12.07.2015 Views

• Nr 29 BELGRAD 2006 • - Polonia-serbia.org

• Nr 29 BELGRAD 2006 • - Polonia-serbia.org

• Nr 29 BELGRAD 2006 • - Polonia-serbia.org

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

• <strong>Nr</strong> <strong>29</strong> <strong>BELGRAD</strong> <strong>2006</strong> •W TYM NUMERZE:Wieści: Pożegnanie konsulaKamińskiego; Nowy konsul RPw Belgradzie Aleksander Chećko* Wywiad z Konsulem JózefemKamińskim * Serbia: Serbia dawnieji dziś; Propozycje turystyczneSerbii; Polacy na „Dniach Homolja”w Żagubicy; Kosztunici; Polkiserbskie * Refleksje o ForumMediów Polonijnych * Wydarzeniakulturalne i literackie: Przeglądnajnowszych filmów polskich;Wizyta Ewy Sonnenberg wSerbii; informacje z sieci * Z życiapolonijnego: Wieści z WrnjaczkiejBani; Kolonie letnie Włodawa<strong>2006</strong>; Konwój kultury serbskiejw Polsce; Obóz w Poddębicach;Wesele serbsko-polskie w Petrovcu;Jak go poznałam * Kącik kulinarny:Kuchnia serbskaWieś Lopušin k/Petrovca nad Mlawą, wschodnia Serbia.Foto Stanko Kostić, www.skostic.comWINOBRANIE W SERBII


WieściPożegnanie Konsula KamińskiegoWAmbasadzie RP w Belgradzie nastąpiły w tym rokuwielkie zmiany. Po czterech latach odszedł prawie całydotychczasowy zespół pracowników. Na początku lipcapożegnaliśmy płk. Zbigniewa Grzeca, attache wojskowego, oraz jegoprzemiłą małżonkę Alicję. Wśród lata odeszła również pani ministerMałgorzata Wierzbicka, dzięki której mieliśmy corocznie kilkaciekawych imprez promujących kulturę polską w tym kraju. W kameralnejatmosferze, z powodu wakacji, <strong>Polonia</strong> z żalem pożegnałaI sekretarza Ambasady konsula Lecha Leszka. Z żalem, bo konsulLeszko jest naszym „starym” znajomym, bowiem w Belgradzie przebywałjuż drugi raz. On bardzo życzliwie i cierpliwie zajmował sięnaszymi sprawami wizowo-paszportowymi. Pani Hania Leszko, zawszeprzyjaźnie ustosunkowana do Polonusów, już od roku jest wKraju. Trzeba przyznać, że jakoś bardzo zżyliśmy się z tą odchodzącągarniturą naszych Rodaków z Ambasady. Oni wracają do nowychobowiązków, do swojego życia w Polsce, a my zostajemy. I tak jestco cztery lata.I wreszcie nadszedł też czas na pożegnanie się z naszym dotychczasowymopiekunem Konsulem Józefem Kamińskim. RadcaKamiński z<strong>org</strong>anizował dla swoich gości, do których należeli przedewszystkim polonusi, niezapomniany wieczór 22 września, w salonachAmbasady. Były prezenty, kwiaty, mowy, uściski, a nawet łzywzruszenia. <strong>Polonia</strong> zrozumiała, że żegna się ze swoim dobrym itroskliwym opiekunem. Smutek pożegnania pogłębiła piękna muzykaPoloneza Ogińskiego wykonana przez pannę Jelenę Krstić– absolwentkę Akademii Muzycznej w Belgradzie oraz dźwięki PreludiumChopina, które po mistrzowsku zagrał Vladimir Miloszević,laureat Konkursu Chopinowskiego. Stanko Kostić uwiecznił na licznychfotografiach te uroczyste chwile.O zasługach Konsula Kamińskiego dla rozwoju życia polonijnegow Serbii i Czarnogórze nie będziemy w tym miejscu szerzej pisać,gdyż w zamieszczonym w tym numerze wywiadzie z Nim dokładniejjest o tym mowa. Pomoc Konsula Kamińskiego polegała przedewszystkim na popieraniu wszelkich inicjatyw polonijnych, zachęcaniudo działania i wszechstronnym popieraniu ludzi, którzy działają.I rzeczywiście, działalność polonijna, szczególnie poza Belgradembardzo się ożywiła. Pani Madzia wzruszała nas i oczarowała swojąciepłą życzliwością.Panu Józefowi i Pani Magdalenie życzymy wszystkiego najlepszego,zadowolenia z powrotu do Polski, dobrego zdrowia, pomyślnościw życiu osobistym i w dalszej pracy. I żeby nie zapomnieli„swoich” zawsze życzliwych polonusów z Serbii i Czarnogóry.Z uroczystości pożegnalnej w Ambasadzie RP.


Nowy Konsul RP w BelgradzieZ uroczystości pożegnalnej wAmbasadzie RP.Od 1 października b.r. stanowisko Kierownika WydziałuKonsularnego Ambasady RP w Belgradzie objął p. AleksanderChećko.Aleksander Chećko urodził się 28 października 1959 roku wKielcach. Studiował na Wydziale Prawa i Administracji UniwersytetuWarszawskiego w latach 1978-82. Pracę zawodową rozpocząłjako dziennikarz. W latach 1982-89 zatrudniony był w redakcji „ŻyciaWarszawy” począwszy od reportera działu miejskiego do sprawozdawcysądowego i sejmowego w dziale Państwa i Prawa. Pracędziennikarską kontynuuje w latach 1989-95 w redakcji tygodnika„Polityka”, najpierw jako reporter ipublicysta, a potem jako sekretarzredakcji. W tym czasie przebywałprzez 9 miesięcy w Paryżu jakostypendysta Fondation Journalistesen Europe. W latach 1995-96jest redaktorem naczelnym tygodnika„Prawo i Życie”, a w latach1996-97 redaktorem naczelnym„Życia Warszawy”. W 1997 rokuwraca znów do redakcji „Polityki”jako komentator prawny, a przez 2lata był też członkiem Rady NadzorczejSpółdzielni Pracy Polityka.Od 2002 do 2003 roku zostaje dyrektoremi redaktorem naczelnymI Programu Polskiego Radia.Od 2004 roku przechodzi do Ministerstwa Spraw ZagranicznychRP, gdzie jest rzecznikiem ministrów spraw zagranicznych oraz MinisterstwaSpraw Zagranicznych ( w 2005 r. towarzyszył ministrowispraw zagranicznych Adamowi Danielowi Rotfeldowi podczas oficjalnejwizyty w Belgradzie, Podgoricy i Prisztinie).Małżonka Ivona - prawnik i syn Andrzej – prawnik.<strong>Polonia</strong> w Serbii oraz w Czarnogórze serdecznie wita PaństwoKonsulostwo, życząc owocnego pobytu w naszym kraju zamieszkaniai wierząc w dobrą współpracę i opiekę.Słowo powitalne do PoloniiUtrzymajcie działalność polonijną nadotychczasowym poziomie!Rozmowa z radcą Józefem Kamińskim kierownikiem Wydziału KonsularnegoAmbasady RP w Serbii i Czarnogórze• Panie Konsulu,Otrzymał Pan niedawno medal Meritus Patriae za działalnośćpolonijną. Czy zechciałby nam Pan powiedzieć parę słów oswojej współpracy z Polonią w krajach, w których był Pan przedprzybyciem do Belgradu?Pracuję w MSZ od 30 lat.W tym czasie byłem na wielu placówkachnoczonych, Australii, Bułgarii i na koniec swojej pracy zawodowejprzyjechałem do Belgradu.W Wielkiej Brytanii, mimo, że nie miałem w swoich obowiązkachwspółpracy z Polakami, interesowały mnie losy Polaków żyjącychw tzm kraju. Była to <strong>Polonia</strong> wykształcona (przedwojennainteligencja polska) dobrze z<strong>org</strong>anizowana, działała bardzo pozy-dyplomatycznych m. in. w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjed- tywnie, wydawała wiele pism i publikacji naukowo-historycznych.Zetknięcie się z działalnością Polonii w Wielkiej Brytanii nie byłotakie łatwe. Jej część popierała władze polskie, a część nie. Zapytanomnie wprost, czy przychodzę do nich jako agent czy jako Polak. Powiedziałem,ze interesuję się historią Polaków, historią uchodźstwa iże agentem nie jestem.Po Londynie wyjechałem do Stanów Zjednoczonych. Byłemkonsulem w Chicago. Tam zetknąłem się już zawodowo z działalnosciąPolonii. Chicago to duże centrum polskiej emigracji. Dopierotam miałem szanse poznać tajniki szerokiej i głębokiej działalnościpolonijnej. Była ona dobrze z<strong>org</strong>anizowana, miała swoje kluby,Domy Polskie, kluby sportowe i, oczywiście, swój duży majątek. Itam zrozumiałem, jak dużą rolę może odegrać dobrze działająca <strong>Polonia</strong>.Tam, podobnie jak w Anglii, część <strong>org</strong>anizacji chciało współpracowaćz ówczesnymi władzami Polski, a część nie uzanawałatakiej współpracy. Jednakże, mimo, że między sobą się nie kontaktowali,Konsul Kamiński: «Utrzymajcie działalność polonijną...».i jedni i drudzy myśleli o Polsce. Zetknąłem się z działalnością


Pani Dagmara Luković przyjmuje prezent - maskotkę dla Szkoły Polonijnejjednych i drugich. Organizowałem m.in. spotkanie przywódców Poloniiamerykańskiej Mazewskiego i Moskala z ówczesnym konsulemgeneralnym PRL p. Janem Rapsiem.Wielu Polaków, w rozmowie ze mną jako przedstawicielem władzyzawsze twierdzili, że są tylko czasowo w Stanach, zarobią pieniądzei wrócą do Kraju. Bywało, że wielu z nich nie zdążyło powrócić,niestety wrócili, ale na cmentarz polski. Te marzenia, by powrócićdo Polski były charakterystyczne szczególnie dla Polonii wojennej.W Australii przebywałem w latach `88-`92 i był to okres wyjątkowociekawy. Byłem tam bowiem na przełomie wielkich wydarzeńw Polsce. Jako zastępca konsula generalnego w Sydney zajmowałemsię generalnie tylko pracą z Polakami, których jest w tym kraju ponad250 tysięcy. W Australii miałem już możliwość wykazania się własnąinicjatywą. Podobnie jak w St. Zjednoczonych <strong>Polonia</strong> australijskabyla wyjątkowo dobrze z<strong>org</strong>anizowana, miała swoje kluby, domy,silne <strong>org</strong>anizacje regionalne. I tam też, część Polakow nie chciaławspółpracować z oficjalnymi Polskimi władzami. Udało mi się jednakwspółpracować z jedną i drugą stroną. Udało nam się z Polonią,która chciała współpracować z Konsulem Generalnym w Sydneyoraz ze sponsorami z Polski, postawić pomnik Ryszarda Strzeleckiego– człowieka, który poświęcił całe swoje życie badaniom Australii,człowieka, który odkrył m. in. i nazwał Górę Kościuszki. Z tej okazjiKonsulat wspólnie z Polonią z<strong>org</strong>anizował wielką uroczystość - 5-dniowy festyn w Jindiby pod Górą Kościuszki. Chcę podkreślić, żewładze australijskie były pod wielkim wrażeniem, widząc, jak silnajest <strong>Polonia</strong> w Australii. Do <strong>org</strong>anizacji tej wielkiej polskiej uroczystościwłączyła się także działająca w Australii Misja Katolicka, wktórej pracowało wielu polskich księży.<strong>Polonia</strong> w Australii w dużej mierze zajmowała się działalnościągospodarczą. Np. <strong>org</strong>anizacje polonijne prowadziły domy opieki dlaPolaków na zasadzie komercjalnej. Swiadczy to, że <strong>Polonia</strong> pielęgnujenie tylko tradycje, język, działa kulturalnie i naukowo, ale rozwijabiznes polonijny. Polonijną dzialalność gospodarczą, obok Australii,rozwijają Polonie w Stanach Zjednoczonych, w Brazylii i w wieluinnych krajach również Europy.Po powrocie z Sydney w latach 1995-1999 zostałem radcą i kierownikiemWydziału Konsularnego w Sofii. To zupełnie inne środowisko,przede wszystkim europejskie, ale też inny charakter Polonii– miałem do czynienia nie z emigracją, ale z „Polonią serc”. Generalnie,były to kobiety, które wyszły za mąż za obywateli bułgarskich.Opowiadania Polek byly bardzo piękne. Np. przewodnicząca bułgarskiejPolonii swojego małżonka poznała „w eterze”, gdyż oboje bylikrótkofalowcami. <strong>Polonia</strong> działała tam w kilku ośrodkach: opróczSofii - w Warnie, Burgas, Plowdiwie. Mieli szkoły, swój Dom Polski.Byli dobrze z<strong>org</strong>anizowani.• W jakiej kondycji znalazł Pan Polonię w Serbii i Czarnogórze.Była to jesień 2002 roku, zaledwie 3 lata po nalotachpowietrznych NATO na Jugoslawię?<strong>Polonia</strong> serbska jest bardzo podobna w swoim charakterze doPolonii bułgarskiej, z tym, że mniejsza i skoncentrowana główniew środowisku belgradzkim. Polonię serbską zastałem już z<strong>org</strong>anizowaną.Wydaje mi się, że okres działań wojennych jej nie osłabił,ale wręcz skonsolidował. Wydawaliście już czasopismo. Przejrzałemkilka wcześniejszych numerów, gdzie opisywaliście swoje przeżycia.Opiekowaliście się miejscami pamięci narodowej. Byliście w trakcieprzygotowywania tablicy pamiątkowej Zawiszy Czarnego. Działałaszkoła polonijna. Ja więc wszedłem w <strong>org</strong>anizację polonijną, któraistniała; ja jej nie <strong>org</strong>anizowałem. Odczułem jednak, ze istnieje przepaśćmiędzy Belgradem a innymi miastami. Zainteresowałem się teżstarą emigracją z XIX wieku w Ostojiciewie o niezbyt wyrażonympoczuciu narodowym.• Co wydarzyło się Pańskim zdaniem nowego w życiu polonijnymw ciągu tych czterech lat pobytu w tym kraju. Naturalnie, samiwidzimy, że uykształtowały się nowe formy działalności i żezaługi Pana jako opiekuna naszej Polonii są w tym nie małe?Spotkałem tu grono ludzi, którzy byli poważnie zaangażowaniw działalność polonijną. Zauważyłem też, że istniał jakby podziałna starszą Polonię, która spotyka się w Ambasadzie i młodszą, skoncentrowanąwokół szkółki polonijnej Centrum Poloniusz Pegaz. Wmojej obecności próbowano ten podział jeszcze bardziej pogłębić,czego byłem, naturalnie, przeciwnikiem i to poważnym. Prowadziłemrozmowy i z jedną i z drugą stroną. Do starszej Polonii należąp. Srdić, p. Pavković, p. Drljacza i in. Działalność Szkoły Polskiej -Centrum Poloniusz Pegaz została przez p. Luković bardzo dobrzez<strong>org</strong>anizowana. Zgromadziła ona grono młodych działaczy, którzyz wielkim poświęceniem oddają się pracy z dziećmi i młodzieżą.Dobrze rozumiałem, że gdyby jednak te dwa grona się rozdzieliły,byłoby to z wielką szkodą dla całej Polonii i znacznie by ją osłabiło.Chciałbym, żeby jedni i drudzy wspólnie pracowali. Działalnośćpolonijna, którą stworzyło starsze pokolenie stała się przecież baządla Poloniusza Pegaza, który zajął się głównie sprawami nauczania ikultury (coroczne Dni Kultury Polskiej).Chcąc w jakiś sposób wyrazić nasze podziękowanie działaczompolonijnym, podjąłem sprawę odznaczeń dla tych, którzy działająlatami. Nie wszystko mi się udało, bo to nie jest łatwe. Jednak <strong>Polonia</strong>została uhonorowana: Joanna Pavković za dzialalność prasowąotrzymała złoty puchar; Dagmara Luković została odznaczonasrebrnym krzyżem zasługi za działalność kulturalno-oświatowąi posłany został wniosek o odlikowanie dla p. Malgorzaty Srdić zadługoletnie zasługi w działalności polonijnej jako prezesa. Pragnąłbym,żeby mój następca też miał na względzie to, żeby osoby zasłużoneza długoletnią działalność uhonorować jakimiś odznaczeniamipaństwowymi.Cała <strong>Polonia</strong> mocno włączyła się do kultywowania miejsc pamięcinarodowej. Te działania przyjęły lepszą formę i szerszy zakresVladimir Milošević, laureat Konkursu Chopinowskiego 2002, gra preludium Chopina


