15.11.2012 Views

moda forum - Wittchen

moda forum - Wittchen

moda forum - Wittchen

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

SZANOWNI PAŃSTWO<br />

La to to czas spo tkań to wa rzy skich i mi łych chwil<br />

spę dza nych z ro dzi ną. Z pew no ścią już te raz pla nu ją<br />

Pań stwo wy po czy nek nad mo rzem, je zio rem, w gó rach<br />

– w różnych zakątkach Polski lub świata. Wraz z pro mie -<br />

nia mi słoń ca przy szedł czas na no wy nu mer na sze go<br />

ma ga zy nu. Pre zen tu je my w nim Pań stwu let nią ko lek cję<br />

Wit t chen, opar tą na świa to wych tren dach. Zna la zły się<br />

w niej la kie ro wa ne tor by, let nie ko za ki i je dwab ne apasz ki,<br />

któ re w cie pły wie czór z po wo dze niem mo gą za stą pić<br />

bi żu te rię. A wszyst ko w naj mod niej szych ko lo rach i fa so -<br />

nach. My ślę, że w no wej ko lek cji Wit t chen znaj dą<br />

Pań stwo coś wy jąt ko we go dla sie bie i swo ich naj bliż szych.<br />

Go rą co po le cam wy wiad z Be atą Tysz kie wicz, któ ra<br />

opo wia da o dzie ciń stwie, męż czy znach swo je go ży cia<br />

i bez gra nicz nej mi ło ści do có rek, któ re są ca łym jej świa tem.<br />

Za chę cam rów nież do zgłębienia roz mo wy z ma la rzem<br />

Raj mun dem Gier szem o jego twór czych po szu ki wa niach.<br />

Wyjątkowo interesujący jest fe lie ton Woj cie cha<br />

Eichel ber ge ra o umie jęt no ści za rzą dza nia ener gią<br />

ży cio wą w ta ki spo sób, aby uod por nić się na stres<br />

i wszel kie cho ro by, a tak że po czuć się kimś nie za leż -<br />

nym, zrów no wa żo nym i od waż nym.<br />

Spe cjal nie dla Pań stwa Elż bie ta i An drzej Li sow scy<br />

przy go to wa li re por taż z po dró ży po Mau ri tiu sie – raj skiej<br />

per le na Oce anie In dyj skim. Po dróż ni cy od kry wa ją<br />

przed na mi ta jem ni ce słyn nej pal mo wej sa łat ki mi lio ne -<br />

rów i gril lo wa nych na pla ży ho ma rów, przy bli ża ją hi sto rię<br />

li lii kró lo wej Wik to rii i dzie je brą zo we go cu kru. Z ko lei<br />

Ar tur Pie tras opo wia da o naj więk szej mi ło ści gwiazd<br />

fil mo wych, któ ra za spra wą słod kiej Ma ri lyn Mon roe<br />

owia na jest już le gen dą. Znaw ca ki na twier dzi, że nie -<br />

któ re się z nią kry ją, a in ne aż pro mie nie ją, pre zen tu jąc<br />

świa tu swo je go no we go przy ja cie la – dia ment.<br />

Mam na dzie ję, że no wy nu mer ma ga zy nu „Wit t chen”<br />

wpro wa dzi Państwa w sło necz ny na strój, a je go lek tu ra<br />

umi li wa ka cyj ny wy po czy nek. Ży czę po god ne go,<br />

go rą ce go la ta.<br />

WITTCHEN 3


LATO 2008<br />

3 Edytorial<br />

6 <strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

DZIEJE JEDNEGO PRZEDMIOTU<br />

22 Stylowa towarzyszka podróży<br />

WARTO ZOBACZYĆ<br />

32 Miasto zwrócone ku falom<br />

38 Mały wielki kraj<br />

INSPIRACJE<br />

44 Najnowsze trendy<br />

STREFA KONESERA<br />

50 Magia klejnotów<br />

MODA<br />

56 Królowa mody<br />

Coco Chanel<br />

FELIETONY<br />

60 Oparcie w sobie<br />

Wojciech Eichelberger<br />

62 Postanowiłem nie umrzeć<br />

Piotr Kaczkowski<br />

70 Wakacje z książkami<br />

Justyna Grabska<br />

82 Serce Oceanu<br />

Artur Kinomaniak Pietras<br />

98 Wino, papież i kosmici<br />

Marek Kondrat<br />

MOTORYZACJA<br />

72 Samochód, który myśli<br />

KULTURA<br />

84 Wystawa i musical<br />

KULINARIA<br />

86 Kolor zazdrości<br />

Marta Gessler<br />

DOBRE MIEJSCA<br />

88 Najlepsze hotele<br />

ŚWIAT FINANSÓW<br />

90 Płeć pieniądza<br />

HISTORIA MARKI<br />

92 Szklane kreacje<br />

WYDARZENIA<br />

94 Z życia firmy<br />

RAPORT<br />

18 Wszystko na miarę<br />

– filozofia indywidualizmu<br />

PODRÓŻE<br />

64 Feng shui na oceanie<br />

Elżbieta i Andrzej Lisowscy<br />

GOŚĆ SPECJALNY<br />

26 Pierwsza dama polskiego filmu<br />

Rozmowa z Beatą Tyszkiewicz<br />

SZTUKA<br />

76 Malarstwo jest ciągłym poszukiwaniem<br />

Rozmowa z Rajmundem Gierszem<br />

W³aœcicielem magazynu „<strong>Wittchen</strong>. Magazyn dla ludzi ceni¹cych styl i elegancjê” jest firma <strong>Wittchen</strong> Sp. z o.o. z siedzib¹ przy<br />

ul. Ogrodowej 27/29, Kie³pin, 05-092 £omianki, tel. +48 22 766 33 33, faks +48 22 766 33 03, e-mail: office@wittchen.pl, www.wittchen.com.<br />

Prezes Zarz¹du: Jêdrzej <strong>Wittchen</strong>; Wiceprezes Zarz¹du: Monika <strong>Wittchen</strong>; Marketing & PR Manager: Natalia Kossut-Kaczmarek;<br />

Specjalista w Biurze Zarz¹du: Magdalena Flakiewicz.<br />

Redakcja: Yo Media Consulting, ul. Wo³oska 18, 02-675 Warszawa, tel./faks +48 22 640 27 23, e-mail: biuro@yo-media.pl, www.yo-media.pl,<br />

Prezes: Joanna Wysocka-Teliszewska; Zespó³ redakcyjny: Katarzyna Wierzba, Zofia Sawicka, Tatiana Hardej; Dyrektor marketingu i reklamy: Katarzyna Kryñska,<br />

tel. +48 22 640 27 24, kasiak@yo-media.pl; DTP: S³awomir Kubryn, e-mail: dtp@yo-media.pl.<br />

DLA KLIENTÓW FIRMY WITTCHEN MAGAZYN JEST BEZPŁATNY.


<strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

6 WITTCHEN<br />

Stylistki<br />

O KOLEKCJI WITTCHEN<br />

MARZENA LESIŃSKA<br />

„MODA FORUM”<br />

Kolekcja <strong>Wittchen</strong> jest jak najbardziej w zgodzie z trendami. Przede wszystkim<br />

oddaje kolory, które są modne, czyli żółć, czerwień, pomarańcz – soczyste barwy.<br />

Bardzo podobają mi się modele z serii Young, kolorowe i optymistyczne. W ogóle<br />

nie widać, że nie są zrobione ze skóry, co tym bardziej świadczy o ich jakości.<br />

Ponadto pojawiło się wiele odważnych kompozycji. To dobrze, że firma<br />

stara się przełamać klasyczny stereotyp.<br />

AGNIESZKA ŚCIBIOR<br />

„PANI”<br />

Kolekcja <strong>Wittchen</strong> jest bardzo ciekawa, bo zawiera zarówno<br />

elementy klasyczne, jak i młodzieżowe. Pokrywa się z panującymi<br />

trendami. Żółty to nowy hitowy kolor w akcesoriach, a <strong>Wittchen</strong><br />

ma go sporo. Ponadto na topie są lakierowane torby,<br />

naturalna skóra i styl safari. Wszystko to jest w tej kolekcji.<br />

MONIKA PRZYPKOWSKA<br />

„AVANTI”<br />

Bardzo mi się podoba najnowsza kolekcja <strong>Wittchen</strong>. Wszystkie kolory i faktury<br />

są zgodne z trendami – jest dużo żółci, fioletów, delikatnego różu, zieleni.<br />

Dodatkowo pojawia się mnóstwo kieszonek, torebki zarówno małe, jak i duże<br />

oraz tzw. styl safari, nawiązujący do lat 70. ubiegłego wieku.


WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN Kolekcja Venus<br />

WITTCHEN Parasol Klara<br />

WITTCHEN Kolekcja Young<br />

WITTCHEN<br />

Kolekcja Venus<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

ELIE SAAB<br />

WITTCHEN 7


GAPA<br />

W. KRUK<br />

Kolekcja Frywolitki<br />

WITTCHEN Kozaki letnie<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN Parasol Klara


WITTCHEN<br />

Rękawiczki samochodowe<br />

COLLEEN B. ROSENBLAT<br />

WITTCHEN<br />

Kolekcja<br />

Elegance<br />

WITTCHEN<br />

Kolekcja Elegance<br />

WITTCHEN<br />

<strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

Kozaki letnie<br />

WITTCHEN 9


WITTCHEN<br />

BYTOM<br />

Kolekcja wiosna–lato<br />

WITTCHEN<br />

Rękawiczki<br />

samochodowe<br />

BRAUN PULSONIC<br />

WITTCHEN<br />

Kolekcja Travel Light


WITTCHEN Parasol James<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

Business Collection<br />

EMANUEL BERG<br />

Spinki<br />

<strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

WITTCHEN<br />

OMEGA Seamaster<br />

Kolekcja 2007<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN 11


<strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

W. KRUK<br />

Kolekcja<br />

Harmonijna,<br />

model Ancora<br />

12 WITTCHEN<br />

EMANUEL BERG<br />

Spinki<br />

WITTCHEN<br />

ERMENEGILDO ZEGNA<br />

Krawat<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

DIGEL Kolekcja wiosna–lato 2008


W. KRUK<br />

Biżuteria srebrna<br />

z perłami i cyrkoniami<br />

oraz platynowe obrączki<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

<strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

SWAROVSKI<br />

Dekoracja na włosy<br />

BREGUET<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN 13


<strong>Wittchen</strong> lato 2008<br />

Aparat fotograficzny SONY<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

14 WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

DIOR<br />

SWAROVSKI<br />

Biżuteria<br />

WITTCHEN<br />

Rękawiczki samochodowe<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

Kolekcja Filipiny<br />

TARANKO


aport<br />

18 WITTCHEN<br />

WSZYSTKO<br />

– FILOZOFIA INDYWIDUALIZMU<br />

ŻY JE MY W ŚWIE CIE PRO DUK TÓW UJED NO LI CO NYCH.<br />

W KAŻ DYM SKLE PIE – ZA RÓW NO W ME TRO PO LII, JAK I NIE WIEL -<br />

KIM MIA STECZ KU – MOŻ NA KU PIĆ TE SA ME PRZEKĄS KI I NA PO JE.<br />

LU DZIE NA ULI CACH, CHOĆ NO SZĄ UBRA NIA RÓŻ NYCH MA REK,<br />

WY GLĄ DA JĄ PO DOB NIE. NIC DZIW NE GO, ŻE CO RAZ CZĘ ŚCIEJ<br />

CZU JE MY PO TRZE BĘ WY RÓŻ NIE NIA SIĘ. CHCE MY MIEĆ COŚ, CO<br />

BY ŁO BY IN NE, WY JĄT KO WE, WRĘCZ UNI KA TO WE. NAJ LE PIEJ<br />

WYKONANE SPE CJAL NIE DLA NAS. WIEL KIE FIR MY ZA CZY NA JĄ<br />

DO STRZE GAĆ NO WE PO TRZE BY KON SU MEN TÓW. MAR KI<br />

PO WO LI WY CHO DZĄ NAM NA PRZE CIW.<br />

Breguet – wyjątkowe połączenie<br />

zegarka z klejnotem.<br />

Ba da nia do wo dzą, że na zdo by cie no we go klien ta<br />

fir ma mu si wy dać znacz nie wię cej pie nię dzy<br />

niż na za trzy ma nie już po zys ka ne go. To bardzo<br />

pro ste od kry cie – za miast za wszel ką ce nę<br />

prze ko ny wać wszyst kich do wy bra nia da nej<br />

mar ki, le piej sku pić się na już prze ko na nych.<br />

War to in we sto wać przede wszyst kim w sta łych<br />

klien tów. W związku z tym po pu lar ność za czę ło<br />

zdo by wać sło wo „lo jal ność”. Klient lo jal ny to<br />

ty le co wier ny – przy wią za ny do mar ki, iden ty -<br />

fi ku ją cy się z nią, po le ca ją cy ją swo im zna jo -<br />

mym. Lo jal ność han dlo wa mi mo wznio słej<br />

na zwy nie jest uczu ciem wyż szym, wy ni ka<br />

z czy ste go prag ma ty zmu. Klient bę dzie wier ny<br />

do pó ty, do pó ki bę dą speł nia ne je go po trze by.<br />

Co mo że za pew nić ta ką wier ność?<br />

Po pierw sze, ja kość ofe ro wa nych pro duk tów<br />

oraz ich ko rzyst na ce na. Po dru gie, war tość do da -<br />

na, czy li roz ma ite do dat ko we gra ty fi ka cje. Wie le<br />

firm two rzy spe cjal ne pro gra my lo jal no ścio we,<br />

na gra dza ją ce klien tów za „sta łość uczuć”. Tym<br />

szcze gól nie wier nym po upły wie kon kret ne go<br />

Pralka Vedette jest niczym kanapa w buduarze<br />

damy, luksusowa i ekstrawagancka.<br />

cza su ofe ru je się pro mo cje, upo min ki, ko rzystne<br />

zniż ki. Czę sto sto so wa nym systemem są pro -<br />

gra my po zwa la ją ce na zbie ra nie punk tów, któ re<br />

moż na póź niej wy mie nić na to war lub kon kret ne<br />

przy wi le je („mi le” w li niach lot ni czych, punk ty na<br />

sta cjach ben zy no wych i w sie cio wych ka wiar niach).<br />

Jed nak na wet tak skom pli ko wa ne za bie gi<br />

czę sto oka zu ją się nie wy star cza ją ce. Wdroże nie<br />

pro gra mu lo jal no ścio we go – po dob nie jak<br />

ob niż ka cen czy ofer ta pro mo cyj na – zwy kle<br />

skut ku je pod ję ciem ana lo gicz nej ak cji przez<br />

kon ku ren cję. W efek cie wszyst kie fir my – ty le że<br />

po no sząc znacz ne kosz ta – są wciąż w tej sa mej,<br />

wyj ścio wej sy tu acji. Klient orien tu je się, że nie jest<br />

istot ne, któ rej z nich bę dzie wier ny – każ da<br />

na gra dza lo jal ność podobnie.<br />

Co za tem moż na zro bić, że by za trzy mać<br />

przy so bie klien tów na praw dę na dłu go? Jak<br />

spra wić, by nie tyl ko nie da li się pod ku pić kon -<br />

ku ren cji, ale i ze chcie li po le cić kon kret ną fir mę<br />

swo im zna jo mym? Od po wiedź jest pro sta<br />

– w peł ni za spo ko ić ich po trze by.<br />

Fot. Archiwum firm


TYL KO TY!<br />

Każ dy z nas lu bi czuć się wy jąt ko wy. In ny niż<br />

po zo sta li, wy róż nia ją cy się, je śli nie zdol no ścia mi<br />

i szcze gól ny mi osią gnię cia mi, to przy naj mniej<br />

wy glą dem i sty lem. Po trze ba ta od daw na już<br />

jest wy ko rzy sty wa na w bu do wa niu pre sti żu<br />

mar ki i łą czą cych się z nią sko ja rzeń. Pro du cen ci<br />

prze ko nu ją nas, że dzię ki no sze niu kon kret ne go<br />

ze gar ka do łą czy my do gro na lu dzi suk ce su,<br />

ubra nie z ta kim a nie in nym lo go spra wi, że<br />

bę dzie my wy róż niać się w tłu mie, zło ta kar ta<br />

płat ni cza uczy ni z nas człon ków za mknię tej,<br />

eli tar nej spo łecz no ści... Po trze ba wy jąt ko wo ści<br />

od daw na jest wy ko rzy sty wa na rów nież w ha -<br />

słach re kla mo wych. Nie ustan nie za pew nia się<br />

od bior cę: „je steś dla nas naj waż niej szy”, „li czysz<br />

się tyl ko ty”, „je steś in ny niż wszy scy”. Do tej<br />

po ry by ły to jed nak pu ste ha sła ma ją ce wy wo łać<br />

u kon su men ta przy jem ne po czu cie wy róż nie nia.<br />

Za slo ga nem nie szły żad ne kon kret ne dzia ła nia.<br />

Oczy wi ście, klient dla fir my li czył się za wsze<br />

– bez nie go by nie funk cjo no wa ła. Jed nak, choć<br />

wy ty ka ny pal cem z bil l bo ar dów re kla mo wych<br />

(„to wła śnie TY!”), wciąż był to klient ano ni mo wy,<br />

definiowany jako „je den z wielu”. W naj lep szym<br />

wy pad ku część „tar ge tu”, ży wy frag ment okreś lo -<br />

ne go seg men tu ryn ku, czło nek gru py do ce lo wej:<br />

„lu dzi mło dych”, „lu dzi za moż nych” al bo „lu dzi<br />

jeż dżą cych sa mo cho da mi”. Na wet ba da nia ryn ku<br />

po le ga ją ce na za da wa niu gru pie na byw ców<br />

py tań o ich pre fe ren cje i upodo ba nia do ty czą ce<br />

kon kret nej ga łę zi usług słu ży ły wy cią gnię ciu<br />

śred niej, stwo rze niu por -<br />

tre tu kon su men ta sta -<br />

ty stycz ne go.<br />

Złoty, wysadzany<br />

diamentami Goldvish<br />

trafił do Księgi rekordów<br />

Guinnessa jako najdroższy<br />

telefon w historii.<br />

Gottex<br />

– jeszcze kostium<br />

kąpielowy czy<br />

już niekon -<br />

wencjonalna<br />

ozdoba?<br />

raport<br />

Wiel kie fir my dłu go by ły na sta wio ne „pro duk to -<br />

cen trycz nie” – to klien tów przy sto so wy wa no do<br />

ofe ro wa ne go pro duk tu (na przy kład two rząc<br />

sztucz ne po trze by i mo dy), nie od wrot nie. Na byw -<br />

ca – na wet ten z gór nej pół ki, czy li przy no szą cy<br />

fir mie naj więk sze zy ski – w przy pad ku odej ścia był<br />

po pro stu za stę po wa ny in nym. Ta ka stra te gia mar -<br />

ke tin go wa ry chło oka za ła się jed nak śle pą ulicz ką.<br />

KO WAL SKA U FRY ZJE RA<br />

Współ cze sne mu klien to wi nie wy star cza już ro la<br />

bier ne go od bior cy do pa so wu ją ce go swo je pre fe -<br />

ren cje do do stęp nej ofer ty. Kon su ment chce być<br />

po trak to wa ny in dy wi du al nie, pra gnie pro duk tu<br />

pre cy zyj nie do sto so wa ne go do wła snych po -<br />

trzeb. Co wię cej, jest go tów ta ki pro dukt współ -<br />

two rzyć, o ile tyl ko da mu się szan sę. Pod sta wę<br />

mar ke tin gu no wej ge ne ra cji (tzw. mar ke tin gu<br />

bez po śred nie go) sta no wi więc prze su nię cie<br />

środ ka cięż ko ści z pro duk tu na klien ta i – przede<br />

wszyst kim – dia log. Tyl ko obu stron na ko mu ni ka -<br />

cja po zwo li do sto so wać ofer tę do po trzeb klien ta<br />

– tych praw dzi wych, nie wy du ma nych czy okre -<br />

ślo nych na pod sta wie sta ty styk.<br />

Pa ra dok sal nie, to no wa tor skie po dej ście<br />

wca le nie sta no wi aż ta kiej no wo ści. Od daw na<br />

i w spo sób na tu ral ny jest sto so wa ne w nie wiel kich<br />

fir mach ro dzin nych, osie dlo wych skle pi kach,<br />

ma łych za kła dach usłu go wych... Przed się bior ca<br />

pro wa dzą cy nie wiel ki punkt kra wiec ki ma jed ną<br />

zna czą cą prze wa gę nad wła ści cie lem im pe rium<br />

odzie żo we go: mo że być nie mal pew ny, że każ dy<br />

je go klient wyj dzie z za kła du za do wo lo ny, po nie -<br />

waż do sta nie gar ni tur uszy ty do kład nie na mia rę.<br />

W sa lo nie wiel kiej, mię dzy na ro do wej fir my<br />

klient ka wy bie ra fry zu rę (za pro jek to wa ną<br />

przez świa to wej sła wy sty li stę)<br />

z ka ta lo gu – efekt mo że,<br />

ale nie mu si być<br />

Torebka Laura<br />

Biagiotti<br />

inspirowana<br />

podmorskim<br />

krajobrazem.<br />

Kabriolet Morgan 44 Sport<br />

– jedyne w swoim rodzaju<br />

połączenie historycznego<br />

wzornictwa z super nowo -<br />

czesnymi możliwościami.<br />

WITTCHEN 19


aport<br />

zna ko mi ty. Na to miast w ma łym za kła dzie fry zjer ka ostrzy że pa nią Ko wal ską<br />

zgod nie z jej wska zów ka mi, co wię cej – przy na stęp nej wi zy cie bę dzie pa mię tać,<br />

że kli en tka wo li prze dzia łek po le wej stro nie. Jest wię cej niż praw do po dob ne,<br />

że Ko wal ska do swo jej fry zjer ki wró ci. Sta ła się lo jal ną klient ką, po nie waż fir ma<br />

ide al nie do pa so wa ła się do jej po trzeb.<br />

To, co zna ko mi cie funk cjo nu je w przy pad ku ma łych firm, jest jed nak<br />

trud niej sze dla wiel kich kor po ra cji, z za ło że nia do cie ra ją cych do znacz nie<br />

licz niej szej gru py klien tów. Czy moż li wa jest in dy wi du ali za cja na wiel ką ska lę?<br />

Spe cja li ści od mar ke tin gu twier dzą, że tak. Do cze ka ła się na wet wła snej na zwy<br />

– „ma so wa indy wi du ali za cja”.<br />

IN FOR MA TYCZ NA WRÓŻ KA<br />

Wraz z na sta niem ery mar ke tin gu bez po śred nie go koń czy się epo ka aprio rycz -<br />

nych za ło żeń. Fir my już nie za kła da ją, co klien to wi się spodo ba, a co nie.<br />

Po pro stu go o to py ta ją. Je śli o pre fe ren cjach po je dyn czej oso by nie spo sób<br />

do wie dzieć się pod czas roz mo wy w czte ry oczy, trze ba zna leźć in ne me to dy<br />

na po zna nie jej po trzeb.<br />

Rzecz ja sna, zbie ra nie da nych nie jest żad ną no wo ścią. Ostat nie de ka dy to<br />

czas in ten syw nych ba dań ryn ku – nie ustan nie pro po nu je się nam wy peł nia nie<br />

an kiet kon su menc kich: na uli cy, przez te le fon, w In ter ne cie... Do tąd ba da nia<br />

te go ty pu, opie ra ją ce się na sta ty sty kach, słu ży ły jed nak głów nie wy cią gnię ciu<br />

śred niej po zwa la ją cej na stwo rze nie pro duk tu, któ ry za do wo lił by jak naj więk szą<br />

gru pę ma so wych od bior ców. W la tach 90. po wsta ło po ję cie „za rzą dza nie<br />

re la cja mi z klien ta mi” (z an giel skie go CRM – Cu sto mer Re la tion ship Ma na ge -<br />

ment). CRM to „in te li gent ne” sys te my in for ma tycz ne, gro ma dzą ce da ne,<br />

na stęp nie prze pro wa dza ją ce ana li zy po rów naw cze i au to ma tycz nie ge ne ru ją ce<br />

pro fil kon su men ta. Za awan so wa ny sys tem in for ma tycz ny ma już więk sze<br />

moż li wo ści niż kla sycz na ba za da nych – je go prze wa ga po le ga na tym, że<br />

za pa mię tu je po su nię cia kon kret ne go klien ta i ist nie je du ża szan sa, że w od po -<br />

wied nim mo men cie so bie o nich „przy po mni”. Je śli np. ktoś za po śred nic twem<br />

kwia ciar ni in ter ne to wej ku po wał kwia ty z oka zji rocz ni cy, sys tem za pa mię ta<br />

waż ną da tę i w na stęp nym ro ku sam zło ży pro po zy cję do ko na nia za ku pu.<br />

Ana lo gicz na sy tu acja mo że zda rzyć się w przy pad ku ban ku: je śli w pew nym<br />

mo men cie ko muś bra ko wa ło pie nię dzy (np. pró bo wał wy jąć go tów kę<br />

z ban ko ma tu, ale nie miał wy star cza ją cych środ ków na kon cie),<br />

sys tem bę dzie pa mię tał o tych pro ble mach i – ni czym do bra wróż ka<br />

– mo że skie ro wać do klien ta pro po zy cję udzie le nia po życz ki lub<br />

kre dy tu. CRM jest dziś uwa ża ny za jed no z pod sta wo wych na rzę -<br />

dzi per so na li za cji. Choć nie wąt pli wie no wa tor ski, wciąż jed nak<br />

Lamborghini to auto<br />

futurystyczne niczym<br />

statek kosmiczny.<br />

20 WITTCHEN<br />

dzia ła czę ścio wo po omac ku – na pod sta wie ze bra nych in for ma cji<br />

od ga du je po ten cjal ne po trze by i wy naj du je dla ich za spo ko je nia naj -<br />

lep szą ofer tę spo śród ga my do stęp nych pro duk tów stan dar do wych.<br />

KLIENT CZY WSPÓL NIK?<br />

Za pa mię ta nie po trzeb klien ta to już du żo, moż na jed nak pójść<br />

jesz cze krok da lej – nie tyl ko do pa so wać pro dukt do pro fi lu da nej<br />

oso by, ale i po zwo lić jej go współ two rzyć. Współ pra ca klien ta z pro -<br />

du cen tem w nie któ rych bran żach spraw dza się od daw na – oso ba<br />

za moż na, ku pu jąc sa mo chód z nie stan dar do wej ofer ty, sa ma mo że<br />

okre ślić ko lor la kie ru ka ro se rii, ro dzaj skó ry na ta pi cer kę, wy brać<br />

od twa rzacz au dio. Prak ty ka ta za czy na być sto so wa na tak że<br />

i w in nych bran żach, po zor nie mniej po dat nych na per so na li za cję<br />

– fir my do tąd ogra ni cza ją ce bez po śred ni kon takt z klien tem do<br />

nie zbęd ne go mi ni mum co raz bar dziej za czy na ją przy po mi nać<br />

punk ty usłu go we. Wspo mnia na wy żej kwia ciar nia in ter ne to wa mo że<br />

zwró cić się do ku pu ją ce go z pro po zy cją za pro jek to wa nia wła sne go<br />

bi le ci ku, któ ry zo sta nie do łą czo ny do kwia tów. W ban ku do rad ca<br />

usią dzie wraz z za moż nym klien tem i ra zem stwo rzą in dy wi du al ny<br />

pro gram fi nan so wy. Co raz wię cej firm odzie żo wych de cy du je się na<br />

sprze daż li nii ubrań pod ha słem „Zrób to sam” – dzię ki spe cjal ne mu<br />

pro jek to wi klient mo że np. ob ciąć rę ka wy blu zy na do wol nej wy so ko -<br />

ści al bo do stać fir mo wy T -shirt z wy bra nym przez sie bie na pi sem<br />

lub fo to gra fią bli skiej oso by.<br />

To war za pro jek to wa ny w ści słym po ro zu mie niu z kon su men tem<br />

nie tyl ko ide al nie do pa so wu je się do je go po trzeb. Ma jesz cze do dat -<br />

ko we za le ty. Po pierw sze, jest nie po wta rzal ny – za spo ka ja więc<br />

od wiecz ną po trze bę wy jąt ko wo ści. Po dru gie, da je klien to wi po czu cie,<br />

że jest dla fir my waż ny – do pusz czo no go prze cież do ta jem nic<br />

pro duk cji, po trak to wa no jak rów no rzęd ne go<br />

part ne ra. Dla cze go więc miał by zdra dzać<br />

„swo ją” fir mę dla kon ku ren cji?<br />

Per so na li za cja i in dy wi du ali za -<br />

cja wydają się naj lep szy mi<br />

gwa ran ta mi lo jal no ści.<br />

Zo fia Sa wic ka<br />

Zegarek Cartier<br />

– strzeże go pantera.<br />

Buty Sergio Rossi<br />

– unikatowe<br />

i ekstrawaganckie.<br />

Fot. Archiwum firm


Indywidualność<br />

jest w cenie<br />

ROZMOWA Z PROFESOREM LECHOSŁAWEM<br />

GARBARSKIM, SPECJALISTĄ W ZAKRESIE<br />

MARKETINGU I STRATEGII MARKETINGOWYCH.<br />

Czy pojęcie „masowa indywidualizacja” nie jest paradoksem?<br />

Językoznawca stwierdziłby, że zdecydowanie tak. „Masowa indywidualizacja” to oksymoron<br />

(najprostsza forma paradoksu), wyrażenie zawierające dwa przeciwstawne znaczeniowo składniki.<br />

Termin ten jest jednak stosowany dla określenia sposobu kształtowania oferty, wykorzystywanego<br />

przez wiele współczesnych firm. W przeszłości drobni producenci tworzyli zazwyczaj dla swoich<br />

klientów w pełni zindywidualizowaną ofertę produktową. Era produkcji przemysłowej pozwoliła na<br />

pełną standaryzację produktów i oferowanie ich w sposób masowy. Pomiędzy tymi dwoma<br />

skrajnymi podejściami jest pole dla wielu rozwiązań pośrednich. Jednym z nich jest masowa<br />

indywidualizacja. Polega ona na tworzeniu produktów zgodnie ze szczegółową specyfikacją<br />

klientów, ale z wykorzystaniem komponentów o charakterze modułowym. W dzisiejszych czasach<br />

firma może np. zamówić dla swoich pracowników wizytówki, które zostaną specjalnie dla niej<br />

zaprojektowane, albo wykorzystać standardowy wzorzec. Może także niekiedy współtworzyć projekt<br />

na bazie kilku czy kilkunastu modułów, dzięki którym istnieje szansa wykreowania dziesiątek tysięcy<br />

zindywidualizowanych rozwiązań.<br />

Jakie sytuacje sprzyjają wykorzystaniu koncepcji masowej indywidualizacji?<br />

Firmy stosujące tę koncepcję są kierowane przez menedżerów otwartych na pojawiające się<br />

wyzwania rynkowe. Działają zazwyczaj na rynkach o zróżnicowanym popycie i dużej konkurencji.<br />

Ważnym czynnikiem sprzyjającym wykorzystywaniu masowej indywidualizacji jest<br />

zaawansowanie technologiczne umożliwiające łatwe i szybkie tworzenie finalnych produktów<br />

z relatywnie prostych elementów modułowych. Sprawą najważniejszą są jednak oczekiwania<br />

klientów związane z jednej strony z ich zróżnicowanymi potrzebami oraz istniejącym stanem<br />

niezadowolenia (dyskomfort, niewygoda, długie oczekiwanie), z drugiej – z ich gotowością do<br />

zaangażowania się w proces projektowania lub tworzenia produktu. Klasycznym przykładem<br />

takiego postępowania był system Saturn związany z projektowaniem i zamawianiem samochodów<br />

u lokalnych dealerów General Motors.<br />

Co sprawia, że klient z jednej strony pragnie jak najbardziej się wyróżniać, z drugiej jednak<br />

decyduje się na wybór znanej marki, sprawdzonej i lubianej przez innych?<br />

Można sobie wyobrazić bardzo wiele sposobów wyróżniania się. Ktoś, kto pojawi się na wspaniałym<br />

koncercie w filharmonii w czerwonych kaloszach i czapce pilotce, na pewno zostanie dostrzeżony.<br />

