System Lecontoure Loudspeakers - Stabile 210 ... - High Fidelity
System Lecontoure Loudspeakers - Stabile 210 ... - High Fidelity
System Lecontoure Loudspeakers - Stabile 210 ... - High Fidelity
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
<strong>System</strong><br />
<strong>Lecontoure</strong> <strong>Loudspeakers</strong> - <strong>Stabile</strong> <strong>210</strong><br />
Lavardin Technologies Company<br />
Model C62 + Model AP150 + CMA317 + CML83 + CMR250<br />
Cena: <strong>Stabile</strong> <strong>210</strong> – 48 000 zł (para); C62 – 20 600 zł, AP150 – 25 600 zł; CMA317 – 16 200 zł;<br />
CML83 – 5280 zł; CMR250 – 1600 zł | RAZEM: 117 280 zł<br />
Dystrybucja: Moje Audio<br />
Kontakt:<br />
Powstańców Śląskich 118, 53-333 Wrocław<br />
tel./fax: (71) 336 52 67<br />
e-mail: biuro@mojeaudio.pl<br />
Strona producenta: Lavardin<br />
Tekst: Wojciech Pacuła | Zdjęcia: Piksel Studio<br />
Francuzi to mają dobrze. Wszystko jest u nich najlepsze. Spytajcie Francuza (oczywiście po<br />
francusku – w innych językach mówi niechętnie, wychodząc z – jedynie słusznego – założenia, że<br />
nie warto) o cokolwiek, a dowiecie się, że jeśli architektura, to francuska, muzyka – francuska,<br />
kuchnia – wiadomo. Mający pewność, że są jedynymi pełnoprawnymi spadkobiercami imperium<br />
rzymskiego, a po kądzieli także mądrości greckiej są nie do ruszenia. A najlepsi mają pewne<br />
przywileje. Mogą robić wszystko po swojemu, a innym mówić, że to właśnie ich podejście jest<br />
kanoniczne, a reszta świata się myli. Tę pewność widać także w produktach audio. Znane firmy, jak<br />
Focal-JMLab, Triangle, Cabasse, HD Micromega czy YBA są tylko trochę „inne” – niezależnie od<br />
tego, co o nich myślimy. Prawdziwe perełki znane są zaś przede wszystkim w ojczyźnie haute<br />
couture, a kiedy pojawiają się na świecie towarzyszy im coś w rodzaju nieśmiałości tego świata. Są<br />
bowiem – jak by tu powiedzieć – inne… Mam nadzieję, że nikogo nie obraziłem, nie miałem<br />
takiego zamiaru, ale wydaje mi się, że co najmniej nieźle przedstawiłem tzw. „stan rzeczy”. Jeśli<br />
powyższy wstęp państwa zdenerwował, zirytował, zniesmaczył, prosiłbym o zapamiętanie chociaż<br />
jednego – Francuzi idą swoją drogą, nie zważając na mody, światową prasę audio itp. Testowany<br />
system jest tego najlepszym przykładem.<br />
Po raz pierwszy zetknąłem się z firmą Lavardin Technologies Company wcale nie tak dawno,<br />
chociaż powstała w roku 1996. Jest to jeden z tych niewielkich, nie nastawionych na dużą sprzedaż<br />
producentów, którzy coś osiągnąwszy, po prostu tego nie psują. Stąd niezwykle rzadko pojawiają<br />
się w jego katalogu nowe produkty. Ładnie pokazuje to przykład wzmacniacza Model IT, który<br />
jakiś czas temu testowałem dla „Audio” – jego pierwsza wersja znajduje się w ofercie od<br />
pierwszego dnia istnienia firmy, a urządzenie przeszło tylko kilka, kosmetycznych zmian. Jedną<br />
była, wprowadzona w roku 2003 roku zmiana koloru gałek, a drugą, z roku 2005, zmiana układu<br />
wejściowego oraz dodanie wyjścia do nagrywania. Modyfikacje te otrzymały nazwę 2K5 (na<br />
stronach internetowych można znaleźć błędną informację, że to wersja 2K6).<br />
W testowanym systemie znalazł się jednak wzmacniacz dzielony, składający się z<br />
przedwzmacniacza Model C62 oraz końcówki mocy Model AP150. <strong>System</strong> ten wybierany jest<br />
zazwyczaj przez firmę Focal-JMLab do prezentacji ich flagowych kolumn z serii Utopia. A każdy<br />
kto je widział, albo zna ich budowę wie, że nie jest to łatwe obciążenie – to przecież potężna,<br />
wielogłośnikowa konstrukcja o niezbyt przyjaznej impedancji.
