12.07.2015 Views

Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie

Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie

Aleje 3 - Biblioteka Publiczna w Częstochowie

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

aleje III 1 VII-IX 2004


aleje III 2 VII-IX 2004


OD REDAKCJIKwartalnik Kulturalny CzêstochowyPismo finansowaneprzez Urz¹d Miasta CzêstochowyWydawca<strong>Biblioteka</strong> <strong>Publiczna</strong>im. dra W³. Biegañskiegow CzêstochowieAl. Najœwiêtszej Maryi Panny 2242-200 CzêstochowaTel. 034/ 360 56 28www.biblioteka.czest.plRedakcjaAleja NMP 2242-200 CzêstochowaTel. 034/ 360 56 28e-mail: aleje3@poczta.onet.plTeksty niezamówione nie bêd¹zwracane. Zastrzegamy sobiemo¿liwoœæ opracowania i skracaniaprzys³anych materia³ów.Red. NaczelnyMarian P. RawinisTel. 0505 666 486e-mail: mprawinis@poczta.onet.plOprac. graf. numeruMarian PanekSk³ad i ³amanieKrzysztof KrólDrukDrukarnia “TEXMET”Publikacja wspó³finansowanaprzez Samorz¹d Woj. Œl¹skiegoPogl¹dy Autorów nie zawszeodzwierciedlaj¹pogl¹dy Redakcji.Sierpieñ i doroczne Dni Czêstochowy to dobra okazja, ¿eby uœwiadomiæ sobie, w jak przedziwnym miejscu ¿yjemy. Nasze miastorzeczywiœcie czêsto jest schowane i przez wiêksz¹ czêœæ rokujest prawie nieobecne w œwiadomoœci Polaków. Media przypominaj¹sobie o nim dopiero z pocz¹tkiem lata, bo ka¿dy, kto podró¿ujepo kraju, prêdzej czy póŸniej napotka na drodze rozœpiewanychwêdrowców i dozna olœnienia: przecie¿ to pielgrzymka na Jasn¹Górê! Wtedy przypominaj¹ sobie, ¿e to gdzieœ tam, pomiêdzyWarszaw¹ a Katowicami, miêdzy Kielcami a Wroc³awiem. I choæœwiat jest dziœ globaln¹ wiosk¹, rodacy niewiele o nas wiedz¹. Pró¿not³umaczyæ, ¿e jesteœmy zwyk³ym miastem, dwunastym lub trzynastymco do wielkoœci w Polsce. Z domami, ulicami, sklepami,latarniami. ¯e mamy samorz¹d, szko³y, gazety, filharmoniê. Patrz¹z niedowierzaniem. Niektórzy s³yszeli o hucie, która ma k³opoty,teatr to dla nich miejsce, gdzie zbójowa³ Janosik, tutejszy sport tochyba W³ókniarz a mo¿e AZS. Ka¿dego roku, szczególnie w sierpniu,goœcimy tysi¹ce przyjezdnych. Wychodzimy im na powitanie, gdyci¹gn¹ z ha³asem przez nasze œródmieœcie, udostêpniamy miejscado spania i wszelk¹ serdecznoœæ. Wszystko, co uci¹¿liwe, znosimyz ¿yczliwym spokojem: t³ok, uliczne korki, zatkane drogi dojazdowe,kolejki w sklepach, porzucone opakowania na ulicach i podeptanetrawniki. Wymagaj¹ od nas, byœmy byli nieomal idealni, lepsi ni¿inni, najbardziej polscy, kryszta³owi i prawie doskonali. Bywa, ¿epostrzegaj¹ nas nieomal jak œwiêtych. Jasna Góra – mówi¹ z zachwytem.Wy tam chyba ca³y czas siedzicie na Jasnej Górze. Nie,nie siedzimy tam ca³y czas, choæ bardzo jesteœmy dumni, ¿e mamyCzarn¹ Madonnê. Nie jesteœmy idealni. Bywamy ma³ostkowi,zawistni, niegospodarni, nie rzadziej od innych pope³niamy g³upstwai równie czêsto trafiamy do policyjnych kronik. Ale jesteœmydumni. Tak bardzo jesteœmy dumni. Duma wynika ze œwiadomoœci,¿e to w³aœnie u nas objawi³o siê cudowne Ÿród³o, ¿e to u nas jeststudnia, z której wszyscy pragn¹ czerpaæ œwie¿¹ wodê. ród³opradawne i niezmienne. Œw. Jakub z Composteli - w imiê dzisiejszejpoprawnoœci politycznej - nie mo¿e ju¿ byæ Pogromc¹ Maurów.My niczego nie musimy poprawiaæ – Nasza Pani jest Niezmienna.Gdy pielgrzymi odchodz¹, zostajemy tutaj, obok Niej. To jest naszezwyczajne miasto, nasz dom, nasze zwyciêstwa i pora¿ki, nasze ¿ycie.Nasza wielka duma. Bo my tutaj - wszyscy jesteœmy cembrowin¹tej studni..Anna PurskaDo Matki Bo¿ej CzêstochowskiejMarian P. RawinisAbym od Boga nie odpad³aUmacniaj mnie, Mamo.Przez próby ¿ycia zwyciêsko przesz³aWspomagaj mnie, mamo.Do domu Ojca szczêœliwie dotar³aPodtrzymuj mnie ³ask¹.Bym z niedba³ymi pannami u Bramy Niebieskiej nie by³a odrzuconaKochaj¹c¹ podaj mi d³oñ.aleje III 3 VII-IX 2004


POLECAMYZAPRASZAMYMA£GORZATA Z. NOWAKdyrektor Oœrodka Promocji Kultury“Gaude Mater” w CzêstochowieJednym z wa¿niejszych wydarzeñ, które chcia³abym szczególniepoleciæ, jest koncert autorski Marcina Pospieszalskiego - 27sierpnia. Organizujemy go wraz z Filharmoni¹ Czêstochowsk¹ z okazjiotwarcia Dni Czêstochowy, z udzia³em Czêstochowskiej SekcjiJazzowej oraz dwóch solistów - Anny Marii Jopek oraz MietkaSzczeœniaka. Koncert bêdzie po³¹czony z rozdaniem NagródPrezydenta Miasta Czêstochowy w dziedzinie kultury.Na pocz¹tku wrzeœnia odbêdzie siê ca³a seria impreztowarzysz¹cych Krajowej Wystawie Rolniczej, po³¹czonejz Do¿ynkami i Pielgrzymk¹ Rolników na Jasn¹ Górê, uzupe³nianeo czêœæ kulturaln¹. Bêd¹ to Targi Sztuki Ludowej w IIIAlei, prezentacja dzie³ ludowych, wystawy oraz wystêpyna scenie na skwerze prze Liceum im. Sienkiewicza.Tegoroczna edycja Dni Kultury Chrzeœcijañskiej odbywaæsiê bêdzie na prze³omie paŸdziernika i listopada, pod has³em promocjimuzyki chrzeœcijañskiej. Nastawiamy siê wiêc na przeró¿neprezentacje muzyczne, m.in. wyst¹pi Leszek Mo¿d¿er orazTeatr Tañca z Poznania. Bêd¹ te¿ Zaduszki Jazzowe w koœcieleœw. Józefa na Rakowie.EWA DERDAdyrektor Biblioteki Publicznejim. W. Biegañskiego w Czêstochowie“Bohaterowie Powstania Warszawskiego. Walka i literatura”- to wystawa ze zbiorów w³asnych Biblioteki Publicznej,z zaznaczeniem obecnoœci czêstochowian i Czêstochowyw strukturach Pañstwa Podziemnego i naszego wspó³udzia³uw d¹¿eniu do niepodleg³oœci. Ekspozycja udostêpniona jestw Bibliotece przy Alei NMP 22, w holu na parterze i nadrugim piêtrze.W czasie XII Dni Czêstochowy goœciæ bêdziemyy Pani¹Ludmi³ê Marjañsk¹. Mi³oœnicy jej poezji bêd¹ mieli okazjêpos³uchaæ wierszy z nowego tomiku Autorki pt. “Otwieramsen” ju¿ 28 sierpnia o godzinie 18.00 w sali odczytowej Biblioteki.Przez ca³e wakacje <strong>Biblioteka</strong> <strong>Publiczna</strong> wraz ze swymifiliami we wszystkich dzielnicach Czêstochowy s³u¿y mieszkañcommiasta udostêpniaj¹c ró¿norodne zbiory i informacje.We wrzeœniu, z pocz¹tkiem roku szkolnego, mamy propozcjêdla uczniów klas maturalnych – niezwyk³e lekcje o niezwyk³ymcz³owieku, Witoldzie Gombrowiczu.KATARZYNA DESZCZdyrektor Teatru im. A. Mickiewicza w CzêstochowieW nadchodz¹cym sezonie nie zniknie z naszych teatralnychpropozycji repertuar poprzedni. Nadal wystawiana bêdzieAntygona, Iwona, ksiê¿niczka Burgunda, Piaskownica,Skrzyneczka, Ca-sting, Mayday oraz bajki dla dzieci. Mamy te¿zaplanowanych kilka premier, z czego najistotniejsze to Kordian wre¿yserii Bo¿eny Suchockiej - dziekana Wydzia³u Aktorskiego AkademiiTeatralnej w Warszawie, Ma³y Ksi¹¿ê w re¿yserii Piotra Ziniewicza,oraz Lêki poranne Stanis³awa Grochowiaka. Wystawionyzostanie równie¿ Makbet Szekspira w mojej re¿yserii oraz widowiskowyspektakl Andrzeja Sadowskiego Odyseja Homera. Na Ma³ej Scenie poka-¿emy wiele tytu³ów, m. in. M¹¿ mojej ¿ony Milo Gawrana, Martwakrólewna Agnieszki Olsten oraz Norway Today Miko³aja Kolady.Dodatkow¹ nasz¹ propozycj¹ jest tzw. salon w³asny, inicjatywatwórców pisz¹cych, a tak¿e warsztaty literackie, które rozpoczn¹ siêna pocz¹tku paŸdziernika.CZES£AW TARCZYÑSKIdyrektor Miejskiej Galerii Sztuki w Czêstochowie24 wrzeœnia rozpocznie siê wielka jubileuszowa wystawa malarstwaStefana Chabrowskiego, urz¹dzona w górnej, najwiêkszej saliMiejskiej Galerii Sztuki, o 480 metrach kwadratowych powierzchni.To jeden z najznakomitszych malarzy czêstochowskich, rocznik 1937,absolwent Akademii Sztuk Piêknych w Krakowie, na Wydziale Malarstwai Grafiki w pracowni prof. Jana Œwiderskiego i prof. Mieczys³awaWejmana. Cz³onek Zwi¹zku Polskich Artystów Plastyków,w latach 1974-1977 i 1980-1983 przewodnicz¹cy Oddzia³u ZPAPw Czêstochowie.Stefan Chabrowski to malarz ca³kowicie oddany pejza¿owi, osi¹gn¹³w nim piêkne mistrzowskie efekty malarskie i artystyczne. Jegodorobek to ponad 40 wystaw indywidualnych i udzia³ w 120wystawach zbiorowych. Jego prace znajduj¹ siê m.in. w zbiorachwarszawskiej “Zachêty”, Muzeum Œl¹skiego w Katowicach, MuzeumGórnoœl¹skiego w Bytomiu, Muzeum Kraszewskiego w Romanowie.LESZEK FERDYNAND HADRIANdyrektor Filharmonii CzêstochowskiejZ wszystkich imprez organizowanych w nadchodz¹cymsezonie, na specjalne wyró¿nienie zas³uguj¹, moim zdaniem, dwie.Jest to inauguracja jubileuszowego, 60. sezonu artystycznego2004/2005, która odbêdzie siê 17 wrzeœnia. To jedno z najwiêkszychwydarzeñ filharmonicznych. Podczas tej imprezy wyst¹pijeden z najlepszych pianistów w Polsce - Krzysztof Jab³oñski,oraz najwybitniejszy z dyrygentów - Jerzy Swoboda. Druga,bardzo istotna impreza, to koncert z okazji Stulecia SzkolnictwaMuzycznego Wraz z nasz¹ Orkiestr¹ Symfoniczn¹ wystapi¹Tomasz Bugaj - dyrygent, prof. Akademii Muzycznej w Krakowiei Warszawie. Na skrzypcach graæ bêd¹ czêstochowianki:Dobrochna Banaszkiewicz oraz jej siostra, Anna.Oprac. aj, aw, pgaleje III 4 VII-IX 2004


KSI¥¯KAŒWI¥TECZNE DNI KSI¥¯KIZorganizowane w maju II Regionalne Dni Ksi¹¿ki tojeszcze nie tradycja, ale ju¿ pewna kontynuacja. Coœ, cozaczê³o siê rok temu i ma szanse istnieæ d³u¿ej. Tegorocznaimpreza nie przyci¹gnê³a tylu ludzi, co np. targi kwiatowe, alenie mo¿na powiedzieæ, ¿e by³o pusto. By³o d³u¿ej (3 dni),zaprezentowa³o siê wiêcej wystawców (26), pojawi³y siê gwiazdypióra, zaaran¿owano przestrzeñ z wiêkszym rozmachem. Dniodbywa³y siê w budynku Miejskiej Galerii Sztuki na sali“œl¹skiej” i “gobelinowej”, na dziedziñcu przed galeri¹, w saliOKF i w kawiarni “Dakafe”. Czy by³o lepiej? Bo ubieg³orocznaimpreza pachnia³a klap¹ i zniechêceniem...Wanda Chotomska zu¿y³a trzy d³ugopisy na podpisywanieksi¹¿ek dla dzieciPanowie Parowski i Dukaj bardzo siê spieszyli na poci¹gPrzesuniêcie terminu z czerwca na maj jest dobrym krokiem,poniewa¿ maj jest od dawna kojarzony z miesi¹cem ksi¹¿ki.Otwarcie siê na wystawców spoza miasta uatrakcyjni³o dosyæmonotonn¹ i ubog¹ ofertê wydawnicz¹ Czêstochowy. Skromnestoiska mia³y “Ksi¹¿nica”, “Wydawnictwo Literackie” (g³ównywydawca dorobku Poœwiatowskiej), “Pracownia S³ów”,“Wydawnictwo AA”. Mo¿e warto w przysz³ym roku zaprosiæwiêksze wydawnictwa, wykorzystuj¹c sytuacjê, ¿e targiw Warszawie s¹ bardzo drogie i wielu wydawców je bojkotuje.Czêœæ z nich chêtniej prezentuje siê na targach w Krakowie.A dlaczego by nie w Czêstochowie? Du¿e wydawnictwadysponuj¹ uznanymi nazwiskami, które niekiedy trudnoprzekonaæ do przyjazdu pod Jasn¹ Górê. Zarzut, ¿e nie bêd¹ towtedy Dni Regionalne, lecz krajowe, jest bezsensowny, bobezpoœredni kontakt przedstawicieli firm mo¿e tylko przynieœækorzyœci miejscowym przedsiêbiorcom. Dzisiejsze czasy s¹trudne i wydawcom nie op³aca siê robiæ akademii na czeœæ ksi¹¿ki,¿eby by³o milej. Oni nie s¹ dostawk¹ do talerza, ale podmiotem.Licz¹ te¿ na wymierne korzyœci. A nie ma co ukrywaæ, ¿e ¿yciehandlowe by³o nik³e i poza pokazaniem siê na ciemnej sali,przystosowanej do eksponowania dzie³ sztuki, ¿adnychkorzyœci komercyjnych nikt nie odniós³, niektórzy nawetdop³acili, chocia¿ stoiska wynajêto za darmo (dziêkiBogu!) Ich rozczarowanie mo¿e siê negatywnie odbiæna Dniach w przysz³ym roku. Pojawi³y siê nawet g³osy,by przenieœæ siê ze straganami na Plac Biegañskiego...Ciekawe wydarzenia – z pewnoœci¹ wizytaWandy Chotomskiej, popularnej autorki literaturydla dzieci. Pi¹tek przypomina³ dzieñ dziecka,przyje¿d¿a³y ca³e klasy szkolne po autografulubionej autorki. Sobota nieco senno – spacerowa,nie lepiej w niedzielê. Nie zaiskrzy³ nawet JacekDukaj i Maciej Parowski z “Nowej Fantastyki”.Na ich wieczorek przysz³o zaledwie kilku fanów.Mo¿liwe, ¿e œrodowisko SF odpuœci³o sobie to spotkanie,bo dwa tygodnie póŸniej mieli swój“CZEKON” z ciekawszym garniturem pisarzy.Ci, którzy oczekiwali ringu pokoleniowego, us³yszeli peanyArka na czeœæ Tadkaaleje III 5 VII-IX 2004


KSI¥¯KANajwiêkszym zainteresowaniem cieszyli siê czêstochowscyliteraci (te¿ nie wszyscy). Na spotkaniach z nimitrudno by³o znaleŸæ wolny stolik w mlaskaj¹co – rozgadanejkawiarence (Rosiek, Kalinin, Gierymski). Niektórzysprawili swoim wielbicielom zawód nie przychodz¹c,jak np. Waldemar Gaiñski, uhonorowany przez prezydentamiasta jubileuszow¹ nagrod¹ z okazji 35 – leciatwórczoœci. Nie dojecha³y te¿ chora Ludmi³a Marjañskaoraz Barbara Kubicka – Czekaj, której pomyli³y siê dnispotkañ.Cz³onkowie Fotoklubu Rzeczypospolitej dzielnie trwali nach³odnym wietrzeMo¿na by jeszcze trochê ponarzekaæ na niektóre niedoci¹gniêcia,ale te zawsze siê pojawiaj¹ (np. czêstybrak muzyki na sali wystawowej). Sympatyczna natomiastby³a atmosfera, ca³a otoczka, która powoduje, ¿e inaczej siêoddycha. Œwiêto ludzi ksi¹¿ki (ksiêgarzy, antykwariuszy,wydawców, pisarzy, drukarzy, dziennikarzy, bibliofili,bibliotekarzy itd.) i nie tylko: by³ rysownik Tomasz Wolskii fotograficy z Fotoklubu RP, papierowe kompozycje El¿bietySiemion z Janowa, pokazy czerpania papieru itp. Dni towspania³a okazja do spotkañ towarzyskich, rozwijania i nawi¹zywaniakontaktów, prowadzenia warsztatów, pokazaniasiê. Rozproszone na co dzieñ œrodowisko trochê siê integrujeprzez ten jeden weekend.Poetyckie zdjêcie rozwodowe: Rafa³ Kasprzyk i BeataBrodowicz - SzymanekUdany debiut mia³ kwartalnik “<strong>Aleje</strong> 3” pod now¹redakcj¹. Sprzedano ca³y nak³ad, w zwi¹zku z czymniedzielne spotkanie z redakcj¹ zosta³o odwo³ane.Premier¹ by³a równie¿ nowa gazeta regionalna “7 Dni”,rozdawana promocyjnie za darmo. Prosto z drukarniprzyjecha³a antologia “Poeci Czêstochowy i okolic”.Szkoda ¿e wyd. WSP nie pomyœla³o o wiêkszej promocjii spotkaniu z autorami tego tomiku. Hitem mog¹byæ wkrótce fiszki jêzykowe wyd. “Cztery G³owy”,które podbijaj¹ ksiêgarnie lingwistyczne w ca³ej Polsce.Podsumowuj¹c – dobra atmosfera to ju¿ du¿o.Na przysz³oœæ sugerowa³bym wzbogaciæ programo nazwiska i firmy krajowe (mo¿e Jurajskie DniKsi¹¿ki?) i jakieœ mocniejsze uderzenie reklamoweod strony Alei, ¿eby przechodnie wiedzieli, ¿e coœsiê w tej MGS dzieje. Bo sam szyld zdecydowanie niewystarcza. Klaun na szczud³ach, orkiestra, wielkiechodz¹ce misie z ulotkami – jest tyle chwytów ulicznejreklamy. Takiego wyjœcia do ludzi trochê mi brakowa³o,a ca³e spotkanie momentami przypomina³oseminarium dla g³êboko wtajemniczonych lub tajny zlotmasonów. Organizatorzy – <strong>Biblioteka</strong> <strong>Publiczna</strong> i MGSpowinni jeszcze nad koncepcj¹ Dni trochê popracowaæ,bo prezydencka pompa starczy³a tylko na pierwszydzieñ, a tabuny dzieciaków po zdobyciu autografuChotomskiej wyparowa³y bezpowrotnie. Gdzielicealiœci, studenci?(sb)aleje III 6 VII-IX 2004


MUZYKAAndrzej Gr¹dmanZAPISKI Z FESTIWALI- „GAUDE MATER”Nie sposób po up³ywie trzech miesiêcy podj¹æ próbêszczegó³owej oceny wszystkich wydarzeñ artystycznych, towarzysz¹cychtegorocznemu XIV Festiwalowi Muzyki Sakralnej“Gaude Mater”. Pozostaj¹ wszak refleksje i zapiski odnotowanena marginesie obszernego, gustownie wydanego przez organizatorówprogramu festiwalowego. I nimi warto siê z Czytelnikamipodzieliæ.Znów w czasie miêdzy 1 a 6 maja, spotka³o siê w naszymmieœcie oko³o 750 wykonawców przyby³ych z 9 krajów œwiata,potwierdzaj¹c w pe³ni miêdzynarodow¹ renomê czêstochowskiegowydarzenia. Szesnaœcie pozycji programowych, toprzede wszystkim muzyka, a tak¿e towarzysz¹ce jej –teatr i sztuka plastyczna, podtrzymuj¹ce wspólnie i dokumentuj¹cewyraŸnie formu³ê sztuki sakralnej.Tegoroczny festiwal, mimo ¿e jeszcze nie jubileuszowyzaznacza³ siê akcentem podobnie wielkim w swej treœci.Nawi¹za³ on mianowicie do okolicznoœci wejœcia naszegokraju i narodu w sk³ad Unii Europejskiej. Mia³ wiêc tenfestiwal silne akcenty obecnoœci muzyki polskiej. Dlaczego?By udokumentowaæ z tej szczególnej okazji, ¿e polska sztuka,a wœród niej zw³aszcza muzyka polska – nigdzie niewchodzi. Wszak od ponad 500 lat s¹ one mocno zakorzenionewœród twórców kultury europejskiej i zajmuj¹ tam nale¿ne iznacz¹ce miejsce.Udokumentowaniem tej prawdy by³ inauguracyjny koncertFestiwalu, czy raczej widowisko muzyczne zatytu³owane "Arslonga, vita brevis". Pierwszy to chyba raz w swej wielowiekowejhistorii Bazylika Jasnogórska doczeka³a tak niezwyk³ejscenerii. Olbrzymi zespó³ wykonawców. Czo³owe polskiechóry wraz z solistami. Zespó³ Muzyki Dawnej “KapelaJasnogórska”. Trójka recytuj¹cych aktorów. Orkiestra SymfonicznaFilharmoników Czêstochowskich w swym pe³nym sk³adzie,a z nimi wszystkimi polska muzyka, równie wielka. Poczynaj¹cod Sekwencji „Annus recolamus” z XI wieku, "Bogurodzicy"i "Gaude Mater Polonia", dzie³ Wac³awa z Szamotu³,Miko³aja Gomó³ki, Bart³omieja Pêkiela i MarcinaJózefa ¯ebrowskiego, poprzez Stanis³awa Moniuszkê,Feliksa Nowowiejskiego i Karola Szymanowskiego, a¿ dowspó³czesnych nam Henryka Miko³aja Góreckiego i WojciechaKilara – to przekrój polskiej sztuki muzycznej na przestrzeniwieków. Do³¹czy³y do tego teksty – od Galla Anonima, Janai Piotra Kochanowskich poprzez Stanis³awa Wyspiañskiegodo Czes³awa Mi³osza i ks. Józefa Tischnera. Doskona³ymiinterpretatorami s³owa byli aktorzy Marian Florek i MarekŒlosarski. A do tego jeszcze niezwyk³a sceneria i kapitalnakoncepcja re¿yserska Katarzyny Deszcz wrazz niespotykan¹ lokalizacj¹ miejsc dla s³uchaczy wzd³u¿wnêtrza Bazyliki oraz sytuowaniem wykonawców,którzy w miarê postêpu widowiska przemieszczali siê odo³tarza do punktu centralnego, czyli wejœcia g³ównego œwi¹tynizajêtego przez orkiestrê filharmoników pod dyr. JerzegoSwobody, wraz z potê¿nymi organami za nimi. Warunki odbiorumuzyki, z koniecznoœci wspomagane akustycznie tak¿e dla recytatorów,by³y doskona³e.Kolejnym silnym polskim akcentem by³a InauguracjaLiturgiczna Festiwalu, podczas której nast¹pi³o w BazyliceJasnogórskiej prawykonanie Mszy „Alma RedemptorisMater” kompozycji Marka Jasiñskiego, a po niej – popo³udniowa„Msza puerorum” dedykowana dzieciom – prawykonaniedzie³a Krzesimira Dêbskiego. Reszty dope³ni³tradycyjny ju¿ koncert polskich prawykonañ sakralnych,po³¹czony z wrêczeniem nagród laureatom IX Konkursu“Musica Sacra”.W festiwalowych dniach z pe³nym powodzeniemzaprezentowa³y siê zespo³y muzyki chóralnej i chóralnoinstrumentalnejprzyby³e z Litwy, £otwy i Estonii. Odby³ siêwieczorny koncert muzyki cerkiewnej w koœciele œw. Jakuba,którego wykonawc¹ by³ ukraiñski Chór Legenda.Na czternastoosobowy Jerusalem Great Synagogue Choirprzyby³ do filharmonii komplet publicznoœci. Wyznaæ muszê,¿e oczekiwa³em tu przede wszystkim muzyki synagogalnej.Tymczasem program wype³niony zosta³ w przewa¿aj¹cejczêœci okolicznoœciowymi pieœniami obrzêdowymi, niekiedynawet swawolnymi. W œwietnie przygotowanym wokalniezespole wyró¿nia³ siê jego solista – tenor, a ca³oœæ poprowadzi³dyrygent i kierownik artystyczny Elli Jaffa, zasiadaj¹c tak¿ejako akompaniator przy fortepianie.Odnotujmy zabawn¹, choæ i nieco irytuj¹c¹ wpadkê.Telefony komórkowe – ów wielki wynalazek z drugiej po³owyminionego wieku – mog¹ w pewnych okolicznoœciach staæsiê zmor¹. Nie pomagaj¹ ci¹gle powtarzane apele osób prezentuj¹cychmuzykê na salach koncertowych, by na czaspobytu w przybytku sztuki wy³¹czaæ “komórki”. I oto w ciszypoprzedzaj¹cej pieœñ izraelskiego solisty wraz z towarzysz¹cymmu przy fortepianie p. Elli Jaffe – z ca³¹ donios³oœci¹rozdar³ siê nagle z widowni tryl czyjegoœ telefonu. Obdarzonydu¿ym poczuciem humoru p. Jaffe spojrza³ z rozbawieniemna s³uchaczy i powtórzy³ ów tryl dos³ownie i bezb³êdnie naklawiszach fortepianu. Wzbudzi³ wybuch œmiechu, choæniezdyscyplinowany w³aœciciel “komórki” mia³ zapewnenajmniej powodów do radoœci.W koœciele u ewangelików mia³ miejsce koncert muzykigospel w wykonaniu œwiatowej s³awy zespo³u czarnoskórychartystów – The Johny Thompson Singers, z USA. W programieznalaz³o siê a¿ 18 pieœni tego gatunku. Takiego oblê¿eniaœwi¹tyni przez publicznoœæ ewangelicy dot¹d jeszcze nie prze-¿ywali. Pe³nemu rozsmakowaniu siê w tej piêknej muzyceprzeszkodzi³o i zepsu³o w sposób fatalny... nag³oœnienieaparatur¹ akustyczn¹. Nie bior¹c pod uwagê bardzo charakterystycznejnaturalnej w³aœciwoœci brzmieniowej tego wnêtrza,wytrzaœniêty sk¹dœ akustyk, miast retuszowaæ jedynie sw¹aparatur¹ brzmienie wokalne i instrumentalne p³yn¹cez towarzysz¹cego fortepianu – w³adowa³ pe³n¹ moc ze swychurz¹dzeñ. Skutek by³ taki, ¿e ca³a piêkna harmonia i interesuj¹cewspó³brzmienia artystów zniszczone zosta³y nieodwracalnie.aleje III 7 VII-IX 2004


MUZYKAIle to razy jeszcze przyjdzie nam – s³uchaczom – domagaæ siêpe³nej profesjonalizacji obs³ugi akustycznej na koncertachdobrej muzyki, by zasadniczo ró¿ni³o siê to od ³omotui trzasku na innych, po¿al siê Bo¿e, wystêpach tzw. zespo³ów,gdzie ha³as konieczny jest do wyt³umienia licznychfa³szów i prostactw i zag³uszania ich w sposób dokumentny?Zakoñczyæ trzeba zapisem wielkiego fina³u – koncertu czcz¹cego100 rocznicê œmierci Antonina Dvoøaka, i wykonania jego„Requiem b-moll”. Koncert odby³ siê w Bazylice Jasnogórskiej,a wykonanie dzie³a zapewni³ zespó³ filharmoników krakowskich,wraz z chórem tej¿e filharmonii i czwórk¹ solistów. Ca³oœæpoprowadzi³ czeski dyrygent Stanislav Macura. Krakowscyfilharmonicy – to czo³ówka polskich zespo³ów symfonicznych,co udowodnili wspania³ym wykonaniem „Requiem”, godnymw pe³ni okolicznoœci oraz miejsca. Œwietnie zaprezentowali siêwraz z nimi soliœci: Bo¿ena Harasimowicz-Haas – sopran,Ewa Marciniec – alt, Ryszard Minkiewicz – tenor i Rados³aw¯ukowski – bas.Trudno niestety odnieœæ siê z podobnymi wra¿eniami dosylwetki dyrygenta. Mistrz batuty charakteryzuje zwyklewyrazistoœæ i wykwint gestu, z jakimi prowadz¹ orkiestrê,prezentowane zreszt¹ z ró¿nym temperamentem, w zale¿-noœci od charakteru utworu, czy w³asnej osobowoœci. StanislavMacura zademonstrowa³ w Bazylice styl niespotykany. Podskokido góry lub tupanie nog¹ w podium, klaskanie,³apanie siê pod boki, czy k³adzenie torsu na pulpicie, niczymprzy grze w snookera, a wreszcie kilkakrotne odwracaniesiê do publicznoœci z jak¹œ s³own¹ tyrad¹ – na szczêœcie niezrozumia³¹przy pe³nym tutti orkiestry - co to takiego? Niektórzyodbiorcy muzyki zastanawiali siê, czy by³a to wspó³czesna, nowaszko³a dyrygentury symfonicznej? Opinii tych nie podzielam. Mnieprzypomina³o to raczej sylwetkê feldkurata Otto Katza, kapitalniezarysowan¹ przez Jaroslava Haška w s³ynnym dzieleliterackim o Wojaku Szwejku.Odnotowane przeze mnie wpadki – jako ciekawostki– nie stanowi¹ bynajmniej zarzutów pod adresem œwietnychorganizatorów Festiwalu, których starania oraz efektyprogramowo-organizatorskie zas³uguj¹ na najwiêkszeuznanie. W niczym tu oni nie zawinili i byli wraz z namiautentycznie zaszokowani tego rodzaju “niespodziankami”,którym nie mo¿na by³o wczeœniej zapobiec.Dopisujê wiêc jeszcze, ¿e tegorocznemu Festiwalowitowarzyszy³o niezmiennie seminarium naukowe, adresowanedo dyrygentów i animatorów sztuki muzycznej, organizowane odwielu lat przez zas³u¿one Narodowe Centrum Kulturyz Warszawy, wraz z jego wspania³¹ opiekunk¹, p. Wies³aw¹Krodkiewsk¹. Tegoroczne przedpo³udniowe spotkaniaz seminarzystami wype³ni³y: wyk³ad Marka Dy¿ewskiego –"Œpiewy Pielgrzymów Œredniowiecza", dr Antoniego Zo³y –"Totalnoœæ pieœni religijnych w Polsce" oraz prof. GuntarasaPranisa – "Trylogia ³otewskiej muzyki sakralnej".Koncerty festiwalowe upiêkszali s³owem: MarekDy¿ewski, Beata M³ynarczyk, Zbigniew Pawlicki i O. LeonardPietras.FESTIWAL JAZZU TRADYCYJNEGOCi¹gle jeszcze ¿ywe pozostaj¹ wspomnieniapo Festiwalu – III-rd Hot Jazz Spring Czêstochowa2004. Po raz trzeci nasze miasto goœci³ow sali koncertowej Filharmonii wybitnych reprezentantówtego gatunku muzyki.Festiwal rozpoczêto mi³ym akcentem - jubileusz45-lecia dzia³alnoœci artystycznej obchodzi³w³aœnie u nas niestrudzony propagator wszelkichjazzowych dokonañ – trêbacz Henryk Majewski.By³y gratulacje, podziêkowania i ¿yczenia przekazaneprzez Prezydenta Miasta Tadeusza Wronê, któryte¿ otworzy³ festiwal.Siergiej Wowkotrub przyby³ przed kilkunastulaty do Czêstochowy z rodzinnej Ukrainy, wrazz ¿on¹ Olg¹ – pianistk¹ i synem. Zadomowili siêtu na dobre. Dziœ ju¿ poszczyciæ siê mog¹ uroczystymnadaniem im obywatelstwa polskiego.Skrzypek, solista i kameralista Siergiej nieunika w swej pracy ¿adnego gatunku muzyki,byle by³a to muzyka dobra. Z równ¹ ³atwoœci¹wykonuje dzie³a J. S. Bacha, A. Vivaldiego, czyL.v. Beethovena, co standardy jazzowe i modneprzeboje muzyki rozrywkowej. Czy¿by za karê przypad³omu miejsce przy ostatnim pulpicie w zespoleFilharmoników Czêstochowskich? Bo to on w³aœniewraz z sekcj¹ towarzysz¹c¹ rozpocz¹³ festiwalowespotkania, a jego muzyka lekka, ³atwa i przyjemna,grana na elektronicznie wzmocnionychskrzypcach, bardzo przypad³a do gustu s³uchaczom.Estradê obj¹³ nastêpnie w posiadanie HenrykMajewski ze sw¹ tr¹bk¹ i towarzystwem pierwszychgwiazd (a raczej gwiazdorów) polskichtradycji jazzowych: Janem “Ptaszynem”Wróblewskim – saksofon, Wojciechem Kamiñskim– fortepian, Januszem Koz³owskim –kontrabas i Kazimierzem Jonkiszem – perkusja.Ich wystêp to w³aœciwie wielki wyk³ad muzycznyz historii jazzu tradycyjnego, w najlepszym wykonaniu.Wokalistka Ewa Uryga nie wymaga rekomendacji.Jej interpretacja jazzu siêga okresu nowszegow historii tej muzyki. Interpretacja jest tymbardziej interesuj¹ca, ¿e oparta na stylu wspó³czesnejwokalistyki jazzowej szko³y amerykañskiej,któr¹ pani Ewa pozna³a i z powodzeniemstosuje. W jej recitalu towarzyszy³a sekcja instrumentalna,a w niej – puzon. W moim odczuciu,instrument ten by³ nieco nazbyt ha³aœliwy zarównow grze zbiorowej, jak i w partiach solowych. Dotego da³y siê zauwa¿yæ wyraŸne kiksy w glissandach ibiegnikach staccato tego instrumentu, nie pozostawiaj¹cw odbiorze najlepszego wra¿enia.aleje III 8 VII-IX 2004


