnych herezji<br />

miały na ziemi rosyjskiej wielu wyznawców<br />

i zwolenników, jawnych i skrytych. Często<br />

wyznawanie heretyckich poglądów religijnych<br />

wiązało się z pewną formą buntu<br />

przeciw władzy i związanej z nią oficjalnej<br />

cerkwi. Religijne sekciarstwo było wyrazem<br />

społecznego buntu chłopów czy w ogóle<br />

wiejskiej ludności przeciw szlachcie, duchowieństwu,<br />

czy ogólnie pojętej władzy.<br />

Bunty chłopskie w Rosji to tradycja<br />

sięgająca wieku XVII i powstania Stieńki<br />

Razina, a potem w wieku XVIII powstania<br />

Jemieljana Pugaczowa. Pierwsze z tych powstań<br />

było powstaniem kozackim. Zbuntowali<br />

się kozacy dońscy w roku 1670, żądając<br />

takich praw jakie mieli ich pobratymcy <strong>pod</strong><br />

rządami Rzeczypospolitej. Znana w Polsce<br />

pieśń, zaczynająca się od słów „Wołga,<br />

Wołga” to właśnie pieśń o Stieńce (Stiepanie,<br />

czyli Stefanie) Razinie i jego walce z<br />

carem. Powstanie Pugaczowa miało miejsce<br />

w latach 1773–1775 i zakończyło się klęską<br />

dlatego, że kozacka powstańcza starszyzna<br />

wydała swego przywódcę. Został on na rozkaz<br />

panującej wtedy Katarzyny II okrutnie<br />

zamęczony i stracony. Ogłosił się carem<br />

Piotrem III jakoby cudownie uratowanym.<br />

Był to mąż Katarzyny II, która właśnie dzięki<br />

małżeństwu z nim została carową. Został<br />

on zamordowany przez gwardię przyboczną<br />

nie bez udziału żony, która była inspiratorką<br />

mordu. Powstanie Pugaczowa to<br />

powstanie kozaków jaickich ( uralskich),<br />

także dońskich, a również narodów <strong>pod</strong>bitych<br />

przez Rosję, zamieszkujących tereny<br />

pomiędzy Uralem a Wołgą oraz stepy<br />

nadkaspijskie i nadczarnomorskie Tatarów,<br />

Baszkirów, Czuwaszy, Udmurtów, Karelów,<br />

Kałmyków.<br />

Wiek XVIII to także okres narodzin<br />

rozlicznych sekt w rosyjskim prawosławiu<br />

powstających po reformie cerkwi za panowania<br />

Piotra I, zniesieniu patriarchatu, kie-<br />

dy to na czele cerkwi formalnie stał car, którego<br />

reprezentował oberprokurator<br />

Świętego Synodu biskupów Imperium Rosyjskiego.<br />

Już sam niemiecki tytuł urzędnika<br />

nadzorującego pracę cerkwi wywoływał<br />

sprzeciw tradycyjnie nastawionych ludowych<br />

mas. W rosyjskim prawosławiu widać<br />

kontynuacje dawnych bizantyjskich tradycji<br />

religijnych lub też jeszcze dawniejszego<br />

echa wczesnochrześcijańskiej gnozy z II–IV<br />

wieku ne. Nazwa „ gnoza”, którą oznacza się<br />

ruchy religijne i doktryny powstałe od II do<br />

V w. po Chrystusie w łonie wczesnego<br />

chrześcijaństwa pochodzi od greckiego słowa<br />

„gnosis”, czyli poznanie. Zwolennicy<br />

tych teorii zakładali bowiem bezpośrednią<br />

możliwość poznania Boga i wyższego świa-<br />

Aleksandra Fiodorowna Romanowa, ostatnia caryca<br />

Rosji, z synem Aleksym<br />

ta poprzez wiedzę. Wiedza w ich pojęciu<br />

były to określone intelektualne i moralne<br />

procedury postępowania, stanowiące klucz<br />

do osiągnięcia oświecenia duchowego. Te<br />

procedury to najczęściej interpretacja Biblii<br />

oraz zachowanie na co dzień określonych<br />

zwyczajów. Duża część tych norm pochodziła<br />

z manicheizmu, religii powstałej w III<br />

wieku po Chrystusie, której twórcą i prorokiem<br />

był Mani, nazywany też z łacińska Manicheuszem.<br />

Mani był z pochodzenia Persem<br />

i oparł swoją doktrynę na staroperskim<br />

dualizmie, to znaczy wierze w istnienie w<br />

świecie dwóch przeciwstawnych sobie i jednocześnie<br />

równych sobie pierwiastków –<br />

dobra i zła, którym odpowiadało światło i<br />

ciemność, ciepło i zimno, duch i materia. Ta<br />

ostatnia jest ciemna, zimna i zła. Ciało ludzkie,<br />

należące do świata materii jest złem,<br />

które należy zwalczać. Zwalczać należy dlatego,<br />

że w każdym człowieku trwa odwieczna<br />

walka między Światłem a Ciemnością,<br />

między Dobrem i Złem. Dobro należy<br />

wspomagać w tej walce i zwalczać materię,<br />

w tym ciało ludzkie. Sam Mani był nie tylko<br />

autorem religijnej doktryny, którą niektórzy<br />

uczeni uważają za odłam chrześcijańskiej<br />

gnozy, ale też autorem ułożonych przez siebie<br />

świętych ksiąg własnej religii, a także jej<br />

pierwszym apostołem i misjonarzem. W<br />

swoich misjonarskich wędrówkach docierał<br />

nawet na terytorium dzisiejszych Chin.<br />

Zwalczanie materii to <strong>pod</strong>danie się ostrej<br />

ascezie i całkowitej abstynencji seksualnej.<br />

Uleganie cielesnej pokusie i płodzenie dzieci<br />

uważał Mani za największe zło. Został też<br />

męczennikiem własnej wiary, bowiem na<br />

rozkaz ówczesnego władcy Persji (dzisiejszego<br />

Iranu), Bohrama I, został żywcem obdarty<br />

ze skóry i poćwiartowany około roku<br />

276 ne. W ówczesnym Iranie – Persji panującą<br />

religią był zaratusztrianizm w jego odmianie<br />

zwanej mazdeizmem. Kapłani mazdejscy,<br />

zwani – magami – zaatakowali ostro<br />

zarówno samego Maniego, jak i jego wiarę.<br />

Manicheizm był też atakowany zarówno<br />

przez chrześcijan, jak i muzułmanów. Jaka<br />

bowiem władza państwowa mogła tolerować<br />

religię nawołującą do tego, by obywatele<br />

nie rozmnażali się i nie tworzyli <strong>pod</strong>staw<br />

materialnych, majątku, bogactwa, rzemiosła,<br />

sztuki, itd., zakładając, że to wszystko<br />

jest złem, bowiem jest materią? Przestrzeganie<br />

bowiem zasad manicheizmu przez obywateli,<br />

czy też <strong>pod</strong>danych, z każdego państwa<br />

uczyniłoby po pewnym czasie<br />

pustynię. Wśród manichejczyków istniała<br />

też ścisła hierarchia kościelna ustanowiona<br />

przez Maniego. Nie wszyscy wyznawcy<br />

przestrzegali ściśle ascezy. Mniejsza część z<br />

nich, zwana „doskonałymi” spełniała rolę<br />

kapłanów i ci byli ascetami, reszta w miarę<br />

możliwości starała się wdrażać zasady wiary<br />

w życiu codziennym. W praktyce jednakże<br />

zdarzało się, że raz na jakiś czas, pół roku,<br />

parę miesięcy, ci „mniej doskonali” manichejczycy<br />

w jakimś odludnym miejscu folgowali<br />

wszystkim swoim skrytym potrzebom<br />

i namiętnościom odbywając wyuzdane<br />

orgie seksualne. Potem znowu wracali do<br />

stanu, jeśli nie ascezy, to uśpienia, powstrzymywania<br />

swoich żądz. Taki stan rzeczy,<br />

przy jednoczesnym już wspomnianym potępieniu<br />

instytucji rodziny i stabilizacji materialnej<br />

prowadził do społecznej destrukcji.<br />

Tak więc manicheizm był tępiony<br />

zarówno, jak wspomniałem w okresie średniowiecza<br />

jak i przez imperia rzymskie i<br />

perskie już <strong>pod</strong> koniec starożytności. Nie<br />

mniej była to na przełomie okresu starożytnego<br />

i wczesnego średniowiecza bardzo silna<br />

religia, która prześladowana skryła się<br />

niejako za innymi, pozornie odległymi wiarami,<br />

sektami, nurtami religijnymi. Manicheizm<br />

przekształcił się we wczesnym średniowieczu<br />

w religię Katarów, którą<br />

uważano za heretycką sektę w łonie Kościo-<br />

14 DEBATA Numer 11 (38) 2010


ła katolickiego, ale która w rzeczywistości<br />

była osobną religią. Katarzy, zamieszkujący<br />

Prowansję i Langwedocję, tworzący na terytorium<br />

hrabstwa Tuluzy oddzielną cywilizację,<br />

zostali zniszczeni przez szereg wypraw<br />

krzyżowych francuskiego rycerstwa w<br />

wieku XIII. Ostatnim aktem tych wojen<br />

było zdobycie katarskiej twierdzy Montsegur<br />

w 1244 roku. Religia Katarów, będąca<br />

średniowieczną wersją manicheizmu przedostała<br />

się na półwysep bałkański, gdzie<br />

rozkwitła w Królestwie Bośni <strong>pod</strong> nazwą<br />

Kościoła Bośniackiego. Dalej na wschodzie,<br />

w Bułgarii i Bizancjum, ów średniowieczny<br />

manicheizm znany był jako sekta bogomiłów.<br />

Stąd najpewniej przeszedł do rosyjskiego<br />

prawosławia. W Rosji tendencje manichejskie<br />

przejawiały się we wspomnianych<br />

już ludowych formach religijności, zwłaszcza<br />

w doktrynie i praktykach sekty chłystów,<br />

do której przynależał Rasputin. W<br />

każdym razie przedstawiciele oficjalnej cerkwi<br />

prawosławnej tak twierdzili. Przynależność<br />

Rasputina do chłystów stwierdzali<br />

również rozliczni autorzy publikacji na jego<br />

temat. Także ówcześni posłowie do Dumy<br />

– parlamentu rosyjskiego, który istniał od<br />

1905 roku, w swoich mowach przeciw Rasputinowi<br />

i jego wpływom na carskim dworze,<br />

poruszali kwestię domniemanej przynależności<br />

„ świętego starca” do chłystów.<br />

Była sekta założona przez prostego chłopa,<br />

Daniłę Filipowicza, który w roku 1645<br />

oświadczył, że wcielił się w niego Bóg Saboath.<br />

Ta nazwa przypisywana była Bogu w<br />

Starym Testamencie w niektórych jego księgach.<br />

Chłyści kontynuowali tu tradycje „judaizantów”,<br />

czyli zwolenników zbliżenia<br />

tradycji rosyjskiego prawosławia bardziej<br />

do tradycji Starego Testamentu. Ta tendencja<br />

istniała w cerkwi ruskiej w XV wieku,<br />

<strong>pod</strong>obnie jak we wczesnym chrześcijaństwie<br />

w II i III wieku po Chrystusie. Traktowano<br />

chrześcijaństwo jako przedłużenie<br />

judaizmu. Stąd znaczenie nadawane nazwom<br />

starotestamentowym, w tym określeniu<br />

Saboath jako rzeczownik mający być<br />

jednym z określeń Boga. To wszystko przejęli<br />

chłyści. Daniło Filipowicz głosząc swoją<br />

boskość jako Bóg Ojciec, wyświęcił innego<br />

chłopa, Iwana Susłowa na Chrystusa. Skupił<br />

wokół siebie chłopów uznających jego boskość.<br />

Doktryna chłystów zakładała, że Bóg<br />

może wcielać się w człowieka nieskończoną<br />

ilość razy. Tenże Susłow zebrał wokół siebie<br />

dwunastu apostołów i Matkę Boską. Ci<br />

chłopi wierzyli w to naprawdę i gorąco, gotowi<br />

oddać za swoje przekonania życie i rzeczywiście<br />

je oddawali. Byli bowiem prześladowani<br />

przez władzę carską. Susłowa<br />

zamęczono torturami na Kremlu w Moskwie,<br />

którą on uważał za nową Jerozolimę.<br />

Jego wyznawcy wierzyli, że zmartwychwstał<br />

i był po trzykroć ukrzyżowany i po trzykroć<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

zmartwychwstał. Chłyści byli, <strong>pod</strong>obnie jak<br />

manichejczycy zwolennikami skrajnej ascezy,<br />

„śmierci za życia”, która zbliżała ich, według<br />

ich przekonań, do Boga. Dokonywali<br />

kastracji rytualnych aby wyzbyć się cielesnych<br />

pożądań. U mężczyzn obcinano toporem<br />

genitalia, u kobiet piersi. Była to tzw.<br />

„wielikaja pieczat’” (wielka pieczęć). Mała<br />

pieczęć polegała na obcięciu jąder u mężczyzn<br />

i sutek u kobiet. Bardzo często te<br />

„operacje” kończyły się zejściem śmiertelnym<br />

z powodu wykrwawienia lub zakażenia.<br />

Chłyści też dokonywali aktów samospalenia.<br />

Najgłośniejszy był przypadek<br />

Awwakuma w XVIII stuleciu. Również zakopywali<br />

się żywcem w grobach by umrzeć<br />

w mękach. Opisał to wybitny rosyjski filo-<br />

Ostatni carewicz Rosji, Aleksy, następca tronu.<br />

Święty prawosławny<br />

zof i pisarz Wasilij Rozanow, żyjący na przełomie<br />

XIX i XX wieku. Większa jednak<br />

część członków tej sekty wspierała, jak i manichejczycy<br />

swoich „wybranych” którzy poświęcali<br />

się ascezie. Nabożeństwa chłystów<br />

nazywały się „radienija”. Podczas nich śpiewano<br />

hymny religijne, modlono się też aż<br />

do osiągnięcia ekstazy, ale także obejmowano,<br />

całowano, tańczono i mówiono „nieznanymi<br />

językami”. To ostanie znane jest<br />

jako zjawisko „glossolalii”. Bardzo często<br />

według niektórych, <strong>pod</strong>czas nabożeństw<br />

chłystów w konsekwencji obejmowania się i<br />

całowania dochodziło do zbiorowych orgii<br />

seksualnych, <strong>pod</strong>czas których wierni dawali<br />

upust swym instynktom tłumionym w<br />

okresie ascezy. Swoje „radienija” z powodu<br />

prześladowań carskiej administracji odbywali<br />

tajemnie, często nocą, po lasach lub w<br />

ustronnych chatach poza wsią. Stąd wędrówki<br />

Rasputina po okolicy z wiejskimi<br />

babami, które były „wyznawczyniami”<br />

„starca”, orgie które z nimi odbywał traktowane<br />

były przez władze jako rytuały chłystów.<br />

Już prawie od początku swojej „działalności”<br />

Rasputin był niechętnie widziany<br />

przez władze cerkiewne. Biskup Tobolska<br />

na skutek doniesienia miejscowego księdza<br />

prawosławnego zarządził inspekcję i śledztwo<br />

w sprawie poczynań Griszki. Jednakże<br />

nic ono nie dało, bowiem mieszkańcy wsi<br />

rodzinnej kandydata na „świętego” solidarnie<br />

albo nic nie wiedzieli i nie pamiętali,<br />

albo <strong>pod</strong>kreślali ortodoksyjną religijność<br />

Grigorija. Skutek represji ze strony władzy<br />

miał dla Rasputina bardzo pozytywny wydźwięk.<br />

Zrobił mu niesłychaną reklamę.<br />

Jego sława „poszła w lud” i zaczęła przekraczać<br />

opłotki najbliższej okolicy. Zaczęła się<br />

również wędrówka Rasputina do kariery i<br />

do stolicy. Najpierw wszedł na salony arystokracji<br />

w Kazaniu, na Powołżu, potem<br />

zaś znalazł się w stolicy, w Petersburgu. Do<br />

jego kariery przyczynili się hierarchowie<br />

cerkwi prawosławnej. Pierwszym z nich<br />

był archimandryta Chrysanf Szczełkowski,<br />

który wprowadzając Rasputina na szersze<br />

wody s<strong>pod</strong>ziewał się dla siebie określonych<br />

korzyści. W tym okresie, to znaczy na początku<br />

wieku XX w Rosji istniało społeczne<br />

zapotrzebowanie na wszelkiego rodzaju<br />

mistyków, wieszczów, „świętych starców”,<br />

„brodjagów”, „proroków”, co niewątpliwie<br />

świadczy o schyłkowości ówczesnej rosyjskiej<br />

kultury politycznej, w której oczekiwanie<br />

na cud miało zastąpić niezbędne<br />

reformy polityczne, gos<strong>pod</strong>arcze i społeczne.<br />

Tego typu zapotrzebowanie istniało<br />

również na carskim dworze, co tłumaczy<br />

też w pewnej mierze karierę Rasputina, czy<br />

też raczej w ogóle możliwość kariery tego<br />

typu człowieka. W petersburskiej karierze<br />

Rasputina wspomagali rektor akademii<br />

teologicznej Teofan, biskup Saratowa Hermogenes<br />

i mnich Heliodor z Carycyna.<br />

Ten ostatni słynął z fanatycznych ataków<br />

na wszelkie według niego przejawy bezbożności.<br />

Wkraczał na salony bogatego mieszczaństwa<br />

z awanturami i oskarżeniami o<br />

bezbożność, psuł bale i zabawy oskarżając<br />

ich uczestników o niemoralność głośnym<br />

wrzaskiem, oskarżał też o niemoralność<br />

wielu państwowych dostojników, w czym<br />

akurat się nie mylił. Miał też z racji bezkompromisowości<br />

duży wpływ na dworze<br />

carskim, gdzie, jak już pisałem, życzliwym<br />

okiem patrzano na wszelkiej maści „świątobliwych<br />

mężów”. Heliodor to oczywiście<br />

było jego imię zakonne. Naprawdę nazywał<br />

się Sergiusz Trufanow. W roku 1912<br />

raptem, bez specjalnych racjonalnych powodów<br />

zrzekł się wszelkich duchownych<br />

godności i wyjechał zagranicę. Zmarł w<br />

1952 roku w USA, znany tam jako baptysta.<br />

On to był promotorem Rasputina razem ze<br />

wspomnianymi wcześniej hierarchami. Na<br />

dwór carski pomagał wprowadzić Griszkę<br />

również ojciec Ioann z Kronsztadu, znany<br />

na początku dwudziestego wieku kaznodzieja,<br />

który w roku 1903 wskazał <strong>pod</strong>czas<br />

nabożeństwa Rasputina jako tego, który<br />

15


Rasputin przy popołudniowej herbacie z dworzankami<br />

jest „nawiedzony duchem bożym”. Ta scena<br />

najpewniej została wyreżyserowana przez<br />

wspomnianych hierarchów.<br />

Bezpośrednio na dwór został wprowadzony<br />

przez Annę Wyrubową oraz wielkie<br />

księżne Anastazję i Milicę, żony wielkich<br />

książąt Mikołaja i Piotra Mikołajewiczów.<br />

Byli to stryjeczni bracia ojca ostatniego<br />

cara, Mikołaja II. Mikołaj Mikołajewicz<br />

miał duże ambicje wojskowe i w latach<br />

1914–15 był głównodowodzącym armii<br />

rosyjskiej <strong>pod</strong>czas wojny światowej. To on<br />

wydał słynną odezwę do Polaków w roku<br />

1915, w której bardzo mgliście obiecywał<br />

powstanie po wojnie państwa polskiego,<br />

oczywiście <strong>pod</strong> berłem Romanowych w<br />

zamian za masowy udział Polaków w armii<br />

rosyjskiej i walce z Niemcami. Odezwa<br />

ta przeszła w zasadzie bez większego echa.<br />

Z Polaków zwerbowanych do ówczesnej armii<br />

rosyjskiej utworzono osobną jednostkę<br />

wojskową, zwaną „Legionem Puławskim”<br />

od miejsca koncentracji, czyli Puław. Legion<br />

ten istniał do 1916 roku. Natomiast<br />

Anastazja i Milica były to córki władyki<br />

Czarnogóry Nikity ( Mikołaja) Petrovicia<br />

Njegoszy. Czarnogóra, państwo które istnieje<br />

do dzisiaj po rozpadzie Jugosławii ,<br />

przed pierwszą wojną światową było teokratyczną<br />

monarchią, to znaczy, że biskup<br />

Czarnogóry był jednocześnie jej władcą<br />

świeckim, księciem. Ponieważ biskupi prawosławni<br />

mogli zawierać związki małżeńskie,<br />

w związku z czym powstała dynastia<br />

biskupów – książąt nazywanych władykami.<br />

Milica i Anastazja miały zainteresowania<br />

mistyczne, w ich kręgu zajmowano się<br />

wszelkiego typu „świętymi starcami”, „ludźmi<br />

bożymi” jak też ich nazywano, a wśród<br />

których było wielu zwyczajnych naciągaczy,<br />

karierowiczów i oszustów. Księżniczki jednakże<br />

nie widziały tego, lub też nie chciały<br />

widzieć. Przyjaźniły się w ramach koneksji<br />

rodzinnych z carową, która z racji niemieckiego<br />

pochodzenia, stylu bycia, była izolowana<br />

towarzysko wśród Rosjan.<br />

Ostatnia caryca Rosji była wnuczką<br />

brytyjskiej królowej Wiktorii. Z pochodzenia<br />

Niemka, z wychowania Angielka, po<br />

przyjęciu prawosławia przyjęła imię Aleksandra<br />

Fiodorowna. Naprawdę nazywała<br />

się Victoria Alix Helena Louise Beatrice<br />

księżniczka Hessen – Darmstadt. Urodziła<br />

Mikołajowi II cztery córki: Olgę, Tatianę,<br />

Marię i Anastazję oraz upragnionego<br />

syna, następcę tronu, carewicza Aleksego.<br />

Urodził się on 30 lipca 1904 roku. Niestety,<br />

szybko okazało się, że młody następca<br />

tronu jest chory na hemofilię, przypadłość<br />

którą dziedziczył po linii prababki, królowej<br />

Wiktorii brytyjskiej. Kiedy wprowadzono<br />

Rasputina na dwór carski i kiedy wszedł po<br />

raz pierwszy do prywatnych apartamentów<br />

rodziny cesarskiej, okazało się, że ten prosty<br />

mużyk, prymitywny i nieokrzesany syberyjski<br />

chłop potrafi zatrzymywać krwotoki<br />

powstałe na skutek hemofilii, czyli braku<br />

krzepliwości krwi. Do dziś nie wiadomo jak<br />

to robił. Czy za pomocą hipnozy, jak niektórzy<br />

twierdzili, czy też w inny sposób, faktem<br />

jest natomiast, że to potrafił i dlatego stał się<br />

niezbędny w życiu rodziny carskiej. Caryca<br />

Aleksandra Fiodorowna nie widziała innej<br />

możliwości i to ona, głównie ze względu na<br />

synka była główną rzeczniczką obecności<br />

Rasputina na dworze cesarskim. Na temat<br />

ich wzajemnych relacji już w czasach im<br />

współczesnych pojawiały się niesmaczne<br />

plotki i pomówienia, między innymi o to,<br />

że Rasputin oprócz leczenia chorego synka<br />

świadczył carycy jeszcze inne „usługi”.<br />

Wpływ Rasputina na carową, a pośrednio<br />

i na cara, stał się niedługo przyczyną wielu<br />

sporów rodzinnych w domu Romanowów,<br />

jak i przedmiotem politycznych ataków<br />

opozycji. Ta opozycja była nie tylko ze strony<br />

środowisk centrowych i lewicowych, ale<br />

także ze strony ultrakonserwatywnych monarchistów,<br />

zwolenników władzy absolutnej<br />

cara. Wśród tych ostatnich prym wiódł<br />

poseł do Dumy Włodzimierz Puryszkiewicz,<br />

który był jednym z morderców Rasputina.<br />

Car z żoną po roku 1905 wycofali<br />

się do ściśle domowego, rodzinnego kręgu,<br />

zrywając praktycznie wszystkie większe<br />

kontakty z otoczeniem za wyjątkiem koniecznych<br />

i ściśle formalnych. Na wszystkie<br />

interwencje posłów, ministrów i kolejnych<br />

premierów car niezmiennie odpowiadał, że<br />

problem Rasputina jest wyłącznie prywatnym<br />

problemem carskiej rodziny i nikogo<br />

to nie powinno obchodzić. Problem jednak<br />

16 DEBATA Numer 11 (38) 2010


polegał na tym, że car był władcą absolutnym<br />

jednego z największych państw świata,<br />

konstytucji w Rosji, mimo zapowiedzi, nie<br />

było, a parlament, czyli Duma, miał tylko<br />

uprawnienia doradcze. Ostateczne decyzje<br />

w sprawach państwowych należały do cara.<br />

W tej sytuacji rola Rasputina w jego rodzinie<br />

nie była tylko jego prywatną sprawą.<br />

A rola „świętego szatana” była coraz większa.<br />

Od roku 1907, czyli od jego zainstalowania<br />

się na dworze cesarskim wpływ Rasputina<br />

był coraz większy. „Święty starzec”<br />

pozwalał sobie na coraz więcej. Orgie i<br />

pijaństwa stały się coraz głośniejsze, coraz<br />

mniej prywatne, wokół Rasputina kręciły<br />

się różne <strong>pod</strong>ejrzane indywidua prowadzące<br />

różne ciemne i <strong>pod</strong>ejrzane interesy<br />

również z nim samym lub w jego imieniu.<br />

Zaczęły się kontakty „biznesowe” z różnymi<br />

politykami, płatne protekcje, oficjalne wręcz<br />

łapówkarstwo. Każdy, kto cokolwiek chciał<br />

załatwić na carskim dworze, czy to koncesję,<br />

czy pozwolenie, czy kasację wyroku i<br />

uniewinnienie, musiał najpierw pojawić się<br />

z odpowiednim „<strong>pod</strong>arkiem” w mieszkaniu<br />

Rasputina. Korzystając ze swoich wpływów<br />

na cesarzową i pośrednio na decyzje<br />

samego cesarza, zaczął Rasputin wpływać<br />

na obsadę ministerialnych stanowisk, kupcząc<br />

nimi na zasadzie – kto da więcej. Do<br />

tego dochodziły coraz głośniejsze skandale<br />

obyczajowe, orgie z damami dworu, arystokratkami<br />

i prostytutkami, opisywane były<br />

przez ówczesną prasę, zarówno rosyjską jak<br />

i zagraniczną. Miara została przekroczona<br />

w roku 1916. Już od czasu rozpoczęcia<br />

pierwszej wojny światowej, Rasputin zdecydowanie<br />

był przeciwny walce z Niemcami.<br />

Stał na stanowisku konieczności zawarcia<br />

osobnego traktatu pokojowego z Niemcami.<br />

Kręgi nacjonalistyczne <strong>pod</strong>ejrzewały<br />

Rasputina, tak jak i carycę o cichą współpracę<br />

z niemieckim wywiadem. Rasputina<br />

wręcz jawnie o to posądzano, pisząc na ten<br />

temat w prasie opozycyjnej wobec aktualnego<br />

rządu i sugerując to z mównicy parlamentarnej.<br />

Słynna była <strong>pod</strong> tym względem<br />

mowa Pawła Milukowa, przywódcy partii<br />

konstytucyjnych demokratów wygłoszona<br />

na początku listopada 1916 roku. Wielu<br />

historyków tę właśnie mowę oskarżycielską<br />

uważało za faktyczny początek rewolucji.<br />

Nieco później swoją mowę, liczącą dwadzieścia<br />

stron wygłosił Puryszkiewicz. Mówił<br />

długo, zszedł z mównicy nagrodzony<br />

oklaskami. Przyczyniły się one do upadku<br />

rządu Borysa Sturmera, protegowanego Rasputina,<br />

który był premierem w 1916 roku i<br />

praktycznie wykonywał wszystkie życzenia<br />

„starca”, jeśli chodzi o obsadę stanowisk<br />

państwowych.<br />

Już w listopadzie 1916 roku, paru przedstawicieli<br />

konserwatywnych, monarchistycznych<br />

środowisk postanowiło pozbyć<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

się Rasputina w jedyny możliwy sposób, to<br />

znaczy – zabić go. Spisek został uknuty z<br />

motywacji patriotycznych i monarchistycznych,<br />

jego uczestnicy byli pewni, że tym<br />

sposobem uratują monarchię absolutną i<br />

wybawią Rosję od kłopotów, wyciągną ją z<br />

politycznej zapaści, w jaką zaczęła się pogrążać.<br />

Do spisku oprócz Puryszkiewicza<br />

należeli wielki książę Dymitr Pawłowicz,<br />

siostrzeniec cara i książę Feliks Jusupow,<br />

żonaty z Ireną Aleksandrowną, siostrzenicą<br />

Mikołaja II. Spisek, jak widać sięgał wręcz<br />

najbliższej carskiej rodziny. Warto nieco<br />

napisać o księciu Jusupowie. Rodzina ta<br />

wywodziła się od tatarskiego kniazia Jusupa<br />

(tatarska forma arabskiego imienia Jusuf,<br />

czyli Józef) Mirzy, będącego <strong>pod</strong>obno na<br />

służbie emira Tamerlana, władcy Transoksanii<br />

albo inaczej Mawarannahru, czyli Turkiestanu,<br />

obejmującego dzisiejsze republiki<br />

Środkowoazjatyckie z głównymi miastami<br />

Samarkandą, Chiwą i Bucharą. Po przejściu<br />

na prawosławie przodek Jusupowych był<br />

<strong>pod</strong>komorzym u Piotra I. Ojciec Feliksa<br />

ożenił się z księżniczką Jusupową i otrzymał<br />

od cara Aleksandra III pozwolenie na noszenie<br />

nazwiska żony. Młody książę Feliks<br />

zrobił przez ożenek jeszcze większą karierę.<br />

Po rewolucji znalazł się na emigracji, gdzie<br />

wydał książkę – swoje wspomnienia z tych<br />

wydarzeń, dzięki której zarobił sporą fortunę.<br />

Zmarł w roku 1967 na emigracji.<br />

Ci trzej dżentelmeni zamierzyli i zabili<br />

Rasputina. Należy też nadmienić, że ówczesna<br />

Rosja, łącznie z najwyższymi sferami<br />

władzy pełna była spisków różnego rodzaju.<br />

Jeden z nich dążył do obalenia cara Mikołaja<br />

II i zastąpienia go innym przedstawicielem<br />

rodziny Romanowów. Zamierzano<br />

jako regenta zainstalować brata carskiego<br />

wielkiego księcia Michała. Inna grupa miała<br />

zamiar osadzić na tronie wspomnianego<br />

już wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza,<br />

który nie ukrywał swoich ambicji w<br />

tym względzie. Późniejsza o trzy miesiące<br />

„rewolucja lutowa” i przymuszenie przez<br />

posłów do Dumy Mikołaja II do abdykacji<br />

na rzecz brata Michała nie wzięła się<br />

nies<strong>pod</strong>zianie znikąd, była konsekwencją<br />

rozlicznych planów snutych od 1915 roku,<br />

a zintensyfikowanych w 1916. Podobno w<br />

roku 1916 książę Jerzy Lwow wespół z lożą<br />

masońską snuł plany przewrotu pałacowego<br />

i osadzenia na tronie właśnie Mikołaja<br />

Mikołajewicza. Lwow został później pierwszym<br />

szefem Rządu Tymczasowego. Pisał<br />

też o tym w swoich wspomnieniach na emigracji<br />

Aleksander Kiereński, drugi i ostatni<br />

premier tego rządu.<br />

Morderstwo Rasputina zaplanowano<br />

w ten sposób, że książę Jusupow zwabił go<br />

do swojego pałacu przy petersburskim bulwarze<br />

Mojka na nocną biesiadę, obiecując<br />

nieskończoną ilość wina Madera, które Ra-<br />

sputin szczególnie lubił. Dodatkowo Jusupow<br />

poprosił Rasputina o przeprowadzenie<br />

„seansu leczniczego” ze swoją żoną, Ireną<br />

która była <strong>pod</strong>obno cudownie piękna. Rasputin<br />

połknął przynętę. W realizacji planu<br />

bezpośrednio uczestniczyli Polak, lekarz<br />

frontowy, Stanisław Łazowert, oficer frontowy,<br />

niejaki Suchotin i Newedow, służący Jusupowa.<br />

Rasputina zwabiono do urządzonego<br />

naprędce, acz komfortowo pokoju w<br />

<strong>pod</strong>ziemiach pałacu, skąd nie było słychać<br />

żadnych odgłosów. Wnętrze dodatkowo<br />

zaaranżowano tak, by sprawić wrażenie, że<br />

niedawno zebrało się tam liczne towarzystwo.<br />

Lekarz Łazowert przygotował truciznę,<br />

którą dodano do wina i ciast leżących<br />

na stole. Rasputin okazał się niezwykle żywotny.<br />

Trucizna, cyjankali, nie <strong>pod</strong>ziałała w<br />

ilości, w jakiej mogłaby zabić konia. Poźniej<br />

Jusupow przyniósł broń palną i wystrzelił<br />

z bliska do Rasputina raniąc go pomiędzy<br />

łopatkami. Pozostali członkowie spisku,<br />

przedtem ukryci, wypadli i zaczęli bić go<br />

czym się dało. Ciało wręcz zmasakrowano<br />

i mordercy byli pewni, że Rasputin nie żyje.<br />

Wyszli na piętro pałacu. Po pewnym czasie<br />

książę Jusupow wrócił na dół tknięty przeczuciem<br />

i zobaczył, że Rasputin się <strong>pod</strong>nosi<br />

i atakuje go. Zdołał wyrwać się, pomimo<br />

ran do drzwi, które prowadziły do wyjścia<br />

z pokoju nad rzekę Newę o tej porze skutej<br />

lodem. Uciekającego Rasputina parę razy<br />

trafił z rewolweru Puryszkiewicz, krzycząc<br />

przy tym „Dlaczego ten pies nie zdycha!?”<br />

Ten padł na wznak na śnieg. Ciało skrępowano<br />

powrozami i wrzucono do przerębli<br />

na Newie. Kiedy go wiązano, żył jeszcze!<br />

Dopiero zmarł na skutek wyziębienia i utopienia.<br />

19 grudnia na skutek informacji o<br />

zaginięciu Rasputina i telegramów carowej,<br />

Mikołaj II wrócił z Mohylowa, z kwatery<br />

głównej armii rosyjskiej, której był wodzem<br />

naczelnym. Rozpoczęto śledztwo. Winnych<br />

w zasadzie nie ukarano, gdyż wielcy książęta<br />

byli wyłączeni z normalnej sądowej<br />

jurysdykcji.<br />

Podobno Rasputin miał przepowiedzieć<br />

carowi Mikołajowi II, że „gdy ja umrę, to<br />

umrzesz Ty i Twoja rodzina, i upadnie Twoje<br />

carstwo”. Dwa miesiące po jego śmierci<br />

Mikołaj II przestał być carem, a w dziesięć<br />

miesięcy po morderstwie Rasputina, mordercy<br />

bolszewiccy zamordowali całą rodzinę<br />

Mikołaja II, ostatniego cara Rosji.<br />

Profesor w Instytucie Nauk Politycznych<br />

Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego<br />

jest założycielem<br />

i prezesem Związku Tatarów<br />

Rzeczypospolitej; poeta, członek<br />

Stowarzyszenia Pisarzy Polskich,<br />

autor kilku tomów poezji<br />

Selim Chazbijewicz<br />

17


Czerwony kat Olsztyna<br />

Celestyn Nawrocki<br />

– naczelnik Wydziału<br />

Śledczego WUBP w Olsztynie (cz.1)<br />

Stefan Tuma w lutowej „debacie” z 2010 r. opublikował swoje wspomnienia z 1976 r.<br />

pt. „Moje wojaże”, w których centralną postacią, obok niego samego, był funkcjonariusz<br />

uB Celestyn Nawrocki. Tuma, nie znając ubeckiej przeszłości Nawrockiego<br />

(poznał ją dopiero, kiedy delegatura iPN w olsztynie w 2007 r. przygotowała wystawę<br />