Na tym tle francuska końcówka wydaje się wręcz maleńka i niezdolna do ruszenia takiej masy<br />
głośników… Jak pokazuje doświadczenie tak jednak nie jest – ludzie z Focala nie pozwoliliby sobie<br />
na blamaż.<br />
Wspomniana końcówka mocy to tak naprawdę integra IT bez sekcji przedwzmacniacza – na tylnej<br />
ściance są zaślepione otwory, pokazujące, gdzie były dodatkowe wejścia. Na pierwszy rzut oka jego<br />
moc jest niewielka – to 55 W na kanał przy 8 Ω i 150 W przy 4 Ω. Te wzmacniacze grają jednak<br />
inaczej niż większość tranzystorów – nie przesterowują się tak szybko i wydają się mieć znacznie<br />
większy zapas energii niż by to wynikało ze specyfikacji. Jego partnerem jest przedwzmacniacz<br />
C62, minimalistyczna konstrukcja z sześcioma wejściami RCA. Obydwa urządzenia bazują na<br />
pomyśle związanym z efektem tzw. „zniekształceń pamięciowych” („memory distortion”). W<br />
każdym przewodniku po przepływie prądu pozostaje coś w rodzaju szczątkowego ukierunkowania<br />
cząsteczek. Rzecz znana od dawna. Inżynierowie Lavardin Technologies twierdzą, że<br />
zniekształcenia te w znaczący sposób wpływają na dźwięk użyteczny, a co więcej – że udało im się<br />
owe zniekształcenia wyeliminować. I zanim się uśmiechniemy, znowu zrzucając wszystko na<br />
„inność” kolejnej francuskiej firmy, przypomnijmy sobie, że z dość podobną sytuacją spotykamy<br />
się w przypadku wkładek gramofonowych, dla których opracowano specjalne układy<br />
demagnetyzujące. Taki „demagnetyzer”, przeznaczony jednak dla całego toru audio ma w swojej<br />
ofercie Gryphon, idący najwyraźniej tym samym tropem, co Lavardin.<br />
Zapewne państwo pamiętają – przed dwoma latami w okolicznościowym druku, przy okazji Audio<br />
Show 2008, prezentowaliśmy inny wyjątkowy system – inny pod każdym względem japoński<br />
system pana Kiuchi, na który złożyła się elektronika Reimyo, kolumny Bravo! oraz okablowanie<br />
Harmonixa. Już wtedy wiedziałem, że system wcale nie równa się sumie poszczególnych<br />
komponentów, a od tego czasu wielokrotnie miałem okazję przekonać się o tym, że zrozumienie<br />
komunikatu idącego od konstruktorów jest zwykle zniekształcone przez odmienne warunki<br />
odsłuchu. Dlatego jeśli tylko jest taka okazja, jak tutaj, tj. że mogę posłuchać całego, firmowego<br />
zestawu – wchodzę w to!<br />
Oprócz wspomnianego dzielonego wzmacniacza do testu otrzymałem bowiem kolumny <strong>Lecontoure</strong><br />
<strong>Loudspeakers</strong> (firmy siostrzanej) oraz pełne okablowanie. A nawet wykonane z bardzo grubej<br />
sklejki podstawki pod elektronikę. Tak się złożyło, że kilka dni wcześniej dotarła do mnie platforma<br />
Pro Audio Bono pod mój odtwarzacz CD Ancient Audio Air. Czy to, że wykonana jest z takiej<br />
samej sklejki (klejonej, ale o takiej samej sumarycznej grubości), jak przysłane z Lavardinem<br />
platformy może być przypadkiem? Wątpię…<br />
ODSŁUCH<br />
Płyty użyte do odsłuchu:<br />
• Die perfekte Räumlichkeit, Stereoplay 10/10, sampler, CD.<br />
• Anja Garbarek, Briefly Shaking, EMI, 8608022, Copy Control Disc; recenzja TUTAJ.<br />
• Clifford Brown, Clifford Brown With Strings, Verve, 558 078-2, Verve Master Edition, CD.<br />
• Clifford Brown, Clifford Brown With Strings, Verve/Universal Music Japan, UCCU-9525,<br />
gold-CD.<br />
• e.s.t., Leucocyte, ACT Music+Vision, ACT 9018-1, 2 x 180 g LP; recenzja TUTAJ.<br />
• Eva Cassidy, Imagine, Hot Records, G2-10075, CD.<br />
• Jean Michel Jarre, Oxygene, Dreyfus Disques/Mobile <strong>Fidelity</strong>, UDCD 613, gold-CD.<br />
• Kate Bush, Aerial, EMI, 3439602, 2 x CCD; recenzja TUTAJ.<br />
• Kings of Leon, Only By The Night, RCA/BMJ Japan, BVCP-40058, CD.<br />
• Laurie Anderson, Homeland, Nonesuch, 524055-2, CD+DVD; recenzja TUTAJ.<br />
• Lisa Ekdahl, Give Me That Slow Knowing Smile, RCA/Sony Music, 46663-2, Opendisc.<br />
• Lisa Ekdahl, When Did You Leave Heaven, BMG Sweden AB, 43175 2, CD.<br />
• Peter Gabriel, So, Virgin, SAPGCD5, SACD/CD.<br />
• Tomasz Stańko Quartet, Lontano, ECM Records, ECM 1980, CD.
