30.07.2015 Views

Biuletyn 139-140 - okladka & srodki & kolekcjoner ... - Powiat Słupski

Biuletyn 139-140 - okladka & srodki & kolekcjoner ... - Powiat Słupski

Biuletyn 139-140 - okladka & srodki & kolekcjoner ... - Powiat Słupski

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

<strong>Powiat</strong>Nr 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>), Wrzesień-Październik 2012Rok XII * ISSN 1730-7686Konieczna rewitalizacjaZreformować lecznictwoWykwintnie i światowoWróciły „Śrebrne Niedźwiedzie”Wolność bez rozumuAgenci byli w pegeerachPociągiem do RosjiPortugalia zaskakuje, zachwyca i zastanawiaWieś TworzącaSłupski KolekcjonerEuropejski Fundusz Rolny na rzeczRozwoju Obszarów Wiejskich„Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskie.” Publikacja współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach działania „Małe projekty”,objętego Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013 oraz z budżetu Fundacji Partnerstwo Dorzecze Słupi, przeznaczonego na wdrażanie Lokalnej Strategii Rozwoju.<strong>Biuletyn</strong> opracowany w Starostwie <strong>Powiat</strong>owym w Słupsku. Instytucja Zarządzająca Programem Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013 - Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi.


Zdjęcia: J. Maziejuksrebrny niedźwiedź 2011słupsk, październik 2012


Drodzy Czytelnicy!Od 1 września 299 uczniów wUstce uczęszcza do Zespołu SzkółOgólnokształcących i Technicznychprzy ulicy Bursztynowej 12. Powstałon z połączenia Zespołu Szkół Ogólnokształcącychoraz Zespołu SzkółTechnicznych, co spowodowało, żeżadna ze szkół nie została zlikwidowana i znacznie polepszyłysię warunki nauki dla młodzieży szkoły technicznej. Połączeniedwóch placówek w jeden zespół pozwala prowadzićbardziej racjonalną politykę kadrową i finansową, a uczniowiemają dalej taką samą możliwość wyboru.W liceum uczy się 187 uczniów, w technikum 112. Wbudynku przy ulicy Bursztynowej jest też nadal miejsce dlaUsteckiego Towarzystwa Oświatowego, które prowadzi tamgimnazjalną szkołą niepubliczną. Z tegorocznego naboruutworzono jeden oddział technikum i jeden technikum uzupełniającego,natomiast w ogólniaku powstały dwa oddziały.W jednej z klas pierwszych liceum realizowany jest nowatorskiprogram „Edukacja morska”, autorstwa komandora DariuszaKloskowskiego. Pod koniec września uczniowie wypłynęlijuż w morze, co było dla nich dużą przygodą. W październikuuczestniczyli w spotkaniu z żołnierzami amerykańskich sił powietrznych,stacjonującymi w tym czasie na poligonie w WickuMorskim. Kolejnym krokiem była wizyta w Centrum SzkoleniaMarynarki Wojennej, gdzie będą odbywały się zajęcia zinstruktorami. Uczniowie realizujący ten program będą mielimożliwość uzyskania patentów żeglarza jachtowego, sternikamotorowodnego czy młodszego marynarza pokładowego.Bardzo się cieszę, że wprowadzone zmiany przyczyniłysię do racjonalniejszego wykorzystania usteckich placówek,zmniejszenia wydatków ponoszonych na powiatową oświatę, amłodzieży zapewniamy kształcenie w szkołach publicznych naatrakcyjniejszych kierunkach i w jeszcze lepszych warunkach.Decyzje o przeniesieniu obu szkół do jednego budynku i następniepołączenie w jeden zespół, nie były łatwe, niemniej ichideą było doprowadzenie do zmian z jak najmniejszą szkodą dlauczniów, których z roku na rok jest w Ustce coraz mniej i corazniższa jest subwencja oświatowa dla powiatu. Dokonane zmianypoprzedzone były wieloma, nie tylko ekonomicznymi analizami,tym bardziej że chodziło o młodzież i jej przyszłość orazprzyszłość pracowników oświaty, a w tak ważnych sprawachZarząd i Rada <strong>Powiat</strong>u nie podejmuje pochopnych decyzji.Myślę, że wszyscy sceptycy przekonali się, że wprowadzoneprzekształcenia przynoszą korzystne zmiany. Kształcenie wszkołach publicznych dostosowywane jest do aktualnych uwarunkowańdemograficznych i finansowych, ale cel pozostajezawsze taki sam - jak najlepszy efekt kształcenia młodzieży.Sławomir ZiemianowiczStarosta Słupski„POWIAT SŁUPSKI” - <strong>Biuletyn</strong> InformacyjnyWydawca: Starostwo <strong>Powiat</strong>owe w Słupsku. Redaguje zespół: ZbigniewBabiarz-Zych (przewodniczący), Maria Matuszewska (z-ca przewodniczącego),Artur Wróblewski. Adres redakcji: Wydział Polityki Społecznej, Starostwo<strong>Powiat</strong>owe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, tel. 59 841 85 53,faks 59 842 71 11; e-mail:zych@powiat.slupsk.pl; Skład komputerowy i łamanie:Artur Wróblewski. Zdjęcia: Jan Maziejuk. Druk: PASAŻ Sp. z o.o., ul. Rydlówka 24,30-363 Kraków. Na okładkach: Andrzej Wójtowicz - prezes spółki WodociągiSłupsk, laureat „Srebrnego Niedźwiedzia” - Menadżer Roku 2011; fotoreporterRyszard Nowakowski na otwarciu Inkubatora Technologicznego w Słupsku.<strong>Biuletyn</strong> rozsyłany jest do radnych, parlamentarzystów, sołtysów, jednostek OSP, szkół,domów kultury, jednostek organizacyjnych powiatu, firm biznesowych oraz urzędówmiast i gmin. Zamieszczany jest również na stronie internetowej: www.powiat.slupsk.plW numerze:• Kolejną sesję zdominowały drogi...............4• Konieczna rewitalizacja ..................................4• Nowoczesne centrum technologiczne.....6• Ślubowali rzetelnie pełnić powinnośćnauczyciela.........................................................6• Podziękowanie..................................................7• Mieszkańcy ich wybrali... ...............................8• Zdobyli tytuły mistrzowskie.........................9• Zreformować lecznictwo ..............................9• Targowe szaleństwo......................................11• Droga Jakubowa............................................12• Wykwintnie i światowo................................12• Jak oceniam pracę urzędników? ...............13• Dożynki w Dębnicy.......................................14• Bardzo smaczne ziemniaczki.....................14• Wróciły „Srebrne Niedźwiedzie” .............. 16• Pasjonat... z pasją ukrytą w piwnicy....... 16• Na szlaku polskich serc............................... 18• Przewodnicy....................................................19• Festiwal nie tylko filmowy ......................... 21• Polska godność.............................................. 22• Wolność bez rozumu................................... 23• Agenci byli w pegeerach............................ 24• Prawda o życiu i rosyjskich łagrach......... 26• Przezwyciężyć piekło na ziemi................. 26• Pociągiem do Rosji....................................... 28• Na obcej ziemi................................................ 30• Portugalia zaskakuje, zachwycai zastanawia..................................................... 32• Jeden z najbardziej znanych ..................... 34• Dlaczego Marynarka Wojenna wciąż jestnam potrzebna?............................................ 36


nie będzie zakazu przejzduKolejną sesjęzdominowały drogiDo przygotowanegoporządku obrad wrześniowejsesji Rady <strong>Powiat</strong>uSłupskiego zaproponowanojeszcze dwiedodatkowe uchwały,dotyczące też drógJedna dotyczyła przyjęcia przez powiatsłupski od gminy Damnica pomocyrzeczowej na budowę chodnika przy drodzepowiatowej w Karżniczce, drugą zawarciaumowy z gminą Kobylnica na drugietap przebudowy drogi powiatowej Kwakowo- Lubuń. Radny Zdzisław Kołodziejskipoprosił o przedstawienie informacji odziałalności rodzin zastępczych w powieciesłupskim.Przed rozpoczęciem sesji radna BarbaraPodruczna-Mocarska przekazała starościesłupskiemu pamiątkowy puchar zdobytyza udziału w regatach w kl. Optymistw Memoriale im. Jana Kołpy. W wyścigułodzi kabinowych, zorganizowanym przezJacht Klub Ustka, na trasie Ustka - Rowy -Ustka zwycięska okazała się załoga jachtuGryfita, a do sukcesu przyczyniła się m. in.przekazująca puchar radna powiatu.Interpelacje zgłoszone przez radnychdotyczyły w dużej mierze też dróg, m. in.remontów cząstkowych, utrzymania poboczy,ograniczenia prędkości, wycinkidrzew, ustalenia nowych zasad współfinansowaniaprzez gminy remontów drógczy wymiany znaków drogowych. Poproszonorównież o przedstawienie zbiorcze-w kępicachSpotkanie w tej sprawie zorganizowałw Kępicach starosta słupski, SławomirZiemianowicz, a wybór miejsca niebył przypadkowy. Kępice to jeden z ważniejszychośrodków, leżący dokładnie wpołowie tej trasy. W debacie uczestniczyliprzedstawiciele wszystkich samorządówleżących wzdłuż linii Ustka - Szczecinek,przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiegow Gdańsku, kierownictwo Zakładu Linii Kolejowychze Szczecina oraz Stowarzyszenia„Aktywne Pomorze” ze Słupska.Starosta poinformował zebranych, iżniebawem będzie modernizowana liniakolejowa od Piły do Szczecinka. Warto byłobyrównocześnie i kompleksowo poprowadzićprace na odcinku od Szczecinka doUstki. Podkreślił, iż trasa ta ma znaczeniestrategiczne i należy podjąć wspólny wysiłek,by zachęcić Polskie Linie Kolejowe S.A.do jej modernizacji.Sławomir Puchowski, zastępca kierownikaZakładu Linii Kolejowych ze Szczecinaprzedstawił dwa warianty rewitalizacjitej linii. Pierwszy to wydatkowanie 193 mlnzł na całkowity remont i unowocześnienie.Drugi miałby dotyczyć trasy z Miastka doUstki, na której można wprowadzić nowy,komputerowy system sterowania mijankami.Dodał, iż w późniejszym czasie możliwabędzie dalsza modernizacja i skrócenieczasu przejazdu o około dwadzieścia minut.Koszt tego rozwiązania oszacowanona ok. 20 mln zł. Na pierwsze rozwiązanienie ma pieniędzy, ale drugie możliwe jestdo realizacji.Ryszard Świlski, członek Zarządu WojewództwaPomorskiego poinformował,że na początku przyszłego roku w ramachRegionalnego Programu Operacyjnegoogłoszony zostanie konkurs na opracowaniedokumentacji technicznej linii. Studiumwykonalności też może być sfinansowaneze środków RPO. Władze wojewódzkiei wszystkie samorządy powinny więczachęcić kierownictwo PLK, by złożyłowniosek na opracowanie takiego studium,bez którego nie ma możliwości ubieganiaKoniecznSamorządowcyz powiatów szczecineckiego,bytowskiegoi słupskiegoopowiedzieli się zacałkowitą rewitalizacjąlinii kolejowejSzczecinek - UstkaFot. M. Matuszewska4POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


przedsiębiorcy mogą skorzystaćZa 40 milionówzłotych zbudowanoInkubatorTechnologiczny,który otwarto5 październikabr. w SłupskuFot. J. MaziejukNowoczesne centrum technInwestycję zrealizowano w ciągu zaledwie13 miesięcy przy ulicy Portowej,nieopodal budowanego parku wodnego.Inwestorem była Pomorska AgencjaRozwoju Regionalnego S.A. w Słupsku.25 zainwestowanych milionów dała UniaEuropejska. Zadaniem inkubatora jestniesienie pomocy mikro, małym i średnimprzedsiębiorcom w uruchomianiui prowadzeniu działalności wdrażającejnowe technologie. Na ponad siedmiutysięcach metrów kwadratowych powierzchnibiurowych i produkcyjnychbędzie działać kilkadziesiąt firm. Już rozpoczęłodziałalność kilka, a kolejne zapowiedziałyrozpoczęcie działalnościjeszcze w październiku br.Zorganizowano pracowanie specjalistyczne,audytorium dla 295 osób, salękonferencyjną dla 100 osób i sale narad.Słupski inkubator ma stać się centrumrozwoju przedsiębiorczości, szczególnietej z branż technologii informatycznych,metalowej automatyki i robotykioraz energii odnawialnej, a takżemiejscem z doskonałą bazą szkoleniowokonferencyjną.Dotychczas nie było gdziezorganizować międzynarodowej konferencji.Oddanie do użytku inkubatora zbiegłosię z obchodami 15-lecia działalnościSłupskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej,zarządzanej też przez Pomorską Agen-awanse nauczycielskieAkty nominacyjne wręczyli nauczycielom6 września starosta słupski- Sławomir Ziemianowicz i wicestarosta- Andrzej Bury. W uroczystościwzięli udział członkowie Zarządu <strong>Powiat</strong>uSłupskiego, przewodniczący komisji egzaminacyjnychoraz dyrektorzy jednostekoświatowych powiatu. Akty nadania stopniaawansu zawodowego odebrali: DorotaAgnieszka Kosucho, Bożena Szycko i KatarzynaWiśniewska - nauczyciele zajęć edukacyjno-terapeutycznychw SpecjalnymOśrodku Szkolno-Wychowawczym im. MarynarzaPolskiego w Damnicy, Ewa Schulz- nauczyciel wychowania fizycznego wZespole Szkół Agrotechnicznych im. WładysławaReymonta w Słupsku, Anna Drzewiecka- nauczyciel zajęć rewalidacyjnowychowawczychw Specjalnym OśrodkuSzkolno-Wychowawczym im. MarynarzaPolskiego w Damnicy - Filia przy Domu PomocySpołecznej w Machowinku, AgnieszkaMorzyńska-Burak - nauczyciel zajęć rewalidacyjno-wychowawczych,AleksanderWilbik - wychowawca i MarlenaJózefowicz - nauczyciel zajęć edukacyjnoterapeutycznych- wszyscy ze SpecjalnegoOśrodka Szkolno-Wychowawczego im.Marynarza Polskiego w Damnicy, AgnieszkaKwaśniewska Suda - nauczyciel językapolskiego i Leszek Borkowski - nauczycielprzedmiotów ochrony środowiska i chemii- oboje z Zespołu Szkół AgrotechnicznychŚlubowali rzetelnpowinność naucz17 nauczycieli otrzymało stopnie awansuzawodowego nauczyciela mianowanegoim. Władysława Reymonta w Słupsku, JoannaMolis - nauczyciel zajęć rewalidacyjno- wychowawczych w Specjalnym OśrodkuSzkolno-Wychowawczym im. MarynarzaPolskiego w Damnicy - Filia przy DomuPomocy Społecznej w Machowinku, Mag-6POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


pracują dla przyszłych pokoleńPodziękowanieologiczneFot. Archiwumcję Rozwoju Regionalnego w Słupsku. Wpięknej sali konferencyjnej pojawili sięnie tylko przedstawiciele władz, samorządowych,ale także przedsiębiorcy prowadzącydziałalność na terenie SłupskiejStrefy oraz rozpoczynający ją w nowo powstałymobiekcie. Warto przypomnieć,że strefa powstała w 1997 roku i wiąże sięz nią duże nadzieje w rozwoju przedsiębiorczościi ograniczaniu strukturalnegobezrobocia w regionie. (M.M.)ie pełnićycieladalena Rojewska - pedagog - logopeda wPoradni Psychologiczno-Pedagogicznejw Słupsku, Izabela Krawczyk, Renata Korbecka,Katarzyna Kawińska - wychowawcyw Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapii wUstce, Łukasz Stanisławski - nauczyciel historii,wiedzy o społeczeństwie i wychowaniado życia w rodzinie w Gimnazjum nr2 w Młodzieżowym Ośrodku Socjoterapiiw Ustce.W uroczystości nie wziął udziałuksiądz Roman Maziec - nauczyciel religii wZespole Szkół Agrotechnicznych im. WładysławaReymonta w Słupsku, który odwrześnia obowiązki nauczyciela pełni wpilskich szkołach.Wszyscy nominowani śubowali rzetelniepełnić powinność nauczyciela wychowawcyi opiekuna młodzieży, dążyć dopełni rozwoju osobowości ucznia i własnej,kształcić i wychowywać młode pokoleniew duchu umiłowania Ojczyzny, tradycji narodowych,poszanowania Konstytucji RzeczypospolitejPolskiej. (D.S.)<strong>Powiat</strong>owe obchody Dnia EdukacjiNarodowej odbyły się w tym roku12 października w utworzonymz dniem 1 września br. z połączenia w jedenzespół - Zespołu Szkół Ogólnokształcącychi Zespołu Szkół Technicznych wUstce. W uroczystości wzięło udział wieluprzedstawicieli władz samorządowych izaproszonych gości. Po powitaniu wszystkichprzez dyrektora usteckiej szkoły, JózefaMasłowskiego,życzenia nauczycielomi pracownikomoświatyzłożył starostasłupski SławomirZiemianowicz.Życzył przedewszystkim jak najmniejproblemóww funkcjonowaniuoświaty i szkółspowodowanychdokuczającym odkilku lat niżem demograficznymiFot. M. Matuszewskakłopotami finansowymisamorządów.Zasłużonympracownikom, którymw tym rokuprzyznano medalepaństwowe, starostawręczył posymbolicznej róży,bo po medale te musieli się udać 15 październikado Dworu Artusa w Gdańsku.Złoty Krzyż Zasługi odebrała tam ElżbietaSzczypek - wychowawca w SpecjalnymOśrodku Szkolno-Wychowawczym im.Marynarza Polskiego w Damnicy, MedalZłoty za Długoletnią Służbę - Maria Barańska- emerytowany nauczyciel fizyki i chemii,wiceprezes Związku NauczycielstwaPolskiego w Ustce i Halina Siewruk - sekretarzw Zespole Szkół Ogólnokształcącychi Technicznych w Ustce; Medal Srebrny zaDługoletnią Służbę - Małgorzata Ossowska- emerytowany nauczyciel fizyki, aMedale Brązowe - Monika Dymek - nauczycieljęzyka angielskiego, Izabela Kramarczuk- nauczyciel języka rosyjskiego ibibliotekarz oraz Marta Wyrzykowska - nauczycieljęzyka angielskiego - wszystkie ztego samego Zespołu Szkół.Medal Komisji Edukacji Narodowejotrzymała Bożena Łowiecka - nauczycielgeografii i etyki w Zespole Szkół Ogólnokształcącychi Technicznych w Ustce, prezesZwiązku Nauczycielstwa Polskiego wUstce.Od wielu gości usłyszelinaprawdę wieleciepłych i miłychsłów pod swoimadresemStarostwa wręczył także swoje nagrodywyróżniającym się w pracy nauczycielomi wychowawcom. W tym roku otrzymalije: Katarzyna Ozimek - wicedyrektorw Zespole Szkół Ogólnokształcących iTechnicznych w Ustce, Agnieszka Wojewoda-Łukowczyk- pedagog w Poradni Psychologiczno-Pedagogicznejw Słupsku, JaninaSulewska - nauczyciel matematyki wZespole Szkół Ogólnokształcących i Technicznychw Ustce, Bożena Szycko - nauczycielzajęć edukacyjno-terapeutycznych wSpecjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczymim. Marynarza Polskiego w Damnicy,Alicja Zielińska - wicedyrektor w ZespoleSzkół Agrotechnicznych im. WładysławaReymonta w Słupsku i Arnold Szczucki -nauczyciel języka niemieckiego i językarosyjskiego w Zespole Szkół Ogólnokształcącychi Technicznych w Ustce.Dyrektorskie nagrody swoim pracownikomwręczył Józef Masłowski. Odwielu gości, oprócz gratulacji i życzeń,nauczyciele usłyszeli naprawdę wieleciepłych i miłych słów pod swoim adresem.(M.M.)POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 20127


prezentacje - radni powiatu słupskiegoMieszkańcy ich wybrali...Fot. ArchiwumSŁAWOMIRZIEMIANOWICZPochodzę... z Kępic. Tam mieszkamprzez cały czas, poza latami spędzonymina studiach w Gdańsku.Wiek... życie zaczyna się po pięćdziesiątce,a ten „cudowny” dlamnie czas zaczął się w ubiegłymroku.Wykształcenie... wyższe politechniczne- magister inżynier do kwadratu,dwa fakultety, elektrotechnikaokrętowa oraz organizacja i zarządzanie.Pracuję w... Starostwie <strong>Powiat</strong>owymw Słupsku na stanowisku starostysłupskiego.Moja rodzina... to żona Ewa, córkaAnia i dwóch dorosłych synów - Wojteki Andrzej.Z samorządem jestem związanyod... od chwili jego powstania, czyliod 1990 roku. Przez osiem lat byłemradnym gminy i miasta Kępice i zastępcąburmistrza, a w latach 1998-2002 sekretarzem miasta Ustki. Od1998 roku zostałem radnym powiatusłupskiego, a w latach 2002-2006pracowałem jako wicestarosta słupski.Po wyborach samorządowych w2006 roku objąłem stanowisko starostysłupskiego, w 2010 roku ponowniewybrano mnie na to stanowisko.Zostałem radnym po raz pierwszy,bo... akceptowałem to, co niosłafala przemian ustrojowych. Dlamnie był to dobry czas i sposób narealizację własnych planów.Realizuję się w pracach komisji...przede wszystkim realizuję sięjako starosta słupski, a pracuję wkomisjach - Rolnictwa, Środowiska iBezpieczeństwa Publicznego, a takżeBudżetu i Finansów oraz Rozwoju<strong>Powiat</strong>u.Dobry samorządowiec to... osoba,która wie co mówi, a nie mówito, co wie. Stawia dobro wspólneprzed własne, traktuje swoją działalnośćjako służbę.Atutem powiatu słupskiegojest... przyroda, czyli wszystko conas otacza, to co stworzyła natura,a więc morze, różnorodne lasy, rzekii przepiękne jeziora. Można znaleźću nas dużo spokoju, ale też i wieleatrakcji. Niewątpliwym atutem powiatusą wyjątkowi ludzie.Gościom najczęściej pokazuję...ruchome wydmy w Słowińskim ParkuNarodowym, Kluki, Swołowo orazróżne zabytki, z pałacem Bismarckaw Warcinie na czele. Jesteśmy morskimpowiatem, więc zawsze gościechcą jechać nad morze. Najczęściejodwiedzamy Ustkę, Rowy czy Poddąbie.W ludziach cenię... mądrość,otwartość i życzliwość. Cenię ludzi,którzy mają pasje.Najbardziej nie lubię... głupoty,gadulstwa i populizmu.Moja największa zaleta i wada...zapewne nie będę obiektywny,mówiąc o swoich zaletach, więcniech ocenią mnie inni. O wadachjuż łatwiej, a jedną z nich jest ostatniobrak cierpliwości, żeby kogoś dokońca wysłuchać, zdarza się, że przerywamw trakcie mówienia.Ulubione miejsce na wypoczynek...kiedyś chciałem być marynarzem,więc kocham pełne morze.Intryguje mnie jego wielkość i siła...Lubię też wypoczywać w górach,najchętniej w polskich Tatrach.Mój największy sukces... rodzina.Zawodowy - w czasie ostatnich wyborówsamorządowych ponowniezostałem wybrany na starostę, a rodzinato jeszcze wytrzymuje.Największe marzenie... dalekiepodróże, na które teraz nie mamczasu.Motto życiowe... ceną wielkości jestodpowiedzialność (Winston Churchill).Jesteśmy odpowiedzialni nietylko za to, co robimy, ale także za toczego nie robimy. Każdy sukces niesieze sobą wielką odpowiedzialność, tymwiększą, im większy jest jego zasięg...Fot. J. MaziejukRYSZARD STUSPochodzę... z gdyńskiej rodziny marynarskiej.Byliśmy - z siostrą i bratem- wychowywani głównie przez mamęz długimi okresami rozłąki z ojcem.Kaszubą jestem tylko z miejsca urodzenia,gdyż moi rodzice wywodząsię z województw białostockiego i lubelskiego.Tato przyjechał po wojniedo Gdyni, uznając to miejsce bezpieczniejszymod okręgu lubelskiego,gdzie był żołnierzem AK więzionym w1944 przez NKWD. Na wsi - w DębnicyKaszubskiej - zamieszkaliśmy w następstwiestudenckiego obozu naukowegow 1976 roku. Badaliśmy tamnarażenia zawodowe pracownikówgarbarni i w ten sposób zawiązała sięsympatia do regionu i mieszkańców.Wiek... 59 lat.Wykształcenie... lekarz medycyny,specjalista anestezjologii i intensywnejterapii ukierunkowany na leczenie ciężkichstanów noworodka. W latach 1990- 2004 ordynator Oddziału Anestezjologiii Intensywnej Terapii Dziecięcej wSłupsku, wyspecjalizowanego w ratowaniunoworodka wcześniaczego.Pracuję... w Wojewódzkim SzpitaluSpecjalistycznym w Słupsku od1978 roku, a od września 2004 rokujestem jego dyrektorem.Moja rodzina... żona Krystyna - lekarz,specjalista medycyny rodzinnej,pediatra, prowadzi ośrodki zdrowiaw Dębnicy Kaszubskiej i w Borzęcinie,córka Olga - pedagog i historyk sztukiw południowej Anglii, syn Bartłomiej- lekarz rodzinny, synowa Karolina idwóch wnuków: Mateusz i Marcin:niestety w Nowej Zelandii...Z samorządem jestem związanyod... 1989, a mocniej od 1997 roku,kiedy to z Unii Wolności startowałemdo Sejmu RP (zdobyłem drugiemiejsce na liście po Janie Królu). Od1998 bez przerwy jestem radnympowiatu, w tym od sześciu lat przewodniczącymRady <strong>Powiat</strong>u.Zostałem radnym, bo... Stusowiezawsze byli społecznikami, a w perspektywieprzemian ustrojowychnabrałem przekonania, że bycie radnymbędzie wreszcie miało sens.Realizuję się w pracach komisji...jako przewodniczący od półtorejkadencji nie mogę pracować wkomisjach. W przeszłości angażowałemsię w komisjach pokrewnych zmoim zawodem.Dobry samorządowiec to... ten,który nie realizuje tylko własnego widzimisię,ale rozumie, że bycie radnymto gra zespołowa z ludźmi o podobnychpoglądach na rzecz wyborców,którzy obdarzyli nas zaufaniem.Atutem powiatu słupskiego jest...wszystko to, co składa się na naszą pozycjęlidera w rankingu Związku <strong>Powiat</strong>ówPolskich, oczywiście na tle cudownegopołożenia geograficznegoi zasobów ludzkich (niestety, niewystarczającojeszcze wykorzystanych).Gościom najczęściej pokazuję...Szpital. Wojewódzki Szpital Specjalistycznyw Słupsku jest jednymz najnowocześniejszych w Europie.To sukces samorządów - marszałkowskiegoi słupskiego oraz samegoszpitala, który koordynował zakończeniebudowy i pozyskał ogromnekwoty z funduszy pomocowych.W ludziach cenię... mądrość iuczciwość.Najbardziej nie lubię... komarów.Moja największa zaleta i wada...zaleta to wyniesiona z rodzinnegodomu skłonność do porządkowaniawszystkiego i wszędzie. Wada - to cou każdego normalnego mężczyzny -lenistwo.Ulubione miejsce na wypoczynek...to narty w Alpach, ciepłe krajedla przedłużenia polskiego lata iwłasny ogród. Codziennie znajdujęgodzinę na spacer z psem, zresztą onpilnuje tego niesłychanie zawzięcie.Mój największy sukces... rodzina iwszystko to co wiąże się z moim zawodem.Największe marzenie... latać. Jeszczenie wiem na czym, ale myślę...Motto życiowe... prawda zawszesię obroni.Zanotowała:Maria MatuszewskaFot. J. Maziejuk8POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