Ale przecież nie chodzi o jakikolwiek sposób wyróżnienia, tylko o taki, który może być wysoko<br />

oceniony przez tych, na których opinii nam zależy. Stąd też klienci odczuwający potrzebę<br />

wyróżnienia biorą pod uwagę znaczenie symboliki, która zazwyczaj znajduje swoje ucieleśnienie<br />

w produktach opatrzonych znaną, wysoko ocenianą marką. Ponieważ jednak poszczególne<br />

grupy klientów doceniają często różne marki, ważne jest zawsze odwoływanie się do opinii tej<br />

grupy, do której dana osoba aspiruje.<br />

Czy indywidualność można kupić? Czy w dzisiejszych czasach pieniądze są jedynym<br />

sposobem, by móc skutecznie się wyróżniać?<br />

Jeśli rozumiemy indywidualność jako takie wyróżnienie, które jest doceniane przez innych,<br />

zwłaszcza przez grupy, do których aspirujemy, to raczej nie. Zarówno w kontekście pełnienia<br />

określonych ról społecznych (np. docenianego polityka), jak i domniemania, że posiadanie<br />

określonego produktu stanie się powodem uwielbiania nas przez otoczenie, nie występuje prosta<br />

możliwość „kupienia” swojej indywidualności. W tym kontekście pieniądze jedynie stwarzają<br />

możliwości wyróżnienia, natomiast jego skuteczność zależy także od uruchomienia własnego intelektu.<br />

Rozmawiała Zofia Sawicka<br />

LECHOSŁAW GARBARSKI<br />

Jest profesorem w Katedrze Rynku<br />

i Marketingu w Szkole Głównej<br />

Handlowej oraz kierownikiem<br />

Katedry Marketingu w Wyższej Szkole<br />

Przedsiębiorczości i Zarządzania im.<br />

Leona Koźmińskiego w Warszawie.<br />

Specjalizuje się w marketingu<br />

i strategiach marketingowych,<br />

postępowaniach nabywców na<br />

rynku, badaniach marketingowych.<br />

Jest autorem ponad 200 pozycji,<br />

z których większość została<br />

opublikowana w książkach,<br />

monografiach, czasopismach<br />

naukowych i popularno-naukowych<br />

oraz materiałach konferencyjnych<br />

w Polsce i za granicą.<br />

Do najważniejszych publikacji<br />

Lechosława Garbarskiego należą:<br />

„Zachowania nabywców”<br />

(1998, 2001), „Marketing. Punkt<br />

zwrotny nowoczesnej firmy”<br />

(2001 – współautor), „Strategie<br />

marketingowe” (2004 – współautor),<br />

„Efektywność marketingu”<br />

(2005 – współautor), „Koszty i efekty<br />

działań marketingowych”<br />

(2008 – redakcja naukowa).<br />

Profesor od lat prowadzi zajęcia<br />

szkoleniowe w wielu ośrodkach<br />

doskonalenia kadr kierowniczych.<br />

Jest członkiem założycielem<br />

Stowarzyszenia Stypendystów<br />

Fulbrighta w Polsce<br />

i konsultantem wielu firm.<br />

WITTCHEN 21


dzieje jednego przedmiotu<br />

JEJ HISTORIA JEST NIEROZERWALNIE ZWIĄZANA<br />

Z PODRÓŻOWANIEM. OD ZAWSZE BYŁA NIEODŁĄCZNYM<br />

ATRYBUTEM LUDZI W DRODZE. GABARYTY, KSZTAŁTY<br />

I FAKTURY MATERIAŁÓW, Z JAKICH POWSTAWAŁA WALIZKA,<br />

ZMIENIAŁY SIĘ NA PRZESTRZENI WIEKÓW.<br />

22 WITTCHEN<br />

Stylowa<br />

towarzyszka podróży<br />

GLOBE-TROTTER<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN<br />

RIMOWA<br />

TITANIUM<br />

RIMOWA SALSA DELUXE


Niegdyś dalekie podróże nie oznaczały tylko pokony<br />

wania dystansu dzielącego podróżującego od<br />

miejsca, do którego zmierzał, i czasu podróży,<br />

dotyczyły również rozmiarów wiezionego bagażu.<br />

Prze pastne, ciężkie kufry od Belbera, braci Faberów<br />

czy Henry’ego Likly’ego dominowały wśród zamoż -<br />

nych XVIII- i XIX-wiecznych turystów. Tylko takich<br />

stać było bowiem na wielkie wyprawy. Ponadto<br />

drewniane skrzynie przenieść można było wyłą -<br />

cznie z pomocą gorliwej służby, więc posiadający<br />

je podróżnicy cieszyli się dużym uznaniem.<br />

ŚWIAT DLA KAŻDEGO<br />

Na przełomie XIX i XX wieku nastąpił boom turystyczny.<br />

Bardzo modne stały się podróże. Przyczynił<br />

się do tego zarówno rozwój środków transportu<br />

i przemysłu, jak i wzrost poziomu oświaty i świa -<br />

do mości społecznej. Dzięki modernizacji transportu<br />

morskiego do Europy przybywało coraz<br />

więcej turystów z Ameryki, a rozwój motoryzacji<br />

wpłynął na rozbudowę dróg. Z kolei wynalazki<br />

braci Wright zapoczątkowały loty samolotem,<br />

które z dekady na dekadę zyskiwały ogromną<br />

popularność – każdy mógł zostać globtroterem.<br />

Z pewnością gwałtownemu rozwojowi turystyki<br />

przysłużyły się również powstające masowo od<br />

1841 roku biura oferujące wyprawy w najdalsze<br />

zakątki świata.<br />

KUFRY, PLECAKI, WALIZKI<br />

Aby jednak można było komfortowo podróżować,<br />

trzeba było wprowadzić wiele zmian – przede<br />

wszystkim w rodzaju zabieranego w drogę bagażu.<br />

Ciężkie kufry stały się niewystarczające i uciążliwe.<br />

Nie każdy podróżujący mógł pozwolić sobie na<br />

drogie skrzynie, nie mówiąc już o służbie, która<br />

pomogłaby mu w ich przenoszeniu. Co więcej, dla<br />

wielu taka forma bagażu znacząco ograniczała<br />

możliwość dynamicznego zwiedzania, a przecież<br />

w tym celu ludzie podejmowali trud wyprawy.<br />

Wady kufrów dały o sobie znać również podczas<br />

podróży lotniczych. Ze względów bezpieczeństwa<br />

podniebne eskapady wymagały znaczącego<br />

zmniej szenia wagi zabieranego na pokład<br />

ekwipunku. W obliczu takich ograniczeń nie -<br />

zbędne i niezawodne stały się mniejsze i porę -<br />

czniejsze walizki, które podobnie jak kufry,<br />

gwarantowały bezpie czne przewiezienie garde -<br />

roby i innych zabieranych w podróż przedmiotów.<br />

SYMBOL WYSOKIEGO STATUSU<br />

Początek dominacji walizek jest związany z dzia -<br />

łalnością jednego z najbardziej uznanych „melletierów”<br />

– Louisa Vuittona. Wytwarzane przez<br />

niego od 1854 roku walizki nie tylko były wyrobami<br />

bardzo dobrej jakości, ale wygrywały z konkurencją<br />

również pod względem lekkości i zgrabnych<br />

kształtów. Po dziś dzień wyroby od Vuittona są<br />

symbolem wysokiego statusu. Firma produkująca<br />

WITTCHEN<br />

najbardziej luksusowe walizki i torby podróżne<br />

cieszy się wciąż niezachwianą renomą. Jej siła tkwi<br />

przede wszystkim w ciągłym nawiązywaniu do<br />

początkowych, bardzo odległych już dziś dokonań.<br />

Stylizowana sygnatura firmy wykorzystywana<br />

w mającym już ponad 100 lat wzorze Toile<br />

Monogram zdobi również najnowsze kolekcje.<br />

Oprócz zygzakowato rozłożonych liter LV wzór<br />

ten przedstawia także czteroramienną gwiazdę<br />

wewnątrz rombu i kwiat umieszczony w kole.<br />

Również kształtem najnowsze kolekcje walizek<br />

Vuittona przypominają te, które powstawały<br />

kilkadziesiąt lat temu. Ostro wykoń czone, jednak<br />

starannie obite boki walizki podno szonej przy użyciu<br />

jednej solidnej rączki przywodzą wspomnienia<br />

wypraw z początku XX wieku. Wzory te, dziś już<br />

klasyczne, są chętnie kupowane na całym świecie.<br />

Wzrok ku przeszłości kierują również najnowsze<br />

kolekcje Korchmara, Hartmanna i Globe-Trottera.<br />

Ta brytyjska firma, która od lat przy produkcji<br />

swoich wyrobów korzysta z wprowadzonego na<br />

rynek w 1850 roku niezwykle trwałego, opartego<br />

na papierze materiału zwanego Vulcan Fibre,<br />

urzeka klientów sznytem iście wiktoriańskim. Jedwabne<br />

wyścielenia, szerokie skórzane pasy<br />

wspomagające zapięcie oraz mocowane nitami<br />

łaty na rogach walizek są bez wątpienia ozdobnymi<br />

elementami, które dodają klasycznej<br />

formie staroświeckiej elegancji. Nie<br />

tylko jednak takie rozwiązania spotykają<br />

się z zainteresowa niem podróżnych.<br />

DLA BIZNESMENÓW<br />

I GLOBTROTERÓW<br />

Miłośników nowoczesnego designu<br />

i nowatorskich usprawnień z pewnością<br />

zainteresuje kolekcja firmy <strong>Wittchen</strong>.<br />

Dzięki niej każda wyprawa stanie się<br />

bardziej komfortowa. Niezaprzeczalnym<br />

atutem bagażu <strong>Wittchen</strong> są<br />

skrętne kółka i teleskopowe rączki.<br />

Podróżni w zależności od typu<br />

wyprawy mogą wybrać walizki przeznaczone<br />

na wyjazd służbowy z linii Business Collection,<br />

w bardziej stonowanej kolorystyce z wertykalnie<br />

prowadzonymi na tkaninie prążkami, dodającymi<br />

im klasycznej elegancji, bądź też ofertę bardziej<br />

turystyczną, zwracającą uwagę wielością kolo -<br />

rystycznych wariantów i trwałością odpornego<br />

na wstrząsy tworzywa termoplastycznego ABS.<br />

Walizki są w trzech nowych kolorach: żółtym,<br />

zielonym, czerwonym. Są one dosko nałym towa -<br />

rzyszem podróży lotniczych – trwałość tworzywa<br />

daje bowiem pewność, że naszemu ekwipunkowi<br />

nic się nie stanie, nawet kiedy zniknie nam z oczu<br />

w luku bagażowym samolotu.<br />

PODRÓŻ DO PRZYSZŁOŚCI<br />

Niemiecka marka Rimowa swoją najnowszą<br />

kolekcję zadedykowała miłośnikom ekstremalnych<br />

wrażeń. Dzięki aluminiowym obudowom linii Salsa<br />

i Titanium przywodzącym na myśl niemal surowe,<br />

futurystyczne wnętrza statku kosmicznego firma<br />

zyskała miano wytwórcy najlżejszych i najbardziej<br />

wytrzymałych walizek na świecie. Niejako z tego<br />

względu swoją kolekcję kieruje przede wszystkim<br />

do zmierzających ku dalekim, tropikalnym i z pew -<br />

nością nietuzinkowym miejscom. Usprawnieniem<br />

są również wysuwane rączki i kółka pozwalające<br />

na przemieszczanie się z walizką bez konieczności<br />

jej podnoszenia.<br />

Każda marka, choć w swoich kolekcjach<br />

prezentuje inny styl i aspiruje ku innemu typowi<br />

podróżników, zwraca szczególną uwagę na<br />

doskonałą jakość wytwarzanych walizek, ich<br />

gustowność i komfort podróży, w które są zabie -<br />

rane. Zapewne w przyszłości producenci wali -<br />

zek wciąż będą się starać o to, aby bagaż nie<br />

był przysłowiową kulą u nogi, lecz pomocnym<br />

atrybutem podróży.<br />

Marcin Pacho<br />

WITTCHEN<br />

WITTCHEN 23


gość specjalny<br />

26 WITTCHEN<br />

PIERWSZA DAMA<br />

POLSKIEGO FILMU<br />

NIEZIEMSKO PIĘKNA, ZMYSŁOWO KOBIECA, NIEZWYKLE UROCZA…<br />

BYŁA MARIĄ WALEWSKĄ W „MARYSI I NAPOLEONIE”, KSIĘŻNICZKĄ<br />

ELŻBIETĄ W „POPIOŁACH”, IZABELĄ ŁĘCKĄ W „LALCE”, EWELINĄ<br />

HAŃSKĄ W „WIELKIEJ MIŁOŚCI BALZAKA”. NIKT LEPIEJ NIŻ BEATA<br />

TYSZKIEWICZ NIE PREZENTOWAŁ SIĘ W STYLOWYM KOSTIUMIE.


Fot. Archiwum Beaty Tyszkiewicz<br />

Z czym ko ja rzy się Pa ni dzie ciń stwo?<br />

Uro dzi łam się rok przed oku pa cją nie miec ką<br />

w Wi la no wie, w le wym skrzy dle pa ła cu, od stro -<br />

ny ogro du. Hra bio stwo Adam i Be ata Bra nic cy,<br />

ostat ni dzie dzi ce Wi la no wa, udo stęp ni li apar ta -<br />

ment mo im ro dzi com. Do sta li naj lep szy po kój,<br />

na zy wa ny ko lum no wym. Bez po śred nio z nie go<br />

moż na by ło wyjść na ta ras po ro śnię ty pach ną cy -<br />

mi kwia ta mi. To miej sce jest kształ tem i sma kiem<br />

mo je go dzie ciń stwa. Imię do sta łam po Be acie<br />

Bra nic kiej, a jej mąż zo stał mo im oj cem chrzest -<br />

nym. Póź niej wie lo krot nie tam wra ca łam… Wciąż<br />

pa mię tam pod wie czor ki przy go to wy wa ne przez<br />

hra bi nę. W dziu plach po wa lo nych drzew ukła -<br />

da ła na list kach po zio mek lub ma lin cia stecz ka,<br />

owo ce, cze ko lad ki i fi gur ki kra sna li. Kie dy dziś<br />

od wie dzam Wi la nów i spa ce ru ję po par ku, wra -<br />

ca ją wspo mnie nia tam tych bez tro skich, cu dow -<br />

nych chwil. Szko da tyl ko, że nie ma już cio ci „Be”,<br />

bo tak na zy wa łam Be atę Bra nic ką. To ona spra -<br />

wi ła, że mo je dzie ciń stwo by ło za cza ro wa ne.<br />

Te raz to wszyst ko wy da je mi się tro chę nie re al -<br />

ne, jak by wy ję te ze świa ta li te ra tu ry czy fil mu.<br />

Kie dy wy bu chła II woj na świa to wa, mia ła<br />

Pa ni za le d wie ro czek. Co szcze gól nie zo sta ło<br />

w pa mię ci z tam te go okre su?<br />

Po dob no ma łe dzie ci nie są w sta nie wie le za -<br />

pa mię tać, a jed nak do dziś sły szę zło wiesz cze<br />

mru cze nie sa mo lo tów nad cią ga ją cych nad War -<br />

sza wę i prze raź li we wy cie sy ren na wo łu ją cych<br />

do schro nów. Wciąż czu ję wszech ogar nia ją cą<br />

pa ni kę, wi dzę lu dzi kry ją cych się w przy pad ko -<br />

wych bra mach. Pa mię tam ła pan ki na Sta rym<br />

Mie ście… Jed nak po mi mo okru cień stwa, ja kie<br />

przy nio sła ze so bą oku pa cja, spę dzi łam ten czas<br />

wśród lu dzi spo koj nych, wspa nia łych, do brych,<br />

któ rzy sta ra li się za cho wać god ność i opa no wa -<br />

nie w tak eks tre mal nie trud nych wa run kach.<br />

O czym ma rzy ła ma ła Be ata?<br />

Naj pierw o cyr ku, chcia łam tań czyć na li nie. Nie -<br />

co póź niej za pra gnę łam zo stać trak to rzyst ką.<br />

Mo ja ma ma przy sta ła na to ocho czo, co wzbu dzi -<br />

ło we mnie po waż ne po dej rze nia i oczy wi ście od<br />

ra zu prze szedł mi za pał. Ma rzył mi się też ba let<br />

i – jak przy sta ło na dziew czyn kę, któ ra za wsze<br />

opie ko wa ła się ja kimś kot kiem czy pie skiem<br />

– we te ry na ria. Póź niej już ni gdy nie po zwo li łam<br />

so bie na ma rze nia, bo one bar dzo zo bo wią zu ją.<br />

Dla cze go zo sta ła Pa ni ak tor ką?<br />

Tak na praw dę to film się o mnie upo mniał. Pew -<br />

ne go dnia w szko le zja wił się asy stent re ży se ra<br />

An to nie go Boh dzie wi cza. Po szu ki wał dziew -<br />

czy ny do ro li pa nien ki z dwor ku szla chec kie go.<br />

By łam wła śnie w dzie wią tej kla sie, mia łam<br />

nie speł na sie dem na ście lat, dłu gie blond wło sy<br />

i mi lion pie gów. Zo sta łam za pro szo na na zdję cia<br />

prób ne do Ło dzi. Do sta łam tekst, któ ry mia łam<br />

prze czy tać. Oszo ło mio na obec no ścią zna ko mi -<br />

tych ak to rów dzi wi łam się, że w ogó le wy do by wa<br />

się ze mnie ja kiś dźwięk. Po kil ku dniach do sta -<br />

łam od po wiedź. Nie ste ty, nie by li za in te re so wa ni.<br />

Coś mnie w środ ku bo le śnie za kłu ło. Zdą ży łam<br />

się już po nie kąd przy zwy cza ić do my śli, że<br />

za gram w fil mie. Po czu łam ogrom ną tę sk no tę.<br />

Po ty go dniu re ży ser zmie nił jed nak zda nie. Do s -<br />

ta łam szan sę! Nie dość, że za gra łam w „Ze mście”,<br />

to jesz cze po zna łam wie lu zna ko mi tych lu dzi,<br />

m.in. Ta de usza Kon dra ta, Da nu tę Sza flar ską,<br />

Ry szar da Ba ry cza. To oni by li mo ją „lo ko mo ty -<br />

wą” – cią gnę li mnie za so bą. Wy star czy ło z ni mi<br />

być, chło nąć ich wspa nia łe umie jęt no ści ak tor -<br />

skie. De biut w ta kim gro nie był na wet czymś<br />

wię cej niż wy gra na na lo te rii.<br />

Ma ma się nie sprze ci wia ła?<br />

Ma ma uwiel bia ła te atr. Po dej rze wam, że mia ła<br />

du że zdol no ści sce nicz ne. Pod wpły wem oj ca<br />

zre zy gno wa ła jed nak z tej pa sji. Kie dy więc los<br />

uśmiech nął się do mnie, nie po zwo li ła mi<br />

zmar no wać tej szan sy, bo prze cież mo gła się<br />

ona już nie po wtó rzyć.<br />

Co spra wi ło, że zwią za ła się Pa ni z ak tor stwem<br />

na ca łe ży cie?<br />

„Beata posiadła dar, będący udziałem tylko nielicznych wielkich gwiazd<br />

i zarazem wybitnych aktorek – jak Romy Schneider, Annie Girardot, Faye<br />

Dunaway – dar nasycenia sobą taśmy, tworzenia atmosfery szczególnie<br />

intymnej, oddziaływania na widza wprost, bez pośrednictwa ekranowego<br />

partnera. Każdy gest takiej aktorki jest nieskończenie prawdziwy, żadne<br />

słowo nie jest puste. Kreowane przez nią postacie to marzenie każdego<br />

mężczyzny: są doświadczone, sprawiedliwe w ocenach, ale zdolne<br />

do wybaczania, łączą kobiecą delikatność z dojrzałym erotyzmem,<br />

a odkrywanie ich tajemnic jest równie pasjonujące jak lektura<br />

powieści kryminalnej...” (Jacek Tabęcki, „Iluzjon” nr 1–2/1989).<br />

To „Za dusz ki” za de cy do wa ły, że po zo sta łam<br />

w tym za wo dzie. Zro zu mia łam i uwie rzy łam, że<br />

mam w so bie pew ną si łę. Dziś wiem, że pod ję -<br />

łam ogrom ne ry zy ko. Mo ja przy szłość od tąd<br />

za le ża ła prze cież od cu dze go wy bo ru – ob sa -<br />

dzą mnie, to bę dę gra ła, nie zło żą mi pro po zy cji,<br />

bę dę bez ro bot na. By łam jed nak do brej my śli<br />

i co raz moc niej wie rzy łam w sie bie.<br />

Na co wy da ła Pa ni pierw sze za ro bio ne pie nią dze?<br />

Przede wszyst kim wresz cie mo głam po móc<br />

ma mie. Za pierw szą ga żę ku pi łam w ko mi sie<br />

ma łe uży wa ne ra dio Te sla. Mo gli śmy słu chać<br />

Te atru Pol skie go Ra dia, au dy cji dla mło dzie ży<br />

i słu cho wisk dla dzie ci. Na stęp ne pie nią dze<br />

wy da łam na ada pter – kosz to wał 790 zło tych.<br />

Plan fil mo wy ob fi tu je w nie prze wi dzia ne sy tu acje.<br />

Pa mię ta Pa ni naj za baw niej szą przy go dę, któ ra<br />

się Pa ni przy da rzy ła?<br />

W „Spóź nio nych prze chod niach” po raz pierw -<br />

szy w pol skim ki nie po wo jen nym sfil mo wa no<br />

WITTCHEN 27


gość specjalny<br />

28 WITTCHEN<br />

JESTEM NIECO ZDEMORALIZOWANA<br />

FILMEM, TYM, ŻE OBRAZ I DŹWIĘK<br />

UTRWALA SIĘ RAZ NA CAŁE<br />

ŻYCIE, A NIE TWORZY KAŻDEGO<br />

WIECZORU. NIE UMIEM SOBIE<br />

WYOBRAZIĆ, ŻE MOGŁABYM GRAĆ<br />

CZTERYSTA RAZY TO SAMO. TAKIE<br />

POWTARZANIE MNIE PRZERAŻA.


Fot. Archiwum Beaty Tyszkiewicz<br />

ślub w praw dzi wym ko ście le na Kra kow skim<br />

Przed mie ściu. By łam pan ną mło dą, a mo im<br />

na rze czo nym był Bo gu mił Ko bie la. Wy dru ko -<br />

wa łam dla żar tu za pro sze nia: „Bo gu mił Ma ria<br />

Teo dor Ko bie la i Be ata Ma ria He le na z Tysz kie -<br />

wi czów ma ją za szczyt za pro sić na swój ślub”,<br />

i wy sła łam je na szym zna jo mym. Po sta ra łam<br />

się, aby li sty do tar ły w przed dzień ślu bu, nie<br />

po zo sta wia jąc za sko czo nym ad re sa tom cza su<br />

na do cie ka nie, w ja ki spo sób do te go do szło.<br />

Sta wi li się pra wie wszy scy. Do sta łam mnó stwo<br />

kwia tów i te le gra mów. Kie dy wy szło na jaw,<br />

że to tyl ko sce na z fil mu, więk szo ści bar dzo<br />

spodo bał się nasz dow cip, ale zna leź li się i ta cy,<br />

któ rych ta sy tu acja wca le nie roz ba wi ła.<br />

Pe wien kry tyk fil mo wy za żą dał na wet zwro tu<br />

pie nię dzy wy da nych na tak sów kę i kwia ty,<br />

a póź niej wy to czył mi spra wę w są dzie…<br />

Oczy wi ście też dla żar tu. Naj gor sze w tym<br />

wszyst kim by ło to, że Bo bek [od red. – Kobiela]<br />

za po mniał uprze dzić o żar cie na rze czo ną<br />

Mał go się, któ ra by ła bar dzo roz cza ro wa na, gdyż<br />

nie spo dzie wa ła się ta kie go ob ro tu spra wy.<br />

Jest Pa ni je dy ną pol ską ak tor ką wy łącz nie<br />

fil mo wą…<br />

Z te atrem mia łam ma ły ro mans, że by nikt nie<br />

po my ślał, że nie umiem za grać na sce nie.<br />

Mo je do świad cze nia te atral ne są jed nak<br />

bar dzo ską pe. Bra ko wa ło mi warsz ta tu, szko -<br />

ły, prze ży cia by ły zbyt in ten syw ne, czu łam,<br />

jak bym każ de go dnia zda wa ła eg za min.<br />

Czę sto śni łam, że za po mnia łam tek stu. Gra jąc<br />

w sztu ce, trze ba do brze roz ło żyć emo cje i si ły<br />

na ca ły spek takl. Nikt nie zwa ża na ży cie pry -<br />

wat ne ak to ra i sa mo po czu cie. Z ko lei pra ca na<br />

pla nie fil mo wym trwa kil ka ty go dni, a póź niej<br />

jest już in na ro la, in ny re ży ser, in ny part ner,<br />

no we ży cie… Je stem nie co zde mo ra li zo wa na<br />

fil mem, tym, że ob raz i dźwięk utrwa la się raz<br />

na ca łe ży cie, a nie two rzy każ de go wie czo ru.<br />

Nie umiem so bie wy obra zić, że mo gła bym<br />

grać czte ry sta ra zy to sa mo. Ta kie po wta rza -<br />

nie mnie prze ra ża.<br />

Ka zi mierz Bran dys po wie dział kie dyś, że wszy -<br />

scy męż czyź ni chcą się z Pa nią że nić, choć<br />

ża den Pa ni nie ko cha…<br />

W każ dym mo im związ ku za wsze na po cząt ku<br />

był wy buch ser ca, unie sie nie, a po tem na dzie ja<br />

na coś wiel kie go… To by ły po wta rza ją ce się<br />

sta ny za ko cha nia, bę dą ce wy ni kiem nie ustan -<br />

nej i nie za spo ko jo nej tę sk no ty za mi ło ścią.<br />

Po cząt ko wy czas eu fo rii ry chło zmie niał się<br />

w co dzien ność, wszyst kie cza row ne te ma ty<br />

się wy czer py wa ły.<br />

Czym jest dla Pa ni mi łość?<br />

To cu dow ne, pięk ne uczu cie, któ re roz pro mie -<br />

nia, na pa wa opty mi zmem, uskrzy dla. Trud no<br />

je po go dzić z praw dzi wym ży ciem. Z dru giej<br />

stro ny jest prze szko dą, roz bi ciem, roz pro sze -<br />

niem, roz kosz ną nie wy go dą, za raź li wą cho ro bą,<br />

któ ra jed nak… mi ja.<br />

Moż na przez ca łe ży cie ko chać jed ną oso bę?<br />

Mnie się to nie uda ło. Bar dzo ce nię tych, któ rzy<br />

chcą spę dzić ca łe ży cie z jed nym part ne rem.<br />

To tro chę tak, jak by ktoś zaj mo wał to sa mo<br />

miesz ka nie, znał każ dy za ka ma rek, wie dział,<br />

co gdzie le ży. Są też lu dzie cie ka wi świa ta,<br />

któ rzy chcą zmie niać miesz ka nia co dwa la ta,<br />

ni gdy ich nie ku pu ją, za wsze wy naj mu ją. I tak<br />

jed ni ma ją mał żeń stwa, in ni ro man se. Mo je<br />

Nigdy nie polegałam na mężczyznach.<br />

Zawsze lubiłam zależeć wyłącznie od siebie.<br />

Starałam się mieć do wszystkiego odpowiedni<br />

dystans. W gruncie rzeczy wiedziałam,<br />

że tak naprawdę mogę liczyć tylko na siebie,<br />

i to mi odpowiadało.<br />

ro man se by ły mał żeń stwa mi – wy cho dząc za<br />

mąż, za każ dym ra zem my śla łam, że ro bię ten<br />

krok raz na za wsze. Ni gdy nie pro wo ko wa łam<br />

zmian, ale w mo men cie gdy wy pa lał się zwią -<br />

zek, ucie ka łam. Dla mnie mał żeń stwo ma sens,<br />

je śli mi łość otwie ra lu dzi na świat, nie ry wa li zu -<br />

ją ze so bą i nie uza leż nia ją się od sie bie.<br />

W prze ciw nym ra zie jak przejść przez ży cie?<br />

Cza sem le piej jest odejść. W mo ich mał żeń -<br />

stwach nie wcho dzi ły w grę żad ne kom pro mi sy<br />

i na wet dzie ci nie by ły po wo dem do po zo sta -<br />

wa nia w związ ku, któ ry mnie nie wy peł niał.<br />

Jak dziś, z per spek ty wy lat, po strze ga Pa ni<br />

swo je związ ki?<br />

Mia łam 29 lat, kie dy wy szłam za An drze ja [od<br />

red. – Waj dę]. Na sze uczu cie roz kwi tło na pla -<br />

BEATA TYSZKIEWICZ<br />

Polska aktorka filmowa. Urodziła się<br />

w 1938 roku w Wilanowie. Jest córką<br />

hrabiego Krzysztofa Marii Tyszkiewicza<br />

i Barbary Rechowicz, matką aktorek<br />

Karoliny Wajdy oraz Wiktorii Padlewskiej.<br />

Debiutowała w latach 1956–57 w ekra -<br />

nizacji „Zemsty” w reżyserii Antoniego<br />

Bohdziewicza, wcielając się w postać<br />

Klary. W latach 1957–1958 studiowała<br />

w warszawskiej PWST. Po roku studiów<br />

została usunięta z uczelni. W 1973 roku<br />

otrzymała bez egzaminu uprawnienia<br />

aktorskie z Ministerstwa Kultury i Sztuki.<br />

Zagrała w ponad 100 filmach i serialach,<br />

m.in. w „Popiołach”, „Lalce”, „Rękopisie<br />

znalezionym w Saragossie”, „Marysi<br />

i Napoleonie”, „Wielkiej miłości Balzaka”.<br />

Jest jednym z jurorów w polskiej edycji<br />

programu „Taniec z gwiazdami”. Poza<br />

wyróżnieniami filmowymi ma w kolekcji<br />

m.in. Order Przyjaźni Narodów od<br />

Prezydium Rady Najwyższej ZSRR, Krzyż<br />

Komandorski Orderu Odrodzenia Polski<br />

i francuską Legię Honorową. Jest<br />

przewodniczącą kapituły nagrody Fundacji<br />

Kultury Polskiej.<br />

WITTCHEN 29


gość specjalny<br />

nie fil mo wym. Prze peł nia ło mnie szczę ście i na dzie ja, że na resz cie bę -<br />

dę po trzeb na fa scy nu ją ce mu, sza le nie uta len to wa ne mu męż czyź nie,<br />

że spraw dzę się ja ko ży cio wa part ner ka i mat ka. Mu sia łam jesz cze tyl -<br />

ko po je chać do In dii, bo pod pi sa łam kon trakt z hin du skim pro du cen -<br />

tem. Nie przy pusz cza łam, że roz łą ka po trwa po nad rok. Do dziś mam<br />

po wią za ne wstąż ka mi li sty od An drze ja, w któ rych za pi sa ne jest ca łe<br />

na sze ży cie. Po po wro cie z In dii wy je cha łam do Bel gii, a An drzej do<br />

Lon dy nu – po now nie mu sie li śmy się roz stać. Po ja wi ły się oba wy, że<br />

w tym za bie ga niu zgu bi my coś bar dzo istot ne go, i po na ro dzi nach<br />

Ka ro li ny zde cy do wa li śmy się na mał żeń stwo. Mie li śmy na dzie ję, że<br />

w ten spo sób upo rząd ku je my na sze ży cie… Nie ste ty, wciąż ży li śmy na<br />

wa liz kach. I tak mi nę ło pięć lat. To był jed nak waż ny czas w mo im<br />

ży ciu. Bar dzo wie le na uczy łam się od An drze ja. On był nie zwy kle<br />

de li kat ny i czu ły, a ja by łam za mło da, aby to do ce nić.<br />

I wte dy po ja wił się Wi told Orze chow ski…<br />

To mał żeń stwo by ło przy pad ko we, nie praw dzi we. Mie li śmy ab so lut nie<br />

róż ne po dej ście do ży cia. Kie dy zro zu mia łam, że nie mo gę da lej tkwić<br />

w tym związ ku, do War sza wy przy je chał z Fran cji ten sam chło piec,<br />

w któ rym by łam ro man tycz nie za ko cha na w mło do ści.<br />

Wspo mnie nia od ży ły?<br />

Przy po mnia łam so bie czy ta nie po ezji w sa lo nie je go ro dzi ców, wy po -<br />

wie dzia ne wte dy sło wa, ro man tycz ne kon cer ty świersz czy, chwy ta nie<br />

ro bacz ków świę to jań skich, spa ce ry prze dłu ża ne w nie skoń czo ność i…<br />

po ca łu nek pod drze wem. Wte dy spy ta łam go na wet, czy się ze mną<br />

oże ni. Nie ste ty, po ukoń cze niu Po li tech ni ki Gdań skiej wy je chał do<br />