• Tomasz Stańko Quintet, Dark Eyes, ECM 2115, CD.<br />
• Tord Gustafson Trio, Changing Places, ECM/Universal Music Japan, UCCE-9185, SHM-<br />
CD.<br />
Japońskie wersje płyt dostępne na CD Japan.<br />
Patrząc wstecz, na swoją recenzję integry IT, która ukazała się w „Audio” (9/2010) muszę<br />
powiedzieć bez fałszywej skromności, że naprawdę dobrze uchwyciłem charakter brzmienia tej<br />
firmy. Jednocześnie jednak dopiero teraz, siedząc przed (niemal) kompletnym systemem widzę też,<br />
że coś mi wówczas umknęło.<br />
Krytyczne odsłuchy urządzeń, kolumn itp. polegają na próbie zrozumienia dźwięku, który jest przez<br />
nie reprodukowany. Przynajmniej dla mnie. Rozumiem rolę systemu audio podobnie do roli<br />
tłumacza w literaturze. Z jednej strony podstawową i naczelną zasadą takiego „przekładu” (myślę tu<br />
o obydwu dziedzinach) jest maksymalnie wierne oddanie znaczenia/brzmienia oryginału. To chyba<br />
jasne. Zaraz stajemy jednak przed problemem nie do pokonania – przed pośrednikiem: człowiekiem<br />
lub urządzeniami. I nie można udawać, że ich tam nie ma – „tam”, czyli pomiędzy<br />
oryginałem/nagraniem, a odbiorcą. Istnieje ogromna literatura, to właściwie odrębna dziedzina<br />
wiedzy, dotycząca sztuki przekładu oraz roli tłumacza w końcowym obrachunku. Wynika z niej<br />
jasno, że tłumacz jest w dużej mierze twórcą. Jego wkład jest częścią nowego utworu. I to od niego,<br />
jego wrażliwości, wykształcenia, poglądów, a nawet płci zależy ostateczny kształt dzieła<br />
(przekładu). Nowego dzieła dodajmy, bo to już nie jest oryginał.<br />
Jestem przekonany, że w audio mamy do czynienia z czymś bardzo podobnym. Niezależnie od<br />
tego, jak byśmy tego chcieli, nigdy nie będziemy mieli w domu wiernego odwzorowania<br />
wydarzenia ze studia, sceny, a nawet dokładnie tego, co jest na płycie. Mamy jedynie pewne<br />
przybliżenie i swego rodzaju „wersję” tego, co miało miejsce przed mikrofonami lub w<br />
komputerze. A to, jaka to wersja zależy przede wszystkim od jej „interpretacji” przeprowadzonej<br />
przez system audio. I dlatego właśnie konstruktor jest częścią tego, co słyszymy – to on proponuje<br />
swoją własną, dla niego definitywną, a dla nas opcjonalną wersję nagrania.<br />
Dlatego właśnie tak ważne jest zapoznanie się z maksymalną ilością materiałów firmowych,<br />
wywiadów, testów oraz urządzeń danego producenta. Idealnie byłoby pojechać do fabryki,<br />
porozmawiać z inżynierami, właścicielem itp. i posłuchać CAŁEGO systemu tak, jak to sobie ci<br />
ludzie wyobrażali. Niestety zrealizowanie większości z tych postulatów jest nierealne – z powodów<br />
finansowych, ograniczeń czasowych itp. Najbardziej prawdopodobny, a przez to wymagany, wydaje<br />
się więc odsłuch systemu.<br />
Lavardin pokazuje to, o co chodziło jego ludziom w każdym produkcie oddzielnie i to bez cienia<br />
wątpliwości. Dopiero jednak razem dają spektakl i popis możliwości. Wcześniej można było<br />
przypuszczać, dociekać, a teraz to słychać. Brzmienie kolumn <strong>Lecontoure</strong> z Lavardinem wcale nie<br />
jest „le konturowe”. Dokładnie odwrotnie – dźwięk jest nieprawdopodobnie wręcz gładki, miękki,<br />
raczej ciemny i pozbawiony wszystkiego tego, co zwykle kojarzy się z elektroniką, a więc<br />
rozjaśnień, ostrości, „piasku” itp. To na tyle inny dźwięk, tak inna wizja tego, co jest w nagraniu, że<br />
trzeba mówić o dźwięku „autorskim” w tym sensie, w jakim były przekłady ksiąg Biblii autorstwa<br />
Czesława Miłosza. To inny „głos”, inne patrzenie na świat. I właśnie dlatego łatwo będzie<br />
zdecydować, czy ta wizja współgra z naszymi oczekiwaniami.<br />
Niezależnie jednak od werdyktu nie można nie docenić zalet o których mowa. Bo po takim seansie<br />
już każdy system będzie się wydawał agresywny i nachalny. Wreszcie, po detoxie, wrócimy do<br />
poprzedniego stanu, ale nie w takiej mierze, jak z bardziej mainstreamowymi produktami – gdzieś<br />
w tyle głowy będzie ten wzór, może i nie całkiem pozbawiony własnego charakteru, ale za to<br />
niezwykle pociągający.<br />
Zacznę od początku. Dźwięk dobywa się z okna pomiędzy kolumnami. Stanowią one<br />
nieprzekraczalną granicę, poza którą są terytoria niczyje. Tak jest przy ustawieniu z głośnikami<br />
wysokotonowymi do wewnątrz. Przy zamianie miejscami lewej i prawej kolumny dźwięk się<br />