Nagrody przyznano za wysokie wynikisportowe w międzynarodowym ikrajowym współzawodnictwie. 27września br. odebrali je: Aleksandra Karpukz Przewłoki - za zdobycie srebrnego medaluw kategorii juniorów w karate kumie dziewczątna Mistrzostwach Europy w Saragossie,w maju br., Joanna Terefenko z Ustki - zazdobycie tytułu mistrza Polski w biegach na2000 metrów z przeszkodami na MistrzostwachPolski Juniorów, w czerwcu br. wBiałymstoku, Dawid Kościów - także z Ustki- za zdobycie tytułu Akademickiego MistrzaPolski w rzucie oszczepem, w maju br.w Bydgoszczy. Wszyscy otrzymali po 500 zł.Nagrodę otrzymał także Henryk Michalski- trener Lekkoatletycznego KlubuSportowego „Jantar” Ustka za osiągnięcia wpracy z młodzieżą i doprowadzenie swoichzawodników do tytułów mistrzowskich.Na uroczystości wręczenia nagród,Patryk Błaszczyk - zawodnik LekkoatletycznegoKlubu Sportowego „Jantar” w Ustce,laureat nagrody starosty i uczestnik wyjazduna XXX Letnie Igrzyska Olimpijskie wLondynie podzielił się swoimi wrażeniami zpobytu na tej imprezie. Powiedział, że byłaFot. P. Błaszczykza dobre wynikiZdobyli tytułymistrzowskieNajlepsisportowcyz powiatuodebralinagrodyStarostySłupskiegoto dla niego niezapomniana przygoda. Miałokazję nie tylko gorąco kibicować polskimsportowcom, ale także podziwiać ich podczasuroczystości wręczania medali. Dwunastodniowypobyt w Londynie na długopozostanie w jego pamięci. (D.Z.)Zreformować lecznictwoPora, wzorem innych krajów, porzucić system oparty nazałożeniach Bismarcka i Siemaszki i zwrócić się w kierunkumodelu konkurencji - napisali starostowie pomorscy do AgnieszkiPachciarz - prezesa Narodowego Funduszu ZdrowiaKonwent Starostów Województwa Pomorskiegoanalizując sytuację w ochroniezdrowia, wystosował pismo do AgnieszkiPachciarz - prezesa Narodowego FunduszZdrowia, w którym zwraca uwagę na kilkanurtujących samorządowców problemów.Wnosi o zdefiniowanie pojęcia szpitaloraz urealnienie wyceny oraz sposobukontraktowania usług medycznych. Ustawaz dnia 15 kwietnia 2011 r. o działalnościleczniczej określa szpital jako przedsiębiorstwopodmiotu leczniczego, w którymwykonuje on działalność leczniczą, udzielającświadczeń szpitalnych. Świadczeniasą kompleksowe, wykonywane całą dobę ipolegają na diagnozowaniu, leczeniu, pielęgnacjii rehabilitacji - nie mogą być realizowanew ramach innych stacjonarnychi całodobowych świadczeń zdrowotnychlub ambulatoryjnych świadczeń zdrowotnych.Świadczeniami szpitalnymi są takżeświadczenia udzielane z zamiarem zakończeniaich udzielania w okresie nieprzekraczającym24 godzin. Inne określenia mówią,że jest to stacjonarny zakład opiekizdrowotnej, w którym udziela się całodobowychi całodziennych świadczeń zdrowotnych,posiadający oddziały szpitalne,pion diagnostyczny, zabiegowo-leczniczyi rehabilitacyjny oraz zaplecze techniczno-gospodarcze.Jest to wyodrębniony organizacyjniezespół osób i środków majątkowych,utworzony i utrzymywany w celuudzielania świadczeń zdrowotnych i promocjizdrowia.Starostowie opowiadają się za określeniemzadaniowym. Ich zdaniem szpitalwiodący w regionie powinien dysponowaćstrukturą, personelem oraz składnikamimajątkowymi niezbędnymi do przejęciaodpowiedzialności za zaspokojeniepotrzeb w zakresie lecznictwa stacjonarnegoosób przebywających na określonymterenie. Ze względu na zmieniające się metodyleczenia, liczbę łóżek i oddziałów należytraktować orientacyjnie. Wyjątkiemjest liczba stanowisk intensywnej opiekimedycznej. Standardem powinno być stałeutrzymanie czterech stanowisk intensywnejterapii na 100 tys. mieszkańców.Rozmieszczenie takich oddziałów powinnozapewnić dotarcie do nich chorego w czasienie dłuższym niż 30 minut (z uwzględnieniemprzepraw przez rzeki, przejazdówkolejowych itp.). W praktyce oznacza torozmieszczenie oddziałów poza obszaramidużych aglomeracji miejskich co 30 kilometrów.Finansowanie oddziałów intensywnejterapii powinno opierać się na kwocie „zagotowość” oraz dodatkowo na pokryciukosztów wykonanych usług medycznych.Rozliczenia świadczeń intensywnej terapiinie mogą podlegać limitowaniu. Ze względówpraktycznych szpital wiodący (średniojeden na 100 tys. mieszkańców) powinienzapewniać zaspokojenie ok. 80 proc. potrzeblokalnej populacji w zakresie lecznictwastacjonarnego. W tym celu powinienon zapewniać leczenie stacjonarne w zakresie:chirurgii ogólnej, chorób wewnętrznych,pediatrii, ginekologii i położnictwa,anestezjologii i intensywnej terapii.zdrowiePOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 20129


przyjechało ponad stu wystawców z pomorzaskim cennikiem, konkretne usługi medyczne.Wraz z systemem ratownictwa pożarowego,chemicznego i drogowego itp., systemPRM powinien funkcjonować jako zespółplacówek publicznych, pozostającychpod kontrolą administracji państwowej.Na zakup usług powinny obowiązywaćstałe ceny urzędowe określone rozporządzeniemMinistra Zdrowia. Świadczeniodawcówpowinien wskazywać wojewodapo zasięgnięciu opinii jednostek samorząduterytorialnego. Podstawą organizacyjnąfunkcjonowania systemu powinien byćplan zatwierdzony przez Ministra Zdrowiawzbogacony o dane finansowe.Zmianę systemu finansowania świadczeńmedycznych tak uzasadniają: - Systemfinansowania świadczeń w Polsce nie przetrwałpróby czasu. Monopol płatnika wobecsilnej konkurencji podmiotów powoduje zamieszaniei narastanie zadłużenia placówekpublicznych, nie zaś oczekiwany i wielokrotniezapowiadany wzrost jakości świadczeń.Dopuszczanie do koszyka świadczeń szpitalnychwielu drobnych uczestników powodujeprzesuwanie procedur nierentownychw stronę placówek publicznych, zaś tych owysokiej stopie zwrotu - do małych, prywatnychośrodków. Istota konstrukcji systemuJednorodnych Grup Pacjentów polegana grupowaniu świadczeń według zaawansowaniazasobów niezbędnych do ichrealizacji. Polityka szerokiego dostępu tzw.szpitali do finansowania świadczeń szpitalnychodnosi odwrotny skutek. Skutkuje onabowiem rozdzieleniem grup na opłacalnei nieopłacalne dla realizatora. Większośćszpitali funkcjonuje nadal w formule SPZOZ-ów, co słabo motywuje je do prowadzeniaracjonalnej gospodarki finansowej.- W Polsce praktycznie nie istniejebranża produkcyjna wyrobów medycznych,a w szczególności specjalistycznejaparatury medycznej - czytamy dalej w piśmie.- Szpitale dokonują zakupu urządzeńu producentów zagranicznych oferującychzbliżone ceny dla całej Europy centralnej.NFZ jako monopolista utrzymał swą siłę jakopłatnik publiczny, jednakże poza trudnądo przecenienia stabilnością oraz terminowościąwywiązywania się ze zobowiązań, wżaden sposób nie oddziałuje on jakościowona rynek usług medycznych. Pora, wzoreminnych krajów, porzucić system oparty nazałożeniach Bismarcka i Siemaszki i zwrócićsię w kierunku modelu konkurencji, choćbykilku płatników.Dalej czytamy jeszcze: - Samorządypowiatowe jako pierwsze w kraju wzięłyna siebie olbrzymią odpowiedzialność zaochronę zdrowia swoich mieszkańców, dokonującgłębokiej restrukturyzacji i zmianformalno-organizacyjnych w zarządzanychszpitalach. Mając na względzie niepokojącąsytuację na terenie Pomorza, apelujemyo podjęcie działań, które umożliwią samorządomzaspokojenie potrzeb zdrowotnychmieszkańców powiatów. (z)TargoweszaleństwoTypowo jesienna aura - deszcz i silnywiatr nie odstraszyły wystawców i kupującychdo udziału w targach. Do Strzelina 6 -7 października zjechało ponad stu wystawcówz całego Pomorza i innych regionówPolski. Można było zaopatrzyć się w owoce,warzywa, a także sadzonki drzew owocowychi ozdobnych, nasiona, cebulki, krzewy ikwiaty ozdobne. Nie zabrakło różnych akcesoriówdla ogrodników i majsterkowiczów.Były stoiska rękodzieła ludowego, z wyrobamigóralskimi, z drewna czy wikliny. Chętnieodwiedzano stoiska z miodami, produktamipszczelimi i nalewkami. Nie brakowało teżstoisk jarmarcznych, z artykułami gospodarstwadomowego, odzieżą i obuwiem.W niedzielę imprezą towarzyszącąbył pokaz psów rasowych, konkurs na najładniejszestoisko i najciekawszy produkttargowy. Hitem okazał się jednodniowysok jabłkowy z Gospodarstwa AgroturystycznegoFeliksa Karnickiego z Głobina,a najlepszym stoiskiem - Szkółka BorówkiWysokiej i Jagody Kamczackiej ZygmuntaLandowskiego z Lęborka.Sok jabłkowy z GospodarstwaAgroturystycznegoFeliksaKarnickiego z Głobinaokazał się hitemna Jesiennych TargachOgrodniczychw StrzeliniePuchar Starosty Słupskiego dla najładniejszegopsa - owczarka szkockiegotrafił w ręce Joanny Targowskiej.W tym dniu odbył się także konkurs kulinarny„Ziemniak na sto sposobów”, w którymswoje dania zaprezentowały koła gospodyńwiejskich. Pierwsze miejsce przyznanootoczakowi, przygotowanemu przez KołoGospodyń Wiejskich z Włynkówka. (M.M.)Fot. M. MatuszewskaPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201211


„bursztynowe kłosy” otrzymały wyóżniające się rodziny rolniczeWójt Eugeniusz Dańczak nagrodziłwszystkich kombajnistów ze swojej gminy,a najlepszy otrzymał honorową szablęz napisem „Bóg, Honor, Ojczyzna”.W powiatowym konkursie chleba ocenionochleb przywieziony przez sołectwa:Wiklino, Krępa Słupska, Starkowo, Wieszyno,Gogolewko, Redzikowo, KGW w Damnicy,Stowięcinie, Możdżanowie, Włynkówku,Piekarnię w Gardnie Wielkiej, OsiedleRedzikowo i gminę Kobylnica. Pierwszemiejsce i nagrodęw wysokości 350 złprzyznano Piekarniw Gardnie Wielkiej,drugie i 250 zł- Osiedlu Redzikowo,a trzecie i 200 zł- KGW w Damnicy.Do konkursuwieńca tradycyjnegoi niekonwencjonalnegozgłoszono15 wieńców, dwaprzywieziono pozakonkursem. Wieńcedo oceny przywiozłysołectwa:Górzyno, Obłęże,Szelewo, Starkowo,Święcichowo, Motarzyno,Podole Małe,Wieszyno, Wodnica,Włynkówko, Zagórki, Gardna Wielka /Gardna Mała, Świetlica Wiejska w Sieciachi gmina Kobylnica. W kategorii wieńca tradycyjnego(klasycznego) pierwsze miejscei nagrodę w wysokości 1500 zł przyznanogminie Kobylnica, drugie i nagrodę 1000zł - sołectwu Gardna Wielka / Gardna Mała,trzecie i nagrodę 600 zł - sołectwu Górzyno.W kategorii wieńca niekonwencjonalnegopierwsze miejsce i nagrodę wysokości1500 złzdobył wieniecŚwietlicy Wiejskiejw Sieciach,drugie i nagrodę1000 zł - wieniecsołectwaŚwięcichowo, atrzecie i nagrodę600 zł - sołectwaWłynkówko.O tytuł Gospodynii GospodarzaRoku2012 rywalizowałodziesięciorokandydatów.Fot. J. MaziejukGospodynią Roku2012 zostałaBarbara Stępień z gminy Kobylnica, a Gospodarzem- Andrzej Krzyżanowski z gminySłupsk. Po raz pierwszy przeprowadzono<strong>Powiat</strong>owy Turniej Tańca dla reprezentacjigmin. Pierwsze miejsce wytańczyła w nimpara z gminy Kobylnica, drugie - Smołdzina,a trzecie - Dębnicy Kaszubskiej. Dożynkoweświętowanie umilali soliści, zespołytaneczne i wokalne. Na scenie wystąpili:Wiktoria Badeńska i Oliwia Mądra, PaulinaPiotrkowska, Weronika Walloch, MałgorzataWargacka, Klaudia Otowicz i Roksana Kulpaz gminy Słupsk, seniorzy działający przyGOK w Dębnicy Kaszubskiej, kaszubski zespółdziecięcy „Jantar” z Motarzyna, dziecięcyzespół taneczny „Iskierki” z DębnicyKaszubskiej, artyści ze Studia Tańca Balanceze Słupska, zespół wokalny „AleBabki” zKobylnicy, solistki - Roksana Białek, NataliaGąsiorska i Aneta Piecek z gminy Ustka, zespoływokalne - Babiniec z Rowów, Sikorki”i „Szczebiotki z Kępic oraz Klęcinianki zgminy Główczyce. Gwiazdą wieczoru byłaAnna Żebrowska, która wystąpiła w przebojachAnny Jantar.Nie zbrakło kiermaszy, stoisk promocyjnychgmin, twórców ludowych, stoiskinstytucji obsługujących rolnictwo i sprzedawców.Najmłodszych uczestników zabawialibaloniarze.Maria Matuszewska, Słupsksmaczne ziemniaczkiło za ciepło. Spośród zgromadzonych przedsceną cztery osoby wzięły udział w rywalizacjikulinarnej zorganizowanej przez TomaszaKunysza, utytułowanego kucharza,właściciela „Gościńca Słupskiego” w Bydlinie.Podzieleni na dwie drużyny zawodnicymieli przygotować placki ziemniaczane,do których specjalne sosy sporządził sammistrz. Komisja oraz publiczność oceniaławalory smakowe, estetyczne i zapachoweprzygotowanych potraw. Żwyciężyli EwaMathiak z Dębnicy Kaszubskiej i TadeuszBubniak z Damnicy.Panie z Kół Gospodyń Wiejskich przygotowałydziesiątki różnych potraw ziemniaczanych- znanych, a także niespotykanychw lokalnych restauracjach. Każde zbiorących udział w imprezie dziewięciu kółi gospodarstw agroturystycznych walczyłow konkursie na najsmaczniejszą potrawę.Zwyciężyło Koło Gospodyń Wiejskichz Damnicy za wyjątkowo smaczne kotletyziemniaczane. Konkursowe potrawy ocenialiBożena Dykiel, Tomasz Kunysz i słupskirestaurator, Rafał Marglarczyk.W dorocznym konkursie sołtysów tytułSołtysa Roku 2012 wywalczył AndrzejŚlefarski z Wieszyna (gm. Słupsk), a SołtyskiRoku - Dorota Kauch-Peta - również z Wieszyna.Pan Andrzej jest sołtysem, a paniDorota zasiada w tamtejszej radzie sołeckiej.W konkursie wzięło udział ośmiu sołtysów.Na Pokopkach można było kupić ulubioneodmiany ziemniaków, cebulę, czosneki jabłka po atrakcyjnych cenach.Maria Matuszewska, Słupsksłupskie pokopkiPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201215


Wróciły „Srebrne NiKonkurs przeprowadzono po dwuletniejprzerwie z podsumowaniem 11października br. Kapituła przyznaław tym roku „Srebrne Niedźwiedzie 2011”w pięciu kategoriach: najciekawsza inwestycja,innowacyjny produkt roku, zielonafirma, gospodarstwo agroturystyczneoraz menadżer słupskiej gospodarki. Mimotrudnej sytuacji gospodarczej wielu przedsiębiorców,rolników prowadzących gospodarstwaagroturystyczne i menadżerówpodjęło rywalizację o najważniejszą nagrodęprzyznawaną w tym najbardziej prestiżowymkonkursie w regionie słupskim. Niektórzyzgłosili się po raz pierwszy, ale wieluprzedsiębiorców w konkursie brało udziałjuż kolejny raz. W tym roku po raz pierwszynagrodzono firmy za najciekawszą inwestycję,innowacyjny produkt roku orazekologię. Niezależnie od koniunktury gospodarczejz roku na rok słupskie firmy odnotowująpoprawę wyników finansowych,a ich działalność charakteryzuje uczciwośći przejrzystość. Udział w konkursie i zdobyciestatuetki powinno pomóc im w promocji,a także w dalszym rozwoju i utrzymaniumiejsc pracy w trudnym okresie załamaniagospodarczego.Zwycięzcom w poszczególnych kategoriachstatuetki „Srebrnych Niedźwiedzi”,a nominowanym plakiety „SrebrnegoNiedźwiedzia” (za nominacje) wręczali starostasłupski Sławomir Ziemianowicz i prezydentSłupska Maciej Kobyliński, oni takżeuroczyście otworzyli tegoroczną galę.Laureatem w kategorii zielona firma zosta-Kompletuje zbiorybanknotów, bilonu,medali i odznaczeń,korzystając z pomocymarynarzy, turystówi globtroterów.Wspaniałe zbioryfilatelistyczne stawiajągo w grupienajwiększych zbieraczyna PomorzuW Pałacu Aureus w Słupsku podczas GaliKonkursu „Srebrny Niedźwiedź” - Lider PromocjiSłupskiej Gospodarki, ogłoszono MenadżeremRoku 2011 Andrzeja Wójtowicza- prezesa spółki Wodociągi Słupskły Wodociągi Słupsk Sp. z o.o. ze Słupska,nominowanymi byli jeszcze: PrzedsiębiorstwoGospodarki Komunalnej ze Słupskaoraz Scania Production Słupsk S.A. „SrebrnegoNiedźwiedzia” za najciekawszą Inwestycjęotrzymała Hydro-Naval Adkonis,Michałek, Sobków Sp.J. za nowoczesny zakładprzemysłowy zbudowany w SłupskiejSpecjalnej Strefie Ekonomicznej w Redzikowie.Nominowani byli jeszcze: PGK Sp. zPasjonat... z paKiedy spotykamy się na ulicy natychmiastznajdujemy tematy do rozmów, którychkanwą są wspomnienia. Mamy bowiemco wspominać, ponieważ wychowywaliśmysię na sąsiednich ulicach w czasachróżniących się od obecnego skomplikowanego,mówiąc eufemistycznie, życia.Łączą nas nadal podobne pasje i zamiłowania.Euzebiusz Marciniak to znany w BytowieZebek - trener Czesława Langa, mistrzaświata, medalisty olimpijskiego wkolarstwie. Obecnie - emeryt zakochanyw swojej działce, a przede wszystkim hobbistai <strong>kolekcjoner</strong>. Kiedyś w przypływiedobrego humoru zaprowadził mnie dokilku (!) piwnicznych magazynów, w którychprzechowuje swoje skarby. Wielkośćzbiorów przyprawia o zawrót głowy. Interesujego wszystko, co stare, zabytkowe,historycznie udokumentowane. Zna historiępozyskania wszystkich eksponatów - asą ich setki. Znaczną część zbiorów stanowiąmilitaria, a wśród nich kolekcja ponaddwustu bagnetów wojskowych, kilkadziesiątszabel z różnych okresów oraz kord rycerskiz XII wieku i groty strzał scytyckichz III i IV wieku, które udało mu się zdobyć,przeszukując stragany na Jarmarku Dominikańskim.Osobny rozdział to starodruki i dokumentyhistoryczne, m.in. Biblia wydana w1780 roku, Talmud, czyli zbiór przepisówjudaizmu w języku idisz z 1876 roku orazwspaniale wydane „Obrazki świątecznekościoła rzymskokatolickiego wydane za16POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


słupskie firmy odnotowują poprawę wyników finansowychFot. J. Maziejukedźwiedzie”o.o. w Słupsku - za rozbudowę systemu pozyskiwaniagazu składowiskowego i wykorzystaniego do produkcji energii elektryczneji cieplnej w zakładzie UnieszkodliwianiaOdpadów w Bierkowie oraz Aerosol ServiceSp. z o.o. w Charnowie - za uruchomienieprodukcji odświeżaczy powietrza typuMini Spray.W kategorii gospodarstwo Agroturystycznenajlepsze okazało się Ranczo wDolinie z Dębnicy Kaszubskiej Witolda Piwońskiego.Pozostali nominowani to: PałacMonbijou w Poganicach oraz Oaza Ajax wRedwankach Kolonii (w gminie Ustka).Najlepszym innowacyjnym produktemroku uznano urządzenie do prasowaniamateriału drzewnego - P.W. IZO-METALSZYDŁO z Bolesławic. Pozostali nominowaniw tej kategorii to: bezfundamentowawaga kolejowa MARKS-K400 wyprodukowanaw zakładzie MASA Zenona Kolankowskigoz Reblinka oraz grzejnik elektryczny„NOGEN” firmy TERMO-EKO Sp. zo.o. z Kobylnicy.Wiele emocji towarzyszyło ogłoszeniunazwiska menadżera słupskiej gospodarki.Ten zaszczytny tytuł za rok 2011 zdobył AndrzejWójtowicz - prezes spółki WodociągiSłupsk. Nominowany był jeszcze tylko HenrykSzyc prowadzący Centrum EdukacyjneTechnik s.c. w Słupsku.Galę uatrakcyjnił występ solistów CapelliGedanensis z Gdańska. W jedenastuedycjach konkursu na lidera słupskiej gospodarkinagrodzono już 221 firm - wręczono85 statuetek i 131 plakiet „SrebrnegoFot. J. MaziejukNiedźwiedzia” oraz 6 nagród specjalnych.Najwięcej, bo aż 29 nagród przyznano wedycji z 1999 roku - 14 statuetek i 15 plakiet.(M.M.)***W dniach 11-12 października odbyłysię IX Słupskie Dni Gospodarki. Tematamigłównymi pierwszego dnia była przyszłośćbranży BPO/SSC w regionie i wydobyciegazu łupkowego jako szansa na rozwój ziemisłupskiej. O gazie łupkowym głośno jestostatnio w naszym kraju. Firmy świadcząceusługi BPO / SSC w Polsce pracują główniedla dużych międzynarodowych firm i oferująszeroką gamę usług, które obejmująmiędzy innymi: systemy IT, finanse i księgowość,badania i rozwój, magazynowanie ilogistykę magazynową.Drugiego dnia dyskutowano na tematprzyszłości specjalnych stref ekonomicznychoraz możliwości jakie stwarza rewitalizacjastarej zabudowy miejskiej. W dyskusjina ten ostatni temat swoimi doświadczeniamidzielili się też reprezentanci miastpartnerskich Słupska - Flensburga, Carlisle,Archangielska i Fredrikstad. Bezpośrednidostęp do morza jest niekwestionowanymatutem naszego regionu, w związkuz tym ostatnią poruszaną kwestią był rozwójbranży przetwórstwa rybnego na ziemisłupskiej. (U.F.)sją ukrytą w piwnicypozwoleniem władzy biskupiej w Fuldziena rzecz ubogiego kościoła św. Józefa wSoden - Solenbergu w obwodzie karelskim”.Wspaniałe zbiory filatelistyczne stawiajągo w grupie największych zbieraczyna Pomorzu. Jest prezesem Koła PolskiegoZwiązku Filatelistycznego w Bytowie. Jednakpan Euzebiusz najbardziej sobie cenizamiłowanie do numizmatów. To hobbycenione na całym świecie, więc utrzymujekontakty - jak twierdzi - z przyjaciółmi zwielu krajów. Kompletuje zbiory banknotów,bilonu, medali i odznaczeń, korzystającz pomocy marynarzy, turystów i globtroterów.Kiedyś zorganizował swoje - jakje nazywa - małe muzeum. Odwiedzały jesetki turystów, dziennikarze z kraju i zagranicy,wojskowi i harcerze. Z dumą i sentymentempokazuje opasłą księgę pamiątkowąpełną pochwalnych wpisów, stanowiącąostatni dokument zainteresowania,jakim cieszyło się jego muzeum. Na skutekniezależnych od siebie powodów zmuszonybył je zlikwidować. W lokalu po starymkinie, gdzie funkcjonowało, uwiła bowiemsobie gniazdko Biedronka.Nie otrzymał żadnej propozycji lokalowej,w związku z czym setki wspaniałycheksponatów powędrowały do piwnic i magazynów,gdzie skutecznie niszczeją. - Moimmarzeniem jest uruchomienie małegoantykwariatu, gdzie mogliby spotykać sięzbieracze hobbiści, a eksponaty stanowiłybyprzyczynek do zainteresowania sięzbieractwem. Bez pomocy władz oraz profesjonalnychmuzealników mój zamiar niezostanie zrealizowany - żali się pan Marciniak.Piszę te słowa, by oddać szacunek zamiłowanemuzbieraczowi, ale też z myśląo zainteresowaniu nim członków OddziałuPolskiego Towarzystwa Numizmatycznegoze Słupska. Być może ten tekst nakłoniich do skontaktowania się z panemEuzebiuszem i uprzyjemni życie naprawdęwielkiego zbieracza. Aby sprawie dodaćpikanterii, informuję, że pan EuzebiuszMarciniak jest Honorowym ObywatelemBytowa. Zapewne miło mu będzie, gdyktoś z podobnych entuzjastów zbieractwanapisze do niego parę słów i nawiąże koleżeńskiekontakty.Andrzej Szczepanik, Bytówwspaniałe zbioryPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201217