Wręczenie pamiątkowego prezentu radcy Kamińskiemuw czasie mojego pobytu, gdy <strong>org</strong>anizowaliśmy wspólnie odsłonięcietablicy pamiątkowej ku czci Zawiszy Czarnego w Golubcu. Szczególniechciałbym podkreślić z wdzięcznością zasługi artysty OstojiBalkanskiego, który bezinteresownie wykonał projekt płyty i inż.Władysława Taraska, który sfinansował jej wykonanie w odlewni.W czasie mojego pobytu odwiedziłem szereg ośrodków pozaBelgradem i znalazłem tam szereg miłych i zaangażowanych ludzi,na miarę już rosnących działaczy. Np. pani Małgorzata Vuković, toprawdziwy działacz polonijny w środowisku Vrnjaczkiej Bani. W Niszutaką osobą jest p. Grażyna Stanković, nie mowiąc już o p. MariiMagdalenie Kosanović w Nowym Sadzie. To są osoby, które możnaby okreslić jako działaczy miary państwowej. Pani Kosanović <strong>org</strong>anizującwieczory chopinowskie, współpracuje z władzami miasta idzięki temu i władze i mieszkańcy Nowego Sadu zobaczyli, i to wpozytywnym świetle, że istnieją tam Polacy. Są to wielkie rzeczy. Nawetjedna osoba, gdy jest zaangażowana może stać się fundamentemi wiele zdziałać w swoim środowisku. Do nich pragnę też zaliczyć p.Renatę Pilch z Ostoiciewa, p. Marzenę Obrenović z Czaczka, p. DanutęJovanović z Petrovca, p. Izabellę Farkić z Loznicy, p. AleksandraSzaranca z Kragujewca i wielu innych. To są ludzie, których wartowyróżniać i mówić o nich, bo oni zasługują na miano działaczy polonijnychw Serbii.W Czarnogórze p. Wanda Vujisić zaangażowała się całym sercemw Polonię. Zjazd, który z<strong>org</strong>anizowała w końcu maja b.r. w Barzezachwycił wszystkich – i władze Baru i władze nowego państwa.Udało nam się nawet zainteresować telewizję. Z Czarnogóry pragnęwymienić p. Marzenę Periczić i p. Zygmunta Hupkę.Nie udało mi się niestety z<strong>org</strong>anizować Polakow w Suboticyi Kragujewcu, mimo, że p. Aleksandar Szaranac (poeta i tlumaczpolskiej poezji) obiecał działać w tym kierunku. Mógłbym dokonaćpewnego stopniowania aktywności polonijnej w ośrodkach kraju:Belgrad, Podgorica, Nowy Sad, Vrnjaczka Bania, Nisz. Nisz jestwprawdzie drugim co do liczebności skupiskiem Polaków, ale majątrudności lokalowe i ograniczenia w spotykaniu się w sali parafialnejkościoła katolickiego.Starałem się w miarę swoich możliwości finansowo pomagaćakcje, które podejmowała <strong>Polonia</strong> zarówno w Belgradzie jak i naprowincji.• Co mógłby Pan na wyjezdnym przekazać Polonii – jakieś porady,wytyczne, perspektywy dalszej pracy?Gdyby utrzymano na istniejącym poziomie działalność polonijną,która jest na prawdę wszechstronna, to uważam, że byłoby jużwiele, ale nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być jeszcze lepiej! TuBelgrad ma najtrudniejsze zadanie, bo mógłby i powinien być takimkierownikiem wszystkich <strong>org</strong>anizacji terenowych. Prowadzić więcdalej dzialalność, która się sprawdziła, a więc szkolnictwo, Dni Kul-tury Polskiej, regularne spotkania polonijne połączone z biznesem.Jestem za tym, żeby utrzymać doroczne spotkania działaczy polonijnychw Ambasadzie. Nie rezygnujcie też z opieki nad miejscamipamięci narodowej. Kultywowanie i odwiedzanie tych miejsc dajeokazje do spotykania się Polaków, a także ich jednoczy. Uważam też,że takim miejscem pamięci narodowej powinien stać się cmentarzw Ostojiciewie, gdzie, jak wiadomo, pochowani są pierwsi polscyosadnicy z początku XIX wieku. Rola Konsulatu jest, by być wśródwas, inicjować nowe pomysły, kultywować te, które istniały, rozwinęłysię i sprawdziły. Wydaje mi się, że ostatnio <strong>Polonia</strong> znaczniedojrzała, a w ostatnim roku rozszerzyła swoje oddziaływanie wśródmłodych ludzi, których zaslugą jest założenie i prowadzenie witrynyinternetowej dla naszej Polonii.• W czasie tych czterech lat dużo jeździł Pan po kraju naszegozamieszkania. Lubił Pan zwiedzać zabytki, ciekawe zakątki.Czy zechciałby Pan powiedzieć, jak Pan widzi ten kraj i jegomieszkanców?Nigdy nie ukrywałem, że zawsze miałem pozytywny stosunek doSerbii i jego mieszkańców. Uważam, że pod względem mentalnościSerbowie są bardzo podobni do Polaków. Mogłem się z Serbami wniektórych ważnych sprawach porozumieć. Np. przed ponad dwomalaty udało mi się, jako konsulowi opiekującemu się również polskimkontyngentem na Kosowie, osiągnąć to, że polscy żołnierze moglijechać na Kosowo przez Serbię, a nie, jak inni, drogą okrężną.Belgrad ma fantastyczne historyczne, strategiczne i krajoznawczepolożenie w widłach dwóch rzek Sawy i Dunaju. To daje temukrajowi duże szanse. Kalemegdan jako stare grodzisko, centrumrzymskiego i średniowiecznego miasta, uważam za jedno z najpiękniejszychmiejsc widokowych. Jeszcze jako student miałem zajęcia zhistorii Jugosławii i uczęszczałem na lektorat języka serbochorwackiegoprzez półtora roku. Lektorka nam wówczas opowiadała bardzoładnie o tym ujściu Sawy do Dunaju, co wryło mi się w pamięći stąd mój przyjazd na placówkę do Belgradu był poniekąd dla mniesprawą wyboru (jako alternatywę miałem Białoruś).Sytuacja międzynarodowa nie jest zbyt przychylna dla Serbii,pomimo zmian demokratycznych, które zaszły w tym państwie.Czarnogóra wyszła ze wspólnoty. Sprawa Kosowa jest bardzo niepewna.Serbię czekają jeszcze bardzo trudne chwile.Jak zdołałem poznać ten naród, jestem pewny, że z powodzeniempokona i te przejściowe trudności, czego im i wam wszystkimserdecznie życzę.• W imieniu Polonii w Serbii i Czarnogórze serdecznie dziękuję zarozmowę.Państwo Konsulostwo z „serbskimi” PolkamirozmawiałaJoanna Maciejewska-Pavković


- Park Kalemegdan i twierdzaKalemegdan,- Bazylika Sveti Sava,- Muzeum Narodowe,- Pomnik Grobu NieznanegoŻołnierza na wzgórzu Avalaoraz wiele innych instytucjikulturalnych.Transport w SerbiiSerbia w znacznej części znajdującasię w dolinie Morawy, jest często opisywanajako „skrzyżowanie między wschodema zachodem, północą a południem”,co jest jedną z głównych przyczyn jejburzliwej historii. Trasa przez Serbię,omijająca bardziej górzyste tereny, jestnajłatwiejszą do pokonania drogą lądowąz Europy Zachodniej i Środkowej doGrecji i Azji Mniejszej.Europejskie drogi E65, E70, E75,E80, E662, E761, E762, E763, E771 iE851 krzyżują się w Serbii. E70 i E75 sąna znacznych odcinkach autostradami,drogami szybkiego ruchu, lub niewiele brakuje im do takiego standardu.Dunaj, ważna droga wodna z Europy Środkowej do Morza Czarnegoprzepływa przez Serbię. Głównym portem rzecznym kraju jestBelgrad.W granicach kraju znajdują się trzy lotniska międzynarodowe -w Belgradzie, Prisztinie oraz w Niszu. Państwowym przewoźnikiemlotniczym jest Jat Airways.System kolejowy obsługiwany jest przez Beovoz w Belgradzie,oraz przez ŻTP Jugosławia na szczeblu krajowym. Główne połączeniakolejowe prowadzą od granicy węgierskiej – H<strong>org</strong>osz –Belgrad –Nisz – Dimitrowgrad ku Sofii; - Nisz – Vranje – Bujanovac ku Skopje;Belgrad – Użice – Prijepolje ku Podgorici i Baru, wreszcie z Belgraduku Zagrzebowi i dalej ku Zachodniej Europie lub Dalmacji.Turystyczne walory SerbiiZabytki kulturalno-historyczneSerbski brand – XIII-wieczny fresk Białego Anioła zmonasteru MileszewaPrezentację zabytków można zacząć od archeologicznego skansenuLepenski Vir, który zamieszkiwali pierwsi osadnicy tego kraju7000 i 6000 lat p.n.e.Pozostałości rzymskiego imperium można zobaczyć na drogachi w miastach wybudowanych w tej epoce. Są to Gamzigrad, Sirimium,Mediana. Jednak jednym z najważniejszychskarbów serbskiej kulturysą monastery. Wybudowane zostały wokresie od XII do XVII wieku. Do najładniejszychnależą: Studenica, VisokiDeczani, Sopoćani, Żicza, Mileszewa,Pećka Patriarszija, Lazarica, liczne monasteryFruszkiej Gory oraz wiele innych.Skarby przyrody, naturalne bogactwaGór w Serbii jest wiele. Miedzy innymi: Kopaonik (największe centrumturystyki zimowej), Zlatibor, Tara, Zlatibor,Zlatar, Gocz, Jastrebac, Divczibare,Brezowica, Rtanj i in. Bogata turystycznaoferta umożliwia wykorzystanie górzarówno w turystyce letniej jak i w zimowej.W Serbii istnieje więcej niż 1.000termalnych uzdrowisk. Najciekawszeuzdrowiska to: Wrnjaczka Banja, Sokobanja,Banja Vrujci i inne.W ostatnich latach prężnie rozwijasię etno-turystyka. Polega ona naumożliwieniu spędzenia wakacji w środowiskuwiejskim, prezentacji tradycjonalnej kuchni, muzyki orazdawnego życia na terytorium Serbii. Jeden ze skansenów o nazwieSirogojno znajduje się niedaleko góry Zlatibor.Rzeki to wodne arterie każdego kraju. Głównymi w Serbii są:Dunaj, Sawa, Drina i Morawa. Jednak najważniejsze wodne drogito Dunaj i Sawa nie tylko ze względu na transport, lecz jako częśćhistorii i kultury Serbii.Manifestacje i kulturalne wydarzeniaW Serbii co roku są <strong>org</strong>anizowane różne międzynarodowemanifestacje.Warto wymienić: BELEF (Belgradzki Letni Festiwal),BITEF (Belgradzki Festiwal Teatralny), festiwal muzyli poważnejBEMUS, festiwal Pierwsza Trąbka Serbii w Guczi, który ma już międzynarodowycharakter, jazzowo-rockowy EXIT w Nowym Sadzieoraz wiele innych.Serbia jest państwem rozwijającym się. Kraj ten przechodziłprzez bardzo wielkie zmiany i różne okresy - ciężkie, smutne, wesołei wzruszające i jeszcze będzie przez nie przechodzić, ale mamnadzieję, że na zawsze pozostanie uśmiech na twarzach ludzi, którzytu mieszkają.Krystyna RadovićZ mapą przez SerbięPoniżej proponujemy dwie wycieczki po Serbii:Jednodniowa wycieczkaSerbska królewska rezydencja• <strong>BELGRAD</strong>• ORASZAC ( wieś gdzie podjęto decyzje o powstaniu serbskimw 1804 roku)• ARANDJELOWAC ( miasteczko w północnej części Szumadijiotoczone winnicami, ulokowane na stokach gór Venczac iBukulja. W południowej części miasteczka znajduje się jaskiniaRisowacza. Miasto znane jest z mineralnej wody „KnjazMilosz”i in. oraz uzdrowiska Bukowiczka Banja).• TOPOLA (miasteczko ulokowane pod wzgórzem Oplenac.Mieszkał tu Karadjordje, wódz pierwszego serbskiegopowstania, który między innym był inicjatorem wybudowaniaswojego grodu w 1805 roku. W okresie I powstania miasteczkobyło bardzo ważnym administracyjno-politycznym punktem.W Topoli znajduje się Muzeum Pierwszego SerbskiegoPowstania, w którym można zobaczyć eksponaty etnograficzneoraz przedmioty związane z powstaniem).


• OPLENAC (wzgórze gdzie jestulokowane muzeum poswięconerodzinie Karadjordjewiciów.Oprócz muzeum jest tu i pięknacerkiew Św. Djordja, fundacjakróla Petra, w którym się znajdujągrobowce królewskiej rodzinyKaradjordjewiciów. Wnętrzejest ozdobione mozaikami wstylu średniowiecznych fresków,zrobionymi z czterdziestu milionówkolorowych szkiełek w piętnastutysiącach różnych odcieni).• <strong>BELGRAD</strong>Dwudniowa wycieczkaSzlakiem błękitnego DunajuWycieczka obejmuje trasę, która jestukierunkowana biegiem rzeki. Na tejtrasie zaplanowane jest zwiedzanie historycznychi archeologicznych zabytków. Wyrusza się z Belgradu ogodz. 7.30 natomiast powrót jest planowany o godzinie 20.30.Dzień 1• <strong>BELGRAD</strong>• GOLUBAC ( zamek w Golubcu istnieje jeszcze od czasówepoki rzymskiej. Pierwsze pisane dokumenty wspominajątę twierdzę w <strong>29</strong>9 roku. Później na terenie wokół zamkuwybudowano miasto związane z mnóstwem historycznychwydarzeń. Dla Polaków jest ważne, że w 1428 roku zginął tuZawisza Czarny)• LEPENSKI VIR ( prahistoryczne stanowisko na wysokimbrzegu Dunaju. Znalezione eksponaty świadczą o kulturze,Twierdza Golubac gdzie zginął Zawisza Czarnystrukturze społecznej, rozwiniętej sztuce i wierzeniach religijnychz 7000 i 6000 lat p.n.e. Obok skansenu z rekonstrukcjąstanowiska archeologicznego istnieje i pawilon muzealny).• DROGA TRAJANA ( cesarz rzymski Trajan wybudował tudrogę, o której świadczy tablica na drodze do miasta Kladowo)• Nocleg w hotelu „Djerdap”- KladovoDzień 2Serbia z bliska: KosztuniciMezolityczne stanowisko Lepenski Vir• DJERDAP (zwiedzanie sztucznego jeziora Djerdap)• MONASTER GORNJAK (średniowieczny klasztor, fundacjaserbskiego Despota Stefana Lazarevicia)• <strong>BELGRAD</strong>Krystyna RadovićMy mieszczuchy belgradzkie rzadko wyruszamy za rogatki miejskie inie wiemy ile piękna i ciekawych niespodzianek kryje w sobie Serbia.Niedawno brałam udział w wycieczce do regionu Szumadii, ajednym z celów była miejscowość Kosztunici (Koštunići). Droga wiodła najpierwdo Takowa (Takovo), gdzie zwiedziliśmy Muzeum Drugiego PowstaniaSerbskiego, które, pod wodzą kneza Milosza Obrenovicia właśnie tutaj zostałozapoczątkowane w 1815 roku. W sąsiedztwie Muzeum obejrzeliśmy ponad stuletniądrewnianą cerkiewkę, w której otoczeniu zachwyciły nas stare, pięknieozdobione kamienne krzyże nagrobne. Obiad dla wycieczkowiczów został zamówionyw niedalekich Kosztunicach.Kosztunici to wioska u podnóża łańcucha górskiego Samobor. Niema o niej wzmianki w żadnej encyklopedii. Jest ona gniazdem rodowym ówczesnegoprezydenta SCG, a obecnego premiera Serbii Vojislawa Kosztunicy,dzięki czemu, po zmianach demokratycznych w 2000 r., zaczęto ją wspominaćw mediach. Wieś raptem poczuła się ważna i zaczęła rozwijać swoje ambicjeby stać się centrum turystycznym. Pieniądze napłynęły z miejscowej gorzelni irozlewni win, dzięki energicznemu dyrektorowi.We wsi zastaliśmy ożywienie robocze: wykładano ścieżki płytami kamiennymi,porządkowano trawniki, wykonywano prace ziemne pod nowe projekty,szły prace budowlane przy wykańczaniu dużego hotelu zaprojektowanegow stylu regionalnym. Wszędzie panował nastrój pracy i optymizmu. Odwiedziliśmymieszczącą się w budynku w stylu regionalnym Spółdzielnię Rękodzieła.Piękne suknie, spódnice, ogromny wybór szali, chust, swetrów, torebek plecio-Takovo – stara drewniana cerkiewka i jeden ze starych krzyży z 1919 r. Foto J. Pavković


Kosztunici - budynek Domu Rękodzieła („Etno-kuća”) w stylu regionalnym.Foto J. Pavkovićnych itp., co każda z pań by chętnie miała. Były również propozycjedla panów w postaci haftowanych koszul ze stójką, płóciennychspodni i in. Nieco powyżej, na zboczu wzgórza znajduje się autentycznystary drewniany spichlerz, nazywany „Prodanovićeva magaza”.Architektura tego budynku posłużyła, rzecz oczywista, jako wzórdla architektów do zaprojektowania innych budynków jak, wspomnianawyżej Spółdzielnia, restauracja „Ravna Gora” i budujący sięhotel. W Prodanoviciewej magazie zrobiono wystawę etnograficznąprzedstawiającą wiejską kulturę tej części Szumadji: dawne narzędziapracy, rekonstrukcja ogniska domowego i wnętrza chaty wiejskiej,stare meble, ceramika, stroje, stare ikony itp. Na piętrze magazyulokowana została galeria obrazów mistrza Boży Prodanovicia,który pochodzi z tych terenów. Żeby etno- wrażenia były kompletne,na obiad zaproponowano nam dania wg miejscowej kuchni (pogacze,jagnječa čorba, kupus svadbarski, pasulj prebranac, Karadjordjevašnicla, a na deser palačinke, czyli naleśniki z orzechami), adla rozrywki przygrywali nam młodociani trębacze przewodzeniprzez swojego nauczyciela. Gdyby ktoś chciał tutaj przenocować,miałby do dyspozycji osiedle kilkunastu domków drewnianych, teżwg miejscowych wzorów ludowej architektury (tzw. „vajatów”, tzn.na wzór budyneczków, w których kiedyś mieszkały młode małżeństwa,gdy ojciec zadrugi mieszkał w głównym budynku). Wszystkopachnące świeżym drewnem, czyściutkie i wygodne.Nas jednak droga prowadziła dalej, więc zadowoleni zobiadu zeszliśmy do położonego na dole centrum osiedla. Ciekawe,że nie widziałam tu żadnej zagrody wiejskiej. Serbskim zwyczajemsą one rozrzucone po stokach okolicznych pagórków. W tzw.centrum tylko sklep, cerkiew, 2 długie budynki szkoły i osiedlowejkancelarii i jako siedziba czegoś w rodzaju muzeum. Mianowiciezapalony nauczyciel historyk wykonał własnoręcznie maketę rzeźbyterenowej łańcucha górskiego Suvoboru i okolicznych wzgórz,gdzie w listopadzie 1914 roku miała miejsce słynna Kolubarska Bitwa.Opowiadając nam ciekawie historię tego świetnego zwycięstwawojsk serbskich nad liczniejszymi siłami Austrowęgier, ilustrowałswoją opowieść zapalając żółte i czerwone żaróweczki w makiecie,pokazujące ruchy poszczególnych wojsk. Zasłużony za zwycięstwowojewoda (generał) Żivojin Miszić jest trwałym bohaterem narodowym,na ustach wszystkich pokoleń Serbów.Czekając, jak to zwykle bywa, na maruderów spóźniającychsię do autobusu wstąpiłam, już sama, do pobliskiej cerkiewki.Miała nieco niezwykły wygląd i na pierwszy rzut oka widać było,że nie jest to zabytek. Zupełnie nie nieoczekiwanie, zobaczyłam wewnętrzu coś, co zostawiło na mnie trwałe wrażenie. Mianowicie, naprawo od wejścia pod ścianą znajduje się płyta grobowa, nad grobemumocowana w ścianie tablica z napisem, a nad tablicą dużemalowidło ścienne przedstawiające pana w granatowym garniturze,szarym płaszczu i brązowym kapeluszu na głowie. W rękach trzymamodel tejże cerkiewki. Tak się przedstawił fundator cerkiewki, którykazał się tutaj pochować i namalować na wzór fresków królewskich,czy władarskich „ktitorów” w średniowiecznych monasterach. Wtekście na płycie przedstawia się jako Vojislav Tomović-Ristovacurodzony w 1912 roku w Kosztunicach. W czasie wojny znalazł się wniewoli w Austrii w miejscowości Szpitalj. Po wojnie mieszkał nadalw Austrii, a tą cerkiew poświęconą św. Paraskiewie daruje mieszkańcomKosztunic. „Niech mi Bóg udzieli sprawiedliwej nagrody za towielkie dzieło, które zostało wzniesione na Jego sławę”.Byłam nie tylko zaskoczona tą niezwykłą kompozycją malarską,ale jeszcze bardziej wzruszył mnie napis na tablicy, a w nim słowo„Špitalj”. To słynny Spittal – obóz dla więźniów z Drugiej Wojnyświatowej. Mój Ojciec, oficer Armii Polskiej, po kapitulacji Helu dostałsię do niewoli. Pierwszą wiadomość posłał nam właśnie z miejscowościSpittal. Pisał, jak piękne są wokół góry i gdyby nie niewola,mógłby pomyśleć, że przyjechał do miejscowości wczasowej. Wkrótcejednak został przetransportowany do oflagu Woldenberg (obecnieDobiegniewo w szczecińskiem), gdzie był do marca 1945 roku. I takniespodziewanie w mojej świadomości w obozie Spittal zetknęły siępodobne smutne losy dwojga ludzi, którzy nigdy się nie poznali –jednego z dalekiej polskiej Gdyni i drugiego z małych Kosztunic wserbskiej Szumadiji.Jeśli możecie, odwiedźcie Kosztunice, mimo, że podobno ostatnio,po przymusowym odejściu energicznego dyrektora wiele z walorówturystycznych, które opisałam nie jest już aktualne. Dziwię się, że panPremier pozwolił na to by jego gniazdo rodowe znów podupadło.Joanna Maciejewska-PavkovicKosztunici – cerkiewka św. Paraskiewy, jej fundatorVojislav Tomović-Ristovac oraz napis nadgrobny wcerkwi. Foto J. Pavković