poszerza, ale traci na zwartości pośrodku sceny. Trzeba więc wybrać coś dla siebie – ja wolałem z
głośnikami do wewnątrz. Tak rysowana scena jest bardzo gęsta i treściwa. To prawdziwe okno na<br />
świat, a nie jakieś elektroniczne gadżety – okno na świat zupełnie inne od tego, w którym przyszło<br />
nam żyć…<br />
Okno pomiędzy kolumnami pokazuje niewiarygodnie spójny obraz. Po raz pierwszy słyszałem u<br />
siebie tak dobrze odtworzone stereofoniczne wersje nagrań Carmen McRea z płyty pod tym samym<br />
tytułem, nagranej dla Bethlehem. Dołączono je do podstawowego, monofonicznego materiału.<br />
Słuchając McRea na wielu, wielu systemach zdawałem się rozumieć, dlaczego tak rozumiane stereo<br />
było uznawane przez realizatorów nagrań za coś gorszego niż mono. Bo gorsze jest i kropka.<br />
Francuski system pokazał to nagranie w inny sposób. Rozrzucenie instrumentów skrajnie w<br />
obydwu kanałach i przyporządkowanie do jednego z nich głosu wokalistki wciąż jest nienaturalne,<br />
jednak dzięki koherencji przestrzeni między kolumnami, niemal namacalnemu „powietrzu”<br />
słuchałem tego z przyjemnością, jak gdyby wyizolowywanie obydwu kanałów było wcześniej<br />
błędem. To ciągle były dwa kanały, a nie stereo, ale słychać też było łączność między nimi, jakby<br />
po raz pierwszy wspólna dla wszystkich elementów przestrzeń studia połączyła się ze sobą, jakby<br />
„ponad” techniką.<br />
W inny niż zwykle sposób pokazywani są też wokaliści. Instrumenty zresztą też, ale to właśnie<br />
głosy są tutaj najważniejsze. No tak – teraz muszę zająć stanowisko w sprawie równowagi<br />
tonalnej… Ale może to i dobrze – będzie pełny obraz.<br />
Jak mówiłem, dźwięk jest nieco ciemny, a to dlatego, że wysokie tony są raczej wycofane. Nie ma<br />
co do tego wątpliwości. Co ciekawe, wypróbowałem przełącznik na tylnej ściance, pozwalający<br />
dodać góry, ale nawet w niższym położeniu (+2 dB) dźwięk tracił spójność i robił się po prostu za<br />
jasny. Wyraźnie słychać, że nie o to chodziło konstruktorom i że ma to służyć chyba wpasowaniu<br />
kolumn w inny system, albo w mocno wytłumione pomieszczenie. U mnie góra była wycofana, ale<br />
nie jej kawałek, nie jakieś pasmo, a łagodnie całość. Tego nie da się zrobić przypadkiem. Dźwięk<br />
był dzięki temu niebywale plastyczny – to pochodna takiego zabiegu – ale wcale nie zgaszony.<br />
M.in. właśnie na tym opieram moje przypuszczenia dotyczące konkretnych wyborów. Każda płyta<br />
pokazywana była tak, jak została nagrana, tj. bez wyraźnych modyfikacji. Jeśli wyższa góra była<br />
nieco jasna, jak na płycie Anji Garbarek Briefly Shaking czy Petera Gabriela So, to będziemy o tym<br />
wiedzieli. Jednocześnie jednak ostatnia z wymienionych płyt zagrała naprawdę świetnie – byłem<br />
zaskoczony, jak przy nieco wybaczającej barwie udało się pokazać jej zalety, często grzebane razem<br />
z wadami. Z kolei płyta Garbarek, wydana w formie Copy Control Disc, a więc z wymuszoną<br />
niestabilnością odczytu (informacje o tej technologii antypirackiej TUTAJ) przy spiętrzeniach<br />
dźwięku brzmiała tak, jak zwykle – czyli jasno i agresywnie.<br />
Zajmijmy się jednak wokalami. Jedną z ważnych cech tego grania jest brak wyraźnie rysowanych<br />
brył. Scena dźwiękowa to nie zestaw oddzielnych, wypukłych, posiadających swoje własne faktury<br />
zdarzeń, a raczej przedstawienie ciągłe. Patrząc przed siebie, odbierając przekaz, nie ma się<br />
wrażenia przeciskania wśród zawieszonych gęsto ubrań. Tutaj od razu trafiamy na gęstą „błonę”<br />
wydarzeń, na gęstą materię. I właśnie dlatego sposób prezentacji wokalistów jest w tym przypadku<br />
szczególny. Mają oni niezwykłą łatwość śpiewu. Nie, to nie głupota, ale coś spisanego z natury –<br />
puszczając kolejne płyty z ciekawością oczekujemy na to, jak ten ktoś zaśpiewa, na co położy<br />
nacisk, jak się na scenie zachowa. Pomaga temu ponadprzeciętny sposób pokazywania informacji<br />
niskosygnałowych, pokazujących świetną rozdzielczość środka pasma. Dotychczas myślałem, że<br />
rozdzielczość + barwa dają faktury wypukłe, dają „namacalny” przestrzennie obiekt. Francuski<br />
system pokazał mi, chyba po raz pierwszy w moim życiu, że można to zrobić inaczej.<br />
Jeśliby się dłużej zastanowić, to takie właśnie granie przypomina w dużej mierze to, co słyszałem z<br />
systemu Combak Corporation (Reimyo+Bravo!+Harmonix), testowanego dokładnie dwa lata<br />