MUZYKAW drugim festiwalowym dniu opublikowano wynikikonkursu “Swinguj¹cy Kruk” dla m³odych instrumentalistówjazzowych. Nowa i ciekawa toinicjatywa, prawdopodobnie jedyna dot¹d na œwiecie.Profesjonalne jury pod kierownictwem HenrykaMajewskiego wy³oni³o laureata I nagrody,którym zosta³ Micha³ Barañski – kontrabasista.Nagrodê otrzyma³ tak¿e trêbacz Daniel Pomorski.Przyznano jeszcze dwa wyró¿nienia, a specjaln¹nagrodê rzeczow¹ ufundowan¹ przez firmê Malko –instrumenty muzyczne – odebra³ niemiecki perkusistaChristian Weber. M³odzi posiadacze nagród i wyró¿nieñpopisali siê nastêpnie muzycznie.Po nich wyst¹pi³ Beale Street Jazz Band zKrakowa, z Andrzejem Marchewk¹ – trêbaczem naczele. Znów zafundowano s³uchaczom potê¿n¹ porcjêprzebojów z krainy jazzu w wykonaniu instrumentalistówznanych od dziesi¹tek lat z wystêpów inagrañ p³ytowych. Towarzyszy³a im Ma³gorzata Korzyñska,równie doskona³a wokalistka, co sprawnakonferansjerka.Fina³ festiwalu to wystêp gospodarzy – FiveO’Clock Orchestra z kornecist¹, liderem, twórc¹i inicjatorem festiwalowych poczynañ TadeuszemEhrhardtem Orgielewskim na czele. Zagrali w powiêkszonymna tê okazjê sk³adzie wraz z goœcinniedo³¹czonymi do zespo³u: Wojciechem Kamiñskim– fortepian, Romanem Twaro¿kiem –kontrabas, Jackiem Mazurem – klarnet, saksofon iMarkiem Michalakiem – puzon, wraz z wokalistk¹Agnieszk¹ Wilczyñsk¹. Zespó³ – laureat dwukrotniezdobytej “Z³otej Tarki” – znów poderwa³ publicznoœæz miejsc swym brawurowym wykonaniemznanych i ulubionych standardów z Nowego Orleanurodem. Zas³u¿one brawa odebrali: przebojowy i pe³entemperamentu Tadeusz i jego kornet, solówki kontrabasistyTomasza Twaro¿ka, Andrzeja Nowickigona banjo oraz Wojciecha Kamiñskiego – pianistyze œcis³ej czo³ówki jazzmanów krajowych. A czy¿mo¿na zapomnieæ œwietnego Marka Michalaka zKrakowa, który imponowa³ sw¹ gr¹ na puzonie? Niespotka³em dot¹d puzonisty, który przy unieruchomionymsuwaku móg³by tak œwietnie zagraæ pe³n¹frazê solow¹ w ca³ej rozleg³oœci.Koncerty festiwalowe prezentowa³ s³ownie JanuszJadczyk.Pozostaje jeszcze jedna osobistoœæ z g³êbokiegozaplecza obs³ugi technicznej festiwalu, októrej nie wolno zapomnieæ. Nag³oœnienie aparatur¹akustyczn¹ zapewnia³ skromny pracownik filharmonii– Piotr Tyras. To wyj¹tkowy przyk³ad wiedzyi umiejêtnoœci w tej dziedzinie. Doskona³y retusznaturalnego brzmienia wraz ze œwietn¹ ekspozycj¹poszczególnych partii i solówek, bez huku,trzasku i przesterowania, jak to najczêœciej bywa.Brawo, Panie Piotrze. Inni powinni uczyæ siê odPana!Na koniec dwie jeszcze uwagi z festiwalowegopobocza. Louis Armstrong doczeka³ siêswego (chyba jedynego w Polsce) placu naskwerze obok filharmonii. Poza tabliczk¹ informacyjn¹nic wiêcej nie œwiadczy o tym. Czy¿to nie najwy¿sza pora, proszê tak aktywnegogrona naszych œwietnych czêstochowskichplastyków, by na placu tym umieszczonowreszcie popiersie wielkiego Ojca Jazzu wrazz jego z³ot¹ tr¹bk¹, by móg³ w przysz³oœci przys³uchiwaæsiê swej ulubionej muzyce p³yn¹cej zpobliskiej sali koncertowej?Uwaga druga. Maj w naszym mieœcie przepe³nionyjest po brzegi wydarzeniami festiwalowymi.Festiwal “Gaude Mater” i jego kontynuacjaw postaci Ogólnopolskiego Konkursu “Sacrumw literaturze”, czy sympatycznego festiwalupiosenki dzieciêcej “Majowa Nutka”. Z pewn¹trosk¹ obserwowa³em pewien niedostatek publicznoœcina koncertach Festiwalu Jazzowego.Poza przesytem festiwalowym, dodatkowympowodem jest zapewne czas matur oraz okresegzaminów i zaliczeñ braci akademickiej – potencjalnychwszak bywalców na imprezach jazzowych.A wiêc – dopóki “Wiosna Jazzowa” nieutrwali³a siê jeszcze dostatecznie w postaci tradycji– czy nie dobrze by³oby zmieniæ tego festiwalu?Na przyk³ad “Jazzowe Zapusty”, zmiennezgodnie z kalendarzem, lecz zawsze przypadaj¹cena ostatnie dni karnawa³u i doskonale nawi¹zuj¹cedo tej okolicznoœci. Frekwencja na festiwalowejwidowni z pewnoœci¹ nie zawiedzie i bêdziemurowana. Warto nad tym pomyœleæ,proszê przedsiêbiorczej dyrekcji FestiwaluJazzu Tradycyjnego w osobach Leszka Hadrianai Andrzeja Nowickiego – nominata na stanowiskukierownictwa artystycznego.Andrzej Grondmanaleje III 9 VII-IX 2004


MUZYKANIECODZIENNA PASJAHistoria Pipes’n Drums to spe³nione marzeniakilkulatka, który teraz pomaga spe³niaæ marzeniainnych.Opowiada Tomasz Ujma:Mia³em siedem lat, gdy ogl¹da³em film “Porwanyza m³odu” i zafascynowa³em siê motywem muzycznymdo tego stopnia, ¿e go pamiêtam do dziœ.Dudy s¹ doœæ prymitywnym instrumentem, którywydaje jedynie dziewiêæ dŸwiêków. Jednak,kiedy gra naraz kilku dudziarzy, ten dŸwiêk zachwycai w³aœnie mnie tak zachwyci³. Ten zachwyttrwa do dziœ.Wszystko tli³o siê we mnie i przygasa³o,to znów rozpala³o siê na nowo…. Dlaczegoto mówiê? Wiesz, du¿o osób zaczê³o interesowaæsiê tym wszystkim na fali filmu "Braveheart".We mnie tkwi³a ta muzyka od dawna,mo¿na nawet powiedzieæ, ¿e by³em na ni¹ uczulony.Od ma³ego bardzo siê interesowa³em militariami,ogólnie rzeczami zwi¹zanymi z wojskiem, histori¹.Zdarza³o mi siê wiêc widzieæ dudziarzy na ³amachksi¹¿ek czy czasopism.Maj¹c czternaœcie lat spêdza³em wakacje ubabci. Mam brzydki zwyczaj czytania przy jedzeniu– mo¿e to byæ nawet ksi¹¿ka kucharska czytelefoniczna. Tym razem byli to akurat "Nêdznicy"Victora Hugo. Tam przepiêknie opisany jestostatni zryw armii Napoleona w 1815 r., któryzakoñczy³ siê jej pogromem przez armie angielsko-pruskiepod Waterloo. Ten plastyczny obraz,kiedy to “warcz¹ bêbny i œwiszcz¹ dudy”, zrobi³na mnie ogromne wra¿enie. Dlatego w szkole,gdy musieliœmy zrobiæ jakieœ figurki z plasteliny,wybra³em sobie postaæ ¿o³nierzyka szkockiego,grenadiera.Miêdzy okresem, kiedy wpadnie w ucho kawa-³ek muzyki, która ci siê spodoba, nastêpuje d³ugiokres posuchy. Szczególnie, gdy dostêpne s¹ tylkodwa czarno-bia³e programy w telewizji.Nie wiem, czy pamiêtasz serial "RobinHood" – w tym serialu by³a muzyka, która mniewczeœniej tak fascynowa³a. Zacz¹³em odkrywaæClannad – zespó³, który nagra³ soundtrack.- totakie The Corrs, którzy graj¹ tak¹ muzykê w formietandetnej i jarmarcznej. Swoj¹ drog¹ wyst¹piliw Sopocie cztery lata temu, niestety widzia³emten koncert jedynie w telewizji. Jeœli natomiastchodzi o Clannad, zacz¹³em s³uchaæ tegona okr¹g³o.S³uchanie wystarcza³o mi a¿ do czasu, kiedy by-³em na drugim roku studiów. Gdyby ktokolwiekwtedy mi powiedzia³, ¿e bêdê gra³ cokolwiek, tobym go po prostu wyœmia³. Nigdy nie mia³em ci¹gotekdo gry na ¿adnym instrumencie. Ale z³ama³emnogê i by³em mocno uziemiony przez pó³ roku. WyobraŸsobie, ¿e jak siê siedzi w domu i nic siê nie robi– bo nie mo¿na robiæ – coraz póŸniej siê wstaje ik³adzie spaæ. Pewnej nocy dostraja³em sobie radio,gdy us³ysza³em tzw. iroszkocki rock. W Programie3 Polskiego Radia nadawano akurat audycjê “Folk wpigu³ce” albo “Muzyka zielonej wyspy”, nazywali j¹te¿ czasem “Klub folkowy”. Ch³on¹³em ka¿dy dŸwiêk,jaki wydobywa³ siê z g³oœników radiowych. Do tegostopnia szala³em, ¿e ju¿ dzieñ wczeœniej musia³emmieæ przygotowan¹ czyst¹ kasetê. Szczególnie podoba³mi siê jeden z zespo³ów szkockich, graj¹cychmuzykê – jakby to powiedzieæ – nie by³a to muzykatradycyjna. To by³o coœ w stylu folk rocka, lecz graliz estym¹ historii. Nazywali siê Battlefield Band.Szczególnie bliska sta³¹ mi siê ich muzyka, gdyzacz¹³em siê uto¿samiaæ ze œpiewanymi przez nichtekstami. Przewija³y siê przez nie bitwy, kultura.Ogólnie by³y przaœne i weso³e. Szczególnie zaczê³odo mnie uderzaæ has³o “Forward with theScotland past”. W³aœnie ten zespó³ mia³ w swoichszeregach dudziarza, który fantastycznie siêwkomponowa³ w twórczoœæ grupy.Na marginesie, Clannad i Battlefield Bands¹ zespo³ami starszymi ode mnie. Powiem ci te¿, ¿edu¿e wra¿enie zrobi³y na mnie wybory Szkockiej PartiiNarodowej. Ogl¹dam relacje w telewizji, a tu naglekamera pokazuje obrazek z jakimœ m³odym ch³opcemw adidasach, który zasuwa na dudach. I poczu-³em wtedy zazdroœæ, ¿e on gra Tam, na Tym instrumencie,a ja nie …Po wyleczeniu nogi mia³em du¿o w³asnych problemów.By³em straszony przez wszystkich, ¿e tokoniec z marzeniami. Wiesz, dziecko, ¿ona, stabilizacja...Ja jednak konsekwentnie d¹¿y³em do celu. W1995 roku, s³uchaj¹c "Klubu folkowego" us³ysza-³em, ¿e jesieni¹ odbêd¹ siê w naszym kraju DniKultury Brytyjskiej. Próbowa³em nawet wygraæ biletyna koncert Battlefield w konkursie – niestety.By³em nawet przekonany, ¿e ja, z Czêstochowy, niebêdê w stanie dostaæ siê na tê imprezê. Ale uda³osiê, pojecha³em, kupi³em bilet i czeka³em … Myœla³em,¿e ci dudziarze, to jacyœ zapyziali ludzie – atu technicy dŸwiêku wpuœcili mnie do sali, pozna-³em wszystko od kuchni. Nastêpnie œledzi³em ichprzygotowania do wystêpu. Szczerze mówi¹c muzycynie spodziewali siê, ¿e ktoœ mo¿e tyle wiedzieæaleje III 10 VII-IX 2004


MUZYKAo nich. Zapytali, czy jestem cz³onkiem jakiegoœ fanklubu(którego w Polsce akurat nie mieli), wiêc odpowiedzia³em,¿e maj¹ ogromn¹ rzeszê fanów, coich niezmiernie uszczêœliwi³o.Cain McDonald, wielki muzyk, stroi³ w³aœnieswoje dudy przed koncertem. Zawo³a³ mnie, i zapyta³,czy chcê spróbowaæ. Wydawa³o mi siê, ¿etrzeba mieæ silne p³uca, ¿eby graæ tak d³ugo. A tutrzeba mieæ je silne, aby wydobyæ jakiekolwiekdŸwiêki. Trzeba naprawdê du¿ego treningu, by graæna dudach. Osobom pal¹cym jest jeszcze trudniej,choæ mój kolega ma astmê i gra.I nagra³em te swoje pierwsze dŸwiêki na magnetofonie– mia³em magnetofon, ¿eby nagraæ ich piosenkipodczas koncertu. A oni pozwolili mi wejœæz nim na salê i nagrywaæ.Skoñczy³em studia, zacz¹³em pracowaæ. Pewniedo dziœ jedynie s³ucha³bym muzyki, gdyby nieto, ¿e mój tata wyjecha³ do Wielkiej Brytanii.Poprosi³em go, ¿eby zorientowa³ siê, wjaki sposób mo¿na staæ siê posiadaczem takiegosprzêtu. Ojciec zapyta³ pó³¿artem kolegê, i okaza-³o siê, ¿e u nich jest to tak popularny i ogólnie dostêpnyinstrument jak u nas gitara. Choæ nie ujmuj¹cgitarzystom, ¿adna gitara nie porównuje siê z dudami.Gdy tata wróci³ do kraju, sp³ynê³y oferty, maile,rozmawia³em za poœrednictwem telefonu. Zdecydowa³emsiê kupiæ wszystko potrzebne do nauki gryna dudach, czyli sprzêt, ksi¹¿ki, rzeczy technicznedo obs³ugi. Ksi¹¿ka okaza³a siê niewystarczaj¹ca.Uczy³em siê tak przez kilka miesiêcy i szczerzemówi¹c zaczê³o to iœæ w bardzo z³ym kierunku. PóŸniejus³ysza³em, ¿e ktoœ ma graæ na dudach przyotwarciu jednego z supermarketów w kraju. Mia³emznajom¹, która skontaktowa³a mnie z tym cz³owiekiem.Okaza³ siê nim byæ Lindsay Davidson. Uwierzmi, ¿e nie mog³em trafiæ lepiej. WyobraŸ sobie, ¿eo¿eni³ on siê z Polk¹ i mieszka³ w Krakowie, czyli nietak daleko od Czêstochowy – i jest mistrzem juniorówWspólnoty Brytyjskiej. Ukoñczy³ Królewsk¹Akademiê Muzyczn¹ i jako instrument dyplomowywybra³ sobie w³aœnie dudy, s³owem – mistrz. Notabenew moim wieku.Doskonale siê zrozumieliœmy. Przy okazji swoichwystêpów w Poznaniu zabra³ mnie ze sob¹. Praktycznieca³e dwa tygodnie, które tam spêdziliœmy,poœwiêci³ mnie, przerywaj¹c sobie jedynie na koncertylub posi³ki. Wiele rzeczy na nowo musia³emsiê nauczyæ, bo to, czego sam siê nauczy³em, by³opo prostu fatalne.Po roku nauki widywaliœmy siê rzadziej. Nie musia-³em ju¿ doszlifowywaæ b³êdów. Zaczêliœmy graæ wspólnie.Rozpoczêliœmy wspó³pracê z ch³opakami zGdañska, lecz na d³u¿sz¹ metê odleg³oœæ stawa³a siêcoraz wiêkszym problemem we wspólnym graniu.Powoli dorasta³em do tego, by stworzyæ w³asnyzespó³ w Czêstochowie. Wiesz, to jest te¿ wa¿ne,¿e muzyki na dudach nie da siê s³uchaæ w systemiekoncertowym. W krajach Wielkiej Brytanii,w Szkocji, dudziarze graj¹ na imprezach na œwie-¿ym powietrzu. Policjanci czy stra¿acy maj¹swoje orkiestry.Chcia³em równie¿ za³o¿yæ taki zespó³ dla miasta,ot tak, za darmo. Wiesz, jakaœ oficjalnauroczystoœæ miejska, a tu dudziarze id¹ Alejami.Jakiœ mecz ¿u¿lowy czy inny – dudziarze id¹ Alejami.Myœla³em, ¿eby robiæ ha³as, ale w sensie pozytywnym,aby przyci¹gaæ ludzi, zachêcaæ ich.Spotka³o siê to, niestety, z brakiem odzewuze strony w³adz miasta.Ucz¹c angielskiego przes¹cza³em m³odzie¿y wiadomoœcio Anglii, Szkocji, Walii i Irlandii. Zainteresowa³siê tym jeden ch³opiec, który obecnie jestmoj¹ praw¹ rêk¹ w zespole. I tak to siê zaczê³owszystko krêciæ. Dochodzi³y do nas osoby i odchodzi³y,z czego w konsekwencji powsta³ trzynastoosobowyzespó³. Chc¹ siê uczyæ na dudach, ale tak¿ena bêbnach. Swoj¹ drog¹ z osób, których uczy³emangielskiego w Pipes’n Drums graj¹ cztery, couwa¿am za osobisty sukces.Najwiêkszym jednak sukcesem jest uznanie nasprzez Drums of Scottland z Ottawy – zespó³ z 99-letni¹ tradycj¹, za tzw. Brother Band, oferuj¹ nam wszelk¹pomoc, jak¹ kiedykolwiek bêdziemy potrzebowali.W tej chwili wspó³pracujemy równie¿ z Zespo³emTañca Szkockiego i Irlandzkiego Comhlan, oraz zAgencj¹ Artystyczn¹ Ista, która takich tañców naucza.Chcia³bym dodaæ, ¿e o ile Czêstochowa ma³oo nas wie, to np. w Opolu, Austrii czy w Czechachwystêpujemy bardzo czêsto, przy wielu okazjach.Wys³ucha³a Agata Jab³oñskaaleje III 11 VII-IX 2004


MUZYKAMUZYKA W MUZEUMNasz ratusz miejski – jedna z dotychczasowychsiedzib Muzeum Czêstochowskiego – doczeka³siê rozpoczêcia koniecznych prac remontowych.Dyrektor Muzeum Janusz Jadczyk i jego pracownicyb³yskawicznie wyewakuowali tak eksponaty,jak i ca³oœæ pozosta³ego mienia trwa³ego i ruchomegodo “Rotundy”, czyli Pa³acu Œlubów.Tempo, starannoœæ i pieczo³owitoœæ towarzysz¹catemu zadaniu – zas³uguj¹ na nale¿yte uznanie.W nowej siedzibie nie marnowano czasu na tzw. “odsapkê”.Udostêpniono ju¿ trzy wystawy: malarstwaz lat socrealizmu, ekspozycjê bia³ej broni oraz zestawdoskona³ych fotogramów flory z regionu œl¹skiego.To nie wszystko. Za muzealnymi zbiorami powêdrowa³amuzyka, goszcz¹ca dot¹d w sali ratuszowej.Oto odby³ siê inauguracyjny koncert z programem muzykirosyjskiejw zaadaptowanejdo tego celusalce “Rotundy”na I piêtrze.Inicjatoramii wykonawcamikoncertubyli muzycy,którzy zwi¹zanis¹ sw¹dzia³alnoœci¹artystyczn¹oraz prac¹pedagogiczn¹z tutejszymœrodowiskiem:nauczycieleakademiccyInstytutuMuzyki WSPi œredniegoszkolnictwamuzycznego.Nie pierwszy ju¿raz wymagaj¹ zauwa¿enia cenne wartoœci wynikaj¹ce z¿ywego ³¹czenia ich dzia³alnoœci koncertowo-estradowej zpedagogik¹ na rzecz studentów i uczniów.Koncert obejmowa³ w ca³oœci dzie³a dwóch wielkichtwórców muzyki rosyjskiej: Piotra Czajkowskiego iModesta Musorgskiego. Wyst¹pili: Siergiej Rysanow– wiolonczela, Halina Skubis – sopran i LudomiraGr¹dman – fortepian. Rozpoczêto Wariacjami natemat rokokowy op. 33 i Pezzo capriccioso op.62 P. Czajkowskiego.Siergiej Rysanow nie z przypadku zajmuje od kilkunastulat stanowisko koncertmistrza w zespole czêstochowskichfilharmoników. Równie doskonale prezentujesiê w muzyce solistycznej i kameralnej. JegoCzajkowski zabrzmia³ z wielk¹ wirtuozeri¹, piêknym inoœnym brzmieniem pochodz¹cym z znajduj¹cego siêw jego posiadaniu cennego instrumentu.Siedmioczêœciowy cykl pieœni W izbie dzieciêcejM. Musorgskiego nie by³ dot¹d znany czêstochowskiejpublicznoœci. Jego interesuj¹c¹ interpretatork¹ okaza³asiê Halina Skubis, imponuj¹ca nie tylko wokalistyk¹,lecz tak¿e i gr¹ aktorsk¹ w zró¿nicowanych tematyczniei nastrojowo pieœniach cyklu. Partiê fortepianow¹towarzysz¹c¹ poszczególnym wykonaniom zapewni³az w³aœciw¹ sobie bieg³oœci¹ i muzyczn¹ swad¹– Ludmira Gr¹dman.Ca³oœci dope³ni³a Maryla Renat - komentatorkanawi¹zuj¹ca s³ownie do ¿ycia i twórczoœci oburosyjskich kompozytorów. Sw¹ bogat¹ wiedzê i znajomoœæprzedmiotuprzekazywa³ajêzykiem jêdrnymi zrozumia³ym.Doskona³ym te¿jej pomys³emby³o wrêczenies³uchaczompolskiego t³umaczeniatekstówwszystkich pieœniz cykluMusorgskiego,które na estradziewykonywaneby³y w jêzykurosyjskim.Publicznoœædopisa³a w komplecie,wiernatradycjom muzycznymw Muzeum.Reszty do-Koncert muzyki rosyjskiej: Halina Skubis i Ludomira Gr¹dmanpe³ni³o pe³neuroku wnêtrzesalki “Rotundy”, udostêpnione przez gospodarzy wraz zciekaw¹ lokalizacj¹ miejsc dla s³uchaczy, umo¿liwiaj¹c¹nader dogodne warunki odbioru muzyki.Te i pozosta³e walory sprzyjaæ bêd¹ z pewnoœci¹nastêpnym muzycznym spotkaniom wœród muzealnychekspozycji, tak starannie przygotowywanych przezkierownictwo placówki.(ag)aleje III 12 VII-IX 2004


TEATRLegionowy powrót do CzêstochowyWojciecha Kopciñskiego5 czerwca w Sali Kameralnej Filharmonii, swójnowy, s³owno-muzyczny spektakl Teatru Legion pt.“Wspomnienie” zaprezentowa³ Wojciech Kopciñski,czêstochowianin, absolwent pierwszego dyplomuWy¿szej Szko³y Nauczycielskiej w Czêstochowie(1974) i Wydzia³u Re¿yserii Dramatu krakowskiejPWST; w latach 80. re¿yser i dyrektor artystycznyTeatru im. A. Mickiewicza, a w latach 90. dyrektorprywatnego Teatru Faust.To bardzo osobisty spektakl, bêd¹cy po³¹czeniem utworówró¿nych twórców, dziœ bez w¹tpienia klasyków poszczególnychgatunków muzyki, takich jak: “Kim w³aœciwie jest ta piêkna pani”czy “Opad³y mg³y” Edwarda Stachury, “Tears in heaven” EricaClaptona i Willa Jenningsa, “Über den Wolken” Reinharda Meya,”Mercedes Benz” Janis Joplin, “Dni, których jeszcze nie znamy”Marka Grechuty, “Wish you were here” Rogera Watersa i DavidaGilmoura, “Jaskó³ka uwiêziona” J. Kêpskiego i K. Szemiotha, czy“Dreamer” Ozzy Osbourme'a.Na scenie pojawi³o siê dwoje wykonawców: NiemkaBettina Arnold, dojrza³a, ciep³a, liryczna (“Tears in heaven”),ale jak trzeba, to i drapie¿na (“Mercedes Benz”) nauczycielkagry na gitarze i wokalistka orazTomasz Kilarski, m³ody, bardzo zdolny,o niezwykle ekspresyjnym, wyrazistym(“Gethsemane” AndrewLloyda Webbera, pieœni Stachury), alejak trzeba i intymnym g³osie (“Fieldsof gold”), student psychologii i wokalista,co umo¿liwi³o widzom zupe³nieœwie¿e odczytanie i prze¿ycie doskonaleznanych utworów, które, zaliczaj¹csiê do klasyki, potrafi³y po³¹czyæ ró¿-n¹ wiekowo grupê ludzi.Rolê ³¹cznika utworów, zestawionychklimatem tekstów, znakomiciepe³ni³a eteryczna, delikatna ale niezwykleg³êboka w swym wyrazie poezjaAnny £azuki-Witek, poruszaj¹ca odwiecznytemat mi³oœci, ¿ycia i œmierci,recytowana nastrojowym szeptemprzez re¿ysera i wspó³scenarzystêWojciecha Kopciñskiego.Na fot. Bettina i TomekTo nie jest ³atwy do jednoznacznego skwitowania spektakl,bowiem ponadczasowe, na nowo czytane teksty, nie pozwalaj¹tylko “odhaczyæ” kolejnej próby ich zestawienia i interpretacji.Ascetyczny, ale wyrazisty akompaniament tylko dwóch akustycznychgitar wy³ania³ nade wszystko ciê¿ar gatunkowy tekstujako noœnika nieprzemijaj¹cych treœci. S³owo bowiem jestnajskuteczniejsze, gdy¿ rozwijaj¹c intelektualnie, zmusza domyœlenia, uczy pokory, refleksji, porozumiewania siê, wa¿eniawypowiadanych znaczeñ.Wojciech Kopciñski, koñcz¹c niegdyœ kierunek fizyki, wiedzia³,¿e jego przeznaczeniem jest teatr, a szerzej sztuka. Z jejpomoc¹ realizowa³ swoje marzenia, niezale¿nie od sytuacji takpolitycznej, jak i ekonomicznej. Od wielu lat mieszkaj¹c w Niemczechbuduje pomost miêdzy Polsk¹ i Niemcami, dziœ w³aœciwieeuropejski (dlatego spektakl jest trójjêzyczny), konsekwentnieprowadz¹c wymianê kulturaln¹, promuj¹c wartoœci ponadczasowe,ponadnarodowe i ponad podzia³ami.“Wspomnienie” jest konsekwentn¹ realizacj¹ postawionychcelów i mocnym akcentem wspólnych dla Europy i œwiata wartoœci.W epoce wszechmocnej i wszechobecnej hamburgeryzacji¿ycia, warto go by³o zobaczyæ, by sobie to uœwiadomiæ, bo¿ycie bez refleksji jest ja³owe.Spektakl nie mia³by miejsca, gdyby nie ¿yczliwoœæ Pana MariuszaStefanowskiego ze Stowarzyszenia “Nasza Czêstochowa”,który wraz z Rektorem Wy¿szej Szko³y Pedagogicznejw Czêstochowie, prof. Januszem Berdowskim orazProrektorem ds. Nauczania WSP, dr. Jerzym Mizgalskim, wspó³finansowa³“Wspomnienie”. S³owa uznania nale¿¹ siê równie¿Naczelnikowi Wydzia³u Kultury i Sztuki UM, Panu IreneuszowiKozerze i Filharmonii Czêstochowskiej za nieodp³atnie udostêpnieniesali.Wojciech Kopciñski ur. 13.12.1950 w Czêstochowie, po ukoñczeniuw 1974 roku studiów na kierunku fizyka z chemi¹ w Wy¿szejSzkole Nauczycielskiej w Czêstochowie, w 1980 roku ukoñczy³ Wydzia³Re¿yserii Dramatu krakowskiej PWST. Pocz¹wszy od 1979 rokupracowa³ jako re¿yser, kierownik i dyrektor artystyczny w teatrach:Czêstochowy (Teatr im. A. Mickiewicza, Teatr Faust), JeleniejGóry, Bielska-Bia³ej, S³upska, Sceny Salezjañskiej w Krakowie, gdziere¿yserowa³ co rok odnawian¹ pasjê pt.“Dies irae”, wg scenariusza W. Jesionki.Jest pomys³odawc¹ i dyrektoremartystycznym festiwalu “Pasja 2000”,zorganizowanym po raz pierwszy przez ZgromadzenieSalezjañskie. Od 2002 roku realizujeswoje przedstawienia w miêdzynarodowejobsadzie w Stru¿ynach. W latach80. opuœci³ Polskê, emigruj¹c do Niemiec,gdzie obecnie mieszka na sta³e i gdzieod 1995 roku prowadzi wspólnie z burmistrzemWeismainu Peterem Riedelem i burmistrzemAltenkunstadtu Georgiem Vonbrunnempolsko-niemieck¹ wymianê kulturaln¹oraz od 1998 roku za³o¿onywspólnie z Mir¹ Kieniewicz-Kopciñsk¹Teatr Tritonus. W marcu 2004 rokuutworzy³ razem z przyjació³mi Teatr Legion.Jest autorem adaptacji teatralnychi scenariuszy filmowych oraz ksi¹¿kipt. “List-Dziennik”, która ukaza³a siê w Polsce w 2000 roku. Wbie¿¹cym roku w Niemczech uka¿e siê jej przek³ad zatytu³owany“Ein Brief ist mein Tagebuch”, a w Polsce jego drugaksi¹¿ka “Góra znalezionej ciszy”. Pisze równie¿ wiele artyku³ów doprasy polonijnej.Wybór zrealizowanych przedstawieñ: S. Beckett „Ostatniataœma Krappa”, Kraków; Sofokles „Edyp królem”, Czêstochowa;F. Dostojewski „Zbrodnia i kara”, Jelenia Góra; S. Beckett„Koñcówka”, Bielsko-Bia³a; K. „¯ycia nie szukaj” W. Kopciñski,S³upsk; K. Wojty³a „Hiob”, Kraków; A.L. Webber „Cats”,Stru¿yny; W. Kopciñski “Leiden“, Stru¿yny; B. Arnold, W. Kopciñski„Erinnerungen”, Burgkunstadt.Joanna Grochowskaaleje III 13 VII-IX 2004


TEATRBez pud³aPoszed³em do Teatru im. Adama Mickiewiczana spektakl. Dawali "Skrzyneczkê bez pud³a" wed³ugWies³awa Dymnego, w re¿yserii Andrzeja Sadowskiego.Mo¿e to by³a premiera, a mo¿e próba generalna. Pierwsz¹wersjê podawa³a m.in. ulotka przedstawiaj¹ca majowyrepertuar teatru, drug¹ - program spektaklu i zaproszenie,które otrzyma³em. Bior¹c jednak pod uwagê nieoficjalnycharakter imprezy, brak transparentów przedwejœciem i tym podobne szczegó³y, dochodzê do wniosku,¿e jednak by³a to próba generalna.Andrzej Sadowski stwierdza w ¿yciorysie: „nie zajmujêsiê wystawianiem sztuk za to zajmujê siê tworzeniemspektakli”. Istotnie, "Skrzyneczka…" nie jestdramatem, lecz adaptacj¹ opowiadania. G³ówny bohater,Adam, przeje¿d¿aj¹c przez bieszczadzk¹ wieœ, zauwa¿aszyld z napisem: „Brenna Górna 35, Hrapek Józef, stolarz,LAKIERNICTWO” (treœæ napisu ma ogromne znaczenie)i postanawia zwróciæ siê do owego stolarza z proœb¹o wykonanie skrzyneczki. Od Hrapkowej dowiadujesiê, i¿ rzemieœlnik od dawna nie ¿yje, zaœ jego syn siedziw wiêzieniu. Adam udaje siê zatem do drugiego wewsi stolarza, Forteckiego, i tam zamawia skrzyneczkê.Zaintrygowany napisem zg³êbia skomplikowane stosunkimiêdzy zmar³ym Hrapkiem i pozosta³ymi, wpada te¿ natrop zbrodni…Przy takiej formie, jak inscenizacja opowiadania,zachowana zosta³a oryginalna narracja. Dlatego nale¿ypochwaliæ Adama Hutyrê, który, jako Adam, jest nietylko g³ównym bohaterem, ale i narratorem. Aktor wykazujesiê niezwyk³¹ kondycj¹ - prawie w ogóle, pozakrótkim fragmentem na samym koñcu, nie schodzi zesceny. JeŸdzi po niej na rowerze, który sk¹din¹d jestulubionym ostatnio rekwizytem teatralnym (vide "O¿enek"Gogola w krakowskim Teatrze im. Juliusza S³owackiego);próbuj¹c ustaliæ stosunki ³¹cz¹ce mieszkañcówBrennej Górnej kreœli po tablicy umieszczonej z bokusceny i w ferworze ustalania faktów „zje¿d¿a” z tablicyna œcianê; rekonstruuj¹c przebieg morderstwa, wpadaw szaleñcz¹ pieœñ, wywo³uj¹c¹ wœród publicznoœci salwyœmiechu. Jedyny, bardzo drobny zreszt¹ zgrzyt stanowifakt, i¿ na œcianie dawa³y siê zauwa¿yæ œlady napisówkred¹ po poprzedniej próbie. Podsumowuj¹c wystêpHutyry, ów niew¹tpliwie zdolny aktor jest nie dopokonania w rolach niepowa¿nych lub kompletnieFot. Piotr D³ubakaleje III 14 VII-IX 2004