Wizyta Polaków w Żagubicy, w Górach Homoljskich10Bardzo lubię lesiste Góry Homoljskie, kochamtutejszych gościnnych mieszkańców i każdymój wyjazd w te zielone strony jest dla mniewielką radością, odświeżeniem dla oczu, regeneracijądla <strong>org</strong>anizmu i jednym słowem odpoczynkiem.... Tojest mi ciągle bardzo potrzebne. Nadmorska wysokośćw samym miasteczku Żagubica wynosi około 320 mnad poziomem morza. Może dlatego tu tak dobrze sięczuję.Początek czerwca, upały, plany urlopowe .... Siedzęw pracy jak na gwoździach myśląc o jakiejś letniej rozrywcei ... raptem telefon!Zadzwoniła pani sekretarz gminy Żagubica, że wczasie zbliżających się Dni Żagubicy - tradycyjnego jużświęta «Źródła Homolja» będą goście z Polski i byłobydobrze gdybym przyjechała i pobyła z nimi.Byłam bardzo ciekawa, w jaki to sposób miasteczkoŻagubica ze wschodniej Serbii zaprzyjaźniło się zmiastem Piotrków Trybunalski ze środkowej Polski?Zawsze marzyłam o tym by mój Petrowac na Mlaviznalazł sobie bratnie miasto w Polsce, ale, pomimo wielkich mojichstarań, nie doszło do takiego spotkania. Z niecierpliwością więc czekałamna ten dzień, kiedy zobaczę mojich rodaków wśród uroczychGór Homolskich.W sobotni ranek 10 czerwca wybrałam się do Żagubicy. Wpięknie odnowionym, lśniącym i czystym budynku siedziby władzygminy krzątały się świątecznie odziane pracownice, witały przybyłychgości, telefonowały, kierowcy wyjeżdżali, przywozili gości..... Wtym miłym zamieszaniu dało się odczuć radosną atmosferę tradycyjnegoświęta miasteczka - «Vrela Homolja». Pani sekretarz SmederevkaBuckić w sportowym ubraniu, z komórką przy uchu kierowaławszystkim i bardzo dobrze w tym zamieszaniu <strong>org</strong>anizowałaprzyjmowanie gości. Po dobrej i pachnącej kawie i chłodnym sokuwypitym w ładnie urządzonym gabinecie mera, kierowca odwiózłmnie na miejsce, gdzie zostali ulokowani niedawno przybyli gościez Polski.Jechaliśmy krętymi uliczkami po sympatycznej Żagubicy,potem polnymi drogami do osiedla Seliszte, gdzie w nowo wybudowanymdomu z wszelkimi nowoczesnymi wygodami, u miłegogospodarza -«gazdy» Iliji ulokowana była wesoła grupa Polakówz młodziutką dziewczyną tlumaczką. Zastałam ich przy śniadaniu,bardzo zadowolonych, ciągle żartujących i śmiejących się. Suto zastawionystół, ze słonym i ze słodkimi specjalnościami i pachnącakawą, dobrą herbata dosłownie wszystko do picia, i do jedzenia.Poczęstowana wzmocniłam się po trudach podróży i dwoma samochodamipojechaliśmy podziwiać i poznawać okolice - słynnąz leczniczych wód Brestowaczką Banię, najwyższy szczyt w okolicyCzarny Szczyt (Crni vrh) i przemysłowe miasto Bor.Całodzienna wyprawa udała się. Podziwialiśmy cudowną przyrodęi piękne widoki. Pogoda nam dopisała. Obiad w ongiś królewskichapartamentach historycznego budynku sanatorium był wyśmienity.Byłam zachwycona.Polacy przyjechali tu po wcześniejszej wizycie przedstawicieliŻagubicy w Piotrkowie Trybunalskim. Młodzi Serbowie z Żagubicybyli bardzo zadowoleni z pobytu w Polsce. Mówili jak to pięknie ichprzyjmowano w Piotrkowie, jak to gościnni są Polacy i ile ciekawychrzeczy widzieli w Polsce. Martwili się tylko tym, czy zdołają siędostatecznie odwdzięczyć swojim gościom?Polacy z Piotrkowa Trybunalskiego w Žagubicy. Pierwszy z prawej – ambasador RPMaciej Szymanski, w środku p. Danusia, autorka tekstu.Na przyjęciu, które z<strong>org</strong>anizował ojciec miasta młody pediatradr Dragi Damnjanović, specjalnie podkreślano rozwojowe znaczeniewspółpracy z polskim miastem Piotrków Trybunalski, w ramachprogramu ‘’Exchange’’ Europejskiej Agencji Rekonstrukciji i Rozwoju.Podpory i specjalnego wkładu w jakość całej manifestacji dałaobecność przedstawicieli dyplomatycznych z ambasad Polski, Kanady,Niemiec, Rumunii, Słowenii i innych krajów i także przdstawicielilokalnych samorządów prawie z całej Wschodniej Serbii.Na niedzielę był wyznaczony początek jeszcze jednej inwestycji:uroczyste wmurowanie, przy obecności gości z miasta PiotrkówTrybunalski, kamienia węgielnego pod fundament przyszłego okręgowegoCentrum Usług, na wzór takiego samego w Polsce. Kamieńpod fundament przyszłego objektu położył Mateusz Rabjańskiprzedstawiciel Wydziału Konsularnego Ambasady Polskiej w Belgradzie.W niedzielę również, po świętej liturgii w prawosławnej cerkwiiŚwiętej Trójcy w Żagubicy, odbyły się pokazy tradycyjnych potraw,starych rzemiosł i robótek ręcznych «Złote ręce Homolja». Chwalącswoje turystyczne i ekologicznie walory, czystą wodę, nietkniętąprzyrodę i tradycijonalną gościnność, przy źródle rzeki Mławy z<strong>org</strong>anizowanebyły w sobotę sportowe zawody w łowieniu pstrąga orazpiekna wystawa myśliwskich trofeów.Festyn «Źródła Homolja» poprzedziła siedmodniowa międzynarodowakolonia artystów malarzy «Homo art <strong>2006</strong>», w którejuczestniczyło aż 23 artystów z Żagubicy, Boru, Nowego Sadu i takżez Ukrainy, Rumunii i Grecji. Artyści zostawili w prezencie miasteczkuaż 30 swojich prac i tak dali początek nowej galerii obrazów wsercu Homolja. Szczególnie udana była dobrze z<strong>org</strong>anizowana impreza«Homoljska wieczorynka» («Homoljsko poselo»), w którymwystępowały folklorystyczne zespoły tańca, narodnych instrumentów,strojów i zwyczajów jako wyraz ludowego ducha i kultury.Wszystko to starałam się wiernie opisać, by zachęcić państwa doodwiedzenia tych naprawdę uroczych zakątkow, poznania gościnnychmieszkańców i zapraszam do odpoczynku w Górach Homoljskichprzy źrodle rzeki Mławy.Danuta Flakowicz – Jovanović(która ceni piękno przyrody, a wychowała się w sąsiedztwie równieuroczych Gór Świętokrzyskich) Petrovac na Mlavi, lipiec, <strong>2006</strong> roku


ŽagubicaU periodu od 8. do 15. juna u okviru realizacije opštinskogExchange projekta „Unapređenje rada lokalne samouprave i unapređivanjaefikasnijih odnosa građana i lokalne samouprave” uŽagubici su boravili predstavnici poljskog grada Piotrkow Tribunalski:- Bogdan Munik - Sekretar grada Piotrków Tribunalski- Renata Karbowniczek - Direktor uslužnog centra zastanovnike u Piotrkowu Tribunalskom- Jolanta Kopeć - Upravnik odeljenja za međunarodnusaradnju i evropske fondove- Marcin Fijalkowski - Inspektor odeljenja za međunarodnusaradnju- Agata Ogonowska - prevodilacPredstavnici Piotrkowa obavili su razgovore sa rukovodstvomopštine Žagubica o poboljšanju rada lokalne samouprave iunapređivanju odnosa sa građanima; razgovarali su sa predstavnicimaškola opštine Žagubica u cilju sagledavanja rada obrazovnihinstitucija u opštini i prezentovali rad opštinskog uslužnog centrau Piotrkowu brojnim gostima, zaposlenima u lokalnoj samoupravii predstavnicima Poljske ambasade u Srbiji. Oni su prisustvovalii manifestaciji „Sabor Vrela Homolja“ koja je u vremenu od 9. do12. juna održana u Žagubici. Gospodin Bogdan Munik, sekretargrada je, zajedno sa predstavnicima Poljske ambasade, položiokamen temeljac za novi objekat koji će biti u funkciji OpštinskogUslužnog centraU slobodnom vremenu uvaženi gosti iz Poljske obišli su susednuopštinu Bor, Borsko jezero i Brestovačku banju.Stanko KostićSześćdziesiąt lat wśród przyjaciół: Polki serbskiePolki serbskieWpołowie lat 60-tych ub. w. zacząłem się zajmować naukowopolskim ruralnym osadnictwem w Bośni. Z miejskiejludności polskiej miałem w swoim (ograniczonym) widnokręgutylko kilkanaście Polek belgradzkich z ówczesnej „emigracjiserc”. Skusiłem się jednak i wtedy do napisania raczej żartobliwegodziennikarskiego artykułu, który w 1967 roku został wydrukowanyw poczytnym wówczas polskim tygodniku „Kobieta i Życie” pt. „RodaczkiMarii Walewskiej oczarowały Jugosłowian”, a podpisałem go„Zięć wrocławski”.W Polsce całują ręce! Zrozumiałe, muszą od czegoś zacząć...We wspomnianym artykule pisałem, że z naszego kraju za granicęwyjeżdżają przede wszystkim mężczyźni. Słysząc ostrzeżenia oniebezpieczeństwie grożącym ze strony uroczych Polek, odpowiadaliuśmiechem Casanowy, wierząc we własne doświadczenia i przysłowiowąobrotność Serbów w tych kwestiach. Serba (Jugosłowianina)porównywałem do filmowego Włocha udającego się do Szwecji.Większość, uśmiechając się pod wąsem, w myślach knując piekielnyplan podboju damskich serc, wierzyła, że i z najbardziej skomplikowanejsytuacji wyjdzie obronną ręką.Ale Polki nie gęsi – umiały chwilowe zauroczenia przekształcićw stałe uczucia...Inteligentne i ruchliwe, jak na warunki serbskie bardziej emancypowanei bezpośrednie, Polki umiejętnie pokierowały zatwardziałymibałkańczykami. Będąc już tu dowiedziały się, że podobniedziało się po I wojnie światowej, kiedy Serbowie szkoląc się i specjalizującwe Francji wpadali w pułapki małżeńskie Francuzek.Przyznaję, że pisząc wówczas o Polkach belgradzkich, za małouwagi poświęciłem dwom znanym mi parom małżeńskim: przedwojennemumałżeństwu, które poznałem z racji zajmowania sięsportem i drugiemu, powstałemu ze znajomościw ciężkich warunkach w oboziepracy w Niemczech. W pierwszym przypadkubyła to pani, absolwentka warszawskiegoAWF, która poślubila swego kolegęSerba. W drugim, była to małżonka megofryzjera – „Lala z Banatu”.Polki belgrazkie, które wówczas znałem,były wykształcone. Posiadały takieoto zawody: architekt, ekonomista, dentysta,inżynier przemysłu spożywczego,artysta malarz, etnograf, nauczycielka, artystkaestradowa. Ich mężowie byli ze świata nauki i sztuki, techniki,dziennikarstwa, którzy wielokrotnie lub przez dłuższy czas bawili wPolsce.Polki nie przyjechały bez posagu. Oprócz własnego wykształceniatowarzyszyły im w wagonach rzeczy materialne: ciężko zdobytelodóweczki kwadratowe, pralki z ręczną wyżymaczką, kryształy, porcelana,sztućce, bielizna pościelowa – wszystko by nie przekroczyćpół tony, wg przepisów celnych. Szybko uczyły się języka serbskiego,choć zdradzał ich akcent. Na posadę czekały 2-3 lata, bo i wtedy brakowałowolnych miejsc do pracy. Dodam, że nie zawsze posiadanieobywatelstwa jugosłowiańskiego było konieczne do uzyskania pracy.Niektóre z nich szybko awansowały, dorobiły się kierowniczych stanowisk,zaczęły służbowo wyjeżdżać za granicę, w tym i do Polski.Po otrzymaniu YU paszportu zaczęły rodzinnie odwiedzać rodzicóww okresie letnim lub świątecznym. W gronie polskich przyjaciółpodkreślano walory „zastawek”, gdyż na polskich szosach kursowałonajwięcej P-70. Z pojawieniem się dzieci przyjęto bardziej racjonalnerozwiązania rodzinne: na zaproszenie córki i zięcia w odwiedzinyprzyjeżdżała „zawsze korzystna” mama, potem z wizytą bawił ojciec(do pomocy na zasadzie „zrób to sam”), a krewni i znajomi zatrzymywalisię regularnie w drodze do wybrzeże chorwackiego, Bułgariilub Turcji i przy powrocie.Migracja najpierw wzrastała, a potem ruch zmalał...Od tamtych czasów, kiedy w polu mojego widzenia były tylkoPolki belgradzkie, wiele się zmieniło w środowisku Polek serbskich,choć pozostały pewne prawidłowości w strukturze i funkcjonowaniutej grupy społecznej. Nastąpiły przede wszystkim zmianyw liczebności i <strong>org</strong>anizacji tego środowiska: powstało za pomocąAmbasady RP stowarzyszenie, założono szkołę polską, <strong>org</strong>anizowanocoroczne kolonie w Polsce, zaczętowydawać kwartalnie biuletyn Słowo YUPolonii, utrzymywać oficjalne i regularnewięzi z instytucjami opieki nad Polonią wKraju i <strong>org</strong>anizacjami polonijnymi w krajachościennych. W Biuletynie, który podwzględem treści stale się rozwija, otwartorubryki: Polskie ślady, Sylwetki ludzi, Jakgo poznałam i in. Poprzez współpracę odpierwszego numeru, moje kontakty ześrodowiskiem polonijnym się wzmocniły,widnokrąg się poszerzył, a obraz, który11


12pragnę nakreślić, zawierający tylko elementyżycia zbiorowego, okaże się możemniej powierzchowny, niż poprzedni.W latach 70-tych i 80-tych Polki zjawiłysię dość licznie również w innychrozwijających się miastach Serbii: w Niszui Nowym Sadzie, Zemunie i Loznicy,Kragujewcu, Kraljewie i Mladenowcu,jak również w osiedlach, gdzie budowanoelektrociepłownie, zakłady chemiczne, cukrowniei skąd fachowcy jeździli do Polski się dokształcać. W ostatnich15 latach ten ruch Polek do Serbii poważnie zmalał. Obserwujesię raczej ich powrót do Polski. W sumie, jednolite na ogół środowiskouległo poważnemu rozwarstwieniu pod względem wieku.Nawet przyszłe zaove (szwagierki) swatają...Poprzez opublikowane zwierzenia kilkunastu Polek, teraz trochęwięcej wiemy o, naogół niezwykłych, okolicznościach znajomości ipoczątkach życia małżeńskiego. Otóż dwie Polki poznały swoichmężów w latach 40-tych w niemieckich obozach pracy; pani absolwentkafarmacji z Lwowa w drodze na Zachód miała na krótkozatrzymać się w Serbii, a pozostała na stałe, gdyż wyszła za mąż. Wlatach 60-tych cztery wykształcone Polki poznały mężów w Krajuprzy różnych okazjach: na pierwszomajowej zabawie, w klubie akademickim,na obozie studenckim. Dziewięć lat później miłość miałapoczątek na Targach w Poznaniu lub kontaktach zakładowych wTarnowie. Jeszcze później jedna z Polek poznała męża w Warszawiei kontynuowała znajomość na wczasach w Bułgarii, a druga przyszłegomęża poznała u koleżanki w Belgradzie. I tu pragnę przypomnieć,że na drodze do małżeństwa stały przeszkody, czasem nie dopokonania.Ale Polki, widocznie dają się polubić nawet przez szwagierki.Siostry mojego dobrego kolegi, starego kawalera, pokochały odrazupanią K., która bawiła służbowo w Belgradzie i była u nich w gościach.Zapytały ją na migi, czy wyszłaby za ich brata. Pani K. szczerzeodpowiedziała: „ja chcę, ale czy R. chce?” Na to siostry wykrzyknęłychórem po serbsko-polsku – „Ochce, ochce!” Angdota niestety masmutne zakończenie. Po ćwierć wieku zgodnego małżeństwa pani K.przeniosła się niespodziewanie do wieczności, a niedługo za swojąulubioną podążył mój dobry przyjaciel. Cześć Ich pamięci!Serbów oczarowały przede wszystkim wykształcone Polki...W odniesieniu do poprzednich danych o wykształceniu Polekserbskich, znacznie rozszerzył się wachlarz zawodów i zmieniła sięstruktura wykształcenia na rzecz osób ze średnim ogólnym i zawodowymwykształceniem. Przybyło kilka architektek, ekonomistek,slawistek. Ze służby zdrowia mamy lekarki, pielęgniarki, farmaceutki.Dodajmy do tego chemiczkę i kosmetyczkę. Jest Polka w randzeprofesora uniwersytetu i jedna docent. Poza tym jest historyk, psycholog,bibliotekarz, wreszcie modelka, artystka i balerina.Śluby, o ile kronikarzowi wiadomo, początkowo niemal wszystkiebyły cywilne, z wyjątkiem dwóch wspomnianych w rubryce „Jakgo poznałam”, które zawarto w prawosławnej cerkwi na obczyźnie.W nowych warunkach w Serbii zapomniano o polskim wyżu demograficznym.Na ogół ograniczono się do dwojga dzieci, niektóremałżeństwa pozostały na jednym, a tylko nieliczne mają troje dzieci.Tylko w najstarszych małżeństwach starano się nadać dzieciom polskieimiona: Barbara, Ewa, Walentyna; Jan, Stanisław, Bogdan, Seweryn,Olgierd. Dzieci z późniejszych małżeństw dostawały częstoimiona biblijne w formie serbskiej, dogodne do polskiej wymowy izdrobnień. Nie brakuje też typowych serbskich imion, jak Duszan,Milan, Milosz, Nemanja, Sreten, Jelena (bardzo popularna), Tamara,Maja. Niektóre dzieci babcie ochrzciły w kościele katolickim w Polsce,zaś niektóre przystąpiły do chrztu już jako dorosłe.Zanim powstała szkoła, dzieci uczyły się od matek mówić popolsku, ale rzadko które znało zasady pisownipolskiej. Sama Polka musiała sięnauczyć języka serbskiego by nie tylkoporozumieć się z otoczeniam lub w pracy.Polscy zięciowie ni trudzili się zbytnio zuczeniem się polszczyzny. W pierwszymokresie znajomości i współżycia każdaze stron wypowiadała myśli i pragnienia(może i niezadowolenia) we własnym języku.Gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma...Jest zrozumiałe, że układanie się życia domowego, przestrzeganietradycji, prowadzenie kuchni polskiej zależało od tego, czymałżeństwo domogło się własnego kąta, czy też stawiało pierwszekroki przy rodzinie męża. Jeśli to drugie, a tak się przeważnie zaczynało,z wielu tradycji i własnego stylu życia trzeba było zrezygnowaćbądź zredukować na rzecz porządku zastanego u teściów i wich obejściu. Bowiem podwójne święta, plus obowiązkowa „sława” iurodziny dzieci były bardzo pracochłonne dla Polki i kosztowne dlapoczątkującej pary. Większość z Polek rezygnowała z obchodzeniawłasnych imienin.W okresie nasilenia liczby mieszanych małżeństw (koniec lat70-tych i lata 80-te), warunki gospodarcze w naszym kraju byłydużo lepsze (wymienialna waluta, wyjazdy bez wiz do wielu krajów).Polki z dumą, po urlopie w Polsce, pozostawiały rodzicom 100 lub200 dolarów na zakupy w PEWEX-ie. Podążały tam z prowiantemw czasie stanu wojennego. Ale, jak to w życiu bywa – „Ko bi gori,sad je doli” (kto był na górze, teraz jest na dole). Wyjazdy do Polskistają się coraz kosztowniejsze i uciążliwe a więc coraz rzadsze (np. najubileuszowe spotkania generacji i inne obchody).Ostatnio u Serbów obserwuje się ożywienie tradycji, co pośredniowpływa na życie polsko-serbskich małżeństw. Np. jedną z formpobożnosci u prawosławnych są liczne posty, które wypadają właśniew okresie katolickiego Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Swiątecznepieczyste nie znajduje więc konsumentów i to stwarza pewneproblemy rodzinne i poczucie osamotnienia.Polki w Serbii potwierdziły się jako doskonałe matki i małżonki.Mieszane serbsko-polskie małżeństwa okazały się na ogół stabilne,wiele doczekało się srebrnych, a niektóre zbliżają się do złotych godów.Są, coprawda nieliczne rozwody, począwszy od znanego mipo II wojnie światowej, gdy pani wyszła powtórnie za mąż znów zaSerba, do kilku w latach 90-tych, kiedy pięć-sześć Polek (nie zawszez dziećmi) powróciło do kraju. Kilkanaście Polek przeżyło swoichmężów, spędzając swoje podeszłe lata samotnie, lub przy jednym zdzieci. Jak mi wiadomo, tylko dwie z nich powóciły do Polski.Zdolni następcy...Bilingwalne od urodzenia dzieci z zasady dobrze się uczą, specjalniejęzyków. Jeżeli chodzi o inne dziedziny, nie można uogólniać,ponieważ geny, albo zawód rodziców mogą mieć zasadniczy wpływ.Znam taki przypadek, kiedy dziewczynka z polsko-serbskiego małżeństwaodziedziczyła po wujkach z obu stron zdolności matematyczne,a po dziadkach, którzy grali na instrumentach nie odziedziczyławogóle słuchu muzycznego.Wiele dzieci polonijnych skończyło w Polsce trudne medyczne,techniczne, przyrodnicze i artystyczne studia z wyróżnieniem. Szeregnich obecnie studiuje. Nie było i nie jest im łatwo. Znajomośćpolskiego wynieśli z rozmów z matką i krewnymi w Polsce, ale nieznali zasad pisowni i fachowej terminologii. Miejmy nadzieję, że cimłodzi ludzie wrócą do Serbii i działać będą w polonijnych stowarzyszeniach.Godne podziwu...Polka stosunkowo łatwo wrosła w grunt serbski, szanowana wrodzinie, w pracy i w społeczeństwie. Niektóre zajmowały i zajmują