wcześniej (TUTAJ). Mimo kompletnie innej technologii, zupełnie innych założeń dotyczących<br />
kolumn, zupełnie niepodobnych kabli te dwa zestawy przynosiły coś, co wywoływało u mnie<br />
podobne wrażenia. Nie chciałem od razu z tym wyjeżdżać, bo musiałbym się bez zastanowienia<br />
podpisać pod stanowiskiem firmy, dla której technika lampowa była wzorcem, a eliminacja
zniekształceń pamięciowych miała do niej doprowadzić. Ale tak to właśnie słychać.<br />
To bardzo miękki dźwięk, przypominający to, co słyszymy w rzeczywistości. Nie do końca, bo np.<br />
średni bas <strong>Lecontoure</strong>’ów mógłby być nieco sztywniejszy, lepiej pokazujący uderzenie stopy<br />
perkusji z płyty Kings of Leon. To jednak wymaganie stawiane dźwiękowi w domu. W<br />
rzeczywistości perkusja słuchana z odległości kilkunastu metrów, a więc w sytuacji koncertowej<br />
brzmi dość podobnie do tego, co słyszałem z tymi kolumnami.<br />
Głównym zakresem jest średnica. Ale nie dlatego, że jest wypchnięta do przodu. W takim<br />
kształtowaniu odbioru pomaga słabsza góra, ale nie ona stanowi o takiej barwie. Niski środek i dół<br />
są mocne, pełne, nie chodzi więc o wulgarne granie środkiem. Mimo to zwracamy uwagę przede<br />
wszystkim na wokale, na instrumenty z tego przedziału pasma itp. Myślę, że to dlatego, że średnica<br />
i góra pasma są naprawdę rozdzielcze i „czujne”. To, że dzieje się to bez rozjaśnień i z nisko<br />
położonym akcentem jest czymś unikalnym. Dół, jak mówiłem, jest mocny i pełny. Schodzi<br />
naprawdę nisko, co potwierdziły utwory z płyty Garbarek, a także z Homeland Laurie Anderson.<br />
Nie ma się przy tym wrażenia grania z subwooferem. Dół jest bardzo ładnie sklejony ze średnicą,<br />
prawdopodobnie dlatego, że dużą część basu obsługuje głośnik niskośredniotonowy na przedniej<br />
ściance. Jego duża średnica wywołuje też innego rodzaju implikacje, ale o tym zaraz. Teraz ważne<br />
jest, że choć bas jest z tyłu, choć jest blisko podłogi, to nie ciągnie się, nie gra osobno. Jego<br />
rozdzielczość nie jest tak dobra, jak pasma powyżej jakiś 100 Hz, ani też jak w innych, klasycznych<br />
kolumnach. Podobnie, jak z górą, jest to jednak element „towarzyszący”, mający w jak najlepszym<br />
świetle pokazać środek pasma.<br />
Mówiąc o implikacjach miałem na myśli problem z kierunkowością przetwornika<br />
niskośredniotonowego. Z teorii wiemy, że im większa średnica membrany, tym niżej pasma<br />
przenoszenia przetwornik ten zaczyna grać wąską wiązką. Innymi słowy – zadane pasmo<br />
przenoszenia jest prawdziwe tylko na jego osi głównej. Lekki ruch w bok i wyższe partie zaczynają<br />
być tłumione. Przy takiej konstrukcji, a <strong>210</strong> mm woofer i kopułka to rzadkie połączenie, trzeba<br />
uważać na doginanie kolumn. Myślę, że pod względem wyrównania pasma optymalne będzie<br />
skierowanie kolumn bezpośrednio na słuchacza. Inaczej wyższa średnica może być lekko<br />
wycofana. Chyba, że taka akurat charakterystyka zgra się w państwa systemem, pokojem lub<br />
upodobaniami – ja mówię o sytuacji modelowej.<br />
Lavardin z kolumnami <strong>Lecontoure</strong> kreuje inny świat. Świat miękkich obić, pastelowych kolorów,<br />
głębi. Głębi bezpiecznej, oswojonej. Oswojone wydają się też wszystkie nagrania – zarówno te<br />
lepiej wykonane, jak i słabsze. Mimo to różnicowanie ich barw jest bardzo dobre i nie prowadzi do<br />
homogenizacji brzmienia. Dynamika i zwartość średniego basu mogłyby być lepsze, ale<br />
najwyraźniej przy takiej prezentacji inaczej się nie dało. A prezentacja jest przemyślana i dokonana<br />
z rozmysłem. Słuchając francuskiego systemu jesteśmy zapraszani do tego świata. Możemy<br />
oczywiście odpowiedzieć „nie”, ale będziemy tego trochę żałowali, bo odcisk tego grania zostanie<br />
w nas już na zawsze. Da się lepiej, da się inaczej, ale trzeba się samego siebie zapytać, czy aby jest<br />
sens, czy warto, czy nie lepiej potraktować tego systemu jak okazji do zakończenia poszukiwań.<br />
BUDOWA<br />
<strong>Lecontoure</strong> <strong>Loudspeakers</strong> <strong>Stabile</strong> <strong>210</strong><br />
<strong>Stabile</strong> <strong>210</strong> jest największą konstrukcją firmy <strong>Lecontoure</strong>. To trójdrożna kolumna z niezwykle<br />
nietypowo rozwiązaną sprawą basu – obudowa jest zamknięta, ale duży, 240 mm głośnik z<br />