Pa ry ża i oże nił się z Fran cuz ką. I wła śnie kie dy mia łam kry zys w mał żeń -<br />

stwie, po ja wił się mój Ja cek [od red. – Padlewski], tym ra zem już ja ko<br />

po waż ny ar chi tekt. Je mu rów nież za wa li ło się ży cie oso bi ste – roz stał się<br />

z żo ną, z któ rą miał dwóch sy nów. Nie wie le trze ba by ło, aby od żył<br />

kli mat pierw szej mi ło ści… Zde cy do wa li śmy się na wspól ne ży cie. Mie li śmy<br />

po 38 lat. Uro dzi ła nam się upra gnio na cór ka Wik to ria. Wzię li śmy ślub.<br />

30 WITTCHEN<br />

Roz sta nie ro dzi ców czę sto jest dla dziec ka trud nym prze ży ciem.<br />

Jak ukła da ły się re la cje Pa ni có rek z ich oj ca mi?<br />

Oj co wie za wsze by li bli scy dziew czyn kom. Obie ich wiel bią. Dla Ka ro li ny<br />

An drzej jest naj więk szym au to ry te tem, po dzi wia je go ta lent, gust, so lid -<br />

ność cha rak te ru. Wik to ria w Jac ku do strze ga po ezję i ta lent.<br />

Nie oba wia ła się Pa ni sa mot nie wy cho wy wać có rek?<br />

Do pie ro z per spek ty wy cza su zro zu mia łam, jak bar dzo jest to trud ne.<br />

Ni gdy nie szu ka łam wspar cia u in nych, ufa łam wła snej in tu icji, swo im<br />

prze my śle niom, sta ra łam się wy bie gać na przód my śla mi, by nie dać<br />

się za sko czyć te mu, co przy nie sie los. Mu sia łam ko chać za dwo je.<br />

Prze ko na łam się, że dzie ci moż na na uczyć wszyst kie go, trze ba tyl ko<br />

mieć nie skoń czo ną cier pli wość, ła god ność i kon se kwen cję. Sta ra łam<br />

się dać im mak si mum kom for tu i wol no ści w ży ciu oso bi stym. Na uczy -<br />

łam cór ki god no ści, ho no ru, lo jal no ści, za ufa nia, czy li te go wszyst kie -<br />

go, co dziś jest tak nie mod ne. Uwraż li wi łam je na na tu rę, na uczy łam<br />

mi ło ści do lu dzi i zwie rząt. I tak Ka ro li na i Wik to ria sta ły się ca łym<br />

mo im świa tem.<br />

Naj pięk niej sze chwi le z ich ży cia utrwa la ła Pa ni na fo to gra ficz nej kli szy…<br />

Nie wie le zdjęć oca la ło z mo je go dzie ciń stwa, wszyst ko spło nę ło w po -<br />

wsta niu, na wet nie mia łam co po ka zać mo im cór kom. A prze cież<br />

każ da chwi la w ży ciu jest in na i mi ja wraz z upły wem cza su. Fo to gra fu jąc,<br />

mam po czu cie, że za trzy mu ję te mo men ty na za wsze. I dla te go zro bi łam<br />

tak wie le zdjęć mo im dzie ciom – czas mi jał, one ro sły, a ja wie dzia łam,<br />

że je śli te go nie uwiecz nię, szyb ko i bez pow rot nie znik nie pu szek na<br />

głów ce czy za baw ny gry mas. Wy da je nam się, że pa mię ta my dzie ciń -<br />

stwo, a tak na praw dę po zo sta je ono w pa mię ci, gdy przy wo łu ją<br />

je zdję cia. One są po nie kąd na szą do dat ko wą pa mię cią, uwal nia ją<br />

w nas roz ma ite wspo mnie nia, dzię ki nim znów mo że my po czuć kli mat<br />

chwil, któ re bez pow rot nie mi nę ły.<br />

Roz ma wiali: Ka ta rzy na Wierz ba, Marcin Pacho


Fot. Archiwum Beaty Tyszkiewicz<br />

WITTCHEN 31


warto zobaczyć<br />

SCHRONIENIE ZNAJDOWALI TUTAJ PRZEŚLADOWANI Panorama Starego Miasta<br />

ZA POGLĄDY DYSYDENCI I SKAZANI NA BANICJĘ<br />

INNOWIERCY. TU KRZYŻOWAŁY SIĘ GŁÓWNE SZLAKI<br />

HANDLOWE I TRADYCJE KULTURALNE. Z NAJDALSZYCH<br />

STRON ŚWIATA ZJEŻDŻALI KUPCY, RZEMIEŚLNICY,<br />

ARCHITEKCI, MALARZE I FILOZOFOWIE. W GDAŃSKU<br />

ROZEGRAŁY SIĘ TEŻ WYDARZENIA ZMIENIAJĄCE BIEG<br />

NAJNOWSZEJ HISTORII.<br />

Miasto<br />

zwrócone ku falom<br />

Mimo upływającego czasu metropolia wciąż jest potężnym tyglem kultur, nacji<br />

i języków. Na wskroś turystyczna, pulsująca ulicznymi plenerami i festiwalami,<br />

pełni dostojną funkcję nadmorskiej stolicy Polski. Jest miejscem, gdzie nadal<br />

zbiegają się komunikacyjne, naukowe i kulturowe szlaki współczesnej Europy.<br />

SYMBOL WALKI O WOLNOŚĆ<br />

Jeden z największych kurortów w Polsce od lat przyciąga turystów leczniczym<br />

mikroklimatem i pięknymi, piaszczystymi plażami. W Jelitkowie, Stogach czy<br />

Brzeźnie można zażyć słonecznych kąpieli, spacerować morskim brzegiem<br />

i podziwiać strome zbocza wydm. Nasączone jodem powietrze sprawia, że<br />

wczasowicze pojawiają się tutaj praktycznie o każdej porze roku, a nadmorskie<br />

miejscowości pełne są domów sanatoryjnych i gabinetów odnowy biologicznej.<br />

Niedaleko Gdańska jest słynny, awangardowy Sopot z promenadą i wbijającym<br />

się daleko w Bałtyk molem. Ale to nie tutejszy klimat jest najważniejszy. Gdańsk<br />

to przede wszystkim miejsce narodzin najnowszej historii Polski, miasto symbol<br />

walki o wolność i prawa człowieka. Stąd pochodzi Lech Wałęsa, tutaj w 1987 roku<br />

papież Jan Paweł II wypowiedział słynne słowa: „Nie ma wolności bez solidarności”,<br />

i wreszcie w tym właśnie mieście zaczęły się polityczne zmiany, które<br />

doprowadziły do rozbicia bloku socjalistycznych państw w Europie.<br />

ŚLADY ŚWIĘTEGO NA WZGÓRZU<br />

Na pierwsze wzmianki o Gdańsku natrafiamy w opisach stworzonych przez<br />

benedyktyńskiego mnicha z klasztoru na Awentynie. Zakonnik Jan Kanapariusz<br />

w „Żywocie św. Wojciecha” wspominał o chrztach dokonywanych przez tego<br />

kapłana w grodzie nad Motławą. Osada ta nazywała się – jak zapisał skrzętnie<br />

Kanapariusz – urbs gyddanyzc i była zaczątkiem późniejszego Gdańska. Stąd też<br />

św. Wojciech wyruszył na misję do Prus, gdzie później poniósł śmierć męczeńską.<br />

Po dziś dzień w Gdańsku możemy odnaleźć wiele miejsc związanych z tą<br />

32 WITTCHEN<br />

Fontanna<br />

Neptuna


Latarnia w Gdańsku<br />

Nowym Porcie<br />

Fot. www.gdansk.pl, Urząd Miejski w Gdańsku.<br />

Baltic Sail – barwny festiwal żeglarski<br />

pierwszą misją na Pomorzu. Istnieje na przykład dzielnica mieszkalna<br />

Św. Wojciech, gdzie wedle legendy biskup nocował, głosił kazania, chrzcił<br />

i bierzmował gdańszczan. Z kolei na wzgórzu św. Wojciecha, na którym<br />

zachowała się ceglana kaplica z XIV wieku, kapłan według<br />

kronikarskich przekazów odprawił mszę św. i nakazał ściąć pogański<br />

przedmiot kultu – potężny święty dąb. Tutaj także wedle przekazów wykupiono<br />

ciało misjonarza, a kaplica stała się pierwszym grobem świętego<br />

w latach 997–1000. Inną, bardziej współczesną pamiątką po biskupie jest<br />

nadawany w Gdańsku Medal św. Wojciecha. To honorowe odznaczenie<br />

przyznaje rada miasta osobom zasłużonym w dziedzinie międzynarodowej<br />

współpracy czy działającym na rzecz pojednania między narodami.<br />

HUGENOCI I ANGLICY<br />

Gdańsk zawsze był miastem otwartym na nowe prądy, idee oraz przybyszów<br />

z zagranicy. Skłonność do współpracy z innymi nacjami pojawiła<br />

się już za rządów książąt pomorskich, kiedy tutejsi mieszczanie handlowali<br />

z kupcami i rzemieślnikami z Zachodu. Niedługo potem wspólnie<br />

nad Bałtykiem zamieszkali Polacy, Niemcy, Holendrzy, Żydzi, Szkoci,<br />

a nawet Anglicy. Rozrastająca się metropolia, zwłaszcza w dobie reformacji,<br />

przyjmowała pod swoje skrzydła odszczepieńców religijnych i politycznych<br />

dysydentów. Schronienie znaleźli tu przeganiani z innych krajów<br />

hugenoci, menonici oraz protestanci. Miasto stało się najbardziej międzynarodowym<br />

ośrodkiem I Rzeczpospolitej. Dziś pamiątką po tej ogromnej<br />

wielokulturowej wspólnocie jest położony w parku przy ulicy 3 Maja<br />

pomnik Cmentarz Nieistniejących Cmentarzy.<br />

KWARTY, ROSÓŁ Z WĘGORZA I GOLDWASSER<br />

Przez lata w gdańskim tyglu mieszały się tradycje kulturowe, językowe,<br />

a także, co nieuniknione, zwyczaje gastronomiczne. Kuchnia z okolic<br />

Gdańska szybko stała się jedną z najbardziej kosmopolitycznych<br />

WITTCHEN 33


warto zobaczyć<br />

Pomnik Solidarności<br />

34 WITTCHEN<br />

Zielona Brama<br />

Metropolia jest potężnym<br />

tyglem kultur, nacji i języków.<br />

Motława i stary żaglowiec Plaża w Brzeźnie


Fot. www.gdansk.pl, Urząd Miejski w Gdańsku.<br />

Stare Miasto<br />

SYMBOLE GDAŃSKA<br />

Na herbie miasta widnieje sentencja: Nec<br />

temere, nec timide, co oznacza: „Bez strachu,<br />

ale z rozwagą”, i doskonale odzwierciedla<br />

charakter gdańszczan. Niepokorni, odważni,<br />

hardzi w stosunku do ciemiężycieli, zawsze<br />

gotowi byli do patriotycznych postaw. Westerplatte,<br />

Poczta Polska, pomnik Poległych<br />

Stoczniowców, Muzeum Solidarności – to tutejsze<br />

miejsca symbole, bardzo ważne dla Polski.<br />

KALENDARIUM IMPREZ<br />

29 V–1 VI – Bałtycki Festiwal Nauki<br />

15–16 VI – Bałtyckie Dni Kultury<br />

Żydowskiej<br />

19–27 VI – V Festiwal „Świętojańskie<br />

świętowanie”<br />

24 VI – Międzynarodowy Festiwal<br />

Muzyki Organowej<br />

26–28 VI – IX Festiwal Dobrego<br />

Humoru<br />

3–6 VII – Festiwal Gwiazd<br />

10–13 VII – Międzynarodowy Zlot<br />

Żaglowców „Baltic Sail”<br />

16–20 VII – XII Festiwal Teatrów<br />

Plenerowych i Ulicznych FETA<br />

26 VII–17 VIII – Jarmark św. Dominika<br />

14–15 VIII – Regaty o Puchar<br />

Prezydenta Gdańska<br />

15 VIII – Maraton Solidarności<br />

22–24 VIII – Gdańskie Noce Jazzowe<br />

Ratusz<br />

w całym kraju, przyjmując wpływy francuskie, holenderskie, niemieckie, rosyjskie, a nawet<br />

tureckie. Do tej pory w tutejszych restauracjach znajdziemy zarówno niemiecką golonkę<br />

z piwem, na wskroś francuskie gotowane mule, jak i rosyjskie bliny z czarnym kawiorem. Dużą<br />

popularnością cieszy się słynna polewka gdańska (zupa z chleba razowego i piwa), nalewka<br />

Goldwasser, gdański rosół z węgorza czy pieczony sandacz. Dziś wiele osób stara się powrócić<br />

do dawnych tradycji. Powstają przedruki starych książek kulinarnych, tworzone są nowe zbiory<br />

przepisów. W publikacjach odnajdujemy nie tylko styl i formę dawnych receptur, lecz także<br />

miary podane w funtach berlińskich, drezdeńskich, lipskich, kwartach czy kwaterkach.<br />

I co najważniejsze, wszystko jest przeliczane na obecny system wagowy.<br />

DREWNIANE ORGANY I ZŁOTE LWY<br />

Do dziś Gdańsk zachował otwartość względem innych kultur. Najwyraźniej przejawia się ona<br />

w organizowaniu międzynarodowych festiwali naukowych, muzycznych, filmowych i teatralnych.<br />

Nadmorska stolica Polski podobnie jak przed wiekami tak i teraz przyciąga artystyczną śmietankę<br />

współczesnej Europy. Jedną z najbardziej znanych imprez o międzynarodowej randze jest Festiwal<br />

Muzyki Organowej. Odbywa się on w Oliwie, bo właśnie w tutejszej bazylice katedralnej znajdują się<br />

jedne z najwspanialszych w całej Europie organów. Pochodzące z XVIII wieku, wykonane z drewna<br />

lipowego przyciągają uwagę imponującymi rozmiarami i niebywałą estetyką pracy snycerskiej.<br />

Zachwycają rokokowe girlandy pnących się roślin, a także kunsztownie wyrzeźbione figurki aniołów<br />

trzymających trąbki, puzony oraz dzwonki. Co ciekawe, można je wprawiać w ruch w trakcie grania,<br />

podobnie jak rzeźbione słońca i gwiazdy. Za kontuarem organów podczas festiwalowych<br />

koncertów w lipcu i sierpniu zasiadają światowej sławy wirtuozi muzyki sakralnej, m.in. niewidomy<br />

francuski organista z katedry Notre Dame w Paryżu Jean-Pierre Leguay i niezwykle utalentowany<br />

David Titterington, szef Katedry Organów Królewskiej Akademii Muzycznej w Wielkiej Brytanii.<br />

Nie zapominajmy też, że Gdańsk to miasto X muzy. W 1974 roku narodził się tutaj Festiwal<br />

Polskich Filmów Fabularnych. Przyznawane na nim Złote Lwy Gdańskie są jednym z najwa -<br />

żniejszych wyróżnień w krajowej kinematografii. Odebrał je m.in.: Andrzej Wajda, Krzysztof<br />

Zanussi, Krzysztof Kieślowski, Kazimierz Kutz i Robert Gliński. Choć festiwal przeniesiono<br />

w 1987 roku do Gdyni, pierwotna nazwa nagrody pozostała.<br />

Od niedawna w Gdańsku odbywa się także słynny Festiwal Gwiazd. Impreza, początkowo<br />

organizowana w Międzyzdrojach, została w końcu przeniesiona nad Motławę. W centrum miasta,<br />

na wyspie Ołowiance, usypano prawdziwą morską plażę mającą ponad 6 tysięcy metrów kw.<br />

Odbywają się tutaj koncerty, spotkania z artystami i nocne seanse filmowe. Na wyspie odsłonięto<br />

także obelisk autorstwa Adama Myjaka złożony z ponad stu odlewów dłoni polskich gwiazd.<br />

WITTCHEN 35


Długi Targ, widok z Zielonej Bramy<br />

Ale nie tylko krajowe sławy przybywają do Gdańska. Gościły tutaj takie<br />

osobistości ze świata filmu, jak Peter Greenaway czy Volker Schlöndorff.<br />

Metropolia słynie również z ulicznych festiwali teatralnych. Doroczna<br />

impreza odbywa się w przepięknej scenerii gdańskiej starówki. Mimowie,<br />

akrobaci na szczudłach, sztuczny dym, piana, bańki mydlane, konfetti,<br />

wielkie, ruchome postaci oraz kolorowe światła – wszystko to wzrusza,<br />

bawi, prowokuje i na cały tydzień całkowicie zmienia oblicze miasta.<br />

DWÓR ARTUSA I NEPTUN Z TRÓJZĘBEM<br />

Zabytki Gdańska są jedną z najwspanialszych turystycznych atrakcji Polski.<br />

Niewiele osób jednak wie, że obecny kształt miasta jest efektem ogromnej<br />

pracy rekonstruktorskiej. Zdobyty w 1945 roku przez wojska II Frontu<br />

Białoruskiego Gdańsk został zamieniony dosłownie w morze ruin. Dopiero<br />

wysiłki konserwatorów, artystów i budowniczych przywróciły mu dawną<br />

świetność. Jedną z najpiękniejszych ulic jest zamieszkiwana kiedyś przez<br />

zamożne i wpływowe rody gdańskie Długa. Natrafimy tu na starą katownię<br />

z pozostałościami pręgierza, miejsce kaźni niepokornych mieszczan<br />

i różnej maści rzezimieszków. Tutaj także znajduje się przepiękny łuk tryumfalny<br />

– Złota Brama – przez który wjeżdżały niegdyś do miasta orszaki<br />

królewskie. Znana z fotografii i pocztówek fontanna Neptuna mieści się<br />

niedaleko Dworu Artusa, miejsca, w którym zbierali się dawniej w celach<br />

handlowych i towarzyskich kupcy, rzemieślnicy i zamożni mieszczanie.<br />

Wedle legendy to właśnie ta fontanna przyczyniła się do powstania słynnej<br />

gdańskiej nalewki Goldwasser, ulubionego trunku króla Francji Ludwika XIV.<br />

Podobno Neptun rozgniewany wrzucanymi do sadzawki monetami uderzył<br />

w wodę swoim trójzębem, rozbijając pieniądze w drobny pył. Od tamtej<br />

pory nalewka sprzedawana jest z drobnymi płatkami 23-karatowego złota.<br />

OSTRYGOJAD Z PODRÓŻNICZKIEM<br />

Gdańsk to także jedno z najbardziej zielonych miast Polski. Na jednego<br />

mieszkańca przypadają ponad 134 metry kw. lasów. W metropolii jest<br />

park krajobrazowy, rezerwat, pomniki przyrody oraz 29 gatunków roślin<br />

objętych całkowitą ochroną. Jeden z najpiękniejszych przyrodniczo<br />

36 WITTCHEN<br />

Ulica Długa<br />

terenów rozciąga się na Wyspie Sobieszowskiej, jednej z trzech<br />

największych na polskim wybrzeżu. To także nadmorska dzielnica miasta,<br />

oddalona od centrum o około 15 km. Znajdziemy tutaj plaże, wydmy,<br />

ale także stawy, trzcinowiska, pola uprawne, bory sosnowe i lasy mieszane.<br />

Na wyspie rośnie blisko 500 gatunków roślin i żyje ponad 300 różnych<br />

zwierząt. Podczas spaceru można zobaczyć wylegujące się na plażach<br />

foki, mieszkające w północno-wschodniej części wyspy bobry lub<br />

przechadzającego się wieczorami lisa i jenota, pochodzącego z Dalekiego<br />

Wschodu jedynego przedstawiciela psowatych, który zasypia na zimę.<br />

Wyspa jest też znakomitym miejscem do obserwowania ciekawych<br />

gatunków ptaków. Przylatują tutaj m.in. maleńkie, biegające drobnym<br />

truchtem sieweczki obrożne i rzeczne, zajadający się skorupiakami<br />

ostrygojad i podróżniczek, ptak z rodziny drozdowatych o charakterystycznym,<br />

niebieskim podgardlu. Z kolei w rezerwacie przyrody Mewia<br />

Łacha mieści się punkt stacji ornitologicznej Polskiej Akademii Nauk.<br />

Turyści mogą tutaj obserwować pracę ornitologów i uczestniczyć<br />

w obrączkowaniu. Tutejsi naukowcy poznają zwyczaje i śledzą losy<br />

przylatujących co roku prawie 300 gatunków ptaków.<br />

BURSZTYNOWA KOMNATA I ŚW. BRYGIDA<br />

Położone przy Bałtyku miasto od wieków było ośrodkiem, gdzie kwitł handel<br />

bursztynem. Ten cenny surowiec zwany złotem Północy był tutaj wydobywany,<br />

przetwarzany i eksportowany w inne rejony świata. To właśnie<br />

w Gdańsku wzięła swój początek słynna bursztynowa komnata. Na pomysł<br />

jej stworzenia wpadł znany mistrz bursztyniarskiego fachu Andreas<br />

Schlüter, a realizacji dzieła podjął się jego kolega, również gdań -<br />

szczanin, Gottfried Wolfram. Wyroby tutejszych bursztynników od<br />

zawsze znane były w świecie z kunsztownego wykonania. W Gdańsku<br />

zamawiano podarunki ze złota Północy dla papieży, carów, królów<br />

i sułtanów. Tworzono także dzieła dla zamożnej szlachty i mieszczaństwa.<br />

Niektóre z nich możemy oglądać w Muzeum Bursztynu przy ulicy<br />

Długiej. A już niebawem miasto ponownie pochwali się pracą tutej -<br />

szych bursztynników. Gdańscy mistrzowie tworzą bowiem kolejne<br />

wielkie dzieło – bursztynowy ołtarz w kościele św. Brygidy.<br />

Marcin Szumowski<br />

Fot. www.gdansk.pl, Urząd Miejski w Gdańsku.


Fot. Archiwum <strong>Wittchen</strong><br />

SA LO NY WIT T CHEN<br />

ALICJA PŁOTKA,<br />

MANAGER SPRZEDAŻY DETALICZNEJ<br />

(REGION POMORSKI)<br />

Pierwszy gdański salon firmowy<br />

<strong>Wittchen</strong> otwarto w listopadzie<br />

2003 roku w Galerii Madison (jednej z pierwszych galerii<br />

handlowych w Trójmieście), w pięknym zakątku Starego<br />

Miasta. Drugi powstał kilka miesięcy później w centrum<br />

Manhattan. W październiku 2007 roku oddano do użytku<br />

największe centrum handlowe Trójmiasta – Galerię Bałtycką<br />

– i tam otworzyliśmy nasz najnowszy salon. Z kolei<br />

w C.H. Fashion House (przy ul. Przywidzkiej 8) mieści się<br />

sklep prowadzący sprzedaż outletową. Atrakcyjne ceny<br />

pozwalają nam dotrzeć do sporej grupy klientów z całego<br />

Trójmiasta i jego obrzeży.<br />

Jakość i bogate wzornictwo produktów firmy <strong>Wittchen</strong> spra -<br />

wiają, że kupujący obdarzają nas zaufaniem – jest to dla<br />

nas wyjątkowe wyróżnienie. Klienci doceniają profesjonalną<br />

obsługę, a także wygląd salonów – drewniane meble<br />

połączone ze szkłem i olbrzymi kryształowy żyrandol. Często<br />

to właśnie ten przepiękny, przykuwający wzrok żyrandol<br />

sprawia, że niektórzy decydują się wejść do salonu po raz<br />

pierwszy i już wkrótce stają się naszymi stałymi klientami.<br />

Z racji swej urody i bogatej historii Gdańsk jest miastem<br />

odwiedzanym przez wielu turystów z zagranicy. Oni<br />

również bardzo dobrze znają firmę <strong>Wittchen</strong> i często<br />

dokonują zakupów w naszych salonach.<br />

Dzięki zróżnicowanym kolekcjom oferowanym przez firmę<br />

<strong>Wittchen</strong> do grupy naszych klientów należą nie tylko biznesmeni,<br />

ale i młodzi ludzie ceniący nowoczesny styl<br />

kolekcji Young i Elegance. Coś dla siebie znajdą tu także<br />

miłośnicy klasyki – piękne torebki Venus, jak również teczki,<br />

wykonane – w zależności od kolekcji – z rozmaitych<br />

rodzajów skóry. Największą popularnością cieszy się<br />

w Gdańsku superlekki i superfunkcjonalny bagaż, do którego<br />

niedawno została dołączona linia Business Collection, przy-<br />

ciągająca uwagę niesamowitym designem. Nie możemy<br />

zapomnieć o obuwiu – z sezonu na sezon jest coraz popularniejsze.<br />

Wygoda ręcznie wykonanych butów sprawia,<br />

że przymierzający je klient nie potrafi im się oprzeć.<br />

WITTCHEN 37


warto zobaczyć<br />

JEDEN Z NAJMNIEJSZYCH KRAJÓW ŚWIATA. JEGO HISTORIA SIĘGA<br />

STAROŻYTNOŚCI, ALE NAJWIĘKSZĄ POPULARNOŚĆ ZYSKAŁ W XIII WIEKU,<br />

KIEDY TO WŁADZĘ PRZEJĄŁ RZĄDZĄCY DO DZIŚ RÓD GRIMALDICH. TO<br />

WŁAŚNIE ZA CZASÓW OSTATNICH POTOMKÓW WIELKIEGO FRANCISA<br />

GRIMALDIEGO KSIĘSTWO STAŁO SIĘ TURYSTYCZNĄ POTĘGĄ I OŚRODKIEM<br />

KULTURY. TO Z NIM ZWIĄZANY JEST JEDEN Z NAJWIĘKSZYCH ROMANSÓW<br />

XX WIEKU. W TYM MIEJSCU ODBYWA SIĘ RÓWNIEŻ JEDEN Z NAJSTARSZYCH<br />

WYŚCIGÓW FORMUŁY 1. MONAKO – PERŁA LAZUROWEGO WYBRZEŻA.<br />

MAŁY<br />

kraj<br />

Usytuowane w sercu basenu Morza Śródziemnego urzeka łagodnym klimatem i słońcem<br />

świecącym przez ponad 300 dni w roku. Letnie temperatury sięgają tu 37 stopni Celsjusza. Morska<br />

bryza przynosi wieczorami przyjemny chłód. Jednak to jesień pozwala zasmakować pełni uroków<br />

księstwa. Choć to właśnie na ten okres przypadają rzadko nawiedzające kraj deszcze, nie przeszkadza<br />

to odwiedzającym, nie tylko bowiem w złotych plażach kryje się czar tego miejsca.<br />

Dla turystów znajomość tego zachwycającego bogactwem kraju ogranicza się niekiedy do historii<br />

miłości księcia Rainiera III, zmarłego przed trzema laty władcy księstwa, i amerykańskiej aktorki,<br />

zdobywczyni Oscara Grace Kelly. To dzięki temu, bezsprzecznie bajkowemu, romansowi wielu po raz<br />

pierwszy usłyszało o Monako. Po dziś dzień wspomnienie ich znajomości i małżeństwa otacza kraj<br />

nimbem magiczności. Nie bez znaczenia w tej historii jest jednak otaczający krajobraz, pełen<br />

przepastnych ogrodów bogatych w kwiaty najrozmaitszych kształtów i barw, zachwycających stoków<br />

nadmorskich Alp oraz napotykanych na każdym kroku zabytków z otwierającym się na miasto rozległym<br />

Pałacem Książęcym. Wydaje się, że tylko w tak niezwykłej scenerii uczucie to mogło rozkwitnąć w pełni.<br />

38 WITTCHEN


Monako to nie tylko kraj urzekający blaskiem dawnych wieków, to również symbol nowoczesności,<br />

której niekwestionowanym orędownikiem jest książę Albert II.<br />

OSIEMNAŚCIE ARMAT<br />

Początki dzisiejszego Pałacu Książęcego, położonego na skale, tuż nad samym morzem,<br />

w dzielnicy La Condamine, datuje się na rok 1215, kiedy to przodkowie władającego obecnie<br />

księstwem Alberta II, syna Rainiera i Grace, wznieśli w Monako obronną twierdzę. Pod koniec<br />

XIII wieku warownię zamieniono w pałac. Strzeżone przez karabinierów wejście do rezydencji<br />

prowadzi przez bogato zdobioną Bramę Monumentalną, za którą znajduje się Podwórzec<br />

Honorowy. Latem odbywają się tu koncerty wielkich solistów, którym zazwyczaj akompaniuje<br />

orkiestra filharmoniczna z Monte Carlo.<br />

Z 19 komnat stanowiących wnętrza książęcej rezydencji zwiedzającym udostępnia się aż<br />

15, ale tylko wówczas, kiedy książę jest poza Monako. Nagi maszt na szczycie jednej z wież<br />

budynku symbolizuje jego absencję. W momencie gdy książę wjeżdża do kraju, na maszt<br />

wciągana jest jedna flaga, do której z chwilą powrotu księcia do pałacu dołącza druga.<br />

Najważniejszym miejscem górującej nad krajem siedziby Alberta II jest Sala Tronowa,<br />

w której odbywają się oficjalne uroczystości – najważniejsze są listopadowe obchody Święta<br />

Narodowego. W sali uwagę przykuwa sufit bogato zdobiony freskami i ogromnymi portretami<br />

dawnych władców. W centralnym miejscu stoi tron, a na zawieszonym nad nim szkarłatnym,<br />

aksamitnym baldachimie widnieje herb panującego rodu, na którym wypisana jest dewiza<br />

rodziny Grimaldich i motto księstwa: Deo Juvante, czyli „Z Bożą pomocą”.<br />

Swoistą ozdobą pałacu, dość surowego w formie, jest osiemnaście armat i stosy kul<br />

umieszczonych na placu i murach. W epoce genueńskiej były one wykorzystywane do defensywnych<br />

zadań militarnych, a dziś są już tylko dodatkową atrakcją turystyczną, która jednak<br />

skutecznie przypomina zwiedzającym o wydarzeniach sprzed wielu wieków.<br />

KSIĄŻĘCY HAZARD I KIELISZEK SZAMPANA<br />

Bez wątpienia jednym z najbardziej znanych i najbardziej prestiżowych miejsc w Monako jest<br />

kasyno w Monte Carlo, najwytworniejszej części księstwa. Zachwycające wnętrza XIX-wiecznego<br />

budynku stanowią niejako symbol ekskluzywności Lazurowego Wybrzeża. Kasyno jest esencją<br />

bogactwa, z którą ten rejon Morza Śródziemnego bywa jednoznacznie kojarzony. Doskonale komponujące<br />

się z luksusowymi hotelami i elitarnymi ośrodkami sportu miejsce odwiedzane jest przez<br />

najzamożniejszych gości z rozkoszą delektujących się szampanem – narodowym napojem<br />

Monakijczyków. To tu widać najlepiej, że Monako to oaza wykwintności i mekka milionerów.<br />