„Twarze olsztyńskiej bezpieki”), przez kilka lat pracował z Nawrockim w olsztyńskich<br />

zakładach opon Samochodowych „Stomil”. Autor opisując swoje przygody<br />

z byłymi ubekami, wspomniał także innego funkcjonariusza – Mariana (Samuela)<br />

Lurie, zaprezentowanego w marcowym wydaniu naszego miesięcznika z bieżącego<br />

roku. do osoby Nawrockiego – nazywanego katem olsztyna – trzeba jednak powrócić,<br />

gdyż był on ucieleśnieniem wszystkich zbrodniczych praktyk komunistycznej<br />

bezpieki.<br />

PioTR KARdELA<br />

Celestyn Nawrocki urodził się 8<br />

kwietnia 1923 r. w Łodzi 1 . Jego<br />

ojciec, Walenty, był szewcem, zaś<br />

matka, Genowefa, zajmowała się domowym<br />

gos<strong>pod</strong>arstwem. W 1930 r. Nawrocki<br />

jako siedmioletni chłopiec rozpoczął naukę<br />

w jednej z łódzkich szkół powszechnych,<br />

gdzie – jak sam później <strong>pod</strong>awał – był<br />

„uczniem celującym” 2 . W 1936 r., po ukończeniu<br />

szóstej klasy, zdawał egzamin do<br />

Państwowego Gimnazjum im. Prezydenta<br />

Narutowicza w Łodzi, ale z nieznanych powodów<br />

nie został wtedy przyjęty. Dopiero<br />

rok później stał się uczniem tejże szkoły,<br />

co nastąpić miało dzięki wstawiennictwu<br />

Związku Inwalidów Wojennych, do którego<br />

należał jego ojciec 3 . Do 1939 r. Celestyn<br />

Nawrocki, <strong>pod</strong>obnie jak ojciec, młodszy<br />

brat Jerzy (ur. 1925 r.) i starszy Eugeniusz<br />

(ur. 1920 r.), nie należał do żadnej partii<br />

politycznej czy organizacji społecznej. Jedynie<br />

matka Genowefa była członkiem<br />

Polskiej Partii Socjalistycznej 4 .<br />

Do wybuchu II wojny światowej i przez<br />

pierwsze miesiące okupacji, Celestyn Nawrocki<br />

mieszkał z rodzicami w Łodzi. We-<br />

Celestyn Nawrocki<br />

dle informacji przekazanych wiosną 1945<br />

r. Urzędowi Bezpieczeństwa, które są jedynym<br />

źródłem wiedzy na temat jego losów<br />

w czasie wojny, Nawrocki nie brał udziału<br />

ani w wojnie obronnej Polski 1939 roku,<br />

ani w jakiejkolwiek cywilnej czy zbrojnej<br />

konspiracji. 19 maja 1940 r. schwytany<br />

przez Niemców <strong>pod</strong>czas łapanki ulicznej w<br />

Łodzi, osadzony został w więzieniu przy ul.<br />

Kopernika. Dzień później wywieziono go<br />

na przymusowe roboty do Prus Wschodnich.<br />

Spędził tam całą wojnę. Początkowo<br />

pracował jako robotnik rolny, a potem<br />

zatrudniono go przy produkcji konserw<br />

w bliżej nieokreślonym przedsiębiorstwie<br />

gdzieś w okolicach Gołdapi 5 . Końcówka<br />

działań wojennych na tym obszarze nosiła<br />

silne piętno odwetu wkraczających czerwonoarmistów,<br />

którego celem byli wszyscy<br />

bez wyjątku mieszkańcy tych ziem, gdzie<br />

nie rozróżniano ludności miejscowej, przymusowo<br />

pracujących Polaków od lojalnych<br />

wobec III Rzeszy obywateli państwa niemieckiego.<br />

Wszystko to <strong>pod</strong>sycane przez<br />

propagandę nienawiści planowo prowadzoną<br />

przez sowieckich oficerów politycznych,<br />

stworzyło atmosferę psychozy i<br />

śmiertelnego zagrożenia 6 . Tak to też odczuwał<br />

Nawrocki, dlatego w styczniu 1945 r.,<br />

kiedy wojska niemieckie zaczęły ustępować<br />

z terenu Prus Wschodnich w wyniku siejącej<br />

strach ofensywy Sowietów, Nawrocki<br />

<strong>pod</strong>czas gorączkowo prowadzonej ewakuacji,<br />

miał oddalić się z miejsca pracy przymusowej,<br />

rozpoczynając dwutygodniową<br />

wędrówkę do rodzinnej Łodzi. Do domu<br />

dotarł 4 lutego 1945 r. 7<br />

6 lutego 1945 r. Nawrocki zapisał się<br />

w łódzkiej dzielnicy Chojny do Związku<br />

Walki Młodych. Kilka dni później – jak<br />

<strong>pod</strong>awał w życiorysie – „[i]dąc za głosem<br />

sumienia” i pragnąc zawodowo związać<br />

się wojskiem, zarejestrował się w Rejonowej<br />

Komendzie Uzupełnień. Przez miesiąc<br />

marzec oczekiwał „na wcielenie do armii” 8 .<br />

Również w marcu 1945 r. Nawrocki wstąpił<br />

w szeregi Polskiej Partii Robotniczej 9 . Nie<br />

otrzymując z WKU odpowiedzi, postanowił<br />

ubiegać się o przyjęcie do służby w<br />

Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego. By<br />

zapewnić o swej lojalności, uzyskał uprzednio<br />

z ZWM zaświadczenie, w którym sekretarz<br />

tej organizacji z dzielnicy Chojny<br />

„ręczył”, że starający się o przyjęcie do UB<br />

jest „szczerym demokratą” 10 .<br />

Podanie o pracę w UBP w Łodzi Celestyn<br />

Nawrocki złożył 4 kwietnia 1945 r.<br />

Prośbę swą motywował nieco przedziwnie:<br />

„Niniejszym proszę uprzejmie Urząd<br />

Wojewódzki o przyjęcie mnie w szeregi<br />

18 DEBATA Numer 11 (38) 2010


czynnych akcjonariuszy wyżej wymienionego<br />

Urzędu. Pragnę bowiem, jako duszą<br />

oddany sprawie czynnie przyczynić się w<br />

wielkim dziele odbudowy Potężnej Polski<br />

Demokratycznej, pozbawionej wszelkich<br />

złych i wrogich elementów” 11 . W przedłożonym<br />

obok <strong>pod</strong>ania życiorysie, Nawrocki<br />

opisując koleje swego losu rozpoczął od<br />

stwierdzenia: „Jestem Polakiem…”. Kończąc<br />

zaś życiorys, narzekając na brak odpowiedzi<br />

z WKU oświadczał, że pragnie<br />

dłużej „nie zwlekać i pracować, aby czynnie<br />

przyczynić się do umocnienia pozycji Polski<br />

Demokratycznej w Europie” 12 .<br />

5 kwietnia 1945 r. UBP w Łodzi pozytywnie<br />

rozpatrzył <strong>pod</strong>anie Nawrockiego 13 ,<br />

w związku z czym ten z dniem 7 kwietnia<br />

został przyjęty w szeregi organów bezpieczeństwa<br />

14 . Początkowo, najpewniej<br />

w porozumieniu z WKU, skierowano go<br />

do pracy na stanowisku cenzora w Wojewódzkim<br />

Wydziale Cenzury Wojskowej w<br />

Łodzi, a 20 maja na takie samo stanowisko<br />

do Poznania, gdzie przebywał do 6 sierpnia.<br />

Przez dwa tygodnie był w dyspozycji<br />

Wydziału Personalnego MBP. 15 września<br />

Nawrockiego skierowano na przeszkolenie<br />

do Centrum Szkolenia MBP w Łodzi 15 . Po<br />

odbytym kursie, 21 grudnia 1945 r. Celestyn<br />

Nawrocki złożył ślubowanie jako<br />

funkcjonariusz UB i został awansowany do<br />

stopnia chorążego 16 .<br />

4 stycznia 1946 r. chorąży Nawrocki,<br />

nie wykluczone, że z racji przebywania<br />

<strong>pod</strong>czas wojny w Prusach Wschodnich i<br />

naturalnej znajomości tego terenu, został<br />

skierowany na obszar Okręgu Mazurskiego.<br />

11 stycznia rozpoczął jako oficer<br />

śledczy służbę w Powiatowym Urzędzie<br />

Bezpieczeństwa Publicznego w Biskupcu<br />

Reszelskim 17 . Szefem Urzędu i przełożonym<br />

Nawrockiego był ppor. Stefan Jarosz,<br />

który jako absolwent Centralnej Szkoły<br />

MBP został do Biskupca skierowany już<br />

we wrześniu 1945 18 . Nawrocki w Biskupcu<br />

jako oficer śledczy zajmował się m.in. sprawami<br />

przestępstw gos<strong>pod</strong>arczych. Ścigając<br />

spekulantów i szabrowników, sam jednak<br />

również nie ustrzegł się nadużyć i łapownictwa.<br />

30 marca 1946 r. na polecenie szefa<br />

PUBP, wraz z innymi funkcjonariuszami<br />

UB, uczestniczył w zatrzymaniu Antoniego<br />

Wacławskiego, który przewodził samochodem<br />

ciężarowym 4 tys. kg mąki. Wacławskiego<br />

aresztowano, zarzucając „nielegalny<br />

wywóz mąki z terenu wojew.[ewództwa]<br />

olsztyńskiego”. Stefan Jarosz 2.986 kg mąki<br />

przekazał miejscowej składnicy »Społem«,<br />

a resztę zużył na potrzeby <strong>pod</strong>ległego sobie<br />

urzędu. „Po upływie kilku dni – jak napisano<br />

w później sporządzonym raporcie<br />

WUBP w Olsztynie – za pośrednictwem<br />

Nawrockiego Celestyna”, do Jarosza zgłosiła<br />

żona zatrzymanego Wacławskiego.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Prosząc o zwolnienie męża, zapłaciła za to<br />

Jaroszowi 10.000 zł. Wacławski został zwolniony.<br />

Jarosz zaś <strong>pod</strong>zielił się z Nawrockim<br />

otrzymaną łapówką, dając mu 5 tys. zł. W<br />

celu zatuszowania sprawy przeciwko Wacławskiemu<br />

Jarosz z Nawrockim „uplanowali<br />

fikcyjne przesłanie akt sprawy do<br />

[olsztyńskiej] Komisji Specjalnej [do Walki<br />

z Nadużyciami i Szkodnictwem Gos<strong>pod</strong>arczym]<br />

i w związku z tym napisali pismo<br />

skierowujące wspomniane akta do tejże<br />

Komisji, nie przesyłając jednak akt” 19 . Nie<br />

wykluczone, że właśnie takie postępowanie<br />

funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa<br />

było powodem licznych skarg, które napływały<br />

od mieszkańców Warmii i Mazur do<br />

olsztyńskiej Delegatury Komisji Specjalnej<br />

20 .<br />

Nadużywanie władzy i wspólne nieformalne<br />

porozumienia Nawrockiego z sze-<br />

Czerwony kat Olsztyna<br />

fem PUBP w Biskupcu na pewno nie były<br />

też bez wpływu na niezwykle pozytywną<br />

ocenę Nawrockiego jako funkcjonariusza<br />

PUBP, zawartą w wysyłanej z Biskupca do<br />

WUBP w Olsztynie jego charakterystyce.<br />

18 kwietnia 1946 r. ppor. Jarosz pisał m.in.,<br />

że chorąży Nawrocki, pracował w Biskupcu<br />

„nienagannie” i posiadał „kompetencje w<br />

pracy Urzędu Bezpieczeństwa”. Informując<br />

szefostwo służbowe o przynależności<br />

<strong>pod</strong>ległego mu pracownika do PPR, Jarosz<br />

określał przekonania polityczne <strong>pod</strong>władnego<br />

jako „ściśle demokratyczne”, uznając,<br />

że ten nadawałby się nawet „na zastępcę<br />

szefa PUBP” 21 . Nawrocki służbę w Biskupcu<br />

zakończył jednak z początkiem września<br />

1946 r., co mogło być spowodowane<br />

ujawnieniem sprawy łapówkarskiej i wszczęciem<br />

wewnętrznego wyjaśnienia przez<br />

WUBP w Olsztynie 22 .<br />

8 września 1946 r. chorąży Nawrocki<br />

został przeniesiony do PUBP w Lidzbarku<br />

Warmińskim 23 , gdzie od 1 listopada<br />

objął stanowisko zastępcy szefa PUBP 24 .<br />

Jako funkcjonariusz UB był mocno zaangażowany<br />

w akcję przedwyborczą na terenie<br />

powiatu lidzbarskiego. Ostrze działań<br />

przedwyborczych aparatu bezpieczeństwa,<br />

jak w całym kraju, skierowane było przede<br />

wszystkim przeciw członkom Polskiego<br />

Stronnictwa Ludowego, która to partia na<br />

terenie powiatu zorganizowała się w lutym<br />

1946 r. I choć po referendum z 1946 r. PSL<br />

było konsekwentnie rozbijane, to jednak<br />

jego członkowie wciąż mogli liczyć na poparcie<br />

społeczne, pochodzące głównie ze<br />

strony osadników z terenu Wileńszczyzny<br />

25 . Akcja przeciw PSL-owi była dokumentowana<br />

przez UB. Przykładowo 2 października<br />

1946 r. funkcjonariusze PUBP w<br />

Lidzbarku zatrzymali byłego instruktora<br />

Powiatowego Zarządu PSL, „<strong>pod</strong>ejrzanego<br />

o handel bronią palną i dostarczenie jej<br />

dla bandy”. Dnia następnego, zatrzymano<br />

„3 członków nielegalnej organizacji, w<br />

tym Prezesa Powiatowego Zarządu PSL i<br />

skarbnika tegoż Zarządu”. 5 października<br />

z kolei w powiecie zatrzymano osoby rozpowszechniające<br />

ulotki „antypaństwowe” z<br />

polecenia „nielegalnej organizacji »W[olność]<br />

i N[iezawisłość]«” 26 . Teren – jak zapamiętał<br />

wysoki funkcjonariusz UB Bolesław<br />

Krzywiński, czyli Borys Shildhaus<br />

– był przy tym przesiąknięty ludźmi z <strong>pod</strong>ziemia,<br />

którzy popierali PSL. „Zadaniem<br />

naszym – pisał dość przewrotnie Krzywiński,<br />

myśląc o wyborach – było więc stworzyć<br />

warunki dla ludności dla swobodnego<br />

wypowiedzenia się” 27 .<br />

23 listopada 1946 r. Celestyn Nawrocki<br />

wysłał do WUBP w Olsztynie sprawozdanie<br />

pt. „Ilość dysponującej siły do celów wyborów<br />

w Pow.[iatowym] Urzędzie Bezp.[ieczeństwa]<br />

Publicznego w Lidzbarku”, gdzie<br />

wykazywał stany liczbowe funkcjonariuszy<br />

UB, MO i ORMO zaangażowanych w<br />

„ochronę” nadchodzących wyborów. Sam<br />

stojąc na czele „Wyborczego sztabu policyjnego”<br />

w powiecie, informował o zebraniu<br />

przez UB charakterystyk członków obwodowych<br />

komisji wyborczych, w których –<br />

jak relacjonował – „przeprowadził pewne<br />

reorganizacje, usuwając z tych elementy<br />

niepewne”. 14 stycznia 1947 r., a zatem pięć<br />

dni przed wyborami, Nawrocki <strong>pod</strong>awał<br />

do szefa WUBP, że efektem działań lidzbarskiego<br />

UB było usunięcie z komisji 12 osób.<br />

Chorąży Nawrocki zajmował się zatem aktywnie<br />

rozpoznaniem osób nastawionych<br />

wrogo do „obecnego ustroju”. W efekcie<br />

tej pracy wytypowano w powiecie 97 osób,<br />

głównie z PSL, które w jego przekonaniu<br />

należało pozbawić prawa udziału w wyborach.<br />

Relacjonując do WUBP w Olsztynie<br />

inne owoce pracy Urzędu, donosił, że<br />

„członków Komisji obwodowych zwerbowano<br />

[jako informatorów UB] wszystkich”,<br />

uzupełniając, że pełnomocników list nie<br />

19


werbowano, gdyż wypracowana sytuacja<br />

w komisjach wyborczych gwarantowała, iż<br />

głosy oddane w wyborach będą policzone<br />

„dobrze”. Nawrocki chwalił się ponadto, że<br />

oprócz zastopowania przez UB zgłaszania z<br />

terenu powiatu tzw. dzikich list, funkcjonariusze<br />

PUBP przygotowali wykaz 52 osób,<br />

które w przeddzień wyborów zostaną prewencyjne<br />

aresztowane. Jak pisał dosłownie,<br />

chodziło o „aktywistów PSL, którzy jednak<br />

po wystąpieniu z tej partii nie przestają<br />

swej działalności antyrządowej i uprawiają<br />

wrogą propagandę” 28 . Poprzez tego typu<br />

działania na pewno Celestyn Nawrocki w<br />

jakimś stopniu przyczynił się do „utrwalenia<br />

władzy ludowej” na terenie byłych Prus<br />

Wschodnich.<br />

W czerwcu 1947 r. Komitet Powiatowy<br />

PPR z okazji „wygranych” wyborów,<br />

<strong>pod</strong>czas specjalnej uroczystości w Lidzbarku,<br />

wręczył m.in. Nawrockiemu „dy-<br />

plom uznania”. Tym sposobem funkcjonariusz<br />

ten znalazł się w gronie 25. osób<br />

wyróżnionych, które w ocenie przybyłego<br />

z Olsztyna Ostrowskiego, przedstawiciela<br />

Komitetu Wojewódzkiego PPR, wydatnie<br />

przyczynili się do budowy – jak to ujął komunista<br />

– „nowej Polski i nowego życia” 29 .<br />

Po uroczystości Nawrocki wyjechał na<br />

krótko do MBP w Warszawie, skąd przywiózł<br />

nadany mu 10 lipca 1947 r. Brązowy<br />

Krzyż Zasługi 30 .<br />

Po wyborach Celestyn Nawrocki kontynuował<br />

służbę w powiecie lidzbarskim,<br />

zajmując się m.in. inwigilacją za pomocą<br />

zwerbowanej przez siebie agentury byłego<br />

środowiska PSL, członków PPS, Stronnictwa<br />

Ludowego, a nawet OMTUR-u. Inwigilował<br />

także (np. poprzez płatnych agentów<br />

ps. „Rola” czy „Kłusownik”) członków<br />

rządzącej partii komunistycznej, choć w<br />

jej szeregach w przeciwieństwie do okresu<br />

przedwyborczego nie miał już oficjalnych<br />

informatorów – po styczniu 1947 r. zwerbowanych<br />

uprzednio konfidentów w szeregach<br />

PPR, wyeliminował z czynnej sieci<br />

agenturalnej 31 .<br />

Nawrocki także w Lidzbarku nie<br />

ustrzegł się nadużyć władzy. Wspomniany<br />

funkcjonariusz UB, Bolesław Krzywiński,<br />

napisał o ludziach przebywających po<br />

1945 r. na teren byłych Prus Wschodnich:<br />

„Nikt sobie mienia nie przywoził, a każdy<br />

urządzał sobie mieszkanie, zabierając<br />

opuszczone meble i inne przedmioty,<br />

względnie upatrywał sobie rzekomego<br />

Niemca i zabierał mu jego własność” 32 . I<br />

tak to chyba musiał rozumieć Celestyn<br />

Nawrocki, bo w sierpniu 1947 r. decyzją<br />

szefa WUBP w Olsztynie został ukarany<br />

14-dniowym aresztem domowym, po tym<br />

jak odkryto, że jako funkcjonariusz bezpieki<br />

w Lidzbarku bezprawnie przechowywał<br />

w swoim prywatnym mieszkaniu<br />

depozyt „po wysiedlonym Niemcu Teszmerze”<br />

33 .<br />

3 sierpnia 1947 r. Nawrocki ukończył<br />

w Olsztynie kurs szefów PUBP, a 15 grudnia<br />

tego samego roku został mianowany<br />

na stanowisko zastępcy szefa PUBP w<br />

Lidzbarku Warmińskim 34 . Dokształcanie i<br />

awanse nie miały jednak wpływu na ocenę<br />

Nawrockiego przez zwierzchników w<br />

Olsztynie, którzy ostatecznie negatywnie<br />

<strong>pod</strong>sumowali jego pracę. Celestyn Nawrocki<br />

– jak pisano – „pełniąc obowiązki<br />

[p.o.] Szefa PUBP w Lidzbarku, zaniedbywał<br />

swoje obowiązki służbowe”. Wśród<br />

przykładów <strong>pod</strong>awano, że 12 września<br />

1947 r. <strong>pod</strong>czas inspekcji w PUBP znaleziono<br />

„w koszu od śmieci oryginały<br />

dwóch doniesień ag.[enta] ps. »Stalowy«”.<br />

Po inspekcji nie wyciągnięto konsekwencji<br />

służbowych wobec Nawrockiego. Mało<br />

tego, 22 grudnia 1947 r. Nawrocki został<br />

awansowany do stopnia <strong>pod</strong>porucznika 35 .<br />

Pobłażanie wobec niego zakończyło się<br />

jednak również w grudniu 1947 r., gdyż<br />

Nawrocki upił się, po czym na terenie<br />

PUBP „wystrzelił ze swego pistoletu posiadaną<br />

amunicję, a następnie zabrał automat<br />

stojącemu na posterunku wartownikowi<br />

Niedźwiedzkiemu i wystrzelił około<br />

6-ciu razy”. Wiadomości o tym incydencie<br />

szybko dotarły do WUBP w Olsztynie, a<br />

potem do MBP w Warszawie, efektem<br />

czego było wszczęcie wewnętrznego dochodzenia<br />

wyjaśniającego 36 .<br />

Dr historii, pracownik Delegatury<br />

Instytutu Pamięci<br />

Narodowej w Olsztynie.<br />

Piotr Kardela<br />

20 DEBATA Numer 11 (38) 2010


(Przypisy)<br />

1. Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku,<br />

sygn. 052/191, Akta osobowe Celestyna Nawrockiego,<br />

s. Walentego, ur. w Łodzi, dn. 8 IV 1923 r. /dalej: AIPN<br />

052/191/, Ankieta personalna C. Nawrockiego. Przebieg<br />

służby i awanse C. Nawrockiego, oprac. przez R. Gieszczyńską,<br />

zob. Twarze olsztyńskiej bezpieki. Obsada stanowisk kierowniczych<br />

Urzędu Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa w<br />

Olsztynie. Informator personalny, praca zbiorowa <strong>pod</strong> red. P.<br />

Kardeli, Białystok 2007, s. 147-148, /dalej: Twarze olsztyńskiej<br />

bezpieki/.<br />

2. AIPN 052/191, Własnoręcznie napisany życiorys C.<br />

Nawrockiego, Łódź, IV 1945 r. /dalej: Życiorys C. Nawrockiego/;<br />

ibidem, Kwestionariusz dla współpracowników Resortu<br />

Bezpieczeństwa Publicznego – C. Nawrocki /dalej: Kwestionariusz<br />

C. Nawrockiego/.<br />

3. Ibidem. Do Związku Inwalidów Wojennych w Łodzi<br />

dysponując tam pewnym poparciem należał, z racji inwalidztwa<br />

po kontuzji odniesionej w czasie I wojny światowej<br />

<strong>pod</strong>czas służby w armii carskiej Rosji, ur. 1892 r. Walenty<br />

Nawrocki.<br />

4. AIPN 052/191, Ankieta Specjalna UBP – C. Nawrocki,<br />

Łódź, 22 XI 1945 r. /dalej: Ankieta Specjalna C. Nawrockiego/<br />

5. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawroc-<br />

kiego. 6. O wkroczeniu i działaniach Armii Czerwonej na teren<br />

Gołdapi, okrucieństwie i zbrodniach na ludności cywilnej<br />

traktuje m.in. fragment książki C. Merridale, Wojna Iwana,<br />

Poznań 2007, s. 327.<br />

7. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawrockiego.<br />

8. Ibidem.<br />

9. Ankieta Specjalna C. Nawrockiego<br />

10. AIPN 052/191, Zaświadczenie dla C. Nawrockiego<br />

wystawione przez J. Służewskiego sekretarza ZWM Łódź-<br />

Chojny, 3 IV 1945 r.<br />

11. AIPN 052/191, Podanie C. Nawrockiego do WUBP<br />

w Łodzi, 4 IV 1945 r. wraz z dopiskiem o pozytywnym rozpatrzeniu.<br />

12. Życiorys C. Nawrockiego; Kwestionariusz C. Nawrockiego.<br />

13. AIPN 052/191, Podanie C. Nawrockiego….<br />

14. Ibidem, Ankieta personalna.<br />

15. Ibidem, Przebieg służby z akt personalnych.<br />

16. Archiwum Delegatury IPN w Olsztynie, Akta <strong>pod</strong>ręczne<br />

sprawy przygotowawczej przeciwko C. Nawrockiemu,<br />

sygn. akt VII K 27/89, /dalej: IPN Bi 05/191/, Kopia Karty<br />

ewidencyjnej funkcjonariusza bezpieczeństwa publicznego<br />

– C. Nawrocki; AIPN 052/191, Pismo S. Jarosza szefa PUBP<br />

w Biskupcu do Naczelnika Wydziału Personalnego WUBP w<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.; ibidem, Karta ślubowania<br />

C. Nawrockiego w Centralnej Szkole MBP, 21 XII 1945 r.<br />

Wówczas funkcjonariusze UB ślubowali na wierność konstytucji<br />

z dnia 17 marca 1921 r., ale też praw stanowionych przez<br />

Krajową Radę Narodową; Twarze olsztyńskiej bezpieki…, s.<br />

147-148.<br />

17. O skierowaniu Nawrockiego do PUBP, zob. AIPN<br />

Bi 058/14, 40 lat organów bezpieczeństwa woj. olsztyńskiego<br />

1945-1985. Kronika walki, służby, pracy, oprac. J. Grzegorzewski,<br />

mps, s. 39, /dalej: 40 lat organów/; AIPN 052/191, Przebieg<br />

służby z akt personalnych; ibidem, Pismo S. Jarosza szefa<br />

PUBP w Biskupcu do Naczelnika Wydziału Personalnego<br />

WUBP w Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.; IPN Bi 05/191,<br />

Wykaz funkcjonariuszy PUBP w Biskupcu Reszelskim zatrudnionych<br />

w latach 1945-1948.<br />

18. O skierowaniu S. Jarosza do PUBP w Biskupcu, zob.<br />

AIPN Bi 058/14, 40 lat organów, s. 29. W monografii Biskupca<br />

wydanej za PRL-u, odnotowano jedynie, że PUBP istniał i<br />

nic ponadto. Zob. Biskupiec. Z dziejów miasta i powiatu, Olsztyn<br />

1969, s. 202.<br />

19. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />

WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />

Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950<br />

r. Za powyższe Jarosz, decyzją Ministra Bezpieczeństwa Publicznego<br />

z dnia 7 stycznia 1948 r. został wydalony z pracy<br />

w UB. Nawrocki zaś został ukarany 14-dniowym aresztem<br />

domowym z potrąceniem 50% poborów za czas odbywania<br />

kary 20. Szerzej na ten temat, zob. R. Tomkiewicz, Olsztyńska<br />

Delegatura Komisji Specjalnej do Walki z Nadużyciami i<br />

Szkodnictwem Gos<strong>pod</strong>arczym 1945-1954, Olsztyn 1995, s. 92.<br />

21. AIPN 052/191, Pismo S. Jarosza szefa PUBP w Biskupcu<br />

do Naczelnika Wydziału Personalnego WUBP w<br />

Olsztynie, Biskupiec, 18 IV 1946 r.<br />

22. IPN Bi 05/191, Wykaz funkcjonariuszy PUBP w<br />

Biskupcu Reszelskim zatrudnionych w latach 1945-1948.<br />

Inną datę zakończenia służby C. Nawrockiego w PUBP w<br />

Biskupcu <strong>pod</strong>ała R. Gieszczyńska, co mogło wynikać z przepisania<br />

błędnie zapisanej daty w karcie o przebiegu służby,<br />

która wyraźnie w latach 1945-1948 była przepisywana, a nie<br />

uzupełniana na bieżąco. Dokumenty związane z aktywnością<br />

C. Nawrockiego w Lidzbarku Warmińskim datowane już od<br />

jesieni 1946 r. wskazują ewidentnie, że datę tę zapisano mylnie<br />

– 1947 zamiast 1946 r. Zob. Twarze olsztyńskiej bezpieki, s.<br />

147 i por. AIPN 052/191, Karta ewidencyjna C. Nawrockiego.<br />

23. IPN Bi 05/191, Wykaz funkcjonariuszy PUBP w Biskupcu<br />

Reszelskim zatrudnionych w latach 1945-1948. Wedle<br />

jednych ustaleń, PUBP w Lidzbarku Warmińskim został<br />

zorganizowany w lipcu 1945 r. <strong>pod</strong> kierownictwem Henryka<br />

Wróblewskiego. Zob. J. Mikołajczak, Trud pierwszych lat.<br />

Powiat lidzbarski w latach 1945-1947, Lidzbark Warmiński<br />

„Ty ślepy jesteś”<br />

– zaćmienie z czasów<br />

realnego socjalizmu<br />

„Władza ludowa”, deklaratywnie troszcząc się o ludzi, z rozmysłem deprecjonowała<br />

człowieka – niezależnie od jego pochodzenia. Kolektywne szczęście, do którego<br />

zmierzano, nie obejmowało wolności myśli – niezależnie od języka, w jakim myśl<br />

tę artykułowano. Jawnie budując socjalizm, potajemnie kontrolowano poczynania<br />

obywateli. istniała cenzura oraz funkcjonariusze i ich współpracownicy zajmujący<br />

się inwigilacją. Jak wyglądały efekty pracy agentów Służby Bezpieczeństwa i wedle<br />

jakich prawideł działali, można się przekonać, analizując wybrane przykłady. Cytowane<br />

dokumenty dotyczą metod stosowanych przez bezpiekę po 1956 r. wobec społeczności<br />

ukraińskiej w PRL.<br />

JERzy NECio<br />

zdecydowany odpór<br />

Ukraińców w PRL, stanowiących w<br />

tym kraju rozproszoną społeczność,<br />

SB starała się uchronić przede<br />

wszystkim od „nacjonalizmu”. Za „nacjonalizm”<br />

uchodziły zresztą wszelkie aspiracje w<br />

kierunku utrzymania własnej tożsamości.<br />

Dbano, by nici łączące ukraińską diasporę<br />

w Polsce z rodakami na Zachodzie i po<br />

wschodniej stronie Bugu nie służyły umacnianiu<br />

poczucia narodowej wspólnoty. Ekumenia,<br />

której powszechnie należało hołdować<br />

nazywała się „Związek Sowiecki”. Kraj<br />

1994, s. 35. Z kolei z opracowaniu resortowym na temat organów<br />

bezpieczeństwa państwa na Warmii i Mazurach, wynika,<br />

że organizatorem PUBP w Lidzbarku Warmińskim i jego<br />

pierwszym p.o. kierownikiem był starszy referent, chorąży<br />

Marian Majewski, s. Romana, ur. 1922 r., absolwent Centralnej<br />

Szkoły MBP w Łodzi. Zob. 40 lat organów, s. 23.<br />

24. AIPN 052/191, Przebieg służby z akt personalnych<br />

25. Z. Mikołajczak, op. cit., ss. 67-68.<br />

26. 40 lat organów, s. 66-67. Szerzej o walce wyborczej<br />

przed wyborami do Sejmu ustawodawczego w 1947 r., zob.<br />

B. Łukaszewicz, PSL na Warmii i Mazurach w latach 1945-<br />

1947, Olsztyn 1991, ale też o represjach wobec członków PSL,<br />

idem, Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie 1946-1955, Olsztyn<br />

