PROZA Zapukałem do drzwi i otworzyła jego babcia. Nie poznała mnie i powiedziała tylko, że go nie ma, a gdy zapytałem, kiedy będzie, odparła, że nie będzie. Poszedłem do ciotki dowiedzieć się, o co chodzi. Rodzice już tam siedzieli. Ciocia Iwona powiedziała mi o tym, jak Paweł trafił do poprawczaka, bo okradli jakiś sklepi i jeszcze coś z narkotykami, ale mówiła, że nie wie dokładnie i nie chce przekręcać. Nie wiedziałem, co myśleć, kompletnie. Zastanawiałem się, czy gdybym został, to wszystko wyglądało by tak samo, czy on zrobił by to, za co teraz siedzi w poprawczaku, a może zrobilibyśmy to razem? Nie wiedziałem nic. Pustka. Tak bardzo potrzebowałem rozmowy z nim. Potem od ciotki dowiedziałem się, że Paweł siedzi w więzieniu, bo w poprawczaku przebywał do osiemnastki. Dowiedziałem się o tym rok po ostatniej wizycie w moim rodzinnym mieście. Zapomniałem już prawie o wszystkim, to znaczy chciałem zapomnieć i żyć nowym częstochowskim życiem. Częstochowskie życie - powiedziała kiedyś moja mama – zobaczymy jak wygląda to częstochowskie życie. Wyglądało całkiem nieźle, a nawet mi się bardzo spodobało. Byłem uczniem liceum i po pewnym czasie zaczęło mnie coś nękać. Sam nie wiedziałem, czego mi brakuje. Było nas czterech. Niczym stowarzyszenie umarłych poetów. Ja, Nikodem, Maciek, Jacek. Oglądaliśmy filmy, czytaliśmy poezje, słuchaliśmy muzyki, ambitnej muzyki, której prócz nas w naszej szkole nikt nie słuchał. Kiedyś wybraliśmy się do „Paradoksu” na koncert jazzowy i wyglądaliśmy jakbyśmy zabłądzili. Uwielbiam jazz, zresztą Częstochowa jest dla mnie miastem jazzowym. Całe to miasto to płynący jazz, delikatny wokal, który wzmacnia saksofon, a do tego ciągle melodia życia, ma swój rytm, swoją perkusje. Siedzieliśmy zazwyczaj u mnie, bo mieszkałem sam, wszystko się tak pozmieniało. Wyprowadziłem się od ojca, który mieszka trzy ulice dalej. Teraz moim miejscem egzystencji stała się Aleja Pokoju, magiczne miejsce, zaczarowani ludzie, wymieszani ludzie. Naprzeciwko mnie mieszka prawnik a pode mną były milicjant, zresztą alkoholik. Siedzieliśmy, słuchaliśmy muzyki i dyskutowaliśmy o tym, co jest dla nas ważne, mieliśmy takie same idee. Ważne dla nas było, aby być najlepszym w tym, co robimy. Rzeczą podstawową była szkoła, trzeba było się dobrze uczyć, zdać dobrze maturę i iść na dobre studia. Dwa lata, tyle przetrwała nasz organizacja, byliśmy zorganizowani dla siebie. Nacechowani tymi samymi wartościami, dawaliśmy sobie to, czego w domu nie dostawaliśmy. Przetrwała dwa lata, bo Nikodem, który był starszy o rok, wyjechał na studia do Łodzi. Zamieszkał tam na stałe. Jacek kiedyś palił trawkę. Złapali go w szatni, jak robił skręta. Zadzwonili po policję a ta od razu zamknęła go w areszcie śledczym. Za posiadanie narkotyków dostał dwa lata w zawieszeniu. Rodzice wysłali go do prywatnej szkoły w Krakowie, nigdy nie przyjeżdżał. Zostałem ja z Maćkiem. On zaś znalazł sobie dziewczynę, skończył szkołę i zaczął pracować w supermarkecie. Ja nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Byłem