papierową, powlekaną membraną umieszczono na tylnej ściance, blisko podłogi. Przy<br />
umieszczonych gdzieś w połowie wysokości pojedynczych, niezłoconych (wyglądają jak berylowe,<br />
satynowane) zacisków głośnikowych widać dwa przełączniki – jeden regulujący ilość wysokich<br />
tonów (+3 dB/Linear/+2 dB) i drugi regulujący ilość niskich tonów (low cut/linear).<br />
Z przodu widać tylko dwa przetworniki, jak w monitorze – wysokotonową kopułkę pierścieniową o
średnicy ø 25 mm oraz <strong>210</strong> mm głośnik średniotonowy z wielowarstwową membraną z polimerów.<br />
Biorąc pod uwagę wielkość tego ostatniego można założyć, że z dużym prawdopodobieństwem<br />
mamy do czynienia z pełnopasmowym systemem dwudrożnym, wspomaganym od dołu przez<br />
dodatkowy głośnik niskotonowy. Niestety nie podano punktów podziału, wiadomo tylko, że<br />
obydwa woofery pracują w jednej, dużej komorze. Głośnik wysokotonowy jest przesunięty<br />
względem osi kolumny, a na jego front naklejono krążek z czarnego filcu. Wszystkie przetworniki<br />
są wklejone, dlatego bez uszkodzenia obudowy nie da się kolumn rozebrać.<br />
Na sekcję średniowysokotonową nakłada się maskownicę. Jej podstawą jest płyta MDF, na którą<br />
naciągnięto czarną tkaninę. W płycie wycięto otwory – ten na głośnik wyskotonowy ma kształt<br />
strzałki i najwyraźniej sugeruje kierunek „do środka”, a więc z kopułkami na zewnątrz.<br />
Obudowę wykonano z 22 mm sklejki i 40 mm płyty MDF. Oklejono zaś naturalnym fornirem, a<br />
fragmenty polakierowano na czarno. Patrząc od przodu ma się wrażenie, że jest to średniej<br />
wielkości kolumna podłogowa, zawieszona od tyłu na grubej płycie i podparta w jednym pukcie na<br />
grubej podstawce (to te czarne wstawki). Płyta tylna, wysunięta poza obrys kolumny rzeczywiście<br />
ma ją wzmocnić. W kolumnie, przy przedniej krawędzi, wkręca się kolec. Z tyłu, właśnie w owej<br />
wzmacniającej płycie, wywiercone są dwa otwory o sporej średnicy. Wkłada się w nie metalowe<br />
kulki, przykręcone z kolei do dolnej podstawy. Chociaż więc kolumna składa się de facto z dwóch<br />
oddzielnych elementów, to pracują one jako całość.<br />
Jak mówiłem, przyłącze znajduje się na tylnej ściance. Podobnie, jak we wzmacniaczach Lavardina,<br />
tak i tutaj tabliczka znamionowa ma formę przyklejanego kawałka folii. Niezbyt to urodziwe, a i<br />
pewnie niezbyt trwałe, ale to jeden z przejawów „inności” Francuzów. Głośniki zostały wklejone,<br />
więc nie wiem, jak wygląda zwrotnica i wnętrze kolumny.<br />
Model C62<br />
Przedwzmacniacz C62 jest niewysokim urządzeniem (wysokość 1U), z obudową w całości<br />
wykonaną z aluminium. Firma ma swój własny warsztat z maszynami CNC Vitronics-Soltec,<br />
gwarantującymi precyzję na poziomie 1/100 mm, będącymi w stanie wykonać w ciągu godziny do<br />
18000 czynności, dlatego jest w stanie zrobić to z naprawdę ogromną dokładnością. I rzeczywiście<br />
– obudowy są świetnie spasowane i w swojej prostocie ładne.<br />
Front to gruby na 10 mm, płaski pas metalu w czarnym kolorze z dwoma metalowymi, świetnie<br />
wykonanymi gałkami. Ich satynowe wykończenie ładnie kontrastuje z głęboką czernią<br />
szczotkowanego i anodowanego frontu. Jedną zmieniamy poziom siły głosu, a drugą wybieramy<br />
jedno z sześciu wejść liniowych. I znowu – system nie jest sterowany pilotem. Trzeba się fatygować<br />
samemu. Pośrodku, na osi C62 jest jeszcze sporej wielkości, czerwona dioda sygnalizująca<br />
włączenie przedwzmacniacza do sieci. Przy zmianie wejścia sygnał na wyjściu jest mutowany, a<br />
gałka przez chwilkę mruga.<br />
Z tyłu, pod naklejoną kartką z opisem wejść widać dwa rządki naprawdę godziwych gniazd RCA –<br />
Lavardin produkuje tylko urządzenia niezbalansowane. Mamy tam sześć wejść liniowych oraz dwa<br />
wyjścia – ze stałym poziomem do nagrywania i ze zmiennym do końcówki (lub końcówek, bo w<br />
ofercie są też monobloki MAP). Opcjonalnie można wyposażyć Lavardina w przedwzmacniacz<br />
gramofonowy MM. Skrajnie z lewej strony umieszczono gniazdo sieciowe IEC z mechanicznym<br />
wyłącznikiem. Na gnieździe czerwoną farbą zaznaczono bolec „live” kabla zasilającego. Firma<br />
zwraca szczególną uwagę na właściwe podłączenie napięcia sieciowego, dołączając tym samym do<br />
innych producentów – YBA, Luxmana, Ayon Audio czy Trigona.<br />