2000. Zob. też: W. Brenda, Aparat represji w województwie<br />

olsztyńskim w latach 1945-1947 i jego rola w zwalczaniu polskiej<br />

konspiracji antykomunistycznej, „Znad Pisy. Wydawnictwo<br />

poświęcone Ziemi Piskiej”, nr 12, 2003.<br />

27. Ośrodek Badań Naukowych im. W. Kętrzyńskiego,<br />

Zbiory Specjalne, sygn. R-15, Relacja Bolesława Krzywińskiego<br />

/dalej: Rel. Krzywińskiego/, s. 7. Borys Shyldhaus s.<br />

Mozesa, ur. 24 X 1913 r., został na teren Okręgu Mazurskiego<br />

skierowany rozkazem nr 250 ministra Bezpieczeństwa Publicznego,<br />

będąc uprzednio szefem PUBP w Przemyślu. Na<br />

zmianę nazwiska otrzymał zgodę MBP, zob. 40 lat organów, s.<br />

30. Por. Twarze olsztyńskiej bezpieki, s. 122.<br />

28. IPN Bi 084/383, Sprawozdanie szefa PUBP do szefa<br />

WUBP, Lidzbark Warmiński, 14 I 1947, za: M. Golon,<br />

Historia Lidzbarka Warmińskiego 1945-1975, maszynopis w<br />

opracowaniu, przeznaczony finalnie do druku [w:] Historia<br />

Lidzbarka Warmińskiego, t. II, red. K. Mikulski. [brak paginacji<br />

stron].<br />

29. Archiwum Państwowe w Olsztynie, 1082/4, Protokół<br />

Komitetu Powiatowego PPR z 16 VI 1947, za: M. Golon,<br />

op. cit..<br />

30. IPN Bi 05/191, Kopia Karty ewidencyjnej funkcjonariusza<br />

bezpieczeństwa publicznego – C. Nawrocki.<br />

31. IPB Bi 120/22, Sprawozdanie szefa PUBP w Lidzbarku<br />

Warmińskim do WUBP w Olsztynie, 8 X 1947, za: M.<br />

Golon, op. cit..<br />

32. Rel. Krzywińskiego, s. 3.<br />

33. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />

WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />

Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950 r.<br />

Pisownia cytowanego dokumentu oryginalna.<br />

34. 40 lat organów, s. 91, 96.<br />

35. IPN Bi 05/191, Kopia Karty ewidencyjnej funkcjonariusza<br />

bezpieczeństwa publicznego – C. Nawrocki.<br />

36. AIPN 052/191, Informacja dotycz.[ąca] ppor. NA-<br />

WROCKIEGO Celestyna, ofic.[era] śl.[edczego] WUBP<br />

Olsztyn, sporządził por. Reszczyński, Warszawa 11 III 1950 r.<br />

ten był wzorcem polityki narodowościowej,<br />

a jego państwowe przedsiębiorstwo inwigilacyjne<br />

– KGB w sprawach ukraińskich traktowało<br />

polską esbecję jako <strong>pod</strong>wykonawcę i<br />

wspólnika.<br />

Fluktuacje na szczytach władzy, kryzysy<br />

i następujące po nich „odwilże” powodowały<br />

przekształcenia polityczne, wśród których<br />

przeobrażeniom ulegał też stosunek do<br />

mniejszości narodowych.<br />

„Po VIII Plenum nasza Partia i władze,<br />

kierując się zasadami internacjonalizmu, zasadami<br />

konstytucji lipcowej [z 22 lipca 1952 r.<br />

– przyp. aut.] gwarantującej równouprawnienie<br />

wszystkich obywateli bez względu na<br />

narodowość, postanowiły dać zdecydowany<br />

odpór rozpętanej przez wrogie elementy fali<br />

szowinizmu i waśni narodowościowych i realizować<br />

słuszne postulaty mniejszości narodowych.<br />

Zgodnie z zaleceniami KC PZPR i<br />

Rządu w 1956 r. powołano do życia szereg<br />

towarzystw społeczno – kulturalnych wśród<br />

mniejszości narodowościowych zamieszkałych<br />

w Polsce.” 1 Tak postrzegano genezę m.in.<br />

Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego<br />

według broszury opracowanej w<br />

styczniu 1959 r. w Departamencie III MSW.<br />

Funkcjonariusze resortu (mjr T. Szumański i<br />

mjr Z. Wesołowski) zapisali w dokumencie:<br />

„W ostatnich miesiącach 1956 i początkach<br />

21


1957 nastąpiła zasadnicza zmiana charakteru<br />

tej działalności [„nacjonalistycznej” – przyp.<br />

aut.] i jej wzrost w niektórych województwach.<br />

W tym okresie elementy <strong>pod</strong>sycały<br />

nastroje nacjonalistyczne, antyradzieckie,<br />

występowały niekiedy z żądaniami rehabilitacji<br />

UPA, lansując w środowiskach nacjonalistycznych<br />

postulat „samodzielnej Ukrainy”.<br />

(…) Typowym zjawiskiem dla tego okresu<br />

było dążenie elementów nacjonalistycznych<br />

do opanowania UTSK dla wykorzystania tej<br />

legalnej instytucji do swoich celów”. 2<br />

Impet zmian wprowadzonych na fali<br />

października 1956 r. wkrótce został wyhamowany,<br />

a Władysław Gomułka, który zdobył<br />

wtedy ster rządów zasłynął niebawem<br />

jako promotor „siermiężnego socjalizmu”.<br />

Stalinowski terror Urzędu Bezpieczeństwa<br />

ustąpił miejsca subtelniejszym sposobom<br />

kontroli zastosowanym przez SB. UTSK<br />

uznawane przez władze za jedynego oficjalnego<br />

reprezentanta całości środowiska<br />

ukraińskiego w PRL, <strong>pod</strong>dano charakterystycznym<br />

dla czasów Gomułki metodom<br />

inwigilacji. Kluczową rolą rolę w „ochronie”<br />

społeczności ukraińskiej spełniali usłużni<br />

wobec aparatu władzy różnej maści konfidenci,<br />

których rekrutowano spośród przedstawicieli<br />

tej mniejszości.<br />

Confidentia Felix – przykład<br />

„Na to Łapski 3 znów wybuchnął gniewnie:<br />

ty ślepy jesteś, nie widzisz, że temu<br />

wszystkiemu winien jest system niewolniczy<br />

radzieckiego rządu. Ten system gnębi naszą<br />

Ukrainę i prowadzi ją do likwidacji jako suwerenne<br />

państwo. Tam jest kult na każdym<br />

kroku. Kult dyrektora, kult brygadzisty, a nawet<br />

kult oddziałowej w kołchozie nacelowane<br />

na to, aby człowieka zemleć jak w młynku,<br />

zlikwidować psychicznie i fizycznie, oduczyć<br />

go samodzielnego myślenia i posiadania swego<br />

zdania”. 4 Emocjonalną wypowiedź Ostapa<br />

Łapskiego zapamiętaną z dyskusji w redakcji<br />

„Naszego Słowa” <strong>pod</strong>ał oficerowi SB tajny<br />

współpracownik o pseudonimie „Feliks”.<br />

Doniesienia „Feliksa” charakteryzowała drobiazgowość.<br />

Starał się też <strong>pod</strong>awać nazwiska<br />

wszystkich osób obecnych przy opisywanych<br />

wydarzeniach. Treści, które komunikował<br />

esbekom, świadczą o jego prowokacyjnym<br />

udziale <strong>pod</strong>czas dyskusji. „Zaczęło się od<br />

pytania Kobelaka 5 , który stwierdził, iż każdy<br />

ma swoje odrębne zdanie i powinien je<br />

swobodnie i wszędzie wyrażać ustnie czy w<br />

prasie. Na tym polega sens prawdziwej demokracji.<br />

Ja [„Feliks” – przyp.aut.] wtrąciłem<br />

słowo: „To nie zawsze na dobre wychodzi, jak<br />

np. w Czechosłowacji” [W 1968 r. miała tam<br />

miejsce interwencja wojsk Układu Warszawskiego<br />

– przyp.aut.] Łapski krzyknął: „Na<br />

dobre wychodzi. Czesi są jednomyślni <strong>pod</strong><br />

względem swej suwerenności. Oni wszyscy<br />

jak jeden mąż plunęli w dużą mordę Sowietom<br />

i pokazali, że są panami w swym kraju,<br />

że u nich Moskwa nie ma prawa panoszyć się<br />

jak na Ukrainie”. 6 Dokument sporządzony<br />

na <strong>pod</strong>stawie relacji „Feliksa” przed ponad<br />

40 laty jest ilustracją kontrastowych postaw<br />

przyjmowanych wówczas wśród czołowych<br />

przedstawicieli środowiska ukraińskiego w<br />

Polsce. „Łapski więcej jak pół godziny krzycząc<br />

i gestykulując (weszli Werba i Szczyrba<br />

ale zaraz wyszli, aby nie być świadkami)<br />

dowodził, że na Ukrainie nie ma wolności.<br />

Wszystko zdławili butem Rosjanie, butni, nie<br />

szanujący nikogo prócz siebie. W Dniepropiotrowsku<br />

Rosjanka, kierowniczka muzeum<br />

rozkopała mogiłę zaporożca Sirka, kości<br />

wzięła do worka i gdzieś zaniosła, aby nie zostało<br />

śladu po bohaterze narodowym. Porozbierali<br />

cerkwie zabytkowe. A najważniejsze<br />

spotworzyli [ukrainizm – zdeformowali –<br />

przyp.aut.], spaplużyli [ukrainizm – oszkalowali<br />

– przyp.aut.] duszę ukraińską, odbierając<br />

od niej co najcenniejsze – język ojczysty. A co<br />

wart jest człowiek bez języka i kultury?” 7<br />

Trzy lata wcześniej „Feliks” wiernie scharakteryzował<br />

bezpiece przebieg uroczystości<br />

poświęconej Tarasowi Szewczence. „Dn.<br />

13.III 1966 w teatrze „Buffo” w Warszawie<br />

(ul. Konopnickiej 6) odbyła się akademia<br />

Szewczenkowska. Byłem obecny za kulisami<br />

<strong>pod</strong>czas zawieszenia portretu Szewczenki. Był<br />

to nie tradycyjny portret, a poeta z <strong>pod</strong>niesionymi<br />

i złączonymi nad głową rękoma, wzywający<br />

do czynu. Zawieszali portret Pankiw<br />

i Boberski.” 8 „Feliks” <strong>pod</strong>ał, że słowo wstępne<br />

wygłosił Stefan Kozak 9 . Konfident skrupulatnie<br />

zwrócił uwagę, że brzmienie cytatu z<br />

Szewczenka przytoczone przez S. Kozaka<br />

różni się od przekładu rosyjskiego. „Z Moskiewskiego<br />

puchara moskiewska trucizna<br />

(a w rosyjskim obecnym tłumaczeniu to zdanie<br />

brzmi inaczej: Z carskiej czary (puchara)<br />

carską truciznę – str. 408 (…).” 10 Cenzorskie<br />

zapędy „Feliksa” dorównywały jego serwilizmowi<br />

wobec władz komunistycznych. „Referat<br />

[Stefana Kozaka – przyp.aut.] pominął<br />

rzeczywistość naszą. Ani jednego słowa nie<br />

było o tym, że marzenia Szewczenki urzeczywistnione<br />

są i Ukraina obecnie wolna. Pominął<br />

również nowe warunki życia mniejszości<br />

ukraińskiej w Polsce Ludowej. Dowodem<br />

czego jest choćby fakt pokazu kulturalnego<br />

dorobku Ukraińców w Warszawskim teatrze,<br />

czego kiedyś nie było.” 11 Ostatnie zdanie tajny<br />

współpracownik SB ozdobił przypisem wyrażającym<br />

ideologiczną ogładę, czyli prezentującym<br />

tzw. „klasowe <strong>pod</strong>ejście”. „Drugi fakt,<br />

że w chórze śpiewała połowa studentów warszawskiej<br />

ukrainistyki, dzieci byłych pastuchów<br />

i drwali. Tego Kozak nie <strong>pod</strong>kreślił”. 12<br />

Doniesienia „Feliksa” zawierały obserwacje,<br />

które mogły bezpiece dać asumpt do<br />

pogłębionego zainteresowania określonymi<br />

osobami. Agent <strong>pod</strong>awał, kto komu i z jakiej<br />

przyczyny składał gratulacje, bił brawo, kto z<br />

kim i w jakich okolicznościach rozmawiał…<br />

Po projekcji głośnego filmu „Cienie zapomnianych<br />

przodków”, którą zorganizowano<br />

w świetlicy UTSK w Warszawie w dn. 27 lutego<br />

1966 r. „Feliks” zrelacjonował wypowiedź<br />

Michała Wachniuka 13 . Przytoczył autoprezentację<br />

mówcy zwierającą jego światopoglądowe<br />

credo. „Wachniuk mówił: Jestem uparty<br />

i prawdomówny. Lubię robić na przekór. Np.<br />

w naszym kraju (Polska) greko – katolicka religia<br />

prześladuje się, to dlatego ja naumyślnie<br />

chodzę do cerkwi na Miodową.” 14<br />

Doniesieniami „Feliksa” uzupełniano<br />

teczki osób inwigilowanych przez SB, np.<br />

do akt Stefana Kozaka włożono następującą<br />

obserwację poczynioną przez TW: „Kozak<br />

spojrzał na stół. Leżała gruba książka Małaniuka<br />

15 (nacjonalista z Zachodu). Szczyrba<br />

dopiero wyjął z koperty księgę zabroniona<br />

i nie zdążył schować. Kozak ją uchwycił,<br />

usiadł w kącie i zaczął czytać. Długo załatwiał<br />

sprawy Werba, potem ja, a Kozak wciąż<br />

czytał. Myśmy wyszli a on został i czytał”. 16<br />

Oficer sporządzający wyciąg z relacji<br />

„Feliksa” dopisał jeszcze notatkę wyjaśniającą,<br />

w której stwierdził, że wydane w Kanadzie<br />

opracowania i komentarze na tematy<br />

literackie napisane są z pozycji „skrajnie<br />

nacjonalistycznych” i są „nie do przyjęcia w<br />

naszych warunkach”. 17<br />

zadania sieci<br />

Oglądanie efektów „pracy” „osobowego<br />

źródła informacji”, jakim był np. „Feliks”,<br />

przypomina bierną obserwację pojedynczego<br />

trybu znacznie większej machiny –<br />

przynajmniej do momentu, w którym nie<br />

odczyta się „instrukcji obsługi”. Ukazanie<br />

inżynierii SB, tj. wewnętrznych wskazówek –<br />

rozporządzeń, instrukcji, analiz uzmysławia<br />

szerokość „frontu robót” agentury. „Przed<br />

siecią stoi zadanie:<br />

– rozpracowania i obserwacji osób przechodzących<br />

w naszym zainteresowaniu i<br />

ujętych w związku z tym w ramy spraw<br />

ewidencji operacyjnej,<br />

– rozpoznawania spotkań i schadzek elementów<br />

nacjonalistycznych oraz punktów<br />

przesyłkowych korespondencji napływającej<br />

z zagranicznych ośrodków<br />

nacjonalistycznych do nacjonalistów<br />

zamieszkałych w ZSRR,<br />

– przeniknięcia do działających politycznych,<br />

nacjonalistycznych ośrodków emigracyjnych,<br />

dogłębnego ujawniania zamiarów, celów,<br />

form i metod działania elementów nacjonalistycznych<br />

spośród mniejszości narodowościowych<br />

zamieszkałych w Polsce”. 18<br />

Powyższy cytat pochodzi z dokumentu<br />

powstałego w styczniu 1959 r. w Departamencie<br />

III MSW zajmującym się inwigilacją<br />

22 DEBATA Numer 11 (38) 2010


mniejszości narodowych. Co charakterystyczne,<br />

w niewielkim fragmencie nasyconym<br />

esbeckim żargonem aż pięciokrotnie<br />

użyto przymiotnika „nacjonalistyczny”.<br />

W kolejnych częściach analizy funkcjonariusze<br />

akcentowali postulat bliskiego kontaktu<br />

i potrzebę zdobywania zaufania przez<br />

konfidentów w stosunku do osób, które zamierzano<br />

inwigilować. Sporządzono przy<br />

tym swoisty katalog środowisk, w których<br />

należało poszukiwać donosicieli. „Dla zwalczania<br />

wrogiej działalności ukraińskich i litewskich<br />

elementów nacjonalistycznych należy<br />

przede wszystkim typować kandydatów<br />

na werbunek spośród:<br />

– osób, które biorą udział w schadzkach<br />

<strong>pod</strong>ejrzanego politycznie charakteru i<br />

znani są z przeszłej lub obecnej nacjonalistycznej<br />

działalności<br />

– osób, które odsiadywały kary więzienia<br />

w Polsce i ZSRR za terrorystyczną i<br />

nacjonalistyczną działalność przeciwko<br />

ZSRR i PRL a ich aktualna postawa<br />

wskazuje, że mogą uprawiać wrogą nacjonalistyczną<br />

działalność<br />

– (…)<br />

– osób, które <strong>pod</strong>ejrzane są o uprawianie<br />

nacjonalistycznej działalności wśród<br />

młodzieży ukraińskiej lub mających<br />

zaufanie tej młodzieży – głoszących poglądy<br />

tworzenia młodzieżowych organizacji<br />

w oderwaniu od UTSK względnie<br />

tworzenia nielegalnych młodzieżowych<br />

organizacji ukraińskich<br />

– (…)<br />

– księży wyznania greckokatolickiego i<br />

prawosławnego, których aktualna postawa<br />

wskazuje, że mają możliwość<br />

wyjaśniania wrogiej nacjonalistycznej<br />

działalności i posiadających kontakty z<br />

ośrodkami nacjonalistycznymi i klerykalnymi<br />

za granicą”. 19<br />

W wymienionych grupach upatrywano<br />

nadzieję na uzyskanie najcenniejszych informacji,<br />

jednocześnie SB otwierała sobie możliwości,<br />

by nimi sterować i wpływać przez<br />

nich na całe środowisko.<br />

Oficerowie bezpieki przed przystąpieniem<br />

do werbunku mieli starannie dobierać<br />

argumentację i w żadnym razie nie mogli<br />

urazić uczuć narodowych kandydata. „W tej<br />

sytuacji pracownik nasz przeprowadzający<br />

rozmowę werbunkową winien wykazywać<br />

dużo taktu i umiaru i w ten sposób pozy-<br />

(Przypisy)<br />

1. A IPNBu 01521/640 – O sytuacji politycznej i<br />

operacyjnej wśród mniejszości narodowościowych i zadaniach<br />

SB, s.3.<br />

2. Tamże, s.4.<br />

3. Eustachy (Ostap) Łapski – poeta, tłumacz, krytyk<br />

literacki, wykładowca na Uniwersytecie Warszawskim [ur.<br />

07.07.1926 r. w Kobryniu]<br />

4. A IPNBu 1419/119 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />

02.06.1969 r.<br />

5. Anatol Kobelak – redaktor „Naszego Słowa” – organu<br />

prasowego UTSK.<br />

6. Tamże.<br />

7. Tamże.<br />

8. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

skiwać go dla swoich celów, by w żadnym<br />

wypadku uczucia narodowe kandydata nie<br />

zostały dotknięte. Ta zasada powinna obowiązywać<br />

nawet i w tych wypadkach, kiedy<br />

operujemy przy werbunku materiałami kompromitującymi”.<br />

20 Więcej: oficjalnie „chroniąca”<br />

od nacjonalizmu bezpieka w przypadku<br />

planowanego pozyskania skłonna była brać<br />

<strong>pod</strong> uwagę pobudki patriotyczne. „Niejednokrotnie<br />

uczucia narodowe kandydata spośród<br />

mniejszości mają decydujący wpływ na <strong>pod</strong>jęcie<br />

przez niego decyzji o jego współpracy z<br />

nami.” 21 Celem głównym było bowiem pozyskanie<br />

ludzi dostarczających SB wiarygodnych<br />

informacji. „Drugim ważnym elementem<br />

w pracy z agenturą spośród mniejszości<br />

narodowych jest konieczność wszechstronnego<br />

sprawdzania poprzez równoległą agenturę<br />

prawdziwości i obiektywności informacji<br />

przekazywanych przez poszczególne jednostki.<br />

Chodzi mianowicie o całkowite wyeliminowanie<br />

z pracy tych jednostek o tendencji<br />

do dezinformacji i naciągania faktów.” 22<br />

Oprócz tajnych „osobowych źródeł informacji”,<br />

wiedzę na temat sytuacji w środowiskach<br />

mniejszości narodowych zapewnić<br />

miała bezpiece łączność z kierownikami<br />

Wydziałów Administracyjno – Społecznych<br />

i Wydziałów ds. Wyznań przy Wojewódzkich<br />

Radach Narodowych. Pozyskiwanie<br />

informacji z wyżej wymienionych urzędów<br />

planowano głównie w stosunku do elementów<br />

nacjonalistycznych, które zdołały uplasować<br />

się w towarzystwach społeczno – kulturalnych<br />

mniejszości narodowościowych i<br />

we władzach kościelnych wyznania grecko<br />

– katolickiego i prawosławnego.” 23<br />

zatrzaśnięte drzwi?<br />

Agentura bezpieki działała w sposób tajny,<br />

nie sposób więc dokonać opisu jej aktywności,<br />

nie uciekając się do utajnionych niegdyś dokumentów.<br />

W toczącej się obecnie w środowisku<br />

ukraińskim dyskusji na temat UTSK: czy była<br />

to organizacja ukraińska czy „dla Ukraińców”,<br />

nie można pominąć opisu minionej rzeczywistości,<br />

nie odwołując się do archiwaliów generowanych<br />

niegdyś przez SB. Tym bardziej,<br />

że aktualnie istniejący Związek Ukraińców w<br />

Polsce (ZU w P) powstał na skutek transformacji<br />

UTSK. W 1990 r., gdy rodził się ZU w P<br />

nie istniała możliwość wglądu do dokumentów<br />

bezpieki. Zjazd przekształcający UTSK<br />

15.03.1966 r. Pisownia wszystkich cytatów i <strong>pod</strong>kreślenia<br />

są oryginalne.<br />

9. Stefan Kozak – filolog – ukrainista, w latach 1969<br />

– 75 red. naukowy „Slavia Orientalis” ,od 1993r. profesor<br />

Uniwersytetu Warszawskiego. Obecnie przewodniczący<br />

Ukraińskiego Towarzystwa Naukowego w Polsce.<br />

10. Tamże.<br />

11. Tamże.<br />

12. Tamże.<br />

13. Michał Wachniuk – działacz UTSK, w latach<br />

1930–35 poseł na Sejm RP.<br />

14. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks” z<br />

08.03.1966 r.<br />

15. Jewhen Małaniuk 1897 – 1968, poeta, publicysta<br />

i działacz polityczny.<br />

w nową organizację odbył się w dn. 24–25<br />

lutego 1990 r. w Warszawie, a SB funkcjonowała<br />

jeszcze do maja tego samego roku. Na<br />

zakończenie pracy dla systemu policja polityczna<br />

PRL niszczyła papierowe dowody swej<br />

działalności. Zasoby, które ocalały, przekazano<br />

do Urzędu Bezpieczeństwa (UOP), a stamtąd<br />

do IPN utworzonego w 1999 r. Wiedza pochodząca<br />

z archiwów byłej SB dopiero teraz<br />

ma szanse dotrzeć szerszym strumieniem do<br />

opinii publicznej. Pierwszą monografię UTSK<br />

opracowaną w oparciu o źródła zgromadzone<br />

w IPN wydał w 2008 r. Jarosław Syrnyk. 24<br />

Według wrocławskiego historyka tajny<br />

współpracownik o pseudonimie „Feliks”, ulokowany<br />

w redakcji „Naszego Słowa” oddawał<br />

usługi mocodawcom z esbecji przez co najmniej<br />

dwie dekady (od lat 50. do drugiej połowy<br />

lat 70. XX w.). 25 Oprócz wspomnianych<br />

wyżej elukubracji, jego donosy przydały się SB<br />

w sprawie „Saturn” (rozpracowanie O. Horbacza,<br />

W. Cegielskiego, A. Olearczyka, A. Mentucha,<br />

L. Jedynaka, I. Chylaka, M. Kozaka) 26<br />

oraz do ustalenia w 1958 r. pomysłodawców<br />

zjazdu Łemków w Głogowie, co skutkowało<br />

następnie utrąceniem inicjatywy. 27 O faktycznej<br />

roli – wybranego jako przykład „Feliksa”<br />

– w dziele wzmacniania komunistycznego<br />

aparatu bezpieczeństwa trudno byłoby się dowiedzieć,<br />

gdyby zaaprobować pogląd, że nie<br />

należy badać poesbeckich archiwów.<br />

Ogólnym założeniem przyjętym przez<br />

ZU w P jest niezaglądanie za rozwieszony w<br />

1990 r. parawan. Ograniczono się do paradygmatu:<br />

Ukraińcy w PRL byli prześladowani<br />

i inwigilowani. Pomija się jednak szczegóły:<br />

kto i w jaki sposób tego dokonywał? Jakie<br />

motywy kierowały konfidentami? – choć tu<br />

sytuacja może być skomplikowana. Jakich<br />

spustoszeń dokonała esbecka agentura? To<br />

powoduje, że za zatrzaśniętymi drzwiami z<br />

napisem „PRZESZŁOŚĆ” na równych prawach<br />

pozostają postawy i dokonania ludzi<br />

wolnych i niepokornych wobec systemu, jak i<br />

donosicieli zniewalających rodaków.<br />

Nauczyciel historii, Ukrainiec<br />

o łemkowskich korzeniach<br />

ur. w 1962 r. w warmińskim<br />

Braniewie, publikował m.in.<br />

w wydawnictwach Wspólnoty<br />

Kulturowej „Borussia” do<br />

której należy. Zainteresowany<br />

historią regionalną i dydaktyką<br />

historii<br />

Jerzy Necio<br />

16. A IPNBu 1419/118 – Doniesienie TW „Feliks”<br />

05.05.1966 r.<br />

17. Tamże.<br />

18. A IPNBu 01521/640 – O sytuacji politycznej i<br />

operacyjnej w środowisku mniejszości narodowych w Polsce<br />

i zadaniach SB, s. 19.<br />

19. Tamże, s.19–20.<br />

20. Tamże, s.20.<br />

21. Tamże.<br />

22. Tamże.<br />

23. Tamże, s.22.<br />

24. Jarosław Syrnyk, Ukraińskie Towarzystwo Społeczno<br />

– Kulturalne (1956–1990), Wrocław 2008.<br />

25. Tamże, s.411.<br />

26. Tamże, s.211.<br />

27. Tamże, s. 287.<br />

23


„Holender Warota” –<br />

słownik agentów<br />

olsztyńskiej SB<br />

Kiedy docieram do kolejnych akt rozpoczynających się od sygnatur 0088/… wiem<br />

już, że natrafiłem na kolejnego tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa,<br />

bądź też kandydata na takiego. im dalsza cyfra poprzedzająca ukośnik, tym współpraca<br />

jest mniej odległa, i dotyczyć może postaci żyjącej, mającej często wpływ na<br />

obecną rzeczywistość, czasem zdarza się, że jest to osoba pragnąca uchodzić na autorytet<br />

moralny, bądź uznanego fachowca. Jednostek rozpoczynających się od sygnatur<br />

0088/… jest ponad cztery tysiące egzemplarzy, nie oznacza to bynajmniej, iż jest to<br />

wielkość która określa liczbę byłych TW olsztyńskiej SB. Niektórzy z nich figurują<br />

jedynie w kartotekach esbeckich, gdyż teczki personalne i pracy mogły zostać wybrakowane,<br />

bądź, co zawsze <strong>pod</strong>kreślam „sprywatyzowane”. Każdy z agentów jednak<br />

wcześniej czy później znajdzie miejsce w niniejszym „holendrze”.<br />

PAWEł PioTR WARoT<br />

▶ A jak TW ps. „Adam”, czyli Adam<br />

Buraczewski, okres współpracy<br />

1976–1985<br />

Adam Buraczewski, kierownik Zespołu<br />

Matematyki z Wyższej Szkoły Pedagogicznej<br />

w Olsztynie, jak wynika z zachowanych<br />

dokumentów współpracował z Wydziałem<br />

III Służby Bezpieczeństwa w okresie<br />

od 1976 do 1985 r., a więc przez dziewięć<br />

długich lat. Jeszcze wcześniej współpracował<br />

jako kontakt operacyjny (KO) pseudonim<br />

B. A. Zapewniał on komunistycznym<br />

służbom specjalnym rozpoznanie tzw.<br />

sytuacji operacyjnej na Wydziale Przyrodniczo-Matematycznym,<br />

zwłaszcza wśród<br />

kadry naukowej WSP, które dotychczas<br />

było słabe. Tym bardziej, że oceniany był<br />

na macierzystym wydziale, jako liczący się<br />

naukowiec, utrzymujący szerokie kontakty<br />

towarzyskie z innymi wykładowcami.<br />

Dzięki zdobywanej ciągle w ramach spraw<br />

obiektowych założonych na naukowców o<br />

kryptonimach „Uczelnia R” i „Uczelnia N”<br />

wiedzy operacyjnej, SB wiedziała, że rektor<br />

uczelni prof. Juliusz Popowicz miał o Buraczewskim<br />

jak najlepszą opinie, składając<br />

mu nawet propozycję objęcie stanowiska<br />

prorektora WSP ds. dydaktyczno-naukowych.<br />

Bezpieka oceniała ewentualne<br />

objęcie takiego stanowiska, jako wzrost<br />

możliwości operacyjnych agenta. A ponieważ<br />

stanowisko to Buraczewski objąłby po<br />

Stanisławie Szteynie, a więc innym współpracującym<br />

z nią TW o pseudonimie „Zn”,<br />

zapewniłoby to SB, oprócz wiedzy na temat<br />

pracowników WSP, dalsze utrzymanie szerokiego<br />

dopływu informacji ze środowiska<br />

rektorskiego uczelni.<br />

Buraczewski na współpracę z SB zgodził<br />

się dobrowolnie, przyjmując przed<br />

swoim oficerem prowadzącym, którym<br />

był por. Wojciech Napora, pseudonim<br />

agenturalny „Adam”. Bezpiece szczególnie<br />

zależało na kontakcie, gdyż jak się<br />

s<strong>pod</strong>ziewano, dzięki licznym <strong>pod</strong>różom<br />

zagranicznym, m.in. do Finlandii, Szwecji<br />

czy Kanady, ale również do krajów tak<br />

egzotycznych, jak Kenia, posiada on rozległe<br />

kontakty na świecie, co więcej, dzięki<br />

znajomości języków obcych miał dotarcie<br />

do obcokrajowców przebywających na<br />

uczelni. Nie przeszkadzało też nikomu z<br />

władz SB, że Buraczewski będąc przez 13<br />

lat w Ghanie, gdzie wykładał jako profesor<br />

na Uniwersytecie Kumasz, odmawiał tak<br />

naprawdę w latach 1962–1975 powrotu<br />

do kraju. Z jakich powodów po powrocie<br />

do PRL nie został chociażby aresztowany,<br />

tego możemy się domyślać. Po powrocie<br />

deklarował jednak zdecydowaną chęć<br />

<strong>pod</strong>trzymywania kontaktów z SB, co jeszcze<br />

bardziej potwierdzało jego kontakty z<br />

komunistycznym aparatem represji przed<br />

1975 r.. Wojciech Napora zapytał nawet<br />

Buraczewskiego wprost, co ten ma na myśli,<br />

naukowiec odparł, że nie będzie stawiał<br />

we wzajemnej współpracy żadnych „warunków,<br />

ani innych wymagań”. Funkcjonariusz<br />

zapowiedział przy okazji, że warunkiem<br />

dalszych wyjazdów Buraczewskiego<br />

do krajów zachodnich, będzie ściślejsza<br />

współpraca i to na „odpowiednim” poziomie<br />

operacyjnym, nie jak dotychczas na<br />

zasadzie kontaktu operacyjnego.<br />

SB wysoko ceniła zdolności operacyjne<br />

TW „Adama”, zwłaszcza jego jasność przekazywania<br />

wniosków – „rzeczowy i zwię-<br />

zły” język. Dalsza współpraca pokazała, co<br />

<strong>pod</strong>kreślał Napora, że TW chętnie udzielał<br />

informacji. Bez oporów spotykał się ze<br />

swoim oficerem prowadzącym „dzieli się<br />

bez oporów swoimi spostrzeżeniami, czy<br />

uwagami, często wplatając wątki osobiste”.<br />

W jego esbeckiej charakterystyce znalazły<br />

się określenia typu: „Nie kryje tego, że<br />

lubi pieniądze”, „Zachłanny na pieniądze”,<br />

„Człowiek hołdujący kultowi dolara”. Pobyt<br />

na zagranicznych stypendiach traktować<br />

miał, jak każdy chyba wyjeżdżający w tamtym<br />

czasie naukowiec, dwojako, w sposób<br />

naukowy i jednocześnie zarobkowy.<br />

Już <strong>pod</strong>czas spotkania werbunkowego<br />

22 listopada 1976 r., SB uzyskała od Buraczewskiego<br />

informacje na temat jego znajomych<br />

z WSP. Informował m.in. o pracowniku<br />

naukowym, Edycie Kwasowskiej,<br />

którą TW oceniał bez zarzutu jedynie od<br />

strony dydaktycznej. Wytykał jej natomiast<br />

braki od strony naukowej. Opowiedział<br />

o tym jak zaproponował jej <strong>pod</strong>jęcie<br />

się pisania pracy doktorskiej, z czego nie<br />

skorzystała - „nie traktuje pracy na uczelni<br />

perspektywicznie, jedynie doraźnie”.<br />

„Adam” tłumaczył to faktem posiadania<br />

przez Kwasowską rodziny w RFN i planów<br />

związanych wyjazdem z Polski.<br />

Buraczewski był wykorzystywany,<br />

m.in. w sprawie tzw. działalności antysocjalistycznej,<br />

prowadzonej głównie wśród<br />

studentów przez niejakiego Aleksandra<br />

Rusieckiego. Do czasu wyjazdu z Polski<br />

w maju 1980 r., TW „Adam” dostarczył<br />

kilku, jak oceniała to SB „interesujących<br />

danych” dotyczących rozpracowywanego<br />

przez SB Rusieckiego. Sam Buraczewski,<br />

jako kierownik zakładu miał – w ocenie SB<br />

– posłużyć do represjonowania Rusieckiego,<br />

jako swoisty „odwód operacyjny”.<br />

W lipcu 1980 r. Buraczewski wyjechał<br />

turystycznie do Indii, a następnie do Papui<br />

Nowej Gwinei, skąd odmówił powrotu do<br />

kraju. W Papui znalazł pracę w Port Moresby,<br />

na tamtejszym uniwersytecie. Służby<br />

specjalne PRL planowały jednak po jego<br />

powrocie do kraju, kontynuować z nim<br />

dalszą współpracę. W październiku 1985<br />

r. Buraczewski wystąpił o uznanie ważności<br />

paszportu oraz o udzielenie mu urlopu<br />

naukowego. Co znamienne, obie sprawy<br />

zostały załatwione pozytywnie.<br />

▶ M jak TW ps. „Mieczysław”, czyli<br />

Krzysztof Mieczysław Świątek, okres<br />

współpracy 1982–1987. obecny dziekan<br />

Wydziału Geodezji i Gos<strong>pod</strong>arki<br />

Przestrzennej uWM<br />

Krzysztof „Mieczysław” Świątek, profesor<br />

Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego,<br />

<strong>pod</strong>obnie jak jego poprzednik na<br />

stanowisku dziekana Wydziału Geodezji<br />

24 DEBATA Numer 11 (38) 2010


i Gos<strong>pod</strong>arki Przestrzennej, profesor Andrzej<br />

Hopper, był agentem kontrwywiadu<br />

SB. W przypadku Świątka była to współpraca<br />

na przestrzeni lat 1982–1987. Komunistyczne<br />

służby specjalne zainteresowały<br />

się tym wybitnym olsztyńskim geodetą z<br />

Akademii Rolniczo-Technicznej w związku<br />

z jego wyjazdem w lutym 1982 r. do<br />

Instytutu Humboldta w Hanowerze, gdzie<br />

przebywał przez przeszło pół roku. SB wiedząc<br />

o wyjeździe uznała, że Świątek może<br />

stać się w IH obiektem zainteresowania<br />

zachodnioniemieckich służb specjalnych.<br />

Jednocześnie sam stanowić miał poważne<br />

źródło informacji o ludziach i obiektach<br />

oraz nowoczesnych technologiach, interesujących<br />

kontrwywiad SB.<br />

Ten dobry – jak go oceniała bezpieka<br />

– fachowiec, często bywał w latach<br />

Adam Buraczewski, Krzysztof Mieczysław Świątek, Ryszard Pszczółkowski<br />

osiemdziesiątych za granicą. Jak wynika<br />

z jego esbeckiej charakterystyki miał być<br />

„pozytywnie ustosunkowany do obecnej<br />

[ówczesnej] rzeczywistości”. Określano go<br />

jako osobę inteligentną, i co najważniejsze<br />

przypadku <strong>pod</strong>jęcia działań agenturalnych<br />

– budzącą zaufanie wśród ludzi, o których<br />

informacji miał dostarczać. Liczono na to,<br />

że zwłaszcza kontakty z obcokrajowcami,<br />

tak za granicą jak i tymi przebywającymi<br />

do Akademii, przyniosą kontrwywiadowi<br />

SB wymierne korzyści. Posiadano wiedzę,<br />

iż jako znający języki obce, często towarzyszy<br />

wycieczkom naukowców w charakterze<br />

tłumacza.<br />

Po powrocie z Instytutu Humboldta,<br />

por. Mieczysław Szczepanik zapytał Świątka,<br />

czy w dalszym ciągu pragnie utrzymywać<br />

kontakty z SB. Naukowiec bez wahania<br />

odpowiedział twierdząco. Kiedy doszło<br />

do chwili, w której każdy <strong>pod</strong>ejmujący<br />

współpracę TW <strong>pod</strong>pisuje zobowiązanie,<br />

Świątek przyznał, że wolałby współpracować<br />

bez zdeklarowanego na piśmie „zobowiązania”,<br />

ale… jeżeli takie są wymogi, to<br />

może wyrazić zgodę w formie pisemnej.<br />

Kiedy następnie Szczepanik poinformował<br />

naukowca o konieczności przyjęcia<br />

przez niego pseudonimu agenturalnego,<br />

ten bez zbytniego zastanowienia obrał ps.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