kierownicze stanowiska w swoich miejscach pracy i doczekały sięemerytury. Przyzwyczaiły się przyjmować życie jakim ono jest, choćbrakowało im specyficznego polskiego „stylu życia”. Ale i to się częściowozmieniło dzięki pomocy Wydziału Konsularnego AmbasadyPolskiej i niesamowitemu wręcz angażowaniu i uporowi samychpań. U Polek serbskich rozwinął się, nazwijmy to tak, podwójnypatriotyzm wynikły z solidarności z mieszkańcami kraju w którymzamieszkują. Są one nalepszymi i najgorętszymi obrońcami Serbówjako narodu i gwarantem nierozerwalnej polsko-serbskiej przyjaźni.Jednocześnie są najlepszymi ambasadorkami Polski w Serbii.Serb, zapytany, jak w znanym dowcipie: „Musi pan kochać swojążonę?” – śmiało odpowiada: „muszę, proszę pana, muszę!”.L i t e r a t u r a:• D. Drljača, Tvorci i nosioci narodnog stvaralaštva među preostalimpoljacima u Jugoslaviji, Narodno stvaralaštvo 21, Beograd1982, 82-84 /cyr./• D. Drljača, Uticaj stava i nazora sredine na socijalni pološajPoljakinia doseljenih u jugoslovenske zemlje, Etnološke sveske 6,Beograd-Svetozarevo 1985, 17-21 /cyr./• D. Drljača, Obredi prelaza kod Poljaka u jugoslovenskim zemljama,u: Običaji životnog ciklusa u gradskoj sredini, Etnografskiinstitut SANU, Beograd 2002, 55-65 /cyr./Prof. Dušan DrljačaRadmila Lazić (1931)Winna jestemNie spaliłam sięNie płonęłam jak wigilijne drzewkoNie konałam z rozpaczyNie zmarłam nagłą śmierciąNie zachorowałam nieuleczalnieNie zabiłam prezydentaNie zrobiłam nic radykalnegoNic ostatecznegoAni dla pamięci pokoleńNie klepią mnie po plecach przyjacieleAni nie wyrażają wspśłczucia znani i nieznaniNie wieńczą mnie lauremAni rozpinają na krzyżuSwoi – obcy.Na mój dom nie spadła bombaAni się tu nie wprowadził obcyNie pakowałam – rozpakowywałam bagażyNie stałam w kolejce po wizęAni dniami – nocami w piwnicyNie byłam w obozie ani na wygnaniuNie uciekałam nie oglądając się za siebieOminął mnie przypadekNie celowałam w nikogo ani nie byłam celemNie wyzwalałam – zdobywałam miast, wsiNie bajalamNie mędrkowałamNie pisałam patriotycznieNie urodziłam bohateraMój przyczynek do historii – żaden.Na swoją obronę nie mam nic do powiedzenia.Przełożyła Teresa Sikorska13Jak nas piszą, tak nas widząOstatniego dnia pobytu na zakończonym niedawno XIVŚwiatowym Forum Mediów Polonijnych wyróżniony zosta-łemzaproszeniem do udzielenia wywiadu dla TelewizjiPolskiej. Pani redaktor zadała mi proste (jak się miało okazać zpozoru) pytanie: „Co by pan powiedział o roli prasy i wydawnictwpolo-nijnych w kształtowaniu obrazu Polaka w krajach, gdzie się wydawnictwate się ukazują?” Być może zadanie sformułowane byłonie dosłownie, ale o to cho-dziło: Jak my, dziennikarze żyją-cy pozakrajem wpływamy na sposób postrzegania Polaków mieszkającychtam, gdzie piszemy, a w domyśle na obraz Polaka w ogóle.Niepomny własnego życzenia tyczącego łaskawości losu, którystrzegłby mnie od złudnego przekonania, że na starość będę miałcoś interesującego do powiedzenia na każdy temat, stanąłem przedkamerą, odchrząknąłem, poprawiłem krawat i rozpocząłem wypowiedźz nadzieją, że nad jej treścią pomyślę w trakcie mówienia.Mówię, mówię, ale nic mi do głowy nie przychodzi. Przerwałempod pretekstem upewnienia się, czy na pewno mogę trzymać rękę wkieszeni, odchrząknąłem staranniej, wzorem widzianych na planiefilmowym aktorów zrobiłem kilkakrotnie „e-a-o-u”, lecz w głowienadal cisza. „Nie jest dobrze” – pomyślałem, zaczynając odczuwaćlekką tremę, która poprzez zdenerwowanie zaczynała już przechodzićw kiełkującą frustrację, kiedy z nagła dostrzegłem przemykającąchyżo z nikąd do gdzieś tam odkrywczą myśl: „Co ty pleciesz, młodzieńcze?Jaki obraz? Jakie formowanie? Przecież pisząc po polsku,skazany jesteś wyłącznie na polskojęzyczną publiczność. A ta obrazsamej siebie wyssany ma z flaszki Bebiko czy innego matkomlekopodobnegoproduktu i nic nie jest go w stanie zmienić”.Rzeczywiście. Zaproponowałem „stop kamera”, a do pani redak-


14tor, jak prawdziwy artysta, zwróciłem się prosto, szczerze i odważnie:„Reginka, co ja pieprzę? Polonijna prasa jest przecież dla Polaków!”Pani redaktor po konsultacji z kamerzystą przyznała mi rację,poleciła dźwiękowcowi przestawić mnie o metr w prawo i stwierdziła,że kształtuje-nie-kształtuje, coś jednak powinienem na ten tematpowiedzieć.Z nadzieją na ominięcie problemu uczepiłem się wypracowanegona gładko w trakcie wcześniejszych wywiadów tekstu na tematksiążki Kjella Albina Abrahamsona pt. Polska, diament w popiele,traktującej o nas i naszym kraju z ciepłem, sympatią, wręcz miłościąrzec by można, gdyby wypadało tak mówić o tłumaczonych przezsiebie dziełach. Tu owszem, sposobiony jest obraz Polaka poprzezwniknięcie pod obiegowy naskórek przesądów i uprzedzeń aż powarstwę uwarunkowań historycznych, ów rozpowszechniony szerokowizerunek bałaganiarza, pijanicy, obiboka i złodzieja tworzący.Ale zaraz, zaraz! Ja przecież dokonałem przekładu książki zeszwedzkiego na polski, więc dalej stoimy w miejscu.Na szczęście miejsce, gdzie trwał wywiad, urody było wyjątkowej:na tle murów czternastowiecznego zamczyska w mazurskiejmiejscowości Ryn. Podejmowano nas w nim iście po królewsku,pamiętając nawet o odzianiu uczestników hucznej biesiady w odpowiednie,choć nie zdobiące ponoć człowieka, współczesne początkomzabytkowej budowli szaty. Stare mury adaptowane na luksusowecentrum konferencyjne z pół tysiącem miejsc hotelowych idoskonale wyposażonym ośrodkiem rekreacyjnym zachwyciły mniena tyle, że postanowiłem odłączyć od grupy i zostać tu nieco dłużej.Nie żałuję i wszystkim polecam. Zwłaszcza kąpiele w supernowoczesnymbasenie urządzonym pod gotyckimi sklepieniami z czerwonejcegły dają asumpt do refleksji, z którymi bez żalu zapewnetrudno będzie się rozstawać.Zaś co do kwestii czy prasa polonijna kształtuje obraz Polakaw świecie poza Rzeczpospolitą, ze smutkiem stwierdzić musimy, żeowszem, ale z całą pewnością nie.Chwila, chwila! Być może prasa nie, ale my, dziennikarze prasęową tworzący kształtujemy i to jak najbardziej!Może nie „już w starożytnej Grecji”, gdzie skrybów wyłanianospośród niewolników, lecz na pewno od czasów rozpowszechnieniapisma dzięki wynalezieniu druku, adresujący swoje myśli do ogółuzaliczani byli do elity intelektualnej społeczeństwa. Jak było napoczątku, tak jest i dzisiaj, o czym świadczy choćby ranga i statusspołeczny przynależny pisarzom, dziennikarzom i całej reszcie towarzystwamnożącego słowo pisane i mówione za pośrednictwemszaleńczej popularności środków masowego przekazu. Z odrobinąemfazy mawia się wręcz o prasie, jako o „czwartej władzy”, a władza,wiadomo, śmietankę intelektualną społeczeństwa stanowi i basta.Kto sądziłby inaczej, nagle, zdecydowanie, niekiedy i brutalnie bywaprzez ową władzę ubezwładzowolniony, czego przykłady mnożyć bymożna jak tabliczkę mnożenia, długo, żmudnie i bez końca.Skoro zatem dziennikarze w ogóle należą do elit, to i dziennikarzepolonijni nie inaczej. Kontynuując wątek, całkiem sensowymwydaje się przypuszczenie, że na Światowe Forum Mediów Polonijnychspraszani są nie tuzinkowi, pospolici, szeregowi przedstawicieledziennikarskiego korpusu, lecz elita elity, wybrańcy spośród wybranych.Musi tak być, inaczej sam konsul generalny RzeczpospolitejPolskiej w królestwie Szwecji nie fatygowałby się telefonem do niżejpodpisanego z pytaniem, czy otrzymał już zaproszenie z Tarnowa.Wracamy teraz do założenia, że my, dziennikarze polonijni, elitaintelektualna narodu, w miejscach ziemskiego globu, które los wskazałnam na pole pracy i działania dla ogółu, swoją osobistą postawąkształtujemy w oczach miejscowej ludności archetypowy obrazPolaka in genre. Podobnie zresztą do innych elit ślusarzy, lekarzy,murarzy czy hydraulików.Jeśli tak rzeczywiście jest, czynimy to zapewne najlepiej, jakpotrafimy, starając się ów obraz retuszować raczej, niż zamazywać;chętniej ubarwiać, niż psuć i wykoślawiać. Zwłaszcza gdy zapraszająnas na oficjalne uroczystości, rauty i bankiety, robimy wszystko,by wypaść celująco, mając zawsze w świadomości, że tak, jak samibędziemy ocenieni, tak oceniać się będzie Polaków w ogóle. Zeskłonnością do generalizowania i upraszczania spotykamy się wewszystkich krajach podobną. Czy jest to wynik niestaranności wwyciąganiu wniosków, upodobania do myślowej łatwizny czy potrzebnyi życzliwy rozwojowi duchowemu mechanizm – trudnoorzec. Gdy będzie okazja, przepytam na tę okoliczność cytowanegobogato w książce Donos na Polonię znanego behawiorystę i antropologa,profesora Goldberga, na razie pozostańmy przy konkluzjachwłasnych: Tak nas widzą, jakimi się sami przedstawiamy.Światowe Forum Mediów Polonijnych jest ani lepszą, ani gorsząokazją do zaprezentowania siebie z najlepszej strony. Podobnie jakprzy innych tego typu okazjach, staramy się wypaść nie mniej atrakcyjnie,niż w okolicznościach szaro-codziennych, kiedy to możemysobie pozwolić na większy luz, skromniejszy marivaudage, sfolgowanynieco bon ton, że o sawuarwiwrze w wirze wyliczanki spolszczeńfrancuskich fasonów nie wspomnę.I oto proszę, jak na tacy podaną mamy gotową odpowiedź dlapani redaktor z Telewizji Polskiej. Precyzyjną i dokładną na najbardziejzaufania godnym środku poznania opartą, czyli na obserwacjiwłasnej, autopsji: Taki obraz Polaka tworzymy, jaki sami sobą przedstawiamy.Takimi obcy widzą Polaków, jakimi nas widzą. A jak naswidzą, tak nas piszą.Można prościej?Fotografia: Duch Forum na zamku w Rynie - Stanisław Lis,z autorem artykułu.Wydarzenia kulturalne i literackieNowy polski filmNa samym końcu sezonu, w dniach 28, <strong>29</strong> i 30 czerwca b.r.,odbył się w Belgradzkim Centrum Kultury przegląd najnowszychosiągnięć polskiego filmu. Dzięki staraniom panimin. Małgorzaty Wierzbickiej, przy współpracy z tymże Centrumzawsze życzliwym dla polskiej kultury, obejrzeliśmy sześć nagrodzonychfilmów z produkcji od 1999 do 2004 r.Pierwszego dnia wyświetlono filmy Krzysztofa Krauzego „MójNikifor” (2004) ze wspaniałą męską rolą Krystyny Feldman jakoNikifora z Krynicy oraz „Dług” (1999) – film owieńczony licznyminagrodami. Następnegodnia widzowie mieli możnośćwidzieć film „Warszawa”, nagrodzonyw Gdyni w 2003 roku wreżyserii i wg scenariusza DariuszaGajewskiego. Tego dniawidzieliśmy również zabawny,ale z głębokim przekazem dotyczacymnietolerancji, film


Jerzego Sztura „Duże zwierzę”.Trzeciego dnia przedstawił namsię Robert Gliński wstrząsającymfilmem „Cześć Tereska” (2001),film ogłoszony m. in. w Denwer zanajlepszy europejski film. Przeglądzamknął film „Pręgi” (2004), dramatobyczajowy młodej reżyserkiMałgorzaty Piekorz, który oprócznajwyższych krajowych nagród byłnominowany jako polski kandydatdo Oskara.Zadowolenie z oglądania świetnychfilmów niestety psuło brakaklimatyzacji w sali kinowej, cozmuszało mniej wytrzymałychna gorąco widzów do opuszczeniasali w trakcie projekcji. Zdrugiej strony wielka szkoda, żebelgradzka dystrybucja nie maodwagi, żeby tak świetne filmypuścić w obieg kinowy. Pani ministerMałgorzacie Wierzbickiejdziękujemy za przyrządzonąnam przyjemność przed samymopuszczeniem przez Nią Belgradu.J.M-P.Slikarska kolonija Miechow <strong>2006</strong>Moj prvi kontakt sa Poljskom bio je daleke 1979. god. Dolazakna Varšavsku železničku stanicu bio je veoma upečatljiv,očarala me je arhitektura ovog grada. Narednih danasam obišla Krakov i zapamtila ga kao grad pun katedrala i istorijskogduha. Sve bi bilo lepo da nisam na svakom koraku, na licima ljudisretala očajanje i beznađe. Tada nisamni slutila da će se ta ista osećanja kasnijepojaviti na licima ljudi u mojoj zamlji.Sada, posle 26 godina Poljska je pokazalajedno novo vedrije i lepše lice.U junu ove godine boravila sam uslikarskoj koloniji u Žagubici. Poslednjidani su se poklopili sa proslavom gde jebilo puno zvanica, više delegacija ambasadai brojni nezvanični gosti. Među njimasu se našle i moje poznanice JasminaŽivković i Danuta Jovanović iz Petrovcai predložile mi da odem na slikarskukoloniju u Miechow. Tu sam upoznalai Mateuša Ribjanskog (Mateusz Rybiański)sa kojim sam se kasnije srela i uBeogradu, čime je počelo moje upoznavanjesadašnje Poljske.Pošto sam se izborila sa administracijom,uspela sam da 31.08. sa mojomkoleginicom Anicom Radovanović dakrenem za Poljsku. Putovanje vozomsam prihvatila kao mogućnost da uživamu pejzažima i gledam neke drugeljude, s obzirom da 14 godina nisamputovala van Srbije. Sutrdan sam bilabudna već zorom i klizila kroz Malopoljsku.Prvi utisak je bio da se krećemkroz slike van Goga. Nebo su dodirivalageometrijski izdeljena, valovita žuta polja.Plivala sam u obilju žutog i plavog.Od prvog dana krenulo se u obilaskei razgledanje Miechowa, Krakova iokoline. Vavel izaziva neku vrstu strahopoštovanja,setila sam se šta je Napoleonrekao svojim vojnicima u Egiptu: «Vekovigledaju na vas». Mene je posebnoimpresionirao ogromni breg, podignutkao spomenik Taduša Košćuška, kojiNiepołomicePerformans malarzyWszyscy uczestnicy Kolonii Malarskiej Miechów <strong>2006</strong>služi i kao vidikovac. Fantastična i futuristička ideja (podignut je u19.veku) na kojoj bi i Robert Smitson pozavideo.Promene koje je Poljska preživela bile su vidljive, jedno novoevropsko lice. Kvalitetni putevi, uređen saobraćaj, zavidna uređenostjavnih objekata, profesionalni odnos i još mnogo toga svedoči o visokojsvesti stanovništva da je to sve njihovo,da zajednički vode brigu o svemui da su na jedan konstruktivan načinponosni na svoju istoriju.Odluka za odlazak u Aušvic bila mije veliko iskušenje. Pitala sam se hoću li iposle tog iskustva moći da doživim jesenjeboje i da opet budem radosna. Ipaksam otišla. Nikada neću da zaboravimlice mladića kome je oteta mladost. Verujemda svako treba da se suoči sa tim,koliko god bilo teško. Stih jedne indijskepesme stare 2500 godina, za mene je tektamo dobio pravo značenje:“Ispred svakog bića ukloni svoj štapda ne povrediš ni jedno od njih”Vremena za slikanje bilo je malo, aja sam verovala da treba da napravimnešto značajno i impresivno. Bila je totrenutna zabluda. Naša druženja, tokomraznih obilazaka, posete u sobamaza slikanje,večere u restoranima, sve topredstavlja jednu veliku i trajnu inspiracijuza neka buduća dela. Da li je gđaKristina Olhova (Krystyna Olchowa)imala sve to na umu kada je kreiralaovakav program, zaista ne znam, ali ceoboravak je bio jedan veliki hepening i toveoma uspešan. Možda je krunu našegdruženja predstavljao perfomans kojismo izveli u galeriji «U Jaksy» na predlogkolega iz Italije, a bio je posvećenprijateljstvu Poljske, Italije i Srbije. Bilisu to nezaboravni dani u Poljskoj.Slavica Marković15