TEATRzwariowanych, jak pamiêtny Papkin w "Zemœcie"w re¿yserii Henryka Talara. Adama ze "Skrzyneczki…"mo¿na tak¿e zaliczyæ do tej kategorii.Forteckiego gra Marek Œlosarski. Aktor ten wygl¹datu chyba zbyt inteligentnie, jak na stolarza; zreszt¹, gdypojawia siê po raz pierwszy, jest na piersi doœæ nachalnieuwalany trocinami (w toku przedstawienia obsypuj¹siê). Nale¿y siê trochê obawiaæ, ¿e do Œlosarskiegoprzylgnie etykietka „cierpiêtnika”: monolog stolarza,wyjaœniaj¹cy zagadkê, do bólu przypomina spowiedŸJacka Soplicy w "Panu Tadeuszu".Najmniejsz¹ rolê spoœród trojga aktorów wystêpuj¹cychna scenie otrzyma³a Ma³gorzata Marciniak(Hrapkowa). Aktorka znana z odgrywania postacipierwszoplanowych tym razem mówi najmniej, czasempowiesi pranie na sznurze lub poprawi szyld m³otkiem.Ciekawym rozwi¹zaniem jest wprowadzenie filmów,wyœwietlanych na tle dekoracji. Zrealizowali goMicha³ Bo¿ek (operator) i Piotr Kulesza (monta¿ysta),zaœ udzia³ wziêli: Marek Œlosarski, Iwona Cho³uj, EwaKula, Waldemar Cudzik, Antoni Rot i inni - jednak¿eprogram nie precyzuje, kto w jakiej roli. Filmy pe³ni¹ró¿n¹ funkcjê. Jedynie na ekranie pojawia siê gminnykasjer Holeksa, którego Adam (pozostaj¹cy na scenie)wypytuje, prowadz¹c œledztwo. Holeksê widaæ za biurkiemb¹dŸ pijanego, obejmuj¹cego brzozê. W tej ostatniejscenie filmowy kasjer „podaje” ¿ywemu Adamowibutelkê wódki! Filmy s³u¿¹ te¿ pokazywaniu retrospekcji:w finale, gdy Fortecki opowiada ca³¹ historiê œmierciHrapka, obserwujemy go na filmie. Sceniczny Œlosarskistara³ siê mówiæ równoczeœnie z filmowym, ale niezawsze nad¹¿a³.W obliczu tak interesuj¹cego pomys³u nieco mniejzauwa¿a siê zwyk³e dekoracje, czyli frontony kilkudomów i symboliczny p³otek, oddzielaj¹cy Forteckiegood Hrapkowej. Obowi¹zkowym elementem jest szyldo wspomnianej treœci. Na scenie stoi tak¿e ³awa, naktórej Adam siada z Forteckim, a gdy bohater spo¿ywaposi³ek ze stolarzem lub wdow¹, dekoracja odsuwa siêi widzimy aktorów przy stole.Skrzyneczka bez pud³a nie jest utworem, którywstrz¹sa³by cz³owiekiem, zmienia³ jego œwiatopogl¹di otwiera³ umys³ na istotne problemy wszechœwiata. Jestnatomiast pe³n¹ absurdalnego humoru opowiastk¹, nadodatek niebanalnie zrealizowan¹. Je¿eli repertuar naszegoteatru pod kierownictwem Katarzyny Deszczbêdzie opiera³ siê na równie oryginalnych spektaklach,mo¿e zrobiæ siê naprawdê bardzo, bardzo ciekawie.Jakub M. RawinisFot. Piotr D³ubakJURAJSKIE TEMATY W NOWYMFILMIEW jurajskich okolicach Czêstochowy -gdzie Janów, Olsztyn i Choroñ - bêdzie realizowanyw przysz³ym roku polski film fabularny pt.“Jura”. Film opowiada o magicznej ziemi jurajskiej– zdradzi³a nam autorka scenariusza,czêstochowska pisarka, Maria Nowakowska –Majcher.Jak siê dowiadujemy, fabularn¹ osi¹ opowieœci- z elementami legend i baœni - jest przyjaŸñch³opca ze starszym mê¿czyzn¹; w g³ównejroli mêskiej wyst¹pi znakomity aktor o europejskiejrenomie, Andrzej Seweryn.Film zrealizuje wybitny twórca polskiegokina, w ostatnich latach skupiony g³ównie nadzia³alnoœci pedagogicznej, Henryk Kluba.Pan Kluba jest wielkim artyst¹, umiej¹cymmistrzowsko budowaæ nastrój – powiedzia³aMaria Nowakowska-Majcher. – Pochodzi z naszejziemi, temat go urzek³ i za moj¹ namow¹podj¹³ siê re¿yserii.aleje III 15 VII-IX 2004


TEATRJESTEM DU¯Y, BÊDÊ WIELKIrozmowa z Wojtkiem Kowalskim, aktoremMówi¹ o Tobie, ¿e jesteœ najwiêkszym czêstochowskimaktorem. Zgadzasz siê z tak¹ opini¹?Tak. Wa¿ê 126 kilogramów i nie s³ysza³em o ¿adnymaktorze z Czêstochowy, który móg³by mi dorównaæ. Amówi¹c powa¿niej, nie potrafiê siê ustosunkowaæ do tegopytania. Nie potrafiê porównywaæ skali talentu. Poza tymstaram siê byæ skromny, choæ chyba jestem pró¿ny, jakka¿dy aktor.Dlaczego w ogóle nie widaæ Ciê w Czêstochowie?Pokazujesz siê na scenach w ca³ej Polsce, alenie w rodzinnym mieœcie.Bo w Czêstochowie nie ma oœrodków kultury, które chcia-³yby zap³aciæ za to, co robimy. Szczerze mówi¹c, nie rozumiemtego, co siê dzieje w czêstochowskiej kulturze.W Gdañsku, Gorzowie Wielkopolskim, Zielonej Górzeczy Katowicach tak zwany teatr alternatywny mawsparcie w instytucjach kultury i ma swoj¹ widowniê.S¹ pieni¹dze, jest wspó³praca z wieloma krajami europejskimi,a w Czêstochowie tego nie ma. Nigdy zreszt¹nie by³o, to chyba specyfika tego miasta.Do tej pory najwiêkszy Twój sukces – i sukcesTeatru from Poland – to “Saxofonista”. Spektaklzebra³ mnóstwo nagród na wielu festiwalach, graciego ju¿ kilka lat. Nie boisz siê, ¿e do koñca ¿yciabêdziesz musia³ pokazywaæ to przedstawienie?Ale ja chcia³bym, ¿eby tak by³o, bo “Saxofonista” ca³yczas ewoluuje, a poza tym jestem do niego bardzo przywi¹zany.Niedawno gra³em w Koszalinie i choæ tekst siênie zmieni³, prze¿ywa³em go tak mocno, ¿e a¿ siê naprawdêszczerze rozp³aka³em. Nie do koñca rozgraniczamrolê, postaæ, któr¹ gram, i rzeczywistoœæ poza scen¹. Taakurat mnie po prostu rusza. Wed³ug mnie najwa¿niejszana scenie jest energia. Jeœli jej nie ma, to w ogóle nie jestsztuka. W “Saxofoniœcie” jest du¿o energii.Instytucje kulturalne z ca³ej Polski zapraszaj¹ Ciê,¿ebyœ uczy³ m³odych ludzi aktorstwa. A mia³eœpropozycje od profesjonalnych teatrów, ¿eby wyst¹piæna zawodowej scenie?Nigdy. Czêsto siê zastanawia³em, czy w ogóle chcia³bymdostaæ tak¹ propozycjê, czy chcia³bym codzienniegraæ lektury szkolne dla rozwydrzonej m³odzie¿y, któraw ogóle nie chce tego ogl¹daæ. Myœlê, ¿e w sensie warsztatowymporadzi³bym sobie, ale nie skoñczy³em szko³yaktorskiej, wiêc chyba nie doczekam takiej propozycji.To mo¿e profesjonalny film? Masz ju¿ doœwiadczenie,wystêpowa³eœ w produkcjach niezale¿nej wytwórniA’YOY.Pracujê nad tym i z czasem chcia³bym iœæ w tym kierunku.Od czasu do czasu dzwoniê i pukam do ró¿nych drzwi.Na razie bez efektu, ale co siê odwlecze, to nie uciecze.Od wielu lat wspó³pracujesz z Jaros³awem Filipskim,który jest autorem scenariuszy do twoich spektakli.Wiele ma³¿eñstw rozpada siê szybciej.Filipski to mój mentalny brat. Rozumiemy siê bez s³ów,mamy podobne pogl¹dy na temat ¿ycia, sztuki. Nigdy siênie k³ócimy. Wszystkie spektakle pisze dla mnie, zawszegram g³ówne role i bardzo mi siê to podoba.Czasami cha³turzysz prowadz¹c ró¿ne dziwne imprezy,na przyk³ad dla firm. Lubisz to?Kosztuje mnie to bardzo du¿o zdrowia, bo prowadzenietakich imprez wymaga optymistycznego nastawienia.Zlecenie muszê przecie¿ wykonaæ profesjonalnie.Nie ma nic gorszego, ni¿ konferansjer, który zmuszasiê do mówienia. Kiedy siê odpowiednio nastawiê, ludzieczuj¹ moj¹ radoœæ i to przynosi efekt. Nie bez znaczenia jestte¿ mój wygl¹d.Zrezygnowa³eœ z muzyki, a przecie¿ gra³eœ w znanychzespo³ach, jak choæby Habakuk. Wrócisz kiedyœdo grania?Ostatnio myœla³em o tym, ale doszed³em do wniosku, ¿e niemam prawdziwego muzycznego talentu.W Czêstochowie jesteœ prawdziw¹ instytucj¹ ¿yciatowarzyskiego, wszêdzie Ciebie pe³no. Jak znajdujeszna to czas? Pracujesz jako bibliotekarz, maszpróby, wystêpujesz...Nie ogl¹dam telewizji, mo¿e z wyj¹tkiem futbolu. Mêcz¹mnie nasiadówki rodzinne, wiêc staram siê wyrwaæ z domu.Ale najwa¿niejsze jest to, ¿e lubiê ludzi, nawet takich, zaktórymi wielu nie przepada. Ludzie mnie fascynuj¹, ka¿-dy osobnik p³ci mêskiej i ¿eñskiej.Co Wojciech Kowalski bêdzie robi³ za 10 lat?Bêdzie jednym z bardziej znanych polskich aktorów charakterystycznych,bêdzie mia³ jeszcze piêkniejsz¹ twarz.Bêdzie dalej robi³ to, co robi.Wojciech Kowalski ma 34 lata, jest aktorem “Teatru fromPoland”. Twierdzi, ¿e by³ najwiêkszym dzieckiem, jakie urodzi³osiê w by³ym województwie czêstochowskim, bo wa¿y³ 5,65 kg.Dziœ wiele osób mówi, ¿e jest najwiêkszym czêstochowskim aktorem,przy czym – patrz¹c na listê jego sukcesów – taka opinia powoliprzestaje byæ tylko sympatycznym ¿artem dotycz¹cym posturyaktora, a staje siê odzwierciedleniem pozycji artysty. WojciechKowalski zdoby³ kilkanaœcie nagród na ró¿nego rodzaju festiwalachza kreacjê w “Saxofoniœcie”. Stworzy³ w tym spektaklu postaæ bezrobotnegoaktora, który chc¹c zdobyæ pracê wciela siê w JerzegoStuhra. Tekst przedstawienia, autorstwa Jaros³awa Filipskiegopowsta³ w oparciu o autentyczne wypowiedzi znanego aktora.Kowalski jest z wykszta³cenia technikiem mechanikiem i polonist¹,pracowa³ jako dealer samochodowy, fotoreporter,dziennikarz telewizyjny, dziœ jest bibliotekarzem. Zaczyna³¿ycie artystyczne jako muzyk, gra³ na saksofonie miêdzyinnymi w “Habakuku”. Potem jednak poch³on¹³ go teatr,zaczyna³ w legendarnym ju¿ WIFIFI. Ma za sob¹ rolefilmowe w filmach zielonogórskiej wytwórni A’YOY, stworzonejprzez W³adys³awa Sikorê, znanego z kabaretu “Potem”. Ostatnioprezentuje w ca³ej Polsce, ale niestety nie w Czêstochowie,najnowszy spektakl “Teatru from Poland” - “Butter – flay”.aleje III 16 VII-IX 2004


FOTOGRAFIAVII Miêdzynarodowy Konkurs Fotografii Cyfrowej CYBERFOTO 2004w CzêstochowieEvaldas Ivanauskas (Litwa) - The CageUrszula Trzaskowska (Karczew) - Zaklêty w kamieñPiotr Wachecki (Czêstochowa) - Wielkie praniealeje III 17 VII-IX 2004


PLASTYKAJacek £yczba - Pegaz w klatcealeje III 18 VII-IX 2004


PLASTYKAPlener MiejskiPlener Miejski uwa¿am za potrzebny i wa¿ny. I toniezale¿nie od formu³y i celu, jaki organizatorzy przednim stawiaj¹. Tym razem chodzi³o o pokazanie urodymiasta, a komisarz Agata Zieliñska da³a uczestnikompe³n¹ swobodê twórczych pomys³ów. W plenerzeuczestniczy³o 15 artystów.Tomasz Man sugestywnie wprowadza widzaw klimat miasta. Artysta zapocz¹tkowa³ swój zwrotku pejza¿owi miejskiemu cyklem s³onecznych obrazówz Hiszpanii. PóŸniej doszed³ do wniosku, ¿e podobnes³oñce bywa i u nas. Przestrzenie miejskich panoram,uliczki zaniedbane i malownicze, nape³nia œwiat³emw kontraœcie z cieniem ciê¿kich koron drzew. Postaciprzechodniów i mieszkañców trwaj¹ w rozleniwieniuupalnego dnia. Wszystko tworzy atmosferê - powszedni¹i wyj¹tkow¹ równoczeœnie, poci¹ga urod¹ i naurodê codziennoœci otwiera oczy widzom.Miejski pejza¿ w zmieniaj¹cym siê oœwietleniui kolorycie mo¿na te¿ z powodzeniem przet³umaczyæna uk³ady ca³kiem abstrakcyjnych plam urzekaj¹cedelikatnoœci¹ barwnych harmonii - jak o tym œwiadcz¹kompozycje Agaty Zieliñskiej. Odejœcie od przedstawianiaw tym przypadku nie tylko nie os³abia prze¿yciapiêkna chwili, ale nawet je wzmacnia, kieruj¹crównoczeœnie w sferê ponadczasow¹.Œwiat³o niesie tajemnicê. Tak najkrócej scharakteryzowa³bymoryginalne obrazy kosmiczno - miejskieAnny Gorejowskiej. Podobn¹ funkcjê œwiat³a w obrazie- ale tym razem abstrakcyjnym, z pewnymi aluzjamido przedstawiania - widzê u Jolanty Winiszewskiej,w jej cyklu zasygnalizowanym w katalogu wystawy.W pracach Marka Zakrzewskiego fantazja i symbolika³¹cz¹ siê z konkretnymi fragmentami Czêstochowy,daj¹c równoczeœnie sposobnoœæ pos³u¿enia siêspecyficznymi efektami technicznymi. Wystawêwzbogacaj¹ du¿e dekoracyjne polichromowane obiektyz drewna, którym Leon Maciej nada³ formê jakbyo³tarzowych nastaw z doœæ czyteln¹ symbolik¹chrzeœcijañsk¹. Sakralny aspekt miasta podkreœladobitnie Krystyna Szwajkowska. Jej monochromatycznelitografie dzia³aj¹ form¹ i kolorem mocnoi czysto.Szczególnie podobaj¹ mi siê nowe prace AnnyWawrykowicz - ¯akowicz. Zauwa¿y³em ju¿ na poprzedniejwystawie Pleneru Miejskiego d¹¿enie artystkido zmiany charakteru twórczoœci - owych ³atwo rozpoznawalnychkompozycji, pokrytych warstw¹ nibyzastyg³ej lawy czy ¿u¿la - przez wprowadzenie fragmentów³adnie malowanej architektury. Zastanawia³emsiê, jak by by³o, gdyby ca³y obraz wype³ni³a architektura.I oto tak siê sta³o. Przy tym zami³owanie do efektówfakturowych przyda³o siê œwietnie do wyra¿eniamaterii murów, starych œcian, co daje dobry rezultatw po³¹czeniu z fragmentami malowanymi cienk¹warstw¹ farby na g³adkiej powierzchni p³ótna. To jednaknie realistyczne przedstawienie motywu. Czytelne s¹elementy metafory, symbolu, surrealizmu. Wszystkotworzy ca³oœæ zwart¹, zdecydowan¹, jasno okreœlon¹.Na wystawie s¹ prace wykonane ró¿nymi technikami.Pastelami pos³uguj¹ siê: Adela Wiœniewska,Maria Og³aza i Czes³aw Tarczyñski. Oleje CecyliiSzerszeñ to zatopione w z³ocisto-rdzawych gamachstare podwórka. S¹ melancholijne (Barbara Szyc)i z lekka groteskowe (Agnieszka ¯mudziñska) próbypowrotu do czasów, gdy – jak to opisano w starymprzewodniku - w Alejach mo¿na by³o spotkaæ panóworaz panie “z ustrojonemi w domu minami”spaceruj¹cych po deptaku.JubileuszCecylii SzerszeñW maju Miejska Galeria Sztuki w Czêstochowiepokazywa³a du¿¹ wystawê malarstwa Cecylii Szerszeñ.Po dokonanej wczeœniej selekcji, zobaczyæ mo¿na by³oponad 100 obrazów. Tak, by bez zbêdnego nat³okumóc zaaran¿owaæ ekspozycjê wed³ug tematów, rodzajówi zagadnieñ malarskich, takich jak miejskie zau³ki,sosny, Kazimierz, martwa natura, œwiat³o, pejza¿.By³ to jubileusz 35-lecia pracy twórczej jednejz najbardziej znanych postaci czêstochowskiego œwiataartystycznego.Okaza³o siê, i¿ malarka zaimponowa³a dorobkiemi rozmyœlnym rozmachem twórczym, bogactwem swoicholejnych kreacji obrazowych. Temat to g³ównie natura,chyba dlatego, ¿e mo¿e byæ ona synonimem ¿ycia.Malarka dostarcza sztukê dobrze opanowan¹ warsztatowoi pe³n¹ œwiat³ocieniowej gry. Ci¹gle doskonalonerealistyczne malarstwo o indywidualnym charakterzei o uniwersalnych - w du¿ym stopniu - wartoœciach.ZPAPPo kilkuletniej przerwie Miejska Galeria Sztuki urz¹dzi³ate¿ - wspólnie z Okrêgiem Czêstochowskim Zwi¹zkuPolskich Artystów Plastyków - wystawê prac jego cz³onków.Na ekspozycji by³o ich 37. Jak zawsze, tego typuprezentacja jest œwietn¹ okazj¹ do zlustrowania artystycznegostanu œrodowiska. Widoczne staje siê bowiem,kto ile pracuje, ale te¿ – chyba niestety – nie przynosz¹one niespodzianek typu pojawienie siê jakichœ zjawiskawangardowych.aleje III 19 VII-IX 2004


PLASTYKAKrainy i terytoriaEl¿bieta Kapusta, absolwentka krakowsko – katowickiejakademii, da³a siê ju¿ poznaæ czêstochowskiej publicznoœcina wystawie Konkursu im. Mariana Michalika, gdziezosta³a uhonorowana przez konkursowe jury. Obecna jejwystawa indywidualna roz³amuje siê jakby na dwie czêœci.Pierwsza, to rozleg³e panoramy du¿ych formatów, skomponowanetak, ¿e horyzont jest umieszczony wysoko,a prawie ca³oœæ obrazu wype³nia ziemia naznaczona obecnoœci¹ludzi. Niekiedy w dalszych planach wzrok uciekaw niezmierzone dale, ale wra¿enie ca³oœci powstaje zawszepodobne, jak bywa podczas wêdrówki, gdy siê wejdzie nawzgórze, a przed oczami wêdrowca otworzy siê naglewidok zapieraj¹cy dech w piersiach. Przy tym sposób malowanianie ma nic z ¿ywio³owej ekspresji, jest to malowaniebardzo uporz¹dkowane, zdyscyplinowane w bogactwie szczegó³ówprzetworzonych z wielk¹ œwiadomoœci¹ na plamêi liniê, rytm pionów i poziomów, w zaskakuj¹cych gamachbarwnych, w niebanalnym, wrêcz niesamowitym œwietle.Te obrazy pozostaj¹ na trwale w pamiêci. Nie odrzucaj¹tradycji, a s¹ bardzo wspó³czesne, indywidualne. Mo¿na byte¿ powiedzieæ, ¿e jest w nich prze¿ycie sacrum.Drug¹ czêœæ wystawy znamionuje uproszczenieœrodków artystycznych, które staj¹ siê przy tym jeszczebardziej wspó³czesne, a obrazy – bardziej graficzne, z³o¿one zp³askich plam i linii, z sugesti¹ przestrzeni oszczêdniejsz¹, umown¹,ale obecn¹. Motywy inspiruj¹ce artystkê s¹ równie¿ bardzowspó³czesne – i same w sobie zwykle ma³o ciekawe. Œwietniesiê jednak nadaj¹ jako materia³ i inspiracja do tego rodzajuprzetworzeñ. Bloki, powstaj¹ce obiekty handlowe, szyldy,reklamy – choæ jest te¿ interesuj¹co pokazane wnêtrze koœcio³a.W tym wszystkim pojawiaj¹ siê anonimowe ludzkiesylwetki. Czasem jest zestawienie powtórzeñ tej samej kompozycjiw ró¿nych wersjach rozwi¹zañ kolorystycznych, zró¿nymi akcentami barwy. O ile obrazy z pierwszej czêœci s¹ jakoœponadczasowe – te stanowi¹ dokument epoki, chocia¿konkretne miejsca s¹ tylko pretekstem dla poszukiwania indywidualnychrozwi¹zañPrzejœciem miêdzy obiema czêœciami wystawy jest du¿ep³ótno wype³nione skomplikowanymi uk³adami nagichga³êzi drzew, w czym artystka bynajmniej siê nie pogubi³a– oraz uproszczone plamy nenufarów na wodzie, nasuwaj¹cesamym motywem mimowolne skojarzenia z mistrzemimpresjonizmu – a jak¿e odmienne, gdy chodzi o cel i œrodki.Ca³oœæ wystawy niezwykle zajmuj¹ca, a dla mnie jejpierwsza czêœæ jest trwa³ym osi¹gniêciem artystycznymW³adys³aw Ratusiñskialeje III 20 VII-IX 2004


RECENZJAMASTECZKO ZE SNUZ wielk¹ przyjemnoœci¹ przeczyta³am ostatnio "Sekrety Lagrietty"Ma³gorzaty Nowakowskiej - Karczewskiej. T¹ urocz¹ opowieœci¹dla dzieci wpisuje siê autorka, polonistka w LO im. C. K. Norwidaw Czêstochowie, w d³ug¹ listê marzycieli – twórców nowoczesnychbajek. Warto dodaæ, ¿e za mistrza w konstruowaniu tego rodzajuœwiatów wyobraŸni, gatunku fantasy, uwa¿a siê J.R.R. Tolkiena jakoautora trylogii “W³adca pierœcieni”.“Sekrety Lagrietty” na pierwszy rzut oka przypominaj¹ “Alicjêw krainie czarów” i “ O tym, co Alicja odkry³a po drugiej stronielustra”. Ma³a dziewczynka przechodzi do bardzo dziwnego œwiatai prze¿ywa w nim niezwyk³e przygody. Na tym jednak podobieñstwasiê koñcz¹. Ksi¹¿ka Karczewskiej zawieraj¹c jak najlepiejpojête, a przy tym dyskretne przes³anie dydaktyczne wykracza pozagranice niepokoj¹cej krainy absurdu “Alicji”. Przywodzi ju¿ raczejna myœl wêdrówkê Ma³ego Ksiêcia czy „Tajemniczy ogród”. Jestw gruncie rzeczy podró¿¹ do w³asnego dzieciñstwa. Prezentem pamiêci. Cudownymkomunikatem z przesz³oœci. Odkryciem. Do tego stopnia, ¿e chcia³obysiê wrêcz wyznaæ: Tekla to ja. Bo przecie¿ ka¿dy doros³y by³ kiedyœ dzieckiemi ka¿dy mia³ swój ulubiony zak¹tek ogrodu, nawet jeœli by³ to tylkoœwiat marzeñ.Tekla wyci¹gnê³a rêkê, bez trudu odgarnê³a przestrzeñ jak kurtynêi znalaz³a siê w Lagriecie – kolorowym miasteczku ze snu. Domki maj¹tu kszta³t otwartej ksiêgi, porcelanowej kuli, serca, karpia, naparstka, choinkowejbombki. Pod¹¿aj¹c za dziewczynk¹ poznajemy jego mieszkañców. Jalalisprzedaje zamkniete w flakonikach dobre myœli. Nicyrella dotykaj¹c powiekœpi¹cych niemowl¹t obdarowuje je marzeniami. Odwiedzamy poetê Kowiatai piêkny ogród Ansema. Wraz z Tekl¹ otwieramy i zamykamy œwiaty,delektujemy siê kolorami, smakami i zapachami, szczególnie niezwyk³e chwilechowamy w szkatu³ce pamiêci. Wraz z Tekl¹ docieramy do wró¿ki Gocyndy,która potrafi przekraczaæ wrota têczy. I wraz z dziewczynk¹ w jej cudownejpodró¿y zdobywamy wiedzê na temat tego, co w ¿yciu jest wa¿ne. Pocz¹teki koniec opowieœci spaja klamra. Tekla, gdy dostaje zaczarowane buciki,dziêki którym rusza w krainê fantazji, siedzi w ogrodzie. Budzi siê w tymsamym miejscu, na tym samym pieñku po œciêtej moreli.Wielk¹ zalet¹ “Sekretów” jest wysublimowany, w mistrzowski sposóboddaj¹cy œwie¿e, dzieciêce patrzenie na œwiat – jêzyk opowieœci. Tak¿enajdok³adniej przylegaj¹cy do poetyckich skojarzeñ autorki, która pos³uguj¹csiê np. synestezj¹ potrafi nazwaæ rzeczy nieœwiadome, ulotne, nienazwane.Potrafi je te¿ zobrazowaæ. Udanej ca³oœci dope³niaj¹ bowiem barwneilustracje samej autorki.“Sekrety Lagrietty” s¹ równie¿ znakomit¹ lektur¹ dla doros³ych. Tam¹dra, pogodna i pe³na delikatnoœci ksi¹¿ka to opowieœæ o dzieciñstwieodnalezionym. O czymœ, z czym ¿yjemy w œcis³ym i bliskim kontakcie. Cowœród trudów i emocji codziennoœci trwa w nas utajone w milczeniu.Anna PurskaMa³gorzata Nowakowska - Karczewska: Sekrety Lagrietty,aleje III 21 VII-IX 2004


RECENZJAANTOLOGIA PRZYJACIÓ£Zmar³y w styczniu ub. roku dyrektor wydawnictwaWSP Stanis³aw Podobiñski, cz³owiek który zbudowa³ têinstytucjê od podstaw, mia³ wielu przyjació³ wœród artystów.Bywali u niego czêsto w biurze lub przesiadywaliprzy kawiarnianym stoliku, mecenasowa³ im. Staszekzostawi³ po sobie niedokoñczony projekt ksi¹¿ki, naktóry z³o¿y³ siê zbiór wierszy jego znajomych, ludzi przezniego docenianych. Ksi¹¿ka ujrza³a œwiat³o dzienne wpostaci antologii "Poeci Czêstochowy i okolic – Antologiaprzyjació³", wydanej przez Wyd. WSP pod red. El¿bietyWróbel. Pozycja w rodzaju “ku pamiêci” jest jednoczeœnieprezentacj¹ ciekawych utworów, ró¿nych stylistyk,dwudziestu czterech nazwisk, kilku pokoleñ. Antologianie ma ambicji pe³nego opracowania miejscowegoœrodowiska poetyckiego, jak np. "Poetycka Czêstochowaprze³omu wieków" W. Piekarskiego. Bardziej przypominaCzarno bia³e rysunki (Gaude Mater 1995).Nie znajdziemy tu wszystkich podstawowych nazwiskkojarz¹cych siê z czêstochowska poezj¹. Jest natomiastniemiecki pisarz Kurt Drawert wspó³pracuj¹cy z wyd.WSP. Subiektywny charakter antologii mo¿e zmyliæ czytelnika,a najbardziej tytu³. Byæ mo¿e wystarczy³oby"Antologia przyjació³"? Chocia¿ inne spojrzenie na œrodowiskojest bardzo cenne, trochê odœwie¿a jego wizerunek.Nie wiem, czy w innych podobnych antologiachpojawi³by siê np. Adam Królikowski mieszkaj¹cyw Irlandii czy wspomniany ju¿ Kurt Drawert.Wspomnê jeszcze o Edycie Sadowskiej, która ostatniewiersze publikowa³a 10 lat temu... Ta ostatnia przygotowujeinn¹ ksiêgê pami¹tkow¹ – "Pro memoriam" zewspomnieniami o Stanis³awie. Mo¿e uda³oby siê inaczejuczciæ pamiêæ nieod¿a³owanego Staszka? Np. Nagrod¹Literack¹ im. Stanis³awa Podobiñskiego? Sam przecie¿chêtnie uczestniczy³ w rozmaitych konkursach...(sb)“Poeci Czêstochowy i okolic – Antologia przyjació³”,red. El¿bieta Wróbel, Czêstochowa 2004, Wyd. WSPAUDIO MATKANajpierw by³ blog, czyli internetowy pamiêtnik.Potem na jego podstawie zosta³a wydanaksi¹¿ka. Teraz “Matka Mojego Dziecka”Aleksandra Wiernego dostêpna jest jako tzw.audiobook.Audiobooki (ksi¹¿ki czytane przez lektora) z za³o-¿enia s³u¿¹ ludziom starszym i niepe³nosprawnym,którzy maj¹ k³opoty w korzystaniu z klasycznych,“papierowych” wydawnictw. Czêsto u¿ywane s¹ jakopomoc dydaktyczna przy nauce jêzyka. Rzeczywistoœæpokazuje jednak, ¿e coraz czêœciej siêgaj¹ po nie m³odzi,zapracowani ludzie, którzy na czytanie (jak samitwierdz¹) nie maj¹ czasu. W ten sposób biblioteczneczytelnie zast¹pione zosta³y przez samochody z odtwarzaczamiCD.Matkê Mojego Dziecka, opowiadaj¹c¹ o ci¹¿y zpunktu widzenia przysz³ego ojca, czyta Tomasz Budyta,maj¹cy za sob¹ kilkadziesi¹t ról filmowych i teatralnych.Aktor Teatru Polskiego w Warszawie jestznany szerszej publicznoœci jako odtwórca roli PiotraBulcyngiera, policyjnego psychologa w serialu“Z³otopolscy”. Na dwóch p³ytach znalaz³a siê tak¿e muzyka,skomponowana przez Bogus³awa Grabowskiegoi Piotra Proñko (solisty Orkiestry Radia i Telewizjiw Katowicach, wspó³za³o¿yciela Teatru Rozrywkiw Chorzowie). Profesjonalna interpretacja Budyty jestdope³nieniem œwietnego, pe³nego humoru tekstuautora, co sprawia, ¿e s³ucha siê tego jak s³uchowiskaradiowego. Momentami brakuje wrêcz g³osu radiowegoprezentera, obwieszczaj¹cego, ¿e oto kolejny odcinekmamy za sob¹. Idealna rzecz do s³uchania na wygodnejkanapie w niedzielne popo³udnie. Audiobook ukaza³siê nak³adem gdañskiego wydawnictwa Impet.£ukasz Rybakaleje III 22 VII-IX 2004


POEZJATURNIEJ JEDNEGO WIERSZAw OPK “Gaude Mater”Kwietniowy Turniej Jednego Wiersza o nagrodêCentrum Amatorskiego Ruchu Artystycznego wCzêstochowie, ocenia³o jury w sk³adzie: WaldemarM. Gaiñski, Rafa³ Kasprzak (przew.) i Wies³awLeszczyñski. Tym razem, jak orzekli jurorzy, uczestnicyreprezentowali ca³kiem przyzwoity poziom swoichutworów. Zapewne dlatego obrady jury turniejowegotrwa³y doœæ d³ugo. Kompromisow¹ decyzj¹ juryzwyciê¿y³ – i otrzyma³ nagrodê w wysokoœci 100 z³ –Irenusz K. Korpyœ, za utwór pt. “Ma³o erotycznywiersz”.Ireneusz K. KorpyœMa³o erotyczny wierszJestem ³atwa w u¿yciuinstrukcja do³¹czona do zestawule¿y na poœcielisprawdŸ czy jestem ciep³a i wilgotnarozchyl wargi w ma³o lubie¿nym geœciei dotykaj piersiju¿ dawno zastyg³y w zachwyciewilgotne udakrzes³o po³amanespij pot gorzkawy z brzuchausta nabrzmia³y ochot¹ostatnia strona instrukcjiu¿yj mnie raz jeszczeOstatni przed wakacyjna przerw¹ Turniej JednegoWiersza odby³ siê 23 czerwca. Nie dopisa³a anipublicznoœæ, ani potencjalni poeci. Dziesiêciorouczestników ocenia³o jury w sk³adzie: Tadeusz Giermyski(przew.), El¿bieta Jeziorowska-Wróbel i Rafa³ Kasprzyk.Naszymi kandydatami do nagrody byli: Rafa³ Salamucha,Ireneusz K. Korpyœ, Marta Smoleñ i Tomasz Kwaœniak,ze wskazaniem na R. Salamuchê. Ci autorzy zdystansowalipozosta³ych turniejowiczów, przedstawili bardzodobre, interesuj¹ce i wiêcej ni¿ poprawne wiersze. Jakie¿wiêc by³o zdumienie du¿ej czêœci s³uchaczy, gdy poprzerwie przewodnicz¹cy og³osi³, ¿e ¿aden wiersz niezas³ugiwa³ na nagrodê. Komentarz mo¿e byæ tylkojeden: skandal i kompromitacja jurorów! Nie zamieszczamywiersza czerwcowej edycji TJW, gdy¿jury nie wy³oni³o laureata, ewidentnie krzywdz¹c ww.czwórkê m³odych autorów. Na koniec byliœmyœwiadkami jeszcze jednego curiosum. Przewodnicz¹cy,pozaprotokolarnie, postanowi³ prywatniewyró¿niæ swoim tomikiem trzy osoby: Irenusza K.Korpysia i dwie m³ode adeptki. To doprawdy ¿enuj¹caforma autoreklamy.(WMG)W majowym Turnieju Jednego Wiersza jury w sk³adzie:Ryszard Sidorkiewicz, Tadeusz Gierymski i S³awomirBurszewski, po wys³uchaniu 20 autorów wyselekcjonowa³oteksty Marcina Janochy, Mateusza Szkopa,Ma³gorzaty Raszewskiej oraz Marty Smoleñ jako te,które wyrastaj¹ ponad przeciêtny poziom prezentowanychwierszy. Po dyskusji nagrodê w wys. 100 z³postanowiono przyznaæ Marcie Smoleñ za wiersz pt.“Wyznanie wiary”. Werdykt nie zapad³ jednomyœlnie,T. Gierymski wstrzyma³ siê od g³osu.Nagrodzony wiersz Marty Smoleñ opublikujemyprzy innej okazji.Jacek £yczba - Heroldaleje III 23 VII-IX 2004