„10”. Dopiero po <strong>pod</strong>pisaniu zobowiązania<br />

zainteresował się do czego właściwie<br />

służy ten pseudonim. Był nawet w stanie,<br />

co deklarował, iż wszystko co przekaże SB<br />

z „czystym sumieniem” może <strong>pod</strong>pisywać<br />

własnym imieniem i nazwiska. Esbek<br />

oczywiście zaczął wyjaśniać, że z powodu<br />

procedur operacyjnych i tzw. konspiracji<br />

współpracy pseudonim musi być. Świątek<br />

uznał wtedy, chcąc – co <strong>pod</strong>kreślał później<br />

w raporcie esbek – etap pisania zobowiązania<br />

mieć już za sobą, że najbardziej<br />

odpowiednie będzie posługiwanie się jego<br />

drugim imieniem „Mieczysław”. Krzysztof<br />

„Mieczysław” Świątek miał zatem pełną<br />

świadomość tego, do czego się zobowiązuje.<br />

Zobowiązanie <strong>pod</strong>pisane, zgoda na<br />

współpracę wyrażona, pseudonim obrany,<br />

a więc mogła rozpocząć się pełna współ-<br />

praca. Spotkania z TW „Mieczysławem”<br />

na przestrzeni lat 1982–1987odbywały się<br />

w lokalu kontaktowym o nazwie „Siódma<br />

Góra”. W ocenie SB na spotkaniach rozmawiał<br />

szczerze i z własnej woli przekazywał<br />

informacje o innych osobach.<br />

Podczas pobytu w Instytucie Humboldta<br />

poznać miał specjalistę od geodezji<br />

satelitarnej, profesora Güntera Seebera.<br />

Miał on też możliwości badań na nowatorskim<br />

materiale obserwacyjnym uzyskanym<br />

z obserwacji sztucznych satelitów ziemi<br />

tzw. „metodą dopplerowską”. Świątek<br />

zadowolony był z możliwości, jakie dawał<br />

mu wyjazd, do tego stopnia, że planował<br />

kolejne stypendia. W relacji z <strong>pod</strong>róży do<br />

Hanoweru oprócz informacji czysto technicznych,<br />

<strong>pod</strong>awał SB również treści rozmów<br />

prywatnych z pracownikami instytutu.<br />

Mieli oni rzekomo wyrażać aprobatę dla<br />

działań ówczesnych władz komunistycznych<br />

PRL. Nie wiadomo, czy powiedział to<br />

szczerze, czy być może próbował poprawić<br />

samopoczucie funkcjonariuszowi znienawidzonego<br />

powszechnie w społeczeństwie<br />

aparatu represji. Tym bardziej jeśli <strong>pod</strong><br />

uwagę weźmiemy, że od kilku miesięcy w<br />

Polsce trwał stan wojenny. Na koniec tego<br />

spotkania Szczepanik otrzymał od Świątka<br />

schemat fundacji Humboldta.<br />

Prawdomówność TW „Mieczysłąwa”<br />

względem SB sprawdzano na każdym<br />

kroku. Każda przekazana przez niego informacja<br />

była sprawdzana z posiadaną już<br />

przez reżimowy aparat wiedzą operacyjną.<br />

Tak było w przypadku udzielenia informacji<br />

na temat byłego kolegi TW, pracownika<br />

naukowego, niejakiego Jędryckiego, który<br />

kilka lat wcześniej wyjechał do NRD na<br />

staż naukowy, skąd zbiegł do Berlina Zachodniego.<br />

Następnie przyjechała do niego<br />

żona z dzieckiem, odmawiając również<br />

powrotu do kraju. Wydział II SB dysponował<br />

już wiedzą na ten temat, przez co<br />

sprawdzono prawdomówność „Mieczysława”.<br />

Kontakty z SB stały się dla Świątka z<br />

biegiem czasu coraz bardziej uciążliwe, co<br />

okazywał <strong>pod</strong>czas spotkań, tym bardziej,<br />

że po powrocie z Instytutu Humboldta<br />

przez najbliższych kilka lat na żadne stypendia<br />

zagraniczne nie wyjeżdżał. Oficjalnie<br />

współpracę ze Świątkiem SB rozwiązała<br />

w 1987 r. powodu braku czasu spowodowanego<br />

pisaniem pracy habilitacyjnej.<br />

▶ o jak TW ps. „osa”, czyli Ryszard<br />

Pszczółkowski, okres współpracy<br />

1977–1985<br />

Ryszard Pszczółkowski, Naczelnik<br />

Wydziału Mechanicznego Okręgowej Dyrekcji<br />

Dróg Publicznych w Olsztynie, był<br />

tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa<br />

w latach 1977–1985. Była to<br />

współpraca z Wydziałem V SB, będącym<br />

odpowiedzialnym za zabezpieczenie operacyjne<br />

gos<strong>pod</strong>arki.<br />

SB zwróciła na niego uwagę przy okazji<br />

powrotu we wrześniu 1977 r. do kraju<br />

z zagranicznych wojaży. Gdy w sierpniu<br />

wyjeżdżał do Turcji, urzędnik celny z Piwnicznej<br />

znalazł przy nim nie zgłoszone<br />

wcześniej: klucze nasadowe, kamerę filmową,<br />

zestaw spawalniczy, skóry z lisa oraz<br />

komplet narzynek, które zajęte zostały do<br />

mającej miejsce w takich okolicznościach<br />

sprawy karnej. Po powrocie, oddając w<br />

Komendzie Wojewódzkiej paszport, początkowo<br />

zataił wydarzenia, jakie miały<br />

miejsce na granicy, jednakże w trakcie<br />

dalszej rozmowy przyznał się do próby<br />

przemytu, tym bardziej, że dodatkowo<br />

pracownik bułgarskiego Urzędu Celnego<br />

wpisał mu do paszportu 2 kożuchy i 5<br />

sztuk złota, które uprzednio kupił w Turcji.<br />

Pszczółkowski usilnie prosił funkcjonariusza<br />

Wydziału Paszportowego, aby nikogo<br />

o tym nie informował, a już zwłaszcza<br />

przełożonych. Zaczął też tłumaczyć się<br />

tym, że skórki miały, jak planował, zwrócić<br />

mu koszty <strong>pod</strong>róży. Wpadka na granicy,<br />

jak przyznawał, zniszczyły mu cały<br />

25


urlop, gdyż przez następne dwa tygodnie<br />

nieprzerwanie myślał o tym, jakie będą<br />

dalsze konsekwencje próby przemytu, gdy<br />

wróci do kraju. W specjalnym wyjaśnieniu<br />

złożył nawet charakterystyczną i śmieszną<br />

nieco samokrytykę: „Wykroczenie moje<br />

potępiam, uznając za niegodne stanowiska<br />

jakie pełnię w pracy”. SB postanowiła skruchę<br />

Pszczółkowskiego wykorzystać, tym<br />

bardziej, iż – jak uważano, będąc naczelnikiem<br />

w ODDP, posiadał naturalny dostęp<br />

do naczelników innych wydziałów dyrekcji.<br />

Do tego jeszcze brano <strong>pod</strong> uwagę jego<br />

walory osobiste: wygląd, łatwość nawiązywania<br />

kontaktów. Biorąc to wszystko <strong>pod</strong><br />

uwagę miał wyprzedzająco informować<br />

SB o wszelkich zagrożonych jakie widział<br />

w ODDP, zwłaszcza wyczulony miał być<br />

na wszelkie organizowane przez pracowników<br />

zakładu pracy konflikty, mogące<br />

doprowadzić w przyszłości do otwartych<br />

buntów lub niepokojów społecznych.<br />

Współpracę z SB <strong>pod</strong>jął Pszczółkowski<br />

dobrowolnie 20 października 1977 r.,<br />

co istotne, odbyło się to w jego własnym<br />

mieszkaniu. Dla zapewnienia bezpieczeństwa<br />

konspiracji, Pszczółkowski przyjął<br />

pseudonim „Osa”. Spotkania z oficerem<br />

prowadzącym, ppor. Józefem Bałą, odbywały<br />

się, jeśli nie w samochodzie TW, to w<br />

lokalu kontaktowym „Oaza”. Już <strong>pod</strong>czas<br />

pierwszego spotkania narzekał na brak<br />

dyscypliny panującej wśród pracowników<br />

i dyrekcji ODDP, którzy – wedle słów TW<br />

„Osy” w czasie godzin pracy spożywali<br />

alkohol. Dużo miejsca w swych doniesieniach<br />

poświęcał relacjom mówiącym<br />

o nastrojach panujących w Olsztynie.<br />

Wspominał o niepokojach społecznych,<br />

występujących na tle <strong>pod</strong>wyżek cen na<br />

artykuły spożywcze i przetwory mięsne.<br />

O niezadowoleniu z powodu szeptanych<br />

pogłosek o mającej nastąpić wymianie<br />

pieniędzy. Informował o rzemieślnikach<br />

narzekających na niedobór w sprzęcie, o<br />

nastrojach panujących wśród autochtonów<br />

składających wnioski o wyjazd do<br />

RFN: „Celem ich wyjazdu jest poprawienie<br />

sytuacji materialnej”, tłumaczył.<br />

W chwili powstania „Solidarności” wspominał<br />

o strachu panującym wśród rzemieślników<br />

wstępujących do nowo powstałego<br />

związku zawodowego, przed<br />

odbieraniem im przez państwo koncesji<br />

na warsztaty. Z chwilą kiedy sam założył<br />

<strong>pod</strong>obny warsztat oświadczył, że nie ma<br />

już czasu na dalsze spotkania z SB.<br />

Historyk,<br />

pracownik<br />

Delegatury IPN<br />

w Olsztynie<br />

Paweł Piotr Warot<br />

olsztyn –<br />

miasto bez planu (cz. 2)<br />

dlaczego od 7 lat nie może powstać miejscowy plan zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego<br />

miasta olsztyna dla terenu śródmieścia, pomimo <strong>pod</strong>jęcia przez Radę Miasta<br />

uchwały w tej sprawie? Chodzi o Plan dla najważniejszej, historycznej części<br />

miasta, decydującej o jego wizerunku i tożsamości. Na jego opracowanie, jak powiedział<br />

mi Jerzy Piekarski, p.o. dyrektora Biura Planowania Przestrzennego uM,<br />

wystarczyłby rok.<br />

AdAM JERzy SoChA<br />

Sporna pierzeja<br />

Nie ma Planu, jest władza<br />

Rozmawiałem na ten temat z wieloma<br />

osobami, architektami, urbanistami, radnymi,<br />

urzędnikami i inwestorami. Najlapidarniej<br />

ujął przyczynę tego stanu rzeczy<br />

jeden z urzędników ratuszowych (anonimowo,<br />

rzecz jasna) – „Bez Planu to prezydent<br />

ma władzę, gdy jest Plan – rola<br />

prezydenta ogranicza się do składania<br />

<strong>pod</strong>pisów i przykładania pieczątki <strong>pod</strong><br />

decyzjami. innymi słowy: gdy nie ma<br />

Planu, to od woli prezydenta zależy, czy<br />

dany inwestor zrealizuje swój projekt,<br />

czy też nie. A jak Plan jest, to prezydent<br />

musi złożyć <strong>pod</strong>pis <strong>pod</strong> zezwoleniem na<br />

budowę, jeśli taka inwestycja jest zgodne<br />

z Planem, inaczej złamałby prawo”.<br />

Jakie pieniądze inwestorzy są gotowi<br />

zapłacić za korzystną dla siebie decyzję,<br />

jeśli dla danego terenu nie ma Planu,<br />

świadczy sprawa byłego posła, który zaproponował<br />

ówczesnemu prezydentowi<br />

Olsztyna za odrolnienie działki w Redykajnach<br />

nad jeziorem Podkówka łapów-<br />

kę: 2 mln zł i 2 apartamenty, w mającym<br />

tam powstać osiedlu. Prezydent Czesław<br />

Małkowski nie dał się skorumpować.<br />

Jak zeznał, <strong>pod</strong>ejrzewał, że wizyty byłego<br />

posła Pawła Abramskiego mogą być<br />

prowokacją polityczną jego przeciwników<br />

(Małkowski należał wtedy do SLD).<br />

Najlepszą ochroną przed takimi propozycjami<br />

i takimi pokusami jest Plan, którego<br />

wówczas dla otoczenia jeziora Podkówka<br />

nie było, a który powstał dopiero<br />

teraz, na skutek protestów mieszkańców<br />

Redykajn, którzy nie chcieli się zgodzić<br />

na budowę bloków nad tym jeziorem.<br />

Na jakie pokusy są wystawieni urzędnicy,<br />

w związku z brakiem Planu dla śródmieścia,<br />

możemy się tylko domyślać.<br />

Kto nie chce Planu?<br />

– „Ja też ubolewam nad tym, że nie<br />

ma Planu – powiedziała mi Anna Rokita,<br />

dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa<br />

UM w Olsztynie, – gdyż faktycznie<br />

w rejonie śródmieścia i Starego Mia-<br />

26 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Schody, schody, schody<br />

sta jesteśmy skazani na niekontrolowane<br />

wnioski inwestorów. Chciałabym, żeby<br />

były Plany, gdyż decyzje o warunkach<br />

zabudowy rodzą <strong>pod</strong>ejrzenia nawet o<br />

korupcję, że są korupcjogenne, chociaż<br />

ja tego nie widzę, żeby to tak było, natomiast<br />

prasa, nawet ta poważna, ogólnopolska<br />

pisze, że to rodzi <strong>pod</strong>ejrzenia<br />

o stronniczość i o jakieś możliwości manipulacji<br />

urzędników. Ale pytanie, dlaczego<br />

nie ma Planu, proszę nie kierować<br />

do mnie”.<br />

Za plany odpowiada Jerzy Piekarski,<br />

od lat kierujący Biurem Planowania Przestrzennego<br />

UM. Zapytany, dlaczego nie<br />

powstał Plan dla śródmieścia, odparł, że<br />

Plan zablokowałby realizację nowych pomysłów:<br />

– W tym momencie, kiedy Rada<br />

Miejska <strong>pod</strong>ejmowała zagadnienie tego<br />

Planu miała wejść w życie ustawa o rewitalizacji,<br />

która regulowałaby zasady postępowania<br />

w tkance historycznej. Do tej pory<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

tej ustawy nie ma. I łatwiej będzie nam na<br />

<strong>pod</strong>stawie posiadanych koncepcji urbanistyczno-architektonicznych<br />

przygotować<br />

fragmenty tego planu, które będą pasowały<br />

do bieżących realizacji niż założyć, że zrobimy<br />

plan z wszystkimi rozwiązaniami na<br />

kilkadziesiąt lat do przodu. Ten problem<br />

mają wszystkie miasta, które posiadają<br />

centra historyczne. Jeśli nawet taki plan<br />

zrobią, to w związku z wejściem nowych<br />

pomysłów, te plany się dezaktualizują.<br />

Gdy zapytałem znakomitego architekta<br />

Czesława Bieleckiego, kandydata na<br />

prezydenta Warszawy, co sądzi o takiej argumentacji<br />

dyrektora olsztyńskiego BPP,<br />

odparł krótko: „humbug”. Zamość, perła<br />

renesansu, nie czekał na ustawę o rewitalizacji,<br />

która może nigdy nie powstanie i już<br />

od dawna ma plany obejmujące nie tylko<br />

centrum, ale całe miasto!<br />

Jakie są konsekwencje tego, że nie<br />

mamy Planu dla śródmieścia widzimy na<br />

przykładzie kamienicy przy placu Jana<br />

Pawła II pokrytej wielkimi płytami z czarnego<br />

granitu, co u<strong>pod</strong>obniło ten obiekt<br />

do katafalku. Jak powiedział mi Jacek<br />

Wysocki, były wojewódzki konserwator<br />

zabytków, Plan zapobiegłby wyłożeniu<br />

takimi płytami kamienicy. Jeden zapis w<br />

Planie wystarczyłby też, żeby z elewacji i<br />

dachów obiektów wokół placu Jana Pawła<br />

II, które zamieniły się w olbrzymie stelaże<br />

dla reklam, te paskudne bannery zniknęły.<br />

Bannery i tak prędzej czy później znikną,<br />

ale kamienica-katafalk zostanie na zawsze,<br />

tak jak na zawsze zniknęło kino „Kopernik”.<br />

Gdyby był Plan, kino by stało nadal,<br />

a już na pewno nie powstałyby tam bloki<br />

mieszkalne. Wystarczyłoby wpisać do<br />

Planu funkcję tej działki: „kultura i sztuka”.<br />

– „No, tutaj zostałem przyparty do<br />

muru i w tej części przyznaję panu rację”<br />

– zgodził się ze mną Jerzy Piekarski. W tak<br />

eksponowanych miejscach, jak działka,<br />

na której stało kino, inne miasta budują<br />

swoje najokazalsze gmachy, które stają się<br />

ich wizytówką, np. filharmonie. U nas filharmonię<br />

ukryto na tyłach ul. Kościuszki.<br />

Ostatni „nowy pomysł” Ratusza, to remont<br />

placu Jana Pawła II, według koncepcji<br />

arch. Waldemara A. Dezora. Jakby<br />

mało było stromych schodów, po których<br />

mieszkańcy muszą się wspinać do ratusza,<br />

zafundowano nam – za 1,2 mln<br />

złotych – plac najeżony kolejnymi schodami.<br />

Tak jakby władza chciała powiedzieć<br />

mieszkańcom: „omijajcie Ratusz,<br />

nie chcemy was tutaj, nie zawracajcie<br />

nam głowy!” A wystarczyło tylko wymienić<br />

materiał na placu, na szlachetniejszy.<br />

Plan, to wspólne budowanie miasta<br />

z mieszkańcami<br />

Obecnie Ratusz szykuje nam realizację<br />

kolejnego „nowego pomysłu” – budowę<br />

trzypoziomowego parkingu pomiędzy ulicami<br />

Curie-Skłodowskiej – Wyzwolenia<br />

– plac JP II, pomimo protestów wszystkich<br />

mieszkańców sąsiednich kamienic.<br />

Konkretnie, to garaż <strong>pod</strong>ziemny chce<br />

budować arch. Waldemar A. Dezor (jak<br />

powiedział mi pan Dezor, stoi za nim inwestor,<br />

którego nie chciał ujawnić), który<br />

uzyskał od miasta decyzję o warunkach<br />

zabudowy. Koncepcję architekta popiera<br />

Urząd Miasta. Magistrat zresztą zapłacił<br />

panu Dezorowi za jej opracowanie. Kilka<br />

lat wcześniej walkę o inwestycję w tym<br />

miejscu, czyli zabudowę plomby przy<br />

11 Listopada 10, rozpoczął właściciel tej<br />

działki, pan Leszek Ogrodnik. Teraz do<br />

wyścigu o tę gminną działkę dołączył pan<br />

Dezor. Ten z inwestorów, który tę walkę<br />

wygra, wygra niewyczerpaną żyłę złota.<br />

Czy wygramy na tym my, mieszkańcy?<br />

27


Gwarancji prawnych nie mamy żadnych.<br />

Mimo deklaracji pana Leszka Ogrodnika,<br />

że postawi kamienicę w takiej architekturze,<br />

jakiej zażyczą sobie miejscy<br />

architekci, nie mamy gwarancji, że z tego<br />

zobowiązania się wywiąże. Państwo Ewa<br />

i Marek Kilanowscy też co innego przedstawili<br />

miejskiemu konserwatorowi zabytków,<br />

a zrobili co chcieli, czyli wyłożyli<br />

kamienicę przy Jana Pawła II wielkimi,<br />

czarnymi granitowymi płytami. Jedynym<br />

gwarantem, że w tej przestrzeni powstanie<br />

coś, co tę przestrzeń upiększy i sensownie<br />

zagos<strong>pod</strong>aruje, jest stworzenie planu<br />

zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego. Ale<br />

Jerzy Piekarski, dyrektor od planowania<br />

w Urzędzie Miasta, powiedział mi, że dopiero<br />

po przegranej pana Dezora w sądzie<br />

(uchyleniu przez sąd zaskarżonej decyzji<br />

o warunkach zabudowy), urząd przystąpi<br />

do opracowania takiego planu. Jest to ewidentny<br />

dowód na to, że władze miasta są<br />

zaangażowane po stronie jednego z inwestorów.<br />

O tym, czy w tym miejscu ma sens<br />

garaż <strong>pod</strong>ziemny, powinien rozstrzygnąć<br />

plan, czyli prawo miejscowe, a nie urzędnicze<br />

widzimisię, bo rodzi to sytuację<br />

korupcyjną (patrz wyżej wypowiedź pani<br />

Anny Rokity). Nota bene, dziwna historia<br />

z tym garażem. Wszak Urząd Miasta<br />

wyznaczył dwie inne działki w centrum<br />

na parkingi <strong>pod</strong>ziemne: przy ul. Nowowiejskiego<br />

i przy ul. Ratuszowej. Na obu<br />

działkach można budować parkingi bezkonfliktowo,<br />

gdyż z nikim nie sąsiadują.<br />

I jakoś nikt nie kwapi się do ich budowy.<br />

Konkurs na przebudowę placu Konsulatu<br />

Polskiego wygrał projekt z <strong>pod</strong>ziemnym<br />

garażem, który też nie wzbudziłby niczyich<br />

protestów. Mimo to parking tam nie<br />

powstanie. Za to Urząd Miasta forsuje<br />

budowę <strong>pod</strong>ziemnego garażu w miejscu,<br />

który wywołał protesty. Rzeczywiście, w<br />

centrum jest problem z parkowaniem.<br />

Sęk w tym, że parking <strong>pod</strong>ziemny to dla<br />

inwestorów prywatnych nie jest opłacalna<br />

inwestycja (zwrot kapitału po 40 latach).<br />

Chyba, że główną inwestycją byłaby np.<br />

galeria handlowa. To miejscowy plan zagos<strong>pod</strong>arowania<br />

przestrzennego powinien<br />

rozstrzygać układ ulic i placów w mieście,<br />

i np. usytuowanie garaży <strong>pod</strong>ziemnych.<br />

Władza samorządowa, która takich planów<br />

nie tworzy lekceważy mieszkańców<br />

i ich potrzeby. Świadomie pozwala inwestorom,<br />

których interesuje tylko szybki<br />

zysk, na bezkarne niszczenie przestrzeni<br />

publicznej. Sprzeniewierza się istocie samorządności,<br />

która polega na partycypacji<br />

mieszkańców-członków samorządu<br />

lokalnego w decyzjach, które ich dotyczą.<br />

Bo tworzenie Planu, to wspólne budowanie<br />

miasta z mieszkańcami, a nie wbrew<br />

nim, czy przeciwko nim. Tylko wówczas<br />

mieszkańcy będą utożsamiać się ze swoim<br />

miastem i kochać je, gdy wezmą <strong>pod</strong>miotowy<br />

udział w tworzeniu Planów. To jest<br />

najskuteczniejsza i najbardziej autentyczna<br />

akcja promocyjna na rzecz Olsztyna, a<br />

nie sztuczne akcje typu „Kocham Olsztyn”.<br />

W „Strategii rozwoju Olsztyna na lata<br />

2006–2020”, czytamy, że zagrożeniem<br />

dla jej realizacji jest m.in. „Mała świadomość<br />

własnej roli mieszkańców w<br />

budowaniu przyszłości miasta”. Aby<br />

temu zaradzić wpisano w „Strategię”,<br />

jako jeden z celów: „Wspieranie i rozwój<br />

różnych form aktywności obywatelskiej<br />

– budowanie kapitału społecznego”<br />

m.in. przez „Konsultacje społeczne.<br />

Komunikację i partycypację społeczną”.<br />

Jak to wygląda w praktyce, pokazuje m.in.<br />

wezwanie Romualda Pregera, przewodniczącego<br />

Rady Osiedla Śródmieście do bojkotu<br />

wyborów samorządowych na znak<br />

protestu: – „Nie jesteśmy powiadamiani o<br />

żadnych zmianach dotyczących Śródmieścia.<br />

Wiemy o tym z mediów, a przecież<br />

sprawy, które nas dotyczą, powinny być<br />

uzgadniane z radą osiedla. To my tu jesteśmy<br />

gos<strong>pod</strong>arzami, my tu najlepiej wiemy,<br />

co się dzieje” – wyjaśnia Romuald Preger”<br />

(cytat wypowiedzi za „GW” z 30.09.10r.).<br />

Niczym innym, jak współrządzeniem<br />

miastem jest udział mieszkańców, rad<br />

osiedli, organizacji pozarządowych, stowarzyszeń<br />

przy tworzeniu miejscowego<br />

planu zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego.<br />

W Planie określa się m.in. zasady ochrony<br />

i kształtowania ładu przestrzennego,<br />

zasady ochrony dziedzictwa kulturowego<br />

i zabytków oraz dóbr kultury współczesnej,<br />

eliminuje chaos w kształtowaniu<br />

przestrzeni publicznej, określa reguły gry,<br />

ogranicza samowolę urzędniczą, arbitralność<br />

i dowolność decyzji.<br />

Protest, jedyna broń mieszkańców<br />

To z powodu braku partycypacji<br />

mieszkańców w powstawanie planów,<br />

mamy do czynienia z protestami lokalnej<br />

społeczności. Niedawno byliśmy świadkami<br />

takiego protestu 400 mieszkańców<br />

osiedla nad Jeziorem Długim w Olsztynie.<br />

O planie wycięcia tam 412 drzew i budowie<br />

wzdłuż brzegów jeziora „autostrady”<br />

z polbruku o szerokości 6 metrów, a także<br />

potężnego mostu betonowego w miejsce<br />

drewnianego, mieszkańcy dowiedzieli się<br />

z prasy w momencie, gdy przystąpiono do<br />

realizacji tego projektu.<br />

Na spotkaniu z protestującymi mieszkańcami<br />

osiedla prezydent Piotr Grzymowicz<br />

twierdził, że urzędnicy wprowadzili<br />

go w błąd mówiąc, że konsultacje<br />

z mieszkańcami się odbyły. Natomiast<br />

przewodnicząca Rady Osiedla Joanna<br />

Kuryło twierdzi, że owszem, pokazywano<br />

jej projekt, ale zupełnie inny. Czy<br />

prezydent wyciągnął jakieś konsekwencje<br />

wobec urzędników, którzy wprowadzili<br />

prezydenta i przewodniczącą RO w<br />

błąd? Nie słyszałem. W rezultacie trzeba<br />

było projekt zmieniać (dodatkowe koszty<br />

i czas) i rzeczywiście go skonsultować.<br />

Zawsze w przypadku pojawienia się głosów<br />

sprzeciwu wobec projektu, urzędnicy<br />

szantażują, że już za późno na zmiany, bo<br />

stracimy dotacje unijne. Jakież było zaskoczenie<br />

urzędników, gdy ten straszak w<br />

przypadku projektu na zagos<strong>pod</strong>arowanie<br />

Jeziora Długiego nie tylko nie zadziałał,<br />

a wręcz wywołał radość protestujących,<br />

gdyż im mniej pieniędzy dostaliby urzędnicy<br />

na realizację pierwotnego projektu,<br />

tym w mniejszym stopniu mogliby zniszczyć<br />

otoczenie jeziora. Niestety, nie udało<br />

się całkowicie wyeliminować betonu z<br />

budowy tzw. kładki na jeziorze. Przy budowie<br />

mostu usypano groblę rozdzielającą<br />

wody jeziora na dwa odrębne zbiorniki.<br />

Jak alarmuje prof. Zbigniew Endler z Katedry<br />

Ekologii Stosowanej UWM, grozi to<br />

śmiercią jeziora, którego ratowanie rozpoczęto<br />

w latach 70.<br />

Kasa, misiu, kasa...<br />

Protestujący mieszkańcy z Osiedla<br />

nad Jeziorem Długim zachodzą w głowę,<br />

w jakim celu tworzy się tego rodzaju horrendalne<br />

projekty? To proste: im projekt<br />

droższy (patrz film „Miś”), tym większa<br />

kasa „do przytulenia”. Stąd betonowy<br />

most, bo drewniany byłby tani (postawiliby<br />

go np. saperzy w ramach ćwiczeń w tydzień,<br />

o czym poinformował mnie oficer<br />

rezerwy wojsk inżynieryjnych, Adam Kowalczyk).<br />

Koleżanka przywiozła mi zdjęcia<br />

z parku Yellowstone w USA, w którym<br />

wszystkie mosty są drewniane, również te<br />

dla pojazdów, z prośbą o pokazanie prezydentowi<br />

Grzymowiczowi, co niniejszym<br />

czynię.<br />

To dla takich „Misiów” pozoruje się<br />

konsultacje społeczne, które nie mają<br />

nic wspólnego z autentycznym udziałem<br />

mieszkańców w <strong>pod</strong>ejmowaniu decyzji.<br />

Jako „konsultacje” przedstawia się spotkania,<br />

na których informuje się zebranych<br />

o gotowych projektach, których już nie<br />

można zmienić, bo nie ma już czasu, bo<br />

stracimy pieniądze unijne. Nawet raz zapytano<br />

mieszkańców Olsztyna (badania<br />

ankietowe), czego chcą? Odpowiedzieli:<br />

aqua parku (parku wodnego)! Niestety,<br />

nie była to odpowiedź prawidłowa. Ta bowiem<br />

powinna brzmieć: „chcemy basenu<br />

olimpijskiego”. Prawdziwe konsultacje zaczynają<br />

się na etapie artykułowania przez<br />

mieszkańców ich potrzeb, a następnie na<br />

28 DEBATA Numer 11 (38) 2010


szukaniu wraz z nimi sposobów ich zaspokojenia.<br />

Im większy jest udział mieszkańców-członków<br />

samorządu lokalnego<br />

w tworzenie i realizację projektów, tym są<br />

one tańsze i służą rzeczywistym potrzebom<br />

mieszkańców, a nie portfelom inwestorów<br />

i wykonawców zaprzyjaźnionych z<br />

włodarzem gminy. Bo w ostatecznym rachunku<br />

za te drogie inwestycje zapłacimy<br />

my, mieszkańcy.<br />

Pełną tego świadomość ma prezydent<br />

Piotr Grzymowicz, który w swoim blogu<br />

napisał: „Chcę, by Olsztyn stał się miastem<br />

naprawdę współzarządzanym przez<br />

obywateli (…). Dzięki takiemu <strong>pod</strong>ejściu<br />

środki publiczne będą wydawane w sposób<br />

najbardziej racjonalny z możliwych,<br />

a społeczna efektywność wydatków będzie<br />

większa niż dotąd”.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Trzeba prezydentowi Grzymowiczowi<br />