Poetka Ewa Sonnenberg w Belgradzie16We wrześniu Belgrad gościł znakomitą polską poetkęmłodszego pokolenia Ewę Sonnenberg. Przyjechała doBelgradu, by uczestniczyć w dorocznej Kolonii Literackiejw Czortanowcach, a jednocześnie wziąć udział w prezentacjipierwszego zbiorku swojej poezji w tłumaczeniu Biserki Rajczyć pt.„Imperia suze” (Cesarstwo łzy). Belgradzka gazeta Politika poświęciłaPoetce swoje szpalty tekstem zatytułowanym „Beg od lażnog sjaja”(Ucieczka od fałszywego blasku) – wywiad z Biljaną Stojaković(Politika 8 IX <strong>2006</strong>).Przedstawianie zbiorku poetyckiego, będącego wogóle pierwszymwyborem poezji Ewy Sonnenberg, odbyło się 4 września, wpołudnie, w Galerii Artget Centrum Kultury Belgradu, z udziałemAutorki, tłumaczki Biserki Rajczić i przedstawiciela wydawnictwaTreći trg Dejana Maticia. Spotkanie rozpoczęła pani Ewa czytająckilka wybranych przez siebie wierszy. Dalej nastąpiła p. Biserka czytającwybrane przez siebie wiersze po serbsku. Przedstawiła ona wsposób interesujący współczesny stan polskiej poezji i jej specyfikę– podział na generacje: np. generacja urodzonych w latach 20-tych(Szymborska, Różewicz, Herbert i in.), znakomita generacja 40-tych(Zagajewski, Barańczak i in.). Ewa Sonnenberg należy do generacjiz lat 60-tych. Jest to pokolenie, które już nie zna cenzury i dla którejbunt ma inny, bardziej osobisty charakter. Pani Ewa, przedstawiającsiebie twierdzi, że bunt istnieje zawsze w twórcy, bez względu naokoliczności. Do tworzenia potrzebne są bowiem bunt i pokora.Ewa Sonnenberg urodziła się w 1967 roku w Ząbkowicach Śląskich.Przez długie lata mieszkała we Wrocławiu. Obecnie jest wKrakowie, gdzie dodatkowo studiuje filozofię (po Akademii Muzycznej– pianistyce i literaturze). Wykłada tam kreatywną piśmienność.Poezją się zajmuje ponad 10 lat. W Polsce wydała 6 zbiorkówpoetyckich: Hazard (Wrocław l995), Kraina tysiąca notesów : zwierzeniaLindsaya Kempa (Dzierżoniów l997), Smycz (Wrocław 2000),Płonący tramwaj (Kraków 2000), Lekcja zachwytu (Kraków 2005).Jej poezja oceniana jest jako śmiała i prowokatywna. Wiele jej wierszy,dzięki Biserce Rajczyć publikowane było w czasopismach literackichw Serbii i w Republice Serbskiej. Imperija suze jest jej pierwsząpublikacją książkową w Serbii i jednocześnie pierwszym wyboremwierszy.Obecny pobyt Ewy Sonnenberg w Belgradzie jest jej drugimpobytem w Serbii. Przed dwoma laty była na PaździernikowychSpotkaniach Poezji (Oktobarski susreti poezije) i wówczas miała wWrszcu wieczór literacki.Książeczka Imperija suze wyszła jako pierwsza pozycja w serii„Biblioteka Treći trg”.O wirtualnym czasopiśmie Treći trg pisaliśmyjuż na łamach Słowa YU Polonii. Obecnie redakcja, na czelez Dejanem Maticiem ma ambicje by stać się witryną wydawniczą ipromować najnowszą serbską i zagraniczną literaturę. W wyżej wymienionejserii wyszły również dwa zbiorki poezji polskich poetów:Eryka Ostrowskiego pt. Dar i Łukasza Mańczyka –Affirmative. Jaktwierdzi D. Matić autorzy przyjadą do Belgradu na Targi Książki iwówczas odbędzie się prezentacja ich zbiorków, których tłumaczemjest również pani Biserka Rajczić.Trzeba jeszcze dodać, że w wydaniu książki Ewy Sonnenbergpomógł finansowo Instytut Książki z Krakowa – Program Translatorski.J. M-P.Ewa SonnenbergPłonący tramwajNie troszczyłem się nigdy o żadną załogę.Gdy z ostatnią skończyła się ta heca smutna,Koło ujścia swobodnie puściłem się w drogęArtur RimbaudNie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećPierwsze i ostatnie słowo nie należy do mniePrzejrzysty krwiobieg światła zatacza kołoDziecko biegnie po mleczach ostach skorpionachBezbronny deszcz żywi otwarte rany i zieleńNie chcę wiedziećNic nie chę wiedziećKto komu podaje rękę dlaczego po co za ileWdech wydech lustra resztki odpryskiNie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećBrudne wojny spiski zemsty karySzukanie wspólników winowajców obrońców przyjaciółNie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećUderzcie wiatry w drugi policzek piękne i groźneWygnanie osiągnie zenit założy słoneczne sandałyStracić to być pierwszym przed wszystkim


Nie chcę wiedziećNic nie chcę wiedzie棹czyć kojarzyć przeczuwaćRaz jeszcze kochamChoćby tego kto wydał na mnie wyrokNie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećOkrutna ty okrutna kurtyzanoCzy choć jedno „ach” było za darmo?Nie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećRzeczywistość jak zerwany mostWznoszę ręce wysoko w góręWyżej od gotyckich modlitw wyżej niż nieboNie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećPoznanie tuczy kamień prędzej czy późniejKtoś go podniesie i rzuci w naszą stronęCios za ciosem trudno być sobą w centrum uwagiNiewinność beztrosko idzie na rzeźNie chcę wiedziećNiczego nie chcę się domyślaćUdowadniać poznawać odkrywać nienawiśćBardziej zwinna niż miłość próbuje ją okłamywaćJa ty – ty ja czy zawsze ktoś z nas musi być oszustem?Nie chcę wiedziećNic nie chcę wiedziećGdyby to nazwać byłoby czymś nie do zniesieniaW skardze pobrzmiewa tęsknota za lepszymPłacz jest cichą sprzeczką między prawdą i fałszemNawet myślą zbieram go z ziemi:Kiedy odstąpią ode mnie tragarze śmierci?Kiedy zapomną moje imię?Kiedy odstąpią ode mnie anonimowi łowcy myśli?Kiedy przewoźnicy cieni zrezygnują z mojej duszy?Nie chcę wiedziećPowietrze węszy za ulubionym zapachem krzykuPrzerażające okrutne piękne idą obok siebie: jadłodajnie czystego bóluGłodu nie można przechytrzyć światło w które można iść wciąż iśćWskrzeszona trawa nie pamięta że umierała wiele razyWrocław, grudzień 2000Ewa SonnenbergNe šuškati metaforomDesno i levo mrdati jezikomBilo gde makar u vetarIracijonalna greška u govoruModeran stihOtrcan po železničkim stanicama i barovimaU bezbojnoj kravatiMiriše na znoj i glupostIznerviran poseže za relanijumomOdgovaraće na pitanja poštovalaca: proizvoljnoodleteće na jednogai inspiracije radi ispićebruderšaft s mesecomsa sisatom muzom provešće nepoetičnu noću osvit napisaće sledeću pesmuispuštajući patničke mislina jalov teren pisaće mašinedok će na jednom času poljskog jezikagospođa mr upitatišta je pisac time hteo da kažePrevela Biserka Rajčić(iz zbirke Eva Zonenberg, Imperija suze, Beograd <strong>2006</strong>)17Ewa SonnenbergX X XSvako telo spektrima svoje boje ispunjava vazduhLeonardo da Vinči, Traktat o slikarstvuBudi zelena sakrivena iza oštrice suncaNeurotična granica: odatle do tebeUmornim nogama šume priđi vratimaIli dozivanjem pogleda otvori probuđenuBrezu na prozoru očekivanja čujem jeZajedno s tobom kako se ogleda u tišiniNalik na tebe ispunjenu rečima o tebiBudi bela koja bode neposlušne zeniceI loče vodu ili ono što je u nama ravnodušnoLjubaznost stvara privide i predaje seMutna pruga odvaja „nekada” od „sada”Derući nekadašnju kožu i upoređujeDve različite nijanse beleBudi crvena čista kao snegLomeći nemu površinu leda crtež ustijuHranjen sjajem žara na dva udaljenaPola zakasnela zora i ista stanicaNa kojoj čeka prtljag srcaBudi plava tako daleko da odbacišDodir proziran kao oko u zdencuKao kiša utonula u stazeKoje nam nedostaju prema sebiNauči zemlju neba umiri noćDonetu u zubima svih zvezdaBudi neprozirna mrka da bi zaklonilaCelokupni haos sveta hrapavo rastojanjeVazduha ka sokovima pogleda ka pljuvačkiTaj čitljivi fragment trenutka s kojim ćemo krenutiBez upozorenja da bismo doveliUzajamnost pod zajednički krovBudi crna dvolično klizavaKao ćef rukama oslonjena na hladnu obaluNeodlučnosti težinom svih trepavicaS veštom tugom koja će nas zasmejavati do suzaI otići ostavljajući nam dah lak poput šećeraPrevela Biserka Rajčić(Iz zbirke Eva Zonenberg, Imperija Suze, Beograd <strong>2006</strong>)


Kraków Biserki Rajčić18Pani Biserka Rajčić obradowała sympatykówPolski i nas polonusównową książką Mój Kraków, któranosi znamienny podtytuł Z kulturalnejarcheologii miasta. Książka jest rezultatemwielokrotnych pobytów Autorki w Polsce,począwszy od połowy lat 60-tych, a szczególniena dłuższych stypendiach w latach1994, 1998 i 2000/01. Projekty, którymilegitymowała swój pobyt były historia kulturypolskiej i miejsce miast słowiańskich wobrębie Cesarstwa Austrowęgier, czyli Krakóww Galicji.Książka jest zbiorkiem esejów napisanychw latach 1998-2004. W układzietekstów autorka rozpoczyna od dwóchprzedstawień chwili aktualnej w życiukulturalnym Krakowa (Złota krakowskajesień, 2004 i To właśnie jest Polska, atmosferabożonarodzeniowa w 1997/8),by w dalszych tekstach pokazać miasto odjego nastarszych, historycznych warstwdo współczesności. Z zainteresowaniemczytamy o legendach o powstaniu Wawelu,jego świetności jako sercy stolicyKorony w okresie Jagiellonów, późniejszych dramatycznych losachszczególnie w czasie rozbiorów i wielkim wysiłku narodowym, żebyten zabytek kultury polskiej doprowadzić do dawnej świetności.Przedłużeniem opowieści o Wawelu jest opowieść o Bonie Sforza,jej losach życiowych przed przybyciem do Krakowa jako króloweji późniejszym smutnym powrocie do rodzinnego Bari. Także ciekawieopowiedziane losy słynnego obrazu Leonarda da Vinci Damaz łasiczką nawiązują do tamtej epoki, mimo, że obraz ten zostałzakupiony przez księcia Adama Jerzego Czartoryskiego ok. 1800roku. Najpierw był w Puławach, a od 1876 r. znajduje się w MuzeumCzartoryskich w Krakowie. Dalsze warstwy w „kulturalnej archeologiimiasta”, to duży tekst o Matejce i Krakowie w epoce Matejki.Następuje Kraków w okresie Młodej Polski, a w nim sylwetka Wyspiańskiegoi innych młodopolskich twórców, wsi Bronowic i atmosfera„Wesela”, losy Heleny Modrzejewskiej,młodopolskie kawiarnie, jak „Zielony Balonik”,„Jama Michalikowa” i inne. Po bardzosympatycznym tekście poświęconym malarceOldze Boznańskiej, Kraków z czasów zaborówzamyka dłuższy tekst-studium poświęconyGalicji i miejscu Krakowa w tej prowincji,będącej peryferią Cesarstwa. Autorka m. in.zastanawia się ile z ducha Wiednia przyjęłomieszczaństwo krakowskie i w jakim stopniuwpłynęło to na rozwój cywilizacyjny miasta.Dalej ona przechodzi stopniowo ku współczesności,pisząc o awangardzie krakowskiej– Kantorze, słynnej Piwnicy pod Baranamize Skrzyneckim i Ewą Demarczyk, o pisarzachkrakowskich (Szymborska, Mrożek), aszczególnie ciekawy jest jej esej o Krupniczej22 – słynnym Domu Pisarzy, gdzie po wojniew warunkach niesłychanie niekomfortowych,żeby nie powiedzieć biednych, mieszkałoszereg bardzo znanych pisarzy polskich. Atmosferatego domu opisana jest w sposób mistrzowski.Czytając książkę Biserki Rajčić, stwierdziłamze smutkiem, jak mało znam Kraków.Kilka krótkich pobytów, oglądanie najważniejszych zabytków, jednawizyta w Piwnicy Pod Baranami, daje tylko bardzo powierzchownewrażenie o tym mieście. Pani Biserka postarała się bardzo, by wniknąćw duszę miasta, duszę tej części Polski, zrozumieć mechanizmywiodące ku awangardzie kulturalnej i duchowi nieposłuszeństwaw tym, inaczej dosyć drobnomieszczańskim środowisku, zarównowobec władz zaborczych, jak i komunistycznych. W jakim stopniuAutorce się to udało, niech osądzą sami Krakowianie.Biserka Rajčić, Moj Krakov : iz kulturne arheologije grada.– Beograd : Stylos, <strong>2006</strong>. – 257 s.(«This publication been funded by the Book Institute – PolandTranslation Program”)Joanna Maciejewska-PavkovićFatum i metafizika kao odrednicaOliver Janković: ’’Rasprodaja duše’’, Filip Višnjić, Beograd, 2005.Pakao poslednje decenije dvadestog veka, haos, nasilje, siromaštvoi srozavanje moralnih i humanih vrednosti do nivoanestajanja na Balkanu i šire predstavlja bazu iz koje su moralenastati priče savremenog srpskog pisca Olivera Jankovića, a potomsu sjedinjene u jednu veću celinu koja predstavlja knjigu pod naslovom’’RASPRODAJA DUŠE’’. Današnji čovek je usamljen i nesposobanda se rve sa paklom oko sebe. Izolovan je do te mere da neposeduje normalnu komunikaciju ni sa drugima, ni sa društvom,a ni sa samim sobom. Neizbežna je, očigledno je i po radnji ovihpriča, kataklizma kompletnog sistema ljudskih odnosa i vrednosti.Međutim, čovek nije svestan onoga što mu se dešava, nije svestantragične tajne krivice koju nosi u sebi kroz gene, kroz ponašanje iliu nedostatku pristupa istinskom sebi kao prirodnom i kosmičkomfenomenu. Ta krivica, koju ima svaki junak ovih priča, nejasna jei nezasita. Kroz nju čovek tetura kao u stanju poluhipnoze i krajputa određuje se na nekom drugom mestu. Koje je to mesto – Jankovićne zna, niti sugeriše! Postoji kobni fatum koji žrtvu hvata usvoju mrežu i radi sa njom ono što hoće. Nakon krivice mora doćii kazna za glavnog junaka priče. Radi se o metafizičkoj kazni. Tajanstvenosti tragičnost se prepliću. Ovo postaje paradigma svihJankovićevih priča. Analiza psihološkog stanja nije prisutna u knjizi’’RASPRODAJA DUŠE’’. Autor se koncentriše na početku svakepriče na realne elemente, da bi, kao neku vrstu zapleta, uveo kratku,brzu transformaciju i lika i stanja i fabule, a nakon toga sledi efikasanmetafizički zaključak, razrešenje koje je obično kolaps, tragičanfatum i pesimizam. Tako se objedinjuje prostor i vreme nasilja i