POEZJAKOTYWaldemar M. GAIÑSKIOd doœæ dawna obserwujê koty. Od wielu lat kotys¹ obecne w moim domu, bêd¹c równoprawnymicz³onkami rodziny. Kocham je i fascynujê siê nimi.Koty to wspania³e drapie¿niki. Tajemnicze, wolnei niezale¿ne, harde i sympatyczne. Maj¹ osobowoœciindywidualistów, poetów... Lubiê je jeszczebardziej ni¿ psy i konie. W moim rodzimymdomu by³o du¿o zwierz¹t. By³y psy, koty, wiewiórka,je¿, ¿ó³w, ptaki... Ale najbardziej ceniêw³aœnie kota. Na pewno bardziej, ni¿ niektórychludzi. Bo to wcale nie koty s¹ fa³szywe, jak twierdz¹liczni durnie... (WMG)CZARNY KOT IMIENIEM BARSIKczarny jak nasza przysz³oœæ:jego moja nasza chocia¿ tegojeszcze nikt z nas nie móg³ wiedzieægrzej¹c siê w promieniach nocnej lampkiczêsto razem ze mn¹ mrucza³ wierszeSASZKAju¿ nie chcia³em wiêcej kotówi starannie omija³em miejsce pod kasztanemgdzie barsika zasypa³em ziemi¹lecz któregoœ dnia coœ wdrapa³o siêpo moich spodniach i rozsiad³o siêna mojej g³owie i musia³emiœæ do sklepu po ³aciate mlekopuszkê karmy i hiszpañski ¿wirekpóŸniej saszka razem ze mn¹trzês³a ca³ym domem lekcewa¿¹c domownikówrano mi mrucza³a swoje sny z ubieg³ej nocygdy piliœmy kawê pal¹c papierosasaszka siê rozwiod³a ze mn¹choæ nie z w³asnej wolimia³a zostaæ u mnie leczktoœ uzna³ j¹ za ruchome mieniei zaw³aszczy³ ¿eby nas bola³osaszka urodzi³a potemca³y miot nie¿ywych koci¹tpotem wiêcej o niej nie s³ysza³emchoæ pyta³em i szuka³em kocich œcie¿ek27 I 2004 r.traci³ ca³¹ koci¹ godnoœægdy na obiad by³a rybazawsze zd¹¿y³ ukraœækês w¹tróbki lub wêdlinêraz siê chcia³ podzieliæ ze mn¹swoj¹ pierwsz¹ myszk¹któr¹ z³apa³ w czasie nocnych ³owównie uda³o siê zatrzymaæma³ej kociej duszychoæ trzyma³em go na stolekiedy lancet pani doktorszuka³ guza na pêcherzuale potem barsik mnie oszuka³:zdech³ gdy po dwóch dobachtrochê siê zdrzemn¹³emzd¹¿y³ wczo³gaæ siêw najciemniejszy k¹t pod biurkiempóŸniej krzysiek wroñskipodarowa³ mi go w piêknym wierszu27 I 2004 r.aleje III 24 VII-IX 2004


POEZJAKSENIA PERSKA PRINCESSAkseniê nam sprzeda³askacowana para na zawodziuszybko opuœcili cenê bo ich trzês³odr¿eli jeszcze bardziejni¿ we³niany popielaty k³êbekpe³en pche³ i zaufaniapóŸniej by³akilkudniowa kocia wojna w domubowiem saszka wcale nie myœla³aaby dzieliæ siê z przyb³êd¹ w³adz¹misk¹ i wp³ywami a gdy wreszciezapanowa³ rozejm ksenia – choæksiê¿niczka – znaæ musia³aswoje miejsce miskê i kuwetêlecz maniery mia³a zawszeraczej wcale nie arystokratycznepopielaty k³êbek – chocia¿ sytyi pieszczony – wci¹¿ wycierainne k¹ty w ró¿nych domachi zasypia ci¹gle z innym panemlecz w tym samym ³ó¿ku1 II 2004 r.SONIAsoñkê przywióz³ mi pan andrzejmia³a mi o¿ywiæ dom i ¿ycieale nie byliœmy d³ugo razemby³o lato dzieñ ju¿ siê obudzi³ale ja wci¹¿ spa³em chocia¿wrony g³oœno œwirowa³y ju¿ za oknemsonia chcia³a upolowaæ wronêalema³e kotki nie potrafi¹ fruwaænie wiem czy prze¿y³a skokleczotwarte okno jeszcze d³ugo mnie kusi³o1 II 2004 r.aleje III 25 VII-IX 2004


POEZJADUŒKAduœka kosztowa³a nas pó³ litrai byæ mo¿e kilka piwlecz ja tego nie pamiêtamby³a taka ma³a ¿e mieœci³a siêswobodnie w ma³ej d³oni krysii od razu siê przyjê³a w naszym domuteraz by³o du¿o ruchu i radoœcigdy ³aciaty k³êbekwalczy³ o swe prawa przywilejei wymusi³ ca³kiem inny rozk³ad dniabo to mnie budzi³a ranoprowadzi³a do lodówki i ³azienkia na krysi trenowa³a walki³owy i zabawy pokazuj¹ckto naprawdê rz¹dzi w naszym domuduœka ¿yje z nami ju¿ od kilku lati wraz z nami jest po kilku przejœciachdzielnie znios³a podró¿ do warszawyprzeprowadzkê drug¹ kotkê icierpliwie nadal znosi wszystkoco nam nios¹ niewiadome inieobliczalne dniduœka jest kimœ wa¿nym w moim ¿yciuprawie tak jak krysia dziecii to wszystkoo czym mówiæmo¿na tylko z Panem Bogiem1 III 2004 r.aleje III 26 VII-IX 2004


POEZJAFLORKAma³¹ czarn¹ florkê dano namw schronisku dla bezdomnych zwierz¹tgdzieœ wœród boksów wypatrzy³y j¹dzieciaki i nie chcia³y ju¿ zostawiæflorka by³a choraale o tymjeszcze nikt nie wiedzia³¿y³a tylko cztery dnipoœród pieszczot krysii zazdroœci duœkiŸle zaczê³a mieszkaæw naszym nowym domuchoæ nie by³a ju¿ bezdomnazdech³a nam pierwszego dniamiêdzy stosem jeszcze nierozpakowanychgratów4 III 2004 r.Waldemar Micha³ Gaiñski, ur. 16 VIII1952 w Wo³ominie. Studiowa³ polonistykêna Uniwersytecie Warszawskim. Do 1986 r.zwi¹zany z warszawskim œrodowiskiem literackim,od listopada tego¿ roku mieszka w Czêstochowie.Debiutowa³ blokiem wierszy w miesiêcznikuNowy Wyraz w 1974 roku. Wiersze,prozê, recenzje literackie i teatralne orazpublicystykê kulturaln¹ og³asza³ na ³amachpism: <strong>Aleje</strong> 3, Autograf, Dekada Literacka, Dyskurs,Dziennik Czêstochowski – 24 Godziny,Gazeta Czêstochowska, Gazeta Wyborcza,Integracje, Kultura, Litteraria, MiesiêcznikLiteracki, M³oda Sztuka, Nowy Wyraz, Nurt,Okolice, Opinia, Poezja, Radar, Sinteza (pismoliterackie b. Jugos³awii), Syrenka, WiêŸ,na falach Polskiego i Czeskiego Radia orazKatolickiego Radia Fiat. Jego wiersze zamieszczonona ³amach dziewiêciu ogólnopolskichalmanachów i antologii, t³umaczono na jêzyki:angielski, czeski, serbsko-chorwacki i wêgierski.Laureat dziewiêciu ogólnopolskich konkursówpoetyckich i jednego miêdzynarodowego(Wiedeñ 1990). Autor telewizyjnego widowiskapoetyckiego pt. Miasto (1983, program 2TVP) w re¿. Jacka M. Hohensee. Autor ksi¹¿ekpoetyckich: Poemat uliczny (Warszawa 1977,Premiery), Asfaltowy blues (Warszawa 1981,MAW), Rocznik piêædziesi¹ty drugi (Warszawa1988,. MAW) i Miasto ju¿ przesta³o boleæ (Czêstochowa1997, OPK “Gaude Mater”).W 1997 r. otrzyma³ Nagrodê Prezydenta MiastaCzêstochowy w dziedzinie kultury za ca³okszta³tdorobku twórczego. Cz³onek Oddzia³u KrakowskiegoStowarzyszenia Pisarzy Polskich.Rozmowê z W. Gaiñskim zamieœcimyw nastêpnym numerze pisma.Ilustracje: Sylwia Perczakaleje III 27 VII-IX 2004


PROZAAgnieszka Sowier-JankowskaPipek - pies wiejskiHej, jestem Pipek, mieszkam na wsi. Kiedyœ mieszka³emw mieœcie u bogatego pañstwa. Oboje byli lekarzami. Pewnegorazu pojechali ze mn¹ bardzo daleko do lasu, przywi¹zalido drzewa i odjechali. Zupe³nie nie wiem, dlaczego. By³emwtedy bardzo m³ody, wiêc niewiele pamiêtam. Znalaz³ mnieJózek Jasiek i nazwa³ Pimpek. Potem Józek wpad³ pod traktori straci³ czêœæ przednich zêbów, praw¹ nogê i trzy palce lewejrêki. Od tego czasu sepleni³. Kiedy wo³a³: Pimpek, wychodzi³oz tego jakby Pipek i tak ju¿ wszyscy zaczêli mnie nazywaæ.Mieszkam z Józkiem w szkole. On jest tak¹ z³ot¹ r¹czk¹,naprawia wszystko, co siê zepsuje. W zimie pali w kot³owni,a ja wa³êsam siê tu i tam. Mam swoje sprawy. Wieœ nasza jestw kszta³cie litery L. Moje ¿ycie i wiêkszoœæ rzeczy, którewam przedstawiê, odbywaj¹ siê w jednej czêœci, za ostatnimprzystankiem autobusowym. Dalej jest ju¿ tylko drogado oœrodka wypoczynkowego, lasy i góry dooko³a. Sercemwsi jest koœció³, deptak naoko³o niego, obok domostwo so³tysaze sklepem i kawiarnio-piwiarni¹ a drogê wyznacza wij¹cysiê potoczek, nad którym jest zbudowana. Co prawda niemamy ju¿ wielu prawdziwych zagród wiejskich z ca³¹gadzin¹ i gospodarzami orz¹cymi, siej¹cymi i zbieraj¹cymiwedle pór roku. Krów mamy ma³o, tylko starzy chowaj¹,innego inwentarza to ledwo po kilka sztuk na co drugi domprzypada. Nic siê podobno na sprzeda¿ chowaæ nie op³aca.Wczoraj znalaz³em martwego Antka Jaœka, dalekiegokrewnego mojego Józka. Szed³em sobie drog¹ pod lasem,wêsz¹c tu i tam, a¿ tu w rowie czujê Antka, tylko go niewidaæ. By³ taki zapach, który czujê zawsze, kiedy zagryzamcichaczem kaczkê, albo jak dziecko przewróci siê naszkolnym boisku. Wiedzia³em, co to znaczy. Siad³em powy¿ejAntkowego cia³a i wy³em tak d³ugo, a¿ przysz³a z domuopodal jego matka, aby mnie przepêdziæ. Nie da³em siê,z³apa³em j¹ za kieckê i prawie wci¹gn¹³em do rowu.Zaczê³a tak strasznie g³oœno wrzeszczeæ, ¿e od razu zlecielisiê ludzie. By³em zadowolony, sprz¹tn¹ Antka i spokój.Mam kumpla, który mi powiedzia³, ¿e wczoraj czu³ od swojegom³odego pana zapach krwi Antka.Wszystko zaczê³o siê tak: w starym domu Jaœkówmieszkali: starzy Jaœkowie, ich syn Antek i wnuczkadrugiego syna, piêtnastoletnia Roksanka. Jej ojciec, Mietek,robi³ przy góralskich cha³upach w Zakopanem, a matkaMaryna pewnie dupy w Italii dawa³a, choæ pisa³a, ¿e pracujew restauracji. Sam pamiêtam, jak j¹ widywa³em wieczoramina mojej ulubionej polance z coraz to inszymi ch³opamize wsi w ró¿nych dziwacznych pozycjach. Raz nawetspotka³em mojego Józka, ale mia³ jeszcze wtedy wszystkiezêby, nogê i palce, bo inaczej by takiej babie nie poradzi³.Roksanka pewnie odziedziczy³a po matce “wolê bo¿¹” i tyle.Mówi³a babce, ¿e idzie spaæ i hyc po starej jab³oni przyoknie czmycha³a. Jesieni¹ zesz³ego roku skoczy³a mina ³apê, kiedy czai³em siê na jak¹œ zapomnian¹ kaczkê.Do tej pory kulejê. Narobi³em takiego rumoru, ¿e musia³asiê gêsto starym t³umaczyæ, co robi po nocy w ogrodzie.Tak wiêc jak by³o ciep³o wymyka³a siê pod las do ch³opaków,tam gdzie wczeœniej jej matka chodzi³a. Ró¿nerzeczy wyprawiali ale widaæ jej pasowa³o, bo stalechichota³a. Przyje¿d¿ali na motorach po dwóch albo trzech.Mieli zawsze mnóstwo butelek i takich wstrêtnie œmierdz¹cychtrawskiem papierosów. Na pocz¹tku uwa¿ali, ¿ebyich nikt nie widzia³, jednak z czasem tak polubili wyæ, ¿e Wiewiórowa,co mieszka najbli¿ej lasu, zaczê³a po wsi rozpowiadaæ,¿e widzia³a Roksankê, jak tañczy go³a pod lasem.Jej wuj Antek zaczai³ siê w krzakach i zdyba³ towarzystwoa wœród nich i bratanicê. Pilnowaæ j¹ zacz¹³, bo kocha³dziewczynê jak córkê i ¿al mu by³o, ¿eby siê zmarni³a. Kiedyœkocha³ Marynkê, ale by³ porz¹dny i przeszkadza³y mujej zachciejki. Zabra³ ch³opakom g³ówn¹ rozrywkê wieczorów.ZeŸlili siê bardzo i postanowili daæ mu nauczkê. Chcieligo tylko postraszyæ, ¿eby siê wyluzowa³, ale jak siê rozpêdzilii zapamiêtali, to zrobili z Antka pasztet i tyle. Resztê ju¿ znacie.Nie dalej jak wczoraj znowu spotka³em Roksankê tam,gdzie wczeœniej jej matka Marynka bywa³a, robi³adok³adnie to, co zwyk³a jej matka robiæ w tym miejscu.Ju¿ jej nikt teraz nie bêdzie przeszkadza³. Pogrzeb Antkaby³ piêkny. Schodzili z górki w szeœciu ch³opa z dêbow¹trumn¹ na ramionach spod rodzinnego domu zmar³ego. Potemprzeszli ko³o Niewiarów, dalej drog¹ prosto do koœcio³a.Z koœcio³a jeszcze kawa³; ko³o domu so³tysa, drugiego sklepu,koñcowego przystanku autobusowego, ko³o szko³y i dalejprosto ze trzy kilometry na cmentarz. Ca³y orszak by³ takid³ugi, ¿e z koñca pocz¹tku widaæ nie by³o. Kto ¿yw i nachodzie, poszed³. Taka straszna œmieræ nie zdarza siê czêsto,tematu do gadania bêdzie pewnie na pó³ roku albo i wiêcej.Antek dobry ch³op dla wszystkich by³, nikt ze swoich Ÿle munie ¿yczy³ a wielu pamiêta³o, jak zawsze chêtnie pomaga³.Lubiê chodziæ do Niewiarów. Rz¹dzi tam stary StachNiewiara. Stach ma siedmioro dzieci. Narobi³ siê ch³opina.¯ona umar³a mu rok temu, mia³a osiemdziesi¹t trzy wiosny.J¹ te¿ ja znalaz³em. Le¿a³a na schodach koœcio³a. D³ugosiedzia³em i wy³em, a¿ ktoœ przyszed³. Pani Cela Niewiarowazawsze trzy razy w tygodniu sprz¹ta³a koœció³, plewi³arabaty przed wejœciem. By³a bardzo religijna, do koœcio³achodzi³a codziennie. Lepszego miejsca na œmieræ dla niejnie by³o. Stary Niewiara zawsze ma dla mnie jakiœ smako³yki lubi pog³askaæ. Teraz z drewnianego domku ko³orzeki przeniós³ siê wy¿ej, do córki Hanusi. Uczy ziêciaZbycha ¯abê, cwanego ch³opa, co to dziesiêæ srok za ogonchce u³apiæ, jak pszczo³y hodowaæ i miód produkowaæ.Kiedy wybieraj¹ miód pod okiem starego, to wszystkojest w porz¹dku, ale kiedy Zbycho siê do tego bierze sam,to ca³a okolica siê chowa. Rozwœcieczone pszczo³y k¹saj¹wszystko, co siê rusza. Mnie ugryz³y cztery. Teraz, jakczujê dym okadzania, to nigdy nie idê w tamt¹ stronê.Zbycho jest sprytny, wybudowa³ trzy domy: jeden dla siebie,drugi pusty a trzeci dla letników. Zajmuje siê wszystkim,za co mu zap³ac¹ i jest oszczêdny do sknerstwa. Zrobi³ siêjeszcze bardziej zarozumia³y, kiedy po dwóch córkachurodzi³ mu siê syn. Ale Dawidek nie jest jego, chyba tylkoja o tym wiem i Hanka. Ja nie mogê nikomu powiedzieæa Hanka nie powie, bo nie chce.Z tymi pszczo³ami to œmieszna historia. Zbycho za³atwianimi swoje antypatie. Nienawidzi Jêdrka, syna staregoNiewiary, któremu ten zapisa³ drewniany dom i warsztat,choæ Jêdrek mieszka o trzy wsie dalej. Ile razy Jêdrekprzyje¿d¿a skosiæ trawê czy wzi¹æ pieni¹dze od letników,aleje III 28 VII-IX 2004


PROZAto Zbycho robi z pszczo³ami, czyli wszyscy s¹ pok¹saniprócz niego, bo kupi³ sobie w Austrii specjalne ubraniedla pszczelarzy. ¯adna skrzydlata jadowita franca mu niezaszkodzi, taki jest zakutany. A ule stoj¹ w sadzie przystarym domu, bo Hanka i Dawidek s¹ uczuleni na jad i niewolno ko³o ich domu pszczó³ postawiæ. Ostatnio letnicymieli w starej chacie urodziny. Jedna ugryz³a ma³ego ch³opcaw powiekê i dzieciak tak spuch³, ¿e wyl¹dowa³ w szpitalu.Zbycho t³umaczy³ siê, ¿e w inne dni nie mia³ czasu,ale ja wiem swoje.Pole JadŸki z Niewiarów, najstarszej córki Stacha, graniczyz polem Zofii Majerczyk. Czasami chodzê tamtêdy,a przy zbiorze ziemniaków, kiedy obie panie ton¹ w zagonach,idê specjalnie pos³uchaæ, jakimi wyzwiskami siêobrzucaj¹. Prawie nigdy na dwa metry od miedzy nic nieroœnie. Jedna albo druga coœ ¿r¹cego leje s¹siadce nabrzeg. Nie mog¹ siê dogadaæ, gdzie ma biec granica. ZofiaMajerczyk, zwana we wsi “Pani¹ Zofi¹”, z domu Bielawska,ma siê za kogoœ lepszego. Nosi siê dumnie, aswoje trzy córki wychowa³a w takim przeœwiadczeniu oich wy¿szoœci, ¿e nie chc¹ znaæ nawet swoich kole¿anekze szko³y. Szczególnie najm³odsza, te¿ Zosia po matce,oczko w g³owie rodziców. Naj³adniejsza we wsi, jak siêmówi. W³os blond w lokach, cera g³adka, bia³a i co tuniespotykane doœæ zgrabna figura. Zosieñka nos zawszedo góry, patrzy ponad g³owami innych. Pewnie nie wie,jak krowa wygl¹da, choæ rodzice dwie maj¹. Paznokcieczerwone, oko uczernione, suknia pow³óczysta. Ma córkê,to ciekawe, ¿e w ogóle da³a siê komuœ dotkn¹æ. M¹¿przysta³ na bycie jej podnó¿kiem i spe³nianie kaprysów.Przychodzi pomagaæ, albo raczej s³u¿yæ Maryjka S³oma– nieszczêsna istota. Ma nie otynkowany domek z pustakówko³o szko³y. Znam j¹ dobrze. Pierwszego syna mia³aza panny z drwalem, co go drzewo zgniot³o. Drugiego ju¿po zam¹¿pójœciu – bo Maryjka ³adna, taka rasowa góralkaz krêtymi ciemnymi lokami, niebieskimi oczami, czerwonymiustami i rumianymi policzkami. Dobrze na nodzeposadowiona, a szczup³a w talii. Drugi ch³opak mia³ mo¿epiêæ lat, jak m³ockarnia wci¹gnê³a i zm³óci³a mê¿a Maryjki,co to do kielicha lubi³ zagl¹daæ. Zosta³a z dzieciskamina utrzymaniu rodziców emerytów. Pole dawno sprzedali,bo to siê nic hodowaæ nie op³aca, nawet obórki nie maj¹.Rodzice starutcy i lada dzieñ umr¹ a z nimi i nêdzna emeryturaprzepadnie.Pech to siê jakoœ po tej rodzinie ci¹gnie. KuzynkaMaryjki – Maria Pacek z domu Grzyb, dziewiêcioro dzieciurodzi³a. Ch³op pijak i tyle. ¯aden po¿ytek, tylko pi³, bi³i gwa³ci³. Józek Pacek mu by³o. Maria cicho siedzia³a, boi gdzie pójdzie z tyloma dzieæmi, a i sama bezwolna, tak zdomu nauczona, bo ojciec taki sam, jak i m¹¿ by³. Pewnegorazu Józek tak popi³ z kamratami, ¿e go siekier¹ por¹bali,bo siê przechwala³, ¿e on najdalej naszcza na drogêpo dziesiêciu piwach. Za tydzieñ od tego zdarzenia piorunspali³ doszczêtnie cha³upinê Marii Pacek. Dobrze, ¿e ksi¹dzby³ nowy w parafii, miastowy, i serce mia³ dla ludzi otwarte.Tak kazanie przez kolejne niedziele prowadzi³, ¿ebymiejscowych bogaczy zagrzaæ do wspó³zawodnictwa, ¿ektóry Marii pomo¿e to tak jakby Bogu przys³ugê oddawa³.Maria wkrótce zamieszka³a w ciep³ym domu a piêciusynów pojecha³o do Austrii na budowy.Wiecie, bo u nas taka moda nasta³a, ¿e wiêkszoœæ ch³opówwe wsi nie pracuje normalnie jak Bóg przykaza³. Panysiê z nich takie porobi³y, za marne grosze do roboty niepójd¹. Jad¹ se do Austrii i za dwa tygodnie maj¹ piêæa czasem jeszcze wiêcej razy tyle. Tylko tam roboty nasta³e nie ma. Je¿d¿¹ tak w kó³ko na dwa tygodnie, na trzy,czasem i miesi¹c potem siedz¹ w domu czekaj¹c, a¿ ichkto ³askaw poprosi. Czasem i tydzieñ nie minie, ale czasem,dwa, trzy i wiêcej miesiêcy nic. Ci sprytni to zawsze jakoœsiê wkrêc¹, ci co parê razy im siê uda³o, czekaj¹ wytrwale,na miejscu za psie pieni¹dze robiæ nie bêd¹, choæ bieda woczy zagl¹da. Jak te ch³opy przyje¿d¿aj¹, to ich baby szalej¹,je¿d¿¹ do miasta na zakupy, wydziwiaj¹, a jedna przeddrug¹ bogaciej siê stroi, fryzury zmieniaj¹ co tydzieñ.Te starsze nowe zêby se robi¹, potem stopniowo zamykaj¹siê w domach, przestaj¹ tak ciekaæ, bo i nie ma za co,tylko ch³opu ³eb susz¹, walizki pakuj¹, a jak on nie jedzie,to mu robi¹ modn¹ teraz separacjê, czyli z ³ó¿ka wyrzucaj¹.Wróæmy do bogaczy, jakich u nas we wsi mamy. BraciaLis, Piotr i Pawe³ – szczwane sztuki. Brat i siostra Kazimierzi Krystyna Grzebinogi, Wies³aw Kozodój z ¿on¹Ann¹ Lelek-Kozodój. To trzy najbogatsze rodziny we wsi.Bracia Lisowie robi¹ ró¿ne ogrodnicze oprzyrz¹dowaniaz plastiku: grabie, donice, szufelki, konewki, ostatnio te¿krzes³a i sto³y. Zaczynali od d³ugopisów i maleñkiej wtryskarkiw szopie przywiezionej z roboty w Austrii. Piotr,starszy z braci, ma dwie córy i syna. ¯ona zmar³a mu naatak serca na w³asnym tarasie. Kto by przypuszcza³, przecie¿47 lat mia³a. Pawe³ ma dwóch synów, jeden z nich,m³odszy, to ten, od którego mój kumpel czu³ œmieræ Antka.Forsa szczeniakom przewróci³a w g³owach. Rozbijaj¹siê po pijaku autami, m³odszy nie ma jeszcze prawa jazdy.Grzebinogi maj¹ hodowlê kur. Ogromne iloœci smacznychkurczaków, ale ¿adnego nie da siê wynieœæ, bo nigdynie opuszczaj¹ kurników. Œmierdzi w ich pobli¿u paskudnie.Kozodoje maj¹ przetwórniê miêsa i jeszcze jakieœ sklepy.Za ten czas Hanka bezpowrotnie zabra³a ze sob¹ tajemnicêo Dawidku do grobu i Dawidka te¿. Ano, chytryZbych ¯aba mia³ letnika, który chcia³ wzi¹æ tyle miodulipowego, ile siê zbierze. U Zbycha na podwórzu rosn¹cztery lipy, nie chcia³o mu siê pszczó³ do lasu wywoziæ, ulprzymocowa³, ale posk¹pi³ nowych gwoŸdzi, tylko gdzieœwynalaz³ trzy zardzewia³e i krzywe, naprostowa³, wbi³ jakotako i opar³ na nich ul. No i spad³ wtedy, jak Hanka wiesza³apranie a Dawidek bawi³ siê obok. Lekarz stwierdzi³,¿e zgon nast¹pi³ w ci¹gu 10 minut – uczuleni byli. Mielitakie wielkie sine twarze. Zbycho chcia³ przespryciæ siebiesamego i trochê mu nie wysz³o. Choæ mo¿e mu siêop³aca³o, bo po Hance wzi¹³ wielkie pole ko³o rzeki, a poDawidku nie powinien p³akaæ, bo nie jego by³, no tak, aleon o tym nic nie wie.Pogotowie do Hanki wezwa³a Oleñka Kamyczurowa,która akurat siedzia³a w swoim “biurze” na strychu i obserwowa³aprzez lunetê kolejno wszystkie widoczne domy.Kamyczurowa, stara baba z olœniewaj¹c¹ biel¹ sztucznejszczêki i g³êbok¹ czerni¹ farby na g³owie. Babsko ma nastryszku lunetê wojskow¹ przywiezion¹ przez syna z Rosjiw czasach kryzysu. Kiedyœ s³u¿y³a jej do obserwacji sklepuspo¿ywczego w dole przy przystanku, ¿eby wiedzieæ,kiedy dowioz¹ towar i na pró¿no nie staæaleje III 29 VII-IX 2004


PROZAw ogonku. Tak siê w obserwacjach rozmi³owa³a, ¿e terazspêdza ca³e godziny na podgl¹daniu i zapisywaniuw specjalnym zeszycie, kto, gdzie, o której z kim co robi³,a tego, co nie s³yszy, dopowiada sobie z ruchu r¹k i cia³,wnioskuje z poprzednich notatek, dodaje kr¹¿¹ce plotkii ju¿ ma wszystko gracko na tacy przed³o¿one. Potemtu czy tam rzuci s³ówko i z luboœci¹ patrzy przez swojeszk³o, jaki skutek wywar³y jej z³oœliwe uwagi, czasemmiêdzy sk³óconymi dochodzi nawet do rêkoczynów. No, aledla Hanki zrobi³a, co mog³a, tylko i tak siê to na nic zda³o.Wiosn¹ przyjecha³ do nas malarz z Krakowa, ma siêrozumieæ prawdziwy artysta. Po wsi rozesz³o siê, ¿enatchnienia szuka, bo tu górki i dolinki, i strumyki modrea i pola ³adnie obsiane, krów ma³o, ale siê gdzieœ jakaœznajdzie. Zbylut kaza³ siê wszystkim nazywaæ, nazwiskai tak nikt nie pamiêta³, bo jakieœ francuskie by³o. Wynaj¹³izbê w starej drewnianej cha³upie babci Hrynkowej. NaprawdêRegina Skóra jej jest, ale zawsze babcia Hrynkowa wszyscyna ni¹ mówili. Jest to najbardziej szanowana osoba w naszejwsi. Ma 109 lat i ma na to papiery! To taka nasza bia³awiedŸma, ju¿ takich nie ma. Umie leczyæ zio³ami, zamawiaæ,odmawiaæ, wypêdzaæ choroby. Ko³o jej chaty susz¹siê pêki zió³, których nazwy tylko botanik wymienia zastosowanie mo¿e bardzo wytrawny zielarz. BabciaHrynkowa sama wszystko zbiera, przygotowuje napary,mikstury, zaklêcia. Ci starsi bywaj¹ u niej czêsto, a ci m³odzij¹ lubi¹, bo jest taka “odjazdowa”. Pozwala siê ch³opakompodwoziæ motorem do chatki, kiedy wraca z lasu z chust¹pe³n¹ zió³. Piszczy i skrzeczy wtedy z uciechy. Mówi, ¿elubi takie konie, co same jad¹ i trawy nie jedz¹, na coch³opaki tarzaj¹ siê ze œmiechu. Chêtnie bior¹ od babcilubczyku na zmiêkczenie dziewczyn. Malarz ub³aga³ córkêi wnuczkê babci Hrynkowej nieopodal w piêknym domumieszkaj¹ce, aby wyt³umaczy³y starowince, ¿e on musizamieszkaæ w takiej cha³upie, to mo¿e odzyska straconenatchnienie i ¿e nigdzie na œwiecie czegoœ podobnego nieznalaz³. Babcia miêkkie serce ma, Zbylut obieca³ jej cha³upêi j¹ sam¹ namalowan¹ po galeriach na œwiecie pokazywaæ,wiêc siê zgodzi³a a i rozrywki patrza³a. “Stara ale jara” takm³odzie¿ o niej mówi. Rozrywka z tego wysz³a, ¿e w kiniena filmie tyle siê nie dzieje.Kozodoje maj¹ trzy córy: Arletta Kozodojówna– najstarsza, Judyta Kozodojówna – œrednia i ManuelaKozodojówna - najm³odsza. Piêkne pannice. Jak przysta³ona dorobionych rodziców, wczeœniej ubogiego wiejskiegopochodzenia, córy chowali na “damy z elity”. Ubrane alboraczej kunsztownie czêœciowo rozebrane, nie zawszez gustem a czêœciej bez niego, wysolariowane do granicmo¿liwoœci, wytapetowane, ¿e skrawka ¿ywej skóry niewidaæ, nastrzêpione i wybaleja¿owane, jednym s³owemporobione maj¹ z sob¹ wszystko, co aktualnie m³odzie¿owomodne, czyli wylaszczone i odpicowane na cacy, gotowedo wyrywu. ¯aden nasz ch³opak siê takiego towaru niechyci, bo mu zbyt francusk¹ perfum¹ jedzie i nie wiedzia³by,co z tak¹ lakierowan¹ lal¹ robiæ, a i ¿adna lala nie obejrzysiê za swojskim ch³opakiem, bo dla niej to na kilometr od nichwszystkich wsioctwem i gnojem œmierdzi.Dziewoje znu¿one sta³ym przegl¹daniem siê w lustrze,oszala³y na wieœæ o przybyciu artysty malarza z wielkiegomiasta. Zaczê³y jeszcze wiêcej czasu spêdzaæ w ³aziencei wykupi³y ca³y zapas pianki i lakieru do w³osów w pobliskimmiasteczku. Pozamawia³y kolejne zestawy do makija¿uz Avonu i Oriflame’u a na okrasê toniki i kremy z Amway’a.Tak przygotowane jê³y jedna przed drug¹ cichcem z domusiê wykradaæ i niby od niechcenia przespacerowywaæ ko³ochatki babci Hrynkowej. Zbli¿aj¹c siê do cha³upiny ka¿dawypina³a biust, œci¹ga³a poœladki, skraca³a krok i przybiera³aminê uduchowionej nimfy w nadziei, ¿e tak piêknatwarz mo¿e pos³u¿y artyœcie jako temat do stworzeniaarcydzie³a. Ale pró¿no chodzi³y. Zaczê³y nawet na tychwypadach jedna drug¹ spotykaæ. Manuelka, choæ najm³odsza,by³a najodwa¿niejsza, wiêc zagadnê³a w koñcu babciêHrynkow¹, co tam pan Zbylut porabia. – A, kochaneczko,Ÿle z tym artystkiem, oj Ÿle, smoczego ziela muszê muchyba nazbieraæ. Œpi ca³ymi dniami a w nocy krêci siêtylko, posy³a Józika s¹siadki po skrzynki z piwem. Znaænatchnienie na dobre go opuœci³o. Po tej informacji dziewczêta,naogl¹dane brazylijskich i wenezuelskich seriali,zgodnie stwierdzi³y, ¿e pewnie serce ma z³amane i trzeba gouleczyæ now¹ mi³oœci¹. Musz¹ mu œwie¿¹ muzê podetkaæ.Tymczasem u so³tysostwa zdarzy³ siê ma³y wypadek.Ca³kiem œmieszny z powodu swojej g³upoty, choæz pewnoœci¹ nie dla poszkodowanego. Syn so³tysa JanaKieljana, czternastoletni Bartosz i jego równoletni kuzyn,Maciek Wrona, urz¹dzili sobie zabawê. Gdzieœ podpatrzylina filmie, jak jeden drugiemu no¿em ziuga miêdzy rozcapierzonymipalcami coraz szybciej i szybciej, i ani razunie trafia drugiego w d³oñ. Emocjonuj¹ca zabawa. By³emw³aœnie u suki so³tysostwa, starej Pepi. Ch³opaki wywlekliz szopy obok domu za sklepem pieñ i star¹ ciê¿k¹ siekierê.Najpierw próbowali na trzymanym patyku. Jeden k³ad³patyk na pniu, a drugi zamachiwa³ siê toporkiem i rypsw pieñ, z którego patyk powinien byæ b³yskawiczniecofniêty. Czuli siê tacy wa¿ni, dojrzali faceci bawi¹cy siêw mêsk¹ grê. Kiedy ¿aden z patyków od d³u¿szego czasunie by³ przeciêty a refleks mieli jak rewolwerowcy, przysz³akolej na paluchy. Ciekaw jestem, co w tych pustychpa³ach myœleli, ¿e jak siekierka walnie w palucha to co?Nie utnie? Pewnie ich skurczone i niedotlenione mó¿d¿kiod sta³ego opychania siê chipsami, coca col¹, red bullem itego typu gównem nie by³y sobie w stanie wyobraziæ, ¿emo¿e zdarzyæ siê wypadek. W³aœciwie to ja jestem winienpo czêœci. Stara Pepi zupe³nie nie chcia³a mnie widzieæ.By³em oburzony, zwa¿ywszy fakt, ¿e mój kumpel, parchatyi wylenia³y Fisiek, dziœ rano zadowolony od niej wraca³.Taki by³em napalony, ¿e w koñcu Pepi rzuci³a siê na mniez jazgotem, wbijaj¹c mi w ty³ek pomarañczowe jakmarchewy, chwiej¹ce siê k³y. Akurat Bartek mia³ wyprê-¿onego prawego palca wskazuj¹cego na pniaku a Maciekwzi¹³ dobry zamach. Siekierka zaczê³a spadaæ, a ¿e by³abardzo ciê¿ka, trudno by³o raz rozpêdzon¹ zatrzymaæ.Bartek mia³ w³aœnie cofn¹æ rêkê ale uwagê jego odwróci³potworny jazgot na podwórku. Maciek zrozumia³, co siêdzieje, kiedy by³o ju¿ za póŸno. Czu³ jakby wszystko dzia³osiê w zwolnionym tempie, jakby to on by³ siekier¹.Widzia³ stale zbli¿aj¹cy siê palec, a¿ sta³ siê tak ogromny, ¿eprzes³oni³ mu ca³y kadr. G³uchy stuk ostrza o drewno ityle. Siekiera bezpowrotnie stanê³a miêdzy wskazuj¹cympalcem Bartka a reszt¹ d³oni. Wrzask obu g³upków by³ imponuj¹cy.So³tysowa wyskoczy³a ze swojego sklepu. Ryknê³aaleje III 30 VII-IX 2004