oddać, że nie pozostawał głuchy na protesty<br />

społeczne. Dzięki temu np. koszt<br />

budowy systemu gos<strong>pod</strong>arki odpadami<br />

został zmniejszony z 530 mln zł do kwoty<br />

284 mln zł, choć są głosy, że jest jeszcze<br />

o 100 mln zł zawyżony; do projektu budowy<br />

basenu olimpijskiego wprowadził<br />

mini aqua park, polecił też zmienić projekt<br />

zagos<strong>pod</strong>arowania Jeziora Długiego.<br />

Prezydent tłumaczył za każdym razem, że<br />

obejmując w listopadzie 2009 roku urzędowanie,<br />

już takie projekty zastał po poprzedniku<br />

Czesławie Jerzym Małkowskim<br />

(prezydent w latach 2001–2008) i Tomaszu<br />

Głażewskim (p.o. prezydenta w latach<br />

2008–2009). Nie zapominajmy jednak, że<br />

Piotr Grzymowicz był wiceprezydentem<br />

odpowiedzialnym m.in. za inwestycje w<br />

latach 2001–2007.<br />

* * *<br />

Tworzenie planu miasta, to debata<br />

z udziałem jego mieszkańców<br />

Rozmowa z Jackiem Wysockim z Wojewódzkiego Biura Planowania<br />

Przestrzennego w Olsztynie, wykładowcą historii<br />

urbanistyki i architektury na Uniwersytetu Kardynała<br />

Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, byłym Wojewódzkim<br />

Konserwatorem Zabytków.<br />

– olsztyn nie ma miejscowego planu<br />

zagos<strong>pod</strong>arowania przestrzennego<br />

dla śródmieścia. ze słów pana Jerzego<br />

Piekarskiego, dyrektora Biura Planowania<br />

Przestrzennego urzędu Miasta<br />

olsztyna, wynika, że to dobrze, bo plan<br />

tworzy się co najmniej na kilkadziesiąt<br />

lat, w tym czasie blokowałby realizację<br />

nowych pomysłów, których planiści nie<br />

byli w stanie przewidzieć. Może rzeczywiście<br />

„ustawa o planowaniu przestrzennym”,<br />

to jakiś przeżytek rodem z<br />

PRL. Może kształtowanie przestrzeni<br />

publicznej powierzyć inwestorom?<br />

– Od starożytności przy wznoszeniu<br />

miast obowiązywały reguły urbanistyczne,<br />

np. greckie polis, czy miasta rzymskie powstawały<br />

według ściśle określonego planu.<br />

Część miast wczesnośredniowiecznych na<br />

Zachodzie Europy odwzorowywała obozy<br />

rzymskich legionów; w późniejszym<br />

średniowieczu ich budowę regulowało<br />

prawo lokacyjne (np. prawo magdeburskie,<br />

lubeckie, na naszych ziemiach prawo<br />

chełmińskie). Prawo to ściśle określało<br />

dyspozycje funkcjonalno-przestrzenne<br />

poszczególnych obszarów miasta.<br />

MPZP porządkuje przestrzeń, ustala<br />

dyspozycje funkcjonalne, w taki sposób,<br />

żeby przestrzeń miała charakter uporządkowany,<br />

żeby poszczególne funkcje były<br />

lokowane w sposób celowy i bezkolizyjny,<br />

żeby np. w środku osiedla mieszkalnego<br />

nie budować zakładu przemysłowego. Zapisy<br />

planu są ogólne, np. zapis „usługi” nie<br />

determinuje, jakie to usługi, czy to ma być<br />

zakład fryzjerski, czy serwis komputerowy.<br />

Plan bowiem ma służyć przez wiele lat, w<br />

sposób bezkolizyjny. Natomiast, gdy pojawi<br />

się inwestor ze znakomitym pomysłem,<br />

to pojedyncza zmiana w planie trwa tylko<br />

pół roku.<br />

– Jak powstaje Plan?<br />

– Pierwszy etap, to <strong>pod</strong>anie do wiadomości<br />

publicznej o przystąpieniu do opracowania<br />

planu dla danego terenu. Na tym<br />

etapie zbiera się wnioski od wszystkich<br />

osób zainteresowanych. Następnie urbaniści<br />

przedstawiają koncepcję zagos<strong>pod</strong>arowania.<br />

Ta koncepcja jest wyłożona do<br />

konsultacji społecznej. Partycypacja społeczeństwa<br />

w tworzeniu planu jest zagwarantowana<br />

ustawowo. Uwagi, zastrzeżenia<br />

zgłoszone do koncepcji starają się uwzględ-<br />

Trwa właśnie kampania wyborcza<br />

do samorządu. Mamy więc okazję sami<br />

zapytać kandydatów do fotela prezydenta<br />

Olsztyna: co rozumieją przez pojęcie<br />

„partycypacja społeczna”, i „konsultacje”.<br />

Kandydata Czesława Jerzego Małkowskiego<br />

możemy zapytać, dlaczego <strong>pod</strong>czas<br />

swojej prezydentury nie wykonał Uchwały<br />

z 2003 roku o przystąpieniu do opracowaniu<br />

Planu dla Śródmieścia Olsztyna, a pozostałych<br />

kandydatów na prezydenta, czy<br />

taki Plan powstanie i w jakim czasie?<br />

Dziennikarz,<br />

redaktor naczelny wielu gazet<br />

(m.in. ‚Kuriera Porannego”<br />

i „Gazety Współczesnej”),<br />

autor książek reporterskich,<br />

obecnie dziennikarz<br />

„Radia Olsztyn”.<br />

Adam Jerzy Socha<br />

nić urbaniści w planie. Na koniec projekt<br />

planu trafia do samorządu lokalnego w formie<br />

projektu uchwały. Zarząd gminy, radni<br />

biorą <strong>pod</strong> uwagę skutki ekonomiczne Planu<br />

dla budżetu gminy i polityczne. Przyjęty<br />

projekt staje się prawem miejscowym.<br />

– Partycypacja społeczeństwa w tworzeniu<br />

Planu najczęściej jest fikcją, gdyż<br />

ogłoszenie w lokalnej gazecie dotrze do<br />

nielicznych. dowodem na to jest chociażby<br />

projekt „zagos<strong>pod</strong>arowania” Jeziora<br />

długiego w olsztynie. Mieszkańcy tego<br />

osiedla dowiedzieli się o horrendalnym<br />

planie urzędu Miasta w momencie, gdy<br />

już nad jezioro wjechał ciężki sprzęt.<br />

Gdyby władze samorządowe rzeczywiście<br />

chciały partycypacji mieszkańców<br />

osiedla, to wysłałyby mieszkańcom ulotki,<br />

zorganizowały zebranie w osiedlowej<br />

szkole itd.<br />

– Powstawaniu Planu musi towarzyszyć<br />

debata społeczna, aż do uzyskania konsensusu,<br />

który zadowala wszystkie strony, lub<br />

prawie zadowala. To nic, że czasami może<br />

to być proces długotrwały. Ale wówczas<br />

Plan powstaje nie przeciw komuś, czy<br />

wbrew komuś, a dla danej społeczności.<br />

Dzięki temu mieszkańcy utożsamiają się ze<br />

swoim miastem. Jeśli udział społeczeństwa<br />

w tworzeniu planu jest fikcyjny, to wybuchają<br />

protesty i proces inwestycyjny i tak<br />

się wydłuża, mimo że pójście „na skróty”<br />

na początku (brak planu) miało przyspieszyć<br />

realizację.<br />

– A jak nie ma Planu, to czym to grozi,<br />

oprócz protestów?<br />

– Brak planu pozwala na ogromną<br />

dowolność, budowanie poza kontrolą<br />

społeczną. Może powodować samowolę<br />

budowlaną, zarówno poszczególnych właścicieli<br />

terenu, jak i władz miasta. Władze<br />

29


mogą zrealizować krótkotrwałe cele gos<strong>pod</strong>arcze,<br />

polityczne, ale wywołują chaos,<br />

kolizje w przestrzeni, w funkcjonowaniu<br />

danej dzielnicy miasta. Organizmowi<br />

miejskiemu, w który wkrada się chaos,<br />

zagraża proces dezurbanizacji, mieszkańcy<br />

opuszczają taki teren, tkanka miejska w<br />

tym miejscu degraduje się ekonomicznie i<br />

technicznie.<br />

– Ale jeśli priorytetem dla prezydenta<br />

miasta jest reprezentowanie interesów<br />

tylko pewnej, wybranej grupy inwestorów,<br />

a nie dobro mieszkańców, to czy<br />

brak Planu to ułatwia?<br />

– Znakomicie ułatwia. Brak Planu, to<br />

brak reguł. Wówczas panuje dowolność.<br />

Plan taką swobodę uniemożliwia.<br />

– Czy Plan mógł nas zabezpieczyć<br />

przed budową na działce gminy, w bezpośrednim<br />

sąsiedztwie ratusza kamienicy-katafalku?<br />

– Tak, bo można wpisać do<br />

planu liczbę kondygnacji, rodzaj dachu,<br />

odwzorowanie kształtu działki, wysokość,<br />

funkcję. W przypadku tej kamienicy, gdyby<br />

były wpisane do Planu <strong>pod</strong>ziały, to niemożliwe<br />

byłoby wyłożenie na elewacji wielkich<br />

granitowych płyt.<br />

– A czy Plan mógł uratować kino Kopernik?<br />

– Plan określa zasady ochrony „dóbr<br />

kultury współczesnej”, a takim dobrem<br />

było kino „Kopernik”.<br />

– A wpisanie do Planu funkcji działki,<br />

na której stało kino „Kopernik”: „kultura<br />

i sztuka”, czy wykluczyłoby stawianie tam<br />

bloków mieszkalnych?<br />

– Oczywiście!<br />

– dyrektor Biura Planowania Przestrzennego<br />

u M olsztyna, pan Jerzy Piekarski<br />

oraz pan architekt, Włodzimierz<br />

Andrzej dezor, twierdzą, że budując trzypoziomowy<br />

parking przy ulicy Wyzwolenia,<br />

„rewitalizują” ten teren. Na tej <strong>pod</strong>stawie<br />

uznają wyższość swojej koncepcji<br />

nad projektem innego inwestora, właściciela<br />

działki, na której stoi jeden z obskurnych,<br />

parterowych pawilonów przy ul. 11<br />

Listopada 10. inwestor chce zabudować<br />

plombę w tej pierzei. Czy budowę garażu<br />

można uznać za rewitalizację tego miejsca,<br />

a zabudowę pierzei – nie?<br />

– Budowę parkingu co najwyżej można<br />

nazwać zagos<strong>pod</strong>arowaniem tego terenu, ale<br />

nie ma ono nic wspólnego z rewitalizacją. Na<br />

* * *<br />

Przewodniczący bije się w piersi<br />

Rozmowa z panem Zbigniewem Dąbkowskim, przewodniczącym<br />

Rady Miasta w Olsztynie.<br />

– W 2003 roku Rada Miasta olsztyna<br />

przyjęła uchwałę o przystąpieniu do<br />

opracowania planu zagos<strong>pod</strong>arowania<br />

przestrzennego dla śródmieścia olsztyna.<br />

dlaczego ten Plan nie powstał?<br />

– Trudno mi odpowiadać za prezydenta<br />

miasta. Rolą Rady było przegłosowanie<br />

uchwały zgodnie z wnioskiem ówczesnych<br />

władz wykonawczych, ale uchwała nie precyzuje<br />

czasokresu, do kiedy ten plan ma<br />

być sporządzony. Dzisiaj na sesji (25.08.)<br />

wywiązała się dyskusja na temat tego Planu<br />

w nawiązaniu m.in. do plomby przy ul.<br />

11 Listopada, gdzie od dłuższego czasu inwestor<br />

stara się o jej zabudowę. Prezydent<br />

powiedział, że w krótkim okresie ten Plan<br />

zostanie przygotowany i zapewniał, że cały<br />

ten teren jest objęty opieką konserwatorską<br />

i każda wydawana decyzja musi być po-<br />

przedzona pozytywną opinią konserwatora<br />

zabytków. Pod tym względem możemy być<br />

spokojni, że nie powstanie tam nic, co nie<br />

byłoby zgodne z opinią konserwatora zabytków.<br />

– z powodu braku Planu dla śródmieścia<br />

mamy dzisiaj „czarną perłę” przy<br />

ratuszu i dziurę w ziemi, w miejscu gdzie<br />

stało kino „Kopernik”. urzędnicy mając<br />

plan zagos<strong>pod</strong>arowania nie byliby <strong>pod</strong>ejrzewani<br />

przez inwestora, który chce<br />

zabudować plombę przy ul. 11 Listopada,<br />

w miejscu, gdzie teraz stoją szpetne parterowe<br />

budy, o celowe działanie, by mu<br />

to uniemożliwić. Rodzi się <strong>pod</strong>ejrzenie,<br />

że urzędnikom zależy, żeby Plan nie powstał,<br />

bo to daje pole do subiektywnych<br />

decyzji i interpretacji.<br />

– Dwa lata temu występowałem z pro-<br />

Gratulacje<br />

Zachodzie trwa proces rewitalizacji obszarów<br />

miejskich, gdyż tam 40 lat temu wystąpił<br />

w miastach proces suburbanizacji, którego<br />

efektem była degradacja terenów starych<br />

dzielnic. W jej wyniku zostały one opanowane<br />

przez część społeczeństwa, określaną<br />

jako „lumpy”. Miasta zaczęły się „rozlewać”,<br />

przestały istnieć centra miast, które powinny<br />

być jego wizytówką, spajać miasto. Obecnie<br />

te obszary są przywracane do życia. Polega<br />

to na poprawie jakości tkanki technicznej i<br />

budowlanej miasta, wprowadzenie nowych<br />

funkcji, a także stymulacja procesów poprawy<br />

struktury społecznej.<br />

– z punktu widzenia kształtowania<br />

centrum olsztyna, jako wizytówki miasta,<br />

co jest istotniejsze: budowa garażu<br />

wielopoziomowego przy ratuszu, czy<br />

likwidacja szpetnych bud przy 11 Listopada?<br />

– W pierwszej kolejności zabudowa<br />

pierzei przy 11 Listopada i rozsądne wykorzystanie<br />

terenu na jej zapleczu, ze względu<br />

na jego dużą wartość wynikającą z lokalizacji.<br />

Parkingi w mieście są oczywiście także<br />

bardzo potrzebne, ale ich lokalizacja powinna<br />

być sensownie zaplanowana.<br />

pozycją do ówczesnego prezydenta miasta,<br />

żeby zwiększyć środki na przygotowywanie<br />

Planów i zlecać je firmom zewnętrznym.<br />

Pracownia, którą kieruje pan Jerzy Piekarski<br />

jest mało liczebna i trzeba wyjść z<br />

planami zagos<strong>pod</strong>arowania na zewnątrz.<br />

W Olsztynie jest sporo pracowni mających<br />

uprawnienia urbanistyczne. Niestety, spotkało<br />

się to z odmową.<br />

– dlaczego?<br />

– Urzędnicy stwierdzili, że oni i tak będą<br />

musieli przygotowywać wszystkie załączniki,<br />

informacje. Dla mnie te zastrzeżenia są zastanawiające.<br />

Pamiętam że jeden, czy dwa Plany<br />

przyjmowane w ostatnim czasie przez Radę,<br />

były przygotowane przez firmę zewnętrzną.<br />

Nie spotkałem się z tym, żeby w czasie<br />

procedowania tych Planów wystąpiły jakieś<br />

trudności, czy problemy. Ponad 60 procent<br />

powierzchni miasta jest objęta Planem, ale<br />

ta perełka, zabytkowe centrum – nie. Tu rzeczywiście,<br />

muszę uderzyć się w piersi, że być<br />

może zbyt mało intensywnie naciskaliśmy<br />

na służby pana prezydenta, żeby te Plany dla<br />

śródmieścia były przygotowywane w pierwszej<br />

kolejności.<br />

Koledze Rafałowi Bętkowskiemu serdecznie gratulujemy otrzymania Nagrody Prezydenta Olsztyna „za<br />

całokształt pracy w dziedzinie upowszechniania historii Olsztyna”.<br />

Redakcja „Debaty”<br />

30 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Wycinki<br />

Zblazowany aktor, któremu nie<br />

chce występować się ani w teatrze,<br />

ani w filmie, a gości w<br />

telewizyjnym okienku w reklamach<br />

jednego z banków, udzielił wywiadu<br />

„Polityce”, gdzie <strong>pod</strong>pierając się Oskarem<br />

Wilde’em twierdzi, że „patriotyzm<br />

to cecha ludzi chorych na nienawiść”.<br />

Wcześniej Marek Kondrat, bo o nim<br />

tu mowa, głosił hasło „Nie Polska jest<br />

najważniejsza”, przeciwstawne do hasła<br />

z kampanii Jarosława Kaczyńskiego.<br />

Aktor udział młodych chłopców<br />

w powstaniu warszawskim porównuje<br />

do afrykańskich dzieci z karabinami<br />

na szyi. Cóż, aktor za dużej wiedzy<br />

historycznej i politycznej nie posiada.<br />

Dzieci w Afryce są porywane i zmuszane<br />

do zabijania. Dzieci Warszawy<br />

w roku 1944 najczęściej nosiły pocztę.<br />

Aktor jest przeciwny pomnikowi Małego<br />

Powstańca, uważa go za symbol<br />

zakłamania, utrwalający tylko mity.<br />

Cóż, Marek Kondrat przedstawia<br />

się jako wielki znawca wina. Może<br />

swoje wypowiedzi by ograniczył tylko<br />

do alkoholowego tematu?<br />

Jednak kierunek myślowy aktora<br />

został od razu <strong>pod</strong>chwycony na szczeblu<br />

lokalnym. Oto Paweł Pliszka w<br />

„Gazecie Olsztyńskiej” z 29 października<br />

oburza się na nazwanie olsztyńskiego<br />

Pałacu Młodzieży imieniem<br />

Orląt Lwowskich. „Znów gorę wzięła<br />

nasza męczeńsko – narodowa – patriotyczna<br />

nuta. Nuda! Nie wiem (i<br />

nie chcę wiedzieć), czym kierowali<br />

się pomysłodawcy” – napisał Pliszka.<br />

Powtórzył tezy Kondrata. Patriotyzm<br />

jest nudny, wspominanie tych, którzy<br />

oddali życie za ojczyznę jest zbyteczne.<br />

Najbardziej <strong>pod</strong>ziwiamy warsztat<br />

dziennikarski Pliszki: nie wie i nie chce<br />

wiedzieć. Cóż za szczerość! A my naiwnie<br />

sądziliśmy, że nim dziennikarz<br />

o czymś napisze, to sprawdzi fakty,<br />

pozna motywacje opisywanych osób,<br />

przedstawi różne oceny wydarzeń. Ale<br />

tak postępują tylko prawdziwi dziennikarze.<br />

Propagandzistom wystarczy<br />

wskazanie kierunku ataku: i jazda na<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

patriotyzm, czy pamięć o męczennikach.<br />

Tak w czasie, gdy wspominamy<br />

naszych zmarłych.<br />

W tym samym wydaniu „Gazety<br />

Olsztyńskiej” (29 października)<br />

inny felietonista, Adam Bartnikowski<br />

wspominając zmarłych stwierdził:<br />

„Prawdziwi katolicy (jakże ich niewielu)<br />

wierzą, że zmarli nie odeszli<br />

na zawsze, a jedynie zmienili miejsce<br />

pobytu, czyli czasoprzestrzeń”. Gdyby<br />

autor poczytał w tym samym okresie<br />

poważniejszą prasę, to dowiedziałby<br />

się, że według badań CBOS 60 procent<br />

Polaków wierzy w życie pozagrobowe.<br />

Zresztą, w takie życie wierzą wyznawcy<br />

wszystkich wielkich religii, a nie<br />

tylko „prawdziwi katolicy”. I jakże to<br />

subtelne określenie „prawdziwi katolicy”,<br />

pamiętamy wszak oburzenie za<br />

„prawdziwych Polaków”, którego miał<br />

użyć prezes, według jednej ze stacji telewizyjnej.<br />

Katolikiem się jest lub nie<br />

jest, bardziej gorliwym czy mniej, ale<br />

felietonista „Gazety Olsztyńskiej” pociesza<br />

się, że tych prawdziwych jest<br />

niewielu. Oj, skąd ta pewność?<br />

Jarosław Gowin udzielił wywiadu<br />

„Tygodnikowi Powszechnemu”. Piotr<br />

Zaremba zapytał: „Premier mówił z<br />

sejmowej trybuny o jednym z handlarzy:<br />

„Ten człowiek będzie siedział.<br />

Kiedyś krytykowaliście PiS za takie<br />

„pokazuchy”. Wolno wam więcej niż<br />

Kaczyńskiemu?”. Gowin odpowiedział:<br />

„Rzeczywiście, Platformie wolno<br />

w praktyce więcej. Z różnych powodów:<br />

bo lepiej rządzimy niż PiS, ale i<br />

ładniej wyglądamy, jesteśmy sympatyczniejsi,<br />

panuje u nas większy pluralizm<br />

wewnętrzny…”. Szkoda, że Gowin<br />

nie stwierdził wprost: nam wolno<br />

wszystko, bo oni są tacy brzydcy, biedni<br />

i mało sympatyczni. Ba, mógł przytoczyć<br />

samego Bronisława Komorowskiego,<br />

który w jednym z wywiadów<br />

powiedział: „Państwo jest domeną<br />

zdobywców władzy”. Więc logicznie,<br />

Platformie wolno wszystko.<br />

przycinki<br />

Z odkrywczych rzeczy Gowin powiedział,<br />

że Tusk „Jest tradycyjnym<br />

liberałem, wolnym od lewicowych naleciałości”.<br />

Ot co, tradycja i liberalizm.<br />

Tak naprawdę w wykonaniu Tuska ani<br />

jedno ani drugie. Koniunkturalizm<br />

ponad wszystko.<br />

Szczytem cynizmu popisał się Michał<br />

Ogórek. W „Gazecie Wyborczej”<br />

z 30 października – 1 listopada w sposób<br />

szczególny uczcił zamordowanego<br />

Marka Rosiaka, pracownika biura euro<br />

deputowanego PiS. Ogórek napisał:<br />

„W Polsce sfrustrowany obywatel dokonuje<br />

zamachu nie – jak należałoby<br />

się s<strong>pod</strong>ziewać – na przedstawiciela<br />

władzy, tylko opozycji.(…)”. Wytłumaczeniem<br />

ataków społeczeństwa na<br />

opozycję w Polsce może być to, że stało<br />

się ono zazdrosne o swoją pozycję. Zamiast<br />

zajmować się choć trochę społeczeństwem,<br />

rządzący zajęli się bowiem<br />

od jakiegoś czasu wyłącznie opozycją,<br />

spełniając jedynie jej wszystkie kaprysy<br />

i zachcianki. Teraz np. rząd musi<br />

opozycji bronić przed dalszymi atakami<br />

społeczeństwa, których jest ona<br />

pewna. Społeczeństwu żadnej obrony<br />

przed opozycją rząd nie zapewnia”.<br />

Myśleliśmy, że są jakieś granice<br />

przyzwoitości w kpinach i żartach. Ale<br />

nie w wydaniu „Gazety Wyborczej”.<br />

Premier Donald Tusk rządzi. Podwyżka<br />

VAT ma przynieść w przyszłym<br />

roku około 5 mld zł wpływów do budżetu.<br />

Czy wiecie Państwo jak wzrósł<br />

dług Polski tylko w jednym miesiącu,<br />

sierpniu? Odpowiadamy: 7 mld zł.<br />

I tak z końcem wakacji oficjalnie państwo<br />

jest zadłużone na 700 mld zł.<br />

A przed nami dalsze miesiące…<br />

Jak rząd chce zmniejszyć swój dług?<br />

Przekazując na rzecz samorządów<br />

drogi publiczne. W latach 2010–2012<br />

ma przekazać samorządom 544 km<br />

dróg, najwięcej bo aż 300 km dostaną<br />

na utrzymanie z własnych zasobów<br />

31


gminy województwa warmińsko-mazurskiego.<br />

Rocznie utrzymanie 1 km<br />

drogi kosztuje ok. 120 tys. zł. Przypomnijmy:<br />

gminy mają obowiązek utrzymywać<br />

szkoły (dotacje najczęściej<br />

pokrywają tylko pensje nauczycieli),<br />

drogi, czy wypłacać alimenty w imieniu<br />

tych, którzy się od tego uchylają.<br />

Radość wójtów z powodu <strong>pod</strong>arunku<br />

rządowego na pewno jest wielka.<br />

Jak rząd chce zwiększyć wpływy do<br />

budżetu? W sposób najprostszy: <strong>pod</strong>wyżka<br />

mandatów i grzywien. To minister<br />

finansów określa wysokość tych<br />

opłat. I tak już niedługo najwyższa<br />

grzywna ma wzrosnąć z 5 tys. do 10<br />

tys. zł. Grzywna jest karą za wykroczenia.<br />

Takim wykroczeniem może być<br />

zakłócenie ciszy nocnej. Jest to wykroczenie<br />

o tak zwanym charakterze chuligańskim.<br />

Dziś możemy maksymalnie<br />

zapłacić za jego popełnienie tysiąc zł,<br />

ale już niedługo będzie to 2 tys. zł.<br />

Wszelkiej maści funkcjonariusze dziś<br />

mogą nałożyć mandat maksymalnie w<br />

wysokości 500 zł, niedługo będą mogli<br />

inkasować tysiąc. W uzasadnieniu tego<br />

projektu napisano wprost: zwiększenie<br />

górnej granicy mandatów i grzywien<br />

ma zwiększyć dochody budżetu. Prof.<br />

karnista Andrzej Gaberle nazywa to<br />

wprost: fiskalizacją prawa. Gdy ktoś<br />

nie będzie w stanie zapłacić grzywny,<br />

niech tylko nie żebrze. Za publiczne<br />

żebractwo <strong>pod</strong>wyższono grzywnę z<br />

1500 zł do 3 tysięcy.<br />

Oj zaczęło się. Prezydent wskazał<br />

kierunek, a sfora za nim <strong>pod</strong>ążyła. Oto<br />

Bronisław Komorowski uznał kościelną<br />

ekskomunikę za przeżytek i w imię<br />

nowoczesności zaczęły się pouczenia<br />

dostojników kościelnych, a najbardziej<br />

abp Henryka Hosera, lekarza zresztą,<br />

który miał śmiałość wypowiedzieć się<br />

o projektach ustaw o In vitro. Towarzysz<br />

Henryk Martenka w „Angorze”<br />

napisał: „Śmiech serdeczny, homerycki,<br />

budzi fakt, że równie skutecznie<br />

mógłby zagrozić posłom trener futbolowy<br />

Smuda, gdyż jak pamiętamy,<br />

ekskomunika to przywilej papieża”.<br />

Źle pamiętacie, tow. Martenka. Może<br />

na lekcjach religii nie byliśmy prymusami,<br />

ale coś tam pamiętamy, a jeden<br />

z nas czasem czyta i inne gazety. Otóż<br />

„Nasz Dziennik” wyjaśnił: „Istnieją<br />

dwa rodzaje ekskomuniki: ferendae,<br />

nakładana przez papieża lub biskupa,<br />

oraz latae sententiae, zaciągana automatycznie<br />

na skutek popełnianego<br />

czynu”. Jak ktoś popełnia aborcję lub<br />

się do niej przyczynia lub zabija człowieka,<br />

sam zaciąga ekskomunikę bez<br />

kościelnego orzeczenia. Oj tow. Martenka,<br />

poprawcie się na odcinku kar<br />

kościelnych. Rozumiem, że na wumlu<br />

o tym nie mówiono, ale skoro o tym<br />

piszecie, to nie ujawniajcie tak nachalnie<br />

swojej ignorancji.<br />

W sprawie in vitro wypowiedział<br />

się też towarzysz Leszek Miller na łamach<br />

„Super Expressu”. Stwierdził, że<br />

parlamentarzyści „powinni dowieść,<br />

że konstytucja jest dla nich ważniejsza<br />

niż ewangelia”. Oj towarzyszu, konstytucję<br />

zawsze można zmienić, Ewangelia<br />

jest niezmienna. Rozumiemy, że<br />

jako polityk uwielbiacie relatywizm<br />

wszelkiego rodzaju, choć chciałoby<br />

się zapytać, czy dalej jesteście wierni<br />

przyjaźni ze Związkiem Radzieckim,<br />

co przecież było wpisane do polskiej<br />

konstytucji za czasów Gierka? Miller<br />

jest diabelsko inteligentny, bo stara się<br />

używać argumentów religijnych. Pyta,<br />

czy Jezus „mając współczesną wiedzę<br />

o osiągnięciach medycyny, zabroniłby<br />

bezpłodnym parom mieć dzieci?<br />

A może uznałby to za cud?” Oj, co za<br />

sprzeczność. Medyczna technika nie<br />

jest cudem. A kończy dalej swój tekst<br />

zdaniem: „W końcu Kościół wyznaje<br />

dogmat niepokalanego poczęcia, a in<br />

vitro to klasyczny przykład zapłodnienia<br />

bez seksu”. Cóż za marksistowska,<br />

dialektyczna teologia! Oczywiście ani<br />

słowa w tych publikacjach, dlaczego<br />

Kościół jest przeciwko in vitro. Bo są<br />

unicestwiane sztucznie zapłodnione<br />

zarodki. A Kościół broni życia właśnie<br />

od chwili poczęcia.<br />

32 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Wspomnieliśmy prezydenta Bronisława<br />