40 WITTCHEN


Fot. www.visitmonaco.com, BMW Polska<br />

Niezwykły krajobraz, XIII-wieczny Pałac Książęcy<br />

czy coroczny festiwal sztuki cyrkowej to tylko nieliczne<br />

atrakcje, które czekają na turystów o każdej porze roku.<br />

Kasyno dzieli się na dwie części. Wejście od strony<br />

placu prowadzi do centrum gier i rozrywek. Za wejściem<br />

po prawej stronie natomiast znajduje się jedyna ogólnie<br />

dostępna sala do gier, która z racji swego podobieństwa do<br />

stylistyki kasyn w Las Vegas nazywana jest salą amerykańską.<br />

Z pewnością różnorodnością automatów i wielością stołów do<br />

gry dorównuje przepychowi większości najznamienitszych kasyn<br />

Europy. Wejście do pozostałych sal wymaga posiadania specjalnego<br />

zaproszenia. Luksusowy i elitarny charakter miejsca<br />

dostrzegalny jest zatem na każdym kroku.<br />

Słynie ono jednak nie tylko z hazardu. Gdy wejdziemy<br />

do kasyna od strony południowej, znajdziemy się w operze,<br />

która od roku 1879 była miejscem premie rowych pokazów wielu<br />

znanych dzieł, takich jak „Potępienie Fausta” (1893) czy<br />

„Kuglarz Maryi” (1902). Opera zachowała swój dawny wystrój<br />

i klimat, dzięki czemu wystawiane do dziś przedstawienia zys -<br />

kują na wytworności.<br />

Obok kasyna niewątpliwą atrakcją Monte Carlo jest<br />

coroczny Międzynarodowy Festiwal Sztuki Cyrkowej. Rodzina<br />

książęca od lat wspiera to przedsięwzięcie, a jej udział<br />

w pokazach dodaje imprezie splendoru. Transmitowany przez<br />

stacje telewi zyjne w Europie spektakl odwiedzają najlepsi<br />

artyści cyrkowi z całego świata. Idea pokazów w pewnym<br />

sensie odzwierciedla jedne z najważniejszych cech kraju<br />

– jego niejednorodność i zmienność.<br />

LUKSUS NOWOCZESNOŚCI<br />

Zabytkowy, a przez to urzekająco nierealny krajobraz Monako<br />

przełamuje nowoczesna architektura wielkiego centrum kulturowo-<br />

-biznesowego – Forum Grimaldi. Miejsce to, którego intrygujący,


warto zobaczyć<br />

Forum Grimaldi to bez wątpienia jeden z najznamienitszych przykładów nowoczesnej<br />

architektury na świecie.<br />

futurystyczny design opiera się na szkle i stali, służy nie tylko różnego rodzaju konferencjom,<br />

ale również organizacji największych w kraju spektakli, koncertów, wystaw i pokazów mody.<br />

To tutaj otworzono najnowszą scenę operową kraju i to tutaj turyści znajdą wytworne restauracje<br />

oraz luksusowe pokoje bankietowe. Nieograniczony potencjał pomieszczeń i sprzętu,<br />

którym Forum dysponuje, pozwala na realizację najbardziej nowatorskich przedsięwzięć,<br />

gromadząc przez cały rok przedsiębiorców, miłośników najwykwintniejszych sztuk,<br />

gwiazdy kina, teatru i estrady.<br />

42 WITTCHEN


Fot. www.visitmonaco.com<br />

Port Herkulesa od dawna jest symbolem monakijskiej wytworności.<br />

To tutaj cumują najbardziej luksusowe jachty.<br />

NA STARCIE<br />

Niewątpliwy zwrot ku nowoczesności oznaczają także prestiżowe<br />

wyścigi samochodowe, które choć rozsławiają Monako od wielu lat,<br />

to jednak obecnie coraz silniej aspirują do przedsięwzięć interdyscy -<br />

plinarnych – łączących sport, biznes i politykę. Dzięki takim spotkaniom<br />

i ich dynamicznemu rozwojowi Monako mimo swej chwalebnej<br />

przeszłości wyłaniającej się niemal z każdego miejsca jest jedno -<br />

cześnie krajem nie zwykle nowoczesnym.<br />

Grand Prix Monako, organizowane w ramach zawodów Formuły 1, zapo -<br />

czątkowane zostało w 1929 roku z inicjatywy księcia Ludwika II. Tor, na którym jest<br />

organizowane, uznano za jeden z najpiękniejszych, najbardziej spektakularnych,<br />

ale i najtrudniejszych torów wyścigowych mistrzostw świata. Kierowcy, roz -<br />

wijając prędkości dochodzące do 260 km/h, wykonują na nim 78 okrążeń. Po<br />

przybyciu na metę zwycięzca otrzymuje z rąk księcia upragniony puchar, a jego<br />

nazwisko trafia do prestiżowego pocztu Klubu Automobilowego Monako.<br />

Klub jest również inicjatorem organizowanego od 1911 roku Rajdu Monte Carlo.<br />

Wtedy to po raz pierwszy na linii startu stanęły 23 samochody. Pierwszy przejazd<br />

odbył się z inicjatywy słynącego z pomysłowości księcia Alberta I, a jego zwycięzcą<br />

Od niemal 100 lat Monte Carlo jest organizatorem jednego<br />

z najbardziej prestiżowych rajdów samochodowych Europy.<br />

był Henri Pougier. Dziś Rajd Monte Carlo jest jednym z najbardziej<br />

prestiżowych na świecie, a konstruktorzy i kierowcy przygotowania<br />

do niego rozpoczynają niemal zaraz po zakończeniu bieżącej edycji.<br />

Od 1988 roku, kilka dni po zakończeniu głównego wyścigu, jest<br />

organizowany również cieszący się ogromnym zainteresowaniem<br />

rajd samochodów zabytkowych. Jego ideą jest przypomnienie<br />

dawnych zawodów organizowanych w Monte Carlo – w tych historycznych<br />

wyścigach mogą bowiem wziąć udział jedynie pojazdy<br />

marek, które uczestniczyły w rajdach organizowanych w latach<br />

1955–1977. I tutaj historia i współczesność przenikają się po raz<br />

kolejny, ponownie pozwalając Monako wymknąć się jednoznaczności.<br />

Mimo że to kraj tak niewielki, zajmujący powierzchnię zaledwie<br />

2 km kw., jest jednym z najzamożniejszych, najdroższych<br />

i najbarwniejszych skrawków Europy. Z pewnością ten kontrast<br />

czyni Monako tak niezwykłym. Niektórzy mówią, że opuszczając<br />

jego granice, można niekiedy po prostu wątpić, czy miejsce<br />

to naprawdę istnieje. Czasami trudno pojąć tę zachwycającą<br />

heterogeniczność i urodę księstwa, jakby skrupulatnie opisaną<br />

w zrealizowanym w stu procentach scenariuszu. Chyba przede<br />

wszystkim dlatego warto je odwiedzić, by nie dowierzając pięknu<br />

tego zakątka, samemu zastanawiać się, czy naprawdę się tam było.<br />

Marcin Pacho<br />

WITTCHEN 43


inspiracje<br />

Burberry, The Beat<br />

44 WITTCHEN<br />

W. Kruk,<br />

naszyjnik z kolekcji<br />

Krystallos<br />

Sergio Rossi<br />

Gdy w letni, ciepły wieczór<br />

czeka nas romantyczna kolacja<br />

we dwoje, warto zadbać<br />

o wyjątkową atmosferę.<br />

Otulone zmysłowym zapachem<br />

i w zjawiskowej kreacji olśnimy<br />

każdego mężczyznę.<br />

Breguet,<br />

bransoletka<br />

Fot. Archiwum firm


Juicy Couture<br />

Comfort Zone,<br />

Tranquillity Oil<br />

Délices de Cartier<br />

Molton, sukienka z kolekcji Babie Lato<br />

Estée Lauder,<br />

Emerald Dream<br />

Olay, maska Total Effects<br />

WITTCHEN 45


inspiracje<br />

IWC Aquatimer<br />

Cousteau Divers<br />

46 WITTCHEN<br />

Tajemniczy, pełen zaskakujących kontrastów<br />

i nieodpartego uroku... Taki jest właśnie<br />

współczesny mężczyzna. W świecie,<br />

który pędzi w zawrotnym tempie,<br />

on stara się cieszyć każdą chwilą.<br />

Rolex Sea-Dweller<br />

Cartier, Santos de Cartier Collection<br />

Cartier, Fountain pen<br />

Cartier<br />

Fot. Archiwum firm


inspiracje<br />

48 WITTCHEN<br />

Jedwabne, w bajeczne kwiatowe wzory,<br />

ręcznie malowane... Idealnie pasują<br />

do każdej kreacji. Z powodzeniem<br />

mogą zastąpić biżuterię.


strefa konesera<br />

Magia<br />

klejnotów<br />

Diamentowe kolie i cygańskie kolczyki, bransoletki ze sznurka<br />

i ślubne obrączki, drewniane korale i sznury pereł... Biżuteria<br />

niejedno ma imię. Można ją dostać w spadku, przywieźć<br />

z egzotycznej podróży, kupić zarówno w salonie jubilerskim,<br />

jak i na straganie, wreszcie zrobić samodzielnie.<br />

50 WITTCHEN<br />

Fot. W. Kruk, Bucherer


Podobnie w cza -<br />

sach nowo żytnych,<br />

poczynając od wczes -<br />

nego średniowiecza,<br />

biżuteria stanowiła przede<br />

wszystkim domenę królów<br />

i dostojników kościelnych.<br />

Wciąż też liczyła się nie tylko wartość<br />

materialna przedmiotów dekoracyjnych<br />

(choć i ona była nie bez znaczenia),<br />

ale również ich symboliczna wymowa.<br />

Dziś biżuteria nie pełni już funkcji obrzędowych,<br />

nie podkreśla różnic stanowych, jest<br />

powszechnie dostępna (choć niekiedy może<br />

świadczyć o zamożności noszącej ją osoby).<br />

Odpowiednio dobrana jest wyjątkowym dodatkiem<br />

do stroju, podkreśla styl i indywidualność kobiety.<br />

Od XVIII wieku to właśnie panie mają monopol na<br />

biżuterię – mężczyźnie muszą wystarczyć spinki do<br />

mankietów czy krawata albo elegancki zegarek.<br />

I choć dziś niektóre kobiety chętnie noszą biżuterię sztuczną<br />

– ozdoby wykonane zarówno ze szkła i plastiku, jak i z naturalnych<br />

tworzyw: sznurka, muszli czy egzotycznego drewna – to<br />

wciąż jeszcze wiele osób uważa, że na miano biżuterii<br />

zasługują wyłącznie wyroby z materiałów szlachetnych.<br />

Rzymianie nazywali ją jocale, czyli<br />

„zabawka” – dziś jej funkcja najbliższa jest<br />

źródłosłowu. Biżuteria, niezależnie od stylu i ceny, ma przede<br />

wszystkim cieszyć oczy swoją urodą. Dzieje błyskotek są jednak bogatsze<br />

i bardziej złożone, niżby się z pozoru wydawało.<br />

DLA WOJOWNIKÓW I KAPŁANÓW<br />

Kobiety i mężczyźni, władcy i wojownicy, kapłani wielkich religii i plemienni szamani już od zarania<br />

dziejów ozdabiali swoje ciała najrozmaitszymi świecidełkami. Podczas prac wykopaliskowych<br />

odnaleziono muszle sprzed około 100 tysięcy lat – pozostawione ślady pozwalają sądzić, że stanowiły<br />

one element bransolet i naszyjników. Z kolei najstarsze w całości zachowane ozdoby pochodzą jeszcze<br />

z paleolitu, czyli sprzed około 25 tysięcy lat. Co ciekawe, pierwotnie nosili je głównie mężczyźni. Rolę<br />

amuletów chroniących wojownika podczas walki pełniły ozdoby z drewna, kamienia, muszli czy zwierzęcych<br />

kości. Biżuterię z metalu zaczęto wytwarzać dopiero z nadejściem epoki brązu, około 3 tysięcy lat p.n.e.<br />

Chociaż ozdoby odkryte przez archeologów lub uwiecznione na antycznych malowidłach i mozaikach często<br />

zadziwiają urodą i kunsztem wykonania, przez długi czas funkcja dekoracyjna biżuterii miała znaczenie<br />

drugorzędne. Naszyjniki, pierścienie i bransolety odgrywały rolę talizmanów – zapewniały dostatek i przychylność<br />

bogów, ułatwiały zamążpójście, chroniły przed chorobami i pechem. Nawet w bardziej rozwiniętych<br />

społecznościach długo wiązały się głównie z kultem religijnym – niekiedy prawo do ich noszenia mieli<br />

wyłącznie kapłani. Stopniowo, wraz ze wzrostem wartości materialnej ozdób (gdy zaczęto<br />

używać metali i kamieni szlachetnych), biżuteria stała się wyznacznikiem bogactwa i pozycji<br />

społecznej. Wkrótce zaczęła stanowić oznakę władzy, a także godności – nie tylko religijnej,<br />

ale i świeckiej. W starożytnym Rzymie prawo noszenia złotych pierścieni przysługiwało<br />

jedynie najwyższym urzędnikom państwowym – pozostali obywatele musieli zadowolić<br />

się wyrobami z żelaza. Przeciętny Egipcjanin mógł pozwolić sobie na miedziane<br />

bransolety i kolczyki, ale już bardziej wyszukane wyroby jubilerskie – takie<br />

jak złote i srebrne diademy, naszyjniki czy naramienniki<br />

inkr ustowane barwnymi kamieniami – były zare -<br />

zerwowane dla najza możniejszych.<br />

OGIEŃ I WODA<br />

Już od niepamiętnych czasów<br />

najsłynniejszym metalem szlachetnym<br />

jest złoto – pierwsze ozdoby zrobiono<br />

z niego 6 tysięcy lat temu. Indianie<br />

z Ameryki Północnej wykonywali ze<br />

złota naszyjniki i obrzędowe maski, Grecy<br />

w okresie klasycznym – niebywale misterne<br />

ozdoby, w których przeważały motywy roślin<br />

i zwierząt. I choć cenny kruszec był wykorzystywany<br />

już w średniowieczu, w nowożytnej Europie sztuka<br />

złotnicza na dobre rozkwitła w XVI i XVII wieku, kiedy to<br />

hiszpańscy konkwistadorzy zaczęli przywozić złoto z Ameryki<br />

Środkowej i Południowej.<br />

Dla jubilerów to surowiec idealny, bo trwały, a dzięki miękkości<br />

i ciągliwości podatny na formowanie. Nie rdzewieje i – w przeciwieństwie<br />

do srebra – nie traci połysku, nie utlenia się i nie ciemnieje.<br />

Rzadko używa się go w czystej postaci, znane są natomiast stopy<br />

– dodatek miedzi pozwala uzyskać tzw. czerwone złoto, zaś palladu<br />

i niklu – białe złoto. Wciąż jest najpopularniejszym surowcem wykorzystywanym<br />

do produkcji obrączek ślubnych, nie zdetronizowała go nawet<br />

(teoretycznie cenniejsza) platyna – najmłodszy metal szlachetny,<br />

wprowadzony do użytku dopiero w XX wieku.<br />

Wedle jednych złoto to kruszec królewski, inni chętniej wybierają srebro<br />

– tańsze, ale z równie bogatymi tradycjami (wzmianki o nim znajdują się<br />

w Starym Testamencie – kunsztowne srebrne wyroby znaleziono już<br />

WITTCHEN 51


strefa konesera<br />

w grobowcu kultury chaldejskiej, czyli ok. 4000 lat p.n.e.). Przez wieki srebro było środkiem płatniczym<br />

(wykonywano z niego monety), służyło też do wyrobu misternych przedmiotów codziennego użytku. W sztuce<br />

jubilerskiej sprawdza się znakomicie, dobrze wygląda zarówno w postaci filigranowych broszek i łańcuszków,<br />

jak i grubych, ciężkich bransolet oraz wisiorów. Użyte z umiarem pasuje do codziennego stroju (nawet<br />

do dżinsów), a także – w przeciwieństwie do złota – znakomicie komponuje się z bursztynem i koralem.<br />

Złoto i srebro długo były niczym ogień i woda, żelazne zasady elegancji zabraniały łączenia ich<br />

ze sobą. W dzisiejszych, bardziej eklektycznych czasach nawet zestawienia tak odmiennych kruszców<br />

są dopuszczalne, wymaga to jednak ogromnego wyczucia i dobrego smaku.<br />

NAJLEPSI PRZYJACIELE KOBIETY<br />

Jakość kruszcu bez wątpienia ma znaczenie – czym jednak byłyby pierścienie bez oczek, łańcuszki<br />

bez medalionów, broszki bez bogatych inkrustacji? Od wieków biżuteria to nie tylko metale, ale i wszystko to,<br />

co dodaje ozdobom barwy i blasku – drogie kamienie, perły, bursztyn, koral, emalie...<br />

Kamienie szlachetne fascynowały ludzi od wieków. Ozdabiano nimi najcenniejsze precjoza – insygnia władzy<br />

i obiekty kultu – używano ich w magii, obrzędach religijnych oraz w celach leczniczych. W horoskopie Majów<br />

zamiast znaków zodiaku osobom urodzonym w konkretnym dniu są przypisane konkretne kamienie<br />

szlachetne. Wiara w magiczną moc minerałów nie zaniknęła też w świecie chrześcijańskim. Insygnia<br />

królewskie przez stulecia zdobiono rubinami – ten czerwony kamień w większości kultur uchodził<br />

Odpowiednio dobrana<br />

biżuteria jest wyjątkowym<br />

dodatkiem do stroju, podkreśla<br />

styl i indywidualność kobiety<br />

za najcenniejszy, symbolizował miłość, energię i siłę życiową. Z kolei szafir<br />

był przypisany kardynałom i biskupom – jego błękitna barwa oznaczała<br />

zwrócenie umysłu ku sprawom niebieskim.<br />

Co jednak mamy na myśli, mówiąc, że kamień jest szlachetny? Na Ziemi<br />

istnieje ponad 3 tysiące gatunków minerałów, jednak zaledwie około 50<br />

z nich zasługuje na miano kamieni szlachetnych (inaczej jubilerskich). Przede<br />

wszystkim liczy się barwa – musi być czysta i głęboka – oraz twardość. Od<br />

końca XVII wieku na pierwszym miejscu znajdują się diamenty przez Marilyn<br />

Monroe nazwane „najlepszymi przyjaciółmi kobiety”. Na stosowanej przez<br />

jubilerów tzw. skali twardości Mohsa diament ma wartość 10 – można nim przeciąć<br />

niemal wszystko, sam natomiast jest absolutnie odporny na uszkodzenia i zarysowania.<br />

Dzięki temu jest uznawany za symbol wierności – to kamień najczęściej używany do inkrustowania<br />

pierścionków zaręczynowych.<br />

Aby minerał stał się klejnotem, trzeba mu jeszcze nadać odpowiedni szlif. Sztuka osadzania i szlifowania<br />

kamieni była doskonalona przez wieki, zajmowały się nią całe pokolenia jubilerów (za ojczyznę szlifierzy<br />

diamentów uchodzi Amsterdam). To właśnie szlif wydobywa z kamienia blask, ukazuje jego strukturę,<br />

dzięki niemu wewnątrz igrają iskry załamującego się światła. To on z diamentu czyni brylant.<br />

Za szlachetne nie uznaje się kamieni, które na skali twardości Mohsa osiągają wynik poniżej 4. Istnieją jednak<br />

wyjątki – są nimi bursztyn (2–2,5) i koral (3–4). Trudno jednak nazywać je kamieniami – bursztyn to stwardniała<br />

przez tysiąclecia żywica, koral – element wapiennego szkieletu morskich koralowców. Oba są jednak<br />

ogromnie cenione i wykorzystywane do wyrobu ozdób. Kolejny wyjątek stanowią perły – często uważane za<br />

prawdziwy symbol kobiecości i elegancji. Powstają one, gdy do ciała skorupiaka zwanego perłopławem dostaje<br />

się ziarnko piasku – by zapobiec urazom, organizm zwierzęcia otacza je „izolacją” z macicy perłowej.<br />

52 WITTCHEN<br />

Fot. W. Kruk, Dior, Gellner


strefa konesera<br />

54 WITTCHEN<br />

Dopóki ludzie nie nauczyli się celowego pobudzania perłopławów do produkcji białych<br />

kulek, musieli zdawać się na naturę i przypadek. Perły osiągały wówczas zawrotne ceny<br />

– bywały droższe nawet od diamentów. Sytuacja zmieniła się w XIX wieku wraz<br />

z odkryciem możliwości sztucznej hodowli pereł. Dziś nie są one już tak cenne, jednak<br />

wciąż równie eleganckie i ponadczasowe – zmienia się długość naszyjników<br />

i sposób ich noszenia, ale perły nigdy nie wychodzą z mody.<br />

Od czasów, gdy nasi przodkowie po raz pierwszy zawiesili sobie na szyi<br />

muszelkę na skórzanym rzemyku, w świecie biżuterii zmieniło się wszystko.<br />

Pojawiły się nowe metale i stopy, perły hodowane są sztucznie, popularność<br />

zdobywają kamienie syntetyczne (czyli wyprodukowane w laboratoriach).<br />

Ozdoba może osiągnąć wysoką cenę już nie tylko z racji użytych materiałów,<br />

ale często dzięki nowatorskiemu pomysłowi projektanta lub za<br />

sprawą samej tylko marki firmy jubilerskiej. Wiele z nas ma w swoich<br />

szkatułkach naszyjniki i broszki odziedziczone po prababciach,<br />

z drugiej zaś strony na rynku znajdują się nieprzebrane ilości<br />

biżuterii prawdziwej i sztucznej, taniej i drogiej, wyprodukowanej<br />

z różnych materiałów. Chyba jeszcze nigdy rozmaitość rodzajów<br />

ozdób i ich rozpiętość cenowa nie były tak wielkie. Tym<br />

trudniejszy jest dobór biżuterii i dopasowanie jej do swojego<br />

własnego stylu. Warto jednak podjąć to wyzwanie – nauka<br />

poruszania się w tajemniczym, magicznym świecie klejnotów<br />

może okazać się fascynującą przygodą.<br />

Zofia Sawicka<br />

Biżuteria sprzed dwóch wieków<br />

Ponieważ lubimy mieć w swojej szkatułce ozdobę z historią, projektanci współczesnej biżuterii chętnie<br />

inspirują się stylami i wzorami z minionych epok. Ucztę dla oka i ciekawą inspirację niewątpliwie mogła<br />

stanowić wystawa „Biżuteria od biedermeieru do art déco”, którą od stycznia do maja br. można było<br />

oglądać w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Zaprezentowano tu ponad 300 wyrobów jubilerskich<br />

z XIX wieku i pierwszej połowy XX wieku – precjoza secesyjne, ozdoby w stylu biedermeier i art déco,<br />

jak również biżuterię patriotyczną i żałobną. Na wystawie znalazły się eksponaty polskie, ale także rosyjskie, angielskie i francuskie. Oprócz<br />

damskich naszyjników, broszek i wisiorów można było podziwiać biżuterię męską: sygnety, szpilki do krawatów i spinki do mankietów.<br />

Do gablotek trafiły też akcesoria tylko po części będące biżuterią – szwajcarskie zegarki, inkrustowane szlachetnymi kamieniami tabakierki<br />

i papierośnice czy bogato zdobione torebki. Prezentowane eksponaty pochodziły ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu, Muzeum<br />

Mazowieckiego w Płocku i Muzeum Miedzi w Legnicy.<br />

Fot. W. Kruk, Muzeum Narodowe w Poznaniu, Graff


savoir-<br />

Biżuteryjny<br />

-vivre<br />

NIEGDYŚ OBOWIĄZYWAŁY SZTYWNE ZASADY DOBORU<br />

BIŻUTERII DO WIEKU, STROJU I OKAZJI. INNE OZDOBY<br />

NOSIŁY DOSTOJNE MATRONY, INNE – PANNY NA WYDANIU,<br />

INNE MĘŻATKI, A INNE WDOWY. DZIŚ ŻELAZNYCH REGUŁ<br />

JUŻ NIE MA, WCIĄŻ JEDNAK WARTO PAMIĘTAĆ<br />

O KILKU PODSTAWOWYCH ZASADACH:<br />

IM MNIEJ, TYM LEPIEJ<br />

W sztuce noszenia biżuterii liczy się umiar<br />

– do dekoracyjnych kolczyków wystarczy<br />

skromny pierścionek, a jeśli zakładamy naszyjnik,<br />

zrezygnujmy z broszki. Kobieta obwieszona<br />

biżuterią nigdy nie wygląda elegancko.<br />

PODOBNE Z PODOBNYM<br />

Nie musimy nosić biżuterii w komplecie (czyli<br />

tzw. garnituru), warto jednak zadbać o to, by<br />

ozdoby były stylistycznie podobne. Do prostej,<br />

nowoczesnej srebrnej „obróżki” nie będzie<br />

pasować antykwaryczna złota broszka z szafirami,<br />

do drewnianych afrykańskich koralików – szklany,<br />

popartowy pierścionek. Są od tej reguły wyjątki,<br />

ale łączenie kontrastów to trudna sztuka.<br />

IM WCZEŚNIEJ, TYM MNIEJ<br />

Warto dobrać biżuterię do pory dnia. Ciężkie<br />

złote kolczyki lub diamentowa kolia to ozdoby<br />

na wieczór – rano wyglądają pretensjonalnie.<br />

METRYKA MA ZNACZENIE<br />

Zarówno metryka właścicielki biżuterii, jak i samej<br />

ozdoby – nastolatka w babcinych perłach będzie<br />

wyglądać śmiesznie, podobnie jak starsza pani<br />

w wielkich, plastikowych kolczykach. Tania,<br />

ale efektowna (nawet ekstrawagancka)<br />

nowoczesna biżuteria pasuje osobom<br />

młodym. Im kobieta starsza, tym lepiej<br />

wygląda w biżuterii z tradycjami.<br />

NA CO DZIEŃ I OD ŚWIĘTA<br />

Nie musimy rezygnować z biżuterii w pracy, ale trzeba zadbać, by pasowała<br />

do codziennego, biurowego stroju. Stosowne będą proste, nowoczesne ozdoby,<br />

i to w niewielkich ilościach. Brylantowy naszyjnik zachowajmy na wielkie wyjście,<br />

a bransoletkę na nogę zostawmy na wakacje w tropikach.<br />

WITTCHEN 55


Coco Chanel<br />

KRÓLOWA MODY


Fot. BE&W<br />

Ga briel le Bon heur Cha nel (w do ku men tach błęd nie za pi sa no na zwi sko: Cha snel)<br />

uro dzi ła się 19 sierp nia 1883 ro ku w przy tuł ku w Sau mur ja ko dru gie nie ślub ne dziec ko<br />

pa ry wę drow nych han dla rzy. Nie dłu go po jej na ro dzi nach ro dzi ce po bra li się i uszczę śli wi li<br />

ją jesz cze czwór ką ro dzeń stwa. Po śmier ci mat ki Ga briel le tra fi ła do przy klasz tor ne go<br />

sie ro ciń ca. W tu tej szej szko le zy ska ła umie jęt ność, któ ra mia ła za wa żyć na ca łym jej<br />

przy szłym ży ciu – za kon ni ce na uczy ły ją szyć.<br />

OD KLASZ TO RU PO KA BA RET<br />

W sie ro ciń cu Cha nel zo sta ła do 18. ro ku ży cia. Dłu żej nie mo gła, chy ba<br />

że wy bra ła by no wi cjat. A na to się nie zde cy do wa ła – ży cie za kon ne<br />

z pew no ścią nie by ło jej po wo ła niem. Po za koń cze niu skrom nej edu ka cji<br />

za czę ła pra co wać ja ko szwacz ka, jed no cze śnie pró bu jąc sił na sce nie<br />

ka ba re tu i szu ka jąc szczę ścia w te atrach w po bli skim ku ror cie Vi chy. Ja ko<br />

pio sen kar ka i ak tor ka ka rie ry nie zro bi ła, jed nak dzię ki epi zo do wi z ka wiar nią<br />

mu zycz ną La Ro ton de zy ska ła pseu do nim ar ty stycz ny – Co co. A tak że<br />

– co nie bez zna cze nia – licz nych przy ja ciół wśród od wie dza ją cych lo kal<br />

ar ty stów i woj sko wych. Zna lazł się po mię dzy ni mi ofi cer Étien ne Bal san i na<br />

kil ka na stęp nych lat oto czył Cha nel opie ką. Dzię ki je go wspar ciu i wła snej<br />

am bi cji szyb ko za czę ła po dą żać wła ści wą dro gą. Pierw szym kro kiem by ło<br />

otwar cie skle pu z ka pe lu sza mi wła sne go pro jek tu przy bar dzo ele ganc kiej<br />

uli cy mod ne go nad mor skie go ku ror tu De au vil le. Wkrót ce za czę ły tu za glą -<br />

dać bo ga te da my – ka pe lu sze po zba wio ne obo wią zu ją cych wów czas<br />

„MODA – TO, CO DZIŚ ŁADNE,<br />

ALE ZA KILKA LAT BĘDZIE<br />

BRZYDKIE. SZTUKA – TO, CO<br />

DZIŚ BRZYDKIE, ALE ZA<br />

KILKA LAT BĘDZIE ŁADNE”.<br />

PRO STY KO STIUM, KRÓT KA SPÓD NI CA, CZER WO NA SZMIN KA<br />

I TO REB KA NA GRU BYM ŁAŃ CU CHU. STYL CO CO CHA NEL JEST<br />

NA TYCH MIAST ROZ PO ZNA WAL NY I WIECZ NIE ŻY WY. DZIE JE<br />

KRÓ LO WEJ MO DY PRZY PO MI NA JĄ BAJ KĘ O KOP CIUSZ KU,<br />

KTÓ RY Z SA ME GO DNA TRA FIA WPROST NA SA LO NY. JED NAK<br />

O ILE KOP CIU SZEK ZA WDZIĘ CZAŁ PRZE MIA NĘ DO BREJ WRÓŻ CE,<br />

O TY LE CHA NEL SWO JĄ PO ZY CJĘ W ŚWIE CIE I WŁA SNE<br />

IM PE RIUM STWO RZY ŁA SA MA OD POD STAW DZIĘ KI UPO RO WI,<br />

KON SE KWEN CJI I CIĘŻ KIEJ PRA CY.<br />

<strong>moda</strong><br />

„MODA, W KTÓREJ NIE<br />

MOŻNA WYJŚĆ NA<br />

ULICĘ, NIE JEST MODĄ”.<br />

ozdób (pę ków sztucz nych kwia tów i ki ści owo ców) za chwy ca ły<br />

pro sto tą i ele gan cją. Po pew nym cza sie Cha nel roz sze rzy ła<br />

dzia łal ność – za czę ła pro jek to wać ubra nia, sprze da wać bluz ki,<br />

ża kie ty i spód ni ce. Po wsta nie ko lej nych bu ti ków z kon fek cją by ło<br />

więc tyl ko kwe stią cza su. Ry chło oka za ło się, że stro je Cha nel<br />

– jak na owe cza sy nie mal asce tycz ne – cie szą się ogrom ną<br />

po pu lar no ścią. Nie bez po wo du.<br />

ROZ CIĘ TA SUK NIA I DUCH EPO KI<br />

Po cząt ki jej ka rie ry przy pa dły na czas I woj ny świa to wej, mo ment<br />

co raz sil niej szej i po nie kąd przy mu so wej eman cy pa cji ko biet.<br />

Męż czyź ni by li na fron cie, żo ny, sio stry i mat ki mu sia ły więc prze jąć<br />

więk szość ich obo wiąz ków. Co raz czę ściej pra co wa ły za wo do wo,<br />

a trud no żyć ak tyw nie w gor se cie i dłu giej suk ni. Cha nel za pro po no -<br />

wa ła więc ko bie tom in ne ubra nia – funk cjo nal ne, wy god ne, na wią -<br />

zu ją ce do mo dy mę skiej i spor to wej. Pro ste spód ni ce, ża kie ty<br />

z dzia nin, ko stium za in spi ro wa ny fa so nem mę skie go swe tra do<br />

po lo, wresz cie – szmi zjer kę. Słyn na za pi na na z przo du su kien ka,<br />

pierw sza au tor ska kre acja Cha nel, po wsta ła wła ści wie przez przy -<br />

pa dek – Co co dla wy go dy roz cię ła z przo du wła sną sta rą su kien kę<br />

z dżer se ju, by nie trze ba by ło wcią gać jej przez gło wę.<br />

Wszyst kie stro je do stęp ne by ły w przy stęp nej ce nie, uszy te z nie dro -<br />

gich ma te ria łów i za pro jek to wa ne tak, by moż na by ło no sić je nie mal<br />

na każ dą oka zję, od ra na do wie czo ra. A tak że – co nie wąt pli wie sta -<br />

no wi ło do dat ko wy atut – by ły ład ne. Ko bie ta ubra na przez Cha nel mo gła<br />

wresz cie za cząć, we dle słów sa mej pro jek tant ki, „nor mal nie po ru szać<br />

się i żyć”. Nie tra ci ła przy tym jed nak nic ze swej ko bie co ści.<br />

WITTCHEN 57


<strong>moda</strong><br />

IKO NA STY LU<br />

Wiel ką re wo lu cję w mo dzie Co co mia ła od wa gę za cząć od sa mej sie bie. Two rzy ła stro je dla<br />

słyn nych pięk no ści i se tek zwy kłych ko biet, by ła nie tyl ko pro jek tant ką, ale przede wszyst kim<br />