haosa, osiromašenje svega što je ljudskoi čovek se ostavlja bez duše. Ustvarimože da se proda i rasproda. Njena cenapostaje niska, ali nakon te prodaje, nakondobijanje određene svote novca iliodređenog broja zlatnika, što je prisutnou skoro svakoj Jankovićevoj priči, čovekne nalazi spasenje, ne uspeva da zadovoljisvoje želje i ciljeve. Naprotiv, on bivakažnjen, otuđen od samog sebe, a da čaknije toga ni svestan. Jankovićeva proza sečas primakne Kafki, čas krene ka Bucatiju.Ipak, uveliko ostaje na svojoj vlastitojputanji. Posebno ističem priče: ’’NahodKrstaš’’, ’’Probač’’, ’’Cvet’’ i ’’Magnolija’’. Upričama Olivera Jankovića čovek ne živisvoj vlastiti život, on živi svoj specifičansan ili neku svoju ličnu zabludu, uvek jena nekom pogrešnom koloseku, uvek jeu nekom nepoznatom čamcu i nosi gapogrešna matica, često nemilosrdna.Ipak, autor ove knjge ne dozvoljava dastravična sudbina pobedi, da zavlada potpunisurovi nihilizam. Ne! Janković ipak,pruža jedno malo zrno nade za utehu ioptimizam. On dozvoljava da zrak svetlaprodre u mrak fatuma i da se tako krizdobrotu, kroz emociju ili umetnost dođedo spasenja. Taj zrak nade, taj zrak svetlaka istini i samom sebi – pronalazimo upriči ’’Zlatne kočije’’.Na kraju ovog prikaza želim da dodamda su priče iz knjige ’’RASPRODAJADUŠE’’ veoma interesantne i odražavajubogatstvo Jankovićeve imaginacije i da ćesvaki čitalac, ako se druži sa njima, spoznatijedno novo.Aleksandar SoknićKsiążka na wakacjeJedna z moich córek dostała od pana Konsula w prezencie książkęTeresy Kaczorowskiej p.t. „W cieniu arakuarii”. Sięgnęłampo tę powieść i nie rozczarowałam się. Autorka opisuje losyPolaków, którzy w XIX wieku uciekali przed represjami zaborców„poza morza” i osiedlili się w dalekiej Brazylii.Książka wchłonęła mnie całkowicie, nasuwając wciąż noweporównania między nami – Polonią serbską i bohaterami reportażu– Polonią brazylijską. Powód wyjazdu dla tych obu grup byłoczywiście całkiem inny. Oni wyjechali „za chlebem”, zaś my „zagłosem serca”. Mimo tego przez całą powieść uporczywie szukałam„czegoś” co mogłoby nas złączyć, a zarazem pocieszyć, że nie tylkomy borykamy się z różnego rodzaju problemami.Teresa Kaczorowska opisuje trudne i cierniste historie emigrantskichrodzin, które spodziewały się, że Brazylia będzie krajem„mlekiem i miodem płynącym”. Zastali dziką i nieprzyjaznąpuszczę bez dróg i infrastruktury. Byli doświadczani przez suroweżycie, w wielu wypadkach pozostając w zacofaniu i analfabetyźmie.Brak kontaktów z ojczyzną i prześladowania mniejszości narodowychspowodowały, że następne pokolenia, choć rozumiały, wstydziłysię lub bały używać języka polskiego. Polska jest dla niech zjednej strony krajem bardzo odległym, wręcz niedostępnym. Wielunie zna nawet dokładnie nazwy miejsca, z którego pochodzili ichprzodkowie. Z drugiej strony czują do niej wielki sentyment i próbująsię <strong>org</strong>anizować by uczyć się języka, kultury, a nawet kuchnipolskiej.Myślę, że nasze dzieci mają to szczęście, że nie tracą kontaktuze swoją drugą ojczyzną m. in. dzięki możliwości corocznychwyjazdów do Polski <strong>org</strong>anizowanych przez Wspólnotę Polską iCentrum Poloniusz-Pegaz. Nauka języka jest umożliwiona dziękipolskiej szkole, dostępowi do książek, wspólnym spotkaniomkultywującym narodowe tradycje. One tego często nie doceniają imusimy im pomóc zrozumieć, że mają dwie ojczyzny, dwie kultury,dwa serca. Ich zadaniem będzie przeniesienie tego uczucia następnympokoleniom.Nasuwa mi się myśl, że <strong>Polonia</strong> brazylijska rozrzucona nawielkim terytorium, po latach prześladowań, które spowodowałyzanikanie polskości, zdołała się zmobilizować, czego efektem są <strong>org</strong>anizacjepolonijne. Polacy pomagają sobie nawzajem, poszukujązagubionych korzeni, uczą się na nowo języka, odnawiają cmentarzepierwszych osadników. Pielgrzymka papieża Jana Pawła II doBrazylii była również bodźcem do odrodzenia się polskości. Większośćtamtejszych Polaków jest teraz dumna ze swojego pochodzenia.Usiłują przez kulturę swoich przodków wywierać wpływna kulturę brazylijską. A my, będąc w o wiele lepszej sytuacji niejesteśmy często w stanie zmobilizować się do przyjazdu do szkółki,czy do udziału w spotkaniach polonijnych... Powinniśmy byćszczęśliwi i wdzięczni za udostępnianie nam pomieszczeń Ambasadydla naszych imprez. Tu bowiem spotykamy się, wymieniamydoświadczenia i krzepimy w działaniu na rzecz polskości. Bardzoważną rolę odgrywa tu też Centrum Poloniusz-Pegaz, które działana polu oświaty, kultury, uświadamiając naszym dzieciom bogactwojakie otrzymali w dziedzictwie. I również naród serbski mamożliwość za naszym pośrednictwem zapoznać się z kulturą polską.Każda nasza działalność wzbogaca więzi między obydwomanarodami. Powinniśmy być „konsulami” w swoich środowiskach ikrzewić polskość, która jest częścią nas samych.Wszyscy Polacy mieszkający na obczyźnie borykają się z różnymiproblemami, ale wszystkie nas łączy miłość i tęsknota za rodzinnymistronami. Zachęcam do przeczytania książki „W cieniuarakuarii” i wierzę, że tak jak mnie i Wam zakręci się łza w oku.Teresa Kaczorowska, W cieniu arakuarii : spotkania z Poloniąbrazylijską. – Warszawa : Książka i Wiedza, 2000 ; 245 str.Małgorzata Vuković19


INFORMACJA O INSTYTUCIE KSIĄŻKI – DLA POLONII20Instytut Książki zaprasza wszystkich zainteresowanych literaturąpolską do korzystania z oferty promującej literaturę polskąza granicą:1. Prowadzimy najbogatszą internetową bazę danych owspółczesnej literaturze polskiej (w języku polskim,angielskim, niemieckim),www.instytutksiazki.pl, www.bookinstitute.pl:Składają się na nią:− biogramy pisarzy,− informacje o polskich nowościach literackich,− informacje o najważniejszych wydarzeniach literackichw Polsce,−−recenzje książek,adresy i linki wydawnictw działających na polskimrynku,2. Zapraszamy do odwiedzania polskich stoisk <strong>org</strong>anizowanychprzez Instytut Książki podczas międzynarodowych targówksiążki i udziału w imprezach literackich:−−−−wystawy polskich nowości literackich,spotkania z polskimi autorami,katalogi „New Books from Poland” (w różnych wersjachjęzykowych),w miarę możliwości zapraszamy polskie księgarnie doreklamy i sprzedaży książek na naszych stoiskach,3. Informujemy o dostępnych przekładach literatury polskiej najęzyki obce.4. Przyznajemy stypendia pobytowe dla tłumaczy literaturypolskiej mieszkających na stałe za granicą (warunkiem jestposiadanie przynajmniej jednego przekładu opublikowanegodrukiem).5. Przyznajemy zagranicznym wydawcom dotacje nawydawanie polskich książek w tłumaczeniu na języki obce wramach Programu Translatorskiego ©POLAND.6. Zapraszamy do zgłaszania kandydatur do nagrodyTRANSLATLANTYK dla najwybitniejszego popularyzatoraliteratury polskiej za granicą.7. Wkrótce będziemy zamieszczać na naszej stronieinternetowej linki do polskich księgarni działających pozagranicami kraju.8. Jesteśmy punktem kontaktowym i informacyjnym wewszystkich sprawach dotyczących obecności i promocjiliteratury polskiej za granicą.Aktualne informacje o wszystkich działaniach INSTYTUTUKSIĄŻKI znajdują się pod adresemwww.instytutksiazki.plInstytut Książkiul. Szczepańska 1, II piętroPL 31-011 Krakówe-mail: biuro@instytutksiazki.plTel. +48 12 433 70 40Fax: +48 12 4<strong>29</strong> 38 <strong>29</strong>Oddział w WarszawiePl. Defilad 1 (Pałac Kultury i Nauki), IX piętro pok. 91100-901 WarszawaTel.: +48 22 656 63 86 lub 7 lub 8Fax.: +48 22 656 63 89e-mail: warszawa@instytutksiazki.plWielkopolska Biblioteka CyfrowaZpoczątkiem nowego stulecia rozpoczął ujawniać się w Polscena szerszą skalę ruch na rzecz budowania cyfrowych zasobówi upowszechniania ich za pośrednictwem Internetu.Zjawisko to objęło głównie środowiska akademickie (które zresztąpołożyły podwaliny pod rozwój globalnej sieci) a także biblioteczne.Dziś każda świadoma biblioteka rozumie potrzebę udostępnianiaswych zasobów poprzez Internet. Powstają liczne inicjatywy ozróżnicowanym charakterze, formie, znaczeniu i zasięgu oddziaływania.Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa (www.wbc.poznan.pl) jestwspólną inicjatywą poznańskiego środowiska akademickiego.Uczestnikami projektu są biblioteki naukowe i publiczne Poznania.Naczelnym założeniem WBC jest stworzenie dostępu poprzez Internetdo czterech typów zasobów: zasób edukacyjny (skrypty, podręcznikii monografie naukowe); zasób dziedzictwa kulturowego(wybrane zabytki piśmiennictwa znajdujące się w bibliotekach poznańskich);regionalia (piśmiennictwo dotyczące Poznania i Wielkopolski);muzykalia (nuty i piśmiennictwo związane z muzyką).WBC wykorzystuje oprogramowanie dLibra - opracowane i rozwijaneprzez Poznańskie Centrum Superkomputerowo Sieciowe.Liderem WBC jest Biblioteka Kórnicka Polskiej AkademiiNauk (www.bkpan.poznan.pl), placówka mająca prawie 200-letniątradycję. Bibliotekę założył około 1826 roku Adam Tytus hrabiaDziałyński (1796-1861). Kształcił się on w przedmiotach humanistycznychw Berlinie i w Paryżu oraz w szkole politechnicznejw Pradze. Po swoim ojcu Ksawerym (1756-1819), odziedziczyłniewielką bibliotekę rodową i majętność kórnicką. Około 1817r. rozpoczął gromadzenie książek. W tym celu odbywał w latach1817-1823 podróże antykwarskie po Polsce, Szwecji, Danii, Niemczech,Czechach i Francji, nawiązując kontakty z antykwariuszamii uczonymi. Od samego początku zbierał książki polskie i Polskidotyczące. Zgromadził kilkadziesiąt tysięcy książek i rękopisów(samych poloników ok. 10 tys.). Dla potrzeb biblioteki przeznaczyłzamek w Kórniku i specjalnie przystosowany pawilon ogrodowy.W 1828 roku rozpoczął także działalność wydawniczą od edycjitekstów praw litewskich. Wszystkie jego edycje były luksusowo iniezwykle starannie wydane, metodą jak najwierniejszego oddaniaźródła, bez rozwiązywania skrótów, komentarzy etc. Jego syn inastępca, Jan Kanty Działyński (18<strong>29</strong>-1880) z rozmachem kontynuowałdzieło ojca. Zakupił wiele cennych księgozbiorów. Ostatniwłaściciel Kórnika, Władysław Zamoyski (1853-1924), wnukTytusa i siostrzeniec Jana Działyńskiego, nie miał zainteresowańbibliofilskich. Powiększył natomiast majętność kórnicką i dokupiłdobra zakopiańskie. Aktem z 1924 r. przekazał cały majątek (ok.18 tys. ha), wraz z biblioteką, narodowi polskiemu jako Fundację„Zakłady Kórnickie”.Obecnie Biblioteka Kórnicka (www.bkpan.poznan.pl) ma swoichzasobach ponad 300 tys. woluminów, bogate zbiory rękopisów,


starodruków, kartografii, numizmatów oraz zbiorów muzycznych.W WBC zgromadzonych zostało już 12 tys. pozycji, któremożna przeglądać bezpłatnie. Na szczególną uwagę zasługująprzedwojenne roczniki „Kuriera Poznańskiego” i „Dziennika Poznańskiego”,a także mapy, pocztówki, nuty. Wszystko to możnaprzeglądać przy pomocy bezpłatnego programu DejaVu, którymożna ściągnąć ze stron WBC. Codziennie przybywa około 100nowych pozycji.Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa jest otwarta dla Czytelników,chcących przekazać zdigitalizowane książki lub inne materiałyikonograficzne, które warto zaprezentować szerokiemu gronuodbiorców. Zapraszam do odwiedzania naszych stron (www.wbc.poznan.pl lub www.bkpan.poznan.pl).dr Łukasz JastrząbKierownik Działu Elektronicznych Tekstów HumanistycznychBiblioteki Kórnickiej PANZ życia polonijnegoBanjskie wielkanocne pisankiWtym roku po raz pierwszy w ramach polskiej szkoły wWrnjaczkiej Banji z<strong>org</strong>anizowane zostało dla naszychpociech tradycyjne wielkanocne „jajeczko”.Aby przybliżyc wielkanocne zwyczaje i obrzędy nie tylko dzieciom,ale i nam samym, przygotowałam i przeczytałam ciekawostkizwiązane z tym okresem.Wielkanoc w Polsce jest największym oraz najbardziej uroczystymi radosnym świętem. Jest to święto życia i wiosennej odnowy,co wyraża się w licznych uroczystych, ale też wesołych obrzędachwywodzacych się z czasów pogańskich.W wielkanocnym koszyczku zrobionym po to, aby pokazać iprzybliżyć polskie zwyczaje naszym dzieciom, nie zabrakło artystyczniemalowanych pisanek i oczywiście polskiego baranka - symbolużycia i zmartwychwstania. Na świątecznym stole zastawionympotrawami i wypiekami nie zabrakło tradycyjnej „polskiej babki”.Niestety frekwencja dzieci byla niska, ale ku naszemu miłemuzaskoczeniu mieliśmy wspaniałego i mile widzianego w naszym groniegościa - zastepcę konsula - pana Lecha Leszka.Po serbskim zwyczaju „stukania” się jajkiem i posiłku, siąpiącydeszczyk nie przeszkodził nam, pójść na świąteczny spacer jak „jednapolska rodzina”.Wypełnieni miłymi wrażeniami rozeszliśmy się do swoich domów,a ci, którzy nie byli mają czego żałować!Małgorzata VukovićPolska szkółka w Wrnjaczkiej Bani gościła przedstawicieliWydziału KonsularnegoNie po raz pierwszy Wrnjaczka Banja serdecznie przyjęłaprzedstawicieli Ambasady RP z Belgradu. Mianowicie,w dniu 21 maja <strong>2006</strong> r. mieliśmy zaszczyt powitać i ugościćp. Konsula Józefa Kamińskiego, jego zastępcę p. Lecha Leszka,pracowników Ambasady, jak również polskich praktykantów.Na spotkaniu poruszaliśmy sprawy szkółki i problemy, z jakimisię ona boryka, np. brak stałej sali, przez co zajęcia są improwizowane,czy brak tablicy. Radca Kaminski zaoferował nam pomocprzy jej zakupie, za co dzieci i rodzice serdecznie dziękują.Polska szkółka - można ja tak nazwać, bo uczniów jest niewiele -zmniejsza się z roku na rok.W tej chwili liczy dwanaścioro uczniów.Niestety w minionym roku szkolnym nie wszystkie dzieci uczeszczałyna zajęcia regularnie. Powodem tego są przede wszystkim trudnościz dojazdami. Jednak, mimo, że mała i nie może dorównac szkolebelgradzkiej, działa prężnie - choć tylko raz w miesiącu.Nasze dzieci dorastają i powoli wyfruwają z gniazda. Rodziceprzyjmują to z jednej strony z troską i bólem serca - bo odjeżdżają, alez usmiechem na twarzy - bo wracają w matczyne strony, czyli do Polski.W zeszłym roku na studia wyjechała Ania Petrović, zaś w tymroku ubędzie nam kolejny uczneń - Milosz Vuczković. Również nanastępne lata mamy kandydatów na studia. I kto by pomyślał, że z takmałego, i na pierwszy rzut oka, niezbyt z<strong>org</strong>anizowanego środowiska,wyrastają polscy studenci. Jednak są to ostatnie pokolenia, z którychmożemy być dumni. Na nastepne pokolenia „studentów” musimytroszkę poczekac, bo najprawdopodobniej będą to nasze wnuki.Na spotkaniu wspominaliśmy również sprawy kulturalne. Pan Mateusz- praktykant z Polski, który będzie w Serbii do końca <strong>2006</strong> r., zaoferowałswoją pomoc w rozwoju szkółki. Pierwszy „chrzest wykladowcy”odbędzie się na początku roku szkolnego. Miejmy nadzieję że„przeżyje” i będzie nam dalej służył pomocą. Pan Mateusz pochodziz Wrocławia. Studiował Stosunki Międzynarodowe na tamtejszymUniwersytecie. W czasie pobytu w Serbii planuje zająć się rozwojemwspółpracy polsko- serbskiej , zarówno w dziedzinie gospodarki jaki kultury. Miejmy nadzieję, że jego praca bedzie wydajna. Na spotkaniuwysluchaliśmy się wzajemnie, a od nas samych zależą dalsze losyPolonii pozabelgradzkiej. Ze strony konsulatu nigdy nie spotkaliśmysię z nieprzychylnością. Wręcz przeciwnie - zawsze byliśmy wysłuchanii wspierani. Pan Kamiński swoją pozytywną energią zawszedodawał nam wiary w siebie, a słowami „bez pracy nie ma kolaczy”przypominał, że nic nie spada z nieba - ze przecież sami musimy zapracowaćsobie na chleb. Po wspólnej rozmowie znaleźliśmy też trochęczasu, by pokazać gościom piękną przyrodę uzdrowiska. Architekturai bajeczny koloryt przedwojennych willi w otoczeniuzadbanych parków nie może nikogo zostawić obojętnym. Dla zdrowiai urody można skorzystać ze źródlanych wód mineralnych. Przepięknypark swoim spokojem i kryształowym powietrzem spływającymz góry Gocz, przez który przepływa szumiąca rzeczka,oczarowywuje i daje romantyczny nastrój Wrnjaczkiej Bani. Równieżzakochani na „Moście Miłości” mogą zachaczyc kłódkę , a do rzymskiejstudni wrzócić pieniążek, by znów tutaj wrócić.Zmęczona, ale bogatsza o nowe wrażenia, belgradzka ekipa wrócilado swoich obowiązków, a my z nowymi pomysłami i zapałem- do pracy.Małgorzata VukovićOd redakcji:Powyższe teksty zamieszczamy z opóźnieniem, gdyż nadeszły, gdy poprzedninumer był już w druku. Uważamy jednak, że są on ważne jakodowód działalności polonijnej w Wrniaczkiej Bani.21