Komorowskiego. Zna się na<br />

wszystkim. Wręczając nagrody laureatom<br />

XVI Konkursu Chopinowskiego<br />

(wręczał je także Grzegorz Schetyna, a<br />

gdzie pozostali politycy PO z Tuskiem<br />

i prezydentem Warszawy?) prezydent<br />

chciał zacytować Roberta Schumanna<br />

i powiedział o „armatach w krzakach”.<br />

Schumann wyrażając się o muzyce<br />

Chopina mówił o armatach w kwiatach.<br />

Oczywiście pomyłki nikt nie zauważył<br />

(oprócz Sławomira Pietrasa,<br />

ale on jest na bocznym torze życia muzycznego),<br />

albo też nikt otwarcie nie<br />

śmiał prezydenta sprostować. Wszak<br />

król ma zawsze rację i lepiej wie, co powiedział<br />

Schumann od samego Schumanna.<br />

Prezydent jako król wolno pokazuje<br />

Warszawie, że ma wielki gest.<br />

Wyprzedaje samochodowy tabor kancelarii<br />

prezydenckiej. Jeździł będzie<br />

wynajętymi autami, oczywiście w towarzystwie<br />

limuzyn Biura Ochrony<br />

Rządu. Codziennie (chyba że prezydent<br />

odwiedza Litwę lub Afganistan)<br />

Warszawa jest zakorkowana w centrum,<br />

bo jeździ kolumna prezydencka<br />

dziś z Powiśla do Belwederu. Za<br />

miesiąc lub dwa z Belwederu, gdzie<br />

prezydent postanowił zamieszkać, do<br />

Pałacu Prezydenckiego. Chce codziennie<br />

pokazać warszawiakom, kto jest tu<br />

królem. Parada Belweder – Pałac Prezydencki<br />

dwa razy dziennie to niewątpliwie<br />

przyszła atrakcja turystyczna<br />

stolicy.<br />

Prezydentem Warszawy – i to z<br />

ramienia PiS – chce zostać Czesław<br />

Bielecki. Salony zadrżały. Oto żyjący w<br />

wolnym związku, do tego polski Żyd,<br />

jak on może być kandydatem PiS? Jest<br />

architektem. Hanna Gronkiewicz –<br />

Waltz obiecywała w poprzedniej kampanii<br />

wybudowanie trzech mostów<br />

przez Wisłę. Nie powstał żaden. Zgadnijcie,<br />

ile ludzi pracuje w administracji<br />

stołecznego ratusza? Przed Gronkiewicz<br />

– Waltz pracowało tam 8 200<br />

osób, obecna pani prezydent zatrudniła<br />

kolejne 1200 osób. Czyli blisko 100<br />

tys. osób będzie na nią głosować, aby<br />

nie stracić pracy, gdy dodać rodziny<br />

zatrudnionych i znajomych, ma w kieszeni<br />

już ze sto tysięcy.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

W telewizji publicznej czystka.<br />

Wraca nowe. Nadawany przez sześć<br />

lat program „Misja specjalna” spadł<br />

z anteny, jak też program Bronisława<br />

Wildsteina. Wyrzucono szefa programu<br />

1, jak też szefa wiadomości TVP 1,<br />

Jacka Karnowskiego. Szefem jedynki<br />

została Iwona Schymalla, szefem Wiadomości,<br />

dawniej zapowiadająca pogodę,<br />

Małgorzata Wyszyńska. Wiadomości<br />

za czasów Jacka Karnowskiego<br />

(pochodzącego z Olsztyna) osiągnęły<br />

rekordową oglądalność. I za to został<br />

wyrzucony. Wszak rządzący politycy<br />

wspierają tylko stacje prywatne. A co<br />

mamy zamiast? Roberta Walenciaka z<br />

lewicowego „Przeglądu Tygodniowego”,<br />

który co tydzień w TVP Info ma<br />

program „Za kulisami PRL”. I cóż tam<br />

mamy? Rozmowę z Jerzym Urbanem,<br />

który miesiąc przed zamordowaniem<br />

ks. Jerzego Popiełuszki nazwał jego<br />

kazania „seansami nienawiści”, a Jana<br />

Pawła II „żywym trupem”. Ale dziś<br />

Urban to znów mędrzec. W wywiadzie<br />

prasowym Marek Raczkowski,<br />

były rysownik „Polityki”, powiedział:<br />

„Jerzy Urban to mędrzec. Porządkuje<br />

mi świat. Co tydzień czekam na jego<br />

tekst. Moje własne myśli czytam w<br />

jego felietonach”. Raczkowski to ten,<br />

który u Kuby Wojewódzkiego w odchody<br />

wstawiał polską flagę. Oglądaliśmy<br />

program w tym cyklu poświęcony<br />

Edwardowi Gierkowi. O Boże, chciałoby<br />

się zakrzyknąć. Syn Gierka Adam,<br />

eurodeputowany, mówi, że przez wewnętrzne<br />

partyjne zagrywki Gierkowi<br />

nie pozwolono uszczęśliwić Polski.<br />

My, myśląc dialektycznie (stara szkoła<br />

marksistowska), stwierdziliśmy, cóż<br />

za kompromitacja. Cała klęska Gierka<br />

to wynik partyjnych knowań. Czyli to<br />

partia jest winna? Chyba autor tych<br />

wypowiedzi, syn Gierka, mimo naukowych<br />

tytułów, nie wiedział co mówi.<br />

Partia przecież mylić się nie mogła.<br />

Gierek też nie, bo był emanacją PZPR.<br />

W „Posłańcu Warmińskim”, czyli<br />

dodatku do „Gościa Niedzielnego”<br />

ukazał się wywiad ks. Piotra Srogi z<br />

dr. Janem Chłostą, na pewno nieautoryzowany,<br />

bo interlokutor dobrze zna<br />

takie nazwisko jak Lucjan Czubiel. To<br />

wieloletni wojewódzki konserwator<br />

zabytków. Jednak aż dwukrotnie w<br />

wywiadzie czytamy: „L. Czubiela oszacował…”,<br />

„dwa lata później L. Czubiela<br />

powiedział…”. Natomiast w „Gazecie<br />

Ostródzkiej”, dodatku do „Gazety<br />

Olsztyńskiej” przeczytaliśmy „Kategorię<br />

VIP wygrał wójt Gustaw Marek<br />

Brzezin, który strzelał celniej od<br />

księdza Stanisława Szostowickiego….”.<br />

Winno być Szestowickiego. Dlaczego<br />

o tym piszemy? Nie tylko aby ukazać,<br />

że kościelne media nie znają świeckich<br />

VIPów i odwrotnie, ale przypomnieliśmy<br />

sobie nasze dziennikarskie kursy<br />

za socjalistycznych czasów, gdzie wpajano<br />

nam: najważniejsze w artykule<br />

jest <strong>pod</strong>anie prawdziwych nazwisk. Za<br />

błąd w nazwisku traciło się premię.<br />

Dziennikarska nonszalancja na<br />

szczeblu lokalnym sprawia, że trudno<br />

jest wierzyć w to, co <strong>pod</strong>aje nam<br />

prasa. Najbardziej cieszy nas i smuci,<br />

czasem weseli, a tak naprawdę wkurza,<br />

to, co czasami znajdujemy w dodatkach<br />

lokalnych do „Gazety Olsztyńskiej”.<br />

Obojętnie do jakiego miasta<br />

powiatowego się udamy, gdy jest tam<br />

lokalny dodatek do tej gazety, wiemy,<br />

że możemy się pośmiać. Oto „Gazeta<br />

w Kętrzynie” (oczywiście dodatek do<br />

„Gazety Olsztyńskiej”) w numerze 40<br />

zamieściła artykuł Roberta Izdebskiego<br />

„Policjant rozbił służbowy motor”.<br />

Tekst zaczyna się następująco: „Policjant<br />

nie zachował szczególnej ostrożności<br />

i wyrżnął motorem w passata…”.<br />

Dalej czytamy: „Kierująca samochodem<br />

osobowym marki Mercedes w<br />

trakcie wykonywania manewru w<br />

lewo zderzyła się z jadącym na wypadek<br />

drogowy pojazdem uprzywilejowanym<br />

marki Triumph, kierowanym<br />

przez funkcjonariusza policji”. Dalej:<br />

„Nieoficjalnie wiadomo, że kierująca<br />

nie miała okazji uderzyć w motor, bo<br />

… ten jechał za nią. Według naszych<br />

informacji są świadkowie, którzy<br />

twierdzą, że nie jechał na sygnale, a<br />

po wypadku”. Oto styl. Jechał po wypadku.<br />

A tak naprawdę, z jakim autem<br />

zderzył się policjant? Dalej autor<br />

twierdzi, że „to już trzecia kolizja tego<br />

policjanta na służbowym sprzęcie”.<br />

„Policja informuje jednak, że nigdy nie<br />

był sprawcą jakichkolwiek kolizji”. Ot,<br />

czy wierzyć dziennikarzowi, który nawet<br />

nie potrafi stwierdzić, jakim autem<br />

jechała kobieta , czy policji, która zawsze<br />

broni swojego funkcjonariusza?<br />

Mało ważne. My zwracamy uwagę na<br />

dziennikarską nonszalancję i brak profesjonalizmu.<br />

Zresztą, w tym samym numerze<br />

„Gazety w Kętrzynie” jest wiele stylistycznych<br />

kwiatków, które ujawniają<br />

jedno: niedouczeni pouczają innych.<br />

Tylko w jednym tekście „Dożynki<br />

33


gminne” znaleźliśmy takie zdania:<br />

„Miłośnicy sportu mogli obejrzeć na<br />

boisku Orlik turniej w piłkę nożną”.<br />

Jeżeli już, to turniej piłki nożnej. Dalej:<br />

„Na sali gimnastycznej w Korszach<br />

odbył się…”. To rusycyzm, nie „na sali”,<br />

a w sali gimnastycznej. W tym samym<br />

numerze w innym tekście przeczytaliśmy:<br />

„symboliczny chleb dożynkowy,<br />

upieczony ze zboża z tegorocznych plonów”,<br />

a tuż obok: „nastąpił uroczysty<br />

moment przecięcia symbolicznej biało-czerwonej<br />

wstęgi…” czy chleb był<br />

rzeczywisty, czy symboliczny? Wstęga<br />

była prawdziwa, czy też wyimaginowana?<br />

Czy lokalni dziennikarze rozumieją<br />

takie pojęcie, jak symbol? Ale<br />

cóż, drukują wypowiedzi internautów,<br />

nawet nie poprawiając ortografii, przecinków<br />

i literówek. Redaktor naczelny<br />

Robert Izdebski w artykule „Przemoc<br />

jest, ale nad nią panują” napisał: „Napewno<br />

jednak nie dochodzi tu …” to<br />

wiem, że i nie zna ortografii (bo pisze<br />

się na pewno), ale chyba i logiki, skoro<br />

dalej stwierdził: „Trudna młodzież<br />

współpracuje z panią pedagog”. Ot co,<br />

pani pedagog pomaga w rozgrywkach<br />

i zabawach trudnej młodzieży? Chyba<br />

jest na czatach, gdy trudna młodzież<br />

okrada pijaka lub włamuje się do sklepu.<br />

Oj, takie stylistyczne aberracje,<br />

do których skłaniają nas dziennikarze<br />

zatrudnieni przez „Gazetę Olsztyńską”,<br />

bo jeśli czytamy w tym samym<br />

numerze, że „mieszkańcy Wilkowa też<br />

powinni przejżeć na oczy”, to chciałoby<br />

się stwierdzić: niemieccy wydawcy,<br />

nauczcie się pisać po polsku, aby pouczać<br />

mieszkańców zapadłej wioski.<br />

Uczono nas, że nie należy nigdy w druku<br />

utrwalać błędów, więc <strong>pod</strong>ajemy, że<br />

„przejrzeć” tak się pisze.<br />

Dziennikarze, czy raczej pseudodziennikarze<br />

z „Gazety w Kętrzynie”,<br />

nie znają nawet znaczenie polskich<br />

słów. Oto czytamy: „…brali czynny<br />

udział w wielu sportowych konkurencjach,<br />

za co zostali ofiarowani wieloma<br />

cennymi nagrodami”. Przed drukiem<br />

nikt chyba tej radosnej twórczości nie<br />

czyta, skoro w numerze 34 na stronie<br />

5 i 9 wydrukowo te same teksty z tym<br />

samym zdjęciem.<br />

W „Gazecie Ostródzkiej”, mimo<br />

że naczelną jest kobieta, chyba jeszcze<br />

nie dotarły wskazania gender. Oto w<br />

numerze 41 przeczytaliśmy: „że odznaki<br />

„Zasłużony dla Kultury Polskiej”<br />

otrzymali…” „i aktor dramatu, kulturoznawca,<br />

dziennikarz, kierownik<br />

Agencji Upowszechniania Kultury<br />

Anna Zapaśnik – Baron”. A my myśleliśmy,<br />

że obowiązuje pojęcie aktorka,<br />

dziennikarka, itp. Najbardziej frapujące<br />

jest „aktor dramatu”, ciekawe jakiego?<br />

Czyżby aktor wystąpiła (z szacunku<br />

nie używamy słowa aktorka) tylko<br />

w jednej sztuce dramatycznej i stąd to<br />

określenie? Bo tak normalnie niektóre<br />

artystki w życiorysach <strong>pod</strong>ają: aktorka<br />

dramatyczna, ale nie w ostródzkiej gazecie.<br />

Rząd opanował już telewizję publiczną.<br />

Prywatne media (rozgłośnie<br />

radiowe, telewizję i prasę) ma już za<br />

sobą. Trochę krnąbrna jest „Rzeczpospolita”,<br />

w której państwo ma udział<br />

mniejszościowy. Co więc postanowił<br />

minister w rządzie Tuska: rozwiązać<br />

spółkę wydającą tę gazetę. Oczywiście<br />

może to prowadzić do jej upadku.<br />

Po co rządowi zysk z czytanej gazety?<br />

Platforma kieruje już wszystkim, została<br />

jedna gazeta, gdzie czasem krytykuje<br />

się ich rządy. Oj niebezpiecznie,<br />

niebezpiecznie. Żadna dyktatura nie<br />

lubi, gdy ktoś jej coś wypomina. Platforma<br />

ma za sobą „Gazetę Wyborczą” i<br />

jeden organ na całą Polskę i wystarczy.<br />

Biuro Polityczne działa, obojętnie czy<br />

PZPR czy PO. Dalej w tym samym stylu.<br />

Tylko metody się zmieniły.<br />

Listopadowy miesięcznik „Press”<br />

dokonał oceny 17 miast wojewódzkich<br />

obecnych w najpopularniejszych portalach<br />

społecznościowych. W ocenie<br />

pięcioosobowego jury Olsztyn znalazł<br />

się na trzeciej pozycji, ale od końca<br />

listy. Zyskał w ocenie tylko 50 punktów,<br />

zwycięski Wrocław otrzymał 238<br />

punktów na 300 możliwych. „Olsztyn<br />

ma profile na prawie wszystkich kluczowych<br />

platformach społecznościowych<br />

– tylko z publikowanych treści<br />

nie wynika za bardzo po co” – stwierdziła<br />

redakcja w ocenie. „Zero należy<br />

się za pół-zamknięty profil na Facebooku,<br />

jeden film na You Tube oraz<br />

ostatni wpis na Nk.pl z 1 września.<br />

Chaotyczny przekaz, trudno odczytać<br />

intencje, miasto nie jest nastawione na<br />

dialog z odbiorcą ani wyzwolenie jego<br />

zaangażowania. Profile sprawiają wrażenie<br />

prowadzonych przez przypadkowe<br />

osoby. Na FB pojawia się sporo<br />

negatywnych komentarzy użytkowników<br />

i brakuje reakcji na nie ze strony<br />

miasta”. A sprawujący władzę prezydent<br />

miasta obrał za hasło wyborcze<br />

kampanii „Olsztyn przyśpiesza”. Ślamazarnie<br />

przyśpiesza i jest na szarym<br />

końcu w prezentacji wśród innych<br />

miast polskich.<br />

Prof. Marcin Król w swojej zaciekłości<br />

antypisowskiej postradał do<br />

końca zdrowy rozsądek, skoro domaga<br />

się postawienia Jarosława Kaczyńskiego<br />

przed Trybunałem Stanu, gdyż ten<br />

przemawia na wiecach, a nie z trybuny<br />

sejmowej. Może profesor zabroni<br />

też politykom (oczywiście tylko jednej<br />

partii) chodzenia chodnikami miast i<br />

oddychania?<br />

Kolejny skandal wywołała Magdalena<br />

Bajer, przewodnicząca Rady Etyki<br />

Mediów. Oto Rada wydała oświadczenie<br />

potępiające „Nasz Dziennik” za<br />

artykuł, który tam się nigdy nie ukazał.<br />

Wcześniej na nieistniejący artykuł<br />

przez cały dzień w TVN24 powoływał<br />

się Jarosław Kuźniar. Było to 15 października.<br />

Okazało się, że pani Bajer<br />

wydała oświadczenie, gdyż zatelefonowała<br />

do niej Krystyna Mokrasińska,<br />

prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy<br />

Polskich i wskazała zwierzynę. Tak to<br />

jedna pani drugiej pani powiedziała<br />

i wyszedł niezły bajer. Tylko co to ma<br />

wspólnego z etyką dziennikarską? Na<br />

znak protestu przeciwko takim działaniom<br />

Radę opuścili Teresa Bochwic i<br />

Tomasz Bieszczad.<br />

TVN24 lubi zmyślać. W ciągu<br />

dwóch dni Katarzyna Kolenda-Zaleska<br />

relacjonowała, że Jarosław Kaczyński<br />

użył sformułowania „prawdziwi Polacy”.<br />

I zaczęła się kolejna nagonka na<br />

prezesa PiS. Tylko, że wszystko było nieprawdą.<br />

Ze zdumieniem jednak czytam<br />

felieton dziennikarki – propagandystki<br />

w „Gazecie Wyborczej”, w którym ani<br />

słowa przepraszam, a cały tekst udowadnia,<br />

że taki był duch wypowiedzi i<br />

tak ona charakteryzuje tę partię. Chciałoby<br />

się zapytać: a gdzie odrobina przyzwoitości?<br />

Ale czy ta cecha jest znana<br />

dziennikarzom TVN24? Może wzorują<br />

się na członkach Rady Etyki Mediów,<br />

którzy już po raz drugi popełnili <strong>pod</strong>obną<br />

wpadkę. Wtedy potępili imiennie<br />

dziennikarza „Faktu”, po skardze telefonicznej<br />

jednego z prezydentów miasta.<br />

Oczywiście wymieniony prezydent do<br />

Rady się w ogóle nie zwracał. A Rada<br />

lubi widać telefony odbierać i potępiać<br />

według wyznaczonych wskazań. Prawda<br />

się nie liczy.<br />

Lektor & Skryba<br />

34 DEBATA Numer 11 (38) 2010


PRASA PodziEMNA<br />

w PRL<br />

ogólnopolska konferencja<br />

naukowa w olsztynie<br />

Konferencja odbywała się w Bibliotece<br />

Uniwersyteckiej UWM.<br />

Rozpoczęła się 3 listopada o godz.<br />

14.00. Jej otwarcia dokonał dr hab. Grzegorz<br />

Jasiński, naczelnik olsztyńskiej Delegatury<br />

IPN, co warto dodać historyk związany<br />

z UWM i OBN im. W. Kętrzyńskiego,<br />

który jest też redaktorem naczelnym „Komunikatów<br />

Mazursko-Warmińskich”.<br />

Tego dnia obrady prowadzili prof. Wolsza<br />

i dr Ligarski. Zanim jednak historyk z IPN<br />

krótkim wykładem wprowadził uczestników<br />

obrad w tytułową tematykę konferencyjną,<br />

głos zabrał wiceprezydent Olsztyna,<br />

Jerzy Szmit. Niegdyś sam w PRL-u zaangażowany<br />

w działalność <strong>pod</strong>ziemną, z<br />

tego powodu represjonowany, internowany<br />

i więziony, <strong>pod</strong>ziękował organizatorom<br />

za przygotowanie całego przedsięwzięcia<br />

i bogaty program tematyczny. Podkreślił<br />

ważność prasy <strong>pod</strong>ziemnej w historii Polski<br />

zniewolonej przez komunizm. Pięknie<br />

mówił m.in. o poświęceniu tysięcy<br />

drukarzy, wydawców i kolporterów, o ich<br />

odwadze, za którą ci dzielni ludzie niejednokrotnie<br />

płacili wysokimi wyrokami<br />

więzienia. Obecność prezydenta Jerzego<br />

Szmita na konferencji godna jest odnotowania<br />

tym bardziej, gdyż tylko on jeden z<br />

szerokiej plejady zaproszonych włodarzy<br />

Olsztyna i władz naszego województwa,<br />

samorządu uznał za wskazane zaszczycić<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

Motto: „Mają w domu książki”<br />

W dniach 3-5 listopada br. w olsztynie odbyła się zorganizowana przez delegaturę<br />

iPN w olsztynie i Bibliotekę uniwersytecką uWM ogólnopolska konferencja naukowa<br />

„Prasa <strong>pod</strong>ziemna w PRL”. Sympozjum zorganizowano w ramach projektu<br />

naukowo-badawczego instytutu Pamięci Narodowej pt. „SB wobec środowisk twórczych,<br />

naukowych i dziennikarzy”, którego koordynatorem jest prof. Tadeusz Wolsza<br />

z instytutu historii PAN i redaktor naczelny „dziejów Najnowszych” oraz dr Sebastian<br />

Ligarski ze szczecińskiego iPN-u. Wcześniejsze konferencje tego zespołu odbywały<br />

się we Wrocławiu i w Szczecinie. do olsztyna na obrady zjechało przeszło<br />

dwudziestu historyków i dziennikarzy, którzy razem z pracownikami naukowymi<br />

olsztyńskiej delegatury iPN i uWM zaprezentowali szereg istotnych ustaleń, które<br />

wzbudziły zainteresowanie nie tylko osób zajmujących się zawodowo historią, ale i<br />

działaczy byłej opozycji na Warmii i Mazurach, jak również młodzieży olsztyńskich<br />

szkół średnich.<br />

hENRyK FALKoWSKi<br />

historyków najnowszych dziejów Polski<br />

swoją obecnością.<br />

Pierwszym wystąpieniem na konferencji<br />

był niezwykle interesujący wykład<br />

dziennikarza Andrzeja W. Kaczorowskiego,<br />

który ze znawstwem referował obraz<br />

niezależnej prasy chłopskiej w latach<br />

1977–1989, charakteryzując m.in. czasopismo<br />

„Gos<strong>pod</strong>arz” redagowane w <strong>pod</strong>ziemiu<br />

przez Piotra Tysiaka, byłego legionistę<br />

i przedwojennego działacza „Siewu”,<br />

ale też głośnego dziś publicystę społeczno-politycznego,<br />

goszczącego niedawno<br />

w Olsztynie przez Klub „Gazety Polskiej”,<br />

red. Stanisława Michalkiewicza. Następnie<br />

Grzegorz Wołk z centrali warszawskiego<br />

IPN-u ciekawie, przy szerokim<br />

wykorzystaniu multimediów, przedstawił<br />

prasę drugoobiegową znajdującą się w zasobach<br />

Biura Udostępniania i Archiwizacji<br />

Dokumentów IPN. Jego referat był tym<br />

bardziej interesujący, bo nie ograniczył się<br />

do poczynionych ustaleń, ale zawierał w<br />

sobie również cenne wskazówki dla badaczy<br />

historii, gdzie i jak należy poszukiwać<br />

stosownych tytułów prasy <strong>pod</strong>ziemnej.<br />

Wołk <strong>pod</strong>ał nawet sygnatury zespołów<br />

IPN w tym zakresie, w tym dotyczące także<br />

akt komunistycznej informacji wojskowej.<br />

Podobny charakter miało wystąpienie<br />

Joanny Bachtin z Biblioteki Narodowej<br />

w Warszawie, która nakreśliła sposoby<br />

gromadzenia prasy i wydawnictw bezdebitowych<br />

w BN. Naukowiec z Warszawy<br />

zauważyła, że nie wszystkie wydawnictwa<br />

drugoobiegowe, choćby prezentowane na<br />

wystawie towarzyszącej konferencji, znajdują<br />

się w Bibliotece Narodowej. Marta<br />

Marcinkiewicz ze szczecińskiego IPN-u,<br />

redaktor niedawno wydanego albumu<br />

„Papierem w system. Prasa drugoobiegowa<br />

w PRL”, przedstawiła prasę wydawaną<br />

przez osoby internowane. Z kolei Grzegorz<br />

Majchrzak, niezwykle płodny historyk<br />

z warszawskiego IPN-u, autor m.in.<br />

opracowań o związkach z bezpieką Małgorzaty<br />

Niezabitowskiej, czy ks. prałata<br />

Henryka Jankowskiego, omówił fenomen<br />

<strong>pod</strong>ziemnego Radia „Solidarność”. Tematykę<br />

radia solidarnościowego, ale w odniesienia<br />

do Bydgoszczy, przedstawił także dr<br />

Krzysztof Osiński. Na koniec pracowitego<br />

pierwszego dnia konferencji, dr Piotr Kardela<br />

zaprezentował referat przygotowany<br />

przez dr Dominikę Rafalską – wicedyrektor<br />

Instytutu Dziennikarstwa Uniwersytetu<br />

Warszawskiego, autorkę świetnej książki<br />

o piśmie „Po Prostu” – na temat prasy<br />

drugiego obiegu Niezależnego Zrzeszenia<br />

Studentów UW w latach 1980–1981. Podsumowaniem<br />

pierwszego dnia obrad, po<br />

zwyczajowej dyskusji nad wystąpieniami<br />

referentów, była promocja pierwszego<br />

tomu „Encyklopedii Solidarności” z<br />

udziałem Przemysława Miśkiewicza – wydawcy<br />

tomu i prezesa Stowarzyszenia „Pokolenia”<br />

i redaktorami tego wydawnictwa.<br />

Podczas promocji poinformowano, że całość<br />

„Encyklopedii” ma się składać z 5–6<br />

tomów i zawierać ok. 5 tysięcy not biograficznych<br />

działaczy opozycji w PRL. Chętni<br />

mieli okazję zaopatrzyć się w pierwszy<br />

tom tego cennego wydawnictwa, którego<br />

koordynatorem na terenie województwa<br />

warmińsko-mazurskiego jest pracownik<br />

Delegatury IPN Renata Gieszczyńska.<br />

Przedpołudniową część konferencji w<br />

dniu 4 listopada prowadził prof. Ryszard<br />

Sudziński – kierownik Zakładu Historii<br />

Powszechnej i Polski po 1945 roku w Instytucie<br />

Historii UMK w Toruniu, który<br />

zarazem jako pierwszy referent zaprezentował<br />

odbiór wydarzeń w Polsce lat<br />

1980–1989 w prasie polonijnej w Stanach<br />

Zjednoczonych. Profesor czyniąc interesujące<br />

porównania, zauważył, że tak jak<br />

prasa <strong>pod</strong>ziemna w kraju rzetelnie informowała<br />

Polaków o całokształcie życia<br />

społeczno-politycznego, tak tę samą rolę<br />

spełniała prasa polonijna w przypadku,<br />

kiedy media amerykańskie ignorowały<br />

tematy dotyczące PRL-u. Bartosz Kaliski<br />

doktorant z Instytutu Historii PAN omówił<br />

z kolei etos i walkę „Solidarności” na<br />

przykładzie wydawanego w Krakowie<br />

„Hutnika” i warszawskich „Hutników ‚82”.<br />

35


Z kolei Arkadiusz Kazański z gdańskiego<br />

IPN-u szeroko i ze szczegółami zaprezentował<br />

pismo <strong>pod</strong>ziemnej „Solidarności” w<br />

Stoczni Gdańskiej im. Lenina „Rozwaga i<br />

Solidarność”. Karol Nawrocki z gdańskiego<br />

IPN-u prezentował elbląską prasę <strong>pod</strong>ziemną,<br />

Paweł Szulc – autor obszernego<br />

wyboru źródeł na temat Polskiego Radia<br />

Szczecin – mówił o szczecińskiej prasie<br />

antysystemowej w latach osiemdziesiątych.<br />

Tematykę regionalną w tym samym<br />

kontekście przedstawiła Katarzyna Kyc z<br />

IPN w Rzeszowie. Ostatnim referentem<br />

przed przerwą był pracownik naukowy<br />

warszawskiego IPN-u Jan Olaszek, który<br />

nakreślił charakterystykę „Przeglądu<br />

Wiadomości Agencyjnych” w latach 1984-<br />

1990. Podczas dyskusji poruszano m.in.<br />

problem, jak właściwie powinno się określać<br />

omawianą prasę: czy była ona „<strong>pod</strong>ziemna”,<br />

„solidarnościowa”, „niezależna”,<br />

„bezdebitowa” czy po prostu „opozycyjna”?<br />

Dyskutowano o finansowaniu<br />

wydawnictw <strong>pod</strong>ziemnych,<br />

pytano o środki materialne<br />

otrzymywane z zagranicy, a także<br />

o realny odbiór treści i rezonans<br />

społeczny niezależnych wydawnictw.<br />

Tu przypomniano badania<br />

prowadzone na obszarze Gdańska,<br />

gdzie przed Sierpniem `80 tylko<br />

2% populacji miało styczność z<br />

prasą <strong>pod</strong>ziemną, <strong>pod</strong>czas gdy w<br />

latach stanu wojennego miało to<br />

być już kilkanaście procent ludności<br />

PRL-u.<br />

Po przerwie troje prelegentów<br />

(Kamila Churska i dr Przemysław<br />

Wojtowicz – IPN w Bydgoszczy<br />

oraz dr Sebastian Pilarski – IPN<br />

Łódź) zajmowała się stosunkiem<br />

lokalnych gazet solidarnościowych w<br />

Bydgoszczy, Toruniu i Łodzi do wyborów<br />

kontraktowych z czerwca 1989 r. Nieco<br />

odmienny charakter miało wystąpienie<br />

byłego działacza opozycji, a jednocześnie<br />

pracownika naukowego łódzkiego IPN-u,<br />

Józefa Śreniowskiego, który bardzo obrazowo<br />

zajął się problemami środowiska<br />

łódzkich kolporterów prasy drugoobiegowej<br />

po 13 grudnia 1981 r. Wystąpienie<br />

to było uzupełnione licznymi planszami<br />

i wyliczeniami, obrazującymi m.in. konspirację<br />

<strong>pod</strong>ziemnej pracy wydawniczej<br />

w zakresie kolportażu. Na pewno wydarzeniem<br />

konferencji było wystąpienie dr.<br />

Sławomira Cenckiewicza, autora znanych<br />

poczytnych książek o Lechu Wałęsie i<br />

Annie Walentynowicz. Gdański historyk<br />

mówił o Pawle Mikłaszu, <strong>pod</strong>ziemnym<br />

wydawcy-konfidencie, a jego wystąpienie<br />

było tak interesujące, że tematyka, którą<br />

zaprezentował praktycznie zdominowała<br />

dyskusję ostatniej części obrad. Zgodnie z<br />

programem, ostatnim elementem konferencji<br />

w dniu 4 listopada była wieczorna<br />

promocja książek wydanych przez IPN –<br />

„Dziennikarze władzy, władza dziennikarzom.<br />

Aparat represji wobec środowiska<br />

dziennikarskiego 1945–1990” (Warszawa<br />

2010) oraz wspomnianej już pozycji „Papierem<br />

w system. Prasa drugoobiegowa<br />

w PRL” (Szczecin 2010). Podczas promocji<br />

wszyscy obecni na Sali obrad zostali<br />

obdarowani jednym egzemplarzem tej<br />

pierwszej pozycji.<br />

Ostatni dzień konferencji miał charakter<br />

regionalny – wszystkie wystąpienia<br />

dotyczyły Olsztyna lub byłego województwa<br />

olsztyńskiego. O solidarnościowym<br />

„Rezonansie” interesująco referował Dominik<br />

Krysiak z miejscowej Delegatury<br />

IPN. Pracownik tej samej Delegatury –<br />

Renata Gieszczyńska – przybliżyła krąg<br />

twórców i kolporterów kętrzyńskiej ga-<br />

Dr Sławomir Cenckiewicz mówi o Pawle Mikłaszu, <strong>pod</strong>ziemnym wydawcy<br />

– konfidencie<br />

zetki „Larwa” wydawanej przez Federację<br />

Młodzieży Walczącej Warmii i Mazur. Z<br />

kolei dr Witold Gieszczyński zaprezentował<br />

problematykę najdłuższego strajku lat<br />

1980–1981 w PRL, czyli strajku drukarzy<br />

w Olsztyńskich Zakładach Graficznych.<br />

Następnie dr Piotr Kardela przedstawił<br />

periodyk liberalnej opozycji z Olsztyna,<br />

ukazujące się w latach 1987–1989 „Inicjatywy<br />

Warmińskie”, którego pierwszymi<br />

redaktorami byli Jerzy Szmit i Bogdan<br />

Bachmura. Nie sposób było <strong>pod</strong>czas tego<br />

wystąpienia nie zwrócić uwagi na fakt,<br />

że redaktorzy, wydawcy i publicyści „Inicjatyw”<br />

(Bogdan Bachmura, Adam Jerzy<br />

Socha, ks. Jan Rosłan) związani są obecnie<br />

z miesięcznikiem „<strong>Debata</strong>”. Ostatnim<br />

referentem na konferencji był Paweł Piotr<br />

Warot, który z charakterystyczną dla siebie<br />

werwą zaprezentował ukazujące się od<br />

1986 r. lokalne pismo <strong>pod</strong>ziemne „Echa<br />

Mrągowa”. W swoim wystąpieniu Warot<br />

przypomniał m.in. sylwetkę współpracu-<br />

jącego z Ruchem Obrony Praw Człowieka<br />

i Obywatela red. Dariusza Jarosińskiego,<br />

jak również represje, jakich doświadczył<br />

on od komunistów. Współredaktorami<br />

„Echa” byli: Tomasz Jankowski – absolwent<br />

SGGW i sympatyk Romana Dmowskiego,<br />

który wydawał w latach 1978–1980<br />

„Samoobronę Polską” oraz Ryszard Kozdruń,<br />

lekarz anestezjolog i obrońca życia<br />

poczętego. Absurdalnie dziś brzmią słowa<br />

funkcjonariusza SB, <strong>pod</strong>ejrzewającego tę<br />

grupę o wydawanie mrągowskiego periodyku,<br />

który w uzasadnieniu swojej tezy<br />

o wszczęciu rozpracowania tegoż środowiska,<br />

pisał: „mają w domu książki”. Na<br />

koniec konferencji rozgorzała ożywiona<br />

dyskusja, świadcząca, że sprawy poruszane<br />

na konferencji są nie tylko przedmiotem<br />

badań historycznych, ale także nie są<br />

obojętne byłym działaczom opozycji. Głos<br />

zabierali nie tylko historycy, ale i byli <strong>pod</strong>ziemni<br />

wydawcy czy kolporterzy,<br />

m.in. Teresa Stefanowicz i Piotr Rydel.<br />

Wśród uczestników konferencji<br />

zauważyć można było zresztą i<br />

innych byłych działaczy opozycji:<br />

Władysława Kałudzińskiego, Wojciecha<br />

Ciesielskiego, Swietłanę i<br />

Erwina Kruków czy Zenona Złakowskiego.<br />

Konferencji „Prasa <strong>pod</strong>ziemna<br />

w PRL” towarzyszyła niezwykle interesująca<br />

wystawa pt. „Prasa i wydawnictwa<br />

niezależne na Warmii<br />

i Mazurach”, przygotowana przez<br />

Delegaturę IPN w Olsztynie oraz<br />

Oddział Zbiorów Specjalnych Biblioteki<br />

Uniwersyteckiej UWM w<br />

Olsztynie, której szczególną atrakcją<br />

były pokazane w przeszklonych<br />

gablotach oryginalne druki i wydawnictwa<br />

<strong>pod</strong>ziemne.<br />

Na pewno konferencja była udanym<br />

przedsięwzięciem i dlatego jej organizatorom<br />

należą się duże słowa uznania. Z drugiej<br />

strony – będzie to osobista refleksja<br />

– obserwując życie społeczne i polityczne<br />

III Rzeczpospolitej, coraz częściej zastanawiam<br />

się czy Polacy chcą znać prawdę? Ta<br />

prawda chociaż do nas przenika, to nic lub<br />

prawie nic, nie jest nas w stanie nauczyć.<br />

Kiedyś patrioci wierzyli, że „WRONa skona”<br />

i przyjdzie nie<strong>pod</strong>ległość, ludzie dzisiejsi<br />

powoli godzą się z myślą, że nikt w<br />

przyszłości takiej Polski bronił nie będzie.<br />

A już na pewno nie wszechobecni nihiliści.<br />

Kto wie, może kiedyś materiały z tej<br />

konferencji będą, oprócz walorów czysto<br />

naukowych, zawierać istotne wskazówki,<br />

jak należy walczyć o naszą ojczyznę.<br />

henryk Falkowski<br />

(Olsztyn)<br />

falk_65@tlen.pl<br />

36 DEBATA Numer 11 (38) 2010


W Piszu<br />

o przesiedleńcach<br />

z Kresów<br />

22 października br. w Miejsko – Gminnej Bibliotece Publicznej w Piszu odbyła się konferencja<br />

historyczna pt. Konspiracja kresowa w Polsce po 1945 r. na tle losów ludności<br />

przesiedlonej z utraconych ziem II Rzeczypospolitej. Jej organizatorami było Muzeum<br />