ży wym przy kła dem no we go, re wo lu cyj ne go sty lu. Już u po cząt ków ka rie ry za czę ła no sić<br />

grzyw kę – póź niej szą fry zu rę eman cy pan tek. Wraz z Ad rien ne Cha nel – ku zyn ką i przy ja ciół ką<br />

– prze cha dza ła się po pla żach De au vil le ubra na w wy god ny ko stium ką pie lo wy wła sne go<br />

pro jek tu (tu ni kę i ry bacz ki wzo ro wa ne na mę skim try ko cie). Obo wiąz kiem da my by ło wów czas<br />

uni ka nie słoń ca i pre zen to wa nie por ce la no wo bia łej ce ry – Co co i Ad rien ne od rzu ci ły słom ko we<br />

ka pe lu sze i za po cząt ko wa ły mo dę na opa le ni znę. Oglą da no się za ni mi na uli cy, nie któ rych<br />

gor szy ły, więk szość jed nak in try go wa ły.<br />

Wkrót ce zna kiem roz po znaw czym Cha nel stał się rów nież styl „na<br />

chłop czy cę” – płaszcz o mę skim kro ju, pro sty bia ły koł nie rzyk, kra wat...<br />

Gdy w 1917 ro ku ob cię ła wło sy na krót ko, ko bie ty na tych miast po szły<br />

w jej śla dy. To sa mo sta ło się, kie dy za pro jek to wa ła dla sie bie pierw sze<br />

dam skie spodnie. Ko lej nym hi tem by ła le gen dar na „ma ła czar na”,<br />

bez któ rej dziś nie po tra fi się już obejść żad na ko bie ta.<br />

300 SZWA CZEK W KO LEB CE MO DY<br />

Pod ko niec woj ny przy ja ciel „Boy” Ca pel za brał Co co do Biar ritz i tam otwo rzył<br />

dla niej sklep. Przy gra nicz ny ku rort pe łen był Hisz pa nów, no wy bu tik wy peł nił<br />

się mię dzy na ro do wą klien te lą. Wkrót ce suk nie Cha nel no szo no na hisz pań -<br />

skim dwo rze, w sa lo nach Bil bao i San Se ba stian. Pro jek tant ka z Hisz pa nii<br />

przy wio zła ba skij ski be ret, któ ry od tąd no si ła za miast ka pe lu sza.<br />

Tuż po woj nie Co co osia dła w Pa ry żu. W sza lo nych la tach 20. by ła<br />

już wła ści ciel ką słyn ne go do mu mo dy i jed no cze śnie jed ną z naj wa żniej -<br />

szych po sta ci tu tej szej bo he my. Przy jaź ni ła się z naj słyn niej szy mi<br />

ar ty sta mi. Za pro jek to wa ła ko stiu my do „An ty go ny” Je ana Coc te au<br />

(sce no gra fią za jął się Pa blo Pi cas so), w sa lo nie Mi si Go deb skiej spo ty ka ła<br />

Stra wiń skie go i Ni żyń skie go, Mar ce la Pro usta i Apol li na ire’a, Re no ira<br />

i To ulo use -Lau tre ca...<br />

Tak że jej za trud nia ją ce 300 szwa czek ate lier przy rue Cam bon<br />

bar dziej niż pra cow nię kra wiec ką przy po mi na ło sa lon. By ło miej scem<br />

spo tkań i dys ku sji, a jed no cze śnie kuź nią po my słów, ko leb ką ro dzą cej<br />

się no wej mo dy. Ko bie ty chcia ły by wać u Cha nel, no sić Cha nel, wy glą dać<br />

jak Cha nel... i pach nieć tak jak ona.<br />

KRÓLOWA SZYKU<br />

Coco Chanel, rewolucjonistka, wizjonerka, niekwestionowana ikona świata mody, fascynuje<br />

niezmiennie od lat nie tylko modowych kreatorów, ale również pisarzy, malarzy, filmowców<br />

i muzyków. Powieść „Kolekcja” amerykańskiej pisarki Gioii Diliberto również została<br />

zainspirowana postacią tej niezwykłej Francuzki. To historia młodej, początkującej w świecie<br />

mody, niezwykle utalentowanej krawcowej Isabelle Varlet, która dzięki swoim wyjątkowym<br />

umiejętnościom dostaje pracę w wymarzonym miejscu – salonie Coco Chanel. Oczami<br />

bohaterki obserwujemy, jak rodził się unikatowy styl projektantki, który rozsławił jej nazwisko na<br />

cały świat. Powieść Diliberto konfrontuje fikcyjną postać Isabelle z prawdą o Chanel. Na poły<br />

biograficzna, na poły zmyślona historia stworzona na podstawie zebranych przez pisarkę<br />

archiwalnych materiałów o tradycji francuskiego projektowania i pracy Chanel ukazuje<br />

niezwykły obraz wielkiej mody początków XX wieku – świata największych kreatorów haute<br />

couture. Barwny język, doskonałe dialogi i bogate opisy wciągają czytelnika od pierwszych stron.<br />

(ZNAK)<br />

58 WITTCHEN<br />

„NIE MA KOBIET<br />

BRZYDKICH,<br />

SĄ TYLKO KOBIETY<br />

ZANIEDBANE”.<br />

Słyn ne Cha nel Nr 5, po wsta łe w 1923 ro ku, prze szły do hi sto rii ja ko<br />

naj le piej sprze da ją cy się za pach XX wie ku. Ma ri lyn Mon roe de kla ro wa ła,<br />

że są je dy ną rze czą, ja ką za kła da na sie bie, idąc do łóż ka.<br />

SZO KO WA NIE, ZA CHWY CA NIE<br />

W la tach 30. Cha nel nie zwol ni ła tem pa. Jeź dzi ła au to mo bi lem, słu cha ła<br />

jaz zu i pod bi ja ła Hol ly wo od (pro jek tu jąc m.in. dla ta kich sław, jak Ka -<br />

the ri ne Hep burn, Gra ce Kel ly czy Glo ria Swan son). Szo ko wa ła kon ser wa -<br />

tyw ne ele gant ki stro ja mi w sty lu uni seks – ma ry nar ski mi swe tra mi,<br />

spodnia mi i krót ko ob cię ty mi wło sa mi. A tak że sztucz ną bi żu te rią<br />

no szo ną na wet do co dzien ne go stro ju. Jed nak szok nie trwał dłu go<br />

– ko bie ty do wpro wa dza nych przez nią in no wa cji przy zwy cza iły się<br />

w eks pre so wym tem pie. Spód ni ca z zam kiem bły ska wicz nym, to reb ka na<br />

dłu gim pa sku (do tej po ry trze ba ją by ło no sić w rę ku!), weł nia ne czap ki<br />

na zi mę... Do wy go dy nie trud no przy wyk nąć, z dnia na dzień Cha nel mia -<br />

ła więc co raz licz niej sze gro no wiel bi cie lek. Sprze da wa ła 28 ty się cy sztuk<br />

ubrań rocz nie, jej fir ma przy rue Cam bon za trud nia ła 4 ty sią ce osób.<br />

Try um fal ny po chód skan da li i suk ce sów prze rwa ła do pie ro II woj na<br />

świa to wa. Po jej wy bu chu Co co za miesz ka ła w Szwaj ca rii i na 15 lat wy -<br />

co fa ła się ze świa ta mo dy. Po wró ci ła ja ko 71-lat ka. Mi mo po cząt ko wych<br />

trud no ści (pierw sza po prze rwie ko lek cja z 1954 ro ku oka za ła się fia -<br />

skiem) po raz ko lej ny pod bi ła ser ca ele gan tek i udo wod ni ła, że jest nie -<br />

kwe stio no wa ną kró lo wą mo dy. Choć od jej śmier ci upły nę ło już po nad<br />

35 lat – po zo sta je nią do dziś.<br />

Zo fia Sa wic ka


felieton<br />

Kontynuując rozważania na temat zarządzania energią życiową w taki sposób,<br />

aby jej poziom zapewniał odporność na stres i choroby, nie sposób pominąć<br />

tego, co nazywamy oparciem w sobie. Chodzi o to, aby czuć się kimś<br />

energicznym, niezależnym, zrównoważonym i odważnym. Tak wiele obiecujące<br />

poczucie oparcia w sobie ma trzy składowe. Pierwsza i najważniejsza<br />

to świadomość ciała. Druga to świadomość oddechu. Trzecia to poczucie<br />

ugruntowania, czyli mocne stanie na własnych nogach.<br />

Świadomość ciała – cóż to jest? Wyobraźmy sobie nasze ciało jako<br />

ob szerny, wygodny dom, mało tego – pałac pełen sal, pokoi i różnych zakamarków.<br />

Jest on tak duży, że do wielu z tych pomieszczeń nie zaglądamy,<br />

a o niektórych nie wiemy nawet, że istnieją. Można powiedzieć, że spędzamy<br />

życie, nie wchodząc w posiadanie i nie ogarniając naszego cielesnego<br />

dziedzictwa. W związku z tym nie mamy pewności, co tak naprawdę dzieje<br />

się w tym tak mało znanym, a więc tajemniczym i groźnym domu ciele.<br />

Ograniczeni do kilku pomieszczeń, w których czujemy się bezpiecznie,<br />

zalęknieni przemykamy obok tych zamkniętych. Wydaje nam się, że nie mamy<br />

do nich kluczy i że na zawsze muszą pozostać poza naszą kontrolą, a gdy<br />

dochodzą z nich jakieś dziwne, niezrozumiałe odgłosy, skazani jesteśmy na<br />

niepokojące i alarmujące domysły. Niewygodnie, głupio, a nawet strasznie<br />

jest mieszkać we własnym domu z dzikimi lokatorami, których nie widzieliśmy<br />

nawet na oczy. Mało kto wie, że są sposoby, aby te zamknięte pokoje<br />

pootwierać, i że nasze poczucie bezpieczeństwa wzrasta wprost proporcjo -<br />

nalnie do ilości otwartych, posprzątanych, przewietrzonych i używanych pokoi,<br />

czyli uświadomionych obszarów własnego ciała. Na poziomie neurolo -<br />

gicznym poszerzanie świadomości ciała sprowadza się do tworzenia nowych,<br />

sprawnych połączeń komunikacyjnych pomiędzy poszczególnymi organami<br />

i częściami organizmu a świadomym mózgiem, czyli korą mózgową.<br />

Tam właśnie tworzy się coś w rodzaju mapy ciała. Im bardziej rozległa,<br />

przestrzenna i szczegółowa jest ta mapa, tym lepiej dla nas, tym bezpieczniej<br />

się czujemy, a także – co szczególnie ważne – lepiej rozumiemy, co się dzieje<br />

z naszym ciałem. Krótko mówiąc, mamy lepszy „monitoring” albo – zmieniając<br />

metaforę – większe bogactwo wskaźników na tablicy rozdzielczej naszego<br />

60 WITTCHEN<br />

Wojciech Eichelberger<br />

PSYCHOLOG, PSYCHOTERAPEUTA, TRENER I DORADCA BIZNESU, PUBLICYSTA, AUTOR I WSPÓŁAUTOR WIELU BESTSELLEROWYCH<br />

KSIĄŻEK. STWORZYŁ INSTYTUT PSYCHOIMMUNOLOGII – IPSI (WWW.IPSI.PL) – ZAJMUJĄCY SIĘ PROFILAKTYKĄ<br />

I LECZENIEM PSYCHOLOGICZNYCH ASPEKTÓW WYPALENIA ZAWODOWEGO I STRESOWEGO ORAZ ZABURZEŃ ODPORNOŚCI.<br />

WSPÓŁTWORZYŁ PROGRAMY TV POPULARYZUJĄCE PSYCHOLOGIĘ, M.IN.: „OKNA”, „BYĆ TUTAJ”, „NOCNY STRÓŻ”. FELIETONY I ESEJE<br />

PUBLIKUJE M.IN. W: „ZWIERCIADLE”, „CHARAKTERACH”, „GAZECIE WYBORCZEJ”, „PULSIE BIZNESU”.<br />

OPARCIE W SOBIE<br />

wyścigowego samochodu. To oczywiście pomaga właściwie oceniać<br />

możliwości, ograniczenia i zagrożenia, jakim podlega wspaniały pojazd,<br />

którym jest ludzkie ciało. Wiadomo, że ci z nas, którzy nadmiernie przecią -<br />

żają się obowiązkami i łatwo wpadają w stres, miewają niedokładną mapę<br />

ciała albo zbyt małą ilość neurowskaźników na desce rozdzielczej swojej<br />

kory mózgowej. Szczególnie ważnym wskaźnikiem – tu przechodzimy do<br />

drugiej składowej poczucia oparcia w sobie – jest ten, który monitoruje pracę<br />

pompy przeponowo-brzusznej, czyli zasadniczego elementu agregatu oddechowego.<br />

Uświadomiony oddech przeponowy jest najbardziej efektywnym<br />

i pożytecznym narzędziem, do jakiego możemy się odwołać w sytuacjach<br />

stresowych. Przywołuje do rzeczywistości, dostarcza nadwyżki energii<br />

potrzebnej do poradzenia sobie z trudną sytuacją, uwalnia od nadmiernego<br />

napięcia, pomaga złapać dystans i nie reagować nawykowo, poprawia nastrój.<br />

Ale żeby móc korzystać z tych wszystkich dobrodziejstw przeponowego<br />

oddychania, musimy umieć w sytuacji stresowej zdać sobie sprawę z tego, co<br />

dzieje się z naszą przeponą, czyli poczuć, że się usztywnia i blokuje, a potem<br />

wysłać jej jasne polecenie rozluźnienia się i uruchomienia. A do tego również<br />

potrzebna jest świadomość ciała. Im jej więcej, tym lepiej, a jeszcze lepiej, gdy<br />

dotyczy także nóg. I tu czas na kilka słów o „mocnym staniu na własnych<br />

nogach”, o byciu „kutym na cztery nogi”, o „trzymaniu równowagi” i o tym,<br />

że można „daleko zajść”, „wysoko się wspiąć”, „dużo znieść” i „dużo unieść”.<br />

Wszystkie te wyrażenia z potocznego języka wskazują oczywiście na nogi,<br />

a dokładniej mówiąc – na ich znaczenie w realizowaniu trudnych zadań,<br />

w osiąganiu ambitnych celów i radzeniu sobie w walce. W psychologicznym<br />

myśleniu, które nie oddziela ciała od umysłu, świadomość tego, że możemy<br />

liczyć na własne nogi, nazywa się poczuciem ugruntowania. Po to, by dobrze<br />

przygotować ludzi na znoszenie przeciążeń i stresu, wiele czasu i uwagi<br />

poświęca się również tej sprawie. Krótko mówiąc, aby być odpornym<br />

na choroby i stres, dobrze jest zadbać o to, aby ciało – dom naszej<br />

psyche – był przez nas w całości zamieszkany, aby wystarczało mu energii<br />

na dobre oświetlenie, ogrzewanie, wentylację i komunikowanie się ze<br />

światem, a przede wszystkim, żeby stał na solidnych fundamentach.<br />

Fot. Paweł Sypniewski


felieton<br />

W dniu, w którym odszedł Gustaw Holoubek, najważniejszy program<br />

telewizyjnych wiadomości prosił różnych ludzi teatru o krótkie wspomnienie.<br />

W pewnym momencie kamera pokazała studentkę szkoły teatralnej.<br />

Cytuję jej wypowiedź z pamięci, ale w miarę dokładnie: „Tak właściwie, to<br />

nie bardzo wiedziałam, no, ale teraz, jak umarł, to wygląda, cholerka, że<br />

to był ktoś bardzo ważny”. Nawet nie zdumiały mnie jej słowa, powiedziała<br />

szczerze, co myśli, pewnie również bez świadomości, że stoi przed popiersiem<br />

Aleksandra Zelwerowicza. Trudno mi jednak zrozumieć, że ten materiał<br />

przez ileś osób oglądany, redagowany, montowany uzyskał zgodę na<br />

emisję do kilku milionów widzów.<br />

Niedawno, w związku z czterdziestą piątą rocznicą mojego debiutu przy<br />

radiowym mikrofonie, mnie również poproszono o kilka zdań. Pierwsze<br />

pytanie brzmiało: Czym się pan zajmuje? Z tej samej jubileuszowej okazji<br />

miałem też propozycję napisania o sobie półtorej strony maszynopisu, który<br />

potem, po wstawieniu pytań, ukaże się drukiem w prestiżowym dzienniku.<br />

Ponieważ termin był „na zaraz”, dość łatwo wymówiłem się brakiem czasu.<br />

Z racji swojego zawodu mam dość często możliwość rozmawiania<br />

z artystami. Oni też zauważają zmieniający się świat. Nie jest prawdą, że<br />

żyją tylko swoją pracą, nie widzą nic poza nutami, projektami okładek,<br />

słupkami sprzedaży i powtarzalnym widokiem z hotelowego pokoju tras<br />

koncertowych. Obserwują wnikliwie, a ich sądy i spostrzeżenia bywają<br />

niezwykle wyostrzone. To nie są zwykłe: „Świat się kończy – pora umierać”.<br />

„Świat zmienia się na niekorzyść, ponieważ baza nie nadąża za nadbudową”<br />

– powiedział mi kilka miesięcy temu Zbigniew Preisner. Wszystko<br />

nas przytłoczyło: życie, nowinki, technika, technologia. Nie umiemy sobie<br />

62 WITTCHEN<br />

Piotr Kaczkowski<br />

JEDEN Z BARDZIEJ ZNANYCH GŁOSÓW POLSKIEGO RADIA. MIAŁ 7 LAT, GDY PRZEKROCZYŁ PRÓG STUDIA, BY ZAGRAĆ NA<br />

FORTEPIANIE W PROGRAMIE DLA PRZEDSZKOLAKÓW. DZIENNIKARZ, PREZENTER, AUTOR 13 TYSIĘCY AUDYCJI, M.IN.: „STUDIO<br />

RYTM”, „POPOŁUDNIE Z MŁODOŚCIĄ”, „W TONACJI TRÓJKI”, „MUZYCZNA POCZTA UKF”, „ZAPRASZAMY DO TRÓJKI”, „MINIMAX”.<br />

PATRONUJE SERII PŁYT. WYDAŁ DWIE KSIĄŻKI MUZYCZNYCH ROZMÓW, ZA CHWILĘ UKAŻE SIĘ TRZECIA.<br />

POSTANOWIŁEM NIE UMRZEĆ<br />

dać z tym rady, ponieważ nie mamy filozoficznej podbudowy. Nie umiemy<br />

z nich korzystać, jesteśmy tylko zachłyśnięci. Nie piszemy listów, piszemy<br />

SMS-y, nie spotykamy się, tylko ważne problemy omawiamy przez Internet,<br />

nie zwiedzamy świata, tylko patrzymy w Google, gdzie coś się znajduje,<br />

nie czytamy książek, tylko kupujemy płytę, na której książkę na podkładzie<br />

muzycznym czyta nam aktor. Wyobraźnia nie pracuje. I tak długo, jak my<br />

nie zapanujemy nad tym światem, on nas będzie niszczyć.<br />

Australijka Lisa Gerrard, współzałożycielka zespołu Dead Can Dance,<br />

choć najbardziej znana za nominowaną do Oscara muzykę z filmu<br />

„Gladiator”, koncertowała w Polsce w ubiegłym roku. Sądzi, że prawdziwy<br />

człowiek wciąż istnieje. Nie wierzę, że ludzie stali się głusi i mniej wrażliwi<br />

z powodu informacji dostarczanych przez rynek reklamowy i telewizję<br />

i poprzez zalew politycznej propagandy i kłamstwa. Mogą zajrzeć w siebie,<br />

dotrzeć do najbardziej cennych doświadczeń i opisać je słownictwem<br />

swojego zawodu. Bardzo ważne jest, żeby ludzie we wszystkim, co robią,<br />

tworzyli rzeczy kreatywne. I dodała jeszcze ze śmiechem: Czy ktoś myślał,<br />

że gotowanie może być twórcze? Jeśli gotujesz i masz w tym pasję,<br />

zobacz, jak wielki dar możesz dać swoim bliskim.<br />

Jeśli dzieje się coś mrocznego i groźnego, musi dla zachowania<br />

równowagi wydarzać się coś pełnego pozytywnego światła. Myślę, że<br />

mamy znacznie więcej powodów, dla których warto żyć, niż zdążył<br />

wyliczyć Woody Allen w jednej z ostatnich scen filmu „Manhattan”. Gdy<br />

zacząłem się zaprzyjaźniać z komputerem, zastanawiało mnie, dlaczego,<br />

gdy chcę wyłączyć komputer, domaga się on, by kliknąć „Start”. Może też<br />

sądzi, że nie warto umierać. Będę się przyglądać.<br />

Fot. Aleksandra Kaczkowska


64 WITTCHEN


Fot. Andrzej Lisowski<br />

Elżbieta i Andrzej Lisowscy<br />

W PODRÓŻY OD ZAWSZE. NAJCHĘTNIEJ ŚCIEŻKAMI ORIENTU. ELŻBIETA – ZODIAKALNY SKORPION – ŁĄCZY<br />

PRACĘ NAUKOWĄ (ZAJMUJE SIĘ MISTYCZNYM ISLAMEM) Z DZIENNIKARSTWEM. ANDRZEJ – RYBA<br />

– DZIENNIKARZ I FOTOGRAF. PROWADZĄ W TVP INFO AUTORSKI MAGAZYN PODRÓŻNIKÓW „ŚWIATOWIEC”,<br />

PISZĄ WYDAWANE TAKŻE ZA GRANICĄ PRZEWODNIKI. SĄ CZŁONKAMI PRESTIŻOWEGO THE EXPLORERS<br />

CLUB W NOWYM JORKU I HONOROWYMI CZŁONKAMI POLISH-AMERICAN TRAVELERS CLUB,<br />

LAUREATAMI M.IN. ZŁOTEGO MEDALU STRAUSSA (WIEDEŃ) I ZŁOTEGO PIÓRA (ZAGRZEB).<br />

Feng shui na oceanie<br />

Wszechobecny zapach wanilii i podzwrotnikowy luz, rafa<br />

koralowa i grillowane na plażach homary, palmowa sałatka<br />

milionerów i wyborny rum, ogromne lilie królowej Wiktorii<br />

i dziesiątki odmian brązowego cukru, hotelowe feng shui i turkusowo-seledynowe<br />

zatoki Oceanu Indyjskiego… A do tego<br />

hinduskie, kreolskie, angielskie, chińskie, francuskie<br />

klimaty. W architekturze, kuchni, języku, urodzie<br />

kobiet. To nie wizja raju, to codzienność Mauritiusa<br />

– wyspy, którą oddziela od wybrzeży południowo-<br />

-wschodniej Afryki znacznie większy Madagaskar.<br />

Mauritius wita podzwrotnikowym, nagrzanym,<br />

wilgotnym powietrzem i luzem widocznym<br />

w ruchach pracowników lotniska. Czekając<br />

w kolejce do kontroli paszportowej, patrzymy na<br />

wielkie płótna miejscowego prymitywisty nasuwające<br />

skojarzenia ze znanym, dzięki sztuce Gauguina, światem<br />

żywych kolorów Polinezji. Jesteśmy jednak na Oceanie<br />

Indyjskim – prawie 4 tysiące kilometrów na południowy<br />

zachód od Indii. Od Londynu dzieli nas 9778 km, od Sydney<br />

– 8392 km, a od Hongkongu – 7730 km. Najbliższą sąsiadką<br />

Mauritiusa jest oddalona o 220 km, należąca do Francji<br />

wyspa Réunion.<br />

Przed nami był tutaj m.in. Mahatma Gandhi (1901) i papież<br />

Jan Paweł II (październik 1989). I oczywiście tysiące turystów,<br />

dla których ponad 30 lat temu zaczęto stawiać pierwsze<br />

hotele. Dziś na wyspie zamieszkałej przez ponad milion ludzi<br />

wypoczywa rocznie prawie 700 tysięcy gości. Nie przylatują<br />

jednak tanimi czarterami, bo ich po prostu nie ma. Mauritius<br />

stawia bowiem na luksus i wysoki standard obsługi gości.<br />

Na dodatek uważany jest za jeden z najbezpieczniejszych<br />

krajów świata. Zawsze były<br />

tutaj ostre przepisy imigracyjne i sanitarne.<br />

Nie ma malarii, każdy<br />

samolot spryskiwany jest<br />

środkami owadobójczymi.<br />

podróże


podróże<br />

MAŁE INDIE<br />

Po Anglikach pozostał ruch lewostronny i urzędowy angielski. Stali mieszkańcy chętniej jednak mówią<br />

po francusku i kreolsku, często słychać też chiński, urdu i hindi.<br />

Woń kadzideł, bóstwa z hinduistycznego panteonu, kobiety odziane w piękne sari... To nie Indie.<br />

To Grand Bassin na Mauritiusie, założone przed trzydziestu laty najważniejsze sanktuarium dominujących<br />

dziś na wyspie hindusów (prawie 70 procent mieszkańców). Wianuszek świątyń otacza święte jezioro, do<br />

którego wlano trochę wody z Gangesu. Pielgrzymi składają ofiary. Zapalają kadzidła, kładą wiązki bananów,<br />

rozłupują kokosy i wylewają z nich mleko do jeziora. Przy ulokowanej na wzgórzu świątyni koczuje stado małp.<br />

Cierpliwie czekają, aż pielgrzymi skończą swe modlitewne mantry, by dobrać się do ofiarnych bananów.<br />

Godzinę później jesteśmy już w Mahebourgu i słuchamy wieczornego nawoływania muezina do modlitwy,<br />

któremu wtóruje dźwięk dzwonu z sąsiadującego z meczetem kościoła katolickiego. Zaglądamy do XIX-wiecznej<br />

świątyni, w której za chwilę odbędzie się niedzielna msza święta. Ani jednej jasnej twarzy, sami Kreole.<br />

Pięknie, kolorowo ubrani i jeszcze piękniej rozśpiewani. Tymczasem w stołecznym Port Louis jest jak na warunki<br />

Mauritiusa bardzo wielkomiejsko. W pejzaż otwartego na ocean miasta wpisało się nawet kilka wysokich<br />

biurowców. Jest pełna luksusowych butików promenada, duży bazar, muzeum poczty (gdzie można kupić słynne<br />

znaczki) i dokuczliwe w szczycie uliczne korki. Można jednak zaszyć się w położonych wyżej wąskich uliczkach<br />

i poczuć jak w Indiach. Albo przekroczyć monumentalne bramy do Chinatown i spróbować kaczki po pekińsku.<br />

Jeszcze inaczej poczujemy się na przedmieściach, w słynnej restauracji Eureka. To jednocześnie<br />

najstarszy zabytek Mauritiusa. Ma dwieście lat, sto drzwi, podłogi z drewna tekowego, a meble z drewna<br />

różanego, cynamonowego, sandałowego i palisandrowego. Pośród wiekowych luster, foteli, kanap<br />

i porcelany przenosimy się w czasy kolonialne, a curry właśnie tu smakuje najlepiej.<br />

66 WITTCHEN<br />

Fot. Andrzej Lisowski


WITTCHEN 67


podróże<br />

LILIE, CUKIER, WULKANY<br />

Tylko 58 km z północy na południe i 47 km ze wschodu na zachód dzieli najdalsze krańce<br />

tej wulkanicznej wyspy. Jednak podróżując samochodem, mamy wrażenie, że pokonujemy<br />

kilka stref klimatycznych, a raczej różnych mikroklimatów. Wszędzie dominują uprawy<br />

trzciny cukrowej, która zajmuje 70 proc. powierzchni wyspy. Bo właśnie produkcja cukru<br />

jest historią Mauritiusa, co potwierdza wizyta w muzeum L’Avanture du Sucre w Pamplemousses.<br />

Multimedialną ekspozycję zaaranżowano w sąsiedztwie jednego z 11 zacho -<br />

wanych do dziś kominów cukrowych (w czasach panowania Anglików było ich około 400).<br />

Mało kto wie, że Tycjan i Veronese stosowali cukier do dekoracji plafonów a w Pałacu<br />

Dożów w Wenecji stawiano na stołach talerze i łyżki z cukru. W L’Avanture du Sucre<br />

dowiadujemy się, że z jednej łodygi trzciny cukrowej wyciska się 20 litrów soku, z którego<br />

otrzymuje się 2 kilogramy cukru. Przy muzeum działa kafejka i restauracja, a także sklepik<br />

oferujący m.in. wszystkie produkowane na Mauritiusie gatunki brązowego cukru. Niektóre<br />

kojarzą się raczej z wysublimowanym deserem, idealnie nadającym się do popicia mocną,<br />

gorzką herbatą. Są też herbaty i olejki eteryczne na bazie tutejszej wanilii. Jej zapach<br />

– inny od tych, jakie dotąd kojarzyły się nam z wanilią – przyjemnie wypełnia<br />

nasz pokój i hotelową recepcję.<br />

Także w Pamplemousses odwiedzamy wspaniały – założony ponad<br />

200 lat temu – ogród botaniczny. Tutaj możemy poczuć się jak na<br />

dawnym Mauritiusie, niezdominowanym jeszcze przez trzcinę<br />

cukrową. Mnóstwo gatunków palm – królewskie, butelkowe,<br />

kokosowe, bambusowe... I niezwykła Talipot, która kwitnie tylko raz<br />

– w wieku 40 lat – a potem obumiera. Ale jeszcze większe wrażenie<br />

wywołują lilie królowej Wiktorii wynurzające się z dużego stawu<br />

wraz z soczyście zielonymi monstrualnymi liśćmi przypominającymi<br />

w kształcie serca i talerze. Dla ochłody i wzmocnienia kupujemy<br />

najbardziej popularną na Mauritiusie przekąskę uliczną – w specjalny<br />

sposób okrojonego, posypanego solą i posmarowanego pastą z bardzo<br />

ostrej chili świeżego ananasa.<br />

Już w innym miejscu wyspy – na południowym zachodzie, w parku narodowym<br />

Chamarel – podziwiamy mieniące się niesamowitymi kolorami fałdy wulkanicznej ziemi<br />

zwanej ziemią siedmiu kolorów. Przypominają krajobraz naszej ukochanej wyspy Lanzarote<br />

z kanaryjskiego archipelagu. Na Mauritiusie geolodzy odkryli miejsca z ziemią w ponad<br />

dwudziestu barwach. Także w granicach parku Chamarel warto zobaczyć wodospad,<br />

z którego woda spada kilkadziesiąt metrów w dół, do rozległego krateru wygasłego wulkanu.<br />

68 WITTCHEN<br />

DZIEJE WYSPY<br />

Arabscy podróżnicy, żeglarze i kupcy znali<br />

Mauritius już od X wieku, choć nigdy się tutaj nie<br />

osiedlili. Portugalczycy także nie skorzystali<br />

z okazji, choć ich flotylla pod wodzą Vasco da<br />

Gamy przebywała tu przez chwilę w 1498 roku.<br />

Dopiero Holendrzy, którymi dowodził wiceadmirał<br />

Wybrandt van Warwyck, zatrzymali się na dłużej<br />

w 1598 roku, uznając wyspę za kolonię Niderlandów.<br />

Dzięki temu mogły tutaj zaopatrywać się<br />

w prowiant i wodę płynące na Jawę statki Kampanii<br />

Wschodnioindyjskiej. Ale i Holendrzy nie<br />

zadomowili się na wyspie na dobre. Opuścili ją<br />

w 1710 roku, pozostawiając afrykańskich niewolników<br />

oraz przywiezione z Jawy jelenie, trzcinę<br />

cukrową i tytoń. Holendrów obwinia się za<br />

całkowite wytępienie na wyspie ptaka dodo. Pięć<br />

lat po nich zjawili się Francuzi, a kapitan<br />

Guillaume Dufresne d'Arsal nazwał<br />

wyspę Île de France. Zaczęli przybywać<br />

osadnicy, postawiono pierwsze<br />

młyny cukrowe, zaczęto budować<br />

drogi i szpital. Niestety, w drugiej<br />

połowie XVIII wieku te ziemie<br />

nękali korsarze. W końcu roz -<br />

prawili się z nimi Brytyjczycy<br />

(Francuzów pochłonęły wojny<br />

napoleońskie) i w 1814 roku, na<br />

mocy Traktatu Paryskiego, zajęli<br />

wyspę. Ludność mogła jednak zacho -<br />

wać swój język, religię i plantacje trzciny<br />

cukrowej. Po zniesieniu niewolnictwa w 1835<br />

roku zaczęto masowo sprowadzać robotników<br />

z Indii i Chin. Od 1957 roku Mauritius zaczął<br />

zdobywać coraz większą autonomię, a 12 marca<br />

1992 roku proklamowano powstanie republiki.