Kolonie Polonijne - Włodawa <strong>2006</strong>22Kolonie <strong>org</strong>anizowane przez Stowarzyszenie Wspólnota Polskasą nierzadko jedyną okazją, by dzieci pochodzenia polskiego mieszkającew Serbii mogły pojechać w czasie wakacji do Polski. Wyjazdyte pozwalają im na bliższe zapoznanie się z kulturą, obyczajami i pięknemich drugiej ojczyzny. Jest to również świetna okazja do wzajemnejintegracji i zbliżenia się dzieci, które, co prawda, przyjeżdżają zróżnych zakątków świata, ale łączy je polskie pochodzenie.Nasze dzieci bardzo chętnie korzystają z możliwości wyjazdu nakolonie i już od marca z wielką ciekawością pytają kiedy i gdzie będąsię one odbywały.Tegoroczne kolonie <strong>org</strong>anizowane były przez Oddział w Chełmiew miejscowości Włodawa i trwały od 05 do 18 lipca.<strong>2006</strong> roku.Włodawa, to małe miasto położone nad rzeką Bug, na granicypolsko - białoruskiej. Liczy sobie około 15 000 mieszkańców i jaksami jej mieszkańcy mówią - jest miastem trzech kultur.Podobnie jak w roku ubiegłym jechaliśmy do Polski pociągiemi nie chciałabym ukrywać, że pomimo naszych dobrych humorów,podróż była dla wszystkich bardzo męcząca. Jazda w przepełnionychprzedziałach (nawet z rezerwacją miejsc), przesiadki i oczywiściesam czas trwania podróży (ok. 24 godzin) dała nam się wszystkim weznaki. Trasa wiodła z Belgradu poprzez Budapeszt do Warszawy skądautobusem, wraz z grupą z Ukrainy i Turkmenistanu, odwieziono nasdo Włodawy. Już w Warszawie zapoznaliśmy się z naszym polskimopiekunem panem Tomaszem Skrzyńskim. Na miejsce dotarlismypóźnym wieczorem. Zakwaterowano nas w Internacie Szkół Zawodowych<strong>Nr</strong>1 i II Liceum Ogólnokształcącego. Byliśmy wszyscy bardzozmęczeni więc po kolacji marzyliśmy już tylko o prysznicu i łóżku.Pierwszy poranek we Włodawie przywitał nas słońcem i śpiewemptaków. Po śniadaniu mieliśmy trochę czasu na mały „obchód” terenuwokół Internatu i pierwsze kontakty z naszymi nowymi koleżankamii kolegami kolonijnymi. Bardzo szybko otkryliśmy, że prócz grup zUkrainy, Białorusi, Rosji i Turkmenistanu są również nasi sąsiedzi– Bośniacy. Po śniadaniu i zapoznaniu się z regulaminem kolonii poszliśmyna krótki spacer po Włodawie. Spacerując uliczkami miastamijaliśmy po drodze stadion, I LO, Urząd Miejski, aż doszliśmy doMuzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego. Przechodząc przez rynekwłodawski powoli wracaliśmy do Internatu na obiad. Na popołudnieplanowany był nasz pierwszy wyjazd do oddalonej od Włodawyzaledwie pięć kilometrów wsi Okunika i jednego z najpiękniejszychmiejsc wypoczynkowych w Polsce wschodniej – Jeziora Białego.Podobnie jak w ubiegłym roku, prawie przez cały czas naszegopobytu (z wyjątkiem dwóch chłodniejszych i deszczowych dni),sprzyjała nam pogoda i słońce. Organizatorzy kolonii i tym razemstarali się maksymalnie wykorzystać sprzyjające warunki i każdegodnia umożliwiali nam wyjazdy nad Jezioro Białe.Po powrocie z Okuniki i po kolacji zaplanowana byłapierwsza dyskoteka. Nasza grupa nie bardzo chętna do tegorodzaju zabawy, zastanawiała się co ma zrobić z wolnymczasem . Jakże wspaniałą dla nas była wiadomość, że naszopiekun pan Tomek jest informatykiem w tutejszej szkole iJEŚLI (sic!) mamy ochotę to możemy troszkę „pograć” sobiena komputerach, bo jak później przekonaliśmy się ZSZposiadała dobrze wyposażony gabinet do zajęć z informatyki,więc każdy z nas miał do dyspozycji „swój” komputer, cowprawiło nas w ogromny zachwyt. Muszę w tym momenciedodać, że pan Tomek okazał się „strzałem w dziesiatkę”,gdyż już po drugich „zajęciach z informatyki” potrafiłwspaniale trzymać wszystko pod kontrolą, wystarczyło tylkowymówić magiczne zdanie: „ Tak, możecie później iśćna komputery” i wszystko było w najlepszym porządku.Nowością na koloniach (przynajmniej dla nas) były zajęcia z językapolskiego. Już po pierwszej lekcji pani profesor pochwaliła naszedzieci nie tylko za bardzo dobrą znajomość języka, ale i za ogólnawiedzę o Polsce. Tak na marginesie chciałabym dodać, że czasami dochodziłodo śmiesznych sytuacji, kiedy to polscy wychowawcy staralisię coś wytłumaczyć naszym dzieciom...po rosyjsku, a one zdezorientowanebłagalnie patrzyły w moją stronę nie bardzo wiedząc czy przypadkiemto nie jest jakaś „odmiana” polskiego.W celu bliższego poznania się wszystkich uczestników kolonii,drugiego dnia pobytu każda z grup przygotowała krótką prezentacjękraju, z którego przyjechała, a niektóre z nich nawet zaskoczyły zebranychniezwykłym tańcem takim jak np.„taniec brzucha” w wykonaniudziewczynki z Turkmenistanu w oryginalnym stroju.Prócz wyjazdów nad Jezioro Białe <strong>org</strong>anizowane były równieżwycieczki krajoznawcze.Pierwszym miejscem zwiedzania było położone niedaleko Włodawy- Muzeum Byłego Hitlerowskiego - Obózu Zagłady w Sobiborze.O historii tego miejsca opowiedział nam przewodnik, pokazującmiędzy innymi kopiec z prochami pomordowanych więźniów a nawetkawalki drutów kolczastych wrośniętych w drzewa. Choć Obózten został zrównany z ziemią przez hitlerowców po powstaniu żydowskim14 października 1943 roku, to jednak przez krótki okres swegoistnienia wymordowano tam ponad 250 000 Żydów i około 1000Polaków.Naszym kolejnym celem był Kazimierz Dolny nad Wisłą. Toprzepiękne, zabytkowe miasto z renesansowymi kamieniczkami iśredniowiecznymi ruinami Zamku i Baszty wywarło na nas ogromnewrażenie. Wspinajac się na Górę Trzech Krzyży na wysokość 320 mn.p.m nawet nie wyobrażaliśmy sobie jak piekna panorama miastarozciąga się stamtąd. Po kolejnej wspinaczce na Basztę i zwiedzeniuruin czekała na nas jeszcze jedna atrakcja – rejs statkiem po Wiśle.W drodze powrotnej odwiedziliśmy również Lublin. Spacerującpo lubelskich uliczkach i rynku zachwycaliśmy sie wspaniałymi kamienicami,kościołami, zabytkowymi bramami miejskimi i Starówką.Mieliśmy także w drodze powrotnej okazję zwiedzić Muzeum WsiLubelskiej (Skansen), w której zobaczyliśmy warunki życia i budownictwowiejskie z początku XX wieku. Szczególne wrażenie zrobił nanas ogromny wiatrak.Następnym miastem, które warto było zobaczyć był Chełm wrazz jego słynnymi podziemiami kredowymi, których łączna długośćszacuje się na ok. 40 km. Bardzo łatwo można w nich zabłądzić więckonieczny jest przewodnik, ale turyści przed wejściem do podziemisą ostrzegani, że jeśli nie będa go słuchać i śledzić, to mogą zostaćukarani przez władcę kopalni tj. Ducha Bielucha.Wielu z nas potraktowało tę informacjęz niedowierzaniem, ale trwało to do mo-Cerkiew unicka w KostomłotachNasz przyjaciel krokodyl


mentu, w którym naprawdę pojawił się DuchBieluch i jeszcze raz nas ostrzegł osobiście...Mieliśmy również okazję obejrzeć znajdującysię we wsi Romanów dwór rodzinyKraszewskich. To w nim właśnie lata dziecięcespędził znany polski pisarz Józef IgnacyKraszewski. Obecnie w dworze tym mieścisię muzeum biograficzne pisarza, które dziękiwiernie zachowanemu wystrojowi wnętrzpozwala zwiedzającemu na krótką podróż wte odległe czasy.Zwiedzając region lubelski udaliśmy sierównież do Kostomłotów, by zobaczyć tamdrewnianą cerkiew, siedzibę jedynej w Polsceparafii neounickiej oraz bogato zdobioną kaplicęz pięcioma kopułkami. Byliśmy także wKodeniu, gdzie widzieliśmy kościół św. Annya w nim piękny obraz M.B.Kodeńskiej zwanejrównież Królową Podlasia. Odwiedziliśmy imonaster św. Onufrego w Jabłecznej, którywraz z kilkoma obiektami zespołu klasztornegojest uważany za jeden z najsilniejszychośrodków prawosławnych w Polsce.Oczywiście, w samej Włodawie mogliśmyrównież podziwiać zabytki architekturyi kultury. Widzieliśmy między innymi kościół parafialny pw.św.Ludwika,piękną cerkiew prawosławną pw. Najświętrzej Marii Panny.Zwiedziliśmy także Muzeum Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego iznajdującą się tam Wielką Synagogę wraz z zachowanymi przedmiotaminależacymi do kultury żydowskiej.Oprócz wyjazdów poza Włodawę kierownictwo kolonii zadbałorównież o uprzyjemnienie nam czasu poprzez <strong>org</strong>anizowaniem różnegorodzaju konkursów i zawodów sportowych odbywających sięzarówno na terenie internatu jak i na plaży Jeziora Białego. Musimysię tutaj pochwalić, gdyż w konkursie wiedzy o Polsce ( jako grupaSerbia+Turkmenistan), zajęliśmy I miejsce. Serbię reprezentowałaAleksandra Jovanović. Natomiast w siatkówce nasi chłopcy byli niezwyciężeni.Oczywiście za udział w każdym konkursie lub zawodachuczestnik został nagrodzony. Podobnie było z dyplomami uznania,które <strong>org</strong>anizatorzy uroczyście wręczali wszystkim kolonistom wprzedostatnim dniu turnusu kolonijnego. Nie obyło się także bezwielkiego ogniska z kiełbaskami i dyskoteki. A śmiechu co nie miaradostarczył nam wszystkim bal przebierańców.Byliśmy także gośćmi jednostki Straży Ochrony Pogranicza weWłodawie.Mieliśmy również okazję zobaczyć kapele ludowe i grupy tanecznez: Indii, Kostaryki, Chile, Ukrainy i Białorusi, które wraz z ZTL„Polesie” uczestniczyły w odbywającym się w tych dniach we Włodawie- Międzynarodowym Poleskim Lecie z Folklorem.Dzięki uprzejmości wszystkich naszych polskich wychowawcówzebrano kilkanaście rowerów i z<strong>org</strong>anizowano dla chętnych wycieczkęrowerową nad Bug.Nic dziwnego, że przy tak bogatym i „wypełnionym po brzegi”programie nawet nie zauważyliśmy jak szybko mijał czas i zbliżał siędzień naszego wyjazdu. Jako jedna z ostatnich grup opuszczaliśmyInternat. Czekała nas długa i męcząca podróż powrotna do Serbii. Nasamą myśl o podróży pociągiem z małą nutka zazdrości spoglądaliśmyna naszych bośniackich przyjaciół, gdyż oni spokojnie czekali naswój minibus, wysłany z Ambasady RP w Bośni odwożący ich bezpośredniona miejsce.Dziękując wszystkim za wspaniałe przyjęcie i niezapomnianechwile wymienialiśmy ostatnie uściski dłoni nie mówiąc przytym:”żegnajcie” lecz „dowidzenia”.Z polskim opiekunem przed pomnikiem Piłsudzkiegow LubliniePociąg odjeżdżał dopiero późnymwieczorem z Warszawy, więczaplanowaliśmy sobie z naszym polskimwychowawcą, że ostatnie „kolonijne”popołudnie wykorzystamy naodwiedzenie warszawskiego ZOO.Niestety mile spędzone chwileszybko upływają i nadszedł moment,w którym musieliśmy pożegnać się znaszym Panem Tomkiem.Ciężko było sie rozstawać... i weWłodawie i w Warszawie.Przyjeżdżając do Włodawy pytaliśmysię: „ Jak będzie tym razem,czy będzie nudno, czy będzie tak jakw ubiegłym roku, czy może będzielepiej, oby tylko nie było gorzej, czyzaprzyjaźnimy się i tym razem zkimś, jakiego będziemy mieli wychowawcę?”18 lipca już potrafiliśmy odpowiedziećna wszystkie te pytania.-- Było wspaniale !- Nie, nie było ani trochę nudno,wręcz przeciwnie nie było kiedy odpocząć!- Było fajnie, było super – świetnie, było niepowtarzalnie i jeślimożemy to prosimy wszystkich :” Czy możemy i w przyszłym rokujechać do Włodawy?”!- Czy aby nie zapomniałam/em zapisać któregoś adresu, tyle ichbyło!- Nasz wychowawca?! Pan Tomek! Od razu znaleźliśmy ze sobąwspólny język. Wystarczyło jak na niego spojrzeliśmy, a już wiedział,że chcemy „na komputery” i że będziemy grzeczni! Nawet gdybyśmynie umieli mówić po polsku to i tak Pan Tomek by nas zrozumiał!Zawsze!W końcu dojechaliśmy do Belgradu, jedna część wakacji zostałaza nami. Włodawa i wszyscy, których tam poznaliśmy na długo będąz nami w naszej pamięci. Mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemymieli okazję pojechać tam - do miasteczka trzech kultur, do miasteczkagdzie przeżyliśmy tyle pięknych i niezapomnianych chwil, nad JezioroBiałe, by wykąpać się w czystej wodzie i zrobić sobie zdięcie zkrokodylem...W imieniu własnym i wszystkich dzieci uczestniczących w tegorocznychkoloniach polonijnych we Włodawie <strong>org</strong>anizowanych przezSWP Oddział Chełm pragnę bardzo serdecznie podziękować naszymgospodarzom, przede wszystkim panu kierownikowi Kolonii Polonijnych-Eugeniuszowi Omelczukowi, pani kierownik Internatu - IwonieLeszczyńskiej oraz całej kadrze kolonijnej w składzie: p.ElżbietaKopyść, p.Renata Holaczuk, p. Przemysław Dyśko, p. Ryszard Oleniak,p.Andrzej Smoliński, p. Mariusz Kuśmirek,oraz naszemu wychowawcyp. Tomaszowi Skrzyńskiemu za opiekę, wzorową <strong>org</strong>anizacjękolonii, dostarczenie nam wspaniałych chwil i za serdeczneprzyjęcie. Ponadto dziekujemy za ukazaną nam troskę medyczną p.Małgorzacie Sitarz.Chciałabym również ze swojej strony bardzo podziękować dzieciom- moim kolonijnym podopiecznym, którzy mieli dużo wyrozumiałościa czasami i cierpliwości dla mnie, gdyż bycie wychowawcąjest bardzo odpowiedzialnym zadaniem, ale równocześnie i ogromnąprzyjemnością. Dziękuję Wam wszystkim.W Jednostce Straży PograniczaWychowawcaAnna Jovanović23


Konwoj Serbia i Czarnogora:Tradycja-Kultura-Gospodarka, w Polsce24Po wielomiesięcznych przygotowaniach siódmego maja <strong>2006</strong>roku koło południa z Belgradu wyruszyła do Polski prawdziwaekspedycja, a jej <strong>org</strong>anizatorem była Fundacja Wspieraniai Rozwoju Kultury, Nauki i Gospodarki DAGOR.Grupa, która wyruszyła napółnoc Polski ze specjalną misjąskładała się z tancerzy SkładuMłodzieżowego Zespołu Folklorystycznegoim. „Branka Cvetković”z Belgradu, wykonawcówmuzyki źródłowej duetu BraciaTeofilović, członków delegacjigospodarczej oraz przedstawicielaMinisterstwa Diaspory i członów Fundacji DAGOR.Misja była naprawdę specjalna, bo grupa wyruszyła z zadaniem, by wkilku ośrodkach w Polsce promować w ramach programu Serbia i Czarnogóra- Tradycja – Kultura – Gospodarka kulturę oraz gospodarkę swegokraju. Mając na względzie, że w ciągu ostatnich przynajmniej piętnastu latnie było zbyt wielu – a może nawet wcale – kompleksowych programów,które stawiałyby sobie za cel stwarzanie dobrego wizerunku Serbii i Czarnogóry– grupa wyruszyła z przekonaniem, że to co robi ma szczególnąwagę.Pierwszym punktem docelowym był Szczecin, a więc miejscowość napółnocy Polski.Program w Szczecinie odbywał się zgodnie z formułom przewidzianądla wszystkich ośrodków. Publiczność powitali gospodarze tj. Instytut BadańPolonijnych oraz <strong>org</strong>anizatorzy imprezy tj. Fundacja DAGOR.Potem zaprezentowali się przedstawiciele przemysłu spożywczego, adokładniej rzecz biorąc producenci urządzeń do przetwórstwa warzyw iowoców. Po promocji kultury przyszła kolej na program kulturalny.Obecni na Sali studenci kierunków muzycznych Uniwersytetu Szczecińskiegonie mogli pozostać obojętni na dźwięki utworów wykonywanychprzez Braci Teofilović. Po kilku bisach naszych artystów zaprezentowali sięrównież młodzi adepci – studenci – sztuki operowej.Program został tak zaplanowany, że pomiędzy koncertem Braci Teofilovići zespołu im. Branka Cvetković zebrani widzowie mogli obejrzećwspaniałą wystawę Stanka Kosticia „Wschodnia Serbia”, która wywołaładuże zainteresowanie.Czas przeznaczony do pierwszego rzutuoka na wspaniałe fotografie był wystarczający,aby publiczność zmieniła nastrój i była gotowado nowego rodzaju przeżycia artystycznego tj.koncertu młodych artystów z zespołu folklorystycznego.Z Częstochowypojechaliśmydo Katowic, gdziezaplanowany zostałkolejny naszwystęp w ramachprogramu Serbia i Czarnogóra - Tradycja – Kultura – Gospodarka.Gospodarz imprezy w Katowicach tj. władze miejskie postarały się nietylko by wybrać nieprawdopodobne miejsce, gdzie program się odbył, alei postarały się, by o nim poinformować serbską diasporę zamieszkującą wrejonie Katowic.Tym razem Serbski Dzień otwarła wystawa fotografii Stanka Kosticia.A potem Katowiczanie mogli obejrzeć prawdziwy korowód serbskich tańcówludowych w wykonaniu Zespołu Folklorystycznego „Branko Cvetković”.Brawa przerywały poszczególne punkty programu i jeszcze w trakcietrwania niejednokrotnie można było usłyszeć z słowa uznania i wyrazypodziwu.Nic w tym zresztą dziwnego, bo tancerze dali z siebie wszystko, by publicznośćwyszła z koncertu zadowolona. Nie tylko dorośli dali się ponieśćgorącym rytmombałkańskiej muzyki.W pewnymmomencie przybyłez rodzicami nakoncert dzieci niemogły dłużej pozostaćobojętne namuzykę i złapałysię za rączki i też zaczęły tańczyć pod sceną. Widok był naprawdę wzruszający…Po długich owacjach publiczność przeniosła się do pobliskiej salikoncertowej Miejskiego Domu Kultury „Giszowiec”. Wspaniała akustykai piękny wystrój spotęgowały wrażenie, jakie na publiczności swoimśpiewem wywarliBracia Teofilović.Publiczność najwyraźniejnie mogładokonać wyboru ijednoznacznie powiedziećco jej siębardziej podobało.Wszystko codobre szybko siękończy. I tak wydawało nam się, że nasz program dopiero co się zaczął, aoto nadszedł i ostatni dzień imprezy.W Nowym Sączu przywitała nas pani Zdzisława Zasłona, prorektorPaństwowej Wyższej Szkoły Zawodowej oraz pani Anna Polek, naczelnikWydziału ds. Współpracy Międzynarodowej tejże uczelni.Program przebiegał według wcześniej ustalonego rytmu. Najpierwodbyła się prezentacja producentów urządzeń procesowych do przetwórstwawarzyw i owoców.W drugiej części prezentacji gospodarczejzaprezentowaliśmy słuchaczomwynalazek innowatora z Kikindytj. automatyczne urządzenie do zrywaniaowoców pestkowych.Bardzo nas ucieszyła informacja,że wśród zebranych znajduje sięrównież wielu studentów kierunków