Na szlaku polskich sercWiele jest miejsc, gdzie historia Polskipisana była krwią i tęsknotą za ojczyznąhistoria pisana krwią i tęsknotąListopad to czas szczególny. Drzewajuż niemal ogołocone z liści, coraz chłodniejszywiatr wdziera się pod jesienną kurtkę,a słońce szybko chyli się za horyzont. Tomiesiąc wdzięcznej pamięci o tych, którychkochaliśmy i o tych, którzy tworzyli historię.Podróże po Europie uczą nas tej wdzięczności,zwłaszcza jeżeli zajrzymy na duże,europejskie cmentarze w Paryżu, Wilnie,Lwowie czy na Monte Cassino. Wiele jestmiejsc, gdzie historia Polski pisana byłakrwią i tęsknotą za ojczyzną. Klimat Paryżato Montmartre z uroczymi kafejkami i artystamipróbującymi zachwycić turystówswoimi pracami. Trudno też nie wspiąć sięna „Żelazną damę”, dumnie górującą nadinnymi atrakcjami stolicy Francji. Na miłośnikówsztuki i historii czeka Wersal, Luwri wiele zabytkowych obiektów, ale nam,Polakom, nie przystoi ominąć CmentarzaPère - Lachaise. To tam, pośród wiekowychdrzew odnajdziemy pomnik Fryderyka Chopina,działaczy niepodległościowych (m.in.Jarosława Dąbrowskiego, Adolfa Rozwadowskiego),powstańców (m.in. KazimierzaSkarżyńskiego, Stanisława Gawrońskiego,Teodora Morawskiego, a także Józefa Wysockiegow zbiorowej mogile), generałów ipolityków. Spoczywają tu także znane z historiikobiety, na przykład Ewelina Hańska,czy serce hrabiny Marii Walewskiej. Spacerw zadumie po alejkach największego paryskiegocmentarza (spoczywa na nim okołomiliona osób) to wyjątkowa lekcja historiii powiew patriotyzmu. Ludzie, dla którychnajwiększą świętością było dobro ojczyzny,często musieli spocząć z dala od niej.Cmentarz Na Rossie w Wilnie to kolejnyprzystanek na szlaku polskich serc.Tu także spoczywają zmarli, którzy swojątwórczością i oddaniem sławili imię Rzeczypospolitej.By uzmysłowić sobie niezwykłąprzeszłość tych ziem i tego miasta, wystarczyprzytoczyć kilka nazwisk: Wacław Dziewulski(fizyk), Antoni Józef Gliński (bajkopisarz),Władysław Horodyjski (filozof), MariaPiłsudska z Koplewskich (pierwsza żonaMarszałka), Joachim Lelewel (historyk, polityk),Józef Łukaszewicz (geolog), Rafał Radziwiłłowicz(lekarz), Euzebiusz Słowacki(dramatopisarz, ojciec Juliusza Słowackiego),Władysław Syrokomla (poeta), a takżebrat i siostra Józefa Piłsudskiego oraz wieluinnych, zasłużonych Polaków. Po lewejstronie bramy cmentarza znajduje się gróbMarii z Billewiczów Piłsudskiej, miejsce pochówkuurny z sercem Józefa Piłsudskiego.Gdy przechodzimy między mogiłami, niewielkiejpotrzeba wyobraźni, by usłyszećodgłos salw armatnich, jęki konających żołnierzyi tętent Kasztanki. Wystarczy przymknąćoczy, by usłyszeć odgłosy historii.To jakby serca zmarłych wciąż biły, a ich, wproch zamienione, usta opowiadały o wielkiejmiłości do ojczyzny.We wschodniej części Lwowa, wśródalei starego drzewostanu, położona jestnajstarsza nekropolia Lwowa, Cmentarz Łyczakowski.Spoczywa tu wielu zasłużonychdla Polski i Ukrainy, a same nagrobki równieżw wielu przypadkach stanowią dużąwartość artystyczną. Tu także odnajdziemygroby kryjące doczesne szczątki wybitnychPolaków: Stefana Banacha (matematyka),Władysława Bełza (poety), Artura Grottgera(malarza), Marii Konopnickiej (poetki), GabrieliZapolskiej (pisarki) i wielu innych, zasłużonychdla rozwoju nauki, kultury. W tymFot. P. Sikorskimieście i na tej nekropolii, polskie ślady widocznesą w wielu miejscach. Odczytujemyhistorię pisaną życiem naszych rodaków.Autonomiczną częścią Cmentarza Łyczakowskiegojest Cmentarz Orląt (CmentarzObrońców Lwowa). To dla Polaków miejsceświęte, kryjące groby uczestników obronyLwowa i wschodniej Małopolski z lat 1918- 1920 lub zmarłych w latach późniejszych.Cmentarz Orląt, gdyż spośród trzech tysięcypochowanych żołnierzy, większość toLwowskie Orlęta, młodzież szkół średnich iwyższych oraz inteligencja.Wreszcie Monte Cassino, jedno z wielumiejsc obficie zroszonych męczeńskąkrwią polskich żołnierzy. Leżą tu ci, którzypolegli między 11 a 19 maja 1944 roku. Nawzgórzu, nieco poniżej strzelającego wniebo opactwa Benedyktynów, połyskująw słońcu Italii jednakowe szeregi jasnychmogił. Ustawione, jak żołnierze w szyku,choć to już nie bojowa formacja polskichbatalionów, które zasłynęły niezwykłympoświęceniem, odwagą i determinacją. NaPolskim Cmentarzu Wojennym na MonteCassino spoczywa 1072 żołnierzy Rzeczypospolitejwszystkich jej wyznań: katolików,prawosławnych, protestantów, grekokatolików,Żydów i mahometan.Każdy pielgrzym będący w Watykanie,na dłuższą chwilę zatrzymuje się przedbocznym ołtarzem w Bazylice św. Piotra.Miejsce to z niesłabnącą siłą przyciąga Polaków,którzy chcą oddać hołd swojemuwielkiemu rodakowi, Janowi Pawłowi II. Wtym miejscu, mimo że od śmierci papieżaPolaka minęło już ponad siedem lat, wciążbije wielka miłość do ojczyzny. Jan Paweł IInawet po swojej śmierci potrafi natchnąćdo umiłowania spraw świętych, do patriotyzmui poszanowania naszej tradycji i tożsamości,za którą tak wielu przelało krew.Jeśli nasze podróżnicze szlaki zawiodąnas na piękne Mazowsze i urokliwą Małopolskę,do Warszawy i Krakowa, odwiedźmyPowązki i Cmentarz Rakowicki. To teżwyjątkowe miejsca, historia Polski pisanajest tu również pięknymi zgłoskami.W Słupsku, przy ulicy Kaszubskiej,znajduje się pięknie utrzymany CmentarzKomunalny. Tysiące na nim grobów,a pośród nich zbiorowe mogiły Polaków zobozu pracy w Słupsku, żołnierzy radzieckichi jeńców wojennych. Spacer zacienionymialejkami pokaże nam mogiły wielusłupszczan, czasem znanych, czasem anonimowych,nieznanych nikomu, prócz najbliższejrodziny. To też miejsce wyjątkowe,budzące szacunek i wdzięczność, a takżeprzywodzące na myśl odwieczną prawdę oprzemijaniu.Cmentarze rozsiane po słupskim powieciekryją wiele mogił ludzi, którzy odchodziliw ciszy, bez fanfar i hucznej stypy.Na Sąd Ostateczny nieśli jednak naręczedobrych czynów i poświęcenia.Piotr SikorskiSłupskFot. J. Orłowska18POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


Co skłania, żeby być przewodnikiem? Fascynacjaprzyrodą, historią i wewnętrzna,podświadoma chęć ucieczki od cywilizacjiPrzewodnicy„Nie dosyć na tym, że jesteśmy, potrzebato jeszcze wiedzieć. Im lepiej to wiemy,tym bardziej rozszerzamy się, umacniamy wjestestwie naszym... Społeczna historia każdegowieku świadczy jako się naród w obecnymswoim jestestwie rozumiał, jak uważał,jak pojmował to jestestwo. - pisał MaurycyMochnacki (1803 - 1834). Przytoczony cytatposłużył mi jako motto do przedstawieniai zrozumienia roli, jaką spełnia przewodnictwow „rozszerzaniu i umacnianiu się w jestestwienaszym”. Jestestwie kulturowym,wynikającym z oświaty narodowej.turystykaWedług słownika języka polskiego- przewodnik to ten, który idąc przodemwskazuje drogę komuś, kieruje do celu,ten, kto stoi na czele jakiejś grupy, nadajekierunek działania, wpływa na kogoś. Jestto również książka podająca wiadomości zhistorii, geografii danego regionu, zawierającamapy, podająca wskazówki dotyczącepodróżowania, noclegów, cen itp. Sformalizowana,ustawowa definicja określa przewodnikajako osobę zawodowo oprowadzającąturystów lub odwiedzających powybranych obszarach, miejscowościach iobiektach, udzielającą o nich fachowej informacjioraz sprawującą nad turystami lubodwiedzającymi opieką w zakresie wynikającymz umowy. Zawód przewodnika terenowegozarejestrowano pod nr 511304 windeksie ujętych specjalności (RozporządzenieMinistra Gospodarki i Pracy z dnia8 grudnia 2004 r.). Osiem lat (2004 - 2012)poprawnego funkcjonowania branży przewodnicko-pilotarskiejzniweczyć może terazustawa przygotowana przez MinisterstwoSprawiedliwości o tzw. deregulacjizawodów. Ministerstwo tłumaczy swojenowe uregulowania wzrostem poziomubezrobocia, wzrostem cen i spadkiem jakościusług, obniżeniem się konkurencyjnościpolskiej gospodarki w międzynarodowychrankingach.Przewodnictwo w Polsce rozwija się odpoczątku istnienia turystyki w zorganizowanychjej formach. Datą kluczowa jest powstaniePolskiego Towarzystwa Tatrzańskiegow 1873 roku. Ruch krajoznawczy spowodował,że w Warszawie w 1906 roku powstałoPolskie Towarzystwo Krajoznawcze.W 1950 - Polskie TowarzystwoTurystyczno-Krajoznawcze z połączeniaPTT i PTK. To dało możliwośćstworzenia ujednoliconejformy przewodnictwa, w podzialena górskie, terenowe i miejskie- do dziś ten podział funkcjonuje.KALENDARIUMsierpnia w Zespole Szkół29 Ogólnokształcących w Ustceuroczyście pożegnano odchodzącąpo 40 latach pracy w szkole na emeryturędyrektor Barbarę Kołakowską.sierpnia w Muzeum Wsi Słowińskiejw Klukach odbył się29wernisaż wystawy po II MiędzynarodowymPlenerze RzeźbiarskimArtystów Nieprofesjonalnych pn.„Pasje w drewnie ukryte”.września starosta słupski SławomirZiemianowicz wziął udział w1uroczystościach z okazji 73. rocznicywybuchu drugiej wojny światowej.września w placówkach oświatowychpowiatu odbyło się uro-3czyste rozpoczęcie nowego rokuszkolnego 2012/2013. Po raz pierwszynowy rok szkolny zainaugurowałZespół Szkół Ogólnokształcącychi Technicznych w Ustce.września 17 nauczycielom wręczonoakty nominacyjne na-6uczyciela mianowanego.września odbyło się <strong>Powiat</strong>owe9 Święto Plonów w Dębnicy Kaszubskiej.września 8 najlepszym uczniom13 szkół ponadgimnazjalnych zpowiatu wręczono stypendia za wynikii osiągnięcia w nauce.września w Gminnym CentrumKultury w Potęgowie od-15był się <strong>Powiat</strong>owy Festiwal Tańca„Słupski tańczy!”września uczestnicy V JubileuszowegoZlotu Motocyklo-15wego Służb Mundurowych odwiedzilipensjonariuszy Domu PomocySpołecznej w Machowinku i Machowinie.września w Słupsku obchodzono73. rocznice Agresji17ZSRR na Polskę.września w Auli Akademii20 Pomorskiej w Słupsku odbyłasię ogólnopolska konferencja z okazji95. rocznicy powstania StowarzyszeniaBibliotekarzy Polskich pn.„Ekologia informacji w środowiskuregionalnym”.września obchodzono21-2345-lecie nadania prawmiejskich i 55-lecie garbarstwa wKępicach. (A.Z.)POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201219


ludzie z wiedzą i... pasjąFot. R. Grzelakprzekazują wiedzę o regioniePrzewodnicy, którzy podejmowalidziałalność społeczną na Pomorzu, częstobyli pierwszymi nauczycielami przekazującymiwiedzę turystom o historii i kulturzePomorza. Po zakończeniu II wojny światoweji zmianie granic administracyjnych Polski,Pomorze zamieszkuje niewielka liczbaludności niemieckiej oraz ludność, któraprzybyła z terenów tzw. Kongresówki, zKresów Wschodnich - Lwowa, Wilna, Grodna,a po 1947 roku - ludność z Akcji Wisła.Ta złożoność demograficzna, przejawiającasię zróżnicowaniem kulturowym, byłaszczególnie trudna w pracy pierwszychprzewodników turystycznych.W Słupsku działalność ta rozpoczęłasię po roku 1950. Pracę podejmowali społeczniprzewodnicy, między innymi: Dumicz,Jażdżejewski, Żabińska. W 1962 roku zinicjatywy Marii Zaborowskiej i KazimierzaŚwiderskiego zorganizowano pierwszy kursprzewodników. Zgłosiło się 27 osób, z których19 go ukończyło, a pracę podjęło tylko15 osób. To dało możliwość utworzeniaKoła Przewodników Terenowych przy ZRPTTK. Pierwszymi absolwentami kursu bylimiędzy innymi: Irena Bochenek, Jan Byczkowski,Michał Miszputen, Zenon Koziarski,Zdzisław Machura. Trzy lata później zorganizowanokolejny kurs, którego uczestnikamizostali: Krystyna Marczyk, Edmund Krajewski,Helena Żarska, Władysław Lachowicz.Ten ostatni był współautorem przewodnikaturystycznego „Słowiński Park Narodowy”.Krystyna Marczyk w latach 1964 - 1971 kierowałapracą w Biurze Obsługi Ruchu Turystycznego.Krajoznawstwo, historia Słupskai regionu były jej największą pasją.Przewodnicy mieli uprawnienia dooprowadzania wycieczek nie tylko po województwiesłupskim, ale również koszalińskim.Skład osobowy koła przewodnikówbył bardzo zróżnicowany, byli to nauczyciele,pracownicy administracji, leśnicy,pracownicy biur turystycznych, studenci.Członkowie koła organizowali wycieczkikrajoznawcze, wychodząc z założenia,iż nie wystarczy wiedzieć, trzeba jeszczekonfrontować wiedzę z rzeczywistością.Wyjazdy wykorzystywano również dla poszerzeniawspółpracy z przewodnikami zGdańska, Koszalina, Kołobrzegu, Szczecinai Torunia.Kazimierz Świderski uczestniczył w1974 roku w Ogólnopolskim Turnieju KrasomówczymPrzewodników PTTK w Golubiu-Dobrzyniu. Zdobył Brązowy Laur za trzeciemiejsce, a w roku 1975 - Srebrny Laur zadrugie miejsce. Potrafił zauroczyć słuchaczyswoją piękną polszczyzną i wiedzą.W latach 1970 - 1980 zapotrzebowaniena przewodników było bardzo duże,zwłaszcza w godzinach przedpołudniowych,głównie dla grup młodzieżowychkorzystających z różnych form wypoczynkuoraz grup seniorskich. Sezon turystycznyzaczynał się 15 maja, a kończył z sierpniem.Wszystkie wycieczki musiały byćzgłoszone do PTTK i wówczas przydzielanoprzewodnika do obsługi. W 1975 roku obsłużono369 wycieczek.Poza przewodnikami terenowymi,szkolono również zakładowych przewodników,dla Słowińskiego Parku Narodowego i„Stoczni Ustka”. Przy Stoczni powstało równieżkoło, które funkcjonowało aż do jej reorganizacjiw 1990 roku. Na kolejnych kursachuprawnienia zdobywali nowi adepci,w tym również spoza Słupska. Wielu z nichpodejmowało pracę na krótki czas. Komentowali:„Nogi trzeba sobie uchodzić, wchodzącna te wydmy, struny głosowe zedrzeć,mikrofonów ani innych wzmacniaczy niema, a na parę nowych butów nie zawszestarcza po miesiącu pracy”.Zmiany polityczno-gospodarcze spowodowały,że wzrastało zapotrzebowaniena przewodników ze znajomością językówobcych, głównie rosyjskiego i niemieckiego.Region nasz odwiedzało coraz więcejzorganizowanych wycieczek z byłego NRDi ówczesnego Związku Radzieckiego w ramachwspółpracy i wymiany młodzieży izakładów pracy. Wizy do Polski otrzymywałyrównież nieliczne grupy z RepublikiFederalnej Niemiec. Duże zainteresowanieregionem wykazywały grupy myśliwskie zRFN i Austrii. Potrzebni byli przewodnicynie tylko ze znajomością języka niemieckiego,ale również ze znajomością słownictwamyśliwskiego. Koło miało również takichprzewodników. Byli to: Honorata Tobiczyk,Krystyna Szkudlarek, Bruno Piotrowski, KazimierzJezierski, Brygida Solnikowska.Do roku 1989 szkoleniem przewodnikóworaz obsługą wycieczek zajmowałsię nadal RO PTTK. Transformacja ustrojowaobjęła również szeroko rozumiany sektorturystyczny. Szkoleniem przewodnikówmogły zajmować się już też inne organizacje,a przynależność do koła nie była obowiązująca.Przewodnik nie musiał korzystaćze zleceń PTTK, mógł podpisać bezpośrednioumowę z biurem turystycznym lubprowadzić własną działalność.Z kursów przewodnickich prowadzonychprzez RO PTTK w Słupsku od 1974 do2012 roku skorzystało w sumie 355 osób. Niewszystkie, które ukończyły kurs, wstępowałydo koła. Część zrezygnowała z oprowadzaniawycieczek, liczna grupa z różnych względównie zweryfikowała swoich uprawnieńwynikających z zapisów ustawowych, niektórzyprzestali opłacać składki członkowskie,a niektórych już nie ma wśród działaczyPTTK. Obecnie w słupskim kole jest 45 przewodników- pasjonatów krajoznawstwa. Pozapracą zawodową potrafią wykrzesać trochęsił, aby przyjść na szkolenia. Współpracująz Ligą Ochrony Przyrody, Słupskim TowarzystwemSpołeczno-Kulturalnym, ZrzeszeniemKaszubsko-Pomorskim, PomorskąRegionalną Organizacją Turystyczną, stowarzyszeniamioraz z samorządami. Społecznieoprowadzają wycieczki dla uczniówszkół ze Słupska i powiatu, organizują DzieńDziecka z przewodnikiem i inne imprezy.Przewodnicy z słupskiego koła jako pierwsiuporali się z tematem szlaków pieszych wregionie. Bogdan Huczyński i Albin Orłowskiwytyczyli ich przebieg, a następnie je opisaliw przewodniku „Szlaki turystyki pieszej województwasłupskiego w 1985 roku”. Kolejnyuzupełniony przewodnik ukazał się w 1998roku. Członkowie koła biorą udział w ogólnopolskichi regionalnych zlotach oraz jubileuszachkół przewodnickich.W okresie 50 lat przewodniczącymi kołabyli: Kazimierz Świderski (1961 - 1965), MichałMiszputem (1965 - 1968), Władysław Lachowicz(1969 - 1973), Brygida Solnikowska(1974 - 1986), Jan Byczkowski (1986-1989),Zenon Koziarski (1990 - 1992), Marian Janusewicz(1993 - 2000), Barbara Rożek (2001 -2008), Joanna Orłowska (2009 - 2012). Inicjatorkazałożenia koła Przewodników Terenowychw Słupsku - Maria Zaborowska zostałauhonorowana poprzez nadanie nazwyjednej z ulic i szkoły jej imieniem.Co skłania, żeby być przewodnikiem?Zacytuję wypowiedź Romana Grzelaka:„fascynacja przyrodą, historią i chyba wewnętrzna,podświadoma chęć ucieczki odcywilizacji”. Dodam: „obcowanie z ludźmi,którzy chcą słuchać jeszcze żywego słowa,a przewodnicy chcą to słowo przekazywać,żeby „jako się naród w obecnym swoim jestestwierozumiał, jak uważał, jak pojmowałto jestestwo”.Joanna Orłowska, Słupsk20POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


Organizatorem festiwalu jest KoszalińskieTowarzystwo Społeczno-Kulturalneoraz KoszalińskaBiblioteka Publiczna im. Joachima Lelewela.Zaszczytną, a zarazem bardzo odpowiedzialnąfunkcję dyrektora powierzonoBarbarze Jaroszyk, która dzielniekontynuuje tradycję swojego zmarłegomęża - pomysłodawcy imprezy.W tym roku w dniach od 4 do 8września spektaklami teatralnymi, projektamiartystycznymi, społecznymi,edukacyjnymi i interdyscyplinarnymi,starano się pobudzić ludzi do dyskusjioraz wymiany myśli. Przewijało się hasło:„Jestem z XXI wieku - żyję przyszłością”.Postawiono na naukę i sztukę orazna nowoczesne rozwiązania, które mająw przyszłości służyć ludziom niepełnosprawnym.Po uroczystej inauguracji w gmachuMiejskiej Biblioteki Publicznej otwartowystawę fotografii, nie jedyną zresztą.Mój wzrok w szczególny sposób, przykułyfotografie Piotra Łangowskiego i WłodzimierzaKriegelewicza. Ukazane przezautorów zwykłe - prozaiczne sytuacje, wjakich znalazły się osoby niepełnosprawne,nabrały niecodziennego blasku. Miłąniespodziankę wielu odbiorcom sprawiłteż inny fotografik - Maciej Herman. Jegowystawa „Jego Ojcowie. Lista obecności”nie była bez wyrazu. Na kilkunastuzdjęciach artysta uwidocznił choredzieci z zespołem Downa, w towarzystwieosób publicznych. Wśród nich znaleźlisię m.in. Tadeusz Wożniak, GromosławCzempiński, Krzysztof Słowiński.Więźniowie z Zakładu Karnegoprzygotowali makiety przedstawiającem.in. budynek koszalińskiego ratusza ikatedry. Tymi małymi arcydziełami pokazali,że każdy człowiek zasługuje nadrugą szansę.Tegoroczną imprezę poprowadziliPaulina Malinowska i Krzysztof Głombowicz.Projekcję filmów konkursowychrozpoczął belgijski obraz „Hasta la Vista”,a pierwszy dzień festiwalowych zmagańzakończył wspaniały występ kabaretu zprogramem „Drzewo, a gada”.Drugi dzień poświęcono osobomniewidomym i słabowidzącym. Prezentowanourządzenia ułatwiające codziennefunkcjonowanie. Tego trudupodjął się Polski Związek Niewidomychze Szczecina. Przedstawiciel PolitechnikiŁódzkiej opowiadał o innowacyjnychrozwiązaniach dla ludzi z dysfunkcjąwzroku. Jednym z nich jest interfejsekranów dotykowych. Jest to sposób,dzięki któremu osoby niewidome będąmogły korzystać z telefonu, posiadającegoekran dotykowy. Dla osób widzącychpraca z takim ekranem będzie jeszczełatwiejsza. Upraszczając, możliwejest nawiązanie połączenia bez patrzeniana wyświetlacz.System telenawigacji dla osób zdysfunkcją wzroku przybliżył PrzemysławBarański z Instytutu ElektronikiPolitechniki Łódzkiej. Dzięki niej, osobaniewidoma wyposażona w niewielkieurządzenie, zawierające kamerę i odbiornikGPS oraz słuchawki i mikrofon,może być prowadzona przez operatora.System jest jeszcze testowany. Może jużw niedalekiej przyszłości stanie się powszechnyi dostępny dla wszystkich.Oprócz nowinek technicznych istniałamożliwość uczestnictwa w wystawiez audiodeskrypcją, przygotowanejprzez Bibliotekę Centralną PolskiegoZwiązku Niewidomych w Warszawie.Koszaliński PZN zaprosił na prezentacjeartystyczne swoich członków. Z obszernejoferty programowej można było wybraćjeszcze prezentacje nowoczesnegosprzętu sportowego, warsztaty szermierkina wózkach, warsztaty animacjifilmowej, wykłady o kaligrafii. Dyskusjez ciekawymi ludźmi odbywały się w różnychpunktach miasta. Zwłaszcza onebyły mocną stroną tegorocznego festiwalu.Swojego czasu nie szczędzili twórcyi reżyserzy. Bartosz Szpurek i Piotr Tokarski,autorzy filmu pt. „Osoba z niepełnosprawnościąw transporcie miejskim”z zaciekawieniem i pasją odpowiadali nazadawane przez publiczność pytania.W sobotnie popołudnie KomisjaKonkursowa w składzie: Magdalena Łazarkiewicz- przewodnicząca, SławomirGrünberg - producent filmowy, AndrzejSuchcicki - animator kultury filmowej iRadosław Szaybo - fotografik przyznałanagrody. Za najlepszy film fabularnyuznano produkcję pt. „Hasta la vista” wreżyserii Geoffreya Enthovena. W uzasadnieniuwerdyktu podano, że nagrodęotrzymał za „genialne połączeniepierwiastka tragicznego i komicznegow opisie świata przeżywanego przezbohaterów”.Najlepszym filmem dokumentalnymzostał obraz pt. „Najlepsza formamojego życia” wyreżyserowanyprzez Piotra Sobczaka. Nagrodzono goza „prostotę i autentyzm w pokazaniuuporu w walce z przeciwnościami”. Zanajlepszy film amatorski uznano z koleiobraz pt. „Carpe diem” wyreżyserowanyprzez Katarzynę Kuklińską, a nagrodępubliczności otrzymał francuski obraz„Nietykalni” w reżyserii Erica Toledano iOliviera Nakache.Wszystko, co działo się w Koszalinie,warte było obejrzenia i poznania.Koszalińska impreza to festiwal nie tylkodla osób niepełnosprawnych, ale dlawszystkich, którzy pragną poznać życietakich ludzi, ich bolączki i potrzeby, by wprzyszłości być bardziej otwartym i empatycznym.Jacek Kopyłowski, Słupsk„Gazeta Mówiona”kulturaFestiwalnie tylkofilmowyFestiwal „IntegracjaTy i ja” to jedynyw Polsce przeglądszeroko prezentującykinematografięosób z różnymidysfunkcjamiPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201221