Fot. Andrzej Lisowski<br />

SAŁATKA MILIONERÓW I FENG SHUI<br />

Imbirowy bulion z kaczki podany w maleńkim<br />

chińskim czajniczku i chwilę później zupa<br />

z rekina w nieco większej czarce jako balans<br />

smakowy. Potem kolejne pyszności w małych<br />

dawkach, homar i oczywiście crème brûlée,<br />

przyprawiony pięcioma smakami, odpowiadającymi<br />

pięciu elementom feng shui – wodzie,<br />

ziemi, ogniu, powietrzu i drewnu. Potrawy, które<br />

tworzy Francuz Patrice Dumont, szef kuchni<br />

hotelu Legends świadczą o tym, że kuchnia<br />

może być sztuką. Wcześniej Patrice pracował<br />

w Luksemburgu, Paryżu, Malezji, Laosie, Singapurze<br />

i Tajlandii. Na Mauritius przyjechał kilka lat<br />

temu. Skusiła go nie tyle perspektywa szefowania<br />

kuchni w luksusowym hotelu, ile obietnica,<br />

że będzie mógł puścić wodze fantazji...<br />

Ale w Legends Hotel – jednym z najmłodszych<br />

hoteli Mauritiusa – nie tylko świat kuchni<br />

jest podporządkowany feng shui. Całe założenie<br />

hotelowo-ogrodowe zaprojektowano i wykonano<br />

pod nadzorem specjalistów chińskiej sztuki<br />

kreowania krajobrazu i przestrzeni. Wszystko<br />

– kształty, materiały, kolorystyka, zapach, muzyka<br />

– czerpie bezpośrednio z tej filozofii. I pewnie dla -<br />

tego, choć hotel jest młody i specjalnie nigdzie się<br />

nie reklamuje, ma cały czas komplet gości.<br />

Naładowani pozytywnie energią feng shui<br />

ruszamy na południe i wspinamy się jeepem<br />

kilkaset metrów w górę, serpentynami parku<br />

krajobrazowego Domaine du Chasseur. Potem<br />

długi spacer po tropikalnym lesie, kąpiel<br />

pod wodospadem, podpatrywanie kanarków...<br />

Odpoczywamy w restauracji Panorama ze<br />

wspaniałym widokiem na zatokę, w której<br />

Magazyn podróżników TVP INFO „Światowiec”<br />

jest emitowany w paśmie ogólnopolskim<br />

w każdą niedzielę o godz. 9.00.<br />

podróże<br />

cumowały żaglowce pierwszych osadników.<br />

I smakujemy sałatkę milionerów przyrządzoną<br />

z miękkiego rdzenia łodygi ściętej na naszych<br />

oczach palmy. Przypomina trochę nasze pory, ale<br />

w smaku jest znacznie delikatniejsza. Podaje się ją<br />

z oliwką i np. sałatą. Miąższu z jednej ogromnej<br />

łodygi starczyło zaledwie na dwie skromne porcje.<br />

Dlatego nazwano ją sałatką milionerów. Pycha!<br />

W RYTMIE SEGE<br />

Rafa koralowa otacza wyspę niemal nieprzerwanym pierścieniem, chroniąc plaże przed wzburzonym<br />

często oceanem. Zapewnia przejrzystość wody mieniącej się odcieniami seledynu, błękitu<br />

i turkusu. Raj dla pływaków, miłośników latania na spadochronie za motorówką, nart wodnych,<br />

kajaków. Ci, którzy chcą z bliska przyjrzeć się rafie, mogą popłynąć w rejs statkiem ze szklanym<br />

dnem. Inni z kolei mogą nurkować albo po prostu spacerować po dnie morza w specjalnie do tego<br />

przystosowanym 40-kilogramowym hełmie.<br />

Ruszamy na całodniową wyprawę katamaranem poza pierścień rafy. Wypływamy z położonego na<br />

północy portu w Grand Baie. Na pokładzie ponad 20 zagranicznych turystów – m.in. z Francji, Anglii, USA<br />

i RPA. Z głośników płynie ostra muzyka dyskotekowa, a do szklanek załoga wlewa bez ograniczeń rum,<br />

colę, piwo i soki. Odurzeni słońcem, rumem i muzyką zakotwiczamy nasz katamaran między dwoma<br />

wysepkami: Ile Plate i Ilot Gabriel. Nie jesteśmy sami. Oprócz łodzi straży przybrzeżnej jest tutaj ponad<br />

20 katamaranów, żaglówek i motorówek. Jest w tym coś z szalonego morskiego pikniku. Jedni pływają<br />

z rurką wokół katamaranu, inni wylegują się na plaży, jeszcze inni tańczą w rytmie sege – muzyki, która<br />

narodziła się jako wyraz tęsknoty za domem wśród dawnych niewolników z Mauritiusa. Ale dzisiaj nie słychać<br />

już w sege tamtego smutku. Więcej jest pieśni o miłości. Na dodatek przejrzystość wody w oceanie,<br />

kolory, zapachy... Przyroda jest tak niezwykła, że wydaje nam się, iż ocieramy się o kicz albo… prawdziwy<br />

raj. Za tym drugim przemawia bardzo realny widok ogromnych grillowanych na plaży homarów.<br />

WITTCHEN 69


felieton<br />

Czytanie to sposób na życie. Z książkami się żyje, je<br />

i śpi. Wiem coś o tym, bo wstyd się przyznać, ale<br />

zdarza mi się czytać przy jedzeniu (hmmm… ja to<br />

uwielbiam!), a w łóżku zawsze pałętają się jakieś<br />

powieści albo poradniki, a nieraz trafi się całkiem<br />

niezły kryminał.<br />

Kiedy pakuję torby, walizki czy plecaki wakacyjnie,<br />

to choćbym miała prawie stuprocentową pewność,<br />

że jadę do wymarzonego przeze mnie raju, gdzie<br />

zupełnie nie będzie czasu na czytanie, i tak rzadko<br />

opieram się pokusie: a może jednak chociaż jakąś<br />

malutką książkę da się tu wcisnąć? A może dwie, bo<br />

co będzie, gdy tę jedną już przeczytam, a nie będę<br />

miała następnej?<br />

Wakacje to czas spokoju, pobycia trochę<br />

samemu ze sobą, powsłuchiwania się w swoje myśli. Dobrze jest poszukać<br />

ku temu inspiracji. Dobrze przyjrzeć się cudzym słowom, dobrze nauczyć<br />

się odkrywania sensu w cudzych przemyśleniach. Zrobić w sobie przestrzeń<br />

dla innego widzenia świata, dla innej wyobraźni, dla obcych nam wrażeń<br />

i emocji, bo a nuż znajdziemy w tym coś pożytecznego dla siebie…<br />

O trzech książkach teraz będzie, z każdą z nich można się zaprzyjaźnić, ale<br />

z każdą zupełnie inaczej. Pierwsza to polska powieść, o której chyba dość<br />

głośno, bo głównie pocztą pantoflową wszyscy się nią zachwycają. Trąci mi<br />

mocno nutą autobiograficzną, ale dlaczegóż by nie? Mowa o książce Małgorzaty<br />

Kalicińskiej „Dom nad rozlewiskiem”. O kobiecie, która na skutek zawirowań<br />

w zatrudniającej ją dużej agencji reklamowej traci pracę, a że nie należy już do<br />

grona młodych kobiet zabiegających o karierę za wszelką cenę, nie bardzo ma<br />

szansę na znalezienie satysfakcjonującej ją posady. Załamana i przeżywająca<br />

kryzys wieku średniego Małgorzata wyjeżdża do matki na Mazury i…<br />

zostaje! Zmienia się w jej życiu niemalże wszystko – miejsce do życia,<br />

otaczający ją ludzie, wartości, o mężczyznach nie wspominając. Z dnia na<br />

dzień okazuje się, że to, co może superważne w stolicy i korporacyjnym<br />

świecie, nie ma żadnego znaczenia w tym cudownym, świeżym, bliskim<br />

natury domu zagrzebanym na mazurskiej wsi.<br />

Sielskie to trochę za bardzo i za anielskie, ale czyta się świetnie i czytelnik<br />

naprawdę wdycha pełną piersią świeże powietrze napływające znad łąk albo<br />

70 WITTCHEN<br />

Justyna Grabska<br />

KSIĄŻKI SĄ JEJ PASJĄ, KTÓREJ POŚWIĘCA SIĘ OD WIELU LAT. CZYTA, RECENZUJE, PRZEPROWADZA WYWIADY Z PISARZAMI.<br />

JEJ KOLEJNĄ NAMIĘTNOŚCIĄ SĄ PODRÓŻE, A PRZEDE WSZYSTKIM NURKOWANIE.<br />

WAKACJE Z KSIĄŻKAMI<br />

znad jeziora. I zazdrości bohaterce powieści, i wzdychając,<br />

myśli: można tak – wszystko zostawić i uciec w coś<br />

takiego? Można, można!<br />

Łatwo czyta się taką książkę na wakacjach, bo<br />

i sceneria często sprzyja i potęguje czytelnicze wrażenia.<br />

Czego szczerze życzę.<br />

Jeśli w letnie, upalne i wolne od innych zajęć<br />

popołudnia będzie ktoś chciał sięgnąć po ambitniejszą<br />

literaturę, polecam doskonałą książkę Carlosa<br />

Fuentesa „Wszystkie szczęśliwe rodziny”. Niech nikogo<br />

nie zwiedzie tytuł, bo pewnie za dużo szczęścia tu<br />

czytelnik nie znajdzie, ale przyjrzy się ludzkim namiętnościom,<br />

słabościom, walkom płci, całemu tyglowi<br />

emocji i wszelkim rodzajom miłości.<br />

Fuentes kreśli takie portrety ludzi, rodzin i społe -<br />

czeństw, że niejednemu czytelnikowi gęsia skórka wystąpi podczas lektury,<br />

a może i swoje przywary lub losy rozpozna na kartach tej książki, bowiem świat<br />

rodzinnych piekiełek każdy na swojej skórze trochę przynajmniej przerobił.<br />

Trzecia książka zdecydowanie skierowana jest do tych, którzy nawet<br />

w wakacje chętnie popracują nad swoim duchowym rozwojem. Jej autorem<br />

jest jeden z największych nauczycieli duchowych naszych czasów, benedyktyński<br />

mnich i mistrz zen w jednej osobie Willigis Jäger. To człowiek, dla<br />

którego duchowość nie jest przypisana do jednej wybranej religii, ale<br />

jest dana ludziom każdego miejsca i czasu, a aby ją odnaleźć, trzeba<br />

umieć szukać w sobie lub w kosmosie. W książce „Tu i teraz. Myśli na każdy<br />

dzień” w krótkich tekstach podanych nam ku rozmyślaniu dociera w naj -<br />

prostszy sposób do rzeczy najważniejszych.<br />

Stara się pokazać nam, czym jest świadome życie i że przy odrobinie<br />

wysiłku z naszej strony możemy zbliżyć się do prawdziwej Mądrości. Każdego<br />

dnia pod odpowiednią datą daje nam inspirującą myśl, którą możemy<br />

w sobie obracać i układać.<br />

„Dzięki zmysłom, a więc poprzez patrzenie, smakowanie, dotykanie,<br />

wąchanie, słuchanie, wchodzimy w kontakt ze światem zewnętrznym.<br />

Możemy jednak nasze zmysły skierować także do wewnątrz. Wtedy<br />

zaprowadzą nas one do głębszej rzeczywistości”.<br />

Życzę Wam, by wakacyjna lektura była inspiracją i dobrym źródłem.<br />

Fot. Paweł Sypniewski


Samochód,<br />

który myśli<br />

JESZCZE KILKANAŚCIE LAT TEMU INTELIGENTNE AUTO,<br />

KTÓRE POTRAFI UNIKAĆ WYPADKÓW, BYŁO OBECNE<br />

JEDYNIE W LITERATURZE FANTASY. SZYBKO SIĘ JEDNAK<br />

OKAZAŁO, ŻE TECHNIKA POTRAFI PORADZIĆ SOBIE<br />

Z RZECZAMI NA POZÓR NIEMOŻLIWYMI.<br />

Dziś inżynierowie prześcigają się w tworzeniu udogodnień, które czynią jazdę bardziej bezpieczną<br />

i komfortową. Współczesne samochody wyposażone są w mechanizmy pozwalające na wczesne<br />

rozpoznanie zagrożenia.<br />

BEZPIECZNE HAMOWANIE<br />

Auta są nie tylko komfortowymi pojazdami ułatwiającymi wygodne pokonywanie długich dystansów.<br />

Coraz częściej kokpit kierowcy przypomina kabinę pilota w nowoczesnym samolocie<br />

odrzutowym. Systemy wczesnego ostrzegania, komputerowego wspomagania i sterowania,<br />

czujniki wideo, radary dalekiego zasięgu, sensory ultradźwiękowe – wszystko to stworzono tylko<br />

w jednym celu: aby maksymalnie ograniczyć ryzyko kolizji i wypadku.<br />

72 WITTCHEN<br />

Jednym z pierwszych systemów, który miał<br />

poprawić bezpieczeństwo, był ABS (Anti-Lock<br />

Braking System). Mechanizm opracowano w kon -<br />

cernie Bosch i wprowadzono do seryjnej produkcji<br />

pod koniec lat 70. XX wieku. Zapobiega<br />

on blokowaniu się kół podczas hamowania,<br />

dzięki czemu samochód nie traci sterowności.<br />

Przy każdym kole znajduje się czujnik, który<br />

mierzy szybkość obrotów. Jeśli grozi zabloko -<br />

wanie jednego koła, system zmniejsza w nim na<br />

moment siłę hamowania. ABS nieustannie jest<br />

unowocześniany i cieszy się dzisiaj ogromną<br />

popularnością. Jego znaczenie dla bezpie -<br />

czeństwa jazdy potwierdza fakt, że stosowany<br />

jest w blisko trzech czwartych wszystkich produkowanych<br />

na świecie pojazdów.


OCZY DOOKOŁA GŁOWY<br />

Innym mechanizmem, również znacznie ułatwiającym<br />

życie kierowcy, jest tzw. Park Assistant.<br />

Wyposażone w ten układ auto ma zamontowane<br />

czujniki mierzące długość i głębokość<br />

miejsca do parkowania. Dane są następnie<br />

analizowane, a kierowca otrzymuje wskazówki<br />

na kokpicie w formie optycznej, akustycznej lub<br />

– w najnowszej wersji tego systemu (Parking<br />

motoryzacja<br />

Steering Control) – w samych ruchach kierownicą. Innymi słowy,<br />

system sam za niego parkuje. Ciekawą ofertę z zakresu bezpieczeństwa<br />

parkowania zaproponował Nissan. Auto posiada kilka układów poszerzających<br />

pole widzenia kierowcy, szczególnie przy parkowaniu i cofaniu. Monitor<br />

widoczności (Around View Monitor – AVM) sprawia, że można dokładnie<br />

zobaczyć wszystko, co znajduje się wokół auta. A to dzięki czterem pracującym<br />

w wysokiej rozdzielczości, szerokokątnym kamerom zainstalowanym<br />

z przodu, z tyłu oraz po obydwu stronach pojazdu. Obrazy są ze sobą łączone<br />

i wyświetlane na ekranie – kierowca widzi wszystko, co dzieje się na zewnątrz<br />

samochodu, niejako z lotu ptaka. System AVM umożliwia<br />

natychmiastowe określenie pozycji auta względem<br />

miejsca parkingowego, jak również ułatwia określenie<br />

optymalnego toru jazdy przy parkowaniu równoległym<br />

lub podczas wjeżdżania do ciasnego garażu.<br />

JAZDA W KORKU I NA ZAKRĘCIE<br />

Każdy kierowca doskonale wie, jak ważne jest zacho -<br />

wanie odpowiedniej odległości od jadącego przed<br />

nim pojazdu. Pozwala ją utrzymać mechanizm ACC<br />

(Adaptive Cruise Control). System posiada czujniki<br />

radarowe dalekiego zasięgu i rejestruje to, co się<br />

dzieje do 200 metrów przed pojazdem. Rozpoznaje<br />

auta jadące tym samym pasem ruchu, ustalając<br />

jednocześnie ich odległość oraz prędkość. Potrafi<br />

w razie potrzeby automatycznie przyśpieszać<br />

i hamować. System doskonale spisuje się w miejskim<br />

korku, pomagając utrzymać bezpieczny odstęp<br />

pomiędzy pojazdami. Podobnym udogodnieniem jest<br />

także powszechnie montowany ESP (Electronic<br />

Stability Program), czyli układ stabilizujący tor jazdy.<br />

Doskonale sprawdza się zwłaszcza podczas pokonywania<br />

zakrętu na śliskiej nawierzchni. W chwili gdy<br />

Jaguar XJ


motoryzacja<br />

czujniki wychwycą ryzyko wypadnięcia auta<br />

z zakrętu, system automatycznie przyhamowuje<br />

jedno lub kilka kół. W efekcie koryguje pojawiającą<br />

się w takich przypadkach nadsterowność<br />

i podsterowność auta.<br />

WYPROWADZI<br />

Z KRYTYCZNEJ SYTUACJI<br />

Ostatnio inżynierowie Boscha poszli jeszcze<br />

dalej. Opierając się na już istniejących systemach<br />

ABS, ACC i ESP, stworzyli tzw. Predicative<br />

Safety Systems (PSS), czyli pakiet działających<br />

wspólnie układów elektronicznych, których<br />

zadaniem jest przewidywanie ewentualnych<br />

kolizji na drodze. Z przeprowadzanych badań<br />

wynika, że na kilka sekund przed wypadkiem<br />

wielu kierowców nie jest w stanie prawidłowo<br />

zareagować. Wymyślono zatem oprogramo -<br />

wanie, które bez przerwy analizuje przestrzeń<br />

wokół pojazdu, rozpoznając niebezpieczne<br />

sytuacje. Pomaga tym samym prowadzącemu<br />

w zapanowaniu nad autem i, co bardzo ważne,<br />

inicjuje czynności, które łagodzą następstwa<br />

wypadków. Stworzony w ramach systemu<br />

74 WITTCHEN<br />

Fot. Archiwum firm


PSS układ PBA (Predicative Brake Assistant)<br />

współpracuje na przykład z czujnikami radaro -<br />

wymi ACC. Jeśli te zasygnalizują ryzyko kolizji<br />

ze zbliżającym się autem, mechanizm automa -<br />

tycznie przygotowuje układ hamulcowy do dzia -<br />

łania. System ten jest już od trzech lat montowany<br />

w modelach Audi A6. Jeśli jednak<br />

kierowca mimo to nie zwolni, kolejny układ elektroniczny<br />

– PCW (Predicative Collision Warning)<br />

zasygna lizuje zagrożenie poprzez krótkie<br />

napięcie pasów bezpieczeństwa, sygnał optyczny,<br />

dźwiękowy czy wyczuwalne przyhamo -<br />

wanie pojazdu. Badania przeprowadzone przez<br />

Ogól noniemieckie Stowarzyszenie Ubezpieczycieli<br />

pokazało, że w przypadku kolizji blisko połowa<br />

kierowców nawet nie zdążyła nacisnąć hamulca!<br />

Dzięki systemowi PCW prowadzący auto ma<br />

możliwość szybkiej reakcji i wykonania<br />

niezbędnego manewru. Ten inteligentny system<br />

już od 2006 roku jest montowany w wielu<br />

produ kowanych seryjnie samochodach.<br />

Już niebawem powinien pojawić się układ<br />

trzeciej generacji, inteligentny PEB (Predicative<br />

Emergency Brake) – mechanizm, który sam<br />

zatrzyma pojazd, jeśli kierowca nie zareaguje<br />

w krytycznej sytuacji bądź zrobi to zbyt wolno.<br />

INTELIGENTNY GPS<br />

Tworząc układy pomagające sprawnie i bezpiecznie<br />

kierować pojazdami, inżynierowie nie<br />

zapominają także o samej wygodzie podróżowania,<br />

a co za tym idzie, o szybkim dotarciu do celu.<br />

Od kilku lat na rynku samochodowym pojawiają<br />

się systemy nawigacji wykorzystujące sygnały<br />

satelitarne. Pierwszy taki układ stworzony przez<br />

firmę Blaupunkt wszedł do masowej produkcji<br />

w 1989 roku. Od tamtej pory inteligentna nawi -<br />

gacja jest nieustannie udoskonalana. Bardzo<br />

przydaje się podczas podróży poza miastem,<br />

w miejscu, przez które kierowca jedzie po raz<br />

pierwszy. Pomaga nie tylko odnaleźć odpo -<br />

wiednią drogę, ominąć korek, roboty drogowe,<br />

ale także zorganizować trasę przejazdu,<br />

proponując hotele, restauracje czy turystycznie<br />

atrakcyjne miejsca, w których warto się zatrzymać.<br />

Kierowca otrzymuje pojawiające się<br />

na specjalnym wyświetlaczu komunikaty optyczne<br />

lub dobiegające z głośników instrukcje<br />

głosowe, gdzie skręcić i jak zawrócić.<br />

Marcin Szumowski<br />

WITTCHEN 75


„Bohema”<br />

76 WITTCHEN


Z JEDNEJ STRONY UTRWALAM NA SWOICH OBRAZACH<br />

KONKRETNY, REALNY ŚWIAT, A Z DRUGIEJ STARAM SIĘ,<br />

ABY BYŁ ON NIE DO KOŃCA DOPOWIEDZIANY. I DLATEGO<br />

NAJCZĘŚCIEJ POSŁUGUJĘ SIĘ PLAMĄ, WRAŻENIEM,<br />

ILUZJĄ, IMPRESJĄ” – POWIEDZIAŁ RAJMUND GIERSZ.<br />

Malarstwo<br />

jest ciągłym<br />

poszukiwaniem<br />

Kie dy zro zu miał Pan, że nie mo że żyć bez sztu ki?<br />

Za wsze w głę bi ser ca czu łem, że chcę ma lo wać. I to przede wszyst kim dziew czy ny,<br />

bo czy jest w ży ciu coś pięk niej sze go od nich?<br />

W Pa na ro dzi nie by ły tra dy cje ma lar skie?<br />

Nie, choć mój star szy o dzie sięć lat brat rów nież ma lo wał. Ro bił to jed nak dla za bi cia<br />

cza su, ni gdy nie fa scy no wa ło go to tak moc no jak mnie.<br />

Jak po wsta je ob raz?<br />

To są mę ki twór cze (śmiech). Sta ram się ma lo wać to, co mnie ota cza, na co pa trzę,<br />

z kim się spo ty kam. Za wsze jed nak po szu ku ję we wszyst kim tej pięk niej szej stro ny<br />

ży cia, bo uwa żam, że świat jest pięk ny. I tak na praw dę wie le rze czy mo że mnie za in spi -<br />

ro wać, na wet ja kaś ko lo ro wa pla ma do strze żo na w tu ma nie ku rzu czy ko ro nach drzew.<br />

Kie dyś pod czas spa ce ru z psem mi nę li śmy wy cho dzą ce ze szko ły dziew czy ny<br />

– śmia ły się, szcze bio ta ły, za cho wy wa ły się, jak to mło dzież, bar dzo ha ła śli wie – i jak<br />

tyl ko wró ci łem do pra cow ni, to już mia łem po mysł na ko lej ny ob raz. Kie dy in dziej<br />

wy star czy, że zo ba czę ja kieś cie ka we ze sta wie nie stro jów, na przy kład czer wo ną kurt kę<br />

z żół tym sza lem, i już za czy na się ro dzić wi zja twór cza. Zda rza mi się rów nież zro bić<br />

kil ka ko lo ro wych plam na płót nie, a po tem za sta na wiać się, co mógł bym z nich wy cza -<br />

ro wać? Jak je sca lić? Ja ką snuć da lej ma lar ską opo wieść? W ta kich chwi lach od kry -<br />

wam, że nic nie jest jed no rod ne w ko lo rze. I je śli jed ną bar wę sta wia się obok dru giej,<br />

to obie dia me tral nie się zmie nia ją. Nie kie dy by wa tak, że nie je stem w sta nie ukoń czyć<br />

ob ra zu. Sta wiam go wte dy przo dem do ścia ny i nie za glą dam do nie go przez ja kiś czas.<br />

Autoportret artysty<br />

w czapce od Malczewskiego<br />

Fot. Archiwum Rajmunda Giersza „CHCIAŁBYM, ABY TO, CO MALUJĘ, NIE BYŁO ZBYT DOSŁOWNE.<br />

sztuka<br />

WITTCHEN 77


sztuka<br />

„Plaża w Antibes” „Marsylianka”<br />

JESZ CZE ŻA DEN AR TY STA NIE PRZY ZNAŁ, ŻE NA MA -<br />

LO WAŁ DZIE ŁO ŻY CIA. CIĄ GLE WIĘC MAM NA DZIE JĘ,<br />

ŻE NAJ WAŻ NIEJ SZY OB RAZ WCIĄŻ JEST PRZEDE<br />

MNĄ. MA LAR STWO JEST CIĄ GŁYM PO SZU KI WA NIEM.<br />

„Niech się sam ma lu je”! – tak ma wiał Mo net. Co cie ka we, gdy od wra cam ob raz do fron tu, stwier dzam, że nic<br />

tu nie trze ba do da wać. Ob raz jest skoń czo ny! Coś w tym jest. Nad traf no ścią wy bo ru te ma tu czy ko lo ryst yki<br />

dys ku tu ję m.in. z pro fe so rem Zyg mun tem Ma gne rem z war szaw skiej Aka de mii Sztuk Pięk nych, któ re go mam<br />

ho nor być przy ja cie lem, i by wa, że pięk nie się nie zga dza my.<br />

Współ pra cu je Pan z wie lo ma ga le ria mi, ale ma też swo ją ulu bio ną, nie mal au tor ską...<br />

Mo że za cznę od tych za gra ni cą. Kil ka lat współ pra co wa łem z ga le rią Al la na Ber lio za w An ti bes na La zu ro wym<br />

Wy brze żu. Mar szand ów wy szu ki wał w ga le riach w Pol sce ma la rzy, któ rych twór czość by ła by bli ska fran cu skie -<br />

mu od bior cy ukształ to wa ne mu na im pre sjo ni stach z prze ło mu XIX i XX wie ku. Wśród in nych wy brał tak że<br />

i mo je ma lar stwo, bli skie je go ocze ki wa niom. Mia łem tam in dy wi du al ną wy sta wę i kil ka zbio ro wych z ko le ga mi<br />

z Pol ski, m.in. z Tom kiem Ba chan kiem, Anią i Ja nu szem Ol szew ski mi, z nie ży ją cy mi już ma la rza mi z Ka zi mie rza<br />

– Ja siem Ła zor kiem i Kos sow skim zwa nym Luf ką. Wy sta wia łem też swo je ob ra zy w Ame ry ce, w Chi ca go, i nie<br />

mam naj lep szych wspo mnień, cho ciaż Ame ry ka nie ma ją bar dzo du żo mo ich ob ra zów w swo ich do mach.<br />

Do sta ję od nich li sty z po dzię ko wa nia mi i wy ra za mi uzna nia. Mia łem też pa rę wy staw w Niem czech – z jed nej<br />

kil ka ob ra zów do mnie nie wró ci ło… Cie ka wym przed się wzię ciem wy sta wien ni czym by ło za pro sze nie mnie<br />

przez ho len der ski dom au kcyj ny, któ ry or ga ni zo wał pod na zwą World Re asons świa to wą eks po zy cję po ka zy wa -<br />

ną w kil ku naj więk szych mia stach świa ta dla uświet nie nia ob cho dów ro ku 2000. Mój ob raz zna lazł się<br />

w ka ta lo gu tej wy sta wy. W Lund w Szwe cji su ge ro wa no, że mo je ma lar stwo przy po mi na dzie ła ich im pre sjo ni -<br />

sty Zor na, któ re go rze czy wi ście bar dzo ce nię. A w kra ju mo je ob ra zy moż na zo ba czyć w wie lu ga le riach<br />

w War sza wie, Gdań sku, Olsz ty nie, Lu bli nie, Ka zi mie rzu. Mia łem też przez sie dem lat wła sną ga le rię<br />

w ho te lu Eu ro pej skim, któ rą pro wa dzi ła mo ja żo na. Obec nie mo ją ulu bio ną ga le rią jest Mo no gram [od red.<br />

– Mo ko tow ska 43]. W niej od krył mnie pan Ję drzej Wit t chen. Wła ści ciel, pan An drzej, bar dzo lu bi i ro zu mie mo -<br />

je ma lar stwo. Sprze da je mnó stwo mo ich ob ra zów, bo po tra fi o nich opo wie dzieć i prze ko nać do nich każ de go,<br />

78 WITTCHEN<br />

„Jesienne kwiaty”


Fot. Archiwum Rajmunda Giersza<br />

„Impromtu” „Tango”<br />

na wet mniej za in te re so wa ne go na byw cę. My ślę, że jak<br />

ga ler nik jest za fa scy no wa ny ar ty stą, to efek ty ta kiej<br />

współ pra cy są bar dzo obie cu ją ce.<br />

Zna Pan oso by, któ re ko lek cjo nu ją Pa na ob ra zy?<br />

Z oka zji 100-le cia Ba za ru Ró życ kie go Zwią zek<br />

Pol skich Ar ty stów Ma la rzy i Gra fi ków zor ga ni zo wał<br />

wy sta wę. Tam za in te re so wał się mo im ob ra zem pan<br />

Jan Wie te ska, by ły bur mistrz jed nej z dziel nic<br />

War sza wy i po li tyk. By ła to sce na ro dza jo wa z ży dow -<br />

ski mi prze kup nia mi. Po tem kil ka krot nie przy jeż dżał<br />

do mo jej pra cow ni i ku po wał ko lej ne ob ra zy. Wy znał<br />

mi na wet: „Do tąd my śla łem, że jak ob raz na ścia nie,<br />

to mu si być brzóz ka nad wo dą, a naj le piej tyl ko pej zaż.<br />

Dzię ki pa na sztu ce wiem, że mo że być ina czej”.<br />

Mia łem też przy go dę z ak to rem An drze jem Gra bow -<br />

skim, któ ry ku pił ob raz i chciał się do wie dzieć cze goś<br />

wię cej o mnie. Ga le ria jed nak nie chcia ła prze ka zać<br />

mu mo je go ad re su, po nie waż mie li na dzie ję, że<br />

ak tor wró ci do nich po ko lej ny ob raz. Kie dyś przez<br />

przy pa dek zdo by łem nu mer te le fo nu do pa na<br />

Gra bow skie go i po my śla łem, że się ode zwę. Bar dzo<br />

się ucie szył, że za dzwo ni łem. Po wie dzia łem, że<br />

ce nię i sza nu ję je go ak tor stwo, i po wo ła łem się na<br />

se rial o Kiep skich... Ak tor za milkł i chłod no się po że -<br />

gnał. Ow szem, obie cał, że się ode zwie, jak wró ci ze<br />

Sta nów Zjed no czo nych, ale by ło to trzy la ta te mu.<br />

My ślę, że bar dzo mu się na ra zi łem.<br />

Zda rzy ło się Pa nu ma lo wać na kon kret ne za mó wie nie?<br />

Tak i wca le się te go nie wsty dzę. Jest to jed nak obar -<br />

czo ne pew nym ry zy kiem, bo trze ba się li czyć z tym,<br />

że ko muś nie spodo ba się ob raz, po nie waż ina czej<br />

go so bie wy obra żał. Raz zda rzy ło się, że urząd miej ski<br />

pew ne go mia sta za mó wił dwa na ście ob ra zów i mi mo<br />

że po do ba ły się wszyst kie, wziął dwa, po nie waż na<br />

ty le star czy ło mu pie nię dzy. Jest to prze jaw bra ku sza -<br />

cun ku dla ar ty sty. My ślę, że gdy by za mó wie nie zo sta ło<br />

zło żo ne na przy kład u sto la rza, to nie oby ło by się bez<br />

„Prezentacja”<br />

sztuka<br />

awan tu ry. Wię cej jed nak by ło mi łych spo tkań – kie dyś pe wien ad mi ra tor mo je go ma lar stwa przy niósł<br />

czte ry zdję cia ca łej swo jej ro dzi ny i po pro sił, abym ich na ma lo wał na ta ra sie przed do mem. Pa nią<br />

do mu „po sa dzi łem” w pięk nej suk ni w fo te lu, mę ża na ma lo wa łem tuż za nią, a obok syn ka i cór kę.<br />