olniczych czyli przyszłych agroinżynierów,którzy okazali sporezainteresowanie nowymi technologiami, którym poświęcona była sporaczęść prezentacji.Po części gospodarczej obecni widzowie mogli zachwycać się fotografiamiStanka Kosticia, na których autor uwiecznił obyczaje i tradycjeWschodniej Serbii, przepiękne pejzaże i twarze charakterystyczne dla tegoobszaru.Po przerwie rozpoczął się program zadedykowany dla wszystkichwielbicieli dobrej muzyki i pieśni.Promocję kultury zaplanowanej w drugiej części programu Serbia iCzarnogóra - Tradycja – Kultura – Gospodarka rozpoczęło słowo wstępnegospodarza imprezy w Nowym Sączu pani Zdzisławy Zasłony, prorektorPaństwowej Wyższej Szkoły Zawodowej koncert. W imieniu Fundacji DA-GOR do publiczności zwrócili się Dagmara Luković i Goran Obradović.Zarówno gospodarze, jak i <strong>org</strong>anizatorzy programu akcentowali to, że polskapubliczność w ciągu ostatnich piętnastu lat nie miała okazji rozkoszowaćsię kulturą tej części Bałkanów i że impreza ta ma ogromne znaczeniei ze względu na oferowane treści, i ze względu na jej niemalże pionierskicharakter po wieloletniej przerwie.Po mówcach sprawy w swoje ręce wzięli artyści. Publiczność zebranaw ośrodku Krokus oniemiała słysząc pierwsze dźwięki utworów BraciTeofilović. W powietrzu było niemalże namacalne zdziwienie i niedowierzanie,jak to możliwe, że muzyka w wykonaniu acapella ma taką moc itak głęboko przenika do ludzkich dusz. Wrażenie było tym potężniejsze, żepolska publiczność nie miała dotychczas okazji rozkoszować się koncertamiBraci Teofilović i że ten rodzaj muzyki jest dla polskiej publicznościnieznany.Publiczność jeszcze się „nie otrząsnęła” z jednego przyjemnego szokuartystycznego, kiedy na scenie pojawili się artyści z zespołu folklorystycznego„Branko Cvetković” z Belgradu.Tak zakończyła się artystyczna część programu Serbia i Czarnogóra- Tradycja – Kultura – Gospodarka.Nie był to jednak koniec oferty programowej zaplanowanej na tendzień.Po koncercie odbyło się konwersatorium na tema „Muzyka starobałkańskai stroserbska”, na którym gośćmi bili Bracia Teofilović. Zebranychstudentów oraz pracowników naukowych PWSZ w Nowym Sączu w imieniuFundacji DAGOR przywitała Dagmara Luković.Obecni nie tylko uważnie słuchali, ale i aktywnie brali udział w konwersatoriumco potwierdzały zadawane przez nich pytania. Wykład wzbogaconyzostał również praktycznymi przykładami w interpretacji BraciTeofilović.Publiczność nowosądecka bardzo pozytywnie przyjęła nasz program.Dowodem na to niech będą słowa jednego z obecnych: „Pragnę wampodziękować za to, że do nas przyjechaliście.Dotychczas o Serbiimówiono poprzez obrazy przestępstwi masakr. Wy pokazaliścienam inną twarz kraju, którego wrzeczywistości nie znamy – wspaniałąduchową muzykę, rozśpiewanąi roześmianą młodzież…Przygotowaliście nam prawdziwąucztę dla zmysłów i dla duszy…”25Wesele serbsko-polskie w PetrovcuWmalowniczym miasteczku Petrowac nad Mlawą (Petrovacna Mlavi), odbyło się 9 września bardzo huczneserbsko-polskie wesele. Urocza Dorotka z Sopotu znadBałtyku wypowiedziała przed popem w cerkwi prawosławnej słowa„nie obiecywałam siebie innemu”, a uroczy Aleksandar rodem z Petrovcabardzo wyraźnie, głośno i radośnie orzekł „nie obiecywałemsiebie innej”!Tej wypowiedzi wysłuchało i ślub oglądało aż 23 zacnych gościz Polski. A ponieważ tego dnia w Petrowcu był dzień targowy, a pogodadopisała, uroczystości przyglądało się tłumy gapiów. Państwomłodzi jechali przez miasteczko udekorowaną kwiatami dorożką zaprzężonąw dwa siwe konie, przydźwiękach głośnej muzyki zespołusłynnych trębaczy z Guczy.Międzynarodowe przyjęcieodbyło się w starej restauracji „Lovac” i trwało do rana.Co się jadło?Była zakąska, był gulasz z pieczarkami, sarma (gołąbki z kiszonejkapusty), pieczeń z prosiaka, jagnię pieczone, grill z kilku gatunkówmięsa, liczne sałatki i przepyszny tort owocowy.Co się piło?Stara rakija cieszyła się ogromnym powodzeniem, nie mówiącjuż o domowych winach.Co tańczono?Tango, walczyki, serbskie kola, „vlaške” czyli wołoskie kola, rockand roll itd. Atrakcją były wspaniałe fajerwerki w nocy. Takiego weselaPetrovac nie pamięta!Niezapomniane chwile uwiecznił na fotografiach Stanko Kostić,a wzruszeni Danuta i Lale Jovanowić z restauracji Lovac dzielą się zczytelnikami Słowa YU Polonii swoją radością.DanutaJovanović


Był rok 1988, koniec września. Przedsiębiorstwo, w którymwtedy w Warszawie pracowałam, <strong>org</strong>anizowało, w ramachwymiany pracowników, wyjazd na dziesięć dni do Jugosławii.W ostatniej chwili, za namową mojego dyrektora, zdecydowałam sięna ten wyjazd. Nie przypuszczałam, że zmieni to całe moje życie.Do Belgradu przyjechaliśmy w nocy i po krótkim przyjęciu, jakienam przygotowali gospodarze, poszliśmy spać, by następnego dniaruszyć na zwiedzanie Belgradu.Nazajutrz była niedziela, piękny dzień, a nasi gospodarze robiliwszystko, aby nasz pobyt w ich mieście był jak najprzyjemniejszy.Zwiedzaliśmy Kalemegdan i reprezentacyjne ulice Belgradu – KnezaMihaila, Terazije. Kiedy zebraliśmy się ponownie całą grupą przyautokarze, stwierdzono, że dwóch panów gdzieś się zagubiło. Byłamzła na nich, że w tak nieodpowiedzialny sposób mącą przyjemnośćnaszej wycieczki, ale postanowiłam wsiąść do autokaru i czekać na„zguby”. W autokarze było jeszcze kilkanaście osób, które tak jak ja,niecierpliwie czekały na rozwiązanie problemu.W pewnej chwili do środka wszedł jeden z naszych gospodarzy.Jak się później okazało, był on odpowiedzialny za jak najlepsze przyjęcienas w Jugosławii. Stanął na środku i kiwnięciem palca pokazałna mnie, abym wyszła z autokaru. Jak zahipnotyzowana żmija wstałami poszłam za NIM. Kiedy byliśmy na ulicy, powiedział mi, żeJak go poznałampójdziemy poszukać zagubionych Polaków. Jak ja to zrozumiałam,nie wiem do dziś, bo przecież wtedy jeszcze nie znałam ani jednegosłowa w języku serbskim. Nasze szukanie zagubionych wycieczkowiczówskończyło się bardzo miłym pobytem w kawiarence „Sneżana”.Pijąc chłodne piwo rozmawialiśmy każde w swoim języku ibardzo dobrze się rozumieliśmy.Następnego dnia czekała nas niespodzianka – wyjazd na siedemdni nad morze do Makarski. Pobyt na Makarskiej Riwierze, wycieczkado Dubrownika i na wyspę Lokrum, kolacje tylko we dwoje wnadmorskich restauracjach, opalanie się na plaży w początku października,zajadanie się winogronami i arbuzami oraz szczególnezainteresowanie przemiłego pana – doprowadziło do tego, że przezte kilka dni żyłam jak w bajce. To też, kiedy wróciliśmy do Belgradu inastępnego dnia trzeba już było jechać do Polski, obiecałam MISZY,że znów wrócę do Jugosławii.Tak jak obiecałam, tak się i stało. W lutym 1989 roku przyjechałami zostałam do dziś.Przez tych siedemnaście lat przeżyliśmy i dobre i złe chwile.Dobre, to na pewno nasz SYN, a złe – to bombardowanie Serbii,ale zawsze we wzajemnym zrozumieniu, szacunku i miłości, częstowspominając, jak na plaży w Makarska mój obecny małżonek karmiłmnie winogronami.Małgorzata KlajićKącik kulinarny pani Hani26Serbska kuchniaZdefiniowanie pojęcia „serbska kuchnia” nie jest łatwe; najprościejmożna powiedzieć, że jest to to, co się w Serbii gotuje i zjada. Powstała nagruncie skromnej kuchni pasterskiej i rolniczej, była przez dłuższyczas pod wpływem kuchni orientalnej i środkowoeuropejskiej,zachowując jednak swoistość i proponującdziś wiele niezwykłych przysmaków.Należy jednak, jak i u innych narodów,rozróżnić kuchnię wiejską i miejską charakteryzującesię nie tylko swoistymi potrawamii użytymi surowcami, ale i sposobemprzyrządzania potraw. W zamożniejszychdomach chłopskich przyrządza sięchleb, „pogačę” i „lepinię” wypiekane wpiecu. Serbki są prawdziwymi mistrzami wrobieniu różnych „pit”, a specjalnie „gibanicy”i „bureka”. Z mąki kukurydzianej wypiekasię „proję” i gotuje rodzaj kaszy – „kačamak”. Dotego dochodzą sery pół- i pełnotłuste, krowie i owcze,ostre, domowego wyrobu oraz „kajmak” (z kożuszków mlecznych)– specjalność kuchni serbskiej. Popularne są potrawy z kapusty:„sarma”(gołąbki z kiszonej kapustz) i „podvarak”(zapiekana kapusta), papryki,słynna serbska fasola („pasulj”) z wędzonym mięsem, pieczone prosię,jagnię itd. Z popularnych wiejskich potraw wspomnę jeszcze paprykaszkartoflany („krompir paprikasz”), gulasz, zapiekanki jak „djuveč”, „musaka”– wszystko często zaprawione ostrą papryką. Na święta strucle z makiem luborzechami i różne słodkie „pity”.W miejskiej kuchni przygotowuje się podobne potrawy, wykorzystującte same surowce i półprodukty, ale w nowocześnie urządzonych kuchniach,tak, że finał wypada smakowo nieco inny. Miejska gospodyni coraz więcejposługuje się książką kucharską. Tak więc na stołach zjawiają się opróczpodanych tu potraw różne sałatki, galaretki, majonezy, no i przeróżne makaronydomowe (często kupowane u Słowaczek) lub przemysłowe,importowane włoskie. Bogaty wybór ciast, drobnych ciasteczek,słodkich „kochów”, „pit”, „bakław”, a przedewszystkim rozmaitość tortów zupełnie niezwykłychi niepowtarzalnych. „Rosztilj” – różnemięsiwa pieczone na rusztach, to specjalnyrozdział kuchni, charakterystyczny dla Serbiii Bałkanów, ale w celu „zapoznania się”należy zajrzeć do jednej z licznych dobrychrestauracji.Długie, często ostre, posty charakteryzujeobfitość propozycji kulinarnych: są towspaniałe pikantne jadła z ryb, kartofli, fasoli,soczewicy, kapusty, papryki, różne potrawyz ryżu, a w nowszych czasach modne stały się pieczarki.Ze słodyczy do postnego menu należą różne pity zorzechami, jabłkami i wędzonymi śliwkami.Rodzinne święto „slava” zajmuje specjalne miejsce w serbskiej kuchni,a panie domu mają okazję do wykazania swoich kulinarnych zdolności.Menu jest wyjątkowe. Wymienić można różne sałaty i sałatki, pity, galaretki(„pihtije”), obowiązkowy rosół z domowym makaronem, sarma, pieczone wcałości prosię lub jagnię i podwarak. Obrzędowa gotowana pszenica („žito”– lub „koljivo”). Ciastek tacowych około 10-15 gatunków. Napojów nawetnie trzeba wspominać – jest ich moc.


W tradycji serbskich gospodyń, u tych wiejskich i miejskich utrzymałsię zwyczaj robienia zapasów zimowych. Wymienić należy przede wszystkimkapustę kiszoną w główkach (do sarmy), różne marynaty z jarzyn,szczególnie papryk, tradycyjnie robiony przecier z pomidorów, choć tegow sklepach co niemiara, no i oczywiście słynny serbski brand „ajvar”- pikantny,z pieczonych papryk.Piękny zwyczaj częstowania gości konfiturami i wodą, a potem kawąi rakiją powoduje, że szanująca się gospodyni sprawia konfitury obowiązkowosama. Specjalność, to konfitury śliwkowe z migdałkiem w każdejśliwce.Napracują się te nasze sąsiadki i przyjaciółki Serbki w kuchni, szykująccodzienne i świąteczne obiady i robiąc samodzielnie ciastka, bo nie przyjąłsię jeszcze zwyczaj kupowania słodyczy, na wynos, w cukierniach. Zresztądomownicy lubią tylko np. ciastka „vanilice” lub bakławy zrobione przezmamę lub babcię. Tak zapracowane znajdują jednak czas na wypicie najlepszejna świecie, przyrządzonej w tygielku kawy, z przyjacióką lub z miłymisercu gośćmi.A oto kilka przykładów z serbskiej kuchni:Lepinja (przepis współczesny)„Lepinja” – rodzaj podpłomyka – to cienki, mały chleb, zwykle rozciętyw środku. Charakteryzuje się grubą skórką i małą ilością miąższu.Podaje się na ciepło, a je, łamiąc rękami, bez użycia noża.S u r o w c e:l kg mąki (T 400, gładka); 50 g drożdży; łyżeczka cukru; niepełna, równałyżeczka soli; letnia woda (ok. l /2 l).Uwaga, lepinie można zrobić z mniejszej ilości mąki, a resztę surowcówzmniejszyć proporcjonalnie.W y k o n a n i e:Drożdże rozpuścić w niewielkiej ilości wody, dodać cukier i sól. Większączęść mąki wsypać do naczynia, w którym lepinia będzie mieszona(resztę zachować do wygniatania), dodać rozpuszczone drożdże i mieszącstopniowo dodawać wodę. Ciasto musi być gładkie, wtedy wyłożyć na stolnicęi dalej wyrabiać dodając resztę mąki. Zrobić kulę, rozciągając wplacek i znowi zagnieść. Położyć do miski, dobrze ucieplić ipozostawić do wyrośnięcia. Blachę posmarować. Z ciastauformować placek grubości 3 cm, wyłożyć nablachę, przeciąć przez środek a otwór rozciągnąć.Pozostawić do wyrośnięcia. Piec w uprzedniodobrze nagrzanym piekarniku ok. 20 minut.Ładnie upieczoną lepinię popryskać wodą idokładnie zawinąć w serwetkę. Gdy przestygniepodać z kajmakiem, „ćewapčićami” (kebab)lub z serbską zakąską.P.S. Przepisu pani Hania nie wypróbowała,ale zapewnia, że to wkrótce uczyni. Na razie kupujelepinię u zaprzyjaźnionego piekarza.Bogata pogacza (przepis współczesny):S u r o w c e:500 g mąki (T 400, gładka); dcl zsiadłego mleka; 75 g masła; 2 żółtka(+l do posmarowania); l dcl mleka; ok. l/2 dcl letniej wody, 10-15 g drożdży,mniej niż l/2 łyżeczki soli; l/2 łyżeczka cukru.W y k o n a n i e:Drożdże wymieszać z cukrem, dodać trochę letniej wody i pozostawićdo wyrośnięcia. W misce zamiesić ciasto z mąki, dodając drożdże, mleko,zsiadłe mleko, żółtka, sól, wodę. Uformować kulę i pozostawić do wyrośnięcia.Wyłożyć na stolnicę, rozwałkować i posmarować masłem. Złożyćna 3 części, rozwałkować i złożyć i to powtórzyć trzykrotnie. Uformowanąpogaczę wyłożyć na okrągłą blachę, nakłuć dekoracyjnie widelcem, pozostawićdo wyrośnieęcia, a następnie posmarować żółtkiem. Piec ok 35minut w dobrze nagrzanej duchówce. Pięknie upieczoną pogaczę zawinąćw serwetkę i zaczekać aż przestygnie. Podawać, do serbskiej zakąski . Tępogaczę pani Hania wykonuje przy uroczystych okazjach. Cieplutką, mięciutką,łamiemy rękami i zaraz przy stole robi się miło.Klasyczna serbska zakąska (tzw. „meze”, „zakuska”)350 g kajmaku; 350 g białego serbskiego sera (twardy, słony); 250 gsuchej, wędzonej polędwicy wołowej lub wieprzowej; młoda cebulka, rzodkiewki,małe ostre papryczki i listki pietruszki.Składniki należy dekoracyjnie ułożyć na półmisku. Obok postawić salaterkiz serbską sałatą z pomidorów i sałatą z pieczonych paprykDo serbskiej zakąski obowiązkowo podajemy lepinię lub pogaczę, apopijamy dobrą śliwowicą.Papryki nadziewane na mój sposóbS u r o w c e:13 podłużnychczerwonych papryk(tzw. okrągłej „babury”nie nadziewam);800 g mielonejwieprzowiny;l filiżaneczka ryżu;2 cebule; ząbekczosnku; l filiżaneczkaoliwy; 1 kosteczkagotowego rosołu wołowego;3 pomidory; l wiązka zielonej pietruszki; l filiżaneczka białego wina; 3-4łyżki koncentratu pomidorowego; sól, pieprz mielony, 10 ziaren pieprzu,2 listki laurowe, 2 gałązki selera naciowego, 2 gałązki koperku, 1 czubatałyżeczka mąki.S p o s ó b w y k o n a n i a:Papryki umyć, wyjąć gniazda nasienne wraz z ogonkiem, napełnićnadzieniem i ułożyć w naczyniu w jednej warstwie,zalać sosem i gotować w piekarniku pod przykryciem.Nadzienie: Jedną cebulę drobniutko pokroićw kostkę i zeszklić na oliwie, Dodać połowęmielonego mięsa i przesmażyć, rozdrabniającwidelcem aż mięso zbieleje. Dodać sparzonyryż i drobniutko posiekaną pietruszkę. Przestudzić.Do miski włożyć drugą połowę mielonegomięsa, dodać ochłodzone mięso z ryżem,pieprz, sól, na tarce starty, odcedzony mały pomidor,startą cebulę, ząbek czosnku i wyrobić najednolitą masę. Wypełnić papryki i każdą zamknąćkawałkiem pomidora, zalać rosołem (z kostki) pomieszanymz winem. Z góry położyć celer naciowy, pietruszkę,koper, listek laurowy i ziarnka pieprzu. Tak przygotowane paprykiszczelnie przykryć folią i ułożyć na l godzinę do piekarnika. Z oliwy i mąkizrobić zrumienioną zapraszkę, dolać trochę wody, przecier pomidorowy,doprawić solą, pieprzem i cukrem i pomieszać z sosem z papryk. Szczelnieprzykryć folią i włożyć spowrotem do piekarnika na 2 godziny, dbadjąc oilość sosu. Przed podaniem odkryć papryki i trochę zapiec.Przepisów na przyrządzanie „punjenih paprika” jest wiele. Nie różniąsię właściwie podstawowymi surowcami, ale te dodatki i sposób wykonaniaczynią je wyjątkowymi wśród wojewodińskich, waljewskich, niszkich...również smacznych papryk.Życzę smacznego i radzę: lepiej się wprosić w goście, niż samemu szykowaćserbski obiad.Pani Hania (Hanna Drljaca)27


Foto: Stanko Kostić; www.skostic.comNoć u GornjakuKao bedem tvrdi crna ponoć stoji,Preko koga preći pust se život boji.Pobožna obitelj svetog manastiraGrešnome je telu davno našla mira.Onemiše stene što neme bijahu,Umuknuše zveri u divijem strahu;Ne miče se listak, šuma ne šumoriMrka ponoć preti mrkoj pustoj gori...Pa i Mlava pusta uzdiše potmulo,Da se ne bi njeno uzdisanje čulo,Sama u svom strahu priroda se grozi.Strahovite tajne nema ponoć nosi...Uzdrma se kula — zvono se zanija —U crkvi se čuje molitvica tija.Užegu se same pogašene sveće —Kroz nemo dvorište neki duh proleće.Na čelu se bledom, gde je kruna sjala,Svetiteljska svetlost divno zablistala...Tihim hodom prođe kroz dvoranu staru,Pokloni se triput svetome oltaru —Pa iščezne opet u ponoćnom mraku ...Tako care Lazo dohodi Gornjaku.Đura Jakšić (u Podgorcu, 1857)Y U • P O L O N I ISŁOWO YU POLONIIBiuletyn nr <strong>29</strong>Beograd, jul-septembar <strong>2006</strong>Izdaje:Udruženje srpsko-poljskog prijateljstvaJU Polonija (Stowarzyszenie PrzyjaźniSerbsko-Polskiej YU <strong>Polonia</strong>)Adresa: Kneza Misoša 38, 11000 BeogradSrbijaRedakcioni odbor:Joanna Maciejewska-Pavković, glavni uredniknpavkovi@eunet.yuDagmara Lukovićdaga@eunet.yuJolanta Tančićtanana@infosky.netDizajn i priprema:Stanko S. Kostić • www.skostic.comLidija Maćej • e-mail: macej@sezampro.yuŠtampa:Lithoart, BeogradTiraž:500 primerakaPublikacija izlazi uz finansijsku pomoćSenata Republike Poljske iFondacije „Pomoc Polakom na Wschodzie”,VaršavaPUBLIKACIJA SE NE PRODAJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!