odzina rodłonarażali życie za polskęPolska godnośćZamykam oczy. Ściskam różaniec. Słyszę,jak drzwi znów trzasnęły z hukiem.Teraz pójdzie po jakieś narzędzia i będziemnie torturował - pomyślałamFragment wspomnień Marianny Lipki:- Jako młoda dziewczyna, byłam na robotachu Niemca. Musiałam być ciągle wpogotowiu. Nie mogłam mieć wolnego, bożona gospodarza ostro popijała, więc musiałamją bez przerwy we wszystkim zastępować.Jak kiedyś usłyszałam, że dają mitrochę wolnego, to z radości nie mogłamuwierzyć. Radość jednak nie trwała długo.Przyjechał młody Hans ze studiów odwiedzićrodziców i ja oczywiście musiałam byćdo jego dyspozycji. Rozzłościłam się niena żarty. Sama sobie zrobię wolne - pomyślałam.Poszłam do pokoju i położyłam siędo łóżka. Leżę. I nagle drzwi się z hukiemotwierają. Zmartwiałam. Patrzę - ślipia jaku diabła, ręce zaciśnięte. No mówię: żegnajsię, Maryśka, ostatnia twoja godzina wybiła.Byłam jak sparaliżowana. Przecież on bymógł jedną pięścią twarz mi rozgnieść i tona miazgę.Zamykam oczy. Ściskam różaniec.Słyszę, jak drzwi znów trzasnęły z hukiem.Teraz pójdzie po jakieś narzędzia i będziemnie torturował - myślę. Cisza... Cisza? Cisza!Odetchnęłam. To pewnie ten różaniec,co od złego odgania. A może to polskagodność ma taką siłę... W każdym raziemiałam jednak wolne i to z jakim dreszczykiem.***W niedzielę, 23 września br. w kościelepw. św. Jacka w Słupsku rozpoczęły sięobchody powołania Związku Polaków wFot. J. MaziejukNiemczech. Inicjatorem i głównym organizatoremuroczystości był Tadeusz Szczyrbak,twórca i lider stowarzyszenia RodzinaRodła, które od dziewięćdziesięciu latdziała w Polsce . Uroczystość rozpoczętohomilią „Polskość istotą duszy Polaka”.Okolicznościową mszę celebrował ks. prałatJan Giriatowicz. Po mszy złożono kwiatypod pomnikiem Bogusława X. Kilka słówz tej okazji wygłosił prezes Fundacji „NajiGòchë”, Zbigniew Talewski.Dalsze uroczystości odbywały się wsali konferencyjnej słupskiego ratusza.Rozpoczął je koncert Orkiestry Sił Powietrznychz Koszalina, która przypomniała pięknemelodie patriotyczne.Niespodzianką był ogromny tort zeznakiem Rodła, przygotowany z okazji 90.urodzin Marianny Lipki, słupszczanki urodzonejw rodzinie polskiej w 1922 roku wZakrzewie, walczącej o polskość na ziemizłotowskiej. Pani Marianna nawet w najtrudniejszychczasach, będąc m.in. na robotachprzymusowych w Niemczech, niewyparła się polskości. Wiceprezydent SłupskaAndrzej Kaczmarczyk wręczył jubilatcekopię jej aktu urodzenia, sporządzonegoręcznie w języku niemieckim. Do jego życzeńprzyłączyli się parlamentarzyści: posłowie- Dorota Arciszewska-Mielewczykz Gdyni i Zbigniew Konwiński ze Słupskaoraz senator Kazimierz Kleina z Łeby. Nauroczystości przybyli goście z Zakrzewa,Ugoszczy, Bytowa i Złotowa.Były prezes Związku Polaków w Niemczech,mieszkaniec Kościerzyny Józef Młynarczykprzyjechał na słupską uroczystośćz Hamburga. Podziękował władzom Słupskaza to spotkanie. Wyraził nadzieję, że takiebędą się odbywać już co roku. Są potrzebne,bo stowarzyszenie Rodzina Rodłaprzypomina o dorobku obrońców polskości,którzy w okresie zaborów oraz przeddrugą wojną światową działali na obrzeżachnaszego kraju, często narażając życieza Polskę.Danuta Sroka, SłupskFot. J. Maziejuk22POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


klemensa rozmowy kontrolowane i niedokończoneKsięża błogosławią dorosłych, a uczą dzieci. A powinno być odwrotnie.To dorośli potrzebują ciągle nauk o uczciwości chrześcijańskiej,a dzieci błogosławieństwa tylko w szkolnej nauceWolność bez rozumuMój świat szczęśliwy, tj. świat dzieciństwa- minął. Byłem wtedy źródłem, siłąi aspiracją wszystkiego. Moi rodzice pracowaliw znacjonalizowanym rolnictwie.Dorastając w powojennej biedzie, nauce iciężkiej pracy - rodziły się we mnie pytania:kim jestem? Jaka jest moja natura? Czegoszukam? Dziś wiem, że urodziłem się tylkowolny. Później stałem się bezwolny i żyłemw kajdanach: czasu historycznego, klimatu,ustroju społecznego, prawa, moralności,nakazów i zakazów, zwierzchników. Ponieważnasze życie ma potrzeby nie tylko biologiczne- wywalczyliśmy sobie wolność.Kochamy ją, choć ta za nami nie przepada.Walczyliśmy o nią w trudnych czasach. Teraz- mamy łatwe czasy. W dodatku - wesołedla mnie, bo znowu domagamy się tego,co kiedyś krytykowaliśmy.Wesołe jest moje życie - staruszka.Wesołe, bo zdominowane wolnością. Wolnochodzę. Jestem poza tym homo ledwiesapiens. Mimo to czuję się człowiekiemsukcesu. Codzienne go odnoszę - żyję. Pomagami w tym - nocne czuwanie. Ukrywającintrowertycznie swoją wesołość przezdwadzieścia lat - zapomniałem o ograniczonychmożliwościach organizmu. Z euforycznegostanu maniakalnego, związanegoz transformacją, zacząłem znowumyśleć, popadając jednocześnie w stan depresyjny.Ale nie jestem w tym odosobniony.Już co czwarty obywatel jest podobnodotknięty depresją. Mimo to śmiech czasempowraca, zwłaszcza kiedy widzę znajomych,którzy w minionym ustroju „jechalina wstecznym”, a teraz z głodu „jadą doprzodu”.Jarmarczni patrioci i reformatorzy, cotak ochoczo prywatyzowali kiedyś mieniepaństwowe - teraz „jedzą, piją, lulki palą”i zupełnie o mnie zapomnieli. Teraz mogęcieszyć się wolnością. Na przykład - wolnomi przechodzić na czerwonym świetle,wolno mi czekać na lekarza specjalistę dokońca przyszłego roku (bo w tym limit wyczerpany).Wolno mi żyć i nie umierać! Czekać!Owo czekanie łagodzi mi szukaniewiatru w polu, albo w lesie zioła, jakim jestkozłek lekarski. Sprawdzam wtedy rozkładjazdy PKS i udaję się na ojczyzny łono, „dotych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych”.Oczywiście, omijając pod groźbą batogów,wykupione już skrawki łąk, jezior,lasów, obiektów architektury itp. Napawamsię wtedy pięknem przyrody i wolnościąnajbardziej. Zapominam, że mój kraj ijego majątek w większości ma już prywatnegonabywcę.W lesie zachwyca mnie wszystko. Ato chrobotek reniferowy zatrzeszczy, a tomuszka plujka okaże radość ze spotkania,a to żuczek gnojarek papla się w swoim dobrobycie.Chcąc - nie chcąc, przychodzą teżmi na myśl erotyczne skojarzenia, bo nieoczekiwaniestanie na drodze sromotnikbezwstydny. Mniej wstydliwie tylko napomknę,że Leśmian, Mickiewicz i ja uważamprzyrodę za nieodłączny element erotyki,również biorący udział w akcie miłosnym.Bo czy nie zaświadcza o tym „Pan Tadeusz”pisząc: „Gdzie bursztynowy świerzop, grykajak śnieg biała, / Gdzie panieńskim rumieńcemdzięcielina pała.”Nie ośmielam się oczywiście przyrównywaćdo Leśmiana czy Mickiewicza.Raczej - do przyrody. Szczególnie do dzięcielinypałającej. To taka kosmologia naszegożycia, w którym „perpetum nobile”jest bardzo ważne. Nie zniechęca wtedynawet ostrzeżenie pisarza francuskiego(Standhela chyba), który widział w piękniejedynie obietnicę szczęścia. „Jest tyle gatunkówpiękna, ile sposobów poszukiwaniaszczęścia” - mówił. Głowę daję, że miałna myśli kobiety i ich tajemniczość. Musiałteż być singlem, bo skąd by to wiedział?Przyznaję, że miał rację. Ale i nie kłamałnasz L. Staff mówiąc: „Jeśli bolesne są jużteraz mamy łatwe i wesołe czasyPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201223


jeszcze tak nie byłogłosimy hasła, z których wynika, że własność jest wolnościądoświadczenia, jakże straszną prawda byćmusi”.Jednak z lasu drzew i oczarowań trzebawrócić do lasu okien w blokowisku.Wracając do domu (tym mentalno-projekcyjnymszlakiem), pomyślałem wspaniałomyślniei zbawiennie, ściskając książeczkęubezpieczeniową (książeczkę życia), że nietylko ja jestem wyczerpany. Służba zdrowia- też. Tylko zastanawiam się, gdzie zapodziałysię moje składki na ubezpieczeniezdrowotne potrącane przez czterdzieścilat?Już wiem - poszły na transformacjęustrojową i jej skutki, gdzie osiągnięta solidarniewolność ma teraz dla mnie wymiarniepojęty, dopełniony jeszcze określeniemnie z tego świata - Święte prawo własności.Dziwna to dominanta wiary i porządkuspołecznego. To taki katolicki kapitalizm,zaakceptowany przez 96 proc. Polaków. Aprzecież chciwość jest największym szatanem.To wiara powinna być naszym największymskarbem, a nie wiara w materię isiłę pieniądza. Obiegowe powiedzenie głosi:Pieniądze, które mamy - są narzędziemwolności. Pieniądze, za którymi się uganiamy- są narzędziem niewoli. Zniewolenipieniądzem głosimy wolnościowe hasła, zktórych wynika jednoznacznie, że nie wolność,ale własność jest wolnością. Zdumiewającato retoryka, raczej - hipokryzja. Marnyczas nastał - tak myślę - bo wyroiła sięwszelka gadzina i podgryza nasze korzenie,także godność człowieczą. Media podawały,że jeden proc. Amerykanów posiada wswoim władaniu 40 proc. tamtejszego majątku.Pomyślałem, używając terminologiimuzycznej, że coś tu k... nie gra! Ale wróćmyna nasz kapitalistyczno-katolicki teren.Czy uczciwy katolik może być bogaty? Może,ale tylko w miłosierdzie.Z tego co wiem, nikt jeszcze nie przeżyłswojej fortuny. Nawet, jeśli przytroczysobie do trumny kieszonkę na pieniądze.No, chyba że chce zrobić niespodziankęnumizmatykom w przyszłych pokoleniach.Wprawdzie tożsamość „darczyńcy” nie będziemiała znaczenia, ale wykopane kiedyśsrebrniki - tak. Zainteresowanym jeszczewiększą chciwością i przezornością podpowiadam,że skuteczny jest przedwojennysposób: połykania na łożu śmierci banknotówi srebrników, popijając dla ułatwienia -śmietaną.Wolność i wolna wola realizują się różnie.Są jeszcze biura podróży, banki i parabanki.Sam czasem żałuję, że nie należałemdo najgłośniejszego już parabanku, bo te13 proc. zwrotu zupełnie by mnie urządzało.(Rekordzista zainwestował tam około 3milionów.) Nie mam głowy do interesów ispekulowania. Kolejny już raz jednak mamsatysfakcję nie z tego, co zrobiłem, ale ztego - czego nie zrobiłem. Przeważa bowiemwe mnie myślenie kierowane wobecwszystkich Polaków, a nie spontaniczne inakierowane na osobisty zysk.Przy całym szacunku do Kościoła i jegozasług - nie mogę zrozumieć pewnej retorykii posłannictwa. Księża błogosławiądorosłych, a uczą - dzieci. A powinno byćodwrotnie. To dorośli potrzebują ciągle nauko uczciwości chrześcijańskiej, a dziecibłogosławieństwa tylko w szkolnej nauce.W tak sprywatyzowanym świecie (materialniei duchowo) niektórzy swoją wolnąwolę uruchomiają mechanizmem „ograniczonegozaufania” i dualnym myśleniem:„Panu Bogu świeczkę, a diabłu - ogarek”.Modlą się do Stwórcy o zdrowie, a potemu lekarza sprawdzają Boską skuteczność.Znowu później kierują się do Boga i sprawdzająskuteczność lekarza medycyny i farmaceutycznychefektów. Trenują pewnieswoją kondycję do spekulacji i myślenia alternatywnego.Znajomy duszpasterz zapewnił mnie:„To nieprawda, że niektóre prośby nie sąwysłuchane. Stwórca wysłuchuje wszystkie,tylko nie wszystkie spełnia”. I na szczęście,bo - jak żartują nauczyciele - gdybyPan Bóg spełnił wszystkie prośby dzieci, tożaden nauczyciel by nie żył.Inny znów rozmówca oznajmił, że „jeżelichcemy ucieszyć Pana Boga, to przekażmyStwórcy nasze życzenia”. Myślę, żenie chodzi o to, co nas spotyka w życiu, tylkoco my z tym zrobimy. Wyręczanie się SiłąWyższą świadczy o błędnym pojmowaniuwiary, bo absurdalność takiego myśleniazwalnia nas z obowiązku uczciwego podejmowaniadecyzji. Wtedy nic od nas nie zależy,tylko od Stwórcy. Głupie, ale wygodneto myślenie.W dzisiejszym społeczeństwie mamysporo ludzi z dyplomami. Niektórzy nawetotarli się o wiedzę. Mamy też znających kilkajęzyków obcych, choć oni w żadnym znich nie mają nic do powiedzenia. Ci cojednak mówią, to i tak wierzą tylko w to, coprzemilczają. I nawet we własnych myślachnie mogą słuchać tego, co czynią. Jednigrają jak z nut, inni - jak z nut kłamią.Choć jestem homo ledwie sapiens,mam pomysł na reformę służby zdrowia iprzywrócenia ludzkich zasad współistnienia.Jaki? Pacjentów z filozofią wilka, barana,sępa, hieny, świni moralnej czy żmiiskierowałbym do przychodni weterynaryjnej.Usłyszeliby trafną diagnozę: „Jeśli zadwie godziny wasz stan moralno-etycznysię nie poprawi, należy - dorżnąć. Żmije -zatrują się własnym jadem”.Swoje rozmowy kontrolowane i niedokończonezakończę zasłyszanym w Radiożydowskim powiedzeniem: „Każ głupiemusię modlić, bijąc pokłony, a rozwalisobie łeb”. Dałeś Panie Boże niektórymwolność i wolną wolę, ale nie dałeś - rozumu.Dałeś sumienie - ale go nie używają.Dałeś niektórym serce - ale małe! I jeszczeWojak Szwejk: „Jeszcze nigdy tak nie było,żeby jakoś nie było”. Mówię poważnie, czyjak z nut kłamię?Klemens Rudowski, SłupskDo Biesowic wybrałam się, aby wysłuchaćopowieści osadnika, człowieka,który pamięta i chce się dzielić niespokojnąhistorią powojennych lat. JózefOlejnik urodził się w 1938 roku. w Grabowie,w powiecie opoczyńskim w województwiełódzkim, z zawodu jest technikiem mechanizacjirolnictwa. Szkołę średnią ukończyłw Przedburzu, żydowskim miasteczku. Wszkole wyróżniał się jako świetny matematyk,był też dobrym organizatorem. W roku1971 organizował dożynki wojewódzkie wBiesowicach, dwie kadencje przewodniczyłZwiązkom Zawodowym Pracowników Rolnych,organizował imprezy sportowe podszyldem Ludowych Zespołów Sportowych.Pierwsze lata na PomorzuNa Pomorze przyjechał z nakazu pracyw lipcu 1955 roku, podobnie jak jego żonaJulia z domu Orszak, która przybyła w1954 roku z Nowosielca w powiecie Nisko,po ukończeniu Państwowego TechnikumRachunkowości Rolnej. - Przyjechałem zjedną drewnianą walizką. W centralnej Polscepanowała bieda, przeludnienie, mojąwieś elektryfikowano dopiero w 1965 roku.Podczas wojny chłopom zabierano żywnośći sprzęty. Partyzanci z Armii Krajowejpłacili dolarami z „zrzutów”. Armia Ludowapozostawiała kwitariusze, dzięki temu powojnie podczas parcelacji majątków ziemskichchłopom posiadającym owe kwitariuszeprzyznawano więcej ziemi. Podszywanipartyzanci zabierali wszystko za darmo.Chłopi zmuszani byli do oddawania kontyngentówNiemcom. Trzoda chlewna i bydłoznaczono nitowanymi kolczykami. Zaukrywanie żywności wywożono do Oświęcimiaoddalonego o sto kilometrów od naszejwsi, w której niekiedy czuło się swądspalonych ciał - opowiada pan Józef. - Zanimdostałem się do Biesowic, długo oczekiwałemna transport na stacji w Słupsku.24POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


pomorskie życiorysyAgenci byli w pegeerachFot. J. MaziejukNa polowania do Biesowic przyjeżdżał m.in.Janusz Sidło - olimpijczyk, oszczepnik, najpopularniejszypolski zawodnik w tej konkurencjiPo przyjeździe dostałem zakwaterowanie.W mieszkaniu znajdowały się poniemieckiemeble, dostałem też wojskowe koce. I taksię zaczęło moje pomorskie życie.Po przyjeździe na Pomorze Józef Olejnikrozpoczął pracę w Państwowym GospodarstwieRolnym w Biesowicach - wZakładzie Rolnym w Lipniku. Zakład tendysponował 160 hektarami ziemi uprawnej,otoczonej lasami, co stwarzało dobrewarunki do polowań. Na łowy przyjeżdżalim.in. dziennikarze z Warszawy. Pan Józefpamięta doskonale stada jeleni, na któreurządzano nagonki, bowiem sam brałw nich udział. Na polowania do Biesowicprzyjeżdżał m.in. Janusz Sidło - olimpijczyk,oszczepnik, najpopularniejszy polskizawodnik w tej konkurencji.Opasy i kogutyDo 1949 roku Państwowym GospodarstwemRolnym w Biesowicach oraz wchodzącymiw jego skład zakładami rolnymizarządzali Rosjanie. Zakład Rolny w Lipnikuwyposażony był w maszyny rolnicze. Wparku maszynowym znajdowały się m.in.ciągniki dostarczone przez UNRRA. Pan Józefpamięta dwucylindrowe czeskie Zetorynazywane ciapkami i Ursusy C45, tzw. buldogi.W latach pięćdziesiątych duży udziałw strukturze zasiewów stanowiły ziemniaki,żyto oraz rośliny motylkowe. Glebęużyźniano obornikiem, stosowano równieżpłodozmian. W gospodarstwie znajdowałosię osiem koni. W Lipniku hodowano bykieksportowe. Do hodowli została wyznaczonaspecjalna strefa izolacyjna, tzw. kontumat.Byki musiały być zdrowe, bez choróbgenetycznych. Żywiono je jedynie mlekiemi śrutą z własnego przemiału. Opasyeksportowano do Izraela w wadze 320 kilogramów.Przed wysyłką przedstawicielehandlowi znakowali byki Gwiazdą Dawida,wycinając precyzyjnie sierść na zadziezwierzęcia, przykładając dłoń, która pełniłarolę szablonu. Dokładnie wycięta gwiazdabyła nie do podrobienia. - Byki nie mogłybyć trefne, dlatego też tego znaku nie dałosię w żaden sposób podrobić, choć próbowaliśmy,gdy dajmy na to jakiś byk padłprzed wysyłką do Izraela - wspomina JózefOlejnik. W 1967 roku popsuły się stosunkipolsko-żydowskie. Opasy z Lipnika zaczętoeksportować do Włoch, stamtąd zaś wysyłanoje do Izraela, ale jedynie przedniączęść tuszy, Włochom zostawały szynki.W latach siedemdziesiątych w ZakładzieRolnym w Lipniku zaczęto hodowaćtrzodę chlewną, bo skończył się złoty okreseksportowych opasów. Pojawiła się ZarodowaFerma Drobiu, w której zatrudnianom.in. absolwentów Zasadniczej Szkoły Drobiarskiej,przybyłych z nakazu pracy. - Kuryw Lipniku miały kolczyki w skrzydłach. Jajaod najlepszych niosek przeznaczano dowylęgu. Na jednego koguta przypadałodwadzieścia kur - wspomina z uśmiechempan Józef. - To była norma.Tajne akta i agenciw PGR-achW roku 1955 Zespół PGR Biesowicezawiadywał szesnastoma gospodarstwamina tzw. niepełnym wewnętrznym rozrachunku.W strukturze organizacyjnej większościzakładów rolnych znajdowały sięgrupy budowlane. Józef Olejnik pamięta,iż kierownikiem takiej grupy w PGR Biesowicebył Niemiec, który nieoficjalnie i tajniepełnił rolę agenta. Skupiał on wokół siebiejedynie Kaszubów. Józef Olejnik nie pamięta,co się z nim stało. Niemniej zaznacza, żeNiemcy byli przygotowani zawodowo doFot. J. Maziejukprowadzenia gospodarstw rolnych, dlategoteż często zdarzało się, że powierzanoim rolę kierownika lub brygadzisty danegogospodarstwa. - W 1957 roku rozpoczętomasową akcję wysiedlania Niemców, jużw 1959 pozostały tylko niedobitki - wspominadalej pan Józef. - W 1955 roku trwałstan napięcia oraz rywalizacji ideologiczneji politycznej, tzw. okres zimnej wojny. Takistan permanentnej nieufności nie sprzyjałbezpieczeństwu. Powodowało to migracjęludności. Wiele osób wyruszało z Biesowici okolic na kolejną wędrówkę, szukając bezpiecznegomiejsca, stabilizacji i poprawywarunków życia.W każdym zakładzie rolnym prowadzonoWojskową Kancelarię Akt Tajnych.Taką kancelarię można porównać z działemobrony cywilnej, tylko bardziej utajnionej,niedostępnej dla większości. Józef Olejnikw swoim zakresie czynności miał prowadzeniekancelarii, dzięki temu zdradził naminformację dotyczącą magazynowania ropyw Gdańsku. W razie zagrożenia ukryte wGdańsku zapasy miały być przetransportowanedo Płocka, a stamtąd do ZSRR.Nienaganny UkładZbiorowyW pałacu w Biesowicach, wybudowanymw XIX wieku przez von Zitzewitzów,znajdowało się przedszkole, kuchnia i jadalniapołączona windą, była też łaźnia wMDM-ie (tak nazywano budynek - przybudówkę,w którym się mieściła). Pracownicychętnie z niej korzystali. Wnętrza pałacuzachowały dawny wystrój, ze zdobnymżyrandolem, drewnianymi schodami z bogatorzeźbioną balustradą, oryginalną boazeriąi kominkami. W PGR funkcjonowałastołówka. Gdy sześć osób wyrażało chęćkorzystania z zakładowych posiłków, wówczasPGR był zobowiązany do ich przygotowania.W Ciecholubiu, w Warcinie i Barciniefunkcjonowały gorzelnie. Układ ZbiorowyPracy zakładał, że każdy pracownik dostawałmieszkanie, dwadzieścia arów ziemiuprawnej pod rośliny okopowe, mógł hodowaćjedną krowę, dwie świnie i dwadzieściasztuk drobiu, otrzymywał zapas sianadla krowy, deputat zbożowy na pracownikai członka rodziny, 1,5 litra mleka dla pracownikai 0,5 litra dla członka rodziny orazopał. Krowy pracowników wypasał pastuchrazem z zakładowym stadem. W Lipnikubył również piec do wypieku chleba, dziękitemu mieszkańcy nie musieli jeździć każdegodnia po pieczywo do oddalonego owiele kilometrów sklepu. Raz w tygodniudostawali pozwolenie na wypożyczeniew każdym zakładzie rolnym prowadzono wojskową kancelarię akt tajnychPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201225


pary koni z bryczką, aby móc dokonać zakupów.Organizowano współzawodnictwopracy oraz czyny społeczne.Kultura, sporti motoryzacjaSport i kultura stały na wysokim poziomie.- Pieniądze były, chociaż nie wiemskąd. Sprzętu sportowego nie brakowało.Za rzeką znajdowało się boisko do piłkinożnej, sale noclegowe, amfiteatr. Były warunkido gry w tenisa - mówi z uśmiechempan Józef. - Wyświetlano filmy w baraku,który pozostał po robotnikach przymusowych.Na imprezy dowożono pracownikówPGR z odległych miejscowości. Zapisw Układzie Zbiorowym wyraźnie określałdostęp do kultury i sportu. W 1955 rokuodbyły się <strong>Powiat</strong>owe Zawody Sportowezorganizowane przez Związek ZawodowyPracowników Rolnych. Pracownik kulturalno-oświatowynadawał wiadomości przeztzw. szczekaczkę (radiowęzeł). Do świetlicyw Lipniku w 1961 roku zakupiono telewizorz „pilotem” na kablu. W 1967 wybudowanoDom Kultury, który gościł m..in. PiotraSzczepanika, Eleni. - Działała klubokawiarnia,w której serwowano dobre wino i koniaki- wspomina z rozrzewnieniem JózefOlejnik. - Do Biesowic i innych pobliskichwiosek przyjeżdżał teatr. Wystawiano m.in.„Śluby panieńskie”, „Zemstę”.Pierwszym samochodem, który pojawiłsię w Biesowicach, była Warszawa, produkowanana licencji radzieckiej Pobiedy,w latach 1951 - 1973 w FSO na Żeraniu wWarszawie. Należy przy tym zaznaczyć, żebyła to pierwsza seryjna produkcja polskiegosamochodu. Pan Józef zaś nabył za prosiakaw 1963 roku pierwszy swój motocyklWFM-kę. Takie motory były produkowanew latach 1954 - 1966 przez Warszawską FabrykęMotocykli.W latach 70. ubiegłego wieku w strukturzeorganizacyjnej PGR Biesowice znajdowałosię siedem zakładów rolnych i trzyusługowe, w tym: Zakład Usług Technicznych,Zakład Usług Budowlanych, ZakładUsług Socjalnych, w skład tego ostatniegowchodziły przedszkola (było ich sześć!),masarnia, ubojnia, pralnia, dom kultury,biblioteka. W Biesowicach znajdowała siębocznica kolejowa, którą niestety zlikwidowanopo transformacji.DożynkiW 1971 roku za pałacem w Biesowicachodbyły się dożynki wojewódzkie. PanJózef je doskonale pamięta, ponieważ byłjednym z organizatorów. Gospodarzemdożynek był wówczas Wiesław Kotas - kierownikZakładu Rolnego w Osowie, gospodyniązaś - Teresa Bińczak, kierowniczkaZarodowej Fermy Drobiu. Dyrektorem PGRbył wówczas Stanisław Jażdżewki.Wspomnienia Józefa Olejnika spisała:Danuta Sroka, SłupskZdaniem historyków prawda o życiu w sowieckichłagrach, jaką w swojej nowej książceopisał Jan S. Smalewski, nie ma sobierównej we współczesnej literaturze polskiejPrawda o życiui rosyjskich łagrach17 września br. podczas IX ŚwiatowegoZjazdu Sybiraków w Centrum Edukacji iPromocji Regionu w Szymbarku Jan StanisławSmalewski promował swoją najnowsząksiążkę historyczną. Znany autor książeko Armii Krajowej i łagrach sowieckich zaproszonyzostał na wyjątkowe w skali krajuuroczystości obchodów Dnia Sybiraka, któryjednoznacznie wiąże się z datą napaściprzez ZSRR na Polskę. Należy zauważyć, żerównież tytuł nowej publikacji pisarza z Naćmierza(gm. Postomino) „Więzień Kołymy”doskonale wpisał się w temat tej imprezy.Do Szymbarka na ten dzień zjechałoniemal dwa tysiące Sybiraków z Polski i zzagranicy, a wśród licznych gości znaleźli sięm. in. nuncjusz apostolski abp Celestino Migliorei były prezydent Lech Wałęsa. KsiążkęDzięki autorowi książki „Więzień Kołymy”Janowi Smalewskiemu iosób go wspierających powstał zapiswspomnień rzeczywiście niezwykłych.Miary bowiem symbolu nabiera biogramAntoniego Rymszy, Polaka urodzonego zmatki Finki w Finlandii - 14 czerwca 1914roku, na kilka tygodni przed wybuchemI wojny światowej. Ojciec Antoniego wywodziłsię z ziemiaństwa kresowego, społecznościnajboleśniej doświadczonej w okresieniewoli narodowej. W 1922 roku rodzinaRymszów (już z dwoma synami) wyjechałaz Finlandii, by przez ZSRR dotrzeć w rejonWilna, do swoich. Już te kilka faktów winnybudzić ciekawość, ale to dopiero skromnyprolog do późniejszych zmagań bohateratej książki o zachowanie życia, godności,wiary i nadziei.Antoni Rymsza zyskał ledwie kilkanaścielat na kształtowanie w wolnym krajuumysłu i charakteru, hartowanie ciała.Przeszedł również szkolenie wojskowe zakończonestatusem podporucznika rezerwy.Korzystał z uroków polskiej Wileńszczyzny,notabene borykającej się z licznymiproblemami, doznawał radości wzrastaniaw gronie osób mu życzliwych. To pokolenieprzejęło od ojców doświadczenie walkio najwyższe wartości, chciało służyć Bogu,Polsce i Bliźnim, marzyło o szczęśliwych,dojrzałych latach życia.Za sprawą dwóch systemów totalitarnych,krzewiących się za zachodniąi wschodnią granicą II Rzeczypospolitej,wybuchła II wojna światowa. Wileńszczyznaz różnych przyczyn nie podjęła walkiwe wrześniu 1939 roku, padła ofiarąuzgodnień sowiecko-niemieckich, wkrótcewzniecone tam zostały waśnie narodowe.Tym ważniejszą rolę miał do spełnieniapolski zbrojny ruch oporu, do legendy narodowejprzeszły działania wileńskich i nowogródzkichBrygad Armii Krajowej.W jednej z nich (V Brygadzie, dowodzonejprzez Zygmunta Szendzielarza „Łupaszkę”)szwadron objął por. Antoni Rymsza„Maks”. Miał już za sobą dramat podstępnegorozbrojenia i częściowego wymordowaniaprzez siły sowieckie oddziałupor. Antoniego Burzyńskiego „Kmicica”.Potem zaś były boje z obu przeciwnikami,plan „Burza”, znane już dobrze wypadkizwiązane z nadejściem Armii Czerwonej.Cofając się przed „wyzwolicielami”,„Maks” dotarł na obszar Białostocczyzny,tu wraz z żoną sanitariuszką „Aldoną” (Lenczewską-Samotyją)zyskali zgodę „Łupaszki”26POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