Układ zmontowano na dwóch płytkach. Jedną, z układami zasilającymi, zamknięto pod dużym<br />
ekranem. Nie udało mi się jej odkręcić. Została przykręcona do dna obudowy za pośrednictwem<br />
krótkich dystansów i gumowych przekładek, mających stłumić ewentualne drgania transformatora<br />
zasilającego. Spod ekranu wychodzą trzy cieniutkie kabelki, dostarczające napięcie na drugą płytkę,<br />
z układami wzmacniającymi. Gniazda wejściowe są zakręcane, z sygnał z nich prowadzony jest na<br />
płytkę krótkimi miedzianymi kabelkami typu solid-core. Źródło wybierane jest w przekaźnikach. Są<br />
hermetyczne – wybrano je ze względu na rodzaj styków: są one powlekane trzema warstwami –
złotem, srebrem i stopem palladu. Cały układ jest dyskretny, z precyzyjnymi, metalizowanymi<br />
opornikami i wieloma tranzystorami. Na wejściu mamy duży potencjometr Alpsa „Blue Velvet” z<br />
osią przedłużoną do przedniej ściance. Zaraz za nim są dwa małe prostopadłościany, w których<br />
najwyraźniej mamy moduły wzmacniające. Reszta układu jest jednak klasyczna, ze zwykłymi<br />
tranzystorami. Na wyjściu mamy kolejne przekaźniki, służące do odcinania sygnału przy<br />
przełączaniu wejść. Przedwzmacniacz stoi na trzech gumowych nóżkach – dwóch z przodu i jednej<br />
z tyłu. Nie ma do niego pilota.<br />
Dane techniczne (wg producenta):<br />
Wejścia: 6 liniowych<br />
Wyjścia: regulowane, magnetofonowe<br />
Impedancja wejściowa: 10 kΩ<br />
Czułość wejściowa: 330 mV<br />
Maksymalny poziom wyjściowy: +20 dB<br />
Impedancja wyjściowa: 75 Ω<br />
Wzmocnienie (gain): 12 dB<br />
Zniekształcenia harmoniczne: 0,001% (przy maksymalnej mocy)<br />
Wymiary (WxSxG): 80 x 430 x 340 mm<br />
Waga: 6 kg<br />
Pobór mocy: 10 W bez sygnału; 40 W maksymalnie<br />
Model AP150<br />
Model AP150 jest wersją wzmacniacza zintegrowanego Model IT bez modułu przedwzmacniacza.<br />
Obudowa jest podobna, jak w C62, tyle, że wyższa. Umieszczone z boków radiatory mają ładnie<br />
sfrezowane (zaokrąglone) krawędzie, nie kaleczą więc przy przenoszeniu – a tak miałem ostatnio z<br />
końcówką mocy BAT-a VK-255SE.<br />
Z przodu widać tylko duży wyłącznik sieciowy, czerwoną diodę wskazującą działanie urządzenia<br />
oraz cztery chromowane śruby, mocujące czołówkę do chassis.<br />
Z tyłu są dwa wejścia RCA – dla lewego i prawego kanału oraz zaciski głośnikowe. Jest też gniazdo<br />
sieciowe IEC z zaznaczonym „gorącym” pinem. Przyłącza nie są opisane bezpośrednio przy nimi, a<br />
na doklejonej folii. Piękne to nie jest i teraz się już tego nie spotyka zbyt często – przynajmniej w<br />
urządzeniach produkowanych w większych ilościach. Układy wewnątrz podzielono między trzy<br />
płytki (w IT były cztery). Z gniazd wejściowych sygnał biegnie do płytek z końcówkami mocy.<br />
Biegnie miedzianymi, nieekranowanymi kabelkami typu solid-core. Płytki końcówek mocy są<br />
dwie, przykręcone bezpośrednio do radiatorów, po dwóch stronach urządzenia. Sugeruje to niski<br />
przesłuch między kanałami. Układ wzmacniający jest rozbudowany, choć tak naprawdę<br />
najważniejsze są cztery, niewielkie tranzystory, przykręcone do radiatorów – dwa sterujące i dwa,<br />
pracujące w push-pullu TIP147+TIP142 National Semiconductors. Te ostatnie to tak naprawdę<br />
układy Darligtona – dwa tranzystory bipolarne w jednej obudowie. Kosztują po 3,5 zł sztuka, więc<br />
to nie one tu ważą na cenie. Tak naprawdę chodzi o opatentowany układ, o czym informują zresztą<br />
napisy na płytkach. Cały układ wzmacniacza jest tranzystorowy i tylko w sprzężeniu zwrotnym<br />
znajdziemy układ scalony. Bardzo ładnie wyglądają elementy bierne – precyzyjne, metalizowane<br />
oporniki oraz polipropylenowe kondensatory Philipsa i Evoxa. Dodajmy jeszcze, że wyjście<br />
końcówek kluczowane są sporymi przekaźnikami.<br />
Bardzo rozbudowany jest przy tym zasilacz. Jego podstawą jest bardzo duży transformator<br />
toroidalny, zamknięty wraz z filtrem sieciowym w dużej, aluminiowej, ekranującej puszce,<br />
odsprzęgnietej podobnie, jak zasilacz w przedwzmacniaczu. Układ wewnątrz został opatentowany,<br />
a wykonuje go francuska firma CEVL. Ma on dwa uzwojenia wtórne – osobne dla obydwu<br />
kanałów. Kondensatorów jest dwanaście, po sześć na kanał – cztery duże BC i dwa mniejsze<br />
Nichicony.<br />
AP150 jest wzmacniaczem najczęściej wybieranym przez firmę JMLab do prezentacji kolumn serii<br />
Utopia – TUTAJ.