PROZAna Maæka, ¿e go zabije jak wróci, porwa³a wyj¹cego Bartka,palucha wrzuci³a do reklamówki wy³adowanej lodami Bambino,przysypa³a drug¹ warstw¹ Big Milków, kaza³a Bartkowiwetkaæ tam ³apsko jako tako owiniête czyst¹ œcierk¹i ruszy³a z hukiem gaŸnika do szpitala w pobliskim miasteczku.Teraz to te likorze wszystko potrafi¹ przyszyæ. Ch³opakma palec i nawet nim rusza. Ciekawe, jakby zamiastpalców kuœkami myrtali po pieñku przed siekiereck¹, to czyby dochtor te¿ przyszy³? A czy by dzia³a³a potem? Szkoda, ¿e toby³ tylko palec. Jeszcze frajdê z tego maj¹, bo wszêdzie opowiadaj¹tê swoj¹ historiê i ciesz¹ siê, a Bartek goni dziewczyny z tympaluchem wyci¹gniêtym i wrzeszczy, ¿e je zaraz trupim ale zmartwychwsta³ymcia³em podotyka.Ale kogo¿ ja widzê drobi¹cego nerwowo ko³o chatkiHrynkowej? To¿ to Arletka Kozodojówna skrobie w drzwipaznokietkiem lakierowanymi na kolor dogasaj¹cego ogniska.Babka otwiera i dziewczyna coœ bardzo ¿ywo rêkamit³umaczy, od³o¿ywszy wielgachne pud³o, co w rêkach trzyma³a.Babcia Hrynkowa wzruszaj¹c ramionami wpuœci³adziewczynê korytarzykiem i do izby na prawo zastuka³awo³aj¹c: - Panie artyst, panie Zbylucie, ktoœ do pana przyszed³,a ucieszy se pan oko niepomiernie takim widokiem. Tomówi¹c otworzy³a drzwi i wepchnê³a Arletkê z pud³emdo œrodka. – Ja, proszê pana, przysz³am... Urwa³a, prze³ykaj¹cnerwowo œlinê, zlizuj¹c kapi¹cy nadmiar szminki i b³yszczkuz sercowatych usteczek, i mrugaj¹c wytuszowanymi na granatrzêsami. - To widzê - mrukn¹³ tubalny g³os z wyrka podœcian¹. Arletka przypominaj¹c sobie, ¿e wygl¹da zniewalaj¹cow tym wszystkim, co na siebie na³o¿y³a, odzyska³apewnoœæ siebie. - Proszê pana, pomyœla³am, ¿e skoro jesttu tak blisko artysta malarz, to ja mog³abym zasiêgn¹æporady. To mówi¹c, postawi³a pud³o na zaœcielonym puszkamii flaszkami po ró¿nych alkoholach stole, uœmiechaj¹csiê powalaj¹cym uœmiechem numer 6, który mia³ byæczarowny i nie pozwalaj¹cy obdarowanemu na ¿adenwybór. Zbylut poczochra³ siê po ko³tunie, bekn¹³, przeprosi³i usiad³ na bar³ogu. Arletka tymczasem zgrabniepowyci¹ga³a kartki i rozk³adaj¹c je po pod³odze pilnowa³a,aby schylaj¹c siê to tu, to tam, raz wypinaæ ty³ek, paskiemstringów w stronê zainteresowanego, b¹dŸ œwieciæ dekoltemmocno podkrojonym i stanikiem za dwie bañki w kolorze“zachodu s³oñca na Hawajach”, opiêtym na pokaŸnymbiuœcie. Pewnie tak dorodnie wybuja³ym na hormonachze spo¿ywanego drobiu. Swojskich kur siê nie hoduje, bonie przystoi, ¿eby takie paskudztwo sra³o na angielskiejtrawce u bogatych panów, co to co roku na Kanary je¿d¿¹.Zbylut a¿ usiad³ porz¹dniej, kiedy oczom jego ukaza³a siêpe³nia warsztatu panien Kozodojówien. By³y to o³ówkowezrzynki z plakatów typu: ch³opak ca³uje dziewczynê.Arletka stwierdzi³a, ¿e chcia³aby zostaæ malark¹ i bardzopragnie, aby pan artysta zosta³ jej nauczycielem. Zbylut,choæ obecnie malarz bez muzy, jednakowo¿ by³ nim w rzeczysamej i myœl uczenia kogoœ tak pozbawionego choæ skrawkatalentu i wyobraŸni, wyda³a mu siê potworna, ale z drugiejzaœ strony, jak popatrzy³ na ca³okszta³t stoj¹cy przed nim,m³ody, œwie¿y i chêtny, jak wszystko na to wskazywa³o, codawno mu siê nie przytrafi³o, szybko swój smak artystycznyodwiesi³ na ko³ek, jak wiesza³ tam czasem uczciwoœæ,godnoœæ czy oryginalnoœæ. I tak zaczê³y siê lekcje u prawdziwegoartysty. Najpierw chodzi³a tylko Arletka, za jakiœczas i Judyta, no i potem Manuelki te¿, starsze nie strzyma-³y, a¿ w koñcu tak jedna przez drug¹ chcia³a, ¿e chodzi³y wetrzy. A co siê dzia³o, to lepiej zmilczê, w ka¿dym razie choæm³ode, by³y dobrze wyuczone z wszelkiej literatury teoretyczneja malarz by³ ca³kiem niezgorszym trenerem praktyczno-technicznym.Babcia Hrynkowa zaciera³a tylko rêce iprzez sobie tylko wiadome szpary ogl¹da³a co dzieñ softporno albo hard porno, zale¿y, czy by³a jedna czy wszystkietrzy. Wciska³a dziewczynom specjalne ziele na unikniêciek³opotów, ale wola³y wierzyæ swoim tabletkom, których wetrzy zjad³y w miesi¹cu 84 sztuki. Bior¹c po uwagê, ¿e m³odszaczêœæ kobiet w naszej wsi te¿ chêtnie ³yka pastyle, to niez³¹kasê robi apteka w miasteczku. Nawet co œwiatlejsza gospodyniprócz siebie to i sukom, i kocicom aplikuje takiedobrodziejstwo antybocianowe.Spocznê sobie nieco na deptaku ko³o koœcio³a. Jestpocz¹tek sierpnia. ¯ar jak w piecu chlebowym, susza takdoskwiera, ¿e w domach po³o¿onych wy¿ej wysychaj¹studnie. Ludzie chodz¹ do Ÿróde³ek leœnych po wodê dopicia, a do podlewania beczkami wo¿¹ z rzeczki, którateraz jest ju¿ taka cienka, ¿e mogê j¹ przeskakiwaæ.Od piêciu lat deszcze nie padaj¹, kiedy ziemia tego najbardziejpotrzebuje, mo¿e bêdziemy tu mieæ kiedyœ pustyniê.Wtedy pewnie zmieni³bym siê w pieska preriowego.Krêci³em siê ko³o kurników Grzebinogów w nadziei, ¿emo¿e jakimœ cudem wydostanê choæ jedn¹ t³ust¹ kurkê, a¿ tupatrzê, po drodze piêknie wysypanej hasiem, jedzie swoimniedzielnym koœció³kowym bia³ym oplem Zbych ¯aba.Oj, cosik musi knuæ, bo nigdy tu nie zagl¹da³. Jak ju¿ wamkiedyœ powiedzia³em, Zbycho lubi wiele srok za ogon trzymaæ.Przyjecha³ rozpatrzeæ siê za ma³ymi nioskami, bo stwierdzi³,¿e bêdzie zak³ada³ fermê. Na pocz¹tek malutka hodowlana w³asny u¿ytek, a potem mo¿e co wiêcej. Jak on bêdziete kury tak hodowa³ i dogl¹da³ jak pszczo³y, to ja siê najemdo syta, bo bêd¹ gania³y samopas. Coœ mi siê widzi, ¿eZbycho jeszcze jakiœ zamys³ ma. Chyba mia³em racjê.WyobraŸcie sobie, ¿e kupi³ te nioski, skleci³ im kurnik, aleco i rusz jedzie do Grzebinogów po poradê: gdzie najtaniejkupiæ paszê, ile razy dziennie karmiæ, jaka temperatura mabyæ w kurniku, czy robiæ grzêdy, czy gniazda s³omiane, czyz siana itd. O wszystkie te rzeczy rozpytuje KrystynêGrzebinogê, i to tak trafia, ¿e jej brata Kazimierza nie ma w domu.A wiecie, co Zbycho wczoraj zrobi³? Czai³em siê w³aœnieprzy ogrodzeniu, a¿ tu patrzê i oczom nie wierzê. Z³apa³ trzypodroœniête nioski i zdusi³ je, rzuci³ ka¿d¹ w inny k¹t ogrodzenia,wsiad³ do auta i pojecha³. Za dwadzieœcia minut wróci³z Krystyn¹, bardzo rozgor¹czkowany coœ jej t³umaczy³ wymachuj¹crêkoma. Wydawa³ siê tak przejêty, zrozpaczony,mia³em wra¿enie, ¿e siê zaraz rozp³acze. Wci¹¿ powtarza³:- A tak o nie dbam, jak o w³asne dzieci. Krystyna podnios³ajedn¹ z nich, obejrza³a wprawnie i zawyrokowa³a, ¿e niewygl¹daj¹ na chore, tylko na zaduszone ca³kiem niedawno,ale nie wie, przez jakie zwierzê bo nie widaæ œladów ugryzienia,dziwne jest, ¿e ¿adna nie zosta³a choæby nadgryziona. Zbycho,zupe³nie nie wytr¹cony, z równowagi j¹³ biadoliæ dalej, ¿emo¿e to zazdrosny s¹siad. Tak lamentuj¹c wepchn¹³ Krystynêdo swojego domu, gdzie obiecywa³ jej kawê i dalsze roztrz¹sanietematu. Teraz pojmujecie, na co kupi³ te nioski i zdusi³trzy? Krystyna Grzebinoga, stara panna lat 39, a nasz Zbycho35 rok ma, ale co mu tam, teraz wolny jest a Kryœka maaleje III 31 VII-IX 2004


PROZAmaj¹tek doœæ spory, bo ferma œwietnie idzie. Potrafi nasz Zbychobyæ czaruj¹cy jak mu zale¿y, szczególnie, jak chodzi opieni¹dze. Babkê podebraæ tak umie, ¿eby mu z rêki jad³a.Pewnie stwierdzi³, ¿e nie taka stara, syna mu urodzi a forsa toforsa, jest okazja, to braæ trzeba, bo jeszcze inny siê ockniei sprz¹tnie t³usty k¹sek. Kryœka nie piêkna jest, ale zadbana,mocna kobieta, nigdy nie choruje, nie narzeka, a do pracybardzo chêtna.Po³owa sierpnia, upa³y nie zel¿a³y, deszczu dalej niewidaæ. Ziemia jest tak popêkana i porowata, jak stare krowie³ajno. Wszystko dojrzewa dwa tygodnie wczeœniej. Drzewaowocowe wybitnie obrodzi³y. Na zakolu, ko³o so³tysa, ludziewyrzucaj¹ fury gnij¹cych jab³ek i œliw. Osy ze smrodkiems³odkawo-gnij¹cym objê³y pospo³u tamt¹ okolicê. Le¿êpod ¿ywop³otem na boisku szkolnym. Przeczekam najwiêkszyupa³. Rozgrzane powietrze dr¿y. Mo¿e przyjdziejakieœ dziecko na huœtawki i da mi cukierków?Afera na ca³¹ wieœ posz³a wczoraj, ¿e Roksankê,wiecie, tê od Marynki i Mietka Jaœków, wykorzystywa³pedofil! W naszej wsi taki wymyœlnik z zachodu!I to nauczyciel wychowania fizycznego – WiesiekJego. To¿ baby pobra³y wid³y i chcia³y zak³uæ wyuzdañca,jak posz³a taka wieœæ po wsi, ale na jego szczêœciepolicja go wczeœniej zabra³a. Podobno to ju¿ trwa-³o jakiœ czas, a teraz wysz³o szyd³o z worka, bo Roksankaju¿ nie zdo³a³a ukryæ szeœciomiesiêcznej ci¹¿y.Wziêta na dywanik do pani dyrektor, wszystko powiedzia³a,co i jak by³o, i ¿e to pan Jego jej kaza³ takieró¿ne rzeczy wyprawiaæ a zagrozi³, ¿e jak powie, toj¹ wszêdzie znajdzie, uszy i nos obetnie têpym no-¿em. Na to wszystko zosta³a zawezwana policja is¹dy teraz bêd¹. Szkoda, ¿e nikt mnie nie spyta, bo jawiem, jak by³o. Biedny Wiesiek Jego ma okropniebrzydk¹ choæ mi³¹ ¿onê, Basiê Jegow¹, córkê m³odsz¹od Roksanki o rok, której jest Jola Jegówna i synaczkarocznego, Danielka Jego. Mi³a rodzina. Nieraz tam resztki wyjada³em z koryta dla kaczek i niktmnie nie przepêdza³. A Roksanka, wiecie, co pod lasemwyprawia³a, to i stamt¹d k³opot jej ca³y, tylko niewie z kim, bo zawsze wszyscy kolejno byli, ilu ichtam nalaz³o. Tak wiêc, kiedy wiosn¹ po³apa³a siê wczym rzecz, zrobili naradê, uradzili, ¿e najlepiej wkrêciækogoœ, kto jest nieco niepozbierany, da siê ³atwozastraszyæ, jak nie bêdzie chcia³ siê przyznaæ, jestporz¹dny i ma z czego alimenty zap³aciæ. Jakoœ takna Wieœka pad³o. Pozosta³o tylko go przekonaæ, ¿e tojego robota. Roksanka zosta³a po lekcjach na czatacha dwóch jej kolesiów zaczepi³o wracaj¹cego dodomu Wieœka. Zaczêli wspominaæ, ¿e ich kiedyœ uczy³i by³ takim œwietnym fachowcem i w ogóle, to niemo¿e odmówiæ im wspólnego piwa. Wiesiek wiedzia³,¿e zeszli na “z³¹ drogê”, a ¿e by³ doœæ strachliwy, wola³sobie biedy nie napytaæ i na jedno piwo siê zgodzi³.Poszli do kawiarenki ,prowadzonej przez ¿onê so³tysaprzy sklepie, a tam ju¿ w k¹tku niewinnie spogl¹daj¹cjad³a lody Roksanka. Przysiedli siê wiêc do nieji niepostrze¿enie wrzucili do piwa przysz³ego pedofilamocny œrodek usypiaj¹cy. Potem goœcia zanieœlina szkolne boisko, obsypali podart¹ i pokrwawion¹bielizn¹ Roksanki. Wieœka te¿ rozche³stali, gacie muspuœcili, wysmarowali krwi¹ z rozciêtego w tym celupalca Roksanki, parê zeszytów pogniecionych ale staranniepodpisanych “Roksana Jasiek” zostawili, ¿eby wiedzia³,z kim mia³ tak¹ przyjemnoœæ. Zupe³nie ich nikt niewidzia³ (prócz mnie oczywiœcie), bo by³o to w przeddzieñprzygotowañ do pogrzebu Antka Jaœka. Wszyscy krêcilisiê wokó³ koœcio³a albo siedzieli zadumani w cha³upach.Od tego czasu Roksanka mia³a beczeæ na zawo³anie, kiedyspotyka³a Wieœka, a na wuefie prosiæ o zwolnienie z powodubólu brzucha i rozpowiadaæ kole¿ankom coœ niecoœ o tym,jakoby j¹ zgwa³ci³. Wiesiek miast próbowaæ dojœæ prawdy,tak siê przerazi³ rzecz¹ zupe³nie niepojêt¹ dla jego rozumujaka go spotka³a po jednym piwie, i nie wietrz¹c w swojejg³upocie podstêpu, zacz¹³ zachowywaæ siê jak winny, unika³Roksanki, zwalnia³ j¹ bez gadania z ka¿dej lekcji gimnastyki.Dobrze ch³opaki wybrali koz³a ofiarnego. Ale zapomnieli, ¿eteraz to nie takie tam poszlaki, tylko dowody naukowe siêlicz¹. Tymczasem Roksanka powi³a córeczkê, nazwa³a j¹Wiktoria. W badaniach genetycznych wysz³o, ¿e i owszemma³a jest jej córk¹, co i tak by³o niezaprzeczalne, ale Wiesieknijak ojcem byæ nie mo¿e. Na to Roksanka wypar³asiê dziecka, choæ je pó³ roku chowa³a, i chcia³a oddaæ doadopcji, ale szczêœciem jej ojciec a dziadek dziecka siê zjawi³zapowiadaj¹c, ¿e drugiego wstydu nie prze¿yje i jakdziecko jest to jest, ¿e to jego wnuczka z jego krwi, marodzinê, nie bêdzie siê po obcych pl¹taæ, i ¿e on sam j¹adoptuje. A zrzec to siê mo¿e, i owszem, ale Roksanki,skoro jest takim diab³em wcielonym.Nasta³ wrzesieñ – pora wykopków. Ziemniaki obrodzi³y,choæ z powodu suszy rozsypuj¹ siê w gotowaniu. Bêdziewieœ jad³a francuskie puree. Buraków, marchwi, selerówi rzepy te¿ sporo, przynajmniej u tych, co podlewali. Mo¿ena tej gnojówce z rzeki tak dobrze poros³y. Skoro taki urodzaj,to i Zbycho ¯aba dopi¹³ swego. Tak Krystynê pytaniamio kury zadrêcza³, ¿e wola³a chyba byæ na miejscu i radziæmu w ka¿dym przypadku. Swojego uroku te¿ u¿y³, babatañczy jak on jej zagra. Kazimierz Grzebinoga, brat Krystyny,nie jest zadowolony obrotem sprawy, bo podejrzewaZbycha o chytroœæ na pieni¹dze, a nie o mi³oœæ do Krychy.I pewnie ma racjê. Œlub i huczne weselisko by³o, Zbychosiê pokaza³ za pieni¹dze swojej ¿ony, podró¿ poœlubnana Kanary te¿ by³a. Krysytna, jak to Zbycho rzek³, wróci³azaci¹¿ona i bardzo szczêœliwa.Tymczasem u so³tysa znowu siê narobi³o, ale tym razemto ju¿ na amen. Kilku ch³opców z s¹siedztwa, Bartoszz bratem Dawidem i Maciek ganiali siê po podwórku.Gor¹c by³ niemi³osierny, wiêc so³tysowa wynios³a im butelkiz lemoniad¹, a kiedy zosta³a tylko jedna upita do po³owy,urz¹dzili zawody, wpierw szczanie na odleg³oœæ, ¿ebypêcherz nie przeszkadza³ w biegu 10 razy dooko³a ogrodu,a nagrod¹ mia³a byæ resztka lemoniady. Wygra³ na swojenieszczêœcie Dawid, tu¿ za nim bieg³ Maciek, chcia³ gowyprzedziæ, wiêc Dawid z³apa³ butelkê, wla³ ca³¹ zawartoœæw siebie jednym haustem, nie patrz¹c, co pije. A w butelce,skuszonych s³odkim zapachem, siedzia³o dwanaœcie os.Sk³u³y go elegancko po prze³yku. Ch³opak w ogóle nie wiedzia³,co siê z nim sta³o, spuch³ w takim tempie od œrodka, ¿e niemóg³ nawet powiedzieæ, gdzie go boli. Doœæ na tym, ¿ealeje III 32 VII-IX 2004


PROZAzanim go so³tysowa dowioz³a do szpitala, skona³ dusz¹c siê.Nie zawsze warto byæ pierwszym. Pochowano go w dwadni po weselu u ¯abów.Wiosn¹ roku nastêpnego, w maju, mia³y miejsce dwadla nas donios³e wydarzenia: przyjecha³a ¿ona Zbyluta iKrystyna, teraz ¯abowa, powi³a syna. Mia³o mu byæ Dawid,ale po nieszczêœliwym wypadku u so³tysa zmieni³a naDaniela (w mojej wsi, gdzie splun¹æ, tam Dawidy iDaniele). ¯ona Zbyluta, pani Dobrawa – co za kobieta!S³ysza³em, ¿e ch³opy mówili o niej, ¿e jest taka sucza, jakprzechodzi ko³o nich, to wszyscy z gaci maj¹ namioty.Suki to ona mi nie przypomina, ale jest jakaœ taka drapie¿nai ma du¿o go³ego i kszta³tnego cia³a. Dup¹ to tak zawraca,jak idzie, ¿e obija framugi w drzwiach, a drobi¹c na szpilkach,trzêsie w równym stopniu bujnymi rudymi lokami,jak i wielgaœnymi cyckami. Przywióz³ j¹ sobie z jakiegoœorawskiego pleneru i szybko po¿a³owa³. Baba mia³a niezwyk³ytalent do rz¹dzenia swoim otoczeniem, nie znosi³a¿adnego sprzeciwu, wiêc Zbylut zacz¹³ jej uciekaæ, a onagoniæ go jako swoj¹ prywatn¹ w³asnoœæ, przynosz¹c¹ niez³edochody. Jakimœ cudem namierzy³a mê¿a, choæ nie opowiada³nikomu, gdzie bêdzie naprawdê, raczej sugerowa³pustynie w Australii jako temat swych arcydzie³, chc¹c¿onê wyprawiæ w poszukiwanie daleko od siebie. Fakt, ¿emia³ spokój przez prawie rok, wcale go nie pocieszy³.Udobrucha³a siê nieco zobaczywszy obrazy. Masê obrazów.Dobrych obrazów. Nie musia³a siê dowiedzieæ, ¿e a¿trzy muzy pracowa³y wytrwale dzieñ w dzieñ, ¿eby tenp³omieñ sztuki nie zgas³. To, co siê zaczê³o wyprawiaæteraz w chatce babci Hrynkowej, nie opiszê, bo mam trochêwsydu i przyzwoitoœci. Doœæ na tym, ¿e babcia Hrynkowaod patrzenia odm³odnia³a ze 20 lat. Mo¿e Dobrawa z Orawyprzew¹cha³a powód nag³ej eksplozji talentu mê¿a, bo pozwoli³amu zostaæ u nas tylko tyle czasu, ile wymaga³o skoñczenieostatniego obrazu. Potem bieduchnê spakowa³a, uregulowa³ajego rachunki i prawie jak spêtanego niewolnika odwioz³ado Krakowa, ka¿¹c resztê malowaæ ze szkiców. Sama zajê-³a siê sprzeda¿¹ mê¿owskiej p³odnoœci, uzyskuj¹c ca³kiemniez³e sumy. Trzy gracje: Arletta, Judyta i Manuela, popad³yw takie otêpienie po stracie mistrza, ¿e jak mi Bóg œwiadkiem,choæ nie przepadam za nimi, bo mnie zawsze odganiaj¹,to teraz ¿al mi ich z ca³ego serca. Poczciwina Hrynkowanie mog¹c patrzeæ na ich rozpacz, zada³a dziewczêtomjakichœ zió³ sproszkowanych i roztartych grzybków suszonych.Chyba im to na zdrowie posz³o, bo teraz ca³ymi dniamichichocz¹, choæ dalej nie zagl¹daj¹ do lusterek, a oczyzrobi³y im siê jakieœ takie wielkie i ciemne, ale co tam,wa¿ne, ¿e przesta³y ryczeæ po k¹tach i wrzeszczeæ na siebie.I znów kolejne lato, równie upalne jak poprzednie.Dziêki pobytowi pana Zbuluta nazje¿d¿a³o siê ca³e mnóstwopodejrzanych indywiduów w poplamionych farbami ubraniach.Podobno z Akademii s¹ i maj¹ z nich byæ te¿ artysty.Wynajêli pokoje u so³tysa. Ca³ymi dniami siedz¹ w plenerze– tak mówi¹ o swoich wypadach w las, gdzie sztalugi ip³ótna poniewieraj¹ siê w krzakach ledwie podmalowane, aoni le¿¹ obok pijani na umór. Wszyscy maj¹ takie dziwneoczy, jak Kozodojówny.S³ysza³em, ¿e maj¹ tworzyæ jakieœ happeningi i sztukiziemi w lesie za tydzieñ. Dziewczyny ca³kiem ozdrowia³y,zaciê³y siê do tej sztuki, kontynuuj¹ nauki z tymi oberwañcami,po spo³u le¿¹c z nimi w trawie a w przerwach coœpaprz¹ na p³ótnie.S³odki Bo¿e, czujê coœ okropnego w powietrzu. Przechodzi³emwczoraj ko³o domu Oleñki Kamyczurowej. Jaknigdy mnie nie wo³a, tak teraz cmoka³a, gwizda³a i rzuca³atakie pachn¹ce kawa³ki s³oninki, ¿e da³em siê skusiæ.Najwiêkszy k¹sek wrzuci³a do komórki przy kurniku. Jak tylkotam wszed³em, drzwi siê zamknê³y. Za jak¹œ godzinkê do-³¹czy³ do mnie mój kolega Fisiek, stary Azor od Niewiarówi dwa zupe³nie mi obce psy, mówi³y, ¿e s¹ bezpañskie, zmiasta. Wieczorem przysz³a Oleñka z synem. Szkoda, ¿enikt nie by³ w pobli¿u ze Zwi¹zku Obrony Praw Zwierz¹t,mo¿e by us³ysza³ nasze wycie. Nie bêdê siê rozwleka³, co znami porobili, doœæ na tym, ¿e by³o to zupe³nie niehumanitarne.W efekcie tych dzia³añ jestem teraz kie³bask¹ tak jakmoi kumple. Zaniesiono i sprzedano nas so³tysowej, Ÿli³a siê,¿e mia³o byæ wiêcej, bo artysty maj¹ niez³y spust.Nadszed³ dzieñ happeningów. Sporo ludzi posz³o siêpogapiæ, bo to coœ nowego, potem bêdzie temat do obgadywaniana jakiœ czas. Sztukmistrze porozbiera³y siê do roso³u,powywdziewa³y w dary lasu i tak lata³y, obrzucaj¹c siebiei gapiów workami z p³ynnymi farbami i wczeœniej w tymcelu zgromadzonym krowim ³ajnem a mo¿e swoim te¿ –kto wie, co w genialnych twórczych g³owach zal¹c siêmo¿e? Widownia oburzona i w najwy¿szym stopniu zdegustowananow¹ sztuk¹ wycofa³a siê z³orzecz¹c. Artystyby³y ju¿ w takim szale twórczym, ¿e zupe³nie nie zauwa¿y³yznikniêcia odbiorców i dalej zapamiêtale tworzy³y sztukê,podniecaj¹c siê coraz bardziej swoj¹ oryginalnoœci¹.Oczywiœcie, trzy Kozodojówny te¿ tam by³y.Pooo¿aaar!!!!! Ludzie, las siê pali! Te cholerne artystychcia³y se na koniec swoich dzia³añ poskakaæ przez ognisko.Przez sta³e upa³y œció³ka leœna zrobi³a siê sucha jak skórastudziesiêcioletniej babki Hrynkowej. Ogieñ w mgnieniukr¹g, odcinaj¹c wszystkie drogi ucieczki porozbieranymtwórcom. Chyba zanim zdali sobie sprawê, co siê dzieje,to ju¿ ich zdusi³o. I tak nie byli zdolni do szybkich dzia³añpo tych swoich œrodkach na pobudzenie genialnoœci.Kto ¿yw, pobieg³ z wiadrami gasiæ. So³tysowa zadzwoni³apo stra¿ i sama polecia³a pogapiæ siê, jej po¿ar nie zagra¿a,bo daleko od lasu mieszka. Chata Wiewiórowej ca³aw ogniu stoi, dach Zbycha ¯aby p³onie, przywia³o i doKamyczurowej, tej to nie ¿a³ujê, niech siê ¿ywcem zjara.¯e te¿ nie mogê siê ruszyæ, pogapi³ bym siê z chêci¹, ¿ebymóc wam dok³adniej wszystko przedstawiæ.Nasta³ wieczór. So³tysowa przygotowa³a kolacjê dlaartystów – domyœlacie siê co, miêdzy innymi by³o w jejsk³adzie? Hej, Pepi nie w¹chaj mojego talerza, oj, oj co tystara g³upia suko robisz! Zostaw, to przecie¿ ja! Pipek!A. Sowier - Jankowskaaleje III 33 VII-IX 2004