Jana S. Smalewskiego słowem wstępnymopatrzył znany historyk prof. dr. hab. AdamCzesław Dobroński. To druga (po wydanejw czerwcu br. publikacji „U boku „Łupaszki”),a zarazem ostatnia część historycznejepopei o legendarnym przyjacielu „Łupaszki”- por. Antonim Rymszy „Maksie”, któryujawnił się na apel oszukańczej amnestii dlaAK-owców rządu Osóbki-Morawskiego, zostałaresztowany przez UB i przekazany Sowietom,a następnie skazany przez nich nakarę śmierci, zamienioną przez Stalina na 25lat zesłania do łagrów. To porażająca historiao życiu w najdalej na północ wysuniętychłagrach sowieckich. Antoni Rymsza „Maks” -zatwardziały żołnierz polskiego podziemia,patriota z krwi i kości i niepospolity łagiernikpo dotarciu na Kołymę poddany zostaje„zbawiennej kuracji” słannikiem - wywaremz jedliny, który ma rzekomo przeciwdziałaćszkorbutowi i ułatwiać przetrwanie wwarunkach dalekiej Syberii. Jak się okazujeów „cudowny” lek uśmierca setki więźniów.Rymszę ratuje nieoczekiwanie - kryminalistaDżawadow, który jako zabójca 14 ofiarstaje się hersztem obozu błatnych. Widzącw nim przysłowiowego herszta polskichpartyzantów, który podobnie jak on (tylkow inny sposób) przeciwstawiał się sowieckiejczerwonej władzy, ułatwia mu dotarciedo pożywienia i środków higieny.Niebawem Antoniemu Rymszy udajesię zostać brygadzistą w kopalni złota,gdzie wykorzystując swój partyzanckispryt, staje się jednym z najefektywniejpracujących łagierników; wydobywa do 75historia na stronach nowej książkikg złota tygodniowo. Tragiczne warunki włagrach nie pozwalają mu jednak długo cieszyćsię lepszym bytem od innych łagierników.Gromadzi przy sobie więźniów z wyższymwykształceniem, pisarzy, poetów,artystów. I za to właśnie - podejrzewany osabotaż - trafia do innej kopalni, do łopaty.Doznaje kalectwa. Przeżywa wiele dramatówosobistych, ale także i dramatówinnych zaprzyjaźnionych z nim więźniów.Wreszcie, jako Polak, w którego życioryswpisał się nie tylko Stalin z nadaniem ludziomz Kresów Wschodnich Rzeczypospolitejobywatelstwa ZSRR, lecz także matkaFinka, musi udowodnić, że nie jest ani Rosjaninem,ani Białorusinem. Musi udowodnićswą polskość, co czyni za wszelką cenę,i co - po porozumieniu w 1956 roku Gomułkiz Chruszczowem o uwolnieniu Polakówwięzionych w sowieckich łagrach - pozwalamu wreszcie w kwietniu 1958 roku powrócićdo bliskich, do Polski.Podstawową wartością tej publikacjijest prawda historyczna oraz niezwyklesprawne pióro jej autora, przekształcającezazwyczaj nudną historię w ciekawie sfabularyzowanąwersję wydarzeń. (ZK-S)Przezwyciężyćpiekło na ziemiNiechaj dowiedzą się o łagiernikuAntonim Rymszy młodsi.To już tylko historia, ale bardzopouczającana opuszczenie oddziału. Zmienili nazwiska,przemieszczali się i zacierali ślady, by podjąćpracę, dać życie nowemu pokoleniu.„Wojtkowscy” uwierzyli z oporami wamnestię, ujawnili się. Taki był los i takiebyły dylematy rzeczywistych obrońcówniepodległej Polski. W sierpniu 1948 rokuAntoni Rymsza „Maks” został aresztowany,z Gdyni przez Warszawę trafił do Legnicy,tam w więzieniu Północnej Grupy WojskArmii Radzieckiej spędził kilka miesięcy naznaczonychtorturami. W lutym 1949 rokutrybunał wojskowy orzekł karę śmierci, tęWierchownyj Sowiet SSR zamienił na 25 latzesłania na Kołymę.Przypomina mi się w tym momenciefragment życiorysu Ryszarda Kaczorowskiego,ostatniego Prezydenta II RP na Wychodźstwie.Dh Ryszard za swoją działalnośćw SzarychSzeregach teżotrzymał (w więzieniuw Mińskub i a ł o r u s k i m )wyrok śmieci,również zamienionyna wysłaniedo łagru naKołymie. Najpierwbowiemna wschód pojechałyofiaryNKWD okresu„pierwszegoSowieta” (1939-1941), po oficjalnymzakończeniuII wojnyzaładowano dowagonów „żołnierzy wyklętych”, głównieArmii Krajowej, w trzeciej zaś kolejnościmasowe wywózki dotknęły Polaków pozostawionychw granicach ZSRR. A były i innejeszcze represje, miejsca straceń w kraju,obozy, przepełnione więzienia.Do takiej Polski nie mogli i nie chcieliwrócić wszyscy rodacy, w Anglii pozostałi wspomniany Ryszard Kaczorowski. Takwprowadzano na ziemiach polskich ustrój„demokracji ludowej”, zbrodnicze porachunkidługo tu jeszcze po maju 1945 rokukontynuowali „przyjaciele” spod znakuczerwonej gwiazdy.Nie ma potrzeby, bym streszczał opowieśćo łagierniku Antonim Rymszy nrF 1-233. Ta lektura wciąga, trudno się od niejoderwać. Zasługa to autora, jego umiejętnościliterackich, troski o zapisy przejmu-jąco realistyczne, zarazem momentami dobólu oszczędne, z dbałością o każde słowo.To tak, jakbyśmy patrzyli własnymi oczyma,doznawali bezpośrednich wrażeń, dopisywalisię do dialogów. Często narasta strach,niekiedy budzi się obrzydzenie, bo jak mógłczłowiek człowiekowi sprawiać tyle cierpień.W miarę czytania nabieramy jednak przekonania,że nawet w piekle łagrów sowieckichbyła szansa na uratowanie człowieczeństwa,a przy dozie szczęścia i na przeżycie. Cudaczyniła wiara, skarbem stawał się przyjaciel,procentowało zdobywane doświadczenie.Rymsza 6 maja 1949 roku jako więzieńsowiecki rozpoczął podróż, którą wedleoczekiwań oprawców miał zakończyć w doleśmierci daleko od stron rodzinnych, żonyi syna, kolegów z lat walki i pracy. Brześćnad Bugiem, Mińsk, Kujbyszew, Nowosybirsk,buchta Wanino, to stacje jego drogikrzyżowej: paraliżującego głodu, buntówwagonowych, udręki w celach, gwałtówi mordów, konfrontacji z „bytownikami” i„błatnymi-urkami”, zwykłym chamstwemi wyrafinowanymi sposobami upodlania.Tłumy więźniów, różne nacje i wyznania,przypadki trudne do wyobrażenia, rozpacz,ale i tężejąca wola przetrwania. Jakby nazłość całemu systemowi, armii towarzyszy,panującym zwyczajom. Taka postawa mogławzbudzić wściekłość funkcjonariuszy,jednocześnie znajdowała uznanie wśródczęści więźniów. Opór bez broni, pozorniebierny, a w rzeczywistości wymagający stałegoprognozowania, czujności, determinacji.Trzeba było pomagać innym, by liczyćsamemu na wsparcie w momencie kryzysu.Polskość w takich warunkach, to byłobowiązek dźwigania krzyża łagiernika, od-zapis wspomnień niezwykłychPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201227


óżniania się, ale ze wskazaniem na dobro,życzliwość, ofiarność. Jeśli ma powstać - atak musi się stać - katalog postaw naszychrodaków skazanych na umieranie w tajdze,wnętrzach kopalń, na polach kołchozów, wkazachstańskich przysiółkach, to nie możew nim zabraknąć i wzorca wypracowanegoprzez Antoniego Rymszę.Więzień F 1-233 od 1 grudnia 1949roku zaczął walkę o życie w rejonie Magadanu.Spotkał tu nawet rodaka z obywatelstwemamerykańskim, oskarżonego odziałalność szpiegowską. W zbrodniczymsystemie, sterowanym przez generalissimusaStalina i przybocznych pretorianpartyjnych, a realizowanych przez watahyenkawudzistów, na plan dalszy odsuniętoracje ludzkie. Liczyły się plany, w tym iaresztowań, stany osobowe w łagrach, wynikiprodukcyjne uzyskane dzięki niewolniczejpracy.Bez trudu znajdowano stosowne paragrafy,wykorzystywano kolejne zdarzeniahistoryczne, szukano wrogów nawetwśród arcywiernych wyznawców komunizmu,byle zastraszyć innych, wygrać wojnę,dogonić w obłędnym biegu Zachód podwzględem wskaźników statystycznych.Łagry nie były typowymi obozamikoncentracyjnymi (zagłady), choć śmierćzbierała tu przerażająco obfite żniwo, a wniektórych (np. w pobliżu koła podbiegunowego)przeżycie roku graniczyło z cudem.Oficjalnie zwano je „poprawczymiobozami pracy” (w obozie Dnieprowskimwidniał napis: „Praca uszlachetnia człowieka”),nie uśmiercano w nich świeżo przybyłychwięźniów, nie dymiły tu kominy krematoriów.Dopóki system działał sprawniei nie brakowało „wrogów ludu”, ci z poprzednichzaciągów byli zmuszani do szybszegozużycia swych sił, wówczas stawaliPociągiem do Rosjiwspomina jan maziejukPoprosiłem koleżankę o jej torbę. Włożyłemrozbrojony wcześniej aparat. Osobno korpus,obiektyw, rolki filmu. Mimo to tuż przedwejściem poproszono mnie do kontroliFot. J. MaziejukBył to czas wyjazdów pociągiem przyjaźni.Warunkiem było członkostwow Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej.Początkowo podróże miały pewnieuroczysty, ideowy charakter. Ja trafiłemdo pociągu, gdy stał się atrakcją główniehandlową. Wiedzieliśmy, na co u nichjest popyt. Jak woda szły peruki, a u nichkupowaliśmy przede wszystkim złoto, koniak„Ararat” i kolorowe telewizory „Rubin”.Udało mi się wyjechać dwa, może trzy razy.Podróż trwała dziewięć dni z postojami wLeningradzie, Moskwie, Mińsku. Kwaterowaliśmyw hotelach, które dla miejscowychbyły niedostępne, poza obsługą oczywiście.Dzięki kontaktom handlowym mieliśmydość rubli, by przy stakanie „Maskowskoj”prowadzić długie Polaków rozmowy.Raz zabrałem ze sobą numer młodzieżowegopisma „Razem” z odważnym aktemkobiecym. W hotelowym korytarzu wywiesiłemgo dobrze mocując klejem. Z dalekaobserwowałem pełne oburzenia reakcjepersonelu. W końcu ktoś zerwał gorszącąpublikację.W programie każdej delegacji byłozwiedzanie mauzoleum Lenina. Tym razemi ja stanąłem w trzygodzinnej kolejceuzbrojony w legitymację prasową i aparatfotograficzny Pentacon. Okazało się, żeobowiązuje zakaz fotografowania i wwożeniaaparatów. Trudno. Poprosiłem koleżankęo jej torbę. Włożyłem rozbrojony wcześniejaparat. Osobno korpus, obiektyw, rolkifilmu. Mimo to tuż przed wejściem poproszonomnie do kontroli. Już widziałemsiebie wśród białych niedźwiedzi, jednakwszedłem odważnie do pokoju, gdzie czekałkontroler i tłumacz.- Opróżnić torbę! - usłyszałem. Najpierwwypadły cztery peruki i damskie kosmetyki,później korpus aparatu odezwałsię migawką, dalej wypadła reszta. Kontrolerazainteresowały peruki.- Nie mam włosów, jak będziemy szlido teatru albo na balet, muszę jakoś wyglądać!Na każdą okazję mam inną - tłumaczyłem.Później były pytania o aparat. Pokazałemlegitymację dziennikarską.- Polscy czytelnicy są ciekawi relacji zwizyty przyjaźni - mówiłem oficjalnym tonem.Kontrolerzy poszli do następnegopokoju. Po chwili wrócili, oznajmiając, żejestem wolny. Wyprowadzono mnie służbowymwyjściem. Nie zobaczyłem Lenina,poznałem za to zaplecze mauzoleum.Do hotelu wróciłem pieszo. Nigdy więcejnie dostałem zgody na wyjazd pociągiemprzyjaźni. Z tej podróży przywiozłem trochęzłotej biżuterii ukrytej w rolce filmu załadowanejdo aparatu. Wisiał na wierzchu.Nikt go nie sprawdzał, mimo że celnicy dobrzeprzetrząsnęli pociąg. Cieszyłem się, żeprzywiozłem sporo ciekawych zdjęć, głównieMoskwy, gdzie naprawdę było co fotografować.***Słupsk, brytyjskie miasto Carlisle i niemieckiFlensburg jako pierwsze w Europiew dniu 28 czerwca 1988 roku w Flensburgupodpisały umowę Trójporozumieniaowocującą po dzień dzisiejszy współpracągospodarczą, wymianą turystyczną i kulturalną.Dziwił i zastanawiał niektórych faktwspółpracy europejskich miast ze Słupskiem,będącym wówczas ciągle za żelaznąkurtyną. - Widoczny znak liberalizacjiwładzy i akceptacji nieuchronnych zmian?Pewnie tak. Dla miast partnerskich współpracabyła formą projekcji samorządności28POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


człowiek okazał się ważniejszym od systemusię niepotrzebni, zmniejszano im jeszczebardziej porcje żywnościowe, dopadały ichchoroby, na koniec zaś powiększali liczbęskreślonych z ewidencji. Ilu ich łącznie było?Padają różne szacunki, najczęściej mówisię o kilkunastu milionach ofiar NKWD w„królestwie Gułagu”. Zmieniały się strukturyłagrowe, składy więźniów, miejsca pracyna wielkich budowach.Rymsza doczekał się lepszych niecoczasów po śmierci Stalina, awansował nabrygadzistę, realniejszą stawała się nadziejana wolność. Okazało się jednak, że tejnajdłużej wzbraniano byłym żołnierzomArmii Krajowej, choć w Polsce przestalijuż być „zaplutymi karłami reakcji”. To byłokres powracających dyskusji, dochodziłydo łagrów zaskakujące wieści zza drutów,krążyły opowieści o cudach natury syberyjskiej,tajemnicach II wojny światowej (przykłademwykorzystywanie kryminalistów woddziałach Armii Czerwonej), o dziwnychlosach ludzkich. Zawiązywały się noweznajomości, odradzały się z wolna przynajmniejco niektóre wartości i zachowania.Dopiero po niemal dziesięciu latachbohater tej książki wrócił do PRL, a jeszczewięcej trzeba było czekać na ujawnieniejego przeżyć, skomentowanie. Niechajdowiedzą się o łagierniku Antonim Rymszymłodsi. To już tylko historia, ale bardzopouczająca, z optymistycznym finałem, bojednak Człowiek okazał się ważniejszym odsystemu, zachował godność, nie wyparł siętakże swej ojczyzny.Prof. dr hab. Adam Czesław DobrońskiJan Stanisław Smalewski, „WięzieńKołymy” - Wydawnictwo DZIEDZICTWO,Sławno 2012, stron 346 z wkładką zdjęciową,format A 5, okładka twarda, kolorowa,foliowana.i demokracji. Uczyliśmy się i poznawaliśmywzajemnie. Dziś jesteśmy we wspólnej Europie.Rok później 29 czerwca 1989 roku władzeSłupska podpisały partnerską umowę zradzieckim (okres pierestrojki Gorbaczowa)Archangielskiem. W 1988 roku forpocztąoficjalnej wizyty była trzyosobowa delegacjaw składzie Leokadia Głusik - dziennikarkabiuletynu partyjnego „Punkt Widzenia” jakotłumacz, Marian Kędziak z Komitetu WojewódzkiegoPZPR - jako przewodniczący delegacjii moja skromna osoba fotoreportera.Przedsięwzięcie nie było zupełnie pionierskie,dwa lata wcześniej bowiem umowępartnerską podpisały władze województwasłupskiego z obwodem archangielskim, a w1988 roku młodzież wyjechała na wakacjew ramach wymiany. Obwód archangielskijest większy od obszaru Polski, a liczy tylkomilion sześćset tysięcy mieszkańców, z tegoponad jedna trzecia żyje w mieście Archangielsk.Miasto chlubiło się kliniką okulistycznąkierowaną przez profesora Witalija Biediło,światowej sławy okulistą. Pisał o nim „GłosPomorza” w numerze z 26 września 1988roku. Natomiast do stoczni remontowej wArchangielsku zawijały jednostki budowanew Gdańsku. Starałem się sfotografowaćprawdziwe miasto - architekturę, ludzi i ichpracę oraz problemy. Kiedy chciałem zrobićpanoramę miasta nocą, okazało się, że niejest to proste. Archangielsk nocą pogrążałsię w ciemnościach, nie oświetlano miasta,ale dla potrzeb fotoreportażu Archangielskrozbłysnął wszystkimi światłami. Konrad Remelski- redakcyjny kolega żartował później,że oświetliłem Archangielsk. W zasadzie natym kończyły się żarty, bo kiedy pytaliśmy ołagry i obozy, miejsca przymusowej pracy izsyłek Polaków w czasach Stalina, zapadałomilczenie. Nikt nic o tym nie wiedział. - Takichmiejsc w naszym obwodzie nie było -odpowiadali rozmówcy.Zebrane i wybrane fotogramy formatu40x50 i 30x40 złożyły się później na wystawę„Jan Maziejuk i jego Archangielsk” prezentowanąw Słupsku i Sławnie, odnotowanąprzez lokalne pisma radzieckie, międzyinnymi „Prawdę Północy” nr 222/1988.Słupska wystawa została zaprezentowanawe wrześniu 1988 roku. PatronatFot. J. Maziejukobjęły tygodnik „Zbliżenia”, Słupskie TowarzystwoFotograficzne, KW PZPR i SSK Pobrzeże.Wstęp do katalogu wystawy napisałaLeokadia Głusik. Pokazaliśmy dawnązanikającą drewnianą zabudowę miastaobok nowoczesnych wieżowców, pejzażeplaż i przystani portowych nad Dwiną,surowy klimat i dawną kulturę materialną,głównie drewniane naczynia, hafty, makaty.Obok nowoczesnych ulic w centrum,chodniki i ulice z bali drewnianych na peryferiach.Wystawa dawała obraz miasta żyjącego,zmieniającego się, dynamicznego.Wizyta stała się początkiem współpracyklubu fotograficznego budowlanychSpłochi (Zorza Polarna) z Archangielskaze Słupskim Towarzystwem Fotoraficznym,którego byłem wówczas prezesem. Zpierwszą indywidualną wystawą na przełomieroku 1988/1989 pojechał do Archangielskasłupski fotografik, członek STF CzesławCekała, a w czerwcu 1989 - fotograficyz Archangielska wystawili w Słupsku swojeprace. Informację o wystawie zamieściłmiędzy innymi „Głos Pomorza” nr 133/89.Jubileusz dwudziestopięciolecia SłupskiegoTowarzystwa Fotograficznego przypadłna czas mojej prezesury - w roku 1988.Od początku, czyli 1963 roku STF realizowałozasadę wiązania fotografii z „miejscempracy ludzi, tłumem ulicy”, by pokazaćurodę i prawdę o zwykłych ludziach,opisać nasz czas uniwersalnym językiemfotograficznego obrazu.Nie pamiętam dokładnie kiedy ponowniepojechałem do Archangielska,dlatego sięgam dostarych zapisów, fotografii,wycinkówgazet, pokwitowań.Same tworzą barwnąopowieść i przywracająpamięć.Na zdjęciu w planieamerykańskim stojęz dziennikarzemWiktorem Nasonkinemi jego córeczką.- Byliśmy kolegami zpracy, ponieważ zostałemzatrudnionyw archangielskiejgazecie „Prawda Siewiera”na jedną dobęi otrzymałem wynagrodzeniew kwocie60 rubli, na co mampokwitowanie.***Był lipiec 1990roku. Archangielskświętował Dni KulturySłupska. Pojechałemzaproszony doskładu zespołu „Arabeska”- SłupskiejGrupy Baletowejpod kierownictwemartystycznym Mie-archangielsk nocą pogrążał się w ciemnościachPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201229


chu. Część towarzyska wizyty była niezwykleokazała. Na statku rzecznym na Dwinieprzygotowano wystawne, zakrapiane przyjęcie.Dziewczyny z „Arabeski” przyciągałyuwagę miejscowych kawalerów. Tak mi sięwydawało, chociaż pewny nie jestem. Bezskrępowania podchodzili do naszych obficiezastawionych stołów głównie po trunki.Taki obyczaj. Nie protestowaliśmy, a organizatorbył pewnie przekonany, że jesteśmyzadowoleni, skoro to co było do wypicia,zostało wypite.Dostałem z Archangielska zamówiesolidarnośćprzedstawiano jak zarazę, przed którą należy się bronićczysławy Kętrzyńskiej od 1968 roku. Wcześniejtowarzyszyłem zespołowi w wielu podróżach,przygotowując fotoreportaże zartystycznych przedsięwzięć. Poza „Arabeską”w Archangielsku prezentowała się grupateatralna „Stop” z teatru Rondo w Słupsku.Uliczny spektakl wzbudził olbrzymiezainteresowanie i sympatię. Na placu przylicznej widowni występowały na przemianpolskie grupy artystyczne i miejscowe zespołytaneczne, zgrane i wyćwiczone jakwojsko.Dobrze pamiętam rozmowy o Wałęsie,dla nich niepojęte - o robotniku, któryorganizował strajki pod hasłem „Solidarność”.Dla mieszkańców dalekiego Archangielskabyły to zdarzenia wstrząsające. Oficjalnewiadomości były skąpe, a Solidarnośćprzedstawiano jak zarazę, przed którąnależy się bronić. W poufnych rozmowachpytano nas szeptem o fakty, o prawdę zdarzeń.Do gazety „Prawda Siewiera” do pracyszedłem w obstawie opiekuna z NKWDi tłumacza. Tylko ukradkiem mogliśmy rozmawiaćszczerze, a i tak odnosiłem wrażenie,że mój rozmówca obawia się podsłu-Wmiejscowości Czardżou znajdowałsię duży port rzeczny. Tu, w porciekoczowaliśmy przez dwa dni podgołym niebem. Po dwóch dniach do portuprzypłynął parostatek ciągnący trzy dużebarki rzeczne, na które nas załadowano iznów podróż w nieznane. Tymi barkami płynęliśmyrzeką Amu-daria znów dwa tygodnie,dobijając co jakiś czas do przystani, wktórych otrzymywaliśmy pożywienie. Wreszcie,po dwóch tygodniach dojechaliśmy domiejscowości Nukus, stolicy Republiki Karakałpackiej.(fragment z publikacji Teofila Mikulskiegopt. „A jednak wróciliśmy”)Po smutnym pożegnaniu odjechalipowołani do wojska mężczyźni, a było ichdwudziestu, wśród nich mój stryj. Ci, którzyzostali, musieli nadal pracować, żebyjakoś żyć. Coraz trudniej było się porozumiewać.Dwaj Uzbecy, którzy znali rosyjski,nie nadążali, by każdemu wskazać pracę.Pod każde zboże trzeba było inaczejprzygotować pole, każde zboże wymagałoinnego nawodnienia. Było mi źle, czułemsię samotny i zmęczony, nie miałemza co wykupić dziennej racji chleba. Zostawiłemrodzinę stryja i przeniosłem się domiasta Gurlen. Zostałem przyjęty do pracyw zakładzie zbożowym. Tam miałemotrzymać zapłatę dopiero po dwóch tygodniach.Nikogo nie interesowało, z czegomam żyć, gdzie mieszkać, nie mówiąc oubraniu. Na szczęście jeden z pracownikówzaciekawił się kim jestem, skąd przychodzęi gdzie mieszkam. Opowiedziałemszczerze, że uciekłem z kołchozu. Pieniądzeza sprzedaną koszulę się skończyły inie mam już żadnych środków do życia.Zapytał, czy cokolwiek dziś jadłem i czymam kartki chlebowe. „Mam kartki - odpowiedziałem- ale nie mam pieniędzy nawykupienie.” Natychmiast sięgnął do kieszeni,wyjął niewielką sumę i powiedział,że to pożyczka. Jak zarobię, to mam zwrócić.Teraz w czasie przerwy mam wykupićchleb i zjeść jakąś zupę w jadłodajni. Kiedywróciłem, zaproponował mi nocleg wswojej kwaterze. Było dla mnie zaskoczeniemtakie dobrodziejstwo nieznajomegoczłowieka. Tego samego dnia po godzinachpracy zapytał mnie, czy chcę zarobićparę rubli, a ja chętnie się zgodziłem. Poszliśmydo pracy do prywatnej restauracji.Na obcej ziemiBez kartek za kilogram chleba trzebabyło dać nawet dziesięć rubli. Po kilkudniowejniedoli znów zabłysło słońce.Jakiś człowiek zaproponował pracęprzy rozbiórce starej szkołyRąbaliśmy drewno do kuchni. On poszedłdo biura, uzgodnił zapłatę, pobrał piłę idwie siekiery. Dostaliśmy posiłek z dwóchdań i chleb, bez zapłaty. Dla mnie było niedo pomyślenia, że coś takiego mnie spotyka.Po pracy dano nam kolację i mój opiekunwziął zaliczkę. Nie wiem ile, nie pytałem.Byłem zadowolony z tego, co mniespotkało. Kiedy wyszliśmy, dał mi dziesięćrubli i powiedział, że zaciągniętego długunie muszę oddawać, z tym że jutro idziemydalej do tej pracy. Mogę zamieszkać znim, chociaż nie ma wygód, ale nie będępod gołym niebem wśród obcych. Mieszkałoz nim trzech mężczyzn, ja byłem piąty.Byli to Białorusini, ale obywatele polscy,dlatego nie byli powołani do wojska. Dopieroteraz przedstawiliśmy się sobie, każdyz imienia i nazwiska. Następnego dniaposzliśmy na śniadanie i do pracy. Wreszcienie byłem głodny. Od tego dnia staliśmysię przyjaciółmi, on był starszy wiekiem,powiedział, że liczy sobie trzydzieścipięć lat, ale mam się zwracać do niego poimieniu. Dowiedzieliśmy się, że dopóki będziemypracować, będziemy otrzymywaćdwa bezpłatne posiłki. Praca była ciężka,ale żołądek nie odczuwał głodu. Pracowaliśmytydzień, nie wiem, jaką sumę pobrałmój opiekun, dostałem jeszcze parę rubli,nie pamiętam ile. Poczułem się lepiej,przestałem cierpieć z głodu. Można byłodokupić coś poza reglamentacją, chociażbyło wielokrotnie drożej.30POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