W tle by ła wil la w oto cze niu zie le ni. Kie dy ów zle ce nio daw ca zo ba czył ob raz, nie mógł uwie rzyć, że<br />

ni gdy nie wi dzia łem ani je go ro dzi ny, ani je go do mu, bo prze cież ma do kład nie ta ką sa mą ba lu stra -<br />

dę na ta ra sie i aga wy. Był bar dzo za do wo lo ny.<br />

WITTCHEN 79


„Poranne wieści przy kawie”


Fot. Archiwum Rajmunda Giersza<br />

Nie przy jął Pan kie dyś za mó wie nia?<br />

Ow szem, od pew nej Ame ry kan ki. Chcia ła, abym<br />

na ma lo wał la tar nię mor ską. Kie dy do wie dzia łem<br />

się, że ona póź niej bę dzie ten ob raz ko pio wać<br />

i prze no sić na je dwab, od mó wi łem.<br />

Ja ki jest Pa na ide ał ko bie ty?<br />

Trud ne py ta nie... Mógł bym po wie dzieć za Kie pu rą,<br />

że bru net ki, blon dyn ki, ja wszyst kie was, dziew -<br />

czyn ki... A tak se rio, to urze ka ją mnie wy so kie<br />

blon dyn ki, ta kie tro chę „bla de Jó zie”, me lan cho lij ne<br />

i bar dzo sła be. Mo że dla te go blon dyn ki, iż wła śnie<br />

mo ja pierw sza, nie speł nio na mi łość mia ła kru czo -<br />

czar ne wło sy. A więc z ze msty...<br />

Czu je się Pan ar ty stą speł nio nym?<br />

Jesz cze ża den ar ty sta nie przy znał, że na ma lo -<br />

wał dzie ło ży cia. Cią gle więc mam na dzie ję, że<br />

naj waż niej szy ob raz wciąż jest przede mną.<br />

Ma lar stwo jest cią głym po szu ki wa niem. Za każ -<br />

dym ra zem, kie dy sta ję przed szta lu ga mi, nie<br />

„Radość i melancholia”<br />

sztuka<br />

wiem, z czym bę dę się wła śnie zma gać. W tym mo men cie jest to dla mnie ta jem ni cą. I do pie ro, kie dy<br />

prze szy je mnie prąd od płót na, przez far bę i pę dzel, aż do sa me go wnę trza i wszyst ko zjed no czy się<br />

ze so bą i za iskrzy, to wte dy – tra wio ny go rącz ką twór czą i w nie zwy kłym tran sie – za czy nam prze no sić<br />

wi zje na płót no. Z jed nej stro ny to wiel ka udrę ka, z dru giej ogrom na przy jem ność.<br />

Obok ma lar stwa, o czym mu szę wspo mnieć, od da ję się in nej twór czej dzie dzi nie – pi szę. Sta le<br />

współ pra cu ję z jed nym z ty go dni ków lo kal nych, gdzie dru ku ję fe lie to ny, a tak że wy da łem dwa to my<br />

opo wia dań, trze ci jest w przy go to wa niu. Na zle ce nie Agen cji Sce na riu szo wej na pi sa łem sce na riusz<br />

opar ty na mo ty wach za czerp nię tych ze zbio ru mo ich opo wia dań. Nie ste ty, fil mu jak do tąd nie<br />

zre ali zo wa no, a ja za czą łem pi sać po wieść.<br />

Roz ma wia ła Ka ta rzy na Wierz ba<br />

„Antibes po południu” „Afront”<br />

WITTCHEN 81


felieton<br />

Demi Moore, Naomi Campbell, Oprah Winfrey, Maria Sharapova, Céline<br />

Dion… Słynne, podziwiane, bogate. Różni je prawie wszystko, ale mają<br />

jedną wspólną miłość… Niektóre się z nią kryją, inne aż promienieją, poka -<br />

zując światu swojego nowego przyjaciela… Elegancja, pożądanie, blask,<br />

seks… „Diamonds Are A Girl’s Best Friends”.<br />

Kiedy w 1953 roku w filmie „Mężczyźni wolą blondynki” słodka Marilyn<br />

Monroe w seksownej różowej sukni bawiła się pieszczotliwie sznurami brylantów<br />

i w erotycznej ekstazie wykrzykiwała: „Tiffany... Cartier... Mów do mnie!!!”,<br />

nikt z producentów nawet nie przypuszczał, że właśnie rodzi się legenda.<br />

Piosenka o diamentach, najlepszych przyjaciołach kobiety, stała się<br />

pewnego rodzaju wyznaniem, z którym zgodzili się najsłynniejsi filmowcy,<br />

dyktatorzy mody i największe gwiazdy show-biznesu. Wszyscy docenili<br />

niezwykły „blask i pozycję społeczną” kawałka węgla, zwanego z łaciny<br />

diamentum, co znaczy „niezniszczalny”, „niepokonany”.<br />

Brylanty stały się wyznacznikiem klasy, elegancji, powodzenia i… miłości.<br />

Podarowanie wspaniałej, brylantowej biżuterii wybranej, ukochanej osobie<br />

stało się wręcz kanonem, który filmowcy z dużym uczuciem eksponują,<br />

wzbudzając kolejne fale mody na brylantowy blask…<br />

W filmie „Titanic” niezwykłym blaskiem lśni Kate Winslet i jej prezent:<br />

- Czy to...?<br />

- Brylant? Tak. Dokładnie 56 karatów. Nosił go Ludwik XVI, a nazywano<br />

go Le Coeur de la Mer.<br />

- Serce Oceanu…<br />

Ale wszyscy, którzy pamiętają ten film i wiele innych opowieści z brylantami<br />

w tle, wiedzą, że ich blask bardzo często cieszył się złą sławą. Na swoich<br />

wyznawców, właścicieli i zdobywców sprowadzał przeróżne nieszczęścia,<br />

jednak jakże piękne były to katastrofy… W polskim kinie były na przykład<br />

„Brylanty panny Zuzy” i kilka innych zdecydowanie sensacyjnych produkcji,<br />

w których brylanty grały raczej rolę „przestępczą”. Ale właśnie teraz do kin trafia<br />

film „Niezawodny system”, w którym brylanty są „wspomnieniem miłości,<br />

pożądania i pewnego upalnego lata roku 1939”.<br />

Ale na początek poznajcie naszą bohaterkę, Marię. Żyje spokojnie w starej<br />

kamienicy gdzieś w Warszawie, kocha piękną porcelanę, język francuski, ma<br />

ponad 80 lat i pewien wielki sekret. Raz w miesiącu, kiedy nadchodzi późny<br />

sobotni wieczór, Maria zakłada swoje eleganckie, białe rękawiczki, szykowny<br />

82 WITTCHEN<br />

Artur KINOMANIAK Pietras<br />

WIELBICIEL FILMU I MLEKA. OGLĄDA SIEDEM FILMÓW W TYGODNIU,<br />

A POTEM O NICH OPOWIADA W SWOIM PROGRAMIE „KINOMANIAK” W TV4 I NIE TYLKO.<br />

SERCE OCEANU<br />

kostium, ze schowka wyjmuje plik banknotów i… wkracza do jaskini<br />

hazardu, luksusowego kasyna, gdzie przy ruletce realizuje swój sekretny<br />

plan związany z pewnym brylantowym naszyjnikiem.<br />

Cofnijmy się jednak w czasie. Jest rok 1939, wchodząca w dorosłe życie<br />

Maria jest szczęśliwą narzeczoną, właśnie planuje ślub. A czy jest piękniejszy<br />

prezent zaręczynowy niż brylanty? Przepiękny naszyjnik, od pokoleń należący<br />

do rodziny Witolda, trafia do rąk jego narzeczonej i… to początek<br />

hazardowego szaleństwa Marii, jej dramatu i niespełnionej miłości.<br />

Ten film przybliża dwie różne, dopełniające się historie: czas przedwo -<br />

jenny młodej Marysi splata się ze współczesnością i tym, co ważne<br />

„tu i teraz” dla starszej pani Marii. Stracona miłość już nie powróci, ale może<br />

uda się odzyskać utracony dawno temu naszyjnik? Może wielka wygrana<br />

pozwoli zapomnieć o błędach i szaleństwach młodości?<br />

„Niezawodny system” to przede wszystkim film z klasą i elegancją.<br />

To na pewno zasługa wspaniałych, rzadko widywanych w kinie aktorów:<br />

Aliny Janowskiej, Piotra Fronczewskiego, Wojciecha Siemiona, Władysława<br />

Kowalskiego. Ciepły i subtelny klimat tworzą zdjęcia Wojtka Staronia i nastrojowa<br />

muzyka Grzegorza Turnaua. A wszystko to, dosyć niespodziewanie,<br />

w reżyserii debiutantki Izabeli Szylko.<br />

Dawno nie widziałem polskiego filmu, który tak subtelnie i z wyczuciem<br />

opowiada mądrą i wręcz klasyczną historię o błędach młodości, które nie są<br />

przypisane do określonych lat i wieku. Dziś, dwadzieścia lat temu, przed<br />

wojną… Najważniejsza jest zawsze odpowiedź na pytanie: Czy i jak potrafię<br />

żyć, popełniwszy błąd swojego życia?<br />

Czasem trafiają do nas filmy, które nazywam obrazami „uniwersalnymi<br />

albo klasycznymi”. To dla mnie takie filmowe ponadczasowe spotkanie, które<br />

powtórzę może za rok, może za lat dziesięć. Ale za każdym razem zobaczę<br />

coś, co nie przemija, jest ponad aktualną modą i kreowanymi trendami,<br />

zobaczę ludzi i poczuję ich emocje, które są i będą zawsze ważne…<br />

Od pokoleń wzrusza „Casablanca”, „Wielki błękit”, „Love Story”… Takie filmy,<br />

podobnie jak „niezniszczalne” brylanty, z latami nabierają nowego blasku,<br />

patyny niezwykłych związanych z nimi historii i chwil, czasami szczęśliwych,<br />

czasami tragicznych… A my przecież kochamy takie ponadczasowe spot -<br />

kania i historie, które pasują do nas jak najbardziej ukochana, choć wiekowa<br />

para rękawiczek, która kiedyś przypomni nasze szalone dni…<br />

Fot. Urszula Pietrala


kultura<br />

MUSICAL<br />

WSZECH CZASÓW<br />

„Upiór w ope rze” to trzy go dzi ny po ry wa ją cej mu zy ki, naj pięk niej sze arie mu si ca lo we w hi sto rii, sce ny zbio ro we<br />

na mia rę naj więk szych twór ców ope ro wych do by ro man ty zmu. Ale też coś wię cej – ro mans, któ ry jest<br />

w za sa dzie ar che ty pem wszyst kich ro man sów, bez wzglę du na epo kę. Ma my trój kąt mi ło ści i za zdro ści – mło dą<br />

ko bie tę i dwóch męż czyzn. Doj rza łe go mi strza i mło de go ro man ty ka. Ża den z nich nie jest bo ha te rem<br />

jed no znacz nym, każ dy fa scy nu je ją ina czej. Wy bór dziew czy ny oka zu je się nie tyl ko bar dzo trud ny – jest też<br />

śmier tel nie nie bez piecz ny.<br />

Pre mie ra mu si ca lu od by ła się w Her Ma je sty’s The atre w Lon dy nie 27 wrze śnia 1986 oraz w Ma je stic<br />

The atre w No wym Jor ku 9 stycz nia 1988. Praw do po dob nie obej rza ło go do tej po ry ok. 60 mi lio nów lu dzi.<br />

Był wy sta wio ny w po nad 100 mia stach po nad 20 kra jów na ca łym świe cie, tak że w Ka na dzie, No wej Ze lan dii,<br />

ZŁOTY DOM NERONA<br />

W 2007 ro ku ob cho dzo no 200. rocz ni cę śmier ci<br />

Fran cisz ka Smu gle wi cza. Z tej oka zji Mu zeum Na ro do we<br />

w War sza wie za pre zen to wa ło wspa nia łą, sta no wią cą<br />

wiel ką rzad kość te kę Ve sti gia del le Ter me di Ti to. Sta no wi<br />

ona owoc współ pra cy Fran cisz ka Smu gle wi cza i dwóch<br />

rzym skich ar ty stów: zna ne go ar chi tek ta i de ko ra to ra<br />

Vin cen za Bren ny oraz ry tow ni ka, spe cja li sty od przed -<br />

sta wia nia za byt ków sta ro żyt nych Mar ca Car lo nie go.<br />

Te ka Ve sti gia del le Ter me di Ti to (ty tuł nada no zgod nie<br />

z pa nu ją cym wów czas prze ko na niem, że od kry to<br />

84 WITTCHEN<br />

po zo sta ło ści Term Ty tu sa, pod czas gdy by ły<br />

to ru iny znaj du ją ce go się tam wcze śniej<br />

Zło te go Do mu Ne ro na) po wsta ła w Rzy mie<br />

w latach 1774–1776, na fa li za in te re so wa nia<br />

sta ro żyt no ścią i wy ko pa li ska mi pro wa dzo ny mi<br />

w Her ku la num i Pom pei. Przed sta wia ma lo wi dła<br />

w Zło tym Do mu Ne ro na. Od kry te w koń cu XV w.<br />

by ły źró dłem in spi ra cji dla fre sków Ra fa ela<br />

w Log giach Wa ty kań skich i no wo żyt nej de ko -<br />

racji gro te sko wej.<br />

Te ma ty ka mi to lo gicz na wy sta wia ne go dzie ła,<br />

je go ma low ni czy i de ko ra cyj ny cha rak ter, świe -<br />

żość barw z pew no ścią przy cią gną nie<br />

tyl ko arche olo gów i oso by za in te re so wa ne<br />

an ty kiem, ale i mi ło śni ków sztu ki XVIII wie ku,<br />

a być mo że sta ną się też źró dłem in spi ra cji dla<br />

pro jek tan tów i sce no gra fów.<br />

(Mu zeum Na ro do we w War sza wie,<br />

5 ma ja – 13 lip ca 2008)<br />

Ko rei, Mek sy ku, Bra zy lii i Au stra lii, a te raz rów nież<br />

w Pol sce. Świat wy kre owa ny w po wie ści Ga sto na<br />

Le ro ux od żył na de skach war szaw skie go te atru Ro ma.<br />

W ro li ty tu ło we go upio ra wy stę pu ją Łu kasz Za gro bel ny<br />

i Da mian Alek san der, w po stać Chri sti ne wcie la ją się<br />

trzy ak tor ki: Pau li na Jan czak, Ka ja Mia no wa na i Edy ta<br />

Krze mień. Przy war szaw skim spek ta klu pra co wa ło<br />

500 osób, uszy to 100 par bu tów i 300 ko stiu mów.<br />

(War sza wa, Te atr Ro ma, do 31 paź dzier ni ka 2008)<br />

Fot. Muzeum Narodowe w Warszawie, Paweł Pyrz/Makata


kuchnia<br />

Kolor<br />

zazdrości<br />

WIECZNIE ZAJĘTA. PROWADZI SŁYNNĄ W WARSZAWIE<br />

QCHNIĘ ARTYSTYCZNĄ I KWIACIARNIĘ WARSZTAT WONI<br />

(WWW.QCHNIA.PL, WWW.WARSZTATWONI.COM). ORGA-<br />

NIZUJE PRZYJĘCIA, IMPREZY, TWORZY DEKORACJE.<br />

SWOIMI POMYSŁAMI SPRAWIA, ŻE ŻYJE NAM SIĘ<br />

PIĘKNIEJ. REALIZUJE SIĘ JAKO PROJEKTANTKA,<br />

POKAZUJE LUDZIOM, CO KOCHA, CZYM LUBI SIĘ<br />

OTACZAĆ. MA 21-LETNIEGO SYNA, KTÓRY STUDIUJE<br />

I JEST DLA NIEJ NAJWAŻNIEJSZY.<br />

Słońce. Cytryna, melon, żółtko itd.<br />

Ciepło. Żółty mlecz, tulipan, żonkil itd.<br />

Przyprawy. Curry, kurkuma, szafran itd.<br />

Kolor zazdrości. Nie rozumiem tego.<br />

Mam znajomego, który wręcza żonie<br />

tylko żółte kwiaty, bo ona je lubi.<br />

Żółte omleciki z żółtą papryką<br />

robi się wyjątkowo szybko.<br />

Żółte śniadanie gotowe.<br />

Na obiad zupa curry z kurczaka.<br />

Do końca dnia możesz malować na żółto.<br />

SKŁADNIKI: SZKLANKA KUSKUSU, GARŚĆ MIĘTY, 4 ŁODYGI KOPRU,<br />

50 G MASŁA, ½ ŁYŻKI SOKU Z CYTRYNY, 2 FILETY Z ŁOSOSIA<br />

ZE SKÓRĄ, 2 MAŁE POKROJONE CUKINIE.<br />

Sposób przyrządzenia: Przygotować kuskus wg przepisu na opakowaniu.<br />

Obieraczką do ziemniaków pokroić cukinie w długie, cienkie plastry.<br />

Posiekać zioła, wymieszać z masłem i cytryną, odrobiną soli i pieprzu.<br />

Utrzeć na jednolitą masę. Naciąć łososia po stronie skóry, w nacięcia<br />

włożyć trochę ziołowego masła. Upiec. Resztę masła z ziołami<br />

podsmażyć z cukinią, wymieszać z kuskusem. Podawać z łososiem.<br />

86 WITTCHEN<br />

Marta Gessler<br />

SAŁATKA Z KUSKUSEM I ŁOSOSIEM<br />

KURCZAK W CIEŚCIE CURRY Z ANANASEM<br />

SKŁADNIKI: 2 PIERSI KURCZAKA, 200 ML JOGURTU, 2 JAJKA,<br />

150 G MĄKI, ŁYŻKA CURRY, ½ ŁYŻECZKI KURKUMY, SÓL, ½ ŁYŻECZKI<br />

PROSZKU DO PIECZENIA, ½ LITRA OLEJU DO SMAŻENIA, ½ ANANASA.<br />

Sposób przyrządzenia: Pokroić mięso w cienkie paski o długości 4 cm.<br />

Posolić. Odstawić. Jajka wymieszać z jogurtem, dodać curry, kurkumę,<br />

potem mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia. Rozgrzać olej na<br />

głębokiej patelni. Maczać kurczaka w cieście. Smażyć na złoto. Odkładać<br />

na ręczniki papierowe, aby usunąć nadmiar tłuszczu.<br />

Ananasa obrać, wyciąć środek, pokroić w kostkę. Nawlekać na długie<br />

patyczki – najpierw ananasa, potem kurczaka.<br />

Fot. Marcin Klaban/Agencja Gazeta


dobre miejsca<br />

W pobliżu gorących źródeł<br />

Na le żą cy do sie ci Fal ken ste iner Grand Spa Ho tel Ma rien bad wy bu do wa no w ma low ni czym<br />

mie ście Ma riánské Lazně. To dru gie co do wiel ko ści, za raz obok słyn nych Kar lo wych War,<br />

cze skie uzdro wi sko zna ne z go rą cych źró deł. Ho tel do sko na le wkom po no wa no w pięk ną<br />

archi tek tu rę mia stecz ka. Zbu do wa no go w sty lu art déco. Dys po nu je 164 po ko ja mi<br />

– wszyst kie są no wo cze śnie wy po sa żo ne i utrzy ma ne w cie płym, ro man tycz nym kli ma cie.<br />

Wbu dyn ku jest m.in. sa lon spa, ba se ny (kry te i za da szo ne), sau na fiń ska, bio sau na,<br />

po ko je do fi zy ko te ra pii, te ra pii tle nem, in ha la cji, elek tro te ra pii i ka bi ny ma sa żu. W cen trum spa<br />

moż na rów nież sko rzy stać z me dycz nych po rad i fa cho wych le kar skich kon sul ta cji. Wnę trza<br />

są utrzy ma ne w do brym gu ście: za chwy ca ją du że, prze szklo ne i ja sne prze strze nie,<br />

gu stow ne ho le i sa lo ny. Spa ce ru jąc po oko li cy, war to wy brać się m.in. do re zer wa tu<br />

przy ro dy w miej sco wo ści Kladská, za po ry wod nej w Je se ni cach czy sły ną ce go z bi blio te ki<br />

klasz to ru nor ber tań skie go w Te pli.<br />

88 WITTCHEN<br />

TERMALNA KRAINA<br />

Sty ria – zie lo ne ser ce Au strii – szczy ci się aż ośmio ma ośrod ka mi ter mal ny mi z go rą cy mi źró dłami.<br />

To za ich spra wą wie dzie prym wśród au striac kich obiek tów wel l ness. Po nad 20 lat te mu je den<br />

z re gio nów oto czo ny wschod nio sty ryj ski mi wzgó rza mi – Bad Wal ters dorf – zy skał re no mę naj lep sze go<br />

i naj bar dziej eko lo gicz ne go uzdro wi ska. A wszyst ko dzię ki po tęż nej si le lecz ni cze go źró dła, z któ re go<br />

dzien nie try ska 1,9 mln li trów kry sta licz nej wo dy. Re gion ofe ru je nie tyl ko do bro czyn ne<br />

ką pie le ter mal ne, ale też lo ty ba lo nem i 18-doł ko we po le gol fo we z punk ta mi mo cy<br />

feng shui. W tym ro ku pol scy pił ka rze bę dą przy go to wy wać się do Eu ro 2008<br />

wła śnie na Ther men sta dion Bad Wal ters dorf, a pod czas mi strzostw za miesz ka ją<br />

w pię cio gwiazd ko wym ho te lu Spa Der Ste irer hof Bad Wal ters dorf.


W sercu Kujaw LUKSUS<br />

NA SKALE<br />

Pod Or łem to je den z naj star szych i naj pięk niej szych ho te li w pół noc nej<br />

Pol sce. Je go hi sto ria się ga po cząt ku XIX wie ku, jed nak w obec nym kształ cie<br />

obiekt ist nie je od ro ku 1898 i sta no wi do sko na ły przy kład kla sycz nej, in spi ro -<br />

wa nej póź nym ba ro kiem ar chi tek tu ry koń ca XIX wie ku, zwa nej se ce sją<br />

byd go ską. Bu dy nek po wstał na zle ce nie ów cze sne go wła ści cie la po se sji<br />

Emi la Bern har da, a twór cą pro jek tu był zna ny byd go ski ar chi tekt Jó zef Świę cic ki.<br />

Bo ga tą fa sa dę zdo bią fi ne zyj ne gzym sy i ory gi nal ne bal ko ny. We wnę trzach<br />

za chwy ca sta lo wa klat ka scho do wa po sia da ją cą ma syw ne ku te ba lu stra dy oraz<br />

dwie sa le re stau ra cyj ne, któ rych opar te na ko lum nach su fi ty są zdo bio ne sztu ka -<br />

te rią. Z ko lei w hal lu re cep cji ro bią wra że nie ko lo ro we wi tra że. Pod Or łem umie jęt -<br />

nie łą czy tra dy cję z naj now szy mi roz wią za nia mi tech nicz ny mi. Styl, ele gan cja<br />

i do sko na ła ob słu ga zy ska ły uzna nie Pol skie go Zrze sze nia Ho te li – w 2000 ro ku<br />

Pod Or łem był pierw szym czte ro gwiazd ko wym ho te lem w Byd gosz czy.<br />

Eleganckie i stylowe<br />

wnętrza oraz różnorodna,<br />

wspaniała kuchnia zapewnią<br />

niezapomniane wrażenia<br />

o każdej porze roku.<br />

Roc kho use to po ło żo ny na za chód<br />

od mia sta Ne gril luk su so wy ho tel<br />

ulo kowa ny po mię dzy roz cią ga ją cy mi się<br />

na po wierz chni ośmiu akrów tro pi kal ny mi<br />

ogro da mi Ja maj ki. Sty li zo wa ne, wznie sio ne<br />

z ka mie ni i kry te sło mą wil le wy po sa żo ne<br />

w naj lep szej ja ko ści, ręcz nie ro bio ne me ble są ra jem<br />

dla spra gnio nych luk su su i eg zo ty ki. Scho dząc ka mien ny mi scho da mi<br />

pro wa dzą cy mi z każ dej wil li bez po śred nio ku ta fli ka ra ib skie go mo rza,<br />

moż na w cią gu kil ku chwil cie szyć się bo gac twem pod wod ne go<br />

świa ta raf ko ra lo wych ja maj skich wy brze ży.<br />

Roc kho use, uzna ny za je den z naj lep szych kom plek sów wy po czyn -<br />

ko wych Wysp Ka ra ib skich i czte ro krot nie no mi no wa ny do World Tra vel<br />

Awards, przy cią ga tu ry stów nie tyl ko luk su so wy mi apar ta men ta mi, ale<br />

rów nież no wo otwar tym sa lo nem spa. Pra cow ni cy na ży cze nie go ści<br />

wyko nu ją za bie gi rów nież w wil lach, dzię ki cze mu pod czas ma sa żu<br />

moż na po dzi wiać nie zwy kły wi dok roz ta cza ją cy się z ta ra su. Ośro dek<br />

ofe ru je rów nież co dzien ne lek cje jo gi i czyn ną przez ca łą do bę re stau -<br />

rację, któ ra za wsze ser wu je do sko na le przy rzą dzo ne eg zo tycz ne kok taj le<br />

lub smacz ne prze ką ski. www.de si gn ho tels.com<br />

RELAKS W SERCU KARKONOSZY<br />

Malowniczo położony<br />

w centrum Szklarskiej Poręby<br />

Hotel „Szrenicowy Dwór”<br />

oferuje komfort,<br />

nadzwyczajną atmosferę<br />

i przyjazną obsługę.<br />

Zapraszamy do korzystania<br />

z oferty dostępnej<br />

na naszej stronie internetowej.<br />

www. szrenicowydwor.pl<br />

tel. +48 75 717 34 61<br />

tel. +48 75 717 34 63


świat finansów<br />

PŁEĆPIENIĄDZA CZY ODWIECZNĄ RYWALIZACJĘ MIĘDZY KOBIETAMI<br />

I MĘŻCZYZNAMI MOŻNA PRZELICZYĆ NA PIENIĄDZE?<br />

OCZYWIŚCIE, WŁAŚNIE W KWESTII BUDŻETU OKAZUJE<br />

SIĘ, ŻE CHOĆ MĘŻCZYŹNI I KOBIETY NIE POCHODZĄ<br />

Z INNYCH PLANET, TO JEDNAK NA PEWNO DZIAŁAJĄ NA<br />

RÓŻNYCH POD WZGLĘDEM FINANSOWYM ORBITACH.<br />

Co za przą ta na sze my śli, kie dy za sta na wia my się nad wy dat ka mi<br />

i za cią gnię ty mi kre dy ta mi? Wy ni ki prze pro wa dzo nych ba dań prze ko nu -<br />

ją, że ko bie ty i męż czyź ni zu peł nie ina czej pod cho dzą do te ma tu<br />

do mo wych fi nan sów. Ko bie ty czę ściej kon cen tru ją się na wy dat kach<br />

bie żą cych, męż czyź ni zaś na dłu go ter mi no wych lo ka tach. Po nad<br />

trzy czwar te ba da nych ko biet co dzien nie gło wi się nad uregulowaniem<br />

bie żą cych ra chun ków, pod czas gdy u męż czyzn ten pro blem scho dzi<br />

90 WITTCHEN<br />

na dal szy plan – 30% ba da nych w ogó le się nad tym nie za sta na wia,<br />

a je dy nie 13% zna wy so kość swo je go de be tu. Męż czyź ni nie przej mu -<br />

ją się te raź niej szo ścią, są le piej przy go to wa ni na przy szłość. Wy da ją<br />

się ak tyw niej si i le piej zo rien to wa ni w in we sto wa niu – dla po nad po ło wy<br />

z nich in we sty cje to pod sta wa za rzą dza nia za rob ka mi, pod czas gdy<br />

tyl ko 15% ko biet zastanawia się nad lo ka tą. Czy to zna czy, że ko bie ty<br />

nie my ślą o przy szło ści?<br />

Nie jed na z pań za pew ne nie zgo dzi ła by się z ta ką opi nią. Wy da je się<br />

więc, że pro blem tkwi ra czej w róż ni cy po mię dzy osten ta cją mę skie go<br />

i sub tel no ścią ko bie ce go ob no sze nia się z fi nan so wym świa to po glą dem.<br />

Co wię cej, wy da je się, że re spon den ci w ogó le nie wzię li pod uwa gę<br />

jed ne go, zna mien ne go fak tu: choć męż czy zna jest gło wą ro dzi ny, to jed nak<br />

ko bie ta tą gło wą krę ci. Czy za tem nie jest tak, że to ko bie ty po dej mu ją<br />

de cy zję o ko lej nej in we sty cji, a męż czyź ni je dy nie ją re ali zu ją?<br />

Róż ni ce w po strze ga niu co dzien nych wy dat ków to tyl ko szczyt góry<br />

lo do wej mę sko -dam skiej dy cho to mii. Wy ni ki ba dań trze ba przy jąć<br />

ra czej ja ko in te re su ją cą cie ka wost kę i wni kli wie za sta no wić się<br />

nad tym, jak to jest na praw dę z ko bie ta mi i męż czy zna mi. Być mo że<br />

w tej nie zwy kle pro ble ma tycz nej, bo do ty czą cej pie nię dzy, kwe stii<br />

po moc ne oka że się po zna nie ocze ki wań każ dej z płci.<br />

CO KO BIE TY CHCIA ŁY BY, BY ICH MĘŻ CZYŹ NI WIE DZIE LI<br />

O PIE NIĄ DZACH:<br />

1) Być mo że brzmi to ba nal nie, ale pie nią dze na praw dę nie są<br />

dla nich naj waż niej sze – ko bie ty ocze ku ją obec no ści męż czyzn<br />

w swoim ży ciu i zde cy do wa nie mniej szą wa gę przy wią zu ją do ko lek cji<br />

kart kre dy to wych.<br />

2) Fakt, że ko bie ty bar dzo czę sto wy ka zu ją więk sze zdol no ści or ga ni -<br />

za cyj ne w kwe stii za rzą dza nia pie niędz mi, nie czy ni męż czyzn, wbrew<br />

prze ko na niu wie lu z nich, mniej mę ski mi.<br />

3) Co dzien na tro ska zna czy dla ko biet wię cej niż dro gie pre zen ty<br />

– zmę czo ne po dniu pra cy bar dziej do ce nią za an ga żo wa nie w ku chen ne<br />

po rząd ki niż ko lej ną dia men to wą ko lię.<br />

Fot. <strong>Wittchen</strong>, www.sxc.hu


4) De ko ru jąc miesz ka nie, ko bie ty nie dba ją o kosz ta. Nie jest to jed nak zbęd na roz rzut ność.<br />

No wo cze sny de sign sa lo nu ma dla ko biet ta kie sa mo zna cze nie jak dla więk szo ści męż czyzn<br />

opły wo we kształ ty i si ła sil ni ka no wo cze sne go kabrioletu.<br />

5) Na wet je śli ko bie ta spra wu je pie czę nad co dzien nym bu dże tem, do ce nia za an ga żo wa nie<br />

męż czyzn w pla no wa nie bie żą cych wy dat ków. Po trze bu je wspar cia i ak cep ta cji po wzię tych<br />

de cy zji – z pew no ścią by cie nad zor cą orze ka ją cym o ko niecz no ści zre du ko wa nia kosz tów<br />

co dzien ne go lun chu na mie ście nie le ży w jej na tu rze.<br />

6) Sta now cze „nie” od cza su do cza su sku tecz nie przy ha mu je nie kie dy zbyt kosz tow ne<br />

po my sły ko biet. Prze sad nie emo cjo nal ne trak to wa nie wie lu kwe stii to ich naj więk sza sła bość.<br />

Do męż czyzn na le ży za tem obo wią zek jed no znacz ne go wska za nia praw dzi wych po trzeb i od gro -<br />

dze nie ich od nie prze my śla nych za chcia nek.<br />

CO MĘŻ CZYŹ NI CHCIE LI BY, BY ICH KO BIE TY WIE DZIA ŁY O PIE NIĄ DZACH:<br />

1) Męż czyź ni nie zna ją od po wie dzi na wszyst kie py ta nia, ja kie sta wia przed ni mi świat fi nan sów.<br />