PROZAJacek £yczba - Anio³aleje III 34 VII-IX 2004


PROZATadeusz GiermyskiANIO£¯onê mia³em normaln¹. Ani za dobr¹, ani za niedobr¹.W krótkim zreszt¹ narzeczeñstwie wydawa³ami siê anio³em. Nie mia³a tylko skrzyde³, za to ³adn¹twarz, d³ugi, gêsty warkocz, œliczny biust i cudown¹nieœmia³oœæ. Zobaczy³em j¹ pierwszy raz w bieli, by³abowiem w pracowni chemicznej, gdzie przelewa³a,odlewa³a jakieœ kwasy, sole. – Anio³ – pomyœla³em –taka cudnie bia³a na zewn¹trz i wewn¹trz ... Na tymsamym wydziale i w tej samej grupie studiowa³ mójbrat. Któregoœ dnia pozna³ mnie z Anio³em. By³emwniebowziêty. Szybko nast¹pi³y zarêczyny w ³ódzkimparku Julianowskim, dok¹d poszliœmy ca³¹ gromad¹wypiwszy przedtem kilka butelek wina. Ale zarêczynyzosta³y niemal zerwane. Z mojego powodu, poniewa¿za bia³¹ bluzkê narzeczonej wsun¹³em ma³¹, zielon¹¿abkê. Narzeczona oszala³a ze strachu i gniewu namnie. Nie wiedzia³em, ¿e ma taki uraz do tych stworzeñ.Ja bojê siê wê¿y i myszy. Maria czuje wstrêt do paj¹kówi ¿ab. Ale po dwóch godzinach wybaczy³a i nawetsiê uœmiechnê³a, gdy zielon¹ ¿abkê w³o¿y³em sobie doust, udaj¹c, ¿e j¹ zjadam. Anielska dobroæ wziê³a górê.Minê³o pó³ wieku. Anio³owi powoli usycha³ywyimaginowane przeze mnie skrzyd³a. Barwna aureolasta³a siê podobna do dymku papierosa. ¯y³em jakz kobiet¹ – ¿on¹, a nie z istot¹ nadziemsk¹. Nierazsiê nawet k³óciliœmy. By³y te¿ ciche dni. Normalnie.Ale wracam do teraŸniejszoœci. Przed miesi¹cemprzewia³ mnie na przystanku autobusowym silny wiatr.Maria (dawny Anio³) poradzi³a mi po³o¿yæ siê do ³ó¿ka,tym bardziej, i¿ mia³em gor¹czkê. Da³a mi jakieœpigu³ki i sok malinowy. Zasn¹³em. Obudzi³em siênazajutrz zupe³nie zdrów. Mariê natomiast coœ bola³ow plecach i to doœæ silnie. Zaraz po œniadaniu poszliœmydo lekarza. Przepyta³, opuka³, przeœwietli³ plecy i nicnie znalaz³. Da³ jakiœ œrodek znieczulaj¹cy, po u¿yciuktórego ból ust¹pi³. Na drugi dzieñ wsta³em, jak zwykle,bardzo rano i cicho wszed³em do pokoju, gdzie spa³aMaria. Stan¹³em nad ³ó¿kiem, spojrza³em na jej twarz.Oddycha³a rytmicznie, twarz lekko zaró¿owiona i jakbydu¿o m³odsza. Zdumia³o mnie jednak coœ innego.Z obu stron ko³dry wystawa³y dwa bia³e skrzyd³a!Przywidzenie? Dotykam rêk¹. Miêkkie, delikatne pióra!Zawo³a³em g³oœno po imieniu do œpi¹cej. Otworzy³aoczy, uœmiechnê³a siê, pytaj¹c – Co?– Na czym ty le¿ysz, na jakichœ skrzyd³ach? –Nie na “ jakichœ ”, tylko na swoich. – Mo¿esz wstaæ?Maria podnios³a siê z ³ó¿ka. Zdumienie moje siêgnê³oszczytu Jungfrau. Mia³a skrzyd³a jak ptak, jakanio³! – Czemu siê dziwisz? Przed 50 laty mówi³eœ,¿e jestem prawdziwym anio³em i tak mnie d³ugonazywa³eœ... - Ale to by³ m³ody anio³ek i umia³prawie fruwaæ. - Ziemskie anio³y w przeciwieñstwie do niebiañskichte¿ siê starzej¹. Ale fruwaæ nie zapomnia³am.I unios³a siê a¿ pod sufit, machn¹wszy leciutko skrzyd³ami.To naprawdê ludzki Anio³ – pomyœla³em. Zestarza³a siê takjak ja, ale Anio³em pozosta³a. Nie mog³em w¹tpiæ patrz¹c najej powrotny lot na dó³. ¯ona by³a Anio³em jak s¹dzi³emkilkadziesi¹t lat temu.Od tego momentu odmieni³o siê nasze ¿ycie. Na dobre,bo przecie¿ mia³em w domu ¿onê – Anio³a. Minus tkwi³w jej uskrzydleniu. Gor¹ce lato, jak tu chodziæ w mieœcie zeskrzyd³ami u ramion? Chodzi³a wiêc ¿ona w lekkim p³aszczu,który jej wyros³e dwie cudownoœci. Kiedyœ niespodziewaniewszed³ do nas s¹siad i zobaczy³ Mariê ze skrzyd³ami.– Wybieramy siê na bal maskowy – wyjaœni³em. Ko³oemerytów urz¹dza – doda³em.– Ja, ja zaœ – spojrza³emmimo woli na rogi jelenie w przedpokoju – bêdê diab³em!S¹siad zerkn¹³ na nas podejrzliwie.- A to ¿yczê mi³ej zabawy! – doda³, chcia³ jeszcze coœpowiedzieæ, lecz zd¹¿y³ tylko otworzyæ usta, albowiem¿ona – anio³ machnê³a leciutko skrzyd³ami i, ku mojemuoraz s¹siada zdumieniu, unios³a siê a¿ pod sufit. Goœæz otwartymi ustami wybieg³ z mieszkania. Mariastanê³a na dywanie.– Nie fruwaj przy obcych ludziach – powiedzia-³em. – Chcia³am go trochê uanieliæ. – Wystraszy³aœgo tylko, wygl¹da³ jakby zobaczy³ diab³a nie anio³a.Ca³y blok, anio³ku, bêdzie o twoim przypadku wiedzia³.– Tego wstydziæ siê nie muszê.W ka¿d¹ niedzielê zwykle jechaliœmy poza Olsztynodetchn¹æ œwie¿ym powietrzem. Przysz³a niedziela.- Pojedziemy? – pytam Mariê. - Polecimy – odpowiada.- Taka anielska nie jesteœ – pow¹tpiewam. - Spróbujemy– koñczy rozmowê. - Tylko ubierz siê ciep³o.Wychodzimy przed blok. Ranek, ¿adnych ludzi w pobli¿u.Maria szybko zdjê³a p³aszcz ods³aniaj¹c swe uskrzydlenie,wziê³a w swoj¹ d³oñ mê¿owsk¹ rêkê i ... poszybowaliœmyw górê, w górê, kilka tysiêcy metrów nad ziemiê.Wyl¹dowaliœmy na zielonych wzgórzach miêdzy lasamiolsztyñskimi a Biskupicami. Roz³o¿yliœmy koc, zjedliœmydrugie œniadanie. S³oñce zaczyna³o przygrzewaæ, skowronkiwsi¹ka³y w rozb³êkitnione niebo, wieñcz¹c nas zewszech stron swoim dzwonieniem. Po godzinie Mariawsta³a mówi¹c: - Mój p³aszcz zabierz do domu, ja muszêpolecieæ du¿o wy¿ej ni¿ te skowronki, tylko ja sama...–Dok¹d? – zapyta³em. - Na jak d³ugo? – Na trzy,cztery tygodnie. – A kto mnie bêdzie przyrz¹dza³ posi³ki?– Dasz sobie radê, jak bardzo bêdziesz chcia³.Lekko jak na jej wiek podskoczy³a i ju¿ jej nie by³o.Po kilku sekundach roztopi³a siê w niebieskoœci. Ale da³ami jeszcze znak. Kwadrans póŸniej, gdy wci¹¿ sta³emz zadart¹ g³ow¹, spad³a do moich nóg ga³¹zka jaœminu.Oczywiœcie od Marii. Mia³a j¹ w rêku, gdy odfruwa³a.Romantyczne to – pomyœla³em – lecz kto przez kilka tygodnibêdzie mi gotowa³, stawia³ na stó³ i w ogóle pielêgnowa³?aleje III 35 VII-IX 2004


PROZADorota KlajnCZÊSTOCHOWAJestem niepotrzebna, w czasie ma³ej Czêstochowy,nie tylko niepotrzebna, ale przeszkadzam. Wtr¹camsiê w bieg minut, wiszê na wskazówkach ratuszowegozegara, lub zegara na poczcie, który kiedyœ by³ lœni¹coczerwony. Psujê jakiœ porz¹dek. Myœlê tak na pocieszenie,bo czas zapomnia³ o mnie. Bez funkcji, bezrozk³adu jazdy autobusu 23, ¿adnych porannychpobudek, ¿adnego pêdzenia wzd³u¿ alei, nie pamiêtamceny ulgowego biletu. Nic tu nie pamiêta o mnie i nicmnie nie przypomina. Po chodnikach chodz¹ ludzie,których nie znam, lub mo¿e, których kiedyœ zna³am,wszyscy du¿o m³odsi lub du¿o starsi ode mnie, niktnie ust¹pi mi miejsca w autobusie, w czasie, nikt nieodda mi swojej wa¿nej funkcji - bycia st¹d. Czyliwype³niania swojego czasu wpisanego w miasto, nieciekawei szare, nie wiem dlaczego w ogóle mi na tymzale¿y? Moje miasto wypchnê³o mnie na zewn¹trz,miasto dzieciñstwa.Potem wyros³am poza miasto, nad miastem i mogêpatrzeæ na nie z bardzo daleka, przeros³am moje miastoi sta³o siê maleñkie i szare, sta³o siê nieruchomympunktem na mapie wielkoœci g³ówki od szpilki. Mimo¿e têskni³am, bêd¹c tam, depcz¹c brukowane uliczkifrancuskiego miasta, za moim miastem. Mia³o przyj¹æmnie na swoje ró¿owe ³ono, nakarmiæ mlekiem, obtuliæszarymi chmurkami brzydkiej pogody i daæ czas. Niemam go, stojê nad moim rodzinnym miastemi przygl¹dammu siê szklistymi oczami. Bo nie mam go równie¿we Francji, nie wch³on¹³ mnie nigdy Londyn aniKopenhaga, nie przygarn¹³ Dublin, Barcelona. Niemam gdzie usi¹œæ i odpocz¹æ. Nie mam czasu, w³asnego,pe³nego bezpiecznych rytua³ów, ma³ych drzwiczekz napisem „exit”, które zamyka³yby za mn¹ wichurêz³ych przeczuæ i dawa³y krzes³o, stó³ i zegar na œcianie.Nie mam ciasteczka „zjedz mnie”, które zmniejszy³obymnie do objêtoœci czasu jakiejœ ma³ej nadmorskiej wsi.Ciasteczka, fiolki, drzwiczki, lustereczka i grochy wielkiejak ³zy na mojej bia³ej sukience. Albo przeŸroczystej. Niema mnie w czasie, nie to, ¿e siê zgubi³am, nadal pozornienad wszystkim panujê, nadal pêdzê sobie na zewn¹trzlub stojê w ciszy oka huraganu, ale bez funkcji tutaj,ani tam, wszêdzie jestem tymczasowa, odchodzê,odlatujê, znikam. Czasem czujê, ¿e i tak nigdzie mnienie ma, stojê w rozkroku, wysoko nad czasem, za du¿a¿eby mnie wch³on¹³, za du¿a, ¿eby mnie zauwa¿y³.CZAS PIELGRZYMACzas nale¿y do miejsc i do ludzi. Jeœli jesteœmy gdzieœdostatecznie d³ugo, nabieramy czasu, którym rz¹dzi siêmiejsce. Oswajamy go, nasz czas p³ynie po tej samejliniowej osi. Ale poniewa¿ “teraz” istnieje tylko w nassamych, wszêdzie indziej - wszêdzie gdzie nas nie ma,czas biegnie innymi torami. Biegnie nadal po linii prostej,ale ju¿ nie tej samej, zupe³nie jakby by³ równole¿nikiemna fizycznej mapie Œwiata.Czas, jaki dzieli dwa odleg³e miejsca, ma ma³o wspólnegoz czasem wskazówek zegara - obiektywnym, botaki czas spe³nia tylko rolê praktyczn¹, organizacyjn¹.Jeden zegarowy mechanizm pozwala nam na “docieraniena czas”, bez niego ludzkoœæ pogubi³aby siê, runê³ybywszystkie systemy, gdybyœmy przestali siê spotykaæ. Alenasza pamiêæ nie rz¹dzi siê tykaniem zegara, tylkosekwencj¹ zdarzeñ.Dlatego na codzieñ ow³adniêci jesteœmy godzinami,kwadransami, minutami, rozdzielamy je na pracê,zabawê, odpoczynek, nie interesuj¹ nas inne miejsca,nasz czas biegnie prosto przed siebie.Dopiero, gdy gdzieœ wracamy, doœwiadczamy poraz pierwszy równoleg³oœci czasu. Odnajdujemy porzuconyniegdyœ czas i odkrywamy, ¿e nadal p³ynie, mimo ¿enasza pamiêæ ca³kowicie go zatrzyma³a. Taki jest czasnaszego dzieciñstwa, gdzieœ daleko, na po³udniu Polski,czas wakacji na wsi, wszystkich górskich chat i ma³ychmiejscowoœci nad morzem. Wydaje nam siê, ¿e od kiedynas tam nie ma - nic nowego nie mog³o siê ju¿ wydarzyæ.Ale czas nadal biegnie, tylko ¿e z inn¹ prêdkoœci¹, winnym porz¹dku - jego oœ nie stanowi ju¿ naszej osi.Takie uczucie daj¹ nam krótkie podró¿e, krótkie pobytyw obcych miejscach, gdzie zostajemy tylko na chwilêby potem ruszyæ dalej. Jesteœmy wtedy tylko biernymiobserwatorami lokalnego biegu zdarzeñ. Dopasowujemyna moment swój czas do tego zastanego. Inaczej jest,gdy podró¿ujemy w nowe miejsca by zostaæ w nich nasta³e. Bo aby siê zadomowiæ - zapuœciæ korzenie, trzebauchwyciæ rytm miasta, zwi¹zaæ siê z nim: obserwowaæporanki, oswoiæ ludzi, i dotrzymywaæ kroku zastanej rzeczywistoœci,wtuliæ siê ufnie w now¹ przestrzeñ.Oswajanie siê z nowym czasem jest tym trudniejsze,im bardziej ró¿ni siê on od naszego. A jeœli mamyw sobie têsknotê, nasza pamiêæ bêdzie zawsze goni³azupe³nie inn¹, porzucon¹ czasoprzestrzeñ.Dorota Klejn jest ubieg³oroczn¹ stypendystk¹ miasta Czêstochowy. Mieszka we Francji. Na Uniwersytecie im. PaulaValery’ego w Montpellier studiuje literaturê. Czêstochowskie wydawnictwo „Bulion” jeszcze w tym roku wyda jej ksi¹¿kêpt. „Pisanki”.aleje III 36 VII-IX 2004


MUZEUMZ MAURYCYM PO REGIONIEMuzeum w Z³otym PotokuW internecie mo¿na odwiedziæ wiêkszoœæ œwiatowychzabytków, muzeów i galerii. Obejrzeæ od góry, od do³u,wzd³u¿, wszerz i na opak. Poznaæ kontekst kulturowy,przeczytaæ informacje historyczne, biogramy i legendy.Zobaczyæ obrazy, fotografie i wykresy, obejrzeæ filmyi pos³uchaæ muzyki. Ale czy komputer potrafi zast¹piæbezpoœredni kontakt ze sztuk¹, pozwoli „zanurzyæ siêw atmosferze”?Nasz Przyjaciel, który mieszka w Kanadzie, zadzwoni³do Maurycego z wiadomoœci¹, ¿e po latach nieobecnoœciw Polsce przyje¿d¿a w odwiedziny i prosi,byœmy pomogli mu poznaæ atrakcje starego kraju.W lot pochwyciliœmy okazjê, by zapromowaæ przedewszystkim nasz rodzinny region. Wszak zewsz¹d s³yszymyo potrzebie zatrzymania turystów na d³u¿ej i skierowaniaich – gdy ju¿ odwiedz¹ Jasn¹ Górê - ku jurajskimatrakcjom. Obejrzeliœmy liczne informatory i u³o¿yliœmyatrakcyjn¹ trasê wycieczkow¹.O dworku Krasiñskich w Z³otym Potoku, pozostaj¹cympod opiek¹ Muzeum Czêstochowskiego, pisz¹ wewszystkich przewodnikach; nadto dowiedzieliœmy siêz gazety, ¿e wystawa poœwiêcona hrabiemu Zygmuntowizosta³a w³aœnie zmodernizowana.To jest to – pomyœleliœmy. Niech w sercu NaszegoPrzyjaciela zagraj¹ sentymenty, niechaj po powrociedo Kanady rozpowie wœród swoich znajomych,¿e warto przyjechaæ w³aœnie tutaj.Dworek Krasiñskich to doœæ niski dom, pobielony iz kolumnami przy wejœciu, niczym w Panu Tadeuszu.Dobrze! Mamy ciê, zblazowany cz³owieku Zachodu!Zaraz siê wzruszysz patriotycznie, mo¿e nawetsypniesz kas¹, której tak potrzebujemy na ratowanienarodowego dziedzictwa.Drzwi s¹ otwarte. Obok nich, na ³adnym ganku,dwa fotele w stylu póŸnego Gierka. Pani cerber siedzitu sobie z kole¿ank¹ i wygrzewaj¹ siê na s³onku. Jestpiêkny czerwcowy dzieñ. Spragnieni kultury i historii,bezlitoœnie przerywamy im sjestê, by wydaæ po 4 z³otei kupiæ bilety. Niektórzy z nas s¹ wprawdzie Zas³u¿onymiDzia³aczami Kultury i przys³uguje im zni¿ka, alewêdruj¹c po kraju wstydz¹ siê z niej korzystaæ. Kulturajest przecie¿ taka biedna!Wchodzimy i z zachwytem ogl¹damy. Najpierw to,co najbardziej rzuca siê w oczy. We wszystkich kilkupomieszczeniach najwiêksze wra¿enie robi¹ – przemyœlnieumieszczone na wysokoœci wzroku - bardzodobrze oœwietlone i pomalowane na piêkny, czerwonykolor, gaœnice przeciwpo¿arowe.Nastêpnie okna. Tych w dworku jest zdecydowanienajwiêcej. Za oknami zieleñ.Dalej historyczne wyposa¿enie. Widzimy meble.Podniszczone, pewnie dlatego nie wolno na nich siadaæ.Karteczki informuj¹, ¿e meble pochodz¹ z XX wieku.Bardzo dobrze oznakowane: jeœli stó³, to jest napisane:“stó³”. Jeœli coœ stoi w rogu, odsuniête od œciany,to nosi oznakowanie: “konsolka przyœcienna”.Szafki i gablotki, w nich m.in. bardzo du¿a fili¿ankai ma³y porcelanowy ptaszek. Przyk³ad du¿ej starannoœcistra¿ników narodowego dziedzictwa. Ptaszkowi odpad³ogonek, ale nie zgubi siê, bo te¿ le¿y za szk³em.Kilka eksponatów o niejasnym przeznaczeniu - informacyjnekartki ktoœ ponadrywa³, chyba doœæ dawno. Chcemyzapytaæ pani¹ cerber, ale rezygnujemy, by nie przerywaæjej dalszego ci¹gu codziennych plotek ze znajom¹. Informacjajest podstaw¹ wiedzy o œwiecie. Zmuszeni jesteœmyradziæ sobie sami. Podejmujemy zbiorowy wysi³ek, wysilamyinteligencjê i coœ odgadujemy - to zegar. Stoj¹cy. Ponadto,jak to we dworku, tu i ówdzie wisi broñ. Oraz karteczka,¿e resztê wypo¿yczono na inn¹ wystawê.Jeszcze dzie³a sztuki malarskiej. Ciemne obrazy,zwykle podpisane: artysta nieznany. Nasz Przyjacielprzygl¹da siê i wreszcie powiada, ¿e te¿ by wola³ byænieznanym, gdyby wytwarza³ takie arcydzie³a.I ju¿ jesteœmy znowu w sieni. Tu na d³ugaœnejskrzyni spostrzegamy “odlew d³oni El¿biety Krasiñskiej”.Szukamy informacji, co to za jedna ta El¿bieta, i w jakichokolicznoœciach straci³a rêkê. Nie ma. Powy¿ej skrzyniwidnieje wypchana g³owa dzika. Zapewne to on jestwinowajc¹, ale tego nie rozstrzygamy, bo pani cerberczeka, ¿ebyœmy ju¿ sobie poszli.Szukamy bli¿szych informacji o miejscu, w jakimsiê znajdujemy. Co to by³ za facet, który tu mieszka³?Nie ma. Po co tu mieszka³? Nie ma. Czym siê zajmowa³?Nie ma. Co siê z nim sta³o? Nie ma. Z jakich powodówuczyniono tu muzeum? Nie ma. Czy jest powód,¿eby odwiedzaæ to miejsce? Nie ma.W drodze powrotnej, gdy jedziemy przez sennyi zaœmiecony Janów (trwaj¹ w³aœnie Dni Janowa, którena szczêœcie zlekcewa¿yliœmy), nadrabiamy min¹.Wyjaœniamy, ¿e na Jurze mamy jeszcze wiele innychciekawych miejsc. Nasz Przyjaciel jest bardzo wyrozumia³y.Nie zamierza wyci¹gaæ przykrych konsekwencji.- Nie ma sprawy – mówi. – Bilet kosztowa³ mnietylko jednego dolara. U nas te¿ za jednego dolara cudównie zobaczysz.Nieœmia³o prosimy, ¿eby w swoim mieœcie za oceanemnie opowiada³ zbyt wiele o naszych jurajskich atrakcjach.- W porz¹dku – uspokaja. - W Europie s¹ jeszczeLuwr, Watykan i Muzeum Brytyjskie. Europa jestteraz wspólna, wiêc jako Europejczycy nie macie siêczego wstydziæ.Marian P. Rawinisaleje III 37 VII-IX 2004


WYWIADMistrzowie z CzêstochowyCh³opak ze StradomiaWiceprezes nowojorskiego “Nowego Dziennika”.Mecenas i animator kultury polskiej. Przedsiêbiorca.Sêdzia sportowy. Dzia³acz spo³eczny. W przesz³oœci królparasoli i bombek choinkowych. Cz³owiek – orkiestra.Romuald Dymski, rocznik 1930, rodowity czêstochowianin,ch³opak ze Stradomia, z Koœcielnej ulicy, by³y u salezjanówministrant. Moja ³awka w “Trauguciaku” to by³ DarekWieczorek, Adaœ Smerczyñski, Janek Tarlikowski i JarekŒwi¹æ. Z tym, ¿e oni tu robili maturê, a ja na maturê wyskoczy³emdo Bielska, bo to Stradom, rodzina w³ókiennicza..Podczas okupacji robi³em “Traugutta”, póŸniej go skoñczy³em..W naszej ³awce jeszcze by³ Adolf Baranowski, póŸniejszyinspektor po¿arniczy w Czêstochowie. Z tego rocznikaw “Sienkiewiczu” najdalej zaawansowa³ czêstochowianin,Tadek Wrzaszczyk, wicepremier. Ale nie poznawa³ mnie,jak przyjecha³ do Nowego Jorku, dopiero póŸniej. On, jak by³z nami, mówi³ po cichu. Tadek, mówiê, tu nie ma aparatówpods³uchowych! Ale u niego to by³a si³a przyzwyczajenia.Pojecha³em do liceum do Bielska-Bia³ej kontynuowaærodzinne tradycje. Wujek mój by³ majster tkacki i znanypi³karz. W Liceum W³ókienniczym by³em uczniem bardzowzorowym a dziêki koneksjom pi³karskim mia³emmo¿liwoœæ na wy¿sz¹ uczelniê bez egzaminu zdawaæ.Na prawo do £odzi prysn¹³em. Pamiêtam, Kotarbiñski by³wtedy rektorem. Taki by³em ju¿ przygotowany na to prawo,a tu mama przyje¿d¿a: Synu! Gdzie ty idziesz, bandytêbêdziesz broni³? i tak dalej. Otwierali Wydzia³ W³ókienniczyna Politechnice Czêstochowskiej, ale poszed³em do £odzi,bo siê dowiedzia³em, ¿e tu nie by³o w³ókiennictwa sztucznego.Polecia³em do £odzi, skoñczy³em Politechnikê, skoñczy³emWy¿sz¹ Szko³ê Ekonomiczn¹. Nakaz pracy... no,gdzie? ¯agañ. Rany boskie! Znajomoœci, nie znajomoœci,przyjecha³em z nakazem pracy do Czêstochowy, do “Stradomia”.To by³ piêædziesi¹ty szósty rok. Tu trzeba by³o kontynuowaæhobby sportowe. Z polityki siê wyleczy³em dawno,w czterdziestym ósmym.By³ klub “Skra”, jeszcze sprzed wojny. Myœmy tak¹dobr¹ paczk¹ tutaj byli, ¿e byliœmy u szczytu wejœcia do IIligi, zaspokoilibyœmy ambicje czêstochowskich kibiców. I furorêzrobi³em, bêd¹c w Stradomiu. Na Œl¹sku ju¿ by³y popularnezawody pi³ki no¿nej kobiet. Ale znajdŸ tu jedenastkêkobiet. No, to ¿eœmy poszli na te tkaczki. Pamiêtam, po piêæsetz³otych wtedy ka¿da dosta³a, ¿eby tylko wysz³y na boisko.Rany boskie, ile ludzi by³o! Mecz na boisku “Skry”,ca³e trybuny zabite! Sensacja niebotyczna! I by³a taka ciekawababka, do której ja chodzi³em, i pan pu³kownik Hudziszpodrywa³. Ja jestem talent antywojskowy, nic, tylko dowojska mnie w³adowaæ. I musia³em uciekaæ.Uciek³em do Wroc³awia. By³em ju¿ sêdzi¹ ligowym. Dojakiego klubu iœæ? Jakby do wojskowego - do wojska niewezm¹. Przeuroczy cz³owiek, Tadeusz Pawlikowski, kierowniksekcji i ja to ¿eœmy “Œl¹sk” wprowadzili do pierwszejligi. We Wroc³awiu by³em szefem wydzia³u sêdziowskiegoPZPN. Pozna³em Enzo Magnozzi, s³ynnego menad¿era,który otworzy³ pierwsz¹ furtkê dla “Górnika” Zabrze,dla “Polonii” Bytom.We Wroc³awiu pozna³em ciekaw¹ babkê. Pierwszy wyjazdna Olimpiadê w szeœædziesi¹tym roku. To by³ mój pierwszykontakt z zagranic¹, Adama Smerczyñskiego spotka³emi zrobi³em pierwsze ciekawe pieni¹dze. Dosta³em kontaktna modne p³aszcze ortalionowe na podpince. Mia³emlist polecaj¹cy od takiego ¯yda z Wroc³awia, on te p³aszczehurtowo sprzedawa³ po dziesiêæ dolarów, a ja otrzyma³empo szeœæ, sprzedawa³em wszystkim po dziewiêæ. Dolarwtedy kosztowa³ sto dwadzieœcia z³otych na rynkuwymiany. Przywioz³em cztery tysi¹ce dolców zarobionych.Na nakazie pracy by³em szeœæ miesiêcy, otworzy³emwarsztat - tworzywa sztuczne. Wtedy by³y bardzo modnetakie serwetki igelitowe, a póŸniej parasolki robi³em.W Czêstochowie robiliœmy do nich stela¿e, wszystko,¿eby siê uniezale¿niæ. Zosta³em królem parasoli.W szeœædziesi¹tym ósmym roku pozna³em koszykarkê.Reprezentacja Polski, “Kolejarz”, panieñskie nazwiskoZon. Ona mia³a ojczyma ¯yda na ¿ydowskich papierach. Tow ogóle ciekawostka, jak oni s¹ zorganizowani. W Wiedniuby³a, a tam je¿eli wyjedziesz do Izraela, to ju¿ lepiejbêdziesz traktowana. Przyjecha³a, to ju¿ mieszkanie na ni¹czeka³o. Z tym, ¿e jak im sp³aci³eœ 75%, to otrzyma³eœca³kowit¹ bonifikatê pozosta³oœci. A nasi niestety, z komitetuimigracyjnego, w tym okresie brali pieni¹dze i nie by³o Polaka,¿eby zwróci³. Jedyna babka, która zwróci³a, to Piasecka -- Johnson. Jak za Johnsona wysz³a za m¹¿, to naprawdêdobrze wspar³a Komitet Imigracyjny.Wyjecha³em w szeœædziesi¹tym dziewi¹tym roku nazaproszenie swojej obecnej ¿ony, nie jako ¯yd, tylko na zaproszenie.Svieta wyjecha³a w 68 do Wiednia, a z Wiedniado W³och. Jak by³ mecz Polska – W³ochy, wtedy mo¿naby³o wyje¿d¿aæ, ¿eby zobaczyæ jakiœ mecz, to wyjecha³emi spotka³em siê ze Svetk¹ we W³oszech. Wtedy ¿eœmyustalili taktykê. Otrzyma³em zaproszenie. K³opoty by³yz paszportem, bo na Europê to jeszcze mo¿na by³o otrzymaæpaszport, a wizê do Stanów by³o trudno dostaæ. By³ fantastycznych³opak w Warszawie, Stanis³aw Eksztajn, wiceprezesPZPN i przewodnicz¹cy dzia³u sêdziowskiego. Onby³ w Miejskim Sto³ecznym Komitecie Kultury Fizycznej. Staszekmi paszport za³atwi³, a we Wroc³awiu nie sz³o za³atwiæ,mimo, ¿e mia³em chody. Trzeba siê by³o odwo³ywaæ do Warszawy.Tutaj by³em, mówiê, u was, towarzysze, i co¿eœcie,towarzysze, powiedzieli, ¿e w d… was mogê poca³owaæ,a paszportu jako prywatna inicjatywa nie dostanê!.Wyjecha³em oficjalnie na szeœæ miesiêcy. Dzisiaj s¹ takiesprawy, ¿e aresztuj¹ zaraz Polaka czy coœ. Ten dupekz immigration , który tam stoi i ma mo¿liwoœæ piecz¹tki wbiæ,albo ciê puszcza, albo ciê nie puszcza. Tam bardzo szybko tes³u¿by pracuj¹ i bardzo sprawnie. Dosta³em wizê na szeœæaleje III 38 VII-IX 2004


WYWIADmiesiêcy i przed up³ywem szeœciu miesiêcy wst¹pi³em w zwi¹zekma³¿eñski.P³yn¹³em “Batorym”, to by³ jeden z ostatnich rejsów.Przyp³yn¹³em do Stanów Zjednoczonych. Magisterin¿ynier, ale angielskiego nic. Tabula rasa. Przywioz³emtrochê zielonych, ale trzeba coœ robiæ. Mo¿na robiæparasolki, na parasolkach by³ zysk niebotyczny, na tychsk³adanych szczególnie. Ale przez miesi¹c obija³em siê,chodzi³em, muzea zwiedza³em i tak dalej. Svetka mnieprzywita³a na lotnisku. Deszcz zacz¹³ padaæ, i jak grzybypo deszczu wyskoczy³o pe³no Chiñczyków z bram i parasolesprzedaj¹. Ile parasol? Dolara. Sprzedawa³em w kraju zatrzysta piêædziesi¹t z³otych parasolkê sk³adan¹, a dolarkosztowa³ sto dwadzieœcia. To jest trzy dolary, a tamgotowa parasolka za dolara! W tym okresie monopol handluzagranicznego by³ w rêku pañstwa. PrzewieŸæ nie mo¿naby³o. Wysy³a³o by siê kontener parasoli i by³byœ bohaterem.W hurcie nie mo¿e kosztowaæ wiêcej - i nie kosztowa³a- jak pó³ dolara. No to mówiê: z parasolkami, Dymski, spalone.Co dalej? Tworzywa sztuczne, to ju¿ robi³em, trzeba daæjakieœ tam og³oszenie. Mia³em wtryskarkê, która robi³aosiemset gram wtrysku, w tych czasach to by³o du¿o. Narazstan¹³em przed maszyn¹ jednopiêtrow¹, gdzie wsad wtryskuby³ z piêtnaœcie kilogramów. Nie, to te¿ tutaj nie otworzê…A jeszcze cena za tê wtryskarkê, dwa miliony czy coœ,zawrotna kwota.Jest taki klub polonijny w Nowym Jorku, wybraliœmysiê i by³o zebranie powstañców Warszawy. To by³a jakaœrocznica. Ka¿de zebranie polonijne musi siê odbyæ z inwokacj¹ksiêdza. No wiêc ksi¹dz pob³ogos³awi³ i tak dalej…Skarbnik zda³ sprawozdanie - mieli osiemdziesi¹t dwadolary na koncie, ja by³em bogatszy, bo mia³em stówêw kieszeni. Zebranie, póŸniej zabawa oficerska, pierwszepó³ litra na stó³ no i: pluton na konia siad! Tam by³ porucznik,kapitan, awanse oficerskie - dotar³em do pu³kownika Salajest klimatyzowana, godzina jedenasta, wyszed³em, dusznojak cholera, i z miejsca mnie z³ama³o. Kolega musia³mnie zebraæ, zawieŸæ do domu. No i tam pytam, czy majak¹œ pracê. Jednego znam, mówi, pracuje w bran¿y jubilerskiej.Dobrze to brzmi.Zak³ad polonijny w Manhattanie, du¿y piêtnaœcieosób pracuje, rêcznie wszystko wykonywane On mniepyta: co pan robi³? Mówiê: przy parasolkach robi³em. A onfachowiec w bran¿y jubilerskiej. Zamykam oczy, mówi,do jednej rêki daj¹ mi platynê, do drugiej z³ota, a jamówiê, w którym rêku mam platynê. Ciê¿ar w³aœciwytrzeba znaæ, ma³pa by to powiedzia³a, ale milczê.Jak zobaczy³em tê jubilerkê, to siê z³apa³em za g³owê:bardzo ³atwa rzecz. Najpierw wtrysk z wosku, potemwtryskujesz z³oto na wtryskarce rêcznej lub automatycznej,póŸniej siê obrabia. Ja pieniêdzy nie mam tutaj, zacz¹-³em budowê domu we Wroc³awiu. To piszê: sprzedaj towszystko, bo potrzebujê gotówki. £atwo mówiæ sprzedaj,trzeba zorganizowaæ jakiœ przerzut. Ale przez salezjanówza³atwi³em troszeczkê, dosta³em po¿yczkê, dwa tysi¹ce,poszed³em do wroc³awskich ¯ydów. Oni s¹ bardzo zorganizowani,maj¹ swoje kó³ka. Takie kó³ko ¯ydów czêstochowskichjest te¿ w Nowym Jorku. Jeden tam gdzieœzamiata, drugi w pralni pracuje, mówiê: otwieramy wytwórniêjubilersk¹. Co ty? Musia³em im przynieœæ wosk. -Totakie ³atwe? Ja mówiê: takie ³atwe, otwieramy.Otworzyliœmy w trójkê. Za dwa tysi¹ce wejœcie by³o.Œmiesznie to wygl¹da³o, po angielsku ¿aden z nas nic. Aleidziesz do hurtowni, jak masz ju¿ numer rejestracyjny -bo tam nie ma papierów, wykupujesz tylko kartê rejestracyjn¹na dzia³alnoœæ, to jest wolny rynek. Jak potrafisz robiæ, toumiesz. Jak nie, to ciê ¿ycie wyeliminuje. Jeden z salezjanówzacz¹³ chodziæ z wtryskami. Nie braliœmy przez trzymiesi¹ce pieniêdzy, wszystko dawaliœmy, ¿eby budowaæzak³ad. Investment to siê nazywa. Przychodzi³ taki goœæ,chyba w czwartym miesi¹cu, z tych, którzy dostarczaj¹gips na wlewki. Zaopatrzenie. Jak zobaczyli, ¿e tu jakiœcwaniak z Polski przyjecha³, otworzy³, zna siê - zadeklarowa³mnie do innej du¿ej firmy. Potrafi³em gumê ci¹æ. To jestnic innego jak forma w odlewnictwie. Wtryskujesz wosk,póŸniej obrabiasz. Z miejsca dosta³em piêæset dolarów na tydzieñ.Piêæset dolarów to by³a kupa pieniêdzy, bo minimumrate by³o dolar osiemdziesi¹t, a tu by³ w granicach oœmiudolarów zarobek. Pytaj¹, czy ja potrafiê zorganizowaæ. Pokazalimi - zak³ad jest na chodzie ca³kowicie, tylko mieli woskarkipo szeœæ dolarów na godzinê. Polek nabra³em, któramia³a tylko manualne zdolnoœci - dobra, siadaj, dolar osiemdziesi¹tna start. I Chinki - to jest naród o niebotycznychmanualnych zdolnoœciach. Je¿eli woskarka, Murzynka,która pracowa³a ponad dziesiêæ lat, robi³a dwieœcie wosków wokreœlonej jednostce czasowej, za szeœæ godzin, to ta potrafi³azrobiæ osiemset przy starcie. Oni zobaczyli, ¿e im zrobi-³em du¿e oszczêdnoœci i zrobili mnie generalnym menad¿erem,z bardzo s³abym jêzykiem angielskim. Polski Fiatby³ w PKO za 1500 dolarów - za trzy tygodnie mia³em Fiata,mog³em wys³aæ do Polski. Ale po dwóch latach, jak Nixonpodniós³ z³oto, jubilerskie zak³ady pada³y.Rzuci³em to. Otworzy³em firmê eksportowo-importow¹“Concord”. Zna³em Enzo Magnozziego. To by³ menad¿ers³ynny, który wprowadza³ “Ruch” Chorzów, “Poloniê”Bytom. W trzecim tygodniu - Mr.Dymski, Mr.Dymski! Niceto see you - cieszy siê, ¿e mnie widzi tutaj. Do sêdziów mnieskontaktowa³. Zaraz w trzecim tygodniu dawali piêædziesi¹tdolarów za sêdziowanie. Generalnie to jest poziom naszejA klasy. Furorê zrobi³ dopiero “Cosmos” jak powstawa³.Pele zosta³ do “Cosmosu” œci¹gniêty za milion dolarów.To by³ pierwszy du¿y krok w rozwoju zawodowej pi³ki no¿-nej. A ci wszyscy zawodnicy, którzy przyje¿d¿ali - ErnestPol w “Polonii” Greenpoint gra³ - to by³o warte œmiechu,ale gwizda³em to. Mia³em nazwê “sêdzia quiet or out”czyli “zamknij pysk albo spieprzaj z boiska”.PóŸniej, jak by³ “Cosmos”, moje rekordowe spotkaniew ¿yciu by³o z Pelem na Yankee Stadion. Sêdziowa³emto spotkanie. To by³ koniec lat siedemdziesi¹tych, jak“Cosmos” powstawa³. Wtedy bramkarzem by³ Kornekaleje III 39 VII-IX 2004