nie na materiał zdjęciowy, które zachęciłomnie do wyjazdu do Berlina. W 1991 dostałempaszport i pojechałem. Ciekawiło mniemiasto po drugiej stronie muru, któregofragmenty pozostawiono jako mementodla przyszłych pokoleń. Fotografowałemresztki muru i Polaków swobodnie robiącychzakupy w mieście. „Prawda Siewiera”zamieściła mój materiał jako korespondencjęwłasną. Czytelnicy Dalekiej Północypoznawali prawdę o murze, o strzałach dobiegnących na druga stronę.Wspomnienia Jana MaziejukaFot. J. Maziejukspisała: Czesława Długoszek, ObjazdaKtóregoś ranka niespodziewanie przyszlido nas milicjanci. Było ich trzech i powiedzieli,że jesteśmy aresztowani. Zabralinas na komisariat i każdego oddzielnieprzesłuchali. Podejrzewano nas o kradzieżw rodzinie ukraińskich Żydów, którzy tamuciekli przed Niemcami. Sprawcami okazalisię trzej Uzbecy, u których poszkodowanirozpoznali ubranka swoich dzieci. Zwolniononas po trzech dniach, nakazano wracaćdo kołchozu, każdy do tego, z którego przybył.Zabroniono mieszkać w mieście, bo niejesteśmy zameldowani w żadnym urzędzierosyjskim ani polskim. Zwolniono nas natychmiastz pracy, ale każdy otrzymał zapłatęza przepracowany czas. Ja otrzymałemza dwa tygodnie pracy. Nie było wyboru,musieliśmy pożegnać miasto Gurlen. Ponamyśle ruszyliśmy w drogę znów w nieznane.Po trzech dniach podróży obaj dotarliśmydo miasta Nukus. Ponownie nie mapracy, nie ma gdzie mieszkać, nie ma kartekna chleb, a bez kartek za kilogram chlebatrzeba było dać nawet dziesięć rubli. Na naszązamożność to było bardzo drogo. Pokilkudniowej niedoli znów zabłysło słońce.Jakiś człowiek zaproponował pracę przyrozbiórce starej szkoły. Będzie nam płacił,ale nie dostaniemy kartek na chleb. Możemyspać na miejscu. Szukaliśmy jednakpracy, gdzie będziemy zarejestrowani, żebyotrzymać kartki. Znaleźliśmy, ale każdyw innym zakładzie. Mój kolega Jasiu podjąłpracę w piekarni, ja znalazłem pracę wrestauracji, przy rąbaniu drewna. Otrzymałemkartki na chleb i miałem zapewnionądwa razy bezpłatnie zupę. Nocować mogłemw tym pomieszczeniu, które miał dodyspozycji stróż nocny. Zarobek mój wynosiłsto pięćdziesiąt rubli miesięcznie. Podwóch miesiącach dostałem popłatniejsząpracę. Dano mi wóz na dwóch kołach, osłai uprząż. Dowoziłem wodę i inne produktydo kuchni, ale nie miałem wolnych niedziel,chyba że nawoziłem wody, to w niedzielęwieczór miałem wolne. Mój kolega też pracował.Spotykaliśmy się każdego dnia, nadalszukaliśmy mieszkania. Któregoś dniaobejrzeliśmy mieszkanie niezbyt dalekood naszego miejsca pracy. Opłata nie byławygórowana: pięć kilogramów chleba albogotówka na chleb po cenie czarnorynkowej.Płaciliśmy chlebem kupionym z przydziału:Janek dawał kartki, a ja płaciłem.Było dość łagodnie do chwili popsucia sięstosunków miedzy rządem polskim a Stalinem.Kiedy on zażądał polskiej armii doobrony Stalingradu, generał Anders miałprawdopodobnie odpowiedzieć, że jegoArmia jeszcze nie wyszkolona, żeby pójśćna pierwszą linię ognia.Wokół miejsc postoju armii gromadziłasię ludność polska, zabiegając o pomoc materialnąi możliwość wydostania się z ZSRR.Według ustaleń polsko-radzieckich armiamiała osiągnąć stan 96 tys. żołnierzy, a osiągnęła(w III 1942) stan ok. 66 tys. osób. Trudnościstwarzane przez władze radzieckie wtworzeniu i aprowizacji formacji polskich,żądanie jak najszybszego wysłania na frontpojedynczych oddziałów lub dywizji mimonieosiągnięcia przez nie stanu pełnej gotowościbojowej oraz brak odpowiedzi na notyrządu polskiego w sprawie oficerów więzionychdo 1940 w obozach w Kozielsku, Ostaszkowiei Starobielsku pogorszyły stosunki polsko-radzieckie.(Armia Polska w ZSRR, onet.pl.wiem)Od tego czasu, tym którzy pozostalina terenach Związku Radzieckiego, bardzosię pogorszyło, nam wszystkim. Przestanosię liczyć z urzędami polskimi, jakie powstałyna tych terenach. Zaczęły się aresztowaniana tle politycznym. Przymuszanonas wszystkich, żeby przyjmować paszportyZSRR przynajmniej na okres trzech lat i wdół do tak zwanego „udostawierenia”, czylizaświadczenia tożsamości. Z tego powodupowstało zamieszanie i zaczęły się aresztowania,zarzucano nam, że jesteśmy wrogonastawieni do władzy. Po wyjaśnieniutej decyzji między władzami polskimi i radzieckimiw mieście doszło do porozumienia.Każdy Polak musiał mieć zaświadczenietymczasowe, które służyło jako dowódtożsamości. Wyjaśnił to nam polski przedstawiciel,żołnierz w stopniu kapitana. Nazywałsię Maj. Wyjaśnił wszystkim, że każdymoże przyjąć to zaświadczenie bez żadnychwahań, prócz tych, którzy przysięgęwojskową złożyli. Oni muszą ten problemprzemyśleć. Jednocześnie dał do zrozumieniatymi słowami: „Ja przysięgę składałem itego nie mogę zrobić, złamałbym przysięgę,którą składałem”. Przemawiał przez mikrofon.Te słowa każdemu dały do myślenianad tak poważną sprawą. Niektórzy poszlido obozu karnego, a przysięgi nie złamali.Ogólnie wszystko zostało załagodzone,wystarczyło przyjąć taki dokument, wtedynie przymuszali, żeby to był paszport. Zaświadczenietrzeba było jednak przedłużaćw biurze paszportów na dalsze trzy albosześć miesięcy.NKWD zaczęło wzywać Polaków izmuszać do odbierania rosyjskich paszportów.Kto odmówił za pierwszym razem,dawali dwa tygodnie do namysłu. Kto natomiastzdecydował się przyjąć obywatelstwo,zgłaszał się i w określonym czasieotrzymywał paszport. Szedł wolny do domu.Pozostali byli zmuszani do pakowaniaswoich rzeczy i z workiem na plecach musieliiść do NKWD, drugiej szansy nie dawali,od razu zamykali do więzienia. (StefaniaSokolowska-Satanowska: „Mroźny smakgłodu”, Łomża, 1999.)Poddano nas większej dyscyplinie,przy każdej pracy byliśmy szykanowani.Często się słyszało: „Wy Polaczki wredziciele”,a nawet Uzbecy inaczej nie mówilitylko „urs”, to znaczy zły człowiek. Ja wtym czasie znów zacząłem chorować. Nieposzedłem do lekarza i nie byłem kilkadni w pracy. Jak wróciłem, zażądano odemnie zwolnienia lekarskiego. Kierowniczkarestauracji powiedziała, że musi mojąsprawę skierować do sądu pracy i to zrobiła,ale z pracy mnie nie zwolniła. Chociażnie czułem się dobrze, musiałem pracować.Nie dostałem zwolnienia, bo nie miałemtemperatury. Po kilku dniach otrzymałemwezwanie do sądu. Tam się stawiłem iczekałem na korytarzu, to pamiętam, dalejnie wiem, co się stało. Pamiętam, że jaksię obudziłem, to znalazłem się w szpitalu.Nie wiem, jak mnie dowieziono. Okazałosię, że jestem chory na malarię. Nie wiemjak długo przebywałem w szpitalu. Po wyjściumusiałem w określone dni zgłaszać sięna kontrole. Miałem specjalne upoważnieniewydane przez lekarza, a w przychodnipotwierdzali, że się zgłosiłem. Po wyjściuze szpitala tymczasowo nie pracowałemw żadnym państwowym zakładzie, natomiastpracowałem w tym szpitalu z mężczyzną,który przeprowadzał drobne remonty.On mnie wynajął prywatnie dopomocy i prywatnie płacił za każdy dzień.przymuszano nas wszystkich, żeby przyjmować paszporty zsrrPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201231


Również tego dnia w czasie pracy magazynierpoprosiła mego pracodawcę, czy pozwoli,żebym ja pojechał z nią po chleb iinne produkty żywnościowe. W czasie drogiopowiedziałem magazynierce o swojejsytuacji: braku stałej pracy, leczeniu malarii.Zapytała, czy chciałbym pracować jakofurman w szpitalu. Po powrocie rozładowałemkupione produkty, wyprzągłemkonia i zaprowadziłem do stajni. Jak mi nakazano,wróciłem do magazynu. Jeszczeraz zapytała mnie, czy chcę pracować. Muszępowiedzieć, bo od jutra jest dużo pracy:trzeba nawozić wody i jechać po żywność.„Jestem Ludmiła, dla ciebie ciociaLuda” Nie pozwoliła mi odejść bez kolacji.Weszliśmy do kuchni, do szefowej powiedziała,że od jutra pracuję jako fornal, żejestem Polakiem. Poprosiła dla mnie o całodziennewyżywienie, pod warunkiem żebędę sumiennym pracownikiem. Następnegodnia bardzo rano zacząłem od wożeniawody. Jeszcze nikogo poza portieremnie było w pracy. Dopiero kiedy wróciłemz wodą, którą wylałem do zbiornika przyścianie kuchni, widziałem, jak magazynierkawydaje kucharkom produkty. Zawołałamnie na śniadanie, ale odpowiedziałem,że jak przyjdę, przywiozę następny pojemnikwody i nakarmię konia, tylko muszęmieć dla niego obrok. Pani Luda pokazałami, gdzie jest koniczyna dla konia. Pośniadaniu pojechaliśmy po zaopatrzenie,a później, kiedy odprowadziłem konia napastwisko, poczęstowała mnie osłodzonąherbatą i poszliśmy do biura, gdzie zostałemformalnie zatrudniony za sto pięćdziesiątrubli miesięcznie i dodatkowo dwadzieściarubli za opiekę nad koniem. Wyży-Portugalia zaskakuje,Produkcjąportugalskiego porto są oddawna zainteresowani Anglicy,którzy już w 1703 roku podpisali TraktatMethuena otwierający rynek Wielkiej Brytaniina wina z Portugalii. Przemysł winiarski w tym krajuma długie tradycje i utrzymuje pozycję światowąByłem w tym małym i pięknym kraju,położonym na krańcach Europy dwukrotnie.Za każdym razem nie tylkozaskakiwał gościnnością i pracowitościąmieszkańców, ale zachwycał zabytkamiświatowej sławy i bogactwem swojej niepowtarzalnejhistorii. Zastanawiałem się,jak ten mały kraj, graniczący tylko z jednympaństwem potrafił zachować swoją suwerennośći nie został wchłonięty przez wielokrotniewiększego, potężnego sąsiada?Portugalia leży na zachodnim krańcukontynentu europejskiego i - jak piszeXVI-wieczny poeta Luis Vaz de Camoeso swoim kraju - „jest tam, gdzie ziemiasię kończy, a morze zaczyna”... Jest to krajo powierzchni ok. 92 tys. kilometrów kwadratowych,zamieszkały przez ok.10,5 milionaludności, o bardzo zróżnicowanymkrajobrazie. Posiada piękne wybrzeże, potężneklify o czerwonym kolorze i łagodnezatoczki o długich plażach i białym jak mąkapiasku. W głębi obszar kraju przecinająliczne doliny i płynące rzeki, takie jak Tejo-Tag i inne wpadające do Atlantyku. Ciągnąsię łańcuchy łagodnych wzgórz i gór, choćnajwyższe pasmo Serra da Estrela - GóryGwiazd mają najwyższy szczyt Torre sięgający1993 metrów n.p.m. W środkowo-południowejczęści Portugalii rozpościera sięszeroka równina Alentejo - co znaczy „pozaTejo, czyli Tagiem”. Region wyróżnia sięswoistym charakterem i pięknem. Prowincjajest porośnięta naturalnymi plantacjamidęba korkowego i oliwek, jest też nazywanaterra do pao - „ziemia chleba”, bo uprawiasię tu pszenicę i owies oraz warzywa.Portugalia to piękny kraj widokowo,który zostaje w pamięci jako obszar o intensywnymnasłonecznieniu i błękitnym lazurowymniebie. Ma też wyjątkową i skomplikowanąhistorię oraz złożoną bogatąkulturę, której dziedzictwo odczuwa się nakażdym kroku i która zachwyca przeciętnegoturystę. Historia niektórych miast sięgaokresu podbojów rzymskich, a także IVwieku, kiedy rozpowszechniało się w całymkraju chrześcijaństwo i powstały pierwszebiskupstwa w Bradze i Evorze. Burzliwe byłylata najazdów Maurów i lata ich panowaniaoraz czas rekonkwisty. W 883 roku poja-32POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


po raz pierwszy nie byłem głodny, swoją kartkę na chleb oddawałem kolegomwienie nie wchodziło w moje uposażenie,miałem to załatwić w kuchni. Moim szefembył ordynator i pani Luda, tak mi powiedziała.W pierwszych dniach było ciężko,dlatego że było wszystko zaniedbane.Koń był zaniedbany i niedożywiony, a pracydla konia przy szpitalu było dużo. Pracowałemz koniem i sam go karmiłem. Podwóch tygodniach pani Luda powiedziała,że personel mnie chwali, bo nigdy nie brakujewody, koń dobrze wygląda, a ja nie liczęgodzin. Ucieszyły mnie słowa uznania.Ja też miałem być za co wdzięczny - za całyten czas, który przebywałem na obcej ziemipo raz pierwszy nie byłem głodny, swojąkartkę na chleb oddawałem kolegom.Po trzech miesiącach wezwał mnie ordynator.Zastanawiałem się przed wejściemdo gabinetu, w jakiej sprawie. Wszedłemi celowo powiedziałem: „Dzień dobry”, onpopatrzył na mnie zdziwiony. Wtedy dodałem:„Zdrastwujcie”. Odpowiedział i kazałmi usiąść. Pytał czy jestem z rodziną, czysamotny, gdzie mieszkam. Opowiedziałem,gdzie i w jakich warunkach mieszkam.Powiedział, że mogę mieszkać na terenieszpitala w małym pomieszczeniu obokportierni. Wiem, że zorganizowała to paniLuda. Zabrała mnie do magazynu, gdziedostałem komplet pościeli, łóżko, taboret iszafkę. Pościel miałem zmieniać sam raz wtygodniu. Szpital też miał ze mnie pożytek,bo byłem do dyspozycji porą nocną. Kilkarazy przewoziłem chorych nocą do miastaUrgencz. Jeździłem również po choregodo Urgencz, żeby przywieźć go do Nukus,za co dodatkowo mi płacono.Wspomnienia Aleksandra Kalistyspisała: Czesława Długoszek, Objazdazachwyca i zastanawiaFot. W. LipczyńskiFot. W. Lipczyńskiwiła się po raz pierwszy obecna nazwa krajuwywodząca się z obszaru między rzekamiDouro i Minho, który zajmuje hrabstwoPortucale, walczące z hegemonią Hiszpanówi rosnące od IX wieku w siłę.Dla przeciętnego Europejczyka interesującesą fakty, które dotyczą narodzinnarodu portugalskiego, a wiążące się znajwiększymi wydarzeniami ówczesnegoświata, czyli z wielkimi odkryciami geograficznymiPortugalczyków. Miejscowość Bataliajest ściśle związana z czasami zmagańportugalsko-kastylijskich. Znajduje się tamzabytek umieszczony na liście ŚwiatowegoDziedzictwa Kulturalnego UNESCO - Mosteirode Santa Maria da Vitoria - ufundowanypo bitwie decydującej o niepodległościPortugalii. Wybudowany został w latach1388 - 1533 jako wotum dziękczynneza zwycięstwo. Posiada potężne założenieklasztorne składające się z wielu obiektów.Budowla z zewnątrz jest bogato zdobiona,natomiast w środku zachowuje gotyckąprostotę. Łuki sufitu wyniesione są nazaskakującą wysokość i stanowią zwieńczeniewąskiej nawy, która jest oświetlonaprzez promienie słońca przenikające przezwitraże. Obok znajduje się Capela do Fundador- Kaplica Fundatora, wybudowanaok. 1426 roku dla Jana I Zwycięzcy i jegożony. Wewnątrz kaplicy jest usytuowanygrobowiec pary królewskiej trzymającej sięza ręce. Grobowce ich dzieci umieszczonow ścianach bocznych. Jest grób słynnegoodkrywcy księcia Henryka Żeglarza, synakróla. Nad kaplicą góruje piękne gwiaździstesklepienie kopuły. Godna zobaczeniajest związana z budowlą centralną ClaustroReal - Królewski Krużganek. Posiada manuelińskiełuki otaczające piękny dziedziniec-wirydarz ozdobiony skomplikowanymiwzorami. Na krużgankach zachwycającymelementem jest niepowtarzalne sklepieniei są witraże przedstawiające ukrzyżowanegoChrystusa.Coimbra to pierwsza stolica Portugaliiw latach 1<strong>139</strong> - 1385, obecnie trzecie podwzględem wielkości portugalskie miasto,wielki ośrodek akademicki, przemysłowy irolniczy położony nad rzeką Mondego. Jegokorzenie sięgają czasów rzymskich. Staremiasto obrasta wzgórze opadającymiwąskimi, krętymi ulicami i placami do bulwarówrzeki. Wśród zabudowy wyróżniająsię wieże dwóch katedr - Se Nova - NowaKatedra z piękną piaskową fasadą, usytuowanana niepozornym placu i Se Velha- Stara Katedra, która pełniła swą funkcjędo 1772 roku. Tutaj odbyła się koronacjapierwszych królów portugalskich - SanchoI, a później Jana I. Jest tutaj wiele zabytkowychbudowli. Nad miastem góruje StaryUniwersytet założony w 1308 roku i reaktywowanyw roku 1537. Zajmuje on sąsiadującewzgórza, a wiele budynków, placówtworzy odrębne miasteczko uniwersyteckie.Campus funkcjonuje do dziś i jest nośnikiemwielowiekowej tradycji.Porto zamieszkuje ok. 1,2 miliona ludności,to drugie miasto w Portugalii podwzględem wielkości. Położone jest nawzgórzach i przy ujściu do Atlantyku rzekiDouro. Na jej brzegach w okresie rzymskimpowstały dwie bliźniacze osady - Portus -po prawej stronie i Cale - po lewej. W okresiepanowania mauretańskiego cały regionod rzeki Minho do rzeki Douro nosił nazwęPortugalia. W 1143 roku Alfons I Zdobywcazałożył królestwo, które na cześć swoichrodzinnych stron nazwał Portucalia. Stądpochodzi nazwa dzisiejszego państwa.Wiele zabytków potwierdza historycznośći znaczenie miasta, które w 2001 roku zostałomianowane kulturalną stolicą Europy,a część miasta Cais da Ribeira wpisano naListę Światowego Dziedzictwa KulturalnegoUNESCO. Miasto położone jest na majestatycznychskalistych klifach nad rzekąDouro, gdzie sześć imponujących mostówspina brzegi. W górnym nurcie rzeki jestPonte de Dona Maria Pia - kolejowy mostwybudowany w 1876 roku według projektuGustava Eiffla, obok - nowoczesny Pontede Sao Joao. Najciekawszy jest PonteDom Luis I z 1886 roku w centrum miasta,z którego roztaczają się wspaniałe widoki.wyróżnia się swoistym charakterem i pięknemPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201233


Dwupiętrowa żelazna konstrukcja składasię z dwóch kondygnacji. Powyżej przebiegalinia metra prowadząca bezpośredniodo winnych piwnic w Vila Nova de Gaia. Taczęść miasta słynie jako stolica wytwórcówporto. Znajduje się tu ok. 80 winiarni, którezapraszają do zwiedzania pomieszczeńi degustacji win. Wiosną dostarcza się młodewino z okolic Górnego Douro, które następniedojrzewa w dębowych beczkach opojemności 530 litrów. W winiarniach mieszasię różne gatunki i roczniki win, abyuzyskać charakterystyczne bukiety i kolory,a następnie rozlewa do butelek i pozostawiaw piwnicach do ponownego leżakowania.A jak się wyrabia najsłynniejszy produktmarkowy w Portugalii - porto? Wytwórnietego wina pozyskują niezwyklesłodkie czerwone grona z okolicznych terenówposiadających specyficzny ciepłymikroklimat. Proces fermentacji jest zatrzymywanyna określonym etapie, kiedyFot. W. Lipczyńskinastępuje wiązanie cukrów zawartych wtrunku poprzez dodawanie aquardente lubbrandy. Otrzymuje się w ten sposób szerokiwachlarz trunków o słodkiej, likierowejcharakterystyce. Produkcją porto są oddawna najbardziej zainteresowani Anglicy,którzy w 1703 roku podpisali Traktat Methuenaotwierający rynek Wielkiej Brytaniina wina z Portugalii. Przemysł winiarski wPortugalii ma długie tradycje i utrzymujepozycję światową.Stolica państwa - Lizbona położonajest nad wielkim rozlewiskiem i ujściemrzeki Tag-Tejo do Atlantyku. Pokonując wodyrzeki, jedzie się przez jeden z najnowocześniejszychmostów, szesnastokilometrowyPonte 25 de Abril. To współczesnawizytówka tego wielkiego miasta. Wysokiepylony utrzymują jezdnie na bardzo dużejwysokości, a rozpiętość części wiszącej, łączącejdwa sąsiednie brzegi bez żadnychpodpór wynosi 2280 metrów długości.Oglądana z mostu panorama jest urzekająca.W dole pływają statki handlowe wyglądającejak dziecinne zabawki. Gdy w 1966roku oddawano do użytkowania tę największąinwestycję komunikacyjną, było toświęto w całej Portugalii. Drugi most - PonteVasco da Gama - usytuowany w górnejczęści rzeki - powstał z okazji MiędzynarodowychTargów Expo-98. Został nazwanyimieniem żeglarza w pięćsetną rocznicęodkrycia przez niego drogi morskiej z Europydo Indii. Jest najdłuższym mostem wEuropie, liczy 17,2 kilometra, w tym 0,829km to przęsło główne, a 11,5 km - pozostałeprzęsła nurtowe oraz 4,8 km to wiaduktydojazdowe i węzły. Most składa się z sześciupasów ruchu i spina brzegi rzeki Tag,jednocześnie łączy dwukilometrowy odcinekzachodniego wybrzeża, gdzie rozciągasię Parque das Nacoes. Tutaj w 1998 rokumiała miejsce światowa wystawa Expo. Donajwiększych atrakcji parku należy jednoz największych europejskich centrów oceanograficznych- Oceanario de Lizbona iobiekty towarzyszące z infrastrukturą namiarę XXI wieku. Jest to całkowicie nowaczęść Lizbony, gdzie przez cały rok odbywająsię różnego rodzaju imprezy i wydarzeniakulturalne i naukowe.Zwiedzając miasto, poznaje się nie tylkowspółczesne oblicze Lizbony i jej zabytki,ale również atmosferę portugalskiej stolicy.Można poznać najciekawsze miejsca,które koncentrują się w dwóch dzielnicach- w centrum Baixa oraz przy brzegu rzeki wBelem, na przedmieściach. Belem, czyli Betlejemzostało tak nazwane dla upamiętnieniazaangażowania Portugalii w europejskiekrucjaty. Tu znajduje się najbardziejznany zabytek Mosteiro dos Jeronimos -Klasztor Hieronimitów - wpisany na Listępoligon w wicku morskim34Jeden z najbardziej znNa poligoniew Wicku Morskimćwiczyłow ostatnichkilkunastulatach blisko10 tysięcy żołnierzyz armiipaństw sojuszniczychPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