ziemi Piskiej oraz rzeczona biblioteka, a współorganizatorami m.in. Klub Lokalnych<br />

inicjatyw oświatowych (KLio) oraz instytut Pamięci Narodowej. oficjalnym pretekstem<br />

do zorganizowania konferencji była przypadająca w tym roku setna rocznica urodzin<br />

mjr. zygmunta Szendzielarza „łupaszki” – legendarnego kresowego partyzanta,<br />

który po wojnie <strong>pod</strong>ejmował walkę z komunistami także na terenie Warmii i Mazur.<br />

iRENEuSz ChMiELEWSKi<br />

Konferencja zaczęła się z około półgodzinnym<br />

opóźnieniem ze względu<br />

na kłopoty komunikacyjne<br />

prelegentów warszawskich, ale wbrew przewidywaniom<br />

ten poślizg nie okazał się złym<br />

prognostykiem. Zgromadziła kilkadziesiąt<br />

osób – nauczycieli, uczniów, kombatantów<br />

i miłośników historii. W imieniu organizatorów,<br />

przybyłych powitał kustosz MZP<br />

Waldemar Brenda. Następnie głos zabrał<br />

burmistrz Pisza Jan Alicki, który <strong>pod</strong>kreślił<br />

dotychczasowy dorobek piskiego muzeum<br />

i biblioteki w popularyzowaniu wiedzy o<br />

przeszłości Mazur.<br />

Po części oficjalnej pierwszy referat<br />

zaprezentował Waldemar Brenda na te-<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

mat przesiedleńców z Kresów na Warmii<br />

i Mazurach po 1945 r. Po nim głos zabrał<br />

dr Tomasz Łabuszewski z IPN w Warszawie<br />

omawiając losy konspiracji grodzieńskiej<br />

po 1944 roku na utraconych Kresach, a także<br />

na Białostocczyźnie oraz we wschodniej<br />

części Mazur. Trzeci referat, o 5 Wileńskiej<br />

Brygadzie AK, wygłosił dr Kazimierz Krajewski<br />

(IPN Warszawa). Po nim nastąpiła<br />

krótka dyskusja, która zamknęła pierwszą<br />

część konferencji.<br />

Po półgodzinnej przerwie na kawę,<br />

przystąpiono do popołudniowej części spotkania.<br />

Otworzył ją referat Marzeny Kruk<br />

(IPN Gdańsk) na temat stosunku ludności<br />

pomorskiej do konspiracji kresowej dzia-<br />

Ci, których kochamy nie umierają nigdy,<br />

bo miłość, to nieśmiertelność<br />

Emily Dickinson<br />

Joannie i Wojtkowi<br />

Groteckim<br />

wyrazy szczerego żalu i współczucia z powodu śmierci<br />

Córki Justyny<br />

składają koleżanki i koledzy z „Debaty”<br />

oraz<br />

ze Stowarzyszenia „Święta Warmia”<br />

łającej w powiecie świeckim. Ciekawy odczyt<br />

o doktorze Romanie Korab – Żebryku<br />

wygłosił w zastępstwie nieobecnego autora<br />

dr. hab. Tomasza Balbusa (IPN Wrocław)<br />

nauczyciel historii, członek KLIO w Piszu<br />

Andrzej Zadroga. Ostatnim punktem konferencji<br />

był występ dr. hab. Piotra Niwińskiego<br />

z Uniwersytetu Gdańskiego, który<br />

omówił wkład wileńskich akowców w służbie<br />

nie<strong>pod</strong>ległości (1944 – 1989). Po nim<br />

nastąpiła dyskusja i <strong>pod</strong>sumowanie konferencji.<br />

Można stwierdzić, że piska konferencja<br />

była pierwszym tego typu spotkaniem,<br />

na którym omówiono losy pochodzącej z<br />

Kresów ludności, przez pryzmat jej zaangażowania<br />

w działalność nie<strong>pod</strong>ległościową.<br />

Wymienione referaty niewątpliwie poszerzyły<br />

wiedzę zgromadzonych o konspiracji<br />

kresowej po 1945 roku. Ukazały skomplikowane<br />

losy jej uczestników w nowej rzeczywistości<br />

politycznej. Patrząc z dzisiejszej<br />

perspektywy nasuwa się jednak pytanie: czy<br />

warto było? Ta wątpliwość chyba dość często<br />

pojawia się przy analizie naszych wielkich<br />

historycznych tematów. Każdy musi ją<br />

rozwikłać na własną rękę. Na koniec jeszcze<br />

dodam, że poruszana w poszczególnych<br />

wystąpieniach tematyka pozostaje szerzej<br />

nieznana ogółowi. Dlatego dobrze, że<br />

wśród uczestników konferencji tak licznie<br />

byli reprezentowani nauczyciele. Z pewnością<br />

będą mogli wykorzystać zdobytą wiedzę<br />

na zajęciach z młodzieżą.<br />

ireneusz Chmielewski<br />

(nauczyciel historii, członek Klubu Lokalnych<br />

Inicjatyw Oświatowych w Piszu)<br />

37


Struktura kłamstwa<br />

według Wierzbickiego<br />

Wiek XX – wiek prawdy? upowszechnienie środków masowego przekazu, coraz łatwiejszy dostęp<br />

do różnorodnych informacji, możliwość ich weryfikowania – to wszystko mogłoby sugerować, że<br />

XX stulecie było rzeczywiście epoką, w której żadnego kłamstwa na dłuższą metę utrzymać się nie<br />

dawało. A jednak, to właśnie w ubiegłym stuleciu władzę nad ludzkimi umysłami zdobyło kłamstwo<br />

szczególne. „Wiek XX jest wiekiem kłamstwa wyrafinowanego, ubranego w barwy ochronne, samopowielającego<br />

się w duszy człowieka. Kłamstwo to zachodzi człowieka opłotkami, od tyłu, zawraca<br />

mu głowę <strong>pod</strong>stępnie, przestawia mu klepki w mózgu niepostrzeżenie, wytwarza w nim zdolność,<br />

gotowość, pasję do samoistnego nazwania czarnego białym, do spontanicznego wyznania, iż dwa<br />

razy dwa równa się pięć” – ten właśnie fragment przedmowy do książki Piotra Wierzbickiego pt.<br />

„Struktura kłamstwa” zdaje się najlepiej oddawać zapisany na kartach tej książki, zamiar autora, aby<br />

wyśledzić meandry komunistycznego kłamstwa. Książka wyszła po raz pierwszy w 1986 r. w drugim<br />

obiegu. W ubiegłym roku w ramach wspólnej serii oficyny Wydawniczej Volumen oraz BELLoNy<br />

zaczęto wydawać Kanon Literatury Podziemnej, którego celem jest przypomnienie najważniejszych<br />

książek, wydawanych bez debitu w ostatnich dwóch dekadach PRL. do takich właśnie książek zaliczono<br />

także „Strukturę kłamstwa” Piotra Wierzbickiego.<br />

WALdEMAR BRENdA<br />

Ktoś zapyta o cel wznawiania publikacji, traktującej<br />

o kłamstwie oraz manipulowaniu informacją<br />

w świecie już nieistniejącym, a przez<br />

wielu po prostu zapomnianym. Wydaje się, że to dość<br />

ważne, abyśmy spróbowali zrozumieć język stosowany<br />

przez dziesięciolecia rządów komunistycznych na<br />

ogromnym obszarze od Władywostoku i Szanghaju<br />

do Warszawy i Berlina. A skoro ta książka musiała<br />

powstać już wtedy (czyli nie dla wszystkich ten propagandowy<br />

język był już wtedy czytelny), to znaczy,<br />

że dzisiaj, dwa dziesięciolecia po formalnym zniknięciu<br />

tamtej rzeczywistości z map politycznych świata,<br />

jeszcze mniej potrafimy z tego języka pojąć. Właśnie<br />

dlatego rozpocząłem lekturę wznowionej „Struktury<br />

kłamstwa”.<br />

Nie będę streszczał poszczególnych wywodów<br />

autora. Zasygnalizuję jedynie kilka wątków, które w<br />

pracy zwróciły szczególną moją uwagę. Przede wszystkim,<br />

jednym z ważniejszych <strong>pod</strong>systemów komunistycznego<br />

kłamstwa było unieważnianie. Wierzbicki<br />

mówi o unieważnianiu języka, a zwłaszcza takich w<br />

nim pojęć, które w „nowym” naświetleniu nabierają<br />

zupełnie odmiennego sensu („moralność klasowa”<br />

zamiast moralności, „subiektywność obiektywizmu”,<br />

„demokracja fałszywa” i „demokracja prawdziwa” - ta<br />

komunistyczna). Kolejne metody, to unieważnianie<br />

rzeczywistości oraz unieważnianie logiki.<br />

Wszystkie trzy metody były możliwe w świecie,<br />

który funkcjonował według głównego aksjomatu – że<br />

komunizm („realny socjalizm”) z założenia jest systemem<br />

właściwym, zaś wszelkie jego zbrodnie wynikają<br />

jedynie z przypadkowych wynaturzeń. Partia przyznawała<br />

się do nich <strong>pod</strong> presją społeczeństwa, szukając<br />

winnych „wypaczeń” oraz obiecując powrót do<br />

„prawdziwych” zasad.<br />

W ten sposób można mówić o <strong>pod</strong>wójnej rzeczywistości<br />

wykreowanej przez kłamstwo – rzeczywistości,<br />

którą wszyscy musieli zaakceptować. To dlatego<br />

zbrojenia komunistyczne służyły pokojowi, Zachodu<br />

- wojnie. Dlatego nauka w ZSRR przeżywała prawdzi-<br />

wy rozkwit - na Zachodzie regres. Na Wschodzie nie<br />

występowały żadne kataklizmy i katastrofy. A każdy,<br />

kto występował przeciw jedynemu na świecie ustrojowi<br />

„sprawiedliwości społecznej” (lub bywał za wroga<br />

tego ustroju nagle uznawany), stawał się nikczemnikiem,<br />

opłacanym szpiegiem, albo ukrytym, ale zawsze<br />

skrycie knującym zdrajcą. Czasem wrogowie mogli<br />

się doczekać określeń, które właściwie oficjalnie nie<br />

mieściły się w kategorii pojęć prawdziwego komunisty,<br />

ale przecież doraźnie, a przy tym wcale nie tak<br />

rzadko – były stosowane. A więc gdy taki był nakaz<br />

chwili - internacjonaliści przypominali komuś żydowskie<br />

pochodzenie, obrońcy czekistowskiej niewinności<br />

ubeków – wytykali stalinowskie uwikłania takiego,<br />

czy innego „odstępcy” od prawdziwej wiary itp. Te<br />

schematy działania, poparte licznymi przykładami,<br />

Wierzbicki zalicza do kłamstw ze sfery poglądów.<br />

Szczęśliwi mieszkańcy krajów realnego socjalizmu<br />

mieli też do czynienia z <strong>pod</strong>systemem kłamstw<br />

ze sfery informacji. Najlepszym sposobem informowania<br />

społeczeństwa było… nieujawnianie informacji,<br />

które władza uznawała za niekorzystne.<br />

Swoją drogą dobrze jeszcze pamiętam z lat<br />

osiemdziesiątych systematyczne nastawianie radioodbiorników<br />

na „Wolną Europę”, „Głos Ameryki”,<br />

czy BBC, gdzie można było usłyszeć o zdarzeniach,<br />

które wedle „Trybuny Ludu” i innych prasowych<br />

„oficjałków”, w ogóle nie istniały. I właśnie dlatego, ze<br />

względu na możliwość sięgnięcia przez społeczeństwo<br />

po alternatywne źródła informacji, nie zawsze władza<br />

mogła niewygodne fakty pomijać. Stąd stosowano<br />

powszechnie mniej „doskonałe” metody- mieszano<br />

informację z komentarzem, publikowano polemiki<br />

z publikacjami, które w kraju były niedostępne (tzw.<br />

„walka z cieniem”), zniekształcano proporcje czy <strong>pod</strong>awano<br />

informacje niepełne lub uzupełniane tzw.<br />

naddatkiem, czyli obudowane danymi, pozwalającymi<br />

zmniejszyć negatywne oddziaływanie niewygodnego<br />

przekazu. Stosowano szum informacyjny,<br />

retusz, cytowano opinie nieznanych (anonimowych),<br />

ale przecież zawsze „życzliwych” obserwatorów. A gdy<br />

mimo tych wszystkich zabiegów, w druku ukazało się<br />

coś, co dopadła spóźniona cenzura (ba! Słowo wszak<br />

w PRL nie spotykane, zastąpione przez łagodniejszą<br />

dla ucha i oka „kontrolę prasy, publikacji i widowisk”),<br />

zawsze można było rzecz oddać na przemiał. „W największej<br />

tajemnicy oddaje się na przemiał książkę,<br />

której niecenzuralność skonstatowano już po druku,<br />

a w Domu Książki w Warszawie w latach sześćdziesiątych<br />

zaufany pracownik zanurzał egzemplarze<br />

przeznaczonego na przemiał dzieła (by mielący nie<br />

wiedzieli, co mielą) w kuble z farbą” Wszystko po to,<br />

aby obywatele nie wiedzieli. „W pierwszym rzędzie<br />

tego, że nie wiedzą”.<br />

Trzecim <strong>pod</strong>sysytemem komunistycznego kłamania<br />

było kreowanie nowej rzeczywistości. Ta „rzeczywistość”<br />

była jak labirynt „zbudowany z masy sprężystej<br />

i dziwnie rozciągliwej”, „zmieniającej kształt”. Jej<br />

tworzywem były słowa. To z nich powstawały twory,<br />

przez Piotra Wierzbickiego nazywane „bytami potiomkinowskimi”.<br />

Od siebie dodam, że to analogia<br />

do słynnych wiosek potiomkinowskich – atrap zbijanych<br />

z desek na szlaku cesarskiej <strong>pod</strong>róży, które miały<br />

świadczyć o dobrobycie ludu w imperium Romanowów.<br />

Wtedy – chodziło o dobre samopoczucie władzy.<br />

W komunistycznych „bytach potiomkinowskich” szło<br />

o to, by społeczeństwo nie mogło dotrzeć do prawdy.<br />

Najbardziej charakterystycznym „potiomkinowskim<br />

bytem” (dziś pewnie powiedzielibyśmy – wirtualnym)<br />

były chyba komunistyczne konstytucje. Dziwaczne<br />

twory, gwarantujące obywatelom wszelkie możliwe<br />

prawa, swobody i przywileje, które jednakże nigdy nie<br />

były przez władze przestrzegane.<br />

Książka Piotra Wierzbickiego to pouczająca<br />

lektura. Autor stawia w niej problem okłamywania<br />

samych siebie, autoświadomości kłamstwa („czy<br />

rzecznicy realnego socjalizmu kłamiąc, wiedzą, że<br />

kłamią?”), relacji między kłamstwem a przemocą itp.<br />

To wszystko pozwalało lepiej zrozumieć wtedy i lepiej<br />

zrozumieć dzisiaj przewrotność systemu, w którym w<br />

XX w. przyszło żyć setkom milionów ludzi.<br />

Ale przewracając kolejne stronice „Struktury<br />

kłamstwa” nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że tamten<br />

świat nie jest tak całkowicie martwy. Że wiele przetrwało.<br />

A może narodziło się na nowo, w zupełnie odmiennych<br />

<strong>pod</strong>systemach kłamstwa XXI wieku? Czy<br />

ta łatwość, już nie dostępu, ale tworzenia informacji<br />

(ileś tam stacji telewizyjnych i radiowych, Internet,<br />

komputery wypluwające dowolne ilości ulotek, spotów,<br />

filmików itp.) nie sprawia, że na straży kłamstwa<br />

już nie stoi blokada informacji, ale jej nadmiar? Gubimy<br />

się w chaosie wywołanym przez wielość przekazów.<br />

Relatywizujemy swoje sądy. Coraz większy problem<br />

mamy z obroną przed zalewem informacyjnego<br />

bubla, sprzedawanego przez często dyspozycyjnych<br />

pośredników. Czy ktoś opisze strukturę kłamstwa czasów<br />

postnowoczesnych?<br />

Waldemar Brenda<br />

P. Wierzbicki, Struktura kłamstwa,<br />

oficyna Wydawnicza Wolumen, BELLo-<br />

NA, Warszawa 2009.<br />

38 DEBATA Numer 11 (38) 2010


Kwietniowy listopad<br />

Listopad jest w naszej tradycji miesiącem modlitw za zmarłych. W tym roku chyba cała Polska modli<br />

się za tragicznie zmarłych w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia. od tego momentu upłynęło pół<br />

roku. W olsztyńskim kościele Najświętszego Serca Jezusowego przez tydzień, codziennie, sprawowano<br />

w kwietniu Msze św. za poległych w Smoleńsku. Poniższy tekst jest homilią, którą wygłosiłem<br />

<strong>pod</strong>czas jednej z takich Mszy św.. Pół roku od tamtego tragicznego dnia i dzień modlitw za zmarłych<br />

jest czasem refleksji nad przemijalnością ludzkiego życia.<br />

„Więc wyżej <strong>pod</strong>nieśmy tę trumnę i idźmy, bo my jeszcze żyjemy, jeszcze żyjemy…” to fragment<br />

wiersza jednego z angielskich poetów.<br />

KS. JAN RoSłAN<br />

Tak, my jeszcze żyjemy. Każda śmierć jest<br />

jakimś wezwaniem dla żywych. Każda<br />

śmierć jest jakimiś ostrzeżeniem dla tych,<br />

co pozostali. Jakim ostrzeżeniem, jakim znakiem<br />

dla Polaków jest tragedia, w której wszyscy bierzemy<br />

udział? Odpowiedź nie jest łatwa. Serce<br />

potrafi pomieścić wiele, ale rozum nagle napotyka<br />

na ograniczenia. Człowiek chce wszystko<br />

racjonalnie wytłumaczyć, ale nagle staje przed<br />

tajemnicą. Może zadawać tylko pytanie, dlaczego?<br />

I tylko szukać odpowiedzi, choć zdaje sobie<br />

sprawę, że żadna odpowiedź nie jest ostateczna.<br />

Z Ewangelii dowiadujemy się, że tłum słuchający<br />

Chrystusa usiadł na trawie zielonej. To<br />

jest wskazanie, że było to wiosną, gdyż latem trawa<br />

w Ziemi Świętej jest żółta, spalona słońcem.<br />

Dziś też przeżywamy wiosnę. Każda wiosna jest<br />

porą nadziei, dla nas obecnie jest porą smutku,<br />

żałoby, refleksji i modlitwy. Ale pamiętajmy, że<br />

dla człowieka wierzącego w Boga nadzieja nigdy<br />

nie gaśnie. Pamiętamy, jak przed pięciu laty<br />

łączyliśmy się w bólu po śmierci Jana Pawła II.<br />

Wtedy także oczy całego świata były zwrócone<br />

na Polskę, wszak Papież był naszym rodakiem.<br />

Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca w wigilię<br />

niedzieli miłosierdzia Bożego. Para prezydencka,<br />

a wraz z nią cała delegacja, czyli pozostałe 94 osoby,<br />

odeszły z tego świata, także w wigilię niedzieli<br />

Bożego miłosierdzia. Objawienie o Bożym miłosierdziu<br />

jest nierozerwalnie związane z naszą<br />

ojczyzną. To Chrystus objawiając się skromnej<br />

siostrze zakonnej Faustynie Kowalskiej przekazał<br />

orędzie adresowane do całego świata o potrzebie<br />

modlitwy, aby Bóg w swoim majestacie rozlał<br />

morze miłości i miłosierdzia dla wszystkich<br />

grzeszników. Delegacja polska, która udawała się,<br />

aby uczcić poległych, zamordowanych Polaków<br />

w Katyniu przed 70 laty, miała uczestniczyć w<br />

modlitwie o miłosierdzie dla sprawców tej zbrodni<br />

i o pojednanie między narodem rosyjskim a<br />

polskim. Niewątpliwie, śmierć elity polskiego<br />

narodu zamordowanej przed 70 laty wypływała<br />

ze zbrodniczego, grzesznego systemu komunistycznego,<br />

ze zbrodniczej ideologii stalinowskiej.<br />

Wiek XX to zdawać by się mogło wielki triumf<br />

zła i śmierci. To hitlerowski nazizm z milionami<br />

ofiar, ale to także stalinizm, czy komunizm koreański,<br />

Hitler był demokratycznie wybranym<br />

przywódcą narodu niemieckiego, ale zbudował<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

system nienawiści i zbrodni, szowinizmu i hekatomby.<br />

Stalin system opierał na dyktaturze, także<br />

nie oszczędzając przelewu krwi tych, którzy dostrzegali<br />

zbrodniczość tego systemu. I hitleryzm,<br />

i stalinizm były systemami zbrodniczymi. Tylko<br />

Bóg zna ocean łez przelanych przez ofiary tych<br />

dwóch systemów.<br />

Jan Paweł II, którego śmierć opłakiwaliśmy<br />

przed pięcioma laty, kanonizował siostrę Faustynę<br />

Kowalską, a <strong>pod</strong>czas ostatniej pielgrzymki do<br />

kraju, apelował abyśmy byli świadkami Bożego<br />

miłosierdzia dla całego świata. Głosił wtedy także<br />

prawdę o zbawczej mocy krzyża. Tak śmierć<br />

Chrystusa, tak bolesna i tak okrutna, zadana z<br />

rąk ludzi miała najgłębszy sens – była wyzwoleniem<br />

człowieka ze śmierci wiecznej, była naszym<br />

odkupieniem i wyzwoleniem, była otwarciem<br />

dla nas nieba. Z boku wyglądało to tak, że jest<br />

bezsensowna, jej wymowy nawet nie potrafili<br />

zrozumieć apostołowie, czego przykładem jest<br />

rozmowa dwóch uczniów idących do Emaus…<br />

A myśmy się s<strong>pod</strong>ziewali, że on wyzwoli Izraela,<br />

mówili, myśmy się s<strong>pod</strong>ziewali… Tak Chrystus<br />

wyzwolił z mocy śmierci nie tylko Izraela, ale<br />

i cały świat. Niepojęte dla człowieka są wyroki<br />

Boże, ale każdy z nas patrząc na krzyż wie, że w<br />

cierpieniu i śmierci jest ukryty głębszy sens – a<br />

nawet największa wartość – to przecież brama<br />

zjednoczenia z Bogiem. Skoro Chrystus przeszedł<br />

przez ziemską śmierć, my także musimy<br />

pójść tą drogą, aby się z Nim spotkać.<br />

Oczywiście, inaczej odbieramy śmierć osób,<br />

które odchodzą w starszym wieku. Inaczej przeżywamy<br />

śmierć nagłą, ludzi młodych, w sile<br />

wieku. Jeszcze bardziej przeżywamy śmierć grupową,<br />

ludzi, którzy służyli naszej ojczyźnie. I tu<br />

także ważny jest ten wymiar śmierci. Oni służyli<br />

innym ludziom, służyli krajowi, służyli Bogu. I<br />

stąd refleksja adresowana do nas, jak traktujemy<br />

tych, których wybieramy do społecznej służby.<br />

Jak ich traktujemy, czy potrafimy mieć świadomość,<br />

że władzy na najniższym szczeblu, gminnej,<br />

do tej na najwyższym poziomie, po prezydencką<br />

służbę, należy się szacunek i współpraca.<br />

Ci ludzie decydują o naszym dniu powszechnym,<br />

radni o stanie chodników, a parlamentarzyści o<br />

całym systemie prawnym. Jest to służba odpowiedzialna.<br />

Celowo mówię służba, a nie kariera.<br />

Bo wypełnianie obowiązków wobec narodu, wo-<br />

bec państwa zawsze należy traktować jako służbę.<br />

Ci, których opłakujemy, zginęli w służbie ojczyzny.<br />

Trzeba dbać o pamięć najwybitniejszych<br />

Polaków. Służba państwowa to nie służba jednej<br />

partii, to wypełnianie powinności wobec obywateli,<br />

to kierowanie się sprawiedliwością, miłością i<br />

poszanowaniem drugiego człowieka. Jak pamiętamy,<br />

z poszanowaniem drugiego człowieka w<br />

naszej ojczyźnie nie było i nie jest najlepiej…<br />

Powróćmy do sceny z Ewangelii. Oto tylko<br />

chłopiec ma chleby i ryby. Tylko on. Oddaje je.<br />

Nie wiemy, czy zrobił to z ochotą, ale pewnie tak,<br />

<strong>pod</strong> wpływem nauki Chrystusa. Oto Chrystus<br />

mógłby zesłać chleb z nieba. Uczynić cud trochę<br />

w inny sposób. Po prostu nakazać, aby każdy<br />

<strong>pod</strong>niósł ręce do góry i tam znalazł chleb, albo<br />

by się schylił i <strong>pod</strong>niósł go z ziemi, jak dawni Żydzi<br />

zbierali mannę. Chrystus jednak wybrał inny<br />

sposób. Sam wziął chleb i ryby. Pobłogosławił<br />

pokarm, a potem przez ręce apostołów nakazał,<br />

aby rozdawać żywność ludziom. Zobaczmy:<br />

nakazał współdziałanie. Jeden człowiek dzieli się<br />

chlebem z drugim. Na tym polega współdziałanie,<br />

współpraca i współodpowiedzialność. Tak,<br />

każdy z nas jest w jakimś stopniu współzależny<br />

od innych ludzi. Ważna jest współpraca w tworzeniu,<br />

ale i dzieleniu wspólnego dobra. Jak ważny<br />

był ten chłopiec, jego chleb i ryby. Zobaczmy:<br />

Bóg pomnaża to, co przyniósł człowiek. Tak, Bóg<br />

współdziała z ludźmi, wspiera nasz wysiłek, błogosławi<br />

nam, choć nie zawsze to dostrzegamy i<br />

zauważamy.<br />

Jak ważny jest wysiłek pojedynczego człowieka.<br />

Jak ważny jest każdy dobry uczynek zrobiony<br />

przez jednostkę, jak ważne jest każde wyświadczone<br />

dobro drugiemu człowiekowi. Bóg<br />

pomnaża to dobro. Dopiero teraz przeczytałem w<br />

„Tygodniku Powszechnym”, że gdy Lech Kaczyński<br />

był prezydentem Warszawy przed ratuszem<br />

ciągle stała schorowana i biednie ubrana kobieta.<br />

Idąc do pracy widział ją wielokrotnie. Wreszcie<br />

nakazał, aby zaprosić ją do ratusza na rozmowę.<br />

Zapytał kobietę czego chce, po co przychodzi.<br />

Staruszka powiedziała, że chce się pomodlić na<br />

grobie Jana Pawła II. To jest jej marzeniem. I<br />

Lech Kaczyński, ówczesny prezydent Warszawy,<br />

zafundował jej <strong>pod</strong>róż do Rzymu, aby mogła<br />

spełnić swe marzenie. Trzeba było tragicznej jego<br />

śmierci, aby przypomnieć to dobro, które w służbie<br />

ludzi i ojczyzny dokonał. Ten jeden okruch<br />

tego dobra, o którym wspomniałem, świadczy o<br />

charakterze tego człowieka.<br />

Dziś popatrzmy na to dobro, które ludzie,<br />

którzy tak nagle odeszli, pozostawili po sobie.<br />

O wszystkim wie najlepiej Bóg. My mamy dać też<br />

świadectwo. Jak napisał Zbigniew Herbert: „ocalałeś<br />

nie po to aby żyć / masz mało czasu / trzeba<br />

dać świadectwo bądź odważny rozum zawodzi /<br />

bądź odważny w ostatecznym rozrachunku jedynie<br />

to się liczy. Bądź wierny. Idź.”. Więc i my idźmy<br />

dalej, pamiętając dokąd ma prowadzić nasza<br />

droga. Tylko do Boga przez służbę ludziom.<br />

Ks. Jan Rosłan<br />

39


<strong>Kamienica</strong><br />

<strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong><br />

Wielu olsztynian nie kryło zdumienia, kiedy latem 2010 r. spychacz odsłonił pozostałości<br />

rozległej budowli u <strong>pod</strong>nóża starej nekropolii św. Jakuba. Na jej teren wkrótce<br />

wkroczyli archeolodzy. W badaniach, które finansowało miasto, miałem okazję<br />

uczestniczyć. dziesiątki ciekawskich codziennie zaglądały do wykopów zasypując<br />

nas pytaniami. Naocznie mogłem się przekonać, jak ogromne zainteresowanie wzbudza<br />

wciąż wśród mieszkańców olsztyna, całkiem zdawałoby się niedawna przeszłość<br />

ich miasta. Przychodzi pora, by coś więcej opowiedzieć o odkrytym budynku oraz<br />

ludziach, którzy tu niegdyś mieszkali.<br />

RAFAł BęTKoWSKi<br />

Mrzyk mieszkał przy cmentarzu<br />

Kiedy w roku 1870 na terenie położonym<br />

na północ od linii kolejowej,<br />

po lewej, zachodniej stronie<br />

Szosy Gutsztackiej, otwarto nowy cmentarz<br />

katolicki parafii św. Jakuba, sądzono,<br />

że tory kolejowe stanowić będą naturalną<br />

granicę rozwijającego się w tym kierunku<br />

miasta 1 . Przewidywania te nie miały się<br />

potwierdzić. Wkrótce zabudowa mieszkalna<br />

przekroczyła tory, w ciągu kilku lat<br />

docierając do miejsca, w którym od szosy<br />

odchodziła droga prowadząca do Wadąga,<br />

zwana dziś ul. Jagiellońską.<br />

Szosa stała się jedną z głównych osi<br />

nowej dzielnicy. W latach 70/80. XIX w.<br />

w jej bezpośrednim sąsiedztwie zlokalizowano<br />

obiekty przemysłowe: prywatne<br />

cegielnie (Stoehr, Paradowski), browar<br />

(1878), młyn parowy (1885). Przy ulicy<br />

znalazło się również miejsce dla inwestycji<br />

komunalnych: w 1873 r. za cmentarzem<br />

uruchomiono przytułek dla ubogich, w<br />

jego sąsiedztwie w 1880 r. rzeźnię, w 1907<br />

obiekty zajezdni tramwajowej i elektrowni<br />

miejskiej. Zlokalizowane tu zostały również<br />

obiekty wojskowe – koszary kawalerii<br />

(1885–86), prowiantura wojskowa (1887),<br />

koszary piechoty (1888–90), kasyno oficerskie<br />

(1898). Ulica otrzymała w 1889 r.<br />

instalację i oświetlenie gazowe, w 1899 r.<br />

instalację wodociągową i kanalizacyjna, w<br />

1907 r. elektryczność i tramwaje 2 .<br />

Początkowo większe skupiska zabudowy<br />

mieszkalnej znajdowały się przy domku<br />

dróżnika i przejeździe przez tory kolejowe<br />

oraz bliżej Jakubowa, w sąsiedztwie<br />

otwartego w 1886 r. nowego cmentarza<br />

ewangelickiego. W 1881 r. na cmentarzu<br />

katolickim wzniesiono kaplicę. W lutym<br />

tego roku władze rejencyjne w Królewcu<br />

wydały zgodę na powiększenie nekropolii<br />

w kierunku północnym – po dzisiejszą ul.<br />

Dąbrowskiego. Między terenem cmentarza<br />

a szosą stał już wtedy budynek mieszkalny,<br />

należący do mistrza tokarskiego<br />

Ferdinanda Stoffa, oddalony od granicy<br />

cmentarza o 28 metrów 3 . Na początku lat<br />

90. XIX w. dom był własnością mistrza<br />

brukarskiego, przedsiębiorcy budowlanego<br />

Roberta Mrzyka, który wtedy praw-<br />

<strong>Kamienica</strong> <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> wg pocztówki<br />