WYWIADz “Odry” opolskiej, Kajtek Zajdel z “Górnika” Wa³brzych w“Cosmosie” pierwsze kroki stawia³. On by³ ³ysy. ¯ebybyæ m³odszym, mia³ perukê. By³a taka s³ynna bramka:jego wyskok, peruka w jeden róg, pi³ka w drugi, to by³ozdjêcie sezonu pi³karskiego. “Cosmos” zrobi³ wtedyfurorê bior¹c Pelego. Pamiêtam, moja pierwsza delegacja:elegancko odpieprzy³em siê, koszulka, znaczek mi tylkodali. Zaje¿d¿am, a tam dwanaœcie boisk pi³karskich, dzia-³aczy wiêcej jak pi³karzy.Szczytowy mecz, który prowadzi³em to by³ ten Santos –FC Roma. To by³ mecz, który mi da³ du¿o do myœlenia. By³ex-zawodnik “Victorii”, Baran, który zmieni³ nazwisko naBarañski. Pamiêtam mecz “Polonia” Bytom - “Ruch”Chorzów. Sêdziowa³em i zszed³em z boiska, a Baran: Typarasolu! Sk¹d on wie, ¿e ja parasolki robiê!?Otwarliœmy tê firmê eksportowo-importow¹. To by³yniebotyczne iloœci paczek, to by³a konkurencja. Pojechaliœmyna wycieczkê do Brazylii z turystycznych biurpodró¿y i w Manaus wychodzimy - by³a tam strefabezc³owa. Podchodzê do sklepu, patrzê, okularów niemia³em, jest kawa. Inni nie widzieli, co Dymski kupuje.Popatrzy³em, czy na opakowaniu jest teleks i telefon.Zapakowa³em, zadowolony. Mia³em dane, ¿e tu takzawsze kosztowa³a ta kawa, to liczê ¿e na paczce zarabiamdwadzieœcia dolców. Przyje¿d¿am. Na lotnisku jesteœmy,¿ona syna kupuje kawê w pró¿niowym opakowaniui zap³aci³a za paczkê dwadzieœcia dolarów! A ja wiem,co kupi³em, wiem, ile p³aci³em. Przyje¿d¿am do domu,pierwsza rzecz odpakowaæ, dzwoniæ i robimy biznes.K...a! To czarna fasola podobna do kawy.. O, jak pierdyk³em!W mojej firmie wysy³aliœmy kawê, wêdliny, w Hamburgufiliê mieliœmy. To by³y paczki do indywidualnego odbiorcyw Polsce, pod wskazany adres. Ktoœ zleca³ z rodziny,¿eby dostarczyæ. Paczka by³a trzykilogramowa, za piêædolarów. To nie by³o wtedy jeszcze skomputeryzowane,trzeba by³o napisaæ odbiorcê, nadawcê, co paczka zawiera- babkom palce puch³y. Zamyka³y siê na noc, ¿eby wypisywaæ,bo nie mo¿na by³o nad¹¿yæ.Wtedy by³a te¿ bardzo inna modna praca w NowymJorku, zdejmowanie azbestów. Szkodliwoœci chemiczne,Amerykanin nie pójdzie pracowaæ, ani za tak¹ p³acê- brali coœ piêtnaœcie dolarów na godzinê. Taki azbeœciarz,córka mu wychodzi³a za m¹¿, a biedak nie móg³ jechaæ.No to wys³a³ ponad trzysta kilogramów owoców, i piêæsetowoców kiwi. Kiwi nie przyjêli. Dlaczego? Owoc przyszed³niedojrza³y, zielony. Autentyczne. Nie znali tego kiwiwcale. Pomarañcze, banany, grejfruty siê wysy³a³o. Jakprzyszed³ Balcerowicz, to pad³o ca³kowicie. S¹ dolaryw Polsce, i wszystko jest w Polsce.Jak wyjecha³em w 69, w Stanach minimum zarobkówby³o dolar osiemdziesi¹t na godzinê, a dzisiaj ju¿jest siedem dwadzieœcia albo szeœæ osiemdziesi¹t. Krzywawzrasta.Zaczê³o siê szukanie prasy polskiej, czy jest jakaœprasa polska. Nowy Œwiat by³a to gazeta przypominaj¹caformatami najwiêksze wydanie, jakie mog³o byæ w Polsce.Du¿e, ale nie by³o co czytaæ - rany boskie, ubóstwo. Towydawa³ doktor... ooo! Geriavit! Uciek³o mi nazwisko!Drukarniê za³o¿yli u mnie. Po³o¿yli ten Nowy Œwiat. WtedyBolek Wierzbiañski, którego nie zna³em, organizowa³ pieni¹dze,¿eby za³o¿yæ Nowy Dziennik. Pierwszy numersiê ukaza³ 35 lat temu. Jak patrzymy dzisiaj, to te¿ by³oubóstwo, no ale przyczyni³em siê do tego ju¿ po pierwszychwydaniach tej gazety. Maszyn nie by³o, o³ów siê robi³o rêcznie,w korekcie, a dzisiaj mamy w sumie sto piêædziesi¹t osób,ca³e wydawnictwo. To jest International Commitee of Journalists,inkorporacja, która wydaje Nowy Dziennik.Dwanaœcie, mo¿e nawet wiêcej wydaliœmy ksi¹¿ek. Furorêbyœmy zrobili z ksi¹¿k¹ o Mi³oszu, przed Noblem. Naszadziennikarka Renata Czarnocka robi z nim wywiad.No, i zakocha³a siê w Mi³oszu. Gdyby ta ksi¹¿ka wysz³aw tym terminie, to by³yby kokosy, ale ukaza³a siê dopierojak on noblist¹ zosta³ to ju¿ nie by³o ciekawe. Nasze niedzielnewydanie ma nieraz 88 stron, Luiza Karkoszkarobi dodatek spo³eczno – literacki, bardzo ciep³o ocenionyprzez œ.p. Giedroycia, a w sobotê jest Weekend, który JanLatys robi.Jestem ten, który finansowa³, w czasie przesz³ym.Mam swoje akcje, a redakcja dzia³a w³asnym ¿yciem,my siê spotykamy co jakiœ czas. Z Nowym Dziennikiemzwi¹zany jestem 33 lata, czyli faktycznie od samegopocz¹tku. By³em za³o¿ycielem dzia³u sportu i krzy¿ówki,redagowa³em sport, ale pi³ka no¿na by³a tam wtedy w powijakach.Ze “Œl¹ska” Wroc³aw Musialika œci¹gn¹³em, póŸniejby³ w „Cracovii”, Stachurê œci¹gnêliœmy, Ernest Pol by³,Kornek z “Odry” Opole. Jest “Polonia” Greenpoint. Januszprzyjecha³, dosta³ pracê w Polonii, a za grê dwadzieœciadolarów - to by³a wtedy kupa pieniêdzy. Co tu du¿omówiæ, przyje¿d¿a³em przed stanem wojennym, taksówkêbra³em w Warszawie z dworca g³ównego, zadwadzieœcia dolarów wióz³ mnie do Czêstochowy. I by³ouœciœniêcie rêki. Dziêkujê panu, a gdzie jest dworzec?-A po co panu dworzec? Niech siê pan postara, jakbyktoœ jecha³ do Warszawy, to ja go wezmê i podwskazany adres zawiozê za cenê biletu kolejowego.By³ u nas mecenas sztuki, pan Jordanowski, wspó³za-³o¿yciel i by³y prezes Instytutu Pi³sudskiego. Ja z nim siêprzyjaŸni³em, mia³ bardzo ³adne zbiory. Mówi: Bêdzie w operzewystêpowa³ Wies³aw Ochman. To by³y lata siedemdziesi¹techyba, zaprzyjaŸniliœmy siê. Od oœmiu lat naprawdêz wielkim zainteresowaniem siê do tego przy³o-¿y³em. Raz w roku Wiesiek tutaj bierze obrazy. Jemuartyœci daj¹ te obrazy. Kto tam kiedyœ s³ysza³, ¿e Beksiñskitak¹ bêdzie mia³ pozycjê, kto s³ysza³, ¿e Jurek Gracztak¹ bêdzie mia³ pozycjê, jak dzisiaj? Sêtowski, sprzedajeza dwanaœcie tysiêcy, id¹ na Soho jego obrazy, a tuotrzymuje nie wiêcej jak dwa tysi¹ce piêæset. I tak na aukcjion mu daje rysunek. Wiesio nie wzi¹³ -Dziêkujê, nie biorê.Myœmy pana po prostu wypromowali na rynku amerykañskimto ja chcê reprezentowaæ pana z w³aœciwymaleje III 40 VII-IX 2004


WYWIADpoziomem. Lonty z Czêstochowy, Kweclich. Kweclichjest uczniem Szancenbacha - to jest jakaœ ju¿ pozycja.Nie ma œrodowiska, którego bym nie spenetrowa³.Pierwszym, co nas zdopingowa³o by³ konsul Lipka.Jeszcze by³ PRL. Generalny konsul w Nowym Jorku,który w ramach ró¿nych transformacji pojecha³ do Wilna.Telefon mam gdzieœ w nocy: Aldek, mo¿e byœcie jakoœwsparli, jak robicie te akcje i fundusze? Pieniêdzypotrzebuje wileñskie Muzeum Adama Mickiewicza.Muzeum zosta³o przez nas w stu procentach sfinansowane,ponad szeœædziesi¹t tysiêcy dolarów do nichposz³o. Pamiêtam, jak by³a inauguracja: osobistoœci ¿yciakulturalnego, a pierwsze trzy pokoje, gdzie Filomaci siê zbierali,to zajmowa³ cieæ. I on do Ochmana: - Panie œpiewok!Panie œpiewok! Kupcie wy ode mnie te trzy pokoje, dajciemi inne pokoje, ja to rzucê. By³ taki œwiêty spokój,nikogo tu nie by³o, a teraz tylko pytaj¹ o jakiegoœ Mickiewiczai chc¹ ¿eby otwieraæ bez przerwy. Jak siê wchodzi,tam jest tabliczka, komu to dziêkuj¹, jest tam mojenazwisko, Lipki i jeszcze Bolka Wierzbiañskiego.Inni chc¹ naœladowaæ Nowy Dziennik. Kiedyœ Nowy Dziennikby³ potentatem, byliœmy jedyn¹ gazet¹. Dzisiaj mamy te¿ SuperEkspres, kopiê Polityki, tylko dorabiaj¹ na miejscu miejscowe wiadomoœci,mamy Kurier Plus, i wszystkie gazety i tygodniki kolorowez Polski. Niezale¿nie od nas mamy dystrybucjê, to dystrybuujemyw³¹cznie z Urbanem, który by³ sprzedawany na Greenpoinciepod lad¹, bo ksiê¿a gonili. Dzisiaj Urban jest poszukiwany, le¿y nawierzchu - czasy siê zmieniaj¹. Tych tygodników kolorowych jestbardzo du¿o, chyba ponad piêædziesi¹t, a wszystkie mamy, plusGazeta Wyborcza, wydanie niedzielne, które przychodzi.„Nasza Czêstochowa” jest nam potrzebna. Do czego? Obrazy,które Wiesiek Ochman zbierze – mieszkanie jest zawalone uWieœka, Kryœka tam bombarduje: WeŸcie to w cholerê! – „NaszaCzêstochowa” pakuje, ³aduje do kontenera.... Jest ju¿ ósma aukcja,zawsze robiona w marcu, raz w roku.Je¿eli chodzi o aukcje, które by³y w Domu Pracy Twórczejko³o Lublina - plenery malarskie siê tam odbywaj¹. Ostatnia aukcjaprzynios³a 91.917 dolarów brutto. Koszty by³y bardzo ma³e, miêdzyinnymi stowarzyszenie „Nasza Czêstochowa” 21 tysiêcy dosta³o...Zastrzegliœmy sobie, ¿e z tych 21 tysiêcy Kweclich madostaæ trzy tysi¹ce dolarów. I dosta³ na wydzia³ na WSP. Jest OœrodekPomocy Kultury w Zawierciu, 1000 dolarów, Stowarzyszenie„Razem” na Jasnogórskiej jest, dosta³o 1000 dolarów. Opera Bytomska16000. Muzeum Adama Mickiewicza dosta³o 1500. Daliœmy napiêæ hospicjów, hospicja dosta³y po cztery tysi¹ce, jedno dosta³osiedem tysiêcy, a szesnaœcie tysiêcy siedemset dwanaœcie zosta³oprzekazane na Operê Bytomsk¹. Nie mam zastrze¿eñ, Wiesiek tamgra³, pierwsze kroki stawia³.By³y koncert Ochmana. Ponadto jest nasza fundacja dziennikarska,Jurek Bekker z TVN. Redliñski to nasz stypendysta. Jedyny,który dosta³ stypendium od nas, znaczy po¿yczkê, i zwróci³ nampieni¹dze, a z pozosta³ych nikt nie zwraca. Adolf Surdykowskimia³, póŸniej mia³ du¿e stypendium...ten...no, co Wa³êsie pierwszeprzemówienie do Kongresu pisa³... Jacek Kalabiñski œwiêtej pamiêci.Jerzy Duda-Gracz, co go nie chcieli w „Zachêcie”, w Stanach Zjednoczonychfurorê zrobi³. U nas by³o trzydzieœci piêæ jego obrazów,pamiêtam jak dziœ. Przyjecha³, zrobiliœmy eleganckie przyjêcie, ajeszcze chory by³, jak lecia³ samolotem.Konsulat mamy w centrum, to jest Madison. W œrodku jest coœniebotycznego. Obs³uga, ludzie - na pi¹tkê. To jest nasza wizytówka,Polskê to kosztowa³o milion dwieœcie tysiêcy w latach siedemdziesi¹tych,a dzisiaj maj¹ ofertê na siedemdziesi¹t milionów. Terazzrobi³bym najlepszy interes.Spisa³ Jakub M. RawinisSpo³eczeñstwu potrzeba dziesiêciu tysiêcy inteligentnych,czujnych, bystrych, wra¿liwych i zorientowanychjednostek, które siê wzajemnie podniecaj¹, rozbudzaj¹,dynamizuj¹ i s¹ oœrodkami fermentu kulturalnego.Misja ich nie spe³nia siê na papierze, alew ¿yciu i nie kszta³tuj¹ oni rzeczywistoœci za pomoc¹swych niezbyt udanych utworów, lecz w bezpoœrednim,osobistym oddzia³ywaniu.Witold Gombrowiczaleje III 41 VII-IX 2004


LISTYLISTY DO REDAKCJIJest utrwalonym zwyczajem wszystkich redakcji,¿e wcale lub bardzo rzadko publikuj¹ listy niepodpisane.Odstêpujemy tu od tego zwyczaju,poniewa¿ po pierwsze - Czytelnicy bardzo ³atwomog¹ odszyfrowaæ autora anonimu, a po wtóre, byprzekonaæ, ¿e nasze ³amy s¹ otwarte dla dyskusjii wymiany pogl¹dów.Szanowna Redakcjo,Zamieszczony w ostatnim numerze “Alei 3” fragmentartyku³u pana W.M. Gaiñskiego pt: ,Ju¿ nie jest Ÿle”wzbudzi³ mój zdecydowany sprzeciw. Autor wspomnia³o“w¹t³ym getcie naszych lokalnych wierszorobówzw³aszcza m³odych”, po czym doda³: “Du¿y bowiemniesmak budzi fakt, i¿ nasi m³odzi poeci tu¿ po wygraniu(albo i nie) powiedzmy dwóch lokalnych turniejówpoetyckich i skromnej publikacji swych pierwocinw jakimœ lokalnym pisemku - ju¿ ustawiaj¹ siê w kolejcedo Wydzia³u Kultury po dotacjê. I co najgorsze, dostaj¹j¹ i wydaj¹ stosy nie poruszaj¹cej nikogo (próczautorów i ich najbli¿szych) makulatury.”W mojej ocenie fragment ten powinien pozostaæ bezjakiejkolwiek reakcji ze strony czytelników, a decydujêsiê na ni¹ wy³¹cznie z sentymentu do Pañstwa kwartalnika.Nazywanie kogokolwiek “wierszorobami” jest du¿o poni¿ejpoziomu czasopisma. Znajduj¹cy siê na pierwszej stroniezwrot “pogl¹dy autorów nie zawsze odzwierciedlaj¹ pogl¹dyredakcji” nie jest ¿adnym usprawiedliwieniem dla ra¿¹cegonaruszenia etyki dziennikarskiej, jakim jest publikacjawspomnianego fragmentu tekstu “Ju¿ nie jest Ÿle”.Przed kilkoma laty, po uprzednim wygraniu dwóchedycji Turnieju Jednego Wiersza organizowanego przezOPK “Gaude Mater” (w jednej z nich w jury zasiada³pan W. M. G.) i publikacji utworów w “Alejach 3”(a propos “lokalnych pisemek”- cyt. artyku³u), z³o¿y³emwniosek o przyznanie dotacji na wydanie debiutanckiegotomiku poezji. Tak wiêc nie jestem pewien czy, bêd¹cosob¹ m³od¹, mam czuæ siê adresatem rzucanych doogó³u frustracji pana Gaiñskiego (nawiasem mówi¹csprecyzowanie o kogo dok³adniej chodzi³o w artykulewymaga³oby odpowiedzialnoœci za tekst, której jegoAutorowi najwyraŸniej zabrak³o). Na temat moich w³asnychpoetyckich próbek by³o jak dot¹d prawie tyle samonegatywnych, co pozytywnych komentarzy, wiêc kolejnynie jest dla mnie s¹dem ostatecznym. Tym niemniej chcia³bymstan¹æ po stronie twórców m³odszych i bardziej wra¿liwychode mnie, którym stwierdzenia zbli¿one do zawartychw omawianym artykule mog¹ podci¹æ skrzyd³a. Konstruktywnakrytyka jest sztuk¹ i w³aœnie dlatego w owym tekœcienie sposób doszukaæ siê artyzmu.To smutne, ¿e Autor dostrzega jedynie “w¹t³e gettolokalnych wierszorobów”, ale przecie¿ nie mo¿ebyæ inaczej, gdy¿ wielu obiecuj¹cych twórców z pewnoœci¹stroni od osób z podobnym podejœciem, pozostaj¹cw podziemiu. Nie twierdzê, ¿e wszystkiedotowane publikacje reprezentuj¹ najwy¿szy warsztatpoetycki, ale ich wydanie jest warunkiem koniecznym,aby m³odzi poeci w przysz³oœci mogli pisaæ lepiej.Pan Gaiñski zachowuje siê natomiast, jakby dotacjepochodzi³y od niego samego, a krytykuj¹c podzia³funduszy, w¹tpi tym samym w kompetencje osób,które nimi zarz¹dzaj¹ (byæ mo¿e swych kolegów- literatów).Wreszcie okreœlenie “nie poruszaj¹ca nikogomakulatura” jest nielogiczne, gdy¿ Autor nie jest w stanieprzewidzieæ reakcji wszystkich odbiorców, ani odgadn¹æich liczby.Opisany przeze mnie artyku³ by³ recenzj¹ nowegotomiku pani W. Grzegorzewskiej. Pan W. M.G. uzna³mo¿liwoœæ postawienia na pó³ce owej publikacji obokjego w³asnej ksi¹¿ki za przywilej dla poetki. Uczyni³ to, jakstwierdzi³: “bez fa³szywej skromnoœci”. Problem w tym,¿e nie tylko bez fa³szywej, ale bez jakiejkolwiek...W zesz³ym roku drugi raz z rzêdu mia³em przyjemnoœæuczestniczyæ w Wigilii Czêstochowskich ŒrodowiskArtystycznych. ¯yczê wszystkim ludziom kultury, ¿ebypanuj¹ca podczas tej uroczystoœci atmosfera tolerancjii empatii zagoœci³a wœród nas na co dzieñ, a nie tylko odœwiêta.Od Autora:Czytelnik r2s@o2.plDrogi “Czytelniku”. Zarzuca mi Pan ra¿¹ce naruszenieetyki dziennikarskiej itp. Literatur¹ i dziennikarstwemparam siê lat ju¿ kilkadziesi¹t, zatem na podobny przejawfrustracji niezdolnego autora mogê zareagowaæ zdrowymœmiechem lub kreœl¹c ma³e kó³eczka na czole. Pañskimzdaniem bowiem krytyka konstruktywna to tylko taka,która chwali autorów, zw³aszcza m³odych. Zatem có¿Pan powie na temat twórczoœci takich krytyków – niew¹tpliwiekonstruktywnych – jak Karol Irzykowski,Artur Sandauer, Ludwik Flaszen, Jan B³oñski, MariaJanion czy Tomasz Burek? I jak ma pisaæ krytyk o armiigrafomanów, miernot, tzw. poetów niedzielnych, wierszorobóww³aœnie? G³askaæ i szukaæ na si³ê wartoœcipozytywnych, których tam w ogóle nie ma? Jest torównie mo¿liwe, jak sadzenie drzew cynamonowychw trzech czêstochowskich alejach.Pañskie dalsze wynurzenia sprawiaj¹, i¿ mam wra¿enie,¿e znam autora listu. Zapewne jest Pan cz³owiekiemna tyle inteligentnym, aby zrozumieæ, ¿e to i jego zaliczy³emdo grona wierszorobów i osób wy³udzaj¹cychaleje III 42 VII-IX 2004


LISTYnienale¿ne im dotacje. I ca³kiem s³usznie. To, ¿e ktoœwygra³ raz czy dwa lokalny turniej poetycki, jeszczenic nie znaczy. Byæ mo¿e bowiem, ¿e pozostali uczestnicybyli po prostu s³abi (a to w¹tpliwa satysfakcja z wygranej),byæ mo¿e jury da³o m³odemu autorowi du¿y kredytzaufania stosuj¹c taryfê ulgow¹, której ju¿ nie stosujesiê wobec autora samodzielnego zbioru, nawet debiutanckiego.M³ody autor, nim wyda debiutancki tomik,musi “zapracowaæ” na nazwisko zmagaj¹c siê z materi¹s³owa, “przetrzeæ siê” w prasie literackiej, dostaæ lauryw jakimœ powa¿nym konkursie (nie turnieju) poetyckim.Tak w³aœnie uczyni³a p. W. Grzegorzewska (ach, taPañska Ÿle skrywana zazdroœæ!) i kilku Pañskich zdolniejszychkolegów.Pieni¹dze, przeznaczone na dotacje pochodz¹ tak¿ez mojej, tj. podatnika, kieszeni. Mam wiêc prawo nie¿yczyæ sobie, aby z mojej kieszeni dofinansowywanonieopierzonych i ma³o zdolnych wierszokletów.Co do skromnoœci.... Niech to oceni¹ inni czytelnicy,kto z nas jest mniej skromnym. Czy znany w koñcu autor,cz³onek SPP, obecny choæby w “S³owniku biograficznympisarzy polskich” P. Kuncewicza i podrêcznikuakademickim, czy raczej m³ody autor kilku w¹t³ychwierszyków, które zapomina siê zaraz po przeczytaniu?Zaœ to, czyj¹ ksi¹¿kê postawiê na pó³ce obok moich,jest tylko moj¹ spraw¹ i “Czytelnikowi” guzik do tego.Jego zbiorek na pewno tam nie stanie.Waldemar M. GaiñskiWokó³ patio Galerii MiejskiejPodoba mi siê projekt Piotra G³owackiego, nakreœlonyw piœmie <strong>Aleje</strong> 3 (Stoliczku...). WybudowanieCentrum Kultury Wizualnej w Czêstochowie nada³obymiastu zacny wyraz. Wiadomo, ¿e by³oby to miejsce czyste,przeznaczone jedynie dla sztuk piêknych. Do takiego budynkuprzychodzi³oby siê jak do œwi¹tyni. Myœlê, ¿e wieloœæprogramowych propozycji, ich wysoka jakoœæ merytorycznai artystyczna przyci¹gnê³aby t³umy zwiedzaj¹cych.W koñcu, nie trzeba by³oby nikomu wiêcej t³umaczyæ,gdzie “na mieœcie” znajduje siê galeria i jak do niej trafiæ.Przedtem konieczne by³o wskazaæ petentowi “Cepeliê”,a aktualnie “Don Kichota”.Nie do przecenienia jest okazja odciêcia siê raz na zawszeod nieciekawego otoczenia galerii. Koniecznie powinna te¿w niej znaleŸæ siê nowoczesna sala audio i sprzêt do prezentacjizgodnych z mo¿liwoœciami nowych mediów w sztuce.Ja osobiœcie mam takie marzenia, jak autor pomys³u,i pragnê, by w Czêstochowie powsta³o coœ na kszta³tparyskiego Centrum Pompidou. Najwy¿szy ju¿ czas (XXI wiek)skoñczyæ z tandet¹, ma³omiasteczkowoœci¹, czêstochowskoœci¹,a mo¿e i gorzej...(Nazwisko i adres do wiadomoœci Redakcji)Od Red.: Cieszy nas fakt, ¿e rozpoczê³y siê ju¿ pracenad przebudow¹ siedziby Miejskiej Galerii Sztuki. Wed³uginformacji od Jaros³awa Kapsy z Biura Prasowego UM,wstêpna koncepcja przewiduje “architektoniczne wpisaniebudynku Galerii w przestrzeñ Alei”. Jeszcze w tym rokuzostanie zakoñczony remont pawilonów od strony hotelu“Mercury-Patria”, co pozwoli na znaczne zwiêkszenieprzestrzeni wystawienniczej i magazynowej.Poczta literackaW³adys³aw Edward P. Jest Pan osob¹ znan¹w regionie. Staraliœmy siê o tym nie pamiêtaæi zdobyæ siê na maksymalny obiektywizm.Godnym pewnej uwagi jest “Tryptyk o niekochanymbogu”, ale nie bêdziemy siê upierali przypublikacji tego utworu.Marcin H. Jest Pan bardzo blisko progudrukowalnoœci, ale Pañskim wierszom czegoœ jeszczebrakuje. Za du¿o w nich gadulstwa, za ma³osamookreœlenia siê wobec rzeczywistoœci i próbrozpoznania tej¿e. Prosimy o kontakt z redaktoremdzia³u poezji.Autor “Od-do.Pieœni œwi¹tecznej”. WszystkiePañskie utwory zakwalifikowaliœmy do druku.Prosimy o ujawnienie siê i kontakt z redakcj¹.Gratulujemy.Wojciech U. Otrzymaliœmy od Pana pokaŸnypakiet tekstów, opakowany niezwykle estetycznie.Ka¿da kartka to idealnie czytelny i czysty wydrukkomputerowy. Ca³oœæ zatytu³owa³ Pan “Tomikwierszy”. Przedwczeœnie.“Skrzynia ze skarbami, / Beczka z klejnotami,/srebrne naszyjniki,/ porcelanowe s³oniki,/ to bogactwopiêkne i wielkie/ lecz dobra nikn¹ wszelkie/w spotkaniu z przyjacielem/ bo z przyjaŸni dóbrczerpaæ mo¿na wiele”.W tym pokaŸnym zestawie nie znaleŸliœmy anijednego wiersza.XAVERYaleje III 43 VII-IX 2004


ZABYTKINA RATUNEK MSTOWSKIM STODO£OMPrzy okazji poplenerowych wystaw jurajskich wyra¿anes¹ konwencjonalne, przelotne i niezobowi¹zuj¹ce zachwytynad piêknem tej bliskiej nam krainy. Uczestnictwo w tegorocznejwystawie XXIX Pleneru “Jurajska jesieñ” daje miasumpt do poruszenia sprawy konkretnej. Przed laty, jeszczew epoce komunistycznej, powsta³ pomys³, aby utworzyæskansen w Olsztynie. Anga¿owa³y siê w to naukowe autorytety,a potem sprawa upad³a. Przesta³y istnieæ owe chronionezabytki. Po dwóch zespo³ach wspania³ych, drewnianych,krytych strzech¹ stodó³ œladu nie zosta³o. Takie przyk³adyochrony zabytków w naszym regionie mo¿na by mno¿yæ.Chocia¿by niedaleka Kruszyna - szczyci siê popadaj¹cymw kompletn¹ ruinê cennym, okaza³ym pa³acem. W jeszczebli¿szych Konopiskach parê lat temu w³adze gminy zdecydowa³yrozebraæ siedemnastowieczny dworek, bo zagra¿a³bezpieczeñstwu mieszkañców! Podobny los spotka³ i innetego rodzaju obiekty. Jednych ju¿ nie ma, inne niszczej¹,niektóre poddane zostaj¹ daleko id¹cym przeróbkom.Piêkne s¹ mstowskie uliczki. Nadal du¿o tu starych,charakterystycznych miasteczkowych domków. Przetrwa³yniezniekszta³cone, w dobrym stanie. Atmosfera jak z akwareliStanis³awa Mas³owskiego. Ale sporo zosta³o zniszczone,przy przebudowie drogi przepad³y ziemne piwnice - niewielez nich ocala³o. Koœció³ i klasztor trzymaj¹ siê dobrze, konserwowanypod opiek¹ gospodarzy - kanoników regularnych,którzy wrócili do Wancerzowa.Chlub¹ Mstowa jest du¿y zespó³ stodó³ góruj¹cy nadmiasteczkiem. Widaæ, ¿e traktowano go jako atrakcjê turystyczn¹.Œwiadczy o tym wyp³owia³e malowid³o na tablicyinformacyjnej na rynku. Niestety, to czas przesz³y. Wêdrowca,który uliczk¹ ko³o szko³y wespnie siê na wzgórze,zaskoczy z bliska ¿a³osny widok. W³adze gminy powinnyzrobiæ wszystko, aby uratowaæ ten unikatowy zabytekw ca³oœci. Nie jakieœ dwie czy trzy stodo³y, jak s³ysza³em.Przecie¿ mo¿na znaleŸæ zainteresowanego biznesmena,nawet daæ za darmo teren gminny, w porozumieniuz w³aœcicielami i u¿ytkownikami obiektów - pod warunkiemprzeprowadzenia konserwacji. I spe³nienia tegowarunku pilnowaæ. Móg³by tam powstaæ oœrodek turystyczny,z wyremontowanymi i odtworzonymi stodo³amijako wielk¹ atrakcj¹. Jeœli nie da siê tego przekszta³ciæw skansen, to mo¿na by przecie¿ nawet we wnêtrzachniektórych z nich urz¹dziæ eleganckie restauracje. Mo¿naby te¿ pomyœleæ o stosownej ekspozycji sztuki, przedmiotów,dawnych narzêdzi rolniczych - jak to próbuj¹ robiæchoæby w³aœciciele stadniny w Janowie.To tylko jeden z pomys³ów. Mo¿e w inny sposób uda-³oby siê zdobyæ pieni¹dze na ratowanie mstowskich stodó³.Fundusze unijne? Nie wiem. W ka¿dym razie sprawa jestbardzo pilna. Obiekty trzeba zabezpieczyæ zaraz i przyst¹piædo prac konserwacyjnych, a stopniowo równie¿rekonstrukcyjnych. Jeœli w³adze gminy Mstów, a tak¿e w³adzepowiatu i województwa oka¿¹ tu brak zainteresowanialub bezsilnoœæ, nie zrobi¹ nic, doprowadz¹ do likwidacjizabytku - zapisz¹ siê niechlubnie w historii nie tylko Mstowa.By³aby to kompromitacja zupe³na, a szkoda nie donaprawienia. Ten apel jest skierowany tak¿e do w³adzCzêstochowy, które przecie¿ deklaruj¹ udzia³ w rozwijaniui promowaniu turystyki jurajskiej.W³adys³aw Ratusiñskialeje III 44 VII-IX 2004