oglądana panorama miasta jest urzekającaŚwiatowego Dziedzictwa Kulturalnego. Zostałzbudowany w 1498 roku dla uczczeniaVasco da Gamy i jego udanej wyprawy doIndii.Na bulwarze rzeki Tag stoi Padrao dosDescobrimentos - Pomnik Odkryć Geograficznychzbudowany z kamienia wapiennego.Przypomina kształtem karawelę, na pokładziektórej stoi wpatrzony w morze książęHenryk Żeglarz w towarzystwie słynnychżeglarzy i bohaterów narodowych.Jest Vasco da Gama,który odkrył drogę morską doIndii na przełomie lat 1497/1498,Pedro Alvares de Cabral - odkrywcaBrazylii w 1500 roku, Luisde Camoes - największy poetaportugalski, który w epopei „OsLusiadas” w 1572 roku rozsławiłdokonania portugalskich odkrywców.Portugalia posiadaław tych czasach obecną Brazylięjaką posiadłość zamorską, którabyła jej największą kolonią.Okres wielkich odkryć geograficznych,zapoczątkowany wkońcu XV stulecia, przyniósł Lizbonierozkwit i opinię ważnegoośrodka handlowego na świecie.Odnalezienie drogi morskiej doIndii, handel korzenny, późniejodkrycie złota w Brazylii i posiadaniewielu kolonii w różnych częściachświata, stanowiło złoty wiek dla miasta.Z wielu zabytków znajdujących sięw dzielnicy Belem, godne zwiedzenia jestMuseu da Marina przedstawiające historięportugalskich odkryć geograficznych iposiadające eksponaty pochodzące z tychczasów. Museu Nacional dos Coches posiadanajwspanialszą kolekcję pojazdów w całejEuropie. W pobliżu jest usytuowany Palaciode Belem, zdobiony na różowo pałac- kiedyś siedziba królów, a dziś rezydencjaprezydenta Republiki Portugalskiej.Dzielnica Baixa - Dolne Miasto i centrumstolicy położone są między wzgórzamiAlfama i Bairro Alto. Dzielnica uważanajest za centrum bankowe, tutaj mieścisię większość firm, biur. Stanowi arcydziełourbanistyki z okresu oświecenia. Układmiejski wybudowany w klasycystycznymstylu był pierwszy tego typu w Europie.Posiada prostopadle wyznaczone ulice,zaułki, strome schody i liczne zdobionemozaikami placyki. Jest co podziwiać wmiejscowej scenerii, schodząc łagodnie kubrzegom Tagu. Na wzgórzu Alfama z punktuwidokowego Miradouro de Santa Luziaoglądać można piękną panoramę. Kościóło tej samej nazwie zewnątrz ozdobiono interesującymipłytkami azulejos. Ceramikata jest dobrem narodowym w portugalskiejsztuce dekoracyjnej, wykorzystywanarównież jako elewacje budynków, kościołówi zabytków.Akcenty polskie w Portugalii to spotykanegrupy rodaków w Fatimie, która jestnazywana „Portugalską Częstochową”. Dosłynnego sanktuarium przybywa rocznieok. dwóch milionów pielgrzymów. Dla Polakówszczególne to miejsce, związane ztrzecią tajemnicą fatimską, która przepowiedziałazamach na życie Ojca ŚwiętegoJana Pawła II.Włodzimierz Lipczyński, SłupskFot. W. LipczyńskianychFot. W. LipczyńskiMija 60 lat od powstania CentralnegoPoligonu Sił Powietrznychi Garnizonu w Wicku Morskim.Położony nad brzegiem Morza Bałtyckiego,między Ustką a Jarosławcem, nadjeziorem Wicko zajmuje powierzchnięokoło czterech tysięcy hektarów. Tworzynaturalną, odrębną przestrzeń i zapewniaidealne warunki bezpieczeństwa dlaprowadzonych ćwiczeń. Na początku wjego skład włączono lotnisko wraz z infrastrukturą,później ośrodek był sukcesywnierozbudowywany i powstawałyobiekty dla potrzeb szkoleniowych orazzaplecze socjalne. Wielokrotnie zmieniałnazwę, znany też jest pod nazwą PoligonUstka - Wicko Morskie. Obecnie stanowinajwiększy poligon Wojsk Obrony Przeciwlotniczejdo strzelań rakietowych i artyleryjskich.Nad jeziorem Wicko ćwiczą także pozostałewojska - Lotnicze i Radiotechniczne.Poligon udostępniany jest też WojskomLądowym i Marynarce Wojennej. Żołnierzeuczą się na nim obsługi najnowszych rakiet,poznają techniki odpalania i trafianiado celu. Jest atrakcyjny dla państw zachodniejEuropy, odbywają na nim ćwiczeniażołnierze armii państw NATO.30 sierpnia br. odbyły się centralneuroczystości 60-lecia powstania poligonu.Odprawiona została polowa mszaświęta. Uroczysty apel zaszczycił dowódcaSił Powietrznych, generał broni, pilotLech Majewski. Dokonał przeglądu jednosteki wygłosił okazjonalne przemówienie.Ciekawe było też wystąpienie byłego komendantapoligonu w latach 1990 - 2004,a obecnie burmistrza Ustki, płk. dr. JanaOlecha. Przekazał on dowództwu poligonużyczenia dalszego rozwoju i osiąganiawojskowych sukcesów.Godnym odnotowania jest fakt uroczystegootwarcia Sali Tradycji, która stanowiźródło wiedzy o wydarzeniach związanychz historią poligonu. W kilku salachprzybliżono na planszach, eksponatach ina zdjęciach to wszystko, co się wiąże ztradycją jednostki i zmianami w realizowanychzadaniach.Do końca lat osiemdziesiątych ub.stulecia na poligonie odbywały się ćwi-POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201235


służy do ćwiczeń wszystkim rodzajom wojskFot. Archiwum Autoraczenia strzelań jednostek artylerii przeciwlotniczejwyposażonej we wszystkierodzaje uzbrojenia - armaty PKM-y i WKM-y. Szkoliło się tu około 20 tys. żołnierzyrocznie. Przełomowym rokiem w WickuMorskim był rok 1989, w którym po razpierwszy wykonano zadania z zakresuobsługi zestawów rakietowych OSA. Zostałazapoczątkowana tradycja rakietowychstrzelań przeciwlotniczych w Polsce.Od 1992 roku rozpoczęły się corocznećwiczenia rakietowe - ćwiczyły zestawyNEWA, w 1993 roku - KUB, w 1994 roku- WOŁCHOW, a w roku 1995 - KRUG. W1996 roku poligon zaczął działać w strukturachorganizacyjnych Sił Powietrznych.Znacznie poprawiło się jego funkcjonowanie,od tego czasu bardziej jest wykorzystywanyi lepiej spełnianie oczekiwaniawojsk ćwiczących. Ćwiczą na nimi sprawdzają swoje umiejętności lotnicy,rakietowcy i radiotechnicy. Strzelania odbywająoddziały i pododdziały Wojsk Lądowychoraz Marynarki Wojennej.Wydarzeniem szczególnym o wymiarzehistorycznym były pierwsze strzelaniażołnierzy wojsk NATO. W 1997 roku, przedprzystąpieniem Polski do Sojuszu, na poligoniećwiczył 12. Pułk Królewskiej Artyleriiz Wielkiej Brytanii, a w roku 1999 tasama jednostka odpaliła rakietę Eagle zestawuStarstreak. Odbyły się też manewrypod kryptonimem „Ocelot - 99”, największew naszym kraju ćwiczenia powietrzneweryfikujące możliwości koordynacji siłlotniczych Polski i krajów NATO. W roku2002 odbyły się ćwiczenia „Strong Resolve”.W manewrach wzięli udział żołnierzez Danii, USA, Francji, Niemiec, Belgii,Hiszpanii, Polski, Szwecji, Bułgarii i Rumunii.Prowadzone są tu również ćwiczeniai strzelania w ramach w programu „Partnerstwodla pokoju”. W sumie ćwiczyło napoligonie w ostatnich kilkunastu latachblisko 10 tysięcy żołnierzy z państw NA-TO. Poligon cieszy się dużym uznaniemwojsk sojuszniczych. Duża rozległość lądowaumożliwia prowadzenie różnorodnychelementów ćwiczeń z wojskami. Jestjednym z bardziej znanych specjalistycznychobszarów do ćwiczeń wszystkichżołnierzy Sojuszu Północnoatlantyckiego.Obecnie świadczy swoje usługi w zakresieszkolenia ze strzelania bojowegopraktycznie wszystkim rodzajom wojsk.Lotnicy ćwiczą na nim prowadzenie ogniado celów nawodnych i powietrznych orazuczą się celnie bombardować. Artylerzyścićwiczą też na celach nawodnych i tosamo czyni artyleria okrętowa. Prowadzonesą ponadto ćwiczenia zespołowez udziałem pododdziałów czołgów, piechotyi obrony wybrzeża. Poligon posiadabogatą infrastrukturę. W jej składwchodzą najnowsze urządzenia i stanowiskadowodzenia. Ma centralne stanowiskodowodzenia, punkt dowódczo-obserwacyjny,osiem stanowisk ogniowychstałych, a także doraźne stanowiska startowedla przeciwlotniczych zestawów rakietowych.Znajduje się na nim równieżlądowisko z dwoma pasami startowymi,tor taktyczny, pięć ośrodków szkoleniaspecjalistycznego, strzelnica piechoty typuB, ośrodek sprawności fizycznej, stadionsportowy i amfiteatr.Od 2007 roku pracą poligonu kierujekomendant płk. dypl. inż. Andrzej Witek.Włodzimierz LipczyńskiSłupskIlekroć dzisiejszy Polak myśli o morzu -ma na myśli cud Gdyni, budzącą podziwpracę, jaką wykonaliśmy na polskim wybrzeżu.Ma na myśli port i ten króciutkiodcinek wybrzeża, jaki pozostał nam z tysiąckilometrowegowładania Chrobrych iBatorych. Stare przyzwyczajenie sprawia,że mówiąc czy pisząc o morzu - myślimy obrzegu, ba - gorzej: o skrawku brzegu; mówiąco porcie myślimy o nabrzeżach portowychi ładowaniu statków. Poza tym naszstosunek do morza jest albo czysto uczuciowy,albo oparty tylko na bezpośredniminteresie handlowym. Ludzie, którzy sprawygospodarki morskiej pojmują trafnie,jako wyjście polskiego handlu w szerokiświat, należą jeszcze do rzadkości. Na morzepatrzy się u nas wciąż jeszcze jako nagranicę wodną, zapominając, że nie jestono przeszkodą ani barierą, ale przeciwnie- szerokim polem do działania i źródłemegzystencji całego narodu.Morza są gościńcem dziejów, rynkiem,na którym zdobywa się potęgę i dobrobyt.Bywają murem obronnym, mostemzgody, porozumienia, sąsiedzkiejwymiany. Są też niestety - dziś bardziej niżkiedykolwiek - polem walki, na którym rozstrzygasię spory o potęgę, bogactwo czyo panowanie. Kto panuje na morzu, panujenad światem - twierdził jeszcze w XVI wiekusir Walter Raleigh. Morza odgrywająrozstrzygającą rolę w życiu narodów, stanowiąo wielkich przesileniach politycznychi o losach państw. Szerokość dostępudo morza nie gra przy tym żadnej roli,byle dostęp taki był. Państwo mające dostępdo morza może odegrać wybitną rolęw życiu świata, państwo zaś nie mającedostępu do morza jest skazane na zależnośćod sąsiadów. Państwo, które posiadadostęp do morza, lecz nie potrafi go odpowiedniozabezpieczyć, skazuje się narolę drugorzędną, najczęściej zaś na nędzęlub niewolę.Zatem polska racja stanu nie mieścisię na skrawku pomorskiego brzegu, aleobejmuje szeroko wszystkie części świata,dostępne lub potrzebne dla naszego rozwojukulturalnego i gospodarczego. Znaczeniemorza dla Polski spotęgowane jestponadto poważnym stanem liczebnymnaszego wychodźstwa zamorskiego, którebez ścisłego związku z macierzą będziesię wynaradawiało.Prowadzenie jakiejkolwiek polityki,choćby najbardziej pokojowej, wymagazawsze odpowiedniego oparcia o poważaniepaństwa i narodu za granicą. Największenawet państwo lądowe nie osiągnietego poważania na zewnątrz, jeśli dlaobrony swych interesów gospodarczych inarodowościowych nie posiądzie odpowiedniosilnej marynarki wojennej, torującejdrogę banderze handlowej i gotowejupominać się o prawa obywateli. Marynarkawojenna, ten najbardziej widocznyczynnik niezawisłości państwa i sił żywot-Fot. Archiwum Autora36POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


pokój w najkorzystniejszej formie. Bez odpowiedniejmarynarki wojennej czeka naschmurna przyszłość, niepewne jutro, a ktowie - może znów klęska i niewola. Nie mamywyboru.Wszystkie zwycięstwa wojsk Napoleonana lądzie zdały się na nic, bowiem namorzu panowała Anglia; jej flota zniszczyłaflotę cesarza Francuzów [a raczej połączonefloty francuską i hiszpańską, dowodzoneprzez admirałów P. Villeneuve’a i F.Gravinę - wmw]. Cała lądowa potęga carskiejRosji nic nie wskórała przeciw armii Japonii,bo to Japonia panowała na morzu izniszczyła flotę cara [w walnej bitwie obuflot w Cieśninie Cuszimskiej 27/28. (14/15.)maja 1905 roku - wmw]. Cesarskie Niemcy,mimo zwycięstw ich armii lądowych - uległy,bo przewaga na morzach była po stronieprzeciwnika, a one same nie potrafiłyodpowiednio wykorzystać swej floty wojennej.Niemcy uciekli się do wojny korsarnaszstosunek do morzaDlaczego Marynarka Wojennawciąż jest nam potrzebna?Wczytajmy się wszyscy w słowa inżyniera Ginsberta i spróbujmyjako naród wyciągnąć z nich jak najbardziej aktualne wnioski, zanimokaże się, że po raz kolejny obudziliśmy się z ręką w nocnikunych narodu, jest mocną nicią, łączącą wychodźstwoz macierzą i nie pozwalającąmu na wynaradawianie się.Tym się może tłumaczy fakt, iż nasiwychodźcy zamorscy są zwykle ogromnieupośledzeni w stosunku do obywateli kraju,który zamieszkują. Są niezdolni do mobilneji zyskownej pracy, a zmuszeni wieśćżycie ciężkie i dokuczliwe. Nieliczni, którymudaje się osiągnąć lepsze warunki życiowe,szybko się wynaradawiają, bo woląoprzeć się o państwo, które jest bliżej, a coza tym idzie - może lepiej bronić interesówswych obywateli.Wielką spoistość narodową i wypływającystąd dobrobyt Anglików i Niemcówprzebywających poza granicami ich krajówspowodowała świadomość, że dzięki silnejmarynarce wojennej (której okręty staleodbywały dalekie rejsy oceaniczne) ichmajątek osobisty nie jest narażony na żadnąszkodę, a łączność z krajami zapewniona.Korzystało na tym z jednej strony wychodźstwo,a z drugiej - kraj z narodem.Marynarka wojenna jednak nie jestprzeznaczona wyłącznie do obrony dalekichkolonii, czy luźno rozsianego po świeciewychodźstwa. Jej pierwszym i najważniejszymzadaniem jest obrona szlakówmorskich prowadzących do kraju. Przy tymjest wszystko jedno, czy szlaki te biorą początekw obcych krajach, czy we własnychkoloniach. Najważniejsze jest to, aby szlakite stały otworem, zapewniając narodowiswobodną łączność ze światem.Marynarka wojenna musi być dostateczniesilna, aby mogła wypełnić swe zadanie.W przeciwnym razie nie zapewniswobody żeglugi i na próżno zginie. Natomiasttam, gdzie marynarka będzie silna,przez samo swoje istnienie stanie się hamulcemdla zakusów wroga i gwarantkąbezpieczeństwa. Dzięki niej będzie możnanie tylko zwyciężyć w wojnie, ale i uzyskaćpolska racja stanuPOWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 201237


marynarka wojenna to czas, cierpliwość i ciągłośćkto pragnie długotrwałego pokoju, ten musi być gotów na wypadek wojnyskiej, która obróciła przeciw nim cały świat.Trzeba wiedzieć, że sama wojna korsarskanigdy nie doprowadza do zwycięstwa, a jedynierozwściecza przeciwnika. Eskadry liniowetego ostatniego prędzej czy późniejrozproszą lub zniszczą lekkie siły korsarskie,a kraj, który sięgnie po taki środek, zapłaci znawiązką za wyrządzone straty.W dzisiejszych czasach stawianie natzw. zagończyków morskich to pewnaprzegrana. Tylko zorganizowana siła, flotawojenna, złożona z okrętów wszelkich potrzebnychtypów i dostosowana liczebniedo potrzeb obrony kraju - może zapewnićbezpieczeństwo, swobodę żeglugi i ostatecznezwycięstwo.Stwierdziliśmy, że brak floty lub jej słabośćpowodowane są przez jedną z trzechprzyczyn: pomyślnym układem warunkówpolitycznych (wyłączającym na czas dłuższymożliwość wojny), bądź bezpośrednimsąsiedztwem potężnego sprzymierzeńca(przykłady: Belgia, Norwegia, Dania); słabościąfinansową; zaniedbaniem i niezrozumieniemspraw związanych z siłami morskimipaństwa. Pierwsza z tych przyczynnie wchodzi w naszym przypadku w rachubę.Nasze położenie geograficzne sprawia,że mamy sąsiadów na ogół usposobionychdo nas nieprzychylnie. Dzięki umiejętneji pełnej mądrości polityce organów kierującychpaństwem udało się nam zażegnaćbezpośrednie niebezpieczeństwo, nie znaczyto jednak, byśmy mieli zaniechać sprawnaszej potęgi na morzu. Kto pragnie długotrwałegopokoju, ten musi być gotówna wypadek wojny. Powinien być po temuwykorzystany okres pokoju, bo potem będzieza późno.Nie posiadamy też bliskich sprzymierzeńców,dysponujących potęgą morską,zresztą wojen nie wygrywa się cudzymirękami. W 1651 roku cała flota sojuszniczejHolandii nie potrafiła (a może nie chciała zracji innych zadań? - wmw) przyjść Polsce zpomocą i odsunąć od niej groźbę szwedzkiegonajazdu.Również drugą przyczynę musimyodrzucić. Nie jesteśmy za biedni na stworzenieodpowiednio dla naszych potrzebsilnej marynarki wojennej. Stworzenie jejnie jest zadaniem ponad siły 33-milionowegonarodu, którego obywatele jednakłożą na ten cel znacznie mniej, niż mieszkańcySzwecji, Hiszpanii, Norwegii czy nawetFinlandii. Musimy raz wreszcie skończyćz legendą o własnej bezsilności, przestaćbiadać i narzekać, a zacząć myśleć kategoriamiwolnych ludzi i uświadomionychobywateli.Nie narzekajmy na każdym kroku, żejesteśmy za biedni. Weźmy raczej przykładz innych państw, nieraz biednych naprawdę,a nie zaniedbujących obrony swegomorza. Polska jest krajem o wielkich zasobachduchowych i gospodarczych, któryposiada nieprzeliczone bogactwa naturalnei stać się może jak dawniej „spichlerzemEuropy“. Ma też wielu dobrych patriotów,niestety nie zawsze wierzących we własnesiły.Pora nareszcie uwierzyć, że jesteśmysilni i bogaci - w skarby, które daje polskaziemia, ale i w wiedzę, kulturę, miłość ojczyznyi pracę twórczą. Wystarczy chcieć tozrozumieć, a słabość i ubóstwo zaczną sameustępować, nastaną lepsze czasy. Rozbudowamarynarki wojennej będzie najlepszymznakiem rozwoju silnego państwai rozkwitu pomyślności narodu opartego owładanie przynależną mu częścią morza.Pozostaje przyczyna trzecia - zaniedbaniei niezrozumienie. Tu trzeba uderzyćsię w piersi. Chcieliśmy dziś zepchnąć ciężarbudowy floty na rząd, tak jak w Polsceprzedrozbiorowej spychano go na króla.Tymczasem sprawa stworzenia marynarkiwojennej nie jest w Polsce zagadnieniemwyłącznie militarnym, ale narodowym wnajszerszym tego słowa znaczeniu. Jeślichcemy żyć a nie wegetować w ciągłejobawie o swobodę naszej żeglugi i o naszejutro, musimy wszyscy, jak jeden mąż,stanąć do apelu. I niech nas nie przestraszyogrom wysiłku, bo czyż stworzenie wojskaw czasach, gdy Polska jęczała w niewoli, iwywalczenie tym wojskiem wolności i niepodległościnie było rzeczą stokroć trudniejszą?...*Dla zabezpieczenia swobodnego dostępudo morza Polska bynajmniej nie potrzebujefloty silniejszej od swoich sąsiadów,ale takiej, która dawałaby dostatecznąrękojmię nienaruszalności naszych prawna morzu i wolności dróg morskich. Potrzebana to około stu milionów złotych rocznie,co oznacza około trzech złotych na głowęmieszkańca, to jest cztery razy mniej niżw Szwecji, ponad dwa razy mniej niż w Grecjii mniej więcej tyle samo co w Turcji lubJugosławii. Czy jeszcze ośmielimy się powiedzieć,że jesteśmy za biedni? I czy kwota1 zł 20 gr., którą każdy z nas łoży na flotę- najmniejsza wśród państw z dostępemdo morza - ma być ostatecznym wysiłkiem,poza którym stać nas już tylko na szumnehasła i bezwartościowe obietnice?Staraniem Ligi Morskiej i Kolonialnejpowstał Fundusz Obrony Morskiej (PKO30680), na czele którego stoją najpoważniejszeosobistości kraju: generał dywizjiKazimierz Sosnkowski, biskup morskiksiądz dr Okoniewski, b. minister Kwiatkowski,komandor inż. Czernicki, komandorporucznik Korytowski, b. wicemarszałekSejmu Dębski, b. wojewoda Bniński,prof. Sumiński. (Po likwidacji Komitetu FlotyNarodowej ustawą z 10 marca 1932 roku,w dniu 20 stycznia 1933 roku zbieranie odpowiednichfunduszy na rozwój floty powierzonoLidze Morskiej i Kolonialnej. W jejramach powstał Fundusz Floty Narodowej,który pod koniec 1933 roku zmienił nazwęna Fundusz Obrony Morskiej i od 1 lutego1934 roku rozpoczął akcję zbiórkową [zob.J. Pertek, Dzieje ORP „Orzeł”, wyd. IV, GDW1998 ss. 19-20] - wmw).Pieniądze, łożone na Fundusz, są obracanewprost na rozbudowę MarynarkiWojennej bez żadnych potrąceń czy kosztówadministracyjnych. Zbiórka ta ma charakterpowszechny i stały, przy pomocyopodatkowania dobrowolnego i niskiego,ale obejmującego całe społeczeństwo. Imwięcej dających, tym mniej dotkliwa jestofiara i tym szybszy skutek. Toteż wszystkiewarstwy społeczeństwa powinny wewłasnym interesie doń się przyczynić. Wten sposób ani się nawet spostrzeżemy, apowstanie owa silna i sprawna flota, źródłopotęgi kraju i dobrobytu narodu.Nie oznacza to bynajmniej, że budowaokrętów miałaby być oparta wyłącznie naofiarności społecznej. Marynarka wojennato czas, cierpliwość i ciągłość, a zatem programowekredyty muszą być uwzględnianew budżecie państwa rokrocznie. Sejmzaś, gdy tylko ofiarność społeczeństwaukaże mu jego gotowość do realnego wysiłkuna rzecz utrzymania i obrony morza, zpewnością podejmie odpowiednią uchwałęi stworzy ustawę o rozbudowie floty, bezktórej żadna marynarka wojenna nie jest wstanie się rozwijać.Jak zatem widać - może i musi powstaćPolska Marynarka Wojenna o rozmiarachpotrzebnych do utrzymania naszejsuwerenności na morzu. I powstanie,jeśli takie będzie nasze życzenie, bowiem- jak uczy historia - w ofiarnej pracy dla dobraOjczyzny nie ma rzeczy niemożliwych.Są tylko zbyt ciasne umysły, albo zbyt słabecharaktery.*Od kolegi dostałem właśnie egzemplarzmałej książeczki inż J. Ginsberta pt.„Co to jest Marynarka Wojenna”. Tak mi sięspodobała, że przepisałem ją na komputerin extenso, odświeżając język oryginału idopisując parę moich przypisów. Trudnodziś uwierzyć w to, że powyższe zdania napisanoblisko osiemdziesiąt lat temu. Innajest dziś Polska, inna sytuacja polityczna igospodarcza w Europie i na świecie, inneteż niebezpieczeństwa nam zagrażają, aleznaczna część tego znakomitego tekstuwciąż brzmi dziwnie znajomo. Znaczeniemarynarki wojennej bynajmniej nie zmalałoi nie zmaleje w dającej się przewidziećprzyszłości, dlatego wczytajmy się wszyscyw słowa inżyniera Ginsberta i spróbujmyjako naród wyciągnąć z nich jak najbardziejaktualne wnioski, zanim okaże się, że po razkolejny obudziliśmy się z ręką w nocniku.W. M. Wachniewski, Słupsk„Co to jest Marynarka Wojenna? ABCmorskie dla wszystkich”, rozdział V, opr.inż. J. Ginsbert przy współudziale BenedyktaKrzywca i art. malarza Feliksa Ciechomskiego,Warszawa 1935, Główna KsięgarniaWojskowa.38POWIAT SŁUPSKI NR 9-10 (<strong>139</strong>-<strong>140</strong>) • WRZESIEŃ-PAŹDZIERNIK 2012