strasznie zdenerwowany tym, co się stało. Szczególnie na Maćka, mieliśmy całkiem inne plany. Inaczej miało to wszystko wyglądać. Zadowolony byłem natomiast z Nikodema, dzwoniliśmy do siebie często i wiedziałem, jak dobrze sobie radzi. Przyjeżdżał, gdy nie miał sesji. Od brata Jacka dowiedzieliśmy się o jego problemach w Krakowie, chcieliśmy tam pojechać, ale on nie chciał się z nami spotkać. Wpadł w jakieś dziwne towarzystwo. Kiedyś obiecaliśmy sobie, że wszyscy wrócimy do Częstochowy i dalej będziemy się przyjaźnić. Maciek zostanie na pewno, Nikodem niby mówił coś o powrocie. Jacek? Nie było takiej możliwości. Jeszcze ja, kiedyś wiedziałem dokładnie, co chcę zrobić, ci ludzi dawali mi siłę. Teraz siłę dawało mi miasto, nie miałem dziewczyny, bo byłem zakochany w jesiennym obrazie Alei Pokoju i ta miłość mi wystarczała. Czarne asfaltowe chodniki pozłacane liśćmi. Brukowe ścieżki dla rowerzystów a pośrodku usypiające drzewa, których blask rozświetlały nowe srebrne latarnie. Za to pokochałem Częstochowę, za jej urok, za tę melodię życia. Został mi ostatni rok szkoły. Potem plan był prosty - wyjechać do Anglii - do siostry, zarobić na studia i rozpocząć kształcenie jako przyszły dziennikarz. Przyszła zima. Wiele się pozmieniało, Maciek wyjechał do Stanów razem z dziewczyną, o Jacku nic mi nadal nie wiadomo. Nikodem radził sobie dobrze, lecz przestał się całkowicie odzywać, pracował już na studiach i bardzo dobrze zarabiał, tak mówiła jego siostra. Chciałem kiedyś wszystkich namówić na spotkanie. Pewnej zimowej niedzieli odebrałem telefon od ciotki Iwony z Lędzin, która poinformowała mnie o śmierci Pawła. Popełnił samobójstwo w więzieniu. Nie wytrzymał tego braku wolności. Był ptakiem z ogromnymi skrzydłami, którego zamknięto w klatce. Liczyłem, że się jeszcze spotkamy, gdy wyjdzie na wolność. Niestety, już nigdy go nie zobaczę, nigdy nie porozmawiam, nigdy nie wspo- 36 aleje III
PROZA mnimy o tym, co kiedyś razem przeżyliśmy, co widzieliśmy, nie wspomnimy tych okładek, które oglądaliśmy u pana Pawła. Poczułem się strasznie samotny. Bardziej samotnym się chyba nie da być. Przyjaciele, nazwałbym ich nawet przyszywanymi braćmi, uciekli w popłochu, każdy wziął swoje i wypiął się na resztę, nie zostawiając po sobie nic, prócz wątłych wspomnień. Boimy się zostać i to strasznie. Boimy się samotności tutaj, a przecież ona jest przede wszystkim tam, boimy się, że ludzie nie będą nas szanować, gdy nie osiągniemy dobrego pułapu, gdy nie postawimy sobie wysoko swojego szczebla, że bliscy zadrwią z nas, wytkną palcem. To, co osiągnąłem, jest niewidoczne dla tych tam, z drabiny. Idźmy tak, abyśmy na końcu drogi mogli unieść skrzydła i wzlecieć do nieba. Michał Flak – rocznik 1988, uczeń klasy maturalnej w Zespole Szkół im. Bolesława Prusa w Częstochowie. Laureat I Nagrody w konkursie ph. „Z Częstochową w tle”. Prezentowany tekst jest debiutem literackim. Autorzy innych obiecujących tekstów, nadesłanych na konkurs Fot. Zbigniew Burda aleje III 37