DYSKUSJEMateusz WojciechowskiDESZCZOWY WIECZÓRPada³ deszcz. Pan Krzysztof wraca³ z pracy. Szed³dziarsko osiedlow¹ alejk¹. nie zwracaj¹c uwagi na to,¿e moknie. Chodnik by³ nierówny i popêkany, na trawnikuwala³y siê œmieci z przewróconego pojemnika,a ³aweczki ustawione wzd³u¿ alejki by³y po³amanelub zryte przez przesiadaj¹c¹ tu m³odzie¿ milionaminapisów. Pan Krzysztof nie zwraca³ jednak na to uwagi.Œwiat by³ piêkny! W³aœnie skoñczy³ wieczorn¹zmianê w zak³adzie przetwórstwa warzywnego. Z zawoduby³ co prawda technikiem instalatorem urz¹dzeñsanitarnych, ale mia³ pracê, a to ju¿ znacznie wiêcej,ni¿ móg³ powiedzieæ niejeden jego rówieœnik. Pieni¹dzeby³y niewielkie, ale starcza³y na utrzymanie rodzinyna przyzwoitym poziomie.Nie by³y to jedyne powody do zadowolenia PanaKrzysztofa. Jego ¿ona dorabia³a jako krawcowa, conie doœæ, ¿e dawa³o jej wiele satysfakcji i pozwala³ozabiæ nudê, to wspomaga³o tak¿e skromny, domowybud¿et. Dzieci Pana Krzysztofa uczy³y siê dobrzei nie by³o z nimi wiêkszych k³opotów. Mateusz by³w reprezentacji szko³y w ping ponga, a Wiola by³awiceprzewodnicz¹c¹ samorz¹du w klasie. PanuKrzysztofowi ciê¿ko by³o znaleŸæ powód do narzekania.Nawet ból przyrodzenia, który mêczy³ go od pewnegoczasu, okaza³ siê byæ zaledwie zapaleniem cewki,a nie rakiem prostaty, czego obawia³ siê najbardziej.Szed³ tak i pogwizdywa³ sobie, weso³o wymachuj¹cskórzanym neseserem, gdy nagle zosta³ uderzonykijem w potylicê, ³okciem w brzuch, obalony i skopany.Z trudem ³api¹c oddech zwija³ siê na ziemi. Powolipodniós³ g³owê i ujrza³ dwóch m³odzieñców. Bylikrótko ostrzy¿eni, odziani w szerokie ortalionowespodnie i bluzy z kapturem, opatrzone napisemHWDP. Przeszukiwali jego neseser.Jeden z nich, drobniejszy, trzyma³ kij bejsbolowy.Odezwa³ siê do drugiego ch³opaka o szerokim karku:- Powiedz mi, Dariuszu, czy to, co robimy, jestz³e?Tamten odwróci³ siê do niego zdziwiony i odpar³:- Wiesz, Bartoszu, to zale¿y, z której strony na tospojrzeæ. Bior¹c pod uwagê wy³¹cznie aspekt etyczny,postêpowanie nasze jest w ca³¹ pewnoœci¹ moralnienaganne, niemniej jednak istniej¹ pewne okolicznoœci,usprawiedliwiaj¹ce nasze zachowanie.Wsta³, zapali³ papierosa i ci¹gn¹³ dalej:- Socjologowie uwa¿aj¹, ¿e akt rozboju, któregow³aœnie dokonaliœmy, w du¿ej mierze uwarunkowanyjest sytuacj¹ polityczno-gospodarcz¹, w jakiej siêznaleŸliœmy. Trudna sytuacja finansowa, logikakapitalistycznego wykluczenia, która nas dosiêga, wszystkoto popchnê³o nas do tak niegodziwego czynu.- To bardzo ciekawe spostrze¿enie, Dariuszu. Nieuwa¿asz jednak, i¿ aspekt psychologiczny jest tak¿ebardzo istotny? Koniec koñców, brak zainteresowaniaze strony rodziców, poch³oniêtych zapewnianiem namgodziwych warunków materialnych, plus nasz strachprzed niepewn¹ przysz³oœci¹ oraz mrówczym ¿yciemmiejskiego wyrobnika, nie móg³ pozostaæ bez znaczenia.- W istocie. Jestem zmuszony przyznaæ ci racjê,Bartoszu. W zasadzie mo¿emy zaryzykowaæ stwierdzenie,¿e w ca³ym tym zajœciu to w³aœnie my jesteœmy, niebójmy siê tego s³owa, ofiarami!- Bezdyskusyjnie...Oddalaj¹ce siê z wolna g³osy dyskutuj¹cychm³odzieñców cich³y w uszach Pana Krzysztofa. Bólpromieniuj¹cy z po³amanych ¿eber powoli pozbawia³go przytomnoœci. “Ca³e szczeœcie, ¿e przewrócili mniena trawnik. Przynajmniej mi miêkko” - pomyœla³i odp³yn¹³. Chmury powoli ustêpowa³y miejscagwiaŸdzistemu niebu...Czy znasz Czêstochowê? Jeœli wiesz gdzie znajdujesiê ta rzeŸba i kogo przedstawia - mo¿eszsobie pogratulowaæ.aleje III 45 VII-IX 2004


DYSKUSJEROZWA¯ANIA LU NEPIOTR NALEWAJKAO mitachGdzie jest moja ojczyzna? Czy jest ni¹ grupa rówieœnicza,klasa spo³eczna, naród, kontynent, czy te¿ mo¿ewszechœwiat? W g³êbi serca czujê siê dzieckiem kosmosuale czegó¿ móg³bym dowiedzieæ siê o kosmosie, gdybymnie by³ dzieckiem Europy, czy te¿ w³asnego narodu?Wyros³a z marzeñ o nieœmiertelnoœci kultura naszejeuropejskiej ojczyzny wspiera siê na kanwie mityczneji bibilijnej kosmogonii, rzymskiego prawodawstwa i chrzeœcijañskiegopodkreœlenia wartoœci ludzkiej osobowoœci.Jednym z g³ównych problemów, które organizowa³ymyœl staro¿ytnych Greków by³o zagadnienie jednoœcii wieloœci. Wydaje siê, i¿ nie istnieje obecnie ideabêd¹ca w stanie scaliæ œwiadomoœæ Europejczyków (próczutopii nieograniczonego postêpu gospodarczego).Ten stan rzeczy szczególnie negatywnie odbija siê nazachowaniach m³odych ludzi, którzy – mówi¹c metaforycznie- wêdruj¹ w izolowanych tunelach œwiadomoœciniczym leibnizjañskie monady wype³nione obrazamitelewizyjnymi. Paradoksem jest, i¿ zachodnie spo³eczeñstwarozwijaj¹c siê, zatraci³y jednoczeœnie w³asnemity a wiêc sta³y siê w pewien sposób martwe. ZacytujmyTomasza Manna: Poszczególni ludzie mog¹ mieæ swojesubiektywne cele, d¹¿enia, nadzieje i widoki, z którychczerpi¹ impuls do intensywniejszych wysi³ków i dzia³alnoœci.Je¿eli jednak otaczaj¹cy ich œwiat obiektywny,je¿eli epoka, w której ¿yj¹, pomimo zewnêtrznego rozpêdunie daje w gruncie rzeczy ¿adnych widoków aninadziei: je¿eli pozwala im dostrzec, ¿e jest bezradna,beznadziejna i pozbawiona widoków na przysz³oœæ;je¿eli wreszcie têpym milczeniem odpowiada na œwiadomelub nieœwiadome pytanie, jaki ostateczny, ponadosobowy,absolutny sens maj¹ wszelkie wysi³ki i wszelka dzia³alnoœæ– to w³aœnie u ludzi prawych taki stan rzeczywywo³uje prawie zawsze skutek poniek¹d parali¿uj¹cy...Przed wiekami œw. Tomasz trafnie zdefiniowa³ takistan za pomoc¹ terminu accidie, wskazuj¹cego na stanwycofania siê z ¿ycia, uœpienia ducha. A wtedy diabe³zaciera rêce. Czy mo¿e zatem dziwiæ wci¹¿ wzrastaj¹caliczba osób cierpi¹cych na dolegliwoœci psychiczne?Niektóre problemy spo³eczne, ot, choæby narkomania,maj¹ swe Ÿród³o m.in. w ca³kowitym wyrugowaniuz naszego ¿ycia obecnoœci mitów. W sprawie narkotykówwypowiada³ siê równie¿ nasz noblista Czes³aw Mi³osz.Mi³osz twierdzi, i¿ zjawisko narkomanii sprowadzasiê do próby zwaloryzowania przestrzeni aktualnej...¿eby móc obyæ siê bez przestrzeni intencjonalneji wyjaœnia dalej: Przez aktualn¹ przestrzeñ rozumiemtê, która otacza mnie w danej chwili i któr¹ odbierampiêcioma zmys³ami. Przez intencjonaln¹ przestrzeñrozumiem tê, która przebywa w mojej wyobraŸnii wzywa, ¿eby do niej d¹¿yæ. Mo¿e to byæBóg albo z³ote runo albo cel zbiorowoœci w historii. Dalej,pisze on, i¿ chemiczne œrodki mog¹ tak zmieniæ naszodbiór piêcioma zmys³ami, ¿e przestrzeñ, jaka nasotacza, staje siê pe³na, nieskoñczenie bogata... ikonkluduje: W istocie chemia dzia³a tutaj przeciwtradycji judeochrzeœcijañskiej, na rzecz tradycjiorientalnej.Wspó³czesny cz³owiek, jeœli skutecznie chce walczyæz depresj¹, musi odnaleŸæ siê w œwiecie adekwatnychtj. wyra¿aj¹cych jego sytuacjê mitów. Nie posiadaj¹cwzorców etycznych dzia³añ, nie potrafimy zrozumieæteraŸniejszoœci. Poza tym: istnienie aksjologicznejpró¿ni sprzyja dzia³alnoœci tyranów i demagogów.Jeœli zatem chcemy zapobiec niebezpieczeñstwu,powinniœmy odpowiedzieæ sobie na pytanie: jaki mitorganizuje wewnêtrzne ¿ycie naszej zbiorowoœci?Z pokolenia na pokolenie – my, Polacy - dziedziczyliœmykanon romantycznych lektur i zachowañ. Pojêciatakie jak ojczyzna, honor, niepodleg³oœæ, solidarnoœæ,konstytuowa³y przestrzeñ naszego zbiorowego istnienia.Dziœ na ka¿dym kroku obserwujemy proces odmitologizowaniaspo³eczeñstwa polskiego. Po 1989 rokubyliœmy œwiadkami, jak pêd do dobrobytu przybiera³coraz bardziej na sile i jednoczy³ przedstawicieliró¿nych grup politycznych i cz³onków zwalczaj¹cychsiê niegdyœ obozów; rzeczywistoœæ polska podzieli³asiê na tych zaradnych, potrafi¹cych czerpaæ profityz zaistnia³ych przemian i nieudaczników dotkniêtychchorob¹ wiecznej bezradnoœci. Podzia³ ten przyczyni³siê do narastania zjawiska zawiœci. Leszek Ko³akowskiw Mini wyk³adach o maxi sprawach przytacza rosyjsk¹anegdotê: Dostaniesz wszystko, czego chcesz, alewiedz, ¿e czegokolwiek za¿¹dasz i dostaniesz, twójs¹siad dostanie dwakroæ tyle. Czego chcesz? Ch³opmówi : Panie Bo¿e , wy³up mi jedno oko. Czy¿ nie takw³aœnie reagujemy najczêœciej na powodzenie naszychrodaków, obojêtnie w jakiej dziedzinie? Polak – Chrystusnarodów z awersj¹ patrzy na akt prywatnej inicjatywy,który rodzi pot na czole...Do charakterystycznych cech wspó³czesnegokapitalizmu zaliczyæ nale¿y d¹¿enie do przekraczaniawszelkich tradycyjnych granic. Nie da siê ukryæ,i¿ konkurencja wymuszona regu³ami rynkowymipozostaje w otwartym konflikcie z etosem solidarnoœcispo³ecznej. Czy zatem ¿ycie wspólnoty powinnoograniczaæ siê tylko do zaspokajania potrzeb materialnych?Zdecydowanie nie. Powinno znaleŸæ siêmiejsce na œwiadome uczestnictwo w zbiorze opowieœci,które ukszta³towa³y pierwotny potencja³ dramatycznynarodu. Adam Michnik w artykule Niezgoda na uk³onzamieszczonym w “Gazecie Wyborczej” (grudzieñ2002) Prawdopodobnie taka jest nieuchronna kolejrzeczy. Pewien typ postaw – o¿ywionych obco-aleje III 46 VII-IX 2004


waniem z wartoœciami, nasyconych poczuciembraterstwa oraz bezwzglêdnym umi³owaniem wolnoœcii prawdy – rodzi siê tylko w warunkachszczególnych, nigdy nie trwa d³ugo i zamiera wrazz tymi okolicznoœciami szczególnymi. Ale wartoœci –choæ zamieraj¹ – to nigdy nie gin¹ ostatecznie.Pozostaje przecie¿ pamiêæ – bezcenny rezerwatwiedzy o wartoœciach, godzien troski i pielêgnacji.Bowiem akcja na rzecz wartoœci zachowuje swe znaczenieniezale¿nie od zwyciêstwa czy pora¿ki.Czy kultywowanie wartoœci wypracowanych przezpokolenia jest w obecnych warunkach mo¿liwe?Truizmem tr¹ci stwierdzenie, i¿ los narodu bez kulturyjest z góry przes¹dzony. W ostatnich latach obserwujemywzrost zafascynowania kultur¹ amerykañsk¹, zaznaczaj¹siê równie¿ wp³ywy wschodnie, np. buddyzm(a raczej ta jego wersja, która dociera do nas za poœrednictwemœrodków masowego przekazu). Ju¿ S³owackiubolewa³ nad nasz¹ narodow¹ wad¹, której przejawemjest brak wiary we w³asne si³y i nadmierne podporz¹dkowanieobcym wp³ywom. Maria Janion w ksi¹¿ceCzy bêdziesz wiedzia³, co prze¿y³eœ? ujmuje ten problemw sposób nastêpuj¹cy: Zuniformizowana kulturatandety, karykaturalna amerykanizacja dla ubogichto nieb³ahe zagro¿enie dla narodu takiego jak nasz –zubo¿a³ego, niepewnego jutra, zdezorientowanegodoœwiadczeniami kryzysu historycznego. W zwi¹zkuz tym pytam: kto powinien zaj¹æ miejsce naszychromantycznych poetów i czy w ogóle pustka ta obchodzijeszcze kogokolwiek? Czy ratunku nale¿y poszukiwaæw powrocie do religijnych korzeni wspólnoty? Niesadzê, aby by³o to jedyne rozwi¹zanie. Powinno jednakznaleŸæ siê miejsce dla dzia³alnoœci œrodowisk, którepoczuwa³yby siê do odpowiedzialnoœci za narodow¹schedê. Dzia³ania takie winna cechowaæ jednakostro¿noœæ zapobiegaj¹ca przeradzaniu siê narodowychwartoœci w megalomañski nacjonalizm. Uœwiadomieniesobie nieprzekraczalnej bariery poznawczejwynikaj¹cej z nieprzejrzystoœci naszego bycia w œwiecie(i co za tym idzie; niepewnoœci ka¿dego s¹du odnosz¹cegosiê do rzeczywistoœci) mo¿e rugowaæ nadmierne zapêdyfanatycznego patriotyzmu. Pojêcia wpajane nam odpokoleñ wymagaj¹ rewizji, bo staj¹ siê zbyt niebezpiecznewobec zdobyczy cywilizacyjnych. Wpajana odpokoleñ niechêæ do “innych” nabiera charakterusamobójczego. (M. Szyszkowska, W poszukiwaniusensu ¿ycia). Zrozumieæ obcoœæ i nie chcieæ zabijaæ(refleksja ta nabiera szczególnego znaczenia potragicznych wydarzeniach w Jugos³awii) - otowyzwanie dla nas, Polaków Europejczyków, oto prawdziwysprawdzian naszych charakterów.Czy ró¿nice pomiêdzy ró¿nymi regionami Europywynikaj¹ce z odmiennego klimatu, tradycji, doœwiadczeniahistorycznego bêd¹ na tyle silnie siê zaznacza-³y, i¿ uniemo¿liwi¹ rzeczywist¹, nie zaœ tylko formaln¹integracjê? Przypatruj¹c siê z bliska, mo¿emy zbyt³atwo przeoczyæ fakt europejskiej jednorodnoœci.Jest to tak, jakby przyrodnik chcia³ badaæ s³onia przezmikroskop. Opis by³by wci¹¿ nie zakoñczony, jednoœæprzedmiotu nigdy nie stwierdzona. Nie widz¹c z bliskanic poza naszymi granicami, przebiegaj¹cymi wewszystkich kierunkach, dostrzegamy wy³¹cznie ró¿nice.(Denis de Rougemont, List otwarty do Europejczyków).Jednorodnoœæ pojmowana na sposób statyczny, niweluj¹cawszelkie ró¿nice, prowadzi³aby – moimzdaniem – do wzrostu entropii. Najbli¿szym odpowiednikiemw³aœciwej jednoœci by³aby jednoœæ typuorganicznego. Przypomnijmy tutaj s³owa Heraklita:to, co stawia sobie wzajemnie opór, to i wspó³dzia³aze sob¹, a z walki przeciwieñstw rodzi siê najpiêkniejszaharmonia. Wspaniale by³oby oczywiœcie,gdyby przestrzeñ sporu by³a przestrzeni¹ niekoñcz¹cegosiê cierpliwego dialogu, nie zaœ krwawych rewolucji.Czy starczy nam wytrwa³oœci, aby zadanie takie realizowaæ?Pojawia siê te¿ pytanie, na które nie jest wcale³atwo udzieliæ odpowiedzi: czy korzenie polityki powinnywyrastaæ z moralnoœci? Ryzykuj¹c uproszczeniemo¿emy stwierdziæ, i¿ politycy w Polsce dziel¹ siêna obroñców tradycyjnych wartoœci i na zwolennikówliberalnego spo³eczeñstwa otwartego. Nale¿y tutajwyraŸnie zaznaczyæ, i¿ liberalizm nie stanowiprzeciwwagi dla œwiatopogl¹dów religijnych, skorog³osi wolnoœæ wyznawania wszelkich œwiatopogl¹dówpoza takimi, które naruszaj¹ zasadê tolerancji(M.Szyszkowska). Demokracja musi zatem odpowiedzieæsobie na pytanie, czy mo¿emy tolerowaæprzeciwników demokracji? Czy demokracja winnabyæ tolerancyjna wobec polityków, którzy nie szanuj¹demokracji? Wolter zwyk³ by³ w takich sytuacjachmawiaæ: Twoje pogl¹dy s¹ mi wstrêtne, ale gotówjestem oddaæ ¿ycie, abyœ móg³ je wyznawaæ.Okazuje siê, i¿ wolnoœci trzeba nieustanniebroniæ. Przed czym? - zapyta ktoœ. Odpowiem. Przedjej karykatur¹, która pod pozornym p³aszczykiemró¿norodnych opinii skrywa monolityczny interesekonomiczny czyni¹cych z nas – wed³ug trafnegookreœlenia H. Marcuse’a - ludzi jednowymiarowych.Czy¿by Europa mia³a staæ siê krain¹ ekspertów,krain¹, w której ka¿da dziedzina ¿ycia posiadaregulacje prawne, miejscem, gdzie nie mo¿na nawetkichn¹æ, ¿eby siê komuœ nie naraziæ? Wed³ug I. Berlinakonieczny jest zatem pewien luz i tolerancja dlajakiegoœ minimum nieefektywnoœci nawet oddawaniasiê w jakiejœ mierze ja³owym rozmowom, pró¿nejciekawoœci, bezcelowej pogoni za tym lub owym bezupowa¿nienia. Quod erat demonstrandum!aleje III 47 VII-IX 2004


Z MIASTADNI PAMIÊCIW kwietniu obchodzono w Czêstochowie Dni Pamiêci,przypominaj¹ce 200 lat wspó³istnienia ¿ydów i chrzeœcijanw naszym mieœcie. W uroczystoœciach wziê³oudzia³ wiele znanych osobistoœci, m.in. W. Bartoszewski,J. Nowak – Jeziorañski, Christopher Hill, FrankLautenberg oraz setka ¯ydów pochodz¹cych z Czêstochowy.Obchody rozpoczêto w Filharmonii, stoj¹cej nagruzach Nowej Synagogi zburzonej przez hitlerowcóww 1939 r. A w programie imprez znalaz³y siê: wystawa“¯ydzi w Czêstochowie”, przegl¹d filmów o tematyce¿ydowskiej w OKF, sympozjum pt. “Wspó³istnienie,Holocaust, Pamiêæ” oraz spotkanie z izraelsk¹ pisark¹Irit Amiel. Na t¹ okazjê odrestaurowano czêœciowo kirkutw okolicy huty Czêstochowa. Fundatorem Dni by³amerykañski przedsiêbiorca Zygmunt Rolat, któryprze¿y³ wojnê, jako jeden z niewielu, w zak³adachHasag – Pelcery.REMONTYWSTAÑCIE, CHOD MY!Pierwsza promocja najnowszej ksi¹¿ki Jana Paw³a II“Wstañcie, chodŸmy” odby³a siê w Bibliotece Publicznejim. W. Biegañskiego w Czêstochowie.Ksi¹¿ka, przygotowana przez krakowskie WydawnictwoŒw. Stanis³awa, jest zapisem refleksji polskiegopapie¿a z okresu jego pos³ugi biskupiej. Nie brak w niejœladów czêstochowskich.Kolejny ju¿ bestseller papieski, mo¿na jeszcze nabyæ wwypo¿yczalni Biblioteki Publicznej (Aleja NMP 22).Wa¿nym akcentem uœwietnienia jubileuszu 25-leciapontyfikatu Jana Paw³a II jest zorganizowana w Muzeum600-Lecia wystawa wot, ofiarowanych KlasztorowiJasnogórskiemu przez Papie¿a Polaka. Najwiêkszewra¿enie robi jednak umieszczony na o³tarzu sanktuariumpas, przebity kul¹ zamachowca w maju 1981roku.Wiele zmian zachodzi w czêstochowskim muzeum.Jeszcze w ub. roku waha³y siê losy stanowiska dyrektoratej placówki. Pocz¹tkowo mia³ nim byæ MaciejAleksander G³owacki (kustosz Muzeum Historycznegow Sztokholmie), lecz ze wzglêdów finansowo –socjalnych zrezygnowa³. Na fotelu dyrektora zasiad³Janusz Jadczyk. Dobr¹ wiadomoœci¹ dla niego i dlanas by³o przyznanie przez Œl¹ski Urz¹d Marsza³kowskiz “Funduszu dla Œl¹ska” 2 mln z³otych na remontkapitalny budynku przy placu Biegañskiego. Drugiepozytywne osi¹gniêcie to otwarcie po trzyletnimremoncie odrestaurowanego gmachu RezerwatuArcheologicznego na Rakowie, z unikalnym w skalieuropejskiej cmentarzyskiem kultury ³u¿yckiej sprzed2500 lat. Autorem projektu pawilonu jest LechNowotarski. Podczas prac znaleziono pod posadzkapiêæ kolejnych grobów. Zabytkowe szcz¹tki zosta³y zakonserwowanew Muzeum Archeologicznym w Warszawie.ARCHIWUM MNajwybitniejsza czêstochowska poetka, Ludmi³a Marjañska,przekaza³a rodzinnemu miastu wiele dokumentówz prywatnego i literackiego archiwum. Fotografie,listy, m³odzieñcze utwory, osobiste pami¹tki PaniLudmi³y trafi³y do zbiorów Biblioteki Publicznej im. dr.W. Biegañskiego. Dziêkujemy i ¿yczymy zdrowia.aleje III 48 VII-IX 2004


Z MIASTA7 DNIPROMENADA NIEMENARada Miasta nada³a “Promenadzie” w dzielnicyPó³noc imiê niedawno zmar³ego muzyka rockowego– Czes³awa Niemena, podaj¹c w uzasadnieniu, i¿Niemen nale¿a³ do najwybitniejszych artystów powojennejPolski, ³¹cz¹cym muzykê rozrywkow¹ z kultur¹narodow¹, budz¹cym swoj¹ twórczoœci¹ sumienia.Hymn pokolenia hippisów “Dziwny jest ten œwiat”nadal pozostaje wa¿nym manifestem niezgody naniesprawiedliwoœæ. W kwietniu prezydent TadeuszWrona posadzi³ pami¹tkowe drzewko na terenie szko³yprzy ul. Kukuczki.Czekamy, by swoj¹ ulicê mia³ w Czêstochowienieod¿a³owanej pamiêci Jacek Kaczmarski.ALE KINOJak dobrze pójdzie – wkrótce bêdziemy mieliw mieœcie prawdziwe du¿e kino. Sieæ Cinema Citychce zagospodarowaæ barak oszpacaj¹cy nasze œródmieœcie.Poniewa¿ podobne plany s³yszeliœmy w ostatnichlatach wielokrotnie, nie mówimy o nich g³oœno,¿eby nie zapeszyæ.Doskonale ma siê natomiast nasze ma³e kino. W uznaniuzas³ug na niwie krzewienia - czêstochowski OKFtrafi³ na listê sieci Europa Cinemas. Gratulujemy!NAKRÊÆ MIASTODo 30. wrzeœnia mo¿na sk³adaæ w OKF filmy videona konkurs “Czêstochowa w kadrze”. Konkurs naamatorski film video jest organizowany ju¿ po razpi¹ty – rozstrzygniêcie 10 paŸdziernika.W metamorfozach lokalnych gazet trudno siê czasamiorientowaæ. Przesta³y istnieæ “Kulisy Regionu”, alew ich miejsce pojawi³ siê tygodnik regionalny “7 Dni”.Redaktorzy nie ukrywaj¹, ¿e s¹ “po przejœciach”wynikaj¹cych z niepewnego rynku i morderczejkonkurencji. Ostatnia przyczyna byæ mo¿e kieruje ichkrokami w stronê popularnego “Faktu”, gdy¿ wiele tuhappeningu i sensacji. Redakcja, z siedzib¹ na dworcuPKP, manifestuj¹c swoje zaanga¿owanie spo³ecznei regionalne (zarejestrowali Regionalne StowarzyszenieSpo³eczno – Kulturalne “Czenstochovia”), deklarujeca³kowit¹ apolitycznoœæ. W gazecie mo¿na w znaleŸætwarze znane z innych tytu³ów – tytaniczny JanuszPawlikowski, obrotny Krzysztof Pikor, by³y fotoreporter“Gazety Wyborczej” Leszek Pilichowski, satyrycznyrysownik Wojtek Buchaniec (niegdyœ “Jorik”),fotograf teatralny Piotr D³ubak. Cieszy nowy tytu³,lecz niepokoi pewne zjawisko: dziennikarze w naszymmieœcie s¹ zmuszeni sami tworzyæ miejsca pracy,co œwiadczy o pewnym kryzysie w tej bran¿y - nadmiardzienników lub/i brak miejscowego kapita³u.Pocz¹tkowy nak³ad 3000 egz.KSI¥¯KI O PRZESZ£OŒCIUkaza³y siê dwie wa¿ne ksi¹¿ki o przesz³oœci naszegomiasta: ¯ycie spo³eczno-polityczne w Czêstochowiew latach rewolucji 1905-1907 Waldemara Palusa orazCzyn zbrojny Organizacji Bojowych PPS w Czêstochowskiem1904-1910 Juliusza Sêtowskiego – obiewydane przez Wydawnictwo WSP. Wk³ad pracyautorów ogromny, nak³ad zbyt ma³y.STATYSTYKAOPK “Gaude Mater” obliczy³, ¿e podczas XIV edycjiMiêdzynarowego Festiwalu Muzyki Sakralnej zorganizowano20 imprez: 11 koncertów, 3 spektakleteatralne, 1 wystawê, 3 wyk³ady naukowe, 2 msze œw.z opraw¹ muzyczn¹. Zaprezentowa³o siê ponad 700wykonawców, z 9 krajów. Wed³ug organizatorów,wzrasta liczba uczestników imprez festiwalowych.aleje III 49 VII-IX 2004


Z MIASTASTYPENDIAPrezydent Czêstochowy Tadeusz Wrona przyzna³kolejnych 27 stypendiów dla uzdolnionej artystycznieczêstochowskiej m³odzie¿y: cykliczne uczniowskie istudenckie oraz twórcze. Jak powiedzia³ podczas uroczystoœciwrêczenia stypendiów, Czêstochowa mo¿enie jest najwiêkszym oœrodkiem gospodarczym w Polsce,ale na pewno jest jednym z najwiêkszych oœrodkówkulturalnych. Od razu poczuliœmy siê lepsi,wa¿niejsi, bardziej docenieni.SUKCESY, NAGRODY...Jerzy Duda Gracz – za 4620 dolarów sprzedano jegoobraz na aukcji w polskim Konsulacie Generalnymw Nowym Jorku, zorganizowanej przez stowarzyszenie“Nasza Czêstochowa”.Piotr Wachecki – wyró¿nienie na MiêdzynarodowymKonkursie Fotografii Cyfrowej “CYBERFOTO”w Czêstochowie.Parafia œw. Jakuba – nagroda w konkursie “Zabytekzadbany”, organizowanym przez GeneralnegoKonserwatora Zabytków (jedyne wyró¿nienie w woj.œl¹skim).Piotr Nowak z Pañstwowej Ogólnokszta³c¹cej Szko³yMuzycznej w Czêstochowie – zwyciê¿y³ w OgólnopolskichPrzes³uchaniach Uczniów Klas InstrumentówDêtych Blaszanych, jaki z udzia³em 70 muzykówz ca³ej Polski odby³ siê w Katowicach.Magdalena Brondel z PLSP w Czêstochowie zdoby³alaury II Ogólnopolskiego Biennale Rze¿by Plenerowej,organizowanego przez GOK w Mykanowie.El¿bieta Cichla – Czarniawska, Wydarzenia pozornei niepozorne, Norbertinum, Lublin 2004,„Powiat czêstochowski” – d³ugo oczekiwana mapa“terytorium administracji czêstochowskiej”, wydanaprzez Œl¹ski Urz¹d Marsza³kowski w skali1:50 000. Wydanie dostêpne te¿ w wersji œciennej.“Atlas samochodowy Czêstochowy” – po kilkuletniejprzerwie plan Czêstochowy w wersji ksi¹¿kowej(wydanie podrêczne, bardzo poszukiwane przez taryfiarzy)wyprodukowa³o wyd. “Beata Piêtka”.W³adys³aw Piekarski, “Monologi”, wyd. ”Dom Ksi¹¿-ki”, Czêstochowa 2004 – wiersze za³o¿yciela czasopismakulturalnego “Galeria”.Ksi¹¿kê Andrzeja Kalinina “...i Bóg o nas zapomnia³”opublikowano w Australii. Przez kilka miesiêcyzamieszcza³ j¹ w odcinkach polonijny “Tygodnik Polski”.PRZECZYTAMYOprac. (sb), (mp)NOWOŒCI WYDAWNICZELudmi³a Marjañska, “Otwieram sen”, Czytelnik2004 – najnowsze wiersze pani prezes SPP.“Elementarz Haliny Poœwiatowskiej”, WydawnictwoLiterackie 2004 – wiersze i listy dla szczêœliwych inieszczêœliwych wybrane przez Mariolê Rolê.Tomasz Olszewski, “Cynamonowe drzewa” – debiutanckitomik poezji 24 – letniego studenta InstytutuTeologii.aleje III 50 VII-IX 2004


Dariusz PLEŒNIAKAbsolwent Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej w Czêstochowie;od 1998 roku asystent w Instytucie Plastyki WSP. Jego pracamagisterska "Bibliografia Fotografii Polskiej za lata 1956-1981redakcja w systemie CD-Rom" otrzyma³a wyró¿nienie rektoraWSP, by³a prezentowana na V Sympozjum Dydaktyki Fotografiiw Czêstochowie (1997) a nastêpnie opublikowana w pracyzbiorowej pod red. A. ¯akowicza i przedstawiona na SesjiNaukowo-Technicznej na VII Miêdzynarodowych TargachFotograficznych "Polifoto 98" w Miêdzyzdrojach.Od 1998 roku czynny uczestnik sympozjów fotograficznych,autor r efer atów na tematy dotycz¹ce bibliogr afii fotogr afii,fotografii cyfrowej, cyfrowego retuszu i archiwizacji fotografii.W 2003 r. Na VIII Sympozjum w Koniecpolu przedstawi³referat "Program komputerowy opisu i archiwizacji zbiorówfotograficznych" wraz z wstêpn¹ prezentacj¹ autorskiegoprogramu komputerowego. Bardziej zaawansowan¹ wersjêoprogramowania zaprezentowa³ podczas konferencji polsko -s³owackiej pt. "Fotografia tatrzañska i wdra¿anie programówarchiwizacyjnych zbiorów fotograficznych" (Zakopane 2003).Zajmuje siê dzia³alnoœci¹ ar tystyczn¹ i popular yzator sk¹w zakresie fotografii cyfrowej, grafiki i animacji komputerowej.Wspó³pracuje ze studiami filmowymi zajmuj¹cymi siê grafik¹komputerow¹ oraz magazynem RenderNode (USA), gdzie drukujeartyku³y zwi¹zane z kreowaniem wirtualnej rzeczywistoœci.Szer eg ar tyku³ów na temat gr afiki 3D opublikowa³ tak¿ew polskim Magazynie 3D.Na uczelni prowadzi zajêcia dydaktyczne z przedmiotów:fotografia, edytory obrazu, fotografia cyfrowa i obrazowaniekomputerowe, informatyka, dzia³ania multimedialne.Wa¿niejsze wystawy:VÖAV-Wettbewwerb für Digitale Bildverarbeitung (2000, 2001),39 Challenge du Foto Club Esch, Salon Mondial 2003, Luxemburg;thThe 9 UAPA International Salon of Photography 2003, Hong Kong.Laureat m.in.: III nagrody w ogólnopolskim konkursiegrafiki 3D (2001), III nagrody w II Salonie Fotografii Jurajskiej(2002), wyró¿nieñ w ogólnopolskich konkursach "Cyberfoto"(2000), "Cyfrowy Œwiat" (2001), wyró¿nienia w prezentacjifilmów-wizytówek grupy radiowej ANGORA S.A.aleje III 51 VII-IX 2004


aleje III 52 VII-IX 2004

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!