wydanej ok. 1914 r. nakł. Eduarda Skibowskiego<br />

(zb. autora). Widać południową elewację<br />

z gzymsami, boniowaniami oraz blendami<br />

okiennymi oraz mansardowy dach budynku.<br />

do<strong>pod</strong>obnie sprowadził się do Olsztyna<br />

i tutaj właśnie zamieszkał. Pochodzący z<br />

Prus Zachodnich Mrzyk w historii miasta<br />

zapisał się jako jeden z najwybitniejszych<br />

przedstawicieli miejscowej społeczności<br />

polskiej. Bliskie więzi łączyły go ze środowiskiem<br />

„Gazety Olsztyńskiej”, był on też<br />

jednym z głównych członków Towarzystwa<br />

Polsko-Katolickiego „Zgoda”.<br />

Wzniesiona od nowa<br />

Wg planu miasta z 1892 r. dom<br />

Mrzyka miał adres Guttstädter-Chaussee<br />

13 4 . W r. 1898 znajdujący się za przejazdem<br />

kolejowym odcinek Szosy Dobromiejskiej<br />

nazwano König-Strasse (ul.<br />

Królewska). Budynki otrzymały nową,<br />

okrężną numerację dom Mrzyka – nr 1. 5<br />

Pod koniec tego roku oprócz właściciela<br />

mieszkali tu jeszcze Ernst Jonas, ogrodnik<br />

artystyczny oraz August Karwatski, pomocnik<br />

w cukierni. Według ikonografii<br />

z przełomu XIX i XX w. był to budynek<br />

parterowy, kryty dachem dwuspadowym,<br />

ustawiony kalenicowo w stosunku do ulicy.<br />

Wejście frontowe usytuowane było na<br />

osi środkowej budynku. Przed domem<br />

znajdował się oddzielony płotem od ulicy<br />

przedogródek 6 .<br />

W latach 1902–03 Robert Mrzyk<br />

wzniósł w Olsztynie okazałe, połączone<br />

ze sobą, kamienice czynszowe nr 3 i 4<br />

przy nowo wytyczonym placu, noszącym<br />

dziś imię gen. Bema. Tu przeprowadził<br />

się następnie. Jako właściciela, a zarazem<br />

jednego z mieszkańców kamienicy odnotowuje<br />

go księga adresowa na rok 1904.<br />

Budynek przy ul. Królewskiej 1 wymienia<br />

ona jako „obecnie pusty”. Fakt wystawienia<br />

w tym czasie nowej kamienicy<br />

na miejscu starego budynku potwierdza<br />

plan miasta z 1904 r. oraz późniejsze dane<br />

archiwalne 7 . W czerwcu 1904 r. „Gazeta<br />

Olsztyńska” <strong>pod</strong>ała informację, jakoby<br />

Mrzyk za 65 tys. marek sprzedał kamienicę<br />

kapitanowi okrętu Kondruhe z Kłajpedy.<br />

Cena wskazuje, że musiał być to nowo<br />

wzniesiony obiekt. Wiadomość okazała<br />

się przedwczesna – transakcja nie doszła<br />

do skutku.<br />

W listopadzie 1905 r. w „Gazecie Olsztyńskiej”<br />

ukazał się anons o otwarciu „w<br />

domu p. Mrzyk, ul. Gutsztacka 1 (za torami)”<br />

sklepu Adolfa Schneidera z artykułami<br />

wyplatanymi z trzciny i wikliny (meble,<br />

kufry, koszyki, towary trzcinowe, wózki<br />

dla dzieci) 8 . W budynku lokale zajmowało<br />

wtedy 8 lokatorów. Wedle ikonografii z<br />

przełomu 1907 i 1908 r. nowa kamienica<br />

była budynkiem 4-kondygnacyjnym, z<br />

umieszczonym na osi środkowej elewacji<br />

wejściem frontowym oraz szerokimi balkonami<br />

na pierwszym i drugim piętrze.<br />

Ostatnia kondygnacja posiadała od strony<br />

ulicy dach mansardowy, kryty prawdo<strong>pod</strong>obnie<br />

łupkiem. Na parterze po obu<br />

stronach wejścia głównego znajdowały się<br />

szerokie, przeszklone witryny z wejściami<br />

40 DEBATA Numer 11 (38) 2010


do mieszczących się tu sklepów. <strong>Kamienica</strong><br />

posiadała otynkowaną elewację oraz<br />

bogaty detal architektoniczny 9 .<br />

Pierwsza na zatorzu<br />

Jak w czerwcu 1908 r. informowała<br />

„Gazeta Olsztyńska”, „niejaki p. Roh-<br />

fleisch, pochodzący z Królewca” otrzymał<br />

zezwolenie na otwarcie czwartej apteki w<br />

północnej części miasta 10 . W tym celu za<br />

sumę 76 tys. marek nabył on od Mrzyka<br />

budynek „przy ul. Królewskiej 1” 11 .<br />

W dniu 11 listopada 1908 ukazała się w<br />

„Gazecie” <strong>pod</strong>pisana przez Maxa Rohfleischa<br />

zapowiedź otwarcia w domu „za tunelem<br />

w ul. Gutsztackiej” apteki <strong>pod</strong> firmą<br />

„Löwen-Apotheke” (Apteka <strong>pod</strong> Lwem),<br />

połączonej z drogerią i perfumerią 12 .<br />

Założyciel nowej apteki, Maximilian<br />

Oscar Rohfleisch, urodził się 7 listopada<br />

1865 r. w Dobrym Mieście, jako syn asystenta<br />

sądu wojennego Juliusa Rohfleischa<br />

oraz Franciszki Johanny z d. Kiewicz.<br />

Uczęszczał do gimnazjum w Olsztynku,<br />

zaś w latach 1892–94 studiował farmację<br />

na Uniwersytecie Królewieckim. Aprobowany<br />

w r. 1894, jeszcze w 1907 pracował<br />

w „Hohenzollern-Apotheke” w Królewcu.<br />

W 1908 r. uzyskał koncesję na założenie<br />

apteki w Olsztynie, osiedlając się tutaj 13 .<br />

„Apteka <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> miała być czwartą<br />

z aptek Olsztyna, pierwszą zaś na terenie<br />

dzielnicy Zatorze. Pierwsza z aptek założona<br />

została w grodzie nad Łyną w 1751r.<br />

Przywilej na jej prowadzenie uzyskał od<br />

kapituły warmińskiej Johann Zimmermann.<br />

Jej tradycję kontynuowała w XIX<br />

w. „Apteka <strong>pod</strong> Orłem”, funkcjonująca<br />

w kamienicy nr 2 przy Rynku. Dopiero<br />

w 1885 r. wydano koncesję na założenie<br />

w Olsztynie drugiej apteki, którą aptekarz<br />

Robert Bradder nazwał „Kronen-<br />

Apotheke” – „Apteką <strong>pod</strong> Koroną”. Położona<br />

ona była na ówczesnym Górnym<br />

Przedmieściu. W związku z rozwojem<br />

ludnościowym Olsztyna oraz wiszącą nad<br />

prowincją groźbą wybuchu epidemii cholery<br />

w niecałe dziesięć lat później wydano<br />

kolejną koncesję. Jako trzecia otwarta<br />

została w lutym 1894 r. „Hohenzollern-<br />

Apotheke” – „Apteka Hohenzollernów”,<br />

położona w sąsiedztwie Mostu św. Jana.<br />

Zgodę na otwarcie czwartej apteki w mieście<br />

wydano z myślą o mieszkańcach północnej<br />

części Olsztyna, która intensywnie<br />

rozwijać się zaczęła się od lat 80. XIX w. 14<br />

Apteki i drogerie<br />

Dziewiętnastowieczna apteka dzieliła<br />

się na kilka części. Tę najbardziej znaną<br />

stanowiła oficyna, gdzie na kontuarze<br />

ustawiona była waga, zaś na półkach,<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

bądź regałach zobaczyć można było stojące<br />

w odpowiednim porządku leki. Tutaj,<br />

<strong>pod</strong>obnie jak dziś następowała sprzedaż<br />

medykamentów i innych produktów<br />

oferowanych przez aptekę oraz realizacja<br />

wystawionych przez lekarza recept. Nie<br />

mniej ważne były niegdyś pozostałe części<br />

zakładu: laboratorium galenowe, zielarnia,<br />

magazyny na zapasy, piwnica, w<br />

której przechowywano wodę destylowaną<br />

oraz surowce i produkty wymagające niskich<br />

temperatur, jak wosk, oliwa, wino,<br />

wreszcie pomieszczenia do przechowywania<br />

trucizn i środków silnie działających<br />

oraz magazyn na wszelkiego rodzaju apteczne<br />

opakowania.<br />

Pierwsi aptekarze sami musieli pozyskiwać<br />

materiały i surowce do sporządzania<br />

leków. Od XIX w. w coraz większym<br />

stopniu wyręczał ich w tym zakresie prze-<br />

mysł farmaceutyczny. „Aptekarz otrzymuje<br />

od fabryk chemikalij najczęściej używane<br />

materiały lecznicze i lekarstwa w stanie<br />

gotowym, sporządzonym wedle przepisów<br />

obowiązujących i ma jedynie obowiązek<br />

odpowiedzialności wobec władz za fachowe<br />

ich przerobienie i czystość. Do tych<br />

dostarczanych przez fabrykę preparatów<br />

zalicza się przeważna część nalewek, pigułek,<br />

maści, plastrów i opatrunków najczęściej<br />

używanych. Tak więc należy o tyle<br />

ograniczyć pojęcie apteki w dzisiejszym<br />

znaczeniu, że ma ona jedynie utrzymywać<br />

na składzie i sporządzać wszelkie środki<br />

lecznicze i ewentualnie przerabiać je fa-<br />

chowo według wskazówek recepty lekarza”<br />

– informowała Encyklopedia Gutenberga<br />

w 1929 r. 15<br />

Aptekarze bardzo często obok oficyny<br />

aptecznej prowadzili drogerie, czasem –<br />

<strong>pod</strong>obnie jak Max Rohfleisch – również<br />

perfumerie. Zakresy działalności drogerii i<br />

apteki w dużej części pokrywały się. Wywodzące<br />

się z dawnych składów korzennych<br />

drogerie były miejscem sprzedaży artykułów<br />

chemicznych, kosmetyków, ziół leczniczych,<br />

materiałów opatrunkowych, artykułów<br />

sanitarnych oraz dopuszczonych do<br />

wolnego obrotu medykamentów. Jedynie<br />

apteki uprawnione były do sporządzania<br />

i sprzedaży leków recepturowych, jak też<br />

„trucizn, jadów itd.”. Chociaż więc zakres<br />

działalności aptek znacznie się zmienił,<br />

nadal miały one przewagę nad drogeriami,<br />

nadal też żadna z oficyn nie mogła się<br />

Fragment mapy z ok. 1925 r. Widać nieregularny narys kamienica <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> oraz położony<br />

na tarasie za nią ogród, do którego dostać się można było ścieżką lub schodami obok kamienicy.<br />

„Leichenhalle” to kaplica cment., „Denkmal” – krzyż (stał tu jeszcze w latach powojennych).<br />

obyć bez własnego laboratorium, w którym<br />

przygotowywana wciąż była większa część<br />

wydawanych przez aptekę leków.<br />

<strong>Kamienica</strong> z renomą<br />

Wedle danych adresowych z końca<br />

1908 r., lokale w kamienicy przy König-<br />

Str. 1 zajmowali: właściciel – aptekarz<br />

Max Rohfleisch, sekretarz prokuratury Johann<br />

Großmann, nauczyciel szkoły realnej,<br />

Ludwig Gutzeit, wdowa po strażniku<br />

granicznym, Emilie Ehler oraz producent<br />

wyrobów z wikliny Adolf Schneider 16 .<br />

Na każdym z pięter znajdowały się dwa<br />

41


mieszkania, mansardowe <strong>pod</strong>dasze mieściło<br />

dwa pokoje. Lokale na parterze budynku<br />

zajmowała „Apteka <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> (po<br />

lewej) oraz sklep Schneidera (po prawej).<br />

Ponad apteką mieszkał jej właściciel.<br />

Jeszcze przed rokiem 1912 parcela<br />

Rohfleischa otrzymała nr 2. Zmienił się<br />

również użytkownik drugiego z lokali<br />

handlowych. Firma Adolfa Schneidera<br />

przeniosła się na ówczesną Kaiser-Str. 23,<br />

natomiast jej miejsce zajęła filia fabryki<br />

czekolady Richarda Selbmanna z Drezna.<br />

Pojawiły się również nowe nazwiska lokatorów.<br />

W budynku zamieszkał wtedy m.<br />

in. Paul Maschereck, sekretarz rejencyjny,<br />

który aż do roku 1945 r. pozostanie mieszkańcem<br />

kamienicy oraz Felix Gramberger,<br />

asystent apteczny 17 .<br />

W latach 1914–20 miejsce przedstawicielstwa<br />

fabryki czekolady zajął sklep z<br />

artykułami papierniczymi i piśmiennymi<br />

Willy’ego Weissa. W roku 1920 w budynku<br />

mieszkało 7 osób, wśród nich dwie<br />

wdowy i murarz. Jedynie w ten sposób<br />

dał o sobie znać powojenny kryzys. W<br />

innych domach czynszowych wiele lokali<br />

zostało w tym okresie <strong>pod</strong>zielonych wtórnie<br />

na mniejsze mieszkania. Nawet w tzw.<br />

„dobrych kamienicach” zwiększyła się w<br />

tych czasach liczba najemców, obniżeniu<br />

uległ ich status. Pod koniec lat 20. lokale w<br />

kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> wynajmowały<br />

w większości te same osoby, stwierdzić<br />

więc wypada, że dom zachował swoją<br />

przedwojenną renomę.<br />

Ankieta dla władz <strong>pod</strong>atkowych<br />

Niewiele wciąż mamy wiadomości o<br />

Maksie Rohfleischu. Dzięki wzmiance w<br />

„Gazecie Olsztyńskiej” wiemy, że z zamiłowaniem<br />

oddawał się zajęciom sportowym.<br />

Swego czasu złamał nogę na torze<br />

saneczkowym w Jakubowie. W okresie<br />

międzywojennym należał do „Arx Pruthenorum”,<br />

olsztyńskiej Szlarafii, paramasońskiego<br />

stowarzyszenia, urządzającego<br />

cykliczne biesiady w „Trojdanku” 18 .<br />

Właściciel <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> prowadził<br />

żywot typowy dla przedstawicieli miejscowej<br />

elity. Bez reszty identyfikował się zapewne<br />

z kulturą niemiecką. Otrzeźwienie<br />

nadejść miało dopiero w latach 30., wraz z<br />

nastaniem rządów nazistowskich.<br />

W maju 1933 r. ulicę Królewską przemianowano<br />

na aleję Adolfa Hitlera. Rok<br />

później właściciel kamienicy wypełnił dla<br />

Urzędu Finansowego w Olsztynie ankietę<br />

do celów <strong>pod</strong>atkowych. Według zestawienia<br />

z października 1934 r. w budynku<br />

przy Adolf-Hitler-Allee nr 2 na parterze<br />

znajdowała się apteka Rohfleischa z<br />

szacunkowym czynszem rocznym 2400<br />

RM oraz sklep papierniczy Weißa (odpo-<br />

wiednio 600 RM). Ten ostatni wynajmował<br />

również na parterze pomieszczenie<br />

mieszkalne (157,71 RM). Na pierwszym<br />

piętrze budynku znajdowało się 4-pokojowe<br />

mieszkanie Rohfleischa (885, 40) oraz<br />

3-pokojowe Mascherka (761,40). Drugie<br />

piętro zajmowały mieszkania: 4-pokojowe<br />

nadrentmistrza sądowego Wachsmutha<br />

(czynsz 951,60) oraz 3-pokojowe kupca<br />

Maasberga (713,40 RM). Jednopokojowe<br />

mieszkania na <strong>pod</strong>daszu wynajmowali<br />

murarz Poetsch (376,20 RM) oraz siodlarz<br />

Müller (376,20 RM). Identyczna wysokość<br />

czynszu świadczy, że były to mieszkania<br />

bliźniacze, o takiej samej powierzchni i<br />

standardzie.<br />

Wedle informacji <strong>pod</strong>anych przez<br />

właściciela w ankiecie dom wzniesiony<br />

został w 1903 r. Budynek opisał on następująco:<br />

„budowla ceglana otynkowana,<br />

dach kryty papą, terakota na <strong>pod</strong>łodze<br />

w sieni, linoleum na klatce schodowej,<br />

światło elektryczne na klatce schodowej<br />

oraz we wszystkich mieszkaniach, przyłącze<br />

gazowe na klatce schodowej oraz<br />

we wszystkich mieszkaniach, przyłącze<br />

wodociągowe, kanalizacyjne oraz ustępy<br />

w mieszkaniach”. W l. 1933–34 przeprowadzono<br />

prace malarskie, odnowiony<br />

został dach kryty papą oraz rynny. Łączna<br />

powierzchnia parceli wynosiła 7 arów<br />

78 m kw. Według wysokości ubezpieczenia<br />

ogniowego płaconego przed wojną<br />

wartość budynku określona została na<br />

78 tys. marek. Dom ubezpieczony był w<br />

tow. ubezpieczeniowym „Albiegen [...]<br />

Versicherung Aktiengesellschaft” w Hamburgu.<br />

Obciążenie hipoteczne w Hypothekenbank<br />

Meiningen wynosiło 13 500<br />

RM, przy stopie 6%. Spłata wierzytelności<br />

nastąpić miała z dniem 31.12.1934 r. 19<br />

ostatnie wiadomości<br />

Niewielką pociechą była spłata hipoteki<br />

w czasach, które nadchodziły. Ponieważ<br />

Rohfleisch był Żydem, małżonkowie w<br />

roku 1935 usunęli się z życia publicznego.<br />

Rok później Max Rohfleisch prawdo<strong>pod</strong>obnie<br />

zmarł. We wrześniu 1936 r. dom<br />

przeszedł na własność wdowy Helene Rohfleisch.<br />

Wartość nieruchomości ustalona<br />

została na 43 300 RM 20 . Rok później <strong>pod</strong>jęto<br />

prace remontowe, <strong>pod</strong>czas których odnowiono<br />

m. in. przeszklone witryny lokali<br />

na parterze. Wedle deklaracji <strong>pod</strong>atkowej z<br />

1938 r. właścicielka zajmowała 5-pokojowe<br />

mieszkanie na I piętrze budynku. Na liście<br />

lokatorów kamienicy po raz pierwszy pojawia<br />

się w tym czasie nazwisko Leo Scharnicka<br />

21 . Jako aptekarz aprobatę uzyskał on<br />

w r. 1921. W latach 1935–36 był pracownikiem<br />

apteki, kierując nią zapewne w związku<br />

z wycofaniem się Rohfleischów.<br />

Helene Rohfleisch w przeciwieństwie<br />

do jej męża miała <strong>pod</strong>obno aryjskie pochodzenie<br />

22 . Pomimo tego, z jakichś powodów<br />

(być może ze względu na dzieci),<br />

zdecydowała się sprzedać aptekę oraz<br />

kamienicę. Właścicielem <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong><br />

<strong>Lwem”</strong> został Scharnick 23 , zaś domu architekt<br />

Bruno Dorsch, zamieszkały w Olsztynie<br />

przy Koppernikus-Str. 38. Wdowa<br />

sprzedała mu nieruchomość 10 października<br />

1939 r. za sumę 59 tys. RM. Wedle<br />

ankiety wypełnionej przez nowego właściciela<br />

20.01.1941 r. budynek zajmowali<br />

następujący lokatorzy:<br />

I piętro, 4 pokoje, Scharnick Leo, z<br />

1380,- RM czynszu rocznego<br />

I piętro, 3 pok., Maschereck Paul,<br />

715,80 RM<br />

II piętro, 4 pok., Weiß Willy, 942,- RM<br />

II piętro, 3 pok., Maßberg Max, 671,40<br />

RM<br />

<strong>pod</strong>dasze 2 pok., Brock Agnes, 441,-<br />

RM<br />

Na parterze budynku znajdowały się:<br />

apteka L. Scharnick, 114,12 m kw powierzchni,<br />

z czynszem 1920,- RM oraz<br />

sklep i skład handlu papierniczego W.<br />

Weiß – zajmujący 93,64 m kw (czynsz<br />

928,80 RM). Są to ostatnie przedwojenne<br />

wiadomości o budynku.<br />

ogień w alei Führera<br />

Wiosną 1945 r. większa część ówczesnej<br />

Adolf-Hitler-Allee legła w zgliszczach.<br />

Podobnie jak w innych rejonach<br />

Olsztyna zniszczenia nie były tu wynikiem<br />

działań wojennych, tylko celowych <strong>pod</strong>paleń,<br />

których w „wyzwolonym” Olsztynie<br />

dopuszczali się żołnierze Armii Czerwonej.<br />

Niewykluczone, że dochodziło do<br />

nich również <strong>pod</strong>czas rabunku, którego<br />

dokonywali szabrownicy. Zniszczenia<br />

przy obecnej al. Wojska Polskiego dotyczyły<br />

głównie zabudowy początkowego<br />

odcinka ulicy od tunelu do wylotu obecnej<br />

ul. Żeromskiego 24 . Spalone tu zostały<br />

sąsiadujące ze sobą kamienice po obu<br />

stronach alei, budynki starej rzeźni oraz<br />

zajezdnia tramwajowa, w której spłonęły<br />

znajdujące się tam nowoczesne wagony<br />

Steifurta. Władysław Karbownik, który<br />

uruchamiał po wojnie tramwaje, twierdził,<br />

że do niszczenia kamienic wykorzystano<br />

trakcję tramwajową: „Żołnierze<br />

radzieccy przyczepili czołg do linii tramwajowej<br />

na Jakubowie, a następnie <strong>pod</strong>palili<br />

domy i burzyli je tymi czołgami” 25<br />

O ogromie zniszczeń świadczyć może fakt,<br />

że druty tramwajowe i trolejbusowe wywleczone<br />

zostały czołgami aż <strong>pod</strong> Dywity,<br />

skąd ściągać je potem musiały brygady remontowe.<br />

Przy dawnej Adolf-Hitler-Allee<br />

sieć trakcyjna była rzeczywiście gęsta, zaś<br />

42 DEBATA Numer 11 (38) 2010


druty mocowano głównie do ścian budynków<br />

26 . Od r. 1940 do Jakubowa kursowały<br />

trolejbusy, obok nich ulicą nadal jeździły<br />

tramwaje, wykorzystujące znajdujące się<br />

tutaj dwie zajezdnie.<br />

W gruzy obróciła się również kamienica<br />

<strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong>. Wedle pierworysu<br />

geodezyjnego z lat 1955–57, na miejscu<br />

budynku jeszcze w połowie lat 50. XX w.<br />

znajdowały się gruzy. Nieco później teren<br />

został splantowany, a na jego miejscu<br />

urządzono plac wypoczynku i skwery 27 .<br />

Po półwieczu jedynie najstarsi mieszkańcy<br />

przypominali sobie jeszcze znajdujące<br />

się tu po wojnie ruiny. Ich ponowne<br />

odsłonięcie w związku z budową „Nowej<br />

Artyleryjskiej” dla większości olsztynian<br />

było niemałą sensacją. Latem 2010 r. władze<br />

miasta zleciły przebadanie obiektów,<br />

odkrytych <strong>pod</strong>czas robót drogowych. We<br />

wszystkich tych pracach dane mi było<br />

uczestniczyć 28 .<br />

olsztyńskie Pompeje ‘2010<br />

Z odkopywanych ruin jak z księgi<br />

odczytać można historię budynku. Nawet<br />

nie znając wstępnie dziejów budowli<br />

przy al. Wojska Polskiego, nietrudno było<br />

ustalić funkcję pomieszczeń, zajmujących<br />

niegdyś jej dolne kondygnacje. Z gruzów<br />

i ziemi w południowej części ruin dość<br />

prędko wydobywać zaczęto wielkie ilości<br />

sprzętów i naczyń aptecznych, przeważnie<br />

już potłuczonych, porcelanowe szyldy z<br />

łacińskimi nazwami, przytwierdzane nie-<br />

(Przypisy)<br />

1. Jerzy Sikorski, „Rozwój przestrzenny miasta”<br />

[w:] St. Achremczyk [red.] „Olsztyn 1353–<br />

2003”, Olsztyn 2003, s. 570.<br />

2. W latach 1940–45 komunikacja tramwajowa<br />

na trasie do Jakubowa została zastąpiona przez<br />

trolejbusy; por.: Rafał Bętkowski, „Nie tylko tramwaje”,<br />

cz. 1 i 2 [w:] „<strong>Debata</strong>”, nr 2(29)/2010<br />

3. Zgoda Prezydenta Rejencji na rozszerzenie<br />

cmentarza katolickiego w Olsztynie, Królewiec<br />

22.02.1881; szkic sytuacyjny z 8.02.1881 [w:] Acta<br />

betr. die am den Eisenbahnfiscus verkauften 7<br />

Meter vom Kirchengemeinde nr 444 am Kirchhof<br />

1870–1902; AAWO, sygn. 1304. Katasterverwaltung<br />

Kreis Allenstein, Gemarkung Allenstein Nr.3,<br />

Stückvermessungsriß Kartenblatt No.19 in 1 Riss,<br />

Riß No.1 Unter leitung des Kataster Inspectors<br />

Klein aufgenommen vom 6ten bis 9ten October<br />

1885 durch Feldmesser Gramsch; WAPO, Urząd<br />

Katastralny w Olsztynie, sygn. 1367/44/1/13.<br />

4. Karte der Stadt Allenstein Angefertigt im<br />

Jahre 1892 von Luckhardt Stadtinspector.<br />

5. „Adress-Buch der Kreisstadt Allenstein<br />

Ostpr. für 1899“, Allenstein 1898. s. 185.<br />

6. Rafał Bętkowski, „Olsztyn, jakiego nie znacie”,<br />

Olsztyn 2010, s. 150.<br />

7. Karte der Stadt Allenstein. Herausgegeben<br />

im Jahre 1904 von Luckhardt, Direktor der Gas- u<br />

Wasserwerke. II. vervollständige Auflage.<br />

8. „Gazeta Olsztyńska” nr 136 z 16.11.1905 r.<br />

9. Bętkowski, ibid., s. 114, 151.<br />

10. „Gazeta Olsztyńska” z 10.06.1908 r.<br />

11. „Gazeta Olsztyńska” z 3.07.1908 r.<br />

12. „Gazeta Olsztyńska” z 11.11.1908 r.<br />

DEBATA Numer 11 (38) 2010<br />

gdyś do szuflad i regałów, odnaleziono<br />

laboratorium z <strong>pod</strong>łogą wykonaną z kwasoodpornych<br />

płytek, a nawet poświęcone<br />

farmacji nadpalone wydawnictwa. W drugiej<br />

części budynku zabytków było mniej,<br />

lecz i one mówiły wiele o użytkownikach<br />

znajdujących się tu kiedyś lokali. Były to<br />

puste już szklane butelki, słoje i słoiczki, w<br />

jakich dawniej sprzedawano inkaust, kleje<br />

i farby, kałamarze, resztki ołówków, ryzy<br />

spalonego papieru i duże ilości wykonanych<br />

z łupku, ostrzonych ręcznie rysików.<br />

Sporą sensację wzbudziła ozdobna kasa<br />

sklepowa z początku XX w.– pusta już i<br />

przez kogoś uszkodzona, lecz nadal piękna,<br />

wzbudzająca respekt swą wielkością i<br />

... ciężarem.<br />

Wszystkie odkryte w ruinach pomieszczenia<br />

nosiły ślady gwałtownego<br />

pożaru, który prawie do gruntu wypalił<br />

kamienicę. Na parterze były to zwęglone<br />

resztki <strong>pod</strong>łóg i listew przyściennych, w<br />

piwnicach zalegająca gdzieniegdzie warstwa<br />

popiołu, osmalone ściany i spalone<br />

stopnice prowadzących w dół schodów.<br />

O losie, który spotkał kamienicę wymownie<br />

świadczyły odnajdywane wszędzie,<br />

stopione całkowicie lub częściowo przedmioty<br />

ze szkła. Warstwy koksu i brykietów<br />

zalegające w piwnicach oraz odnalezione<br />

sprzęty i resztki zapasów aptecznych wydają<br />

się potwierdzać, że w 1945 r. kamienica<br />

dość wcześnie została spalona.<br />

Pogorzelisko penetrowane było z pewnością<br />

przez ciekawskich, poszukiwaczy<br />

skarbów oraz szabrowników, polują-<br />

13. Hansheinrich Trunz, „Apotheker und<br />

Apotheken in Ost- und Westpreußen 1379–1945.<br />

Ein Namen-, Orts- und Literaturverzeichnis”<br />

T.1, Hamburg 1992, s. 247; T. 2, Hamburg 1996,<br />

s. 488.<br />

14. Do połowy lat 20. XX w. „Apteka <strong>pod</strong><br />

<strong>Lwem”</strong> pozostać miała jedyną apteka w tej części<br />

miasta. Dopiero w 1924 r. przybyła w tym rejonie<br />

kolejna oficyna, „Kopernikus-Apotheke”, otwarta<br />

przy ob. ul. Dąbrowszczaków 34. Liczba pięciu aptek<br />

utrzymała się w Olsztynie do roku 1945.<br />

15. Encyklopedia Gutenberga, T.1, Warszawa<br />

[1929], s. 258, hasło: „Apteka”.<br />

16. „Adressbuch für die Regierungshauptstadt<br />

Allenstein für 1909“, Allenstein 1908.<br />

17. „Adressbuch für die Regierungshauptstadt<br />

und den Kreis Allenstein, Ausgabe 1913.“,<br />

Allenstein 1912.<br />

18. Szlarafia („próżniacy”) – powstała w Pradze<br />

w 1859 r. organizacja, mająca na celu pielęgnowanie<br />

„kultury i humoru”. W Olsztynie należeli do<br />

niej pisarze, wydawcy, artyści, nauczyciele, urzędnicy,<br />

architekci, lekarze i farmaceuci. Rohfleisch w<br />

r. 1930/31 posiadał stopień „Osiadłego Rycerza” i<br />

przydomek „Officinus von der Loewenburg”; por.:<br />

„Die allensteiner Schlaraffen: [w:]„Allensteiner<br />

Brief” nr 3/1981, s. 13.<br />

19. Finanzamt Allenstein. Einheitswertakten<br />

betreffend Miethwohngrundstück Max Rohfleisch,<br />

Königstr.2 (Adolf-Hitler-Allee); WAPO<br />

sygn. 630/5.<br />

20. Idem, ibid.<br />

21. „Einwohnerbuch von Allenstein 1938.“<br />

[Allenstein, b.r.w.].<br />

22. Trunz, 1992, s. 247.<br />

cych na przedmioty z metali kolorowych<br />

(w gruzach znaleziono już przeważnie tylko<br />

ich pogięte i połamane resztki). Mury<br />

rozebrane zostały potem na cegłę. Nasi<br />

poprzednicy nie wysilali się zbytnio – wiele<br />

nie zniszczonych cegieł trafiło wraz z<br />

gruzem do piwnicy. Mury parteru tylnych<br />

partii budynku przysypano ziemią. Tylko<br />

od frontu rozbiórka była bardziej dokładna,<br />

sięgnęła stropów piwnicy, z których<br />

wyrwane zostały nawet stalowe belki.<br />

Niewykluczone, że część z odnalezionych<br />

w ruinach przedmiotów trafiła<br />

tu wtórnie, wraz z gruzem i śmieciami,<br />

którymi po wojnie zasypywano piwnice.<br />

Inne, jak niemiecki hełm lub rosyjski rewolwer,<br />

mogły zostać przywleczone na<br />

gruzowisko przez bawiące się w wojnę<br />

dzieci. Reszta jednak znalezisk przynależy<br />

do wystroju i dawnego wyposażenia<br />

kamienicy – ilustrować może jej historię<br />

oraz codzienne życie mieszkańców,<br />

przerwane gwałtownie w styczniu 1945 r.<br />

Liczę, że zobaczymy to wszystko na wystawie,<br />

której idea narodziła się <strong>pod</strong>czas<br />

wykopalisk.<br />

Rafał Bętkowski<br />

r.betkowski@wp.pl<br />

autor książki „Olsztyn,<br />

jakiego nie znacie. Obraz<br />

miasta na dawnej pocztówce”,<br />

z zamiłowania historyk,<br />

publicysta i społecznik,<br />

wiceprezes Stowarzyszenia<br />

„Święta Warmia”<br />

Rafał Bętkowski<br />

23. Trunz, ibid., s. 258. Leo Scharnick przeżył<br />

wojnę i od r. 1946 mieszkał w Ottesberg k. Bremy.<br />

24. Stanisław Piechocki, „Dzieje olsztyńskich<br />

ulic”, Olsztyn 1998, s. 172. Do budynków znajdujących<br />

się w gruzach na przełomie l. 40./50. XX<br />

w. zaliczono przy al. Wojska Polskiego następujące<br />

parcele: 2/3, 8, 9, 10, 11, 12, 15–16, 24, 24a, 25, 26,<br />

26a, 27, 28, 28a, 40, 46, 47, 61, 64, 70, 72, 73, 74,<br />

75, 76, 78, 79, 80, 81, 84, 85. Por.: Zarząd Miejski<br />

w Olsztynie, Rejestr Nieruchomości m. Olsztyna<br />

1949–55 WAPO, sygn. 411/292.<br />

25. „Rozmowa z Panem Władysławem Karbownikiem”<br />

[w:] Maria Przytocka, Krzysztof<br />

Zienkiewicz, „Historia komunikacji miejskiej w<br />

Olsztynie 1907–2007”, Olsztyn 2007, s.163–164.<br />

26. Por.: „Allenstein in 144 Bildern”, Leer<br />

1992, s. 59.<br />

27. Pierworys geodezyjny rejonu ul. 1 Maja,<br />

Partyzantów i al. Wojska Polskiego, skala 1:1000.<br />

Przedsięb. Geodez. i Gosp. Kom. „Wschód“ w<br />

Warszawie. Wydział Produkcyjny w Olsztynie.<br />

1957. WAPO, sygn. 1457–25–72(19a)<br />

28. Podziemną komorę, która okazała się<br />

stacją ejektorową IV pneumatycznego systemu<br />

kanalizacji Olsztyna oraz ruiny kamienicy nr 2<br />

badał zespół w składzie: Małgorzata Birezowska,<br />

Jacek Strużyński i Rafał Bętkowski; Por.: Rafał<br />

Bętkowski, „Angielski system” [w:] „<strong>Debata</strong>” nr<br />

9(36)2010, s. 43. Dzięki czujności członków zespołu<br />

udało się dokonać jeszcze jednego odkrycia<br />

– u wylotu ul. Dąbrowskiego odnaleziono tablicę<br />

z inskrypcją, stanowiącą niegdyś część odsłoniętego<br />

w r. 1923 pomnika poległych 10. pułku dragonów.<br />

43


<strong>Kamienica</strong> <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> cd. ze s. 43<br />

<strong>Kamienica</strong> przy ówczesnej König-Str. nr 2 wg fotografii z lat 1923-25. Lewą<br />

stronę parteru zajmują witryny <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong>, prawą – sklepu z artykułami<br />

papierniczymi i piśmiennymi „Willy Weiß” (w drzwiach właściciel). Widoczne<br />

balkony oraz bogaty detal architektoniczny fasady budynku. Fragm.<br />

pocztówki wyd. nakładem „H. Rubin & Co., Dresden-Blasewitz” ze zb. autora.<br />

Znalezione w ruinach butelki apteczne dokumentują los budynku,<br />

spalonego w 1945 r. przez czerwonoarmistów. (Fot autora).<br />

Ruiny kamienicy <strong>„Apteki</strong> <strong>pod</strong> <strong>Lwem”</strong> przy al. Wojska Polskiego odsłaniane przez archeologów. Fotografia autora, wrzesień 2010.<br />

Wyżej: porcelanowy szyld z drzwi mieszkania odnaleziony w ruinach. Urzędnik Paul Mascherek był sąsiadem państwa Rohfleisch. W kamienicy<br />

mieszkał już w 1912 r. Zajmował 3-pokojowe mieszkanie na I piętrze budynku - jego okna widać na pierwszej z fotografii ponad sklepem<br />

papierniczym. Na liście lokatorów jego nazwisko figurowało jeszcze w 1941 r. (Fot. autora)<br />

44 DEBATA Numer 11 (38) 2010

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!