Być mo że nie kie dy trud no im się do te go przy znać, ale ma on dla nich wie le ta jem nic. Nie jed no -<br />

krot nie wbrew te mu, co twier dzą, kie dy do gło su do cho dzi mę ska du ma, nie wie dzą, któ ra z lo kat<br />

bę dzie naj od po wied niej sza dla dziec ka, któ ra z in we sty cji – naj ko rzyst niej sza. Po moc ko biet<br />

w tych kwe stiach jest za tem za wsze nie zbęd na.<br />

2) Myśl o bez piecz nej eme ry tu rze za przą ta ich my śli nie mal co dzien nie. Oszczęd ność to ich<br />

do me na – prze cież jed na za osz czę dzo na zło tów ka rów na się dwóm zło tów kom za ro bio nym.<br />

Do stat nia, pew na przy szłość to ich głów ny cel – mi ło jest czuć, że i ko bie ty o niej my ślą, dba jąc<br />

o eko no mię co dzien nych wy dat ków.<br />

3) Choć roz rzut ność nie le ży w mę skiej na tu rze, pa no wie nie chcą być po strze ga ni ja ko<br />

skąp cy. Lu bią za bie rać swo je part ner ki do re stau ra cji, chcą ob sy py wać je kwia ta mi i roz czu lać<br />

pu deł ka mi cze ko la dek. Umie jęt ność do ko ny wa nia słusz nych fi nan so wych wy bo rów, wy czu cie<br />

chwi li, oka zji i moż li wo ści nie są im ob ce – zbęd ne są za tem py ta nia ko biet o to, czy „na pew no<br />

nas na to stać?”. Ow szem, oszczęd ność to ich do me na, ale męż czyź ni wie dzą, jak za osz czę dzić,<br />

a jed no cze śnie za słu żyć na mia no dżen tel me na.<br />

4) Męż czyź ni bar dzo nie lu bią, kie dy ko bie ty wpro wa dza ją ich w za kło po ta nie pu blicz ną<br />

dys ku sją o pro ble mach fi nan so wych. Nic ich tak nie zra ni, jak li tość na twa rzy słu cha czy<br />

do wia du ją cych się, że ich in we sty cja po nio sła fia sko, a sta tus ma te rial ny za wdzię cza ją do bro -<br />

dusz no ści ro dzi ców. Nie znio są my śli, że w kwe stii pie nią dza są nie udol ni. Prze cież każ da<br />

po raż ka mo bi li zu je do wzmo żo nej ak tyw no ści – męż czyź ni wie dzą, jak prze kuć ją w zwy cię -<br />

stwo. Naj le piej więc, że by ko bie ty nie pod ci na ły im skrzy deł, pod kre śla jąc chwi lo we trud no ści<br />

w do sia da niu fi nan so we go ru ma ka suk ce su.<br />

Mar cin Pa cho<br />

Tekst po wstał dzię ki uprzej mo ści użyt kow ni ków por ta li The wins dom jo ur nal.com i Be ing fru gal.net


historia marki<br />

SMAKOWANIE ALKOHOLU ROZPOCZYNA SIĘ JUŻ W MOMENCIE<br />

SPOGLĄDANIA NA BUTELKĘ, KTÓRĄ ON WYPEŁNIA. DLATEGO DOBÓR<br />

OPAKOWANIA, KTÓRE PODKREŚLI AROMAT TRUNKU, NADA MU<br />

CHARAKTER I BĘDZIE W PEŁNI DOSTOSOWANE DO TRADYCJI<br />

I HISTORII DANEJ MARKI, JEST WIELKĄ SZTUKĄ. NIE DZIWI WIĘC,<br />

ŻE CORAZ CZĘŚCIEJ POWIERZA SIĘ PROJEKTOWANIE BUTELEK<br />

UZNANYM PLASTYKOM, ARCHITEKTOM I RZEŹBIARZOM.<br />

92 WITTCHEN<br />

Szklane<br />

kreacje<br />

Dziś przygotowywanie, destylacja i przechowywanie najwykwintniejszych trunków<br />

są nierozerwalnie związane ze sztuką nowoczesnego designu i estetyką<br />

stylowego eklekty zmu, z jednej strony akcentującego przywiązanie do tradycji,<br />

z drugiej doceniającego współczesne trendy i nowoczesność.<br />

W ostatnich latach jedną z bardziej znaczących metamorfoz szklanych opakowań<br />

był projekt wykwintnej karafki dla firmy Hennessy, producenta najszlachetniejszej<br />

odmiany koniaku, który w 2006 roku stworzył limitowaną serię Hennessy Fine de<br />

Cognac. Karafka autorstwa znanego francuskiego plastyka Erica Giriata podkreśla<br />

aromatyczne bogactwo Hennessy Fine de Cognac i szlachetną przeszłości marki,<br />

niezmienną od 1765 roku. Jak przekonuje sam twórca, opakowanie trunku, który łączy<br />

różnorodność, głębię i rów nowagę ponad 100 wyjątkowych destylatów, odzwiercie -<br />

dla wszystkie aspekty szlachetnej historii marki, podkreśla wykwintność alkoholu<br />

i przywodzi na myśl obraz dawnej arystokracji popijającej ten wyrafinowany trunek<br />

w stylowych pałacowych wnętrzach.<br />

Kształt butelki do podkreślenia tradycji trunku wykorzystali również twórcy<br />

jednego z najpopularniejszych wermutów świata – Martini. Jak przekonują producenci,<br />

doskonały smak Martini podkreśla nowe, innowacyjne opako wanie. Elegancki,<br />

smukły kształt butelki wpro wa dzonej na rynek w 2007 roku akcentuje włoski styl<br />

wytwarzanego od ponad 150 lat trunku i radość chwil spędzonych w jego towarzystwie.


Fot. Archiwum firm<br />

PATRZĄC NA FUTURYSTYCZNE,<br />

SKRZĄCE SIĘ W SŁOŃCU<br />

BRYŁY, TRUDNO UWIERZYĆ,<br />

ŻE U ICH POCZĄTKÓW LEŻY<br />

NAJZWYKLEJSZA KARTKA<br />

PAPIERU, NOŻYCZKI I KLEJ.<br />

GEHRY NIE KORZYSTA<br />

Z KOMPUTERA. ARCHITEKTURA<br />

JEST DLA NIEGO PRZEDE<br />

WSZYSTKIM SZTUKĄ, PRACUJE<br />

WIĘC JAK RZEŹBIARZ<br />

– TNIE, GNIECIE, MODELUJE...<br />

FRANK OWEN GEHRY URODZIŁ SIĘ W TORONTO<br />

JAKO EPHRAIM GOLDBERG (JEST POTOMKIEM POLSKICH<br />

I ROSYJSKICH ŻYDÓW). STUDIOWAŁ ARCHITEKTURĘ<br />

W LOS ANGELES, POTEM ZAŚ URBANISTYKĘ NA HARVARDZIE.<br />

NAJWIĘKSZY WPŁYW NA JEGO STYL WYWARLI RZEŹBIARZE,<br />

SZCZEGÓLNIE CONSTANTIN BRÂNCUŞ. JEGO ŻYWIOŁEM<br />

JEST DYNAMIKA FORMY, POZORNY CHAOS, ROZWARSTWIENIE<br />

STRUKTURY, SPRZECZNOŚĆ KIERUNKÓW, WRAŻENIE<br />

PŁYNNOŚCI... ŁĄCZY ODRĘBNE KSZTAŁTY I FAKTURY, BETON<br />

ZESTAWIA Z SIATKĄ DRUCIANĄ, A KAMIEŃ Z BLACHĄ TYTANOWĄ.<br />

Największe zainteresowanie wśród designerów i producentów<br />

najwykwintniejszych alkoholi wywołał jednak projekt<br />

światowej sławy architekta Franka Gehry’ego. Autor<br />

słynnego Muzeum Guggenheima w Bilbao stworzył dla<br />

marki Wyborowa Exquisite butelkę, która stanowi metaforę<br />

polskiej kultury i narodowego dziedzictwa kraju, wyrażoną<br />

w wyra finowanej kompozycji tradycji i nowo czes nego<br />

designu. Czerpiąc z wieloletniej historii Wyborowej<br />

Exquisite produ kowanej – wzorem najlepszych marek win<br />

i koniaków – od lat z jednego gatunku zboża, Gehry starał<br />

się zaakcentować najważniejsze atuty wódki. Prostotą<br />

linii uwypuklił jej łagodność i elegancki, wytrawny smak,<br />

a przezroczystością szkła, z którego wykonano butelkę,<br />

unaocznił zachwycającą, krystaliczną czystość alkoholu.<br />

Opakowanie podkreśla status wódki Super Premium,<br />

cechującej się wyrafinowanym, oryginalnym bukietem<br />

smaku. Tę wyjątkową szklaną kreację docenili eksperci<br />

z amerykańskiego miesięcznika „Forbes”. W prowadzonym<br />

na łamach magazynu rankingu Cool Bottle Ranking<br />

butelka zdobyła najwyższą notę i została uznana za<br />

najładniejsze opakowanie wódek klasy Super Premium.<br />

Marcin Pacho<br />

WITTCHEN 93


wydarzenia<br />

Nowa odsłona showroomu Da Vinci<br />

Od ma ja show ro om Wit t chen znaj du ją cy się w cen tra li fir my w Ło mian kach lśni no wym bla skiem.<br />

Sa la Da Vin ci zy ska ła wy strój spój ny z tym, któ ry obo wią zu je w sa lo nach fir mo wych w ca łym kra ju.<br />

Skle pie nie upięk sza krysz ta ło wy ży ran dol, a drew nia ne me ble o szla chet nej bar wie oran żu i kla sycz -<br />

nych kształ tach ide al nie eks po nu ją pro duk ty mar ki. Oprócz li nii sta łych do stęp nych w asor ty men cie<br />

fir my na uwa gę za słu gu ją rów nież ko lek cje se zo no we, a w szcze gól no ści to reb ki z ko lek cji Ele gan ce,<br />

Young oraz ręcz nie wy ko na ne bu ty dam skie i mę skie.<br />

Mi mo du żej prze strze ni sa la spra wia wra że nie przy tul nej i ka me ral nej. W każ dym de ta lu i ele men cie<br />

wy koń cze nia wi dać per fek cjo nizm i ele gan cję. Prze ko na li się już o tym klien ci, któ rzy od wie dzi li fir mę<br />

Wit t chen pod czas wio sen ne go kier ma szu.<br />

PIERWSZY SALON W BYDGOSZCZY<br />

94 WITTCHEN<br />

W kwiet niu fir ma Wit t chen za de biu to wa ła na ryn -<br />

ku byd go skim, otwie ra jąc swój pierw szy sa lon<br />

w no wo pow sta łym Fo cus Par ku. Fa sa dę ga le rii<br />

two rzą za byt ko we bu dyn ki. Na po zio mie ze ro -<br />

wym, w alei zna nych, eks klu zyw nych ma rek<br />

„Fo cus na mo dę” znaj du je się sa lon fir mo wy<br />

Wit t chen. Zo stał on za pro jek to wa ny ze szcze gól ną<br />

dba ło ścią o de ta le i w zgo dzie z wy stro jem<br />

po zo sta łych sa lo nów w kra ju. Aby uła twić klien to wi<br />

wy bór pro duk tu, wszystkie li nie są szcze gó ło wo<br />

opi sa ne, a fa cho wy per so nel w każ dej chwi li<br />

słu ży po mo cą i ra dą. Każ dy, kto od wie dzi naj now -<br />

szy sa lon, bę dzie mógł w peł ni po czuć har mo nię<br />

barw i eks po no wa nych wzo rów po przez po łą -<br />

cze nie tra dy cyj nej ar chi tek tu ry z no wo cze sny mi<br />

ele men ta mi od po wied nio wkom po no wa ny mi<br />

w wy strój wnę trza.<br />

Fot. <strong>Wittchen</strong>, firma E.C.E. Konrad Łukaszewicz


NAJLEPSI<br />

W HONGKONGU<br />

Na po cząt ku kwiet nia za rząd oraz pra cow ni cy fir my<br />

Wit t chen, któ rzy pod czas stycz nio wej Ga li Wit t chen<br />

zo sta li uho no ro wa ni nagrodami za wy bit ne osią gnię -<br />

cia w 2007 ro ku bądź za ca ło kształt pra cy, odwiedzili<br />

Hong kon g. Po byt w tym prze pięk nym mie ście na zy -<br />

wa nym miej scem spo tka nia Wscho du z Za cho dem<br />

uświet ni ło wie le atrak cji. Dru gie go dnia po przy lo cie<br />

wszy scy zwie dzi li Lan tau – naj więk szą wy spę Hong -<br />

kon gu, zlo ka li zo wa ną u uj ścia rze ki Pe arl. Ogromne<br />

wra że nie wy warł na uczest ni kach wy ciecz ki bud dyj ski<br />

klasz tor Po Lin, gdzie znaj du je się wa żą cy 220 ton po -<br />

sąg Bud dy. Na stęp ne go dnia ca ła gru pa wy ru szy ła<br />

do Chin, by zwie dzić fa bry kę współ pra cu ją cą z fir mą<br />

Wit t chen. Wi zy tę uwień czył uro czy sty obiad i zwie dza -<br />

nie par ku kra jo bra zo we go. Stam tąd wszy scy po wró ci -<br />

li do Hong kon gu, by po znać co dzien ne ży cie mia sta,<br />

lo kal ne tar go wi ska i eg zo tycz ne po tra wy. Wizyta<br />

w Hong kon gu pozo stawiła wszystkim nie -<br />

zatarte wrażenia i wspomnienie kultury jakże<br />

odmiennej od tradycji europejskich.<br />

Małgorzata Wesołowska,<br />

Pracownik Roku 2007<br />

NOTATNIK BRAJLOWSKI Firma <strong>Wittchen</strong> od wielu lat wspiera Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci<br />

Niewidomych w Laskach. Rokrocznie funduje stypendium dla najzdolniejszych dzieci, a także zatrudnia wychowanków tej placówki. W tym roku firma <strong>Wittchen</strong><br />

pomogła Ani Kuszaj, której prawdopodobnie podczas podróży skradziono notatnik brajlowski. „Służył mi do czytania,<br />

pisania, był ogromną pomocą w studiowaniu. Znajdowały się w nim wszystkie moje notatki oraz nuty ze studiów.<br />

Bez notatnika moje studiowanie stało się bardzo trudne. Był on niezbędny do codziennej pracy” – napisała w liście<br />

Ania Kuszaj, studentka III roku Wydziału Edukacji Muzycznej AMFC w Warszawie. Aby Ania mogła nadal studiować,<br />

firma <strong>Wittchen</strong> przekazała 10 tys. zł na zakup nowego notatnika.<br />

Tomasz Kiełbasiewicz, nagroda specjalna<br />

za całokształt pracy w firmie;<br />

Krzysztof Basek, Manager Roku 2007<br />

WITTCHEN 95


LETNIA PROMOCJA W SALONACH FIRMOWYCH WITTCHEN<br />

Przy zakupie trzech sztuk bagażu udzielamy rabatu 10%. Oferta ważna do wyczerpania zapasów lub do odwołania.<br />

96 WITTCHEN<br />

SERDECZNIE ZAPRASZAMY DO NASZYCH SALONÓW!


SALONY FIRMOWE<br />

WITTCHEN<br />

WARSZAWA<br />

� Arkadia<br />

al. Jana Pawła II 82<br />

tel. (22) 349 23 65<br />

� Blue City<br />

al. Jerozolimskie 179<br />

tel. (22) 349 23 66<br />

� Galeria Mokotów<br />

ul. Wołoska 12<br />

tel. (22) 349 23 68<br />

� Klif<br />

ul. Okopowa 58/72<br />

tel. (22) 349 23 69<br />

� Promenada<br />

ul. Ostrobramska 75c<br />

tel. (22) 349 23 71<br />

� Sadyba Best Mall<br />

ul. Powsińska 31<br />

tel. (22) 349 25 70<br />

� ul. Marszałkowska 72<br />

tel. (22) 349 23 70<br />

� Złote Tarasy<br />

ul. Złota 59<br />

tel. (22) 349 23 06<br />

� Łomianki<br />

ul. Ogrodowa 27/29<br />

tel. (22) 766 33 93<br />

BIAŁYSTOK<br />

Galeria Biała<br />

ul. Miłosza 2<br />

tel. (85) 710 49 92<br />

BYDGOSZCZ<br />

Focus Park<br />

ul. Jagiellońska 39-47<br />

tel. (52) 569 30 12<br />

GDAŃSK<br />

� Galeria Bałtycka<br />

al. Grunwaldzka 141<br />

tel. (58) 739 70 31<br />

� Madison<br />

ul. Rajska 10<br />

tel. (58) 739 70 12<br />

� Manhattan<br />

al. Grunwaldzka 82<br />

tel. (58) 739 70 13<br />

GLIWICE<br />

Forum<br />

ul. Lipowa 1<br />

tel. (32) 729 84 04<br />

GORZÓW WIELKOPOLSKI<br />

Galeria Askana<br />

al. Konstytucji 3 Maja 102<br />

tel. (95) 782 10 14<br />

KATOWICE<br />

Silesia City Center<br />

ul. Chorzowska 111<br />

tel. (32) 729 80 33<br />

SKLEPY WITTCHEN ZA GRANICĄ<br />

KRAKÓW<br />

� Galeria Kazimierz<br />

ul. Podgórska 34<br />

tel. (12) 391 70 53<br />

� Galeria Krakowska<br />

ul. Pawia 5<br />

tel. (12) 391 70 35<br />

LEGNICA<br />

Galeria Piastów<br />

ul. Najśw. Maryi Panny 9<br />

tel. (76) 743 70 05<br />

LUBLIN<br />

Plaza<br />

ul. Lipowa 13<br />

tel. (81) 471 30 32<br />

ŁÓDŹ<br />

Manufaktura<br />

ul. Karskiego 5<br />

tel. (42) 278 20 13<br />

POZNAŃ<br />

� King Cross Marcelin<br />

ul. Bukowska 156<br />

tel. (61) 642 70 16<br />

� Plaza<br />

ul. Kaspra Drużbickiego 2<br />

tel. (61) 642 70 17<br />

� Port Lotniczy<br />

Poznań-Ławica<br />

ul. Bukowska 285<br />

tel. (61) 849 21 70<br />

� Stary Browar<br />

ul. Półwiejska 42<br />

tel. (61) 642 70 23<br />

� ul. Św. Marcin 35<br />

tel. (61) 642 70 18<br />

RYBNIK<br />

Plaza<br />

ul. Raciborska 16<br />

tel. (32) 755 73 49<br />

RZESZÓW<br />

Galeria Graffica<br />

ul. Lisa Kuli 19<br />

tel. (17) 787 70 13<br />

SOSNOWIEC<br />

Plaza<br />

ul. Sienkiewicza 2<br />

tel. (32) 785 67 79<br />

ROSJA<br />

� MOSKWA (МОСКВА)<br />

СТЦ «Мега Теплый Стан»<br />

ул. Калужское шоссе 21<br />

ТРЦ «Л-153» ул. Люблинская, Влад. 153<br />

ТГ «Ашан – Алтуфьево»<br />

ТГ «Ашан – Белая Дача»<br />

ТРК «Рамстор Капитолий» м. Университет<br />

ТРК «Домодедовский» м. Домодедовская<br />

WROCŁAW<br />

� Arkady<br />

Wrocławskie<br />

ul. Powstańców Śląskich 2–4<br />

tel. (71) 361 02 19<br />

� Magnolia Park<br />

ul. Legnicka 58<br />

tel. (71) 723 20 38<br />

� Pasaż Grunwaldzki<br />

pl. Grunwaldzki 22<br />

tel. (71) 327 11 30<br />

ZABRZE<br />

Platan<br />

pl. Teatralny 12<br />

tel. (32) 729 80 32<br />

ZIELONA GÓRA<br />

Galeria Grafitt<br />

ul. Boh. Westerplatte 24<br />

tel. (68) 410 30 01<br />

OUTLETY WITTCHEN<br />

WARSZAWA<br />

� Factory Ursus<br />

pl. Czerwca 1976 r. 6<br />

tel. (22) 349 23 67<br />

� Piaseczno<br />

Fashion House<br />

ul. Puławska 42<br />

tel. (22) 349 23 72<br />

� Sala Dolna<br />

ul. Marszałkowska 72<br />

tel. (22) 349 23 70<br />

GDAŃSK<br />

Fashion House<br />

ul. Przywidzka 8<br />

tel. (58) 739 70 15<br />

POZNAŃ<br />

Sala Dolna<br />

ul. Św. Marcin 35<br />

tel. (61) 642 70 18<br />

LUBOŃ<br />

Factory Poznań<br />

ul. Dębiecka 1<br />

tel. (61) 642 71 03<br />

SOSNOWIEC<br />

Fashion House<br />

ul. Orląt Lwowskich 138<br />

tel. (32) 729 80 31<br />

WROCŁAW<br />

Factory Wrocław<br />

ul. Graniczna 2<br />

tel. (71) 723 20 76<br />

STOISKA<br />

PATRONACKIE<br />

WITTCHEN<br />

BIELSKO-BIAŁA<br />

� Anet<br />

ul. 11 Listopada 11<br />

� Lord, Sarni Stok<br />

ul. Sarni Stok 2<br />

BYDGOSZCZ<br />

� Gazela<br />

ul. Fordońska 141<br />

Ореховый Бульвар 14-3<br />

Торговый центр. « Город»<br />

ул. Рязанский проспект 2<br />

ТРК «Облака»<br />

ул. Ленинградский проспект 62 А<br />

TЦ «Аэропорт»<br />

ул. Верхняя Красносельская 3 А<br />

ТГ «Ашан-Сокольники»<br />

� Marwal<br />

ul. Długa 53<br />

CIESZYN<br />

Domino<br />

ul. Głęboka 28<br />

CZĘSTOCHOWA<br />

Anet<br />

al. N.M.P. 27<br />

JELENIA GÓRA<br />

Wójcik<br />

ul. 1 Maja 27<br />

KALISZ<br />

Galanteria Skórzana<br />

M. Alama<br />

ul. Śródmiejska 2<br />

KIELCE<br />

� Tęcza<br />

ul. Sienkiewicza 44, II piętro<br />

� W&M, Galeria Echo<br />

ul. Świętokrzyska 20<br />

KONIN<br />

� Salon Skórzany, Pawłos<br />

Galeria Nad Jeziorem<br />

ul. Paderewskiego 8<br />

� Salon Skórzany, Pawłos<br />

ul. Dworcowa 15<br />

KRAKÓW<br />

� Anet<br />

ul. Floriańska 36<br />

� Kegel<br />

M1<br />

al. Pokoju 67<br />

� Safian<br />

ul. Długa 63<br />

ŁÓDŹ<br />

� Drag<br />

Galeria Łódzka<br />

al. Piłsudskiego 15/23<br />

� Irys<br />

Galeria Łódzka<br />

al. Piłsudskiego 15/23<br />

� Irys<br />

ul. Piotrkowska 107<br />

OLSZTYN<br />

� Borsalino<br />

Real<br />

ul. Sikorskiego 2b<br />

� Borsalino<br />

Alfa<br />

al. Piłsudskiego 16<br />

OPOLE<br />

Bajus<br />

ul. Ozimska 15/1a<br />

� BIAŁORUŚ (БЕЛАРУСЬ)<br />

ТРЦ «Экспобел» пересечение<br />

Логойского Тракта и МКАД<br />

UKRAINA<br />

� KIJÓW (КИЕВ)<br />

ТЦ «Олимпийский»<br />

ул. Красноармейская 72<br />

ТЦ «Пирамида» ул. Мишуги 4<br />

ТЦ «Материк»<br />

ул. Днепровская набережная 33<br />

POZNAŃ<br />

� Komorniki, Debeg<br />

Auchan<br />

ul. Głogowska 432<br />

� Swadzim, Debeg<br />

Auchan<br />

ul. św. Antoniego 2<br />

� Swarzędz, Debeg, ETC<br />

ul. Poznańska 6<br />

RYBNIK<br />

Focus Park<br />

ul. Chrobrego 1<br />

SZCZECIN<br />

� Voyager, Galaxy<br />

ul. Wyzwolenia 18<br />

� Voyager, Turzyn<br />

ul. Bohaterów Warszawy 42<br />

TORUŃ<br />

Sumatra, Copernicus<br />

ul. Żółkiewskiego 15<br />

USTROŃ<br />

Domino<br />

ul. Daszyńskiego 12a<br />

WARSZAWA<br />

� Saker, Janki<br />

ul. Mszczonowska 3<br />

� Galeria Centrum<br />

ul. Marszałkowska 104/122<br />

� Baltona<br />

Lotnisko Okęcie<br />

WISŁA<br />

Domino<br />

ul. 1 Maja 60<br />

WŁOCŁAWEK<br />

Vikor<br />

ul. Witosa 4<br />

WROCŁAW<br />

� Anet<br />

ul. Świdnicka 4/6<br />

� Dragon<br />

Galeria Dominikańska<br />

pl. Dominikański 3<br />

� Saker<br />

Korona<br />

ul. Krzywoustego 126<br />

ZABRZE<br />

Anet, M1<br />

ul. Plutonowego<br />

R. Szkubacza 1<br />

ŻYWIEC<br />

Taxor<br />

ul. Kościuszki 20<br />

� KRZYWY RÓG<br />

(КРИВОЙ РОГ)<br />

ТЦ «Plaza» ул. Металлургов 42а,<br />

� LWÓW (ЛЬВОВ)<br />

«Стара Брама» ул. Театральная 12<br />

� ŁUGAŃSK (ЛУГАНСЬК)<br />

«ГУМ» ул. Советская 77<br />

WITTCHEN 97


felieton<br />

Dolina Rodanu jest jednym z największych i najstarszych regionów winiarskich<br />

Francji, historycznie sięgającym tradycji celtyckich, dokumentowanych<br />

od początku VI wieku p.n.e. Côtes du Rhône jest obszarem wyraźnie<br />

podzielonym geograficzno-klimatycznie na dwie części: północną (od miaste -<br />

czka Vienne do Valence) i południową (pomiędzy Montelimar a Avignon).<br />

Co ciekawe, obie części różnią się znacznie, jeśli chodzi o główne uprawy<br />

czerwonych winogron: w części północnej królem jest Sarah, w części<br />

południowej dopuszczono do upraw kilkanaście szczepów, z których<br />

podstawowymi są: Grenache, Syrah, Mourvèdre, Carignan i Cinsaut.<br />

Skomplikowany francuski system apelacyjny (Appellation d'Origine<br />

Contrôlée, AOC) umożliwia lokowanie na tych samych obszarach kolejnych,<br />

jakby piętrowych apelacji (obszarów o kontrolowanej jakości wytwarzania) pod<br />

warunkiem zachowania odmienności. W Côtes du Rhône są trzy poziomy:<br />

AOC z wyróżnionym okręgiem (np. AOC Châteauneuf-du-Pape czy AOC<br />

Hermitage), AOC Côtes du Rhône-Villages (z dodatkiem nazwy gminy) oraz<br />

podstawowe AOC (dla każdego wina wytworzonego w obrębie regionu).<br />

Północna część Côtes du Rhône jest odmienna klimatycznie od południa.<br />

Silny jest tu wpływ Masywu Centralnego. Chłodny mistral łagodzi skutki<br />

kontynentalnego lata, a zimą zapewnia osłonę przed mroźnymi wpływami<br />

północy. Mniejsze opady równoważone są meandrującym Rodanem i dużo<br />

większym nachyleniem stoków utrzymującym poranne mgły dłużej i obficiej.<br />

Przyjmuje się powszechnie, iż ten subregion jest pierwotnym siedliskiem<br />

Syrah (dla anglojęzycznych – Shiraz). I chociaż Syrah jest jedyną dopuszczoną<br />

w tej części regionu odmianą winorośli, to jednak większość wytwarzanych tu<br />

czerwonych win jest blendami – z wyjątkiem AOC Coronas wszystkie inne<br />

apelacje podregionu mogą, i bardzo często stosują, domieszki białych wino -<br />

gron (Viognier, Marsanne i Roussanne). Nie są to udziały błahe, sięgają bowiem<br />

10–20%. Dodają one winom (główne apelacje: Crozes-Hermitage, Hermitage,<br />

Saint-Joseph) finezji i pięknej, harmonijnej struktury, a także niepowtarzalnych,<br />

trudnych do pomylenia zapachów zielonych oliwek i wędzonego boczku.<br />

98 WITTCHEN<br />

Marek Kondrat<br />

AKTOR, REŻYSER, MIŁOŚNIK WIN, BIZNESMEN. DWADZIEŚCIA PIĘĆ LAT TEMU ZREZYGNOWAŁ Z ETATU I ZOSTAŁ WOLNYM STRZELCEM.<br />

NADZWYCZAJ CENI SOBIE NIEZALEŻNOŚĆ I WOLNOŚĆ OD PRZYMUSU ROBIENIA CZEGOKOLWIEK. OD PONAD DZIESIĘCIU LAT<br />

ROZWIJA PASJĘ WINIARSKĄ I PODKREŚLA, ŻE STANOWI ONA WAŻNĄ CZĘŚĆ JEGO ŻYCIA. MÓWI O SOBIE: „MAM CHARAKTER<br />

WINOPODOBNY. JESTEM CZŁOWIEKIEM PRZEWIDYWALNYM, CIĄGŁYM I NIE MARTWI MNIE SPECJALNIE UPŁYW CZASU. JESTEM CICHYM<br />

CZŁOWIEKIEM, A WINO KOJARZY MI SIĘ PRZEDE WSZYSTKIM Z CISZĄ. WINO MA W SOBIE PORZĄDEK I JA MAM W SOBIE HARMONIĘ”.<br />

WINO, PAPIEŻ I KOSMICI<br />

Południe Côtes du Rhône jest wyraźnie zdominowane przez wpływy śródziemnomorskie.<br />

Łagodne, bezśnieżne zimy i upalne lata są przyczyną lekkich problemów<br />

z wodą – w regionie jest dozwolona w ograniczonym zakresie sztuczna<br />

melioracja. Wielość szczepów winorośli (8 czerwonych i 5 białych) jest z jednej<br />

strony świetnym tworzywem dla sztuki winiarskiej, z drugiej zaś – pewnym<br />

problemem dla jakości. Zdarza się bowiem, iż niskoplenne Shiraz i Mourvèdre<br />

są wypierane (nie całkiem legalnie) przez wysokowydajne Carignan i Cinsaut.<br />

Najsławniejszą apelacją południa doliny Rodanu jest AOC Châteauneuf-du-<br />

-Pape. W dosłownym tłumaczeniu oznacza ona „nowy zamek papieski”,<br />

a dotyczy średniowiecznego epizodu w historii Kościoła: w 1308 roku papież<br />

Klemens V, wcześniejszy arcybiskup Bordeaux, został wyniesiony na tron<br />

papieski przez króla Francji i jako całkowicie mu podporządkowany został osa -<br />

dzony w Avignonie. 70-letnia tzw. niewola awiniońska papiestwa przyniosła<br />

miastu nie tylko trwałe miejsce w historii, ale także znaczący postęp i prestiż<br />

w produkcji wina. Dostarczając wina na papieski stół w XVI wieku, apelacja<br />

otworzyła swoje możliwości w następnych wiekach. Cieszyły się one wielką<br />

popularnością niezmiennie do początku XX wieku, kiedy zaniedbania I wojny<br />

światowej i masowe podrabianie win przyniosły znaczne pogorszenie reputacji<br />

regionu. W 1923 roku za sprawą barona Pierre’a le Roya określono reguły<br />

produkcyjne, stanowiąc nie tylko przyszłą gwarancję jakości, ale też kładąc<br />

podwaliny pod współczesny system apelacyjny we Francji. Rygoryzm<br />

przestrzegania przepisów produkcyjnych w gminie Châteauneuf-du-Pape stał<br />

się w świecie przysłowiowy – obejmuje on nie tylko tak drobiazgowe elementy,<br />

jak konieczność nasadzeń lawendy i tymianku pomiędzy winnicami, ale również<br />

ustanowiony w 1954 roku przez radę municypalną zakaz przelotów, startów<br />

i lądowań nad terytorium gminy niezidentyfikowanych obiektów latających.<br />

Trudno się zatem dziwić, że wina papieskie osiągają tak wysoką jakość.<br />

Strażnicy poprawności cały czas pozostają czujni – na uroczystej sesji<br />

w 2007 roku władze Châteauneuf podtrzymały opinię o UFO, zabraniając<br />

jakiejkolwiek kosmicznej interwencji na swoim terytorium.<br />

Fot. Andrzej Świetlik

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!