Dane techniczne (wg producenta):<br />
Impedancja wejściowa: 10 kΩ<br />
Czułość wejściowa: 780 mV<br />
Moc wyjściowa: 2 x 55 W RMS (8 Ω)<br />
Zniekształcenia harmoniczne: 0,001% (przy maksymalnej mocy)<br />
Wymiary (WxSxG): 135 x 430 x 340 mm<br />
Waga: 12 kg<br />
Pobór mocy: 35 W bez sygnału; 400 W maksymalnie<br />
CMA317 + CML83 + CMR<br />
Kable tej firmy stanowią integralną część systemu. Tak uważają ludzie z Lavardina i muszę<br />
przyznać, że łatwiej zgrać to wszystko właśnie w firmowym systemie. Pamiętam dobrze rozmowę z<br />
szefem MIT-a na temat elektroniki Spectrala i konieczności stosowania tych marek wspólnie i<br />
wiem, że tu chodzi po prostu o odpowiednie dopasowanie impedancyjnego oraz pojemnościowego<br />
nadajnika oraz odbiornika. A urządzenia projektowane są i odsłuchiwane właśnie z tymi kablami. A<br />
nie są one tanie. Tym większym zaskoczeniem jest więc ich nijaki wręcz wygląd. Jedynym<br />
wyróżniającym je elementem nie związanym z dźwiękiem są metalowe pudła, przypominające<br />
pudła na rolki filmowe.<br />
Kabel głośnikowy CMA317 wykonany jest z dwóch osobnych, dość cienkich biegów i zakończony<br />
jest złoconymi wtykami BFA (przypominającymi banany). Wyraźnie chodziło o zredukowanie<br />
masy oraz ilości metalu – w czym przypomina to zabiegi DNM Reason i testowanych ostatnio<br />
przez Marka kabli Liveline (TUTAJ). Kable są dość giętkie i łatwe do podłączenia. Nic nie<br />
wiadomo o ich budowie wewnętrznej. Forma deklaruje, że podobnie jak w elektronice są to kable<br />
„Ultra Low Memory”. I chyba o to właśnie chodzi z ich „odchudzaniem”.<br />
Interkonekty CML83 zakończone są niewielkimi wtyczkami RCA, na które naciągnięto płaszcz<br />
termokurczliwy. Podobnie jak w niektórych kablach Chorda, na każdy kanał składają się dwa<br />
osobne biegi, spięte tuż przy wtyczce. Przenosząc więc opis techniczny Chorda na Lavardina (bo<br />
tutaj go nie znajdziemy) chodziło najwyraźniej o prowadzenie „gorącej” żyły i „ujemnej” osobno,<br />
w swoich własnych ekranach, podpiętych do masy od strony źródła. Stąd ważna jest och<br />
kierunkowość, zaznaczona na małych foliach wystających z naklejonych z jednej strony kabla.<br />
Kabel sieciowy CMR od zwykłych kabli komputerowych, przynajmniej z zewnątrz, wyróżnia się<br />
tylko jednym szczegółem – niewielka puszką zamocowaną przy wtyki IEC. Co w niej jest – nie<br />
mam pojęcia. Moc pobierana przez podłączone nim urządzenie nie powinna jednak przekraczać 100<br />
W, jest to więc najwyraźniej jakiś filtr. Niestety został zalany czarnym materiałem tłumiącym, więc<br />
nie da się podglądnąć, co tam siedzi.<br />
Producent:<br />
Lavardin Technologies<br />
CEVL 42, Rue de la République<br />
37230 Fondettes, France<br />
Tel.: +33 (0) 247 49 70 92<br />
Fax: +33 (0) 247 49 70 91<br />
e-mail: info@lavardin.com