D odat e k Spec ja l n y d o „P ow i atu S łu p ski e g o ” N r 3(9)/2012„Słupski Kolekcjoner” zamieszcza ciekawespostrzeżenia osób zajmujących sięzbieractwem różnych przedmiotów. Częstożartobliwie osoby te nazywa się „Ludźmipozytywnie zakręconymi”. Podjąłem sięzatem też próby własnej odpowiedzi na pytanie:co to jest <strong>kolekcjoner</strong>stwo i na czymono polega?Odpowiedź wydaje się łatwa. Każdyspotyka się z różnymi formami <strong>kolekcjoner</strong>stwa,więc zapewne posłuży się przykładem.Powie, że jest to zbieranie na przykładksiążek, monet, ludowej ceramiki, muszelek,kartek pocztowych. W potocznym językuprzez termin „<strong>kolekcjoner</strong>” rozumiesię osobę oddającą się nieszkodliwej pasjizbierania jakichś przedmiotów. Kolekcjonerstwemjest wszystko co się z tym wiąże.Do dokładnego określenia, czym jest <strong>kolekcjoner</strong>stwo,pomocą służą słowniki i encyklopedie.Jak w nich czytamy, jest to wyrazpochodzenia łacińskiego i oznacza zbiór jakichkolwiekprzedmiotów tego samego rodzaju,posiadających wartość naukową, artystyczną,historyczną lub też nie posiadającychtakiej wartości, ale zawsze gromadzonyz pewną myślą i zamiłowaniem. Kolekcjamisą zarówno zbiory muzealne, inne zbiorynaukowe, jak i amatorskie zbiory najdziwniejszychprzedmiotów, które nikogo innego,poza samym zbieraczem, w gruncie rzeczynie interesują.Kolekcjonerstwo ma bardzo długie tradycje.Znane było w starożytności, istniałow średniowieczu, rozpowszechniło się wczasach nowożytnych. Dawniej zajmowalisię nim niemal wyłącznie ludzie zamożni.Do XIX wieku obejmowało przede wszystkimdzieła sztuki, drogie kamienie, książkitłoczone w niewielkiej ilości egzemplarzy.Aby zbierać z pasją takie przedmioty trzebabyło mieć sporo czasu, a przede wszystkimpieniędzy.Natomiast <strong>kolekcjoner</strong>stwo w naszychczasach rozpowszechnia się żywiołowo i jestzjawiskiem na wskroś demokratycznym.Przedmioty zbioru są na ogół tanie, łatwodostępne i w osobistym życiu milionów ludziodgrywają niekiedy ważną rolę.Do kolekcjonowania nie musimy zachęcać.Potrzeba zbierania czegoś i porządkowaniatkwi w każdym człowieku, nawetjeśli sobie tego jasno nie uświadomimy.Zbieranie zaczyna się już wtedy, gdy chowamyjakiś przedmiot na pamiątkę.Pozytywnie zakręceniZbieranie zaczyna się już wtedy, gdy chowamy jakiś przedmiot na pamiątkę.Dzisiaj szukamy coraz to bardziej oryginalnychprzedmiotów, na przykład etykietz butelek po piwie; torebek po budyniuitp. Czy dzisiejsze popularne <strong>kolekcjoner</strong>stwostaje się zatem mniej wartościowe?Oczywiście, że nie. Bo czy na przykład zbieraczrzeźb i obrazów staje się przez sam faktposiadania pięknej galerii sztuki człowiekiemlepszym i szlachetniejszym? Może sięstać, ale nie musi. Zależy to tylko od samegoczłowieka. Wartość wychowawcza <strong>kolekcjoner</strong>stwatkwi bowiem nie tyle w rodzajui jakości gromadzonych przedmiotów, ile wczynnym stosunku zbieracza do tych przedmiotów.Kolekcjonerstwo nie może być celebrowanez pompą i traktowane jako obowiązek.Jest to przede wszystkim przyjemność,hobby, rozrywka. Są ludzie ogarnięci tą szlachetnąpasją już od szkolnych lat, u innychodzywa się ona dopiero w późnym wieku.Na drugim biegunie znajduje się większośćwolna od tego rodzaju namiętności. Tak, bojest to namiętność, choć znamionuje ją cierpliwość,skrzętność i systematyczność.W naszym słupskim środowisku <strong>kolekcjoner</strong>skimmamy grupę członków PolskiegoTowarzystwa Numizmatycznego, prężniedziałają i określają siebie numizmatykami.Numizmatyk to zbieracz: monet, banknotóworaz medali, orderów, odznaczeń i odznak,które określa się jako falerystykę. Medalejeszcze do niedawna traktowane byłyniemal wyłączne jako numizmaty. Obecniemedalierstwo awansowało do rangi autonomicznejsztuki plastycznej. Są one eksponowanena wystawach wśród monet i odznaczeń,a także na wernisażach plastyki wśródrzeźb i grafiki czy malarstwa.Kupowanie, zbieranie i wymienianiemonet okolicznościowych, obiegowych, pamiątkowych,abonament medali historycznych,czy też zdobywanie różnych orderówi odznaczeń - u wielu osób kojarzy się z komercjąi bogactwem. Jest to pogląd błędny,niesłuszny i często krzywdzący. Te „rarytasy”to przede wszystkim pamiątki historyczne,a prywatne kolekcje są zawsze społecznąwłasnością. Obok <strong>kolekcjoner</strong>ów zamożnych,których stać na bieżące gromadzenieokazów wartości historycznej i materialnejspotykamy dużą grupę zbieraczy dysponującychskromnymi możliwościami nabywczymi.Jednak spośród nich wyrastają, wprawdzienieliczni, ale zasobni w pierwszorzędneokazy <strong>kolekcjoner</strong>skie. Jasne, że do takichosiągnięć dochodzą ludzie obdarzeni szczególnymipredyspozycjami, wiedzą i określonymiumiejętnościami, zamiłowaniem, aprzede wszystkim uporem w wyszukiwaniui nabywaniu rzeczy stanowiących przedmiotich <strong>kolekcjoner</strong>skich zainteresowań.Podsumowując to, co wyżej napisałemnależy pamiętać, że aby być <strong>kolekcjoner</strong>emtrzeba mieć wolny czas. Naukowcy wymy-


ślili, że życie człowieka składa się z dwunastulat pracy, dwudziestu dziewięciu lat snuoraz dwudziestu dziewięciu lat wolnego czasu.Kolekcjonerstwo jest cechą człowiekaprzyniesioną ze sobą na świat, chociaż nierozdaną w równej części każdemu. Jest równieżnamiętnością indywidualną i pewnymbogactwem człowieka, dzięki któremu możnadokonać rzeczy niezwykłych i dzięki temumogą następować znaczące przemianyczłowieka, w szczególności na lepsze. Jesttakże bogactwem państwa regionu, miasta,które bez żadnego wkładu, bez istotnegoudziału uzyskuje rzeczy osobliwe, a takżedobra niematerialne. Każdy <strong>kolekcjoner</strong> maw sobie ducha, który nim kieruje zarówno wwyborze jego kolekcji, w sposobie podejściado niej, jak i wszystkich elementów, którew jego pojęciu są istotne i ważne. Z czasem<strong>kolekcjoner</strong> nabiera wiedzy, wprawy, samokrytycyzmu,a także odwagi koniecznej wsytuacji, w której decyduje się swoje „dzieło”zaprezentować rodzinie, znajomym czyszerszej publiczności.Sądzę, iż można powiedzieć, że <strong>kolekcjoner</strong>emjest nie tyle ten, kto nikogo nie naśladuje,co ten, którego nikt nie potrafi naśladować.W samej istocie <strong>kolekcjoner</strong>stwo,jest czymś normalnym i godnym najwyższegouznania.Jerzy HenkeSłupskNa podstawie „Przewodnik Kolekcjonera”,Przemysław Burchard i Eugeniusz Gołowinoraz własnego długoletniego doświadczeniaDwustronne monetykrzyżackie (szelągi)Wprowadzenie monety grubszej w państwie krzyżackim nastąpiło w wynikureformy przeprowadzonej w czasach wielkiego mistrza Winrichavon Kniprode (1351-1382). Na podstawie zachowanej ordynacji na około1380 rok datuje się zapoczątkowanie bicia szelągów.Tematem tego artykułu będą monetykrzyżackie zwane szelągami. Choć badanianad problematyką mennictwa krzyżackiegonadal trwają, a literatury tematycznejz tego zakresu wiedzy jest niezbyt wiele, topostaram się wszystkim zainteresowanym,a zwłaszcza początkującym <strong>kolekcjoner</strong>omchociaż w części przybliżyć zakres wiedzy odwustronnych monetach krzyżackich.Wprowadzenie monety grubszej wpaństwie krzyżackim nastąpiło w wynikureformy przeprowadzonej w czasachwielkiego mistrza Winricha von Kniprode(1351-1382). Na podstawie zachowanej ordynacjina około 1380 rok datuje się zapoczątkowaniebicia szelągów. Pierwsze bitebyły z 13-łutowego srebra o średnicy 20 milimetrówi wadze przeciętnej 1,63 grama, naawersie była tarcza zakonna wielkiego mistrzaz jego pieczęcią urzędową i napis wotoku: MAGIST WVNRICS PRIMS (mistrzWinrich pierwszy), na rewersie tarcza zakonnai napis w otoku: MONETA DOMI-NORUM PRVSSIE (moneta panów Prus).Szeląg Winrichavon Kniprode (1351-1382)W okresie rządów Konrada von Jungingen(<strong>139</strong>3-<strong>140</strong>7), kiedy Zakon był u szczytuswojej potęgi, nastąpił również ogromnyrozwój produkcji menniczej. Mennice w Toruniu,Gdańsku i Malborku biły szelągi. Zachowałasię bardzo duża liczba odmian tychmonet. Na niektórych są znaki menniczew postaci gotyckich liter T i M umieszczonychnad tarczą na rewersie. Inne odmianymają krzyżyk nad tarczą rewersu. Badaczei naukowcy twierdzą, że litery te oznaczająmennice w Toruniu i Malborku. Tej ostatniejprzypisywane są także późniejsze odmianyszelągów Ludwika von Erlichshausen (1450-1467), które miały nad tarczą różę. Niektóreodmiany szelągów Henryka von Plauen(1410-1413) nad tarczą miały literkę D, któraprzypisywana jest mennicy gdańskiej. Począwszyod szelągów Konrada von Jungingen(<strong>139</strong>3-<strong>140</strong>7) stosowano jeszcze wiele innychznaków menniczych - krzyżyki, pierścienie,punkty, a także kliny, które przylegały dogórnych części tarczy. Poniżej przedstawiamzdjęcie szeląga, gdzie na przykład jako znakiinterpunkcyjne zastosowano krzyżyki.Szeląg Konradavon Jungingen (<strong>139</strong>3-<strong>140</strong>7)Oto jeszcze inny szeląg wybity za panowaniamistrza krzyżackiego Pawła vonRusdorf (1422-1441) z kropką nad tarczą rewersui długim krzyżem dotykającym brzegówmonety.Szeląg Pawła von Rusdorf(1422-1441)Przykładów różnorodności tych niedużychmonet jest wiele. Sądzę jednak, żemennictwo krzyżackie jest bardzo interesującymtematem dla <strong>kolekcjoner</strong>ów i wymagatrochę cierpliwości i wiedzy o liternictwiegotyckim, chociażby przy odczytywaniu napisówotokowych, które czasami są mało widoczne,głównie wtedy jak krążek wykazujeślady niedobicia.Okres po klęsce grunwaldzkiej był ciężkidla państwa krzyżackiego wyniszczonegociągłymi wojnami, sytuacja ta także odbiłasię na produkcji menniczej, która uległazałamaniu, a próbę monet ciągle obniżano,również jakość systematycznie się pogarszała.W początkowym okresie rządów MichałaKuchmeistra von Strenberg (1414-1422) bitoszelągi próby 6 i półłukowej i obniżono jużprawie do próby 4. Reforma monetarna byławięc nieunikniona i przeprowadzono ją podkoniec 1416 roku. Szelągi emitowane od początku1417 roku miały próbę dwukrotniewyższą mianowicie 8 i półłutową. Równieżod czasu reformy zmienił się wygląd szelągów,w których zachowano poprzednią wersjęw napisach otokowych, zmieniając jedyniekrzyż, który miał wydłużone ramiona.Jednak polepszenie jakości monet bitych wtrudnej sytuacji politycznej i niestabilnościgospodarczej państwa było krótkotrwałe. Wpóźniejszym okresie, w czasach następcówMichała Kuchmejstra ponownie ulegała pogorszeniujakość wybijanych monet.W okresie wojny trzynastoletniej szelągimiały już 3 próbę i takie monety o podobnejpróbie bite były przez kolejnych mistrzów,a więc nie nastąpiły znaczące zmianyw ordynacji menniczej, aż do roku 1492,kiedy to Johann von Tiofen (1489-1497) dokonałreformy wprowadzając grosze.Poniżej przedstawię okresy panowaniaposzczególnych mistrzów:Winrich von Kniprode (1361-1382)Konrad Zollnert von Rothenstein (1382-<strong>139</strong>0)Konrad von Jungingen (1<strong>139</strong>3-<strong>140</strong>7)Urlich von Jungingen (<strong>140</strong>7-1410)Henryk von Plauen (1410-1413)Herman Gans(1413-1414)Michał Kuchmeister von Sternberg (1414-1422)2 Słupski Kolekcjoner Nr 3(9)/2012


Paweł von Russdorf (1422-1441)Konrad von Erlichshausen (1441-1449)Ludwig von Erlichshausen (1450-1467)Henryk Reiss von Plauen (1467-1469) - jakonamiestnik, (1469-1470) - jako wielki mistrzHenryk Reffle von Richtenberg (1470-1477)Martin Truchsess von Wetzhausen (1477-1489)Johann von Tiofen (1489-1497) - ostatni z mistrzówza którego bito szelągi.Fryderyk Saski (1498-1510)Albrecht Brandenburski (1511-1525).Sławomir Włoch, SłupskPamiątkowy medal z okazji święta7. Brygady Obrony WybrzeżaZwiedzający wystawę mogli między innymi zapoznać się z historią Garnizonu Słupsk, udziałem naszych żołnierzyi policjantów w misjach pokojowych i ich umundurowaniem.28 lipca br. żołnierze i pracownicywojska 7. Brygady Obrony Wybrzeżaobchodzili święto swojejjednostki. Na uroczystość przybyłbyły dowódca brygady, gen.bryg. Krzysztof Makowski.Obecni byli żołnierze brygadywraz z rodzinami z garnizonów:Słupsk, Lębork, Trzebiatów, żołnierzerezerwy i w stanie spoczynkuoraz przedstawiciele władzsamorządowych, dowódcy i przedstawicielejednostek wojskowych oraz policji.Nie zawiedli jak zwykle mieszkańcySłupska, którzy gromadnie przybylido jednostki. Na placu apelowym,zgodnie z ceremoniałem wojskowym,dowódca brygady płk SławomirKowalski wyróżnił najbardziejzasłużonych żołnierzy.Pododdział rozpoznawczy zaprezentowałstan swojego wyszkoleniabojowego. Uroczystościzakończyła defilada wojskowa. Dalszaczęść obchodów odbyłasię na przykoszarowymośrodku ćwiczeń. Tamjednostka zaprezentowałasprzęt bojowybędący na jej wyposażeniu.Zespoły artystycznez zaproszonychgarnizonów zaprezentowałyswój repertuar.Z okazji święta 7. BrygadaObrony Wybrzeża w ramachpromocji jednostkiwyemitowała pamiątkowymedal o średnicy70 milimetróww ilości trzydziestusztuk, wykonanytechniką zdobieniarytowniczego, w mosiądzupatynowanym.Medal zaprojektowali:Piotr Madej i TomaszMielczarek. Wykonano go w F.W. „CHRO-NOS-PRAECISON” w Gorzowie Wielkopolskim.Na przykoszarowym ośrodku ćwiczeń,w specjalnie przygotowanych namiotachczłonkowie Oddziału Polskiego TowarzystwaNumizmatycznego w Słupsku zorganizowalii zaprezentowali wystawę okazjonalną.Niżej podpisany zaprezentowałna niej ordery i odznaczenia bojowe i pamiątkowe,monety <strong>kolekcjoner</strong>skie związanez II wojną światową, Garnizon Słupskw medalierstwie i falerystyce. Kolega ZdzisławDróbka zaprezentował mundury z odznaczeniamiżołnierzy i policji - uczestnikówMisji Pokojowych ONZ i NATO, dokumentacjęz wyróżnikami poczty polowej- polskiej misji pokojowej, a kolega Jan Radkowski- medale papieskie i medale słupskiez wizerunkiem herbu miasta. Wystawęzwiedziło dowództwo i żołnierze brygady,goście i mieszkańcy grodu nad Słupią.Henryk BłaszkiewiczSłupskZaczęło się od 3 MerkW dniu 20 kwietnia br. w Gościńcu „Młyn Słupski” na uroczystym spotkaniu z okazji 40-lecia Oddziału SłupskiegoPolskiego Towarzystwa Numizmatycznego został wygłoszony referat na temat „Dlaczego dukat lokalny?”.Poniższy artykuł stanowi poprawioną wersję adresowaną do szerokiego kręgu czytelników. Stanowion jednocześnie uzupełnienie i poszerzenie artykułu, który został zamieszczony w „Słupskim Kolekcjonerze”Nr 1-2 (styczeń-luty 2011).W literaturze, opracowaniach, wszelkiegorodzaju informacjach, na określenienowego zjawiska <strong>kolekcjoner</strong>skiego, a dotyczącegosurogatu monety bitej przez MennicęPolską S.A., przyjęło się używać określenia„dukat lokalny”. Można się sprzeczaćo nazwę. Wydaje się jednak, że nazwa takajest do zaakceptowania, chociaż jego funkcjadaleko odbiega od tej, jaką posiadał onw okresie chociażby średniowiecza. Ale jakąwspólną nazwą określić ten produkt? W„Obwieszczeniu akcji promocyjnej” pierwszychsześciu „produktów” (wg. „Katalogumonet dwuzłotowych i monet zastępczych”firmy MARPOL), producent - Mennica Polskaużyła dwóch określeń. Raz, jako „pieniądzalokalnego”, drugi raz jako „żetonu monetarnego”.Od jakiegoś czasu konsekwentnieużywa określenia „dukat lokalny”.Warto tutaj zaznaczyć, że dość licznagrupa dukatów lokalnych w swojej nazwieniejako odwołuje się do dawnych nazw monet,takich jak: denary, dukaty, floreny, guldeny,krajcary, kwartniki, marki, półgrosze,szelągi, talary, trojaki. W niniejszym artykulescharakteryzowany jest dukat lokalnyMennicy Polskiej. Należy jednak pamiętaćtakże o podobnych produktach MennicyKresowej, Mennicy Łebskiej, Mennicy Śląskiej,Mincerza Mazowieckiego, MennicyKremnickiej (Słowacja) czy Mennicy Mincovna(Czechy). W przypadku dwóch ostatnichw tej części ich działalności, która skierowanajest na realizację zamówień emitentówpolskich.Jak się zaczęło?22 lipca 2006 roku Jastarnia, miejscowośćleżąca na półwyspie helskim z okazji75-lecia założenia pierwszego w Polsce kurortunadmorskiego w Juracie (leżącej w obrębiegminy Jastarnia) wprowadziła na ry-Słupski Kolekcjoner Nr 3(9)/20123


nek 3 Merki. Jego podstawowym zadaniembyła promocja gminy. I tak, niegdysiejszaosada rybacka, której założenie datuje się na1928 rok, a licząca aktualnie niespełna pięciusetstałych mieszkańców, stała się prekursoremnowego na rynku <strong>kolekcjoner</strong>skim.Wybito dwadzieścia tysięcy, 22-milimetrowychkrążków z mosiądzu, które wbłyskawicznym tempie rozeszły się wśródkuracjuszy.Zachęcona sukcesem roku poprzedniego,1 maja 2007 roku gmina Jastarnia wypuściłana rynek drugą edycję 3 Merek. Nakładdwudziestu tysięcy rozszedł się ponownie wbłyskawicznym tempie, co zachęciło gminędo „dobicia” w tym samym roku kolejnychpięćdziesięciu tysięcy.Czym jest dukat lokalny?Poszczególne emisje mają swoją nazwęwłasną. Wśród nich są nazwy pochodząceod nazw miejscowości emitentów, na przykład:Pizreny - od miejscowości Pyzdry, Bogatynki- od Bogatyni, Kórniki - od Kórnika,Nałęczki - od Nałęczowa lub nazwę odnazwiska czy imienia zasłużonych postacidla emitenta, na przykład: Staszice, Heliodory,Dersławy, Fryderyki. Analogii możnaznaleźć dużo więcej, ale ich podaniewykraczałaby poza ramy tego artykułu.Emitenci (organizatorzyna awersach i rewersach dukatów),w odróżnieniu od obiegowychmonet polskich, mają dowolnośćzamieszczania wybranychprzez siebie wizerunków/grafiki. Większość na jednej zestron ma wybity herb, niejako odpowiednik„Orła” na monetach obiegowych,ale pojawiają się inne elementycharakterystyczne dla danej emisji, od którychniejednokrotnie otrzymują nazwęwłasną. Integralną częścią dukata są„obwieszczenia o akcji promocyjnej”.To w nim poza informacjąo nominale, nazwie własnej dukata,wielkości emisji, metalu,z którego został wybity, autorzeprojektu, czasie jego honorowania,a przede wszystkimkomu go zawdzięczamy, czylikto jest emitentem, kto organizatorem,pod czyim patronatem sięukazał, można znaleźć w części opisowejwiele innych ciekawych informacji. W życiucodziennym nie zwracamy uwagi na wielerzeczy. Na przykład, ilu słupszczan, a tymbardziej turystów spoza regionu wie o podpisanejdeklaracji o współpracy w ramachdwumiasta Słupsk - Ustka? Kto z nas wie,że w 1383 roku w Pyzdrach miało miejscepierwsze udokumentowane użycie armatyna ziemiach polskich? Kto wie, skąd wzięłasię nazwa Bieszczady? Tych i wiele innychwyjaśnień można znaleźć na dukatach czyobwieszczeniach promocyjnych. Zatem mająone też walor edukacyjny.Może być wsparciemfinansowym emitentaEmitentami dukatów lokalnych sąprzede wszystkim miasta (Radom, Malbork),ale również Mennica Polska S.A. (np.serie „Latarnie morskie” i „Szlak zabytkówtechniki”), związki gmin, gminy (Lubrza,Mielno, Inowłódz), uczelnie i szkoły (AGHi UE w Krakowie, ZSE w Radomsku), firmy(PlexiForm, PHU Adam Bach), organizacjeturystyczne, stowarzyszenia czy fundacje(Jurajska Organizacja Turystyczna, <strong>Powiat</strong>owyOśrodek Informacji Turystycznej wBiłgoraju Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami,Stowarzyszenie Kolekcjonerów ZiemiaPucka, Narodowa Fundacja Ochrony Środowiska).W pojedynczych przypadkach emitentemjest też dwumiasto Słupsk - Ustka,województwo kujawsko-pomorskie, Polsko-Kanadyjski Klub Numizmatyków i Filatelistóww Toronto. Właściwie, z odpowiednimwyprzedzeniem przeprowadzona akcja informacyjno-promocyjnaemitowanego dukatalokalnego, właściwa jego dystrybucja,odpowiednia ilości punktów go honorujących,jak również czas, w jakim ma być onhonorowany daje gwarancję sukcesu.Daje gwarancję, że znajdzieon chętnych do jegonabycia i pozostawieniasobie na pamiątkę,a tym samym, że niewróci on do emitenta.Nie muszę nikogoprzekonywać, że właściweskalkulowanie(wysokość emisji i nominał)nie dadzą nigdystrat emitentowi.Stanowi swoistą pamiątkęWiele osób z wakacji czywycieczek przywozi różnegorodzaju pamiątki.Są one często atrakcyjnymwspomnieniem,można się nią pochwalićprzed rodziną czyznajomymi. Z czasemjednak pamiątki zaczynająsprawiać namkłopot. Nie pasują do wystrojumieszkania, niektórez nich z upływem czasu są jedyniezbieraczem kurzu, czy nie starcza jużdla nich po prostu miejsca. Dukat nie zabieradużo miejsca, nie kurzy się, a możnago przechowywać nawet w małej szkatułce.Niebagatelne znaczenie ma to, że gwarantemwysokiej jakości wykonania jest MennicaPolska, a projektantami zazwyczaj uznaniartyści.Jest zamiennikiem płatniczymDukat lokalny nie zastępuje pieniądzapolskiego. Można go nabyć wymieniając wstosunku 1 : 1, można go otrzymać jako resztęlub zapłacić nim (w tym samym stosunku)za towary czy usługi w punktach go honorujących.Punkty te są zwykle odpowiedniooznaczone. Istotną cechą dukata jest czas jegohonorowania, czyli czas, w którym możnasię nim posługiwać jako środkiem płatniczymlub wymienić go na polskie złotówki,po upływie którego staje się tylko pamiątką.Jest przedmiotem<strong>kolekcjoner</strong>skimPonieważ dukat lokalny wybity w mosiądzuczy miedzioniklu w trakcie jego honorowaniama wartość własnego nominałuprzeliczanego w złotych polskich, kolekcjonowaniego nie wymaga dużych nakładówfinansowych. Do końca 2011 roku MennicaPolska wybiła łącznie 273 dukaty (nie licząc50 Concordii wybitych w srebrze orazDukatów na Zdrowie lub Szczęście nieposiadającychnominału). Większość zostaławybita o nominale „4”; łącznie ukazało się154 dukatów tego nominału. Ponadto wybito44 dukaty o nominale „3”, trzy o nominale„5”, jeden o nominale „6”, 63 o nominale„7” oraz dziewięć o nominale „8”.. Wartość<strong>kolekcjoner</strong>ską dukata lokalnego doceniłafirma „Fischer”, która już w „Katalogu monetpolskich 2007” wprowadziła nową kategorię„monety zastępcze”. Nie ma problemuz akcesoriami do kolekcjonowania. Na rynkumożna nabyć albumy, kapsle, holdery czypalety, w których można bezpiecznie przechowywaćdukaty.Podane powyżej liczby odnoszą się dodukatów lokalnych wybitych w mosiądzu imiedzioniklu. Trzeba jednak wspomnieć odukacie lokalnym czysto <strong>kolekcjoner</strong>skim.W przypadku tego 80-90 proc. wszystkichemisji miało swój odpowiednik w srebrze,a około 10 proc. w złocie. Wyjątek stanowidukat 50 Concordii wybity z okazji 30-leciapodpisania porozumień sierpniowych, którynie miał odpowiednika w innych nominałach.Warto podkreślić, że dwumiasto Słupsk-Ustka,jako czwarty emitent, po Jastarni,Biłgoraju i Pyzdrach, a szósty w kolejnościedycji zauważył walory dukata lokalnego ijuż w okresie letnim w 2007 roku wprowadziłdo czasowego obiegu od 15 lipca do 30września 4 Słupie. Niektórzy zapewne pamiętająkolejki, które ustawiły się przed namiotemMennicy Polskiej na Jarmarku Gryfitów.Ponadto dukat ten miał po 3 Przetakachi 4 Pizrenach odpowiednik <strong>kolekcjoner</strong>ski40 Słupi wybitych w srebrze, a po 3Przetakach - 400 Słupii wybito w złocie. Rokpóźniej, ponownie w okresie letnim od 5 lipcado 30 września pojawiły się 4 Słupie z <strong>kolekcjoner</strong>skimiodpowiednikami w srebrzei złocie, analogiczne jak w 2007 roku, a 15sierpnia, w serii „Latarnie Morskie”, 7 Słupiwybitych w bimetalu z odpowiednikami <strong>kolekcjoner</strong>skimi70 Słupi w srebrze i 700 Słupiw złocie.Janusz GrabowskiSłupsk„Słupski Kolekcjoner” - dodatek specjalny do „<strong>Powiat</strong>u Słupskiego”. Redagują: Z. Babiarz-Zych, J. Henke, Z. Dróbka, Jan Radkowski. DTP: A. Wróblewski.Zdjęcia: J. Maziejuk. Adres redakcji: Starostwo <strong>Powiat</strong>owe, 76-200 Słupsk, ul. Szarych Szeregów 14, www.powiat.slupsk.pl, e-mail: zych@powiat.slupsk.pl


IX słupskie pokopkikarżniczka, październik 2012Zdjęcia: J. Maziejuk


www.powiat.slupsk.pl

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!